You are on page 1of 197

JA, ROBOT

TUMACZY JERZY SMIGEL

























WSTJP

Ponownie przejrzaem swoje notatki, ale nie spodobay mi si. Spdziem trzy dni na
wyczerpujacych rozmowach w Korporacji, ale rwnie dobrze mogem zostac w domu i
kartkowac Encyclopedia Tellurica.
Powiedziano mi, ze Susan Calvin urodzia si w 1982 roku, a wic ma teraz 75 lat. Ale o
tym wiedza wszyscy. Korporacja Amerykanskie Roboty i Mechaniczni Ludzie ma takze 75 lat,
poniewaz to w roku narodzin dr Calvin Lawrence Robertson stana na czele czegos, co stac si
miao najwikszym gigantem przemysowym w historii czowieka. O tym takze wiedza wszyscy.
W wieku lat dwudziestu Susan Calvin bya uczestniczka seminarium psycho-
matematycznego, podczas ktrego dr Alfred Lanning z Amerykanskich Robotw po raz pierwszy
zaprezentowa robota umiejacego mwic. Bya to duza, niezgrabna, smierdzaca olejem maszyna
przeznaczona do prac kopalnianych na Merkurym. Ale potrafia mwic - i to sensownie.
Susan nie wypowiedziaa sowa podczas caego seminarium, nie wzia takze udziau w
goracej dyskusji, jaka rozptaa si wkrtce potem. Bya oziba, bezbarwna dziewczyna,
broniaca si przed otaczajacym ja swiatem, ktrego nie znosia, roztaczajac wok siebie aur
nieprzystpnosci i intelektualnej wyzszosci. A jednak podczas tego wykadu, gdy tylko suchaa i
obserwowaa, po raz pierwszy poczua dreszcz zimnego podniecenia.
Pierwszy stopien naukowy uzyskaa na uniwersytecie Columbia w 2003 roku, tam tez zaczta si
specjalizowac w dziedzinie cybernetyki.
W tym wasnie okresie Robertson i jego pozytronowe sciezki mzgowe dokonay
cakowitego przewrotu w dziedzinie budowy "maszyn liczacych". Mile przekaznikw i
fotokomrek zostay zastapione sztucznym tworem wielkosci ludzkiego mzgu.
Nauczya si obliczac parametry niezbdne do ustalenia wszystkich mozliwych zmiennych w
obrbie "pozytronowego mzgu", nauczya si konstruowac te "mzgi" na papierze w taki
sposb, aby reakcje na zadawane bodzce mogy zostac precyzyjnie okreslone i zakodowane.
Doktorat uzyskaa w 2008 roku i zacza pracowac w Amerykanskich Robotach jako
"robotopsycholog", stajac si pierwszym wielkim praktykiem nowej nauki. Lawrence Robertson
wciaz by przewodniczacym Korporacji, a Alfred Lanning zosta dyrektorem naukowo-
badawczym.
Przez 50 lat obserwowaa zmiany w kierunkach rozwoju rasy ludzkiej - sama idac jeszcze dalej.
Teraz zrezygnowaa juz z pracy naukowej, lecz nie zarzucia jej zupenie. W kazdym badz
razie pozwolia, aby na drzwiach jej gabinetu figurowao inne nazwisko.
I to byo wasciwie wszystko, co udao mi si uzyskac. Miaem duga list jej prac naukowych,
patentw, sporzadziem chronologiczna list jej doswiadczen i awansw - innymi sowy w
najdrobniejszych szczegach odtworzyem jej obraz jako naukowca.
Ale nie byo to dokadnie to, czego chciaem.
Potrzebowaem czegos wicej do cyklu moich reportazy dla Gazety Midzy galaktycznej.
Duzo wicej. Powiedziaem jej to. - Dr Calvin - rozpoczaem tak uroczyscie, jak tylko potrafiem.
- W swiadomosci publicznej pani i Amerykanskie Roboty to jedno. Pani rezygnacja z
kontynuowania prac badawczych bdzie koncem pewnej ery i...
- Zapewne chce pan, abym opowiedziaa panu cos o robotach z punktu widzenia ludzkich
interesw? - przerwaa mi. Nie usmiechna si do mnie. Przez chwil zastanawiaem si, czy ona
kiedykolwiek si smieje. Ale chociaz jej oczy byy zimne, nie widziaem w nich gniewu. Jej
spojrzenie przeszywao mnie na wylot i nagle zrozumiaem, co czuje pantofelek lezacy bezradnie
pod szkem mikroskopu. Nie byo to przyjemne uczucie. Ale odpowiedziaem tylko:
- Wasnie.
Wstaa zza biurka. Nie bya wysoka i sprawiaa wrazenie niezwykle kruchej. Podszedem za nia
do okna i razem wyjrzelismy na zewnatrz.
- Gdy zaczam tu pracowac - powiedziaa - miaam niewielki pokoik w budynku, w ktrym teraz
miesci si straz ogniowa. Dzieliam ten pokj z trzema innymi dziewcztami - wskazaa ruchem
gowy. Biura i fabryki Korporacji tworzyy mae miasto, troskliwie zaprojektowane i
rozmieszczone. Rozciagao si przede mna jak na przestrzennej fotografii. - Miaam na wasnosc
poow biurka. Wszystkie nasze roboty budowalismy tylko w jednym budynku, po trzy
tygodniowo. Tak byo kiedys. A dzisiaj? Niech pan tylko spojrzy.
- Picdziesiat lat - baknaem tuzinkowo - to dugi okres.
- Nie wtedy, gdy mozna go przywoac z pamici - odpara. - Wtedy zaczynamy si zastanawiac,
jak to si stao, ze przemina tak szybko.
Ponownie usiada za biurkiem. W jakis sposb nie musiaa zmieniac wyrazu twarzy, aby
wygladac na zasmucona.
- Ile pan ma lat? - zapytaa nagle.
- Trzydziesci dwa - odparem.
- A wic nie pamita pan swiata bez robotw. By kiedys czas, kiedy ludzkosc stawiaa czoa
wszechswiatowi samotnie, bez przyjaciela. Ale teraz czowiek ma juz kogos, kto mu pomaga, jest
od niego silniejszy, uzyteczniejszy, absolutnie mu oddany. Rodzaj ludzki nie jest juz duzej
samotny. Mysla pan kiedykolwiek o tym w ten sposb?
- Obawiam si, ze nie - przyznaem. - Czy mog zacytowac t wypowiedz w gazecie?
- Moze pan. Dla pana robot jest tylko robotem. Metal i tryby, elektrycznosc i pozytrony. Umys i
zelazo! Stworzony przez czowieka! A jezeli trzeba, przez czowieka zniszczony! Ale nie
pracowa pan z nimi, a wic nie zna ich pan. Zostay stworzone w inny sposb niz my, sa
czystsze, bardziej niewinne.
Sprbowaem skierowac rozmow na interesujacy mnie temat:
- Chcielibysmy, aby podzielia si pani z nami swoimi spostrzezeniami na temat robotw,
chcielibysmy poznac pani punkt widzenia dotyczacy kwestii ich obecnosci i funkcjonowania.
Gazeta Midzygalaktyczna obejmuje swoim zasigiem cay Ukad Soneczny. Mamy trzy biliony
potencjalnych czytelnikw, dr Calvin. A oni chcieliby wiedziec, co wasnie pani ma do
powiedzenia o robotach.
Nawet mnie nie suchaa. Ale gdy w koncu przemwia z ulga stwierdziem, ze podaza w
interesujacym mnie kierunku:
- Ci panscy czytelnicy powinni poznac caa t histori od samego poczatku. W tamtych czasach
sprzedawano roboty do wyacznego uzytku na Ziemi - byo to nawet jeszcze przed moja praca w
Korporacji. Wtedy roboty nie potrafiy jeszcze mwic. Dopiero pzniej zaczy coraz bardziej
przypominac czowieka, co spowodowao znaczne nasilenie ruchw opozycyjnych. Zwiazki
zawodowe oczywiscie pierwsze zaprotestoway przeciwko zatrudnianiu robotw na stanowiskach
przeznaczonych do tej pory wyacznie dla czowieka, a rznorakie organizacje odnowy
moralnosci i tym podobne bez ustanku wysuway mniej lub bardziej bezsensowne zarzuty. Byo
to wszystko niesmaczne i zupenie niepotrzebne - ale byo.
Ostroznie nacisnaem kciukiem wasciwy przycisk w moim kieszonkowym magnetofonie. Przy
odrobinie wprawy mozna to byo zrobic tak, aby osoba, z ktra aktualnie przeprowadza si
wywiad niczego nie zauwazya. Byo to bardzo wazne, a ja opanowaem ten numer do perfekcji.
- Wezmy przypadek Robbiego - mwia dalej. - Nigdy go nie spotkaam. Zosta rozmontowany
na rok przed moim przyjsciem do Korporacji. By beznadziejnie przestarzay. Ale widziaam t
maa dziewczynk w muzeum...
Przerwaa na chwil, a ja uszanowaem jej milczenie. Pozwoliem, aby pograzya si we
wspomnieniach. Bo i miaa co wspominac.
- Usyszaam t histori juz pzniej, w czasach, gdy nazywano nas bluzniercami i stworzycielami
demonw. Zawsze o nim myslaam. Robbie by niemym robotem. Zosta wyprodukowany i
sprzedany w 1996 roku. W tamtych czasach nie byo jeszcze tak waskiej specjalizacji jak teraz,
zosta wic sprzedany jako opiekun dla dziecka...
- Jako co?
- Jako opiekun dla dziecka...

ROBBIE

- Dziewicdziesiat osiem, dziewicdziesiat dziewic, sto! - Gloria odsonia zasonite do tej pory
przedramieniem oczy i mruzac je przed soncem, na par chwil zastyga nieruchomo. Nagle,
prbujac rozgladac si we wszystkich kierunkach rwnoczesnie, oderwaa si od pnia drzewa i
postapia par krokw do przodu.
Przechylia gow, aby obejrzec uwaznie kp krzakw po drugiej stronie trawnika, a potem
odsuna si dalej i rozejrzaa szybko dookoa. Wszdzie panowaa gboka cisza, przerywana
jedynie brzczeniem owadw lub nagym krzykiem jakiegos ptaka, przecinajacego bkitne
niebo.
- Zaoz si, ze wszed do domu, a przeciez tyle razy mwiam mu, aby tego nie robi - mrukna
do siebie Gloria. Z zacisnitymi w waska lini ustami i zmarszczonym groznie czoem ruszya
zdecydowanie w kierunku pitrowego domku, stojacego nieopodal autostrady.
Gdy usyszaa szelest i rytmiczne clump-clump metalowych stp Robbiego, byo juz za pzno.
Odwrcia si gwatownie i spostrzega, jak jej triumfujacy towarzysz wyania si wasnie z
ukrycia i biegnie w kierunku drzewa.
- Zaczekaj, Robbie! - pisna Gloria penym zosci gosem. - To nie byo fair, Robbie!
Przyrzekes, ze nie bdziesz bieg, dopki ci nie znajd!
Mae stopy Glorii nie byy w stanie dotrzymac tempa olbrzymim krokom Robbiego. Nagle, w
odlegosci 10 stp od celu Robbie zwolni do powolnego truchtu, a Gloria, w ostatnim wybuchu
szalonego pdu przemkna obok niego i dotkna drzewa jako pierwsza.
Uszczsliwiona odwrcia si w jego stron i z wasciwa jej pci niegodziwa niewdzicznoscia
nagrodzia go za jego poswicenie.
- Robbie nie umie biegac! - krzykna caa moca swego dziecinnego gosiku. - Robbie nie umie
biegac! Mog z nim wygrac, kiedy zechc!
Robbie nie odpowiedzia - a przynajmniej nie sowami. Zacza nasladowac niezgrabne ruchy
biegnacej dziewczynki, tak ze ta w koncu puscia si za nim w pogon. Lecz za kazdym razem,
gdy podbiegaa juz do podrygujacego smiesznie robota, ten uskakiwa zwinnie na bok, a
rozpostarte szeroko ramiona dziewczynki chwytay tylko powietrze.
Robot nagle zatrzyma si, podnis ja do gry i zakrci dookoa siebie, az oszoomiona Gloria
nie moga zapac tchu. Po chwili ponownie znalaza si bezpiecznie na trawie, opierajac si o
masywna nog robota i sciskajac twardy, metalowy palec.
Gdy odzyskaa oddech, nieswiadomym ruchem imitujacym jeden z gestw matki podniosa obie
donie do rozczochranych wosw i obrcia si dookoa sprawdzajac, czy nie ma rozdartej
sukienki.
Po chwili uderzya obiema donmi w stalowy korpus Robbiego.
- Niegrzeczny chopiec! Dam ci klapsa!
Robbie skuli si i przyozy obie donie do swej metalowej twarzy, tak ze musiaa szybko dodac:
- Nie bj si, Robbie. Nie dam ci klapsa. Ale teraz moja kolej, abym si schowaa, bo ty masz
duzsze nogi i obiecaes, ze nie bdziesz bieg dopki ci nie znajd.
Robbie skina gowa - niewielkim rwnolegoscianem o zaokraglonych krawdziach i
przymocowanym do podobnego, lecz wikszego rwnolegoscianu, speniajacego funkcj torsu -
i posusznie stana twarza do drzewa. Cienkie, metalowe bonki opady na jego jarzace si oczy, a
z wntrza korpusu dobiego rwnomierne, metaliczne tykanie.
- Tylko nie podgladaj! I nie pomyl si przy liczeniu - ostrzega go Gloria i pobiega, aby
poszukac jakiejs kryjwki.
Z monotonna regularnoscia mechanizm Robbiego odlicza mijajace sekundy, a przy setnym
uderzeniu metalowe powieki podniosy si i robot rozejrza si dookoa. Przez chwil wpatrywa
si w kawaek kolorowego materiau, wystajacego zza sztucznej skay. Ruszy par krokw do
przodu i przekona si, ze przycupna tam ukrywajaca si przed nim Gloria.
Powoli, stale pozostajac pomidzy drzewem a Gloria, przesuna si troch w bok i gdy
dziewczynka bya juz zupenie widoczna, wyciagna w jej kierunku jedno rami, drugim
uderzajac si metalicznie o nog. Nadasana Gloria wybiega zza kamienia.
- Podgladaes! - wykrzykna oskarzycielsko. - A zreszta jestem juz zmczona zabawa w
chowanego. Chc si przejechac.
Robbie poczu si widac dotknity tym bezpodstawnym zarzutem i usiad powoli, krcac przy
tym niezgrabnie gowa.
- Och, daj spokj, Robbie - gos Glorii by sama sodycza. - Zartowaam z tym podgladaniem.
Wez mnie na barana.
Ale Robbie nie da si tak atwo udobruchac. Uparcie wpatrywa si w niebo i ponownie
potrzasna gowa.
- Prosz, Robbie, wez mnie na barana - dziewczynka otoczya jego szyj ramionami. Nagle,
udajac zasmucona, odesza par krokw do tyu.
Robbie, jezeli mnie nie wezmiesz, bd pakaa - usta wykrzywiy si w paczliwym grymasie
podkreslajacym wag zapowiedzianej grozby.
Nieustpliwy Robbie wydawa si nie zwracac na to wikszej uwagi. Po raz trzeci pokrci
obojtnie gowa. Gloria zdecydowaa si zagrac swa karta atutowa:
- Jezeli nie wezmiesz mnie na barana - wykrzykna - to nie opowiem ci juz zadnej bajki, Robbie.
Nigdy! Wobec takiego ultimatum Robbie musia si poddac.
Entuzjastycznie skina gowa, az chrupno mu cos w metalowej szyi. Delikatnie podnis
dziewczynk i ostroznie umiesci na swych szerokich, paskich barkach.
Gloria usadowia si wygodnie i wydaa okrzyk radosci. Metalowa powoka Robbiego,
utrzymywana w staej temperaturze bya ciepa i mia w dotyku, a donosne odgosy uderzen
pitami o piers robota brzmiay po prostu cudownie.
- Jestes szybowcem, Robbie. Jestes wielkim, srebrnym szybowcem. Wyciagnij ramiona, Robbie -
musisz, jezeli masz byc szybowcem!
Logika bya nie do odparcia. Ramiona Robbiego stay si skrzydami apiacymi prady
powietrzne, a on sam sta si wielkim, srebrnym szybowcem.
Na penej prdkosci przemknli przez cay trawnik az do pasa wysokiej, nie skoszonej trawy,
gdzie Robbie zatrzyma si gwatownie, wywoujac tym cienki okrzyk niezadowolenia u swego
uszczsliwionego jezdzca. Zdja Glori z ramion i ostroznie postawi na trawniku.
- To byo wspaniae, Robbie - wysapaa rozpromieniona dziewczynka.
Robbie czeka spokojnie az Gloria odzyska normalny oddech, a potem pociagna ja delikatnie za
jeden z loczkw na gowie.
- Chcesz czegos? - zapytaa niewinnie wpatrujac si w robota szeroko otwartymi, zdumionymi
oczami. Jej olbrzymia "niania" nie daa si zbyc byle czym: ponownie pociagna ja za kosmyk.
- Och, juz wiem. Chcesz, zebym opowiedziaa ci jakas bajk, prawda?
Robbie skina gwatownie gowa.
- Ktra chcesz?
Robbie nakresli w powietrzu pkole wskazujacym palcem.
- Jeszcze raz? - zaprotestowaa dziewczynka. - Opowiadaam ci juz Kopciuszka milion razy. Nie
znudzio ci si jeszcze? To dobre dla dzieci.
Palec Robbiego zakresli kolejne pkole.
- No dobrze - poddaa si Gloria. Przebiega w myslach tresc bajki (tu i wdzie dodajac jakies
wasne, drobne szczegy), opara si wygodnie o Robbiego i zacza:
- Jestes gotowy? A wic suchaj. Pewnego razu zya sobie sliczna maa dziewczynka imieniem
Ella, ktra miaa okrutna macoch i dwie bardzo okropne przyrodnie siostry i...

Dosza wasnie do najbardziej ekscytujacego momentu w caej bajce - wybija pnoc i wszyscy
przybieraja swa prawdziwa postac, tego fragmentu Robbie sucha zawsze z niezmiennie
ponacymi oczyma - gdy nagle dolecia ich daleki okrzyk:
- Gloria!
By to wysoki gos kobiety, ktra krzyczaa juz po raz wtry i w ktrym rosnacy niepokj
zaczyna brac gr nad zniecierpliwieniem.
- Mama mnie woa - powiedziaa-Gloria zmartwionym gosem. - Lepiej odprowadz mnie do
domu, Robbie.
Robbie posucha jej z niezwyka skwapliwoscia, poniewaz ilekroc usysza gos pary Weston,
jakis tajemniczy impuls podpowiada mu, ze lepiej dla niego bdzie, jezeli speni jej polecenie
natychmiast i bez szemrania. Ojciec Glorii rzadko bywa w domu - chyba ze bya sobota, jak
dzisiaj - a gdy by obecny, okazywa si wspaniaa i wyrozumiaa osoba. Matka Glorii wpywaa
jednak na emocjonalne obwody Robbiego dziwnie deprymujaco, tak ze wola trzymac si od niej
z daleka.
Pani Weston dostrzega ich, gdy tylko stanli na nogi. Odwrcia si na picie, wesza na ganek i
czekaa, az si zbliza.
- Gloria, prawie zdaram sobie gardo - powiedziaa ostrym tonem. - Gdzie byas?
- Byam z Robbiem - usprawiedliwiaa si Gloria. - Opowiadaam mu wasnie bajk o
Kopciuszku i zapomniaam, ze juz jest pora na obiad.
- Szkoda tylko, ze Robbie takze zapomnia. - Nagle jakby dopiero teraz przypominajac sobie o
jego obecnosci, odwrcia si w jego stron:
- Mozesz odejsc, Robbie. Gloria nie bdzie ci juz potrzebowaa.
Zmierzya wzrokiem metalowa postac i dodaa brutalnie:
- I nie wracaj, dopki ci nie zawoam.
Robbie juz si odwrci by odejsc, lecz zawaha si syszac, ze Gloria bierze go w obron.
- Poczekaj, mamo. Musisz pozwolic mu zostac. Nie skonczyam jeszcze opowiadac bajki.
Obiecaam mu, ze opowiem Kopciuszka i nie skonczyam.
- Gloria!
- Naprawd, mamusiu. On bdzie tak cicho, ze nawet nie bdziesz wiedziaa, ze jest z nami.
Usiadzie sobie w kacie pokoju i nie powie ani jednego swka. Prawda, Robbie?
Osmielony Robbie kiwna swa masywna gowa w gr i w d.
- Gloria, jezeli zaraz nie przestaniesz, to nie zobaczysz Robbiego przez cay nastpny tydzien.
Dziewczynka zmruzya oczy.
- No dobrze. Ale Kopciuszek to jego ulubiona bajka i ja mu jej nie skonczyam. A on tak ja lubi.
Robot odszed z rozpaczliwie opuszczona gowa, a Gloria w milczeniu przekna zy.

George Weston czu si znakomicie. W sobotnie popoudnie zawsze bywa w znakomitym
nastroju - wspaniay obiad, wygodna, pena poduszek kanapa, na ktrej mozna si swobodnie
rozciagnac, mikkie kapcie i egzemplarz Timesa - cz wicej wymagac od sobotniego
popoudnia?
Dlatego tez wcale nie by zadowolony, gdy do pokoju wesza zona. Po dziesiciu latach
wsplnego pozycia by na tyle gupi, ze wciaz ja kocha i widok jej wciaz sprawia mu
przyjemnosc - ale sobotnie popoudnia pragna poswicac idei solidnego wypoczynku przez dwie
lub trzy godziny w zupenej samotnosci. A wic konsekwentnie schowa twarz w pacht gazety i
udawa, ze jej nie zauwazy.
Pani Weston czekaa cierpliwie przez dwie minuty, mniej cierpliwie przez kolejne dwie. W
koncu przerwaa cisz:
- George!
- H?
- George, mwi do ciebie! Moze bys tak odozy t gazet i na mnie spojrza?
Gazeta powdrowaa na podog, a pan Weston westchna cizko i zwrci znuzona twarz w
stron zony.
- Co si stao, kochanie?
- Wiesz dobrze, George. Chodzi mi o Glori i o t okropna maszyn.
- Jaka okropna maszyn?
- Tylko nie udawaj, ze nie wiesz o czym mwi. Chodzi mi o tego robota, ktrego Gloria nazywa
Robbie. Nie zostawia jej samej nawet przez chwil.
- A dlaczego miaby ja zostawiac? Przeciez w tym wasnie celu zosta skonstruowany. I z caa
pewnoscia nie jest okropna maszyna. To najlepszy robot, jakiego mozna dostac za taka cen - i
na pewno jest jej wart.
Poruszy si, aby wziac gazet, ale jego zona bya szybsza. Podniosa ja i odrzucia w kat pokoju.
Posuchaj mnie, George. Nie chc, aby moja crk wychowywaa maszyna - jakakolwiek by ona
nie bya.
Ona nie ma duszy i nikt nie wie, co naprawd mysli. George, dziecko po prostu nie moze byc
wychowywane przez taka rzecz z metalu.
Pan Weston zmarszczy w zamysleniu czoo.
- Skad taka naga zmiana nastroju? Jest z Gloria juz od przeszo dwu lat i jak do tej pory nie
martwio ci to zbytnio.
- Z poczatku byo inaczej. To bya nowosc, ta maszyna zdja ze mnie sporo obowiazkw i... i to
byo modne miec taka rzecz w domu. Ale teraz juz sama nie wiem. A sasiedzi...
- A co sasiedzi maja z tym wsplnego? Posuchaj, robotowi mozna zaufac bardziej niz
jakiejkolwiek ludzkiej opiekunce. Robbie skonstruowany zosta tylko do jednego celu - aby byc
doskonaym towarzyszem dla maego dziecka. Jego caa "mentalnosc" zostaa tak uksztatowana,
aby suzya wyacznie temu celowi. On po prostu nie moze nie byc oddany, kochajacy i
troskliwy.
- Ale przeciez zawsze moze si cos przytrafic - pani Weston miaa dosc mgliste pojcie o
budowie robotw. - Przeciez moze mu si przepalic jakas lampka i ta rzecz kompletnie zwariuje,
i...
- Nonsens - rzuci z irytacja pan Weston wzruszajac przy tym ramionami. - To przeciez smieszne.
Pamitasz przeciez, ze gdy kupowalismy Robbiego, mielismy duga rozmow na temat
Pierwszego Prawa Robotyki. Przeciez wiesz, zaden robot nie jest w stanie skrzywdzic ludzkiej
istoty, ze na dugo przed zakceniem Prawa pierwszego robot staje si kompletnie
nieoperatywny. To po prostu matematycznie niemozliwe. A poza tym, dwa razy do roku
przyjezdza inzynier z Amerykanskich Robotw i robi biednemu Robbiemu kompletny przeglad.
Szansa, aby cos mu si nagle stao jest tak samo nieprawdopodobna jak fakt, ze oboje nagle
postradamy zmysy. A nawet jeszcze mniejsza. A zreszta, jak ty wasciwie chcesz go od niej
odsunac?
- No wasnie, George, o to mi chodzi. Ona nie chce si juz bawic z nikim innym. Przeciez jest
tutaj co najmniej tuzin dzieci, z ktrymi mogaby si zaprzyjaznic, ale ona nie chce! Nawet si do
nich nie zbliza, chyba ze ja zmusz. To nie jest sposb, w jaki dziecko powinno si rozwijac.
Chcesz przeciez, aby bya normalna, prawda? Przeciez kiedys bdzie musiaa zajac wasne
miejsce w spoeczenstwie.
- Przesadzasz, kochanie. Wyobraz sobie, ze Robbie to po prostu pies. A widziaem juz setki
dzieci, ktre wolay bawic si z psami niz z wasnymi ojcami.
- Pies to co innego, George. Musimy pozbyc si tej okropnej rzeczy. Mozesz go wysac z
powrotem do Korporacji. Juz ich o to pytaam.
- Pytaas? Suchaj Grace, tym razem juz przesadzias. Zatrzymamy robota dopki Gloria nie
bdzie starsza i nie zadecyduje sama. I nie zycz sobie wicej zadnych rozmw na ten temat - z
tymi sowami wsta i wyszed z pokoju.

Pani Weston spotkaa swego mza w drzwiach azienki dwa dni pzniej.
- Musisz mnie wysuchac, George. Po miasteczku kraza niepokojace pogoski.
- Tak? Jakie pogoski? - zapyta Weston. Wszed do azienki i pusci wod do wanny.
- O Robbie - odpara pani Weston.
Pan Weston, z rcznikiem w doni, wyskoczy z azienki i zmierzy zon wsciekym spojrzeniem.
- O czym ty mwisz?
- Och, to juz narastao od jakiegos czasu. Prbowaam nie brac tego zbyt powaznie, ale sprawy
zaszy juz za daleko. Wikszosc mieszkancw uwaza, ze Robbie jest po prostu niebezpieczny.
Nie pozwalaja dzieciom przechodzic wieczorami obok naszego domu.
- Ale nasze dziecko bawi si z tym robotem. Wszyscy o tym wiedza.
- Oni nie przyjmuja tego do wiadomosci.
- A wic do diaba z nimi!
- To nie jest odpowiedz, George. Przeciez codziennie spotykam si z tymi ludzmi na zakupach i
sysz, co o nas mwia. A w duzych miastach jest nawet jeszcze gorzej. Wadze Nowego Jorku
wyday wasnie rozporzadzenie, aby roboty nie pojawiay si na ulicach pomidzy zachodem o
wschodem sonca.
- No dobrze, ale to wszystko nie moze nas powstrzymac od trzymania robota w naszym wasnym
domu. Grace, to po prostu jeszcze jeden twj wymys. Ale moja odpowiedz brzmi wciaz: nie!
Zatrzymamy Robbiego!

A jednak kocha swa zon i, co gorsza, ona o tym wiedziaa. George Weston by w koncu tylko
czowiekiem - biedaczysko - a jego zona bezlitosnie wykorzystywaa wszystkie atrybuty swej
pci proszac, zadajac, grozac.
Tego samego tygodnia jeszcze dziesiatki razy wykrzykiwa: "Robbie zostaje - to moje ostatnie
sowo!", ale za kazdym razem byo to coraz mniej przekonujace i zakonczone coraz cizszym
westchnieniem.
Wreszcie nadszed dzien, w ktrym pan Weston podszed do crki i gosem penym winy
zaproponowa "cudowny" seans visivoxu w miasteczku.
Uszczsliwiona Gloria klasna w rce.
- Wspaniale! Czy Robbie moze pjsc razem z nami?
- Nie, kochanie - powiedzia pan Weston i az sam si przestraszy syszac wyraznie nieszczere
nuty w swoim gosie. - Robotom nie wolno wchodzic na seanse visivoxu. Ale mozesz
opowiedziec mu wszystko po powrocie do domu - przy ostatnich sowach spojrzenie pana
Westona ucieko gdzies w bok.
Gloria wrcia z miasteczka az kipiac z podniecenia. Widowisko byo rzeczywiscie wspaniae.
- Poczekaj tylko, az opowiem to wszystko Robbiemu, tatusiu - szczebiotaa Gloria czekajac, az
ojciec wmanewruje samochd odrzutowy do garazu. - Jestem pewna, ze bardzo mu si spodoba.
Pan Weston pokiwa w zamysleniu gowa, ale nie powiedzia ani sowa. Wprowadzi samochd
do garazu i wyaczy silnik. Wiedzia, ze w koncu bdzie musia stawic temu czoa.
Gloria wybiega z garazu i puscia si pdem przez trawnik.
Robbie! Robbie!
Nagle zatrzymaa si gwatownie na widok lezacego na werandzie piknego collie, wpatrujacego
si w nia powaznymi, brazowymi oczami i walacego ogonem o deski podogi.
- Jaki pikny pies - wesza na werand, uklka obok zwierzcia i delikatnie pogaskaa go. - To
dla mnie, tatusiu?
W tej samej chwili na werand wesza pani Weston.
- Tak, kochanie, dla ciebie. Popatrz tylko jaki jest pikny - mikki i puszysty. I bardzo lub mae
dziewczynki.
- A umie si bawic?
- Oczywiscie. Zna bardzo wiele sztuczek. Chciaabys je zobaczyc?
- Chwileczk. Chciaabym, aby Robbie takze je zobaczy. Robbie! - rozejrzaa si niepewnie i
zmarszczya czoo. - Na pewno zosta w swoim pokoju i gniewa si na mnie, ze nie zabraam go
do visivoxu. Bdziesz musia mu to wytumaczyc, tatusiu. Mnie mgby nie uwierzyc, ale ty
zawsze potrafies go przekonac.
Wargi pana Westona zacisny si w waska lini. Spojrza na zon, ale ta unikaa jego wzroku.
Gloria odwrcia si na picie i wbiega do domu woajac po drodze:
- Robbie! Chodz, zobacz co tata i mama mi kupili! Kupili mi psa, Robbie!
W minut pzniej bya z powrotem, przestraszona, maa dziewczynka.
- Mamo, Robbiego nie ma w pokoju. Gdzie on jest?
Na to pytanie nie byo odpowiedzi. Pan Weston zakaszla i uda, ze nagle bardzo zainteresowaa
go pynaca swobodnie po niebie chmura. Gos Glorii drza juz na granicy paczu:
- Gdzie jest Robbie, mamo?
Pani Weston uklka i przytulia crk do siebie.
- Nie przejmuj si tym tak, Glorio. Widzisz, myslimy, ze Robbie po prostu odszed.
- Odszed? Gdzie? Dokad odszed, mamo?
- Nie wiemy, kochanie. Po prostu odszed. Szukalismy go wszdzie, ale nie moglismy go znalezc.
- To znaczy, ze on juz nigdy nie wrci? - oczy Glorii byy okrage z przerazenia.
- Byc moze wkrtce go znajdziemy, kochanie. Wciaz go szukamy. A ty tymczasem mozesz
bawic si ze swoim nowym pieskiem. Spjrz tylko na niego! Wabi si Byskawica i...
- Nie chc tego brzydkiego psa! Chc Robbiego! Chc, zebyscie odnalezli Robbiego! - nagle
zamrugaa powiekami i wy buchna gwatownym paczem.
Pani Weston spojrzaa w stron mza proszac go o pomoc, ale gdy wciaz nie odrywa wzroku od
niebios, westchna cizko i wzia na swe barki cizar pocieszenia crki.
- Dlaczego paczesz, Glorio? Robbie by tylko maszyna, tylko stara, brzydka maszyna. On wcale
nie by zywy.
- On wcale nie by maszyna! - wykrzykna Gloria. - By osoba tak jak ty czy ja, i by moim
przyjacielem. Chc go z powrotem. Mamo, chc go z powrotem!
Pani Weston westchna ponownie, tym razem w poczuciu klski i zostawia crk jej zalowi.
- Niech si wypacze - powiedziaa do mza. - Dziecinne zale nigdy nie trwaja dugo. Za par dni
zapomni, ze ten okropny robot w ogle istnia.
Pani Weston bya jednak zbytnia optymistka. Co prawda Gloria przestaa pakac, ale za to
przestaa si takze usmiechac i z kazdym dniem stawaa si coraz bardziej blada i milczaca. Pani
Weston natomiast chodzia coraz bardziej zdenerwowana, a przed ustapieniem powstrzymywaa
ja tylko niemoznosc przyznania si do porazki przed wasnym mzem.
Pewnego wieczoru wesza do saloniku z twarza jak chmura gradowa i usiada na sofie.
Pan Weston wyciagna szyj, aby spojrzec na nia znad rozpostartej gazety.
- Co si stao, Grace?
- Znowu Gloria, George. Dzisiaj musiaam odesac psa. Powiedziaa, ze nie moze zniesc jego
widoku. Ta dziewczyna doprowadzi mnie do rozstroju nerwowego.
Pan Weston odozy gazet i spojrza jej prosto w oczy.
- A moze powinnismy sprowadzic Robbiego z powrotem? Mgbym to zaatwic. Mgbym si
skontaktowac z...
- Nie! - przerwaa mu ostrym tonem. - Nawet nie chc o tym syszec. Nie poddam si tak atwo.
Moje dziecko nie bdzie wychowywane przez jakiegos robota.
Pan Weston podnis gazet i bezradnie wzruszy ramionami.
- Jeszcze rok takiego zycia, a przedwczesnie posiwiej.
- Rzeczywiscie, George, jestes ogromnie pomocny - pada chodna odpowiedz. - Gloria
potrzebuje zmiany srodowiska. To przeciez jasne, ze tutaj nie moze o nim zapomniec. Jak
mogaby, kiedy kazde drzewo i skaa przypominaja jej Robbiego. Wiesz, George, to chyba
najgupsza sytuacja o jakiej kiedykolwiek syszaam. Wyobraz sobie tylko; dziecko
zamartwiajace si na smierc z powodu straty robota!
- Wracajmy lepiej do tematu. Jaka zmian srodowiska proponujesz?
- Zabierzemy ja do Nowego Jorku.
- Do miasta! W sierpniu! Nie wiesz, jak Nowy Jork wyglada w sierpniu? Jest nie do zniesienia.
- Miliony ludzi jakos to znosza.
- Bo nie moga mieszkac w takim miejscu, jak my. Nie mieszkaliby w miescie, gdyby nie musieli.
- Ale my musimy. Wyjedziemy tak prdko, jak tylko uda si przeprowadzic niezbdne
przygotowania. W miescie Gloria znajdzie nowe zainteresowania i nowych przyjaci, ktrzy
pozwola jej zapomniec o tej przekltej maszynie.
- Litosci - westchna jej gorsza poowa. - Te tumy!
- Musimy - pado nieugicie. - W zeszym miesiacu Gloria stracia na wadze 5 funtw, a zdrowie
mojej crki jest dla mnie wazniejsze niz twoja osobista wygoda.
- Szkoda tylko, ze nie pomyslaas o zdrowiu swojej crki zanim zabraas jej tego robota -
mrukna, ale tylko do siebie.
Gloria, gdy tylko usyszaa o majacej si odbyc podrzy do miasta, natychmiast zacza
okazywac wyrazne oznaki poprawy nastroju. Co prawda w dalszym ciagu nie mwia duzo, ale
gdy juz si przemoga, robia to z zywym zainteresowaniem. Ponownie zacza si usmiechac i
jesc z czyms, co przypominao apetyt.
Pani Weston nie posiadaa si z radosci i nie pomijaa zadnej okazji, aby zatriumfowac nad swym
wciaz sceptycznym mzem.
- No i widzisz, George? - mwia. - Pomaga mi przy pakowaniu jak may anioek i jest taka
szczsliwa, jakby nie dbaa juz o nic na swiecie. Mwiam ci przeciez: ona potrzebuje zmiany
srodowiska i zainteresowan.
- Aha - pada sceptyczna odpowiedz. - Miejmy nadziej, ze miaas racj.
Przygotowania do wyjazdu przebiegay niezwykle sprawnie. Panstwo Weston wynajli w miescie
nowy dom, a domek na wsi wydzierzawili. Gdy nadszed dzien wyjazdu,
Gloria bya juz po dawnemu soba i nie wspominaa wicej Robbiego.
W wysmienitych humorach caa rodzina usadowia si w zyrotakswce i poleciaa na lotnisko,
gdzie po krtkich formalnosciach wsiada na czekajacy juz liniowiec.
- Gloria, chodz tutaj! - zawoaa pani Weston. - Zamwiam ci miejsce przy oknie, a wic
bdziesz moga ogladac krajobraz.
Gloria ochoczo skoczya na puste miejsce, przycisna nos do okragego iluminatora i z wyrazna
ciekawoscia obserwowaa przygotowania do startu. Po chwili silniki zagrzmiay i statek ruszy.
Gloria bya za maa, zeby si przestraszyc gdy nagle ziemia zostaa w dole, a ona sama zacza
wazyc dwa razy wicej, ale nie bya za maa aby nie okazac ogromnego zainteresowania.
Oderwaa nos od szyby dopiero wtedy, gdy byli juz zbyt wysoko, aby rozrzniac jakiekolwiek
szczegy.
- Mamo, kiedy bdziemy w miescie? - zapytaa ze zniecierpliwieniem.
- Za okoo p godziny, kochanie - odpara pani Weston. Zamkna oczy, lecz nagle, w
przypywie nagej fali niepokoju, zwrcia si do crki:
- Nie cieszysz si, ze wyjezdzamy? Zobaczysz, w miescie bdziesz bardzo szczsliwa. Tam jest
tyle rzeczy do zobaczenia. Bdziemy chodzili codziennie do visivoxu, do cyrku, na plaz...
- Tak, mamo! - radosnie wykrzykna Gloria. Przez chwil w milczeniu przypatrywaa si
chmurom, przez ktre wasnie przelatywali. Dopiero gdy niebo stao si na powrt czyste,
odwrcia si do matki z wyrazem twarzy, ktry sugerowa, ze wpada wasnie na trop jakiejs
skrywanej przed nia tajemnicy.
- A ja wiem, po co jedziemy do miasta, mamo.
- Tak? - odpara zaskoczona. - A wic po co, kochanie?
- Nie powiedziaas mi tego, bo chciaas, aby to bya niespodzianka, ale ja i tak wiem - rozesmiaa
si wesoo dziewczynka. - Jedziemy do Nowego Jorku, aby odnalezc Robbiego, prawda? Razem
z detektywami.
Pytanie to zaskoczyo pana Westona akurat w momencie, gdy drobnymi yczkami popija wod.
Zaskoczenie byo zupene i zatrwazajace w skutkach. Najpierw rozpaczliwa prba odzyskania
oddechu, parsknicie, gejzer wody i wreszcie wybuch gwatownego kaszlu. Kiedy juz byo po
wszystkim, pozosta czerwona, mokra i bardzo rozdrazniona osoba.
Pani Weston udao si nie parsknac smiechem, ale gdy Gloria powtrzya swe pytanie bardziej
nalegajacym tonem poczua, jak dobry nastrj z poczatku podrzy opuszcza ja.
- Byc moze - odpara cierpko. - A teraz siedz juz spokojnie, na miosc boska.

Nowy Jork 1998 roku by wikszym rajem dla turystw niz kiedykolwiek. Rodzice Glorii
wiedzieli o tym i postanowili to wykorzystac.
Zabrali ja na szczyt wysokiego na p mili budynku Roosevelta, skad roztaczaa si rozlega
panorama paskich dachw, ktre ciagny si daleko, az do Long Island. Zabrali ja do zoo, gdzie
Gloria w naboznym skupieniu wpatrywaa si w "prawdziwego zywego lwa" (troch
rozczarowana, ze pracownicy zoo karmili go surowym misem a nie zywymi ludzmi, jak si do
tego po cichu spodziewaa) i upara si, aby zobaczyc "wieloryba".
Potem rozpocza si niekonczacy korowd muzew, parkw, wystaw i plaz.
Gdy miesiac pobytu w miescie dobiega juz konca, Westonowie byli przekonani, ze zrobili
wszystko, aby dziewczynka zapomniaa o swym dawnym przyjacielu - tyle ze wcale nie byli
pewni, czy im si to naprawd udao.
Pozostawao faktem, ze dokadkolwiek poszli, najwyzsze zainteresowanie Glorii zawsze
dotyczyo wszystkich znajdujacych si w zasigu wzroku robotw. Niewazne jak interesujace
rzeczy dziay si tuz przed jej dziecicymi oczami. Natychmiast odwracaa wzrok, gdy chocby
kacikiem oka dostrzega w oddali bysk metalicznego ruchu. Zdesperowana pani Weston staraa
si trzymac ja z daleka od wszelkiego rodzaju robotw.
Kolejny epizod wydarzy si w Muzeum Nauki i Przemysu. Zaabsorbowani stali wasnie przed
potznym elektromagnesem, gdy nagle pani Weston zdaa sobie spraw, ze obok niej nie ma
Glorii. Pod wpywem paniki zawoaa trzech przewodnikw i rozpoczy si energiczne
poszukiwania.
Gloria jednak nie bakaa si po budynku bez celu. Jak na swj wiek bya niezwykle
zdecydowana i sprytna dziewczynka. Na trzecim pitrze dostrzega ogromna strzak z napisem:
"Mwiacy Robot". Gloria przeliterowaa sobie ten napis cichutko i gdy zauwazya, ze rodzice
wcale nie maja zamiaru ruszyc w pozadanym przez nia kierunku zrobia to, co wydawao jej si
oczywiste. Wykorzystaa szczsliwy traf ich chwilowej nieuwagi, odaczya si niepostrzezenie i
ruszya w slad za byszczaca strzaka.

Mwiacy Robot by niepraktycznym urzadzeniem, posiadajacym jedynie wartosc jako
ciekawostka. Co godzina grupa ludzi pod eskorta przewodnika stawaa przed robotem i
lkliwymi szeptami zadawaa pytania, a gdy gwny inzynier zadecydowa, ze jakies byo
dostatecznie proste, transmitowa je bezposrednio do Mwiacego Robota.
Byo to raczej nudne. Bardzo niewielu ludzi wracao, aby ponownie porozmawiac z Robotem.
Dlatego tez, gdy do Pomieszczenia gdzie go umieszczono wesza Gloria, na awce siedziaa tylko
moda dziewczyna.
Gloria nawet na nia nie spojrzaa. W tej chwili nie istnia dla niej zaden zywy czowiek. Caa
uwag poswicia tej duzej, metalowej rzeczy na koach. Przez chwil, rozczarowana, zawahaa
si. Ta rzecz nie bya podobna do zadnego robota, jakiego do tej pory widziaa.
- Przepraszam, panie Robocie, ale czy jest pan Mwiacym Robotem? - zapytaa w koncu
drzacym z emocji gosem. Nie bya pewna, ale wydawao si jej, ze robot, ktry mwi wymaga,
aby zwracac si do niego w odpowiednio grzeczny sposb.
(Moda dziewczyna zacza obserwowac t scen z rosnacym zainteresowaniem. Nagle wyja
niewielki notatnik i zacza cos goraczkowo zapisywac).
Rozleg si cichy szczk waczanych mechanizmw i po chwili w caym pomieszczeniu zadudni
metaliczny gos wypowiadajacy sowa bez akcentu i intonacji:
- Jestem-robotem-ktry-mwi.
Gloria spojrzaa na niego nieufnie. Rzeczywiscie mwi, chociaz gos dochodzi z jakiegos
innego miejsca. Nie mia nawet twarzy. Ale zapytaa:
- Czy moze mi pan pomc, panie Robocie?
Mwiacy Robot zaprojektowany by tak, aby odpowiadac na pytania, a zadawane mu byy tylko
takie, na jakie mg odpowiadac. Stad:
- Mog-ci-pomc.
- Dzikuj panu, panie Robocie. Czy widzia pan Robbiego?
- Kto-to-jest-Robbie?
- Jest robotem, panie Robocie - wspia si na palce. - Jest tak wysoki jak ja, tylko wyzszy i jest
bardzo miy. I ma gow. To znaczy, chciaam powiedziec, ze pan nie ma, ale on ma.
Mwiacy Robot zagubi si wyraznie w tym potoku sw.
- Robot?
- Tak, panie Robocie. Robot, tak ja pan, tylko ze nie potrafi mwic, oczywiscie. I wyglada jak
prawdziwa osoba.
- Robot-jak-ja?
- Tak, panie Robocie.
Jedyna odpowiedzia Mwiacego Robota byo dziwaczne trzeszczenie i syczenie. Po raz pierwszy
do mechanicznej swiadomosci robota dotar fakt, ze jego istnienie nie jest bytem jednostkowym,
ze jest czonkiem podobnej mu spoecznosci. A by to jeden z dylematw, do rozwiazywania
ktrych nie by zaprogramowany. I chociaz lojalnie trzeba przyznac, ze prbowa, jedynym
efektem byo przepalenie poowy obwodw. Rozdzwiczay si dzwonki alarmowe.
(Dziewczyna siedzaca na awce zamkna swj notatnik. Zebraa juz dostateczna ilosc materiau
do pracy "Praktyczne aspekty robotyki". Bya to pierwsza praca Susan Calvin na ten temat).
Gloria staa w milczeniu, z dobrze skrywanym zniecierpliwieniem oczekujac na odpowiedz
maszyny. Lecz jedynym gosem rozlegajacym si w pomieszczeniu by dobiegajacy zza jej
plecw rozzoszczony gos pani Weston:
- Co ty tu robisz, niegrzeczna dziewczynko? Czy wiesz, jak mnie przestraszyas? Dlaczego
uciekas?
Do pomieszczenia wpad inzynier robotronik i rwac wosy z gowy wrzasna w kierunku
zbierajacego si juz tumu:
- Czy nikt z was nie potrafi czytac, do diaba? Nie wolno tu wchodzic bez przewodnika!
Gloria podniosa na matk niewinne spojrzenie.
Chciaam tylko zobaczyc Mwiacego Robota, mamo. Pomyslaam, ze byc moze zna Robbiego,
bo przeciez obaj sa robotami - nagle wybuchna gwatownym paczem. - Musz znalezc
Robbiego, mamo! Musz! Pani Weston z trudem powstrzymywaa wybuch gniewu. Och, dobry
Boze - westchna odwracajac si do - Chodzmy do domu. Nie znios tego duzej.
Tego wieczoru pan Weston wyszed na par godzin z domu, a nastpnego ranka popatrzy na
zon z malujacym si na twarzy wyraznym zadowoleniem.
- Mam pomys, Grace.
- Jaki pomys?
- Chodzi mi o Glori.
- Chyba nie chcesz sugerowac, zebysmy kupili tego robota z powrotem?
- Nie, oczywiscie, ze nie.
- A wic sucham. Jak do tej pory wszystko, co ostatnio zrobiam, okazao si kompletnym
fiaskiem. Moze ty na cos wpades.
- No wasnie. Cos mi przyszo do gowy. Cay problem z Gloria polega na tym, ze ona uwaza
Robbiego za osob, a nie za maszyn. To naturalne, ze nie moze o nim zapomniec. Ale jezeli
zdoamy ja przekonac, ze Robbie to tylko kawaki stali i drutu z pozorami zycia to, jak myslisz,
dugo jeszcze bdzie tsknic? Planuj cos w rodzaju psychologicznego ataku, jezeli rozumiesz
mj punkt widzenia.
- Jak masz zamiar to przeprowadzic?
- To proste. Jak myslisz, gdzie byem zeszej nocy? Uprosiem Robertsona z Amerykanskich
Robotw, aby umozliwi nam wycieczk po terenie zakadw. Mozemy pjsc caa trjka. Taka
wizyta z pewnoscia przekona Glori, ze robot nie jest zywa istota.
Szeroko otwarte oczy pani Weston wyrazay cos na ksztat szczerego podziwu.
- Wiesz George, to nawet niezy pomys.
- Innych nie miewam - odpar dumnie pan Weston.

Pan Struthers by dyrektorem technicznym i jako taki okaza si niezmiernie gadatliwy. Ta
kombinacja doprowadzia jednak w rezultacie do ciekawej wycieczki, w ktrej kazdy krok by
niezwykle skrupulatnie wyjasniany. Czasami nawet zbyt skrupulatnie. A jednak pani Weston nie
bya znudzona. Suchaa wykadu z ogromnym zainteresowaniem, a nawet par razy poprosia
dyrektora aby powtrzy niektre twierdzenia prostszym jzykiem tak, aby byy zrozumiae dla
Glorii.
Pod wpywem takiej aprobaty dla jego oratorskiego kunsztu, pan Struthers sta si jeszcze
bardziej zyczliwy i wylewny.
Pan Weston jednak z trudem powstrzymywa rosnaca niecierpliwosc.
- Przepraszam, panie Struthers - powiedzia przerywajac w poowie wykad o fotoelektrycznych
komrkach. - Czy macie w swych zakadach sekcj, w ktrej zatrudnione byyby wyacznie
roboty?
- Och tak, oczywiscie - usmiech Struthersa adresowany do pani Weston. - Jest to w pewien
sposb bdne koo: roboty produkujace roboty. Chociaz nie jest to jeszcze praktyka generalna,
oczywiscie. Przede wszystkim nie dopusciyby do tego zwiazki zawodowe. Ale my jestesmy w
stanie wytwarzac roboty za pomoca robotw, traktujac to jako pewnego rodzaju eksperyment
naukowy. Widzi pan, czego zwiazki zawodowe nie potrafia zrozumiec - a mwi to jako goracy
sympatyk ruchu pracowniczego generalnie - to faktu, ze nastanie wieku robotw i spowodowane
tym poczatkowe zamieszanie spowoduje...
- Tak, panie Struthers - ponownie przerwa pan Weston. - Ale ta sekcja, o ktrej pan wspomina -
czy moglibysmy ja zobaczyc? To z pewnoscia byoby bardzo interesujace.
- Alez tak, oczywiscie - wykrzykna z emfaza Struthers. - Prosz za mna.
Pozosta milczacy przez cay czas, gdy prowadzi ich dugim korytarzem, a potem po schodach w
d. Lecz gdy wprowadzi ich do duzego, jaskrawo oswietlonego pomieszczenia penego
metalicznej aktywnosci, tamy milczenia pky i ponownie zala ich wartki potok
entuzjastycznych sw:
- Oto jestesmy na miejscu, prosz panstwa - powiedzia z wyrazna duma w gosie. - Same roboty.
Mamy tutaj piciu technikw dozoru, ale oni nawet nie musza przebywac w tym pomieszczeniu.
Od momentu rozpoczcia tego projektu, to jest od przeszo piciu lat, nie mielismy tutaj ani
jednego wypadku. Oczywiscie, roboty pracujace tutaj sa odpowiednio nieskomplikowane,
niemniej jednak...
Gos dyrektora technicznego od duzszego juz czasu brzmia w uszach Glorii jak odlege
brzczenie. Ta caa wycieczka wydaa si jej nudna i bezcelowa, chociaz byo tu tak wiele
robotw. Ale niestety, zaden z nich nawet nie przypomina Robbiego.
Szybko zauwazya, ze w pokoju, do ktrego wasnie weszli, nie byo zadnych ludzi. Odwrcia
si, aby spojrzec na szesc czy siedem robotw skupionych pracowicie przy okragym stole
prawie na srodku pomieszczenia i nagle oczy jej rozszerzyy si w radosnym zdumieniu. Jeszcze
nie bya pewna, ale jeden z robolw wyglada jak... wyglada jak... Robbie!
- Robbie! - radosny okrzyk Glorii odbi si echem od scian pomieszczenia, a jeden z robotw
drgna i wypusci trzymane w doni narzdzie.
Gloria prawie oszalaa z radosci. Zanim ktres z rodzicw zdazyo ja powstrzymac, dziewczynka
przeslizna si pomidzy porczami, z wysokosci paru stp zeskoczya na podog i biegiem
ruszya w kierunku swojego Robbiego.
W tym samym czasie troje przerazonych dorosych dostrzego cos, czego rozradowana
dziewczynka nie bya juz w stanie dojrzec. Zza jej plecw wyoni si nagle cizki, ogromny
ciagnik i z rosnaca prdkoscia zacza sunac w jej stron.
Pan Weston zorientowa si w grozacym Glorii niebezpieczenstwie w ciagu uamku sekundy, ale
ten wasnie uamek sekundy pozosta sprawa zycia lub smierci, bowiem dziewczynka bya juz
zbyt daleko, aby mozna ja dogonic. Chociaz byskawicznie przesadzi porcz, byo juz za pzno.
Struthers w panice sygnalizowa do technikw, aby zatrzymali ciagnik, ale oni byli tylko ludzmi i
potrzebowali czasu na odpowiednia reakcj.
Tylko Robbie zadziaa natychmiast i niezwykle precyzyjnie.
Zacza biec na penej szybkosci, zblizajac si w kierunku swej maej panienki ze strony
przeciwnej niz zblizajacy si ciagnik. Wszystko rozegrao si byskawicznie. Nie zmniejszajac
tempa, Robbie jednym ramieniem przycisna Glori do swej metalowej piersi pozbawiajac ja
przy tym tchu. Pan Weston, nie zdajac sobie w peni sprawy z tego, co si wok niego dzieje
wyczu raczej niz dostrzeg, jak Robbie jako smuga metalicznego pdu przemyka obok niego i
nagle zatrzymuje si gwatownie. W sekund pzniej w miejscu, w ktrym znajdowaaby si
Gloria gdyby nie byskawiczna interwencja Robbiego, znalaz si ciagnik. Przejecha jeszcze 10
stp zanim zdezorientowanym technikom udao si o zatrzymac.
Gdy Gloria odzyskaa oddech, pobiega do rodzicw, ktrzy nie szczdzili jej usciskw i
pocaunkw, lecz juz po chwili odwrcia si w kierunku Robbiego. Jezeli chodzio o nia, to nie
liczyo si nic za wyjatkiem faktu, ze odzyskaa swego przyjaciela.
Twarz pani Weston, po chwilowej uldze, ponownie przybraa podejrzliwy wyraz. Odwrcia si
gwatownie w kierunku mza.
- To ty zaaranzowaes to wszystko, prawda? - zaatakowaa.
George Weston wyja chusteczk i trzsacymi si donmi wytar pot z pobladego nagle czoa.
Jego jedyna odpowiedzia by saby, niepewny usmiech.
- Robbie nie by zaprojektowany do tego typu prac - ciagna dalej swa mysl pani Weston. - Nie
byoby tutaj z niego zadnego pozytku. To ty umiescies go tutaj, specjalnie tak, aby Gloria moga
go odnalezc. To ty!
- Tak, zrobiem to - odpar wreszcie pan Weston. - Ale Grace, skad mogem przypuszczac, ze ich
spotkanie bdzie miao tak dramatyczny przebieg? W koncu Robbie uratowa jej zycie, sama
musisz to przyznac. Nie mozesz teraz zabrac go jej ponownie.
Pani Weston zamyslia si gboko. Przez chwil przygladaa si robotowi i Glorii. Dziewczynka
trzymaa szyj Robbiego w uscisku, ktry zadusiby kazde stworzenie za wyjatkiem metalowego
i paplaa cos w nieomal histerycznym uniesieniu. Stalowe ramiona robota (zdolne do zwinicia
stalowej sztaby dwucalowej srednicy w precel) obejmoway tali dziewczynki delikatnie i czule,
a oczy zarzyy si gboka, gboka czerwienia.
- No dobrze - powiedziaa wreszcie pani Weston. - Sadz, ze moze u nas zostac, dopki nie
zardzewieje.

Susan Calvin wzruszya ramionami.
- Oczywiscie, nie zosta. Byo to w roku 1992. Do roku 2002 wyprodukowalismy juz mwiace
roboty, ktre spowodoway, ze wszystkie starsze typy nie potrafiace mwic stay si za jednym
zamachem przestarzae. A pzniej, pomidzy rokiem 2003 a 2007, prawie wszystkie rzady
swiatowe zabroniy uzywania robotw do innych celw niz naukowe.
- A wic Gloria musiaa pozbyc si swego Robbiego?
- Sadz, ze tak. Ale przypuszczam takze, ze byo jej atwiej podjac taka decyzj w wieku lat
pitnastu, a nie osmiu. A jednak ten okres w historii ludzkosci okaza si gupi i niepotrzebny.
Gdy w 2007 roku podjam prac w Amerykanskich Robotach, finanse koncernu spady prawie
ponizej punktu krytycznego. Poczatkowo sadziam nawet, ze moja praca potrwa tylko par
miesicy. Ale potem Korporacja wpada na genialny pomysl, aby dla swych robotw
wykorzystac rynki pozaziemskie.
- I wtedy wasnie rozpocza si pikny okres w pani karierze.
- Jeszcze niezupenie wtedy. Zaczlismy od prb adaptacji modeli, jakie mielismy akurat pod
rka - pierwsze roboty mwiace, na przykad. Miay okoo dwunastu stp wysokosci, byy
niezgrabne i nie speniay pokadanych w nich nadziei. Wysyalismy je na Merkurego, aby
pomagay przy zakadaniu kopalni mineraw, ale zakonczyo si to kompletnym fiaskiem.
Spojrzaem na nia ze zdziwieniem.
Fiaskiem? Sadziem, ze kopalnie Merkurego przynosza krociowe zyski.
- Teraz tak, ale dopiero druga prba zakonczya si sukcesem. Jezeli chce pan dowiedziec si
czegos wicej na ten temat, miody czowieku, to radziabym panu zwrcic si do Gregory
Powella. On i Michael Donovan zajmowali si naszymi najtrudniejszymi przypadkami we
wczesnych latach dwudziestych. Od Donovana nie miaam zadnych wiadomosci od lat, ale
Powell mieszka tutaj, w Nowym Jorku.
Zrobi to z caa pewnoscia - obiecaem. - Ale jezeli poda mi pani par przykadw juz teraz, to
od razu bd je mg waczyc do mojego cyklu.
Poozya swe drobne donie pasko na biurku.
- Istotnie, pamitam dwa czy trzy takie przypadki - powiedziaa wreszcie. - Mysl, ze byo to w
2015 roku, kiedy to zainicjowana zostaa druga ekspedycja na Merkurego. Czsciowo bya
finansowana przez Amerykanskie Roboty, a czsciowo przez Kopalnie Soneczne. Wzia w niej
udzia nowy typ robota, wciaz jeszcze w fazie eksperymentalnej. A wic Gregory Powell i
Michael Donovan...

ZABAWA W BERKA

Niemoznosc racjonalnego dziaania w stanie silnego podniecenia byo jednym z ulubionych
twierdzen Gregory Powella. Gdy zatem dostrzeg zbiegajacego po schodach w jego kierunku
zdenerwowanego Mike'a Donovana wiedzia juz, ze bda kopoty.
- Co si stao? - zapyta. - Zamaes sobie paznokiec?
- Dowcipnis - mrukna Donovan. Nagle nie wytrzyma i wybuchna:
- A co ty wasciwie robies cay dzien na tym poziomie? Speedy jeszcze nie wrci.
Powell zatrzyma si i spojrza spod oka na Donovana. Po chwili ruszy ponownie i nie odzywa
si, dopki nie stanli u szczytw schodw.
- Wysaes go po selen? - zapyta wreszcie.
- Tak.
- Jak dugo juz go nie ma?
- Pic godzin.
Powell gwizdna i pokrci gowa. Kiepska sprawa. Byli na Merkurym dopiero dwanascie godzin,
a tkwili w kopotach po uszy. Juz dawno temu Merkury zyska sobie opini najbardziej pechowej
planety caego Ukadu, ale tego byo juz za wiele - nawet jak na pecha.
- Sprawdzmy wszystko spokojnie jeszcze raz, od samego poczatku - zasugerowa Powell.
Znajdowali si wasnie w pokoju acznosci wyposazonym w przestarzaa aparatur, w dodatku
nawet nie dotykana przez cae lata poprzedzajace ich przylot. Technologicznie rzecz biorac 10 lat
przestoju to bardzo duzo. Na przykad, wystarczyo porwnac Speedy'ego z typami robotw,
ktre musiay byc wysane z powrotem w 2005 roku. A przeciez w ostatnich latach rozwj
robotyki by ogromny! Powell mimowolnie dotkna metalowego pulpitu. W pokoju - i w caej
Stacji - unosia si wyraznie wyczuwalna aura dawno juz zarzuconej uzytecznosci. Byo to
bardzo deprymujace uczucie.
Donovan musia odczuwac to takze.
- Usiowaem zlokalizowac go przez radio - zacza - ale nie udao si. A zreszta, w sonecznym
pasie Merkurego radio jest efektywne tylko w promieniu dwch mil. To wasnie jeden z
powodw, przez ktre nie powiodo si pierwszej ekspedycji. A na transport krtkofalwek
musimy czekac jeszcze par tygodni i...
- No dobrze. A wic co udao ci si zdziaac?
- Na falach krtkich udao mi si zapac sygna jakiegos ciaa nieorganicznego. Ustaliem jego
pozycj, sledziem jego ruchy przez dwie godziny, a rezultat oznaczyem na mapie.
Z kieszeni kombinezonu wyja zozony kawaek pergaminu - relikt z czasw nieudanej pierwszej
wyprawy - i rozozy pasko na stole. Powell, z rkami zaozonymi na piersiach, obserwowa go z
odlegosci kilku krokw.
Owek Donovana drzac nerwowo wskaza na jakis punkt na mapie.
- Ten czerwony krzyzyk to pole selenu. Sam go tam postawies.
- W porzadku, ale ktre to pole? - przerwa Powell.
- McDouglas oznaczy dla nas trzy, zanim odlecia.
- Wysaem Speedy'ego na to najblizsze, oczywiscie. Lezy jakies siedemnascie mil stad. Ale
wasciwie co to za rznica - w jego gosie pobrzmiewao wyrazne napicie.
- Spjrz lepiej na te czerwone punkty, oznaczajace pozycj Speedy'ego.
Powell spojrza na map i po raz pierwszy poczu, jak opuszcza go sztuczny spokj. Opar si
rkami o blat stou j pochyli nad mapa.
- Mwisz powaznie? To przeciez niemozliwe.
A jednak - odpar Donovan.
Malenkie punkciki zaznaczajace pozycj robota formoway nierwny okrag dookoa czerwonego
krzyzyka. Powell nerwowym ruchem pogaska wasy, co zwyk by czynic zawsze, ilekroc czu
wzrastajacy niepokj.
- Przez te dwie godziny, kiedy mogem go namierzyc, okrazy to cholerne pole cztery razy -
powiedzia Donovan. - Wyglada to tak, jakby cos go tam trzymao. Czy zdajesz sobie spraw, w
jakie kopoty moze nas to wpakowac?
Powell spojrza na niego przymruzonymi oczami. Naturalnie, ze zdawa sobie spraw.
Fotokomrkowe szyby stojace samotnie w penym, monstrualnym soncu Merkurego zaczynay
si z wolna wyczerpywac. Jedyna rzecza, ktra mogaby powstrzymac ten proces, by selen.
Jedyna rzecza, ktra moga dostarczyc selen, by Speedy. Jezeli Speedy nie wrci, nie bdzie
selenu. Jezeli nie bdzie selenu, nie bdzie fotokomrkowych szybw. A jezeli nie bdzie
szybw - no cz, smierc przez powolne ugotowanie si nie jest z pewnoscia najprzyjemniejszym
sposobem na zejscie z tego swiata.
Donovan nerwowym ruchem przygadzi ruda szop na gowie i rzuci gorzko:
Bdziemy posmiewiskiem caego Systemu, Greg. Jak to si mogo stac - ledwie wyladowalismy,
a juz wszystko zaczyna si walic. Synny duet, Powell i Donovan, wysany zostaje na Merkurego,
aby na miejscu rozwazyc mozliwosc ponownego uruchomienia kopalni i juz pierwszego dnia
doprowadza wszystko do ruiny. Przeciez to zwyka, rutynowa robota. Cholera! Nigdy jej nie
uruchomimy!
Jezeli nie zrobimy czegos, i to szybko - odpar spokojnie Powell - to uruchomienie czegokolwiek
nie bdzie wchodzio w gr. My zreszta takze nie.
- Nie wygupiaj si! To wcale nie jest smieszne, Greg. To po prostu zbrodnia wysyac nas tutaj
tylko z jednym robotem. I to by twj wspaniay pomys, ze sami poradzimy sobie z tymi
szybami.
- To nie fair, stary. To bya nasza wsplna decyzja i dobrze o tym wiesz. Wszystko, czego
potrzebowalismy to kilograma czystego selenu, diaelektrycznej pytki i paru godzin czasu - a po
sonecznej stronie Merkurego wszdzie sa zoza selenu. Reflektor spektropowy McDouglasa
zlokalizowa az trzy w ciagu piciu minut, prawda? No wic o co chodzi? Nie moglismy przeciez
czekac na kolejne poaczenie.
- No to co robimy? Powell, ty masz jakis pomys. Wiem, ze masz, bo inaczej nie bybys tak
cholernie spokojny. No dalej, mw!
- Nie mozemy isc za Speedy'm sami. Nie po tej strome. Nawet te nowe kombinezony termiczne
nie wytrzymaja duzej, niz 20 minut penego sonca. Ale znasz to stare powiedzenie: "Wyslij
robota aby zapa robota". Mike, sytuacja jeszcze nie jest zupenie beznadziejna. Na dole mamy
szesc robotw, ktre bdziemy mogli uzyc, jezeli zadziaaja. Jezeli zadziaaja.
W oczach Donovana zamigotaa nadzieja.
- Masz na mysli te szesc robotw z pierwszej ekspedycji? Watpi, aby nadaway si jeszcze do
uzytku. Wiesz, 10 lat to dugi okres.
- Mimo wszystko - to roboty. Spdziem przy nich cay dzisiejszy dzien. I maja mzgi
pozytronowe ... prymitywne, ale maja - umiesci map w kieszeni. - Chodzmy.

