Discover millions of ebooks, audiobooks, and so much more with a free trial

Only $11.99/month after trial. Cancel anytime.

Siła przeznaczenia
Siła przeznaczenia
Siła przeznaczenia
Ebook432 pages3 hours

Siła przeznaczenia

Rating: 0 out of 5 stars

()

Read preview

About this ebook

Miłość, niespełnione pragnienia, walka o to, co w życiu wydaje się najważniejsze, strach, nadzieja, wiara – to wszystko jest udziałem bohaterów tej wyjątkowej historii.

„Siła przeznaczenia” to opowieść o przeznaczeniu, trudnych wyborach i różnych obliczach miłości.



„Kaśka siedziała przy stole i patrzyła w okno za którym świeciło jasne, poranne słońce. Trudno było uwierzyć, że minęło już dwadzieścia trzy miesiące, dwa tygodnie, pięć dni i siedemnaście godzin od dnia, kiedy została wepchnięta do wagonika na szalonym rollercoasterze, który jej życie wywrócił do góry nogami. Teraz, z perspektywy czasu zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie miała jakikolwiek wpływ na własne życie, czy przeznaczenie już wcześniej ułożyło scenariusz zabawy z jej udziałem. Ale jak dotąd nie znalazła na to odpowiedzi.” (fragment książki)


Anna Górska

Absolwentka wydziału historii i filologii polskiej Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Od urodzenia związana z Kielcami. Uważa że świat należy do ludzi, którzy mają odwagę marzyć i ryzykować, aby spełniać swoje marzenia i starają się robić to jak najlepiej. Jej pasją jest muzyka Yirumy, Bethovena oraz książki Paulo Coelho.
LanguageJęzyk polski
Publishere-bookowo.pl
Release dateJul 15, 2014
ISBN9788378593713
Siła przeznaczenia

Read more from Anna Górska

Related to Siła przeznaczenia

Related ebooks

Related categories

Reviews for Siła przeznaczenia

Rating: 0 out of 5 stars
0 ratings

0 ratings0 reviews

What did you think?

Tap to rate

Review must be at least 10 words

    Book preview

    Siła przeznaczenia - Anna Górska

    odpowiedzi.

    ROZDZIAŁ PIERWSZY

    – Jasne, wyjdź! Tylko na tyle cię stać! Dupek! – Zdążyła z siebie wyrzucić, zanim zamknął drzwi. Kaśka skuliła się na fotelu słysząc głośne trzaśnięcie. Podciągnęła nogi pod brodę i oparła czoło na kolanach. Była rozczarowana, zła, zrezygnowana… i miała tego wszystkiego serdecznie dość. Znowu próba rozmowy z mężem skończyła się tak samo – wyszedł, trzaskając drzwiami.

    Ślub wzięli z miłości, przynajmniej tak sądziła. Oboje pochodzili z niewielkiej uzdrowiskowej miejscowości w Górach Świętokrzyskich, mieszkali w tym samym bloku, klatce, tylko na różnych piętrach. Grzesiek był starszy od niej o dwa lata, może nie grzeszył zbytnio urodą, ale był dowcipny i bardzo wrażliwy. To ją ujęło. Widywali się codziennie do czasu wyjazdu Grześka na studia do Krakowa. Kilka miesięcy później przyjechał na weekend ze swoją dziewczyną, Aśką. Był zakochany po uszy, a ona patrzyła na to i cierpiała. Nie znosiła dziewczyny, która zabrała jej chłopaka. To był dla niej wyjątkowo trudny okres. W tym czasie skończyła liceum i dostała się na studia prawnicze w Lublinie. Starała się zapomnieć, ale nie było to proste. Sytuacja zmieniła się, kiedy była na drugim roku studiów. Wtedy Grzesiek zerwał z narzeczoną. Był załamany i wtedy ponownie stanęła na jego drodze. Pocieszała, tłumaczyła, bardzo się do siebie zbliżyli. Czas dzieliła pomiędzy studia i spotkania z Grześkiem. Kilka miesięcy później powiedział, że ją kocha, wtedy zrozumiała, że spełniło się jej marzenie. Tego dnia miała ważny egzamin, który jak na złość wypadał czternastego lutego. Przez całe zamieszanie z egzaminami zupełnie zapomniała, jaki to dzień, ale on pamiętał. Przyjechał do Lublina, przyszedł z kwiatami, dużą bombonierką i zaprosił ją do kawiarni. Przy romantycznej muzyce, która cicho rozbrzmiewała z głośników ukrytych w rogu sali, powiedział, co czuje. Sześć miesięcy później wzięli ślub, była wtedy na trzecim roku studiów, on kończył ukochaną informatykę. Po ślubie zamieszkali w wynajętym mieszkaniu w Lublinie. Grzesiek po obronie dostał pracę w dużej firmie, ona spokojnie kończyła studia. Po obronie i zdaniu aplikacji dostała szansę pracy w znanej kancelarii prawniczej w Warszawie. To wtedy stwierdzili, że na dziecko mają jeszcze czas. Przez kilka miesięcy widywali się tylko w weekendy, ale w tym czasie udało się Grześkowi załatwić przeniesienie do Warszawy. Kupili mieszkanie i dopiero wtedy zaczęli myśleć o tym, że dobrze by było gdyby w ich życiu pojawił się ktoś trzeci. Od tego czasu minęło pięć długich lat, a stosunki między nimi stały się krótko mówiąc, nie do zniesienia.

