Nie Karm Ręki Która Cię Kąsa
()
About this ebook
Najciekawsze, najzabawniejsze i najstraszniejsze, omijane przez media głównego źródła, wiadomości z ostatnich lat zespolone w całość.
Zszyte nićmi spisko-podobnych teorii, posklejane grubą warstwą humoru, dziesiątki anegdot, skandali i półprawd to idealna lektura dla każdego, kto wyżej poczucia humoru ceni tylko prawdę.
Czym jest owa Ręka, która nas kąsa? Czy to spisek elit, czy naturalna konsekwencja rządów większości? Tak jak w przysłowiu, do którego odnosi się tytuł, tak i w naszej rzeczywistości coś zostało postawione na głowie.
Related to Nie Karm Ręki Która Cię Kąsa
Related ebooks
Dupa Rating: 3 out of 5 stars3/5Groza i kryminał – najpopularniejsze powieści: MultiBook Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZniszczyliśmy ten świat. Sorry. Game over Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNa prosty rozum: szkice eseistyczne Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNew World Order 4th Quarter Poland Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZlikwiduj drzewo, czyli jak pozbyć się drzewa, którego urzędnicy nie pozwalają Ci wyciąć. Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNim zaśnie Ziemia Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsJak skończyć z piekłem kobiet? Rating: 0 out of 5 stars0 ratings25 miniemerytur Rating: 5 out of 5 stars5/5Biała śmierć Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsNotatki 2019: Niesekretny dziennik siedemdziesięciopięciolatka Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsMieszkańcy masowej wyobraźni Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsCajberDżokej. Nowy początek świata Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKlimat a wulkany Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKnockdown Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsZrób Własne Zabawki dla Psów: Akcesoria dla Psów, Gry dla Psów, Smycze, Ubrania i Wiele Więcej (Zrób to Sam) Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsDziewice konsystorskie. Piekło kobiet. Jak skończyć z piekłem kobiet?: Felietony społeczno-obyczajowe z lat 1929–1932 Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPierwszy Armagedon i Inne Historie Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsJoker Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsOpakowanie zastępcze Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsWiadomości z tamtego świata Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsOpowieść o psach z widmem wojen w tle Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsMówienie do siebie Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsTytoniowy Szlak Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPatron Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsKto To Jest Mężczyzna I Kto To Jest Kobieta?: Debata Z Homoseksualizmem Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsPod prąd Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsLegendy naszej motoryzacji Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsDziwne dni Rating: 0 out of 5 stars0 ratingsSprzedawcy zamglonych krajobrazów Rating: 0 out of 5 stars0 ratings
Reviews for Nie Karm Ręki Która Cię Kąsa
0 ratings0 reviews
Book preview
Nie Karm Ręki Która Cię Kąsa - Tomasz Agencki
TO TWOJA WINA, TO TWOJA WINA, TO TWOJA WINA!
Nauczyciel od biologii powiedział nam kiedyś na lekcji, że ekologia to nie tylko Greenpeace i zielone listki. Wszyscy zrobiliśmy wielkie oczy. Przecież do tego sprowadza się „ekologiczność" samochodu, który mało pali, czy podatku od wydychania powietrza.
Okazało się, że nie tylko. Ponoć zajmowanie się śmieciami w lesie ma tak naprawdę niewiele wspólnego z ekologią-nauką, a zajmowanie się zmianami klimatu w ogóle nie stoi na tej samej półce. Prawdziwa ekologia to struktura przyrody, ekonomika natury, jakieś biomy, oddziaływania międzygatunkowe… Nawet już nie pamiętam, co dokładnie powiedział mój biolog, kiedy poprosiliśmy go o to, by wymienił rzeczy, jakimi się prawdziwa ekologia zajmuje. Pewnie pamiętałem to do pierwszego dzwonka po klasówce. Potem musieliśmy wrócić do tego, co świat na zewnątrz szkoły uważał za ekologię. A w tym świecie człowiek jest „ekologiczny, jeśli używa papierowych siatek; samochód, gdy konkurencyjność wymusiła na producentach większą efektywność paliwową; książka jest ekologiczna, gdy jest w formacie cyfrowym. Niestety będziemy musieli używać tej terminologii i tutaj. Ta nazwa zrobiła karierę. I to karierę rynkową. Chcesz sprzedać toksyczne odpady? Przyklej do beczki słowo „eko
w dowolnym widocznym miejscu. Sprzedajesz samochody, które uwalniają z rur najgorsze możliwe zanieczyszczenia? Promuj model samochodu zielonym listkiem i napisz szczerze, ile trucizny wypuszcza on na minutę. Nie ściemniaj, ludzi przekonał zielony listek i parę liczb, które robią wrażenie. Nikt z przechodniów nie ma wiedzy wymaganej do poprawnej interpretacji cyferek. Ktoś Cię wprawdzie obsmaruje w gazecie branżowej, ale… Ty już sprzedałeś swoją partię, więc co za różnica.