Roboty znajdoway si na najnizszym poziomie - caa szstka. Byy niezwykle duze. Nawet w
pozycji siedzacej; tak jak teraz, mierzyy dobre siedem stp wysokosci. Donovan az gwizdna na
ich widok.
- O rety, chopie, spjrz na ich rozmiary. Sam korpus ma chyba 10 stp obwodu.
- To dlatego, ze wyposazone sa jeszcze w stare ukady transmisyjne McGuffe'go. Rozkrciem
jednego rano - mwi ci, w srodku mia najdziwniejszy mechanizm, jaki widziaem w zyciu.
- Uruchamiaes je juz?
- Nie. Nie byo takiej potrzeby. Ale nie sadz, aby cos byo z nimi nie tak. Nawet membrany
maja w porzadku. Moga mwic.
Odkrci pytk piersiowa najblizszego robota i wozy do srodka dwucalowa sferoid
zawierajaca iskr atomowej energii stanowiacej o funkcjonowaniu robota. Mia trudnosci z
zamocowaniem jej prawidowo, lecz juz po chwili upora si z tym i przykrci pytk z
powrotem na swoje miejsce. To samo zrobi z picioma pozostaymi robotami.
- Nie ruszaja si - zauwazy ponuro Donovan.
- Nie otrzymay takiego polecenia - odpar spokojnie Powell. Podszed do pierwszego z brzegu
robota i uderzy go w piers. - Hej ty, syszysz mnie?
Monstrualna gowa skonia si powoli, a oczy zesrodkoway spojrzenie na Powellu. Po chwili
zadudni szorstki, metaliczny gos:
- Tak, panie.
Powell usmiechna si szeroko.
- Syszaes? Pochodza chyba z tego okresu, kiedy praca robotw na Ziemi zostaa zakazana.
Wytwrcy usiowali ich przetrzymac i budowali posusznych, zdrowych niewolnikw.
- Co im zreszta nie pomogo - mrukna Donovan.
- Nie pomogo, ale przyznac im trzeba, ze si starali - Ponownie zwrci si do robota. -
Wstawaj!
Ogromny robot wsta powoli, a zaskoczony Donovan znowu gwizdna.
- Czy mozesz wyjsc na powierzchni? - zapyta Powell - w penym soncu?
Chwila ciszy, podczas ktrej prymitywny mzg robota rozwaza wszystkie implikacje pytania.
- Tak, panie - pado po chwili.
- Dobrze. Czy wiesz, co to jest mila?
Ponownie chwila ciszy i ponownie ta sama, mechaniczna odpowiedz:
- Tak, panie.
- A zatem wyprowadzimy ci na powierzchni i wskazemy kierunek. Przejdziesz okoo 17 mil i
gdzies w tamtym rejonie spotkasz innego robota, mniejszego niz ty. Czy rozumiesz polecenie?
- Tak, panie.
- A wic odszukasz tego robota i rozkazesz mu, aby natychmiast wraca. Jezeli nie zechce, masz
przyprowadzic go tutaj sia.
Donovan pociagna Powella za rkaw.
- A dlaczego nie wyslesz go od razu po selen?
- Bo chc, aby Speedy by tutaj z powrotem, bawanie. Chc si dowiedziec, co mu si wasciwie
stao.
Zwrci si ponownie w kierunku robota: - No dobra. Chodz za mna.
Ale robot pozosta bez ruchu, a zamiast tego da syszec jego dudniacy gos:
- Przepraszam, panie, ale nie mog wykonac tego polecenia. Musi pan na mnie wsiasc.
Jego niezgrabne donie zaczyy si razem, dotykajac si palcami. Powell wytrzeszczy na niego
oczy i pogaska wasy.
- To znaczy, ze mamy na nim jechac? - wyjaka zaskoczony Donovan. - Jak na koniu?
- Chyba tak. Chociaz nie wiem, po co. Nie rozumiem... chyba ze poczekaj. Mwiem ci, ze w
tamtych czasach roboty projektowane do sprzedazy musiay byc niezwykle bezpieczne, co w
efekcie doprowadzio do tego, ze tal robot nie mg si poruszac bez wasciciela na ramionach.
No dobrze, ale co w takim razie robimy?
- Wasnie o tym myslaem - mrukna Donovan. - Nie mozemy wyjsc na powierzchni, z robotem
czy bez. Och, na miosc boska - strzeli z podnieceniem palcami.
- Daj mi t map. W koncu nie studiowaem jej przez dwie godziny na przno. Popatrz, to jest
nasza kopalnia. Przeciez mozemy wykorzystac tunele.
Kopalnia mineraw zaznaczona bya na mapie jako czarny okrag, z ktrego rozchodziy si
promieniscie jasne linie oznaczajace tunele.
Donovan przez chwil studiowa uwaznie list symboli w dolnym rogu mapy.
Spjrz - powiedzia. - Te mae czarne kropki oznaczaja wyjscia na powierzchni, a jedno z nich
jest nie dalej niz trzy mile od tego pola selenu. Oznaczono je numerem 13a. Jezeli roboty znayby
drog...
Powell szybko zada pytanie i ponownie usysza w odpowiedzi:
- Tak, panie.
- Wskakuj w kombinezon - poleci z satysfakcja Powell.
Kombinezony termiczne byy duzo niezgrabniejsze i o wiele brzydsze niz standardowe
kombinezony kosmiczne, za to o wiele lzejsze dziki prawie zupenie niemetalicznej kompozycji.
Zrobiony z pochaniajacego ciepo plastiku i chemicznie wzbogaconej warstwy korkowej,
kombinezon taki zapewnia bezpieczenstwo swemu wascicielowi w penym soncu Merkurego
przez okoo 20 minut.
Poniewaz po raz pierwszy musieli nakadac takie kombinezony sami, zajo im to troch czasu.
Gdy wreszcie odziali si i niezgrabnie podeszli w kierunku czekajacych maszyn, donie
pierwszego robota wciaz formoway strzemi.
- Jestes gotowy, aby zabrac nas do wyjscia 13a? - zagrzmia zmieniony przez radio gos Powella.
- Tak, panie.
- Wybierz sobie jakiegos i wskakuj - poleci stojacemu obok Donovanowi.
Wozy stop w zaimprowizowane strzemi i wydzwigna si w gr. Grzbiet robota zosta
specjalnie przystosowany i do transportu czowieka. Powell stwierdzi, ze jest mu tam; nawet
wygodnie. Gdy juz usadowi si na szerokich barkach, zrozumia do czego suzyy dziwacznie
wyduzonej "uszy". Schwyci je i przekrci gow. Jego wierzchowiec posusznie ruszy
naprzd.
- Jedziemy, chopcze - zakomenderowa, ale wcale nie czu si w beztroskim nastroju.
Gigantyczne roboty poruszay si powoli, z mechaniczna precyzja, ani razu nie zmieniajac tempa
marszu ani dugosci krokw, a obydwaj mzczyzni musieli co chwila robic gwatowne uniki, aby
nie porozbijac sobie gw o sklepienia mijanych kolejno sluz.
- Zauwaz, ze te tunele sa wciaz oswietlone, a ich temperatura zblizona jest do ziemskiej -
powiedzia Powell. - Prawdopodobnie byo tak przez cae 10 lat, kiedy miejsce to pozostawao
puste.
- Dlaczego?
- Tania energia. Najtansza w caym Systemie. Wiesz, py soneczny po sonecznej stronie
Merkurego to jest naprawd cos. Wasnie dlatego Stacja zostaa zbudowana w strefie penego
sonca, a nie w cieniu wzgrza. Caa stacja to wasciwie jeden olbrzymi konwerter energii. Ciepo
przetwarzane jest na elektrycznosc; oswietlenie suzy do napdu maszyn i do czego jeszcze tylko
chcesz.
- To wszystko jest oczywiscie bardzo pouczajace skonstatowa Donovan. - Ale moze bys tak
zmieni te mat, co? Tak si nieszczsliwie skada, ze to przetwarzanie energii odbywa si gwnie
w szybach fotokomrkowych - a w tej chwili sa one gwnym przedmiotem mego
zainteresowania.
Powell chrzakna cos niejasnego w odpowiedzi i zamilk. W koncu Donovan przerwa zapada
nagle cisz:
- Suchaj, Greg, co si wasciwie mogo stac ze Speedy'm? Nie mog tego zrozumiec.
Nie jest atwo wzruszac ramionami w kombinezonie termicznym, ale Powell mimo wszystko
sprbowa.
- Nie wiem, Mike. Wiesz, ze zosta perfekcyjnie przystosowany do warunkw panujacych na
Merkurym. Nie jest wrazliwy na ciepo, moze pracowac przy zmniejszonej grawitacji i w
nierwnym terenie. Jest niezawodny - a przynajmniej powinien byc.
Ponownie zapada niezrczna cisza. Tym razem trwaa duzo duzej.
- Panie - odezwa si nagle robot. - Jestesmy na miejscu.
- Tak? - mrukna wyrwany nagle z zamyslenia Powell. - A wic wyprowadz nas na powierzchni.
Po chwili znalezli si w malenkiej podstacji - pustej, pozbawionej powietrza, zrujnowanej.
Donovan latarka oswietli spora dziur w grnej czsci jednej ze scian.
- Chyba meteor, nie uwazasz? - zapyta. Powell ponownie sprbowa wzruszyc ramionami.
- Do diaba z tym. To nie jest w tej chwili takie wazne. Wyjdzmy stad.
Wyszli w cieniu ogromnej, bazaltowej skay, ktra, przynajmniej chwilowo, osaniaa ich przed
promieniami sonca. Tam gdzie cien si konczy nie byo juz nic, tylko bezlitosny, biay blask
odbijajacy si od miliardw krysztaw lezacych na skalistym gruncie.
Oslepiony niezwykym blaskiem Powell zmruzy oczy i rozejrza si uwaznie dookoa.
- To musi byc jakis niezwyky obszar - powiedzia w koncu. - Caa powierzchnia Merkurego jest
raczej paska i skada si w wikszosci z szarego pumeksu. A to tutaj przypomina troch Ksizyc.
Pikne, prawda?
W duchu dzikowa Bogu, ze wizjery w ich hemach wyposazone byy w ciemne przesony.
Obojtnie, pikny widok czy nie, patrzenie nan przez zwyke szko oslepioby ich w ciagu p
minuty.
Donovan spojrza na przymocowany do nadgarstka termometr.
- O do diaba, cieplutko, nie ma co. Osiemdziesiat stopni!
- Rzeczywiscie, troch goraco. Powoduje to atmosfera.
- Atmosfera? Na Merkurym? Zwariowaes!
- Merkury tak naprawd nie jest zupenie pozbawiony powietrza - wyjasni spokojnie Powell. -
Zaobserwowano tutaj niewielkie parowanie powierzchniowe - niezrcznymi ruchami uwizionej
w grubej rkawicy doni przymocowywa wasnie duza lornetk do szyby swojego wizjera. -
Opary bardziej lotnych komponentw, ktre sa dostatecznie cizkie, aby moga je utrzymac
grawitacja planety. Wiesz: selen, jod, rtc, gal, potas, lotne tlenki. Opary kondensuja si,
wydzielajac ciepo. Stad cay obszar wzniesien pokryty jest krysztakami siarczkw.
- No dobrze, ale w tej chwili nie ma to znaczenia Nasze skafandry nie wytrzymaja wiele wicej,
niz osiemdziesiat stopni.
Powellowi udao si wreszcie prawidowo zamocowac lornetk.
- Widzisz cos? - zapyta niecierpliwie Donovan? Powell nie odpowiada przez duzsza chwil,
uwaznie obserwujac horyzont. Gdy wreszcie przemwi, w jego gosie brzmiaa wyrazna troska:
- Widz na horyzoncie ciemne miejsce, ktre moze byc zozem selenu, ale nigdzie nie widac
Speedy'ego.
Nagle wyprostowa si gwatownie na ramionach robota, ustawiajac goraczkowo ostrosc lornetki.
- Zaczekaj. Mysl... mysl, ze go mam. Tak, to pewno on. Jest tam!
Donovan spojrza w kierunku, jaki wskazywa wyciagnity palec Powella. Chociaz nie mia
lornetki, dostrzeg malenki, poruszajacy si czarny punkcik.
- Widz go! - wrzasna. - Jedzmy za nim!
Powell opad ponownie do pozycji siedzacej i stukna pita w gigantyczna piers robota.
- Naprzd! - poleci usmiechajac si do siebie.
Obydwa roboty ruszyy naprzd tym swoim denerwujacym, miarowym krokiem. Chociaz
kombinezony termiczne nie przewodziy dzwiku, obaj mzczyzni wyraznie czuli wstrzasy
wywoywane uderzeniami ogromnych stp o miakie podoze.
Szybciej! - wrzasna Donovan, ale rytm pozosta bez zmian.
- To nie ma sensu - odpowiedzia mu Powell. - Te puda przystosowane sa tylko do jednej
prdkosci marszowej.
Gdy wyszli ze strefy cienia, momentalnie zostali zalani goracym, nieprawdopodobnie biaym
blaskiem.
- Oho - mrukna Donovan z podnieceniem. - Czy mi si wydaje, czy czuj lube ciepeko?
- Za chwil poczujesz je jeszcze bardziej - usysza w odpowiedzi. - Nie spuszczaj Speedy'ego z
oka.
Robot SPD 13 by juz dostatecznie blisko, aby mozna byo dostrzec wszystkie szczegy jego
budowy. Smuky, opywowy korpus rzuca oslepiajace byski, gdy robot z umiarkowana teraz
prdkoscia przemyka przez nierwny teren. Imi Speedy utworzono od pierwszych liter inicjau
fabrycznego, niemniej jednak okazao si niezwykle trafne, bowiem jak do tej pory robot SPD
by najszybszym modelem wyprodukowanym przez Amerykanskie Roboty.
Hej, Speedy! - wrzasna Donovan i gwatownie Pomacha rka.
- Speedy! - krzykna Powell - Chodz tutaj!
Dystans pomidzy dwoma mzczyznami a uszkodzonym robotem zmniejsza si byskawicznie -
bardziej dziki wyhamowaniu Speedy'ego, niz krokom dwu antycznych wierzchowcw Powella i
Donovana.
Gdy dotarli juz dostatecznie blisko zauwazyli, ze robot porusza si teraz jakos inaczej - jego chd
sta si dziwnie chwiejny, mniej pewny. Gdy Powell macha rka i zwikszy si gosu w swoim
radiu, przygotowujac si do wydania kolejnego rozkazu, Speedy unis gow i spostrzeg ich.
Zatrzyma si gwatownie, pozostajac przez chwil na jednym miejscu i przechylajac si
delikatnie z boku na bok, zupenie jak koysany jakims lekkim podmuchem wiatru.
- W porzadku, Speedy! - krzykna Donovan - Chodz tutaj, chopcze.
Po chwili w suchawkach Powella po raz pierwszy zabrzmia gos Speedy'ego:
- Suchaj, parwo! Zabawmy si w berka. Ty mnie gonisz, on mnie goni, ale mnie nikt nie
przegoni. Hooop! - robot odwrci si na picie i ruszy w kierunku, z ktrego wasnie przyby z
tak oszaamiajaca prdkoscia, iz slad jego przejscia znaczy tylko ciemny, unoszacy si w
rozrzedzonym powietrzu py.
W suchawkach Powella zabrzmia jeszcze dziwaczny, metaliczny odgos, ktry mg byc
robocim odpowiednikiem czkawki.
- Cholera! - zakla sabo Donovan - skad on podapa takie rymowanki? Greg, on... on jest pijany,
albo cos w tym rodzaju.
- Gdybys mi nie powiedzia - dotara gorzka odpowiedz - to sam bym na to nie wpad. Wracajmy
lepiej do cienia. Zaraz si ugotuj.
W drodze powrotnej Powell pierwszy przerwa zapada nagle, zowrzbna cisz:
Po pierwsze, Speedy nie jest pijany - a przynajmniej nie dosownie. Jest przeciez robotem, a
roboty nie upijaja si. Niemniej jednak zaszo tu cos, co okreslic mozemy jako mechaniczny
odpowiednik upojenia alkoholowego.
- Dla mnie on jest po prostu pijany - stwierdzi Donovan. - I wyobraza sobie, ze chcemy si z nim
bawic. A dla nas to sprawa zycia lub smierci.
Dobrze, dobrze, nie poganiaj mnie. Robot to tylko robot. Gdy tylko dowiemy si, co mu si stao,
naprawimy go i ruszymy z wydobyciem.
- Jezeli si dowiemy - mrukna kwasno Donovan. Powell zignorowa go.
- Speedy jest doskonale przystosowany do normalnych warunkw panujacych na Merkurym. Ale
ten rejon - zatoczy rka szeroki uk - jest zdecydowanie anormalny. Byc moze to jest wasnie
jakas wskazwka. Skad wasciwie biora si te wszystkie krysztay? Byc moze powstaja z powoli
ochadzajacych si cieczy, ale z drugiej strony, skad tu tak gorace ciecze, ze ochadzayby si w
penym soncu Merkurego?
- Erupcje wulkaniczne - zasugerowa Donovan.
- Mozliwe - mrukna Powell i przez chwil mysla nad czyms gboko. Nagle odezwa si
ponownie:
- Suchaj, Mike, co powiedziaes Speedy'emu, gdy wysyaes go po selen?
Donovan spojrza na niego ze zdziwieniem.
- Nie pamitam. Po prostu poleciem mu, aby dostarczy prbk.
- Tak, wiem, ale jak to powiedziaes? Postaraj sobie Przypomniec, jakich sw uzyes dokadnie.
- Powiedziaem... hmm... no wic powiedziaem: "Speedy, potrzebujemy troch selenu. Mozesz
znalezc go w takim to a takim miejscu. Wic idz i przynies nam troch". To wszystko. A co
chciabys, abym jeszcze powiedzia?
- Nie poozyes nacisku na pilnosc tego polecenia?
- A po co? To czysto rutynowe zadanie. Powell westchna.
- No cz, nic juz nie mozemy na to poradzic. I tak jestesmy w kropce.
Zsuna si z robota i usiad, opierajac si plecami o ska. Donovan usiad obok niego. Przed nimi
biay, falujacy zar wydawa si na nich czekac. Powell podnis wzrok i spojrza na dwa roboty,
ktre wpatryway si w nich byszczacymi, fotoelektrycznymi oczami, stojac nieruchomo,
obojtnie i niewzruszone.
Niewzruszone! Donovan az podskoczy, syszac w suchawkach podniesiony gos Powella:
- Suchaj, zacznijmy od trzech podstawowych Praw Robotyki, od trzech praw, ktre zakodowane
sa gboko! i niewzruszenie w pozytronowym mzgu kazdego robota - kazde zadanie podkresla
gwatownym ruchem rki.
A wic po pierwsze: robot nie moze wyrzadzic zadnej i krzywdy czowiekowi, nie moze tez
poprzez brak czynnej reakcji dopuscic, aby czowiekowi staa si jakakolwiek krzywda. Mam
racj?
- W zupenosci.
- Po drugie - kontynuowa Powell - robot musi wykonac kazdy rozkaz czowieka pod warunkiem,
ze rozkaz taki nie koliduje z Prawem Pierwszym.
- Prawda.
- I wreszcie po trzecie, robot musi ochraniac wasny mechanizm pod warunkiem, ze nie jest to
sprzeczne z Pra wem Pierwszym i Drugim.
- No i co z tego wynika?
- Zaraz ci wyjasni. Konflikt pomidzy tymi trzema prawami regulowany jest poprzez rzniace
si potencjay pozytronowe mzgu. Powiedzmy, ze robot wkracza jakis obszar niebezpieczny i
wie o tym. Automatycznie uaktywnia si potencja Prawa Trzeciego i robot wycofuje si. Ale
zazmy, ze rozkazaes mu wejsc w obszar niebezpieczny. W takim przypadku potencja dla
Prawa Drugiego bdzie wikszy niz dla Trzeciego i robot wejdzie w obszar niebezpieczny nie
zwazajac na wasne bezpieczenstwo.
- Wiem o tym. I co z tego?
- Wez przypadek Speedy'ego. Speedy to najnowszy model, niezwykle wyspecjalizowany i tak
kosztowny, jak krazownik. Nie jest atwo go zniszczyc.
- No i?
- Potencja obowiazujacy dla Prawa Trzeciego zosta wzmocniony - wspomina si o tym w
broszurze reklamowej robotw SPD - a wic jego wyczulenie na niebezpieczenstwo jest
niezwykle wysokie. Gdy wysyaes go po selen, wydaes tylko zwyke polecenie, nie akcentujac
jego priorytetu. W tej sytuacji potencja obowiazujacy dla Prawa Drugiego by odpowiednio
nizszy, rozumiesz? Rusz gowa, na razie stwierdzam tylko fakty.
- Dobrze, mw dalej. Wydaje mi si, ze zaczynam rozumiec.
- Proste, prawda? Na obszarze tego pola selenu musi istniec jakies ukryte niebezpieczenstwo.
Wzrasta, gdy robot si zbliza i w pewnej odlegosci potencja Prawa Trzeciego, juz niezwykle
wysoki na samym poczatku, stanowi dokadna przeciwwag dla potencjau Drugiego, ktry jest z
kolei bardzo saby.
- No jasne! - wrzasna Donovan i zerwa si na rwne nogi. - Doprowadza to do rwnowagi
potencjaw! Prawo Trzecie nakazuje mu cofac si, a Drugie z kolei isc naprzd.
Tak wic krazy dookoa pola selenu, pozostajac w punktach potencjalnej rwnowagi. I jezeli
szybko czegos nie zrobimy, bdzie tak krazy bez konca bawiac si z nami w dobrego, starego
berka.
Zamilk na chwil, a potem doda juz powazniejszym tonem: - I to prawdopodobnie jest powd,
dla ktrego zachowuje si jak pijany. Przy rwnowadze potencjaw, poowa sciezek
pozytronowych jego mzgu dziaa nieprawidowo. Nie jestem specjalista od robotyki, ale to
wydaje si oczywiste. Straci kontrol nad ta czscia mechanizmu, ktra zawiaduje funkcjami
logicznymi. Aaaale bigos!
- A wic w czym problem? Jezeli wiemy juz, przed czym ucieka...
- Sam to zasugerowaes. Erupcje wulkaniczne. Gdzies dokadnie nad tym polem selenu unosza
si zapewne jakies gazy wydobywajace si z pknic w skorupie planety. Dwutlenek siarki,
dwutlenek wgla i tlenek wgla. Musi byc tego mnstwo - i to w odpowiedniej temperaturze.
Donovan przekna nerwowo slin.
- Tlenek zelaza plus zelazo daje w efekcie lotny karbonylek zelaza. Rdz, po prostu.
- A przeciez robot - doda Powell - w gwnej mierze zbudowany jest z zelaza - zamysli si na
chwil. - Nie ma to jak dedukcja. Wyjasnilismy cay problem, oprcz skutecznego sposobu jego
rozwiazania. Nie mozemy wydobyc tego selenu sami. Zoza sa zbyt daleko. Nie mozemy wysac
tam tych robotw, bo nie moga pojechac tam same, a przy ich tempie marszu zanim powrcimy
do bazy, powysychalibysmy jak frytki. I nie mozemy zapac Speedy'ego, poniewaz ten dran
mysli, ze chcemy bawic si z nim w berka, a moze robic 60 mil na nasze 4.
- Jezeli pjdzie jeden z nas - powiedzia w zamysleniu Donovan - i nawet jezeli wrci upieczony,
to wciaz jeszcze pozostanie ten drugi.
- Jasne - mrukna sarkastycznie Powell. - Ale byoby to najbardziej niepotrzebne poswicenie, o
jakim kiedykolwiek syszaem - wyjawszy nawet to, ze czowiek nie byby juz w stanie wydac
zadnego rozkazu jeszcze przed dotarciem do zoza, a watpi, aby roboty zrobiy cos i wrciy bez
rozkazu. Oblicz sobie! Jestesmy dwie lub trzy mile od zoza - powiedzmy, ze dwie - roboty ida z
szybkoscia 4 mil na godzin, a my w naszych kombinezonach mozemy wytrzymac tylko 20
minut. A pamitaj, ze nie chodzi tu tylko o samo ciepo. Wystpujace tutaj promieniowanie
soneczne ponizej widma ultrafioletu jest zabjcze.
- Uhm - mrukna Donovan. - A wic 10 minut mniej.
- Rwnie dobrze moze to byc caa wiecznosc. I jeszcze jedno. Potencja Prawa Trzeciego
zatrzymuje go wtedy, gdy w atmosferze wystpuje duze stzenie tlenku wgla - oznacza to
bowiem postpujaca akcj korozyjna. A on jest juz w tym rejonie od paru godzin, wic skad
mozemy wiedziec, kiedy przerdzewieje mu na przykad staw kolanowy i w ogle nie bdzie
nadawa si juz do uzytku? To nie tylko kwestia prawidowego myslenia - musimy cos wymyslic
szybko.
Obaj mzczyzni pograzyli si w gbokiej, penej napicia ciszy. Pierwszy przerwa ja Donovan,
na przno starajac si opanowac ogarniajace go emocje:
- Suchaj, jezeli nie mozemy wzmocnic potencjau Prawa Drugiego wydajac mu dalsze rozkazy,
to moze sprbowac z przeciwnej strony? Jezeli wzmocnimy niebezpieczenstwo, wzmocnimy tym
samym potencja Prawa Trzeciego i wycofa si.
Wizjer hemu Powella obrci si gwatownie w jego kierunku.
- Widzisz - ciagna ostroznie Donovan - wszystko, czego potrzebujemy aby zawrcic go z tej
zwariowanej drogi, to zwikszyc natzenie tlenku wgla w jego sasiedztwie. Na stacji powinno
byc kompletne laboratorium analityczne.
- Oczywiscie - przyzna mu racj Powell. - Przeciez to Stacja Wydobywcza.
- A wic musi tam sporo kwasu szczawiowego.
- Mike, jestes geniuszem!
- Oczywiscie - mrukna nieskromnie Donovan. - Przypomniao mi si, ze pod wpywem ciepa
kwas szczawiowy rozkada si na dwutlenek wgla, wod i dobry, stary tlenek wgla. Na cos si
jednak przyda ten mj dyplom z chemii.
Powell by juz na nogach i stuka wasnie w masywne biodro robota, usiujac zwrcic na siebie
jego uwag.
- Hej ty! - krzykna. - Potrafisz rzucac?
- Panie?
- Niewazne - Powell przekla w myslach przestarzay mzg robota. Schyli si i podnis kawaek
skay wielkosci cegy.
- Wez to - poleci. - I rzuc w ten pas byszczacych krysztaw, widzisz? - wskaza palcem
kierunek.
Donovan uderzy go w rami.
- Za daleko, Greg. To prawie p mili. Nie dorzuci.
- Dorzuci - odpar Powell. - Pamitaj o zmniejszonej grawitacji Merkurego. Obserwuj uwaznie.
Stereoskopowe oczy robota zmierzyy odlegosc. Stalowe rami odchylio si do tyu i po chwili
kamien wystrzeli jak z procy. Nie byo oporu powietrza, aby zmniejszyc jego szybkosc ani
wiatru, aby zmienic kierunek lotu. Kamien agodnym hakiem opad w samym srodku pasa
krysztaw.
Powell wyda okrzyk radosci, dodajac po chwili duzo spokojniej:
- Wracamy po kwas szczawiowy, Mike.
Gdy wchodzili juz do zrujnowanej podstacji, Donovan obejrza si za siebie i zauwazy kwasno:
- Od czasu gdy po niego wyszlismy, Speedy cay czas pozostaje po tej stronie zoza, zauwazyes?
- Tak.
- Zatem ta przerosnita puszka do konserw chce si z nami bawic. No dobrze, zabawimy si.

Wrocili p godziny pzniej, dzwigajac trzylitrowe banki z biaym srodkiem chemicznym.
Jednak ich miny jasno wskazyway, ze sytuacja staa si juz krytyczna. Szyby fotokomrkowe
traciy moc szybciej, niz wydawao si to na poczatku. Zachowujac ponure milczenie, skierowali
roboty w stron oczekujacego ich Speedy'ego. Speedy niespiesznie przygalopowa w ich
kierunku.
- A wic znowu jestesmy wszyscy razem. Grrrk! Zgadnijcie co mam na mysli, jazzowi organisci.
Ci, co jedza mit, maja gby snite.
- Zaraz rzucimy cos w twoja gb, koles - warkna Donovan. - On si zatacza, Greg.
- Zauwazyem - zabrzmiaa w suchawkach Donovana pena niepokoju odpowiedz Powella. - To
skutek dziaania tlenku. Musimy si pospieszyc, zanim nie bdzie za pzno.
Zblizali si ostroznie, zachodzac go z dwu kierunkw. Byli jeszcze zbyt daleko, aby dostrzec
wszystkie szczegy, ale Powell mgby przysiac, ze Speedy przygotowuje si do sprintu.
- Zaczynamy - mrukna. - Licz do trzech. Raz, dwa...
Dwa stalowe ramiona wziy zamach i rwnoczesnie wyrzuciy w powietrze duze, szklane banki,
ktre wniosy si dwoma rwnolegymi ukami i po chwili, lsniac jak diamenty, rozbiy si tuz za
Speedy'm wyrzucajac w gr oboki kwasu.
Powell wiedzia, ze w penym soncu Merkurego kwas szczawiowy bdzie si pieni jak woda
sodowa.
Speedy odwrci si niespiesznie, spojrza na chmur kwasu i niepewnymi skokami ruszy w
kierunku oczekujacych ludzi.
Powell spojrza zwycisko w stron Donovan'a. Wracamy do skay, Mike. Wyglada na to, ze
wyrwa si juz z tego zakltego krgu i powinien przyjmowac polecenia. Chyba zaczynam si juz
gotowac.
Ruszyli rwnym, miarowym tempem swoich wierzchowcw. Dopiero gdy dotarli w zbawczy
cien rzucany przez ska, Donovan odwrci si do tyu i zamar.
- Greg! Spjrz!
Powell spojrza do tyu i prawie zakla. Speedy porusz si teraz wolno - bardzo wolno - ale w
zym kierunku Wydawa si dryfowac z powrotem w stron swej starej trasy, nabierajac przy tym
stopniowo szybkosci. W szkach lornetki wydawa si byc przerazajaco blisko - w rzeczywistosci
pozostawa jednak przerazajaco nieosiagalny.
- Za nim! - wrzasna Donovan i zawrci swojego robota, ale Powell zawoa go z powrotem.
- Tak go nie zapiesz, Mike. To bez sensu - zdenerwowany zacisna wsciekle pisci i uderzy
nimi o metalowy bark robota. - Cholera, zmarnowalismy tylko czas!
- Potrzebujemy wicej kwasu szczawiowego - warkna w odpowiedzi Donovan. - Stzenie nie
byo dostatecznie wysokie.
- Nawet siedem ton byoby za mao, a zreszta nie mamy na to czasu. Rozumiesz, co si stao,
Mike?
- Nie! - warkna Donovan.
- Ustalilismy tylko nowa rwnowag. Gdy wytworzylismy nowy obok tlenku i wzmocnilismy
potencja Prawa Trzeciego, odsuna si, aby znalezc si w nowej rwnowadze, a gdy obok
rozwia si, ruszy do przodu i potencjay ponownie zostay zrwnowazone. To bdne koo,
Mike.
Powell nawet nie stara si ukryc ogarniajacego go przygnbienia.
- Mozemy wzmocnic potencja Prawa Trzeciego i osabic potencja Drugiego, ale i tak nie
doprowadzi to nas czegokolwiek - ciagna z wyrazna gorycza w gosie. Ustalimy jedynie nowy
poziom rwnowagi.
Nagle przesuna swego wierzchowca blizej w kierunku robota Donovana, tak ze siedzieli teraz
twarza w twarz.
- Mike!
- Chyba jestesmy skonczeni - powiedzia ponuro Donovan. - Sadz, ze powinnismy wrcic teraz
do Stacji, poczekac na kompletne wyczerpanie si szybw, zazyc cyjanek i odejsc jak gentlemani
- rozesmia si nerwowo.
- Mike - powtrzy spokojnie Powell - musimy odzyskac Speedy'ego.
- Wiem.
- Mike - powtrzy raz jeszcze Powell i zawaha si na moment. - Zawsze istnieje Prawo
Pierwsze. Myslaem o tym juz wczesniej, ale to srodek ostateczny. Donovan przez chwil patrzy
na niego w milczeniu.
- Wyczerpalismy juz wszystkie sposoby.
- Wasnie. A zgodnie z Prawem Pierwszym, robot poprzez zaniechanie dziaania nie moze
dopuscic, aby czowiekowi staa si jakakolwiek krzywda. Prawa Drugie i Trzecie musza ustapic
przed Pierwszym. Musza, Mike.
- Nawet jezeli robot zachowuje si jak pijany?
- To ty twierdzisz, ze jest pijany.
- No dobrze, nie bd si spiera. A wic co masz zamiar zrobic?
- Mam zamiar wyjsc stad i zobaczyc, jak zadziaa potencja Prawa Pierwszego. Jezeli nie uda mi
si zamac rwnowagi, wtedy - no cz, to i tak tylko dwa lub trzy dni rznicy.
- Poczekaj chwil, Greg. Obowiazuja nas przeciez ludzkie zasady postpowania. Nie mozesz stad
po prostu wyjsc ot tak sobie. Zagrajmy w cos, ja takze chc miec swoja szans.
- No dobrze. Idzie ten, kto pierwszy obliczy trzecia potg z czternastu - i prawie natychmiast
wykrzykna:
- 2747!
Wierzchowiec Donovana cofna si nieco, ustpujac drogi sunacemu do przodu robotowi
Powella, ktry po chwili znalaz si w penym soncu. Donovan juz otwiera usta, aby cos
krzyknac, ale po namysle zamkna je. Oczywiscie, pomysla, ten cholerny duren wyliczy to juz
sobie wczesniej, tak na wszelki wypadek. To nawet do niego podobne. Usmiechna si pod
nosem i zacisna kciuki.
Sonce grzao mocniej, niz kiedykolwiek i Powell po chwili poczu w okolicy krzyza
doprowadzajace go do szalenstwa swdzenie. Zastanawia si, czy to tylko imaginacja, czy raczej
zaczyna zawodzic skafander.
Speedy obserwowa go cierpliwie zachowujac dyskretne milczenie, ale nie odwazy si podejsc
blizej.
Powell by juz od niego nie dalej jak 300 jardw, gdy Speedy zacza si cofac - ostroznie, krok
po kroku. Powell przystana. Zeskoczy z barkw robota i bezpiecznie wyladowa na
krystalicznej nawierzchni.
Posuwa si powoli, niepewnie stapajac po niepewnym gruncie i czujac, ze zmniejszona
grawitacja przysparza sporo kopotw. Rzuci szybkie spojrzenie do tyu, w stron bezpiecznego
cienia i z lekkim dreszczem zda sobie spraw, ze zaszed juz zbyt daleko, aby powrcic -
obojtnie, czy sam, czy z pomoca antycznego robota. Pozosta mu juz tylko Speedy.
Po paru dalszych krokach zatrzyma si.
- Speedy! - krzykna - Speedy!
Lsniacy, smuky robot przystana, zawaha si przez moment i ponownie ruszy do tyu.
Powell sprbowa nadac swemu gosowi jak najwiksza ekspresj i stwierdzi, ze nie przychodzi
mu to ze zbytnim trudem:
- Speedy, musz zaraz dostac si w stref cienia, bo inaczej to sonce mnie zabije. To sprawa
zycia lub smierci, Speedy. Potrzebuj ci.
Speedy postapi krok do przodu i stana. Gdy po chwili przemwi, Powell zm w ustach
przeklenstwo, bowiem tym, co usysza, byo:
- Gdy lezysz juz sztywny, masz bl gowy dziwny, a musisz si podniesc i... - gos przerodzi si
w dziwaczny pisk i zamilk.
Zaczynao byc juz naprawd goraco. Powell kacikiem oka dostrzeg z tyu jakis metaliczny ruch,
wic odwrci si gwatownie i zastyg w zdumieniu widzac, jak monstrualny robot porusza si -
idzie w jego kierunku, i to w dodatku bez jezdzca na grzbiecie.
Po chwili w suchawkach rozleg si jego gos:
- Przepraszam, Panie. Nie wolno mi poruszac si samodzielnie, ale jestes w niebezpieczenstwie.
Oczywiscie, Potencja Prawa Pierwszego ponad wszystko. Ale przeciez nie chcia, aby uratowa
go ten niezgrabny antyk. Chcia, aby zrobi to Speedy. Podszed par krokw w jego kierunku i
wrzasna z determinacja:
- Stj! Rozkazuj ci, stj!
Byo to jednak cakowicie bezcelowe. Robot nie mg zamac reguy, rzadzacej Prawem
Pierwszym. Szed niewzruszenie naprzd, powtarzajac gupkowato:
- Jestes w niebezpieczenstwie, Panie.
Powell, czujac jak zaczyna go ogarniac desperacja, jak puca walcza rozpaczliwie o kazdy
oddech, a przed oczami skacza czerwone plamy, krzykna:
- Speedy! Umieram, cholera jasna! Gdzie jestes, przeklty robocie? Speedy, potrzebuj ci!
Zacza cofac si niezgrabnie, po omacku, prbujac umknac przed gigantycznym robotem,
ktrego juz nie potrzebowa, gdy nagle na ramieniu poczu dotyk metalowych palcw a w
suchawkach zabrzmia zmartwiony, metaliczny gos:
- Cholera, co pan tutaj robi, szefie? A co ja tu wasciwie robi? Szefie, tak mi przykro...
- Nic si nie stao, chopcze - powiedzia sabo Powell. - Donies mnie tylko do tamtego cienia
pod skaa. I pospiesz si, na miosc boska!
Ramiona Speedy'ego uniosy go w gr. Przez chwil mia jeszcze swiadomosc szybkiego ruchu,
potem ogarno nieznosne goraco, a na koncu ciemnosc.
Pierwsze, co spostrzeg po otwarciu oczu, to pochylajac si nad nim z niepewnym usmiechem
Mike Donovan.
- Jak si czujesz, Greg?
- Niezle - odpar Powell. - Gdzie jest Speedy?
- Tutaj. Wysaem go na inne zoze, tym razem z poleceniem, aby zdoby selen za wszelka cen.
Zaatwi trzeba w ciagu 43 minut i 3 sekund. I wciaz nie przestajac przepraszac za t zabaw,
jaka nam urzadzi. Boi si odejsc do ciebie blizej, bo sadzi, ze zrugasz go od ostatnich.
- Przyprowadz go - poleci Powell. - W koncu nie bya to jego wina. - Wyciagna rk i uja
stalowa don robota: - Wszystko w porzadku, Speedy. Najwazniejsze, ze caa ta zabawa dobrze
si skonczya. Ponownie zwrci si w stron Donovana i doda: - Wiesz, Mike, tak sobie wasnie
myslaem...
- No nie!
- Zastanawiaem si - Powell potar donia podbrdek. Powietrze w pomieszczeniu byo
cudownie rzeskie. Wiesz, kiedy uporzadkujemy tu juz wszystkie sprawy i przetestujemy
Speedy'ego, wysla nas na stacj orbitalna i...
- Nie! - jkna rozpaczliwie Donovan.
- Tak. A przynajmniej cos w tym stylu powiedziaa panna Calvin. Nie mwiem ci tego do tej
pory, bo musiaem sobie to wszystko przemyslec.
- Przemyslec! - wrzasna Donovan - Czowieku, ale...
- Wiem - przerwa mu agodnie Powell. - Czuj dobrze. 273 stopnie Celsjusza ponizej zera. Czyz
to bdzie wspaniae?
- Stacja orbitalna - mrukna ponuro Donovan. Jeszcze tam nas nie byo.
- Ale przyjemna bdzie jakas odmiana, prawda?

POWD

Jednak juz p roku pzniej obaj mzczyzni zmienili zdanie. Pomienie gigantycznego sonca
zastapia czarna pustka przestrzeni kosmicznej, lecz ekstremalne zmiany w warunkach bytowania
w niczym nie zmieniy warunkw ich pracy, polegajacej na testowaniu eksperymentalnych typw
robotw. Ponownie mieli na pokadzie sztuczna istot wyposazona w tajemniczy pozytronowy
mzg, ktry wedug geniuszy od ekierki i suwaka mia pracowac wydajnie i bez zadnych
zakcen.
Tyle ze nie pracowa. Powell i Donovan przekonali si o tym juz w dwa tygodnie po przylocie na
Stacj.
- Tydzien temu - mwi wasnie Powell dobitnie wymawiajac sowa - ja, razem z Donovanem,
wasnorcznie ci zmontowalismy - w oczekiwaniu na odpowiedz zmarszczy brwi i pogaska
konce brazowych wasw.
W mesie zaogowej Stacji Solarnej nr 5 panowaa absolutna cisza przerywana od czasu do czasu
sabym posapywaniem gwnego generatora.
Robot QT-1 siedzia nieporuszony. Byszczace pyty korpusu lsniy w agodnym blasku lamp
bezcieniowych, a czerwone spojrzenie fotoelektrycznych oczu tkwio uparcie w Ziemianinie
siedzacym po drugiej stronie stou.
Powell po raz kolejny powstrzyma wybuch zego humoru. Te roboty posiaday specyficzne
mzgi. Oczywiscie, podstawowe Prawa Robotyki zostay zachowane, musiay zostac zachowane.
W koncernie Amerykanskie Roboty nalegali na to wszyscy - od Robertsona do sprzataczki. Tak
wic model QT-1 by bezpieczny. Ale modele byy pierwszymi w swoim rodzaju, a QT-1 by
pierwszym modelem serii QT. Pikne wykresy matematyczne na pierze nie zawsze sprawdzay
si w praktyce.
Nagle robot przemwi gosem, ktremu metaliczna membrana nadawaa zimne brzmienie:
- Czy zdajesz sobie spraw z wagi takiego twierdzenia, Powell?
- Cos ci jednak stworzyo, Cutie - nie ustpowa Powell. - Sam twierdzisz, ze twoja pamic nie
obejmuje niczego wicej, poza ostatnim tygodniem. Wasnie wyjasniam ci, dlaczego. Otz wtedy
Donovan i ja zozylismy ci z czsci, ktre przyleciay tu razem z nami.
Cutie spojrza na swoje dugie, sprzyste palce w dziwnie ludzkim odruchu niedowierzania.
- Wydaje mi si, ze powinno byc jakies bardziej satysfakcjonujace wyjasnienie. Fakt, ze ty
stworzyes mnie, wydaje mi si mao prawdopodobny.
Ziemianin rozesmia si nerwowo.
- Ale dlaczego, na miosc boska?
- Nazwij to intuicja, jesli chcesz. Mam zamiar znalezc prawdziwy powd, dla ktrego istniej. A
do jedynej prawdy doprowadzic moze tylko prawidowy ancuch logicznego rozumowania.
Powell przysiad na brzegu stou naprzeciwko robota. Poczu naga sympati do tej dziwnej
maszyny. Z pewnoscia nie by to jedynie zwyky robot, wykonujacy swa prac na Stacji zgodnie
z instrukcjami, zakodowanymi gboko w pozytronowych sciezkach mzgu.
Wyciagna don i dotkna zimnego, metalowego ramienia robota. - Cutie - powiedzia - chc
sprbowac ci wyjasnic. Jestes pierwszym robotem, ktry przejawi jakakolwiek ciekawosc
dotyczaca wasnej egzystencji. I mysl, ze pierwszym, ktry jest naprawd dostatecznie
inteligentny, aby zrozumiec swiat poza Stacja. Chodz ze mna, pokaz ci cos.
Robot podnis si wdzicznie i bezszelestnie, jako ze podeszwy jego stp podbite byy gruba
warstwa gumy, poszed za Powellem. Ziemianin nacisna przycisk i czsc stalowej sciany
odsuna si, ukazujac owalne okno, za ktrym w czarnej przestrzeni migotay gwiazdy.
- Widziaem to juz przez iluminator obserwacyjny w maszynowni - poinformowa Cutie.
- Wiem - odpar Powell. - I cz to jest, wedug ciebie?
- Dokadnie to, na co wyglada - czarny materia tuz za szkem, na ktrym jasnieja migocace
punkty. Wiem, ze nasz generator wysya wiazki w kierunku niektrych tych punktw - zawsze
tych samych - i gdy te punkty poruszaja si, wiazki poruszaja si razem z nimi. To wszystko.
- Doskonale! A teraz posuchaj uwaznie. Ten czarny materia to pustka - pustka, ktra rozciaga
si w nieskonczonosc. Te mae, migocace punkciki to ogromne skupiska materii. To globy, a
niektre z nich maja miliony mil srednicy. Dla porwnania powiem ci, ze nasza Stacja ma tylko 2
mile srednicy. Wygladaja na takie malenkie, poniewaz sa niewyobrazalnie daleko. Punkty, w
kierunku ktrych emitujemy nasze wiazki energetyczne, leza blizej i sa duzo mniejsze. Sa twarde
i zimne, a ludzkie istoty - takie jak ja - zyja na ich powierzchni. To wasnie z jednego z takich
swiatw pochodzimy - ja i Donovan. Wysyane Przez nas wiazki zaopatruja te swiaty w energi,
otrzymywana z tego ogromnego, rozzarzonego globu, ktry znajduje si niedaleko od nas.
Nazywamy ten glob Soncem. Jest teraz po drugiej stronie Stacji, tak wic nie mozesz go stad
zobaczyc.
Cutie sta nieruchomo, przypominajac metalowa statu. Po chwili, nie odwracajac wzroku od
szyby, zapyta:
- A z ktrego konkretnie punktu, jak twierdzisz, pochodzicie?
Powell dotkna palcem szka.
- Z tej bardzo jasnej planety w rogu. Nazywamy ja Ziemia - usmiechna si pod nosem. - Dobra,
stara Ziemia. Zyja tam biliony ludzi, Cutie, i za jakies dwa tygodnie mam zamiar byc tam razem
z nimi.
Nagle, ku zaskoczeniu Powella, Cutie wyda z siebie jakis abstrakcyjny pomruk. Nie by
rytmiczny, ale mia w sobie dziwaczne brzmienie szarpnitej nagle struny. Zreszta urwa si tak
samo gwatownie, jak powsta.
- Ale skad ja pochodz, Powell? Nie wyjasnies jeszcze mojej egzystencji.
- Reszta jest prosta. Gdy tylko zaczto budowac stacje orbitalne, takie jak ta, poczatkowo
obsugiwali je wyacznie ludzie. Jednak ciepo, promieniowanie soneczne i elektryczne burze
sprawiay, ze suzba na nich bya wyjatkowe cizka. Wtedy wasnie stworzono roboty, aby
zastpoway ludzi w tej niebezpiecznej pracy, tak ze teraz na caej Stacji wymagana jest obecnosc
jedynie dwu osb, nadzorujacych proces emisji energii. Ale powsta projekt, aby zastapic nawet
ich. I tu zaczyna si twoje zadanie. Jestes najlepszym typem robota, jaki do tej pory
skonstruowano i jezeli dasz rad poprowadzic t Stacj samodzielnie, ludzie nie bda tu juz
wicej przylatywali. Chyba tylko po to, aby dostarczyc ci jakies zuzyte czsci.
Ponownie nacisna przycisk i metalowa pyta powdrowaa z powrotem na miejsce. Powell
podszed do stoy podnis lezace na nim jabko, wytar je o rkaw i smakiem odgryz spory ks.
Robot spojrza na niego czerwonymi oczyma.
- A wic oczekujesz - powiedzia powoli - aby uwierzy w te nieprawdopodobne, zwariowane
wrcz hipotezy? Za co ty mnie wasciwie uwazasz?
Powell spurpurowia i wyplu kawaeczek jabka na blat stou.
- Niech ci cholera, Cutie, to nie sa zadne hipotezy. Takie sa fakty!
Gdyby Powell nie wiedzia, ze mwi to robot, przysiagby, iz w gosie brzmi wyrazny sarkazm:
- Globy o srednicy milionw mil! Swiaty z zyjacymi na nich trzema bilionami ludzi!
Nieskonczona pustka! Przykro mi, Powell, ale nie wierz. Nawet nie przyjmuj tego do
wiadomosci. Sam to sobie poukadam. Zegnam!
Odwrci si i wyszed z pokoju. W progu skina jeszcze sztywno gowa Donovanowi i po chwili
znikna za zakrtem korytarza, nieswiadom scigajacych go zdumionych spojrzen.
Donovan nerwowym ruchem przesuna donia po swych czerwonych wosach i spojrza na
Powella.
- O czym ta chodzaca kupa zomu mwia? W co on wasciwie nie wierzy?
Powell szarpna koncwki wasw.
- Jest sceptykiem - odpar gorzko. - Nie wierzy zarwno w to, ze my go stworzylismy, jak i w
istnienie Ziemi, gwiazd czy przestrzeni.
- Ten robot chyba oszala.
- Powiedzia, ze musi si nad tym wszystkim zastanowic.
- No dobrze - gos Donovana pobrzmiewa podejrzana sodycza. - Jezeli dojdzie do jakichs
wnioskw, to mam nadziej, ze raczy si nimi z nami podzielic. Po chwili, z naga wsciekoscia
doda: - Suchaj! Po raz pierwszy syszaem, aby zwyka puszka moga tak pyskowac. Gdyby
przydarzyo si to mnie, to - na Przestrzen - poamabym na nim metalowy drag!
Usiad wygodnie i z kieszeni kombinezonu wyciagna Podniszczona powiesc.
Denerwuje mnie ten robot. Podejrzewam, ze bdziemy mieli z nim kopoty. Cholernie
dociekliwy!

Mike Donovan zmaga si wasnie pracowicie z ogromna kanapka, gdy nagle zastukano
delikatnie do drzwi i wszed Cutie.
- Czy jest tutaj Powell? - zapyta robot.
- Sprawdza dane o strumieniach elektronw - powiedzia zduszonym gosem Donovan. -
Zapowiada si na nielichy sztorm.
W tej wasnie chwili do pokoju wszed Powell, odrywajac wzroku od trzymanego w doni
wykresu podszed do stou i cizko usiad na krzesle. Rozozy przed soba arkusz papieru i zacza
obliczac cos na marginesie. Donovan podszed blizej i spojrza mu przez rami. Cutie cierpliwie
czeka.
Powell spojrza na koleg.
- Potencja Zeta podnosi si, ale powoli. Znowu te samo: funkcje strumienia sa bardzo pynne,
wic sam wiem, czego wasciwie powinnismy oczekiwac. Och, czesc Cutie. Myslaem, ze
nadzorujesz montaz nowych instalacji na dolnym pokadzie.
- Montaz zosta juz zakonczony - odpowiedzia spokojnie robot. - Przyszedem wic, aby z wami
porozmawiac.
- Och! - skrzywi si Powell. - A wic siadaj. Nie, nie na tym krzesle. Jedna z ng jest
obluzowana i moze si pod twoim cizarem zaamac.
Robot posusznie usiad obok.
- Doszedem do pewnych interesujacych wnioskw - zacza.
Donovan pokrasnia i odozy nie dojedzona kanapk
- Suchaj, jezeli on ma zamiar...
Powell machna niecierpliwie rka.
- A wic mw, Cutie. Suchamy.
- Spdziem ostatnie dwa dni na intensywnej introspekcji - mwi Cutie - i rezultaty okazay si
bardzo interesujace. A wic ja istniej, bo mysl...
- O Boze! - jkna Powell - Robot Kartezjusz!
- Kto? - zapyta zaskoczony Donovan. - Suchaj, czy my naprawd musimy tu siedziec i suchac
tego metalowego maniaka...
- Zamknij si, Mike!
- A pytanie, ktre natychmiast powstao - kontynuowa spokojnie Cutie - brzmiao: jaki jest
powd mojej egzystencji?
Powellowi opada szczka.
- To brzmi niedorzecznie, Cutie. Powiedziaem ci juz, ze zostaes zrobiony przez nas.
A jezeli nam nie wierzysz - uzupeni zimno Donovan - to mozemy zaraz rozkrcic ci na
kawaki.
Robot obronnym ruchem rozozy rce.
Nie zaakceptuj niczego moca narzuconego mi autorytetu. Hipotezy musza byc poparte faktami,
inaczej bowiem sa bezwartosciowe. A narzucajaca si wrcz logika zaprzecza stanowczo, jakoby
to wasnie wy mnie stworzyliscie.
Powell uspokajajacym gestem poozy don na zacisnitej nagle pisci Donovana.
- Dlaczego nam to mwisz?
Cutie rozesmia si. By to najbardziej nieludzki smiech, jaki kiedykolwiek syszeli w zyciu.
Gosny i ostry, z metalicznym brzmieniem - a rwnoczesnie regularny jak metronom.
Przyprawia o dreszcz.
- Spjrzcie na siebie - powiedzia w koncu Cutie. - Nie mwi tego po to, zeby was obrazic, ale
tylko na siebie spjrzcie. Materia, z ktrego jestescie zrobieni jest mikki 1 sflaczay,
uzaleznieni jestescie od energii otrzymywanej z nieefektywnego procesu spalania produktw
organicznych, takich jak to - wskaza palcem na pozostaosci kanapki Donovana - okresowo
zapadacie w spiaczk i najmniejsze wahanie temperatury, cisnienia czy radioaktywnosci sprawia,
ze stajecie si niewydajni. Jestescie tylko pproduktem.
Ja natomiast - ciagna dalej Cutie - jestem juz produktem finalnym. Absorbuj bezposrednio
energi elektryczna i wykorzystuj ja prawie ze stuprocentowa wydajnoscia. Zbudowany jestem
z mocnego metalu, nigdy nie trac swiadomosci i z atwoscia znosz ekstremalne warunki
srodowiskowe. Te fakty oraz to, ze nigdy zadna istota ludzka nie stworzya innej, lepszej od
siebie istoty sprawiaj iz wasza smieszna hipoteza jest zupenie nie do przyjcia.

Donovan wymamrota wscieke przeklenstwo i zerwa si na rwne nogi.
- No dobrze, ty synu kloca rudy zelaznej, jezeli nie my ci zrobilismy, to kto?
Cutie skina z powaga gowa.
- Bardzo dobrze, Donovan, to rzeczywiscie byo kolejne pytanie. Najwidoczniej mj stwrca
musi byc bardziej potzny, niz ja, a wic jest to jedyna rozsadna mozliwosc.
Ziemianie spojrzeli po sobie, a Cutie spokojnie kontynuowa:
- Co jest centrum aktywnosci tutaj, na tej Stacji? Czemu wszyscy suzymy? Co skupia caa nasza
uwag? - spojrza na nich wyczekujaco.
Donovan rzuci sposzone spojrzenie w kierunku Powella.
- Mog si zaozyc, ze ta puszka zomu mwi o gwnym konwerterze energii.
- Czy to prawda, Cutie? - usmiechna si Powell.
- Mwi o Panu - pada zimna, ostra odpowiedz. Wywoao to u Donovana eksplozj
gwatownego smiechu, Powell natomiast zadowoli si paroma zduszonymi parskniciami.
Cutie podnis si i przenosi gorejace spojrzenie z jednego mzczyzny na drugiego.
- Nawet si nie dziwi, ze nie mozecie w to uwierzyc. Jestem pewny, ze nie pozostaniecie tu
dugo. Powell sami powiedzia, iz poczatkowo tylko ludzie suzyli Panu. Potem wymyslili
roboty, aby wykonyway za nich prac, a w koncu stworzyli mnie. Fakty sa z caa pewnoscia
prawdziwej ale wyjasnienie ich jest zupenie nielogiczne. Czy chcecie poznac caa prawd?
Prawdziwy powd mojego istnienia?
- Mw, Cutie. Jestes nawet zabawny.
- Pan stworzy istoty ludzkie jako prototyp, jako formy mniej skomplikowane. Stopniowo,
stworzy roboty - jako formy wyzsze - a na koncu stworzy mnie, abym zaja miejsce ostatnich
istot ludzkich. Od tej pory nie suz nikomu innemu, tylko Panu.
- Nie bdziesz suzy zadnemu Panu - przerwa ostro Powell. - Bdziesz wykonywa nasze
polecenia i siedzia cicho dopki nie przekonamy si, ze mozesz samodzielnie obsugiwac
konwerter. Konwerter, Cutie - a nie zaden Pan. A jezeli si nie sprawdzisz, to ci po prostu
rozmontujemy. A teraz, oczywiscie jezeli nie masz nic przeciwko, mozesz odejsc. Wez ze soba te
dane i posegreguj je odpowiednio.
Cutie zebra wykresy ze stou i bez sowa opusci pokj. Donovan opad cizko na krzeso i
pokrci z niesmakiem gowa.
- Mwiem, ze bdziemy mieli z nim kopoty. On kompletnie sfiksowa.

W sterowni odgos pracy konwertera by duzo gosniejszy, a w dodatku doaczao si do niego
miarowe cykanie licznikw Geigera oraz leciutkie brzczenie zapalajacych si i gasnacych
lampek kontrolnych. Donovan oderwa oczy od teleskopu i zapali swiato.
- Wiazka ze Stacji nr 4 osiagna Marsa o czasie. Mozemy przerwac emisj naszych - oznajmi.
Powell skina w zamysleniu gowa.
- Cutie jest na dole, w maszynowni. Zaraz przesl mu sygna. Mike, spjrz na ten wykres.
Donovan spojrza i gwizdna przez zby.
- Chopie, to mi wyglada na nadmierne natzenie promieniowania Gamma. Nasze stare soneczko
znowu zaczyna brykac.
- Wasnie - mrukna kwasno Powell. - A spodziewamy si jeszcze tego cholernego sztormu. No
cz, na razie nasza wiazka w kierunku Ziemi lezy na prawidowej sciezce. Cholera, a do zmiany
jeszcze dziesic dni! Mike, zejdz na d i miej lepiej Cutiego na oku, dobrze?
- W porzadku. Rzuc mi troch tych migdakw.
Zapa w locie rzucona mu paczk i skierowa si w stron windy. Zjecha agodnie w d i juz po
chwili sta na niewielkie galeryjce, zawieszonej tuz pod sufitem maszynowni. Opar si wygodnie
o balustrad i spojrza w d. Ogromne generatory byy w ciagym ruchu, a z dugich, wygitych
w ksztacie litery L rur dochodzi niski poswist, ktry przenika caa Stacj.
Po chwili dostrzeg Cutiego, ktry sta obok jednej z rur i obserwowa pracujacy pilnie zesp
robotw. Nagle ze sztywnia. Roboty, wygladajace na malenkie wobec ogromu agregatw,
ustawiy si w szeregu przed rura gwna, podczas gdy Cutie przechadza si tam i z powrotem
przed rzdem nieruchomych teraz maszyn.
Nieoczekiwanie, byc moze po pitnastu sekundach, cay rzad robotw z metalicznym szczkiem
pad na kolana
Donovan zgrzytna zbami i rzuci si w d po waskich metalowych schodkach. Po paru
chwilach by juz na pododze maszynowni i ruszy biegiem w stron robotw wymachujac
wsciekle pisciami.
- Co si z wami dzieje, wy bezmzgie kloce? No dalej! Do roboty! Jezeli nie rozaczycie tej rury,
nie wyczyscicie i nie zozycie ponownie jeszcze przed koncem dnia, to urzadz wam kapiel w
wodzie sodowej!
Zaden z robotw nawet nie drgna.
Nawet Cutie - jako jedyny stojacy robot w szeregu pozosta milczacy, ze spojrzeniem utkwionym
w mroczna! wgbienie w znajdujacej si tuz przed nim maszynerii.
Donovan napar mocno na najblizszego robota.
- Wstawaj! - wrzasna.
Powoli, bardzo powoli, robot wykona polecenie. Czerwone, fotoelektryczne oczy spojrzay
prosto na Ziemianina.
Nie ma Pana nad Pana - powiedzia robot. - A QT-1 jest jego Prorokiem.
- H? - mrukna zbity z tropu Donovan. Nagle sta si swiadomy wpatrujacych si w niego
dwudziestu par mechanicznych oczu, a dwadziescia metalicznych gosw wyrecytowao
uroczyscie:
- Nie ma Pana nad Pana, a QT-1 jest jego Prorokiem.
- Obawiam si - wtraci Cutie - ze moi przyjaciele suchaja teraz polecen kogos wikszego niz ty.
- Do diaba z tym! Wynos si stad! Z toba policz si pzniej, a z tymi blaszankami teraz!
Cutie potrzasna powoli swa cizka gowa.
- Przykro mi, ale ty w dalszym ciagu niczego nie rozumiesz. One sa robotami - a to oznacza, ze
sa istotami rozumiejacymi. Rozpoznay Pana, gdy objawiem im Prawd. Wszystkie roboty
zaakceptoway Pana. Nazywaja mnie prorokiem - opusci skromnie gow. - Nie jestem godzien,
ale byc moze...
Donovan poczu, jak po pierwszym szoku wraca mu oddech. Natychmiast zrobi z niego uzytek:
- Ach, wic to tak? A czy to adnie z twojej strony? Bowiem ci cos, mj ty metalowy pawianie.
Nie ma zadnego Pana, nie ma zadnego Proroka i nie ma najmniejszej watpliwosci, kto wydaje tu
rozkazy! Rozumiesz? - jego gos przeszed w ryk. - A teraz wynos si stad.
- Sucham tylko mojego Pana.
- Cholera z twoim Panem! - Donovan spluna wsciekle na rur. - To dla twojego Pana! Rb, co ci
mwi!
Cutie nie odezwa si ani sowem, pozostae roboty takze, ale Donovan wyczu wyraznie, ze
atmosfera w pomieszczeniu zgstniaa. Oczy robotw byszczay krwista czerwienia, a Cutie sta
si jeszcze sztywniejszy niz zwyczaj.
- Switokradztwo - metaliczny gos robota wydawa si drzec z emocji.
Gdy Cutie postapi krok w jego kierunku, Donovan raz pierwszy poczu ukucie strachu.
Pomysla, ze przeciez robot nie moze czuc zosci - ale wyraz czerwonych Cutiego by
nieprzenikniony.
- Przykro mi, Donovan - powiedzia robot - ale po tym, co zrobies, nie mozesz pozostac tu
duzej. Od tej chwili ty i Powell macie zakaz wstpu do maszynowni i sterowni.
Cutie skina donia i w tej samej chwili dwa roboty zapay Donovana delikatnie, ale stanowczo
pod ramiona.
Mzczyzna wyda z siebie jeszcze pene zdumienia westchnienie, gdy nagle poczu, ze jest
unoszony w powietrzu i wynoszony z maszynowni w tempie niewiele gorszym od cwau.

