You are on page 1of 682

GEORGE R. R.

MARTIN

GRA O TRON
(TUMACZY: PAWE KRUK)

SCAN-DAL
dla Melindy

PROLOG
- Powinnimy wraca - nalega Gared, kiedy las zacz pogra si w mroku. - Dzicy nie yj. - Czyby ba si zmarych? - spyta ser Waymar Royce z cieniem umiechu na ustach. Gared nie da si sprowokowa. By mczyzn w sile wieku, skoczy pidziesit lat i widzia ju niejedno panitko; wikszo z nich przychodzia i odchodzia. - Zmarli to zmarli - powiedzia. - Nic nam do nich. - Czy oni rzeczywicie nie yj? - dopytywa si Royce. - Jakie mamy dowody? - Will ich widzia - powiedzia Gared. - Jeli on twierdzi, e oni nie yj, to ja mu wierz. Will domyla si ju wczeniej, e prdzej czy pniej wcign go do swojej ktni. Pragn jednak, by nastpio to pniej. - Moja matka opowiadaa mi, e zmarli nie maj gosu - wtrci. - Moja niaka mwia to samo, Will - odpowiedzia Royce. - Nie wierz w nic, co ci opowiadaj przy piersi. Istniej rzeczy, ktrych mona si nauczy nawet od zmarych. - Jego gos odbi si echem w pograjcym si w mroku lesie. - Przed nami duga droga - zauway Gared. - Osiem dni, moe dziewi, a ju zapada noc. Ser Waymar zerkn na niego obojtnie. - Codziennie zapada mniej wicej o tej samej porze. Gared, czyby ba si ciemnoci? Will widzia cignite usta Gareda i byski gniewu w jego oczach schowanych pod czarnym kapturem grubego paszcza. Od czterdziestu lat Gared suy w Nocnej Stray i nie przywyk, by traktowano go lekcewaco. Ale nie tylko o to chodzio. Will wyczuwa jeszcze co pod zranion dum starca. Mona byo to wyczu niemal namacalnie; nerwowe napicie graniczce ze strachem. Will podziela jego niepokj. Od czterech lat suy na Murze. Kiedy po raz pierwszy wysano go na zewntrz, w jednej chwili przypomnia sobie wszystkie dawne opowieci, e a go zemdlio. Pniej wydawao mu si to mieszne. Teraz mia ju za sob ze sto wypraw i niestraszne mu byo ciemne odludzie. W ten sposb poudniowcy nazywali nawiedzany las. Tak byo a do dzisiaj, poniewa tego wieczoru byo inaczej. Opadajca na las ciemno sprawiaa, e czu dreszcz na caym ciele. Przez dziewi dni jechali na pnoc,

potem na pnocny zachd i znowu na pnoc. Oddalali si coraz bardziej od Muru w pogoni za band dzikich grabiecw. Kady kolejny dzie stawa si bardziej nieznony od poprzedniego. Dzisiejszy okaza si najgorszy ze wszystkich. Licie szeleciy niczym ywe stworzenia, poruszane wiejcym z pnocy zimnym wiatrem. Przez cay dzie Will mia wraenie, e co ich obserwuje, co zimnego i nieustpliwego, co z pewnoci nie darzyo go sympati. Gared podziela jego odczucia. Will pragn, by jak najszybciej popdzili i schronili si za bezpiecznym Murem, lecz nie mg tego powiedzie swojemu dowdcy. A ju na pewno nie takiemu dowdcy. Ser Waymar Royce by najmodszym synem starego rodu posiadajcego zbyt wielu przodkw. By przystojnym, osiemnastoletnim mczyzn o szarych oczach i niezwykle szczupej sylwetce. Rycerz patrzy z gry ze swojego czarnego rumaka na Willa i Gareda, ktrzy jechali na drobniejszych koniach. Ubrany by w czarne skrzane buty, czarne weniane spodnie, czarne rkawice z kreciej skry i wspaniay paszcz, ktry stanowia czarna lnica kolczuga naoona na warstwy czarnej weny i garbowanej skry. Ser Waymar suy w Nocnej Stray od niespena p roku, lecz nie mona byo powiedzie, e nie przygotowa si do swojego zajcia. Przynajmniej jeli chodzi o stroje. Szczeglnego blasku dodawa mu jego paszcz: czarny jak noc, gruby i mikki niczym grzech. - Zao si, e sam ich wszystkich pozabija - mwi wczeniej Gared do swoich towarzyszy przy winie. - Pewnie poukrca im gowy nasz dzielny wojownik. - Rozemiali si razem z nim. Trudno jest przyjmowa rozkazy od czowieka, z ktrego miejesz si za jego plecami, pomyla Will, dygocc na grzbiecie swojego konia. Gared pewnie czu to samo. - Mormoni powiedzia, e mamy ich wytropi, i tak zrobilimy - odezwa si gono Gared. - Nie yj. Nie bd nas wicej niepokoi. Przed nami cika droga. Nie podoba mi si ta pogoda. Jeli spadnie nieg, powrotna podr moe potrwa nawet i dwa tygodnie, a nieg to najmniejsze zo, jakiego naley oczekiwa. Mj panie, czy widziae kiedy lodow burz? Mody rycerz wydawa si nie zwraca na niego uwagi. Wpatrywa si w zmrok z min na wp znudzon, na wp roztargnion, dobrze znan jego podwadnym. Will jedzi z nim wystarczajco dugo, by nauczy si, e w takiej chwili lepiej mu nie przerywa. - Will, opowiedz mi jeszcze raz, co widziae. Dokadnie, niczego nie opuszczaj. Przed wstpieniem do Nocnej Stray Will by myliwym. A dokadniej mwic, kusownikiem. Wolni Mallistera przyapali go na gorcym uczynku w lesie swojego pana, jak ciga skr z koza, tak wic mia do wyboru: przywdzia czarny strj albo straci rk.

Nikt nie potrafi porusza si po lesie rwnie cicho jak Will, o czym szybko przekonali si jego czarni bracia. - Obz znajduje si dwie mile std, tu za wzgrzem, nad strumieniem - powiedzia Will. - Podkradem si najbliej, jak tylko mogem. Jest ich omioro, mczyni i kobiety. Dzieci nie widziaem. Postawili szaas przy skale. nieg prawie cakiem go przykry, ale ja zauwayem. Nie palili ognia, lecz wyranie widziaem palenisko. Nikt si nie poruszy. Dugo ich obserwowaem. ywi nie wytrzymaliby tak dugo, nie poruszajc si. - Widziae krew? - Nie - przyzna Will. - A jak bro? - Miecze i uki. Jeden z nich mia topr. Wyglda na ciki, z podwjnym ostrzem. Okrutna bro. Lea na ziemi, tu przy jego rce. - Zwrcie uwag na uoenie cia? Will wzruszy ramionami. - Dwoje z nich siedzi pod ska, a pozostali le na ziemi. Jak zabici. - Albo pogreni we nie - zauway Royce. - Zabici - upiera si Will. - Na drzewie, wrd gazi, dostrzegem kobiet. Pewnie staa na stray. - Umiechn si sabo. - Pilnowaem si, eby mnie nie zobaczya. Ona take si nie poruszaa. Nie potrafi opanowa drenia. - Masz dreszcze? - spyta Royce. - Troch - mrukn Will. - To z zimna, panie. Mody rycerz zwrci si w stron siwego rycerza. cite mrozem licie zaszeptay dookoa, a rumak Roycea skoczy niespokojnie. - Gared, jak mylisz, co ich mogo zabi? - spyta obojtnym gosem ser Waymar. Otuli si szczelniej swoim dugim czarnym paszczem. - Chd - odpowiedzia Gared zdecydowanym gosem. - Zeszej i poprzedniej zimy, kiedy byem jeszcze prawie chopcem, widziaem, jak ludzie zamarzali z zimna. Ludzie opowiadaj o zaspach gbokich na czterdzieci stp i o wiejcym z pnocy lodowatym wietrze, lecz prawdziwym wrogiem jest chd. Skrada si ciszej ni Will; najpierw trzsiesz si, dzwonisz zbami i tupiesz, marzc o grzanym winie i miym ognisku. Potem chd przenika ci, wypenia twoje ciao i nie masz ju siy z nim walczy. atwiej jest po prostu usi albo pooy si spa. Podobno na kocu nie czujesz blu. Sabniesz i ogarnia ci

senno; wszystko zamazuje si i czujesz, jakby ton w morzu ciepego mleka. Ogarnia ci bogi spokj. - C za wymowno - zauway ser Waymar. - Nie podejrzewaem ci o co takiego. - Paniczyku, ja zaznaem podobnego chodu. - Gared cign z gowy kaptur, odkrywajc okaleczone miejsca, w ktrych kiedy mia uszy. - Uszy, trzy palce u ng i may palec lewej doni. Miaem szczcie. Mj brat zamarz na warcie z umiechem na ustach. Ser Waymar wzruszy ramionami. - Powiniene si cieplej ubiera, Gared. Gared rzuci modemu rycerzowi gniewne spojrzenie, a blizny wok otworw po uszach, ktre obci mu maester Aemon, zaogniy si od gniewu. - Zobaczymy jak ciepo si ubierzesz, kiedy przyjdzie zima. - Nasun na gow kaptur i wtuli gow midzy ramiona, pograjc si w ponurym milczeniu. - Skoro Gared twierdzi, e to zimno - zacz Will. - Will, penie warty w zeszym tygodniu? - Tak, panie. - Przecie nie byo tygodnia, eby nie wychodzi na kilkanacie cholernych wart. Do czego on zmierza? - Jaki by wtedy Mur? - Wilgotny, kapao - odpowiedzia Will, marszczc czoo. Teraz zrozumia, o co chodzi rycerzowi. - Nie mogli zamarzn, skoro Mur by wilgotny. Nie byo jeszcze a tak zimno. Royce mu przytakn. - Bystry chopak. W zeszym tygodniu mielimy troch przymrozkw, troch te popada nieg, ale z pewnoci nie nadeszy jeszcze mrozy, ktre by zabiy omioro dorosych ludzi. Ludzi ubranych w skry i futra, majcych schronienie i moliwo rozpalenia ogniska. - Rycerz umiecha si pewny siebie. - Will, zaprowad nas tam. Chc zobaczy tych nieywych na wasne oczy. Teraz ju nie byo rady. Zosta wydany rozkaz, a honor nakazywa go wypeni. Will jecha na przedzie; jego kudaty, drobny wierzchowiec stpa ostronie przez spltane zarola. Poprzedniej nocy spad niewielki nieg i przykry kamienie, korzenie i zagbienia czyhajce na nieostronych jedcw. Za nim poda ser Waymar Royce na swoim ogromnym czarnym rumaku, ktry prycha niecierpliwie. Nie by to najlepszy ko na pocig, tylko kto powie o tym panitku. Za nim jecha Gared. Stary rycerz mrucza do siebie pod nosem w czasie jazdy. Zapada coraz wikszy zmrok. Bezchmurne niebo przybrao kolor ciemnej purpury, barw dawnego siniaka, a potem sczerniao. Ukazay si pierwsze gwiazdy, pksiyc. rda wiata, ktre ucieszyy Willa.

- Moemy jecha szybciej - powiedzia Royce, kiedy ujrzeli ca tarcz ksiyca. - Nie na tym koniu - odpar Will. Strach sprawia, e stawa si zuchway. - Moe pojedziesz przodem, mj panie. Ser Waymar Royce nie raczy odpowiedzie. Gdzie w gbi lasu rozlego si wycie wilka. Will zatrzyma konia pod wykrzywionym starym grabem i zsiad z niego. - Dlaczego si zatrzymujesz? - spyta ser Waymar. - Lepiej bdzie, jeli dalej pjdziemy pieszo. To ju za tamtym wzgrzem. Royce siedzia przez chwil nieruchomo ze wzrokiem utkwionym w dal. Zimny wiatr zaszepta w koronach drzew. Jego obszerny czarny paszcz poruszy si, jakby oy na moment. - Co mi si tutaj nie podoba - mrukn Gared. Mody rycerz posa mu szyderczy umiech. - Niby co? - Nie czujesz? - spyta Gared. - Posuchaj ciemnoci. Will domyla si, o co chodzi Garedowi. W cigu czterech lat suby w Nocnej Stray nie ba si tak bardzo ani razu. Co to byo? - Wiatr. Szeleszczce licie. Wilk. Gared, czego boisz si najbardziej? - Nie doczekawszy si odpowiedzi, Royce zsun si zgrabnie z sioda. Przywiza mocno wierzchowca do gazi zwieszajcego si konaru z dala od pozostaych koni i wycign z pochwy swj dugi miecz. Na jego rkojeci zalniy klejnoty, a promienie ksiycowego blasku zelizny si po jego ostrzu. Wspaniay miecz, wykuty w zamkowej kuni, nowy, sdzc z wygldu. Will podejrzewa, e jeszcze nigdy nikt nie zamachn si nim w porywie gniewu. - Drzewa rosn tutaj bardzo gsto - ostrzeg go Will. - Twj miecz, panie, moe si zaplta. Lepszy bdzie n. - Jeli bd potrzebowa rady, zwrc si do ciebie - odpowiedzia mody lord. Gared, zosta tutaj i pilnuj koni. Gared zsiadajc z konia, rzek: - Zajm si ogniskiem. - Jaki z ciebie stary gupiec! Jeli w lesie czaj si wrogowie, to ogie jest ostatni rzecz, jakiej nam trzeba. - Istniej wrogowie, ktrych mona odpdzi ogniem - powiedzia Gared. Niedwiedzie, wilki i inne istoty. - adnego ognia. - Ser Waymar zacisn usta. Kaptur skrywa twarz Gareda, lecz mimo to Will dostrzeg bysk w jego oczach, kiedy spojrza na starego rycerza. Przez moment obawia si, e starzec signie po bro. By to

krtki, brzydki miecz z rkojeci zniszczon od potu i ostrzem wyszczerbionym od licznych walk, lecz Will nie mia wtpliwoci, co by si stao z panitkiem, gdyby Gared wycign go z pochwy. - adnego ognia - mrukn Gared, wbijajc wzrok w ziemi. Royce przyj to za wystarczajcy dowd ulegoci i odwrci si do Willa. - Prowad. Ruszyli przez zarola, a potem w gr zbocza, a dotarli na jego grzbiet, skd wczeniej Will obserwowa obcych, ukryty pod drzewem straniczym. Ziemia pod cienk warstw niegu bya wilgotna i liska, pena zdradliwych korzeni i kamieni. Will wspina si bezszelestnie. Za to z tyu dochodzio ciche pobrzkiwanie kolczugi modego lorda, szelest lici i ciszone przeklestwa, kiedy gazie czepiay si jego miecza i paszcza. Bez trudu odnalaz ogromne drzewo, ktrego gazie zwieszay si prawie do samej ziemi. Will podczoga si na brzuchu po niegu i bocie i spojrza na pust polan. Serce w jego piersi zamaro. Przez moment nie mia odwagi oddycha. Blask ksiyca ukazywa wyranie ca scen: popi w palenisku, przykryty niegiem szaas, ogromny gaz i may, na wp zamarznity strumie. Nic si nie zmienio. Znikny tylko ciaa. Wszystkie. - Bogowie! - Usysza za sob. Miecz przeci ga, kiedy ser Waymar Royce dotar na grzbiet wzgrza. Stan obok drzewa; z mieczem w doni i paszczem powiewajcym na wietrze tworzy niezwykle malownicz posta, doskonale widoczn na tle rozgwiedonego nieba. - Na d! - sykn Will. - Co tu jest nie tak. Royce nawet nie drgn. Spojrzawszy na pust polank, rozemia si. - Will, zdaje si, e twoi zmarli zwinli obz. Will chcia mu odpowiedzie, ale nie mg wydoby z siebie gosu, nie potrafi znale odpowiednich sw. To niemoliwe. Przesuwa wzrokiem po opuszczonym obozowisku i zatrzyma go na toporze. Ogromny berdysz o podwjnym ostrzu lea dokadnie w tym samym miejscu, w ktrym go widzia wczeniej. Bardzo cenna bro - Wstawaj, Will - rozkaza ser Waymar. - Tam nikogo nie ma. - Przesta si chowa po krzakach. Will wykona rozkaz niechtnie. Ser Waymar obrzuci go spojrzeniem penym dezaprobaty. - Nie mam zamiaru wraca do Czarnego Zamku z mojej pierwszej wyprawy jako pokonany. Znajdziemy tych ludzi. Rozejrza si dookoa. - Na drzewo. Szybko. Szukaj ognia.

Will odwrci si bez sowa. Nie byo sensu si sprzeciwia. Wiatr wia coraz mocniej. Czu jego przenikliwe zimno. Podszed do ogromnego, szarozielonego drzewa i zacz si na nie wspina. Niebawem rce mia lepkie od ywicy. Znikn wrd igie. Strach wypenia mu odek, niczym niestrawiony posiek. Szeptem odmwi modlitw do bezimiennych bogw lasu i wysun z pochwy swj sztylet. Wspina si, trzymajc go w zbach. Smak zimnego elaza w ustach doda mu troch otuchy. Nagle z dou dobiego woanie modego rycerza. - Kto tam? - Jego gos zabrzmia niepewnie. Will zamar w bezruchu, nasuchujc i wytajc wzrok. Las odpowiedzia szelestem lici, szumem lodowatej wody strumienia, pohukiwaniem sowy. Inni nie wydali najmniejszego dwiku. Ktem oka Will dostrzeg jaki ruch. Blade postacie przemykajce przez las. Odwrci gow i zdy zauway w ciemnoci biay cie. Tylko przez krtk chwil. Gazie drzew poruszyy si agodnie, drapic si nawzajem drewnianymi palcami. Will otworzy usta, by ostrzec modego rycerza, lecz sowa jakby zamary w jego gardle. Moe si myli. Moe to by tylko ptak, odbicie na niegu, gra ksiycowego wiata? Nie by pewien, co widzia. - Will, gdzie jeste? - zawoa ser Waymar. - Widzisz co? - Obraca si powoli, zaniepokojony, z mieczem w doni. Pewnie ju ich wyczu, podobnie jak Will. Nikogo jednak nie byo wida. - Odpowiedz mi! Dlaczego zrobio si tak zimno! Rzeczywicie ogarn ich straszny chd. Will przycisn twarz do pnia, drc. Czu na policzku lepk i sodk ywic. Z ciemnoci lasu wyoni si cie. Stan naprzeciwko Roycea. Wysoki, chudy i twardy jak stare koci, o skrze biaej jak mleko. Kiedy si porusza, wydawao si, e jego zbroja zmienia kolor; w jednej chwili bya biaa jak nieg, w nastpnej ciemna jak cie, upstrzona ctkami szarozielonej barwy drzew, ktre migotay nieustannie niczym wiato ksiyca na wodzie. Will usysza, jak ser Waymar Royce wypuszcza z sykiem powietrze. - Nie zbliaj si - rzuci ostrzegawczo mody rycerz. Jego gos zaama si, jak gos chopca. Odrzuci do tyu swj czarny paszcz, by uwolni rami, i uj miecz w obie donie. Wiatr zamar. Panowao przenikliwe zimno. Inny zrobi krok do przodu bezszelestnie. Will dostrzeg w jego rku miecz, jakiego jeszcze nigdy nie widzia. Z pewnoci nie zosta wykuty ze stali znanej czowiekowi. Jego prawie przezroczyste ostrze oywao w blasku ksiyca; ogldany z boku, krystaliczny miecz

pozostawa prawie niewidoczny. Wok jego krawdzi igrao niebieskawe migotanie, upiorny blask. Will wyczuwa, e miecz jest ostrzejszy od brzytwy. Ser Waymar stan dzielnie do walki. - A zatem zatacz ze mn. - Unis bro nad gow. Jego donie dray, moe pod ciarem ora, a moe z zimna. W tej chwili Will pomyla, e mody rycerz nie jest ju chopcem, lecz mczyzn, jednym z Nocnej Stray. Inny zatrzyma si. Will zobaczy jego oczy: niebieskie, lecz niebieskie tak gbi, jakiej nie znajdzie si w oczach ludzkiej istoty. Ich bkit pon niczym ld. Oczy Innego spoczy na uniesionym w gr drcym mieczu, obserwoway lizgajce si po nim zimne wiato ksiyca. W Will wstpia otucha, lecz tylko na krtk chwil. Wynurzali si z ciemnoci bezszelestnie. Najpierw dwch, potem trzech czterech piciu By moe ser Waymar poczu towarzyszcy im chd, lecz nie widzia ich, nie sysza. Will powinien ostrzec go.. To byo jego obowizkiem. I jego wyrokiem, gdyby go speni. Zadra i przywar mocniej do drzewa. Blady miecz przeci powietrze. Stalowe ostrze ser Waymara wyszo mu naprzeciw. Spotkay si, lecz nie rozleg si dwik uderzenia metalu o metal; jedynie ledwie syszalny, wysoki odgos podobny do przepenionego blem krzyku zwierzcia. Royce odparowa cios, potem nastpny i odskoczy w ty. Kolejne cicia i znowu musia si wycofa. Postacie z tyu stay nieruchomo i przyglday si, pozbawione twarzy, milczce, a ich migocce zbroje sprawiay, e pozostaway prawie niewidoczne. Czekay. Pojedynek toczy si nieprzerwanie i miecze nacieray na siebie co chwil, Will za mia ochot zatka uszy za kadym razem, kiedy rozlega si dziwny, zawodzcy zgrzyt. Teraz ser Waymar dysza ciko, wyczerpany, a pot z jego czoa parowa w blasku ksiyca. Ostrze jego miecza pokrywa szron. Inny taczy ze swoim jasnoniebieskim promieniem. Wreszcie Royce zasoni si o sekund za pno. Blade ostrze przedaro si przez kolczug pod jego ramieniem. Mody lord krzykn z blu. Spomidzy piercieni kolczugi wypyna krew. Parowaa w zimnym powietrzu, a jej czerwone krople wydaway si czerwone jak ogie, kiedy dotykay niegu. Ser Waymar potar doni swj bok. Rkawica z kreciej skry ociekaa krwi. Inny powiedzia co w obcym jzyku, nie znanym Willowi. Jego gos zabrzmia jak trzask lodu na jeziorze; niewtpliwie powiedzia co drwicego. Ser Waymar poczu przypyw wciekoci. - Za Roberta! - zawoa i skoczy do przodu; unisszy pokryty szronem miecz, zada cios z boku. Inny zasoni si niedbaym ruchem.

Kiedy oba miecze spotkay si, stalowe ostrze pko. Nocn cisz rozdar przeraliwy krzyk spotgowany echem, a dugi miecz rozsypa si na setki kawakw, ktre leciay niczym deszcz igie. Krzyczc okropnie, Royce opad na kolana i zakry oczy. Krew tryskaa spomidzy jego palcw. Przygldajcy si podeszli bliej, jakby na dany znak. W miertelnej ciszy miecze wznosiy si i opaday. Zimna rze. Blade ostrza przechodziy przez kolczug, jakby to by jedwab. Will zamkn oczy. Z dou dochodziy gosy i miech ostry jak sople lodu. Kiedy po dugim czasie odway si wreszcie otworzy oczy, na polanie, nie byo nikogo. Wci siedzia na drzewie, bojc si oddycha, a ksiyc przemyka powoli po czarnym niebie. Wreszcie, zdrtwiay, zszed na ziemi. Ciao Roycea leao na niegu, twarz do ziemi, z jednym ramieniem odrzuconym w bok. Na jego grubym, czarnym paszczu widniay liczne przecicia. Kiedy tak lea, wida byo wyranie, jaki by mody. Zaledwie chopiec. Nieopodal znalaz to, co zostao z miecza: kawaek metalu rozerwany i skrcony niczym drzewo uderzone piorunem. Przyklkn, rozgldajc si ostronie, i podnis metal. To bdzie jego dowd. Gared wszystko zrozumie, a jeli nie on, to ten stary niedwied, Mormont, maester Aemon. Czy Gared czeka jeszcze przy koniach? Musi si spieszy. Podnis si. Nad nim sta ser Waymar Royce. Z jego wspaniaej szaty pozostay strzpy, tak samo jak z twarzy. Odamek z miecza przebi mu lewe oko. Prawe pozostao otwarte. Jego renica pona niebieskim blaskiem. Oko patrzyo. Will wypuci z doni okruch metalu. Zamkn oczy i zacz si modli. Dugie, zgrabne palce musny jego policzek i zacisny si na jego gardle. Schowane byy w rkawicach z delikatnej kreciej skrki, lepkiej od krwi, lecz przeraliwie zimnej.

BRAN
Ranek by pogodny, lecz zimny, co zwiastowao koniec lata. Wyruszyli o wicie, by zobaczy egzekucj. Bran, ogromnie podniecony, by jednym z dwudziestu, ktrzy jechali. Po raz pierwszy uznano, e jest ju na tyle dorosy, by pojecha z panem ojcem i brami i zobaczy, jak wymierza si sprawiedliwo. By to sidmy rok ycia Brana, a dziewity rok lata. Mczyzn wyprowadzono ju wczeniej przed ogrodzenie niewielkiego grodu wrd wzgrz. Robb sdzi, e jest to dziki, zaprzysiony Manceowi Rayderowi, Krlowi-pozaMurem. Na sam myl o tym Bran poczu gsi skrk. Przypomnia sobie opowieci Starej Niani. Od niej dowiedzia si, e dzicy s okrutnymi ludmi, kradn, morduj i handluj ludmi. Zadawali si z olbrzymami i wampirami, noc porywali dziewczynki i pili krew z wypolerowanych rogw. A ich kobiety w czasie Dugiej Nocy sypiay z Innymi i rodziy na wp ludzkie istoty. Mczyzna, ktrego ujrzeli, przywizany mocno do muru w oczekiwaniu na egzekucj, okaza si jednak stary i wychudzony, niewiele wyszy od Robba. Straci na mrozie uszy i palec, a ubrany by na czarno, podobnie jak bracia z Nocnej Stray, tyle tylko, e jego odzienie byo brudne i postrzpione. Para z ludzkich i koskich oddechw mieszaa si w zimnym powietrzu poranka, kiedy pan ojciec rozkaza odwiza mczyzn i przywlec przed ich oblicza. Robb i Jon siedzieli nieruchomo na grzbietach swoich koni ustawionych po obu stronach kuca Brana, ktry stara si, by wyglda na wicej ni siedem lat, i udawa, e taki widok nie jest mu obcy. Delikatny powiew wiatru poruszy bram grodu. Nad ich gowami zatrzepota proporzec rodu Starkw z Winterfell: szary wilkor pdzcy przez nienobiae pole. Ojciec Brana siedzia nieruchomo na koniu, a jego dugie brzowe wosy powieway na wietrze. Mia trzydzieci dwa lata, lecz postarzaa go krtko przystrzyona broda przetykana siwizn. Tego dnia w jego oczach czaio si ponure spojrzenie, a on sam ani troch nie przypomina czowieka, ktry opowiada wieczorem przy ogniu o czasach bohaterw i dzieciach lasu. Jakby zdj mask ojca, pomyla Bran, i zaoy mask lorda Starka z Winterfell. W chodzie poranka zadawano pytania i paday odpowiedzi, lecz pniej Bran niewiele pamita z tego, co zostao powiedziane. Wreszcie pan ojciec wyda rozkaz i dwaj stranicy przycignli obdartego mczyzn do pnia grabu na rodku placu. Pooyli mu

gow na twardym, czarnym pieku. Lord Eddard Stark zsiad z konia, a jego podopieczny, Theon Greyjoy, przynis jego miecz, Ld. Ostrze mia szerokie jak do mczyzny, a dugoci przewysza nawet wzrost Robba. Wykute z valyriaskiej stali za pomoc magii, byo ciemne jak dym i bez jakiejkolwiek szczerby. Ojciec zdj rkawiczki i poda je Joryemu Casselowi, kapitanowi gwardii przybocznej. Uj Ld w obie rce i przemwi: - W imieniu Roberta z Domu Baratheonw, Pierwszego z Rodu, Krla Andalw, Rhoynarw oraz Pierwszych Ludzi, wyrokiem Eddarda z Rodu Starkw, Lorda Winterfell i Namiestnika Pnocy skazuj ci na mier. - Po tych sowach unis miecz wysoko nad gow. Jon Snow, brat bkart Brana, przysun si do niego. - Trzymaj mocno kuca - szepn. - I nie odwracaj si. Ojciec zauway, jeli si odwrcisz. Bran trzyma mocno kuca i nie odwrci si. Ojciec pozbawi gowy skazaca jednym pewnym ciciem. Krew trysna na nieg, czerwona jak letnie wino. Jeden z koni stan dba i trzeba byo go mocno trzyma, by si nie sposzy. Bran nie mg oderwa oczu od krwi. Patrzy, jak nieg wok pnia pije j apczywie, zmieniajc barw. Odcita gowa odbia si od korzenia i zatrzymaa dopiero tu przy nogach Greyjoya. Theon by chudym, ciemnowosym modziecem w wieku dziewitnastu lat, ktrego wszystko mieszyo. Teraz take rozemia si i kopn gow. - Bazen - mrukn Jon na tyle cicho, by nie usysza tego Greyjoy. Pooy do na ramieniu Brana, a ten spojrza na przyrodniego brata. - Dobrze si spisae - przemwi Jon z powag. Jon mia czternacie lat i ju nie raz patrzy, jak wymierzano sprawiedliwo. Kiedy wyruszyli w dug powrotne drog do Winterfell, jakby si ochodzio, chocia usta wiatr, a soce stao wyej na niebie. Bran i jego bracia jechali daleko z przodu przed ca grup; jego kuc z trudem nada za komi. - Dezerter umar dzielnie - powiedzia Robb. By rosym modziecem, ktry z kadym dniem stawa si wikszy. Z karnacji podobny do matki: jasna cera, rudawobrzowe wosy i niebieskie oczy Tullych z Riverrun. - Przynajmniej nie okaza si tchrzem. - Nie - powiedzia cicho Jon Snow. - To nie bya odwaga. On by miertelnie przeraony. Widziaem to w jego oczach. - Oczy Jona byy szare, prawie czarne, lecz byy to oczy, przed ktrymi nic si nie ukryo. Jon mia tyle lat, co Robb. Wcale nie byli do siebie

podobni. Jon by smuky i ciemnowosy, Robb muskularny i jasnowosy; Jon zwinny i peen gracji, jego przyrodni brat za silny i szybki. Robb nie wydawa si zdziwiony. - Niech Inni wydrapi mu oczy - zakl. - Umar dzielnie. cigamy si do mostu? - Zgoda - powiedzia Jon i cisn pitami boki konia. Robb zakl i popdzi za nim galopem, pokrzykiwa i mia si gono, tymczasem Jon jecha w milczeniu, skupiony. Ich konie wyrzucay w gr kopytami tumany nienego pyu. Bran nie prbowa ich goni. Jego kuc nie mia szans z komi. Jecha wolno, nie przestajc myle o oczach skazanego mczyzny, ktre przedtem zobaczy. Niebawem miech Robba umilk i las znowu pogry si w ciszy. Zamylony, nie usysza, kiedy ojciec i jego wita go dogonili. - Dobrze si czujesz, Bran? - spyta ojciec, ktry nieoczekiwanie znalaz si u jego boku. - Tak, ojcze - odpowiedzia. Spojrza w gr. Jego pan ojciec, owinity w futra i skry, patrzy na niego ze swojego ogromnego rumaka niczym olbrzym. - Robb twierdzi, e tamten czowiek umar dzielnie, ale Jon twierdzi, e si ba. - A co ty mylisz? - spyta ojciec. Bran zastanowi si. - Czy mona okaza dzielno, bojc si jednoczenie? - Tylko wtedy mona by naprawd dzielnym - odpowiedzia ojciec. - Czy rozumiesz, dlaczego to zrobiem? - To by dziki - powiedzia Bran. - A dzicy porywaj kobiety i sprzedaj je Innym. Jego pan ojciec umiechn si. - Znowu suchae opowieci Starej Niani. W rzeczywistoci ten czowiek zama przysig, zdezerterowa z Nocnej Stray. Tacy s najbardziej niebezpieczni. Dezerter dobrze wie, e zginie, jeli zostanie zapany, dlatego eby si ratowa, nie cofnie si przed adn zbrodni, nawet najpodlejsz. Ale mnie nie o to chodzio. Nie pytaem ci, dlaczego on zgin, lecz dlaczego ja musz robi to osobicie. Bran nie potrafi odpowiedzie na to pytanie. - Krl Robert ma kata - odpowiedzia niepewnie. - Tak - przyzna ojciec. - Podobnie jak jego poprzednicy, Targaryenowie. Lecz my postpujemy wedug starszych zwyczajw. W yach Starkw wci pynie krew Pierwszych Ludzi. Wierzymy, e ten, kto wydaje wyrok, sam powinien go wykona. Jeli chcesz odebra komu ycie, powiniene spojrze mu w oczy i wysucha jego ostatnich sw. Jeste mu to winien. Kiedy nie masz odwagi tego uczyni, skd moesz wiedzie, e ten czowiek zasuguje na mier?

- Ktrego dnia ty, Bran, zostaniesz chorym Robba, bdziesz zasiada we wasnej twierdzy i sam wymierza sprawiedliwo. Gdy nadejdzie ta chwila, musisz pamita, eby nie staa si ona dla ciebie przyjemn, lecz te nie wolno ci odwraca wzroku. Wadca, ktry chowa si za patnym katem, szybko zapomina, czym jest mier. W tym momencie na grzbiecie wzgrza pojawi si Jon. Machajc rk, krzycza: Ojcze, Bran, chodcie szybko, zobaczcie, co znalaz Robb! - W nastpnej chwili ju znikn za wzgrzem. Podjecha do nich Jory. - Jakie kopoty, panie? - Bez wtpienia - odpar pan ojciec. - Zobaczmy, co tam znowu nabroili moi synowie. Ruszy kusem, a Jory, Bran i pozostali pojechali za nim. Znaleli Robba na pnocnym brzegu rzeki. Jon siedzia jeszcze na koniu obok niego. W kocu lata spady obfite niegi, dlatego Robb sta w zaspie po kolana z odrzuconym kapturem, tak e soce odbijao si od jego jasnych wosw. Trzyma co na rkach. Obaj rozmawiali podnieconymi i ciszonymi gosami. Jedcy zbliali si do nich ostronie przez zaspy, starajc si wybiera rwn drog na niepewnym gruncie. Pierwsi dojechali do nich Jory Cassel i Theon Greyjoy. Greyjoy jecha, miejc si i artujc. Bran usysza, jak tamten wypuszcza z sykiem powietrze. - Bogowie! - zawoa, prbujc utrzyma rwnowag na koniu, kiedy sign po miecz. Jory trzyma ju swj w doni. - Robb, odsu si od tego! - zawoa, a jego ko stan dba. Modzieniec umiechn si tylko i spojrza sponad tego, co trzyma na rkach. - Ona ju nic ci nie zrobi, Jory - powiedzia. - Zdecha. Bran czu rozpierajc go ciekawo. Chtnie pognaby do przodu na swoim kucu, lecz ojciec kaza im zsi z koni jeszcze przy mocie i dalej pj pieszo. Bran zeskoczy na ziemi i pogna do przodu. Teraz take Jon, Jory i Theon zdyli ju zsi z koni. - Na siedem piekie, co to jest? - odezwa si Greyjoy. - Wilk - powiedzia Robb. - Odmieniec - odpowiedzia Greyjoy. - Popatrz, jaki jest duy. - Bran czu, jak mocno bije mu serce, kiedy przebrn przez zasp sigajc mu do pasa i stan u boku brata. Ujrza ogromn, ciemn posta, martw i na wp zagrzeban w zakrwawionym niegu. W szarej, kudatej sierci lni ld, a nad zdechym zwierzciem unosi si saby odr zepsucia. Bran dostrzeg robaki pezajce po oczach i poke zby w pysku. Najwiksze

jednak wraenie zrobiy na nim rozmiary zwierzcia. Wilk by wikszy od jego kuca, dwukrotnie wikszy od najwikszego ogara z psiarni jego ojca. - To nie jest odmieniec - powiedzia Jon spokojnie. - To jest wilkor. One s wiksze od wilkw. - Nie widywano ich od dwustu lat na poudnie od Muru - wtrci Theon Greyjoy. - Teraz jednak widz - odpar Jon. Bran oderwa wzrok od potwora i wtedy dokadniej przyjrza si temu, co Robb trzyma na rkach. Wyda okrzyk radoci i podszed bliej. Szczeni przypominao kulk z szaroczarnego futra. Oczy miao jeszcze zamknite. Popiskujc smutno, macao pyskiem lepo po piersi Robba w poszukiwaniu mleka. Bran niepewnie wycign rk. - miao zachci go Robb. - Moesz go dotkn. Bran pogaska szybko szczeni i odwrci si do Jona, ktry powiedzia: - Trzymaj. Jego przyrodni brat poda mu drugie szczeni. - Jest ich pi. - Bran usiad na ziemi i przytuli wilczka do twarzy. Poczu mikko i ciepo jego sierci. - Wilkory w krlestwie po tylu latach - mrukn Hullen, koniuszy. - To mi si nie podoba. - To znak - powiedzia Jory. Ich ojciec zachmurzy si. - Jory, to tylko zdeche zwierz - powiedzia, cho sam wydawa si zatroskany. Kiedy obchodzi wilka, nieg zaskrzypia pod jego butami. - Czy wiadomo, co j zabio? - Ma co wbite w gardo - odezwa si Robb, dumny, e potrafi odpowiedzie, zanim jeszcze spyta go ojciec. - Tam, pod sam szczk. Ojciec przyklkn i wsun do pod eb zwierzcia. Potem szarpn i podnis rk wysoko, tak by wszyscy zobaczyli. Trzyma w niej kawaek rogu, oderwan rosoch umazan krwi. Stojcy dookoa zamilkli. Patrzyli na rogi z niepokojem i aden nie mia si odezwa. Nawet Bran wyczuwa ich strach, cho nie rozumia, czego si boj. Ojciec odrzuci rg i wytar donie o nieg. - Dziwi mnie, e przeya na tyle dugo, eby si oszczeni - powiedzia. Jego sowa przerway krg milczenia. - Moe nie przeya - powiedzia Jory. - Syszaem moe wilczyca zdecha, zanim urodziy si szczenita. - Zrodzone z martwych - wtrci kto. - Jeszcze gorzej.

- Niewane - powiedzia Hullen. - One te niedugo zdechn. Okrzyk rozpaczy zamar w gardle Brana. - Im szybciej, tym lepiej - wtrci Theon Greyjoy, wycigajc miecz. - Bran, dawaj tutaj t besti. Szczeni przytulio si do niego, jakby rozumiao ludzkie sowa. - Nie! - zawoa gwatownie Bran. - On jest mj! - Od miecz, Greyjoy - powiedzia Robb. Przez moment wydawao si, e przemawia jego ojciec, lord, ktrym kiedy mia zosta. - Zatrzymamy te szczeniaki. - Chopcze, nie moesz tego zrobi - powiedzia Harwin, syn Hullena. - Okaemy serce, zabijajc je - doda Hullen. Bran spojrza na ojca pana, spodziewajc si pomocy, lecz napotka tylko jego nachmurzone oblicze. - Synu, Hullen ma racj. Lepiej zada im szybk mier, ni pozwoli, by zdychay powoli z zimna i godu. - Nie! - Odwrci gow, czujc napywajce do oczu zy. Nie chcia paka w obecnoci ojca. Robb take nie chcia ustpi. - W zeszym tygodniu oszczenia si ruda suka ser Rodrika - powiedzia. - Przeyy tylko dwa szczeniaki, wic bdzie miaa do mleka. - Rozerwie je na strzpy, gdy tylko sprbuj si przystawi. - Lordzie Stark - odezwa si Jon. Ten oficjalny ton wywoa zdziwienie. Bran wpatrywa si w niego peen nadziei. - Znalelimy pi szczeniakw - zwrci si do ojca. Trzy samce i dwie samice. - I co z tego, Jonie? - Ty masz picioro dzieci z prawego oa. Trzech synw i dwie crki. Ta wilczyca jest jakby symbolem twojego Rodu. Przeznaczeniem tych szczenit jest zosta z twoimi dziemi, panie. Bran zauway zmian na twarzy ojca, dostrzeg te spojrzenia, jakie wymienili midzy sob stojcy dookoa mczyni. Poczu ogromn mio do Jona. Pomimo swoich siedmiu lat dobrze zrozumia, czego dokona jego brat. Liczba zwierzt i ludzi zgadzaa si tylko dlatego, e Jon nie wymieni samego siebie. Wspomnia o dziewczynkach, nawet o niemowlciu, Rickonie, lecz nie wymieni bkarta noszcego nazwisko Snow, nazwisko zwyczajowo nadawane ludziom na pnocy, ktrzy mieli pecha urodzi si bezimiennie. Ojciec szybko zrozumia. - A zatem, Jonie, nie chcesz szczenicia dla siebie? - spyta agodnie.

- Wilkor widnieje na sztandarze Domu Starkw - zauway Jon. - Ja nie nosz ich nazwiska, ojcze. Ojciec pan przyglda mu si uwanie. Robb natychmiast wykorzysta chwil milczenia. - Ojcze, sam si zajm szczeniakiem - powiedzia. - Namocz rcznik ciepym mlekiem i dam mu do ssania. - Ja te! - krzykn Bran. Lord dugo mierzy uwanym spojrzeniem swoich synw. - atwo powiedzie, ale trudniej zrobi. Nie pozwol, ebycie zawracali gow subie. Jeli chcecie zatrzyma szczeniaki, sami musicie je karmi. Jasne? Bran przytakn mu gorliwie. Szczeniak poruszy si i poliza jego policzek ciepym jzykiem. - Sami je te wytresujecie - doda ojciec. - Wy i nikt inny. Obiecuj, e nikt z psiarni nie dotknie nawet palcem tych potworw. Niech was bogowie maj w opiece, jeli zaniedbacie swoje zwierzta, odniesiecie si do nich brutalnie albo le je wytresujecie. To nie s jakie tam kundle, ktre bd ebra o jedzenie i uciekn przed kopniakiem. Wilkor urwie ci rk z tak sam atwoci, z jak pies rozrywa szczura. Czy wci chcecie je zatrzyma? - Tak, ojcze - powiedzia Bran. - Tak - powtrzy jak echo Robb. - Szczeniaki mog zdechn bez wzgldu na to, jak bardzo bdziecie si starali. - Nie zdechn - zapewni go Robb. - Nie pozwolimy im zdechn. - A zatem zatrzymaj je, Jory. Desmond zabierz pozostae. Czas wraca do Winterfell. Dopiero kiedy wsiedli na konie, Bran pozwoli sobie zakosztowa sodkiego smaku zwycistwa. Jecha ze szczeniakiem wcinitym gboko i bezpiecznie pod ubranie. Zastanawia si, jak go nazwa. Kiedy wjechali na most, Jon gwatownie zatrzyma konia. - O co chodzi, Jon? - spyta ojciec pan. - Nie syszycie? Bran sysza wycie wiatru w konarach drzew, stukot koskich kopyt na drewnianym mocie i popiskiwania godnego szczeniaka, lecz Jon nasuchiwa czego jeszcze. - Tam - powiedzia Jon i pogalopowa z powrotem przez most. Patrzyli, jak zsiada z konia w pobliu zdechej wilczycy i przyklka. W nastpnej chwili jecha ju do nich umiechnity. - Pewnie odczy si od pozostaych - powiedzia Jon.

- Albo zosta odpdzony - doda jego ojciec, spogldajc na szstego szczeniaka. Ten by zupenie biay, a oczy mia czerwone jak krew skazaca, ktry zosta stracony tego ranka. Bran zauway zdziwiony, e tylko ten jeden szczeniak otwiera ju oczy. - Albinos - zauway Theon Greyjoy z wymuszonym umiechem na ustach. Zdechnie jeszcze przed tamtymi. Jon Snow rzuci chodne spojrzenie stranikowi ojca. - Nie sdz, Greyjoy powiedzia. - On naley do mnie.

CATELYN
Catelyn nigdy nie lubia tego gaju bogw. Sama naleaa do rodu Tullych, ktry pochodzi z Riverrun, pooonego daleko na poudniu, nad Czerwonych Widami. Tam gajem bogw by ogrd, jasny i rozlegy, gdzie strzeliste sekwoje rzucay cie na szemrzce strumyki, a w powietrzu przesyconym woni kwiatw rozbrzmieway nieustannie ptasie piewy. Bogowie Winterfell mieli dla siebie inny las. Byo to mroczne, pierwotne miejsce, trzy akry starego lasu, nie tknitego od dziesiciu tysicy lat, kiedy budowano wok niego ponury zamek. Tutaj rosy uparte drzewa stranicze, uzbrojone w szarozielone igy, potne dby oraz graby rwnie stare jak caa ta ziemia. Ogromne pnie wyrastay tutaj tu obok siebie, a ich spltane konary tworzyy szczelny baldachim, w ziemi za wiy si skbione korzenie. Byo to miejsce pogrone w cieniu i gbokiej ciszy, a zamieszkujcy je bogowie nie posiadali imion. Wiedziaa, e tutaj znajdzie ma tego wieczoru. Zawsze kiedy wymierza sprawiedliwo, potem szuka spokoju w gaju bogw. Catelyn zostaa namaszczona i otrzymaa imi w blasku tczy, ktrej wiato wypeniao Wielki Sept w Riverrun. Ona naleaa do Wiary, podobnie jak jej ojciec, dziad i pradziad. Jej bogowie posiadali imiona, znaa ich twarze rwnie dobrze jak twarze swoich rodzicw. Wielbili bogw woni kadzida, kolorami tcz, ktre wysya siedmioboczny kryszta, i piewami. W domu Tullych, podobnie jak w innych wielkich domach, take mieli gaj bogw, lecz stanowi on raczej miejsce spacerw, gdzie chodzio si poczyta lub odpocz na socu. Miejscem modlitwy by sept. Specjalnie dla niej Ned kaza wybudowa may sept, gdzie moga piewa bogu o siedmiu twarzach. W yach Starkw pyna krew Pierwszych Ludzi, a jego bogami pozostali starzy, bezimienni bogowie o nieznanych twarzach, bogowie zielonych lasw, ktre zamieszkiwali wraz z zaginionymi dziemi lasu. Porodku gaju, nad maym stawem wypenionym zimn i czarn wod, roso pradawne czardrzewo. Drzewo serce, jak nazwa je Ned. Kor miao bia jak ko, a jego ciemnoczerwone licie przypominay tysice zakrwawionych doni. W jego pniu wyrzebiono twarz, twarz pocig i zamylon; gboko wycite oczy, czerwone od wyschnitych sokw, sprawiay wraenie czujnie obserwujcych. Stare to byy oczy, starsze od samego Winterfell. Podobno widziay, jak Brandon Budowniczy pooy pierwszy kamie, a potem przyglday

si, jak rosy granitowe mury zamku. Podobno to dzieci lasu rzebiy twarze na drzewach w zamierzchych czasach, jeszcze przed nadejciem Pierwszych Ludzi, ktrzy przybyli przez wskie morze. Na poudniu ostatnie czardrzewa zostay wycite albo wypalone tysic lat temu, z wyjtkiem Wyspy Twarzy, na ktrej zieloni ludzie czuwali w milczeniu. Tutaj wszystko byo inne. Tutaj kady zamek ma swj gaj bogw, kady gaj bogw ma swoje drzewo serce, a kade drzewo serce ma swoj twarz. Catelyn znalaza ma pod czardrzewem, na kamieniu poronitym mchem. Uoy miecz, Ld, na kolanach i obmywa jego gowni wod czarn jak noc. Warstwy prchnicy nagromadzone przez tysice lat tumiy odgos jej krokw, lecz czerwone oczy drzewa wydaway si pilnie j ledzi. - Ned - przemwia cicho. Podnis gow i spojrza na ni. Catelyn - powiedzia. Mwi gosem jakby nieobecnym i bardzo oficjalnym. - Gdzie s dzieci? Zawsze o nie pyta. - W kuchni. Sprzeczaj si o imiona swoich wilczych szczenit. Rozoya paszcz na ziemi i usiada na brzegu stawu, opierajc si plecami o drzewo. Czua na sobie jego oczy, lecz staraa si nie zwraca na to uwagi. - Arya ju pokochaa swojego, Sansa te jest oczarowana, za to Rickon jest niepewny. - Boi si? - spyta Ned. - Troch - przyznaa. - Ma dopiero trzy lata. Ned zmarszczy brwi. - Musi nauczy si stawi czoo obawom. Bdzie coraz starszy. A poza tym nadchodzi zima. - Tak - powiedziaa Catelyn. Na dwik tych sw poczua dreszcz, jak zawsze kiedy je syszaa. Byo to motto Starkw. Wszystkie wielkie rody posiaday rodzinne motto, swojego rodzaju modlitw, w ktrej wielbili honor i chwa, skadali przysig lojalnoci, wiary i odwagi. Wszystkie, tylko nie rd Starkw. Nadchodzi zima, tak brzmiao ich motto. Nie po raz pierwszy pomylaa, jak dziwni s mieszkacy pnocy. - Tamten czowiek umar dzielnie, musz mu to przyzna - powiedzia Ned. W doni trzyma kawaek skry namoczonej oliw. Przecign nim wolno po ciemnym ostrzu, a zalnio. - Bran take spisa si dzielnie. Byaby z niego dumna. - Zawsze jestem dumna z Brana - odpara Catelyn, patrzc, jak wyciera ostrze. Widziaa niemal jego pulsujce wntrze, ktre dugo nabierao ksztatu w kuni. Catelyn nie lubia mieczy, lecz musiaa przyzna, e Ld stanowi przykad wyjtkowo piknego ora. Wykuto go w Valyrii, w czasach kiedy kowale kuli metal za pomoc motw i zakl. Liczy

ju sobie czterysta lat, a pozosta tak samo ostry jak pierwszego dnia. Jego imi byo jeszcze starsze, pochodzio z czasw herosw, kiedy Starkowie byli krlami pnocy. - Ju czwarty tego roku - powiedzia ponuro Ned. - Biedaczyna by na wp szalony. Co przepenio go strachem tak bardzo, e moje sowa nie docieray do niego. - Westchn. Ben pisze, e w Nocnej Stray nie ma ju nawet tysica ludzi. I to nie tylko z powodu dezercji. Trac te ludzi w czasie wypadw. - Przez dzikich? - spytaa. - Tylko przez nich? - Ned podnis miecz i powid wzrokiem wzdu jego chodnego ostrza. - Przyjdzie wreszcie taki dzie, kiedy nie bd mia wyboru. Bd zmuszony wznie sztandary i pojecha na pnoc, by zmierzy si z Krlem-poza-Murem. - Poza Murem? - Catelyn zadraa na myl o tym. Ned zauway niepokj na jej twarzy. - Mace Raydera raczej nie powinnimy si obawia. - Za Murem mieszkaj mroczne istoty. - Obejrzaa si, zerkajc na drzewo serce, na jego blad kor i czerwone oczy; wydawao si, e drzewo, zadumane, obserwuje ich, sucha, i myli. Umiechn si agodnie. - Suchasz za duo opowieci Starej Niani. Inni umarli tak samo jak dzieci lasu, nie ma ich tutaj ju od omiu tysicy lat. Maester Luwin twierdzi nawet, e nigdy ich tutaj nie byo. Nikt z yjcych ich nie widzia. - Tak jak do dzisiejszego ranka nikt nie widzia wilkora - zauwaya Catelyn. - Powinienem ju wiedzie, e nie naley si sprzecza z kim z rodu Tullych odpowiedzia, umiechajc si smutno. Wsun Ld do pochwy. - Ale przecie nie przysza tutaj, eby opowiada mi bajeczki. Wiem, e nie przepadasz za tym miejscem. O co chodzi, pani? Catelyn wzia ma za rk. - Mj panie, otrzymalimy smutne wieci. Nie chciaam ci smuci, zanim si nie oczycisz. - Nie wiedziaa, jak zrobi to delikatniej, wic przekazaa mu wiadomo jednym tchem: - Tak mi przykro, kochany. Jon Arryn nie yje. Poszuka spojrzeniem jej oczu. Spodziewaa si tego, a mimo to bardzo j uderzyo, widzc, jak ciko to przyj. Jako chopiec, Ned dosta si pod opiek Rodu z Orlego Gniazda, a bezdzietny lord Arryn sta si jego drugim ojcem, jego, a take jego towarzysza, Roberta Baratheona. Kiedy szalony krl Aerys II Targaryen zada ich gw, lord Orlego

Gniazda wola wznie sztandar z ksiycem i sokoem, ni pozwoli, eby skrzywdzono tych, ktrych obieca chroni. Pewnego dnia, przed czternastoma laty, jego drugi ojciec zosta take bratem, kiedy razem stanli w spcie Riverrun, by polubi dwie siostry, crki lorda Hostera Tullyego. - Jon - powiedzia. - Czy to pewna wiadomo? - Potwierdzona krlewsk pieczci. Robert napisa list wasnorcznie. Zatrzymaam go dla ciebie. Pisze, e lord Arryn odszed szybko. Nawet maester Pycelle nie potrafi mu pomc. Poda mu tylko makowe mleko, eby Jon nie cierpia dugo. - Niewielka to aska - odpowiedzia. Widziaa gboki smutek na jego twarzy, a mimo to pomyla o niej. - A twoja siostra? - spyta. - I chopak Jona? Co o nich pisze? - Wiem tylko, e maj si dobrze i wrcili do Orlego Gniazda - powiedziaa Catelyn. Szkoda, e nie pojechali raczej do Riverrun. Orle Gniazdo ley wysoko i na odludziu, a poza tym to dom jej ma. Kady kamie bdzie jej go przypomina. Znam moj siostr. Jej potrzeba pociechy rodziny i przyjaci. - Twj wuj czeka w Dolinie Arryn, prawda? Syszaem, e Krl pasowa go na Pierwszego Rycerza Bramy. Catelyn przytakna mu. - Brynden zrobi wszystko, co w jego mocy, by j pocieszy, j i chopca, lecz - Jed do niej - odezwa si Ned. - Zabierz dzieci. Niech wypeni ich dom miechem i haasem. Jej chopak potrzebuje towarzystwa innych dzieci. Lysa nie powinna pozostawa sama w cierpieniu. - Gdybym tylko moga to uczyni - powiedziaa Catelyn. - List zawiera te inne wieci. Krl przyjeda do Winterfell, chce si spotka z tob. Dopiero po duszej chwili dotaro do niego znaczenie jej sw, lecz wtedy jego oblicze wyranie si rozpromienio. - Robert przyjeda? - Kiedy skina gow, jego twarz rozjani umiech. Catelyn aowaa, e nie moe podziela jego radoci, ale syszaa, o czym szeptano na dziedzicach: martwy wilkor znaleziony w niegu, zamany rg w jego gardle. Pomimo coraz wikszego strachu zmusia si do umiechu, patrzc na mczyzn, ktrego kochaa, a ktry nie wierzy w znaki. - Wiedziaam, e si ucieszysz - powiedziaa. - Powinnimy posa wiadomo na Mur, do twojego brata. - Oczywicie - odpar. - Ben z pewnoci zechce nam towarzyszy. Ka Maesterowi Luwinowi posa najszybszego ptaka. - Ned podnis si i pomg jej wsta. - A niech mnie, ile to lat mino? I nic wicej w licie? Pisze przynajmniej, ilu ludzi z nim przyjedzie?

- Przypuszczam, e ze stu rycerzy, kady ze swoj wit, i co najmniej pidziesiciu wolnych. Bdzie te z nimi Cersei wraz z dziemi. - Pewnie ze wzgldu na nich Robert nie bdzie si spieszy - powiedzia. - I dobrze. Przynajmniej zdymy si przygotowa. - Przyjedaj te bracia Krlowej - powiedziaa. Ned skrzywi si. Catelyn wiedziaa, e jej m nie darzy rodziny krlewskiej wielk mioci. Rd Lannisterw z Casterly Rock przyczy si do Roberta do pno, waciwie kiedy jego zwycistwo byo ju przesdzone. Krl nigdy im tego nie wybaczy. - No c, jeli cen za towarzystwo Roberta ma by plaga Lannisterw, niech i tak bdzie. A zatem zanosi si, e Robert przywiezie ze sob poow dworu. - Tam, dokd Krl zda, podaj i jego poddani. - Z radoci zobacz jego dzieci. Najmodsze byo jeszcze przy piersi, kiedy widziaem je po raz ostatni. Teraz chopak ma chyba z pi lat, prawda? - Ksi Tommen ma siedem lat - wyjania. - Jest w wieku Brana. Prosz ci, Ned, trzymaj jzyk za zbami. Kobieta Lannisterw jest nasz Krlow, mwi te, e z kadym rokiem staje si coraz bardziej dumna. Ned ucisn jej do. - Ale nie obejdzie si bez uczty z muzyk. Robert z pewnoci zechce zapolowa. Wyl Joryego na poudnie z gwardi honorow, aby przywitali go na krlewskim trakcie i poprowadzili do nas. Bogowie, jak my ich wyywimy? Powiadasz, e ju s w drodze? A niech go, zoibym t jego krlewsk skr.