W dzisiejszym popularnym ujęciu „ekologia" to w zasadzie dwie branże - pobieranie pieniędzy pod pretekstem konserwowania klimatu oraz walka o prawa zwierząt.
W audycji sporo miejsca poświęciliśmy rozważaniom na temat tzw. „globalnego ocieplenia", gdzie coraz to nowa grupa naukowców odkrywała, że albo jest ono mniej groźne, albo niegroźne całkowicie, nie nastąpi tak szybko albo też że go nie ma, a jeśli nawet istnieje, to nie jest dziełem człowieka. Te rewelacje często podpisywane były nazwami znanych uniwersytetów i ośrodków badawczych. Tymczasem media głównoźródlane, [r]aportujące tematy poruszane na klimatycznych szczytach i zjazdach polityków, walczących za wszelką cenę (za każde, byle duże pieniądze) z klimatem, zazwyczaj nie chcą wyłamywać się z linii i podobne sensacje okraszają komentarzami typu „przejaw upartego istnienia malejącej grupy sceptyków", lub "odezwa lobby naftowych potentatów".
W końcu, NAUKA JEST PEWNA. The science is settled.
To człowiek jest odpowiedzialny za zmiany klimatu,
jego rosnąca populacja produkuje odpady i
wysysa z ziemi życiodajne soki,
miasta są przeludnione,
elektryczne samochody nie zatruwają środowiska,
Bush i inni kapitaliści dyktują światu ceny ropy i
dlatego nie chcą, byś jeździł samochodem na baterię,
a używanie samochodu na benzynę powoduje efekt cieplarniany,
nigdy nie było tak ciepło jak obecnie,
tylko idioci tego nie rozumieją,
zdecydowana większość naukowców potwierdza,
morza się zakwaszają, maleją zbiory plonów, rośnie poziom oceanu,
jeśli tego nie rozumiesz to jesteś na to za głupi i
ktoś powinien zadecydować za ciebie,
przecież Amazonka jest wycinana przez wielkie koncerny i
giną dzikie plemiona,
na które nie można mówić że są dzikie bo to nie ładnie i
świat pozbawia się jego zielonych płuc,
misie polarne są potulne i radosne,
a może i parę branż gospodarki padnie, ale
przynajmniej nasze dzieci nie usmażą się na atomowej pustyni.
Aha, jeszcze jedno.
Al Gore ma dobre intencje,
od zawsze walczył o środowisko i nie jest żadnym kapitalistą
(nie robi tego dla zysku).
Powyższa ramka zawiera typowe elementy sraczki umysłowej przeciętnego postępaka. Próba zaprzeczenia którejkolwiek z tych tez spotka się z oskarżeniami o brak wrażliwości społecznej, negowanie osiągnięć nauki, w skrajnych przypadkach nawet faszyzm¹. Na każdą z tych linijek pojawiają się oczywiście kontrargumenty naukowe, zarówno w gazetach dużego jak i mniejszego formatu. Może to być uznany SCIENCE - wówczas mainstreamowy nurt milczy, a o sprawie informuje Fox News i Glenn Beck. Może to być jakiś brukowy krzykacz - wtedy Piotr Kraśko i Tomasz Lis używają argumentu, że klimato-sceptyzycm to domena brukowców. Ostatecznie, przy okazji dnia ziemi, czy podczas zjazdu klimatycznego, każdy polityk będzie zapewniał o swej eko wrażliwości.
Nawet jeśli ludożerka głosuje masowo na polityków wycierających sobie usta eko-frazesami, to podświadomie czuje, że jest to element gry o kasę. „Typowy podatnik", zapytany o jego pogląd na temat zmian klimatycznych, coś tam wyduka, powtórzy jakiś slogan, a jeśli po chwili się zastanowi, najprawdopodobniej powie coś w stylu „może i z klimatem nie jest tak różowo, ale nasza klasa polityczna i tak tego problemu nie załatwi".