    Lekarz, po dwóch latach nieudanych prób normalnego zajścia w ciążę, zasugerował, że Grzesiek również powinien zrobić szczegółowe badania. Kiedy mu o tym powiedziała, wściekł się po raz pierwszy. Krzyczał, że nigdzie nie zamierza iść, że to jej wina. Tłumaczyła, że nikt nie jest winny, że czasem tak bywa, ale nie chciał słuchać i oczywiście za brak dziecka obwiniał ją. Miała dość ciągłych pytań rodziny i znajomych, a Grzesiek nie chciał wykazać się jakąkolwiek dobrą wolą. Dzisiaj też zaczęła z nim rozmawiać o wizycie u lekarza, ale wybiegł z mieszkania trzaskając drzwiami.

    Kaśka miała trzydzieści lat, mieszkanie, samochód, męża, pracowała w kancelarii prawniczej, a do szczęścia tak naprawdę brakowało w jej poukładanym życiu tylko dziecka. Przez ostatnich kilka lat brała leki hormonalne, dzięki którym przytyła z dziesięć kilo, co przy jej wzroście metr sześćdziesiąt pięć było dosyć widoczne, a o ciąży wciąż mogła pomarzyć. Nosiła okulary, ponieważ wada wzroku, jaką miała była nieoperacyjna, ale szanującej się pani prawnik – za jaką uchodziła – nawet pasowały. Ciemnobrązowe włosy, gładko zaczesane do tyłu i związane gumką, nie dodawały zbytniego uroku, powodowały jedynie, że rysy twarzy wydawały się bardziej ostre niż były w rzeczywistości. Miała zwyczaj pochylać głowę do przodu, kiedy z kimś rozmawiała i patrzyła na rozmówcę znad oprawek. Dla większości ludzi było to denerwujące, ale jej to nie przeszkadzało, tak się przyzwyczaiła i nie zamierzała nic z tym robić. Nosiła czarne lub ciemno brązowe żakiety, dłuższe spódnice lub spodnie i obowiązkowo buty na wysokim obcasie. Malowała się bardzo delikatnie, głównie tuszem do rzęs i jakimś bezbarwnym błyszczkiem do ust. Gdyby spojrzeć z bliska nie było w niej nic, co by ją wyróżniało na tle innych kobiet… no, może jednak było coś takiego, – smutne, pozbawione radości oczy.

    Dzisiaj miała jeden z nielicznych dni, który mogła spędzić w domu. Sprawa którą się zajmowała, została przeniesiona na następny dzień. Dokumenty wzięła do domu, żeby jeszcze raz wszystko przejrzeć i upewnić się, że linia obrony, jaką zamierzała wykorzystać jest właściwa. Grzesiek też wrócił wcześniej z pracy, ale chyba nie spodziewał się, że zastanie ją w domu. Kaśka postanowiła po raz kolejny namówić go na wizytę u lekarza, ale znowu zareagował nerwowo. Nie miała pojęcia jak z nim rozmawiać, co byłoby w stanie go przekonać. Kiedy wyszedł, rozpłakała się, ale dosyć szybko wzięła się w garść i sięgnęła po telefon. Zadzwoniła do Agnieszki. Młodsza siostra była matematycznym geniuszem w rodzinie i uparła się, że po maturze chce się dalej uczyć na SGH, a ponieważ Kaśka mieszkała teraz w stolicy, więc rodzice nie mieli większych oporów. Po przeprowadzce Agnieszka wynajęła z koleżanką mieszkanie na Bemowie, żeby nie siedzieć jej na głowie.

    – Cześć, co robisz? – Kaśka odetchnęła z ulgą, kiedy usłyszała znajomy głos po drugiej stronie.

    – Co się dzieje? – Agnieszka od razu wyczuła, że coś ją gnębi.

    – Masz czas, żeby się spotkać? Muszę z kimś pogadać…

    – Za pół godziny kończę zajęcia i możemy się umówić tam gdzie ostatnio.

    – Za godzinę będzie dobrze? – Kaśka poprawiła włosy.

    – Tak i coś mi się wydaje, że nie będziemy się śmiać. Mam rację?

    – Chyba nie będziemy.

    – Nie martw się, przyjeżdżaj, nie ma problemów, których nie dałoby się rozwiązać.

    – Obawiam się, że nie tym razem.

    – Pogadamy, zobaczymy. Wspólnie coś wymyślimy.

    – Eh, pewnie masz rację. – Westchnęła. – Dzięki.

    – Żartujesz? Za co dziękujesz? – Agnieszka pokręciła głową. – Zbieraj się, trochę czasu minie, zanim dojedziesz do centrum. Jakby co, zaczekaj.

    – Jasne, do zobaczenia. – Kaśka odłożyła słuchawkę. Wstała z fotela i poszła do łazienki, musiała poprawić swoją zawsze nienaganną fryzurę i obmyć twarz. Oczy były delikatnie zapuchnięte od niedawnego płaczu, ale pięciominutowy kompres z żelowej maseczki schowanej w lodówce, zdziałał cuda.