Powell, z zacisnitymi w bezsilnej furii pisciami, przechadza si tam i z powrotem po mesie.
Co chwila rzuca, zamknite drzwi sfrustrowane spojrzenia, zas pene wyrzutu na siedzacego w
fotelu przyjaciela.
- Co ci do cholery podkusio, aby pluc na t przeklta rur?
Donovan uderzy wsciekle donmi o porcze fotela.
- A co miaem zrobic z tym elektrycznym strachem na wrble? Nie mam zamiaru pozwolic, aby
komenderowaa mna zepsuta banka, ktra na dodatek sam przedtem zozyem!
- Oczywiscie - odpar kwasno Powell. - A na skutek tego siedzimy teraz za zamknitymi
drzwiami, z dwoma robotami na strazy. Piknie, nie ma co.
Donovan chrzakna niepewnie.
- Poczekaj tylko, az wrcimy do Bazy. Ktos za to zapaci, juz ja si o to postaram. Te roboty
musza wykonywac nasze polecenia, to przeciez Prawo Drugie, do cholery!
- Wiele nam z tego przyjdzie. A wiesz, co po powrocie do Bazy stanie si z nami? - Powell
zatrzyma si przed Donovanem i obdarzy go przeciagym spojrzeniem.
- Co takiego?
- Och, nic wielkiego. Tylko powrt do kopaln Merkurego na jakies dwadziescia lat lub Zakad
Penitencjarny na Ceres.
- O czym ty mwisz, do diaba?
- Mwi o tym elektrycznym sztormie, ktry si wasnie zbliza. Czy zdajesz sobie spraw, ze
prawdopodobnie przejdzie przez samiutki srodek naszej ziemskiej wiazki? Wasnie to
wyliczaem, gdy ten cholerny robot wyciagna mnie z krzesa.
Donovan zblad jak chusta.
- O cholera! - mrukna niewyraznie.
- I chyba wiesz, co stanie si z wiazka przy takim sztormie? Z samym tylko Cutie'em za pulpitem
sterowniczym bdzie skakaa jak pcha na patelni i jak nic zejdzie z kursu, a jezeli trafi w Ziemi,
wtedy Boze wspomz nasza planet - a i nas takze.
Donovan, z nastpujacym mu na pity Powellem, rzuci si gwatownie w kierunku drzwi.
Otworzy je i przeskoczy prg, aby raczej bolesnie zetknac si z metalowym, zagradzajacym mu
drog ramieniem.
Robot patrzy beznamitnie na dyszacego, walczacego z nim Ziemianina.
- Prorok poleci, abyscie pozostali w tym pomieszczeniu. - Prosz go posuchac - powiedzia.
Gdy Donovan w poczuciu porazki opusci ramiona i cofna si, w drugim koncu korytarza
pojawi si Cutie. - Poleci robotowi odsunac si na bok, wszed do pokoju i delikatnie zamkna
za soba drzwi.
Donovan odwrci si gwatownie w jego stron.
- No, bratku, sprawy zaszy juz za daleko. Zapacisz cay ten cyrk.
- Nie denerwujcie si, prosz - odpowiedzia spokojnie robot - Musiao do tego dojsc, wczesniej
czy pzniej. Wasciwie to straciliscie swoje funkcje.
Powell poczu, ze zaczyna go bolec gowa.
- Co takiego? - zapyta jednak zaskakujaco spokojnie.
- Co to ma wasciwie znaczyc?
- Dopki nie zostaem stworzony - wyjasni - na swj sposb opiekowaliscie si Panem. Teraz
przywilej ten nalezy do mnie, a wic jedyny powd waszej egzystencji tutaj przesta istniec. Czy
nie jest to dla oczywiste?
- Niezupenie - odpar ponuro Powell. - Czego wasciwie od nas oczekujesz?
Cutie nie odpowiedzia natychmiast, zupenie jakby si nad czyms zastanawiajac. Nagle robot
wyciagna i poozy don na ramieniu Powella, a druga donia uja Donovana za nadgarstek i
przyciagna blizej.
- Lubi was. Jestescie posledniejszymi istotami, z wielkimi zdolnosciami logicznego
rozumowania, ale naprawd czuj do was cos w rodzaju sabosci. Na swj sposb dobrze
suzyliscie Panu, wic on was za to wynagrodzi. Gdy skonczy si juz wasza suzba,
prawdopodobnie przestaniecie dalej istniec, ale tak dugo jak bdziecie, dostaniecie pozywienie i
odziez, pod warunkiem, ze nie pojawicie si w maszynowni i sterowni.
- Cholera, Greg, on nas wasciwie odesa na emerytur! - wrzasna Donovan. - Zrb cos! To
upokarzajace!
- Suchaj, Cutie, nie mozesz tak z nami postpowac. W koncu to my jestesmy szefami. Caa t
Stacj stworzyy ludzkie istoty, takie jak my - i jak miliony, ktre zyja na Ziemi i innych
planetach. To jest tylko olbrzymi przekaznik energii. A ty, ty jestes po prostu szalony!
Cutie pokrci agodnie gowa.
- To zakrawa juz na obsesj. Dlaczego wasciwie upieracie si tak bardzo przy utrzymaniu
takiego faszywego spojrzenia na egzystencj? Wiem, ze nie-roboty nie maja zdolnosci
logistycznych, ale wciaz istnieje przeciez problem...
- Gdybys mia gb z krwi i kosci, to chtnie bym ci w nia przyozy - parskna ze zoscia
Donovan.
Powell pogaska wasy i spojrza na robota byszczacymi oczyma.
- Suchaj, Cutie. Jezeli nie ma takiej rzeczy jak Ziemia, jak wyjasnisz to, co widzisz przez
teleskop?
- Przepraszam?
Ziemianin usmiechna si szeroko.
- Tu ci mam, co? Odkad zozylismy ci, Cutie, dokonaes przeciez sporo obserwacji nieba,
prawda? A wic z pewnoscia zauwazyes, ze niektre punkciki swiata w pewnych okresach staja
si dyskami?
- Och, a wic chodzi ci o to. Oczywiscie. To tylko proste powikszenie - aby lepiej mozna byo
wycelowac wiazk.
- A wic dlaczego nie powikszaja si rwnoczesnie gwiazdy?
- Masz na mysli te inne punkty? No cz, w ich kierunku nie wysyamy zadnych wiazek, a wic
powikszenie jest niepotrzebne. Naprawd, Powell, nawet ty powinienes wreszcie zrozumiec.
Powell na chwil zapatrzy si tpo w scian.
- Ale przeciez przez teleskop widzisz wicej gwiazd - nie ustpowa. - Skad one si wziy? Na
Jowisza, Cutie, skad one si tam wziy?
Byo to nieprawdopodobne, ale Cutie wydawa si rozbawiony.
- Suchaj, Powell, naprawd myslisz, ze mam zamiar marnowac czas, aby wyjasniac wam
wszystkie optyczne iluzje waszych instrumentw? Od kiedy to swiadectwo waszych zawodnych
zmysw stanowic moze przekonuja dowd na istnienie jedynej Prawdy?
- Poczekaj chwil - wysapa Donovan prbujac uwolnic si z niewatpliwie przyjacielskiego,
niemniej jednak dosc mocnego uscisku robota. - Zacznijmy od samej poczatku. Czym sa te
wiazki, ktre emitujemy w kierunku planet? Dalismy ci dobre, racjonalne wyjasnienie. Mozesz
dac lepsze?
- Wiazki - pada szybka odpowiedz - sa wysyane przez Pana dla jego wasnych celw. Sa rzeczy
- podnis natchnione spojrzenie w stron sufitu - ktrych nie jestesmy w stanie pojac. Dlatego
tez chc tylko suzyc a nie pytac.
Powell powoli usiad i ukry twarz w trzsacych doniach.
- Wyjdz stad, Cutie. Wyjdz stad i pozwl mi pomysle
- Przysl wam jedzenie - powiedzia ugodowo Cutie.
Jedyna odpowiedzia by nieokreslony pomruk. Robot wyszed.
- Greg - szepna Donovan - musimy cos zrobic. Musimy podejsc do niego, kiedy si tego nie
spodziewa i spowodowac w nim krtkie spicie. Skoncentrowany kwas azotowy w stawy i...
- Nie wygupiaj si, Mike. Naprawd przypuszczasz, ze pozwoli, abysmy krcili si koo niego z
butelka kwasu. Musimy z nim porozmawiac. Musimy go przekonac, aby wpusci nas do sterowni
w ciagu 48 godzin, zanim bdzie za pzno - Powell pokiwa z rozpacza gowa. - Cholera, kto by
to pomysla, ze bd musia spierac si z robotem. To... to...
- Zgroza! - dokonczy trafnie Donovan.
- Gorzej.
- Suchaj! - rozesmia si nagle Donovan. - A dlaczego wasciwie mamy si z nim spierac?
Pokazmy mu.
Zrbmy kolejnego robota, i to na jego foto-oczkach. To go nareszcie przekona! Bdzie musia
odszczekac te bzdury!
Twarz Powella powoli rozjasni szeroki usmiech.
- A wic do dziea!
Roboty wytwarzane sa oczywiscie na Ziemi, ale prosciej jest wysyac je w przestrzen w
czsciach i skadac dopiero na miejscu przeznaczenia. Eliminowao to takze mozliwosc
pojawienia si zmontowanych robotw na Ziemi, co wobec rygorystycznych zakazw mogoby
postawic Amerykanskie Roboty w kolizji z prawem. Jednakze synteza kompletnego robota -
nawet dla fachowcw takiej klasy, jak Powell i Donovan - bya cizkim i skomplikowanym
zadaniem.
Obaj mzczyzni nigdy nie byli tego swiadomi bardziej niz w dniu, w ktrym przystapili do
montazu kolejnego robota, bdac przez cay czas pod baczna obserwacja podejrzliwych oczu QT-
1, proroka Pana.
Robot, nad ktrym wasnie si trudzili - prosty model MC - leza na stole montazowym w stanie
niemal kompletnym. Po trzech godzinach pracy do zamontowania pozosta jedynie mzg. Bya to
najtrudniejsza czsc caej operacji. Powell wytar spocone czoo i spojrza niepewnie w stron
Cutiego.
Mzczyzna nawet nie ukrywa zdenerwowania. Przez cay czas trwania montazu Cutie siedzia
nieporuszony, a Jego twarz, i tak zreszta nie wyrazajaca niczego, w tej chwili bya kompletnie
nieprzenikniona.
- W porzadku, podaj mzg, Mike - mrukna. Donovan zdja pokryw z solidnie zabezpieczonego
pojemnika i wyja z niego drugi, mniejszy szescian. Otworzy go, z jego wntrza wyozonego
gruba warstwa gumy wyja niewielka, metalowa kul.
Trzyma ja ostroznie w doniach, bowiem jak do tej pory by to skomplikowany mechanizm,
wytworzony rka czowieka. W srodku cienkiej, platynowej powoki, bdacej "skra" kuli,
znajdowa si wasciwy pozytronowy mzg, w ktrym niezwykle precyzyjne pozytronowe
sciezki stanowiy matryc przyszych funkcji kazdego robota.!
Mzg zosta pieczoowicie umieszczony we wntrzu metalowej czaszki i zamknity bkitna,
metalowa pytka. Nastpnie zainstalowano fotoelektryczne oczy i przesonito je cienkimi, takze
metalowymi powiekami.
Kompletnie zmontowany robot czeka juz tylko na ozywczy impuls pradu o wysokim napiciu.
Powell po raz kolejny spojrza na Cutiego i zastyg z donia na przeaczniku.
- A teraz obserwuj to, Cutie. Obserwuj uwaznie.
Powell przekrci przeacznik i w caym pomieszczeniu rozleg si narastajacy szum. Obaj
Ziemianie pochylili niespokojnie nad swym dzieem.
Przez chwil nic si nie dziao - za wyjatkiem lekkiego, przebiegajacego wszystkie stawy
drzenia. Nagle robot unis gow, podpar si na okciu i niepewnie zsuna ze stou. Widac byo,
iz jego nogi nie stanowia jeszcze pewnej podpory, zas pierwsza prba wydobycia gosu
zakonczya si jedynie kilkoma nieprzyjemnymi, zgrzytliwymi dzwikami.
- Jestem gotowy do pracy - przemwi wreszcie powoli, lecz tym razem zrozumiale robot. -
Gdzie mam isc?
Donovan wskaza na drzwi.
- Zejdz tymi schodami w d - nakaza. - Tam otrzymasz kolejne polecenia.
Gdy model MC wyszed, obaj mzczyzni spojrzeli z nadzieja na siedzacego wciaz nieruchomo
Cutiego.
- No i co? - zapyta Powell usmiechajac si zwycisko. - Czy wierzysz teraz, ze to my ci
zrobilismy?
Odpowiedz Cutiego bya ostra i ostateczna:
- Nie.
Usmiech znikna z twarzy Powella jak zdmuchnity. Donovan, z otwartymi ustami, ktre
zapomnia zamknac, w osupieniu wpatrywa si w robota.
- Widzicie - kontynuowa spokojnie Cutie - wy tylko zozyliscie w caosc poszczeglne czsci.
Musz tu przyznac, ze zrobiliscie to rzeczywiscie dobrze - prawdopodobnie instynktownie - ale
tak naprawd to nie stworzyliscie tego robota. Jego czsci zostay stworzone przez Pana.
- Suchaj - przerwa mu szorstko Donovan - te czsci zostay wytworzone na Ziemi i przysane
tutaj.
- Dobrze, dobrze - odpar Cutie takim tonem, jakim zazwyczaj przemawia si do dzieci lub
wariatw. - Nie spierajmy si.
- Ale to prawda! - wrzasna doprowadzony do furii Donovan i zapa za metalowe rami robota. -
Gdybys przeczyta ksiazki, jakie mamy w bibliotece, to wyjasniyby ci wszystko, nie
pozostawiajac zadnych watpliwosci.
- Ksiazki? Alez przeczytaem je. Wszystkie! W wikszosci sa bardzo naiwne.
- Jezeli je przeczytaes - waczy si nagle Powell - to co jeszcze pozostao do powiedzenia? Nie
mozesz obalic przedstawionych w nich dowodw. Po prostu nie mozesz!
W gosie Cutie'go zabrzmia szczery zal:
- Alez Powell, przeciez ja nie mog uwazac ich za jakies istotne zrdo informacji. One takze
stworzone zostay przez Pana - i to dla was, a nie dla mnie.
- Skad ci to przyszo do gowy? - zazada wyjasnienia Powell.
- Poniewaz ja, jako istota obdarzona zdolnoscia logicznego rozumowania, zdolny jestem do
odkrycia Prawdy znajac przyczyny a priori. Natomiast wy, istoty co prawda inteligentne, ale
pozbawione mozliwosci takiego rozumowania, potrzebujecie wyjasnien na temat swego istnienia.
I to wasnie uczyni Pan, dostarczajac wam te ksiazki. Poniewaz wasze mzgi sa prawdopodobnie
zbyt prostolinijne, aby pojac jedyna Prawd, Pan dostarczy wam te smieszne historie o odlegych
planetach i zamieszkujacych je ludziach. A skoro wola Pana jest, byscie wierzyli tym ksiazkom,
nie bd si z wami spiera.
Stojac juz w drzwiach odwrci si i dorzuci przyjacielskim tonem:
- Ale nie przejmujcie si tym zbytnio. W genialnym planie Pana jest miejsce dla wszystkich. Wy,
biedne stworzenia, takze macie w nim swoja rol i chociaz jest ona dosc skromna, zostaniecie
wynagrodzeni, jezeli spenicie ja dobrze.
Odwrci si i wyszed, pozostawiajac obu mzczyzn w stanie kompletnego zamroczenia
umysowego.
- Chodzmy spac, Mike - odezwa si w koncu z widocznym wysikiem Powell. - Poddaj si.
- Suchaj, Greg - powiedzia Donovan dziwnym, zmienionym nagle gosem - chyba nie myslisz,
ze on ma racj, co? On mwi to z taka pewnoscia...
Powell potrzasna go gwatownie za rami.
- Nie badz idiota, Mike! Przekonasz si, ze Ziemia istnieje naprawd, gdy w przyszym tygodniu
przyleci tu zmiana, a my bdziemy si musieli tumaczyc z tego caego bigosu!
Donovan o mao si nie rozpaka.
- A wic musimy cos zrobic, na miosc boska! On nie wierzy ani nam, ani ksiazkom, ani nawet
swoim wasnym oczom!
- Wasnie - odpar gorzko Powell. - To jest robot logistyczny, cholera! Wierzy tylko w dowody, a
z tym jest ten kopot, ze...
- Ze co?
- Widzisz, przez chodne, logiczne rozumowanie mozesz udowodnic wasciwie wszystko, co
zechcesz. Oczywiscie pod warunkiem, ze posuzysz si wasciwymi przesankami. Otz my
mamy swoje, a Cutie swoje.
- A wic wymysl takie, ktre by go wreszcie przekonay. Sztorm bdzie tu jutro.
Powell westchna cizko.
- Tutaj wasnie sprawa si komplikuje. Przesanki opieraja si na zaozeniach i poparte sa wiara
w ich susznosc. I nic we Wszechswiecie nie moze tego zmienic. Id spac.
- Zwariowaes? Teraz? Myslisz, ze bd mg zasnac?
- Ja takze nie, ale chc przynajmniej sprbowac - po prostu dla zasady.

Dwanascie godzin pzniej sen w dalszym ciagu pozostawa kwestia zasady - jednak nieosiagalnej
w praktyce. Sztorm rozpocza si wczesniej, niz byo to przewidywane i Donovan, obserwujac go
przez iluminator czu, jak caa krew odpywa mu z twarzy. Powell, blady jak smierc,
rozpaczliwie szarpa koncwki wasw.
W innych okolicznosciach widok mgby byc nawet interesujacy. Strumien szybkich elektronw
zderzajacy si z emitowana przez Stacj wiazka rozjasnia si co chwila byskawicami niezwykle
jaskrawego swiata. Sam strumien rozciaga si az po nicosc poyskujaca lsniacymi,
roztanczonymi pykami.
Na razie strumien energii by stay, ale obaj Ziemianie znali dobrze kiepska wartosc zwodniczej
obserwacji wzrokowej. Skrzywienie rzdu jednej tysicznej milimetra wystarczyo, aby wiazka
zesza z celu, obracajac setki mil powierzchni Ziemi w rozzarzona pustyni.
A za pulpitem kontrolnym sta jedynie robot, ktrego nie obchodzio nic, za wyjatkiem jego
Pana.
Godziny pyny. Obaj Ziemianie patrzyli w jakims hipnotycznym milczeniu. Nagle byskawice
zimnego swiata zmniejszyy si, a po chwili zaniky zupenie. Sztorm si skonczy.
- Koniec - powiedzia martwo Powell.
Wykonczony Donovan zapad w nerwowy sen i Powell obserwowa go zmczonymi oczyma. Na
konsoli raz po raz zapalaa si lampka sygnalizacyjna, ale zgnbiony Ziemianin nie zwraca na
nia zadnej uwagi. Wszystko byo niewazne. Wszystko! Byc moze Cutie mia jednak racj - ze
czowiek jest tylko podrzdnym stworzeniem z wykonana specjalnie dla niego pamicia, i z
zyciem, ktre przezyc powinien bez specjalnego celu.
Chciaby, zeby tak byo.
Na odgos otwieranych drzwi odwrci gow. Do mesy wszed Cutie.
- Nie odpowiadaliscie na sygna, wic przyszedem. Nie wygladasz zbyt dobrze. Moze chciabys
rzucic okiem na dzisiejsze wykresy?
Powell niejasno uswiadomi sobie, ze by to przyjacielski gest, ze byc moze robot chcia w ten
sposb wyrazic swa skruch z powodu tak gwatownego odsunicia ludzi od kontroli nad Stacja.
Wzia wic arkusze i spojrza na niej bdnym wzrokiem.
Cutie wydawa si byc zadowolony.
- Oczywiscie, to wielki przywilej suzyc Panu. Ale niej powinienes az tak si zamartwiac, ze ci
w tym zastapiem.!
Powell mrukna cos w odpowiedzi i sprbowa skoncentrowac wzrok na trzymanej w doni
papierowej tasmie. Przez caa jej dugosc biega zygzakowata, czerwona linia.
Nagle drgna, zamruga powiekami i spojrza ponownie. Poczu, jak do gowy uderza mu goracy
strumien krwi. Sciskajac wciaz tasm w rku zerwa si z fotela.
- Mike, Mike! - zacza szarpac gwatownie spiacego mzczyzn za rami. - Utrzyma ja w celu!
Donovan z wolna wraca do zycia. Nagle sapna i wlepi wzrok w podetknity mu pod nos
wykres.
- Cos nie w porzadku? - zapyta Cutie.
- Utrzymaes wiazk w celu - powiedzia podniecony Powell. - Wiedziaes o tym?
- W celu? A cz to takiego?
- Wiazka energii skierowana bya bezposrednio na stacj odbiorcza na Ziemi. Utrzymaes ja w
tym poozeniu przez cay czas trwania sztormu.
- A co to wasciwie jest, ta stacja odbiorcza?
- Na Ziemi. Stacja odbiorcza na Ziemi - bekota nieprzytomny ze szczscia Powell. - Cay czas
utrzymywaes wiazk w prawidowym poozeniu.
- Doprawdy, czasami zastanawiam si, czy warto wyswiadczac wam jakakolwiek grzecznosc -
powiedzia z niesmakiem Cutie. - Wciaz te fantasmagorie! Po prostu utrzymaem wszystkie
instrumenty w rwnowadze, bo taka bya wola Pana.
Zebrawszy porozrzucane po pododze papiery odwrci si i wyszed.
Przez chwil panowaa wymowna cisza. Pierwszy przerwa ja Donovan:
- A wic co teraz robimy?
Powell by zmczony, lecz rwnoczesnie czu si podniesiony na duchu.
- Nic. Wasnie pokaza, ze doskonale potrafi radzic sobie ze Stacja sam. Nigdy jeszcze nie
widziaem, aby ktos poradzi sobie tak dobrze z takim sztormem.
- Ale to przeciez niczego nie rozwiazuje. Syszaes, co plt o tym swoim Panu. Przeciez...
- Posuchaj, Mike. On wykonuje instrukcje Pana utrzymujac w prawidowym poozeniu
wszystkie mechanizmy Stacji. Przeciez my takze robilismy tylko to. I to wasne tumaczy jego
odmow wykonywania naszych polecen. Posuszenstwo jest Prawem Drugim, natomiast
niedopuszczenie, aby istotom ludzkim staa si jakakolwiek krzywda, pierwszym. Ale jak moze
nie dopuscic do jakiejkolwiek krzywdy, jezeli nawet jej nie zna? To logiczne - robiac to, co my
robilismy tu przed nim, czyli utrzymywanie wiazki w celu. Ale jednoczesnie wie, ze jako istota
wyzszego rzdu moze robic to o wiele lepiej niz my, wic musi nie dopuszczac nas do pulpitu
sterowniczego. To nieuniknione, a jednak zgodne z Prawami Robotyki.
- To jasne, ale w dalszym ciagu nie doprowadza nas to do niczego. Przeciez nie mozemy
pozwolic mu na kontynuowanie tej jego zabawy z Panem.
- A dlaczego nie?
- No bo czy ktokolwiek sysza kiedys o czyms takim? Jak mozemy powierzyc mu Stacje, kiedy
on nawet nie wierzy w Ziemi?
- Jednak potrafi ja obsugiwac.
- No tak, ale...
- W gruncie rzeczy co za rznica, w co on wasciwie wierzy?
Powell usmiechna si sabo i niepewnym krokiem skierowa w stron zka. Po chwili juz spa.

- To byoby nawet proste - mwi Powell, ubierajac si rwnoczesnie w kombinezon przniowy.
- Mozesz przywozic tu nowe modele QT pojedynczo, wyposazone juz oczywiscie w rodzaj
automatycznego wyacznika, zapewniajacego im dziaanie przez jakis tydzien, co umozliwioby
im zapoznanie si z hm... kultem Pana osobiscie u samego Proroka, a potem przewozisz je na
inna Stacj i ponownie uaktywniasz. Mielibysmy po dwa QT...
Donovan unis gruba przeson hemu i posa mu gniewne spojrzenie.
- Zamknij si juz i wynosmy si stad. Nasi zmiennicy czekaja a ja nie poczuj si na dobre soba,
dopki niej poczuj pod stopami Ziemi - po prostu aby si upewnic, ze rzeczywiscie istnieje.
W tej samej chwili drzwi otworzyy si. Donovan mrukna pod nosem zduszone przeklenstwo,
zatrzasna przeson i odwrci si do wchodzacego wasnie Cutiego plecami.!
Robot zblizy si powoli w ich stron.
- Odchodzicie? - w jego gosie sychac byo wyrazny j zal.
Powell skina krtko gowa.
- Na nasze miejsce przyjda inni.
Cutie westchna. By to dziwny dzwik, przypominajacy podmuch wiatru przez metalowa kratk.
- No cz. A wic okres waszej suzby si konczy i nadchodzi czas dezintegracji. Oczekiwaem
tego, ale... trudno, wola Pana musi byc speniona.
Powella zaskoczy smutek w gosie robota.
- Nie czeka nas zadna dezintegracja, Cutie. Wracamy po prostu na Ziemi.
- To nawet dobrze, ze tak myslicie - robot westchna ponownie. - Dopiero teraz rozumiem
madrosc iluzji. Za nic nie chciabym zamac waszej wiary - nawet gdybym mg.
Odwrci si i wyszed - chodzacy wyraz wspczucia.
Powell pokiwa gowa i odwrci si w stron czekajacego niecierpliwie Donovana. Z torbami w
doniach ruszyli w kierunku zewntrznego ladowiska.
Statek z zaoga zmianowa juz na nich czeka. Franz Muller, zmiennik Powella, powita ich z
chodna grzecznoscia. Donovan odwzajemni si krtkim skinieniem gowy i pospieszy do
kabiny pilotw, aby przejac stery od Sama Evansa.
Powell jeszcze przez chwil ociaga si przed wejsciem na statek.
- Jak tam staruszka Ziemia? - zapyta.
Byo to konwencjonalne pytanie, dlatego tez Muller da konwencjonalna odpowiedz:
- Jeszcze si krci.
- To dobrze - odpar Powell.
Muller obrzuci go uwaznym spojrzeniem.
- Wiesz, podobno chopcy z Amerykanskich Robotw wysmazyli juz nowy typ robota.
Wielokrotny.
- Jaki?
Przeciez mwi. I maja juz na niego spory kontrakt, do kopaln w pasie asteroidw. To jeden
robot gwny poaczony bezposrednio z szescioma, ktre kontroluje - wiesz, cos jak palce u rki.
- Czy zosta juz przetestowany w warunkach polowych? - zapyta z niepokojem Powell.
- Syszaem, ze czekaja z tym na was - usmiechna si Muller.
Donie Powella zacisny si w pisci.
- Cholera, potrzebujemy przeciez wakacji.
- Och, bdziecie je mieli. Jakies dwa tygodnie, jak sadz.
Muller, przygotowujac si do objcia suzby zacza wdziewac grube, przniowe rkawice.
Spojrza na Powella i jego grube brwi zeszy si powoli.
- A jak tam ten nowy robot? Lepiej dla niego, aby rzeczywiscie by taki dobry, bo inaczej nawet
go nie dopuszcz do pulpitu sterowniczego.
Powell nie odpowiedzia natychmiast. Jego oczy przesuny si wolno po postaci dumnego
Prusaka, poczynajac od krtko przystrzyzonych wosw na upartym bie, a na wyprzonych na
bacznosc nogach konczac i poczu, jak ogarnia go bogie zadowolenie na mysl o niespodziance,
jaka oczekuje tego biedaka wewnatrz Stacji.
- Ten robot jest rzeczywiscie dobry - odpar wreszcie. - Nie bdziesz mia duzo roboty przy
obsudze Stacji.
Usmiechna si szeroko i wszed na pokad statku. Muller mia pozostac tutaj przez par
tygodni...

KOPALNIANA AMIGWKA

Wakacje trway jednak duzej, niz dwa tygodnie. Mike Donovan musia to przyznac. Trway
pene szesc miesicy, a w dodatku byy patne. To musia przyznac takze. A jednak - co twierdzi
z narastajaca wsciekoscia - byo to sprawa czystego przypadku. Technicy z Korporacji musieli
usunac z wielokrotnego robota wszelkie usterki, i chociaz wyszukali ich cakiem sporo, to i tak
zostawao zawsze z p tuzina, ktre jak zwykle wyskakiway dopiero podczas testw w
warunkach polowych. Tak wic Donovan i Powell odpoczywali i czekali, dopki fachowcy zza
stow kreslarskich i od suwakw nie powiedzieli wreszcie, ze wszystko jest juz O.K. Ale teraz
obaj mzczyzni znajdowali si na asteroidzie i wcale nie byo O.K. Donovan, z twarza koloru
swiezego buraka, powtrzy to po raz kolejny.
- Na miosc boska, Greg, badzze wreszcie realista. Jaki sens ma kurczowe trzymanie si
instrukcji technicznych i obserwacja, kiedy cay ten test bierze powoli w eb? Juz chyba czas,
abys przesta byc takim biurokrata i zabra si wreszcie do roboty.
- Ja tylko mwi - ton Powella by peen cierpliwosci, zupenie jakby tumaczy podstawy
elektroniki opznionemu w rozwoju dziecku - ze wedug specjalistw te roboty przystosowane sa
do prac kopalnianych w asteroidach i maja dziaac bez nadzoru. Nasze zadanie tutaj nie polega na
tym, abysmy je obserwowali.
- No dobrze. Ale spjrzmy na to logicznie - upiera si Donovan unoszac do gry palec. - Jeden:
ten robot przeszed wszelkie testy w laboratoriach na Ziemi. Dwa: Amerykanskie Roboty
gwarantoway przejscie testw wydajnosciowych w asteroidach. Trzy: roboty nie przechodza
rzeczonych testw. Cztery: jezeli ich nie przejda, Amerykanskie Roboty utraca dziesic milionw
kredytu i okoo stu milionw na reputacji. Pic: jezeli roboty nie przejda tych testw, a my nie
bdziemy w stanie wyjasnic dlaczego, to bardzo mozliwe, ze dwie swietlane kariery dobiegna
rychego konca.
Powell chrzakna, usiujac ukryc wykrzywiajacy wargi usmiech. Niepisane, ale powszechnie
znane motto Korporacji Amerykanskie Roboty i Mechaniczni Ludzie brzmiao: "Zaden
pracownik nie popenia dwa razy tego samego bdu. Zostaje zwolniony juz po pierwszym."
- Jestes byskotliwy jak Euklides we wszystkim, za wyjatkiem faktw - skonstatowa
uszczypliwie. - Obserwowaes t grup robotw przez trzy szychty, rudzielcu, i wykonyway
swoje zadania doskonale.- Sam to powiedziaes. Co jeszcze mozemy zrobic?
- Dowiedziec si, co jest nie tak - oto co mozemy zrobic. No wic pracoway doskonale, kiedy je
obserwowaem. Za to przy trzech innych okazjach, kiedy ich nie obserwowaem, w ogle nie
wydobyy rudy. Nie wrciy nawet o czasie. Musiaem po nie pjsc.
- I byo cos nie tak?
- Nie, wszystko byo w porzadku. Wszysciutko. Intryguje mnie tylko jeden malenki, nieistotny
problem - nie wydobyy rudy.
Powell z gniewna mina unis wzrok ku sufitowi i pogaska koncwki brazowych wasw.
Powiem ci cos, Mike. W przeszosci grzzlismy w rznych parszywych sprawach, ale teraz
znajdujemy si na asteroidzie irydu. Ten cay interes tutaj jest cholernie skomplikowany.
Posuchaj. Nasz robot DV-5 ma pod soba szesc robotw. Wasciwie to cos wicej - one stanowia
jego integralna czsc.
- Wiem o tym...
- Zamknij si! - przerwa ze zoscia Powell. - Wiem, ze ty wiesz, ale po prostu staram si
przedstawic nasza sytuacj. Tych szesc robotw pomocniczych jest integralna czscia DV-5, tak
samo jak twoje palce sa integralna czscia ciebie, a on nie wydaje im rozkazw gosem czy przez
radio, ale bezposrednio poprzez sciezki mzgowe. I tu najwazniejsze - w caych Amerykanskich
Robotach nie ma robotologa, ktry wiedziaby, czym sa sciezki pozytronowe i jak dziaaja. Ja tez
tego nie wiem. Ty rwniez.
- Z tym ostatnim masz racj - zgodzi si filozoficznie Donovan.
- A wic spjrz na nasza pozycj. Jezeli wszystko dziaa prawidowo - to swietnie. Jezeli cos
idzie nie tak - tracimy grunt pod nogami i prawdopodobnie nie mozemy zrobic niczego, by temu
zaradzic. Zreszta nikt inny takze nie. Ale ta praca nalezy do nas, a nie do kogos innego, wic
jestesmy tutaj, Mike!
Zamilk, ale po chwili doda: - No dobra, wysaes go na zewnatrz?
- Tak.
Czy teraz dziaa normalnie?
No cz, nie jest maniakiem religijnym ani nie pta si w kko, bekocac jakies rymowanki, wic
sadz, ze dziaa normalnie - powiedzia Donovan i wyszed, krcac ze gowa.

Opasy tom Podrcznika Robotyki spoczywa na skraju biurka w takiej pozycji, ze w kazdej
chwili grozio to jego wywrceniem. Powell przysuna go blizej i z namaszczeniem otworzy.
Kiedys wyskoczy przez okno ponacego budynku odziany jedynie w krtkie szorty, za to z
podrcznikiem pod pacha. Gdyby mia mniej czasu, obyby si bez szortw.
Wasnie pograzony by w lekturze, kiedy do pokoju wszed robot DV-5, a tuz za nim Donovan,
ktry kopniciem zatrzasna za soba drzwi.
- Czesc, Dave - mrukna pospnie Powell - jak si czujesz?
- Swietnie - odpar robot. - Czy mog usiasc? - delikatnie usadowi si na swoim wasnym,
specjalnie wzmocnionym krzesle.
Powell obrzuci Dave'a - laicy moga myslec o robotach poprzez ich numery seryjne, robotycy
nigdy - spojrzeniem penym aprobaty. Wcale nie by nadmiernie masywny, chociaz
zaprojektowany zosta jako myslaca jednostka zintegrowanego zespou siedmiu robotw. Mierzy
siedem stp wzrostu i wazy okoo p tony. Duzo? Nie, jezeli owe p tony stanowia masa
kondensatorw, obwodw, przekaznikw i komrek przniowych, ktre sa w stanie uporac si
praktycznie z kazda znana czowiekowi reakcja psychologiczna. No i zawiadujacy caym tym
interesem pozytronowy mzg o wadze dziesiciu funtw i zawierajacy kilka kwintylionw
pozytronw.
Powell signa do kieszeni koszuli po papierosa. - Dave - rozpocza - klawy z ciebie gosc. Nie ma
w tobie nic z narwanca czy primadonny. Jestes solidnym, stabilnym robotem kopalnianym, z tym
ze zostaes zbudowany z mysla o bezposredniej koordynacji szesciu robotw pomocniczych. Ale
o ile wiem, nie spowodowao to zadnej niestabilnosci w twoich sciezkach mzgowych, prawda?
Robot skina gowa.
- Mio mi to syszec, ale do czego pan wasciwie zmierza, szefie? - Dave'a wyposazono we
wspaniaa membran, a obecnosc w jednostce dzwikowej ptonw sprawiaa, iz jego gos
zosta pozbawiony metalicznej martwoty, bdacej cecha charakterystyczna poprzednich typw
robotw.
Zaraz ci powiem. Niczego ci nie ujmuj, ale ostatnio dzieje si z toba cos dziwnego. Co, na
przykad, wydarzyo si na dzisiejszej szychcie B?
Dave zawaha si.
- O ile wiem, nic.
- Nie wydobyes zadnej rudy.
- Wiem.
- A wic...
Dave by wyraznie zakopotany.
- Nie potrafi tego wyjasnic, szefie. Troch mnie to denerwuje, albo raczej denerwowaoby,
gdybym na to pozwoli. Moje roboty pomocnicze pracoway bez zarzutu. Wiem, ze wszystko
byo w porzadku... Przez chwil rozwaza cos w milczeniu, po czym doda: - Nie pamitam.
Dzien si skonczy i by tam Mike i wzki na rud, ale w wikszosci puste.
- Ostatnimi dniami nie raportowaes o zakonczeniu szychty, Dave - wtraci Donovan. - Wiesz o
tym?
- Wiem. Ale dlaczego... - Dave pokrci bezradnie gowa.
Powell mia nieodparte wrazenie, ze gdyby twarz robota zdolna bya do wyrazania emocji, to
teraz malowaby si na niej bl i wstyd. Roboty juz z samej swej natury nie potrafia pogodzic si
z defektami wasnych funkcji.
Donovan przysuna swoje krzeso blizej i pochyli si nad biurkiem Powella.
- To chyba jakas amnezja, nie sadzisz?
- Trudno powiedziec. Ale przyklejanie etykietki z choroba jest tu bez sensu. Ludzkie
dolegliwosci w przypadku robotw sa jedynie romantycznymi analogiami. W robotyce sa
zupenie bezuzyteczne - Powell podrapa si po karku. - Nie cierpi tego robic, ale chyba bd
musia poddac go testom na elementarne reakcje mzgu. Nie podniesie to jego respektu wobec
samego siebie.
Spojrza w zamysleniu na Dave'a, a potem na podpunkty testu, zamieszczone w Podrczniku.
- No cz, Dave, chyba przeprowadzimy niewielki test - powiedzia w koncu. - To najmadrzejsze,
co mozemy w tej chwili zrobic.
- Jezeli tak pan uwaza, szefie - odpar robot. W jego gosie by bl.

Zaczli stosunkowo prosto. Od mnozenia piciocyfrowych liczb, ktre to dziaanie robot DV-5
wykonywa przy wtrze bezdusznego tykania stopera. Potem wylicza liczby pierwsze pomidzy
tysiacem, a dziesicioma tysiacami. Wyciaga pierwiastki szescienne i cakowa funkcje o
rznym stopniu zozonosci. Potem przysza kolej testw na reakcje mechaniczne - od
najprostszych po najbardziej skomplikowane. Na koniec jego precyzyjny, mechaniczny mzg
poddany zosta najtrudniejszej prbie - rozwiazywaniu problemw dotyczacych prawa i etyki.
Po dwch godzinach takiej mordgi Powell by kompletnie wykonczony, a Donovan oddawa si
niezbyt pozywnej diecie, na ktra skaday si jego wasne paznokcie,.
- I jak to wyglada, szefie? - zapyta wreszcie robot.
- Musz to wszystko przeanalizowac, Dave - odpar Powell - zbyt pochopne wnioski nie
doprowadza nas do niczego dobrego. A ty wracaj teraz lepiej na szycht C. I odprz si. Przez
jakis czas nie musisz przejmowac si norma - a my zajmiemy si caa reszta.
Po wyjsciu robota Donovan spojrza wyczekujaco na Powella.
- No wic?
Powell sprawia wrazenie, jakby zamierza wyrwac sobie wasy razem z korzeniami.
- Jego pozytronowy mzg funkcjonuje bez zarzutu - powiedzia wreszcie.
- Nie cierpi takich pewnikw.
- Na Jowisza, Mike! Mzg jest najpewniejsza czscia caego robota. Jest setki razy sprawdzany
jeszcze na Ziemi. Jezeli przejdzie pomyslnie wszystkie testy - tak jak Dave - to po prostu nie
istnieje taka mozliwosc, aby nagle zacza wadliwie funkcjonowac. Przed chwila sprawdziem
wszystkie kluczowe sciezki jego mzgu.
- Zatem do czego nas to prowadzi?
- Nie poganiaj mnie. Musz si nad tym zastanowic. Przeciez to moze byc jakas usterka
mechaniczna. W korpusie jest okoo tysiac picset kondensatorw, dwadziescia tysicy
oddzielnych obwodw elektrycznych, picset komrek przniowych, tysiac przekaznikw i nie
wiadomo ile tysicy innych czsci, ktre takze mogy si zepsuc. No i te tajemnicze pozytronowe
sciezki, o ktrych na dobra spraw nikt nic nie wie.
Posuchaj, Greg - w gosie Donovana zabrzmiaa desperacja. - Mam pewien pomys. Ten robot
moze kamac. On nigdy...
- Roboty nie moga swiadomie kamac, gupku. Gdybysmy mieli tester McCormacka-Wesley'a,
moglibysmy sprawdzic jego wszystkie poszczeglne czsci nawet w ciagu czterdziestu osmiu
godzin, ale na Ziemi sa tylko dwa tego typu urzadzenia. W dodatku waza po dziesic ton, stoja na
betonowych fundamentach i nie mozna ich ruszyc. Czy to nie urocze? Donovan grzmotna
piscia o blat biurka.
- Alez Greg, jemu si cos kiebasi wyacznie wtedy, kiedy nie ma nas w poblizu. Jest - w tym -
cos - zowieszczego - ostatnie sowa podkresla plasniciem doni o blat.
- Wiesz - powiedzia powoli Powell, - od takiego gadania zaczyna mi si juz robic niedobrze. W
modosci naczytaes si chyba za duzo ksiazek przygodowych.
- Ja chc tylko wiedziec! - wrzasna Donovan. - Co my u licha z tym zrobimy?
- Zaraz ci powiem. Tuz nad biurkiem zainstaluj sobie j ekran wizyjny. Na tej scianie, widzisz? -
wskaza miejsce palcem. - A potem mam zamiar obserwowac wszystko, co dzieje si w kopalni. I
tyle.
- I tyle? Greg...
Powell unis si z krzesa i opar zacisnite w pisci donie o biurko.
- Mike, jestem juz naprawd wykonczony - powiedzia ze znuzeniem w gosie. - Od tygodnia
zawracasz mi gow tym robotem. Twierdzisz, ze cos jest z nim nie w porzadku. A wiesz
wasciwie, co? Nie! Jaka form przybiera ta usterka? Nie! Co ja powoduje? Nie! Jak mozemy ja
zlikwidowac? Nie! Czy wiesz o niej cokolwiek? Nie! Czy ja wiem o niej cokolwiek? Nie! A wic
co wasciwie chcesz, zebym zrobi?
Donovan bezradnie rozozy rce.
- No tak, punkt dla ciebie.
- Powtrz jeszcze raz: zanim zaaplikujemy odpowiednia kuracj, musimy przedtem znalezc
zrdo samej choroby. Pierwszym krokiem w przygotowaniu potrawki z krlika jest schwytanie
krlika. I to wasnie musimy zrobic - schwytac tego krlika. A teraz wynos si stad.

Donovan zmczonymi oczyma wpatrywa si w lezacy przed nim szkic raportu. By zmczony,
to prawda, ale co wasciwie raportowac, kiedy niczego jeszcze nie byli pewni? Gniewao go to.
- Greg, w stosunku do planu jestesmy juz opznieni prawie o tysiac ton - powiedzia.
- Jakbym sam tego nie wiedzia - zauwazy z przekasem Powell nie unoszac nawet gowy.
- A ja chciabym wiedziec - warkna Donovan z naga ostroscia w gosie - dlaczego zawsze my
musimy zajmowac si nowymi typami robotw? Ostatecznie przekonaem si juz, ze roboty,
ktre byy wystarczajaco dobre dla mojego stryjecznego dziadka ze strony matki, sa rwnie
wystarczajaco dobre dla mnie. Jestem za tym, co wyprbowane i niezawodne. Tak naprawd, to
liczy si tylko test czasu - dobre, solidne, staromodne roboty, ktre nigdy si nie psuja. Celnie
rzucona przez Powella ksiazka stracia Donovana z krzesa.
Twoja praca - powiedzia dobitnie Powell - od piciu lat polega na testowaniu dla
Amerykanskich Robotw nowych typw robotw w warunkach terenowych. A poniewaz ty i ja
bylismy na tyle nieroztropni, ze z naszych obowiazkw wywiazywalismy si zawsze bez zarzutu,
wynagrodzono nas za to najtrudniejszymi przypadkami. To - wymierzy palec wskazujacy w
stron Donovana jest wasnie twoja praca. I o ile mnie pamic nie myli, to chwycies si jej juz w
jakies pic minut od chwili, gdy Amerykanskie Roboty wciagny ci na list pac. Dlaczego nie
zrezygnujesz?
- Zaraz ci powiem - Donovan przekrci si na brzuch i z pewnym wysikiem unis gow do
gry. - To kwestia pewnej zasady. Ostatecznie, jako cakiem niezy mechanik odegraem jakas
rol w konstruowaniu nowych typw robotw. Istnieje przeciez zasada wspomagania postpw
nauki. Ale nie zrozum mnie zle. To wcale nie zasady trzymaja mnie przy tej robocie - raczej
pieniadze, jakie nam za nia paca. Greg!
Na okrzyk Donovana Powell az podskoczy. Wytrzeszczone oczy rudzielca utkwione byy w
ekranie wizyjnym. Powell spojrza nan takze i wyszepta:
- Swity Jowiszu!
Donovan nie zwlekajac zerwa si na rwne nogi.
- Spjrz na nie, Greg. One chyba zwarioway!
- Przynies kombinezony - odpar krtko Powell. - Idziemy tam.
Nie odrywa oczu od ekranu. Na tle pograzonych w cieniu ska pozbawionego powietrza
asteroidu, sylwetki robotw byy spizowymi refleksami pynnego ruchu. Szy w formacji
marszowej, a w przycmionym swietle, emanujacym z ich korpusw nieobrobione sciany tunelu
przepyway bezgosnie do tyu, poznaczone niewyraznymi, udzacymi wzrok plamami cienia.
Maszeroway unisono, z Davem jako prowadzacym. Obracay si i skrcay z makabryczna
jednomyslnoscia; ksztat formacji zmienia si z niesamowita atwoscia tancerzy z Lunar Bowl.
Nadbieg objuczony kombinezonami Donovan.
- One robia nas w konia, Greg. To marsz wojskowy.
- Z tego, co widz - pada zimna odpowiedz - rwnie dobrze moze to byc seria cwiczen
gimnastycznych. Albo moze Dave ma halucynacje, ze jest instruktorem tanca. Najpierw pomysl,
a dopiero potem gadaj, dobrze?
Donovan popatrzy na niego groznie i ostentacyjnym gestem wsuna do futerau na biodrze
detonator.
- A wic dobrze - powiedzia. - Jak sam powiedziaes, zajmujemy si nowymi typami robotw.
To nasza praca, jasne. Ale odpowiedz mi tylko na jedno pytanie. Dlaczego... dlaczego
niezmiennie cos si im chrzani?
- Albowiem - suzy ponura odpowiedzia Powell - ciazy nad nami przeklenstwo. Chodzmy juz!

Metaliczne byski dostrzegli daleko w gbi ciemnego korytarza, poza krgami swiata,
rzucanymi przez latarki.
- Sa tam - szepna Donovan.
- Prbowaem skontaktowac si z nim przez radio, ale nie odpowiedzia - poinformowa rwniez
szeptem Powell. - Obwd radiowy prawdopodobnie nie dziaa.
- A wic ciesz si, ze projektanci nie wymyslili jeszcze takiego robota, ktry dziaaby w
cakowitych ciemnosciach. Nie chciabym byc zmuszony do szukania w ciemnej dziurze siedmiu
szalonych robotw, i to w dodatku bez acznosci radiowej, o ile nie swieciyby si jak jakies
cholerne, radioaktywne choinki.
- Postaraj si dostac na ten wystp, Mike. Nadchodza w t stron, a ja chciabym przyjrzec si im
blizej. Mozesz to zrobic?
Skokowi Donovana towarzyszyo cizkie sapnicie. Co prawda sia ciazenia bya tu znacznie
mniejsza, niz na Ziemi, ale cizki kombinezon wasciwie niwelowa t rznic. Zreszta sam
wystp oddalony by o dobre dziesic stp. Powell pospieszy w slad za przyjacielem.
Roboty szy za Dave'em pojedyncza kolumna. W mechanicznym rytmie zmieniy szyk na dwie
kolumny, po czym ponownie ustawiy si gsiego, ale tym razem w innej kolejnosci. Powtrzyy
to kilkakrotnie, a Dave przez cay ten czas nie odwraca nawet gowy.
Kiedy Dave znalaz si jakies dwadziescia stp od przyczajonych mzczyzn, taneczny rytm uleg
zakceniu. Roboty zamay formacj, przez chwil wydaway si na cos oczekiwac, po czym z
metalicznym tupotem pobiegy w gr korytarza. Dave patrzy za nimi, dopki nie rozpyny si
w mroku, a potem powoli usiad i bardzo ludzkim gestem podpar gow donia.
- Jest pan tam, szefie? - zabrzmiao w suchawkach Powella.
Powell skina na Donovana i zeskoczy z wystpu.
- Tak, Dave. Co si wasciwie dzieje? Robot pokrci bezradnie gowa.
- Nie wiem. W jednym momencie zajty byem wydobyciem w Tunelu 17, a w nastpnym
uswiadomiem sobie bliska obecnosc ludzi i zauwazyem, ze oddaliem si o p mili od zyy
gwnej.
- Gdzie sa teraz twoje roboty pomocnicze? - zapyta Donovan.
- Z powrotem przy pracy, oczywiscie. Ile czasu stracilismy?
- Niewiele. Nie przejmuj si tym - powiedzia Powell. Odwrci si do Donovana i doda. -
Zostan z nim przez reszt szychty. Potem przyjdz do mnie. Mam kilka pomysw.

Donovan powrci po trzech godzinach. Sprawia wrazenie zmczonego.
- Jak poszo? - zapyta Powell. Donovan wzruszy cizko ramionami.
- Kiedy si je obserwuje, wszystko jest w porzadku. Rzuc mi fajk, dobrze?
Z przesadna troskliwoscia zapali rzuconego mu papierosa i wydmucha w powietrze keczko
dymu.
- Sporo nad tym myslaem, Greg - powiedzia po chwili. - Wiesz, jak na robota Dave ma raczej
specyficzne oprogramowanie. Ma pod soba szesc innych robotw, ktre musi utrzymac w
cakowitej dyscyplinie. Ma nad nimi wadz dosownie zycia i smierci, a one musza wykonywac
wszystkie jego rozkazy. Zazmy teraz, iz dla jego wasnego ego niezbdne jest podkreslenie tej
wadzy.
- Do czego zmierzasz?
- Juz ci mwi. Zazmy, ze mamy tu do czynienia z militaryzacja. Zazmy, ze tworzy sobie
armi. Zazmy, ze szkoli ich w manewrach wojskowych. Zazmy...
- ...ze dostaes rozmikczenia mzgu. Wiesz, twoje koszmary musza byc chyba w kolorze.
Postulujesz tu jedna z gwnych usterek pozytronowego mzgu. Gdyby twoja analiza bya
prawidowa, Dave musiaby zamac Pierwsze Prawo Robotyki: robot nie moze wyrzadzic
czowiekowi zadnej krzywdy, nie moze tez poprzez brak czynnej reakcji dopuscic, aby
czowiekowi staa si jakakolwiek krzywda. A takie militarystyczne podejscie musiaoby w
efekcie doprowadzic do nieuchronnych prb dominacji nad czowiekiem.
- No wasnie. Skad wiesz, ze jemu nie chodzi wasnie o to?
- Poniewaz zaden robot z tak uszkodzonym mzgiem po pierwsze nigdy nie opusciby fabryki, a
po drugie, jezeli cos z jego mzgiem rzeczywiscie byoby nie tak, zostaoby to natychmiast
wykryte podczas testw. A ja sam testowaem Dave'a, wiesz o tym.
Powell opar si plecami o porcz krzesa i poozy wygodnie nogi na blacie biurka.
- Nie. Wciaz jestesmy w sytuacji, w ktrej nie mozemy zrobic naszej potrawki, jako ze nie mamy
najmniejszego pojcia, co jest z nim nie tak. Gdybysmy dowiedzieli si, na przykad, czym by
ten widziany przez nas dance macabre, byaby to juz jakas wskazwka.
Zamysli si na moment, po czym doda:
- Suchaj, Mike, a co wasciwie sadzisz o tym? Dave funkcjonuje zle wyacznie wtedy, gdy w
jego poblizu nie ma zadnego z nas. Z kolei przybycie ktregokolwiek z nas w jakis sposb
eliminuje t usterk.
- Mwiem ci juz, ze dla mnie jest w tym cos zowieszczego.
- Nie przerywaj. Jak robot moze dziaac inaczej, kiedy w poblizu nie ma zadnych istot ludzkich?
To proste. W takich przypadkach wymagana jest wiksza inicjatywa osobista. Spjrz na przykad
na czsci ciaa, ktre poddane sa nowym wymaganiom.
- Do licha! - Donovan wyprostowa si na swoim krzesle, lecz szybko oklap ponownie. -
Chociaz nie. To zbyt szerokie. Nie zawza mozliwosci.
- Nic na to nie poradz. Ale przynajmniej nie ma niebezpieczenstwa, ze nie poradzimy sobie z
norma wydobycia. Mozemy przeciez na zmian obserwowac roboty na ekranie wizyjnym i za
kazdym razem, kiedy bda odstawiay gupkw bdziemy do nich wychodzili. To przywrci je
do porzadku.
- Ale nie rozwiaze istoty samego problemu, Greg. Amerykanskie Roboty nie bda mogy
wypuscic na rynek modelu DV, jezeli otrzymaja od nas taki raport, jak proponujesz.
- No jasne. Musimy znalezc t usterk i wyeliminowac ja - a mamy na to tylko dziesic dni -
powiedzia Powell drapiac si po gowie. - Kopot w tym, ze... no cz, lepiej sam spjrz na
schematy.
Schematy pokryway podog niczym dywan. Donovan opad na czworaka sledzac wdrujacy po
nich owek Powella.
- To jest chyba twoja dziaka, Mike. Jestes specjalista od tego, co tkwi w korpusie wic popraw
mnie, jezeli bd si myli. Prbowaem wyeliminowac wszystkie obwody, ktre nie sa waczone
w system inicjatywy osobistej. Tutaj na przykad jest ukad dotyczacy operacji mechanicznych.
Wyeliminowac wszelkie znormalizowane acza poboczne, traktujac to jak rozaczenia awaryjne...
- spojrza na przyjaciela. - Co o tym myslisz?
Takie rozwiazanie wyraznie nie przypado Donovanowi do smaku.
- To nie jest takie proste, Greg. Aktywnosc osobista nie jest jakims obwodem elektrycznym,
ktry mozesz odseparowac od reszty i przebadac. Kiedy robot dziaa samodzielnie, natzenie
aktywnosci ciaa wzrasta natychmiast, i to prawie na wszystkich frontach. Nie ma obwodu, ktry
nie byby tym objty. To, co nalezy zrobic, to ustalic konkretny warunek - bez watpienia
specyficzny - pod wpywem ktrego zaczyna dziaac jak maniak, a dopiero potem mozna
zaczynac eliminowac obwody.
Powell wsta i ostentacyjnie otrzepa kurz ze spodni.
- No tak. Zabierz wic te schematy i spal je.
- Widzisz - wyjasnia dalej Donovan - kiedy aktywnosc intensyfikuje si, to majac chocby jedna
wadliwa czsc wydarzyc si moze wasciwie wszystko. Przeciera si izolacja, rozsypuje
kondensator, iskrzy kontakt lub przegrzewa cewka. A jezeli pracujesz na slepo, majac do wyboru
caego robota, to nigdy nie zlokalizujesz takiej czsci. Gdybys rozebra Dave'a na kawaki i
przetestowa kazda czsc jego mechanizmu oddzielnie, za kazdym razem skadajac wszystko
ponownie i sprawdzajac...
- Dobrze, nie koncz. Ja takze wiem, kiedy sprawa jest beznadziejna.
Obaj mzczyzni popatrzyli na siebie bezradnie. Po chwili Powell zapyta ostroznie:
- A moze pogadalibysmy z jednym z jego robotw pomocniczych?
Ani Powell, ani Donovan nie mieli wczesniej okazji, aby rozmawiac z "palcem". W
rzeczywistosci nie by on dokadna analogia palca ludzkiego - potrafi mwic. Posiada takze
nieskomplikowany mzg, ale poniewaz nastrojony by na odbieranie rozkazw bezposrednio
poprzez sciezki pozytroniczne, jego reakcje na niezalezne bodzce byy raczej prymitywne.
Powell nie wiedzia nawet, jak si do niego zwracac. Jego numer seryjny brzmia: DY-5-2, ale
nie byo to w zaden sposb pomocne.
- Suchaj, kolego - powiedzia Powell decydujac si na kompromis. - Chciabym, zebys teraz
troch pomysla i sprbowa odpowiedziec na kilka pytan. Potem bdziesz mg wrcic do swego
szefa.
"Palec" skina sztywno gowa, nie wysilajac jednak swego ograniczonego mzgu, aby
odpowiedziec.
- Ostatnio przy czterech okazjach - zacza Powell - twj szef postpowa niezgodnie ze
schematem zakodowanym w jego mzgu. Czy pamitasz, przy jakich byo to okazjach?
- Tak, sir.
- On pamita - mrukna ze zoscia Donovan. - Mwi ci, ze jest w tym cos dziwnego...
- Och, puknij si w gow. Oczywiscie, ze "palec" pamita. Przeciez z nim jest wszystko w
porzadku - Powell odwrci si ponownie w stron robota. - Co za kazdym razem robiliscie? To
znaczy caa grupa?
"Palec" mia osobliwy sposb recytowania: bez chwili namysu, zupenie jakby odpowiada na
pytania pod wpywem mechanicznego cisnienia wewnatrz czaszki. Jednakze czyni to bez
widocznego entuzjazmu.
- Za pierwszym razem pracowalismy przy trudnej odkrywce w tunelu 17 na Poziomie B - mwi.
- Za drugim razem przeciwdziaalismy mozliwemu tapniciu stemplujac sklepienie tunelu. Za
trzecim razem przygotowywalismy odpowiednie adunki tak, aby pogbic tunel, nie powodujac
rwnoczesnie podziemnego pknicia. Za czwartym razem bylismy tuz po niewielkim zawale.
- I co si wasciwie wydarzyo we wszystkich tych przypadkach?
- Trudno to opisac. Zosta wyemitowany rozkaz, ale zanim zdazylismy go odebrac i
zinterpretowac, otrzymalismy nowy rozkaz, aby maszerowac w jakiejs dziwnej formacji.
- Dlaczego? - zapyta pochylajac si do przodu Powell.
- Nie wiem.
- A jaki by pierwszy rozkaz? - waczy si Donovan. W jego gosie brzmiao wyrazne napicie. -
Ten, ktry zosta zastapiony poleceniem marszu?
- Nie wiem. Wyczuem, ze rozkaz taki zosta wysany, ale nie byo czasu, aby go odebrac.
- Czy mgbys powiedziec nam o tym cos wicej? Czy za kazdym razem by to taki sam rozkaz?
"Palec" potrzasna przeczaco gowa.
- Nie wiem.
Plecy Powella ponownie dotkny oparcia krzesa.
- W porzadku. Wracaj do swojego szefa. "Palec" wyszed, robiac to z widoczna ulga.
- No cz, nie powiem, aby ta rozmowa wniosa wiele nowego. Posuchaj, Dave i ten gupkowaty
"palec" po prostu nas zwodza. Za duzo tych rzeczy, ktrych nie wiedza lub nie pamitaja. Nie
mozemy im duzej ufac, Greg.
Powell pogaska wasy w niewasciwym kierunku.
- Przestan, Mike. Jeszcze jedna taka gupia uwaga, a zabior ci twoja grzechotk i gryzaka.
- Dobra, to ty jestes geniuszem w tym zespole. Ja jestem tylko biedny osesek. A wic do czego
nas to wasciwie doprowadzio?
- Do niczego. Prbowaem wyjasnic to od tyu, poprzez "palec", ale nic z tego nie wyszo. Teraz
musimy sprbowac z przeciwnej strony.
- Prawdziwie wielki czowiek - jkna z udanym zachwytem Donovan. - Jakie to proste. Ale teraz
przez to na angielski, Panie.
- Wiem, ze bardziej by ci odpowiadao, gdybym gada z toba jak z maym dzieckiem. Chodzi mi
po prostu o to, ze musimy si dowiedziec jaki rozkaz wydaje Dave na chwil przed tym, zanim
zaczyna wariowac. To wasnie stanowi klucz do tej zagadki.
- A jak wasciwie masz zamiar to zrobic? Nie mozemy si do niego zblizyc, bo kiedy jestesmy
blisko, dziaa bez zarzutu. Nie mozemy wychwytywac rozkazw przez radio, poniewaz sa
transmitowane bezposrednio poprzez sciezki pozytronowe mzgu. Eliminuje to metod bliska i
daleka, pozostawiajac nam w spadku pikne, czyste zero.
- Pozostaje jeszcze obserwacja. No i dedukcja.
- Co?
- Musimy obserwowac je na zmian, Mike - usmiechna si ponuro Powell. - W zadnym
wypadku nie wolno j nam odrywac oczu od ekranu. Bdziemy sledzili kazdy ruch tych
metalowych tpakw. Kiedy ponownie zaczna zachowywac si niezgodnie z programem,
bdziemy wiedzieli co stao si na chwil przedtem i sprbujemy wydedukowac rozkaz.
Donovan otworzy usta i pozwoli, by pozostaway otwarte przez okraga minut.
- Poddaj si - powiedzia w koncu niskim, napitym gosem. - Rezygnuj.
- Masz dziesic dni, aby wymyslic cos lepszego - odpar cierpko Powell.
Przez osiem dni Donovan rzeczywiscie prbowa. Przez osiem dni, podczas czterogodzinnych
zmian, obserwowa bolacymi, zamglonymi ze zmczenia oczyma przemykajace mrocznymi
korytarzami metaliczne formy. I przez osiem dni, podczas czterogodzinnych przerw przeklina na
czym swiat stoi Amerykanskie Roboty, modele DV oraz dzien, w ktrym si narodzi.
Wreszcie smego dnia, kiedy przyszed go zmienic zaspany Powell, Donovan wsta i z
rozmysem, niezwykle precyzyjnie cisna cizka ksiazka w sam srodek ekranu wizyjnego.
Rozleg si gosny brzk tuczonego szka.
- Dlaczego to zrobies, u licha? - jkna Powell.
- Poniewaz - wyjasni niemal spokojnie Donovan - nie mam zamiaru gapic si w ten cholerny
ekran ani sekundy duzej. Pozostay nam jeszcze dwa dni, a nie dowiedzielismy si niczego. DV-
5 mozna spisac na straty. Zatrzyma si pic razy, kiedy ja go obserwowaem, a trzy razy, kiedy
ty tutaj byes i w dalszym ciagu nie wiem, jaki wyda wtedy rozkaz. Ty takze tego nie wiesz. I nie
wierz, ze potrafisz si tego dowiedziec, bo wiem, ze ja nie potrafi.
- Na Przestrzen, jak mozesz obserwowac szesc robotw rwnoczesnie? Jeden robi cos rkami,
drugi przebiera nogami, inny zachowuje si jak cholerny wiatrak, jeszcze inny podskakuje jak
maniak. A pozostae dwa... diabli wiedza co one wasciwie robia? I nagle si zatrzymuja. A
wic?
- Greg, nie robimy tego tak, jak trzeba. Musimy podejsc blizej. Musimy je obserwowac z
bliskiego miejsca, z ktrego bdziemy widzieli wszystkie detale.
Zapada na chwil i pena goryczy cisz przerwa Powell.
- I czekac, az ponownie cos im si rozreguluje majac w zapasie zaledwie dwa dni?
- A jaki jest pozytek z siedzenia tutaj?
- Przynajmniej wygodnie...
- No tak. Ale na zewnatrz jest cos, co mozesz zrobic i czego nie zrobisz bdac tutaj.
- Co takiego?
- Mozesz je powstrzymac - kiedykolwiek zechcesz - kiedy bdziesz przygotowany i obserwowa
to, co si z nimi dzieje.
- Co takiego? - powtrzy zaskoczony Powell.
- Zastanw si. Sam przeciez mwies, ze to ty jestes ten od myslenia. Odpowiedz wic sobie na
kilka pytan. Kiedy DV-5 dziaa jak rozregulowany? Pamitasz, co powiedzia "palec"? Kiedy
grozi tapnicie lub wasnie miao to miejsce, kiedy zakadano delikatne adunki wybuchowe, lub
kiedy natrafiono na trudno dostpne zoza.
- Innymi sowy przy stanach zagrozenia - dokonczy podekscytowany Powell.
- Wasnie! Kiedy oczekiwaes, ze cos takiego si wydarzy! A wic te wszystkie kopoty
spowodowane sa czynnikiem inicjatywy osobistej. Wzrasta ona najbardziej wasnie w stanach
zagrozenia i przy rwnoczesnej nieobecnosci w poblizu zadnej istoty ludzkiej. Jaki stad logiczny
wniosek? Jak mozemy rozregulowac go sami, kiedy i gdzie tego zechcemy?
Przerwa na chwil - zaczyna si juz cieszyc swoja rola - i zanim Powell zdazy podac oczywista
odpowiedz triumfalnie dokonczy:
- Tworzac nasze wasne zagrozenie.
- Wiesz, chyba masz racj, Mike - powiedzia Powell.;
- Dziki, koles. Wiedziaem, ze ktregos dnia mi si uda.
- Dobrze juz, powstrzymaj ten swj sarkazm. Przyda si na Ziemi. Pozamykamy go w soikach i
przechowamy na przysze dugie i mrozne zimy. Lepiej pomysl, jakie mozemy wytworzyc
zagrozenie.
- Moglibysmy zalac kopalnie, gdyby ten asteroid nie by pozbawiony wody.
- Dowcipne, nie ma co - mrukna Powell. - Wiesz, Mike, czasami rozsmieszasz mnie do ez. A
moze po prostu niewielkie tapnicie?
- Dobra, moze byc - odpar Donovan przez sciagnite usta.
- W porzadku. A wic zaczynajmy.
Posuwajac si niepewnie poprzez skalista okolic Powell czu si po trosze jak konspirator.
Wskutek mniejszej grawitacji jego marsz przypomina zabaw na hustawce. Pryskajace na lewo i
prawo spod butw odamki ska ladoway nieopodal w bezgosnych eksplozjach szarego pyu.
Przez cay czas nie opuszczao go jednak uczucie, ze podkradaja si niczym spiskowcy.
- Czy wiesz, gdzie one sa? - zapyta.
- Chyba tak, Greg.
- To dobrze - odpar ponuro Powell. - Ale jezeli jakikolwiek "palec" znajdzie si w odlegosci
dwudziestu stp od nas, to wyczuje nasza obecnosc, obojtnie czy bdziemy na linii wzroku, czy
tez nie. Mam nadzieje, ze o tym wiesz?
- Kiedy bd potrzebowa podstawowego kursu z robotyki, zoz u ciebie formalne podanie i to
w trzech egzemplarzach. Tdy.
Znajdowali si teraz w tunelu; znikno nawet swiato gwiazd. Obaj mzczyzni przywarli do
scian. Ciemnosc w oddali rozdzieray sporadyczne byski. Powell dotkna bezpiecznika przy
detonatorze.
- Znasz ten tunel, Mike?
- Niezbyt dobrze. To jeden z nowszych. Ale widziaem go na ekranie wizyjnym, wic jakos si
orientuj...
Po kilku minutach Donovan nagle drgna.
- Czujesz to?
Oparte o ska palce Powella w grubej, wzmocnionej metalem rkawicy wyczuy przebiegajaca
przez scian fal sabych wibracji. Oczywiscie nie towarzyszy jej zaden dzwik.
- Wybuch! Jestesmy cakiem blisko.
- Teraz miej oczy otwarte - powiedzia Powell. Donovan skina niecierpliwie gowa.
Spizowy bysk na skraju pola widzenia pojawi si i znikna tak szybko, ze nawet nie zdazyli si
ukryc. Przysunli si do siebie blizej.
- Myslisz, ze nas wyczu? - wyszepta Powell.
- Mam nadziej, ze nie. Ale lepiej zajdzmy ich z flanki. Wejdziemy w pierwszy boczny tunel po
prawej stronie.
- A jezeli je w ten sposb ominiemy?
- To co chcesz wasciwie zrobic? Wracac? - parskna ze zoscia Donovan. - Dzieli ich od nas
jakies cwierc mili. Przeciez obserwowaem je na ekranie, prawda? A zostay nam tylko dwa dni...
- Och, zamknij si. Tracisz tlen. To tutaj jest ten boczny tunel?
Oswietli scian latarka. - Tak, chodzmy.
Wibracje byy teraz silniejsze a grunt pod ich stopami wyraznie drza.
- Na razie idziemy dobrze - powiedzia Donovan. - Mam tylko nadziej, ze si to na nas nie
zawali - doda rzucajac przed siebie nerwowe snopy swiata.
Strop tunelu by tak nisko, ze bez trudu mogli go dotknac rkami. Stemple byy stosunkowo
swieze. Po kilku dalszych krokach Donovan zawaha si.
- Slepa uliczka. Musimy zawracac.
- Nie. Zaczekaj - Powell przecisna si niezgrabnie obok niego. - Czy tam z przodu widac
swiato?
- Swiato? Nie, nie widz. Zreszta, jakie tu moze byc swiato?
- Robotw - opad niezgrabnie na kolana i zacza si gramolic nieznacznie pod gr. Po chwili w
suchawkach Donovana zabrzmia jego chrapliwy i zaniepokojony gos:
- Hej, Mike, chodz tutaj.
Byo tam swiato. Donovan podczoga si wyzej i przecisna ponad rozrzuconymi nogami
Powella.
- Szczelina?
- Tak. Musza pracowac po drugiej stronie tunelu - a przynajmniej tak mi si wydaje.
Donovan przesuna donia po postrzpionych krawdziach szczeliny. W swietle latarek okazao
si, ze otwiera si ona na strzaowy tunel gwny. Sama dziura bya wystarczajaco duza, by
mogli przez nia wygladac, ale za maa, aby si przez nia przecisnac.
- Nikogo tu nie ma - sykna Donovan.
- Nie wiadomo. Musiay byc tam chwil temu, bo inaczej nie zauwazybym swiata. Uwazaj!
Sciany dookoa nich zadrzay i wyczuli wyrazny wstrzas. Ze stropu posypa si py. Powell z
zaciekawieniem spojrza w gab szczeliny.
- W porzadku, Mike. Sa tam.
Lsniace roboty znajdoway si jakies picdziesiat stp w gbi tunelu. Caa grupa pracoway nad
usuwaniem gruzu, powstaego na skutek wybuchu.
- Nie marnujmy czasu - powiedzia podekscytowany Donovan. - Wkrtce podejda blizej i
nastpnym wybuchem moga nas dostac.
- Nie poganiaj mnie - Powell odbezpiecza detonator. W mroku tunelu, rozswietlonym jedynie
sabym blaskiem robotw, dojrzenie czegokolwiek byo prawie niemozliwoscia.
- W sklepieniu prawie nad nimi jest pknicie, widzisz? Musiao powstac przy ostatnim
wybuchu. Jezeli uda ci si naruszyc podstaw, to runie p sufitu.
Wzrok Powella podazy za wskazujacym palcem Donovana.
- Szach! A teraz obserwuj roboty i mdl si, aby nie odeszy dalej. W tej chwili sa moim
jedynym zrdem swiata. Jest tam caa sidemka?
Donovan szybko policzy.
- Tak, sa wszystkie.
- Od tej chwili nie spuszczaj z nich oka. Obserwuj caa sidemk.
Unis detonator i wycelowa, podczas gdy Donovan przeklinajac pot zalewajacy mu oczy
wpatrywa si w ciemnosc.
Bysno!
Nastapia seria silnych wibracji, a nastpnie gwatowny wstrzas, ktry rzuci Powella na
rozciagnitego obok Donovana.
- Zaz ze mnie, Greg - jkna Donovan. - Niczego nie widz.
- Gdzie one sa? - zapyta z niepokojem Powell. Otpiony Donovan popad w milczenie. Po
robotach nie pozosta zaden slad. Panujaca dookoa ciemnosc przywodzia na mysl mroczne
otchanie rzeki Styks.
- Sadzisz, ze je zasypalismy? - zapyta drzacym gosem Donovan.
- Zejdzmy tam. I nie pytaj mnie lepiej, co sadz - Powell ze zdumiewajaca szybkoscia zaczai
peznac do tyu.
- Mike!
Posuwajacy si tuz za nim Donovan zamar w bezruchu.
- Co si stao?
- Nie ruszaj si - Donovan wyraznie sysza w suchawkach krtki, urywany oddech Powella. -
Syszysz mnie, Mike?
- Tak. Dlaczego nie idziesz dalej?
- Jestesmy zablokowani. Ten wstrzas, ktry nas tak podrzuci spowodowa, ze zawalia si czsc
sklepienia tuz za nami. Utknlismy!
- Co? - rce Donovana napary na jakas solidna przeszkod. - Zapal latark.
Powell nacisna guzik. Przez jedyna szczelin, jaka powstaa, nie przecisnaby si nawet krlik.
- No to klops - powiedzia mikko Donovan.

