You are on page 1of 18

1

Po jesienno-zimowych przygotowaniach i treningu biegowym; 14 marca rozpoczlimy podr w kierunku Frankfurtu ( Niemcy) busem, ktry poyczy Bedzula od swojego taty. Po pokonaniu 1283 km dotarlimy na lotnisko, z ktrego mielimy lot do Fez w Maroku. Miasto Fez by naszym startem podziwiania pikna kraju Berberw i Tuaregw. Maroko to najbardziej grzyste pastwo pnocno-zachodniej Afryki, przez ktre cignie si pasmo Atlasu, ktre byo naszym gwnym celem wyprawy na rowerach.
W Fez wyldowalimy wieczorem, na lotnisku musielimy zadeklarowa cel wizyty, wypeni druk, e baga to nasz rower. Wszystko udao si zaatwi bardzo sprawnie dziki pozytywnemu nastawieniu obsugi lotniskowej. W lotniskowym kantorze zmienilimy dolary na marokaskie dirhamy i zaczlimy si rozglda za jakim transportem do hotelu. Szukanie nie zajo nam zbyt dugo, bo od razu pojawio si z omiu takswkarzy, z ktrymi targowalimy si o cen za taxi. Jako e w Maroku obowizkiem jest targowanie to byo przy tym duo miechu i poklepywania po ramieniu. Ustalilimy cen( 100 dirhamw), kady z nas jecha osobno, bo taksiarz musia zarobi; zreszt do osobwki ciko by byo zapakowa cztery puda z rowerami. Zatrzymalimy si w hotelu Cascade zaraz przy niebieskiej bramie wejciowej do mediny. Cena za pokj dwuosobowy 75 dirhamw/doba za osob.

Jeszcze tego samego wieczoru wybralimy si na may spacer po wskich uliczkach mediny. atwo si zgubi w tym labiryncie wiec za daleko si nie zapuszczalimy jednak na tyle daleko ze jednak si zgubilimy Pierwsze wraenie, jakie odniosem to totalny syf, masa wychudzonych kotw i unoszcy si zapach haszyszu. Zmczenie lotem dawao zna, brzuch tez domaga si jakiego poywienia wiec zabunkrowalimy si w przy hotelowej knajpce gdzie Tadzin dobrze si uoy popchany czerwonym winem i mitow herbat zwana berberyjsk whisky. Pooyem si spa o trzeciej majc nadzieje, e si wypi. Zudna to bya nadzieja! O pitej rano obudzia mnie muzyka na ca medin oznajmiajca mi ze jest poranek i naley wsta jak Allach przykaza. Tak zacz si dzie 2

drugi; w Feziku. Drugi dzie zaplanowalimy na zwiedzanie mediny, chcielimy koniecznie zobaczy garbarnie skr i zabytki, jakie oferowaa medina. Z pomoc przyszed nam Marokaski student, ktry zaoferowa swoja pomoc nie odpatnie. Dziki niemu widzielimy produkcje i barwienie skr ( smrd niesamowity) przez ludzi, ktrych nogi byy w ronych kolorach w zalenoci, w jakim barwniku deptali skry, medres ( szko koraniczn) Al-Attarine z pocztku XIV w. z epoki Marynidw, meczet Al-Karawijjin, grobowce Marynidw ( ruiny na wzgrzu miasta).

Po zwiedzaniu uderzylimy na rowerach na dworzec autobusowy kupi bilety, do Merzougi. Bilet kosztowa 50 dirhamw/osoba, a operatorem na trasie bya Supra Tours. Wyjazd o 23 i przed nami ponad 6 godzin w autobusie. Do Merzouga docieramy po 5 rano. Nad miasteczkiem jest jeszcze mga, co nie przeszkadza miejscowym w ataku na turystw zaraz po wyjciu z autobusu. Po chwili koo nas pojawia si Tuareg w markowych adidasach i na rowerze;) Od razu proponuje najlepsze miejsce do spania i w ogle zaczyna ukada nam plan na czas pobytu; jego zdanie Today is good day to stay here, tomorrow bus to Zagora rozbawi nas do ez. Z umiechem dzikujemy mu za oferowan pomoc i wsiadajc na nasze rowery zaczynamy szuka miejsce do rozbicia namiotw. Jest zimno, godni szukamy spokoju by zrobi niadanie. Czaszka lata mi w prawo, to w lewo, zachwycajc si widokami, mao, co nie chrzcz roweru; sikam, ulga! Mae czarne robaczki pomykaj po piasku, jednej parce w porannym przypywie energii zachciewa si baraszkowania. Id wielbdy. Jest piknie!