    Kaśka postanowiła wreszcie z kimś pogadać. Nie wiedziała, co zrobić, a Aga była osobą stojącą z boku, więc może spojrzy na wszystko z odpowiedniej perspektywy. Na miejsce dotarła po czterdziestu minutach, zamówiła bezkofeinową cafe latte i usiadła przy stoliku stojącym z boku. Zamyśliła się nad tym, co powie i nie zauważyła, kiedy podeszła Agnieszka.

    – Kasia, co się dzieje? – Siostra kucnęła obok fotela, na którym siedziała. Wiedziała, że coś się stało, bo w takim stanie jeszcze jej nie widziała.

    – Jesteś już? – Kaśka otrząsnęła się. – Zamówić coś?

    – Sama zamówię, – na fotelu obok położyła torbę i płaszcz. Odwróciła się i poszła do kasy, musiała napić się mocnej, czarnej kawy. Czuła, że siostra ma spory kłopot i musi jakoś pomóc, a po całym dniu na uczelni czuła się kompletnie wyprana. Wróciła do stolika dwie minuty później i znowu zastała Kaśkę patrzącą martwo w nieokreślony punkt za oknem, po którym spływały krople deszczu.

    – Opowiadaj! – Usiadła wygodnie i napiła się gorącej kawy. Od razu poczuła się lepiej.

    – Nie wiem, od czego zacząć. – Kaśka spojrzała na siostrę oczami pełnymi łez. – Mam wszystkiego dość, nie mam siły walczyć…

    – Możesz mówić jaśniej? – Agnieszka jak zawsze była opanowana.

    – Chodzi o Grześka.

    – Domyślam się. Pokłóciliście się? Przecież w małżeństwie to się podobno zdarza. – Siostra pokiwała głową.

    – Tak, właściwie to od dłuższego czasu stale się kłócimy.

    – Powiesz o co, czy prawniczym zwyczajem każesz się domyślać, co masz na myśli?

    – Chodzi o dziecko! – Kaśka spojrzała siostrze poważnie w oczy. – Albo o to, że go nie mamy.

    – Słuchaj, opowiedz wszystko od początku, dobrze? Jak na razie nic nie rozumiem. Jestem padnięta i nie mam ochoty na niedopowiedzenia.

    Wciągnęła powietrze, jakby nagle zaczęło go brakować. Musiała opowiedzieć wszystko, co się działo w domu i nagle zaczęła się bać, że Agnieszka nie zrozumie, nazwie histeryczką, popuka się w głowę z politowaniem. Ale decyzję podjęła i nie było już odwrotu.

    – Grzesiek nie chce iść na badania… – zaczęła mówić.

    – Jakie badania? Czy to ma coś wspólnego z tym, że nie możesz zajść w ciążę? – Domyśliła się Agnieszka.

    – Tak. Staramy się o dziecko od pięciu lat. Dwa lata temu lekarz wysłał mnie na liczne badania. Jestem zdrowa, ale zasugerował, że Grzesiek też powinien się przebadać, jest tylko jeden i to wcale nie mały problem – on nie chce.

    – No to z nim porozmawiaj! – Siostra uśmiechnęła się – Jesteś prawnikiem, potrafisz to robić.

    – Rozmawiam! Tylko każda rozmowa kończy się awanturą. Twierdzi, że nigdzie nie pójdzie, bo to moja wina. Już nie mam siły z nim walczyć…

    – Nie przesadzaj, – Aga ujęła ją za rękę, – widocznie czegoś się boi. Może źle z nim rozmawiasz?

    – Grzesiek nie chce nawet wysłuchać lekarza. Twierdzi, że jak w domu nie ma dziecka, to jest wina wyłącznie kobiety.

    – Kretyn… no cóż, to do niego podobne. Przecież mężczyźni też mogą mieć z tym problemy. Ale pewnie najłatwiej zrzucić winę na kobietę! Już ja sobie z nim porozmawiam.

    – Nie, nie… Słuchaj, potrzebuję rady. Nie wiem co mam zrobić, jak na niego wpłynąć. Nasze stosunki bardzo się zmieniły, kochamy się tylko wtedy, kiedy mam płodne dni inaczej nawet się zbliża. Śpi w salonie, ja w sypialni. Nie wytrzymuję tego. – Zaczęła w pośpiechu szukać w torebce chusteczek, ale łzy płynące z oczu skutecznie utrudniały dojrzenie czegokolwiek. Aga tylko pokręciła głową, sięgnęła do torebki i podała siostrze chusteczki.

    – Najpierw musisz się uspokoić. Mam pewien pomysł, ale będzie wymagał podstępu, jakoś to rozwiążemy, a szwagier nawet się nie zorientuje jak do tego doszło.

    – O czym myślisz? – Spojrzała z nadzieją. – Jak go przekonasz, żeby poszedł do lekarza?

    – Nie ja, tylko jego matka. Wiesz, jest takie tybetańskie przysłowie, które idealnie pasuje do twojej sytuacji. Jeżeli problem ma rozwiązanie, to nie ma się co martwić, jeżeli nie ma, to martwienie się niczego nie zmieni.

    – Przysłowie super, tylko obawiam się, że to się nie uda, – pokręciła głową – w ogóle jak to sobie wyobrażasz?