DAENERYS
Jej brat unis sukni wysoko, by moga si jej przyjrze. - Pikna. Dotknij tylko. miao. Zobacz, jaki materia. - Dany dotkna tkaniny. Bya tak mikka, e wydawao si, i pynie midzy palcami jak woda. Nie pamitaa, eby kiedykolwiek miaa na sobie sukni z rwnie wspaniaej tkaniny. Fakt ten przeraa j. Odsuna do. - Naprawd naley do mnie? - Podarunek od magistra Illyria - powiedzia Yiserys, umiechajc si. Tego wieczoru jej brat by w doskonaym nastroju. - Jej kolor podkreli fiolet twoich oczu, do tego zote ozdoby, drogie kamienie. Tak obieca Illyrio. Dzisiejszego wieczoru musisz wyglda jak ksiniczka. Ksiniczka, pomylaa Dany. Ju zapomniaa, co znaczy by ksiniczk. A moe nigdy nie wiedziaa. - Dlaczego jest dla nas taki hojny? - spytaa. - Czego chce w zamian? Od ponad p roku mieszkali w domu magistra rozpieszczani przez jego sub. Dany miaa trzynacie lat. Bya wystarczajco dorosa, eby wiedzie, e takie podarunki maj swoj cen w wolnym miecie Pentos. - Illyrio nie jest gupcem - odezwa si Yiserys. By chudym, dwudziestoletnim modziecem, ktrego donie wci bdziy nerwowo, a w jego liliowych oczach migotay gorczkowe iskierki. - Magister dobrze wie, e nie zapomn o przyjacioach, kiedy zasid na tronie. Dany nic nie odpowiedziaa. Magister Illyrio zajmowa si handlem przyprawami korzennymi, smocz koci oraz innymi, mniej szlachetnymi towarami. Podobno mia przyjaci we wszystkich Dziewiciu Wolnych Miastach, a nawet jeszcze dalej, w Yaes Dothrak czy w legendarnych krainach za Jadeitowym Morzem. Mwiono te, e nie ma dla niego przyjaciela, ktrego by nie sprzeda z umiechem na ustach za odpowiedni cen. Dany uwanie suchaa, co mwi ludzie na ulicach, ale wiedziaa, e nie naley wypytywa brata, ktry tka swoj sie z marze. Dobrze znaa jego gniew. Sam Yiserys mawia, e rozgniewa go, to jak obudzi smoka. Jej brat powiesi sukni przy drzwiach. - Illyrio przyle niewolnice, pomog ci w kpieli. Tylko eby skutecznie usuna smrd stajni. Khal Drogo ma mnstwo koni, lecz dzisiejszego wieczoru bdzie si rozglda za innego rodzaju wierzchowcem. - Przyjrza jej si uwanie. - Wci si garbisz. Sta prosto. - Odcign jej ramiona do tyu. - Niech zobacz twoj kobiec sylwetk. - Przesun doni po jej kwitncych dopiero piersiach i uszczypn j lekko w sutk. - Nie zawied mnie dzisiaj, bo poaujesz. Chyba nie chcesz

obudzi smoka, prawda? - Uszczypn mocniej, tak e poczua bl mimo grubej tuniki. Prawda? - powtrzy. - Nie - odpara potulnie. Jej brat umiechn si. - Dobrze. - Dotkn jej wosw, niemal czule. - Kiedy bd spisywa histori moich rzdw, kochana siostro, napisz, e wszystko zaczo si dzisiejszej nocy. Po jego wyjciu Dany podesza do okna i popatrzya tsknie na wody zatoki. Widziaa ciemne kontury przysadzistych ceglanych wie miasta Pentos na tle zachodzcego soca. Syszaa piewy czerwonych kapanw, ktrzy rozpalali nocne ognie, a take krzyki obszarpanych dzieci, bawicych si za murami posiadoci. Przez chwil aowaa, e nie moe by z nimi, biega boso do utraty tchu, ubrana w achmany, bez przeszoci i przyszoci, bez perspektywy uczt w paacu hala Drogo. Gdzie jeszcze za zachodzcym socem, za wskim morzem, znajdowaa si kraina zielonych wzgrz, kwiecistych k i rwcych rzek, gdzie wrd bkitnoszarych gr wyrastay wiee z ciemnego kamienia i gdzie rycerze spod rnych chorgwi potykali si w turniejach. Dothrakowie nazywali t krain Rhaesh Andahli, ziemi Andalw. Mieszkacy Wolnych Miast nazywali ich Westeros, a ich kraj Krlestwem Zachodzcego Soca. Jej brat za uywa prostszej nazwy. Nasza ziemia, mwi po prostu. W jego ustach sowa te brzmiay prawie jak modlitwa. Jakby wierzy, e bogowie usysz go, jeli tylko bdzie je powtarza wystarczajco czsto. Nasza, mawia, nasze dziedzictwo. Odebrana nam podstpem, lecz wci nasza, na zawsze nasza. Nie wolno kra niczego smokowi, o nie. Smok nie zapomina. Moe smok pamita, ale nie Dany. Nigdy nie widziaa ziemi za wskim morzem, ktr jej brat uwaa za ich wasno. Wszystkie miejsca, o ktrych opowiada jej brat, ich nazwy - Casterly Rock, Orle Gniazdo, Wysogrd dolina Arryn, Dorne, Wyspa Twarzy - byy tylko sowami. Yiserys mia osiem lat, kiedy opucili Krlewsk Przysta uciekajc przez nadcigajcymi wojskami Uzurpatora, lecz Daenerys bya jeszcze wtedy w onie matki. Brat tak czsto opowiada Dany o tamtej ziemi, e czasem potrafia sobie wyobrazi pewne sceny. Widziaa blask ksiycowych promieni migoccych na czarnych aglach w czasie ucieczki noc na Smocz Wysp. Jej brat Rhaegar walczy z Uzurpatorem na krwawych wodach Tridentu i zgin za kobiet, ktr kocha. Potem psy Uzurpatora, jak Yiserys nazywa lorda Lannistera i Starka, spldroway Krlewsk Przysta. Ksiniczka Elia z Dorne bagaa o lito, kiedy odebrano jej od piersi potomka Rhaegara i zabito go na jej oczach. Wypolerowane czaszki ostatnich smokw patrzyy pustymi oczyma w sali tronowej, jak Krlobjca zotym mieczem otwiera gardo ich ojca.

Dany urodzia si na Smoczej Wyspie dziewi ksiycw po ich ucieczce, w czasie letniego sztormu, ktry niemal zburzy umieszczon na wyspie twierdz. Podobno bya to straszna burza. Zmiota tangaryskie statki, ciskajc w spienione wody wskiego morza kamienne bloki, zerwane z przedmurzy. Jej matka umara w czasie porodu, czego Yiserys nigdy jej nie wybaczy. Smoczej Wyspy take nie pamitaa. Uciekli, zanim brat Uzurpatora i jego ludzie wyruszyli na dopiero co zbudowanych statkach. Wtedy w ich posiadaniu pozostaa ju tylko Smocza Wyspa odwieczna siedziba ich rodu. Jednak nie na dugo. Uknuto spisek, na mocy ktrego mieli zosta sprzedani Uzurpatorowi, lecz ktrej nocy Ser Willem Darry wraz z czterema wiernymi mu ludmi wdarli si do pokoi dziecinnych i wykradli ich razem z niak. Uciekli na statku pod oson nocy i schronili si bezpiecznie na wybrzeu Braavos. Jak przez mg pamitaa ser Willema: ogromny jak niedwied, prawie lepy i siwy, grzmia, wydajc polecenia ze swojego ka, w ktrym lea zoony chorob. Sudzy bali si go jak ognia, lecz on zawsze by miy dla Dany. Nazywa j ma ksiniczk, czasem zwraca si do niej moja pani. Donie mia mikkie, jakby pokryte star skr. Nigdy nie opuszcza swojego ka, dlatego jego komnat wypenia nieustannie gorcy, wilgotny i sodkawy smrd choroby. Wtedy mieszkali w Braavos. Miaa tam swj pokj, a przed jej oknem roso drzewo cytrynowe. Po mierci ser Willema suba rozkrada pienidze, jakie im pozostay, i niedugo potem musieli opuci ogromny dom. Dany pakaa, kiedy zamkny si za nimi na zawsze czerwone drzwi. Od tamtej pory wci wdrowali, z Braavos do Myr, z Myr do Tyrosh i dalej do Qohor, Yolantis i Lys, nigdzie nie zatrzymywali si na dugo. Jej brat nie pozwala na to. Wci powtarza, e zbiry Uzurpatora depcz im po pitach, chocia Dany nigdy nie widziaa adnego. Pocztkowo kupcy korzenni, archonci i magnaci handlowi chtnie widzieli pod swoim dachem ostatnich z rodu Targarynw, lecz w miar upywu lat - Uzurpator wci zasiada na elaznym Tronie - coraz czciej zamykano przed nimi drzwi, a ich ycie stawao si jeszcze bardziej pode. Wreszcie zmuszeni byli sprzeda ostatnie majtnoci, a teraz pozbyli si nawet monety z korony ich matki. W ciemnych zakamarkach Pentos jej brata nazywano ebraczym krlem. Dany nie chciaa wiedzie, co mwiono o niej. - Kochana siostrzyczko, kiedy odzyskamy to wszystko - zwyk mawia. Czasem jego rce dray, kiedy o tym mwi. - Klejnoty, jedwabie, Smocz Wysp, Krlewsk Przysta i Siedem Krlestw, odzyskamy wszystko, co nam zabrano. - Yiserys y w oczekiwaniu na ten

dzie. Daenerys za pragna jedynie ogromnego domu z czerwonymi drzwiami i drzewem cytrynowym za oknem oraz dziecistwa, ktrego nie pamitaa. Kto cicho zapuka do drzwi. - Wej - powiedziaa Dany, odwracajc si od okna. Weszy suce Illyria. Skoniy si i zaczy przygotowywa kpiel. Byy niewolnicami i stanowiy podarunek od jednego z licznych dothrackich przyjaci kupca. W wolnym miecie Pentos nie istniao niewolnictwo, niemniej jednak suce byy niewolnicami. Stara kobieta, drobna i siwa, nie odzywaa si, za to jasnowosa! niebieskooka szesnastoletnia dziewczyna nie przestawaa mwi. Napeniy bali gorc wod z kuchni i doday do niej pachncych olejkw. Dziewczyna cigna z Dany tunik z surowej baweny i pomoga jej wej do balii. Woda okazaa si bardzo gorca, lecz Daenerys nawet nie drgna. Byo jej przyjemnie. Poczua si czysta. Brat zawsze jej powtarza, e dla Tangaryenki woda nigdy nie jest za gorca. - Dom smoka jest naszym domem - mawia. - Mamy ogie w yach. Staruszka w milczeniu umya jej dugie, bladosrebrzyste wosy i rozczesaa je delikatnie. Dziewczyna wyszorowaa jej plecy i stopy, powtarzajc, jakie spotkao j szczcie. - Drogo jest tak bogaty, e nawet jego niewolnicy nosz zote obroe. W jego khalasar jedzi sto tysicy ludzi, a w jego paacu w Yaes Dothrak znajduje si dwiecie pokoi z drzwiami ze srebra. - Mwia bez koca, jak przystojny jest sam khal, jaki wysoki i dziki, nieustraszony w bitwie, niezrwnany jedziec i ucznik. Daenerys milczaa przez cay czas. Dotd sdzia, e kiedy osignie odpowiedni wiek, polubi Yiserysa. Od wiekw, odkd Aegon Zdobywca wzi sobie za on swoj siostr Rhaenys, Targaryenowie polubiali wasne siostry. Yiserys powtarza jej wielokrotnie, e linia rodowa musi pozosta czysta, e w ich yach pynie krlewska krew, zocista krew pradawnej Yalyrii, smocza krew. Smoki nie czyy si z dzikimi zwierztami, a Targaryenowie nie mieszali swojej krwi z krwi pomniejszych rodw. Teraz jednak Yiserys postanowi sprzeda j obcemu, barbarzycy. Kiedy suce ju j umyy, pomogy jej wyj z balii i wytary do sucha. Dziewczyna czesaa jej wosy, tak e zalniy niczym strumie roztopionego srebra, podczas gdy staruszka natara j wonnymi perfumami z rwnin Dothrak: odrobin na kadym nadgarstku, za uszami, sutki piersi i wreszcie midzy nogami. Podano jej skp bielizn, ktr przysa Illyrio, a potem woya szat z jedwabiu w kolorze ciemnej liwy dla podkrelenia fioletu jej oczu. Dziewczyna wsuna na jej stopy pozacane sanday, a staruszka wpia jej we wosy tiar i naoya na nadgarstki zote bransolety wysadzane ametystami. Wreszcie naoono jej naszyjnik, cay ze zota, ciki, ozdobiony glifami z czasw dawnej Yalyrii.

- Teraz wygldasz jak ksiniczka - odezwaa si moda suca, kiedy skoczyy j ubiera. Dany zerkna na swoje odbicie w lustrze w srebrnej ramie, ktre przysa roztropny Illyrio. Ksiniczka, pomylaa, lecz zaraz przypomniaa sobie, co powiedziaa dziewczyna o bogactwie khala Drogo, e nawet jego sucy nosili zote naszyjniki. Poczua nagle dreszcz, a jej nagie ramiona pokrya gsia skrka. Brat czeka w chodnym holu wejciowym. Siedzia na brzegu basenu, wodzc palcami po powierzchni wody. Wsta, kiedy wesza, i przyjrza si jej uwanie. - Sta tam zwrci si do niej. - Odwr si. Tak. Dobrze. Wygldasz - Jak krlowa - skoczy za niego magister Illyrio, wchodzc przez sklepione wejcie. Jak na tak potnego mczyzn, porusza si z zadziwiajc lekkoci. Kiedy szed, zway tuszczu na jego ciele podskakiway pod lun jedwabn szat w kolorze pomieni. Na kadym jego palcu lni kamie szlachetny, a rozszczepion, taw brod tak mocno mia naoliwion, e lnia, jakby bya ze szczerego zota. - Ksiniczko Daenerys, niech Pan wiata obsypie ci swoimi askami w ten najszczliwszy dzie - powiedzia kupiec, ujmujc jej do. Skoni gow i bysn poprzez brod krzywymi i pokymi zbami. - Istne objawienie, tak bym j nazwa, Wasza Mio - zwrci si do jej brata. - Drogo bdzie zachwycony. - Jest za chuda - powiedzia Yiserys. Wosy, tak samo srebrzyste jak wosy siostry, nosi zwizane z tyu i spite brosz ze smoczej koci. Surowe spojrzenie oczu podkrelao twarde rysy jego szczupej twarzy. Opar do na rkojeci miecza, ktry poyczy mu Illyrio, i zapyta: - Jeste pewien, e khal Drogo lubi takie mode kobiety? - W niej pynie odpowiednia krew. Ona jest wystarczajco dorosa dla khala powtrzy Illyrio to, co mwi mu ju wielokrotnie. - Spjrz na ni. Te srebrzystozote wosy, te purpurowe oczy bez wtpienia ma w sobie krew Yalyrijczykw, a do tego ma szlachetne urodzenie, crka dawnego krla, siostra nowego, bez wtpienia zrobi wraenie na Drogo. Puci jej do, a Daenerys poczua, e dry. - Mam nadziej - odpowiedzia jej brat bez przekonania. - Dzikusy maj dziwne gusta. Chopcy, konie, owce - Lepiej nie wspominaj o tym w obecnoci khala Drogo - powiedzia Illyrio. W ciemnych oczach jej brata bysny iskierki gniewu. - Bierzesz mnie za gupca? Kupiec skoni si lekko. - Bior ci za krla. Krlowie zapominaj czasem o ostronoci zwykych ludzi. Wybacz, jeli poczue si uraony. - Odwrci si i klaniciem da znak sucym.

Jechali ciemnymi ulicami w misternie rzebionym palankinie Illyria. Drog owietlao im dwch sucych, ktrzy szli przed nimi z lampami oliwnymi z jasnoniebieskimi szybkami. Tuzin silnych mczyzn dwigao na ramionach lektyk. Dany czua smrd bladego ciaa Illyria, ktry przebija si przez silny zapach perfum. Jej brat nic nie czu, siedzia rozwalony na poduszkach obok niej. Mylami by daleko, po drugiej stronie wskiego morza. - Nie bdziemy potrzebowali caego khalasar - powiedzia Yiserys. Jego palce plsay po rkojeci poyczonego miecza. Dany wiedziaa, e nigdy nie uy adnego miecza. - Wystarczy dziesi tysicy. Tak, wystarczy mi dziesi tysicy wrzeszczcych Dothrakw, eby zmie Siedem Krlestw. Lud z pewnoci powstanie i zechce wspomc prawowitego Krla. Tyrell, Redwyne, Darry, Greyjoy, wszyscy oni darz Uzurpatora takimi samymi uczuciami jak ja. Dorneowie nie mog si doczeka, kiedy pomszcz Eli i jej dzieci. Lud te pjdzie za mn. Oni czekaj na swojego Krla. - Spojrza na Illyria pytajcym wzrokiem. - Prawda? - To s twoi ludzie i kochaj ci - zapewni go kupiec Illyrio. W caym krlestwie ludzie potajemnie wznosz toasty za twoje zdrowie, a kobiety wyszywaj chorgwie ze smokiem, trzymaj je na dzie twojego powrotu. - Wzruszy ogromnymi ramionami. - Tak przynajmniej mwi moi wysannicy. Dany nie miaa swoich wysannikw ani adnej innej moliwoci dowiedzenia si, co myl lub robi za wskim morzem, lecz nie ufaa sodkim zapewnieniom Illyria, tak samo jak nie wierzya we wszystko, co o nim mwiono. Ale jej brat przytakiwa kupcowi gorliwie. - Wasnymi rkoma zabij Uzurpatora - zapewnia ten, ktry nigdy nikogo nie zabi. - Tak samo jak on zabi mojego brata Rhaegara. Zabij te Lannistera, Krlobjc, za to, co zrobi mojemu ojcu. - Tak bdzie najlepiej - powiedzia Illyrio. Dany dostrzega cie umiechu na jego ustach, ktrego jej brat oczywicie nie zauway. Kiwajc gow, odsun zason i utkwi wzrok w ciemnoci. Dany dobrze wiedziaa, e po raz kolejny toczy bitw nad Tridentem. Dziewi wie paacu khala Drogo wznosio si nad wodami zatoki, blady bluszcz spowija grube, ceglane mury. Illyrio wyjani im, e khal otrzyma go od kupcw z Pentos. Wolne Miasta zawsze pozostaway hojne wobec panw koskich plemion. - Nie boimy si tych barbarzycw - opowiada im Illyrio z umiechem na ustach. - Pan wiata zachowaby nasze miasta, nawet gdyby przyszo i milion Dothrakw, tak przynajmniej utrzymuj czerwoni kapani ale po co kusi los, kiedy ich przyja jest nic niewarta? Ich palankin zatrzyma si przy bramie. Jeden ze stranikw odsun gwatownie zason. Skr mia miedzian, a oczy w ksztacie migdaw, jak typowy Dothrak, lecz na

jego twarzy nie byo cienia zarostu, a na gowie mia spiczast czapeczk z brzu Niesplamionych. Obrzuci ich chodnym spojrzeniem. Kupiec Illyrio warkn co w jego ojczystym, chropowatym jzyku, a stranik odpowiedzia tak samo burkliwym tonem i da znak, e mog jecha. Dany zauwaya, e do jej brata spoczywa zacinita na rkojeci poyczonego miecza. Wyraz jego twarzy mwi jej, e on boi si tak samo jak ona. - Grubiaski eunuch mrukn Yiserys, kiedy niewolnicy podnieli ich palankin i ruszyli do paacu. Kupiec Illyrio natychmiast pospieszy ze sodkim wyjanieniem. - Na dzisiejsz uczt przybywa wielu wanych goci. Tacy ludzie maj wrogw. Khal musi chroni swoich goci, ciebie przede wszystkim, Wasza Mio. Nie wtpi, e Uzurpator dobrze by zapaci za twoj gow. - O, tak - odpar ponuro Yiserys. - Prbowa j dosta, zapewniam ci, Illyrio. Jego zbiry wci id za nami. Jestem ostatnim smokiem i dopki ja yj, on nie bdzie spa spokojnie. Palankin zwolni i zatrzyma si. Zasony rozsuny si i jeden z niewolnikw poda rk Daenerys, by pomc jej wysi. Zauwaya, e ma naszyjnik ze zwykego brzu. Za ni wysiad jej brat z doni wci zacinit na rkojeci miecza. Dwch silnych niewolnikw musiao pomc kupcowi podnie si. Wntrze paacu wypeniaa cika wo korzeni, sodkich cytryn i cynamonu. Poprowadzono ich przez sal wejciow, w ktrej mozaika z kolorowego szka przedstawiaa Los Yalyrii. Na cianach wisiay oliwne latarnie z elaza. Eunuch stojcy pod ukowatym wejciem obronitym kamiennym bluszczem ogosi piewnym gosem ich przybycie. Yiserys z Domu Targaryenw, Trzeci z Rodu - zawoa wysokim, sodkim gosem - Krl Andalw i Rhoynarw oraz Pierwszych Ludzi, Pan Siedmiu Krlestw i Protektor Caego Pastwa. Jego siostra, Daenerys Zrodzona z Burzy, Ksiniczka ze Smoczej Wyspy. Jego szacowny gospodarz, Illyrio Mopatis, Magister z Wolnego Miasta Pentos. Minli eunucha i weszli na dziedziniec otoczony kolumnami take obronitymi bladym bluszczem. W blasku ksiyca jego licie poyskiway odcieniami koci i srebra. Wrd goci znajdowao si wielu Dothrakw - ogromni mczyni o miedzianej skrze i opadajcych brodach cignitych metalowymi piercieniami; dugie, czarne wosy nacierali mocno oliw i zaplatali w warkocze, ktre obwieszali dzwoneczkami. Ale byli te wrd nich najemni zbje z Pentos, Myr i Tyrosh, czerwony kapan grubszy nawet od Illyria, wochaci mieszkacy Portu Ibben oraz dostojnicy z Wysp Letnich o skrze koloru hebanu. Daenerys

przygldaa si im z zainteresowaniem, lecz z przeraeniem stwierdzia, e jest tam jedyn kobiet. - Ci trzej to bracia krwi Drogo. - Usyszaa szept Illyria. - Obok kolumny stoi khal Moro z synem Rhogoro. Ten z zielon brod to brat Archonta z Tyrosh, a za nim ser Jorah Mormoni. Imi ostatniego przycigno uwag Daenerys. - Rycerz? - A jake. - Poprzez brod Illyria przecisn si umiech. -Namaszczony siedmioma olejami przez samego Wielkiego Septona. - Co on tutaj robi? - spytaa. - Uzurpator chcia jego gowy - wyjani Illyrio. - Chodzio o jaki drobny afront. Sprzeda kusownikw jakiemu handlarzowi niewolnikw z Tyrosh, zamiast odda ich ludziom z Nocnej Stray. Co za absurdalne prawo. Czowiek powinien mc robi ze swoj wasnoci co mu si podoba. - Chciabym porozmawia z ser Jorahem przed kocem wieczoru - powiedzia jej brat. Dany przygldaa si rycerzowi zaciekawiona. By ysiejcym mczyzn, ktry z pewnoci ukoczy czterdzieci lat, lecz trzyma si dobrze. Jego strj wykonany by gwnie z weny i skry, a nie z jedwabiu i baweny, jak stroje pozostaych. Mia na sobie ciemnozielon tunik, na ktrej widnia czarny niedwied na tylnych apach. Wci przygldaa si dziwnemu przybyszowi z rodzinnych stron, ktrych nigdy nie widziaa, kiedy nagle poczua na ramieniu wilgotn do Illyria. - Spjrz tam, sodka ksiniczko - szepn. - Oto khal we wasnej osobie. Dany miaa ochot odwrci si i uciec, lecz jej brat nie spuszcza z niej oczu. Dobrze wiedziaa, e obudzi smoka, jeli go rozgniewa. Dlatego natychmiast odwrcia si i spojrzaa na mczyzn, ktry - jak wierzy Yiserys - jeszcze tego wieczoru poprosi j o rk. Pomylaa, e moda niewolnica mwia prawd. Khal Drogo by o gow wyszy od pozostaych mczyzn, a mimo to porusza si z gracj, jak pantera z menaerii Illyria. Okaza si modszy, ni si spodziewaa, nie mg mie wicej ni trzydzieci lat. Jego skra byszczaa jak wypolerowana mied, a spiowe i zote obrcze spinay jego gste wsy. - Musz zoy ukony - powiedzia kupiec. - Zaczekajcie tutaj. Przyprowadz go do was. Illyrio odszed, koyszc si na nogach, podczas gdy jej brat uj j za rami, ciskajc mocno palcami. - Widzisz ten warkocz, sodka siostro?

Warkocz Drogo, czarny jak noc, ciki od wonnych olejkw. Obwieszony by dzwoneczkami, ktre podzwaniay delikatnie, kiedy si porusza. Siga daleko poniej pasa, nawet poniej jego poladkw, a jego koniec ociera mu si o ty ud. - Widzisz, jaki jest dugi? - spyta Yiserys. - Kiedy Dothrak zostaje pokonany w bitwie, obcina swj warkocz, co ma symbolizowa jego hab, eby dowiedzia si o niej cay wiat. Nikt dotd nie pokona khala Drogo. Jest jakby wcieleniem Aegona, Pana Smokw, a ty zostaniesz jego krlow. Dany spojrzaa na khala Drogo. Twarz mia dzik i okrutn, oczy zimne i ciemne jak onyks. Jej brat rani j czasem, kiedy budzia smoka, lecz jego nie baa si tym samym strachem, jaki wzbudza w niej czowiek, na ktrego teraz patrzya. - Nie chc by jego krlow. - Usyszaa swj wasny, cienki gos. - Prosz, prosz, Yiserysie. Nie chc. Chc wrci do domu. - Do domu! - Mwi ciszonym gosem, lecz i tak wyczua w jego sowach wcieko. Pocign j w cie, wpijajc jej mocno palce w rami. - Jak mamy wrci do domu? - spyta, a na myli mia Krlewsk Przysta, Smocze Wyspy i cae utracone krlestwo. Dany miaa na myli pokoje w domu Illyria, a nie ich prawdziwy dom, lecz brat nie chcia jej sucha. Nie tam by jego dom. I nawet nie ogromny dom z czerwonymi drzwiami. Jego palce wpijay si coraz gbiej w jej rami, domagajc si odpowiedzi. - Nie wiem przemwia wreszcie zaamujcym si gosem. zy napyny jej do oczu. - Ale ja wiem - rzuci gniewnie. - Wrcimy do domu z armi, sodka siostro. Z armi khala Drogo, tylko w ten sposb. A jeli z tego powodu bdziesz musiaa go polubi i pj do jego ka, to tak zrobisz. - Umiechn si do niej. - Pozwolibym caemu jego khalasar przern ci, gdyby trzeba byo, sodka siostro, pozwolibym na to czterdziestu tysicom jego ludzi, a nawet ich koniom, gdybym za to mia otrzyma moj armi. Ciesz si, e masz tylko jednego Drogo. Z czasem moe nawet go polubisz. A teraz otrzyj zy. Idzie tutaj z Illyriem, a ty nie bdziesz pakaa. Dany odwrcia si, eby si przekona, czy mwi prawd. Rzeczywicie, Illyrio, umiechnity i zgity w p, prowadzi do nich khala Drogo. Stara doni zy, ktre nie zdyy jeszcze opa. - Umiechnij si - szepn nerwowo Yiserys, opuszczajc do na rkoje miecza. - I wyprostuj si. Niech zobaczy, e masz piersi, chocia tylko bogowie wiedz, jakie marne. Daenerys umiechna si i wyprostowaa.

EDDARD
Gocie pynli przez zamkow bram rzek zota, srebra i wypolerowanej stali. Trzystu ludzi, kwiat rycerstwa, zaprzysione miecze, a take wolni. Nad ich gowami powiewa tuzin zocistych sztandarw, ktre pyny na pnocnym wietrze, a na kadym widnia jele w koronie rodu Baratheona. Ned zna wielu spord rycerzy. Oto nadjecha ser Jaime Lannister o wosach jasnych jak kute zoto, a za nim Sandor Clegane z twarz straszliwie poparzon. Wysoki chopiec jadcy obok niego musia by nastpc tronu, a pokurczony, may czowieczek za nimi, to z pewnoci Karze, Tyrion Lannister. Ned rozpoznawa wielu, a mimo to ogromny mczyzna, jadcy na czele kolumny w towarzystwie dwch rycerzy odzianych w nienobiae paszcze Gwardii Krlewskiej, wydawa mu si prawie obcy dopki nie zeskoczy rano ze swojego rumaka i nie zagrzmia znanym ju gosem, obejmujc Neda miadcym uciskiem. - Bogowie, jak dobrze zobaczy znowu t twoj zmarznit twarz. - Krl przyjrza si uwanie Nedowi i rozemia si. - Nie zmienie si ani troch. Ned chciaby mc powiedzie to samo o gociu. Mino czternacie lat, kiedy pojechali razem, eby zdoby tron, a Lord Storms Ending by wtedy gadko ogolonym, bystrookim i muskularnym mczyzn. Mierzy sze i p stopy, grujc nad wikszoci mczyzn, a kiedy jeszcze ubra zbroj i ogromny hem z rogami, wyglda jak olbrzym. Si take dorwnywa olbrzymom, dlatego jego broni staa si nabijana elazem maczuga wojenna, ktr Ned z trudem podnosi. W tamtych czasach zapach skry i krwi przenika jego ciao niczym zapach perfum. Teraz byy to rzeczywicie perfumy, a jego talia dorwnywaa jego wzrostowi. Ned ostatni raz widzia Krla siedem lat temu, w czasie rebelii Balona Greyjoya, kiedy to jele i wilkor poczyy si, by definitywnie ukrci pretensje samozwaczego Krla z Wysp elaznych. Od tamtej nocy, kiedy stali obok siebie w podbitym grodzie Greyjoya, gdzie Robert przyj kapitulacj pokonanego lorda, a Ned przyj jego syna, Theona, jako podopiecznego i zakadnika, Krl przyty co najmniej o osiem kamieni. Sztywna i czarna broda zakrywaa jego podwjny podbrdek i obwise policzki, lecz nic nie mogo zakry jego brzucha i podkronych oczu. Teraz Robert nie tylko by przyjacielem Neda, ale i jego Krlem, dlatego przywita go krtko: - Wasza Mio. Winterfell jest twoje.

Pozostali gocie take zsiadali ju z koni, po ktre przychodzili stajenni. Krlowa, Cersei Lannister, wesza z modszymi dziemi przez bram pieszo. Powz, ktrym przyjechali - ogromna, dbowa karoca o dwch poziomach cignita przez czterdzieci koni pocigowych - okaza si zbyt szeroki i nie mg przejecha przez zamkow bram. Ned przyklkn w niegu, by ucaowa piercie Krlowej, podczas gdy Robert uciska serdecznie Catelyn. Potem obie strony przyprowadziy i przedstawiy dzieci. Jeszcze dobrze nie skoczyy si formalne powitania, kiedy Krl zwrci si do gospodarza: - Zaprowad mnie do krypty, Eddardzie. Zo uszanowanie. Ned bardzo si ucieszy, e Krl wci j pamita po tylu latach. Rozkaza przynie latarni. Nic wicej nie trzeba byo mwi. Krlowa prbowaa protestowa: jechali przez cay dzie, wszyscy byli zmczeni i zzibnici i z pewnoci zechc si najpierw odwiey, zmarli mog poczeka. Wystarczyo jedno spojrzenie Roberta, eby zamilka. Jej brat bliniak, Jaime, uj j pod rami. Razem zeszli do krypty, Ned i jego Krl, ktrego ledwo rozpozna. Krte kamienne schody byy bardzo wskie, dlatego Ned szed pierwszy z latarni. - Ju zaczynaem si martwi, e nigdy nie dojedziemy do Winterfell - uala si Robert, idc w d za Nedem. Suchajc tego, co mwi o moich Siedmiu Krlestwach na poudniu, czowiek zapomina, e twoja cz jest tak dua jak pozostae sze. - Ufam, e miae dobr podr, Wasza Mio? Robert prychn. - Bagna, pola i lasy, a do tego na pnoc od Przesmyku ani jednej godziwej karczmy. Jeszcze nie widziaem takiego pustkowia. Gdzie si podziali twoi ludzie? - Moe byli zbyt niemiali, eby wyj ci na spotkanie - zaartowa Ned. Czu chd wiejcy od dou, zimny oddech z wntrza ziemi. - Rzadki to widok oglda Krla na pnocy. Robert znowu prychn. - Raczej chowali si pod niegiem. nieg, Ned! - Krl opiera si rk o cian, schodzc powoli. - nieg pnym latem nie jest tutaj niczym niezwykym - wyjani Ned. - Mam nadziej, e nie da ci si bardzo we znaki. Zwykle nie ma go duo o tej porze. - Niech Inni porw twj nieg - zakl Robert. - W takim razie jak tu wyglda zim? Wol nie myle. - Zimy s cikie - przyzna Ned. - Ale Starkowie przetrwaj. Zawsze daj sobie rad. - Musisz przyjecha na poudnie - powiedzia Robert. - Powiniene zakosztowa lata, zanim odejdzie. W Wysogrodzie mamy pola zocistych r, ktre cign si a po horyzont. Owoce s tak dojrzae, e eksploduj ci w ustach, melony, brzoskwinie, liwki, ach, nigdy nie

zakosztowae podobnej sodyczy. Przywiozem troch owocw, wic sam si przekonasz. Nawet w Kocu Burzy, przy wietrze wiejcym od zatoki, dni s tak upalne, e ledwo si ruszasz. Powiniene te zobaczy miasta, Ned! Wszdzie kwiaty, targi pene ywnoci, wino tak tanie i dobre, e mona si tym wszystkim upi, wdychajc tylko powietrze. Wszyscy s grubi, pijani i bogaci. - Rozemia si i poklepa swj wydatny brzuch. - A dziewczyny, Ned! - doda i otworzy szerzej oczy. - Mwi ci, w upale kobiety zapominaj o skromnoci. Kpi si nago w rzece, tu pod oknami zamku. Nawet na ulicach jest za gorco na futra czy weniane ubrania, wic ubieraj krtkie szatki, jedwabne, jeli je sta, albo baweniane, ale to nie ma znaczenia, kiedy si poc i ubranie przylega do ich ciaa. Wtedy wgldaj jakby chodziy nago. - Krl rozemia si uradowany. Robert Baratheon zawsze nalea do ludzi o ogromnych apetytach, ktrzy wiedz, jak korzysta z przyjemnoci. W tym wzgldzie Eddard Stark stanowi jego przeciwiestwo, ale od razu zauway, e Krl paci cen za swoje przyjemnoci. Robert dysza ciko, a twarz mia czerwon, kiedy dotarli wreszcie na sam d i weszli w ciemno krypty. - Wasza Mio - przemwi Ned z szacunkiem. Zatoczy latarni uk. Cienie poruszyy i znikny. Migocce wiato lizgao si po kamiennej pododze i ocierao o granitowe kolumny, ktre, po dwie obok siebie, odchodziy w ciemno. Pomidzy nimi, pod cian, siedzieli zmarli na kamiennych tronach, plecami zwrceni do grobowcw, gdzie zoono ich miertelne szcztki. - Ona spoczywa na kocu, u boku ojca i Brandona. Poszed pierwszy midzy rzdami kolumn, a Robert ruszy za nim w milczeniu, drc w podziemnym chodzie. Tutaj, w dole, zawsze panowa chd. Szli midzy grobami potomkw Rodu Starkw, a ich kroki odbijay si echem od sklepienia. Przygldali im si kolejni panowie Winterfell. Ich podobizny wyrzebiono w kamieniach, ktre zamykay ich grobowce. Siedzieli w rzdach, a ich kamienne oczy patrzyy w wieczn ciemno. Kademu towarzyszy wilkor, zwinity wok jego stp. Przesuwajce si cienie sprawiay, e kamienne postacie wydaway si porusza, kiedy mijali je gocie ze wiata ywych. Zgodnie z pradawnym zwyczajem na kolanach kolejnych panw Winterfell spoczywa miecz, ktry mia sprawi, e mciwe duchy pozostay w swoich grobach. Najstarsze miecze dawno ju zjada rdza, tak e pozostay po nich zaledwie rudawe plamy w miejscach, gdzie metal dotyka kamienia. Ned zastanawia si, czy to znaczy, e teraz duchy mogy swobodnie bdzi po zamku. Mia nadziej, e nie. Pierwsi panowie Winterfell byli surowymi ludmi, podobnie jak ich ziemia. Przez cae wieki, zanim przez morze przybyli Wadcy Smokw, nazywali si Krlami Pnocy i nigdy nie skadali przysigi posuszestwa wobec czowieka.

Wreszcie Ned zatrzyma si i unis latarni. Krypta cigna si jeszcze dalej w ciemno, lecz kolejne groby byy puste i otwarte, czarne dziury, oczekujce na swoich zmarych, na niego i jego dzieci. Ned nie lubi o tym myle. - Tutaj - powiedzia tylko. Robert przyklkn i pochyli gow w milczeniu. Mia przed sob trzy grobowce. Lord Rickard Stark, ojciec Neda, by mczyzn o pocigej, surowej twarzy. Kamieniarz zna go bardzo dobrze. Siedzia z prostot i godnoci, z doni zacinit na rkojeci miecza, chocia w yciu miecze go zawiody. W mniejszych grobach po obu stronach spoczyway jego dzieci. Brandon zmar w wieku dwudziestu lat, uduszony z rozkazu szalonego krla Aerysa Targaryena, na kilka dni przed dniem, w ktrym mia polubi Catelyn Tully z Riverrun. Ojciec musia patrze, jak umiera syn. To Brandon urodzi si, eby wstpi na tron, by najstarszy. Lyanna miaa zaledwie szesnacie lat, panna o niespotykanej urodzie. Ned kocha j caym sercem. Robert uwielbia j jeszcze bardziej. Miaa zosta jego on. - Bya pikniejsza - przemwi Krl po dugiej chwili milczenia. Jego spojrzenie bdzio po twarzy Lyanny, jakby wierzy, e si woli przywrci j do ycia. Wreszcie podnis si niezgrabnie. - A niech to, Ned. Musiae j pochowa w takim miejscu? - Mwi gosem zdawionym smutkiem. - Zasuya na co wicej ni ciemno - Naleaa do Starkw z Winterfell - odpowiedzia spokojnie Ned. - Tu jest jej miejsce. - Powinna spoczywa gdzie na wzgrzu, pod drzewem owocowym, gdzie wieci soce, pyn chmury i pada deszcz, ktry j obmywa. - Byem przy niej w chwili mierci - przypomnia Ned Krlowi. - Pragna wrci do domu i spocz obok Brandona i ojca. - Niekiedy wci jeszcze sysza jej sowa. Obiecaj mi, mwia, paczc w pokoju przesyconym zapachem krwi i r. Obiecaj mi, Ned. Gorczka pozbawia j si, dlatego mwia ledwo syszalnym szeptem, lecz kiedy obieca speni jej prob, strach z oczu jego siostry ustpi. Ned pamita, jak si wtedy umiechna, jak mocno cisna mu do, zanim wypucia ni ycia - z jej doni wysypay si patki ry, czarne i martwe. Potem ju nic nie pamita. Odnaleziono go uczepionego jej ciaa, milczcego i pogronego w smutku. Howland Reed, may wyspiarz, rozczy ich donie, lecz tego Ned ju nie pamita. - Przynosz jej kwiaty, kiedy tylko mog - powiedzia. - Lyanna bardzo bardzo je lubia. Krl dotkn jej policzka, muskajc palcami surowy kamie, jakby dotyka twarzy ywej kobiety. - lubowaem, e zabij Rhaegara za to, co jej zrobi.

- I tak si stao - przypomnia mu Ned. - Tylko raz - odpar Robert z gorycz. Przybyli do brodu rzeki Trident, kiedy wok szalaa bitwa. Robert ze swoj ogromn maczug, w hemie z rogami, natomiast targaryeski ksi w czarnej zbroi. Na jego napierniku widnia herb jego rodu, trzygowy smok, ozdobiony rubinami, ktre w blasku soca migotay jak pomyki ognia. Czerwone wody Tridentu kipiay wok kopyt ich wierzchowcw, kiedy objedali si i zadawali ciosy raz po raz, a wreszcie druzgoccy mot Roberta dosign smoka i piersi, ktr skrywa. Kiedy Ned dotar na miejsce walki, Rhaegar lea martwy w wodzie, a onierze obu armii brodzili w kotujcej si wodzie w poszukiwaniu rubinw, ktre posypay si ze zbroi pokonanego. - W snach zabijam go co noc - wyzna Robert. - I tysic mierci byoby za ma kar. Ned nic nie odpowiedzia. Dopiero po duszej chwili odezwa si: - Wasza Mio, powinnimy wraca. Twoja ona czeka. - Niech Inni porw moj on - mrukn ponuro Robert, lecz odwrci si i ruszy ciko z powrotem. - A jak jeszcze raz usysz Wasz Mio, to ka twoj gow nadzia na pal. Midzy nami jest co wicej ni tylko to. - Nie zapomniaem - rzek spokojnie Ned. Kiedy Krl nic nie odpowiedzia, doda: Opowiedz mi o Jonie. Robert pokrci gow. - Jeszcze nie widziaem, eby kto pogry si w chorobie tak szybko. W dzie imienia mojego syna zorganizowalimy turniej. Gdyby go wtedy widzia, pomylaby, e bdzie y wiecznie. A dwa tygodnie pniej ju nie y. Choroba strawia mu wntrznoci niczym ogie. Wypalia go. - Zatrzyma si przy jednym z filarw, przed grobem jednego z dawno zmarych Starkw. - Kochaem staruszka. - Obaj go kochalimy. - Ned zamilk na moment. - Catelyn martwi si o siostr. Jak Lysa znosi cierpienie? Robert skrzywi si. - Prawd mwic, nie najlepiej - przyzna. - Wydaje mi si, e mier Jona zamia jej umys. Zabraa chopaka do Orlego Gniazda. Wbrew moim yczeniom. Zamierzaem wzi go pod opiek razem z Tywinem Lannisterem w Casterly Rock. Jon nie mia braci ani innych synw. Nie chciaem, eby wychowyway go kobiety. Ned prdzej powierzyby dziecko mii ni lordowi Tywinowi, lecz nie powiedzia tego gono. Niektre stare rany nigdy si do koca nie zabliniaj i krwawi przy najmniejszym nawet zadrapaniu. - No c, ona utracia ma - odezwa si ostronie. - Moe jako matka obawiaa si utraci syna. Chopak jest jeszcze may.

- Chorowity szeciolatek, Lord Eyrie, bogowie, miejcie lito - zakl Krl. - Lord Tywin nigdy przedtem nie bra wychowanka. Lysa powinna czu si zaszczycona moj propozycj. Lannisterowie to wielki i wspaniay rd. Nie chciaa o niczym sysze. Ucieka pod oson nocy, bez sowa, bez pytania. Cersei wcieka si. - Westchn. - Chopak jest moim imiennikiem, wiedziae o tym? Robert Arryn. lubowaem opiekowa si nim. Ale jak mam to robi, kiedy jego matka go wykrada? - Ja go wezm pod opiek, jeli sobie tego yczysz - zaoferowa Ned. - Lysa powinna na to przysta. Dawniej przyjaniy si z Catelyn, tak wic bdzie tu chyba mile widziana. - Jeste wspaniaomylny, mj przyjacielu - odpar Krl. - Ale za pno. Lord Tywin wyrazi ju zgod. Uczynilibymy mu duy afront, oddajc chopaka komu innemu. - Bardziej obchodzi mnie los siostrzeca ni duma Lannistera - odpowiedzia Ned. - Dlatego e nie pisz z kobiet z rodu Lannisterw. - Robert rozemia si, a jego miech zagrzechota na cianach grobowcw i ulecia pod sklepienie. Pord gstwiny jego dugiej, czarnej brody bysny biae zby. - Ach, Ned - powiedzia. - Wci jeste zbyt powany. - Obj Neda masywnym ramieniem. - Miaem zamiar odoy t rozmow na pniej, ale widz, e nie ma takiej potrzeby. Chod. Ruszyli midzy kolumnami. Wydawao si, e lepe kamienne oczy ledz ich nieustannie. Krl wci obejmowa Neda. - Pewnie zastanawiae si, dlaczego wreszcie po tak dugim czasie zdecydowaem si przyjecha do Winterfell. Ned snu pewne domysy, lecz nie wspomnia o nich. - Oczywicie, eby nacieszy si towarzystwem starego przyjaciela - rzuci wesoo. - Jest jeszcze Mur. Musisz go zobaczy, Wasza Mio, przej si po jego blankach i porozmawia z zaog. Dzisiejsza Nocna Stra to zaledwie cie tego, co byo niegdy. Benjen twierdzi - Zdysz mi opowiedzie, co mwi twj brat - przerwa mu Robert. - Mur stoi od od ilu lat, omiu tysicy? Moe poczeka jeszcze kilka dni. Mam waniejsze sprawy do zaatwienia. yjemy w trudnych czasach. Potrzebuj dobrych ludzi. Takich jak Jon Arryn. Piastowa godno Lorda Eyrie, Namiestnika Wschodu, a take Namiestnika Krla. Nieatwo bdzie go zastpi. - Jego syn - zacz Ned. - Jego syn odziedziczy tytu Lorda Eyrie - wtrci Robert stanowczym gosem. - I nic poza tym.

Sowa te zaskoczyy Neda. Zatrzyma si i spojrza na Krla. - Arrynowie zawsze piastowali urzd Namiestnika Wschodu. Ten tytu przynaley do ich domu - powiedzia mimowolnie. - Moe kiedy doronie, przywrci mu si t godno - odpar Robert. - Ja musz myle o najbliszej przyszoci. Szecioletni chopiec nie moe by przywdc w wojnie, Ned. - W czasie pokoju urzd ten jest sprawowany waciwie symbolicznie. Niech go zatrzyma. Dla dobra jego ojca, jeli nie dla jego samego. Tyle chyba naley si Jonowi za jego sub. Krl nie wyglda na zadowolonego. Zdj rk z ramienia Neda. - Jon swoj sub wypenia tylko obowizek wobec wadcy. Co nie znaczy, Ned, e nie jestem mu wdziczny. Lecz syn to nie ojciec. Chopiec nie potrafi utrzyma wschodu. - Po chwili doda agodniejszym tonem. - Skoczmy ju z tym. Mamy co waniejszego do omwienia i nie chc si z tob spiera. - Chwyci Neda za okie. - Ned, ja potrzebuj ciebie. - Jestem na twoje rozkazy, Wasza Mio. - Wiedzia, e musi wypowiedzie te sowa, i tak uczyni, ale domyla si, co moe jeszcze usysze. Robert jakby go nie sucha. - Wszystkie te lata, ktre spdzilimy w Eyrie bogowie, to byy dobre czasy. Ned, chc, eby wrci do mnie. Chc, eby by w Krlewskiej Przystani, a nie tutaj, na kocu wiata, gdzie nie ma z ciebie adnego poytku. - Robert popatrzy w ciemno; jego zamylone oblicze przez moment przypominao melancholijn twarz Starkw. - Przysigam ci, o wiele trudniej jest siedzie na tronie, ni go zdobywa. Wydawanie praw to mudna praca, podobnie jak liczenie miedziakw. Do tego jeszcze ludzie tumy ludzi. Siedz na tym cholernym elaznym tronie i wysuchuj ich narzeka, a mi drtwieje tyek, i rozum take. Wszyscy czego chc, pienidzy, ziemi albo sprawiedliwoci. A te ich kamstwa lordowie i damy z zamku nie s lepsi. yj wrd pochlebcw i gupcw. Mwi ci, Ned, mona oszale. Poowa z nich nie ma odwagi powiedzie prawdy, a druga w ogle jej nie dostrzega. Czasem w nocy myl sobie, e powinnimy byli przegra nad Tridentem. Ach, nie, niezupenie, ale - : Rozumiem - powiedzia Ned. Robert spojrza na niego. - Myl, e tak. I jeste jedynym, mj przyjacielu. Umiechn si. - Lordzie Eddardzie Stark, mam zamiar mianowa ci Namiestnikiem Krla. Ned przyklkn na jedno kolano. Nie czu si zaskoczony propozycj. Czy mg by inny powd, dla ktrego Robert odby tak dalek podr? Krlewski Namiestnik by drug co do wanoci osob w Siedmiu Krlestwach. Przemawia gosem Krla, dowodzi jego

wojskami i pisa krlewskie prawa. Czasem te zasiada na elaznym Tronie, z ktrego wymierza sprawiedliwo w imi Krla, kiedy ten by nieobecny lub chory. Robert proponowa mu odpowiedzialno tak wielk jak cae krlestwo. Bya to ostatnia rzecz, jakiej pragn. - Wasza Mio - powiedzia. - Nie jestem godzien takiego zaszczytu. Robert jkn, udajc zniecierpliwienie. - Gdybym chcia obsypywa ci zaszczytami, pozwolibym ci odej na spoczynek. Mam zamiar zaprzc ci do kierowania krlestwem i dowodzenia moimi wojskami w czasie wojen, kiedy ja bd powoli schodzi do grobu zajty jedzeniem, piciem i rozrywkami. Pogadzi swj brzuch zadowolony. - Znasz to powiedzenie o Krlu i jego Namiestniku? Ned zna je. - Co Krl wymarzy - powiedzia - jego Namiestnik zbuduje. - Kiedy przygwodziem do ka dziewuch jakiego rybaka, a ona przedstawia mi bardziej dosadn wersj tego powiedzenia, ktra kry wrd biedoty. Oni mwi, e Krl je, a Namiestnik zbiera gwno. - Rykn miechem, odrzuciwszy w ty gow. Echo popyno w ciemno, a zmarli z Winterfell wydawali si patrze wzrokiem zimnym i penym niechci. Wreszcie miech ucich. Ned wci klcza ze wzrokiem wzniesionym do gry. - A niech ci, Ned - rzuci aonie Krl. - Mgby przynajmniej sprbowa rozweseli mnie umiechem. - Powiadaj, e zim jest tutaj tak zimno, i miech zamarza. ludziom w gardle i ich dusi - odpar Ned spokojnie. - Moe dlatego Starkowie maj tak mao poczucia humoru. - Jed ze mn na poudnie, a przypomn ci, jak si mia - obieca Krl. - Pomoge mi zdoby ten cholerny tron, teraz pom mi go utrzyma. Naszym przeznaczeniem jest panowa wsplnie. Bylibymy brami, gdyby ya Lyanna, zwizani uczuciem i wizami krwi. Jeszcze nie jest za pno. Ja mam syna. Ty masz crk. Mj Joff i twoja Sansa pocz nasze rody, tak jak moga to kiedy zrobi Lyanna. Ta propozycja zaskoczya Neda. - Sansa ma dopiero jedenacie lat. Robert machn doni niecierpliwie. - Wystarczajco duo na zarczyny. Z maestwem mona poczeka kilka lat. - Krl umiechn si. - A teraz wsta i powiedz, e si zgadzasz. - Nic nie sprawioby mi wikszej przyjemnoci, Wasza Mio - odpar Ned. Zawaha si. - Takie niespodziewane zaszczyty. Czy mog si zastanowi? Porozmawia z on - Oczywicie, powiedz Catelyn, przepij si z tym. - Krl wycign rami i, chwyciwszy Neda za rk, przycign go mocno do siebie. - Tylko nie ka mi czeka zbyt dugo. Nie nale do najcierpliwszych.

Przez chwil Eddard Stark poczu ogarniajce go ze przeczucie. Tutaj byo jego miejsce, tu, na pnocy. Spojrza na otaczajce ich kamienne postacie i wzi gboki oddech w chodnej ciszy krypty. Czu spojrzenia zmarych. Wiedzia, e suchaj. I nadchodzi zima.

JON
Byway chwile - niezbyt czsto - kiedy Jon Snow cieszy si, e jest bkartem. Gdy po raz kolejny napeni swj puchar winem, pomyla, e to jest wanie jeden z takich dni. Usiad wygodnie na awie midzy modymi giermkami i pocign yk letniego wina. Umiechn si, czujc w ustach jego sodki, owocowy smak. Wielk Sal Winterfell wypenia dym i zapach pieczonego misa oraz wieo upieczonego chleba. Chorgwie zasaniay ciany z szarego kamienia. Biae, zociste, karmazynowe: wilkor Starkw, jele z koron Baratheonw i lew Lannisterw. Bard nuci ballad, lecz w tym kocu sali jego gos zagusza ryk ognia, brzk naczy i stumione gosy rozmw podchmielonych biesiadnikw. Mijaa czwarta godzina uczty powitalnej wydanej na cze Krla. Bracia i siostry Jona zostali posadzeni razem z krlewskimi dziemi, pod wzniesion platform, gdzie lord i lady Stark podejmowali Krla i Krlow. W tak wyjtkowym dniu pan ojciec niewtpliwie pozwoli dzieciom wypi puchar wina, lecz nie wicej. Jon za na swoim miejscu mg raczy si nim bez umiaru. I tak te czyni ku uciesze siedzcych dookoa modziecw, ktrzy cigle go zachcali, gdy tylko oprnia swj kielich. Jon chciwie sucha ich opowieci o bitwach, napotkanych dziewczynach i polowaniach. Bez wtpienia wola ich towarzystwo ni wsplny posiek z potomkami Krla. Swoj ciekawo zaspokoi ju na samym pocztku uczty, kiedy wchodzili do sali. Caa procesja przechodzia tu obok jego awki, wic mia okazj dobrze im si przyjrze. Pierwszy pojawi si jego pan ojciec, ktry prowadzi Krlow. Nic nie przesadzili ci, co wysawiali jej urod. W dugich, zocistych wosach lnia wysadzana kamieniami tiara, a zdobice j emeraldy idealnie wspgray z jej zielonymi oczami. Jego ojciec pomg Krlowej wej po schodach na podwyszenie i poprowadzi j na miejsce, lecz ona nawet na niego nie spojrzaa. Jon dobrze wiedzia, co skrywa jej umiech, cho mia dopiero czternacie lat. Za nimi pojawi si sam krl Robert, a na jego ramieniu wspieraa si lady Stark. Krl zupenie rozczarowa Jona. Wczeniej ojciec czsto o nim opowiada: niezrwnany Robert Baratheon, demon Tridentu, najzacieklejszy wojownik w caym krlestwie, olbrzym wrd ksit. Tymczasem Jon ujrza opasego mczyzn o czerwonej twarzy zaronitej brod, mocno spoconego pod jedwabn szat. Sprawia wraenie, jakby by nieco podchmielony.

Potem szy dzieci. May Rickon, pierwszy, stara si i z godnoci i dostojestwem, na jakie sta byo trzyletniego chopca. Jon musia go popchn, eby poszed dalej, kiedy malec zatrzyma si i patrzy dookoa zaciekawiony. Tu za nim szed Robb w szarej, wenianej szacie z biaym lamowaniem - byy to barwy Starkw. Prowadzi ksiniczk Myrcell, niespena omioletni dziewczynk o zocistych, krconych wosach, ktre, upite pod siatk zdobion klejnotami, kaskad opaday jej na ramiona. Jon zauway, e zerkna niemiao i umiechna si do Robba, kiedy szli midzy stoami. Stwierdzi, e wyglda sodko. Robb nie wiedzia nawet, jaka ona jest gupia, i umiecha si jak idiota. Jego przyrodnie siostry prowadziy krlewskich synw. Arya dostaa za towarzysza modego, pulchnego Tommena, ktry mia jasne, dusze od niej wosy. Starsza od niej Sansa prowadzia nastpc tronu, Joffreya Baratheona. Cho mia dopiero dwanacie lat i by modszy od Jona czy Robba, okaza si od nich wyszy, co Jon zauway ze zgroz. Ksi Joffrey mia jasne wosy jak siostry i ciemnozielone oczy po matce. Gste, jasne loki opaday na jego zoty acuch i wysoki aksamitny konierz. Sansa sza rozpromieniona, najwyraniej zadowolona z jego towarzystwa, za to Joffrey, jak zauway Jon, wyd usta, obrzucajc znudzonym czy wrcz pogardliwym spojrzeniem ogromn sal Winterfell. Jon zwrci baczniejsz uwag na nastpn par: byli to bracia Krlowej, Lannisterowie z Casterly Rock. Lew i Karze, ktrych nie sposb byo pomyli. Ser Jaime Lannister by bratem bliniakiem Krlowej Cersei: wysoki o zocistych wosach, byszczcych, zielonych oczach i umiechu, ktry potrafi ci jak n. Ubrany by w karmazynowe jedwabie, wysokie, czarne buty i czarny paszcz z satyny. Z przodu jego tuniki rycza wyzywajco lew wyszywany zocist nici, herb jego rodu. Gono mwiono o nim Lew Lennisterw, za jego plecami za nazywano go Krlobjc. Jon nie mg oderwa od niego wzroku. Tak powinien wyglda krl, pomyla, kiedy mija go ksi. Dopiero po duszej chwili skierowa wzrok na drugiego z braci: szed kaczkowatym chodem, schowany czciowo za brata. Tyrion Lannister, najmodszy potomek lorda Tywina i jak dotd najbrzydszy. Bogowie poskpili mu wszystkiego, czym obdarowali Cersei i Jaimea. By karem o poow niszym od swojego brata. Przebiera szybko krtkimi nogami, starajc si dotrzyma mu kroku. Gow mia za du w stosunku do reszty ciaa, wydatne brwi, a twarz pask i surow. Spod grzywki jego rzadkich, niemal biaych wosw, spogldao jedno zielone i jedno czarne oko. Jon przyglda mu si zafascynowany. Ostatni wszed wuj Jona, Benjen Stark ze Stray Nocnej, a z nim wychowanek jego ojca, mody Theon Greyjoy. Przechodzc, Benjen posa Jonowi ciepy umiech. Theon

zupenie go zignorowa, ale dla Jona nie byo to nic nowego. Kiedy wszyscy zajli swoje miejsca, wzniesiono toasty, zoono podzikowania i rozpocza si uczta. Wtedy Jon zacz pi i nie przesta a do chwili obecnej. Poczu, e co otaro si o jego nog pod stoem. Jon ujrza wpatrzone w siebie czerwone oczy. - Znowu godny? - spyta. Na rodku stou leaa jeszcze poowa kurczaka w miodzie. Jon wycign rk, eby oderwa nog, ale w ostatniej chwili nadzia na n ca poow i opuci j na podog. Duch rzuci si na miso apczywie, nie wydajc najmniejszego odgosu. Jego braciom i siostrom zabroniono przyprowadza na uczt swoje wilkory, lecz w tej czci sali a roio si od kundli, tak wic nikt nie zwrci uwagi na jego szczeniaka. Pomyla, e i w tym wzgldzie dopisao mu szczcie. Jon przetar mocno oczy, przeklinajc dym. Pocign dugi yk wina i przyglda si, jak jego wilkor poera kurczaka. Inne psy kluczyy midzy stoami, snujc si za sucymi. Czarna suka o skonych, tych oczach wyczua kurczaka. Zatrzymaa si i wsuna pod awk, by podkra cz upu szczeniaka. Jon obserwowa oba psy. Suka warkna cicho i przysuna si jeszcze bliej. Duch podnis eb w milczeniu i wbi w ni spojrzenie swoich czerwonych oczu. Suka kapna zbami wyzywajco. Bya trzykrotnie wiksza od szczeniaka. Duch nie poruszy si. Stojc nad swoj zdobycz, otworzy pysk i wyszczerzy ky. Suka najeya si, ponownie szczekna, lecz nie podesza bliej. Odwrcia si i odesza z opuszczonym ogonem. Odchodzc, kapna jeszcze raz zbami, prbujc ratowa honor. Duch powrci do swojego kurczaka. Jon umiechn si i sign pod st, eby potarmosi jego biae, kudate futro. Wilkor spojrza na niego i chwyci delikatnie zbami za jego do, po czym wrci do jedzenia. - Czy to jeden z tych wilkorw, o ktrych tyle syszaem? - rozleg si znajomy gos. Jon podnis wzrok, uradowany, i w tej samej chwili wuj Ben pooy do na jego gowie i potarmosi mu wosy, podobnie jak on przed chwil poczochra sier swojego szczeniaka. - Tak - odpowiedzia. - Nazywa si Duch. Jeden z giermkw przerwa spron opowie, i zrobi miejsce przy stole dla brata swojego pana. Benjen Stark siad okrakiem na awie i wyj kielich z doni Jona. - Letnie wino - powiedzia, pocignwszy dugi yk. - Nie ma sodszego trunku. Jon, ile ju wypie? Jon umiechn si. Ben Stark zamia si. - Tego si obawiaem. No c, ja byem chyba jeszcze modszy, kiedy pierwszy raz si upiem. - Z pmiska na stole wzi pieczon cebul ociekajc gstym sosem i ugryz duy ks. Rozlego si gone chrupnicie.