Znajdujemy miejsce do rozbicia namiotw miedzy wydmami.Widoki zapieraj dech,robie kilka fotek i zaczynam przygotowywa co do jedzenia. Na wyposaeniu mam rozkadn kuchenke wojskowa Esbit na paliwko stae i razem z Bedzul zaczynamy gotowac makaron. W tym samym czasie Damian z Filipem odpalaja swojego Primusa i tak nam mija czas na przygotowaniu posiku. Po wieczerzy pijemy herbate i kady rozchodzi si w innym kierunku aby nacieszy oko otaczajcym nas krajobrazem.Wieczorem przed snem krecimy na video maego skorpiona ktry pojawi si w pobliu naszych namiotw,chwile wpatrujemy si w niebo na ktrym pikno gwiazd daje niesamowity efekt(nigdy wczesniej tak pieknego nieba nie widziaem) .Sen. Poranek na wydmach Erg Chebi wita nas ciepymi promieniami soca,jemy niadanie,pakujemy graty i wyruszamy w kierunku Rissani po drodze nagrywajc mae video i robic drobne zakupy w Merzouga. W sklepie w ktrym robimy zakupy nagle pojawia si grupa dzieci woajacych o cukierki.Kupujemy i rozdajemy kademu z nich widzac na ich twarzy umiech. A sprbowac nie da jednemu to normalnie spazmy paczce. Na zapas kady z nas zakupi wiecej bambu i tak to okoo 12 ruszylimy w trase do Rissani. Droga do Rissani asfaltowa okoo 37 km, jedzie mi si dobrze, co jaki czas zatrzymuj si by porobi zdjecia lub te pozbiera fajniejsze kamyki. Na drodze spotka mona miejscowych ktrzy w spokoju,nigdzie si nie spieszc pomykaja na swoich oiokach. W Rissani jemy obiad w miym towarzystwie waciciela ktry daje nam praktyczne wskazwki. Chwile zatrzymujemy si na targu,chcemy kupic czosnek bo Damian z Bedzul lekko chorzy. Jak na zo kupujemy chiski. Kilka fotek i dalsze krcenie po w miare paskim. Po przejechaniu 75 km zaczyna si sciemnia i czas na rozgladanie si za miejscem do spania. Znajdujemy je na polu farmerw,czstuja nas mitow herbat i po wymianie uprzejmoci kierujemy si na miejsce gdzie rozbijamy namioty.Rozpalamy mae ognisko,Damian robi herbate i siedzc rozmawiamy o yciu Poranek, soce, peni optymizmu ruszamy do AlNif. Przed nami okoo 67 km. Na starcie Filip amie jedn ze rub przy mostku. aden z nas nie ma zapasowej o odpowiedniej dugoci ktra by pasowaa. Mimo tego dokrecamy t ktra zostaa i Filip jedzie dalej. Zaoymy brakujc w Alniff jak dojedziemy. Zaczynaja si pierwsze mae podjazdy. Na razie may piku. Gorco, 28 C, duo wody pij. Widoki takie e czsto stop i fota. Zatrzymujemy si na lekki odpoczynek w sklepiku Azurite kiosque ,robimy mae zakupy tzn.batoniki,woda,przy okazji aduje telefon i GPS.Jedziemy dalej. 4