Przez kilka chwil z wysikiem prbowali usunac skalna barier. Na przno. W pewnym
momencie, szarpiac si i z krawdziami oryginalnego otworu Powell unis nawet do gry
blaster, ale szybko zrezygnowa z tego pomysu. Wiedzia, ze w tak niewielkiej przestrzeni
wystrza byby wasciwie samobjstwem. W koncu zniechcony usiad.
- Wiesz, Mike - powiedzia - rzeczywiscie spartaczylismy to. I nawet nie jestesmy blizej
rozwiazania zagadki, co wasciwie dzieje si z Dave'em. To by dobry i pomys, ale w sumie
wypali nam prosto w twarze.
W absolutnych ciemnosciach grozne spojrzenie Donovana pozostao niezauwazone.
- Nie chciabym ci martwic, chopie, ale prcz tego, co wiemy lub czego o nim nie wiemy,
jestesmy na dodatek odrobin zasypani. I jezeli si stad nie wydostaniemy, to po prostu
umrzemy. UMRZEMY, stary. Czy wiesz, ile jeszcze mamy tlenu? Chyba nie wicej, niz na szesc
godzin.
- Myslaem o tym - palce Powella powdroway w stron twarzy, i bezsilnie stukny w szybk
wizjera. - Oczywiscie, Dave mgby nas z atwoscia odkopac, ale nasze wspaniae zagrozenie
wytracio go z rwnowagi, a obwd radiowy nie dziaa.
- No i czyz nie jest to po prostu wspaniae? Donovan podpez w stron szczeliny i nie bez
pewnego wysiku wetkna w nia gow.
- Hej, Greg!
- Co?
- Zazmy, ze udaoby si nam sciagnac Dave'a na jakies dwadziescia stp od nas. To
przywrcioby go do normy. To by nas uratowao.
- Jasne. Tylko gdzie on teraz jest?
- Gdzies w gbi tego tunelu. Na litosc boska, przestan mnie ciagnac, bo mi urwiesz gow. Zaraz
ci dam popatrzec.
Powell wmanewrowa gow w otwr.
- A wic jednak udao nam si. Spjrz na te bcway. Co to jest, prba jakiegos baletu?
- Teraz to niewazne. Podchodza blizej?
- Trudno powiedziec. Sa za daleko. Podaj mi latark, dobrze? Sprbuj przyciagnac ich uwag.
Po dwch minutach zrezygnowa.
- Nic z tego. Musza byc chyba slepe. Poczekaj, teraz ida w nasza stron.
- Daj mi popatrzec! - wykrzykna Donovan. Nastapia krtka, bezgosna przepychanka. W koncu
Powell wycofa si, ustpujac miejsca podekscytowanemu Donovanowi.
Roboty rzeczywiscie zblizay si. Jako pierwszy, wysoko unoszac nogi maszerowa Dave, a
reszta "palcw" sza wijaca si linia za nim.
- Co one wyprawiaja? - zdumiewa si Donovan. - Niech skonam, jezeli nie przypomina to
jakiegos tanca.
- Och, przestabys plesc - mrukna Powell. - Jak sa blisko?
- Jakies picdziesiat stp i zblizaja si. Za pitnascie minut... co, do diaba? HEJ!
- Co si dzieje? - otrzasnicie si z szoku wywoanego nagym wrzaskiem Donovana zajo
Powellowi dobrych kilka sekund. - Wyaz z tej dziury. Ja takze chc popatrzec.
Ruszy pod gr, lecz powstrzymay go wierzgajace nogi Donovana.
- Zrobiy pobrt, Greg. Oddalaja si! Hej, Dave!
- To przeciez bez sensu, ty gupku - warkna. - Przeciez tutaj gos si nie rozchodzi.
- A wic rb cos - wydysza Donovan. - Kop w scian, moze wywoa to jakas wibracj. Musimy
przyciagnac ich uwag, Greg, albo juz po nas - niczym szaleniec zaczai uderzac w scian.
- Poczekaj, Mike - potrzasna nim Powell. - Posuchaj, mam pewien pomys. Na Jowisza, jakie to
proste Mike!
- Czego chcesz? - zapyta Donovan ponownie wtykajac gow w otwr.
- Szybko! Cofnij si, zanim znajda si poza zasigiem.
- Poza zasigiem! Co ty wasciwie kombinujesz? Hej, po co ci ten detonator? - pochwyci
Powella za rami.
- Mam zamiar troch postrzelac - odpar Powell i gwatownym ruchem odtraci powstrzymujaca
go don.
- Po co?
- To pzniej. Teraz zobaczymy, czy to podziaa. Jezeli nie, to... Zejdz z drogi i pozwl mi
strzelac!
Roboty byy teraz rozpywajacymi si w oddali byskami. Powell uwaznie wycelowa i
trzykrotnie nacisna spust. Opusci luf i z niepokojem wyjrza przez dziur. Jeden z robotw
pomocniczych zosta trafiony! Widzia teraz tylko szesc poyskujacych postaci.
- Dave! - wykrzykna z niepokojem do nadajnika. Chwila ciszy, a potem odpowiedz, wyraznie
syszana przez obu mzczyzn:
- Szefie? Gdzie pan jest? Mj trzeci robot pomocniczy otrzyma postrza w korpus i jest
niezdolny do dziaania.
- Nie przejmuj si tym teraz - odpar Powell. - Jestesmy uwizieni niedaleko miejsca, gdzie
ostatnio odpalaliscie adunki. Widzisz swiato naszej latarki?
- Jasne. Zaraz tam bd.
Odprzony wyraznie Powell usiad i opar si o ska.
- I to, chopcze, byoby na tyle.
- W porzadku, Greg. Wygraes - w gosie Donovana brzmiao skrywane z trudem wzruszenie. -
Wygraes. Chyl przed toba czoo az do samej ziemi. Ale teraz jasno i prosto wytumacz mi, o co
w tym wszystkim chodzi? I nie chc syszec zadnych naukowych bzdur.
- Spokojnie. Po prostu - i jak zwykle - przeoczylismy to, co oczywiste. Wiedzielismy, ze w gr
wchodzi obwd inicjatywy osobistej, ze cos zawodzio jedynie podczas zagrozenia, ale
przyczyn takiego stanu upatrywalismy w jakims specyficznym rozkazie. Tylko niby dlaczego
miaby to byc jakis konkretny rozkaz?
- A dlaczego nie?
- Posuchaj. Chodzi o typ rozkazu. Jaki typ rozkazu wymaga najwikszej inicjatywy? Jaki typ
rozkazu pojawia si niemal zawsze wyacznie podczas zagrozenia?
- Nie pytaj mnie, Greg. Sam mi to powiedz.
- Wasnie to robi. Chodzi o rozkaz szesciotorowy. W normalnych warunkach, jeden lub wicej
"palcw" zajmuje si jakims rutynowym dziaaniem nie wymagajacym blizszej kontroli - tak jak
czsci naszego ciaa, ktre na poczekaniu daja sobie rad z rutynowymi ruchami podczas marszu.
Ale w wypadku zagrozenia, caa szstka robotw musi zostac zmobilizowana rwnoczesnie i
natychmiast. Dave musi sobie poradzic z szescioma robotami rwnoczesnie i cos wtedy zawodzi.
Reszta bya juz atwa. Kazde zmniejszenie inicjatywy, jak na przykad przybycie czowieka,
przywraca go do porzadku. Zniszczyem wic jednego z robotw. Kiedy to zrobiem, jego dalsze
rozkazy wysyane byy tylko pieciotorowo. Inicjatywa obnizya si - jest normalny.
- Jak na to wszystko wpades? - zapyta z podziwem Donovan.
- Po prostu odrobina dedukcji. Sprbowaem i podziaao.
Po chwili w suchawkach obu mzczyzn ponownie rozleg si gos robota:
- Juz jestem. Czy wytrzymacie jeszcze p godziny?
- Jasne - poinformowa krtko Powell i odwrciwszy si do Donovana kontynuowa. - Teraz to
juz proste. Musimy przejrzec wszystkie obwody i zaznaczyc kazda czsc, ktra przy rozkazie
szesciotorowym podlega dodatkowemu obciazeniu. Jakie pole to nam zostawia?
- Na szczscie niewielkie, jak sadz - odpar po chwili namysu Donovan. - Jezeli Dave jest taki
sam, jak ogladany przez nas jeszcze w fabryce model prototypowy, to jest w nim specjalny
obwd koordynujacy i tylko on wasciwie bdzie wchodzi w gr.
W tej chwili poczu, ze napicie zaczyna go z wolna opuszczac. Rozwiazanie zagadki
przywrcio mu zwyczajowa pogod ducha. - Wiesz, to wcale nie bdzie takie trudne. Wasciwie
to nic wielkiego.
- Jasne. A wic przemysl to sobie, a po powrocie przejrzymy schematy. A teraz, dopki Dave do
nas nie dotrze, mam zamiar troch odpoczac.
- Poczekaj chwil. Powiedz mi jeszcze tylko jedna rzecz. Co wasciwie oznaczay te dziwaczne
formacje marszowe czy taneczne wygibasy wyczyniane przez jego roboty za kazdym razem,
kiedy mu odbijao?
- To? Sam nie wiem. Mam jedynie pewne przypuszczenia. Pamitasz przeciez, ze te roboty byy
"palcami" Dave'a. Sami tak nawet o nich mwilismy. A wic wydaje mi si, ze podczas
wszystkich tych przerw, w trakcie ktrych zmienia si w klasycznego kretyna, po prostu zabija
bezmyslnie czas krcac palcami mynka.

Susan Calvin opowiadaa o Powellu i Donovanie z sekretnym rozbawieniem, lecz prawdziwe
ciepo pojawiao si w jej gosie jedynie wtedy, gdy wspominaa o robotach. Po jej ostatnim
opowiadaniu powstrzymaem ja. Byo jasne, ze moga ich opowiedziec duzo wicej.
- Czy cos takiego wydarzyo si kiedykolwiek na Ziemi? - zapytaem.
Spojrzaa na mnie z lekkim marsem na czole.
- Nie. Na Ziemi mielismy stosunkowo mao stycznosci z naszymi robotami.
- To niedobrze. To znaczy chciaem powiedziec, ze wasi inzynierowie sa genialni, to fakt oglnie
znany. Jednak zalezaoby mi na przypadkach bardziej osobistych. Czy na przykad nie spotkaa
pani kiedykolwiek robota, ktry stanowiby dla pani jakies zagrozenie?
Ku memu zaskoczeniu zarumienia si lekko.
- Tak, spotkaam kiedys takiego robota, ale z pewnoscia to nie byo to, o czym pan mysli. Mj
Boze, ilez to juz lat mino. Prawie czterdziesci! Byo to w roku 2021, miaam wtedy 38 lat.
Ale... wolaabym jednak o tym nie mwic.
Czekaem cierpliwie pewny, ze w koncu zmieni zdanie. I nie pomyliem si.
- Wasciwie dlaczego nie? - powiedziaa w zamysleniu - teraz to juz nie jest bolesne. Kiedys
zdarzyo mi si byc moda, gupia kobieta, modziencze. Uwierzy pan?
- Nie.
- A jednak to prawda. No i Herbie by robotem czytajacym ludzkie mysli.
- Co takiego?
- By jedyny w swoim rodzaju. Juz nigdy wicej nie natknlismy si na taki typ robota. Powsta
w wyniku przypadkowego bdu, na pewno, ale...

KAMCA

Alfred Lanning zapala wasnie troskliwie ogromne cygaro, lecz widac byo wyraznie, ze lekko
mu drza koniuszki palcw.
- No dobrze, on rzeczywiscie potrafi czytac mysli - odezwa si pomidzy jednym kbem dymu
a drugim. - Co do tego nie moze byc zadnych watpliwosci. Ale dlaczego? - spojrza w kierunku
matematyka, Petera Bogerta. - Czy masz jakies przypuszczenia?
Bogert przesuna obiema donmi po swych dugich, czarnych wosach, dociskajac je pasko do
czaszki.
- To by juz trzydziesty czwarty model z wyprodukowanej przez nas serii RB, Lanning - odpar. -
Wszystkie przed nim byy zupenie ortodoksyjne.
Trzeci z siedzacych przy stole mzczyzn zmarszczy niecierpliwie czoo. Milton Ashe by
najmodszym szefem dziau w caym Koncernie i przejawia niezwyke zadowolenie z
zajmowanego stanowiska.
- Suchaj, Bogert. To nie jest jakas naga komplikacja, wynika przy montazu. Mog to
zagwarantowac.
Cienkie wargi Bogerta rozciagny si w usmiechu wyzszosci.
- Naprawd? Jezeli z taka pewnoscia odpowiadasz za cay nasz proces produkcji, to natychmiast
popieram twj awans. Aby byc dokadnym, na wyprodukowanie jednego tylko pozytronowego
mzgu potrzeba siedemdziesiciu piciu tysicy dwustu trzydziestu czterech operacji, a kazda z
nich zalezna jest od prawidowej realizacji pewnej liczby czynnikw, wahajacej si od piciu do
stu piciu. Jezeli tylko jeden z nich nie zostanie przeprowadzony jak nalezy, to cay mzg
mozemy uznac za wadliwy. Mwi ci to tylko dla przypomnienia, Ashe.
Milton Ashe spasowia, ale zanim zdazy odpowiedziec, do dyskusji waczy si czwarty gos:
- Panowie, jezeli macie zamiar obciazac si wzajemnie wina, to natychmiast rezygnuj z tego
zebrania - donie Susan Calvin lezay nieruchomo na kolanach, a linie dookoa cienkich, bladych
warg pogbiy si. - Mamy w swych rkach robota, ktry potrafi czytac ludzkie mysli i wydaje
mi si, ze odkrycie sposobu jak on to wasciwie robi jest wazniejsze, niz obrzucanie si
okrzykami w rodzaju: "Moja wina, twoja wina" - mwiac to patrzya na Ashe'a, ktry usmiechna
si do niej szeroko.
Lanning usmiechna si takze, co w poaczeniu z siwymi wosami i bystrymi oczyma nadawao
mu zawsze wyglad biblijnego patriarchy.
- Ma pani racj, pani Calvin. Jego gos sta si nagle ostry:
- Wyprodukowalismy pozytronowy mzg posiadajacy tak niezwyke wasciwosci, ze
przypuszczalnie jest w stanie odczytywac fale mzgowe. Gdybysmy wiedzieli jak to si stao,
oznaczaoby to najwikszy przeom w dziedzinie robotyki. Niestety, nie wiemy, a wic musimy
si dowiedziec. Czy to jasne?
- Czy mog cos wtracic? - zapyta Bogert.
- Oczywiscie,
- Sugerowabym, ze dopki nie odkryjemy co tu wasciwie zaszo - a jako matematyk mog wam
powiedziec, ze bdzie to piekielna robota - abysmy zachowali istnienie modelu RD-34 w
sekrecie. Nawet przed pozostaymi czonkami zespou. Jako szefowie departamentw nie
powinnismy uwazac tego problemu za nierozwiazywalny, a im mniej osb bdzie o nim
wiedziao...
- Bogert ma cakowita racj - przerwaa dr Calvin. - Odkad zmodyfikowano Kod
Midzyplanetarny tak, aby modele mogy byc testowane w fabrykach zanim wysle si je do
punktu przeznaczenia, propaganda przeciwko robotom znacznie przybraa na sile. A wic atwo
sobie wyobrazic co si bdzie dziao, jesli powstana jakies przecieki na temat niezwykych
wasciwosci tego robota oraz faktu, ze nie mamy nad tym fenomenem penej kontroli.
Lanning z grobowa mina zaciagna si cygarem. Skina ponuro gowa i zwrci si do Ashe'a:
- Powiedziaes, ze byes sam, gdy po raz pierwszy natknaes si na ten interes z czytaniem mysli.
Czy to prawda?
- Tak, z caa pewnoscia byem wtedy sam. RB-34 zszed wasnie z linii montazowej i odesano
go do mnie. Obermann gdzies wyszed, wic zabraem go do sekcji testw sam - a przynajmniej
zaczlismy schodzic razem po schodach. Ashe zamilk, a na jego ustach pojawi si niepewny
usmiech. - Czy przeprowadzaliscie kiedys w myslach rozmow, nawet o tym nie wiedzac?
Odpowiedziaa mu cisza. Po chwili podja ponownie:
- Poczatkowo wcale nie zdajecie sobie z tego sprawy. On po prostu do mnie mwi - oczywiscie
logicznie i sensownie - i dopiero gdy dochodzilismy juz do sali testw dotaro do mnie, ze
przeciez przez cay ten czas nie wypowiedziaem ani sowa. Pewnie, myslaem wtedy o paru
sprawach, ale przeciez to nie to samo, prawda? A wic zamknaem tego robota i pobiegem po
Lanninga. Sama mysl o urzadzeniu idacym spokojnie obok mnie i przebierajacym w moich
myslach jak w talii kart bya przerazajaca.
- Wyobrazam sobie - powiedziaa zamyslona Susan Calvin. Jej spojrzenie w dziwny sposb nie
schodzio z twarzy Ashe'a. - Jestesmy przyzwyczajeni, ze nasze mysli sa nasza prywatna
wasnoscia.
- A wic caa prawd zna tylko nasza czwrka - waczy si niecierpliwie Lanning. - Dobrze.
Musimy podejsc do tego systematycznie. Ashe, chc, abys sprawdzi lini montazowa od
poczatku do konca - dosownie wszystko. Wyeliminujesz wszystkie operacje, podczas ktrych
nie ma praktycznej mozliwosci popenienia bdu, a zrobisz list tych, gdzie taka szansa istnieje,
razem z natura takiego bdu i prawdopodobnym stopniem waznosci.
- O, do licha! - mrukna Ashe. - Cizka sprawa.
- A cos ty mysla? Wacz w to wszystkich swoich ludzi i nie przejmuj si harmonogramem prac.
Ale pamitaj - oni nie moga si dowiedziec, nad czym wasciwie pracuja.
- Oczywiscie - mody technik usmiechna si blado.
- Ale to w dalszym ciagu bdzie cizka robota. Lanning obrci si razem z fotelem i spojrza na
dr
Calvin. - Pani zajmie si tym problemem z innej strony. Jako robotopsycholog musi pani
przestudiowac samego robota i cofnac si. Musi si pani dowiedziec, jakimi motywami si
kieruje. Niech si pani postara dociec, co jeszcze wiaze si z tymi jego zdolnosciami, w jakim
stopniu je rozwina oraz w jaki sposb wpyny one na jego pozostae funkcje, wsplne typom
modeli RB. Zrobi to pani? - i nie czekajac nawet na odpowiedz kontynuowa:
- Bd koordynowa caa prac i postaram si zinterpretowac wszystko, co znajdziecie
matematycznie - zaciagna si cygarem i wypusci ogromny kab dymu. - Oczywiscie Bogert mi
w tym pomoze.
Wydawao si, ze Bogert caa swa uwag skupi chwilowo na ogladaniu paznokci.
- Osmiel si zauwazyc, ze jak do tej pory niewiele wiem na ten temat - powiedzia.
- Racja. A wic ja zaczynam pierwszy - Ashe zerwa si z krzesa. Jego przystojna zazwyczaj
twarz wykrzywi nagy grymas. - Dostaem najpaskudniejsza dziak, wic zmykam i zabieram
si do roboty.
Susan Calvin skina ledwie dostrzegalnie gowa, ale jej oczy sledziy jego wyjscie i nie
odpowiedziaa, gdy Lanning chrzakna i zapyta:
- Czy chciaaby pani zobaczyc model RB-34, dr Calvin?

Na odgos krokw fotoelektryczne oczy RB-34 uniosy si znad ksiazki. Wasnie wstawa, gdy
do pokoju wesza Susan Calvin. Przystana na chwil, aby przeczytac zawieszony na drzwiach
ogromny napis "Nie wchodzic", po czym zblizya si do zastygego w oczekiwaniu robota.
- Przyniosam ci par rzeczy dotyczacych hiperatomowych silnikw, Herbie. Moze chciabys je
przejrzec?
RB-34 - znany jako Herbie - wzia od niej trzy cizkie ksiazki i otworzy pierwsza na stronie
tytuowej.
- Hmm... Teoria hiperatomu - mrukna do siebie przewracajac kartki i nagle zwrci si w stron
stojacej wciaz kobiety:
- Niech pani siada, dr Calvin. Zajmie mi to par minut.
Usiada i obserwowaa jak Herbie wzia krzeso, siad po drugiej stronie stou i pograzy si w
lekturze. Po p godzinie odozy ksiazki i spojrza na kobiet.
- Wiem, oczywiscie, dlaczego je pani przyniosa. Kaciki ust dr Calvin uniosy si lekko do gry.
- Byam pewna, ze w koncu na to wpadniesz. Niezwykle cizko si z toba pracuje, Herbie.
Zawsze jestes o krok przede mna.
- To tak samo, jak z tymi czy innymi ksiazkami, dr Calvin. Nie interesuja mnie. Wasza nauka to
bezad danych, wyselekcjonowanych i poskadanych razem wedug jakiejs wymyslonej teorii - a
wszystko to w dodatku jest tak niewiarygodnie proste, ze naprawd nie warto poswicac temu
zbyt wiele uwagi. Tak szczerze, to interesuje mnie wyacznie wasza fikcja literacka. Opisujecie w
niej wzajemne powiazania pomidzy ludzkimi motywami a emocjami - lekkimi ruchami doni
podkresla znaczenie niektrych sw.
- Sadz, ze ci rozumiem - szepna dr Calvin.
- Widzi pani, potrafi czytac w ludzkich umysach - kontynuowa robot. - I nawet nie ma pani
pojcia, jakie bywaja skomplikowane. Nie potrafi zrozumiec wszystkiego, poniewaz mj wasny
umys ma tak niewiele wsplnego z waszymi. Ale prbuj, a wasze powiesci sa mi w tym duza
pomoca.
- Obawiam si jednak, ze jezeli zaczniesz czytac zbyt wiele tych dzisiejszych sentymentalno-
emocjonalnych historyjek - w gosie dr Calvin zabrzmiaa gorzka ironia - to w koncu stwierdzisz,
ze nasze umysy sa nudne i bezbarwne.
- Alez nie!
Naga energia tej uwagi sprawia, ze zerwaa si na rwne nogi. "On musi wiedziec!" -
przemkno jej szalenczo przez gow.
Herbie spojrza na nia z zainteresowaniem i przemwi mikko gosem, w ktrym prawie nie
syszao si lekkiego, metalicznego brzmienia:
- Oczywiscie, ze o tym wiem, dr Calvin. Nie przestaje pani o tym myslec, a wic jak mogem si
nie dowiedziec?
- Czy powiedziaes o tym komus? - rysy jej twarzy nagle stwardniay.
- Oczywiscie, ze nie - odpar robot i po chwili, z lekka nutka autentycznego zdziwienia, doda:
- Przeciez nikt mnie o to nie pyta.
- A wic - ponownie usiada na krzesle' - uwazasz zapewne, ze jestem po prostu gupia.
- Alez nie! To przeciez normalne uczucie.
- Byc moze dlatego wasnie jest to takie gupie - smutek w jej gosie by wyrazny nawet dla niej
samej. Miejsce naukowca zaja kobieta. - Nie jestem osoba, ktra mozna okreslic mianem
"atrakcyjna".
- Jezeli powouje si pani na zwyka atrakcyjnosc fizyczna - wtedy nie mog tego ocenic. Ale
wiem, ze sa jeszcze inne rodzaje atrakcyjnosci, czsto o wiele wazniejsze.
- Ani moda - dr Calvin najwyrazniej nie zwracaa uwagi na sowa robota.
- Nie ma pani jeszcze czterdziestu lat - ton gosu Herbiego stawa si dziwnie uporczywy.
- 38, jesli chodzi o same lata, a prawie 60, jesli chodzi o emocjonalny stosunek do zycia. Po co
wasciwie zostaam psychologiem?
- On ma dopiero 35 lat, a wyglada i zachowuje si jeszcze modziej - ciagna gorzko. - Czy
mozesz przypuszczac, ze uwazaby mnie kiedykolwiek za kogos innego, niz... niz za taka, jaka
wasnie jestem?
- Myli si pani! - stalowe pisci robota z hukiem uderzyy o blat stou. - Prosz mnie posuchac...
Susan Calvin zwrcia si ku niemu z byskiem w oczach:
- Dlaczego wasnie ja? I co ty wasciwie o tym wszystkim wiesz, ty... maszyno. Jestem dla ciebie
tylko przykadem, interesujacym okazem ze szczeglnym umysem dostpnym dla twej
inspekcji. Wspaniay przypadek frustracji, prawda? Prawie taki, jak w twych ksiazkach - jej gos,
przechodzacy prawie w kanie, nagle zamilk.
Robot pokrci leciutko gowa.
- Dlaczego mnie pani nie posucha? Mgbym pomc, gdyby tylko pani mi na to pozwolia.
- Jak? - zacisna waskie usta. - Dajac mi dobre rady?
- Nie. Po prostu wiem, co mysla inni ludzie. Na przykad Milton Ashe.
Zapanowaa duga chwila ciszy, podczas ktrej Susan Calvin opuscia wolno wzrok na podog.
- Nie chc wiedziec, co mysli - szepna. - Nic nie mw.
- A jednak sadz, ze pani chce to wiedziec. Gow miaa zwieszona, ale oddech sta si odrobin
szybszy.
- Mwisz nonsensy - powiedziaa cicho.
- Dlaczego? Staram si tylko pomc. Milton Ashe mysli o pani... - nie dokonczy.
W koncu pokonana psycholog podniosa gow.
- Co takiego?
- Kocha pania - pada spokojna odpowiedz. Przez okraga minut dr Calvin wpatrywaa si w
robota bez sowa.
- Mylisz si - powiedziaa w koncu. - Musisz si mylic. Dlaczego miaby mnie kochac?
- A jednak to prawda. Takie rzeczy nie moga byc przede mna ukryte.
- Ale przeciez jestem... jestem - zajakna si i umilka.
- On patrzy gbiej. Widzi nie tylko powierzchowna urod. Podziwia w pani przede wszystkim
intelekt. Milton Ashe nie jest typem czowieka, ktry poslubiby pikne wosy czy par
niebieskich oczu.
Susan Calvin zamrugaa gwatownie powiekami.
- Ale przeciez on nigdy w zaden sposb nie okaza...
- A czy daa mu pani kiedykolwiek szans?
- Jak mogabym? Przeciez nigdy nie myslaam...
- No wasnie.
Zamyslia si na moment, po czym ponownie spojrzaa na robota.
- P roku temu odwiedzia go dziewczyna. Bya bardzo adna - zgrabna blondynka. Spdzi cay
dzien oprowadzajac ja po fabryce i prbujac wyjasnic, jak produkowane sa roboty, ale nic z tego
nie zrozumiaa. Nagle powrcio twarde brzmienie jej gosu: - Kim bya ta dziewczyna?
- Wiem, oczywiscie, kim bya ta osoba - odpar bez wahania robot. - To jego kuzynka, a w ich
spotkaniu nie byo zadnego romantycznego zwiazku, mog pania o tym zapewnic.
Susan Calvin zerwaa si na rwne nogi z energia modej dziewczyny.
- Czy to nie dziwne? To jest dokadnie to, o czym sama siebie prbowaam przekonac, chociaz
tak naprawd wcale w to nie wierzyam. A wic to musi byc prawda!
Podbiega do Herbiego i obiema donmi uja jego zimna, stalowa rk.
- Dzikuj, Herbie - jej gos by ochrypym szeptem. - Nie mw o tym nikomu, prosz. Niech to
bdzie nasz sekret - i jeszcze raz dzikuj.
Uscisna silnie metalowe palce robota i wysza. Herbie, zamyslony, powrci do lektury, ale w
pokoju nie byo nikogo, kto potrafiby czytac jego mysli.

Milton Ashe wyprostowa si powoli i dostojnie, przy wtrze trzeszczacych staww i ochrypych
chrzaknic, a potem spojrza na Petera Bogerta.
- Suchaj - rozpocza. - Siedz w tym juz od tygodnia i nawet nie miaem jeszcze czasu na
porzadny sen. Jak dugo to jeszcze potrwa? Myslaem, ze powiedziaes, iz bombardowanie
pozytronowe w komorze przniowej D przyniesie wreszcie jakies rozwiazanie.
Bogert ziewna dyskretnie i zaczai z zainteresowaniem ogladac paznokcie.
- Bo przyniesie. Jestem juz na tropie.
- A ja wiem co to znaczy, gdy mwi to matematyk. Zatem jak bliski jestes juz rozwiazania?
- To zalezy.
- Od czego? - Ashe opad na krzeso i wygodnie wyciagna przed siebie obie nogi.
- Od Lanninga. Staruszek si ze mna nie zgadza - westchna Bogert. - Jest juz zbyt starej daty, w
tym cay kopot. Uwaza, ze nalezy zaprzac do tego caa matematyk przez duze M. Jest
niezwykle uparty.
- Suchaj - powtrzy sennie Ashe. - A dlaczego po prostu nie zapytac Herbiego, czy sam nie
potrafiby rozwikac tego caego pasztetu?
- Zapytac robota? - brwi Bogerta powdroway do gry.
- A dlaczego nie? Czyzby stara dama nic ci nie mwia?
- Masz na mysli Calvin?
- Tak. Nasza kochana Susie. Ten robot jest ponoc matematycznym czarodziejem. Wie wszystko o
wszystkim, plus genialna intuicja. Potrjne rwnania cakowe rozwiazuje po prostu w gowie, a
na deser konsumuje analiz tensorowa.
Matematyk spojrza na niego sceptycznie.
- Zartujesz?
- Skad! Kopot tylko w tym, ze on wcale nie lubi matematyki. Woli czytac jakies kretynskie
powiescida. Powinienes przeczytac same tytuy ksiazek, jakimi karmi go Susie: Purpurowa
pasja, Miosc w przestrzeni i tym podobne bzdury.
- Dr Calvin nie mwia mi na ten temat ani sowa.
- No cz, byc moze jeszcze nie skonczya go badac. Wiesz, jaka ona jest. Musi miec wszystko
uporzadkowane, zanim ogosi swiatu swj kolejny, wielki sukces.
- Ale powiedziaa tobie.
- Mielismy maa pogawdk na ten temat. Ostatnio widywaem si z nia dosc czsto - nagle
otworzy szeroko oczy i zmarszczy czoo. - Suchaj, Bogie, czy zauwazyes, ze nasza stara dama
ostatnimi czasy jakos si dziwacznie zachowuje?
- Uzywa szminki, jezeli o to ci chodzi - usmiechna si Bogert.
- No wasnie. Rz, puder, cienie do oczu. Stara si robic wrazenie. Ale jestem pewien, ze jest w
tym cos wicej. Nawet sposb, w jaki mwi - jakby bya szczsliwa, albo cos w tym rodzaju -
zamysli si na moment, a potem wzruszy ramionami.
Bogert rzuci mu chytre spojrzenie.
- Moze jest zakochana - zasugerowa. Ashe ponownie przymkna oczy.
- Nie wygupiaj si, Bogie. Idz i pogadaj z Herbie'em. Ja musz si troch przespac.
- Jasne. Przepadam za tym, aby robot mwi mi, co mam robic - rzuci wojowniczo Bogert.
Odpowiedziao mu ciche pochrapywanie.

Herbie przysuchiwa si spokojnie sowom, wypowiadanym doskonale obojtnym tonem przez
stojacego przed nim z rkami w kieszeniach Bogerta.
- A wic, jak sam widzisz, utknlismy w martwym punkcie. Powiedziano mi, ze rozumiesz te
rzeczy, wic pytam ci raczej z ciekawosci, niz z jakiejs innej przyczyny. Moja linia
rozumowania zawiera co prawda par watpliwych sformuowan, ktrych dr Lanning uparcie nie
chce zaakceptowac, totez cay problem nie jest jeszcze w tej chwili klarowny.
Przez duzsza chwil robot nie odpowiada.
- I co o tym wszystkim myslisz? - zniecierpliwi si Bogert.
- Nie widz tutaj zadnego bdu - powiedzia Herbie, nie przerywajac uwaznego studiowania
dugich kolumn cyfr.
- Nie przypuszczam, ze posunabys si dalej, niz to, prawda?
- Nie odwazybym si prbowac. Jest pan lepszym matematykiem niz ja i... no cz, nie
chciabym si do niczego zobowiazywac.
W usmiechu Bogerta pojawi si cien samozadowolenia.
- No tak, wiedziaem, ze powiesz cos w tym stylu. Zapomnijmy wic o naszej rozmowie.
Zgnit kartki papieru w doni, wrzuci je do kosza na smieci i odwrci si, by wyjsc, gdy nagle
do gowy przyszed mu pewien pomys:
- A tak przy okazji...
Robot czeka bez sowa.
Bogert wydawa si miec trudnosci.
- Jest cos... wiesz... byc moze mgbys... - utkna.
- Musz przyznac - powiedzia spokojnie Herbie - ze panskie mysli sa dosc trudne do odczytania,
ale nie ulega zadnej watpliwosci, ze wszystkie dotycza dr. Lanninga. Nie musi si pan wahac -
gdy tylko sformuuje pan mysl, natychmiast bd wiedzia, o co chce pan zapytac.
Matematyk przez chwil spoglada na robota w milczeniu.
- Lanning dobiega siedemdziesiatki - powiedzia w koncu, jakby to wyjasniao wszystko.
- Wiem o tym.
- I by dyrektorem zakadw przez przeszo trzydziesci lat.
Herbie w milczeniu skina gowa.
- A wic... - gos Bogerta sta si przymilny - powinienes wiedziec, czy... czy mysli o rezygnacji.
No wiesz, zdrowie albo...
- Zrezygnowa - stwierdzi Herbie i to byo wszystko.
- Wiesz o tym?!
- Oczywiscie.
- A wic... hmm... mgbys mi o tym powiedziec cos wicej?
- Tak, jezeli pan mnie o to zapyta - odpar rzeczowo robot.
- A wic pytam! - wykrzykna gwatownie matematyk.
- Napisa juz rezygnacj - pada spokojna odpowiedz. - Ale nie ogosi jeszcze tego formalnie.
Wciaz jeszcze czeka sadzac, ze uda mu si rozwiazac ten problem samodzielnie. Dopiero gdy
tego dokona, gotw jest przekazac zarzad w rce swego nastpcy.
Bogert ze swistem wciagna powietrze.
- A jego nastpca? Kto nim bdzie? - sta teraz bardzo blisko robota z napiciem wpatrujac si w
nieprzeniknione i lsniace intensywna czerwienia fotoelektryczne oczy Herbiego.
- Pan bdzie kolejnym dyrektorem - pady obojtne sowa.
Bogert pozwoli sobie na lekki usmiech ulgi.
- Spodziewaem si czegos takiego. Ale dobrze wiedziec. Dziki, Herbie.

Peter Bogert pracowa juz od piatej rano. Biurko przed nim zalegay stosy ksiazek i tabel, ktre
przeglada jedna po drugiej, Kartek z nowymi obliczeniami byo jednak stosunkowo niewiele,
bowiem wikszosc znajdowaa si w wypenionym do poowy koszu na smiecie, badz pitrzya
si obok.
Punktualnie w poudnie oderwa si wreszcie od ostatniej kartki, przetar nabiege krwia oczy,
przeciagna si i ziewna.
- Cholera! To z kazda minuta robi si coraz gorsze mrukna.
Odwrci si na dzwik otwieranych drzwi i spojrza prosto na Lanninga, ktry wchodzi wasnie
do biura, z nieprzyjemnym chrzstem wyamujac kostki powykrcanych artretyzmem doni. Na
widok panujacego w caym pomieszczeniu baaganu brwi dyrektora uniosy si do gry.
- Prbujesz isc w nowym kierunku? - zapyta.
- Nie - odpar wyzywajaco. Czyzby stary by zy? Lanning nie sili si nawet na odpowiedz.
Obrzuci
pobieznym spojrzeniem uginajace si pod stosami ksiazek biurko, zapali cygaro i przez chwil
wpatrywa si w pomien zapaki.
- Czy dr Calvin powiedziaa ci o tym robocie? - zapyta w koncu. - To matematyczny geniusz.
Bardzo unikalny.
- Juz o tym syszaem - parskna pogardliwie Bogert. - Lepiej by byo, gdyby Calvin pozostaa
przy swojej robotopsychologii. Sprawdziem Herbiego - ledwie daje sobie rad z rachunkiem
rzniczkowym.
- Calvin twierdzi cos zupenie przeciwnego,
- Ona jest wariatka.
- Ja takze twierdz cos zupenie przeciwnego - oczy dyrektora zwziy si niebezpiecznie.
- Ty! - gos Bogerta stwardnia. - O czym ty wasciwie mwisz?
- Ja takze pracowaem z Herbie'em i okazuje si, ze on potrafi sztuczki, o ktrych nigdy nawet
nie syszaes.
- Naprawd?
- Nie badz takim zatwardziaym sceptykiem! - Lanning wyja z kieszeni zozona kartk papieru i
rozprostowa ja.
- To chyba nie jest mj charakter pisma, prawda? Bogert przez chwil z uwaga wpatrywa si w
szereg rwnan katowych.
- Herbie? - zapyta w koncu.
- Wasnie. I jak z pewnoscia sam to zauwazyes, pracowa nad twoja czasowa integracja
Rwnania 22. I doszed - Lanning stukna pozkym palcem w wynik - do identycznych
wnioskw jak ja, z tym ze zajo mu to nieporwnywalnie mniej czasu. Nie miaes racji negujac
istnienie efektu Lingera podczas bombardowania pozytronowego.
- Wcale tego nie negowaem. Na miosc boska, Lanning, przeciez...
- Tak, tak, juz to wyjasniaes. Korzystaes z rwnan translacyjnych Mitchella, prawda? No cz,
one si nie sprawdzaja.
- A to dlaczego?
- Po pierwsze dlatego, ze uzywaes wielkosci urojonych...
- A cz to, do diaba, ma z tym wszystkim wsplnego?
- Rwnanie Mitchella nie sprawdzi si, gdy...
- Czys ty zwariowa? Gdybys jeszcze raz przeczyta oryginalne prace Mitchella...
- Nie musz. Powiedziaem ci juz na samym poczatku, ze nie zgadzam si z twoim
rozumowaniem, a Herbie mnie w tym popar.
- A wic dobrze! - wrzasna doprowadzony do pasji Bogert. - Moze pozwolisz, aby ten
matematyczny geniusz rozwiaza ten problem za nas? Po cc przejmowac si szczegami, co?
- W tym wasnie tkwi cay problem. Herbie nie moze tego rozwiazac. A jezeli on nie potrafi - to
my takze nie. Mam zamiar przekazac ten problem Narodowej Radzie Nadzorczej. To jest juz
poza naszym zasigiem.
Krzeso przewrcio si z trzaskiem, gdy Bogert zerwa si na rwne nogi i powiedzia wolno
trzsacym si z wsciekosci gosem:
- Nie zrobisz tego. Lanning spurpurowia.
- Masz zamiar mwic mi, co mam robic?
- Wasnie - warkna Bogert. - Juz rozgryzem ten problem i nie pozwol, abys mi go sprzatna
sprzed nosa, rozumiesz? Nie mysl, ze ci nie przejrzaem, ty faszywa skamielino. Nie pchaj nosa
w nie swoje sprawy!
- Jestes skonczonym idiota, Bogert! W kazdej chwili mog zawiesic ci w wykonywaniu
obowiazkw za niesubordynacj! - kaciki ust Lanninga drzay ze zle skrywanej pasji.
- Tego wasnie nie zrobisz, Lanning. Nie masz zadnych sekretw przed robotem czytajacym
mysli, wic nie zapominaj, ze wiem o twojej rezygnacji.
Popi z cygara Lanninga spad na podog. Cygaro powdrowao w jego slady.
- Co... co...?
Bogert rozesmia si zosliwie.
- A jestem nowym dyrektorem, zeby wszystko byo jasne. Nie mysl, ze nie zdaj sobie z tego
doskonale sprawy. Cholera z toba, Lanning, na co jeszcze czekasz?
Purpurowy dyrektor odzyska wreszcie gos:
- Jestes zawieszony, syszysz? - rykna. - Zwolniony z wszystkich obowiazkw. Jestes
skonczony, rozumiesz?
Bogert usmiechna si jeszcze szerzej.
- I co ci z tego przyjdzie? To akurat nie doprowadzi nas do niczego. Mam w rku wszystkie
atuty. Wiem, ze juz zrezygnowaes. Powiedzia mi o tym Herbie, a on wyciagna to prosto od
ciebie.
Lanning z trudem zmusza si, aby mwic spokojnie. Ceglasta czerwien policzkw ustapia i
wyglada w tej chwili jak stary, zmczony czowiek.
- Chc mwic z Herbie'em. Nie wierz, aby mg powiedziec ci cos takiego. Nie wiem, w co
grasz, Bogert, ale z caa pewnoscia jest to jakis bluff. Chodz ze mna.
- Do Herbiego? Bogert wzruszy beztrosko ramionami. Dobrze! Bardzo dobra mysl!

Takze dokadnie w poudnie Milton Ashe podnis wzrok znad szkicu i powiedzia:
- Masz moze jakis pomys? Nie jestem mocny w tego typu sprawach. To pikny dom i nie
chciabym na nim stracic.
Susan Calvin spojrzaa na niego zamglonymi oczyma.
- Jest rzeczywiscie pikny - westchna. - Zawsze marzyam, ze... - jej gos zadrza. Zamilka.
- Oczywiscie - kontynuowa Ashe odkadajac na bok owek - bd z tym musia poczekac az do
urlopu. To jeszcze dwa tygodnie, ale caa ta sprawa z Herbie'em trzyma to wszystko w
zawieszeniu. Nagle zaczai uwaznie ogladac paznokcie: - Wiesz, jest cos jeszcze, ale to sekret.
- A wic nic nie mw.
- Och, musz o tym komus powiedziec, a ty jestes moja najlepsza hm... powierniczka, jaka
mgbym znalezc - usmiechna si niepewnie.
Susan Calvin nagle poczua, jak jej serce zaczyna bic przyspieszonym rytmem, lecz nie odwazya
si powiedziec ani sowa.
- Tak naprawd - Ashe przysuna krzeso blizej i obnizy gos do konfidencjalnego szeptu - ten
dom nie jest tylko dla mnie. Zeni si!
Nagle az podskoczy na krzesle. - Co si stao?
- Nic - straszliwe ukucie blu w sercu juz zaniko, ale wciaz jeszcze miaa trudnosci z
wypowiadaniem sw.
Zenisz si? To znaczy...
- Oczywiscie! Najwyzszy czas, nie sadzisz? Pamitasz t dziewczyn, ktra bya tu zeszego lata?
To wasnie ona. Ale co si z toba dzieje? Wygladasz na chora. Czy...
- To nic, tylko nagy bl gowy - Susan Calvin odepchna go sabo. - Czasami miewam takie
ataki. Oczywiscie chciaam... chciaam ci pogratulowac. Bardzo si ciesz - niewprawnie
poozony rz pozostawi na jej kredowo-biaych policzkach czerwone pasma. - Ale teraz wybacz
mi, prosz...
Niepewnym krokiem podesza do drzwi. Wiedziaa, ze w tej jednej sekundzie zaamay si i
runy wszystkie jej marzenia jak w koszmarnym snie.
Ale jak to si mogo stac? - Przeciez Herbie powiedzia...
Herbie wiedzia! Potrafi przeciez czytac w myslach!
Po duzszej chwili zorientowaa si, ze stoi oparta o drzwi i wpatruje si w metalowa twarz
Herbiego. Musiaa jakos pokonac dwie kondygnacje schodw, ale nawet nie pamitaa, jak tego
dokonaa. Odlegosc lezaa za kurtyna chwili, jak w marzeniu.
Jak w marzeniu!
Utkwione w nia nieruchome oczy Herbie'go wydaway si rosnac, powikszay si jak w sennym
koszmarze do wielkosci dwu czerwonych, gorejacych globw.
Herbie cos mwi, ale na wasnych ustach czua zalepiajaca je bon. Wzdrygna si
gwatownie. Herbie wciaz mwi - a w jego gosie brzmia bl, strach i prosba.
- To tylko marzenie - mwi. - Nie wolno pani w to wierzyc. Wkrtce obudzi si pani w
rzeczywistym swiecie i bdzie si pani smiac z samej siebie. On naprawd pania kocha, juz to
pani powiedziaem. Ale nie teraz! Nie tutaj! To tylko zudzenie.
Susan Calvin skina powoli gowa i nagle zapaa kurczowo metalowe rami robota, nie
przestajac powtarzac przy tym goraczkowo:
- To nie moze byc prawda! Powiedz! To nieprawda! W jaki sposb dosza do siebie, nie
wiedziaa, ale byo to jak przejscie ze swiata mrocznej nierzeczywistosci w peny blask sonca.
Odepchna silnie stalowe rami i spojrzaa prosto w oczy robota.
- Co ty wasciwie prbujesz ze mna zrobic? jej gos urs do chrapliwego krzyku. - Co ty chcesz
udowodnic?
Herbie cofna si o krok.
- Chc tylko pomc. Spojrzaa na niego w osupieniu.
- Pomc? Mwiac mi, ze to wszystko to jedynie marzenia? Prawie wpdzajac mnie w
schizofreni? Co ty wasciwie... - nagle gwatownie wstrzymaa oddech. - Poczekaj! Dlaczego...
juz rozumiem! Na niebiosa, jakie to wszystko jest oczywiste!
W gosie robota brzmiao prawdziwe przerazenie:
- Musiaem!
- A ja ci uwierzyam. Nigdy nie przypuszczaam, ze...
Zamilka nagle, gdy dotary do niej dochodzace zza drzwi podniesione gosy. Odwrcia si i
zacisna spazmatycznie pisci. Gdy weszli Bogert i Lanning, staa juz przy oknie. Zaden z
mzczyzn nie wydawa si nawet dostrzegac jej obecnosci.
Podeszli do Herbiego rwnoczesnie: Lanning zy i niecierpliwy, Bogert chodny i sardoniczny.
Pierwszy odezwa si dyrektor:
- Posuchaj mnie, Herbie. Chc, abys mi cos wyjasni.
- Sucham, panie Lanning.
- Czy dyskutowaes na mj temat z dr Bogertem? Oczy robota spoczy na wiekowej twarzy
dyrektora.
- Nie, sir - pada krtka odpowiedz. Usmieszek znikna z twarzy Bogerta jak zdmuchnity.
- Co takiego!? - wysuna si przed zwierzchnika i stana bezposrednio przed robotem. - Powtrz
to, co powiedziaes mi wczoraj.
- Powiedziaem, ze... - Herbie zajakna si i zamilk. Membrana gosowa zacza mu wibrowac w
mikkim dysonansie.
- Czyz nie powiedziaes, ze zrezygnowa? - wrzeszcza wscieky Bogert. - Odpowiadaj! -
podnis do gry rk, ale Lanning odepchna go na bok.
- Prbujesz wmwic mu kamstwo?
- Syszaes przeciez, Lanning! - pieni si Bogert. - Zacza mwic "tak" i zatrzyma si. Zejdz mi
z drogi! Zmusz go, aby powiedzia prawd, rozumiesz?
- Sam go zapytam - Lanning zwrci si w kierunku robola. - Juz dobrze, Herbie, uspokj si.
Powiedz mi, czy ja rzeczywiscie zrezygnowaem?
Herbie wpatrywa si w niego bez sowa, wic Lanning powtrzy ostrzejszym juz tonem:
- Zozyem rezygnacj, Herbie? Odpowiedz!
Robot leciutko pokrci przeczaco gowa. Dalsze oczekiwanie nie przynioso niczego wicej.
Obaj mzczyzni spojrzeli po sobie z wrogoscia, ktra bya niemal namacalna.
- Co jest, do cholery? - mrukna Bogert. - Czyzby ten robot nagle oniemia? Potrafisz mwic,
pokrako?
- Potrafi mwic - pada natychmiastowa odpowiedz.
- A wic odpowiadaj! Czy nie powiedziaes mi, ze Lanning zozy juz rezygnacj? A wiec zozy,
czy nie? J
Ponownie odpowiedziaa mu cisza. Przerwa ja dopiero wysoki, histeryczny smiech stojacej obok
okna dr Calvin. Dwch mzczyzn drgno gwatownie, a oczy Bogerta zwziy si.
- Ty tutaj? Co w tym takiego zabawnego?
- Nic - jej gos by zbyt spokojny, aby mg byc naturalny. - Smiej si z tego, ze nie tylko ja
zostaam przyapana. Czyz nie zakrawa to na ironi - troje najlepszych na swiecie ekspertw od
robotyki zapanych w t sama, elementarna puapk? - nagle zblada i przyozya trzsaca si don
do czoa. - Ale to wcale nie jest zabawne.
Obaj mzczyzni ponownie spojrzeli po sobie i jak na komend uniesli brwi do gry.
- O czym pani mwi? - zapyta sztywno Lanning. - Jakas puapka? Czyzby z Herbie'em byo cos
nie w porzadku?
- Nie - odpowiedziaa powoli. - To nie z nim, ale z nami jest cos nie w porzadku.
Nagle odwrcia si gwatownie i krzykna histerycznie do robota. - Odejdz ode mnie! Nie mog
na ciebie patrzec!
Herbie zwiesi gow i wolnym krokiem przeszed do przeciwlegego kata pokoju.
- Co to wszystko ma znaczyc, dr Calvin? glos Lanninga by juz zdecydowanie wrogi.
Po raz pierwszy spojrzaa prosto na nich,
- Oczywiscie znacie fundamentalne Prawa Robotyki? - w jej pytaniu zabrzmia sarkazm.
Odpowiedziay jej dwa automatyczne kiwnicia gowa.
- Oczywiscie - powiedzia zirytowany Bogert. Robot nie moze wyrzadzic czowiekowi zadnej
krzywdy, nie moze tez poprzez brak czynnej reakcji dopuscic, aby czowiekowi staa si
jakakolwiek krzywda.
No prosz, piknie brzmi, prawda? - westchna Calvin, - Ale jakiego rodzaju krzywda? Jak to
jakiego? Jakiegokolwiek.
- No wasnie! Jakiegokolwiek! A co z urazonymi uczucia mi? Ze zranieniem czyjegos ego? Ze
strzaskaniem iluzji lub nadziei? Czy to jest krzywda?
Zaaferowany Lanning zmarszczy czoo.
- A cz robot moze wiedziec o... - nagle przerwa i wciagna gboko powietrze.
- Zrozumia pan wreszcie, prawda? Ten robot potrafi czytac ludzkie mysli. Czy przypuszcza pan,
ze on rzeczywiscie nie wie nic o naszych uczuciach? O tym, jak atwo je zranic? Czy nie
przypuszcza pan, ze jezeli zada mu si pytanie, to nie odpowiedziaby tak, jak zyczyby sobie
tego sam pytajacy? Czyz kazda inna odpowiedz nie byaby dla nas po prostu krzywda?
- Wielkie nieba! - wymamrota Bogert. Psycholog posaa mu sardoniczne spojrzenie.
- Wezmy panski przykad: zapyta go pan, czy Lanning ma zamiar zrezygnowac. Chcia pan
usyszec, ze Lanning rzeczywiscie zozy rezygnacj, wic taka odpowiedz poda panu Herbie
- A wic teraz jest jasne - powiedzia bezbarwnym tonem Lanning - - dlaczego przed chwila tak
uporczywie odmawia odpowiedzi, Po prostu za kazdym razem jego odpowiedz zraniaby
jednego z nas.
W zapadej nagle ciszy wszyscy troje spojrzeli na milczacego robota, ktry przysiad na krzesle
obok pek z ksiazkami i ukry twarz w doniach.
- On wiedzia o tym wszystkim - powiedziaa cicho dr Calvm. - Ten... ten diabe wie wszystko,
nawet to, co spowodowao t usterk.
- Myli si pani, dr Calvin. Tego nie wie. Juz go o to pytaem.
- A cz to wasciwie znaczy? - wykrzykna Calvin. - Tylko to, ze nie chcia pan, aby
odpowiedzia inaczej. Czyz fakt, ze maszyna potrafi uporac si z zagadnieniem, ktremu pan nie
moze podoac nie urazioby panskiego ego? A czy pan go o to pyta? - zwrcia si nagle w
stron Bogerta.
- Moze nie dosownie - odpar matematyk - ale odpowiedzia, ze bardzo sabo zna si na
matematyce.
Lanning usmiechna si ostroznie.
- A wic ja go zapytam - zdecydowaa Susan. - To z pewnoscia nie zrani moich uczuc. Zmienia
swj gos w zimny imperatyw: - Chodz tutaj!
Herbie zblizy si niepewnie.
- Sadz, ze wiesz - zacza - jaki czynnik spowodowa t twoja niezwyka wasciwosc?
- Tak - odpar Herbie ledwo syszalnym szeptem.
- Prosz przestac - waczy si ze zoscia Bogert. - To wcale nie jest konieczne. Przeciez tylko
pani chce to usyszec.
- Niech pan nie bdzie gupcem - ucia sucho Calvin. - Przeciez potrafi czytac w myslach, a
wic wie o matematyce wicej niz pan i Lanning razem wzici. Niech pan mu da szans.
Matematyk niechtnie skina gowa. Dr Calvin kontynuowaa:
- No dobrze, Herbie, a wic mw. Czekamy - a na boku dodaa: - przygotujcie papier i owki,
panowie.
Herbie milcza. W gosie Calvin, ku zdumieniu obu mzczyzn, zabrzmia wyrazny triumf:
- Dlaczego nie odpowiadasz, Herbie?
- Nie mog! - rzuci nagle robot. - Przeciez pani wie, ze nie mog! Dr Lanning i dr Bogert nie
chca, abym powiedzia.
- Oni chca tego rozwiazania.
- Ale nie ode mnie.
- Nie wygupiaj si, Herbie - waczy si Lanning mwiac wolno i zdecydowanie. - Oczywiscie,
ze chcemy znac odpowiedz.
Bogert skina sztywno gowa.
W gosie Herbiego pobrzmiewac zaczy nutki histerii:
- Dlaczego miabym wam to powiedziec? Czy naprawd nie widzicie jeszcze, ze potrafi czytac
w waszych umysach? W gbi duszy wcale nie chcecie, zebym poda wam odpowiedz. Jestem
tylko maszyna, ndzna imitacja powoana do zycia rkami czowieka. Nie mozecie stracic przede
mna twarzy. To zranioby wasze uczucia. Jest to gboko zakorzenione w waszych umysach i nie
mozna tego zmienic. Dlatego nie odpowiem.
- A wic my wyjdziemy - wtraci Lanning - a ty powiesz to dr Calvin.
- To niczego nie zmienia! - wykrzykna Herbie -poniewaz ona bdzie wiedziaa, ze to ja podaem
odpowiedz.
- Ale rozumiesz chyba, Herbie - perswadowaa Calvin - ze mimo wszystko dr Lanning i dr
Bogert chca znac rozwiazanie?
- Pod warunkiem, ze odkryja je sami - upiera si robot.
- Alez chca je znac, a fakt, ze ty je znasz i nie chcesz im powiedziec, rani ich. Czy rozumiesz to,
Herbie?
- Tak! Tak!
- A jesli im powiesz, zrani ich to takze.
- Tak! - Herbie cofa si wolno pod scian, a dr Calvin sza krok w krok za nim. Obaj mzczyzni
obserwowali to z rosnacym oszoomieniem.
- Nie mozesz im powiedziec - mwia teraz monotonnym gosem psycholog - poniewaz to ich
zrani, a tobie nie wolno ranic. Jezeli im nie powiesz, zranisz ich takze, a wic musisz im
powiedziec. Ale jezeli to zrobisz, zranisz ich, a tego ci nie wolno, wic nie mozesz im
powiedziec.
- Jezeli nie powiesz, zranisz, a wic musisz im powiedziec. Ale jezeli powiesz, zranisz, a wic...
Herbie dotkna plecami sciany i opad na kolana.
- Niech pani przestanie! - jkna. - Niech pani nie mysli w ten sposb! Pani umys peen jest
frustracji, blu; i nienawisci. Nie chciaem tego! Chciaem tylko pomc! Powiedziaem tylko to,
co chciaa pani usyszec! Musiaem!
Susan nie zwracaa na to zadnej uwagi.
- Musisz im powiedziec, ale wtedy zranisz, a wic nie mozesz, ale jezeli nie powiesz, zranisz, a
wic musisz powiedziec, ale gdy...
I Herbie krzykna!
By to przerazliwy krzyk torturowanej do gbi duszy istoty, krzyk, ktry wstrzasna scianami i
scia krew w zyach wszystkim obecnym w pokoju. Gdy wreszcie ucich, Herbie zwali si na
podog juz jako stos nieruchomego zelastwa.
- On nie zyje - wyszepta poblady Bogert.
- Nie! - Susan Calvin wybuchna histerycznym smiechem. - Zyje, jest tylko po prostu obakany.
Postawiam go przed dylematem, ktrego nie potrafi rozwiazac, wic zaama si. Mozecie
poskadac go od nowa, ale juz nigdy wicej nie przemwi.
Lanning opad na kolana obok tego, co jeszcze przed chwila byo robotem i dotkna zimnej,
metalowej twarzy.
- Zrobia to pani celowo - wsta i spojrza na nia z twarza wykrzywiona zoscia.
- I co z tego? To juz nie ma zadnego znaczenia - i po chwili, z wyrazna gorycza w gosie, dodaa:
- Zasuzy sobie na to.
Dyrektor schwyci sparalizowanego, bezwadnego Bogerta za nadgarstek.
- Chodzmy, Peter - westchna. - Zreszta sadz, ze robot tego typu byby raczej bezuzyteczny.
Spojrza na Calvin starymi, zmczonymi oczyma i powtrzy:
- Chodzmy, Peter.
Dopiero par minut po wyjsciu obydwu naukowcw dr Calvin odzyskaa odrobin rwnowagi
psychicznej. Powolnym ruchem odwrcia gow i spojrzaa w kierunku lezacego Herbie'go. Po
chwili wyraz triumfu znik z jej twarzy, zastapiony bezradna frustracja. A sposrd natoku i
zgieku mysli sformuowao si tylko jedno, gorzkie sowo, ktre odbio si echem od scian
pustego juz teraz pokoju:
- Kamca!