Wuj Jona mia twarz o ostrych, surowych rysach niczym grska turnia, lecz w jego niebieskoszarych oczach nieustannie czaiy si iskierki wesooci. Ubiera si na czarno, jak przystao na czowieka Nocnej Stray. Tego wieczoru by to bogaty, czarny aksamit, wysokie, skrzane buty i szeroki pas ze srebrn klamr. Na jego piersi spoczywa ciki srebrny acuch. Benjen przyglda si zadowolony, jak Duch je cebul. - Bardzo spokojny wilkor zauway. - Jest inny ni tamte - powiedzia Jon. - Nigdy si nie odzywa. Dlatego nazwaem go Duch. I jeszcze dlatego, e jest biay. Tamte s ciemne, szare albo czarne. - Za Murem wci mona spotka wilkory. Syszymy je w czasie wypadw. - Benjen Stark spojrza uwaniej na Jona. - Zwykle jadasz przy stole z brami, prawda? - Przewanie - odpowiedzia Jon obojtnym gosem. - Ale dzisiaj lady Stark uznaa, e krlewska rodzina mogaby si obrazi, gdyby przy ich stole posadzono bkarta. - Rozumiem. - Wuj zerkn przez rami na st ustawiony na podwyszeniu w drugim kocu sali. - Mj brat nie wydaje si dzisiaj w nastroju do zabawy. Jon take to zauway. Bkart musia nauczy si dostrzega wiele rzeczy, rozpoznawa prawd skrywan za spojrzeniami. Jego ojciec zachowywa si po dworsku, lecz Jon dostrzega napicie w jego twarzy, jakiego dawno nie widzia. Eddard Stark siedzia, prawie si nie odzywajc, z nieobecnym spojrzeniem utkwionym w dal. Krl, oddalony od niego o dwa miejsca, pi duo przez cay wieczr. Jego twarz, schowana czciowo za ogromn czarn brod, pona rumiecem. Wznosi coraz to nowe toasty, reagowa gonym miechem na kady dowcip i rzuca si na kolejne potraw, jakby umiera z godu. Siedzca obok niego Krlowa przypominaa lodow rzeb. - Krlowa take nie jest w nastroju zauway Jon cichym gosem. - Po poudniu ojciec zabra Krla do krypty, a ona nie chciaa, eby tam szed. Benjen spojrza badawczo na Jona. - Niewiele si przed tob ukryje, co, Jon? Potrzeba nam takich na Murze. Jon wyprostowa si. - Robb sprawnie posuguje si lanc, aleja lepiej wadam mieczem. A Hullem mwi, e doskonale trzymam si na koniu. - Godne uwagi osignicia. - Zabierz mnie ze sob, kiedy bdziesz wraca na Mur - powiedzia niespodziewanie Jon. - Ojciec pozwoli, jeli go poprosisz. Wuj Benjen przyglda mu si uwanie. - Jon, Mur to trudne miejsce dla chopca.

- Jestem ju prawie mczyzn - zaprotestowa Jon. - W nastpny dzie mojego imienia skocz pitnacie lat, a poza tym maester Luwin mwi, e bkarty dorastaj szybciej. - W to nie wtpi - odpar Benjen, tumic umiech. Podnis ze stou kielich Jona, napeni go winem i pocign dugi yk. - Daeren Targaryen mia tylko czternacie lat, kiedy podbi Dorne - powiedzia Jon. Mody Smok by jednym z jego ulubionych bohaterw. - Ale batalia trwaa cae lato - zauway wuj. - : Twj mody Krl straci pi tysicy ludzi, zanim podbi Dorne, i dodatkowe dwadziecia tysicy, prbujc je utrzyma. Kto powinien by mu powiedzie, e wojna to nie zabawa. - Napi si wina. - A ponadto - doda, ocierajc usta - Daeren Targaryen mia zaledwie osiemnacie lat, kiedy umar. Moe zapomniae o tym? - Niczego nie zapominam - odpar dumnie Jon. Wino dodawao mu miaoci. Stara si siedzie prosto, eby wyglda na jeszcze wyszego. - Wuju, chc suy w Nocnej Stray. Dugo si nad tym zastanawia, lec nocami w ku, obok braci pogronych we nie. Robb odziedziczy kiedy Winterfell, stanie na czele wielkiej armii jako Namiestnik Pnocy. Bran i Rickon zostan jego chorymi i obejm dowdztwo twierdz w jego imieniu. Jego siostry, Arya i Sansa, polubi potomkw wielkich rodw i pojad do zamkw na poudniu. A na co mg liczy bkart? - Jon, nie wiesz, o co prosisz. Stra Nocna to zaprzysieni ludzie. My nie mamy rodzin. aden z nas nigdy nie zostanie ojcem. Nasz on jest suba, a kochank honor. - Bkart take posiada honor - odpar Jon. - Jestem gotowy do zoenia waszej przysigi. - Masz dopiero czternacie lat - powiedzia Benjen. - Nie jeste mczyzn. Nie miae jeszcze kobiety i nie wiesz, czego musiaby si wyrzec. - Nie dbam o to! - zaperzy si Jon. - Moe by i tak byo, gdyby wiedzia, co masz do stracenia - powiedzia Benjen. - Nie wyrywaby si wtedy tak ochoczo, synu. Jon poczu wzbierajcy w nim gniew. - Nie jestem twoim synem! Benjen Stark podnis si. - Tym wiksza szkoda. - Pooy do na ramieniu Jona. Przyjd do mnie, jak ju spodzisz kilka bkartw. Zobaczymy, co powiesz wtedy. Jon zadra. - Nigdy nie spodz bkarta - wycedzi. - Nigdy! - Wyrzuci z siebie to sowo niczym mija jad.

Nagle zda sobie spraw, e siedzcy przy stole umilkli i patrz na niego. Czujc napywajce do oczu zy, wsta ciko. - Prosz mi wybaczy - powiedzia. Odwrci si na picie i ruszy przed siebie, zanim ktokolwiek zauway, e pacze. Okazao si, e wypi wicej wina, ni zdawa sobie z tego spraw, poniewa nogi mu si popltay i run w bok, wpadajc na suc, i wytrci jej z rk dzban z winem. Rozlegy si miechy, a Jon poczu na policzkach gorce zy. Kto usiowa go podtrzyma, lecz on wyrwa si i poszed w stron drzwi. Duch nie odstpowa go ani na krok i razem wyszli w ciemn noc. Na pustym dziedzicu panowaa cisza. Wysoko, na blankach wewntrznego muru, sta samotny stranik owinity szczelnie paszczem. Wyglda na zmarznitego i znudzonego, lecz Jon chtnie by si z nim zamieni. Cay zamek ton w ciemnoci i wydawa si opuszczony. Jon widzia kiedy opuszczony grd, przeraajce miejsce, w ktrym poza wiatrem nic si nie poruszao, a kamienie milczay zowrogo, skrywajc tajemnice ludzi, ktrzy tam kiedy mieszkali. Tej nocy Winterfell przypomina mu tamto miejsce. Przez otwarte okna za jego plecami sczya si muzyka i piewy. Jon nie mia ochoty ich sucha. Otar zy rkawem koszuli, zy, e pozwoli sobie na pacz, i ruszy przed siebie. - Chopcze. - Usysza czyj gos. Jon odwrci si. Tyrion Lannister niczym chimera siedzia na kamiennej pce, nad drzwiami prowadzcymi do wielkiego holu. Karze przyglda mu si umiechnity. - Czy ten zwierzak to wilk? - Wilkor - powiedzia Jon. - Nazywa si Duch. - Patrzy w gr na kara, zaciekawiony, zapominajc o swojej udrce. - Co ty tam robisz? Dlaczego nie jeste na przyjciu? - W rodku jest za gorco i za gono, a poza tym wypiem za duo wina odpowiedzia karze. - Ju dawno przekonaem si, e niegrzecznie jest rzyga na wasnego brata. Czy mog obejrze z bliska twojego wilka? Jon zawaha si na moment, lecz po chwili skin gow powoli. - Sam zejdziesz czy mam przynie drabin? - Daj spokj - odpar karze. Odepchn si z pki i skoczy w d. Jon otworzy usta i patrzy oniemiay, jak Tyrion Lannister opada zwinity w kbek, lduje na rce i odbija si do tyu, by ostatecznie stan na nogach. Duch cofn si niepewnie. Karze wybuchn miechem i otrzepa z kurzu ubranie. - Zdaje si, e przestraszyem twojego wilka. Wybacz.

- On si nie przestraszy - powiedzia Jon. Przyklkn i zawoa: - Chod tutaj, Duch, No, chod. Szczeniak przybliy si i przysun pysk do twarzy Jona, nie spuszczajc wzroku z Tyriona Lannistera. Kiedy karze wycign rami, by go pogaska, wilk cofn si i wyszczerzy ky. - Niemiay, co? - zauway Lannister. - Siadaj, Duch - rozkaza Jon. - Dobrze, spokj. Spojrza w gr na kara. - Teraz moesz go pogaska. Nie ruszy si, dopki mu nie powiem. Tak go nauczyem. - Widz - odpar Lannister. Potarmosi nienobiae futro midzy uszami Ducha i powiedzia: - Dobry wilk. - Gdyby mnie tu nie byo, rozerwaby ci gardo - powiedzia Jon. Nie bya to w peni prawda , lecz wierzy, e tak bdzie. - W takim razie nie oddalaj si zbytnio - odpowiedzia karze. Przechyli swoj za du gow i popatrzy uwanie na Jona oczami o rnych kolorach. - Jestem Tyrion Lannister. - Wiem - powiedzia Jon, wstajc. Teraz by wikszy od kara, co wprawio go w zakopotanie. - Ty jeste bkartem Neda Starka, zgadza si? Jon poczu ogarniajcy go chd. Zacisn mocno usta i nic nie odpowiedzia. - Czy ci obraziem? - spyta Lannister. - Przepraszam. Nikt nie oczekuje uprzejmoci od karw. Dziki caym pokoleniom brykajcych gupcw ubranych w pstrokate ubrania nie musz dba o strj i mog wygadywa, co mi si tylko spodoba. - Wyszczerzy zby w umiechu. - A zatem jeste tym bkartem. - Lord Eddard Stark jest moim ojcem - odezwa si Jon dobitnym gosem. Lannister przyglda si jego twarzy. - Tak - powiedzia. - Bez wtpienia. Masz wicej rysw ludzi z pnocy ni twoi bracia. - Przybrani bracia - poprawi go Jon. Ucieszyy go sowa kara, lecz nie chcia si z tym zdradzi. - Pozwl, bkarcie, e dam ci pewn rad - mwi dalej Lannister. - Nigdy nie zapominaj o tym, kim jeste, bo wiat na pewno o tym nie zapomni. Uczy z tego swoj si, a wtedy przestanie to by twoim sabym punktem. Zrb z tego swoj zbroj, a nikt nie uyje tego przeciwko tobie. W tym momencie Jon nie mia ochoty wysuchiwa niczyich rad. - Co ty moesz wiedzie o tym, jak to jest by bkartem? - W oczach ojcw wszystkie kary s bkartami. - Przecie jeste prawdziwym synem matki z Lannisterw.

- Czyby ? - odpar karze, umiechajc si ponuro. - Powiedz to mojemu panu ojcu. Moja matka umara, wydajc mnie na wiat, dlatego on nigdy nie mia pewnoci. - Ja nawet nie znam swojej matki - powiedzia Jon. - Bez wtpienia bya to kobieta. Przewanie s to kobiety. - Umiechn si smutno do Jona. - I zapamitaj co jeszcze, chopcze. Wszystkie kary mog by bkartami, lecz nie wszystkie bkarty musz by karami. - Po tych sowach odwrci si i wrci na uczt, pogwizdujc. Kiedy otwiera drzwi, jego dugi cie pad na podog dziedzica, a Tyrion Lannister, cho przez chwil, wydawa si ogromny jak krl.

CATELYN
Ze wszystkich pokoi Wielkiej Wiey zamku Winterfell najcieplejsza bya komnata sypialna Catelyn. Zamek wzniesiono w miejscu, gdzie wybijay gorce rda, dlatego jego gorce wody pyny przez jego ciany niczym krew w ludzkim ciele, dziki czemu ogrzeway kamienne hole, wypeniay wilgotnym ciepem cieplarniane ogrody i nie pozwalay ziemi zamarzn. Kpiel Catelyn bya zawsze parujca i gorca, a ciany jej komnaty ciepe w dotyku. Ciepo przypominao jej Riverrun, soneczne dni spdzone z Lys i Edmurem, lecz Ned nigdy go nie polubi. Wci powtarza jej, e Starkowie zostali stworzeni dla zimna, ona za miaa si wtedy i odpowiadaa, e w takim razie postawili swj zamek w niewaciwym miejscu. Tak wic, kiedy skoczyli, Ned zsun si z niej i wyszed z ka, jak mia w zwyczaju robi. Przeszed przez pokj, odsun ogromne, cikie zasony i zacz otwiera kolejno wysokie i wskie okna, wpuszczajc do komnaty nocne powietrze. Wiatr zawirowa wok niego, podczas gdy on sta wpatrzony w ciemno, nagi, z pustymi rkoma. Catelyn nacigna futro a po sam szyj i spogldaa na niego. Teraz wydawa jej si mniejszy, sabszy, jak modzieniec, ktrego polubia w spcie w Riverrun czternacie dugich lat temu. W ldwiach wci czua jeszcze bl od jego natarczywych pchni, lecz by to przyjemny bl. Czua w sobie jego nasienie i modlia si, eby powstao z niego ycie. Od urodzin Rickona miny ju trzy lata. Nie bya za stara i moga mu da jeszcze jednego syna. - Odmwi mu - powiedzia Ned, odwrciwszy si do niej. Patrzy nieprzytomnym spojrzeniem, a w jego gosie zabrzmiaa niepewno. Catelyn usiada w ku. - Nie moesz. Nie wolno ci. - Mam do obowizkw na pnocy i nie pragn zosta Namiestnikiem Roberta. - On tego nie zrozumie. Teraz jest Krlem, a krlowie to nie to samo, co zwykli ludzie. Jeli nie zechcesz mu suy, zacznie si zastanawia dlaczego i prdzej czy pniej nabierze podejrze, e nie jeste mu przychylny. Nie dostrzegasz niebezpieczestwa, jakie mgby na nas sprowadzi? Ned potrzsn gow niedowierzajco. - Robert nigdy by nie skrzywdzi ani mnie, ani nikogo z mojej rodziny. Bylimy sobie blisi ni bracia. On darzy mnie mioci. Jeli mu odmwi, wcieknie si i przeklnie mnie, lecz nie minie tydzie, a bdziemy si mia z tego. Ja go znam!

- Znae innego czowieka - powiedziaa. - Krl jest kim innym. - Catelyn przypomniaa sobie martwego wilkora znalezionego w niegu z gardem przebitym rogiem. Chciaa mu to uzmysowi. - Mj panie, dla Krla duma jest wszystkim. Robert przeby dalek drog, by osobicie obdarzy ci tym ogromnym zaszczytem, a tobie nie wolno rzuca mu go w twarz. - Zaszczytem? - Ned rozemia si gorzko. - W jego mniemaniu - powiedziaa. - A w twoim? - Take w moim - odpara, teraz ju rozzoszczona. Dlaczego tego nie widzia? Jak inaczej mona go potraktowa? Chce, eby nasza crka polubia jego syna. Sansa moe zosta kiedy krlow. Jej synowie moe bd rzdzili od Muru a po gry Dorne. Co w tym zego? - Bogowie, Catelyn, Sansa ma dopiero jedenacie lat - powiedzia Ned. - A Joffry Joffry jest - .. .nastpc tronu - skoczya za niego. - Ja miaam zaledwie dwanacie lat, kiedy mj ojciec obieca mnie twojemu bratu, Brandonowi. Ned skrzywi si. - Brandon. Tak, Brandon wiedziaby, co zrobi. Zawsze wiedzia. Wszystko to byo przeznaczone dla niego. Ty, Winterfell, wszystko. On urodzi si na Namiestnika i ojca przyszych krlowych. Ja nigdy nie prosiem o ten puchar. - Moe i nie - powiedziaa Catelyn - ale Brandon nie yje, a ty otrzymae puchar i musisz z niego pi, czy chcesz tego czy nie. Ned znowu odwrci si do okna. Sta wpatrzony w ciemno, moe patrzy na ksiyc, moe na gwiazdy albo na stranikw strzegcych murw. Catelyn zamilka, widzc jak cierpi. Eddard Stark polubi j w miejsce Brandona, zgodnie z tradycj, lecz cie jego zmarego brata wci pozostawa midzy nimi, podobnie jak ten drugi, cie kobiety, ktrej imienia nie chcia wyjawi, a ktra urodzia mu bkarta. Miaa ju podej do niego, kiedy rozlego si pukanie, gone i nieoczekiwane. Ned odwrci si, marszczc czoo. - Co tam? Zza drzwi dobieg gos Desmonda: - Mj panie, przyby maester Luwin i prosi o pilne posuchanie. - Mwie mu, e nie kazaem nikogo wpuszcza? - Tak, panie, lecz on nalega. - Dobrze. Wpu go.

Ned podszed do szafy i woy cik szat. Catelyn poczua nagle przenikliwy chd. Usiada w ku i podcigna futro pod brod. - Moe zamkniemy okna - zaproponowaa. Ned skin gow zamylony. W tej samej chwili pojawi si maester Luwin By drobnym mczyzn o ziemistej cerze. Jego bystre, szare oczy potrafiy duo zauway. Te wosy, ktre mu jeszcze zostay, pokrya siwizna. Ubrany by w szar szat z weny, obszyt biaym futrem, barwy Starkw. Wntrza jego obszernych rkaww skryway kieszenie, do ktrych Luwin wsadza zawsze rne przedmioty, ksiki, wiadomoci, zabawki dla dzieci i rne dziwne rzeczy. Catelyn dziwia si czsto, e on w ogle jest w stanie unie rce. Maester czeka w milczeniu, dopki nie zamknito za nim drzwi. - Mj panie - zwrci si do Neda. - Wybacz, e zakcam twj odpoczynek. Zostawiono u mnie wiadomo. Ned spojrza na niego rozzoszczony. - Zostawiono? Kto zostawi? Posaniec? Nikt mnie nie informowa. - Nie byo adnego posaca, mj panie. Jedynie rzebiona, drewniana szkatuka, pozostawiona na stole w moim obserwatorium w czasie, kiedy si zdrzemnem. Moi sucy nie widzieli nikogo, lecz musia to by kto z krlewskiej wity. Nie mielimy innych goci z poudnia. - Szkatuka, powiadasz? - powiedziaa Catelyn. - W jej wntrzu znalazem wspania lup do mojego obserwatorium. Mona sdzi, e pochodzi z Myr. Nie ma lepszych nad mistrzw z Myr. Ned zmarszczy brwi. Catelyn wiedziaa, e nie interesuj go podobne rzeczy. - Lupa powtrzy. - A co to ma wsplnego ze mn? - I ja zadaem sobie podobne pytanie? - odpar maester Luwin. - Stwierdziem, e musi tu chodzi o co wicej. Catelyn zadraa pod grubym futrem. - Lupa to instrument, ktry pomaga nam lepiej co zobaczy. - Wanie. - Luwin przesun palcami po cikim konierzu szaty swojego zakonu; szyj starca oplata ciki acuch, kade jego ogniwo wykuto z innego metalu. Po raz kolejny Catelyn poczua dreszcz strachu. - C takiego mielibymy ujrze wyraniej? - Rwnie si nad tym zastanawiaem. - Maester Luwin wycign z rkawa ciasno zwinity papier. - Prawdziw wiadomo znalazem ukryt pod podwjnym dnem, kiedy rozoyem szkatuk, lecz nie jest ona przeznaczona dla mnie. - A zatem daj mi j. - Ned wycign rk.

Luwin pozosta na miejscu. - Wybacz, panie. Wybacz, ale wiadomo nie jest dla ciebie. Jest przeznaczona dla oczu lady Catelyn, i tylko dla niej. Czy wolno mi si zbliy? Catelyn skina gow. Maester pooy rulon na stole przy ku. Widniaa na nim piecz z niebieskiego wosku. Luwin skoni si i zacz si wycofywa. - Zosta - rozkaza Ned surowym tonem. Spojrza na Catelyn. - O co chodzi? Moja pani, ty drysz. - Chyba tak - przyznaa. Wycigna rami i drc doni podniosa ze stou list. Futro opado, odsaniajc jej nagie ciao. W niebieskim wosku wycinito sokoa na tle penego ksiyca. Piecz rodu Arrynw. - Od Lysy. - Catelyn spojrzaa na ma. - Ta wiadomo nie ucieszy nas - powiedziaa. - Niesie ze sob smutek. Czuj to. Ned zachmurzy si. - Otwrz list. Catelyn zamaa piecz. Jej oczy przesuway si po kolejnych sowach. Pocztkowo nic nie rozumiaa. Dopiero po chwili przypomniaa sobie. - Lysa nie chciaa ryzykowa. W dziecistwie posugiwaymy si nam tylko znanym, wymylonym jzykiem. - Potrafisz to odczyta? - Tak. - A zatem powiedz nam, co pisze. - Moe powinienem odej - odezwa si maester Luwin. - Nie - powstrzymaa go Catelyn. - Bdziemy potrzebowali twojej rady. - Odrzucia futro i wysza z ka. Idc przez zimny pokj, miaa wraenie, e znalaza si w grobowcu. Maester Luwin spuci wzrok. Nawet Ned wyglda na zaskoczonego. - Co ty robisz? - spyta. - Rozpalam ogie - odpowiedziaa Catelyn. Zaoywszy szlafrok, przyklkna nad wygasym paleniskiem. - Moe maester Luwin - zacz Ned. - Maester Luwin odbiera wszystkie moje dzieci - powiedziaa Catelyn. - Nie czas teraz na faszyw skromno. - Wsuna papier pod drobniejsze drzazgi i pooya na nich wikszy kawaek drewna. Ned podszed do niej i postawi j na nogi. Jej twarz znalaza si tu przy jego. - Moja pani, powiedz mi! Co to za wiadomo? Czu pod palcami napite ciao Catelyn. - Ostrzeenie - powiedziaa cicho. - Jeli mamy na tyle rozumu, eby je wysucha. Nie spuszcza oczu z jej twarzy. - Mw.

- Lysa pisze, e Jon Arryn zosta zamordowany. Zaciska mocno palce na ramionach Catelyn. - Przez kogo? - Przez Lannisterw - odpowiedziaa. - Przez Krlow. Ned zwolni ucisk. Na jej skrze pozostay gbokie, czerwone lady. - Bogowie wyszepta ochrypym gosem. - Twoja siostra jest przepeniona blem. Nie wie, co mwi. - Wie - odpowiedziaa Catelyn. - Owszem, Lysa jest impulsywna, ale ta wiadomo zostaa dobrze zaplanowana i sprytnie ukryta. Zdawaa sobie spraw, e zginie, gdyby ten list dosta si w niepowoane rce. Musiaa kierowa si czym wicej ni tylko podejrzeniem, skoro tak bardzo ryzykowaa. - Catelyn spojrzaa na ma. - Teraz nie mamy ju wyboru. Musisz zosta Namiestnikiem Krla. Musisz pojecha z nim na poudnie i dowiedzie si prawdy. W tej samej chwili zorientowaa si, e Ned pomyla co zupenie innego. - Jedyne prawdy, jakie znam, s tutaj. Poudnie to siedlisko mij, do ktrego nie chc wchodzi. Luwin pocign za swj acuch w miejscu, w ktrym otar mu delikatn skr na szyi. - Mj panie, Namiestnik Krla posiada ogromn wadz. Wadz, dziki ktrej pozna prawd o mierci lorda Arryna i wymierzy sprawiedliwo jego zabjcom. Pozwoli mu ona take stan w obronie lady Arryn i jej syna, jeli najgorsze okae si prawd. Ned rozejrza si bezradnie po komnacie. Catelyn bya z nim caym sercem, lecz wiedziaa, e w tej chwili nie wolno jej wzi go w ramiona. Najpierw zwycistwo, dla dobra dzieci. - Twierdzisz, e kochasz Roberta jak brata. Zostawiby brata otoczonego Lannisterami? - Niech was porw Inni - zakl pod nosem. Odwrci si i podszed do okna. Catelyn milczaa, podobnie jak i maester. Czekali cierpliwie, tymczasem Eddard Stark egna si w milczeniu z ukochanym domem. Kiedy ponownie zwrci si do nich, mwi zmczonym, smutnym gosem, a w kcikach jego oczu zalniy wilgotne iskierki. - Mj ojciec pojecha raz na poudnie, wezwany przez Krla. Nigdy nie powrci do domu. - Inne czasy. Inny Krl - powiedzia maester Luwin. - Tak - powiedzia Ned ponuro. Usiad na krzele przy palenisku. - Catelyn, ty zostaniesz w Winterfell. Jego sowa smagny j niczym powiew zimnego wiatru. - Nie - odpowiedziaa zaniepokoJona. Czy tak miaa zosta ukarana? Nigdy ju nie ujrze jego twarzy, nie poczu jego ucisku?

- Tak - powiedzia Ned stanowczo. - Bdziesz w moim imieniu sprawowa rzdy na pnocy. W Winterfell zawsze pozostaje kto ze Starkw. Robb ma czternacie lat. Niedugo bdzie dorosym mczyzn. Musi nauczy si rzdzi, a mnie nie bdzie, eby mu wszystko pokaza. Niech uczestniczy w naradach. Niech bdzie gotw, kiedy nadejdzie jego czas. - Niebawem, jeli bogowie pozwol - mrukn maester Luwin. - Maester Luwinie, tobie ufam jak bratu. Su mojej onie rad we wszystkich sprawach, duych i maych. Naucz mojego syna wszystkiego, czego powinien si nauczy. Zima nadchodzi. Luwin skoni gow z powag. Dug chwil nikt si nie odzywa, a dopiero Catelyn zebraa si na odwag, by zada pytanie, ktrego najbardziej si obawiaa. - A co z pozostaymi dziemi? Ned wysun ramiona i przycign j ku sobie, tak e ich twarze znalazy si naprzeciw siebie. - Rickon jest may - odpowiedzia agodnie. - Powinien zosta z tob i Robbem. Pozostae dzieci pojad ze mn. - Nie znios tego - powiedziaa, drc. - Tak trzeba - odpar. - Sansa musi wyj za Joffreya. Teraz nie mam co do tego wtpliwoci, a wic nie wolno nam dawa im jakichkolwiek podejrze co do naszego oddania. Ponadto nadszed czas, eby Arya poznaa dworskie ycie poudnia. Za kilka lat bdzie moga szuka ma. Sansa zabynie na poudniu, pomylaa Catelyn, a Arya bez wtpienia potrzebuje ogady. Z blem w sercu pogodzia si z ich odejciem. Ale nie Bran, tylko nie on. Nigdy. Dobrze - powiedziaa. - Ned, prosz jednak, ze wzgldu na mio, jak mnie darzysz, niech Bran zostanie w Winterfell. On ma dopiero siedem lat. - Ja miaem osiem lat, kiedy ojciec wysa mnie pod opiek do Eyrie - odpar Ned. Ser Rodrik twierdzi, e ksi Joffrey i Robb nie darz si zbyt gorcym uczuciem. To nie jest zdrowe. Moe Bran uatwi ich pojednanie. Jest sodkim chopcem, wesoym i da si lubi. Niech ronie z krlewskimi synami, niech zaprzyjani si z nimi, tak jak ja zaprzyjaniem si z Robertem. Zwikszy to tylko bezpieczestwo naszego rodu. Mia racj. Catelyn zdawaa sobie z tego spraw, lecz wcale przez to mniej nie cierpiaa. Miaa utraci ca czwrk: Neda, obie dziewczynki i sodkiego, kochanego Brana. Pozostan jej tylko Robb i Rickon. Ju czua si samotna. Winterfell by taki ogromny. Przynajmniej pilnuj, eby trzyma si z daleka od murw - odezwaa si odwanie. - Wiesz, jak Bran lubi si wspina.

Ned scaowa jej zy, zanim zdyy spyn po policzkach. - Dzikuj ci, moja pani powiedzia szeptem. - Wiem, jak ci ciko. - A co z Jonem Snow, mj panie? - wtrci maester Luwin. Catelyn znieruchomiaa na dwik tego imienia. Ned wyczu jej gniew i odsun si. Wielu mczyzn posiadao bkarty. Catelyn dojrzewaa, posiadajc ju t wiedz. Nie zdziwia si wic, kiedy w pierwszym roku ich maestwa dowiedziaa si, e Ned spodzi syna z jak dziewczyn spotkan przypadkowo w czasie jednej z wypraw. Rozumiaa to, mia swoje potrzeby, cay rok spdzili oddaleni od siebie, on na wojnie, na poudniu, ona bezpieczna w zamku swojego ojca w Riverrun. Wiksz uwag powicaa Robbowi, ktrego wtedy nosia jeszcze przy piersi, ni mowi, ktrego ledwie znaa. Rozumiaa, e potrzebuje pociech midzy kolejnymi bitwami. Nie wtpia te, e zajmie si dzieckiem, gdyby zdarzyo mu si je spodzi. On jednak posun si dalej. Starkowie rnili si od innych mczyzn. Ned zabra swojego bkarta do domu i na oczach caej pnocy nazwa go synem. Kiedy wojny wreszcie si skoczyy i Catelyn zjechaa do Winterfell, Jon i jego mamka zdyli si ju zadomowi. Dla niej by to bolesny cios. Ned zaledwie wspomnia o matce dziecka, lecz w zamku nic si nie ukryo i niebawem Catelyn coraz czciej syszaa strzpy rozmw sucych, ktre powtarzay opowieci swoich mw, onierzy. Pado imi ser Arthura Daynea, zwanego Mieczem Poranka, najokrutniejszego z siedmiu rycerzy stray krla Aerysa. Opowiadano, e ich mody lord pokona rycerza w pojedynku. Opowiadali te, jak potem Ned zawiz miecz ser Arthura do jego modej i piknej siostry, ktra czekaa w zamku zwanym Starfall, pooonym na brzegu Morza Letniego. Lady Ashara Dayne, wysoka i jasnowosa, o przenikliwych fioletowych oczach. Dwa tygodnie Catelyn zbieraa si na odwag, a wreszcie ktrej nocy, kiedy leeli w ku, spojrzaa mowi prosto w oczy i poprosia, eby wyzna jej prawd. By to jeden jedyny raz, kiedy przestraszya si Neda. - Nigdy nie pytaj mnie o Jona odpowiedzia jej wtedy lodowatym gosem. - Niech ci wystarczy, e w jego yach pynie moja krew. Dowiem si, od kogo usyszaa to imi, moja pani. - Obiecaa mu, e wicej nie bdzie pyta. Od tamtego dnia plotki ustay i nikt wicej nie wymwi w Winterfell imienia Ashary Dayne. Bez wtpienia kocha bardzo matk chopca, gdy nie chcia sucha prb Catelyn, by go odesa. Tej jednej rzeczy nigdy mu nie wybaczya. Swojego ma pokochaa caym sercem, ale nie potrafia wzbudzi w sobie podobnego uczucia wobec Jona. Wybaczyaby

Nedowi i tuzin bkartw, gdyby tylko pozostawi ich gdzie daleko. Jon by jednak z nimi, rs i coraz bardziej przypomina Neda, bardziej ni ktrekolwiek z dzieci, ktre mu urodzia. Fakt ten pogbia jej ran. - Jon musi odej - powiedziaa teraz. - On i Robb s sobie bliscy - odezwa si Ned. - Miaem nadziej - On nie moe zosta tutaj - przerwaa mu Catelyn. - Jest twoim synem, nie moim. Nie chc go tutaj. - Wiedziaa, jak rani go jej sowa, cho s prawdziwe. Pozostawiony w Winterfell, chopiec nie miaby lekkiego ycia. Ned rzuci jej pene udrki spojrzenie. - Wiesz, e nie mog go zabra na poudnie. Nie ma dla niego miejsca na tamtejszym dworze. Chopak z nazwiskiem bkarta rozumiesz, jak by to wygldao. Bd go unika. Catelyn postanowia pozosta nieugita wobec proby ma, ktrej gono nie wypowiedzia. - Mwi, e twj przyjaciel Robert sam spodzi z tuzin bkartw. - Lecz adnego z nich nie widziano na dworze! - warkn Ned. - Kobieta Lannisterw zadbaa o to. Catelyn, jak moesz by tak okrutna? To tylko chopiec. On Czu wzbierajc w nim zo. Zamierza mwi dalej, lecz przerwa mu maester Luwin. - Istnieje inne rozwizanie - przemwi cicho. - Niedawno by u mnie twj brat, panie, Benjen. Przychodzi w sprawie Jona. Zdaje si, e chopiec myli przywdzia czarny strj. Ned spojrza na niego zdumiony. - Chce wstpi do Nocnej Stray? - Catelyn milczaa. Niech Ned przetrawi t wiadomo. W tej chwili gotowa bya ucaowa maestera. Rozwizanie wydao jej si idealne. Benjen Stark by Zaprzysionym Bratem. Traktowaby Jona jak syna, ktrego nigdy nie bdzie mia. Kiedy chopiec take zoy przysig. Dziki temu nie spodzi synw, ktrzy mogliby konkurowa o Winterfell z wnukami Catelyn. - Mj panie, suba na Murze to wielki zaszczyt - powiedzia maester Luwin. - Tak, nawet bkart moe zaj wysoko, suc na Murze - zauway Ned. Mwi udrczonym gosem. - Jon jest taki mody. Gdyby poprosi o to ju jako mczyzna ale on ma dopiero czternacie lat - Cikie powicenie - przyzna maester Luwin. - Ale nastay cikie czasy. Twoja droga, panie, podobnie jak droga twojej pani, wcale nie wydaje si atwiejsza. Catelyn pomylaa o trjce dzieci, z ktrymi miaa si rozsta. Nieatwo byo jej zachowa milczenie. Ned odwrci si do okna zamylony. Wreszcie westchn i zwrci si do maestera Luwina. - Dobrze. Tak chyba bdzie najlepiej. Pomwi z Benem. - Kiedy powiemy Jonowi? - spyta maester.

- W stosownej chwili. Najpierw trzeba poczyni przygotowania, a to zajmie nam przynajmniej dwa tygodnie. Niech Jon nacieszy si tymi ostatnimi dniami. Wkrtce skoczy si lato, a z nim i jego dziecistwo. Kiedy nadejdzie czas, sam mu to oznajmi.

ARYA
Arya spojrzaa na swj cieg - wci by krzywy. Zmarszczya czoo przygnbiona i spojrzaa na swoj siostr, Sans, ktra siedziaa z pozostaymi dziewcztami. cieg Sansy by zawsze idealny. Wszyscy tak twierdzili. - Robtki Sansy s rwnie liczne jak ona sama powiedziaa kiedy do jej matki septa Mordane. - Ma takie delikatne donie. - A kiedy lady Catelyn spytaa o Ary, septa prychna tylko. - Arya ma rce kowala. Arya zerkna ukradkiem w drugi koniec pokoju w obawie, e septa Mordane moe odgadn jej myli, lecz tego dnia septa nie zwracaa na ni wikszej uwagi. Siedziaa z ksiniczk Myrcell rozanielona. Nieczsto zdarzao si, eby septa dostpia zaszczytu instruowania krlewskiej crki w sprawach kobiecych robtek. Zdaniem Aryi cieg Myrcelli take nie by idealnie prosty, lecz zachowanie septy cakowicie temu przeczyo. Ponownie spojrzaa na swoj robtk, zastanawiajc si, czy nie daoby si jej jako naprawi, lecz westchna tylko i odoya ig. Popatrzya ponuro na swoj siostr. Sansa szya, szczebiocc wesoo. U jej stp siedziaa crka ser Rodrika, Beth Cassel, apczywie wsuchujc si w kade jej sowo, jednoczenie Jeyne Pool szeptaa jej co do ucha. - O czym rozmawiacie? - spytaa Arya. Jeyne rzucia jej troch przestraszone spojrzenie i zachichotaa. Sansa wygldaa na speszon. Beth zarumienia si. adna nie odpowiedziaa. - Rozmawiaymy o ksiciu - powiedziaa wreszcie Sansa sodkim gosikiem. Arya wiedziaa, ktrego ksicia jej siostra ma na myli. Oczywicie chodzio o Joffreya. Tego wysokiego i przystojnego. Sansa siedziaa obok niego w czasie uczty. Ary posadzono obok tego maego, grubego. - Twoja siostra podoba si Joffreyowi - powiedziaa szeptem Jeyne, dumna, jakby sama miaa w tym jaki udzia. Bya crk stewarda z Winterfell oraz najlepsz przyjacik Sansy. - Wyzna jej, e jest bardzo pikna. - On si z ni oeni - powiedziaa maa Beth rozmarzonym gosem, koyszc si. Wtedy Sansa zostanie Krlow caego Krlestwa. Sansa posiadaa na tyle skromnoci, by si zarumieni, a rumienia si licznie. Wszystko robia licznie, pomylaa Arya przygnbiona. - Beth, nie powinna zmyla. Sansa skarcia modsz dziewczynk, muskajc doni jej wosy, by tym zagodzi surowy ton swojego gosu. Spojrzaa na Ary. - A ty, siostro, co mylisz o ksiciu Joffie? Jest bardzo szarmancki, nie sdzisz?

- Jon mwi, e on wyglda jak dziewczyna - powiedziaa Arya. Sansa westchna nad robtk. - Biedny Jon - odezwaa si. - Jest zazdrosny, poniewa jest bkartem. - Jest naszym bratem - odpara Arya zbyt gono. Jej gos przeci popoudniow cisz komnaty. Septa Mordane podniosa wzrok. Miaa chud twarz, przenikliwe oczy i wskie, niemal pozbawione warg usta, jakby stworzone do grymasu, ktry wanie na nich si pojawi. - O czym rozmawiacie, dziewczynki? - O naszym przyrodnim bracie - powiedziaa tym razem Sansa; mwia cicho, lecz dobitnie. - Umiechna si do septy. - Razem z Arya mwiymy wanie, jak bardzo si cieszymy, e jest z nami dzisiaj Ksiniczka - powiedziaa. Septa Mordane skina gow. - Doprawdy, wielki to dla nas honor. - Ksiniczka Myrcella umiechna si niepewnie. - Arya, czemu odoya ig? - spytaa septa. Wstaa i ruszya przez pokj, szeleszczc sztywn sukni. - Poka mi swj cieg. Arya miaa ochot wrzasn, - Prosz - powiedziaa i pokazaa swj materia. Septa popatrzya uwanie. - Arya, Arya. - W jej gosie wyczuwao si nagan. - To nie wystarczy, nie wystarczy. Teraz wszyscy na ni patrzyli. Nie moga tego znie. Sansa bya zbyt dobrze wychowana, eby mia si w chwili zakopotania siostry, lecz zrobia to w jej imieniu Jeyne. Nawet ksiniczka Myrcella spojrzaa na ni z politowaniem. Arya poczua napywajce zy. Zerwaa si z krzesa i ruszya szybko w stron drzwi. - Arya, wracaj tutaj! - zawoaa za ni septa Mordane. - Ani kroku dalej! Pani matka usyszy o tym. I to w obecnoci Ksiniczki! Wszystkim nam przynosisz wstyd! Arya zatrzymaa si przy drzwiach i odwrcia si, przygryzajc warg. Po jej policzkach pyny zy. Zdobya si jeszcze na sztywny ukon w kierunku Myrcelli. - Za pozwoleniem, pani. Myrcella zamrugaa gwatownie i spojrzaa na pozostaych zdezorientowana. Za to septa Mordane nie miaa wtpliwoci, co powiedzie. - Arya, a dokd to? Arya rzucia jej nienawistne spojrzenie. - Musz podku konia - odezwaa si sodkim gosem i poczua ogromn satysfakcj, widzc przeraon twarz septy. Potem odwrcia si na picie i wybiega pdem. Czua si pokrzywdzona. Sansa miaa wszystko. Bya o rok starsza od niej i Arya miaa wraenie, e dla niej ju nic nie zostao. Czsto tak wanie si czua. Sansa potrafia wyszywa, piewa i taczy. Pisaa wiersze. Znaa si na strojach. Potrafia gra na harfie i dzwonkach. I bya pikna. Sansa odziedziczya wysokie koci policzkowe po matce oraz

gste kasztanowe wosy Tullych. Arya za odziedziczya urod pana ojca. Wosy miaa brzowe i matowe, twarz pocig, dug i powan. Jeyne nazywaa j Arya o Koskim Pysku i raa, kiedy j mijaa. Tylko w jedzie konnej Arya przewyszaa swoj siostr. No i jeszcze lepiej potrafia zarzdza domem. Sansa nigdy nie miaa gowy do liczb. Jeli miaawyj za Joffa, to bdzie musiaa postara si o dobrego stewarda, mylaa Arya. Nymeria czekaa na ni w wartowni na dole, przy schodach. Przybiega do Aryi, gdy tylko j ujrzaa. Arya umiechna si. Wiedziaa, e jej szczeniak j kocha, moe tylko on jeden. Wszdzie z nim chodzia. Nymeria spaa w jej pokoju, przy jej ku. Gdyby tylko matka pozwolia, Arya chtnie zabraaby wilczyc do komnaty, gdzie uczyy si wyszywa. Niechby wtedy septa Mordane sprbowaa narzeka na jej ciegi. Nymeria chwycia delikatnie w zby do Aryi, kiedy j odwizywaa. Wilczyca miaa te oczy. W blasku soca lniy jak zote monety. Arya nazwaa j imieniem wojujcej krlowej z Rhoyne, ktra poprowadzia swj lud przez wskie morze. Oczywicie, wywoao to wielki skandal. Sansa nazwaa swojego szczeniaka Dama. Arya skrzywia si i przytulia swoj wilczyc. Zachichotaa, kiedy Nymeria polizaa j w ucho. Septa Mordane z pewnoci zdya ju zawiadomi pani matk. Jeli pjdzie do swojego pokoju, znajd j tam, a na to nie miaa ochoty. Pomylaa o czym przyjemniejszym. Chopcy wiczyli na dziedzicu. Chciaa zobaczy, jak Robb kadzie na plecy wytwornego ksicia Joffreya. - Chod - powiedziaa do Nymerii. Wstaa i pobiegy razem. Na krytym mocie, midzy zbrojowni a Wielk Wie, znajdowao si okno, z ktrego rozpociera si widok na cay dziedziniec. Tam wanie si udaa. Kiedy przybiegy zdyszane, Arya ujrzaa Jona siedzcego na parapecie z jedn nog podcignit pod brod. Wydawa si ich nie zauwaa, zaabsorbowany tym, co dzieje si na dziedzicu, dopki jego biay wilk nie poruszy si, eby wyj im na spotkanie. Nymeria zbliya si ostronie. Duch, ju teraz wikszy od pozostaych szczeniakw, obwcha j, chwyci delikatnie zbami za ucho i usiad. Jon spojrza na Ary uwanie. - Maa siostrzyczko, czy nie powinna teraz uczy si prostego ciegu? Arya skrzywia si. - Chciaam zobaczy, jak walcz. - No, to chod. - Umiechn si. Arya wspia si na parapet i usiada obok niego. Z dou dochodziy guche uderzenia i postkiwania. Ku swemu rozczarowaniu zobaczya, e wicz modsi chopcy. Bran by tak grubo ubrany, e wydawao si, i owinito go w pierzyn, ksi Tommen za, pulchny nawet bez ubrania, sta si dosownie okrgy. Sapic, zadawali sobie nawzajem ciosy drewnianymi

mieczami pod czujnyrn okiem starego zbrojmistrza, ser Rodrika Cassela. By to ogromny mczyzna o imponujcych bokobrodach. Stojcy dookoa mczyni i chopcy zachcali walczcych. Gos Robba wybija si ponad gosy pozostaych. Dostrzega obok niego Theona Greyjoya. Ubrany w czarny kubrak ozdobiony zocistym krakenem, godo jego rodu, przyglda si walce z wyrazem pogardy na twarzy. Obaj przeciwnicy chwiali si na nogach. Arya domylia si, e walcz ju od duszego czasu. - Troch bardziej wyczerpujce ni robtki - zauway Jon. - Ale te bardziej zabawne ni robtki - odpowiedziaa Arya. Zawsze byli ze sob blisko. Oboje odziedziczyli rysy ojca. Tylko oni. Robb, Sansa, Bran, a nawet may Rickon, mieli urod Tullych - umiechnite twarze i ogniste wosy. Jeszcze jako maa dziewczynka Arya obawiaa si, e jej wygld wiadczy o tym, e i ona jest bkartem. Tylko przed Jonem wyjawia swoje obawy i wanie on j uspokoi. - Dlaczego nie jeste tam z nimi? - spytaa. Umiechn si sabo. - Bkartom nie wolno obija modych ksit - odpowiedzia. Wszelkie siniaki na ich ciele musz zosta zadane mieczem prawowicie urodzonych. - Och. - Arya zmieszaa si. Powinna bya si domyli. Po raz kolejny tego dnia dosza do wniosku, e nie ma sprawiedliwoci w yciu. Przygldaa si, jak jej may brat atakuje Tommena. - Potrafiabym si bi tak samo dobrze jak Bran - powiedziaa. - On ma dopiero siedem lat, a ja dziewi. Jon popatrzy na ni spojrzeniem przepenionym mdroci czternastolatka. - Jeste za chuda - powiedzia. Pomaca jej misie ramienia i westchn, krcc gow. - Pewnie nawet by nie uniosa miecza, maa siostrzyczko. A gdyby miaa si nim zamachn Arya wyrwaa rami i rzucia mu gniewne spojrzenie. Jon poczochra jej wosy. Patrzyli, jak Bran i Tommen okraj si nawzajem. - Widzisz ksicia Joffreya? - spyta Jon. Nie zauwaya go dotychczas, lecz kiedy rozejrzaa si uwaniej, zobaczya, e stoi bardziej z tyu, w cieniu wielkiego muru, otoczony ludmi, ktrych nie znaa. Byli to modziecy w strojach o barwach Lannisterw i Baratheonw. Wrd nich znajdowao si te kilku starszych mczyzn, rycerzy zapewne, jak domylaa si Arya. - Spjrz na herb na jego opoczy - powiedzia Jon. Arya przyjrzaa si uwaniej. Na ksicej opoczy widniaa wyszyta piknie tarcza. Podzielono j na p i na jednej poowie umieszczono krlewskiego jelenia w koronie, na drugiej za lwa Lannisterw.

- Lannisterowie s dumni - zauway Jon. - Nie wystarcza im herb krlewski. Stawia obok niego rd swojej matki, jakby byy sobie rwne. - Kobieta te jest wana! - zaprotestowaa Arya. Jon zachichota. - Moe powinna zrobi to samo, maa siostrzyczko. Pocz Tullych i Starkw na swoim herbie. - Wilk z ryb w pysku? - Rozemiaa si. - Gupio by to wygldao. A poza tym, po co dziewczynie herb, jeli nie potrafi walczy? Jon wzruszy ramionami. - Dziewczyny dostaj herby, lecz nie dostaj mieczy. Bkartom daje si miecze, ale nie herby. Tak ju jest, maa siostrzyczko, lecz nie ja wymyliem te zasady. Na dziedzicu rozleg si krzyk. Kiedy spojrzeli w d, ksi Tommen przebiera rkoma i nogami, prbujc bezskutecznie si podnie. Wyglda jak przewrcony na plecy w. Bran sta nad nim z podniesionym mieczem, gotowy przyoy mu, gdy tylko si podniesie. Przygldajcy si wybuchnli miechem. - Do! - zawoa ser Rodrik. Poda Ksiciu rk i pocign go do gry. - Dobra robota. Lew, Donnis, pomcie im si rozebra. - Rozejrza si. - Ksi Joffreyu, Robb, jeszcze jedna runda? Robb, spocony jeszcze po poprzedniej walce, ruszy ochoczo. - Chtnie. Joffrey wyszed z cienia, posuszny wezwaniu Rodrika. Jego wosy zalniy niczym lite zoto. Wyglda na znudzonego. - Ser Rodriku, to dobre dla dzieci. Theon Greyjoy zamia si, co bardziej przypominao krtkie szczeknicie. - Przecie jestecie dziemi - rzuci z przeksem. - Robb moe tak - powiedzia Joffrey. - Ale ja jestem Ksiciem i mam ju do okadania Starkw mieczem zabawk. - Jak dotd dostae wicej razw, ni udao ci si zada - powiedzia Robb. - Boisz si? Ksi Joffrey spojrza na niego. - Och, dr przeraony - odpar. - Jeste o tyle ode mnie starszy. - Kilku spord Lannisterw wybuchno miechem. Jon zmarszczy brwi, przygldajc si caej scenie. - Naprawd, Joffrey to takie mae gwno - powiedzia do Aryi. Ser Rodrik skuba swoje siwe bokobrody zamylony. - Co sugerujesz? - zwrci si do Ksicia. - Ostre miecze.

- Dobrze - odpowiedzia natychmiast Robb. - Bdziesz aowa! Zbrojmistrz pooy do na ramieniu Robba, by go uspokoi. - Ostre miecze s zbyt niebezpieczne, ale pozwol wam pojedynkowa si mieczami turniejowymi o przytpionych ostrzach. Joffrey nic nie odpowiedzia, lecz jeden z mczyzn - nie znany Aryi rycerz o czarnych wosach i twarzy pokrytej bliznami po oparzeniach - wysun si przed Joffreya. Mwisz do swojego Ksicia. Kim ty jeste, ser, by mu rozkazywa? - Jestem zbrojmistrzem Winterfell, Clegane, i lepiej o tym nie zapominaj. Mczyzna z bliznami na twarzy spojrza na Robba. - Ile masz lat, chopcze? - Czternacie - odpowiedzia Robb. - Ja po raz pierwszy zabiem czowieka w wieku dwunastu lat. Domylasz si z pewnoci, e nie zrobiem tego tpym mieczem. Arya zauwaya, jak Robb si najey. Jego duma zostaa zraniona. Odwrci si do ser Rodrika. - Pozwl mi. Pokonam go. - Pokonaj go mieczem turniejowym - odpar ser Rodrik. Joffrey wzruszy ramionami. Stark, przyjd do mnie, jak troch doroniesz. Tylko eby nie by za stary. - Lannisterowie wybuchnli miechem. Przeklestwa Robba odbiy si echem od cian dziedzica. Arya zakrya usta przeraona. Theon Greyjoy chwyci Robba za rami, by go odcign od Ksicia. Ser Rodrik skuba wsy zakopotany. Joffrey uda, e ziewa, i zwrci si do modszego brata. - Chod, Tommen powiedzia. - Koniec zabawy. Niech si dzieci dalej bawi same. Lannisterowie znowu wybuchnli miechem, a Robb cisn kolejne przeklestwa. Twarz ser Rodrika poczerwieniaa z wciekoci pod siwymi bokobrodami. Theon przytrzymywa Robba w elaznym ucisku, dopki Ksi i jego ludzie nie odeszli na bezpieczn odlego. Jon patrzy, jak odchodz, a Arya przygldaa si Jonowi. Twarz mia nieruchom jak staw w sercu gaju bogw. Wreszcie zeskoczy z parapetu. - Koniec przedstawienia powiedzia. Pochyli si i podrapa Ducha za uchem. Biay wilk podnis si i otar eb o jego nog. - Lepiej biegnij do swojego pokoju, maa siostrzyczko. Septa Mordane pewnie ci ju szuka. Im szybciej ci znajdzie, tym agodniejsz dostaniesz kar. Bdziesz szya przez ca zim. Kiedy nadejd wiosenne roztopy, znajd twoje ciao z ig w zamarznitej doni. art Jona wcale nie wyda si jej mieszny. - Nienawidz szycia! - wycedzia przez zby. - To niesprawiedliwe!

- Nic nie jest sprawiedliwe - powiedzia Jon. Poczochra jej wosy i odszed ze swoim wilkiem. Nymeria ruszya za nimi, lecz po chwili zatrzymaa si i zawrcia. Posza niechtnie w przeciwnym kierunku. Sprawy przybray gorszy obrt, ni przewidywa Jon. W jej pokoju czekaa septa Mordane. Septa Mordane oraz jej matka.

BRAN
Polowanie rozpoczo si o wicie. Krl zayczy sobie dzika na wieczorn uczt. Ksi Joffrey pojecha z ojcem, tak wic i Robb mg doczy do myliwych. Pojecha z nimi take wuj Benjen, Jory, Theon Greyjoy, ser Rodrik, a nawet zabawny, may brat Krlowej. W kocu byo to ostatnie polowanie. Rankiem, nastpnego dnia mieli wyruszy na poudnie. Bran zosta z Jonem, dziewczynkami i Rickonem. Tylko e Rickon by jeszcze may, dziewczynki byy dziewczynkami, a Jon i jego wilk gdzie zniknli. Bran nie szuka go zbyt gorliwie. Wydawao mu si, e Jon jest na niego zy. Co wicej, w tych dniach Jon wydawa si zy na wszystkich dookoa. Bran nie wiedzia dlaczego. Jon mia pojecha z wujem Benem na Mur i wstpi do Nocnej Stray. Branowi wydawao si to prawie tak samo ciekawe, jak wyprawa na poudnie. A przecie to Robb mia zosta w zamku, a nie Jon. Bran nie mg si doczeka, kiedy wyjad. Mia pojecha krlewskim traktem na wasnym koniu, na koniu, a nie na kucu. Jego ojciec zostanie Namiestnikiem Krla, a oni wszyscy zamieszkaj w czerwonym zamku w Krlewskiej Przystani, w zamku zbudowanym przez Smoczych Panw. Stara Niania opowiadaa, e s tam duchy, a take lochy, w ktrych dokonywano okropnych rzeczy i w ktrych wisiay na cianach smocze gowy. Bran czu dreszcz na sam myl o podobnych rzeczach, lecz nie ba si. Dlaczego miaby si ba? Bdzie z nim ojciec, a take jego rycerze. Bran take mia zosta rycerzem, jednym z Gwardii Krlewskiej. Stara Niania mwia, e nale do niej najznakomitsze miecze w caym krlestwie. Byo ich tylko siedmiu, nosili biae zbroje, nie mieli on ani dzieci i suyli tylko Krlowi. Bran zna wszystkie opowieci o rycerzach z Krlewskiej Gwardii. Ich imiona brzmiay dla niego rwnie sodko jak najpikniejsza melodia. Serwy n z Lustrzan Tarcz. Ser Ryam Redwyne. Ksi Aemon, Smoczy Rycerz. Bracia bliniacy, ser Erryk i ser Arryk, ktrzy pozabijali si nawzajem dawno temu, w czasie wojny zwanej Tacem Smokw, gdy brat walczy przeciw siostrze. Biay Byk, Gerold Hightower. Ser Arthur Dayne, Miecz Poranka. Barristan miay. Dwch spord rycerzy Gwardii Krlewskiej przybyo z krlem Robertem. Bran przyglda im si wtedy zafascynowany, lecz nigdy nie omieli si odezwa do nich. Ser Boros by ysym mczyzn z obwis twarz, ser Meryn za mia oczy schowane pod opadajcymi powiekami i brod koloru rdzy. Ser Jaime Lannister bardziej przypomina

rycerzy z opowieci. On take nalea do Krlewskiej Gwardii, lecz Robb powiedzia, e ser Jaime zabi wczeniej starego, szalonego Krla i nie powinien si ju liczy. Najznakomitszym spord yjcych rycerzy pozostawa ser Barristan Selmy, zwany Barristanem miaym, dowdca Gwardii Krlewskiej. Ojciec obieca, e spotkaj si z ser Barristanem, kiedy przyjad do Krlewskiej Przystani. Tak wic Bran zaznacza dni na murze, nie mogc si doczeka, kiedy wyrusz. Mia zobaczy wiat, o ktrym dotd mg tylko marzy, i rozpocz ycie, o jakim mu si nie nio. Tymczasem nadszed ostatni dzie i Bran nieoczekiwanie poczu si zagubiony. Dotd Winterfell by jego jedynym domem. Ojciec poleci mu poegna si tego dnia, co prbowa uczyni. Kiedy myliwi wyjechali, ruszy przez zamek ze swoim wilkiem, by odwiedzi tych wszystkich, ktrych mia tutaj zostawi: Star Niani. Gagea, kucharza, Mikkena z kuni, Hodora, chopaka stajennego, ktry wci si umiecha, zajmowa si jego kucem i nigdy nic nie mwi, poza jednym sowem Hodor, czowieka ze szklanych ogrodw, ktry da mu jeyn Tylko e teraz wszystko wydawao mu si inne. Najpierw poszed do stajni zobaczy swojego kuca, lecz pomyla, e to ju nie jest jego kuc. Mia go zostawi w stajni i odjecha na prawdziwym koniu. Nieoczekiwanie zapragn po prostu usi i si rozpaka. Dlatego odwrci si i wybieg ze stajni, zanim Hodor i pozostali chopcy zauwa jego zy. Na tym skoczyy si jego poegnania. Reszt poranka Bran spdzi w boym gaju, prbujc nauczy swojego wilka przynoszenia patykw, lecz i to mu si nie udao. Mody wilk wydawa si mdrzejszy od wszystkich ogarw z psiarni ojca i Bran przysigby, e rozumie kade jego sowo, a mimo to nie wykazywa wikszych chci w przynoszeniu patykw. Bran wci nie mg si zdecydowa, jak nazwa swoje zwierz. Robb nazwa swojego wilka Szary Wicher, poniewa biega bardzo szybko. Wilczyca Sansy otrzymaa imi Dama, Arya daa swojemu szczeniakowi imi jakiej krlowej z ballad, a may Rickon nazwa swojego wilka Kudaczem, co Branowi wydao si gupie, biorc pod uwag, e imi to ma nosi wilkor. Biay wilk Jona otrzyma imi Duch. Bran aowa, e sam nie wpad na to wczeniej, chocia jego wilk nie jest biay. W cigu ostatnich dwch tygodni wymyla setki imion, lecz adne nie wydao mu si odpowiednie. Wreszcie znudzio mu si rzucanie patykami i postanowi powspina si troch. Dawno ju nie by w zburzonej wiey, wic postanowi pj tam po raz ostatni przed wyjazdem. Popdzi przez boy gaj dusz drog, eby nie przechodzi obok stawu, przy ktrym ronie drzewo serce, poniewa budzio w nim strach. Drzewo nie powinno mie oczu,

pomyla, ani gazi, ktre wygldaj jak rce. Wilk nie odstpowa go ani na krok. - Zosta tutaj - powiedzia do zwierzcia, kiedy znaleli si pod drzewem straniczym, w pobliu ciany zbrojowni. - Lee. Tak. Zosta. Wilk pooy si posusznie. Bran podrapa go po bie, potem podskoczy, chwyci si najniszej gazi i wcign na ni. Wspina si lekko, coraz wyej, i by ju w poowie drzewa, kiedy wilk podnis si i zawy. Bran spojrza w d. Wilk przesta wy i wpatrywa si w niego wskimi, tymi oczami. Bran poczu dziwny dreszcz. Po chwili wspina si dalej. Wilk znowu zawy. - Cicho - krzykn. - Siad. Zosta. Jeste gorszy od matki. - Sysza wycie przez cay czas, dopki nie wspi si na tyle wysoko, e mg zeskoczy na dach zbrojowni, i znikn z pola widzenia. Dachy Winterfell stay si jego drugim domem. Matka twierdzia, e umia si wspina, zanim jeszcze nauczy si chodzi. Bran nie pamita, kiedy nauczy si chodzi, lecz nie pamita take, od kiedy si wspina, wic przyj, e pewnie jest tak, jak ona mwi. Dla chopca Winterfell stanowi kamienny, szary labirynt murw, wie, dziedzicw i tuneli, ktre cigny si we wszystkie strony. W starych czciach zamku korytarze prowadziy w d lub w gr, tak e czsto trudno byo powiedzie, ktre to pitro. Zamek rs przez wieki niczym monstrualne, kamienne drzewo, jak to kiedy wyjani mu maester Luwin, drzewo o powyginanych konarach i korzeniach wronitych gboko w ziemi. Z miejsca, w ktrym si znalaz, tak blisko nieba, Bran widzia cay Winterfell. Lubi ten widok: nad jego gow kooway tylko ptaki, w dole za toczyo si cae ycie zamku. Bran mg siedzie caymi godzinami midzy zniszczonymi wiatrem i deszczem chimerami, ktre siedziay nad Pierwsz Wie. Obserwowa stamtd mczyzn wiczcych szermierk na dziedzicu, kucharzy dogldajcych swoich warzyw w szklanych ogrodach, psy biegajce niespokojnie w psiarni, pogrony w ciszy boy gaj, dziewczta plotkujce przy studni do mycia. W takich chwilach czu si jak pan zamku; wiedzia, e nawet Robb nie zazna czego takiego. Dziki swoim wspinaczkom poznawa sekreTywinterfell. Jego budowniczowie nie zrwnali ziemi, dlatego za murami zamku cigny si wzgrza i doliny. Bran odkry, e z czwartego pitra dzwonnicy prowadzi kryty most do drugiego pitra pomieszcze rekrutw. Wiedzia te, e mona byo dosta si do rodka muru wewntrznego poudniow furt, wspi si na trzecie pitro, obej cae Winterfell wskim, kamiennym tunelem i wyj na parter przy pnocnej bramie, u podna wznoszcej si na sto stp ciany. O tym nie wiedzia nawet maester Luwin.