    – Pomyśl… sama nie możesz na niego wpłynąć, ale jeśli porozmawiasz z jego matką i powiesz, że to na pewno nie on jest winny, że wciąż nie macie dziecka, to może ona go jakoś przekona.

    – Ale wiesz jaka jest Krystyna. Ma stuprocentowo wredny charakter, zresztą znasz ją, co ci będę tłumaczyć… – Kaśka skrzywiła się na wspomnienie teściowej. Wydzwaniała przynajmniej raz w tygodniu z pytaniem, kiedy wreszcie zostanie babcią. Zawsze musiała się tłumaczyć, że mają jeszcze czas, na co słyszała całą tyradę, że jak była w jej wieku to Grześ chodził już do szkoły.

    – Właśnie dlatego o tym pomyślałam. Jest zaślepiona, jeśli chodzi o swojego jedynaka. Jak będziesz z nią rozmawiać, wybadaj, na co Grzesiek chorował, czy nie miał problemów ze zdrowiem. Spytaj lekarza, jakie choroby w dzieciństwie mogłyby skutecznie uniemożliwić posiadanie dzieci, jakie objawy mogą o tym świadczyć, oczywiście poza faktem, że wciąż nie jesteś w ciąży.

    – Myślisz, że się uda? – Nie była do końca przekonana w powodzenie tego planu.

    – Jeśli dobrze to rozegrasz, nawet się nie zorientuje. Powinna raczej odebrać to, jako twoją troskę o męża, bo jemu się to przecież należy. Pamiętaj, co mówi a potem porozmawiaj z lekarzem.

    – Czy ja wiem? Jak ona ma wpłynąć na niego, żeby poszedł na badania?

    – Powiesz, że prawdopodobnie to ty nie możesz mieć dzieci, ale żeby mieć pewność powinniście oboje zrobić badania. Jeśli podejrzenia się potwierdzą, poddasz się leczeniu, bo przecież to niemożliwe, żeby Grzesiek… Rozumiesz?

    – Takie proste… aż za bardzo, ale może faktycznie to jedyne wyjście. – Kaśka po raz pierwszy od dłuższego czasu spojrzała na swój problem z zupełnie innej perspektywy.

    – Przyznaj, do tej pory mówiłaś, że na pewno to z nim jest coś nie tak… odwróć rolę. Żaden facet nie chce słyszeć, że jest bezpłodny, oni twierdzą, że skoro mogą się kochać, towszystko z nimi w porządku.

    – Rany, musisz mieć rację, dlatego tak się wkurza. Muszę coś wykombinować, może pojedziemy do Buska na weekend i wtedy porozmawiam z jego matką.

    – No widzisz, po się zadręczasz? – Agnieszka dopiła kawę.

    – Jak siedzisz w tym od tylu lat to pewnych rzeczy nie dostrzegasz. – Uśmiechnęła się smutno.

    – Dlatego masz siostrę. Jak coś się dzieje, możesz dzwonić. Teraz najważniejsze, żeby się dowiedzieć, co jest powodem, że wciąż nie jestem ciotką, a potem pomyślimy, co robić dalej. Nie martw się, szanującej się pani prawnik to nie pasuje. Tym bardziej, że podobno twarda sztuka jesteś w tym prawniczym światku, tak przynajmniej słyszałam. – Agnieszka zmieniła temat.

    – Nie żartuj. Robię tylko to, co do mnie należy. – Kasia rozluźniła się. Zobaczyła światełko w tunelu i to dodało jej chęci do życia.

    – Powiedz lepiej o ostatniej sprawie, czytałam, że dostałaś trudną obronę…

    – Właśnie, – pokiwała głową, – kobieta jest oskarżona o usiłowania zabójstwa męża łajdaka, muszę udowodnić, że była to obrona własna. Nie będzie łatwo, nikt tak naprawdę nie wiedział, co się tam działo.

    – Czytałam, że Rafał jest oskarżycielem… – Aga przypomniała to, o czym starała się nie myśleć.

    – Nic mi nie mów, też się dowiedziałam, wcale mnie ta perspektywa nie cieszy. Potrafi być bezwzględny, nie dostrzega oczywistych faktów, zwłaszcza jak siedzę po drugiej stronie. – Skrzywiła się ma wspomnienie osoby znienawidzonego prokuratora.

    – Masz jakiś plan obrony? – Agnieszka spojrzała poważnie na siostrę, zdawała sobie sprawę, że ten proces będzie kolejną walką na noże między jej siostrą a Rafałem.

    – Jedyny możliwy w tej sytuacji. Muszę powołać dzieci na świadków, a tego wolałabym uniknąć, ale tylko one wiedzą, co się działo w domu i to będzie najlepszy punkt obrony. Słów dzieci nie podważy, przynajmniej mam taką nadzieję.

    – Obyś miała rację, z Rafałem sobie poradzisz… znowu. – Podniosła się z fotela i poszła zamówić jeszcze dwie kawy.

    ROZDZIAŁ DRUGI

    Kaśka wróciła do domu po dwudziestej. Grzesiek oglądał w salonie mecz popijając piwo. Nawet nie spojrzał, kiedy weszła do pokoju. Wzięła się w garść i podeszła z uśmiechem. Musiała wprowadzić w życie pomysł Agnieszki, a do tego potrzebowała jakoś go przekonać.

