You are on page 1of 392

JAN DOBRACZYSKI

LISTY NIKODEMA

JAN DOBRACZYSKI

POWIECI BIBLIJNE
PUSTYNIA * WYBRACY GWIAZD * LISTY NIKODEMA * WITY MIECZ

WARSZAWA

PAX

1957

Eluni

...Panie, mwiem, tam na gazi drzewa siedzi kruk. Rozumiem, e Twj majestat nie moe si znia do mwicego. Lecz ja potrzebuj znaku. Gdy skocz moj modlitw, spraw, aby ten kruk odlecia. To bdzie jakby skinienie w moj stron na znak, e nie jestem zupenie sam na wiecie... I patrzyem na ptaka. Ale on siedzia nieruchomo na gazi. Wtedy znowu zwrciem si do kamienia. Panie, mwiem, masz suszno. Twj majestat nie moe si znia do moich da. Gdyby kruk odlecia, bybym jeszcze smutniejszy. Bo taki znak byby znakiem danym mi przez kogo rwnego a wic znowu przeze mnie samego, znowu byby odbiciem moich pragnie. I cigle tkwibym w swojej samotnoci. I oddawszy cze wrciem. Lecz wtedy wanie moja rozpacz ustpia miejsca nieoczekiwanej radoci...

Antoine de Saint Exupery Citadelle

List I
Drogi Justusie!

Ta choroba, Justusie, zniszczya mnie zupenie! Dawniej byem czowiekiem penym si, ktry otaczajcym ludziom umia okaza agodno i wyrozumiao. Wolny byem od wiecznego rozdranienia, niecierpliwoci i od nieznonej potrzeby cigego skarenia si drugim. Dopiero teraz odkrywam w sobie te obrzydliwe cechy zgonionej istoty, ktra niby dzika winorol na kady pot gotowa si wspi i do kadego potu ma al, e j nie do wysoko ku socu podnosi. Tylu rzeczy potrafiem sobie dawniej odmwi. Dzi ledwo dopeniam przepisanych postw! Przyznaj take: nie mam dzi dla nikogo wyrozumiaoci. Coraz bardziej s mi obcy moi chaberim z Wielkiej Rady. Nudz mnie miertelnie ich nie koczce si spory na temat oczyszcze i dyskusje nad nowymi halakkami. Te sprawy staj mi si kadego dnia obojtniejsze. Mona przez cae ycie wypenia najskrupulatniej wszystkie przepisy, a przecie nie mie za to nic... Dlaczego ta choroba przysza wanie na ni? Cay Zakon streszcza si w sowach psalmu: Rb, czowieku, co ci Najwyszy kae a On ci nigdy nie opuci. Nigdy... Niewielu jest ludzi, ktrzy by rwnie uparcie jak ja pocili, dbali o czysto, skadali ofiary, rozwaali halakki i haggady. Tutaj co zawodzi. Nie mam na pewno tylu grzechw, by Najwyszy mia mnie za nie kara tak strasznym nieszczciem. Wprawdzie istnieje w Pismach historia Hioba... Ale ten Idumejczyk po pierwsze nie by wiernym, po wtre nie wiedzia, czym si suy wszechmocnemu Szekinah; uparcie nie chcia uzna, e kady czowiek grzeszy, jeli cigle, bez przerwy, nie dba o czysto swych myli i uczynkw. A wreszcie Najwyszy jego samego dotkn cierpieniem, a nie kogo, kto by mu by
4

tak drogi, jak mnie Rut! Straszn jest rzecz choroba: widuj przecie te odraajce, pokrzywione stwory, ktre yj w szczelinach starego muru pod bram Gnojn. Ale patrze bezsilnie, jak choroba poera ciao najukochaszej istoty to jest co, z czym pogodzi si niepodobna! Z kimkolwiek rozmawiam musz o tym mwi! Niedugo ludzie bd ode mnie uciekali niby od kogo, kto zaraa smutkiem jak inny trdem czy egipsk chorob oczu. Jeszcze mi tylko jedno zostao, co mnie ratuje: moja praca. Tworzc haggady, mwic w nich o wielkoci Nienazwanego odurzam si tym niby winem. Wiem, e mwi si o nich z coraz wikszym uznaniem. Szepty te, ktre a do mnie dochodz, s mi pewn pociech. Chocia obok pochwa spotykaj mnie take nagany, te za rani mnie wyjtkowo dotkliwie. Ludzie zdaj si nie rozumie, e przeywajc chorob Rut zdolny jestem mwi jedynie twardymi sowami, ktre nie znosz obrbki. Jeeli trafiam czasami w niewaciwe, nie do mocne sowo to trudno... Coraz czciej zdarza mi si mwi: to trudno i tym powiedzeniem osaniam niby tarcz swoje rozkrwawione serce. Czuj si wtedy jak w, ktry wcign pod skorup gow i nogi i woli raczej nigdzie nie i ni narazi si na bolesne dotknicie. Kiedy dawniej mwiem to trudno, znaczyo to, e sprawa jest wana i e adna ofiara nie bdzie dla niej zbyt dua. Dzi moje to trudno znaczy: lepiej, aby najwaniejsze sprawy zamilky, nibym mia jeszcze wicej cierpie. Cho waciwie jak mona jeszcze wicej cierpie? Czy ten, kto z lku przed dalszym cierpieniem sta si niezdolny do bronienia czegokolwiek, nie wypi ju caej miary ludzkiego blu? I to take mnie przygnbia, e moje cierpienie przyszo na mnie w chwili, gdy cay wiat znalaz si na tym kopotliwym zakrcie. Nie tylko ty to odczuwasz. U nas take jakby jaka gorczka wstpia ludziom w krew. Nigdy w Wielkiej Radzie i w Sanhedrynie nie wybuchay tak zawzite spory. Ktnie przenosz si potem pod portyk, na Xystos, zamieniaj si w bjki, w ktrych niestety bior udzia nawet mdrzy i szanowani doktorzy. Najzawzitsze konflikty kocz sikkaryci; rzecz ohydna ta sekta najgorliwszych wynajmuje si po prostu, by za pienidze mordowa tych, ktrych mierci kto zapragn. Ludzie starsi i dowiadczeni mwi, e podobne podniecenie i nienawi panoway przed dwudziestu kilku laty, gdy z Galilei raz po raz nadcigay bandy buntownikw. Rzdy Rzymian doprowadziy
5

do uspokojenia kraju i trzeba przyzna, e s znoniejsze ni tyrania Heroda i jego synw. Ale czy ten wzgldny spokj potrwa jeszcze dugo? Co si unosi w powietrzu niby niepokojcy podmuch burzy, ktra kryje si jeszcze za wzgrzami, ale ju jest blisko. Wszyscy s przeciwko wszystkim. Nie jest dla nikogo tajemnic, e legat rzymski w Syrii nienawidzi prokuratora rzymskiego w Judei, e prokurator i tetrarchowie gryz si ze sob jak psy o ko; e potomkowie Heroda s sobie najwikszymi wrogami, gotowymi si wzajemnie tru i mordowa. Nad wszystkim za niby rudy cie khamsimu wisi pami o dalekim cesarzu, okrutniku i szalecu. Wieci o krwawych proskrypcjach, jakie on kae zarzdza w Rzymie, sprawiaj, e w suchajcych o tym zaczyna si odzywa dziki, niepohamowany instynkt nienawici. W Cezarei Grecy ju kilkakrotnie rzucili si na naszych. Podobno doszo do walk w Aleksandrii i w Antiochii. W Rzymie, jak syszaem, na wiadomo, e pretorianie zabrali Sejanusa, tum napad na nasz dzielnic. Wszdzie wojna, krew i mordy. A tak niedawno jeszcze rzymscy pismacy wiecili zot er i czasy wiecznego pokoju! Mam przeczucie, jakby si co niedobrego gotowao. W takich chwilach prawda? czowiek wolaby si czu swobodny, by mc czujnie uwaa, z ktrej strony nadejdzie niebezpieczestwo. Zamiast tego ca moj uwag przyszpila do siebie ta choroba. Moe jutro czy pojutrze nadejd wydarzenia o znaczeniu przeomowym, a ja ich nadejcia nawet nie spostrzeg. Jestem jak czowiek, ktry niesie tak duy ciar, e zaledwie zdolny jest widzie, gdzie ma postawi nog. Nadchodzi co, co si zblia... Co to moe by, jak sdzisz, Justusie? Odpowiedz mi: czy ty naprawd spodziewasz si, e kiedy pojawi si Ten, ktrego nazywamy Mesjaszem? Saduceusze od dawna w Jego przyjcie nie wierz. Naykawszy si filozofii greckiej uwaaj Go po prostu za symbol. miej si pogardliwie, gdy im kto mwi o CzowiekuMesjaszu. Zreszt po co im Mesjasz? Im zaley tylko na tym, by istniaa witynia, by w tej wityni cay Izrael skada ofiary, by tylko oni byli porednikami midzy czowiekiem a otarzem Paskim, i na koniec, by Rzymianie nie sprzeciwiali si takiemu stanowi rzeczy. My jestemy dalecy od odbierania ludziom wiary w Mesjasza. Mwimy o Nim czsto, opowiadamy w licznych haggadach, jak bdzie wygldao Jego przyjcie. Ale cho pisaem o tym i mwi6

em tyle razy, nie mog, przyznam ci si, pozby si niespokojnej myli, e te wszystkie obietnice brzmi nieco za piknie. Malki Massiah, Zwycizca Edomu, Pan wiata i natury, ktra wraz z Jego pojawieniem si ma si sta tak podna, jaka nie bya nigdy czy to jednak wyglda prawdopodobnie? Kim my jestemy? Maym narodem, otoczonym dziesitkiem innych i wraz z nimi przykutym do rydwanu barbarzyskiego Rzymu. Skceni sami ze sob... Kim musiaby by w Syn Dawida, aby potrafi odmieni ten stan? Zwyczajnym czowiekiem czy raczej pbogiem? Ale pbogowie chodz po ziemi tylko w greckich bajkach. Ja wierz, e Najwyszy czyni niegdy rzeczy cudowne. Ale dzi wszystko stao si zupenie zwyczajne... Opowiada si, e gdzie za morzami ley ziemia cudw. Tylko e ci, ktrzy tak mwi, s naogowymi kamcami. Ja rzeczy niezwykych nie ogldaem nigdy. wiat, ktry mnie otacza, jest daleki od cudownoci. Wiem, co w nim rzdzi: zo, nienawi, duma, pycha, namitno... Aby ten wiat zwyciy, trzeba by by bardziej zym, bardziej nienawidzcym, dumnym i namitnym ni wszyscy inni. Na tym wiecie tylko wojna przynosi zwycistwo... Mesjasz musiaby by wodzem, ktry by zdoa poprowadzi nas na wszystkich naszych wrogw a tych s legiony! Moe to budzi w tobie oburzenie, ale takiego Mesjasza nie wyobraam sobie. Nie potrafi si oderwa od tego, co widz, sysz, czuj... Czy kto, kto by z garstk naszej modziey porwa si na cay wiat i zdoa go zwyciy, mgby by uwaany za czowieka z krwi i koci? Niestety cho nienawidz wszystkiego, co pochodzi od saduceuszy, czuj, e zaczynam myle podobnie jak i oni. Mesjasz wydaje mi si tylko jakim idealnym wzorem wszystkich cnt, ktry nam zosta podany, i gdybymy go cho w czci zdoali naladowa, uczynilibymy nasze ycie lepszym, milszym, pikniejszym. I wydaje mi si, e nie ja jeden tak myl. S faryzeusze, ktrzy, gdy kto przy nich wspomni o przepowiedni dotyczcej powrotu Eliasza, mwi: Czekajcie, czekajcie na niego, tak jednak, jak si powiada o rzeczy nie majcej si nigdy speni. Ale gono nikt nie chce wyjawi takich myli. Ja rwnie nie wypowiadam ich. Pisz o tym tylko do ciebie, Justusie, i rozmawiam o tym z Jzefem. On, jak wiesz, nie jest ani faryzeuszem, ani saduceuszem, wyznaje za filozofi, ktra mwi, e uczciwie zarobione zoto stanowi najistotniejszy sens ludzkiego ycia. Moi chaberim maj mi za ze, e przyjani si z nim, e wsplnie prowadzimy handel. Ze wzgldu na jego stosunki z goimami uwaaj go
7

za zanieczyszczonego. W gruncie rzeczy Jzef jest wielkim grzesznikiem... Mam jednak do niego sabo. On jeden, mimo tylu swoich spraw, ktre mu nie daj duej wysiedzie na miejscu ani w Jerozolimie, ani w Arymatei, interesuje si zdrowiem Rut, znajduje czas, by j odwiedzi, porozmawia z ni, zabawi, przynie jej jaki podarunek. Dla mnie jest rzecz niezrozumia, jak czowiek nie zachowujcy przepisw Zakonu jestem pewny, e gdyby nie jego bogactwa, byby ogoszony jednym z minim moe posiada tyle dobroci. Zawsze oceniaem ludzi wedug ich pobonoci i nigdy bym nie przypuci, e wanie midzy mn a Jzefem zawie si bliszy stosunek. Nawet przyja. Gdyby nie on... Przeywaem ju chwile cakowitego zaamania. Chciaem bluni, kl, szuka zapomnienia w grzechach. W takich dniach wielkie a nieszczere sowa pociechy, jakimi mnie obdarzali moi chaberim, wywoyway we mnie mdoci. Natomiast proste odezwanie si Jzefa, jaki art, ktrym, czuj to, chce mnie oderwa od mojej rozpaczy, sprawiaj, e odzyskuj rwnowag. Nigdy bardziej ni teraz nie byo mi potrzeba przyjani ludzkiej i nigdy nie dobijaem si o ni natarczywiej. Jaka to jednak trudna do znalezienia pera, zwaszcza wtedy, gdy si jej szuka! Dziki spce z Jzefem, cho niczym si teraz do tego nie przykadam, mj majtek ronie i pomnaa si. Staem si prawie rwnie bogaty jak Jzef. Uwaaj nas za najmajtniejszych ludzi w caej Judei. Ile radoci dziki temu bogactwu bybym w stanie sprawi Rut, gdyby bya zdrowa! Ale ona patrzy obojtnie na wszystko, co jej przynosz. Czasami kad na jej posaniu cenne klejnoty przywiezione z dalekich krajw. Ona nie chce mnie urazi jest w niej dziwna wraliwo wic przekada przez chwil piercienie i naramienniki swymi maymi domi, tak zrcznymi do wszelkiego szycia, a potem mwi: Tak, to bardzo adne... Cho stara si to ukry, sysz w jej gosie zniechcenie. Zabierz to... powiada. Wyciga si, lekkim ruchem gowy daje znak, eby si od niej oddali, przymyka oczy... Kurcz ciska mi gardo, gdy to widz, i teraz, gdy pisz... Zawsze sdziem, e bogactwa, ktre Najwyszy pozwoli mi zebra, byy mi dane na znak pochway z Jego strony. I nieraz, gdy przegldam ktr z moich haggad przed przeczytaniem jej ludziom, myl, e musiaem si Odwiecznemu spodoba, skoro pozwala mi tak o sobie pisa. Dlaczeg
8

wic przysza ta choroba jak cier wbity w rk pracujcego? Czemu On mnie przygina do ziemi, gdy tylu grzesznikw obok chodzi bezkarnie? Czasami wydaje mi si, jakbym siedzia w jakim okrutnym wizieniu, gdzie si dowiadcza cikich tortur, a jednoczenie widzia tu za krat domy, w ktrych ludzie yj zwyczajnie, kochaj si, doznaj maych codziennych radoci, niedocenianych dawniej, a tak nagle podanych w zamkniciu. Kt z nas pojmuje, czym jest zdrowie przedtem, zanim choroba zagoci w jego domu? Kto wie, jak mio potrafi wyssa wszystkie siy z czowieka, kiedy nagle tracimy mono pomocy temu, kogo kochamy? Wydaje mi si, e bl dotyka mi bardziej ni kogokolwiek innego. A przecie musz przyzna, e cay wiat jest peen okrutnych cierpie, ktre obejmuj wszystkich, i wszyscy w jakim stopniu s godni wspczucia. Moe to jest tak, e kady z nas yje w wizieniu i gdy patrzy na dom drugiego mylc z zazdroci o jego szczciu, w rzeczywistoci widzi tylko drugie wizienie? Jeli to, co przychodzi na wiat, ma wywoa naprawd przewrt, musi przynie odpowied na bezsens ycia. Napisaem bezsens i cho czuj niewaciwo tego sowa, nie potrafi go ju przekreli. Ty mnie znasz, Justusie, i wiesz, e pozostan zawsze wyznawc Najwyszego. Nie potrafibym si wyrzec nadziei, e On przecie zechce mi w kocu pomc. Wreszcie nawet bez wzgldu na t nadziej nie miabym Go opuci. C by mi wtedy zostao? Jestem prawdziwym Izraelit jednym z tych, ktrzy s skazani, by o Nim wiadczy. Moje ycie tak si ukada, e wszystko, czymkolwiek si zajmuj, jest sub dla Niego albo te zaczyna mnie odpycha swoj bezsensownoci. Nie uciekn przed Nim jak Jonasz. Wic dlaczego On mnie przywali t chorob? Oto masz, drogi nauczycielu stan mego ducha, o ktry pytae. Zmieni si, jak widzisz, od czasu gdy siadywaem u twych stp i suchaem twego nauczania. Czasami wydaje mi si, e si wielce zestarzaem, cho wiem, e nie powinienem tak mwi wobec twojej dostojnej staroci. Odpisz mi a ja ci napisz znowu o sobie i o Rut... Obym ci mg wtedy donie: Jest zdrowa!

List II
Drogi Justusie!

Kiedy widz cierpienia Rut, na wszelkie sposoby staram si co czyni, dziaa. By moe, i w ten sposb szukam tylko ratunku przed rozpacz. Niech i tak bdzie. Lepiej na prno wyobraa sobie, e jej w jaki sposb pomagam, ni z opuszczonymi rkami bezradnie patrze na jej twarz coraz bledsz, na przezroczyste powieki przetkane fioletowymi ykami lub sucha oddechu, ktry brzmi jak jk. O Adonaj! To ponad siy czowieka! Hiob straci swe dzieci, nie jest jednak powiedziane, e patrzy na ich mczarnie. Bl drugich stwarza zamknity wiat wiat, w ktrym nie sposb y i z ktrego nie mona uciec, nawet przez mier. Zreszt gdy si ma do wybierania midzy blem a mierci, nie wybiera si niczego.
Kiedy wic Chuz, Eleazar i Samuel zostali przez Wielk Rad Faryzejsk wysani dla przyjrzenia si bliej dziaalnoci Jana bar Zachariasza, poszedem z nimi i ja. Nie prowadzia mnie do niego tylko ciekawo. Mocno wrosy w nas zapisane w ksigach historie o prorokach, ktrzy lecz i wskrzeszaj. Stan mi w pamici syn wdowy z Sarepty Sydoskiej... Tamta bya pogank, litociw wprawdzie, ale kobiet obc naszej krwi i naszej wierze. Ja za jestem Judejczykiem, wiernym wyznawc Zakonu, faryzeuszem, poywaczem terumy. Su Bogu caym swym yciem. Nie auj jamuny, nie zadaj si z poganami, dbam o czysto, odprawiam posty i mody. Nie chc si chwali... Gdy chwal siebie lub kto mnie darzy pochwa, odczuwam z pocztku zadowolenie i rado, ale one szybko znikaj... To tak, jakby si zjado fig, ktra jest smaczna, ale po niej inne bd ju mniej smakoway. Znasz mnie zreszt. Nie chc si chwali, ale wydaje mi si, e moja praca ma swoj warto. Nauczam i wiem, e jestem suchany. Haggady, ktre napisaem, mwi w sposb przystpny o wielkoci, mocy i chwale Przedwiecznego. Jedn z nich, wieo napisan, opowiem ci: Pewien rabbi idc drog spotka anioa, ktry nis uk. Gdy zeszli si w wskim przejciu, jeden drugiemu nie chcia ustpi z drogi. Ustp mi rzecze rabbi. Je10

stem zajty mylami o Nim... Odejd... Ale anio nie zeszed mu z drogi. Czemu mnie zatrzymujesz? zniecierpliwi si nauczyciel (a by to bardzo mdry rabbi, znajcy wszystkie tajemnice nieba i ziemi gdy pisaem t haggad, mylaem o tobie, Justusie). Wtedy anio rzek: Ustpi ci, gdy mi powiesz, jaki On jest. Rabbi umiechn si. Dobrze trafie powiedzia tylko ja mog ci to wyjani. On jest jak piorun: spada z grzmotem na grzesznika i przybija go do ziemi... A co czyni ze sprawiedliwym? pyta anio. Nosisz Jego uk rzek rabbi a nie wiesz tego? Zdarza Mu si, e i w niego szyje swoimi strzaami... Po c jednak? Czyni to, gdy czowiek zbytnio wyronie. Pamitasz, jak nie mogc przemc Jakuba w walce porazi wreszcie jego biodro? Wic sdzisz, czcigodny, e On boi si czowieka? Tss! Tak nie mw, to by byo blunierstwo. Trzeba powiedzie inaczej: Jest w Nim tajemna sabo i gdy j czowiek odkryje staje si Mu rwny si. Ale ten sekret znaj tylko najmdrsi... I anio zszed z drogi mdremu nauczycielowi. Jak ci si podoba moja haggada? To jest moja myl, e On jest wszechpotny, ale istnieje w Nim jaka sabo. Trzeba tylko odkry waciwe zaklcie. Praojciec Jakub zna je na pewno, gdy nie ustpi Mu krokiem. Mnie niestety to sowo nie jest znane. Lecz gdzie i jak go szuka? Kiedy wydawao mi si, e wiat skada si z dwch czci: z wielkiej, w ktrej przebywaj grzesznicy i poganie, oraz z maej, w ktrej jest miejsce dla wiernych Zakonu i sprawiedliwych. Dzi zaczynam sdzi, e byby to podzia zbyt prosty. S grzesznicy jak Jzef, ktrych nie mog wyobrazi sobie razem z najgorszymi; s wierni jak saduceusze a przecie gdyby oni zostali usprawiedliwieni, nie byoby sprawiedliwoci! Nie wystarczy nazywa si wiernym, nosi talit, filakterie i pi cicit u paszcza. Istnieje drabina jak ta widziana we nie przez Jakuba na ktr si wspinamy bez koca. I nieatwo jest powiedzie, na ktrym jej szczeblu znajduje si sowo wice Najwyszego. Nie jest si u szczytu, nawet gdy si zostao faryzeuszem... Nie wszyscy moi chaberim wydaj mi si ludmi witobliwymi. Taki na przykad rabbi Joel... Drani mnie ich pobono, ktr obnosz niby gonica za mczyznami dziewka sw now kutton. Lecz jeli nawet nie wszyscy faryzeusze s prawdziwie poboni i cnotli11

wi, czyme wobec ich czystoci, modlitw, postw, rozwaa jest moralno zwykego amhaareza? Kady z nich jest wstrtnym grzesznikiem, zajtym tylko zaspokajaniem swoich namitnoci. Ci ludzie nigdy nie podnosz oczu w gr, yj z karkiem przygitym do ziemi jak trzoda, bez pamici, bez wiadomoci nawet, e istnieje Najwyszy, Jego anioowie i cnoty... Czcigodny Hillel mwi: Przyblimy Zakon do ludu i ja przynajmniej staram si to czyni. Moje haggady id midzy chaberim, oni za opowiadaj je suchaczom. Kt jednak z amhaarezw chce ich sucha? Gdybym uczy, jak wypieka chleb z piasku, zbiegliby si. Sprawy Najwyszego ich nie ciekawi. Ale jake tu myle o przyblieniu Zakonu, kiedy ma si w domu tak chorob? Cierpienia Rut s przeraajce... Nie sposb jest rozwaa chwa Najwyszego, gdy syszy si obok jk i widzi rozchylone usta drce blem. Pytasz, co na to lekarze? Nie umiej nic poradzi. Zreszt lekarze... Z pocztku przychodzili pewni siebie, haaliwi, okrelajcy chorob, zanim si jeszcze im o niej powiedziao. Potem, gdy ich leki zawiody, stali si milczcy i tajemniczy. Moje pytania pozostawiali bez odpowiedzi, porozumiewajc si tylko midzy sob niezrozumiaymi sowami. Byli coraz bardziej wymagajcy nic ju nie obiecujc i adnej pomocy nie dajc. A w kocu zaczli znika... Jeden za drugim opuszczali mj dom. Odchodzc zapewniali, e Rut na pewno odzyska zdrowie. Ale jak i kiedy tego nie mwi aden. Radzili czeka cierpliwie. Jak gdyby znudzeni moimi pytaniami, wzruszeniem ramion dawali mi do zrozumienia, e dam od nich nie wiedzie czego. Ani jeden nie wykrztusi z siebie, e ich wiedza zawioda. Raczej zdawali si przypisywa ca win mojej natarczywoci... Czy oburza ci, e w moim blu pomylaem o ratunku, jaki moe przyj z rk tego kapaskiego syna, pdzcego ycie na spalonej socem pustyni? Coraz czciej mwi si o nim, e jest prorokiem. Wielkie sowo. Od wielu ju lat nie byo proroka na ziemi Judzkiej. A ten czowiek przypomina naprawd Eliasza: lata cae y samotny wrd ska midzy Hebronem a wybrzeem Morza Asfaltowego. Kiedy wreszcie porzuci samotno i stan nad brodem koo Bethabara, ludzie zadreli. Jest, mwi, wielki, czarny, z wosami potarganymi, ubrany w skr wielbda, o oczach jak dwa gore12

jce wgle. Nie mwi podobno, ale krzyczy. Powtarza wci: Czycie pokut, pokutujcie, aujcie za grzechy... Zanurza ludzi w Jordanie, polewa im gowy i daje rady, jak maj postpowa. Niezliczone tumy cign do niego. Ju zaraz za bram miasta weszlimy w cib. W Jerozolimie ostatnie dni byy chodne; nocami pada deszcz ze niegiem. Ale w miar jak zstpowalimy ku Jerychu, robio si coraz gorcej i nasze weniane simlah zaczy nam ciy. Od jeziora bio gorco niby z piekarskiego pieca. Ludzi na drodze byo coraz wicej. Spywali bocznymi drogami i ciekami. Z dou szli inni powracajcy. Pytano ich z krzykiem: Czy prorok nie odszed? Jest cigle? Jest! odkrzykiwali. Chrzci dalej? Chrzci! Wracajcy znad Jordanu mieli twarze pene powagi, jakby nieco wystraszone. Czy krzyczy i grozi? zwracano si do nich. Gromi kapanw i faryzeuszw odpowiadali. Ale dla innych jest dobry... Do Jerozolimy dosza ju wie o tym, e Jan, chocia sam pochodzi z kapaskiego rodu, peen jest gniewu wobec saduceuszw. Ale ma suszno. C jednak mgby mie przeciwko nam? My jedni pamitamy zawsze o czci dla prorokw i my take wzywamy lud do pokuty. Wielu z naszych chaberim pokutuje dobrowolnie za grzechy nieczystych amhaarezw. Prorok, ktry by dzi pojawi si midzy nami, tylko w nas mgby znale oparcie. Coraz byo gorcej, duszniej i coraz tumniej. Wyruszywszy z miasta wczesnym witem, odpoczlimy w poudnie w miejscu, gdzie biae i czerwonawe wzgrza wstpuj w rwnin otaczajc Jerycho. Rzadkie dotychczas i trzymajce si tylko rozpadlin kpy zielonoci staway si tutaj mas zwart, niby mechaty dywan, nad ktry wystrzelay palmy. Miasto bielio si na wzgrzu swymi domami i wspaniaoci swoich paacw. Za zbitym kbem krzeww balsamowych i wysokich traw na dnie ghoru pyn piesznie Jordan. Ludzie zbiegali ku niemu jak niezliczone potoki. Wszystko tu szo: amhaarezi, rzemielnicy miejscy, mali straganiarze, celnicy, wysmarowane karminem nierzdnice, bogaci kupcy, bankierzy, lewici, suba witynna, onierze, doktorzy, znawcy Pisma, ba nawet kapani. W rozgwarze setek i tysicy gosw sycha byo narzecza galilejskie, chananejskie, syrofenickie, nosowy jzyk grecki, pokrzykiwania arabskie. Wdrowa do brodu nard wybrany: Judejczycy, Galilejczycy, przybysze z diaspory, a tak13

e Samarytanie, Idumejczycy... Niezliczone stopy miesiy piasek osypiska, w jakie rozpad si wysoki i stromy brzeg rzeki. Jordan, ktry na przestrzeni wielu staj pynie gbokim, niedostpnym korytem, tutaj pozwala siebie przekroczy. Ludzie wchodzili w wod, ona za burzya si i pienia. Tych, ktrzy nie chcieli si zamoczy, przewoziy na drugi brzeg odzie i tratwy. Czowiek, ktry posiada d lub potrafi zbi tratw z kilku desek, mg niele zarobi. Przewonicy przekrzykiwali siebie wzajem, rzucali si ku dostatniej ubranym przybyszom, cignli ich si do swoich odzi. Dochodzio do sporw i bijatyk. Oba brzegi rzeki byy zapchane ludmi, a nad tym ogromnym obozowiskiem unosi si bulgot rozmw. Dzielono si uwagami o proroku, spierano, miano, opowiadano. Cae stada wdrownych sprzedawcw z koszami penymi ywnoci krciy si midzy zebranymi. Nawoywano do maych chlebw jczmiennych, do obarzankw, do ryb suszonych lub maych teritw, ktre posplstwo jada na surowo. Tu i tam paliy si ogniska; gotowano przy nich straw. Inni sprzedawcy handlowali owocami. Masa zebranego wrd zieleni ludu przypominaa tumy pielgrzymw obozujcych pod murami miasta w dniach wit Paschy lub Szaasw. Kiedy stanlimy nad brzegiem rzeki, dzie pochyli si ju ku wieczorowi. Roziskrzona kula wisiaa nad wzgrzami Judei, ktrych ostre i poszarpane ksztaty rysoway si pod blask soca czarnym i gronym cieniem. Byo ju za pno, by przej rzek i rozmawia z prorokiem; naleao z tym poczeka do rana. Znalelimy sobie miejsce z dala od rozkrzyczanego tumu, w ktrym niewtpliwie nie brako ludzi nieczystych. Dokonawszy przepisanych obmy siedlimy do wieczornego posiku. Soce zapadao coraz niej, a dugie cienie drzew leay na zielonoburej wodzie wycignite przez ca szeroko rzeki. Jeszcze niektrzy przechodzili j w brd. Ale wikszo przybyych ukadaa si ju do spoczynku. Prorok musia odej, bo ludzie na przeciwlegym brzegu, stojcy poprzednio nad sam wod zbitym tumem, rozproszyli si po okolicy. W przestrzeni traccej barwy gorc czerwieni zapalay si ogniska. Gry Moabskie unosiy si niby rowy obok nad kamieniejcym w mroku wwozem. Zaraz jednak zaczynay gasn: szarzejc wracay spomidzy chmur na ziemi. Woda chlupotaa, gwar cich. Odmwiwszy modlitwy wieczorne i owinwszy si paszczami wycignlimy si na ziemi. Piasek styg prdko. Trzciny szumiay. Z dna ghoru niebo wydawao si mniej ni zwykle wysokie; robio wraenie paskiego
14

sklepienia wityni. Niespodziewanie nie wiadomo kiedy zapaliy si gwiazdy. Lec na wznak mylaem o Rut. Widok choroby rodzi myli moe bardziej ni widok mierci. mier co koczy, choroba nie koczy niczego... Choroba przychodzi niespodziewanie, rozpala si, przygasa, znowu odywa... Gdy czowiek sdzi, e ju odesza, ona powraca na nowo. Staje si niby koysanie to w ty, to w przd. Zaciskamy zby, czekajc, kiedy przeminie. Nie mija! I wreszcie ktrego dnia dochodzimy do przekonania, e tego ju duej nie zdoamy znie. Starczy nam jeszcze si na dzi, moe jeszcze na jutro... Dni tymczasem lec, od tamtego jutra upywa kilka szabatw i wiecznie jest to samo: maa poprawa, a po niej nowy nawrt choroby. Z pocztku miaem si w nadmiarze. Mogem czuwa, robi starania, zdobywa si na wiee pomysy. W kocu jednak moja energia wyczerpaa si; szanuj si teraz jak zapanik, ktry wie, e tylko trwaniem potrafi zmc przeciwnika. Choroba staa si niby garb, do ktrego zaczynam si przyzwyczaja. Nie mogem przedtem spa ani je. Teraz pi coraz mocniej, jakby bronic si przed obudzeniem. I jem... Pewnego dnia gotowe obudzi si we mnie podejrzenie, e chora jczy bez powodu... Nie przestaem walczy! Mam jednak takie uczucie, jakbym zdradzi spraw. Zdradziem j, sam nie wiem kiedy i sam nie wiem jak... Nad ghorem wisia woal mgy, spoza ktrego przebija si czerwony sierp ksiyca. Woda przelewaa si z szumem. Dugo nie mogem zasn...

Zbudzi nas wczenie haas ludzkiego rojowiska. Pokrzykujc aonie mewy krciy si nad rzek. Zobaczylimy, e zblia si do nas grupa kapanw i lewitw. Szli powanie, wspierajc si na laskach i wlokc za sob po mokrym piasku swe dugie szaty. Kilku pachokw roztrcao ludzi, aby kapani mogli przej nie dotknici przez cib. Idcy przodem Jonatas syn Ananiasza ubrany by w efod, co znaczyo, e przyby tutaj jako przedstawiciel wityni. Dlatego skonilimy si mu pierwsi, cho aden z nas go nie znosi. Jest synem dawnego arcykapana, szwagrem Kajfasza, nasim przewodniczcym Sanhedrynu. Ohydny saduceusz, ktry drwi z wiary w
15

zmartwychwstanie! Tak si upodobni do Greka, e jest doprawdy bezczelnoci z jego strony nakada efod! To on obsadzi swymi ludmi sadzawk Owcz i ma dochd od kadego umytego zwierzcia. Odpowiedzia na nasz ukon umiechem tak przyjaznym, jakby to nie on przezywa nas kretami, ktre ryj pod wityni. Witajcie, czcigodni nauczyciele powiedzia niech Najwyszy bdzie z wami. Czekalimy na to, co bdzie dalej. Cigle yczliwie umiechnity, wyjani nam powd swojej obecnoci na tym miejscu. Jak si okazuje nawet saduceusze nie mog ju duej udawa, e nie widz tumw cigajcych do Bethabara. Podobno take prokurator przysa goca z zapytaniem, co znaczy to zbiegowisko nad rzek. Rwnie w maym Sanhedrynie debatowano nad tym przedwczoraj cay dzie. W por kto przypomnia sobie o starym obyczaju, ktry nakazuje, aby kady nowo wystpujcy prorok przedstawi swoj misj wityni. Postanowiono wic wysa do Jana poselstwo, ktre by go wezwao do wyjanienia, z czym przyszed. To, e sam Jonatas stan na jego czele, dowodzio, jak powanie kapani traktuj ca spraw. Tak wic dowiemy si za chwil, kim on jest koczy nasi. I nie wykrci si sowami. Skoro jest Eliaszem Jonatas pocz si mia zoliwie zadamy od niego znaku. Niech uczyni cud. Oczywicie, jeeli potrafi... chichota, gadzc si po brodzie. Zadamy od niego, by uczyni cud. A wtedy... Saduceusze nie wierz w cuda, wic uwaaj, e to jest znakomita puapka. Ale maj racj w tym, e staraj si umniejszy znaczenie syna Zachariaszowego. Rzymianie s podejrzliwi i we wszystkim wsz spiski. Walka o wyzwolenie bdzie musiaa kiedy wybuchn; nie wolno jednak, aby znowu staa si prnym wybuchem. Jan nie jest na pewno czowiekiem, ktry mgby nard do niej poprowadzi... Jonatas zaproponowa, abymy razem z nimi udali si do proroka. Bdzie powaniej twierdzi gdy i wy, nauczyciele, postawicie mu pytania. Jeli nie bdzie umia na nie da odpowiedzi i zmiesza si, wielko jego zblednie tym skuteczniej.... Gdy trzeba drze skr ze skadajcego ofiar amhaareza, saduceusze
16

daj sobie doskonale rad bez nas. Ale gdy trzeba o czym przekona lud, wol wystpowa razem z nami. S tchrzami jak prawdziwi zdrajcy. Kto wie, czy nie podejrzewaj nas, e jestemy w porozumieniu z Janem; wol si od tego zabezpieczy, wsplnie go atakujc. Naradzalimy si chwil nad propozycj Jonatasa. Ale ostatecznie przyjlimy j. Jan nie jest naszym czowiekiem i nie mamy powodu go oszczdza. Dwiema duymi odziami przewieziono nas na wschodni brzeg. Zbity tum sta tu pkrgiem nad sam wod. Ze rodka ciby dochodzi gos mwicego. To prawda: on nie mwi, ale krzyczy. Pachocy zaczli torowa nam przejcie i tum rozstpowa si, patrzy jednak ciekawie, co si stanie. Otoczeni pachokami szlimy rodkiem. Wreszcie zobaczyem Jana. Sta nad brzegiem pochylony nad ludmi zanurzonymi w wodzie. Jest to olbrzym suchy i czarny. Nie zauwayem jednak, aby mia wzrok smoka. Przeciwnie, pod strzpicymi si brwiami tkwi oczy marzce, smutne, szarobkitne jak wczesnowiosenne niebo. Gdyby nie zarost, ktry go postarza, wygldaby bardzo modo. Ale w jego ruchach i gestach jest gorczka. Jak mwic krzyczy, tak chodzc biega. Ledwie ujrza nas, ruszy ku nam. Poczuem przez chwil niepokj, bo zblia si jak czowiek, ktry ma zamiar rozpocz walk. Lecz gdy ruchy i gos wydaj si zaczepne, wzrok uspokaja. Stan przed nami wsparty na swym dugim kiju. Poranny wiatr rozwiewa mu wosy i gadzi wysok, mocn pier. Zatrzyma si nagle, a na jego twarzy odmalowao si jakby uczucie zawodu: mona by sdzi, e oczekiwa kogo innego. Jonatas wysun si przed nas i zaczerpnwszy obficie powietrza powiedzia gosem mocnym, aby by syszanym przez wszystkich: Janie, synu Zachariasza! Przychodzimy tutaj od arcykapana Jzefa i caego Sanhedrynu. Chcemy ci, jak kae stary obyczaj, zapyta. Czy bdziesz nam odpowiada? Tak rzuci krtko. Ma gos dwiczny i gboki. Pytajcie... Janie, synu Zachariasza, synu Abiasza... Jonatas mwi teraz z najwysz powag i namaszczeniem. Ludzie naok cisnli si, lecz zachowywali si cicho, pragnc sysze rozmow. Kim jeste? Moe Mesjaszem?

17

Zaprzeczy piesznie. Jeszcze sowa wisiay na ustach kapana, gdy ju zawoa: Nie! Nie! Nie jestem Mesjaszem... Pomylaem, e ta odpowied rozprasza waciwe niebezpieczestwo. Gdyby Jan ogosi si Mesjaszem, mgby ju nie odpowiada na dalsze pytania. Mesjasz jest ponad wityni. Ale prorok musi zachowa pokj ze wityni. Wprawdzie Jeremiasz... Lecz s to dawne dzieje; dzi prorok musi chodzi na pasku kapanw albo winien by z nami. Wic moe jeste Eliaszem? zapyta Jonatas. Znowu way si los chrzciciela znad Jordanu. Ale odpowied przysza rwnie pieszna jak poprzednia: Nie jestem... Jonatas przez chwil przeyka lin. Zrozumiaem, e to przeczenie zaskoczyo go. Mnie zreszt take. Tum mwi o Janie jako o Eliaszu. Gdy powiedzia, e nim nie jest, poowa jego sawy spyna w piasek. Jeste prorokiem? Nie! Patrzyem zaskoczony w szaroniebieskie oczy, lecce spojrzeniem poza nas w przestrze. Jan ledwie chce patrze na tych, co go otaczaj. Jego wiat zaczyna si gdzie daleko, za tumem toczcych si ludzi. Zauwayem, e jego oczy s obrzucone zmarszczkami jak oczy pustynnych wdrowcw lub eglarzy, nawykych do wypatrywania dalekich horyzontw. Mwi i sucha jakoby w roztargnieniu. Dabym gow, e rwnoczenie czego nasuchuje. Kime wobec tego jeste? w pytaniu Jonatasa zabrzmiaa pogarda. Odpowiedzia strof Izajasza: Jestem gosem, ktry woa na pustyni... Wtedy odezwaem si: Czemu wic chrzcisz? Jego wzrok na chwil wrci z dali i spocz na mnie. Spostrzegem w jego oczach gorczk i napicie. Ja chrzcz wod powiedzia ale...
18

Oczy jego pobiegy znowu w dal, za tum, gdzie ku tamtej stronie rzeki. ...jest ju Ten, ktry sta si wczeniej ni ja, a przyjdzie po mnie... Usta mu zadray. Zapatrzony w horyzont mwi to z jakim rozczuleniem; prawie jak kobieta, gdy mwi o ukochanym mczynie: Nie jestem godny rozwiza rzemyka u sandaw Jego... Lecz w tej samej chwili pka nuta mikka i agodna. Prorok wybuchn woaniem: On przyjdzie i ochrzci was Ogniem i Duchem! Szare agodne oczy stay si nagle straszne. Znika z nich marzycielska dobro. Zaczy sypa ogniem niby wyjta z ogniska i rzucona w powietrze agiew. Postpi krok naprzd, zaciskajc donie na swym kiju. Rodzie mijowy! Sdzicie, e unikniecie Paskiego gniewu? Sprchniae drzewo nie ujdzie siekiery! Pyta przyszlicie? Jonatas cofa si, a olbrzymi prorok szed na niego, grzmic gniewnymi sowami: Pyta chcecie? Jedno wam tylko odpowiem: Pokutujcie! Pokutujcie! W prochu i w popiele pokutujcie! Jak Niniwa! Wam si zdaje, e jestecie inni ni oni? zatoczy rk krg. Jonatas uskoczy za mnie. Rozszalay prorok sta przede mn, mwi wprost do mnie; jego gorczkowe sowa leciay mi prosto w oczy niby iskry. Sdzicie, e jestecie wolni od grzechu, bocie synami Abrahamowymi? Patrz! Schyli si, porwa z ziemi gar maych utoczonych przez wod kamieni, podsun mi je na doni przed sam twarz. Z tych kamieni Najwyszy, gdy zechce, zrodzi nowych synw Abrahamowi! Poje? Ogarno mnie takie drenie, e nie umiaem nic odpowiedzie. Rozumiesz, e jest si czego przestraszy, gdy szalony i wielki mczyzna zaczyna ci z bliska wygraa. Ani si spostrzegem, kiedy zostaem sam. Moi towarzysze i saduceusze dali nurka w tum. Tylko ja jeden z caego poselstwa staem przed Janem, on za krzycza na mnie. Gupiemu tumowi musiao

19

si to podoba, bo syszaem z tyu i z bokw szydercze szepty. Gdyby rzuci si na mnie z kijem, nie znalazby si nikt, kto by mnie broni. Ju idzie On! znowu zacz mwi. Ju si zblia... Gronie brzmicy gos przygas, wzrok min mnie jak ndzn traw. Pojem: ten czowiek y niby na skraju dwch wiatw: wiata marze i wiata gniewu. Gdy patrzy blisko wybucha; gdy patrzy daleko marzy. Ma wiejado w rku mwi, jakby piewa psalm podrzuci na nim pszenic, oddzieli ziarno od plew. Zachowa ziarno w spichrzu, lecz plewy spali ogniem nieugaszonym... Zastyg na chwil w bezruchu. Wzrok jego szuka Idcego, jak szuka ldu zbkany eglarz. Lecz ju ludzie obok zaczli rzuca pytania. Kilka razy powtarzali je, zanim skrci spojrzenie i zobaczy ich. Co mamy czyni? mwili. Co mamy czyni, Janie? Co mamy czyni? Cho patrzy na nich, nie gromi. Mia ju now twarz: twarz kogo, kto przenosi sw beznadziejn mio na spotkane dziecko. Odpowiada: Masz dwa paszcze? Oddaj jeden ubogiemu... Zwrci si do celnika, ktry stan obok mnie, a ja ani spostrzegem, e czowiek nieczysty podszed do mnie na odlego mniejsz ni siedem krokw: Bierz tylko tyle, ile ci ka bra. Jaki onierz, noszcy znaki krla Heroda, zapyta: Co mam czyni? Su odpowiedzia za swj od. Czuwaj i strze, czego ci strzec kazano, lecz nie bij, nie zabijaj, nie krzywd... Teraz zobaczyem jakiego amhaareza, chopa lub rybaka z Galilei, bo mia galilejsk wymow. By tgi, o twarzy szerokiej, z gruba ciosanej. Mae oczy znikay za sterczcymi policzkami. Trzyma przed sob swe wielkie donie pene zgrubie. Wysun si z tumu z gupkowat min. Bya w nim lkliwo spleciona z zuchwaoci. Musia nalee do tych, ktrzy, gdy przyjdzie do awantury w gospodzie, pierwsi rzucaj si do bitki, a potem
20

pierwsi uciekaj. Kilku innych Galilejczykw, niemiaych i niezdarnych, wypchno go przed siebie. Prawdopodobnie zdoby ich uznanie zapowiedzi: Ju ja mu powiem... Ale teraz zapomnia jzyka i co mamrota pod nosem. Wreszcie wydoby z siebie sowa oczywicie wrzasn, i to tak gono, e a sam si przestraszy swego krzyku: Co mamy czyni? Jan zatrzyma si przed nimi. Swoj do czarn, spalon z wierzchu, bia od spodu pooy na ramieniu rybaka. Duej ni na kimkolwiek innym oczy proroka spoczy na Galilejczyku. On, taki rozproszony, przez p tylko wszystko widzcy, z caym skupieniem wpi wzrok w tp twarz tamtego. Zarzucaj swoje sieci powiedzia. I czekaj... Czekaj... I szed dalej ku innym, ktrzy si ku niemu cisnli. Ulegajc niepojtemu wewntrznemu nakazowi (odkd Rut jest chora, zdarza mi si podejmowa najbardziej rozpaczliwe postanowienia), posunem si ku niemu i ja. Znalazem si w grupie ludzi, ktrzy szli ku wodzie, by da si ochrzci. Obok mnie galilejski rybak zrywa z siebie porywczo kutton, odkrywajc zbrzowiay tors. Waciwie to byo mieszne. Jordan musi by a gsty od grzechw amhaarezw, celnikw i dziewczyn publicznych, tych wszystkich, ktrzy nie wypeniaj Zakonu. Ja staram si go wypenia jak mog najlepiej. Pokutuj za grzechy caego Izraela. Nie przyszedem do Jana po oczyszczenie, ale po zdrowie dla Rut. A przecie zbliaem si ku wodzie zwijajc po drodze paszcz na rk. Cho to byo naprawd niesuszne, gotw byem podda si obmyciu, byle w ten sposb zdoby ask proroka. Mijajc go podniosem na niego wzrok. Wydaje mi si czasami, e potrafi prosi spojrzeniem. Powiedziaem prawie pokornie: Co mam czyni, rabbi? Moja... Przerwa mi. Ale nie byo gniewu w jego ruchu, gdy dotyka doni mego ramienia. Teraz nie krzycza jak przedtem. Rzek: Su, jak potrafisz. Umiej si wyrzec... I czekaj... Dziwne prawda? Powiedzia mi czekaj, jak tamtemu Galilejczykowi. Moe tak zreszt mwi do wielu. Przecie uwaa si tylko za poprzednika kogo drugiego. Ale sw umiej si wyrzec nie rozumiem zupenie.

21

Czego mam si wyrzec? Suby Najwyszemu? Nie wyrzekn si jej, pki ycia! Woda rzeki, ciepa i mikka, spyna mi po plecach. Jan mwi, e ona oczyszcza, ale mnie si zdao, e wanie brudzi; e pokrywa botem. Odszedem w tum zawstydzony swoim postpkiem. miejesz si na pewno, e si daem wykpa razem z celnikami i nierzdnicami. Nie chciaem wrci do moich towarzyszy; zreszt na szczcie gdzie zniknli. Ukryem si wrd krzeww nadbrzenych i siadszy na ziemi mylaem, jak bardzo gupio postpiem. Jaki poytek z tego oczyszczenia, skoro nie otrzymaem w zamian nawet obietnicy zdrowia dla Rut? Lecz Jan, jak si okazuje, nikogo nie leczy. Odtrca tych, co mu przynosz chorych. Mj czas jest krtki powiada. A praca moja to prostowanie drg. Kiedy On przyjdzie... I znowu patrzy poprzez ludzi. Wykpaem si wic w Jordanie za nic. Pocieszaem si, e kademu z nas zdarza si popenia niedorzecznoci. Przesiedziaem nad rzek cay dzie. W Jerozolimie musi by zimno; wida std, jak nad wzgrzami Judei wisz cikie chmury. Tu panuje parna duchota i krzewy pene s kwiatw. Ale moe i dla czego innego nie piesz si z powrotem do miasta. Tam jest Rut, a ja, cho j kocham i zrobibym wszystko, aby bya zdrowa, z coraz wikszym trudem patrz na ni. Jej choroba staa si ju moj chorob... Znowu przyszed wieczr i Jan przesta chrzci. Tum, jak wczoraj, rozpez si po wybrzeu. Zapalano ogniska, przekupnie z wrzaskiem zachwalali swoje placki, ryby, owoce, a take mode wino w glinianych dzbankach. Niedaleko ode mnie zobaczyem grup Galilejczykw, tych samych, ktrym przewodniczy w tgi rybak. Wszyscy oni zreszt wygldaj na rybakw. Siedli w krg ogniska, odmwili modlitwy, a potem zaczli je. Rozmawiali. Mj rybak co gada niskim, dudnicym gosem. W kole swoich nie by niemiay wydawa si raczej nadmiernie haaliwy. Mwili inni. Tu naprzeciw widziaem owietlon blaskiem chopic twarz, pikn jak twarz dziewczyny. Ten mwi cicho i z rzadka. Doszo do moich uszu, jak zwrci si do czowieka, ktry siedzia obrcony do mnie tyem: Nie widziaem ci, Natanaelu, przy proroku... Nie mogem usysze, co tamten odpowiedzia, widziaem tylko, jak wskaza doni na wysok fig, rosnc nieco dalej od wybrzea. Ty zawsze marzysz... odrzek z umiechem chopak.
22

O czym tacy ludzie mog marzy? Sdziem, e o nowej odzi, o nowej sieci, o zabawie, o paru denarach atwo zarobionych, o dziewczynie... Tymczasem Szymon (tak nazywaj tego tgiego rybaka) rzek: To nie jest marzenie. Prorok Jan mwi wyranie, e On przyjdzie lada chwila. Kaza czeka... Wyobra sobie: oni myl o tym Kim, zupenie jakby to by czowiek, ktry tylko patrze, jak wyjdzie spoza krzeww. Nasuchiwaem, bo mnie bawia ich rozmowa. Kim On bdzie? przerwa ktry z nich. Jak to kim? zamia si Szymon. Mesjaszem! Przyjdzie w zbroi, z mieczem, otoczony onierzami... Albo przyjedzie na koniu, jak setnicy rzymscy... I zacznie si wojna? Jak mylisz, Szymonie? Kto wie, czy bdzie potrzebna. Moe wszystko runie na Jego widok... A my co? Pjdziemy za Nim! krzykn gorco Szymon. Ktry obok zacz mia si szczerze i nawet bez goryczy: Czy bd Mu potrzebni tacy jak my? No, Janie, a ty co mylisz? zapytano chopca o twarzy piknej dziewczyny. Ja myl powiedzia jak poprzednio spokojnie i wolno e cho jestemy tylko biedakami i grzesznikami, bdziemy Mu suyli. Co z tego, e nawet nas nie dostrzee? Mesjaszowi mio jest suy, choby z dala... Nie ma w nich zarozumiaoci mylaem, lec na rozcignitej simlah i patrzc w niebo. Gwiazd nie byo wida tak samo jak poprzedniej nocy, mglisty opar unosi si nad rzek. Ksiyc take jeszcze nie wyszed. Byo ciemno i tylko poyskiway ogniska, dwakro liczniejsze dziki odbiciom ich blasku w wodzie. Mylaem o Rut i mylaem o tym Kim, kogo zapowiedzia Jan. Kada z tych myli wypieraa drug. Przeplatay si wzajem.

Zasnem pno, lecz obudziem si wypoczty i rzeki. Moich Galilejczykw ju nie byo, poszli pewno z cib, ktra otoczya proroka. Podyem i ja w tamtym kierunku. Chciaem raz jeszcze spojrze na Jana, zanim wyrusz w drog powrotn. Minem wysokiego Czowieka o ciemnych, ale jakby przetkanych zotem wosach, spadajcych Mu na ramiona. Szed w zamyleniu. Rozgarnem ludzi. Jan sta w porodku. Ludzie znowu zwracali si do niego, a on im odpowiada. Jego oczy uciekay poza tum. Moe byy nawet bardziej niespokojne
23

ni wczoraj. Aby si skupi nad pytaniami ludzi, ktrzy go otaczali, prorok bolenie marszczy brwi. By jak pieniarz, ktry chce piewa, a musi sucha nudnego gadania. Lecz w teje chwili, gdy wysunem si z tumu w krg wewntrzny, zobaczyem skierowane ku mnie, rozszerzone arliwym uczuciem oczy proroka. Zrobiem krok w ty, bo mi si wydawao, e szykuje si, aby wybuchn nowym gniewem. Zaraz jednak spostrzegem, e jego wzrok nie by utkwiony we mnie, a jedynie w Kim tu obok mnie, jego za usta nie zaciskay si gniewnie. Przeciwnie zdaway si dre jakby od wzruszenia. Obrciem gow, by zobaczy, na kogo patrzy. Wysoki ciemnowosy Czowiek, ktrego minem, sta teraz obok. Mia twarz, jakiej si nie zapomina: twarz kogo, kogo si kiedy spotkao, nie wiadomo tylko, gdzie i kiedy. C ci powiedzie jeszcze o niej? S twarze podobne do profilu ptaka lub zwierzcia, rnice si od siebie tym lub owym. Ta miaa jaki rys wsplny dla wszystkich innych twarzy. Ale to nie bya pospolito. Wydawa si tylko mogo, e dobre spojrzenia wszystkich ludzkich oczu zbiegy si w Jego spojrzeniu. Szed wolno ku Janowi, a Jan szed ku Niemu. Gdy byli tu przed sob, prorok zatrzyma si. Powiedzia gosem stumionym, gbokim, drcym: A wic jeste?... Pochyli si, jakby chcia upa na kolana. Ale Nadchodzcy zbliy si prdko i wzi go za ramiona. Przychodz, abym by ochrzczony przez ciebie... Przeze mnie? wykrzykn Jan. Nigdy! To Ty przecie... Tak trzeba powiedzia Tamten ze spokojn stanowczoci. Chciaem zobaczy, jak Go bdzie chrzci. Ale ludzie zwarli si w krg (widziaem moich Galilejczykw, jak tgo torowali sobie drog okciami), ja za nie miaem ochoty cisn si. Postanowiem wraca. Przeszedem Jordan. W pewnej chwili zdawao mi si, e usyszaem za sob grzmot. Obejrzaem si. Wysoki Czowiek wychodzi wanie z wody i obwija si kutton. Jan co mwi wskazujc na Niego palcem. Lecz tum sta do obojtnie. Zawrciem. Ogarn mnie niezrozumiay smutek, jakby co koo mnie przeszo, a ja tego nie umiaem zatrzyma. Prno tu przyszedem

24

mylaem. Ruszyem ciko w gr po osypisku. Wdrowaem zgarbiony cay dzie w chodnym, przejmujcym do szpiku koci deszczu.

List III
Drogi Justusie!

Mamy co nowego. Tym razem nie chodzi ju o Jana, syna Zachariasza.


Inny Czowiek zami jego saw. Ludzie, jak dawniej nad Jordan, cign teraz za Przybyszem z Galilei, ktry w gronie swoich braci i przyjaci przyby do miasta. Nazywaj Go Prorokiem, cho On niczego nie zapowiada. Prorocy uginali serca krlw, wstrzsali tronem i wityni. On nie zwraca si ani do krla (w tym trzeba Mu przyzna racj tylko gupiec uzna moe rozpustnika z Tyberiady), ani do Sanhedrynu. Idzie po prostu przed siebie w nie koczcej si wdrwce, przemawia do amhaarezw oraz do wszelkiej haastry, wrd ktrej nie brak nierzdnic, celnikw i ebrakw. Nie da poszanowania dla swojej nauki; gosi j siedzc wprost pod drzewem na skraju drogi lub na odamie skalnym w byle zacienionym miejscu. Co mwi? Pki sam nie usyszaem, nie umiabym ci na to odpowiedzie. Kady z tych, ktrzy Go suchali, sysza co innego. Dla jednych jest to nierozumne, dla drugich zbyt mdre. Ci Mu zarzucaj zbytni prostot, tamci znowu niezrozumiao; s tacy, ktrych zgorszy, s inni, ktrych wzruszy i porwa. Wszyscy zgadzaj si na jedno: e mwi dobrze, jzykiem potoczystym, gadkim, przechodzcym w melodyjny zapiew. W miym gosie pod pokryciem agodnych sw zdaje si dwicze sia. Niech tylko kto sprbuje z Nim sporu, zapala si i miota sowami, ktre s jak byskawice. Ludzie twierdz, e nie syszeli jeszcze nikogo, kto by tak mwi. Z tego, co mi o Nim opowiadano, sdziem, e to jest jeden z uczniw Hillela, ktry
25

powtarza nauki starego mistrza. Podobno nawet kilka razy wypowiedzia zdanie, ktre Hillel zwyk by powtarza: e cokolwiek czowiek chce, aby mu dobrego inni uczynili, wpierw musi sam im to czyni. Ale prdko doszedem do przekonania, i to nie jest jego ucze. Hillel jako prawdziwy faryzeusz naucza wyjaniajc Pisma. On mwi zuchwale, nie zawsze odwouje si do Pism. W Nim jest jednak co z proroka to poczucie niezalenoci... Zreszt Hillela nie mg zna: to Czowiek w moim wieku albo i modszy. Potem mylaem, e to moe ucze Jana, bo On take chrzci. Okazao si jednak, e chrzci nie On, tylko Jego uczniowie. Zreszt teraz ju zaprzestali. Nie jest uczniem Jana. Nie chc ci jeszcze zdradzi wszystkiego... Gdyby by uczniem Jana, byby to ucze niewdziczny, zagasi bowiem swego mistrza, jak si gasi kaganek jednym dmuchniciem. Potoki ludzi, spywajce do Bethabara, wyschy niby Cedron w miesicu Ijar. Moe dlatego Jan porzuci teraz ujcie Jordanu i poszed do Tyberiady, gdzie stojc przed paacem ciska kltwy na gow tetrarchy. Pierwsz osob, jak znalaz Antypas po swoim powrocie z Rzymu, by prorok wieszczcy mu za kazirodztwo haniebn mier w dalekiej ziemi na zachodzie. Inny alboby si ukorzy, alboby kaza wygna napastliwego proroka z powrotem na pustyni. Antypas jest peen wahania: siedzi, jak mwi, przytulony do Herodiady i dry ze strachu przed wrbami. I taki chciaby, aby mu Rzymianie oddali panowanie nad Jude! Wracam do Proroka z Galilei. Nazywa si Joszua Jezus. Imi rwnie zuchwae jak Jego sowa. Nie mogem dowiedzie si imienia Jego ojca. On sam tego imienia nie uywa nigdy. Gdy mwi o sobie, nazywa siebie miesznie: Bar Nasz Syn Czowieczy. Tak jakbymy wszyscy nie zrodzili si z ludzkiego ciaa! By przedtem naggarem w Nazarecie, w miecie, ktre nawet wrd Galilejczykw ma opini gniazda szerszeni. Wyrabia stoy, stoki, sochy, stawia domy. Podobno zna si dobrze na rzemiole. Nagle wszystko rzuci i poszed naucza. Mg utrzyma si cakiem dobrze z uczciwie zarobionych pienidzy. On jednak woli by wczg, ktry yje z tego, co Mu ofiaruj ludzie. Dziwne, prawda? Kady z nas, jeli nawet szumia w latach modoci, z wiekiem staje si przywizany do spokojnego, zabezpieczonego trybu ycia. On przeciwnie: doszedszy lat dojrzaych zamieni ycie ciche i pewne na groce niespodziankami, niewiadome.
26

C ci jeszcze o Nim rzec? Nie poci, nie jest nazarejczykiem, nie powstrzymuje si od wina... Za to czyni cuda. To zdobyo Mu wielk rzesz zwolennikw. Mona nie wierzy w trzy czwarte tego, co ludzie o Nim plot, lecz przecie nie sposb wszystko odrzuci. Sam rozmawiaem z takimi, z ktrych zdj gorczk jednym dotkniciem rki, ktrym wzrok oczyci, ktrym zagoi wrzody. Dziwisz si pewno, e rozmawiam z ludmi, ktrzy korzystali z czarw Galilejczyka? Niestety to choroba Rut uczynia mnie takim. Nie wspominam ci o niej ani sowem. Ale po co? Gdyby si byo co zmienio... Nie zmienio si jednak nic! A raczej przeciwnie kady dzie przynosi co nowego: now klsk. Choroba toczy si jak koa wozu po pochyoci. C j teraz zatrzyma, gdy kady dzie coraz bardziej osabia ciao? Ostatni z lekarzy, zanim odszed, powiedzia z faszywym zachwytem: Ufajmy w si modoci. Mody wiek czyni cuda... Wiesz przecie, co oznacza u nich taka pociecha. Lecz gdyby nawet modo bya tym jedynym lekarstwem, to kady dzie umniejsza jego warto. To nie modo poera chorob, to choroba re modo. Wz toczy si coraz prdzej. I moe si tak toczy jeszcze bardzo dugo... Powinienem powiedzie na szczcie! Nie potrafi jednak zdoby si na to sowo. Ju ci napisaem: jestem jak miasto, ktre si poddao, ale wrg jego przegranej nie przyj i kae mu walczy dalej... Wstydz si tego, ale eby skoczy t udrk, gotw jestem i do Galilejczyka i prosi Go o ratunek. Nie potpiaj mnie, Justusie! Mwiono mi o Nim, e zrobi u siebie, w Galilei, dziwny cud. By w Kanie to miecina pooona wysoko nad brzegiem morza Genezareth, w ktrej galilejskie mode pary zwyky odbywa zalubiny. Trafi wanie na jedn z takich uroczystoci. Zaproszono Go i ucztowa z gomi. W tym widzisz Go caego! Poszed pi wino i je miodowe placki midzy galilejskich chopw, ktrzy, jak wiesz, obyczaje maj prostackie i zawsze gotowi s do pijatyki i bjek. Czy mona myle o zachowaniu czystoci, gdy si weszo midzy takich ludzi? Nikt tam, wiadomo, nie zwaa na modlitwy, na posty, na zbieranie okruchw, na naleyte obmywanie naczy. Gocie weselni najprzd pij, ile si da, potem tacz do sidmego potu i wyj rne pieni, wreszcie zaczynaj si szczypa po ktach. Nikt z faryzeuszy nie wszedby w takie towarzystwo. Jestemy po to, by dawa amhaarezom dobry przykad, a nie by pochwala ich rozwizoci. Tymczasem Galilejczyk nie do e siedzia
27

midzy nimi, ale jeszcze, gdy im zabrako wina przemieni wod w wino! Jeli ten cud zdarzy si naprawd, mona powiedzie, e dar bezcenny znalaz si w nieodpowiedzialnych rkach. Prorok powinien by kim wzniosym, nieprawda? Mona dawa godnym chleb, ale nie wino! Moja suba wynosi co dzie ebrakom kosz chleba, a mj rzdca obliczy niedawno, e gdybym codziennie dawa po dwa chleby kademu z wiernych Judei i Galilei, a take diaspory, mj majtek pozwoliby na cae trzy dni takiego szalestwa! Co by to byo, gdybym zamiast chleba i wezwania do modlitwy dawa kademu dzban wina i zacht do zabawy! Bezmylna jamuna czyni ubogich lekkomylnymi. Ale naleaoby jeszcze z innej strony oceni warto tego czynu. Tym, ktrzy Mu stanli na drodze, przemieni ogromne bathy wody w wino, by si nim mogli oopa wrd krzykw pijackiej uciechy. Lecz innym, ktrzy Go nie spotkali, co zrobi? Czy nie powinien, majc taki wielki dar, szuka najbardziej godnych? Czy nie suszniejsz rzecz byoby, gdyby na przykad uleczy moj Rut, nie za zalewa winem (podobno bardzo przedniego gatunku) dom jakiego tam galilejskiego chopka? Niechby mi j jednak uleczy... Gdyby to zrobi, potrafibym Mu okaza wdziczno. Przed witami przyby do miasta. Postanowiem Go zobaczy. Dowiedziawszy si, e siaduje pod portykiem Salomona z uczniami i suchaczami, wybraem si w tamt stron. By tam rzeczywicie, otoczony tumem. Ciba pachnie czosnkiem, cebul i star oliw. Sami amhaarezi: chopi, drobni kupcy, rzemielnicy. Krzyczy to wszystko po prostacku, przewanie nieczystym jzykiem uywanym w Galilei. Mijaem ich powoli, niby pogrony w mylach, lecz patrzyem ciekawie spod nasunitego na oczy turbanu. I na czoo Mojesza! teraz ci powiem, kim jest Galilejczyk. To ten wysoki Czowiek, ktrego z takim zapaem wita Jan, a potem Go chrzci w Jordanie! Nie myl si, jestem tego pewien. Ma zreszt twarz, jakiej si nie zapomina. Pisaem Ci wtedy: twarz czowiecz... Prno szukam nowego okrelenia. Tamto wiem nic nie mwi. Lecz jak ci Go opisa? Wysoki, doskonale zbudowany, o obliczu, ktre wyraa nieskoczon harmoni... Znowu utknem! Ale to prawda, e ta twarz pasuje do Jego postaci, do gosu, do sw... Jest spokojna jednak nie martwa. Przeciwnie powiedziabym, e jest w niej za duo ycia. Tylko e znowu sowa za duo nie
28

odpowiadaj rzeczywistoci. W tej twarzy niczego nie jest za duo, niczego za mao. Jest niby wzr twarzy ludzkiej. Twarz taka, jakimi twarze ludzkie powinny by. Ci ohydni rzebiarze greccy, ktrych nasprowadza Antypas, mogliby si cieszy, gdyby zechcia im suy na wzr: na pewno zrobiliby wedug niego posgi do cyrku w Cezarei. Tylko czy ktry z nich, najbardziej nawet w swym bezwstydzie utalentowany, potrafiby tak twarz przenie w kamie? Jest do tego stopnia pena wyrazu, e nie sposb jej sprowadzi do czego prostego, uchwytnego jednym spojrzeniem. Kada inna ma jaki szczeg, ktry nad wszystkim gruje. Gdybym chcia na przykad wyobrazi ciebie (wybacz myl bezbon!) pokazabym mylce czoo nad cignitymi uwag brwiami. Reszta byaby ju niewana. Ale twarz Galilejczyka jest wana w kadym rysie. Jego czoo myli, Jego usta... Jego usta kochaj. Inaczej nie potrafi o nich powiedzie. Wskie wargi wrd zarostu, czy mwi, czy pozostaj bez ruchu, zawsze zdaj si wyraa krzyk mioci. Tak samo oczy. S czarne niby studnia bez dna, ktra sw gbokoci przywouje i kusi. Nie bd si ju wicej sili na opisywanie. Z moich sw i tak adnego wyobraenia mie nie bdziesz... Mj rylec lizga si bezradnie po tabliczce. Mgbym ci dawa tysice Jego opisw, gdy chc je jednak wszystkie zwiza w jeden obraz nic z tego nie wychodzi. Przechodziem wic koo Niego, a On, otoczony swoimi, co do nich mwi. Udajc chwilow ciekawo zatrzymaem si przy grupie. Nie zwrci na mnie uwagi, mwi dalej gorco, z przekonaniem, wtrujc sowom ruchem rk: Zbliyo si Krlestwo Niebieskie... Zapytaem od niechcenia: Co nazywasz krlestwem, Rabbi? Tylko grzeczno kazaa mi da Mu ten tytu. Rzuci na mnie szybkie spojrzenie i zaraz odpowiedzia: Prorocy a do Jana gosili Prawo. Kto je zna ten wie o Krlestwie; kto mu zaprzecza nic nie wie. Ale Prawo trwa. Ziemia przeminie i niebo, a jedna nawet litera Prawa nie odmieni si... On cay jest w tych sowach! Mwi niby zwyczajnie, twardym jzykiem amhaarezw. Sowa wydaj si jasne, naiwnie proste. Nie przed nimi jest gbia, ale rozpoczyna si za nimi. Zapalaj si one i nie gasn. Jakby zapuszcza si z pochodni do pieczary: idziesz, a one wci pokazuj ci dalej drog... Prorocy, Prawo, Krlestwo skd ten Naggar z maego miastecz29

ka zna tak dobrze Pisma? On za wrci do swojej nauki. Mdry! Od razu ukada haggad. Zacz mwi: By krl, ktry chcia wzi on bratu swemu. Odesa wic swoj do jej ojca i kaza powiedzie: Nie podoba mi si twoja crka. Nie piewa piknie ani dba o moj rado. Jest ktliwa, jej jzyk krci si w ustach niby koowrotek. Nie otrzymaem take od ciebie za ni do wspaniaego moharu. We j sobie z powrotem... Ale ojciec oddalonej obruszy si i kaza posom powiedzie krlowi: le postpie. Wiedziae bowiem, biorc moj crk, kogo bierzesz, i nie bya ci ona z on, pki ci si nie spodobaa ona twego brata. A tak dodajesz nieprawo do nieprawoci. Wr moj crk do ask, on za oddaj bratu, bymy obaj nie zebrali wojska i nie pokarali ci kady za swoj kobiet, a twego krlestwa nie oddali innemu. Bo powiadam wam: kto opuci on, by wzi inn scudzooy, i kto opuszczon polubi, winny jest cudzostwa... Znowu przepa za sowami. Niby opowiada po prostu o sporze Antypasa z Aretasem, lecz nagle jego myl zdaje si odrywa od ziemi, ulatywa. To krlestwo, o ktrym mwi, e je wemie kto inny, i tamto, o ktrym twierdzi, e si zbliyo czy nie s to dwa obrazy tej samej rzeczy? Miaem ochot zapyta Go o to, ale odszedem od nich, bo mi si wydao, e nie wypada komu takiemu jak ja sta w tumie amhaarezw. Lecz przyznaj: nigdy nie syszaem czowieka, ktry by mwi jak Ten. Mylaem i biem si z mylami: a jeeli On potrafi wyleczy Rut? Pisaem ci ju kiedy: ta choroba jest jak garb. Gdyby nagle znika, ycie staoby si nie do wiary lekkie. Chwilami myl, e wtedy nic by mi ju nie brakowao do szczcia. A znowu czasem wydaje mi si, e gdyby si nagle ta troska skoczya, wyszyby wtedy z ukrycia inne ktre teraz wanie ona trzyma w niepamici. I moe przyszaby chwila, w ktrej pomylabym, e lepsza bya chora Rut... Nie! Nie! To niemoliwe! Ta choroba jest rzecz najokropniejsz! Nie mogem oprze si pragnieniu zwrcenia si do Niego. Oczywicie nie chciaem si pcha razem z tumem nieczystych. Najprociej byo moe posa do Niego sub i wezwa Go do swego domu. Ale tego take wolaem unikn. W Wielkiej Radzie, w Sanhedrynie mwi si z pogard o galilejskim Proroku. Co by tam pomylano, gdybym Go sprowadzi do siebie?
30

Omieszybym si w oczach wszystkich. Moe nawet uznaliby to za czyn nieczysty. Przyszo mi jednak do gowy, e mgbym si z Nim zobaczy ukradkiem, w nocy. Bya w tym tylko jedna trudno, e nie wiadomo, gdzie Go szuka: jest niby ptak, ktry kadej nocy na innej gazi chowa gow pod skrzydo. Wpierw wic trzeba si z Nim umwi. A do Niego podej nie sposb. Nie jest sam ani przez chwil. Tum oblega Go bez przerwy, a nawet gdy spoywa posiek, otacza Go gromadka uczniw. Po paru dniach nadarzya si jednak sposobno. Wrd uczniw Proroka zobaczyem znajom twarz. To may czowiek, kupczyk z Bezety, pochodzcy z Kariothu. Kupowaem co kilka razy w jego kramie i rozmawiaem z nim. Czowiek niegupi i mimo modego wieku otarty midzy ludmi. Z wygldu posta raczej obskurna: may, cherlawy, kaszlcy. Donie ma niespokojne, liskie, wiecznie spocone. Handel mu nie szed kt zreszt potrafi na Bezecie wytrzyma konkurencj z lewitami, ktrzy obracaj zotem Ananiasza i jego synw? Wierzyciele zabrali mu wszystko. Mylaem, e gdzie zgin. On tymczasem pojawi si obok Proroka. Chodzi za Nim, sucha Go, a gdy ludzie zbyt si pchaj, robi porzdek z tak min, jakby by najzaufaszym sug Mistrza. Udao mi si odwoa go na stron. Mokra jego do ykna par sykli, ktre mu wetknem. Obieca, e mi uatwi noc rozmow z Prorokiem. Wczoraj przybieg do mnie z wiadomociami. Powiedzia, e Galilejczyk ma nocowa w maym domku na Ofelu i jeeli przyjd przed drug stra, bd mg z Nim rozmawia. Byo to mao pocigajce: Ofel jest siedliskiem szumowin. Zanurza si noc w ten labirynt mierdzcych lepianek nie jest rzecz bezpieczn. Rozumiaem jednak, e to jest jedyna moliwo rozmawiania z Mistrzem bez wywoania haasu. W duchu klem, e ja, jeden z najpowaniejszych ludzi z Judei, czonek Sanhedrynu i Wielkiej Rady Faryzejskiej, mam spotka si po kryjomu z Prorokiem amhaarezw. Nie byo jednak wyboru. Stoi mi zreszt przed oczyma bez przerwy twarz Rut, coraz bielsza, i jej czarne brwi cignite na czole w wze blu... Wieczorem wyszedem z domu zawinity w czarn simlah. Dochodzcy peni krg ksiyca prszy na miasto mtnym blaskiem. Co chwila nakryway go chmury, pdzce szybko po niebie, gnane i szarpane przez wiatr. Towarzyszyo mi dwch ludzi suby, uzbrojonych w miecze i kije. Szlimy
31

schodami w czarn gbi dolnego miasta. Nad nami rozpina swe uki wodocig. Z penej dostojnoci dzielnicy paacw zstpowalimy niby w otcha w mroczne rojowisko glinianych bud. Mieszkaj tu najubosi, u nich za w czasie wit zatrzymuj si pielgrzymi, ktrych nie sta na lepsz kwater. Na szczcie wita ju si skoczyy i obcy odpynli. Pozostay po nich sterty mieci i zwierzcego nawozu. Nad ca dzielnic wisi wstrtny zaduch. Wszystko tu cuchnie, z czarnych otworw wylewa si wo brudu i ndzy. Kroki nasze rozlegaj si gono w panujcej ciszy, przerywanej tylko chrapaniem picych, ktre sycha z kadego kta. Nie bylibymy na pewno znaleli domu owego Fegiela, w ktrym przebywa Galilejczyk, gdyby stukot naszych stpa nie wywoa z jakiej czarnej wnki mojego Judasza. Czeka wida na nasze nadejcie. Tdy, rabbi, tdy powiedzia. Ostronie. Mona skrci nog... Zaczlimy si wspina po rozpadajcych si schodach, przechodzilimy mae wstrtne zakamarki, wdrowalimy wzdu obrzydliwie opaskudzonych murw. Chmury znowu zasoniy ksiyc; wiatr wzmg si, zawodzi w ciasnych uliczkach. Czuem, jak we mnie ronie niepokj, gdy zanurzaem si coraz gbiej, bez nadziei znalezienia samemu powrotnej drogi, prosto w serce tego matecznika. Nawet nie wyobraaem sobie, e w Jerozolimie, prawie u stp wityni, istnieje takie trzsawisko wszelakiej ohydy. Dolne miasto znaem dotd tylko z drogi czcej Xystos z Grobami Krlewskimi, sadzawk Siloe i bram rdlan. Judasz prowadzi nas coraz dalej, sunc przodem zwinnie i prdko niby szczur wrd ruin. On zna tutaj kady zaktek. W mroku domy i domki zdaway si pitrzy jedne nad drugimi, podobne ludziom pncym si w gr po trupach towarzyszy. To sabiej, to znowu silniej atakowa nas odr ludzkiego gnojowiska. Nareszcie gdzie koo na wp uschnitego drzewa figowego, skrzypicego w ostrych podmuchach wiatru, Judasz zatrzyma si. Przed nami by mur, a w murze niskie drzwi. Da nam znak, abymy poczekali, sam za wlizn si do rodka. Drzewo trzso si, a szelest jego zeschych lici by podobny dzwonieniu cienkich pienikw. Mimo grubego paszcza byo mi zimno, czuem przebiegajce po ciele dreszcze. Moi ludzie spogldali niespokojnie na wszystkie strony. Pomylaem sobie, e i w nich budzi obawy miejsce, w jakim si znalelimy.
32

Z ciemnoci dobieg mnie gos Judasza: Pjd, rabbi. Mistrz nie pi, zgadza si porozmawia z tob. Twoi ludzie niech poczekaj... Niechtnie rozstawaem si z towarzyszami. Nie widziaem nic z rkami wycignitymi przed siebie wszedem w mrok. Judasz jednak pooy do na mojej rce i prowadzi mnie. By to jakby korytarz, ktry cign si, jak mi si zdawao, bardzo dugo. Za cianami szumia wiatr. Nie czuem go, a tylko syszaem, jak si zanosi dugimi powistami. Korytarz skoczy si nagle, a razem z nim ciemno. Niespodziewanie znalazem si w maej izbie owietlonej kagankiem. Stay tu dwie awy i jeszcze kilka ubogich sprztw. W gbi byo okno zasonite okiennic, ktr wiatr od czasu do czasu szarpa, jakby prbowa oderwa. Na jednej z aw siedzia Galilejczyk z twarz opart na doniach, zamylony, zastygy w bezruchu. Widziaem Go teraz z boku. Na tle owietlonej ciany rysowa si wyranie Jego profil: ostry, twardy, nieomal kanciasty, a jednoczenie dziwnie mikki i w swych liniach agodny. Dugi, wygity w uk nos o wyranych nozdrzach, wskie, delikatne usta, stanowczy podbrdek... A obok tego oczy mienice si wszystkimi tonami agodnoci i wspczucia. Znowu ta niepokojca sprzeczno. Mona by powiedzie o Nim, e jest czowiekiem piknym. Lecz Jego uroda nie ma w sobie nic ze zniewieciaoci. Gdy oczy zdaj si tylko czarowa usta, mona by sdzi, nakazuj wszystko. Mwi o sile i nieustpliwej woli. Moe to pragnienie wadzy? Chyba nie... Namitnoci s jak gorczka: pon, ale pod arem czai si sabo. Ambicja potrafi by dugotrwaa. Ale i ona, w miar jak si zblia do celu, pozbawia spokoju i rwnowagi. Ten czowiek moe natomiast pragn czego do szalestwa, a przecie nie signie po przedmiot swoich pragnie rozgorczkowan rk. Najbardziej niezwalczona pokusa nie uczyni Go tyranem. Zatrzymaem si w progu, mrugajc oczami. Ogarno mnie oniemielenie. Nie dziw si temu. To moe jest zwyky amhaarez ale umie patrze jak wadca. Podnis na mnie wzrok. Spokojny zreszt, niegrony; raczej agodny i dziwnie przenikliwy. Kiedy na mnie patrzy, mam uczucie, e wszystko we mnie widzi, wszystko wie i adne sowa nie s Mu potrzebne. Judasz znikn, bylimy tylko dwaj w pustej izbie. Nagle umiechn si. Ten umiech jest jak blask soca, ktry od razu rozpogadza niebo i usuwa z nas znie33

chcenie. Odpowiedziaem Mu umiechem. Postpiem krok, chciaem by uprzejmy. Powiedziaem: Witaj, dobry Rabbi... Spokojnym ruchem wskaza mi miejsce obok siebie na awie. Czemu nazywasz mnie dobrym? zapyta. Dobry jest tylko Wszechmocny... Jego pytanie mogo znaczy tylko jedno: Czy uwaasz mnie za kogo bliskiego Najwyszemu, czy te, jak wykrzykuj moi przeciwnicy, sdzisz, e jestem narzdziem szatana? Zawahaem si. C ja naprawd wiem o Nim? Ale pojem, e jeli Mu nie oka szacunku, nic nie wyjdzie z jakiejkolwiek pomocy, jak mgbym uzyska dla Rut. Zreszt cho nie patrzy gronie, nieatwo jest powiedzie Mu w oczy: Jeste sug Beliala... Rzekem wic: Ufam, Rabbi, e przychodzisz od Niego. Nikt nie zdoaby uczyni takich jak Ty cudw bez pomocy Boskiej... Przysiadem na awie i czekaem, co powie. On za mia oczy utkwione we mnie. Dabym gow, e wiedzia, z czym do Niego przyszedem. Podj spokojnie: Ufasz... Wiedz wic: kto chce zobaczy Krlestwo, musi si narodzi na nowo. Zupenie na nowo... Skupiem myli. Ten czowiek mwi o sobie i tym swoim Krlestwie jak o rzeczach jednoznacznych. Nie tak, jakby by zapowiadaczem czy przewodnikiem do tego Krlestwa, ale po prostu samym Krlestwem. Lecz czym jest to Krlestwo, skoro go waciwie nie ma, bo go nie mona zobaczy? Trzeba si drugi raz narodzi? Ten pomys wyda mi si mieszny. Narodzi si na nowo? C to znaczy? Czowiek ma umrze i powtrnie wrci na wiat? Czy moe starzec stanie si niemowlciem i wcinie w brzuch matki? Ostatni myl wypowiedziaem gono, moe nawet nieco z lekcewaeniem. Nimb Proroka zmala od razu w moich oczach. Z Nim tak jest: chwilami mwi nieodparcie, porywajco a potem jakby si oddala, i wtedy wszystko wydaje si zudzeniem. Jeszcze raz powtrz ci moje odkrycie: On chyba mgby by tyranem, ale On nim nie chce by... Ledwie jednak wypowiedziaem tamt uwag, doznaem uczucia, jakby
34

moje sowa zabrzmiay faszywie, podobne do zgrzytu. On zdawa si tego nie dostrzega, mwi dalej z powag w gosie: Wiedz, e nikt, kto si nie narodzi z wody i z Ducha, nie wstpi do Krlestwa. Ciao rodzi si z ciaa i ciaem jest. Masz racj: starzec nie wrci do ona matki. Ale Duch rodzi take i rodzi wiecznie. Nie dziw si, gdy mwi: Trzeba narodzi si na nowo. Syszysz ten wiatr? Wycign rk, bia i wyrazist, na ktrej zna jeszcze lady cikiej pracy, wskaza okiennic, ktra draa. Szum jego syszysz, a nie widzisz go. Nie wiesz, skd nadlecia i gdzie leci, a przecie znasz Tego, kto wiatr w doni trzyma i wia kae... Tak samo z narodzinami z Ducha: nie widziae, a dokonay si... Jak? krzyknem. Jak si dokonay? Nie wiesz? zapyta z dobrotliw ironi. Ty, ktry jeste nauczycielem, znawc Pism, wykadajcym halakki, twrc haggad... Znowu wrci do powagi w gosie: Wiedz, e mwi wam, co wiem, i wiadcz wam o tym, co widziaem. Jednak nie wierzycie mi... Czy znajd wreszcie kiedy wiar na ziemi? Teraz jakby bl i zwtpienie zadwiczay w Jego sowach. Rce, ktre podnis przy okrzyku, opady bezwadnie, warga obwisa, nadajc twarzy wyraz aosnej proby. Przez jedno mgnienie oka miaem wraenie, e mam przed sob ebraka, rozkadajcego przed oczami przechodniw swoj ndz. To, co powiedzia, wydawao si skierowane do mnie. On mwi w ciemnoci, w niewidzialne za cianami izby miasto, w szeroki wiat: Mwi wam o rzeczach ziemskich a nie wierzycie. Jak zdoacie uwierzy, gdy bd wam mwi o sprawach nieba? W jaki sposb tam i, wie tylko Ten, kto z nieba zstpi: Syn Czowieczy, ktry jest. Poczuem dreszcz na ramionach. Ta przepa za kadym wyrazem! Nie mwi do mnie, nie patrzy na mnie. Mia oczy utkwione w przestrze. Spokojny, dwiczny gos z kadym sowem urasta w si. To byo niby wyzwanie rzucone komu niewidzialnemu, zakoczenie niezrozumiaej dysputy. Ukradkiem, z niemiaoci spogldaem w Jego twarz. Wci nie rozumiaem, o czym On mwi, i nie wiem, czy jest kto, kto by Go poj. Jego myl
35

przerasta sowa... Mwi jak mdrzec lub jak szaleniec... Narodzi si na nowo? Jak? Czy to znaczy, e trzeba co pozna? Zrozumie? Odkry? O czym On mwi? Jedno tylko czuem jak bardzo gupia bya moja uwaga o starcu, ktry ma si zmieni w niemowl. On na pewno ma na myli jak wznios tajemnic ducha. Moe naley do esseczykw albo do sadokidw? Moe zostao Mu objawione zaklcie wprowadzajce w wielkie misterium? Lecz cign Galilejczyk trzeba, aby zosta wpierw podniesiony w gr jak w miedziany, ktrego Mojesz zawiesi na palu u stp gry Hor. Wtedy kto na Niego spojrzy i uwierzy nie zginie. Narodzi si na wieczno. Najwyszy bowiem tak pokocha ludzi, e posa do nich swego Syna Jedynego. Nie na sd Go posa, ale na wiadectwo miosierdzia i mioci. Nie aby oskara i kara, ale by ratowa i przebacza. Kto si od Niego odwrci, ten sam si zgubi. Kto do Niego przyjdzie ten znalaz ratunek... Nie wiem, jak dugo mwi. Straciem wiadomo upywajcego czasu. Nie odpowiadaem: suchaem milczc Jego sw. Do reszty przestaem je rozumie. Zrodzio si jednak we mnie przekonanie, e tajemnica, ktr On oznajmia, musi by wielka, najwiksza z tajemnic wiata. Nie miaem nadal pojcia, na czym ona polega; przeczuwaem tylko jej wag. Cuda i Krlestwo w tym zawiera si jaki zwizek. Krlestwo przychodzi z cudami, a wrd nich najwikszym, cho niewidocznym, jest dobro... To mao dobro; jeli Jego sowa rozumie naleycie, sowo dobro nie oddaje nawet czci prawdziwego znaczenia tej cnoty Najwyszego. Skoro Wszechmocny ma by dobry, musi by najlepszy. Mona by absolutnie sprawiedliwym, ale co to znaczy by absolutnie dobrym? Sprawiedliwo zna swoj miar. Dobro nie ma adnej. Jest tylko jedna prawdziwa sprawiedliwo. Jest nieskoczony wiat miosierdzia... awka pode mn draa, gliniana polepa zdawaa si zapada. wiat rozdziela si na poowy. Wszystko dzielia ta rozmowa. Przed ni byem czowiekiem penym rwnowagi, o ugruntowanym pogldzie na ycie, byem obcy wtpliwociom. Obecnie nie jestem ju niczego pewien! Jaki niepokj wstpi we mnie. Wszystko rozsypao si wokoo mnie. Podobno ludzie umierajcy tak wanie czuj: zdaje im si, e to nie oni odchodz od wiata, ale wiat spada z ich ramion, rozsypuje si jak zleay, zarty przez mole paszcz...
36

Drgnem, gdy wsta z awy. On za porywczym krokiem podszed do okna, odczepi zatyczk, pchn okiennic, ktra otworzya si z trzaskiem. Blask witu wla si do izby razem z ostatnim podmuchem wiatru i zgasi dyszcy ostatkiem si pomie kaganka. wiato zstpia na ziemi powiedzia. W pierwszej chwili mylaem, e mwi o dniu, ktry wsta. Ale On by dalej w swoich mylach. Ludzie mwi boj si jednak blasku i lepiej si czuj w mroku, ktry zakrywa ich ze uczynki. wiato ich woa, ale oni odwracaj si od niego. Soce ich szuka lecz oni chc cienia. Podnis rce, chwil trzyma je uniesione przy twarzy, a potem opar si o ram okna. Za oknem bya zielonobiaa ciana Ofelu, rozbyskujca w socu. Zamierajcy wiatr szumia gami. Cie Czowieka z rozoonymi ramionami wydawa si skrzyowaniem dwch kierunkw. Z gry od wityni dochodzi szklany dwik srebrnych trb, ktrych graniem lewici witali wschodzcy wit. Nie odwrci si. Sta jak wierny, ktry odmawia szema, twarz do przybytku. Cichym gosem koczy: Dzie ma tylko dwanacie godzin... Potem... znowu wyczuem w Jego sowach bl potem... wysoko..., wysoko... aby wszyscy...

Odszedem niedugo pniej. Nie powiedziaem Mu nic o Rut. Nie umiaem... Zaledwie wrciem do domu, zaczem tego aowa. Tutaj choroba jest spraw, wobec ktrej wszystko traci sens. To niby cier w nodze, ktry najprzd tylko dokucza, a potem staje si piekem. Zmarnowaem sposobno... C mi daa ta rozmowa? Wysuchaem niezrozumiaych, moe szalonych sw, dowiedziaem si, e winienem si narodzi na nowo... Oto wszystko! C wsplnego z t niezrozumia rad ma zdrowie Rut? Kocz ten list patrzc na jej przeraajco bia twarz. O, Justusie! Dlaczego tak jest? Chyba jestem czowiekiem, ktry mgby bez przerwy i lepiej ni wielu gosi chwa Odwiecznego! Inni Mu suy nie chc. Ja Mu su caym swoim
37

yciem: nie ma w nim nic, co by nie byo t sub. Zamiast to uzna, On zesa na mnie t chorob, ktra miady mnie powoli, dzie za dniem. Zamiast w swoich wrogw, uderza w swych najgorliwszych czcicieli! Cud dobroci, o ktrym mwi Galilejczyk czy to nie jest bolesny art? O, Justusie, ta rozmowa nic mi nie pomoga. A nawet wydaje mi si, e po niej moja rozpacz jeszcze wzrosa. Waciwie po tym wszystkim, co On powiedzia. Przedtem mona si byo ze wiatem pogodzi. Teraz nie. Nie! Nie!

List IV
Drogi Justusie!

Nic si u mnie nie zmienio.


Prorok odszed, powrci do Galilei. Nie widziaem Go ani razu od tamtej rozmowy w zauku Ofelu. Wiem, e przebywa potem czas jaki w Judei, a do chwili, gdy rozesza si wiadomo o uwizieniu Jana. Antypas, podszczuty przez Herodiad, doczekawszy si chwili, gdy prorok odszed z Tyberiady z powrotem nad Jordan, wysa za nim swoich onierzy. Ci docignli go i pochwycili. Zosta zamknity w Macheroncie, w tej starej twierdzy w Grach Moabskich, w ktrej niegdy broni si przed Rzymianami Arystobul. Na miejscu zburzonego przez nich zamku Herod zbudowa nowy, po swojemu olbrzymi i bez smaku. Cie Nebo wisi nad jego murami. Byem tam kiedy. To warownia, ktrej bez podstpu i zdrady zdoby nie sposb. Stoi na skale urywajcej si strom cian od strony morza. W gowie si krci, gdy patrze z murw, bardziej jeszcze, ni gdy si stoi na krawdzi portyku Salomona. Z innych stron okalaj zamek take gbokie wwozy zarose dzik, spltan zielonoci i pene dziwacznych gorcych rde, wydzielajcych zatch wo. Zaktek jest peen grozy. Na tamtejszych
38

skaach niewtpliwie mona odnale lady szataskich szponw. Wyobraam sobie, e cae masy nieczystych duchw pochylaj si teraz nad lecym w lochu prorokiem. One tak lubi takich jak on piewakw i marzycieli. Poprzez marzenia wdzieraj si najatwiej do ludzkiego serca a gdy si tam raz dostan, nie ma na nie sposobu. Nie pomoe ani korze Salomona, ani najpotniejsze zaklcie. Kiedy rozesza si wrd ludzi wie o zawleczeniu Jana do Macherontu, Jezus znikn z Judei. Ma suszno gdy prorocy gin, to jeden po drugim. Przykad jest zaraliwy: ledwo Jan znalaz si w wizieniu, ju midzy saduceuszami zaczto mwi o tym, e naleaoby zamkn take Proroka z Nazaretu. My w Wielkiej Radzie patrzymy na Niego z pobaaniem. Nie dokuczy nam jak dotychczas zbytnio, a moe by jeszcze przydatny. Na to, e gromi saduceuszw, nie mamy powodu si uskara. Prorok powrci wic do swojej Galilei. Powrci i tam sprawia cuda. Myl wci o tym, chon kad wie, jak ludzie stamtd przynosz. W zdrowiu Rut nie ma adnej poprawy. Wz stacza si dalej. Nie mog o tym myle, nie mog na to patrze, nie mog o tym pisa i nie mog si od tego ani na chwil oderwa. Wszystkie inne sprawy, na ktre patrz, zdaj si tylko gr cieni. Wydaj si wane, a przecie nie maj adnej gbokoci. Chwiej si na powierzchni. Ona jedna jest naprawd wana, wyczuwalna na dnie kadej innej sprawy niby osad na spodzie garnka. yj, jem, pij, pi, rozmawiam z ludmi, umiecham si do nich, zanurzam w gb rozwaa ale to wszystko jest rwnie wiotkie jak sen. Wszystko jest snem, tylko ta choroba nim nie jest. A raczej ona jest take snem, bo i sen nie jest od niej wolny. Nie wiadomo, kiedy stoj wobec niej bardziej bezradny: gdy drczy mnie omotanego sennoci, czy gdy przychodzi w blasku soca bezwzgldna jak miecz podniesiony nad gow. Choroba tkwi gboko, moe a w duszy czowieka. Lekarze chc j stamtd wywabi, zastawiaj na ni sida. Ale ona nie daje si zwie. Rzadko pastwi si nad ciaami sabymi, ndznymi. Jeeli w nie uderza, to tylko pogardliwym ciosem aski. Ale ciao kwitnce, pikne, mode to waciwy up! Zamieni wiee rami dziecka na obcignit zuszczon skr ko o ropiejcych okciach to jej triumf najwikszy! Doktor Sabataj powiada, e choroby to s opary pieka rozdmuchiwane
39

po wiecie przez szatanw. Moe ma suszno. Mnie jednak zdarza si myle, e nie ma nic na wiecie, co by nie byo stworzone przez przedwiecznego Adonaj, wic te nie ma niczego, co by nie nosio na sobie Jego pitna. Choroby zostay take stworzone w tamte sze dni. Szatan nic z niczego nie robi. On tylko stara si odwrci dziea Najwyszego... Lecz Prorok z Nazaretu zwycia choroby. Czyni to z jak zdumiewajc swobod, jakby mimochodem. Nie wiem, co ostatecznie jest prawd z tego, co ludzie o Nim mwi, ale opisz ci trzy Jego cuda, o ktrych opowiadano mi niedawno. Zaledwie przyby do Judei a wyobra sobie, e szed rodkiem Samarii, po drodze za zatrzyma si w Sychar i par dni spdzi na rozmowach z Samarytanami uda si do Kany, w ktrej dokona poprzednio tego niezbyt rozsdnego cudu z przemian wody w wino. Przyby tam do Niego jeden ze wity Antypasa, pGrek, a pArab i, jak twierdz, czowiek mao uczciwy. Chcia koniecznie nakoni Proroka, by zstpi do Kafarnaum i wyleczy jego syna, ktry tam lea dotknity gwatown chorob. eby mie poparcie, rozda troch asw midzy haastr, by krzyczaa: Pom mu, Rabbi. To dobry czowiek! Pom mu! Ulecz mu syna! Ledwo Jezus wszed do miasta, haastra zacza swoje wycia, Pom mu! Pom! Zatrzyma si, spojrza po nich. Zmarszczy brwi. Powiedzia jak ten, kto przynis skarb, podczas gdy ludzie dopominaj si o drobne grosze: Trzeba wam koniecznie znakw i cudw? Bez tego nie zdoacie uwierzy? Ludzie ucichli i rozdziawili gby. Gdyby powiedzia: Dlaczego tego otra nazywacie dobrym czowiekiem? albo: Pienidze wzilicie i dlatego krzyczycie, umilknijcie to poganin... Nie, On ich zgani za to, e chc cudu. Jakby nie wiedzia, e dlatego tylko za Nim chodz! Wtedy wyszed z ciby ojciec chopca i sam zacz skomle: Zstp, Panie, ulecz mego syna. Zejd piesznie, bo ju umiera. Droga w d niecika. A z powrotem dam Ci osa. Zejd, Panie... Nauczyciel przerwa mu: Wracaj do domu, syn twj yje. I ruszy dalej swoj drog, a za Nim tum. Tamten dosownie oniemia. Chwil bieg za Nazarejczykiem, co bekota, chcia Go schwyta za paszcz. Potem przystan, podrapa si w gow, zawoa na swoich i powlk si do domu. Drugiego dnia by w domu. Jego syn zosta uzdrowiony wanie w chwili, gdy On mwi: Syn twj yje. Rozumiesz, Justusie! On go uleczy jednym sowem, na odlego z Kany do Kafarnaum. Nie wygasza zakl, nie dotyka chopca. Rzek, ot tak
40

sobie, troch jakby niecierpliwie: Syn twj yje. I w tej chwili gorczka chopca spada. Kto wie, czy bdc wtedy na Ofelu nie mg take powiedzie: yje a Rut byaby wstaa. Obeszoby si bez wzywania Go do domu. Przeszedem prno obok Niego. Ale czy ja potrafibym Mu zaufa? Uczyni take inny cud. To byo w Achabara. Przechodzi przez to miasteczko bo On wci wdruje z miasta do miasta, jakby nie mg wysiedzie na miejscu (kto wie, czy tak nie musi robi, moe Mu ju onierze Antypasa depcz po pitach) kiedy wyszed ku Niemu trdowaty. Czowiek w rozprutej kuttonie wszed do miasta! Tylko w Galilei moe si zdarzy co podobnego. Co powinno si zrobi wobec takiego zamania prawa? Przepis mwi, e naley wezwa ludzi, by kamieniami wygnali nieczystego z powrotem na pustyni. On jednak zatrzyma si obok czowieka z zakryt twarz, jakby nie widzia jego choroby. Wtedy tamten zacz wykrzykiwa: Rabbi, uzdrw mnie! Rabbi, oczy mnie! Byem grzeszny, ale dugo ju cierpi. Uzdrw mnie! Jeeli zechcesz, moesz mnie oczyci... Z pocztku zdawa si tych okrzykw nie sysze. Ale na dwik sw ostatnich stan. Zmierzy wzrokiem trdowatego. Wycign rk i dotkn go. Tak, chc powiedzia. Biaa skra na doniach nieczystego zbrzowiaa, jakby pad na ni cie. Czowiek podnis rce i jednym szarpniciem zdar z gowy pacht zasaniajc mu twarz. Bya jakby ogarnita pomieniem: wery ran wypeniay si ciaem, plamy znikay, jakby zmywane przez niewidzialne rce. Rabbi! krzykn i pad na kolana. Pacz, miech i skowyt dawiy go, nie mg wymwi nic wicej. Prorok pochyli si nad nim. Id w spokoju rzek. We dwa wrble, kawaek drzewa cedrowego, ni karmazynu i gazk hyzopu. Udaj si z tym do Kades do kapana. Niech ci uzna za oczyszczonego. A potem z ofiar, jak przykazuje Tora. Nie grzesz tylko wicej i nie rozpowiadaj, kto ci uzdrowi... Znowu ta jaka niedbao... Jedno sowo: Chc i z czowieka opada najstraszniejsza z chorb. A potem zaraz: Nie rozpowiadaj. Jakby chcia powiedzie: To drobiazg, nie ma o czym mwi. Lecz wobec tego c jest rzecz wan? Jeli leczenie chorb i cierpienia jest niczym, to w czym si zawiera istotna tre Jego czynu? Mwiem ci, e sowa tego Czowieka otwieraj przepa. Brzmi jak zwyczajne ludzkie sowa, lecz gdy raz zabrzmiay, nie cichn. Staj si coraz goniejsze. Narastaj echami. Tak samo
41

jak Jego czyny. Gdyby uzdrowi jednego tylko czowieka, mona by to byo ukry. Ale gdy uzdrawia tak wielu, postpuje, jakby spycha lawin kamieni, ktra toczy si po grskim zboczu. Mona sto razy mwi: Nie rozpowiadaj. Toczce si kamienie same woaj. A wreszcie trzeci cud. Zstpiwszy nad brzeg jeziora, do Kafarnaum, ktre to miasto ukocha najwicej, odkd Go wypdzono z Nazaretu (zaraz ci o tym opowiem!), Prorok uda si w szabat do synagogi. Gdy szeliah skoczy psalmy i zwrci si do zebranych, by wskazali tego, ktry bdzie czyta Prorokw, Nazarejczyk podnis rk. miao wstpi na tebut. Hazzan poda Mu zwj Prorokw. Mia wanie odczyta pierwszy werset, gdy nagle w tumie rozleg si dziki wrzask. To krzycza optany. Wielu wyznawcw Zakonu szatan ma dzi w swojej mocy. Mwi niektrzy dowiadczeni soferim, e nigdy nie widziano a tylu optacw. Ludzie odsuwali si od czowieka, ktry miota si, szarpa na sobie odzie, wy z ustami penymi piany. Id precz! Id! krzycza. Po co przyszede? Odejd! Chcesz nas zgubi! Znam Ciebie, wiem, kto jeste... Zamilknij! zawoa Jezus. Oczy optanego stany w sup, z ust popyna lina razem z wielkim charkotem. Wyjd z niego! rozkaza Nauczyciel spokojnym gosem. Czowiek zakrzycza tak strasznie, e przelknieni ludzie zaczli wybiega z bonicy. Z oskotem pad na ziemi, twarz do posadzki. Miotay nim drgawki, palce dary kamienne pyty. Wi si coraz wolniej. Wreszcie wypry si, znieruchomia. Mona byo pomyle, e nie yje. W synagodze panowaa cisza, ludzie stali zamarli w trwonym bezruchu. Lecy dwign gow niespodziewanie. Unoszc si na rkach utkwi oczy w Nazarejczyku stojcym na Tebucie ze zwojem pism w rku. O, Panie! wyszepta gosem czowieka wracajcego po dugiej chorobie do zdrowia. Podczoga si ku Niemu. Jego usta szukay rki Proroka. Tum wybuchn krzykiem zdziwienia, zachwytu, czci... Czy doceniasz, Justusie, moc sowa tego Czowieka? Powiedzie chc i uzdrowi kogo; zawoa wyjd i usun szatana to potga, jakiej nie widzielimy. Jeli kada choroba jest szataskim zamachem, to optanie
42

wydaje si chorob chorb. Znasz rojenia naszych lekarzy, ktrym si wydaje, e wynajd wreszcie zioo lub zaklcie leczce wszystkie saboci? Prorok z Nazaretu odkry co takiego. Uderza w samo sedno rzeczy. Moe jednak s rne choroby? Moe nie kada jest kar? Czciej ostatnio wczytuj si w ksig Hioba. Bo za czyje winy cierpiaaby Rut? Nie za swoje to pewne. Za moje? Najwyszy mi wiadkiem, e staram si Mu suy ze wszystkich si i zawsze usiowaem to czyni. Na pewno s ode mnie gorliwsi. Ale jeli ja, faryzeusz, nie jestem do czysty, jakime jest byle amhaarez, byle poganin? Dlaczeg za moje zaniedbania kto musiaby a tak cierpie, gdy najdrosi grzesznikw ciesz si najlepszym zdrowiem? Wieci o cudach przypywaj do Jerozolimy szerok strug. Wiesz, kto mi o nich opowiada najwicej? Ten Judasz z Kariothu, ktry doprowadzi mnie wwczas do Proroka. Przyby niedawno do Jerozolimy. Myszkuje po miecie. Wszy. Moe go przysa Jezus, by wybada, jakie s wobec Niego nastroje ludzi wityni, a moe to sam Judasz nie jest jeszcze dostatecznie utwierdzony: zosta przy Mistrzu czy powrci na Bezet? Zabawny czowieczek. Chory na pienidz. Nie wiem, co by si z nim stao, gdyby w jaki nagy sposb sta si wacicielem wielkiego skarbu. Przypaciby to chyba yciem. Wystarczy par denarw, aby w nim wywoa gorczk. Na policzki wystpuj mu wtedy amarantowe rumiece, a oczy poczynaj niezwyczajnie byszcze. Judasz nienawidzi tamtych galilejskich rybakw, ktrzy rwnie chodz za Prorokiem. Uwaa ich za gupcw. Ale wobec Mistrza czuje lk pomieszany z podziwem. Mwiem ci o tym kupczyku, e jest to czowiek wcale sprytny. Przyzna mi si, i wedug niego moc, ktr wada Jezus, przerasta Jego umiejtno uywania jej. Z tak potg twierdzi mona zrobi co wicej ni opowiada tpym galilejskim chopom nauk o miowaniu siebie nawzajem. Ale co Prorok powinien uczyni tego Judasz chyba nie wie. A moe wie, lecz nie chce przede mn wyjawi swych myli. Wydaje mi si, e jest w nim cae morze nienawici. Dlaczego noszc j w sercu poszed za Prorokiem litociwych sw i czynw, pozostanie to dla mnie zagadk. Wydaje mi si, e najchtniej skierowaby moc Mistrza na drog zemsty. Nienawidzi innych kupcw, ktrzy przyczynili si do ruiny jego kramu, nienawidzi saduceuszw i lewitw, ktrzy pognbili go
43

swoim zotem, nienawidzi ludzi monych, bogatych, szczliwych. Ale rwnoczenie nienawidzi podobnych sobie ndzarzy. Nie naley si udzi jego unieniem to tylko sposb bycia, ktry odrzuci natychmiast, gdy bdzie mia do tego sposobno. Jest w nim bunt wobec wszystkiego, bunt dotknitej dumy. mieszne ale czasami wydaje mi si, e ten straganiarz, ktrego konkurenci wygryli z jego kta na Bezecie, nosi w sobie pragnienia wielokrotnie przerastajce jego ma posta. To Judasz opowiedzia mi histori wypdzenia Jezusa z Nazaretu. Nazaret jak wiesz jest miastem awanturnikw, otrw i oszustw. Trudno sobie wyobrazi, jak ten Czowiek, niewtpliwie peen cnt i godnoci, przey tam cae swoje dziecistwo i modo. Moe gdyby y wrd innych ludzi, dostrzeono by wczeniej Jego zdumiewajce umiejtnoci. W Nazarecie jednak odkryto Go dopiero teraz, gdy ju mwi o Nim caa Judea i Galileja. Przyszed do miasta, ono za powitao Go niedowierzajcym gwarem. Nikt nie lubi si przyznawa, e nie spostrzeg tego, co inni zobaczyli. Nazaretanie zeszli si w synagodze, a twarze ich wyraay tysice wtpliwoci. W jednym byli zgodni: nie byle co bdzie im musia pokaza ten Naggar, ktrego braci i siostry mieli midzy sob i ktrego Matka staa wrd kobiet po drugiej stronie kraty. Przed bonic przyniesiono kilku chorych. Ludzie skupieni w drzwiach czekali na nadchodzcego Proroka. On za pojawi si otoczony swoimi uczniami. Przeszed midzy chorymi, jakby ich nie spostrzeg. Nie uzdrowi nikogo... Wszed do bonicy. Gdy przysza chwila czytania Prorokw, powsta z awy i wstpi na wzniesienie. Opowiadam ci, co mwi Judasz, ale wydaje mi si, jakbym Go sam widzia, gdy spokojnie rozwija rulon i gosem dobitnym, dwicznym i penym odcieni odczytuje wersety. Natrafi na Izajasza. Proroctwa syna Amosa musz Mu odpowiada jak adne inne sw barwnoci i piewnoci. Czyta: Duch Boy nade mn. Namaci mnie, bym gosi dobr nowin ubogim, nis zdrowie aujcym, a wolno winiom, otwiera oczy lepym, spuszcza ask na cierpicych, wszystkim za gosi Rok Odpuszczenia i Miosierdzia... Urwa i podnis znad zwoju swe wielkie oczy, ciemne jak morze pod tchnieniem wiatru. Jak atwo wyobrazi sobie ruchy tego Czowieka, gdy si Go widziao bodaj raz jeden! Kiedy powiedzia z moc, ktra zdaje si targa sercem: Oto Pismo dokonao si w oczach waszych!
44

w synagodze musiaa panowa miadca cisza. Ludzie patrzyli szeroko otwartymi oczami. Teraz sdzili nastpi cuda, na ktre oczekiwali, i Prorok okae jak nigdy dotd swoj potg. Suchali Go tumic oddech. On za przemawia z rosnc gwatownoci. lepi! woa. lepi i gusi! Zblia si wiosna, a wy nie wychodzicie z ziarnem w pole! Nadchodz deszcze, a wy nie zbieracie z pola dojrzaych kosw! lepi! Znakw chcecie, a znakw nie widzicie. Cudw chcecie, a cudu nie dostrzeglicie! Oto sowa, ktrych suchacie od setek lat. A co robi wasi biedni! Czy nie pacz z godu i zimna? A wasi winiowie czy nie cierpi w acuchach? A grzesznicy? Grzesz niewiedz bardziej ni zoci. A Rok Odpuszczenia? Gdzie ziarno pozostawione na polu dla ubogiego? Gdzie odpoczynek wity? Jego sowa pyny wartko. Nazarejczycy suchali do pokornie. Nawet kiwali gowami z uznaniem nad piknoci mowy. Cy, cy, cy mwi ten i tamten patrzcie, patrzcie. Jak On mwi! Nie do uwierzenia, e to ten sam naggar, ktrego widzielimy przez lata strugajcego deski... Cigle czekali, e po sowach przyjd cuda. Ale gdy krzykn: lepi! Cigle znaku czekacie, a znak zosta wam od dawna dany! poruszyli si niechtnie. Jak to, nie chce dla nich uczyni cudu? Poczuli, e maj dosy suchania. Bez kpin! My chcemy take co ujrze. Kto przerwa Prorokowi i krzykn: Do sw! Dokonaj cudu! Odezwali si inni: Uczy cud! Cud! Chcemy cudu! Syszysz? Dosy mwie! Patrzy na nich chodno... le mwi! On nigdy nie patrzy chodno. Ale zdarza Mu si, e gdy ludzie domagaj si od Niego natarczywie, czego On im nie chce lub nie moe da, Jego wzrok staje si szklisty i nieruchomy jak u kogo, kto si powstrzymuje zy. Spoglda na nich sponad skarg Izajasza. Ludzie krzyczeli coraz goniej, teraz ju wszyscy: Uczy cud! Do sw! Uczy cud! Chcemy cudu! damy cudu! Moe Jego bracia woali take razem z innymi? Sta cigle, majc przed sob wyjc zgraj. Jeeli zna ludzi, powinien by wiedzie, e w takim pooeniu sztukmistrz musi zawsze ustpi. Honor Nazaretu wchodzi tu w gr. Mg sprawi cud, a potem znowu wyrzuca im kamstwa, podoci, brak serca. Suchaliby Go pokornie. Ale On powiedzia im, co o nich myli,
45

a cudu nie chcia zdziaa. Moe nie mg? Gdy uzdrawia, mwi czasami: Wiara twoja ci uzdrowia. Moe zesanie dobra na czowieka wymaga od obdarowanego jakiej zgody na ten dar, a jeli jej nie ma, dobro moe si sta po prostu zem? By nieugity. Zaczto tupa. Cud! Cud! Chcemy cudu! wrzeszczeli. Milcza, lecz nie zstpowa z tebuty. Pozwoli im haasowa przez dug chwil, zanim wreszcie podnis rk w gr na znak, e bdzie mwi. Uciszyli si natychmiast. Byli pewni wygranej. Oczekiwali, i zapyta z ustpliwym umiechem: Wic co pragniecie, abym wam uczyni? Kady mia ju na ustach setk pomysw. U kadego Nazarejczyka powinna si bya znale natychmiast skrzynia ze zotem; ziemia wok Nazaretu powinna bya zacz rodzi dziesiciokrotnie wikszy plon; rdo, do ktrego trzeba wdrowa do podna gry, winno si byo przenie na szczyt skay; bydo powinno si byo rodzi bardziej tuste i nigdy nie chorowa... Rzek: Domagacie si ode mnie cudu. Woacie: Obcych leczye, poka teraz, jak si leczy swoich. Z Kafarnaum, z Kany przyszy o tobie wieci. Nie chcemy wyglda na gorszych ni tamci. Spraw u nas prdko co wielkiego, wikszego ni gdzie indziej! Prawda o to wam chodzi? Ale ja mwi wam: wrogami proroka jest jego ojczyzna, jego dom, jego rodzina. Przypomnijcie sobie, e nie adnej z wdw izraelskich zostaa w dniach godu powierzona opieka nad prorokiem Eliaszem, ale Fenicjance z Sarepty. I nie trdowatych Izraelczykw wysa Elizeusz do Jordanu, by si w nim przemyli siedmiokrotnie, ale wodza syryjskiego... Zdaje mi si, e sysz krzyk, jaki wstrzsn synagog po tych sowach. Dotkn ich do ywego. Tum zatrzs si jak las uderzony skrzydem wiatru i nagle run na Niego. Kady Nazarejczyk, powiadaj, jest urodzonym morderc. Prorok mia krwawo zapaci za swe zuchwae sowa. Chwyciy Go setki rk. Wleczono Go przez bonic, przez miasto, wyjc, gwidc i krzyczc. Za ostatnimi zabudowaniami Nazaretu jest strome urwisko. Tam wyprowadzono Proroka. Gdyby Go strcono, poamaby sobie rce i nogi, a moe w ogle postradaby ycie. Ale On, ktry da si im bez oporu cign a do tego miejsca, nagle wstrzsn ramionami i napastnicy odpadli jak jesienne licie, gdy targniesz pniem. Nie walczy z nimi. Wystarczy cie
46

oporu, aby rozarta, lecz tchrzliwa haastra odskoczya od Niego. Cudotwrca moe by grony oni za wierz, e On nie nie mg, ale nie chcia uczyni wobec nich cudu. Rozgarn ich jak mtn wod i przeszed rodkiem. Nikt Mu nie prbowa zabiec drogi. Zastygli w bezruchu z paluchami zakrzywionymi w ksztat szponw, z krzykiem zamarym na rozwartych ustach. Gdy min ich obejrza si. Mia wzrok, ktry nazywam penym chodu. Moe take odbijao si w Nim zdziwienie. Znowu zawrci. Oddala si bez popiechu, samotny (Jego uczniowie rozproszyli si po zarolach). Jego plecy byy zgarbione, jakby dwiga jakie brzemi. Jeszcze raz obejrza si. Z gry widzia cae Nazaret rozsypane na zboczu niby koci w trawie. Tutaj przey lata, kiedy by niczym. Dzi, gdy inne miasta otwieraj przed Nim swoje bramy, Jego rodzone miasto wyrzeko si Go, odpdzio Go. Powinien pogardza ich bezsiln zoci. Ale On zamiast gniewu roztkliwi si. Podnis donie do twarzy, ramiona zaczy Mu dre. Czy moesz to sobie wyobrazi paka! Co opakiwa? Przyziemne ycie wrd ohydnych ludzi? A jednak Judasz mwi, e paka; paka dugo. Nieraz zdarza mu si podobno paka. On, ktry tyle moe, pacze widzc, jak inni cierpi i pacz. Jest w Nim jakby dwch ludzi: jeden wie, e potrafi uzdrawia, lecz wcale si nie pieszy z dziaaniem, drugi zdaje si wykrada pierwszemu cudotwrcz moc, by czyni co wbrew susznoci... Susznoci bowiem wydaje si by nieleczenie i niezdradzanie si z nadludzk potg... Jezus nie uleczy adnego z chorych Nazarejczykw, cho wszyscy byli pewni, e wanie wrd nich dokona najwikszych cudw. Gdzie indziej nie proszono Go o nie, a On uzdrawia; tutaj czekano, e uzdrowi On za przeszed obojtnie. Moe nie obojtnie. Zauwaye ju pewno, e wiele razy musz poprawia swoje wyraenia. Ale jeli nasz sd o innych ludziach bywa czsto zanadto prosty, nasz sd o Nim jest uproszczony zawsze. Zamiast mwi przeszed obojtnie, powinienem by powiedzie przeszed udajc obojtno. Ale i to udawanie jest czym nieprawdziwym. On nie udaje. Jest porywczy w uczuciach, a jednoczenie jak nikt potrafi by panem swojej woli. Jest czowiekiem takim samym jak kady z nas: musi je, pi, spa, kocha, cierpie. Nie ma ludzkiej saboci, ktrej by si w Nim nie odnalazo. Ale to s tylko saboci. Czy nie wydaje ci si, Ju47

stusie, e zbyt czsto sabo rwnamy z grzechem? Wyobraamy sobie cnot jako stan bezsaboci. Tymczasem midzy saboci ludzk a grzechem ley granica podobna do granicy dzielcej chorob od mierci. Nie kada choroba koczy si mierci, nie kady chory skazany jest na mier. Istnieje jaka chwila przeomu. Ona jest najwaniejsza. Cnota za nie zawsze ley z dala od tego punktu. Czasami mona j odnale nad sam krawdzi. Wanie tam, gdzie si rodzi najtrudniej.

Tak wic nie ma tutaj Proroka z Nazaretu. Wdruje po Galilei, uzdrawia, wypasza szatanw, gosi swoje nauki, w ktrych wci mowa o mioci i przebaczaniu. Ja za zostaem z chorob Rut i z moim niepokojem, zrodzonym z myli, e On mg j ocali ale ja Go o to nie prosiem. Sam nie wiem, czemu tak si stao...
A gdyby pj za Nim? Od paru dni drczy mnie przekonanie, e mgbym przecie uda si do Galilei, odnale Go i prosi o pomoc. Chyba by mi nie odmwi? A miesznie, e mog myle o moliwoci odmowy. Kime On jest a kim ja jestem! Powiedziaem wczoraj o tym pomyle Judaszowi. Popiesznie zacz mnie namawia na podr do Galilei. Nie wiem, co spodziewa si na tym zarobi, ale robi to z niezmiern gorliwoci. Lecz jeli pjd, a On nic dla mnie nie uczyni? Wz toczy si w d z byskawiczn szybkoci. Nie, On mi nie moe odmwi! Robi tyle dla innych. Czyni to zawsze tak samo, nie zdradzajc najmniejszego wysiku. Niech wic ocali Rut. Wtedy... Wanie czemu On uzdrawia? Nie jest lekarzem, ktry w tym widzi swoje powoanie. Uzdrawia jakby wbrew sobie. Jakby dawa znak. Jaki znak? Mniejsza o to! Niech wyleczy Rut! Niech tylko uzdrowi Rut! Cae moje ycie zawiso od tego uzdrowienia!

48

List V
Drogi Justusie!