Do Alniff dojedamy gdy jest ju ciemno. Damian zosta z tyu,grypa go zaatakowaa. Zaczynamy si denerwowa. Dzwoni. Odbiera,ulga. Po chwili dojezda. Dzis pimy w tanim hotelu. Czas na prysznic.Woda zimna. W hotelowym barze jemy niedobrego kurczaka. W pokoju siedzimy i gadamy o duperelach,smiech, kby dymu unosz si w pokoju. Pokj wszystkim Sen. Wstajemy okoo 10, idziemy na targ kupi pomaracze i warzywa.Filip idzie zaatwi sobie rub do mostka. Przynosi za dug ale przynajmniej da si ni dokreci mostek na dwie ruby. Na niadanie chleb z konserw rybn i warzywami z targu. Pyszne. W pobliskim sklepie chopaki kupuja skamieniaoi trylobity,ja wymieniam si z Brahimem;bryloczek z euro2012 Polska za zawieszke skamieniao. Obydwaj jestemy bardzo zadowoleni z wymiany.Wymiana adresow email. Ucisk doni i krcenie w kierunku Nkob. Mocno wieje, cieko si jedzie. Maksymalna predkoc jak zdoalem uzyska to 14 km/h. Po 16 km stwierdzamy e nie da si dojecha do Nkob rowerem bo zabrako by nam czasu w z wyrobieniem si z caa trasa do Marakeszu. Postanawiamy apac pojazd czterokoowy. Udaje si po okoo 40 minutach zatrzyma pick upa. Na pace siedzialy ju dwie panie owinite chustami. Ustalamy cene za przejazd,pakujemy rowery i jedziemy. Kilka razy si zatrzymujemy bo kierowca rozwozi mke po okolicznych wioskach. W jednej z nich nagle cena podskoczya za dowz nas do Nkob, lekkie wnerwienie ale udaje si doj do porozumienia. Jak to w Maroku, usmiecha si, poklepywa po ramieniu, targowa i jest cacy. Kierowca,miy starszy czowiek, o pice nonej rozmawiamy. Fan Realu Madryt. Wrecie dojedamy do Nkob. Po wypakowaniu rowerw z samochodu okazuje si e Bedzula zapa gume. Chwile schodzi zanim wymieni dentke. Wokoo nas grupka ludzi zaciekawiona nasz obecnoci. Pojawia si jak zwykle yczliwy Marokaczyk ktry proponuje nocleg w jednej z kazb. Targuj si o cene przez telefon z wacicielem,czno saba. Proponuje 212 dirhamow za cztery osoby (chopaki miej si ).Nie dochodz do porozumienia. Marokaczyk zabiera nas do drugiej kazby w ktrej dobijamy targu i pimy za 45 dirhamw/osoba. Robimy kolacje,chwile rozmawiamy. Sen.

Wstajemy do wczenie bo przed nami dzie w ktrym czeka na nas dugi podjazd po do ciekim terenie. Na stacji benzynowej zakupujemy benzyne do Primusa. Ruszamy! Zjedamy w boczna drog prowadzc na Jbel Sahro.Zaczyna si podjazd,jestemy na 997 mnpm,droga kamienista,zakrety,trzeba uwaa by ora nie wywin.Dojedamy do wioski Adar NTassaunte. Kilka lepianek i adnie utrzymane pola uprawne zi. Jakie dziecko prosi o lekarstwa. Dajemy kilka aspiryn i bandae. W koncu naszym oczom ukazuje si Jbel Sahro. Fantastyczny widok. W pobliu dostrzegamy may motelik z polem namiotowym. Pytamy o cene za namiot. Cena nie do zaakceptowania nawet po targowaniu si ale nie ma si co dziwi bo wokoo dua grupa Anglikw. Postanawiamy pojecha kawaek dalej;jakie 100 m dalej rozbijamy namioty za darmo z super widokiem na krajobraz gr. Kuchenki w ruchu, makaron z Polski Anna gotuj. Dzi makaron z demem truskawkowym.Sen.

Pakujemy namioty i ruszamy walczy z podjazdem na przecz Tizi nTazazert. Daje rade,zadowolony jestem ze swojej mocy w nogach. Bardzo czsto si zatrzymuje porobi zdjecia bo alem byo by nie uwieczni tego co moje oczy widz. Na trasie mija nas 4x4 z angielskim fotografem. Spotykam go ponownie kiedy postanawiam zrobi sobie odpoczynek na 2008 mnpm. Spotykam miejscowych ktrzy proponuja mi n. Cena wyjciowa 350 dirhamw. Udaje mi si zej do 110 dirhamw i kupuje noyk z drzewa cedrowego. Fantastycznie wykonany,wywaony, no i ten zapach! Dojeda Bedzula i razem krecimy dalej pod gre.Wreszcie jestemy na szczycie; 2307 mnpm. Chwila zachwytw,jaki zielony zwierzak przypatruje si nam zza kamienia,Damian dostrzega interesujacego ptaka.Ustawiamy kamere,klaps i kreci si klip.