    – Co oglądasz? – Usiadła obok, uśmiechając się czule.

    – Przecież widzisz… – Spojrzał niechętnie.

    – Kochanie, przepraszam. Zapomnijmy o całej sprawie – powiedziała cicho i przytuliła się. – Nie kłóćmy się, dobrze?

    – Mówisz o tym absurdalnym pomyśle? Już zapomniałem, nie zamierzam nigdzie iść, – burknął pod nosem – nie chcę więcej słyszeć tych bzdur.

    Słowa bardzo ją zabolały, ale nie dała nic po sobie poznać. Chciała wdrożyć w życie plan, dlatego nie mogła pozwolić, żeby wyprowadził ją z równowagi.

    – Dobrze. – Pokiwała głową. Zdziwiony spojrzał, jakby nie wierzył w to, co słyszy. – Przy okazji, pomyślałam, że może w piątek po pracy pojechalibyśmy do rodziców. Dawno nie byliśmy.

    – Kiedy? W tym tygodniu? – Prawą brew uniósł do góry. Nie znosiła, kiedy tak patrzył i wypowiadał krótkie pytania.

    – Chyba, że nie możesz, ale rodzice na pewno byliby zadowoleni, gdybyśmy ich odwiedzili.

    – Zobaczę, może to faktycznie niezły pomysł. – Po raz pierwszy tego dnia spojrzał z grymasem, który w ostateczności można było uznać za uśmiech.

    – Przyda się trochę odpoczynku i nabierzemy dystansu do kłopotów. – Wyciągnęła rękę.

    – Ale na tamten temat nie chcę już rozmawiać. To nie moja wina. – Grzesiek objął ją ramieniem. Kaśka wewnętrznie aż się skuliła, taki był pewny tego co mówi, tylko ona chciała mieć pewność.

    – Jestem przewrażliwiona i zdenerwowana. Nie powinnam cię oskarżać.

    – Dobrze, że wreszcie to zrozumiałaś. – Był wyraźnie z siebie zadowolony.

    – Tak, tylko to wszystko wina znajomych i rodziców, którzy ciągle dopytują, kiedy będziemy mieć dziecko. Czuję presję.

    – Po co się przejmujesz? W końcu to nie ich sprawa, kiedy będzie to będzie.

    – Wiem, ale źle się z tym czuję, zwłaszcza, kiedy rozmawiam z twoją matką. Stale słyszę, że cię unieszczęśliwiam, że marzysz o dużej rodzinie…

    – Przestań się przejmować. – Znowu stał się czuły i kochający. – To nie jest sprawa mojej matki. Nasze życie i nasza sprawa.

    – Ale przecież nie chcesz… – Usiłowała przypomnieć o badaniach, ale nie dał jej dokończyć.

    – Nie chodzi o mnie, musisz zmienić lekarza, leczysz się już pięć lat i bez żadnego rezultatu.

    – No tak… – Zrozumiała tok jego myślenia.

    – Rozejrzyj się za innym specjalistą. Na pewno nie będzie gadał bzdur.

    – Jak chcesz. – Westchnęła, ale nie zamierzała niczego zmieniać. Agnieszka dobrze to ujęła, ona jest prawnikiem i musi to potraktować jak kolejną sprawę. Musi się wykazać zimnym opanowaniem i rozsądkiem. Nie może patrzeć emocjonalnie na swój problem.

    – Mądra dziewczynka. – Grzesiek odwrócił się z uśmiechem i zaczął ją całować. W takich chwilach jak ta dziękowała Bogu, że mieszkają sami.

    Oboje usiłowali uspokoić przyspieszony oddech. Musiała przyznać, że Grzesiek wiedział, co robi. Niejednokrotnie jej wszechświat rozpadał się na miliony kawałków usłanych strumieniem spadających błyszczących gwiazd kiedy wracała do rzeczywistości po dobrym seksie. Ostatnio brakowało w ich związku tej bliskości, zwłaszcza, od kiedy zaczęła toczyć bój o badania i przeniósł się do salonu, zostawiając ją samą w sypialni. Wiedziała, że musi się odstresować, ale ciągle myślała o jednym, dlatego takie dziecioróbne zbliżenia nie dawały jej żadnej satysfakcji. Ot, zwykły seks bez polotu, ale dzisiaj było inaczej.

    – Wrócisz do sypialni? – Oparła brodę na jego piersi.

    – Chcesz? – Uśmiechnął się. Przesuwał dłonią po jej odsłoniętym ramieniu, czuł, jak drży pod dotykiem.

    – Inaczej bym nie pytała.

    – Chciałbym wrócić do sypialni… ta kanapa wcale nie jest tak wygodna. – Wyciągnął rękę i na potwierdzenie poklepał kanapę, jakby ta co najmniej rozumiała o czym mówi.

    – To chyba dobrze, ale teraz nie było tak źle.

    – Na takie zabawy może być…

    – Znowu będziemy małżeństwem nie tylko na papierku? – Wyciągnęła rękę i zanurzyła w jego gęstych, ciemnych włosach.