Jego matka bardzo si baa, e ktrego dnia spadnie z muru i si zabije. Obieca jej, e bdzie uwaa, lecz to jej nie przekonao. Kiedy wymusia na nim obietnic, e nie bdzie chodzi po murach. Wytrzyma prawie miesic, a kady kolejny dzie stanowi dla niego prawdziw udrk, a wreszcie ktrej nocy wyszed oknem z sypialni, kiedy jego bracia zasnli. Nastpnego dnia przyzna si do winy. Wtedy lord Eddard rozkaza mu uda si do boego gaju, eby si oczyci. Postawiono nawet stranikw, ktrzy mieli pilnowa, aby Bran ca noc spdzi na rozmylaniach o swojej winie. Kiedy nasta ranek, nikt nie mg znale Brana. Okazao si, e pi w najlepsze w konarach jednego z najwyszych drzew straniczych gaju. Ojciec rozzoci si, lecz nie potrafi powstrzyma miechu. - Ty nie jeste moim synem - powiedzia do Brana, kiedy ten zszed na ziemi. - Ty jeste wiewirk. No dobrze. Skoro ju nie moesz wytrzyma bez wspinania si, niech i tak bdzie, staraj si tylko, eby nie widziaa tego matka. I Bran stara si, cho zdawa sobie spraw, e ona wie wszystko jego wyczynach. Nie mogc znale sprzymierzeca w jego ojcu, zwrcia si do innych. Stara Niania opowiedziaa mu histori o niegrzecznym chopcu, ktry wspi si zbyt wysoko i zosta poraony piorunem, a potem przyleciay wrony i chciay wydzioba mu oczy. Bran nie przestraszy si zbytnio. Na szczycie zwalonej wiey peno byo wronich gniazd. Czasem zabiera ziarno do kieszeni i wspina si na ni, a wrony jady mu z rki. adna nigdy nie prbowaa wydziobywa mu oczu. Kiedy indziej maester Luwin ulepi z gliny ma posta chopca, ubra go w ubrania Brana i rzuci z muru na dziedziniec, chcc zademonstrowa Branowi, co by si z nim stao, gdyby spad. To mu si nawet podobao, lecz po caym eksperymencie Bran spojrza na Luwina i powiedzia: - Tylko e ja nie jestem z gliny. A poza tym ja nigdy nie spadam. Potem, przez jaki czas, stranicy gonili za nim, gdy tylko ktry zauway go na dachu. Bardzo lubi te chwile. Przypominao mu to zabaw z brami, tyle tylko, e zawsze wygrywa. aden ze stranikw nie potrafi wspina si tak dobrze jak on, nawet Jory. Przewanie jednak wcale go nie widzieli. Ludzie prawie nigdy nie patrzyli do gry. To jeszcze jedna rzecz, ktrej nauczy si w czasie swoich wspinaczek. Wydawao mu si wtedy, e jest niewidzialny. Lubi te uczucie podniecenia, kiedy zaciska palce na kamieniach wciska stopy w szczeliny, wspinajc si po murze. Czsto chodzi po nich boso; czu wtedy, e ma cztery donie, a nie dwie. Przyjemno sprawia mu nawet sodki bl, ktry potem czu w miniach.

Lubi smak powietrza wysoko w grze, sodkiego i rzekiego niczym zimowa brzoskwinia. Lubi ptaki: wrony na szczycie zwalonej wiey, malutkie wrble w szczelinach midzy kamieniami, star sow drzemic na zakurzonym poddaszu nad star zbrojowni. Bran zna je wszystkie. Przede wszystkim lubi chodzi w miejsca, gdzie nikt nie chodzi, skd, tylko on mg podziwia szary, rozlegy Winterfell. Czu wtedy, e cay zamek staje si jego kryjwk. Miejscem jego ulubionych wypraw staa si zburzona wiea. Kiedy penia funkcj stranicy i bya najwysz wie w Winterfell. Dawno temu, sto lat przed urodzinami jego ojca, piorun uderzy w wie i wybuch w niej poar. Grna cz wiey, jedna trzecia caoci, zapada si do rodka. Pniej nikt nie prbowa jej odbudowa. Czasem ojciec posya do jej podziemi szczuroapw, eby oczycili gniazda, ktre szczury zakaday wrd gruzu i gnijcego drewna. Poza Branem i wronami nikt nie omieli si wspi na postrzpiony szczyt budowli. Potrafi dosta si tam dwoma drogami. Mona byo wspina si bezporednio po murze wiey, lecz jej kamienie obsuway si, poniewa wica je zaprawa skruszaa. Najlepsza droga zaczynaa si w boym gaju. Bran wspina si tam na wysokie drzewo stranicze, potem, skaczc z dachu na dach, przechodzi po zbrojowni - zawsze boso, eby stranicy go nie usyszeli. Dziki temu dociera do lepej czci Pierwszej Wiey. Ta przysadzista, okrga forteca - najstarsza cz zamku - bya wysza, ni si wydawao. Mieszkay tam tylko szczury i pajki, ale kamienne ciany wci znakomicie nadaway si do wspinaczki. Mona byo dosta si prosto na gr, gdzie siedziay chimery wpatrzone lepymi oczyma w przestrze, a potem dalej na pnocn stron, zwieszajc si na rkach i przerzucajc od jednej chimery do drugiej. Stamtd, jeli si dobrze wycign, pozostawa ju tylko skok na zburzon wie, ktra w tamtym miejscu pochylaa si mocno. Potem jeszcze tylko z dziesi stp wspinaczki po poczerniaych kamieniach, a na samej grze czekay ju wrony, eby sprawdzi, czy nie przynis ziarna. Bran przewiesza si wanie wprawnie z chimery na chimer, kiedy usysza jakie gosy. Tak go to zaskoczyo, e niemal puci kamienny wystp. Nigdy dotd nie spotka nikogo w Pierwszej Wiey. - Nie podoba mi si to. - Rozleg si kobiecy gos. Tu pod nim cign si rzd okien, a gos dochodzi z ostatniego. - Ty powiniene zosta Namiestnikiem. - Niech bogowie broni. - Usysza rozleniwiony gos nalecy do mczyzny. - To nie dla mnie. Za duo obowizkw.

- Nie moemy ufa Siarkowi, jeli otrzyma tak wadz. Bdziemy mieli drugiego Jona Arryna. Och, dlaczego on si zgodzi? Bran wci wisia, nasuchujc i bojc si wykona jakikolwiek ruch. Ba si, e zobacz jego stopy, kiedy bdzie przerzuca ciao do kolejnej chimery. - Powinna si cieszy, e tak postpi - powiedzia mczyzna. - Twj m rwnie dobrze mg si zwrci do jednego ze swoich braci albo do Littlefingera. Wol raczej honorowego wroga ni ambitnego. - Powinnam bya nalega, eby ciebie mianowa - powiedziaa kobieta. - Robert pewnie by mi uleg, gdybym bardziej naciskaa. Byam pewna, e Stark odmwi. - Rada zje ywcem Neda Starka. Gdyby mia wicej rozumu, zostaby na pnocy. Tam jest jego miejsce. Bran zda sobie spraw, e oni rozmawiaj o jego ojcu. Chcia usysze wicej. Jeszcze tylko kilka stp ale zauwa go, jeli wychyli si przed okno. - Trzeba go pilnie obserwowa - powiedziaa kobieta. - Ju ja wol obserwowa ciebie - odpowiedzia mczyzna. Mwi znudzonym gosem. - Wracaj tutaj. - Starkw nigdy nie obchodzio nic, co dziao si na poudnie od Przesmyku - rzeka kobieta. - Nigdy. Dlatego moim zdaniem on prowadzi jak gr. Inaczej by si nie zgodzi. - Moe uzna to za swj obowizek wobec Krla. Moe pragnie zapisa swoje nazwisko wielkimi literami w kronikach historycznych albo chce uciec od ony, a moe jedno i drugie. Moe mie tysice powodw. Moim zdaniem on po prostu raz w yciu chce si porzdnie wygrza. - Robert kocha go jak brata. Czy nie dostrzegasz niebezpieczestwa? Ju do kopotw ze Stannisem i Renlym, ale Starka Robert z pewnoci bdzie sucha. Jego on jest przecie siostra Lysy Arryn. Chyba nie wtpisz, e oni spiskuj przeciwko nam? Dziwi mnie, e nie ma jej tutaj. Bran spojrza w d. Pod oknem znajdowaa si wska pka, szeroka zaledwie na kilka cali. Sprbowa opuci si na ni. Nie dosign. Za daleko. - Bez wzgldu na to, co ta kobieta Arrynw wie lub przypuszcza, nie ma adnych dowodw - powiedzia mczyzna. - Zamilk na moment. - A moe jednak ma? - Oczywicie, e nie - odpowiedziaa kobieta. - Sdzisz, e to j powstrzyma? Ma syna i z pewnoci gotowa byaby zrobi to samo dla niego, co ja dla mojego chopca.

Mczyzna rozemia si. By to miech przepeniony gorycz. - Matki - powiedzia. Sowo to zabrzmiao w jego ustach jak przeklestwo. - Czasem wydaje mi si, e po urodzeniu dziecka w waszych umysach zachodz jakie zmiany. Wszystkie jestecie szalone. Bran bada wzrokiem pk. Mgby sprbowa puci si. Pka bya za wska, by na ni zeskoczy, lecz gdyby, opadajc, zapa si jej krawdzi, a potem podcign tylko e z pewnoci by go usyszeli i podeszli do okna. Nie do koca rozumia to wszystko, co sysza, lecz nie mia wtpliwoci, e sowa te nie byy przeznaczone dla jego uszu. - Jeste rwnie lepy i uparty jak Robert - powiedziaa kobieta. - Jeli chcesz przez to powiedzie, e ja patrz podobnie jak on, to zgadzam si z tob - odpar mczyzna. - Widz mczyzn, ktry prdzej by zgin, ni zdradzi Krla. - Jednego ju zdradzi, czyby zapomnia? - powiedziaa kobieta. - Mwi ci, widziaam wyranie we nie. Wilk, wielki jak ko, ktry poera padlin gnijcego jelenia. Jak mylisz, co to znaczy? - To znaczy, e powinna przywizywa mniejsz wag do snw - odpowiedzia mczyzna. Ziewn gono. - Jeste pewna, e ni ci si wilk, a nie lew? Mwi ci, Stark jest lojalny. - Och, wcale temu nie przecz, ale co si stanie, kiedy Robert umrze, a na tronie zasidzie Joff? Im szybciej to nastpi, tym bardziej bdziemy bezpieczni. Z kadym dniem mj m staje si coraz bardziej niespokojny. A bdzie jeszcze gorzej, jeli Stark pozostanie u jego boku. On wci kocha drug siostr, t md, dawno zmar szesnastolatk. Ani si obejrz, jak mnie odstawi dla jakiej nowej Lyanny. Bran poczu nagle strach. Zapragn wrci tam, skd przyszed, odnale braci. Tylko co im powie? Zdecydowa, e musi podkra si bliej. Zobaczy, kto rozmawia. Mczyzna westchn. - Powinna mniej myle o przyszoci, a wicej o przyjemnociach chwili. - Przesta! - powiedziaa kobieta. Bran usysza uderzenie ciaa o ciao, a potem rozleg si miech mczyzny. Bran podcign si, siad na chimerze i wszed na dach. To nie byo trudne. Przeczoga si po dachu do nastpnej chimery tu nad oknem, z ktrego dochodziy gosy. - Mam ju do tego caego gadania, siostro - powiedzia mczyzna. - Bd ju cicho i chod tutaj. Bran usiad na chimerze, obj j mocno nogami i zwiesi si gow w d. Trzymajc si mocno nogami, wycign gow w stron okna. wiat, ktry widzia, sta na gowie. Dziedziniec w dole pywa dziwnie; jego kamienie wci pozostaway wilgotne po roztopionym niegu.

Zajrza do rodka. W pokoju zmagao si ze sob dwoje ludzi, mczyzna i kobieta. Oboje byli nadzy. Bran nie potrafi powiedzie, kim s. Mczyzna, odwrcony do Brana tyem, zasania przed nim kobiet, przyciskajc j do ciany. Bran usysza mikkie, wilgotne odgosy. Zda sobie spraw, e mczyzna i kobieta cauj si. Patrzy szeroko otwartymi oczami, przeraony, ze cinitym gardem. Mczyzna trzyma do midzy nogami kobiety i pewnie j rani, gdy kobieta zacza pojkiwa chrapliwie. - Przesta - powiedziaa. - Przesta, przesta. Och, prosz - Mwia to jednak bardzo cicho i nie odpychaa go. Zanurzya donie w czuprynie jego zocistych wosw i przycigna jego twarz do swoich piersi. Teraz Bran ujrza jej twarz. Oczy miaa zamknite, usta rozchylone. Potrzsaa zocistymi wosami, koyszc gow z boku na bok. Bez trudu rozpozna w niej Krlow. Musia wyda z siebie jaki dwik, gdy kobieta otworzya niespodziewanie oczy i znieruchomiaa, wpatrzona w niego. Krzykna przeraliwie. Potem wszystko wydarzyo si w jednej chwili. Kobieta odepchna mczyzn gwatownie i pokazaa rk, nie przestajc krzycze. Bran sprbowa si podcign, przybliajc tuw do chimery, lecz zrobi to za szybko. Jego donie musny tylko gadki kamie, a nogi zbyt wczenie puciy chimer. Spada. Okno migno tu obok, a on poczu chwilowy zawrt gowy. Wycign szybko rami i chwyci krawd kamiennej pki. Do zelizna si, lecz zapa si drug rk. Wisia tu przy cianie, z trudem apic oddech. W oknie nad nim pojawiy si twarze. Krlowa. Dopiero teraz Bran rozpozna jej towarzysza. Byli do siebie tak podobni, jak odbicia w lustrze. - Widzia nas - powiedziaa kobieta ostrym tonem. - Rzeczywicie - odpar mczyzna. Do Brana zacza si zsuwa po kamieniu. Chwyci pk drug rk. Paznokcie jego palcw wbijay si bezskutecznie w kamie. Mczyzna wycign rami. - Podaj mi rk, zanim spadniesz - powiedzia. Bran chwyci jego rk z caych si. Mczyzna podcign go na pk. - Co ty robisz? - spytaa gniewnie kobieta. Mczyzna nie zwraca na ni uwagi. By bardzo silny. Postawi Brana na kamiennym parapecie. - Ile masz lat, chopcze? - Siedem - odpar Bran, oddychajc z ulg. Na ramieniu mczyzny widniay gbokie zadrapania po paznokciach Brana. Puci jego rami.

Mczyzna spojrza na kobiet. - Czego si nie robi z mioci - powiedzia, wykrzywiajc twarz, i popchn Brana. Bran wylecia w powietrze, krzyczc przeraliwie. Nie mia ju si czego chwyci. Przed sob mia cay dziedziniec. W oddali wy wilk. Wrony kooway nad wie, czekajc na ziarno.

TYRION
Gdzie wrd meandrw labiryntu Winterfell odezwa si wilk. Jego wycie zawiso nad zamkiem niczym aobna chorgiew. Tyrion Lannister podnis gow znad ksiek i otrzsn si, chocia w bibliotece byo ciepo i przytulnie. Syszc podobne wycie, czowiek zapomina, gdzie si znajduje, i zaczyna wyobraa sobie siebie uciekajcego nago przed ca sfor. Kiedy wilkor zawy ponownie, Tyrion zamkn ksig oprawion w grub skr, dzieo napisane przez dawno zmarego maestera i powicone zmianom pr roku. Ziewn, zakrywajc usta. Lampa, ktrej uywa do czytania, migotaa coraz bardziej, caa oliwa ju prawie si wypalia. Do pokoju przez wysokie okna wdziera si wit. Czyta przez ca noc, ale to nic nowego. Tyrion Lannister nie by mionikiem snu. Poczu, e nogi ma sztywne, kiedy zsun si z awki. Rozmasowa je troch i pokutyka do stou, przy ktrym pochrapywa septon z gow zoon nad otwart ksik. Tyrion zerkn na tytu: ycie Wielkiego Maestera Aethelmurea. Nic dziwnego. - Chayle powiedzia cicho. Mody mczyzna poderwa gow i zamruga gwatownie oszoomiony. Kryszta jego zakonu zakoysa si gwatownie na srebrnym acuchu. - Id co zje. Pamitaj, eby odoy ksiki na pki. Uwaaj na valyriaskie manuskrypty, pergamin jest bardzo kruchy. Machiny wojenne Ayrmidona to rzadkie dzieo, a twoja kopia jest jedyn kompletn, jak znam. Chayle wci patrzy na niego nieprzytomnym wzrokiem. Tyrion powtrzy cierpliwie swoje proby, potem klepn septona w rami i zostawi go z ksikami. Znalazszy si na zewntrz, Tyrion zaczerpn haust zimnego porannego powietrza i zacz schodzi wolno krtymi, kamiennymi schodami, ktre prowadziy na d wok wiey biblioteki. Szed powoli, gdy schody byy wskie i wysokie, a jego nogi krtkie i krzywe. Poranne soce nie rozjanio jeszcze murw Winterfell, lecz na dziedzicu panowa ju duy ruch. Usysza dobiegajcy z dou gos Sandora Clegane: - Chopak dugo ju kona. Najwyszy czas, eby skoczy. Tyrion zerkn w d i zobaczy Ogara i modego Joffreya, stojcych wrd modych giermkw. - Przynajmniej umiera cicho - odpar Ksi. - Za to wilk nie przestaje wy. Prawie nie zmruyem oka w nocy. Na ciko ubitej ziemi pooy si dugi cie Clegane, ktremu giermek woy wanie na gow czarny hem. - Mgbym uciszy zwierz, jeli sobie yczysz - powiedzia

przez otwart przybic. Chopiec poda mu miecz. Clegane przeci nim powietrze, sprawdzajc ciar broni. Dwik metalu rozszed si echem po dziedzicu. Myl ta spodobaa si Ksiciu. - Wysa psa, eby zabi innego psa! - zawoa. - Po zamku wasa si tyle wilkw, e Starkowie nawet by nie zauwayli, i brakuje im jednego. Tyrion zeskoczy z ostatniego stopnia. - Omielam si mie odmienne zdanie, siostrzecze - powiedzia. - Starkowie potrafi liczy do szeciu. W przeciwiestwie do niektrych ksit, ktrych imi mgbym wymieni. Joffrey zarumieni si. - Gos znikd - powiedzia Sandor. Rozglda si przez otwory w hemie. - Jakie duszki! Ksi rozemia si, kiedy jego stranik odgrywa swoj aktorsk fars. Tyrion przywyk ju do podobnych artw. - Tutaj, na dole. Wysoki Sandor spojrza w d, udajc, e dopiero teraz go zauway. - May lord Tyrion - powiedzia. - Wybacz, e ci nie zauwayem. - Dzisiaj nie mam nastroju do artw. - Tyrion zwrci si do swojego siostrzeca. Joffrey, najwyszy czas, aby uda si do lorda Eddarda i jego ony z wyrazami wspczucia. Joffrey spojrza na niego ze zoci, jak mg okaza jedynie mody Ksi. - Co im po moich wyrazach wspczucia? - Nic - odpar Tyrion. - Ale powiniene to uczyni. Twoja nieobecno zostaa ju zauwaona. - Nie obchodzi mnie ten may Stark - powiedzia Joffrey. - Nie cierpi wyjcych kobiet. Tyrion Lannister wycign rami i wymierzy policzek siostrzecowi. Na jego twarzy pojawia si czerwona plama. - Jeszcze jedno sowo - powiedzia Tyrion - a uderz po raz kolejny. - Powiem mamie! - zawoa Joffrey. Tyrion uderzy ponownie. Teraz oba policzki Ksicia pony rumiecem. - Powiedz mamie - powiedzia Tyrion. - Ale najpierw pjdziesz do lorda i lady Stark, klkniesz przed nimi i powiesz, e jest ci przykro i e suysz im pomoc w tej godzinie smutku oraz e pamitasz o nich w swojej modlitwie. Rozumiesz mnie? Rozumiesz? Wydawao si, e chopiec zaraz si rozpacze. Jednak pochyli tylko lekko gow. Potem odwrci si i wybieg z dziedzica z doni przycinit do policzka. Tyrion popatrzy za nim.

Poczu na twarzy cie. Odwrci si i ujrza stojcego tu za nim Cleganea. Wielki jak gra w swojej czarnej zbroi, cakowicie zasania soce. Przybic hemu mia opuszczon. Patrzc na ni, mona byo si przestraszy, poniewa zostaa wykuta na podobiestwo szczerzcego ky czarnego ogara, lecz Tyrion zawsze uwaa, e i tak stanowi ona milszy widok ni szkaradnie poparzona twarz Cleganea. - Ksi nie zapomni o tym, may lordzie - ostrzeg go Ogar. Jego miech zamieni si w guche dudnienie we wntrzu hemu. - Mam nadziej - odpar Tyrion Lannister. - A jeli nawet, to bd jego dobrym psem i przypomnij mu. - Rozejrza si po dziedzicu. - Nie wiesz, gdzie mog znale mojego brata? - Je niadanie z Krlow. - Ach. For certes - odpar Tyrion. Skoni niedbale gow w kierunku Sandora Cleganea i pogwizdujc, odszed tak szybko, jak pozwoliy mu jego karowate nogi. Wspczu pierwszemu rycerzowi, ktry zmierzy si tego dnia z Ogarem. Ten czowiek mia charakter. W jadalni Gocinnego Domu spoywano w ponurym nastroju zimny posiek. Jaime siedzia w towarzystwie Krlowej i jej dzieci. Rozmawiali cicho. - Czy Robert jeszcze pi? - spyta Tyrion i zasiad do stou, chocia nikt go nie zaprasza. Jego siostra spojrzaa na niego z lekkim niesmakiem; patrzya tak na niego od chwili jego urodzin. - Krl w ogle si nie kad - odpowiedziaa. - Jest z lordem Eddardem. Ich smutek wypenia take i jego serce. - Ach, nasz Robert. Ma ogromne serce - odezwa si Jaime, umiechajc si leniwie. Niewiele istniao rzeczy, ktre Jaime traktowa powanie. Tyrion zna dobrze t cech brata i wybacza mu to. Gotw by mu wybaczy prawie wszystko, poniewa w cigu caego koszmarnego dziecistwa tylko Jaime potrafi okaza mu troch uczucia i szacunku. Sucy podszed do stou. - Chleba - zwrci si do niego Tyrion. - A take dwie mae rybki i tego dobrego ciemnego piwa, ebym mia czym popi. Ach, i jeszcze troch bekonu. Podsma go dobrze, eby by chrupicy. - Sucy skin gow i wycofa si. Tyrion odwrci si do swojego rodzestwa. Jego brat i siostra byli bliniakami, a tego ranka tworzyli szczeglnie zgran par. Oboje ubrali szaty koloru ciemnozielonego, ktry doskonale pasowa do koloru ich oczu. Jasne loki opaday swobodnie, a na ich nadgarstkach, palcach i szyjach pobyskiway klejnoty.

Tyrion zastanawia si, jak to jest, kiedy si ma bliniaka, lecz zaraz doszed do wniosku, e chyba nie chce wiedzie. Wystarczy, e codziennie musi patrze w lustro. Myl o bliniaku wydaa mu si zbyt okropna, by j rozwaa. - Masz jakie wieci o Branie, wuju? - odezwa si ksi Tommen. - Byem w jego pokoju wczoraj wieczorem - owiadczy Tyrion. - adnych zmian. Maester uzna to za dobry znak. - Nie chc, eby Bran umar - powiedzia Tommen lkliwie. By bardzo sodkim dzieckiem, w przeciwiestwie do swojego brata. Ale przecie Jaime i Tyrion take bardzo si rnili. - Lord Eddard te mia brata o imieniu Brandon - rzuci Jaime. - By jednym z zakadnikw zamordowanych przez Targaryena. Zdaje si, e to imi przynosi pecha. - Och, nie a tak wielkiego, jak to wszystko - powiedzia Tyrion. Kiedy sucy przynis mu talerz, oderwa sobie kawa czarnego chleba. Cersei spojrzaa na niego uwanie. - Co masz na myli? Tyrion umiechn si. - Tylko to, e yczenie Tommena moe si speni. Maester uwaa, e chopiec ma szans przey. - Przerwa i upi yk piwa. Myrcella wcigna gboko powietrze, uradowana, a Tommen umiechn si nerwowo, lecz nie im przyglda si Tyrion. Nie przegapi krtkiego spojrzenia, jakie wymienili midzy sob Jaime i Cersei. Krlowa natychmiast opucia wzrok. - Saba to pociecha. Ci pnocni bogowie nie maj litoci, pozwalajc dziecku cierpie w takim blu. - Co dokadnie powiedzia maester? - spyta Jaime. Bekon zachrupa, kiedy Tyrion ugryz plaster. u przez chwil zamylony, zanim wreszcie odpowiedzia. - Wedug niego gdyby chopiec mia umrze, ju by si to stao. Tymczasem od czterech dni nic si nie zmienia. - Czy Bran wyzdrowieje, wuju? - spytaa maa Myrcella. Swoj urod dorwnywaa matce, lecz z pewnoci nie charakterem. - Widzisz, malutka, on ma zamany krgosup - wyjani jej Tyrion. - Nogi take ma pogruchotane. Przy yciu trzyma go tylko mid i woda, inaczej umarby z godu. Moe kiedy si obudzi, zje co innego, lecz nigdy ju nie bdzie chodzi. - Jeli si obudzi - powtrzya Cersei. - Czy jest szansa? - To wiedz tylko bogowie - odpowiedzia Tyrion. - Maester ma tak nadziej. Ugryz chleba. - Przysigbym, e to ten jego wilk trzyma go przy yciu. Bestia siedzi pod jego oknem dzie i noc i wyje. Odganiaj go, a on i tak wraca. Raz maester kaza zamkn

okno, eby nie byo sycha wycia, i Branowi zaraz jakby si pogorszyo. Jego serce znowu zabio mocniej, kiedy otworzyli okno. Krlowa wzdrygna si. - W tych zwierztach jest co nienaturalnego. - S niebezpieczne. Nie pozwol, eby zabrali je do nas, na poudnie. - Trudno bdzie ci ich powstrzyma, siostrzyczko - powiedzia Jaime. - Ich dziewczynki nie rozstaj si ze swoimi wilkami. Tyrion zacz je ryb. - A zatem wyruszacie niebawem? - Niestety, nie tak szybko, jak bymy chcieli - powiedziaa Cersei i zaraz zmarszczya czoo. - Powiedziae wyruszacie? A ty? Bogowie, nie chcesz chyba powiedzie, e zostajesz tutaj? Tyrion wzruszy ramionami. - Benjen Stark wraca do Nocnej Stray z bkartem swojego brata. Mam zamiar pojecha z nimi i zobaczy ten Mur, o ktrym wszyscy tyle syszelimy. - Mam nadziej, e nie zamierzasz przywdzia czarnych szat, braciszku? Tyrion rozemia si. - Co, ja? Celibat? Zapakayby si wszystkie dziwki od Dorne do Casterly Rock. Nie, chc tylko stan na krawdzi Muru i wysika si z krawdzi wiata. Cersei wstaa gwatownie. - Dzieci nie musz wysuchiwa podobnych plugastw. Tommen, Myrcella, idziemy. - Wysza szybko z jadalni, cignc za sob tren sukni i dzieci. Jaime Lannister skierowa na brata uwane spojrzenie swoich zimnych zielonych oczu. Stark nigdy nie zechce wyjecha z Winterfell, dopki jego syn pozostanie w cieniu mierci. - Zechce, jeli Robert mu kae - powiedzia Tyrion. - A Robert z pewnoci to uczyni. I tak lord Eddard w niczym nie moe pomc chopcu. - Mgby zakoczy jego cierpienia - powiedzia Jaime. - Ja bym tak zrobi, gdyby chodzio o mojego syna. Okazabym mu lito. - Radz ci, eby nie podsuwa podobnych rad lordowi Eddardowi, sodki braciszku. Mgby si rozgniewa. - Chopak zostanie kalek, nawet jeli przeyje. Gorzej nawet ni kalek. Karykatur. Ja mam nadziej na dobr, spokojn mier. W odpowiedzi Tyrion wzruszy tylko ramionami, co jeszcze bardziej podkrelio jego pokurczon posta. - Jeli ju mowa o karykaturach, to omielam si mie odmienne zdanie powiedzia. mier jest tak przeraajco ostateczna, tymczasem ycie obfituje w niezliczon ilo moliwoci. Jaime umiechn si. - Jeste perwersyjnym maym karem, prawda?

- Och, tak - przyzna Tyrion. - Mam nadziej, e chopiec si obudzi. Ciekawe bdzie usysze, co ma do powiedzenia. Umiech na ustach jego brata zwarzy si jak mleko. - Tyrionie, mj sodki braciszku rzuci ponuro. - Czasem zastanawiam si, po czyjej ty jeste stronie. Tyrion siedzia z ustami penymi chleba i ryby. Napi si yk mocnego ciemnego piwa i wyszczerzy zby w szerokim umiechu. - Jaime, bracie - odezwa si. - Ranisz mnie. Wiesz przecie, jak bardzo kocham nasz rodzin.

JON
Jon wchodzi po schodach wolno, starajc si nie myle o tym, e by moe wchodzi tam po raz ostatni. Duch szed za nim bezszelestnie. Na zewntrz wiatr dmucha niegiem przez zamkow bram na dziedziniec wypeniony haasem i krztanin, lecz tutaj, za grubymi murami zamku, byo ciepo i cicho. Zbyt cicho. Dotar na gr i zatrzyma si. Sta dug chwil niepewny. Duch trci pyskiem jego do. Jon, zachcony, wyprostowa si i wszed do pokoju. Lady Stark siedziaa przy ku. Siedziaa tam prawie od dwch tygodni, dzie i noc. Ani na chwil nie opucia Brana. Jedzenie przynoszono jej na gr i wszystko, czego potrzebowaa. Do pokoju wstawiono te mae, twarde ko, lecz mwiono, e i tak prawie nie pi. Sama podawaa Branowi wod, mid i mikstur z zi, ktre podtrzymyway go przy yciu. Ani razu nie wysza z pokoju, dlatego Jon trzyma si z daleka. Teraz jednak nie mg ju duej czeka. Zatrzyma si na chwil w drzwiach. Ba si odezwa albo podej bliej. Przez otwarte okno sycha byo wycie wilka. Duch usysza je i podnis eb. Lady Stark podniosa wzrok. Przez moment wydawao si, e go nie poznaje. Wreszcie zamrugaa szybciej. - A ty co tu robisz? - spytaa gosem dziwnie pozbawionym emocji. - Przyszedem zobaczy si z Branem - powiedzia Jon. - Chc si z nim poegna. Wyraz jej twarzy nie zmieni si. Dugie kasztanowe wosy pozostaway w nieadzie. Wygldaa, jakby postarzaa si o dwadziecia lat. - Ju si poegnae. Id std. Jaka jego cz pragna po prostu uciec, lecz wiedzia, e jeli tak postpi, moe ju nigdy nie ujrzy Brana. Zrobi niemiao krok do przodu. - Prosz - powiedzia. Jej oczy pozostay zimne. - Kazaam ci ju i - powiedziaa. - Nie chcemy Ci tutaj. Kiedy biegby ju na d, moe nawet by si rozpaka. Teraz jednak poczu zo. Niebawem mia zosta Zaprzysionym Bratem Nocnej Stray i bdzie musia stawi czoo wikszym niebezpieczestwom ni Catelyn Tully Stark. - On jest moim bratem - powiedzia. - Czy mam wezwa stra? - Wezwij - rzuci zaczepnie. - Nie zabronisz mi zobaczy si z nim. - Przeszed przez pokj i stan po drugiej stronie ka. Trzymaa do Brana w swojej. Jego rka bardziej przypominaa szpon. To nie by Bran, ktrego pamita. Prawie nie mia ciaa, a jego skra opinaa ciasno koci niczym

patyki. Jon nie mg znie widoku jego ng nienaturalnie wygitych pod kocem. Jego oczy zapady si gboko w ciemne dziury oczodow. Mia je otwarte, cho nic nie widzia. Upadek spowodowa, e Bran w jaki sposb si skurczy. Wyglda jak nierozwinity listek, ktry wiatr poniesie zaraz do grobu. A jednak jego pier podnosia si i opadaa pod klatk kruchych, poamanych eber. - Bran - powiedzia. - Przepraszam, e nie przyszedem wczeniej. Baem si. - Czu pynce po jego policzkach zy. Nic go to teraz nie obchodzio. - Nie umieraj, Bran, prosz. Wszyscy czekamy, a si obudzisz. Ja i Robb i dziewczynki, wszyscy - Lady Stark patrzya na niego, lecz nic nie powiedziaa. Jon uzna, e tym samym wyraa swoj zgod. Za oknem znowu zawy wilkor. Wilk, ktremu Bran nie zdy nawet nada imienia. - Musz ju i - powiedzia Jon. - Wuj Benjen czeka na mnie. Jad na pnoc, na Mur. Wyruszamy jeszcze dzisiaj, eby zdy przed niegiem. - Pamita, jak bardzo Bran ekscytowa si perspektyw tej podry. Jon nie mg znie myli, e zostawia go w takim stanie. Otar zy, pochyli si i ucaowa brata w usta. - Chciaam, eby zosta tutaj ze mn - odezwaa si cicho lady Stark. Jon spojrza na ni. Chocia mwia do niego, to zachowywaa si, jakby go tam wcale nie byo. - Modliam si o to - powiedziaa bezbarwnym gosem. - By moim wyjtkowym dzieckiem. Poszam do septa i modliam si siedem razy do siedmiu twarzy boga, eby Ned zmieni zdanie i zostawi go ze mn. Czasem modlitwy zostaj wysuchane. Jon nie wiedzia, co powiedzie. - To nie bya twoja wina - wydusi wreszcie z siebie. Odszukaa go wzrokiem. Z jej oczu bi jad gniewu. - Nie potrzebuj twojego rozgrzeszenia, bkarcie. Jon opuci oczy. Tulia w doniach rk Brana. Jon ucisn jego drug do. Palce drobne jak koci ptaka. - egnaj - powiedzia. By ju przy drzwiach, kiedy odezwaa si do niego. - Jon - powiedziaa. Czu, e nie powinien si zatrzymywa, lecz nigdy dotd nie zwrcia si do niego po imieniu. Odwrci si i zobaczy, e patrzy na niego, jakby widziaa go po raz pierwszy w yciu. - Tak? - odpowiedzia. - Ty powiniene by na jego miejscu - powiedziaa i odwrcia si do Brana. Zacza cicho paka, a caym jej ciaem wstrzsay dreszcze. Jon nigdy wczeniej nie widzia jej paczcej. Dugo schodzi na dziedziniec.

Na zewntrz panowao haaliwe zamieszanie. adowano wozy, ludzie pokrzykiwali, przyprowadzano ze stajni konie, zaprzgano je i siodano. Zacz pada lekki nieg, wic wszyscy pragnli jak najszybciej wyruszy. Na rodku dziedzica sta Robb i wydawa gono komendy. Sprawia wraenie, e wydorola w cigu ostatnich kilku tygodni, jakby upadek Brana i zaamanie si jego matki doday mu si. Towarzyszy mu Szary Wicher. - Szuka ci wuj Benjen - zwrci si do Jona. - Ju godzin temu chcia wyruszy. - Wiem - odpowiedzia Jon. - Zaraz do niego pjd. - Rozejrza si dookoa. - Wyjazd okaza si trudniejszy, ni si spodziewaem. - Dla mnie take - powiedzia Robb. W jego wosach topniay patki niegu. Widziae go? Jon skin tylko gow, bojc si odezwa w tej chwili. - On nie umrze - powiedzia Robb. - Ja to wiem. - Was, Starkw, trudno jest zabi - przyzna Jon. Mwi znuonym, zmczonym gosem. Wizyta na grze pozbawia go si. Robb wyczuwa, e co byo nie tak. - Moja matka - Bya mia - dokoczy za niego Jon. Robb odetchn z ulg. - To dobrze. - Umiechn si. - Przy nastpnym naszym spotkaniu bdziesz ju chodzi ubrany na czarno. Jon zmusi si do umiechu. - Zawsze lubiem ten kolor. Jak mylisz, kiedy to nastpi? - Niedugo - obieca Robb. Wycign ramiona i ucisn mocno Jona. - egnaj, Snow. Jon take go ucisn. - egnaj, Stark. Opiekuj si Branem. - Dobrze. - Rozlunili ucisk i patrzyli na siebie niepewnie. - Wuj Benjen powiedzia, ebym ci przysa do stajni, gdy tylko ci zobacz - odezwa si wreszcie Robb. - Musz si jeszcze z kim poegna - odpar Jon. - A zatem nie widziaem ci - odpowiedzia Robb. Jon zostawi go pord niegu, wozw, koni i wilkw. Do zbrojowni byo blisko. Zabra swoje rzeczy i poszed przez kryty most do wiey. Znalaz Ary w jej pokoju. Pakowaa skrzyni z twardego drewna wiksz od niej samej, a pomagaa jej Nymeria. Wystarczyo, e wskazaa rk, a wilczyca pdzia w drugi koniec komnaty, chwytaa w zby kawaek jedwabiu i biega z nim z powrotem. Kiedy wyczua Ducha, przysiada i zaskomlaa w ich kierunku.

Arya obejrzaa si i wstaa od kufra na widok Jona. Obja go mocno chudymi ramionami. - Baam si, e ju pojechae - powiedziaa przez cinite gardo. - Nie pozwolili mi wychodzi. - Co zbroia tym razem? - spyta Jon. Arya pucia go i skrzywia si. - Nic. Pakowaam si tylko. - Wskazaa na ogromn skrzyni wypenion w jednej trzeciej. Pozostae ubrania leay porozrzucane po caym pokoju. - Septa Mordane mwi, e musz spakowa wszystko jeszcze raz. Twierdzi, e nie poskadaam ubra tak jak trzeba. Dama na poudniowym dworze nie wrzuca do kufra ubra w taki sposb, jakby to byy stare szmaty. - A pakowaa je jak szmaty, siostrzyczko? - I tak si wszystko pogniecie - powiedziaa. - A kto to zauway, czy ubrania s poskadane? - Septa Mordane - odpowiedzia Jon. - Pewnie by si jej te nie spodobao, e Nymeria ci pomaga. - Wilczyca popatrzya na niego swymi ciemnozocistymi oczami. - Skoro ju mowa o pakowaniu, to przyniosem ci co, co musisz bardzo starannie spakowa. Jej twarz natychmiast pojaniaa. - Prezent? - Mona to i tak nazwa. Zamknij drzwi. Znuona, lecz podekscytowana, Arya wyjrzaa na korytarz. - Nymeria, chod tutaj i pilnuj. - Zostawia wilczyc na stray i zamkna drzwi. Tymczasem Jon rozwin szmaty, w ktrych przynis prezent. Pokaza go Aryi. Otworzya szeroko oczy. A oczy miaa ciemne, podobnie jak on. - Miecz - powiedziaa cicho. Pochw wykonano z mikkiej, szarej skry. Jon wycign powoli miecz, eby moga przyjrze si, jak gboki jest bkitny odcie stali. - To ju nie zabawka - powiedzia. - Uwaaj, eby si nie skaleczya. Jest tak ostry, e mona by si nim goli. - Dziewczynki si nie gol - powiedziaa Arya. - Moe powinny. Widziaa nogi septy? Zachichotaa. - Jest taki cienki. - Podobnie jak i ty - odpowiedzia. - Mikken zrobi go dla mnie. Takiej broni uywaj zbje w Pentos, Myr i innych Wolnych Miastach. Gowy nim nie odetniesz, ale moesz komu zrobi kilka dziur w brzuchu, jeli bdziesz do szybka. - Potrafi by szybka - powiedziaa Arya. - Musisz wiczy codziennie. - Poda jej miecz, pokaza, jak go trzyma, i odsun si. - I jak? Dobrze ley w doni?

- Chyba tak - odpowiedziaa Arya. - Pierwsza lekcja - powiedzia Jon. - Zadajesz cios ostrym kocem. Arya grzmotna go pask czci ostrza. Poczu si uderzenia, a mimo to wyszczerzy zby w umiechu. - Wiem, jak si trzyma miecz - powiedziaa Arya i zaraz posmutniaa. - Septa Mordane zaraz mi go zabierze. - Nie zabierze, jeli si o nim nie dowie. - Z kim bd wiczya? - Znajdziesz kogo - zapewni j Jon. - Kings Landing to prawdziwe miasto, tysic razy wiksze od Winterfell. Dopki nie znajdziesz jakiego nauczyciela, przygldaj si pilnie, jak wicz na dziedzicu. Biegaj duo i jed na koniu, eby nabraa si. I cokolwiek bdziesz chciaa zrobi Arya wiedziaa, co chce powiedzie. Dokoczyli razem: - nie mw o tym Sansie! Jon potarmosi jej wosy. - Bdzie mi ciebie brakowao, siostrzyczko. Wydawao si, e Arya zaraz si rozpacze. - Szkoda, e nie jedziesz z nami. - Kto wie? Czasem rne drogi prowadz do tego samego zamku. - Teraz poczu si lepiej. Nie chcia pozwoli, eby ogarn go smutek. - Pjd ju. Jeli ka wujowi Benowi czeka zbyt dugo, to przez najbliszy rok bd wylewa z nocnikw na Murze. Arya podbiega, by ucisn go po raz ostatni. - Najpierw od miecz - ostrzeg j Jon, miejc si. Odoya miecz jakby ze wstydem i obsypaa go pocaunkami. Kiedy znalaz si przy drzwiach, odwrci si raz jeszcze. Znowu trzymaa miecz. Zapomniabym - powiedzia. - Najlepsze miecze posiadaj swoje imiona. - Tak jak Ld - odpowiedziaa. Spojrzaa na swj miecz. - Czy on si jako nazywa? Powiedz mi, prosz. - Nie potrafisz zgadn? - droczy si z ni Jon. - Twoje ulubione zajcie. Arya zastanawiaa si przez moment, lecz w nastpnej chwili ju wiedziaa. Powiedzieli to razem. - Iga! Wspomnienie jej miechu towarzyszyo mu w czasie dugiej zimnej podry na pnoc.

DAENERYS
Daenerys Targaryean polubia khala Drogo przepeniona strachem i otoczona barbarzyskim splendorem na polu, poza murami Pentos, poniewa Dothrakowie wierzyli, e wszystko, co wane dla czowieka, powinno mie miejsce pod goym niebem. Drogo wezwa na uroczysto cay swj khalasar, tak wic przyjechao czterdzieci tysicy dothrackich wojownikw oraz ogromna liczba kobiet, dzieci i niewolnikw. Przybye hordy rozbiy swoje obozy za murami miasta, wznoszc paace z plecionej trawy, zjadajc wszystko, co dao si zje, tak e niepokj poczciwych mieszkacw Pentos rs z kadym dniem. - Moi przyjaciele, magistrowie, podwoili miejskie strae - wyjani im Illyrio, kiedy pewnej nocy siedzieli przy stole penym kaczek w miodzie i pomaraczowej papryki w rezydencji Drogo. Khal przyczy si do swojego khalasar, a posiado do czasu lubu odda do dyspozycji Daenerys i jej brata. - Lepiej szybko wydajmy za m ksiniczk Daenerys, zanim poowa Pentos znajdzie si w rkach zabijakw i rzezimieszkw - zaartowa ser Jorah Mormont. Banita zaoferowa swj miecz jej bratu tej samej nocy, kiedy Dany zostaa sprzedana khalowi Drogo. Oczywicie, Yiserys chtnie przyj propozycj Mormonta i od tamtej chwili rycerz nie odstpowa go ani na chwil. Magister Illyrio rozemia si poprzez swoj rozwidlon brod, lecz Yiserys zachowa powag. - Moe j mie nawet i jutro, jeli tylko zechce - odpowiedzia jej brat. Zerkn na Dany, a ona spucia oczy. - Niech tylko zapaci. Illyrio machn leniwie doni; na jego tustych palcach zalniy piercienie. Mwiem ci, e wszystko jest ustalone. Zaufaj mi. Khal obieca ci koron i dostaniesz j. - Tylko kiedy? - Kiedy khal uzna za stosowne - odpar Illyrio. - Najpierw dostanie dziewczyn, po lubie musi przej przez rwniny, eby przedstawi j dosh khaleen w Vaes Dothrak. A potem, by moe jeli wrby wska na wojn Yiserys kipia przepeniony niecierpliwoci. - Mam gdzie ich wrby. Na tronie mojego ojca siedzi Uzurpator. Jak dugo mam jeszcze czeka? Illyrio wzruszy masywnymi ramionami. - Wielki krlu, czekae prawie cae swoje ycie. C zatem znaczy kilka kolejnych miesicy, kilka lat?

Ser Jorah, ktry w swych podrach dotar a do Vaes Dothrak, skin gow potakujco. - Wasza Mio, radz zachowa cierpliwo. Dotnrakowie dotrzymuj sowa, tyle tylko e yj wasnym czasem. Kto pomniejszy moe baga o przysug khala, lecz biada mu, jeli dopomina si o cokolwiek krzykiem. Yiserys najey si. - Uwaaj na to, co mwisz, Mormont, albo ka ci wyrwa jzyk. Nie jestem byle kim, ale prawowitym Panem Siedmiu Krlestw. Smok nigdy nie baga. Ser Jorah skoni gow. Illyrio umiechn si tajemniczo i oderwa sobie skrzydo z kaczki. Mid i tuszcz popyny po jego palcach i dalej na brod. Nie ma ju smokw, pomylaa Dany, wpatrujc si w brata, lecz nie odwaya si powiedzie tego gono. Tamtej nocy nia o smoku. Yiserys bi j i rani. Bya naga, obezwadniona strachem. Zacza ucieka, jednake jej ciao wydawao si grube i powolne. Znowu j uderzy. Potkna si i przewrcia. - Obudzia smoka - wrzeszcza, bijc j. - Obudzia smoka, obudzia smoka. - Uda miaa mokre od krwi. Zamkna oczy i zapakaa cicho. W odpowiedzi rozleg si nieprzyjemny trzask, a potem jakby huk ognia. Kiedy podniosa gow, Yiserys znikn, a dookoa wznosiy si ogromne pomienie, pord ktrych ujrzaa smoka. Odwrci powoli swoj gow. Kiedy skierowa na ni zamglone oczy, obudzia si drca i zlana potem. Nigdy dotd tak si nie baa a do dnia lubu. Uroczysto zacza si o wicie i trwaa do zmroku, nie koczcy si dzie wypeniony piciem, jedzeniem i bijatyk. Wrd paacw z trawy usypano podwyszenie z ziemi, na ktrym zasiada Dany u boku khala Drogo - pod nimi kbio si morze Dothrakw. Nigdy wczeniej nie widziaa tylu ludzi zebranych w jednym miejscu, ludzi tak dziwnych i przeraajcych. Dothrakowie ubierali bogate stroje i skrapiali si perfumami, kiedy odwiedzali Wolne Miasta, natomiast tutaj, pod goym niebem, pozostawali bardziej naturalni. Zarwno kobiety, jak i mczyni ubrani byli tylko w malowane skrzane kamizelki i getry z koskiego wosia cignite pasami z medalionw z brzu. Wojownicy nacierali swoje dugie wosy tuszczem z dow, w ktrych go wytapiano. Oberali si koskim misem upieczonym na miodzie z papryk i popijali sfermentowanym mlekiem klaczy oraz wybornymi winami dostarczonymi przez Illyria. Dany syszaa, jak pokrzykuj do siebie ponad ogniskiem - ich gosy wydaway jej si chrapliwe i obce. Yiserys otrzyma miejsce pod ni, gdzie siedzia w nowej tunice z czarnej weny ozdobionej na piersi szkaratnym smokiem. Obok niego zasiadali Illyrio i ser Jorah. Mimo e siedzieli na honorowym miejscu, tu pod brami krwi khala, Dany widziaa wyranie gniew w liliowych oczach jej brata. Nie podobao mu si, e posadzono go niej od niej, zyma si te za kadym razem, kiedy sucy podawali potrawy khalowi i jego narzeczonej, a dopiero

potem on otrzymywa to, co zostao. Niestety, mg tylko dusi w sobie gniew i uraz, pograjc si z kad godzin w coraz pospniejszym nastroju. Dany siedziaa w samym rodku ogromnego tumu, a mimo to nigdy nie czua si bardziej samotna. Brat nakaza jej wczeniej umiecha si, co te czynia, a poczua bl na twarzy i zy w oczach. Ze wszystkich si staraa sieje ukry, poniewa dobrze wiedziaa, jak bardzo Yiserys by si rozzoci. Ponadto nie miaa pewnoci, jak by zareagowa khal Drogo. Przynoszono jej gorce udce, grube, czarne kiebasy, krwiste pasztety, przysmaki Dothrakw, potem owoce, wywary ze sodkich traw i delikatne paszteciki z Pentos, lecz ona niczego nie tkna. Nie bya w stanie przekn ani ksa. Nie miaa obok siebie nikogo, z kim mogaby porozmawia. Khal Drogo przez cay czas wydawa gono komendy, artowa, mia si z artw innych, lecz prawie nie zwraca na ni uwagi. adne z nich nie znao jzyka, w ktrym mogliby si porozumie. Ona nie rozumiaa jzyka Dothrakw, khal za zna tylko kilka sw w jzyku valyriaskim, jzyku uywanym przez mieszkacw Wolnych Miast. Natomiast zupenie obcy by mu jzyk powszechny, ktrym mwiono w Siedmiu Krlestwach. Gotowa ju bya porozmawia z Illyriem i bratem, lecz oni siedzieli zbyt daleko. Siedziaa wic w swoich jedwabiach z pucharem penym wina z miodem, bojc si zje cokolwiek, i rozmawiaa z sam sob. W moich yach pynie krew smokw, powtarzaa sobie. Jestem Daenerys, Zrodzona z Burzy, ksiniczka Dragonstone, potomek Aegona Zdobywcy. Soce zdyo wspi si na niebo dopiero w jednej czwartej, kiedy zobaczya pierwszego umierajcego. Kilka kobiet taczyo dla khala w rytm bbnw. Drogo przyglda si im obojtnie, lecz jego wzrok poda za ruchem ich cia i co pewien czas rzuca spiowy medalion midzy kobiety, ktre natychmiast zaczynay walczy o niego. Wojownicy take je obserwowali. Wreszcie jeden z nich wszed w krg taczcych kobiet, chwyci za rami jedn z nich, pchn na ziemi i wszed w ni tam na miejscu jak ogier pokrywa klacz. Illyrio uprzedzi j, e co takiego moe mie miejsce. - Dothrakowie zachowuj si jak zwierzta w stadzie. W khalasar nie istnieje co takiego jak odosobnienie, nie wiedz te, co to grzech albo wstyd. Dany, przestraszona, odwrcia wzrok od kopulujcych i dopiero po chwili zdaa sobie spraw, co si dzieje. Teraz podszed drugi wojownik i trzeci, a niebawem nie miaa ju moliwoci odwrcenia wzroku. W pewnym momencie dwch mczyzn pochwycio t sam kobiet. Usyszaa krzyk, nastpia krtka szamotanina i bysny arakhy, dugie i ostre jak brzytwy, skrzyowanie miecza i kosy. Rozpocz si taniec mierci: wojownicy okrali si,

zadawali cicia, przyskakiwali do siebie, wywijali mieczami nad gowami i wykrzykiwali obelgi. Nikt ich nie powstrzymywa. Wszystko skoczyo si rwnie szybko, jak si zaczo. Arakhy migny szybciej, ni Dany nadaa za nimi wzrokiem, potem jeden z walczcych potkn si, a jego przeciwnik zatoczy lnicy uk swoim orem. Stal przecia ciao troch powyej pasa, wycinajc w nim ogromn dziur, z ktrej wylay si wntrznoci Dothraka. Gdy tylko jego przeciwnik umar, zdobywca chwyci jedn z kobiet - nawet nie t, o ktr walczy - i posiad j. Niewolnicy zabrali ciao i kobiety znowu rozpoczy taniec. O tym take opowiada jej magister Illyrio. - Przyjcie weselne u Dothrakw przynajmniej bez trzech trupw uwaane jest za nudne - powiedzia jej wczeniej. A zatem jej przyjcie musiao stanowi wyjtkow atrakcj, poniewa przed noc zdyo umrze tuzin mczyzn. W miar upywu czasu Dany czua coraz wikszy strach, a wreszcie ca sob musiaa si powstrzymywa, eby nie zacz krzycze. Baa si Dothrakw, ktrzy wydawali jej si tak przeraajcy i obcy, jakby byli zwierztami przebranymi w ludzkie skry. Baa si swojego brata, tego, co moe jej zrobi, jeli go zawiedzie. Najbardziej jednak baa si nocy, ktra miaa nadej, a ktr miaa spdzi w towarzystwie pijcego obok niej olbrzyma o twarzy surowej i okrutnej, twarzy podobnej do spiowej maski. W moich yach pynie krew smoka, powtrzya sobie po raz kolejny. Kiedy wreszcie soce zeszo nisko nad ziemi, khal Drogo klasn w donie i umilky wszelkie odgosy. Drogo podnis si i pocign j, by take wstaa. Nadszed czas podarunkw. Potem, kiedy soce zajdzie, przyjdzie czas na dopenienie maestwa. Myl o tym nieustannie do niej powracaa, chocia Dany staraa siej odrzuci. Splota rce na piersiach, powstrzymujc drenie. Jej brat podarowa jej trzy suce. Dany wiedziaa, e nic go nie kosztoway, poniewa dosta je od Illyria. Irri i Jhiqui byy miedzianoskrymi Dothrakijkami o czarnych wosach i oczach w ksztacie migdaw, Doreah za, lyseska dziewczyna, miaa jasne wosy i niebieskie oczy. - To nie s zwyke niewolnice, sodka siostrzyczko - zwrci si do niej brat, kiedy przyprowadzono dziewczta. - Wybraem je dla ciebie razem z Illyriem. Irri nauczy ci jazdy konnej, dziki Jhiqui poznasz jzyk Dothrakw, a Doreah udzieli ci wskazwek dotyczcych sztuki kochania. - Umiechn si. - Jest w tym doskonaa. Ja i Illyrio rczymy za to.

Ser Jorah Mormont przeprasza za swj podarunek. - Nie sta na wicej biednego wygnaca - powiedzia, kadc przed ni niewielki stos starych ksig. Zobaczya, e s to historie i pieni opowiadajce o Siedmiu Krlestwach, a spisane w jzyku powszechnym. Podzikowaa mu serdecznie. Magister Illyrio da znak i czterech krzepkich niewolnikw przynioso ogromn cedrow skrzyni okut brzem. Skrzyni wypeniay stroje z najwspanialszych adamaszkw i aksamitw, jakie mogy wyprodukowa Wolne Miasta. Na samym wierzchu, uoone na mikkim jedwabiu, spoczyway trzy ogromne jaja. Dany wstrzymaa oddech. Nie widziaa czego rwnie piknego. Kade inne, pokryte tak wspaniaymi kolorami, e w pierwszej chwili wydao jej si, i jaja s wysadzane drogimi kamieniami. Byy tak due, e musiaa podnosi je w obu doniach. Uniosa jedno z nich delikatnie, spodziewajc si, e jest wykonane z porcelany albo z wydmuchanego szka, lecz jajo okazao si o wiele cisze, jakby zrobiono je z kamienia. Powierzchni skorupy pokryway drobne uski. Kiedy obracaa jajo midzy palcami, uski migotay niczym kawaki wypolerowanego metalu wystawione na blask zachodzcego soca. Jedno z jaj miao ciemnozielony odcie z plamkami wypolerowanego brzu, ktre pojawiay si i znikay, w zalenoci od tego, jak je trzymaa. Drugie byo jasnokremowe ze zotymi ykami. Trzecie za miao czarny kolor, niczym morze o pnocy, a jednak na jego powierzchni pulsoway szkaratne wzory. - Co to takiego? - spytaa zdumiona. - Smocze jaja. Z Krainy Cieni za Asshai - odpowiedzia magister Illyrio. - Eony zamieniy je w kamie, lecz mimo to nic nie straciy ze swego pikna. - Bd ich strzega. - Dany syszaa opowieci o podobnych przedmiotach, ale nigdy ich nie widziaa i nie spodziewaa si, e kiedykolwiek zobaczy. By to rzeczywicie okazay prezent, lecz ona dobrze wiedziaa, e Illyrio mg sobie pozwoli na tak hojno. Z pewnoci zdoby fortun na koniach i niewolnikach, poredniczc w sprzeday jej khalowi Drogo. Bracia krwi khala ofiarowali jej tradycyjnie trzy rodzaje broni, wspaniale okazy. Haggo podarowa jej skrzany bicz ze srebrn rczk. Od Coholla dostaa przepikny arakh zdobiony zotem, Qotho za da jej rzebiony uk ze smoczej koci, wikszy od niej. Wczeniej magister Illyrio i ser Jorah nauczyli j, co naley powiedzie po otrzymaniu prezentw, i uczynia to teraz. - S to dary godne wielkiego wojownika, o, krwi z mojej krwi, a ja jestem tylko kobiet. Niech mj pan m przyjmie je w moim imieniu. - Tym sposobem jej dary zostay te podarowane khalowi Drogo.

Inni Dothrakowie take obsypali j licznymi podarunkami: otrzymaa pantofle, klejnoty i srebrne ozdoby do wosw, pasy z medalionw, malowane kamizelki, mikkie futra, jedwabie, soje z wonnymi maciami, igy, pira i malutkie buteleczki z purpurowego szka oraz szat uszyt ze skrek tysica myszy. - Miy prezent, Khaleesi - zwrci si do niej Illyrio, kiedy otrzymaa ostatni podarunek. - Szczciara. - Gra podarunkw rosa w nieskoczono. Byo ich wicej, ni sobie wyobraaa, ni mogaby zapragn. Wreszcie przysza kolej na samego khala Drogo i jego podarunek. Fala penych oczekiwania pomrukw rozesza si po obozie, kiedy khal opuci swoj narzeczon. Po chwili powrci, tum skadajcych podarki rozstpi si, a on przyprowadzi do niej konia. Bya to rebica, niezwykle okazaa i ognista. Dany wiedziaa koniach wystarczajco duo, eby domyli si, e nie jest to zwyky ko. Patrzya na klacz z podziwem. Bya siwa jak zimowe morze, a jej grzywa przypominaa piropusz srebrzystego dymu. Wycigna rk niepewnie i dotkna szyi konia, a potem pogadzia srebrzyst grzyw. Khal Drogo powiedzia co w swoim jzyku magister Illyrio natychmiast to przetumaczy. - Srebro do srebra twoich wosw, mwi khal. - Jest pikna - powiedziaa szeptem Dany. - To duma khalasar - odpar Illyrio. - Wedug zwyczaju Khaleesi ma jedzi u boku swojego khala. Drogo podszed do niej i uj j wp. Unis j lekko, jakby bya dzieckiem, i posadzi na cienkim dothrackim siodle, o wiele mniejszym od tego, do jakiego przywyka. Siedziaa, niepewna, co bdzie dalej. O tym nikt jej nie mwi. - Co powinnam teraz zrobi? zwrcia si do Illyria. Odpowiedzia jej ser Jorah Mormoni. - Chwy cugle i przejed si. Nie musisz jecha daleko. Dany uja wodze w drce donie i wsuna stopy w krtkie strzemiona. Dotd nie jedzia konno zbyt duo. Czciej podrowaa statkiem, wozem lub palankinem. Modlc si, by nie spada i nie przyniosa sobie wstydu, dotkna rebicy kolanami, najdelikatniej jak potrafia. Po raz pierwszy od wielu godzin zapomniaa o strachu. A moe po raz pierwszy w caym swoim yciu. Srebrzystoszara rebica sza gadko, a tum rozstpowa si przed ni, nie spuszczajc z niej oka. Dany stwierdzia, e ko porusza si szybciej, ni zamierzaa, lecz mimo to czua raczej podniecenie ni strach. Kiedy klacz przesza w kus, Dany umiechna si.