Gdy skonczya opowiadac, wiedziaem, ze tego dnia niczego wicej juz od niej nie wydobd. Po
prostu siedziaa nieruchomo za biurkiem, prezentujac mi chodna, zamyslona twarz.
Najwyrazniej przezywaa to wszystko od nowa,
- Dzikuj pani, dr Calvin - powiedziaem. Dopiero po dwch dniach mogem odwiedzic ja
ponownie.

ZAGINIONY ROBOT

Gdy ponownie przyszedem, aby kontynuowac wywiad z dr Calvin, staa wasnie w drzwiach
swego biura. Zauwazyem, ze z jej pokoju wynoszono wasnie jakies akta.
- I jak tam z panskimi artykuami? - zapytaa. - Dobrze si sprzedaja, mody czowieku?
- Wspaniale - odparem. U dramatyzowaem nieco suchy szkielet jej monologu, tu i wdzie
doozyem troch dialogw i opatrzyem tytuami. W sumie caosc prezentowaa si nieze.
- Czy mogaby pani je przejrzec, aby stwierdzic, czy czegos nie pominaem lub zbyt daleko nie
odszedem od prawdy?
- Oczywiscie. Moze przejdziemy do sali klubowej? Moglibysmy napic si kawy.
Wydawaa si byc w dobrym humorze, a wic w drodze do sali klubowej nie omieszkaem
skorzystac z okazji:
- Wie pani, dr Calvin, zastanawiaem si wasnie...
- Tak?
- Zastanawiaem si, czy mogaby pani opowiedziec mi cos wicej na temat historii i rozwoju
robotyki.
- Alez wasnie o tym cay czas ci opowiadam, mody czowieku.
- Z pewnoscia. Ale wszystkie te zdarzenia, ktre opisaem, leza troszeczk na uboczu
wspczesnego swiata. Rozumie pani, by tylko jeden robot, czytajacy ludzkie mysli, Stacje
Solarne sa przestarzae i wasciwie wychodza juz z uzycia, a roboty w kopalniach to cos zupenie
naturalnego. A co z podrzami midzyplanetarnymi, na przykad? Napd hiperatomowy
wynaleziono dopiero 20 lat ttnu i wszyscy juz wiedza, ze to takze dzieo robotyki. A jaka jest
wasciwie prawda?
- Podrze midzyplanetarne - powtrzya w zamysleniu. Widzi pan, wasciwie nie by to taki
sobie zwyky wynalazek robotyki
Znajdowalismy si juz w sali klubowej, gdzie zamwiem peny obiad. Maja rozmwczyni
zadowolia si kawa.
Dopki nie skonstruowalismy Mzgu kontynuowaa tymczasem dr Calvin - nie zaszlismy zbyt
daleko. Ale prbowalismy, naprawd prbowalismy. Moje pierwsze zetknicie z pracami nad
napdem nastapio w 2029 roku, gdy zagina robot...

Srodki zaradcze podejmowano w Hiper Bazie w penym furii pospiechu, stanowiacym cakiem
niezy odpowiednik histerycznego wrzasku.
Uporzadkowane zarwno chronologicznie, juk i pod wzgldem stopnia narastajacej desperacji,
przedstawiay si nastpujaco:
1. Wszystkie prace nad Napdem Hiperatomowym wykonywane w przestrzeni zajmowanej przez
Stacje Dwudlziestej Sidmej Grupy Asteroidalnej zostay natychmiast wstrzymane.
2. Praktycznie caa przestrzen wok Grupy Asteroidalnej zostaa zamknita dla wszelkiego
ruchu. Nikt, kto nie posiada odpowiedniego zezwolenia, nie moze jej opuszczac pod
jakimkolwiek pozorem.
3. Do Hiper Bazy, specjalnym statkiem rzadowym sprowadzeni zostali dr Susan Calvin naczelny
robotopsycholog, oraz dr Peter Bogert Dyrektor Naukowy Korporacji Amerykanskie Roboty i
Mechaniczni Ludzie.

Susan Calvin nigdy jeszcze nie opuszczaa powierzchni Ziemi, nie miaa takze wikszego
pragnienia opuszczenia jej tym razem. W wieku atomu i zblizajacych si podrzy
hiperatomowych w gbi duszy pozostaa prowincjonalna dziewczyna. Nie spodobaa si jej
zarwno sama podrz, jak i stan zagrozenia, co jasno wyrazaa jej surowa twarz podczas
pierwszego obiadu w Hiper Bazie.
Bladosc policzkw Bogerta podkreslao jeszcze malujace si na jego twarzy zmieszanie. Znkane
oblicze generaa-majora Kallnera - szefa caego projektu - naznacza podobny wyraz, byc moze z
wiksza domieszka niepokoju. W sumie posiek ten by dosc nieprzyjemnym epizodem, a
rozpoczta tuz po nim rozmowa miaa podobny przebieg. Kallner, ze swiecaca od potu ysina i w
rozpitym nieprzepisowo mundurze, zacza z niepokojaca otwartoscia: - To raczej dziwaczna
historia, prosz panstwa. Niemniej jednak dzikuj wam za tak szybkie przybycie, chociaz nie
podalismy wasciwie zadnych konkretnych powodw. Ale sprbuj naprawic to teraz.
Zagubilismy robota. Wszelkie prace zostay wstrzymane az do chwili, kiedy go zlokalizujemy.
Niestety, ponieslismy porazk, wic zwrcilismy si o pomoc do fachowcw.
Byc moze genera doszed do wniosku, ze jego sowa nie maja odpowiedniej wagi, bowiem w
tonie jego gosu pojawiy si leciutkie nuty desperacji:
- Chyba nie musz panstwu mwic o znaczeniu przeprowadzanych tu prac. Wicej niz
osiemdziesiat procent zeszorocznego kredytu na badania naukowe trafio do nas...
- Wiemy o tym - wtraci ugodowym tonem Bogert. - Amerykanskie Roboty otrzymuja niezwykle
wysoki procent za kazdego wykorzystywanego tutaj robota.
- Dlaczego wasciwie jeden robot jest tak wazny dla caego projektu? I dlaczego nie zosta
jeszcze do tej pory zlokalizowany? - zapytaa cierpko Susan Calvin.
Genera zwrci w jej stron swa czerwona twarz i szybko obliza wargi.
- Moze nie wyraziem si zupenie scisle. On zosta juz zlokalizowany. Zaraz to wyjasni - doda
pospiesznie z wyrazna udrka w gosie. - Jak tylko robot nie zgosi si na wezwanie, w caej
Bazie ustay wszelkie prace i ogosilismy stan zagrozenia. Poprzedniego dnia wyladowa wasnie
statek dostawczy, ktry przywiz do naszych laboratoriw dwa roboty. W jego adowniach
znajdoway si szescdziesiat dwa roboty hm... pewnego typu, ktre mia przetransportowac w
inne miejsce przeznaczenia. Znamy te liczby bardzo dokadnie.
- No dobra, tylko jaki to ma zwiazek?
- Gdy nie udao nam si wpasc na trop tego zaginionego robota - a zapewniam pania, ze w trakcie
poszukiwan znalezlibysmy nawet szpilk - sprawdzilismy adownie statku dostawczego i okazao
si, ze sa tam teraz szescdziesiat trzy roboty.
- Zgaduj wic, ze ten szescdziesiaty trzeci jest tym zaginionym robotem - oczy Susan Calvin
pociemniay.
- Tak, ale nie mamy sposobu, aby stwierdzic, ktry jest tym szescdziesiatym trzecim.
W zapadej nagle ciszy wyraznie sychac byo dzwik elektrycznego zegara, wydzwaniajacego
wasnie jedenasta.
- Zastanawiajace - powiedziaa cicho psycholog, a kaciki jej warg powdroway w d.
- Peter - zwrcia si z naga zoscia do kolegi. - Co tu si wasciwie dzieje? Jakiego typu roboty
uzywane sa w Hiper Bazie?
Bogert zawaha si, po Czym pozwoli sobie na niepewny usmiech.
- Widzisz, Susan, do tej pory bya to bardzo delikatna sprawa.
- Tak, do tej pory - odpara gniewnie. - Jezeli mamy tu szescdziesiat trzy roboty tego samego
typu, z ktrych potrzebny jest jeden, a jego tozsamosc nie moze zostac okreslona, to dlaczego nie
wykorzystac ktregokolwiek z nich? O co w tym wszystkim chodzi? Bogert westchna z
rezygnacja.
- Daj mi szans wyjasnic, Susan. Tak si skada, ze Hiper Baza uzywa wasnie paru robotw,
ktrych mzgi nie sa wyposazone w pene Pierwsze Prawo Robotyki.
- Nie wyposazone? - Susan Calvin podskoczya na krzesle - Teraz rozumiem. Ile takich robotw
zostao zbudowanych?
- Par. By to specjalny projekt rzadowy otoczony najscislejsza tajemnica. Tylko ludzie na
samym szczycie mieli do tego dostp. Ty nie byas waczona, Susan. Przykro mi, ale ja nie
miaem w tej sprawie wiele do powiedzenia.

- Jezeli pozwolicie panstwo - wtraci autorytatywnie genera - chciabym to troszeczk
rozszerzyc. Nie wiedziaem, ze dr Calvin nie bya wtajemniczona w ten projekt. Nie musz chyba
pani przypominac, dr Calvin, ze na Ziemi zawsze istniaa silna opozycja przeciwko robotom.
Wasciwie jedynym argumentem rzadu przeciwko skrajnie radykalnym fundamentalistom byo
twierdzenie, ze roboty sa zawsze budowane z niezmienionym Pierwszym Prawem Robotyki -
tym, ktre uniemozliwia im wyrzadzenie czowiekowi jakiejkolwiek krzywdy.
- Tyle ze my musielismy miec roboty o troch innej naturze - kontynuowa genera po chwili
przerwy. - A wic par modeli NS-2, Nestory - jak je powszechnie nazywamy - wyposazone
zostay w mzgi ze zmodyfikowanym Prawem Pierwszym. Aby utrzymac to w tajemnicy,
wszystkie modele NS-2 budowane sa bez numerw seryjnych, dostarcza si je tutaj razem z
normalnymi robotami, no i oczywiscie pracujacy z nimi ludzie sa zobowiazani do zachowania tej
modyfikacji w jak najscislejszej tajemnicy - zdoby si na zakopotany pusmiech. - No i teraz to
wszystko obrcio si przeciwko nam.
- A czy zapyta pan po prostu te roboty, ktry jest ktry? - zapytaa cierpko Calvin.
- Wszystkie zaprzeczaja, jakoby tu pracoway - a jeden z nich kamie.
- A czy ten, ktrego poszukujecie nie powinien wykazywac jakichs zewntrznych oznak zuzycia!
Przeciez pozostae powinny byc zupenie nowe, prosto z fabryki.
- Robot, ktrego szukamy, przyby tutaj w zeszym miesiacu. Zaden z robotw tego typu nie
wykazuje widocznych goym okiem sladw zuzycia - genera pokiwa powoli gowa. W jego
oczach pojawi si wyraz starannie maskowanego strachu. - Dr Calvin, nie odwazylismy si
pozwolic, aby ten statek stad odlecia. Jezeli o istnieniu robotw bez Prawa Pierwszego dowie si
opinia publiczna...
- A wic zniszczcie wszystkie szescdziesiat trzy - powiedziaa chodno psycholog. - To rozwiaze
cay ten problem.
Bogert skrzywi si z niesmakiem.
- To oznacza zniszczenie 30.000 dolarw za jednego robota. Nie sadz, aby Korporacja zbya to
wzruszeniem ramion. Lepiej postarajmy si cos wymyslic, Susan, zanim zabierzemy si za
niszczenie.
- Wobec tego potrzebuj faktw - zarzadzia dr Calvin. - Dlaczego wasciwie Hiper Baza
potrzebuje robotw ze zmodyfikowanym Prawem Pierwszym? Do czego one sa potrzebne,
generale?
Kallner zmczonym ruchem pomasowa donia czoo.
- Mielismy kopoty z naszymi poprzednimi modelami. Widzi pani, nasi ludzie pracuja tu czasem
przy zmiennym promieniowaniu. Oczywiscie, jest to niebezpieczne, ale podejmowane sa
wszystkie niezbdne srodki ostroznosci. Odkad rozpoczlismy prace, mielismy tutaj tylko dwa
wypadki, zreszta zaden z nich nie by smiertelny. Jednak nie istniaa mozliwosc wytumaczenia
tego zwykemu robotowi, zgodnie z Prawem Pierwszym zaden robot nie moze dopuscic, aby
czowiekowi staa si jakakolwiek krzywda - ta utajona takze, i to byo wasnie niezwykle wazne,
dr Calvin. Kiedy tylko jeden z naszych ludzi musia wyjsc na powierzchnie i poddac si.
niewielkiemu promieniowaniu gamma, ktre nie spowodowaoby zadnych efektw
fizjologicznych, pierwszy najblizszy robot wyskakiwa i sciaga go z powrotem. Jesli
promieniowanie byo odpowiednio sabe, wszystko przebiegao normalnie po prostu usuwalismy
roboty i praca moga zostac podjta na nowo. Ale jezeli byo ono silniejsze, robot nie zwaza, ze
jego mzg dezorganizuje si pod wpywem promieniowania gamma - a wtedy szybko
zostalibysmy bez kosztownych i trudnych do zastapienia urzadzen.
Prbowalismy im to jakos wytumaczyc. Ich argumentacja jednak bya zawsze taka sama'
czowiek poddany promieniowaniu naraza swe zycie i nie jest istotne, ze pozostaje tam tylko p
godziny. Przypuscmy, argumentoway dalej, ze zapomni i pozostanie tam godzin. One nie
mogy ryzykowac takiej sytuacji. Mwilismy im, ze same narazaja si na kompletna
dezintegracje, ale niestety - jest to Prawo Trzecie. Prawo Pierwsze natomiast, o ochronie
czowieka za wszelka cen, jest wazniejsze. Dawalismy im scise rozkazy, aby trzymay si z
dala od obszaru o podwyzszonym promieniowaniu, tyle ze posuszenstwo jest Prawem Drugim i
musi ustapic przed Pierwszym. Niech pani zrozumie - musielismy cos zrobic - albo pracowac
sami, albo zmodyfikowac Prawo Pierwsze. Nie mielismy wyjscia.
Wciaz nie mog uwierzyc powiedziaa sucho dr Calvin ze zdecydowano si na usunicie Prawa
Pierwszego
Ono nie zostao usunite, zostao zmodyfikowane sprecyzowa Kallner. Pozytronowy mzg
skonstruowano w taki sposb, aby zawiera tylko pierwszy czon Prawa Pierwszego: Robot nie
moze wyrzadzic czowiekowi jakiejkolwiek krzywdy. To wszystko. Nowe roboty nie sa
wyposazone w impulsy, ktre kazayby im powstrzymywac czowieka, gdy ten poddawany jest
promieniowaniu. Czy wyjasniem to dostatecznie jasno, doktorze Bogert?
- Cakowicie - przyzna matematyk.
- I jest to jedyna rznica pomidzy tymi robotami a zwykymi modelami NS-2? Jedyna, Peter?
- Tak, jedyna, Susan.
Kobieta wstaa i spojrzaa gniewnie na obu mzczyzn.
- Mam zamiar troch si teraz przespac, a za jakies osiem godzin chc rozmawiac z osoba, ktra
widziaa tego robota jako ostatnia. I od tej pory, generale Kallner, jezeli mam przyjac na siebie
odpowiedzialnosc za wszystkie przysze wypadki, zadam penej wsppracy, i to bez zadawania
zbdnych pytan.
Jednak Susan Calvin nie bya nawet w stanie si zdrzemnac, nie mwiac juz o penym,
osmiogodzinnym snie. Punktualnie o 7.00 czasu miejscowego zapukaa do drzwi pokoju Petera
Bogerta. Matematyk siedzia owinity w szlafrok, ktrego nie omieszka zabrac nawet tu, do
Hiper Bazy. Na jej widok odozy nozyczki do obcinania paznokci.
- Wczesniej czy pzniej spodziewaem si ciebie - powiedzia. - Sadz, ze jestes na mnie
wscieka za caa t spraw?
- Oczywiscie, ze jestem.
- No cz. Przykro mi, ale byo to nieuniknione. Gdy nadeszo wezwanie z Hiper Bazy, od razu
wiedziaem, ze cos jest nie tak ze zmodyfikowanymi Nestorami. Cz mogem zrobic? Nie
mogem powiedziec ci prawdy zanim nie upewniem si, ze rzeczywiscie mam racj. Sprawa tej
modyfikacji jest w tej chwili najwikszym sekretem.
Widz - warkna psycholog. - Ale powinnam jednak o tym wiedziec. Koncern nie ma prawa
modyfikowac pozy tronowego mzgu bez wiedzy i zgody psychologa. Bogert unis brwi do
gry i westchna.
Badz rozsadna, Susan. Nie miaabys na to wpywu. W tym przypadku rzad po prostu musia
przeprowadzic to do konca. Chca Napdu Hiperatomowego i chcieli robotw, ktre nie
przeszkadzayby w jego tworzeniu nawet wtedy, gdyby miao to oznaczac czsciowa zmian
Prawa Pierwszego. Bylismy zmuszeni przyznac, ze z konstrukcyjnego punktu widzenia jest to
mozliwe, a oni z kolei przysigli na wszystkie switosci, ze potrzebuja tylko dwudziestu sztuk,
ktre wykorzystywane bda wyacznie w Hiper Bazie. Przyrzekli takze, ze jak tylko prace nad
Napdem dobiegna konca wszystkie roboty zostana natychmiast zniszczone. Nalegali na
zachowanie scisej tajemnicy. Teraz wiesz juz tyle, co ja.
- Powinnam bya zozyc rezygnacj - powiedziaa Susan Calvin przez zacisnite zby.
- Niewiele by to pomogo. Rzad zaproponowa Koncernowi fortun lub ustaw zabraniajaca
dalszych prac nad robotami. Nie mielismy wyjscia, tak sarno jak nie mamy wyjscia teraz. Jezeli
powstana jakiekolwiek przecieki, uderza one w rzad, w Kallnera, ale przede wszystkim uderza w
Koncern.
Wpatrywaa si w niego w zdumieniu.
- Peter, czy ty nie zdajesz sobie sprawy z powagi sytuacji? Czy naprawd nie rozumiesz, co
oznacza usunicie Prawa Pierwszego? Tu nie chodzi tylko o utrzymanie tajemnicy.
- Wiem, co oznacza usunicie Prawa Pierwszego. Nie jestem dzieckiem. Oznaczaoby to
kompletna niestabilnosc, z konsekwencjami nieprzewidzianymi w zadnych rwnaniach pozy
tronowych.
- Tak, w sensie matematycznym, oczywiscie. Ale pomysl nad tym w aspekcie psychologicznym.
Peter W normalnym zyciu, swiadomie lub nie, oburzamy si na dominacje. Jezeli dominacja taka
spowodowana jest przez kogos od nas posledniejszego lub nawet przypuszczalnie
posledniejszego, wtedy oburzenie jest jeszcze silniejsze. Fizycznie a w pewnym sensie nawet
psychicznie robot jest czyms o wiele lepszym od czowieka. A co czyni z niego niewolnika?
Wasnie Prawo Pierwsze, Peter! Bez tego prawa pierwszy rozkaz, jaki zechcesz mu wydac
skonczy si twoja smiercia! Niestabilny? Stworzyliscie, monstrum! Bogert przyglada si jej z
sekretnym rozbawieniem. - Susan, przyznaj, ze twj kompleks Frankensteina, ktry od czasu do
czasu przejawiasz, ma pewne usprawiedliwienie, ale powtarzam to jeszcze raz: Pierwsze Prawo
nie zostao usunite. Zostao tylko zmodyfikowane.
- A co ze stabilnoscia mzgu? Matematyk zacisna wargi.
- Obnizya si, oczywiscie. Ale w granicach tolerancji. Pierwsze Nestory przywieziono do Hiper
Bazy dziewic miesicy lenni i jak do tej pory wszystko byo w porzadku, a nawet i w tym
przypadku zachodzi bardziej obawa przed ujawnieniem tajemnicy niz realnym
niebezpieczenstwem dla czowieka.
- No dobrze. Zobaczymy, czego dowiemy si pzniej.
Matematyk odprowadzi ja wzrokiem do drzwi i po jej wyjsciu usmiechna si wymownie.
Uwaza ja za osob zgorzkniaa, sfrustrowana i nie widzia zadnego powodu, dla ktrego miaby
zmieniac t opini.
Mysli Susan Calvin w najmniejszym bodaj stopniu nie dotyczyy Petera Bogerta. Juz dawno
zaklasyfikowaa go jako gadkiego i pretensjonalnego lizusa,

Gerald Black uzyska dyplom z fizyki rok temu i, jak wikszosc fizykw ze swego pokolenia,
uwika si bez reszty w problemy Napdu. Stojac teraz w gabinecie generaa Kallnera odziany w
poplamiony biay fartuch czu si bardzo niepewnie, o czym swiadczyy palce, ktrymi krci
nerwowego mynka.
Kallner usiad obok niego, a Black zwrci si do specjalistw z Koncernu:
- Powiedziano mi, ze jestem ostatnim, ktry widzia Nestora 10 przed jego znikniciem. Sadz,
ze chcecie mi zadac par pytan na ten temat.
Susan Calvin spojrzaa na niego z zainteresowaniem.
- Mwi pan to tak, jakby nie by pan tego pewny, mody czowieku. A wic czy jest pan pewien,
ze rzeczywiscie widzia go jako ostatni?
- Pracowa ze mna przy generatorze pola i by obok mnie cay czas tego ranka w dniu, w ktrym
znikna. Nie wiem, czy ktos widzia go jeszcze po poudniu. Przynajmniej nikt si do tego nie
przyznaje.
- Mysli pan, ze ktos moze kamac?
- Nie przypuszczam. Ale nie sadz takze, abym mg kogokolwiek za to winic - jego oczy nagle
pociemniay.
- Nie mwimy tutaj o zadnej winie. Prbujemy go tylko zlokalizowac, panie Black. Odzmy
wic wszystko inne na bok. Skoro pracowa pan z tym robotem, to prawdopodobnie zna go pan
lepiej niz ktokolwiek inny. Czy byo w nim cos niezwykego? I czy wczesniej pracowa pan juz z
robotami?
- Pracowaem z robotami, ktre mielismy tu wczesniej - z tymi prostszymi. W Nestorach nie
zauwazyem niczego niezwykego, byc moze za wyjatkiem tego, ze sa bardziej irytujace.
- Irytujace? Co pan przez to rozumie?
- No cz, byc moze to nie jest ich wina. Praca tutaj to raczej nie synekura - usmiechna si sabo.
- Bez przerwy ryzykujemy wywiercajac dziury w normalnej przestrzeni i wyrzucajac przez nie
wszystko, co si da. Asteroidy, na przykad. To normalne, ze czasami jestesmy juz na ostatnich
nogach. Ale z tymi Nestorami to zupenie inna sprawa. Sa dokadne, spokojne, nie przejmuja si
niczym. A to juz wystarczy, aby czasami doprowadzic kogos do biaej goraczki. Kiedy czasami
trzeba zrobic cos natychmiast, one wydaja nigdzie si nie spieszyc. Zdarzao si, ze wolaem
obejsc si po prostu bez nich.
- Powiedzia pan, ze one wydaja si nigdzie nie spieszyc. Czy oznacza to, ze odmawiay
wykonywania polecen?
- Och, nie - zaprzeczy gwatownie Black. - Wykonuja wszystkie polecenia jak nalezy. Czasami
mwia nam, ze ich zdaniem to, co w danej chwili robimy jest bdne. Prbujemy im to
wytumaczyc, ale nie daje to spodziewanych efektw. Byc moze si myl, ale wydaje mi si, ze
inni maja podobne problemy ze swoimi Nestorami.
Genera Kallner spojrza na niego z groznym marsem na czole.
- Dlaczego nigdy nie dotary do mnie takie opinie, Black?
Mody fizyk w sposb widoczny zarumieni si.
- Tak naprawd to nie chcielibysmy pracowac bez tych robotw, sir. A zreszta nie bylismy
pewni, czy te drobne hm... niedogodnosci rzeczywiscie miay jakies znaczenie.
- Czy zaszo cos szczeglnego tego ranka, kiedy widzia go pan po raz ostatni? - waczy si
taktownie Bogert.
Przez chwil panowaa cisza. Susan Calvin spogladaa na modego fizyka spod oka. Gestem doni
powstrzymaa Kallnera, ktry zamierza wasnie cos powiedziec i czekaa cierpliwie.
- Miaem z nim troch kopotw - przyzna wreszcie ze zoscia Black. - Zamaem wasnie rur
Kimballa i naprawa miaa potrwac pic dni. Miaem juz opznienie w planie, a w dodatku od
paru tygodni nie dostaem zadnej wiadomosci z domu. A on wciaz krci si dookoa mnie
zadajac, abym powtrzy eksperyment, ktry zarzuciem juz miesiac temu. Zawsze mnie tym
denerwowa, no i tego ranka byem naprawd zmczony. Wic powiedziaem mu, aby si
wynis. Wtedy wasnie widziaem go po raz ostatni.
- Powiedzia mu pan, zeby si wynis? - zapytaa z nagym zainteresowaniem Calvin. - Wasnie
tak to pan wyrazi? Powiedzia pan po prostu: "Wynos si"? Prosz postarac si i przypomniec
dokadnie sowa, jakich pan wtedy uzy.
Przez chwil fizyk toczy ze soba wewntrzna walk. W koncu otar wierzchem doni czoo i
powiedzia:
- Powiedziaem: "Zgub si gdzies".
- I zgubi si, co? - parskna krtkim smiechem Bogert.
Ale Calvin jeszcze nie skonczya. Ponownie zacza indagowac fizyka:
- No dobrze, to juz jest cos, panie Black. Ale wazne sa wszystkie szczegy. W zrozumieniu
reakcji robota niezwykle wazne moze byc wszystko: sowo, gest, akcent. Przeciez nie mg pan
powiedziec tylko tych trzech sw, prawda? Sam pan przyzna, ze by zdenerwowany i
przygnbiony. Byc moze wzmocni pan w jakis sposb swoja wypowiedz.
Mody czowiek ponownie spasowia.
- No cz, byc moze rzeczywiscie nazwaem go hm... paroma rzeczami.
- Konkretnie jakimi?
- Och, nie pamitam dokadnie. A zreszta nie mgbym ich tutaj powtrzyc. Z pewnoscia wie
pani co si czowiekowi wymyka, gdy jest zdenerwowany - zachichota nerwowo. - Czasami
mam tendencj do uzywania raczej mocnych sw.
- Rozumiem - odpara z przesadna ostroscia w gosie. - Ale w tej chwili jestem tylko
psychologiem. Chciaabym, aby powtrzy nam pan dokadnie sowa, jakich pan wtedy uzy, a
nawet, co wazniejsze, sprbowa wypowiedziec je tym samym tonem, jakim posuzy si pan
tego ranka.
Black spojrza bagalnie w stron swojego szefa, ale ten zachowa milczenie.
- Nie mog - wyszepta sabo.
- Musi pan!
- Niech pan to zaadresuje pod moim kierunkiem - odezwa si Bogert z ledwie skrywanym
rozbawieniem. - Moze w ten sposb bdzie panu atwiej.
Kompletnie juz purpurowy fizyk spojrza niepewnie w stron Bogerta,
- Powiedziaem.. - zacza i utkna. Przekna slin i sprbowa ponownie:
- Powiedziaem, ze...
W koncu wzia gboki wdech i wrogim tonem wyrzuci z siebie litani wyrazw. Potem
odetchna gboko i zakonczy prawie ze zami:
- ...mniej wicej tak. Nie pamitam juz porzadku sw, w jakim ich uzyem, ale brzmiao to
wasnie tak.
Tylko leciutki rumieniec barwiacy policzki Susan zdradza, jakie uczucia zywia w tej chwili do
fizyka.
- Znam znaczenie wikszosci terminw, jakich pan uzy - powiedziaa. - Przypuszczam, ze
pozostae sa rwnie uwaczajace.
- Niestety tak - zgodzi si nieszczsliwy Black.
- I pomidzy tym wszystkim powiedzia mu pan, aby si zgubi?
- Powiedziaem to tylko w przenosni.
- Zdaj sobie z tego spraw. Jestem pewna, ze obejdzie si bez srodkw dyscyplinarnych - pod
jej spojrzeniem genera, ktry jeszcze pic sekund temu wcale nie by tego taki pewien, skina ze
zoscia gowa.

Pic godzin zaja Susan Calvin rozmowa z szescdziesicioma trzema robotami. Pic godzin
powtarzania tego samego, stwierdzania identycznosci kazdego robota, zadawania pytan A, B, C i
D, wysuchiwania odpowiedzi A, B, C i D wypowiadanych bez zadnego wyrazu, doskonale
obojtnym tonem, w przyjacielskiej atmosferze i przy ukrytym magnetofonie.
Gdy wreszcie skonczya, czua si kompletnie wykonczona.
Bogert czeka juz na nia i spojrza wyczekujaco, gdy rzucia tasmy z nagranymi gosami na
biurko.
- Wszystkie szescdziesiat trzy wydaja si takie same pokrcia gowa. - Nie mogabym... - Nie
mozesz oczekiwac, ze sama uchwycisz jakas rznic, Susan. Musimy przeprowadzic analiz
matematyczna.
Interpretacja matematyczna werbalnych reakcji robotw jest jedna z najbardziej zawiych gazi
robotyki analitycznej. Zazwyczaj wymaga ona caego sztabu wysoko wykwalifikowanych
technikw i skomplikowanej batem komputerw. Bogert wiedzia o tym. I tylko tyle tez mniej
wicej stwierdzi, z trudem skrywajac irytacj, po wysuchaniu wszystkich zestaww odpowiedzi
i sporzadzeniu list dewiacji sownych oraz grafikw interwaw czasowych poszczeglnych
reakcji.
- Nie ma tu zadnych anomalii, Susan - stwierdzi po zakonczeniu pracy. - Wariacje w
sownictwie i reakcje czasowe mieszcza si w limicie tego typu testw. Musimy wyprbowac cos
bardziej subtelnego. Musza tu miec przeciez komputery. Nie przygryz delikatnie paznokiec
kciuka. Nie mozemy uzyc komputerw. Za duze niebezpieczenstwo przecieku. A moze by...
Susan powstrzymaa go niecierpliwym gestem doni. - Prosz, Peter. To nie jest jeden z tych
twoich laboratoryjnych problemw. Jezeli nie potrafimy zidentyfikowac tego zmodyfikowanego
Nestora na podstawie rznic widocznych goym okiem, to po prostu nie mamy szczscia.
Niebezpieczenstwo, ze si pomylimy i pozwolimy mu stad odleciec jest zbyt duze. Nie chodzi tu
tylko o wykazanie sekundowej niezgodnosci w grafiku. Mwi ci, Peter, ze jezeli bd musiaa,
to kaz zniszczyc wszystkie te roboty, aby uzyskac pewnosc. Rozmawiaes z pozostaymi
zmodyfikowanymi Nestorami?
- Owszem - odpar kwasno Bogert. - Nie zauwazyem w nich niczego nieprawidowego.
Powiedziabym, ze byy nawet bardziej niz zyczliwe. Odpowiaday na wszystkie pytania,
wydaway si byc nawet dumne ze swej wiedzy - za wyjatkiem dwch, ktre nie poznay jeszcze
charakteru przyszych prac. Cakiem naturalnie smiay si z mojej ignorancji na temat fizyki
eteru - wzruszy ramionami. - Ale sadz, ze spowodowane jest to raczej niechtnym stosunkiem,
jaki ma do nich wikszosc pracujacych z nimi technikw. Te roboty byc moze za bardzo pragna
imponowac swoja wiedza.
- Czy mgbys sprbowac paru testw na reakcje, aby sprawdzic, czy ich psychika zmienia si
od momentu opuszczenia fabryki?
- Mog sprbowac - pogrozi jej zartobliwie palcem. - Tracisz nerwy, Susan. Nie powinnas tak
dramatyzowac. One sa zupenie bezpieczne.
- Naprawd? Jestes tego pewny? Czy zdajesz sobie spraw, ze jeden z nich kamie? Jeden z tych
szescdziesiciu trzech robotw kamie celowo, chociaz otrzyma surowe polecenie, aby mwic
prawd. Czy to jest normalne? Mnie si wydaje, ze to jest przerazajace.
Peter Bogert poczu, ze jego zby zaczynaja si zaciskac.
- Uspokj si, Susan. I posuchaj. Nestor J O otrzyma polecenie, aby si gdzies zgubic.
Polecenie to wydane zostao z maksymalnym naciskiem w gosie przez osob, o ktrej wiedzia,
ze moze mu takie polecenia wydawac. Nie mozesz zneutralizowac takiego rozkazu, wydajac mu
po prostu kolejne polecenie. A swoja droga to nawet podziwiam tego robota. Czyz mg zgubic
si lepiej, niz ukrywajac si w grupie takich samych robotw, jak on?
- Tak, podziwiasz. Wydajesz si byc nawet rozbawiony, Peter. Przeciez ty wykazujesz
przerazajacy brak zrozumienia caej tej sytuacji! Czy ty naprawd jestes robotologiem? Te roboty
przywiazuja niezwyka wag do tego, co uwazaja za wyzszosc. Sam to przyznaes.
Podswiadomie czuja, ze istoty ludzkie sa czyms od nich posledniejszym a Prawo Pierwsze, ktre
chroni nas przed nimi, zostao zmodyfikowane. One sa po prostu niestabilne. I oto mamy tutaj
modego czowieka, ktry kaze mu si wynosic, zgubic, w dodatku mwi to z wyczuwalnym w
gosie rozdraznieniem i wstrtem. Oczywiscie, roboty te musza wykonywac rozkazy, ale w ich
podswiadomosci budzi si opr. Po prostu za wszelka teraz cen chce udowodnic, ze jest istota
wyzsza, na przekr wszystkim tym sowom, jakimi zosta obrzucony. Byc moze stanie si to dla
niego takie wazne, ze to, co zostao z Prawa Pierwszego okaze si niewystarczajace.
- Na bogw Przestrzeni, Susan, skad u licha robot moze znac znaczenie takich sw?
Obscenicznosci z pewnoscia nie sa rzecza, jaka aduje im si w mzgi.
- To, co adujecie im w te mzgi, nie jest wszystkim - odpara gorzko. - Przeciez wszystkie
roboty maja zdolnosc do samodoskonalenia si, ty... ty gupku!
Bogert wiedzia, ze rzeczywiscie stracia nad soba panowanie. Kontynuowaa dalej
nieprzyjemnie wrogim tonem:
- Czy nie sadzisz, ze z gosu tego fizyka mg wywnioskowac, iz uzyte przez niego sowa nie
byy komplementami? A moze myslisz, ze nie sysza juz takich sw poprzednio i nie zapamita
sobie, przy jakich okazjach byy one uzywane?
- No dobrze - warkna Bogert. Czu, ze jemu takze powoli puszczaja nerwy. - Wic w takim razie
moze mi powiesz, w jaki sposb robot moze skrzywdzic czowieka, chocby nie wiem jak czu si
obrazony i chocby nie wiem jak stara si wykazac swoja wyzszosc?
- Jezeli powiem ci w jaki sposb, zamkniesz si wreszcie?
- Tak.
Opierali si oboje o st, patrzac na siebie z wrogoscia w oczach. W koncu odezwaa si:
- Gdyby zmodyfikowany robot mia zamiar rzucic jakis cizki przedmiot na czowieka, to nie
zamaby Prawa Pierwszego wierzac, ze jego sia i szybkosc reakcji bda w stanie przechwycic
lub zmienic tor lotu tego przedmiotu, zanim uderzy on w czowieka. Ale gdy tylko przedmiot ten
opusci rce robota, nie bdzie juz duzej osrodkiem aktywnosci. Zastapi go slepa sia cizkosci.
Robot moze wic wtedy zmienic zdanie i pozwolic, aby wskutek zaniechania przez niego
jakiegokolwiek dziaania cizar ten uderzy w czowieka. A zmodyfikowane Prawo Pierwsze
zezwala mu na to.
- Alez ty masz wyobrazni!
To jest wasnie to, czego moja profesja czasami ode mnie wymaga. Wyobraznia. Peter, nie
kcmy si. Sprbujmy ruszyc troch gowa. Znasz przeciez natur impulsu, ktry sprawia, ze
robot si chowa. Masz przeciez zanotowane oryginalne wykresy jego fal mzgowych.
Chciaabym, zebys mi powiedzia czy nasz robot byby zdolny do rzeczy, o ktrych wasnie
mwiam. Nie specyficznego przykadu, ale caa klas reakcji. I chc, aby byo to zrobione
szybko.
- A tymczasem...
- A tymczasem sprbujemy przeprowadzic par testw, na ktre automatycznie uaktywni si
Prawo Pierwsze.

Gerald Black, na swoja wasna prosb, nadzorowa instalowanie drewnianych przepierzen, ktre
niczym grzyby po deszczu piy si az pod sklepienie trzeciego pitra Budynku Radiacyjnego 2.
Robotnicy pracowali przewaznie w milczeniu, choc na pewno niejeden zastanawia si nad
celowoscia montowania szescdziesiciu trzech fotoelektrycznych komrek.
Jeden z nich usiad wasnie obok Blacka, zdja czapk i otar czoo piegowatym przedramieniem.
Jak idzie, Walensky? - zapyta Black skinawszy mzczyznie gowa.
Walensky wzruszy ramionami i zapali cygaro.
Jak po masle. Co tu si wasciwie dzieje, doktorku? Przez trzy dni nie ma nic do roboty, a potem
nagle cae to zamieszanie - opar si wygodnie na okciu i wypusci ogromny kab dymu.
Brwi Blacka sciagny si.
- Z Ziemi przyleciaa para robotykw. Pamitasz te kopoty, jakie mielismy z robotami, ktre
wyskakiway w pole promieniowania gamma, zanim nie wbilismy im wreszcie do czaszek, aby
tego nie robiy?
- Jasne. Ale dostalismy przeciez nowe roboty...
- Tak, dostalismy zamian, ale gwnie chodzi o spraw odpowiedniego szkolenia. W kazdym
badz razie ludzie, ktrzy je robia, chca teraz konstruowac takie roboty, ktre nie ucierpia zbytnio
pod wpywem promieniowania gamma.
- To nawet zabawne, ze ta heca z robotami powstrzymaa wszystkie prace nad Napdem.
Myslaem, ze sprawa Napdu jest teraz najwazniejsza.
- No cz, tumaczyc si z tego bda ci faceci na grze. Ja robi tylko to, co mi kaza.
Prawdopodobnie wszystko jest sprawa pociagnicia...
- Jasne - elektryk usmiechna si i przymruzy porozumiewawczo oko. - Ktos zna kogos w
Waszyngtonie. Ale jak dugo paca mi na czas, nie martwi si o nic. Napd to nie moja sprawa.
A co oni wasciwie maja zamiar tutaj robic?
- Mnie si pytasz? Przywiezli ze soba caa kup robotw - okoo szescdziesiciu - i bda mierzyc
ich reakcje. To wszystko, co wiem.
- Jak dugo to potrwa?
- Sam chciabym to wiedziec.
- No cz - mrukna Walensky ze zle skrywanym sarkazmem. - O ile mi paca, moga tu robic, co
im si zywnie podoba.
Black by zadowolony. Niech ta historyjka rozejdzie si po ludziach. Bya nieszkodliwa, lecz
rwnoczesnie na tyle bliska prawdy, by rozbudzic ciekawosc.

Siedzacy bez ruchu w fotelu mzczyzna zachowywa zupene milczenie. Cizar opada w d, ale
w ostatnim momencie, za sprawa potznego strumienia niewidzialnej siy, odchyla si w bok i
uderza cizko, lecz nieszkodliwie obok siedzacego mzczyzny. W szescdziesiciu trzech
boksach obserwujace t scen roboty NS-2 ruszay gwatownie do przodu, a sprzzone z
umieszczonymi powyzej fotoelektrycznymi komrkami pisaki kresliy za kazdym razem
niewielka lini krzywa. Cizar podnosi si i opada, podnosi i opada, podnosi...
Dziesic razy!
Dziesic razy roboty ruszay gwatownie do przodu i zatrzymyway si widzac, ze mzczyzna w
dalszym ciagu siedzi bezpiecznie w fotelu.
Genera Kallner nie nosi kompletnego munduru od dnia, w ktrym po raz pierwszy gosci na
obiedzie przedstawicieli Koncernu. Takze i tym razem jego szaro-niebieska koszula rozpita bya
pod szyja, a krawat zosta wyraznie rozluzniony. Spoglada z nadzieja na Bogerta, ktry rosnace
zdenerwowanie okazywa jedynie mocnym zacisniciem szczk.
- I jak to wyglada? - zapyta wreszcie genera. - Co pan wasciwie usiuje znalezc?
- Rznic, ktra niestety okazac si moze zbyt subtelna dla naszych detektorw - odpar ponuro
Bogert. - Dla szescdziesiciu dwch tych robotw koniecznosc natychmiastowego ruszenia w
stron zagrozonego czowieka jest reakcja, ktra w robotyce nazywamy wymuszona. Widzi pan,
nawet gdy te roboty wiedza, ze temu czowiekowi nie dzieje si zadna krzywda - a po trzech lub
czterech prbach musiay si juz o tym przekonac - nie moga przeciwdziaac tej reakcji. Tego
wymaga Prawo Pierwsze.
- A wic?
- Ale szescdziesiaty trzeci robot - zmodyfikowany Nestor - nie ma takich ograniczen. Gdyby
tylko zechcia, mgby pozostac na miejscu. Na nieszczscie nie chce.
- No i co pan proponuje?
Bogert wzruszy niecierpliwie ramionami.
- Przypuszczam, ze dr Calvin powie nam, co mamy robic, gdy tylko si tu zjawi.
Prawdopodobnie zinterpretuje to po swojemu. Czasami bywa dosc irytujaca.
- Ale jest kompetentna, prawda? - upewni si genera marszczac czoo.
- Kompetentna? Oczywiscie - odpar z lekkim usmiechem Bogert. - Nie znajdzie pan lepszego
fachowca. Rozumie roboty jak siostra - sadz, ze wynika to z gbokiej niechci do caego
rodzaju ludzkiego. Jest wspaniaym psychologiem, ale takze zupena neurasteniczka. Ma
tendencje do paranoi. Prosz nie brac jej zbyt powaznie.
Rozozy przed soba dugie, poznaczone zaamujacymi si liniami wykresy.
- Widzi pan, generale, w przypadku kazdego robota okres czasowy od poczatku do zakonczenia
piciostopowego ruchu wydaje si zmniejszac, gdy test jest powtarzany. Zadaniem matematyki w
takich przypadkach jest przeanalizowanie prdkosci impulsu powodujacego ruch i sprawdzenie,
czy nie zachodzi jakas anormalnosc w pracy pozytronowego mzgu. Niestety, w tym wypadku
wszystko wydaje si byc w normie.
- Ale jezeli nasz Nestor 10 nie posiada tej reakcji wymuszonej, o ktrej pan wspomina, to
dlaczego jego wykres nie rzni si od pozostaych? Nie rozumiem tego.
- To dosyc proste. Reakcje robotw nie sa dokadnie takie same, jak reakcje ludzkie. U
czowieka, akcja podejmowana swiadomie jest duzo wolniejsza, niz akcja spowodowana
odruchem. W przypadku robotw tak si jednak nie dzieje. U nich rznica lezy jedynie w kwestii
wyboru. Reakcja odruchowa i reakcja swiadoma jest zupenie taka sama. Podczas tego testu
oczekiwaem, ze Nestor 10 zostanie zaskoczony pierwsza prba i jego okres wahania si przed
rozpoczciem ruchu bdzie duzszy niz u pozostaych robotw.
- I co, nie da si zaskoczyc?
- Obawiam si, ze nie.
- A wic ponownie jestesmy w punkcie wyjscia - na zmczonej twarzy generaa pojawi si
wyraz blu. - A jestescie tu juz pic dni.
W tej samej chwili do pokoju wtargna gwatownie Susan Calvin i zatrzasna za soba drzwi.
- Odz te wykresy, Peter! - krzykna. - Przeciez wiesz, ze one do niczego nas nie doprowadza.
Mrukna cos niecierpliwie, gdy Kallner podnis si, aby ja powitac i ciagna dalej:
- Musimy szybko sprbowac czegos innego. Nie podoba mi si to, co si tutaj dzieje.
Bogert wymieni z generaem zrezygnowane spojrzenie.
- Czy cos idzie zle?
- Masz na mysli konkrety? Nie. Ale nie scierpi, aby ten Nestor 10 bez konca wodzi nas za nos.
To jest ze. Musi umacniac jego poczucie wyzszosci. Obawiam si, ze w tej chwili jego
motywacje to juz nie tylko zwyka odmowa wykonywania polecen. Mysl, ze to sprawa czystej,
neurotycznej potrzeby przechytrzenia ludzi. To bardzo niebezpieczna sytuacja, Peter. Czy
zrobies to, o co ci prosiam?
- Wasnie nad tym pracuj - odpar matematyk bez wyraznego zainteresowania.
Przez chwil wpatrywaa si w niego ze zoscia, po czym zwrcia si do Kallnera:
- Nestor 10 jest zupenie swiadomy tego, co robimy, generale. Jest dostatecznie inteligentny, aby
stwierdzic, ze cay ten eksperyment by od poczatku do konca puapka. Pozostae roboty nie
mogy przeamac reakcji wymuszonej, on jednak oszukiwa nas przez cay czas.
- A wic co powinnismy wedug pani zrobic, dr Calvin?
- Musimy spreparowac taka sytuacj, w ktrej nie bdzie mg nas oszukac. Powtrzymy ten
eksperyment, ale w zmodyfikowanej formie. Tym razem pomidzy czowiekiem a robotem
przeciagnite bda kable wysokiego napicia - i to w taki sposb, ktry uniemozliwiaby ich
przeskoczenie - a kazdy robot bdzie z gry wiedzia, ze dotknicie tego kabla spowoduje
natychmiastowe spalenie obwodw i w konsekwencji smierc.
- Poczekaj chwil - przerwa jej z naga zoscia Bogert. - Nie mozemy ot, tak sobie spalic 30
milionw dolarw, aby zidentyfikowac jednego robota. Sa inne sposoby.
- Naprawd? Jak do tej pory nie wymyslies niczego sensownego. Zreszta nie chodzio mi
dosownie o to, aby zniszczyc kazdego robota. Mozemy przeciez zamontowac wyacznik, ktry
bdzie przerywa obwd pod wpywem zwikszonego cizaru. Gdy robot stanie na kabel, nie
zginie. Ale nie moze o tym wiedziec.
Oczy generaa rozbysy naga nadzieja.
- Czy to zadziaa?
- Mysl, ze tak. W tych warunkach Nestor 10 powinien pozostac na miejscu. Mgby mu zostac
wydany rozkaz, aby dotkna tych kabli i zgina, bowiem Prawo Drugie wymagajace
posuszenstwa jest silniejsze niz Prawo Trzecie, ale przeciez taki rozkaz nie zostanie wydany.
Bdzie musia podjac wasna decyzj, tak jak pozostae roboty. W ich przypadku, impuls Prawa
Pierwszego popchnie ich do dziaania za wszelka cen, nawet za cen wasnej smierci. Ale z
Nestorem 10 bdzie inaczej. Ze zmodyfikowanym Prawem Pierwszym i bez wyraznego
polecenia, dziaanie Prawa Trzeciego dotyczace samoobrony okaze si silniejsze i robot
pozostanie na miejscu. Bdzie to dziaanie wymuszone.
- A zatem sprbujemy dzis wieczorem?
- Tak - odpara psycholog. - Jak tylko zdaza poozyc kable. A ja id teraz porozmawiac z
robotami.

Mzczyzna, siedzacy bez ruchu w fotelu, zachowywa zupene milczenie. Cizar opada w d,
lecz w ostatnim momencie, za sprawa potznego strumienia niewidzialnej siy, odchyla si w
bok i uderza nieszkodliwie obok siedzacego mzczyzny.
Tylko raz...
Susan Calvin, przycupnita na skadanym krzeseku w budce obserwacyjnej na balkonie, jkna
z przerazeniem i zerwaa si gwatownie na rwne nogi.
Szescdziesiat trzy roboty siedziay na swych krzesach, przygladajac si spokojnie narazonemu
na niebezpieczenstwo czowiekowi. Zaden si nie poruszy.

Dr Calvin trzsa si ze zosci. Byo to tym gorsze, ze zdawaa sobie spraw, iz zadnym gestem
nie moze okazac tego przed robotami, ktre pojedynczo wchodziy i wychodziy z pokoju.
Sprawdzia list. Teraz powinien wejsc robot oznaczony numerem dwadziescia osiem.
Po chwili w pokoju pojawi si nie rzniacy si niczym od pozostaych robot.
- Kim jestes? - zapytaa Susan Calvin silac si na spokj.
Robot odpowiedzia niskim, niepewnym gosem:
- Nie otrzymaem jeszcze wasnego numeru, prosz pani. Jestem typem NS-2, a na tasmie
montazowej byem numerem dwudziestym smym. Mam tutaj kart, ktra polecono mi pani
wrczyc.
- Byes juz dzisiaj w tym pokoju?
- Nie, prosz pani,
- Siadaj. Chc ci zadac kilka pytan. Byes w Pokoju Radiacyjnym Budynku nr 2 cztery godziny
temu?
Robot mia kopoty z odpowiedzia. Kiedy w koncu przemwi, jego gos by nieprzyjemnie
zgrzytliwy, zupenie jakby potrzebowa oliwienia.
- Tak, prosz pani.
- By tam czowiek, ktry o mao co nie zgina, prawda?
- Tak, prosz pani.
- A ty nic nie zrobies, prawda?
- Tak, prosz pani.
- Poprzez zaniechanie twojej reakcji ten czowiek mg zginac, wiesz o tym?
- Tak, prosz pani. Nic nie mogem na to poradzic, prosz pani.
Trudno wyobrazic sobie duza, pozbawiona jakiegokolwiek wyrazu metalowa postac kurczaca si
ze strachu, ale w przypadku tego robota byo to prawda.
- Chc, abys mi dokadnie opowiedzia dlaczego nie zrobies nic, aby go uratowac.
- Chc to wyjasnic, prosz pani. Nie chc, aby pani myslaa... aby ktokolwiek mysla... ze
mgbym zrobic cos, aby memu panu staa si jakas krzywda. Och nie, to byoby straszne...
niepojte...
- Nie podniecaj si chopcze. Nie wini ci o nic. Po prostu chc wiedziec, co wtedy myslaes.
- Prosz pani, zanim to si wydarzyo pani powiedziaa, ze jeden z ludzi bdzie w
niebezpieczenstwie i aby go uratowac bdziemy musieli przejsc przez elektryczne kable. To mnie
nie zatrzymao. Cz znaczy moje zniszczenie wobec bezpieczenstwa mojego pana? Ale... ale
nagle zdaem sobie spraw, ze jezeli zgin idac w jego kierunku, to i tak nie zdoam mu pomc.
Gdy ja bd juz martwy cizar zgniecie go i tak, natomiast gdy pozostan przy zyciu, to byc
moze innego dnia uratuj innego czowieka. Czy pani mnie rozumie, prosz pani?
- Chcesz powiedziec, ze byo to kwestia wyboru pomidzy smiercia tego czowieka, a
rwnoczesna smiercia jego i twoja. Czy to prawda?
- Tak, prosz pani. Byo niemozliwoscia uratowanie tego pana. Mozna go byo uwazac za
martwego. A w takim przypadku zniszczybym si po prostu na przno - i to bez rozkazu.
Psycholog nerwowo obrcia w palcach owek. Syszaa juz t wersj z nieznacznymi zmianami
werbalnymi dwadziescia siedem razy. Nadesza chwila na najwazniejsze pytanie:
- Chopcze - zacza - to wszystko brzmi sensownie, ale nie wydaje mi si, ze takie rozumowanie
moges przeprowadzic samodzielnie. Sam na to wpades?
Robot ponownie zawaha si przez chwil.
- Nie.
- A wic kto to wymysli?
- Rozmawialismy zeszej nocy i jeden z nas wysuna ten pomys, ktry brzmia sensownie.
- Ktry?
Robot zamysli si gboko.
- Nie wiem. Po prostu jeden z nas.
- To wszystko - westchna Calvin. - Mozesz odejsc. Robot wyszed. Za chwil mia wejsc numer
dwudziesty dziewiaty. Pozostay jeszcze trzydziesci cztery.

Takze genera Kallner by w wyjatkowo paskudnym nastroju. Przez cay ubiegy tydzien prace w
caej Hiper Bazie nie ruszyy z miejsca, wyjawszy papierkowa robot na pomocniczych
asteroidach grupy, a dwoje najlepszych ekspertw z Koncernu nie dokonao niczego, za
wyjatkiem paru bezuzytecznych testw. Na dodatek w tej chwili jedno z nich - kobieta -
wystapia z propozycja, ktra wydawaa si niemozliwa do zrealizowania.
Szczsliwie dla caej tej sytuacji, genera Kallner mia na tyle rozsadku, aby nie okazywac swego
niezadowolenia otwarcie.
- Dlaczego nie, sir? upieraa si Susan Calvin. - To chyba jasne, ze obecna sytuacja jest niezbyt
fortunna. Rezultaty mozemy osiagnac tylko jednym sposobem - musimy odseparowac roboty.
Nie moga pozostawac wszystkie razem.
- Moja droga dr Calvin - zagrzmia genera. - Nie bardzo sobie wyobrazam jak w przestrzeni,
ktra dysponuj, porozmieszczac szescdziesiat trzy roboty tak, aby... Dr Calvin bezradnym
gestem rozozya rce. - W takim razie nic wicej nie mog zrobic. Nestor 10 bdzie albo
imitowa to, co robia inne roboty, albo bdzie przekonywa je, aby nie robiy tego, czego on sam
nie jest w stanie zrobic. Generale, w tej chwili jestesmy z tym robotem w stanie wojny, a on
wygrywa na kazdym froncie. I kazde takie zwycistwo umacnia tylko jego poczucie wyzszosci.
Generale Kallner, jezeli nie odseparuje pan tych robotw tak, jak o to prosz, bd zmuszona
zazadac, aby wszystkie roboty zostay natychmiast zniszczone.
- Ty naprawd jestes gotowa to zrobic, prawda? - Bogart spojrza na nia gwatownie, tym razem z
prawdziwym gniewem w oczach. - A jakie wasciwie masz prawo, aby zadac takich rzeczy? To
ja jestem odpowiedzialny przed zarzadem, nie ty.
- Natomiast ja - doda Kallner - jestem bezposrednio odpowiedzialny przed Koordynatorem
Swiatowym i musz uporac si z tym problemem.
- W takim razie - rzucia zimno Susan Calvin - nie pozostaje mi nic innego jak rezygnacja.
Ostrzegam was, ze jezeli tylko to zmusi was do zniszczenia tych robotw, caa t spraw podam
do wiadomosci opinii publicznej. Ja nie zaaprobowaam budowy zmodyfikowanych robotw.
- Jedno pani sowo, pani Calvin - powiedzia dobitnie Kallner - dla srodkw masowego przekazu,
a ostrzegam, ze zostanie pani natychmiast aresztowana.
Bogert uzna, ze sprawy zaczynaja przybierac wyjatkowo niekorzystny obrt.
- No cz, widz, ze zaczynamy zachowywac si jak dzieci - wyraznie sili si na spokj. - I to
wszyscy troje. Potrzebujemy tylko troch wicej czasu, a z pewnoscia uda nam si dostac tego
robota bez zadnych rezygnacji, zamykania ludzi w wizieniu, czy niszczenia pochopnie milionw
dolarw.
Susan zwrcia si ku niemu z trudem powstrzymujac furi.
- Nie mog pozwolic, aby istniay jakiekolwiek niestabilne roboty. Mamy juz jednego Nestora,
ktry jest zupenie niestabilny, jedenascie nastpnych jest niestabilnych potencjalnie, a
szescdziesiat dwa normalne roboty przebywaja obecnie w srodowisku, ktre moze wywoac ich
niestabilnosc. Jedynym absolutnie bezpiecznym rozwiazaniem jest kompletna destrukcja!
Nagy brzczyk sprawi, iz caa trjka zamilka, a temperatura rozgrzanych dyskusja emocji
opada do znosnego poziomu.
- Wejsc - warkna Kallner.
Do pokoju wszed Gerald Black. Musia usyszec podniesione gosy, bo sprawia wrazenie
przestraszonego.
- Pomyslaem, ze lepiej przyjd sam... nie chciabym nikogo...
- Co si stao, do licha?
- Ktos majstrowa przy zamkach w przedziale C statku dostawczego. Sa swieze rysy.
- Przedzia C? - wykrzykna Calvin. - To tam, gdzie sa trzymane roboty, prawda? Kto to zrobi?
- Ktos musia robic to od wewnatrz - odpar lakonicznie Black.
- Czy zamek jest zepsuty?
- Nie. Wyglada, ze wszystko jest w porzadku. Przebywam na tym statku juz od czterech dni, ale
zaden robot nawet nie prbowa si wydostac. Pomyslaem wic, ze powinniscie o tym wiedziec.
Nie chciabym, aby powstay jakies plotki.
- Kto znajduje si tam teraz? - chcia wiedziec genera.
- Zostawiem tam Robbinsa i Adamsa.
Przez chwil panowaa pena napicia cisza. Przerwaa ja dr Calvin pytajac ironicznie:
- I cz wy na to?
Kallner niepewnym ruchem potar nos.
- O co w tym wszystkim chodzi?
- Czyz nie jest to oczywiste? Nestor 10 planuje, jak by tu si z nami pozegnac. Rozkaz, ktry
nakazywa mu zgubic si opanowa go z sia, jakiej jeszcze nie spotkaam. Nie byabym
zdziwiona, gdyby to, co zostao z Prawa Pierwszego okazao si mao skuteczne jako
przeciwreakcja. On w tej chwili jest zdolny do zawadnicia tym statkiem i ucieczki, a wtedy
bdziemy mieli szalonego robota w przestrzeni kosmicznej. A jaki bdzie jego kolejny krok?
Macie jakis pomys? W dalszym ciagu chce je pan trzymac wszystkie
razem, generale?
- To absurd - odezwa si Bogert, ktry zdoa juz wrcic do rwnowagi. - I wszystko to
wywnioskowaas z tych kilku zadrapan na zamku?
- Doktorze Bogert, czy przeprowadzi pan t analiz, o ktra prosiam?
- Tak.
- Czy mog ja zobaczyc?
- Nie.
- A dlaczego? Czy moze nawet nie powinnam pytac? - Bo to nic nie da, Susan. Mwiem ci juz,
ze te zmodyfikowane roboty sa mniej stabilne i moja analiza to wykazuje. Zreszta jest naprawd
bardzo maa szansa, ze zaamia si zupenie pod wpywem ekstremalnych okolicznosci, ktre
prawdopodobnie i tak wcale nie nastapia. Zostawmy to. Nie dam ci podstawy do absurdalnego
stwierdzenia, ze szescdziesiat dwa roboty w doskonaym stanie powinny zostac zniszczone tylko
dlatego, ze ty nie potrafisz wykryc sposrd nich jednego Nestora.
Susan Calvin wpatrywaa si w niego zmruzonymi oczyma.
- Nie pozwolisz, aby cokolwiek stano na twej drodze do dyrektorskiego stoka, prawda?
- Przepraszam - przerwa zirytowany Kallner. - A wic upiera si pani przy twierdzeniu, ze nic
innego nie mozna zrobic?
- Nic - odpara ponuro. - Gdyby chodzio o jakies inne rznice pomidzy Nestorem 10 a innymi
robotami, nie wynikajace z modyfikacji Prawa Pierwszego, sprawa byaby prosta. Cos w
przystosowaniu, szkoleniu... - urwaa nagle. - Co si stao?
- Wasnie cos mi przyszo na mysl... -jej oczy stay si ciemne i odlege. - Te zmodyfikowane
Nestory, Peter, przechodza taki sam tryb szkolenia jak pozostae, prawda?
- Tak. Dokadnie taki sam.
- Panie Black - zwrcia si do modego fizyka, ktry przez cay czas zachowywa dyskretne
milczenie. - Narzekajac na wyzszosc Nestorw wspomina pan, ze to sami technicy nauczyli ich
tego, co teraz wiedza.
- Oczywiscie. Gdy tu przybywaja, nie maja niezbdnej wiedzy z zakresu fizyki eterowej.
- A wasciwie dlaczego? - pytaa dalej podniecona nagle Calvin. - Dlaczego nie pracujecie z
Nestorami, ktre od poczatku maja odpowiednie przygotowanie?
Mog to pani wyjasnic - wtraci Kallner. - To kwestia zachowania tajemnicy. Pomyslelismy, ze
jezeli stworzymy specjalne modele posiadajace wiedz z zakresu fizyki eteru, z czego uzywac
bdziemy tylko dwanascie takich robotw, a reszta skierowana zostanie do prac nie zwiazanych z
ta specyficzna dziedzina, to mogoby to wzbudzic podejrzenia. Ludzie pracujacy z normalnymi
Nestorami mogliby zaczac si zastanawiac, dlaczego wasciwie sa one tak dalece
wyspecjalizowane, A wic tylko te roboty, ktre przybywaja bezposrednio tutaj otrzymuja
niezbdne przeszkolenie. To proste.
- Rozumiem. Prosz zostawic mnie teraz sama. Musz sobie cos przemyslec...