Oczywiście pytanie mas o opinię to najgorszy pomysł, jeśli chce się znać odpowiedź na jakiekolwiek pytanie. Jeżeli jednak w planie jest trzymanie poddanego na smyczy, tresowanie w posłuszeństwie autorytetów, to należy wypytywać go wciąż o rzeczy, na których nie ma prawa się znać. Uznawszy w końcu, że jest idiotą, pozwoli prowadzić się mądrzejszym. Ignorancja wyborcy jest paliwem polityka.
W reżimach komunistycznych każdy problem, jaki przydarza się gospodarce, jest oficjalnie wynikiem działania sił zewnętrznych - wrogów ludzkości i postępu. Ci spiskujący w zadymionych pokojach złodzieje nie zasną, jeśli danego dnia nie uknują nowej metody pomniejszenia szczęścia ludzkości. Nawet w kraju tak doskonałym jak socjalistyczny, możemy ich spotkać w niespodziewanych miejscach: to oni chowają towar pod ladę, by nie podzielić się z ludem. Oni zburzyli młyn i podpalili trawę. Spekulują cenami mięsa, rozrzucają stonkę i kradną mechanikom śrubki. Nie mogą wytrzymać, że ludzkość dąży do pełni szczęścia. Boli ich, że socjalizm działa.
Jednakże socjalizm - wbrew temu co głosi propaganda - kułaków i spekulantów potrzebuje jak powietrza. Nie tylko dlatego, że to prywaciarze i szara strefa najczęściej utrzymują wszelkie inne izmy
przy życiu. Kułak jest potrzebny, bo chłop prosty nie zrozumie makroekonomii. Prosty chłop, nie widząc połączenia między kontrabandą porcelany a wzrostem cen cukru, potrafi tylko powtarzać za dziennikiem telewizyjnym, że „system działa, tylko ci spekulanci wszystko psują". Kułak podpalił łan zboża, więc wiadomo na kogo zgonić winę za podwyżkę cen mąki. Spekulant schował w poduszce pieniądze - wiadomo skąd bieda. Łasy na forint prywaciarz sprzedaje za granicą śrubokręty, aparaty Zenit i porcelanę - i już chłopu jest jak wytłumaczyć chwilowe braki w zaopatrzeniu. Warto zauważyć, że w gospodarce wolnorynkowej takie pojęcia jak kułak, prywaciarz, czy handlarz łańcuszkowy nie występują.
Dzisiejsza ekologia dla lemingów to właśnie wczorajsza ekonomia dla pegeerowskich chłopów. Przełożenie jest mniej więcej takie, jak pomiędzy wpływem „czynów społecznych na poziom życia w jednym systemie, a wpływem „godzin dla ziemi
, „cap and trade" i innych bubli na poziom jakości środowiska w drugim.
Tak jak pogrążeni w ignorancji ekonomicznej ludzie wierzą w socjalizm, tak ludzie, którzy nie znają się na się geologii, geodezji, geografii, biologii, fizyce, chemii i astronomii jednocześnie, wierzą w to, że jeśli tylko ograniczą wydychanie, to powstrzymają topnienie lodu na biegunie. I nie można ich za to winić. Dzisiejszy młody, wykształcony, z wielkiej płyty, absolwent nowoczesnego kierunku (jak np: znikomistyka, czy niczegologia), nie rozumiejąc argumentów urzędowych ekologów, powtarza rozsiewane przez nich mity. Usłyszał w filmie, jak ekolog Leo Di Caprio mówi, że jest za ciepło - to trzeba walczyć i wspierać wszystkie inicjatywy walki z ciepłem.
Z pewnością ci, którzy zgadzają się z Di Caprio, mają dobre intencje. Jeśli zapytamy kogoś, kto właśnie kupił Nissana Leaf, jakie były powody zakupu, zacznie od swego poświęcenia na rzecz czystej planety. Podobnie jak każdy, kto segreguje odpady i kupuje głównie produkty z zielonymi listkami i z prefiksem „eco" w nazwie. Czy coś w tym złego, że ludziom zależy? Czy kierują się złymi intencjami? Absolutnie nie. Pytanie tylko, jak te intencje są tunelowane - kto nimi zarządza, kto je nakręca, a kiedy trzeba - wycisza. Sama chęć życia w czystym środowisku i działanie na rzecz jego jakości są niezaprzeczalnymi walorami. Jednak emocja nie powinna przesłaniać rozsądku. A im bardziej nam na czymś zależy, tym większą wnikliwość powinniśmy angażować w upewnienie się, czy pod emocjonalnym apelem nie kryje się skok na kasę, szantaż, kolejna bańka spekulacyjna. To świetnie, że ludzie chcą działać. Pytanie tylko, czy chcą szukać.