Pisz do ciebie ten list z domu czcigodnego Helego syna Arama, faryzeusza z miasta Kafarnaum. Speniem swoje zamierzenia i jestem w Galilei. Siedz przed domem mego gospodarza, w cieniu sykomora, ktry rozpi nade mn swe ylaste ramiona, i patrz na lece w dole jezioro. Soce spywa jak strumie rozgrzanej ywicy ze stromych stokw gr schodzcych tu prosto w wod i lizga si po jej powierzchni ku przeciwlegemu brzegowi wznoszcemu si agodnie i mienicemu si barwami niby wielu nimi tkany dywan. Piknie jest tutaj. U nas w Judei dni s jeszcze chodne i szara zielono oliwek zaczyna si dopiero rozpiera midzy pokymi od zimowych deszczw murami domw. Tu czas jest teraz rozkoszny bo i do chodu jeszcze pynie od onieonych szczytw, i morze dyszy ciepem jak agodnie buzujce ognisko. Na jego nieruchomej tafli le kolorowe plamy, bo wszystko si w niej odbija, niebo wysokie i bkitne, zote soce, ziele wzgrz, biae domy, pomaraczowe skay. Midzy tymi plamami, podobne obokom na niebie, przesuwaj si wolno trjkty agli. Rybacy wracaj z nocnego poowu. Moe On pynie w ktrej z barek?...
Przyszedem wic do Galilei. Powinienem by moe przyj wczeniej... Ale z chorob to tak: jej widok odpycha ci, chciaby odej jak najdalej, eby tylko jej nie widzie, a jednoczenie co ci trzyma przy chorym, jakby by przykuty do jego posania. Choroba to tysice wzlotw i upadkw. Nieskoczone pasmo przypyww budzcej si nadziei i rwnie nieskoczone pasmo odpyww energii i chci do walki. Nagle, nie wiadomo skd i dlaczego pojawiaj si objawy, ktre tyle razy przynosiy popraw. Rut umiecha si, je, zaczyna si trzepota do ycia... I znowu nie wiadomo skd i dlaczego nadchodzi ciemn chmur pogorszenie. Widz j wtedy, jak ley zniechcona, milczca, smutna, zgasa i opadaj mi rce. O Adonaj! Chciabym wtedy uciec na kraj wiata, nie widzie tego. Albo zamkn oczy i zapomnie o wszystkim... C z tego jednak, e zamkn oczy? Gdy bye
49

dzieckiem, pewno si take bae biaej simlah zawieszonej w ciemnym kcie izby. Wtedy zaciskae powieki, okrywae gow derk. Nie widziae ju widma. Ale i spa nie moge, bo wci wiedziae, e jednak ono tam jest... Tak samo jest z chorob Rut... Czsto, bardzo czsto zaciskam powieki. Nie widz wtedy jej smutnych oczu, zniechconego ruchu jej wychudej doni. Ale wiem, wiem, cigle wiem, e ona tak wanie patrzy i tak wanie niby z lekcewaeniem dla mojej bezsiy kiwa mi rk! Nie przyszedem do Niego wczeniej... Ale widzisz ja czuj, jakim On jest lekarzem. Widziaem wielu, ktrzy kazali sobie drogo paci za nic nie dajce sowa. On nie wiem, co mi kae zapaci. Podejrzewam, e moe zada wicej ni inni... Ju z tych pierwszych sw, z jakimi zwrci si do mnie... Ale o tym za chwil. Bd ci pisa po kolei. Powiem ci wszystko, co si zdarzyo w cigu ostatnich kilku miesicy. Zima mijaa, a ja wci wahaem si: i do Niego czy te nie i? W kocu deszcze ustay, zaczy si zblia wita. Wytumaczyem sobie, e On na pewno przybdzie do Jerozolimy, nie ma wic potrzeby szuka Go w Galilei. I rzeczywicie przyby. Ale Jego pobyt by tak krtki, e dowiedziaem si o Nim, gdy On ju odszed. Przywdrowa z tumem pielgrzymw galilejskich i z nimi powrci. Tu, w Judei, nie jest do miay: lka si moe losu Jana. Swoim ufa, ale ludziom wityni woli nie wchodzi w drog. A jednak przed swoim odejciem uczyni co, o czym bez przerwy dotychczas mwi cae miasto. Doprawdy nie rozumiem, co to za Czowiek! Jest w Nim ostrono, a jednoczenie zuchwao, jest rozsdek a w tym samym czasie skonno do robienia szalestw. Posuchaj. Wiesz, e w jednej z naszych sadzawek Owczych na Bezecie co roku w czasie witecznym dokonuje si cud: woda zaczyna nagle wrze i kipie, a pierwszy chory, ktry zdoa wtedy do niej wstpi, zostaje uzdrowiony. Pewno mnie zaraz zapytasz, dlaczego tam nie zaniosem Rut? Pewno... Wyobra sobie jednak: portyki przepenione ndz i ebrakami.... Nie ma choroby, ktrej by tam nie zobaczy. Kady kamie nasik potem, rop i moczem. Muchy unosz si chmarami, pchaj si do ust, do nosa, do oczu. Ci biedacy, ktrzy tam le, tylko czyhaj na chwil cudu. Gdy woda poruszy si, wszystko si do niej pcha, pdzi tratujc si wzajemnie. Kady wtedy gotw zamordowa drugiego, jeliby mu stan na drodze. Nale do ludzi, ktrzy si nie umiej
50

pcha ani te czatowa w gotowoci na ubiegnicie innych. Nie chodzi zreszt o ich krzywd. Chc by wobec ciebie szczery. Gdybym mg kupi sobie dostp do wody, nie zawahabym si przed zrobieniem tego. Wydaje mi si, e mam wicej prawa do cudu ni wielu z tych, ktrzy tam le najohydniejszych grzesznikw. Ale walczy o miejsce, o pierwszestwo? Tego nie potrafi. Zaraz wic zaczynam przekonywa samego siebie: w takiej cibie nie wiadomo, czy mi si uda dosta w por do wody. A tymczasem Rut moe si nabawi od otaczajcej j hooty jakiego obrzydlistwa... Czy potrafi j ustrzec od zetknicia z chorymi, ktrych sam widok przeraa? Kto si ubiega o cud, musi postawi wszystko na jedn kart. Ja jednak nie lubi hazardu. Tego rodzaju postanowienie nie dla mnie. Wol dziaa wolno, zachowujc umiar i rozsdek. Ot Jezus poszed do sadzawki. On zawsze idzie w najgorszy, najbrudniejszy, najbardziej odraajcy tum. Chodzi midzy ludmi dyszcymi blem, niecierpliwoci i zawici do tych, ktrzy zdoali zaj lepsze miejsce, bliej brzegu. Zatrzyma si przy czowieku, ktry podobno od dawna chorowa i przez wiele lat prno stara si w por rzuci do wody. On czsto czyni taki krok: zatrzymuje si przy kim, kto Go nie woa, zadaje pytania, na ktre nie potrzebuje odpowiedzi... Zwrci si do tamtego: Chcesz by zdrw? Chory zacz naturalnie wystkiwa swoje ale: Ba, pewno, kto by nie chcia? Tyle lat ju le... Ale c? Nie nad... Nie mam wadzy w nogach. Zawsze mnie uprzedz... O, to li ludzie... Tak, tak, umrze mi przyjdzie. Gdyby Ty, Rabbi, zechcia tu przy mnie posta i kiedy si woda ruszy, prdko mnie do niej zanis... Ale wiem, e nie bdziesz chcia... Taki ju mj los... Ot, co takiego plt, jak kady, komu choroba zrosa si z yciem i zasonia wiat. Ale Jezus przerwa mu. Rzek krtko, jakby Go znudziy narzekania czowieka: We posanie swoje i id... I chory wsta! Od razu stan na nogi, zarzuci na plecy dery, na ktrych lea i poszed. Nawet nie podzikowa Nazarejczykowi, bo mu Tamten zgin z oczu w tumie, jaki si zaraz zbieg. Ale kiedy szed przez miasto ze swoim brzemieniem, zatrzymali go nasi chaberim. Byli zgorszeni, bo czy nie mwi halakki, e nie wolno nosi ciarw w dzie wity? A to by szabat! Zaczto robi uzdrowionemu wyrzuty, on za tumaczy si, e Ten, kto go uzdrowi, kaza mu wzi posanie
51

i i z nim do domu. Znowu wydaje mi si, e ten Czowiek ma wiksz wadz ni rozsdek. Po c nieproszony uzdrowi tamtego, i to wanie w szabat? Nie mg poczeka do nastpnego dnia? I czy wanie tamten zasuy sobie najbardziej na uzdrowienie? Najniepotrzebniej stwarza sobie wrogw. Bo i wrd naszych zaczyna si teraz o Nim mwi z niechci. Takie gorszenie ludzi jest pozbawione rozsdku. Jestemy, by dba o zachowanie czystoci i kto przeamuje przepisy, musi nas mie przeciw sobie. My, faryzeusze, pilnujemy, by kade sowo i kady czyn budoway cib. On natomiast, robic rzecz w zasadzie dobr sposobem jej robienia gorszy! Ale gdyby si to byo tylko na tym skoczyo! Tymczasem pod wieczr uzdrowiony spotka Jezusa w wityni i zacz woa: Patrzcie, patrzcie, to Ten, ktry mnie uzdrowi. Wielki, mdry Prorok!... Syszc to zbiegli si ludzie i otoczyli ich koem. Przyszo take kilku faryzeuszw i znawcw Pism. Jeden z nich, Saul z Hebronu, powiedzia zaraz do Nazarejczyka: Uczynie rzecz grzeszn uzdrawiajc tego czowieka w szabat. A jeszcze powikszy swj grzech kac mu w dzie wity odnie posanie do domu... Posuchaj, co mu odpowiedzia. Gdyby si wda w roztrzsanie halakk, moe by wsplnie znaleli jak formu tumaczc ten uczynek. Ale On? Gosem spokojnym, lecz tncym jak miecz rzek: Ojciec mj dziaa zawsze i ja tak dziaam... Teraz chyba rozumiesz, e wszyscy poczuli si oburzeni. aden z prorokw nie mia nazywa Odwiecznego swoim ojcem! Ten Czowiek by moe gosi nauk Przenajwitszego Adonaj. Przyznaem Mu to wtedy... Ale c za pycha, by uwaa siebie za bliszego Najwyszemu ni inni miertelnicy! Kto zawoa: Zblunie! Zdawa si mogo, e nie usysza tego okrzyku. Cign dalej swoj myl: Syn winien naladowa Ojca we wszystkim. Ojciec z mioci do Syna pokazuje mu, jak sam dziaa. Tote wiksze jeszcze rzeczy zobaczycie, bycie si dziwili... Jak Ojciec wskrzesza zmarych, tak i Syn, komu zechce,
52

ycie zwrci. Ca sw wadz Ojciec da Synowi, bycie mu oddawali cze jak i Ojcu. A kto nie czci Syna, nie czci i Ojca, ktry Go posa. Dlatego suchajcie: gos Jego nabra solennoci, jak zawsze wtedy, gdy mwi sowa zawrotne, ktrych dna nie mona zgbi kto wierzy memu sowu, uwierzy sowu Ojca i ywot wieczny zdobdzie. Niedugo ju, a zmarli take usysz Syna, by i oni y mogli. Ca wadz Ojciec zla na Syna i jemu powierzy swj sd, poniewa Syn jest czowiekiem. Sam z siebie nic uczyni nie mog. Gdy sdz, sdz wol Tego, ktry mnie posa. I gdy wiadcz o sobie, nie ja wiadcz, ale to On, Ojciec mj, wiadczy o mnie. Chcielicie, by wam Jan powiedzia, kim jestem. Mam ja lepszego wiadka nili Jan, cho on by pochodni gorejc wielkim pomieniem. Moje czyny mwi wam, e to Ojciec mnie posa. Bluni, bluni... powtarzali. I gdybym tam by wtedy, chyba powiedziabym take: bluni. Czy pojmujesz, Justusie? On si uwaa za najwikszego z prorokw, za kogo, kto ju nie swymi sowami, ale po prostu swym yciem przedstawia Najwyszego. Saul z Hebronu powiedzia: Nie syszelimy Jego sw, ktre by o tobie wiadczyy. Nie syszelicie? unis brwi i patrzy wzrokiem wyzywajcym, i jednoczenie przywoujco. Badajcie Pisma wskaza swoje zwoje, ktre soferim trzymali w rkach badajcie Pisma, a znajdziecie w nich o mnie. Ale wy nie szukacie, bo w was nie ma mioci Boej... Przychodz inni we wasnym imieniu, ktrzy wasnej chway szukaj i tych suchacie. Mnie za, ktry przyszedem w imieniu Ojca mego i tylko Jego chway szukam nie chcecie wierzy. Obycie chocia Mojeszowi wierzyli! On pisa o mnie. Lecz nie wierzycie i jemu! Jake mnie uwierzycie? Po sowach mocnych, przecinajcych, pewnych siebie, zuchwaych nowe, niby nuta blu. Jake mnie uwierzycie?... Nasi chaberim stali w ciszy dawic si gniewem. Znienawidzili Go po tych sowach. Syszaem potem, jak opowiadali o wydarzeniu na Wielkiej Radzie: nienawi ziaa im z ust niby zapach zjedzonego czosnku. Najwicej peni byli urazy za to powiedzenie, e nie wierz Mojeszowi. A ja? Ja naprawd nie wiem, co o tym myle. Przyznaj: ten Czowiek mwi rzeczy chwilami po prostu oburzajce. A przecie ty, ktry jeste taki mdry, wiesz, e s dwa rodzaje prawdy.
53

Jedna jest prawd wycznie dla rozumu. Przyjmujemy j lub odrzucamy, dajemy si przekona lub tworzymy przeciwko jej naporowi nasz przeciwprawd. Ale kiedy przestajemy myle, kiedy jemy, zasypiamy, prowadzimy lekkie rozmowy ze swoimi, kochamy wtedy ta prawda jest nam waciwie obojtna. Lecz jest inna prawda, ktrej nie wystarczy przyj rozumem. Musimy j przyj caym sob, bo pki jej tak nie przyjmiemy, jest w nas ona buntem i blem. Kto wie, czy On wanie takiej prawdy nie gosi, i dlatego Jego sowa tak wielki wywouj we mnie wstrzs. Kade z nich wydaje si daniem. I to jakim daniem! Ja Go nie nienawidz... Za c miabym Go nienawidzi? Czasami nawet wydaje mi si, e byoby to bardzo pikne, gdyby istniaa Prawda tak cakowita, tak wypeniajca ycie jak to, co On mwi. Rozumiesz mnie, Justusie? Teraz moe oburzam ci. Tyle trudu woye kiedy w to, by zaszczepi mi w duszy obojtno mdrca, dla ktrego niewane jest ycie, a wana prawda. Ten Czowiek natomiast, gdyby Go naturalnie mona byo nazwa filozofem, wydaje si gosi inn zasad. Mwi, e wane jest ycie, poniewa prawda jest w nim... Czy jako w ten sposb... Dla Niego w kadym razie ycie i prawda nie s odrbnymi pojciami. Dla mnie nie wiem... Rano wszyscy w miecie mwili o tej rozmowie. Spierali si, biegali w poszukiwaniu Jezusa. On jednak w nocy znikn z Jerozolimy i ju si wicej nie pokaza. wita miny wic zrozumiaem, e prno czekam na Jego powrt. Jeli chc zdoby Jego moc i wiedz dla ratowania Rut, musz za Nim i; Rut znowu wyglda le... Znowu nie je, znowu ma wzrok rozdzierajco smutny...

Wyruszyem. Powdrowaem oczywicie brzegiem Jordanu, aby nie styka si z Samarytanami. W gbi ghoru jest ju upalnie, drzewa i krzewy rozrastaj si w oczach. Mtna, ledwie opada po wiosennym wylewie woda wypenia po brzegi koryto rzeki. Ludzi spotyka si wielu: cigle jeszcze wracaj pielgrzymi ze wit.
Spotkaem dwch modych ludzi, ktrzy przyszli z Perei przez brd koo Bethabara. Wdrowalimy w jednej grupie i wieczorem na postoju dowiedziaem si, e s to uczniowie Jana, ktrzy id od niego z poselstwem do
54

Jezusa. Bardzo mnie to zaciekawio i usiowaem si dowiedzie, w czym si ono zawiera. Ale tego mi powiedzie nie chcieli, natomiast opowiadali mi duo o ich mistrzu. Biedny Jan! Idc wzdu Jordanu miaem go wci przed oczyma takim, jakim go widziaem przed rokiem. Biedny Jan! Tkwi wci w lochach Macherontu. On, ktry przez lata cae nie wiedzia, co to znaczy skrywajcy przed skwarem i deszczem dom, teraz siedzi zamknity w ciemnej i dusznej celi. Jego myl musi by pena gorczki. On ju wtedy nie y teraniejszoci, ale oszoamiajcymi wizjami. Jan to pieniarz jak ten Grek, ktry wyczarowa z niczego wojn o miasto i powrt jednego z jego zdobywcw przez Wielkie Morze. Opowiada si o nim, e by lepy. Myl, e tak byo naprawd. Tylko czowiek, ktry nie widzi bliskiego, moe zobaczy tamto takie dalekie... Jan jednak widzi. C to musi by dla niego za mka! Ty na pewno rozumiesz, Justusie, to rozdarcie czowieka yjcego w dwch jednoczenie wiatach, z ktrych jeden jest zaprzeczeniem drugiego. W rzeczywistoci kady z nas.. Nieprawda? Kady z nas ma w sobie co, co go wie z ziemi za horyzontem. A jednoczenie musi y, y zwyczajnie! Ja take... Moe dlatego tak mi jest bliski los Jana. Pojmuj pokusy, ktre on znosi. wiat ten jest w nim cierniem nie do usunicia. Nigdy nie potrafimy, niestety, tak wypowiedzie naszych tsknot, by tym porywem zaguszy wiadomo naszych saboci... Znowu przypomina mi si historia grecka o tym Tantalu... Cierpie i nie mc przesta cierpie! Jak ja z powodu Rut... Ale nie tylko przez Rut. Gdyby nawet ona nie umieraa mi od lat na rkach, bybym rwnie rozdarty. Znasz to uczucie? Kto koo ciebie krzyczy. Z pocztku nie zwracasz na to uwagi. Potem krzyk opanowuje twoj myl. Nie moesz si oderwa, nie moesz si na niczym skupi. W kocu nie wiesz: kto inny krzyczy czy to ty sam... Chcc nie chcc zaczynasz take krzycze. Spostrzegszy to zamykasz si usta, napinasz uwag, szukasz znowu w sobie gosu, ktry przedtem si dobywa. Na prno! Znowu krzyk opanowuje ciebie! A jednoczenie wiesz, e tamten zguszony cichy gos jest czym najwaniejszym w twoim yciu. Wszystko gotw jeste da tak ci si przynajmniej zdaje aby go znowu usysze... Ci dwaj modzi ludzie o twarzach skupionych i dalekich to niby donie Jana wycignite w przestrze ruchem szukajcego pomocy niewidomego. Wielkimi ludmi byli nasi prorocy. I Jan jest wielki. Ale myl, e ratunkiem prorokw przed wasn wielkoci by wci przesuwany w przyszo ob55

raz proroczy. Biada jednak prorokowi jak Jan, ktry przeczeka, przey swoj misj! Jeeli wszystko, czego on oczekiwa, miao si wyrazi pojawieniem si Nazarejczyka to nie powinien duej y! Trzeba nam umiera w drodze do naszych dzie: lepiej nam walczy o ich dokonanie, ni widzie je spenione. piewacy zwaszcza powinni umiera przed swoj pieni... Oczywicie nie wierz w to, co wykrzykuje gawied, e Nazarejczyk jest Mesjaszem. Nie, nie! Czy pojmujesz jednak, czym by byo dla piewaka, ktry wyczarowa w swej duszy obraz najwikszego triumfu, przyjcie takiego Mesjasza? Mesjasza czowieka ciganego przez kapanw, pogardzanego przez faryzeuszy, zagroonego przez Antypasa i przez Rzymian, ebraka niepewnego dnia i godziny, nauczyciela nie zrozumianego przez swoich?... Bo oni Go nie rozumiej. Przekonaem si o tym. Znalazem Go w Kafarnaum. Wdruje przez zielone wzgrza Galilei, a za Nim cignie nieprzeliczony tum. Gdy wejdziesz do miasta, kiedy On gdzie w pobliu naucza, nie znajdziesz w zabudowaniach ywej duszy. Wszyscy i wszystko idzie za Nim. Gdy On zatrzymuje si, ciba otacza Go krgiem i patrzy na Niego wytrzeszczonymi oczyma. Czasami ktry mielszy zapyta Go o co. A On zaczyna mwi. Ludzie nie odrywajc od Niego wzroku siadaj na trawie: gotowi s Go sucha caymi dniami. Mona Go zreszt sucha... To take piewak, tylko e Jego pie jest niepojcie dojrzaa w swym wyrazie. Nie ma ani jednej zbytecznej, nadmiernie wycignitej nuty. Znowu przypomina mi si niewidomy Grek. Ale pieni s odkrywaniem zgasego wiata. U Nazarejczyka inaczej. Pikno wiata w Jego pieni jest piknem ywym. Syszaem, jak mwi: Patrzcie na lilie polne... Jego gos sta si wtedy mikki, dziwnie tkliwy. Gdy wymawia: lilie choby nie widzia kwiatu, czujesz jego delikatn wo i zda si dotykasz jego patkw. I zaraz: Nawet Salomon w caej swej krlewskiej chwale nie jest ubrany jak kada z nich... Czy czujesz to porwnanie? Inni bd zestawiali purpur krlewskiego paszcza z poarem, jego bysk z blaskiem klejnotu... On bierze biay niepozorny kwiatek. Odkrywa pikno tam, gdzie przestalimy je widzie. Jemu nie potrzeba porwna, ktre oszoamiaj. Znowu przyszo mi do gowy, co ci kiedy pisaem: On nikogo nie zniewala. Przywouje do siebie bez krzyku pgosem...

56

A kiedy rusza dalej, tum rozstpuje si i tworzy przed Nim niby ciasn ulic, ktra nie ma koca. Le w niej sznurem chorzy, kalecy, nieczyci. Gdy nadchodzi, wycigaj do Niego rce, krzycz, woaj Go. Caa ndza, jaka jest w ziemi Galilejskiej, staje przed Nim w szeregu. On za pochyla si nad lecymi, czasami dotyka czoa lub ramienia, mwi cicho, w przelocie, zawsze z t sam nut, jakby tymi sowami oddala si od wasnego dziea: Wsta... bd oczyszczony... nie choruj wicej... chc, aby by zdrw... Odnalazem Go w takiej wanie chwili. Szed poprzez tum, midzy krzykiem wzywajcych Go chorych a zgiekiem sprawianym przez uzdrowionych. Zatrzymalimy si w jakim miejscu, gdzie stao mniej ludzi. Zbliy si ku nam rozdajc uzdrowienia niby jamun, ktr skromny czowiek wciska ukradkiem w rk ebraka. Dwaj uczniowie Jana wyszli z szeregu i zastpili Mu drog. Zatrzyma si. Tum zaraz zacz si zbiera, chciwy Jego kadego sowa. Czego chcecie? zapyta. Rabbi powiedzia jeden z przybyych mistrz nasz, Jan syn Zachariasza, usysza w wizieniu o Tobie. Kaza nam odszuka Ciebie i zapyta: Czy jeste Tym, ktry mia przyj, czy te mamy dalej czeka? Wic na tym, widzisz, polegao owo poselstwo, z ktrym zdali. Biedny Jan. Jego pie cicha, a w mrocznym lochu przystpio do niego zwtpienie. Czy mona mu si dziwi? Prorocy, jak Jonasz, uciekali czsto od brzemienia sw. Jan nie uciek. Ale nie moe dwiga ciaru zawodu... Moe jednak co innego kryje si w tym zapytaniu. Namaszczenie, z jakim obaj posowie wypowiedzieli te sowa brzmi dziwnie. Kady prorok musi da o sobie wiadectwo. Wtedy do Jana przychodzilimy jako posowie Sanhedrynu, by nam odkry swoj misj. Do Jezusa Sanhedryn nie przysa nikogo... Wic moe Jan uczyni to, co uczyni byo trzeba wobec nowego gosiciela sw Najwyszego: posa ludzi, by z ca powag zapytali, kim jest? Idcie rzek i opowiedzcie Janowi, co widzicie: niewidomy przejrza, guchy zacz sysze, chromy ozdrowia i porwa si do biegu jak jele, niemy mwi, trdowaty sta si czysty, umary powsta z martwych, ubogi usysza dobr nowin...
57

Te sowa brzmi prosto. Nie ma w nich nic niezrozumiaego i w swojej prostocie daj odpowied najcelniejsz, nieodpart. Jeeli On poj take pytanie Jana jako akt wezwania do ujawnienia swej misji, nie mg odpowiedzie lepiej. Jego sowa splecione z cytatami z Izajasza na tej ce penej szalejcych z radoci uzdrowionych, w tumie, ktry biegnie za Nim niby za kim, kto przynosi najradoniejsze wezwanie, maj zdolno przywracania siy osamotnionemu sercu. Posowie skonili si i cofnli w tum. Ich twarze pony. Jestem pewien, e bdzie tak: Pjd do Jana, powtrz mu, co powiedzia Nazarejczyk, i zaraz przybiegn, by zosta Jego uczniami. Jak On prdko zdobywa ludzi! Odeszli. On jednak sta dalej. Zwrci si do stojcych, ktrzy naroli jeszcze wikszym tumem: Kim jest Jan? zapyta, jakby spodziewa si, e Mu kto na to odpowie. Otaczajcy Go oczywicie milczeli. Wtedy cign dalej: Czy jest trzcin na pustyni, ktr kolebie wiatr? Czy dworakiem krlewskim ubranym w mikk kutton? Czy prorokiem? Tak i wicej ni prorokiem! Ze swobod, z jak wywouje i owietla najbardziej ciemne teksty prorockie, zacytowa z Malachiasza: Posyam Anioa, by przygotowa drog przed Tob... Wiedzcie: nie byo nigdy wrd narodzonych z kobiet wikszego ni Jan! Czemu nie przyjlicie jego chrztu? Wzgardzilicie pomoc, ktr sam Bg wam zesa. Jak dzieci. Jak nierozsdne dzieci, widzc, e Jan nie je i nie pije, wykrzykiwalicie: Nie suchajmy go! Szatan jest w nim!; gdy za widzicie, e Syn Czowieczy je i pije, znowu woacie: Nie suchajmy Go! W tumie bya cisza. A przecie zakoczy niespodziewanie mniejszy jest Jan ni najmniejszy w Krlestwie Boym... Otwarcie i ostro stan w obronie Jana. Jeli on zapowiada Go i gosi arliwie jako kogo waniejszego od siebie, Jezus mwi o nim z serdecznoci i prawie tkliwoci. Ale nie zmieni nic w ich stosunku. Myl, e tak jest lepiej dla Jana. Byoby le, gdyby sdzi w swym wizieniu, i Nauczy58

ciel nie uwaa si za tego, za kogo on Go gosi. Tylko jednego nie mog zrozumie: dlaczego w tym Krlestwie, o ktrym On mwi, Jan ma by niczym? Jakby dla pogbienia moich wtpliwoci podj: Prorocy do Jana prorokowali. On ostatni... Ale wy prorokw zabijalicie, a Krlestwu zaprzeczacie. Kady mu chce gwat zada. Na prno! atwiej niebo i ziemia przestan by sob, ni zmieni si bodaj jedno sowo w zapowiedziach Paskich. Wierzycie, e Eliasz ma wrci? Otocie mieli Eliasza! Ledwo zaczyna mwi otwiera si przed suchaczami cay wiat tajemnic. Eliasz? Wic Jan miaby by Eliaszem? Przecie sam temu zaprzeczy. Powiedzia: Nie jestem nim... A jednak to prawda, aden z prorokw nie wieci tak bliskiej sobie przyszoci. Zapowiadali j na dziesitki i setki lat wczeniej. Tragedi i wielkoci Jana jest poczucie dopynicia do skraju... Lecz jeli za Janem rozpoczyna si naprawd zrb czego nowego, to to nowe musi mie chyba imi Krlestwo Niebieskie... Taki byby sens tajemniczych Jego sw o Janie, ktry jest najmniejszy. Jan pozosta na drugim brzegu. Ale czy te dwa brzegi nie zetkn si ju ze sob? Co znaczy to rozamywanie si czasu, ktre Prorok amhaarezw gosi z tak niewzruszon pewnoci siebie? Krlestwo? Cigle nie rozumiem... Nagle spostrzegem, e On patrzy na mnie. Spoglda tak, jakby chcia, abym si odezwa, abym Go o co spyta. Moe mnie pozna? Mwi, e jako dziecko pyta uczonych doktorw w wityni tak mdrze, e Jego pytania zdumieway. Teraz take pyta. Ale jeszcze czciej da, aby Jego pytano. Staje przed czowiekiem i patrzy, jakby mwi: Widzisz mnie i nie pytasz? Dlaczego? Ja ci mog odpowiedzie na wszystko. Ulegem Mu. Przeykajc lin zapytaem: Rabbi, co to jest Krlestwo? Jak si do niego dosta? Masz przykazania odpar. Czyby ich nie zna? Ty, uczony? Znawca Prawa? Pozna mnie. Znam rzekem. Ale... Chciaem powiedzie: Znam, nie wiedziaem natomiast, aby ich zachowanie prowadzio do jakiego krlestwa.
59

Sam jestem wiernym wyznawc Tory, czowiekiem dbaym o czysto. Przestrzegam skrztnie wszystkiego, co nakazuj przepisy. Jestem faryzeuszem... A mimo to nie znam Krlestwa, Krlestwa szczcia, w ktrym nie ma nieszcz, blw, chorb... Wyjkaem: Ale ktre, Rabbi? Ktre przykazanie jest najwaniejsze, by znale Twoje Krlestwo? Umiechn si. Patrzy mi w oczy dobrym, agodnym spojrzeniem, ktre przeszywa na wylot. Najwaniejsze, pytasz? Czy nie to: Bdziesz miowa Pana Boga twego z caego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej? A drugie podobne: Miuj bliniego twego jak samego siebie... Poczuem wstrzs. Znasz to na pewno: wiadomo odkrycia, e istnieje ni, ktra spina tysice znanych myli i czyni z nich jedno. Od razu, wydaje mi si, pojem, o co Mu chodzi. Nie ma zakazu nie zabijaj, nie cudzo, nie kam, nie kradnij ktry by si nie sta niepotrzebny, gdyby istniaa mio. Taka mio. To jasne. Ludzie s li, poniewa nie kochaj. Gdyby ich tego nauczy! C, e cesarz przysya w swoim imieniu ofiary, gdy onierz rzymski nienawidzi nas? C, e ascharowie wybieraj podatek na wityni, jeeli tum amhaarezw peen jest zoci i nienawici? On ma racj! Trzeba ludzi nauczy kocha. Gdyby ich mona do tego zmusi! Lecz nie narzuci si drugiemu mioci... Tak, to pikna myl... Ale jaka zudna! Niebogate w ludzi bdzie to Jego Krlestwo! Jednak uwaaem dla zbudowania ludzi powinienem przyzna Mu suszno. Dobrze powiedziae, Rabbi rzekem. Przedwiecznego trzeba miowa ze wszystkich si, a bliniego jak samego siebie. To waniejsze ni caopalenia i ofiary... Podnis na mnie spojrzenie oczu, ktre na chwil przymkn. Ich blask spyn na mnie. Poczuem go, jak si czuje yk gorcego mleka w zmarznitym ciele. Powiedzia wolno, nie spuszczajc ze mnie wzroku: Niedaleki jeste Krlestwa... Czy to miaa by pochwaa? Stanowczo w takim razie niewielka. Jeeli ja, faryzeusz, jestem zaledwie niedaleki, c mwi o tych wszystkich rozwrzeszczanych amhaarezach, ktrzy Go otaczaj! Ale to nie bya pochwaa. On to powiedzia inaczej, nie tak, jak si mwi pochwa czowie60

kowi, ktry rozsdnie rzecz wyoy. Nie wiem ale mam uczucie, e Jego sowa mao si wizay z moimi sowami. Niedaleki jeste... Czy dlatego, e przyznaem Mu suszno? Czy te?... Skonny jestem nieomal sdzi, e On wyznaczy mi miejsce niedaleko Krlestwa i e w tym wanie miejscu mnie widzi, czy chce widzie... Poszed dalej a ja za Nim.

I tak chodz ju od paru dni, bdz po kach, siaduj na trawie, by sucha Jego nauk, podziwiam cuda, ktre On co dzie czyni. Czasami dziel z Nim posiek. Jego ycie jest proste. Noc spdza przewanie w polu, gdzie przy ognisku, owinity w paszcz. Gdy inni pi, wstaje, odchodzi na najbliszy pagrek i modli si. Je skromnie, co Mu si nadarzy, co inni przynios, a czsto wobec natarczywoci tumu w ogle zapomina o posikach. W cigu dnia nigdy nie jest sam. Zawsze otaczaj Go ludzie spragnieni Jego sw i Jego czynw. Lecz gdy przygodni suchacze zmieniaj si, mae grono uczniw stanowi stae i nieodczne Jego towarzystwo. On ich traktuje jak najbliszych swoich przyjaci. Ale ci uczniowie! Podobno sam ich sobie wybra spord wielu. Mona by myle, e by lepy. C za wybr! Jest ich dwunastu. Wikszo z nich to tutejsi rybacy, ludzie proci i nieokrzesani. Niektrych z nich widziaem przed rokiem nad Jordanem. Przypominam sobie w kadym razie tego wielkiego drgala o grubych, niby toporem wyciosanych rysach i gosie dudnicym jak bben arabski. Ten lubi gada, przechwala si, wynosi si nad innych! Usta mu si nie zamykaj! Ale i pozostali mu nie ustpuj. Wydaj si strasznie dumni, e Nazarejczyk wybra ich sobie za towarzyszy. Pyszni si tym i robi dumne miny wobec ludzi z zewntrz. Natomiast midzy sob kc si, ile si zmieci. Kady czuje si lepszy ni drugi, kady z nich chciaby by pierwszym po Mistrzu! Gdy On mwi oni milcz; ale niech tylko ucichnie lub oddali si na chwil zaraz rozpoczynaj swj jazgot. Prostackie sowa lataj wtedy w powietrzu. Kady, kto by ich sysza, a nie widzia i nie sysza Nazarejczyka, uciekby od tego towarzystwa przekonany, e ma do czynienia z gromad pijakw. Po swej zayoci z Mistrzem oczekuj jakiej niebywaej chway w przyszoci. Doprawdy co za gust, aby tak haastr dopuci do zayoci ze sob!
61

Rybak o dudnicym gosie nazywa si Szymon syn Jony. Jest tu take jego brat Andrzej. Dalej dwch innych braci_rybakw: Jakub i Jan, ktrych Mistrz nazwa Synami Gromu! Jan jest jeszcze chopcem i ma twarz adn jak dziewczyna (zdaje si, e to jego widziaem wtedy nad Jordanem). Ale jego rce s ju zniszczone od lin, jzyk za rwnie twardy jak u tamtych. Masz z kolei Filipa, chopaka, ktry robi wraenie nierozgarnitego: cigle si czemu dziwi i czym martwi, ale gdy Mistrz da sobie rad z tym kopotem, wybucha naiwn radoci klaszcze w rce, krzyczy, piewa. Jest Natanael pochodzcy z Kany i uwaajcy siebie nie wiadomo dlaczego za mdrzejszego od innych: ot, taki wiejski pyszaek! Obok niego Szymon, rwnie z Kany, dawny zelota, moe nawet sikkarysta, a obecnie wyrzucony z ich zwizku, jak si zdaje za mae kradziee czy co podobnego. Ten rwnie uwaa siebie za nie wiedzie kogo, a to z tej przyczyny, e bra kiedy udzia w napadzie na pijanych legionistw. Jest Tomasz, may rzemielnik, rwnie porywczy, a w swej porywczoci bezmylny, jak Szymon; ci dwaj bez ustanku skacz sobie do oczu. Ich przeciwiestwem bdzie Mateusz najwiksza ndza, jak mona byo tylko znale. Tamci s amhaarezami, ten jeszcze na dobitk jest a waciwie by celnikiem! Suy nieczystym, zbiera asy dla Rzymian! Mimo to Nazarejczyk dopuci i jego do swego grona. Chodzi wic za Nim, ale nie odzywa si prawie nigdy i tylko lkliwie oglda naok, czy ju ludzie nie chwytaj za kamienie. Dwaj nastpni to bracia Mistrza. Nie s zreszt rodzonymi brami, a jedynie synami siostry Jego Matki, czy te brata Jego ojca. Jakub jest podobny nieco do Nazarejczyka: wysoki, o adnej twarzy i zamylonych oczach. Mwi zwykle wolno, nie kci si, ale mdrkuje. On zawsze wie, co i jak trzeba byo zrobi i on jeden pozwala sobie na robienie uwag swemu wielkiemu Bratu. Powiada: le to zrobi albo: Niesusznie to zrobi. Jezus syszc to milczy i umiecha si. Drugi z Jego braci, Juda, jest podobnie jak Mateusz milczcy i potulny. Chodzi za wszystkimi, nic nie mwi, patrzy tylko na Mistrza oczami wystraszonej kozicy. Zgubi si kiedy i nawet nikt nie zauway, e go zabrako. Ostatni to mj kupczyk z Kariothu. Czowiek marzcy o jakiej zemcie, ale sprytny, dowiadczony, a nawet znajcy si nieco na Pismach. atwiej mi z nim mwi ni z tamtymi. On patrzy na swych towarzyszy z pogard
62

i twierdzi, e Mistrz popeni wielkie gupstwo wybierajc sobie takich uczniw. Jego zdaniem z winy Nazarejczyka tym chopom galilejskim poprzewracao si w gowach. Nie do, e ich dopuci do przyjani z sob, ale jeszcze nauczy ich uzdrawiania ludzi i wypdzania szatana! Pisz nauczy, cho to na pewno niewaciwe sowo. Judasz twierdzi, e On niczego nie uczy. Po prostu powiedzia: Uzdrawiajcie... i kilka razy udao si im zwyciy choroby oraz wygna szatana. C to za pomys: tak moc oddawa w takie rce! Oni jednak prbowali to robi jedynie, gdy Jezus na chwil si oddali. Przy Nim nie prbuj swoich umiejtnoci. On sam tylko uzdrawia, a te Jego uzdrowienia... Ba, nie tylko uzdrowienia! Pisaem ci, e kaza powiedzie Janowi: Umarli zmartwychwstaj... I rzeczywicie na par dni przed moim przybyciem wskrzesi czowieka. A byo to tak: wchodzi do maej mieciny galilejskiej, do Naim, kiedy zobaczy ludzi nioscych mary, a za nimi idc matk chopca, ktry umar. Kobieta krzyczaa, zawodzia, szarpaa wosy na gowie, dara kutton. Ot, jak to matka. Codziennie widzi si takie paczki w Jerozolimie. Owszem, wspczuj drugim. Zwaszcza gdy im umiera dziecko... mier dziecka to rzecz najboleniejsza. Nie mona o niej myle spokojnie, nie mona si z ni pogodzi. Musi by jeszcze ciej j znie, gdy czowiek wie, e cign j swymi grzechami. Takich matek widzi si wiele. Ale On wzruszy si rozpacz tamtej. Podszed, dotkn mar (nic Go nie obchodz przepisy czystoci!), zatrzyma nioscych. Powiedzia krtko jak zwykle: Chopcze, mwi tobie wsta. I tamten usiad. Zrobi si oczywicie wrzask, ludzie cisnli mary i rzucili si jak szaleni do ucieczki. A dziw, e to jedno wskrzeszenie nie kosztowao paru zgonw, bo w popochu mogli si pozadeptywa na mier. Ale skoczyo si wszystko dobrze. Mia prawo powiedzie do wysannikw Jana: Umary powsta z martwych. Ciekawy jestem, czy wskrzesiby kogo drugiego, dziecko innych rodzicw, ktrzy by Go o to prosili? Chodz wic za Nim lecz cigle jeszcze nie powiedziaem Mu o swojej sprawie. Sucham tego, co mwi, i coraz mocniej utwierdzam si w przekonaniu, e jeli On co dla mnie zrobi, zada za to bardzo wiele. Moe nie zada a przecie trzeba bdzie da... Zastanawiam si i pozwalam pyn dniom...
63

adnie tu. Wcigam pucami wonie pierwszych kwiatw, lecz kiedy chc si nimi rozkoszowa, czuj niby uderzenie w pier: Ty tutaj, a tam Rut... Rado ganie jak zdmuchnity kaganek. Kurcz si w sobie, wysysam z myli cay bl, powtarzam za mdrcem: Marno nad marnociami, wszystko marno... Potem bl, al i tsknota splataj si z niesmakiem, ktry nie wiadomo skd si pojawi. Zaprawd lepiej jest i za Nim i sucha Jego opowieci niby bani, ktre piewak ukada w noc pen wysokich gwiazd i szumicej potokami ciszy.

List VI
Drogi Justusie!

Chciae, abym ci w krtkich sowach opisa, w czym si zawiera nauka


Galilejczyka. Nie wiem, czy potrafi to zrobi. Zadanie nie jest atwe. Gdyby mnie zapyta, czego chce Nauczyciel z Nazaretu, mgbym ci odpowiedzie jednym sowem: wszystkiego. Bo to jest prawda: On chce od swych suchaczy wszystkiego, zupenie wszystkiego. Pewno podnosisz w tej chwili brwi i dajesz mi tym do zrozumienia, e nie pojmujesz moich sw. Zgadzam si z tob. Ale widzisz i Jego nieatwo jest poj. Prawda, ktr gosi, jest w szczegach tak prosta, e dziecko j zrozumie. W caoci zdaje si przerasta ludzki rozum. On mwi atwo i przejrzycie, jakby prowadzi po rwnej drodze. Ale nagle ta droga urywa si, czowiekowi zdaje si, e leci w przepa. I wtedy On mwi: Podaj mi rk, oprzyj si na mnie, zawierz... I le! Niedawno przyszli do Niego jacy uczniowie Jana, ktrzy bkaj si tutaj niby owce bez pasterza i jeli nie przystali do Jezusa, mwi przeciwko Niemu, jakby byli zazdroni, e On chodzi na wolnoci, gdy ich mistrz
64

wci tkwi zamknity w czarnej twierdzy. Zapytali Go: Dlaczego Twoi uczniowie nie poszcz? Odpowiedzia: Nie czas poci, gdy pan mody jest na weselu. Ale przyjd dni, kiedy on odejdzie i wtedy bd paka i smuci si. Nikt nie wstawia aty z nowego sukna w star simlah, ani nie wlewa modego wina w stare bukaki... Pozornie sowa bez zwizku. Ale wmyl si w nie, a zrozumiesz moe, co ja z nich zrozumiaem: Nauka, ktr On przynis, nie moe by at na starym. Ona niczego nie uzupenia, niczemu nie suy. Jest sama w sobie caoci jest wanie wszystkim. Kto chce j przyj, musi wyrzuci paszcz i pozby si starych bukakw. Musi zdoby si na nowy paszcz i na nowe worki. Lecz chciae wiedzie, w czym si ona zawiera... Sprbuj ci powiedzie. Przed dwoma dniami szed otoczony nieprzeliczonym tumem. Dzie by pogodny jak wszystkie teraz. Po niebie sun jeden jedyny zabkany obok niby wielki kak puchu. Szmaragdowe jezioro leao w dole, mienice si, pene ycia. Za nim, gdzie na zszarzaym horyzoncie, nakrelone kilku biaymi kreskami w powietrzu, jakby oderwane od swej podstawy, widniay szczyty Antylibanu. Ciba sza szumic niby grski potok. Nagle wszyscy stanli. Wzgrze obrywao si w tym miejscu strom cian obnaonej skay. Nazarejczyk szybko wspi si w gr trawiastym skrajem i za chwil mielimy Go nad sob bia sylwetk o przeszytych blaskiem wosach na tle bkitnego nieba. Tum, ktry Go zna, domyli si od razu, e bdzie mwi, wic zaczto siada pod urwiskiem i na zboczu. Trawa, skay, kamienie, wszystko zniko nakryte mas ludzk. On za sta w grze i spokojnie czeka, a si ludzie uspokoj. Potem podnis gow w niebo i zdawa si przez chwil co mwi cicho, niedosyszalnie. Jak On czsto si modli! A dziwne... Krtko, lecz czsto. Trudno to nazwa modlitw: rzuca po prostu par sw w niebo i natychmiast jest ju z powrotem na ziemi. Wtedy take: wstrzsn gow, rozoy rce, spojrza po ludziach. Zwykle zaczyna od haggady. Mwi jak opowie: by krl, by gospodarz, by ojciec... Ludzie wsuchuj si w opowiadan histori i niedostrzegalnie wkrada si im w serce ukryta zrcznie prawda. Ale tym razem zacz inaczej. Rzek: Bogosawiestwo Najwyszego jest z tymi, ktrzy s proci, wierzcy, ufajcy i ubodzy duchem. Oni otrzymaj Krlestwo Niebieskie...
65

Powiedzia to z tak powag, e wyda mi si jak drugi Mojesz zstpujcy ze szczytu Synaj i ogaszajcy otrzymane przykazania. To byy take niby punkty cesarskiego reskryptu, w ktrych wylicza si ludzi dopuszczonych do aski wadcy. Mwi: Bogosawiestwo Najwyszego z cichymi i pokornymi. Oni zdobd ziemi. Bogosawiestwo Najwyszego z ubogimi, paczcymi i godnymi, z chorymi i winiami. Ich cierpienia skocz si i zamieni w rado. Bogosawiestwo Najwyszego ze skrzywdzonymi i z tymi, ktrym odmwiono sprawiedliwoci. Bdzie im dana sprawiedliwo Paska... Nastawiem uszu. Teraz pomylaem dowiem si wszystkiego. Nauczyciel mwi jasno, jakby czyta kodeks praw. Lecz przepisy, ktre wypowiada, brzmiay dziwnie: nie mwiy nic o winie i o karze. Mwiy tylko o cnocie i o nagrodzie. A nawet o dwch nagrodach. Bo czy to nie dziwnie brzmi: Bogosawiestwo Najwyszego ze skrzywdzonymi...? Wic ten, kogo spotyka krzywda, jest ju bogosawiony? A oprcz tego, jakby na domiar, otrzyma sprawiedliwo. Mona pomyle, e nie ma w yciu wikszej korzyci, jak zosta skrzywdzonym! Albo ci paczcy! Kto wie, dlaczego czowiek pacze? Moe dlatego, e spotkaa go zasuona kara. Ale On ludzi paczcych nie dzieli. Wedug Niego kady, ktry pacze, ju otrzyma bogosawiestwo, a jego pacz zmieni si w rado. Czy nie wydaje ci si to zbyt wielkim uproszczeniem zawikanych spraw ycia? Posuchaj jednak, co mwi dalej: Bogosawiestwo Najwyszego z miosiernymi. Oni take miosierdzia zaznaj... Bogosawiestwo Najwyszego z tymi, ktrych serca nie trapi niepokj podania. Oni zobacz wielkiego Sabaoth. Bogosawiestwo Najwyszego z czynicymi pokj, oddajcymi dobrem za zo, chlebem za kamie. Nazywa si oni bd synami Szekinah... Teraz byem ju pewien, e ogasza niby drugi dekalog podstawy swojej nauki. Niewtpliwie pikny zbir. Ale ile w nim po prostu naiwnoci! C warte jest woanie, e bogosawiestwo Paskie jest z miosiernymi i uczciwymi, jeeli nie ogasza si jednoczenie adnych kar przeciwko ludziom samolubnym i zodziejom?! Bdmy rozsdni: wiat jest peen za. Obok maej grupy ludzi, ktrzy wybrali drog suenia Odwiecznemu, s tysice amhaarezw amicych codziennie przykazania i przepisy, a za nimi
66

nieprzeliczony tum nieczystych pogan i bawochwalcw. Pikna nauka powinna by strzeona jak kosztowny kamie. Ten, kto j wyznaje, powinien znale si pod opiek prawa. Mojesz mwi: Kto pracuje w dzie szabatu niech umrze; kto czaruje tego zabijcie; kto skada ofiary bogom ten ma zgin; czyj w pobd niewolnika, ten ma zapaci jego wacicielowi trzydzieci syklw w srebrze, w za bdzie ukamienowany... U Niego dobrzy s rzuceni na gbok wod. Maj bogosawiestwo i to ma im wystarczy! Ale czy ono uchroni ich przed zem? Bo, zauwa, On w jednym szeregu stawia chorych i nieszczliwych. Bogosawiestwo Najwyszego z paczcymi... C za dziwaczny pogld! Rozumiem, e mona zami odpokutowa za sw win i zyska bogosawiestwo. Ale kto dosta bogosawiestwo, ten ju nie powinien paka. C by byo warte bogosawiestwo, gdyby po nim przychodziy zy? Do Boga przychodzi si po dobro, tak jak ja przyszedem do Galilejczyka po zdrowie dla Rut. Co byby wart lekarz, ktry by sprawi, e choroba staaby si jeszcze cisza? On cnoty i nieszczcia zdaje si traktowa jak co rwnego sobie. Bogosawiestwo Najwyszego powiada dla ebrakw, winiw, kalek, chorych... Jedno jest tylko bogosawiestwo dla chorego zdrowie! Jeli kto nie ma zdrowia, nie otrzyma bogosawiestwa!... Zapdziem si! Ale to nie takie proste. Dlaczeg ja nie mog dla mojej Rut otrzyma bogosawiestwa? Jestem czowiekim, ktry ofiarowa wszystko Przedwiecznemu. Jeli nie ma bogosawiestwa dla mnie kt je otrzyma? Kto tylko dlatego, e jest ebrakiem? Ale ja daj jamuny, pac dziesiciny, nie szczdz ofiar. I Hiob nie da wicej! Bogosawiestwo Najwyszego z tymi, ktrzy pacz... A czy ty mylisz, Justusie, e ja nie pacz? Jak dziecko, jak mae dziecko, ze cinitym gardem, przez ktre rwie si szloch. I ja mam nie mie prawa do sprawiedliwoci? A Rut do zdrowia? Za cae moje ycie taka choroba! Gdyby to, co On mwi, byo prawd, ju miabym bogosawiestwo. Sto bogosawiestw! A wtedy choroba byaby odesza. Ona jednak nie odchodzi i ju nawet nie mog wyobrazi sobie, jak by to wygldao, gdyby nagle znikna. Wic c? Bdne koo! On ma suszno: kto chce przyj Jego nauk, musi si ubra w now zupenie simlah. adne aty nie wystarcz: mode wino rozerwie zetlay bukak. Trzeba zmieni sposb mylenia, sposb patrzenia na wiat, trzeba zacz nazywa rozsdkiem co, co si nam wydaje szalestwem. Nie wiem,
67

po co za Nim id, na co czekam. Ten nowy bukak to na pewno to samo, co narodzenie si po raz drugi, o ktrym mwi wtedy w nocy. Lecz czowiek nie zrzuca swojej skry jak w. Czowiek musi pozosta sob. Tak gruntownie czowieka nie zmieni ani groba, ani wezwanie. Mnie si cigle zdaje, e On za duo da. Koczy swoj nauk: Bogosawiestwo Najwyszego z cierpicymi dla sprawiedliwoci. Otrzymaj oni Krlestwo Niebieskie... I z wami wszystkimi Jego bogosawiestwo wycign rce do tumu gdy was nienawidzi bd, gdy was z synagog wyrzuc, gdy was kamliwie oskar, gdy was przeladowa i zabija bd dla mego Imienia, jak przeladowali i zabijali prorokw. Wtedy cieszcie si, radujcie i czekajcie. I dla was przyjdzie nagroda... I to wszystko? zapytasz. Tak. Mam wraenie, e w tej pieni o bogosawiestwach On zawar ca swoj nauk. Mwi: pieni bo to bya pie, niby jeden z psalmw stopni. On mwi nieskoczenie prosto i jakby dlatego wanie Jego sowa nieznacznie przechodz w hymn. Moe pie nie zawsze jest mow sztuczn, uoon celowo dla zabawienia gawiedzi? Chciae, abym ci opisa Jego nauk. Zamiast tego przytoczyem ci Jego sowa. Czy jeste zadowolony? Myl, e nie. Ja take wolabym by usysze co innego, co bardziej uzasadnionego i co mniej oszaamiajcego. Kiedy Go sucham, mam uczucie, jakby soce spado mi prosto na gow z roziskrzonego nieba. Musz ci przyzna, e budz si we mnie nieraz wtpliwoci, czy On jest jednak, jak twierdz saduceusze, burzycielem Zakonu. Ten stary bukak moe oznacza Tor? On jednak zapewnia, e ani mu w gowie rozwala Zakon. Powiedzia: Pki s niebo i ziemia, pty nie zmieni si ani jedna litera w Pimie. Nie przyszedem go obali, ale wypeni. Kto szanuje i zachowuje Zakon, ten znajdzie swe miejsce w Krlestwie Niebieskim, cho niskie i polednie. Ale kto wypeni Zakon ten bdzie najwikszy w Krlestwie... Gdy On mwi wypeni, zdaje si nie mie na myli zwykego wypenienia przepisw. Dla Niego wypeni Zakon oznacza znale w nim jaki tajemniczy wewntrzny sens. Bierze na przykad stary zakaz z tablic
68

Paskich: Nie zabijaj i tumaczy: Kto gniewa si na brata, ten ju jakby zabi. Kto bratu powie: gupcze tego czeka gehenna! Albo przypomina przykazanie: Nie cudzo i zaraz dodaje: Ale ja ci mwi: Wystarczy, aby zapragn obcej kobiety ju j posiade! ona twoja jest twoim ciaem. Ale kiedy j porzucisz, pamitaj ty winien bdziesz, jeli oddaa ciao drugiemu! Czasami mwi rzeczy, ktre budz niepokj. Powiedzia kiedy: Syszelicie, co nakazywa Mojesz: jeli kto uderzy drugiego, za ycie odda ycie, oko za oko, zb za zb, rk za rk, nog za nog, siniec za siniec...? Ale ja mwi: jeli ci kto uderzy w policzek, nadstaw mu take drugi; jeli ci kto zabiera kutton, oddaj mu i simlah; jeli ci kto si prowadzi pjd za nim i dalej jeszcze; jeli ci kto o poyczk prosi i nastaje daj, cho by wiedzia, e jamun dajesz... Czy nie nazbyt wielkie danie? Posuchaj jednak czego jeszcze bardziej dranicego. To byo wanie dzi rano. W tumie otaczajcym Go byy rodziny Galilejczykw, ktrzy w czasie ostatniego wita niw zostali pomordowani przez Rzymian. Kto wspomnia o tych wydarzeniach i oczywicie wybuchn zaraz pacz i lament. Nauczyciela zajy te krzyki. eby zobaczy, jak On pochyla nad ludmi sw gow, ktra gdy blask soca lizga si po niej, wpada w barw starego, ciemnego zota, i gdyby widzia Jego gbokie oczy szklce si wspczuciem! Gdy Mu kto opowiada o cierpieniu, On zdaje si bardziej jeszcze cierpie ni sam opowiadajcy. Mj syn... szlochaa jaka kobieta o twarzy suchej i pornitej zmarszczkami niby spkana na socu glina. Mj m... powiedziaa inna, moda, piknie zbudowana chopka, gosem twardym i bezbarwnym, jakim si zagusza ao. Jego usta drgay. Westchn. Czy mylicie zapyta nagle, zwracajc si do otaczajcych Go ludzi e jej syn i jej m byli wikszymi grzesznikami ni wy wszyscy? Zapanowaa cisza pena zdumienia i niepewnoci. Nie! potrzsn gow. Wic jeli pokutowa nie bdziecie, wszyscy zginiecie! sowa zabrzmiay niby przytumiony krzyk rozpaczy. Pod falujc brod szczki zacisny si mocno. Lecz potem jakby powstaa w Nim nowa myl. Rozoy szeroko rce, jak zawsze, gdy zdaje si mwi do wszystkich i dla wszystkich. Podj: Czy pamitacie, co napisano
69

w Ksidze Kapaskiej? Nie daj krwi brata twego, nie zachowuj dla niego nienawici, nie szukaj na nim pomsty, kochaj go, jak kochasz samego siebie. A ja wam mwi... Gos Jego wezbra niby Jordan w porze deszczw. Kochajcie waszych nieprzyjaci i mdlcie si za tych, ktrzy was przeladuj i nienawidz. Na jak to nagrod czekacie kochajc brata lub czowieka, ktry was kocha? I poganie to czyni. Ale wy inaczej: bdcie doskonali, jako Ojciec wasz niebieski doskonay jest... Kiedy to usyszaem, w pierwszej chwili miaem ochot natychmiast rzuci Go i powrci do Jerozolimy. C to za upodobanie wczy si za Czowiekiem, ktrego sowa s jak kamienie w ustach. Nadstaw drugi policzek... Kochaj nieprzyjaci... Kochaj? Kt zdoa kocha grzesznika? Czowieka, ktry nas zabija? I czy mona zrobi cokolwiek dobrego, gdy si przyjo tak postaw wobec przeciwnikw? Jeszcze raz powtarzam: wiat jest peen za. Dobro nie obroni si samo. Wszyscy to wiedz, tylko On tego nie widzi. Wyobraa sobie, e prawda musi zwyciy dlatego, e jest prawd! Niestety! Zawsze prawdzie trzeba byo pomaga. I trzeba j byo ludziom narzuca. Gdyby si chciao Jego sucha, naleaoby zostawi nauczanie i tylko postpowa tak, jak si chce, by postpowali inni. Trzeba jednak przyzna, e On tak wanie czyni. Kiedy patrz na Niego z bliska, wiem i czuj, e On rwnie kocha mnie, byle amhaareza z tumu, Araba, Rzymianina, Greka czy ja wiem jeszcze kogo! Wicej nawet! On tak samo kocha obcego czowieka jak swoich najbliszych: Matk, uczniw, braci, siostry... Jeeli mwi tak samo, to rozumiem to w ten sposb, e On kocha kadego tak bardzo, e w tej ogromnie wielkiej mioci nie moe by rnic. Kocha si mniej lub wicej, gdy si niewiele kocha. Jego mio zdaje si nie zna granic. Nie mog wyobrazi Go sobie odmawiajcego komukolwiek. Ludzie daj od Niego cudw niby poyczki, ktrej wiadomo, e nie spac. I On im je daje! Daje jakby wbrew sobie, jakby chcc pozosta w zgodzie ze swymi wasnymi sowami. Bo On przecie cigle mwi o miosierdziu i dobroci Najwyszego. I te wszystkie uzdrowienia, ktrych codziennie tyle dokonuje, to jakby unaocznienie tamtej prawdy. On uzdrawia chorych niby pokazujc, e Adonaj nie moe postpi inaczej wobec tych, ktrzy Mu zaufali. Patrz,
70

jaki On jest zdaje si mwi. Ja ci uzdrowiem; wiedz teraz, czego od Niego moesz oczekiwa! To znak, e powiniene Mu zawierzy... Lecz jeeli komu ten znak nie byby potrzebny? Gdyby kto Przedwiecznemu zaufa bez wiadectwa cudu? Ta myl zrodzia si we mnie dzisiaj i zaczyna mnie niepokoi. Wydaje mi si, e widz otwierajc si pod nogami puapk. Dostae zdrowie, eby wiedzia, e Pan jest miosierdziem. Kiedy w to uwierzysz co wtedy?... Jakim prawem On mwi w imieniu Odwiecznego? To zuchwalstwo zawsze mnie od Niego odpycha. Nie mog znie Jego zarozumiaoci! Bylimy z Nim przed paroma dniami w maym miasteczku Korozaim, tu nad Kafarnaum. Ludzie witali Go ze wzruszeniem, jak wszdzie tutaj, przynosili Mu chorych, szarpali Go za paszcz i chwasty, wierz bowiem, e samo dotknicie Jego odzienia, nawet Jego cie zdolne s uzdrawia. Zreszt to si zdarza... Suchali take Jego sw, bili si w piersi, pocigali nosami i drapali si w gow, jak czowiek, ktry postanawia odmwi sobie tego lub tamtego. Ale gdy po jakim czasie przyszlimy do miasteczka po raz drugi, pierwsz rzecz, na jak natknlimy si, by orszak drubw, ktrzy odprowadziwszy oblubiecowi pann mod wracali teraz wrd pijackich wrzaskw by dalej ucztowa w domu jej rodzicw. On zatrzyma si i nagle wybuchn. Nigdy nie wiesz, co zrobi, co powie; czy si umiechnie do nieczystego stada amhaarezw, czy wystrzeli porywczym krzykiem. On, taki spokojny i cichy potrafi przecie wybucha. Mwi wtedy sowa ostre, jakby bicz wielbdnika wista Mu nad gow. Podnis rk i opuci j z rozmachem niby prorok ciskajcy kltw. Biada tobie, Korozaim! zawoa. Gdyby Tyr i Sydon widziay tyle co ty cudw, ju by pokutoway w paczu i w popiele. Dlatego mwi ci: lej bdzie miastom fenickim w dzie sdu nili tobie! W tym samym porywie odwrci si ku drodze, ktr przyszlimy z Kafarnaum, z miasta, ktre tak bardzo kocha, e a ludzie zaczli je nazywa Jego miastem. Krzykn: A ty, Kafarnaum, czy do nieba si wznosisz? Nie szeol ci cignie! Gorsze od Sodomy! Mwi tobie: lej bdzie w dniu sdu ludziom, wrd ktrych y Lot, ni twoim mieszkacom... Oniemielimy. Tylko Piotr podpar si pod boki i z gry spoglda na
71

ludzi naok. Take synowie Zebedeusza zaczli z zawzitoci wykrzykiwa: Susznie! Susznie! Tak bdzie z grzesznikami! Z poganami przestaj! Zasuyli na kar! Zobaczycie zstpi na was ogie z nieba! Patrzyem w twarz Nazarejczyka. Gdy wybuchn, by na niej wyraz dotknitej godnoci, jakby to Jego samego obraziy pijackie wrzaski korozaimczykw. Ale zaraz zmienia si. Bysk oczu zgas. Byy teraz niby tafla wody gbokiej studni, ktra nie wiadomo: szkli si chodem czy pulsuje ciepem jak rda Kallirhoe. Gniewny ton gosu ustpi nagle. To, co teraz powiedzia, brzmiao niby skarga matki przywoujcej nieposuszne dziecko. Skierowa j w stron uczniw: Nie wiecie, czyjego Ducha jestecie... Potem zwrci si do stojcych w krg mieszkacw Korozaim: Przychodcie do mnie wszyscy powiedzia wszyscy, ktrzy cierpicie i ktrzy pracujecie ciko. Wecie moje jarzmo i niecie je jak ja pokornie i cicho. Jeeli tak postpowa bdziecie nie zabraknie wam radoci. Moje jarzmo bowiem to nie ciar, to szczcie... Szczcie?... Czowiek, ktry otrzyma bogosawiestwo, jest szczliwy. Bogosawiestwo z paczcymi... to niby zapewnienie: jestecie szczliwi, poniewa paczecie... Czy moe by szczliwy kto, kto pacze? Nie, Justusie, ta filozofia nie dla mnie! Ja pacz i nie jestem szczliwy. Su Panu, lecz to mi nie daje szczcia. Gdyby Rut bya zdrowa... Ale nie, musz by zupenie szczery. Ten bl tkwi jeszcze gbiej strzaa o urwanym grocie, ktry uwiz gdzie we wntrznociach. C On ofiarowuje? Zamiast blu, ktry sam przychodzi, bl, ktry na siebie bierzemy? To s sowa. Gdy mnie boli noga, nie zdoam zamieni tego blu na bl zba, choby w danej chwili wanie bl nogi wydawa mi si najbardziej dotkliwy. Post jest take zadanym sobie blem. Dlaczego jednak wszystkie moje posty nie mog zastpi cierpienia Rut? Bogosawiestwo Najwyszego z miosiernymi, czynicymi pokj, paczcymi... Tak On mwi. I temu na pewno nie da si zaprzeczy. On sam jest tego sprawdzianem. On jest miosierny, gdy pochyla si nad cierpicymi i zdaje si rozprasza na nich swoj moc. On czyni pokj w tej niesfornej haaliwej galilejskiej bandzie nikt si jednak nie bije, ktnie nie s znowu takie czste, a kiedy On mwi, otacza Go cisza prdkich oddechw i mocno bijcych serc. On take pacze musi czsto paka i cho tego
72

nigdy prawie nie daje pozna po sobie, mwi o tym bruzdy na Jego wieych policzkach. Jest ubogi i cierpi przeladowania. Wszystko, co wedle Jego sw stanowi znami bogosawiestwa i szczcia jest w Nim. I my czujemy to bogosawiestwo. Jest ono jak aureola nad Jego gow, gdy stoi pod blask soca. Lecz nie myl, e On jest kim niezwykym. To naprawd zwyczajny czowiek... I zaraz musz sobie zaprzeczy. Tak nie jest. Co niepojtego promieniuje z Niego w sposb nieuchwytny, a przecie niezaprzeczalny. Nie byo czowieka, ktry by mwi tak jak On... Jeeli mwi o tak wielkim zaufaniu do Przedwiecznego, e a to si wydaje blunierstwem, to przecie sam tak wanie musia Mu zaufa. Nie troszczcie si powtarza po wiele razy o to, co bdziecie jedli lub pili, lub w co si ubierzecie. Patrzcie na ptaki: nie zbieraj ziarna na zapas i nie zadrczaj si myleniem o tym, co bdzie. Zaufay dlatego kady z tych wrbelkw, ktrych dwa za asa sprzedaj, jest w rku Boga. Nie kopoczcie si troskami jutra. Do trosk jest dzisiaj. Szukajcie Krlestwa Boego, szukajcie go przede wszystkim wytrwale, uparcie, nieustpliwie a wszystko inne dostaniecie take. Wie dobrze wasz Ojciec w niebie, e bez chleba nie yje czowiek... Takie jest wanie Jego ycie, niby ycie ptaka bez troski o jutro, cho nie bez pamici o jutrze. Gdyby tak umie! Ale to zbyt wielka sztuka dla ludzi jak my sta si bodaj troch lekkomylnymi. Za duo przewidujemy. Ju dzi jestemy w kopotach, ktre przyjd. Jeli nie przyszy nawet tego nie zauwaymy, zajci z kolei dalszymi. Cigle trzepocze si w nas niepokj: jak to zaatwimy, co powiemy, w jaki sposb postpimy... Ile kamstw postanawiamy wyobraajc sobie, e tak bdzie lepiej, e tak bdzie rozsdniej. Nieraz zdarza mi si dre: co bdzie, jeli choroba Rut potrwa jeszcze rok czy dwa?... Jak bardzo sami siebie mczymy! On za tego wszystkiego nie zna. Cho si tylko umiecha, Jego cichy umiech bardziej jest pogodny ni haaliwy miech innych. W Jego gosie rozlega si czsto al, smutek, prawie rozpacz. Ale jeszcze czciej sycha w nim rado. Trudno uwierzy, a jednak ona w nim tkwi. To taka dziwna rado, niby szmer wody na dnie rozpadliny skalnej. Moemy go usysze zawsze, gdy pochylimy si nisko i natymy such. Ale s chwile, gdy rdo tryska w gr fontann i mieni si w socu wszystkimi barwami
73

tczy. Kiedy zawoa: Procie! Stukajcie! Kady proszcy otrzyma, kademu stukajcemu otworz! Nie dostaniesz wa, jeli prosi o ryb... Po prostu zachwyt promienia wtedy z Jego sw. On zdaje si mie tylko jedno zmartwienie i jedn rado: zmartwienie, e ludzie mog by li, i rado pochaniajc wszystko, e wiksza jest dobro Najwyszego ni ludzka zo... Niedawno, gdymy szli z Nim przez Kafarnaum, zbliyo si do nas siedmiu starszych tamtejszej synagogi i zaczli Go prosi, by wyleczy miertelnie chorego sug rzymskiego setnika dowodzcego manipuem, ktry czuwa na granicy tetrarchii Antypasa i Filipa. Setnik ten bardzo jest jakoby yczliwy dla wiernych i sam przystpiwszy do bojcych si Pana przyczyni si do budowy synagogi w Kafarnaum. Pom mu, Rabbi mwili to naprawd dobry czowiek... Prowadcie! odpar krtko. Szlimy wysadzon czarnymi cyprysami drog, brzegiem morza, ku ujciu Jordanu. Genezaret leao w socu rozlega rwnina na dnie kota a na jego powierzchni skakay poyski niby latajce ryby. Stojc w wodzie rybacy w swych krtkich kuttonach i w zawojach na gowie cignli z wysikiem ku kamienistemu wybrzeu sznury od darfu. Oczywicie Szymon, Jan, Jakub i inni zapalilli si na ten widok i zaczli krzykiem udziela tamtym rad. A im rce si rway do tych sznurw, pywakw, a take do wody, w ktrej przecinaj si chodne i gorce prdy. Poszli za Mistrzem, lecz caa ich natura pozostaa przy odziach i sieciach. Prostacy... Nigdy nie byliby si zdecydowali na porzucenie tego wszystkiego mimo caego roku woa i wezwa, gdyby On pewnego dnia nie przemwi do nich... Znam to wydarzenie ze sw Jana syna Zebedeusza. Ten chopak lubi czasami opowiada. To byo przed por deszczw mwi. Nauczyciel przemawia do ludzi. eby za na nie napierali, wsiad do naszej odzi. A kiedy ju soce schylio si za Karmel i ci, co suchali, rozeszli si, rzek do Szymona: Zarzucie sieci!. Ca noc bylimy na morzu i nic nie zowilimy. Dwa dni przedtem bya burza i ryby odpyny na gbi. I teraz wiedzielimy, e nic nie zowimy fala zbyt mocno bia o brzeg. Ale Szymon powiedzia: Skoro Rabbi kae, pymy... Odbilimy. Na powierzchni hutay si pierwsze czarne pachty zmierzchu, kiedy rzucilimy sie w wod. Potem, jak trzeba, zaczlimy stuka kijami w dno. Pywaki ruszaj si, ryba przysza! zawoa Szymon. Podpynlimy i chwycilimy za sznury. Ale cho nas byo czterech, sie ani drgna. Jakby przylgna do dna. Mocniej! Mocniej,
74

chopcy! krzykn Szymon i sam targa ze wszystkich si. Nic z tego. Na szczcie pyna w pobliu d naleca do znanego nam chaburah. Zawoalimy na tych, co w niej pynli, aby nam pomogli. Chwycili z drugiej strony. Ale i wtedy nie od razu zdoalimy sie wydwign. Andrzej zawoa: Rw si sznury! Rzeczywicie pkay nam pod palcami. Szymon, uczepiony burty, ciarem caego ciaa stara si przeway opr. Stkn przez zby: Stracilimy sie... To byaby ogromna strata. Nie mielimy adnych oszczdnoci w zapasie. Nigdy nie potrafilibymy kupi drugiej. Dyszelimy, tamci w odzi obok dyszeli take. Idzie! krzykn nagle Jakub. Idzie! zawoa Andrzej. Jeszcze! Jeszcze! Mocniej! kierowa nami Szymon. Teraz sie sza naprawd w gr. Woda midzy obu naszymi odziami zacza wrze. Wydobywalimy z siebie ostatek si. Nagle nad czarn powierzchni wody ukazaa si, niby skaa wystpujca z morza, biaosrebrna masa ryb. Ile ich byo! Nigdy, rabbi, nie widziaem czego podobnego. Nie docignlibymy sami tej zdobyczy do brzegu. Ale popieszyy nam na pomoc inne odzie. Szary zmierzch spowi wszystko, kiedy pod dnem odzi zachrzciy kamienie. Nauczyciel sta na brzegu. Szymon rozepchn nas. Skoczy z burty do wody, w kilku susach dopad ldu. Widziaem, jak rzuci si do kolan Nauczycielowi. Znasz go, on jest taki gwatowny... Zawoa: Id ode mnie, Rabbi, jestem tylko grzesznikiem! Ale Nauczyciel umiechn si i dotkn doni jego gowy. To nic... powiedzia. Mocno opar swoje obie donie na ramionach Szymona. Lecz teraz rzek bdziesz owi ludzi... I wtedy mwic to Jan umiechn si melancholijnie porzucilimy wszystko... Potem skrcilimy w lewo, by doj do mostu na rzece, w setnik bowiem ma dom w Julias. W poowie drogi ujrzelimy pdzcego nam naprzeciw jedca na koniu. Zobaczy nas i zdar wierzchowca; zsun si na ziemi. Mia na sobie krtk tunik oniersk i ciki pas z koyszcym si u niego mieczem. W rku trzyma znak swojej wadzy: lask z winnego pnia. Na jego wygolonej twarzy by wyraz powagi. Stan na skraju drogi. Czeka wyprostowany, a Nazarejczyk zrwna si z nim. Wtedy szybko zgi kolana i przyklkn. Mia gow opuszczon, gstwa ciemnych skrconych wosw zasaniaa mu twarz. Jezus zatrzyma si.

75

To ten, to wanie setnik, do ktrego idziemy podszepn z tyu hazzan. onierz tymczasem podnis si z klczek; gowa jednak dalej zwisaa mu na piersi i rce mia zoone. Powiedzia tward greczyzn, jak mwi barbarzycy z pnocy: Nie trud si Kyrie... Dowiedziaem si, e idziesz, i wyjechaem naprzeciw, by Ci powiedzie, e nie jestem godny, aby by moim gociem i mwi ze mn, a ja ebym usugiwa Tobie. Wiem cign wystarczy, e powiesz, a mj czowiek ozdrowieje. Ty jeste jak trybun, ktry rozkazuje onierzowi: Id tam lub: Zrb to a onierz sucha. Zapanowaa cisza. Setnik sta w cieniu drzewa, cigle schylony. Jezus patrzy na niego. Z dziwn przenikliwoci czarne oczy Nazarejczyka wpatrzone byy w onierza. Powiedziabym z niepokojem... Zdawa si oczekiwa czego w napiciu... Id wic powiedzia nagle. Uwierzye i stao si... I teraz setnik nie podnis gowy. Sztywnym onierskim ruchem zgi kolano, przypad nisko, jakby chcia ustami dotkn rbka simlah Mistrza. Potem wsta, wyprostowa si. Wtedy dopiero zobaczyem jego twarz jeszcze mod, ogarnit przez rado. Ten czowiek przyj sowo za czyn. Zakoysa si na nogach, jakby nie wiedzia, co ma robi: biec do konia czy raz jeszcze upa na kolana. Porywczo podnis rk. Pozdrowi Mistrza z Nazaretu po oniersku niby wodza. Spiesznym ruchem dopad konia, jednym skokiem znalaz si na jego grzbiecie. Szarpn wodze, a rumak zataczy na tylnych nogach. Zawrci go pod gr. Jeszcze raz, obrciwszy si do tyu, podnis rk. A potem pogna wrd suchego trzasku kopyt na kamieniach przydronych. Stalimy patrzc za oddalajcym si. Kiedy wreszcie sylwetka konia i jedca rozpyna si w dali, Jezus odwrci ku nam twarz. Mwiem ci o Jego radoci... Nigdy jeszcze nie widziaem, aby bia tak mocno. Mona by myle, e tajemne jej rdo wytrysno w sercu tego Czowieka. Lekko potrzsn gow, jakby si czemu dziwi lub czemu nie dowierza. Rzek cicho, chyba tylko dla siebie: Nie znalazem tutaj takiej wiary...
76

Potem wolno podnis wzrok. Zobaczyem, e patrzy ponad naszymi gowami na jezioro podobne do wielkiej formingi przecitej srebrn strun Jordanu, na powomiedziane wzgrza Galaadu, na mienice si wszystkimi odcieniami zieleni wybrzee galilejskie. Tak rzek nagle to wam mwi: przyjdzie wielu ze wschodu i z zachodu i porw Krlestwo... W Jego gosie bya rado jak dwik dzwonkw owczych w szklistym powietrzu poudnia. Lecz zasnu j smutek niby mga towarzyszca pierwszym deszczom. Ale synowie Krlestwa dokoczy cicho strceni bd w mrok... Stalimy nie rozumiejc, o czym On mwi. On za przeszed midzy nami i zacz zstpowa drog ku morzu. Ruszylimy za Nim. Schodzc mylaem: Mona by mniema, e jest w Nim dwch ludzi: jeden cieszy si przyjciem obcych, drugi pacze, e synowie dziedzictwa mogliby by swej schedy pozbawieni. On chce wszystkiego... To stano przede mn, jakby byskawica uderzya w spokojne lustro jeziora. On chce wszystkiego... Taka jest Jego nauka, Justusie, o bogosawionych, ktrzy s szczliwi i pacz, o Krlestwie, ktre jest pene swoich i obcych. Doprawdy nie wiem, po co za Nim chodz... Po co i dlaczego? Ale musz ci doda: Ten sucy rzymskiego setnika ozdrowia, i to w tej samej godzinie, w ktrej On powiedzia: Stao si!

List VII
Drogi Justusie!

Lecz teraz, przyznaj nie wiem, co ci mam napisa! To, co zobaczyem, odmienio wszystkie moje sdy o Nim. Zapewniaem ci wiele razy, e to jest zupenie zwyczajny czowiek. Dzi musz powiedzie: Nie wiem,
77

kim On jest czowiekiem czy te jak inn, tajemnicz istot, ktra tylko udaje czowieka... Gdybym Go nie widzia kadego dnia, jak je i pije zwyczajnie, niby kady z nas; gdybym nie by zobaczy pewnego dnia, jak wszedszy do warsztatu jakiego naggara uleg pokusie pi, strugw, motkw i widrw i, nagle rzuciwszy wszystko, zacz obrabia lecy w kcie kloc, rzetelnie, pokazujc kadym dotkniciem, e zna si na robocie; gdyby nie zy, ktre tak czsto odkrywaem w Jego oczach; gdyby nie smutek, ktry nieraz brzmi w Jego sowach... On wydaje si czowiekiem. Jego stopy zostawiaj lad na piasku i trawa ugina si pod nimi. Kiedy jest zmczony, wida to po Jego twarzy: blednie jak kto, kto utraci wiele krwi. Zdarza Mu si wtedy oprze o byle ska czy o burt odzi i zasn. Tak wanie zasn, gdymy pynli kamiennym snem spracowanego robotnika gotowego spa na stojco... Ale poczekaj: opowiem ci wszystko, jak byo, od pocztku. Chodzi, naucza i uzdrawia. Rzadko przebywamy duej ni jedn noc w tym samym miejscu. Wdrujemy drogami i ciekami Galilei, nie zwracajc uwagi na to, e czas zrobi si gorcy. Lato ju w peni. Koo nas wszystko rozkwito i dojrzao. niwa s na ukoczeniu, a lada dzie bdzie mona zrywa daktyle. Coraz suszej. W miastach i osiedlach rozlega si woanie nosiwodw. Stawki i mniejsze potoki wyschy. Jordan opad i migocze srebrn strug na dnie ghoru. Nad jeziorem, gdy tylko zacznie si zmierzcha, sycha krzyki cigncych wod ludzi i skrzyp k. Ta bujna rolinno, ktra pokrywa okoliczne wzgrza, utrzymuje si przy yciu tylko dziki nieustannemu wysikowi galilejskich rolnikw. Gdyby ich pracy nie stao, czarne skay wyjrzayby spod zieleni niby koci szkieletu ze sprchniaych zwok. Biaa czapa Hermonu spyna; na tle nieba wznosi si szarozielony szczyt grujcy nieznacznie nad rozoyst grani. Gdziekolwiek On przyjdzie, zaraz zaczyna naucza. Mwi w synagogach, ale chtniej przemawia pod goym niebem. Lubi wzgrza o urwistym zboczu, zwaszcza takie, z ktrych widok jest rozlegy i mona wzywa dalekie miasta, gry lub morze na wiadka swoich sw. Ale dostrzegem jedno: zmieni si ostatnio sposb Jego mwienia. Jeeli dawniej uywa haggady tumaczy natychmiast jej sens. Dzi mwi tylko przypowieciami, lecz

78

nigdy prawie nie wyjania, co mia na myli. Swoim tylko uczniom, gdy Go nie zrozumieli, tumaczy rzecz pniej. Moe to ma zwizek ze sprzeciwami, z ktrymi si ostatnio spotyka. Posplstwo po staremu biega za Nim, nasuchujc wszystkiego, co mwi, i zachwycajc si cudami. Ale Nazarejczycy nie prnuj: na cay kraj roznieli wieci szkalujce ich Rodaka. Zwrcili na Niego uwag wityni. Coraz czciej w kole ludzi, ktrzy suchaj Jezusa, wida kapanw, lewitw i soferim. Pojawiaj si take faryzeusze. Przyszli rwnie do mnie pyta, co myl o nowym Nauczycielu. Oni sami starali si Go pochwyci na sowie i na uczynku. Kilka razy powiedzia le o naszych chaberim. adne z tych sw nie zostao zapomniane. O kadym wiedz w Ciosowej sali! Czy nie zauwaye, rabbi pytali mnie e On nie pamita o obmywaniach przed posikiem, i bierze chleb rkami nieczystymi? Nie mona z Nim jada przy jednym stole! A take nie czci szabatu. Sami widzielimy pewnego dnia, w szabat jeszcze jczmie sta na polu jak szed ze swoimi uczniami ciek midzy zboem, oni za rwali kosy, kruszyli je w palcach i jedli ziarno. Czy tego nie zakazuj nasze micwoth? Ale kiedy zwrcilimy Mu uwag na to, co robi Jego uczniowie, wiesz, rabbi, co powiedzia? Przypomnia, jak wielki krl Dawid niech Przedwieczny bdzie z jego duchem wzi z Przybytku chleby pokadne i jad! Przyrwna tych nieczystych amhaarezw do wielkiego krla! I jeszcze doda: Tu jest kto wikszy ni Przybytek... Kto? Moe On? C to za blunierstwo przyrwnywa siebie do Przybytku, do ktrego arcykapan wchodzi w najuroczystszym swym stroju! A potem powiedzia: Bar Nasz jest panem szabatu... Przecie to jest blunierstwo! Kogo On nazywa Synem Czowieczym? Daniel tak mwi o Mesjaszu... Ale On, gdy wskazuje na siebie, powiada: Bar Nasz... Nazywa siebie imieniem Tego, ktry ma przyj! To blunierstwo! Tylko Wszechmogcy wada szabatem. A kiedymy Mu powiedzieli, e to Baal Zebub wyrzuca przez Niego diabw z optanych, krzykn, e jestemy mijami i e nie jeden, ale siedmiu duchw nieczystych w nas wstpi... Ty, rabbi, jeste uczony, naleysz do Wielkiej Rady, do Sanhedrynu. Twoje imi znaczy Zwycizca. Ty zwyci Go! Zga Jego nauk wobec brudnych amhaarezw. Niech si Nim nie chlubi. Syszae, co o Nim mwi? e pochodzi z rodu Dawida! Bluni! To prosty naggar. Ksigi rodw zostay spalone przez Heroda niech przeklte bdzie jego imi i niech
79

tkwi wiecznie w najniszym krgu Gehenny za to, e teraz kady ebrak mie nazywa siebie potomkiem krlewskiego rodu! Ty Mu zaprzecz, rabbi! Ty jeste mdry, ach, jaki mdry... Ty znasz Prawo. Przez ciebie mwi gos z nieba. Gdy ty powiesz same niebiosa zamilkn. Gosi przecie halakka: Wiksza jest godno uczonego w prawie ni anioa. Ka Mu milcze. Skoczy si ju czas prorokw! Teraz wy, tylko wy, soferim, przemawiacie Imieniem Najwyszego. Ka Mu milcze, rabbi! Ich oczy byskay spod nasunitych na czoo zawojw, dugie ciemne palce zaciskay si gniewnie na sznurkach talitu. Nienawidzili Go wszyscy, skdkolwiek ktry przyszed. Ale chcieli, ebym to ja przeciwko Niemu wystpi. Naciskali na mnie, kusili mnie przymilnymi sowami. Och, takie sowo dziaa bardziej zabjczo ni miecz przyoony do garda. A przecie mylaem: Jeli si Jemu sprzeciwi, kto uratuje Rut? Ja wiem On naprawd bluni i amie przepisy. Ale jest w Nim co, co mnie czyni wobec Niego bezsilnym. Moe On mnie zakl, gdy powiedzia, e jestem blisko Krlestwa? Czy ja wiem? Lecz ja nie mog przeciw Niemu wystpi. Powiedziaem im, e to za wczenie, e jeszcze trzeba sucha, co On mwi. Odkrzyknli: Do ju powiedzia! Tyle blunierstw. Ta banda amhaarezw sucha i poyka Jego sowa jak sodkie figi. Zga Go, rabbi, i ka Mu milcze! Gdy ich zepsuje, nikt potem nie bdzie chcia sucha naszych nauk! Przekonywaem, e nie mog. Musz zobaczy wicej Jego postpkw i usysze Jego sw. Spieralimy si dugo w noc. Gdy odchodzili uraeni, powiedzia jeden z nich, faryzeusz z Gischala: To wielkie zgorszenie, e suchasz Go i milczysz... Nie mogem potem spa do rana. Moe tak jest, jak powiedzia... Ale c mam robi? Czy ja wiem, gdzie suszno? Gdyby On tylko pilnowa swych uczniw, by skrupulatnie obmywali rce, i szanowa szabat nikt by Mu nic nie mg zarzuci. Jego nauka nie zawiera bdw. Cuda, ktre robi, zdaj si wiadczy, e Wszechmocny jest z Nim. Czemu jest wic On taki nierozsdny? Dlaczego tak utrudnia mi postpowanie?! Wic moe ze wzgldu na tych, ktrzy Go suchaj w niecierpliwym oczekiwaniu, e Go zdoaj na czym pochwyci, mwi haggadami, ale ich nie tumaczy. Opowiada pewnego dnia: Krlestwo Niebieskie jest jak siejba. Czowiek wyszed sia. Ale jed80

no ziarnko pado midzy osty, a one je zdawiy, drugie pado przy drodze, za idcy nastpi na nie nog, inne na kamie i soce je spalio, jeszcze inne na ziemi pytk wic szybko wykiekowao, lecz rwnie szybko uscho. Ale byy takie, ktre pady na ziemi dobr i wyday kosy cikie, wicej zwracajce gospodarzowi ni to wszystko, co straci z tamtych ziaren... Krlestwo Niebieskie mwi znowu innym razem jest jak ziarno, ktre kto posia, a ono roso cicho dniem i noc, i nie spostrzeg si siejcy, kiedy zobaczy przed sob kosy dojrzae do koby. I dziwi si, bo ziarno i ziemia, deszcz i soce zrobiy wszystko, jemu za zostao tylko zebra... Tu nad jeziorem ludzie zaczynaj sia po raz drugi i dlatego wszystkie Jego haggady mwi o siejbie. Koa pomp skrzypi, wiadra za z wod chlupoczc sun wzdu czerwonych rozrytych zboczy. On nigdy nie mwi o tym, czego by ludzie, ktrzy Go suchaj, nie mogli zobaczy lub nie umieli sobie wyobrazi. Patrzcie na lilie... Gospodarz wyszed sia... W Jego opowieciach nie ma ani uczonych w prawie, ani aniow, ani szatanw, ani gosu z nieba. S tylko zwykli ludzie, amhaareze, jak ci, ktrych widzi naok. Lecz tak przecie wanie przykazywali naucza wielcy Szamaj, Abtalion, Hillel: przyblia prawo do ludu... Wic On mwi dobrze. Lecz rwnie nie inn drog, ale od Jozuego do prorokw, od prorokw do uczonych, do Szamaja, potem do Hillela przesza nauka o obmywaniach i staa si witsza ni samo prawo, bomy ten obowizek dobrowolnie wzili na nasze barki dla chway imienia Szekinah... Wic dlaczego w Nim ta sprzeczno? Gdyby On chcia by inny, gdyby tylko zechcia zrozumie... Bo przecie z Nim nie sposb postpi, jak si postpuje z byle samowolnym mdrkiem, ktry zwodzi ludzi prn gadanin, sprzeczn przewanie z naukami uczonych. Za Nim chodz nieprzeliczone tumy, jakby to nie by czas pracy na roli. Tysice ludzi! Od wczesnego witu do pna w noc towarzysz Mu wszdzie. Czekaj na kade Jego sowo i kad przed Nim swoich chorych. Wida po Nim, e jest ju tym utrudzony. Lecz nie odmawia nikomu. Jego uczniowie prbowali ostatnio odpdza ludzi, by mia cho chwil woln na odetchnicie i na posiek. Ale On spostrzegszy, e chcieli nie dopuci
81

do Niego gromady matek, ktre przyprowadziy swoje dzieci, by je bogosawi, zgani ich surowo. Powiedzia: Dlaczego oddalacie ode mnie dzieci? Krlestwo Boe ich jest... (Znowu: On i Krlestwo to jedno!) Mimo to coraz bardziej wydaje si wyczerpany. Jeli tylko na chwil dadz Mu spokj, opiera gow na rku i zapada w bezwad. W takiej chwili usyszaem wczoraj, jak powiedzia do Szymona: Przygotuj d; wieczorem popyniemy na morze... Zrozumiaem, e chce uciec od tych wielbicieli, ktrzy Go zamczaj. Ale mnie zdj lk, e gdy odejdzie, nieatwo Go potem odnajd. A ja czy wierzysz ani Go dotychczas nie prosiem o zdrowie dla Rut, ani nawet nie prbowaem z Nim rozmawia... Ten tum tak napiera... Musiabym si pcha razem z chorymi, z amhaarezami, z celnikami i nierzdnicami bo wszelkie szumowiny wida w cibie, ktra Go otacza. Trzeba by mi byo wobec nich wszystkich przedstawi moj spraw... Poza tym cigle nie byem pewien, jak mam si do Niego zwrci... Ale gdy usyszaem, e chce odpyn na wschodni brzeg jeziora, postanowiem prosi Go, by mnie wzi ze sob: na pustym wybrzeu Dekapolu atwiej, mylaem, nadarzy si okazja spokojnej z Nim rozmowy. Podszedem i powiedziaem: Rabbi, chcesz podobno odpyn na tamten brzeg. Pozwl mi pojecha z Tob i Twoimi uczniami... Dwign gow, ktr mia wspart na doni, i popatrzy na mnie. Upay i wysiek sprawiy, e policzki Mu zapady i na caym Jego obliczu jak gdyby rozpi si fioletowy welon. Czarne oczy pod ciemn fal wosw jak On ma pikn twarz! Delikatne yki pulsuj Mu na skroniach, sie zmarszczek w kcikach oczu zbiega si i rozbiega... Nie nosi filakterii ani na czole, ani na ramieniu. Talit nakada tylko, gdy wchodzi do synagogi. Gdyby nie chwasty cicit u Jego paszcza, mona by pomyle, e to goim... Utkwi we mnie swj zmczony wzrok. On zawsze tak patrzy na czowieka, jakby widzia w nim wszystko, to nawet, o czym my sami nie wiemy... Jeeli chcesz powiedzia py... Lecz pamitaj: lisy maj swoje nory, ptaki maj gniazda, tylko Syn Czowieczy nie ma domu, w ktrym by si mg zamkn... Podzikowaem Mu i chciaem si oddali, gdy nadszed wanie jeden z Jego uczniw, Tomasz, ktrego oni nazywali take Bliniakiem, z wosami roztarganymi i posypanymi ziemi. Stanwszy przed Nauczycielem zacz
82

zaraz wrzaskliwie zawodzi. Okazao si, e otrzyma wiadomo o mierci swego ojca. Rabbi szlocha musz odda ostatni posug temu, ktry mnie zrodzi. Nie popyn z Tob, ale pjd zaj si pogrzebem i uczt... Ze zdumieniem zobaczyem, jak Nazarejczyk potrzsn gow. Popy z nami powiedzia jak zwykle spokojnie i bardziej proszco ni nakazujco, a przecie nieustpliwie. Niech grabarze zajm si zmarym... I znowu co mam sdzi o Jego sowach? Przykazanie Paskie powiada: Czcij rodzicw. Tyle przepisw mwi o obowizkach syna wzgldem ojca. Kt ma grzeba ojca, jeli nie syn? A On poleca: Zostaw to grabarzom! Jeszcze w jednym odrzuca nauk soferim. I czym mona usprawiedliwi Jego postpowanie?!

Pod wieczr zeszlimy si na wybrzeu. Szymon i Andrzej przygotowali tymczasem d, zepchnli j na wod, postawili agiel. Caa dwunastka miaa pyn z Nauczycielem. Nie brako wrd nich Tomasza. Mia teraz wosy uczesane i polane olejkiem. Umiecha si. Nie okazywa niczym aoby. Jake wielki Jego sowa maj wpyw na tych amhaarezw! Za Nazarejczykiem nadcign na brzeg cay tum ludzi. Byli zaskoczeni, e Mistrz odpywa. Ale wrcisz, Rabbi, prawda, e wrcisz? paday niespokojne pytania. Odpowiada skinieniem gowy. Musia by tak zmczony, e trudno Mu byo mwi. Chwia si na nogach. Ju przedtem zauwayem, e Szymon, Andrzej i synowie Zebedeusza o co si ze sob na boku gwatownie spieraj. Dolatyway mnie sowa: Ale w Wielkiej Skrzyni huczao... Nauczyciel powiedzia, e dzi mamy pyn... Uprzed Go... On wie wszystko... A jeli?... Poczuem si nieswojo. Wielka Skrzynia tak nazw nosz skay midzy Betsaid Galilejsk a Kafarnaum, w ktrych, jak twierdz tutejsi rybacy, sycha huk fal Wielkiego Morza, gdy z zachodu nadchodzi burza. Troch niespokojnie rozejrzaem si po niebie. Pogoda wydawaa si niewzruszona. Wida jednak nie tylko uczniowie syszeli ostrzeenia, bo i w tumie podniosy si gosy: Nie py dzi, Rabbi. Mwi, e w Wielkiej Skrzyni sycha huk. Moe by
83

burza... Zdawa si nie zwraca uwagi na te sowa. W pewnej chwili spomidzy ludzi wynurzy si zwierzchnik tutejszej synagogi, Jair syn Gedidaha, ten sam, ktry namawia Nauczyciela, by uzdrowi sucego rzymskiego setnika. Rozkadajc rce pod talitem, powiedzia: Nie py dzi lepiej, Rabbi. Mwi, e bdzie burza. Soce czerwono zachodzi... Zda si ostatnim wysikiem woli przemg znuenie, by odpowiedzie: Z wygldu nieba pogod pozna umiecie. Dlaczego nie potraficie spostrzec czasu, ktry nadszed?... Szymon i Jan podali Mu rce i podtrzymywany przez nich przeszed po wskiej desce na d. Podcielono Mu na rufie paszcz i podoono poduszk. Wiatr zachodni jeszcze wia, zdawa si spnia, wic rybacy chwycili za wiosa. Wsiadem do odzi bez zapau. Myl o grocej nam burzy pozbawia mnie chci do jazdy. Przez chwil wahaem si nawet, czy nie zosta. Byem pewny, e widz zaniepokojenie take na twarzach uczniw. Lecz pomylaem, e dla Rut powinienem popyn. Zreszt nie byo ju wicej mowy o burzy. Bez sowa odbilimy. Soce ciekao czerwieni na szczyty wzgrz galilejskich, a wyzacao brzeg wschodni, ku ktremu si kierowalimy. Pozostawieni ludzie wymachiwali ku nam rkami i wykrzykiwali yczenia szczliwej podry. Ale Nazarejczyk zdawa si tego nie sysze. Ledwo znalaz si na odzi, osun si ciko na poduszk. Zamkn oczy. Ani si obejrzaem, kiedy Jego oddech sta si rwnym oddechem picego czowieka. Spogldaem raz po raz niespokojnie na niebo, na ktrym, gdy tylko soce zapado za wzgrzami, zaczy si tu i tam zapala pierwsze gwiazdy. Coraz dalej odpywalimy od galilejskiego brzegu, on za zdawa si stapia z gadk powierzchni wody. Przed nami paliy si cigle szczyty gr, ale ich rowy blask traci z kad chwil na sile. Wiosa spokojnie zanurzay si w wod. Wiatru nie byo nadal, agiel zwisa bezwadnie. Mj niepokj zacz przygasa. Chyba nie bdzie adnej burzy mylaem. Straszyli nas tylko. Chcieli zatrzyma Nauczyciela... Nie znam si na morzu, wic widmo walki z falami wydawao mi si czym przeraajcym. Spokj jednak nie wrci cakowicie. Lkliwe oczekiwanie tkwio pod skr jak zdrada. Pki brzeg by widzialny, jego blisko dodawaa otuchy: sdziem,
84

e mona bdzie zawsze ku niemu uciec, gdyby nawet burza wybucha. Ale wreszcie soce zaszo i wszystko pokrya ciemno, sabo tylko rozwietlona powiat gwiazd. Nie widzielimy brzegu, nie widzielimy niczego wokoo, pynlimy niby nakryci namiotem Kedaru. Nawet nie byem pewny, czy pyniemy. Byo tak, jakby woda skamieniaa i uwizia nas w rodku jeziora. Ledwo mogem dostrzec sylwetk Nauczyciela. Lea skulony na tylnej awie. Cz uczniw wiosowaa, reszta drzemaa poopierana wzajem o siebie. Nikt nie rozmawia, plusk wiose by jedynym dwikiem, ktry poszy cisz. Niepokj pocz na nowo rosn. Nie mogem spa jak tamci. A jeeli bdzie burza zadawaem sobie pytanie czy zdoamy przed ni uciec? Czy ci rybacy, ktrzy si niepokoili sam moliwoci jej nadejcia, potrafi stawi jej czoo? Prbowaem skierowa uwag w inn stron: zaczem myle o Rut. Ale to byo mylenie czarne jak ta noc wokoo nas, cika, parna i duszna. Gdy wracam pamici do Rut, zaczyna mi brakn tchu. O Adonaj, co ona robi? Od razu wyobraam sobie, e ley w tej chwili z otwartymi, utkwionymi w ciemno oczyma, z potem na czole, ze spalonymi wargami i nie odzywa si, aby nikogo nie obudzi sw straszliw aoci. Jak ona pragnie zdrowia, ktrego my nawet dostrzec w sobie nie umiemy! O Rut! Wydao mi si, e mwi do niej i usta zaraz wykrzywiy mi si i gos zaama w szloch. Ona jednak milczaa... Co ona myli, gdy tak cigle ley wsuchana w okrutny rytm poerajcej ciao choroby? Dlaczego tak wiele milczy i tak czsto nie odpowiada na nasze sowa? Rut... Nic nie zrobiem dla niej! Wszystko, co zrobiem, jest niczym... Skd ta choroba? Dlaczego spada wanie na ni? O Adonaj! Mia racj Elifaz mwic, e niebo samo nie jest do czyste przed Tob, i gwiazdy, i anioowie... Lecz ja mimo to musz rozmwi si z Tob. Musisz mi powiedzie, dlaczego ona tak cierpi. Przez jaki grzech? Czyj? Czymkolwiek miaby mnie dotkn, bd jak Hiob ufa Tobie... Chc ufa... Chc... O Adonaj! Jeli On uzdrawia Twoim imieniem, dlaczego sam nie ofiarowa mi dla niej zdrowia? Inni nie prosz a dostaj. Ja ebrz milczeniem... Czy On tego nie widzi? Moe nie syszae nigdy, jak niespodziewanie wrd cichej nocy spada na Morze Galilejskie wiatr zachodni. Rzekby niewidzialna olbrzymia pi wyrwaa si z mroku i uderzya w nasz d. Maszt zatrzeszcza, a a85

giel rozd si od razu ze straszliwym hukiem. Porwao nas i wynioso na szczyt fali, by potem cisn z olbrzymiej wysokoci w czarn rozryczan kipiel. Cisza uleciaa jak przeraony ptak, ustpujc miejsca tysicom dwikw. Czarna skamieniaa powierzchnia wody oya. Staa si miotanin biaych pian. Wylecielimy znowu w gr i znowu zostalimy zagrzebani w dole bez dna. Charkoczcy warkocz piany przetoczy si nad naszymi gowami, nurzajc nas w wodzie. Widziaem, jak synowie Jony z krzykiem rzucili si na agiel. Chcieli go zdusi. Ale on wyrwa si z ich rk niby ywa istota. Jeszcze raz unis nas w gr wzbierajcy kb wody a potem zrobia si pod nogami pustka, w ktr lecielimy zda si bez koca. Zataczajc si i wymachujc rkami tamci walczyli z aglem. Przydusili go wreszcie, zgnietli oguszajcy opot rwcego si w kaway ptna. Ale huk morza trwa nadal, podobny do oguszajcej muzyki. Fale biy twardo, jakby byy wyskakujcymi z wody kamieniami. Czulimy przez deski, jak miotaj si niby rozszalae stado wilkw. Ciosy spaday na nas ze wszystkich stron. Zdawao si nam, e obracamy si, jak si okrca czowiek smagany batami. Nagle z ciemnoci, spod czuba odzi wyrwa si sup wody i zwali na nas. Zachlupotao nam pod nogami. Stalimy po kostki w wodzie, uczepieni burt i awek, zmoczeni, oguszeni i porozdzierani wistem wiatru, ktry nam wtacza oddech w gb piersi. Drugi bawan przelecia przez praw burt. Rwnoczenie niewidzialna moc wgniota nas, zda si, do samego dna jeziora. Woda przelewaa si, sigajc nam do p ydek. Uwiadomiem sobie, e obok mnie kto mwi przeraajcym szeptem. Ale to by krzyk. Chyba to Szymon wrzeszcza: Wylewa wod! Trzymajc si jedn rk awki, przykucnem, signem dna odzi. Woda przelewaa si tam z burty na burt. Bezradnie usiowaem zaczerpn jej doni. Ale w tej chwili wynioso nas na powierzchni i cisno w d. Kurczowo przywarem do mokrych desek. Bawan spad niby rozpadajca si w kawaki kolumna. Byem mokry i zdruzgotany. Znowu usyszaem obok siebie gos ludzki, ktrego dwik ulatywa z wiatrem: Wod wylewa! Wod! Toniemy! Wtedy wanie d podskoczya, jakby j fale rzuciy na tkwicy w wodzie sup. awka wymkna mi si z rki. Usiadem na dnie odzi, prosto w wod. Odruchowo spojrzaem w gr. Bicze piany byy niby nieg na chwiejcych si szczytach grskich. Ale wyej, na migajcym skrawku nieba gwiazdy paliy si spokojnie, jak patrz oczy lepca, obojtne sprawom, ktre si przed nimi
86

spokojnie, Usiowaem wsta. Kto przeskoczy przeze mnie. Doszed mnie jeszcze raz gos, ktry wiatr to zagusza, to znowu pozwala mu zabrzmie ca zawart w nim rozpacz: Nauczycielu! Nauczycielu! Wtedy przypomniaem sobie o Nim. By jeszcze przed chwil w odzi, spa... Znowu prbowaem si podnie. Nowy strumie wody zala mnie caego. Uczepiony burty dwignem si na kolana. Wiatr zwia mi z gowy mokry turban, smaga po policzkach. Woda tryskaa ze wszystkich stron. Kto ogromny sta koo mnie. To musia by Szymon. Dalej na rufie mimo chybotu i wiatru, ciemnoci zobaczyem bia posta, tak samo skulon jak poprzednio. Tego Czowieka nie obudzia burza! Spa na zatapianej odzi niby na posaniu w ciepej izbie. Nauczycielu! rwa si zachrypnity gos Szymona. Nauczycielu! Giniemy! Nauczy... krzyczeli take inni. Caa d pena ludzi, zagubionych w wietrze i w ciemnociach, krzyczaa. Ja take zaczem woa: Nauczycielu! Nauczycielu! Podrzucio nas. Wczepiem do w twarde rami rybaka, by znowu nie upa. Na dnie odzi wody byo tyle, e zbijaa z ng. Wpijaem wzrok w ciemnoci, gdzie sylwetka picego przeraaa sw nieruchomoci. Ale On wreszcie poruszy si, wyolbrzymia. Musia si obudzi. Moe oniemia otworzywszy oczy w samym rodku chaosu? Nagle przez haas morza usyszaem Jego gos, nieskoczenie spokojny, znuony i jakby bolesny: Gdzie wasza wiara? Czemu mi nie ufacie? Ufa... Co zapieko mnie w piersi, jakbym tam mia ran od pchnicia noem. Niby echo pieni, ktre dochodzi do nas spnione, powrciy do mnie sowa Hioba, ktrymi modliem si, zanim burza wybucha: Cokolwiek by byo, Tobie ufa bd... Jak On bezgranicznie ufa uwiadomiem sobie i jak bezgranicznej ufnoci da! Ta burza zdawaa si rozdziera wiat do trzewi. Cay wiat nie tylko ten, ktry nas otacza. Smuka biaa sylwetka niespodziewanie wyrosa przede mn. On wsta. Usyszaem, e mwi, lecz tym razem mwi inaczej ni poprzednio: nie znuonym, smutnym gosem prno napominajcego nauczyciela. To by piorun pord
87

smutnym gosem prno napominajcego nauczyciela. To by piorun pord piorunw, grom naprzeciwko hukw wiatru i morza... Powiedzia to, nawet nie krzykn. Ale ten zwyczajny, peen jednak rozkazu gos sign gwiazd i dna morza. Zacz si dwikiem zgubionym w chaosie burzy, zakoczy woaniem w nocy cichej jak sama cisza... To wszystko, co byo zmagania wiatru, wody i ciemnoci przestao nagle istnie, jakby nigdy nie istniao... Pojmujesz? Jeszcze przed chwil fale zaleway nam gwiazdy. wist wiatru urwa si jak pknita struna... Nad nami byo znowu niebo rozoyste, a gwiazdy jak przedtem spaday w morze i leay bezpiecznie na jego lekko marszczcej si powierzchni. Gdybymy nie byli zmoczeni, zziajani, roztargani przez wiatr, peni wewntrznego napicia, gdyby woda nie staa w odzi, moglibymy myle, e caa ta burza to by tylko sen... On znowu osun si na awk, skuli, znieruchomia. Moe na nowo zasn? Szymon pgosem powiedzia, bymy wylewali wod. Czynic to patrzylimy na Niego. Podczas burzy zapomnielimy o Nim. Teraz, cokolwiek bymy robili, wszystkie nasze myli byy z Nim. W gowie si nam nie miecio, e On moe po tym wszystkim znowu spa jak zbiegane dziecko, moe zapa w bezwad snu, ktry jest przedsionkiem mierci...

Ale to jeszcze nie wszystko, Justusie! Rano zbliylimy si do brzegu.


Mielimy przed sob sterczce stromo wybrzee. W jednym tylko miejscu mona byo do niego dobi tam gdzie woda podmya ska i rozkruszya j na rumowisko wielkich ostrych gazw. Nauczyciel obudzi si i bez sowa wskaza gestem Szymonowi, ktry niby wierny pies nie spuszcza z Niego wzroku, by tutaj wyldowa. Ostronie, prbujc wiosem dna, wpynlimy midzy kamienie. Woda wrd nich chlupaa, ale morze, ktre On ukorzy, byo tak spokojne, e bez obawy pozostawilimy d i wstpilimy na kamienisty brzeg. Spod czarnych gazw wydzieraa si ziele i cae kpy purpurowych kwiatw. Rumowisko tworzyo szczerb w wysokim, prawie niedostpnym brzegu i wyprowadzao agodnie na paskowy pokryty bujn traw i drzewami. W pobliu zobaczylimy miasto. To Geraza powiedzia Jakub, ktry zna najlepiej tutejsze wybrzee. Olbrzymie stado wieprzw paso si w cieniu rozoystych dbw. Strzego go kilku pnagich wyrostkw z biodrami tylko okrytymi kozi skr. Przygldali si nam cie88

kawie. Nagle jeden z nich krzykn w nasz stron, jakby chcia ostrzec, i wskaza rk. Odwrcilimy si we wskazanym kierunku. Rwnoczenie rozleg si dziki, przeraajcy ryk. Co biego w nasz stron. W pierwszej chwili trudno byo pozna: czowiek czy zwierz. Olbrzymia posta pokryta kudami, botem i zesch krwi. Od przegubu jednej rki powiewa kawa urwanego acucha. Pojlimy, e mamy przed sob szaleca. Tamten bieg, nie przestajc wydawa nieludzkich krzykw. Rzuciwszy wzrokiem na pastucha zobaczyem, e kady z nich chwyta za cik maczug. Ich psy zaczy przeraliwie szczeka. Szaleniec musia by niebezpieczny. Mia otwarte usta i jak zwierz kapa rzadkimi, ostro zakoczonymi zbami. Jego zacinite pici byy niby ogromne moty. Ujrzaem jeszcze krwawe dziury na piersiach i na ramionach nieszczliwego. Wszyscy rzucili si do ucieczki. Obok mnie pdzi Szymon. Ale odbiegszy kilka krokw, wrzasn: Nauczyciel! i obaj z Tomaszem zawrcili, by zasoni Mistrza. Inni zatrzymali si take. Szaleniec dopad tymczasem Jezusa, ktry sta nieruchomo, nie zdradzajc niepokoju. Nie rzuci si jednak na Niego. Pad przed Nim jak dugi, zanoszc si wyciem, ktre przypominao rwnoczenie szloch i chichot. Z rozmachem uderzy gow o kamie, a krew obryzgaa mu czoo. Obu domi dar traw i wyrzuca j za siebie. Z cigle otwartych ust pyna lina gstymi, biaymi pasmami. Nagle uwiadomiem sobie, e w krzyku szalonego odrniam sowa: Precz! Precz! Id std, Jezusie! wrzeszcza. Precz! Id, Synu Jego! Nie masz nic do nas! Czas twj jeszcze nie nadszed! Precz! Precz! Przebiegy mnie dreszcze. W szalecu musia mieszka szatan. Nigdy, przyznaj, nie miaem tak blisko siebie optanego. Znam nauki: wiem, czym zaklina Zamaela, ojca Kaima, a czym zrodzonego z kazirodztwa Asmodeusza... Ale byem tak wstrznity, e pami o tych wskazaniach mnie odbiega. Czowiek zanosi si wyciem, dar pazurami ziemi, bi o kamienie caym ciaem, bluzga krwi i pian. Jedno mi tylko przebiego przez gow: tak samo pewno miota si ojciec kamstwa przed tronem Przedwiecznego, gdy musia Mu wyzna, e nie zwyciy Hioba... Draem. Nagle On powiedzia. Opu tego czowieka. Jak zawsze spokojnie i stanowczo. Tak samo rzek w nocy burzy:
89

Ucisz si. Nie byo w Jego sowach podniecenia, nie byo w nich krzyku. Po prostu rozkaz, ktry nie moe by nie speniony. Lecy zawy jeszcze goniej ni poprzednio. Chrapliwie woa (gdy On tylko mwi optani wobec Niego zawsze wrzeszcz): Dlaczego? Dlaczego? Ach, jak ty nas mczysz! Nie lkam si Ciebie! zapia nagle. Jest nas wielu! Jak si nazywasz? zapyta. Wielu! Syszae! Wielu! Nie starczyoby dnia, by Ci wymieni nasze imiona. Jestemy tu wszyscy. Legion cay... Wic wszyscy opucie go. Ach! czowiek zakrzycza jak torturowany. Wpi zby w rami i wyrwa ze kawa misa. Na dnie wrzasku rozlega si coraz wyraniej szloch. Skomla: Id! Zostaw nas! Czego chcesz od nas? Czemu nas drczysz? Jednym skokiem czowiek poderwa si, przerzuci nogi do przodu, usiad. Na jego czarnej twarzy, na okrwawionych ustach pojawi si umiech lkliwej proby. Gdzie pjdziemy? zapyta. Ty wiesz, jak jest tam... Skurcz przeraenia wykrzywi mu wargi. Pozwl nam zosta... Tutaj czarnym palcem wskaza domy Gerazy oni nas chc. Ciebie tam nie czekaj... Pozwl... Podzielimy si! Ty tam, my tu. Dawalimy Ci cay wiat. Nie chciae a bierzesz... Oni Ciebie nie chc, naprawd, mwi Ci. Te stada s im drosze ni Ty... Dlatego was puszczam w te stada. Idcie! Czowiek rzuci si w ty i przez chwil wi si w drgawkach. Co niby poryw wiatru zerwao si koo nas i ze wistem, targajc naszymi mokrymi paszczami uleciao w przestrze. Doszed nas krzyk pastuchw i skowyt psw, ktre uciekay z podwinitymi pod siebie ogonami. winie nie ryy ju ziemi. Biegay w kko, kwiczc dziko i podnoszc ryje w gr. Potem nagle, caym stadem, niby lawina bota popdziy przez k w stron morza. Tupot tysicy racic rozleg si jak dalekie grzmoty. Pierwsze szeregi dopady urwiska i nie zwalniajc biegu rzuciy si w wod. Za nimi pchay si nastpne. Nic nie powstrzymao ich. Wszystkie a do ostatniej wylatyway ponad skaln krawd i niezdarnie wymachujc krtkimi nogami, spaday

90

w wod, ktra zamykaa si nad nimi niby pokrywa. Ani jedna z nich nie wypyna. Morze poaro olbrzymie stado co do sztuki. Wtedy wskaza na lecego bez ruchu czowieka i rzek: Zajmijcie si nim. Sam odszed powoli ku wielkiemu gazowi. Siad na nim i ukry twarz w doniach. Modli si, czy paka? Wci spogldajc ku Niemu, zakrztnlimy si przy lecym. Powrci do ycia. By nam posuszny jak dziecko. Ubra si w podart kutton, ktr sam odnalaz w pobliskiej grocie. Obmy twarz i rce z krwi. Zauwayem, e spoglda z przeraeniem na swe poszarpane ciao. Nie mwi nic, wodzc za nami wzrokiem. Potem, gdy podeszlimy do Nauczyciela, by spoy z Nim niadanie, i on zbliy si take. Utkwi w Mistrzu oczy pene podziwu, lku i wdzicznoci. Cigle nic nie mwi. Jego dzika, zwierzca twarz nabraa cech ludzkich. Jezus rozdzieli tymczasem chleb i ryb, ktr ze sob przywielimy. Skin take na optaca. w nie od razu przyszed po swoj cz. Zdawao si nie moe uwierzy, e to jedzenie jest dla niego. Wreszcie uklk i niezdarnie wycign donie, a Nauczyciel pooy mu na nich chleb. Poyka wolno, jakby wpierw caowa kady ksek. Nie wsta, osun si tylko na pity i zdawa si jak przedtem chleb, tak teraz pochania sowa, ktre Nauczyciel mwi. A On rzek: Burza was przestraszya? Czy sdzicie, e tylko na pogodne niwo wezwano was? Nie. Mwi wam: wiksze burze przyjd i Syn Czowieczy bdzie od was zabrany. Ale nie lkaj si, mae stadko; postanowi wasz Ojciec da wam Krlestwo. I gdy ja Duchem Boym wypdzam szatanw, znaczy, e ono ju nadeszo. Ju stoi w progu... Nie lkajcie si. Cokolwiek by si miao zdarzy, ja jestem z wami. Nie zapr si nikogo, kto si mnie nie zapar. I choby ycie straci ycie zyska... Suchalimy tak uwanie tych zdumiewajcych i nieoczekiwanych sw, e nie zauwaylimy, jak od miasta zbliya si ku nam wielka rzesza ludzi. Szli z krzykiem, ale gdy podeszli bliej ucichli. Zauwayem, e patrz na nas z lkiem. Na czele tumu szo kilku starych ludzi z siwymi brodami, w dugich paszczach. To byli oczywicie poganie. Idcych prowadzili pasterze odziani w czarne skry na biodrach. Wskazywali na nas, na k, po ktrej przed godzin biegay wieprze, na morze, ktre si nad nimi zam91

kno. Ludzie zatrzymali si o kilka krokw przed nami. Wida byo, e si boj zbliy. Jeden ze starcw wysun si nieco do przodu i skoniwszy si nisko, powiedzia po grecku do Nauczyciela: Prosimy Ci, Kyrie, ktry zniszczye nasze stada id od nas. Jeste wida potnym czarodziejem, skoro obaskawie tego szaleca. Nie chcemy obrazi Ci... Ale odpy o to Ci prosimy. Po stroju widzimy, e jeste ydem. Wr wic do swoich. Zrobie nam szkod, cho Ci niczym nie obrazilimy. Prosimy Ci odpy... Zmarnowao si wielkie bogactwo. Wiele uczt mona byo wyprawi... Ale my Ci tego nie wymawiamy, Kyrie. Tylko opu nas. Zbyt wielki jeste, by w naszym miecie przebywa. Wy zreszt, ydzi, nie chcecie naszej gociny i nasze jedzenie wydaje si wam nieczyste. Odpy... Skoni si pokornie. Odpy, prosimy powtrzy za nim tum. Ludzie zaczli si nisko kania. Mylaem, e im odpowie. Ale On wsta i bez sowa skierowa si ku wybrzeu. Szlimy za Nim. Tum pozosta, tylko ustawi si pkrgiem i ledzi nasze ruchy. Doszlimy do odzi, ktra koysaa si lekko na zielonej wodzie. Nauczyciel wstpi do niej pierwszy, potem my kolejno zajmowalimy miejsca. Kiedy siedzielimy ju wszyscy, spostrzegem, e na kamieniu przy odzi stoi czowiek uwolniony od szatanw. Niepewnie postawi stop na burcie, spojrza proszco na Mistrza. Po raz pierwszy od chwili, gdy opucili go drczyciele, powiedzia cicho: Zabierz i mnie, Kyrie... Ale Jezus potrzsn gow (nigdy nie wiesz, jak postpi!). Zosta rzek. Wracaj do domu i mw wszystkim swoim, jak miosierny jest Bg. Wszystkim powiadaj powtrzy z naciskiem. Pisaem ci On zawsze dotychczas poleca: Nie mw nikomu. Ale temu powiedzia: Mw wszystkim. Czowiek cofn si. Mia smutek w oczach i wyraz posuszestwa na twarzy. Szymon odepchn d wiosem i wypynlimy spomidzy gazw. Tamten sta wyprostowany tu nad wod. Wyej, na brzegu wida byo pkrg Gerazeczykw, patrzcych pilnie na nasz d. Naraz czowiek zawoa w przestrze, ktr ju przepynlimy: Bd mwi wszystkim! Bd mwi!

92

Na godzin trzeci bylimy z powrotem w Kafarnaum. Jeszcze d nie


dobia do brzegu, gdy ju tum zbieg si powita Nauczyciela. Witano Go wznoszeniem rk i radosnymi krzykami. Zobaczyem wrd czekajcych na brzegu Jaira. On znowu uczyni rzecz wstrzsajc. Ale o tym napisz ci w nastpnym licie. Musz uoy jako myli... Kim On waciwie jest, Justusie? Kim jest ten Czowiek, ktry ucisza burz, wypdza ca armi szatanw i pi zmczony wrd wycia wiatrw?

List VIII
Drogi Justusie!