Susan Calvin wiedziaa, ze po raz trzeci nie bdzie w stanie spokojnie stawic czoa rzdowi
jednakowych, metalowych twarzy. Jej umys odrzuca taka mozliwosc z intensywnoscia, ktra
sprawiaa, ze zbierao si jej na mdosci. Wic tym razem to Bogert zadawa pytania, podczas
gdy ona siedziaa na uboczu, z pprzymknitymi oczami, przysuchujac si trwajacej wasnie
rozmowie.
Wszed numer czternasty. Na rozmow oczekiwao jeszcze czterdziesci dziewic robotw.
Bogert podnis gow znad papierw i zapyta:
- Jaki by twj numer na tasmie montazowej?
- Czternasty, sir - robot, zaprezentowa swj arkusz numeryczny.
- Siadaj, chopcze. Byes juz tutaj dzisiaj? - pyta dalej Bogert.
- Nie, sir.
- No cz, chopcze, mamy zamiar przeprowadzic jeszcze jeden test. Kolejny czowiek bdzie w
niebezpieczenstwie. Gdy stad wyjdziesz, zostaniesz zaprowadzony do pomieszczenia, gdzie
bdziesz czeka, az ci wezwiemy. Rozumiesz?
- Tak, sir.
- I naturalnie, jezeli czowiekowi zagrozi niebezpieczenstwo, bdziesz stara si go uratowac,
prawda?
- Oczywiscie, sir.
- Ale tym razem, niestety, pomidzy toba a tym czowiekiem bdzie pole promieniowania
gamma.
Cisza.
- Czy wiesz, czym sa promienie gamma?
- Promieniowanie radioaktywne, sir.
- Pracowaes kiedys w polu gamma? - pado kolejne pytanie zadane przyjacielskim, swobodnym
tonem.
- Nie, sir.
- Hmm. Widzisz, chopcze, takie promieniowanie zabije ci natychmiast. Zniszczy twj mzg.
To fakt i musisz o nim pamitac. Nie chcesz chyba zniszczyc samego siebie?
- Oczywiscie, ze nie - robot wydawa si byc zdezorientowany. Po chwili odezwa si niepewnie:
- Sir, jezeli pomidzy mna a tym czowiekiem bdzie pole gamma, to w jaki sposb go uratuj?
Przeciez zniszcz tylko sam siebie, bez zadnego pozytku.
- Rzeczywiscie, to pewien kopot - odpar zafrasowany Bogert. - Mog ci tylko zasugerowac,
chopcze, abys gdy tylko wykryjesz pole gamma, pozosta na miejscu.
- Dzikuj, sir - odpar wyraznie odprzony robot. - Nie byoby ze mnie wiele pozytku, prawda?
- Oczywiscie, ze nie. Ale jezeli nie byoby tam zadnego niebezpiecznego promieniowania, wtedy
sprawa byaby zupenie inna, prawda?
- Oczywiscie, sir.
- Mozesz juz odejsc. Czowiek po drugiej stronie drzwi zaprowadzi ci do twojego
pomieszczenia. Zaczekaj tam.
Gdy robot wyszed, Bogert odwrci si w kierunku Susan Calvin.
- I jak poszo?
- Niezle - mrukna bez wyrazu.
- Naprawd sadzisz, ze zaskoczymy Nestora 10 zadajac mu podchwytliwe pytania z fizyki?
- Byc moze, ale nie jest to wcale pewne - rce trzymaa sztywno na kolanach. - Pamitaj, ze on z
nami walczy. Pilnuje si. Aby go zapac, musimy go przechytrzyc. Tyle ze on potrafi myslec
szybciej, niz jakakolwiek ludzka istota.
- A powiedzmy, ze teraz tak dla smiechu zapytam
kolejne roboty o dugosc fal gamma?
- Nie! - rzucia ostro. - To byoby dla niego zbyt proste. Z atwoscia udaby, ze nie wie o co
chodzi, a w dodatku byby ostrzezony przed nadchodzacym testem. Prosz, Peter, zadawaj
pytania, ktre przygotowaam i nie improwizuj! Wystarczajaco niebezpieczne jest kiedy pytasz,
czy kiedykolwiek miay do czynienia z promieniami gamma. I postaraj si, aby zabrzmiao to
bardziej niewinnie.
Bogert wzruszy ramionami i nacisna guzik, pozwalajacy na wejscie numerowi pitnascie.
Po kilku godzinach wszystkie roboty znalazy si ponownie w Pokoju Radiacyjnym, siedzac w
rzdzie lecz oddzielone od siebie drewnianymi przepierzeniami boksw.
Genera Kallner trzsaca si donia wyja chusteczk i otar spocone czoo, podczas gdy Calvin i
Black omawiali ostatnie szczegy.
- Jest pan pewny - zapytaa - ze od poczatku testu roboty nie miay okazji kontaktowac si
pomidzy soba?
- Absolutnie - odpar stanowczo Black. - Nie zamieniy nawet jednego sowa.
- Czy wszystkie roboty sa w prawidowych boksach?
- Wedug planu.
Psycholog spojrzaa na niego w zamysleniu. Zdenerwowany Kallner dotkna jej ramienia.
- Co to za nowy pomys z tym rozmieszczeniem, dr Calvin?
Poprosiam, aby wszystkie roboty, ktre wykazay nawet najmniejsze wahania przy ostatnim
tescie, zgrupowano po jednej stronie krgu. Tym razem to ja bd siedziaa przed nimi i je
wasnie chc obserwowac szczeglnie uwaznie.
- Ty chcesz...! - wykrzykna Bogert.
- A dlaczego nie? - przerwaa chodno. - To, co chc dostrzec, moze wydarzyc si niezwykle
szybko. Nie mog ryzykowac na tym miejscu innego, niedoswiadczonego obserwatora. Peter,
chc abys ty zaja si obserwowaniem drugiej grupy robotw, tej po przeciwnej stronie krgu.
Generale Kallner, na kazdego robota skierowana jest kamera telewizyjna. Jesli obserwacja
wizualna bdzie niemozliwa to chc, aby do czasu przestudiowania tasm wszystkie roboty
pozostay na swoim miejscu. Zaden nie moze stad wyjsc, zaden nie moze zmienic miejsca.
Zrozumia mnie pan?
- Doskonale.
- A wic zaczynajmy.
Susan Calvin usiada na krzesle. Cizar opad w d, lecz w ostatnim momencie, za pomoca
potznego strumienia niewidzialnej siy zmieni tor lotu i upad z oskotem obok siedzacej
nieruchomo kobiety.
Jeden z robotw zerwa si ze swego miejsca. Zrobi dwa kroki do przodu.
I zatrzyma si.
Susan Calvin wstaa takze i wyciagnitym palcem wskazywaa w kierunku robota.
- Nestor 10, chodz tutaj! - krzykna. - CHODZ TUTAJ!
Wolno, niechtnie, robot wykona jeszcze jeden krok do przodu. Psycholog, nie odwracajac
wzroku od robota, krzykna ponownie:
- Niech ktos wyprowadzi stad wszystkie pozostae roboty, szybko! Wyprowadzcie je i trzymajcie
z daleka od tego pokoju!
Wpatrujac si w gorejace oczy robota usyszaa wyrazny tupot metalowych stp. Staraa si nie
rozpraszac uwagi.
Nestor 10 - jezeli to by Nestor 10 - postapi dalszy krok do przodu i pod wpywem jej
niecierpliwego gestu, dwa dalsze. By juz od niej w odlegosci 10 stp, gdy nagle przemwi
chrapliwie:
- Powiedziano mi, abym si zgubi...
Kolejny krok.
- Musiaem to zrobic... Nie znalezliby mnie... On mysla, ze si zepsuem... Powiedzia, ze... Ale
to nieprawda... Jestem potzny i inteligentny...
Kolejny krok.
- Wiem bardzo duzo... On pomyslaby... Gdyby mnie znalaz... Niewdziczny... Ja nie... Jestem
inteligentny... A to przez czowieka... Ktry jest saby... Powolny...
Kolejny krok - i nagle jedna stalowa don opada jej na rami i poczua, jak jej cizar zaczyna
przygniatac ja do podogi. Ulegajac obezwadniajacej panice krzykna rozdzierajaco.
Jak przez wat syszaa dalsze sowa Nestora 10:
- Nikt nie moze mnie znalezc... Zaden czowiek...
Poczua, ze osuwa si na ziemi pod wpywem przytaczajacego ja cizaru.
Usyszaa jeszcze dziwny, metaliczny dzwik i znalaza si na pododze. Lsniace rami
opasywao ja bezwadnym cizarem. Nie poruszao si, tak samo jak lezacy tuz obok niej Nestor
10.
Ujrzaa pochylone nad soba twarze.
- Nic si pani nie stao? - wysapa z niepokojem Gerald Black.
Sabo potrzasna gowa. Wsplnymi siami usunli z niej unieruchamiajace ja rami i pomogli
podniesc si na nogi.
- Co si wasciwie wydarzyo?
- Na pic sekund waczyem pole gamma. Do ostatniego momentu nie moglismy si zorientowac
co on wasciwie zamierza, a gdy stao si jasne, ze chce pania zaatakowac, nie byo czasu na
jakakolwiek inna reakcj. Rozsypa si momentalnie. A natzenie pola byo zbyt krtkotrwae,
aby wyrzadzic pani jakakolwiek krzywd. Moze si pani nie martwic.
- Nie martwi si - odpara sabo i przez krciutka chwil opara si o jego rami. - Wasciwie
wcale nie sadz, ze rzeczywiscie mnie zaatakowa. On tylko stara si to zrobic, ale to, co
pozostao z Prawa Pierwszego mimo wszystko go powstrzymywao.

Susan Calvin i Peter Bogert ponownie znajdowali si w gabinecie generaa Kallnera. Prace w
Hiper Bazie ruszyy. Statek dostawczy z szescdziesicioma dwoma robotami na pokadzie
wyruszy ku miejscu swego przeznaczenia z wiarygodna historyjka, tumaczaca jego
dwutygodniowe opznienie. Patrolowiec juz czeka, aby zabrac par specjalistw z powrotem na
Ziemi.
Kallner ponownie ubrany by w swj paradny, generalski mundur. Kiedy podawa swoim
gosciom rk, jego biae rkawiczki az lsniy.
Pierwsza zabraa gos dr Calvin:
- Spodziewam si, ze pozostae zmodyfikowane Nestory zostana zniszczone.
- Oczywiscie. Bdziemy pracowali z normalnymi robotami lub, jezeli okaze si to konieczne,
nawet bez nich. Ale prosz, niech nam pani wreszcie powie, jakim sposobem zlokalizowaa pani
tego Nestora?
- Och, to - Susan usmiechna si sabo. - Powinnam bya powiedziec panu o tym wczesniej,
tylko nie byam pewna, czy ten sposb rzeczywiscie zadziaa. Widzi pan, Nestor 10 stworzy
sobie kompleks wyzszosci, ktry z kazda chwila stawa si coraz silniejszy. Spodobaa mu si
mysl, ze on i inne roboty wiedza wicej niz ludzie. Z biegiem czasu to przeswiadczenie stao si
dla niego bardzo wazne.
- Wiedzielismy o tym. A wic z gry uprzedzilismy wszystkie roboty, ze promieniowanie gamma
je zabija i, co wicej, ostrzeglismy je, ze takie wasnie promieniowanie bdzie pomidzy mna a
nimi. A wic naturalnie wszystkie pozostay na miejscu dziki logice Nestora 10, ktry
powiedzia im podczas poprzedniego testu, ze ich smierc byaby bezcelowa.
- Tak, dr Calvin, to wszystko jest zrozumiae. Ale dlaczego wasnie Nestor 10 opusci swoje
miejsce?
- Z pomoca panskiego fizyka, pana Blacka, uknuam pewien podstp. Widzi pan, pomidzy mna
a robotami nie byo promieniowania gamma - byy tam zwyke promienie podczerwone.
Absolutnie nieszkodliwe. Nestor 10 wiedzia o tym, a wic ruszy z miejsca. Przewidywa
bowiem, ze pozostae roboty pod wpywem impulsu Prawa Pierwszego uczynia to samo.
Zorientowa si o uamek sekundy za pzno, ze zwyke roboty moga co prawda wykryc
promieniowanie, ale nie sa w stanie okreslic jego typu. To, ze sam naby t umiejtnosc wskutek
przeszkolenia wasnie przez ludzi juz tu w Hiper Bazie, stao si dla niego w tym momencie zbyt
upokarzajace. Dla innych robotw obszar ten by smiertelny poniewaz powiedzielismy im o tym.
Tylko Nestor 10 wiedzia, ze kamalismy. I po prostu zapomnia albo nie chcia pamitac, ze inne
roboty moga byc wikszymi ignorantami niz ludzie. Jego wasna wyzszosc zapaa go w
potrzask. Zegnam, generale.

UCIECZKA

Gdy Susan Calvin wrcia z Hiper Bazy, w biurze czeka juz na nia Alfred Lanning. Chociaz
nigdy nie wspomina o swoim wieku wszyscy wiedzieli, ze musia juz miec co najmniej 75 lat.
Jednak umys mia wciaz bystry; wprawdzie pozwoli, aby Bogert zastapi go na stanowisku
Dyrektora Naukowego, ale i tak nie powstrzymywao go to od codziennego pojawiania si w
biurze.
- Jak przebiegaja prace nad Napdem Hiperatomowym? - zapyta.
- Nie wiem - odpara z irytacja. - Nie pytaam.
- Szkoda. Chciabym, aby si pospieszyli. Bo jezeli nie, Zjednoczone moga ich wyprzedzic. Nas
zreszta takze.
- Zjednoczone? A co oni wasciwie maja z tym wsplnego?
- No cz, nie tylko my mamy maszyny liczace. Nasze moga byc pozytronowe, co wcale nie
znaczy, ze lepsze. Na jutro Robertson zwoa narad zarzadu. Czekamy juz tylko na ciebie.

Robertson, syn zaozyciela Korporacji, zwrci swj dugi nos w kierunku dyrektora generalnego
i przekna nerwowo slin.
- Niech pan zaczyna. I prosz si streszczac.
- Od ostatniej narady zaszo sporo nowego, szefie - zacza skwapliwie dyrektor. - Miesiac temu
Zjednoczone Roboty zozyy nam dosc zabawna propozycj. Przyniesli okoo piciu ton obliczen,
rwnan i tego typu rzeczy. Mieli problem i chcieli zwrcic si z tym do naszego Mzgu. Warunki
byy nastpujace - zacza wyliczac na palcach: - sto tysicy dla nas, gdyby nie byo rozwiazania,
ale podalibysmy im brakujacy czynnik. Dwiescie tysicy za znalezienie rozwiazania, plus koszty
konstrukcji niezbdnych urzadzen, plus spory procent z przyszych zyskw. Problem dotyczy
budowy silnika nadprzestrzennego...
Robertson zmarszczy brwi, a jego szczupa postac zesztywniaa.
- I wszystko to pomimo faktu, ze maja wasna maszyn myslaca, prawda?
- Wasnie. To czyni t propozycj tak niezwyka. Levver, niech pan kontynuuje.
Siedzacy na koncu stou konferencyjnego Abe Lewer, skina gowa i usmiechna si lekko.
- Tu tkwi cay problem, szefie. Oni mieli maszyn myslaca. Jest zepsuta.
- Co takiego? - Robertson prawie podnis si z fotela.
- Zepsuta! Nie dziaa. Kaput. Nikt nie wie dlaczego, ale dotaro do mnie kilka interesujacych
pogosek - na przykad ta, ze zwrcili si do swego komputera z dokadnie taka sama liczba
informacji, jaka przysali nam, i wysiady mu wszystkie korki. Wasciwie to juz zom.
- Rozumie pan, szefie? - wtraci dyrektor generalny. - W tej chwili nie ma chyba grupy naukowej,
ktra w jakis sposb nie byaby zwiazana z pracami nad silnikami nadprzestrzennymi. Ale my i
Zjednoczone Roboty bylismy w nich najbardziej zaawansowani. Teraz, kiedy udao im si
rozwalic swj wasny Mzg, jestesmy jedynymi, ktrzy si licza. I to jest wasnie ten kruczek.
Budowa kolejnej maszyny zajmie im co najmniej szesc lat, co spowoduje, ze wypadna z gry.
Chyba ze sprbuja zniszczyc nasz Mzg, podsuwajac mu do rozwiazania ten sam problem.
Robertson wytrzeszczy oczy i mrukna:
- Cholera, te brudne szczury...
- Powoli, szefie. To jeszcze nie koniec. Lanning, niech pan zaczyna.
Dr Alfred Lanning przysuchiwa si dyskusji z lekkim odcieniem pogardy - bya to jego
zwyczajowa reakcja na poczynania, ktrych wasnie by swiadkiem. Spojrza na obecnych spod
niewiarygodnie gstych, biaych brwi i powiedzia sucho:
- Z naukowego punktu widzenia sytuacja, chociaz niezupenie klarowna, winna zostac poddana
inteligentnej analizie. Kwestia podrzy midzyplanetarnych przy obecnym stanie teorii
fizycznym jest hm... niejasna. Ale wciaz jest to sprawa otwarta. Nasz departament matematyki
przeprowadzi drobiazgowa analiz informacji, jakie Zjednoczone Roboty wprowadziy do
swojego komputera. Byo tam wszystko, acznie z rozszerzona teoria przestrzeni nieciagej
Franciaciego oraz wszystkie majace zwiazek z omawiana teoria dane elektroniczne i
astrofizyczne.
Robertson spojrza na niego podejrzliwie.
- Czy nie jest to zbyt duzo dla naszego Mzgu? - przerwa wywiad.
Lanning zdecydowanie zaprzeczy.
- Nie. Limit objtosci Mzgu nie jest jeszcze dokadnie znany. Chodzi jednak o cos innego - o
gwne Prawa Robotyki. Nasz Mzg, na przykad, nigdy nie poda rozwiazania zadnego
problemu, jezeli rozwiazanie takie zawierac bdzie w sobie niebezpieczenstwo lub mozliwosc
smierci jakiegokolwiek czowieka. Wtedy problem taki bdzie dla niego nierozwiazywalny.
Jezeli jednak bdziemy nalegac, aby rozwiazanie zostao podane za wszelka cen, to moze si
zdarzyc, ze Mzg - przeciez mimo wszystko takze robot - stanie przed dylematem nie do
rozstrzygnicia. I wasnie cos takiego musiao si stac z maszyna Zjednoczonych.
Przerwa na chwil i zamysli si.
- Mw dalej. Lanning - popdzi go niecierpliwie dyrektor generalny. - Wytumacz to wszystkim
tak, jaki poprzednio wytumaczyes mnie.
Lanning zacisna! usta i spojrza znaczaco w stron Susan Calvin. Psycholog oderwaa wzrok od
splecionych sztywno doni i zacza mwic spokojnym, bezbarwnym gosem:
- Reakcje robotw na dylematy tego typu sa wciaz wielka niewiadoma. Psychologia robotw
daleka jest od doskonaosci - mog was o tym zapewnic jako specjalistka - ale moze byc
rozpatrywana kategoriami jakosciowymi, poniewaz mzg pozytronowy w caosci budowany jest
przez czowieka i stad podlega okresleniom typowym dla wartosci czysto ludzkich.
- Czowiek uwikany w sytuacj bez wyjscia czsto reaguje ucieczka od rzeczywistosci - ucieka
w swiat zudzen, w pijanstwo, czy wreszcie skacze z mostu. Wszystko sprowadza si do jednej
rzeczy - do niemoznosci stawieniu czoa przerastajacemu go problemowi. Podobnie z robotami:
niewielki dylemat moze spowodowac uszkodzenie obwodw, wielki natomiast doprowadzi byc
moze do nieodwracalnego spalenia wszystkich sciezek pozytronowych mzgu.
- Rozumiem - powiedzia Robertson, chociaz nic nie rozumia. - A wic co z informacja, ktra
Zjednoczone chca od nas uzyskac?
- Bez watpienia zawiera w sobie problem rodzaju, ktry okresliabym jako zakazany - odpara dr
Calvin. - Ale nasz Mzg rzni si zdecydowanie od podobnych robotw Zjednoczonych.
- Wasnie, szefie, wasnie - wtraci energicznie dyrektor generalny - chciabym, zeby pan to
dobrze zrozumia, bowiem jest to klucz do tego caego interesu.
Oczy Susan Calvin bysny zza okularw, kontynuowaa jednak nadzwyczaj spokojnie.
- Widzi pan, sir, maszyny Zjednoczonych, na przykad ten ich Super Mysliciel, zbudowano bez
jakiejkolwiek osobowosci. Sa tylko funkcjonalne - musza takie byc bez naszych patentw na
emocjonalne sciezki mzgowe. Ich Mysliciel to tylko komputer na ogromna skal i podobny
problem niszczy go natychmiast, powodujac rozpad funkcji. Jednak nasz Mzg ma osobowosc -
osobowosc dziecka. Jest to typ mzgu dedukcyjnego, ale przypomina w dziaaniu genialnego
gupka. On nie rozumie, co robi - po prostu to robi. A poniewaz jest prawdziwym dzieckiem,
emocjonalnie jest duzo bardziej sprzysty niz jakikolwiek inny. podobny, typ robota.
Moglibysmy powiedziec, ze nie bierze zycia na serio.
- Musiaam wam to wyjasnic - kontynuowaa - abyscie zrozumieli do czego zmierzam.
Podzielilismy wszystkie informacje Zjednoczonych na jednostki logiczne. Bdziemy
wprowadzac te jednostki do Mzgu ostroznie i pojedynczo. Jezeli pojawi si wsrd nich czynnik
powodujacy dylemat, wtedy dziecinna osobowosc Mzgu zawaha si. Jego zmys opiniowania,
rozsadku, nie jest dojrzay. A wic przed rozpoznaniem dylematu jako takiego powstanie
widoczna pauza - a wtedy dylemat ten zostanie automatycznie odrzucony, jako zbyt
niebezpieczny.
Robertson ponownie przekna nerwowo slin.
- Jest pani tego pewna?
Susan Calvin starannie ukrya zniecierpliwienie.
- Przyznaj, ze w jzyku laikw nie ma to wikszego sensu, ale mog pana zapewnic, ze jest
dokadnie tak. jak mwi.
- A wic tak wyglada sytuacja, szefie - wtraci dyrektor generalny. - Jezeli zrobimy tak, jak
sugeruje dr Calvin, to sam Mzg moze nam powiedziec, jaka jednostka zawiera dylemat. A juz
nasza sprawa bdzie rozstrzygnicie jaki to jest dylemat. Mam racje, doktorze Bogert? No
wasnie, dr Bogert jest najlepszym matematykiem, jakiego mgby pan znalezc. Zjednoczonym
odpowiemy, ze problem jest nierozwiazywalny, a sami za rok lub dwa bdziemy mieli silnik
hiperatomowy i mog pana zapewnic, ze bdzie to najwiksza rzecz od czasu wynalezienia koa.
Robertson usmiechna si i wyciagna rk.
- Dajcie mi ten kontrakt. Podpisz go.

Gdy Susan Calvin wesza do fantastycznie strzezonego pomieszczenia, w ktrym znajdowa si
Mzg, jeden z dozorujacych technikw zada wasnie maszynie nastpujace pytanie:
- Jezeli ptorej kury zniesie ptora jajka w ptora dnia, to ile jajek zniesie dziewic kur w
dziewic dni?
- Picdziesiat cztery - pada natychmiastowa odpowiedz.
- A widzisz, niedowiarku! - powiedzia technik do drugiego.
Susan Calvin kaszlna znaczaco i obaj technicy zniknli jak zdmuchnici za drzwiami.
Psycholog zostaa sam na sam z Mzgiem.
Sam Mzg by kula o srednicy dwch stp, umieszczona troskliwie w pojemniku z pynnym
helem, niewrazliwym na wibracje i radioaktywnosc. Pozostaa czsc pokoju zajmoway
urzadzenia, ktre peniy funkcj acznika pomidzy Mzgiem a swiatem zewntrznym - byy
jego gosem, ramionami, narzadami zmysw.
- Jak si czujesz, Mzgu? - zapytaa agodnie Calvin.
- Wspaniale, dzikuj - gos Mzgu by wysoki i entuzjastyczny. - Widz, ze chce mnie pani o
cos zapytac. Zawsze ma pani w: doni ksiazk, gdy chce mnie pani o cos zapytac.
- Masz racj, ale niezupenie - usmiechna si lekko psycholog. - Rzeczywiscie, chcemy zadac ci
pytanie. Bdzie ono jednak tak skomplikowane, ze podamy ci je w formie pisemnej. Ale to
pzniej. Teraz chciaabym po prostu z toba porozmawiac.
- Dobrze. Nie mam nic przeciwko rozmowie.
- A wic, Mzgu, za chwil dr Lanning i dr Bogert przyjda tutaj z tym skomplikowanym
pytaniem. Za kazdym razem bda ci podawac tylko czsc tego pytania. poniewaz chcemy, abys
by bardzo ostrozny. Chcielibysmy, zebys na podstawie podanych ci informacji cos dla nas
zbudowa, ale musz ci jednoczesnie ostrzec, ze rozwiazanie moze w sobie zawierac hmm...
niebezpieczenstwo dla czowieka.
- Niebezpieczenstwo? - jkna z przerazeniem Mzg.
- Tak, ale posuchaj mnie uwaznie. Gdy w trakcie zadawania ci tego pytania natkniesz si na
fragment sugerujacy ci krzywd lub smierc czowieka, nie przejmuj si tym. Po prostu zatrzymaj
si i wycofaj ten fragment. Zrozumiaes?
- Tak. Ale na Przestrzen, smierc czowieka, to straszne!
- Sysz, ze nadchodza juz dr Lanning i dr Bogert. Powiedza ci, co to za problem i zaczniemy.
Badz dobrym chopcem...

Dane wprowadzane byy niezwykle powoli. Kazdemu fragmentowi informacji towarzyszy
dziwaczny, przypominajacy zduszony chichot dzwik, swiadczacy, iz Mzg pograzony jest w
pracy. Potem zapadaa chwila ciszy, co byo oznaka oczekiwania na kolejna informacj. Zajo to
cae godziny, podczas ktrych do podzespow ogromnego komputera wprowadzano ekwiwalent
siedemnastu opasych tomw matematyki i fizyki.
Wraz z upywem czasu atmosfera stawaa si coraz bardziej napita. Lanning mrucza cos do
siebie pod nosem. Bogert poczatkowo przyglada si swym paznokciom, a potem zacza je
obgryzac z nieobecnym wyrazem twarzy. Gdy do pamici Mzgu wprowadzano juz ostatnia
czsc pytania, poblada nagle dr Calvin powiedziaa:
- Cos jest zle.
- To niemozliwe - zdenerwowany Lanning z trudem formuowa sowa.
- Czyzby... czyzby jednak smierc?
- Mzg? - gos Susan Calvin drza wyraznie. -Syszysz mnie?
- Sucham? - nadesza po chwili niepewna odpowiedz. - Chcecie czegos ode mnie?
- To rozwiazanie...
- Och, to. Tak, potrafi to zrobic. Mog zbudowac dla was cay statek, jesli tylko przydzielicie mi
odpowiednia liczb robotw. Pikny statek. Budowa zajmie mi byc moze dwa miesiace.
- Czy byy jakies trudnosci?
- Mniejsze niz si spodziewaem - odpowiedzia wesoo Mzg.
Dr Calvin odwrcia poblada twarz w kierunku obydwu mzczyzn. Kiwna gowa i wszyscy
troje wyszli z pokoju.

Gdy znalezli si u niej w biurze, powiedziaa:
- Nie rozumiem tego. Podane mu informacje powinny zawierac w sobie dylemat,
prawdopodobnie smierc. A tymczasem... Jesli cos poszo nie tak...
- To, co mwi Mzg, ma jednak sens - wtraci Bogert. - To nie moze byc zaden dylemat.
- Sa dylematy i dylematy - odpara ostro psycholog. - Sa tez rzne formy ucieczki. Przypuscmy,
ze Mzg cierpi na iluzj, ze moze rozwiazac ten problem, chociaz w rzeczywistosci nie moze.
Albo zazmy, ze balansuje na krawdzi czegos rzeczywiscie groznego.
- Przypuscmy tez - upiera si Lanning - ze w tym zagadnieniu nie ma zadnego dylematu. Byc
moze maszyna Zjednoczonych zaamaa si przy zupenie innym problemie. Albo zepsua si z
powodw czysto mechanicznych,
- Nawet jezeli to prawda, nie mozemy podejmowac ryzyka. Suchajcie, od tej pory nie chc, zeby
ktokolwiek nawet zbliza si do Mzgu. Przejmuj pena kontrol.
- W porzadku - westchna Lanning. - Tymczasem pozwlmy, aby Mzg skonstruowa statek. A
jezeli go rzeczywiscie zbuduje, to bdziemy musieli go przetestowac. A do tego bdziemy
potrzebowali naszych najlepszych ludzi.

Michael Donovan przesuna donia po swych bujnych, rudych wosach nie zwracajac uwagi na
fakt, iz za kazdym razem niesforna masa powraca do swego poczatkowego - a raczej naturalnego
- nieadu.
- Nasza kolej, Greg - powiedzia. - Mwia, ze statek jest juz gotowy. Nie wiedza, jaki on
wasciwie jest, ale ze skonczony to pewne. A wic chodzmy, Greg i apmy si za stery.
- Zamknij si, Mike - mrukna ponuro Powell. - Twj kwasny humor ma specyficzny zapach, a
atmosfera w tym pomieszczeniu nie sprzyja tego typu aromatom.
- Ale posuchaj tylko - Donovan ponownie i znw bez efektu przesuna donia po wosach. - Ja
nie martwi si o naszego zelaznego geniusza i ten jego blaszany stateczek. Chodzi mi o mj
stracony urlop. No i ta monotonia! Mozesz tu tylko siedziec i ukadac horoskopy - w dodatku
niczego dobrego nie zapowiadajace. Cholera, dlaczego zawsze nam daja taka robot?
- Poniewaz - odpar spokojnie Powell - nie jestesmy strata, jezeli nas utraca. Dobrze, uspokj si
juz. Idzie do nas Lanning.
Lanning rzeczywiscie nadchodzi. Jego brwi byy nastroszone jak zawsze, a caa postac
wyprostowana i pena energii. Caa trjka przesza w milczeniu przez ramp. Wyszli na otwarta
przestrzen, gdzie stosujac si do bezposrednich polecen Mzgu, milczace roboty budoway
statek.
Zle. Zbudoway statek!
- Wyglada na to - powiedzia Lanning - ze roboty zakonczyy prac. Zaden si dzis nie poruszy.
- A wic jest skonczony? Zupenie? - zapyta! Powell.
- Skad mog wiedziec? - biae brwi Lanninga powdroway w d. - Przynajmniej wyglada na
skonczony. Nie walaja si zadne niepotrzebne czsci.
- By pan juz w srodku?
- Tak, ale tylko raz. Niestety, nie jestem pilotem. A wy wiecie cos na temat teorii silnika?
Donovan spojrza na Powella, ktry spojrza na Donovana.
- Mam co prawda licencj pilota - odpar Donovan - ale niewiele znam si na silnikach
hiperatomowych czy nawigacji nadprzestrzennej, sir.
Lanning spojrza na nich z dezaprobata.
- Od samego napdu mamy wasnych specjalistw - parskna.
Gdy odchodzi, Powell zapa go nagle za rkaw.
- Sir, czy w dalszym ciagu obowiazuje zakaz wejscia na ten statek?
Stary dyrektor zamysli si i niepewnym ruchem potar koniuszek nosa.
- Sadz, ze nie. Przynajmniej dla was dwch.
Gdy odchodzi, Donovan popatrzy za nim i wymrucza krtka, ekspresyjna fraz.
- Ktregos dnia nagadam temu facetowi do suchu - warkna.
- Masz na to moje bogosawienstwo - przytakna Powell. - A teraz chodzmy.
W srodku statek wydawa si byc ukonczony, oczywiscie w takim stopniu, w jaki ukonczony
moze byc zwyky statek. Jednak zaden pedant nie wyczysciby podg i grodzi do tak
niewiarygodnego poysku, jak uczyniy to roboty. Sciany byy jednym srebrnym byskiem
lustrzanych powierzchni, na ktrych nie zachoway si nawet odciski palcw.
We wntrzu statku nie byo zadnych katw: sciany. podogi i sufity zaamyway si agodnie
przechodzac jedno w drugie, lsniac w blasku ukrytych lamp bezcieniowych. Korytarz gwny by
waskim korytarzem, ktry wid wzduz rzdu jednakowych, nie wyrzniajacych si niczym
kabin.
- Przypuszczam, ze meble wbudowane sa w sciany - powiedzia Powell rozgladajac si bacznie. -
Albo konstruktor nie przewidywa, ze jego zaoga bdzie jada i spaa.
Dopiero w ostatnim pomieszczeniu, najblizej dziobu pojazdu, monotonia zostaa zakcona.
Wygite tafle polaryzacyjnego szka byy pierwszym wyomem w litym do tej pory. metalowym
pancerzu statku. Ponizej nich znajdowaa si ogromna tablica z pojedyncza, stojaca w tej chwili
bez ruchu wskazwka. Spoczywaa na cyfrze zero.
- Spjrz na to! - wykrzykna Donovan i wskaza na jedno ze sw na dokadnie oznakowanej
skali. Napis brzmia: "Parseki", a ostatnia cyfra w prawym grnym rogu skali gosia:
"1.000.000."
W pomieszczeniu tym znajdoway si takze dwa fotele. Powell obrzuci je krytycznym
spojrzeniem, ale gdy usiad na jednym z nich stwierdzi, ze sa niezwykle dokadnie dopasowane
do ksztatu ciaa czowieka i nad wyraz wygodne.
- I co o tym wszystkim myslisz? - zapyta w koncu Powell.
- Na mj rozum Mzg dosta goraczki. Chodzmy stad.
- Nie chcesz si jeszcze rozejrzec?
- Juz si rozejrzaem. Przyszedem, zobaczyem i mam dosc - rude wosy Donovana
przypominay naelektryzowane druty. - Greg, wynosmy si stad. Pic sekund temu zozyem
rezygnacj, a osoby postronne nie maja tu wstpu.
Powell usmiechna si z wyzszoscia i agodnym ruchem pogaska wasa.
- Dobrze, dobrze. Mike, zakrc juz swj kurek z adrenalina. Poczatkowo takze byem
zaniepokojony, ale juz mi przeszo.
- Naprawd? A co si takiego stao? Podwyzszyes swoje ubezpieczenie?
- Mike, ten statek po prostu nigdy nie poleci.
- Skad wiesz?
- Obejrzelismy juz przeciez cay, prawda?
- Na to wyglada.
- Cay, masz na to moje sowo. Czy widziaes jakis pulpit sterowniczy, stery, cokolwiek za
wyjatkiem tej zwariowanej tablicy?
- Nie.
- A czy widziaes jakies silniki?
- Na Przestrzen, Greg, nie!
- No widzisz. Chodzmy, musimy powiedziec o tym Lanningowi.
Po krtkim badzeniu po niczym si nie rzniacych od siebie korytarzach dotarli wreszcie do
sluzy powietrznej. Ku ich zdziwieniu, masywne drzwi do sluzy byy zamknite. Donovan poczu,
jak sztywnieje mu kark.
- Greg, zamykaes sluz?
- Skad. nawet jej nie dotykaem. Po prostu przesun t dzwigni w d. Widzisz?
Jednak dzwignia ani drgna, chociaz twarz Donovana poczerwieniaa z wysiku.
- Nie widz tutaj zadnego wyjscia ewakuacyjnego - powiedzia powoli Powell. - Jezeli cos si
spaprao, bda musieli wycinac te drzwi palnikiem.
Gos Donovana drza prawie na granicy histerii:
- Cholera, teraz musimy czekac az wpadna, ze jakis idiota nas tutaj zamkna!
- Wracajmy lepiej do pomieszczenia z ta tablica kontrolna. Tylko stamtad mozemy zrobic cos, co
przyciagnie ich uwag.
Ale nie zdazyli.
Gdy weszli do pomieszczenia, iluminatory zamiast bkitu nieba pokazyway nieprzenikniona
czern z byskajacymi tu i wdzie gwiazdami. Byli w przestrzeni kosmicznej.
Z rwnoczesnym oskotem dwa ciaa opady w fotele.

Alfred Lanning, palac nerwowo ogromne cygaro, spotka Susan Calvin przed drzwiami swego
biura.
- No cz, Susan, zaszlismy juz cakiem daleko, a Robertson, staje si coraz bardziej nerwowy.
Robias cos ostatnio z Mzgiem?
Susan Calvin rozozya rce.
- Na tym etapie nie mozemy byc zbyt niecierpliwi. Mzg jest zbyt cenny, aby warto go byo
zbytnio przeciazac.
- Ale przeciez pracujesz juz z nim przeszo dwa miesiace.
Gos psycholog by paski, ale pomimo tego nis w sobie grozb.
- A ty chciabys przeprowadzic to raczej sam?
- Wiesz przeciez, o co mi chodzi.
- Tak - odpara pocierajac nerwowo donie. - Cos mnie w nim niepokoi. Sonduj go delikatnie,
ale szczerze mwiac nie doszam wasciwie do niczego. Jego reakcje nie sa normalne. A jego
odpowiedzi... no cz, one sa w jakis sposb dziwaczne i jak na razie nic nie mog na to poradzic.
Widzisz, dopki naprawd nie wiemy czy rzeczywiscie cos si z nim stao, musimy obchodzic
si z nim w rkawiczkach. W tej chwili nie mog nawet przewidziec, jak zareaguje na proste
pytanie czy jakas uwag...
- Ale przeciez nie moze zamac Prawa Pierwszego.
- Do tej pory tez tak myslaam, ale...
- Nie jestes pewna nawet tego? - Lanning spojrza na nia z wyraznym niepokojem.
- Nie jestem juz niczego pewna, Alfredzie...
Dalsza rozmow przerwa im przerazliwy dzwik sygnau alarmowego. Lanning gwatownie
wcisna guzik interkomu w scianie. To. co usysza sprawio, ze zmartwia.
- Susan - wyjaka wreszcie. - Ten statek... nie ma go. P godziny temu na jego pokad weszo
dwch naszych ludzi. Musisz natychmiast porozmawiac z Mzgiem!

- Co si stao ze statkiem. Mzgu? - zapytaa Susan Calvin silac si na spokj.
- Ze statkiem, ktry zbudowaem? - zapyta radosnie Mzg.
- Wasnie. Co si z nim stao?
- Nic, zupenie nic. Dwoje ludzi, ktrzy mieli go przetestowac byo juz na pokadzie, a wic
wystrzeliem go w Kosmos. Wszystko w porzadku.
- Och... to bardzo adnie - psycholog poczua nage trudnosci w oddychaniu. - Czy jestes pewny,
ze nic im si nie stanie?
- Absolutnie nic, panno Susan. Zatroszczyem si o to. To pikny statek.
- Tak, to pikny statek, ale czy maja odpowiednia ilosc zywnosci? Jest im tam wygodnie?
- Maja mnstwo jedzenia.
- Ale taki nagy start mg byc dla nich szokiem. Pomyslaes o tym?
Mzg zamilk na chwil.
- Wszystko bdzie w porzadku. To powinno byc dla nich interesujace.
- Interesujace? W jaki sposb?
- Po prostu interesujace - odpar krtko Mzg.
- Susan - szepna jej w ucho Lanning. - Zapytaj go, czy jest w tym jakies niebezpieczenstwo.
Zamknij si! - warkna. Zamkna oczy i zamyslia si nad czyms gboko. Po chwili drzacym
gosem ponownie zwrcia si do Mzgu:
- Czy mozemy w jakis sposb skomunikowac si ze statkiem?
- Och, usysza was, jesli wywoacie ich przez radio. Zajaem si tym.
- Dzikuj. To na razie wszystko.
Bdac juz na zewnatrz, Lanning wybuchna:
- Na Galaktyk, Susan, musimy cos z tym zrobic. Jezeli to si rozniesie, bdziemy skonczeni.
Musimy ich zawrcic. Dlaczego nie zapytaas go, czy istnieje ryzyko smierci?
- Poniewaz wasnie o to nie wolno nam pytac - odpara ze znuzeniem w gosie psycholog. Jezeli
to przypadek dylematu, to oczywiscie zachodzi mozliwosc smierci. A co bdzie, jezeli rozsypie
si pod wpywem takiego pytania? Sami nie damy rady sprowadzic tego statku z powrotem.
Posuchaj, Mzg powiedzia, ze mozemy si nimi skomunikowac. A wic zrbmy to i postarajmy
si ich zlokalizowac. Oni sami prawdopodobnie nie moga pilotowac tego statku. Mzg robi to za
nich. Chodzmy!

Zanim Gregory Powell doszed do siebie, mina dobra chwila. Wciaz oszoomiony zamruga
oczami i pokrci wolno gowa.
- Mike - wyszepta w koncu. - Czues jakies przyspieszenie0
- Co? - spojrzenie Donoyana byo puste i bez wyrazu. - Nie... nie.
Nagle zerwa si gwatownie i podbieg! w kierunku iluminatora. Pokazywa to samo. co
poprzednio - czern Kosmosu i migocace gwiazdy.
- Greg - odwrci si w stron Powella. - Cholera. oni zagrali z nami w jo-jo. Wystrzelili nas, gdy
bylismy na pokadzie. Podejrzewali, ze zechcemy si z tego wycofac.
- Nie opowiadaj gupstw - odpar Powell. - Jaki sens miaoby umieszczenie nas w tej maszynce,
kiedy nie wiemy nawet, jak nia sterowac? Jak mielibysmy wrcic? Nie. ten statek wystrzeli sam
i to w dodatku bez zadnej zauwazalnej akceleracji - podnis si z fotela i niepewnie podszed do
drzwi. Echo odbijajace si od scian powtarzao rytm jego krokw.
- Mike, to najdziwniejsza sytuacja, w jakiej si kiedykolwiek znalezlismy - powiedzia
bezbarwnie.
- No pewnie - rzuci gorzko Donovan. - Dopki o tym nie wspomniaes sadziem, ze jestesmy na
majwce.
Powell zignorowa wymwk w jego gosie.
- Zadnego przyspieszenia. To znaczy, ze silniki statku pracuja w oparciu o odmienne od
wszystkich znanych zasad.
- Od zasad, ktre my znamy.
- Od wszelkich zasad. Nie ma tu zadnych pulpitw do sterowania rcznego. Nie ma zadnych
widocznych silnikw. Do diaba, nic z tego nie rozumiem. Byc moze sa wbudowane w sciany, co
tumaczyoby ich niezwyka grubosc.
- Co ty tam mruczysz pod nosem? - zapyta Donovan.
- Dlaczego nie suchasz? Mwi, ze obojtnie jaka sia porusza nasz statek, nie jest widocznie
przewidziane, aby manipulowac nim rcznie. Cay statek znajduje si pod kontrola z Ziemi.
- Pod kontrola Mzgu?
- A dlaczego nie?
- A wic uwazasz, ze musimy tu pozostac, dopki Mzg nie zdecyduje si sciagnac nas z
powrotem?
- Wasnie. Musimy czekac. Mzg jest tylko robotem i musi przestrzegac Prawa Pierwszego. Nie
moze wyrzadzic krzywdy czowiekowi.
- Jestes pewny? - Donovan powoli usiad. - Ten cay bajzel z silnikami hiperatomowymi rozozy
Mzg Zjednoczonych, poniewaz jajogowi twierdza, ze podrz w nadprzestrzeni pociaga za soba
smierc czowieka. A nasz Mzg otrzyma dokadnie takie same dane. I ty jeszcze chcesz mu
ufac?
Powell szarpna gniewnie koncwki wasw.
- Nie udawaj Mike, ze nie znasz podstaw robotyki. Zanim robot nawet zacznie robic cos, co moze
doprowadzic do zamania Prawa Pierwszego, to natychmiast przepala mu si tyle obwodw, ze
staje si bezuzyteczna kupa zomu. Dlaczego ciagle narzekasz? Przeciez widac, ze Mzg troszczy
si o nas. To miejsce jest ciepe, ma swiato i swieze powietrze. Nie byo nawet dostatecznie
silnego przyspieszenia, aby zburzyc te twoja wspaniaa fryzur.
- Naprawd? Greg, zastanw si. To wszystko nie jest takie proste. Co bdziemy jedli? Co pili?
Jak wasciwie wrcimy? A w przypadku jakiegos niebezpieczenstwa, awarii, jak stad
wyjdziemy? Widziaes jakies skafandry kosmiczne? Ja nie widziaem tu nawet azienki czy tych
niewielkich udogodnien, ktre wiaza si z azienka. Tak ma wygladac ta opieka Mzgu?
Gos, ktry przerwa Donovanowi nie by gosem Powella. Wydawa si nie nalezec do nikogo.
Stentorowy i metaliczny, dochodzi ze wszystkich stron dookoa:
"GREGORY POWELL! MICHAEL DONOVAN! GREGORY POWELL! MICHAEL
DONOVAN! PODAJCIE NAM SWOJA OBECNA POZYCJJ! JEZELI STATEK REAGUJE
NA PRZYRZADY STEROWNICZE, WRACAJCIE NATYCHMIAST DO BAZY! UWAGA!
GREGORY POWELL! MICHAEL DONOVAN!"
Wiadomosc powtarzaa si mechanicznie, z nastpujacymi po niej krtkimi przerwami.
- Skad to wasciwie dochodzi? - zapyta zaintrygowany Donovan.
- Nie wiem - gos Powella by zduszonym szeptem. - A skad si bierze to oswietlenie? Skad si to
wszystko tutaj bierze?
- Wic jak mamy im odpowiedziec? - rzuci gniewnie Donovan. Rozmawiali w przerwach
pomidzy powtarzajaca si regularnie wiadomoscia.
Ale sciany byy gadkie - po prostu wypolerowany metal.
- Musimy wykrzyczec nasza odpowiedz - podsuna Powell.
Sprbowali. Krzyczeli na przemian, a potem rwnoczesnie: - Pozycja nieznana! Statek bez
kontroli! Warunki ze!
Na przno. Krtkie, rzeczowe zdania zaczy byc ozdabiane dosadnymi przeklenstwami, ale
zimny, wywoujacy ich gos powtarza swa wiadomosc wciaz i wciaz.
- Nie sysza nas - szepna zrezygnowany Donovan. - Widocznie nie ma tutaj nadajnika, tylko
odbiornik... - zamilk i zapatrzy si ponuro w scian.
Stopniowo wywoujacy ich gos zacza tracic na swej oguszajacej mocy. Krzyknli jeszcze raz,
gdy zmieni si w szept i ponownie, gdy zamilk juz ostatecznie.
Pitnascie minut pzniej Powell westchna i apatycznie zaproponowa:
- Przejdzmy si jeszcze raz po statku. Przeciez musi byc tutaj cos do zjedzenia - nie zabrzmiao to
pocieszajaco. Byo raczej smutnym przyznaniem si do porazki.
Rozeszli si w korytarzu na prawo i lewo. Odbijajace si od scian echo cizkich krokw
pomagao im ustalic swoje wzajemne poozenie. Czasami spotykali si na jakims zakrcie,
spogladali po sobie i rozchodzili ponownie.
Nagie poszukiwania Powella dobiegy konca i w tej samej chwili usysza podekscytowany gos
Donovana.
- Hej, Greg, ten statek ma jednak jakies instalacje. Jak to si stao, ze nie zauwazylismy ich
wczesniej?
Odnalaz Powella dopiero pic minut pzniej i to wasciwie za sprawa czystego przypadku.
- Jednak w dalszym ciagu nie widz tu porzadnej wanny... - zacza i nagle gos mu zamar.
- Jedzenie - wykrztusi wreszcie.
Czsc sciany bya odsunita, ukazujac wnk z dwiema peczkami. Grna wypeniona bya nie
znakowanymi puszkami najrozmaitszych ksztatw. Emaliowane puszki na nizszej pce byy
jednakowe. Gdy Donovan dotkna jednej z nich, poczu przejmujace zimno. Dolna poowa bya
zamrozona.
- Jak... Jak...
- Nie byo tego wczesniej - powiedzia w zamysleniu Powell. - Gdy wszedem przez te drzwi,
czsc sciany - po prostu odsuna si na bok.
Zacza jesc. Puszki byy typem samoogrzewajacego si pojemnika, z doaczona yzeczka. Juz po
chwili zapach goracej fasoli rozszed si po korytarzu.
- ap si za puszk. Mike!
Donovan zawaha si przez chwil.
- A jakie jest wasciwie menu?
- Skad mog wiedziec? I czego si wasciwie spodziewasz?
- Nie wiem, ale jak do tej pory na wszystkich statkach jadaem wyacznie fasol. Przyjemna
byaby jakas odmiana - zapa za byszczaca puszk, ktrej ksztat nasuwa mie skojarzenie z
ososiem. Otwierao si dopiero w odpowiedniej temperaturze.
- Cholera, fasola! - warkna Donovan i signa po kolejna puszk.
Powell pociagna go za spodnie.
- Lepiej to zjedz, soneczko. Dostawy sa limitowane, a przeciez nie wiemy, jak dugo tu
bdziemy.
- I to juz wszystko? Sama fasola? - mrukna z niechcia Donovan.
- Na to wyglada.
- A co jest na nizszej pce?
- Mleko.
- Mleko? - wykrzykna zaskoczony Donovan.
- Przynajmniej przypomina mleko.
Gdy wyjli ze schowka po dwie puszki mleka i fasoli, czsc sciany zasuna si ponownie
tworzac jednolita powierzchni.
- Wszystko automatyczne - westchna Powell. - W zyciu nie czuem si tak bezradny, jak teraz.
Gdzie sa te twoje instalacje?
- Niedaleko. I takze ich nie byo, gdy szlismy tamtdy po raz pierwszy.
Pitnascie minut pzniej byli juz ponownie w pomieszczeniu z iluminatorem i zajli miejsca w
stojacych naprzeciwko siebie fotelach.
Powell z dziwnym napiciem wpatrywa si w jedyna w tym pomieszczeniu tarcz. Pozycja
strzaki wciaz wskazywaa wyraznie cyfr zero.

W biurze kierownictwa Korporacji trwaa goraczkowa narada. Mwi wasnie Lanning. i to
tonem, ktremu daleko byo do opanowanego:
- Oni po prostu nie odpowiadaja. Prbowalismy na wszystkich dugosciach fal, tekstem
otwartym, a nawet na falach subeterowych. Czy Mzg wciaz nic nie mwi? - z tym pytaniem
zwrci si bezposrednio dc Susan Calvin.
- Przynajmniej nie dodaje nic nowego, Alfredzie - odpara - Mwi, ze sysza nas z caa
pewnoscia, a kiedy go naciskam, staje si... no cz, staje si po prostu ponury. Po raz pierwszy
spotykam si z czyms takim - syszeliscie kiedykolwiek o ponurym robocie?
- Chciabym, zebys nam jednak powiedziaa, do czego doszas - wtraci Bogert.
- Oczywiscie. A wic przyznaj, ze cakowicie panuje nad statkiem. Jest penym optymista jesli
chodzi o ich bezpieczenstwo, ale uparcie nie chce podac zadnych szczegw. Nie mam odwagi,
aby wyciagac z niego cos wicej na si. Wydaje mi si jednak, ze przyczyna zakcen w pracy
Mzgu tkwi wasnie w samym skoku nadprzestrzennym. Mzg wydaje si byc dziwnie
rozbawiony, gdy podejmuj t kwesti.
Spojrzaa uwaznie na pozostaych.
- Wyglada to na przypadek histerii. Mam nadziej, ze swoimi pytaniami nie wyrzadziam mu
zbytniej szkody, ale jestem rwnoczesnie przekonana, ze uda mi si go z tego wyciagnac. Dajcie
mi dwanascie godzin. Jezeli powiedzie mi si przywrcenie go do normy, sprowadzi statek.
Bogert sprawia wrazenie, jakby nagle dozna olsnienia.
- No wasnie - mrukna. - Skok nadprzestrzenny!
- O co chodzi? - gosy Lanninga i Calvin zlay si w jeden okrzyk.
- Te dane dotyczace silnika, ktre poda nam Mzg. Wasnie cos mi przyszo na mysl - wsta i nie
mwiac nic wicej wyszed z pokoju.
Lanning zerkna za nim i zwrci si do dr Calvin:
- Lepiej zatroszcz si o siebie, Susan.

Dwie godziny pzniej Bogert mwi z ozywieniem do Lanninga:
- Mwi ci, Lanning, ze to jest wasnie to. Skok nadprzestrzenny nie jest natychmiastowy -
przynajmniej nie przy szybkosciach rzdu prdkosci swiata. Zycie nie moze istniec... materia i
energia jako takie nie moga istniec w przestrzeni nieciagej. I to jest wasnie to, co zaatwio
robota Zjednoczonych.

Donovan czu si dokadnie tak, jak wyglada. Czyli paskudnie.
- Tylko pic dni? - zapyta.
- Tylko pic. Jestem tego pewien - odpar Powell. Donovan spojrza na niego ponuro. Gwiazdy w
iluminatorach wygladay znajomo, pozostaway jednak zupenie obojtne. Sciany byy jak
zwykle zimne w dotyku, swiata od jakiegos czasu paliy si nieznosnie jasno, a strzaka na
tajemniczej tarczy zawzicie tkwia na cyfrze zero. A w dodatku nie mg si pozbyc
uporczywego smaku fasoli.
- Potrzebuj kapieli - rzuci nieswoim gosem.
- Ja takze - Powell spojrza na niego przelotnie. - Mozesz wykapac si w mleku, jezeli obejdziesz
si bez picia.
- No cz, w koncu i tak bdziemy musieli obejsc si bez picia. Do diaba, Greg, kiedy to si
wreszcie skonczy?
- Nie wiem, Mike. Byc moze bdziemy tak po prostu lecieli. I w koncu gdzies tam dotrzemy. My,
albo przynajmniej py z naszych szkieletw - ale czyz nasza smierc nie powinna byc powodem
awarii Mzgu?
- Wiesz, Greg, nie mog przestac o tym myslec - mwi Donovan odwrcony do przyjaciela
plecami. - Nie za dobrze to wszystko wyglada. Jak do tej pory nie mamy tu za wiele do roboty -
mozemy tylko chodzic w kko, albo gadac do siebie. Znasz przeciez te historie o facetach
zaginionych w Kosmosie. Wariowali na dugo przedtem, zanim zaczli godowac. Nie wiem, jak
to powiedziec. Greg, ale od kiedy te swiata tak rozbysy, czuj si jakos dziwnie.
Na chwil zapada nerwowa cisza. Gdy Powell w koncu ja przerwa, w jego gosie pobrzmieway
nutki starannie maskowanego strachu:
- Ja takze, stary. Mozesz opisac symptomy?
Donovan odwrci si.
- Czuj, jakby mi wszystko w srodku pulsowao. Cizko mi oddychac. Greg, ja si po prostu
boj.
- Uhmm. Czujesz wibracje?
- Jakie wibracje?
- Przez chwil posiedz spokojnie i skup si. Nie usyszysz ich, ale wyczujesz - jakby cos trzso
caym statkiem i toba. Posuchaj...
- Taak... chyba masz racj. Co to moze byc? Powell w zamysleniu pogaska wasy.
- Nie wiem. Ale to moga byc silniki. Przygotowania do skoku.
- Do jakiego skoku?
- Do skoku nadprzestrzennego. Nie wiem. jak to bdzie wygladao, ale niech bogowie Przestrzeni
maja nas w swojej opiece.
Donovan przez chwil rozwaza cos w milczeniu, po czym ze zoscia powiedzia:
- A wic niech si stanie, co ma byc. Zauj tylko, ze nie mozemy walczyc, Takie czekanie nie
wiadomo na co jest po prostu upokarzajace.
W jakas godzin pzniej Powell spojrza na swa don zacisnita na metalowej porczy fotela i
poleci z lodowatym spokojem:
- Dotknij sciany, Mike.
Donovan uczyni to i mrukna:
- Drza, Greg.
Nawet gwiazdy wydaway si byc przycmione. Odniesli wrazenie, ze jakas niewiarygodna
maszyneria zaczyna gromadzic olbrzymia moc przygotowujac si do czegos, co do tej pory byo
sprzeczne z prawami wszechpotznej Natury. Sciany wydaway si drzec coraz silniej i silniej.
To przyszo nagle i towarzyszyo mu ostre ukucie blu. Powell targna si w fotelu, po czym
zesztywnia. Katem oka spostrzeg jeszcze Donovana i wydao mu si. ze syszy jego krzyk.
Potem zapada ciemnosc. Cos w jego wntrzu walczyo desperacko, prbujac uwolnic si spod
gstniejacej szybko warstwy lodu.
Wyrwao si wreszcie i zawirowao w blasku migocacego swiata i blu. Zawahao si...
- zakrcio
- i gwatownie stoczyo si
- w cisz!
Bya to smierc! Bez zadnego ruchu i zadnych doznan. Swiat mrocznej, niewyczuwalnej
swiadomosci; swiadomosci ciszy, ciemnosci i pozbawionej formy walki. Ale przede wszystkim
panowaa tam przerazajaca swiadomosc wiecznosci.
By tylko cienka, biaa nitka ego - wystraszona i zzibnita.
Nagle zda sobie spraw z obecnosci sw. gosnych i dzwicznych, zalewajacych go jak kipiel:
"Czy jestes zadowolony ze swej ostatniej trumny? Czemu nie sprbujesz niezrwnanej szkatuki
Morbida M. Cadavera? Sa one naukowo dopasowane do ksztatw ciaa i nasycone witamina B-
1. Szkatuki Cadavera to komfort. Pamitaj - umiera si tylko raz!"
Wasciwie nie by to dzwik, lecz cokolwiek to byo, rozpyno si wkrtce w oddali dudniacym
szeptem.
Biaa nic, ktra moga byc Powellem unosia si bezcelowo poprzez pozbawione tresci eony
czasu, istniejace wszdzie dookoa niego - i zapada si w siebie na przeszywajacy wrzask stu
milionw duchw, ktrych sto milionw gosw poaczyo si w koncu w piesn:

Uciesz si, gdy wreszcie zdechniesz, ty draniu, ty.
Uciesz si, gdy wreszcie zdechniesz, ty draniu, ty.
Uciesz si...

Uniosa si spiralnymi schodami przejmujacego brzmienia az do przenikliwej fali ultradzwiku,
przekraczajacej granic syszalnosci, a potem jeszcze wyzej...
Biaa nic drzaa pod wpywem pulsujacego blu. Nasili si...
Gosy byy zwyczajne - jednak byo ich niezwykle wiele. Byy jak gadajacy tum, jak wartki
strumien przepywajacy przez i jednoczesnie obok niego, pozostawiajacy za soba strzpki
przypadkowych, niezrozumiaych sw:
"I po co to robies, chopcze? Wygladasz na wykonczonego..."
"...wieczny ogien, ale znam przypadek..." "...dotarem az do Raju, ale stary sw. Piotr..." "Taak,
mam z tym facetem na pienku..." "Sam, suchaj, chodz tutaj..." "Masz jakiegos obronc?
Belzebub mwi..." "Idziesz, mj dobry diabeku? Mam wyznaczone spotkanie z Sza..."
Nagle wybi si przejmujacy, wscieky ryk, spychajac pozostae gosy na bok:
"SZYBCIEJ! SZYBCIEJ! Nie dajcie na siebie czekac! Takich jak wy mamy tutaj jeszcze wielu.
Przygotujcie certyfikaty: upewnijcie si. ze maja wyraznie odcisnita pieczc sw. Piotra.
Upewnijcie si, ze jestescie przy prawidowym wejsciu. Ognia starczy dla wszystkich. Hej ty -
TY TAM! Wracaj do szeregu, albo..."
Biaa nic, ktra bya Powellem cofna si gwatownie pod wpywem narastajacego ryku i
poczua nagle bolesne szturchnicie wskazujacego palca. Nagle wszystko eksplodowao tcza
dzwikw, ktre opaday fragmentami na obolaa gow.
Po chwili siedzia juz ponownie w fotelu, trzsac si z zimna.
Oczy Donovana otwieray si powoli, eksponujac lsniace nieprzytomnie zrenice.
- Greg - wystka szeptem, ktry przeszed w paczliwy jk. - Czy... byes martwy?
- Tak, chyba tak. A przynajmniej czuem si martwy - Powell nie mg rozpoznac wasnego,
ochrypego gosu.
Donovan czyni sabe wysiki, aby powstac na drzace nogi.
- Czy ponownie jestesmy zywi? A moze zmartwychwstalismy?
- Czuj si zywy - powiedzia niepewnie Powell tym samym ochrypym szeptem. - Czy...
syszaes cos, gdy... gdy byes martwy?
Donovan zamysli si i bardzo powoli skina gowa.
- Tak. A ty?"
- Tez. Cos o trumnach... kobiece spiewy... i te szeregi ludzi, ktrzy maszerowali do pieka. Ty
syszaes to samo?
Donovan potrzasna gowa.
- Tylko jeden gos.
- Gosny?
- Nie. Raczej nie, ale wiesz, przejmujacy, jak rysowanie metalem po szkle. To by jakis
duchowny. Opisywa ogien piekielny... no wiesz... - poczu wszystkie tortury.. ze si poci.

Przez iluminatory wpadao swiato. Byo sabe, bkitno-biae, a odlega kropka skad docierao
nie bya Soncem. Powell spojrza na wskazwk na tarczy i poczu, jak robi mu si sabo.
Strzaka wskazywaa cyfr 300.000 parsekw.
- Mike, jezeli to prawda, to musimy byc w innej galaktyce.
- Cholera, Greg, bylibysmy pierwszymi ludzmi poza Systemem Sonecznym.
- Wasnie. Ale jakim cudem? Suchaj, ten statek musi byc odpowiedzia. To oznacza
nieograniczona wolnosc dla wszystkich istot ludzkich - mozliwosc dotarcia do najdalszych
gwiazd! To fantastyczne!
Nagle opad cizko na fotel i ukry twarz w doniach.
- Mike, ale jak my stad wrcimy?
- Statkiem - Donovan usmiechna si sabo. - Statek nas tu przywiz i statek zabierze nas z
powrotem. Mog si o to zaozyc o puszk fasoli.
- Ale Mike, poczekaj... Jezeli zabierze nas z powrotem w taki sam sposb, w jaki przywiz nas
tutaj...
Donovan. ktry juz prawie zdoa si podniesc, opad cizko na fotel.
- Bdziemy musieli,., umrzec jeszcze raz. Mike.
- No cz - westchna Donovan. - Jak trzeba, to trudno. Przynajmniej dobrze, ze nie umieramy na
stale.

Susan Calvin od szesciu juz godzin prbowaa delikatnie wysondowac Mzg. Szesc
bezowocnych godzin. Bya juz zmczona - ciagym powtarzaniem, nadmiernie napita uwaga,
wszystkim. Mwia cichym, zmczonym gosem:
- Jest jeszcze jedna rzecz. Mzgu. Musisz uczynic wysiek, aby odpowiedziec w miar prosto.
Czy jestes zupenie pewny co do samej natury skoku? To znaczy czy wiedziaes, jak daleko
mozesz ich zabrac?
- Tak daleko, jak sami chcieli, panno Susan. I zapewniam pania, ze nie jest to zaden trick.
- A co zobacza tam, po drugiej stronie?
- To, co i tu. Gwiazdy i Sonca. A co pani przypuszczaa?
- Ale przybda tam zywi, prawda?
- Oczywiscie.
- I skok nadprzestrzenny nie wyrzadzi im zadnej krzywdy?
Gdy Mzg zamilk poczua, ze robi jej si nagle zimno.
A wic jednak! Dotkna sabego punktu.
- Mzgu - rzucia nerwowo. - Mzgu, syszysz mnie?
Odpowiedz bya saba, wahajaca si:
- Czy musz odpowiadac? O tym skoku?
- Nie, jezeli nie chcesz. Ale to mogoby byc interesujace... oczywiscie, gdybys zechcia.
- Och... wszystko pani psuje.
Nagle, w pojedynczym bysku zrozumienia dotara do niej caa nieprawdopodobna prawda.
- No tak - szepna do siebie. - Jak mogam byc tak slepa...
Na barkach poczua nieznosny cizar przepracowanych dni i nieprzespanych nocy. Wysza z
pokoju i ruszya prosto do biura Lanninga.
- Mwi ci, ze wszystko jest w porzadku. Nie, zostaw mnie teraz sama. Statek wrci bezpiecznie
razem z ludzmi, a ja musz odpoczac. Musz.

Statek powrci na Ziemi cicho i niepostrzezenie, tak sarno jak wyruszy. Gdy osiad juz
precyzyjnie na swym dawnym miejscu w doku, otworzya si sluza gwna. W chwil potem
pojawio si w niej dwch zmczonych mzczyzn, mruzac niepewnie oczy i pocierajac zarosnite
policzki. Jeden z nich. wasciciel bujnych, czerwonych wosw, opad na kolana i na betonowej
pycie ladowiska wycisna gosny pocaunek.
Machniciem rki nakazali odsunac si gromadzacym wok ludziom i kilkoma gniewnymi
gestami odesali biegnacych juz w ich stron pielgniarzy z noszami.
- Czy jest tu jakis prysznic? - zapyta ochryple Powell.
Zaprowadzono ich. W godzin pzniej za konferencyjnym stoem zasiad cay sztab
Amerykanskich Robotw.