Po ciekim podjedzie bdziemy wreszcie zjedza. Niestety pogoda totalnie si psuje.Zaczyna padac deszcz,kilka razy zatrzymujemy si by przeczeka opad. Do ochrony uywamy zwyklej foli malarskiej.Ciki zjazd, lisko, kamienie, hopki. Dojedzamy do asfaltu. Zatrzymujemy si przy studni,tankujemy bidony i butelki 1,5 l.Robi si zmierzch wiec szuakmy noclegu. Nocleg znajdujemy u rodziny ktrzy pozwalaj rozbi namioty na ich posesji. Strasznie yczliwi ludzie,od razu poczestowali nas herbat mietow,pniej zup z chlebem,soczewic by na sam koniec przynie nam szaszyki z baraniny. My w maym rewanu zrobilimy po zupce knora. Jako e bylimy bardzo zmczeni by tylko moment kiedy kady z nas zapakowa si w spiwr. Cay czas pada,zastanawiamy si czy w ogle rusza. Co jaki czas patrzymy w niebo i dumamy co robi. W miedzy czasie rozmawiamy jak si odwdziczy za tak mie przyjecie. Postanawiamy zapyta ile dirhamow mamy zostawi. Jako ze ciko byo si porozumie (nie znam francuskiego) na glepie patykiem napisaem kwote jak chcemy zostawi. Pan domu stwierdzi ze nie pasuje mu ona. Napisaem wysz i ku mojemu zaskoczeniu wzi do reki patyk i napisa kwote nizsza ni jak zaproponowalem na pocztku. Postanawiamy jednak jecha dalej bo czas przeznaczony na Maroko nas goni. Troche si przejania by zachwile znowu zaczo pada.Droga niby asfaltowa ale zdarzaja si fragmenty normalnego szutru. Dojedamy do znaku drogowego Quarzazate Errachidia. Ju nie pada,jest ulewa! Zimno strasznie, 7

spod k syf bije po twarzy. Po 10 km kademu z nas tylko po gowie chodzi aby zatrzyma kogo by nas podwiz do Tinghir. Na poboczu dostrzegamy ciarwke,zatrzymujemy si i pytamy o podwzke. Pech, trafiamy na kierowc ktry akurat przygotowuje si do snu. Jedziemy dalej w ulewie,dojedzamy do Imiter i tam nieoczekiwanie za nami kto pipczy. To ta sama ciarwka! Kierowcy widocznie si zrobio al i doganiajc zapakowa nas do ciarwki. Podrzuca nas do Tinghir za kilka paczek papierosw.

Tinghir,mae miasto liczace okoo 40 tys. mieszkancw wita nas deszczem. Po rozadunku rowerw z ciarwki zaczynamy szuka taniego hotelu. Wokoo duo si buduje,nowe bloki,hotele. Zagldamy do pierwszego hotelu, trzy gwiazdki,adny wystrj lecz rezygnujemy z niego jak i nastepnych dwch z powodu wysokiej ceny. Znajdujemy tani hotel Salam w pobliu maego dworca z widokiem na park. Cena bardzo atrakcyjna bo tylko 50 dirhamw/osoba. Po zameldowaniu si w pokoju rozkadamy sznurki i wieszamy na nich kompletnie mokre ciuchy. Czas na prysznic. azieka to maa klitka z duym czerwonym baniakiem obok kranu i maym wiaderkiem do polewania si. Istny hardcor ale nie sprawiajcy nam adnego problemu.Grunt ze woda bya gorca. Posiek jemy w miejscowym barze,popijajc tradycyjnie mietow herbat.Zaczyna si sciemnia,chcemy si troche rozejrze po miecie.Duy ruch,w oddali jak muzyczk sycha,w telewizorni mecz;akurat FC Barcelona gra. W Maroku liczy si albo Barca albo Real. Kupujemy pomaracze i zawijamy si do hotelu. Na pewno zostajemy dwa dni bo nie ma szans by ciuchy nam wyschy.Sen. Pnym rankiem uderzamy na targ kupi warzywa i chleb na niadanie. W maym sklepiku wykupujemy cay zapas suszonej mity.Dzie mija nam na zakupach. Kupuj sobie srebn gwiazd poudnia,dwie pary skrzanych klapek i drobne drobiazki dla rodzinki. Zwiedzamy kazbe ydowsk,oprowadza nas sklepikarz i w zamian za to musimy odwiedzi jego sklep z pamitkami. Kupujemy u niego troche rzeczy.Poznajemy Jozue,Marokaczyka mieszkajcego w Holandii. Oprowadza nas po miecie,zaprasza do restauracji na piwo. Wkurza si bo jemu jako wyznawcy Islamu nie sprzedaja alkocholu. Natomiast bez problemu kupuje wino na wynos. I taka oto religia;) Chopaki kupuja po dywanie.Dzie kolejny jak z bicza strzeli min.Niebo gwiedziste wiec w duchu mamy nadziej na poprawe pogody.