Nikt nie ma zamiaru usprawiedliwiać idiotów wywożących do lasu śmieci i zepsute lodówki. Wiedząc, że książka ta trafi oprócz słuchaczy podcastu także do wielu nowych osób, pozwolę sobie zaznaczyć, że moja krytyka obecnej „ekologiczności nie wynika z przyjętej platformy politycznej, nie jest echem mantr powtarzanych przez lobby olejowe, rzepakowe, wiatrowe. Zaufania nie mam zarówno do polityków lewicy jak i prawicy, a i w tych pojedynczych politykach, którym kibicuję, nie pokładam wiary w moc sprawczą zmian. Mówiąc szczerze, jeśli globalne ocieplenie istnieje i zagraża nam przez to armagedon, to faktycznie przerąbane. Jeśli na pewno chcemy się uratować i wiemy jak to uczynić, to czekam na propozycje. Jeśli Di Caprio ma rację, jeśli Gore ma rację, to poproszę o konkret. Póki co, nie spotkałem się z żadnym. A szukałem uczciwie. Póki co Di Caprio głosi, że będzie latał dookoła świata swoim prywatnym odrzutowcem, by gdzie się da przekonywać o potrzebie ograniczania emisji CO2, a jedyne „konkrety
, jakie znalazłem, kończyły się numerami kont i brzmiały mniej więcej tak: HEJ! NIE SIEDŹ TAK BEZCZYNNIE. PLANETA GINIE. WYŚLIJ NAM KASĘ!
Ostatecznie nie chodzi tu tyle o miłość do planety, co o - jakkolwiek niewiarygodnie to brzmi - miłość do regulacji wszystkich aspektów ludzkiej działalności, wzmacnianej gigantyczną kasą oraz władzą, jaka się z tym wiąże.
Nic dziwnego, że za „ekologię" wzięli się masowo politycy odzyskani z dawnych władz, choć przyznać trzeba, że Gorbaczow brzmiał bardziej przekonująco w roli obrońcy muru berlińskiego, niż pakietu z Kioto.
Dzisiejszy młody wykształcony nie przyjmuje do wiadomości, że samochód elektryczny potrafi być bardziej szkodliwy dla środowiska, niż stara skoda jego pana od fizyki. Fakt, że nowy LEAF nie wydala odpadów w mieście to plus dla mieszkańców miasta, ale podliczenie kosztów energii, zanieczyszczeń wydalanych w miejscu produkcji potrzebnej energii, jej źródła i jej ilości potrzebnej do samego zbudowania baterii, może sprawić, że prawdziwie ekologicznie uświadomiony środowiskowiec zdecyduje się na pięcioletniego POLO. Plastikowe siatki w sklepach okazują się też być „bardziej ekologiczne", niż papierowe torby, gdyż - o ile nie są rozrzucone po lesie, lecz zebrane i przekazane do recyklingu - ich przetworzenie zajmuje moment i pochłania minimalną ilość środków chemicznych. Papierowe torby są nie dość że droższe w produkcji, to ich spalanie generuje całą gamę nowych odpadów.
Podobna historia dotyczy baterii słonecznych, gdzie do produkcji potrzeba użycia więcej mocy, niż baterie są w stanie dalej wygenerować - choć tu akurat trwa rynkowy wyścig o stworzenie wydajnego panelu. Wyścig tym skuteczniejszy, im mniejsza ingerencja rządu w projekty typu Solyndra, Fisker czy A123.
Młody wykształcony będzie też walczył o lasy deszczowe i ratowanie „płuc świata". Wzniosły cel. Nie przyjmie niestety do wiadomości argumentu, że zwiększona ilość CO2 w atmosferze już pomogła lasom się odrodzić, a zazielenienie planety rośnie, a nie spada.
Mit o chciwości Teksańczyków i ich walce z elektrycznym samochodem wyparowuje, kiedy dowiemy się, ile pól naftowych znajduje się w rękach rządów. Lobby naftowe jest tak samo nastawione na zagarnianie państwowej kasy i tak samo walczące o wpływy polityków, jak lobby zielone. Misie polarne, wbrew rzekomemu wynalazcy internetu Alowi Gore`owi, potrafią pływać, a na Alasce ich nadmierna populacja jest zagrożeniem dla mieszkańców. Sam Al Gore nie ma nic przeciwko braniu pieniędzy od reżimów utrzymujących się z ropy naftowej – o ile są to odpowiednio duże pieniądze. Latając swoim prywatnym samolotem na wykłady (na których poucza, by ludzie jeździli samochodem przynajmniej we trójkę), generuje setki razy więcej gazów cieplarnianych niż osoba, która całe życie cierpiała na dolegliwości gastryczne i jeździła wartburgiem. Same wykresy w kształcie „kija hokejowego, opisujące nagłe podniesienie się średnich temperatur, to tak naprawdę „zoom-in
- zbliżenie na fragment osi czasu, na której prawdziwe zmiany klimatyczne zajmują stulecia².