    – Pewnie tak, a teraz może… – Przewrócił ją na plecy, nachylił się całując twarz i wolno schodząc na dół. Tego dnia nie wrócili do sypialni, całą noc spędzili na podobno niewygodnej do spania kanapie.

    Grzesiek jak zawsze wstał o szóstej, Kaśka spała, więc okrył ją, żeby nie zmarzła. Rozprawę miała dopiero o jedenastej piętnaście, do sądu jechała niecałe dwadzieścia minut. Nastawił budzik na ósmą trzydzieści, delikatnie pocałował ją w czoło i wyszedł do pracy. Musiał wszystko pozałatwiać w firmie, żeby wziąć wolny piątek. Pomysł z wyjazdem do Buska przypadł mu do gustu… miał nadzieję, że uda im się odpocząć, a Kaśka w końcu przestanie się przejmować. Co prawda chciał już zostać ojcem, ale nie bardzo mógł uwierzyć, że jest odpowiedzialny za to, że jego żona nie może zajść w ciążę. Najprawdopodobniej lekarz wyciąga tylko pieniądze za kolejne wizyty, a nie robi nic, żeby znaleźć przyczynę. Cieszył się, że w końcu Kaśka zrozumiała swój błąd.

    Wstała kilka minut po ósmej, jeszcze zanim zadzwonił budzik. Sięgnęła ręką na stolik i wcisnęła przycisk, bolała ją głowa, a przejmujący dźwięk, w niczym by nie pomógł. Ostrożnie podniosła głowę z poduszki. Postanowiła wziąć prysznic, miała nadzieję, że dzięki temu stanie na nogi. Musiała wziąć się w garść, miała trudną sprawę, i nie mogła popełnić najdrobniejszego błędu. W kuchni nastawiła wodę, z górnej półki wyjęła kawę. Do kubka wsypała dwie czubate łyżeczki i odstawiła puszkę na miejsce. Woda zagotowała się, co też oznajmiła głośnym gwizdem, Kasia skrzywiła się, poczuła jakby w głowie rozdzwoniły się dzwony kościelne. Wyłączyła gaz i zalała kawę. Postawiła kubek na stole i poszła do łazienki, a potem będzie musiała lecieć do sądu. Umówiła się wcześniej z klientką. Musiała jeszcze omówić wszelkie nieprzewidziane pytania mogące pojawić się podczas przesłuchania. Miała nadzieję, że dzieci w odpowiedni sposób przedstawią to, co się działo w domu za zamkniętymi drzwiami. To była w obecnej sytuacji najlepsza z możliwych linia obrony.

    Kilka minut po dziesiątej była na miejscu. Na korytarzu czekała pani Basia, z czwórką dzieci. Wszyscy wyglądali na przestraszonych i niepewnych, co ich czeka. Musiała z nimi porozmawiać, i wyjaśnić, czego mogą się spodziewać. Dwójka najmłodszych prawdopodobnie będzie przesłuchiwana w osobnym pokoju w obecności psychologa, ale starsze mogły zostać wezwane na salę rozpraw. Zresztą decyzja w tej sprawie będzie należała do sędziego. Teraz musiała wszystkich uspokoić i uzmysłowić, jak ważne są zeznania. Podeszła i przywitała się, spoglądając jednocześnie na grafik wiszący na drzwiach, żeby zobaczyć, który sędzia został przydzielony do sprawy.

    – Dzień dobry, cieszę się, że udało się wam dotrzeć. Jak się pani czuje? – Zwróciła się do kobiety, która na jej widok podniosła się z ławki.

    – Boję się… – odparła cicho pani Basia. Była to drobna kobieta, z kręconymi ciemno brązowymi włosami, obciętymi do ramion. Miała trzydzieści osiem lat, chociaż wyglądała na dziesięć lat więcej, brązowe, smutne oczy i usta z kącikami opadającymi do dołu. Była matką czwórki dzieci, dwóch chłopców, siedemnastoletniego Tomka i ośmioletniego Michała oraz dwóch dziewczynek, piętnastoletniej Olgi i sześcioletniej Ani. Kaśka, jako prawnik z kilkuletnim doświadczeniem, widziała objawy świadczące o syndromie osoby maltretowanej, jednak dla postronnego obserwatora nie byłoby to takie oczywiste – ot, normalna, zmęczona matka czwórki rozbrykanych dzieciaków, nic więcej.

    – Proszę się uspokoić. Poradzimy sobie, tylko proszę powiedzieć, czy już rozmawiała pani z dziećmi na temat tego, że będą musiały zeznawać?

    – Coś mówiłam, ale nie wiem, jak to będzie wyglądać… – rozpłakała się, a najmłodsza Ania, mocno się do niej przytuliła.

    Kasia mimowolnie wyciągnęła rękę i pogłaskała dziewczynkę po głowie. Nie mogła zrozumieć, jak ojciec mógł zgotować własnym dzieciom koszmar przemocy domowej. Teraz musi wybronić ich matkę, i uchronić dzieci przed domem dziecka lub nie daj Bóg opieką „kochającego" tatusia. Wiedziała, że zrobi wszystko, żeby pomóc tej rodzinie. To będzie jedna z trudniejszych i emocjonalnych spraw, zdawała sobie sprawę, że prokurator zrobi wszystko, żeby doprowadzić do skazania, a ona musiała temu zapobiec. Zdawała sobie sprawę, że będzie to ciężka przeprawa, tym bardziej, że ona i Rafał Mackiewicz, prokurator wyznaczony do tej sprawy, nie darzyli się sympatią już od czasu studiów. Kaśka pokonała go podczas procesu pokazowego na zajęciach, a Rafał nie potrafił tego zaakceptować. Do zakończenia studiów stale był narażony na docinki ze strony kolegów. Nie potrafił o tym zapomnieć i swoją frustrację przenosił teraz na salę rozpraw.