Pobudka, konserwa rybna na niadanie.Poegnanie z pracownikami hotelu i peni energii kierujemy si w strone Todry.adna panorama na Tinghir wiec postanawiam zrobi zdjcie.Zwalniam,nie zdrzam si wypi z peda spd i zaliczam glebe. Jada dalej,po chwili wiatr porywa mi kapelusz.Musze go goni. Asfalt,duy ruch samochodowy bo wycieczki autokarowe cign nad Todre.Jestem na miejscu, mocze nogi w rzece,duo turystow,klimat wita,rado,rodziny siedzce na kocach,piknik. Potene pionowe skay robia wraenie.Idealne miejsce dla osb ktrzy si wspinaj po skakach.Jedziemy dalej. Po drodze spotykamy Japonczyka na rowerze,chwile rozmawiamy,robimy sobie pamitkowe zdjecie i ruszamy dalej.Po kilku kilometrach pozdrawia nas parka modych Niemcow podrujcych Volkswagenen,tzw. ogrkiem.Na drog dostajemy po dwa banany.Cay czas jedziemy wsk droga asfaltowa,ruch samochodowy prawie nie istnieje.Dojedzamy do miasteczka Tamtetoucht.

Zatrzymujemy si w hotelu Ta Fouyt prowadzonym przez modego marokaczyka Abdou. W hotelu panuje bardzo mia atmosfera. Zamawiamy herbate i prosimy o zrobienie czego na szybko do jedzenia.Abdou przynoi wielk jajecznice z 15 jajek z warzywami. Zaatwiam kostke,robi si wesoo,marokaczycy graja na bbnach,prbuje co bbni ale lepiej wychodzi mi machanie gow,docza do nas starszy Belg;zaprawiony w bojach traper.Jest na tyle wesoo e dostajemy zaproszenie na arabskie wesele. Okoo 22 ruszamy z buta do domu nowoecw. Witamy si i wchodzimy do rodka.W domu weselnicy siedz na ziemi;meble chyba zostaly wszystkie wynieione bo tak duo ludzi jest w rodku. Pewnie caa wioska jest. Impreza przenoi si na zewntrz, stoimy w okrgu,klaszczemy i piewamy waliza,waliza,w rodku taczy pani moda z walizk na gowie. Podjedza rozkletany busik ,w rodku zapruty w cztery dupy kierowca ktry mamroczc zaprasza na degustacje wysoko procentowego trunku. Na mje to jakies 50% moc.Jest ju pno wiec pora wraca. Pakujemy si do busika z narbanym kierowc z ktrym degustowalimy trunek,po drodze kilka razy ganie mu ilnik. Mimo wszystko trzyma fason;) Wrecie zgas i nie chce zapali. Wysiadamy i pech chce ze pchamy busika pod gre. Padam ze miechu.Po wypchaniu go na paski teren wszyscy ktrzy jechali w busie postanawiaja z buta wrci do domw,my do hotelu.Znowu zaczo pada. Dach przecieka ale co si dziwic skoro wszystko z gliny,uzbrojone bambusem.Dach to chyba trzcina.Przenoimy si do innego pokoju.Duo wrae.Zasypiamy.

Ranek i znowu pada. Pytamy czy w Maroku czsto pada o tej porze roku. Abdou mwi e zazwyczaj jest gorco i mao opadw. Pakujemy si i ruszamy w kierunku Msemrir z docelowym miejscem ;wwozem Dades.Dzi czeka nas podjazd,deszcz przeszkadza w jedzie.Czsto pchamy rowery. Znalazlem sobie patyk i z nim jad co jaki czas zatrzymujc si i czyszczc nim rower oraz opony. Cay czas pod gre. Mijamy obozowisko ludzi ktrzy wypasaja kozy.Mieszkaja w prowizorycznych namiotach lub w jaskiniach.Pierwszy raz widziaem eby starsza babcia tak szybko po kamienich boso zbiegaa z gry.Byo to najgorsze dowiadczenie w Maroku bo bieda w tym rejonie

10

tych ludzi mnie przeraia.Rozbijamy namioty,miejsce kamieniste.Do snu przyjmuj pozycj eby jak najmniej kamienie mi si wbijay w plecy i dupe.W nocy pada.

Kolejny dzie w Maroku,cay czas podjezdzamy.Nasz cel to szczyt na 2640 mnpm.Przestao pada.Od czasu do czasu tylko lekka mawka.Tak jak dzie wczesniej czsto prowadzimy rowery bo nie da si jechac.Droga kamienista a czsto jej nie ma.Trzymamy si koryta rzeki.Na zaplanowany szczyt docieramy okoo 13. Odpoczynek,sesja zdjeciowa i przed nami zjazd do Msemrir. Na zjedzie ponoi mnie jaka gupia fantazja i rozpedzony nie wyrabiam na zakrcie na ktrym przed kierownic pojawia sie pi ska.Hamowanie,za dua predko i z rowerzysty zmieniam si w lotnika Moralesa kur*amba,uj,paraidos... I wyldowaem,straty: obite konkretnie kolano,odrapana lewa do,krew,wygiety lewy hamulec,wygiety rg i zmadona kierownica w miejscu montowania lewego rogu,sakwa przednia kilka metrow dalej.Musiaem mie zdrowo podniesion adrenaline e blu nie czuem.Po regulacji kierownicy i dojciu do siebie ruszylimy dalej.Kilka kilometrow dalej Bedzula apie gume. Mijaja nas starsi panowie z Anglii na motorach. Jeden z nich aplikuje mi plaster na kolano bo w nerwach nie pomyslalem o tym.Waniejszy by rower;) Do Msemrir docieramy ju bez przygd. Znowu podjazd,zjazd i podjazd. W kocu docieramy do drogi asfaltowej,jedziemy przez Tidrite,Tilout do Ait Said gdzie kilka kilometrw dalej zatrzymujemy si w hotelu.