Dothrakowie uskakiwali jej z drogi. rebica reagowaa na najmniejszy dotyk kolan, na najdelikatniejsze pocignicie wodzami. Teraz przesza w galop, a Dothrakowie umykali przed ni, pokrzykujc i miejc si gono. Kiedy skrcia, by zawrci, na swojej drodze ujrzaa ognisko. Z obu stron otacza je ciasno tum, tak e nie miaa gdzie si zatrzyma. Czujc przypyw odwagi, jakiej nigdy jeszcze nie doznaa, pozwolia, by ko jecha sam. Srebrzysta rebica przeskoczya nad ogniem, jakby miaa skrzyda. Kiedy zatrzymaa si przed Illyriem, odezwaa si do niego: - Powiedz khalowi Drogo, e da mi wiatr. - Gruby Pentoczyk pogadzi swoj t brod i przetumaczy jej sowa na jzyk Dothrakw. Dany po raz pierwszy ujrzaa umiech na twarzy swojego ma. W tej samej chwili ostatnie smugi soca skryy si za wysokimi murami Pentos. Dany zupenie stracia poczucie czasu. Na znak khala Drogo bracia krwi przyprowadzili jego kasztanowego rumaka. Kiedy khal sioda konia, Yiserys podkrad si do Dany, ktra wci siedziaa na swojej rebicy, i wbi jej mocno palce w udo. - Spraw, eby by zadowolony, sodka siostrzyczko, bo inaczej zobaczysz, jak budzi si smok - powiedzia. Powrci strach. Znowu poczua si jak dziecko, trzynastoletnie, opuszczone dziecko, jeszcze nie gotowe na to, co miao nastpi. Wyjechali, gdy na niebie ukazay si gwiazdy, pozostawiajc za sob khalasar i trawiaste paace. Khal Drogo nie odezwa si do niej ani sowem i przez cay czas utrzymywa swojego konia w szybkim kusie. Malutkie, srebrne dzwoneczki wplecione w jego warkocze pobrzkiway delikatnie. - W moich yach pynie krew smoka - powtarzaa, starajc si doda sobie odwagi. - W moich yach pynie krew smoka. W moich yach pynie krew smoka. A smok nigdy si nie boi. Nie potrafia powiedzie, jak dugo jechali, lecz zapada ju cakowita ciemno, kiedy zatrzymali si na trawiastym brzegu maego strumienia. Drogo zeskoczy z konia i zsadzi j na ziemi. W jego rkach czua si krucha jak szklane naczynie. Staa bezradna i drca w swoich jedwabiach, podczas gdy on przywizywa konie. Kiedy odwrci si i spojrza na ni, nie potrafia duej powstrzyma paczu. Khal Drogo patrzy na jej zy z twarz pozbawion jakiegokolwiek wyrazu. - Nie powiedzia. Podnis rk i szorstkim kciukiem otar j ej zy. - Ty mwisz jzykiem powszechnym - powiedziaa Dany zdziwiona. - Nie - powtrzy.

Pomylaa, e moe zna tylko to jedno sowo, ale i tak byo to jedno sowo wicej, ni przypuszczaa, wic poczua si troch lepiej. Drogo dotkn jej wosw; przesuwa palcami po jej srebrzystych lokach, mruczc co w swoim jzyku. Dany nie rozumiaa, co mwi, lecz jego gos brzmia ciepo, wyczuwaa w nim czuo, o jak go nie podejrzewaa. Wsun do pod jej brod i podnis gow, tak e teraz patrzya w gr, prosto w jego oczy. Drogo by od niej o wiele wyszy, podobnie jak od wszystkich. Ujwszy j delikatnie pod ramiona, podnis do gry posadzi na okrgym gazie nad strumieniem. Potem usiad na ziemi naprzeciwko niej i skrzyowa nogi. Dopiero teraz ich twarze znalazy si na jednej wysokoci. - Nie - powiedzia. - Znasz tylko to jedno sowo? - spytaa. Drogo nie odpowiedzia. Jego dugi, ciki warkocz lea zwinity obok niego na ziemi. Przeoy go sobie nad prawym ramieniem i zacz wyplata z wosw dzwoneczki. Po chwili Dany pochylia si i zacza mu pomaga. Kiedy skoczyli, Drogo wykona gest, ktry od razy zrozumiaa. Zacza powoli rozplata jego warkocz. Trwao to dugo, lecz on przez cay czas siedzia spokojnie i przyglda si jej. Wreszcie skoczya i wtedy on potrzsn gow. Jego wosy rozsypay si za nim niczym rzeka ciemnoci, naoliwiona, lnica. Nigdy nie widziaa wosw rwnie dugich, rwnie gstych i czarnych. Teraz przysza jego kolej. Zacz j rozbiera. Jego palce poruszay si zrcznie, lecz delikatnie. Zdejmowa z niej kolejne jedwabie, a ona siedziaa nieruchomo, milczca, i patrzya mu w oczy. Kiedy obnay jej drobne piersi, nie wytrzymaa: odwrcia twarz i zakrya j domi. - Nie - powiedzia Drogo. Odsun jej rce delikatnym, ale zdecydowanym ruchem i znowu podnis jej gow, by patrzya na niego. - Nie - powiedzia. - Nie - powtrzya za nim jak echo. Nastpnie Dany wstaa, a on przysun j do siebie, eby zdj z niej ostatnie jedwabie. Poczua na skrze chd nocnego powietrza. Zadraa i zaraz jej rce i nogi pokrya gsia skrka. Bardzo si baa tego, co miao nastpi, lecz na razie nic si nie dziao. Khal Drogo wci siedzia ze skrzyowanymi nogami, rozkoszujc si widokiem jej ciaa. Po duszej chwili zacz jej dotyka. Pocztkowo delikatnie, potem coraz mocniej. Wyczuwaa przeraajc si jego doni, lecz on ani razu nie zada jej blu. Uj jej rk i pociera kolejno jej palce. Przesun doni w d jej nogi. Gadzi jej twarz, przesuwa palcami po ukach jej uszu, po ustach. Zanurzy donie w jej wosy i przeczesa je palcami. Odwrci j i zacz masowa jej ramiona, przesun kciukiem wzdu jej krgosupa.

Wydawao si, e miny godziny, zanim jego palce powdroway wreszcie ku jej piersiom. Zacz je pieci od spodu, a poczua mrowienie. Potem masowa kciukami miejsca wok jej sutkw, szczypa je kciukiem i palcem wskazujcym, nastpnie zacz je pociga, najpierw delikatnie, potem mocniej, a bolenie stwardniay. Wtedy przesta i posadzi j sobie na kolanach. Dany pona caa i z trudem apaa oddech, a jej serce bio szybko. Uj jej twarz w swoje ogromne donie i spojrza jej w oczy. Nie - powiedzia, a ona domylia si, e byo to pytanie. Wzia go za rk i poprowadzia j do wilgoci midzy jej udami. - Tak odpowiedziaa szeptem, kiedy wsun tam swj palec.

EDDARD
Wezwanie trbki rozlego si na godzin przed witem, kiedy wiat pogrony by jeszcze w szaroci i bezruchu. Alyn potrzsn nim mocno, wyrywajc go ze snu. Kiedy Ned wyszed niepewnym krokiem w chd, zobaczy, e jego ko czeka osiodany, a Krl siedzi ju na swoim wierzchowcu. Robert ubra grube brzowe rkawice i podbity futrem paszcz z kapturem, ktry zakrywa mu uszy. Przypomina niedwiedzia na koniu. - Wstawaj, Stark! - rykn. Wstawaj! Mamy kilka spraw do omwienia. - Naturalnie - powiedzia Ned. - Wejd, Wasza Mio. - Alyn unis po namiotu. - Nie, nie - powiedzia Robert. Kademu jego sowu towarzyszy obok pary. - Za duo uszu w obozie. A poza tym chc si przejecha i posmakowa tego twojego kraju. - Za Krlem czekali ser Boros i ser Meryn oraz tuzin stranikw. Jedyne, co Ned mg zrobi, to obudzi si do koca, ubra i dosi konia. Robert nadawa tempo, poganiajc mocno swojego ogromnego, czarnego rumaka, tak e Ned musia szybko galopowa, eby nie zosta z tyu. Kiedy ruszyli, rzuci pytanie, lecz wiatr porwa jego sowa i Krl ich nie usysza. Wicej ju si nie odzywa. Wkrtce opucili krlewski trakt i pojechali przez wzgrza zakryte jeszcze przez mg. Stra zostaa w niewielkiej odlegoci za nimi, na tyle jednak daleko, e mogli ju rozmawia swobodnie, mimo to Robert nie zwalnia. Nasta wit, kiedy znaleli si na grzbiecie niewielkiego wzgrza i wtedy dopiero Krl si zatrzyma. wita pozostaa daleko z tyu. Ned zatrzyma konia obok Krla penego wigoru i podniecenia. - Bogowie - zakl i rozemia si. - Wspaniale jest mc jecha tak, jak mczyzna zosta do tego stworzony! Przysigam ci, Ned, e niedugo zwariuj od cigego pezania. - Robert Baratheon nigdy nie nalea do cierpliwych ludzi. - Ach, ten cholerny powz, to jego skrzypienie i zawodzenie, kiedy wspina si na kade wzniesienie na drodze, jakby wjeda na ogromn gr Obiecuj ci, e jeli to cholerstwo zamie jeszcze jedn ok, ka je spali, a Cersei moe sobie i pieszo! Ned rozemia si. - Z chci zapal ci pochodni. - Dobry druh! - Krl poklepa go po ramieniu. - Korci mnie, eby zostawi ich i jecha dalej. Ned umiechn si. - Wierz, e mgby to zrobi.

- O, tak - odpar Krl. - Co ty na to, Ned? Tylko ty i ja, dwaj wdrowni rycerze na krlewskim szlaku. U naszych bokw miecze, a przed nami bogowie tylko wiedz co, no i moe jaka wiejska dziewucha albo tawerniana dziwka, ktra by nam ogrzaa ka. - ebymy tak mogli - powiedzia Ned. - Jednak, mj panie, mamy swoje obowizki wzgldem krlestwa, wzgldem naszych dzieci. Ja wobec mojej ony, a ty wobec Krlowej. Nie jestemy ju chopcami. - Ty nigdy nie bye chopcem, za jakiego si uwaae - mrukn Robert. - auj. Chocia tamten jeden raz jak ona miaa na imi? Ta twoja dziewucha? Becca? Nie, ta bya moja, niech bogowie j pokochaj, te czarne wosy i sodkie ogromne oczy, w ktrych mona si byo utopi. Twoja miaa na imi Aleena? Nie. Mwie mi kiedy. A moe Merryl? Wiesz, o ktrej mwi, o matce twojego bkarta. - Miaa na imi Wylla - odpowiedzia Ned z chodn uprzejmoci. - Nie chciabym o niej mwi. - Tak. Wylla. - Krl umiechn si. - Musiaa by wyjtkow dziewuch, skoro udao jej si sprawi, e lord Eddard Stark zapomnia o swoim honorze, choby i na godzin. Nigdy mi nie mwie, jak wygldaa Na ustach Neda pojawi si grymas gniewu. - I nie powiem ci. Zostawmy to, Robercie, jeli darzysz mnie mioci, jak twierdzisz. Zhabiem siebie i Catelyn w oczach bogw i ludzi. - Bogowie, miejcie lito, wtedy prawie nie znae Catelyn. - Ale bya ju moj on. Nosia w onie moje dziecko. - Ned, jeste zbyt surowy wobec siebie. Zawsze taki bye. A niech to, adna kobieta nie chciaaby w swoim ku Bogosawionego Baelora. - Uderzy doni w kolano. - No c, nie bd ci przyciska, skoro tak si upierasz, chocia kiedy si tak dsasz, myl sobie, e powiniene mie w herbie jea. - Smugi wiata wschodzcego soca przebiy si wreszcie przez bia mg. Pod nimi rozcigaa si rozlega rwnina, naga i brzowa, gdzieniegdzie tylko wybrzuszona agodnymi pagrkami. Ned wskaza na nie rk. - Kurhany Pierwszych Ludzi. Robert zmarszczy czoo. - Wjechalimy na cmentarz? - Wasza Mio, podobnych kurhanw peno jest na caej pnocy - odpowiedzia Ned. - To stara ziemia. - I zimna - burkn Robert, otulajc si szczelniej paszczem. Stra czekaa u podna wzgrza. - No, ale nie przyjechaem tu z tob, eby rozmawia o grobach albo kci si o

twojego bkarta. W nocy przyby jedziec od lorda Yarysa z Kings Landing. - Krl wyj zza pasa zwinity papier i poda go Nedowi. Yarys, eunuch, by pierwszym plotkarzem Krla. Suy Robertowi tak samo jak wczeniej suy Aerysowi Targaryenowi. Ned rozwin zwj drc doni - przypomnia sobie okropne oskarenie Lysy - lecz wiadomo nie dotyczya lady Arryn. - Jakie jest rdo jego wiadomoci? - Pamitasz ser Joraha Mormonta? - A jakeby inaczej, chocia chciabym go zapomnie - rzuci szorstkim gosem Ned. Mormontowie z Wyspy Niedwiedziej stanowili stary rd, dumny i powaany, lecz ziemie mieli ubogie i zimne. Ser Jorah prbowa nabi rodzinne sakwy, sprzedajc kusownikw handlarzowi niewolnikami z Tyrosh. Czyn ten okry hab ca pnoc, poniewa Mormontowie byli chorymi Starkw. Ned odby dalek podr na zachd, na Wysp Niedwiedzi, ale zanim tam przyby, Jorah uciek statkiem za wskie morze i znalaz si poza zasigiem krlewskiego miecza i jego sprawiedliwoci. Od tamtej pory upyno pi lat. - Ser Jorah przebywa obecnie w Pentos i bardzo mu zaley na przebaczeniu Krla, dziki ktremu mgby powrci z wygnania - wyjani Robert. - Lord Yarys wykorzystuje go w umiejtny sposb. - A zatem handlarz niewolnikami zamieni si w szpiega - rzuci Ned z niesmakiem. Odda list. - Wolabym, eby zamieni si w trupa. - Yarys twierdzi, e szpiedzy s bardziej przydatni od trupw - powiedzia Robert. Nie mwmy ju o Jorahu. Co sdzisz o tej wiadomoci? - Daenerys Targaryen polubia jakiego dothrackiego wodza. I co z tego? Mamy jej posa lubny prezent? Krl zmarszczy brwi. - Moe n. Bardzo ostry, a z nim kogo odwanego, kto bdzie umia si nim posuy. Ned nie ukrywa zdziwienia. Robert nienawidzi Targaryenw do szalestwa. Pamita, co obaj powiedzieli w porywie zoci, kiedy Tywin Lannister w dowd lojalnoci zoy przed Robertem ciaa ony i dzieci Rhaegara. Ned nazwa jego czyn morderstwem, Robert powiedzia, e to wojna. Kiedy Ned prbowa mu tumaczy, e ksi i ksiniczka byli jeszcze maymi dziemi, wieo koronowany krl odpowiedzia mu: - Nie widz tutaj adnych dzieci, a jedynie smocze nasienie. - Tej burzy nie potrafi uciszy nawet Jon Arryn. Eddard Stark odjecha tamtego dnia ogarnity wciekoci, eby samemu wzi udzia w

ostatnich bitwach wojny na poudniu. Trzeba byo jeszcze jednej mierci, eby si pogodzili, mierci Lyanny - mierci i smutku, ktry obaj dzielili, kiedy odesza. Tym razem Ned postanowi si pilnowa. - Wasza Mio, ta dziewczyna to jeszcze dziecko. Przecie nie jeste jakim tam Tywinem Lannisterem, eby mordowa niewinne istoty. - Opowiadano o tym, jak creczka Rhaegara pakaa, kiedy wycigali j spod ka. Chopiec by jeszcze prawie niemowlakiem, a mimo to onierze lorda Tywina wyrwali go z rk matki i roztrzaskali mu gow o cian. - Jak dugo ona pozostanie niewinna? - wycedzi Robert. - Tylko patrze, jak to dziecko rozoy nogi i zacznie rozsiewa kolejne smocze nasienie na moje utrapienie. - Mimo to mordowanie dzieci jest nikczemne ohydne - Ohydne? - rykn Krl. - To, co Aerys uczyni twojemu bratu Brandonowi, byo ohydne. I to, w jaki sposb zmar twj pan ojciec. Jak mylisz, ile razy Rhaegar gwaci twoj siostr? Ile setek razy? - Mwi teraz tak gono, e jego ko zara nerwowo pod nim. Krl szarpn mocno lejcami i skierowa palec na Neda. - Zabij kadego Targaryena, ktrego dostan w swoje rce, a wszyscy z nich legn martwi tak jak ich smoki. A potem plun na ich grb. Ned dobrze wiedzia, e nic nie wskra wobec wciekoci Krla. Skoro czternacie lat nie ugasio jego pragnienia zemsty, to nie uczyni tego adne sowa. - Ale tego nie moesz dosta w swoje rce, prawda? - powiedzia spokojnie. Krl skrzywi si. - Nie, nie mog. Niech bogowie bd przeklci. Jaki zasyfiay kupiec z Pentos zamkn j i jej brata w swoim majtku penym eunuchw w spiczastych kapeluszach, a potem odda ich Dothrakom. Powinienem by ich zabi ju dawno, kiedy z atwoci mogem ich dosta. Niestety, Jon by takim samym gupcem jak ty. A ja, suchajc go, okazaem si jeszcze wikszym durniem. - Jon Arryn by mdrym czowiekiem i dobrym Namiestnikiem. - Robert prychn. Jego gniew topnia rwnie szybko jak si pojawi. - Ten khal Drogo ma podobno w swojej hordzie sto tysicy ludzi. Co by na to powiedzia Jon? - Powiedziaby, e nawet milion Dothrakw nie stanowi zagroenia dla krlestwa, dopki pozostan oni na drugim brzegu wskiego morza - odpowiedzia spokojnie Ned. Barbarzycy nie maj statkw. Nienawidz i boj si otwartego morza. Krl przesun si w siodle. - Moliwe ale w Wolnych Miastach atwo o statki. Mwi ci, Ned, nie podoba mi si to maestwo. W Siedmiu Krlestwach wci znajdziesz takich, ktrzy nazywaj mnie Uzurpatorem. Zapomniae ju, ilu stano po stronie Targaryena w

czasie wojny? Teraz siedz cicho, ale gdyby tylko nadarzya si okazja, natychmiast zadgaliby mnie w ku, a ze mn moich synw. Jeli ten ebraczy krl przycignie tu ze sob dothrack hord, przycz si do niego wszyscy zdrajcy. - Nie przepynie przez morze - zapewni go Ned. - A nawet gdyby tak si zdarzyo, to odepchniemy go do morza. Jeli wyznaczysz nowego Namiestnika Wschodu.., Krl jkn. - Po raz ostatni ci mwi, e nie mianuj Namiestnikiem chopaka Arrynw. Wiem, e jest twoim siostrzecem, lecz teraz, kiedy Targaryenowie poszli do ka z Dothrakami, musiabym by szalony, eby oddawa wier mojego krlestwa w rce cherlawego chopaka. Ned spodziewa si podobnej odpowiedzi. - Mimo wszystko trzeba mianowa Namiestnika Wschodu. Jeli nie odpowiada ci Robert Arryn, wyznacz ktrego ze swoich braci. Stannis sprawdzi si w czasie oblenia Koca Bramy. Da Krlowi chwil, eby oswoi si z podsunitym pomysem. Robert zmarszczy tylko czoo i nic nie powiedzia. Wydawa si zakopotany. - To znaczy - skoczy spokojnie - jeli nie obiecae ju tego komu innemu. Na twarzy Roberta pojawi si na moment wyraz zaskoczenia, ktry zaraz zamieni si w grymas rozdranienia. - A jeli tak, to co? - Jaime Lannister, czy tak? Robert spi konia i ruszy w d zbocza kurhanu. Ned pody za nim. Krl jecha ze wzrokiem utkwionym w dal. - Tak - wyrzuci wreszcie z siebie to jedno sowo, ktre definitywnie skoczyo ich rozmow. - Krlobjca - powiedzia Ned. A zatem plotki si potwierdziy. Zdawa sobie spraw, e kroczy po bardzo niebezpiecznym gruncie. - Bez wtpienia zdolny i odwany czowiek odezwa si ostronie. - Lecz jego ojciec jest Namiestnikiem Zachodu, Robercie. Kiedy urzd ten obejmie ser Jaime. Nikt nie powinien mie moliwoci sprawowania rzdw nad wschodem i zachodem. - Nie powiedzia gono tego, co go najbardziej niepokoio: taka decyzja spowoduje, e poowa armii Krlestwa znajdzie si w rkach Lannisterw. - Bd si o to martwi, kiedy zajdzie taka potrzeba - odpowiedzia stanowczo Krl. Na razie lord Tywin nie zamierza umiera, tak wic nie sdz, eby Jaime mg liczy na cokolwiek w najbliszym czasie. Ned, nie mwmy ju o tym, bdzie tak, jak postanowiem. - Wasza Mio, czy mog mwi szczerze? - A czy mgbym ci przed tym powstrzyma? - mrukn Robert. Jechali przez wysok brzow traw. - Czy moesz zaufa Jaimeowi Lannisterowi?

- Jest bliniaczym bratem mojej siostry, a take Zaprzysionym Rycerzem Krlewskiej Gwardii. Zwiza ze mn cae swoje ycie i fortun. - Podobnie jak poprzednio z Aerysem Targaryenem - zauway Ned. - Dlaczego miabym mu nie ufa? Zawsze pozostawa posuszny mojej woli. Swoim mieczem dopomg mi zdoby tron, na ktrym zasiadam. Swoim mieczem pomg splami tron, na ktrym zasiadasz, pomyla Ned, lecz nie omieli si wypowiedzie tych sw gono. - Na mocy przysigi mia swoim yciem broni ycia Krla. Tymczasem podern mu gardo. - Na siedem piekie, kto musia zgadzi Aerysa! - rzuci Robert i zatrzyma gwatownie swojego konia przed starym kurhanem. - Gdyby nie Jaime, musiaby to zrobi ktry z nas. - My nie bylimy Zaprzysionymi Brami Krlewskiej Gwardii - zauway Ned. Uzna, e nadszed czas, aby Robert pozna ca prawd. - Wasza Mio, czy pamitasz Trident? - Bogowie! Jak mgbym zapomnie? - Rhaegar zada ci ran - przypomnia mu Ned. - Tak wic kiedy wojska Targaryena zostay rozbite i zaczy si wycofywa, mnie polecie uda si w pocig za nimi. Resztki armii Rhaegara ucieky do Krlewskiej Przystani. Ruszylimy za nimi. Aerys schroni si w Czerwonej Twierdzy z kilkunastoma tysicami lojalistw. Spodziewaem si, e zastaniemy bramy zamknite. Robert pokrci gow zniecierpliwiony. - Ale okazao si, e nasi ludzie zdobyli ju twierdz. I co z tego? - Nie nasi ludzie j zdobyli - poprawi go cierpliwie Ned. - Zrobili to ludzie Lannistera. Way ochronne przeskoczy lew Lannisterw, a nie jele. Zdobyli miasto podstpem. Wojna cigna si wtedy od ponad roku. Wszyscy lordowie zebrali si pod sztandarami Roberta, inni pozostali lojalni wobec Targaryena. Potni Lannisterowie z Casterly Rock, Namiestnicy Zachodu, nie przyczyli si do adnej ze stron konfliktu, ignorujc wezwania zarwno rebeliantw, jak i rojalistw. By moe Aerys Targaryen pomyla, e bogowie odpowiedzieli wreszcie na jego modlitwy,, kiedy u jego bram w Krlewskiej Przystani stan lord Tywin Lannister ze swoim najstarszym synem, a wraz z nimi dwanacie tysicy ludzi. I tak szalony krl wyda swj ostatni szalony rozkaz. Otworzy bramy przed lwem, spodziewajc si jego lojalnoci.

- Podstp nigdy nie by obcy Targaryenom - powiedzia Robert. Znowu wzbiera w nim gniew. - Lannister odpaci im podobn monet. Zasuyli na to. Nie martw si, sprawa ta nie zakci mojego snu. - Nie byo ci tam - odpar Ned, a w jego sowach zabrzmiaa gorycz. Za to on rzadko kiedy spa spokojnie. Ju czternacie lat prbowa przespa swoje kamstwa, lecz one wci nie daway mu spokoju. - Nie byo to honorowe zwycistwo. - Niech Inni wezm twj honor! - zakl Robert. - Czy ktrykolwiek z Targaryenw wiedzia, co to honor? Zejd do swojej krypty i spytaj Lyann o honor smoka! - Pomcie Lyann nad Tridentem - odpar Ned, zatrzymujc si przy Krlu. Obiecaj mi, Ned, wyszeptaa wtedy. - Ale to nie przywrcio jej ycia. - Robert odwrci gow i spojrza w szar dal. - Nigdy ci nie mwiem, co zastaem tamtego dnia w sali tronowej - powiedzia Ned. Aerys lea martwy na pododze w kauy krwi. Ze cian komnaty patrzyy smocze czaszki. Wszdzie peno byo ludzi Lannistera. Jaime mia na sobie narzucony na zocist zbroj biay paszcz Krlewskiej Gwardii. Wci go widz. Nawet jego miecz by pozacany. Siedzia wysoko, ponad innymi rycerzami, na elaznym Tronie w hemie o ksztacie lwiej gowy. Cay byszczcy! - Nie mwisz mi nic nowego - mrukn Krl. - Nie zsiadem jeszcze z konia. Przejechaem w ciszy przez ca sal midzy rzdami smoczych czaszek. Miaem wraenie, e mnie obserwuj. Zatrzymaem si przed tronem i spojrzaem na niego. Swj zocisty miecz pooy sobie na kolanach, jego ostrze byo jeszcze mokre od krwi zamordowanego krla. Moi szli za mn, a ludzie Lannistera cofnli si. Nie odezwaem si ani sowem. Patrzyem tylko na niego i czekaem. Wreszcie Jaime rozemia si i wsta. Zdj hem i rzek do mnie: Nie obawiaj si, Stark. Zagrzewaem tylko miejsce dla naszego przyjaciela, Roberta. To chyba nie jest najwygodniejsze siedzenie. Krl odrzuci gow i rykn miechem. Spord wysokiej trawy poderway si przestraszone wrony. Wzniosy si w gr, bijc mocno skrzydami. - Na siedmiu bogw, Ned! Uwaasz, e nie powinienem ufa Lannisterowi tylko dlatego, e usiad na chwil na moim tronie? - Znowu si rozemia. - Jaime mia wtedy siedemnacie lat. By jeszcze chopcem. - Chopiec czy nie, nie mia prawa do tronu. - Moe by zmczony - zauway Robert. - Zabijanie krlw to mczca robota. Bogowie jedni wiedz, e w tej cholernej sali tronowej nie ma innego miejsca, gdzie by mona posadzi tyek. A poza tym on mia racj, to siedzenie rzeczywicie jest strasznie

niewygodne. Dosownie, i nie tylko. - Krl pokrci gow. - No c, teraz ju poznaem grzech Jaimea i moemy zapomnie o caej sprawie. Mam do tajemnic i sprzeczek dotyczcych krlestwa. Mwi ci, Ned, jest to rwnie nuce jak liczenie miedziakw. Chod, przejedziemy si tak jak dawniej. Chc znowu poczu wiatr we wosach. - Spi konia i ruszy galopem przez kurhan, zostawiajc za sob grudki ziemi. Ned nie ruszy za nim od razu. Brako mu sw. Poczu przypyw ogromnej bezradnoci. Nie po raz pierwszy zacz si zastanawia, co on tam robi i po co tam przyjecha. Nie by Jonem Arrynem, ktry potrafi zapanowa nad nieokieznanym Krlem i nauczy go mdroci. Robert, jak zawsze, robi to, na co mia ochot, a Ned nie potrafi go powstrzyma. Jego miejsce byo w Winterfell. U boku pogronej w smutku Catelyn i Brana. A jednak nie zawsze mona byo zosta w miejscu, do ktrego czowiek przynalea. Zrezygnowany, Eddard Stark spi konia i ruszy za Krlem.

TYRION
Pnoc cigna si w nieskoczono. Tyrion Lannister zna mapy rwnie dobrze jak wszyscy inni, lecz po dwch tygodniach spdzonych na krlewskim trakcie doszed do wniosku, e mapa to jedno, rzeczywiste miejsce za to co zupenie innego. Opucili Winterfell tego samego dnia, w ktrym wyjecha stamtd Krl, wrd oglnego zamieszania pokrzykujcych ludzi, rcych koni, turkotu wozw i jku ogromnego powozu Krlowej. Pada wtedy lekki nieg. Krlewski trakt przebiega tu za zamkiem i miastem. Tam chorgwie, wozy i kolumny rycerzy oraz wolnych skrciy na poudnie, zabierajc ze sob cay zgiek, Tyrion za w towarzystwie Benjena Starka i jego siostrzeca skrci na pnoc. Od tamtej chwili zanurzali si w coraz wikszym chodzie i ciszy. Na zachd od traktu cigny si krzemowe wzgrza, szare i urwiste, a na ich wierzchokach sterczay wysokie stranice. Po wschodniej stronie teren opada, rozcigajc si jak okiem sign lekko pofadowan rwnin. Kamienne mosty czyy brzegi wartkich i wskich rzek, a mae zagrody opasay koem grody obwarowane murami z drewna i kamienia. Droga bya wygodna, a na noc zatrzymywali si w prostych karczmach. Jednak po trzech dniach pola skoczyy si, a ich miejsce zastpi gsty las. Teraz krlewski trakt opustosza. Z kad mil wzgrza staway si coraz wysze i coraz bardziej dzikie, a wreszcie pitego dnia przeszy w gry: zimne, sinoszare olbrzymy o postrzpionych ramionach przykrytych niegiem. Wiejcy z pnocy wiatr zdmuchiwa z ich szczytw piropusze zmroonego niegu i lodu podobne do chorgwi. Droga, osonita od zachodu cian gr, wia si na pnoc poprzez lasy poronite dbem, zimozielon rolinnoci i wrzocem, ktry wydawa si Tyrionowi czarniejszy i starszy od wszystkiego, co kiedykolwiek widzia. - Wilczy las. - Tak nazwa las Benjen Stark i rzeczywicie noc las oywa wyciem wilkw odzywajcych si z oddali, a czasem take gdzie z bliska. Syszc podobne odgosy, biay wilkor Jona Snowa nastawia uszy, lecz sam nigdy na nie nie odpowiedzia. Tyrion czu si nieswojo w obecnoci tego zwierzcia. Teraz, nie liczc wilka, byo ich ju omiu. Jak przystao na Lannistera, Tyrion podrowa w towarzystwie swoich dwch ludzi. Benjen Stark zabra ze sob tylko swojego bratanka bkarta oraz wierzchowce dla Nocnej Stray, lecz na skraju wilczego lasu spdzili noc za murami lenego grodu, gdzie doczy do nich jeszcze jeden czarny brat o imieniu

Yoren. By to przygarbiony mczyzna o zowieszczym wygldzie i twarzy niemal cakowicie schowanej za brod rwnie czarn jak jego strj. Wydawa si twardy jak stary korze. Towarzyszyo mu dwch obdartych wiejskich chopcw z Fingers. - Gwaciciele powiedzia Yoren, obrzucajc chopcw zimnym spojrzeniem. Tyrion zrozumia. Mwiono, e ycie na Murze jest cikie, lecz bez wtpienia wydawao si lepsze od kastracji. Piciu mczyzn, trzech chopcw, wilkor i kruki w klatce, ktre maester Luwin da Benjenowi Starkowi - bez wtpienia stanowili dziwn kompani. Tyrion zauway, e Jon Snow obserwuje uwanie Yorena i jego ponurych towarzyszy z wyrazem konsternacji na twarzy. Yoren mia wykrcone rami i strasznie od niego cuchno. W jego tustych wosach i brodzie skakay wszy, a jego ubranie - stare i poatane - najwyraniej dawno nie byo prane. Dwaj rekruci cuchnli jeszcze bardziej i wydawali si rwnie gupi, jak okazali si okrutni. Chopak przypuszcza pewnie, e w Nocnej Stray su gwnie ludzie podobni do jego wuja. Jeli rzeczywicie tak myla, to widok Yorena i jego towarzyszy by dla niego okrutnym przebudzeniem. Tyrion wspczu chopcu. Wybra twarde ycie czy raczej twarde ycie wybrao jego. Mniejsz sympati czu do wuja. Wydawao si, e Benjen Stark podziela chodny stosunek swojego brata do Lannisterw, dlatego nie okaza zadowolenia, kiedy Tyrion obwieci mu swoje zamiary. - Ostrzegam ci, Lannister, na Murze nie znajdziesz adnej karczmy - powiedzia mu wtedy. - Bez wtpienia znajdziesz dla mnie jaki kt - odpowiedzia mu Tyrion. - Nie potrzebuj duo miejsca, jak zapewne zauwaye. Oczywicie, nie odmawia si bratu Krlowej, wic spraw uznano za zaatwion, lecz Stark nie wyglda na szczliwego. - Nie spodoba ci si ta podr, zobaczysz - rzuci krtko i od tamtej pory dokada stara, eby tak si stao. Nim min pierwszy tydzie, Tyrion mia poobcierane i odrtwiae nogi i nieustannie czu si przemarznity do koci. Mimo to nie narzeka. Ani przez chwil nie chcia da satysfakcji Benjenowi Starkowi. Wszystkie niedogodnoci i przykroci osodzi sobie futrem, star, postrzpion i cuchnc skr niedwiedzi, ktr podarowa mu wczeniej Stark w porywie rycerskiej galanterii, spodziewajc si pewnie odmowy. Tyrion jednak przyj futro z umiechem na ustach. Wyjedajc z Winterfell, zabra swoje najcieplejsze ubrania, lecz szybko przekona si, e cigle marz. Wci byo zimno i coraz zimniej. Noc przychodzi mrz, a kiedy wia wiatr, to jakby kto przecina noem jego najcieplejsze ubrania. Teraz pewnie Stark aowa swojej hojnoci. Lannisterowie nigdy nie odmawiali. Zawsze brali to, co im oferowano.

W miar jak posuwali si na pnoc, w mroki wilczego lasu, farmy i grody pojawiay si coraz rzadziej i byy coraz mniejsze, a wreszcie pozostali zdani na samych siebie. Tyrion nigdy nie mg by specjalnie pomocny przy rozbijaniu obozu. May, niezbyt ruchliwy, bardziej przeszkadza, ni pomaga. Dlatego kiedy Stark, Yoren i pozostali mczyni budowali prowizoryczny schron, zajmowali si komi i rozpalali ognisko, on zwykle zabiera swoje futro, bukak z winem i szed gdzie poczyta. Kiedy po raz osiemnasty w czasie ich podry zapad zmrok, zabra wino, ktre sam przywiz a z Casterly Rock - rzadki trunek o barwie bursztynu - oraz ksik o historii i waciwociach smokw. Za pozwoleniem Eddarda Siarka Tyrion zabra ze sob kilka rzadkich woluminw z biblioteki w Winterfell. Znalaz wygodne miejsce z dala od obozowych odgosw, nad brzegiem wartkiego strumienia o czystej i zimnej wodzie. Stary, powyginany groteskowo db da mu schronienie przed przenikliwym wiatrem. Tyrion, owinity w swoje futro i oparty plecami o pie drzewa, pocign yk wina i zacz czyta o waciwociach smoczej koci. Smocza ko ma czarn barw z powodu duej zawartoci elaza, przeczyta. Jest twarda jak stal, a mimo to lekka i bardzo elastyczna, a take zupenie niewraliwa na ogie. Dothrakowie niezwykle ceni sobie uki ze smoczej koci i nic dziwnego. ucznik wyposaony w tak bro przewysza kadego innego. Ju od dawna Tyrion wykazywa wrcz chorobliwe zainteresowanie smokami. Kiedy przyby do Krlewskiej Przystani na lub swojej siostry i Roberta Baratheona, postanowi odszuka smocze czaszki, ktre kiedy wisiay na cianach sali tronowej Targaryena. Pniej Krl Robert zastpi je chorgwiami i gobelinami, lecz Tyrion lak dugo szuka, a znalaz czaszki w zatchej piwnicy. Spodziewa si, e zrobi na nim ogromne wraenie, moe nawet ich widok przestraszy go. Z pewnoci nie przypuszcza, e wydadz mu si pikne. A jednak tak si stao. Czarne jak onyks i nieskoczenie gadkie, migotay w wietle jego pochodni. Wyczuwa, e lubi ogie. Kiedy wsadzi koniec pochodni w pysk jednej z nich, cienie za nim zataczyy na cianie. Zby miaa dugie i zakrzywione, niczym noe z czarnego diamentu. Pomienie pochodni byy dla nich niczym wobec aru ognia, w ktrym niegdy si pawiy. Tyrion gotw by przysic, e kiedy wychodzi, puste oczodoy patrzyy za nim. Znajdowao si tam dziewitnacie czaszek. Najstarsza pochodzia sprzed ponad trzech tysicy lat, najmodsza zaledwie sprzed ptora wieku. Dwie najmodsze byy jednoczenie najmniejsze, swoimi rozmiarami nie przekraczay wielkoci czaszki doga - tylko

tyle pozostao po ostatnich dwch osobnikach smoczego pomiotu zrodzonego na Dragonstone. Byy to ostatnie smoki Targaryena, by moe w ogle ostatnie, i nie yy dugo. Najwiksze czaszki naleay do potworw znanych z pieni i opowieci, do smokw, ktre Aegon Targaryen i jego siostry wypucili na Siedem Krlestw. Bardowie nadali im imiona bogw: Balerion, Meraxes, Yhaghar. Tyrion sta oniemiay midzy ich ogromnymi paszczami. Mona byo wjecha do gardzieli Yhaghara, chocia ju by si stamtd nie wyjechao. Meraxes wydawa si jeszcze wikszy. Najpotniejszy za z nich, Balerion zwany Czarnym Strachem, mgby pokn caego ubra albo nawet wochatego mamuta, ktre pono przemierzay zimne pustkowie za Portem Ibben. Tyrion dugo sta w wilgotnej piwnicy, wpatrzony w puste oczodoy ogromnej czaszki Baleriona, prbujc wyobrazi sobie jego rozmiary, kiedy smok rozkada swoje ogromne, czarne skrzyda i wzlatywa ku niebu, ziejc ogniem. Odlegy przodek Tyriona, krl Loren z Rock, prbowa stawi czoo sile tego ognia, kiedy razem z krlem Mernem z Reach usiowali powstrzyma najazd Targaryena. Dziao si to niemal trzy wieki temu, kiedy Siedem Krlestw byo rzeczywicie krlestwami, a nie zaledwie prowincjami jednego pastwa. Obaj krlowie zgromadzili szeset chorgwi, pi tysicy konnych rycerzy i dziesi razy wicej ochotnikw i zbrojnych. Aegon Smoczy Pan dysponowa moe jedn pit tej siy, jak mwi kroniki, a wikszo jego ludzi stanowili rekruci spord ludzi ostatniego krla, ktrego zabi, wic nie mona byo polega na nich do koca. Obie armie spotkay si na rozlegych rwninach rzeki Reach poronitych zocistym dojrzaym zboem. Kiedy obaj krlowie zaatakowali, siy Targaryena zaamay si i ruszyy do odwrotu. Przez kilka chwil, jak pisali kronikarze, najazd wydawa si powstrzymany ale tylko przez kilka chwil, dopki do walki nie wczyli si Aegon Targaryen i jego siostry. Tylko ten jeden raz wypuszczono razem Yhaghara, Meraxesa i Baleriona. Pole, na ktrym walczyli, zostao nazwane przez bardw Polem Ognia. Tamtego dnia spaliy si prawie cztery tysice ludzi, a wrd nich krl Mern znad rzeki Reach. Krl Loren uciek po to tylko, eby potem podda si, zoy hod Targaryenom i pocz syna, za ktrego Tyrion by mu ogromnie wdziczny. - Dlaczego tyle czytasz? Tyrion podnis wzrok, usyszawszy gos. Ujrza stojcego nieopodal Jona Snowa, ktry przyglda mu si zaciekawiony. Zaznaczy palcem stron i zamkn ksik. - Spjrz na mnie i powiedz, co widzisz - przemwi.

Chopiec obrzuci go podejrzliwym spojrzeniem. - Czy to jaka sztuczka? Widz ciebie, Tyriona Lannistera. Tyrion westchn. - Snow, jeste niezwykle uprzejmym bkartem. To, co widzisz, to karze. Ile masz lat, dwanacie? - Czternacie - poprawi go chopiec. - Czternacie, a jeste tak wysoki, jak ja nigdy nie bd. Do tego mam krtkie, kolawe nogi i chodz niezdarnie. eby nie spa z konia, potrzebuj specjalnego sioda, ktre sobie sam zaprojektowaem. Miaem do wyboru albo to, albo jedzi na kucu. Rce mam do silne, ale take za krtkie. A zatem nie mog wada mieczem. Gdybym si urodzi wieniakiem, to moe pozwoliliby mi umrze albo sprzedali do trupy handlarza niewolnikami. Niestety, nale do rodu Lannisterw z Casterly Rock, ktry nie posiada swojej trupy dziwolgw. Tak wic musz speni pewne oczekiwania. Mj ojciec by przez dwadziecia lat Namiestnikiem Krla. Pniej mj brat zabi tego samego Krla. No c, ycie pene jest podobnych ironii. Moja siostra polubia nowego Krla, a mj odraajcy siostrzeniec obejmie po nim tron. Musz wic mie swj udzia w podtrzymywaniu honoru mojego domu, zgodzisz si chyba ze mn? Tylko w jaki sposb? No c, moe nogi mam za krtkie w stosunku do reszty ciaa, za to gow posiadam za du, chocia ja ujmuj to inaczej i mwi, e jest na tyle dua, eby pomieci mj umys. Jak widzisz, potrafi bardzo trzewo oceni swoje silne i sabe strony. Moj broni jest mj umys. Brat ma swj miecz, krl Robert ma swj mot, a ja mam swj umys umys za potrzebuje ksiek, podobnie jak miecz potrzebuje kamienia do ostrzenia, jeli, oczywicie, ma zachowa swoj ostro. - Tyrion uderzy doni o skrzan okadk ksiki. - Dlatego wanie czytam tak duo, Jonie Snow. Chopiec sucha go w milczeniu. Chocia nie nosi imienia Starkw, bez wtpienia mia ich rysy: jego pociga, powana twarz nie zdradzaa jakichkolwiek uczu. Niewiele przekazaa mu matka, kimkolwiek bya. - O czym czytasz? - spyta. - O smokach - odpar Tyrion. - Po co? Nie ma ju smokw - odpowiedzia z chopic pewnoci siebie. - Tak mwi - powiedzia Tyrion. - Smutne, prawda? Kiedy byem w twoim wieku, marzyem, eby mie wasnego smoka. - Naprawd? - spyta chopiec podejrzliwie. Moe sdzi, e Tyrion artuje z niego. - Tak. Nawet taki pokurczony i brzydki chopiec moe patrze w d na wiat z grzbietu smoka. - Tyrion odrzuci niedwiedzi skr i podnis si. - W Casterly Rock wci rozpalaem ogniska i godzinami wpatrywaem si w pomienie, wyobraajc sobie, e to

smoczy ogie. Czasem wyobraaem sobie, e ponie w nim mj ojciec. Kiedy indziej widziaem w nim moj siostr. - Jon Snow nie odrywa od niego wzroku, a jego spojrzenie wyraao zarwno przeraenie, jak i fascynacj. Tyrion zarechota. - Nie patrz tak na mnie, bkarcie. Dobrze znam twoje sekrety. Miae podobne marzenia. - Nie - zaprzeczy Jon Snow przeraony. - Ja nigdy bym nie - Nie? Nigdy? - Tyrion unis brwi. - Tak, bez wtpienia Starkowie okazali ci wielk dobro. Jestem pewien, e lady Stark traktuje ci jak wasnego syna. Twj brat, Robb, tak, on zawsze by dla ciebie miy, dlaczego by nie? Jemu przypad Winterfell, tobie za Mur. A twj ojciec pewnie mia powody, eby ci spakowa i wysa do Nocnej Stray - Przesta - przerwa mu Jon Snow z twarz pociemnia od gniewu. - Nocna Stra to szlachetne powoanie! Tyrion rozemia si. - Jeste zbyt bystry, eby w to uwierzy. Nocna Stra to mietnik, do ktrego wrzucaj nieudacznikw z caego krlestwa. Widziaem, jak patrzysz na Yorena i jego chopakw. Oto twoi nowi bracia, Jonie Snow. I jak ci si podobaj? Gburowaci wieniacy pogreni w dugach, kusownicy, gwaciciele, zodzieje i bkarty takie jak ty. Wszyscy oni kocz na Murze, z ktrego wypatruj grumkinw, snarkw i tym podobnych potworw, o ktrych opowiadaj nianie. Dobra strona tego wszystkiego jest taka, e nie ma grumkinw ani snarkw, tak wic nie jest to zbyt niebezpieczna praca. Ze jest to, e mona tam sobie odmrozi jaja, ale nie ma to wikszego znaczenia, skoro i tak nie wolno wam podzi potomstwa. - Przesta! - krzykn chopiec bliski paczu. Zacisn pici i zrobi krok do przodu. Nagle Tyrion poczu si winny. Take zbliy si o krok. Chcia poklepa chopca po ramieniu albo mrukn jakie przeprosiny. Nawet przez chwil nie widzia wilka, ani przedtem, ani kiedy ten zaatakowa. W jednej chwili szed w kierunku Snowa, a w nastpnej lea rozcignity na kamienistej ziemi z ustami penymi brudu, krwi i butwiejcych lici; ksika upada nieopodal. Sprbowa si podnie, lecz poczu przenikliwy bl w plecach. Musia je nadwery w czasie upadku. Zacisnwszy zby, chwyci za wystajcy korze, podcign si i usiad. - Pom mi - zwrci si do chopca, wycigajc rami. W jednej chwili wilk znalaz si midzy nimi. Nawet nie warkn. Bestia nigdy nie wydawaa z siebie adnego dwiku. Patrzy tylko na niego tymi swoimi jasnoczerwonymi lepiami i szczerzy ky. Tyrion opad na ziemi wyczerpany. - No dobrze, nie pomagaj mi. Posiedz tutaj, dopki nie odejdziesz. Jon Snow umiechn si, gaszczc grube biae futro zwierzcia. - Popro adnie.

Tyrion Lannister poczu wzbierajcy w nim gniew, lecz stumi go wysikiem woli. Nie po raz pierwszy dozna upokorzenia i pewnie nie po raz ostatni. Moe nawet na nie zasuy. - Jon, bybym ci ogromnie wdziczny za twoj pomoc - powiedzia spokojnym gosem. - Siad, Duch - odezwa si chopiec. Wilkor usiad posusznie, lecz ani na chwil nie spuszcza wzroku z Tyriona. Jon podszed do Tyriona z tyu, wsun mu ramiona pod pachy i dwign go swobodnie do gry. Potem podnis ksik i poda mu j. - Dlaczego on mnie zaatakowa? - spyta Tyrion, zerkajc na wilkora. Wierzchem doni otar z ust krew i brud. - Moe myla, e jeste grumkinem. Tyrion spojrza na niego szybko. Zaraz potem wybuchn miechem. Byo to parsknicie, ktre wyda z siebie nosem wbrew swojej woli. - Och, bogowie - powiedzia, krztuszc si ze miechu i krcc gow. - Chyba lepiej, ebym wyglda jak grumkin. A co on robi ze snarkami? - Lepiej, eby nie wiedzia. - Jon podnis bukak i poda go Tyrionowi. Tyrion wyj zatyczk, przechyli gow i wla sobie do ust strumie wina. Chodny ogie pyncy przez gardo mile rozgrzewa jego ciao. Poda bukak Jonowi. - Chcesz? Chopiec przyj bukak i ostronie pocign yk. - To prawda, co powiedziae, tak? zapyta. - To, co mwie o Nocnej Stray. Tyrion skin gow. Jon Snow zacisn usta. - Skoro tak jest, niech tak pozostanie. Tyrion odpowiedzia umiechem. - Susznie, bkarcie. Wikszo ludzi woli przewanie zaprzecza okrutnej prawdzie, ni spojrze jej w oczy. - Wikszo ludzi, ale nie ty - odpowiedzia chopiec. - Nie - przyzna Tyrion. - Nie ja. Ja ju nawet o smokach prawie nie marz. Nie ma smokw. - Podnis z ziemi swoj skr. - Wracajmy lepiej, zanim twj wuj podniesie alarm. Nie musieli i dugo, lecz teren by bardzo nierwny, kiedy wic dotarli do obozu, Tyrion czu bl w nogach. Jon Snow chcia mu pomc przej przez pltanin korzeni, ale Tyrion odtrci jego do. Chcia i sam, swoj drog, tak jak zawsze w swoim yciu. Mimo wszystko ucieszy si na widok obozu. Pod cian dawno ju opuszczonego umocnienia postawiono schron, ktry mia ich osoni przed wiatrem. Rozpalono ogie i nakarmiono konie. Yoren siedzia na kamieniu i obdziera ze skry wiewirk.

Tyrion poczu smakowity zapach gulaszu. Poszed cikim krokiem w kierunku swojego sucego o imieniu Morrec, ktry miesza w garnku. Morrec poda mu bez sowa chochl. - Dodaj pieprzu - powiedzia. Benjen Stark wynurzy si ze schronu, ktry dzieli ze swoim bratankiem. - Jeste ju, Jon. A niech ci, nie odchod nigdy sam. Mylaem, e wpade w rce Innych. - To byy grumkiny - odpowiedzia Tyrion wesoo. Jon Snow umiechn si. Stark rzuci Yorenowi niespokojne spojrzenie. Starzec chrzkn, wzruszy ramionami i wrci do swojej pracy. Miso wiewirki zagcio gulasz, ktry zjedli przy ognisku z czarnym chlebem i twardym serem. Tyrion dzieli si z innymi swoim bukakiem, tak e nawet Yoren zagodnia. Jeden po drugim odchodzili do swoich schronw na spoczynek. Zosta tylko Jon Snow, ktry mia obj pierwsz wart. Tyrion uda si na spoczynek, jak zawsze, ostatni. Zanim znikn w schronie, ktry postawili dla niego jego ludzie, odwrci si i spojrza na Jona Snowa. Chopiec sta blisko ogniska z kamienn twarz, wpatrzony w pomienie. Tyrion Lannister umiechn si smutno i poszed spa.

CATELYN
Mino osiem dni od wyjazdu Neda i dziewczynek, kiedy Maester Luwin przyszed do niej, do pokoju Brana, z lamp do czytania i ksigami rachunkowymi. - Moja pani, najwyszy czas, ebymy przejrzeli ksigi - powiedzia. - Chcesz pewnie wiedzie, ile kosztowaa nas wizyta Krla. Catelyn spojrzaa na Brana i odgarna kosmyk wosw z jego czoa. Zauwaya, e bardzo urosy. Bdzie musiaa mu je obci. - Nie musz przeglda adnych ksig odpowiedziaa, nie spuszczajc wzroku z Brana. - Wiem, ile kosztowaa nas jego wizyta. Zabierz ksigi. - Moja pani, krlewska wita miaa ogromny apetyt. Musimy odnowi zapasy - Powiedziaam, eby zabra ksigi - przerwaa. - Zarzdca zajmie si wszystkim. - Nie mamy zarzdcy - przypomnia jej maester Luwin. Bdzie mnie podchodzi jak may szczur, pomylaa. - Poole pojecha na poudnie, gdzie zajmie si domem lorda Eddarda w Krlewskiej Przystani. Catelyn pokiwaa gow mechanicznie. - Tak, pamitam. - Bran wyglda tak blado. Zastanawiaa si, czy nie mogliby przysun jego ka do okna, eby polea troch w porannym socu. Maester Luwin postawi lamp w niszy przy drzwiach i poprawi jej knot. - Moja pani, jest kilka spraw, ktrymi powinna si zaj. Oprcz zarzdcy trzeba te wyznaczy nowego dowdc stray, a take nowego koniuszego Jej wzrok powdrowa przez pokj i spocz na nim. - Koniuszego? - spytaa gosem, ktry przypomina trzaniecie biczem. - Tak, moja pani - wymamrota maester. Hullen pojecha na poudnie z lordem Eddardem. A zatem - Luwinie, mj syn ley tutaj zoony niemoc, umierajcy, a ty chcesz dyskutowa ze mn o nowym koniuszym? Nic mnie nie obchodz stajnie. Ani troch. Jestem gotowa zaszlachtowa wszystkie konie w Winterfell, gdyby to tylko wrcio zdrowie Branowi. Rozumiesz mnie? Skoni gow. - Tak, moja pani. Mimo to - Ja zajm si nowymi ludmi - odezwa si Robb.

Catelyn nie syszaa, kiedy wszed do pokoju. Sta na progu i patrzy na ni. Nagle zdaa sobie spraw, e chwil wczeniej podniosa gos, i oblaa si rumiecem wstydu. Co si z ni dzieje? Jest taka zmczona i wci boli j gowa. Maester Luwin spoglda to na Catelyn, to na jej syna. - Przygotowaem list osb, ktre mona by rozway przy obsadzaniu wolnych urzdw - powiedzia. Wycign z rkawa papier i poda go Robbowi. Jej syn przeczyta nazwiska. Wychodzi z zamku, pomylaa Catelyn. Policzki mia zarowione od zimna, a wosy zmierzwione wiatrem. - Dobry wybr - powiedzia. - Jutro o nich pomwimy. - Odda papier maesterowi. - Dobrze, panie. - Rulon znikn w jego rkawie. - Zostaw nas teraz - powiedzia Robb. Maester Luwin skoni si i odszed. Robb zamkn za nim drzwi i odwrci si do niej. Zobaczya, e nosi miecz. - Mamo, co ty robisz? - Catelyn zawsze sdzia, e Robb jest podobny do niej; mia kasztanowe wosy i niebieskie oczy, tak samo jak Bran, Rickon i Sansa. Teraz jednak dostrzega, e jego twarz przypomina bardzo oblicze Eddarda Starka, jest rwnie surowa i ponura jak sama pnoc. - Co ja robi? powtrzya za nim niczym echo. - Jak moesz pyta? A jak sdzisz? Opiekuj si twoim bratem. Branem. - Tak to nazywasz? Nie opucia jego pokoju od dnia wypadku Brana. Nie wysza nawet do bramy, eby poegna ojca i dziewczynki. - Tutaj si z nimi poegnaam i patrzyam z okna, jak wyjedali. - Bagaa Neda, eby zosta, eby nie wyjeda po tym, co si stao. Prbowaa go przekona, e wszystko si zmienio. Czy on tego nie widzia? Bezskutecznie. Odpowiedzia jej, e nie ma wyboru, i odjecha. - Nie mog go zostawi nawet na moment, kada chwila moe by jego ostatni. Musz by z nim, nigdy nie wiadomo - Pooya rk na bezwadnej doni syna. Bya taka krucha, pozbawiona siy, lecz mimo wszystko czua ycie pod jego skr. - Mamo, on nie umrze - powiedzia Robb agodniejszym gosem. - Maester Luwin twierdzi, e najwiksze niebezpieczestwo mino. - A jeli on si myli? Jeli Bran bdzie mnie potrzebowa, a mnie przy nim nie bdzie? - Rickon ci potrzebuje - odpowiedzia stanowczo Robb. - On ma dopiero trzy lata i nic nie rozumie z tego, co si dzieje. Myli, e wszyscy go opucili, wic chodzi za mn przez cay dzie i pacze. Nie wiem, co z nim zrobi. - Zamilk na chwil, przygryzajc doln warg, tak samo jak zwyk to robi, kiedy by may. - Mamo, ja take ci potrzebuj. Staram si, ale ale nie potrafi zaj si wszystkim.

Gos mu si zaama. Catelyn uwiadomia sobie, e on ma dopiero czternacie lat. Zapragna wsta i podej do niego, lecz do miaa splecion z rk Brana, tak e nie moga si ruszy. Na zewntrz rozlego si wycie wilka. Catelyn zadraa. - To wilk Brana. - Robb otworzy okno, wpuszczajc nocne powietrze do dusznego pokoju. Wilk zawy goniej. By to zimny i samotny gos przepeniony smutkiem i rozpacz. - Nie otwieraj - powiedziaa. - Bran potrzebuje ciepa. - On musi sysze ich pie - odpowiedzia Robb. Gdzie dalej w Winterfell rozlego si wycie drugiego wilka. A potem zaraz odezwa si trzeci. - Kudacz i Szary Wicher powiedzia Robb, kiedy gosy wilkw ucichy. - Jak si dobrze wsucha, to mona je rozrni. Catelyn draa. Draa przepeniona smutkiem, chodem i wyciem wilkw. Kadej nocy to samo: wycie, chd i szary, opustoszay zamek. Wiecznie to samo. I jej chopiec zoony niemoc w ku, najsodsze z jej dzieci, najagodniejsze, Bran, ktry uwielbia si mia i wspina, ktry marzy, eby zosta rycerzem. Teraz wszystko przepado, ju nigdy nie usyszy jego miechu. Zanoszc si paczem, wyrwaa rk z jego doni i zakrya uszy przed natrtnym wyciem. - Niech przestan! - zawoaa. - Nie mog tego znie, niech przestan, niech przestan, zabij je, jeli trzeba, niech tylko przestan! Nie pamitaa, kiedy upada na podog, lecz zorientowaa si, e ley na niej, a Robb podtrzymuje j swoimi silnymi ramionami. - Nie bj si, mamo! Nie zrobi mu krzywdy. Podprowadzi j do wskiego ka ustawionego w kcie pokoju. - Zamknij oczy - powiedzia agodnie. - Odpocznij. Maester Luwin mwi, e prawie si nie kada od tamtego dnia. - Nie mog - powiedziaa przez zy. - Bogowie, przebaczcie mi, Robb, nie mog. A jeli on umrze, kiedy bd spaa, jeli umrze Wilki nie przestaway wy. Krzykna przeraliwie i przycisna donie do uszu. Och, bogowie, zamknij okno! - Jeli obiecasz mi, e si pooysz. - Robb podszed do okna, lecz kiedy pooy do na okiennicy, wraz z aosnym wyciem rozleg si te inny odgos. - Psy - powiedzia, nasuchujc. - Wszystkie psy ujadaj. Nigdy tego nie robi - Catelyn usyszaa, jak wciga gono powietrze. - Kiedy podniosa wzrok, ujrzaa w wietle lampy jego poblad twarz. Poar - powiedzia szeptem. Poar, pomylaa, a potem zaraz: Bran! - Pom mi - powiedziaa, wstajc. - Pom mi wynie Brana. Robb wydawa si jej nie sysze. - Ponie wiea z bibliotek - powiedzia.