ZIELONA DROGA DO ZNIEWOLENIA
Ekologia (ekologiczność? ekologizacja?) staje się narzędziem terroru. Na każdym kroku jesteśmy pod zielonym ostrzałem. Czego się nie dotkniesz, cokolwiek robisz - z pewnością można to opodatkować pod pretekstem ratowania planety. To już nie jest zabawa w redystrybucję na poziomie lokalnym. Planeta to wszakże wspólna własność wszystkich prole.. ludzi. Zatem rozwiązania nie mogą być podejmowane na szczeblu gminnym. Tu potrzeba rozwiązań i zobowiązań globalnych. W celu rozwiązywania³ problemów globalnych zbudować trzeba globalne instytucje. A skoro nasz glob najlepiej widać z kosmosu, tak też kosmicznymi sumami będzie można w tych działaniach operować.
Kryzysu ekologicznego, tak jak wszystkich innych, nie można zmarnować. Przy okazji walki o lasy deszczowe, przepchnie się ponadgraniczną inicjatywę dotyczącą cła na drewno. Przy okazji obniżania poziomu oceanów, większością głosów przyjmiemy zapis o wzmożonej kontroli transportu rzecznego. Przy innych okazjach poruszy się też tematy „niesprawiedliwego" podziału światowego majątku czy dostępu do broni.
Dokonujące się na naszych oczach powolne powstawanie wszechmogącego rządu nie jest jednak wynikiem „spisku elit". To rozsiana grypa biurokracji sprzężonej z prymitywną chciwością, zasilana ignorancją ekonomiczną poddanych. To epidemia powoli rozwijająca się w wielu punktach jednocześnie. Z czasem wysepki łączą się, choroba przejmuje stery, zanika zdrowa przestrzeń. Tak zwane elity, to po prostu jednostki, które pierwsze odkryły nowe możliwości, płynące z globalnego zastraszenia. Nie jest ten model zgodny z tzw. teoriami spiskowymi, dlatego że w miejsce jednej rodziny bankierów, planującej opanować cały świat, mamy lgnące ku sobie grupki etatystów, które po prostu dogadały się co do polepszenia swojej pozycji. A jaki może być lepszy pretekst dla takich działań dla niż ochrona planety?
Dziś ów projekt przeżywa rozkwit. Towarzysze tak dobrze nie mieli odkąd uspołeczniono carskie majątki. Nigdy tak dobrze nie kradło się tak wielkich sum, jak dziś w świetle dnia „przekazuje się środki na walkę z globalnym ociepleniem". Nigdy też okradani nie byli tak szczęśliwi z powodu obłożenia podatkami. Nigdy tak wielu nie oddało tak wiele tak niewielu - pod tak niewielkim przymusem. Mam wrażenie, że powtórzył się mechanizm sekty, gdzie podwładni pogrążeni w ekstazie zrzekają się wszelkich dóbr na rzecz szefa sekty, który jako jedyny opływa w dostatki.
Jednym z aspektów terroru ekologicznego jest przekonanie, że każdy, kto nie podąża za nowym refrenem, jest wrogiem już nie tyle ludu, co całej planety. Taki konstrukt najsilniej działa na człowieka, kiedy uświadomi on sobie, że właśnie „zgrzeszył, wyrzuciwszy puszkę do nie tego pojemnika. To on spowolnił ratowanie planety przez zakup samochodu na gaz, nie wymienił jeszcze żarówek na „ekologiczne
i nie oddał procenta podatku na organizacje „Misie i Rysie. Pierwszy też, jak każdy neofita, będzie dostrzegał i punktował „wykroczenia
innych. Niczym w marzeniu wielkiego ekologa Włodzimierza Lenina: „W prawdziwym państwie policyjnym, nie potrzeba policjantów - każdy nim jest".
Jeśli poddany nie wchłania rozkazu na poziomie rozumu, nie rozumie pojmuje, co się do niego mówi, gubi się w wyjaśnieniach i tabelkach, trzeba do niego przemówić na poziomie emocjonalnym. Jeśli to się nie uda, zostaje krzyk, który zaskakująco dobrze działa, jeśli zastosowany jest poprawnie. Większość z nas jednak odbiera przekaz emocjonalny absolutnie według przewidywań.