11

Po spdzonej nocy w hotelu,wyruszamy w dalsza trase.Droga asfaltowa,po kilku kilometrach jacy Francuzi informuja nas e droga jest nieprzejezdna bo rzeka j zalaa. Podziekowalimy za informacje i pojechalimy dalej.Okazao si ze rzeczewicie rzeka zalaa droge ale nie taki diabe straszny jak nas informowano.Spokojnie ten fragment dao si przejechac bez schodzenia z roweru.Bedzula otrzyma gromkie brawa od zagranicznych emerytw bo puci si jako pierwszy i pokona j bez pomocy wiose;) Dolin Dades obowizkowo naley odwiedzi bdc w Maroku. Dojedzamy do serpentyn w Dades,znowu mam problem z pedaem spd a mianowicie blok w bucie mi si poluzowa i musiaem kontrolnie glebn.Jako ze blok nie chcia si wypi to szarpalem nog lec przez kilka minut zwracajc si do niej w soczystej polskiej mowie.Widok z gry zapiera dech.W oddali widzimy jak campery wspinaj si pod gre. Z naszej wysokoci wygladay jak miniaturowe resoraki.Filip z Damianem ustawiaja kamere.Zjedzamy,klocki piszcza,oglnie zdrowo dostaja po dupie.Zatrzymujemy si w sklepie,kupujemy prowiant. W sklepie spotykamy Petera;starszego pana z Niemiec ktry rwnie pomyka na rowerze.Wida e to ju weteran tego typu podry.Przez dobre 15 km jedziemy na tej samej trasie. Rozstajemy si trzymajac si naszej wczeniej w Polsce wytyczonej trasy.Chmury znowu coraz ciemniejsze,zaczyna padac,przestaje.Wychodzi soce,tcza, brakuje jeszcze tylko leccego bociana.Droga znowu kamienista,szuter.Mam pierwszy kryzys.Ciko mi si jedzie. ciemnia si,zaczyna grzmie.Rozgldamy i za miejscem do rozbicia namiotw.Wszedzie wokoo teren kamienisty,roslinno to jakie kujce ustrojstwa. Rozbijamy si na wypaszczonym terenie,poniej jego jakby koryto rzeczne.Byska si.Siedzimy w namiocie,zaczea si burza.Nic nie zapowiadao tego co ma nadej.Po godzinie zrywa si wiatr,szarpie namiotem.Po jednej burzy i chwilowej ciszy nadchodzi nastepna i nastepna. Okoo 2 w nocy zrywamy si na nogi bo jakie dziwne odgosy dochodz w bliskiej odlegoci. Wychodzimy z namiotw a tam normalnie poniej naszego wypaszczenia jakie 8m dalej rzeka pynie. Zastanawiamy si co robi,postanawiamy e jak sytuacja bdzie dramatyczna to namioty w penym rozoeniu na bary i ucieczka;tylko gdzie?! jak wszdzie tak samo.Stwierdziem e leje na to,oceniem zagroenie,siknem w rzeke i poszedem si pooy.Niestety o zaniciu mona byo zapomnie. Tej nocy przeszy cztery intensywne burze. Nadchodzia pita ale gdzie si rozesza.Gdyby ona nadesza prawdopodobnie by nas podtopia.