Teraz Catelyn widziaa przez otwarte okno skaczce pomienie. Usiada z ulg. Bran by bezpieczny. Biblioteka znajdowaa si na drugim kocu muru obronnego, wic ogie nie mg do nich dotrze. - Dziki bogom - wyszeptaa. Robb popatrzy na ni, jakby oszalaa. - Mamo, zosta tutaj. Wrc, gdy tylko ugasz ogie - powiedzia i wybieg. - Syszaa, jak woa do stray, jak zbiegaj w popiechu po schodach. - Poar - rozlegy si krzyki na zewntrz. Sycha byo tupot ng, renie przestraszonych koni i ujadanie psw. Suchajc caej tej kakofonii, zdaa sobie spraw, e wycie wilkw ucicho. Odmawiajc w duchu modlitw dzikczynn do siedmiu twarzy boga, podesza do okna. Na drugim kocu muru, z okien biblioteki, strzelay dugie jzory pomieni. Spojrzaa na dym wznoszcy si ku niebu i pomylaa ze smutkiem o wszystkich tych ksigach, ktre Starkowie gromadzili od stuleci. Potem zamkna okiennice. Kiedy odwrcia si od okna, ujrzaa w pokoju mczyzn. - Miao ci tu nie by - mrukn ponuro. - Nikogo miao tutaj nie by. By maym, brudnym mczyzn w brudnym, brzowym ubraniu i czu go byo komi. Catelyn znaa wszystkich, ktrzy pracowali w stajni, lecz jego nie potrafia rozpozna. Chudy, cienkie jasne wosy oraz jasne, gboko osadzone oczy, w doni trzyma sztylet. Catelyn spojrzaa na n, a potem na Brana. - Nie - powiedziaa. Sowo to ugrzzo jej w gardle, dlatego wypowiedziaa je ledwo dosyszalnym szeptem. Mimo to musia je usysze, poniewa powiedzia: - Wywiadczam mu ask. On i tak ju nie yje. - Nie - powtrzya Catelyn, tym razem goniej. - Nie, nie moesz. Odwrcia si do okna z zamiarem wezwania pomocy, lecz okaza si szybszy, ni si spodziewaa. Jedn doni zakry jej usta i odchyli do tyu jej gow, drug przyoy jej sztylet do garda. Dusi j jego smrd. Uniosa donie i, chwyciwszy z caej siy za ostrze sztyletu, odsuna je od swojego garda. Syszaa, jak zakl tu przy jej uchu. Czua na palcach krew, lecz nie puszczaa sztyletu. Nieznajomy coraz mocniej zaciska do na jej ustach, odcinajc jej dopyw powietrza. Catelyn obrcia gow w bok i udao jej si chwyci zbami jego rk. Ugryza mocno. Mczyzna jkn z blu. Zacisna zby jeszcze mocniej i pocigna. Po chwili puci j. Czua w ustach smak jego krwi. Wzia gboki oddech i krzykna przeraliwie, a on chwyci j za wosy i odcign od siebie. Catelyn potkna si i przewrcia, a on stan

nad ni, drc i oddycha ciko. Praw do mia mokr od krwi, lecz mimo to ciska w niej swj sztylet. - Miao ci tutaj nie by - : powtrzy z uporem. Catelyn dostrzega cie wlizgujcy si za nim przez otwarte drzwi. Rozlego si guche warczenie, potem warknicie, zaledwie szept ostrzeenia, lecz on je usysza i odwrci si. W tym samym momencie wilk skoczy. Opadli na podog razem, przygniatajc czciowo lec Catelyn. Wilk chwyci go za gardo. Krzyk mczyzny nie trwa nawet sekundy, zanim wilk szarpn pyskiem, wyrywajc mu poow garda. Poczua jego krew na swojej twarzy niczym ciepy deszcz. Wilk patrzy na ni. Szczki mia czerwone i mokre, a jego oczy lniy zocicie w ciemnym pokoju. Zorientowaa si, e jest to wilk Brana. Oczywicie, e tak. - Dzikuj ci powiedziaa szeptem. Uniosa drc do, czua, e chce go dotkn, e musi to zrobi. Wilk podszed bliej, powcha jej palce i zliza z nich krew mokrym, szorstkim jzorem. Kiedy obmy ca krew, odwrci si, po czym bezszelestnie wskoczy na ko Brana i pooy si obok niego. Catelyn zaniosa si histerycznym miechem. I tak ich znaleli, kiedy Robb, maester Luwin, ser Rodrik i poowa stray Winterfell wpadli do pokoju. Kiedy wreszcie miech zamar na jej ustach, zawinli j w ciepe koce i zaprowadzili do jej komnaty w Wielkiej Wiey. Stara Niania rozebraa j i pomoga wej do kadzi z gorc wod, w ktrej zmya z niej krew. Maester Luwin przyszed opatrzy jej rany. Palce miaa gboko przecite, prawie do koci, w miejscu za, w ktrym chwyci j za wosy i wyrwa ich gar, pozostaa otarta do krwi skra. Maester oznajmi jej, e rany bd bolay, i poda mleko z maku, eby zasna. Wreszcie zamkna oczy. Kiedy ponownie je otworzya, powiedziano jej, e przespaa cztery dni. Catelyn skina gow i usiada w ku. Teraz wszystko wydawao jej si nocnym koszmarem, wszystko z wyjtkiem wypadku Brana; jakby przeya koszmarny sen peen krwi i smutku, jednake obolae donie przypominay jej, e wszystko zdarzyo si naprawd. Bya osabiona i krcio jej si w gowie, lecz mimo to czua si, jakby zdjto z jej barkw ogromny ciar. - Przyniecie mi chleba i miodu - rozkazaa sucym. - I dajcie zna maesterowi Luwinowi, e trzeba mi zmieni bandae. - Spojrzeli na ni zdumieni i pobiegli wypeni jej polecenia.

Catelyn przypomniaa sobie swoje wczeniejsze zachowanie i poczua wstyd. Zawioda ich wszystkich, dzieci, ma, swj rd. To ju si nie powtrzy. Pokae tym z pnocy, jak silni potrafi by Tullyowie z Riverrun. Robb zjawi si w jej pokoju, zanim przyniesiono jedzenie. Przyszed z nim Rodrik Cassel, a take stranik jej ma, Theon Greyjoy, oraz Hallis Mollen, muskularny onierz o kwadratowej, kasztanowej brodzie. Robb przedstawi go jako nowego dowdc stray. Jej syn ubrany by w skrzane ubranie i kolczug, a u jego boku wisia miecz. - Kim on by? - spytaa ich Catelyn. - Nikt nie zna jego imienia - odpowiedzia Hallis Mollen. - Obcy, chocia niektrzy twierdz, e widywali go ostatnio w pobliu zamku. - A zatem czowiek Krla - powiedziaa. - Albo Lannisterw. Mg zosta, kiedy pozostali wyjedali. - By moe - powiedzia Hal. - Tylu obcych przybyo ostatnio do zamku, e nie sposb powiedzie, czyim by czowiekiem. - Ukrywa si w twoich stajniach - odezwa si Greyjoy. - mierdzia komi. - Jak wic mg pozosta nie zauwaony? - spytaa stanowczym gosem. Hallis Mollen spuci gow. - Stajnie w poowie opustoszay, poniewa cz koni zabra lord Stark na poudnie, a inne wysalimy na pnoc, dla Nocnej Stray. atwo wic byo si ukry przed stajennymi. Moe Hodor go widzia, tylko e chopak ostatnio zachowuje si do dziwnie - Hal pokrci gow. - Odszukalimy go - wtrci Robb. - Mia dziewidziesit srebrnych jeleni w skrzanej sakiewce, ktr schowa w somie. - Dobrze wiedzie, e przynajmniej ycie mojego syna nie zostao sprzedane tanio rzucia Catelyn z gorycz. Hallis Mollen spojrza na ni zdumiony. - Wybacz pani, czy chcesz powiedzie, e on przyszed zabi twojego chopca? - To szalestwo - wtrci Greyjoy z niedowierzaniem. - Przyszed po Brana - powiedziaa Catelyn. - Wci mamrota, e nie powinno mnie tam by. Podoy ogie w bibliotece, sdzc, e popdz ze stra gasi poar. I tak by si stao, gdyby nie otumanio mnie cierpienie. - Dlaczego kto chciaby zabi Brana? - spyta Robb. - Bogowie, to tylko may chopiec, bezradny, pogrony we nie

Catelyn spojrzaa wyzywajco na swojego pierworodnego syna. - Jeli masz zamiar wada pnoc, musisz przemyle wszystko i odpowiedzie na swoje wasne pytania. Dlaczego kto chciaby zabi pogrone we nie dziecko? Zanim zdoa cokolwiek odpowiedzie, sucy powrcili z kuchni zjedzeniem. Przynieli wicej, ni prosia: gorcy chleb, maso i mid, konfitur z jeyn, plaster boczku, jajko na mikko, kawa tego sera i dzban mitowej herbaty. Na kocu przyby maester Luwin. - Jak czuje si mj syn? - spytaa go Catelyn. Spojrzawszy na jedzenie, stwierdzia, e nie ma apetytu. - Bez zmian, moja pani. - Maester Luwin spuci wzrok. Nie spodziewaa si innej odpowiedzi. W doniach czua pulsujcy bl, jakby ciskaa ostrze noa. Odesaa sub i zwrcia si do Robba: - Masz ju odpowied? - Kto nie chce, eby Bran si obudzi - powiedzia Robb. - Boi si tego, co mgby zrobi lub powiedzie, tego, co Bran wie. Catelyn bya dumna z syna. - Bardzo dobrze. - Spojrzaa na nowego dowdc stray. Trzeba zapewni bezpieczestwo Branowi. Skoro mielimy jednego zabjc, mog zjawi si inni. - Pani, ile chcesz stray? - spyta Hal. - Do powrotu lorda Eddarda mj syn jest panem Winterfell - odpowiedziaa mu. Robb wyprostowa si. - Jeden czowiek w jego pokoju, dzie i noc. Drugi na zewntrz i jeszcze dwch na dole schodw. Nikt nie ma prawa tam wchodzi bez pozwolenia mojego albo mojej matki. - Jak rozkaesz, panie. - Ju teraz wystawcie strae - wtrcia Catelyn. - I niech wilk zostanie w jego komnacie - doda Robb. - Tak - powiedziaa Catelyn i zaraz powtrzya: - Tak. - Hallis Mollen skoni gow i opuci pokj. - Lady Stark - odezwa si teraz ser Rodrik. - Czy zwrcia uwag na sztylet, ktrym posugiwa si morderca? - Okolicznoci nie pozwoliy mi przyjrze mu si. bliej, ale mog rczy za ostro jego ostrza - odpowiedziaa Catelyn i umiechna si. - Dlaczego pytasz? - Znalelimy n w doni przestpcy. Moim zdaniem jest to zbyt wyszukana bro, jak na takiego czowieka, wic przyjrzaem si dobrze sztyletowi. Ostrze z valyriaskiej stali, rkoje ze smoczej koci. Ludzie jego pokroju nie nosz takiej broni. Kto musia mu j da.

Catelyn przytakna mu zamylona. - Robb, zamknij drzwi. Spojrza na ni zdziwiony, lecz posucha jej. - To, co wam teraz powiem, nie moe wyj z tego pokoju - odezwaa si, - Musicie mi przysic, e tak bdzie. Jeli cho cz moich podejrze okae si prawdziwa, to Ned i dziewczynki znajduj si w miertelnym niebezpieczestwie i ycie ich zaley od tego, czy ktokolwiek dowie si o tym, co chc wam powiedzie. - Lord Eddard jest moim drugim ojcem - powiedzia Theon Greyjoy. - Przysigam. - Masz i moj przysig - powiedzia maester Luwin. - Take i moj, pani - przemwi ser Rodrik. Spojrzaa na syna. - A ty, Robb? Skin gow. - Moja siostra, Lysa, uwaa, e Lannisterowie zamordowali jej ma, lorda Arryna, Namiestnika Krla - owiadczya Catelyn. - Wydaje mi si, e Jaime Lannister nie bra udzia w polowaniu, ktre odbyo si w dzie wypadku Brana. Zosta na zamku. - W pokoju zapada grobowa cisza. - Sdz, e Bran nie spad z wiey - przerwaa cisz. - Myl, e kto go zrzuci. Zebrani patrzyli na ni zdumieni. - Moja pani, straszliwe przypuszczenie - przemwi Rodrik Cassel. - Nawet Krlobjca chyba by si zawaha przed zamordowaniem niewinnego dziecka. - Czyby? - wtrci Theon Greyjoy. - Nie sdz. - Nie ma granic dla dumy Lannisterw ani dla ich ambicji - powiedziaa Catelyn. - Chopiec potrafi si wspina jak nikt inny - zauway maester Luwin. - Zna kady kamie w Winterfell. - Bogowie - zakl Robb, a jego twarz pociemniaa od gniewu. - Zapaci za to, jeli to prawda. - Wycign miecz i zamachn si w powietrzu. - Sam go zabij! - Od to! - skarci go ser Rodrik. - Lannisterowie znajduj si o setki mil std. Nigdy nie wycigaj miecza, jeli nie masz zamiaru go uy. Ile razy mam ci powtarza, gupcze? Robb pokornie wsun miecz do pochwy, znowu przemieni si w chopca. - Widz, e mj syn nosi bro. - Catelyn zwrcia si do ser Rodrika. - Uznaem, e ju czas - odpowiedzia stary zbrojmistrz. Robb rzuci jej niespokojne spojrzenie. - Najwyszy czas - powiedziaa. - Winterfell moe potrzebowa wszystkich swoich mieczy i lepiej, eby nie byy to drewniane zabawki. Theon Greyjoy pooy do na rkojeci swojego ora i powiedzia:

- Pani, mj dom ma dug do spacenia wobec twojego rodu. - Maester Luwin pocign za swj konierz z acucha, ktry obciera mu szyj. - Wszystko, co wiemy, to jedynie przypuszczenia. Oskaramy ukochanego brata Krlowej. Nie bdzie z tego zadowolona. Musimy zdoby dowody albo siedzie cicho. - Sztylet jest dowodem - powiedzia ser Rodrik. - Tak wspaniaa bro nie jest czym powszednim. Tylko w jednym miejscu mona dowiedzie si prawdy, zdaa sobie spraw Catelyn. Kto musi uda si do Kings Landing. - Ja pojad - powiedzia Robb. - Nie - odpara. - Twoje miejsce jest tutaj. W Winterfell zawsze musi by kto ze Starkw. - Spojrzaa na ser Rodrika z ogromnymi biaymi bokobrodami, potem na maestera Luwina ubranego w szar szat i wreszcie jej wzrok spocz na Greyjoyu, szczupym, ponurym i porywczym modziecu. Kogo wysa? Komu zaufa? Mina kolejna chwila i ju wiedziaa. Odrzucia koce zabandaowanymi, sztywnymi palcami i wysza z ka. - Sama musz jecha. - Moja pani - odezwa si maester Luwin. - Czy to rozsdne? Bez wtpienia Lannisterowie odnios si do ciebie podejrzliwie, kiedy tam przybdziesz. - A Bran? - spyta Robb. Biedny chopiec wydawa si teraz cakowicie zdezorientowany. - Chyba nie chcesz go opuci. - Nie mog ju nic wicej dla niego zrobi - powiedziaa, kadc mu na ramieniu zranion do. - Jego ycie pozostaje w rkach bogw i maestera Luwina. Musz mie na wzgldzie take i pozostae dzieci. Sam mi o tym przypominae, Robb. - Pani, bdzie ci potrzebna dobra eskorta - powiedzia Theon. - Wyl Hala z oddziaem gwardzistw - powiedzia Robb. - Nie - przerwaa mu Catelyn. - Dua grupa zwraca na siebie uwag. Nie chc, eby Lannisterowie dowiedzieli si o moim przyjedzie. - Pani, pozwl, ebym chocia ja z tob pojecha - zaprotestowa ser Rodrik. Kobieta nie powinna podrowa samotnie krlewskim traktem. - Nie pojad krlewskim traktem - odpowiedziaa mu Catelyn. Zastanawiaa si przez chwil, po czym skina gow. - Dwch jedcw moe podrowa rwnie szybko jak jeden, a ju na pewno o wiele szybciej ni duga kolumna wozw i powozw. Ser Rodriku, z radoci przyjm twoje towarzystwo. Udamy si wzdu rzeki Biay N, a do morza. W Biaym Porcie wynajmiemy statek. Dziki mocnym koniom i sprzyjajcym wiatrom

powinnimy dotrze do Krlewskiej Przystani przez Nedem i Lannisterami. - A potem, pomylaa, zobaczymy, co dalej.

SANSA
- Eddark Stark wyszed jeszcze przed witem. Septa Mordane poinformowaa Sans przy niadaniu. - Krl posa po niego. Chodzi pewnie o kolejne polowanie. Podobno w tych stronach s jeszcze dzikie ubry. - Nigdy nie widziaam ubra - odpowiedziaa Sansa i podsuna plaster bekonu pod nos Damy pod stoem. Wilczyca przyja go z agodnoci godn krlowej. Septa Mordane prychna z niezadowoleniem. - Dobrze urodzone damy nie karmi psw pod stoem - powiedziaa i oderwaa jeszcze jeden kawaek z plastra miodu. Mid spyn na jej chleb. - Ona nie jest psem. To wilkor - zauwaya Sansa, a tymczasem Dama oblizywaa szorstkim jzorem jej palce. - Ojciec pozwoli nam trzyma je przy sobie, jeli chcemy. Septa wci patrzya na ni z niechci. - Sansa, potrafisz by grzeczn dziewczynk, ale jeli chodzi o twoje stworzenie, to jeste rwnie uparta jak Arya. - Zmarszczya czoo. - A gdzie jest Arya? - Nie bya godna - odpowiedziaa Sansa, chocia domylaa si, e jej siostra ju dawno pewnie zakrada si do kuchni i wyudzia co do jedzenia od ktrego z pomocnikw kucharza. - Przypomnij jej, eby ubraa si adnie. Moe w sukni z szarego aksamitu. Zostaymy zaproszone na przejadk krlewskim powozem z Krlow i ksiniczk Myrcell, musimy wic dobrze si zaprezentowa. Sansa ju prezentowaa si doskonale. Wyszczotkowaa swoje dugie kasztanowe wosy i woya swoj najpikniejsz sukni z niebieskiego jedwabiu. Ju od ponad tygodnia wyczekiwaa tego dnia. Wielkim zaszczytem byo mc jecha z Krlow, a ponadto spodziewaa si spotka ksicia Joffreya, swojego narzeczonego. Chocia mieli si pobra dopiero za wiele lat, ju teraz na sam myl o nim czua, jak szybciej bije jej serce. W rzeczywistoci Sansa nie znaa jeszcze Joffreya, lecz zdya si ju w nim zakocha. By dokadnie takim ksiciem o jakim marzya: wysoki, przystojny i silny, i mia zociste wosy. Cieszya si z kadej chwili, jak moga spdzi w jego towarzystwie, chocia dotd nie byo ich wiele. Jedyne, czego obawiaa si tego dnia, to Arya. Jej siostra potrafia zepsu wszystko. Nigdy nie dao si przewidzie, co zrobi. - Powiem jej - odpowiedziaa Sansa niepewnie. Chocia pewnie ubierze si tak, jak bdzie chciaa. - Miaa nadziej, e tym razem Arya nie przyniesie jej wielkiego wstydu. - Czy mog odej?

- Moesz. - Septa Mordane wzia jeszcze chleba i miodu, a Sansa zsuna si z awki. Dama ruszya za ni, kiedy wybiegaa z jadalni karczmy. Wyszedszy na zewntrz, znalaza si w samym rodku oglnego zamieszania, skrzypienia drewnianych k, krzykw i przeklestwo ludzi, ktrzy adowali namioty i pawilony na wozy, przygotowujc si do dalszej drogi. Karczma znajdowaa si w ogromnym trzypitrowym budynku z jasnego kamienia. Sansa nie widziaa dotd wikszej, a mimo to pomiecia zaledwie jedn trzeci krlewskiej wity, ktra rozrosa si do czterystu ludzi, kiedy doczy do niej jej ojciec ze swymi ludmi oraz grup wolnych. Znalaza Ary nad brzegiem Tridentu. Trzymaa mocno Nymeri, prbujc wyczesa z jej kudw zaschnite boto. Wilczycy najwyraniej si to nie podobao. Arya ubrana bya w to samo skrzane ubranie, ktre nosia poprzedniego dnia i jeszcze wczeniej. - Lepiej ubierz co adnego - powiedziaa Sansa. - To polecenie septy Mordane. Dzisiaj bdziemy jecha z Krlow i ksiniczk Myrcell. - Ja nie - odpowiedziaa Arya, prbujc rozczesa szczeglnie skudlone miejsce na szarym grzbiecie Nymerii. - Jedziemy z Mycahem w gr rzeki do brodu, eby poszuka rubinw. - Rubinw - powtrzya Sansa. - Jakich rubinw? Arya spojrzaa na ni, jakby Sansa bya niespena rozumu. - Rubinw Rhaegara. Tutaj przecie krl Robert zabi go i zdoby koron. Sansa patrzya na swoj chud siostr z niedowierzaniem. - Nie moesz jecha szuka rubinw. Oczekuje nas ksiniczka. Krlowa zaprosia nas obie. - Nic mnie to nie obchodzi - powiedziaa Arya. - W tym ich powozie nie ma nawet okien i nic nie wida. - A co ty by chciaa zobaczy? - odpara Sansa zniecierpliwiona. Tak bardzo si ucieszya z tego zaproszenia, a jej gupia siostra miaa zamiar wszystko zepsu, tak jak przypuszczaa. - Cigle tylko zagrody, pola i grody. - Wcale nie - zaprzeczya Arya. - Gdyby pojechaa czasem z nami, przekonaaby si, e to nieprawda. - Nienawidz jedzi konno - wycedzia Sansa. - Mona si tylko zakurzy, uboci i na dodatek caa jeste obolaa. Arya wzruszya ramionami. - Stj spokojnie - warkna do Nymerii. - Przecie nie robi ci nic zego. - Po chwili zwrcia si do Sansy: - Kiedy przeprawialimy si przez Przesmyk, naliczyam trzydzieci sze kwiatw, jakich jeszcze nigdy wczeniej nie widziaam, a Mycah pokaza mi jaszczurolwa.

Sansa wzdrygna si. Przeprawa przez Przesmyk trwaa dwanacie dni. Tukli si po zniszczonej grobli, ktra cigna si przez nie koczce si czarne bagna, a ona nienawidzia kadej chwili tam spdzonej. Powietrze byo wilgotne i lepkie, a grobla tak wska, e nie mogli nawet rozbi naleycie obozu na noc i musieli nocowa na trakcie. Ze wszystkich stron napieray na nich kpy na wp zatopionych drzew, a z ich gazi zwisay dugie wosy jasnych grzybw. W bocie zakwitay ogromne kwiaty, ktre unosiy si na stojcej wodzie, lecz gdyby znalaz si kto na tyle gupi, kto chciaby zej z grobli i sprbowa je zerwa, grzski grunt tylko czeka, eby go wessa. Z gazi przyglday si we, a z wody wyglday jaszczurolwy podobne do czarnych kd z pyskami i oczami. Oczywicie, Arya na nic nie zwaaa. Ktrego dnia wrcia, szczerzc zby jak ko z potarganymi wosami i caa w bocie, a w doni trzymaa bukiet purpurowych i zielonych kwiatw, ktre podarowaa ojcu. Sansa miaa nadziej, e ojciec skarci Ary i nakae jej zachowywa si, jak przystao wysoko urodzonej damie, lecz on niczego takiego nie uczyni uciska j tylko i podzikowa za kwiaty. Potem zachowywaa si jeszcze gorzej. Okazao si te, e purpurowe kwiaty nosz nazw trujcych pocaunkw i Arya dostaa od nich czerwonej wysypki na rkach. Sansa mylaa, e jej siostra otrzymaa wystarczajc nauczk, lecz Arya rozemiaa si tylko, a nastpnego dnia cae ramiona natara botem, jak jaka gupia dziewucha z bagien. Zrobia tak, poniewa jej przyjaciel Mycah powiedzia jej, e dziki temu ustpi swdzenie na rkach. Caa te bya w siniakach. Kiedy rozbieray si do snu, Sansa widziaa na jej rkach i barkach ciemne prgi i tozielone plamy. Tylko bogowie wiedzieli, skd je miaa. Arya opowiadaa o tym, co widziaa po drodze, nie przerywajc rozczesywa sierci swojej wilczycy. - W zeszym tygodniu znalelimy opuszczon stranic, a dzie wczeniej gonilimy stado dzikich koni. Szkoda, e nie widziaa, jak uciekay, kiedy wyczuy Nymeri. Wilczyca poruszya si niespokojnie. - Sied. Musz skoczy drugi bok. Caa jeste w bocie. - Nie wolno ci odcza si od kolumny - upomniaa j Sansa. - Tata nie pozwala. Arya wzruszya ramionami. - Nie odchodziam daleko. Przez cay czas bya ze mn Nymeria. A poza tym nie zawsze gdzie jad. Czasem zabawnie jest zosta przy wagonach i porozmawia z ludmi. Sansa dobrze wiedziaa, z jakimi to ludmi Arya lubia porozmawia: miaa na myli giermkw, stajennych, suce, starcw i goe dzieci albo grubiaskich jedcw niepewnego urodzenia. Arya gotowa bya zaprzyjani si z kadym. Najgorszy z nich by Mycah, dziki

trzynastolatek, chopak rzenika, spa w wozie z misem i cuchn piekiem do szlachtowania zwierzt. Sansie robio si niedobrze ju od samego patrzenia na niego, natomiast Arya speniaa wraenie, e woli jego towarzystwo od towarzystwa wasnej siostry. Sansa zaczynaa traci cierpliwo. - Musisz pj ze mn - przemwia stanowczym gosem. - Nie mona odrzuca zaproszenia Krlowej. Septa Mordane bdzie czekaa na ciebie. Arya nie zwracaa uwagi na jej sowa. Pocigna mocniej szczotk, a Nymeria warkna i odskoczya uraona. - Wracaj tutaj! - Bd cytrynowe ciasteczka i herbata - cigna Sansa z powag. Dama otara si ojej nogi. Sansa podrapaa j za uchem, tak jak lubia, i wilczyca usiada przy niej, przygldajc si, jak Arya goni Nymeri. - Dlaczego wolisz jedzi na mierdzcym starym koniu, poci si i mczy, skoro moesz siedzie na mikkich poduszkach i je ciasteczka w towarzystwie Krlowej? - Nie lubi Krlowej - rzucia obojtnie Arya. Sansa wstrzymaa oddech, zdumiona, e jej siostra odwaya si powiedzie co takiego, tymczasem Arya mwia dalej: - Nie pozwoli mi zabra ze sob Nymerii. - Wsuna sobie za pas szczotk i zacza si podkrada do wilczycy. Nymeria obserwowaa j uwanie. - W krlewskim powozie nie ma miejsca dla wilkw - powiedziaa Sansa. - A poza tym ksiniczka Myrcella boi si ich, wiesz o tym. - Myrcella to may dzieciak. - Arya chwycia Nymeri za szyj, lecz gdy tylko wycigna szczotk, wilczyca wyrwaa si z jej ucisku i ucieka. Arya cisna szczotk na ziemi, zrezygnowana. - Zy wilk! - krzykna. Sansa nie wytrzymaa i umiechna si. Nadzorca psiarni powiedzia jej kiedy, e zwierz upodabnia si charakterem do swojego pana. Ucisna lekko Dam, a wilczyca polizaa j po policzku. Sansa zachichotaa. Arya usyszaa j i odwrcia si. - Mw sobie, co chcesz - rzucia gniewnie. - Ja jad. - Na jej pocigej twarzy pojawi si wyraz determinacji, ktry mwi, e ma zamiar zrobi to, co postanowia. - Bogowie, Arya, czasem to ty zachowujesz si jak dziecko - powiedziaa Sansa. Dobrze, pjd zatem sama. Bdzie jeszcze milej. Same z Dam zjemy wszystkie cytrynowe ciasteczka. Odwrcia si i ruszya przed siebie, kiedy Arya krzykna za ni: - Nie pozwol ci zabra Damy ze sob. - Zanim Sansa zdya jej odpowiedzie, znikna na brzegu rzeki w pogoni za Nymeri.

Opuszczona i upokorzona, Sansa ruszya w drog powrotn do karczmy. Wiedziaa, e czekaa tam na ni septa Mordane. Dama posusznie posza za dziewczyn. Sansa miaa ochot si rozpaka. Pragna tylko rzeczy adnych i miych, o jakich piewano w balladach. Dlaczego Arya nie moga by sodka, mia i uprzejma, taka jak ksiniczka Myrcella? Bardzo by lubia tak siostr. Sansa nigdy nie moga zrozumie, jak dwie siostry, jedna starsza od drugiej tylko o dwa lata, mogy tak bardzo si rni. atwiej by si z tym pogodzia, gdyby Arya bya bkartem, jak jej brat przyrodni, Jon. Nawet bya podobna do niego: miaa pocig twarz, brzowe wosy Starkw ale ani odrobiny podobiestwa do pani matki. Kiedy, kiedy Sansa bya jeszcze maa, zapytaa nawet matk, czy nie zosta popeniony jaki bd. Moe grumkiny porway jej prawdziw siostr. Matka rozemiaa si tylko i potwierdzia, e Arya jest jej crk i prawdziw siostr Sansy. A poniewa nie widziaa powodu, dla ktrego matka miaaby j okamywa, wicej ju o to nie pytaa. Szybko zapomniaa o swoim zmartwieniu, kiedy zbliya si do obozu. Na jego rodku zebra si tum, ktry otoczy powz Krlowej. Sycha byo podniecone gosy Jakby przylecia rj pszcz. Zobaczya, e drzwi powozu s otwarte, a Krlowa stoi na najniszym stopniu i umiecha si do kogo. Sansa usyszaa, jak mwi: - To zaszczyt dla nas, panowie. - Co si dzieje? - zapytaa znajomego giermka. - Rada wysaa jedcw z Krlewskiej Przystani, eby eskortowali nas przez reszt drogi - wyjani jej. - Stra honorowa dla Krla. Sansa, zaciekawiona, pozwolia, by Dama sza pierwsza i utorowaa jej drog. Ludzie usuwali si szybko na widok wilkora. Zbliywszy si, ujrzaa dwch rycerzy klczcych przed Krlow. Obaj mieli na sobie zbroje tak lnice, e a zamrugaa. Pancerz jednego z nich zrobiono z biaych emaliowanych usek, ktre skrzyy si niczym wiey nieg, a srebrzyste klamry i wzorzyste desenie byszczay przeraliwie w socu. Kiedy zdj hem, Sansa zobaczya co prawda twarz starca, o wosach rwnie jasnych jak jego zbroja, ale wydawa si silny i peen wdziku. Z jego ramienia zwisa biay paszcz Gwardii Krlewskiej. Drugi rycerz mg mie dwadziecia lat, a jego zbroj wykonano z ciemnozielonej stali. By najprzystojniejszym mczyzn, jakiego kiedykolwiek widziaa Sansa, wysoki i barczysty, o kruczoczarnych wosach, ktre opaday mu do ramion po obu stronach wieo ogolonej twarzy; jego miejce si oczy wspgray zieleni ze zbroj. Pod pach trzyma migoccy zotem hem zwieczony rogami.

Wkrtce Sansa zauwaya trzeciego przybysza. Nie klcza, tak jak pozostali. Sta z boku przy koniach. Szczupy, ponury mczyzna przyglda si pozostaym w milczeniu. Twarz mia ospowat i pozbawion zarostu, oczy gboko osadzone i zapadnite policzki. Cho nie by stary, zostao mu tylko troch wosw, ktre wyrastay mu nad uszami i byy dugie jak u kobiety. Ubrany w szar kolczug naoon na skrzane ubranie, mia prost i pozbawion wszelkich ozdb zbroj. Wida te byo, e jest stara i znoszona. Ponad jego prawym ramieniem wystawaa skrzana rkoje ogromnego miecza, ktry mia przypity na plecach, poniewa by zbyt dugi, aby nosi go u boku. - Krl przebywa teraz na polowaniu, ale jestem przekonana, e z radoci was przyjmie, gdy tylko powrci - powiedziaa Krlowa do klczcych przed ni rycerzy. Sansa nie moga oderwa oczu od trzeciego mczyzny, a on jakby wyczu si jej spojrzenia i powoli odwrci gow. Dama warkna. Sansa Stark poczua ogarniajce j przeraenie, jakiego nigdy dotd nie dowiadczya. Cofna si mimowolnie, wpadajc na kogo. Poczua, e podtrzymuj j czyje silne donie. Przez moment pomylaa, e to jej ojciec, lecz kiedy si odwrcia, ujrzaa poparzon twarz Sandora Cleganea, ktry spoglda na ni z gry, wykrzywiajc usta w okropnej imitacji umiechu. - Drysz, dziewczyno przemwi chrapliwym gosem. - A tak bardzo ci przestraszyem? Przestraszy j, podobnie jak wwczas kiedy po raz pierwszy ujrzaa jego twarz zniszczon przez ogie, chocia teraz nie wydawa jej si nawet w poowie tak okropny jak wtedy. Sansa wyrwaa si z jego obj, a Ogar rozemia si. Dama wsuna si midzy nich, warczc ostrzegawczo. Sansa przyklkna i obja j za szyj. Stojcy dookoa ludzie przygldali im si zaciekawieni, a tu i wdzie sycha byo strzpy komentarzy i miechu. - Wilk - powiedzia kto, a kto inny doda: - Na siedem piekie, to wilkor. - Co on robi w obozie? - spyta pierwszy z mczyzn. - Starkowie uywaj ich zamiast nia - odpowiedzia Ogar. Teraz Sansa zdaa sobie spraw, e klczcy dotd rycerze przygldaj si jej z mieczami w doniach. Znowu poczua strach i zawstydzia si. zy napyny jej do oczu. Usyszaa gos Krlowej: - Id do niej, Joffrey. W nastpnej chwili Ksi sta przy niej. - Zostaw j - powiedzia Joffrey. Stan nad ni, pikny, wystrojony w niebiesk wen i czarn skr, jego zociste loki lniy w socu niczym korona. Poda jej do i pomg wsta. - O co chodzi, sodka pani? Czego si obawiasz? Nikt ci nie skrzywdzi. Odcie miecze. To jej wilk. - Spojrza na Sandora Cleganea. - Odejd, psie. Przestraszye moj narzeczon.

Ogar, posuszny jak zawsze, skoni gow i wycofa si bez sowa. Sansa prbowaa si uspokoi. Poczua si gupio. Bya dam z Rodu Starkw z Winterfell i kiedy miaa zosta krlow. - Sodki Ksi, to nie on mnie przestraszy - prbowaa wyjani. - To raczej ten drugi. Obaj rycerze wymienili spojrzenia. - Payne? - Modszy rycerz w zielonej zbroi zachichota. Jego starszy towarzysz przemwi do Sansy agodnie: - Czasem ser Ilyn i mnie przeraa, dobra pani. Niesie ze sob strach. - I susznie. - Krlowa zesza ze schodw powozu, a zebrani rozstpili si przed ni. Jeli niegodziwcy nie boj si tego, ktry wymierza sprawiedliwo w imieniu Krla, to znaczy, e wybralicie zego czowieka. - A zatem, Wasza Mio, wybraa waciw osob - wydusia z siebie Sansa, a jej sowa skwitowano gonym miechem. - Dobrze powiedziane, dziecko - odezwa si rycerz w bieli. - Jak przystao na crk Eddarda Starka. To zaszczyt dla mnie mc ci pozna, chocia nastpio to w tak nienaturalnych okolicznociach. Jestem ser Barristan Selmy. Stranik Krla. - Skoni gow. Imi to nie byo jej obce. Teraz przypomniaa sobie szybko wszystkie uprzejmoci, ktrych od lat uczya j septa Mordane. - Lord Dowdca Gwardii Krlewskiej - powiedziaa a take doradca naszego Krla, a wczeniej Aerysa Targaryena. Zaszczyt to dla mnie, dobry rycerzu. Nawet na dalekiej pnocy opiewaj w pieniach czyny Barristana miaego. Rycerz w zielonej zbroi znowu si rozemia. - Chciaa powiedzie Barristana Starego. Nie pochlebiaj mu zbytnio, dziecino, i tak ju ma zbyt wysokie mniemanie o sobie. Umiechn si do niej. - A teraz, wilcza dziewczyno, jeli podasz i moje imi, uznam, e jeste crk godn krlewskiego Namiestnika. Joffrey nachmurzy si, syszc jego sowa. - Zwaaj na to, jak odnosisz si do mojej narzeczonej. - Mog to uczyni - odpowiedziaa szybko Sansa, by uagodzi gniew Ksicia. - Twj hem zdobi zote poroe, mj panie. Krlewski Rd nosi w herbie jelenia. Krl Robert ma dwch braci. Bdc tak modym, moesz by tylko Renlym Baratheonem, Lordem z Koca Burzy i doradc Krla, i tak te ci nazw. Teraz zachichota ser Barristan. - Bdc tak modym, moe by tylko zarozumiaym zuchwalcem, i tak te go nazw.

Rozleg si gromki miech. Rozemia si nawet sam lord Renly. Moment niezrcznego napicia min i Sansa czua si coraz swobodniej do chwili kiedy ser Ilyn Payne odsun na bok stojcych najbliej niej mczyzn i stan przed ni z twarz pozbawion umiechu, milczcy. Dama wyszczerzya ky i zacza warcze, lecz tym razem Sansa uspokoia j, kadc do na jej bie. - Ser Ilyn, wybacz, jeli ci obraziam powiedziaa. Czekaa na jego odpowied, lecz on nic nie powiedzia. Kiedy kat spojrza na ni swoimi bezbarwnymi oczyma, poczua si, jakby zdziera z niej ubranie, a nastpnie skr, obnaajc jej dusz. Potem odwrci si i odszed bez sowa. Sansa czua si zakopotana. Spojrzaa na Ksicia. - Wasza Mio, czy powiedziaam co zego? Dlaczego nic do mnie nie powiedzia? - Ser Ilyn nie by zbyt rozmowny przez ostatnie czternacie lat - zauway lord Renly, umiechajc si przebiegle. Joffrey rzuci wujowi spojrzenie pene obrzydzenia, a potem uj donie Sansy. - Aerys Targaryen kaza mu wyrwa jzyk gorcymi szczypcami. - O wiele lepiej wyraa si, operujc swoim mieczem - wtrcia Krlowa. - Jest nam cakowicie oddany. - Umiechna si z wdzikiem i powiedziaa: - Sanso, musimy porozmawia z czonkami rady, zanim Krl i twj ojciec wrc. Dlatego przeoymy twoje spotkanie z Myrcell. Przepro swoj sodk siostr. Joffrey, moe bdziesz tak miy i dotrzymasz towarzystwa naszemu gociowi. - Z przyjemnoci, mamo - odpowiedzia Joffrey oficjalnym tonem. Uj Sans pod rami i odeszli razem. Sansa poczua si wspaniale. Cay dzie spdzony w towarzystwie Ksicia! Popatrzya na Joffreya z uwielbieniem. Jest taki szarmancki, pomylaa. Sposb, w jaki uratowa j przed ser Ilynem i Ogarem prawie jak w balladach, jak wtedy gdy Serwyn z Lustrzan Tarcz uratowa przed olbrzymami ksiniczk Daeryss albo jak ksi Aemon zwany Smoczym Rycerzem uratowa honor Naerysy przed oszczerstwami Morgila. Serce zabio jej mocniej, kiedy poczua dotyk doni Joffreya na swoim rkawie. - Co by chciaa robi? - By z tob, pomylaa, ale powiedziaa co innego. - Cokolwiek zechcesz, mj Ksi. Joffrey zastanawia si przez chwil. - Moglibymy przejecha si konno. - Och, uwielbiam jazd konn. Joffrey zerkn do tyu na Dam, ktra sza tu za nimi. - Twj wilk moe przestraszy konie, ty za boisz si chyba mojego psa. Zostawmy ich zatem i jedmy sami. Co ty na to?

Sansa zawahaa si. - Jeli tak chcesz - odezwaa si niepewnym gosem. - Chyba mog przywiza Dam. - Nie bya pewna, czy dobrze go zrozumiaa. - Nie wiedziaam, e masz psa Joffrey rozemia si. - W rzeczywistoci to pies mojej matki. Nakazaa mu pilnowa mnie, wic to robi. - Masz na myli Ogara - powiedziaa. Miaa ochot ukara sam siebie za to, e tak wolno mylaa. Ksi nigdy jej nie pokocha, jeli okae si gupia. - Czy moe tu zosta? Ksi Joffrey skrzywi si na jej pytanie. - Nie obawiaj si, moja pani. Jestem ju prawie dorosym mczyzn i nie bij si drewnianym mieczem, tak jak twoi bracia. Nie potrzebuj Cleganea. To mi wystarczy. - Wycign z pochwy miecz. By to dugi miecz, proporcjonalnie zmniejszony, tak aby pasowa do rki dwunastolatka, mia ostrze z bkitnej stali wykutej na zamku, podwjne ostrze, skrzan rkoje ze zot gak w ksztacie smoczej gowy. Sansa wydaa okrzyk podziwu, co Joffrey przyj z zadowoleniem. Nazwaem go Lwim Kem - powiedzia. Zostawiwszy wilkora i stra przyboczn, pojechali na pnoc wzdu pnocnego brzegu rzeki Trident, majc za towarzysza jedynie Lwi Kie. Dzie zapowiada si wspaniale, wrcz magicznie. Powietrze byo ciepe, przesycone zapachem kwiatw, a okoliczne lasy emanoway subtelnym piknem, jakiego Sansa nie widziaa nigdy na pnocy. Ksi Joffrey dosiad gniadego rumaka szybkiego jak wiatr, za ktrym klacz Sansy ledwo nadaa. By to wymarzony dzie na przygody. Chodzili po pieczarach nad brzegiem rzeki i tropili cieniokota a do jego legowiska, a kiedy poczuli si godni, Joffrey wypatrzy wrd zabudowa dym. Gdy tam dotarli, kaza przynie jedzenie i picie dla siebie i swojej damy. Posilili si wieo zowionym pstrgiem, a Sansa wypia wicej wina ni kiedykolwiek przedtem. - Ojciec pozwala nam wypi tylko jeden puchar i tylko w czasie uczt - wyznaa. - Moja narzeczona moe pi tyle wina, ile tylko zapragnie - odpowiedzia Joffrey i napeni jej puchar. Dalej jechali ju wolniej. Joffrey piewa dla niej gosem wysokim, sodki i czystym. Sansa czua, e krci jej si troch w gowie. - Czy nie powinnimy wraca? - spytaa. - Niebawem - odpowiedzia. - Jestemy ju niedaleko od pola bitwy, tam gdzie skrca rzeka. Tutaj mj ojciec zabi Rhaegara Targaryena. Trafi go w pier, ciach, przez zbroj. Joffrey wykona ruch, jakby uderza wojenn maczug. - Potem wuj Jaime zabi starego Aerysa i ojciec zosta Krlem. Co to za odgosy?

Sansa take je usyszaa. Przez las pyno jakby uderzanie drewna drewno: klek, klek, klek. - Nie wiem - odpowiedziaa zaniepokoJona. - Joffrey, wracajmy. - Chc sprawdzi, co to takiego. - Joffrey skierowa konia w stron, skd dochodziy odgosy. Sansa, nie majc wyboru, ruszya za nim. W miar jak si zbliali, odgosy staway si coraz goniejsze, wyranie sycha byo uderzenie drewna o drewno, a kiedy podjechali jeszcze bliej, usyszeli te sapanie i sporadyczne sieknicia. - Kto tam jest - powiedziaa Sansa. Pomylaa o Damie i zacza aowa, e nie zabraa wilkora. - Przy mnie jeste bezpieczna. - Joffrey wycign z pochwy Lwi Kie. Zadraa, syszc tarcie stali o skr. - Tdy - powiedzia zacz kluczy midzy drzewami. Wyjechawszy na polank nad brzegiem rzeki, ujrzeli chopca i dziewczyn bawicych si w rycerzy. Za miecze suyy im kije - na pierwszy rzut oka byy to kije od szczotek ktrymi walczyli zaciekle. Chopiec wydawa si o wiele starszy, by te o gow wyszy i silniejszy, dlatego gwnie on atakowa. Chuda dziewczyna w uboconym skrzanym ubraniu bronia si, robic uniki i blokujc wikszo jego uderze, lecz nie wszystkie. Kiedy sprbowaa zaatakowa, chopak zatrzyma swoim kijem jej uderzenie i odtrci jej bro, uderzajc j po palcach. Krzykna z blu i upucia bro. Ksi Joffrey wybuchn miechem. Chopak odwrci si, wybauszajc oczy, i upuci kij w traw. Sansa patrzya przeraona na dziewczyn, ktra posaa im gniewne spojrzenie z doni przy ustach. - Arya! - zawoaa z niedowierzaniem. - Idcie std - krzykna Arya, a w jej oczach pojawiy si zy zoci. - Co tu robicie? Zostawcie nas. Joffrey spoglda to na Sans, to na Ary. - Twoja siostra? Skina gow, rumienic si. Ksi przyjrza si chopakowi; by to niezgrabny modzieniec o surowej, piegowatej twarzy i gstych rudych wosach. - A ty co za jeden? spyta wadczym tonem, nie zwaajc zupenie na to, e obcy jest starszy od, niego o kilka lat. - Mycah, mj panie - wymamrota chopak. Rozpozna Ksicia i spuci oczy. - Chopak rzenika - powiedziaa Sansa. - To mj przyjaciel - odpowiedziaa Arya stanowczym tonem. - Zostaw go. - Chopak rzenika, ktry chce zosta rycerzem, co? - Joffrey zeskoczy z konia z mieczem w doni. - Podnie swj miecz, rzeniczku - powiedzia, a w jego oczach zamigotay iskierki rozbawienia. - Zobaczymy, jaki jeste dobry.

Mycah, sparaliowany strachem, nie ruszy si z miejsca. Joffrey podszed do niego. No, podnie go. A moe walczysz tylko z dziewczynami? - Ona mnie o to prosia, panie - powiedzia Mycah. - Prosia mnie. Rumieniec na twarzy Aryi powiedzia Sansie, e chopiec nie kamie, lecz Joffrey nie sucha go. Wypite wino dodawao mu wigoru. - Podniesiesz kij czy nie? Mycah potrzsn gow. - To tylko patyk, panie. To nie jest miecz, tylko patyk. - A ty jeste tylko chopakiem rzenika, a nie adnym rycerzem. - Joffrey unis Lwi Kie i przyoy czubek jego ostrza do policzka drcego Mycaha, tu pod jego okiem. - Czy wiesz, e uderzye siostr mojej pani? - W miejscu gdzie ostrze wbio si w ciao Mycaha, pojawia si czerwona kropla, a chwil pniej po policzku chopca popyna struka krwi. - Przesta! - krzykna Arya. Chwycia z ziemi swj kij. - Arya, trzymaj si od tego z daleka - odezwaa si Sansa. - Nie zrani go zbyt mocno - powiedzia ksi Joffrey do Aryi, nie odrywajc wzroku od Mycaha. Arya zaatakowaa. Sansa zsuna si z konia, lecz bya zbyt powolna. Jej siostra zamierzya si obydwoma rkoma. Rozleg si gony trzask, kiedy kij zama si, uderzajc w ty gowy Ksicia, a potem wszystko wydarzyo si nieomal w jednej chwili na oczach przeraonej Sansy. Joffrey zachwia si i odwrci, wykrzykujc przeklestwa. Mycah pobieg midzy drzewa, najszybciej jak potrafi. Arya zamierzya si na Ksicia po raz drugi, lecz tym razem Joffrey powstrzyma jej uderzenie Lwim Kem i wytrci jej kij. Ty gowy mia zakrwawiony, a w oczach obd. - Przestacie - krzyczaa Sansa - przestacie oboje, zepsujecie wszystko. - Nikt jej jednak nie sucha. Arya podniosa z ziemi kamie i cisna nim w gow Joffreya. Nie trafia i kamie uderzy w jego konia, ktry stan dba i popdzi za Mycahem. - Przestacie, przestacie! - krzyczaa Sansa. Joffrey zamierzy si na Ary mieczem, wykrzykujc przeklestwa, ohydne przeklestwa. Arya, teraz ju naprawd przestraszona, odskoczya do tyu, lecz Joffrey naciera dalej, a w kocu przypar j do drzewa. Sansa nie wiedziaa, co robi. Patrzya bezradnie poprzez zy. Potem dostrzega migajcy tu obok niej szary cie i zobaczya Nymeri; wilczyca skoczya, chwytajc Ksicia za rami, w ktrym trzyma miecz. Joffrey upuci miecz, kiedy wilk, warczc przewrci go na ziemi. - Zabierz go! Zabierz go! - krzycza. Gos Aryi zabrzmia jak trzaniecie biczem. - Nymeria!

Wilkor puci Joffreya i wrci do nogi Aryi. Ksi lea w trawie skulony i paka. Koszul mia mokr od krwi. - Nie zrania ci zbyt mocno - powiedziaa Arya. - Podniosa z ziemi Lwi Kie i stana nad Ksiciem z mieczem w doniach. Spojrzawszy na ni przeraonym wzrokiem, Joffrey odezwa si paczliwym gosem: Nie. Nie rb mi krzywdy. Powiem matce. - Zostaw go! - wrzasna Sansa. Arya zamachna si i wyrzucia miecz wysoko w gr. Bkitna stal zamigotaa w socu, kiedy miecz poszybowa nad rzek. Opad z pluskiem w nurt i znikn pod wod. Joffrey jkn. Arya pobiega do swojego konia, a Nymeria ruszya za ni. Kiedy znikny, Sansa podesza do Ksicia. Oczy mia zamknite z przeraenia i oddycha ciko. Przyklkna przy nim. - Joffrey - powiedziaa przez zy. - Och, spjrz, co oni zrobili, co oni zrobili. Mj biedny Ksi. Nie obawiaj si. Wrc si i sprowadz pomoc. - Wycigna rk i pogadzia delikatnie jego mikkie, jasne wosy. Otworzy oczy i popatrzy na ni, a w jego spojrzeniu nie byo niczego poza nienawici i pogard. - A wic id - wycedzi przez zby - i nie dotykaj mnie.

EDDARD
- Znaleli j, mj panie. Ned wsta szybko. - Nasi ludzie czy Lannistera? - Jory - odpowiedzia jego zarzdca, Vayon Poole. - Nic jej si nie stao. - Bogom niech bd dziki - powiedzia Ned. Jego ludzie szukali Aryi od czterech dni, podobnie jak ludzie Krlowej. - Gdzie ona jest? Niech Jory zaraz j do mnie przyprowadzi. - Przykro mi, panie - powiedzia Poole. - Przy bramie zatrzymaa ich stra Lannisterw i natychmiast poinformowali Krlow. Zabrali j prosto do Krla - A niech to. Co za kobieta! - rzuci Ned i ruszy do drzwi. - Znajd Sans i przyprowad j do sali przyj. Moe si nam przyda. - Schodzi po schodach wiey czerwony z gniewu. Przez pierwsze trzy dni sam prowadzi poszukiwania i prawie si nie kad od czasu zniknicia Aryi. Tego ranka czu si tak przybity i wyczerpany, e ledwo trzyma si na nogach, teraz jednak wcieko dodaa mu si. Kto go zawoa, kiedy przechodzi przez zamkowy dziedziniec, lecz on szed szybko, nie zwaajc na adne gosy. Pobiegby, gdyby nie pamita, e wci jest Namiestnikiem Krla i musi zachowa godno. Wyczuwa spojrzenia gapiw, sysza przyciszone szepty, z ktrych wyawia pytania o to, co zrobi. Zamek by skromn posiadoci oddalon o p dnia jazdy na poudnie od Tridentu. Krl zjawi si tam w gocin jako nie zapowiedziany go, na czas poszukiwa Aryi i chopaka rzenika, ktre prowadzono na obu brzegach rzeki. Nie byli tam mile widzianymi gomi. Ser Raymun y wprawdzie pod paszczem krlewskiego panowania, lecz jego rodzina w bitwie nad Tridentem walczya pod sztandarami smoka. Tam te polegli jego trzej starsi bracia, o czym nie zapomnia ani on, ani Robert. Dlatego te napicie w zamku - zbyt maym, by pomieci krlewsk wit, ludzi Darryego, a take ludzi Lannisterw i Starkw stawao si coraz wiksze. Krl zaj sal audiencyjn ser Raymuna i tam te znalaz go Ned. Wpad do komnaty penej ludzi. Za duo ich, pomyla. Gdyby zostali sami, mogliby zaatwi spraw polubownie. Robert siedzia z ponur twarz na wysokim tronie Darryego, w drugim kocu sali. Obok niego staa Cersei Lannister ze swoim synem. Krlowa trzymaa do na ramieniu Joffreya. Wci nosi je owinite jedwabnymi bandaami.

Oczy wszystkich zwrcone byy na Ary, ktra staa na rodku komnaty tylko w towarzystwie Joryego Cassela. - Arya! - zawoa. Poszed w jej stron, stukajc gono butami na kamiennej pododze. Kiedy go ujrzaa, krzykna i rozpakaa si. Ned przyklkn na jedno kolano i wzi j w ramiona. Draa. - Przykro mi - mwia, pochlipujc. - Przykro mi, naprawd. - Wiem - powiedzia. W jego ramionach wydawaa si bardzo maa, po prostu chuda, maa dziewczynka. Trudno byo uwierzy, by moga sta si przyczyn takiego zamieszania. Nic ci nie jest? - Nie. - Pynce zy zostawiay rowe smugi na jej brudnych policzkach. - Jestem tylko godna. Zjadam troch jagd, bo nic wicej tam nie byo. - Nakarmimy ci - zapewni j Ned. Wsta i zwrci si do Krla. - Co to wszystko znaczy? - Powid wzrokiem po sali, wypatrujc przyjaznych spojrze. Napotka jedynie kilka twarzy swoich ludzi. Ser Raymun Darry pilnie strzeg swojego spojrzenia. Na ustach lorda Renlyego widnia pumiech, ktry mg znaczy wszystko, natomiast oblicze starego ser Barristana pozostawao kamienne, jak zawsze. Spojrzenia pozostaych ziay wrogoci byli to ludzie Lannisterw. Wrd zebranych nie dostrzeg Jaimea Lannistera i Sandora Cleganea - jedyne pomylne zrzdzenie losu - ktrzy prowadzili poszukiwania na pnoc od Tridentu. - Dlaczego nie zawiadomiono mnie, e znaleziono moj crk? - zapyta Ned dononym gosem. - Dlaczego nie przyprowadzono jej do mnie? Mwi do Roberta, ale odpowiedzi udzielia mu Cersei Lannister. - Jak miesz mwi takim tonem do Krla! - Krl poruszy si i warkn: - Spokj, kobieto. - Wyprostowa si na tronie. - Wybacz, Ned. Nie chciaem przestraszy dziewczyny. Sdziem, e najlepiej bdzie przyprowadzi j od razu tutaj i zaatwi ca spraw. - A co to za sprawa? - spyta Ned. Krlowa wysuna si do przodu. - Dobrze wiesz, Stark. Twoja dziewczyna napada na mojego syna. Ona i ten jej chopak rzenika. A jej zwierz prbowa odgry rami mojemu synowi. - To nieprawda - przemwia gono Arya. - Tylko go troch ugryza. Bi Mycaha. - Joff opowiedzia nam, co si stao - odezwaa si Krlowa. - Razem ze swoim rzenikiem zbilicie go kijami, a ty poszczua go wilkiem. - Wcale tak nie byo - odpowiedziaa Arya bliska paczu. Ned pooy do na jej ramieniu. - Wanie e tak! - wtrci ksi Joffrey. - Napadli na mnie, a ona wrzucia do rzeki Lwi Kie! - Ned zauway, e Ksi, mwic, nawet nie zerkn na Ary. - Kamca! - krzykna Arya.

- Zamknij si! - wrzasn Ksi. - Do! - rykn Krl poirytowany, podnoszc si ze swojego miejsca. W sali zapada cisza. Popatrzy na Ary gronym wzrokiem znad swojej gstej brody. - A teraz, dziecko, powiesz nam, co si wydarzyo. Powiesz nam ca prawd. Popeniaby wielk zbrodni, okamujc Krla. - Potem skierowa spojrzenie na swojego syna. - Kiedy skoczy, ty powiesz swoje, ale do tej chwili nie odzywaj si. - Kiedy Arya zacza opowiada, Ned usysza skrzypnicie drzwi. Zerknwszy do tyu, zobaczy Yayona Poolea wchodzcego w towarzystwie Sansy. Stali cicho w tyle, tymczasem Arya mwia nieprzerwanie. Kiedy zacza opowiada o tym, jak wrzucia do rzeki miecz Joffreya, Renly Baratheon rozemia si. Krl zmarszczy brwi. - Ser Barristanie, wyprowad z sali mojego brata, zanim udusi si ze miechu. Lord Renly powstrzyma miech. - Mj brat jest zbyt uprzejmy. Sam znajd drzwi. Skoni si Joffreyowi. - Moe pniej opowiesz mi, jak to moliwe, e dziewicioletnia dziewczyna rozmiarw mokrego szczura zdoaa ci rozbroi kijem od szczotki i wyrzucia twj miecz do rzeki. - Ned usysza jeszcze, jak mwi do siebie w drzwiach, tumic miech: Lwi Kie. Ksi Joffrey, z twarz blad jak kreda, zacz opowiada swoj wersj wydarze. Kiedy skoczy, jego ojciec podnis si ciko z tronu; sprawia wraenie, jakby chcia by zupenie gdzie indziej. - Na siedem piekie, co mam z tym zrobi? On mwi co innego i ona co innego. - Nie byli tam sami - wtrci Ned. - Sansa, chod tutaj. - Wczeniej, jeszcze tego samego dnia, kiedy znikna Arya, przekazaa mu ca prawd. - Opowiedz nam, co si wydarzyo. Sansa podesza niepewnym krokiem. Ubrana bya w niebiesk, aksamitn sukienk, a na jej szyi wisia srebrny acuch. Jej kasztanowe wosy, starannie wyczesane, lniy. Spojrzaa na siostr, a potem na Ksicia. - Nie wiem - przemwia zaamujcym si gosem. Nie pamitam. Wszystko wydarzyo si tak szybko. Nie widziaam - Ty mijo! - wrzasna Arya. W jednej chwili znalaza si przy siostrze. Powalia j na ziemi i zacza okada piciami. - Kamiesz, kamiesz, kamiesz. - Arya, przesta! - zawoa Ned. Jory odcign j wierzgajc od siostry. Ned postawi Sans na nogi. Draa i bya caa blada. - Nic ci nie jest? - zapyta j, lecz Sansa wpatrywaa si w Ary, jakby go nie syszaa. - Ta dziewczyna jest tak samo dzika jak jej paskudny zwierz - powiedziaa Cersei Lannister. - Robercie, chc, eby zostaa ukarana.