Nieoczekiwanie rozstaem si z Nim. Wracam do Jerozolimy z uczuciem,


e nie wyjaniem sprawy, kim jest w Czowiek, czego naprawd naucza, czego chce ode mnie. Za to wziem na barki ciar... W par dni po powrocie z Gerazy, wczesnym witem znalelimy si Nauczyciel, Jego uczniowie i ja na tym samym wzgrzu, z ktrego On przed niedawnym czasem gosi swoje bogosawiestwa. Rosa pokrywaa traw, podobna do kropel mleka, ktre ucieko z dziurawego garnka. Zbocze wzgrza jest rozdarte gbokim lebem, ktry rozpoowi szczyt na dwa garby. Przez ten wyom niby przez trjktne okno wida w dole tafl jeziora Genezaret, podobn do olbrzymiej areny rzymskiego cyrku. Tego rana leaa pod nami zbita, gsta masa szarotej mgy, spoza ktrej na prno usiowao si przebi soce. Spdzilimy noc midzy skaami, jak to si zreszt czsto zdarza w czasie wdrwek z Nim. Spaem le, budziem si wiele razy. Ilekro podnosiem gow znad nasikego wilgoci paszcza,
93

zawsze widziaem, e posanie Mistrza jest puste. Z wieczora odszed na szczyt wzniesienia i modli si tam do rana. Kiedy obudziwszy si wygrzebywalimy si z naszych paszczy, zawoa na nas z gry: Przybdcie tu chc wam co powiedzie! Podylimy ku Niemu. Uczniowie zaczli, jak to czsto robi, biec na wycigi. Jan ma najdusze nogi, wic pierwszy dopad Nauczyciela, przeganiajc Szymona, w ktrym to zawsze budzi gniew. Tylko my dwaj, ja i Judasz, nie bralimy udziau w tych dziecinnych gonitwach. On czeka na wzgrzu. Stojc na skraju urwiska, ktre w tym miejscu do stromo obsypuje si w d, z serdecznoci pooy donie na ramionach Jana i Szymona. Powiedzia: Suchajcie, dzieci, chc, abycie si rozeszli po ziemi galilejskiej, by mwi wszystkim ludziom, e czas ju nadszed i kady winien czyni pokut... Umilk i patrzy, jakby chcia si dowiedzie, jakie wraenie wywoay na nich te niespodziewane sowa. Oni jednak unikali Jego wzroku, tylko spod oka spogldali na siebie z twarzami penymi zdziwienia, nieufnoci i niepokoju. Pojmowaem ich niepewno. Ci amhaarezi czuj si dobrze tylko w gromadzie. Kady z nich nawet taki mdrala jak Natanael pojedynczo traci si i tchrzy. Ledwo im to powiedzia, nie zostao nic z ich pewnoci siebie, z ich przechwaek, z ich naiwnych roje o krlowaniu w Krlestwie Nauczyciela. Szymon podrapa si w kark sw wielk ap. A Ty, Nauczycielu?... zapyta. Nie pjdziesz z nami? On, umiechajc si pogodnie, potrzsn gow. By jak czowiek, ktry wszystko przewidzia i teraz spokojnie czeka na zarzuty, by kady z nich kolejno odeprze. Nie. Pjdziecie sami, po dwch... Znowu stali bez sowa, prosto ze snu wtrceni w stan osupienia. Kiedy, Nauczycielu? zapyta ktry. Zaraz odpowiedzia agodnie, ale stanowczo. Zaczli si poszturchiwa i spoglda na siebie znaczco. Moe sdzili, e Nauczyciel po caonocnym czuwaniu mwi od rzeczy? Zwaszcza ta so94

neczna pogoda, z jak przemawia, oszoamiaa ich. Zapytywali si wzajemnie wzrokiem: Co o tym mylicie? Jakub May (tak go nazywaj w odrnieniu od syna Zebedeusza) wyd lekcewaco wargi. Wyranie nie podoba mu si pomys Brata. Potar nos wierzchem doni i mia ju co powiedzie, gdy wanie wyrwa si Filip. Ten zawsze z czym wyskoczy, gdy inni zapominaj jzyka w gbie. Okrcajc na palcu swe wijce si nad uszami kosmyki wosw, bkn: Trzeba by wpierw zej gdzie do miasta kupi ywnoci na drog. I sandaw porzdnych aden z nas nie ma... spojrza po towarzyszach z dum, jakby odkry rdo na pustyni. W takich kapciach podnis nog daleko si nie zajdzie... Nie mamy ani asa zauway Judasz. Jakby chcc podkreli prawdziwo swoich sw, otworzy torb i pokaza jej puste dno. To jemu Nauczyciel poleci trzyma w rkach te troch pienidzy, ktrymi ludzie wspieraj ich gromad. Pokrcili gowami i pytajco podnieli wzrok na Nauczyciela. Ale On umiecha si dalej jak dziecko oczarowane wasnym pomysem. Nie trzeba wam niczego! rzek gorco. Ani pienidzy, ani ywnoci, ani nawet torby. Idcie w podartych sandaach i w tym, co macie na sobie. Niech kady z was wyamie sobie kij z drzewa, a nie oglda si za lask pielgrzymi. Idcie tak, jak jestecie, w niczym si nie zabezpieczajc. Oto tam zrobi krok na urwisku, a kamienie spod Jego stp potoczyy si lebem, wycign rk; mga w dolinie przerwaa si, a przez szare omrocze wida byo morze przelewajce si patami pian i rozrzucone na jego okolu setki domw tam mwi czeka na was niwo. Idcie pracowa. Nie odwiedzajcie pogan i Samarytan, szukajcie owiec, ktre zginy z izraelskiego stada. Im mwcie: Czas nadszed. A na znak, e tak jest, uzdrawiajcie chorych pomazujc ich oliw, oczyszczajcie trdowatych i wypdzajcie szatanw. Przyjmujcie, co wam dadz, jak robotnik, ktry nie spiera si o zapat; sami nie dajcie niczego. Darmo wzilicie darmo dawajcie... Urwa i spojrza na nich wyczekujco. Ale oni dalej zerkali na siebie, nie ruszajc si krokiem z miejsca. Jego sowa, zamiast zachci, jeszcze wiksz napeniy ich obaw. Co innego byo uzdrawia lub porywa si na
95

wypdzenie szatana, gdy w pobliu by Nauczyciel, ktry mg ich poprawi, a co innego odej daleko z zawierzon moc. W ciszy, jaka zalega, rozleg si zgryliwy gos Jakuba: Wysyasz nas do owiec... Lecz gdzie s owce, tam si i wilki krc... Susznie powiedziae przyzna. Gos Jego jednak brzmia nadal radonie. Wysyam was jak owce midzy wilki... Musicie wrd nich posiada ufno gobia i chytro lisa... Lecz gdy owca zaufa wilkowi, wilk nie przepuci owcy zauway Szymon. Zagryziona owca nie boi si ju wilka odpowiedzia, zwracajc si do wielkiego rybaka. I wy bjcie si tylko tego, ktry take po mierci moe nad wami zachowa wadz. C z tego, e ciao zabije? C z tego, e was przed sd poprowadz? Tak, to przyjdzie... powiedzia nagle, lecz zupenie inaczej ni poprzednio. Poryw radoci, ktrym nas powita, przygas. Teraz patrzy nie na nas, ale gdzie w przestrze, z wysikiem w zmruonych oczach: mona by sdzi, e widzi daleko, o wiele dalej ni szare gry po drugiej stronie jeziora. Jego byszczcy wzrok zamroczy si, jakby Go dotkn patek mgy, ktra podnosia si i topniaa w promieniach soca. cigajc wci za horyzontem swoje myli, cign: Przyszedem da pokj. Ale moje sowa przynosz wojn. Dla nich podzieli si dom: bracia bd przeciwko braciom, ona przeciw mowi. Dla nich brat wyda brata, syn ojca... Przyniosem mio. Lecz dla niej znienawidz was... Mnie znienawidzili, wic i wy nie oczekujcie niczego innego. Taki jest los uczniw. Bdziecie cigani jak ja, bdziecie kryli si i nigdy nie znajdziecie dla siebie miasta ucieczki. To wam mwi: jeszcze was nie schwytaj, a ju trzeba wam bdzie nie na plecach krzy waszych przewidywa, zwtpie i lkw... Przesta mwi, lecz dalej patrzy w przestrze. Jego usta lekko dray. Ale wida ju by to taki dzie, e kada mgieka musiaa ustpi przemocy soca. Jego wzrok wrci ze swych dalekich drg ku maej gromadce ludzi jeszcze bardziej wystraszonych Jego sowami. Znowu umiechn si radonie. Pamitajcie jednak o tym, co wam powiedziaem w tamten ranek po
96

burzy: Jestem z wami. Kto straci ycie dla mnie zyska je; kto dla mnie bdzie nis swj krzy mnie znajdzie. A kto was przyjmie w waszej wdrwce mnie przyjmie, a ze mn Tego, ktry mnie posa. Bogosawcie kademu, kto was sucha bdzie. Idcie, idcie ju! Gdy miesic upynie, zejdziemy si znowu na wzgrzu. Bd na was czeka. Idcie piesznie zboe ju zbielao i czeka na wasz sierp. Nie wolno pozwoli, by si wykruszyo na ziemi... Ostatni raz spojrzeli po sobie. W ciszy poranka sycha byo ich przypieszone oddechy. Mga nad jeziorem znikna; powietrze stao si przeroczyste i jakby szklane. W dole biae fale biegy niby woda wylana na bkitn glazurowan pyt. Nadchodzcy upa dopija ostatni lad wilgoci na trawie i paszczach. Trcajc si okciami, zaczli si zbiera w pary. Szymon skin na Jana: Chod ze mn (sdz, e ba si, aby Jan nie pozosta przy Mistrzu). Mj Judasz zauwayem wybra sobie za towarzysza Szymona od Zelotw. Dwch milczkw Juda i Mateusz, dawny celnik, stano obok siebie. adna jednak dwjka nie miaa chci wyruszy pierwsza. Ocigano si, ogldano na siebie wzajem. Kto w tym maym tumku westchn, jakby nabiera powietrza przed rzuceniem si w wod. Trzeba i, nie zwleka. Zaraz zrobi si upa... doszed mnie gos Filipa. Tego zawsze obchodzi nie co, a jak. Ale i on nie wyrywa si naprzd. Kady wydawa si zajty podwijaniem kuttony, ciganiem rzemykw przy sandaach, a spod oka ledzi, co robi inni. Chyba by nigdy nie ruszyli, gdyby nie powiedzia. Idcie, dzieci, idcie ju. Czas na was. Szalom alejchem... Alejchem szalom odpowiedzieli. Ich zbite stado zakoysao si nad rozpadlin niby wielki gaz podmyty przez wod, ktry, zanim oderwie si ze swego miejsca, koysze si czas duszy. Pierwsi ruszyli wyobra sobie Juda, brat Paski, i Mateusz. Piarg zachrzci pod ich stopami. I teraz inni ju nie zwlekali. Para za par schylaa si w ukonie przed Nauczycielem i znikaa za krawdzi skay. Po krtkiej chwili pozostalimy na wzgrzu tylko dwaj: On i ja. Pod nami w gbi lebu sycha byo sowa idcych i stukot kijw o kamienie. Nie widzielimy ich czas duszy, a gdy wreszcie ukazali si nam znowu, byli ju sznurem biaych plam suncych ciekami rodkiem zielonej ki. Nauczyciel szed za nimi wzrokiem. Pa97

trzyem na Niego z boku: na Jego twarz wystpi wyraz wzruszenia i tkliwoci. Napisaem ci kiedy: On tak kocha, jakby w Jego mioci nie byo rnic... Mona by pomyle, e ta gromada amhaarezw jest Mu blisza ni najdrosze dzieci ojcu, e s Mu nie jak ci, ktrych zrodzi, ale jakby ich stworzy, podobny do Wszechmocnego, gdy wzi czowieka z ziemi garci gliny, a potem yjcego wypuci ze swej doni... Dopiero gdy znikli wrd krzeww, przesta za nimi patrze i podnisszy wzrok w gr zdawa si szepta w niebo swoj krtk modlitw. Oto chwila pomylaem na ktr czekam od dawna. Bylimy tylko dwaj, z dala od ludzi, w obliczu jeziora w dole i przeraajco wielkiego nieba nad nami. Uwiadomiem sobie: albo teraz, albo ju nigdy... Zbieraem sowa. Przyznaj, e po tym wszystkim, co widziaem ostatnio, nie potrafi tak ju mwi do Niego jak dawniej. Mam cigle w uszach ryk burzy, ktr On uciszy, i wrzask tumu, ktry wybuch, gdy ona Jaira wybiega przed dom woajc... O tym ci jeszcze nie zdyem napisa. Ale tyle si tu nowego co dzie dzieje! On wskrzesi dziecko roszhekkenneseta. Ludzie mwili Mu, gdy szed do domu Jaira: Nie masz po co tam i, Rabbi. Szkoda Twego trudu. Ju umara. Syszysz przecie, paczki zaczy swoje zawodzenie... Ale On nie da si zatrzyma. Szed dalej i potrzsn gow: Mylicie si, ona pi... Nawet si nie pieszy. Po drodze zatrzyma si, bo jaka kobieta dotkna cicit Jego paszcza i zostaa bez Jego woli uzdrowiona... O tym take mona by duo mwi. A potem wszed do domu, w ktrym sycha byo rozdzierajcy dwik piszczaek. Zabra ze sob tylko Jana, Szymona i Jakuba. Zostaem z cib przed domem. Trwao to krtko. Lamenty i piski nagle ucichy. Zrobia si cisza, a w niej zabrzmia przeraliwy krzyk kobiecy. ona Jaira wybiega przede drzwi. Miaa zy na podrapanych policzkach i miech na ustach. Mwia prdko, gosem zadyszanym, amicym si: Oya! Powiedzia: Obud si i otworzya oczy. Je i mieje si! Rwnie piesznie jak wybiega wpada z powrotem do domu. Krzyk zachwytu wstrzsn tumem. Wydaje mi si zawsze, e wobec Niego najlepiej jest milcze. Ale wiedziaem, e jeli odejd od Niego bez sowa, nie znajd ju nigdzie ratunku dla Rut. Jkajc si zaczem: Ja, Rabbi...
98

Spojrza na mnie znowu tym wzrokiem, w ktrym wyczyta mona zdziwienie: Dlaczego mnie nie pytasz? On zmusza czowieka, by wydoby z siebie myl najskrytsz, ktrej jeszcze nawet sam sobie nie uwiadomi... Czy chcesz czego ode mnie? zapyta. Zajknem si. Wszystko si w tej chwili miao ustali. Jego wzywajce spojrzenie uatwio mi zadanie. A przecie pozostaem sob! Nie wspomniaem nic o Rut. Im skrytszej myli domaga si ode mnie, tym trudniej mi j wysowi. Rabbi wyszeptaem tylko. Co mam uczyni, by uzyska Krlestwo?... To ycie, ktre powiedziae, e drugi raz... Pamitasz? Da mi oczami znak, e rozumie, o co pytam. Wiesz przecie odpowiedzia czego da Prawo i jakie s nakazy, ktre przynis Mojesz... Wiem... potwierdziem. I wiesz take cign co jest najwikszym przykazaniem... Wic o co jeszcze pytasz? Rozoyem bezradnie rce. Przykaza tamtych sowa twardniay mi w ustach; wyrzucaem je z siebie, kade oddzielnie, jakbym wypluwa kamienie nigdy nie przestaem wypenia. Od modych lat. Zawsze chciaem by w Domu Paskim, zawsze kochaem okazao Jego Przybytku... Suyem Mu ze wszystkich si, nade wszystko... A mimo to... podda. Tak zawoaem mimo to czego mi braknie! I nie wiesz czego? Nie odpowiedziaem bardzo cicho. Czuem, jak mi bije serce. Milcza chwil, zdawa si namyla. Koniki polne zaczy syka w rozgrzanej trawie. Powiem ci wic posyszaem wreszcie. Za wiele masz trosk,

99

zmartwie, niepokojw, obaw... Oddaj mi je, oddaj mi to wszystko, Nikodemie synu Nikodema, i przyjd naladowa mnie... Jake ja Ci oddam moje troski, Rabbi? zapytaem. Gos mi nagle zacz dre i ogarno mnie wielkie wzruszenie, bo czuem, e On dotkn rany mego serca. Oddaj mi je wszystkie powtrzy agodnie. Nie tumaczy mi swoich sw. Poczuem obaw, e powie tak samo jak wwczas: Jeste uczony, znasz Pismo, powiniene wiedzie... C z tego, e jestem uczony? Nie wiem! nie wiem! nie wiem! Niemiao podniosem na Niego wzrok. Ale widok Jego twarzy napeni mnie otuch: bya na niej serdeczno ta sama, z jak ledzi odchodzcych uczniw. Wyznaem: Ty wiesz, e Ci nie pojmuj, Rabbi... Nie zgani mnie, nie zadrwi. Dobrotliwie zacz mwi: Chc, aby mi odda wszystko, co ci wizi... Chc, aby zdj z plecw swj krzy trosk i lkw, a wzi mj... Zamiemy si krzyami, Nikodemie! Poczuem cie niesmaku. Co za porwnanie! Krzy jest narzdziem ohydnej kani i nieprzyjemnie jest nawet o nim wspomina. Tylko najndzniejszy motoch miejski lubuje si w ogldaniu takich widowisk. Na szczcie Piat przyrzek ostatnio, e stosowa bdzie t odraajc kar tylko wobec otrw bez czci i wiary... Po co mwi, Rabbi, o krzyu? sprzeciwiem si. To haniebna mier... Czy Twoje sowa miay znaczy, e chciaby, aby Ci kto towarzyszy w cikiej prbie? Niby echo odbite w grskim wwozie powtrzy moje ostatnie sowa... Tak, chciabym, aby mi kto towarzyszy w cikiej prbie... Zawahaem si. Myli i uczucia wayy si we mnie. Przyszo mi do gowy, e moe On wyczu rosnc niech, jak budzi Jego osoba wrd faryzeuszw? Moe oczekuje mojej pomocy? Rwnoczenie uwiadomiem sobie: Obieca Mu pomoc to wielce lekkomylne. Czy ja wiem, co On jeszcze zrobi lub powie? Nie lubi lekkomylnoci. Ostronie podniosem
100

oczy. Jego wzrok podbija ludzi. Czy rozumiesz, Justusie, czym jest odkrycie, e ten Czowiek mnie kocha? Gdy bylimy chopcami, wiat zdawa si nam wzlatywa ku gwiazdom. Ale o ile wicej radoci odczuwa czowiek, gdy uda mu si znale mio na krawdzi ludzkiego wieku... Chopiec szuka mioci, ale jej nie zna. Czowiek, ktry przekroczy tajemniczy prg czterdziestu lat, wie, co warta jest taka zdobycz. I dlatego bardziej ni kiedykolwiek poda mioci drugiego czowieka... eby ty wiedzia, jak On patrzy! Cudami mona rzesze kupi, ale zdoby je mona tylko tak. W tym si musi kry tajemnica oddania tych amhaarezw. Nawet oni to odczuli poprzez sw grub skr. Czy mona powiedzie komu, kto ofiarowa nam tak mio, e nie chcemy mu czego obieca? Jestem mikki i czsto zdarza mi si aowa wielu zrobionych obietnic. Moe bd aowa i teraz. Nie wiadomo, czego jeszcze zada ten Czowiek. On chce tak wiele! Powiedzia: Daj mi swoje troski i obawy... Wszystkie? To znaczy take trosk o Rut? Przecie to rzecz niemoliwa, aby On, ktry zgaduje myli ludzkie, nie wiedzia o tej chorobie! Chce wzi wszystko ode mnie... Lecz c mi da w zamian? Take jakie wszystko? Nazwa to krzyem... Wstrtne porwnanie! Byem w latach, w ktrych chopiec przestaje by dzieckiem w domu, a przechodzi na nauk do mistrza, gdy onierze Koponiusza otoczyli Seforis krgiem krzyw... To byo ostatnie wielkie szalestwo! C za ohydna rzecz... Susznie mwi Pismo: Przeklty, kogo powieszono na krzyu. Wiesz, Justusie, naprawd nie wiedziaem, jak mam da Mu odpowied. On cigle patrzy na mnie i zdawao mi si, e Jego rozjanion twarz przesania znowu mga. Lecz ten smutek nie pochania Jego mioci. Moe j nawet jeszcze bardziej podkrela (jeeli to jest moliwe), bo nic nie jest bardziej mioci ni mio zrodzona wbrew alom. I wtedy nie mogem si dalej opiera. Powiedziaem: Jeeli chcesz, Rabbi... jeli tylko chcesz, niech bdzie... Lecz w tej chwili ogarn mnie lk, lk straszny, przejmujcy, dawicy. Pisaem ci o tej puapce... Czuem, jakbym na ni stpn. On obdarza wszystkich, ktrych chce pokona. Co jednak da temu, ktry przyrzek Mu wierno? Rut, o Rut!... Spojrzaem na Niego i moje przeraenie jeszcze wzroso. Z Jego oczu utkwionych we mnie, z oczu kochajcych jak sama mio, zdawao mi si, e czytam wyrok... O Adonaj! Zrozumiaem, e ju
101

nie mog Go prosi jak Jair. e nie mog nawet prbowa wykra Jego mocy jak ta kobieta z krwotokiem. Oddaem Rut za to spojrzenie! Adonaj! Adonaj! Adonaj! Jair ocali crk... Kobieta z Naim odzyskaa syna... A ja? Puapka, ktr przeczuwaem, zatrzasna si... Nie ma odwrotu... Adonaj, litoci... Jest noc, gdy ci to pisz. Wiatr trzepoce limi palm i zbiera z powierzchni morza odbicia gwiazd. Moe z Rut nie jest tak, jak mylaem, moe jednak wszystko pozostanie po staremu... Po staremu? Czy jednak to, co jest, moe dalej pozosta? Gdy uwiadamiam sobie rzecz najstraszniejsz, myl: Wszystko lepsze ni to! Niechby ta choroba trwaa dziesitki lat! Ale wiem, e gdy wrc i zobacz, jak ona cierpi, bd powtarza z rozpacz: To si musi jako skoczy! To si musi jako skoczy. Stan wic niby ukad midzy mn i Nauczycielem. Czy ja wiem, co z tego wyniknie? Zostawiem Go na Grze. Moe nie schodzc z niej bdzie czeka na powrt swoich uczniw. Ja wracam do Judei. Bd prbowa obroni Go przed zarzutami, jakich pewno wiele wpyno do Sanhedrynu. Nie, nie jestem Jego uczniem. Z t gromad amhaarezw nie mam nic wsplnego. Nasz ukad dotyczy tylko nas dwch: Jego i mnie. Ukad czy przyja? Sam nie wiem... Waciwie to nawet mieszne: oddaem Mu swoje troski, ktre przecie pozostay ze mn, a wziem na siebie przyrzeczenie czego, przed czym odczuwam niezrozumiay lk... C to za ohydna rzecz krzy... Dobrze, e si od Piata wymogo to przyrzeczenie. Dziwny zaiste pomys, aby o czym takim mwi...

102

List IX
Drogi Justusie!

Nie wiem doprawdy jak ci dzikowa. Mody, lecz uczony lekarz z Antiochii, ktrego mi poleci, by w moim domu i oglda Rut. Podoba mi si: to czowiek o umyle otwartym i chocia jest Grekiem, umie dostosowa si do naszych obyczajw. Co powiedzia? e powinna wyzdrowie... Oby tak si stao! Ale, niestety, wszyscy jego poprzednicy mwili to samo. Jest mi przykro ze wzgldu na twoj dobro. Lecz widzisz: tyle ju razy takie zapewnienia syszaem! Ludzie bez przerwy przysyaj mi rozmaitych lekarzy; kady opowiada z zachwytem o swoim. Lecz ja si ju boj kadej nowej twarzy. Nowego zawodu... Ten ukasz jest na pewno uczciwszy od innych. Jego obietnice nie s tylko tajemniczo brzmicymi sowami, ktrymi zasania si pustk. On rozkada swoj wiedz otwarcie niby stragan i cierpliwie wyjania, czego si powinno uy, czego mona uy, czego by mona sprbowa. Ten czowiek, jestem pewny, nie zoy broni do koca. Lecz czy ktra z tych upragnionych zapowiedzianych prb da wynik? Czy czas pozwoli na zastosowanie wszystkich? Wz toczy si dalej. Ile jeszcze zostao zbocza, aby mg si toczy?
On jeden mg j uzdrowi. A przecie min mnie jak chorych Nazarejczykw. Ich ukara. Czemu jednak karze mnie? Mnie, ktry zgodziem si wzi na siebie to, co On nazwa krzyem? Rodzi si we mnie niespokojne przypuszczenie, e za Jego sowami kryje si niebezpieczestwo groniejsze, ni mona byo przypuszcza z pocztku. Jego wezwania wcigaj... On za wydaje si Czowiekiem nienasyconym, gotowym zbiera, czego sam nie posia. Suchy skwar pali wszystko. Ziemia jest jak popi mikka i lotna. Gdy wiatr powieje wieczorem, pdzi przed sob rud chmur pyu. Cedron wysech. Gra Oliwna odpiera ar poyskliw zieleni lici oliwnych. Ale winnice zszarzay, trawa zka i rozkruszya si, palmy zwiesiy nisko gazie jak znuone wielbdy swoje by; figi dojrzay w cikich pkach
103

lici. Ludzie le w cieniu dyszc i tsknie czekaj nadejcia wieczornego wiatru. Wszystko z Xystos i z Bezety ucieko pod portyk Salomona. Spotyka si tam teraz najgorsz hoot. Kt bowiem zosta w miecie? Caa starszyzna kapaska i wszyscy bogatsi opucili Jerozolim udajc si do swych letnich posiadoci. I ja bym ju by od dawna w moim dworze koo Emmaus. Nigdy mnie nie byo w okresie letnich skwarw w Jerozolimie. Tym razem jednak musiaem zosta. Choroba Rut nie pozwala ruszy jej z miejsca. Przeywamy niby oblenie: Czerwona pustynia przystpia do bram miasta i zda si czeka jak hiena na swj up. Kadego dnia niej opada tafla wody na sadzawce Siloe. Cae stada czarnych much unosz si brzczc w gstym jak oliwa powietrzu. Siedz koo Rut i odganiam je... Ma oczy zamknite i dyszy ciko. Jej biae donie bezwadnie lece na pocieli wyraaj przeraajcy smutek. Nie mog go znie... Dotychczas nie byo jeszcze z kim rozmawia o Nauczycielu. Z czonkw Wielkiej Rady widziaem tylko Joela bar Goriona. Wspomniaem ci, e go nienawidz. Jest may, wiecznie zgarbiony; twierdzi, e nosi na plecach winy caego Izraela. Zastaem go odmawiajcego modlitw za grzesznikw. Sta z podniesionymi nad gow ramionami i co chwila kiwa si uderzajc gow o mur. Musiaem dugo czeka, a skoczy. Wreszcie odwrci si i uda, e teraz dopiero odkry moj obecno. Wita mnie z wielk serdecznoci, pod ktr wyczuwam fasz. O, kogo to moje oczy widz? Wielki rabbi, mdry rabbi Nikodem bar Nikodem... Wrcie ju, rabbi? Jake si ciesz. A my tu pytalimy ludzi, gdzie jeste i dlaczego nie ma ci od tak dawna w miecie. Czy jest prawd, rabbi, e bye w Galilei? Przychodzili tu tacy, ktrzy mwili, e ci tam widziano. Ohydni szczekacze! Powiadali, rzecz nie do wiary, e sta w tumie nieczystych amhaarezw i sucha sw jakiego wydrwigrosza, ktry podobno, ku uciesze Galilejczykw, opowiada im rozmaite gupstwa. Powiedziaem Johananowi bar Zakkaj niech imi wielkiego i mdrego rabbiego bdzie uczczone! aby zbeszta tych kamcw. Mwiem: Nasz rabbi Nikodem nigdy nie dotknby amhaareza, jak nie dotknie aden z chaberim trupa lub wini... Musiaem mu podzikowa za dobr o mnie opini. Potem spytaem:
104

Cocie tu syszeli o... Proroku z Nazaretu? Mae oczy Joela bysny spod powiek. Zawsze mu renice biegaj niby dwie mae myszki z kta w kt. Wykrzywi si, jakby gryz cierpk cytryn. He, he, he! zacz si mia. Splt palce i pociera o siebie poduszeczki doni. He, he, he... Wielki, mdry rabbi artuje. Prorok? Jaki prorok? Z Nazaretu? Z Nazaretu pochodz tylko pijacy, zodzieje i szalecy. O tym kamcy mwio si ju u nas w Ciosowej sali, mwio wicej, ni trzeba mwi o takim more. Wiemy o Nim wszystko... Zacisn usta; w ich kcikach ukazay si biae waeczki spienionej liny. Ale po chwili zacz znowu trze donie i wybuchn miechem. He, he, he... To dobrze, e wielki, mdry rabbi ju wrci. Galileja to kraj ciemnoci! Tam wierni styka si musz na kadym kroku z gojami... Widziaem si take z Jonatasem synem Ananiasza. Przysa go zreszt do mnie arcykapan. Chodzi o to, abymy we dwch przedstawiali Sanhedryn na uroczystociach, ktre pragnie wyprawi Antypas dla uczczenia swoich urodzin. Nie umiecha mi si wcale: nienawidz bkartw Heroda! Kajfasz prosi mnie jednak bardzo, abym to zrobi, i nawet, eby mnie zjedna, przysa kosz piknych owocw dla Rut. Wiedzc, e do Tyberiady, ktr zbudowa na cmentarzu, nikt z szanujcych si Izraelitw nie zgodziby si wej (saduceuszw nie jestem wcale pewny!), Antypas przygotowuje owe uroczystoci w Macheroncie. Dwie galery bd czekay na goci przy ujciu Jordanu. Obchd ma by niebywale wystawny, raz dlatego, e Antypas koczy wanie pidziesit pi lat, dwa poniewa chce si wobec wszystkich pochwali Herodiad, ktra go zreszt zupenie okieznaa. Ale ludzie twierdz, e najwaniejszym powodem tych uroczystoci ma by spodziewana obecno na nich prokuratora Piata. Antypas, ktry wid z nim przedtem cigle spory, obecnie za namow Herodiady (ona potrafi take kierowa gr), a kto wie, czy nie przede wszystkim z rozkazu Witeliusza, zapragn go sobie zjedna. I ma racj Piat ju kilka razy sa na niego skargi do cesarza... Powiedziaem wic Jonatasowi, e pojad. Przy sposobnoci zapytaem

105

go rwnie, co sysza o Nauczycielu. Odpowiedzia mi wybuchem wesooci: Mnie si pytasz, co o Nim syszaem? Ha, ha, ha! To ja powinienem si ciebie zapyta. Przecie wszyscy opowiadaj, e to faryzeusz! Kto mwi Kajfaszowi, e powtarza nauki Hillela, kto inny, e ukada haggady wedug gamalielowskich zasad. Przyznaj si, Nikodemie to wasz czowiek! Ale oczywicie artuj. Wasz czy nie wasz, mniejsza o to. Nikomu by nie szkodzio to wszystko, co On plecie, gdyby Jego osoba nie wywoaa tak wielkiego poruszenia wrd tumw. Ledwo skoczyo si z tamtym... Chc by wobec ciebie szczery przybra ton powany wic ci powiem: postanowilimy zwrci na Niego uwag Antypasa. Niech si Nim zajmie. S ludzie, ktrzy lubi robi rozmaite gupstwa, dranice Rzymian. Naszym zdaniem a na pewno podzielasz je w duchu, bo wiem, e jeste rozsdnym czowiekiem im bardziej dba sami bdziemy o usuwanie z naszego ycia wszystkiego, co tamtych zoci, tym bardziej Rzymianie bd nam ufa i tym wicej bdziemy mogli od nich uzyska... Czy nie zgadzasz si z tym, Nikodemie? Wy, doktorzy, lubicie uzupenia prawo rozmaitymi wasnymi naukami. W tym waciwie nie ma nic zego (oczywicie mwimy midzy sob), pki zachowana zostaa jedno kultu i wityni... Ale wiesz dobrze, e wszelka nauka, wiara i moralno kocz si, gdy byle rozbjnik z pustyni zaczyna udawa Jud Machabeusza! A Seforis, pamitaj, ley na tym samym wzgrzu co Nazaret... To prawda na tym samym. Po drugiej tylko stronie. Krzye, ktre przed dwudziestu piciu laty wystawi Koponiusz, rzuca musiay swj cie na Nazaret. Kiedy tam byem... Waciwie o tym ci przede wszystkim chciaem napisa, a nie o tej caej zawierusze spraw, ktra mnie ogarna na nowo w Jerozolimie. Przebywajc w Galilei odzwyczaiem si troch od tutejszego gorczkowego ycia. Tam czowiek myli powoli i powoli wchania w siebie wraz z cisz jakie ledwo dosyszalne dwiki. Tutaj nie ma na nic czasu! Trzeba yka prdko i cigle by gotowym na tysice niespodzianek. Tu trzeba krzycze, aby by syszanym, i nie syszy si nic poza krzykiem. Gupie ycie, z ktrego nie sposb si wyrwa! Pozostawiwszy Nauczyciela na wzgrzu, ktre tutejsi nazywaj Rogami
106

Hattima, zamiast wraca wprost wzdu Jordanu, skrciem do Nazaretu. Pamitam, jak mi wiele razy mwie, e gdy si chce dobrze pozna czowieka, trzeba pj i przyjrze si miejscu, gdzie przyszed na wiat i gdzie by dzieckiem. Sawa Nazaretu jest z saw. Ale pomylaem sobie, e nawet powszechna opinia moe by bdna; trzeba samemu zobaczy wszystko. Nie pieszc si, w dwa dni zaszedem na miejsce. Miasteczko jak wiele miasteczek galilejskich. Wzgrze zatacza pkole i w jego rodku, na zboczu, niby kociak w objciu ramion dziecka, ley Nazaret. Z dala ju wida rozsypan gar biaych domkw midzy czarnymi cyprysami, ktre tworz may zagajnik. U stp wzgrza bije rdo pod kamiennym ukiem; otoczone jest zagrod z kamieni. Zatrzymaem si przy nim, zmczony i spragniony. Przez duszy czas nie byo si do kogo odezwa, krciy si tylko kobiety z dzbankami na gowie. Dopiero potem pojawi si jaki lewita, ktry pozdrowi mnie grzecznie. Poprosiem go, aby mnie zaprowadzi do gospody, gdzie mgbym przenocowa. Poszlimy razem w gr ku miastu, t sam drog, ktr sznurem, chichoczc zstpoway kobiety idce po wod. S adne, wysokie, ksztatne, czarnowose. Nie wida wrd nich dziewczt o jasnej cerze i wosach barwy miedzi, jakie spotyka si w Judei. Spoza wzgrza, przecitego na stoku bia drog Tabor dwiga swj ciki eb. Przez lata cae On musia mie przed oczami jego widok. Wrd domw ju z daleka ujrzaem synagog, rwnie otoczon palisad cyprysw. Gospoda znajdowaa si przy drodze, bliej ni pierwsze zabudowania miasteczka. Podzikowaem lewicie i chciaem go poegna, ale on pty nie odszed, pki nie wywoa gospodarza i nie poleci mnie jego staraniom. Po drodze rozmawialimy i dowiedzia si, kim jestem. Jego zachowanie wobec mnie, ju i przedtem grzeczne, stao si teraz wprost nadskakujce. Odszed wreszcie, pozdrawiajc mnie wielokrotnie. Z kolei gospodarz zacz mi okazywa swoj czoobitno. Musz powiedzie, e podobay mi si te oznaki szacunku. Idc do Nazaretu oczekiwaem najgorszego: grubiastwa i niegrzecznoci. Byem mile zaskoczony. Gospodarz wynis mi posiek w cie rozoystej figi. Wstaem, by odmwi modlitw. Kiedy jednak skoczywszy j chciaem si wzi do jedzenia, posyszaem nagle okrzyk: Rabbi! Nie jedz!
107

Podniosem gow zdziwiony. Na podwrze gospody weszli jacy ludzie. Ze strojw atwo si byo domyli, e to starszyzna tutejszej synagogi: przeoony szeliah, targumista, kilku batlanim. Prowadzi ich mj lewita. Wszyscy mieli tality na ramionach i filakterie przypite na czole. Wygldali na ludzi pobonych i godnych. Przeoony zawoa na gospodarza i surowo wypytywa go, czy jedzenia i naczy, ktre mi poda, nie skaono przypadkowo nieczystym dotkniciem. Okazao si jednak, e nie byo powodu do obaw. Teraz roszhekkenneset zwrci si do mnie. Wita mnie najprzd ceremonialnie, wyraajc wiele razy rado z tego, e zaszczyciem swoim przybyciem ich ndzn miecin, potem przeprosi mnie za swj okrzyk. Wybacz, dostojny rabbi mwi ale tego posplstwa nigdy nie mona by do pewnym. Pozwalaj kobietom dotyka wszystkiego. A wszak mwi mdrzec Paski: W tysicu znale mona jednego ma prawego, ale nie znajdziesz ani jednej kobiety... Wybacz i zechciej ze spokojem je, co ci ten czowiek przynis... Byem naprawd zaskoczony t uprzejmoci. Zaprosiem ich, by podzielili si ze mn moim posikiem. Pora bya pikna: skwar dnia przygas, wiatr koysa nad nami gami figi. Pilimy kwane mleko, jedlimy pieczon kur z saat z cebuli i z chlebem. Do miasta wracay stada: sycha byo pomekiwanie owiec i okrzyki pastuchw. Podjadszy wycignlimy si wygodnie na awach, ktre gospodarz wynis pod drzewo. Czy wolno nam wiedzie, czcigodny rabbi, co ci sprowadzio do naszego miasta? zapyta w kocu przeoony. Nazaret jest ndzn dziur i nie mamy tu nic, co by mogo ucieszy oczy tak godnego przybysza. Za take otacza je sawa... Ale niesprawiedliwa, wierz mi, rabbi... Bywali u nas, to prawda, rozmaici ludzie... Gdzie nie ma grzesznikw! Lecz w miar jak pracujemy i nauczamy lud sowa Paskiego, jest ich coraz mniej. Gdyby tylko zechcia to sam oceni, wielki rabbi... Nie wtpi, e tak jest odpowiedziaem. Gdy was sysz, czcigodni, zaczynam pojmowa, e wszystko, co mwi o Nazarejczykach, jest kamstwem... Sowa wielkiego rabbi s dla nas niby plaster z oliw na wieej ranie... zauway jeden z batlanim.

108

Lepsze od zota s nauki mdrca doda lewita. Czy nie zechciaby, rabbi, jutro w synagodze ucieszy nasze uszy twoimi roztropnymi sowami? zacz znowu przeoony. Od dawna nie przemawia u nas nikt rwnie sawny... C to za zaszczyt dla Nazaretu, gdy mwi u nas bdzie sam rabban Nikodem syn Nikodema! zapia szeliah, sam odurzajc si nadanym mi tytuem. Czuem, e nie opr si ich miodowym sowom. Nawyky jestem do szacunku, ale ich sowa brzmiay zniewalajco. Zechciej nam ofiarowa odrobin swej mdroci prosili. Przypuszczali zapewne, e milczc usiuj si z nimi droczy. Nie odmawiaj. Nie skp chleba ubogiemu, a sowa Boego pragncemu, mawia wielki Hillel. Zgd si i mw, rabbi. Nikt tu u nas nie bywa. Od lat nie syszelimy nauki uczonego z Jerozolimy... Zawsze mwi ci sami... Chyba, e omieli si odezwa jaki... Czowiek, ktry zacz, urwa spiorunowany spojrzeniem pozostaych. Od razu domyliem si, e mia na myli tamto Jego wystpienie. Pewno chcielicie mwi o tym waszym... Jezusie? zapytaem. Koo mnie zrobia si nagle cisza, jakbym powiedzia nieobyczajne sowo. Rzucajc na siebie kosymi spojrzeniami, moi gocie siedzieli milczc. Musieli by wciekli na tego, ktry wyrwa si ze wspomnieniem o Nauczycielu. Tak... rzek wreszcie roszhekkenneset. Szymon bar Arak wspomnia tutaj o tym... Nie lubimy o Nim mwi wyzna ze szczeroci. Tego Czowieka wykluczylimy za blunierstwa z synagogi, rzucilimy na Niego hairem... On jednak chodzi dalej bezkarnie, naucza, oszukuje ludzi... Powinno si go ukamienowa! rzuci twardo. Spojrzaem po otaczajcych mnie ludziach i widziaem, jak wszyscy zacisnwszy usta z przekonaniem skinli gowami. Rabbi Jehuda ma suszno przyzna ktry gono. Ten Czo109

wiek cign hab na nasze miasto... To przez Niego mwi si le o Nazarecie! Czy naprawd Jego wina jest a tak dua? zapytaem. Bez sowa potwierdzili to skinieniem gw. On pochodzi std, z Nazaretu, prawda? pytaem dalej. Niestety przyzna przeoony. Midzy nami rs jak wilcze szczeni midzy psami! zawoa lewita z nienawici w gosie. Albo jak w w szparze muru! powiedzia tym samym gosem inny. Nikt Go nie podejrzewa... Dawalimy Mu zamwienia... Robi sprzt do naszych domw... Niestety powtrzy rabbi Jehuda. Westchn: Cho waciwie powiedzia moglibymy si Go wyprze. On nie urodzi si w Nazarecie. Nie tutaj? Nie. Nasze rodowe ksigi, ktre moi poprzednicy zdoali ukry przed ludmi Heroda niech szeol nigdy nie bdzie dla nich askawy! nie wymieniaj Jego urodzin. Jego ojciec by Judejczykiem... Wyrzuci przez zacinite zby: Nisko upad rd krlewski... Wic to prawda, e pochodzi z rodu Dawida? U nas tak s zapisani. Mg si jednak zakra jaki bd... Ty jednak wiesz najlepiej, czcigodny, w jak poniewierk posza nasza wielko. Mwi nabi Izajasz: Niewierni ksita towarzysze zodziejw. W mdroci uczonych jak ty, rabbi, a nie w krwi Dawidowej ley nasze zbawienie... Lecz tu si sprzeciwi lewita powiedziano przecie, e zrodzi Dawid Dziecko Sprawiedliwoci... Rabbi Jehuda odpar z wyszoci: S, ktrzy tak wykadaj. Ale najznakomitsi uczeni w pimie spojrza na mnie z ugrzecznieniem, zapraszajc umiechem, abym go popar mwi, e ludzie czyci s prawdziwymi potomkami Dawida... Nie kade zreszt sowo prorokw naley bra dosownie...
110

Tak... przyznaem. Rabbi powiedzia rzek tonem, ktry koczy wszelkie spory. Lewita czujc, e nikt go nie poprze, zamilk. Jehuda wyprostowa si triumfujco. Zacz opowiada. Jako wtedy, gdy cay kraj, pewno za grzechy Heroda, nawiedzio straszne trzsienie ziemi, przyby do Nazaretu z Judei Jakub syn Matana, naggar... Zamieszka tu u nas, zacz pracowa... Potem urodzi mu si syn, Jzef to znowu byo wwczas, gdy wdz rzymski opuszcza Jerozolim zabierajc ze sob Antygona syna Arystobula ostatniego z rodu Machabeuszw... Ten Jzef przywiz sobie on z Jerozolimy, crk Joachima, tkacza. Zdarzyo si jako niedugo potem, e Rzymianie niech bd przeklci! pierwszy raz, wbrew prawu Najwyszego, kazali policzy synw Izraela. Jzef, jak tego da spis, pojecha do miejsca pochodzenia rodu, do Betlejem. Zabra ze sob on... Spodziewaa si wanie dziecka. Pojechali i nie wrcili... Nie wiadomo, dlaczego. A moe i mieli powd. Dowiadczone kobiety mwiy, e to dziecko urodzi si przed czasem, jakby byo poczte wczeniej ni w dzie, w ktrym narzeczona zamieszkaa w domu narzeczonego... Ale po prawdzie, kto by tam mia wtedy czas zajmowa si nimi. To by okres wojowa Judy, syna Ezechiasza, Szymona, Atrongajosa... Kiedy Jzef powrci z on i dzieckiem, ju byo po wszystkim. Gdzie przebywali? Nie wiadomo. To pewne, e nie siedzieli cay czas w Betlejem. Podobno zawdrowali a do Egiptu... Tak mwiono... Mniejsza o to zreszt. Wrcili i zaczli pracowa. Jzef by jak ojciec naggarem i tego rzemiosa nauczy syna. Jego ona bya wyrobnic: przda, tkaa, szya... Wicej ju dzieci nie mieli. Jzef by dobrym rzemielnikiem, pracy nie brako. Ale rozchorowa si i ona musiaa jeszcze wicej tka, by mieli z czego y. W kocu umar. Ten... ich syn chodzi wtedy do szkoy razem ze mn... By o wiele modszy, ale pamitam Go, gdy siedzc midzy innymi chopcami wykrzykiwa sowa Tory. Musieli by bardzo ubodzy, bo nigdy nie widziaem sandaw na Jego nogach, a paszcz, ktrym si okrywa, to bya stara simlah jego ojca... Potem zacz pracowa i wtedy take nie brako mu roboty. Przesta by dzieckiem, doszed do lat, w ktrych mczynie wolno zabiera gos w synagodze. Ale on nigdy nic nie mwi. Sta

111

przy drzwiach razem z najbiedniejszymi z takimi, do ktrych trzeba posya jamunikw i tylko sucha. A nagle pewnego dnia... Opuci miasto! wykrzykn ten, ktry pierwszy wspomnia o Nauczycielu. Poszed sobie o nic nie dbajc rzek inny. Zostawi warsztat, dom i poszed... Nie dopeni obowizku opieki nad matk! zawoa z oburzeniem lewita. Tak rabbi Jehuda potwierdzi jego sowa z surowoci w gosie. Gdyby nie pracowaa, musiaaby j chyba utrzymywa gmina... Zy syn! Zy syn! powtarza lewita potrzsajc gow. Amhaarez pozostanie zawsze amhaarezem... Zo ukrywa si w czowieku, by potem nagle wystpi... Mwili wszyscy jednoczenie w coraz wikszym podnieceniu. Wymachiwali tak rkami, e jeden drugiemu strci z czoa skrzyneczk zawierajc sowa Pisma. Musieli Go strasznie nienawidzi. Wspomnienie o Nim yo w ich sercach niby wrzd, o ktrego istnieniu nie mona ani na chwil zapomnie. Przekrzykiwali siebie, a rce ich unosiy si gwatownie wrd furkotu rkaww. Smage ich palce zakrzywione byy niby szpony. Po dobrej dopiero chwili rabbi Jehuda spostrzeg, e jestem zaskoczony tym wybuchem. Ostrym: sza! uciszy towarzyszw. Schyli gow i umiechajc si powiedzia: Wybacz, wielki, czcigodny rabbi... Unielimy si. Ten czowiek zhabi imi naszego miasta wobec caego Izraela... Ale to Amhaarez, na ktrego nie ma co zwraca uwagi... Wybacz... Mdrzec Paski nie patrzy na psa, ktry obok szczeka... Wybacz... powtrzyli za nim inni. Mwilimy ci o kim, kto jest niegodny, by si Nim zajmoway twoje uszy... Wybacz... Mruyli oczy i szczerzyli zby. Ale w ich spojrzeniu wci si palio podniecenie. Powtarzali: Wybacz, nie umieli jednak znale tematu, ktry by ich oddali od sprawy Jezusa. Mnie za to tylko zajmowao. Zapytaem: Lecz jaki On by, gdy znajdowa si jeszcze midzy wami? Mwicie,
112

e jest zym Synem... Czy taki by zawsze? Czy by zoliwy jako chopiec lub nieuczciwy jako rzemielnik? A moe zrobi co zego? Czym sobie zasuy na powszechn niech? Moe zechcecie mi powiedzie... To ciekawe... Patrzyem kolejno na kadego z nich. Zagryzali usta, by nie wybuchn na nowo. Czekali, co powie Jehuda: on te odezwa si po chwili: C... Nikomu nic zego nie zrobi... Waciwie... Znowu siedzieli sztywni, niby nad niesmaczn potraw, ktrej nie wypada zgani, a ktrej nie sposb przekn. A Jego rodzice? wypytywaem bezlitonie. Jego ojciec?... Jzef podobno by dobrym rzemielnikiem mrukn przeoony synagogi dobrze wykonywa swoj prac... A Matka? Jak uparte jabko, ktre spada dopiero po wielu szarpniciach drzewem, przysza odpowied: Nie... to dobra kobieta... Ktry dorzuci niechtnie: Pomagaa drugim... Jeszcze inny cisn niby pienidz, ktrym trzeba przecie zapaci za wino: Opiekowaa si, gdy kto chorowa... Niby spniony dwik doleciao z koca stou: Wielu j bogosawi... Jehuda ciko opar do na stole, jakby chcia pooy tam temu strumieniowi. Powiedzia z zimn zacitoci: Ale jest jego matk! Tak. To ona go urodzia! rzuci lewita. Przez ni to wszystko... doda targumista. Lecz czuem, e za jeszcze jedno pytanie zostan znienawidzony

113

jak Tamten lecz skoro mwicie, e nikogo nie skrzywdzi, nie oszuka, to dlaczego...? Gdyby chciao Mu si uczciwie pracowa przerwa mi patrzc gdzie w przestrze rabbi Jehuda nikt by Mu niczego nie zarzuca. By zrcznym naggarem... Take... pomaga drugim... bkn jeden z batlanim. Zna Pismo rzek szeliah. Wykonywa wiernie przepisy Zakonu... Tak, gdyby... zacz ten, ktry pierwszy odezwa si o Nauczycielu i urwa przeraony, lkajc si, e znowu powie co niepotrzebnego. Wic dlaczego jestecie Mu wrogami? spytaem. Roszhekkenneset wystukiwa co palcami na stole. Wrogami? zapyta pogardliwie. Rozejrza si po towarzyszach. Wrogami? powtrzy. Wzruszy ramionami. Grzesznik jest wrogiem Paskim zacytowa. Ale to tak, jakby siekiera zbuntowaa si wobec drwala... Nikt z nas nie jest Jego wrogiem... Amhaarez nie jest godny ani umiechu, ani pogardy mdrca... cytowa dalej. Zapanowaa cisza. Rozmowa ju si nie nawizaa. Odeszli uraeni. Nastpnego ranka zawoaem maego chopca, ktry si krci przy obrzdzaniu osw, i zapytaem go: Czy wiesz, gdzie jest dom Jezusa, syna Jzefa naggara? Wiem powiedzia. Zaprowad mnie, a dostaniesz sykla... Z zapaem popdzi naprzd. By ranek. Soce wychylao si zza Taboru niby dziecko ukrywajce si za stogiem siana, patrzce, czy je szukaj. Wyszlimy pod sam szczyt wzgrza, wyej ni skupisko domw. Pod gadk cian skaln wida tu byo kilka lepianek z gliny, uczepionych kamienia niby ptasie gniazda. Minem je, stanem na rozoystym trawiastym grzbiecie. Wzgrze po drugiej stronie opadao agodnie ku dolinie Izrael. Z prawej strony za zboczem musiao lee Seforis. Przede mn stercza Karmel; le

114

mwi stercza wyciga si raczej niby ostroga wparta w oowianoszar rwnin morza. Zszedem znowu na d ku lepiankom. Chopiec, ktry mnie prowadzi, podskakiwa radonie: wida nadzieja na srebrny pienidz wprawiaa go w dobry humor. Bieg naprzd, potem wraca ku mnie. Migay przede mn jego smage, prawie czarne ydki (o Adonaj, myl o obrzmiaych, nie caowanych nigdy przez soce nogach Rut!...) Nagle stan, zapyta: Chcesz, rabbi, zobaczy, gdzie mieszka ten szoteh? Chc odpowiedziaem. Ale dlaczego tak Go nazywasz? Beztrosko podrapa si po brzuchu przez dziur w rozdartej kuttonie. Tak wszyscy o Nim mwi... powiedzia. Ale jego dziecinne oczy zaraz bysny chytrze. Wstrzsn zwisajcymi nad uchem pejsami: ...Ale inni powiadaj, e to wielki Cudotwrca... Stalimy przed lepiank. Stare cikie drzwi byy zamknite na drewniany rygiel, pewnie domowej roboty. Podniosem skobel. Ze rodka powiao chodem od dawna pewno nikt nie wpuci do wntrza ani jednego promyka gorcego soca. Wszedem do domku razem z arem dnia. Przed sob miaem ndzne wntrze, ot takie jak w najuboszej chacie galilejskiego chopa: kilka sprztw, mynek, rczna tocznia, pod cian warsztat. Gliniana polepa bya starannie sprztnita, narzdzia ciesielskie wisiay na cianie porzdnie, tak jak powinny by poskadane w dzie szabatu. Jaka nie dokoczona robota chyba st leaa w czciach w kcie izby. Dwie kamienne stgwie przy drzwiach napenione byy po brzegi wod. Wzrok mj lizga si od szczegu do szczegu, rad by co nowego dowiedzie si o ludziach, ktrzy tu mieszkali. Na warsztacie nie byo ani wirka. Na ciemniaej od staroci desce (pewno przesza z dziadka na wnuka) jasn plam wieo zheblowanego drzewa lea may krzy. Znowu krzy! On musi cigle o nim myle. C za dziwaczne zamiowanie do narzdzia tak haniebnej kani?! Zreszt nie byo tu nic ciekawego. Wyszedem z powrotem na dwr. Zapytaem maego:

115

Jego Matka chyba tu ju take nie mieszka? Nie odpowiedzia. Przeniosa si teraz, jak mwi, do Betsaidy... Chciaa by bliej Syna... pomylaem. Rzecz zrozumiaa. Zreszt po c miaaby zostawa tutaj, gdzie z nienawici do Niego odmwiono by Jej kubka wody? Szkoda, e Jej nie widziaem przyszo mi do gowy. Ale ju nie miaem ochoty wraca nad jezioro. Wycignem sykla i daem chopcu. Chciwie schwyci go swymi brudnymi palcami. Zawrciem, poszedem w d. Taka mnie nagle ogarna zo na tutejszych ludzi, e zamiast, jak obiecaem, zosta i naucza w synagodze, niezwocznie wyruszyem w dalsz drog. Wic jednak pochodzi z rodu Dawida... I nie urodzi si w Nazarecie, ale w Betlejem. Powinienem i tam pj, zobaczy... W Betlejem... Czy nie przypomina ci si to proroctwo nabi Micheasza: Betlejem, najmniejsze z miast judzkich, z ciebie wyjdzie Krl Izraela, narodzony w wiecznoci... On ma szczcie do przepowiedni! Wyobra sobie, ten lekarz z Antiochii opowiada mi, e wrd Grekw istnieje jakby oczekiwanie na co czy na kogo... yjemy doprawdy w ciekawych czasach... Ale dla mnie nie istnieje nic poza chorob Rut...

List X
Drogi Justusie!

Wracam prosto z Macherontu. Antypas wysili si na urzdzenie zabawy, jakiej od czasw szalestw jego ojca nie widywalimy. Zamek by przybrany kolorowymi pachtami jak chata murzyskiego wodza, a wieczorem
116

owietlony niby Jerozolima w pierwszym dniu wita niw. Puste i dzikie wwozy grskie przez cay tydzie rozbrzmieway haasem arabskich bbenkw, cytr, kinnor i piszczaek. Prawdziwy syn Heroda chcia zadowoli wszystkich: dla Rzymian byy wycigi, zapasy, munera, dla Arabw dzika muzyka i tancerki, dla wiernych pobone pieni, ktre wypiewywali rano i wieczr sprowadzeni z Galilei lewici. Kogo nie byo wrd goci! Przede wszystkim godna rodzinka tetrarchy: jego brat Filip, rzdca Trachonicji, Batanei i Auranitis, jego bratanek Aleksander syn Aleksandra, Agrypa przybyy wanie z Rzymu i Herod, krl Chalkidy. Z nich najprzyzwoitszy jest Filip cichy i spokojny, wydawa si od pocztku znudzony haaliw zabaw. Podobno sprawiedliwie rzdzi swoj tetrarchi. Aleksander, porywczy modzik, wyglda, jakby si rwa do czynu, ale jego buczuczno raz po raz ganie ustpujc miejsca niepewnoci i widocznemu lkowi; mona by powiedzie, e chopiec boi si, aby mu przed czasem nie podano trucizny. Agrypie pobyt w Rzymie przewrci cakiem w gowie. Mwi tylko jzykiem Grekw i Rzymian, zgoli brod i przechwala si przyjani z modym Gajusem, synem Germanika. Obok potomkw Antypatra widziaem ca band spdzonych na uroczysto krlikw i wodzw arabskich. Cmokaj z udanym sztucznym zachwytem, gdy widz, e Antypas na nich patrzy. W gruncie rzeczy bardzo nienawidz go za obraz Aretasa, ktry cieszy si wielkim uznaniem wrd Idumejczykw. Na uroczysto przyby oczekiwany Juliusz Piat Poncki. Pierwszy raz widziaem go z bliska i mogem z nim rozmawia. Ostatnimi laty prawie si nie pokazuje w Jerozolimie. W pierwszej chwili zrobi na mnie wraenie czowieka, ktry na cay wiat spoglda z filozoficzn obojtnoci. Ale to wraenie ustpio miejsca innemu, gdy tylko zacz mwi. Miaem przed sob odaka bez ogady i kultury. Kady jego ruch wyraa ordynarne prostactwo. A opowiadaj o nim ciekaw histori: podobno jest to syn wodza Gallw; gdy by dzieckiem, oddano go na zakadnika do Rzymu. Nazywa si wtedy Vinix. W Rzymie zaj si nim kto z rodziny Klaudiuszw i tak go zlatynizowa, e Vinix dorsszy nie mia ju ochoty wraca do swoich. Zmieni imi, wstpi do wojska, zosta trybunem, bra udzia w wojnach, odznaczy si. Potem oeni si z Prokl, crk senatora Marka Metellusa Klaudiusza, dziewczyn nieco przekwit, ale noszc nazwisko rodu spokrewnionego z rodzin cesarza. Kto mi
117

opowiada, e Piat w tym czasie nie by wcale spokojnym barankiem, ale marzya mu si wielka przyszo. W Rzymie zreszt kady trybun wyobraa sobie, e zostanie cezarem. Moe dlatego wzi sobie za on leciw i brzydk, ale ze starego patrycjuszowskiego rodu. Niewiele mu jednak z tego przyszo: nagle pewnego dnia cesarz kaza mu obj stanowisko prokuratora w Judei. To byo przed szeciu laty. Rzymianie uwaaj tutejsz placwk za rodzaj zsyki; Waleriusz Gratus zwyk by podobno mwi, e kopalnia miedzi na Cyprze i rzdy w Judei to jedno i to samo. Na otarcie ez Tyberiusz pozwoli Piatowi wbrew rzymskiemu prawu zabra ze sob on (w ten sposb unikna ona losu, jaki spotka ostatnio ca rodzin Klaudiuszw Metellusw). Zaledwie wyldowa w Cezarei, Piat zapragn nam pokaza, co to s rzdy twardej rki. Moe myla, e tym sposobem zwrci na siebie uwag cesarza i uzyska przeniesienie na inne, lepsze stanowisko? Syszae na pewno o wprowadzonych noc do Jerozolimy znakach wojskowych, a potem o tabliczkach wotywnych, ktre kaza zawiesi na murach Antonii. W obu jednak wypadkach prokurator przegra. Wobec nieustpliwego oporu musia ustpi. To mu zepsuo humor na cae lata. Zostawiwszy jako dowdc zaogi w Antonii swego zaufanego trybuna Sarkusa, sam zamkn si w Cezarei. W miecie zjawia si rzadko, podczas wikszych wit, a jego pojawienie si jest zawsze zapowiedzi krwawych wydarze. Rok temu podczas wita niw kaza ni std, ni zowd uderzy onierzom na Galilejczykw, ktrzy przybyli zoy ofiary. Po prostu chcia widoku krwi. Wolimy, jak siedzi u siebie i nie pojawia si w Jerozolimie. Rozpi si, uty; z nudw zacz filozofowa. Zrozumia wida, e go std nigdy nie odwoaj, bo ju nie wojuje z nami. Stosunki midzy nim a Sanhedrynem uoyy si milczco w ten sposb, e on siedzi w Cezarei i nie wtrca si do nas, my za dbamy o to, aby w miecie panowa zupeny spokj. I byoby wszystko dobrze, gdyby nie jego zachanna chciwo. Skoro nie ma wadzy, chce mie zoto. Za wszystko kae sobie paci, i to dobrze. da cen nieprzyzwoicie wygrowanych. Nie sposb czasami zaspokoi jego akomstwa. Wiem o tym, bo to Jzef prowadzi z nim targi w imieniu Sanhedrynu. Na swoj rk robi to take synowie Ananiasza. Bezwstydnie sprzedaje im urzdy i przymyka oczy, gdy obdzieraj z ostatniej skry biednych pielgrzymw. Dziki niemu saduceusze, cho przez wszystkich znienawidzeni, wzroli w si. Na szczcie i my mamy na niego pewien wpyw.
118

nawidzeni,

wzroli

si.

Na

szczcie

my

mamy

Piat jest redniego wzrostu, barczysty, ma wielkie nieforemne donie, muskularne ramiona i ys gow, na ktrej le ostatnie skpe pasma czerwonoblond wosw. Chodzi ciko jak niedwied, lubi poklepywa ludzi po ramionach i raz po raz bez powodu wybucha haaliwym miechem. Przez czas jaki spacerowali obaj z Antypasem po ogrodzie, rozmawiajc; robili wraenie obwchujcych si psw, ktre przystpuj do siebie na sztywnych apach. Wida byo, e jeden drugiemu usiuje pokaza, i spotyka si z nim wycznie z dobrej woli, ale wie, e tamtemu kaza to zrobi Witeliusz. W rzeczywistoci obaj s zabawkami w rku legata. Potem wrcili z ogrodu i Piat podszed do nas, ktrzy stalimy pod cian, by si z nami przywita. Zbliy si rubasznie umiechnity, jak setnik ogldajcy nowozacinych. Jednego z wodzw arabskich uderzy artobliwie doni w brzuch, drugiego pocign za brod. Wybucha miechem, robi miny i mruga porozumiewawczo oczami. atwo zgadn, e ten czowiek czuje si najlepiej w stajni lub w koszarach. Wodzowie arabscy oklepywani, jakby byli komi, odpowiadali na to miechem przypominajcym meczenie baranw. Ale w gbi ich czarnych oczu skrzya si zo. Trzeba przyzna, e wobec nas zachowuje si mniej obcesowo. Z jednym tylko Jonatasem przywita si jak z kim dobrze znanym. Jak si masz, Jonatasie powiedzia z grymasem ust, majcym wyraa dobry humor. Aha zwrci si do niego, jakby co sobie przypomnia a kiedy przywieziecie mi pienidze? Zbieramy je odpowiedzia Jonatas z ukonem. Zbieracie zadrwi zbieracie... Ha, ha, ha! wybuchn grubym miechem i znowu przymruy oko. Nie nabierzesz mnie. Po c wam zbiera? Wystarczy woy rk do skarbca. Do tam zota. Wiem co o tym. I mwi ci: pieszcie si... pogrozi Jonatasowi palcem na p artem, na p powanie. Ten, jakby chcc zwrci uwag prokuratora na inn spraw, przedstawi mnie: Oto, dostojny prokuratorze, rabbi Nikodem, wielki uczony i faryzeusz, przedstawiciel Sanhedrynu... Salve! Piat kiwn mi do niedbale rk. Faryzeusz? zdziwi si nagle, jakby mu to sowo co przypominao. Zatrzyma si. To jeden z tych zapyta ktrzy opowiadaj o yciu po mierci, o nagrodzie, o karze, o duchach? Co? Tak, dostojny Piacie popieszy z odpowiedzi Jonatas rabbi Nikodem
119

dostojny Piacie popieszy z odpowiedzi Jonatas rabbi Nikodem jest jednym z najznakomitszych doktorw faryzejskich. Ha, ha, ha! Piat rykn miechem wodza, dla ktrego wszystko z wyjtkiem umiejtnoci uderzenia rozwinit w szyku bojowym kohort i zdobywania twierdz jest bzdur, o ktr si tylko gupcy mog troszczy. Ha, ha, ha! To zabawne. Duchy wam tak lataj, co? zapyta podnoszc rk do czoa i przebierajc w powietrzu palcami. Moja ona strasznie lubi takie historyjki. Przychodz do niej jacy faryzeusze i take co jej gadaj o duchach. Ale my, Jonatasie, wiemy, co o tym sdzi, nieprawda? Pooy sw wielk ap na ramieniu syna Ananiasza i znowu zarycza na cay zamek: Ha, ha, ha! Nagle zrobi taki gest, jakby chcia sw podobn do mota pici gladiatora paln mnie prosto w brzuch. Z samego wraenia zrobio mi si ciemno przed oczami. Ale min mnie, poszed midzy goci, porykujc dalej i poklepujc ich po ramionach. Pijatyka stawaa si kadego dnia wiksza. Uczta nie przerywaa si ani na chwil. W jakiej chwili zobaczyem Piata, jak w wiecu na gowie, wsparty na dwch tancerkach, rozmawia przez st z lec po drugiej stronie Herodiad. Ta kobieta, cho ma ju swoje lata, umie czarowa mczyzn. Jej ciao zachowao wspania lini. Wydaje si niemal dziewczyn. A kiedy czarnymi poyskujcymi oczyma w oprawie dugich rzs wodzi za Antypasem z wyrazem troskliwej czuoci, trudno uwierzy, e ta kobieta splugawia si ju zwizkiem z jednym ze swych stryjw, zdradzaa go, porzucia, by y z Antypasem take swoim stryjem. Na ou Herodiady, u jej stp, siedziaa maa dziewczynka o nierozwinitych ksztatach, smaga i szczupa. Gdy widz dzieci staje mi zaraz przed oczami Rut... Lepiej by byo, abym o niej nie pamita! Mylaem, e to dwrka, ale okazao si, e jest to dziecko Herodiady i Filipa. Matka prowadzi j midzy ludzi, maa za patrzy na wszystkich swymi olbrzymimi czarnymi oczyma. Przysuchiwaem si przez chwil rozmowie Piata i Herodiady: przekonywaa go, e jej nowy m chce mu by najserdeczniejszym przyjacielem. Zobaczysz, dostojny prokuratorze, okae si to w stosownej chwili... Gdy bdziesz w potrzebie... Nigdy niczego nie bd od niego potrzebowa! rzek chepliwie, ogryzajc nog indyka. Ale skoro mnie o tym zapew120

niasz rzuci ko za siebie gotw ci jestem uwierzy. Otar usta wierzchem doni i patrzy na kobiet. Na Hekate, masz pikne ramiona, Herodiado zauway, gadzc jednoczenie rami jednej z tancerek. Pochyli si przez st i pocz cicho mwi co, czego ju dosysze nie mogem. Jedno tylko sowo wypado niby sykiel z dziurawego mieszka: korban. C on moe chcie od skarbca wityni? Kobieta suchaa go umiechnita. Tak jest, dostojny prokuratorze przyznaa w kocu tych bogactw jest rzeczywicie zbyt wiele... trcia swym kielichem o kielich Piata. Wypijemy? spytaa. A tamtym sama si zajm... Byem ciekawy i nie wiedziaem, co sdzi o usyszanej rozmowie. Sdziem, e powinienem opowiedzie o niej Jonatasowi. Ale on wzruszy tylko ramionami: Och, wiemy dobrze, o co jemu chodzi! Ju par razy dawa do zrozumienia, abymy pienidzmi wityni opacili budow wodocigu z Siloe do Antonii. Obejdzie si smakiem! Wodocig dobrze, dlaczego nie? Ale nie za nasze pienidze. Udajemy, e nie rozumiemy, o co mu chodzi. Teraz bdzie szuka poparcia u Herodiady. Gupiec! Odszed miejc si, a za chwil widziaem, jak rozmawia wesoo z Piatem. Zaczynam podejrzewa, e oni bardziej go maj w rku, ni nam si to wydaje. Uczta przemienia si w orgi. Arabskie i nubijskie tancerki popisyway si tacem, a potem szy midzy goci. Arabscy krlikowie tarzali si z nimi po pododze. Suba wnosia bez koca amfory z winem i odprowadzaa do vomitorium tych, ktrzy chcieli oprni przeadowany brzuch. Ogarniao mnie coraz wiksze obrzydzenie. Piat na kocu stou rycza wesoo i wali w kark otaczajcych go ludzi, a dudnio. Z drugiej strony siedzia Antypas, coraz bardziej pospny mimo ogarniajcego go pijastwa. Midzy nim a Piatem nieporozumienie pozostao. Prno Herodiada prbowaa ich do siebie zbliy. S sobie nadal dalecy jak drzewa na przeciwnych brzegach Jordanu. Antypas wydawa si coraz bardziej oporny: wyranie nie ufa haaliwej poufaoci prokuratora. Ktrego ranka, gdy zmczeni caonocn pijatyk gocie chrapali na swych oach jedni obok drugich, wyszedem do ogrodu dla odprawienia rannych modlitw. Wracajc natknem si na Antypasa; krl by sam, wlk si ponuro z rkami zaoonymi do tyu. Mylaem, e przejdzie nie zwracajc na mnie uwagi. Ale on ujrzawszy mnie skierowa si prosto w moj
121

stron, jakby wanie mnie szuka. Przyjanie uj mnie pod rk i poprowadzi w gb ogrodu. Pewnie ci oburza, rabbi mwi do mnie, gdy szlimy zachowujc jeszcze nocny chd alej, w cieniu gazi palmowych to, co si tutaj dzieje? Jeste faryzeuszem, czowiekiem czystym i pobonym... Ale nie powiniene oburza si. Musz przecie to robi dla tych nieobrzezanych (mwi tak, jakby by wyznawc Zakonu od niepamitnych czasw, a to przecie dopiero Herod zgodzi si na obrzezanie synw Maltaki!). Gdybym nie stara si y z nimi w przyjani, potrafiliby mnie zniszczy. Ten Piat jest pody i eby si przypochlebi Tyberiuszowi, gotw jest na mnie naszczeka nie wiadomo jakich kamstw... Agrypa take chciaby pode mn kopa doki. Uwaa si za lepszego ode mnie, bo jest wnukiem Mariammy... Taki sam jest Aleksander, tylko gupszy... Wszdzie wrogowie, wszdzie... ycie to walka ze wszystkimi. Bez przerwy musz si strzec. A ja chc spokoju. Niech sobie Piat krluje w Judei. Wystarczy mi to, co mam... Herodiada mnie kocha, mgbym by szczliwy... I tego mi nie dadz. Wszdzie ludzie zawistni i li... Choby ci wasi saduceusze! Czego oni chc ode mnie? Pochlebiaj Rzymianom, robi interesy z Piatem. Czy mona pozosta uczciwym w wiecie, gdzie wszyscy s nieuczciwi? Powiedz, rabbi, ktry jeste taki mdry: czy mona wci ze wszystkimi walczy i w nikim nie mie oparcia? Obeszlimy ma sadzawk przetkan blaskiem soca, tak e wydawaa si bry czerwonozotego bursztynu, w ktrej zastygy ryby o wyupiastych oczach i ogonach niby mulinowy woal. Zawrcilimy w stron paacu. Powiedz wic cign. Ale nie czeka na moj odpowied. Wyrzuca z siebie zgryzoty, jakby zwraca uczt. Wszdzie wrogowie, wszdzie wrogowie! Rozstawia palce: Piat, Witeliusz, Tyberiusz, Agrypa, Aleksander, Filip, Aretas, saduceusze... Wy take nie jestecie mi przyjacimi. Uwaacie mnie za bezbonego wiem. On take jest taki surowy... A ja chc tylko spokoju i troch szczcia. Herodiada mnie kocha i troszczy si o mnie. Nikt si o mnie nie troszczy, nikt mnie nie kocha! Nigdy nie mogem wiedzie, kiedy mi podadz trucizn. onie te nie ufaem. Dlatego odesaem j ojcu. A Herodiada poszaby za mn na koniec wiata. Przy niej

122

jestem bezpieczny! C, e bya on Filipa? Nie chciaa go, on jej take nie chcia. Ten plugawy syn przekltego ojca wybra sobie mnie na powiernika swoich zmartwie! Sdzi, e go nienawidz wszyscy (co do tego nie myli si na pewno!), e otaczaj go wrogowie, ktrzy dybi na jego ycie, i e jedna tylko Herodiada czuwa nad jego bezpieczestwem. W tym mieszacu Idumejczyka i Samarytanki odyy wszystkie lki Heroda. Powinien teraz z nadmiaru uczu kaza otru Herodiad, a potem postawi na jej cze paac, jak to uczyni jego ojciec matce Aleksandra i Arystobula! Dlaczego on mi to wyrzuca?! wybuchn, gdymy zawrcili po raz drugi w cienist alej ku sadzawce. Darzyem go szacunkiem i darz nim nadal. To jest mdry, wity nabi. To jest prorok. Czcz go, jakbym czci Eliasza czy Izajasza, gdyby wrcili na ziemi. Nie ska go na mier, cho ona tego chce... Ale dlaczego on tak strasznie mwi przeciwko mnie? C ja zawiniem? On woa, e ja zrobiem gorzej ni Dawid z Uriaszow. Ja nikogo nie wysaem na mier! Ja tylko kocham Herodiad i ona mnie kocha... Od razu przypomniaem sobie o Janie. Zupenie wyszo mi z pamici, e prorok yje tutaj w lochu pod zamkiem i gdy nad nim odbywaj si uczty i zabawy, on w swym wizieniu marzy o utraconej wolnoci. Ten gupiec uwizi go, a przecie wci si go boi. Herod by wilkiem chytrym, ale odwanym. Ale Antypas jest jak susznie powiedzia o nim kiedy Nauczyciel lisem, zdolnym do podkopania si noc, ale nie do stawiania czoa w biay dzie. Nie zdobdzie si nigdy na wielki gest. Ten Jan zapewnia mnie gorczkowo (moe sdzi, e wszyscy faryzeusze s tego samego zdania) jest naprawd witym prorokiem. Ja chtnie z nim rozmawiam. Sucham go. Zrobibym wszystko, co on mwi. Robiem nawet... Ale Herodiady nie oddal! Nie! nie... Ja j kocham i ona mnie kocha. Tylko przy niej jestem bezpieczny. Ona mi jest potrzebna... Przy niej mog by dobry, sprawiedliwy, agodny... Krl, aby by dobry, musi by kochany. Podobno wy, faryzeusze, znacie przepis, ktry mwi, e dla kadej przyczyny mona da list rozwodny. Filip jej da taki list, na pewno da... Zmusz go, aby da! Ale Jan nie chce o tym sucha. Z nim nie mona mwi, bo on zaraz zaczyna krzycze i grozi...
123

Wodzi mnie tak z godzin, tam i z powrotem, wci opowiadajc o tym samym. W kocu, aby si od niego odczepi, powiedziaem mu, e gotw jestem porozmawia z Janem a moe uda mi si przekona go, i nie powinien tak surowo osdza zwizku Antypasa z Herodiad. Wywoaem tym jego wielki zachwyt. Chcia mi dzikowa. Ju czuem jego wstrtne, olinione wargi koo swojej twarzy. Wykrzykiwa, e jestem jego przyjacielem. Natychmiast kaza zawoa naczelnika stray i poleci mu zaprowadzi mnie do lochu, w ktrym przebywa wizie.

I w ten sposb przyszo mi zobaczy proroka z Bethabara (mogem to


zreszt by osign bez uciekania si do pomocy Antypasa: zakratowane okno tego wizienia wychodzio na podwrzec i przez nie syn Zachariasza moe rozmawia ze swymi uczniami, dawa im nauki i napomnienia). Schodziem w d kamiennymi olizymi schodami. W lochu na posaniu ze somy lea czowiek. Poznaem go od razu, cho zmieni si bardzo w cigu tych dwch bez maa lat. Schud i zestarza si, a jego skra, przedtem brzowa od skwaru, przybraa szarot barw spranej pachty. W wizieniu nikt go nie drczy: nie by skuty, a na ziemi obok posania sta kosz peen najlepszego jada. Ale dla ludzi jak Jan nie ma nic, co by mogo wyrwna cierpienie niewoli. Moe dlatego powe jego wosy s przetkane nitkami siwizny, a pocita zmarszczkami twarz nie rozkurcza si, lecz pozostaje zapadnita jak pusty bukak. Gdy wszedem, wizie nie poruszy si z miejsca. Nie podnis nawet gowy. Lea wychylony poza posanie, majc twarz na plamie sonecznej. Myla lub moe wanie nie myla o niczym, a tylko poddawa twarz pieszczotom soca. Gdy stanem nad nim, otworzy wolno oczy, a potem usiad. Stranik zostawi mnie i wyszed. Bylimy sami w ciemnym lochu, tym ciemniejszym, e w jego czarnej studni tkwi wbity ukonie sup sonecznego blasku. Ale z wolna mj wzrok przyzwyczai si do tej pltaniny olepiajcego wiata i cakowitego mroku. Czowiek siedzia o krok ode mnie, wsparty na sterczcych wysoko kolanach. Dugi cie nosa obi jego twarz. Nie wiadomo byo, czy Jan ma usta otwarte, czy zamknite. Potem podnis gow ku mnie i kiedy znikn cie rzucany przez sterczce brwi, zobaczyem oczy proroka. One nie zmieniy si: po staremu byy marzce
124

oczy tego, ktry szuka i oczekuje. Opuci je tylko gniew na to wszystko, co byo bliskie. Zdaway si by jak okrty, ktre odpyny na zawsze na morze. Ale teraz na chwil wrciy: zapali si w nich poysk, powieki zatrzepotay jak agle chwytajce wiatr. Posyszaem gos zachrypy i cichy, ale ten sam, ktry grzmia nad rzek: Czy przyszede ju po mnie? Rabbi... zaczem. Nie wiedziaem, o co pyta. Czuem pewn niemiao wobec czowieka, ktry nieulkle mwi wtedy do tumw. Przyszedem, aby ciebie zobaczy. Pewno nie wiesz, kim jestem. Byem u ciebie kiedy, tam, w Bethabaara... By moe zgodzi si, jakby chcc oddali od siebie trud przypominania. Jeste faryzeuszem, prawda? zapyta. Skinem gow. Spodziewaem si, e bdzie mnie dalej pyta. Ale on siedzia bez sowa; rzec by mona, z powrotem odpyn od brzegu, do ktrego przywoaem go. Wtedy, rabbi, kazae mi czeka... podjem po chwili. I powiedziae, abym suy, ale umia wyrzec si suby... Podnis znowu gow i utkwi we mnie spojrzenie, jak gdybym powiedzia co wanego, co, co powoli, ale natrtnie wkrca si w myl. To by wzrok zatrzymany w biegu, przesiany jak woda przez sito. Tak powtrzy wolno wyrzec si... Wydao mi si, e mwi nie do mnie. Wyrzec si powtrzy jak kto, kto odda przyjacielowi ukochan i gdy tamten idzie otoczony przez drubw, on stoi cieszc si jego szczciem. Wykona swoje i znikn. Wypali si jak lampa do ostatniej kropli oliwy... I niczego nie aowa... Podnis twarz jeszcze wyej i blask soca la mu si teraz na chude policzki i mocno zacinite usta. By jak kto, kto podstawia twarz pod pierwsze krople ddu przychodzcego po dugiej, mczcej spiekocie. Ale po chwili wyraz rozmarzenia ustpi na niej miejsca uczuciu alu czy rozdranienia. Nagle rzuci niechtnie: Po co tu przyszede? Czego chcesz ode mnie? W jego gosie nara-

125

staa gwatowno. Czego chcesz? Byo to niby pogos gromw znad jordaskiego brodu. Rabbi prbowaem si tumaczy niemiao wtedy mwie, nauczae... Wtedy! zawoa jakby z aoci w gosie. Wtedy byo inaczej! Byem Gosem, Gosem woajcego na pustyni. Wtedy by czas na pytania i czas na odpowiedzi... Dzi przesun palcami po swej chudej nagiej piersi kime jestem? Niczym! Wydarto mi jzyk. Jestem milczeniem... Do Niego id, Jego pytaj... pochyli gow opierajc czoo a na kolanach i oddycha prdko. Wydao mi si, e teraz go zrozumiaem. Dzban jego by peen do przelania. Przyszed Drugi, odebra mu uczniw, on sam za znalaz si w wizieniu... Widziaem, jak pod napit na bokach skr gwatownym podrzutem przesuwaj si ebra. Ciaem jego zdaway si wstrzsa dreszcze. Czego tu stoisz? mwi znowu, nie odrywajc czoa od kolan. Mwi ci: id do Niego. On ma rosn ja za bd mala, kurczy si, a wreszcie przyjd po mnie jak po dziecko... Id draliwa niecierpliwo przesza w agodn namow id... Czego spodziewasz si ode mnie? Jestem tylko uschym drzewem. On zielenieje... Jakby wielkim wysikiem rozprostowa si. Ciao opado w ty na mur. Oddycha spokojnie i gboko. Wida byo, jak mu pulsoway skronie. On jest yciem mwi dalej. Zacz mrucze, jakby nuci pod nosem: lepy przejrza, chromy podbieg, z trdowatego opady uski, ndzarz usysza najlepsz nowin... Tak, On jest... zamkn oczy i kiwn gow. Id do Niego. I inni niech id. On wie wszystko. On przyszed z nieba. On mwi prawd. Moi uczniowie za Nim poszli. Mdrzy, roztropni uczniowie... Tylko ja nie mog za Nim i... Nie zdoaem powstrzyma si od zapytania: Ty za Nim? To ty przecie Jego chrzci, a nie On ciebie... Umiechn si jakby z politowaniem dla mojej niedomylnoci. Matka karmi syna, ale syn, gdy dojrzeje, przerasta matk powiedzia. On chce, by deszcz z nieba spywa na ludzkie rce, a potem do126

piero na ziemi. On chce naszego piewania, ale gdy nam gosu zabraknie, koczy za nas, pikniej, ni zaczlimy... Duch ludzki ma swoj miar. Tylko On miary nie zna. Jemu Ojciec da wszystko. I kto do Niego przyjdzie wszystko zyska... Wic mylisz, rabbi, e On jest przykucnem obok posania ze somy e On jest Mesjaszem?... Odpowiedzia mi strof z Ezechiela: Nie bdzie wicej w Izraelu kamliwych widze ani proroctw, ktrych nie potrafimy zrozumie... Powrci do swej pieni: lepy przejrza, umary oy, ubogi usysza sowo pociechy... Pytasz, czy On jest Mesjaszem? rzek, jakby jeszcze nie odpowiedzia na moje pytanie. On jest Tym, ktry mia przyj. To przed Nim wydeptywaem drogi. Jego zapowiadaem. Przyszed i przynis wybawienie. Za Nim idcie. Zostawcie mnie! Zostawcie mnie! wezwanie jego zabrzmiao gwatownie. Woa tak, jakby w lochu byo oprcz mnie wiele jeszcze ludzi. Zostawcie mnie! Jestem jak pusta muszla, w ktrej limak zdech. Jak chory, ktry zosta na drodze po Jego przejciu... Idcie za Nim! Ja nie mog ju suy. Nie mam czym. Nie jestem potrzebny Jemu... Ju ci kiedy pisaem: smutny jest los prorokw, ktrzy doyli koca swych przepowiedni. Sowa Jana tchn aoci. Jest w nim pustka, lecz nie ma w nim buntu. To dziwne! Przecie wanie on, ktry si uwaa za ostatniego z prorokw, powinien si by spodziewa nie takiego Mesjasza. Tymczasem on si mczy czym zgoa innym. Mona by powiedzie, e zazdroci swoim uczniom, ktrzy poszli za Nauczycielem z Nazaretu. Oni poszli on nie mg pj... Jezus wtedy tak dziwnie powiedzia, e Jan jest mniejszy ni ludzie Krlestwa. Tych dwch ludzi zdaj si wiza tajemnice, ktrych nie potrafi rozwika. Lecz jeste wielkim prorokiem... powiedziaem. Chciaem go pocieszy. Nie jestem prorokiem zaprzeczy jak wtedy, gdymy go pytali imieniem Sanhedrynu. Jestem gosem, ktry zamilk... Nie potrzeba ju gosu! zawoa nagle. Cho w jego sowach by jeszcze bl, na jego twarzy zupenie jak wte127

dy, gdy zza mego ramienia zobaczy nadchodzcego Galilejczyka rozlaa si jasno. Mwi z zapaem, z oczami utkwionymi w kolumn blasku, w ktrej wiroway byskajc drobiny kurzu. Teraz wszystko: ludzie, drzewa, kamienie, gwiazdy musz mwi. Nie potrzeba mu gosu... Nie wszyscy jednak id za Nim zauwayem. Zdawao mi si, e na jego ciemnej twarzy zapali si umiech. Lekko skin gow. Wiem. Nie przyjmuj Go. Ale On was zawoa zapewni z nieustpliwym przekonaniem kadego w jego wasnym dniu. Mnie take. Jeszcze raz bd Mu potrzebny. Raz jeszcze... Ostatni...

Czy mogem si spodziewa, e to bya moja ostatnia rozmowa z Janem


i e ycie proroka tak szybko dobiegnie swego kresu? Gocie Antypasa byli ju zmczeni trwajc bez przerwy od szeciu dni uczt. Ale tego wieczora przygasajca zabawa odya na nowo. Antypas, a raczej Herodiada, ktra, domylam si, chce za wszelk cen doprowadzi do zblienia midzy Antypasem i Piatem, kazaa gociom poda zamiast wina upajajcy napj wyrabiany w Syrii z ziaren kukurydzy, aby ich pobudzi na nowo do szalestwa. Skutek by natychmiastowy: biesiadnikw ogarn wikszy ni ktregokolwiek dnia dotd sza zabawy i rozpusty. Pili i jedli, jedli i pili, wrzeszczc, ryczc, chichoczc, przytulajc do siebie tancerki i dziewczta, ktre roznosiy midzy nimi kosze z owocami. Jeeli poprzednich dni mielimy orgi, to teraz orgia zamienia si w istne rozpasanie na ksztat ohydnych frygijskich uroczystoci ku czci ich bstwa. Nie wiem, doprawdy, kto w tej zabawie wodzi rej: Rzymianie, Grecy czy Idumejczycy? Jonatas bra w niej take udzia. W wietle lamp przysnutym bkitnymi smugami spalonego kadzida, pod festonami kwiatw, w mdym zaduchu potu i olejkw, wina i sosw widziaem gstw pnagich spltanych cia miotajcych si niby w gorczce. Staem z boku i patrzyem na to peen obrzydzenia. Czekaem tylko sposobnoci, by mc niepostrzeenie umkn z sali. Kiedy widz co takiego, rodzi si we mnie razem z niechci poczucie obcoci. Czuj si wtedy jakby inny ni wszyscy... Moe zreszt nie
128

tylko wtedy... Czy to sprawia choroba Rut? Czy posty i jamuny, a take lata spdzone nad Pismami? Czuj, e jestem innym czowiekiem i wcale mi z tym nie jest dobrze. Jest tak, jak Mu wtedy powiedziaem: czego mi braknie... W tumie zobaczyem Antypasa. Siedzia na swym tronie, a nad nim pochylaa si Herodiada. Tetrarcha suchajc ogarn j ramieniem, ale ona odsuna od siebie jego rk. Mwia do niego, jakby go chciaa o czym przekona, czy te na co namwi. Po raz drugi wywina si z jego objcia. Niby uraona otrzyman odmow, z gow podniesion wysoko, odesza midzy goci. Nie sdziem, e zdolna jest ustpi. Antypas zawoa j, ale nie odwrcia si. Wrcia na swoje oe w drugim kocu sali. Niespodziewanie potrcono mnie, i to tak mocno, e o mao nie upadem. Obejrzaem si gniewny: byem przekonany, e to kto ze suby pozwoli sobie na tak nieostrono. Ale zobaczyem przed sob Piata. Prokurator szed zataczajc si. Mae jego oczy byy stulone, rudy kosmyk zsun si na zapocone czoo. Potrciem ci? powiedzia do mnie wyzywajco, jakby chcia wywoa awantur. Ale zaraz zacz si mia: Ha, ha, ha! To ty, faryzeuszu... Pooy mi wielk ap na ramieniu. No, nie zo si. Pewno ci zanieczyciem dotykajc? Ha, ha, ha! Nie zdj mi rki z ramienia, przeciwnie, przygarn mnie do siebie, jakby chcia mnie uciska (co za ohyda: rano Antypas, w nocy Rzymianin!) Nie zo si powtrzy. Obmyjesz si. Trzeba si my, trzeba mie pod rk balnea, tepidaria, sudatoria, fontanny... Woda jest potrzebna... Ha, ha, ha! Suchaj, mj faryzeuszu mwi, a ja czuem na karku jego bezwose rami, na twarzy za niewiey oddech podobno jeste strasznie bogaty? Przez chwil czka i mia si na przemian. Lubi bogatych... Nigdy nie miae do mnie adnego interesu? Czemu? Dlaczego nigdy mnie nie odwiedzisz? Chc ci pozna bliej... Suchaj... Chc, aby przychodzi... Pamitaj... A woda jest potrzebna... Mwi ci... Ty si umyjesz, ja si wykpi... Ha, ha, ha... Zataczajc si poszed w stron stou. Lecz kiedy przechodzi koo oa
129

Herodiady, krlowa zatrzymaa go chwyciwszy za tunik. Pochyli si nad ni. Widziaem, jak zuchwale przesuwa doni wzdu jej ramienia a po bark. Herodiada miaa si patrzc mu w oczy. Pomylaem, e jest pijana i gotowa jest rzuci mu si na szyj, a wtedy Antypas zdolny j bdzie zabi. Dobiegy moich uszu sowa prokuratora: I c, licznotko, mylaa? Odpowiedzi nie usyszaem, widziaem tylko, jak Herodiada opiera palec na gadkim policzku Rzymianina. Peen zachwytu chcia usi obok niej na ou. Ale tam siedziaa Salome. Herodiada kazaa crce wsta. Potem przywoaa j do siebie i powiedziaa co, wskazujc rodek sali. Maa niepewnie uniosa ramiona i wcisna midzy nie gow. Wygldao, jakby bronia si przed daniem matki. Teraz odezwa si do niej Piat, a jego sowa sprawiy, e Salome z godnoci odesza od oa. Rzymianin ze miechem wycign si obok krlowej. Poszukaem wzrokiem Antypasa. Siedzia jak przedtem na swym tronie, ale widziaem, e bacznie ledzi zachowanie Piata. Jeeli Herodiada chciaa, aby ci dwaj ludzie zaprzyjanili si ze sob teraz zniszczya ten zamys. Albo moe jest tak mdra, e prowadzi zawikan gr. Oczy Antypasa pony, rce zaciskay si gniewnie na podstawce cikiego pucharu. Wygldao tak, jakby tetrarcha mia si zerwa za chwil i cisn tym naczyniem w Rzymianina. Wida jednak panowa nad sob, bo tylko pi raz po raz wielkimi haustami. Tymczasem maa Salome zepchnita z oa matki staa niepewnie na rodku sali, w pustej przestrzeni, w ktrej poprzednio taczyy libijskie dziewczta. Gdy widz sylwetk dziecka, budz si zaraz we mnie dwa sprzeczne uczucia: serdeczno i gniew, e mam przed sob kogo zdrowego. W pierwszej chwili bardziej mi jej byo al; dziewczynka wygldaa niewinnie, dziwnie samotna wrd miotajcej si ciby. Wolno, jakby z ciekawoci, okrcia si na palcach i popatrzya po sali. Nikt si ni nie zajmowa. Dziewczta, ktre poprzednio taczyy, obsiady teraz oa goci. Pijackie wrzaski mczyzn czyy si z ich zachcajcymi chichotami. ledziem ma wzrokiem. Na poy znudzonym, na poy rozbawionym ruchem uniosa nad gow chude rce i znowu okrcia si na palcach. Wygldao na to, e naladuje taniec, ktry przed chwil widziaa. Arabscy grajkowie cignli dalej sw melodi: huczay bbenki, piszczaki wydaway ostre, zwierzce tony. Salo130

me obracaa si coraz zgodniej z rytmem muzyki. Jej mae stopy unosiy si zrcznie na wypronych palcach, srebrne koa na ydkach uderzay o siebie. Taczya niby to samo, co widziaa poprzednio, a przecie jej taniec rni si od taca dorosych kobiet. Wydawa si bardziej dojrzay... Ta dziewczynka o ledwo podnoszcych si piersiach zdawaa si wiedzie lepiej ni one, co oznaczaj wszystkie przegicia, falowania brzucha, wyrzuty ng... Tamte, niewolnice, tylko wykonyway nakazane figury. Ona zdawaa si wycieniowywa ich bezwstydne znaczenie. Od niemiaego obracania si przechodzia do coraz bardziej ywioowych ruchw. Jej taniec zacz zwraca uwag. Muzykanci, spostrzegszy wirujc krlewn, z wiksz si i szybkoci uderzali w swoje instrumenty. Salome rwnie przypieszya taniec. Zdawao si, e zapomniaa o wszystkim, co j otaczao, posuszna tylko woaniu muzyki. Jej ruchy cigay si z dzikim rytmem beduiskiej melodii, rozwiana kuttona odkrywaa chude smage ciao. Nad jabkami kolan migay uda, dugie i wiotkie; piersi wydymay si jak pczki morwy przed wiosennym deszczem. Wydawao si niepodobiestwem uwierzy, e ona nie wie, co oznacza kady jej ruch! Nie znisbym, gdyby Rut... Nie znisbym? Czy nie byoby lepiej, gdyby cho tak moga taczy? Teraz i gocie powstali, by otoczy krgiem wirujce dziecko. Wiele rk poczo klaska do taktu. Skrzce si od namitnoci oczy poeray Salome. Ta pantomina wchaniaa patrzcych. Ja take czuem, e wbrew mojej woli, w miar jak patrz na ten taniec, budz si we mnie przeraajce porywy... S chwile, w ktrych najpikniejsze halakki ulatuj z gowy niby dym. Jestemy sabsi ni nasze ciao... Gdy ktry z ruchw Salome by bardziej wyrazisty, nad koem otaczajcych j mczyzn przelatywa pomruk niby wycie wilka w ksiycow noc. Czasami zryway si krtkie podniecone miechy. Kto gwatownie przedar si do pierwszego szeregu koa. To by Antypas. Policzki poblady mu. Oddycha prdko, na ustach mia grymas okruciestwa. Wzrokiem ciga dziewczynk, ale jego oczy raz po raz biegy ku Herodiadzie, ktra take wstaa z oa i wsparta o Piata staa po drugiej stronie krgu. W tumie roznamitnionych ludzi tetrarcha i jego ona byli jak wcielona zmysowo. Salome zdawaa si motylem, ktry buja midzy dwoma kwiatami. Przenosia na sobie furi poda, mioci i nienawici.
131

Lecz w teje chwili co niedostrzegalnego sprawio, e dziecko wypado ze swej tanecznej ekstazy. Na skamieniaej twarzy Salome pojawi si wyraz lku i pomieszania. Nagle przerwaa taniec. Niby wystraszone zwierztko pobiega po okrgu koa, jakby szukajc drogi ucieczki dla siebie. Stojcy tupali i nie wypuszczali jej. Dopada wic matki i ukrya gow w zgiciu jej okcia. Wrd goci wybuchy krzyki i miechy. Podniecenie przelewao si znowu w orgi: jedna z dziewczt zacza przeraliwie krzycze, ciskana przez rzymskiego trybuna. Krlikowie arabscy wracali na swe oa, pdzc przed sob dziewczyny niby stado kz, kiedy nagle w caej sali zabrzmia gos Antypasa: Salome, tacz dalej! Dziewczyna wyjrzaa ukradkiem zza matki i znowu daa nurka pod jej rami. Salome, tacz! Zatacz jeszcze raz... Antypas mwi gwatownie. Postpi ku niej. Zatacz... Dam ci za to pikne zausznice. I naramiennik... nie rozadowana namitno rozdymaa mu nozdrza. Tacz, Salome, jeszcze raz... Tetrarcha mwi do maej, ale zdawa si swe sowa kierowa do Herodiady. Tacz. Dam ci niewolnic, dwie niewolnice, dam ci pk korali, pery, piercie, dwa piercienie... Wybierz sobie ze skarbca, co bdziesz chciaa. Tacz tylko! Zamiast odpowiedzie, maa skrya si jeszcze bardziej za matk. Tacz mwi Antypas. Chrypliwy jego gos stawa si dziki i porywczy. Tacz, prosz ci... Ja, krl, prosz ci. Tacz... By pijany, koysa si na nogach, jzyk mu si plta. Tacz, syszysz!? wrzasn. Ka ci... Jeeli nie posuchasz... Ka jej taczy! zwrci si do Herodiady. Wszak widzisz, e dziecko nie ma miaoci powiedziaa majc wzrok utkwiony w mu.
132

Nie ma miaoci, a taczya! wybuchn. Ona musi zataczy dla mnie! Syszycie?! Namitno mieszaa si w nim ze wciekoci. Musi! Nie taczya dla mnie! Wic teraz niech dla mnie taczy! Nie wiedziaem, e ona tak umie taczy... Ukrywaa przede mn, by teraz, dla... dla... Ty! Antypasie... powiedziaa chodno. Gos jej mia brzmienie metaliczne, wzrok nieustpliwie odpiera byskawice czarnych oczu krla. Mwi si czasami, e kobieta kocha mczyzn do szalestwa. Ale mio Herodiady umie zapanowa nad szalestwem. Patrzya na niego jak pogromca na zwierz, a ten Idumejczyk, ktrego ojciec mordowa bez litoci tych, ktrych najwicej kocha, ugina si pod jej spojrzeniem. Herodiada jest bardziej wnuczk Heroda ni Antypas jego synem. Zgaszony w swym wybuchu podj chmurnie: Niech ona taczy... Powiedz jej, niech zataczy dla mnie... Zrobi dla niej, co zechce w nowym porywie zacz si uderza pici w pier. Wszystko! Bdzie miaa, czego tylko zapragnie. Choby p krlestwa... Suchajcie krzykn obracajc si do goci jeeli maa Salome zataczy dla mnie jeszcze raz, dam jej wszystko, czego tylko zada. Choby nawet poow mego krlestwa! Piat parskn miechem. Ho, ho, to koniec z tetrarch. Musz napisa do cesarza, e mamy ju krlow zamiast krla! Ale Antypas nie sysza tych sw. By podniecony, miota si, krci, bi w donie, wykrzykiwa: Jeeli Salome zataczy dla mnie, kln si na moje sowo krlewskie: dam jej, czego zapragnie. Chodcie, chodcie patrze, jak maa Salome taczy... Matka pochylia si nad dziewczynk i przez chwil mwia do niej cicho. Maa powoli skina gow i posusznie wysza na rodek sali, w nowoutworzony krg ludzki. Muzyka podja sw melodi dzik i gwatown. Na twarzy Salome bya niemiao i lk. Oczy miaa utkwione w matce, jakby u niej szukajc siy. Co za umiejtno zmuszania drugich do zalenoci od
133

siebie! Herodiada umiechna si do crki, a ta odpowiedziaa jej umiechem. Odchylia gow do tyu, mae jej bose stopy poczy miesi ziemi, z pocztku wolno, jakby dziewczyna wyciskaa wino w kadzi, potem prdzej, coraz prdzej, a wreszcie Salome rzucia si w wir taca. Znowu widziaem jej smage ciao wrd rozwianego mulinu, oczy szeroko rozwarte, rozchylone usta, mae rczki wykonujce tysice szybkich ruchw. Cay bezwstyd taca odkry si znw przed patrzcymi. Usiowaem nie myle, co ten taniec wyobraa, staraem si pamita, e mam przed sob dziecko... Czy mona mwi o sprawiedliwoci na wiecie, na ktrym dzieci maj zdrowie, by suy rozpucie dorosych? Wci mi koatao w gowie: Gdyby to bya Rut... Gocie klaskali, a ich gone i sapice oddechy wydaway si pieszne jak uderzenia ich doni. Antypas take klaska. Z jego twarzy bia rado, duma, lubieno. W wykroju szeroko rozpitej kuttony wida byo jego pier pokryt czarnym krconym wosem; porusza grubymi wargami, jakby co smakowa akomie. Jego oczy to ledziy Salome, to znw biegy ku Herodiadzie. Przemogem podniecenie, ktre i mnie ogarno. Ruszyem ku wyjciu: chciaem skorzysta z tego, e wszyscy zajli si tacem, i uciec z uczty. Lecz nagle Salome uczyniwszy plugawy gest zatrzymaa si. Prdko skonia si przed Antypasem i jednym skokiem dopada matki. Gdyby tego nie uczynia, roznamitniony tum skrzywdziby j chyba: setki rk wycigay si ju ku niej. Zajade sapanie przechodzio prawie w krzyk. Idumejscy krlikowie cmokali i z zachwytu szczypali towarzyszce im tancerki. Znowu wybuchy krzyki, miechy, chichoty. Nad wszystkim jednak zapanowa gos Antypasa: Chod, chod tu do mnie, pikna moja, ukochana gobko... Cudnie taczya... Herodiada powiedziaa sowo crce i ta na czubkach palcw podesza do tetrarchy. Chod, niech ci podzikuj. Pocieszya moje serce. Jeszcze nikt tak piknie nie taczy. Wspaniale... Pooy jej rce na ramionach i mruc oczy z rozczulenia, pocaowa j w czoo.

134

Prawda, e tylko dla mnie taczya, powiedz... I mw, czego chcesz. Syszaa? Przysigem wobec wszystkich, e dostaniesz, czego zapragniesz. No, mw, nie bj si. Zoto, niewolnicy, zamek co powiesz, bdzie twoje. Syszysz, dostojny prokuratorze jakby z wyzwaniem zwrci si do Piata. Za to, e taczya tylko dla mnie, dostanie, co zechce. Mw, Salome, mw gono, eby wszyscy syszeli... Zapada cisza. Maa obejrzaa si na matk. Widziaem, jak Herodiada lekko skina gow. Wtedy zrcznie wylizna si z ramion Antypasa, cofna krok do tyu, sprya jak do skoku. Rzucia z odlegoci: Skoro chcesz mnie nagrodzi, krlu gos jej by niski, troch drcy ka mi da zaraz na tacy gow kamliwego proroka, ktry jest w twoim wizieniu... Powiedziawszy to, odbiega i przytulia si do Herodiady. Cisza zrobia si jeszcze wiksza, tak wielka, e sycha byo bzyk komarw latajcych wokoo wiecznikw. Chcesz gowy nabi Jana Chrzciciela? zapyta Antypas powoli, jakby nie wierzc wasnym uszom. Z dziecka przenis wzrok na Herodiad. W jego oczach bysn miertelny strach. Czy wam wino pomieszao rozsdek?! krzykn przeraliwie kobiecym prawie gosem. Ten czowiek jest wity, Boy... Woa coraz goniej, jak skazaniec wypierajcy si przed sdziami swej winy. Czy wiecie, co si moe sta, gdy podnios na niego rk? To ty j do tego namwia! Przykucn, aby mie twarz dziecka na wysokoci swojej twarzy. Salome mwi dam ci wszystko, czego zapragniesz. Nie suchaj matki. Dam ci zoto, pery, jedwab, niewolnice, konie... No, mw, czego chcesz... Powiedz sama... Prdko. Zduszonym gosem jak przedtem powtrzya: Daj mi zaraz, krlu, gow kamliwego proroka... Przeklestwo! wrzasn. Podesza mnie! krzycza do ony. Nigdy ci tego nie chciaem da! Podesza mnie! Kad rzecz dam jej, tylko nie to... Czy nie wiesz? Krl, ktry zabija proroka, straci na zawsze swoje krlestwo... Zachowujesz si jak dziecko powiedziaa spokojnie Herodiada. Zawsze ci mwiam: ja albo on... sykna ciszej. C ci moe sta si,
135

gdy ja strzeg twego dobra? Teraz mwia gono, aby wszyscy mogli sysze: Powiedziae, e jej dasz, czego zapragnie. Dae w zastaw sowo krlewskie... Daem sowo stkn. Znowu by przygaszony, starty w proch. Rozejrza si po sali, po gociach, jakby zobaczy ich po raz pierwszy. Musia widzie Piata, ktry umiecha si drwico ale nie odpowiedzia na ten umiech nienawistnym spojrzeniem. Bezradnie zdawa si szuka wok siebie ratunku. Nagle, jak czowiek, ktry si chwyta lada jakiego oparcia nawet nie sprbowawszy jego mocy, zawoa: Rzymski prokurator bdzie mia mi za ze t mier... Wzrok stojcych pobieg ku Piatowi. Ten umiecha si cigle, ale tym razem w jego umiechu bya grzeczno. Sowa tetrarchy musiay mu przypochlebi. Jeste krlem powiedzia. A to twj czowiek... Podobno buntowa ludzi... Czy, co chcesz... Z rozpacz patrzy znowu na Herodiad. Przyrzeke powiedziaa. Nie mog go zabi! krzykn. Chcesz wic zama swe sowo? Powolnym gosem niby wyuczona papuka odezwaa si Salome: Daj mi, krlu, gow kamliwego proroka... Daj jej, co obiecae rzeka Herodiada. Chcecie nieszczcia, chcecie nieszczcia jcza. Strach zabi w nim namitno. Mia zy w oczach. Wyglda jak wstrtna kuka bezsilnej aoci. Jestem przy tobie doszed mnie cichy gos Herodiady. Lecz po co zabija? Nie moe mwi, jest w wizieniu... spiera si z ni pgosem. Poruszya ramionami. Pki yje, moe zawsze wyj na wolno. A wtedy bdziesz mia bunt, wojn... Rzymianie zechc si w to wda dodaa jeszcze ciszej.
136

To prorok powtarza wity prorok... Nie ma co wieci rzucia niecierpliwie. Jeste krlem. A potem... z lekcewaeniem machaa rk. To wane, co jest... Ooo zawodzi. Oo, o! Po co kazaa jej taczy? Nie bybym obiecywa... Sam chciae. Sam! Sam! Po co ona taczya? Dziewczynka znowu powiedziaa: Daj mi, krlu, gow kamliwego proroka... Daj jej powiedziaa rozkazujco Herodiada. Syszae, co mwi Rzymianin? Bdzie myla, e chcesz osoni czowieka, ktry buntowa ludzi w Judei... Tetrarcha ciko westchn. Trzymajc si wci obu domi za gow, szed wolno, zgarbiony, ku swemu tronowi. Usiad na nim. Cisza wci zalegaa sal, sycha byo trzaskanie oliwy w lampach. Antypas zawoa: Proxenie! jest to przywdca stray tetrarchy. Id wyda rozkaz zetnij gow rabbi Janowi i przynie j tutaj na tacy... Proxen skoni si i odszed. Nikt si nie odezwa, guche milczenie wisiao nad sal. Ludzie zamarli z potwartymi ustami, jak zamiera Jordan w gstych uciskach Morza Asfaltowego. Dziewczta tuliy si trwonie do siebie. Zebranych ogarna groza. Lampy mrugay, przez sal przelatywa podmuch rozpraszajc gste i sparte powietrze. Gdzie z gbi paacu doszed stumiony krzyk. Oddechy ludzi stay si goniejsze. Byo tak, jak chwil przed pierwszym uderzeniem byskawicy w sczerniae, dawice niebo. Namitno i pijastwo opady z biesiadnikw. Kady z nich rad by zerwa si i uciec, ale aden nie mia poruszy si z miejsca. Potem usyszelimy kroki. Zaczy si one gdzie w odlegych zaukach korytarzy paacowych i zbliay zarazem pieszne i powolne, coraz goniejsze, uderzajce kadym stpniciem w nasze serca niby w grzechotk, ktra odpowiada na uderzenie wasnym swym dwikiem. Czowiek cigle szed. Haas krokw zdawa si brzmie oguszajco. Wreszcie onierz ukaza si w progu sali. Gdy mija mnie, zobaczyem na tacy gow... Powosi137

we wosy kpay si we krwi, oczy byy otwarte szeroko. Patrzyy w gr w obwieszone kwiatami sklepienie jak na wschodzce soce. Proxen stan przed Antypasem i wycign ku niemu tac. Ale tetrarcha zakry gwatownie oczy doni i zrobi odpychajcy, trwoliwy gest. Nie chc! krzykn. Oddaj jej! onierz podszed z tac do Salome. Dziecko wzio j z jego rk i cigle idc na palcach zanioso cit gow matce. Ta spokojnie skina gow. Kto zamia si podobnie do nagego skrzypienia urawia u studni. Pierwszy przemg groz Piat. Powiedzia obojtnie: Buntownikw naley tpi... Susznie, dostojny prokuratorze przytwierdzia mu Herodiada. eby to byo nauczk dla innych... Po Galilei znowu jaki chodzi... odezwa si jeden z goci. Nagle Antypas zacz wrzeszcze dzikim gosem szaleca: To nie jest inny! To on! On! Ja go zabiem, a on znowu bdzie chodzi. Jego nie mona zabi... On sam mwi: Trzeba, abym mala, gin, schodzi z drogi... To on! Wyjc i szlochajc zarzuci sobie paszcz na gow. Herodiada wstaa z oa i podesza do ma. Obja go za szyj, on za cigle kajc przywar do niej jak wylknione dziecko.

Tej samej jeszcze nocy uciekem z Macherontu. Nie ja jeden. Uciekli


prawie wszyscy.

138

List XI
Drogi Justusie!

Zrobiem wic tak, jak mi radzie. Uoywszy sobie, e wyjd wczesnym rankiem, wstaem przed witem. Pogoda nie bya zachcajca: ca noc d wicher i siepa gsty zimny deszcz pomieszany ze niegiem. Kiedy wyszedem na dach, ostry powiew uderzy mnie i ogarn, a poczuem dreszcz na caym ciele. Wszdzie byo biao. Syszaem szemranie spywajcych ze cian strug topniejcego niegu. Ju chciaem odoy moj podr. Ale wtedy nagle przypomniaem sobie, e, jak mi kto mwi, taka sama bya wtedy przed laty okrutna pogoda, gdy Oni wdrowali do krlewskiego miasta. I jeeli, przyszo mi do gowy, pragn odnale wszystko takie, jakim byo, to powinienem i bez ocigania si pod to obwise niebo miotajce niegiem i zimnem. To ty, Justusie, nauczye mnie tego, e gdy si chce co odkry naprawd, trzeba porzuci postaw czowieka patrzcego z oddali; gdy si chce kogo pozna, trzeba stawia stopy w jego lady, nie wtedy, gdy je soce wygadzi, ale wtedy gdy lad jest gboki i peen podeszego wod niegu. Widzisz, e pamitam kad z twoich rad, drogi mistrzu.
Wziem wic lask, zawinem si w moj simlah i odmwiwszy modlitwy, opuciem dom. Ulice byy puste, targa si w nich tylko wiatr niby pies bezpaski rozdraniony godem. Nogi mi zlodowaciay, zanim jeszcze doszedem do paacu. Nikt w nim teraz nie mieszka, ale wtedy umiera w nim ten potwr. ara go choroba, nie mg sypia. Opowiadaj, e chodzi nocami po paacu i wy, jak wyje szakal w noc ksiycow. Podobno woa poduszonych synw Mariammy i Ferorasa tego brata, ktrego rwnie z dzikiej mioci kaza otru. Zabija wszystkich wokoo siebie, zabija namitnie, gorczkowo, jakby chcc w ten bodaj sposb nie dopuci do zdrady z ich strony... Zabijam mia napisa do cesarza poniewa mog przesta mnie kocha. A ja chc, eby mnie kochali, eby cieszyli si, gdy ja si ciesz, i eby pakali, gdy ja pacz... August uwaa go za szaleca, tote kaza legatowi Syrii wglda w sprawy Judei, jakby kraj by ju pod
139

wadz rzymsk. Dlatego to Cyryn, nie pytajc nawet krla o zdanie, wyda rozkaz powszechnego spisu. Ludzie byli zaskoczeni, gdy im odczytano apografy. Przy nastpnych spisach, jak wiesz, wybuchay bunty i dochodzio do rozlewu krwi. Ale wtedy nie przyszo nikomu do gowy walczy. Narzekajc ludzie wyruszyli w drog. Czas by wanie taki jak w chwili, gdy opuszczaem miasto: z mlecznej mgy wynurzay si osypane niegiem gry, drogi rozpyny si w olize, lodowate boto. Lgnc w nim cigny przez kraj karawany mczyzn, przeklinajcych Rzymian i Heroda. Rzadko wida byo kobiet: ich spis nie dotyczy, a w taki czas ohydny chyba tylko jaka zakochana dziewczyna lub ta, ktra w aden sposb nie moga zosta sama, towarzyszya mczynie. A jednak tych dwoje wyruszyo razem. Nie przestawaem o nich myle. Minem bram Jaffsk i zaczem wdrowa stokami gry Zej Rady. Zimno przenikao mnie do szpiku koci i z kadym krokiem wydawao mi si, e robi si jeszcze zimniej. Na pnocnych zboczach gry leay paty niegu, spod ktrych wypyway krtymi czarnymi strumieniami potoki wody podobne do ww opuszczajcych gniazdo. Droga powoli sza w gr. Wiatr bi prosto w twarz tysicem lodowatych kropelek. Przestaem czu palce u ng, tak byy zmarznite. Kark bola mnie od sztywnego trzymania gowy. Chwilami podmuch zapiera mi oddech w piersi. Wtedy kurczyem si w sobie i przestawaem w ogle myle. Ale gdy wiatr przycicha, powracaem pamici do tamtych dwojga. To nie bya na pewno przyjemna podr dla kobiety majcej rodzi tej samej jeszcze nocy. Nie wiem, czy jechaa na ole, czy te ze wzgldu na wielkie ich ubstwo sza pieszo, wsparta tylko na ramieniu towarzysza. Sza jednak czy jechaa mylaem musiaa panowa nad swoj saboci. Moga nad ni zapanowa. Matka wielkiego Cudotwrcy moe sama umiaa robi cuda? Wprawdzie ludzie z Nazaretu twierdz, e caa ich trjka przez lata pdzia ycie zupenie zwyczajne... Wydawao mi si to przedtem rzecz niezrozumia. Zwolna jednak zaczynam to pojmowa. Prorok trudno mi o Nim powiedzie Mesjasz! skoro ma wystpi dopiero jako czowiek dojrzay, musi si kry ze swoj misj przez czas swego dziecistwa. Ale kryjc si posiada przecie moc, z ktrej moe robi uytek. On, ktry dzi uzdrawia, na pewno jako dziecko nie wiedzia, co to
140

jest choroba. I Ona, Jego Matka, nie moga zna przeraajcego strachu kobiety, na ktr przychodz pierwsze ble, od nich za nie ma nadziei ucieczki... Kto wie, moe idc, nawet nie czua na twarzy smagni wiatru; moe Jej stp nie palia lodowata woda kau; moe nie doznawaa blu nadchodzcego falami. Cierpienie, ndza musiay by w Niej tylko pozorem kryjcym przysz chwa. Ludzie, ktrzy Ich mijali, zastanawiali si moe przez chwil, czy taka para wdrowcw, cigncych zda si ostatkiem si po rozmikej drodze, zdoa dotrze przed zmrokiem do najbliszej wioski. Ale mylc o tym biegli dalej, niespokojni, czy starczy dla nich samych miejsca w zajedzie. Czy jednak ta Niewiasta sza naprawd ostatkiem si? Nie, nie, na pewno nie! Musiay ju w Niej dziaa rda Jego mocy. Musiaa wiedzie, e nie padnie na drodze, nie osabnie przed czasem, zdy doj do miejsca, gdzie bdzie moga wygodnie urodzi. Zreszt, gdyby nawet bya naprawd saba wiedziaa o tym, e nic Jej nie grozi! I najgorsze nie jest straszne, gdy si wie, e si skoczy dobrze! Doszedem do najwyszego wzniesienia drogi. Uderzenia wiatru byy tutaj po prostu nie do wytrzymania. Ale cieka ju zacza si znia, schodzi w d. Przede mn leaa dolina, duga, rozlega, gubica si w szarej dali. Naprzeciwko niej na wyrwanym z grskiego acucha pasmie leao Betlejem. Miasto przysiado midzy wystpami skalnymi niby skazaniec midzy dwoma stranikami. Ju po kilkudziesiciu krokach w d wiatr zela. Za to zacz pada nieg. Powietrze napenio si biaymi patami, ktre leciay wolno i ciko, by w zetkniciu z ziemi znikn nagle. Dowlokem si do miasteczka zmczony, zzibnity i godny. Kiedy dochodziem, marzyem ju tylko o jednym: usi gdzie przy ognisku. Przestaa mnie pociga ch chodzenia cudzymi ladami. Ogarna mnie za to zo na samego siebie. Po co wymylaem sobie w duchu oderwaem si od mojej pracy, od rozmyla nad Pismami, od tworzenia haggad? Zamiast traci czas i zdrowie na wdrwk po zimnie do miasta zamarej przeszoci, lepiej byo w cieple ognia szuka zrozumienia sw Przedwiecznego. Przecie to jest najwaniejsze, a przynajmniej najwaniejsze dla mnie. Poczuem, e mj gniew zwraca si przeciwko Niemu, jakby to On nakaza mi i w ten obrzydliwy, rozmoknity ranek do miejsca swego urodzenia. Gdyby by Mesjaszem koatao mi w gowie pod nasunitym na czoo
141

kapturem uatwiby t podr kademu, kto by chcia i Jego ladem. Byby to take znak, e On jest Nim wanie. Nad drog, bliej ni inne zabudowania, sta khan gospoda. Wszedem do rodka. Wyglda zwyczajnie: ogrodzony okrgy podwrzec z podsieniami wokoo cian. By zupenie pusty. rodek, przeznaczony dla zwierzt jucznych, wyglda jak jeziorko, pokryty wod, spod ktrej wyzierao boto pomieszane z nawozem. W podsieniach, na wysoko podsypanym wale, osonite matami, palio si ognisko, a nad nim koysa si sennie jaki czowiek, pewno gospodarz zajazdu, bo na mj widok szybko wsta i grzecznie przywita mnie: Najwyszy niech bdzie z tob, gociu... I ciebie niech zawsze strzee odpowiedziaem. Oby wraca szczliwie z kadej wdrwki. A twj dom niech ci nigdy nie bdzie niemiy. Niech ci anio strzee przed zbjami i nieczystymi. Twoje komory za niech nie bd nigdy prne. Usiadem wreszcie przy ognisku i poczuem mie ciepo. Gospodarz ofiarowa mi wino, chleb, ser, oliwki. Narzeka na pogod, na Rzymian i na podatki. Kiedy zdjem paszcz i zobaczy, e jestem faryzeuszem, zacz mnie tytuowa rabbi. Z daszku nad podsieniami laa si woda, lecz jej szum nie by przykry, gdy si siedziao w tchnieniu ognia. Mj zy humor od razu ustpi. Poczuem si nagle zadowolony, e tu przyszedem i e dotr nareszcie do rda prawdy. Suchaj zapytaem gospodarza czy od dawna jeste wacicielem tego zajazdu? Byo tak, jak przypuszczaem: khan nalea poprzednio do jego ojca, a wczeniej jeszcze do dziadka. Syszae moe co o Jezusie z Nazaretu? Skin ywo gow. Owszem, rabbi rzek syszaem. To Prorok. Byo ich dwch. Ale jednego z nich, Jana, kaza zabi tetrarcha Antypas.

142

Czy to prawda gos mi nie wiem dlaczego zadra, gdy pytaem e w Jezus urodzi si tutaj, w Betlejem? Tak odpowiedzia piesznie tu, w naszej gospodzie. Utkwiem w nim uwanie wzrok. Mia czarne poyskujce oczy i bujn brod spadajc a na piersi. Zna byo, e wyrs w atmosferze ycia zajazdu, w miejscu, gdzie krzyuj si wieci z caego wiata. Nie trzeba go byo zachca do mwienia. Nie czekajc na dalsze pytania zacz opowiada. Przed laty on sam nie by si jeszcze wtedy urodzi pod wieczr przybyo do gospody dwoje wdrowcw. Khan by peen po brzegi i nie byo gdzie pomieci przybyych. Ojciec Margalosa (tak si nazywa obecny waciciel khanu) nie chcia ich z pocztku nawet wpuci do rodka. Ale zaraz ukazay si znaki wiadczce, e nowi przybysze s wspaniaymi cudotwrcami: ciany zajazdu rozsuny si, aby si wszyscy mogli pomieci; nieg z deszczem przesta pada i zrobio si ciepo jak w miesicu Tamuz; nad miastem ukazaa si dziwna gwiazda z ogonem, wskazujca nim prosto na gospod. Na ten widok oczywicie wpuszczono zaraz przybyych do khanu i zwolniono dla nich najlepsze miejsce przy ogniu. Kady z goci i gospodarzy chcia im suy i okaza swoj cze. Kobieta bya ciarna. Tej jeszcze nocy urodzia Syna. Wszystkie obecne kobiety usugiway Jej: kpay i przewijay dziecko. Ono za byo pikne jak adne inne na wiecie. Urodziwszy si, od razu umiao mwi. Zaraz wiadomo byo, e przyszed na wiat wielki prorok. Chopiec rs szybko jak mody pd morwy: gdy mia rok, umia ju wicej, ni umie chopiec pitnastoletni. Cigle dokonywa cudw. Gdy zobaczy, e jego matka musi dwiga wod ze rda u podna gr, uderzy nog w kamie i ze skay wytrysno rdo. Pyno ono obficie przez pewien czas, kiedy jego rodzice przebywali w Betlejem. A gdy zapragnli wraca do Galilei, Dziecko dotkno rczk acucha przegradzajcego podwrze, a pod tym dotkniciem posypay si z niego statery i denary. Rodzice Jego mogli sobie kupi ca karawan osw, by wygodnie powrci do ziemi, w ktrej mieszkali... Kamiesz i kamiesz powiedzia kto. Suchajc opowiadania gospodarza nie spostrzegem, e zbliya si do nas stara kobieta z dzbanem na ramieniu. Miaa podwinit kutton i wida

143

byo jej nogi suche, z wystpujcymi spod skry yami, pokryte powyej kostek botem. Kamiesz raz jeszcze powtrzya surowo, zaciskajc usta, a otoczya je sie drobnych zmarszczek. Po co tu matka przysza? mrukn niechtnie Margalos. Ale urwa i odwrci gow. Po to przyszam, po co przyszam burczaa stara a ty nie kam! Kamiesz i kamiesz... Wic to nie byo prawd, co twj syn opowiada? zapytaem. A jak byo? Nie zwracam si nigdy do zwykej amhaarezki, ale tym razem ciekawo nie dawaa mi spokoju. Kobieta musiaa by zaskoczona moim odezwaniem si, bo milczaa czas jaki. Zanim co rzeka, postpia bliej. Staa przede mn wci z dzbanem na ramieniu, jak stoi onierz przed swym wodzem z podniesion do ramienia wczni. Jeeli pozwolisz, rabbi, to ci powiem... zacza niepewnie. Wcale tak nie byo, jak ci opowiada mj syn. On myli, e opowiadaniem kamstw zabawi goci. Ale on gupi... Odkaszlna. Nie obsuna kuttony, wic wci widziaem jej nogi suche, spracowane, pokryte powyej kostek czerwonym osadem bota. To byo tak... podja na nowo. Dzie by jak dzisiaj. Zupenie taki sam. Pada nieg, boto stao wszdzie, wielbdy i osy trzsy si z zimna, ich sier pozbijaa si w kudy, na ich bokach porobiy si ciemne zacieki. Strasznie duo zjechao wtedy ludzi. To dlatego, e by ten spis... Kiedy przyszed wieczr, gospoda pena bya zwierzt, a pod dachem lea czowiek koo czowieka... Zmczyam si okropnie. Upadaam po prostu ze znuenia. A m cigle woa, abym to biega po wod, to rozgniataa ziarno w stpie, to znowu pomagaa obrzdza wielbdy. Juda, mj may synek, paka na mych rkach, bo mi od zmczenia zabrako pokarmu. Ju tylko wzdychaam, aby nadesza noc i by ci wszyscy ludzie, ktrzy wci gadali i jedli, jakby nigdy nie mieli skoczy, uoyli si do spania.