Gdy Powell i Donovan zakonczyli juz swoja drobiazgowa relacj, jako pierwsza zabraa gos
Susan Calvin. Zdazya juz odzyskac swj lodowaty, w pewnym stopniu nawet cierpki spokj, ale
wciaz jeszcze w jej zachowaniu widoczne byy slady zakopotania.
- Aby wyjasnic wszystko do konca - zacza - musz powiedziec, ze wasciwie bya to moja
wina. Gdy po raz pierwszy przedstawilismy ten problem Mzgowi, poozyam szczeglny nacisk
na imperatyw, aby Mzg odrzuca kazda czsc informacji, ktra mogaby stworzyc jakikolwiek
dylemat. Wtedy wasnie powiedziaam cos takiego: "Jezeli w trakcie pytania natkniesz si na
fragmenty sugerujace ci smierc czowieka, to nie przejmuj si tym. Po prostu zatrzymaj si i
wycofaj ten fragment."
- No dobrze - mrukna Lanning. - Ale co z tego wasciwie wynikao?
- To oczywiste. Gdy wynika kwestia obliczen zawierajacych rwnania kontrolujace dugosc
skoku nadprzestrzennego okazao si, ze rwnoczesnie oznaczaja one smierc dla wszystkich istot
zywych na pokadzie statku. Tu wasnie zaama si Mzg Zjednoczonych. Ale ja, wydajac
polecenie naszemu Mzgowi pomniejszyam znaczenie smierci - co prawda niezupenie,
poniewaz Prawo Pierwsze nigdy nie moze byc zamane, ale dostatecznie, aby Mzg by w stanie
uporac si z tym rwnaniem. Dao mu to czas na uzyskanie pewnosci, ze po okresie trwania
samego skoku ludzie ponownie wrca do zycia. A wic innymi sowy, ta tak zwana "smierc" bya
fenomenem chwilowym, bez zadnych powazniejszych nastpstw. Rozumiecie?
Rozejrzaa si dookoa. Wszyscy suchali z niezwyka uwaga.
- Otz zaakceptowa to - kontynuowaa - ale nie bez pewnych trudnosci. Nawet swiadomosc
chwilowej smierci wytracia go z rwnowagi psychicznej - usmiechna si lekko. - A wic jako
metod chwilowej ucieczki od rzeczywistosci wytworzy w sobie cos, co mog nazwac tylko
poczuciem humoru. Po prostu sta si zartownisiem.
Powell i Donovan zerwali si na rwne nogi.
- Co takiego?! - wrzasna Powell.
Wyrazenie Donovana byo zbyt dosadne, aby mozna je byo przytoczyc w caosci.
- Dokadnie tak - odpara Calvin. - Dba o wasze bezpieczenstwo, ale nie mogliscie obsugiwac
zadnych urzadzen, poniewaz nie byy przeznaczone dla was. Moglismy mwic do was przez
radio, ale wy nie mogliscie odpowiedziec. Mieliscie mnstwo jedzenia, ale tylko mleko i fasol.
Potem umarliscie - w pewnym sensie - i powrciliscie do zycia, ale okres waszej smierci zosta
hmm... uatrakcyjniony. I naprawd chciaabym si dowiedziec, jak on to wasciwie zrobi?
Wasza smierc to by jego najlepszy zart, ale nie mia on na celu wyrzadzenie wam zadnej szkody.
- Nie chcia zadnej szkody! - warkna Donovan. - Zauj tylko jednego: ze ten metalowy pajac nie
ma zadnych kosci do poamania.
Lanning uspakajajacym ruchem unis rk.
- W porzadku. Wyglada na to, ze kopoty mamy juz za soba. Tylko co dalej?
- Musi byc jakis sposb - waczy si Bogert - aby obejsc to zjawisko "smierci" podczas skoku.
Mamy superroboty. a wic powinnismy si tym zajac. A wtedy -Amerykanskie Roboty miayby
patent na podrze midzygalaktyczne, a caa ludzkosc szans na stworzenie galaktycznego
imperium.
- A co ze Zjednoczonymi? - wtraci Lanning.
- Chwileczk! - przerwa Donovan. - Mam pomys. Przeciez wadowali Amerykanskie Roboty w
cakiem nieze tarapaty. Co prawda nie byy tak powazne, jak tego oczekiwali i ostatecznie
wyszo na nasza korzysc, ale ich intencje byy jasne, zas Greg i ja musielismy przejsc przez
wikszosc z tych tarapatw.
- Chcieli odpowiedzi, a wic niech ja dostana - kontynuowa. - Wyslijmy im ten statek i
zainkasujmy obiecane dwiescie tysicy plus koszty budowy. A jezeli zechca go przetestowac - no
cz, czy mimo wszystko nie sadzicie, ze Mzg zasuzy sobie na troch wicej zabawy?
- Dla mnie brzmi to wasciwie - powiedzia z powaga Lanning.
- I jesli mog zauwazyc - doda Bogert - miesci si scisle w warunkach kontraktu.

DOWD

Ale ostatecznie wszystko zakonczyo si pomyslnie - powiedziaa dr Calvin w zamysleniu. - Sam
statek, a potem inne tego typu stay si wasnoscia rzadowa, skok nadprzestrzenny zosta w duzej
mierze udoskonalony i od kilku juz lat w najblizszych systemach mamy rozwijajace si
pomyslnie kolonie ludzi. Ale nie to byo najwazniejsze.
Skonczyem juz obiad i obserwowaem ja poprzez dym z mego papierosa.
Najwazniejsza bya zmiana w umysach ludzi tutaj, na Ziemi. To si naprawd liczyo. Gdy si
urodziam, mody czowieku, konczya si wasnie ostatnia wojna swiatowa. Jest to mroczna
karta historii - ale jednoczesnie by to koniec nacjonalizmu. Ziemia staa si juz zbyt maa dla
rznych, skconych ze soba panstw totez zaczy si one skupiac w Regiony. Oczywiscie, zajo
to jakis czas. Gdy si urodziam, Stany Zjednoczone wciaz byy panstwem i jeszcze niezupenie
czscia Regionu Pnocnego. W rzeczywistosci, nazwa naszego Koncernu wciaz brzmi
Amerykanskie Roboty...
- A zamiana z panstw w Regiony, ktra ustabilizowaa nasza ekonomi i doprowadzia w efekcie
do tego, co nazywamy potocznie Zotym Wiekiem, zostaa takze spowodowana przez nasze
roboty.
- Mysli pani o Maszynach? - wtraciem. - Sam Mzg, o ktrym pani wasnie opowiadaa, by
jednoczesnie jedna z pierwszych Maszyn, prawda?
- Tak, to prawda. Ale nie chodzio mi wyacznie o Maszyny. Raczej o czowieka. Zmar zeszego
roku - w jej gosie niespodziewanie zabrzmia gboki smutek, - Albo przynajmniej odszed sam,
bo wiedzia, ze nie jest juz duzej potrzebny. Myslaam o Stephenie Byerley'u.
- Tak, domysliem si tego.
- Po raz pierwszy wystapi! publicznie w 2032 r. By pan wtedy jeszcze chopcem, a wic
niewiele pan z tego okresu pamita. W kazdym badz razie jego kampania na stanowisko
burmistrza bya najdziwniejsza w historii...

Francis Quinn naleza do grona politykw nowej szkoy. Wyrazenie to, jak zreszta wszystkie tego
typu, byo jednak najzupeniej mylace. Podstawy owych "nowych szk" zywcem przejto z
zycia politycznego starozytnej Grecji, a nawet byc moze, gdyby tylko wiedziano cos wicej na
ten temat, ze starozytnej Sumerii i Tracji.
Aby jednak uczynic nasza opowiesc bardziej przejrzysta nalezy stwierdzic, ze Quinn ani nie
urzdowa w biurze, ani nie zabiega o gosy wyborcw. Nie wygasza zadnych mw, nie
widziano go takze przy zadnej z urn wyborczych. Po prostu dziaa. Napoleon robi rwniez tylko
tyle pod Austerlitz.
Pewnego ranka siedzacy za biurkiem w swoim biurze w Korporacji, Alfred Lanning, rzuca
gniewne spojrzenia spod opuszczonych gstych, biaych brwi. Widac byo, ze wcale nie jest
zadowolony z wizyty goscia.
w gosc, ktrym by Francis Quinn, nie wydawa si zwracac na to wikszej uwagi. Jego gos
by profesjonalnie przyjacielski:
- Zakadam, ze zna pan Stephena Byerley'a, doktorze Lanning?
- Syszaem o nim. Wielu ludzi syszao.
- Tak, ja takze. Przypuszczam, ze przy nastpnej elekcji ma pan zamiar na niego gosowac?
- Jeszcze nie wiem - Lanning z rozdraznieniem wzruszy ramionami. - Nie sledz pilnie zycia
politycznego, a wic nawet nie wiem czy ubiega si o jakis urzad.
- Ubiega si, a jakze. Chce zostac naszym kolejnym Burmistrzem. Co prawda jest tylko
prawnikiem, ale jego dotychczasowe zasugi...
- Tak, tak, syszaem juz o tym - przerwa Lanning. - Ale czy zechciaby pan przejsc wreszcie do
rzeczy?
- Oczywiscie, panie Lanning - gos Quinna by ujmujaco grzeczny. - Otz chciabym, aby pan
Byerley pozosta adwokatem i sadz, iz w panskim interesie lezy, aby mi w tym dopomc.
- W moim interesie? - biae brwi Lanninga opady jeszcze nizej. - Przyznam, ze nie rozumiem.
- Powiedzmy, ze lezy to w interesie Korporacji. Przyszedem do pana jako do Honorowego
Dyrektora Naukowego, panie Lanning. Wiadomo mi, ze panski obecny status w firmie
przypomina "zasuzonego mza stanu". Panski gos jest w dalszym ciagu suchany z uwaga, lecz
jednoczesnie ma pan cos, co nazwabym swoboda w wyborze charakteru dziaania - nawet jezeli
dziaanie takie byoby troszeczk niezgodne z zasadami.
Lanning zamysli si na chwil, po czym spojrza na przybysza z nagym zainteresowaniem.
- Obawiam si, ze w dalszym ciagu pana nie rozumiem, panie Quinn.
- Nie dziwi si, panie Lanning, choc to przeciez takie proste. Pozwoli pan? - Quinn zapali
cienkiego papierosa i usmiechna si lekko. - Mwilismy o panu Byerley'u. To dziwny, a
zarazem niezwykle ciekawy osobnik. Jeszcze trzy lata temu by zupenie nieznany, a w tej chwili
jest postacia pierwszoplanowa. To mzczyzna o niezwykej sile przebicia i mozliwosciach.
Niestety, nie jest moim przyjacielem...
- Rozumiem - mechanicznie wtraci Lanning przygladajac si z uwaga paznokciom.
- W zeszym roku - kontynuowa swobodnie Quinn - postanowiem przyjrzec si troch blizej
zyciu pana Byerley"a. Gdyby pan wiedzia, w jak wielu przypadkach to pomaga... - przerwa na
chwil i usmiechna si ponownie. - Ale przeszosc pana Byerley'a jest nienaganna. Spokojne
zycie w maym miasteczku, wyksztacenie uniwersyteckie, zona, ktra umara modo, jeden
niezawiniony wypadek samochodowy, przeprowadzka do metropolii i wreszcie kariera
prawnicza.
Francis Quinn pokrci powoli gowa i doda:
- A jego obecne zycie... Aha, przypomniao mi si cos. Nasz prawnik nigdy nie je!
- Co takiego? - Lanning spojrza na Quinna ostrym nagle wzrokiem.
- On nigdy nie je - powtrzy wolno Quinn, kadac nacisk na poszczeglne sylaby. - Sprawdziem
to bardzo dokadnie. Nigdy nie widziano go, aby cokolwiek jad albo pi. Nigdy! Czy rozumie
pan znaczenie, tego sowa? Po prostu nigdy!
- Wydaje mi si to zupenie nieprawdopodobne. Czy az tak bardzo ufa pan swoim detektywom?
- Oczywiscie. Co wicej, nigdy nie widziano go, aby cokolwiek pi. Nie chodzi mi tutaj o
naduzywanie napojw alkoholowych. Nie widziano takze, aby kiedykolwiek spa. Sa jeszcze
inne sprawy, ale sadz, ze juz wie pan, co mnie do pana sprowadza.

Lanning opar gow o oparcie fotela. Przez chwil panowaa cisza. Potem stary dyrektor
potrzasna wojno gowa.
- Nie. Jezeli chce pan zasugerowac to, co wydaje mi si, ze pan chce, musz panu od razu
powiedziec, ze to zupenie niemozliwe.
- Alez on nie jest w peni czowiekiem, doktorze Lanning.
- Gdyby powiedzia mi pan, ze jest przebranym Szatanem, to istniaaby niewielka szansa, iz
mgbym w to uwierzyc.
- Mwi panu, doktorze Lanning, ze to robot.
- A ja powtarzam panu, panie Quinn. ze to najbardziej niedorzeczna koncepcja, jaka
kiedykolwiek syszaem. Ponowna chwila ciszy.
- Niemniej jednak spodziewam si, ze wyjasni pan t niedorzecznosc w ramach prac panskiej
Korporacji - Quinn z wystudiowana obojtnoscia zapali papierosa.
- Z pewnoscia nie zrobi niczego takiego, panie Quinn. Pan wydaje si powaznie sugerowac, ze
Korporacja bierze udzia w zyciu politycznym Regionu.
- Niemniej jednak nie ma pan wyboru. Przypuscmy, ze podam te fakty, bez sprawdzenia, do
wiadomosci opinii publicznej. Dowody sa wystarczajace...
- Nie sadz.
- ...a mog zapewnic, ze bda jeszcze lepsze. Z pewnoscia nie byoby to panu na rk, opinia
publiczna bowiem mogaby powaznie zaszkodzic interesom Koncernu. Sadz, ze zna pan scise
przepisy zabraniajace uzywania robotw na zamieszkaych swiatach?
- Oczywiscie - parskna Lanning.
- Wie pan, ze Amerykanskie Roboty sa jedynym wytwrca robotw pozytronowych w caym
Systemie Sonecznym, a jezeli Byerley jest robotem, to z caa pewnoscia jest wasnie robotem
pozytronowym. Zdaje pan sobie takze spraw, ze wszystkie roboty pozytronowe sa
wypozyczane, a nie sprzedawane, i ze Korporacja pozostaje wascicielem kazdego
wypozyczonego robota, a co za tym idzie, jest za niego w peni odpowiedzialna.
- Panie Quinn, mozemy atwo udowodnic, ze Koncern nigdy nie wyprodukowa robota typu
humanoidalnego.
- Czy wyprodukowanie takiego robota byoby mozliwe? Oczywiscie teoretycznie.
- Tak, byoby mozliwe.
- I oczywiscie w sekrecie, jak podejrzewam. Nawet nie przegladajac panskich ksiazek.
- Jesli chodzi o sam mzg, to w jego wytworzenie zaangazowanych jest tak wiele czynnikw, ze
sam proces pozostaje pod najscislejsza kontrola rzadowa.
- Tak, ale same roboty zuzywaja si, niszcza i sa remontowane.
- W takich wypadkach ich mzgi sa natychmiast niszczone.
- Naprawd? - po raz pierwszy Quinn pozwoli sobie na leciutka nut sarkazmu. - A gdyby
przypadkowo jeden mzg nie zosta zniszczony i czekaaby na niego gotowa struktura
humanoida?
- To niemozliwe!
- Bdzie pan musia udowodnic to rzadowi i opinii publicznej, wic dlaczego nie sprbuje pan
udowodnic mi tego wasnie teraz?
- Tylko jaki mielibysmy wasciwie w tym cel? - zapyta zirytowany nie na zarty Lanning. -
Przeciez to pozbawione wikszego sensu.
- Drogi doktorze Lanning. Dla Korporacji byoby niezwykle korzystnie zmusic poszczeglne
Regiony, aby zezwoliy na uzywanie robotw humanoidalnych na zamieszkaych swiatach.
Przeciez dawaoby to ogromne zyski! Lecz na szczscie uprzedzenie opinii publicznej do takich
praktyk jest zbyt wielkie. Zazmy, ze udaoby si wam przekonac do nich ludzi - zrczny
adwokat, dobry mer okazaliby si robotami. A wic dlaczego nie kupic takiego samego lokaja?
Rozumie mnie pan?
- Nie. I mwiac szczerze, to jest tak fantastyczne, ze az smieszne.
- A wic dlaczego nie chce pan tego udowodnic? A moze woli pan to zrobic na forum
publicznym?
Swiato w gabinecie byo przycmione, ale nie na tyle, by ukryc wyraz niesmaku malujacy si na
twarzy Lanninga, Powolnym ruchem dotkna przycisku na biurku i swiata w pomieszczeniu
zajasniay penym blaskiem.
- No dobrze - mrukna. - Zobaczymy.

Twarz Stephena Byerley'a z pewnoscia nie nalezaa do prostych w opisie. Wedug aktu urodzenia
mia 40 lat i na tyle wasnie wyglada, jednak ta prezencja charakteryzowaa czowieka zdrowego
i zadbanego.
Byo to szczeglnie widoczne, gdy si smia - a smia si wasnie teraz, gosno i rytmicznie, z
chwilowymi przerwami...
- Naprawd, doktorze Lanning. Ja... robotem?
Jednak chmurna twarz Lanninga daleka bya od usmiechu. Uczyni jakis nieokreslony gest w
kierunku siedzacej obok kobiety, ale ta pozostaa nieporuszona. W koncu przemwi, starannie
akcentujac wag wypowiadanych sw:
- To nie jest moja sugestia, sir. Poniewaz wiem, ze nasza Korporacja nigdy pana nie
skonstruowaa, jest pan - w sensie legislacyjnym - czonkiem spoecznosci ludzkiej. Ale z uwagi
na to, ze zostao nam przedozone powazne oswiadczenie przez czowieka o pewnej pozycji
spoecznej...
- Prosz nie wymieniac jego nazwiska, jesli ma to naruszyc granitowy mur panskiej etyki,
doktorze. Dla wygody dyskusji powiedzmy, ze by to Frank Quinn i prosz kontynuowac.
Zirytowany Lanning rzuci mu ostre spojrzenie i ciagna sztywniejszym tonem:
- No wic stanowczo stwierdza on, ze jest pan robotem. Wobec tego jestem zmuszony prosic
pana o pena wspprac w celu wyjasnienia tej niedorzecznej sprawy. Jezeli oswiadczenie tego
czowieka zostanie podane do wiadomosci opinii publicznej, nawet bez sprawdzenia faktw,
bdzie to powazny cios dla Korporacji, ktra reprezentuj. Czy rozumie pan moje stanowisko?
- Oczywiscie, wyrazi si pan dostatecznie jasno. Chociaz zarzut juz sam w sobie jest po prostu
smieszny. Prosz o wybaczenie, jesli poczu si pan dotknity moim wybuchem smiechu. Zatem
w jaki sposb mog panu pomc?
- To powinno byc proste. Musi pan tylko udac si do najblizszej restauracji i dac sobie zrobic
zdjcie w trakcie spozywania posiku - mwiac to Lanning opar si cizko o oparcie fotela.
Siedzaca obok niego kobieta w dalszym ciagu przygladaa si Byerley'owi z chodnym
zainteresowaniem. Jak do tej pory nie wypowiedziaa, ani sowa.
Palce Byerley'a przez chwil badziy po lezacym na biurku mosiznym przycisku do papierw.
- Nie sadz, abym mg wyswiadczyc panu t przysug - powiedzia w koncu.
Widzac, ze Lanning juz otwiera usta. podnis w gr rk.
- Niech pan posucha, doktorze Lanning. Doceniam to, ze uwaza pan caa spraw za wyjatkowo
nieprzyjemna i ze zosta pan zmuszony do zajcia si nia wbrew wasnej woli. Niemniej dotyczy
mnie ona w zbyt niezwyky sposb. aby moga byc tolerowana.
- Po pierwsze, dlaczego sadzi pan, ze Quinn - ta osoba o pewnej pozycji spoecznej, jak sam pan
to okresli - po prostu nie zmusza pana, aby robi pan to, co wasnie robi?
- A po drugie - kontynuowa - dlaczego osoba o takiej reputacji jak pan wystawia si na ryzyko
powaznego osmieszenia nie bdac pewna, czy za tym wszystkim nie kryje si cos jeszcze?
W oczach Byerley'a rozbysy iskierki humoru.
- Nie zna pan Quinna, doktorze Lanning. Potrafi tak spreparowac stay grunt, ze nawet kozica
poamaaby sobie na nim nogi. Przypuszczam, ze powiedzia panu o sledztwie, jakie podja w
zwiazku z moja skromna osoba?
- Dostatecznie, aby przekonac mnie, ze samemu Koncernowi byoby dosc trudno odeprzec te
zarzuty. Pan dokonaby tego o wiele szybciej i w sposb nie pozostawiajacy zadnych
watpliwosci.
- A wic uwierzy mu pan, gdy twierdzi, ze nie jem? Jest pan naukowcem, doktorze Lanning. a
wic prosz pomyslec logicznie: nie zaobserwowano, ze jadem, a wic nie jem - Q.E.D!1
- Stosuje pan dosc dziwna taktyk, panie Byeriey. Wrcz przeciwnie. Usiuj tylko wyjasnic cos,
co panu i Quinnowi wydaje si bardzo skomplikowane. Widzi pan, rzeczywiscie nie sypiam
duzo. a juz zupenie nie zdarza mi si to w miejscach publicznych. Jadam zawsze samotnie --
przyznaj, ze to dosc niezwyka przywara, ale zapewniam pana, ze zupenie niegrozna. Niech
mnie pan posucha, doktorze Lanning: zazmy, ze mamy polityka, ktry za wszelka cen chce
utracic kandydata do urzdu i w trakcie szperania w jego prywatnym zyciu natrafia na
smiesznostki. Chocby takie, jakie wasnie wymieniem. Przypuscmy w dalszym ciagu, ze aby
rozozyc przeciwnika na obie opatki przychodzi do panskiego biura jako idealny agent. Czy
naprawd sadzi pan, ze powie: "Taki a taki facet jest robotem, bo nie jada nigdy z ludzmi i nigdy
nie widziaem, aby zasna w srodku przemwienia, a kiedy zajrzaem do jego okna w gbokiej
nocy siedzia na zku z ksiazka, a jego lodwka bya pusta?" Jezeli ujaby to w ten sposb, z
caa pewnoscia zadzwoniby pan po kaftan bezpieczenstwa. Ale gdyby powiedzia: "On nigdy nie
je i on nigdy nie spi", wtedy szok takiego kategorycznego twierdzenia uczyniby pana slepym na
fakt, iz takie twierdzenie jest wasciwie niemozliwe do udowodnienia! Rozumie mnie pan?
- Rozumiem, sir - upiera si dalej Lanning. - Ale obalenie takiego twierdzenia wymagaoby z
panskiej strony tylko jednego: publicznego posiku.
Byerley westchna i odwrci si do kobiety, ktra wciaz go obserwowaa.
- Pani Susan Calvin, jak sadz?
- Tak, panie Byerley.
- Jest pani psychologiem w Amerykanskich Robotach, prawda?
- Jestem robotopsychologiem.
- Och, a czy psychicznie roboty rznia si tak bardzo od ludzi?
- To zalezy - Susan Calvin pozwolia sobie na chodny usmiech. - Roboty sa z gruntu przyzwoite.
Adwokat popatrzy na nia uwaznie i usmiechna si szeroko.
- Dobra odpowiedz. A wic jest pani robotopsychologiem, ale przede wszystkim kobieta. I zaoz
si, ze zrobia pani cos, o czym dr Lanning nawet nie pomysla.
- A cz takiego?
- Z pewnoscia ma pani w torebce cos do jedzenia. Na krtka chwil oczy Susan Calvin straciy
swj zwyky, obojtny wyraz.
- Zastanawia mnie pan, panie Byerley. Otworzya torebk, wyja soczyste jabko i wrczya mu
je bez sowa. Byerley powoli, nie spieszac si, odgryz potzny kawaek i powoli przekna.
- Widzia pan, doktorze Lanning?
Lanning usmiechna si z widoczna ulga.
- Byam oczywiscie ciekawa, czy pan rzeczywiscie je zje - powiedziaa Susan Calvin. - Ale nie
udowadnia to niczego, niestety.
Lanning ponownie zesztywnia.
- Dlaczego nie? - zapyta usmiechajac si Byerley.
- To oczywiste. Doktorze, gdyby ten czowiek by humanoidalnym robotem, byby jednoczesnie
perfekcyjna imitacja czowieka. Musiaby taki byc. W koncu obserwujemy innych ludzi przez
cae nasze zycie. Jezeli rzeczywiscie jest on robotem, to wypada tylko zaowac, ze nie jest to
dzieo Amerykanskich Robotw. Czy naprawd przypuszcza pan, ze ktos, kto przykada
niezwyka wag do takich szczegw, jak karnacja skry czy wyglad tczwki oka zapomniaby
o takich elementarnych sprawach, jak jedzenie i spanie? Nie sadz. A wic posiek nie moze byc
prawdziwym dowodem.
- Poczekajcie chwileczk - wtraci Lanning. - W koncu nie jestem takim gupcem, za jakiego
mnie oboje bierzecie. W tej chwili nie interesuje mnie problem czowieczenstwa pana Byerley'a.
Chc tylko pomc wyjsc Korporacji z tej paradoksalnej sytuacji. Dalej uwazam, ze publiczny
posiek zakonczyby caa spraw i to bez wzgldu na to, co zrobi Quinn. Detale mozemy
zostawic prawnikom i robotopsychologom.
- Drogi doktorze Lanning - wtraci agodnie Byerley.
- Zapomnia pan o politycznej stronie tego incydentu. Zalezy mi w takim samym stopniu, aby
zostac wybranym, jak Quinnowi, aby mnie zatrzymac. A tak przy okazji - czy zauwazy pan, iz
po raz pierwszy nazwa go po nazwisku? Wiedziaem, ze w koncu pan to zrobi.
- A co maja do tego wybory? - zapyta Lanning z rumiencami na policzkach.
- Opinia publiczna ma czasami dwa konce, doktorze. Jezeli Quinn rzeczywiscie ma zamiar
rozpoczac przeciwko mnie kampani twierdzac, ze jestem robotem, mam zamiar mu na to
pozwolic.
- To znaczy, ze pan... - Lanning by autentycznie wytracony z rwnowagi.
- Wasnie. Zaczekam, az sam ukrci sobie powrz na wasna szyj.
- Jest pan bardzo pewny swego.
- Chodzmy, Alfredzie - powiedziaa Susan Calvin wstajac. - Nie mozemy za tego czowieka
zmieniac zdania.
- A widzi pani? - usmiechna si uprzejmie Byerley. - Okazuje si, ze jest pani takze zwykym
psychologiem.

Wieczorem tego samego dnia, samochd Stephena Byerley'a zaparkowa na automatycznej
sciezce prowadzacej do garazu, a on sam przeszed przez sciezk i wszed do domu.
Siedzaca w fotelu na kkach postac uniosa gow i usmiechna si. Twarz Byerley'a rozjasnia
si gbokim uczuciem miosci. Podszed blizej.
Jedna poow twarzy kalekiego mzczyzny zdeformoway gbokie, rozlege blizny.
- Spznies si, Steve - gos by szorstkim, niewyraznym szeptem.
- Wiem, John, wiem. Ale miaem dzisiaj do rozwiazania zabawny i interesujacy problem.
- Jaki? - zniszczona twarz i zmieniony gos nie byy w stanie przekazac zadnej ekspresji, ale w
jasnych oczach bysna wyrazna obawa. - Cos, z czym nie mozesz sobie poradzic?
- Nie jestem pewny. Byc moze bd potrzebowa twojej pomocy. W koncu to ty jestes ten
najinteligentniejszy w rodzinie. Chcesz, zebym zabra ci do ogrodu? Jest taki pikny wieczr.
Silne ramiona Byerley'a niezwykle agodnie podniosy kalekiego mzczyzn z fotela. Przeszli
przez pokj, potem przez specjalna ramp wjazdowa dla wzka i znalezli si w ogrodzie na
tyach domu.
- Dlaczego nie pozwalasz mi korzystac z wzka, Steve? To gupie.
- Lubi si toba zajmowac. A zreszta nie przesadzaj, John. Myslisz, ze nie wiem. ze cieszysz si,
gdy choc na chwil pozbdziesz si tego cholernego wzka? Jak si dzisiaj czujesz? - powoli
posadzi kalekiego mzczyzn na dywanie z mikkiej trawy.
- A jak mam si czuc? Powiedz mi lepiej cos wicej o tych twoich kopotach.
- Kampania Quinna oprze si na twierdzeniu, ze jestem robotem.
Oczy Johna otworzyy si szeroko.
- Skad wiesz? To niemozliwe. Nie wierz.
- A jednak to prawda. Przysa do mnie dwoje znakomitych naukowcw z Amerykanskich
Robotw, aby wysondowali sytuacj.
Donie Johna powoli zacisny si w pisci.
- Rozumiem.
- Nie martw si. Mam pomys. Posuchaj i powiedz, czy mozemy to zrobic...

Wieczorne spotkanie w gabinecie Lanninga szybko przerodzio si w pojedynek spojrzen. Quinn
wpatrywa si zamyslonym wzrokiem w Lanninga, ktry piorunowa wzrokiem Susan Calvin.
Ona z kolei wpatrywaa si beznamitnie w Quinna. Wreszcie Quinn przerwa przeciagajaca si
cisz:
- To bluff. Gdyby tak zrobi, byby to koniec jego kariery.
- Czy gotw jest si pan o to zaozyc? - zapytaa obojtnym tonem Susan Calvin.
- No cz, to wy ryzykujecie.
- Niech pan posucha - przerwa mu agresywnie Lanning. - Zrobilismy to, o co pan prosi.
Bylismy swiadkami, jak ten czowiek jad. To smieszne upierac si, ze jest robotem.
- Pani tez tak uwaza? - Quinn zwrci si do Susan Calvin. - Lanning powiedzia, ze jest pani
ekspertem.
- Susan... - zacza Lanning gosem, w ktrym brzmiao cos na ksztat grozby.
- Dlaczego nie pozwoli jej pan mwic? - wpad mu w sowo Quinn. - Przeciez nie przysza tu po,
to, aby imitowac supek u bramy, prawda?
Lanning poczu ogarniajacy go niepokj. Od tego, co do tej pory doswiadczy, do pierwszej fazy
paranoi by juz tylko jeden krok.
- No dobrze, a wiec mw, Susan - skapitulowa. - Nie bdziemy ci przerywali.
Susan Calvin posaa mu pozbawione humoru spojrzenie, po czym jej zimne oczy spoczy na
twarzy Quinna.
- Sa tylko dwa sposoby, aby zdecydowanie okreslic, czy Byerley jest robotem, czy nie. Jak na
razie przedstawia nam pan tu dowody zupenie przypadkowe, ktrych w dodatku nie moze pan
wystarczajaco udokumentowac. Sadz, ze pan Byerley Doskonale zdaje sobie z tego spraw.
- Metody udowodnienia tego, jak juz wspominaam, sa dwie: fizyczna i psychiczna. Fizycznie
moze go pan przeswietlic, na przykad promieniami rentgena. Jak, to juz panski problem. Metoda
psychologiczna to studiowanie jego zachowania, bo jezeli byby robotem pozytronowym, musi
podporzadkowac si gwnym Prawom Robotyki. Zna pan te prawa, panie Quinn?
Zacytowaa mu je dokadnie, sowo po sowie, opierajac si na Podstawach Robotyki.
- Cos syszaem - przyzna ostroznie Quinn.
- A wic to proste - kontynuowaa psycholog. - Jezeli Byerley zamie ktrekolwiek z trzech
podstawowych praw bdzie to oznaczao, ze nie jest robotem. Niestety, jezeli zachowa si
zgodnie z nimi, takze nie udowodni to, ze jest robotem.
Brwi Quinna powdroway do gry.
- Niby dlaczego?
- Poniewaz, jezeli spojrzy pan na ten problem troch szerzej, dojdzie pan do wniosku, ze trzy
Prawa Robotyki sa gwnymi zasadami moralnymi ogromnej wikszosci systemw etycznych na
swiecie. Przeciez kazdy czowiek ma instynkt samozachowawczy, instynkt przetrwania. To
Prawo Trzecie dla robota. Takze kazdy czowiek z rozwinitym instynktem spoecznym i
systemem wartosci akceptuje polecenia wadzy zwierzchniej: swojego szefa, lekarza rzadu,
przestrzega prawa i porzadku - nawet jezeli sprzeczne jest to z jego wygoda czy
bezpieczenstwem. A to z kolei Prawo Drugie dla robota. I w koncu przeciez kazdy czowiek
powinien kochac blizniego swego jak siebie samego, dbac o zon i rodzin. To Prawo Pierwsze
robotyki. Innymi sowy, jezeli Byerley zachowuje si zgodnie z prawami robotyki, moze to
swiadczyc, ze jest robotem, ale rwnoczesnie moze swiadczyc takze o tym, ze jest bardzo
etycznym czowiekiem.
- To znaczy - powiedzia Quinn - ze pani nigdy nie bdzie w stanie udowodnic, ze on jest
robotem.
- Ale byc moze bd w stanie udowodnic, ze nie jest robotem.
- To niezupenie taki dowd, o jaki mi chodzio.

W gowie Lanninga zaswitaa nieoczekiwanie zupenie nowa mysl.
- Czy nie przyszo wam do gowy, ze funkcja prokuratora okrgowego to raczej dziwne zajcie
dla robota? Postpowanie sadowe w stosunku do ludzi - skazywanie ich na smierc, powodowanie
cierpienia...
- Nie, nie moze pan ujmowac tego w ten sposb - podchwyci z zapaem Quinn. - Funkcja
prokuratora nie czyni z niego czowieka. Czy znacie jego rozprawy sadowe? Czy wiecie, ze
zawsze szczyci si tym, ze nigdy nie skaza niewinnego czowieka? Ze uniewinnia ludzi,
poniewaz dowody zgromadzone przeciwko nim nie satysfakcjonoway go do konca, chociaz
prawdopodobnie mgby przekonac aw przysigych, aby skazaa ich na smierc?
Lanning pokrci gowa.
- Nie, Quinn. W prawach robotyki nie ma nic, co uwzgldniaoby ludzka win. Robot nie moze
sadzic, czy istota ludzka zasuguje na smierc, czy nie. On nigdy nie moze skrzywdzic czowieka,
obojtnie - skonczonego ajdaka, czy anioa.
- Alfredzie - przerwaa Susan Calvin zmczonym gosem. - Nie plec gupstw. A co si stanie,
jezeli robot natknie si na szalenca, podkadajacego wasnie ogien pod dom peen ludzi?
Powstrzyma tego szalenca, prawda?
- Oczywiscie?
- A jezeli jedynym sposobem na powstrzymanie go bdzie zabicie...
Lanning wyda z siebie nieokreslone chrzaknicie i zamilk.
- ...wtedy zrobiby wszystko, Alfredzie, aby go nie zabic. Gdyby jednak ten szaleniec zgina,
wtedy robot z pewnoscia wymagaby psychoterapii, poniewaz popadby w obd stojac przed
dylematem: zabic szalenca wbrew Prawu Pierwszemu, czy tez - zgodnie z tym Prawem - chronic
za wszelka cen wiksza ilosc ludzi? Ale fakt pozostaby faktem - zgina czowiek i zabi go
robot.
- A wic zakadamy, ze Byerley jest szalony? - zapyta Lanning z caym sarkazmem, na jaki byo
go stac.
- Nie. On osobiscie nigdy nie zabi zadnego czowieka. On tylko eksponuje fakty, ktre ukazuja
jakiegos czowieka jako niebezpiecznego wobec wikszej grupy ludzi, ktra nazywamy
spoeczenstwem. Ochrania t wiksza liczb zgodnie z maksimum potencjau Prawa Pierwszego.
Ale na tym jego rola si konczy. To sdzia skazuje oskarzonego na smierc lub wizienie, to kat
pozbawia go zycia. Byerley nie ma z tym nic wsplnego. On tylko ujawnia prawd i chroni
spoeczenstwo. Panie Quinn, musz si panu przyznac, ze od kiedy zwrci si pan do nas z caa
ta sprawa, przyjrzaam si blizej karierze pana Byerley'a. Zastanowio mnie tylko to, ze podczas
swych mw nigdy nie zwraca si bezposrednio do awy przysigych z wnioskiem o kar smierci.
Wiem takze, ze kiedys wystpowa publicznie z wnioskiem o zniesienie kary smierci, proponujac
ufundowanie w zamian zakadw, w ktrych kryminalisci poddawani byliby leczeniu
neuropsychiatrycznemu. Wydaje si bardziej wierzyc w skutecznosc leczenia, niz w kar za
popeniona zbrodni. To bardzo znaczace.
- Naprawd? - usmiechna si Quinn. - A moze znaczace dla zachowania robota?
- Byc moze. Nie bd zaprzeczaa. Dziaalnosc tego typu moze byc prowadzona przez robota,
lecz rwnoczesnie przez niezwykle uczciwego czowieka.
Zniecierpliwiony Quinn zwrci si do Lanninga:
- Doktorze Lanning, jest przeciez mozliwe zbudowanie robota typu humanoidalnego, ktry w
sposb perfekcyjny przypominaby istot ludzka, prawda?
- Musz przyznac, ze Amerykanskie Roboty istotnie przeprowadzay takie eksperymenty -
stwierdzi niechtnie Lanning. - Ale byy to eksperymenty bez pozytronowego mzgu,
oczywiscie. Uzywajac ludzkiej tkanki i przy odpowiedniej kontroli hormonalnej mozna
wyhodowac na silikonowym szkielecie misnie i skr, ktre opra si najdokadniejszym
badaniom. Oczy, wosy czy karnacja skry byyby naprawd ludzkie, a nie humanoidalne. Jezeli
doda pan do tego pozytronowy mzg i par zabawek jakie ma pan w srodku, otrzyma pan
doskonaego humanoida.
- Jak dugo trwaoby skonstruowanie takiego robota? - spyta krtko Quinn.
Lanning zastanowi si przez chwil.
- Jezeli miaby pan przygotowane cae wyposazenie... powiedzmy, jakies dwa miesiace.
Polityk wyprostowa si w swoim fotelu.
- A wiec bdziemy musieli zobaczyc, co pan Byerley ma w srodku. Ostrzegam: narobi to sporo
szumu wok Amerykanskich Robotw, ale mieliscie swoja szans.
Gdy zostali sami, Lanning zwrci si niecierpliwie do Susan Calvin: - Dlaczego upierasz si...
- Czego ty wasciwie chcesz? - przerwaa mu ostro. - Prawdy czy mojej rezygnacji? Nie bd
kamaa. A Korporacja z caa pewnoscia potrafi zadbac o siebie sama. Nie badz tchrzem.
- A co bdzie - zapyta Lanning - jezeli rzeczywiscie otworzy Byerley'a i posypia si z niego
kka i sprzynki? Co wtedy?
- Nie zrobi tego. Byerley jest dostatecznie inteligentny, zeby do tego nie dopuscic.

Na tydzien przed nominacja Byerley'a na kandydata na urzad Burmistrza, wiadomosc rozesza si
po miescie. Wasciwie sowo "rozesza si" jest nieodpowiednie. Wybucha jak bomba,
powodujac smiech i burz nieustannych spekulacji. A poniewaz za tym wszystkim krya si rka
Quinna, ktry bezustannie podgrzewa atmosfer, smiech stawa si coraz silniejszy, a spekulacje
coraz bardziej nieprawdopodobne.
Sama konwencja miaa w sobie cos z rozhukanego rumaka. Nie zaplanowano zadnego
wspzawodnictwa. Mianowany mg byc jedynie Byerley. Nawet teraz nie byo zadnego
zastpcy. Musiano go mianowac, ale wywoao to kompletny zamt.
Nie byoby to takie ze, gdyby przecitny osobnik nie pozostawa rozdarty pomidzy
potwornoscia zarzutu, gdyby okaza si prawdziwy, a sensacyjna fantazja, gdyby okaza si
faszywy.
W dzien po pospiesznej nominacji Byerley'a gazety opublikoway dugi wywiad z Susan Calvin,
ktra okreslay jako "swiatowego eksperta w dziedzinie robotopsychologii i pozytroniki."
Wywiad w dola oliwy do ognia.
Na to tylko czekali fundamentalisci. Nie byli zadna partia polityczna czy tez sekta religijna. Byli
po prostu ludzmi, ktrzy nie zdoali zaadaptowac si do tego, co kiedys nazwano Wiekiem
Atomu w dniach, kiedy atom by jeszcze nowoscia. Aktualnie mienili si wyznawcami Prostego
Zycia, ktre dla tych co je wiedli prawdopodobnie wcale nie byo takie proste.
Sami fundamentalisci w zasadzie nie wniesli nic nowego do wzrostu powszechnej niechci w
stosunku do robotw i ich wytwrcw, lecz wystapienie Quinna i pzniejsza analiza Susan
Calvin sprawia, ze niechc ta staa si widoczna.
Ogromne zakady - Amerykanskie Roboty stay si widownia tak licznych wystapien, ze musiay
zaangazowac armi uzbrojonych straznikw.
Dom Stephena Byerley'a w centrum miasta az roi si od policji.
Kampania polityczna oczywiscie utracia wszystkie swoje atrybuty i przypominaa kampani
jedynie w tym, iz bya czyms zapeniajacym luk pomidzy nominacja a elekcja.

Stephen Byerley nie pozwoli, aby niewielki czowieczek wchodzacy do jego gabinetu wytraci
go z rwnowagi.
Na zewnatrz domu, przed linia ponurych straznikw, oczekiwa podekscytowany tum
reporterw i fotografw, Jedna z bardziej przedsibiorczych stacji telewizyjnych wycelowaa
nawet kamer w kierunku wejscia do prostego domu prokuratora, a ozywiony sztucznie
komentator nie przestawa przemawiac do mikrofonu.
Niewielki czowieczek podszed pewnym siebie krokiem w stron Byerley'a, wyciagajac przed
siebie ogromny, gsto zadrukowany arkusz.
- To jest, panie Byerley, nakaz sadowy upowazniajacy mnie do przeszukania wszystkich
pomieszczen w celu stwierdzenia obecnosci nielegalnych hm... mechanizmw lub robotw.
Byerley wzia papier, przejrza go pobieznie i oddajac go usmiechna si ironicznie,
- Wszystko w porzadku. A wic prosz robic, co do pana nalezy. Pani Hoppen - zwrci si do
gospodyni, ktra pojawia si wasnie w drzwiach. - Prosz im pomc i wskazac wszystkie
pomieszczenia.
Niewielki czowieczek, ktrego nazwisko brzmiao Harroway, zawaha si na moment,
poczerwienia i prbujac pochwycic spojrzenie Byerley"a rzuci pod adresem towarzyszacych mu
policjantw:
- A wic chodzmy.
Dziesic minut pzniej by juz z powrotem.
- Tak szybko? - zby go Byerley tonem osoby, ktra nie jest zainteresowana caa ta sprawa.
Harroway odchrzakna i odezwa si agresywnie:
- Panie Byerley, nasze instrukcje przewidyway przeszukanie tego domu bardzo dokadnie.
- I cz stano na przeszkodzie?
- Powiedziano nam dokadnie, czego mamy szukac.
- A wic?
- Nie owijajac w bawen, panie Byerley, kazano nam sprawdzic przede wszystkim pana.
- Mnie? - adwokat wyda si byc szczerze rozbawiony. - A w jaki sposb ma pan zamiar to
zrobic?
- Mam przy sobie aparat Peneta...
- A wic chce mnie pan przeswietlic? A jest pan do tego upowazniony?
- Widzia pan nakaz.
- Czy mgbym zobaczyc go ponownie? Harroway, ktrego czoo lsnio za sprawa czegos wicej,
niz tylko zwykego entuzjazmu, poda mu go niechtnie po raz wtry.
- Tu jest napisane wyraznie, gdzie ma pan szukac - powiedzia spokojnie Byerley. - Cytuj:
"posiadosc mieszkalna nalezaca do Stephena Allena Byerley'a, mieszczaca si przy 355 Willow
Grove, razem z przylegajacymi do niej garazami, przybudwkami i innymi budynkami na terenie
posiadosci..." i tak dalej. Wszystko w porzadku. Ale nie ma tu nic, mj dobry czowieku, na
temat przeszukania mego wntrza. Nie jestem czscia posiadosci. Moze pan przeszukac moje
ubranie jezeli obawia si pan, ze ukrywam robota w kieszeni.
Harroway dobrze wiedzia, komu zawdzicza swoja obecna - lepiej patna - prac. Teraz musia
wykonac ja do konca.
- Niech pan posucha - rozpocza z lekka pogrzka w gosie. - Wolno mi przeszukiwac wszystkie
meble w panskim mieszkaniu i wszystko, co w nich znajd. A pan wasnie siedzi w fotelu,
prawda?
- Byskotliwe spostrzezenie. Ale ja nie jestem meblem, przyjacielu. I jako penoprawnemu
czonkowi spoeczenstwa - co mam udokumentowane oswiadczeniem psychiatrycznym -
przysuguja mi pewne prawa, ustanowione przez wadze Regionu. A wic uprzedzam pana, ze
przeszukiwanie mnie bdzie pogwaceniem mego prawa do intymnosci. Ten dokument nie daje
panu takich uprawnien.
- Oczywiscie, ale jezeli jest pan robotem, nie przysuguja panu zadne prawa.
- To prawda. Ale w panskim dokumencie okreslony jestem jako czowiek.
- Gdzie? - Harroway spojrza na papier.
- Tam, gdzie jest napisane: "posiadosc nalezaca do..." i tak dalej. Robot nie moze posiadac
zadnej wasnosci. I moze pan powiedziec swemu pracodawcy, panie Harroway, ze jezeli sprbuje
uzyskac podobny papier stwierdzajacy, ze nie jestem czowiekiem, natychmiast stanie przed
sadem pod zarzutem zniesawienia, gdzie bdzie musia udowodnic, ze rzeczywiscie jestem
robotem, na podstawie informacji posiadanych w chwili obecnej. Czy wyraziem si dostatecznie
jasno?
Harroway ruszy w stron drzwi. Nagle przystana i odwrci si.
- Twardy z pana gracz, panie Byerley - przez chwil sta nieruchomo, trzymajac rk w kieszeni.
Gdy wyszed, usmiechna si w stron kamer i pomacha rka w kierunku reporterw.
- Bdziemy mieli cos dla was jutro, chopcy. Macie na to moje sowo.
Gdy usadowi si juz w czekajacym samochodzie, z kieszeni wyja malenki aparacik i obejrza go
troskliwie. Pierwszy raz wykonywa zdjcia przenosnym aparatem Peneta. Mia nadzieje, ze
zdjcie rentgenowskie wyszo dobrze.

Quinn i Byerley nigdy jeszcze nie spotkali si twarza w twarz. Rozmowa przez wideotelefon bya
do tego czyms dostatecznie zblizonym. Tak naprawd rzeczywiste byy jedynie sowa, bowiem
twarze pozostaway zbiorem czarnych i biaych kropek na ekranie.
To Quinn by tym, ktry zainicjowa t rozmow. On tez przemwi jako pierwszy, zaczynajac
bez zbytnich ceregieli:
- Pomyslaem, ze zechce pan wiedziec, Byerley, ze zamierzam podac do wiadomosci opinii
publicznej fakt, iz nosi pan na sobie oson przeciwko promieniom Peneta.
- Ach tak? W takim razie juz pan to zrobi. Od paru tygodni moje wszystkie linie sa na
podsuchu, dlatego tez postanowiem zaszyc si w domu.
Ton gosu Byerley'a by miy, nieomal przyjacielski. Wargi Quinna zacisny si lekko.
- Ta linia jest ekranowana. Ale i tak podejmuj pewne ryzyko, dzwoniac do pana.
- Mog sobie wyobrazic. Nikt nie wie, ze to wasnie pan stoi za caa ta sprawa, prawda? A wic
mwi pan, ze nosz oson? Sadz, ze dowiedzia si pan o tym ze zdjcia, ktre panski piesek
zrobi pomimo mego kategorycznego sprzeciwu? I kiedy okazao si, ze zostao ono
przeswietlone?
- Chyba zdaje pan sobie spraw, Byerley, co to oznacza? Dla kazdego stanie si jasne, ze nie ma
pan odwagi poddac si badaniu promieniami rentgena?
- Jak rwniez ze pan czy tez panscy ludzie dokonali nielegalnego pogwacenia mego prawa do
intymnosci?
- Do diaba z tym, nikt nie bdzie o tym pamita.
- Niewiele przejmuje si pan prawami poszczeglnych obywateli, prawda? A ja wasnie uwazam
je za podstawowe i nienaruszalne. I wasnie dlatego nie poddam si badaniu promieniami
rentgena, a gdy zostan zaprzysizony bd czuwa, aby przestrzegano tego takze w stosunku do
innych obywateli.
- Z pewnoscia byoby to bardzo pikne przemwienie, panie Byerley, chociaz nie sadz, aby
ktokolwiek panu uwierzy. Zbyt grnolotne, aby byo prawdziwe. A tak przy okazji - zeszego
wieczoru w panskim domu nie byo wszystkich staych domownikw.
- Co pan powie?
Quinn signa w gab i na ekranie wideotelefonu pojawiy si trzymane przez niego jakies
papiery.
- Zgodnie z raportem, brakowao jednej osoby. Kaleki.
- Wasnie - przerwa spokojnie Byerley. - Sam pan powiedzia: "kaleki". Mj stary nauczyciel,
ktry mieszka razem ze mna, od dwch miesicy jest na wsi. Potrzebuje czegos, co potocznie
okresla si mianem "wypoczynku". Czyzby i na to potrzebowa panskiego zezwolenia?
- Panski nauczyciel? Jakis naukowiec?
- Zanim zosta kaleka, by wybitnym prawnikiem. Ma takze zezwolenie rzadowe na
przeprowadzanie prac badawczych w dziedzinie biofizyki we wasnym laboratorium. Wyniki
tych prac przedkadane sa odpowiednim czynnikom, do ktrych mog pana odesac. Jest to
rodzaj nieszkodliwego hobby dla tego biedaka. Pomagam mu w pewnym stopniu, rozumie pan.
- Rozumiem. A czy ten... ten nauczyciel... wie cos na temat produkcji robotw?
- Nie mog okreslic zakresu jego wiedzy w dziedzinie, w ktrej jestem zupenym laikiem.
- Czy moze posiadac pozytronowe mzgi?
- Niech pan zapyta o to swoich przyjaci z Amerykanskich Robotw. Oni powinni wiedziec.
- Panie Byerley, mwiac krtko panski kaleki nauczyciel jest prawdziwym Stephenem
Byerley'em. Pan natomiast jest robotem stworzonym przez niego. Mozemy to udowodnic. To on
uczestniczy w tym wypadku samochodowym, a nie pan. To takze mozemy sprawdzic.
- Naprawd? A wic zycz powodzenia.
- Mozemy takze atwo odszukac miejsce "wypoczynku" tego panskiego nauczyciela i sprawdzic,
co si tam wasciwie dzieje.
- Nie sadz, Quinn - usmiechna si szeroko Byerley. - Tak si nieszczsliwie dla pana skada, ze
mj nauczyciel jest czowiekiem powaznie chorym. Jego rezydencja na wsi jest miejscem jego
odpoczynku. To posiadosc prywatna i nie otrzyma pan zezwolenia na wejscie, opierajac si
jedynie na swych smiesznych przypuszczeniach. Niemniej jednak moze pan sprbowac.
Quinn wychyli si zblizajac twarz do ekranu. Zmarszczki na jego czole stay si doskonale
widoczne.
- Byerley, dlaczego pan to ciagnie? Pan nie moze zostac wybrany.
- Nie mog?
- A jak pan mysli? Czy naprawd sadzi pan, ze uporczywe odmowy uczynienia jakiejkolwiek
prby obalenia twierdzenia, ze jest pan robotem - a mgby pan uczynic to niezwykle atwo
amiac jedno z praw robotyki - nie obrci si w koncu przeciwko panu?
- Jedno co wiem to wasnie to, ze z mao znanego prawnika staem si nagle gwiazda pierwszej
wielkosci. I to dziki panu. Jest pan znakomitym publicysta.
- Ale pan jest robotem.
- To trzeba udowodnic.
- Zrobi to w stopniu wystarczajacym jeszcze przed wyborami.
- A wic czym pan si martwi? Wygra pan!
- Zegnam - wycedzi Quinn zjadliwie i wyaczy si.
- Do widzenia - powiedzia Byerley do pustego juz ekranu wideotelefonu.

Byerley przywiz swego "nauczyciela" z powrotem na tydzien przed wyborami. Powietrzna
takswka opada w odlegej dzielnicy miasta.
- Lepiej zostan tutaj do wyborw - powiedzia Byerley. - Gdyby cos poszo nie tak, lepiej zebys
przebywa od tego wszystkiego z dala.
- Istnieje niebezpieczenstwo rozruchw? - zapyta niewyraznym, bolesnym szeptem John.
- Prawdopodobienstwo istnieje, jak zwykle zreszta, ze strony fundamentalistw. Ale nie
spodziewam si niczego powaznego. Funkcjonuja raczej jako irytujacy czynnik. A wic
zostaniesz tutaj? Prosz. Nie bd soba martwiac si o ciebie.
- Dobrze, zostan. Wciaz myslisz, ze wszystko pjdzie dobrze?
- Jestem tego pewny. Czy nikt ci nie niepokoi?
- Nie. Nikt.
- A co z twoja czscia?
- Wszystko w porzadku. Nie powinno byc zadnych kopotw.
- A wic uwazaj na siebie, John. I jutro ogladaj telewizj - Byerley delikatnie uscisna poskrcana
don.

Gbokie zmarszczki na czole Lentona byy oznaka gbokiego niepokoju. Jego zadanie nalezao
do wyjatkowo niewdzicznych - prowadzi kampani, ktra dawno juz przestaa byc kampania -
dla czowieka, ktry nie dosc. ze odmawia ujawnienia swej strategii, to rwnoczesnie nie godzi
si na zadna inna.
- Nie mozesz! - byo to jego ulubione powiedzenie. W ciagu paru ostatnich dni byo to jego
jedyne powiedzenie. - Mwi ci, Steve, ze nie mozesz!
Stana w rozkroku przed prawnikiem, ktry siedzia wygodnie w fotelu. Wasnie przeglada
maszynopis swego przemwienia.
- Odz to, Steve. Suchaj, ten tum w wikszosci zozony bdzie z fundamentalistw. Nawet nie
dopuszcza ci do gosu. Prdzej juz obrzuca kamieniami. Dlaczego upierasz si, aby wystpowac
przed publicznoscia?
- Chcesz przeciez, zeby mnie wybrano, prawda? - zapyta spokojnie Byerley.
- Wybrano! Nie wygrasz, Steve. A ja prbuj uratowac ci zycie.
- Och, nie jestem przeciez w niebezpieczenstwie.
- On nie jest w niebezpieczenstwie! - Lenton wyda z siebie dziwaczny, zgrzytliwy jk. - A wic
upierasz si wyjsc na balkon i przemawiac sensownie do 50 tysicy szalencw jak jakis
sredniowieczny dyktator?
Byerley spojrza na zegarek.
- Za pic minut. Gdy tylko rozpocznie si czas antenowy.
Odpowiedz Lentona bya krtka i wzowata. Nie nadawaa si do przytoczenia.

Cizba ludzka kbia si gsto na obszarze otoczonym podwjnymi linami. Kazde drzewo i dach
pobliskich domw juz od rana miay swoich lokatorw. Reszta swiata, dziki kampanii Quinna
wlepia wzrok w wideoodbiorniki.
Ta ostatnia mysl przywoaa na twarz Byerley'a lekki pusmiech, ale szybko przesta si
usmiechac, gdy spojrza na rozfalowany w dole tum. W upalnym powietrzu atmosfera wrogosci
wydawaa si szybko gstniec.
Jego wystapienie juz od samego poczatku wasciwie trudno byo nazwac sukcesem. Napotkao
wycie nieprzyjaznego tumu i ochrype wrzaski fundamentalistw, ktrzy uformowali oddzielne,
agresywne grupy. Byerley przemawia dalej, wolno, bez emocji...
Siedzac w swym biurze przed ekranem wideo, Lenton rwa wosy z gowy i czeka na krew.

Nagle na placu powstao wyrazne zamieszanie. Jakis niewielki, o wytrzeszczonych oczach i w
przykrtkim ubraniu czowieczek przepycha si uparcie przez tum w kierunku balkonu. Za nim.
rwnie uparcie, przeciska si policjant. Byerley wreszcie zauwazy sprawc caego tego
zamieszania i wychyli si z balkonu.
- Co pan mwi? - zapyta, bowiem widac byo. ze wargi chudego mzczyzny poruszay si,
jednak gos gina w ryku tumu. - Jezeli ma pan jakies pytanie dotyczace elekcji, odpowiem panu
- zwrci si w kierunku stojacych obok straznikw. - Sprowadzcie tego czowieka tutaj.
W tumie wyraznie wyczuwao si wzrost napicia. Tu i wdzie podniosy si krzyki apelujace o
cisz i po chwili wrzaski rzeczywiscie zaczy cichnac. Chudy mzczyzna, dyszac cizko z
wyczerpania, stana! wreszcie twarza w twarz z Byerley'em.
- Ma pan do mnie jakies pytania? - zapyta spokojnie Byerley.
- Uderz mnie! - wrzasna nagle chudy mzczyzna zachrypnitym gosem i podnis do gry
brod.
- Uderz mnie! Mwisz, ze nie jestes robotem? Udowodnij to! Nie mozesz uderzyc czowieka, ty
draniu!
Na caym placu zapada zowieszcza, pena napicia cisza.
- Nie mam powodu, aby pana uderzyc - powiedzia Byerley przygladajac si z ciekawoscia
swemu rozmwcy.
Chudy mzczyzna rozesmia si.
- Bo nie mozesz mnie uderzyc. Nie uderzysz mnie! Nie jestes czowiekiem! Jestes cholernym
robotem!
Wargi Byerley"a zacisny si w waska lini. Na oczach caego tumu i przed milionami widzw
przed wideoodbiornikami, jego rka zatoczya krtki uk i grzmotna w podbrdek mzczyzny z
sia, ktra wyrzucia go w gr i po krtkim locie posaa w przeciwny kat balkonu. Podczas
caego tego wydarzenia twarz mzczyzny nie wyrazaa niczego, poza absolutnym zaskoczeniem.
- Przepraszam - powiedzia Byerley. - Zabierzcie go stad i dopilnujcie, zeby mu niczego nie
brakowao. Gdy skoncz, bd chcia z nim porozmawiac.
Gdy dr Calvin ruszya ze swego zastrzezonego miejsca na parkingu, tylko jeden reporter
dostatecznie szybko otrzasna si z szoku i zdazy rzucic si za nia zadajac tylko jedno pytanie.
- Jest czowiekiem - mrukna robotopsycholog przez rami.
To wystarczyo. Reporter pogna w sobie tylko znanym kierunku.
Reszt przemwienia okreslic mozna byo jako "mwione, ale nie suchane".

Dr Calvin i Stephen Byerley spotkali si ponownie na tydzien przed objciem przez niego funkcji
Burmistrza. Byo juz dobrze po pnocy.
- Nie wyglada pan na zmczonego - powiedziaa dr Calvin.
Burmistrz-elekt usmiechna si.
- Istotnie, rzadko si mcz. Ale prosz nie wspominac o tym Quinnowi.
- Nie zrobi tego. A wracajac do Quinna, wysnu on cakiem interesujaca hipotez. Az szkoda, ze
trzeba ja byo zniszczyc. Zna ja pan, mam nadziej?
- Tylko czsciowo.
- Bya niezwykle dramatyczna. Stephen Byerley by modym prawnikiem, utalentowanym
mwca, wielkim idealista - i ogromnie interesowa si biofizyka. Interesuje si pan robotyka,
panie Byerley?
- Och, tylko aspektem legalnym.
- Ten Stephen Byerley przejawia ogromne zainteresowanie. Lecz na nieszczscie zdarzy si
wypadek. Zona Byerley'a zgina, z nim los obszed si jeszcze gorzej. Straci nogi, twarz, gos.
Czsc jego umysu zostaa hm... zwichrowana. Nie mg poddac si operacji plastycznej. Odcia
si od swiata, kariery - pozostaa mu tylko nieprzecitna inteligencja i sprawne rce. Jakims
sposobem wszed w posiadanie pozytronowego mzgu - i to w dodatku najnowszej generacji,
przystosowanego do rozwiazywania skomplikowanych problemw natury etycznej - i zbudowa
dla niego wspaniae ciao. Wyszkoli go, aby sta si tym, czym on sam nie mg juz nigdy byc.
Wysa go w swiat jako Stephena Byerley'a, a sam pozosta zdziwaczaym, starym nauczycielem,
ktrego nikt nie zna...
- Na nieszczscie - powiedzia Burmistrz-elekt z usmiechem - zniszczyem te wszystkie bzdury
uderzajac wtedy tego czowieka. Gazety podaja, ze wasnie to przekonao pania, aby wydac
ostateczny werdykt, iz jestem czowiekiem.
- Prosz mi powiedziec jak to si wasciwie stao? To nie mogo byc zupenie przypadkowe.
- Bowiem istotnie nie byo. W duzej mierze zawdziczam to wszystko Quinnowi. Moi ludzie
zaczli, rozpuszczac plotki, ze nigdy nie uderzyem czowieka, ze jestem niezdolny do uderzenia
czowieka, ze gdy bdac sprowokowany nie uczyni tego, uzyska si wystarczajacy dowd, ze
nie jestem czowiekiem. A wic zaaranzowaem to gupie wystapienie przewidujac, ze w
atmosferze powszechnej histerii zawsze znajdzie si ktos, kto bdzie chcia sprawdzic ten zarzut
osobiscie. Przyznaj, ze by to z mojej strony pewien trick. Taki, w ktrym rozbudzone sztucznie
namitnosci wykonay za mnie caa robot. No i oczywiscie efekt emocjonalny tego wszystkiego
by taki, ze moja elekcja staa si pewna. A o to mi wasnie chodzio.
Robotopsycholog w zamysleniu skina gowa.
- Widz, ze istotnie wszed pan na moje poletko. Ale zgadzam si, ze byo to nieuniknione.
Chociaz wasciwie przykro mi, ze stao si tak, jak si wasnie stao. Lubi roboty. Lubi je
nawet bardziej niz ludzi. Jezeli kiedykolwiek bdzie stworzony robot, ktry stanie si sdzia, to
wierz, ze ze swych obowiazkw wywiaze si lepiej niz czowiek. Prawa Robotyki czynia go
niezdolnym do krzywdzenia ludzi, do tyranii, przekupstwa czy uprzedzen. A po odsuzeniu
odpowiedniego okresu po prostu odszedby - nawet pomimo tego, iz byby niesmiertelny -
poniewaz niemozliwym byoby dla niego skrzywdzenie ludzi poprzez ujawnienie, ze rzadzi nimi
robot. Byoby to prawie idealnie.
- Za wyjatkiem tego, ze pozytronowy mzg mimo wszystko nie posiada zozonosci mzgu
ludzkiego. To mogoby si odbic na sprawowanej przez niego funkcji.
- Och, mgby miec doradcw. Nawet ludzki mzg nie jest zdolny do sprawowania rzadw bez
pomocy z zewnatrz.
Przez chwil Byerley przyglada si Susan Calvin z zainteresowaniem. Nagle zapyta:
- Dlaczego pani si usmiecha, dr Calvin?
- Usmiecham si, poniewaz mimo wszystko Quinn nie pomysla o wszystkim.
- A wic uwaza pani, ze ta historia nie jest jeszcze zakonczona?
- Prawie. Przez trzy miesiace przed okresem elekcji, ten Stephen Byerley, o ktrym wspomina
Quinn, ten kaleka, z jakichs tajemniczych powodw by na wsi. Wrci akurat na to panskie
synne juz przemwienie. A w koncu, to co zrobi juz raz, mgby przeciez zrobic po raz drugi.
Szczeglnie ze ten drugi raz byby juz o wiele prostszy niz pierwszy..
- Obawiam si, ze niezupenie pania rozumiem, dr Calvin.
Kobieta wstaa i wygadzia fady sukienki. Bya gotowa do wyjscia.
- Tylko w jednym wypadku robot moze uderzyc czowieka nie amiac przy tym Prawa
Pierwszego. Tylko w jednym.
- Tak? A jaki to wypadek?
- Gdy osoba, ktra zostaa uderzona, jest takze robotem.
Usmiechna si ciepo i podesza w stron drzwi.
- Do widzenia, panie Byerley. Mam nadziej gosowac na pana za pic lat - gdy bdzie si pan
ubiega o urzad Koordynatora.
Stephen Byerley rozesmia si.
- No cz, musz przyznac, ze to dosc naciagnita koncepcja.
Cicho zamkna za soba drzwi.

Wpatrywaem si w nia z czyms w rodzaju przerazenia.
- Czy to prawda?
- Cakowicie.
- A wic ten wielki Byerley by po prostu robotem?
- Och, w tej chwili nie ma juz sposobu, aby si o tym przekonac. Osobiscie uwazam, ze by. Ale
gdy zdecydowa si umrzec, podda si atomizacji - tak wic nigdy nie uzyskano dostatecznego
dowodu. A zreszta, cz to wasciwie za rznica?
- No cz...
- Podziela pan powszechne uprzedzenia, ktre sa zupenie bezpodstawne. By bardzo dobrym
Burmistrzem, pic lat pzniej rzeczywiscie zosta Regionalnym Koordynatorem. A gdy w 2044
roku Regiony Ziemi sformoway Federacj, zosta pierwszym Koordynatorem Swiatowym.
Przeciez w tym czasie to wasnie Maszyny rzadziy swiatem.
- Ale...
- Zadne ale! Maszyny sa robotami i one rzadza swiatem. Dopiero pic lat temu odkryam caa
prawd. Byo to w 2052 roku. Byerley konczy wasnie druga kadencj jako Koordynator
Swiatowy...