- Na siedem piekie - zakl Krl. - Cersei, spjrz na ni. To jeszcze dziecko. Co chcesz, ebym jej zrobi? Przepdzi ulicami, popdzajc batem? A niech to, przecie dzieci si bij. To si zdarza. Nic strasznego si nie stao. - Joff bdzie nosi blizny do koca ycia - powiedziaa Krlowa gniewnym gosem. Robert Baratheon spojrza na swojego najstarszego syna. - Tak, ale moe to go czego nauczy. Ned, naucz swoj crk wikszej karnoci, a ja zajm si moim synem. - Tak uczyni, Wasza Mio - odpowiedzia Ned i odetchn z ulg. Robert odwrci si ju w stron wyjcia, kiedy usysza gos Krlowej. - A co z wilkorem? - zawoaa za nim. - Co z besti, ktra porania twojego syna? Krl zatrzyma si i zawrci. - Zapomniaem o tym cholernym wilku - powiedzia, marszczc czoo. Ned zauway, jak Arya znieruchomiaa. - Nigdzie go nie znalelimy - odezwa si szybko Jory. - No c, to trudno. - Nie wydawa si specjalnie zmartwiony. - Sto zotych smokw dla tego, ktry mi przyniesie jego skr! - powiedziaa Krlowa dononym gosem. - Kosztowna skrka - mrukn Robert. - Nie chc mie z tym nic wsplnego, kobieto. Moesz kupowa sobie futra za pienidze Lannisterw. Krlowa obrzucia go chodnym spojrzeniem. - Nie sdziam, e okaesz si takim skpcem. Mylaam, e wychodz za Krla, ktry przykryje moje ko wilcz skr jeszcze przed zachodem soca. Twarz Roberta pociemniaa od gniewu. - Byby to niezy wyczyn, biorc pod uwag, e nie mamy wilka. - Mamy - odpowiedziaa Cersei Lannister spokojnym gosem, a w jej oczach zamigotay iskierki zwycistwa. Dopiero po chwili znaczenie jej sw w peni dotaro do zebranych. Krl wzruszy ramionami rozdraniony. - Jak chcesz. Niech ser Ilyn si tym zajmie. - Robercie, chyba nie masz na myli - zaprotestowa Ned. Krl nie mia ju ochoty na dalsze dyskusje. - Do tego, Ned, do. Wilkor to dzika bestia. Prdzej czy pniej zrobiby krzywd twojej dziewczynie, tak jak urzdzi mojego syna. Daj jej psa i bdzie spokj. Wreszcie i Sansa zrozumiaa, co miaa na myli Krlowa. Spojrzaa na ojca przestraszona. - On chyba nie mwi o Damie? - Upewni j wyraz jego twarzy. - Nie powiedziaa. - Tylko nie Dama. Dama nikogo nie ugryza, ona jest dobra

- Damy tam nie byo - krzykna Arya. - Zostawcie j! - Powstrzymaj ich - rzucia bagalnym tonem Sansa. - Nie pozwl im tego zrobi. Prosz, to nie bya Dama, tylko Nymeria. Arya, nie moesz to nie bya Dama, nie pozwl im skrzywdzi Damy. Bd jej pilnowaa, obiecuj, obiecuj - Zacza paka. Ned mg tylko wzi j w ramiona i mocno przytuli. Spojrza na Roberta poprzez sal. Jego dawny przyjaciel, bliszy mu ni brat. - Robercie, prosz. W imi naszej mioci. W imi mioci, jak darzye moj siostr. Krl patrzy na nich dug chwil, a potem skierowa wzrok na on. - A niech ci, Cersei - rzuci gosem przepenionym nienawici. Ned delikatnie wyswobodzi si z obj Sansy. Znowu poczu zmczenie ostatnich czterech dni. - A zatem sam to zrb, Robercie - powiedzia gosem zimnym i ostrym jak stal. - Miej przynajmniej odwag zrobi to wasnymi rkoma. Robert posa mu obojtne spojrzenie i wyszed bez sowa, powczc ciko nogami. W sali zapada cisza. - Gdzie jest wilkor? - spytaa Cersei Lannister. Stojcy obok niej ksi Joffrey umiecha si. - Bestia jest przywizana przed bram, Wasza Mio. - W gosie ser Barristana Selmy dao si odczu niech. - Polijcie po Ilyna Paynea. - Nie - przemwi Ned. - Jory, zaprowad dziewczynki do pokoju i przynie mi Ld. Z trudem wydusi z siebie te sowa, ale si nie zawaha. - Jeli tak ma by, to sam to zrobi. Cersei Lannister spojrzaa na niego podejrzliwie. - Ty, Stark? Czy to jaka sztuczka? Dlaczego miaby to robi? Wszyscy skierowali wzrok na niego, lecz zabolao go tylko spojrzenie Sansy. - Ona jest z pnocy i zasuguje na co lepszego ni rzenik. Wyszed z sali, rzucajc na boki grone spojrzenia, cigany paczem crki. Poszed w miejsce, gdzie przywizano acuchem modego wilkora. Ned usiad obok wilczycy. - Damo powiedzia, wymawiajc wolno jej imi. Nigdy dotd nie zwraca uwagi na imiona, ktre jego dzieci naday swoim zwierztom, lecz teraz zobaczy, e Sansa wybraa waciwie imi. Dama bya najmniejsza z caego miotu, najadniejsza, najagodniejsza i najbardziej ufna. Popatrzya na niego swoimi zocistymi lepiami, a on zanurzy do w jej gst szar sier. Jory przynis miecz. Eddard Stark nie pamita, by kiedykolwiek mia trudniejsze zadanie do wykonania.

Kiedy byo ju po wszystkim, powiedzia: - Wybierz czterech ludzi i wylij ich z ciaem na pnoc. Niech j pochowaj w Winterfell. - Maj jecha tak daleko? - spyta Jory z niedowierzaniem. - Tak daleko - powtrzy Ned. - Kobieta Lannisterw nigdy nie dostanie jej skry. Wraca wanie do wiey potwornie zmczony, gdy nadjecha Sandor Clegane ze swoimi ludmi. Ned dostrzeg co przerzuconego za nim przez grzbiet jego wierzchowca, co cikiego, owinitego w zakrwawiony paszcz. - Ani ladu po twojej crce, Namiestniku powiedzia Ogar. - Ale dzie nie cakiem stracony. Mamy jej pupilka. - Odwrci si i zrzuci ciar pod nogi Neda. Ned schyli si i odwin paszcz, przeuwajc sowa, ktre bdzie musia powiedzie Aryi. Ale to nie bya Nymeria. Ujrza Mycaha, chopaka rzenika. Cae jego ciao pokrywaa zastyga krew. Cicie, ktre otrzyma z gry, rozcio go niemal na p, od ramienia po pas. - Dopade go - powiedzia Ned. Wydawao si, e oczy Ogara migoc poprzez stal jego ohydnego hemu w ksztacie psiej gowy. - Bieg. - Spojrza na Neda i rozemia si. - Ale nie do szybko.

BRAN
Wydawao si, jakby spada ca wieczno. Le, wyszepta gos w ciemnoci, lecz Bran nie potrafi lata, wic spada dalej. Maester Luwin zrobi maego chopca z gliny, wypiek go, ubra w ubranie Brana i zrzuci z dachu. Bran pamita, jak si roztrzaska. - Ale ja nigdy nie spadam - powiedzia, opadajc. Ziemia znajdowaa si tak daleko pod nim, e ledwie j widzia poprzez szar mg, lecz wyczuwa, jak szybko spada, i wiedzia, co go czeka na dole. Nawet we nie nie mona spada w nieskoczono. Wiedzia, e obudzi si na moment przed uderzeniem o ziemi. Czowiek zawsze si wtedy budzi. A jeli nie? Usysza gos. Ziemia przybliya si - chocia wci znajdowaa si daleko od niego, oddalona o tysic mil - lecz teraz bya coraz bliej. Tutaj, w ciemnoci, panowa chd. Nie byo soca ani gwiazd, jedynie ziemia w dole, przybliajca si, eby go roztrzaska, i jeszcze szara mga i szepccy gos. Mia ochot paka. Nie paka. Lata. - Nie potrafi lata - powiedzia Bran. - Nie potrafi, nie potrafi Skd wiesz? Prbowae kiedy? Gos brzmia wysoko i cienko. Bran rozejrza si, eby zobaczy, skd pochodzi. Razem z nim koowaa w d wrona, leciaa tu za nim. - Pom mi - powiedzia. - Prbuj - odpowiedziaa wrona. - A masz jakie ziarno? Bran sign do kieszeni, tymczasem ciemno wirowaa wok niego nieustannie. Kiedy wycign rk, spomidzy jego palcw wypady zociste ziarenka i zaczy spada razem z nim. Wrona usiada na jego doni i zacza je. - Czy naprawd jeste wron? - spyta Bran. A czy ty naprawd spadasz? - odpowiedziaa pytaniem wrona. - To tylko sen - powiedzia Bran. Czyby?, spytaa wrona. - Obudz si, kiedy uderz o ziemi - powiedzia Bran do ptaka. - Umrzesz, kiedy uderzysz o ziemi - owiadczya wrona. Znowu zacza dzioba ziarno.

Bran spojrza w d. Teraz widzia gry, ich onieone szczyty i srebrzyste nitki rzek w ciemnych lasach. Zamkn oczy i rozpaka si. To na nic, odezwaa si wrona. - Mwiam ci, musisz lata, a nie paka. Czy to trudne? Zobacz. Wrona wzbia si w powietrze i zatoczya koo wok doni Brana. - Ty masz skrzyda - zauway Bran. Moe ty take je masz. Bran pomaca si po ramionach, szukajc pir. Istniej rne rodzaje skrzyde, powiedziaa wrona. Bran przyglda si swoim ramionom i nogom. By taki chudy, skra i koci. Czy zawsze by taki chudy? Prbowa sobie przypomnie. Z szarej mgy wyonia si twarz, migocca, zocista. - Rzeczy, ktre robi dla mioci - powiedziaa. Bran krzykn przeraliwie. Wrona zerwaa si w powietrze, kraczc. Nie to, wrzasna. Tego teraz nie potrzebujesz, zapomnij o tym, od to. Usiada na ramieniu Brana i dziobna go. W tym samym momencie jasna twarz znikna. Bran spada szybciej ni kiedykolwiek. Szara mga wya wok niego, kiedy mkn ku ziemi. - Co ty ze mn robisz? - spyta wrony. Ucz ci lata. - Ja nie potrafi lata! Wanie teraz lecisz. - Ja spadam! Kady lot zaczyna si spadaniem, powiedziaa wrona. Spjrz w d. - Boj si Spjrz w d! Bran popatrzy w d i poczu ucisk w odku. Ziemia pdzia ku niemu. Cay wiat lea pod nim, ogromny gobelin bieli, brzu i zieleni. Widzia wszystko tak wyranie, e przez chwil zapomnia strachu. Widzia cae Krlestwo i wszystkich jego mieszkacw. Zobaczy Winterfell tak samo, jak widzi je orze, jego wysokie wiee, troch przysadziste, gdy ogldane z gry, mury - zaledwie nitki na ziemi. Zobaczy maestera Luwina, jak stoi na swoim balkonie przyglda si niebu przez lup z wypolerowanego brzu, a potem marszczc czoo, zapisuje co w ksidze. Zobaczy swojego brata, Robba, wyszego i silniejszego ni wtedy, gdy widzia go, jak wiczy si w szermierce na dziedzicu, posugujc si prawdziwym mieczem. Zobaczy Hodora, olbrzyma ze stajni, ktry nis kowado do kuni Mikkena swobodnie, jakby to by snopek somy. W sercu boego gaju ogromne biae drzewo dumao nad swoim odbiciem w czarnym stawie, szeleszczc liciami w chodnym wietrze. Unioso oczy znad wody i popatrzyo na Brana ze zrozumieniem, kiedy poczuo, e i on patrzy na nie z gry.

Bran spojrza na wschd i dostrzeg galer mknc przez wody Bite. Ujrza matk, ktra siedziaa sama w kabinie i patrzya na splamiony krwi sztylet lecy przed ni na stole; w tym samym momencie wiolarze pracowali mocno wiosami, ser Rodrik za pochyla si nad porcz drczony mdociami. Przed nimi zbieraa si burza, ogromna, ciemna, ryczca nawanica przecinana byskawicami, lecz oni jej nie widzieli. Popatrzy na poudnie i ujrza bkitnozielony nurt rzeki Trident. Zobaczy, jak ojciec, zasmucony, prosi o co Krla. Zobaczy Sans paczc samotnie w nocy oraz Ary, ktra patrzya czujnie w milczeniu, skrywajc swoje tajemnice gboko w sercu. Wszdzie, dookoa wszystkich ludzi, wida byo cienie. Jeden z nich by czarny jak popi i mia straszn twarz ogara. Inny nosi zocist niczym soce zbroj. Nad oboma growa olbrzym w zbroi z kamienia, lecz kiedy podnis przybic, we wntrzu jego hemu nie wida byo nic poza ciemnoci i gst czarn krwi. Bran podnis oczy i z atwoci popatrzy ponad wodami wskiego morza na Wolne Miasta, na zielone morze Dothrakw, a potem sign wzrokiem jeszcze dalej do Vaes Dothraki, baniowej krainy Jadeitowego Morza, do Asshai w Cieniu, gdzie smoki wygrzeway si w socu. Wreszcie spojrza na pnoc. Zobaczy tam Mur lnicy jak niebieski kryszta, ujrza swojego przyrodniego brata, Jona, picego samotnie w zimnym ku, jego skra stawaa si coraz bledsza i twardsza, w miar jak zapomina o wszelkim cieple. Popatrzy te poza Mur, za nie koczce si lasy pokryte niegiem, za zmarznity brzeg i ogromne niebieskobiae rzeki lodu i martwe rwniny, na ktrych nic nie roso i nic nie yo. I patrzy coraz dalej na pnoc, a dotar wzrokiem do zasony wiata na kracu ziemi, a nawet jeszcze dalej. Popatrzy gboko w samo serce zimy i krzykn przeraony. Poczu na policzkach piekce zy. Teraz ju wiesz, wyszeptaa wrona, siadajc mu na ramieniu. Teraz ju wiesz, dlaczego musisz y. - Dlaczego? - zapyta Bran, nie rozumiejc i cigle spadajc. Poniewa nadchodzi zima. Bran spojrza na wron siedzc na jego ramieniu, a ona popatrzya na niego. Miaa troje oczu i to trzecie oko pene byo przeraajcej wiedzy. Bran spojrza w d. Teraz widzia pod sob tylko nieg, zimno i mier, zmarznite pustkowie, z ktrego wznosiy si ostre, bkitnobiae iglice. Pdziy ku niemu niczym dzidy. Ujrza wbite na ich szpice koci tysicy innych nicych. Przerazi si bardzo.

- Czy mona jeszcze by dzielnym, jeli kto si boi? - Usysza swj wasny glos jakby z oddali. Dotar do niego gos ojca. - Tylko wtedy mona okaza odwag. - No, Bran, ponaglaa go wrona. - Wybieraj. Latasz albo umierasz. mier wycigna po niego ramiona, krzyczc przeraliwie. Bran rozpostar ramiona i polecia. Niewidzialne skrzyda podday si wiatrowi i pocigny go w gr. Przeraajce lodowe iglice cofny si. Niebo otworzyo si w grze nad nim. Bran unosi si coraz wyej. To byo lepsze od wspinaczki. Lepsze od wszystkiego innego. wiat w dole kurczy si coraz bardziej. - Lec! - krzykn uradowany. Widz, powiedziaa trzyoka wrona. Wzbia si w powietrze, uderzajc go skrzydami po twarzy, zwalniajc jego lot, olepiajc go. Zachwia si w powietrzu, czujc na policzkach uderzenia skrzyde. Wrona dziobaa go bolenie, a poczu nagle na rodku czoa przenikliwy bl. - Co robisz? - krzykn. Wrona otworzya dzib i zakrakaa przeraliwie prosto w jego twarz, a potem szara mga zadraa, zawirowaa wok niego i oderwaa si jak zerwana zasona. Wtedy zobaczy, e wrona jest w rzeczywistoci kobiet, suc o dugich, czarnych wosach, a on wiedzia, e skd j zna. Z Winterfell, tak, teraz sobie przypomnia i zaraz zrozumia, e jest w Winterfell, w ku, w chodnym pokoju, wysoko w wiey, a czarnowosa kobieta rzucia na podog misk z wod i pobiega na d po schodach, woajc: - On si obudzi. On si obudzi. Obudzi si. Bran dotkn swojego czoa midzy oczami. Miejsce, gdzie dziobna go wrona, wci przenika bl, lecz nie byo tam adnej rany i ladw krwi. Czu, e krci mu si w gowie i e jest bardzo saby. Sprbowa podnie si z ka, ale nic si nie zdarzyo. I wtedy co poruszyo si przy jego ku i spoczo lekko na jego nogach. Poczu ten ruch. Jego oczy napotkay spojrzenie innych oczu, tych, wieccych jak soce. Okno byo otwarte i w pokoju panowa przenikliwy chd, lecz ciepo wilka spowio cae jego ciao niczym gorca woda. Bran zda sobie spraw, e to jest jego szczeniak Tylko e teraz by taki duy. Wycign rami, eby go pogaska, do draa mu jak li. Kiedy jego brat, Robert, wpad do pokoju zdyszany od biegu, wilkor liza Brana po twarzy. Bran podnis wzrok. - On si nazywa Lato - powiedzia.

CATELYN
- Dotrzemy do Kings Landing w cigu godziny. - Catelyn odwrcia si od relingu i umiechna si, cho wcale nie miaa na to ochoty. - Kapitanie, twoi wiolarze dobrze si spisali. W dowd wdzicznoci kady otrzyma srebrnego jelenia. Kapitan Moreo Tumitis skoni lekko gow. - Lady Stark, jeste zbyt wspaniaomylna. Dla nich wystarczajc nagrod jest to, e mogli goci na statku tak wielk dam. - Niemniej jednak dostan pienidze. Moreo umiechn si. - Bdzie, jak chcesz. - Mwi pynnie jzykiem powszechnym z odrobin akcentu z Tyrosh. Opowiedzia jej, e przez trzydzieci lat pywa po wskim morzu jako wiolarz, podoficer i wreszcie kapitan wasnych galer handlowych. Burzowy Tancerz jest jego czwartym i najszybszym statkiem, mia dwa maszty i szedziesiciu wiolarzy. Bez wtpienia by to najszybszy statek dostpny w Biaym Porcie, do ktrego przybyli Catelyn i ser Rodrik Cassel. Mieszkacy Tyrosh znani byli ze swego skpstwa, a ser Rodrik nalega pocztkowo, aby wynajli w Trzech Siostrach jednoaglowy statek rybacki, jednak Catelyn upara si przy galerze. I miaa racj. Przez wiksz cz ich podry wiatry im nie sprzyjay i gdyby nie wiolarze, wci dryfowaliby gdzie w okolicy Palcw, tymczasem zbliali si do koca swojej podry. Tak blisko, pomylaa. Pod bandaami na palcach wci czua pulsujce blem rany. Bl nie pozwala jej zapomnie. Nie moga zgi dwch ostatnich palcw lewej doni, pozostae za nigdy nie miay by ju w peni sprawne. A jednak zapacia niewielk cen za ycie Brana. Ser Rodrik pojawi si na pokadzie. - Dobry przyjacielu - powiedzia Moreo przez swoj rozwidlon zielon brod. Mieszkacy Tyrosh uwielbiali jaskrawe kolory, nawet jeli dotyczyo to uwosienia twarzy. - Mio widzie ci w lepszym zdrowiu. - Tak, czuj si lepiej - przyzna ser Rodrik. - Ju od dwch dni nie mam ochoty na umieranie. - Skoni si w stron Catelyn. - Pani. Rzeczywicie wyglda lepiej. Moe nieco szczuplejszy ni w chwili, kiedy wyruszali z Biaego Portu. Silne wiatry i wzburzone wody wskiego morza nie wpyny korzystnie na jego samopoczucie. Raz niemal wypad za burt, kiedy nieoczekiwanie zapa ich sztorm w

pobliu Smoczej Wyspy. W ostatniej chwili zdoa chwyci si liny i wdrapa na pokad przy pomocy trzech ludzi Morea, ktrzy zanieli go potem do kajuty. - Kapitan wanie mnie poinformowa, e zbliamy si do koca naszej podry powiedziaa. Ser Rodrik zdoa wykrzywi usta w umiechu - Ju? - Bez swoich ogromnych, siwych bokobrodw wydawa si mniejszy, nie tak grony i o dziesi lat starszy. Kiedy po raz trzeci na pocztku ich podry przechyla si nad burt i wymiotowa w kipice wody, bezczeszczc swoje wsy, uzna, e rozsdnie bdzie pozby si ich za pomoc marynarskiej brzytwy. - Zostawi was, bycie mogli pomwi o waszych sprawach - powiedzia kapitan Moreo. Skoni si i odszed. Galera mkna po powierzchni wody niczym waka popychana rytmicznym ruchem wiose. Ser Rodrik zapa si porczy i popatrzy na przesuwajcy si brzeg. - Nie byem najdzielniejszym obroc. Catelyn dotkna jego ramienia. - Ser Rodriku, dotarlimy bezpiecznie. Tylko to si naprawd liczy. - Wsuna do pod paszcz i pomacaa sztywnymi palcami. Sztylet wci tam by. Dotykaa go co pewien czas, chcc si upewni. - Teraz musimy odnale krlewskiego zbrojmistrza; oby tylko mona byo mu zaufa. - Ser Aron jest prnym, lecz uczciwym czowiekiem. - Ser Rodrik podnis do do twarzy, by pogadzi swoje wsy, i po raz kolejny przypomnia sobie, e ju ich nie ma. Nie wydawa si tym uradowany. - Moe bdzie mg co nam powiedzie o tym sztylecie. Jednake, pani, znajdziemy si w niebezpieczestwie z chwil, gdy tylko staniemy na brzegu. Na dworze jest wielu, ktrzy od razu ci rozpoznaj, for certes. Catelyn zacisna usta. - Littlefinger - powiedziaa. Natychmiast ujrzaa jego twarz, twarz chopca, chocia on nie by ju dzieckiem. Jego ojciec zmar kilkanacie lat temu i on zosta lordem Baelish, chocia wci nazywano go Littlefinger. Jej brat, Edmure, da mu to przezwisko dawno temu w Riverrun. Niezbyt okazaa posiado jego rodzinnego rodu znajdowaa si na najmniejszym z Palcw, a Petyr zawsze by drobny i niski, jak na swj wiek. Ser Rodrik chrzkn. - Lord Baelish kiedy - Urwa, szukajc najwaciwszego sowa. Catelyn nie miaa ochoty na zabaw w uprzejmoci. - By podopiecznym mojego ojca. Wychowywalimy si razem w Riverrun. Traktowaam go jak brata, lecz on ywi do mnie co wicej ni tylko bratersk mio. Kiedy ogoszono, e mam polubi Brandona Starka,

Petyr wyzwa go na pojedynek, gotowy walczy o moj rk. Czyste szalestwo. Brandon mia dwadziecia lat, a Petyr zaledwie pitnacie. Musiaam baga Brandona, eby darowa mu ycie. Tak te si stao, zrani go tylko. Potem ojciec go odesa. Nie widziaam Petyra od tamtej pory. Napisa do mnie do Riverrun po mierci Brandona, lecz ja nie otworzyam nawet jego listu. Wiedziaam ju wtedy, e wyjd za Neda. Ser Rodrik po raz kolejny poszuka palcami nie istniejcych wsw. - Littlefinger jest teraz kim wanym - powiedzia. - Wiedziaam, e zajdzie wysoko. Jednak co innego by bystrym, a co innego mdrym. Ciekawe, czy si zmieni z wiekiem. - Z gry dobiego woanie majtka. Na pokadzie pojawi si kapitan Moreo, ktry swoimi komendami oywi cay pokad, jako e wida ju byo Krlewsk Przysta pooon na trzech wzgrzach. Trzysta lat temu, jak wiedziaa Catelyn, wzniesienia te porastay jeszcze lasy i tylko garstka rybakw mieszkaa na pnocnym brzegu rzeki Czarny Nurt, w miejscu, w ktrym ta rwca i gboka rzeka wpadaa do morza. Potem Aegon Zdobywca przypyn z Smoczej Wyspy. To wanie tutaj jego armia wysza na brzeg i na najwyszym ze wzgrz stana pierwsza reduta. Teraz miasto jak okiem sign rozbudowao si wzdu brzegu; domy mieszkalne i altany, spichlerze, magazyny z cegy, drewniane gospody i kupieckie stragany, tawerny, cmentarze i burdele, wszystkie stoczone ciasno jedne przy drugich. Nawet z tej odlegoci syszaa haasy dochodzce z rybiego targu. Midzy budynkami cigny si szerokie drogi wysadzane drzewami, krte garbate ulice i alejki tak wskie, e dwch ludzi z trudem si w nich mijao. Na szczycie wzgrza Yisenya sta Wielki Sept Baelora z siedmioma krysztaowymi wieami. Po drugiej stronie miasta, na wzgrzu Rhaeny s, widniay poczerniae ciany Smoczej Jamy; ogromna kopua budowli zapadaa si coraz bardziej, a potne, spiowe wrota pozostaway zamknite od wiekw. rodkiem biega ulica Sistr, prosta jak strzaa. W oddali majaczyy mury miasta, wysokie i mocne. Lini nabrzea znaczyy setki mol, a w porcie toczyy si liczne statki. Gbokowodne odzie rybackie oraz; mniejsze, pywajce po rzekach przypyway i odpyway, przewonicy przemierzali rzek w t i z powrotem na swoich promach, dostarczajc towary przywiezione z Braavos, Pentos i Lys. Catelyn dostrzega okaza bark Krlowej przycumowan obok opasego statku wielorybniczego z portu Ibben z kadubem czarnym od smoy, dalej za zobaczya tuzin smukych, zocistych okrtw wojennych ze zwinitymi aglami, ich elazne tarany uderzay leniwie o wod.

Nad wszystkim za growaa Czerwona Twierdza zbudowana na wzgrzu Aegona: siedem ogromnych wie otoczonych elaznymi waami, ogromny barbakan, sklepione korytarze, kryte mosty, koszary, lochy i spichlerze, masywne mury obronne najeone; stanowiskami ucznikw, wszystko to zbudowane z jasnoczerwonego kamienia. Wie kaza zbudowa Aegon Zdobywca. Budow ukoczy jego syn Maegor Okrutny. Kiedy prace dobiegy koca, nakaza obci gowy wszystkim robotnikom, ktrzy przyoyli rk do jej powstania,. Postanowi, e tylko rd smoka bdzie zna sekrety fortecy zbudowanej przez smoczych panw. Teraz jednak na jej blankach powieway zociste proporce, a nie czarne, miejsce za ziejcego ogniem trzygowego smoka zaj dumny jele rodu Baratheonw. Z portu wypywa wanie podobny do abdzia statek z Wysp Letnich. Zaopota ogromnymi aglami, kiedy mija Burzowego Tancerza. - Pani - powiedzia ser Rodrik. - Zoony niemoc mylaem o tym, jak mamy dalej postpowa. Nie moesz uda si do zamku. Sam tam pjd i sprowadz ser Arona. Spotkacie si w jakim bezpiecznym miejscu. Patrzya uwanie na starego rycerza, tymczasem galera zbliaa si do przystani. Moreo wykrzykiwa do zaogi w wulgarnym jzyku valyriaskim powszechnie uywanym w Wolnych Miastach. - Dla ciebie bdzie to rwnie niebezpieczna misja jak dla mnie. Ser Rodrik umiechn si. - Nie sdz. Wczeniej popatrzyem na swoje odbicie w wodzie i z trudem rozpoznaem wasn twarz. Ostatni osob, ktra widziaa mnie bez wsw, bya moja matka, a ona nie yje ju od czterdziestu lat. Pani, myl, e jestem bezpieczny. Moreo zarycza, wydajc kolejn komend. Szedziesit wiose jak jedno wznioso si nad wod i opado w przeciwnym kierunku. Galera zwolnia. Po kolejnej komendzie wiosa znikny we wntrzu kaduba. Kiedy uderzyli burt o przysta, marynarze chwycili liny, by zacumowa bark. Moreo zbliy si umiechnity. - Pani, oto Krlewska Przysta, tak jak sobie yczya. aden statek nie przeby tej drogi rwnie szybko i pewnie. Czy potrzebujesz pomocy, by przenie twoje bagae na zamek? - Nie udajemy si na zamek. Moe mgby nam poleci jak gospod, w miar czyst i wygodn, gdzie niedaleko rzeki. Moreo pocign za zielon brod. - No c. Znam kilka miejsc, w ktrych niczego by ci nie zabrako. Najpierw jednaj omiel si wspomnie o drugiej poowie zapaty, co do ktrej si zgodzilimy. No i oczywicie dodatkowe pienidze, ktre bya askawa obieca. Zdaje si, e mwia o szedziesiciu jeleniach.

- Dla wiolarzy - przypomniaa mu Catelyn. - Naturalnie - powiedzia Moreo. - Cho moe lepiej by byo, gdybym mg je zatrzyma do naszego powrotu do Tyrosh. Dla dobra ich on i dzieci. Pani, jeli dasz im pienidze tutaj, przegraj je w koci albo roztrwoni na nocne uciechy. - Istniej gorsze rzeczy, na ktre mona wyda pienidze - wtrci ser Rodrik. Nadchodzi zima. - Czowiek musi sam wybiera - powiedziaa Catelyn. - Zarobili swoje pienidze i nie obchodzi mnie, na co je przeznacz. - Tak, pani - odpowiedzia Moreo i skoni gow, umiechajc si. Dla pewnoci Catelyn sama wypacia pienidze wiolarzom, po srebrnej monecie dla kadego i po miedziaku dla dwch, ktrzy pomogli jej zanie bagae do gospody na zboczu Wzgrza Yisneya, ktrej nazw wymieni Moreo. Bya to rozoysta budowla w alei Wgorzy. Wacicielka - skrzywiona stara baba - przyjrzaa im si uwanie, a potem sprbowaa zbem monet, ktr daa jej Catelyn. Pokoje w gospodzie byy bardzo przestronne, a Moreo zapewni ich, e mona tam zje najlepsz w caym Krlestwie duszon ryb. Na szczcie wacicielka nie interesowaa si, kim s i skd pochodz. - Myl, e rozsdnie bdzie, pani, jeli nie bdziesz schodzia do wsplnej jadalni powiedzia ser Rodrik, kiedy si troch rozpakowali. - Nawet w takim miejscu nigdy nie wiadomo, kogo mona spotka. - Jego kolczug, sztylet i miecz przykrywa czarny paszcz z kapturem, ktrym zakrywa gow. - Wrc z ser Aronem, nim zapadnie noc - obieca. Odpoczywaj, pani. Catelyn rzeczywicie potrzebowaa odpoczynku. Podr bya duga i mczca, a ona miaa ju swoje lata. Okna jej pokoju wychodziy na alej, a dalej, za dachami domw, pyna Blackwater. Patrzya, jak ser Rodrik odchodzi ulic szybkim krokiem. Kiedy znikn w tumie, postanowia pj za jego rad. W ku zamiast pir bya soma, lecz mimo to szybko zasna. Obudzio j walenie w drzwi. Zerwaa si i usiada. Dachy za oknem tony w blasku zachodzcego soca. Spaa duej, ni zamierzaa. Znowu kto uderzy pici w drzwi i usyszaa gos: - W imieniu Krla, otworzy. - Chwileczk - zawoaa. Otulia si paszczem. Zanim otworzya cikie, drewniane drzwi, chwycia sztylet ze stolika przy ku.

Ludzie, ktrzy wtargnli do pokoju, nosili czarne kolczugi i zociste paszcze Miejskiej Stray. Ich dowdca umiechn si na widok sztyletu. - Nie bdzie potrzebny, pani. Zaprowadzimy ci do zamku. - Z czyjego rozkazu? - zapytaa. Pokaza jej wstk. Catelyn wstrzymaa oddech. Ujrzaa piecz, na ktrej widnia przedrzeniacz. - Petyr - powiedziaa. Tak szybko. Pewnie co si stao z ser Rodrikiem. Spojrzaa na dowdc onierzy. - Czy wiesz, kim jestem? - Nie, pani - odpowiedzia. - Mj pan, Littlefinger, poleci mi tylko, abym ci do niego przyprowadzi i dopilnowa, eby okazano ci szacunek. Catelyn skina gow. - Moecie zaczeka na zewntrz. Musz si ubra. Umya rce w misce i wytara je starannie. Z trudem zapia stanik sztywnymi palcami, a potem zawizaa pod szyj ciemnobrzowy paszcz. Skd Littlefinger wie, e tu jestem? Ser Rodrik nigdy by mu nie powiedzia. Moe i jest stary, ale uparty i bezgranicznie oddany. Czyby przybyli za pno, czyby Lannisterowie dotarli do Krlewskiej Przystani przed nimi? Nie. Gdyby tak byo, Ned z pewnoci przyszedby do niej. Jak? I nagle przysza jej do gowy pewna myl. Moreo! Wiedzia, kim s i gdzie si zatrzymali. Sdzia, e zapacia mu wystarczajco duo. Przyprowadzono jej konia. Kiedy wyruszali, na ulicach zapalano latarnie. Catelyn czua oczy miasta zwrcone na ni, kiedy jechaa otoczona stranikami w zocistych paszczach. Wreszcie dotarli do Czerwonej Twierdzy. Krata w bramie zostaa ju opuszczona, a wrota zamknito na noc, lecz w oknach zamku migotay wiata. onierze zostawili konie za murami i poprowadzili j przez wsk furt, a potem w gr po niezliczonych schodach, do wiey. By sam w pokoju, siedzia przy masywnym, drewnianym stole, na ktrym staa lampa oliwna, i pisa. Kiedy wprowadzili j do rodka, odoy piro i podnis wzrok. - Cat powiedzia cicho. - Dlaczego przyprowadzono mnie tutaj w ten sposb? Wsta i da znak stranikom. - Zostawcie nas. - onierze wyszli z pokoju. - Mam nadziej, e dobrze ci potraktowano - powiedzia. - Daem wyrane rozkazy. - Wskaza na jej bandae. - Twoje rce Catelyn zignorowaa jego uwag. - Nie przywykam do tego, eby po mnie posya, jak po jak dziewk - rzucia oschle. - Kiedy wiedziae, co to grzeczno. - Rozzociem ci, pani. Nie chciaem tego. - Wyglda na skruszonego. Wyraz jego twarzy natychmiast przywid wspomnienia z przeszoci. By przebiegym dzieckiem, lecz po kadym przewinieniu potrafi przybra min skruszonego. Lata nie zmieniy go zbytnio.

Bdc drobnym chopcem, Petyr wyrs na drobnego mczyzn, o cal lub dwa niszego od Catelyn. Szczupy i zwinny, zachowa ostre rysy twarzy oraz miejce si szarozielone oczy, ktre Catelyn dobrze pamitaa. Nosi teraz spiczast brdk, a w jego ciemnych wosach pojawiy si srebrzyste nitki siwizny, chocia nie mia jeszcze trzydziestu lat. Pasoway do srebrnego przedrzeniacza na jego klamrze, ktr zapina paszcz. Zawsze, nawet jako dziecko, kocha swoje srebro. - Skd wiedziae, e jestem w miecie? - spytaa go. - Lord Yarys wie wszystko - odpowiedzia Petyr, umiechajc si przebiegle. Spotkamy si z nim niebawem, ale najpierw chciaem zobaczy tylko ciebie. Tyle czasu, Cat. Ile to lat? Catelyn zignorowaa jego poufao, skupiajc si na waniejszych pytaniach. - A wic to Krlewski Pajk mnie znalaz. Littlefinger zamruga. - Nie nazywaj go tak. Jest bardzo wraliwy. Pewnie dlatego, e jest eunuchem. Yarys wie o wszystkim, co si dzieje w tym miecie. Czasem wie o czym, zanim si to wydarzy. Wszdzie ma swoich informatorw. Nazywa ich maymi ptaszkami. Jeden z nich usysza o twojej wizycie. Na szczcie Yarys przyszed najpierw do mnie. - Dlaczego do ciebie? Wzruszy ramionami. - A dlaczego nie? Sprawuj piecz nad pienidzmi, jestem doradc Krla. Selmy i lord Renly wyjechali naprzeciw Robertowi, a lord Stannis uda si na Dragonstone. Tak wic zostaem tylko ja i maester Pycelle. Naturalnie, przyszed do mnie. Yarys wie, e byem przyjacielem twojej siostry Lysy. - Czy Yarys wie o - Lord Yarys wie wszystko moe tylko nie zna celu twojej wizyty. - Unis brwi. A po co przyjechaa? - ona ma prawo zatskni za mem. Ponadto matka pragnie by blisko swoich crek. Czy kto moe temu zaprzeczy? Littlefinger rozemia si. - Doskonale, moja pani. Nie ka mi tylko w to wierzy. Znam ci za dobrze. Jak brzmi motto Tullych? Czua, e zascho jej w gardle. - Rodzina, obowizek, honor - odpowiedziaa. Rzeczywicie zna j zbyt dobrze. - Rodzina, obowizek, honor - powtrzy za ni. - I one to kazay ci pozosta w Winterfell, kiedy nasz Namiestnik wyjecha stamtd. Nie, moja pani, co si wydarzyo. Twoja nieoczekiwana podr musi mie powany powd. Pozwl, e ci pomog. Starzy

przyjaciele powinni sobie zaufa. - Rozlego si ciche pukanie do drzwi. - Wej - zawoa Littlefinger. Mczyzna, ktry wszed do pokoju, by pulchny, wyperfumowany, wypudrowany i ysy jak kolano. Na jego strj skadaa si kamizela wyszywana zot nici i narzucona na lun szat z purpurowego jedwabiu, na nogach mia pantofle z mikkiego aksamitu z zawinitymi do gry czubkami. - Lady Stark - powiedzia, ujmujc jej do w swoje rce. - To wielka rado dla mnie mc ujrze ci ponownie po tylu latach. - Do mia mikk i wilgotn, a jego oddech pachnia bzem. - Ach, twoje biedne donie. Czy poparzya je sobie, sodka pani? Palce s bardzo wraliwe Nasz dobry maester Pycelle przyrzdza doskonae maci. Czy mam posa po jedn z nich? Catelyn wysuna do z jego ucisku. - Dzikuj ci, panie, ale mj maester Luwin opatrzy ju moje rany. Yarys skin gow. - Ze smutkiem przyjem wiadomo dotyczc twojego syna. Jest jeszcze taki mody. Bogowie s okrutni. - W tej kwestii zgadzam si z tob, lordzie Yarysie - odpowiedziaa. Uya tego tytuu tylko ze wzgldu na fakt, i by on czonkiem rady krlewskiej. W rzeczywistoci nie by adnym lordem, a jeli, to tylko lordem pajczych sieci, mistrzem plotkarzy. Eunuch rozoy pulchne rce. - Sodka pani, mniemam, e zgadzamy si nie tylko w tej kwestii. Darz wielkim szacunkiem twojego ma, a naszego Namiestnika. Wiem te, e oboje kochamy krla Roberta. - Tak. - Bya zmuszona przyzna. - Bez wtpienia. - Nie mielimy dotd Krla bardziej umiowanego ni nasz Robert - wtrci wesoo Littlefinger. Umiechn si chytrze. - Przynajmniej o tyle, o ile wie lord Yarys. - Dobra pani - odezwa si Yarys sodkim gosem. - W Wolnych Miastach s ludzie, ktrzy posiadaj ogromne moce uzdrawiajce. Rzeknij tylko sowo, a pol po jednego z nich dla twojego drogiego Brana. - Maester Luwin zrobi wszystko, co mona dla niego uczyni - odpowiedziaa. Nie miaa ochoty rozmawia o Branie, nie w tym miejscu, nie z tymi ludmi. Ufaa odrobin Littlefingerowi i ani troch Yarysowi. Nie chciaa, by widzieli jej smutek. - Lord Baelish powiedzia mi, e tobie powinnam podzikowa za to, i mnie tutaj sprowadzono. Yarys zachichota jak maa dziewczynka. - Ach, tak. Rzeczywicie, to ja zawiniem. Mam nadziej, e mi wybaczysz, mia pani. - Usiad na krzele i zoy donie. - Zastanawiam si, czy moglibymy ci poprosi, aby pokazaa nam sztylet?

Catelyn Stark spojrzaa na eunucha zdumiona. On rzeczywicie jest jak pajk, pomylaa, czarnoksinik albo jeszcze co gorszego. Wiedzia o rzeczach, o ktrych nikt nie mg wiedzie, chyba e - Co zrobilicie ser Rodrikowi? Littlefinger wydawa si zagubiony. - Czuj si jak rycerz, ktry przyby na plac boju bez lancy. O jakim sztylecie mwimy? I kto to jest ser Rodrik? - Ser Rodrik Cassel jest zbrojmistrzem Winterfell - poinformowa go Yarys. - Lady Stark, zapewniam ci, e nic si nie stao twojemu dobremu rycerzowi. Przyby tutaj dzisiejszego popoudnia. Odwiedzi ser Arona Santagara w zbrojowni, gdzie rozmawiali o pewnym sztylecie. Mniej wicej o zachodzie soca opucili zamek i udali si do tej okropnej rudery, w ktrej si zatrzymaa. Wci tam przebywaj. Czekaj na twj powrt, popijajc w jadalni. Ser Rodrik bardzo si zaniepokoi twoim wyjciem. - Skd wiesz o tym wszystkim? - Sucham szczebiotania ptaszkw - odpowiedzia Yarys, umiechajc si. - Sodka pani, ja duo wiem. Na tym polega moja praca. - Wzruszy ramionami. - Masz ten sztylet przy sobie, prawda? Catelyn wyja sztylet spod paszcza i rzucia go na st. - Oto i on. Moe twoje ptaszki podpowiedz nam imi czowieka, do ktrego naley. Yarys podnis sztylet i przesun palcem po jego ostrzu. Ujrzawszy krew, zapiszcza cienko i cisn n na st. - Ostronie - powiedziaa Catelyn. - Jest ostry. - Nie ma lepszego ostrza ni to z valyriaskiej stali - odezwa si Littlefinger. Yarys ssa palec, spogldajc na Catelyn z wyrzutem. Littlefinger wzi n do rki. Potem podrzuci go w gr i zapa drug rk. - Dobrze wywaony. Chcesz znale jego waciciela. Czy to jest powd twojej wizyty? Nie potrzebujesz ser Arona. Powinna bya przyj prosto do mnie. - A gdybym przysza, co by mi powiedzia? - Powiedziabym ci, e w caej Krlewskiej Przystani istnieje tylko jeden taki sztylet. Uj n midzy kciuk i palec wskazujcy, podnis rami i rzuci wprawnie sztyletem, ktry przelecia przez pokj i wbi si gboko w dbowe drzwi. - Naley do mnie. - Do ciebie? - To nie miao sensu. Petyra nie byo w Winterfell. - A przynajmniej nalea do dnia turnieju w dzie imienia ksicia Joffreya powiedzia i poszed do drzwi po n. - Podobnie jak poowa dworu postawiem w turnieju na ser Jaimea. - Petyr umiechn si niemiao i znowu wyglda jak may chopiec. - Kiedy Loras Tyrell zrzuci go z konia, wielu z nas nieco zbiedniao. Ser Jaime straci sto zotych

smokw, Krlowa przegraa wisior ze szmaragdw, a ja straciem mj sztylet. Jej Mio odzyskaa swoje szmaragdy, lecz zwycizca zatrzyma reszt. - Kto? - zapytaa gwatownie Catelyn, czujc, e wyscho jej w ustach ze strachu. W palcach rozchodzi si pulsujcy bl. - Karze - powiedzia Littlefinger, a Lord Yarys nie spuszcza oczu z jej twarzy. Tyrion Lannister.

JON
Dziedziniec rozbrzmiewa w rytm pieni mieczy. Krople zimnego potu spyway po piersi Jona okrytej czarn wen, wyprawion skr i kolczug, lecz on nie ustawa w ataku. Grenn potkn si i zatoczy do tyu, bronic si niezdarnie. Kiedy podnis miecz, Jon zada cios poniej i uderzy w ty nogi swojego przeciwnika. Odpowiadajc na cicie z dou Grenna, Jon uderzy znad gowy, wgniatajc mu hem. Kiedy Grenn sprbowa zaatakowa z boku, Jon odparowa jego cicie i uderzy go w pier przedramieniem. Grenn straci rwnowag i usiad w niegu. Jon uderzy mieczem w nadgarstek przeciwnika, ktry krzykn z blu i wypuci swoj bro - Do! - Gos ser Allisera Thornea by ostry jak valyriaska stal. Grenn chwyci si za nadgarstek. - Bkart zama mi nadgarstek. - Bkart podci ci cigno, rozupa czaszk i odci do. A przynajmniej zrobiby to, gdybycie walczyli ostr broni. Masz szczcie, e w Nocnej Stray oprcz owcw potrzeba te stajennych. - Ser Alliser da znak Jerenowi i Toadowi. - Postawcie na nogi tego ubra, musi si zaj pogrzebem. Jon zdj hem, tymczasem pozostali chopcy pomagali Grennowi podnie si. Poczu na twarzy przyjemny chd mronego porannego powietrza. Opar si o miecz i wzi gboki oddech, upajajc si przez chwil swoim zwycistwem. - To jest miecz, a nie laska starucha usysza gos ser Allisera. - Czy bol ci nogi, lordzie Snow? Jon nienawidzi, kiedy ser Alliser zwraca si do niego w ten sposb, nie ukrywajc ironii. Zrobi to ju pierwszego dnia, a chopcy szybko podchwycili jego nowy przydomek i teraz wszyscy go tak nazywali. Wsun miecz do pochwy. - Nie - odpar. Thorne zbliy si do niego. Kiedy szed, jego skrzane ubranie skrzypiao lekko. By pidziesicioletnim mczyzn, szczupym i ylastym, o czarnych wosach przyprszonych siwizn i oczach podobnych do kawakw onyksu. - Chc usysze prawd - powiedzia rozkazujcym tonem. - Jestem zmczony - przyzna Jon. Bolao go rami od trzymania dugiego miecza, zaczyna te czu piekcy bl w miejscach uderze. - Jeste saby. - Wygraem.

- Nie. To ubr przegra. Jeden z chopcw zachichota. Jon pilnowa si, eby trzyma jzyk za zbami. Pokona wszystkich, ktrych ser Alliser wystawi przeciwko niemu, a mimo to niczego nie zyska. Wrcz przeciwnie, otrzyma tylko kolejn porcj drwin. Thorne nienawidzi go, Jon zrozumia to ju wczeniej, a pozostaych nienawidzi jeszcze bardziej. - Wystarczy na dzisiaj - ogosi Thorne. - Do mam lamazarstwa jak na jeden dzie. Jeli kiedy zaatakuj nas Inni, to bd si modli, eby mieli ucznikw, poniewa nadajecie si tylko na tarcze. Jon poszed za pozostaymi do zbrojowni. Czsto chodzi sam. wiczy z dwudziestoma innymi chopcami, ale adnego z nich nie mg nazwa przyjacielem. Wikszo bya starsza od niego o dwa lub trzy lata, lecz aden nie dorwnywa mu w walce, chocia mia dopiero czternacie lat. Dareon by szybki, ale ba si uderze. Pyp posugiwa si mieczem, jakby walczy sztyletem, Jeren by saby jak dziewczyna, a Grenn niezdarny i powolny. Halder potrafi mocno uderzy, lecz zawsze sam nadziewa si na miecz przeciwnika. Im duej Jon z nimi przebywa, tym bardziej nimi gardzi. Znalazszy si w zbrojowni, Jon powiesi pochw i miecz na haku wbitym w kamienn cian, nie zwracajc uwagi na pozostaych. Zacz zdejmowa z siebie kolejno kolczug, skr i mokre od potu weniane ubranie. Dygota z zimna, chocia w obu kocach dugiej sali pony wgle umieszczane w elaznych koszach. Tutaj chd nigdy go nie opuszcza. Jeszcze kilka lat i zapomni, co to ciepo. Woy na siebie ubranie z szorstkiej weny, ktre nosi na co dzie i usiad na awce, znuony, manipulujc palcami przy zapiciu paszcza. Tak zimno, pomyla i zaraz przypomnia sobie ciepe komnaTywinterfell, gdzie przez ciany pyna gorca woda niczym krew w ciele czowieka. W Czarnym Zamku trudno byo znale ciepo, ciany tutaj byy zimne, a ludzie jeszcze zimniejsi. Nikt mu wczeniej nie powiedzia, e ycie w Nocnej Stray bdzie tak wygldao, nikt poza Tyrionem Lannisterem. Karze przedstawi mu prawd w drodze na pnoc, lecz wtedy byo ju za pno. Jon zastanawia si, czyjego ojciec wiedzia, jak tam bdzie. Pomyla, e pewnie tak, i poczu si jeszcze bardziej przygnbiony. W tym zimnym miejscu na kocu wiata opuci go nawet jego wuj. Gdy ju tam dotarli, ten dobrotliwy Benjen Stark, ktrego zna Jon, zamieni si w zupenie innego czowieka. By Pierwszym Zwiadowc, dlatego cae dnie i noce spdza w towarzystwie Lorda Dowdcy Mormonta, maestera Aemona i innych wyszych oficerw, tymczasem Jon pozostawa pod niezbyt czu opiek ser Allisera Thornea.

Trzeciego dnia po ich przybyciu na Mur Jon usysza, e Benjen Stark ma poprowadzi p tuzina ludzi na wypad do nawiedzanego lasu. Tamtej nocy odszuka wuja w ogromnym pomieszczeniu z bali i poprosi, eby go zabra ze sob. Benjen stanowczo odmwi. - To nie jest Winterfell - powiedzia wtedy, ucinajc miso widelcem i sztyletem. Na Murze dostajesz tylko tyle, na ile zasuye. Ty nie jeste zwiadowc, a tylko todziobem, ktry pachnie jeszcze latem. Jon nie dawa za wygran. - W dzie moich imienin skocz pitnacie lat - upiera si. - Bd prawie dorosym mczyzn. Benjen Stark nachmurzy si. - Jeste tylko chopcem i pozostaniesz chopcem, dopki ser Alliser nie powie, e moesz zosta mczyzn zdolnym do suby w Nocnej Stray. Mylie si, jeli liczye na wzgldy tylko dlatego, e w twoich yach pynie krew Starkw. Skadajc przysig, zapominamy o rodzinnych wizach. Twj ojciec zawsze pozostanie w moim sercu, jednak teraz oni s moimi brami. - Wskaza sztyletem na siedzcych dookoa ludzi, zimnych i twardych mczyzn ubranych na czarno. Nastpnego dnia Jon wsta o wicie, poniewa chcia by obecny przy wyjedzie wuja. Jeden z owcw, brzydki olbrzym, piewa spron piosenk, siodajc swojego drobnego konia; jego oddech ulatywa obokami pary w zimnym powietrzu poranka. Ben Stark umiechn si, patrzc na towarzysza, lecz spowania na widok bratanka. - Jon, ile razy mam ci mwi, e nie? Porozmawiamy, kiedy wrc. Jon patrzy, jak wuj prowadzi swojego konia do tunelu. Dobrze pamita, co mu opowiada Tyrion Lannister na krlewskim trakcie i oczyma wyobrani widzia wuja martwego, broczcego krwi w biaym niegu. Na myl o tym zrobio mu si niedobrze. Co si z nim dziao? Potem wrci do swojej celi i zanurzy twarz w gstym futrze Ducha. Skoro ju musi by sam, to uczyni z samotnoci swoj tarcz. Na Czarnym Zamku nie byo boego gaju, mieli tam tylko may sept i pijanego septona, lecz Jon nie potrafi wzbudzi w sobie chci modlitwy do jakiegokolwiek boga, dawnego czy nowego. Jeli istniej naprawd, pomyla, to s rwnie nieugici i okrutni jak zima. Tskni za prawdziwymi brami, za maym Rickonem, ktremu wieciy si oczy, kiedy prosi o co sodkiego, za Robbem, swoim rywalem, najlepszym przyjacielem i nieodcznym kompanem, oraz za Branem, upartym i ciekawskim, ktry zawsze chcia robi to samo co Jon i Robb. Tskni te za dziewczynkami, nawet za Sans, ktra nazywaa go swoim przyrodnim bratem, od czasu gdy tylko zrozumiaa znaczenie sowa bkart. Tskni za Ary moe nawet bardziej ni za Robbem; bya takim maym chudzielcem w podartym

ubraniu, dzikim i upartym, z wiecznie pozdzieranymi kolanami i potarganymi wosami. Wydawao si, e nie pasowaa do pozostaych, podobnie jak i on, a mimo to zawsze potrafia go rozmieszy. Daby wszystko, eby by z ni teraz, mc poczochra jej wosy, zobaczy, jak si krzywi, i usysze, jak koczy razem z nim zdanie. - Pogruchotae mi nadgarstek, bkarcie. Jon podnis oczy i ujrza ponur twarz Grenna. Sta, zginajc nad nim swj byczy kark, czerwony na twarzy, a za nim czaio si trzech spord jego przyjaci. Rozpozna wrd nich Toddera, niskiego brzydkiego chopca o nieprzyjemnym gosie. Wszyscy rekruci nazywali go Ropuch. Pozostali dwaj to chopcy, ktrych przyprowadzi ze sob Yoren, gwaciciele. Jon zapomnia, jak si nazywaj. Nie rozmawia z nimi, jeli nie musia. Byli band brutalnych nieokrzesacw bez krzty honoru. Jon wsta. - I pogruchocz ci drugi, jeli mnie adnie poprosisz. - Grenn mia szesnacie lat i przewysza Jona o gow. Pozostali take byli od niego wiksi, nie ba si ich. Pokona wszystkich na dziedzicu. - A moe my zajmiemy si twoim nadgarstkiem - odezwa si jeden z gwacicieli. - Sprbujcie. - Jon sign po miecz, lecz jeden z przeciwnikw chwyci go za rami i wykrci mu je. - Przez ciebie le wypadlimy - skary si Ropucha. - le wypadlicie, jeszcze zanim was spotkaem - odpowiedzia Jon. Chopak trzymajcy jego rami wykrci mu je jeszcze mocniej. Jon poczu przenikliwy bl, ale nie krzykn. Ropucha podszed bliej. - Panitko pyskuje - powiedzia. Mia mae, lnice wiskie oczka. - .Czy to po mamie, bkarcie? Kim ona bya, jak dziwk? Powiedz nam jej imi. Moe kiedy te j miaem? - Rozemia si. Jon wywin si jak piskorz i przygnit butem stop trzymajcego go chopaka. Rozleg si okrzyk blu i w nastpnej chwili by ju wolny. Skoczy na Ropuch, pchn go, przewracajc za awk, i wyldowa na jego piersi. Chwyci przeciwnika domi za gardo i zacz wali jego gow o ubit ziemi. Dwaj towarzysze Ropuchy odcignli go i rzucili na ziemi. Grenn zerwa si na nogi i zacz go kopa. Jon przeturla si, ratujc si ucieczk przed jego kopniciami, kiedy usysza grzmicy gos: - Przestacie! Natychmiast! Jon wsta. Donal Noye mierzy ich gronym wzrokiem. - Dziedziniec jest do walki powiedzia. - Swoje ktnie zostawiajcie poza zbrojowni, bo jeli nie, to stan si te moimi ktniami. A tego chyba bycie nie chcieli.

Ropucha usiad na pododze, macajc ty gowy. Palce mia czerwone od krwi. Prbowa mnie zabi. - Tak. Widziaem - wtrci jeden z gwacicieli. - Pogruchota mi nadgarstek - doda Grenn i pokaza rk Noyeowi. Zbrojmistrz zaledwie na ni zerkn. - Siniak. Moe troch nacignita. Maester Aemon da ci ma. Id z nim, Todder, trzeba mu opatrzy gow. A reszta niech wraca do swoich cel. Ty zosta, Snow. Jon usiad ciko na dugiej drewnianej awie. Pozostali wychodzili, a ich spojrzenia mwiy mu, e sprawa nie zostaa zakoczona. Czu silny bl w ramieniu. - Stray przyda si kady, kogo da si tutaj przy wlec - odezwa si Donal Noye, kiedy zostali sami. - Nawet kto taki jak Ropucha. Nie zyskasz honorw, zabijajc go. Jon achn si. - Powiedzia, e moja matka jest - .. .Dziwk. Syszaem. I co z tego? - Lord Eddard nie jest czowiekiem, ktry sypia z dziwkami - rzuci chodno Jon. Jego honor - Nie przeszkodzi mu spodzi bkarta. Czy nie tak? Jon kipia z wciekoci. - Mog odej? - Pjdziesz, kiedy ci pozwol. Jon patrzy ponuro w dym unoszcy si z kosza, dopki Noye nie uj go pod brod i nie obrci jego gowy w swoj stron. - Patrz na mnie, chopcze, kiedy mwi do ciebie. Jon spojrza na niego. Zbrojmistrz mia pier jak smok i nie mniejszy brzuch. Do tego paski, szeroki nos na twarzy, ktra zawsze wydawaa si nie ogolona. Lewy rkaw jego czarnej, wenianej tuniki by przypity do ramienia srebrn szpil w ksztacie miecza. - Sowa nie zrobi z twojej matki dziwki. Bya tym, kim bya, i Ropucha nic tutaj nie zmieni. Tutaj, na Murze, mamy ludzi, ktrych matki byy dziwkami. Ale nie moja, pomyla Jon. Nic nie wiedzia o swojej matce. Eddard Stark nigdy o niej nie mwi. Snow czsto ni o niej, a we nie niemal widzia jej twarz. Jawia mu si jako pikna dama o agodnym spojrzeniu. - Mylisz, e miae cikie ycie, poniewa jeste bkartem wysoko urodzonego lorda? - mwi dalej zbrojmistrz. - Jeren jest bkartem septona, a matka Cottera Pykea jest dziwk z karczmy. Teraz on sprawuje dowdztwo we Wschodniej Stranicy. - Oni nic mnie nie obchodz - powiedzia Jon. - Nie dbam o nich ani o ciebie, ani o Thornea czy Benjena Starka. Nienawidz tego miejsca. Tutaj jest za zimno.

- Tak. Zimno, ciko i podle. Taki jest Mur i tacy s ludzie, ktrzy po nim chodz. Wcale nie jest tu tak, jak opowiadaa ci niaka. Moesz naszcza na jej opowieci i na ni sam. Tak ju jest, a ty zostaniesz tutaj do koca ycia, podobnie jak inni. - Do koca ycia - powtrzy z gorycz Jon. Zbrojmistrz mg sobie mwi o yciu, skoro ju swoje przey. Zacign si do Nocnej Stray dopiero po tym, jak straci rami w czasie oblenia Storms End. Przedtem by kowalem u Stannisa Baratheona, brata Krla. Przemierzy Siedem Krlestw wzdu i wszerz. Bawi si, sypia z dziwkami i bra udzia w setkach bitew. Podobno to on wyku mot krla Roberta. Ten sam, ktrym Robert pozbawi ycia Rhaegara nad Tridentem. Donal Noye przey wszystko, czego Jon nigdy nie zazna, i dopiero pniej, kiedy si postarza, kiedy przekroczy ju trzydziestk, zosta lekko ranny toporem, lecz rana ropiaa i trzeba byo mu odci cae rami. Dopiero wtedy przyby na Mur, okaleczony, kiedy przey ju swoje ycie. - Tak. Do koca ycia - powiedzia Noye. - Bez wzgldu na to, czy bdzie krtkie czy dugie. Wszystko zaley od ciebie, Snow. Jeli pjdziesz drog, na ktr wszede, to jeden z twoich braci prdzej czy pniej podernie ci gardo. - Oni nie s moimi brami - warkn Jon. - Nienawidz mnie, bo jestem od nich lepszy. - Nie. Nienawidz ci dlatego, e zachowujesz si, jakby by od nich lepszy. Patrz na ciebie i widz wychowanego na zamku bkarta, ktremu si wydaje, e jest panitkiem. Zbrojmistrz nachyli si nad nim. - A ty nie jeste adnym panitkiem. Zapamitaj to sobie. Ty jeste Snow, a nie Stark. Jeste bkartem i tyranem. - Tyranem? - powtrzy Jon zdumiony. Uzna to oskarenie za wyjtkowo niesprawiedliwe. - Przecie to oni mnie zaatakowali. Czterech na jednego. - Czterech, ktrych upokorzye na dziedzicu. Czterech, ktrzy pewnie boj si ciebie. Przygldaem si, jak walczysz. W twoim przypadku to ju nie jest nauka. Gdyby walczy ostrym mieczem, zostaaby z nich kupa misa. Wiem to, podobnie jak i oni. Nie dae im adnej szansy. Zawstydzie ich. Jeste dumny z tego powodu? Jon zawaha si. Owszem, czu si dumny po zwycistwie. Dlaczego nie? Teraz jednak zbrojmistrz pozbawia go nawet i tego, sugerujc, e to on le postpi. - S starsi ode mnie - prbowa si broni. - Starsi, wiksi i silniejsi, zgadza si. Pewnie w Winterfell nauczyli ci, jak walczy z wikszymi od siebie. Kto to by, jaki stary rycerz? - Ser Rodrik Cassel - odpowiedzia wolno Jon. Wyczuwa, e wpad w puapk.