12

Po cikiej nocy obieramy kierunek do miasteczka Tisguine nAit MRao.Tam GPS gubi trase i lekko bdzimy.Za nami biegnie chyba caa szkoa dzieciakw.Kilku bardziej wygadanych naprowadza nas na droge,po chwili GPS apie trase lecz okazuje si e rzeka odcina nas od drogi po drugiej stronie. Korzystamy z pomocy dzieciakw ktrzy pomagaja nam si przeprawi przez rzeke do prawie pasa. Dwch z przodu,ja na srodku,dwch z tyu i tak siujemy si z wirem rzecznym.Do tego nogi w mule.Miaem ju puci rower ale myle e przecie nie bd naparzal jak Cejrowski boso tyle e przez MarokoDzieciaki za pomoc dostaja po 20 dirhamw na cukierki. Znowu podjazd,odzyskuje siy,moe to po porannej malinowej kupie.Scieka szuter i kamyki.Zjazd i dojezdzamy do asfaltu.Jedziemy dalej do Doliny R.Wokoo zielono,wida spustoszenie po opadach deszczu.Dla Marokanczykw deszcz to rado i szczcie.Po drodze aduje w sakwe kawalek kalcytu.Mam ju cakiem niezy zestaw kamyczkw.

Nocujemy w wiosce Bou Tharar w hotelu za 100 dirhamw od gowy.Wieczorem idziemy do baru zje.Odpoczywamy. Damian dostrzega sowe puszczyk. Przywouje j/jego a ona/on odpowiada.Jako fascynat ptakw cieszy si ogromnie.Idziem w kime. Przebijajce si promienie soca oznajmiaj nam e ju czas wstawa i jecha dalej.Pakujemy manatki i wypoczci ruszamy. Droga asfaltowa,przez chwile gonicy agresywny pies,ciepo,spokj.Po drodze mijamy miejscowoci Tourbiste,Hdida,Tabarkhachte i dojezdzamy do Kalaat MGouna.Tutaj decydujemy si na autobus do Warzazat(Quarzazate) z powodu braku czasu na pokonanie tej trasy rowerem.Po drodze mijamy Petera ktry kieruje si w strone Agadiru(ma czas to jedzie rowerem:) miasta Skoura,Idelsane,do duych rozmiarw jezioro przed samym Quarzazate.W Quarzazate zatrzymujemy si w tanim hotelu.Wychodzi po 65 dirhamw na czaszke.Miasto jest zadbane,znajduje 13

si w nim znane studio filmowe Atlas Studios w ktrym krcono miedzy innymi Gladiatora z Rusellem Crowe i Joaquinem Phoenixem.Robimy obchd miasta,szamiemy ciasto w cukierni,wizyta w sklepie z pamiatkami.Jednak najwaniejsz rzecz byo potwierdzenie biletw powrotnych z Marakeszu do Frankfurtu. Knajpki internetowe atwo mona znale lecz szybkosc dziaania czy pozostawia wiele do yczenia.

Dziki poleconej restauracji przez waciciela jednego z klubu z szisza ,szamiemy fantastyczny obiad z dua iloci micha.Wieczorem po powrocie chwile zasiadamy przed hotelowym TV i ogladamy BBC World a tam na gownej tapecie rozpierducha robiona przez polskich grnikw w Warszawie.Wyczamy TV i idziemy w kime. Po raz pierwszy udao si nam wsta wczenie rano. Uderzamy na niadanie do knajpy gdzie jedlimy wypasiony obiad dzie wczeniej.Napenione brzuchy,woda zatankowana, jedziemy zobaczy Ait Ben Haddou.Wieje wiaterek nam w twarz bo po co w plecy;ale dajemy rade.Odbijamy na Ben Haddou i dostajemy w pysk z wichera. Dziewi kilometrw jechalimynie chce mi si nawet pisa jak sobie przypomne o tej trasie! Po dostaniu si na miejsce szukamy noclegu.Dzi namiot. Rozbijamy si w jaki krzakach.Zabunkrowani robimy herbate i po kubku knora bo nikomu si nic wiecej nie chce robi.Odpoczywamy i tak do dnia nastepnego. Zwijamy graty i jedziemy zobaczy ksar Ait Ben Haddou. Zwedzamy go dwjkami bo kto musi czuwa nad rowerami.Duo turystow,Japonczycy w najwiekszej liczbie fotografujacy wszystko co zobacz.Ait Ben Haddou wyglada pieknie,troche czasu nam zajmuje zanim dostajemy si na sam

14

gre.Zdjcia z kadej strony,nawet bocian ma gniazdo.Pewnie z Polski bo wie w jakim miejscu si ustawido zdj.

Koniec zwiedzania,czas powrotu na trase do Marakeszu. Ten sam odcinek dziewiciu kilometrow co wczoraj,pokonujemy w 15 minut robic po drodze zdjcia i krcc klip do pamitkowego filmu.Do Marakeszu postanawiamy zapa autobus.Nigdzie adnego rozkladu,nikt nic nie wiem wiec czekamy lec na murku przy gwnej drodze. Po ponad 1 godzinie oczekiwania jedzie! Szybki ruch rk i si zatrzymuje. Pakujemy rowery,wszystkie ida na dach,kierowca przywizuje je sznurkami i nakada na nie siatke.Damian dla pewnoci sprawdza.Jest OK.