144

Ale wanie wtedy przepcha si do mnie czowiek. Mia na sobie mokry paszcz musia przyj dopiero z drogi. Cicho, jakby inni nie wrzeszczeli, ile siy w gardach, e a w gowie trzeszczao, zapyta, czy nie mogabym przyj do gospody jego i jego ony. Tumaczy, e dopiero co przyszli, e s bardzo zmczeni, e jego Kobieta zasaba kilkakrotnie w drodze, a spodziewa si lada chwila rozwizania. Byam jak szalona z umczenia. Krzyknam na cae gardo: Nie! Nie ma miejsca! Idcie sobie gdzie indziej! Czy nie widzisz, jak jest peno? Szukajcie sobie innej gospody! Prbowa mnie przekona, e obeszli ju cae miasteczko, ale nigdzie nie chciano ich przyj. Gdyby okazaa ask, a ludzie zechcieli si nieco cisn mwi wci tym samym agodnym gosem znalazby si na pewno dla mojej ony jaki kcik... Ja sam mog zosta na dworze. Tymi sowami rozzoci mnie jeszcze bardziej, Juda bi pistk w moj pier, z ktrej nie mg nic wyssa... Ludzie wok gadali i wrzeszczeli jak optani. W gupiej mskiej chepliwoci wygraali Rzymianom. Spord zgieku doszed mnie gos mego ma, ktry woa na mnie; pewno chcia, abym znowu biega po wod do studni. Na myl, e kae mi schodzi w noc i w zimno, ogarn mnie sza wciekoci. Zaczam krzycze, jakby ten czowiek uczyni mi co zego: Precz! Precz! Wyno si std! Syszysz? Nie ma tu miejsca dla ciebie ani dla twojej Kobiety! Id precz! Musiaam krzycze bardzo gono, skoro mj m usysza ten krzyk i podszed do mnie... On sam by zachwycony rejwachem panujcym w gospodzie, rozmowami z przybyymi, wysuchiwaniem ich pletni i powtarzaniem bajd, ktre pozbiera od poprzednich goci. Czemu tak krzyczysz na czcigodnego wdrowca? zapyta. Nie znosiam tej jego kupieckiej uprzejmoci. Uwaa, e kademu nowemu przybyszowi naley okazywa szacunek. To nie on si mczy on tylko gada, a potem zbiera pienidze za nocleg i posiek. Przeraziam si, e mi kae zej z mego posania, o ktrym marzyam, i odda je onie przybyego! Wybuchnam: Niech on idzie precz! Nie ma dla nich miejsca! Chcesz, abym suya byle ebrakowi? Przecie to dziad, ktry nie ma czym zapaci za nocleg! Spjrz na niego! Wyraz przeraenia, jaki pojawi si na twarzy przybyego, przekona mnie o susznoci moich przypuszcze. To musia by naprawd biedak. Tym goniej krzyczaam, szukajc w tym ratunku dla siebie: Znam takich!

145

Teraz woa o chleb i ogie, a gdy przyjdzie do pacenia, potem bdzie skomla... Wyrzu go! Niech si wynosi, on i ta jego kobieta! Moje sowa odniosy skutek. Z twarzy mego ma znikn wyraz ugrzecznienia. Ale musiao mu by al przybyych, bo odwoa czowieka na bok i wda si z nim w rozmow. Tamten nastawa, prosi, wskazywa rk za siebie. O par krokw za nim staa jego towarzyszka. Opieraa si o jeden z drgw, ktre podtrzymuj dach. Wanie o ten, rabbi... Jej stopy tony w bocie jak teraz moje. Jej paszcz nasiky wod lea w kauy. Przyciskaa zsiniae donie do piersi. Jej twarz miaa barw ziemist, oczy byy zamglone, wargi zagryzione. Wida byo, e zblia si jej godzina. Ale ja znowu zaczam krzycze, bo mi si wydawao, e mj m ulegnie i kae jej odda moje posanie. Prawie gotowa byam rzuci si na nich, bi ich, jak mnie bi mj Juda. Mj m wzruszy ramionami, niechtnie podrapa si w gow. Gdyby nie mj krzyk, moe by im w kocu pozwoli przycupn gdzie w kcie. Mczyzna prosi tak usilnie, wci wskazywa na kobiet, ktra bez sowa zmagaa si ze swym blem. Nie miaam dla niej ani odrobiny litoci. Staam naprzeciw z zacinitymi piciami. Mj m ruchem gowy wskaza im bram gospody. Chodcie, co dla was znajd... mrukn. Kobieta wp zgita chwytaa si idc kadego mijanego drga. Mczyzna szed obok spogldajc z lkliw nadziej w twarz mojego ma. Ten doprowadzi ich do bramy, wskaza im kierunek, co powiedzia. Wtedy wyszli. Mczyzna prowadzi on ostronie, objwszy J wp ramieniem. Jeszcze dugo potem nie mogam si pooy. Musiaam bez koca obsugiwa goci, piec im placki, nosi wod, karmi wielbdy. Woano na mnie, popdzano, abym si pieszya, wymylano mi, gdy nie mogam nady. Pakaam z bezsilnej rozpaczy. Juda godny usn na moim ramieniu. Za to mj m chodzi wrd goci zadowolony, wysuchiwa ich opowieci, dawa si czstowa winem. Pogwizdywa wesoo i pobrzkiwa pienidzmi, ktre nosi w skrzanej sakwie na brzuchu. Przechodzc koo mnie powiedzia: Pozwoliem tym ludziom zamieszka w grocie ze obem... Tam mniej dmucha. Odrzuciam mu przez zacinite zby: Trzeba Ich byo wypdzi! Poszczu psami! Bezwstydne ebraki! Co za giez ci dzisiaj uksi? zamia si dobrodusznie. Biedni ludziska. Ta kobieta moe podobno uro146

dzi tej nocy. Mogaby do Niej zaj... Jeszcze czego! wybuchnam. Niech sobie radzi sama! Bd si trzsa nad byle ebraczk?! Komu si chce dzieciaka... nienawi buchaa mi przez gardo niby krew. Strasznie dzi, widz, jeste litociwy dla przybdw bez asa! I znowu pobiegam, bo ju kto woa o szkopek dla wielbda. Dopiero pn noc gocie skoczyli je i gada i uoyli si do spania. Khan napeni si chrapaniem. Mj m spa obok mnie. Nie pozosta na swoim posaniu; odda je, zreszt za dobr zapat, jakiemu gociowi. Kiedy przyszed do mnie, buchao od niego wyopanym winem. By ohydny... Pomrukujc z zadowolenia usn w kocu. Zepchn mnie na bok, sam rozwali si na rodku. Na reszcie posania musiao si znale miejsce dla Judy. Ja ju nie miaam si gdzie pomieci; pozostaa dla mnie goa ziemia. Ze zmczenia nie mogam zasn. Leaam z otwartymi oczami, drc z zimna. Na podwrzu wielbdy klczc stkay i kaszlay. Przestao pada. Potem przyszed mrz i ci wod w kauach. Ustao szemranie ciekajcej z dachu wody... Wic ciany waszego khanu nie rozstpiy si? zapytaem niecierpliwie. I nie byo gwiazdy, ktra miaa wskazywa wasz gospod? Wzruszya ramionami. Kobiety jak ja powiedziaa nie podnoszc w gr oczu nie maj czasu na ogldanie gwiazd. To sprawa mczyzn. Cho mwia dugo, nie zdja nadal dzbana z ramienia. Ale syszaam podja po maej przerwie e gwiazda bya. Tak mi opowiada Symche syn Tymeusza. Podobno take syszeli gosy i piewy. Spotkaam ich, kiedy wychodziam z groty... Tylko dlatego tam poszam, e nie mogam spa. Przypomniaam sobie, jak mi byo ciko, gdy rodziam sama. Wziam garnek ciepej wody, troch oliwy, par szmat... Ledwo udao mi si dotrze do wyjcia: wszdzie leeli pokotem picy. Musiaam przestpowa przez ich ciaa. Ktry z nich zapa mnie za nog... Jakby nie byo do tego, e suyam kademu z nich przez cay dugi dzie! Na szczcie nie narobi krzyku. W grocie, o ktrej wspomnia mj m, trzymalimy nasze zwierzta: dwie kozy, wou jarzemnego, olic. Sta w niej b, wypalony z pnia. Z otworu groty bi na ciek saby blask. Jeszcze nie weszam
147

do rodka, gdy usyszaam pacz Dziecka. Urodzio si, zanim przyszam. Kobieta klczc przy obie pochylona przemawiaa co cicho do Nowonarodzonego. Pewno ci si wydaje dziwne, e zaraz po urodzeniu moga si dwiga i rusza? Ale my, ciko pracujce kobiety, wiemy, e gdy trzeba, nie wiadomo skd bior si siy. Jej m rozpali w kcie ognisko. Nie byo jednak przewiewu, wic grota bya pena cikiego, gryzcego dymu. Dziecko pakao, bo Mu ten dym wciska si w oczka, i Matka pakaa pochylona nad Nim. Przerazi J mj widok. Mylaa moe, e przychodz ich wygna z groty. Ale gdy zobaczya, e chc Jej pomc, lk ustpi na Jej twarzy miejsca radoci. Okazywaa mi serdeczno, jakby ju cakiem nie pamitaa, e to ja wypdziam ich z gospody. Przydao si moje przyjcie: Ona bya moda i niedowiadczona. Trzeba Jej byo pokaza wszystko: jak si dziecko kpie, jak mu trzeba podawa pier, jak si owija w pieluszki. Nie byo w co owija Maego: wzeek Kobiety by prawie pusty. Ledwie wykpalimy Dziecko, ju trzeba byo pra. Staraam si Je zakoysa. Dym gryz Je w oczy, drapa w gardo. Nie przestawao paka. piewaam mu piosenki, te same, jakie zwykam bya piewa Judzie. Wreszcie pacz Maego zacz przechodzi w szloch: to znaczyo, e usypia. Pooyam Je w kocu do obu. I mnie oczy pieky, a gowa bolaa, jakbym miaa czoo cinite sznurem. Jeszcze wydoiam koz, bo chciaam, aby Matka napia si ciepego mleka. Gdy wychodziam, Kobieta podesza do mnie. Powiedziaa: Dzikuj ci, siostro... Obja mnie ramieniem i przycisna policzek do mojej twarzy. By mokry od ez: miaa si i pakaa jednoczenie. Dzikuj szeptaa. On ci odda... Mylaam, e mwi o mu, ktry wci mczy si nad podtrzymywaniem ognia. W skroniach mi szumiao. Ale gdy wyszam z groty, owiao mnie wiee, ostre, orzewiajce powietrze. Oparam si o ska. Noc koczya si, krya si w mlecznych oparach. Szron skrzy si na trawie. Przeczuwaam, e dzie, ktry nadchodzi, bdzie znowu okropnie mczcy, bez chwili odpoczynku. Nie wyobraaam go sobie po bezsennej nocy. A przecie zamiast wraca spiesznie i przespa si bodaj przez chwil, wci staam pod ska, ykajc powoli wiee powietrze nocne. To wtedy zobaczyam starego Tymeusza, jak szed w towarzystwie swo-

148

ich synw i jeszcze kilku pasterzy. Wygldali gronie ze swymi pakami w rkach i z noami za pasem. To ty, Saro? zobaczywszy mnie obrci si ku mnie. Czy to prawda, e w grocie, w ktrej trzymacie bydo, urodzio si Dziecko? Gos mi zamar. Tymeusz mimo swego wygldu jest spokojnym czowiekiem. Ale w jego sowach, wydao mi si, bya groba. Czyby chcieli napa na ludzi, ktrych ja nie wpuciam do gospody? Dziecko? C moe pasterzy z dolin obchodzi Dziecko dwojga biedakw, ktre urodzio si w przeznaczonej dla byda grocie? Nie! Nie! zawoaam prdko. Mylaam, e moje kamstwo ich zatrzyma. Ale oni, jakby mi nie wierzc, skierowali si ku grocie. Wtedy zastpiam im drog. Zaczam woa: Czego wy od nich chcecie? Nie puszcz was! To biedni ludzie... Nie pozwol ich skrzywdzi. Jeeli wam trzeba pienidzy, mam dwa denary... To niewiele, ale... Jeste gupia, Saro! Tymeusz prychn mi w nos z lekcewaeniem. Wzi mnie za ramiona i odsun z drogi. Wszed do groty, a za nim jego towarzysze. Tylko Symche zatrzyma si na chwil przy mnie i prdko opowiedzia mi o gwiedzie, o gosach i o wiatoci. Ale mu nie uwierzyam. Nie suchajc nawet do koca jego opowiadania, popieszyam za tamtymi. Kiedy wbiegam za nimi do groty, zobaczyam, e stoj w progu, jakby nagle oniemieleni, i wodz wzrokiem po niskim sklepieniu, z ktrego ciekaa wilgo. Wkradajcy si za nimi dzie odkrywa im wszystkie kty groty. Kobieta na ich widok porwaa si przeraona na rwne nogi. Staa teraz z Dzieckiem na rku, przyciskaa Je do piersi. I tak zastygli naprzeciwko siebie: Ona i oni. Potem usyszaam gos Tymeusza. Ze zdumieniem ujrzaam, jak klka i podaje Kobiecie, niby jaki dar bezcenny bia kul wieego sera. Inni take poklkali. Na ten widok niepokj zacz ustpowa z twarzy modej Matki. Jeszcze zdawaa si nie rozumie, co oznacza ten nocny hod oddany Jej przez nieznanych, gronie wygldajcych ludzi w kouchach. Ale temu, kto si umiecha do naszego dziecka, musimy odpowiedzie umiechem... Postpia krok naprzd. Jak kapan, ktry zanim powici ofiar, okazuje j ludowi, wycigna swego Syna na rkach do pasterzy... Czy naprawd by taki pikny i zdrw? zapytaem. Dziecko jest zawsze pikne odpowiedziaa. Ale zdrowy bardzo
149

nie by. Paka czsto, a gdy paka, pakaa take i Matka. Wydawa si drobny i may jak dzieci, ktre przed czasem przychodz na wiat, Matce brako pokarmu, wic czsto bywa godny. W grocie musieli mieszka kilka dni, zanim wreszcie gospoda opustoszaa i mogli si do niej przenie. Byo zimno, wic Dziecku spierzcha skra i bolaa. Dugo jeszcze potem mia oczy chore od dymu... Twj syn mwi powiedziaem e On rozwija si szybciej ni zwyke dziecko. Wzruszya ramionami. Rozwija si tak, jak by si rozwija kady inny chopiec na Jego miejscu. By zwyczajnym Dzieckiem biednych ludzi, urodzonym w zimnie, w godzie, wrd niewygd... Czemu jednak nie stworzyli Mu lepszych warunkw? wykrzyknem. Skoro umieli robi cuda... On sam, jeeli uderzeniem nogi wywoa ze skay rdo... rdo? Mj syn skama ci, rabbi. Miaam nieraz w rkach Jego nki. Byy rowe, delikatne, zwyke nki dziecka, wraliwe na bl. Gdyby ktr z nich uderzy o kamie, skaleczyby si i paka. Wic Matka czuwaa, by si nie uderzy. Nie, On nie sprowadzi rda na szczyt wzgrza. Jego Matka, jak my wszystkie, musiaa chodzi codziennie po wod na sam d... A te pienidze, ktre posypay si z acucha? To te nieprawda! wykrzykna. Kamliwy jest jzyk prnujcego mczyzny! Pienidze... Gdy opuszczali nasz dom, Jego ojciec przynis mi jednego denara i powiedzia, e wicej da nie moe, bo nie ma, ale jeeli chc, to mi zrobi jaki sprzt, poniewa jest naggarem i zna si na robocie ciesielskiej. Powiedziaam mu, aby zrobi st i zrobi go. Oto ten, rabbi, ktry stoi obok ciebie... Spojrzaem. St by ciki, tak jak te, ktre si spotyka w bogatszych domach chopskich, jedynie obrobiony staranniej. I to wszystko, co wiesz o urodzeniu Jezusa z Nazaretu? spytaem na koniec. Wszystko, rabbi.
150

Czy by tu kiedy jeszcze? Nie, nigdy. Syszaam tylko, e chodzi po Galilei i naucza... Wieczr zblia si, postanowiem wic przenocowa w gospodzie i wrci do Jerozolimy dopiero rankiem. Kobieta odesza; syszaem, jak krzta si przy gospodarstwie. Margalos, wida zawstydzony sowami matki, nie odzywa si i tylko, siedzc z boku, podpiewywa co pod nosem. Mrok spywa na puste podwrze. Dopiero gdy ju byo ciemno, przybya do gospody maa karawana kupcw wdrujcych z Hebronu do Damaszku. Trzymaem si od nich z dala nie wygldali na ludzi czystych. Zreszt ciemny, wilgotny wieczr na obcym miejscu, gdzie si czuem samotny, napeni mnie smutnymi mylami. Wrcia pami o Rut... Cokolwiek mnie dotyka, odczuwam to poprzez lk o ni... Zobaczyem, e stara wychodzi z khanu. Zapytaem: Czy idziesz moe w stron groty? Chciabym, aby mi j pokazaa. Chod wic, rabbi. Znowu d wiatr, ale niebo oczycio si nieco z chmur i pokazay si gwiazdy. Kobieta niosa w stulonych doniach kaganek oliwny. Doprowadzia mnie do skalnej ciany, w ktrej by niski otwr. Weszlimy do rodka. Grota pena bya zapachu zwierzt i wilgotnej somy. Kobieta podniosa swoj lampk. Wypalony w pniu b lea na krzyakach. Nad nim dysza biay w jarzemny. To tu powiedziaa. To tu... powtrzyem. Soma bya przegnia, b pytki i twardy. W kcie leaa sterta mieci i odchodw zwierzcych. Tylko najwikszy ndzarz wiata mylaem mg si narodzi w takim opuszczeniu. To nie byo miejsce dla potomka Dawida, dla Proroka, dla Mesjasza. Zrobio mi si jeszcze smutniej. Miaem wraenie, e niskie sklepienie obsuno si na moj gow i uciska mi czoo swoim ciarem. Pomyk lampki pega, cienie niby sposzone nietoperze biy si midzy cianami groty. W przeuwa gono; lina z jego pyska kapaa do obu. Stara kobieta nie mwia nic. Jeszcze raz obrzuciem spojrzeniem wntrze i wyszedem na powietrze. Wiatr szumia, szarpic w mroku jaki niewidzialny krzak. Bez sowa zawrcilimy. Lecz po paru krokach pojawio si w mojej
151

gowie natarczywe pytanie, na ktre zapragnem natychmiast mie odpowied. Suchaj zwrciem si do kobiety mwia, e miaa wtedy dziecko, syna. Zdaje mi si nawet, e nazywaa go Jud. To nie jest ten, z ktrym rozmawiaem? Nie odrzeka. Szlimy znowu przez chwil w ciszy. Potem dopiero powiedziaa gucho: Juda nie yje... Czy to wtedy?... zapytaem troch niemiao. Teraz wydarzenia tamtych czasw zbiegay si w moim umyle w jeden obraz. To chyba wwczas ten potwr kaza wymordowa w Betlejem wszystkie mae dzieci? A dziwne, e On unikn miecza trackich najemnikw. Tak potwierdzia zabili go onierze krla, gdy szukali maego Jezusa... Szukali maego Jezusa... powtrzyem. Zdawao mi si, e odnalazem nowe ogniwo acucha, ktry powoli wynurza si z ciemnoci. Wic to Jego szukali? Jego. O Niego pytali. Tamci jednak zdoali uciec poprzedniej nocy. onierze nie chcieli w to uwierzy. Grozili, ostrzegali. A potem, eby by pewnymi, i On im nie ujdzie, zamordowali wszystkich chopcw... Wic przez Niego stracia syna... powiedziaem przez zby. Nie odpowiedziaa. Poczuem jakby przypyw niechci, prawie nienawici do Czowieka, ktrego prawd przyszedem tutaj odkry. Z gniewem zaczem mwi: Niele ci si w takim razie wypacili za twoje o nich starania! Pewno dzi aujesz, e ich wtedy nie wygnaa z groty na nieg i zimno? Nie... dosyszaem. Jej odpowied bya cicha, jakby przychodzia z bardzo daleka. auj, e byam dla nich nielitociwa i za... Zatrzymaem si. Prawie ze zoci rzuciem jej w twarz: Lecz przez Nich zgino twoje dziecko! Chyba go nie kochaa?!
152

Westchna tylko. Gdyby nie byli przyszli do was mwiem gorczkowo moe by wasze dzieci unikny mierci. On ocala, ale za to trzeba byo zapaci yciem kilkunastu chopcw! ycie dzieci to rzecz nad wszelk cen! krzyknem. Przestaem myle o jej synu j miaem przed oczami. Wiatr rozdyma moj simlah. Czy musiao tak si sta? cignem, jakbym si spiera z kim innym ni ta stara kobieta. Dlaczego On jednych wskrzesza i uzdrawia, a drugim pozwala za siebie gin? Dzieci nie powinny umiera! Na twoim miejscu gwatownie skierowaem swe sowa do kobiety znienawidzibym ich! Zarzuciem paszcz na rami i ruszyem w stron khanu. Kobieta sza obok mnie. Gdy ju bylimy blisko ogrodzenia, zacza mwi: Jestem tylko gupia amhaarezka... C ja mog wiedzie? Dlaczego miaabym ich nienawidzi? To ja byam dla nich za. A oni mi tego nie pamitali. Byli tacy dobrzy... Nikt nigdy si do mnie tak nie umiecha jak ta Kobieta i to Dziecko... Wycigao do mnie rczki. C Juda moe by i tak zgin? Moe utonby w studni lub umar z gorczki? We wszystkim wola Najwyszego... C ja, gupia, prosta kobieta? Mwisz, e to za Niego zginli nasi chopcy? A on teraz podobno uzdrawia, wskrzesza, wypdza szatanw, mwi rzeczy pikne. To tak, jakby mj Juda sprawi, e tak jest... C miaem jej na to odpowiedzie? Wrciem do zajazdu, rzuciem si na moje posanie i usiowaem spa. Sen nie od razu przyszed. Widziaem spod dachu podsieni, jak na niebo wystpuj gwiazdy. Moje podniecenie przeradzao si znowu w smutek. Wiem, dlaczego jestem smutny. Znowu nie odkryem tego, co jedynie odkryte mogoby mi da szczcie i spokj. Kim On jest, Justusie? Dlaczego On raz sprawia cuda, a drugi raz pozostawia wszystko w ndzy? Gdyby Jego zwycistwo mogo by moim zwycistwem, zwycistwem Rut... Ale to zwycistwo wyglda jak klska: moja, Rut, Jego samego...

153

List XII
Drogi Justusie!

Mina zima, wiosna, jest ju lato. Jak zawsze suche, skwarne, nieludzkie. Lecz ja go nie widz. Nie omdlewam w arze poudnia niby palma. Nie dostrzegam niczego dokoa siebie. yj, jakbym nie y; jestem tylko blem...
O, Justusie, pamitasz, jak ci tyle razy pisaem, e nie zdoam chyba znie duej tych cigych przypyww i odpyww w zdrowiu Rut. Dzi myl o tamtych czasach jak o niemal szczliwych! Po kadym pogorszeniu czowiek mia dzie czy p dnia ulgi. Odzyskiwa cz si. Wszystko to naley do przeszoci. Choroba wesza w now faz: nie ma ju polepsze, ale stae pogarszanie. Dawniej wz staczajcy si ze zbocza zwalnia czasami. Dzi biegnie cigle szybciej... Ten pd zapiera mi oddech w piersi. Zataczam si jak czowiek, ktry straci rwnowag... Czy nie naleaoby powiedzie sobie otwarcie, e nic ju jej pomc nie zdoam e musi umrze? Straszne sowo, ktrego dwik wywouje dreszcze! Gdyby miaa umrze... Dlaczego jednak? Dlaczego? Chciabym krzycze: Nie! Nigdy si na to nie zgodz! Nie umara, gdy zaraza zabijaa obok setki, tysice ludzi. Najwyszy wyprowadzi j wtedy bezpiecznie niby tych chopcw izraelskich, ktrych Nabuchodonozor wrzuci do rozpalonego kota. Czy nie byem Mu za to wdziczny? Niepotrzebna Mu jest wida nasza wdziczno... Ocali j wtedy by teraz zabi... Nie, nie powiedziaem tego! Ona yje, rozumiesz, Justusie, yje! I y bdzie! Ja Jemu ufam, naprawd ufam!... Jak zrobi, eby ufa wicej? Powtarzam bez przerwy psalm: Ty jeste ucieczk moj i twierdz... Ty okrywasz mnie pirami swoich skrzyde... Przy Tobie nie boj si strachu nocnego ani strzay wroga, ktra przychodzi w mroku, ani zarazy, ktra razi w biay dzie... Zamykam oczy i mwi z caym przekonaniem, na jakie si tylko zdoby mog: Ufam, ufam, ufam
154

ale pozwl, e gdy otworz oczy, jej zdrowie poprawi si... Ju nie prosz nawet: Niech bdzie zdrowa... Bagam o to, co byo... Ale otwieram oczy i nic si nie zmienia! Jej znieksztacona, co dzie smutniejsza, co dzie bardziej obca twarz... Rut! Rut! Nie odchod... Chc ufa... Nigdy nie sdziem, e mog tak kocha i e mona kocha tak caym sob... Ona odchodzi... Jest coraz bardziej zmieniona, coraz bardziej daleka. Inna ni bya... Znika jak sen, ktry dzie wymaza z pamici. Jak ona wygldaa, kiedy si jeszcze potrafia mia! Rut! Rut! O Adonaj...

Nie widziaem Go cay rok. Nie byo Go w czasie wita niw, nie przyby na Chanuk, nie pojawi si w tygodniu Paschy. Domylam si, co jest tego przyczyn: coraz wicej wrogw wystpuje przeciw Niemu. Jeli saduceusze ochodli nieco w swoim gniewie, to za to caa Wielka Rada paa teraz chci dostania Go w swoje rce. Zgrzytajc zbami wysuchuje si w Ciosowej sali Jego sw, ktre powtarzaj wysani za Nim ludzie. On naprawd zdaje si szuka z nami wojny. Podobno, gdy Go kto zapyta, dlaczego On i Jego uczniowie nie zachowuj przepisw czystoci, odpowiedzia zwracajc si do stojcych w tumie chaberim: Wszystkie te micvoth s waszym wymysem, a wy postawilicie je wyej ni przykazania Paskie. To o was mwi nabi Izajasz, gdy powiada, e s ludzie, ktrzy czcz Przedwiecznego jedynie ustami, ale serce ich przykute jest do bogactw, sawy, wadzy, umiejtnoci. Nie gon modlitw czci si nad wszystko witego Szekinah. I nie wystarczy po wierzchu obmywa ciao czy garnek. Brud nie przychodzi z zewntrz, nie to plami. To z serca wylewaj si nieczystoci i pokrywaj caego czowieka. Dlaczego nie uczycie ludzi, jak si z tego brudu obmy? Czy zachcalicie ich, by szli do Jana? Nie! Chcecie, aby do was tylko szli, wasz tylko chwa gosili. Kaecie si czci, nazywa rabbi cho jeden jest tylko Nauczyciel prawdziwy, Mesjasz lub dacie, by wam mwiono ojcze cho jeden jest tylko Ojciec wasz, ktry mieszka w niebie. Obciylicie dusze ludzi ciarami ponad miar, ale sami dwiga ich nie chcecie. I dlatego bdcie przeklci, wy, ktrzycie zamknli drzwi, a klucz ukryli, e nikt wej nie moe! Bdcie przeklci, krzywdziciele wdw, dokadni w odwaaniu ofiar z kminku, skpi w ofierze serca! Bdcie przeklci, wy, pomalowane groby, z ktrych choby si biel zmyo, bd dalej
155

cuchn! Bdcie przeklci, ktrzy wychwalacie prorokw, lecz ani jednej z ich nauk nie zapamitalicie! lepcy, przewodnicy lepych! Zabijalicie kadego, kto by do was posany! Bdcie przeklci, ktrzy nie dostrzegacie wielbda, cho komara zobaczy umiecie... To s straszne sowa. Gdyby nawet byy raz tylko jeden wymwione, znaczyyby one tyle co wypowiedziana wojna. Midzy Nim a Wielk Rad nie moe ju by nic poza nienawici. On mia wystpi przeciwko nauczycielom wobec caej rzeszy amhaarezw. Podobno mia jeszcze o nas powiedzie: Suchajcie tego, o czym oni mwi, ale nie postpujcie jak oni... A tum mu wtrowa. Teraz ju nie moe by dla Niego ratunku... A przecie ja nadal nie potrafi Go uwaa za wroga. Powinienem Go nienawidzi... I teraz jeszcze te przeklestwa... Ale ja niestety, znam fasz i grzechy naszych chaberim. Po co On tylko mwi o tym gono? On chce i susznie aby ludzie mieli czyste serca, nie tylko rce. Kto wie jednak, czy przymusem zachowywania wielu przepisw czystoci nie skoni si grzesznika do cnoty? On mi si zawsze wydaje taki niepraktyczny. Czy nie jest lepszy zachowujcy czysto, bodaj tylko na zewntrz, faryzeusz ni amhaarez rwnie grzeszny w sercu, jak brudny na ciele? On chce wszystkiego... A z drugiej strony, dopuszczajc do siebie wszelk haastr: rybakw, celnikw, dziewki publiczne, zadowala si waciwie niczym... Gdzie sens w Jego uczynkach?

Siedziaem wanie nad listem do Ciebie, gdy posyszaem na progu szurgot sandaw. Odwrciem si i ze zdziwieniem spostrzegem, e mam przed sob Judasza z Kariothu.
C ty tu robisz? spytaem. Czycie tu wszyscy przybyli? A jednak nie mog si oprze odruchowi nadziei, e On przyjdzie i uzdrowi j. Ale Judasz zaprzeczy ruchem gowy. Niespokojnym spojrzeniem obrzuci izb: mona pomyle chcia si przekona, e nie ma w niej nikogo obcego. Na palcach, ostronie, jakby si skrada, podszed do mnie. Nigdy mi bardziej nie przypomina wystraszonego szczura. Lecz ten szczur przyparty do muru gotw by ksa. Spod zwykego tchrzliwego naskrka mego gocia wydobywa si pomie gniewu i rozpaczy. Pooy palec na
156

ustach nakazujc mi milczenie. Nawet jego ruchy przestay by okrgymi ruchami kupczyka z Bezety; stay si twarde, kanciaste, wyzywajce. Nie byem pewny, czy przyszed ze mn rozmawia, czy mi grozi. Potem nagle pojawia si w mojej gowie myl, e moe Nauczyciel zosta uwiziony. Zapominajc o jego wezwaniach do ciszy, zawoaem: Schwytali Go? Tss! sykn, prawie kadc mi rk na ustach. Cicho! Dlaczego krzyczysz, rabbi! Po co cay dom ma wiedzie, e tu jestem? Sta przy mnie peen jednoczenie strachu i gniewu. Nie, nie schwytali Go jeszcze. Ale Go schwyc jutro lub pojutrze. Teraz ju im nie ucieknie. To koniec... Koniec czego? zapytaem bardziej jeszcze zdziwiony jego zachowaniem ni sowami. Wszystkiego rozoy rce z rozpacz naszych nadziei... On zdradzi! Dwa due zby bysny mu nad doln warg, wanie jak u szczura. Zdradzi? byem coraz bardziej zdziwiony, coraz mniej rozumiaem sowa Judasza. Kogo zdradzi? Nas! wybuchn. Nas, ludzi, wszystkich... teraz mwi z przesad, jak zwyk by mwi, gdy oskara na targowisku swego ssiada o nieuczciw konkurencj. Stchrzy... jak kady tchrz zarzuca drugiemu wanie tchrzostwo. Nie chce stan do walki... Nic nie rozumiem z tego, co mwisz powiedziaem. Sid i opowiedz wszystko od pocztku. Moesz mwi spokojnie, tu nikt nie wejdzie. Mimo mego zapewnienia raz jeszcze obejrza si na wszystkie strony. Usiad na zydlu z kolanami szeroko rozstawionymi. Poyskujce wosy zwisay mu znad policzkw pasmami skrconymi w grajcarek. Zauwayem, e gdy mwiem ja, na jego twarzy pojawi si strach, ale kiedy on zaczyna mwi strach ustpowa miejsca zawzitoci. Dobrze, opowiem ci, rabbi rzek. Najpierw uderzy kilka razy zacinit pici w kolano. Czy nie mwiem ci zawsze, rabbi, e On, gdyby tylko chcia, mgby wszystko? Ma moc, jakiej nigdy nie mia aden czowiek. Syszae o tym, co zrobi? O tym, jak nakarmi tysice ludzi?
157

Syszaem, jak w Ciosowej sali opowiadano jak niebywa histori o tym, e Nauczyciel w Dekapolu nakarmi cudem olbrzymi rzesz goimw; nie wydawao mi si to jednak prawdziwe. Pamitam, jak mwi: Nie chodcie do pogan ani do Samarytanw. Idcie do synw Izraela... Syn Czowieczy przyszed, by znale, co byo zgino spord wybranego narodu... A take naucza: Nie mylcie o tym, co bdziecie jedli... Czy chcesz mwi o nakarmieniu tych nieczystych w Dekapolu? zapytaem. To byo za drugim razem odpowiedzia. Ale pierwszy raz da chleb wiernym. Przebywa wtedy nad morzem, w pobliu Betsaidy. Przeciga drog olbrzymi tum pielgrzymw zdajcych na wito Paschy do Jerozolimy. Ale spostrzegszy Go zatrzymali si, by posucha Jego nauk. Mwi do nich przez cay dzie, uzdrawia, znowu naucza... Kiedy zapad wieczr, powiedzielimy do Niego: Przerwij, bo ju pno; suchali Ci cay dzie, s na pewno godni. Niech si teraz rozejd po wsiach okolicznych, by kupi sobie chleba. Odpowiedzia tak, jakby by zy, emy Mu przerwali: Wy dajcie im je. Wiedzia dobrze, e na pustkowiu, na ktrym bylimy, nie ma ani sklepu, ani te straganu. Zreszt ile by trzeba byo kupi chleba, by da wszystkim! My nie posiadalimy, jak zwykle, ani asa. Ten gupiec Filip obliczy zaraz, e dla takiej rzeszy trzeba by kupi jczmiennych plackw za przynajmniej dwiecie denarw. Dwiecie denarw! Nigdy nie byo w naszej kiesce takiej kwoty! Stalimy, nie wiedzc, jak mamy postpi. On za uczy dalej. Ty wiesz, rabbi, e On lubi wprawi czowieka w kopot i dopiero gdy nie wiadomo zupenie, jak postpi, daje rozwizanie, ktrego nikt nie oczekiwa... Tak mruknem wiem co o tym... To bya suszna uwaga. Wreszcie skoczy mwi cign Judasz i przywoa nas do siebie. Co macie, zapyta, by da ludziom? Mona by pomyle, e z nas artuje. Andrzej bkn: May Marek ma w koszu pi chlebkw i dwie ryby... Ale to nawet dla nas nie wystarczy... Jakby nie sysza tej uwagi, rzek: Kacie, niech ludzie usid po pidziesiciu, aby atwiej byo rozdawa... Postanowiem zapobiec tej klsce byem przecie pewny, e to si le skoczy. Rabbi, przerwaem Mu, niechaj sobie id. C im damy?
158

Pi plackw na tak gromad to tyle co i nic... Rozdranisz ich obietnic, bd z Ciebie drwili... Powtrzy stanowczo: Kacie im usi. Szymon, ktry zrobi wszystko, czego On tylko zada, zacz zaraz wrzeszcze na ludzi. Obiecywa im chleb w imieniu Nauczyciela. Przyszo mi do gowy, aby uciec. Byem pewny, e niespenienie tej obietnicy nie ujdzie nam na sucho. On jest wielki Cudotwrca, ale czy mogem przypuci, e zechce zrobi tak nieprawdopodobny cud? Wikszy ni wtedy w Kanie! Kaza podej do siebie Markowi, wzi z jego kosza chleb i ryby. Pamitasz, rabbi, e On nigdy nie je chleba inaczej, jak tylko dzielc go midzy najbliszych? Tak i wtedy: przeamywa kady may placuszek i podawa nam. Powtarza: amcie i dawajcie... I suchaj: to byo wspaniae! Kiedy przeamaem mj kawaek, zrozumiaem, e kad czstk bd mg przeama jeszcze i znowu raz jeszcze, i tak bez koca... Odamywaem od poowy placka kawaki, ktre byy rwne jego caoci, i mogem tak dzieli bez koca... Nie wiem, jak si to mogo dzia... To samo byo z kadym innym kawakiem. Chleb rs w rkach. Uomki, przechodzc w rce ludzi, staway si na nowo caymi plackami. Kto go zjad temu nic nie zostawao, ale kto go podzieli ten mg z kadej czstki stworzy sto, dwiecie, tysic nowych plackw jczmiennych! To samo byo z kawakami ryby. Ludzie nie od razu zrozumieli, e obok nich dzieje si to, co nie wydarzyo si nigdy dotd. Ale z wolna wrd siedzcych pocz rosn szmer zdziwienia i podziwu. Jedli i mwili, najedli si i podnieli wrzaw. Ich podziw by jednak niczym wobec naszego zachwytu. We mnie jakby piorun trafi. Zrozumiaem, e On okaza wreszcie ca swoj moc. Teraz mylaem musi si sta to, na co czekalimy. Bo jeeli On potrafi mnoy w nieskoczono chleb, to bdzie mg take rozmnoy zoto, ziemi i bro... Kto Go wtedy zdoa zwyciy? A my zwyciymy kadego! Krzyk ludzi urasta we wrzaw, ta za zamienia si w ryk, gdy On kaza zebra, czego ludzie nie dojedli; tych uomkw za byo dwanacie kopiastych koszy, najwikszych, jakie byy wrd ludzi. Gdy wszyscy opychali si chlebem, On siedzia midzy nami wysoko na zboczu wzgrza i posila si take. Wydawa si zmczony, peen zadowolenia. Kiedy jednak ludzie zerwali si z ziemi krzyczc i wiwatujc na Jego cze, na Jego twarzy pojawi si niepokj. Porywczo przyzwa nas do siebie. Idcie do odzi i zaraz odpywajcie rozkaza. pieszcie si! A Ty,
159

Rabbi? zapyta Szymon. O mnie si nie trwcie. Idcie do odzi. Prdko! Teraz nie odjedziemy! sprzeciwiem si. Uczynie najwikszy cud. Lud i my chcemy Ci odda hod naleny... Jakby z rozpacz krzykn: Milcz! Zaraz pycie! Ale i inni zaczli si opiera: Pozwl nam, Rabbi, zosta. Ludzie chc Ci uczci... Nakarmiona rzesza wrd nie milkncych okrzykw zbliaa si ku Niemu. Wyglda na miertelnie przeraonego. W tej chwili idcie! Czy musz wam to powtarza? Idcie, odpywajcie! To prosi, to rozkazywa, odpychajc nas od siebie. Jeszcze nigdy nie widziaem Go tak podnieconego. Przerazi nas gwatownoci swego strachu. Uleglimy Mu: cho niechtnie, zaczlimy si cofa. Mnie chocia pozwl zosta ze sob... szepnem ocigajc si jeszcze. Tamci s gupimi amhaarezami, ale ja yem w miecie... Wybuchn: Ty pierwszy musisz odpyn! Zeszlimy na d, na kamieniste wybrzee. Woda bya czarna, wydawaa si gsta. Odwizalimy d. Na zboczu nad nami leaa wielka biaa plama niby pat niegu to byli ludzie, ktrzy Go otoczyli. Krzyk ich spada z gry na jezioro, bieg po jego marszczcej si powierzchni, jak odbijajcy si od wody paski kamie, powraca echem od ska Galaadu. Moe by jednak wrci?... powiedzia Tomasz. Wracajmy! upieraem si. Czuem, e podobna chwila nie pojawi si ju nigdy. Ludzie czsto przymuszaj Go do cudu. Dlaczego my nie mielibymy tego samego zrobi? Skoczyoby si wreszcie to czekanie na rzeczy, ktre mona samemu uczyni w kadym czasie! Ludzie ogosz Go krlem przekonywaem. On z jednego miecza uczyni tysic. Upomnimy si za nasze krzywdy... Wracajmy! Wracajmy! podjli inni. Byem pewny, e zwyciyem. Przeoyem nog przez burt. Ale wtedy Szymon mocnym uderzeniem wiosa odepchn d od brzegu. Nie! zawoa. Nauczyciel kaza odpyn! Jeste gupcem! krzyknem. On nam bdzie kiedy wdziczny za to, emy Go zmusili... W odpowiedzi gwizdn mi wiosem nad gow. To ty jeste gupi! zadudni. Patrzcie na niego! Chce by mdrzejszy ni sam Rabbi! Rb, co On kae, a nie mdrkuj! C mogem na to poradzi? Ten szoteh jest silny jak byk: zrzuciby mnie do wody i utopi niby kociaka. Jestem pewien, e zrobiby to bez wahania. Jego postawa przewaya. Nikt ju nie mia pisn
160

sowa o powrocie. Andrzej, Jakub i Jan posusznie wzili za wiosa. Odpywalimy pod wiatr i bijc w czub dki fal. Jeszcze powtarzaem, prawie paczc w bezsilnej zoci: Jestecie gupcy, gupcy! Gdybymy Go zmusili, On ujawniby si wiatu. Gupcy! Jutro nie ci bogacze z grnego miasta, ale my bylibymy wadcami Izraela! Gupcy, tchrze, prawdziwi amhaarezi od byda i zgniych ryb... Sapali w mroku, ale aden nie odpowiada. Wychodziem z siebie. Cielta, owce bezwolne, gupcy! rzucaem im w twarze nakryte chust nocy. psy z podwinitymi ogonami... C za gupcw On sobie wynalaz! W gniewie i rozpaczy biem pici w burt odzi. Tymczasem czarna przestrze pochona nas. Przestalimy widzie wzgrze i plam tysicy simlah. Ale krzyk tamtych szed cigle za nami. Bi obok nas w wod; to si zmniejsza na chwil, to znowu urasta. Lecz w miar jak oddalalimy si, zacz cichn. I to nie rosnca odlego go tumia. Zamiera. Moe coraz ostrzejszy podmuch wiatru zgasi zapa pielgrzymw? Moe On, mylaem, obieca z pierwszym witem i na ich czele a teraz poleci im wypocz? Ale czemu nas odpdzi? My jedni bylimy Mu wierni od pocztku. Nie wykrzykiwaem ju i nie wymylaem. Zapadem w ponur zadum. Pynlimy w ciszy, ktra nas spowijaa niby caun, dalej i dalej. Nad nami nie byo wida gwiazd, ale widzielimy, e ich obracajce si bicze znacz gdzie swoim obrotem upywajce godziny nocy. Wolno, ale nieustannie wzmaga si wiatr. d koysaa si coraz silniej. Bielejce pian way szy od dalekiego brzegu prosto na nas. Raz po raz woda chlustaa przez burt. Potny wicher zawodzi, targa drgiem masztu, gra na podtrzymujcych go linach. W powietrzu sycha byo niby prdki, gorczkowy tupot wielu stp. Pamitasz, rabbi, tamt noc, gdy nas o mao nie zatopia burza? Tym razem wiatr nie by tak gwatowny, ale d z nieustpliw uporczywoci, wzmagajc z kad chwil swj napr. W kocu przestalimy si posuwa naprzd: wiosujc ze wszystkich si, zaledwie potrafilimy si utrzyma w miejscu. Od usilnego wiosowania donie paliy nas, byy sztywne i opuchnite. Ci, ktrzy nie trzymali wiose, wylewali bez przerwy wod. Noc przesuwaa si dalej po matowym niebie, wdrowaa od pierwszej do drugiej, od drugiej do trzeciej stray... Zmuszony do nieustannego wysiku, przestaem myle o tym, co si stao i co si mogo sta. Nie mylaem o niczym. Pot oblepi mi czoo, a na nim rozperlaa si woda pryskajca prosto w twarz. Paszcz i kuttona byy mokre, kark mnie bola
161

od cigego schylania si nad bulgoczc na dnie odzi wod. Wrd wycia wiatru sycha byo tylko czasami pokrzykiwania Szymona i sapanie wiosujcych. Byem tak zajty wylewaniem wody, e dopiero krzyk, ktry wydar si z ust tamtych, zwrci moj uwag na to, co si dziao. W pierwszej chwili zjawisko to wydao mi si czym zupenie zrozumiaym: pomylaem, e wzeszed ksiyc i wiszc tu nad powierzchni morza rzuca na rozfalowan wod mas drgajcych poyskliwych smug, ktre tworz przed nim niby wykadany pytkami srebra gociniec. Ale zaraz uwiadomiem sobie, e ksiyc nie mgby lee wprost na wodzie i co waniejsze nie mgby i ku nam szybko, wysrebrzon drog. To, co wygldao pocztkowo na prszcy blaskiem krg, okazao si jak olbrzymi Postaci ludzk, ktra sza czy pyna, czy te leciaa tu nad wod w zadziwiajcym spokoju i obojtnoci wobec fal toczcych si naok, lecz kamieniejcych pod Jej stopami. Zaczlimy ze strachu krzycze; niektrzy ponakrywali gowy paszczami, inni rzucili si na kolana. Zjawa suna dalej, jakby nas nie dostrzegajc. Przechodzia tu obok mijaa nas. Wiosujcy opucili wiosa i niektre z nich porwao morze. Fala cisna nami do tyu, o mao nie obalia odzi do gry dnem. Bylimy bliscy utopienia. mier nas jednak przeraaa w tamtej chwili mniej ni to widmo. I wtedy nagle posyszelimy tu obok siebie gos ludzki. Tak dobrze znany. Jego sowa byy mocniejsze ni przeraenie. Niepewnie wychylilimy gowy ponad burt. To On sta na drgajcej srebrnej drodze, pod ktr usny fale. Nasz strach ulecia od razu, przemieni si w rado dzik i haaliw. Filip klaska, inni woali, przywoywali Go do odzi. Zobaczyem nagle Szymona, jak jednym susem przesadzi burt. Oniemielimy znowu. On za szed ku Nauczycielowi z rkami uniesionymi, niemiao, jak czowiek, ktry po raz pierwszy po dugiej chorobie prbuje chodzi. Patrzy wprost na Nauczyciela. By ju obok Niego. Lecz wtedy wanie z wielkim szumem nadlecia wa wodny i zawisn nad srebrn drog. Szymon krzykn i natychmiast pogry si w wod. Wynurzy gow, prychajc, bi rozpaczliwie ramionami, wykrzykiwa co ponad fontannami rozpryskujcej si wody. Nauczyciel pochyli si nad nim, uj go za rk i rzek co do niego. A potem lekko, jakby kipice morze byo mikk traw, zbliy
162

si do odzi, cignc za sob Szymona p wynurzonego, kurczowo uczepionego Jego ramienia. Pomg mu przele przez burt, a potem sam wszed do odzi. Rozstpilimy si, a kiedy ju sta midzy nami, upadlimy na kolana. Nikt z nas nie pamita, e dmie wiatr, bij fale... Zreszt to wszystko zaraz znikno... Niby lotem strzay nie zagrabiwszy ani razu wody wiosem znalelimy si w obliczu dnia i wybrzea... Przed nami budzio si Kafarnaum, dotknite pierwszym pocaunkiem soca... A dziwne, e to Judasz tak powiedzia. Zawsze go miaem za czowieka obcego piknu i uczuciom. Zreszt powiedziawszy to wstrzsn si, jakby strca z siebie obce, niemie dotknicie. Na jego twarz, na ktrej przed chwil malowao si co niby wzruszenie, wrci wyraz niechci, zawodu, gniewu rozpaczy. Zacz si sucho mia. Widzisz, rabbi skrzywi usta wtedy nawet mnie wydawao si wszystko socem, radoci, pocaunkiem... Jest tylko jedna rado... powiedzia przez zacinite zby. Ale On... wzruszy pogardliwie ramionami. Lecz to, co opowiadae przerwaem mu to s rzeczy zdumiewajce! Kim On jest, Judaszu? Byem tak wstrznity jego sowami, e postawiem mu to pytanie, jakby nie by kupczykiem z Bezety, ale uczonym sofer. Kim On jest? powtrzy to pytanie wolno, jakby przeuwa kade sowo. Poczekaj, rabbi, pki ci nie opowiem wszystkiego. Kim On jest... Gdymy wyszli na brzeg, miaem na to pytanie gotow odpowied. On nam pozwoli odpocz, ale ja nie mogem spa. Mylaem wanie o tym, kim On jest. Po poudniu wezwa nas, abymy poszli z Nim do synagogi. Widziae j niewtpliwie, rabbi? To okazay budynek, zbudowany niedawno. Musia wiele kosztowa... Na wszystko s pienidze, tylko ich nie ma dla nas... Bnica bya pena. Sta w niej cay tum tych, ktrych On nakarmi cudownie. Kiedy my wieczorem odpynlimy, On im uciek. Ale oni Go szukali, a wreszcie znaleli w Kafarnaum. Obskoczyli go zaraz w przedsionku. Chcieli wiedzie, jak i kiedy przeby morze. Ale On im na to nie odpowiedzia. Surowo, jakby zasuyli na ten wyrzut, rzek: Szukacie mnie, bo dostalicie chleb. Innego Chleba szukajcie, a gdy Go zjecie, nie bdziecie ju nigdy godni. Gdzie Go mona kupi? pytali. Wtedy powiedzia:
163

Wierzcie moim sowom, a bdziecie Go mieli... Syszc te sowa przysunem si bliej. Odya we mnie nadzieja, e jednak moe wrci chwila, w ktrej mona Go schwyci za rk i zmusi do dziaania. Daj nam znak, e Twoje sowa s prawdziwe prosili ludzie. Mojesz zsya naszym ojcom wiele razy mann z nieba. Zrb jeszcze raz cud z chlebem... Susznie, susznie podszeptywaem. On moe to zrobi. I zrobi, tylko Go o to procie. Wydawao si, e sucha niechtnie ich sw. Rzek opryskliwie: To nie Mojesz zesa mann na pustyni, ale Ojciec wasz. I dzi znowu daje wam Chleb, ten za jest yciem wiata... Wic powiedz, gdzie go szuka woali. Czy to ten, ktry Ty nam dae? Daj go nam znowu, niech jeszcze raz sprbujemy. Widziaem, jak zacisn usta, zmruy oczy. Wiesz, rabbi, niby kto, kto si zacina w uporze. Twardo powiedzia: Ja jestem tym Chlebem. Ludzie cofnli si, tak ta odpowied zabrzmiaa niemile i odpychajco. On za mwi dalej, jakby tym wicej chcia ich zrazi: Komu dam siebie, nigdy ju godny nie bdzie... Byli zaskoczeni. Spogldali na siebie wzajem, wzruszali ramionami. Widz, e nie chcecie wierzy! zawoa. A przecie dlatego zstpiem z nieba, aby aden z was nie zgin! Wybuchnli okrzykami: Co? Co on mwi? Co on powiedzia? Z nieba? Z jakiego nieba? Czy on myli, e go nikt nie zna, e nie wiemy, kim on jest? Przecie to syn naggara Jzefa. A jego matka yje w Betsaidzie. Dlaczego on nazywa siebie chlebem? Czy on oszala? Uciszy ich nagym krzykiem: Do tego szemrania! Nikt cign nie trafi do mnie, komu tego wpierw nie da Ojciec. Ale wy macie sowa Ojca i powinnicie wiedzie, jak i do mnie. Mwi wam znasz, rabbi, ten Jego sposb mwienia, gdy stara si wrazi pewne sowa w pami suchaczy? mwi wam: Kto uwierzy we mnie, znalaz ycie wieczne. Tak, to prawda: ja jestem Chlebem. Wasi ojcowie jedli mann, lecz poumierali. Kto mnie je bdzie nie umrze! Teraz woali ze zoci, z oburzeniem i drwin: Co ty gadasz? O czym ty opowiadasz? C to za bajki? Kto sysza o jedzeniu ludzkiego ciaa? Ty oszala naprawd! Chleb z nieba patrzcie! Meszugga! Jak chcesz, abymy Ciebie jedli: na surowo czy pieczonego? Podziw, szacunek, cze, jakie okazywali Mu po tamtym cudzie, rozsypay si niby ciana z gliny. Miaem dobre przeczucie: tamta chwila bya
164

jedyna. Gdyby nie ci gupcy, mona Go byo zmusi. Teraz ju byo za pno. Kpiono z Niego, wymiewano. Wanie w Kafarnaum, gdzie by zawsze tak chtnie suchany, w miecie, ktre nazywano Jego miastem. Krzyki: Meszugga! Szoteh! More! dzwoniy pod zdobnym w wyobraenia palm sklepieniem bnicy. Prno roszhekkenneset chcia Go broni. On nie chcia tej obrony. Zamiast ucichn, mwi znowu z jak zacitoci, jakby mu zaleao, aby wszystko straci: Mwi wam: Kto si nie naje mego Ciaa i nie opije mojej Krwi nie zostanie wskrzeszony! Bo tylko moja Krew prawdziwym jest napojem i tylko moje Ciao jest prawdziwym Chlebem... Gdzie indziej moe by Go po tych brutalnych sowach wyrzucono z synagogi. Ale w Kafarnaum ma za sob Jaira i niektrych starszych. Ludzie wic tylko spluwali Mu pod nogi i odchodzili. Mwili: Do suchania gupstw! C to za gadanina, ktrej zrozumie nie mona? Zostawmy tego szaleca! Pozostalimy przy Nim tylko my i maa gromadka ludzi, ktra stale Mu towarzyszy i take uwaa si za Jego uczniw. Ale Jemu jakby byo mao, e odstraszy tamtych; zwrci si do nas, ktrzymy pozostali: Zgorszylicie si? zapyta. A potem? Co bdzie potem? pokiwa gow. Duch oywia, nie ciao rzek ale moje sowa s Duchem... A i wrd was s tacy, ktrzy mi nie wierz... westchn. Rozejrzaem si. Ten i tamten spord staych suchaczy wzrusza ramionami i odchodzi. Gromadka wok Niego bya jak gar niegu pooona na socu. Dlaczego On tak postpi? Czego On chce? eby w Niego wierzy? e On jest Chlebem, ktrym kady moe si obera, a mimo to nigdy Go nie zabraknie? Ja wierzyem i wierz, e On mgby, gdyby zechcia, przynie wielk przemian... Ale On nie chce! Tak sdzisz? zapytaem Judasza. Jestem tego pewien! wybuchn. Gniew jak piana wystpi znowu na powierzchni jego sw i myli. Mwi ci, rabbi, On stchrzy, zdradzi spraw! Ale nie skoczyem ci jeszcze opowiada. Suchaj do koca. Przekonasz si, e mam racj. Wykrzykiwa, by podniecony, zapomnia o ostronoci, z jak do mnie przyszed.
165

Suchaj cign dalej swoje opowiadanie. Gdymy wyszli z synagogi, koo Niego byo ju tylko nas dwunastu. On kroczy przed nami z pochylon gow, smutny, zgarbiony, bez sowa. Moe teraz dopiero zdawa sobie spraw z tego, co uczyniy Jego nierozsdne sowa. Ludzie na ulicy woali na Jego widok: Meszugga! Chleb z nieba! Szoteh! Nagle odwrci si do nas, powiedzia szeptem, ktry wyda mi si krzykiem: Chodcie! Od razu, natychmiast, nie mwic nikomu, gdzie i dlaczego idziemy, opucilimy Kafarnaum. Pogna nas piesznie przez Gischal w okolice Tyru, zaprowadzi nas midzy samych pogan. Zniknlimy midzy gojami niby iga w stogu siana. Jestem pewien: On zrozumia, e przegra, wic uciek przeraony grocym Mu zewszd niebezpieczestwem. Moe teraz dopiero poj, e czyha ono na Niego ze wszystkich stron? Przez wszystkie tamte lata przenosilimy si z miejsca na miejsce niby gromada ciganych zwierzt. Ale teraz to bya ucieczka w strachu. On pdzi przed siebie w lepym lku. Nocowalimy tylko w polu; jeli wchodzilimy midzy ludzi, to jedynie na chwil, by zakupi chleba, a raczej aby o niego prosi, bo skd byo wzi pienidzy? Rzadko jednak udao si co uebra Syrofenicjanie nie znosz nas, Izraelczykw. Cay wic czas bylimy godni. On jakby tego nie widzia, pdzi nas naprzd i naprzd. Zawraca, kluczy, mona by myle, e stara si zmyli lad wobec kogo, kto Go ciga. Nigdzie nie przemawia, nie robi adnych cudw... Uzdrowi tylko dziecko jakiej pogance, ktra nie chciaa odej, mimo e odmwi jej probie. Po paru dniach takiej wczgi wrcilimy do Galilei. Ale przemknlimy si tylko skrycie midzy miastami, nigdzie si nie pokazujc. Ledwie zdoaem wpa do ony filiarchy Chuza, by wzi od niej par denarw, ebymy znowu nie musieli godowa. W Dekapolu zwiedzieli si o Nim poganie i przyszli ca rzesz, aby im uzdrawia chorych. Zrobi wiele cudw, przemawia do nich, a na koniec nakarmi ich cudownie. Nieczyci najedli si siedmiu chlebami, za odamkw zebrano cztery kosze! A mymy chodzili z wpadnitymi brzuchami! W Nim nie ma za grosz rozsdku. Obcych karmi swoich godzi i zamcza. Ju ng nie czuem od tego marszu. Jego strach zacz si i mnie udziela. Teraz wzi d i popyn z nami do Betsaidy. Wpad do miasta jak po ogie: zobaczy si tylko ze swoj Matk, uzdrowi jakiego lepca... To by ostatni cud, jaki zrobi. Od razu przyszo mi do gowy, e Jego moc zaczyna Go opuszcza. Poprzednio uzdrawia, nawet wskrzesza jednym
166

sowem. Teraz musia plu czowiekowi w oczy, jakby by zamawiaczem, a kiedy spyta tamtego: Czy widzisz? lepiec przyzna, e nie widzi dobrze. Mwi: Widz ludzi podobnych do drzew... Dopiero kiedy drugi raz dotkn oczu czowieka, ten przejrza. Byem peen coraz gorszych przeczu... Nawet nie nocowalimy w Betsaidzie: tego samego dnia, w ktrym przyby, wieczorem popdzi nas na pnoc. Wdrowalimy wzdu Jordanu ciek pod skaami, wspinajc si uciliwie w gr. Idc obok nas rozmawia z nami duo. Ale zauwayem, e nie mwi nam nic nowego. Powtarza dawniej goszone haggady i maszale; jeszcze raz je objania. Nie miaem ju wtpliwoci: co si zmienio... Jakby wyczerpa swoje siy na tych dwch wielkich cudach. By teraz jak czowiek, ktry wie, e ma umrze, wic tylko umacnia to, co mu si udao zrobi w yciu. Mielimy nogi pokaleczone od szybkiego marszu po skalistej drodze, osablimy z godu, dokucza nam upa. Minlimy jezioro Merom, weszlimy w dolin bot. Prowadzi nas dalej uporczywie na pnoc. W kocu znalelimy si w kraju piknym i przyjemnym; w gbokich wwozach, gdzie Jordan pynie wskim srebrnym potokiem, przeskakujc czarne gazy, panowa rozkoszny chd. Midzy gami wizw, topl i sykomorw sycha byo nawoywanie si ptakw. Doem szumiaa woda. Czasami spomidzy listowia wyjrza wierzchoek Hermonu, jeszcze oboony patami niegu. Tu nareszcie Nauczyciel zwolni swoj ucieczk. Pozwoli nam odpocz w bujnej, pachncej trawie lub siedzie na kamieniach nad pienicym si potokiem. Sam na dugie godziny odchodzi gdzie na ubocze i modli si. Modli si teraz wicej nawet ni poprzednio. Moe baga Najwyszego, aby Mu zwrci si, ktr utraci? ledziem Go. Wydawa mi si niespokojny i bardzo smutny... To oni s temu winni! To przez nich On sta si nikim! Nic si ju teraz nie zmieni: po staremu na Syjonie panowa bd bogacze, kapani, saduceusze... Jestem pewien, e powstrzyma si tylko, by nie doda: i faryzeusze. Lasem obeszlimy Paneas, ktre stao si teraz stolic tetrarchy i nazywa si Cezare. Za miastem sterczy wysoka skaa, a spod niej bije woda. Jest take w skale gboki, czarny otwr niby brama, ktra prowadzi w gb pieka. Goje rzucaj w t dziur kwiaty i twierdz, e skadaj w ten sposb hod swemu bogu. Przechodzilimy pod ska ze wstrtem, a niektrzy z nas
167

z lkiem. Lecz On tam wanie zatrzyma si. Nie rozmawia jeszcze z nami tego dnia; od rana szed osobno, milczcy, zamylony. Teraz przywoa nas do siebie. Zapyta jakby to pytanie trzeba byo koniecznie postawi w miejscu, ktre wyglda na bram do piekielnej wityni pogaskiego boka. Za kogo uwaaj mnie ludzie? Spojrzelimy po sobie. Tyle si ostatnio rnych gosw syszao. Suba Antypasa rozpowiada, e On jest Janem, ktry zmartwychwsta, i e w to podobno wierzy sam tetrarcha. Inni mwi, e jest Eliaszem, jeszcze inni, e Jeremiaszem czy te Ezechiaszem. Powtrzylimy Mu to, On za sucha naszych sw z pochylon gow, z oczami utkwionymi w bijc ze skay wod. Nagle podnis wzrok. Zobaczyem, e ma oczy rozgorczkowane, niespokojne. Patrzy na nas, jak patrzy czowiek wtedy, gdy od sowa, ktre zaraz usyszy, zaley jego los. Zdawao mi si, e cay dry. Ogarn spojrzeniem nas wszystkich; nie byo chyba nikogo, na kogo by patrzy specjalnie uwanie. Mnie si jednak wydao, e przede wszystkim zwraca si do mnie... Rzuci ostro, twardo, jakby ciska naczyniem, w ten sposb wyprbowujc jego moc: A wy za kogo mnie uwaacie? Powtarzam: zdawao mi si, e On mnie o to pyta bardziej ni innych. Ostatecznie jestem jedynym wrd Jego uczniw, ktry si rozumie na yciu i widzia troch wiata... Prawda? Ale c Mu mogem odpowiedzie? Gdyby si by o to zapyta wtedy, tam, nad morzem, zaraz po cudzie z chlebem, odpowied moja byaby natychmiastowa. Wtedy przekona mnie, e jest Mesjaszem. Ale Mesjasz nie sabnie przed zwycistwem. Mesjasz nie moe zna klsk! Po tym wszystkim, co si stao, po tej ucieczce, czy mogem Mu rzec, e jest wielkim cudotwrc? Prawda, uczyni dwa wspaniae cuda... Ale na nich skoczya si Jego moc. Poza cudami za kime On jest? Nikim i niczym... W ogle to Jego pytanie byo nie na miejscu. Czy i nas, mylaem, chce od siebie odstraszy? Inni uczniowie stali cicho. Take nie wiedzieli, co maj odpowiedzie. Czuem, e Jego wzrok staje si palcy. Nagle rozleg si tubalny gos Szymona. Ten gupiec, jakby niczego nie dostrzeg z tych spraw, ktre si ostatnio zdarzyy, wrzasn: Ty jeste Mesjaszem i Synem Najwyszego! Judasz chrzkn i niecierpliwym ruchem przeczesa sw rzadk brod

168

palcami obu rk. Zamieniem si cay w such. Nie bez zdziwienia uwiadomiem sobie, e bije mi serce. Zrobia si cisza podj bo takie sowo nigdy jeszcze nie pado midzy nami. Nie miaem pojcia, czy On go zgani za to nierozsdne sowo ktre przecie sam wywoa czy te pochwali. Jego wzrok spyn z nas wszystkich, spocz na twarzy Szymona. Syn Jony sta przed Nim wielki, z nie domknitymi ustami, umiechnity gupawo i tym umiechem usiujcy pokry zmieszanie. Nagle wydao mi si, e wszystkie lki, niepokoje i smutki, jakie widziaem w cigu ostatnich dni na twarzy Nauczyciela, gdzie znikny. Rado ogarna j, jak ogie ogarnia gar wysuszonej trawy. Gdy On si umiecha, wszystko zdaje si umiecha. wiat jakby nie by wtedy sob... Podnis obie rce, pasko zawiesi donie nad gow Szymona. Bogosawiestwo Najwyszego powiedzia wolno, z powag, ale take jakby z ledwo hamowanym zachwytem niech spynie na ciebie, Szymonie. Nie ty sam poznae to, co rzek, ale Ojciec mj powiedzia to tobie. Ale dlatego daj ci dzi nowe imi. Bdziesz si odtd nazywa Kefa skaa, a na niej zbuduj moj Keniszt Krlestwo moje a bramy Gehenny nie zwyci jej! I tobie dam do niego klucze, aby nimi mg wszystko otworzy i wszystko zamkn. A co otworzysz na ziemi, otwarte zostanie tam, w niebie, i co zamkniesz tu, na ziemi zamknite zostanie w niebie. C za obietnica! zawoaem. I to komu dana! Nieprawda, rabbi? zawtrowa mi. Ten szoteh, ten amhaarez... On go zrobi pierwszym po sobie! Niewielka to wprawdzie bdzie Keniszta, ktr On chce zbudowa. Gdyby teraz umar, tworzyoby j tylko nas dwunastu a nawet nie tylu! I godziny nie zostabym pod wodz Szymona Kefy! Te mi skaa! Gupiec i grzesznik! adna z sekt nie przetrwaaby swych zaoycieli, gdyby takich wyznaczali nastpcw. Masz racj przyznaem mu. Tylko ty mgby by ich przywdc... Mimo zacietrzewienia umiech przemkn po twarzy Judasza. A Szymon zapytaem pewno si sta od tamtej chwili niemoliwie dumny? Och zacz si mia jednoczenie gorzko i zoliwie. Znasz
169

go, widz, rabbi. Zaraz te narazi si Nauczycielowi. Musz ci jednak dokoczy... Ledwo ochonlimy po tym wyrnieniu go, gdy Nauczyciel siadszy razem z nami na trawie zacz mwi, e bdzie teraz musia pj do Jerozolimy, a tam zabij Go soferim, kapani, starsi... Zabij? zawoaem. Wydaje mi si, e t przesadza... Ale moe ma racj? Tu wszyscy Go nienawidz od tamtego uzdrowienia przy sadzawce Owczej. Nawet ebracy... Nie pisaem ci, zdaje si, e od czasu Jego cudu woda ju nigdy nie zakipiaa. Ludzie stracili nadziej na to, e si jeszcze kiedy poruszy. Ju nie ma tumw w krugankach. A Jonatas straci dochd, bo jego suba pobieraa od chorych czekajcych na poruszenie si wody po dwa asy. Ale skoro czuje, e Mu grozi mier, niech tutaj nie przychodzi. W Galilei i Trachonicji atwiej jest si ukry... On mwi, e musi tu przyj i e trzeba, aby cierpia. Powiedzia: C przyjdzie czowiekowi z tego, choby cay wiat zdoby, gdyby przy tym siebie zatraci? Chyba naprawd oszala, Judaszu? wykrzyknem. Ten, kto ginie, nie zdobdzie niczego... Sam widzisz, rabbi, co si z Nim stao! Judasz potrzsa rkami uniesionymi nad gow. Nawet arcymdry wdz Kefa zrozumia, e to wszystko stracio sens. Ale e jest teraz bardzo dumny, wic odprowadzi Nauczyciela na bok, by Mu w cztery oczy zwrci uwag na niewaciwo Jego sw. Tymczasem Nauczyciel, zaledwie to posysza, krzykn na niego gronie: Precz! Precz! Precz z twoimi pokusami, satanah! Dopiero po chwili, jakby si troch opamita, doda: Nie wiesz, co pochodzi od Boga, a co od ludzi... Wrci do nas i mwi dalej: Suchajcie, dzieci! Kto z was chce i za mn, musi wzi swj krzy i nie go, jak ja go nios... Znowu mwi o krzyu powiedziaem bardziej zreszt do siebie ni do Judasza. Cigle o nim powtarza potwierdzi. Krzy, krzy i krzy... adna mi Keniszta pod takim znakiem! On co prawda mwi, e zmartwychwstanie. Powiedzia nawet, e nie umrzemy, pki Go nie zobaczymy przychodzcego w chwale. Maa i niepewna pociecha mruknem. Doznaem tego, czego musia
170

doznawa Judasz: okropnego, odbierajcego ch do ycia smutku. Rozpacz nad Rut, o ktrej na chwil, suchajc jego opowiadania, zapomniaem, wrcia znowu pomnoona przez ten smutek. wiat wyda mi si ponury jak w czasie szarugi zimowej. Wszystko mi zbrzydo. I c na to uczniowie? spytaem jeszcze. Stracili ducha rzek Judasz krcili si i spogldali na siebie z przeraeniem. Tak, to maa pociecha oczekiwa cudu, gdy Jego moc znikna i moe ju nie wrci... Zastanawiaem si, czy nie zostawi Go i odej. Inni, daj na to sowo, chcieli to samo zrobi. On to zauway. Zapyta: Czy i wy chcecie mnie opuci? Wtedy odezwa si Szymon, ju teraz pokornie i niemiao: Dokd wtedy pjdziemy? Do kogo skoro uwierzylimy, e Ty, Rabbi, jeste Mesjaszem? Ale nie byo w tym zapau. Nauczyciel wspar gow na rkach i znowu wyda mi si smutny, niespokojny, zbolay, jak przed t rozmow u stp skay pogaskiego boka. Tak powiedzia cicho tylko dwunastu sobie wybraem, lecz i wrd nich jest szatan... Usyszaem to i Szymon musia take usysze, bo spuci gow. Na pewno zrozumia, e On o nim mwi... Wic odeszlicie? zapytaem. Nie... zaprzeczy. Oni, gdyby odeszli, naprawd nie wiedzieliby, co ze sob pocz. Ja take nie odszedem... Wrc i bd si przyglda... Moe On odzyska swoj moc? Lecz wtedy chwyc Go za rk... Ci gupcy nie przeszkodz mi po raz drugi! Wymkn si z mego domu tak, jak do niego wszed: cicho, ostronie, podobny do szczura. Wrci do swego Mistrza, w ktrego zwtpi, a ja wrciem do choroby, wobec ktrej czuj si bezsilny... wiat jest dla mnie wci niby chmurny, deszczowy dzie, jeden z tych, ktre przychodz zaraz po Chanuce... Bo jeeli On nie potrafi ju uzdrawia, gdzie znajd jeszcze ratunek dla Rut?

171

List XIII
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

To mnie nieco uspokoio. Byem zreszt jak bdny, wci j miaem przed oczami tak, jak j ujrzaem po powrocie: bezsiln, wychud, niezdoln do przewrcenia si z boku na bok... Pamitasz, mwiem ci dawniej, e ona jakby si wstydzia swego ciaa. Wtedy jednak po raz pierwszy zobaczyem na jej zapuchej twarzy zobojtnienie na wszystko. Nie obchodzio jej, e wrciem. Pozwolia si obrci twarz w moj stron. Lekko wysuna usta, jakby mi przesyaa na odlego pocaunek. Ale nie interesowao jej nic: ani moje sowa, ani to, co jej przywiozem. Nie odrywajc gowy od posania, skina mi rk. Zawsze bd j tak pamita: czarna gowa na pocieli i przeraajco chude rami uniesione w gr... C ci mam jeszcze napisa? Wtedy wieczorem wydawao mi si jednak, e nadzieja powrcia. Nie sdz, aby byo a tak le zapewni mnie ukasz. Ona jest bardzo saba, ale... Uczepiem si chciwie tych sw. eby przey t noc, chciaem wierzy, e to jeszcze nie to... Czy mona spa, gdy si jest pewnym, e to stanie si ju jutro? A moe i dla mnie wszystko stao si obojtne? Chciaem tylko pokn sowa lekarza jak yk nasennego pynu, zamkn oczy i nie obudzi si, a bdzie po wszystkim. Moje siy byy wyczerpane a do dna. Baem si kadej nowej prby. Zapadem w ciki sen bez snw, bez wiadomoci, e yj... Wyrwa mnie z niego krzyk. Ani na chwil nie wtpiem, co on oznacza. Zerwaem si trzewy, drcy, ale gotw jeszcze raz stawi czoa nowemu dowiadczeniu. Wzywano mnie do niej. By ranek wczesny, szary, chodny. Moe to zreszt tylko mnie byo tak chodno? Ubieraem si starannie, jakbym udawa si w podr. Poruszaem si niby prdko, ale moja myl rejestrowaa z jeszcze wiksz szybkoci kady mj ruch. Prawie zaskoczony byem, gdy mi powiedziano, e wprawdzie wszystko zdaje si wiadczy
172

o kocu, ale nic jeszcze pewnego nie wiadomo... Zamiast posa kogo po ukasza, udaem si po niego sam. Szedem niby we nie znasz to uczucie, gdy biegniemy, a jednoczenie stoimy w miejscu? Siwa mga przedranna wydawaa si gsta i kleista. Jacy przechodnie szli, mijali mnie... Mzg pracowa, robi spostrzeenia: ilu to ludzi jest na nogach o tak wczesnej porze? Przecie nie kademu kto umiera... Umiera? Nie, oczywicie e nie rozmawiaem sam ze sob. To s mali rzemielnicy, ktrym nigdy nie starcza dnia na prac, kupcy, ktrzy biegn o tej porze na poszukiwanie towaru, celnicy udajcy si na swoje stanowiska, ebracy przecigajcy si wzajem by zaj lepsze miejsce pod bram wityni, dziewki teraz dopiero wracajce do domu... Jerozolima pena jest takich ludzi. W dzie ich si nie dostrzega. Ja przynajmniej nie zwracaem na nich uwagi. Trzeba mi byo wyj o tak wczesnej porze... Lecz waciwie c mnie oni wszyscy obchodz? C mnie obchodzi cay wiat? Rut umiera... Umiera? Od lat, od trzech dugich lat widz j wci umierajc. C warte bdzie ycie bez niej, bez tej troski o jej zdrowie? Ale moe wszystko si skoczy razem z jej mierci? Moe i ja bd mg umrze? C mnie wie z yciem? Moja praca? Moje haggady? Gupstwa, nie rozumiem, jak mogem traci na nie tyle czasu... Zmarnowaem ycie... Trzeba byo trwa cay czas przy Rut... Nie, nie broniem si musz by trzewy. Czowiek nie jest stworzony do takiego trwania. Kady z nas ma co do spenienia. Moje haggady maj swj sens. Gdyby Najwyszy nie chcia, abym je tworzy, nie kierowaby mego ycia tak bezwzgldnie jednym torem. Czy mogem by kim innym, ni jestem? I tak i nie. Mogem, gdybym by co innego znalaz w yciu. Cho troch zadowolenia... Ale dla mnie kada rado przemienia si w gorycz. Miaem Rut i Rut umiera... Sawa, uznanie, szacunek dalekie echa, ktrych nigdy nie jestem pewny. Bogactwo? Jedna wicej troska! Tyle razy dzikowaem Przedwiecznemu za to, e mi je da. Wydawao mi si, e jest ono nagrod za moje ycie. A c mi z niego przyszo? Nie zdoaem ocali Rut... Gdybym by ebrakiem, gdybym by umia ebra... Marzyem o objciu ramion, w ktre mona wszystko wypaka, i o doni, ktrej dotknicie czyni bl mniej gorzkim. Na prno, byem sam, sam z ca moj aoci i z moj wiar w Niewi173

dzialnego. O Adonaj! Nigdy przedtem nie pojmowaem, jak strasznie trudn prb dla naszych serc jest ta niewidzialno. Tylko dotykalne ramiona, tylko prawdziwe dotknicie doni zdolne by byy pozbawi smutek rozpaczy. Cho waciwie we mnie nie byo wtedy rozpaczy. Rozpacz to odrzucenie nadziei. Ja jej nie odrzuciem ona sama odesza ode mnie. Pozostawia mnie w pustce, w ktrej nie ma miejsca nawet na bunt...

. .

. .

. .

. .

. .

. .

. .

. .

. .

. .

. .

Do Niego przynieli kiedy paralityka. Tum ludzi toczy si wok domu. Nie sposb byo dostpi. Ale najblisi chorego nie chcieli pozbawi go pomocy Nauczyciela. Wnieli krewnego na dach, rozerwali poszycie i spucili Mu czowieka pod nogi. On nie zdziwi si, tylko patrzy na lecego takim wzrokiem, jakby nie widzia jego choroby lub jakby w nim widzia inn chorob, ktrej wanie nikt inny poza Nim nie dostrzeg... Powiedzia: Jeste uleczony od twoich grzechw... Ale potem wyrzek take drugie sowo i chory wsta. Nie rozerwaem dachu, by Mu rzuci pod nogi Rut. Przeciwnie! Gdy wszyscy szukali u Niego pomocy i siy, ja zgodziem si dzieli Jego sabo. Mwi wtedy: Za duo jest w tobie troski... We mj krzy... Czy mogem wiedzie, e Jego krzy to take krzy kadego z ludzi i kiedy sdziem, e oddajc Mu swj krzy, uwalniam si od niego, on do mnie wrci z Jego krzyem? Oto jest Jego prawda... Soce wznioso si ponad gry i lewici uderzyli w trby. Zatrzymaem si, by odmwi szema. Ale codzienna znana modlitwa zamara mi na ustach. Zamiast mwi: Suchaj, Izraelu, Pan nasz jest jeden... wybuchno mi z serca wezwanie: Adonaj, oddaj mi Rut. I tak staem, powtarzajc te sowa bez koca: Oddaj mi Rut! Oddaj mi Rut! Lecz nagle nieznana jaka sia zamkna mi usta, stumia ten krzyk. Zdawao mi si, e drtwiej, e mnie odchodz zmysy. Ale nie mogem upa. Umieraem i nie mogem umrze. Bl, ktry kry wokoo mnie jak gotujcy si do skoku drapienik rzuci si teraz i wpi wszystkimi pazurami w moje serce. To by szczyt
174

blu cier w otwartej ranie. Jak przez mg pojem, e tylko jedno sowo mog jeszcze wymwi musz powiedzie. Ono jedno byo moim ratunkiem. Wyszeptaem wargami, ktre uderzay o siebie jak dwa kawaki drewna: Jeli tego dasz przyjd i we... i znowu czuem, e si rozsypuj niby wypalony na socu dach pod uderzeniami kija i pit. To nie ja j wnosiem przez strop do domu, gdzie On naucza. To ja byem domem i to przez moje rozerwane ciao On dokonywa swego czynu...

...biegem na gr. Biegem prdko, lecz moja myl biega szybciej. Rut siedziaa. Ale to dlatego, e j podtrzymywali. Jej oczy ucieky pod grn powiek; miaa usta nie domknite: midzy wargami widziaem zby... Widziaem wszystko, tysice szczegw, ktrych nie dostrzegaem moe wolaem nie dostrzec przedtem... Potem pozwolili jej opa. To ju nie bya Rut... May skulony zewok. Zda si odarty z wszelkiej godnoci... Dotknem rki, jeszcze nie zimnej. To nie bya ju jej rka. Gdzie jeste, Rut? Gdzie jeste? To nie moe by, e ciebie nie ma. Wiem, e jeste... To wiem, czuj... Ale gdzie? Zawsze chciaem i przed tob, odsuwa wszelkie niebezpieczestwa. Teraz ty posza pierwsza... Nie ma ci... To nie jeste ty to tylko twoje lece ciao. Paczki krzycz obok, muzykanci bij w bbenki i graj przeraliwie na piszczakach... Wiem, e tak jest, ale niczego nie sysz. Ja take umarem. Nie, nie umarem. Cierpi to znaczy, e yj jeszcze. Tamten chory odszed wyleczony. Dachu mego ciaa nic nie zasklepi. Jestem domem otwartym szeroko na deszcz i na soce...

175

List XIV
Drogi Justusie!

Wybacz, e od tak dawna nie pisaem. Trudno mi byo pisa. Czas pyn, a ja pozostawaem za nim jak wyspa, ktr min prd. Lecz nie nie pozostaem. Nurt nis mnie niby kawa suchego drzewa. Zapadem w sen w cigu dnia, a teraz otwieram oczy i zdziwiony rozgldam si wokoo: c si ze mn stao? Jesie dobiega koca. Miny skwary i tylko sucha, pozbijana w bryy lub rozsypana w proch ziemia jest wspomnieniem letniej udrki. Na niebie kadego dnia ciszym zwaem ukadaj si oboki. Za par tygodni wylej si deszczem. Tymczasem jednak powietrze jest suche, duszne, wysysajce. Wieczorem wiatr podnosi chmury rudego pyu, potrzsa figami, z ktrych zebrano ju owoce; wlatuje do miasta i szeleci w zwidych liciach gazi, z ktrych zbudowane s szaasy. Wszystkie ogrody, podwrza, place s nimi zastawione. Nadeszy wita i od dwch dni aden z mczyzn nie spa i nie jad w domu. Wczoraj wieczorem miasto pono tysicem ogni, a na dziedzicu wityni odbywa si wielki taniec. Do Jerozolimy przybyo wielu pielgrzymw; ulice pene s ludzi, ktrzy wdruj tumem ku wityni lub wracaj spod portykw miejc si, piewajc, potrzsajc witecznymi wizankami z gazek cytryny, palmy, wierzby i mirtu, wykrzykujc wite wezwanie wielkiego Hallelu: Hosziah nna!
Ja nie mog by wes. Nie przechodz mi przez usta sowa: Dzikuj Ci, e mnie wysucha i stae si moim Zbawc. Wysawiajcie Pana, bo dobry jest... Drani mnie ta rado witeczna. To na pozr wesoe wito Zbiorw wydaje mi si pene gorzkiego smutku. Mona by je rwnie dobrze nazwa witem mierci... Zdawiona upaem ziemia dyszy jak zmczony osio. aosny widok przedstawiaj potoki wypalone do dna. Wszystko umaro, tylko czowiek pozosta ywy, jakby na urgowisko! Czemu nie mona zoy gowy i umrze take? Nie by wyrywanym co ranka ze snu przed czwart stra przez ten sam, wci odzywajcy si w sercu krzyk... Rut nie ma ycie zostao. Nienawidz go! Nie tylko e koacze si
176

w piersi, lecz po miesicach walk, kiedy zdawao si, e i na nim ley rka mierci, zaczyna si prostowa i odradza. Cho tego nie chc, powstaj we mnie nadzieje... Nie mog znie tego przeplatania si mierci i ycia! Czowiek powinien y tylko dotd, pki chce... Jestemy jak drzewa: zamieramy, ale potem przychodz deszcze i zimna, a po nich wiosna i soce, i znowu musimy rozkwita. Po kadym paczu powraca rado. Nie chc jej! Rut nie oyje... Chc pozosta do koca ju smutny, w alu, z otwart ran... C, kiedy ona si zablinia! Po co? Czy kto zazdroci mi nawet mojego blu?

Powinno mi by teraz zupenie obojtne, czy zobacz Go jeszcze czy te nie... A przecie mocniej zabio mi serce, gdy na dzie przed witem Pojednania pojawi si w moim domu Jan syn Zebedeusza. Winienem take nienawidzi kadego wspomnienia, ktre si wie z tamtym czasem, gdy chodziem za Nauczycielem jak ebrakniemowa, ktry doprasza si litoci. Wbrew temu Jan sprawi mi rado swoim przyjciem. Co kojcego i uspokajajcego (cho jednoczenie niepokojcego) przeszo z Nauczyciela na Jego uczniw. Ich proste twarze, ich niezdarne ruchy zdaj si posiada odrobin Jego mocy. Zreszt Jan ma twarz ujmujc: dobr, mi, pikn, nawet mylc... Zapytywaem siebie nieraz: Skd ta delikatno rysw u zwykego amhaareza? Skoni si z szacunkiem, a ja witaem go serdecznie. Zaprosiem go, by usiad, kazaem poda chleb, owoce, mid, wino. ama placki swymi grubymi domi rybaka tak nie pasujcymi do jego twarzy, e wydaj si rkami innego cakiem czowieka jak zwyk jest ama chleb Mistrz.
Co u was sycha? wypytywaem. Co robi Nauczyciel? Musisz Go ostrzec, e liczba Jego wrogw w Jerozolimie wcale si nie zmniejsza... Odpowiedzia mi tonem nieco tajemniczym: Nauczyciel przyjdzie na wita do miasta... Wyraziem swoje zdumienie. To lekkomylno, ktra si le skoczy. Powinien si trzyma jak najdalej od tego gniazda os. Jeli ju przedtem mia przyczyny, aby si kry i ucieka, to teraz tym bardziej powinien si strzec. Cho Go nie byo ptora roku w Jerozolimie, nienawi wobec Niego
177

cigle ronie. Jego ycie naprawd moe by w niebezpieczestwie. Nasi chaberim gotowi s porwa si na Niego. Kto Go obroni? Tum? To niepewny sprzymierzeniec. Tak atwo go oszuka! A c si dzieje z Jego moc? Czy prawd jest, co mi mwiono, e osaba po tamtych dwch wielkich cudach z rozmnoeniem chleba? Tak... Nauczyciel od dawna nie uczyni adnego cudu... przyzna Jan spuszczajc gow. Stroni ostatnio od ludzi, przebywa tylko z nami... My take uwaalimy, e nie powinien tu przychodzi. Ale On... Kiedy jego bracia krzyczeli, e powinien i do Jerozolimy i pokaza wiatu, kim jest, odpowiedzia, e nie pjdzie, bo Jego czas jeszcze nie nadszed... Rzek nawet tak dziwnie: Ale wasz czas jest zawsze... Kiedy jednak oni wyruszyli, powiedzia do mnie i do Judy, abymy zabrali kobiety: Jego Matk, moj, wdow po Alfeuszu, Joann on Chuza i szli wici czas Szaasw w Jerozolimie. Nic wicej nie doda, ale ja wiem: gdy On wysya gdzie swoj Matk, wtedy na pewno sam za Ni wkrtce pjdzie. Chcia moe tylko zmyli tych, ktrzy chodz Jego ladem. Jestem pewien, e przyjdzie... Wic je przyprowadzie? Tak, rabbi. I mam do ciebie prob z tym zwizan: czy nie przyjby do swego domu Matki Nauczyciela razem z Jej siostr? Miasto jest tak pene ludzi, e trudno znale dla niej dosy wygodne pomieszczenie. Ona niczego nie da ale ja nie mog Jej umieci byle gdzie. To przecie Jego Matka. Ona wiele myli o Nim, modli si... Ona nie jest jak inne kobiety... W twoim domu, rabbi, byoby Jej dobrze. Chtnie. Dom, jak widzisz, obszerny. I pusty... Przyprowad je, a niczego im nie zabraknie. Chciaem jeszcze doda: Jeli On przyjdzie, niech take u mnie zamieszka. Ale powstrzymaem si. Gdyby teraz wanie wydao si, e On ukrywa si w moim domu, narazibym si wszystkim. Nienawi do Niego przeniosaby si na mnie... To byoby pozbawione rozsdku. I tak mam do wrogw, cho przecie robi, co mog, by z kadym y dobrze. Zreszt wol Go nie widzie w moim domu. Gdy chciaem od Niego uzdrowienia Rut, zdawa si nie dostrzega mego wezwania. Dzi, kiedy ju jest za pno, widok Jego postaci przy jej pustym posaniu byby dla mnie nie do zniesienia!
178

Tego samego dnia pod wieczr Jan przyprowadzi obie kobiety. Wtedy gdy chodziem za Nim, ponem ciekawoci zobaczenia, jak wyglda Jego Matka. Deptaem po Jej ladach w Nazaret, wyobraaem J sobie w Betlejem. Teraz nie mogem si doczeka chwili, gdy J ujrz. Kiedy weszli do mego domu byem zaskoczony. Moe zreszt tak jest zawsze, gdy zbyt wiele oczekujemy? Ona jest zupenie inna ni moje o Niej wyobraenie. Niepozorna Kobieta o twarzy spalonej wiatrem i socem, Amhaarezka, ktrej by nie wyrni w tumie. Jedno jest w Niej tylko: na pierwszy rzut oka sprawia wraenie dziewczynki. Matka dorosego syna, gdy jest nadto ciko pracujc wyrobnic, powinna mie wygld zniszczonej staruszki. Ona pozostaa w caym blasku modoci: kwiat, ktry rozkwit i w swym nietknitym rozkwicie pozosta. Jej siostra, podobno od Niej modsza, wydaje si Jej babk. Czarne oczy Maryi pene s ycia, po Jej ustach przemykaj umiechy jak biegnce po polu plamy soca. C za podobiestwo midzy Ni a Jej Synem! Ta sama twarz w dwch powtrzeniach! Ta sama i cakiem inna. Przy jednakowych rysach On jest mski w kadym szczegle twarzy: maluje si na niej spokj, wola, sia, energia, opanowanie. Jej twarz jest twarz kobiety: tchnie oddaniem, ofiarnoci, dobroci, ufnoci. On ma postaw, ktra kadym ruchem mwi i przekonuje. Ona zdaje si bez przerwy nasuchiwa i czeka. Czeka? Na co czeka? Nie wiem... Kada kobieta czeka na mio, czeka na jej owoc. Ona jedno i drugie ma ju poza sob. A mimo to czeka?... Jej gos ma brzmienie agodne, lecz podobnie jak u Niego nie pozbawione stanowczoci. Mwi zreszt cicho i mao. Jest zupenie inna ni jej siostra, ktra si odznacza gadatliwoci i haaliwoci jak prawdziwa Galilejka (zreszt nasze Judejki nie s cichsze!). Musi lubi dzieci, bo wystarczyo Jej przej kilka ulic, by ju cay korowd czarnowosych nagusw bieg obok wykrzykujc co do Niej, jakby J zna od dawna. Po raz pierwszy od tylu lat pierwszy i ostatni syszaem dziecinne gosy w przedsionku mego domu... Odprawia malcw umiechem, czasem doni dotykajc gowy lub policzka ktrego z nich. Ta Kobieta to prawdziwa matka rodu: powinna bya mie wiele dzieci i wnuki, ktre by J otaczay i ze wszystkim do Niej przychodziy. Jeden Syn to dla Niej za mao! Wesza do mego aobnego domu z umiechem i wraz z jej przyby179

ciem zela nieco panujcy tutaj nastrj smutku. Ile w Niej pogody! A przecie nie jest Ona wcale wolna od trosk i niepokojw. Wystarczy, e kto obok Niej powie o niebezpieczestwach grocych Nauczycielowi, a ju nagy bysk w Jej oczach zdradza uczucie, ktre yje w Niej i tylko pozostaje ukryte jak ogie pod stokiem popiou. Jestem pewny, e lk o tego jedynego Syna nie opuszcza Jej ani na chwil. To jest Jej tajemnica, jak Ona moe, yjc z tym lkiem, ustrzec si od goryczy i rozdranienia, od gniewu i od oskare. W kadym swym sowie do ludzi i o ludziach jest pena sodyczy i wyrozumiaoci... W nocy, nawet we nie, pamitaem cigle, e Ona jest pod moim dachem. Nie przeszkodzio mi to obudzi si jak zawsze o tragicznej godzinie woania... Kadego ranka budz si, jakbym usysza krzyk, e ona umiera... Ale przyznaj: po raz pierwszy wicej ni o Rut mylaem o Kobiecie picej na grze. Poprzedniego dnia powiedziaa do mnie zaledwie kilka sw powitania. A przecie cay dom przesik od razu atmosfer, ktr ze sob przyniosa... O wicie wyszedem na taras, by odmwi szema jak naley: twarz zwrcony do Przybytku. Ze zdziwieniem zobaczyem, e Ona jest tu take. Staa zapatrzona w roztaczajcy si przed Ni widok. Z mego domu wida wityni i miasto w caej ich okazaoci. Pod wysokim, jasnym niebem, z ktrego zdawa si cieka blask wschodzcego soca, leaa zwalistym cielskiem czarna czerni drzew oliwnych gra Oliwna, przecita niby gbokim, skonym lebem drog, prowadzc przez jej grzbiet do Betanii. Wa gry koczy si rwno z poudniowym murem miasta, pozostawiajc midzy sob a piramid gry Zej Rady szczerb, jakby okno, otwarte szeroko ku Asfaltowemu Morzu. Na tle gry Oliwnej wyrasta wydwignita nad mas domw i domkw, palm, fig, oliwek i tamaryszkw biaa i zota witynia. Poprzez kolumnad nad Tyropeonem wida dziedziniec przegrodzony wewntrznym niskim murem, stopnie prowadzce do Przybytku, jego olbrzymi fronton, spoza ktrego bij w niebo bkitne dymy i ktry rzuca rowy cie na najeony strzaami dach. Wanie czterokrotnie uderzy w niebo wrzask srebrnych trb lewickich. Pochyliem gow i nasunwszy na czoo talit modliem si w skupieniu. Oby Niewypowiedziany mylaem kiwajc gow wiecznie strzeg swej wityni przed kadym, kto by
180

si omieli podnie przeciwko niej rk. Odmwiwszy modlitw chciaem wrci na d. Nie rozmawiam z kobietami. Ale co mnie skonio do odezwania si do Niej. W Niej jest to samo, co w Nim: niby wezwanie. Ona take swoj postaw zdaje si mwi: Pytaj mog ci odpowiedzie; pro mog da... Jak si czujesz, Miriam? zapytaem. Czy odpocza ju po drodze? Dzikuj ci, rabbi umiechna si do mnie swoim agodnym, nieprawdopodobnie dobrym umiechem. Pisz nieprawdopodobnie, bo w tym umiechu zdaje si malowa dobro, jakiej nie umiemy sobie po prostu wyobrazi... Wyszam tu przed witem, aby spojrze na wityni, gdy kadzie si na ni pierwszy blask soca. Prawda, jaka ona pikna? Nigdy nie mog si do jej napatrzy... Rzadko bywasz w Jerozolimie... Teraz rzadko. Ale cae lata mieszkaam w wityni... Lata? Co tutaj robia? Byam wrd dzieci powiconych na sub Najwyszemu. Miaam par lat, gdy mnie tutaj oddano. Byam pierwszym dzieckiem moich rodzicw, przyszam na wiat, gdy stracili ju nadziej na posiadanie potomstwa. Chcieli okaza Panu wdziczno za Jego dobro, wic oddali mnie do wityni. Sprawili mi tym wielk rado... Spucia gow, jakby zawstydzona, e tak duo powiedziaa o sobie. Spod spadajcego na twarz nakrycia gowy widziaem Jej usta lekko rozchylone, gadkie, bez grymasu, jak usta maego dziecka. Potem kapani wydali Ci za m? wypytywaem. Potem poszam do domu Jzefa, naggara odpowiedziaa. Lecz teraz m Twj nie yje, prawda? przypomniaem sobie, co mi o nich opowiadano w Nazarecie. Nie yje potwierdzia. Zdawao mi si, e w Jej gosie usyszaem nut smutku, a po Jej twarzy, wp odwrconej ode mnie, przemkn cie. Ona jest i w tym take podobna do Syna: w Niej smutek zdaje si lee tu obok radoci, przeplata si
181

z ni niby winorol. A moe inaczej: moe smutek jest tylko innym spojrzeniem na rado, a rado innym spojrzeniem na smutek? Nie yje powtrzya cicho drogi, najlepszy Jzef. Nie doy wielkiego dnia... Pewno bardzo kochaa ma zauwayem. Myl o umieraniu dotyka zawsze mojej rany. mier powiedziaem gorzko czyha zawsze na tych, ktrych kochamy najwicej... Podniosa gow, a w Jej spojrzeniu wyczytaem dobywajcy si znowu na wierzch niepokj. Gdy kto mwi mier ja myl zaraz o Rut, ale Ona myli na pewno o Synu. Z naciskiem, jak kto, kto przemaga uczucie twardym sowem rozumu, rzeka: On zwyciy mier... Kto On? zapytaem. Mesjasz... szepna. Odwrcia gow i patrzya na zoty i kolczasty dach Przybytku, podobny do olbrzymiego jea. Postpiem ku Niej (zawsze jednak pozostawao midzy nami siedem krokw!). Zwyciy mier? Nagle zapytaem: Czy Twj Syn jest Mesjaszem? Soce wznosio si coraz wyej biae, agodne, jesienne. Pooya do na kamiennej balustradzie. Widziaem Jej palce delikatne, lecz noszce lady cikiej pracy. I teraz nie patrzya na mnie. Zdawaa si namyla nad odpowiedzi. Podja wolno, zatrzymujc si nad kadym zdaniem: Jestem tylko kobiet... To ty, rabbi, powiniene wiedzie. Znasz Pisma, prorokw. Ja... zdawaa si waha przez chwil, czy wypowiedzie swoj myl. Ja tyle dostaam... On uczyni dla mnie rzeczy najwiksze... Dla zwyczajnej jak ja, dziewczyny... O to, o co ja prosiam, baga cay Izrael: ludzie mdrzy, wici, prorocy... Nigdy nie pojm, dlaczego On mnie wybra... Moe to ty rozumiesz, rabbi? zwrcia si do mnie. W Jej ujmujcym umiechu byo dziewczce zawstydzenie i ogromna, upajajca rado.

182

Ja mog si tylko cieszy i piewa Mu, e wielki jest, miosierny, dobry, wywyszajcy pokornych, nawiedzajcy ubogich... Zamilka, ale Jej sowa musiay si toczy dalej, tylko ju bezgonie. Tamte, ktre usyszaem, byy niby skry na powierzchni rzeki, zdradzajce jej nurt, ale nie mwice nic o jej gbi. To po Niej, wida, jest On piewakiem, ktry myl sw zamyka w ksztat, barw i zapach. Ona rwnie ma swoj pie, ale jej jeszcze nie mie czy nie umie zapiewa; nuci j tylko niby grajek, ktry dugo prbuje strun, zanim w nie uderzy przed suchaczami. Jej wzrok min wityni, pobieg dalej w czarn gstw drzew oliwnych i tam pozosta. Nie odpowiedziaa mi rzekem czy On jest Mesjaszem... To ty powiniene wiedzie powtrzya. Ja wiem tylko wypowiedziaa to z pewnoci siebie, a zarazem jakby ze wstydem, e odnosi si to do Niej e kiedy wszyscy bd o mnie mwili: Bogosawiona i pena ask Paskich... I o wszystko, o co bd prosili, przeze mnie bd prosi, i wszystko, co otrzymaj, przeze mnie do nich przyjdzie... Ale przedtem siedem mieczw przebije moje serce, zo za wystpi na wierzch niby piana... Dziwni s ci Jego najblisi! Gdy ich pyta, czy On jest Mesjaszem, niby potakuj, ale mwi to tak, jakby Jego Mesjastwo byo tylko czci i to nie najwaniejsz Jego prawdy. Uwaaj Go za Mesjasza czy nie? On za pobogosawi Szymonowi, gdy ten go nazwa Mesjaszem i czym wicej jeszcze; a zaraz potem mwi o mce, krzyu, mierci... Lecz On zaczem znowu musia Ci przecie powiedzie, za kogo si uwaa. Jest Twoim Synem... Potrzsna lekko gow. Nigdy Go o to nie pytaam zrobia zdumiewajce wyznanie i nigdy mi o tym nie mwi. Kim jestem, abym miaa prawo pyta? Ja tylko patrz na Niego i wszystko, co zobacz, ni na pami jak pestki oliwne na sznurek. Lecz w cigu tylu lat przerwaem gdy by tylko z Tob... W cigu tych lat zmruya oczy jak kto, kto usiuje zobaczy rzecz, o ktrej myli by tylko moim dzieckiem. Najpikniejszym jak najpi183

kniejszym jest dla kadej matki jej pierwszy syn. Te lata to by czas zapomnienia. Czsto zaczynaam ju sdzi, e tamto, co si zdarzyo na pocztku, to by tylko sen, z ktrego obudziam si do ycia. Dzi myl, e wanie ycie byo snem a jawa bya na pocztku i jest teraz... Wic mwisz, e lata, ktre z Nim przeya, byy inne? pytaem coraz bardziej zaciekawiony. Pozbawione cudownoci, zwyczajne? Najzupeniej zwyczajne potwierdzia. I jak z tym dzi dajesz sobie rad?! wykrzyknem. Doszo moich uszu ciche westchnienie. Kobieta pokiwaa gow jakby z politowaniem nad wasn saboci. Gdybym nie miaa tych niewielu nanizanych ziarn rzeka nie wiem, jak by to byo... Mona otrzyma dar prosto z nieba, a przecie nie starczy go na cae ycie. Jakby nie byo dosy... On robi wiele cudw zauwayem. Tak przyznaa bez koca otwiera oczy lepym. Ale temu, kogo raz uzdrowi, jeden cud musi wystarczy. Krlestwo dla kadego raz tylko jeden przychodzi w mocy... Nigdy Go takim nie widziaem mruknem. Chmura smutku zatrzymaa si nade mn. Znowu powrciem myl do tamtych dni, gdy bez sw chodziem za Nim, nie umiejc Go poprosi o zdrowie dla Rut. Nie da mi nic wtedy, gdy rozdawa na prawo i na lewo. Czeg mam oczekiwa teraz, gdy Jego moc, jak twierdzi Judasz, wyczerpaa si czy te osaba? A czy syszae, rabbi, Jego maszal o Krlestwie, e jest ono jak ziarno rzucone w ziemi, ktre kiekuje i ronie w cigu dni i nocy, gdy gospodarz trudzi si czym innym lub pi? To, na co czekamy, e si stanie, moe ju si stao? Tak byo ze mn... Jeszcze nie zdoaam powiedzie: Niech bdzie, jak powiedziae, gdy on ju y we mnie... O czym ty wspominasz, Miriam? Jej sowa wyday mi si jak blask kaganka, ktry nagle owietli ogromny, zanurzony w gstym mroku plac. Pochylia gow. Na Jej smagej, nie oszczdzanej przez soce twarzy wystpi rumieniec. Znowu musiaa by sposzona swoim wyznaniem. Opowiadaa gosem troch drcym:
184

O tym, kiedy anio Gabriel przyszed mi powiedzie, e On si narodzi... Widziaa anioa? Opowiedz mi o tym. Ja upewniem J popiesznie wierz w aniow, nie bd si mia z Ciebie... Umiechna si do mnie z wdzicznoci, jakby mi dzikowaa za ostatnie sowa. Wspomnienie, jakie wyrwao si z Jej ust, musiao by skarbem, ktry raczej wolimy ukry ni narazi na sowa bez szacunku. Widziaam go mwia. Tak wyranie, jak widz teraz ciebie, rabbi. By ranek i soce wychylio si dopiero zza gr Galaadu. Mielimy miesic Adar. Nanosiam wanie wody do stgwi i stanam do warsztatu, aby tka. Jestem dobr wyrobnic zamiaa si z dum w gosie. Moje ptno byo zawsze najciesze i najbielsze... Z daleka przychodzili po nie ludzie. Tego ranka sza mi robota jak nigdy: czenko biegao podobne byskawicy midzy napitymi nimi. Nagle wyczuam, e kto jest obok mnie w izbie... Ogarn mnie lk. Krzyknam i podniosam gow. Zobaczyam go przed sob. Sta podobny do ogromnej kropli rosy, w ktrej utkn cier soca: lnicy ksztat w tczowym okolu skrzyde. Od razu poznaam, kim jest. Bio mi serce, musiaam je przyciska doni. Zdao mi si, e on schyla si przede mn niby suga przed sw pani. Nie mogam w to uwierzy. To ja chciaam si skoni przed nim, dzikowa mu, e mi pozwoli zobaczy si. Ale nie umiaam si poruszy: byam skamieniaa jak ona Lota. Posyszaam jego gos. Powiedzia: Witaj pena aski, Bogosawiona... Osupienie i trwoga zapary mi oddech w piersi. Nie wiedziaam, co mam mu odpowiedzie, nie miaam uwierzy, e anio Najwyszego zstpi do mnie, zwykej, ubogiej dziewczyny. Lecz miaam go wci przed sob: per wielkiego blasku w tczowej muszli. Naraz przyszo mi do gowy, e on zstpi, aby mnie ukara. Jak mogam by tak zuchwaa, by prosi Najwyszego o szybsze dokonanie czasw? Chciaam pa na kolana. Ale wtedy z najwyszym przeraeniem zobaczyam, e to on klczy przede mn. Zoy pokornie donie, powia pirami jak paszczem, ktry nie dotyka ziemi. Nie lkaj si mwi nie lkaj si... zdawa si prosi, a jego proba bya niby woanie drzew, chmur i gwiazd. Urodzisz Syna cign i nazwiesz Go Jezus. Bdzie Synem Twoim, jak jest Synem Najwyszego. Wstpi na tron Ojca swego, Dawida, lecz Jego Krlestwo ju jest i nie sko185

czy si nigdy... Co ty mi mwisz? szepnam. Jak si to moe sta? Uprosiam Jzefa i zgodzi si... Wycign przed siebie rce, jakby chcia powstrzyma moje sowa. Znowu syszaam baganie w jego gosie. Patrz zawoa Duch Paski nad Tob! Posyszaam nad sob szum, jakby wicher wdar si do naszego domku i koowa szukajc sobie wyjcia. Podniosam gow zdawao mi si, e w mroku pod sklepieniem trzepocze si co niby ptak wietlisty lub oderwany od lampy pomie. Jedno Twoje sowo mwi a stanie si... Czy istnieje rzecz, ktrej by On nie mg zrobi? Ale dzi caa Jego moc jest w Twoim sowie, Miriam! Czuam naprawd, e co si way, jakby ziemia koysaa si pod moimi stopami. Wiedziaam: mog przyj i mog odrzuci przyniesiony dar. On mnie prosi, nie rozkazywa. Byam pewna, e jeli bd mwia: Nie miem, nie mog... znajd si znowu przy warsztacie i czas czekania popynie dalej. Ale jeli powiem tak, gwiazdy i soce od tej chwili inaczej ju bd wieciy, trawa bdzie rosa inaczej... Czas czekania skoczy si... Czy mogam wiedzie, e cudowna przemiana dokona si tak niedostrzegalnie, jakby nic si nie stao? Lecz nawet gdybym to bya wiedziaa, wybraabym Jego wol... Bo to bya Jego wola. I dlatego przeprowadzi j wczeniej, ni powiedziaam anioowi: Niech tak bdzie. Zna mnie dobrze i wie, e nie odpowiedziaabym bya inaczej... Wic On pytaem oszoomiony czyim jest Synem? Schylia gow jak pokorna ona, gdy skania sw wol przed wol ma. Jego... A potem umiechna si z dum, ktra graniczya z zachwytem. I moim... A Twj m, Miriam? To, co Ona mwia, otwierao nowe, oszaamiajce horyzonty. Soce wydawao si mniej jasne, Przybytek mniej wspaniay. W Jej spojrzeniu, utkwionym w przestrzeni, bya czuo i serdeczno. Dobry, najlepszy Jzef... Ale nawet jemu nie umiaam tego wwczas powiedzie, cho czuam, ile to go bdzie kosztowao, gdy si dowie. On kocha mnie najpikniejsz mioci, ktra niczego nie da. Zgodzi si na wszystko, o co prosiam. Ale czy mg przewidzie, e miejsce, z ktrego on ustpi, zajmie kto inny? Zgodzi si by mi tylko opiekunem. Wyrzek
186

si mnie... Za t ofiar mg oczekiwa takiej samej ode mnie. Ja jej nie zoyam. Zadano od niego wikszego wyrzeczenia ni to, ktre da... Przysza straszna chwila, gdy ujrzaam w jego oczach odkryt tajemnic. Gardo mi ciska pacz a jednak i teraz nie umiaam nic powiedzie. Jak mona przyzna si do tak bardzo niezasuonej aski? Ile bym daa, aby on j odkry sam, jak Elbieta! Ile bym daa, aby mc przycisn do siebie jego najwierniejsz gow i powiedzie mu, e nie zmienio si nic, zupenie nic, e tym, kim by dla mnie, zostanie na zawsze... Ale nie mogam. Z cierpieniem w oczach wyszed do drugiej izby, wlokc za sob ciko nogi. Zdawao mi si, e widz go, jak ley na posaniu i pacze gorzko, bolenie... Nie mogam dugo zasn tej nocy. Wci zdawao mi si, e sysz jego pacz. Leaam w ciemnociach, pena alu, e nie umiem mu pomc. Moja do dotkna mego ciaa: czuam, jak On porusza si we mnie niewiadomym ruchem nienarodzonego... Niewiadomym? Nigdy nie wiem, gdzie si u Niego koczy dana Mu przeze mnie wiadomo, a gdzie zaczyna Jego wasny, tajemniczy, prawdziwy wiat. Pod palcami odnalazam malek stop. Pogadziam j pieszczotliwie. Szepnam: Ty, Ty mj, Ty wiesz wszystko, skoro moge si sta dzieckiem takiej jak ja kobiety. Spraw, czego Twoja matka nie umie sprawi. Pom mu... Niech i on wie... Jest tylko czowiekiem... W kocu zasnam. Rano wraz ze mn obudziy si smutek i trwoga. Nie zerwaam si od razu z posania z pierwszym blaskiem dnia wkradajcym si przez otwr okiennicy. Wstawaam powoli, powoli jak nigdy braam si do swych zaj. Odwlekaam chwil, w ktrej, wiedziaam, Jzef wejdzie do izby. Lkaam si widoku jego twarzy. Nie pamitaam o mojej probie. Draam, e bdzie znowu cierpia na moich oczach, a ja w niczym nie zdoam mu uly. Zmeam par garci ziarna na ranny posiek. Posyszaam jego kroki i serce zaczo we mnie bi mocniej. On wszed. Spojrzaam na niego caa drca, ju pokonana przez rozpacz i nagle ogarna mnie ogromna, porywajca rado. Nieurodzony wysucha mojej proby! Jzef sta przede mn pogodny, radosny, odyy. Nucc podszed do warsztatu. Nie miaam odetchn, by nie sposzy tej pogody. Syszaam miay szurgot jego hebla, wiergotanie widrw, dwiczny stukot mota. By pogrony w swej pracy. Robota wyrastaa mu spod palcw. Wreszcie bya gotowa. Ale on czujnym i cierpliwym spojrzeniem jeszcze si jej przyglda, jakby mu al byo rozsta si z ni. Potem podnis gow: zobaczy187

am, jak w jego wzroku rado zwycistwa przetapia si w serdeczno. Przesun pieszczotliwie doni po gadkiej krzywinie drzewa. Zapyta niby niedbale, niby o rzecz od dawna znan i oczywist: Wic Twj Syn ma mie imi Jezus? I nigdy ju nie zapragn, by mu bya on? zapytaem. Nie odpowiedziaa. On umia zamilkn... Och, wiem pokiwaa gow nie przyszo mu to atwo. Wierz mi, rabbi, pozostalimy zwykymi ludmi. Krlestwo ronie powoli, niedostrzegalnie w takich jak my. Przychodz na nie skwary, wiatry i grady... Mona by sdzi, e je zniszcz. Ale jest inaczej: im trudniej, tym bujniej wyrasta. W Jzefie wyroso jak krzew gorczyczny, ktry siga drzew. Gdy umiera... Pewno Ci wtedy powiedzia o tym, co czu? Po co mia o tym mwi? Krlestwu nie potrzeba sw... Wodzi spojrzeniem za Nim, ktrego nazywa swoim Synem. Skinieniem gowy przywoa mnie do siebie. Szepta: gos mu si ama. Nie zdyem nauczy Go, Miriam, robienia k... I niezbyt jeszcze pewnie wada heblem... Nie zdoa od razu zapracowa... Bdziesz musiaa sama... To bya jego jedyna troska, z ktr umiera. Czy poje, Justusie, sens Jej sw, ktre staraem si powtrzy ci jak najwierniej? Jeli to prawda kime On jest, urodzony zwyczajnie w blu i niemocy kobiecej, lecz poczty z niepojtego gestu Wszechmogcego? Nie wiem i nigdy si tego nie dowiem... Czyby mia by naprawd kim wicej ni czowiekiem, On, ktry mi nie pomg? J zrozumiaem... Ona jest drog ku Niepojtemu... Gdybym by J zna za ycia Rut, potrafibym J prosi... Mam jednak znowu wyrzuca sobie, e nie zrobiem tego, co mogem zrobi? Nie! Nie! Oszalej, jeli wci bd sobie to wyrzuca! Ona jest drog, ktra prowadzi do Nieznanego. Jak Zota brama, ktr najszybciej wychodzi si z doliny Cedronu na podwrzec wityni. Kiedy bya podobno zamurowana, a nabi Ezechiel mwi, e otworzy j sam Najwyszy... Oto, mona by myle, spenia si przepowiednia: stoi otworem droga z doliny koci do otarza Paskiego... Niezwykych znacze mona si czasami doszuka w starych opowieciach.

188

Wieczorem powiedziaa: Czuj, e On przyby do miasta... I rzeczywicie Jan przybieg pod oson mroku (zabroniem mu za dnia plta si koo mego domu) z wieci, e Nauczyciel jest w Jerozolimie... Co z tego teraz wyniknie? Jestem przeraony Jego lekkomylnoci.

List XV
Drogi Justusie!

Judasz mia racj: ten Czowiek wyzywa swj los! C On w ten sposb
chce osign? Dlaczego wszystkich drani? Pisaem ci ju, zdaje mi si, e w Wielkiej Radzie powzito przeciwko Niemu najostrzejsze postanowienia. I niewiele brakowao, aby je wczoraj wykonano. Gwatowno decyzji naszych chaberim zaskoczya mnie do tego stopnia, e nie potrafiem stan w Jego obronie. Ocali Go przypadek! Wypyn z tumu w ostatni dzie wit niby obok, ktry nie wiadomo skd pojawia si na gadkim niebie. Staem zamylony w tumie, ktry zebra si w synagodze przy Ciosowej sali, aby suchajc pobonych nauk czeka na wyruszenie pochodu, gdy nagle posyszaem Jego gos. Ten gos poznabym go chyba wrd tysica innych! Nie cichy, rwny, utrzymany na jednej nucie, a przecie nie monotonny, nie suchy, nie obojtny grajcy tysicem uczu niby powierzchnia jeziora, gdy dotknita pierwsz porann wczni soca gra tysicem barw. Czy znasz czowieka, ktry nie mwi nigdy prnych sw? Ja takiego nie znam. Kademu z nas zdarza si mwi ot tak, aby co powiedzie. Ale Jego najmniejsze sowo ma wag. Siga dna. Uderza i wywouje echo. Jeeli go nie wywouje, to chyba tylko dlatego, e dno jest grzskim bagnem. Ale i wtedy... Nie echo rozlegnie si zawsze, goniej lub ciszej, prdzej lub pniej...
189

Rozwija zwj, a midzy ludmi bieg szmer: To On! To On! To Prorok z Galilei! To Ten, ktry uzdrowi, ktry wskrzesi, ktry uwolni... To On, ktrego chc zabi... To ostatnie usyszaem take. Wic i wrd amhaarezw mwi si o tym, e Nauczycielowi grozi mier? Ale On nie wydawa si niczym zaniepokojony. Zacz czyta psalm bez popiechu, akcentujc kade sowo: Dziwny w sprawiedliwoci wysuchaj nas! Sprawco naszego zbawienia, Nadziejo ziemi i wd, Budowniczy gr przepasany si, Wzburzycielu morza, ktre szumi pod Twoim dotkniciem wybaw nas! Oto narody dr, widzc Twe cuda. wiat rozradowa si od wschodu do zachodu, Bo obdarzy ziemi sowicie i napoie j wod. Zasiae zboe, a ono wyroso bujnie, Dae deszcz a zwisy pene kosy. Pola Twoje zrodziy plony obfite, Pastwiska s zielone i stada owiec maj co szczypa... Odrzuci rulon w rce hazzana, wpatrzy si w twarze ludzi, ktrzy rozgorczkowani utkwili w Nim swj wzrok. Dziwny w sprawiedliwoci... powtrzy. A czy wiecie, jaka jest sprawiedliwo Najwyszego? Suchajcie. By gospodarz, ktry wyszed rankiem na targ naj tam robotnikw do obrania z owocw winnicy swojej. I umwi si z nimi po denarze za dzie. Ale gdy soce byo ju wysoko nad grami Moabu, koo godziny trzeciej poszed gospodarz drugi raz na targ i znowu naj robotnikw do winnicy swojej, obiecujc da im wedle tego, co nakazuje sprawiedliwo. I zrobi tak samo o godzinie szstej i dziewitej. A i pod wieczr, gdy ju zmierzch sta za bram Wielkiego Morza, o godzinie jedenastej, poszed gospodarz na targ, a znalazszy tam ludzi, ktrych nikt tego dnia nie naj i ktrzy rozproszeni po placu grali w mor, kcili si i narzekali na swj los rzek do nich: Chodcie do winnicy mojej, a oni poszli jedni chtnie i spiesznie, inni wolno, ocigajc si, bo ich rozleniwio caodzienne wylegiwanie si bez pracy. Kiedy za nad-

190

szed wieczr i trzeba si byo rozliczy z robotnikami, wezwa ich gospodarz przed swj dom... On zawsze, gdy dobiera przykady, mwi o tym, co si dzieje obok. Wielu spord tych, ktrzy si cisnli w synagodze, byli gospodarzami winnic i tu przed witem rozliczyli si ze swoimi robotnikami; inni za naleeli do niezliczonego tumu najemnikw, ktrzy nie majc nic poza swymi domi, sprzedaj ich si i zarabiaj w ten sposb na chleb dla swoich dzieci. Jego sowa posiadaj zdolno przyszpilania uwagi. W cibie sycha byo szybkie oddechy i szurganie stp przesuwajcych si drobnymi krokami w stron drzwi. Gospodarz zacz paci od ostatnich, ktrych naj mwi dalej Nauczyciel. Da kademu z nich po denarze, wic odeszli bogosawic mu i piewajc z radoci. Potem dawa tym, ktrych naj o dziewitej i o szstej, i o trzeciej. Kady otrzyma po denarze... Wic ci pierwsi, ktrzy cay dzie pracowali, sdzili, e otrzymaj wicej. Ale i oni dostali po denarze. Wtedy zaczli szemra. Nie chcieli przyj swej zapaty. Zdziwi si gospodarz, zapyta ich: Czemu szemrzecie? Czy skrzywdziem was? Przecie umwilimy si o denara... Tak odpowiedzieli ale dlaczego tamtym dae take po denarze? Mymy cay dzie harowali. Dziesi potw spyno po naszej skrze. Napenilimy ci ca kad. A tamci tyle e pomogli nam wycisn grona. To niesprawiedliwe! Lecz obiecaem wam denara, a wy zgodzilicie si na to. Denar jest dobr, pen, sprawiedliw zapat. Czy przeczycie temu? Nie przyznali nie jeste skpcem. Denar za dzie pracy to pikna zapata... Wic czemu go nie bierzecie i nie wracacie do domu ze piewem jak tamci? Bo to jednak nieadnie, e take im dae denara. Oni wcale si nie zmczyli. Cay dzie wylegiwali si w cieniu palmy, a potem tylko przez godzin pognietli nogami. I taki pienidz im dae! le zrobie! Niesprawiedliwie!... Czy dlatego niesprawiedliwie, e byem dobry? zapyta ich gospodarz. Czy nie wolno mi byo okaza miosierdzia czowiekowi, ktry ostatni przyszed do winnicy mojej? Czy mi nie pozwolicie postpowa tak, jak ja chc? Zawi was ugryza niby skorpion... Lecz moja jest winnica i mj jest plon, ktry zbieracie. Dla kadego z was mam wielki pienidz. I kademu dam, bo tak mi si podoba uczyni. Wecie wic swoj zapat i idcie w pokoju. Bogosawieni ci, kt191

rzy nie podaj bogactw. Mona mie wielki pienidz a pozosta ubogim, mona nic nie mie a zachowa serce bogacza... Idcie, pki nie gniewam si na was! Taka, widzicie, jest sprawiedliwo Najwyszego. Miosierna sprawiedliwo, dla ktrej pierwsi s ostatnimi, a ostatni ci odnalezieni, a choby przymuszeni pierwszymi... Dlaczeg jednak ci ostatni s wdziczni, a ci pierwsi, chocia cay czas byli w domu Ojca do adnej si wdzicznoci nie poczuwaj?! Pokiwa gow, jakby to On by tym gospodarzem, a my wszyscy obraonymi robotnikami. Kto mnie trci. Obejrzaem si przez rami i zobaczyem Judasza. Na bladej twarzy dawnego kupca by gniew. Mona by pomyle, e wzi maszal Nauczyciela za skierowany do siebie, a jego tre urazia go w samo serce. Mrugn na mnie porozumiewawczo. Widzisz, rabbi, On naprawd... dolecia mnie jego szept. Ale dalsze sowa Judasza utony w gwarze, jaki powsta w cibie suchaczy. Przypowie, cho j nie wszyscy zrozumieli, wywoaa oglny podziw. Ludzie kiwali gowami, mwili jedni przez drugich: On mdry, On uczony... To prawdziwy Prorok. Gdzie On si tego nauczy? Od kogo? Skd On to wszystko wie? Czyim On jest uczniem? Dziwicie si mojej nauce? posyszaem gos Nauczyciela. Pozosta na podniesieniu, jakby mia co jeszcze do powiedzenia. Dziwicie si, skd takie sowa w moich ustach? Pytacie, kto jest moim nauczycielem? Musia usysze ich okrzyki i, jakby to byo potrzebne, zabiera si odpowiedzie na nie. Tak, to nie jest moja nauka. Mam Nauczyciela... podj. Czowiek, ktry szuka wasnej chway, przemawia od siebie. Ale ja o wasn chwa nie zabiegam. Szukam chway Tego, ktry mnie posa i wszystkiego nauczy. Jego sowa mwi. A wy wiecie, e s prawdziwe moje sowa. Bo tak samo mwi Mojesz, gdy ogasza Prawo. C jednak? Nikt z was nie chce mu by posuszny! Nikt? wyrwao mi si. Nikt? krzykno kilka gosw z wyrzutem. Ludzie poczuli si dotknici. Co Ty powiedzia? ostre zapytania paday ze wszystkich stron. Mwisz, e nie chcemy by posuszni Prawu? Na jakiej podstawie to mwisz? Kto ci pozwoli nas sdzi? Jestemy wiernymi Izraelczykami! Speniamy przepisy... Dlaczego tak powiedzia?
192

Uciszy ich. Nie jestecie posuszni Prawu powtrzy surowo. I dlatego chcecie mnie zabi. Na chwil zrobia si cisza, potem krzykno kilka gosw: My? My chcemy ciebie zabi? Oszalae? Optao ci? Kto ci chce zabi? Ale widziaem, e reszta ludzi milczy i tylko spoglda pytajco to na wykrzykujcych, to znowu na Nauczyciela. Gdy jedni wypierali si gwatownie jakichkolwiek zych zamiarw wobec Niego, inni musieli pamita o pogrkach rzucanych w Jego stron. Wy powiedzia nieustpliwie. Wy! powtrzy ze smutkiem, jakby si komu skary. I za co? Za to, e przed dwoma laty uzdrowiem w szabat czowieka? A przecie obrzezania dokonujecie w szabat i usprawiedliwiacie t czynno pragnieniem zdobycia nowej duszy dla Izraela. A ycie czowieka? Czy nie jest ono dla was do wane? Sprawiedliwie osdcie, czy macie racj... Synagog napeni haas. Wszyscy teraz mwili, wykrzykiwali i przekrzykiwali si wzajem. Co On mwi? Szalony! Optany! Kim on jest? Co to za czowiek? Zama szabat! Wtedy, pamitacie, przy sadzawce Owczej... Cigle amie szabaty! Jak minim! Mwili, e ten Jezus zginie, jeli si omieli przyj do Jerozolimy. A On bluni zuchwale i niczego si nie lka... Wypdzi Go! Ukamienowa! Ale to Mesjasz! Nie, to minim! Takie cuda potrafi robi tylko Mesjasz! Jaki tam Mesjasz! Pisma mwi, e Mesjasz nie wiadomo skd przyjdzie, a ten, wiadomo, jest Galilejczykiem... Ponad zgiekiem rozleg si Jego gos niby woanie ptaka pord burzy. Wiecie dobrze, kim jestem i skd przychodz. Zaufajcie mi! Zawierzcie! Widzicie przecie, e nie od siebie mwi i nie swoj nauk gosz.