    – Pani Basiu, przejdźmy do wolnej sali, muszę porozmawiać z dziećmi zanim zacznie się rozprawa. Wyjaśnię wszystko. Zrobię wszystko, żeby wróciła pani dzisiaj z dziećmi do domu. – Wskazała kobiecie prawą ręką salę w głębi korytarza, lewą ręką ujęła dłoń Ani, która natychmiast zacisnęła mocno swoje palce na jej dłoni.

    – Nie wiem, jak pani dziękować… – Basia powiedziała cicho idąc za Anią i prowadząc obok pozostałą trojkę dzieci.

    – Jeszcze nic nie zrobiłam, – Kasia uśmiechnęła się uspokajająco, – ale dam z siebie wszystko, to mogę obiecać.

    – Tylko nie mogę pani zapłacić… – chciała jeszcze coś dodać, ale Kaśka przecząco pokręciła głową.

    – Proszę zapomnieć o jakichkolwiek pieniądzach, zasłużyła pani na najlepszą obronę. Proszę skupić się na dzieciach, teraz to jest najważniejsze.

    – Najgorszy jest powrót do domu, tam wszystko wraca… tamten dzień, tamta sytuacja i jeszcze Bogdan dzisiaj wyszedł ze szpitala. – Kobieta nagle zamyśliła się, nie zdawała sobie sprawy, że mówi na głos, co myśli.

    Kasia spojrzała na nią uważnie, zupełnie o tym nie pomyślała, przecież dla nich ten koszmar wciąż trwał, kiedy wracali do swoich czterech ścian. Podjęła decyzję, że najpierw oczyści ją z zarzutów, a później pomoże w znalezieniu innego mieszkania, gdzie będą mogli wrócić do normalności, z daleka od męża, który za wszelką cenę chciał posłać ją za kratki. Może uda się też znaleźć dla niej pracę, musi się tylko dowiedzieć, jakie ma wykształcenie, co potrafi robić. Do tej pory zajmowała się tylko dziećmi i nigdzie nie pracowała, ale może wyjście do pracy podniesie jej samoocenę. Na samej pomocy społecznej nie da się długo ciągnąć, tym bardziej przy czwórce dzieci.

    Prawie pół godziny rozmawiała z dziećmi, usiłując wszystko wyjaśnić. W sumie najbardziej obawiała się tego, co powie Tomek. Był w trudnym wieku, impulsywny i uważał, że wszystko wie najlepiej, ale zdawała sobie sprawę, że jedno nieopatrznie rzucone przez niego słowo, Rafał wykorzysta w bezwzględny sposób, byle wygrać sprawę. Dla niego tak naprawdę liczyło się teraz uzyskanie wyroku skazującego, udowodnienie, że jest od niej lepszy. Był tak zacietrzewiony w swojej złości, że mógłby skazać tę kobietę, chociaż to nie jej klientkę powinien oskarżać, ale jej męża. Zanim wyszli z pokoju, wzięła jeszcze Tomka na bok, żeby powiedzieć mu klika słów na osobności. Ostrzegła, że prokurator będzie uważnie analizował każde słowo i jeśli nie chce żeby matka spędziła kilka lat w więzieniu, a on z rodzeństwem w domu dziecka lub z ojcem, ma pilnować tego, co mówi. Pokiwał głową, co by znaczyło, że rozumie, co powiedziała. Miała nadzieję, że niedługo wszystko się wyjaśni.

    Kwadrans po jedenastej poproszono wszystkich na salę rozpraw. Sprawie przewodniczyła sędzina Patrycja Trzebiatowska. Miała około pięćdziesięciu lat, za sobą niejedną sprawę, z przemocą domową w tle. Stała po stronie maltretowanych kobiet i w prawniczym gronie była z tego znana, ale musiała też być obiektywna. Dlatego tak ważne były zeznania dzieci, wiedziała, że Rafał też starannie się do sprawy przygotowywał, wezwał świadków. Obecny był też mąż klientki jako poszkodowany. Liczyła się z tym, nie będzie łatwo wygrać. Dzieci i dwie sąsiadki, które w końcu udało się namówić do złożenia zeznań, to byli świadkowie obrony. Niewiele, ale zawsze coś. Rodzina pani Basi odsunęła się od niej, kiedy wyszła za mąż za Bogdana. Byli przeciwni temu małżeństwu, ale ona się uparła, wyprowadziła z domu i została żoną mężczyzny, którego kochała, a który naprawdę na to nie zasługiwał. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała, że rodzice mieli rację. Usiłowała szukać u nich pomocy, kiedy zdała sobie sprawę, w co się wpakowała, ale usłyszała, że skoro była taka mądra, kiedy za niego wychodziła, to musi radzić sobie sama. I tak już zostało, aż do teraz.