15

W autobusie jest mia atmosfera,a to czowiek wiezie co w workach a to inny jedzie z kur. Troche nam al e nie udao si przejecha tej trasy na rowerach.Potrzebowalibymy z dwa dni bo podjazd konkretny. Robie kilka fotek przez szybe i delektuje si widokami.W poowie trasy do Marakeszu zatrzymujemy si na krtki postj. Zdrzam zje zupe i porozmawia chwile z jednym z pasaerw.Autobus jedzie peny.Na okoo 25 kilometrw przed Marakeszem psuje si autobus. Scigamy rowery,rozkadamy sakwy i czekamy na zastpczy.Jak to w Maroku,nigdzie nikomu si nie spieszy wiec kierowcy te do tej reguy si stosuj. Zastepczy przyjezdza po okoo godzinie oczekiwania.Pakujemy znowu rowery i jedziemy do Marakeszu. Stop,dworzec,wyskakujemy i zmierzamy do starej czsci Marakeszu.Tam po trudach udaje si nam znale tani hotelAl Bouharia. Wybijamy wieczorem si rozejrze i tak jak w Fez si gubimy w gaszczu krtych uliczek chcc wrci do hotelu.Trzeba uwaa chodzc po uliczkach bo Marokaczycy maja jaks faze w jezdzie na skuterkach.Czsto robi to bez celu eby sobie tak pojezdzic.Taki klimat.Pod hotel doprowadza nas student ktry chce za to pienidze.Dajemy mu 20 dirhamw a ten obuzony ze mao.Nie mamy si na dyskusje,bunkrujemy si w pokojach.

Jako e jest to nasz przedostatni dzie w Marakeszu udajemy si do sklepu rowerowego po puda potrzebne do zapakowania rowerw i sakw. Maksymalna dopuszczona waga do samolotu to 30 kg.Za puda placimy po 50 dirhamw.Teraz spokojnie moemy si oddac szalestwu zakupw.Szachy,koci,czapeczki,drugi noyk,itd. Po zakupach udajemy si na plac Damaa elFina.Tam dopadaj nas gocie z wami.Bronie si ale s natretni i mam ju jednego wea na sobie. Atakuj chopakw o zdjecie, a go ju atakuje mnie o 500 dirhamw. Do tej pory nie wiem czy mam zdjecie z wem za ktre zapaciem tylko 50 dirhamw.Targowa si to podstawa i nie dawa si zastraszyc jadem! Wkurzony ze musiaem wybulic kase za zaoenie wa wypijam dla ochody dwie 16

szklanki soku z wycinitych pomaranczy.Zmierzch nastaje i wypada wraca do hotelu zacz si pakowa. Oczywicie po pobycie w Maroku czowiek apie symptom spowolnienia.Pogralismy w koci no i troche zeszo do 3 z zapakowaniem si w karton.

Dzie wylotu.Spakowani oczekujemy na przyjazd gocia z ktrym ustawilimy si jak kupowalimy puda a ktry mia nas zawie na lotnisko.Nie przyjecha wiec na szybkoci montujemy jakis pojazd. Damian zosta w hotelu na wypadek jak by umwiony czowiek jednak przyjecha. Na parkingu dostrzegam nadajcego si do przewozu pude mini ciezarwke.Zainteresowa si nami starszy Marokaczyk ciekawy o co nam chodzi. Pokazuje na pojazd ktry mnie interesuje a on ze ju szuka wasciciela. Po 15 minutach wraca z wascicielem i po ustaleniu ceny przejazdu na lotnisko jedziemy pod hotel. Pakujemy puda i siebie na pake ruszamy.Z paki robi kilka zdj,wiatr po twarzy atakuje ale ju mi to nie przeszkadza.Dojedamy na lotnisko i oczekujemy lotu do Frankfurtu.

17

Ps. Towarzysze wyjazdu: Mateusz Bedzula Bedzyk Damian Nowak Filip Bocianowski

Od lewej: Damian,Mateusz B,Mateusz L,Filip Odnoniki: Mapa:http://gpsed.com/track/3226682602236753992 Moja strona: dajwlape.cba.pl

Dzikuje moim sponsorom i tym wszystkim ktrzy wspierali mnie Northtec: http://www.xandre.plwww.artex-rowery.pl Lordance: Lordance.pl , Island Outdoor : i-outdoor.pl , mamie.

w przygotowaniach!

Wszelkie prawa zastrzeone pod kar spalenia na stosie

18

You might also like