193

Przyniosem wam sowo Tego, ktrego nie znacie. Ale ja Go znam, bo od Niego przyszedem... Syszycie?! zawoa jaki gos w cibie. Mwi, e przyszed od Najwyszego! Bluni! Bluni! powtrzyo wiele gosw. Zobaczyem, jak gromada faryzeuszw przepycha si midzy tumem i wykrzykuje coraz to z innego koca sali: Bluni! Ukamienowa Go! Bluni! Lecz tyle cudw uczyni... kto zaprotestowa. Bluni! Bluni! Ukamienowa! woali inni. Znowu poczuem na ramieniu rk Judasza. Widzisz, widzisz, rabbi dawny kupiec szepta mi w ucho pene gorczki sowa widzisz... Czy ci nie mwiem? On chce, aby Jego zabili, a nas razem z Nim! On stchrzy, uciek od swej siy... Zdradzi nas! Mwiem ci... Nazwa mnie bogaczem... w podnieceniu cisn mnie za rami tak mocno, jakby chcia wyrwa kawa ciaa. Ja bogacz! parskn szyderczym, nienawistnym miechem. Syszae? On tak paci za wierno... Przestaem wreszcie rozumie jego sowa zamieniy si one w jeden bulgot gotujcej si liny. Zreszt w synagodze wszyscy krzyczeli, a ten haas zagusza poszczeglne sowa. Bluni! Ukamienowa! Wypdzi, wypdzi go! Ci, ktrzy krzyczeli wypdzi, nie pragnli wida krwi Nauczyciela. Chcecie mnie wypdzi? posyszaem Jego gos. Ludzie przycichli chcc usysze, co powie. Znowu kiwa gow niby z litoci nad ich daniem. Ju niedugo bd z wami. A kiedy odejd, prno mnie wtedy bdziecie szukali; tam bowiem, gdzie ja pjd, wy pj nie zdoacie. Pomrzecie w waszych grzechach... Co on mwi? Co on mwi? zahuczao znowu w tumie. Coraz mniej Go rozumieli.

194

Gdzie on chce i? On si chce zabi! wykrzykn pojedynczy gos, a mnie si wydao, e to by gos Judasza. Moe on si wybiera do gojw? pyta kto inny. Znowu pewno chce im dawa chleb! Co on mwi? Co on mwi? pytania krzyoway si w powietrzu. Nagle jaki czowiek stan pod sam tebut i podnisszy gow rzuci prosto w twarz Nauczycielowi: Kim jeste? Poznaem i poczuem na ramieniu dreszcz zego przeczucia. Ten may czowieczek o uciekajcym do tyu niskim czole i przebiegym wyrazie ukrytych gboko oczu jest jednym ze starszych stray Wielkiej Rady Faryzejskiej. Nazywa si Gadi. Teraz take spostrzegem, e za nim stoi kilku stranikw z pakami w rkach. Nie byo wtpliwoci: nasi chaberim zdecydowali si dziaa szybko i bezwzgldnie. Mogli sobie na to pozwoli: Piat nie przyby na wita, za hegemon Sarkus by od dawna przekupiony. Tum znajdujcy si w bonicy, byem tego pewny, nie stanby w obronie Nauczyciela. A inni ludzie w miecie nawet nie wiedz, e On przyby do Jerozolimy. Zaskoczenie byo zupene. Kim jeste? powtrzy swoje pytanie may stranik niecierpliwie, jakby nie mogc si doczeka odpowiedzi. Ale i teraz nie widziaem na twarzy Nauczyciela zaniepokojenia czy niepewnoci. Moe nie zdawa sobie sprawy z grocego Mu niebezpieczestwa? Nie pieszc si z odpowiedzi, utkwi swoje czarne, gbokie i spokojne oczy w biegajcych lepiach czowieka, ktry go pyta. Jestem Pocztkiem... rzek wreszcie. Podnis gow i obj spojrzeniem cay tum stoczony w synagodze. Lecz odrzucilicie ten Pocztek cign. Tote dopiero, gdy mnie podcigniecie w gr, przekonacie si, e jestem Tym, ktry jest, i e moje sowa s sowami Ojca. Bo ja zawsze czyni to, czego On pragnie. On za nigdy nie zostawi mnie samego... Urwa na chwil. Oni ju nie krzyczeli. Stali z wybauszonymi oczami, z otwartymi ustami, spogldajc na siebie pytajco, kiwajc gowami i wzruszajc ramionami. Teraz ju nic nie pojmowali. May stranik podrapa si z zakopotaniem za uchem. O co Jemu chodzi? O czym On mwi? Co zna195

cz te sowa? syszaem wok siebie szepty. Sam chtnie zapytabym si take: co to znaczy, co On mwi? C to znaczy Jestem Pocztkiem? Czego pocztkiem? Naga myl przebiega mi przez gow: to na pewno pocztkiem czego nowego! wiat, w ktrym yem, zanim Jego spotkaem, by stary. Wszystko ju w nim byo znane: mio i nienawi, ndza i bogactwo... On przynis co zupenie nowego. Od Niego si zaczo... Wic moe jego sowa znacz to wanie? Lecz w takim razie On zapowiada co czy kogo, kto dopiero ma przyj?... Wic kim Ty jeste? jeszcze raz powtrzy stranik. Widziaem, jak wysunitym kocem jzyka poliza wargi, ktre mu wyschy. Ale Nauczyciel nie odpowiedzia mu. Podnis rce w gr zdawa si by kapanem, ktry za chwil, tym samym ruchem wnosi bdzie przez bram rdlan srebrny dzban wody i zacz mwi tym swoim tonem gorcego wezwania, w ktrym nie wiadomo, czego jest wicej proby czy rozkazu: Kto z was jest spragniony, niech przyjdzie do mnie. Ja mu dam pi... Za murami synagogi rozlegy si dwiki trb, fletw i piszczaek i pierwsze sowa hymnu: Hallelujah! Chwalcie, sudzy, Pana, Chwalcie Jego Imi. Niech na wieki bdzie Ono bogosawione, Niech na wieki bdzie czczone, Od wschodu a do zachodu... Tum poruszy si niecierpliwie. Czas byo i, aby wzi udzia w pochodzie. Lecz Nauczyciel trzyma wszystkich na uwizi swoich sw. Mwi dalej: Kto z was pragnie, niech tylko uwierzy we mnie, a pragn ju nie bdzie. Rzeka wody ywej popynie z jego serca... Czy nie pamitacie, co obieca Ezechiel? Gdzie zbliy si ten strumie, kada istota oyje... Ale ludzie pocigani coraz goniej rozlegajc si muzyk i piewem przestali sucha i tumnie zaczli wychodzi z synagogi. Jeszcze tylko maa gromadka staa przy Nauczycielu. Zobaczyem, jak stranicy co midzy sob szepcz na boku i rozgldaj si na wszystkie strony. Zaniepokoiem
196

si przypuszczajc, e teraz wanie zechc porwa si na Nauczyciela. Ale oni tylko porozumiewawczo skinli sobie gowami i wyszli. Poczuem ulg. Groza niebezpieczestwa, ktre Jemu grozio, przykuwaa mnie do miejsca. Teraz poczuem si zwolniony. Ju nie suchaem dalszych Jego sw. Zamylony skierowaem si ku wyjciu. Lecz jaki ciar lea mi w dalszym cigu na sercu. Scena, ktr widziaem, upewnia mnie, e wiele musi by prawdy w tym, co opowiada Judasz. On naprawd zdaje si wyzywa niebezpieczestwo. Dawniej mwi prosto, agodnie, mikko teraz mwi tak, jakby chcia wszystkich do siebie zrazi... To mnie przygnbio. Zdawao mi si, e On koczy mwi, wic przypieszyem kroku. Nie miaem w tej chwili ochoty na rozmow z Nim. Obawiaem si, e skoro odezwie si do mnie, bd musia powiedzie Mu o Rut... Co by to byo, gdyby powiedzia: Czemu z tym do mnie nie przyszede? Nie, nie to si ju stao i nie naley nawet myle, e mogo si byo sta inaczej! Skoro nie mona ju odwrci losu, lepiej o nim nie mwi... Postanowiem za to, e zaraz po zakoczeniu uroczystoci pjd do Wielkiej Rady, by przekona si, co tam knuj przeciwko Nauczycielowi. Mruc oczy wyszedem na blask soca i wmieszaem si w pochd, ktry szed w d ku Siloe powiewajc gami i piewajc: Oto brama Przedwiecznego, Oto brama sprawiedliwych! Dzikujemy ci, e nas wysucha! I zechciae nas zbawi. Kamie odrzucony przez murarza Sta si nowym fundamentem. Najwyszy to sprawi, Widzielimy ten cud oczami naszymi... O Panie, zbaw nas! O Panie, hosziah nna! W Wielkiej Radzie byo cae zgromadzenie najczcigodniejszych chaberim. Otaczali oni koem rabbiego Jonatana bar Azziel, ktry w tej chwili krzy-

197

cza co ostro do skulonego u jego ng czowieka. W lecym na ziemi poznaem Gadiego, starszego stray. Ty gupcze! Ty psie! Ty nieczysty! krzycza uczony doktor. Jak miae? Czy ci nie powiedziaem wyranie, co masz zrobi? Czekaj zobaczysz, co sobie wysuy! Zatracimy ciebie i ca twoj rodzin! Ty ndzarzu! Ty psie! Jeszcze chyba nigdy nie widziaem wielkiego doktora w takim zacietrzewieniu. Tak si wypacasz za ask, jak ci okazalimy? W gniewie podnis nog i kopn lecego w usta. Ty psie! pieni si. Ja ci poka by nieposusznym! Czy ty tego nie widzisz, ndzny amhaarezie, kim my jestemy?! Nikt w caej Judei nie potrafi y, jeli my zaprzysigniemy mu zgub! Ty ndzo! Ty poamacze! Z godu zdychae, gdymy ci wzili do suby, i z godu zdechniesz, kiedy ci z niej wyrzucimy! Czowiek na ziemi usiowa przycisn usta do sandaa rabbi Jonatana. Ale ten znowu kopn go w twarz. Teraz skomlisz! krzykn. Ale przedtem miae si sprzeciwi naszej woli! aski, najczcigodniejszy, najwitszy, aski... jcza stranik. aski wzywasz, psie? Gadaj wic wszystkim tu zebranym, najczcigodniejszym: dlaczego Go nie przyprowadzie? Nie zdoaem... najwikszy z rabbich... nie zdoaem... Nie zdoae? A c On? Wydar si z twoich rk? Wezwa tum przeciwko tobie? Nie, nie stka czowiek na ziemi. On nic nie zrobi. Ale mymy nie mieli... Nie mielicie? Syszycie? Jonatan z oburzeniem zwrci si do stojcych obok chaberim. Nie mieli! Nie lkali si sprzeciwi naszej woli. Ale wzi tego Nieczystego za kark i przyprowadzi Go tutaj nie mieli! Czy kazae to zrobi, czcigodny? zapytaem. Gwatownie zwrci na mnie swe mae arzce si oczy. Miaem wraenie, e cz furii, ktr w nim rozpali gniew wobec Gadiego, spyna w sowa skierowane do mnie.
198

Ach, to ty, rabbi Nikodemie? usiowa nada gosowi brzmienie sodkie. Oczywicie, e kazaem. Wszyscy mu kazalimy. Ty by take kaza, gdyby wiedzia, co ten czowiek znowu plt usta mu dygotay jakby hamowanym paczem. Zbliy si ku mnie. Wiesz, co on gada? krzykn. Wiesz? Tak uoy haggad. To twoja specjalno, rabbi, powiniene j naleycie oceni... Powiedzia, e do wityni przyszo dwch ludzi: faryzeusz i celnik. Ale wiesz, kto z nich by sprawiedliwy? Celnik! Wanie celnik! Bo modli si pokornie. A faryzeusz chwali si tylko swoimi cnotami. Po co on to opowiada? eby sia nienawi! eby szczu na nas haastr! Buntu chce! To nie aden prorok, to buntownik! ama szabat, ama przepisy czystoci, a teraz chce poprowadzi posplstwo przeciwko nam! On ju w Galilei mwi, aby si ludzie strzegli naszego kwasu... Mamy go za to chwali, pieci, pozwala mu dalej siebie szkalowa?! Tak, kazaem, aby Go stra tutaj przyprowadzia. Taki czowiek nie powinien chodzi po swobodzie. Gdyby wite urzdy kapaskie nie byy w rkach otrw, dawno by ju siedzia zamknity. Ale czy ich to obchodzi, e kto szczeka na prawdziw wiar i na zbawienne przepisy? Im chodzi tylko o zoto, nic wicej! Sami zdradzaj Zakon! Kazaem go tutaj przyprowadzi. Temu wskaza palcem lecego na ziemi czowieka. Wrci z niczym. Nie mia, powiada, wzi Proroka z Galilei za kark. Nie mia! Dlaczego to nie mia, psie?! O najczcigodniejszy skomla stranik o najczcigodniejszy... ja... On... nigdy, nikt nie mwi jak ten Czowiek... nigdy, naprawd... Nikt, nigdy? w gosie Jonatana bya pogardliwa ironia. aden z dostojnych i czcigodnych rabbich? Tylko wanie Ten... Hej! skin na sub. Zabra tego gupca i nauczy go kijami rozumu. Trzydzieci dziewi plag podnis ostrzegawczo palec nie przekroczy liczby. Ale bi, ile siy. A potem cign z niego dziesi denarw grzywny. aski, aski zacz ka czowiek. Skd wezm tyle pienidzy? Moje dzieci pomr z godu... Lepiej wychowasz nastpne... powiedzia zimno Jonatan. Wskaza gestem subie, by mu podaa misk i dzbanek wody. Dugo i starannie my koce palcw pod srebrnym strumieniem. Jczcego i zanoszcego si pa-

199

czem pachoka wyprowadzono tymczasem z sali. Strzepujc donie, a potem ocierajc je w mikki lniany rcznik Jonatan powiedzia przez zby: Wymkn si nam z rki... Gdyby nie ten gupiec, ju by go nie byo! Ale dostaniemy go jeszcze... Dugo ywy chodzi nie bdzie... Wic chciae Go zabi, rabbi? zapytaem nieco naiwnie. Teraz dopiero uwiadomiem sobie, jak wielkiemu niebezpieczestwu uszed Nauczyciel. Nie, chciaem go tylko pogaska... odpowiedzia wolno, patrzc na mnie przymruonymi oczyma. Nasz Zakon powiedziaem, a gos mi zadra z podniecenia da, by czowiek winny by przesuchany i osdzony naleycie... Jonatan nie odpowiedzia. W szpareczkach jego oczu czytaem pogard i umiejtnie trzymany na wodzy gniew. Natomiast zza jego ramienia wyrwa si rabbi Joel. Ty go nie bro, czcigodny! zawoa. Ty go nie bro! Wielki pokutnik za grzechy Izraela trzs si w starczym gniewie. Co, moe ty, Nikodemie, sam si zrobie Galilejczykiem, odkd tam za nim poszede? Ty go nie bro! Zamiast go broni odezwa si z boku rabbi Johanaan bar Zakkaj we lepiej wite ksigi i poczytaj. Przypomnisz sobie, e Judea jest matk prorokw. Z Galilei przychodz tylko rzezimieszkowie... Tak, lepiej poczytaj Tor powiedzia kto. Stojcy krgiem doktorowie patrzyli na mnie przeszywajcym wzrokiem. Pod pozorem yczliwoci wyczuwaem chd tych spojrze, niby dotknicie wielu noy na goej skrze. Po plecach spyna mi fala chodu, serce skoczyo mi gwatownie w piersi i zrobio mi si le, jakbym mia zemdle. Ale przemogem si, udajc obojtno. Nie odezwawszy si wicej, opuciem Ciosow sal.

Nauczyciel siedzia nastpnego dnia pod portykiem Salomona, otoczony koem uczniw i suchaczy. Kiedy si zbliyem, umiechn si do mnie yczliwie. Powiedzia:
200

Witaj, przyjacielu, Najwyszy niech bdzie z tob... Nigdy jeszcze nie nazywa mnie w ten sposb. I Jego umiech wyda si take inny ni zazwyczaj: bliszy mnie, bliszy mnie samemu. On, odczuem to od razu, wiedzia wszystko o Rut. Mogli mu zreszt powiedzie. Ale On zrozumia mj bl lepiej ni ktokolwiek inny. Inni pytaj si lub wyraaj swoje wspczucie uoonymi z gry sowami. On nic nie powiedzia. I zrozumiaem, e o nic mnie nie zapyta. Inni robi wobec mnie min aosn, jakby chcieli, abym uwierzy, e i ich dotkna ta mier. On umiechn si do mnie po prostu radonie... Tak, jakby nas obu wizaa jaka tajemnica: zaklcie przyjani, o ktrym nikt obcy nie wie. I rzecz dziwna ten umiech nie by mi przykry. Spyn na mnie niby yk wody w zapieke od upau usta. Co on oznacza? Rado? Z czego rado? Z tego, e Rut umara, i to tak okrutnie?! Chciaem si zbuntowa lecz nie umiaem tego zrobi... Czemu On si umiecha? Zawsze Go podejrzewaem, e nie jest najszczliwszy wtedy, kiedy uzdrawia, lecz byby najszczliwszy, gdyby kto przyszed do Niego i nie chcia by uzdrowiony... Moje przybycie przerwao Jego nauk. Nie wiem, o czym mwi poprzednio, ale musiay to by sowa wstrzsajce, bo widziaem, e ludzie obok Niego siedz zamyleni, z czoami sfadowanymi i ze cignitymi brwiami, z palcami wplecionymi midzy wosy brody lub z gow opart na zacinitej pici. Uczniowie byli tu wszyscy. Patrzyem na ich twarze i wydao mi si, e czytam na nich wyraz niepewnoci i zalknienia. Wic jednak, mylaem, musiao si co zmieni. To nie s ju ci haaliwi amhaarezi, nieznoni w swym przekonaniu, e dziki swemu Mistrzowi stan si wadcami wiata. Nagle odezwa si Szymon. Zanim powiedzia, chrzkn i cign brwi tak silnie, e dwie yy wezbray mu na skroniach. Zapyta tchrzliwie, jak kto, kto niepewnie sonduje dno, na ktrym osiada jego d: To jeli... jeli rzecz ma si w ten sposb midzy mczyzn i kobiet... lepiej si nie eni...? Nie, Piotrze po raz pierwszy usyszaem, jak mu da to nowe imi. S ludzie otrzebieni ju w ywocie matki; s, ktrych otrzebi kat; ale s i tacy, ktrzy sami siebie otrzebili, by znale Krlestwo. Lecz bd spokojny. Pojmie ten, ktremu jest dane...
201

Wielki rybak nie wyda si jednak uspokojony. Z porywczoci w gosie, ktra wygldaa na rozpacz, wykrzykn: Jak moe y czowiek bez ony, bez dzieci, bez mioci?! Czego On znowu zada? przebiego mi przez gow. Nie lubi Szymona. Ale jego niepokj by zrozumiay. Idc za Nauczycielem porzuci dom, on, dzieci. Moe si nawet z nimi nie poegna odchodzc piesznie? Ale ich si przecie nie wyrzek na zawsze. Wprawdzie kiedy powiedzia Nauczyciel, aby si nikt nie odwraca od puga... Wic czeg teraz znowu da? powtrzyem w duchu. Nauczyciel za rzek agodnie: S rzeczy, ktrych czowiek ani uczyni, ani nawet poj nie potrafi. Ale dla Przedwiecznego nie ma niepodobiestwa... Wzrok Jego przenis si ze skurczonej od wysiku twarzy Szymona na zakopotane twarze innych uczniw, bieg po nich niby palec grajka po strunach cytry, a wreszcie spocz na mnie. Znowu czuem na sobie Jego wzrok niby pocaunek soca, niby najdelikatniejsz z pieszczot. Wierzcie mi powiedzia sto razy tamto otrzyma, a ycie wieczne w dodatku... Znowu umiechn si, a troska z ich twarzy ustpia, jak ustpuje nocny cie z kta, gdy go stamtd wymiecie promie soca. Oni s lekkomylni i byle czym mona ich pocieszy. Ale przyznaj, e i we mnie Jego sowa budziy niepojt rado. Znasz to? Nic si nie stao, a przecie nagle inaczej bije serce i wiat wydaje si cakiem inny... Znowu chciaem si zbuntowa. To atwo tak mwi protestowaem w duchu e mona wszystko odda, a to, co si oddao, otrzyma si z powrotem stokrotnie! Nie chc stu Rut!... Gdyby tylko ona powrcia... Lecz nie powrci! To s sowa... Tak mwiem sobie. Lecz gdy podniosem oczy, zobaczyem, e On wci na mnie patrzy i umiecha si. I nie mogem by zbuntowany... Nagle posyszelimy koo siebie krzyk i zgiek. Ciba ludzi sza w nasz stron. Znowu szarpn mn niepokj: pogrki rabbiego Jonatana stany mi w pamici. Strach odmalowa si take na twarzach uczniw: ich oczy zaczy biega niespokojnie jakby w poszukiwaniu jakiej kryjwki. Na czele zbliajcego si tumu szo kilku modych faryzeuszw. Ale nie zauwayem stray. Idca zgraja prowadzia kogo midzy sob. Widziaem
202

ich brutalne gesty, syszaem krzyki, gdy kogo zmuszali, by szed prdzej. Ludzie otaczajcy Nauczyciela odruchowo cofnli si do tyu. On jednak siedzia nieporuszony, spokojny, z podniesion gow, z tym samym przyzywajcym umiechem, z jakim Go znalazem przed godzin. Tum stan tu przed Nim. Jeden z chaberim wysun si naprzd. Skoni si drwico przed Nauczycielem. Zrozumiaem, e to nie jest napad, ale jaka prba zabawienia si kosztem Proroka z Galilei. Witaj, Rabbi powiedzia. Patrz, kogo do Ciebie przyprowadzilimy. Kaza rozsun si przybyym, ci za wypchnli przed Nauczyciela jak kobiet. Bya prawie naga, przyciskaa tylko kurczowo do piersi urwany pat przecierada. Cho r na jej policzkach by starty od uderze, a poczernione rzsy rozpyny si w smugi czarnych ez, od razu mona byo pozna, czym zawinia. Jej plecy dray, z rozerwanego ucha, z ktrego kto wyrwa kolczyk, spywaa nitka krwi. Miaa gow wcinit w ramiona, wystraszony wzrok biega od czowieka do czowieka. Zdawa si baga kadego z nich o lito, kademu wszystko obiecywa. Nie wiadomo byo, czym bya bardziej przeraona: sw hab czy grob mierci. Widziaem, jak jej skopane stopy o krzyczco czerwonych paznokciach drobiy niespokojnie. Oczy kobiety szukajc wszdzie ratunku spoczy i na Nauczycielu. W pierwszej chwili odskoczyy przeraone: moe Jego umiech wyda si kobiecie jeszcze jednym naigrawaniem si tych, ktrzy z niezrozumiaych dla niej powodw zamienili pieszczoty na bezlitosne uderzenia. Znowu skulia si niby je. Ale po chwili niemiao spojrzaa po raz drugi. Na pewno nie znaa Czowieka, ktry siedzia przed ni na podstawie kolumny. Lecz co musiao j uderzy w Jego wygldzie, bo spucia oczy i obja si ramionami, jakby chciaa nimi zasoni niedostatecznie przykryt nago. Mody faryzeusz zrobi znowu szeroki gest. To cudzoonica, Rabbi powiedzia. Zastalimy j na grzechu. Czego chcecie ode mnie? zapyta Nauczyciel. Aby j osdzi. Co mamy z ni zrobi? Jeszcze nie mogem si poapa, do czego zmierza to wszystko. W kadym razie bya to jaka puapka zastawiona na Nauczyciela. Ten zamiar atwo mona byo odczyta z twarzy modych chaberim.
203

Co wam kae robi Mojesz? Nauczyciel mwi bez podniecenia, a Jego agodnie umiechnity wzrok spoczywa na kobiecie, jakby Go nie razi jej wygld. Ona musiaa czu to spojrzenie, bo wci staa z opuszczon gow, wstydliwie opleciona ramionami. Mojesz? Och, znamy Prawo faryzeusz zamia si pewny siebie. Mwi Tora: kto cudzooy z on drugiego, musi zgin i on, i cudzooca... Ta kobieta cudzooya. Tak zwyko si kamienowa. Ale co Ty o tym mwisz? pochyli si drapienie nad siedzcym u stp kolumny Nauczycielem. Wydao mi si, e pojem, na czym polega zasadzka. Oni znaj Jego lito. Wic chcieli Go przycisn do muru, wykaza publicznie, e swoim postpowaniem sprzeciwia si prawu. Musi zgin! krzykno kilku ludzi. Ukamienowa j! Ukamienowa j! Niech ginie! Ohydna! w gosie, ktry usyszaem obok siebie, bya zapieka nienawi. Ze zdumieniem obejrzaem si: to by przecie gos Judasza! Ucze z Kariothu sta z zacinitymi piciami, z wargami wycignitymi jak do plucia. Robi wraenie, e chce si rzuci na kobiet. Niech ginie! sapa. Wic zgadzasz si, e tak trzeba zatuc jak psa? zapyta faryzeusz. W tonie jego gosu by zawd; nie przyszed tu przecie, by posysze potwierdzenie przepisu Tory. Kobieta syszc jego okrzyk zadraa jeszcze mocniej. Ale nie zrobia adnego bagalnego gestu. Zobaczyem tylko, e nogi uginaj si pod ni. Nauczyciel wolno wsta. Kiedy siedzia, wydawa si w kole stojcych ludzi may i ndzny. Ale kiedy wyprostowa si, Jego gowa wzniosa si ponad gowy tumu. Jak On potrafi si zmienia! Mikka dobro ustpia miejsca majestatycznej powadze. Teraz by kim, przed kim z respektem cofnito si o krok. Powiedziae zacz powoli e wedug prawa cudzoonik winien zgin z cudzoonic? Niech wic ten spord was, ktry jest bez grzechu, rzuci na ni kamieniem... Z Jego czarnych oczu nagle, zdawa by si mogo, posypay si skry. Nie wybuchn, ale Jego wzrok uderzy bezwzgldnie w oczy otaczajcych Go ludzi. Ci za cofnli si o krok. Niektrzy z nich trzymali ju w rkach
204

kamienie. Teraz poukrywali je piesznie w fadach kutton. Jeszcze raz tum zrobi krok do tyu. Midzy cib a Nauczycielem powstaa pusta przestrze, w ktrej pozostaa pnaga kobieta, niby pal wbity midzy kamienie. Nie powiedzia ju nic wicej. Pochyli si, przyklkn i na kamiennej pycie pokrytej czerwonym pyem, tu obok ng grzesznicy napisa co wycignitym palcem. Sowo trwao tylko chwil, bo ju powiew, ktry polatywa tego dnia nad miastem, zatar litery wycinite na piasku. Zdoaem jednak odczyta: I ty cudzooye. Kto cofn si midzy ludzi i znikn w tumie. To by ten mody faryzeusz. Nauczyciel znowu napisa sowo. Brzmiao ono znowu: Cudzooye. Jeszcze jeden z bliej stojcych zawrci i prdko da nurka midzy cib. Dugi, delikatny palec prdko kreli znaki. Sowa sypay si: czasami widziaem je, czasami nie miaem czasu odczyta ich. Ale po kadym sowie kto odchodzi. Inni odchodzili take, jakby nie chcc czyta przeznaczonych dla siebie oskare. Tum przerzedza si. Ten i w z ludzi, ktry trzyma kamie, rzuca go teraz ukradkiem. Nauczyciel nie przesta pisa. Jakby pisa na wodzie: sowa nie pozostaway znikay, zacieray si same. Ale chwila, ktr trway, wystarczaa... Na koniec nie zostao adnego z oskarycieli. Jeszcze tylko sta Judasz z zacinitymi piciami, wci z nienawistnym oskareniem na ustach. Nauczyciel poprzednio piszc, nie podnosi gowy. Ale tym razem podnis j. Jego twarz, taka tego dnia pogodna, zszarzaa. Jakby cz pyu, na ktrym wypisywa grzechy ludzkie, pada na ni. Wzrokiem zdawa si wzywa Judasza. Z niewypowiedzianym smutkiem spoglda na niego. Ten jednak sta peen uporu i zawzitoci. Wtedy pochyli si i co napisa. Nie zdoaem przeczyta napisanego sowa. Lecz w oczach ucznia z Kariothu bysn strach jak u zapanego w puapk zwierzcia. Zacinite pici rozkurczyy si szybko. Judasz rozejrza si, jakby si chcia przekona, e nikt nie widzi tego, co napisa Nauczyciel. Nieznacznie cofn si. Widziaem, jak ukry si za kolumn. Czekaem, co teraz nastpi. Nauczyciel klcza dalej z palcem na pycie. Ale ju nie pisa. Powoli podnis gow. Znowu mia twarz pogodn i dobr. Skierowa wzrok na kobiet, a ona natychmiast wybuchna bezgonym paczem. kaa z wykrzywion twarz, nie mogc jej zakry, bo obu domi przytrzymywaa przecierado. Po wyczerwienionych policzkach
205

pyny znowu zy. Nie patrzya na Nauczyciela. Przyciskaa do piersi dygocc brod i coraz niej schylaa czoo. Brudne, czarne zy leciay w czerwony py i na jej nagie stopy. Nie pacz powiedzia z dobroci. aden ci przecie nie potpi. Zaniosa si jeszcze gwatowniejszym, aosnym paczem. Ale Ty... Ty... Ty... Ja ciebie nie potpi umiechn si pogodnie. Id i tylko ju nie grzesz... Pakaa dalej cicho, coraz ciszej. Potem wolno odwrcia si i odesza. On patrzy za ni dugo, jakby j podtrzymywa wzrokiem. Milczelimy. Znowu Jego palec dotkn pyty oprszonej czerwonym pyem. Jakby w zamyleniu rysowa na niej jakie zygzaki. Ale przyjrzawszy si im lepiej odkryem, e to byy sowa. Pisa co popiesznie na wygadzajcej si wci powierzchni. Wydawao mi si, e mog odczyta: ...powiedzia: Nie pjd. Ale potem poczu al i poszed wykona wol Ojca. A drugi rzek: Id. Ale nie poszed. Dlaczego nie idziesz, cho ci woam tyle razy? Moe mi si tylko zdawao, e On tak napisa? Dla kog byy napisane te sowa? Znikny i nie byo ich ju. Wiatr zmit je wygadzajc piasek. Zreszt On sam, jakby dajc tym znak, e skoczy pisa, przesun pasko doni po kamieniu. Cigle nikt z nas nic nie mwi. Nie wiem dlaczego, ale gdzie z gbi serca zbudzi si we mnie niepokj. By to zreszt niepokj agodny, nie szarpicy, wolny od rozpaczy. Lkaem si czego, co przecie wydawao si promienne jak nadzieja... Dla kogo On napisa: Dlaczego nie idziesz? mylaem. Dokd ten kto ma i? Dokd On woa? Lecz moe On tego wcale nie napisa? Nic nie mwic wicej, wsta i odszed, a za Nim Jego uczniowie. Zostaem jak czowiek obudzony, wyrwany z koa snw. Byo cicho, tylko wiatr lekko dyszc plta nitki soca, zasnuwajc nimi dolin Cedronu i czarny stok gry Oliwnej. Moe On tego nigdy nie napisa? powtarzaem stojc przy balustradzie nad urwiskiem. Jakim On jest dziwnym Czowiekiem... Nigdy nie mwi, e czego chce, co kae. Prosi tylko lkliwie jak niemiay ebrak. Albo pisze na piasku sowa, ktre rozwiewa wiatr, zaledwie zostan napisane. A przecie tak trudno Jemu odmwi!
206

List XVI
Drogi Justusie!

Mimo jesieni, rozmazanych na niebie chmur i pierwszych deszczw, mielimy par dni gorcych... Nie mam jednak na myli upaw, ale wydarzenia, ktre do tej pory jeszcze trzymaj ludzi w podnieceniu. Miasto bulgocze jak garnek z gotujc si wod i pene jest gwatownego ruchu niby rozptane mrowisko. Dziki tej gorczce zapomniano o Nauczycielu. To dobrze. Jego postpowanie stao si niemoliwie dranice i gdyby nie nagy wyskok Piata, doszoby na pewno do nowej prby targnicia si na Jego ycie. Wisiao ju ono na wosku. Rzymianin swoj akcj uratowa je.
Po wydarzeniu z cudzoon kobiet Nauczyciel znikn z miasta na par dni. Dowiedziaem si, gdzie przebywa. W Betanii mieszka rodzina, ktra z wielkim zapaem goci Go u siebie. Gow domu jest azarz, tkacz i ogrodnik, czowiek cichy i pobony, faryzeusz niskiego stopnia. Nieonaty, mieszka ze swoj siostr Mart, rwnie niezamn. Jest to dzielna kobieta; maa, stale zapracowana, wiecznie w ruchu, lecz mimo to zawsze promiennie umiechnita; pierwsza do posuenia innym, do pomoenia im w biedzie. Znaj j kupcy na Bezecie gdzie czsto przyjeda wczesnym rankiem z wzkiem penym jarzyn, owocw lub patw czarnej cylicji utkanej przez brata znaj j ebracy stojcy pod bram Gnojn, ktrym za kadym razem, gdy jest w miecie, przynosi obfit jamun. Tych dwoje witobliwych ludzi ma siostr znan wszystkim wcale nie ze wzgldu na jej cnoty. Maria, najmodsza z rodzestwa, czerwonowosa dziewczyna, zesza na z drog. Przez rok czy dwa gorszya Jerozolim swoj rozpust. Potem pojechaa za jednym z dworakw Antypasa do Galilei i tam zacza szale w Tyberiadzie, w Magdali, w Naim. Bya najpikniejsz kurtyzan w caej Judei. Jestem pewny, e gdyby tylko zechciaa, i Antypas, i Piat, moe i sam Witeliusz byliby jej kochankami. Ale nie chciaa si wiza z nikim, choby by krlem. Wolaa szuka pieszczot u tych, ktrych sama wybieraa, i wci by w nowych ramionach. Zmieniaa kochankw szybciej, ni zmienia sanday
207

miejska strojnisia. Nie byo nikogo, kto by si opar jej czarowi. Byli tacy, ktrzy zapewniali, e swoje powodzenie zawdzicza talizmanowi Asmodeusza, ktry nosi zawsze na szyi. Mimo rozpustnego ycia zdawaa si cigle piknie. Widziaem j kilka razy i nigdy ju nie zapomn jej wspaniaej, dumnej, cudownie piknej twarzy... Co to za kobieta! Jej oczy mieni si niby oszlifowany w drobne powierzchnie kamie. Pogardliwie wygite usta zdaj si wyzywa, by je przymusi do ulegego umiechu... Naprawd nie sposb o niej zapomnie. azarz i Marta musieli cierpie nad z saw ich siostry. Widziaem wiele razy azarza skadajcego w wityni przebagalne ofiary i modlcego si z twarz, na ktrej wypisana bya gorca proba. Jestem przekonany, e baga Najwyszego o lito dla Marii. Midzy tym rodzestwem panuje pena oddania mio. Nigdy nie syszaem, aby azarz lub Marta powiedzieli bodaj jedno ze sowo o modszej siostrze. Natomiast kiedy rzek do mnie azarz przyciskajc do policzkw swe dugie, ylaste palce: To nie jest za dziewczyna, ale... wierz mi, rabbi... Ona tylko nie wie... Gdy Nauczyciel przyby na wita do miasta, zaraz nastpnego dnia wieczorem przybiega do Jego Matki jaka kobieta. Miaa gow nakryt chustk, a na ramionach skromn simlah. Jej ruchy jednak byy inne ni ruchy innych kobiet. Zotoczerwony lok wymkn si spord fad chusty, biaa stopa o piknym zarysie palcw wysuna si spod kuttony. Ciekawie zajrzaem w twarz przybyej i oniemiaem. To bya ona, Maria, jawnogrzesznica, kurtyzana! Ale jake zmieniona. Na piknej twarzy ani ladu malowa, na ksztatnych palcach ani jednego piercienia; stopa bosa zamiast w kosztownym sandale. Wobec Miriam upada na kolana. Obja J za nogi gestem, jakim mode ony zwyky czci matk swego ma. Musiay si zna od dawna: rozmawiay ze sob porywczym szeptem, jak ludzie, ktrzy maj sobie wiele do powiedzenia. Co moe czy Matk Nauczyciela z t kobiet! A przecie suchajc jej opowiadania Maryja pooya donie na jej ramionach. Gdy tamta co powiedziaa, obie przez chwil miay si radonie. Ten czowiek odwraca porzdek wiata! Byem wstrznity, gdy wybaczy tamtej pod portykiem. Ale wybaczenie to jeszcze nie przyja. On wiele razy powtarza: Pierwsi bd ostatnimi ostatni pierwszymi.

208

Mwi to take wtedy, gdy opowiada o tych robotnikach w winnicy... C jednak ona moga zrobi takiego, eby jej nalea si denar aski? Zapytaem o to Judasza. W odpowiedzi zamia si, jakby zazgrzytao koo pod zbyt obcionym wozem. To jest sprawa, ktrej Judasz tak nie znosi jak byk czerwonej pachty. Oczy mu zaraz byszcz, zby zgrzytaj. Pytasz, rabbi, o t dziewczyn z Magdali, o siostr azarza? zanis si z czkawk. Oczywicie... Nie ma grzesznicy handlujcej ciaem, ktrej by On nie wybaczy! Wedug Niego widocznie to tylko my jestemy winni! zamia si ze zoci. My je zwodzimy, a potem porzucamy. Ale one nie s nigdy winne! Wiesz na pewno, kim ona bya. Nawet w naszych grzesznych czasach taka rozpusta budzi zgorszenie. Kog ona nie przyjmowaa, komu si nie oddawaa?! Rzecz jasna wybieraa tylko najbogatszych... A tu nagle pewnego dnia w tumie, ktry przyszed do Nauczyciela prosi o uzdrowienie patrz i nie wierz wasnym oczom: Ona! O pomylaem sobie od razu nareszcie przysza na ciebie kara. Choroba ci przychwycia. Chciaaby, aby ci Nauczyciel wyleczy, eby znowu moga kusi mczyzn! Niedoczekanie twoje! Byem pewny, e On pozna si na niej od razu. Patrzyem tylko z boku, co bdzie. Z wrzaskiem rzucia Mu si do ng. Miaa pian w ustach. Krzyczaa: Ratuj mnie! Ratuj! Zabierz mi moje oczy, moje wosy, moje zby, wszystko, czego oni chc ode mnie... Tylko mnie uwolnij. Bd wtedy tylko dla Ciebie! Ohydna! Lecz wiesz, co On jej odpowiedzia? Rzek: To wszystko bior i ciebie take... A wy idcie precz! Ze duchy wyszy z niej ze wistem niby powietrze z przebitego pcherza. Ona za pada zemdlona. Mino par dni. Bylimy w Naim. Nauczyciel przebywa w gocinie u pewnego faryzeusza... Siedzia wanie przy stole, gdy nagle wdara si do izby ta Maria. Podbiega do Niego, rzucia Mu si do ng. Pakaa i zami oblewaa Mu stopy, a potem je wycieraa w te swoje czerwone kudy... A On, zamiast j odpdzi, jeszcze j pochwali. Wszyscy byli zgorszeni. On powiedzia, e ona wicej kocha, bo jej wicej darowano. I umiechn si do niej, i rzek: Przebaczone ci s wszystkie twoje grzechy... Ludzie oburzali si. Jak mona takiej przebaczy! Tak atwo i tak od razu! Rozpustnica... A ilu obdara z pienidzy! Doprowadzia do ndzy, a potem rzucia... Takie powinno si kamienowa.

209

wiat si nigdy nie stanie lepszy, jeeli wolno bdzie kobiecie odchodzi za drugim, ktry ma wicej pienidzy. Lecz co ona teraz robi? zapytaem. Co robi? Jest Mu najwierniejsz suc. ciera przed Nim py. Gotowa wydrapa oczy kademu, kto by Go chcia skrzywdzi. yje obecnie strasznie cnotliwie! Niewielka sztuka! Sprbowaa wszystkiego, moe sobie teraz pozwoli na cnot. Ty, rabbi, lubisz pewno zje czasami kawaek suchego chleba... Ale ten, ktry zawsze ar tylko suchy chleb, albo i tego nie mia...! Tyle dowiedziaem si od Judasza. Wic Maria zmienia si z jawnogrzesznicy w czcicielk Nauczyciela? Dziwne! I On pozwala jej by przy sobie wrd tych prostych, ale cnotliwych kobiet, ktre Mu towarzysz w Jego wdrwkach? Nierozsdna dobro! Siebie narazi na podejrzenia, a ta kobieta i tak nigdy nie zrozumie, w jak wstrtnych grzechach tkwia. Zoci Judasza czasami mnie miesz. Ale w tym ma racj nie ma ohydniejszego grzechu ni grzech Rahab... To ciemna plama w krlewskim rodowodzie. Lecz skoro On si z tego rodu wywodzi... To widocznie przez ni trafi do azarza i Marty. Nigdy teraz nie nocuje w miecie, ale gdy tylko zaczyna si ciemnia, odchodzi za gr Oliwn, do Betanii. Podobno ogromn mioci darzy tego tkacza i jego siostry. Pisz ogromn mioci, ale naprawd to te sowa nic nie znacz. Bo kog to On nie obdarza ogromn mioci? Dopiero gdy si na Niego patrzy, czowiek zaczyna rozumie t opowie o robotnikach w winnicy... Ten denar to tak jak Jego mio... Moe j da kademu i nie bdzie niesprawiedliwoci. Bo ona jest czym nieskoczenie wielkim... Ale cho od wit pojawia si tylko z rzadka w miecie, doprowadzi do nowego zatargu z Wielk Rad. Zmierzajc do wityni mija siedzcego na socu ebraka. To mody chopak znany dobrze caemu miastu. Jego rodzice wykupili dla niego prawo siedzenia przy bramie. Urodzi si lepy i nigdy nie widzia. A oczy bol, kiedy si patrzy, jak on siedzi na wprost soca i trzyma skierowane pod jego blask swe martwe renice. Kiedy go mijali, zapyta Filip:

210

Rabbi, Ty wiesz wszystko; powiedz: czy on sam zgrzeszy, czy jego rodzice, e go Najwyszy ukara lepot? Filip jest gupcem. A przecie On zatrzyma si, jakby dla mocniejszego podkrelenia swej odpowiedzi. Ani on, ani jego rodzice rzek. Dotkna go lepota, by si na nim okazay sprawy Najwyszego... zamilk, ale pozosta na miejscu. Z czowieka przenis wzrok na mury wityni, po ktrych lizga si agodny blask zimowego soca. Ju niedugo tego blasku powiedzia. Idzie noc (Nie rozumiem, o czym mwi: by wtedy dopiero ranek). A kiedy przyjdzie, nic ju wtedy nie rozproszy ciemnoci. Pki jednak jestem mam by socem... Pochyli si, splun i zanurzywszy palce w ciemn plam liny, rozmiesza j z pyem. Potem wsta, podszed do ebraka. Mia na palcu grudk bota. Pooy j na nie widzce oczy chopca. Id powiedzia do Siloe i obmyj si... Jednak Jego cuda nie s takie jak dawniej. Ten czowiek dopiero kiedy poszed i umy si, zacz widzie. Skoro ujrzano, e widzi, zrobi si wielki zgiek. Znali go wszyscy w miecie. On za opowiada na prawo i na lewo, kto i jak go uzdrowi. Tum go otoczy, wysuchiwano po raz chyba setny jego opowiadania. Potem przyszed stranik i zawoa chopca do Ciosowej sali. W godzin pniej zaszedem do Wielkiej Rady. Ju na korytarzu sycha byo krzyki. Rabbi Johanaan bar Zakkaj wypytywa o co par wystraszonych staruszkw. Obok sta uzdrowiony chopiec. Zatrzymaem si i zaczem si przysuchiwa. Wic to wasz syn? zapyta wielki doktor. Pamitajcie, abycie nie skamali. Tak, to jest nasz syn powiedziaa kobieta. Mczyzna tylko skin gow pokryt biaymi rzadkimi wosami. I mwicie, e si urodzi lepcem? Byo tak, jak mwisz, najczcigodniejszy... Wic nie widzia od urodzenia?.. A jak si stao, e teraz widzi? Kobieta spojrzaa na mczyzn, mczyzna na kobiet. Porozumiewali
211

si wzrokiem. Matka chciaa co powiedzie, ale m pooy jej prdko na ustach sw ma pomarszczon do. Jkajc si zawoa: Nie wiemy, najczcigodniejszy, nie wiemy... Skd moemy wiedzie? Ja lepi, najczcigodniejszy, garnki, bo jestem garncarzem. Lepi cay dzie. A moja ona pierze caymi dniami. Nie mamy czasu zajmowa si tym, co ludzie mwi... Skd moemy wiedzie, jak to si stao, e on widzi? Jestemy ludzie proci, nieuczeni... To jest nasz syn, to prawda. Uczciwie zrodzia mi go ona... Tak, to nasz syn powiedziaa stara. I urodzi si lepy. Wanie mwi ci, najczcigodniejszy ojciec uzdrowionego grucha niby gob. Lecz jak si to stao, e teraz widzi? zapyta surowo Johanaan. Znowu kobieta chciaa co powiedzie i znowu m nie da jej rzec ani sowa. Nie wiemy, rabbi, nie wiemy, najczcigodniejszy mwi kaniajc si przy kadym sowie. Skd moemy wiedzie? Jestemy nieuczeni. On wskaza na syna ma ju swoje lata, niech on ci powie, najczcigodniejszy... Niecierpliwym gestem Johanaan przywoa do siebie chopca. Wic mwisz, e zostae uzdrowiony? zapyta. Mody ebrak skin gow. By moe, by moe... Najwyszy potrafi wszystko. Zoysz ofiar przed Przedwiecznym Szekinah za askawo, jak okaza czowiekowi jak ty. On ci uzdrowi, a nie ten grzesznik... Nie wiem, czy On jest grzesznikiem posyszaem nagle ostry, podraniony gos chopca ale wiem, e to On mnie uzdrowi! On? rabbi Johanaan wzruszy ramionami. Jake On mg to zrobi? Jak czowiek grzeszny moe zrobi taki cud? Powiedz! Powiedz! woali drwico chaberim otaczajcy rabbiego Johanaana. Ju wam dwa razy opowiadaem! mody ebrak zacietrzewi si.

212

Chcecie, abym wam mwi jeszcze raz? Zostacie Jego uczniami, a sami bdziecie wiedzieli... Milcz! krzykn rabbi Johanaan. Milcz, gupcze! tupn nog. Ty moesz by Jego uczniem. To Mistrz dla grzesznikw i ebrakw takich jak ty! Ale sprawiedliwi maj tylko jednego nauczyciela: Mojesza. On sucha sw Paskich na grze i z nimi do ludzi przyszed. Ojcowie nasi widzieli jego chwa. Skd za ten przyszed, nikt tego nie wie... A to dziwne, e wy tego nie wiecie! krzykn chopiec. Powiadacie: Grzesznik, grzesznik... cign z zapalczywoci, cho jego rodzice dawali mu gwatownie znaki rkami, aby zamilk. Lecz ten grzesznik uzdrawia! Czy grzesznik moe uzdrawia? Taki wielki cud... Wszyscy na ulicy mwili, e tylko czowiek posany przez Najwyszego mg co takiego zdziaa. Milcz! gos Johanaana zabrzmia niby trba. Ty otrze, ty nikczemny amhaarezie! Ty ebraku! Nas chcesz uczy? Precz! Precz! Wyno si! Precz! Usuwamy ciebie z synagogi! Jeste nieczysty! Podnis obie rce w gr, potrzsn nimi nad czoem ozdobionym filakteriami. Precz! Przez Wielkiego HamMakom, ktrego imienia wypowiada nie wolno, a ono pisze si czterdziestu dwiema literami, przez odwiecznego Sabaoth, przez Michaa Archanioa i dwunastu innych Archaniow, przez Serafinw i Trony ogaszam ci nieczystym. Precz! Nie kalaj progu domu tego! Precz! Precz od wiernych, aby ich nie zanieczyci! Precz! Precz! Precz! Niech ci spotka nieszczcie! Niech ci spotka mier i zniszczenie! Niech ci pochonie gehenna! Niech szatani wezm ci w swoje rce! Precz! Chopiec wylecia jak z procy, wypchnity przez stranikw na ulic. Jego rodzice upadli na ziemi i przeraeni bili o ni czoem. Wyprowadzono ich take. Rabbi Johanaan nasun talit na gow i modli si z rkami cigle wzniesionymi w gr. Wielki, Odwieczny, ktry pobogosawi Abrahamowi, Izaakowi, Jakubowi, Mojeszowi, Aaronowi, Salomonowi, spu na nas i na miasto Twoje bogosawiestwo. Lecz temu czowiekowi grzesznemu nie bogosaw... Amen powiedzieli chaberim skadajc pobonie donie. Wtedy ktry z nich zobaczy mnie. Odezwa si zaczepnie:
213

Widziano ci dzi, rabbi, z tamtym uzdrawiaczem. Wszyscy zwrcili oczy w moj stron. Czytaem w nich gniew i wyzwanie. Serce zaczo mi bi i skaka, w odku zrobia mi si niby dziura. Z pocztku chciaem im wytumaczy, e widuj si z Nauczycielem z ciekawoci, e nie jestem Jego uczniem. Ale nie powiedziaem nic. Nie podjem zaczepki. Wyszedem z sali bez sowa.

I w takiej to wanie chwili, gdy zdawa si mogo, e kade nastpne pojawienie si Nauczyciela skoczy si tragicznie, nastpiy wypadki, ktre od razu odwrciy powszechn uwag od Jego osoby. Nagle pojawi si w miecie Piat. Od lat, jak ci pisaem, przybywa do Jerozolimy tylko w czasie wit. Tym razem jednak nadjecha, gdy ju dawno przebrzmiay echa wielkiego Hallelu, zamykajcego wita niw. Spad niespodziewanie, jakby by patem czarnej chmury, jednej z tych cikich i ponurych chmur, ktre wiatr przywiewa co dzie zza Wielkiego Morza. Ranek wsta szary i wietrzny, dom by peen wistw i zgrzytw. Szary mrok nasuwa si na miasto: sdziem, e lada chwila runie pierwsza oguszajca fala jesiennego deszczu rozpryskujc si w tysice pere na spalonej, skamieniaej ziemi. Ale zamiast deszczu klekoczc kopytami po bruku wpad do miasta poczet zbrojnych towarzyszcy Piatowi. Od razu ogarno mnie przeczucie, e stanie si co zego. I rzeczywicie nie mina godzina, gdy ju przybieg czowiek wzywajcy mnie piesznie na posiedzenie Sanhedrynu. Zawinem si w simlah i poszedem. Wiatr d to z tej, to z tamtej strony, wpdzajc w wskie uliczki miasta kby dokuczliwego pyu. Deszcz cigle zdawa si wisie w powietrzu, a przecie nie pada. Byo ponuro i nieprzyjemnie. Po niebie przetaczay si szare oboki niby zway brudnej bielizny.
Czonkowie Sanhedrynu zeszli si szybko, popdzani ciekawoci i jak ja zymi przeczuciami. Ledwo usiedlimy, wystpi Kajfasz. Mia twarz blad, jego czarne oczy paliy si ponurym blaskiem. Po grubych policzkach przebiegao drenie. O czcigodni rozpocz. Ale ledwo powiedzia sowo, ju by cay zasapany. Przez chwil tar palcami sw krtk grub szyj, a potem nagym ruchem rozrzuci swe zwykle starannie uoone i utrefione wosy. O czci214

godni... podj zapawszy oddech. Stao si wielkie nieszczcie... Ten... ten... ten barbarzyca, ten nieczysty goj, ten Edomita, ten... podnis znowu bezbon sw rk... Biada! zawoaa caa sala i pochylia gowy. Czy znowu pokala wite miejsce plugawymi znakami? zapyta rabbi Jonatan. Gorzej, najczcigodniejszy Kajfasz fuka i szarpa sw pikn czarn brod gorzej, najczcigodniejszy... Ten barbarzyca, ten... arcykapan dawi si po prostu swoim oburzeniem ten rzymski pachoek, ten... omieli si ukra... ukrad korban! krzykn wytrzeszczajc oczy, jakby ostatnie sowo byo kamieniem, ktry utkwi mu w gardle. Ukrad skarbiec wityni? zawoao wiele gosw ze wszystkich stron sali. Ukrad skarbiec wityni?! w woaniu brzmiao przeraenie. Porwa si na skarbiec Najwyszego? Tak! Ukrad skarbiec! zawoa Kajfasz uderzajc w pulpit swymi grubymi domi. Pody, nieczysty, barbarzyca... Wtargn ze swoimi i kaza sobie wyda... caych trzysta talentw... W krzyk oburzenia, jakim napenia si znowu sala domu arcykapana, wdar si ostry syk rabbi Onkelosa: Wic nie cay skarbiec zosta skradziony, tylko trzysta talentw? Zrobia si cisza. Kady as, ktry znajduje si w korbanie, jest wasnoci Przedwiecznego... powiedzia jeden z saduceuszy. Trzysta talentw to ogromna suma! zawoa inny. O, ja wiem, ja wiem przyzna rabbi Onkelos. Ale my chcielibymy wiedzie dokadnie, co si stao... Gosem zduszonym, jakby wydobywajcym si zza lecej na ustach chusty, Kajfasz wyjani: Prokurator Piat skrad ze skarbca wityni trzysta talentw. A czemu przerwa arcykapanowi rabbi Johanaan nie skrad czterystu?

215

Tyle zada... Ach, jaki askawy! zadrwi rabbi Eleazar. A na c on tyle potrzebowa? Chce budowa wodocig... rzuci niechtnie Jonatas syn Ananiasza. Znowu zapada wiele mwica cisza. Nasi chaberim patrzyli na siebie porozumiewawczo. To dziwne... zauway zgryliwie rabbi Jonatan. Robi si wielki szum. Woaj nas na narad. Arcykapan kae nam ama rce nad witokradczym czynem Rzymianina. Tymczasem co si okazuje? Ten barbarzyca przychodzi grzecznie i zabiera ze skarbca trzysta talentw. Akurat trzysta talentw. Gdzie taki drugi, ktry by nie wzi wszystkiego? Ale my wiemy, dlaczego tak si stao wycign rk oskarajcym gestem w stron awy saduceuszy. Rzymianin tych pienidzy nie ukrad! To wycie mu je dali! Wy sami zawoa rabbi Johanaan okradlicie skarbiec! Jak miesz tak mwi?! wrzanito na awie saduceuszy. To zaprzeczcie, jeli potraficie! Obrazilicie arcykapana! Zodzieje zota Najwyszego! Milcze, wy pomywacze garnkw! Nieczyci! Zdrajcy! Milcze! Zamknijcie pyski! Sza! Sza! zacz nagle uspokaja zebranych Jonatas. Peni on funkcj nasiego, wic do niego naley pilnowanie porzdku podczas obrad. Sza! Przestacie krzycze, przestacie si oskara! Sza! Ja wam wszystko wyjani... Dobrze, poczekajmy. Niech on wyjani... powiedzia rabbi Jonatan zwracajc si w stron aw faryzejskich. Jonatas zatar kopotliwie donie. Najstarszy syn Ananiasza jest bardziej Grekiem ni ydem. Czyta greckie ksigi, prowadzi dysputy z greckimi
216

przybdamifilozofami, a wieczorem uprawia za miastem greckie wiczenia w rzucaniu dyskiem i bieganiu. Lubi drwi. Ale teraz stojc przed Rad Najwysz nie drwi. Wydawa si raczej zakopotany. Czcigodny rabbi Jonatan syn Azziela nie ma racji. Nie dawalimy pienidzy Piatowi. Wzi je sam. Prawda, e ju od duszego czasu nagabywa nas o to, abymy mu dali trzysta talentw na budow wodocigu... Abycie, on i wy, mogli urzdza sobie w domu rzymskie kpiele! zawoa jaki faryzeusz z koca awy. Mog urzdzi sobie kpiele bez wodocigu rzuci dumnie nasi. Budowa wodocig chcia Piat, aby mie wod dla siebie. da na to pienidzy! Tumaczylimy mu, e zoto z korbanu nie moe by uyte na ten cel... Nie trzeba byo z nim rozmawia! Nie trzeba mwi z gojami! Wy, saduceusze, nie pilnujecie czystoci i std potem takie rzeczy... Czcigodny rabbi Eleazar unosi si niepotrzebnie. Kto musi mwi z Rzymianami. Gdyby Rzymianie mieli do czynienia tylko z wami, w kraju panowayby bez przerwy walki, a na wszystkich wzgrzach stayby krzye... Jakby przyszo do walki zawoa ktry z modych faryzeuszy Najwyszy byby z nami! Zwyciylibymy! Najwyszy pomaga mdrym, a nie szalecom. Od czasu Machabeuszw wszystkie powstania koczyy si klsk. Do tego daremnego wylewania krwi. Potrzeba nam pokoju... Pokj to nie przyja z nieczystymi! Oddalmy si od nich i w czystoci serca sumy Przedwiecznemu. Lecz z Rzymianami kto musi rozmawia. Kto musi powici swoj... czysto. Na ziemi jestemy i my, i goje... Wy moecie suy Panu w czystoci tylko dlatego, e my wzilimy na siebie piecz nad narodem... czc si z nieczystymi! Za to zostao straconych dziesi pokole izraelskich! A co bdzie z dwoma pozostaymi, gdy ich wszyscy nienawidzi bd? Czy zdoaj walczy z caym wiatem?
217

Kto zaufa Najwyszemu, nie dozna zawodu i wasnymi oczami ujrzy klsk wrogw. Najwyszy pozwala nieraz zwycia wrogom Izraela... Wy, saduceusze, nie wierzycie w Przedwiecznego? Wierzymy, wierzymy, lepiej od was... Ale nasza wiara nie jest wiar ciemnych amhaarezw. Nie dbacie o czysto! To s wasze wymysy! Pomywacze garnkw! zaczto krzycze z aw saduceuszw. Sza! Jonatas znowu uciszy rozkrzyczan sal. Nie bdziemy teraz o tym mwili. Radmy, jak postpi wobec Piata. C mona zrobi, skoro ma ju zoto w rku? Mona zrobi Jonatas umiechn si pojednawczo mona zrobi... Czy on nam nigdy nie ulega? Mymy jemu powiedzieli: Bierzesz zoto, bo nie mamy siy, aby si tobie przeciwstawi. Ale co to bdzie, jak si o tym dowie posplstwo? Wiecie przecie, e on si boi zbiegowiska, krzykw, zamieszek... Dwa razy zrobi, co chcia, i dwa razy si cofn... Jeeli lud wystpi, on pienidze odda. Zobaczycie, e odda. Ja go znam... Trzeba tylko, aby motoch z Ofelu podnis wielki krzyk. My nie mamy z nim nic wsplnego. Ale wy macie na ludzi wpyw... Naszym celem jest zbliy Zakon do ludu powiedzia z dum rabbi Joel. Wanie, wanie... podchwyci Jonatas. To bardzo pikny cel. I w ten sposb macie wpyw na amhaarezw. Powiedzcie im, co si stao, i przekonajcie ich, e Rzymianin popeni witokradztwo. Niech pjd pod Antoni i wrzeszcz ile siy. A jeli ich poturbuj onierze, to... Krtko mwic, chcesz, abymy wywoali bunt? zapyta rzeczowo rabbi Johanaan. Bunt! Bunt! Po co zaraz wielkie sowa? Znamy Piata. Przecie to tchrz. Wobec niego nie trzeba robi buntu. Niech tylko ludzie troch pokrzycz, niech on kae swoim onierzom zabi paru amhaarezw wy-

218

starczy! Chodzi tylko o to, aby wie o jego bezprawiu dosza do Witeliusza. Ten ju potrafi z tego napisa raport do cesarza. Chciaby, Jonatasie, aby byo znowu jak wtedy w Cezarei, w cyrku? O, wanie! Hm rabbi Jonatan chrzkn i rozejrza si po naszych awach. Mona by sprbowa... Lud zrobi wszystko, co my mu kaemy zrobi podkreli mocno sowo my. Lecz dlaczego my mamy za was wyciga gorc rzep z ogniska? C nas obchodzi, e wam Piat zabra zoto? Nie nam, najczcigodniejszy, ale wityni. Lecz wy jestecie jej stranikami. Wywodzimy si z pokolenia Aarona... Czysto mwi o kapastwie, a nie wizy krwi. Wam tak si zdaje! Lecz... zostawmy to. Po co si mamy kci, prawda? My was dzisiaj prosimy: pomcie nam. Moe jutro my wam bdziemy mogli w czym pomc? No, powiedzcie porozumia si wzrokiem ze swoimi co bycie chcieli za ten may bunt? Jak daleko sigam pamici, nigdy Sanhedryn nie by wiadkiem takiego targu. Znaczenie saduceuszy naprawd wida si koczy, skoro szukaj porozumienia z nami. Sto lat czekaa nasza sekta, by wadza nad krajem przesza w jej rce. Teraz jestem przekonany, e to si ju niedugo stanie. Za ten bunt? Co my chcemy za ten bunt? gowy Jonatana, Johanaana i Eleazara zbliyy si ku sobie. Nad tym musi si namyli Wielka Rada... Lecz bunt?... Bdziecie go mieli. Jutro od rana tum sta bdzie pod Antoni. Ale wasza obietnica? Nie zapomnimy o niej. Gotowi jestemy przysic na zoto wityni.

Tak si skoczyo posiedzenie Sanhedrynu. A teraz posuchaj, co si zdarzyo nastpnego dnia. Od wczesnego witu, jak zapowiedzia rabbi Jonatan, ogromny tum sta pod bram Antonii wznoszc okrzyki: Oddaj skarb wi219

tyni! Oddaj skarb wityni! Nasi chaberim zorganizowali to znakomicie. Godziny pyny, a ludzie nie rozchodzili si, lecz krzyczeli coraz groniej. Przekonano ich, e Rzymianin dokona strasznego witokradztwa. Amhaarez nigdy nie wie, co jest naprawd zbrodni. Ale za wiar gotw jest odda ycie. Mino poudnie, dwa razy pada deszcz, nikt jednak nie odstpowa od bramy. Nad caym miastem unosi si aosny krzyk niby woanie ebrzcej kobiety: Oddaj skarb wityni! Piat nie wyszed do woajcych, brama bya zamknita, strae rzymskie zostay wycofane z ulicy na mury. Zebrani w wityni czekalimy, kiedy prokurator ustpi. To mogo potrwa do nastpnego dnia; wtedy, gdy chodzio o signa i vexilia legionowe, Piat opiera si przez cae trzy dni. Krzykiem tumu kierowaa gromada modych faryzeuszy. Inni biegali po miecie i sprowadzali pod Antoni ludzi, ktrzy tam jeszcze nie poszli. Od nich dowiedzielimy si o klsce. Ten odak nabra rozumu. Wtedy usiowa nastraszy ludzi byskiem mieczy i zawid si. Tym razem sprbowa postpi inaczej. Kaza onierzom ponakrywa si paszczami i nieznacznie wmiesza si w tum. Dopiero na gwizd hegemona onierze odrzucili paszcze i chwycili za grube kije, w ktre wszyscy si zaopatrzyli. Tukli bez litoci, jak tylko Rzymianie bi potrafi. W tumie wybucha panika. Ci sami ludzie, ktrzy przed paru laty potrafili patrze nieulkle w twarz mierci, uciekali teraz przed kijami jak tchrzliwe psy. A onierze biegli za nimi i bili, amic kije na gowach uciekajcych. Nie ma chyba wrd posplstwa jerozolimskiego czowieka, ktry by nie oberwa przynajmniej paru guzw. A s tacy, ktrzy maj poamane rce, nogi, rozbite gowy. Nawet kilku faryzeuszy zostao poturbowanych. Zamiast zwyciskiego piewu miasto pene jest jkw i narzekania. Przegralimy. Piat wezwa do siebie naszych przedstawicieli i owiadczy im ze miechem, e jest wdziczny Sanhedrynowi za zoto ofiarowane na wodocig i nie omieszka zaraz przystpi do jego budowy. Ju nawet wyda stosowne polecenia. Jesieni, zapewni, onierze pilnujcy porzdku w miecie bd si mogli kpa w czystej, chodnej wodzie. W atrium za Piata zostanie urzdzona fontanna... Syszc o tym Kajfasz rycza ze wciekoci jak zarzynany byk. Obraeni saduceusze zerwali z Piatem wszelkie

220

stosunki. A zdajesz sobie chyba z tego spraw, jak nienawi ywi do Rzymian ludno Jerozolimy. Lecz dziki tym wydarzeniom przestao si mwi o Nauczycielu. On za nie pojawia si w miecie. Gdzie poszed, a Jego lady zasypa wiey, mikki nieg. Lecz wiem, e nie wrci do Galilei. Przebywa w pobliu miasta, jak kto, kto tylko o krok oddali si od domu, by na pierwsze wezwanie do niego powrci.

List XVII
Drogi Justusie!
On, zamiast korzysta z ciszy, jaka si zrobia wok Jego Osoby i spokojnie gdzie si ukry, znowu szuka nieszczcia. Na wito Chanukah przyby do Jerozolimy. Tegoroczny obchd wypad w czas zimny i ddysty. Deszcz ze niegiem przychodzi falami, zalewajc wiata, ktre wierni pozapalali na dachach domw. Nigdy chyba obchd oczyszczenia wityni nie wydawa mi si rwnie szary i nieradosny. Zmarznici Jerozolimczycy skupili si pod portykami. To wtedy spostrzeono, e On idzie z gronem swoich uczniw. Kto zawoa: Patrzcie, Prorok z Galilei! Przyszed! Nie boi si! Zawinici w swe mokre paszcze ludzie byli smutni i zniechceni. Ten deszcz, ktry gasi witeczne ognie i wdziera si strugami pod mury domw, nastroi ich aonie. C z tego, e od dwustu prawie lat wici si dzie oczyszczenia wityni splugawionej przez Epifanesa? Czy si co zmienio od tamtego czasu? Po wodzu rzymskim, ktry rwnie wtargn do Przybytku, nikt nie oczyci wityni z naleyt solennoci i dnia tego si nie wici. Ale Pompejusz przynajmniej
221

niczego nie zabra. Piat bezkarnie ukrad zoto ze skarbca i buduje za nie wodocig. Czy to nie s niby stopnie, po ktrych nasz nard stacza si coraz niej? Kime stalimy si? Czy przyjdzie wreszcie kiedy koniec naszego ponienia? Tak si nieraz myli u nas, zwaszcza w ponury czas w miesicu Kislew. A trudno si dziwi, e kto z tumu zawoa: Suchaj, Rabbi! Jak dugo bdziesz nas tak trzyma w niepewnoci? Jeeli jeste Mesjaszem, to powiedz to nam wyranie... Nauczyciel zatrzyma si. Moe nie byby nic mwi, gdyby Go nie zaczepiono. Ale On zwykle nie zostawia pyta bez odpowiedzi. Rzek zwyczajnie, jakby Jego sowa nie miay tak niebywaej treci: Tyle razy wam to mwiem, a nie suchalicie mnie! Tyle razy wam to czynami ukazywaem, a nie chcielicie mi wierzy! C mam jeszcze uczyni? Przyszedem, jak zapowiedzia prorok, do moich owiec. Szukaem tych, ktre byy zginy, i przywoywaem te, ktre si byy oderway... ycie za nie chc da, jak daje za swoje owce dobry pasterz! Lecz wida potrzebny jest sd midzy owc a owc. Wida nie jestecie moimi owcami. Bo gdybycie byli moimi, nikt by mi nie wydar was z rk. Tego, co mi da Ojciec, nikt nigdy nie zabierze mi. Bo ja i Ojciec jestemy Jednym... Czy trzeba byo czego wicej, by tych zgorzkniaych ludzi doprowadzi do wybuchu? Ich smutek znalaz ujcie w gniewie. Uniosy si w gr laski i pici. Inni rzucili si, by wyrywa z ziemi kamienie. Bluni! Bluni! krzyczeli. Ukamienowa Go! Bluni! Zapyta spokojnie, jakby nie zdawa sobie sprawy z tego, e grozi Mu mier. Za co mnie chcecie ukamienowa? Za ktre uzdrowienie? Za ktry mj uczynek? Nie za uzdrowienie! krzyknito. Blunisz! Za blunierstwa trzeba ciebie ukamienowa! Bluni, mwicie?... powtrzy smutnie. Wic moje sowa s dla was blunierstwem? A czyny moje? A czyny? Jeli nie chcecie wierzy sowom moim, uwierzcie czynom. Kady mj czyn jest wiadectwem o mnie...
222

Wszed w tum i zanim ktokolwiek namyli si rzuci w Niego kamieniem znikn. Musia zaraz opuci miasto, bo Go wicej nie widziano. Lecz ten krtki spr sprawi, e na miejsce gniewu do Rzymian i Piata pojawia si znowu niech do Niego. S to zreszt dwa krzewy wyrastajce z tego samego korzenia. Ludzie maj do tego ycia, jakim im przyszo y. Chc wyzwolenia. Dlatego nienawidz Rzymian i dlatego tak wiele spodziewali si po Nauczycielu. Zaczynam rozumie tych wszystkich, u ktrych, jak w Judaszu, wierno przeradza si zaczyna w uraz, w pretensj, w zarzut zdrady... Spodziewali si, e po cudach uzdrowie przyjd cudowne zwycistwa nad wrogiem. Ale Nauczyciel wcale o tym nie myli. On nie rozumie, co to wrg... Mona by pomyle, e Piat i Rzymianie s Mu rwnie drodzy jak Jego bracia. Ju ci kiedy mwiem, e On zdaje si rwnoczenie smuci i cieszy z tej dziwnej myli, e obcy ludzie maj przyj i obj porzucone dziedzictwo... W Nim s tysice tajemnic. Ale ludzie w rodzaju Judasza tajemnic nie znosz. Oni chc zawsze wszystko wiedzie. Dla nich denar tej samej wagi dany temu, kto pracowa cay dzie, i temu, kto pracowa przez godzin to zwyczajne oszustwo. Choby ten denar mia warto wszystkich skarbw Ofiru! Tak, jak myli Judasz zaczyna u nas zreszt w miecie myle wielu. Miejski motoch mwi teraz o Nim z pogard. W Galilei ma On pewno nadal tysice przyjaci i zwolennikw. Ale w Jerozolimie zmienio si. Tu kady chciaby Go widzie wykonawc swoich pragnie. Po co On przychodzi do Judei? Taki Marzyciel jak On, Gosiciel piknych nauk i haggad, powinien pozosta wrd swoich. Oni by Go nie zrozumieli, ale by Go cenili, zwaszcza gdyby unika niepotrzebnego dranienia naszych chaberim. Nasza sekta pozwala kademu zabiera gos w sprawach Najwyszego. On mwi piknie... Ile mgby jeszcze zrobi dobrego czy to nauczajc ludzi mioci do Przedwiecznego Szekinah, czy uzdrawiajc. Tymczasem On niczego nie zdziaawszy zdaje si uwaa swoj prac za skoczon. C osign w te trzy lata? Zdoby sobie dwunastu uczniw i gromad suchaczy. Tyle co nic! Nawet gdyby mia za sob ca Galilej, Jude i Pere, a nie mia Jerozolimy nic nie osignie! W tym nasi doktorowie maj suszno: prorokiem mona zosta tylko w Syjonie. A On w Jerozolimie zrazi wszystkich: maych i duych. Nic nie pozostao z uznania, z jakim Go kiedy witano. Niechby ju raz wrci do swoich i tam pozosta!
223

Jeli wci bdzie powraca do Jerozolimy, obawiam si, e wczeniej czy pniej moe Go tu spotka mier... Tak powiedziaem. Bo wyobra sobie pewnego dnia pojawiy si u mnie dwie siostry azarza. Gdyby Maria przysza sama, chyba nie bybym z ni rozmawia. Nie chc mie nic wsplnego z kobietami, ktre yy w grzechu! Maria zdaje si jeszcze i teraz czarowa... A ja jestem czowiekiem czystym. To, e Nauczyciel przebacza grzesznicom jak ona, a nawet z nimi rozmawia ba, przyjmuje jedzenie z ich rk wcale mnie nie zachwyca. On w swej dobroci przesadza. Upadby Zakon, gdyby nie byo kar dla grzesznikw! Nie chciaem jednak robi przykroci Marcie. To taka dobra istota. Kobieta, jak zapewniaj niektrzy nasi doktorowie, jest polednim tworem Najwyszego i kto wie, czy nie stanowi w poowie dziea szatana. Powtpiewaem w to od dawna, a cakowicie przestaem w to wierzy od czasu, gdy Matka Nauczyciela zamieszkaa w moim domu. Ale i Marta jest caym czowiekiem. Wzrusza mnie jej powicenie. Ona nie istnieje dla siebie. Gdyby dosza do przekonania, e potrzebna jest na wiecie tylko jako gotujca straw nie odeszaby ju do koca ycia od paleniska! W swej chci suenia drugim nie zna granic. Znam wiele wiernych i oddanych on. Ale czy Marta byaby dobr on? Obawiam si, e przyjmowaaby z rki ma i zo, i dobro z tym samym pogodnym umiechem. Tego mczyzna nie lubi. Wobec niego kobieta nie moe by sam dobroci i staraniem. To by go znudzio. Ale dla brata i siostry Marta jest przyjacielem i to przyjacielem niezrwnanym. Pisaem ci, e z niej zawsze promieniuje pogoda. Lecz tym razem, gdy siedziay u mnie na macie, widziaem jej oczy przymruone bolenie pod cikim splotem brwi. Siostry nie s do siebie podobne. Marta nie jest pikna. Jej twarz zachowaa wiele z dziecinnej skonnoci do grymasw. Wyglda jak due poczciwe dziecko. Inaczej Maria. Uroda bije z niej jak zapach z kwiatu. aden r, adna czer nie potrafiaby nic doda do pikna jej twarzy. Gow nosi podniesion i wzrok tylko niby z przymusem zatrzymuje na mijanych ludziach: jej oczy zdaj si wci kogo szuka ponad gowami innych. Ona ma spojrzenie podobne do spojrzenia Jana syna Zachariasza... Przyszy do mnie ze swoim strapieniem. Ich brat nagle i ciko zachoro224

wa. Dosta ostrej gorczki, ktra powalia go na posanie. Z pocztku sdziy, e gorczka minie sama, jak mijaj choroby naniesione przez zmienn zimow pogod... Ale gorczka azarza nie mina. Spalia jego ciao na suchy wir. Jeeli potrwa jeszcze par dni, on umrze... powiedziaa cicho i jakby z wysikiem Marta. Czym mog wam pomc? zaofiarowaem si. Pienidzy, wiem, nie potrzebuj: warsztat azarza i ogrd Marty daway im zawsze do na ycie. Rad, rabbi rzeka Marta. Ty wiesz umiechna si poprzez smutek e gdyby On tu by, wyleczyby azarza jednym swoim sowem... Ale dla mnie to, co ona powiedziaa, byo jak uderzenie prosto w pier. Czy nie byo Go w Jerozolimie, gdy chorowaa Rut? Wic dlaczego? Znowu to okropne pytanie stano przede mn. Nigdy nie potrafi na nie odpowiedzie. A raczej odpowiedziaem ju dawno. Wytumaczyem sobie, e On nie pomg mi, poniewa uwaa mnie za kogo bliskiego... To zabawne tumaczenie prawda? Ale ono mi wrcio troch spokoju. A teraz ten spokj skrady mi sowa tej kobiety. Tak powiedziaem, ledwo przemagajc gorycz jest waszym przyjacielem, wic gdybycie Go poprosiy... Lecz Jego nie ma. I nawet nie wiem, gdzie teraz przebywa. Ja wiem, gdzie On jest powiedziaa cicho Marta. Ja wiem... On poszed na pustyni koo Efrem... Wic Go wezwijcie. Poruszyy si obie. Teraz zawoaa Maria, ktra przedtem siedziaa bez sowa, pozwalajc mwi siostrze. Lecz jeeli tu przyjdzie, oni gotowi Go zabi! Podobno chcieli Go ukamienowa, gdy by tu ostatnio? Namylaem si nad odpowiedzi, gadzc brod. Tak przyznaem niebezpieczestwo grozi Mu rzeczywicie... Ma wrogw wrd kapanw, wrd doktorw, a take wrd posplstwa... Czuem pokus powiedzenia: Macie suszno, nie naley Go wzywa!
225

Nie mam adnej urazy do azarza. Nie yczyem mu le. Ale tak strasznie pragnem, aby on sam wyzdrowia, sam, bez pomocy Nauczyciela! I inne myli skapyway mi w serce: jedna kropla, potem druga... Wystarczyoby, bym si nad nimi zatrzyma, aby popyny strug. Zdrowie i ycie Rut mylaem nie obchodzio Go. Jej mier bya dla Niego spraw obojtn. Gdyby jednak umar azarz... Poczuem w sercu z rado. azarz jest Jego przyjacielem. Ale gdyby umar, On zrozumiaby moe, co czuje czowiek, gdy nie ma znikd pomocy... To byo tak, jakby kto obcy panoszy si we mnie, wykrzykiwa, rozkazywa, miota, nie pozwala mi przyj do sowa... Nie dostrzeg wtedy mojej rozpaczy stukao mi w mzgu. Czy dostrzee teraz rozpacz tych kobiet? Mnie nie pomg. Lecz sobie sobie chyba pomoe... To by bya prba, jakim On jest... Czas pyn, a ja wci nie wiedziaem, co mam odpowiedzie Marcie i Marii. Gdyby Jemu miao co grozi powiedziaa nagle Maria niech lepiej azarz umrze! Jej sowa wyday mi si po prostu okrutne. Spojrzaem z pewnym niepokojem na siostry. Ty, Mario zauwayem niezbyt chyba kochasz brata... Nie! Nie! popieszya z odpowiedzi Marta. Maa jej twarz bya cignita niepokojem, powieki dray; dua za pojawia si w kciku oka. Nie, rabbi, nie sd jej tak. Ona bardzo kocha azarza. Ale ona pamita take, co On mwi... Nie bro mnie, Marto Maria przerwaa siostrze. To prawda, co powiedzia rabbi: Nie kocham was do mocno, nie kocham was, jak wy mnie kochacie. Ale ja si tak okropnie boj o Niego... Jej gboki, melodyjny gos, ktry poprzednio wyda mi si bezlitosny, zaama si, zawis na jednej nucie, jak leccy w przepa kamie na wizce traw. Gdyby azarz umar, to... to byoby wielkie nieszczcie... Ja musiaabym paka do koca ycia. Nigdy bym sobie nie wybaczya, e tak zapaciam za jego dobro... Ale... Ale gdyby si Jemu co miao sta przycisna donie zwinite w pi do ust toby wszyscy ludzie... ludzie i kamienie... musieli... Otworzya szeroko oczy, jakby ujrzaa co przeraajcego. Nie! Nie! Nie! wykrzykna. Do tego nie mona dopuci!

226

Znowu gadziem brod, pomagajc sobie tym ruchem w namyle. Gdyby ya Rut a ja gdybym by pewny, e On swoim przybyciem uzdrowi j nie wahabym si ani przez chwil. Nagle pojawio si w mojej pamici wspomnienie Jego okrzyk bolesny i jakby grony: Cudzoonice ubiegn was na drodze do Krlestwa! Cudzoonice... Popatrzyem na Mari, jakbym j zobaczy po raz pierwszy. W jej spojrzeniu bya lepa wierno i arliwe oddanie. Taki wyraz, o tym stopniu napicia, widywaem przedtem jedynie na twarzy Szymona. Ale Szymon ma twarz tp i bezmyln, a twarz Marii jest oszoamiajco pikna. Nie wida w niej ani ladu dawnych grzechw. Jakby ich nigdy nie popeniaa, jakby si ich nie wstydzia. To jest twarz, na ktrej nowe uczucie zaciera lady dawnych pocaunkw. Przeniosem wzrok na Mart. Biedna Marta! J rozumiaem lepiej. Ona by nie potrafia wybra tak stanowczo, jak wybraa jej siostra. U niej nowa mio nie zatara wszystkiego, co byo przedtem. Rozumiem j. Ja take, cho tak wiele oczekuj od Nauczyciela... Oczekuj? To sowo samo pojawio si pod moim rylcem! Czeg mog od Niego oczekiwa? Rut nie yje... Jego Krlestwo jest tylko krlestwem sw i marze... On nie jest Mesjaszem... Ja i Marta jestemy zwyczajnymi ludmi. Znamy cen blu. Znamy si zwizkw ludzkich. Boimy si tego, co moe przyj... C mog wam poradzi? mruknem. Myl przemagaem si e jednak powinnycie ratowa brata... Jeeli mwiem, jakbym dwiga kamienie Nauczyciel przybdzie do Jerozolimy, moe Mu tu grozi niebezpieczestwo. Ale jeeli przyjdzie tylko do was, do Betanii, kt si o tym dowie? Procie Go tylko skoczyem przez zacinite zby by si nie pokazywa w miecie... Jeste mdry, rabbi! zawoaa Marta. Umiechna si wbrew zie, jaka stoczya si po jej policzku. Maria nie powiedziaa nic. Siedziaa z nisko opuszczon gow, jak kto, kto powiedzia ju wszystko, co mia do powiedzenia. Pewno nie macie kogo posa mwiem. Zrodzia si we mnie jaka potrzeba dziaania wbrew sobie, wbrew swym mylom, wbrew swemu alowi. Chcecie, wyl mego Ahira do Efrem? To zrczny czowiek. On Go znajdzie i przyprowadzi do was... Skoniy si przede mn ze czci i wdzicznoci.
227

Min jednak cay tydzie, zanim Ahir stan znowu przede mn. By
zdroony, stopy mia pokryte zeschym botem i brudn, wilgotn simlah. Ahir jest wiernym sucym i uywam go tylko do spraw, ktre wymagaj uycia czowieka zaufanego. Jeszcze jego ojciec suy w domu mego ojca. Nie mam wobec niego tajemnic. Znam rwnie jego przedsibiorczo. Nie wtpiem, e znajdzie Nauczyciela, choby si On ukry w najlichszej wiosce. Znalaze Go? pytaem. Tak bowiem ceni Ahira, e pozwoliem mu nawet usi w mojej obecnoci. Znalazem, rabbi odpowiedzia. Znalazem Go i ju idzie. Jeliby chcia Go zobaczy, gdy wchodzi bdzie do Betanii, pospiesz tam zaraz. Pod wieczr powinien tam przyby... Dugo Go jednak szukae. Nie tak dugo, rabbi. Wprawdzie nie byo Go koo Efrem. Odszed za Jordan. Ale gdy Go tam znalazem, nie od razu chcia i... Nie chcia i? To dziwny czowiek... Gdy Mu mwiem o chorobie azarza, umiechn si tylko. Powiedzia do swoich uczniw: Ta choroba nie grozi mierci, ale przez ni spynie chwaa na Syna Czowieczego. I ju wicej nie byo mowy o tym, by szed do Betanii. Nie wiedziaem, co mam o tym myle. To naprawd, rabbi, dziwny Czowiek. On zdaje si wszystko wiedzie, a postpuje tak, jakby nic nie wiedzia. Chciaem ju wraca. Ale po dwch dniach On sam zawoa mnie do siebie. Kaza mi raz jeszcze opowiedzie o chorobie azarza. A potem rzek do swoich: Chodmy do Judei. Usyszawszy to Jego uczniowie zaczli krzycze, aby nie szed, bo Mu tam grozi mier. On jednak mwi: Pki jest dzie, czowiek widzi sw drog i nie potyka si. Ale gdy przyjdzie noc, moe upa... Chodmy. Nasz przyjaciel azarz usn. Trzeba go obudzi. Jeeli pi powiedzieli uczniowie bdzie zdrowy. Sen jest najlepszym lekarstwem... Wtedy potrzsn gow. azarz zasn rzek snem mierci. Nie yje... Skd On o tym wiedzia? wykrzyknem zdumiony. Przed trzema dniami dosza mnie wiadomo o mierci brata Marii i Marty. Nie doczeka
228

si biedak nadejcia Nauczyciela. Zgas rankiem cicho jak zdmuchnity kaganek. Nie wiem Ahir wzruszy ramionami nie wiem... Wic wiedzia, e azarz umiera, a mimo to nie przyby wczeniej... Suszne jest wida to, co przypuszczaem, e On niechtnie pomaga przyjacioom. W tym odkryciu powinienem by znale pociech. Nie postpi z nimi inaczej ni ze mn. A mimo to odczuem co niby zawd. A take bya we mnie niejasna wiadomo winy. Jakbym to ja by winien, e azarz umar bez pomocy ze strony Nauczyciela... I wtedy wanie wyruszy? zapytaem jeszcze Ahira. Tak potwierdzi. Uczniowie ju si nie sprzeciwiali. Jeden z nich zawoa: Skoro Rabbi idzie na mier gimy z Nim razem! Umiechnem si lekcewaco. Ktry to z nich udawa takiego zucha? Szymon czy Tomasz? Ci dwaj skonni s do tego rodzaju przechwaek. Ale gdyby wiedzieli, jakie niebezpieczestwo grozi naprawd im i ich Mistrzowi, nie pokazaliby nosa w Jerozolimie do koca swego ycia. Bohaterstwo to najczciej tylko bezmylno! Czasami auj, e nie potrafi by w pewnych chwilach bezmylny... A jednak uwiadomiem sobie chc Go zobaczy. Pragn si przekona, co powie, gdy Go bd pytali: Dlaczego nie przyszed wczeniej, skoro przecie odwaye si przyj? Id, Ahirze powiedziaem zawoaj Datana i Hefera. Niech mi przynios kij podrny, simlah i sanday. Oni take pjd ze mn do Betanii...

Dom azarza by domem aoby. Ju nie byo w nim paczek i piszczkw, ale w izbach unosi si cigle jeszcze zapach spalonych kadzide, wok stou za siedzia tum aobnych goci. Marta ze sub przynosia potrawy, usugiwaa. Miaa oczy czerwone, usta zacinite. Ale mimo to niczego gociom nie brako. Pomylaa o wszystkim, wszystkiego dopilnowaa. Prac zdusia swj bl. Zdawaa si rusza jeszcze szybciej ni zwykle. Za to Maria siedziaa w pustym zaktku ogrodu na awce. Kiedy zobaczya mnie, zerwaa si na nogi, podbiega do mnie. Pasmo czerwonych wo229

sw spado jej na czoo i na policzek niby miedziany w. Zapytaa prdko: Rabbi, czy On przyjdzie? Oddychaa gono, w jej zielonkawych rozszerzonych oczach bya palca niecierpliwo. Lada chwila tu bdzie odpowiedziaem. Opucia gow i westchna ciko jak zawodnik, ktry osab dobiegszy do mety. Po chwili dopiero podzikowaa mi skinieniem gowy. Powrcia do swej awki. Marta ma twarz czowieka, ktry dozna klski, lecz potrafi j znie. Twarz Marii nie wygldaa na twarz kogo, kto przegra. Ona, mona by myle, jeszcze walczy... Ahir dobrze wyliczy! Soce zaczo si ju zasuwa za gr Oliwn, gdy kto przybieg do domu, woajc: Marto! Mario! Nauczyciel przed domem! Marta bya bliej i wybiega od razu. Pospieszyem za ni. On wchodzi wanie w furtk w niskim murku uoonym z paskich kamieni. By taki sam jak zawsze: spokojny, agodnie umiechnity. Marta biega Mu naprzeciw. Rzucia si Mu do ng. Teraz zobaczyem, jak jej ramiona, ktre z tak si dwigay ciar domowej suby, stay si wiotkie, drce, kobiece. Pakaa bez sowa u Jego kolan. A On pochyli si nad ni i dobrotliwie gadzi j po gowie. Wreszcie podniosa na Niego wzrok. Jej gos, tak opanowany wobec ludzi, ama si teraz: Gdyby tu by, Rabbi, nie umarby azarz... zakaa. Ale wiem mwia przezwyciywszy zy e i teraz, o co poprosisz Najwyszego, On to dla Ciebie zrobi... Skin gow jakby potwierdzajc jej sowa. Zmartwychwstanie brat twj powiedzia. Wiem, e zmartwychwstanie mwia pokornie. Tak powiadaj doktorzy. I tak Ty nauczae, Rabbi. Zmartwychwstanie w ostatni dzie... Spokojnie, ale stanowczo pooy jej donie na ramionach. Lekko oddali j od siebie, jakby chcc spojrze w jej wierne oczy. Ja jestem powiedzia Zmartwychwstanie i ycie. Kto we mnie uwierzy, choby umar yje, a kto yje ten ju nie umrze. Czy wierzysz w to, Marto? Odnalaz jej oczy, a ona patrzya na Niego ufnie i posusznie. Wierz, Rabbi odpowiedziaa. Nagle z niezwyk u kobiety sta-

230

nowczoci wyrzucia z siebie: Wierz, e Ty jeste Mesjasz, Syn Najwyszego, ktry z nieba zstpi... I jakby w poczuciu, e to zuchwae wyznanie niczym ju nie moe by uzupenione, wstaa i oddalia si piesznie. Byem oszoomiony i wstrznity. Przypomniaem sobie od razu, jak opowiada Judasz, e Szymon odezwa si do Niego tam gdzie koo Paneas takimi samymi sowami. Czy ci ludzie poszaleli? przebiego mi przez myl. Co oni w Nim widz? To nie jest na pewno zwyczajny Czowiek. To jest kto niezwyky. To Prorok, Nauczyciel... Ale tamto, o czym oni mwi, jest blunierstwem. A On temu nie zaprzecza, nie gani ich za takie sowa. Syn Najwyszego! Nie wolno tego sucha! On za szed w moj stron przez ogrd. Byem peen wahania: nie wiedziaem, czy mam uciec, czy zosta i przywita si z Nim. Lecz w teje chwili wybiega z domu caa gromada ludzi, a na ich czele Maria. To ona teraz dopada Jego ng. Przywitaa Go tymi samymi sowami co siostra: O, Rabbi! Gdyby tu by, azarz byby nie umar... Jego do przesuna si po jej pomienistych wosach, zda si zbierajc z nich czerwonozoty py. I jakby to dotknicie miao jaki czarodziejski skutek, zmieni si nagle wyraz Jego twarzy. Spokj i agodna pogoda ustpiy nagle miejsca skurczowi blu. Po raz pierwszy zobaczyem to, o czym mwi Judasz: ten Czowiek zadra! Idc tu mylaem: On jest jednak obojtny na cierpienie. W myli wyrzucaem Mu to nawet... Teraz zobaczyem twarz, ktr bl z szybkoci pomienia powleka swoj barw. Wystpi na ni jak maska. Mona by myle, e skruszya si w Nim jaka tama, ktra poprzednio to cierpienie powstrzymywaa, e zostao ono przez Niego dopuszczone, moe nawet przywoane... Widywaem nieraz grymasy twarzy ludzi paczcych i zawsze wydawao mi si, e te bolesne skurcze s niejako wyzwalajce. On si jednak nie krzywi. Jego bl nie wyzwala si grymasem. Pozosta w Nim nie wyzwolony. Twarz Mu ciemniaa jak niebo zasnute gradow chmur i spyna caa aoci. Nagle wybuchn szlochem. Zanosi si kaniem jak dziecko wydarte matce. Ty wiesz, czym bya dla mnie mier Rut... Ale tak chyba nawet i ja nie cierpiaem wtedy... Mj bl mia swoje granice. Ale Jego bl by jak morze, tamto za Wielkim Morzem... W Jego paczu sycha byo krzyk tysicy stojcych przed grobami ludzi.
231

On paka nad azarzem. Ale mnie si wydao przez chwil, e pacze take nad Rut... Gdzie on ley? zapyta wrd kania. Chod, Rabbi, pokaemy Ci jego grb mwili ludzie. Ruszylimy w gb ogrodu. Szed, cigle paczcy, midzy dwiema siostrami, take zapakanymi. Za nimi cignli uczniowie i gocie. Idc mylaem: Nie przypuszczaem doprawdy, e On go a tak kocha. Do jakieje mioci jest zdolny! Nigdy chyba nie sign dna Jego serca. Gdyby owym denarem waciciela winnicy bya Jego mio, czy mgby si kto skary na niesprawiedliwo? Lecz jeeli on tak kocha azarza, dlaczego nie przyszed na czas, by go uzdrowi? Jeli wiedzia, kiedy azarz umar, powinien by wiedzie o jego chorobie wczeniej, zanim Ahir Go odnalaz. Tylu ludzi uzdrowi, a azarza nie mg uzdrowi. C to za dziwaczna przyja, ktra si wypowiada w torturowaniu bliskich sobie, a take samego siebie? A moe to tylko z Jego strony tchrzostwo? Moe nie chcia uzdrowi, poniewa wie, e kady cud dokonany w Betanii bdzie jeszcze tego samego dnia znany w Jerozolimie? Zatrzymalimy si przed ska, w ktrej wyryto grb. Zamykajcy otwr kamie by wtoczony w wski korytarz o duym spadku. Zatrzymalimy si. Byo cicho, sycha byo tylko Jego szlochanie, a mnie w skroniach pulsowaa krew jak pierwszy wiosenny sok w gaziach otaczajcych nas krzeww. On paka cigle. Wydawa si teraz aonie sabym czowiekiem, przygniecionym przez bl ponad siy. Jaka sprzeczno midzy tym Jego stanem a sowami wypowiedzianymi przez Mart! Caa nasza bezradno wobec mierci bya w tym paczu. Tak samo ja pakaem, gdy obsuwali kamie. Koniec, koniec, teraz ju koniec powtarzaem sobie wtedy. Zreszt, przyznaj, dla mnie nie byo Rut pod tym kamieniem. Leao tam tylko jej biedne zamczone ciao, nieomal odraajce w swej bolesnoci. Ona sama bya gdzie w przestrzeni, niewidzialna, daleka... Wtoczony kamie odcina nas jedynie od wspomnie o zmarym.. Po co On tutaj przyszed? Czy po to, by uala si nad azarzem? Tam pod kamieniem ley tylko rozkadajce si ciao... Odsucie kamie doszo do moich uszu.
232

Wydao mi si, e si przesyszaem. Ale szmer zdumienia i przeraenia wrd ludzi upewni mnie, e On to powiedzia naprawd. Podniosem na Niego wzrok. Ten Czowiek zmienia si z byskawiczn szybkoci. Ju nie paka. Sta wyprostowany przed bia kamienn cian. Jak Mojesz uderzajcy lask w ska. Nie wiem, dlaczego nasuno mi si wanie to porwnanie. Ludzie odruchowo cofnli si, zostawiajc Go przed grobem razem z dwiema siostrami. Maria patrzya na Nauczyciela oczami rozszerzonymi do ostatecznych granic. Jej ciemne dugie rzsy rozpite byy niby promienie gwiazdy. Te oczy zdaway si krzycze krzycze nadziej... Twarz Marty, poraona poprzednio skurczami blu, znowu staa si powan twarz panujcej nad sob istoty. Ju cuchnie, Rabbi powiedziaa. Dzi czwarty dzie, jak zoylimy go w grobie... Przerwa jej jakby z wyrzutem: Powiedziaem ci przecie: uwierz mi! Nie sprzeciwiaa si wicej. Skina na sub. Czterech silnych mczyzn uchwycio kamie i z najwikszym wysikiem wytoczyo go na wierzch. Otwr zaczernia przed nami niby rozwarta paszcza. Powiao z niego chodem, woni pachnide zmieszan z dranicym nieznonie zapachem rozkadu. Nauczyciel rozoy rce i podnis gow w gr. Zawsze tak si modli: prdko, cicho lub ledwo dosyszalnym szeptem. Nie syszaem tego, co mwi. Lecz sowa, z ktrymi powrci znowu do ludzi, byy syszane przez wszystkich. Wypowiedzia je gono niby rozkaz porywajcy do boju cae wojsko. Nie mogem ucieka, ale zasoniem oczy domi. Nie wiem, dlaczego boimy si zmarych, choby to byli nasi najukochasi. Moe wanie dlatego, e lece bez ruchu ciao nie jest ju adnym z nich... Jest tylko ciaem. Miaem palce na gakach ocznych, lecz nie przestawaem patrze. Pewno krzyczaem jak inni. W korytarzu wyobionym dla zawalajcego kamienia ukazaa si biaa posta posuwajca si ku grze niezgrabnymi skokami... Wszyscy krzyczeli, zasaniali oczy, padali na ziemi. Nad zgiekiem usyszaem Jego gos: Rozwicie go! Nikt jednak prcz sistr i samego Nauczyciela nie mia podej do spo233

winitej w chusty postaci. Tych troje pochylio si nad ni. Krzyk usta. Wydawa si mogo, e kady z nas zachowuje reszt si, by mc woa na widok, jaki si ukae, gdy sudarion spadnie z twarzy zmartwychwstaego. Ale gdy zobaczylimy midzy Mari i Mart gow ich brata, nikt nie krzykn. Nie byo powodu do krzyku. To by ywy czowiek, jakby obudzony ze snu, niedowierzajco umiechnity, mrugajcy powiekami i spogldajcy niby ze zdziwieniem na siebie, na siostry, na otoczenie... Potem podnis wzrok na Nauczyciela. C byo w tym spojrzeniu? Strach? Uwielbienie? Podziw? Nie umiem ci powiedzie. Ja zobaczyem w oczach azarza rado. Czy dlatego, e znowu oy? Czy dlatego, e pierwszym Czowiekiem, ktrego zobaczy przed sob, oywszy po raz drugi by Nauczyciel? Widziaem, jak uklkn, a On przytuli jego gow do swej piersi. Potem zawoa w stron Marty prawie wesoo: Dajcie mu je, widzicie, e jest godny! Ludzie, ktrzy to wszystko widzieli, stali nadal skamieniali, peni strachu i podziwu. Ale z wolna zaczli si omiela. Jeden za drugim zblia si do azarza, dotyka go niemiao. Podszedem i ja. To by ywy czowiek. Zapach rozkadu przesta istnie, jak nie istniaa ani blado, ani chd, ani sztywno... azarz umiecha si do nas, wyciga rce na powitanie jak kto, kto przyjecha z dalekiej podry. Jad chleb, ktry podaa mu Marta. Milczcy podziw zacz przeradza si w zachwyt. Jego uczniowie dali pierwsze haso. Rozlegy si radosne okrzyki. Wszyscy woali jednoczenie, jak pijani, ktrzy nie zdaj sobie sprawy z tego, e krzycz. Hallelujah! Hallelujah! Wielki Rabbi! Wielki Prorok! Syn Dawida! Mesjasz! Mesjasz! Syn Najwyszego! brzmiao coraz mielej: Syn Najwyszego! Mesjasz! Hallelujah!

Lecz ja nie woaem razem z nimi... Gdy aobna uczta przemienia si


w uczt radosn, opuciem dom azarza i Marty. Cho to by wieczr chodny i mglisty, wolaem wraca do Jerozolimy ni dzieli z nimi nocn rado. Rozumiesz mnie chyba, Justusie? On jego wskrzesi... Ale gdybym Go zaprowadzi do skay, w ktrej od roku prawie ley Rut, czy zapakaby, a potem powiedzia jak tutaj: Wyjd z grobu? Nie wierz w to, nie mog w to uwierzy... On powiada: Trzeba mie wiar, a gra na twj rozkaz rzuci si w morze... Chciabym w to wierzy. Ale nie mog! Wic chyba nie za234

suguj na ten cud? Nie zasuguj to jedyna odpowied. Wida jestem gorszy ni oni wszyscy, ni ci amhaarezi, rybacy, celnicy, dziewczta uliczne! Dla Marii cud zrobi, dla mnie go nie zrobi... Jestem gorszy, ndzniejszy, sabszy, bardziej grzeszny. Nie wiem, jak to si stao, nie wiem, jak mogem tego dotychczas nie spostrzec! Byem pewny, e jestem lepszy, bardziej czysty... Ale On wiat obrci do gry nogami. Odda go prostakom, jak Szymon, Tomasz, Filip... Dla mnie w nim nie ma miejsca. Trzeba mi byo urodzi si amhaarezem, nie by doktorem, znawc Prawa, twrc haggad... Lecz jestem, kim jestem. Dlatego Rut cierpiaa i umara. Umara na znak, e nie nale do Jego wiata. W poprzednim wiecie ja ucztowaem, a azarz by ebrakiem. Teraz zmieniy si role. Ale ja nie chc ogryzkw z czyjego stou! Nie chc udziau w cudzej radoci! Wracam do siebie, do mojej samotnoci, do mego blu, do wspomnie o Rut! Nie chc by z nimi! Gdyby On by mi wskrzesi Rut, nie dabym ju nigdy niczego od ycia... Nie wiem, kim On jest. To pewne, e to musi by Kto wielki. Moe jest Mesjaszem, moe naprawd Synem Najwyszego... Lecz kimkolwiek jest, radoci, ktre zsya, nie dla mnie s przeznaczone!

List XVIII
Drogi Justusie!

W cigu ostatnich tygodni tkwi w smutku, goryczy i prawie rozpaczy.


Nigdy poprzednio nie zdarzao mi si myle, e mier moe by czym podanym. Nigdy take nie przychwyciem si dotychczas na pokusie mylenia, e zadanie jej samemu sobie moe by przecie ratunkiem... Zawsze byem czowiekiem samotnym. Moe dlatego tak nieskoczenie mocno kochaem Rut. Ale obecnie mam uczucie, jakbym dopiero teraz pozna praw235

dziw samotno. Teraz, gdy On mnie zawid! Zaczynam mwi jak Judasz. I wiem, e to jest nieprawda. On nie zawodzi. On nawet nie umiaby zawie. Wszystko mona by Mu prdzej zarzuci ni nieszczero. On nie zawodzi. To my zawodzimy si sami, rozumiejc po swojemu Jego sowa. C On mi wtedy powiedzia?... We mj krzy a ja wezm twj... Nie wspomnia o Rut ani sowem. To tylko mnie wydawao si, e mj krzy to ta choroba, a Jego krzy kopoty z naszymi chaberim. Prawdziwy sens Jego sw ley gdzie gbiej, o wiele gbiej... Miny trzy lata, odkd Go ujrzaem po raz pierwszy, tam, nad Jordanem. Wydawao mi si, e w cigu tego czasu przejrzaem Go. Nic podobnego! Nadal nie wiem, kim On jest! Powiedzia niedawno, e jest Pocztkiem... Dla mnie sta si na pewno pocztkiem. Lecz czego pocztkiem? Mam czterdzieci lat, nie jestem chopcem. Dobiem si wiedzy i znaczenia. Mwi si u nas, e jestem pierwszym ukadaczem haggad. Znalazem, mona by powiedzie, swoj drog i powinienem by ju ni spokojnie kroczy do mierci. Taki jest zwyky tryb ycia. Lecz w moim yciu ta choroba przewrcia wszystko. Choroba i On. To by pocztek czego nowego. Przestaem pisa haggady. To nie znaczy, e nie potrafi lub nie mog ich ju pisa. Przeciwnie! Jest we mnie jakby nakaz, abym pisa znowu. Ale ja si przed tym broni. Nie chc tego... Bo moje haggady powstaway dotychczas bez blu, bez wysiku, w radosnym pragnieniu suenia w ten sposb Najwyszemu. Teraz wiem to si skoczyo. To, co bym teraz pisa, byoby ryciem liter nie na wosku, ale wprost na odkrytym sercu. Musz pisa i boj si tego pisania. Suchaj, Justusie, ja zaczynam odkrywa to, czego On wtedy chcia ode mnie... Miaem racj! To bya puapka. On chcia, abym pisa haggad o Nim! Nie umie jej sam napisa. Moe nie chce... Ale On zada, abym to ja sta si jego rylcem. I to wanie mia by ten Jego krzy. Ja wyobraaem sobie, e mam Jego broni, Jego ratowa... Ale On tego nie pragnie wcale. Naraa si. Moe wiadomie szuka mierci? Ale mnie kaza pisa haggad o sobie. Teraz to czuj z ca pewnoci. On tego chcia... I dlatego nie uleczy Rut. Wiedzia na pewno o jej chorobie. Czyta rozpacz z moich oczu. Zna chwil jej agonii. Moe... moe nawet paka nad ni, jak paka nad grobem azarza. Lecz nie speni mego yczenia. Pozwoli umrze Rut. I nie wskrzesi jej. Och, On jest nielitociwy dla swoich! I dla siebie take... Jego cuda s dla obcych. Judasz ma racj, gdy si czuje oszukany. Przecie poszed za Nim, wierzc,
236

e to bdzie j e g o Mistrz, j e g o Krl, j e g o Mesjasz. Tymczasem to jest Mesjasz tych, ktrzy Go odrzucaj. A ci, co za Nim poszli, maj dzieli Jego los. Bo to jest chyba Mesjasz... Ale jaki inny, nie ten, ktrego oczekiwalimy. Znowu zawiedlimy si... ycie jest jednym zawodem. I wanie On kaza mi pisa haggad o sobie. Dlaczego mnie? Wanie mnie? Jestem czowiekiem lkliwym przyznaj... Umiem obraca si wrd rzeczy znanych, prostych, uwiconych tradycj. Haggada o Nim byaby przeciwiestwem tego wszystkiego! Kto by j mia napisa, musiaby stan do walki z kadym. Haggada o Nim byaby zgorszeniem... Mona zdoby uznanie piszc o wszystkim innym, tylko nie o Nim! Jestem czowiekiem spokojnym. Nienawidz sporw. Gotw jestem sto razy ustpi, by uporem nie stwarza sobie wrogw. Haggada o Nim obrciaby wszystkich przeciwko mnie... Wszyscy staliby si moimi wrogami! Nie chc tego, nie chc! Dlaczego On mnie sobie upatrzy? Po co do Niego szedem? Powiedzia wtedy: Jeste niedaleko Krlestwa... I od razu poczuem, e to jest jakby wyznaczenie mi miejsca do pracy... Po co ja do Niego poszedem? Moe Rut byaby wyya? Ludzie nie trac zwykle istot najukochaszych. Kady ma przecie na wiecie jak pociech... Ja nie mam adnej! adnej! adnej! Moja umiejtno tworzenia haggad? Staa mi si ona jak rana w doni... Co to znaczy, Justusie, co napisaem: Rana w doni? Wiem dobrze, kto ma przebit do. Czuj dreszcz... Po co to ja napisaem? Jak dokadnie speniaj si wszystkie Jego sowa. Powiedzia: Daj ci swj krzy... Mam do przybit do tej Jego haggady jak skazaniec do belki krzya...

237

List XIX
Drogi Justusie!

Wwczas, gdy wychodziem z domu wskrzeszonego azarza, byem przekonany, e ju nigdy do niego nie wrc. Lecz stao si przeciwnie. Wanie mam zamiar tam i...
Przyszed do mnie chopiec z poselstwem od azarza. Brat Marty kaza mi powiedzie: Przyjd do nas na uczt. Nauczyciel jest w moim domu. Pragniemy ci zobaczy. Jestem tym zaskoczony. Zaskoczony, zdumiony i przeraony. Przecie daem dokadnie zna o tym, co zostao postanowione na zebraniu Sanhedrynu, i prosiem, aby o tym donieli Nauczycielowi. Zreszt mwi si o tym coraz goniej, a szeliachowie odczytywali w synagogach wezwanie Najwyszej Rady. Samemu azarzowi grozi take niebezpieczestwo, zwaszcza e ludzie wci opowiadaj o jego wskrzeszeniu i schodz si z dalekich nawet stron do Betanii, by zobaczy czowieka, ktry by umary. Prawda, e chwila jest nieco spokojniejsza. Za par dni rozpoczynaj si wita i ju tumy pielgrzymw zaczy napywa do Jerozolimy. Wrd tysicy ludzi atwiej jest uj uwadze ledzcych. W obecnym okresie Sanhedryn na pewno nie wystpi przeciwko Nauczycielowi. Panuje przekonanie, e Galilejczycy broniliby swego Proroka, a wiadomo, do czego s zdolni. Lecz po co kusi niebezpieczestwo? Zamiast pcha si na oczy wrogw, lepiej pki czas odej gdzie za Jordan lub do Trachonitis i tam zaszy si na jakie dwa, trzy lata. To przesadna gorliwo przychodzi na wita, gdy wyrok tak jakby ju zapad... Teraz nawet nie miabym monoci ratowania Go. W Sanhedrynie i w Wielkiej Radzie nie ufaj mi i skrywaj przede mn dziaanie przeciwko Niemu. A poza tym, jeeli to sam Najwyszy da Jego mierci? To jest myl, ktra nie przestaje krci mi si w mzgu niby wider. Podwiadomie byem dotychczas przekonany, e On jest jednak kim wyposaonym przez
238

Przedwiecznego w specjaln misj... Nauki niektrych prorokw wydaway si take w swoim sensie zgorszeniem i zuchwalstwem. Lecz Najwyszy ich ochrania. Otacza ich cudem swej opieki. A Jego skazuje na mier? I rzecz szczeglna kto wie, czy On tego nie czuje. Dlaczego tak by si naraa? Postpuje jak czowiek, ktry wiadomie zda do celu, jaki mu zosta wskazany. Lecz jeeli tak jest, w tym wszystkim kryje si jaka ogromna, a dla mnie niepojta tajemnica... C to za Mesjasz, ktry by po to przyszed na ziemi, aby tu by zabity z wyroku Najwyszego? Oczekiwalimy MesjaszaZwycizcy, Wodza, Triumfatora, a nie Mesjasza pognbionego przez ziemi i przez niebo. Ale na pewno mnie nie rozumiesz. Musz ci opisa wszystko, a wtedy dopiero bd mg oczekiwa od ciebie rady i opinii. Ju nastpnego dnia po tym cudzie wskrzeszenia azarza stra Wielkiej Rady popieszya do Betanii, by uwizi Nauczyciela. Ale On odszed przed witem i wysana pogo nie zdoaa Go odnale. Stranicy zachowywali si bezwzgldnie: pobili azarza, uderzyli Mari, poprzewracali i poniszczyli sprzty, zrbali warsztat azarza. Odchodzc grozili, e gdy drugi raz przyjd i nie powie si im, gdzie si ukry Nauczyciel, bdzie jeszcze gorzej. Wielka Rada usuna azarza spord czonkw naszej sekty. W dwa dni pniej zostaem wezwany na zebranie Sanhedrynu. Miao to by posiedzenie bardzo uroczyste, poniewa wanie Kajfasz po raz pitnasty z kolei zosta wybrany arcykapanem, Piat za ten wybr zatwierdzi. Ze wzgldu na naprone stosunki midzy saduceuszami i prokuratorem nie sdziem, e tak si stanie. Lecz widocznie Piat chce ugaska synw Betusa i Ananiasza, aby mc znowu z nimi handlowa. Niele przecie zarabia na tych interesach. Obecnie jedynym porednikiem midzy nim a Sanhedrynem jest Jzef, ten za nie ma adnych ambicji osobistych, wic nie mona go naciga na kupowanie urzdw. Kajfasz wystpi na zebraniu w witej szacie arcykapana, ktr mu Piat poleci wyda na okres wit ze skarbca znajdujcego si w Antonii. Uczcilimy go powstaniem i ukonami, on za nas pobogosawi. Nie lubi Kajfasza. To chciwiec, zonik i obartuch. Nie ma dla niego zej drogi do zdobycia pienidzy. Cay handel w obrbie wityni jemu paci udzia ze swego obrotu, Kajfasz za i jego synowie skrupulatnie sprawdzaj, czy nie
239

s przez dzierawcw wprowadzani w bd. Kajfasz i Judasz maj podobne natury, tylko e Judasz jest biedakiem zachannym na drobne sumy, lecz gdyby mia do czynienia z wielkimi pienidzmi, nie wiedziaby w ogle, co robi, natomiast chciwo Kajfasza jest tak wielka, e nie gardzi nawet asami ciganymi od najwikszej biedoty, wymieniajcej przy straganach bankierskich przywiezione ze sob pogaskie pienidze na monet podatkow. Tylko w naszych smutnych czasach, kiedy to otrzy i niedowiarkowie peni wite funkcje przy wityni, mg si taki Kajfasz dobi najwyszego w narodzie stanowiska! Nikt go nie lubi, nawet wrd swoich ma wrogw (zreszt saduceusze gryz si midzy sob jak wcieke psy i tylko wobec nas wystpuj zgodnie). Ale wszyscy si go boj, bo w gniewie nie przebiera w rodkach. Ma twarz bia, nalan, o wielkich obwisych policzkach, ktre nadymaj si i pulsuj, gdy Kajfasz jest wcieky, czarne wosy i czarn brod uoone na wzr grecki w misterne loki. Jak oni wszyscy Kajfasz chciaby wyglda na Greka, ale e mu si nie chce uprawia greckich wicze, nosi przed sob wcale nie grecki, wielki i sterczcy brzuch. Patrz na niego z obrzydzeniem. Lecz przecie musz powiedzie, e gdy staje przed nami w witym meilu i w witym efodzie, z czoem zasonitym zot blach, na ktrej wije si napis: wity Panu robi wraenie zupenie innego czowieka. Wtedy nie widzi si jego chciwych oczu, akomych warg, podskakujcych policzkw i wielkiego brzucha. Plugawego syna Betusa zasania na chwil jego wielka godno. Ja i Jzef bylimy ostatnimi, ktrzy przyszli na zebranie. Mieszkajc tu obok Kajfasza przychodz zwykle na posiedzenie Sanhedrynu jeden z pierwszych. Tym razem jednak, gdy wchodziem do sali, wikszo czonkw Rady bya ju na miejscach. Zrodzio si we mnie podejrzenie, e umylnie zaproszono mnie pniej, aby przed moim przybyciem radzi o czym, o czym nie chciano, abym sysza. Podzieliem si moim odkryciem z Jzefem i on przyzna, e ma to samo wraenie. Ale potraktowa to z kpinami. Boj si nas mia si ach, c to za gupcy! Jzef jest nieulky: nie boi si niczego ani nikogo, w stosunku za do wikszoci czonkw Sanhedrynu ywi pogard. Uwaa, e s zdolni tylko do intryg, ktni i wzajemnego szkalowania si. Ja jednak, odkd umocniem si w przekonaniu, e nad czym radzono w tajemnicy przede mn, nie byem spokojny. Nie znosz

240

wrogoci, wrogo za ukryta, niezalenie od kogo pynie, budzi we mnie zawsze lk. Tote zadraem, gdy Jonatas pod koniec obrad zwrci si nagle do mnie: Przed paroma dniami zdarzy si tu pod miastem, w Betanii, zdumiewajcy wypadek. Mamy nadziej, e rabbi Nikodem, ktry, jak nam mwiono, by tego wydarzenia wiadkiem, zechce nam opowiedzie, co si tam dziao naprawd. Ton gosu nasiego by grzeczny, wic opanowaem swj niepokj. Ostatecznie c mi mog zrobi? mwiem sobie. I dlaczego nie miabym by w Betanii podczas cudu? Powstaem i opowiedziaem dokadnie cae wydarzenie. Sala suchaa mnie w milczeniu, nikt mi nie przerywa pytaniami ani okrzykami. Lecz z min suchaczy wywnioskowaem, e sprawa nie jest dla nich obojtna. Teraz ju byem pewien, e to, o czym mwiono przed moim przybyciem, dotyczyo Nauczyciela. Wic powiadasz, czcigodny, e On wskrzesi azarza? zapyta Jonatas, gdy skoczyem. Na twarzy nasiego malowaa si drwina. Tak potwierdziem. Hm, wobec tego dokonao si wydarzenie zgoa niezwyke miaem wraenie, e caa ta historia wicej bawi Jonatasa ni niepokoi, ale z jakiego wzgldu czuje si zobowizany do wypytywania mnie. Hm... Lecz moe azarz ukry si po prostu w grobie, by w ten sposb pomc swemu przyjacielowi w owym cudzie? Nie zaprzeczyem do stanowczo. To niemoliwe. azarz by ju przedtem chory. Gdy przyszlimy do grobu, znalelimy kamie wtoczony przed wejcie. A potem, kiedy odwalono kamie, z wntrza buchno zapachem zgnilizny. I azarz wyszed okrcony w chusty i przecierada... No, to wszystko nietrudno byo zmajstrowa zamia si nasi. Mg wyzdrowie. Wejcie mona byo zawali, zwaszcza jeeli do grobu istnia dostp z drugiej strony, prawda? Mona take zawin ywego czowieka w chusty... A przy wejciu wystarczy pooy zdechego barana... Czy te wszystkie oszustwa zostay stwierdzone? zapyta niespodziewanie Jzef.