Lekcja Ekologicznego Montażu TV
Kiedy mowa o nowym podatku, czy karach za emisję CO2, należy pokazać ujęcie komina o zachodzie słońca z nałożonym filtrem pomarańczowym lub żółtym, tak by uwydatnić „kolory kodaka - czyli żółć, czerwień, sepia. Najlepiej jeśli słońce zachodzi w tle, za trucicielem, podkreślając ciemne barwy kominów. Sceny kominowe dobrze montują się z klimatami pustynnymi. Tworzymy montażowe zlepki: piec w fabryce - burza piaskowa, komin dymi - tłum na przejściu dla pieszych, mewy na wysypisku - muchy na martwym dziecku. Widz natychmiast popiera nowy podatek, a na jego usta ciśnie się krzyk – „No jakoś muszą sobie z tym poradzić ci truciciele!
.
„Kolory Fuji" - czyli zieleń i niebieski – nasycamy, kiedy pokazujemy misie panda skaczące po drzewach, promienie słońca przebijające się przez listowia dżungli, wodospad wbijający bąbelki powietrza głęboko pod wodę i rafę koralową odwiedzaną przez płetwonurka pokazującego znak solidarności do kamery. Klucze ptaków na bezchmurnym niebie i biedronki biegające po cienkich zielonych liściach.
W pierwszym przypadku podkład muzyczny gramy powoli na klawiszach pianina znajdujących się po lewej stronie, w drugim na klawiszach po prawej oraz nieco szybciej.
JEST NADZIEJA
Na szczęście gang, który nami chce rządzić, to póki co Gang Olsena. Jako ludzkość, mamy w tym względzie więcej szczęścia niż rozumu. O tym, że rozumu nie mamy, świadczy fakt rozrastania się mentalności socjalistycznej nawet w kręgach tzw. prawicy, która kiedyś miała na celu obronę ważnych elementów kultury i sprawdzonych mechanizmów społecznych, a dziś jest tylko partią takich samych socjalistów, tylko częściej obecnych w kościele. Niewiele częściej.
Tyle brak rozumu. Szczęście natomiast polega na tym, że masowe struktury, te które znacznie przerosły swój optymalny rozmiar, nie potrafią funkcjonować efektywnie. To szczęście, to po prostu rzeczywistość. Wszystko co jest „too big to fail" jest po prostu „too big" and it’s going to fail in the end. Reżimy nigdy nie upadały przez rosnącą popularność bardów śpiewających o wolności. To niemożność finansowego utrzymania molocha sprawiała, że nasilały się wewnętrzne napięcia, które w różnych systemach rodziły odpowiedniki Suworowów czy Kuklińskich. Szkoda tylko, że po drodze marnuje się takie ilości ludzkiego wysiłku, zdrowia i czasu.
Śledzenie poczynań owego Eko-gangu Olsena nie musi oznaczać trwania w molowym przekonaniu o nieuchronności nadchodzącej katastrofy. Zarówno do audycji radiowych, jak i do tej książki starałem się wybierać ciekawostki, które śmieszą, przynoszą nadzieję, że jednak apokalipsa nie czyha za drzwiami oraz te, które uodparniają na wirus grypy klimatycznej.
Aby zbyt prosto nie dzielić ludzi na sceptyków i wyznawców, by pomóc w zakwalifikowaniu poziomu zaangażowania w nową ekologię, opracowałem model TRZECH STOPNI SCEPTYCYZMU, który pomaga w rozmowach zarówno z zajawionymi grinpisiorami jak i zadeklarowanymi „trucicielami. Czasem zamiast słowa ocieplenie używa się pojęcia zmiany klimatyczne, co jest bezpieczniejsze, bo ubezpiecza oba końce termometru. Niniejszym apeluje do czytelników, by zostali przy pojęciu „globalne ocieplenie
.
Idąc trzema stopniami sceptycyzmu dochodzimy do prostej prawdy: ludzie, którzy uważają, że G.O istnieje, winią za to człowieka oraz wiedzą, jak problemowi sprostać, to przypadki rzadsze niż Benjamin Button. Jerzy Buzek opowiadający o tym, że globalne ocieplenie istnieje, bo kiedy tu jest zimno, gdzieś indziej jest gorąco, to przykład człowieka, którzy brzmi, jakby nie wierzył w to, co mówi. Nawet nie brzmi jak ktoś obeznany w obowiązujących refrenach. Podobny brak rozeznania widać w oczach każdego polityka, któremu przychodzi mówić o „zmianach klimatycznych" przed kamerami. Wyjątek stanowi Obama, który sprzedaje wszystkie ściemy świata w tej samej tonacji i bez mrugnięcia okiem.