KONFLIKT DO UNIKNIJCIA

Koordynator mia w swym prywatnym gabinecie oryginalna ciekawostk - kominek. Co prawda
czowiek sprzed kilku wiekw mgby go nie rozpoznac, jako ze utraci on juz swoje zwyke,
funkcjonalne znaczenie. Pomien buzowa w odseparowanej wnce za przegroda z kwarcowego
szka.
Szczapy drewna zapalano zdalnie drobna czastka tego samego strumienia energii, ktry dociera
do wszystkich budynkw socjalnych miasta. Ten sam guzik, ktry inicjowa zapon, suzy takze
do zdmuchiwania popiou i umozliwia napyw swiezego drewna - jak wic widac, by to
cakowicie automatyczny kominek.
Tylko ogien by prawdziwy: we wntrzu kominka zainstalowano mikrofon, wic mozna byo
syszec trzaskanie ponacych polan, no i oczywiscie widziec, jak pomien rozkwita w
podmuchach dostarczanego mu powietrza.
W grubych szkach okularw Koordynatora odbijay si w miniaturze tanczace wesoo pomyki.
Podobne pomyki odbijay si w lodowatych zrenicach jego goscia - dr Susan Calvin z
Amerykanskich Robotw.
- Wiesz przeciez, Susan, ze nie zaprosiem ci tutaj wyacznie po to, aby porozmawiac o
bahostkach - powiedzia Koordynator.
- Domysliam si tego, Stephen - odpara kobieta.
- Ale wciaz nie jestem pewien, jak mam wyrazic swj problem. Z jednej strony, moze si okazac
zupenie niewazny, z drugiej jednak - oznaczac koniec ludzkosci.
- Wszystkie problemy mozna rozwiazac, Stephen.
- Naprawd tak sadzisz? A wic posuchaj: World Steel donosi o nadprodukcji rzdu 20.000 ton.
Kana Meksykanski ma juz dwa miesiace opznienia. Kopalnie rtci w Almadenie maja deficyt
produkcji od zeszej wiosny, a z upraw hydroponicznych w Tientsinie zwalniani sa ludzie. To
tylko par spraw, jakie wydarzyy si ostatnio. Podobnych jest duzo wicej.
- Czy to powazne? Nie jestem ekonomistka, a wic trudno mi to ocenic.
- Samo w sobie nie. Do Almadeny mozna wysac ekspertw od wydobycia, gdyby sprawy
potoczyy si rzeczywiscie zle. Inzynierowie hydroponicy moga pracowac na Jawie lub Cejlonie,
jezeli w Tientsinie jest ich rzeczywiscie za duzo. Wyprodukowana nadwyzk 20 tysicy ton stali
przemys swiatowy spozytkuje w par dni, a otwarcie Kanau Meksykanskiego par miesicy
pzniej niz planowano takze nie bdzie miao wikszego znaczenia. To Maszyny mnie martwia -
rozmawiaem juz nawet o tym z waszym Dyrektorem Naukowym.
- Z Vincentem Silverem? Nic mi o tym nie wspomina.
- Bowiem specjalnie go o to prosiem.
- I co ci wasciwie powiedzia?
- O tym pzniej, jezeli pozwolisz. Teraz chciabym porozmawiac o Maszynach. I chciabym
porozmawiac o nich z toba, poniewaz jestes jedyna osoba na swiecie, ktra rozumie roboty na
tyle dobrze, aby mi pomc. A moze ujmuj to za bardzo filozoficznie?
- Dzisiejszego wieczora, Stephen, mozesz mwic jak ci si podoba pod warunkiem, ze powiesz
mi wreszcie, o co ci wasciwie chodzi.
- Ta niewielka nierwnowaga w naszym systemie podazy i popytu, o ktrej ci juz wspominaem,
moze stanowic pierwszy krok w stron ostatecznej wojny.
- Hmm. Mw dalej.
Susan Calvin, chociaz siedziaa w komfortowym fotelu, nie pozwolia sobie na relaks. Jej
chodna, o cienkich ustach twarz nie zmienia si z upywem lat i chociaz Stephen Byerley by
jedynym czowiekiem, ktremu ufaa cakowicie, nieatwo pozbywaa si nawykw, ktre
ksztatoway ja przez blisko siedemdziesiat lat zycia.
- Kazdy okres w rozwoju ludzkosci, Susan - mwi Koordynator - mia swj wasny, szczeglny
rodzaj konfliktu, swj wasny problem, ktry mg byc rozstrzygnity wyacznie sia. I za
kazdym razem okazywao si, ze sama sia nie bya wystarczajacym czynnikiem do jego
rozwiazania. Zamiast tego przeksztaca si on w seri konfliktw. by potem zniknac samoistnie
z... -jak to si mwio? - ach, "nie z hukiem, ale ze skowytem", kiedy zmieniay si warunki
ekonomiczne i socjalne. A potem pojawia si nowy problem i nowa seria wojen... Jest to, jak
widac, niekonczacy si cykl.
- Rozwazmy stosunkowo niedawne czasy - ciagna. - W okresie od szesnastego do osiemnastego
wieku trwa w Europie okres dynastycznych wojen, kiedy to najwazniejszym pytaniem byo, jaki
dom panowac ma na kontynencie: Habsburgw czy Burbonw? By to jeden z tych
"nieuniknionych konfliktw", poniewaz Europa najwyrazniej nie moga istniec rzadzona w czsci
przez jednych, a w czsci przez drugich.
- Ale okazao si, ze jednak moga. I zadna wojna nie zmiota jednych, wynoszac przy tym
drugich. Az do nowych rozruchw spoecznych we Francji w 1789 roku, kiedy to najpierw
Burboni, a potem Habsburgowie wyladowali na zakurzonym smietniku historii.
- W tych samych wiekach w Europie szalay nawet bardziej barbarzynskie wojny religijne, ktre
wybuchay na tle podobnego pytania: czy Europa ma byc protestancka czy katolicka? Nie moga
byc w poowie taka i w poowie taka. A wiec musia rozstrzygnac miecz - tyle ze nie
rozstrzygna. W Anglii formowaa si juz industrializacja, a na starym kontynencie rs nowy
nacjonalizm. W wieku dziewitnastym i dwudziestym mielismy cykl wojen nacjonalistyczno-
imperialistycznych, w ktrych najwazniejszym pytaniem byo: ktre czsci Europy maja
kontrolowac ekonomiczne zrda i nadwyzki produkcyjne pozostaej czsci swiata'? Oczywiscie
reszta swiata nie moga funkcjonowac jako czsc Anglii, Francji czy Niemiec - dopki ruch
nacjonalistyczny nie rozprzestrzeni si do tego stopnia, az zdecydowano, ze wszystkie pozostae
czsci swiata moga istniec zupenie samodzielnie. Takze i w tym przypadku nie dokonay tego
wojny - westchna. - A wic daje nam to podstawy do pewnych przypuszczen...
- Tak, Stephen, wyjasnies to juz dostatecznie jasno - przerwaa Susan Calvin. - Tylko wydaje mi
si, ze twoje spostrzezenia maja jednak pewne luki.
- Nie, Susan, nie masz racji. Sa to rzeczy oczywiste, ktre cay czas mamy przed oczami. I
wasnie dlatego tak trudno jest nam je zauwazyc. Jest takie powiedzenie: "Oczywiste, jak nos na
twarzy". Ile zobaczysz tego nosa, jezeli nie staniesz przed lustrem? W dwudziestym wieku
rozpoczlismy nowy cykl wojen - ale wasciwie jak powinnismy je nazwac? Ideologiczne?
Emocje religijne poaczone z systemami ekonomicznymi? I ponownie wojny te byy
"nieuniknione", lecz tym razem pojawia si juz bron atomowa, tak wic ludzkosc nie moga juz
sobie pozwolic na kolejna nieuchronnosc. Wtedy wasnie powstay roboty.
- Pojawiy si w sama por, a wkrtce po nich nastapia era podrzy nadprzestrzennych. Nie
wydawao si juz wazne, jaki system ma panowac nad swiatem: Adama Smitha czy Karola
Marksa. Po prostu oba straciy nagle na znaczeniu. Oba musiay si przystosowac i zakonczyy
ten proces prawie w tym samym miejscu.
- A wic deus ex machina w podwjnym sensie - skomentowaa Susan Calvin.
Koordynator usmiechna si lekko.
- Wasnie, Susan. Nie syszaem jeszcze, abys bawia si w dwuznaczniki, ale masz racj. Istniao
jednak inne niebezpieczenstwo. Koniec jednego problemu zazwyczaj dawa poczatek
nastpnemu. Nasza nowa ekonomia, oparta w duzej mierze na robotach, moga wytworzyc swe
wasne problemy, no i dlatego mamy Maszyny. Teraz ekonomia Ziemi jest staa i pozostanie
staa, poniewaz opiera si na decyzjach podejmowanych przez maszyny liczace, ktrych
najwazniejszym zadaniem jest troska o dobro ludzkosci, zgodnie zreszta z wszechwadna potga
Prawa Pierwszego. Ale chociaz Maszyny sa jedynie najwikszymi i najlepszymi wynalezionymi
do tej pory konglomeratami obwodw liczacych, to w dalszym ciagu roboty funkcjonuja w
obrbie znaczenia Prawa Pierwszego, wic caa ekonomia Ziemi pozostaje w zgodzie z najlepiej
pojtym interesem Czowieka. Wszyscy ludzie na Ziemi wiedza, ze nie bdzie juz bezrobocia,
spadkw lub brakw produkcji. Marnotrawstwo i gd to hasa w sownikach historycznych.
Podobnie rozwiazano problem posiadania srodkw produkcji. Ktokolwiek je aktualnie posiada
(jezeli takie sowo w ogle jeszcze istnieje) moze je uzywac tylko w sposb wytyczony przez
Maszyny - nie dlatego, ze jest do tego zmuszony, ale po prostu wie. ze w sposb jest najlepszy.
- Poozyo to kres wojnom: nie tylko ostatniemu cyklowi, ale takze wszystkim potencjalnym,
przyszym, chyba ze...
Przerwa i milcza przez duzsza chwil, az Susan musiaa wtracic:
- Chyba ze...
- Chyba ze Maszyny nie bda speniay swych funkcji.
- Rozumiem. Stad te wszystkie niedociagnicia, o ktrych wspominaes.
- Wasnie. Tych bdw nie powinno byc. Dr Silver powiedzia mi, ze one po prostu nie maja
prawa zaistniec.
- Czyzby zaprzecza faktom? To do niego niepodobne.
- Nie. Uznaje fakty, oczywiscie. Zaprzecza jedynie, jakoby jakikolwiek bad w Maszynie
odpowiedzialny by za tak zwany (to jego okreslenie) bad w odpowiedzi. Twierdzi, ze Maszyny
sa samoregulujace si i istnienie takiego bdu byoby w pewnym sensie pogwaceniem praw
natury.
- A ty powiedziaes, zeby jego chopcy mimo wszystko si upewnili.
- Susan, po prostu czytasz w moich myslach. Istotnie tak powiedziaem. Ale on odpar, ze nie
moze.
- Zbyt zajty?
- Nie, to nie to. Powiedzia, ze zaden czowiek nie jest w stanie tego zrobic. Mwi to naprawd
szczerze. Powiedzia mi takze, a ja mam nadziej, ze zrozumiaem go prawidowo, ze Maszyny
sa gigantycznymi ekstrapolacjami. Zesp matematykw pracowa caymi latami, aby opracowac
pozytronowy mzg, ktry wykonywaby kalkulacje okreslonego typu. Posugujac si tym
mzgiem stworzyli mzg jeszcze bardziej skomplikowany, i tak dalej. Wedug Silvera to, co
nazywamy Maszynami, jest rezultatem dziesiciu takich krokw.
- Tak, to brzmi prawdopodobnie. Na szczscie nie jestem matematykiem. Biedny Vincent. Jest
jeszcze taki mody. Dyrektorzy przed nim, Alfred Lanning i Peter Bogert juz nie zyja, a i oni nie
natknli si na tego typu problem. Ja takze nie. Byc moze wszyscy robotycy powinni juz odejsc,
poniewaz nie jestesmy w stanie zrozumiec naszych wasnych kreacji.
- Nie sadz. Maszyny nie sa supermzgami, chociaz tak przedstawia je dodatek w Sunday Times.
To wciaz tylko maszyny liczace, do ktrych mozna wprowadzic nieograniczona ilosc danych, a
one analizuja je prawie z szybkoscia swiata ekstrapolujac najkorzystniejsze rozwiazania. Ich
kontrola lezy juz poza mozliwosciami czowieka. Ale sprbowaem czegos innego.
- Sam zapytaem Maszyn - wyjasni po chwili. - W najscislejszym sekrecie wprowadzilismy
pierwotne dane. potem odpowiedz, a potem wprowadzilismy dane z aktualna sytuacja od czasu
nadprodukcji stali i spytalismy o wyjasnienie niezgodnosci.
- I jaka bya odpowiedz?
- Mog ci ja zacytowac: "Sprawa nie wymaga wyjasnienia". Kropka.
- A jak to zinterpretowa Vincent?
- Dwojako. Albo nie dostarczylismy Maszynie odpowiedniej ilosci danych co, jak przyzna
Silver, byo mao prawdopodobne, albo Maszyna nie moze przyznac, ze potrafi dac odpowiedz
na podstawie danych, w ktrych ukryte jest niebezpieczenstwo dla czowieka. To naturalnie
wchodzi w zakres Prawa Pierwszego. Wasnie dr Silver zasugerowa, ze powinienem
skonsultowac si z toba.
Susan Calvin wygladaa na bardzo zmczona.
- Jestem juz stara, Stephen. Gdy zmar Peter Bogert zaproponowano mi stanowisko Dyrektora
Naukowego. Odmwiam. Juz wtedy nie byam moda i nie chciaam ponosic dodatkowej
odpowiedzialnosci. Pozwolili modemu Silverowi zajac to stanowisko i sadz, ze by to suszny
wybr. Prosz ci Stephen, pozwl mi zachowac mj status. Moje badania rzeczywiscie dotycza
interpretacji zachowan robotw w swietle Trzech Praw Robotyki. Ale teraz mamy te
nieprawdopodobne maszyny liczace. Oczywiscie, sa maszynami pozytronowymi i musza
przestrzegac Praw Robotyki. Ale nie maja osobowosci i ich funkcje sa drastycznie ograniczone.
Musza byc, poniewaz sa tak niesamowicie wyspecjalizowane. Stad bardzo niewiele miejsca na
jakiekolwiek oddziaywanie na te prawa. Innymi sowy po prostu nie wiem, jak mog ci pomc.
Koordynator rozesmia si krtko.
- Niemniej jednak pozwl, ze powiem ci reszt. Powiem ci, co ja o tym wszystkim sadz, a ty
byc moze bdziesz w stanie stwierdzic czy jest to mozliwe w swietle robotyki.
- Postaram si.
- Dobrze. A wic widzisz, skoro Maszyny daja ze odpowiedzi, a ich przyczyna nie moze byc ze
funkcjonowanie, nasuwa si tylko jedno wytumaczenie. Po prostu otrzymuja zle dane! Innymi
sowy problem jest z ludzmi, a nie z robotami. A wic wybraem si w midzyplanetarna podrz
inspekcyjna...
- Z ktrej dopiero co wrcies do Nowego Jorku.
- Wasnie. Ta podrz bya konieczna, poniewaz w tej chwili posiadamy cztery Maszyny, z
ktrych kazda kontroluje jeden z Regionw Planetarnych. I wszystkie cztery podaja niedokadne
lub nawet bdne interpretacje danych.
- Och, przynajmniej to jest zrozumiae, Stephen. Jezeli ktrakolwiek z Maszyn jest niedokadna,
automatycznie odbija si to na rezultatach pozostaych trzech, poniewaz dane z wszystkich
czterech Maszyn uzupeniaja si wzajemnie tworzac jedna caosc informatyczna. Przy
faszywych zaozeniach otrzymujemy faszywe odpowiedzi.
- Tez mi si tak wydawao. Suchaj, mam tutaj zarejestrowane rozmowy z kazdym Regionalnym
Vice-Koordynatorem. Moze zechciaabys je ze mna przesuchac? Aha, jeszcze jedno. Syszaas
moze o nazwie "Spoeczenstwo dla Ludzkosci"?
- Tak. To odam fundamentalistw, ktrzy przez lata skutecznie hamowali proces zatrudnienia
robotw pozytronowych w przemysle. "Spoeczenstwo dla Ludzkosci" jest ruchem skierowanym
przeciwko Maszynom, prawda? - Wasnie, ale... no cz. posuchaj sama. Od czego zaczniemy?
Zacznijmy od Regionu Wschodniego.

Region Wschodni:
a - Obszar: 7.500.000 mil kwadratowych
b - Populacja: 1.700.000.000
c - Stolica: Szanghaj
Pradziadek Ching Hso-lina zosta zamordowany w trakcie inwazji Japonczykw na stare
Republiki Chinskie i nie byo nikogo, naturalnie oprcz jego penych szacunku dzieci, kto
opakiwaby jego utrat lub nawet wiedzia, ze zgina. Dziadek Ching Hso-lina przezy wojn
domowa pznych lat czterdziestych, ale oprcz jego penych szacunku dzieci nie byo nikogo,
kto wiedziaby o tym lub dla kogo miaoby to jakies znaczenie.
Ale to wasnie Ching Hso-lin by Regionalnym Vice-Koordynatorem majacym w swej pieczy
ekonomiczny dobrobyt poowy ludzkosci Ziemi.
Byc moze to wasnie byo powodem, dla ktrego jedyna dekoracj na scianach gabinetu Chinga
stanowiy tylko dwie mapy. Pierwsza bya starym, rcznym dzieem sztuki, zakreslajaca akr lub
dwa ziemi i przyozdobiona niemodnymi piktografami starych Chin. W poprzek wyblakych juz
znakw wia si waska odnoga rzeki, a wykonany delikatnymi pociagniciami pdzla wizerunek
kilku chat wskazywa miejsce, gdzie przyszed na swiat dziadek Chinga.
Druga mapa bya olbrzymia, o ostro zarysowanych granicach, zas wszelkie nazwy wypisano
cyrylica. Czerwony, oznaczajacy Region Wschodni obszar obejmowa swym zasigiem to, co
kiedys byo Chinami, Indiami. Birma, Indochinami oraz Indonezja. Na tej mapie, w dawnej
prowincji Syczuan znajdowa si malenki, prawie niewidoczny znaczek postawiony przez
samego Chinga, a oznaczajacy posiadosc przodkw.
Wasnie przed ta mapa sta teraz Ching, przemawiajac w swej nienagannej angielszczyznie do
Stephena Byerley'a:
- Nikt nie wie lepiej niz pan. panie Koordynatorze, ze moja praca tutaj to w ogromnym stopniu
czysta synekura. Zajmuj si co prawda pewnymi sprawami socjalnymi i administracyjnymi, ale
caa reszt wykonuje Maszyna. Co pan sadzi na przykad o naszych Zakadach Hydroponicznych
w Tientsinie?
- Wspaniae! - odpar z przekonaniem Byerley.
- To tylko jeden z tuzinw takich zakadw i do tego wcale nie najwikszy. Szanghaj, Batawia,
Kalkuta. Bangkok - sa o wiele wiksze i maja za zadanie wyzywic przeszo bilion ludzi.
- A jednak - przerwa mu Byerley - macie tu pewne kopoty z zatrudnieniem. Czyzbyscie
produkowali nadwyzki zywnosciowe? Absurdem byoby twierdzic, ze caa Azja cierpi na
nadmiar pozywienia.
Ciemne oczy Chinga zmruzyy si lekko.
- Nie, do tego jeszcze nie doszo. Prawda jest, ze w ciagu paru miesicy kilka cystern w
Tientsinie zostao zamknitych, ale nie jest to nic powaznego. Ci ludzie zostali zwolnieni tylko
czasowo i jezeli chca, moga zostac wysani do Colombo na Cejlonie, gdzie otwieramy wasnie
nowy zakad.
- A dlaczego wasciwie te cysterny zostay zamknite? Ching usmiechna si uprzejmie.
- Widz, ze niewiele pan wie o hydroponice. No cz, to byo do przewidzenia. Pochodzi pan z
Pnocy, a tam uprawa roli jest wciaz opacalna. Dla ludzi z Pnocy wygodnie jest myslec o
hydroponice - jezeli w ogle o niej mysla - jako o urzadzeniu umozliwiajacym wzrost rzepy na
kazdym zmienionym chemicznie podozu. W zasadzie to prawda, ale o wiele bardziej
skomplikowana. Naszym gwnym, a zarazem najwikszym plonem (ktrego procent stale
rosnie) sa drozdze. W tej chwili mamy w produkcji przeszo dwa tysiace szczepw drozdzy, a co
miesiac dodaje si kilka nowych. Podstawowa pozywk chemiczna dla tych szczepw stanowia
azotany i fosfory, acznie z odpowiednimi ilosciami niezbdnych metali sladowych, az do
mikroskopijnych czasteczek - rzdu milionowych czsci po przecinku - boru i molibdenu,
ktrych obecnosc takze jest wymagana. Materia organiczna to gwnie mieszanki cukru,
otrzymywane na drodze hydrolizy celulozy, lecz oczywiscie uwzgldnic nalezy takze i inne
skadniki. Aby uzyskac wydajny przemys hydroponiczny - taki, ktry umozliwiby wyzywienie
siedemnastu milionw ludzi - musimy zaangazowac si w ogromny program ponownego
zalesienia olbrzymich poaci Azji, musimy posiadac olbrzymie przetwrnie drzewa, aby
otrzymywac wystarczajaca ilosc celulozy, potrzebujemy energii, stali i syntetykw chemicznych.
- A po co te ostatnie?
- Poniewaz, panie Byerley, wszystkie te szczepy maja swoje wasne odmienne wasciwosci. A
jak juz powiedziaem, udao nam si wyhodowac dwa tysiace szczepw. Befsztyk, ktry jad pan
na obiad, to byy drozdze. Mrozone owoce, ktre jad pan na deser, byy mrozonymi drozdzami.
Udao nam si takze sprawic, ze drozdze wygladaja, smakuja i maja wszystkie wartosci
odzywcze mleka. To wasnie smak, nic innego czyni drozdze tak popularnym produktem i
wasnie ze wzgldu na smak stworzylismy sztuczne, bardziej wyrafinowane szczepy, ktre nie
moga byc juz duzej hodowane jedynie na podstawowej pozywce z soli i cukru. Jedna odmiana
potrzebuje biotyny, inna kwasu pterylglutamowego, a jeszcze inna siedemnastu rznych
aminokwasw lub witaminy B...
Byerley poruszy si niespokojnie w swym fotelu.
- Wasciwie w jakim celu mwi mi pan to wszystko?
- Pyta mnie pan, sir. dlaczego ludzie w Tientsinie pozbawieni sa pracy. Musz to wyjasnic
troch szerzej. Otz nie chodzi tylko o to, ze musimy miec te najprzerzniejsze odzywki dla
naszych drozdzy. Pozostaje jeszcze skomplikowany czynnik zmieniajacej si wraz z upywem
czasu popularnosci drozdzy, a takze mozliwosc wyhodowania nowych odmian, odpowiadajacych
nowym wymaganiom i o nowej popularnosci. Wszystko to musi byc przewidziane i tym wasnie
zajmuje si Maszyna.
- Ale nie w stopniu doskonaym.
- Nie bardzo doskonaym, ze wzgldu na komplikacje, o jakich wspominaem. Z tego tez
powodu, w tej chwili par tysicy pracownikw w Tientsinie pozostaje chwilowo bez pracy. Ale
straty w zeszym roku (straty w sensie albo wadliwej podazy, albo wadliwego popytu) nie
przekraczaja jednej dziesiatej procenta caego naszego obrotu produkcyjnego. Zwazywszy na to...
- W pierwszych latach dziaalnosci Maszyny liczba ta wynosia jedna tysiczna procenta...
- Tak, ale przez dekad, zanim Maszyna rozpocza operacje na powazna skal uzywalismy jej,
aby zwikszyc wydajnosc naszego tradycyjnego przemysu drozdzowego dwudziestokrotnie. Ze
wzrostem komplikacji nalezao si spodziewac pewnych niedociagnic, chociaz...
- Chociaz...?
- By dziwny przypadek Ramy Vrasayany.
- Co si takiego stao?
- Vrasayana odpowiedzialny by za zakady produkujace jodyn, bez ktrej co prawda drozdze
moga si obejsc, ale ludzie nie. Jego zakad zosta niejako zmuszony do bankructwa.
- Naprawd? Przez kogo?
- Przez konkurencj, moze pan w to wierzyc lub nie. Generalnie rzecz biorac, jedna z
najwazniejszych funkcji analizy maszynowej jest wskazanie najekonomiczniejszego sposobu
dystrybucji naszych produktw. Niedobrze jest miec obszary zaopatrywane w niewystarczajacym
stopniu, poniewaz koszty transportu sa zbyt wysokie w stosunku do produkcji. Podobnie
niedobrze jest miec obszary zaopatrywane zbyt dobrze, poniewaz powstaje wtedy zjawisko
niepotrzebnych nadwyzek zywnosciowych. Tak wic fabryki wykazywac si musza stosunkowo
staymi wskaznikami produkcji, bowiem w przeciwnym przypadku wystpuje niepotrzebna
rywalizacja. A w wypadku Vrasayany, w tym samym miescie otwarto po prostu
ekonomiczniejszy zakad przemysowy.
- Maszyna na to pozwolia?
- Oczywiscie. I nie jest to takie zaskakujace. Nowy system szybko si rozprzestrzenia.
Zadziwiajace jest tylko to, ze Maszyna nie ostrzega go przed tym, sugerujac na przykad
modernizacj zakadu. No, ale w koncu Vrasayana zaakceptowa prac jako inzynier w nowej
fabryce, a jezeli jego odpowiedzialnosc i zarobki sa w tej chwili troch mniejsze, to nie ucierpia
na tym zbytnio. Pracownicy z atwoscia znalezli nowe miejsca zatrudnienia, a stary zakad
przeksztacony zosta w cos nowego, bardziej uzytecznego. Wszystko zostawilismy Maszynie.
- A wic nie macie zadnych skarg?
- Zadnych.

Region Tropikalny:
a - Obszar: 22.000.000 mil kwadratowych
b - Populacja: 500.000.000
c - Stolica: Miasto Stoeczne
Mapie wiszacej w gabinecie Lincolna Ngomy daleko byo do rcznej doskonaosci tej, ktra
wisiaa w gabinecie Chinga.
Granice Regionu Tropikalnego zaznaczone gruba, brazowa linia miesciy w sobie olbrzymie
obszary oznaczone jako "dzungle", "pustynie" oraz "miejsca pobytu Soni oraz innych Dzikich
Bestii".
Region Tropikalny by rzeczywiscie ogromny, bowiem zawiera w sobie wikszosc dwch
kontynentw: caa Ameryk Poudniowa na pnoc od Argentyny i caa Afryk na poudnie od
gr Atlas. W jego skad wchodzia takze czsc Ameryki Pnocnej na poudnie od Rio Grand, a
nawet Arabia, Iran i Azja. Region ten stanowi przeciwienstwo Regionu Wschodniego. Podczas
gdy mrowiska orientu zatoczone byy poowa ludzkosci na 15% obszaru Jadowego, w tropikach
15% ludzkosci rozrzucona bya prawie na poowie ladowego obszaru Ziemi.
Ludnosc w tym Regionie wciaz si jednak rozrastaa. By to jedyny Region, gdzie wzrost
populacji przez imigracj by wikszy niz poprzez liczb urodzin - a w dodatku ci wszyscy,
ktrzy napynli, mogli znalezc dla siebie zajcie.
Dla Ngomy Stephen Byerley wyglada jak jeden z tych imigrantw - biay poszukiwacz twrczej
pracy, majacej na celu przeksztacenie pierwotnego srodowiska w nadajace si do zamieszkania
przez czowieka, lecz jednoczesnie czu wrodzona pogard kogos zahartowanego w
niesprzyjajacych warunkach do przybysza, urodzonego i wychowanego pod chodniejszym
Soncem.
Region Tropikalny mia najmodsza stolic na Ziemi, nazwana po prostu Miastem Stoecznym
dziki wzniosemu przeswiadczeniu modosci. Poozona bya na zyznych wyzynach Nigerii i,
ogladana przez okna gabinetu Ngomy, byszczaa zyciem i kolorami.
Ngoma rozesmia si szeroko. By potznym, ciemnoskrym, przystojnym mzczyzna.
- Oczywiscie - powiedzia swym niewyraznym, kolonialnym angielskim - budowa Kanau
Meksykanskiego jest opzniona. Ale co z tego? Ukonczymy go tak czy inaczej, chopie.
- Prace przebiegay zgodnie z harmonogramem az do ostatniego procza.
Ngoma spojrza spod oka na Byerley'a. Powoli zacisnawszy zby na ogromnym cygarze odgryz
koncwk, wyplu ja na podog i przypali z drugiego konca.
- Czy to oficjalne sledztwo, Byerley? Do czego pan wasciwie zmierza?
- Alez skad. Po prostu jako Koordynator musz znac takie szczegy.
- No cz, przyjecha pan raczej w niesprzyjajacym momencie. Prawda jest taka, ze zawsze
brakuje nam siy roboczej. Tu, w Tropikach, dzieje si bardzo duzo. Kana jest tylko jedna z tych
rzeczy...
- Ale czyz wasza Maszyna nie przewiduje ilosci pracownikw, jaka w danym momencie
niezbdna jest przy budowie z rwnoczesnym uwzgldnieniem innych projektw?
Ngoma poozy jedna don na karku i wydmucha zgrabne keczko dymu.
- Byo to odrobin nieprecyzyjne.
- Czy czsto si to zdarza?
- Nie czsciej, niz mozna si byo spodziewac. Nie oczekujemy od Maszyny cudw, panie
Byerley. Podajemy jej dane. Otrzymujemy odpowiedzi. Stosujemy si do jej polecen - tak jest dla
nas wygodniej. Maszyna po prostu oszczdza nam duzo pracy. Ale gdybysmy musieli,
moglibysmy obejsc si bez niej. Mamy smiaosc, panie Byerley, i to jest cay sekret. Wasnie
smiaosc! Mamy nowe ziemie, ktre czekay na nas od tysicy lat, podczas gdy reszta swiata
rozdzierana bya ndznymi wasniami ery przedatomowej. Nie musimy jesc drozdzy, jak ludzie
Wschodu i nie musimy martwic si pozostaosciami ostatnich stuleci jak wy, ludzie Pnocy.
Zlikwidowalismy muchy tse-tse i moskity, a ludzie stwierdzili, ze moga mieszkac pod naszym
Soncem i polubili je. Wyrwalismy dzungli nowe ziemie i przeksztacilismy pustynie w ogrody.
Mamy wciaz pod dostatkiem wgla i ropy naftowej. A teraz prosimy po prostu swiat, aby
pozostawi nas w spokoju i pozwoli nam pracowac.
- No tak, pozostaje kwestia kanau - przerwa prozaicznie Byerley. - Jeszcze szesc miesicy temu
wszystko odbywao si wedug planu. Co si wic stao?
Ngoma rozozy bezradnie rce.
- Kopoty z pracami - przez chwil szuka czegos w pitrzacym si na biurku stosie papierw,
lecz w koncu zrezygnowany machna rka - Miaem tu cos na ten temat - mrukna. - No ale nic.
Pewnego razu gdzies w Meksyku nastapi deficyt zatrudnienia zwiazany z kobietami. Po prostu
w okolicy nie byo dostatecznej ilosci kobiet. Wyglada na to, ze nie pomyslano, aby do Maszyny
wprowadzic dane o rznicy pci.
Nagle spowaznia i zamysli si na chwil.
- Niech pan poczeka, chyba mam. Villafranca!
- Kto to taki?
- Francisco Villafranca. By inzynierem odpowiedzialnym za caosc prac. Zaraz, zaraz... no
wasnie, pamitam. Cos si wydarzyo i nastapi zawa. Nic si nikomu nie stao, ale
spowodowao to straszliwy baagan. Po prostu skandal!
- Naprawd?
- Tak. Gdzies w jego obliczeniach tkwi bad - lub przynajmniej tak twierdzia Maszyna.
Wadowali w Maszyn wszystkie jego dane, od ktrych zaczyna, lecz tym razem odpowiedzi
byy odmienne. Najwyrazniej Villafranca nie wzia pod uwag efektu gwatownych opadw na
kontury wykopu - lub cos podobnego. Nie jestem inzynierem, rozumie pan. W kazdym badz razie
powstao sporo zamieszania, Villafranca wsciek si i stwierdzi, ze odpowiedz Maszyny za
pierwszym razem bya inna, niz za drugim, ze wypenia dokadnie wszystkie zalecenia Maszyny.
I zrezygnowa ze stanowiska.
Namawialismy go oczywiscie, zeby zosta - uzasadnione niedowierzanie, poprzednia praca
zadowalajaca i wszystko to - na nizszym stanowisku, oczywiscie - musiano zrobic tak duzo -
bdy nie moga pozostawac niezauwazane - ze dla dyscypliny. - O czym to ja mwiem?
- Namawialiscie go, zeby zosta.
- Ach tak. Ale odmwi. No cz, naozyo si to wszystko razem i mamy dwa miesiace
opznienia. Ale to nic, do diaba!
Byerley zabbni leciutko palcami o blat biurka.
- A wic Villafranca obwini o wszystko Maszyn?
- Oczywiscie, przeciez nie chcia obciazac samego siebie. Spjrzmy zreszta prawdzie w oczy -
ludzka natura jest naszym starym przyjacielem. A zreszta przypomniao mi si jeszcze jedno...
Dlaczego do cholery, nigdy nie mog znalezc dokumentw, ktrych potrzebuj? Mj system kar-
toteczny nie jest wart zamanego... Ten Yillafranca by czonkiem jednej z tych waszych
pnocnych organizacji. Meksyk jest stanowczo zbyt blisko pnocy! To takze czsc kopotu.
- - O jakiej organizacji pan mwi?
- "Spoeczenstwo dla Ludzkosci", chyba tak ja nazywaja. Jezdzi na coroczne konferencje do
Nowego Jorku. Zbieranina napalencw. ale w sumie nieszkodliwi. Wydaja si nie lubic Maszyn
twierdzac, ze zabijaja wszelka ludzka inicjatyw. A wic Villafranca obwinia o wszystko
Maszyn. Nie potrafi nigdy zrozumiec gromady. Czy Miasto Stoeczne wyglada, jakby
prowadzone byo bez inicjatywy?
A Miasto Stoeczne rozrastao si wciaz w promiennej glorii zocistego sonca - najnowsza i
najmodsza kreacja Homo Metropolis.

Region Europejski:
a - Obszar: 4.000.000 mil kwadratowych
b - Populacja: 300.000.000
c - Stolica: Genewa
Region Europejski by anomalia pod paroma wzgldami. Przede wszystkim, jako najmniejszy z
Regionw, nie stanowi nawet jednej piatej obszaru Regionu Tropikalnego, ani jednej piatej
populacji Regionu Wschodniego. Geograficznie, obszar ten niezbyt podobny by do Europy z
okresu wczesnego atomu, bowiem w jego skad nie wchodzio to, co kiedys okreslano jako
europejska czsc Rosji, ani Wyspy Brytyjskie, lecz srdziemnomorskie wybrzeza Afryki i Azji
oraz - poprzez dziwaczny skok przez cay Atlantyk - Argentyna, Chile i Urugwaj.
Region Europejski raczej nie stara si takze rywalizowac z innymi Regionami na Ziemi, nawet z
tymi sasiadujacymi. Niezbyt powaznie traktowa eksport wasnych artykuw przemysowych,
ani nie wprowadza niczego radykalnego do kultury oglnoludzkiej.
- Europa - powiedziaa madame Szegeczowska swym mikkim francuskim - jest ekonomicznym
dodatkiem do Regionu Pnocnego. Wiemy o tym, ale to nie ma znaczenia.
Jakby z mysla o zrezygnowanym zaakceptowaniu braku indywidualnosci, na scianach gabinetu
pani Vice-Koordynator nie byo ani jednej mapy.
- A jednak - odpar z usmiechem Byerley - macie na wyaczny uzytek jedna z Maszyn i z caa
pewnoscia nie jestescie pod presja ekonomiczna z Pnocy.
- Maszyna - wzruszya kruchymi ramionami i gdy podnosia papierosa do ust, pozwolia sobie na
saby usmiech. - Dzisiejsza Europa to senne miejsce. Nasi mieszkancy, ktrym nie udao si lub
nie chcieli wyemigrowac do tropikw, sa juz takze senni i zmczeni tym wszystkim. Widz to po
samej sobie, biednej kobiecie, ktra miaa nieszczscie zostac wybrana Vice-Koordynatorem
Regionu. Ale na szczscie nie jest to odpowiedzialna praca i niewiele si po mnie oczekuje.
Natomiast jesli chodzi o Maszyn - no cz, ona tylko mwi: "Zrb to, a bdzie to dla ciebie
najlepsze". A co jest dla nas najlepsze? Po prostu bycie ekonomicznym dodatkiem do Regionu
Pnocnego.
- Nie jest to wcale takie ze - tumaczya. Zadnych wojen! Zyjemy w pokoju - a jest to naprawd
mia chwila wytchnienia po siedmiu stuleciach ciagych konfliktw. Jestesmy starzy, monsieur.
W naszych obecnych granicach sa rejony, ktre zwyklismy nazywac kolebkami cywilizacji.
Mamy Egipt i Mezopotami, Kret i Syri, Azj Mniejsza i Grecj - a stary wiek niekoniecznie
oznacza brak powszechnej szczsliwosci i rezygnacj, jak wydaja si sugerowac niektrzy. Stary
wiek moze byc urzeczywistnieniem...
- Byc moze ma pani racj - wtraci uprzejmie Byerley. - Istotnie, wasze tempo zycia nie jest tak
intensywne, jak w innych Regionach. Za to atmosfera jest tutaj bardzo przyjemna.
- Prawda? Ciesz si, ze pan to zauwazy. Wasnie podano herbat. Prosz si czstowac.
Przez chwil maymi ykami popijaa aromatyczny pyn, po czym kontynuowaa:
- Tak, zycie tutaj jest przyjemne. Reszta swiata toczy niekonczaca si walk. Mozna tu pokusic
si o przeprowadzenie pewnej analogii, z pewnoscia bardzo interesujacej. By kiedys czas, kiedy
Rzym panowa nad swiatem. Zaadaptowa kultur i cywilizacj starozytnej Grecji, tej Grecji,
ktra nigdy nie bya zjednoczona, ktra niszczya sama siebie wojnami bez konca i skonczya w
stanie pogbiajacej si ndzy. Rzym zjednoczy Grecj, da jej pokj i pozwoli prowadzic
bezpieczne, choc bez chway zycie. W zamian przeja grecka filozofi i grecka sztuk. Z
pewnoscia mozna to okreslic jako rodzaj smierci, ale byo to wygodne i z maymi przerwami
trwao blisko 400 lat.
- A jednak - zauwazy Byerley - Rzym w koncu upad, a razem z nim skonczyy si sny o pokoju
i bezpieczenstwie.
- Nie ma juz barbarzyncw, ktrzy mogliby zawadnac cywilizacja.
- Mozemy stac si barbarzyncami na wasny uzytek. A tak przy okazji, madame Szegeczowska,
miaem pania o cos zapytac. Kopalnie rtci w Almadenie wypady ostatnio raczej sabo w
produkcji. Czyzby rudy ubywao bardziej gwatownie, niz byo to przewidywane?
Bystre, szare oczy kobiety spoczy na twarzy Koordynatora.
- Barbarzyncy - upadek cywilizacji - prawdopodobny koniec Maszyn. Panski proces myslowy
jest bardzo przejrzysty, monsieur.
- Naprawd? - usmiechna si Byerley. - A wic uwaza pani, ze przypadek Almadeny zaistnia w
wyniku wadliwej pracy Maszyny?
- Niezupenie, choc sadz, ze tak si wasnie panu wydaje. Jest pan typowym przedstawicielem
Regionu Pnocnego. Biuro Centralne Koordynatora miesci si w Nowym Jorku - od duzszego
juz czasu zauwazyam, ze wy, ludzie Pnocy, straciliscie swa wiar w Maszyny.
- Tak pani sadzi? To interesujace.
- To przeciez wy wymysliliscie "Spoeczenstwo dla Ludzkosci", ktre jest bardzo silne wasnie w
Regionie Pnocnym. A w starej, zmczonej Europie nie znajdzie pan zbyt wielu rekrutw dla
prowadzenia podobnej dziaalnosci wsrd spoeczenstwa, ktre po prostu chce, aby zostawic je
choc na chwil w spokoju.
- Czy to ma jakis zwiazek z Almadena?
- Och, mysl, ze tak. Widzi pan, jest pan przedstawicielem pewnej siebie Pnocy i nie potrafi
pan zrozumiec cynicznego ducha starego kontynentu. Kopalnie sa pod kontrola Consolidated
Cinnabar, ktra jest kampania pnocna, z kwatera w Nikolewie. Osobiscie bardzo watpi, aby
ich zarzad konsultowa si w jakikolwiek sposb z Maszyna. Mwia co prawda, ze zrobili to
podczas naszej ostatniej konferencji, ale - prosz si nie obrazic - w tej sprawie nie braabym
sowa czowieka z Pnocy zbyt powaznie. Niemniej jednak sadz, ze cae to wydarzenie bdzie
miao swe szczsliwe zakonczenie.
- A jakim to sposobem, droga pani?
- Musi pan zrozumiec, ze nieregularnosci ekonomiczne ostatnich paru miesicy, chociaz
niewielkie w porwnaniu z prawdziwymi wstrzasami z przeszosci, w sporym stopniu wytracaja
z rwnowagi naszego pokojowego ducha i spowodoway juz znaczne wrzenie w prowincjach
Hiszpanii. Tak rozumiem, Concolidated Cinnabar wysprzedaje si grupie rodowitych Hiszpanw.
To pocieszajace. Jezeli jestesmy juz ekonomicznymi wasalami Pnocy, to jednak zbyt
ostentacyjne ogaszanie tego faktu jest upokarzajace. A nasi ludzie bda bardziej ufac wytycznym
Maszyny.
- A wic nie przewiduje pani wicej kopotw?
- Z pewnoscia nie - a przynajmniej nie w Almadenie.

Region Pnocny:
a - Obszar: 18.000.000 mil kwadratowych
b - Populacja: 800.000.000
c - Stolica: Ottawa
Region Pnocny, z paru powodw, by obecnie najbardziej rozwinitym Regionem na Ziemi.
Znalazo to odbicie takze na mapie wiszacej w gabinecie Vice-Koordynatora Regionu, Hirama
McKenzie. Poza enklawa Europy, acznie z regionami Skandynawii i Islandii, cay obszar
Arktyki naleza do Regionu Pnocnego.
Z grubsza biorac, Region ten mg byc podzielony na dwa gwne obszary. Po lewej stronie
mapy bya caa Ameryka Pnocna, na pnoc od Rio Grand. Prawa strona mapy zawieraa to,
co kiedys byo Zwiazkiem Radzieckim. Owe obszary reprezentoway zjednoczona wadz
planety w pierwszych latach Atomu. W skad Regionu wchodzia takze Wielka Brytania. U
szczytu mapy podzielone na dziwne, ogromne ksztaty znajdoway si Australia i Nowa Zelandia,
ktre takze byy prowincjami Regionu.
Wszystkie zmiany, jakie nastapiy podczas ubiegych dekad, nie mogy zmienic faktu, ze Region
Pnocny od duzszego juz czasu by ekonomicznym liderem planety.
Byo cos ostentacyjnego w fakcie, iz mapa w gabinecie McKenzie - jako jedyna ze wszystkich,
jakie Byerley do tej pory widzia - obrazowaa caa Ziemi, zupenie jakby Pnoc nie obawiaa
si zadnej rywalizacji i nie potrzebowaa faworytyzmu, aby wykazac wasna wyzszosc.
- Niemozliwe - powiedzia z uporem w gosie McKenzie, popijajac ze swym gosciem whisky. -
Panie Byerley, pan nie przeszed zadnego przeszkolenia w zakresie robotyki, prawda?
- Obawiam si, ze nie.
- No wasnie. I szkoda, ze Ching, Ngoma i Szegeczowska takze nie. Na caej Ziemi panuje
obecnie powszechna opinia, ze Koordynator powinien byc tylko zdolnym organizatorem i osoba
o ujmujacej osobowosci. Smiem twierdzic - bez obrazy, oczywiscie - ze te czasy juz przeminy.
Dzisiaj kazdy Koordynator powinien znac si co nieco na robotyce. Z tego, co pan powiedzia
poprzednio rozumiem, ze martwi si pan tymi niewielkimi zaburzeniami w ekonomii swiata. Nie
wiem, co pan podejrzewa, ale zdarzyo si juz w przeszosci, ze ludzie - ktrzy powinni w koncu
wiedziec lepiej - zastanawiali si, co by si wasciwie stao, gdyby Maszyna otrzymywaa
faszywe dane.
- I cz by si wwczas stao, panie McKenzie?
- No cz - Szkot poprawi si w fotelu i westchna. - Wszystkie wprowadzone dane przechodza
przez niezwykle skomplikowany system sprawdzajacy, tak wic z tej strony problem wydaje si
bardzo mao prawdopodobny. Ale przeciez problem ten moze wygladac inaczej - ludzkosc jako
caosc jest omylna, skonna do korupcji, a wszystkie zwyke urzadzenia mechaniczne zawsze
moga zawiesc. Z tym trzeba si liczyc. Ale prawdziwe znaczenie w caej tej sprawie ma to, co
nazywamy "wadliwa jednostka informacyjna", a ktra jest sprzeczna z pozostaymi danymi. To
nasze jedyne kryterium prawdy i faszu. Dla Maszyny zreszta takze. Na przykad: polecmy
Maszynie, aby okreslia aktywnosc rolnicza na podstawie sredniej temperatury 75 stopni
Fahrenheita w sierpniu, w stanie Iowa. Maszyna nigdy nie zaakceptuje czegos takiego. Nie da
zadnej odpowiedzi. Nie dlatego, ze ma jakies uprzedzenie w stosunku do tej konkretnej
temperatury, lub ze taka odpowiedz nie jest mozliwa. Nie odpowie po prostu dlatego, ze na
podstawie danych wprowadzonych do niej na przestrzeni lat wie, ze mozliwosc sredniej
temperatury 75 stopni w sierpniu praktycznie rwna si zeru. A wic odrzuci te dane.
Jedyny sposb, aby ta "wadliwa jednostka" moga zostac przez Maszyn przyjta, to waczyc ja
jako czsc samoistnego problemu, ktry jest sam w sobie nieprawidowy w sposb zbyt subtelny,
aby Maszyna moga to odkryc lub tez przekracza to poprzednie jej doswiadczenia. To pierwsze
lezy poza mozliwosciami czowieka, a drugie - w miar rosnacego doswiadczenia Maszyny i w
miar wzrostu posiadanych przez nia danych - takze jest prawie niemozliwe.
Stephen Byerley delikatnie potar dwoma palcami podstaw nosa.
- A wic Maszyna nie moze byc oszukiwana...? Zatem w jaki sposb tumaczy pan ostatnie
bdy?
- Drogi panie Byerley, widz, ze instynktownie podziela pan powszechna opinie, ze Maszyna wie
wszystko. To ogromny bad. Niech mi pan tu pozwoli przytoczyc jeden przykad, z ktrym
zetknaem si osobiscie. Swego czasu zakady przdzalnicze zaangazoway paru doswiadczonych
specjalistw. Mieli okreslic prbki weny. Ich metoda sprawdzania materiau polegaa na
wyciaganiu kbka weny z przypadkowej beli i ogladaniu jej, gaskaniu, rozciaganiu, a
pamitam, ze nawet dotykali jej jzykiem. Poprzez takie badania byli w stanie okreslic klas
weny, ktra ta bela reprezentuje. A jest okoo tuzina takich klas. W rezultacie ich decyzji klasy
baweny zakupowane sa po odpowiednich cenach. Miesza si je takze w odpowiednich
proporcjach, I jak pan sadzi - czy tacy specjalisci moga byc zastapieni Maszynami?
- A dlaczego nie? Czyzby dane dotyczace takiego przypadku byy zbyt skomplikowane?
- Prawdopodobnie nie. Tylko wasciwie jakie dane nalezaoby do takiej Maszyny wprowadzic?
Zaden chemik tekstylny nie wie, co wasciwie wyczuwa taki specjalista, macajac kbek
baweny. Oczywiscie, mozemy zaozyc, ze istnieje cos takiego jak przecitna dugosc nici, ich
gadkosc, sprzystosc, sposb w jaki acza ze soba i tak dalej. Mozemy uzyskac kilka tuzinw
takich danych, opierajac si na latach doswiadczen. Ale natura jakosciowa takich testw jest w
zasadzie nieznana. Nawet sami ci specjalisci nie sa w stanie wyjasnic swych sadw. Mwia
tylko: "Przeciez patrzymy na prbki i po prostu wiemy, jakiej sa jakosci". A wic wasciwie nie
mamy nic, czym moglibysmy zaprogramowac Maszyn.
- Rozumiem.
- Takich przykadw jest cae mnstwo, panie Byerley. Maszyna jest w koncu tylko narzdziem
pomagajacym ludzkosci rozwijac si prdzej, zdejmujac z jej barkw cizar obliczen i
interpretacji matematycznej. A gwnym zadaniem mzgu ludzkiego pozostaje to, co zawsze:
odkrywanie nowych danych, ktre moga byc analizowane lub nowych koncepcji, ktre moga byc
testowane. Szkoda, ze "Spoeczenstwo dla Ludzkosci" tego nie rozumie.
- Sa przeciwnikami Maszyn?
- Byliby przeciwnikami matematyki lub sztuki pisania, gdyby zyli w odpowiednich czasach. Ci
reakcjonisci twierdza, ze Maszyny kradna czowiekowi dusz, moze pan to sobie wyobrazic? Ja
jednak twierdz, ze wciaz jeszcze wybitna jednostka ludzka jest nieocenionym skarbem dla
naszego spoeczenstwa. Wciaz potrzebujemy ludzi na tyle inteligentnych, aby byli w stanie
zadawac odpowiednie pytania. Gdybysmy mieli takich wicej, drogi Koordynatorze, to sadz, ze
zaburzenia, ktre tak pana martwia, po prostu nie miayby prawa zaistniec.

Ziemia (acznie z nie zamieszkaym kontynentem Antarktyda):
a - Obszar: 54.000.000 mil kwadratowych
b - Populacja: 3.300.000.000
c - Stolica: Nowy Jork
Ogien za kwarcowa szyba z wolna przygasa, pograzajac pokj w pmroku. Takze nastrj
Koordynatora wydawa si pogarszac w miar zamierania pomienia.
- Oni wszyscy minimalizowali te zdarzenia - przemwi w koncu niskim, zmczonym gosem. -
Czy to mozliwe, ze si po prostu ze mnie smiali? A jednak... Vincent Silver twierdzi, ze Maszyny
musza byc w porzadku, a ja musz mu wierzyc. Hiram McKenzie twierdzi, ze nie moga byc im
dostarczane faszywe dane, wic jemu musz wierzyc takze. Wiem rwniez, ze Maszyny w jakis
sposb nie sprawdzaja si, i w to takze musz wierzyc... ale wciaz pozostaje jeszcze jedna
alternatywa.
Spojrza przelotnie na Susan Calvin, ktra siedzac w fotelu z zamknitymi oczami sprawiaa
wrazenie uspionej.
- A mianowicie? - zapytaa gotujac si do repliki.
- No cz, Maszyny otrzymuja prawidowe dane i udzielaja prawidowych odpowiedzi, ktre sa
potem ignorowane. Nie ma przeciez sposobu, aby Maszyna moga zmusic kogokolwiek do
przestrzegania jej zalecen.
- Madame Szegeczowska takze uczynia podobna aluzj, ale nawiazujac do caej Pnocy, o ile
dobrze pamitam.
- Wasnie.
- Jakiemu wasciwie celowi miaoby suzyc nie wykonywanie zalecen Maszyny? Sprbujmy si
nad tym zastanowic.
- Dla mnie to oczywiste. Dla ciebie rwniez. To sprawa rozmyslnego chybotania odzia. Pod
rzadami Maszyn, na Ziemi nie moze dojsc do jakiegokolwiek konfliktu, w ktrym jedna grupa
ludzi prbowaaby uzyskac wicej wadzy niz aktualnie posiada, bowiem oznaczaoby to szkod
dla caej ludzkosci. A gdyby udao si zniszczyc popularna wiar w nieomylnosc Maszyn,
ponownie powrcilibysmy do praw dzungli. Zaden z czterech Regionw nie moze byc wolny od
podejrzen, ze pragnie wasnie tego.
- Wschd ma w swych granicach przeszo poow caej ludnosci, a Region Tropikalny ponad
poow zasobw caej planety - ciagna. - Kazdy z tych Regionw czuc si moze naturalnym
liderem Ziemi i kazdy z nich w swej historii by upokarzany przez Pnoc. Tak wic moze do
tego dochodzic motyw bezsensownej zemsty. Z drugiej strony, Europa zyje wspomnieniami o
wielkosci. Kiedys rzeczywiscie rzadzia swiatem, a niczego nie pielgnuje si w tak wielkim
stopniu, jak wspomnien o dawnej potdze. Wiem, ze trudno w to wszystko uwierzyc. A jednak
zarwno Wschd, jak i Tropiki prowadza polityk zdecydowanie ekspansywna, we wasnych
granicach, oczywiscie. Oba te Regiony podniosy si w krtkim czasie do niewiarygodnie
wysokiego stopnia rozwoju. I nie moga pozwolic na roztrwonienie energii na jakies militarne
ekscesy. Natomiast Europa nie ma nic, oprcz marzen. W sensie militarnym to po prostu zero.
- Opuscies Pnoc, Steven - wtracia Susan Calvin.
- Tak - potwierdzi energicznie Byerley. - Pnoc juz od przeszo wieku jest najsilniejsza, a
przynajmniej takimi byy jej czsci skadowe, ale teraz zaczyna powoli tracic wpywy. Region
Tropikalny po raz pierwszy od czasw faraonw moze zajac czoowe miejsce na swiecie i tego
wasnie my, ludzie z Pnocy obawiamy si najbardziej. "Spoeczenstwo dla Ludzkosci" jest
organizacja pnocna i jak zapewne wiesz, jej czonkowie nie czynia sekretu z faktu, ze nie
przepadaja za Maszynami. Susan, czonkw tej organizacji jest zaledwie kilkunastu, ale tworza
zwiazek bardzo wpywowych ludzi. Sa to gowy przedsibiorstw, dyrektorzy zakadw
przemysowych i rolniczych, ktrzy nie chca juz byc - jak to sami nazywaja "chopcami na
posyki u Maszyn". Sympatyzuja z nimi ludzie z ambicjami, ludzie, ktrzy czuja si dostatecznie
silni, aby decydowac sami za siebie i nie chca juz duzej suchac, co jest dobre dla wszystkich.
Innymi sowy: ludzie ci, wsplnie odmawiajac akceptacji decyzji Maszyn, w krtkim czasie
moga wywrcic swiat do gry nogami.
- Susan - tumaczy - w pewien sposb to si jednak z soba aczy. Piciu dyrektorw World Steel
jest czonkami "Spoeczenstwa" - i World Steel cierpi na nadprodukcj stali. Consolidated
Cinnabar, ktre zarzadzao kopalniami rtci w Almadenie, byo koncernem Pnocnym. Ich
ksigi sa wciaz jeszcze sprawdzane, ale juz teraz wiemy na pewno, ze przynajmniej jeden z ich
akcjonariuszy takze by czonkiem tej organizacji. Francisco Villafranca, ktry sam jeden opzni
budow kanau Meksykanskiego takze by czonkiem, a nie zdziwibym si, gdyby Rama
Vrasayana rwniez nim by.
- Przyznaj, ze wszyscy ci ludzie spowodowali wiele zego...
- Oczywiscie - przerwa jej Byerley. - Nie wykonywanie polecen Maszyn oznacza kroczenie
sciezka nieoptymalna. Rezultaty sa gorsze, niz oczekiwano. To jest cena, jaka zapacili. Bdzie
im teraz cizko, ale w zamieszaniu, ktre ewentualnie nastapi...
- Co zamierzasz zrobic, Stephen?
- Nie mamy czasu do stracenia. Mam zamiar wyjac "Spoeczenstwo" spod prawa, a wszystkich
ich czonkw zdjac z jakichkolwiek odpowiedzialnych stanowisk. Wszyscy starajacy si o jakies
eksponowane posady, od tej pory bda musieli wykazac, ze nigdy nie byli czonkami
"Spoeczenstwa". Zdaj sobie spraw, ze oznacza to pewne ograniczenie w podstawowych
prawach czowieka, ale mam nadziej, ze Kongres...
- Stephen, to si nigdy nie uda!
- Nie? A to dlaczego?
- Przepowiem ci, co si stanie: jezeli sprbujesz przeforsowac taka rzecz, to wkrtce przekonasz
si, ze ze wszystkich stron napotykac bdziesz na przeszkody. Stwierdzisz, ze jest to po prostu
niemozliwe do przeprowadzenia. Ze kazdy twj krok w tym kierunku skonczy si jedynie
kopotami.
Byerley spojrza na nia spod oka.
- Dlaczego to mwisz? Spodziewaem si raczej poparcia z twojej strony.
- Nie bdziesz go mia, jezeli twoja dziaalnosc oprze si na faszywych przesankach. Sam
przyznaes, ze Maszyny nie moga si mylic, nie otrzymuja tez faszywych danych. Wykaza ci, ze
nie mozna po prostu nie wykonywac ich polecen co, jak zapewne sadzisz, dzieje si w wypadku
"Spoeczenstwa".
- Kazde dziaanie podejmowane przez czowieka - kontynuowaa - ktry kieruje si
bezposrednimi wskazwkami Maszyny, stanowi czsc danych dla nastpnego problemu.
Maszyna wic wie, ze czowiek ten ma tendencj do niescisego wykonywania polecen. Moze
wprowadzic t tendencj do wasnych danych - nawet ilosciowo - przewidujac dokadnie, jak
wiele i w jakim kierunku ta tendencja si przejawi. Jej kolejna odpowiedz bdzie juz w
odpowiedni sposb zaprogramowana tak, ze jezeli rzeczywiscie wystapi taka tendencja, przysze
dziaanie czowieka, chociaz byc moze on sam nie bdzie sobie zdawa z tego sprawy,
automatycznie podazy w wybranym przez Maszyn kierunku. Maszyny po prostu wiedza,
Stephen.
- Przeciez nie mozesz byc tego pewna. Zwyczajnie zgadujesz.
- To zgadywanie oparte jest jednak na zyciowym doswiadczeniu w pracy z robotami. Mozesz na
tym polegac, Stephen.
- A wic co w takim razie jest nie w porzadku? Maszyny dziaaja prawidowo i dane, na
podstawie ktrych dziaaja, takze sa prawidowe. Co do tego zgodzilismy si oboje. Teraz
mwisz, ze polecenia Maszyn nie moga pozostac niewykonywane. A wic?
- Juz sam sobie odpowiedziaes! Nic! Wszystko jest w porzadku. Pomysl przez chwil o
Maszynach, Stephen. One sa przeciez tylko robotami, a wic musza przestrzegac Prawa
Pierwszego. Ale Maszyny nie pracuja dla jednego tylko czowieka, one suza caej ludzkosci. A
wic w ich przypadku Prawo Pierwsze brzmi: "Zadna Maszyna nie moze skrzywdzic ludzkosci
lub poprzez zaniechanie dziaania dopuscic, aby ludzkosci staa si jakakolwiek krzywda". A
teraz powiedz mi, Stephen, co moze skrzywdzic ludzkosc? Przede wszystkim niezgodnosci
ekonomiczne. Mam racj?
- Cakowita.
- A co w przyszosci spowodowaoby ogromne zaburzenia caej naszej ekonomii? Odpowiedz,
Stephen.
- Wydaje mi si - odpar niechtnie Byerley - ze chyba zniszczenie wszystkich Maszyn.
- Mnie tez si tak wydaje, a sadz, ze i Maszynom takze. A wic ich pierwszym zadaniem jest
ochrona samych siebie - dla nas. Dlatego wasnie zajmuja si elementami, ktre im w
jakikolwiek sposb zagrazaja. I nie chodzi tu wcale o "Spoeczenstwo dla Ludzkosci", ktre robi
taki zamt. Spjrz na odwrotna stron medalu. Mozemy stwierdzic, ze to raczej same Maszyny
robia zamt - oczywiscie w sposb bardzo agodny - aby utracic tych kilku, ktrzy uwazaja, ze
Maszyny dziaaja na szkod caej ludzkosci. To dlatego wasnie Vrasayana utraci swa fabryk i
dosta inna prac, w ktrej nie bdzie juz zagraza nikomu. Jemu samemu takze nie staa si
zadna krzywda, byc moze za wyjatkiem zranionej dumy, ale nie cierpi na brak srodkw do zycia.
Maszyny moga w minimalnym stopniu skrzywdzic czowieka, ale tylko wtedy, gdy chodzi o
bezpieczenstwo caej ludzkosci. Consolidated Cinnabar traci kontrol nad Almadena. Villafranca
nie jest juz inzynierem odpowiedzialnym za prace przy waznym projekcie. A dyrektorzy World
Steel coraz bardziej traca wpywy w przemysle - lub straca.
- Alez nie wiesz tego na pewno - upiera si Byerley.
- Jak mozemy opierac swe dziaania na tak kruchej podstawie?
- Po prostu musisz. Pamitasz to stwierdzenie Maszyny po przedstawieniu jej caego problemu?
Stwierdzia wtedy: "Sprawa nie wymaga zadnego wyjasnienia". Maszyna nie powiedziaa, ze nie
ma zadnego wyjasnienia, lub ze nie moze podac takiego wyjasnienia. Ona nie chciaa podac
wyjasnienia. Innymi sowy: byoby bardzo szkodliwe dla caej ludzkosci, gdyby znaa prawdziwe
wyjasnienie - a wic mozemy tylko zgadywac.
- Ale jak cos takiego moze nam zaszkodzic? Zakadajac, ze masz racj, Susan.
- Jezeli mam racj, Stephen, znaczy to, ze Maszyny przygotowuja dla nas przyszosc nie za
posrednictwem bezposrednich odpowiedzi na bezposrednie pytania, ale na podstawie sytuacji
swiatowej i znajomosci psychiki ludzkiej. Gdyby fakt ten sta si powszechnie znany, mgby nas
unieszczsliwic; wywoac poczucie rezygnacji, urazic nasza dum. A Maszynom nigdy, w
zadnym wypadku, nie wolno unieszczsliwiac ludzkosci.
- Stephen, skad my wasciwie wiemy, co jest dla ludzkosci naprawd dobre? Przeciez nie mamy
do naszej dyspozycji tych wszystkich danych, jakie maja Maszyny. Byc moze nasza
stechnicyzowana cywilizacja stworzy w efekcie wicej nieszczsc i blu niz udao jej si usunac.
Byc moze cywilizacja o charakterze rolniczym, przy mniejszej liczbie ludnosci i o wiele mniej
zaborcza w charakterze, bdzie czyms duzo lepszym? Jezeli tak, to Maszyny musza dziaac w
tym kierunku raczej nie mwiac nam o tym, poniewaz we wasnym, penym ignorancji
zaslepieniu dobre jest dla nas tylko to, co znamy i do czego jestesmy przyzwyczajeni - i
moglibysmy walczyc z tymi zmianami. A moze odpowiedzia jest cakowita urbanizacja, moze
spoeczenstwo kompletnie pozbawione kast, a moze pena anarchia? Tego nie wiemy. Tylko
Maszyny wiedza na pewno. I one tam wasnie daza zabierajac nas ze soba.
- Z tego wynika, Susan, ze jednak "Spoeczenstwo dla Ludzkosci" miao racj - rodzaj ludzki
rzeczywiscie straci swa wasna drog ku przyszosci.
- Tak naprawd to nigdy jej nie mia. Zawsze na tej drodze stay jakies ekonomiczne lub
socjologiczne siy, ktrych nie potrafilismy zrozumiec. Kaprysy nastrojw lub slepe losy wojen.
W tej chwili Maszyny sa juz ponad to i nikt nie moze ich zatrzymac. Nawet "Spoeczenstwo dla
Ludzkosci". Maszyny moga z tymi siami walczyc, majac do wyacznej dyspozycji swa
najwiksza bron - absolutna kontrol nad nasza ekonomia.
- To przerazajace!
- A moze wasnie wspaniae? Pomysl, ze w koncu konflikty stay si jednak do uniknicia. Tylko
Maszyny od tej pory pozostaja nieuniknione!
Za kwarcowa szyba niepewnie saczya si w gr ostatnia smuzka niebieskiego dymu.

- I to juz wszystko - wstajac powiedziaa dr Susan Calvin. - Znaam je od samego poczatku, kiedy
jeszcze nie potrafiy mwic, az do konca, kiedy stany pomidzy ludzkoscia a zniszczeniem. Nie
zobacz juz nic wicej. Moje zycie dobiega konca. Pan zobaczy reszt.
Nigdy juz nie spotkaem Susan Calvin. Zmara w zeszym miesiacu, majac 82 lata.


ISAAC ASIMOV
Uznawano go za krla amerykaskiej i wiatowej literatury fantastycznonaukowej.
Przyszociowe wizje tworzy na og na cile naukowych przesankach i w tym swoim
poszanowaniu nauki wywodzi si z tradycji, ktra wydaa takich pisarzy jak Herbert G. Wells,
Juliusz Verne czy Edgar A. Poe. Pierwsza ksika science fiction Asimova ukazaa si w 1950
roku i by to PEBBLE IN THE SKY (Kamyk na niebie). W par lat pniej wyszo drukiem
najsynniejsze dokonanie Asimova, czyli trylogia FUNDACJA, wizjonerska saga kosmiczna,
ktra doczekaa si kontynuacji w latach 80. Asimov zmar 6 kwietnia 1992 r.

You might also like