241

Midzy Jonatasem a Jzefem ley nieprzyja, ktra wzrosa od czasu, gdy Jzef pozosta przy rozmowach z Piatem, Jonatas za na danie Kajfasza zerwa z prokuratorem wszelkie stosunki. Domylaem si, e mj przyjaciel, ktrego ta caa sprawa na pewno zupenie nie obchodzi, chcia tylko dopiec nasiemu. Jonatas odpowiedzia ze zgryliw grzecznoci: Nie, nie zostay stwierdzone. Nikt ich nie szuka. Przecie wszyscy, jak syszelimy, byli tak porwani tym... cudem. Nikomu na pewno nawet przez gow nie przeszo, e caa ta historia moga by zwyczajnym kamstwem. Mwi, rzecz jasna, o amhaarezach. Czcigodny rabbi Nikodem niewtpliwie zachowa zdrowy rozsdek i nie uleg naiwnej wierze w obudzenie si umarego... Jestem faryzeuszem, Jonatasie przerwaem nasiemu. Wierz w zmartwychwstanie... Posyszaem koo siebie pomruk. Suchajca dotychczas w ciszy sala zbudzia si do ycia. Z aw naszych chaberim posypay si gosy: Co ty mwisz, Nikodemie? I my wierzymy w zmartwychwstanie. Jestemy take faryzeuszami. Ale ludzie zmartwychwstan w dzie ostatni. I wskrzesi ich Najwyszy, a nie jaki grzesznik. Co ty mwisz? On nie moe wskrzesza! A jednak zwrciem si do naszych On wskrzesi. Mwiono i dawniej, e wskrzesza. Ale tym razem widziaem sam. Po moich sowach zapada cisza przerywana tylko szmerami szeptw. Jonatas rozoy rce i znowu umiechn si drwico. No, skoro rabbi Nikodem widzia... To nieprawda! zawoa nagle rabbi Jonatan. Nikodem tego nie widzia! To znaczy, ja wiem, e on nie kamie poprawi si. Ale niewtpliwie uleg zudzeniom. Czy zudzeniom ulegaj ci wszyscy, ktrzy widuj azarza w wityni i na targowisku? odezwa si Jzef. Ja go sam widziaem, wanie wczoraj. Znowu zrobia si za, naadowana gniewem cisza. Tak, to prawda... powiedzia w kocu Jonatan, ciko, jak kto, kto
242

musi ustpi. azarz chodzi i gada wszystkim o tym swoim wskrzeszeniu... By moe, e to byo oszustwo, jak o tym powiedzia czcigodny nasi. Lecz oszustwo czy nie ta sprawa musi si wreszcie skoczy! Do podburza ze strony tego Galilejczyka! Po tym cudzie wszyscy za Nim polec. Wiem, co si ostatnio mwi w miecie. Czy chcecie mie jutro wojn z Rzymianami? Oczywicie, e nie! odezwa si Kajfasz. Czcigodny rabbi Jonatan mwi rozsdnie. Cieszymy si, e tak mwi. Nikt z nas wojny nie chce. Taka wojna byaby nasz zgub. Trzeba skoczy z tym nieczystym! zawoa rabbi Eleazar. Susznie. Skoczmy z Nim. Wy, czcigodni Kajfasz zwrci si w nasz stron zapalicie go, jak syszaem, wielokrotnie na bdnej nauce. C wic prostszego? Niech tylko jaki czowiek przez was nasany rzuci pierwszy kamie. I niech dobrze rzuci... Wystarczy, eby popyna krew, a rzuc i inni... To si nie da zrobi Jonatan potrzsn gow. Dlaczego? Nieraz ju nasi ludzie chwytali za kamienie... Nic z tego nie wyszo. On jest zrczny. Ma take wielu przyjaci. Zwaszcza teraz. Wic sprowadmy go tutaj, zasdmy na czterdzieci plag i zabromy przebywania w miecie. Niech sobie wraca do Galilei! Na to ju take za pno! rozleg si gos rabbi Joela niby chrapliwe pianie starego koguta. Za pno! On ju nauczy ludzi grzeszy i pogardza witymi obmywaniami! On musi umrze! Tak rzek stanowczo i ponuro rabbi Jonatan On musi umrze! Nie mam nic przeciwko temu odezwa si Jonatas, obojtnie wzruszajc ramionami. Wiecie, e przez niego poniosem due straty. Nikt teraz nie czeka na cud przy sadzawce Owczej... Niewtpliwie to czowiek szkodliwy. Ale zastanwmy si chwil nad jednym: Jeli go zwyczajnie zechcemy skaza na mier, nasz wyrok bdzie podlega zatwierdzeniu przez Piata. A Piat, znacie go, moe wanie zechce zrobi nam na zo...

243

Wic lepiej wtrci si Jehuda, brat Jonatana zaatwmy to przez sikkarystw... Nie, nie! upiera si rabbi Jonatan. Widziaem na twarzy przewodniczcego Wielkiej Rady zacito. Nie! On i sikkarystom gotw umkn. Jego trzeba zabi, a jego nauk zniszczy. On musi by osdzony i umrze haniebnie na oczach wszystkich... Lecz Piat... powtrzy swoje zastrzeenie Jonatas. Moe by to Jzef zaatwi... kto podsun. Na mnie nie liczcie! Jzef zagrzmia swoim tubalnym gosem. Nie bd handlowa niczyj mierci. Jestem kupcem, nie morderc! Jeste zbyt kupcem, Jzefie! powiedzia zjadliwie rabbi Eleazar. A ty zbyt kim jeste? odpar mj przyjaciel. Uciszcie si! zawoa nasi uderzajc w ziemi sw lask. Nie kcie si! Ja take uwaam, e Jzef nie powinien zaatwia tej sprawy. Zwrciby tylko uwag Piata na to, e zaley nam na tej mierci. A e Piat naar si zota i jeszcze go pewnie nie strawi, nie zaspokoilibymy go byle czym. Pies nieczysty! warkn Kajfasz, ktry od czasu sprawy z wodocigiem unosi si na kade wspomnienie o Piacie. Wic co robi? odezwa si rabbi Jonatan. On musi umrze! jeszcze raz powiedzia z naciskiem. Nasz ukad... Pamitamy... szybko zapewni go Jonatas. Nasi rozwaa tylko powiedzia uspokajajco Kajfasz jak mierci powinien zgin ten cudotwrca... Jeszcze nie zosta osdzony! omieliem si krzykn. Moje sowa wywoay poruszenie. Ale nasi zapanowa nad nim od razu. Oczywicie rzek patrzc na mnie i umiechajc si nieco ironicznie oczywicie, rabbi Nikodemie. Musimy go wpierw schwyta i osdzi. Dobrze i sprawiedliwie. Zwrci si do aw faryzejskich. Do tego trzeba przede wszystkim wiedzie, gdzie on jest. Ogocie we wszystkich

244

synagogach, e szukamy go. Naznaczmy nagrod dla tego, kto wskae miejsce Jego pobytu... Ale niezbyt du wtrci Kajfasz. Przesuwajc palcami po wysadzonym drogocennymi kamieniami witym hoszenie doda: Zbyt dua nagroda czyni poszukiwanego wielkim. Nagrod wyznaczmy ma. Ot, ze trzydzieci syklw, tyle co za niewolnika, ktrego pobd w ssiada. Wystarczy... Nie omielajmy tego, ktry przyjdzie go wyda. To bdzie na pewno jaki mierdzcy amhaarez. Najczcigodniejszy arcykapan ma zupen suszno zauway nasi. A co dalej? zapyta niecierpliwie rabbi Eleazar. Nad tym trzeba bdzie pomyle rzek Jonatas. Moe naleaoby zrobi may bunt... Znowu bunt! krzykno z niezadowoleniem kilku modych faryzeuszw. eby znowu caa Jerozolima zostaa obita kijami? Ale uciszy ich sam rabbi Jonatan. Sza! rzek. Nie oburzajcie si! Kij jest dobrym nauczycielem... Gdyby nie te kije, zardzewiaaby nasza nienawi do Rzymian. Jeszcze mog si nam one przyda... Dobrze. Bdziemy i my myleli, jak ten czowiek ma zgin. Bo On musi umrze! Musi powtrzyo twardo par gosw spord naszych chaberim. Ju mylaem, e posiedzenie na tym si skoczy, gdy nagle rabbi Jonatan znowu powsta i zwrci si do Kajfasza: Najczcigodniejszy rzek otwierasz dzi nowy rok swego wadania. Na pewno pamitasz, jakim przywilejem obdarzony zostae w dniu dzisiejszym... Byem zaskoczony t mow, a przede wszystkim zdumiewajc czoobitnoci, z jak rabbi Jonatan zwraca si do swego wroga. Co si jednak zmienio w stosunkach midzy naszymi chaberim a saduceuszami od czasu tamtego wsplnego wystpienia przeciwko Piatowi. Dzi cign Jonatan moesz prorokowa przy uyciu witych kamieni Urim i Tummim. Wzywamy ci i prosimy. Prorokuj! Powiedz, e ten grzesznik musi umrze...
245

Po co pyta? wyskoczy rabbi Eleazar. Widziaem, e i innym chaberim nie podobao si to wystpienie przywdcy sekty. Po co pyta? My sami wiemy, e on jest niebezpieczny i trzeba, aby zgin... Po co pyta? odezwao si wiele gosw. Nie pojmowaem lekkomylnoci rabbi Jonatana. On kusi Najwyszego! mylaem. Ale uwiadomiem sobie nagle jeli proroctwo odpowie nie, kt wtedy omieli si podnie rk na Nauczyciela? Zawzito musiaa ponie Jonatana. Coraz wicej gosw krzyczao: Po co pyta?! Lecz wielki doktor z uporem potrzsn gow. Niech wite kamienie powiedz. Ja ci prosz, najczcigodniejszy... Prosisz... rzek Kajfasz gosem, w ktrym czytao si zaskoczenie prosisz... Czy tylko ty, rabbi, prosisz o to? Po c dla tak maej sprawy wzywa gosu Najwyszego? Ja take prosz o to! zawoaem gwatownie. Byem pewny, e ratuj w ten sposb Nauczyciela. Najwyszy nie moe przecie wypowiedzie si po stronie niesprawiedliwoci. Tutaj knua si zbrodnia przeciwko niewinnemu. Wobec niej powinien zagrzmie. Kajfasz jest czowiekiem, ktrego nienawidz. Ale bdzie prorokowa jako najwyszy kapan. W takich chwilach Przedwieczny mwi nawet przez usta grzesznika. Niech powie! Stanie si dla wszystkich jasne, e Nauczyciel jest Czowiekiem, ktry od Niego przyszed. Niech On Go zasoni swoj moc, gdy ja nic zdziaa nie zdoam. Jeeli chcecie... Kajfasz rozoy rce. Ustpowa niechtnie. Nie mia ochoty na to proroctwo i rozglda si na wszystkie strony, szukajc, kto by go od tego uwolni. Ale wszyscy na sali stracili gow i nie wiedzieli, jak si oprze wezwaniu Jonatana. Arcykapan grzeba bezradnie po obszyciach hoszenu. Na pewno zdawa sobie spraw z tego, e kada odpowied proroctwa bdzie dla niego kopotliwym zadaniem: albo kae mu zabiega o zgod Piata na wykonanie wyroku, albo postawi go na stray ycia nietykalnej ju wwczas Osoby, ktr on uwaa przecie za Czowieka niebezpiecznego... Lecz nie mg si ju cofn. Arcykapan musi prorokowa na wezwanie dwch czonkw Sanhedrynu. Jak chcecie powtrzy. Jeszcze raz rozejrza si. Nawet Jonatas, taki zwykle zrczny, nie umia mu nic podda. A nasi chaberim stracili si zupenie wobec nagego wystpienia
246

zwierzchnika Wielkiej Rady. Mdlcie si powiedzia Kajfasz aby Pan zesa sw odpowied poprzez moje rce... W kocu rozoy szeroko ramiona, pochyli gow, zacz odmawia formu proroctwa: O Adonaj, Sabaoth, Szekinah! Daj swj znak mnie, Twemu arcykapanowi, ktrego raczy wezwa do swej suby. Daj mi znak i powiedz: czy dla dobra narodu Twego wybranego trzeba, aby tamten Czowiek zgin? Daj znak! Oto wkadam praw rk do witego hoszenu. Czuj pod palcami dwa wite kamienie, Urim i Tummim. Nie wiem, ktry jest czarny, a ktry zoty. Ale ten, ktry wziem, niech bdzie Twoj odpowiedzi. Jeeli to Urim znaczy bdzie, e odpowiedziae nie na moje pytanie. Jeli Tummim odpowiedziae tak. O Adonaj, Sabaoth, Szekinah! Siedmiokro wity wzywam Ci! Ju wybraem kamie. Wydobywam go teraz ze witej torby. Oto znak Najwyszego! Patrzcie! Otworzy sw pulchn do. Ludzie poderwali si z aw i otoczyli koem arcykapana. Tummim! Tummim! buchn naraz krzyk. Zaparo mi oddech w piersi. Tummim! syszaem obok siebie. Pan powiedzia! On musi umrze! Co to znaczy, Justusie? Odpisz mi prdko, co moe znaczy takie proroctwo! Wic On powinien zgin? Jake nieprawdopodobne skutki cigno to wskrzeszenie. Daem natychmiast zna azarzowi i kazaem mu powiedzie, by przekaza wiadomo Nauczycielowi. Od tego czasu upyno par tygodni. Nasi chaberim wci naradzaj si, jak Go schwyta. Wezwanie do wydania Go zostao ogoszone we wszystkich synagogach. A On tymczasem, jakby nigdy nic, przybywa do Betanii! I azarz zaprasza mnie, abym przyszed... Pjd jednak... A wrciwszy, zaraz napisz do ciebie. Ale ty nie czekajc na mj nowy list odpisz mi, co o tym wszystkim sdzisz.

247

List XX
Drogi Justusie!

Byem w Betanii, widziaem si z Nim... Ale to, co si stao pniej odsuwa w cie uczt w domu azarza, uczt, z ktrej powrciem w nastroju melancholijnym. W dwa dni pniej mia miejsce dzie wstrzsajcy. Nigdy niczego podobnego nie przeyem. Wydawao mi si... Nie, nie wydawao si byem pewny! Krzyczaem, a obok mnie setki ludzi krzyczay to samo co i ja. Na pewno wiesz, co to znaczy poczucie takiej wsplnoty. Lecz wieczr przynis niepokojce otrzewienie. A wreszcie dzisiaj...
Musz jednak zacz od pocztku. Poszedem do Betanii. azarz wyda uczt dla Nauczyciela i Jego uczniw. Poza nimi byem tylko ja jeden. Pisaem ci, e azarz zosta pobity przez stranikw, gdy szukali Nauczyciela. Okazuje si, e zamano mu wtedy rk i kilka eber, wybito oko, pokaleczono go na caym ciele. Krzyczano bijc go, aby sobie dobrze zapamita, e nie by nigdy umary. Czowiek, ktry wsta z grobu w peni si mskich, jest teraz skurczonym bolenie kalek. Nie mg wsta, aby nas powita. A przecie gdy Nauczyciel zbliy si do niego, porywczo chwyci Jego rk i przycisn j do ust. Siedzc po drugiej stronie stou mylaem: To wskrzeszenie nie stao si jednak zbyt wielkim dobrodziejstwem dla azarza. W poprzednim swym yciu zazna ludzkiej czci i szacunku. Teraz od pocztku spotykaj go krzywdy i cierpienia. mier Rut bya kocem jej mki. Czyby to wskrzeszenie miao si sta dla azarza jej pocztkiem? Lecz w takim razie po co On go wskrzesza? I za co azarz okazuje Mu tyle wdzicznoci? Siedziaem zatopiony w tych mylach, kiedy poczuem na sobie Jego wzrok. Podniosem gow. On patrzy na mnie, jakby mnie woa. Musiaem zapyta: Czy chcesz czego, Rabbi?

248

Chc ci zapyta, przyjacielu tak teraz zawsze mwi do mnie czy lubisz przypowieci... Lubi, Rabbi. Mdro ycia wydaje si najjaniejsza w maszalu i w haggadzie. Ukadaem ich wiele... Posuchaj w takim razie tej, ktr ja ci powiem. Wyszed gospodarz, aby sia. I rzuci ziarno przed siebie. Jedno pado na ziemi dobr, mikk, pulchn i wilgotn i prdko zapucio korze. Ale drugie pado na ziemi tward i jaow. I cho take korze zapucio, cho strzelio kiekiem kieek ten by saby jak dziecko, ktre dopiero zaczyna stawa na nogi. Lecz gospodarzowi al si zrobio ziemi, z ktrej wyrasta ndzny kos. Jeszcze raz wzi si do niej; gboko wzruszy j motyk, wybra kamienie, ktre w ni wrosy, zacz polewa wod... A kiedy przysza pora niw, zbir z ziemi zej by rwnie obfity jak z ziemi dobrej. I rzek gospodarz: Nie al mi mojej pracy i stara, bo drosza mi si staa teraz ziemia, w ktr tyle woyem wysiku. I owoc godny przyniosa... C mylisz, przyjacielu, o tej przypowieci? To adny maszal! powiedziaem. Chciae przez niego powiedzie niewtpliwie, e dziki pracy czowiek moe nawet z najlichszej rzeczy uczyni co cennego? Dobrze zrozumiae pochwali mnie. W Jego pochwale bya jednak jakby dobrotliwa wyrozumiao: mona by pomyle, e mwi do dziecka, ktre pojo z Jego sw tylko tyle, na ile je sta. Nie ma muszli tak ndznej mwi dalej z ktrej by si nie dao wydoby pery. Nie ma owcy w stadzie, ktra by nie bya warta szukania jej po nocy wrd ska i cierni... Ale tak robi tylko gospodarz dobry... Dlatego te Syn Czowieczy podlewa sabe kosy i idzie na poszukiwanie zagubionych owiec... Wydao mi si, e co nowego wyania si z Jego sw. On chyba ma na myli swoich uczniw i tumaczy mi delikatnie w przypowieci, dlaczego ich wanie sobie wybra. Mj wzrok pobieg w krg po ich twarzach: s takie nielotne i jakby napitnowane skonnociami do ktni. Za ziemia, wymagajca wielkiego starania. I nie wiadomo jeszcze, jaki owoc przyniesie. On dalej patrzy na mnie i zdawa si znowu da, abym Go pyta. Lecz odezwaem si nie zawsze trud gospodarza przynosi plon...
249

Nie zawsze przyzna. Po Jego twarzy spyn smutek. Nie zawsze powtrzy. A przecie Syn Czowieczy kadej godziny gotw jest i, choby w deszcz i w burz szuka zbkanej owcy. Jak kobieta, ktra zgubia denar i pty wymiata izb, a go znajdzie. Jak rolnik, ktry pty nawozi, skopuje i nawadnia z ziemi, a ona da dobry owoc... Opuci gow. Znowu na tego Czowieka przyszed al i przygi Go do ziemi, jak zbyt obfity owoc przygina mod, nie do jeszcze siln jabo. I nagle bysna mi w gowie myl: ten Czowiek zawid si take! Oczekiwa zwycistwa. Ale e potrzebowa towarzyszy, wybra ich sobie spord najwikszej haastry. To by bd, ciki bd. On by przekonany, e jednak potrafi tych rybakw, rzemielnikw i celnikw przerobi! Nie przerobi ich! Pozostali, kim byli. To, co On teraz mwi, jest tylko pocieszaniem siebie. Wbrew oczywistoci i dowiadczeniu twierdzi, e nie ma zej ziemi, z ktrej by nie mona byo wydoby dobrego plonu. Z tej amhaarezkiej ziemi nic mdrego nie wyronie. On to czuje, cho jeszcze si upiera... Lecz czemu da niepodobiestwa? Amhaarez pozostanie zawsze amhaarezem. Mona co zrobi dla polepszenia jego doli, nigdy jednak nie zrobi si niczego razem z nim. Dlaczego nie zwrci si do takich ludzi jak ja? Nie potrzebowaby si potem skary, e za ziemia mimo obrbki daa zy owoc... Wtedy po naszej pierwszej rozmowie, wyszedem wstrznity i porwany. Byem gotw i za Nim. Udaem si do Galilei. Czekaem na gest z Jego strony. Gdyby by uzdrowi Rut... Wtedy zrobibym dla Niego wszystko... Usugiwaa nam Marta, jak zawsze czujna i starajca si, by nikomu niczego nie brako. Marii nie byo w izbie. Byem tym zdziwiony: ona zwykle nie odchodzi od Nauczyciela; siedzc obok zdaje si pochania kade Jego sowo. Tym razem nie widziaem jej od przyjcia. Lecz wanie kiedy si nad tym zastanawiaem, zobaczyem j wchodzc do izby. Sza schylona, bosa, z rozsypanymi na ramionach wosami, trzymaa co w rku przyciskajc do piersi. Robia wraenie paczki, a nie kobiety witajcej godnego i upragnionego gocia. Nawet wwczas, gdy azarz lea w grobie, nie wydawaa si tak pena rozpaczy. Sza cicho, na palcach, wzdu ciany, jakby nie chcc zwraca na siebie uwagi. Zatrzymaa si z tyu za oem Nauczyciela. Spod wosw, ktre pasmami opaday jej na twarz, widziaem jej oczy,
250

ciemniae, e wydaway si prawie czarne, zmruone lekko, jak gdyby hamowanym blem. Nagle odja rce od piersi i wtedy zobaczyem, e trzyma w doni pikny alabastrowy flakon. Zrcznym ruchem skruszya mu szyjk. Odurzajca wo napenia od razu ca izb. To musia by cenny olejek, na rynku zwany krlewskim, niezmiernie kosztowny. Pozwolia mu spyn na wosy Nauczyciela. Teraz delikatnie zbieraa na koce palcw rozsypane krople i rozcieraa je wzdu czarnych pasm niby zrczny ukadacz fryzur. Rozmowa, jaka si toczya przy stole, urwaa si nagle. Podczas gdy Nauczyciel tego wieczoru wydawa si smutny i milczcy, Jego uczniowie byli bardziej jeszcze gadatliwi ni zwykle. Terkotali niby rozpdzone koowrotki, mieli si lub spierali ze sob. Teraz jednak ucichli, patrzc bez sowa na Niego i na Mari. Nie mwili nic, ale ich miny zdaway si wszystkie wyraa jedn myl. Wybka j Filip: Ho, ho, co za zapach! Prawdziwy krlewski. Taki flakon musi kosztowa ze dwa denary... Trzy sprostowa Judasz z fachow znajomoci rzeczy. Cae trzy denary. Piknie pachnie... Ale jaki koszt! zawoa Szymon Zelota. Mona mie pachncy olejek za tasze pienidze zauway Jakub Wikszy. Po co w ogle olejek? zawoa Judasz. Tylko rozpustne dziewki uywaj takich pachnide. Po co olejek? Zamiast wydawa na niego pienidze, naleaoby je rozda biednym! Ostatnie jego sowa klasny niby policzek. Patrzy na Mari i wida byo, e kieruje przeciwko niej swoje uwagi. Jego niech do niej musi pochodzi z czasw dawniejszych tyle w niej zastarzaej namitnoci, narosej wielokrotnie przeuwanymi gniewami. On musia j zna przedtem. Wie, jakimi sowami najbardziej jej dokuczy. Nieprawda? zwrci si do innych uczniw. Susznie, susznie przytaknli mu zgodnym chrem. Susznie.

251

Dobrze mwisz. Judasz ma racj. Po co takie kosztowne olejki? Lepiej byo pienidze rozda ubogim... Rabbi byby na pewno bardziej ucieszony. Kobieta bez sw osuna si na kolana. Nie prbowaa si broni. Widziaem jej twarz pod czerwonozot fal rozsypanych wosw tu przy stopie Nauczyciela. On widzc jej smutek dotkn delikatnie doni jej czoa i pogadzi j po gowie. W kole rozgadanych uczniw, wykrzykujcych swoje uwagi, tych dwoje byo niby para obcych dotknitych cierpieniem, ktrego ich otoczenie nie podziela, a nawet nie umie zrozumie. Czemu j ranicie? powiedzia cicho. Kocha mnie i chciaa mi usuy. Biednych zawsze bdziecie mieli obok siebie i obycie o nich nigdy nie zapomnieli! Ja jednak niedugo ju bd z wami... I ona namacia moje ciao na mier, do grobu... Nie wyrzdzajcie jej przykroci. Powiadam wam: Gdziekolwiek na wiecie mwi si bdzie o Nowinie, ktr przyniosem, wspomina si bdzie take jej uczynek... Uczniowie zamilkli. Zrobia si cisza. Jego sowa musiay by dla nich wstrzsem: od razu zwarzya si ich rado. Spogldali po sobie wzajem pytajco i lkliwie, porozumiewali si wzrokiem, szeptali co do siebie. Na mier? Na mier? syszaem. Co On znowu mwi? Jeszcze raz odezwa si za wszystkich Filip. W jego duych bezbarwnych oczach stay zy. Rabbi, my take kochamy Ci... wyjka. Po co nam mwisz o swej mierci? Jeeli nie pjdziesz do miasta, nic Ci si nie stanie... Nie id... Nie id powtrzyli inni. Powolnym, ale stanowczym ruchem potrzsn gow jak kto, kto od dawna powzi decyzj i uwaa j za niezachwian. Musz tam i... powiedzia. Lecz kapani i faryzeusze dowiedz si o tym! zawoa Judasz. Utkwi w nim swj wzrok spokojny, lecz nieskoczenie smutny. Cay wiat odpar bdzie o tym wiedzia...

252

Cay wiat dowiedzia si o tym rzeczywicie!


Jeszcze stoi mi w oczach pocztek wydarze tego dnia. Szedem do wityni przez ulice kipice mrowiem ludzkim. Krzyk, jaki syszaem spoza murw od strony Cedronu, nie zwrci nawet mojej uwagi. Miasto w przeddzie wit pene jest krzykw, pieww, haasw, sprzeczek i targw. Niektre pielgrzymki przybywaj do miasta ze piewami i przy dwikach kinnor. Byem zamylony, nie zdawaem sobie sprawy, e co niezwykego dzieje si w pobliu. Nagle kto obok wykrzykn moje imi gosem znajomym mi, a jednoczenie brzmicym dziwnie obco. Podniosem gow i zobaczyem przed sob rabbiego Joela i Jonatana. Nie tylko gosy obu wielkich doktorw brzmiay dziwnie: ich wygld wyda mi si jeszcze dziwniejszy. To nie byli w tej chwili dostojni soferim, ktrzy pogreni w mylach sun przez miasto obcy haaliwemu tumowi. Miaem przed sob dwch podnieconych ludzi, gwatownie wymachujcych rkami. Obskoczyli mnie z dwch stron. Rabbi Nikodemie! Co On zamierza zrobi? Ty wiesz na pewno... Czego On chce? Kto? Kto, czcigodni? nie wiedziaem, o co mnie pytaj. No On! Ten wasz... Prorok! wykrztusi rabbi Joel. W jego sowach nie byo sycha w tej chwili pogardy, a jedynie przeraenie. Nie wiem nic. Jego nie ma odpowiedziaem niepewnie, zaskoczony ich sowami. Jak to nie ma? Jak to nie ma? zawoali jednoczenie. On tu wanie idzie na czele tysicy ludzi. Wszyscy amhaarezi pobiegli do niego. Wszyscy ludzie... Czego On chce, Nikodemie? Przecie ty jeste z Nim zaprzyjaniony... On chyba nie kae zabija? bkn rabbi Joel. Prawda, e On dobry...? Idzie tutaj? Nie syszysz? Patrz! porwali mnie za rce i pocignli pod portyk. Poprzez koronk kolumn ujrzaem rzeczywicie olbrzymi pochd, ktry zsuwa si drog z gry Oliwnej w wwz Cedronu. Patrz! woa Joel wszyscy za Nim poszli! Caa Jerozolima! Wielu naszych chaberim! Id, machaj gami, rzucaj paszcze pod nogi osa, na ktrym jedzie... Pewno
253

to ty powiedziae Mu o tej haggadzie, ktra mwi, e Mesjasz przyjedzie na ole... Syszysz? Krzycz: Chwaa Synowi Dawida! On jest Synem Dawida powtrzyem odruchowo. By moe, by moe... Skoro mwisz... gdaka Joel. Lecz powiedz: co On chce zrobi? Czy rozpdzi Sanhedryn i ogosi siebie Mesjaszem? On mwiem wsuchujc si w krzyki, ktre w miar zbliania si pochodu przechodziy w omot burzy, i patrzc na ludzi, ktrzy wysypywali si z bram miasta naprzeciw nadchodzcym On chce swego Krlestwa... Jego Krlestwo to panowanie amhaarezw, celnikw i nierzdnic! sykn z zimn zawzitoci rabbi Jonatan. Lepiej, eby nard nigdy nie odzyska wolnoci, ni eby mia mie takiego Krla! Najczcigodniejszy! zapia podnoszc z przeraenia obie rce w gr i niespokojnie spogldajc na mnie rabbi Joel. Pojem, e czcigodny ofiarnik za grzechy Izraela boi si i gotw jest nawet uzna w Nauczycielu Mesjasza, byleby tylko on sam nie postrada ycia w przewrocie. Ale nienawi Jonatana nie zna ustpstw. Ten czowiek nigdy nikomu nie ustpi i jestem pewny, e nic go nie zmusi do ustpstwa. Wolaby ponie mier ni ulec. Krzyk nadchodzcych buchn pod podwjnym ukiem Zotej bramy. Ogarn mnie zapa i upojenie. Na chwil zapomniaem o wszystkich swoich zmartwieniach, troskach i lkach. Nareszcie mylaem. On wystpi!. Okaza, kim jest. Tamto wszystko: Jego ucieczki, lki, przepowiednie mierci to byo tylko prbowanie uczniw. Skoczy si jednak czas prby, a nadesza chwila zwycistwa. Teraz ju On nie bdzie bkajcym si Nauczycielem, ciganym przez wszystkich. Wystpi a cay nard uwierzy w Niego. Sdziem, e ma wrogw, e straci znaczenie i sympati u ludzi. Nic podobnego! Krzyk, jakim Go witao miasto, mwi o triumfie. A ten wystraszony Joel i prno zoszczcy si Jonatan byli jak bezradne licie, ktre zmiata z gazi potny poryw zimowego wiatru. Jeszcze s wprawdzie Rzymianie... Ale w tej chwili nie wydawali mi si straszni. Nic nie wydawao mi si straszne. Nago zmiany sytuacji napenia mnie niezmiern ufnoci w potg Nauczyciela. On wszystko potrafi mylaem. On jest Mesjaszem! Ukrywa si, lecz teraz wystpi. Jozue kaza zatr254

bi, a zawaliy si mury Jerycha. C Rzymianie? Moe zgodz si Go uzna? Zreszt On zawsze wszystko potrafi... Mesjasz powiedziaem patrzc wyzywajco w oczy Jonatanowi bdzie taki, jakiego nam zele Najwyszy. Odpowiedzia z zaciekoci rwnie wyzywajc: Takiego Mesjasza nie chcemy, choby Go przysa sam Szekinah! Pochd wwali si ju na dziedziniec. Nie miaem ochoty spiera si dalej z Jonatanem. Ten czowiek, ktrego bezwzgldno budzia we mnie zawsze niepokj, teraz tak jakby przesta dla mnie istnie. Minem go jak rzecz bez znaczenia. Wyamaem ga z drzewa i pobiegem naprzeciw nadchodzcym. Syszaem za sob czapice kroki Joela. Wielki doktor czu si wida bezpieczniejszy obok mnie. Nie byo atwo przecisn si do Nauczyciela. Setki, tysice ludzi otaczay Go zbit cib. Wszyscy krzyczeli na Jego cze. To by triumf, w jaki nie uwierzybym nigdy, gdyby mi kto zapowiada go poprzedniego dnia. Z gstwy ludzkiej dochodzi niby huk bbna gos Szymona. Uczniowie otaczali swego Mistrza jak gwardia swego krla. Wcisnwszy si midzy ludzi zobaczyem Nauczyciela, w chwili gdy zsiada z osa, na ktrym przyjecha. Uczniowie promienni i zachwyceni zwycistwem nie odstpowali Go ani na krok. Wrd nich widziaem Judasza. On take zdawa si pka z dumy. Biega, miota si, wydawa rozkazy: jednym ludziom kaza si cofa, innym pozwala podej bliej do Nauczyciela. Zobaczywszy mnie skin mi gow, ale tak niedbale, jakbym nie by wielkim faryzeuszem, a on kupczykiem z Bezety. To ju nie by tamten ndzarz ukrywajcy swe zoci pod mask pokornego umiechu, ale najwyszy z dworakw krlewskich. Podejd, rabbi powiedzia askawie. A ty wrzasn na jakiego amhaareza, ktry pcha si ku Nauczycielowi cofnij si! mierdzisz! Cofnij si, syszysz? Czy ci raz nie powiedziaem? Czego tak wybauszye gay? Tum obok krzycza i piewa. Hallelujah! Hallelujah! Witaj, Synu Dawida! Bogosawiony, ktry przyszed w imi Najwyszego! Hosziah nna! Witaj, Krlu, ktry przybye na olciu! Hallelujah!
255

Ach usyszaem za sob szept On nie powinien pozwoli tak mwi. To grzech, to wielki grzech... Joel powiedzia to cicho, ale Nauczyciel, ktry zsiadszy z osa szed w stron Przybytku i wanie nas mija, musia jego sowa usysze. Zwrci nagle twarz w nasz stron. Wbrew oglnej uciesze nie byo na niej radoci. Podobnie jak wtedy, gdy ulegajc probom uzdrawia i oczyszcza ludzi, mia teraz w oczach smutek i wyraz przymusu. Gdy szed otaczajcy go amhaarezi rozcielali teraz pod Jego stopy swoje paszcze. Stpa po nich, lecz w taki sposb, jakby okazywany hod by Mu raczej przykry. Bose Jego stopy odcinay si wyranie na czarnej cylicji. Nie zatrzymujc si patrzy na Joela, a witobliwy doktor kurczy si pod tym spojrzeniem niby usychajcy od aru soca grzyb. Jeeli ci ludzie umilkn powiedzia kamienie bd woa... I szed dalej, a ja pobiegem za Nim. Lecz po chwili zatrzyma si jakby wstrznity obrazem, jaki zobaczy. Schody Przybytku jak zawsze w dniach wit oblepione byy straganami. Tutaj sprzedawano zwierzta ofiarne, tutaj take, na najwyszej kondygnacji schodw, pod samymi bramami, pracowao dwadziecia stow zmieniaczy monet, opacajcych od swych transakcji ciki haracz Kajfaszowi. Z krzykiem idcych za Nauczycielem ludzi zla si w jedno wrzask targujcych, brzk monet rzucanych na kamienie dla wyprbowania dwiku lub dzwonicych o szalki wag, meczenie owiec, porykiwanie krw i cielt, gruchanie gobi i opot ich skrzyde. To targowisko tu pod bramami Przybytku jest widokiem obrzydliwym. Nie powinno mie tutaj miejsca. Ale przyznaj, e przywyklimy ju do niego. Zreszt od pierwszej chwili wprowadzenia si do nowej wityni kapani wzili je w swoje apy i uczynili z niego rdo swoich bogactw. On ju nieraz pewno widzia ten targ. Ale dzi patrzy na niego wzrokiem poncym, jakby zobaczy go po raz pierwszy. Jego twarz zdradzaa kolejno uczucia wstrtu, oburzenia, zgrozy, wreszcie gniewu. Gniewu ale nie wciekoci. W jego oczach nie pojawia si nigdy pomie nienawici. Nie mia jej wtedy, gdy powolnym, rozmylnym ruchem rozpltywa rzemie, ktrym mia przewizane biodra, i skada go w bicz. Tum, idcy za Nim, odruchowo zatrzyma si. Nauczyciel szed sam ku schodom, wolno, jak czowiek, ktry idzie wykona przykr, lecz konieczn prac. By bardziej aosny w swym gniewie
256

ni grony. Tamci nawet Go nie spostrzegli, tak bardzo byli zajci kupowaniem i sprzedawaniem. Nie zauwaony przeszed przez tum, wstpi na sam szczyt schodw. Potem zbliy si do jednego ze stow bankierskich. Solennie i majestatycznie uderzy w blat swoim rzemieniem, a potem zepchn st ze schodw. Struga zota posypaa si na kamienie pod nogi toczcych si, waga z brzkiem szalek stoczya si na sam d. Zmieniacz zerwa si ze swego stoka i zakrzycza dzikim gosem, jakby go kto obdziera ze skry. Skoczy ku Nauczycielowi; wyda si mogo, e si chce rzuci na Niego. Ale zaraz, jakby odepchnity, cofn si i da nurka midzy ludzi zbiera rozsypane monety. A Nauczyciel szed dalej w gszcz kupczcych, zwalajc stoy, strcajc klatki, rozrzucajc zagrody dla byda. Nad targowiskiem podnis si zaraz wrzask i lament. Nikt Mu si jednak nie prbowa sprzeciwi. Kupcy chwytali za swoje towary i uciekali z nimi ze schodw. Przed samotnym Czowiekiem zmykay setki ludzi wyposaonych w najformalniej wypisane i opiecztowane zezwolenia na uprawianie handlu w obrbie wityni. Ciba, ktra zamiecaa schody, spyna z nich niby kurz zmyty strumieniem deszczu. Nauczyciel zosta sam biaa wysoka sylwetka z rzemieniem zwisajcym z opuszczonej rki. Obok Jego stp walao si kilka zgubionych monet niby ziarna bursztynu i wiele zielonoczarnych bry nawozu niby kpy morskiego ziela pozostawionego przez morze, ktre odpyno. Na opustoszaym wybrzeu pozosta Czowiek, przed chwil majestatyczny i potny, teraz zgarbiony i zda si nagle wyzuty z si. Lecz tum tego nie widzia. Dla niego by to Pogromca kapaskiego wyzysku, Triumfator, Zwycizca, Krl i Mesjasz. Z nowym zapaem i entuzjazmem zaczto wznosi okrzyki: Chwaa Synowi Dawida! Chwaa! Cze Ci, Krlu, ktry przyszed w Imi Najwyszego! Hosziah nna! Hosziah nna! Uczniowie zbliyli si ku Niemu, otoczyli Go koem. Kiedy podszedem bliej, usyszaem, e co do nich mwi. Lecz sowa, ktre doszy do moich uszu, zdumiay mnie i przestraszyy. Koczy: Ogarna mnie trwoga... Czy mam jednak powiedzie Ojcu: Wybaw mnie? Nie, po to przecie przyszedem... Jeszcze co mwi, czego nie dosyszaem... Zagrzmiao, jakby piorun

257

pad tu obok. Podniosem gow w gr, ale nie zobaczyem chmury. Po jasnoniebieskim pogodnym niebie pyno tylko kilka biaych oboczkw. Gdy ja wci szukaem, skd nadchodzi burza, w tumie podnis si krzyk: Anio przemwi do Niego! Anio przemwi! Oto prawdziwy Syn Dawida! Hallelujah! Nie zaprzeczy. Zapyta, kierujc swe sowa do uczniw: Syszelicie? To by gos dla was. Podj solennie: Oto sd rozpocz si nad wiatem. Teraz trzeba, abym zosta podcignity na krzy, a wszystkich do siebie przycisn... Nie mw tak! zawoa Szymon. Nie mw tak! krzyczeli uczniowie. Nie psuj naszej radoci! Mesjasz nie umiera! Nie moe umrze! Mesjasz yje wiecznie! Nie mw tak...! Nie mw! zawoaem take. Mesjasz nie umiera... Ale czuem, e mj zachwyt i moja rado ju si skoczyy. On je zasypa lkiem, jak onierze wroga zasypuj kamieniami studnie w zdobytym kraju. Nie rozumiem: po co On przychodzi porywajc za sob tumy, by teraz wymyka si ukradkiem z miasta do Betanii? Prawd powiedzia: cay wiat dowiedzia si o Jego potdze. Ale On zapaliwszy t lamp zaraz j zgasi. Ludzie jak Joel ochonli ju na pewno ze swego strachu i nienawidz Go jeszcze bardziej za t chwil swojej saboci. A saduceusze? Dla nich rozpdzenie targowiska musiao si sta zaczynem piekielnego gniewu! Wyobraam sobie Kajfasza! Dotychczas udawali, e wystpuj przeciwko Nauczycielowi tylko na nasze yczenie. Teraz gotowi si ciga z naszymi chaberim w swej chci zabicia Go! Po co Mu by ten triumf, skoro to nie jest zwycistwo?

A wreszcie dzi:
Przyszed rankiem do miasta i przez par godzin przebywa pod portykami. Zobaczyem, e w tumie, ktry Go otacza, znajduje si wielu modych faryzeuszy, widocznie wysanych przez Wielk Rad, aby Go ledzili. On musi o tym doskonale wiedzie, a przecie, jakby lekcewac niebez258

pieczestwo, tym ostrzej atakuje nasz sekt. W pewnej chwili syszc, jak ludzie, ktrzy si do Niego zwracali, nazywaj Go Synem Dawida, zapyta stojcych obok chaberim: Czyim, wedug was, synem bdzie Mesjasz? Niechtnie i z ociganiem odpowiedziao mu kilka gosw: Dawida. Tak mwi prorocy... Jakby Mu byo mao tej odpowiedzi, zapyta znowu: A co znacz sowa psalmu: Rzek Pan Panu memu: Sid na prawicy mojej, a wszystkich Twoich wrogw podciel ci pod nogi"? Wic Dawid nazywa Panem swego wasnego syna? Jak to moe by? Jak wy to tumaczycie? Spojrzeli po sobie chmurnie i ze spuszczonymi gowami odeszli nic nie odpowiedziawszy. Wid za nimi wzrokiem penym smutnej mioci. Potem powiedzia: O gupcy i lepcy! I teraz nie byo w Jego gosie zacitoci. Gupcy i lepcy... powtrzy, kiwajc gow. Podj znowu z gorycz. Tyle razy posyaem wam moich prorokw, lecz wycie ich wszystkich kamienowali i zabijali! Dopeni si musi miara waszych zbrodni! O, miasto! wybuchn, wci nie gniewem, tylko alem rozpaczliwym i bolesnym. Miasto zabijajce prorokw i tych, ktrych do ciebie posano! Sta z wycignitymi rkami, patrzc na lece u swych stp lepianki Ofelu i na paace na zboczach Syjonu. O, miasto! woa gosem zawodzcym, jak zawodzi matka po synu, ktry odszed w wiat i zagin. Tyle razy chciaem zebra twoje dzieci, jak kura zbiera pisklta pod swe skrzyda, lecz nie chciay! O, miasto! Czeka ci zguba! Zostaniesz puste jak dom, ktry przewiay wiatry. A i oni nie zobacz mnie, pki nie powiedz: Bogosawiony, ktry przychodzi w Imi Najwyszego... Po Jego policzkach spyway grube zy. Ludzie wok milczeli. Zaskoczeni byli Jego wybuchem i przejci Jego sowami, mimo e ich nie pojmowali. On wydaje si kadego dnia smutniejszy. Nawet twarz Mu zeszczuplaa i poblada, jakby jej nie chciao ubarwi tegoroczne wiosenne soce. Skin na uczniw, by szli za Nim, i ruszy w stron Zotej bramy. Powdrowaem razem z nimi. Zbliy si wieczr i zbaty cie muru nakrywa
259

niby paszczem wwz, sigajc daleko, a po grb Absalona. Za to rozlegy stok gry Oliwnej pawi si w rowym blasku. W zamarym powietrzu byo cicho. Minlimy bram i zaczlimy zstpowa w gb parowu. Nauczyciel postpowa przodem, milczcy i zgarbiony, jakby wci jeszcze paka nad miastem, ktremu przepowiedzia zagad. Uczniowie wlekli si za Nim, zbici w ma gromadk, niby stado wystraszonego ptactwa. Cicho wymieniali midzy sob jakie uwagi. Ich pewno siebie, jak okazywali przed trzema dniami, znika bez ladu. Na kocu szlimy ja i Judasz. Ucze z Kariothu sta si znowu maym czowieczkiem, trawionym skrytymi gniewami. Gdymy weszli na most, pod ktrym pyn szumic jeszcze zasobny w wod potok, powiedzia cicho i prdko: Widzisz, rabbi, widzisz... On znowu si cofa. Nie chce... Wtedy, gdy zechcia, porwa za sob wszystkich. Wic moe. Lecz nie chce. Dlaczego On nie chce? Nie wiem... mruknem. Dlaczego On nie chwyci wtedy wadzy w rce? pyta dalej Judasz gorczkowym szeptem. Mg to zrobi, mg.... Ale On zdradzi. Zdradzi spraw... Jak spraw? zapytaem, nie bardzo mylc o tym, czego si chc dowiedzie. Podnis na mnie swe przekrwione oczy. Na Judaszu zna take ostatnie dni: schud, zbrzyd, sczernia, mona by pomyle, e zmala i spokracznia. Przypomina mi teraz, sam nie wiem dlaczego, wielkiego pajka, ktry od dawna nie mia muchy w swych apach! Spraw... zacz, ale urwa. Spojrza na mnie spode ba wzrokiem, w ktrym, zdawao mi si, czytaem nienawi. Ty tego, rabbi, nigdy nie zrozumiesz... mrukn po chwili wymijajco. Nie odezwa si wicej i ja nie podejmowaem rozmowy. Bo i o czym miaem z nim mwi? Zupenie kogo innego szuka kady z nas w Nauczycielu. On jednak nie odpowiedzia na oczekiwanie adnego z nas. I nie dlatego, e jest kim maym. Raczej wydaje si by kim zbyt wielkim, wikszym od wszystkiego, czego si po Nim spodziewali. Kiedy, gdy przychodzili
260

do Niego setkami chorzy, by ich uzdrawia, patrzy na nich takim wzrokiem, jakby si ich pyta zdziwiony: Tylko tego chcecie? Wobec wszystkich naszych wymaga zdawa si mie tak sam odpowied: Tylko tyle chcecie? To, co wam przyniosem, jest bez porwnania cenniejszym darem... Lecz w takim razie c On takiego przynis? Czy soce inaczej wieci, odkd On chodzi po ziemi i opowiada o tym swoim Krlestwie? Wynurzylimy si tymczasem z cienia i poczlimy wstpowa na ociekajce blaskiem zbocze. Cienie naszych postaci wycigay si przed nami, amic si na stopniach wbitych w czerwon, gliniast ziemi. Szare oliwki skrzyy si w socu, niskie i przysadziste. Nauczyciel szed cigle wolno, wlokc ciko nogi, jakby by wyczerpany niezmiernym wysikiem. Zauwayem take, e raz po raz podnosi rk, pewno dla starcia potu z czoa. A moe On ociera nie pot, lecz zy? Nagle stan. Wskaza doni ma czk cignc si wzdu niskiego murku z paskich kamieni. Usiad pierwszy, mymy usiedli obok. Dugi czas trwao milczenie. Miasto leao u naszych stp, gsto zbite, przytoczone tarasem Moriah, poprgowanym niby skra tygrysa socem lejcym si przez kolumnad nad Tyropeonem. Wida std byo wyranie, jak po podwrcu wityni krc si ludzie. Soce zapadao coraz niej, a jego promienie lizgay si pasko po dachach i po dziedzicu. Lecz wanie dlatego sam Przybytek, ktrego pylony przeduone o swj cie rysoway si ostro na tle rozarzonego nieba niby olbrzymia schodowa piramida zwrcona czoem ku nam, wydawa si w tej chwili bardziej jeszcze ni zwykle wspaniay i ogromny. Mielimy na wprost siebie zatopion w gbokim cieniu bram Korynck, podwjn, wiodc na dziedziniec kobiet. Sam dziedziniec wydawa si studni, z ktrej jednak, niby kamie z dna wody, przewiecaa zotem brama wiodca do ofiarnego otarza. Cudowna budowla grujca nad rozlegym placem przykuwaa nasze oczy. Nigdy nie jest dosy patrze na ni. To duma i ukochanie caego narodu. Soce ukryte z tyu przewiecao przez zawieszone w grze kolumny, a odbijajc si od zotego dachu i nasycajc sw czerwieni piropusz dymu, ktry si unosi znad ofiarnego otarza, rozpinao nad caoci niby aureol z bkitu, purpury i zota. witynia zdawaa si unosi w powietrzu, podobna do nieziemskiego zjawiska. Jaka ona jest pikna! Cho cae ycie spdziem u stp jej murw, za261

wsze z zachwytem patrz na jej ksztat tak lekki i majestatyczny zarazem. Herod by otrem bez czci i wiary, ale jego dzieo okupio niewtpliwie cz jego zbrodni. Pki yje witynia nieraz zdarza mi si myle nawet najgorsza dola nie jest jeszcze beznadziejna... Nie ja jeden wida doznaj takich uczu. Popatrz na ni, Rabbi wykrzykn ktry z uczniw, chyba Jan jaka ona jest wspaniaa! A wtedy On powiedzia wci tym samym aosnym, zawodzcym gosem, jakim mwi poprzednio przed portykiem: Nie zostanie z niej kamie na kamieniu... Miaem uczucie, jakby powia lodowaty wiatr i wdar si pod nasze paszcze. Ogarna mnie groza. Co Ty mwisz, Rabbi? zawoao kilka dygoczcych gosw. Tak nie bdzie! Tak nie moe by! Nie zostanie kamie na kamieniu... powtrzy z naciskiem. Widziaem Go z boku: yy na skroniach pulsoway Mu prdko; mia zy w oczach i wyraz rozdzierajcego smutku w skrzywieniu warg. Lecz wy podj po chwili bolesnego zamylenia gdy ujrzycie wojsko otaczajce miasto uciekajcie! Uciekajcie z Jerozolimy do innych miast, na pola, w gry. Niech nikt z was po nic nie wraca! Uciekajcie! Nadejd bowiem wtedy dni zemsty, dni straszne, ktre zapowiadali prorocy. Polegnie lud od godu i miecza, po ruinach za miasta depta bd poganie. I tak si dzia bdzie do koca, a do wypenienia czasw... A wtedy? zapytaem chciwie. Nie patrzc na mnie podj: Wtedy pojawi si znaki na socu i na gwiazdach, a wrd ludzi rozpocznie si ucisk, jakiego nie byo nigdy przedtem. Strach zamieszka midzy wami, strach oczekiwania, e od niego samego wielu umiera bdzie. Ale przedtem wystpi przeciwko wam. Bdziecie przeladowani, skazywani, wizieni i zabijani. Bd was jak zbrodniarzy wydawa sdom. Brat brata wyda, a ojciec syna... Ostygnie mio w wielu sercach. Przypomnijcie sobie wtedy, e wam to mwiem. Lecz gdy wam przyjdzie stan przed trybuna262

em, nie ukadajcie sobie wpierw, co bdziecie mwili. Duch wity sam wam powie i nauczy was. Bdziecie znienawidzeni przez wiat za to, ecie mnie chcieli by wierni. Wytrwajcie jednak! Wytrwajcie wtedy! Bd was chcieli oszuka. Przyjd ludzie i bd wam mwili: My jestemy mesjaszami! I znaki uczyni wielkie, i obiecywa bd... Nie wierzcie im! Nie suchajcie ich! Czekajcie na moje przyjcie. Bo przyjd. Nie zostawi was, przyjaci moich, samotnymi i zlknionymi. Przyjd i dla tych, ktrych wybraem, skrc straszne dni... Milczelimy przeraeni i przygnbieni. Moe si to nigdy nie stanie, co On mwi. Prorocy nieraz zapowiadali rzeczy, ktre si nie speniay. Ale On przemawia z tak pewnoci w gosie, jakby adne Jego sowo nie miao zawie. On zdaje si widzie to, o czym mwi i dlatego obraz, ktry nam ukazuje, jest jednoczenie taki przejmujcy i taki dziwnie niejasny... Skrc... Tym razem Jego gos zabrzmia dobrotliwie. Mona by pomyle, e On spostrzeg, w jak okropne przygnbienie nas wtrci, i chcia nas pocieszy. Nie bjcie si mwi mikko. Gdy to si dzia bdzie, miao i ufnie podnocie w gr gowy. Ju wtedy bd blisko. Tylko czuwajcie, abym was nie zasta picymi lub ucztujcymi... I mdlcie si wiele. Nie ustawajcie... Wic powiedz nam od razu, kiedy to bdzie poprosi Filip. Potrzsn gow. Dnia koca rzek nie zna nikt poza Ojcem. Musicie czuwa. Jak byskawica przyjdzie Syn Czowieczy, jak zodziej wkradnie si do domu nocn por, przed pianiem kogutw. Mdlcie si wic i czuwajcie, by nie byo z wami jak z ludmi z czasw Noego, ktrzy nie dostrzegli nadchodzcego potopu. Czuwajcie, jak czuwa winny druki czekajc na powrt oblubiecw z godw weselnych... Czuwajcie, lecz nie trwcie si... Mimo Jego pocieszajcych sw milczelimy przygnieceni okropnoci wizji, jak przed nami rozpostar. Nagle w ciszy rozleg si drcy gos Szymona: A Ty, Panie, gdzie bdziesz wtedy? W odpowiedzi umiechn si lekko. Soce zapado za zbaty mur wityni i tylko jego promienie leay smugami na stygncym niebie. Otoczony
263

aureol ksztat Przybytku skamienia w czarn bry. Powia wiatr. Zachrzci limi oliwek i znowu rozpyn si w ciszy. Jego odpowied spyna na morze naszego lku strug oliwy. Mona by pomyle, e On po to niepokoi, by ujrzawszy nasz strach tym skuteczniej odpdzi go jednym swym sowem. Jak wtedy, na morzu. Cho to, co powiedzia, odnosio si tylko do Szymona, kady z nas odetchn lej w niejasnym poczuciu, e jest to take odpowied na niepokj jego serca. Pady sowa ciche, lecz drgajce tak si, jakby nie miay nigdy ucichn: Tam, gdzie ty bdziesz, Piotrze...

List XXI
Drogi Justusie!

Stao si! Stao si, co si musiao sta! Pochwycili Go! Moe zabili... On jednak chcia tego. Zrobi wszystko, by skupi na sobie ca nienawi kapanw i doktorw. To prawda nie odda si sam w ich rce. Ostatnimi czasy wymyka si wieczorami niepostrzeenie z miasta i kluczc szed polami do Betanii lub nocowa w ktrym z ogrodw na grze Oliwnej. Lecz pozosta w Jerozolimie i nie zamilk a do ostatniego dnia. Jeszcze wczoraj rano mwi pod portykiem. ciera si w ywej dyspucie z ludmi nasanymi na Niego przez Wielk Rad, saduceuszy i herodianw. Zwycia ich... Ale to byy tylko zwycistwa sowne. C z tego, e odchodzili wrd miechu gawiedzi, wciekli, dyszcy pragnieniem zemsty. Sowa, ktrymi ich zwycia, byy rwnie obce ludziom oklaskujcym je. To byy zawsze Jego sowa, tylko Jego, nieustpliwe, czasami nieoczekiwane, inne ni pozostaych ludzi... On zawsze jest sob. Zdaje si nie uznawa adnych regu.
264

Rzeczy nawet najpikniejsze w naszym yciu domagaj si ujcia w strzeone prawem formy. Czowiek musi by posuszny pewnym przepisom. Nawet by dobrym nie mona tak, jak si chce. On inaczej: da, aby kada regua ustpowaa miejsca jedynemu prawu, ktre uwaa za bezwzgldne i ktre Jego zdaniem musi by zachowane kosztem wszystkich innych: prawu miosierdzia... Kto dokonuje dziea miosierdzia, ten tak jakby speni wszystkie inne przepisy. Zakon da nam dziesi przykaza. Nasi soferim opracowali wiele przepisw. Lecz dla Niego, jeli si nie kocha Najwyszego i drugiego czowieka nic nie jest warte powstrzymywanie si przed zabijaniem, kradzie, podaniem, nic nie jest warte zachowanie wszystkich przepisw czystoci i szabatu! On swoj nauk zbudowa na Zakonie, lecz i ponad Zakonem... To, co w Zakonie jest kocem doskonaoci ludzkiej dla Niego stanowi dopiero pocztek. Zakon da: Bd uczciwym czowiekiem. On zdaje si naucza: Skoro jeste uczciwym czowiekiem, moesz sta si moim uczniem. Ale jeli nawet uczciwym czowiekiem nie jeste tylko kochaj, a bdziesz mg by moim uczniem... Tylko kochaj... Ta prosta nauka jest przecie na pewno najtrudniejsza. Lecz dlaczego Czowiek, ktry da tylko bezwzgldnej, nieustpliwej mioci, jest tak znienawidzony? Przed godzin znalaz si w rkach stray wityni... Chyba Go jednak nie zabito? Opowiadanie Jakuba sprawio, e cay dr. To straszne, straszne...

Kady mj list miabym ochot zaczyna od koca: wydarzenia Jego ycia s tak wstrzsajce, e kade ostatnie zdaje si zamiewa poprzednie. Ale chciabym, aby ty, Justusie, zna kady szczeg. Bd wic stara si opowiedzie ci po kolei wypadki lecce szybciej ni partyjska strzaa.
Dzi rano spotkaem rabbi Joela. Miaem racj witobliwy ofiarnik za grzechy narodu ochon ju cakowicie ze swego strachu. Jego oczy biegaj szybciej ni kiedykolwiek, a gos wydaje si abim skrzekiem. O, kogo widz, kogo widz... podnis rce w gr na mj widok. W ustach byskay mu dwa krzywe, te zby. Rabbi Nikodem... Dawnomy si nie widzieli (cae cztery dni)... Czcigodny rabbi nie bywa nigdy na posiedzeniach maego Sanhedrynu...
265

Jego sowa utwierdziy mnie w moim przypuszczeniu, e w tajemnicy przede mn odbywaj si zebrania zmniejszonego zespou Rady Najwyszej. Suba mi mwia, e starszyzna saduceuszy spotyka si codziennie wieczorem w paacyku Kajfasza na zboczach gry Zej Rady z najpowaniejszymi naszymi chaberim. Ani mnie, ani Jzefa nikt o tych spotkaniach nie powiadamia. Wzrok Joela biega prdko po mojej twarzy jakby chcc wykry moje uczucia. Zdobyem si na min obojtn. Nie mam potrzeby powiedziaem bywa na kadym zebraniu... O, zapewne, zapewne popieszy potwierdzi. Zaciera po swojemu rce i nie przestawa mi si przyglda zapewne... gulgota. Czcigodny rabbi Nikodem niewtpliwie pracuje? Pisze swoje pikne haggady? Och, gdybym ja tak umia pisa! Wielkie bogactwo zoy Najwyszy w twoje rce, czcigodny. Wielkie! Pisz, pisz, Nikodemie. Tym zasuysz si Przedwiecznemu, a sam zyskasz saw. Bdzie si kiedy cay nard uczy haggad rabbi Nikodema bar Nikodema. Oby nigdy niczego innego nie robi i nie rozprasza swych myli na rzeczy niepotrzebne. Oczekujemy od ciebie piknych, mdrych opowieci... Pisz. Zmartwio mnie ostatnio, gdy zobaczyem, e zamiast pisa chodzisz za tym Czowiekiem z Galilei. Szkoda twego czasu, czcigodny... Ty tylko pisz. Oto prawdziwa suba Najwyszemu. A ja ci widziaem z gazi w doni, biegncego za tamtym... Powiedziae nawet, zdaje mi si, e to jest Mesjasz... Nie odpowiedziaem. Udaem, e nie dosyszaem jego ostatnich sw. Nie nalega. Ale stojc zgarbiony, jakby ze starannoci zaciera donie. Ten Czowiek zauway narazi si bardzo... Nie do Mu byo, e sprzeciwia si witym przepisom czystoci, ale jeszcze rozpdzi kupcw... On moe mia i racj robic to... Narazi si jednak bardzo. O, saduceusze nie daruj Mu tego nigdy! Oni chc teraz Jego mierci. A ten, kto ma Kajfasza za wroga, powinien si spodziewa wszystkiego... I w kadej chwili... Tak, tak westchn nagle cikie s grzechy naszego ludu, cikie grzechy... Wiele musi cierpie, kto za nie wzi na siebie pokut... Oddali si powczc nogami. Zaczem si zastanawia, po co mi to wszystko powiedzia. I doszedem do wniosku, e widocznie skonia go do tego niech, jak ywi dla Kajfasza. Joel uwaa arcykapana za ropiejcy wrzd na ciele narodu. Nienawidzi go miertelnie. Wida nawet nienawi
266

do Nauczyciela sabnie w nim, gdy j zestawi z nienawici do arcykapana. Na pewno nie przyszo mu atwo pogodzi si z sojuszem, jaki Jonatan zawar w imieniu naszych chaberim z saduceuszami. I wydao mi si, e Joel wiadomie uprzedzi mnie o niebezpieczestwie, jakie czyha na Nauczyciela. To przecie gwnie kapani nalegali, by odoy uwizienie Nauczyciela do okresu powitecznego. Obecnie dotknici do ywego poniesionymi stratami gotowi s zapomnie o ostronoci. Tak sobie wytumaczywszy sowa Joela, powziem postanowienie. Zaledwie zapad pierwszy zmierzch, wziem osa i wyjechaem przez bram Gnojn drog do Betlejem. Ale kiedy si ju nieco oddaliem od miasta, skrciem pod zbocze gry Oliwnej, by poprzez ogrody dosta si do Betanii. W ten sposb chciaem unikn szpiegw, ktrzy, by moe, ledz moje kroki. Dom azarza by tak cichy, e wydawa si cakowicie upiony. Uderzyem koatk w drzwi i czekaem dugo na otworzenie. W kocu rozlegy si cikie stpania i na progu stan azarz. Prbuje chodzi wsparty na dwch kijach. Przyznaj, e ilekro teraz znajd si z nim oko w oko, odczuwam jakby lk. mier oddala i wywysza czowieka, a ja nie mog zapomnie, e staem przed zamknitym grobem azarza. Nigdy z nim potem nie mwiem o tamtych sprawach... A kto wie moe powinienem by to zrobi? Moe umiaby mi powiedzie co o Rut?... T a m jedni, by moe, wiedz co o drugich... Lecz nie omieliem si postawi mu pytania. Zreszt chyba pami szeolu znikna w nim z chwil powrotu do ycia. Czy wiedzc o tym, jak T a m jest, mona y? Najwyszy z tob, rabbi powita mnie. Wejd, prosz. Przyjechae pno i jeste pewno zmczony. Nauczyciel nie pi, jestemy wszyscy razem. Mwi dzi o tobie... Wanie chciaem Mu co powiedzie... Wic chod. Marta zaraz poda ci wody do obmycia. Byli wszyscy na dole, w izbie. Od paleniska bi blask i w jego krgu wida byo gromad skupionych ludzi. On siedzia porodku, dugi, ogromny w swej biaej kuttonie, z domi splecionymi na kolanie. Nie mwi nic patrzy w ogie. Uderzyo mnie od razu, e twarz Jego tego wieczoru staa
267

si nieomal twarz starego czowieka. Od paru dni On w cigu kadej godziny zdaje si przeywa lata. A przecie mimo swej powagi jest to mody mczyzna, peen si i zdrowia. Z najciszych podry potrafi wrci nie zmczony. Teraz w Jego rysach maluje si wyczerpanie, ubytek energii, jakby jakie ugicie si pod brzemieniem trosk. Oddycha ciko przez lekko uchylone usta. Wysokie czoo pokryte byo zmarszczkami. Wyda mi si kim, kto straci wszelk nadziej i biernie ju tylko czeka nadejcia klski. Posyszawszy moje kroki, wolno podnis gow. Blady umiech, niby blask soca zabkany z jesiennego dnia, przewin Mu si po ustach. Pokj tobie, przyjacielu rzek. Otworzy ramiona i przywoa mnie tym gestem do siebie. Wita tak czsto swoich uczniw, ale mnie nie okazywa dotychczas podobnej serdecznoci. Poczuem na barkach Jego gorce donie. Czyby szuka u mnie ratunku? Odruchowo staraem si zdoby na swobod i energi: sabo drugich czyni nas zwykle silnymi. Ale tym razem nie mogem... We mnie byy take lk i rozpacz, ukryte tu pod skr. aden z nas dwch, przebiego mi przez gow, nie jest zdolny do powzicia powanej decyzji. Dotykajc piersi Jego piersi spojrzaem przez Jego rami: uczniowie i kobiety siedzieli z pochylonymi gowami. Wydao mi si, e podzielaj upadek ducha Nauczyciela. Nawet Marta, tak ywotna w najtrudniejszych chwilach, robia wraenie zdruzgotanej. Mylaem dzi o tobie, Nikodemie posyszaem. Puci mnie, a ja wysunem si z jego obj. I bardzo, bardzo chciaem ciebie zobaczy... Czy chcesz czego ode mnie, Rabbi? zapytaem. Oczekiwaem, e agodnie potrznie gow, jak potrzsa ni wiele razy, gdy Go pytaj, czy chce je, pi, spa, odpoczywa. Ale On podnis na mnie wzrok zbolay, jakby spojrzenie jednego z tych chorych, ktrych tylu uzdrowi, i rzek cicho: Tak. Czego chcesz? pytaem dalej. Cho Go widziaem w takim upadku, nie mogem pozby si pamici tamtych chwil, w ktrych nagle, w jednym bysku, opadaa z Niego czowiecza sabo, by ujawni niepojt, a skryt moc. I nie tylko to. On przecie tyle razy okaza sw niezrwnan dobro. Nie uratowa Rut to prawda... Lecz dawa tyle innym, e i ja, chocia nic
268

nie dostaem, czuem si wobec Niego jak dunik. Czego chcesz? Powiedz tylko. Natychmiast Ci usu. Wiesz, z czym tu przyjechaem? Chc Ci ratowa. Grozi Ci niebezpieczestwo. Ale jutro wczesnym rankiem przyl tutaj par osw lub jeszcze lepiej wielbdw oraz czowieka pewnego i zrcznego. Odjedziesz z nim daleko. Tutaj jest niebezpiecznie dla Ciebie. Faryzeusze i kapani co knuj. Powiedziano mi dzisiaj rzeczy, z ktrych wnosz, e mog si porwa na Ciebie jeszcze w czasie wit. Wyjed koniecznie. Przyjdzie chwila, e si wszystko uspokoi i moe bdziesz mg nawet wrci. Poczuem na doni dotknicie Jego rki. Nie mw mi o tym, przyjacielu rzek cicho. Nie wyjad. Kady dzie ma swj wieczr... Czego innego oczekuj od ciebie... Wic co Ci mog da, Rabbi? Daj mi, Nikodemie, swoje troski. Moje troski? Tak, przyjacielu. Tak przecie umwilimy si wtedy. Czas nadszed. Daj mi dzi swoje troski. Potrzebuj ich. Czekaem na nie. Brak mi ich jeszcze... Nie rozumiem... bkaem. Teraz Go ju zupenie nie mona zrozumie. Ale i wtedy na pocztku co to znaczyo: Urodzi si na nowo? Nigdy mi tego nie wyjani. On rzadko chce tumaczy swoje sowa. Kiedy Mu si mwi, e s niezrozumiae, patrzy tylko w oczy, umiecha si, jakby powiada: Nie rozumiesz? Kiedy bdziesz rozumia! Jego nauka nie przypomina nauki greckich filozofw. Oni wyjaniali wiat od razu: opowiadali, jaki jest. On chce, aby czowiek szed od odkrycia do odkrycia, aby sam wyjania sobie wszystkie tajemnice. On nie uzbraja przed yciem. Rzuca niezrozumiae sowa, ktre nie wiadomo jak i kiedy odkryj swj sens. Czasami wydaje si, e zaprzecza samemu sobie. Syszaem, jak mwi wiele razy: Bdcie jak dzieci, trzeba, abycie byli jak dzieci... A jednoczenie te niepojte sowa, ktre zdaj si mwi: Musicie do nich dorosn. Lecz kto dorasta, nie jest ju dzieckiem; kto jest dzieckiem, musi si pogodzi z tym, e nie rozumie wiata... Lecz On nie wyjani mi nic. Wskaza tylko niski stoek, skin, abym
269

usiad, i patrzy na mnie. W Jego spojrzeniu bya serdeczno, mio, oddanie. By jak kto, kto prosi, pokornie prosi. Jeszcze raz powtrzy: Daj mi swoje troski... Twarde drzewo trzaskao na palenisku. Marta podesza do nas na palcach, by mnie zapyta, czy chc si napi ciepego mleka. Daj mi swoje troski... mylaem. To by brzmiao jak szyderstwo, gdyby On potrafi szydzi. Oczywicie gotw jestem zaraz je odda. Nie skpi ich. Nie pragn ich dla siebie. Po to waciwie, aby si ich pozby, przybyem tutaj noc, tukc si po wertepach i bezdroach. Przywiozem je ze sob razem z kiesk, ktr mam u pasa. Ale one tutaj jeszcze urosy. Daj mi swe troski... I wtedy ich ode mnie nie wzi. Znad glinianego garnka patrzyem na Nauczyciela. Oczekiwaem, e moe co jeszcze powie. On jednak znowu utkwi wzrok w ogniu, a na Jego twarz powrci wyraz wewntrznej rozterki, cierpienia i zaamania. To tylko saby czowiek! przebiego mi przez gow. Od trzech lat ta myl wraca do mnie raz po raz. A ju byem przekonany o nie wiadomo czym... Bya pna noc, gdy uznaem, e trzeba mi wraca. Marta posza wyprowadzi mego osa ze stajni. Wstaem i zbliyem si do Nauczyciela. Zdawa si spa z twarz ukryt w doniach. Ale podnis gow usyszawszy moje kroki i wtedy zobaczyem, e ma policzki mokre od ez. Od dawna musia tak paka bez jednego szlochu. Tylko dray Mu usta i broda. Przedwieczny niech bdzie z Tob, Rabbi powiedziaem. Odchodzisz? zapyta. Id. Noc pna. Koguty zaczn zaraz pia. Tak szepn jakby do siebie noc pna... i koguty... Westchn. I chciabym, aby mina szybko, i chciabym, aby si cigna bez koca zrobi niezrozumiae wyznanie. Niezapomniana noc... Utkwio mi w pamici, e powiedzia: niezapomniana. Pamitaj powiedzia, wracajc od swych myli ku mnie e czekam na twoje troski. Pokj z tob, dziecko... Ten modszy ode mnie Czowiek mwi jak starzec, jak ojciec rodu. Wycign rk i przesun otwart doni po mojej twarzy. Jego palce byy ciepe i mikkie. Nigdy nie zaznaem bardziej wzru-

270

szajcego dotknicia. Nawet wtedy, gdy Rut dotykaa domi mojej twarzy, by mnie pocieszy, gdy rozpaczaem nad jej cierpieniem... Przed domem staa Marta trzymajca osa i kto jeszcze. Po niebie przewalay si cikie oboki, raz po raz powstrzymujc fal ksiycowego blasku. W tej chwili jednak ksiyc wymota si z chmur i wylecia w gr wietlistym krgiem. Cienie stojcych zdaway si rozpywa na drodze iskrzcej si niby rzeka pynnego metalu. Poznaem, e koo Marty stoi Judasz. Czy pozwolisz, rabbi zapyta e pjd przy tobie do miasta? Musz tam przed witem zaatwi pewne zakupy... Chod odrzekem. Byem nawet zadowolony, e jego obecno uwolni mnie od szamotania si z wasnymi mylami. Wsiadem na osa, powiedziaem Marcie: Pan z tob i ruszyem ciek, ktra doprowadzia mnie do domu rodzestwa. Judasz szed obok. Weszlimy pod cie drzew, po liciach ich spywa blask i kapa wielkimi kroplami na kamienist ciek. Psy szczekay w ciemnociach tu i tam. Ale kiedy wydobylimy si z krgu zabudowa, otoczya nas cisza przerywana tylko cikim chrzstem lici oliwnych, w ktre uderza wiatr. Wydaje mi si, e miae racj rzekem w pewnej chwili; dotychczas nie powiedzielimy do siebie ani sowa. Nauczyciel jest cakowicie zamany. Gdzie si podziaa Jego moc... On sam si jej wyzby! nagle usyszaem obok siebie namitny szept. Wrd migotania plam blasku i cienia nie widziaem mego towarzysza. Ale gwatowno, z jak mi przerwa, zdawaa si mwi, e on take nie przestaje myle o Nauczycielu. Nie dopuszczajc mnie do sowa, Judasz mwi dalej z rosnc z kadym sowem gwatownoci: Mwiem ci ju, rabbi: On j odrzuci! Mg zwyciy! Mg! Mg rozpdzi t band bogaczy, lichwiarzy, otrw, zodziei, wyzyskiwaczy, prniakw napchanych po pysk denarami... Mg ich zniszczy! Osadzi swj gniew niby konia, ktry ponis. Syszaem jego oddech zdyszany i jakby amicy si w szloch. Lkam si podjem e gdyby zwierzchnicy Sanhedrynu dowiedzieli si o Jego saboci, nie namylaliby si duej. Nie spuciliby ju
271

z Niego oczu i zaraz po odejciu ludzi, ktrzy si zeszli na wita, porwaliby si przeciwko Niemu... Oni nie bd czekali koca wit! przerwa mi znowu gwatownie. Oni Go zabij! Moe ju dzi, moe jutro?... On ju zgin! Porywczo pooy do na karku mego osa. Zwierz stano, Judasz szarpa zakrzywionymi jak szpony palcami jego wt grzyw. On ju zgin... powtrzy. Ale dlaczego ja nie miaem nigdy nawet piciu denarw?! Jego krzyk w ciemnoci penej skrzenia si niby rozsypanych cekinw wytrysn skowytem podobnym do czkawki umierajcego. Nieoczekiwanie napar na osa caym ciaem. Czuem na twarzy jego palcy oddech. Nie mogem zrozumie, o co mu chodzi. Nie miaem nawet piciu wasnych denarw, aby kupi sobie wina, olejku, mioci... On opowiada, e kocha ludzi. Bajki! On nie rozumie, e czowieka nie bdzie nikt nigdy kocha, gdy jest dziadem, ndzarzem, ebrakiem... Jemu dawali pienidze. Ale On jakby ich nie mia... Ja tak nie mogem gos Judasza dygota. Dzwoniy mu zby. Nie mogem... Nie mogem... Nigdy wina, nigdy przyjaci, nigdy czego lepszego na karku, nigdy kobiety, ktra by sama... sama... Znowu powtarza spazmatycznie: Nie mogem... nie mogem... nie mogem... Lec prawie na ole wychyli nagle gow z mroku, jakby j wyszarpn spod woalu lub wyj z wody. Ksiyc zawieci mu prosto w twarz, zmy z niej kolory, zmarszczki, cienie bya teraz biaa i pozbawiona ycia niby twarz posgu. Dolna szczka opada jak u trupa. Jedmy jednak... powiedziaem. Chwiejnie odstpi od osa. Ruszylimy. Syszaem jego cikie stpania wlk si obok mnie krokiem pijanego; mona by myle, e ten wybuch pozbawi go cakowicie si. Oddycha gono, ze wistem. Potem usyszaem, e czym brzczy: mia widocznie w doni kilka monet z uporczywoci podrzuca je w gr i apa. Musiao si w nim wszystko gotowa. cieka prowadzia w gb czarnego parowu. Osio zwolni kroku i ostronie stawia nog za nog. Syszaem stukot jego kopyt na paskich kamieniach. Nad nami bya skalna krawd, ciemna, lecz jakby parujca ucinajcym si na niej blaskiem. Chd rozpadliny czy moe wewntrzna rozterka kazay mi dre. Co On mwi? przypominaem sobie: Daj mi swe
272

troski... Co to znaczy? Moe to jedna z Jego tajemnic, straszna i bolesna, lecz jak wszystkie Jego tajemnice kryjca na dnie nieoczekiwany spokj? A moe to tylko pprzytomne sowa czowieka wtrconego w rozpacz? Ostatnia z Nim rozmowa kazaa mi wrci myl do tamtej rozmowy na grze. Tam mwi: We mj krzy daj mi swj... I wtedy nie zrozumiaem tych sw. Oczekiwaem, podwiadomie spodziewaem si, e On jednak uzdrowi Rut. Ale Rut umara... Jej choroba to by mj najciszy krzy, jeeli nazywa rzecz Jego jzykiem. On go nie wzi na siebie. A Jego teraz kto wie moe czeka prawdziwy krzy... To straszna tortura! Nie mogem nigdy patrze na krzyowanie. Nie mog nawet wyobrazi sobie, jak by to byo, gdyby mnie przybili. Na sam myl o tym czuj brak oddechu i widrujcy bl w nadgarstkach... Zemdlej, jeli bd duej o tym myla! Judasz na pewno boi si take krzya. Moe, aby zaguszy swj strach, dzwoni wci tymi pienidzmi? Ale ja tego dzwonienia nie mog znie. Chciaem na niego krzykn, aby przesta podrzuca monety. Powstrzymaem si jednak. Baem si, e moje sowa wywoaj znowu potop jego szaleczych sw. Milczc jechaem dalej wrd plam ksiycowego blasku, ktre zdaway si podskakiwa i swoim migotaniem olepiay mnie. A Judasz szed i cigle brzcza swymi syklami...

Rankiem zaszedem do warsztatu, ktry si znajduje tu obok mego domu. Chciaem da pewne zamwienie, ale w warsztacie byo tak przyjemnie, e zamiast wyj, siadem na jakiej belce i suchaem wesoego postukiwania motkw. Robotnicy kujc podpiewywali. Ci prostacy ciesz si z nadchodzcych wit i czekajcego ich odpoczynku. Gdybym umia by swobodny jak oni! Ich pogoda rozproszya nieco mj niepokj i zaczem ju zapomina o zych zwidach, ktre napastoway mnie w nocy. Lecz wtem w drzwiach ukaza si Ahir i skin na mnie. Serce mi zamaro. Byem od razu pewny, e chwila beztroski si skoczya, a mj sucy jest gocem, ktry mnie wzywa z powrotem do wiata lkw i trosk. Kadego dnia byem bardziej pewny, e zblia si co zego; teraz w gecie gowy Ahira zdawao mi si, e czytam upewnienie, e ju przyszo. Opuciem warsztat. Przed drzwiami czekali na mnie Jan i Szymon, ktrych Ahir spotka koo Siloe i ktrzy z nim przyszli, by mi powiedzie, e
273

Nauczyciel prosi, abym Mu odda na dzisiejszy wieczr gr mego domu, chce tam bowiem zje z uczniami galilejsk pasch. Ten pomys pogbi jeszcze mj niepokj. Nie chciaem odmawia nie wolno zreszt odmawia domu pielgrzymom, ktrzy chc w nim spoy uczt paschaln. Ale czemu On to robi? Po co przychodzi w mroku wieczoru do miasta, w ktrym zawsze moe na Niego czyha niebezpieczestwo? A na dobitk chce ucztowa o dwa kroki od domu arcykapana, w moim domu, u mnie, ktrego Sanhedryn posdza, e jestem Jego uczniem? C za straszna nierozwaga czy te wiadome kuszenie Najwyszego! Powiedziaem do Szymona: Skoro Nauczyciel tego chce rzecz jasna nie odmawiam. Ale zaklinam was: nie rbcie gupstw! adnego znowu uroczystego wjedania do miasta. Przyjdcie cicho, grupkami, zagubieni w tumie. Byoby najrozsdniej, aby nikt nie wiedzia, e chcecie zosta na noc w Jerozolimie. Jan skin gow ze zrozumieniem. Ale Szymon jest niemoliwy. Znowu ogarna go fala pewnoci siebie i zuchwaoci. Podpar si pod boki i powiedzia (a wrzeszczy jak trba i gdy swoje zaczyna, wszyscy naok zwracaj na niego uwag): Nauczyciel nie potrzebuje si niczego obawia. Niechby kto prbowa Go napa! Pokazabym takiemu! Zwaszcza teraz... Znaczco uderzy si w pakunek, jaki mia pod pach. Co tam masz? zapytaem niespokojnie. Rozwin toboek i pokaza mi triumfalnie dwa krtkie miecze, jakie mona kupi na Kunicach. Mog si przyda przechwala si zawijajc je z powrotem. Co za gupiec! Chce si bi ze sub wityni i Wielkiej Rady? Reszta mego spokoju prysa jak baka z indyjskiego szka. Zaczy mnie drczy najgorsze przewidywania. Nie ma nic gorszego ni zo, ktrego nie znamy, a ktrego nadejcia boimy si. Jego widmo wydaje si nam gorsze ni ono samo...

Oni ucztowali na grze i piewali hymny, a ja niespokojnie spacerowaem po izbie wsuchujc si w dwiki, jakie nadchodziy z dworu. Kade mocniejsze stpanie przed drzwiami domu sprawiao, e serce zaczynao mi
274

prdzej bi. Potem, gdy robia si gucha cisza, jego uderzenia staway si znowu tak wolne, e opaday mnie siy i byem bliski omdlenia. Zapada ju noc, kiedy usyszaem wreszcie, e wychodz. Odetchnem. Niby przemczony wielkim wysikiem rzuciem si na posanie i zaraz usnem. Ale nie spaem dugo. Obudzono mnie. Ahir pochyla si nade mn targajc mnie za rami. Powiedzia, e kto do mnie przyszed i natychmiast chce mnie widzie. Od razu zerwaem si na rwne nogi. Sen mnie odszed: byem przytomny, tylko draem caym ciaem. Nawet pic oczekiwaem nadejcia grozy. Owinwszy si paszczem wyszedem do gocia. To by Jakub, brat Jana. Synowie Zebedeusza, cho rni si wiekiem, s przecie do siebie podobni: delikatni i niemiali, ukrywaj swj zapa i czsto nie potrafi go okaza. Ale Nauczyciel, ktry umie przejrze ludzi na wylot i wie o najbardziej skrytych uczuciach, nazwa ich kiedy Synami Gromu. Kiedy przypominam sobie, jak bez wysiku, jakby czytajc z rozwinitego rulonu odkrywa w czowieku jego cnoty i saboci, ogarnia mnie znowu przekonanie, e On nie moe by kim zwyczajnym... Jakub bywa zawsze ubrany czysto, ma wosy przygadzone, z jego postaci tchnie schludno i staranno. Ale teraz miaem przed sob czowieka w pogniecionej simlah, z mokrymi i potarganymi wosami, ktre spaday na czoo i oczy. Jego stopy byy obocone, poobijane przez kamienie; wzrok bdny. Sta cay dygoczc. Nie powiedzia od razu, z czym przyszed; pasowa si z tym czas jaki, jakby mu sowa nie mogy przej przez gardo. W kocu wykrztusi: Wzili Go!... Cho spodziewaem si tego, ugiem si jakby raony piorunem. Nogi odmwiy mi posuszestwa, siadem na stoku, w gowie zrobia si pustka, przed oczami przelatyway czarne paty. Byo mi sabo, zdawao mi si, e zemdlej. Wic jednak... zaczo mi dzwoni w mzgu wic jednak... Wszystkie moje myli, wszystkie z Nim rozmowy zestrzeliy si w tej chwili w te dwa sowa. Wic jednak... powtrzyem gono. Wic nie zdoa uciec, ocali si, ukry... Schwytali Go! Siedziaem, jak mi si zdaje, dugo, z gow zwieszon, wstrzsany dreszczem, czujc w gardle nudnoci. Gdy podniosem gow, czowiek sta wci przede mn jak rozdarte piorunem drzewo. Patrzc na niego uwiadomiem
275

sobie, e dla tego ucznia nie jest najstraszniejsz rzecz sprawa pochwycenia Nauczyciela... Jego oczy wyraay nie tylko bl i przeraenie. Tam bya take rozpacz. Tego rodzaju uczucie jest zaraliwe: na czole, tu pod korzonkami wosw, poczuem krople zimnego potu niby dotknicia abich nek. Zby mi dzwoniy, a ten powtarzajcy si dwik w pustym, upionym domu rozlega si jakby tupanie biegncych prdko stp. Z trudem wyszeptaem: Jak to... byo? Jak byo?... powtrzy wolno, jakby nie rozumia tego pytania, jakby sam musia sobie dopiero wytumaczy to, co si stao. Niepewnie, zajkujc si podj: Jedlimy pasch w twoim domu, rabbi. Zwyczajnie. On... On by smutny. Od paru dni by smutny. Widziae to pewno. Mwi... Nie wiem, nie rozumiaem wszystkiego... Powiada, e niedugo odejdzie i znowu niedugo powrci, bo nie chce, abymy zostali jak sieroty. Moe Go wypuszcz? Jak mylisz, rabbi? Z powtpiewaniem potrzsnem gow. Syszaem, jak mocno, bolenie przekn lin. Mwilimy, e pjdziemy z Nim, gdzie trzeba, i e nie boimy si nawet mierci. Umiechn si, jakby nie wierzy... I mwi, abymy si kochali, jak nikt si nie kocha... Mamy pamita, On jest zawsze przy nas i e dla Jego mioci mamy wypenia nasz powinno... Dugo, dugo mwi, nie powtrz wszystkiego... Po posiku za umy nam nogi. Piotr nie chcia, ale On rzek, e tak trzeba. Wic si zgodzi i my wszyscy. A potem, chocia pascha bya ju skoczona, wzi Chleb i zacz nam go dawa. Kademu. Potem Wino. Take kademu. I mwi tak jak wtedy, gdy ludzie odeszli oburzeni, e to jest teraz Jego Ciao i Jego Krew i e mamy je je i pi... Ale to by dalej tylko Chleb i Wino... Nie wiedzielimy, co myle. Potem zaraz Judasz wyszed. Nauczyciel co mu powiedzia i jeszcze napomnia: Rb szybciej. Znowu mwi, ebymy si kochali... I e kto Jego widzi, widzi i Ojca... Bo Filip zapyta, jaki jest Ojciec, i e chcielibymy, aby Go nam pokaza... Dugo mwi... Miesza mi si teraz wszystko... Jan i ja powiedzielimy, e bdziemy pierwsi w Krlestwie. Wtedy Szymon oburzy si, Jakub za woa, e to on bdzie pierwszy, bo jest Jego bratem. Ale Nauczyciel kaza si nam uciszy. Rzek, e na wiecie krlowie s pierwszymi, ale w Jego Krlestwie ten, kto jest pierwszy, musi by jak najniszy sucy... Jak sucy sucych... A wreszcie zapyta, czy nam czego brako, gdymy z Nim chodzili
276

po Galilei, Perei, Samarii i Judei. Powiedzielimy Mu, e niczego. Bo to prawda: zawsze byo co zje i wypi, cho Pan zakazywa si troszczy o dzie nastpny. Ale teraz powiedzia ju tak nie bdzie. Teraz mwi musicie myle o torbie na sykle i na zapasy, a kto torby nie ma, niech sprzeda simlah, a kupi sobie miecz. Wtedy Szymon krzykn, e ju miecze s kupione, i pooy przed Nim dwa. Ogarn nas zapa, zaczlimy woa, e bdziemy si bi i nie damy Go skrzywdzi, a najgoniej krzyczeli Szymon i Tomasz. On jednak nawet nie spojrza na miecze. Siedzia chwil z gow wspart na rkach, z twarz ukryt w doniach, jakbymy Mu zrobili wielk przykro. Potem wsta i rzek: Dosy. Chodmy ju std. Noc bya pna, ksiyc wzeszed nad wiee wityni. W paacu arcykapana paliy si wiata i sycha byo gosy. Byem zdziwiony, e tam nie pi mimo pnej pory. Ruszylimy cicho w stron Ofelu. Nagle jaka posta stana przed nami. To bya Maryja. Siedziaa poprzednio pod krzyw fig i czekaa wida a wyjdziemy. Teraz prdko sza naprzeciw Nauczyciela. Zatrzymalimy si. Tych Dwoje stao obok siebie pod ctkami ksiycowego blasku, przesianego przez bezlistne gazie drzew. Synu dosyszaem, jak mwia bagam Ci, nie id... Prosz Ci... Jeszcze co mwia, ale Jej szept sta si niewyrany. Potem On mwi, take cicho, tylko dla Niej. Nagle wykrzykna, cofna si, zasonia twarz. Podszed do Niej, pochyli si nad Ni, pooy palce na Jej policzkach i gadzi je, jakby to On by matk, ktra chce zetrze bl i zy z twarzy swego dziecka. Nie mwi ju nic. To trwao chwil. Potem odsun J na bok. Jeszcze jakby Mu si opieraa, jeszcze Jej rce czepiay si Jego paszcza. Lecz On ju poszed w d ku bramie rdlanej. Nie obejrza si. Zawoaa za Nim prdko: Bd z Tob...! aden z nas nie wiedzia, co to miao oznacza. Minlimy J stojc nieruchomo pod fig z wycignitymi rkami. Zstpowalimy w d, w mrok, ku sadzawce. Ofel lea z lewej strony niby las krzeww ciemn gstw domw, nad nim spoza portyku jarzya si witynia. Znowu wydawaa si ogromem pikna i potgi. A pamitasz, rabbi, On powiedzia, e nie zostanie z niej kamie na kamieniu... Czy to moliwe? Powiedz sam, rabbi! Bo mnie si zdaje, e tak nie bdzie. Jemu tylko si zdawao, e zwyciy ludzi wityni. Ale to oni Go zwyciyli! Kt by zdoa rozwali takie mury na takiej skale? Pocign nosem. Po chwilowej przerwie podj znowu:
277

Z prawej strony, gdzie mur zaamuje si przy wiey nad bram Gnojn, cay ten kt zapchany jest namiotami przybyszw, ktrzy cignli na wita. Minlimy bram, schodzilimy dalej w d. Cedron szumi w nocy niby morze w czas burzy. Ledwo wyszlimy z miasta, On znowu zacz mwi. Zatrzyma si przy krzewie winnym, pooy na nim rk. Powiedzia: Jestemy jak ten krzew: Ja to pie, a wy gazie... Znowu powtarza, abymy si kochali... Kochajcie si mwi kochajcie zawsze, kochajcie zwaszcza w godzinie najtrudniejszej... Nie rozumielimy Go, trcalimy si okciami... On to widzia. Zrozumiecie wszystko rzek skoro wam przyl Pocieszyciela... On was wszystkiego nauczy... Trzeba, abym odszed, bo inaczej Pocieszyciel nie przyjdzie... Ja za odejd do Ojca... Wtedy mnie i Janowi wydao si, emy Go zrozumieli. On by kiedy z nami i z Szymonem na grze... Nie mwilimy o tym nikomu, bo kaza milcze. Tam... Nie wiem doprawdy, czy ci mog o tym powiedzie, rabbi... Ale mymy pomyleli, e On idzie do swego Ojca tak wanie, jak wtedy na tej grze. I e stanie si znowu cud, tylko teraz zobacz Go wszyscy... Cay wiat! Wic powiedzielimy, e teraz wierzymy ju we wszystko, co On mwi. Ale On, zamiast si ucieszy, spojrza na nas smutno, jak wtedy, gdymy si przekrzykiwali, kto bdzie pierwszy w Krlestwie. Teraz ju wierzycie...? Przygryz wargi. Przyszed czas, e uciekniecie i zostawicie mnie samego powiedzia. Ale ja nie jestem sam... Potem stan i modli si, rozoywszy rce. Ksiyc wstpowa coraz wyej i la blask, niby wod z konwi, w gb wwozu. Bylimy zmczeni w cigu ostatnich dni sypialimy mao. W gowach nam szumiao od tylu usyszanych sw. Noga za nog cignlimy przez most. On postanowi, e przenocuje w ogrodzie Oliwnej Toczni. Ledwo stanlimy pod drzewami w mikkim mroku, zaczlimy zdejmowa z siebie paszcze i rozkada je na ziemi. Ale Nauczyciel nie usiad. Sta w ciemnociach jak biaa pogaska rzeba. pijcie tu powiedzia ja bd tam dalej... Nikt z nas si temu nie dziwi: On czsto modli si noc, gdy mymy spali zmczeni dniem. Ale odchodzc zawoa na mnie, na Jana i na Szymona: Chodcie ze mn. Podeszlimy pod sterczc ska. Zatrzyma si, rzek: Czuwajcie i mdlcie si. Ja take bd si modli. Smutno mi jak czowiekowi, ktry umiera...
278

Powiedzia to takim gosem, e wszyscy trzej podnielimy na Niego oczy. Jeszcze nigdy tak do nas nie mwi. Od dnia uczty u azarza by smutny, ale ten smutek nie przeszkadza Mu mwi do nas i naucza. Jeszcze przed chwil przemawia spokojnie. Teraz jednak ten spokj pk, jak pka baka na powierzchni wody. Wyda mi si czowiekiem wystraszonym, ogarnitym rozpacz. Mdlcie si, czuwajcie powtarza kilka razy. Duch jest peen zapau, ale ciao takie ndzne! Wolno, jakby nogi uginay si pod Nim, oddali si, niedaleko jednak, tyle, ile by cisn kamieniem. Tam wieci blask, wic widzielimy Go, jak pad na kolana, twarz do ziemi. Szymon powiedzia: Mdlmy si, skoro Rabbi tego chce. Nie klkalimy, bo bylimy bardzo zmczeni. Tylko powtarzalimy sowa Hallelu. Ale Jan zaraz zasn... Taki chopak jak on nie umie czuwa, nieraz nam zasypia na dce... Mnie zreszt take powieki ciyy i modlitwa zastygaa na ustach. Ani si spostrzegem, kiedy posyszaem, e Szymon chrapie. Ocknem si: nie byem pewny, czy czuwaem cay czas, czy te spaem. Przyszo mi jednak do gowy, e pewno ju nie trzeba czuwa. Oparem gow o pie. Zasnem od razu jakbym spad w wod. Obudzi mnie gos Nauczyciela. Poderwaem si gwatownie. Sta nad nami i mwi gosem jczcym, podobnym do gosu ebraka spod bramy Efraima. Dlaczego picie? Nie moglicie czuwa przez t godzin? Pod gami byo ciemno, cho blask ksiyca wzmg si i lea po wierzchu drzew niby szron. Gos Jego zawodzi w mroku. Na krtk chwil Nauczyciel stan na ksiycowej plamie i wtedy zobaczyem Jego twarz. Na czoo Mojesza! Wygldaa strasznie! Widziae moe, rabbi twarze kamienowanych? Ona bya zupenie taka sama: biaa, wykrzywiona blem, napita jak ciciwa... Nie! le mwi; nie jak twarze kamienowanych. Jak twarz uduszonego, ktry dusi si wolno i walczy a do koca o kady yk powietrza. Noc bya lodowata, lecz Jego czoo mokre od potu: niektre krople spyway ciemnymi wykami, jakby nie byy potem, ale krwi... Jego oddech miesza si z rzeniem... Zaniemwilimy. Naprawd nie wiedziaem, co Mu si mogo sta. Gdybym mg zerwabym si na rwne nogi i uciekbym z krzykiem, jak od zego snu. Ale byem jak przykuty do ziemi. On sta nad nami bekoczc sowa, ktre paday wrd tego rzenia jak iskry spod ostrzonego noa. Mwi cicho, mnie jednak wydao si, e krzyczy... I wiesz, jak krzyczy? Jak kaleka ebrak, ktry nie moe przecisn si przez tum. Tyle
279

razy syszelimy ten krzyk spoza ciby ptasi, lamentujcy, aosny. A teraz to Jego gos wydawa si takim woaniem. Dlaczego picie? powtarza. Dlaczego picie? Ostrzegaem... Nie pijcie. Potrzebuj was. Mdlcie si. Czuwajcie. Mdlcie si... Tylko pierwsza pokusa przychodzi sama. Dziesita przychodzi z pit, dwudziesta z dziewit... Ostatnia razem z wszystkimi innymi... Podnis rk, przesun doni po twarzy. Zataczajc si zawrci ku miejscu, gdzie si modli poprzednio. Przez chwil by niedostrzegalnym cieniem w korytarzu mroku, potem znowu spyn blaskiem jak podstawiony socu miecz. Wolno osuwa si na kolana. W ciszy, w ktrej cigle na nowo wybucha grzmot potoku, syszaem Jego jk. Co powtarza bolenie, wci kilka tych samych sw. Cigle na nowo jakby piewa. Nie wiem, co mwi ale to byo wci to samo. Czasami powtarza prdzej, gorczkowo czasami wolno, niby z zastanowieniem. Co On mg mwi? Lk mnie ogarnia coraz wikszy. Powiedzia, abymy si modlili, mnie jednak sowa psalmw kamieniay w ustach: obracaem je, nie mogem ich wymwi, nie miaem siy, by pj dalej. Szymon co bkn, e skoro nas Nauczyciel potrzebuje, nie wolno nam zasn. Ale ledwo to powiedzia... Widzisz, rabbi, sen wydawa mi si jedynym ukryciem przed strachem... Kiedy posyszaem, e Szymon chrapie, poczuem zazdro... On ju si nie ba a ja si cigle baem!... Czy mylisz, e go nie rozumiaem, Justusie? Trzsc si, niby trawa lizana przez ogie, czuem, e i we mnie ronie palce pragnienie snu bdcego niepamici! To nasz ratunek, gdy moemy cho w ten sposb uciec. Tylko e mj sen nie jest nigdy ucieczk. Bywa czasami bardziej jeszcze mczcy ni jawa. Zaznaem wiele takich snw po mierci Rut snw, w ktrych ona wracaa do ycia, by znowu umiera... Szczliwi ludzie, ktrzy zamknwszy oczy, zapominaj o wszystkim! Zrozumiaem, dlaczego wstydliwie przerwa. Wic znowu zasnlicie? zapytaem. Zajcza jak kto uderzony w nie zablinion ran. Tak si baem szczka zbami tak si baem... I wtedy oni przyszli i porwali Go?
280

Nie odpar On zbliy si do nas jeszcze raz. Teraz ju nie jcza, nie paka. Tylko rzek: Moecie ju spa... Patrzylimy na Niego trc oczy. Byo nam wstyd, e zasnlimy. Ale dlaczego On nie powiedzia, e to bya ostatnia chwila? Wiele razy powtarza: Czuwajcie razem ze mn... Czy jednak moglimy wiedzie? Nagle rozlegy si krzyki, pomidzy drzewami zajania czerwony blask pochodni. Stra otoczya ogrd i teraz nadchodzili ze wszystkich stron onierze, pewni, e si im nie wymkniemy. Ale Szymon, ktry mia miecz, wyrwa go zza pasa i zacz gorczkowo pyta: Czy mam walczy, Panie? Czy mam walczy? Posyszaem wystraszone krzyki to obudzia si reszta naszych. Tymczasem suba wityni zaciskaa krg. W falujcym blasku pochodni widziaem miecze, kije, wcznie, tarcze, twarze ludzi gniewnie co wykrzykujcych. Szymon wyskoczy naprzd... Lecz On, Justusie, zgromi go. Uleczy ran, ktr tamten zada jednemu z pachokw arcykapana. Czy nie mg uciec, On, ktry kilkakrotnie znika z oczu tumu? Wprawdzie podobno powiedzia: Teraz ju nie bdzie cudw... Teraz trzeba mie torb i miecz. Miecz? O jakim mieczu mwi, skoro nie pozwoli walczy Kefie? Nie miaem nadziei zasn na nowo. Siadem wic, aby ci to wszystko opisa, i ju koczyem, gdy nagle kto zacz si dobija do drzwi. Serce we mnie zamaro. Pomylaem sobie od razu, e w t noc oni chc skoczy take ze wszystkimi przyjacimi Nauczyciela. Zamiast i do drzwi, pobiegem na taras oczy mi zachodziy mg, tak szybko pracowao serce. Ale na dole sta tylko jeden czowiek. Kto tam? krzyknem. To ja, Chaj. Poznaem jednego z ascharw. Czego chcesz o tej porze? Arcykapan kaza ci powiedzie, rabbi, eby przyszed zaraz do jego paacu. Cay Sanhedryn zbiera si tam za chwil. Bdzie sd nad buntownikiem z Galilei... Noc? Nie moe by sdu w nocy. Prawo zakazuje... Nie wiem, rabbi, nie moj rzecz zna si na Pismach. Tak mi kazano powiedzie... I biegn dalej... Znikn w ciemnociach. Wrciem do izby na dole. Jakub siedzia pod cian, znieruchomiay, bolejcy. On nie moe darowa sobie tego, e usn. Jak to on powiedzia: Nauczyciel potrzebowa naszego czuwania... Prosi, bymy czuwali... A on zasn. Lecz z tym wszystkim on przynajmniej spa obok Niego... C
281

pomog ale? Tyle razy zasypiaem obok Rut... I tak bymy Go byli nie ocalili! Ani nie ocalimy, jeli On sam nie zdoa si ocali. Nie zdoa czy nie zechce? Mesjasz, ktry przyszed, lecz nie chce zwyciy to koniec wiary w Mesjasza. A jeli nie zdoa? Wtedy oznacza to bdzie, e On nie jest Mesjaszem. Co lepiej: wiedzie, e mymy si omylili, czy wiedzie, e sama wiara jest zudzeniem? Do! Do! Nie zdoam tego rozwika! Musz i. A moe by lepiej uda chorego? Co jednak na tym wygram? Osdz Go beze mnie. Lecz jeli On tylko dlatego odda si w ich rce, aby wobec ich sdu ukaza ca swoj moc? Bybym wtedy jak pywak, ktry tonie przy samym brzegu... Nie, trzeba i. Trzeba okaza si mnym. Trzeba stoczy o Niego walk. Nie chc by jak ten Jakub, ktry pacze i nie mie wychyli gowy na ulic. Nie zaznaem to prawda upajajcych dni galilejskich. Przyszedem na kocu, na ostatni chwil, jak ten spniony robotnik do winnicy z Jego maszalu... Mylaem, e to bdzie chwila triumfu. A tymczasem to jest chwila gorzkiej klski. Trudno. Tak bywa, gdy gra jest ryzykowna. Moe bd aowa wszystkich swoich waha, a moe bd sobie wyrzuca, e nie zawahaem si raz jeszcze. Do jednak! Trzeba w kocu by k i m . . . Trzeba wypi swoje wino. Id. List zwijam i zabieram ze sob. Jeli napotkam pod Xystosem odjedajc karawan, pol ci go zaraz. Och, czemu ci tu nie ma, Justusie! Powiedziaby mi moe, co znaczyy Jego sowa: Oddaj mi swoje troski...? Co one znacz? Dlaczego On chce wzi moje troski? I jak to zrobi, aby Mu je odda? Niestety, nikt mi na to nie odpowie... O Justusie, gdyby mi chocia umia powiedzie, czy On jeszcze czeka! Bo mwi: Czekam... Pamitaj, e na nie czekam... Mwi, jak mwi o wodzie czowiek na pustyni... Lecz teraz jest winiem, ktremu grozi mier... Czy mog winiowi dooy jeszcze ciaru? A przecie jeli nie On to kto? Kto? Tylko On tak ich gorco pragn...

282

List XXII
Drogi Justusie!

Oddaj mi wszystko, co ci wizi... tak powiedzia wtedy na dwugarbnym wzgrzu. Potem, kiedy Rut umara, wydawao mi si, e zrozumiaem: On nie chcia jej uzdrowi... Lecz dlaczego teraz powtrzy znowu: Oddaj mi swoje troski? Co to znaczy? Co to znaczy, Justusie? Dlaczego On chce je wzi na swoje barki? Jak On to mia zamiar zrobi? Niestety nikt mi teraz ju na to nie odpowie...
Na wszystko jest za pno. Teraz On jest winiem, ktremu grozi mier. C moe zrobi wizie dla czowieka wolnego? W towarzystwie dwch sucych nioscych pochodnie (noce s teraz jasne od ksiycowej peni i wiata nie potrzeba ale wolaem nie wychodzi na ulic sam) udaem si do domu arcykapana. By peen wiate i gwaru. Nawet z zewntrz obstawiono go straami: tdzy stranicy stali wzdu muru na szeroko rozstawionych nogach, kady wsparty na wczni. Na dziedzicu paliy si ogniska, przy nich za wida byo innych stranikw, sub wityni, lewitw, ascharw, wreszcie jakich nieznanych ludzi o twarzach opryszkw. Pod murem wynurza si z mroku cay rzd zadw olich. ty blask ognisk i pochodni sprawia, e na murach taczyy cienie i pcienie poruszajcych si ludzi. Powiata ksiycowa pozostaa za murami niby deszcz na ulicy. Gdy wszedem na dziedziniec, podszed do mnie jeden z lewitw. Witaj, rabbi powita mnie grzecznie. Sanhedryn jeszcze si zbiera... Winia tymczasem zaprowadzono do czcigodnego Ananiasza. Moe chcesz pj posucha, co On bdzie mwi? Odpowiedziaem, e chc, wic poszed przodem w gb dziedzica. Dom arcykapana czy si z paacem jego tecia, trzeba tylko przej przez dwa podwrza. Po drodze wszdzie widziaem palce si ogniska, a przy nich tum ludzi. Saduceusze postawili na nogi ca Jerozolim. Nad siedzcymi
283

przy ogniskach unosi si haaliwy gwar rozmw, przechodzcych chwilami w krzyki. Jakie wrzaski dochodziy take spod kolumnady przedsionka domu Ananiasza. Lewita wprowadzi mnie bocznym wejciem do duej sali zbudowanej na wzr atrium w domach rzymskich ze zbiornikiem wody porodku pod otwartym dachem. Tyem do mnie pod kolumnad siedzia Ananiasz na niskim tronie. Otaczao go kilku kapanw i saduceuszy a take kilku faryzeuszy i doktorw. Mona podziwia, jak szybko wieloletnia nienawi przerodzia si w przyja. Prawie rwnoczenie z moim wejciem drugimi drzwiami, znajdujcymi si na wprost tronu Ananiasza, wprowadzono Nauczyciela. Zatrzymaem si w miejscu, jakbym nagle wrs w ziemi. Widok by bolesny... Jezus mia rce zwizane z tyu i by opasany grubym okuwanym pasem, do ktrego przytwierdzono sznury. Z ich pomoc mona cign czowieka, nie dotykajc go. W ten sposb niewtpliwie prowadzono Go z ogrodu Oliwnej Toczni. Jak si zdaje, pachocy nie aowali przy tym brutalnoci. Nauczyciel gwatownie wleczony musia pada niejednokrotnie: Jego paszcz i kuttona byy brudne, mokre, pokryte botem. Szarpano Go wida take, bo odzie mia zmit, miejscami podart, wosy potargane. Spod simlah wyglday stopy poobijane i pokrwawione. Lecz mimo tych ladw Czowiek ten wyrasta wci wzrostem i powag ponad gowy otaczajcych Go ludzi. Jego twarz wyraaa smutek, ale i opanowanie. Nie rozglda si na boki patrzy prosto i spokojnie w twarz Ananiasza. Lk, jeeli go zazna, zapad si w gb Jego istoty niby kamie w jezioro. Gdy tak sta milczcy i wyprostowany, wyobraaem Go sobie tam, pod czarnymi drzewami, jak mwi do ludzi, ktrzy po Niego przyszli: To ja jestem. Skoro mnie szukacie, pozwlcie tym odej... Musia swoj postaw oniemieli zebran starszyzn, bo w sali panowao milczenie, przerywane tylko trzaskaniem pochodni. Nagle posyszaem co niby skrzek. To mia si Ananiasz. Ten stary chudy saduceusz peen jest zawsze zoliwej drwiny. Otaczajcy go saduceusze i faryzeusze zawtrowali mu rechotem. Moe ten wybuch by im potrzebny, by zdoby si wobec Winia na pierwsze ze sowo? Bo po chwili posyszaem, jak arcykapan mwi: Ach, wic to Ty jeste, Jezusie z Nazaretu? Co za zaszczyt, e ci widzimy... He, he, he... Lecz c to? Sam przyszede? Stojc nieco z boku
284

widziaem krogulczy profil Ananiasza. Dugi nos kiwa si niby dzib nad rzadk, bezbarwn brod, dugie wargi wysuway si jakby do pocaunku. A gdzie to twoi uczniowie? twoi sudzy? Gdzie twoje krlestwo? Nagle zmieni ton. Uderzy otwart doni w porcz tronu. Skoczyo si wszystko! Do ju nagrzeszye! Do blunierstw! Ach, ty... wykrzywi bezzbne usta. Zbezczecie wityni Pask! Mylae moe, e zawsze bdzie ci wszystko uchodzio na sucho?! Umilk i rozpar si wyniole na swym krzele. Ale zamiast niego krzyczeli teraz inni, przyskakiwali do Winia, wymachiwali przed Jego twarz piciami. Wymysy sypay si nieustannym chrem. Czar pierwszego wraenia rozprasza si. Gdy uderzony z tyu przez jednego ze stranikw Nauczyciel upad na kamienn posadzk, wszyscy rzucili si ku Niemu gotowi Go rwnie bi i tratowa. Patrzyem na to przeraony. W tych ludziach, miaem wraenie, wyzwolia si jaka nieznana, dotychczas ukryta zo. Powinienem by protestowa przeciwko takiemu traktowaniu Czowieka a przecie gos uwiz mi w gardle. Moe bym jednak powiedzia co w kocu, gdyby Ananiasz nie powstrzyma zapau napastnikw. Nauczyciel podnis si z ziemi, ludzie cofnli si nieco. Skoczyo si... powtrzy dawny arcykapan. Gadaj teraz: Czego to ludzi naucza? Niech no i my posuchamy tych twoich historyjek znowu mia si okrutnie, a wraz z nim otaczajcy go ludzie. No, gadaj! zawoa tonem groby. C to, zaniemwie? Moe ten wzrok, cigle spokojnie w nim utkwiony, drani go. Gos Nauczyciela zabrzmia ten sam co zawsze rwny, spokojnie odmierzony i bardzo smutny: Moj nauk opowiadaem jawnie. Przemawiaem na podwrcu wityni i w synagogach. Kady mg sucha tego, co mwiem. Jeeli chcesz wiedzie, spytaj tych, ktrzy mnie suchali... Nie skoczy, gdy kto podbieg i z rozmachem uderzy Go pici w twarz. Czowiek by may, ale cios musia by silny, bo Jezus znowu upad. Napastnik skorzysta z tego, by go kopn. Wrzeszcza: Ty otrze! Tak miesz odpowiada najdostojniejszemu?!
285

Znowu otaczajcy byli bliscy rzucenia si na lecego. Ale On dwign si, najprzd na kolana, potem wsta zupenie. Z rozbitych ust i nosa spywa strumie czarnej krwi. Policzek, na ktrym wida byo lad rki sucego, puch w oczach. Powiedzia z trudem, gosem zmienionym: Jeli le odpowiedziaem, powiedz. Ale jeli dobrze, dlaczego mnie uderzy? Zamiast odpowiedzie, may sucy plun z rozmachem prosto w twarz Nauczycielowi, po czym wybuchn haaliwym miechem. Spogldajc bokiem na Ananiasza wrzasn: eby drugi raz nie mia tak gada! Pamitaem skde t twarz: niskie czoo, lisie, naadowane chytroci oczy, misiste wargi. Ach, ju wiem! To by Gadi, ten sam, ktrego wwczas, w czasie wit Szaasw posa Jonatan ze stranikami, by uj Jezusa, a potem skrzycza, gdy wrci z niczym. Wyrzucony ze stray Wielkiej Rady przysta wida na sub do Ananiasza. A teraz mci si za tamto... Saduceusze, faryzeusze, stranicy, suba jeszcze raz gotowi si byli rzuci na Nauczyciela. Ale wanie zjawi si Chaj i skoniwszy si przed Ananiaszem zawiadomi go, i Sanhedryn ju si zebra i czeka na Winia.

Obrady Sanhedrynu odbywaj si w domu Kajfasza. Sala obrad z awami ustawionymi w pkole jest zawsze w pogotowiu. Mimo niezwykej, urgajcej wszelkim przepisom pory przybyo nie tylko niezbdnych dwudziestu czterech czonkw, ale prawie wszyscy radni Sanhedrynu. awy byy pene. W rodku obok Kajfasza, ktry podskakiwa z niecierpliwoci, siedzia Jonatas jako nasi zebrania oraz jego zastpca sagan Izmael, syn Fabiego, m crki dawnego arcykapana. Rodzina Ananiasza obsiada wszystkie urzdy jak muchy pado zdechego osa. Na awie saducejskiej siedzieli i inni synowie Ananiasza: Eleazar, Ananiasz, Jehuda oraz caa starszyzna kapaska z Szymonem Kainit, Jezusem synem Damajosa i Saulem na czele. Aby usi na swym zwykym miejscu, musiaem przej midzy naszymi chaberim: Szymonem synem Gamaliela, Jonatanem bar Azziel, Eleazarem bar Chetah, Johanaanem bar Zakkaj, Heliaszem bar Abraham, Szymonem bar Poira, Joelem bar Gerion... Witaem si z nimi kiwniciem gowy, oni za, zauwayem, na mj widok co ze sob zaczli szepta. J286

zef z Arymatei by take. Usiadem obok niego. Nasi wezwa obu skrybw: obrony i oskarenia, by zajli miejsca na kocach pkola aw. Wtedy powsta. Najczcigodniejsi ojcowie i nauczyciele zacz. Zebralimy si tutaj, aby osdzi czowieka, ktrego postpowanie i nauki stay si niebezpieczestwem dla wiary, moralnoci oraz dla samego istnienia narodu izraelskiego. Wiecie, o kim mwi: o tym naggarze z Galilei... Dlaczego jednak Jzef podnis si z miejsca wezwano nas wrd nocy? Czy ju nie ma dnia dla sprawowania sdw? Jzef mwi gosem grubym, przypominajcym dwik rogu. Jest, musz przyzna, mielszy ode mnie... To jego szalone bogactwo, a take stosunki z Rzymianami uczyniy go takim. Ja waciwie nie powinienem si take nikogo lka. Kt moe mi co zrobi? Ale taki ju jestem... Nieatwo jest czowiekowi, gdy ma tak natur... Ale zmieni jej nie potrafi. To ja powinienem by mwi nie Jzef. Bo on niewiele wie o Nauczycielu. Tylko tyle, ile ja mu o Nim opowiadaem. Nigdy sam z Nauczycielem nie rozmawia. Moe wystpi tylko z przyjani dla mnie? Ale chyba raczej z chci przeciwstawienia si Jonatasowi. Ich wzajemne urazy cigle wzrastaj od czasu, gdy po jesiennej awanturze midzy saduceuszami a Piatem zyski z targw z Rzymianami pyn w rce Jzefa. Czcigodny... Jonatas schyli gow gestem niechtnego szacunku. Sprawa jest bardzo pilna... W najpilniejszej nawet sprawie nie wolno nam decydowa noc. Wolno! zawoa rabbi Johanaan. Na tej sali to prawdziwa niespodzianka, gdy faryzeusz pieszy z pomoc saduceuszowi. Nie wolno! upiera si Jzef. Rzeczywicie, gdy idzie o ycie ludzkie, nie wolno... podnioso si kilka niepewnych gosw z rnych stron sali. Lecz istnieje halakka, ktra mwi... podj Johanaan. Ale nie ma tego w Pimie! odparowa ostro Jzef. Skoro jednak sofer powiedzia... pado z aw faryzejskich. Zdanie uczonego ma wag, gdy zostanie przyjte przez Sanhedryn!
287

Nie! zawoa inny z naszych chaberim. Sowa nauczyciela s rwnie wite, jak dawniej byy sowa prorokw... To wywoao zamieszanie na awach saducejskich. Podniosy si gosy: Nieprawda! To faryzejskie wymysy! Cisza! Cisza! Jonatas zacz piesznie uspokaja zebranych. Cisza, najdostojniejsi. Tego nie bdziemy teraz rozstrzyga. Mamy spraw piln, a spr o nauki Zakonu trwa od wielu lat... Umy si tymczasem. Przecie skoro zgadzamy si wszyscy, e zdanie uczonego nauczyciela moe sta si prawem nieprawda? c prostszego, aby uczyni nim opini, ktr wypowiedzia przed chwil czcigodny rabbi Johanaan bar Zakkaj. Lecz chodzi o zasad... podj jeden z modszych faryzeuszy na kocu awy. Nie rozprawiamy dzi nad zasadami! podsuwa nasi. Nie rozprawiamy nad zasadami zgodzi si rabbi Jonatan. Zrozumiaem, e obie strony chc za wszelk cen unikn sporu. Nasza starszyzna kiwaa gowami. Opuszczony przez swoich mody faryzeusz umilk i usiad. Ale Jzef nie chcia ustpi. Nie zgadzam si! podj znowu. Nikogo nie wolno sdzi noc. Skoro jednak doktorzy zgodzili si z kapanami... zacz Jonatas. Niemniej ja si nie zgadzam! hukn Jzef uderzajc sw wielk doni w aw. Zapada chwila kopotliwego milczenia. Radni na awach faryzejskich i saducejskich schylali ku sobie gowy i porozumiewali si szeptem. Jonatas powtrzy bezradnie: Skoro doktorzy z kapanami... Kajfasz, ktry, wida to byo od samego pocztku, siedzia jak na szpilkach, wybuchn nagle: C nas obchodzi zdanie jednego!? Tracimy tylko niepotrzebnie czas! Sdmy prdzej tego oszusta! Ja jednak proponuj ustpi doktorowi Jzefowi powiedzia nagle rabbi Onkelos. Ten Grek znajduje zawsze wyjcie z najtrudniejszych sytuacji.

288

Sprawa na pewno przecignie si rozwija sw myl. Bdziemy j rozpatrywali, to nam wolno. Wyrok za wydamy, kiedy ju dzie nastanie... Bdziemy wtedy zgodni z prawem. Susznie! Racja! Racja! Susznie! mwili wszyscy naraz. Jonatas umiechn si z ulg i co powiedzia do Kajfasza. Widziaem, jak arcykapan skin gow i z nienawici popatrzy w stron Jzefa. Rozpocznijmy wic badanie powiedzia nasi. Wprowadcie oskaronego i wiadkw. Klasn w donie. Suba wprowadzia najprzd Nauczyciela. Nie by teraz zwizany i nie mia krwi na ustach. Ale wargi, nos i policzek opuchy Mu i zsiniay. Wosy mia nadal roztargane. Musia ju by zmczony, bo co chwila ciko przestpowa z nogi na nog. Postawy nie utraci. Nie patrzy jednak na zebranych. Opuci gow i zdawa si liczy kolorowe pytki posadzki. Wosy obsuny Mu si i zasoniy twarz. Za Nim wprowadzono tum wiadkw. Bya to haastra najohydniejsza, odpychajca. Powiao od niej zapachem czosnku i zepsutej oliwy. Wrd tej bandy urodzonych zodziei wida byo gdzieniegdzie jak twarz bardziej uczciw, ale miertelnie wystraszon. Od razu mona byo pozna, e tych ludzi sprowadzono tutaj grob lub pienidzmi. Jonatas wygosi do nich przepisan formu: Pamitajcie, e macie mwi prawd. W przeciwnym bowiem razie krew niewinnego spadnie na was... Stojcy w porodku pkola awek skryba chwyci jednego ze wiadkw za rami i przyprowadzi go przed nasiego. Jak si nazywasz? zapyta Jonatas. Chuz... syn... syn... jka si tamten syn... Szy... Szymona... Co wiesz o winach tego Czowieka? Ja... ja... wi... widziaem bka tamten e... on... on... jad razem... z... z... grzesznikami... z... po... poganami... To saduceusze robi czsto powiedzia mody faryzeusz do ssiada, ale tak gono, e jego sowa usyszeli wszyscy. Co wicej? Prdko pyta wiadka Jonatas.

289

On... on... po... po... powiedzia... e... nie wolno... dawa listu... rozwodnego. Syszae to take? spyta Jonatas nastpnego wiadka. Tak, najdostojniejszy. On powiedzia, e przedtem nie byo listw rozwodnych. I e nie wolno listu dawa? Nie, najdostojniejszy, tylko e nie byo dawniej takich listw... I dlatego nie wolno ich dawa? Nie, najdostojniejszy. On mwi tylko, e przedtem listw nie byo... Wyrzucie tego durnia! krzykn zniecierpliwiony Kajfasz. Niech mwi nastpny! Co wiesz o winach tego Galilejczyka? pyta Jonatas maego pokurczonego czowieka o wygldzie ebraka. O, wiem duo, witobliwy poamaniec trzepa prdko, zachystujc si sowami. Bardzo duo... On uzdrawia. To znaczy wszyscy myleli, e on uzdrawia. Ale tak nie byo. Wiele chorb powrcio znowu do ludzi... Wic znaczy, e czyni czary? podszepn wiadkowi rabbi Joel. Na pewno czyni czary! O, ja wiem... Zawsze, kiedy uzdrawia, wzywa szatana... Nie wymawiaj tego gono, gupcze! krzykn surowo arcykapan. A ty Jonatas zwrci si do nastpnego czy widziae take, jak uzdrawiani przez niego znowu stawali si chorymi? Nie... czowiek zaprzeczy patrzc przeraonym wzrokiem na stojcego obok, wci milczcego Nauczyciela. Po cocie takiego gupca tu sprowadzili? zoci si Kajfasz. Precz z nim! On powiedzia jednemu wyrwa si kto z tumu wiadkw e jeli znowu zacznie grzeszy, przyjdzie na niego jeszcze gorsza choroba. Zamknij gb! arcykapan uderzy pici w pulpit. Nikt si ciebie nie pyta!
290

Kto sysza, e choroby powracay? pyta Jonatas. Na to nie byo drugiego wiadka. Dalej! Co wiesz wicej? nasi pyta wygadanego ebraka. O, ja wiem, wiem duo, wielce czcigodny... On nie skada ofiar na wityni... Nie kamiesz? Niech padn trupem na miejscu, jeli powiedziaem nieprawd! Kiedy poborca przyszed do Jego uczniw, to oni powiedzieli, e ich Nauczyciel zabroni im paci... Dajcie tu tego poborc! Ndzna, wystraszona, szara na twarzy figurka ludzka zostaa gwatownie wypchnita przez tum. Bliej! przywoa go Jonatas. No, jeszcze bliej! Tamten przysuwa si lkliwie i powoli. Suchaj no uwanie, co ci mwi. Czy uczniowie tego wskaza na Nauczyciela nie chcieli ci zapaci podatku na wityni? Najczcigodniejszy, najdostojniejszy... czowiek za kadym sowem przeyka lin, a mu grdyka lataa w gr i w d. Wanie mwi. Kiedy przyszedem i powiedziaem, eby zapacili... A to by, najdostojniejszy, miesic Tiszri, bo w miesicu Adar Jego nie byo w kraju... To nas nie interesuje! Odpowiadaj: zapaci, czy nie zapaci? zapyta z krzykiem Kajfasz. To, to, to... Grdyka skakaa, jakby bya ywym stworzonkiem miotajcym si pod skr. Wanie mwi... Jego uczniowie poszli do Niego, eby Go zapyta, najdostojniejszy... I nie zapacili ci? To jest, najdostojniejszy... Wanie mwi... Poszli si zapyta. I On powiedzia... eby nie pacili, tak? Wanie mwi... eby zapacili... Bo On powiedzia... Ale oni nie zapacili?
291

Wanie mwi, najdostojniejszy... Zapacili... Precz! Precz! C to za szoteh! Nastpny! Mw ty! Ponury, wyschnity stary mczyzna z filakteriami na czole i z brod spadajc na piersi wyglda na nieznanego mi faryzeusza. Mwi powoli, gadko, jzykiem o wiele bardziej wyrobionym ni ci wszyscy amhaarezi, ktrzy przed nim zeznawali. Ten Czowiek kaza swoim uczniom zbiera wielkie pienidze. Mwio si, e to na jamun dla ubogich wdw i sierot. Ale pienidze szy dla niego. To rozpustnik... Opowiada o pokucie, sam jednak zadawa si z ulicznicami. Caa banda kobiet chodzia za nim. Urzdza dla nich wystawne uczty... Skd o tym wiesz? Wszyscy widzieli, e chodzi z kobietami... I ty to take widziae? Jonatas zwrci si do stojcego obok czowieka. O, tak potwierdzi tamten, Galilejczyk; mwi ledwo zrozumiaym narzeczem z okolic Tyberiady. Sam widziaem, jak rabbi Nachum z Naim zaprosi go na uczt; wtedy przysza ulicznica i umya mu nogi... Co ten amhaarez opowiada o jakim czowieku z Naim? zoci si rabbi Szymon. Niech opowiada, czy ten zadawa si z ulicznicami, czy te nie! To sami wiemy sykn rabbi Joel. Pamitacie, jak w czasie ostatnich wit nie pozwoli ukamienowa kobiety, ktr zapano na cudzostwie? Tak potwierdzio par niechtnych gosw. Pamitamy. Do tego nie warto wraca... mrukn rabbi Jonatan. Istotnie... Kto potwierdzi, co zezna ten wiadek Jonatas skierowa pytanie do reszty wiadkw e Galilejczyk zadawa si z ulicznicami? No, jak to, nikt z was tego nie widzia? Czy po to urzdzilicie ten sd noc rozleg si tubalny gos Jzefa by sdzi kogo za zadawanie si z ulicznicami?