Nieprawdą jest też, że większość naukowców jest przekonana co do słuszności walki z globalnym ociepleniem. To tylko większość polityków i zawodowych działaczy powtarza, że większość naukowców jest przekonana. W zamkniętym biurze, na spotkaniu wtajemniczonych, nawet na papierosie z obcą osobą, ci sami politycy potrafią przyznać się (hush - hush, off the record), że to wszystko ściema, która ani szkodzi, ani pomaga. Są pieniądze, trzeba je jakoś wydać - usłyszysz. Wszyscy oni są gdzieś na poziomie wątpliwości w drugą tezę. Jakieś zmiany gdzieś tam są, zawsze w sumie były, ale na ile człowiek jest temu winien, nikt nie wie.
Ograniczamy więc emisję dwutlenku węgla, chociaż w skali całej planety jesteśmy odpowiedzialni za jakieś 2% jego emisji (mniej niż granica błędu). Ponoć skały emitują więcej CO2, niż ludzie ze swymi samochodami, samolotami i stadami krów. (Brzmi niesamowicie - ale gdy tylko wyobrażam sobie, że mówi to Krystyna Czubówna, czuję że brzmi zaskakująco, acz sensownie). Oceany emitują większość CO2 i robią to na skutek ocieplenia - a nie odwrotnie. Okazuje się też, że najgroźniejszym gazem jest para wodna, która kariery w Kioto nie zrobiła, gdyż nie można jej opodatkować, ale jej „groźność" to też tylko figura stylistyczna.
O tym, jak kosztowne jest dla człowieka ograniczanie tego i tak nie najgroźniejszego gazu, wspominać chyba nie trzeba. Natomiast pomysły na zasłonięcie Słońca, spryskanie Sahary wodami Atlantyku, czy odstrzelenie konkretnych gatunków zwierząt emitujących dwutlenek lub parę - to pomysły, które sprawiają, że człowiek zadaje sobie pytanie, czy aby na pewno naukowcy to tacy mądrzy i rozsądni ludzie.
SCEPTYCZNI NAUKOWCY
Parę tygodni po inauguracji drugiej kadencji Barego Obamy, amerykański Forbes wypuścił artykuł, który powołuje się na badania Organization Studies przeprowadzone na grupie 1 077 respondentów ze świata nauki, ze szczególnym uwzględnieniem tych naukowców, którzy na co dzień zajmują się Ziemią, temperaturą, badaniem gatunków.
Największa jednolita część respondentów, aż 36%, zgodziła się z założeniami protokołów mędrców Kioto Grupa ta uważa, że zmiany klimatu następują, nie przejawiają cech charakterystycznych dla znanych wcześniejszych zmian klimatu, człowiek jest też ich główna przyczyną (drugi stopień sceptycyzmu). 24% to zwolennicy teorii, że wszystko, co się dzieje, wynika z przeważającej roli natury. Obserwowane zmiany są według nich całkowicie zwyczajne, nie stanową też zagrożenia dla człowieka (pierwszy stopień). Dalej mamy grupkę 17%, która uważa, że zarówno natura jak i człowiek mają wpływ na klimat oraz że zmiany klimatyczne nie zagrażają człowiekowi w stopniu znacznym. 10% uważa, że nie da się wskazać prawdziwej przyczyny zmian klimatu, a kierowanie się protokołem z Kioto to spore ryzyko i droga do pewnej zagłady gospodarczej. Ostatnia wyróżniająca się ekipa to 5% badanych. Tutaj dominuje opinia, że podobnie człowiek i natura przyczyniają się do zmian klimatu, jednak ustalenia IPCC⁵ (Intergovernmental Panel on Climate Change) to lipa na resorach.
Wyniki te są o tyle ważne, że przedstawiają zdanie tylko tzw. „ludzi nauki". Nie biorą pod uwagę aktorów, gwiazd rocka, dyktatorów mody i młodych brodatych pisarzy z Krakowa. Nie biorą nawet pod uwagę matematyków. Tylko inżynierów zajmujących się aktywnościami zbliżonymi do problemu.