    ROZDZIAŁ TRZECI

    Wyszła z sądu po trzeciej. Czuła, jakby została przeciśnięta przez praskę do ziemniaków. Rafał nawet na chwilę nie odpuszczał, atakował świadków, musiała czuwać, żeby żadne słowo, które padało nie zostało źle zinterpretowane. Prokurator powołał na świadków znajomych z pracy i rodzinę męża klientki. Bogdan z miną niewiniątka i bez mrugnięcia okiem oskarżał żonę. Twierdził, że on całymi dniami ciężko pracował na utrzymanie rodziny, a jego żona nawet obiadu nie ugotowała. Mówił, że nie dbała o dom ani o dzieci. Właściwie to nie wie, co się wtedy stało, że go zaatakowała, przecież kocha ją i dzieci, nigdy w życiu nie podniósł na nich ręki. Oczywiście wszyscy świadkowie, których wezwał prokurator, potwierdzili to, co Bogdan mówił. Opowiadali, jaki z niego jest dobry mąż, ojciec i oczywiście przyjaciel. Wszyscy zgodnie twierdzili, że jego żona siedziała w domu, bo ponieważ nie chciała pracować i od tego nicnierobienia poprzestawiało się jej w głowie. Padło też stwierdzenie, że celowo zraniła męża, który zastanawiał się nad rozwodem, ale wstrzymywał się ze względu na dzieci. Po zeznaniach dorosłych świadków, sędzina zdecydowała, że dzieci będą zeznawały w osobnym pokoju pod okiem psychologa. Chciała uniknąć konfrontacji dzieci z ojcem i jego rodziną. Kaśka dziękowała Bogu, że tak się stało. Dzieci opowiadały, co się działo w domu, nawet Tomek odpowiadał bardzo rzeczowo na zadane pytania, nie powiedział nic, co mogłoby zaważyć na wyniku sprawy. Psycholog jednoznacznie stwierdziła, że dzieci mówią prawdę. Po przeszło czterech godzinach zapadł wyrok. Jej klientka została uniewinniona, wszystkich poddano pomocy psychologicznej w ośrodku interwencji kryzysowej, dodatkowo Bogdan dostał zakaz zbliżania się do rodziny. Rafał wyglądał, jakby po raz kolejny dostał w twarz, przegrał, mimo, że tak bardzo się starał. Nie dość, że nie doprowadził do skazania jej klientki, to ona osiągnęła w trakcie rozprawy wszystko, co zamierzała. Po ogłoszeniu wyroku wyszedł z sali trzaskając drzwiami.

    Coś ostatnio często zdarza mi się słyszeć, takie odgłosy, – Kaśka uśmiechnęła się ironicznie, – najpierw Grzesiek, teraz Rafał. Wkurza ich to, że i tak zawsze stawiam na swoim. Jeden się o tym przekonał po raz kolejny, drugi dopiero się o tym przekona – pomyślała z mściwą satysfakcją. Wygrana sprawa dodała jej sił, aby walczyć o to, co uważała za najważniejsze.

    – Pani mecenas – głos klientki wyrwał ją z zamyślenia, odwróciła się w stronę kobiety, która szła w jej stronę – nie wiem, jak mam dziękować za wszystko.

    – Dobrze, że sprawa tak się skończyła. – Uśmiechnęła się. – Przy okazji, czy spotkałaby się pani ze mną, powiedzmy w przyszły poniedziałek? Mam pewien pomysł, ale potrzebuję kilku dni, żeby się we wszystkim rozeznać.

    – Mamy jeszcze jakieś problemy? – W oczach kobiety pojawiła się panika.

    – Nie. Ta sprawa już jest skończona. Chodzi o zupełnie coś innego. Chciałabym pani pomóc, ale najpierw muszę się wszystkiego dowiedzieć. Proszę mi zaufać.

    – Dobrze. Spotkajmy się w poniedziałek.

    – Przyjadę do pani o trzynastej trzydzieści. Możemy się tak umówić?

    – Tylko wie pani u mnie jest…

    – Proszę się niczym nie martwić, jeśli wszystko uda się załatwić już niedługo zaczniecie nowe życie. – Kaśka mocno uścisnęła jej zimne dłonie, usiłując dodać otuchy.

    Pożegnały się przed wejściem do sądu. Basia obiecała dzieciom, że pójdą na lody, jeśli sprawa dobrze się skończy. Dzieci z nieśmiałymi uśmiechami pomachały Kasi na pożegnanie, kiedy wyjeżdżała z parkingu. Chciała wrócić do domu i odpocząć. Poza tym musiała zadzwonić do znajomej z urzędu i dowiedzieć się o możliwość przydziału lokalu socjalnego. Była środa, ale do piątku powinna coś wiedzieć. Liczyła, że w poniedziałek będzie mogła przekazać klientce dobre wieści. Zanim wróciła do domu zatrzymała się jeszcze przy delikatesach. Zrobiła trochę zakupów. Kupiła krakersy, dojrzałe awokado i cytrynę, czosnek był w lodówce, miała wszystko, żeby zrobić ulubioną pastę z awokado. Była już przy

    Enjoying the preview?
    Page 1 of 1