292

Cierpliwoci, Jzefie. S zarzuty powaniejsze. Nie syszaem ich jeszcze. A w ogle nie syszaem dotd zarzutw. Jeden wiadek przeczy drugiemu... Precz z tym! krzykn Kajfasz dajc znak subie, by zabraa wiadka z dug brod. Usyszysz zaraz, Jzefie, co ciekawszego powiedzia Jonatas. Chod no tutaj, ty kiwniciem palca wywoa spord wiadkw jednego lewit. Co powiesz? Ten czowiek owiadczy lewita jad dzi Pasch... Blunierstwo! krzykno par gosw. Zama Zakon! Wcale nie! zaguszy wszystkich Jzef. Poczekajcie, Jzef nam powie drwico zauway Jonatas. Przecie to podobno w domu jego przyjaciela, czcigodnego rabbi Nikodema, czonka Wielkiej Rady faryzejskiej odbya si ta uczta... Rzeczywicie! odparowa Jzef. Powiem wam... To jest Galilejczyk, prawda? Co mwi przepisy o prawie Galilejczykw do spoywania Paschy w wieczr paschalnego szabatu? Sam siebie grzebiesz! Szabat zaczyna si wieczorem... Ale paschalny ju si zacz. Zapominacie chyba, ecie zczyli dwa szabaty w jeden. Wiemy zreszt, dlaczego: chcielibycie mie mniej kopotu... Zrobia si cisza. Kto bkn: On ma racj. Galilejczycy mog z tego korzysta... Ale nie wiemy podj szybko Jonatan czy uczta paschalna odbya si zgodnie z przepisami... Od kiedy to nie wiemy stanowi o winie czowieka!? krzykn Jzef. Znowu przycicho. Syszaem wcieke sapanie Kajfasza. Wyglda jak byk rwcy si ku czerwonej pachcie. Jego wasny ucze wycedzi Jonatan zapewni nas, e on po uczcie, urzdzi jeszcze rozlewanie wina i amanie chleba...
293

Gdzie jest ten ucze? Niech sam powie... Ale mimo wezwania nikt si nie zjawi. Nie ma go jako drwi Jzef. Ale obejdziemy si bez niego. Ja wam powiem: dawne przepisy mwi, e na znak przyjani i braterstwa mona si w wieczr Paschy dzieli winem i chlebem, byleby tylko ju po odprawieniu uczty. To zapomniany obyczaj... rzuci Kajfasz. Jego wzrok by niby n wbijajcy si w pier mego przyjaciela. Ale istnieje... zauway Jzef. Nastpny wiadek! przeci spr Jonatas. Syszaem, jak mwi ciszej do Kajfasza: Mamy ich dosy... Ten czowiek mwi znowu jaki Galilejczyk nie zachowywa postw. Czy powiedzia, dlaczego to robi? Mwi, e potem bdzie si poci... Kiedy potem? Nie wiem, najdostojniejszy. Powiedzia, e przyjdzie czas na to... I ty to syszae? nasi pyta nastpnego. On mwi inaczej, czcigodny: e waniejsze jest miosierdzie nieli post... A tak, jak ten powiedzia, nie syszae? Moe nie poj, co ten mwi? Moe nie rozumiesz mowy galilejskiej? Rozumiem, najdostojniejszy... Ale nie syszaem, aby tak mwi... Alecie obaj widzieli, e on nie poci? wiadkowie spojrzeli na siebie pytajco. Ja tego nie widziaem... bkn Judejczyk. Ale ludzie mwili, e nie poci doda szybko pierwszy. Kto jeszcze pyta Jonatas widzia, jak ten czowiek nie poci? Znowu zapanowaa cisza. Przerwa j jaki amhaarez o zrytej zmarszcz-

294

kami twarzy i wielkich, twardych, nie domykajcych si doniach robotnika, ktry pracuje przy murowaniu. Ale ja syszaem, jak mwi, e niepotrzebne s obmywania. Powiedzia: Faryzeusze myj siebie z wierzchu, wam jednak wystarczy, gdy bdziecie czyci od rodka... Ach, jaki grzesznik! jkn Joel i zgarbi si jeszcze bardziej ni zwykle. To powany zarzut rzek rabbi Johanaan. Pozwl, czcigodny zwrci si do nasiego e zadamy wiadkowi kilka pyta. Gdy Jonatas kiwn przyzwalajco gow, zapyta: Suchaj, czowieku, czy widziae, aby ten kiedykolwiek zanurza przed jedzeniem w wodzie zamknite donie? Nie, nie widziaem nigdy zapewni wiadek. A czy widziae kiedy pyta teraz rabbi Eleazar aby on wrciwszy z miasta, gdzie czowiek czysty zawsze moe si zetkn z byle grzesznikiem, obmywa cae swe ciao? Nie. A czy widziae kiedykolwiek, biedny, peen grzechw czowieku pyta rabbi Joel aby on albo jego uczniowie obmywali naczynia miedziane, w ktrych gotuje si jado? Nie. Albo naczynia kamienne, ktrych moga dotkn nieczysta kobieta? Nie. Albo kubek gliniany, z ktrego mg pi byle obcy? Nie. Albo oe, na ktrym kadzie si obcy przy uczcie? Jeli, rabbi Joelu, bdziesz pyta tego czowieka o wszystko, co wy kaecie obmywa, nie starczy nam nocy na badanie rzuci Ananiasz syn Ananiasza. Jak moesz tak mwi? oburzy si rabbi Jonatan. To s sprawy wane! Ale za dugo trwaj!
295

I jeli to maj by winy tego czowieka odezwa si Jzef idmy do domu spa... Faryzeusze zechc niedugo obmywa gwiazdy i ksiyc... Ty, Jzefie, nie jeste czysty. Za czsto bywasz w domu goimw! rzuci Joel. Rabbi Nikodemie Johanaan mwi teraz do mnie twj przyjaciel i wsplnik wymiewa si z obmywa, ktrych ty chyba sam nie zaniedbujesz... Nie... Pilnuj czystoci broniem si. Ale nie chc przesady... Co nazywasz przesad, Nikodemie? atakowa mnie Joel. Przesad jest, jak uczy wielki Hillel, da obmywania caego garnka, ktrego ucha moga dotkn nieczysta rka podjem nigdy nie koczcy si spr. Nieprawda! Nieprawda! porwa si rabbi Eleazar. Ucho jest caoci z garnkiem! Gdy ucho... Lecz czy my sdzimy blunierc, czy te kcimy si o gupi garnek!? wrzasn Kajfasz. Ustalamy zauway z faszyw sodycz w gosie rabbi Onkelos jak wielka jest nieczysto tego Galilejczyka. Przecie wy twierdzilicie, e nikt nie jest czysty poza wami! parskn Jzef syn Damajosa. Jzef ma racj. Niedugo soce nie bdzie dla was do czyste zacz si mia Szymon Kainita. Kto nie dba o czysto ciaa, ten nie dba take o czysto serca! odpowiedzia rabbi Johanaan. Gdy doskonay nie obmywa wszystkiego, amhaarez nie bdzie obmywa niczego zapali si rabbi Eleazar. Wielkie, wielkie s grzechy Izraela! jcza Joel podnoszc nad gow rce o rozcapierzonych palcach. Wielkie s grzechy, gdy najwiksi tak mwi... Uciszcie si! krzykn Jonatas. Uciszcie si! powtarza, a w kocu ustay krzyki po obu stronach stojcych naprzeciw siebie aw.

296

Dosy, najdostojniejsi. Nie bdziemy sdzili tego czowieka za jego nieczystoci. To przecie zwyky amhaarez... Oni wszyscy s grzeszni, nieprawda? Jonatas susznie mwi przyzna rabbi Jonatan w imieniu caej awy faryzejskiej. Nastpny wiadek! nasi przyzwa czowieka o wywiechtanej twarzy miejskiego zodzieja. Co wiesz o nim? pyta. On powiedzia, e jego ciao jest chlebem i kady powinien je je, a jego krew jest winem... Obrzydliwe! skrzywi si z niesmakiem Jehuda bar Ananiasz. Tylko szoteh moe tak mwi odezwa si inny z saduceuszy. Albo myszugga... Basar wadam ciao i krew oto wszystko, co obchodzi amhaarezw! A gdzie troska o ducha? zawoa aonie Joel. To nie grzech, to szalestwo! zauway mody faryzeusz z koca awy. Co wicej moesz o nim powiedzie? pyta Jonatas. On... czowiek zatrzyma si, podnis rce jakby gestem oburzenia. On powiedzia, e Przybytek zostanie rozwalony! zawoa. Ooo!... przebiego po awach. Kto go rozwali? zapyta wiadka nasi. Czowiek namyla si przez chwil. Rzymianie! zawoa wreszcie. Nigdy rka Edomu nie zniszczy Przybytku! rzek surowo Ananiasz syn Ananiasza. Przybytek jest wieczny. Tak, tak potakiwano. A czy nie pamitacie, co rzek Pan nabi Jeremiaszowi, e bdzie ze wityni jak z domem w Silo? odezwa si Jzef. Pene gniewu spojrzenia zwrciy si znowu ku memu przyjacielowi. Ty, Jzefie, jeste mdry i znasz Pisma syczcym gosem powie297

dzia Ananiasz syn Ananiasza. Powiniene wic pamita, e Jeremiasz mwi o najedzie Nabuchodonozora (niech szeol nie zna nad nim litoci!), lecz potem przyrzek powrt i odbudowanie wityni. Wiem o tym, nie potrzebujesz mnie uczy proroctw! Jzef sta przed swoim pulpitem zwrcony twarz do awy saduceuszy, lecz patrzy gdzie ponad nimi w przestrze. Wiele z tego, co mwi Jeremiasz, spenio si... Ale nie wszystko. I wiele z tego, co si spenio, speni si moe drugi, trzeci i dziesity raz... Kto z nas wie, o jakim to nowym przymierzu mwi prorok? Co to znaczy, e kady ptak zna swj czas, lecz lud izraelski nie zauway swego czasu? Suchajcie... Czy nie zdaje si wam, e jest co w powietrzu, jakby wielka sprawa, ktr mona wygra i mona straci? Patrzcie, Jzef zaczyna si bawi w proroka! zaskrzecza Kajfasz. Czemu nie? W innym czasie gotowi jestemy sucha jego proroctw... Ale dzi mamy co innego do roboty! Susznie, susznie powiedzia Johanaan. O prorokach chtnie suchamy w synagogach. Lecz pierwej skoczmy ze spraw tego czowieka. Jonatas zwrci si do wiadka: Wic On powiedzia, e witynia bdzie rozwalona? Tak, najdostojniejszy. Przez Rzymian? Nie zawoa jaki inny wycierus z dolnego miasta. Ja syszaem: On powiedzia, e sam rozwali wityni, a potem j odbuduje! Co? On sam? Arcykapan zerwa si z awy. Cigncy si od wielu godzin przewd wyczerpa zasoby jego cierpliwoci. Gorczkowo pocz zadawa pytania: On sam chcia zburzy Przybytek? Tak, teraz przypominam sobie, on tak powiedzia zawoa pierwszy ze wiadkw. Mwi nawet, e odbuduje go w trzy dni... W trzy dni! parskn mody Ananiasz. W trzy dni? No, to chyba cudem? On nawet opowiada teraz terkota drugi wiadek e nie rkami go zbuduje... Nie poprawi pierwszy tak nie mwi.
298

Ale mwi! Nie syszae? wybuchn drugi. Nie, nie mwi, Semeju... wiadkowie nie zgadzaj si ze sob zauway Jzef. Wic jak ostatecznie? zym, czajcym si gosem zapyta Kajfasz. No, uwaajcie. Zbierzcie w kup wasz gupi pami i mwcie: powiedzia czy nie powiedzia? Nie, najdostojniejszy... krzykn pierwszy. Powiedzia! zawoa rwnoczenie drugi. Mwi, e Syn Jahwe odbuduje Przybytek! Zrobia si miertelna cisza. Ten amhaarez pozwoli sobie wymwi imi Najwyszego. Naleao go natychmiast wyrzuci, ogosi nieczystym, pozbawi prawa wstpu na dziedziniec wiernych i do synagogi. Widziaem, jak Joel, ktry siedzia blisko mnie, zatka uszy i z jkiem uderza czoem w pulpit. Podniosem wzrok na Kajfasza i ze zdumieniem spostrzegem, jak jego twarz, na ktrej poprzednio widziao si tylko niecierpliw wcieko, rozjania si niby pod wpywem nieoczekiwanego odkrycia. Porywczo zerwa si z miejsca, podnis obie rce w gr. Zrozumielimy, e chce mwi z wysokoci swego urzdu. Nie ma wprawdzie potrzeby, aby sam arcykapan wyklina byle gupca. Sala ucicha w oczekiwaniu. Ale Kajfasz nie patrzy na przeraonego skutkiem swych sw wiadka. Skierowa wzrok na Nauczyciela, ktry wci sta z pochylon gow midzy dwoma stranikami: drzewo ogoocone z lici, ale wyniose i nieugite. Suchaj, ty! krzykn. Podj tonem solennym: W Imi Najwyszego ka ci odpowiedzie: czy jeste Mesjaszem i Synem Jahwe? Odruchowo pochylilimy gowy i przymknlimy oczy. Tylko w takim zaklciu i tylko arcykapanowi wolno jest wypowiedzie straszliwe imi Tego, Ktry Jest. Serce zabio mi gwatownie. Zwrciem oczy na Nauczyciela. Kimkolwiek jest Kajfasz, gdy przemawia w ten sposb, przestaje by zwykym czowiekiem. Zrozumiaem, e On mu bdzie musia odpowiedzie. Lecz co odpowie? Czy to znowu bd sowa, za ktrymi otwiera si przepa? Wolno podnis gow. Pokryta ciemnymi sicami i opuchnita twarz miaa w tej chwili wyraz takiej samej mocy jak wtedy, gdy jednym krtkim sowem wypdza szatanw lub gdy zawoa w ciemny otwr grobu
299

azarza... Jeeli spasy syn Betusa urs swym wezwaniem do rozmiarw nadczowieka to w jeszcze wikszym stopniu dokonaa si ta przemiana w zbitym, sponiewieranym Winiu. Moe On rzeczywicie czeka na t chwil, aby wreszcie obali wszystko, co obali przyszed? Oddychaem piesznie... Moje ycie byo na Jego wargach. Grom mia spa i zatrzsn domem Kajfasza. Moe odrosy wosy mylaem prdko temu Samsonowi... Czuem niepokj niby powiew wiatru przelatujcego nad gowami. Wszyscy: ludzie Sanhedrynu, suba, strae, wiadkowie, caa Jerozolima patrzyli w twarz Nauczyciela. Wtedy to ja wyzwaem los. Ale dzi dokona tego Kajfasz swoim zaklciem... Gdy padnie odpowied, mylaem, pozostanie ju tylko jeden czowiek ywy... On albo arcykapan... Atali kamarta posyszaem. Lecz ten gos nie by gromem. Nieprawdopodobne wyznanie przychodzio wypowiedziane nie piorunem, ale zbolaymi, opuchymi wargami. Sam to powiedziae... I dlatego zobaczycie Syna Czowieczego, dopiero gdy przyjdzie w mocy Paskiej... Podniesione w uroczystym gecie donie Kajfasza spady na szyj. Wcisn grube palce w gardo, jakby mu zabrako tchu. Usyszaem trzask rozdzieranego materiau. Porywczym ruchem czowieka, ktremu nie wystarcza rytua, arcykapan rozerwa kutton a do spodu. Bluniercaaaa! gos przeszed od krzyku w skowyt, potem w szept. Bluniercaa! Kajfasz obrci ku awom sw poczerwienia twarz. Syszelicie? Syszelicie? Czy potrzeba moe jeszcze wiadkw? Czy nie jestemy wszyscy wiadkami? Czonkowie Rady Najwyszej zerwali si na nogi. Wrd krzykw: Blunierca! Blunierstwo! sycha byo trzask rozdzieranych kutton. Pamitajcie: drze od dou! zawoa Jonatas. W powszechnym zamcie jeden nasi zachowa rwnowag i teraz przypomina, e rytua pozwala tylko arcykapanowi drze szaty od gry do dou; kady inny czowiek winien je rozdziera od dou do gry...

Rozmawiaem z Jzefem, a potem samotnie zaczem wdrowa po dziedzicu. Mylaem myli niemal rozpychay mi czaszk niby cikie melony wty kosz. Mylaem: co to znaczy? On odpowiedzia na uroczyste
300

zaklcie arcykapana wyznaniem, e jest Mesjaszem i Synem Najwyszego... A jednoczenie nie zabi tymi sowami swoich wrogw. S wyznania, ktre powinny by jak lawina walca si w grski wwz... Dlaczego u Niego rzeczy najbardziej nadludzkie przychodz tak zwyczajnie, po ludzku? Kim On jest? Czy po to czekalimy od stuleci na Mesjasza, aby On pierwszym swoim wyznaniem kupi sobie mier? e by skazany, zanim jeszcze zacz si nad Nim sd, o tym od czasu pierwszego tegorocznego zebrania Sanhedrynu nie miaem najmniejszej wtpliwoci. Przerwa, ktr nasi zarzdzi, potrzebna jest tylko po to, by mc wyda wyrok za dnia. Wprawdzie, poniewa chodzi o mier, musi on by zatwierdzony przez Piata, ale ja jestem przekonany, e ten okrutnik nie bdzie si ani przez chwil waha, by go zatwierdzi. Gdyby chodzio o ask dla kogo wtedy mona by oczekiwa z jego strony niespodzianki. Ale nie przy wyroku mierci! Wic czeka Go mier... Kto bdzie gosowa przeciwko? Ja, Jzef, jeszcze moe kilku... Nie zbierze si nawet szeciu gosw. C wic robi? Jzef mwi: przeciwstawi si wyrokowi, krzycze, e rozprawa nocna jest niewana, e Nauczycielowi nie dano obrocy, e wreszcie imi Syn Boy znajdujemy w Pismach... Ale tu ju nie chodzi o imi. Ja przecie wiem wicej... Jeszcze przed paru godzinami Jakub powtarza mi Jego sowa, ktrymi zapewnia uczniw, e On i Ojciec s jednym... On uwaa si naprawd za Syna Boego! Uwaa si... Lecz kim jest naprawd? Przez trzy lata patrzyem na Niego z bliska i z daleka. Robi i mwi rzeczy wstrzsajce. Nie byo nigdy czowieka jak On... Nie byo nigdy czowieka... Bo robic rzeczy zdumiewajce pozostawa zawsze czowiekiem. Wskrzesza zmarych, a sam trzs si z zimna w chodny ranek... Widziaem, widziaem sto razy, tysic razy te sprzecznoci. Wic moe Judasz mia racj? Moe On si zlk? Moe mg zosta Synem Boym, lecz nie sign po t godno? Moe mg przesta by czowiekiem, lecz wola nim zosta?... Gowa mi pkaa od tych myli. Bdnie kryem midzy ogniskami. Ludzie wok nich przycichli; drzemali. Tylko z drugiej strony paacu dochodzi wrzask... Unikaem zblienia si w tamt stron. Gdy Jonatas kaza Go wyprowadzi z sali, wydawa si mogo, e zostanie rozszarpany na strzpy. Stranicy, suba, nawet sami radni Sanhedrynu rzucili si na Niego z piciami. Bili Go, kopali i dopiero gdy Jonatas zacz woa: Nie zabijcie go! Pamitajcie, e jeszcze nie zosta skazany! powstrzymali nieco
301

swj zapa. Zamiast bi, kady po wiele razy plu Mu w twarz. Jzef chcia Go broni, ale obskoczyli Go i odcignli do sali narad. Ja wymknem si na dziedziniec. Nie, nie zdoam nic dla Niego zrobi... Dlaczego jestem takim tchrzem? Jakub rozpacza, e uczniowie rozbiegli si i pouciekali. Ale c ci mali amhaarezi mogli Mu pomc? Ja... ja take c mog? Gdyby mi si udao kogo przekupi. Nie poaowabym pienidzy. Majtek bym odda... Gotw jestem wykona nasz umow... Mwi: Daj mi swoje troski, a we mj krzy... Krzy? Czuem zimny dreszcz na caym ciele. Krzy... On tak czsto mwi o nim. Jakby wiedzia, e tak Mu wanie przyjdzie zgin. Bo jeli zginie, to na krzyu. Po to wypraszalimy u Piata zapewnienie, e nie bdzie krzyowa! Teraz powie: Sami chcecie... Jake mam wzi ten Jego krzy? Da si razem z Nim ukrzyowa? Ale to by byo samobjstwo! Nikt nie chce mojej mierci. Dlaczego ja, czowiek delikatny, rozsdny, mdry, szanowany, miabym i i sam doprasza si najhaniebniejszej ze mierci? Zreszt krzy... Nie moe by okropniejszej mierci ni to umieranie czowieka rozdartego, rozpitego na oczach wszystkich, czekajcego dugo, a skurcze zdawi ruch serca. Nie mier jest straszna, ale umieranie, a krzy to umieranie bez koca! Jeeli myl o swojej mierci, zawsze chciabym j widzie szybk jak zapadanie w sen. Tylko e mier... Czy ja wiem, kiedy zaczo si umieranie Rut? Kiedy zacz si jej krzy?... Mwi si: Umar lekko.. Kt umiera lekko? Nie, nie, nie ma siy, ktra by mnie zmusia w t noc pen dygota do wzicia Jego krzya. Dlaczego oni Jego uczniowie tego nie robi? Uciekli, a ja mam umiera? Nie, nie! Raczej zamkn oczy na wszystko, co byo i co bdzie... Przecie kade wspomnienie mona jako wyrzuci z pamici. Nasz ukad... Mniejsza z nim! C mi z niego zreszt przyszo? Rut umara, a teraz ja sam umieram z lku. On najwyej zginie za swoj nauk, za opowiadanie o swoim Krlestwie, ktrego pewno wcale nie ma... Jeeli Najwyszy jest tak bardzo miosierny, jak On to tyle razy opowiada, powinien wiedzie, e kady z nas ludzi, jest ndz niezdoln udwign strachu... Moe zreszt s tacy, ktrzy umiej nie myle o tym, co bdzie. Ja zawsze myl. Pochania mnie lk przewidywania. Taki jestem. Nie umiem by inny. W czyme jest agodniejsza Jego nauka od dawnej, ktra mwia, e kadego dobrego czy grzesznika czeka zimny, ciemny, smutny szeol? Jak mona postawi ycie za co, co moe jest cudem szczcia, lecz czego nie mona sobie wyobrazi?
302

Krlestwo... Po co On przyszed, by opowiada o jakim innym wiecie, ktrego nie mog zobaczy oczy ywego czowieka? Po co On przyszed? Przynis swoje szalecze marzenia w wiat, w ktrym ju jako dawalimy sobie rad... Kiedy Rut umara, mylaem: Nic mi nie zostao... A przecie ycie jest silniejsze. Znowu zaczem je, spa, ukada przyszo... Mona, wida, jako przey mier najdroszego czowieka. Wszystko mona... Po co wic pamita o tym... Krlestwie? Chodziem i trzsem si z zimna. Stawaem przy ogniskach, ale trwa na miejscu nie byem w stanie, wic znowu ruszaem dalej. Mj cie to si plta przede mn, to obok mnie, to znowu ucieka do tyu niby tren paszcza. Godne muy porykiway. Gdzie daleko za murem miejskim rozlego si pianie koguta. Wrzaski ludzi tam, za paacem, byy niby dwik, ktrego niczym zaguszy w sobie nie zdoamy: dwik bliskiej grozy... Czas wydua si bez koca niby wci ta sama, znana w kadym szczegle droga. Nagle krzyki dochodzce dotychczas z daleka zaczy si ku mnie zblia. Powinienem by ucieka. Lecz nogi wrosy mi w ziemi. Zatrzymaem si skurczony, z oczami przymruonymi, jak kto, kto czeka na cios po gowie. Banda wrzeszczcych ludzi sza w moj stron. Inni, ktrzy dotychczas nie brali udziau w zncaniu si nad Nauczycielem, podnieli si od ognisk i pieszyli tamtym naprzeciw. Kto blisko mnie krzykn. Nagle potrci mnie wielki mczyzna, ktry zakrywszy twarz bieg w stron bramy. Wydao mi si, e widz co znajomego w zarysie jego gowy. Ale nie miaem czasu oglda si za nim. Tu obok mnie przechodzia gromada suby, stranikw, modych lewitw i faryzeuszw. Wrd okrzykw i gwizdw prowadzili midzy sob Nauczyciela. Widziaem Go tylko przez chwil: twarz opluta, na gowie bazeska korona ze somy, rce skrpowane z tyu, obolay wzrok suncy po ludziach i zsuwajcy si z nich niby promienie ksiycowego blasku z lici... Na chwil to spojrzenie spoczo na mnie... Nie byo ju w Nim nic z mocy cudotwrcy! Jeszcze przed godzin, gdy Go zakl Kajfasz, to by Kto, kto mia na ustach sowo zdolne drugich rzuci na kolana. Teraz to by ju tylko czowiek, zepchnity na samo dno ndzy ludzkiej; ebrak, trdowaty, chory, wizie wszystko w jednej osobie... Min mnie jak widziado, ale Jego obraz zosta mi pod powiekami. Oni poszli dalej, popychajc Go, plujc na Niego, oddajc Mu drwico pokony.
303

Pozostaem w rozterce... Gdyby zostao w Nim cho troch z dawnego Nauczyciela! atwiej by mi byo Go broni. Ale jak osania Czowieka, ktrego wasna sabo uczynia czym czy ja wiem, jak to powiedzie? niemal odpychajcym...

wit spyn nagle szaroci przedrania. Suba zacza nas zwoywa na sal obrad. Za chwil wszyscy siedzieli ju na awach. Jakby dla przypieszenia nadejcia dnia lampy byy zgaszone i cienie w sali twardo stykay si z biaymi plamami wiata. Kajfasz podnis si peen niecierpliwoci. Nie dopuci Jonatasa do gosu. Sam zarzdzi:
Wprowadzi winia! Musiano Mu dopiero co zdj wizy, bo widziaem, jak w zsiniae i obrzmiae donie powoli wracao ycie. Sta ciko, z gow wcinit w ramiona jakim podwiadomie obronnym gestem. Na wosach mia dba somy, na policzkach biae placki nie zaschej liny. Opierajc si jedn rk o biodro Kajfasz zapyta: Powtrz no nam jeszcze raz, co omielie si powiedzie: wic jeste Mesjaszem? Odpowiedzia nie podnoszc gowy gosem, w ktrym drgao zmczenie: C, e powtrz... Nie uwierzycie mi ani nie wypucicie... Ale to jest wasza godzina... Kajfasz zacz si mia zimno i okrutnie, a jednoczenie jakby porwane jego miechem podniosy si inne gosy. I jeste Synem Najwyszego, co? Miaem wraenie, e wielkim wysikiem przemg ogarniajc Go sabo. Wyprostowa si, podnis gow. Rzek: Sam to powiedziae, jestem Nim... Po czym gowa opada Mu, a ciao zwiotczao. Zdawa si nie sysze krzykw, jakie wybuchny nad Jego gow. Sta si obcy wszystkiemu, co si naok dziao. Nie drgn nawet, gdy Kajfasz zapyta radnych:
304

Jaki wyrok wydajecie? mier! pado najpierw z ust Jonatasa, a potem biego koem po awach: mier! mier! mier! Nie zawoa Jzef. Nie zgadzam si! Ta rozprawa bya niewana. Wyrok jest niewany. Ten Czowiek jest niewinny... Niewinny? Kajfasz wstrzsn si cay. Niewinny? Odkd to, Jzefie, wolno mwi grzesznikowi, e jest Mesjaszem i Synem Najwyszego? A jeeli On jednak jest Nim naprawd? zapyta mj przyjaciel. A jeeli... On? przerwa mu z oburzeniem arcykapan. On? Przypatrz mu si uwanie, Jzefie! Czy on wyglda na kogo innego ni jest? Ten brudny amhaarez miaby by Mesjaszem!? Robi cuda... spiera si Jzef. Z pomoc nieczystego! zawoa bar Zakkaj. I wieszczkowie egipscy czynili cuda przed faraonem, tylko e czyny ojca naszego Mojesza byy wiksze... A jeeli jednak? Suchajcie Jzef zwrci si teraz do wszystkich zebranych. Ja nie wiem... Jestem tylko kupcem. Nigdy z Nim przedtem nie rozmawiaem. Nigdy nie mylaem o tych sprawach. Ale odkd na Niego patrz, odkd Go sucham, powstaje we mnie niepokj... Co bdzie, jeli On naprawd okae si Mesjaszem? Odpowiedzia mu pomruk, ktry rozbi si zaraz na krzyki z wielu ust: Nie opowiadaj gupstw, Jzefie! To nie Mesjasz, tylko kamca! Dajesz si zwodzi! Moe on rzuci na ciebie urok? Mesjasz nie przyjdzie z Galilei! Jzef mnie omieli: zdobyem si na odwag. Zerwaem si z awy. Krzyknem: On nie pochodzi z Galilei! Urodzi si w Betlejem! Wanie w miecie... Ale mj krzyk saby i niezdarny zosta zaguszony przez burz sprzeciww.

305

Kady to moe opowiada, odkd zostay zniszczone ksigi rodw! Do gupstw! Zrobie zbyt wiele dla niego, Nikodemie! Chodzie za nim, gocie Go w swoim domu! Krzyczae, gdy na ole wjeda do miasta! Moe kaesz nam wszystkim kania si byle amhaarezowi? My wiemy, jakie bd znaki nadejcia Mesjasza! Nie tramy czasu! zawoa Kajfasz. Wyrokujmy! Zatrzymajcie si jeszcze! Ten Czowiek... Nie pamitam, aby Jzef mwi kiedykolwiek w ten sposb. W jego trzewym i chodnym umyle musiaa si dokona jaka przemiana. Suchajcie cign czy nic was nie zaniepokoio? Czycie nie widzieli, jak wszystkie wasze oskarenia odpaday od Niego niczym sucha glina od skry? Mnie On naprawd nic nie obchodzi. Broniem Go tylko dlatego, ecie nieuczciwie Go sdzili... Ale teraz nie wiem... Skoro nie wiesz, id spa! zawoa Ananiasz syn Ananiasza. Do tu ludzi, by wyda wyrok! Moecie i obaj, ty i twj przyjaciel. Lepiej bdzie, jak pjdziecie i wypicie si! Sdmy! Sdmy! pogania Kajfasz. Sdmy powtrzy Jonatas. Jaki wydajecie wyrok? mier! mier! mier! padao jak uderzenia mota w pkrgu aw. Wszyscy gosowali za mierci dla bluniercy? zapyta nasi. Ja nie! powiedzia twardo Jzef. Uznaj ten wyrok za nieprawy... Ja take... rzekem usiujc opanowa drenie gosu. I ja trzeci nieoczekiwany gos nalea do modego faryzeusza z koca awy. Ten Czowiek nie moe by winien... Mody chaber patrzy miao na arcykapana. Ja rwnie nie wiem, kim On jest przyzna. Raz tylko odezwa si do mnie przymruy oczy, jakby chcia w pmroku zasunitych powiek ujrze przeyt scen. Opanowa si jednak, powrci do surowego, rzeczowego tonu. Ale On jest niewinny! Kajfasz wybuchn grubym, triumfujcym miechem:
306

Niewinny! Niewinitko! Ach, wy... zacisn zby. Ale na nic si nie zda wasz opr! Mierzy nas trzech nienawistnym spojrzeniem. To ty, Jzefie, zbuntowae ich. Wydaje ci si, e skoro jeste najbogatszym czowiekiem w kraju, wolno ci wszystko. Poaujesz jeszcze tej twojej litoci. Policzymy si z tob. I z tob, Nikodemie... Wy, zdrajcy... Zobaczycie... warcza. Poczuem lekki zawrt gowy, jakbym stan nad przepaci. Z boku doszed mnie szept Jonatana: Zdradzie, Nikodemie, posuszestwo wobec chaberim... Bronisz czowieka, ktry chcia nas zohydzi w oczach ludzi. I mymy jeszcze z tob nie skoczyli... W guchym milczeniu, jeden za drugim, opuszczalimy sal obrad. Z progu obejrzaem si na Nauczyciela. Ostatni raz odezwaa si we mnie odrobina nadziei, e On jednak zrobi co, co odmieni wszystko; okae swoj moc. Ale On sta z gow zwieszon, pochylony do przodu, jakby za chwil mia upa. Wyszlimy. Od wityni nadlatywa dwik srebrnych trb. Szczyty wie paacu Asmoneuszw zapony rowym blaskiem. Byo chodno i wieo. Kpy trawy szkliy si paciorkami rosy. Szlimy wolno nic do siebie nie mwic. W kocu Jzef zakl: Na brod Mojesza! Co to za otry! I jeszcze gro. Ale i ja im take poka... Gdzie idziesz? spytaem. Do domu, spa odburkn. Nic ju wicej dla Niego nie zdoam zrobi. Ja spa nie mgbym. Pjd do wityni i tam zaczekam na decyzj Piata... Zatrzymalimy si. Jzef chcia co powiedzie, ale tylko gniewnie machn rk i odszed bez sowa. Mody faryzeusz sta niezdecydowany. Czy ty, rabbi zapyta nagle znae Go blisko? Poruszyem niezdecydowanie gow. Tak... Nie... Prbowaem Go pozna. Ale...
307

On raz tylko jeden odezwa si do mnie... rzek mody doktor. To byo tak, jakby woy do we mnie i wywin mnie caego na zewntrz... Kim On jest, rabbi Nikodemie? Wolno uniosem ramiona do gry. Czy ja wiem? Lecz mwie, e On urodzi si w Betlejem? Tak mi mwiono. Dlaczego nic o Nim nie wiemy na pewno! wybuchn. To Czowiek za mg... Jak mona broni kogo, kogo si nie zna? Zostawiem go z tym pytaniem na ustach. Odszedem wolno. Soce skrzyo si coraz mocniej w zotych blachach Przybytku. Pierwsi pielgrzymi szli drog w gr. Nagle w zaomie muru zobaczyem czowieka lecego z gow wcinit midzy kamienie. W pierwszej chwili wyda mi si pijakiem, ktry pi po nocnej hulance. Ale po spazmatycznych ruchach ramion pojem, e tamten pacze. Po paczu poznaem go take. Tyle nas dzieli, tak zawsze byli mi obcy ci amhaarezi... Ale teraz poczuem wspczucie dla tego wielkiego gupkowatego rybaka (moe to byo zreszt tylko wspczucie dla samego siebie?). Pochyliem si, pooyem mu rk na ramieniu. Piotrze rzekem. Nie wiem, skd mi przyszo nazwa go tym imieniem, ktre mu nada Nauczyciel. Odwrci si gwatownie. Ach, to ty, rabbi... zaka. Mia twarz umazan zami i botem. Nie nazywaj mnie tak! zawoa aonie. Nie jestem ska. Jestem ziemi, popioem, pyem przydronym... Czy wiesz, co zrobiem? Chwyci mnie za skraj simlah, jakby si ba, e odejd i nie wysucham go. Z jego szeroko rozstawionych oczu tryskay prawdziwe fontanny ez. Grube usta wykrzywiay si w szlochu. Ja... ja... zaparem si Go! Powiedziaem, e Go nie znam... e nie wiem, kim On jest... e Go nigdy nie widziaem... Gdzie to byo? zapytaem. Na podwrzu u arcykapana zajcza. Od razu przypomniaem sobie: to on potrci mnie wtedy w ciemnoci. A jednak zdumiaem si, e on omieli si tam wej...
308

Nie pacz... mocniej przycisnem jego rami. Chciaem go przecie pocieszy. Tak bywa... rzekem. Czowiek... Ale nic go nie mogo pocieszy. Wybuchn jeszcze wikszym szlochem. Zdradziem Go... Zaparem si Go... bekota. Jego, ktry tak kocha... Tak bywa... powtrzyem. Strach bywa silniejszy ni mio. A On moe odpowiadaem sobie samemu moe On nie jest tym, kim si by wydawa... Za gupi jestem... zanis si paczem aby wiedzie, kim On jest. Ale On tak kocha. I ja Jego... poprawi si wrd gorzkiego szlochu: Mylaem, e Go tak kocham... Nigdy ju nie powiem... Nigdy! Nigdy! wielk pici bi si w ciao i w piersi. Nigdy! Taki byem pewny siebie... Oburzaem si na Judasza... e zdradzi... A potem tak samo... jeszcze gorzej, jeszcze gorzej... Z rozpacz wciska w usta swe wielkie donie. To jednak prawda mylaem. On tak kocha... Czuo si zawsze, e gdyby dla ktrego z nas trzeba byo znie to wszystko, co On znosi w tej chwili, zrobiby to, nawet si nie namylajc... Szymon to czuje, cho nie umie myle. A ja? Ja si Go nie zaparem. Ale moe dlatego, e nikt mnie o Niego nie zapyta, jak pytano Szymona. Los czy przypadek zrzdzi, e uniknem brutalnych pogrek. Moe usun mnie z Sanhedrynu, z Wielkiej Rady... Tyle mog mi zrobi. Jego mogli sprztn, nawet si o to nie pytajc Piata... Moe dlatego tylko nie zaparem si. Za to zwtpiem... Szymon zapar si ale nie zwtpi... Dla mnie to jest cigle sprawa wiary... Dla niego mioci... Moe i ja powinienem paka jak on? Lecz brak mi ez... Ostatnie wypakaem nad Rut, nie wtedy nawet, gdy umara, ale tego dnia, gdy zrozumiaem, e musi umrze... Nie mam ju ez, nie mam ufnoci... Szymon pacze, ale na pewno wydaje mu si, e mimo tej zdrady Nauczyciel wci go kocha... Ja przestaem wierzy, e On na mnie czeka. I dlatego nie mog paka...

Z tarasu nad portykiem widziaem, jak w dole kolorowy w ludzki to


309

pczniejc, to znw chudnc przeciska si wskimi i krtymi uliczkami. Nad nim unosiy si krzyki i gwizdy, przybierajc na sile w miar zbliania si pochodu. Przodem kroczyli stranicy, oczyszczajc drog krzykiem, a gdy to nie pomagao, uderzeniami kijw. Za nimi powanie, w dostojestwie swoich rogatych zawojw, purpurowych paszczy, efodw, zotych acuchw, szli kapani, rami w rami ze starszyzn Wielkiej Rady. Zaraz potem prowadzono Jego. By otoczony stranikami, ktrych podwjny kordon powstrzymywa napierajc od tyu i wrzeszczc haastr miejskiego motochu, nawykego do zbierania okruchw z kapaskiego stou. Ci ludzie za pienidze zrobi wszystko, czego si od nich da. Jeszcze wieczorem kazano im si zebra na podwrzu arcykapana. Teraz szli wykrzykujc przeciwko Nauczycielowi. Do nich przyczali si rozmaici gapie uliczni, jakich nie brak nawet o tak wczesnej godzinie. Ale gdy pochd min most i wkroczy na dziedziniec wityni, uton po prostu w zwartym morzu pielgrzymw, ktrzy mimo rana zeszli si tutaj, by kupowa zwierzta ofiarne i zmienia pienidze. Targowisko, ktre On rozgromi, odroso, jak odrasta cita pokrzywa lub oset. Torujcy sobie drog pochd zwrci na siebie powszechn uwag. Tysice ludzi zaczy si ku niemu cisn. I zaraz wrogie wrzaski i gwizdy prowadzcych Nauczyciela zostay zaguszone penym zdumienia szumem gosw tych, ktrzy spostrzegli Proroka z Galilei zwizanego i otoczonego stra. Miaem wraenie, e w tym zgieku sysz pene oburzenia krzyki galilejskich chopw. To mnie otrzewio. Przed godzin opuszczajc dom Kajfasza, byem pewien, e los Nauczyciela zosta przypiecztowany. Teraz jednak odya we mnie nowa nadzieja. Jzef nie mia racji mylaem. C z tego, e Sanhedryn wyda wyrok? Sanhedryn, a nawet i Piat to jeszcze nie wszystko! S take tumy, ktre przed paroma dniami nazyway Nauczyciela imieniem Syna Dawidowego. Galilejczycy nie dadz swego Proroka! Szybko zbiegem na d. Moja sabo znikna: byem gotw do nowego dziaania, do nowej walki o ycie Nauczyciela. Takie same chwile odywania energii nachodziy mnie w latach choroby Rut. Przepychaem si z bezwzgldnoci ku pochodowi, ktry teraz, cignc za sob olbrzymi tum, okry powoli wityni. Potrcaem ludzi. W pewnej chwili zaczepiem po paszcza o stolik jakiego zmieniacza i monety posypay si z brzkiem na kamienne pyty. Za mn rozlegy si krzyki gniewu i oburzenia kto
310

woa ze zoci moje imi. Nie odwrciem si jednak. Mimo to nie bybym nigdy dogoni czoa pochodu, gdyby mi nie przyszo do gowy skrci sobie drog i przej przez dziedziniec wiernych. Tutaj byo pusto: i pielgrzymi, i ofiarnicy cisnli si do bram, by wybiec na zewntrz. Fala ludzka wyniosa mi na przeciwn stron Przybytku, tu pod mury gronej piramidy Antonii. Tutaj mogem doczy si do pochodu. Ocierajc si o idcych obok chwytaem w przelocie urwane strzpki zda: Galilejczyka zapali... W nocy... Nie da si im! Cay Sanhedryn... Przeklci synowie Betusa! Gdzie oni Go prowadz? Robi cuda, uzdrawia... Zaczarowa wod w sadzawce Owczej! Gupstwa! To Mesjasz... Blunisz, gdy tak mwisz... To wielki, dobry Nauczyciel... Nie, to grzesznik! A jeeli to jest Mesjasz? Zobaczycie nie da si im! Chodmy zobaczy... A co na to Rzymianie? eby nie chcieli znowu bi kijami! Rzymian musia zaniepokoi ten pochd i spowodowany przez niego haas, bo gdymy si zbliyli do Antonii, syszaem ostre dwiki rogw i bucin rozlegajce si wewntrz twierdzy. Przed bram powita nas potrjny rzd legionistw w hemach wcinitych na oczy i ukrytych za zason stykajcych si ze sob tarcz. Wychylajc si z okna nad bram dowdca garnizonu, hegemon Sarkus, przyoy rce do ust i krzykn: Sta! Jeli nie jestecie buntownikami, stacie! Z czym przychodzicie? Pochd wraz z tumem, ktry si do niego przyczy, wla si w ciasn ulic prowadzc do twierdzy. Jego czoo, ktre stanowili czonkowie Sanhedrynu, zatrzymao si na wezwanie hegemona na kilka krokw przed szeregiem onierzy. Nikt jednak nie mg odpowiedzie Sarkusowi na jego pytanie, bo przeszkadzaa temu wrzawa: wci nowe gromady doczay si do tylnych szeregw, pytajc o powd zbiegowiska, wyraajc haaliwie swoje opinie, wznoszc okrzyki jedni przeciwko Nauczycielowi, drudzy przeciwko kapanom, inni wreszcie i tych byo najwicej przeciwko Rzymianom. Pami rzymskich kijw wci jest ywa w miecie, a nienawi do Piata wybucha przy lada okazji. W tumie take, jak zauwayem, krcio si wielu faryzeuszy, wciskali si zwaszcza midzy gromady Galilejczykw i rzucali jakie prdkie sowa: gotw jestem przysic, e przekonywali ich o winie Nauczyciela. Zapchana ludmi ulica huczaa, jakby j
311

trawi poar. Gdy tak trwao czas duszy, zauwayem, e rabbi Johanaan co powiedzia do jednego z modszych chaberim, ten za wspiwszy si na ramiona innych krzykn w gb ulicy: Cicho! Uciszcie si! Arcykapan chce mwi! Do czego doszo: my uciszamy lud, by saduceusze mogli przemawia! Gwar cich. Usyszaem chrapliwy, wpadajcy w zadyszk gos Kajfasza: Przyszlimy do dostojnego prokuratora z wan spraw. Przyprowadzilimy mu spiskowca, ktry przygotowywa zamieszki. Id, hegemonie, i popro prokuratora, by stan na twoim miejscu i zechcia nas wysucha. Do zamku wej nie moemy, bo, jak wiesz, mamy jutro nasze wielkie wito i nie wolno nam w tym czasie wchodzi do domu czowieka innej ni my wiary... Sarkus nie zdoa jeszcze odpowiedzie, gdy w oknie obok ukaza si niespodziewanie Piat. Stan na szeroko rozstawionych nogach, z rkami skrzyowanymi na piersiach. Pi na pewno w nocy, bo pod oczami mia cikie wory, a jego obwise wargi nadaway ustom wyraz niesmaku. Zreszt w caej jego postaci wida byo zo, jak u kogo, kto wsta lew nog i szuka tylko okazji, by okaza swj gniew. Przyszo mi od razu na myl, e Piat take nie zapomnia zeszorocznej historii i swego triumfu, jak nie zapomnia na pewno dawnych przegranych. Dla tego czowieka, zatrutego beznadziejnoci, zemsta musiaa stanowi rodzaj rozrywki moe nawet nadawaa w ogle sens yciu. Milcza i zdawa si ocenia spod przymruonych oczy rozmiary zgromadzonego tumu. Kajfasz skin, tymczasem za stranicy, cignc brutalnie za acuch i sznury, wywlekli Winia przed front stojcych. Piat przenis wzrok z ciby na postrojonych czonkw Sanhedrynu, a potem na posta Nauczyciela. Odezwa si zgryliwie: To tego przyszlicie oskara? Widz, e nie czekalicie na mj wyrok. Ten czowiek ledwo yje... Mwi prawd. Nauczyciel przez t jedn noc sta si cieniem samego siebie. Twarz mia pokryt czerwonymi plamami od uderze i brudnymi zaciekami od kurzu, ktry wsik w pot. Jego prawy policzek by obrzmiay i znieksztaca lini nosa. Rozrzucone, obsypane pyem wosy leay w bezadnych strkach. aonie wygldaa broda, ktr stranicy arcykapana
312

musieli szarpa i wyrywa penymi garciami: wydawaa si jednym burym zlepkiem ciaa, krwi i wosw. Wargi mia rozchylone, czarne i suche; w kcikach warg zascha krew nadawaa ustom wyraz boleci. Spod pokrytego botem czoa spoglday jakby z wysikiem oczy, ju nie brunatne, ale czarne jak dwa okna otwarte w bezgwiezdn noc... To wielki zbrodniarz! odezwa si Jonatas. Gdyby nim nie by, nie przyprowadzilibymy go do ciebie. Skoro tak wiele zbroi, powinnicie Go byli sami osdzi drwina brzmiaa w gosie z gry. I osdzilimy Go rzek stary Ananiasz. Wedug naszego wyroku zasuy na mier. Ale nam, dostojny prokuratorze, nie wolno wykona takiego wyroku... Naturalnie, e nie wolno! rzuci. W Judei tylko ja stanowi o yciu ludzi. Gdyby to byo w waszym rku... poruszy pogardliwie doni. Wasz wyrok niewiele mnie obchodzi cign opryskliwie. Sam postanowi, co si z nim stanie. Dajcie go! Ten czowiek ledwo dyszy! zawoa z gniewem, widzc, jak Nauczyciel szarpnity przez stranikw upad na ziemi. Chcecie, abym sdzi kogo, kogocie wpierw zamczyli? Co macie przeciw niemu? Czytaj! Kajfasz powiedzia do jednego z lewitw. Czuem, e arcykapan kipi wewntrznie, dotknity do ywego obraliwymi sowami Piata. Tych dwch ludzi, tak dugo utrzymujcych ze sob przyja, sprawa wodocigu rozdzielia raz na zawsze. Lewita podnis w gr rulon. Zacz czyta, jakby piewa psalmy: Arcykapan Przenajwitszego, ktrego Imienia nie godzi si czowiekowi wymawia, Jzef Kajfasz syn Betusa, po naradzie z najczcigodniejszymi i najmdrzejszymi kapanami, nauczycielami i znawcami prawa w Izraelu postanawia uzna Jezusa syna Jzefa, naggara z Nazaretu, winnym przestpstwa wzywania ludzi do niepacenia nalenych danin cesarzowi... To kamstwo! przerwa czytanie Piat. Sam wiem, kto paci podatki, a kto ich paci nie chce! Czytaj dalej! powiedzia Kajfasz gosem, przez ktry przebijaa tumiona furia.
313

A take podj lewita winnym podburzania ludu i ogaszania siebie krlem izraelskim... Krlem? gniewna opryskliwo zmienia si w piekc drwin. Ach, wic to swego krla przyprowadzilicie tu do mnie? No, jeli tak... Osdzimy go! Powiedzia do stojcego obok setnika: Daj no tu tego krla... onierze rzymscy wzili sznury z rk stranikw i pocignli Nauczyciela na wielki wykadany kolorowymi pytami dziedziniec. Suba tymczasem wyniosa dla Piata krzeso kurulne i rozpia nad nim zason z purpurowego ptna. Widziaem z daleka, jak Piat zasiad na swym tronie, ktrego wysokie oparcie przechodzio w plugawy ksztat rzymskiego ora. Obok stan liktor, przy liktorze za skryba zapisujcy zeznania. Nie syszaem sw, ale z gestw Piata mona byo wywnioskowa o treci toczcej si midzy nim a Nauczycielem rozmowy. Piat najpierw o co zapyta, ale Jezus zdawa si by guchy na jego sowa, bo Rzymianin powtarza swoje pytanie kilkakrotnie. Potem prokurator kaza skrybie raz jeszcze odczyta wyrok Sanhedrynu. Znowu zapyta, wskazujc na rulon, i tym razem Nauczyciel powiedzia co, ale w taki sposb, e Piat pogardliwie wzruszy tylko ramionami, jakby by pytany o rzecz bezsensown. Na nowo rzuci jakie sowo, pochylajc si nieco ku Winiowi, ktry tym razem odpowiedzia mu kilku zdaniami. Usyszawszy je Piat odchyli si do tyu i rozwaliwszy si w swym krzele patrzy czas jaki na Nauczyciela uwanie, jakby go teraz dopiero spostrzeg. Widziaem z lekkiego ruchu gowy, e przesuwa spojrzenie od stp do potarganych wosw i znowu od wosw do nagich, pokrwawionych stp stojcego przed nim Czowieka. Kiedy si znowu odezwa, nie wygldao to na suche pytanie znudzonego sdziego, ale na pen wtpliwoci kwesti. Nauczyciel odpowiada do dugo. W pewnej chwili Piat podrzuci niecierpliwie ramionami i nie zwracajc uwagi, e Wizie jeszcze nie skoczy mwi, wsta z krzesa; wszed na schody. Za chwil ujrzelimy go znowu w oknie. Podnis rk, aby si ludzie uciszyli, bo w czasie badania tum zacz rozmawia i ulica pena bya na nowo sporw i gwaru. Ja rzek krtko nie widz przestpstw, o ktre go oskaracie...

314

Zapanowaa chwila ciszy. Przerwa j wysoki, przechodzcy w pisk gos Kajfasza: To zbrodniarz! To spiskowiec! To buntownik! Rozlegy si take gosy innych czonkw Sanhedrynu: Niepodobna, dostojny prokuratorze... To czowiek niebezpieczny! Osdzilimy go... Popeni wiele przestpstw... Nie znalazem ich uci krtko. Zrozumiaem, e Piat wyczu, jak bardzo zaley zjednoczonym po raz pierwszy saduceuszom i faryzeuszom na skazaniu Nauczyciela i wanie dlatego sprzeciwia si im. Coraz bardziej gwatowne krzyki czonkw Sanhedrynu kciy si z guch cisz tumu, ktry nie wiedzia, co ma myle o oskareniu wniesionym przeciwko Nauczycielowi. A Piat zbyt dobrze zna Jude, by nie zdawa sobie sprawy z tego, e opinie kapanw i nauczycieli s niczym, pki za nimi nie stanie lud. Obojtnie trzasn w palce. Nie wrzeszczcie tak! powiedzia, jakby chcc ich jeszcze bardziej podrani. Ostatecznie... zakoysa si na nogach i obliza wargi skoro tak bardzo chcecie uzyska na tego czowieka wyrok czuem, e to, co powie, bdzie nowym ukuciem w arcykapana i jego otoczenie moecie go zaprowadzi do tetrarchy. Skoro ten jest Galilejczykiem, odstpuj go jemu... Obrci si i zszed z biny. onierze wypchnli Nauczyciela za bram; oddali Go na nowo w rce stranikw, ktrzy ze zoci szarpnli sznurami. Tum zacz si wolno wycofywa z uliczki. Nad nim unosi si cigle gwar zawzitej dysputy. Kapani i nauczyciele szli otoczeni stranikami. Widziaem, kiedy mnie mijali, e rozmawiaj ze sob ywo i gwatownie. aden z nich na pewno nie mia ochoty i do Antypasa. Doskonale pojmowaem, dlaczego Piat wysa ich do niego. Wiedzia, e ten tchrz nie omieli si po raz drugi podnie rki na czowieka otoczonego czci powszechn. Niewtpliwie pamita tamt scen w Macheroncie. A we mnie zaczo rosn przekonanie, e skoro nawet ten okrutnik stan po Jego stronie, Nauczyciel wyjdzie cao z tej sprawy. Wprawdzie mwi, uprzedza... Ale to moga by tylko prba. Gdzie bardzo gboko w sercu, niby ukucie cienkiej igy, pojawia si myl: On siebie umie ratowa... Zacisnem mocno
315

palce. W kadym z nas yje dwch ludzi: jeden peen jest szlachetnych pragnie, wielkich poryww drugi gotw jest nawet w trosce o innych ukry sw ma zazdro... Gdyby istniaa sia oczyszczajca ludzkie serca! Spostrzegem take, jak Joel, Onkelos i Jonatan bar Azziel wysunwszy si z koa stranikw, zamiast i do Antypasa, zwoywali krccych si w tumie faryzeuszw. Co do nich mwili. Wida szy nowe rozkazy. Kiedy jednak zbliyem si do rozmawiajcych, tamci wskazali na mnie ostrzegajcym wzrokiem. Szedem w pewnej odlegoci za Sanhedrynem. Pochd posuwa si wzdu portyku, min most, wkroczy na Xystos. Tutaj sta paac zbudowany przez Antypasa w miejsce dawnego paacu Heroda, ktry Rzymianie zabrali dla siebie. W miar jak pyny godziny dnia, coraz wicej ludzi, dowiedziawszy si o uwizieniu Nauczyciela, zbiegao si ze wszystkich stron. W przeadowanym pielgrzymami miecie wie rozchodzia si niby ogie w stogu somy. Nawet przygotowania do Paschy nie powstrzymay nikogo. Tum, ktry zachowywa si do cicho przed Antoni, skoro przyszo mu wdrowa pochodem z kraca na kraniec miasta, ulega dziecinnej chci krzyczenia, wycia, gwizdania. Sprawa z wolna zacza ludzi wciga i roznamitnia niby wycigi na hipodromie, ktrymi Herod splugawi zbocze Syjonu. Dyskutowano coraz zawziciej: To Mesjasz... Co mwisz? To zwyczajny Galilejczyk! Mesjasz nie daby si uderzy. Uleczy moj on... Mesjasz zwyciy Edom... Pamitacie, jak da wzrok Mateuszowi synowi Chuza? Ale opowiada, e witynia zostanie rozwalona... To wyklty... Nagle usyszaem koo siebie, jak jeden z faryzeuszy powiedzia do otaczajcych go ludzi: Nie zapominajcie, e Rzymianie uwalniali zawsze przed Pasch jednego winia. Trzeba o to woa... Susznie, susznie odpowiadano. Musz uwolni, przeklci. Ju my im pokrzyczymy... Woajcie o Barabasza. On z nimi walczy... podsuwa faryzeusz. Barabasza? A otworzyem usta ze zdziwienia. C za pomys? Ten krwawy bandyta nigdy nie porywa si na Rzymian. Jego upem bywaa tylko bezbronna ludno. Sami saduceusze prosili niegdy Piata, by uwolni miasto od tego otra. A teraz podmawia si ludzi, by o niego woali? Tymczasem czoo pochodu stano przed paacem. Zaczy si pertraktacje z filiarch Antypasa, bo nikt z czonkw Sanhedrynu nie chcia wej
316

do rodka, nie ufajc czystoci domu tetrarchy, on za odmawia wyjcia przed paac (wiemy dlaczego boi si ludzi!). W kocu Winia powierzono czterem trackim onierzom gwardii tetrarchy i wprowadzono do rodka. Kapani, doktorzy i cay motoch pozosta na ulicy. Nie czekalimy dugo. Zrobi si ruch pod kolumnami i stra znowu wyprowadzia Nauczyciela. Mia jak poprzednio zwizane rce i pas ze sznurami, ale na odzie, zbrudzon i poszarpan, narzucono Mu biae przecierado. Filiarcha nie schodzc z wysokich schodw prowadzcych do paacu oznajmi: Najdostojniejszy krl Galilei i Perei Herod syn Heroda poleca wam, czcigodni, powiedzie dostojnemu prokuratorowi, e dzikuje mu za przysanie winia... Nie jestemy gocami krla Antypasa! krzykn z oburzeniem Jonatas. Tak powiedzia krl. Grek zrobi gest, ktrym si pragn uniewinni. A winia wam oddaje. Sdzi go nie bdzie. To czowiek niespena rozumu... Traccy onierze zepchnli Nauczyciela z marmurowych schodw. Znowu koce sznurw znalazy si w rkach stranikw wityni. Kajfasz powiedzia co do nich gosem zduszonym od wciekoci. Wtedy zaczli Go z zawzitoci bi i szarpa. Pochd zawrci ku wityni, stranicy za nie przestawali idc katowa swego Winia. Popychano Go, targano za acuch i kopano, gdy upad. Pomylaem z przeraeniem, e moe nie uzyskawszy przeciwko Niemu wyroku, chc Go po prostu zabi. Znowu stanlimy przed bram Antonii. Na binie pojawi si Piat umiechnity drwico: I c? Tetrarcha take nie znalaz w nim zbrodni wymylonych przez was? Radcy Sanhedrynu nie odpowiedzieli, cho wida byo, e zaciskaj z gniewu zby i pici. Kajfasz zwrci sw purpurow twarz ku rabbi Jonatanowi, a ten w odpowiedzi skin lekko gow. Nurkujcy w tumie faryzeusze zaczli szepta: Teraz krzyczcie! Teraz! Gdzie w tylnych szeregach zerwao si kilka gosw:
317

Winia! Wypu winia! Gosy poczy rosn w si, czyy si: Winia! Chcemy winia! Po chwili krzyczaa ju caa ulica: Wypu nam winia! Czeg oni si dr? zapyta Piat Jonatasa. Zwykle, dostojny prokuratorze, wypuszczae w dzie Paschy jednego z winiw... odpowiedzia silc si na grzeczno syn Ananiasza. Wanie o to prosz... Tum upajajc si swoj liczebnoci i si wrzeszcza, a dzwonio w uszach: Winia! Wypu winia! Wypu winia! Piat umiechn si zjadliwie. Musiaa mu sprawia przyjemno ta ciga gra przeciwko dawnym przyjacioom. Da znak, e chce mwi, cierpliwie czeka, a ucichnie ostatnie spnione sowo niby ostatni kamie osypujcej si lawiny. Chcecie, abym wam uwolni winia? Nie odmawiam... Podnis gos i wzrok ponad gowy ludzi Sanhedrynu. Patrzy w ulic oblepion ludmi niby ga, ktr obsiad rj pszcz. Mam ich dwch: Jezusa, ktrego nazywacie Mesjaszem, a ktrego wasi starsi przyprowadzili wanie do mnie i Barabasza... Ktrego z nich chcecie, abym wam wypuci? Zrobia si cisza jak makiem zasia. Po wygolonych policzkach Piata przemkn umiech triumfu. To posunicie udao mu si! Tum, ktry dotychczas by tylko widzem caej sprawy, powinien by odpowiedzie rozsdnie. Barabasz przez dwa lata by postrachem kupcw i pielgrzymw. Ale oczekujc niecierpliwie gosu tumu nie udziem si postaw Piata. Jemu nie zaleao wcale na yciu Nauczyciela: chcia jedynie przeciwstawi si woli Sanhedrynu. Walczyby tak samo, gdyby chodzio o kadego innego czowieka. Za tamte dwie klski, uwaa, naley mu si wicej ni jedno zwycistwo. Nagle z tumu podnis si pojedynczy gos (na pewno jednego z chaberim wiem przecie, jakim jzykiem mwi amhaarezi):
318

Wypu Barabasza! Wypu Barabasza! powtrzyo kilku innych. Wypu Barabasza! Barabasza! Barabasza! podnis si tumult. Barabasza! Teraz krzyczeli wszyscy, ile si w gardach. Barabasz to nie byo ju imi czowieka, ale haso. Barabasza! Wypu Barabasza! Na twarzy Piata odmalowa si gniew. Musia by wcieky, e odda sw bro w rce tumu, ten za obrci j przeciwko niemu. May grecki efeb, jakich peno na dworach, podszed do niego z tyu i co mu prdko powiedzia. Widziaem, jak po policzkach Piata przebieg nagy skurcz. Oczy mu bysny niespokojnie. Rzuci chopcu krtkie sowo. Opar donie na balustradzie okna, wychyli si. Mwi cigle ponad gowami ludzi wityni, jakby wci sdzi, e zdoa ich przekrzycze: Wic chcecie Barabasza, a nie Jezusa? Barabasza! wya ulica jednym gosem. A co mam zrobi z Jezusem? Na chwil znowu ucicho. Serce bio mi jak motem. Gdybym by krzykn: Uwolnij Go take!, tum moe by poszed za mn! Na pewno... Ale ja nie umiem kierowa mas ludzk... Nie lubi tumu... Boj si go... Ogarn mnie lk i niemiao. Gos mi uwiz w gardle. Posyszaem, jak krzycz znowu porozrzucani w tumie faryzeusze: Ukrzyuj go! Pot mi wystpi na czoo, powietrza zabrako w pucach. Ukrzyuj go! powtrzyli ci sami, ktrzy rzucili haso. Wydawao si niepodobiestwem, aby wielotysiczny tum uleg ich woli. Lecz znowu naszym pomg Piat. Wszyscy zebrani widzieli, jak wykrzywi si, zgrzytn zbami, jak ze zoci uderzy pici w mur. Na ten widok wszyscy zawyli triumfalnie: Ukrzyuj go! Teraz zwrci si do ludzi wityni i synagogi: Chcecie wic, abym znowu krzyowa? zapyta z ironi. Sami teraz o to prosicie? Lud chce... odpowiedzia Jonatas, rozkadajc rce. Gosy rozlegay si, nie milknc ani na chwil:
319

Ukrzyuj go! Ukrzyuj go! Zwyciony prokurator zagryz wargi. Dwa razy odwoa si do tumu i dwa razy dozna zawodu. Ale w tym barbarzycy, ktremu podobno marzyy si kiedy wawrzyny wodza, tkwi upr i pragnienie, aby za wszelk cen rzuci tum przeciwko kapanom. Zreszt rozumiem go: jedno takie zwycistwo uczynioby ze kogo, kto cieszy si nie znan dotychczas saw czowieka umiejcego rzdzi Jude. Dotychczas nikt tego nie umia zrobi. Cesarz potrafiby si na tym pozna. I kto wie, jaki byby skutek takiego sukcesu. To bya cigle gra spraw wyrastajcych ponad gow Nauczyciela. Jego ycie stanowio w tej grze tylko stawk. Twarz Piata miaa teraz taki wyraz jak twarz wodza, ktry zaufa pewnemu manewrowi i dla zapewnienia jego skutecznoci gotw jest powici wszystkich swoich ludzi. Przywoa setnika. Za chwil kilku onierzy wyszo przed bram i odebrao Nauczyciela z rk stranikw. Piat zszed z biny. Widziaem, jak znowu usiad na swym krzele. Winia poprowadzono gdzie dalej, w gb litostrotosu. Nie mogem zobaczy, dokd i po co. Ale byli tacy, ktrzy widzieli. Za chwil poprzez cib niby wiatr po gaziach palmy przebieg szmer: Biczuj go! Trwao to dosy dugo. Ludzie stali w ciszy, ju w napiciu, ju dni krwi prokuratora, ktr mia za niego przela Nauczyciel. Z gbi dziedzica dolatyway pokrzykiwania onierzy i ich miechy, a z dala od wityni beczenie baranw ofiarnych. Zdawao si take, e sysz klaskanie strasznych rzymskich batw. Ludzie obok mnie oddychali prdko, gono. Przyszo mi do gowy: Jeli to duej potrwa, zamiast o mier zaczn woa o lito. Ale omyliem si: biczowanie rozpalao ich zmysy, czynio ich tym niecierpliwszymi ostatniego aktu kani. Potem zobaczyem, jak gromada onierzy zblia si do prokuratora. On powsta i patrzy na nich czas jaki. Nie na nich midzy nimi by kto, domyliem si od razu kto. Wreszcie prokurator skierowa si ku schodom. Za nim szli onierze. Bez sowa stan w oknie. W drugim obok pojawi si Nauczyciel. To przecie czowiek... usyszaem gos Piata. Miaem oczy zamknite, zacinite, gardo zdawione, w pucach brako
320

tchu, odek podszed a pod przeyk, jasne paty przelatyway pod zason powiek, serce hutao si jak dzwonek na szyi biegncej owcy... To nie by ju Nauczyciel... To nie by ju nikt... Rut, Rut! mylaem. Rut take w pewnej chwili przestaa by sob... W prostokcie okna widziaem odkryt od gowy do kolan krwaw, aosn maszkar... Czowieka odartego ze skry... Nieruchoma gowa na zesztywniaej szyi dwigaa niby zabawny bezlistny wieniec opask z cierni. Pod ni byy oczy, a raczej ciemne doy, w ktrych nie wiadomo, czy jeszcze tlio si ycie. Pokapane krwi policzki, unurzana we krwi broda. Reszta ciaa bya take krwaw miazg. Szkaratna pachta, ktr onierze zarzucili na podarte ramiona, przywara do ran niby tysicem ssawek, nadawaa Czowiekowi wygld tocznika, ktry odszed dopiero co od prasy. Po piersiach, rkach i udach pyna strumykami krew skapujc na ziemi. Usta Tego, ktry by Nauczycielem, opady martwo. W skrpowanych doniach tkwia wetknita trzcina... Z pierwszych szeregw doszed mnie krzyk: Ukrzyuj go! Prawie wydawao mi si, e i ja zawoaem: Ukrzyuj Go! Niech si to skoczy! Na to nie mona patrze! Ukrzyuj go! woano przede mn i za mn. Wy go sami ukrzyujcie! zawoa ze zoci Piat. Odezwa si rabbi Jonatan: Czy to znaczy, dostojny prokuratorze, e chcesz go puci wolno? My go przecie ukrzyowa nie moemy. A on musi zgin, bo opowiada, e jest Synem Najwyszego... Znowu ujrzaem na gadkiej twarzy Piata ten sam skurcz co poprzednio, gdy may efeb przynis mu jak wiadomo. Obejrza si na swoich, jakby chcc si upewni, e s obok. Nawet ja czytaem strach w jego oczach. Bez sowa zszed na podwrzec. Widziaem go, jak zapad w swe krzeso, w objcia skrzyde zotego ora. onierze przyprowadzili Winia przed niego. Wtedy podnis si. Biaa sylwetka staa obok czerwonej. Rozmawiali. Piat zaoy rce za siebie. Ciko kilka razy przeszed si tam i z powrotem. Powoli wrci na bin. Nie patrzyem na niego patrzyem peen rozpaczy na czerwon posta
321

tam, na podwrzu. Zdawao mi si, e przeywam po raz drugi... To byo to samo, co wtedy: ta sama przeraliwa wiadomo, e to nie ja cierpi, cho wolabym cierpie, bo moe wtedy mgbym zaj si swoim blem... A jednoczenie z dna serca podnosi si odurzajcy opar ulgi, e to jednak nie ja... Ostatni raz wam mwi syszaem gos Piata, lecz nie czuem przekonania w tonie jego gosu e nie widz zbrodni tego czowieka. Ukaraem go i puszcz... Ukrzyuj go! wy tum. Ukrzyuj go! krzyczeli kapani, lewici i saduceusze. Ukrzyuj go! rozlego si wrd faryzeuszw i doktorw. Przecie to wasz krl... Piat zachowywa si jak uwizany pies, ktry w napadzie bezsilnego gniewu szarpie swoj podcik. Chcecie, abym waszego krla ukrzyowa? Nie mamy krla doszo mnie wrd wrzawy; to mwi Jonatas ale cesarza... Czy chcesz, abymy znowu pojechali na Capri ze skarg na ciebie? rzek kto inny, chyba sam Ananiasz. Ukrzyuj go! Ukrzyuj go! dochodzio ze wszystkich stron. Tum nie ustpi... pado spord saduceuszy. Dojdzie do rozlewu krwi! zawoa rabbi Onkelos. Wiesz, jak tego nie lubi w Rzymie... Ukrzyuj go! Syszysz?! wrzeszcza chrapliwie Kajfasz. Zabrae zoto... Teraz ukrzyuj... Ukrzyuj! rozlegao si coraz natarczywiej. Czy chcesz znowu tego, co byo w Cezarei? pyta dalej Ananiasz. Ten czowiek musi zgin! pieni si rabbi Jonatan. mier bluniercy! Ukrzyuj go! Dobrze powiedzia wreszcie przez zacinite zby. To by teraz

322

wdz, ktry przegra i ktrego bojowy zapa zamienia si w zimn pogard dla caego wiata. Zszed ze schodw, siad na swym krzele. Jeszcze czepiaa si mnie odrobina nieuzasadnionej nadziei... Wypowiedzia kilka sw, wyprostowany, z domi opartymi o kolana. Moga to by przeraajca rzymska formuka: Ibis ad crucem! Kiedy z kolei zwrci si do liktora, widziaem, e tak si wanie stao. Na podwrzu zrobi si ruch: onierze wychodzili, ustawiali si w szereg. Wyprowadzono konia. Skryba porzuci swe tabliczki, a wypisywa co na duej desce... Jeszcze raz prokurator pojawi si w oknie. Obok niego sta efeb z dzbankiem i misk. Gestem kapana dopeniajcego religijnego obrzdu kaza wyla wod na rce. Otrzsajc je powiedzia: Nie bior odpowiedzialnoci za t krew... My j bierzemy! krzykn Kajfasz. My! zawoa Jonatan bar Azziel, a za nim rozstawieni w tumie faryzeusze. My! powtarza, sam, nie wiedzc, co krzyczy, upojony zwycistwem tum.

Wreszcie z bramy wynurzy si pochd. Poprzedza go setnik na koniu


i dwudziestka moe onierzy. Za nimi ujrzaem Nauczyciela. By ju w swojej odziey, ktra jednak zbrudzona i okrwawiona wygldaa jak achmany ebraka. Belka krzya przywalaa Mu ramiona; spod niej sztywno wznosia si obolaa gowa w cierniowej obrczy. Jego krok by chwiejny, prawie bdny; gdyby pachocy nie trzymali Go za sznury u pasa, mona by myle, e zboczy z drogi i wejdzie lepo w tum. Tu za Nim, rwnie zgarbieni pod krzyami, szli dwaj ludzie z bandy Barabasza; czekaa ich mier, ktra omina przywdc. Pochd zamykaa reszta centurii. Tum rozstpi si, ale na widok krwawej, potykajcej si postaci, wybuchn rykiem. Dla motochu by to w tej chwili tylko Kto, kogo chcia ocali Rzymianin, a kogo udao si wyrwa z jego rk. Pici unosiy si w gr. W stron Mistrza posypay si kamienie i ogryzki. onierze musieli ustawi si w kordon take po bokach, aby zasoni Winia przed ciosami. Piat nie schodzc z biny patrzy z pogard na oddalajcy si konwj. Nagle pod sam bram,
323

prawie na prg twierdzy, wpad Kajfasz. Zapluwa si wciekoci; broda, acuch, paszcz, szerokie rkawy wszystko to latao wok niego niby chmara ptactwa. Pienic si i wymachujc rkami wrzeszcza: Co ty zrobi? Dlaczego tak napisae? Co? Co? Tak nie moe by! Zrozumiaem. Jeden z pachokw idc obok Nauczyciela nis pod pach tablic, na ktrej Piat kaza napisa w trzech jzykach win Skazanego: Jezus z Nazaretu, krl judejski. Co ty kaza napisa?! Wzie zoto... zanosi si Kajfasz. Inni saduceusze i faryzeusze take podbiegli, peni gniewu, pod bin: Ka to zmieni! Napisz: Kamca, oszust, zwodziciel, ktry kaza nazywa si krlem... Ale Piat wzruszy ramionami. By jak czowiek, ktry z dna swej klski przesta si ju liczy z przeciwnikami. Odwracajc si do nich, rzuci przez rami: Napisaem i nie zmieni...

Nie widziaem, jak Go prowadzili. Pochd zstpowa w d, potem z dna


Tyropeonu wdrowa w gr ku bramie miejskiej. Wrzaski ludzi, ktrzy towarzyszyli z bliska skazacom, nie ustaway ani na chwil. Ale rwnie w postpowaniu tych, ktrzy jak ja szli z tyu, wida byo gorczkowe podniecenie. Rzucali si co chwila do przodu, dyszeli, popychali si gwatownie, wspinajc si na palce, usiowali co zobaczy nad gowami poprzednikw. Rozmowy ucichy: ludzie wymieniali tylko krtkie, gorczkowe uwagi. Gdy pochd stawa, wszyscy jednoczenie zaczynali si cisn naprzd. Oczy idcych byy bdne, rce ich dray. Wlokem si daleko na kocu pochodu, zamany cakowicie. Zabrako mi odwagi, aby i obok Nauczyciela. Pozostawiem Go samego... Ale baem si, baem widoku Jego twarzy zmalaej pod brzemieniem cierniowego wieca, Jego oczu zda si wbitych w gb czaszki... Gdy stawalimy, w krzyku, ktry wtedy urasta, syszaem sowa wyraajce jakby dzik rado. Upad! Ley! Upad! Wstawaj! Wstawaj! Prdzej! Ruszaj si! Tego take nie miaem odwagi zobaczy. Ile to ju razy w yciu stchrzyem przed

324

widokiem blu. Coraz trudniej byo mi i, potykaem si... W pewnej chwili spogldajc na ziemi zobaczyem na kamiennych flizach czerwony lad stopy. Byem pewny, e to Jego noga zostawia ten odcisk. On by jedn ran, od gowy poprzebijanej kolcami do stp porozdzieranych na ostrych kamieniach... Nie byo na nim ani jednego zdrowego miejsca... Draem na myl, e Go znw zobacz... Dlaczego ciao ludzkie, ktre posiada tyle pont, jest take najokropniejszym widokiem, jaki tylko mona sobie wyobrazi? Szedem dalej. Minlimy bram. Pochd skrci pod mae wzniesienie midzy drog a murami i zatrzyma si. Na szczycie wzgrza zamiast drzew sterczao kilka nagich supw. Kamieniste zbocze, tu i tam yse jak skra sparszywiaego osa, poronite szarym zielskiem, byo take cmentarzem skazacw. Namalowane na skale biae znaki suyy za ostrzeenie dla tych, ktrzy lkali si zanieczyszczenia. Szanujcy si wierni szli ciek, na ktrej mogo postpowa jednoczenie tylko dwch lub trzech ludzi. To spowodowao zatrzymanie si pochodu. Ale niecierpliwa i nie dbajca o czysto haastra pognaa na przeaj przez groby i kamienie. Kiedy zdoaem doj na szczyt, krzyowanie ju si skoczyo. Dwaj bandyci zostali wcignici na stojce na skraju supy. Dla Nauczyciela kaci przeznaczyli sup rodkowy, wyszy ni inne. Po jego ogadzonej powierzchni spyna krew wielu przestpcw i wsika w drzewo niby wracajca w pie ywica. Deska z obraliwym napisem bya ju przybita i wielu pokazywao j sobie palcami, ciskajc przeklestwa na Piata. Na chwil nad gowami ciby zobaczyem gow Mistrza. Ale zaraz znika; oprawcy kazali Mu si pooy. Mimo gwaru usyszaem ciki stuk mota. Potem kto wyda komend, a pachocy stojcy z tyu za palem zaczli cign lin. Poprzeczka uniosa si wolno w gr, a wraz z ni rozpity na niej Nauczyciel. Mia usta otwarte, gow sztywno odchylon, wszystkie minie napite... Ukazanie si rozkrzyowanego ciaa powita wrzask. Ludzie nie wiedzieli, co krzycze, wydawali wic tylko dziwaczny dugi dwik podobny nawoywaniu si zagubionych w grach. Belka sunc po palu natrafia wreszcie na nacicie. Po nacignitej, poszarpanej skrze przebieg dreszcz blu. Znowu rozleg si tpy stuk mota. Kto u dou przybija stopy. Nauczyciel wisia midzy szarobkitnym niebem a szczytem wzgrza pokrytym kbic si czarn mas ludzk. Jego ciao pryo si, jakby
325

chcia oderwa si od krzya. Kaci, przybijajc Go, nacignli Mu rce z caych si, co sprawio, e wydta nad miar pier nie moga opa. Dusi si. Twarz Mu zsiniaa, yy na szyi rozdy si a do pknicia, z otwartych ust wydobywa si wiszczcy oddech. Poza wsk przepask by zupenie nagi i Jego odkryte ciao teraz dopiero ukazywao wszystkie lady doznanych mczarni. To bya naprawd jedna rana, otwarty, ropiejcy wrzd... Nie mogem na Niego nie patrze i nie mogem tego widoku znie... W Jego mce byo co wicej ni sam bl: co niby aosna, bezradna wstydliwo, ktr pogwacono... Znowu przypomniaem sobie Rut: jej oczy, gdy lekarze zdejmowali nakrycie z jej znieksztaconego ciaa... Myl o niej nie opuszcza mnie ani na chwil. Jakby to ona wisiaa obok Niego... Zdawao mi si, e sysz prawie wrd zdyszanych oddechw wiszcych take jej oddech... Tum przycich. Ci i tamci o czym ze sob rozmawiali, jaka kobieta nagle zaszlochaa. Ale jakby za mao byo jeszcze tej mki, kto z tumu zawoa: Hej, ty! A moe zejdziesz z krzya? W tym gosie bya drwina, ale byo chyba take rozpaczliwe wezwanie. Kilka innych gosw z rozmaitych stron powtrzyo: Zejd z krzya! No? Dlaczego nie schodzisz? Umiae gada i robi cuda... Dlaczego nic teraz nie gadasz? Zejd z krzya! Haas rs. Im wicej byo tych woa, tym bardziej gosy zdaway si brzmie natarczywie i gorczkowo. Zejd z krzya! Zejd z krzya! Ty rozwalaczu wityni! Ty oszucie! Ty zwodzicielu! Zejd z krzya! Ty bajczarzu! Mesjaszu! Zejd z krzya! Ty krlu! Ty Synu Przedwiecznego! Zejd z krzya! Zejd! Zejd! Wydao mi si, e jeden z gosw dochodzi take z gry. Podniosem gow. Tak to woa ukrzyowany rozbjnik. Zejd! Zejd! Syszysz? Zobaczyem, jak Nauczyciel poruszy sw umczon gow i zwrci oczy ku niemu. Nie byo w tym spojrzeniu ani gniewu, ani wyrzutu. Ale rozbjnik, jakby tym wanie dotknity, wyd piersi i zebrawszy reszt liny plun w stron Nauczyciela. Zacharcza:

326

Ty... kamco... Wtedy odezwa si drugi, wiszcy na prawo od Nauczyciela: Gupcze! Blunisz... Wiesz, za co umieramy... Ale On... On.... gos mu si rwa. Jemu take brako oddechu. Rabbi... zwrci si do Nauczyciela jeeli... idziesz... do Twego Krlestwa... moe... bdziesz... pamita... o mnie... Znowu widziaem Jego gow, jak obrcia si wolno na odrtwiaej szyi. Nie mogem wprost uwierzy, ale po Jego twarzy zapuchej i okrwawionej przemkn niby cie cienia umiechu. Dzi... bdziemy... tam... razem... powiedzia. I znowu ciko dysza, apic powietrze szeroko otwartymi ustami.

Niespodziewanie uwiadomiem sobie, e krzyki wok krzyw przycichy. Stojc z oczami wlepionymi w Nauczyciela nie zauwayem zjawiska, ktre wywoao powszechne zaniepokojenie. Ludzie zamiast zajmowa si skazacami rozgldali si niespokojnie na wszystkie strony. Blask soca utraci sw jaskrawo, a potem zupenie przygas. Nie wiadomo kiedy znad wzgrz okolicznych wypezy rude tumany niby mga lub dym rozwleczony w mokrym, ddystym powietrzu. Cho to bya rodkowa godzina dnia, robio si coraz ciemniej. Zerwa si wiatr uderzajc to z jednej, to z drugiej strony i podnoszc mae kolumny pyu. Na niebie, ktre barw przypominao coraz bardziej spieczon upaem pustyni judzk, zagubione gdzie za mg soce pozostawio po sobie tylko okruchy blasku niby rzadkie gwiazdy. Kto krzykn: Ziemia si trzsie! i cho tego nie poczuem, ogarn mnie lepy, zwierzcy strach. Nie tylko mnie. Stoczony motoch rozsypa si od razu jak stado wrbli, midzy ktre padnie kamie. Wszyscy biegli na d wydajc trwoliwy pomruk. Pozostali na szczycie tylko przedstawiciele Sanhedrynu, onierze i garstka odwaniejszych. Wiatr krci, d, gwizda, w jego podmuchach sycha byo niby ludzkie woania pene przeraenia. Cigle ciemniao, jakby z nieba pada na ziemi deszcz popiou. W rowoburym blasku, jaki jeszcze tli si i rozjania otaczajcy nas mrok, wida byo tylko najblisze przedmioty. Mur miejski i droga do Joppy zagubiy si. Zbliyem si do krzya. Nie byo tu teraz prawie nikogo: kilku
327

onierzy krcio si niespokojnie, kilka postaci w paszczach zarzuconych na gow przywaro prawie do supa, na ktrym wisia Nauczyciel, kilka innych stao opodal zbit gromadk niby stado sposzonych owiec. Syszae? zapyta kto obok mnie. Eliasza wzywa... Pjd, dam mu pi... odpowiedzia tamtemu drugi gos. Zawoa o wod... Niech Eliasz przyjdzie i sam mu poda... na poy ironicznie, na poy lkliwie rzuci trzeci. Obejrzaem si: ludzi Sanhedrynu ju nie byo. Odeszli, zostawiajc niby na stray jednego faryzeusza. Zbliyem si do krzya. Wiatr bi ostrymi ziarenkami wiru. Ciki sup koysa si, lekko skrzypic. Wrd tych, ktrzy stali pod nim, byo kilka kobiet i jeden mczyzna. Poznaem: to by Jan syn Zebedeusza. Obok niego zobaczyem Matk Nauczyciela. Miaa twarz zwrcon w gr, zastyg w blu, jakby wykut z kamienia. Jej do opieraa si na skrzypicym drzewie. Z gry wolno spyway na jej palce strumyczki krwi. Jego krew mylaem czy si na tym drzewie z krwi najwikszych grzesznikw... Z mroku dochodzio Jego rzenie. Byo chyba jeszcze goniejsze, jeszcze szybsze i bardziej rwane. Na wysokoci oczu miaem Jego stopy, zaoone jedna na drug i przebite dugim gwodziem. Napicie mini wida byo nawet w rozstawionych i wypronych palcach... W socu nie miaem odwagi patrze na Niego. Ale w tym mroku czuem si spokojniejszy stojc tu pod krzyem, na ktrym On wisia. Co si chyba teraz stanie przelatywao mi przez gow. Ten mrok, ta noc w rodku dnia, to przeraajce napicie musi si wreszcie skoczy. Musi... Albo On jest naprawd Kim, albo... Nieoczekiwanie dolecia mnie z gry gos roztargany na pojedyncze sowa. Zacz si cicho, potem przela si w dugi krzyk podobny do zawodzenia nocnego ptaka. Zdawao mi si, e sysz: Abba... w rce... Twoje... Podniosem gow. Nasuchiwaem. Teraz nie byo ju nic sycha, tylko pal skrzypia i chrzci, a wiatr gwizda. Widziaem, e tamci nasuchiwali

328

take. Nic wicej nie przychodzio. Mrok zakry posta nad nami i tylko wydao mi si, e kolana wiszcego ugiy si mocniej i tak ju zostay.

Jan powiedzia: Umar i zakry twarz domi. Kobiety poczy paka. Uderzay gowami o ziemi. Tylko Matka pozostaa jak poprzednio z twarz such, podniesion w gr, nieruchom i zszarza. Staem dalej nieporuszony, z oczami utkwionymi w przybite stopy. Doleciay mnie z tyu sowa wypowiedziane po grecku przez jednego z onierzy:
To nie mg by czowiek zwyczajny... Tkwiem bezradnie, jakbym by jeszcze jednym supem wbitym w bia ska. Wic umar... mylaem. Dla tych ludzi, ktrzy widzieli w Nim Syna Najwyszego, to musi by klska nad klskami... Ale i dla mnie... Przyznaj: oczekiwaem, e jednak co si stanie... Niby wspomnienie policzka pieka mnie pami tamtej myli, e On siebie umie ratowa... Nie potrafi! Ale i my Jego... Ja sam... Broniem Go przecie, naraziem si na zatarg z caym Sanhedrynem i z Wielk Rad. A jednak nie mam uczucia, e zrobiem wszystko. To samo byo wtedy, gdy Rut umara... Lecz c mogem jeszcze zrobi? Jak nie widziaem, kiedy zaczo si ciemnia, tak teraz nie wiem, kiedy ponury opar zacz si rozwiewa. Dzie wraca... Z rudej mgy wynurzay si skay, wzgrza, zbaty mur miejski, pusta w tej chwili droga... Podniosem gow. On wisia ciko, nie uniesiony napiciem mini. Gowa opada Mu na pier, rce wycigny si jak zwiotczae liny. Sinofioletowa twarz poblada. Miaem nad sob nie domknite oczy i wp otwarte usta, w ktrych wida byo zby... Ciao w ostatnim spazmie skrcio si pokracznie. Wobec tego skurczu tamte dwa ciaa wydaway si greckimi rzebami; zachoway proporcje ludzkie. Tutaj nie byo adnej proporcji, adnej harmonii. Jakby, zanim umar na krzyu, dotkn Go trd i parali. Jakby wszystkie choroby wiata wystpiy na tym ciele... W tej mierci nie byo nic z dostojestwa. Jedna krzyczca zgroza, na ktr chciao si jak najszybciej narzuci jak pacht... Tamci dwaj jeszcze yli: widziaem ich dawicych si resztk powietrza. Za par godzin umr i bd jak On... Jedna z naszych pociech wobec mierci to jest wiara
329

w jej majestat... Ale naprawd nie ma ona adnego majestatu! Umiera si w buncie. Caa rozpacz przemocy bya wypisana na zwisajcej nade mn twarzy. Nie mogem oderwa od niej oczu. Znasz przycigajc si zwierciada i niezrozumia potrzeb robienia przed nim grymasw? To ciao wydawao si zwierciadem. Widziao si w nim swoj twarz... Nie mogem zmusi si, by odej. Zdawao si, e bd tak sta bez koca. To, co w yjcym byo zgroz, w umarym nabierao cech ohydy... Nie mam do Niego alu, e umar. Ale nie mog wyrwa z serca urazy, e w taki sposb mg umrze! Na tym supie umieray dziesitki ludzi. Tak samo chrapali, rzzili, zanosili si czkawk, zgrzytali zbami... A potem obwili... Nic Mu nie przyszo z mojej bliskoci. Umiera si samemu... Nie usyszaem ostatniego westchnienia Rut, jak syszaem Jego krzyk... A przecie tak podobnie umierali, jakby obok siebie... Z dala ode mnie i bardzo blisko... Jakby ich mier... Zwrciem gow na czowieka na krzyu z prawej strony. Rzzi i dysza. Pamitam, co On jemu powiedzia... Tylko takie sowa mwi... Jego mier i Jego ycie byy zawsze jednym bogosawiestwem... A przecie umar. Prawda, nierozsdne byy bunty Hioba. Dla spierajcych si nie ma odpowiedzi! A jeeli On chcia wzi na siebie ca t ohyd...? Tyle razy mwiem: Dlaczego to mnie spotyka? Wanie mnie? A moe jest inaczej: moe to spotyka nie tego, co zawini, ale tego, co kocha? Lecz ja tak mao kocham... Tak le kocham... Nie yje... Dzie wraca do swoich codziennych trosk i lkw. Teraz wiem: zaczn sobie wyobraa, jakie bd skutki moich sw na posiedzeniu Sanhedrynu... Ten, kto umiera, idzie przynajmniej do krlestwa ciszy. Moe do Jego Krlestwa... Gdyby ono mogo istnie mimo tej mierci! Co bym da, gdyby On tak samo jak temu zbjowi powiedzia by Rut i gdybym to by sysza!

Rudy mrok wreszcie si rozproszy i soce wymotao si z oparw, nalane czerwieni, jakby ze czy zawstydzone. Siejca mrok chmura zasuna si za Gr Oliwn, pozostawiajc po sobie w powietrzu zapach, jaki bywa po rozdzieranej piorunami burzy. Znasz to uczucie? Zdaje si nam, e co
330

si koo nas stao, lecz my cigle jeszcze nie wiemy, co to byo. Targa mn niepokj, nie mogem si niczym zaj, piesznie wrciem do domu. Poszedem do izby na gr. Tu wszystko byo nietknite, jak zostao po ich wyjciu w nocy. Suba niczego jeszcze nie sprztna. Na stole lea lniany obrus, tu i tam sfadowany, na nim stay dzbanki, czarki i miski, walay si uomki chleba i koci. Blask soca spoczywa na stole ciko jak spracowana do. Rytualne paszcze i kije podrne leay rzucone w kcie obok duej miski do obmywania ng i dzbanka z wod. Siadem na awie zamylony. Patrzyem na du czar, z ktrej pi Nauczyciel i z ktrej dawa pi innym. Lnia w socu, jakby ociekaa miodem. Musiaem wsta, pochyli si nad ni, by si przekona, e nic w niej nie ma, tak bardzo mi si wydawao, e co si w niej burzy i bulgocze. A naprawd nie byo w niej nic: staa prna i pusta jak wypalony kaganek. Byem tak zatopiony w mylach, e nie usyszaem krokw na schodach i dopiero gdy poczuem dotknicie na ramieniu, podniosem gow. To by Jzef. Obok niego zobaczyem Jana syna Zebedeusza. Mia twarz poblad, zapuchnit, skrzywion paczem. Potargane wosy spyway mu na czoo, dugie rzsy opotay szybko jak skrzyda uciekajcego ptaka. Poczuem, e przyszli, aby mnie do czego wezwa. Lecz ja pragnem tylko ciszy i zapomnienia. Zapytaem niechtnie: Czego chcecie? Jzef usiad przy mnie na awie, pooy donie na rozsunitych kolanach. Nie wiem, czy ju do ciebie doszo, e On nie yje... powiedzia. Umar prdko. Ten chopak susznie mwi, e gdy wiadomo o tym dojdzie do Kajfasza, arcykapan gotw przypomnie Piatowi o przepisie Zakonu, ktry da pogrzebania ciaa skazaca przed zmierzchem. Wtedy rzuc je do wsplnego dou. Myl, e temu Czowiekowi naley si uczciwy pogrzeb, nieprawda? A wic jeeli chcesz, musimy zaraz i do prokuratora i prosi go, by nam wyda ciao. Czasu niewiele. Za godzin rozpocznie si szabat. Podniosem na Jzefa znuony wzrok.

331

Chcesz prosi o Jego ciao? Piat na to si nie zgodzi... zapewniem, chcc si odruchowo uwolni od tego zamiaru. E, moe si zgodzi... powiedzia. Zada na pewno pienidzy, ale powinien si zgodzi. W kadym razie mona sprbowa. Wydaje mi si, e szanowae tego Czowieka... Tak, oczywicie e tak... bkaem. Dalej szukaem jakiego wykrtu. Byem przeraony t perspektyw pjcia zaraz do prokuratora, targowania si z nim o ciao, wzicia na siebie kopotu pogrzebu, naraania si raz jeszcze saduceuszom i chaberim. To by wysiek nad moje siy! Piat nie zechce dzi z nami rozmawia rzekem. Jest wcieky. To okrutnik, pijak, zachowuje si jak odak. Gotw na nas wyla swj gniew... Jzef patrzy na mnie uwanie. To nie jest wykluczone przyzna. Znam go dobrze... Ale ten chopak tak prosi. Tam take pod krzyem jest Matka tego Jezusa i jakie kobiety... Zgodzilimy si z tym, e Jego skazano niewinnie. Trzeba postpowa tak, jak si myli... Ale rzeczywicie moe bdzie lepiej, gdy pjd do Piata sam. Prowadziem z nim nieraz rozmowy. Nigdy go o nic nie prosiem... Poderwaem si z awy. Sam nie moesz i! wykrzyknem. Skoro si upierasz... Jego mier uczynia mnie czowiekiem drcym przed kadym nowym wysikiem. Skoro si upierasz... powtarzaem ze zoci, zapominajc o tym, e jeeli Jzef chce stara si o wykupienie ciaa Nauczyciela, robi to niewtpliwie przede wszystkim dla mnie. To si le skoczy, zobaczysz... gderaem. C z tego, e Go pogrzebiemy, gdy nie moglimy Go obroni?! Ale ty zawsze, kiedy si uprzesz... Chodziem po izbie krokiem penym zoci. Zatrzymaem si, bo mi si znowu wydao, e zocona czara, z ktrej pi Nauczyciel, pena jest kipicego pynu. Oczywicie to byo tylko zudzenie. Ale ono skierowao moje myli znowu ku Zmaremu. Moje rozdranienie wydao mi si nagle czym wstrtnym: jakbym targowa si o asa z ebrakiem... On umar uwiadomiem sobie bo nie chcia ustpi. Moe nie by tym, za kogo Go uwaano i za kogo On sam si uwaa.

332

Lecz przecie zgin jak bohater... Jzef ma racj. Trzeba to bohaterstwo uczci... Naprawd pjd sam... spokojnie przekonywa mnie Jzef. Jeste zmczony... Nie! Nie! zaguszaem w sobie lk. Id z tob. Chodmy. Ulice byy tak zatoczone, e trudno si byo nimi przepchn. Ludzie, ktrzy zamiast robi rankiem przygotowania do Paschy ledzili przebieg sdu i egzekucji, teraz pieszyli si, by skorzysta z ostatnich chwil dnia. Mimo to szlimy prdko jak chyba nigdy. Nie pamitaem, abym kiedy stan tak nagle przed bram Antonii. Chmura cakiem si skrya za portykiem Salomona. Niebo byo pogodne, soce bio w wie, ona za pona od tego blasku, jakby bya wzniesion nad miastem pochodni. Wymienilimy przy bramie swoje imiona i syryjskie chopi poszo w gb twierdzy, by powiadomi prokuratora o naszym przybyciu. Trciem Jzefa w okie i przypomniaem mu, e si zanieczycimy wchodzc do pogaskiego domu. Odpowiedzia mi: Twj Nauczyciel, Nikodemie, nie przejmowaby si tym na pewno... Tak, to prawda. Jzef mia suszno. Dla Niego czyn miosierdzia sta ponad kadym prawem. Ale z drugiej strony: co s warte nauki ukrzyowanego Nauczyciela? Nie byo jednak czasu na rozmylania: chopak wrci i powiedzia, e prokurator czeka na nas. Minlimy sie, podwrzec i po schodach weszlimy do atrium. W rodku w maym baseniku bia fontanna. Jej widok przypomnia mi od razu histori skradzenia korbanu. Ale wanie z drugiej strony pojawi si Piat. Zblia si ku nam owinity w bia tog; na ustach mia umiech. Gdymy si mu skonili, podnis w odpowiedzi w gr sw wielk ap bykobjcy, na ktrej nosi rycerski piercie. Witajcie powiedzia. Co was do mnie przywodzi, czcigodni nauczyciele, wieczorem, i to w taki dzie jak dzisiejszy? Przecie to wasze najwiksze wito, nieprawda? Rano ju wasza starszyzna nie chciaa przekroczy progw mego domu... Jakbym by trdowaty... Zdawao mi si, e zoliwie kpi, i zrobio mi si nieswojo. Ale on stara si by naprawd uprzejmy. Wskaza nam krzesa. Sam usiad take. Soce lnio na jego

333

czaszce, opitej niby powojem resztkami zotoblond wosw. Paskudny mrok opad dzisiaj na miasto mwi. Jakby dym z poaru... Jzef powiedzia mu, z czym przychodzimy. Co? zawoa. Ju nie yje? Niepodobna! Zdawao mi si jako, e wykrzykujc to odetchn jak kto, komu wielki ciar spad z serca. Rzek: Musz posa onierza, aby to sprawdzi... Uderzy w may gong i kaza przyj do siebie setnikowi. Ten zjawi si zaraz w pancerzu i z prtem winnym w rku. Suchaj, Longinie powiedzia prokurator skocz no mi zaraz tam na wzgrze i sprawd, czy to prawda, co mi tu mwi nauczyciele, e Galilejczyk ju umar. Setnik wyszed, Piat wsta i podszed do balustrady tarasu, ktrym atrium otwiera si na stron miasta. Ponad dachami domw wida std byo Golgot; czarne pod blask soca wzniesienie, a na jego szczycie sylwetki krzyw i stojcych u ich stp ludzi. Hm... mrukn do siebie pocierajc domi sw gadk oskroban z wosw szczk. Ju umar? Umar... Wrci do krzesa, usiad na nim wygodnie. Zwrci si do nas: Podobno nazywa siebie synem Jowisza czy co takiego? Nie czeka na odpowied. Zgarn z czoa drobne kropelki potu. Zmczyem si dzisiaj... owiadczy z min lekko zbola. Od wczesnego rana zgiek, wrzask, smrd. nierozczne z waszymi kapanami... Nagle zaciekawi si: A tobie, Jzefie, po co Jego ciao? Chcemy je pogrzeba jak przystoi. Ten Czowiek by wielkim Prorokiem. Nie wydaje mi si, eby by winny tego, co Mu nasi zarzucali... Oczywicie, e nie by winny przywiadczy Piat. Oczywicie! Ale c! Nie wszyscy u was s rozsdni jak wy jestecie. I kapani, i faryzeusze, i tum wrzeszczeli: Ukrzyuj! Ukrzyuj! Gdybym im by odmwi, zaczyby si zaraz awantury, napady, cae powstanie. Musiabym wysa onierzy, by przywrcili spokj. Lepiej pozwoli, aby zgin jeden jak wy to nazywacie? Prorok? ni eby potem trzeba byo zabija wielu. Nie jestem okrutnikiem, cho syszaem, e ydzi maj mnie za okrutnika. Staram si w postpowaniu by w zgodzie z filozofi umiaru. Ale gdzie tu miejsce na filozofi, kiedy naokoo sami szalecy? Jednego szalonego mona
334

zamkn w izbie bez okien. Ale co robi, kiedy zwariuje cay nard? Trzeba jego wariactwo znosi. Uf, wyprowadzili mnie dzisiaj z rwnowagi ci wasi rodacy! Kajfasza i Jonatasa jakby co ugryzo. Mnie chcieli grozi! Daem im za to! Co? Tego mi prdko nie zapomn! Pewno syszelicie, jak skowytali przede mn: Nie ka tak pisa, napisz inaczej, napisz, e On sam kaza si nazywa krlem... Ale ja im nie ustpiem. C oni sobie myl, e ja si ich zlkn? Niech maj za swoje awantury! Czytalicie na pewno? Krl judejski. Ha, ha, ha! Wszyscy to musieli przeczyta. Zatar donie. A w ogle ten wasz Sanhedryn zaczyna wyobraa sobie, e bd przed nim skaka jak mapa na sznurku, gdy mi oni zagraj! Gos prokuratora przeszed w gardowe ze dwiki. Niech to sobie wybij z gw. Moecie im to powiedzie! Ja o wszystkim stanowi i stanowi bd! Cezar na Capri, a Piat w Cezarei... Wybuchn miechem, zadowolony ze swego powiedzenia, a ja umiechnem si take z ulg, bo ju mnie zacz niepokoi ton jego monologu. W progu atrium stan tymczasem setnik. No i co? zapyta go Piat. Tak jest, panie, jak powiedzieli ydowscy nauczyciele. Galilejczyk nie yje. Dla pewnoci przebiem mu bok. Spyna krew z wod... Wic rzeczywicie... powiedzia pgosem prokurator. Nie yje. Zwrci si do nas: Podobno za ycia robi cuda, leczy, nawet wskrzesza. Kto to opowiada mojej onie... Tak zwykle bywa: ci czarodzieje pokazuj rozmaite sztuki, a potem, jak co na nich samych przyjdzie, id do Disa jak kady z nas. Gupi jest ten wiat i gupio si koczy. A najgupsi to ci, co szukaj w tej gupocie jakiego sensu! Przywoa syryjskiego chopaka: Daj mi papirus! Na kawaku napisa kilka sw, a chopiec przybi piecz. Macie powiedzia do nas. Za okazaniem tego moecie sobie zabra ciao Galilejczyka... Skonilimy si w podzice. Ale byem przekonany, e sprawa si na tym nie skoczya. Nawet dziwio mnie, e Piat nie zacz od postawienia warunkw. Obaj mielimy zoto w sakiewkach za pasem, a liczylimy, e jeeli to, co ze sob mamy, nie wystarczy Piatowi, wydamy skrypt duny.
335

Ile nam kaesz, dostojny prokuratorze zapytaem zapaci za nie? Na twarzy Piata odbi si wyraz rozterki. Ju prawie wymienia cen, kiedy si nagle powstrzyma. Jakby namylajc si przeszed wzdu atrium. Podszed do balustrady tarasu. Znowu tar swj wygolony podbrdek. Soce kado si coraz niej, zapadao za wzgrze gdzie w kierunku Azotu. Jego blask przewietli tak mocno grup ludzi i krzyw na Golgocie, e ich ksztaty zniky i sterczca skaa wydawaa si pusta. No wic... moe by... tak... zacz odwrciwszy si do nas. By jak kto, kto musi si wyrzec swej ojcowizny lub czego rwnie drogiego. Moe tak... Albo nie! Nie! sapn. Twarz jego, wbrew sowom, staa si za i gorzka. Nie! jeszcze raz zaprzeczy. Darowuj wam to ciao. Wecie je i pogrzebcie. Porzdnie pogrzebcie. Skoro wam je darowaem, powinnicie nie aowa pachnide i olejw. Przecie nic was ono nie kosztuje. Porzdnie je pogrzebcie. Robi to, by ukara tamtych... Rozjani twarz. Jakby chcc si do reszty pocieszy po swym nieoczekiwanie szczodrym postpku, powiedzia: Daem im po apach! Co? Nie bd mogli tego zapomnie. Dobry art! Krl judejski! Ha, ha, ha...

Jzef poszed z pismem od Piata i cignitymi po drodze ludmi prosto


na Golgot, ja zaszedem tymczasem na targ, by zakupi mirry i aloesu. Kramy byy ju pozamykane, ale dostukaem si do jednego z nich. Kupiem, ile mogem najwicej, pachnide. Dwch chopcw zabrao towar. Poszlimy. Cienie leay w gbi ulic, tylko dachy pawiy si jeszcze w blasku soca. Za Bram Star droga prowadzca do Lyddy opywaa niby potok ska Golgoty. Kiedy std odchodziem, zbocza wzgrza zawalone byy cib; obecnie byo pusto, tylko maa grupka ludzi krcia si na szczycie. A tutaj dochodziy ich zdononiae nagle gosy i stuk mota. Popieszyem w gr ciek midzy kpami czbrw, ostw i opuncji; za mn postpowali chopcy ze swoim adunkiem. Kiedy wszedem na ma pasienk, jak stanowi szczyt, ciao byo ju zdjte. Leao sztywno wycignite na dugim porowiaym pacie ptna, czerwonobrunatne od zaschej krwi i od blasku zachodzcego soca. Wy336

duone nieprawdopodobnie ramiona zachowyway nadal ksztat krzya i sigay daleko poza caun. Gowa, ktra poprzednio zwisaa na piersi, opada teraz do tyu, odkrywajc twarz. To nie byo ju oblicze zawsze agodnie umiechnitego Nauczyciela. Pogoda umarych nie malowaa si na nim. Usta zastygy w krzyku blu i rozpaczy, i cigle jeszcze zdaway si krzycze i cierpie. Z dawnego Nauczyciela pozosta tylko Jego wzrost. yjc przewysza tum o gow; teraz wydawa si kim jeszcze wikszym olbrzymem rozpocierajcym swe ciao na cae wzgrze. Zepchnita na krawd gromadka ludzi otaczaa Go koem. W rodku Matka czuwaa nad Synem. Z twarz odkryt, p siedzc, p klczc na ziemi, trzymaa na kolanach gow Zmarego. Na Jej twarzy, cigle zdumiewajco modej i dziewczcej i tak udzco podobnej do twarzy Nauczyciela nie byo nic poza ogromem blu. Nie pakaa, nie szlochaa, nie przemawiaa do lecego, jak si przemawia do umarych. Czarne oczy Maryi wpijay si tylko z nieustpliw natarczywoci w Jego zapuch twarz. Ten milczcy bl by przeraajcy. I kiedy tak patrzyem na Ni, zrodzio si we mnie przekonanie, e jeeli mka tamtego Czowieka skoczya si ju w Nim, to przecie nie skoczya si ona w Jego Matce. Wzrok Kobiety pozornie nieruchomy wdrowa od rany do rany, od sica do sica, wysysa prawd kadego ladu. Ona zdawaa si i za Synem, dopenia w sobie to wszystko, co si nie dopenio na Jego zmasakrowanym ciele. Odwoaem Jzefa na stron, pokazaem mu przyniesione pachnida. Dlaczego nie obmylicie dotd ciaa? zapytaem. Jest tak pno. I patrz, onierze si niecierpliwi. Stra, ktra tymczasem zdja ciaa ukrzyowanych bandytw, dawaa nam znaki, abymy si pieszyli. Widz to skin gow. Nie chc czeka, cho ofiarowaem im pienidze. Wic co zrobimy? Jest na to tylko jedna rada. I tak nie zdylibymy ze wszystkim... Ale, jak wiesz, mam tutaj w skonie tamtego wzgrza grb. Oblejmy ciao olejkami i zmy je tymczasem tutaj. Rankiem po szabacie umyje si je i namaci, jak trzeba, tym, co przyniose... Lecz przepis, Jzefie! zawoaem.
337

Niecierpliwie machn rk. Ach, te wasze faryzejskie przepisy! Patrz, jak Ona na Niego patrzy wskaza mi Maryj, wci trzymajc na kolanach gow Nauczyciela. Nie miaem serca dla gupiego przepisu odbiera Jej ciaa... Moe jestem grzeszny, ale... Starszy onierz zbliy si ku nam. Prdzej powiedzia. Zabierajcie te zwoki. Zmierzch zapada, ydzi gotowi s na nas napa, e zakcamy ich wito. Widzisz, Nikodemie... Nie byo rady. Przywoalimy Jana i powiedzielimy mu o projekcie Jzefa. Nie protestowa, nie wydawa si zgorszony tym, e chcemy zoy do grobu nie obmyte ciao. Widziaem, jak zbliy si do Maryi i dotknwszy delikatnie Jej ramienia, wskaza zachodzce soce. Bez protestu zdja gow Syna ze swych kolan i zoya j na przecieradle. Jan zebra rozrzucone rce i skrzyowa je na ciele Zmarego. Pozostay sztywne, wyprone, obce wspomnieniom mikkich gestw. Podczas poruszania ciaa z otwartego szeroko boku polaa si znowu krew i woda. Soce wiecio tak nisko, e zdawao si plta pod stopami. Dugie cienie nie mieciy si na szczycie, ale spaday na zbocze. Wreszcie chusta zakrya twarz Nauczyciela. Lecz zakrywszy j przed naszymi oczyma, nie zakrya jej przed naszym wspomnieniem. We mnie przynajmniej jej obraz zosta wyryty, jakby wypalony gorcym elazem. Mylaem, e poczuj si lepiej, kiedy ju nie bd widzia budzcego lk krwawego oblicza. Stao si inaczej: zaledwie ono przede mn znikno, poczuem, e mi go brak, e jeli go jeszcze raz nie zobacz umr: umr z godu, z pragnienia, ze wstrtu do wszystkiego, co nie jest t twarz. Ty wiesz, czym moe by twarz skatowanego czowieka. I ty wiesz, co si myli, kiedy si patrzy na lady takiej mki. Ale kiedy twarz Nauczyciela znikna wierz mi zrodzio si we mnie jakby pragnienie, by mimo wszystkich tych myli jak najszybciej do niej powrci. Nie eby to ona do mnie wrcia, ale ja do niej! To byo jakby woanie z szeolu... Tyle razy, gdy z Nim rozmawiaem, zdawao mi si, e czytam wezwanie w Jego oczach. I zawsze czuem si winny, gdy za tym wezwaniem nie szedem. Ta twarz mnie przyzywa! Lecz za ycia bya pikna, jasna, dobra. Po mierci zdaje si krzycze blem i zapowiada bl. Zawsze ci mwi: ja si nie tyle boj
338

tego, co jest, ale wyobraam sobie to, co bdzie... Lecz ten bl jest wezwaniem. Czy ty to rozumiesz, Justusie? Czy moesz poj bl, ktry przyzywa?

Nastpnego dnia nie poszedem do grobu. Ale kiedy ze zmierzchem skoczyo si wito Paschy, nie mogem si duej powstrzyma. Wybiegem z domu. Ksiyc wieci jak lampa, ogromny i okrgy, naiwnie umiechnity. Bramy byy pozamykane, lecz znam furtki, ktrymi mona noc wydosta si za mury. Jedna z nich jest koo bramy Dolinowej. pieszyem si, jakby kto na mnie czeka. Dopiero znalazszy si na olepiajco wypolerowanej ksiycem rwninie za miastem, poczuem si nieswojo. Od razu przypomniaem sobie o rabusiach, ktrych nigdy nie brak w pobliu murw, zwaszcza w czas witeczny. Ale nie wrciem: wezwanie byo silniejsze ni wyobrania. Szedem jak urzeczony wzdu murw, po zbatej linii blasku i cienia. Cienie byy gbokie, prawie namacalne, blask natomiast lizga si po powierzchni zacierajc kontury milionami drobniutkich iskierek. Czasami potykaem si o kamie nie dostrzeony pord iskier powiaty. Noc bya zimna, dygotaem mimo grubej simlah. Za naronikiem paacu Asmoneuszw ujrzaem ska Golgoty. W ksiycowym blasku wygldaa naprawd jak ogromna czaszka: dwie wnki przypominay oczodoy do poowy przysypane ziemi, ciemne krzewy na zboczu wydaway si resztk nie odpadych wosw. Szedem piesznie, zaczepiajc paszczem o krzewy, uderzajc si bolenie o wystajce kamienie. To ta skaa zdawaa si woa. Biegem niecierpliwie jak kochanek na umwione spotkanie. Zmierzaem prosto ku pasowi cienia, ktry lea u podna gry niby zrzucony z ramion paszcz. Ale zaledwie przestpiem granic mroku i blasku, okrzyk spad na mnie jak nieoczekiwane uderzenie pici.
Stj! Stanem jak wryty. Serce natychmiast podeszo mi pod gardo, jzyk skocza i jak opuchy obraca si niezdarnie w ustach. Czego tu chcesz? zapyta tamten. Wyszed z cienia i bysn w ksiycowym deszczu swoim pancerzem. To by onierz rzymski ze sw prostoktn tarcz i wczni w rku. Byem

339

sam jeden, wic lekcewac mnie zblia si. Lecz wczni trzyma wci gotow do ciosu. Czego chcesz? powtrzy. Ja... nic... przyszedem tylko... bekotaem do grobu... Do grobu? zamia si. Po co? Umarli nie potrzebuj nocnych odwiedzin. Eje? Gadaj zaraz, po co przyszed, jeli nie chcesz, bymy ci wzili na spytki... Zrobio mi si niedobrze, jakbym mia zemdle. Wyobrania ju mi ukazaa siebie rozdzieranego torturami. Gotw byem powiedzie kad rzecz prawd czy kamstwo byleby tylko moja odpowied zadowolia onierza. Lecz wtedy wanie, na moje szczcie, wysun si z mroku inny onierz. Posyszaem jowialny, znajomy mi gos: Zostaw, Antoninie... To czcigodny nauczyciel. Ja go znam. Odejd. onierz opuci wczni. Ten drugi podszed do mnie. Poznajesz mnie, rabbi? zapyta. Tak, naturalnie popieszyem odpowiedzie. Naga ulga nie od razu przyniosa rozwizanie jzyka. Ten dziesitnik dosta kiedy ode mnie par denarw za drobn przysug. By to stary onierz o siwej gowie, spryciarz jakich mao. Przyprowadzi go kiedy do mnie Ahir, mwic, e mona z nim wszystko zrobi za pienidze. Byem uratowany. Ale tak! Poznaj ci, Lucjanie. Co za szczcie, e si tu znalaz! Nie zapomn ci tego... Ale powiedz mi odzyskaem gos co wy tu robicie? My? zamia si. Marzniemy i klniemy. Naprawd nic nie wiesz, rabbi? Kazano nam przecie pilnowa tego galilejskiego proroka. Doktorowie i kapani prosili o to prokuratora. O zmierzchu przyoyli na kamieniu wielk piecz. Mog ci j pokaza. Ale do grobu wej nie moesz... Lecz ciao nie zostao ani obmyte, ani namaszczone! zawoaem. Nic ci na to, rabbi, nie mog poradzi powiedzia. Prawda, syszaem, e to ty i kupiec Jzef z Arymatei zajmowalicie si pogrzebem proroka, prokurator za wyda wam ciao, nic za to nie biorc... Dwanacie lat jestem przy Piacie, a jeszcze czego podobnego nie widziaem! Raczej skonny byem mniema, e musielicie zacign dug u lichwiarzy, by go zadowoli... Dziwne si rzeczy czasami dziej. Ale teraz nic ci pomc nie
340

mog. Jest nowy rozkaz, bymy do jutra do zmierzchu pilnowali grobu i nikogo nie wpucili do rodka. Kapani i doktorowie obiecali nam za to od siebie mae wynagrodzenie. Ale c za pomys, eby pilnowa umarego! Dobrze, e tylko przez jedn noc... Wic macie czuwa tylko do najbliszego wieczoru? Tak. Bo podobno ten Galilejczyk zapowiedzia, e na trzeci dzie zmartwychwstanie. Ale jak nie zmartwychwstanie w trzy dni, to potem ju nie zmartwychwstanie w ogle. W takie to historyjki ludzie wierz, a my zibniemy i nie pimy. Podejd, rabbi, do ogniska i zagrzej si. Zbliyem si do ognia, ktry pali si za zaomem skay. Wokoo ogniska leao kilku onierzy wspartych na okciach. O, to was tu jest wielu... zauwayem. Caa dziesitka! odpowiedzia Lucjan. Wystarczy, by odpdzi kadego, kto by chcia wej do grobu. A i Jego samego, gdyby zmartwychwsta, wsadzimy z powrotem pod kamie! Prawda, chopcy? zawoa wesoo w mrok. Rozleg si gruby rechot. Ju on tam nie wstanie... Zabili go na dobre... Ktry w mroku uderzy si chepliwie w pancerz. Ale jak bdzie trzeba, zabijemy go po raz drugi! Znowu mieli si okrutnie i dziko. Jeden z nich, siedzcy gdzie w mroku, zacz piewa plugaw oniersk piosenk. Jej sowa raniy mnie dotkliwie; potrzebna mi bya w tej chwili cisza i mono zagubienia si w mylach. Ksiyc toczy si po niebie niby niedostrzegalnie, a przecie czas upywa i noc przelatywaa nad gow podobna do cichego samumu. Wolno podszedem do skay. Lucjan szed za mn. Moe ba si, e porw si na piecz. Mnie jednak krpowaa jego obecno. Chciaem zosta cho na chwil sam z t mierci. Lucjanie powiedziaem obiecuj ci, e nie dotkn pieczci... Pozwl mi jednak pomodli si tu, przy kamieniu. Przez chwil tylko... I ucisz,

341

prosz, swoich towarzyszy. Chtnie dam im na worek wina... Prdko wyowiem z woreczka u pasa kilka monet i wcisnem je w rk dziesitnika. Nie pozwolili nam wzi w usta ani kropli, pki pilnujemy grobu... chytrze powiedzia Lucjan. Wic kupicie sobie pniej... We jeszcze dodaem mu. I pozwl mi tu zosta przez ma chwil... Sta kiwajc si na nogach, zaskoczony moj prob. Ale srebro przewayo w kocu wszelkie skrupuy. Wolnym krokiem odszed do towarzyszy. Syszaem, jak co do nich mwi. Odpowiedzia mu gromki wybuch miechu, lecz potem zapada cisza. Skaa bya twarda, odpychajca, zimna i wilgotna. Kiedy zbliyem do niej twarz, miaem uczucie, e zbliam j do twarzy trupa. Czoo, ktre o ni wsparem, zaczo mnie od razu bole. Przesunem doni po wygadzonym kamieniu. Za nim na wskim kamiennym ou lea Ten, ktrego ledziem pilnie od trzech lat. Chodziem za Nim z dala, wci nie mogc si zdecydowa na ostateczny krok. Nie dowiadczyem radoci, nadziei i zachwytw, jakimi upajali si Jego uczniowie. Przyszedem do Niego w chwili nieszczcia, z amicym mnie cierpieniem. I dlatego moe to tylko jedno dzieliem z nimi: ich lki. Podwiadomie baem si chwili, w ktrej ta dziwna nauka o Krlestwie, zaczynajca zda si niczym, a wcigajca w swj nurt wszystko, wyjdzie z powijakw dziecistwa. Czuem, e nie bdzie ona zawsze melodyjn galilejsk piosenk. Jego sowa kiekuj niby ziarna. Kady z nas by ziemi, w ktr upady, ziemi dobr lub z, tust lub jaow. Jak ziemi ja byem? Pamitam dobrze, co On mwi o ziemi, ktr trzeba skopywa i nawozi, o kieku, ktry wymaga podlewania i ochrony od aru... Jego sowa nie byy jak rolina obdarzona drapien si, ktra wyrasta sama midzy zagonami i cho obetniesz jej gazie wypuszcza nowe; cho j zetniesz strzela z korzenia nowymi pdami. Nie byy jak taka rolina, a przecie i one zaczy w pewnej chwili rosn. Nie wiem, kiedy to si stao. Spaem, a one szy w gr. Ich korzenie podkopay si pod dom. yem yciem, ktre wydawao mi si spokojne i zabezpieczone. Dzi jestem jak na ziemi wstrzsanej podziemnymi uderzeniami... Chodziem za Nim z dala... Rozmawiaem z Nim zaledwie kilka razy. Przyszedem Go prosi lecz potem nie wymieniem swojej proby. I Rut
342

umara. On jej nie uleczy, cho tyle tak wspaniaych cudw dokona. Ofiarowa mi za to niezrozumiae sowa. C to znaczyo wtedy: Narodzi si na nowo? Co to znaczyo: We mj krzy, a ja wezm twj? Co to znaczyo: Daj mi twoje troski? Lecz cho niezrozumiae te sowa rosn we mnie dalej. Kiedy wydaway mi si wtajemniczeniem w wielkie misterium. Nie okazay jednak adnej magicznej siy. Ich dwik nie uczyni nikogo nadczowiekiem. On sam... Chwilami wydaje mi si, e nikt nigdy nie mia bardziej ludzkiej natury ni wanie On. Grecka filozofia stworzya bohaterw, ludzi, ktrzy dla ideaw prawdy, dobra i pikna wznosili si na wyyny nadludzkiego wyrzeczenia oraz skadali ofiar z ycia z pogod i godnoci. On take odda ycie. Mg je ocali, mg uciec, nie cudem nawet, ale po prostu ukrywajc si wtedy, gdymy Go ostrzegali. Da ycie. Ale jake inaczej ni tamci! Nie by jednym z tych stoikw, ktrzy usiuj przezwyciy w sobie swoje czowieczestwo. y i umar w ludzkiej saboci. mier greckich bohaterw jest zawsze pikna. On umar okropnie. Pikno tamtych mierci jest piknem obrazu wykonanego przez artyst. Kt chciaby przedstawi wstrzsajc groz Jego mierci? Zawsze, zawsze, do koca bd widzia Jego ciao rozpite na krzyu, jak zawsze bd widzia Rut na rkach podtrzymujcych j kobiet... Taki obraz to ziarno niepokoju, ktre ronie. Pikno mierci greckiego bohatera jest piknem skoczonym. Ta mier nie bya piknem i nie bya kocem... Cho On nie yje i cho Jego Keniszta zoona z paru tchrzliwych prostakw rozleci si w cigu najbliszych dni, my, ktrzymy suchali Jego sw, nie potrafimy o jednym zapomnie: On naucza, e wszystko jest niczym, a miosierdzie wszystkim. Cokolwiek mwi taka bya przede wszystkim tre Jego sw. Gdyby go nie zabrako, kto wie, moe prawd, e miosierdzie stoi przed kadym prawem, mona by byo przekaza dalej. On tylko o tym mwi. On tylko dla tej prawdy umar. Nie uciek przed najbardziej przeraajc ze mierci, jakby chcc pokaza, e to miosierdzie, o ktrym tyle mwi, jest take w ohydzie konania na krzyu... Niczego nie dokaza! mier Rut bya okropna. Po prostu czuj al sam nie wiem do kogo e ona tak umara. Ale Jego mier bya jeszcze straszniejsza. Nigdy nie zapomn widoku, gdy kona krzyczc na palu haby. A kiedy Go zdjlimy z krzya oblepionego krwi i potem, nie byo ju czasu, by Go po prostu obmy, jak si obmywa ciao
343

najuboszego z wiernych przed zoeniem do grobu. Nie umar z umiechem na ustach mierci greckiego mdrca... W brudzie agonii pooylimy Go w grobie i prdko jakby si wstydzc zatoczylimy kamie. A potem przyszli ludzie Sanhedrynu i przyoyli piecz... Tak si zaamao wiadectwo miosierdzia. On umar dla prawdy, ktra nie jest adn prawd. Crka Jaira zmartwychwstaa, azarz zmartwychwsta... On umar i ley przytoczony pieczci witego Przybytku niby tym proroctwem Kajfasza i butem rzymskiego legionisty. Nikt Go nie wskrzesi, jak On nie wskrzesi Rut... Mona by pomyle, e On tylko siebie i j wyda wiadomie na mier. Po co? By wanie ich mier dowioda, e prawo stoi nad miosierdziem, e Najwyszy potrafi kara, lecz nie chce wybacza... Odstpiem od skalnej ciany. Krg cienia rozszerzy si, w czasie gdy rozmylaem, a blask ksiyca straci nieco ze swej szklistoci. Powrciem do ogniska. Kilku stranikw grao w koci, reszta spacerowaa odpdzajc ruchem senno. Dzikuj ci, Lucjanie powiedziaem do dziesitnika. Wytrzsnem reszt monet z mego woreczka i zoyem mu w rk. Dzikuj ci bardzo. Gdyby mnie kiedy potrzebowa... Odszedem. Za mn dugo rozbrzmieway gosy kccych si o podzia pienidzy onierzy. Potem jeden z nich zacz wypiewywa na cae gardo sw plugaw piosenk. Jej brudne sowa cigay mnie i spaday mi na ramiona niby ciary. I tego Ci nie oszczdzono mylaem. Jutro o zmierzchu onierze wrc do koszar, bd kpili z ydowskiego Krla, ktry umar jak rozbjnik z pustyni, a potem by pilnowany, by nie zmartwychwsta. I poniewa to oni grobu pilnowali nie mg zmartwychwsta. Pogarda przerodzi si w drwin i zostanie tylko drwina. Nie artuje si z cykuty. Ale co ocali krzy przed drwin? Wrciem do domu. Nie mog spa. To dlatego pisz do ciebie. O, Justusie, przeywam okropne uczucia. Jakby wszystko, co ju raz we mnie umaro, umierao znowu... Powinienem by zadowolony, e dostatecznie z dala trzymaem si od nich, e nie byem Jego uczniem. Sanhedryn i Wielka Rada moe mi zapomn, e wystpowaem w Jego obronie. Powinienem by zadowolony... Tymczasem przeciwnie to poczucie napenia mnie rozpacz. Wydaje mi si, jakby ci, ktrzy za Nim zawsze szli, ktrzy w Niego
344

wierzyli, mimo tej mierci i zawodu co przecie zachowali. Ja nie uratowaem nic! Dla mnie On umar jak Rut ze wszystkim! Jakbym j straci po raz drugi. Jakbym raz jeszcze dowiadczy blu, e Najwyszy nie chcia mi jej ustpi... A jednoczenie o, Justusie! To niepojte, ale ja czuj, jakby na dnie mojej rozpaczy dokonywaa si jaka przemiana. Znowu dwicz mi w uszach Jego sowa o tym narodzeniu si na nowo... Dlaczego mi si wydaje, e ta noc wanie ma by noc moich drugich narodzin?! Co ma wsplnego Jego mier z narodzinami? Czuj bl w caym ciele, bl straszny, przejmujcy niby bl rodzcej kobiety lub moe jak nie znany dorosemu czowiekowi bl dziecka przychodzcego na wiat. Napisz, co o tym mylisz. Ale wiem, e zanim ty mi odpiszesz, noc minie i wszystko si skoczy. Bo cho wydaje mi si ona nieskoczenie duga, naprawd mija szybko... Z czarnego jeszcze nieba spywa blada szaro. Jest cicho, a w tej dzwonicej ciszy zdaje mi si, e sysz stpanie... Mj bl trwa. Zdaje si jeszcze rosn. Jeeli bdzie trwa duej, urodz si na nowo i zaraz umr. Co to jest mier? Czemu nie spytaem o to azarza? Brak mi tchu... Czowiek, ktry umiera, widzi podobno w jednym mgnieniu oka cae swoje ycie. I ja je widz. Moje haggady, Rut i Jego krzy... Krzy, ktry miaem wzi... Nie wziem go! On umar, by mi pokaza, e gotw jest wszystko zrobi dla mnie. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale On umar za mnie! To by m j krzy, do ktrego Jego przybili! Mj krzy? A Jego krzy?... Co ja wziem na siebie? Nic! Nic! Nic! Szymon porwa si do miecza, Judasz pobieg podobno do Kajfasza i cisn mu pod nogi pienidze, ktre mu zapacili za wydanie Nauczyciela. A ja? C ja? Nie zrobiem nawet tego! Nic nie zrobiem! Chciaem tylko patrze... Zatrzymaem dla siebie swj strach, swoje troski... Wiem ju, kim jestem! Ziemia jaowa... Nie urodz si na nowo. Nie napisz o Nim haggady. Umr, zanim przyjdzie wit... Umr z obrzydliwoci dla siebie... Umr...