Jeżeli dla kogoś 36% to większość, to pewnie też i zdanie aktora występującego w produkcji TV finansowanej przez Ala Gore’a będzie opinią znaczącą. Jeśli podróżnik pokroju Attenborough dojdzie do wniosku, że to człowiek ociepla klimat i że opodatkowanie oddychania zatrzyma ten groźny proces, to słyszymy o tym wszędzie, a sam podróżnik nie boi się prezentować swych przekonań w telewizyjnych odcinkach swych przygód. Gdyby jednak w jego przekonaniach dominował sceptycyzm, z pewnością przy dzisiejszym klimacie medialnym zachowałby to dla siebie.
Establishment - jak się okazuje - bardziej boi się sceptyków, niż osób otwarcie głoszących tezę o znikomym wpływie człowieka na pogorszenie klimatu oraz o znikomym wpływie podatków na jego polepszenie. Ci drudzy dawno temu zostali uznani za szamanów, których powinno się trzymać w rezerwacie.
Przeciętny podatnik jednak naukowcem nie jest. Trudno mu precyzyjnie wypowiadać się w tematach, o których ma zerowe pojęcie. Najłatwiej jest mu być sceptycznym - to postawa dość łatwa i sprawiająca wrażenie rozsądnej. I chociaż postawa sceptyczna to często tylko ukrywanie ignorancji, tacy sceptycy potrafią być całkiem groźni dla status quo. Na sceptycyzmie opiera się bowiem cały postęp. Henry Ford był sceptyczny względem teorii, że samochody zawsze będą tylko zabawkami bogaczy. Kopernik był(a) sceptyczny(a) wobec teorii, że Ziemia jest centrum wszechświata. W 2012 roku pewien Austriak nazwiskiem Felix Baumgartner wyraził sceptycyzm wobec przekonania, że nie da się skoczyć ze spadochronem z wysokości 39 000 metrów.
Tak więc klimato-sceptycyzm trzeba z głowy przeciętnego podatnika wykurzyć. W ostatnich latach czyni się to za pomocą sztuczek, jak ta, gdzie ustawia się na jednej gałęzi sceptycyzm klimatyczny z zaprzeczaniem istnienia obozów koncentracyjnych. Znaczy się, jeśli nie wierzysz, że to człowiek ponosi winę za podnoszenie się temperatury z prędkością 0,74 stopnia stopnia Celsjusza na 100 lat⁶ (i to w oparciu o średnie temperatury mierzone od późnych lat 70`tych XX wieku), to zasługujesz na moralne potępienie zarezerwowane do tej pory głównie dla narodowych socjalistów.
Przesadzam? W marcu 2012 szef Instytutu Godarda Na Rzecz Badań Kosmicznych Przy NASA Jim Hansen, w swojej wypowiedzi dotyczącej wpływu człowieka na środowisko oraz zagrożeń wynikających z aktywności dwutlenku węgla, postawił znak równości pomiędzy „zbrodniom przeciwko klimatowi" a niewolnictwem. 49 naukowców z NASA zareagowało na te słowa oburzeniem. W otwartym liście wysłanym szefowi administracji NASA Charlesowi Boldenowi, prosili o upomnienie innych reprezentantów NASA, by nie prezentowali publicznie opinii, co do których… science is not settled.
WIELKI CHŁÓD
Okładka magazynu TIME z 3 grudnia 1973 zapowiadająca erę globalnego ochłodzenia.
ROCZNICOWA WYCIECZKA
Sto lat temu sir Douglas Mawson przewodził ekspedycji na biegun południowy. Bez satelitarnej nawigacji i telefonów komórkowych, jedynie ze swym towarzyszem Xavierem Mertzem, (wegetarianinem, który nie przeżył zmiany diety na wątróbki psów husky) o mało nie został przez biegun pokonany. Dość powiedzieć, że wyprawa ta stałą się kanwą dla książki Davida Robertsa „Najwspanialsza opowieść o przetrwaniu w historii eksploracji⁷"
Z końcem 2013 roku grupa naukowców postanowiła powtórzyć wyczyn Mawsona. Uzbrojone w gadżety nawigacyjne 52 osoby wyruszyły na mającą trwać miesiąc wędrówkę w poszukiwaniu tragicznych skutków globalnego ocieplenia. Po dwóch tygodniach, jakieś półtora tysiąca mil morskich od portu w Tasmanii, statek utknął w lodzie, którego z racji wspomnianego zjawiska oraz faktu, że jest to środek lata południowej hemisfery, miało w tym miejscu nie być. Taki prezent na święta, które minęły naukowcom na oglądaniu filmów Tarantino, śpiewaniu pastorałek i wołaniu o pomoc. Nie dotarł