Kto przybieg do drzwi mego domu... Justusie, to by ten dziesitnik. Stan przede mn tak drcy, jak ja noc
staem przed nim. Dysza gono, a pot spywa mu po policzkach, cho ra345

nek jest lodowato zimny. Zgubi swoj wczni, tarcz i hem... W garci ciska jakie pienidze. Krzykn do mnie, bijc si pici w piersi: Ale tobie mwi, rabbi, e mymy nie spali! I nie pilimy... Naprawd to nie by sen... Bo pojmujesz, on mwi, e Nauczyciel wyszed z grobu... On mwi... Justusie, nie wiem, co ci mam napisa. Dawi mnie co za gardo, a jednoczenie czuj dreszcz lku na skrze. To niemoliwe! To niemoliwe! Nie wziem Jego krzya. To by byo za duo... Nie, im si na pewno zdawao... Za duo miosierdzia... Po co si udzi? Potem jest takie okropne uczucie, jakby si budzio ze snu, w ktrym Rut ya i nie cierpiaa...

List XXIII
Drogi Justusie!
O tym naleaoby piewa, a nie mwi... Czy mona opowiada rzeczy cudowne ndznym, zwyczajnym ludzkim jzykiem, ktry plcze si w ustach i bekocze? To jest najstraszniejsze w Jego nowinie, e czowiek zostaje jakby wyrzucony daleko, poza ziemi, w stref gwiazd, majc serce i ciao jak dawniej ludzkie... Staram si zoy w cao wydarzenia, ktre galopuj jak sposzone konie. Ledwie odszed ode mnie ten onierz, posyszaem kroki dalszych nadchodzcych wydarze. To znowu, jak wczoraj po poudniu, byli Jzef i Jan. Ale teraz inaczej wygldali. Obaj mieli w oczach i w caej twarzy wyraz oszoomienia, w ktrym rado graniczy z przeraeniem. Mj przyjaciel, zanim co powiedzia, usiad naprzeciwko mnie i dug chwil na przemian gadzi brod i przesuwa doni po wosach ruchem wyraajcym zakopo346

tanie. Jan sta za nim nieco pochylony. Jego czarne oczy zdaway si migota, po rozchylonych ustach przebiegao drenie. Hm... zacz Jzef. Nie wiem, czy ju co do ciebie doszo... Ale to jest zdumiewajca historia. Nic z niej zrozumie nie mog. Posuchaj: ten chopak opowiada, e bardzo rano caa gromada kobiet pobiega do grobu, by zaj si umyciem i namaszczeniem ciaa! pieszyy si bardzo... adna z nich nie wiedziaa o pieczciach i o straach. Tymczasem... Mw zreszt sam zwrci si do Jana. Te kobiety, rabbi podj syn Zebedeusza opowiadaj, e skoro tylko znalazy si za bram naprzeciw Golgoty, stao si niby trzsienie ziemi... Niczego takiego nie czuem rzuci Jzef. Ani ja przyznaem. Ja take mwi Jan. W tym chopcu pona gorczka, ale usiowa opowiada spokojnie i rzeczowo. One jednak mwi, e tak byo. Take jakoby piorun pad w ska. Widziay bysk, syszay huk... Potem zobaczyy biegncych onierzy... Wyobra sobie, rabbi, oni uciekali rzucajc na ziemi tarcze, hemy, wcznie... O tym wiem skinem gow. Miaem wci przed oczami zlan potem, wystraszon miertelnie twarz Lucjana. Kobiety przestraszyy si take. Jedne zaraz ucieky, ale inne mimo trwogi podeszy do grobu... Mymy spdzili t noc w domu garbarza Safana na Ofelu. Nikt z nas nie mg spa. Nagle wbiega Joana, ona Chuza i woa, e gdy wraz z towarzyszkami podeszy do grobu, zobaczyy odwalony kamie, a na nim czowieka w paszczu skrzcym si niby blask soca... One s pewne, e to by anio... Zwrci si do nich i powiedzia, e Nauczyciela nie ma, bo zmartwychwsta... Wtedy z krzykiem ucieky. Zaczlimy je uspokaja. Mwilimy, e to si im na pewno zdawao... Ale one krzyczay, mwiy wszystkie razem, pakay i miay si jednoczenie. Cigle im si zdaje, e widziay anioa... Jeszcze rozmawialimy z nimi, gdy nadesza piesznie moja matka i teraz ona zacza mwi, e gdy sza z Maryj, usyszaa gos Nauczyciela... Nic nie widziaa, ale syszaa, jak mwi do swej Matki... Nie wiedzielimy, co o tym sdzi, a wszyscy trzlimy si z podniecenia.
347

Tomasz woa, e chyba od rana wszyscy postradali rozum. Take Natanael wykrzykiwa, e wida kobietom smutek pomiesza zmysy, gdy mwi jak szalone... Kobiety krzyczay i mymy krzyczeli... Na to wszystko nadbiega Maria, siostra azarza... Zdyszana, wosy spady jej na ramiona. Wygldaa jak wwczas, gdy j jeszcze szatan mia w swej mocy. Dobijaa si tak gwatownie do drzwi, i mylelimy, e to stra... Zacza woa jeszcze goniej, ni woalimy wszyscy... Woaa, e widziaa Jego... Ogarno nas przeraenie. Bylimy pewni, e stao si co strasznego... Przecie sam Go skadaem do grobu, razem z wami, czcigodni... By zimny i sztywny... A ona mwi, e Go widziaa yjcego. Nie poznaa Go z pocztku, ale On zawoa na ni i wtedy jakby si otworzyy jej oczy... Sta przed ni na trawie, gdy za pada Mu do ng, mwi, e widziaa przebite stopy... Nigdy si nie zdarzyo, aby y czowiek zdjty z krzya! On nie da si jej dotkn. Powiedzia, e na to jeszcze za wczenie... I znikn. Wtedy ona przybiega do nas, jak tylko moga najprdzej. Dyszaa i nogi jej tak osaby, e usiada na ziemi... Nie mona byo duej wytrzyma w domu. Szymon i ja wybieglimy. Pdzilimy i potrcalimy ludzi. Krzyczano za nami. Ale aden z nas nie stan. Ja dopadem pierwszy do grobu, Szymon zosta w tyle... I co? zawoaem gwatownie. I co? Co zobaczy? Zaczerpn pene puca powietrza, jakby gotujc si do nowego biegu. Grb by naprawd otwarty... Nie miaem odwagi wej do rodka. Czekaem na Szymona. Weszlimy razem... I co? I co? nie mogem doczeka si ostatniego sowa. Ciaa nie byo! wyrzuci z siebie prdko. W grobie nic nie ma! Wszystkie ptna, w ktre zawinlimy Nauczyciela, zostay... Na wielkim caunie wida lady Jego ciaa... Nawet pachta, ktr zamknlimy Mu usta, leaa z boku zwinita... Zabralimy kad sztuk... Odsapn i umilk. Ja milczaem take. Jzef zapyta mnie swoim gromkim gosem: Nikodemie, co to znaczy? Bezradnie poruszyem ramionami. Nie wiem... powiedziaem. Nie wiem... To brzmi jak bajka. Kobiety opowiadaj, e ziemia dry cho tego nikt w miecie nie czu,
348

piorun pada z jasnego nieba, ukazuj si ludzie czy nie ludzie w byszczcych szatach, dziesiciu rzymskich onierzy ucieka w popochu. Tamte mwi, e syszay Go i widziay... Grb jest pusty... Nie, to wszystko razem nie trzyma si caoci! Zostawmy wizje, w ktre nie wierz. Jedno jest pewne: ciao znikno z grobu... Mona o tym rozmaicie myle. Rozwizanie pierwsze: Kajfasz chcc zhabi ciao kaza zabra je z grobu, by rzuci do wsplnego dou. Przepaci przy tym onierzy, aby udawali strach... Ten pomys nie ma sensu przerwa mi Jzef. Ani Kajfasz, ani Ananiasz nie omieliliby si tego zrobi. Przecie Piat nam da ciao i pozwoli je pogrzeba... Powiedzmy, e zrobili to w taki sposb, aby nie byo wiadomo, kto ciao wzi... Lecz czemu nie zaczekali z tym do nastpnego dnia? Wieczorem stra miaa odej. Tymczasem ciao byo pod pieczci Sanhedrynu. To nie by krzy, ktrego nikt nie pilnowa, i dlatego kazali go wyrwa z ziemi i gdzie wyrzuci... O ile atwiej byoby ukra ciao, gdy ju znajdowao si w naszych rkach... Masz racj przyznaem. Lecz w takim razie ciao zabrali uczniowie. Nikodemie, mwisz same gupstwa! Uczniowie? Oni? ruchem gowy wskaza Jana. Ale zobacz tylko, jacy s wystraszeni. Na ile odwagi musia si zdoby ten chopak, by w biay dzie wysun nos ze swej kryjwki. Ich podejrzewasz o odwag rzucenia si na rzymskich onierzy? Kpiny, mj drogi! Lecz jeli nie oni to kto? Czy poza nami dwoma On mia przyjaciela do powanego, by si way na taki czyn? Nie. Ale moe Piat...? rzuciem bez wiary we wasne sowa. Mwiono mi, e jego ona interesowaa si losem Nauczyciela... Z irytacj uderzy doni w kolano. Zmusisz mnie do tego, e bd si mia z twoich sw! wykrzykn. Wic wyobraasz sobie prokuratora rzymskiego, wykradajcego wasnym onierzom ciao czowieka, ktrego sam dwa dni przedtem skaza na mier? Na tyle ju znam Piata! On obedrze ze skry tych stranikw! Nigdy im nie daruje, e omielili si ucieka jak stado byda, na oczach caej Jerozolimy. Wyobraam sobie, co si tam dzieje. Nie, nie, Piata usu z tej sprawy!
349

A w takim razie kto? teraz ja zapytaem. Jzef siedzia bez ruchu, spogldajc tylko spod oka to na mnie, to na Jana. A jeeli rzek wolno On zmartwychwsta? Odpowiedziaem mu pytaniem: Wierzysz w to? Nie przyzna. Jestem czowiekiem, ktry przyjmuje tylko to, co mona zmierzy, zway, dotkn rk... Z wielkim trudem uwierzyem w zmartwychwstanie azarza, no, bo nie mogem nie wierzy, skoro go widziaem chodzcego po miecie... Gdy jednak kto zmartwychwsta i znikn nie jestem w stanie w to wierzy! Tylko e z drugiej strony nie znajduj dla tego, co si stao, adnego innego wyjanienia. Dlatego pytam: a jeeli On zmartwychwsta? Czy zmartwychwstanie jest moliwe? On zawoa Jan mwi, e wstanie z martwych! Wiele razy mwi! Teraz przypominam sobie... A ty, co o tym powiesz? zwrci si do mnie. Jako faryzeusz wierz oczywicie w zmartwychwstanie. Ale sdz, e to si stanie kiedy, to znaczy w takim jakim czasie, w ktrym dokonaj si zmiany umoliwiajce nam uwierzenie... Wierz w zmartwychwstanie, ale nie w takim wiecie, jaki nas otacza. W gruncie rzeczy wzruszy ramionami rozumujemy tak samo. A ty skierowa pytanie do Jana wierzysz? Dziewczca twarz ucznia, tak rna od twarzy innych chopcw w jego wieku, pokrytych krostami, zawsze spoconych, zachowujcych stay wyraz wyzywajcej drwiny, zapona. Byem tego pewny, zanim powiedzia. On w to wierzy. Wyzna gono: Tak, czcigodni. Wierz, e On zmartwychwsta... Jzef zmarszczy czoo, unis ramiona i pozwoli im opa. Wsta, par razy przeszed si tam i z powrotem po izbie. Znowu siad. Mia co wanie powiedzie, gdy nagle wbieg usugujcy chopak z wiadomoci, e przyby Jonatas syn Ananiasza. Jonatas?! wykrzyknem zdumiony.
350

No, no Jzef pokiwa gow. Nie mniej ni ty jestem ciekawy, z czym on przychodzi. Janie powiedzia do syna Zebedeusza ty uciekaj. Niech on ci tutaj nie widzi. Nie trzeba, aby mu wazi w oczy. Wracaj do swoich, lecz daj mi zaraz zna, jeli stanie si co nowego. Wyszedem przed dom powita nieoczekiwanego gocia. Jonatasa przyniesiono we wspaniaej lektyce ci saduceusze we wszystkim mapuj Grekw i Rzymian! Wprowadziem go do sali. O, i Jzef jest tutaj! powiedzia na widok mego przyjaciela. Nasi wydawa si serdeczny, jakby nic poprzedniego dnia midzy nami nie zaszo. Dobrze si skada, e was widz obu jednoczenie. Siad i z lekko wyzywajcym umiechem pozwoli sobie nala wody na rce. Zawsze, widz, jeste wierny przepisom... zamia si. No, Nikodemie powiedzia zacierajc donie ale nam wszystkim zrobi psikusa! O co ci chodzi, Jonatasie? Nie udawaj, e nie wiesz. Midzy nami mwic, nigdy bym ci o taki art nie podejrzewa. Ale o czym ty mwisz? Jeszcze si pytasz? No, o tym twoim pomyle ukrycia ciaa... Moim? Przecie nie moim! Suchaj, rabbi, nie bierz nas za gupcw. Wiemy dobrze, e to ty ukrye ciao. Nie zabieraem ciaa! Ha, ha, ha! Nie, doprawdy, jeste wspaniay! No, oczywicie, sam ciaa nie zabierae. Jako prawowity faryzeusz nie tknby si trupa. Ale jeste do bogaty, aby paci za usugi. Nie bdziesz si wypiera, e chodzie noc do grobu... Chodziem... Wanie! Wtedy umwie si z onierzami, e im dobrze zapacisz za ucieczk na widok ducha. Moe nie? Nie zaprzeczaj. Na nic ci si to nie zda. Musz ci przyzna: zemcie si gracko. Gdy Kajfasz dowiedzia si o tym, mylaem, e go wcieko zadawi na miejscu. Ha, ha, ha! Nie wiem, czy i samemu Piatowi zapacie za to, e zamiast skaza onierzy
351

na rzgi, puci im win pazem... Jak sign pamici, takiej historii nie syszaem! Ten zdzierca daje wam, najbogatszym ludziom w Jerozolimie, ciao za darmo, a potem askawie pozwala, aby jego onierze, zwycizcy Partw, lecieli przez miasto wrzeszczc jak baby z przeraenia... Urzdzie zgrabnie to wszystko! Kajfaszowi w kocu zosta w rkach tylko krzy, ktry, musz wam powiedzie w sekrecie, kupi za drogie pienidze... Nie wziem ciaa powtrzyem. Dobrze, dobrze... Powiedzmy, e nie wzie... Widocznie ulotnio si. Tylko e, widzisz, chodzi o to, aby ciaa umarych nie spaceroway po Jerozolimie na swych wasnych nogach. Na posiedzeniu bylimy dla ciebie niegrzeczni... Przyznaj... Ty za to wystrychne Kajfasza na dudka. Oko za oko... Ha, ha, ha! Habet jak mwi Rzymianie. Ale teraz niech ju bdzie temu koniec. Suchaj, Nikodemie, zawrzyjmy ukad. Nikt z nas na ciao si nie porwie... Zreszt nikt si na nie nie mia zamiaru porywa. To bezbony pomys. Ale ty wyjaw nam, gdzie ono jest. Nie ruszymy go zaklinam si, na co chcesz. Chcemy tylko wiedzie, e ley pod tym czy pod tamtym kamieniem... Lecz ja ci mwi, Jonatasie, e ciaa nie wziem! Ale wzie! Wzie! To bya twoja zemsta. I my nie mamy do ciebie o to urazy. Miej je sobie. Niech sobie ley spokojnie w grobie Jzefa lub w jakim innym. Ale niech ley, jak kade inne ciao! Ja tego ciaa nie mam! Nikodemie, tracimy czas na prne gadanie... Ostatni raz ci mwi: ciaa nie mam! Wic kt je ma? Jzef? Teraz odezwa si mj przyjaciel. Ja take go nie mam. Ale wiem, gdzie ono jest. Mocno, gwatownie wycignwszy palec w stron Jonatasa, powiedzia: To wycie je ukryli! Nasi podskoczy na stoku. Po chwili zacz si mia, ale widziaem, e ten miech nie jest szczery i ukrywa wzburzenie. Ha, ha, ha!... Ha, ha, ha... Ty, Jzefie, jeste gracz... Ale tym razem nikt w twoje sowa nie uwierzy... Mymy mieli ciao zabiera? Wycie je za352

brali. Suchajcie: do tego wypierania si. Przecie wszyscy wiedz... Przychodz do was jak przyjaciel. Byy midzy nami spory i urazy to prawda. Ale ja mam serce jak na doni... Nie chc ktni, drani mnie nieszczero. Zapomnijmy o tym, co byo. Posuchajcie: Kajfasz jest bardzo dotknity. A znacie jego zacieko. Gdy si chce mci, nie zna skrupuw. No wic widzicie... Powiada Salomon: lepszy jest ywy pies od zdechego lwa. Ale ja wam mwi: czasami jest lepszy zdechy lew... Zrbcie lwu naleyty pogrzeb i bdzie spokj. No jak? Co wy na to? Spojrzaem na Jzefa. Mj przyjaciel mia twarz powan, wyraajc skupienie, uwag i jakby jak myl, ktra go drya a do dna serca. Powanie potrzsn gow. Ja take, Jonatasie, lubi szczero i nie zwykem si ukrywa ze swoimi czynami rzek. Mwmy teraz powanie. Chcesz w nas wmwi, e to mymy wykradli ciao? Ot zapewniam ci sowem solidnego kupca i Izraelity, e ani ja, ani Nikodem nie mamy z tym nic wsplnego. Z Jonatasa opada grzeczno, z jak przyszed do mego domu. Tylko wycie mogli je ukra! zawoa gniewnie. Ta galilejska haastra nigdy by si na to nie waya! A jednak mymy go nie wzili! Moe bdziecie mi twierdzili, e to zrobi Piat dla swojej Klaudii? Nie. Wic co si stao z ciaem? Nie rozpyno si przecie... Jonatasie Jzef wsta, podszed do nasiego, opar si o porcz krzesa, na ktrym tamten siedzia, i pochyli si nad nim. To samo pytanie stawiamy sobie od witu z Nikodemem. I nie znalelimy odpowiedzi. A raczej mamy tylko jedn... Och! Jonatas znowu si mia, ale ten miech przypomina zgrzytanie piy na twardym sku. Ha, ha, ha... Jzefie, ty przecie nie jeste doktorem ani faryzeuszem. Jeste rozsdnym kupcem. Niech sobie Nikodem wierzy w tamto... Ale ty i ja wiemy, e to jest gupstwo! Zbliy twarz do twarzy Jzefa. Szczki mu si zwary tak silnie, e wida byo na policzkach ruch mini. Cign chrypliwie: Gupstwo, z ktrego nie wiadomo, kto
353

zechce skorzysta... To tylko pewne, e sprawy wityni i Zakonu z tego powodu ucierpi. Jeszcze raz ci mwi: lepszy jest zdechy lew od szczekajcego psa... Ale zmartwychwstay... Do! Tego ducha trzeba z powrotem wsadzi pod kamie! Jeeli On sam ten kamie odwali powiedzia wolno Jzef nie da si pod niego wsadzi po raz drugi... Sam go nie odwali! Wycie go wprawdzie grzebali, ale wiem, e przedtem onierz przebi mu serce. A oni umiej trafi we waciwe miejsce. Czowiek, ktry dosta rzymsk lanc midzy ebra, jest na pewno zabity. By na pewno zabity skin gow Jzef. Wic kamienia nie odwali! Wycie go do grobu zoyli, a potem z grobu zabrali! Nie zrobilimy tego. Jzefie! Nikodemie! Przyszedem tutaj z dobrym, grzecznym sowem. Ze sowem zgody. Ale jeszcze raz was ostrzegam! Kajfasz jest zdecydowany na wszystko. Wiem, e dzi rano pobieg do rabbi Jonatana, z ktrym nieoczekiwanie potrafili si dogada. Ci dwaj tej sprawy nie wypuszcz z rk. Nie chc was straszy, ale jeli bdziecie si upierali, oni znajd rodki, by was zmusi do oddania ciaa. Nie chcesz straszy, ale straszysz? rzek drwico Jzef. Ostrzegam tylko... Jonatas wsta. Jeszcze raz prbowa przej na ton lekki, przyjacielski. Naprawd zgdcie si. Mniejsza z tym wreszcie, cocie zrobili z ciaem. Chodzi nam o grb i o to, abycie obaj z Nikodemem zapewnili wszystkich, e w nim ley Galilejczyk... A w nim nie bdzie nikogo? Jakie ciao zawsze si znajdzie. O to postaraj si niewtpliwie sikkaryci? Jzefie! Pamitaj, e ani twoje konszachty z Rzymianami, ani twoje pienidze... Wiem, moesz mnie nie ostrzega. Bd zdrw, Jonatasie. Zechciej

354

pozdrowi ode mnie arcykapana i wyra mu moje wspczucie w zwizku z rozerwaniem si zasony... To s gupie plotki! Jednemu lewicie co si przynio i opowiada bzdury, ciba za powtarza, bo przecie lubi takie przeraajce historie... Lecz ja syszaem, e zasona rozdara si naprawd w dzie Przygotowa... Nie, nie rozdara si!... A zreszt... Wiesz przecie, e u nas stale ziemia dry. Na skale Moriah pojawiaj si nieraz rysy i szpary, w wityni upadaj sprzty... Moga i zasona... Oczywicie... Wic... moe jednak? Przecie jestecie rozsdnymi ludmi. Po co walczy z Kajfaszem! Nie wiem, czycie syszeli, e zada usunicia was z Sanhedrynu. Chobycie wy mnie nie usunli, sam bym odszed! Sanhedryn przesta by sob po tym wyroku! I to jest twoje ostatnie sowo, Jzefie? Ostatnie. I twoje take, Nikodemie? Jzef powiedzia je za mnie. Wobec tego nie mam ju nic wicej do powiedzenia. Pamitajcie o zemcie Kajfasza. Od siebie radz wam opuci miasto... On wam tego nigdy nie daruje... Wyprowadziwszy nasiego do lektyki wrciem do sali. Jzef chodzi po niej tam i z powrotem, schylony, z gow opuszczon, z rkami zaoonymi do tyu. Osunem si na stoek, na ktrym poprzednio siedzia Jonatas. Byem peen drenia, gorczki, niepokoju, oczekiwania. Jzef spacerowa milczc czas duszy. W kocu zatrzyma si przede mn. Powiedzia: Po tej jego gadaninie dwie rzeczy stay si dla mnie zupenie jasne. Pierwsza, e ich walka z Nauczycielem nie skoczya si. Gotowi s j dalej prowadzi z Jego, jak On mwi, duchem i z kadym, kto w tego ducha uwierzy... A druga, e jeli mogy byy istnie jakie podejrzenia, i to oni ukryli ciao, rozwiay si one ostatecznie. Jonatas nie kama. On naprawd
355

nie wie, gdzie jest ciao... I w tym take nie przesadzi, e Kajfasz nie cofnie si przed niczym. Ani Jonatan. Zreszt rozumiem ich, Nauczyciel obecnie jest dla nich jeszcze niebezpieczniejszy, ni by za ycia... Sta si symbolem, a symbol bywa czsto groniejszy ni ywy czowiek. Oni teraz musz walczy... Suchaj, Nikodemie, Jonatas ma suszno: grozi ci niebezpieczestwo i bdzie grozio przez jaki czas... Potem zoci ostygn. Teraz jednak mog na ciebie nasa sikkarystw, mog na ciebie napa. Wiedz, e bye noc przy grobie... Nie mwie mi o tym. Po co chodzi? Ten grb wyznaem zdawa si woa... To prawda, on woa rzek Jzef. Nawet teraz, kiedy jest pusty. Trzeba tam bdzie pj. Wracam jednak do sprawy twojego bezpieczestwa. Myl, e tak, jak radzi Jonatas, powiniene opuci miasto. Nie na dugo: na trzy, cztery dni. Masz dwr midzy Emaus a Lydi, prawda? Nigdy tam teraz nie bywasz, nikt nie bdzie przypuszcza, e tam poszede. We ze sob modego Kleofasa, ktry gosowa przeciwko wyrokowi. Na nim take bd si chcieli mci... Trzeba si nim zaj... To faryzeusz, wic bdzie ci z nim atwiej rozmawia. No, co o tym mylisz? Nie lubi nagych wyjazdw. Nie lubi niespodziewanego ruszania si z miejsca, zwaszcza w czasie, gdy kada chwila zda si przynosi co nowego. Ale Jzef ma racj. Co prawda wolabym, aby szed ze mn. On jest taki energiczny, a mnie moja odwaga i energia opuciy teraz zupenie. Zreszt nigdy nie miaem za duo energii. Nauczyciel powinien by jego mie przy sobie w chwilach cikich! Jzef kilka razy mwi, e chce Go pozna. Twierdzi, e ciekawi go Jego nauka, o ktrej mu opowiadaem. Ale tak jako nigdy do tego nie doszo. Jest w tym duo mojej winy... Waciwie nigdy nie postaraem si, aby to spotkanie nastpio. Byem zawsze zajty sob i swoimi sprawami. Wydawao mi si, jakby Nauczyciel wszed tak mocno tylko w moje ycie... Jzef jest moim przyjacielem, a przecie naprawd znam go bardzo mao. Nauczyem si myle, e obchodzi go w yciu tylko hazard handlu... Lecz ty... zaczem. Nie zostawi ci samego. O mnie si nie bj. Mnie nic nie grozi. yj dobrze z Rzymianami, nikt nie omieli si na mnie napa. Ty id. Id zaraz.

356

Pjd zdecydowaem po krtkim namyle. Ale... byo mi wci nieprzyjemnie, e odchodz, on za zostaje w obliczu niebezpieczestwa ale ty... Nic mi nie grozi powtrzy. Na pewno... Spokojnie pooy rk na moim ramieniu, a drug gadzi czarn wijc si brod. Nagle zdaem sobie spraw z tego, ile temu czowiekowi, w tak maym stopniu wypeniajcemu przepisy Zakonu, zawdziczam. Od lat by niby rozoysty db, o ktry mg si wesprze wty krzew mojego ycia. Okaza tyle stara i dobroci dla Rut. Zarabia i dla mnie zoto, gdy ja nie miaem gowy myle o handlu. Kiedy powiedzia, e zapisuje mi w testamencie cay swj majtek. y obok mnie, a ja tyle od niego biorc po prostu go nie widziaem... Ale nagle otworzyy mi si oczy. W nagym porywie wdzicznoci wycignem do niego do. Jzefie powiedziaem, a wzruszenie tamowao mi gos jeste mi naprawd przyjacielem... Odda mi ucisk, ale potrzsn gow. Nie rzek mylisz si. Wydaje mi si, e jestem dopiero na tropie tego, jak powinna wyglda przyja... Potrzsn moj rk. Id i wracaj bezpiecznie. Kady z nas przemyli sobie osobno tajemnic zniknicia Jego ciaa, a potem podzielimy si wynikami. Dobrze? Umiechn si i zamyli. S tajemnice powiedzia po chwili w ktre, eby je pozna, trzeba si rzuci, jak si rzucamy do wody, pewni, e si ona rozstpi przed nami. Bd zdrw, Nikodemie. Szalom alejchem. Czy nie wydaje ci si, e s sprawy, ktre trzeba najpierw przyj, by mc je potem zrozumie?

Szlimy powoli, bo dzie zrobi si ciepy, jakby to nie by miesic Nizan.


Z pocztku nie mwilimy wiele; obaj kroczylimy zamyleni, obaj przetrawialimy w duchu poranne wypadki. Droga do Emaus znia si, zsuwa ze zboczy skalistego paskowyu, na ktrym le Hebron, Jerozolima i Gofma. Miasto znajduje si na ostatnim wzgrzu; dalej wzdu wybrzea ley pasem rwnina Saronu, ju o tej porze pokryta bujn zielonoci i pachnca kwieciem.
357

Uoylimy sobie, e przenocujemy w Emaus i dopiero rankiem pjdziemy dalej. Bylimy gdzie w poowie drogi, kiedy Kleofas, wlokcy si poprzednio ponuro z opuszczon gow, parskn jak mody ko i zacz mwi gosem kipicym, zda si, wewntrznym wzburzeniem: Nie, nie, nie potrafi tego zrozumie. Zgdmy si, e On zmartwychwsta... Cho to jest niepodobiestwem. Ludzie bywali wskrzeszani Imieniem Najwyszego, nikt jednak nie wsta z grobu sam! Ale powiedzmy, e tak si stao... W takim razie wytumacz mi, rabbi, jaki mia sens ten sd, ta mka, mier?... Kto jest zdolny wskrzesi sam siebie, nie umieraby jak niewolnik! Nie, nie, tego nie zrozumiem nigdy. Chyba e ty, rabbi, potrafisz mi to wyjani, wytumaczy. Ty chyba pojmujesz co wicej. Znae Go... Znaem Go odpowiedziaem. Ale to mi wcale nie uatwia zrozumienia tej historii. On wprawdzie za ycia czasami robi tak, jakby chcia swoich nastraszy i w ten sposb wyprbowa... Potem niebezpieczestwa znikay, okazyway si zudzeniem lub On je zwycia... Ale znacznie czciej dawa si zwycia yciu. Posiada moc, nikt jednak nigdy nie wiedzia, kiedy jej zechce uy. Cud zmartwychwstania jest najwikszym z cudw. Masz racj, Kleofasie: kto potrafi wsta z martwych, nie powinien mczy si yciem. Zreszt c warte jest takie zmartwychwstanie? Zmartwychwsta i znikn? Tylko Jego Matka i ta nawrcona grzesznica widziay Go... Gdyby to zmartwychwstanie miao by znakiem prawdziwoci Jego nauki, musieliby Go zobaczy take inni... Musieliby Go zobaczy wszyscy! zawoa mody faryzeusz. Oczywicie... Ci bowiem, ktrzy by Go nie widzieli, nie chcieliby im uwierzy. Mesjasz nie moe triumfowa w jednym tylko sercu... Czy sdzisz, rabbi, e On by Mesjaszem? Czy ja wiem?... Ale jeli Nim by to ten Mesjasz by kim innym ni ten, ktrego wieciy zapowiedzi. On przynis nie to, czego oczekiwalimy. Co takiego? To jedno: mio...
358

Podobno jednak mwi, e kto chce by Jego uczniem, musi nienawidzi swoich bliskich: matk, on, dzieci? Syszaem, jak to mwi. Ale to byy jakie dziwne sowa, jakby jedna tylko strona prawdy... Mylisz, rabbi, e On nie kaza nienawidzi? Odkd mi powtrzono te sowa, baem si... Nienawi, Kleofasie, to byo obce Jemu sowo. Wprawdzie powiada: Przyniosem miecz, ale zaraz dodawa: Powiedziano w Starym Zakonie: nie zabijaj! Lecz ja mwi: Ten, kto si gniewa ju zabija... Nie, upewniam ci, On nie wiedzia, co to znaczy nienawi. Nie nienawidzi nigdy, nikogo! Umar... Mnie si nawet wydaje, e On odda si w ich rce tylko dlatego, aby nam pokaza, e nienawi moe by zwyciona... Lecz nienawi zwyciya! I Jego zabili... Tak przyznaem. I znowu kady z nas zagbi si w swj smutek. Nasze dwa cienie suny przed nami na skos po ciece. Nie zauwayem chwili, w ktrej pojawi si trzeci... Czowiek, ktry nas dopdzi i wszed midzy nas, wydawa si podrnym zaprawionym w dugich wdrwkach, bo kroczy lekko, jakby ledwie dotykajc stopami ziemi. Nie byo w Nim nic, co by zatrzymao nasz wzrok: bardzo wysoki, z lask, w podwinitej do podry kuttonie, bez najmniejszego wzeka w rku. Nie syszelimy Jego krokw, gdy si zblia, cho musia i niezmiernie szybko, bo gdy chwil przedtem ogldaem si na zakrcie drogi (nie mogem pozby si niepokoju, e moe wysano za nami pogo), nie widziaem nikogo. Ale teraz zrcznie dostosowa swj krok do naszych krokw. O czyme tak rozmawiacie? zapyta. I zdajecie si by peni smutku... Kleofas wzruszy ramionami. Idziesz take drog z Jerozolimy, wic powiniene wiedzie... O czym? zapyta. Chyba bye w miecie tylko przechodniem, a nie przybyszem na wita. Stay si tam ostatnio rzeczy...
359

Jakie? pytania naszego nowego Towarzysza brzmiay niecierpliwie, jakby si ba, e nie zdy nawiza z nami rozmowy. Kleofas zbyt by wzruszony, by umia spokojnie opowiada o zaszych wypadkach. Odezwaem si wic ja: Pewno syszae o Proroku z Galilei, ktry chodzi po caym kraju, naucza i dokonywa wspaniaych cudw? Uzdrawia, a nawet wskrzesza... Ot gdy On przyby przed paru dniami na wita do miasta, nasi kapani i doktorowie kazali Go pochwyci i osdziwszy Go na mier, wydali Rzymianom. Ci za przybili Go do krzya... Tak wielkie byy cuda tego Czowieka i tak pikna Jego nauka, i wielu u nas sdzio, e On przyszed od Najwyszego, by wyzwoli Izraela. Ja sam tak mylaem... Niestety! On umar! Strasznie umar... I ju trzeci dzie, jak zoono Go do grobu... Urwaem, bo znowu moja myl pobiega do Jego umczonego ciaa, do caej ohydy tej aosnej mierci. Chwil stpalimy w milczeniu ciek w d. Soce mielimy teraz przed sob: wielka czerwona kula wisiaa nad pasami szarych oparw rozpitych nad wypuk tafl morza. Wic umar i pogrzebano Go... Czowiekowi, ktry si do nas przyczy, nie wystarczyy moje sowa. A co potem? Kleofas beznadziejnym gestem poruszy doni. S tacy rzuci prawie z gniewem ktrzy wierz, e zmartwychwsta! Zmierzy nas wzrokiem. A wy zapyta co o tym sdzicie? Popatrzyem na Niego nieco nieufnie. Nie podobao mi si to Jego wypytywanie. Wygldao na to, e On zna ca histori mierci Nauczyciela, a pyta nas jedynie po to, aby zna nasz opini. Moe to jaki szpieg Sanhedrynu? Lecz ostatecznie, pomylaem, jest sam, a my jestemy dwaj. Odeszlimy ju ze czterdzieci stadiw od miasta. I wreszcie, cho ten Czowiek nie wyrnia si niczym od byle wdrowca, ktrego mona spotka na samotnej drodze, byo w Nim przecie co, co budzio zaufanie i skaniao do mwienia. Istotnie podjem kilka kobiet poszo dzi przed witem do Jego grobu... Wrciy opowiadajc, e nie znalazy w nim ciaa, natomiast zoba360

czyy anioa, ktry mia im powiedzie, e Umary zmartwychwsta. Pobiegli wic do grobu Jego uczniowie i take nie znaleli ciaa... I c? pyta widzc, e znowu przerwaem. Co ty na to? On ju nie pyta o to, co si dalej stao, ale wprost o to, co ja myl. Jeszcze raz obudziy si we mnie wtpliwoci. Ale znowu ulegem sile Jego powagi. On wypytywa nie jak kto ciekawy nowin, ale jak czowiek majcy prawo pyta... Nie wiem... powiedziaem wahajco. Nie wiem... Ten Galilejczyk by na pewno kim niezwykym. W pewnej chwili uwierzyem, e jest Mesjaszem... Nikt nigdy nie robi takich cudw. I nikt nigdy nie mwi tak jak On... Ale Mesjasz musi by kim wyszym ni zwyczajny czowiek... Ty, wielki sofer, tak mwisz? przerwa mi. Nie pamitasz, co powiedzia Izajasz o korzeniu z drzewa Jessego? Pamitam. Lecz mwi take Etam Ezrahita: Przysigem Dawidowi, e potomstwo jego trwa bdzie na wieki... I sdzisz, e to si nie speni? Jak si ma speni? Tron krlewski rozdzielony i w rkach obcych! On za, jeli nawet by potomkiem Dawida, umar, zosta okrutnie zabity... eby by to widzia... Czowieku leniwego serca! powiedzia nagle surowo. Nauczycielu, ktry innych nie uczysz i sam nie chcesz pozna! Nie pamitam, aby kiedykolwiek zwrcono si do mnie w ten sposb. A przecie nie czuem si dotknity. Tamten mwi gniewnie, lecz jednoczenie jakby rozprasza dym, ktry nam zaprszy oczy. Jeszcze nie widzicie, e spenio si wszystko, co si miao speni? Czy nie powiedzia praojciec Jakub, i Posany i Oczekiwany przyjdzie wtedy wanie, kiedy Juda utraci tron? Nic nie wyczytae w witych ksigach, przyjacielu? Posuchaj... Z atwoci przywoa na usta sowa przepowiedni nabi Izajasza: Chwaa spynie na drog nadmorsk, co idzie przez pogask Galilej, a lud yjcy w mroku ujrzy wielk wiato... Czy nie byo ci w Galilei i nie widziae? Widziaem... szepnem. Prawda! Tyle razy syszaem, jak krzy361

czano: Nie przyjdzie Mesjasz z Galilei! A ten Czowiek wyowi prorocz zapowied ze witych ksig, jak zrczny chopiec wyawia rybk z malekiej kauy. Ciemny lud galilejski, lud amhaarezw, ujrza wiato... Prawda... Podniosem na Niego wzrok. On za mwi dalej: Gdzie On si narodzi? Czy nie chodzie si o tym przekona? Czy nie czytae: Betlejem w ziemi judzkiej z ciebie wyjdzie Rzdca ludu...? Kto Go urodzi? Czy ci nie mwiono? I czy nie czytasz: Oto Panna pocznie i porodzi Syna...? Nie syszae, e musieli z Nim ucieka a do ziemi faraonw? I co o tym sdzisz? Z Egiptu wezwaem mego Syna... Kto Go zapowiedzia? Czy nie mwi nabi: Posyam anioa, by przygotowa drog Tobie... Gos woajcego na pustyni, bycie prostowali drogi Najwyszego...? To wszystko prawda... Ale tak! zawoaem. Kula soneczna opadaa coraz niej i stawaa si wci bardziej czerwona. Dalekie morze skrzyo si. Otarem czoo, ktre cae opywao potem. Sowa Nieznajomego napeniay mnie zdumieniem, a jednoczenie przeraeniem. Jak to i ja tego wszystkiego nie zauwayem? pytaem siebie. Kady przypominany przez Niego tekst spada na moj gow niby cika koda. yem ze witymi zapowiedziami pod rk mylaem nie umiaem ich odczyta. Dobrze mwi Nauczyciel, gdy kilka razy upomina mnie: Jeste doktorem i nauczycielem, a tego nie wiesz? Upajaem si brzmieniem sw Pisma i nie dostrzegaem, co one mwiy. Jak inni, lepo, uparcie domagaem si spenienia zapowiedzi, ktre mi odpowiaday, ktre byy po mojej myli, ktre niosy triumf krzyku, a nie triumf ciszy... Podrny cign: Czy nie naucza, jak powiedziano: W przypowieciach opowiada bdzie rzeczy skryte od pocztku wiata? Czy nie rozesa swoich jak rybitwy, by owili ludzi z kadej gry, z kadego pagrka, z kadej jaskini...? Czy nie byy przepowiedziane Jego cuda? Czy nie mia Najwyszy zawrze z narodem nowego Przymierza, nowego Zakonu, wypisanego w sercu, a nie na ciele? Mwisz prawd! posyszaem obok siebie gorczkowy gos modego Kleofasa. Kade Twoje sowo szerzej otwiera nam ksigi... Ale jeli tak jest to dlaczego On umar? Dlaczego?
362

I dlaczego t a k umar? zawoaem. Tak ndznie, tak okropnie, tak haniebnie, tak bolenie? Patrzylimy na Niego obaj szeroko rozwartymi oczami. Czulimy, e ten Czowiek jest bez porwnania od nas mdrzejszy. On zdawa si wiedzie wszystko to, czego my nie wiedzielimy, a nie wiedzc bylimy peni lku, podobni do tego, o ktrym mwi Pismo, e boi si w dzie i w nocy; rano mwi: Oby ju by wieczr! a wieczorem: Oby ju by ranek!. Nie zgani nas. agodnie, jakby nuci do wtru kinnor, zacz mwi: I tego nie pamitacie? Robakiem jestem nie czowiekiem, pomiewiskiem i wzgard tumu... Ludzie krzycz i kiwaj gowami: w Najwyszym pooy nadziej, niech Go ratuje! Otoczya mnie banda zonikw ryczcych niby lwy... Otoczyy mnie psy zajade... Przebili moje rce i moje nogi i policzyli kad ko... Od stopy a do czubka gowy nie ma na Nim kawaka zdrowego ciaa... Jedna rana i sino... Ani urody, ani piknoci... Widzielimy, e nic w Nim nie ma, a przecie podalimy Go. Czowieka okrytego wzgard, najndzniejszego z ludzi, Ma boleci, ktry zna kad sabo... Choroby nasze na Niego przeszy, boleci nasze Jego dotkny... By dla nas jak trdowaty, przez samego Przedwiecznego osdzony, by zgin w habie... Za nas zosta starty, za nasz zo... Lecz Jego sino uzdrowia nas. Mymy pobdzili, ale nasze grzechy Najwyszy na Niego zoy... I On sam chcia tego... Nie otworzy ust, by si broni... Ze zbrodniarzami razem cierpia i za zbrodniarzy si modli... O Adonaj! wyszeptaem. Usta miaem zapieke, jakbym wdrowa przez bezwodn pustyni. Ciao moje daem bijcym i nie odwrciem twarzy od policzkujcych cign. Byem jak baranek cichy, wiedziony na zarnicie... Nie czulimy przebywanej drogi. Gdy powiedziawszy ostatnie zdanie zatrzyma si nagle, jakby si chcia z nami poegna, ze zdumieniem spostrzeglimy, e jestemy ju w Emaus. On zdawa si wiedzie, e tutaj mamy si zatrzyma, lecz sam chcia i dalej. Nie namawiajc si, obaj jednoczenie zawoalimy: Rabbi, zosta z nami. Chcemy, eby nam jeszcze wiele powiedzia... Patrz, ju wieczr... Rankiem pjdziesz w dalsz drog. Zosta.
363

Zdawa si namyla. Ale gdy Go nie przestawalimy prosi, skin gow i uda si z nami do gospody. Bya na szczcie pusta. Gospodarz wynis nam pod rozros fig st i zakrztn si, by przygotowa posiek. Rude cienie wycigay si na zrowiaej ziemi. Od morza zawiewa rzeki, ostry, nieco porywisty wiatr. Szczyty wzgrz, z ktrych zeszlimy, arzyy si czerwono niby kody w dogasajcym ognisku. Wic On by Mesjaszem? zapyta Kleofas drcymi ustami. Zamiast odpowiedzie cytowa znowu: Usysz tego dnia gusi sowa ksig, a w ciemnociach oczy lepcw widzie bd. Cisi przyjd si weseli, ubodzy uraduj si witym Izraela... Szuka mnie bd ci, ktrzy mnie nie szukali, i powiem: Otom Ja narodowi, ktry mnie nigdy nie wzywa... Narody przyjd z kraca ziemi... W szarym, gstniejcym powietrzu, niby przetkanym pajczymi nimi, gos Jego zabrzmia nagle jak woanie triumfu i radoci. Po tamtych bolesnych sowach malujcych krwaw wizj by to niby chora srebrnych trb uderzajcy w niebo pieni zwycistwa. Nasze serca uderzyy jeszcze ywiej, jeszcze gorcej. Ale rwnoczenie spojrzelimy na siebie z niepokojem. Nie trzeba si nam byo dzieli naszymi mylami. To samo zapalio si w obu naszych gowach. Jeeli wic to wszystko byo prawd, czego nie ujrzelimy patrzc, jaki los nas czeka, nas i cay nard wybrany, ktry przelepi Zapowiedzianego, odrzuci i ukrzyowa Go? Straszn rzecz byo czekanie na Mesjasza przez tysice lat. Lecz czyme bdzie koniec tego czekania poczony ze wiadomoci, e Mesjasz przyszed, a mymy Go nie przyjli? Co to znaczy: odrzuci Mesjasza? Co si stanie z tymi, ktrzy targnli si na Syna Najwyszego? Lecz On, jakby zgadujc nasze myli, powiedzia: Trzeba wic byo, aby si speniy Pisma... I speniy si one. Syn Czowieczy umar, abycie wy nie umarli, i yje abycie wy yli. Tak musia umiera, aby kady z was mg si ocali. Bo powiedzia prorok: Choby wasze grzechy byy jako szkarat, wybiel je ponad nieg i bielszymi ni wena uczyni... Siedzielimy w ciszy, a wiatr porusza nad naszymi gowami bezlistnymi
364

gami figi. On sign po chleb, ktry gospodarz postawi przed nami, rozama go i wycign po kawaku do kadego z nas... I wtedy o, Justusie! Ten Jego ruch... Wszystko od razu stao si jasne! Od razu dostrzegem, czego przedtem nie mogem zobaczy: przebite donie i ten umiech, jedyny na caym wiecie, umiech mioci, ktra nie ma granic. O, Justusie, jak ja wtedy zaczem paka! Jak Szymon... Bo On dawszy si pozna natychmiast znikn... By i nie byo Go ju midzy nami. Ale Chleb zosta... I kubek Wina... i sowa... i ta oszaamiajca rado, w jak On zmieni nasz rozpacz... O, Justusie, pacz, gdy to pisz... Porwalimy si z miejsc. Soce kpao si w morzu. Noc rozpinaa si nad nami jak namiot. Ale w nas bya jedna przemona, rozkazujca myl: wraca, wraca, wraca natychmiast, powiedzie im wszystkim, e On naprawd zmartwychwsta! Na wiecie nie byo ju nic waniejszego ni ta wiadomo! O niej trzeba byo powiedzie kademu, o niej trzeba byo woa z dachu do wszystkich... Przeknlimy Chleb i wyskoczylimy na drog. Nasze cienie wsiky w szar, zmechacon ziemi. Szlimy gorczkowo, chwilami bieglimy. aden z nas nie czu, e biegnie pod gr, e mu braknie tchu. Nie mwilimy ze sob, tylko co jaki czas zwracalimy si do siebie i rzucalimy sobie szybkie zapytania: Pamitasz, kiedy On to mwi...? Pamitam! Serce mi bio... Czulimy Go, Kleofasie! Czulimy, e to On! Na niebie zapalia si pierwsza gwiazda. To szlimy, to znowu bieglimy. Ani na chwil nie pamitaem o niebezpieczestwach, przed ktrymi rankiem uciekem...

Nie pamitaem o nich, gdy dopadem drzwi domu garbarza Safana. Bya ju noc gboka, onierz na Antonii otrbi wanie drug stra. Ksiyc toczy si po usianym bladymi gwiazdami niebie, gaszc je, w miar gdy si do nich zblia. Kilka biaych oboczkw, odcinajcych si wyranie na szklistym czarnohiacyntowym tle nieba, eglowao wolno z pnocy na poudnie. Matecznik Ofelu wyglda jak potworny leb grski, w ktry zwalio si wiele lawin, lub jak miasto zamienione w stos ruin. Biegnc przez krte,
365

wskie uliczki nigdy bym si dawniej, zwaszcza noc, nie mia w nie zapuci draem z niecierpliwoci. Niskie drzwi byy zamknite. Zaczem w nie bi obu domi. Nowina, ktr niosem, palia mi usta ywym ogniem. Nie otworzono mi od razu. Za deskami usyszaem szmery: domyliem si, e kto lkliwie usiuje wyjrze przez szpar, by zobaczy stukajcego. Niecierpliwo nie pozwolia mi czeka. Zaczem woa: To ja! Nikodem! Otwrzcie! To ja! Przynosz wan nowin! Otwrzcie! Jeszcze zdawao mi si, e zwlekaj, wic odskoczyem do tyu, ku ksiycowej plamie lecej na rodku szerszej nieco w tym miejscu uliczki niby porzucone zwierciado. Chciaem, aby mnie zobaczyli w tym wietle i poznali. Ale ju rozleg si cichy zgrzyt uchylajcych si drzwi. Chod, rabbi dolecia mnie stumiony gos Szymona Zeloty. Chod i nie krzycz! Twj gos moe cign niebezpieczestwo. Niebezpieczestwo? Nie czuem go. Nie baem si. Prdko wcisnem si w ciasne drzwi. Za maym korytarzykiem bya obszerna izba suca niewtpliwie za suszarni skr, bo unosi si w niej ostry zapach garbnika i przegniej sierci. Bya pena ludzi. Mimo pnej pory nikt w domu nie spa. W blasku ognia buzujcego na palenisku widziaem stoczonych Jego uczniw wszystkich poza Tomaszem i Judaszem Jego Matk, Jej siostr, Mart i Mari, inne jeszcze kobiety, a take kilku mczyzn o wygldzie skromnych rzemielnikw. Wszystkie twarze zwrcone byy w tej chwili na mnie, wszystkie oczy zdaway si pon niepokojem. Przestraszyli si na pewno gwatownoci mego stukania. Ale strach walczy w nich z nadziej usyszenia nowiny, na ktr podwiadomie wszyscy musieli czeka, cho wida byo, e nie s ze sob zgodni i niewtpliwie spierali si, zanim przyszedem. Ju wiemy o Jzefie... powiedzia prdko Jakub syn Zebedeusza. Przerwaem mu niecierpliwym ruchem rki. Nie wiedziaem, o czym chce mwi, lecz dla mnie nie byo sprawy waniejszej ni nowina, ktr przyniosem. Zawoaem: Widziaem Go! Widziaem Go!
366

Chwil trwaa cisza, potem nagle wszyscy zaczli jednoczenie mwi: Widzicie, e i on widzia! I on si udzi! Miriam widziaa Go! Matkom czsto si zdaje, e widz umare dziecko! Nie krzyczcie tak, ludzie usysz! Ale mwi wam, e On zmartwychwsta! Nie, nie, to niepodobiestwo! Widziaam Go! Padam Mu do ng...! teraz syszaem niski, prawie mski gos Marii. Jeste rozgorczkowana alem, zdawao ci si! Maria Go widziaa i ja go widziaem! zahucza gos Szymona. Upewniam was! Szymonie, zdawao ci si, od tego paczu jeste cakiem nieprzytomny... Lecz ja Go widziaem naprawd! zawoaem. Szed ze mn drog wiele stadiw. Mwi, naucza... Suchajcie: tumaczy Pismami, e musia tak wanie cierpie, aby nas uratowa... Rabbi powiedzia Jakub, brat Nauczyciela, podchodzc do mnie. Tobie take al utrudni poznanie... Przestacie haasowa! zwrci si do zebranych, ktrzy si wzajem usiowali przekona. Czy chcecie, eby cay Ofel zbieg si na te wasze krzyki? eby sprowadzono stra ze wityni? Wszak wiecie, e nas posdzaj o zabranie ciaa... Suchaj, rabbi znowu mwi do mnie ta ohydna zbrodnia, ktra dotkna ciebie... Wierz mi, naprawd szczerze ci wspczujemy... Ale nie ulegaj zudzeniom, jakim ulega Miriam, Szymon i Maria. Im si zdaje, e widzieli Nauczyciela. To mogo by tylko zudzenie. On umar, a Jego ciao ukradli ludzie wityni... A teraz podobno oskaraj nas, twierdz, e to my zrobilimy. Jeeli zaczniemy na prawo i na lewo opowiada, e On zmartwychwsta, ka nas schwyta i pozabija... Wszyscy, ktrym si wydaje, e Go widzieli, ulegli zudzeniu. To mg by Jego duch... S ludzie, ktrzy widywali duchy zmarych... Moe ktry z was widzia Jego ducha. To nie by duch! krzykna Maria potrzsajc gwatownie sw czerwonozot gow. To nie by duch! Mogam Go dotkn, gdyby On tylko pozwoli... To nie by duch powtrzy za ni Szymon. Ale nie wyczuem w jego gosie tej nieustpliwej pewnoci siebie, jaka bia ze sw Marii. Szymon wydawa si zreszt jaki zgarbiony, ndzny i pokorny. Nikogo nie prbowa przekrzycze swoim basem; nie narzuca innym swego zdania. Ja Go take nie dotknem... mwi jakby si tumaczc. Ale syszaem, jak mwi. Pan powiedzia o tak... jeszcze ciszy gos, chcc naladowa
367

sposb mwienia Nauczyciela o tak: Piotrze... Czy duch moe tak mwi jak On? zwrci si do mnie. To nie by duch... odezwaem si. On przy tym samym stole ama chleb i dawa... Nie, nie! Jestem czowiekiem, ktry ostatni uwierzy w rzecz niewiarygodn. Ale ja Go rwnie prawie mogem dotkn... Lecz aden z was Go nie dotkn rzek Jakub. Zdawao ci si tylko, Szymonie powiedzia Andrzej. Widziae ducha... To nie by duch! znowu zawoaa Maria. Gdyby cho jako ducha mona Go byo zobaczy! wykrzykn nagle Jan. Nie bylibymy tacy smutni... Nie, Janie posyszaem w tej samej chwili gos Maryi. Ona mwi podobnie do swego Syna: cho odezwie si cicho, Jej sowa maj zawsze sw wag i zapadaj w czowieka niby ziarno w ziemi. Rzadko mwi, bardzo rzadko. A dziwne, e odezwaa si teraz w rozgwarze skconych gosw. Nie, Janie powtrzya. On nie powsta tylko duchem. Jego duch nigdy nie umar. Odszed od nas na chwil i znowu wrci. Ale On zmartwychwsta ciaem, by nasze ludzkie oczy mogy widzie, a nasze ludzkie usta mwi... Lecz gdyby tak... zacz Jakub. Syszelicie Miriam? zawoa Szymon. Musz mwi, musz uderza si w pier sw wielk pici. Musz krzycze... O tym nie mona milcze przytwierdziem mu.

I wtedy On stan midzy nami. Drzwi si nie otworzyy, a trzask ognia na palenisku nie cich i oddechy nie zamary. Bylimy nadal w naszym wiecie i On sta w nim take taki sam jak dawniej: wysoki, z rkami rozoonymi do powitania, z przywoujcym umiechem na ustach.
Szalom alejchem... powiedzia. Nikt Mu nie odpowiedzia, nikt si nie ruszy z miejsca. Stalimy wronici w ziemi jak ona Lota, z twarz ku poarowi trawicemu grzeszne
368

miasta. Panowaa miertelna cisza, przez ktr niby przez mg dochodzio dalekie szczekanie i poszum wiatru koyszcego cyprysami. Czemu si boicie? zapyta. Czemu szukacie w swoich gowach odpowiedzi trudniejszej ni ta, ktra sama przychodzi? To ja jestem. Patrzcie, obejrzyjcie moje rce i nogi. Dotknijcie mnie. Nie jestem duchem pozbawionym ciaa i koci. Dotknijcie mnie. Jeszcze mi nie wierzycie, dzieci? Jeszcze si lkacie? Pewno macie co do jedzenia. Patrzcie oto jem wasz ryb i wasz mid. Czy i teraz nie wierzycie, e jestem tu ywy midzy wami? O, Rabbi! krzykn Jan i padszy na kolana przycisn usta do skraju Jego paszcza. Rabboni! zawoaa Maria. Sza ku Niemu na kolanach, z rkami wycignitymi i twarz promieniejc szczciem. Nauczycielu! ka Piotr. Panie! woa Jakub. Przebacz, e mogem nie wierzy... Jezu! mwia Maryja Synu mj... Rabbi! Nauczycielu! Panie! wszyscy cisnli si do Niego, caowali Jego rce i odzie, pakali ze szczcia i zachwytu. On za przytula ich do siebie, jakby take si cieszy, e wrci i jest znowu midzy nimi. Zbliyem si ku Niemu ostatni. Rabbi powiedziaem. Dug drog przeszlimy razem i dopiero na kocu poznaem Ci... A wtedy znikne. Miae suszno tak czynic. Nie zasuguj na ask Twej bliskoci. Nie umiaem pozna, kim jeste, nie potrafiem wszystkiego rzuci, by i za Tob. Jeli odpdzisz mnie od siebie, bdzie to zasuona kara... Ja... Ja bowiem... Przyjacielu przerwa mi dobrotliwie. Mj przyjacielu, ktremu daem swj krzy, witaj. Chod, chod tu bliej, niech ci przycisn do piersi... Co ci mog napisa? Grecy opowiadaj bajk o synach boginiziemi, ktrzy nie mogli by zwycieni, bo padszy na ziemimatk odzyskiwali siy i zdrowie i z nowym zapaem wracali do walki. Ta bajka to niby mglisty cie Jego... Bo gdy tylko dotknem tej gorcej, nieomal paajcej
369

piersi, wszystko, co byo we mnie saboci, zmienio si od razu w si. On mnie uzdrowi! O Adonaj! On mnie wskrzesi... Siedlimy koem na ziemi. On za sta midzy nami, jak poprzednio nieraz stawa, i znowu mwi o tym, e trzeba byo, aby umar wanie tak, by si wypeniy Pisma i by na wszystkich moga zstpi aska odpuszczenia grzechw... A wy bdziecie mi wiadkami koczy. Pjdziecie na cay wielki wiat, jak jest dugi i szeroki, i kademu zaniesiecie obietnic Ojca... Przed ranem odszed, jak przyszed, nie otwierajc drzwi On, ktry przyj na siebie prawa wiata, by mc nad nim zapanowa... Kiedy rano chciaem odej, podszed do mnie Jan i zawoa mnie na stron. Rabbi powiedzia nie wracaj do domu, aby ci si nie przytrafio jak Jzefowi... Jzefowi? wykrzyknem. Poczuem nagy skurcz serca. Co mu si stao? Mw... pytaem porywczo. Nic nie wiem. Sdziem, e ju to do ciebie doszo, e wiesz... odpar zaskoczony. Twj przyjaciel, rabbi, nie yje. Poszed na grb Nauczyciela i tam zamordowali go nasani sikkaryci... Jzef nie yje? Nie mogem si pogodzi z t wiadomoci. Jzef nie yje. Mj przyjaciel, mj jedyny przyjaciel, ktry tyle mi w yciu da, a ktrego odkryem na chwil przed jego mierci! Poszedem w kt izby, siadem na awie, zakryem twarz rkami. Ale nie pakaem. Tego ranka nie mogem paka. Nie pacze si, gdy si czuo dotknicie piersi Boego Syna... Tak Go bd teraz nazywa! Czy moe by blunierstwem wymawianie Imienia Najwyszego, gdy si tym Imieniem nazywa Jego? Lecz Jzef nie yje... Niestety pozostaem czowiekiem. Ta rado, ktr On mnie dotkn, jest jak powiew wiatru: ledwo musn nasz policzek, ju go nie ma... On nie wyzwala od blu, jak nie wyzwala od wiata. Ale i wiat, i bl s teraz inne. Jzef nie yje... Bdzie mi go brakowao. Pustka, jaka powstaa w moim yciu po mierci Rut, jeszcze si pogbi... Ale wiem jedno... Nie wiem, ale czuj! To bdzie tylko moja pustka! I Rut, i Jzef s z Nim... Jego mier stworzya krain niepojtej radoci. Oni s w niej. To nic, e bdzie mi ich
370

brako a do koca, e nikt mi ich nie zastpi. Im nic nie braknie! Oni s z Nim w Krlestwie. Oni s na pewno z Nim... C to znaczy, Justusie, by samemu w niebezpieczestwie, gdy mona by spokojnym o naszych najdroszych?!

List XXIV
Drogi Justusie!

Ju zaczem myle, e si niczego nie doczekamy!


Codziennie schodzilimy si na wspln modlitw i codziennie klczc pkrgiem wok miejsca, gdzie tak niedawno jeszcze widywalimy Go yjcego znowu, bagalimy w napiciu o obiecan pociech. Lecz na prno! Dobrze znam uczucia czowieka, ktry do ostatka swych si baga o co, lecz to co nie zostao mu przyznane: nie ma w nim wtedy nawet goryczy, jest po prostu pustka. Wydaje mu si, e wszystko jest mu teraz obojtne: zo czy dobro; cokolwiek ma si sta, pragnie, aby si wreszcie stao, byle tylko prdzej, byle si ju skoczy czas wyczekiwania... Coraz dalej bylimy od dnia Odejcia. Jego chwaa zacieraa si w nas z kad godzin. Nie ma niestety cudu, ktry by trwa wiecznie. Obrazy rozpraszaj si w naszych oczach, palce naszych rk porasta nowa skra. Nie ma nic, co by zdoao przekona czowieka raz na zawsze. Z najwikszej radoci wraca si w rozpacz. Modlilimy si... Czy ja wiem jednak, z jakimi uczuciami modli si kady z nich? Ich uczucia mog by inne. Ale moje uczucia byy uczuciami odrastajcego smutku. Nie, to nie by powrt zwtpie. To byo co zupenie nowego: wiadomo opuszczenia. Poczucie, e szczcie byo i odeszo.
371

Panie mylaem klczc teraz nie wtpi. Wiem, e jeste Synem


Boym i samym Bogiem. Tylko Bg mg zmartwychwsta i wstpi w niebo. Ale okazawszy nam swoj bosko odszede. Przebywae midzy nami niedostrzegalnie, wprawiajc nas w nieziemsk rado. Potem przez chwil bysne jak w boek pogaski, ktry uchyli chustki zakrywajcej mu promienn twarz. Bysne by znikn. I nie ma Ci znowu, jak Ci nie byo w tamte dwie nie koczce si noce. C nam zostao po Tobie? Wspomnienia... C to s wspomnienia? Czy mona nimi nakarmi serce? ycie jest cigle drog naprzd. Za jest ona czy dobra, cel jej musi lee przed nami. Zreszt tak mao mam wspomnie... Dla czowieka jak ja nie wystarcz chwile, ktre przeminy! Po c byo odkrywa sw Bosk mio, skoro wszystko miao powrci do tego, czym byo na pocztku? Jezu, Panie wielkoci modliem si zwyciye mier, ale nie zwyciye jej w nas. Jestemy dalej cigym umieraniem. Czowiek nie urs wzrostem swego Boga. Gdy odchodzie, ci, co zawsze byli z Tob, rzucili si na kamie, na ktrym pozostao odbicie Twoich stp i zaczli go caowa. Dla nich, ktrzy Ci kochali i tak Ci byli wierni, wystarcza lad. Oni s tak naiwni, e spodziewaj si tym sobie wypeni ycie. Ale ja nie jestem naiwny. I ja wydaje mi si nie kochaem Ciebie. Podziwiaem Ciebie, szanowaem, teraz wierz w Ciebie. Nie wolno mi jednak powiedzie, e Ci kocham. Wstrzsne mn jak huragan domem; porwae z fundamentw i osadzie na nich z powrotem, ale tak jako inaczej, e ju nie mog si czu tym, kim byem. Jest we mnie niepokj, niepokj niezaspokojenia... Potrzeba mi czu Ci... Czowiek w swej samotni musi kogo dotyka. Szuka wok siebie przyjaciela, kobiety, bodaj psa. Chce mie yw istot obok siebie. Cho wie, e to jest zudzenie, bo nawet najlepszy twj przyjaciel nie zrozumie wszystkiego, kobieta bdzie chciaa, aby j z kolei pociesza i przejmowa si jej smutkami, pies odejdzie zachcony szczekaniem innego psa... Ale ja i takich zudze nie mam. Rut nie yje, Jzef nie yje... A Ciebie nie mog dotkn! Oni s szczliwsi. Wybrae ich i wypenie sob ich mae ycie. Mnie nie wybrae. Przyszedem do Ciebie sam. Lkliwie noc zapukaem do Twoich drzwi. By wiatr, ktry si zrywa, d przez chwil, potem opada
372

i gdzie znika. Gazie drzew szumiay niespokojnie. Mwi, e wiatr sprawia, i drzewa rosn szybciej, e nawet zboe staje si silniejsze, gdy je czesze powiew od Wielkiego Morza... I Ty take mwie wtedy o wietrze. Syszysz ten wiatr? pytae. Leci, skd chce... Wiele razy potem przypominaem sobie Twoje sowa. Czekaem uderzenia Twego wiatru, jak czeka przemocy kochajca kobieta. Czekaem, lecz nic nie potrafiem Ci da! Zgodziem si wzi Twj krzy. Ale to byy tylko sowa. Nie postpiem jak oni, ktrzy rzucili domy i wszystko. Ja Ciebie przyjmowaem tylko poow serca. Ale gdyby mi by powiedzia! Jestem czowiekiem, ktry oczekuje jasnego, wyranego sowa. Wezwania. Rozkazu. Do koca nie wiedziaem, czy Ty mnie naprawd chcesz i czego ode mnie chcesz. Zdawao mi si, e dasz, abym pisa haggad o Tobie. Ale teraz wydaje mi si, e i tego pragn tylko dla siebie... I znowu widz nie kocham Ci!

Mwiem tak do Niego, Justusie, lecz On milcza. By teraz Bogiem na wysokoci. Kiedy chodzi po ziemi, zdawa si paka z kadym paczcym. Ale nie traci si ez, kiedy si przebywa w niebie! Gdy odlatywa, oni stali z oczami podniesionymi w gr, z wyrazem radoci na twarzach. Dla nich to by ich Mistrz, ktry si teraz stawa jawnie Bogiem. Zbyt s prostoduszni, aby przypuszcza, e po paru dniach zaczn wzdycha, jcze, ba si na nowo. Ja to jednak przeczuwaem. Pki by pki zjawia si niespodziewanie, na wp Duch, a na wp ywy Czowiek, wszystko wygldao atwo i piknie. Zbyt atwo i zbyt piknie! To by niby okres opieki nad czowiekiem chorujcym. Ale chory zosta uznany za ozdrowiaego. On odszed. Zostawi nas z obietnic, ktr moe le pojlimy. Gdymy wstawali od modlitw ze zdrtwiaymi kolanami, rozpoczynay si zaraz rozmowy: Jak to bdzie? Moe to On sam zstpi po raz drugi na ziemi, lecz tym razem w mocy i chwale? Jak bdzie wygldaa obiecana pociecha?
Szymon wykrzykn: A ja wam powiadam, e On teraz przyle aniow, a ci odbuduj Krlestwo Izraela! I narodzi si drugi Dawid... W kole uczniw podnis si szmer uznania. Tomasz zauway:

373

Oczywicie, jeli mamy by Jego wiadkami a po krace ziemi, On musi wpierw t ziemi uczyni nam poddan... Lecz pamitajcie, co powiedzia, e Krlestwo jest w nas... wtrci zamylony Jan. To prawda odezwa si Filip ale gdy chc da drugiemu, co jest we mnie, musz mwi. A sprbuj wyj i naucza! Zaraz ci schwyta stra wityni i zaprowadzi przed arcykapana... Gdy to powiedzia wszyscy spojrzelimy odruchowo na cik belk zapierajc drzwi. Skrycie i lkliwie przychodzili do mego domu. Niepokj, ktry zasn w dniach powrotu Zmartwychwstaego, znowu si obudzi. Nie zabieraem gosu, nie mwiem nic. Oni Go znali dobrze, pamitali tyle Jego sw, mogli si na nie powoywa. Moje wspomnienia s skromniejsze. Powracaem natomiast czsto myl do tamtej chwili przed paroma dniami, gdy stalimy na szczycie gry Oliwnej. On za przewietlony blaskiem jak obok, za ktrym ukryo si soce, unosi si w gr. Jeszcze zdawao mi si, e sysz Jego sowa: Dostaniecie moc... Moc? Kiedy ona przyjdzie? Czym bdzie? Czy przemian w losach wiata, ktra sprawi, e nagle przestanie by dla nas grona Wielka Rada, Sanhedryn, arcykapan, Piat, legaci rzymscy, tetrarchowie, daleki cesarz? Czy moe mylaem z lkiem tylko obietnic jak obietnica Mesjasza, ktra starczy ma na wieki, dokona si za niespodziewanie, wbrew narosym wok niej pragnieniom? Uczniowie zapalali si w sporze. Tylko Ona milczaa. Czy wiedziaa co wicej ni oni o tym, co si miao sta? Jej ostatni krzyk blu rozleg si tam na grze. O Synu zawoaa jeszcze raz chcesz mnie opuci? Zabierz mnie, zabierz, nie zostawiaj... Rzucia si do Jego kolan, On za pochyli si nad Ni, co do Niej rzek cicho, jak zwykli byli ze sob rozmawia, z twarz przy twarzy. Gdy skoczy, osuna si niej, pada twarz do Jego stp. Nie podnis Jej jak Syn; odstpi od Niej jak Bg, ktry rozkaza i odchodzi. Nie zaszlochaa ju wicej ani razu. Powstaa z ziemi i staa cicho w kole innych. Potem, gdy On ju znikn, podesza razem ze wszystkimi do ladw na kamieniu, uklka, pocaowaa ska zbielaymi wargami. Kobiety podbiegy, by J prowadzi. Ale Ona potrzsna gow. Sza sama w d, nie jak wwczas z Golgoty, gdy po ciece trzeba J byo prawie wlec,
374

olep od blu. Wysoka jak Syn, gruje gow nad wieloma mczyznami. Jej twarz wydawaa si kamienna. Lecz to trwao tylko chwil. Nagle Maryja zatrzymaa si. Zaczekaa na uczniw, ktrzy szli z tyu. Podniosa rce, jakby chciaa ich wszystkich obj opiekuczo. Chodcie, dzieci... rzeka. Wyraz blu zapad w gb, pokrya go wielka, gorca serdeczno. Ogarna wzrokiem wszystkich. Take i mnie. Pjdziemy si razem modli i razem w modlitwie bdziemy czekali... Posusznie podylimy za Ni. Ona, tak cicha, tak niedostrzegalna w tym czasie, gdy chodzia ladem Syna, teraz obejmowaa jakby we wadanie nasz gromadk. Schodzilimy w d ku ogrodowi Toczni Oliwnej. Tu si na dole zaczo mylaem tam na grze skoczyo... Wszystko na jednej grze. Naprzeciw po drugiej stronie doliny, zota, biaa i dumna palia si w socu witynia na szczycie Moriah. Gra Oliwna bya zielona. Tam by kamie i zoto, tu licie i ctki cienia; tam historia, tu ycie... Ona prowadzia nas midzy drzewa, w zielony parw Cedronu, przez potok, ktry pynie zamierajc wsk struk midzy zbielaymi kamieniami, ku bramie przez miasto puste i wyludnione, dyszce arem i oczekiwaniem nowych pielgrzymw. Mwia nam teraz kadego dnia: Uklknijmy i mdlmy si. Klczc krgiem, uderzalimy w niebo. Pierwszego dnia bylimy pewni, e modlitwa nasza przyniesie natychmiastowy skutek. Ale dziewitego dnia nie wiedzielimy ju, co mamy sdzi o Jego milczeniu. Nie da odpowiedzi! A przecie tak duej nikt si modli nie by w stanie. ycie jest yciem. Mona y i modli si, ale nie mona bez koca modli si i nie y. Mymy si modlili i nie yli! Za murami domu wyludnione miasto zaczo nabrzmiewa znowu ruchem i haasem. Nadchodziy wita Szabua. cigali ludzie z pl, spaleni od soca, ubrani w kosy i w kicie. Szli ulicami ze piewem. Nie dostrzegalimy tego. Modlilimy si, modlili a do utraty tchu. Ale modlitwa przychodzia z coraz wikszym trudem. ycie dobijao si do nas dwikami spoza cian. Czulimy, e nie ustpi. Trzeba bdzie znowu jako y uporczywa myl wciskaa si pod czaszk. Jako y, jakby wszystko, co si stao, nie byo si nigdy wydarzyo. Bg przyszed na ziemi, odkry swoje serce ziemia jednak pozostaa ziemi. Za par lat przychodzio
375

mi do gowy bdzie si nam tylko zdawao, e On y, umar, zmartwychwsta. Bg na wysokoci jest na co dzie. Ale Bg, ktry cierpia i umiera, musi cigle zmartwychwstawa na nowo, bymy o Nim pamitali. Oni mylaem tyle przeyli, e im wspomnie wystarczy do mieci. Opowiada je bd synom i wnukom. Ale jeli si nic nie stanie, to ta Jego Keniszta zamieni si w bajk. Najtrwalsze krlestwa przemijaj, krlestwa chway i mocy. Dlaczego ma by od nich trwalsze Krlestwo zrodzone z mioci? Czsto spogldaem na Ni. To bya jedyna pociecha, jedyna Nadzieja. Oni wspominali, roztkliwiali si nad tym, co byo. Byli znowu w Galilei. Ona teraz nie wracaa nigdy do przeszoci. Modlia si o przyszo. Patrzyem na Ni, Ona za czujc mj wzrok podnosia oczy na mnie i umiechaa si do mnie. Wydawao mi si, e Ona rozumie moje utrudzenie, lecz tym umiechem zachca jeszcze do odrobiny wysiku. Wracaem do modlitwy. Z nateniem powtarzaem: Panie, zelij, co obiecae zesa. Prdzej zelij... Mona byo na Twoje przyjcie czeka przez wieki. Nie duy si czekanie na Nieznanego. Ale gdy da sysze swj gos dalsze czekanie jest ju nie do zniesienia. Dziewity dzie min i nic nie ma! Dziewi dni! Czy Ty rozumiesz, jak to jest wiele? Dla Ciebie tysic lat to tak jak jeden dzie. Ale dla nas dzie trwa czsto duej ni tysic lat! Zmierzch zapad rozpoczo si wito. Cae miasto wylego na ulice. Cisnca si za dnia do cienia masa pielgrzymw wylewaa si teraz z domw i podsieni. Korowody z pochodniami poday ku wityni. Zewszd dolatyway krzyki, wszdzie wybuchay miechy, piew bi w niebo, jakby nawet mury pieway. Zjedlimy wieczerz i znowu powrcilimy do modlitw. To Ona nas wezwaa. daa od nas dzi wicej ni ktregokolwiek innego dnia. Sen czepia si powiek, lecz przemagalimy go ze wszystkich si. Chrem odmawialimy psalmy. Raz po raz powracalimy do modlitwy, ktrej On nas nauczy. Powtarzalimy Przyjd Krlestwo Twoje... To Krlestwo powinno byo chyba nadej razem z Pocieszycielem. Noc przelatywaa nad gow rwnie cika jak wtedy noc Paschy. Znowu bya to noc zmaga. Mocujemy si mylaem jak Jakub z Anioem i jak On, gdy samotny w gbi ogrodu mocowa si ze swym Ojcem. Tylko e bylimy jedynie ludmi... Nawet
376

Ona, Matka Boego Syna, bya czowiekiem. Trwalimy sami... Czy jednak naprawd bylimy sami? Byo nas w izbie kilkunastu ludzi modlcych si w zapamitaniu, lecz nasza ndzna, chwilami przechodzca w senne mruczenie modlitwa zdawaa si narasta tysicem gosw, jakby si jeszcze kto koo nas modli. Mimo to nigdy w cigu tych dni nie modlilimy si tak le. Odmawialimy psalmy ostatkiem si i uwagi. Co chwila ktry z nas zaczyna drzema. Chybota si, prawie pada. Kolana paliy. Kada kruszyna pyu weraa si w nie na ksztat ostrego szpikulca. Ta noc wydawaa si nie mie koca. Czy do rana buntowaem si bdziemy si tak modlili? Niecierpliwie, prawie gniewnie podnosiem na Ni oczy. Ale Ona wci po jednym psalmie podsuwaa drugi. Widzc nasze poblade z wysiku twarze zachcaa umiechem: Jeszcze, dzieci, jeszcze troch... Wytrwajcie! Powracalimy do naszego mamrotania, rzucalimy si w modlitw niby w rzek, ktrej brzeg jest daleki. Po takim wysiku nie pozostaje ju w czowieku nic, jakby wydar z siebie wszystko, wyla ca krew. Blask lamp zszarza. Znika przyduszony ganikiem dnia. Czer przestawaa by czerni. A w kocu pierwszy promie soca pad na mur. By saby, agodny i rowy, ale z kad chwil potnia jak rolina, ktra uczepia si wilgotnego pata ziemi. Rs w moc, w jasno, w zocisto. Modlilimy si cigle. ciana przed nami zdawaa si pon. arzya si i bia w oczy fal blasku. Powieki pieky. Byem u kraca si. Opuciem rk i wsparem si o ziemi czubkami palcw. Kolana wydaway mi si ran; jakby nogi byy ucite i trzeba byo sta na krwawych kikutach. Nagle Maryja wyprostowaa si, podniosa gow, rozwara ramiona. Bya w tej chwili jak arcykapan, gdy skada ofiar i czeka na ogie, ktry spadnie z gry, by dar pochon. Co mwia cicho. Przerwalimy modlitw. Jak urzeczeni patrzylimy na Ni. I wtedy... Co runo midzy nas. Co spado na nas z gry niby niewidzialna masa aru i mocy... Gdy nadchodzi huragan, znasz niewtpliwie to uczucie, wydaje nam si, e kto, niby niewidzialny olbrzym, wszed w nasze koo; stoi pocztkowo niecierpliwie, a potem zaczyna si szarpa, uderza na lepo, kopa, bi. To nie jest dobra istota to zonik, ktry nam daje odczu swj gniew, to szaleniec, gotw nas zdepta dla zaspokojenia swojej furii.
377

Lecz Olbrzym, ktrego poczulimy midzy sob, nie przyszed z gniewem. Spad na nas gorcym kbem wiatru, powstrzymywa jednak sw si, aby nas nie spali. To by Kto litociwy, pamitajcy o naszej saboci. Wlecia do izby podobny wielkiemu ptakowi, ktrego skrzyda muskaj twarze i wydaj grony szum, lecz ktrego lot jest spokojny i pewny. Zatacza nad nami niewidzialne krgi, coraz niej i niej, a wreszcie opad na nasze gowy. Mg nas zmiady czulimy to dobrze lecz nie zmiady. Dotyka tylko lekko penym mioci dotkniciem. Jakie pomyki ognia zawiroway w powietrzu, siaday nad naszymi czoami, przenikay w gb myli. To, co si dziao poza nami, przelewao si w nas. ykalimy wiatr, on za dociera do naszych serc i mzgw, pali nam usta niby wgiel wargi Izajasza. Unicestwia nas, ale tak, e podalimy tego unicestwienia. Bylimy jak kobieta gotowa zgin w objciu oblubieca. Naraz uwiadomilimy sobie, e wszyscy krzyczymy. Tak pewno krzyczy dziecko, gdy opuszcza ono matki. Moc, ktra spocza na nas, mimo swej dobrotliwoci rozdzieraa nas na strzpy. Gdyby pozostaa duej, przestalibymy istnie. Jej pocaunek wystarcza, by zmusi czowieka do wyskoczenia z wizw wasnej woli. Jeszcze chwila, a stalibymy si pomieniami, ktre latayby w powietrzu niby zerwane z odyg kwiaty. Ale to straszliwe tchnienie ju znikao. Dotkno nas pieszczot, zdoln kawa gliny przemieni w pulsujce yciem ciao i odchodzio. Z Potgi, ktra si przez nas przewalia, co w nas zostao. Gdymy z cigym krzykiem wstawali, mielimy te same ciaa co przedtem, potrzebujce jada i snu, kolana zmiadone. Ale nasza ndza bya niby klatka pomienia, ktry zdolny jest spali ziemi. Znika gdzie rwnowaga wewntrzna. Musielimy krzycze, bo w nas byo wicej, ni potrafi zamkn obrb naszego ciaa. Stalimy krgiem, jak przedtem krgiem klczelimy niecierpliwi, ju natychmiast gotowi gdzie i. Wola palia si w nas niby oblany oliw stos. Trzeba byo duszej chwili, by zrozumie, e to, co si w nas pojawio, jest nasz wasn istot, nagle tylko zdumiewajco dojrza. Suchaj, Justusie, zrozumiaem, co to znaczy narodzi si na nowo! On mia suszno: nie trzeba stawa si dzieckiem. Narodzi si na nowo to znaczy narodzi si od razu w peni swoich wszystkich moliwoci. My, ludzie, rodzimy niemowlta, ktre mog dopiero by czym. Bg rodzi od razu olbrzymw, wyrywajcych bramy miasta i gromicych wrogie armie ol szczk. O, Justusie ile spraw stao mi si nagle
378

jasnymi! Pojem take, co krzycz. Wykrzykiwaem mdro wiata, a oni wykrzykiwali to samo obok mnie. Nie myl jednak, e staem si nagle wielkim uczonym i e ciebie, mego nauczyciela, przeszedem w wiedzy. Nie, nie! Dowiedziaem si tylko tego, co mi jest potrzebne. Droga przede mn jest prosta i wytknita. Wiem, gdzie mi trzeba i i co zrobi. Wiem to wszystko i mam do tego rodki. Biada mi, gdybym ich nie uy! Ale ja pjd! Pjd! Czy mgbym zosta? aden z nas nie mgby zosta... Wybieglimy z domu. Przed sob zobaczylimy zbiegowisko. Stali tu tumem miejscy kupcy, pielgrzymi, przybysze z dalekich stron. Wybuchnli miechem na nasz widok. Musielimy wyglda zabawnie gromada ludzi z gorczk w oczach, z krzykiem na ustach, wymachujcych rkami. Tamci miejc si pytali siebie wzajem, kim jestemy i dlaczego tak szalejemy. Obce jzyki i narzecza brzmiay obok nas. Nagle spostrzegem, e niektre z nich rozumiem. Jakbym od razu w niepojty sposb odkry tajemnic jzyka, ktrego bd uywa. I to nie tylko ja jeden. Kady z nas otrzyma znajomo jzyka ludzi sobie powierzonych. Nie tylko rozumielimy ich. Moglimy take do nich mwi ich wasn mow. Stalimy oszoomieni otrzyman moc, a jednoczenie poraeni rozkazem, ktry si w tej umiejtnoci wyrazi. Teraz nie byo ju wyboru. Tyle razy zwalniamy si od obowizku zapewnieniem: Nie potrafi tego wypowiedzie... Lecz tutaj nie mona si byo od niczego zwolni. Tak, Justusie, tak chwil przeywa si w yciu raz tylko jeden. Ja wiem dzi ju wiem. Moc, ktra spada na nas w wieczerniku, ma take swoje granice. Mona od niej ucieka, mona uciec... Tylko e strzaa leci szybko i raz dosignwszy celu, pozostaje w nim na zawsze. Szybkonogi zbieg unosi j tkwic w swym boku... Stalimy na wprost siebie: miejcy si tum i nas kilku, drcych, lecz umocnionych. Znam siebie, Justusie. Wiem jestem tchrzem. Nie przestaem si ba i przewidywa. Lecz rozkaz przyszed i by mocniejszy ni mj lk. Teraz pojmowaem: to jest Jego krzy... Dawniej nie bybym go udwign. On wiedzia, kiedy mona mi go bdzie da. Niewidzialny ognisty Ptak, ktrego nam zesa, zostawi w naszych sercach co z Jego mioci z tej mioci, ktra przemienia prawa wiata. Czowiek musi si ba. Ale mio wypiera strach, jak promie soca wypiera spord murw chd nocy...
379

Hej wy, pijacy! krzykn kto z tumu. C to za wrzaski? Dlaczego zakcacie spokj witego dnia? Mode wino szumi im we bach! Uciszcie si! To ja powinienem by wystpi. Strj faryzeusza nakazaby im szacunek. Ale ja namylaem si... Ju pojmowaem a jeszcze byem oporny! Teraz wiem: On dla mnie pisa wtedy na pyle: Dlaczego nie idziesz?, On mnie nazwa ziemi jaow i tward! Nagle zobaczyem, e Szymon przepycha si do przodu. Jego szeroka twarz bya czerwona, jakby by naprawd pijany. Wielkimi domi niby wiosami rozgarnia towarzyszw. Pomylaem: C potrafi powiedzie ten amhaarez? Tymczasem Szymon wysun si przed nas. Sta, wielki i barczysty, na szeroko rozstawionych nogach, z ramionami opuszczonymi, jakby ciga sie pen ryb. Gdy zacz mwi, jego donony gos zapanowa od razu nad krzykiem. Wiele razy syszaem go, jak wybucha porywczymi sowami, a potem cich niby skarcony chopiec. Teraz zacz powoli z powag, trzymajc na wodzy sw gwatowno: Woacie, emy si popili? To nieprawda. Nikt zreszt nie pije o tak wczesnej porze. Lecz nie sdcie, e si tu nic nie stao. Owszem przyszo bowiem to, co zapowiedzia Joel, prorok Paski, gdy mwi, i nadejdzie dzie, gdy Najwyszy zele swego Ducha na kadego czowieka... Cigle jeszcze mylaem: to ja powinienem by powiedzie. Zarysy haggad wiroway mi w mzgu. Lecz jednoczenie nie mogem si oprze mocy sw Szymona. Jak si mogo sta, e ten Galilejczyk, ten rybak z Betsaidy, tak potrafi mwi? Jego sowa byy proste, lecz docieray do jdra sprawy. A take poryway odwag. Nie zapomnielicie chyba mwi Jezusa z Nazaretu, ktry tak niedawno jeszcze y midzy nami, czyni znaki i cuda, uzdrawia chorych, wskrzesza umarych, wysuchiwa waszych prb? Tego to Jezusa wydalicie na mier, poganie za przybili Go do krzya. I umar. Lecz mier nie moga nad Nim zapanowa. Krl Dawid umar i zosta pochowany tu, na Syjonie. Ale Jezus umar i zmartwychwsta, a my jestemy tego wiadkami... Wskaza na siebie i na nas. Ten czowiek, ktry tak niedawno krzycza
380

wijc si z trwogi, na dziedzicu domu Kajfasza: Nie znam Go!, ktry nie mia podej do krzya i nie przyszed, by nam pomc przy skadaniu ciaa do grobu, teraz z niepohamowan stanowczoci mwi: my. Pojem, e nawet z tym wszystkim, co otrzymaem, nie potrafibym w ten sposb powiedzie. W Szymonie zaufanie zapala si szybko jak byskawica. Jak On umie kocha! Wydao mi si, e odkrywam na nowo tego czowieka. Jeeli mio w Krlestwie Nauczyciela jest wszystkim to suszn byo rzecz, i On go zrobi pierwszym w swojej Keniszcie. Z jakieje podej gliny ulepi mona naczynie Paskie! Ludzie przed nami ju si nie mieli. Stali cisi, osupieni, oszoomieni usyszanymi sowami. Na wielu twarzach pojawi si lk i ao. Nawet rozpacz. Nagle kto zawoa: To nie mymy Go zabili! To Rzymianie! To nie mymy Go wydali! krzykn inny gos. To kapani i faryzeusze! My jestemy biednymi ludmi... Jeli mwisz, e zmartwychwsta i jest w niebie, jak mamy Go przebaga? Co mamy robi? woano ze wszystkich stron. Co mamy robi? On by dobry, miosierny... By zawsze z nami, nie z tymi, ktrzy nas okradaj... Nie chcielimy Go zabi... Szymon przystpi bliej ku nim. Rozpostar ramiona tym samym ruchem, jakim Nauczyciel przywoywa do siebie tumy. Rzek: Nie wypierajcie si winy. Lecz i nie tracie ufnoci. On dla was przyszed, cierpia i umar, dla was, dla waszych synw i dla tych, co przyjd. Nie jestem od was lepszy, bo si Go zaparem. Ale On mi wszystko wybaczy. On chce tylko, abymy go kochali... Kochajcie Go wic i odmiecie wasze ycie. Pokutujcie. Stacie si ywymi kamieniami Paskiego domu. Kochajcie Jego i kochajcie siebie wzajem. Niech adne zo nie pojawia si midzy wami. Pamitajcie: nie srebrem i zotem zostalicie wykupieni, ale krwi Mesjasza Baranka najczystszego. Ochrzcijcie si w imi Jego. Niech spynie na was woda i oczyci was jak oczycia ziemi w czas potopu. A wtedy przyjdzie do was take DuchPocieszyciel. Przyjdzie jak wiatr, ktry wieje przez pokolenia, jak deszcz na ziemi nieurodzajn, a aknc,
381

jak przeladowca niezmordowany w pogoni, jak sdzia zawsze askawy, jak ebrak wyczekujcy przed drzwiami domu, jak chory nigdy pociechy niesyty. Mwi, a oni podchodzili do niego, niosc sw ndz w wycignitych doniach. Prosili: Ochrzcij mnie... I mnie... I mnie... Ochrzcij w imi Jezusa z Nazaretu. Wziem Szymona za rami. Widzisz, Piotrze... zaczem. Chciaem mu powiedzie, co mi si nagle stao jasne. Zawsze wydawao mi si, e jestem lepszy od kadego z was... Dzi wiem. W Jego Imi... Przerwa mi niecierpliwie: Nie ma o czym mwi, Nikodemie! Pamitaj: ja si Go zaparem... Ale i do tego nie ma teraz czasu wraca. Przecie widzisz zatoczy rk krg, wskazujc na cisncych si pokornie ludzi ten ogie wszystko podpali. Jakby nie wiedzc, czy zrozumiaem, pooy mi sw olbrzymi do na ramieniu, pochyli si nade mn. Powiedziaem Mu, gdy mnie pyta, czy Go kocham: Ty wszystko wiesz... On wie, ile jest mioci rozproszonej w ludzkich sercach. I On j chce mie. Wic my musimy j zebra... Prdzej, Nikodemie, bierzmy si do roboty, aby On powrciwszy nie zasta nas prnujcymi...!

List XXV
Drogi Justusie!

Dziwi ci pewno ten list. Tak dawno nie pisaem do ciebie. Moe zacz382

e ju nawet sdzi, e nie napisz nigdy wicej, e zapomniaem o tobie, lub e nie yj? yj i pamitam o tobie, mj mistrzu. Myl o tobie moe nawet wicej ni dawniej. Ale doprawdy nieatwo jest mi teraz pisa i czuj, e bdzie coraz trudniej. Kto wie, czy list, ktry w tej chwili wysyam do ciebie, nie jest ostatnim moim listem... Nie ka mi sobie tumaczy rzeczy, ktre rodz si w czowieku jak nakaz. Powiedziaem ci poprzednio: zadanie zostao wyznaczone, rodki dane. Czekaem jeszcze na znak. Nie chc podejmowa niczego z wasnej woli. Teraz znak take przyszed. Z t chwil nic mnie ju zatrzyma nie jest w stanie. Odchodz... Ciekawi ci moe, dokd? Nie wiem tego dotychczas. Pjd, gdzie On mnie pole. Do ludzi, ktrzy mnie potrzebuj... Nie ja jeden. Rozchodzimy si wszyscy. Dzie Sdu moe nadej lada chwila. Tak twierdzi Piotr. Wezwa nas i powiedzia: Idcie, dokd was Duch Paski zaprowadzi. Tu, na ziemi izraelskiej, pozostan ja, a wraz ze mn Jakub brat Paski i Jakub syn Zebedeusza. Lecz reszta niech idzie, i to pieszno, bo mniej moe macie przed sob czasu ni drogi. Idcie... Niech Jezus, Pan nasz, bdzie z wami... Gdy Piotr rozkazuje, suchamy go posusznie. Podwinlimy do drogi nasze kuttony, wzilimy w rce laski pielgrzymie, a ci, co jak ja nie byli wybrani przez samego Nauczyciela, uklkli, by wzi bogosawiestwo dotknicia rk Piotra. On tak czyni i tak poleci czyni wobec drugich, aby dar nauczania nie szed od kadego z osobna, ale za naszym porednictwem od tych, ktrzy byli pierwszymi wiadkami Pana... Ty, ktry mnie znasz od dawna, Justusie, dziwisz si zapewne, e bdc faryzeuszem, klkam przed amhaarezami z Galilei i bior ich bogosawiestwo niby cenny dar na drog. Ale tyle si zmienio! Nie wiem, jak potrafi ci wszystko opisa. Tych kilka lat przepyno popiesznie jak woda w Jordanie. Ostatni mj list opowiada ci o zstpieniu Pocieszyciela i o wielkiej mowie Piotra. Widzisz, tak ju zostao: Piotr mwi teraz zawsze pierwszy, a co on mwi, my przyjmujemy z pokor. Chocia on si nie zmieni. Jest taki sam, jak by... Mwi nadal jzykiem prostakw, ma donie po staremu wielkie i twarde, zdarza mu si postpowa zbyt szybko, a potem cofa si... Czasami si waha, nie wie, jak ma postpi lecz nigdy w obliczu niebezpieczestwa! Wobec Sanhedrynu i Wielkiej Rady okaza odwag godn
383

Machabeuszw. Gdy go zamknito wraz z Janem w wizieniu po uzdrowieniu przez niego ebraka spod bramy Piknej, powiedzia do sdziw: Sdzicie nas za to, emy zwrcili zdrowie biedakowi, ktry przez lata cae prno baga pomocy? Wiedzcie wic, emy go uzdrowili nie wasn sztuk, bo jestemy rybakami umiejcymi tylko zarzuca i ciga sieci, ale imieniem Jezusa, ktrego wycie ukrzyowali. Chcielicie Go zabi, lecz On zmartwychwsta i dalej czyni dobro... Takim czowiekiem sta si teraz Piotr. Zdarza si mu dre, gdy przychodz pyta, jak si naley modli, kogo wolno chrzci lub jak czyni amanie Chleba i wtedy, zanim odpowie, modli si, naradza i mczy jak kobieta rodzca po raz pierwszy. Najbardziej dry, gdy musi rozsdza spory midzy brami... Ale wobec niebezpieczestwa nie dry teraz nigdy. Znowu by w wizieniu razem z innymi. Kapani dowiedzieli si, e tumy biegn za nim, jak biegy dawniej za Nauczycielem i przynosz mu swoich chorych, cierpicych, on za ich uzdrawia i uwalnia od zych duchw. Nauczyciel mwi: wiksze jeszcze cuda zobaczycie i tak si dzieje, e sam cie Piotra uzdrawia ludzi... Wic wysza stra i zamkna Piotra wraz z innymi starszymi w wizieniu. Ale w nocy przyszed anio i uwolni ich. Powiedzia im: Mwcie dalej, wic natychmiast z pierwszym witem wrcili pod portyk Salomona i dalej mwili o Jezusie. Arcykapan wezwa ich, tym razem ju nie si, bo si ba ludu, ale prosi, aby przyszli. Bez lku stanli przed nim. Dlaczego wci opowiadacie o tym waszym Jezusie? pyta ich. Oskaracie nas, emy wylali jego krew. Ju raz zakazalimy wam opowiada o Nim! Ani jeden musku nie drgn na twarzy Piotra. Nieustpliwie patrzy na Ananiasza (syn starego Ananiasza jest teraz arcykapanem). Bardziej rzek trzeba sucha Najwyszego ni ludzi. Arcykapan, kapani i doktorzy patrzyli na niego z nienawici. Czy mogli przypuszcza, godzc si wwczas przy wyroku na Galilejskiego Proroka, e ten wyrok nigdy ju nie pozwoli im powrci do starych drobnych sporw, ale wci bdzie ich wiza niby wsplnikw? A on podj znowu grubym gosem, ktry huczy jak fala na jeziorze Genezaret, gdy na Wielkim Morzu rozpoczyna si burza: On wskrzesi Jezusa, ktrego wycie zabili, i pozwoli Mu by Zbawc Izraela. My za wiadczy bdziemy o tym jak wiat dugi i szeroki, czy si nam sprzeciwia bdziecie, czy te pjdziecie za nami... Sd skaza ich na chost, wic wrcili pokrwawieni, lecz peni radoci.
384

I znowu mwi o Jezusie na podwrcu wityni lub po domach. A Kefas mwi najwicej. Sta si naprawd ska. Nie dziw si, e klkam przed nim i e bije mi serce, gdy jego rka dotyka mego czoa, ust i piersi... Wstyd mi, e dawniej patrzyem na niego z pogard. I teraz zdarza mi si myle inaczej ni on. Czasami wprost nie mog si z nim zgodzi. Chciabym jak dawniej powiedzie: Albo on, albo ja... Ale gdy on si odzywa, a ja sysz, jak przez jego sowa przebija ar mioci, jakiej aden z nas nie ma, cichn... I przypominam sobie, co powiedzia Nauczyciel tam, nad morzem, w Galilei: Pa owce moje... Przestaem by faryzeuszem. Ogoszono mnie nieczystym. Rzucono na mnie kltw. Nie jestem ju czonkiem Sanhedrynu. Nie wolno mi wej na dziedziniec wiernych ani do synagogi. To bardzo bolesne... Ale trzeba byo czym zapaci za t niepojt rado! Nie posiadam ju moich bogactw. Sprzedaem domy, pola, sklepy i stada. Pienidze oddaem Apostoom, oni za kazali ludziom wyznaczonym do tego rozdzieli je wrd potrzebujcych. Tak robi teraz wszyscy nasi bracia. Nikt nie chce niczego zachowa dla siebie. Wszystko przecie stanowi wasno Pask, a my jestemy tylko jak wodarze, ktrym przyjdzie wyliczy si z kadego asa. Jednego tylko nie sprzedaem: domu, w ktrym On ucztowa w noc schwytania i gdzie zstpi na nas Pocieszyciel. Oddaem go Jej i Ona w nim ya... Lecz i Jej ju nie ma... Ostatni ziemski lad Jego ycia zatar si z Jej odejciem. Jakub, Jzef, Juda, Szymon, siostry Nauczyciela to dalekie cienie. Ona to byo co zupenie innego. Jej twarz to bya Jego twarz, Jej ruchy byy Jego ruchami... Dziecko dziedziczy rysy i sposb zachowania po rodzicach. On wszystko, co ludzkie, mia tylko po Niej... A moe to Ona miaa po Nim? Moe to On, ktry sta si o wieczno wczeniej, ni zstpi w Ni dzieckiem, odcisn na Jej czole, oczach i ustach swoj myl, swoj dobro, swj umiech? W cigu caego Jego ycia bya cicha. Lecz po Jego odejciu zacza mwi, a mwia duo, bo ludzie chcieli o Nim sysze i po to przyjedali z daleka z Antiochii, z Tarsu, z Aleksandrii. Opowiadaa im. I zawsze w tych opowiadaniach byy tylko Jego sowa, Jego czyny. Ona zdawaa si nie istnie. Bya jak drzewo, w ktrego cieniu rozegraa si bajka. Dwa razy
385

tylko opowiadaa o tym z umiechem, z jakim ojciec wtajemnicza syna w swe saboci ga drzewa obwisa nisko, by si wplta w dokonujc si histori. Pierwszy raz wtedy, gdy On by jeszcze dzieckiem i zagubi si w witym Miecie, Ona za i Jzef beztrosko wracali do domu. Biega pniej z powrotem z wosami potarganymi, ktre opady Jej spod chusty, z falujc piersi, z ustami penymi dre... Przebiegaa po sto razy te same uliczki, niemiaa chopka galilejska stukaa zuchwale do drzwi nieznanych domw. Chciaa krzycze z przeraenia. Nie rozumiaa wielu spraw, ale Jej serce mwio, e to Dziecko urodzone bez mczyzny jest bogactwem wiata, ktre nie moe zgin, pki znajduje si w Jej rkach. Nie o siebie si baa, cho czua si wtedy winn wikszych zbrodni ni mordercy i witokradcy. Niechby wszystko spado na mnie powtarzaa po tysic razy lecz oni, Panie, s niewinni... Dyszc biega w gr po zboczu Moriah. Przebiegaa kruganki potrcajc ludzi i zmuszajc faryzeuszy lkajcych si zanieczyszczenia do schodzenia Jej piesznie z drogi... A kiedy Go odnalaza, uczynia rzecz, ktra J jeszcze po latach zdawaa si bole najmocniej: zrobia Mu wyrzut, e siedzi spokojnie w kole dostojnych soferim, gdy Ona biega po miecie jak oszalaa ze strachu i rozpaczy. On za opowiadaa z tym samym umiechem powiedzia: C to znaczy, ecie mnie szukali? Nie to J dotkno, e tak powiedzia. Poczua bl uwiadomiwszy sobie, e tak Jej musia powiedzie; musia Jej przypomnie, e wobec spraw Boych niczym jest strach i ao i e Boga nie gubi si przez nieuwag... Drugim razem... Mwia cicho, agodnie; my za, ktrzy przychodzilimy sucha Jej opowiada, wstrzymywalimy prawie oddech, aby nie uroni ani jednego sowa... Zdarzyo si to na pocztku, gdy tylko zacz naucza... Mwi wtedy w Kafarnaum, w domu pewnego pobonego czowieka. Nieprzeliczony tum pcha si do rodka, chcc sucha Jego sw. Przyszli doktorzy, znawcy pism, faryzeusze, i gniewnie wykrzykiwali, e Jego nauka pochodzi od szatana. On odpowiada im stanowczo i surowo. Nie byam tam, ale przybiegy do mnie kobiety i synowie Alfeusza woajc, e Jezus przekroczy miar w sowach i jeli Mu zaraz nie przerwiemy, doktorzy oskar Go przed te386

trarch, a on Go zamknie w wizieniu jak Jana. Chyba oszala? Ogarn mnie lk. Przestaam myle. W uszach mi tylko dzwonio: Wezm Go, zamkn w Macheroncie, wezm Go... Pobiegam razem z innymi. Do domu nie mona si byo docisn: ludzie toczyli si wok, oblegli drzwi i okna, stali na dachu. Poprosiam tylko, by Mu powtrzono: Stoimy przed domem i chcemy, aby wicej nie mwi... Wyjd do nas... Nie rozumiaam, wci nie rozumiaam... Ponad ramionami ciby doszed mnie Jego gos, ktry syszaam przez lata i ktrego kade sowo pozostawao we mnie, by si narodzi po raz drugi... Zapyta jak wtedy w wityni: C, e Matka i bracia przyszli po mnie? Moj matk i brami wy jestecie. Kady, kto czyni wol Ojca mego, jest moim bratem i matk... Od razu przeszy mnie bl bl ten sam, jaki On poczu, gdy mi musia to powiedzie... Czuam zawsze kade Jego cierpienie, nawet gdy Go nie rozumiaam. Ale wtedy! On za mwi dalej, odpierajc zarzuty soferim: Wic szatan ma wedug was wyrzuca szatana? Znowu zwrci si do tych, ktrym powiedzia, e s Jego matk i brami: Syszelicie, kim mnie nazwali? Szatanem! Nie jest ucze nad swego Nauczyciela. Skoro mnie nazwali szatanem, jake nazw was, ktrzy jestecie moj rodzin? Nie bj si jednak, maa trzdko... Pakaam syszc Jego sowa. Nie dlatego, e nazwa innych ludzi swoj matk. Lecz dlatego, dzieci, e znowu zapomniaam, i nie wolno si o Niego ba... Chocia w tych opowiadaniach skryta bya nadal w Jego cieniu, przecie zdawaa si jednak y wasnym yciem. Przy Synu zaledwie J mona byo dostrzec. Teraz cicho, niepostrzeenie wyrastaa. Milczca zacza mwi, bez ruchu nasuchujca pooya rce na koowrotek... Gdy Piotr J prosi, by przemawiaa do ludzi przychodzcych prosi o chrzest, odmwia Mu. Powiedziaa: To jest wasza sprawa. Z tym dacie sobie rad sami. Dostalicie dosy... Kiedy wam jednak bdzie si brako, kiedy zepsujecie Jego dzieo i aowa tego bdziecie powiem... Nadszed taki wieczr... Siedzielimy przy Niej we czterech: Piotr, Jan, ukasz (to ten lekarz z Antiochii, ktrego mi kiedy przysa, by leczy Rut) i ja. Za oknem bya wiosenna noc. Ptaki w gaziach tamaryszkw zanosiy si wiergotem i duszna wo kwiatw przelewaa si z dworu do izby. St, na ktrym dokonaa si wwczas Przemiana, sta odsunity pod

387

cian. Ona siedziaa na rodku izby, pod wiszcym u poway kagankiem, wok ktrego wiroway rojem my. My naprzeciw Niej na ziemi. Jej zwyky pogodny spokj ustpi tego wieczoru. Modlia si samotnie cay ranek, a potem chodzia razem z wdowami roznosi chleb najuboszym i suy chorym. Ta kobieta, ktra moga pdzi ycie otoczona czci, do niczego nie przykadajc rki, nie przestawaa ani na chwil pracowa. Robia nawet wicej ni kada inna z sistr. Moe nie moga zapomnie o sowach: Moj matk i brami s ci, ktrzy czyni wol Ojca mego... Nie byo od Niej pracowitszej, bardziej ofiarnej i bardziej oczekiwanej. Nie tylko dawaa dawaa tak, e ludzie cieszyli si, mogc bra z Jej rk... Uczya wasnym przykadem, jak naley dawa. Szczepan, ktrego zamordowano, by w tym Jej uczniem. Moe dlatego, gdy rozbijano mu kamieniami gow w dolinie Cedronu, widzia niebo otwarte i Jezusa na Prawicy Boej... Czsto po dniu pracy bywaa zmczona. Gdy siedziaa w ciszy, zdawao si, e drzemie. Ale ju ci powiedziaem, e tego wieczoru bya oywiona jak nigdy chyba. Jej czarne oczy paliy si w smagej, pocigej twarzy niby dwie gwiazdy rzucone w studni. Bya dojrza Kobiet, ktra wiele cierpie, ndz i trudw przesza, a przecie nie byo tego po Niej zna. Pozostaa nie zmieniona od czasu, gdy J ujrzaem po raz pierwszy na progu mego domu. Jej widok pomg mi wtedy przemc w sobie al po Rut... Ci, ktrzy J znaj od dawna, mwi, e nie zmienia si od chwili urodzenia syna... Jakby z tym dniem przestaa podlega prawom czasu. I tego wieczoru bya taka, jakim pragnlibymy zobaczy kiedy czowieka, ktry za chwil odejdzie na dugo... Pegajcy blask kaganka kad cienie na Jej twarz i rce. Nagle powiedziaa: Moje dzieci, cho mnie nie bdzie, nie odchodz od was... Prdko podnielimy gowy. Poczuem, jak mi serce staje i zamiera. S sowa, ktre tylko znikajcy umiej wyrzec. Rut take powiedziaa w noc przed mierci: Ja id wy zostaniecie... Nie bjcie si cigna spokojnie. Nie bd od was dalej, bd coraz bliej. Kadego dnia, kadej godziny wchodzi bd bardziej w wasze ycie... Pozostan wasza...
388

Nie rozumielimy Jej sw, ale wydao nam si wszystkim czterem, e Ona mwi co niezmiernie wanego, co moe pozostanie niezrozumiae przez lata, by potem nagle zapali si wybuchem soca lub spa deszczem kwiatw. Siedzielimy z oczami utkwionymi w Ni. Re saroskie za oknem przestay pachnie. Zrobia si wielka cisza, w ktrej kady dwik wybucha piorunem, cisza jak wtedy, gdy niewidzialny Ptak mia midzy nas wlecie. Znowu czekalimy peni napicia nie wiedzc, na co czekamy. Ona podja tym samym cichym, brzmicym jak daleki piew gosem: Urodziam Nadziej, urodz znowu Miosierdzie... Podtrzymam rk, ktra nad wami zawinie... Wszystkiego moecie si ode mnie spodziewa... O wszystko moecie prosi... Jestem schodami, ktre praojciec Jakub ujrza we nie, z anioami spywajcymi w d i wzlatujcymi w gr... Jeszcze Jej gos peen dobroci wisia w powietrzu, gdy nagle dokonaa si rzecz niepojta, migotliwa niby sen. Nigdy nie bdziemy wiedzieli, jak to si stao... To by moment krtki jak drgnienie powieki. Nagle Ona, Jej twarz, Jej posta zday si by Nim! Na drgajcej koronce blaskw i cieni pojawi si On i zasoni J sob. Widzielimy Go siedzcego na awie, na tej samej awie, znad ktrej unisszy si ama chleb i przemienia go w swe ciao. Jego donie spoczyway na kolanach, biae i przebite... I znowu jakby na pmrok wiosennej nocy spada powieka, a gdy podniosa si nie byo ju ani Jego, ani Jej. Zerwalimy si na nogi. Ptaki wybuchny piewem, mona by sdzi, i milczay przez t chwil odchodzenia. Wo r rozchodzia si znowu naok, tylko mocniejsza, jakby kwiaty wyrastay tu obok, na pododze. Ona znikna, cho przed chwil bya jeszcze ywym czowiekiem. Jej sowa wci yy, ale ju roztapiay si w ciszy. Jak sowa tych, ktrzy tam poszli, i ju s tylko treci, a coraz mniej dwikiem, wyrazem... Na awie lea Jej paszcz, zda si simlah Eliasza upuszczona z ognistego wozu. Pochylilimy si nad nim z czci. To z niego pyna wo r. Pk biaych, zaledwie rozchylonych pkw posypa si na ziemi. Gdzie Ona jest? zapytaem oszoomiony, niepewny wasnego gosu, ktry zdawa si brzmie jak zgrzyt. Gdzie Ona jest? C si z Ni stao? Jan odpowiedzia: Czy nie widzisz? On J zabra...
389

Wtedy przypomniao mi si, co ludzie mwili o Janie i obietnicy, jak dosta. Czy On i po ciebie tak przyjdzie? zapytaem. Potrzsn gow. Tyle razy wam powiedziaem: On nie powiedzia nigdy, e nie umr. Ale wtedy podczas Paschy syszaem Jego serce... To wielka tajemnica... Ona bya Jego sercem... I dlatego nie moga umrze...

Wic nie umara, Justusie: odesza z dusz i z ciaem... Nie bdzie nas
przykuwaa swoj obecnoci do Jerozolimy. Teraz moemy i w wiat jak ziarnka maku, ktre wiatr wydar z pknitej makwki. Nie ma ju miejsca, w ktre moglibymy wrosn. Jestemy wiecznym, skrzydlatym nasieniem, a wreszcie uroniemy w drzewo. Jak to On przyrzek. Odchodz... Moja droga prowadzi przez Antiochi, wic bd szed czas jaki z ukaszem. Z pocztku nie mogem znie jego widoku: wskrzesi on we mnie wspomnienie walki o ycie Rut. Ale to ju przeszo. Rut jest z Nim czy mog wic rozpacza? Jeli tego nawet nie widz, jeli tego nie czuj wierz w to, a wiara, cho boleniejsza od widzenia i czucia jest przecie mocniejsza... ukasz zdradzi mi w wielkiej tajemnicy, e chciaby wymalowa twarz Maryi. Oburzyem si na to i wytumaczyem, e Zakon zakazuje odtwarzania postaci ludzkich. ukasz jest wprawdzie Grekiem, ale odkd przysta do nas, obowizuj go wszystkie wite prawa starego Przymierza. Wtedy powiedzia, e ma inn myl: zbierze to wszystko, co sysza o Nauczycielu, i napisze o Nim opowie. Jakby haggad... To ja miaem j napisa, pamitasz? Ale ukasz napisze j lepiej... Nie wiem zreszt, czy On chcia naprawd, abym o Nim pisa. Moje haggady zbyt dugo suyy mojej wasnej chwale. Teraz chciabym, aby ju nic nie byo dla mnie, wszystko dla Niego... Niech bdzie, jak On chce. Gdzie kae pj pjd, kiedy kae umrze umr. On chodzi, cierpia i umiera dla mnie. C by warta bya moja haggada? Komu zdoaaby pokaza Jego takim, jakim by naprawd? Nie znajdziemy Go dla innych. Kady musi

390

Go sam spotka, jak ja Go spotkaem wtedy na drodze do Emaus... A moe i Judasz Go spotka, gdy wyrwa srebro z serca i rzuci je na posadzk wityni? Judasz... Czy byby Go zdradzi, gdybym si w por podzieli z nim moim bogactwem? Kady z nas spotka Go kiedy na pewno. Ale take kady z nas moe utrudni to spotkanie drugiemu... Niech ukasz pisze! Gdy On zechce mie swoj haggad, wystarczy Mu skin na pierwszego z brzegu czowieka. Dla mnie pisa o Nim co za szczcie! To dar z Jego strony. Lecz ja jestem Jego dunikiem... C mog Mu da w zamian za ca t mio, jak mi okaza?

391

SPIS TRECI
List List List List List List List List List List List List List List List List List List List List List List List List List p i e r w s z y ......................................................4 d r u g i ...........................................................1 0 t r z e c i ..........................................................2 5 c z w a r t y ......................................................3 8 p i t y ............................................................4 9 s z s t y .........................................................6 4 s i d m y .......................................................7 7 s m y ............................................................9 3 d z i e w i t y ...............................................1 0 3 d z i e s i t y ................................................1 1 6 j e d e n a s t y ...............................................1 3 9 d w u n a s t y ................................................1 5 4 t r z y n a s t y ................................................1 7 2 c z t e r n a s t y ..............................................1 7 6 p i t n a s t y ................................................1 8 9 s z e s n a s t y ...............................................2 0 7 s i e d e m n a s t y .........................................2 2 1 o s i e m n a s t y ............................................2 3 5 d z i e w i t n a s t y ......................................2 3 8 d w u d z i e s t y ............................................2 4 8 d w u d z i e s t y p i e r w s z y ......................2 6 4 d w u d z i e s t y d r u g i ..............................2 8 3 d w u d z i e s t y t r z e c i .............................3 4 6 d w u d z i e s t y c z w a r t y .........................3 7 1 d w u d z i e s t y p i t y ...............................3 8 2

392

You might also like