Donal Noye przysun swoj twarz do twarzy Jona. - A wic pomyl o tym, chopcze. aden z tamtych chopakw nie mia nauczyciela, dopki nie znalaz si tutaj. Ich ojcami byli wieniacy, wonice, kusownicy, kowale, grnicy albo wiolarze na handlowych galerach. Szermierki nauczyli si na ulicach Oldtown i Lannisport albo w przydronych burdelach i tawernach na krlewskim trakcie. Moe i pomachali troch patykami, zanim tutaj przyjechali, ale zapewniam ci, e aden nie mia do pienidzy, eby sobie sprawi prawdziwy miecz. Patrzy na Jona ponuro. - A zatem jak ci si podoba smak zwycistwa, lordzie Snow? - Nie nazywaj mnie tak! - rzuci gwatownie Jon, lecz ju bez przekonania. Nagle poczu si zawstydzony i winny. - Ja nigdy Ja nie mylaem - W takim razie lepiej pomyl - ostrzeg go Noye. - Albo pij ze sztyletem. A teraz id ju. Byo ju prawie poudnie, kiedy Jon wyszed ze zbrojowni. Soce przebio si przez chmury. Odwrci si do niego plecami i spojrza na Mur, olepiajco niebieski w sonecznym blasku. Mino ju tyle tygodni, a widok Muru wci przyprawia go o drenie. Jego ciany oblepia brud niesiony wiatrem kolejnych stuleci, dlatego czsto wydawa si jasnoszary, jak zachmurzone niebo, lecz kiedy w pogodny dzie paday na niego soneczne promienie, Mur wieci, mieni si wasnym blaskiem, niczym olbrzymi bkitnobiay klif, ktry zasania poow nieba. Najwiksza konstrukcja zbudowana rk czowieka, tak powiedzia mu Benjen Stark, kiedy po raz pierwszy ujrzeli Mur jeszcze na krlewskim trakcie. - I bez wtpienia najbardziej bezuyteczna - doda wtedy Tyrion Lannister z umiechem na ustach, ale nawet on zamilk, kiedy podjechali bliej. Mur pozostawa widoczny z bardzo daleka: jasnoniebieska linia cignca si przez pnocny horyzont, od wschodu po zachd, ogromna, nieprzerwana. To jest koniec wiata, wydawaa si mwi. Kiedy wreszcie ujrzeli Czarny Zamek, jego wiee z drewna i kamienia wydaway si zaledwie zabawkami rozrzuconymi na niegu w porwnaniu z lodowym murem. Pradawna warownia czarnych braci w niczym nie przypominaa Winterfell, nie bya nawet prawdziwym zamkiem. Pozbawiona murw, nie moga by broniona ze wschodu, zachodu ani z poudnia, lecz Nocna Stra strzega tylko pnocy, tam te wznosi si Mur. Wysoki prawie na siedemset stp, trzykrotnie wyszy od najwyszej wiey w warowni, ktr chroni. Wuj powiedzia mu, e moe po nim przejecha obok siebie tuzin uzbrojonych rycerzy. Na jego szczycie, niczym stranicy, stay potne katapulty i ogromne, drewniane dwigi podobne do szkieletw wielkich ptakw, a midzy nimi chodzili mali jak mrwki, ubrani na czarno ludzie.

Patrzc teraz w gr sprzed zbrojowni, Jon czu wci to samo zdumienie, jak w chwili, gdy ujrza Mur po raz pierwszy. Tak ju byo. Czasem potrafi niemal o nim zapomnie, tak jak zapomina si o istnieniu nieba czy ziemi pod stopami, lecz przychodziy chwile, w ktrych wydawao si, e nic innego poza nim nie istnieje. Mur by starszy od Siedmiu Krlestw i kiedy teraz Jon patrzy w gr, zakrcio mu si w gowie. Czu nieomal ogromny ciar lodowej masy napierajcej w d, jakby Mur mia si zawali, a on wiedzia, e gdyby tak si stao, wiat runby razem z nim. - Tak, czowiek zastanawia si, co jest za nim. - Usysza znajomy gos. Jon obejrza si. - Lannister. Nie widziaem to znaczy, mylaem, e jestem sam. Tyrion Lannister owin si szczelnie futrem, przez co przypomina maego niedwiedzia. - Bardzo pouczajce jest patrze na ludzi niewiadomych tego, e kto ich obserwuje. Nigdy nie wiadomo, czego mona si dowiedzie. - Ode mnie niczego si nie dowiesz - odpowiedzia mu Jon. Od chwili ich przybycia na Mur rzadko widywa kara. Jako brat Krlowej, Tyrion Lannister by gociem honorowym Nocnej Stray. Zosta zakwaterowany w pokojach Krlewskiej Wiey - cigle j tak nazywano, chocia ju od stu lat nie mieszka tam aden krl - a posiki jad w towarzystwie samego Mormonta. W cigu dnia zwiedza Mur, nocami za grywa w koci i pi z ser Alliserem, lordem Rykkenem i pozostaymi wyszymi oficerami. - Och, gdziekolwiek pjd, zawsze si czego ucz. - Karze wskaza na Mur skatym czarnym kijem. - Jak to si dzieje, e gdy tylko kto zbuduje mur, kto inny zaraz chce wiedzie, co jest po jego drugiej stronie? - Przechyli gow i popatrzy na Jona swoimi rnymi w kolorze oczyma. - Przecie chciaby wiedzie, co jest po drugiej stronie, prawda? - Nic wielkiego - powiedzia Jon. Pragn pojecha z Benjenem Starkiem na wypad, zagbi si w tajemniczy nawiedzany las, chcia walczy z dzikimi Mancea Raydera i strzec Krlestwa przed Innymi, ale uzna, e lepiej nie mwi o swoich pragnieniach. - Zwiadowcy twierdz, e s tam tylko lasy, gry, zamarznite jeziora, mnstwo niegu i lodu. - A take grumkiny i snarki - doda Tyrion. - Nie wolno nam o nich zapomina, lordzie Snow, bo inaczej, po co komu ten ogromny mur? - Nie nazywaj mnie lordem Snow. Karze unis brwi. - Wolaby, eby ci nazywali karem? eby widzieli, e mog ci rani swoimi sowami, a ty i tak nigdy nie uwolnisz si od ich drwin? Jeli dostaniesz jakie imi, przyjmij je, uczy je swoim, a wtedy ju nigdy ci nim nie zrani. - Znowu pokaza kijem. - Chod, przejdziemy si. Niedugo podadz jak pod potrawk, a mnie przyda si miska czego gorcego.

Jon take poczu gd, wic ruszy z Lannisterem; szed wolno, eby nie wyprzedza niezdarnie idcego kara. Wzmaga si wiatr zewszd rozlegao si skrzypienie drewnianych konstrukcji budynkw, a gdzie dalej omotaa okiennica. W pewnym momencie rozlego si guche tpnicie, kiedy wiatr zrzuci z dachu ogromny pat niegu. - Nie widz twojego wilka - powiedzia Lannister. - Przywizuj go w starej stajni, kiedy id wiczy. Wszystkie konie trzymaj we wschodniej stajni, wic nikomu nie przeszkadza. Potem jest ju cay czas ze mn. pi w Wiey Hardina. - To ta ze zniszczonymi blankami, prawda? Na dziedzicu przed ni ley peno gruzu, a obok stoi przybudwka, ktra przypomina naszego szlachetnego Roberta po dugim pijastwie. Mylaem, e wszystkie te zabudowania s opuszczone. Jon wzruszy ramionami. - Nikogo to nie obchodzi, gdzie pisz. Wikszo starych wie jest pusta, wic moesz sobie wybra jedn z cel. - Niegdy w Czarnym Zamku mieszkao pi tysicy rycerzy wraz z komi i sub. Ostatnio byo ich tam dziesi razy mniej, wic wiele zabudowa ulego zniszczeniu. Tyrion Lannister rozemia si, wypuszczajc w powietrze kb pary. - Powiem twojemu ojcu, eby aresztowa wicej murarzy, zanim twoja wiea cakiem si zawali. Jon wyczu w jego sowach kpin, lecz w gruncie rzeczy karze mia racj. Kiedy zbudowano dziewitnacie potnych umocnie wzdu Muru, z ktrych tylko trzy pozostaway obsadzone: Wschodnia Stranica na szarym brzegu, Wiea Cieni, postawiona w grach, na kocu Muru, i wreszcie stojcy midzy nimi Czarny Zamek, przy ktrym koczy si krlewski trakt. Pozostae twierdze stay od dawna opuszczone, w ich wieach hula wiatr, a po ich murach chodziy duchy zmarych. - Lepiej bdzie, jeli zamieszkam sam - po wiedzia Jon. - Inni boj si Ducha. - No i dobrze - odpar Lannister i zaraz zmieni temat. - Mwi, e twj wuj dugo nie wraca. Jon przypomnia sobie swoje yczenie, ktre wypowiedzia w chwili gniewu wyobrazi sobie wtedy Benjena Starka martwego w niegu - i odwrci gow. Karze mia doskona intuicj, a Jon nie chcia, eby dostrzeg w jego oczach poczucie winy. Powiedzia, e wrci do dnia mojego imienia - odpar. Dzie ten min przez nikogo nie zauwaony dwa tygodnie temu. - Szukali ser Waymara Roycea, jego ojciec jest chorym lorda Arryna. Wuj Benjen powiedzia, e bd szuka a do Wiey Cieni. Do samych gr. Syszaem, e wielu dobrych zwiadowcw znikno ostatnimi czasy - powiedzia Lannister,

kiedy wchodzili po schodach do jadalni. Umiechnwszy si, otworzy drzwi. - Moe grumkiny s godne w tym roku. Hol jadalni by ogromny, peen przecigw i chodu pomimo huczcego ognia w palenisku. Midzy krokwiami jego wysokiego sufitu zagniedziy si wrony. Jon sysza ich krakanie w grze. Odebra misk z potrawk i pitk czarnego chleba. Grenn, Ropucha i pozostali siedzieli na awce przy samym palenisku i przekrzykiwali si, przeklinajc ochrypymi gosami. Jon przyglda im si przez chwil, po czym zaj miejsce w drugim kocu holu, z dala od innych. Tyrion Lannister usiad naprzeciw niego i powcha niepewnie potraw. Jczmie, cebula, marchew - mrukn. - Kto chyba powinien powiedzie kucharzom, e rzepa nie jest misem. - To jest barani gulasz. - Jon cign rkawice i rozoy donie nad par ulatujc z miski. Poczu lin gromadzc si w ustach. - Snow. Jon dobrze zna gos Allisera Thornea, dlatego od razu wyczu w nim obc nut. Odwrci si. - Lord Dowdca chce ci widzie. Natychmiast. Przez chwil Jon ba si poruszy. Dlaczego Lord Dowdca chce go widzie? Pewnie maj wieci o Benjenie, pomyla przeraony, nie yje, jego wizja okazaa si prawd. - Czy chodzi o mojego wuja? - wybka. - Czy powrci bezpiecznie? - Lord Dowdca nie ma zwyczaju czeka. - Usysza w odpowiedzi. - A ja nie przywykem do powtarzania bkartom rozkazw. Tyrion Lannister obrci si i wsta. - Daj spokj, Thorne. Przestraszye chopaka. - Lannister, trzymaj si z daleka od nie swoich spraw. To nie twoje miejsce. - Ale mam swoje miejsce na dworze - odpar karze, umiechajc si. - Wystarczy szepn jedno swko w odpowiednie ucho, a zmarniejesz jak kwane mleko, zanim dostaniesz nastpnego chopaka pod opiek. A teraz powiedz mu, dlaczego Stary Niedwied go wzywa. S jakie wieci o jego wuju? - Nie - powiedzia ser Alliser. - Chodzi o co innego. Rano przyby ptak z Winterfell z wiadomoci o jego bracie. Przyrodnim bracie - poprawi si. - Bran - wyszepta Jon, wstajc. - Co mu si stao. Tyrion Lannister pooy mu rk na ramieniu. - Jon - powiedzia - przykro mi, naprawd. Jon prawie go nie sysza. Zdj do kara z ramienia i poszed przez hol. Po kilkunastu krokach ruszy biegiem. Popdzi do wiey dowdcy przez zaspy. Gdy tylko min

strae, puci si w gr po dwa schody. Wbieg do pokoju Lorda Dowdcy w przemoczonych butach, zdyszany. - Bran - wydusi z siebie. - Co z Branem? Jeor Mormont, Lord Dowdca Nocnej Stray by ponurym starcem o ogromnej, ysej gowie i gstej, siwej brodzie. Na jego ramieniu siedzia kruk, ktrego karmi ziarnem zboa. - Powiedziano mi, e potrafisz czyta. - Potrzsn ramieniem i kruk pofrun na parapet okna, gdzie usiad i przyglda si, jak Mormont wyciga z pasa zwinity papier i podaje go Jonowi. - Zboe - zakraka ochryple. - Zboe, zboe. Jon przesun palcami po konturach wilkora wycinitego w biaym wosku zamanej pieczci. Rozpozna pismo Robba, lecz litery pozostaway dziwnie zamazane. Zda sobie spraw, e pacze. Wreszcie, pomimo ez, zrozumia sens przeczytanych sw i podnis gow. - Obudzi si - powiedzia. - Bogowie oddali go. - Pozosta okaleczony - powiedzia Mormont. - Przykro mi, chopcze. Przeczytaj list do koca. Spojrza na dalsze sowa, ale nie miay one wikszego znaczenia. Nic nie miao znaczenia. Bran bdzie y. - Mj brat bdzie y - powiedzia do Mormonta. Lord Dowdca pokrci gow, zebra w gar troch ziarna i zagwizda. Kruk sfrun na jego rami, krzyczc: - y! y! Jon bieg w d po schodach z umiechem na twarzy i listem w doni. Mj brat bdzie y - zawoa do stranikw. Wymienili midzy sob spojrzenia. Pobieg z powrotem do jadalni, gdzie Tyrion Lannister koczy wanie swj gulasz. Chwyci kara pod pachy, podnis do gry i zakrci si z nim. - Bran bdzie y! - krzykn radonie. Lannister patrzy na niego, nic nie rozumiejc. Jon posadzi go na awce i wcisn mu w do list. Czytaj - powiedzia. Pozostali chopcy zebrali si wok nich i przygldali si zaciekawieni. Jon zauway Grenna. Pogruchotan rk owinito mu grub warstw bandaa. Min mia nietg, lecz wcale nie gron. Jon ruszy w jego stron. Grenn cofn si natychmiast, wznoszc rce. Nie zbliaj si do mnie teraz, bkarcie. Jon umiechn si do niego. - Przykro mi z powodu twojej rki. Robb potraktowa mnie kiedy w podobny sposb, tyle tylko e drewnianym mieczem. Bolao jak diabli. Ciebie pewnie boli jeszcze bardziej. Jeli chcesz, to ci poka, jak si obroni przed takim pchniciem. Alliser Thorne usysza jego sowa. - Lord Snow chce zaj moje miejsce - rzuci kpico. - Szybciej naucz wilka onglerki ni ty tego ubra.

- Przyjmuj zakad, ser Alliser - powiedzia Jon. - Chtnie zobacz, jak mj Duch ongluje. Jon usysza, jak Grenn wstrzymuje oddech, przeraony. Zapada cisza. Po chwili rozleg si chichot Tyriona. Siedzcy przy ssiednim stole bracia przyczyli si do niego. Fala miechu zataczaa coraz szerszy krg, docierajc nawet do kucharzy. Spomidzy krokwi dobiego niespokojne skrzeczenie. Wreszcie rozemia si i Grenn. Ser Alliser nie spuszcza wzroku z Jona. Jego twarz pociemniaa, a palce doni zacisny si w pi. - Popenie duy bd, lordzie Snow - odezwa si wreszcie cierpkim, zowrogim gosem.

EDDARD
Eddard Stark wjecha przez ogromne spiowe wrota Czerwonej Twierdzy obolay, zmczony, zy i godny. Marzy o gorcej kpieli, pieczonej kaczce i mikkim ku. Nie zdy jeszcze zsi z konia, kiedy krlewski zarzdca poinformowa go, e Wielki Maester Pycelle zwoa pilne zebranie maej rady. Proszono, aby Namiestnik zaszczyci je swoj obecnoci najszybciej jak to moliwe. - Bdzie to moliwe rano - warkn Ned, zsiadajc z konia. Zarzdca skoni nisko gow. - Przeka radzie twoje sowa, panie. - Stj. A niech to - powstrzyma go Ned. - Pjd do nich. Potrzebuj tylko kilku chwil na przebranie si. - Tak, mj panie - odpowiedzia zarzdca. - Otrzymae komnaty w Wiey Namiestnika, wczeniej zajmowa je lord Arryn. Jeli ci to zadowala, ka tam zanie twoje rzeczy. - Dzikuj - powiedzia Ned. cign rkawice i wsun je za pas. Reszta jego wity wjedaa wanie przez bram. Ned dostrzeg Yayona Poole, swego wasnego zarzdc, i zawoa do niego: - Zdaje si, e mam spotkanie z rad. Zaprowad moje crki do ich sypialni i powiedz Joryemy, eby ich stamtd nie wypuszcza. Niech Arya nie wybiera si na adne poszukiwania. - Poole skoni gow. Ned odwrci si do krlewskiego zarzdcy. - Moje wozy nie dojechay jeszcze. Potrzebny mi bardziej odpowiedni strj. - Bdzie to dla mnie zaszczyt - odpowiedzia zarzdca. I tak Ned - piekielnie zmczony i wystrojony w poyczone ubranie - wkroczy do sali narad, w ktrej czekao ju na niego czterech czonkw maej rady. Bya to bogato wyposaona komnata. Na pododze zamiast sitowia leay dywany z Myr, a w jednym kcie, na paskorzebie przedstawiajcej Letnie wyspy, kotoway si jaskrawo pomalowane bestie. ciany zakryway gobeliny z Norvos, Qohor i Lys, a drzwi z obu stron strzegy dwa valyriaskie sfinksy z czarnego marmuru o oczach z wypolerowanych granatw. Zaraz po jego wejciu do sali podszed do niego Yarys, eunuch, czonek rady, ktrego Ned darzy najmniejsz sympati. - Lordzie Stark, ze smutkiem przyjem wiadomo o twoich kopotach w czasie podry traktem. Wszyscy palilimy wiece za ksicia Joffreya. Modl si o jego zdrowie. - Do Yarysa pozostawia grudki pudru na rkawie Neda, a on sam pachnia sodko i mdo jak kwiaty na grobie.

- Twoi bogowie wysuchali ci - odpowiedzia Ned chodnym, lecz uprzejmym tonem. - Ksi z kadym dniem nabiera si. - Wyswobodziwszy si z ucisku eunucha, przeszed pokj i zbliy si do lorda Renlyego, ktry rozmawia przy paskorzebie z niskim mczyzn, Littlefingerem, jak domyla si Ned. Kiedy Robert zasiad na tronie, Renly mia zaledwie osiem lat, lecz wyrs na krzepkiego mczyzn, podobnie jak jego brat, co zawsze wprawiao Neda w pewne zakopotanie. Ilekro go spotyka, wydawao mu si, e czas zatrzyma si w miejscu i ma przed sob Roberta, ktry wrci wanie ze zwyciskiej bitwy nad Tridentem. - Widz, e dotare bezpiecznie, lordzie Stark - powiedzia Renly. - Tak jak i ty - odpar Ned. - Musisz mi wybaczy, lecz czasem wydajesz mi si udzco podobny do swojego brata, Roberta. - Ndzna kopia - odpowiedzia Renly, wzruszajc ramionami. - Za to o wiele lepiej ubrana - zaartowa Littlefinger. - Lord Renly wydaje wicej na ubrania ni poowa dam na dworze. Rzeczywicie tak byo. Lord Renly mia na sobie ubranie z ciemnozielonego aksamitu, a na jego kubraku pdzio tuzin jeleni wyszytych zot nici. Z ramienia zwisaa zarzucona niedbale ppeleryna ze zotogowia spita brosz ze szmaragdem. - Znam gorsze zbrodnie odpowiedzia Renly z umiechem. - Chociaby to, jak ty si ubierasz. Littlefinger zignorowa jego przytyk. Przyglda si Nedowi z umiechem na ustach, ktry graniczy z bezczelnoci. - Lordzie Stark, ju od jakiego czasu miaem nadziej ci pozna. Teraz wiem, dlaczego lady Catelyn wspominaa mi o tobie. - Tak - odpowiedzia chodno Ned. - Rozumiem, e znae take mojego brata, Brandona. Renly Baratheon rozemia si, a Yarys podszed bliej, eby posucha ich rozmowy. - I to zbyt dobrze - powiedzia Littlefinger. - Do dzisiaj nosz dowd jego uznania wobec mnie. Czy Brandon wspomina te i o mnie? - Czsto, i to z pewnym oywieniem - odpar Ned z nadziej, e na tym skocz rozmow. Nie mia cierpliwoci do sownych potyczek. - Powiedziabym, e oywienie nie pasuje do Starkw - mwi dalej Littlefinger. Tutaj, na poudniu, mwi si, e jestecie zrobieni z lodu i topicie si, gdy tylko wyjedziecie za Przesmyk. - Nie planuj roztopienia si w najbliszym czasie, lordzie Baelish. Zapewniam ci. Ned podszed do stou i powiedzia: - Maester Pycelle, mniemam, e masz si dobrze.

Wielki Maester umiechn si agodnie ze swojego wysokiego krzesa. Wystarczajco dobrze, jak na moje lata, panie - odpar. - Chocia atwo si mcz. Cienkie kosmyki siwych wosw okalay jego szerokie, yse czoo nad agodn twarz. Na szyi nie nosi zwykego metalowego konierza, jakiego uywa Luwin. Jego szyj wielokrotnie owija ciki acuch, tworzc masywny naszyjnik, ktry zakrywa go od brody do piersi. Ogniwa wykute byy ze wszystkich istniejcych metali: z czarnego elaza i czerwonego zota, z jasnej miedzi i matowego oowiu, a take ze stali, jasnego srebra, mosidzu, brzu i platyny. Zdobiy go te granaty, ametysty, czarne pery i gdzieniegdzie szmaragdy i rubiny. - Moe moglibymy zacz - powiedzia Wielki Maester, skadajc donie na pokanym brzuchu. Obawiam si, e zasn, jeli bdziemy duej czeka. - Dobrze. - U szczytu stou stao krzeso Krla, puste teraz; na poduszkach widnia jele Baratheonw wyhaftowany zot nici. Jako prawa rka Krla, Ned zaj miejsce obok. - Panowie - powiedzia chodno. - Wybaczcie, e kazaem wam czeka. - Jeste krlewskim Namiestnikiem - powiedzia Yarys. - Mamy obowizek czeka na ciebie, lordzie Stark. Kiedy pozostali zajmowali swoje miejsca, Eddard Stark dozna nieodpartego uczucia, e nie powinnien znajdowa si w tym pokoju, wrd tych ludzi. Przypomnia sobie sowa Roberta wypowiedziane przez niego w krypcie w Winterfell. Otaczaj mnie pochlebcy i gupcy, powiedzia mu wtedy. Ned spojrza na zebranych i zacz si zastanawia, ktrzy z nich s pochlebcami, a ktrzy gupcami. Wydawao mu si, e ju wie. - Jest nas tylko piciu - zauway. - Lord Stannis uda si na Dragonstone niedugo po wyjedzie Krla na pnoc poinformowa go Yarys. - Natomiast nasz dzielny ser Barristan bez wtpienia jedzie teraz ulicami miasta u boku Krla, jak przystao Lordowi Dowdcy Krlewskiej Gwardii. - Moe wic zaczekamy na ser Barristana i Krla - zaproponowa Ned. Renly Baratheon rozemia si gono. - Przyjdzie nam dugo czeka, jeli liczymy na to, e mj brat zaszczyci nas swoj obecnoci. - Wiele spraw zaprzta umys naszego dobrego krla Roberta - wtrci Yarys. Dlatego mniej wane nam powierza, spodziewajc si, e ulymy mu nieco. - Lord Yarys chcia powiedzie, e wszystko, co dotyczy pienidzy, ywnoci i sprawiedliwoci, nudzi mojego brata miertelnie, wic jarzmo rzdw spada na nas. Od czasu do czasu przekazuje nam jaki rozkaz - powiedzia lord Renly. Wycign z rkawa zwinity papier i pooy go na stole. - Dzisiejszego ranka rozkaza mi pojecha przodem i poprosi Wielkiego Maestera Pycelle, aby zebra rad. Ma dla nas wane zadanie.

Littlefinger umiechn si i wrczy Nedowi rulon zalakowany krlewsk pieczci. Ned zama piecz kciukiem i rozwin papier, pragnc zapozna si z pilnym poleceniem Krla. Czyta z rosncym niedowierzaniem. Czy szalestwo Roberta nie znao granic? Szal goryczy i niedowierzania przepenio jego imi, ktre miao sta si przyczyn kolejnego kaprysu Krla. - Dobrzy bogowie - powiedzia. - Lord Eddard chcia przez to powiedzie, e Jego Mio zleca nam zorganizowa wielki turniej, ktry upamitni mianowanie nowego Namiestnika - powiedzia lord Renly. - Ile? - spyta spokojnie Littlefinger. Ned przeczyta mu odpowied z listu. - Czterdzieci tysicy zotych smokw dla zwycizcy. Dwadziecia tysicy dla drugiego, kolejne dwadziecia dla zwycizcy walki wrcz i dziesi tysicy dla najlepszego ucznika. - Dziewidziesit tysicy w zocie - westchn Littlefinger. - Nie wolno nam zapomina o innych kosztach. Robert z pewnoci spodziewa si hucznej uczty. A to oznacza dodatkowe pienidze dla kucharzy, cieli, sucych, trubadurw, kuglarzy, baznw - Tych u nas nie brakuje - wtrci lord Renly. Wielki Maester Pycelle spojrza na Littlefingera. - Czy skarbiec podoa takim wydatkom? - Jaki skarbiec? - odpar Littlefinger, krzywic si. - Darujmy sobie te niedorzecznoci. Obaj dobrze wiemy, e skarbiec ju od lat jest pusty. Bd musia poyczy pienidze. Bez wtpienia znajdziemy pomoc u Lannisterw. Jestemy winni lordowi Tywinowi jakie trzy miliony smokw, wic sto tysicy nie zrobi wikszej rnicy. Ned sucha z niedowierzaniem. - Chcesz powiedzie, e Korona jest zaduona na trzy miliony w zocie? - Korona jest zaduona na ponad sze milionw w zocie, lordzie Stark. Gwnie u Lannisterw, ale poyczalimy te od lorda Tyrella, z elaznego Banku z Braavos oraz od kilku kompanii handlowych z Tyr. Ostatnio musiaem nawet odwoa si do Wiary. Wielki Septon targuje si bardziej ni dornijski kupiec. Ned nie wierzy wasnym uszom. - Przecie Aerys Targaryen pozostawi skarbiec peen zota. Jak moglicie do tego dopuci? Littlefinger wzruszy ramionami. - Skarbnik zdobywa pienidze, a Krl i jego Namiestnik je wydaj. - Nie uwierz, e Jon Arryn pozwoli Robertowi ebra po caym Krlestwie przemwi gwatownie Ned.

Wielki Maester Pycelle pokrci gow, pobrzkujc cicho acuchem. - Lord Arryn by roztropnym czowiekiem. Obawiam si jednak, e Jego Mio nie zawsze sucha mdrych rad. - Mj panujcy brat uwielbia turnieje i uczty - powiedzia Renly Baratheon. Nienawidzi za, jak on to mwi, liczenia miedziakw. - Pomwi z Jego Mioci - odpar Ned. - Turniej jest ekstrawagancj, na ktr nie sta Korony. - Pomw, jeli chcesz - powiedzia lord Renly. - Ale lepiej zabierzmy si do omwienia przygotowa. - Kiedy indziej - odpowiedzia Ned. Moe troch zbyt gwatownie, sdzc po spojrzeniach, jakie posali mu czonkowie rady. Bdzie musia pamita, e ju nie jest w Winterfell, gdzie mia nad sob tylko Krla. Tutaj by zaledwie pierwszym spord rwnych sobie. - Wybaczcie mi, lordowie - powiedzia agodniejszym tonem. - Jestem zmczony. Skoczmy na dzisiaj. Spotkamy si, kiedy wszyscy odpoczniemy. - Nie pytajc ich o zgod, wsta, skoni lekko gow i wyszed. Na zewntrz rzeka wozw i jedcw wci wlewaa si w zamkow bram, a dziedziniec ton w chaosie penym bota, koni i pokrzykujcych ludzi. Poinformowano go, e Krl jeszcze nie przyby. Od dnia nieprzyjemnych wydarze nad Tridentem Stark i jego wita jechali daleko przed gwn kolumn, eby odczy si od Lannisterw i rozadowa napicie. Przez cay czas prawie nie widywano Roberta. Podobno podrowa powozem i tgo popija. Jeli tak, to pewnie nie przybdzie tak prdko, chocia i tak za szybko, jeli chodzi o Neda. Wystarczyo, e spojrza na twarz Sansy, by znowu poczu zerajce go od wewntrz uczucie wciekoci. Ostatnie dwa tygodnie ich podry upyny w bardzo podym nastroju. Sansa obwiniaa wci Ary i powiedziaa jej, e to Nymeria powinna by zabita. Arya pogrya si w smutku, kiedy powiedziano jej, co si stao z chopakiem rzenika. I tak Sansa pakaa, kadc si wieczorem do snu, Arya milczaa caymi dniami, a Eddard Stark ni o zamarznitym piekle zarezerwowanym dla Starkw z Winterfell. Przeszed przez zewntrzny dziedziniec, potem pod krat i wszed na zewntrzny mur, kierujc si, jak mu si wydawao, do Wiey Namiestnika, kiedy na jego drodze stan Littlefinger. - Idziesz w zym kierunku, Stark. Chod ze mn. Zawaha si na moment, lecz poszed. Littlefinger poprowadzi go do wiey, potem schodami w d. Nastpnie przeszli przez may dziedziniec i wzdu pustego korytarza, gdzie pod cianami stay na stray zbroje. Pochodziy jeszcze z czasw Targaryenw, zrobione z

czarnej stali, ze smoczymi uskami na hemach, zakurzone i zapomniane. - To nie jest droga do moich pokoi - powiedzia Ned. - Czy mwiem, e tam idziemy? Prowadz ci do lochw, gdzie mam zamiar podern ci gardo i zamurowa twoje ciao w celi - rzuci sarkastycznie Littlefinger. - Stark, nie ma czasu na rozmowy. Twoja ona czeka. - Littlefinger, co to za gra? Catelyn jest w Winterfell, setki mil std. - Czyby? - W szarozielonych oczach Littlefingera zawieciy iskierki rozbawienia. A zatem kto dokona zdumiewajcego przeistoczenia si. Nie ma czasu, chod. Albo zosta, a ona bdzie ze mn. - Ruszy szybko schodami w d. Ned poszed za nim ostronie, zastanawiajc si, czy ten dzie kiedykolwiek si skoczy. Nie mia ochoty na adne intrygi, lecz zrozumia, e s chlebem powszednim dla kogo takiego jak Littlefinger. Na kocu schodw napotkali cikie dbowe drzwi okute elazem. Petyr Baelish unis zasuw i skin na Neda. Znaleli si na skalistym urwisku skpanym w rudawym blasku zmierzchu, wysoko nad rzek. - Wyszlimy z zamku - powiedzia Ned. - Trudno ci oszuka, Stark - zauway Littlefinger, umiechajc si kpico. Zorientowae si po socu czy po niebie? Id za mn. W skale wykuto stopnie. Postaraj si nie spa, Catelyn nigdy by tego nie zrozumiaa - doda i znikn za krawdzi klifu. Schodzi z szybkoci mapy. Ned przyglda si skalistej cianie przez chwil, zanim ruszy wolno. Rzeczywicie byy tam pytkie wycicia, tak jak mwi Littlefinger. Rzeka majaczya daleko w dole. Ned schodzi z twarz przycinit mocno do skay, starajc si nie patrze pod nogi bez potrzeby. Wreszcie znalaz si na samym dole, na wskiej, botnistej ciece biegncej wzdu brzegu rzeki. Littlefinger sta oparty leniwie o ska i jad jabko. - Starzejesz si i robisz si powolny, Stark - powiedzia i rzuci ogryzek do rzeki. - Niewane, dalej pojedziemy. Nieopodal czekay dwa konie. Ned dosiad jednego z nich i ruszy w kierunku miasta. Wreszcie Baelish zatrzyma swojego wierzchowca przed obskurnym, trzypitrowym budynkiem z drewna; jego rozwietlone okna wyranie odcinay si od zapadajcego zmroku. Z budynku dochodziy dwiki muzyki i rubasznego miechu. Przy drzwiach koysaa si ozdobna lampa oliwna z kloszem z czerwonego szka oowiowego, zawieszona na cikim acuchu.

Ned Stark zsiad z konia z wyrazem wciekoci na twarzy. - Burdel - powiedzia i chwyci Littlefingera za rami, przycigajc go do siebie. - Kazae mi jecha taki kawa drogi po to tylko, eby mnie zaprowadzi do burdelu? - Twoja ona jest w rodku - odpar Littlefinger. To bya ostateczna zniewaga. - Brandon okaza ci zbyt wiele askawoci - powiedzia Ned. Przycisnwszy maego Littlfingera do ciany, przyoy mu sztylet do szyi. - Panie, nie. - Rozleg si czyj gos. - On mwi prawd. - Chwil pniej usyszeli czyje kroki. Ned odwrci si z noem w doni i ujrza zbliajcego si siwowosego mczyzn. Ubrany by w brzowe ubranie z surowego sukna, a kiedy bieg, jego mikki podbrdek podskakiwa. - Nie mieszaj si, czowieku - odezwa si Ned, zanim rozpozna nadbiegajcego mczyzn. - Opuci sztylet, zdumiony. - Ser Rodrik? Rodrik Cassel skin gow. - Twoja pani czeka na grze. Ned nie wiedzia, co o tym wszystkim myle. - Naprawd Catelyn jest tutaj? Littlefinger mnie nie nabiera? - Schowa n. - Chciabym, eby tak byo, Stark - powiedzia Littlefinger. - Id za mn i postaraj si, eby twoja lubieno pozostaa lubienoci Namiestnika, nie przeholuj w adn stron. Nie byoby dobrze, gdyby ci rozpoznano. Przechodzc, moesz popieci jak pier albo dwie. Weszli do rodka i znaleli si w zatoczonym duym pokoju, w ktrym gruba kobieta piewaa sprone piosenki, tymczasem mode dziewczta, ubrane w skpe jedwabne stroje, przyciskay si do swoich kochankw albo koysay na ich kolanach. Nikt nie spojrza nawet na Neda. Ser Rodrik pozosta na dole, tymczasem Littlefinger poprowadzi go na trzecie pitro i dalej, korytarzem do pokoju, w ktrym czekaa Catelyn. Krzykna na jego widok i natychmiast podbiega do niego. - Moja pani - wyszepta Ned, kiedy go obja za szyj. - Och, bardzo dobrze - powiedzia Littlefinger, zamykajc drzwi. - Rozpoznae j. - Baam si, e nigdy nie przyjdziesz, mj panie - wyszeptaa z twarz przytulon do jego piersi. - Petyr informowa mnie o wszystkim. Opowiedzia mi o twoich kopotach z Ary i modym Ksiciem. Co z dziewczynkami? - Obie pogrone w smutku i pene zoci - odpowiedzia jej. - Cat, nie rozumiem. Co robisz w Kings Landing? Co si stao? - spyta on. - Czy chodzi o Brana? Czy on - Nie yje, to sowo cisno mu si na usta, lecz nie potrafi go wypowiedzie. - Tak, chodzi o Brana, ale to nie to, o czym mylisz - powiedziaa Catelyn.

Ned czu si cakowicie zagubiony. - W takim razie, o co chodzi? Dlaczego przybya tutaj, moja kochana? Co to za miejsce? - Dokadnie takie na jakie wyglda - wtrci Littlefinger, siadajc na siedzeniu w oknie. - Burdel. Czy moe istnie mniej prawdopodobne miejsce, w ktrym by szukano Catelyn Tully? - Umiechn si. - Tak si skada, e jestem wacicielem tej posiadoci, wic bez trudu mogem wszystko tutaj zorganizowa. Bardzo mi zaley, aby Lannisterowie nie dowiedzieli si, e Cat przybya do Krlewskiej Przystani. - Dlaczego? - spyta Ned. Teraz dopiero dostrzeg jej donie, zda sobie spraw, w jak nienaturalny sposb go obejmuje. Zobaczy czerwone blizny, dwa ostatnie palce jej lewej doni byy sztywne. - Jeste ranna. - Wzi jej rce w swoje i odwrci je. - Bogowie, strasznie gbokie rany od miecza albo moja pani, jak to si stao? Catelyn wyja spod paszcza sztylet i pooya mu go na doni. - Nim wanie zamierzano pozbawi ycia Brana. Ned podnis gwatownie gow. - Kto dlaczego kto Przyoya palec do ust. - Pozwl, kochany, e wszystko ci opowiem. Tak bdzie szybciej. Posuchaj. Opowiedziaa mu o wszystkim, a on wysucha caej historii od poaru w bibliotece, a do Yarysa, stranikw i Littlefingera. Kiedy skoczya mwi, Eddard Stark wci siedzia milczcy ze sztyletem w doni. Wilk Brana uratowa mu ycie, pomyla. Co Jon powiedzia, kiedy znaleli szczeniaki w niegu? Los zesa te szczenita twoim dzieciom, mj panie. A on zabi wilka Sansy i dlaczego? Czy czu si winny? A moe ba si? Jeli bogowie zesali im te wilki, to czy nie popeni ogromnego gupstwa? Wysikiem woli odpdzi podobne myli i znowu spojrza na sztylet. - Sztylet Kara powtrzy. Nie potrafi znale wikszego sensu w tym, co usysza. Zacisn do na gadkiej rkojeci ze smoczej koci i wbi n w st, czujc, jak jego ostrze zagbia si w drewno. Zakoysao si, szydzc z niego. - Dlaczego Tyrion Lannister miaby chcie mierci Brana? Chopak nigdy nie zrobi mu nic zego. - Czy wy, Starkowie, macie tylko nieg midzy uszami? - wtrci Littlefinger. - Karze z pewnoci nie dziaa sam. Ned wsta i zacz chodzi po pokoju. - Jeli Krlowa ma z tym co wsplnego albo bogowie niech broni - sam Krl nie, nie wierz. - W tej samej chwili przypomnia sobie chodny ranek na pustkowiu i sowa Roberta, ktry mwi o wysaniu mordercy do ksiniczki targaryeskiej. Przypomnia sobie niemowl Rhaegara i jego zmasakrowan czaszk oraz to, w jaki sposb Krl odwrci si wtedy, podobnie jak odwrci si nie tak

dawno w sali audiencyjnej Darryego. Wci sysza bagalny gos Sansy; prosia go tak samo jak kiedy Lyanna. - Prawdopodobnie Krl o niczym nie wiedzia - powiedzia Littlefinger. - Nie pierwszy raz. Nasz dobry Robert nabra wprawy w przymykaniu oczu na rzeczy, ktrych wolaby nie oglda. Ned nie potrafi mu odpowiedzie. Znowu ujrza napuchnit twarz chopaka rzenika, jego ciao przecite prawie na p; po tym wydarzeniu Krl nie odezwa si ani sowem. Ned czu pulsujcy bl w gowie. Littlefinger podszed wolno do stou i wyrwa n. - Kogokolwiek by oskary, popenisz zdrad. Oskar Krla, a zataczysz z Ilynem Payneem, zanim skoczysz mwi. Co do Krlowej gdyby znalaz dowd i zdoa nakoni Roberta, eby ci wysucha, moe wtedy - Mamy dowd - przerwa mu Ned. - Sztylet. - To? - Littlefinger podrzuci niedbale n. - adny kawaek stali, mj panie, ale ma ostrza z obu stron. Bez wtpienia Karze przysignie, e skradziono mu sztylet w czasie jego wizyty w Winterfell. Kto mu udowodni, e kamie, skoro jego zbir nie yje? - Rzuci n Nedowi. - Oto, co ci radz: rzu n do rzeki i zapomnij o caej sprawie. Ned posa mu chodne spojrzenie. - Lordzie Baelish. Mwisz do Starka z Winterfell. Mj syn ley zoony niemoc, moe umiera. Pewnie by ju nie y, a wraz z nim Catelyn, gdyby nie wilcze szczeni znalezione w niegu. Jeli rzeczywicie wierzysz, e mgbym o tym zapomnie, to jeste rwnie wielkim gupcem, jakim bye, gdy podniose miecz na mojego brata. - Stark, moe i jestem gupcem ale wci yj, tymczasem twj brat gnije w zimnym grobie ju od jakich czternastu lat. Jeli chcesz si pooy obok niego, nie bd ci od tego odwodzi, ale si do ciebie nie przycz, nie, dzikuj bardzo. - Jeste ostatnim, ktrego chciabym przyczy do kogokolwiek, lordzie Baelish. - Ranisz mnie gboko. - Littlefinger pooy do na sercu. - Jeli o mnie chodzi, to zawsze uwaaem was, Starkw, za do mczc band, ale Cat chyba przywizaa si do ciebie z powodw zupenie dla mnie niezrozumiaych. Dlatego ze wzgldu na ni pomog ci pozosta przy yciu. Gupio postpuj, ale nie potrafi odmwi twojej onie. - Wyjawiam Petyrowi moje podejrzenia co do mierci Jona Arryna - powiedziaa Catelyn. - Obieca, e pomoe ci dotrze do prawdy. Nie bya to wiadomo, ktra by ucieszya Eddarda Starka, lecz musia przyzna, e potrzebowali pomocy, a Littlefinger by kiedy dla Cat jak brat. Nie po raz pierwszy Ned

zosta zmuszony ukada si z czowiekiem, ktrym gardzi. - Dobrze - powiedzia, wsuwajc sztylet za pas. - Wspomniae o Yarysie. Czy eunuch wie o wszystkim? - Nie ode mnie - powiedziaa Catelyn. Eddardzie Stark, twoja ona nie jest gupia. Jednak Yarys ma swoje sposoby na zdobywanie informacji. Zapewniam ci, Ned, robi to za pomoc jakiej mrocznej sztuki. - Wszyscy wiedz, e ma swoich szpiegw - odpar Ned zdawkowo. - Nie tylko to - nie ustpowaa Catelyn. Ser Rodrik rozmawia z ser Aronem Santagarem w tajemnicy, a mimo to Pajk dowiedzia si o ich rozmowie. Obawiam si tego czowieka. Littlefinger umiechn si. - Sodka pani, mnie zostaw lorda Yarysa. Jeli wybaczysz mi te wulgarne sowa - w kocu uchodz w takim miejscu - trzymam go mocno za jaja. Zacisn do, umiechajc si. - W kadym razie zrobibym to, gdyby on by mczyzn albo cho mia jaja. Widzisz, wystarczy sypn okruchw i ptaki zaczynaj piewa, a Yarysowi by si to nie spodobao. Na twoim miejscu bardziej bym si martwi Lannisterami. Ned sam dobrze o tym wiedzia. Wrci pamici do dnia, w ktrym odnaleziono Ary; dostrzeg wtedy wyraz twarzy Krlowej, ktra powiedziaa cicho i spokojnie: Mamy wilka. Pomyla o maym Mycahu, o nagej mierci Jona Arryna, o upadku Brana, o starym, szalonym Aerysie Targaryenie, ktry umiera na pododze swojej sali tronowej, a jego krew wysychaa na zotym ostrzu. - Moja pani - powiedzia, odwracajc si do Catelyn. - Nic wicej ju tutaj nie zdziaasz. Wracaj natychmiast do Winterfell. Skoro pojawi si jeden morderca, mog by i nastpni. Ten, kto pragn mierci Brana, dowie si niebawem, e chopiec wci yje. - Miaam nadziej zobaczy dziewczynki - powiedziaa Catelyn. - Byoby to bardzo nierozsdne - wtrci Littlefinger. - W Czerwonej Twierdzy peno jest ciekawskich oczu, a dzieci lubi duo mwi. - On ma racj, kochana - powiedzia Ned. Przytuli j do siebie. - We ser Rodrika i udajcie si do Winterfell. Ja zaopiekuj si dziewczynkami. Jed do domu i czuwaj nad naszymi synami. - Bdzie tak, jak mwisz, mj panie. - Ned pocaowa j, kiedy podniosa twarz. Wpia mocno okaleczone palce w jego plecy, jakby na zawsze pragna zapewni mu bezpieczestwo w swoich ramionach. - Czy zechcecie skorzysta z sypialni? - spyta Littlefinger. - Musz ci jednak ostrzec, Stark, e tutaj pobieramy za to opaty. - Chcemy zosta tylko na chwil, nie prosz o wicej - powiedziaa Catelyn.

- Dobrze. - Littlefinger ruszy w stron drzwi. - Tylko chwil. Obaj z Namiestnikiem powinnimy ju wrci do zamku, zanim zauwa nasz nieobecno. Catelyn podesza do niego i wzia go za rce. - Petyr, nie zapomn o tym, e mi pomoge. Kiedy twoi ludzie przyszli po mnie, nie wiedziaam, czy prowadz mnie do przyjaciela czy do wroga. Okazae si kim wicej ni przyjacielem. Odnalazam brata, ktrego - jak sdziam - utraciam. Petyr Baelish umiechn si. - Sodka pani, jestem ogromnie sentymentalny. Lepiej nie wspominaj o tym nikomu. Od lat staram si przekona wszystkich na dworze o swojej niegodziwoci i okruciestwie i nie chciabym, aby moje wysiki zostay zaprzepaszczone. Ned nie wierzy w ani jedno jego sowo, lecz odezwa si uprzejmie: - Lordzie Baelish, ja take chc wyrazi swoje podzikowanie. - To ju dla mnie prawdziwy skarb - odpowiedzia Littlefinger, wychodzc. Kiedy drzwi zamkny si za nim, Ned odwrci si do ony. - Po powrocie do domu wylij w moim imieniu wiadomo do Helmana Tallharta i Galbarta Glovera. Niech zbior po stu ucznikw i obsadz Fos Cailin. Dwustu dobrych ucznikw moe utrzyma Przesmyk nawet przed napierajc armi. Niech lord Manderly sprawdzi i uzupeni umocnienia w Biaym Porcie, eby i tam nie brakowao ludzi. Chc te, eby dobrze zaopiekowano si Theonem Greyjoyem. Jeli dojdzie do wojny, bardzo przyda nam si flota jego ojca. - Do wojny? - powtrzya Catelyn przestraszona. - Nie dojdzie do tego - zapewni j Ned, modlc si w duchu, aby to bya prawda. Obj j i przytuli. - Lannisterowie staj si bezlitoni w obliczu saboci, o czym, niestety, przekona si Aerys Targaryen, lecz nie omiel si zaatakowa pnocy bez poparcia pozostaej czci Krlestwa, a takiej siy nie zdobd. Musz odgrywa moj maskarad, jakby nic si nie stao. Pamitaj, kochana, dlaczego tutaj przyjechaem. Jeli znajd dowd na potwierdzenie faktu, e Lannisterowie zabili Jona Arryna Czu, e Catelyn dry. Zacisna poranione donie na jego ramionach. - Co wtedy, kochany? Ned wiedzia, e jest to najtrudniejsza cz caej sprawy. - Caa sprawiedliwo pynie od Krla - powiedzia. - Kiedy dowiem si prawdy, bd musia wyjawi j Robertowi. - Mam nadziej, e okae si mczyzn, jakim jest w moim przekonaniu, a nie jakim jawi si w moich domysach, pomyla.

TYRION
- Jeste pewien, e ju chcesz wraca? - spyta go Lord Dowdca. - Absolutnie, lordzie Mormoni - odpar Tyrion. - Mj brat, Jaime, bdzie si zastanawia, co si ze mn stao. Mgby jeszcze pomyle, e namwie mnie, abym przebra si na czarno. - Zrobiby tak, gdyby potrafi. - Mormont wzi do rki szczypce kraba i zama je w doni. Pomimo podeszego wieku zachowa si niedwiedzia. - Jeste przebiegy. Potrzeba nam tutaj takich ludzi. Tyrion umiechn si. - W takim razie przeczesz Siedem Krlestw w poszukiwaniu karw i przyl ich do ciebie, lordzie Mormont. - Rozemiali si, a on wyssa miso z nogi kraba. wiee kraby przywieziono ze Wschodniej Stranicy w beczce wypenionej niegiem. Ser Alliser Thorne by jedynym z siedzcych przy stole, ktry si nie umiechn. Lannister szydzi sobie z nas. - Tylko z ciebie, ser Alliser - powiedzia Tyrion. Pozostali znowu si rozemiali, lecz tym razem troch nerwowo i niepewnie. Thorne rzuci mu pene nienawici spojrzenie. - Masz miay jzyk, jak na kogo, kto nawet w poowie nie jest mczyzn. Moe powinnimy wyj na dziedziniec? - Po co? - odpowiedzia pytaniem Tyrion. - Kraby s tutaj. Jego odpowied wywoaa kolejne salwy miechu. Ser Alliser wsta, zaciskajc mocno usta. - Wyjdmy std. Zobaczymy, czy bdziesz rwnie zabawny, kiedy poczujesz w doni stal ora. Tyrion spojrza wymownie na swoj praw rk. - Tak si skada, e akurat trzymam w doni stal, chocia jest to tylko widelec. Czy bdziemy si pojedynkowa? - Skoczy na swoje krzeso i zacz dga widelcem pier Thornea. Po sali przetoczya si salwa miechu. Lord Dowdca zacz si krztusi, plujc kawakami krabiego misa. Z okiennego parapetu rozlego si gone krakanie jego kruka: - Pojedynkowa! Ser Alliser wyszed z sali sztywno, jakby kto wsadzi mu sztylet w siedzenie. Mormont wci prbowa zapa oddech. Tyrion poklepa go mocno po plecach. upy dla zwycizcy - krzykn. - Bior kraby Thornea. Wreszcie Lord Dowdca doszed do siebie. - Ale z ciebie nikczemnik; eby prowokowa ser Allisera? - powiedzia.

Tyrion usiad i napi si wina. - Jeli kto maluje sobie tarcz na wasnej piersi, powinien si liczy z tym, e prdzej czy pniej kto w ni wyceluje. Widziaem ju trupy z wikszym poczuciem humoru ni wasz ser Alliser. - Powoli - sprzeciwi si Lord Zarzdca, Bowen Marsh, mczyzna okrgy i czerwony jak owoc granatu. - Powiniene posucha, jakie wyzwiska wynajduje dla chopcw, ktrych wiczy. Tyrion mia okazj usysze kilka z nich. - Zao si, e i oni maj kilka wyzwisk dla niego - odpowiedzia. - Moi panowie, spjrzcie prawdzie w oczy. Ser Alliser Thorne powinien sprzta w waszych stajniach, a nie wiczy modych wojownikw. - Na Murze nie brakuje stajennych - mrukn lord Mormoni. - Mona by sdzi, e przysyaj nam tylko stajennych. Stajennych, zodziejaszkw i gwacicieli. Ser Alliser jest pasowanym rycerzem, jednym z nielicznych, ktrzy wstpili do Stray, zanim jeszcze zostaem Lordem Dowdc. Walczy dzielnie w Krlewskiej Przystani. - Po niewaciwej stronie - zauway ser Jaremy Rykker. - Wiem, bo sam staem obok niego na murach. Tywin Lannister zachowa si niezwykle wspaniaomylnie i da nam do wyboru: przebierzemy si w czer albo jeszcze przed zachodem soca zobaczymy wasne gowy zawieszone na bramie. Bez obrazy, Tyrionie. - Oczywicie, ser Jaremy. Mj ojciec czuje sabo do gw wbitych na pal, szczeglnie jeli s to gowy tych, ktrzy w jaki sposb go zdenerwowali. No c, z tak szlachetn twarz jak twoja.. bez wtpienia pasowaaby mu do dekoracji Krlewskiej Bramy. Myl, e wygldaby na niej bardzo dostojnie. - Dzikuj ci - odpar ser Jaremy, umiechajc si sardonicznie. Lord Dowdca Mormoni chrzkn. - Czasem wydaje mi si, e ser Alliser rzeczywicie ci przejrza, Tyrionie. Ty drwisz sobie z nas i z naszej szlachetnej suby. Tyrion wzruszy ramionami. - Od czasu do czasu dobrze jest, eby kto zadrwi troch z nas, lordzie Mormoncie, inaczej zaczynamy traktowa siebie zbyt powanie. - Podnis swj puchar. Kiedy Rykker napeni mu go, Bowen Marsh powiedzia: - Jak na tak maego mczyzn, masz due pragnienie. - Och, myl, e lord Tyrion nie jest wcale taki may. - Z drugiego koca siou rozleg si gos maestera Aemona. Mwi cicho, dlatego oficerowie umilkli natychmiast, eby usysze, co ma do powiedzenia wiekowy starzec. - Sdz, e on jest olbrzymem wrd nas, tutaj, na kocu wiata.

- Mj panie, rnie mnie ju nazywano, ale chyba nigdy olbrzymem - odpowiedzia uprzejmie Tyrion. - Niemniej jednak uwaam, e jest to prawda - powiedzia maester Aemon, zwracajc w stron Tyriona swoje zasnute bielmem oczy. Cho raz Tyrion Lannister nie wiedzia, co powiedzie. Skoni tylko gow uprzejmie i mrukn: - Jeste zbyt askawy, maester Aemonie. lepiec umiechn si. Przeywszy sto lat, by bardzo drobny, ysy, pomarszczony i pokurczony, a acuch jego konierza zwisa mu luno na szyi. - Mj panie, rnie mnie ju nazywano, ale chyba nigdy askawym. - Tym razem Tyrion rozemia si gono. Pniej, po skoczonym posiku, kiedy wikszo z biesiadnikw wysza, Mormoni podsun Tyrionowi krzeso przy ogniu i poda mu puchar grzanego trunku tak mocnego, e w jego oczach zalniy zy. - W tej czci krlewskiego traktu droga moe by niebezpieczna - powiedzia Lord Dowdca. - Mam Jycka i Morreca - odpowiedzia Tyrion. - A poza tym Yoren wraca na poudnie. - Yoren to tylko jeden czowiek. Dostaniesz eskort stray a do Winterfell powiedzia Mormoni stanowczym gosem. - Trzech ludzi powinno wystarczy. - Jeli nalegasz, panie - odpar Tyrion. - Mgby posa ze mn modego Snowa. Pewnie chciaby zobaczy swoich braci. Mormoni nachmurzy si znad swojej gsiej, siwej brody. - Snowa? Ach, bkarta Starka. To nie jest dobry pomys. Modzi musz zapomnie o przeszoci, o swoich matkach i braciach. Wizyla w domu tylko by podsycia uczucia, ktrych powinien si wyzby. Wiem co o tym. Moja wasna rodzina moja siostra Maege jest pani na Wyspie Niedwiedziej od czasu, kiedy mj syn splami honor rodu. Mam siostrzecw, ktrych nigdy nie widziaem. Napi si wina. - Poza tym Jon Snow to jeszcze chopiec. A tak bdziesz mia trzy mocne miecze do obrony. - Doceniam twoj trosk, lordzie Mormoni. - Tyrion czu, e coraz bardziej krci mu si w gowie od mocnego trunku, lecz nie a tak bardzo, by nie zorientowa si, e Stary Niedwied chce czego od niego. - Mam nadziej, e bd mg si odwzajemni za twoj uprzejmo. - Bdziesz mg - odpowiedzia otwarcie Mormont. - Twoja siostra zasiada u boku Krla. Twj brat jest wielkim rycerzem, twj ojciec za jest najpotniejszym lordem w

Siedmiu Krlestwach. Wstaw si za nami u nich. Opowiedz im o naszych potrzebach. Widziae wszystko. Nocna Stra umiera. Nie mamy nawet tysica ludzi. Tutaj jest zaledwie szeciuset, dwustu w Wiey Cieni, jeszcze mniej we Wschodniej Stranicy. Z tego zaledwie jedna trzecia nadaje si do walki. A Mur ma sto mil dugoci. Pomyl tylko. Gdyby nas zaatakowano, jeden czowiek broniby trzech mil Muru. - Jeden i jedna trzecia - poprawi go Tyrion, ziewajc. Mormon wydawa si go nie sysze. Stary rycerz rozoy donie nad ogniem. - Twierdzisz, e ser Alliser nie nadaje si do tego, co robi. Kim jednak miabym go zastpi? Wysaem Benjena Starka na poszukiwanie syna Yohna Roycea, ktry zgin z dwoma dobrymi ludmi na swoim pierwszym wypadzie, teraz zgin te i Benjen. Chopak Roycea by za mody, ale nalega, eby mu powierzy honory dowodzenia, mia prawo jako rycerz. Nie chciaem obrazi jego ojca. - Westchn gboko. - Jeli Benjen nie wrci, kto mi zostanie? Za dwa lata skocz siedemdziesit lat. Bd za stary i zbyt zmczony, aby dwiga taki ciar. A jeli go zrzuc, kto go poniesie? Alliser Thorne? Bowen Marsh? Nie jestem lepy, jak maester Aemon, i potrafi oceni ich naleycie. Nocna Stra zamienia si w zbieranin ponurych chopakw i zmczonych starcw. Poza tymi, z ktrymi jedlimy przy stole, mam jeszcze moe dwudziestu, ktrzy potrafi czyta, a jeszcze mniej takich, co potrafi myle, planowa czy dowodzi. Kiedy z nastaniem lata Nocna Stra budowaa Mur, tak aby kady Lord Dowdca zostawi go wyszym, ni zasta. Teraz tylko to jeszcze trzyma nas przy yciu. Tyrion zda sobie spraw, e starzec jest zdesperowany i zrobio mu si go al. Lord Mormont spdzi na Murze znaczn cz swojego ycia i z pewnoci pragn bardzo, by wszystkie te lata nie okazay si pozbawione znaczenia. - Obiecuj, e Krl usyszy o twoich potrzebach - powiedzia z powag. - Pomwi te z ojcem i bratem. - I tak bdzie. Tyrion Lannister dotrzymywa sowa. Reszty ju nie powiedzia gono. Nie doda, e krl Robert zignoruje go, lord Tywin zapyta, czy aby nie postrada zmysw, a Jaime rozemieje si tylko. Mormont wycign rk i ucisn mocno do Tyriona. - Musisz ich przekona, bo, powiem ci, mj panie, nadchodzi ciemno. W lasach pojawiaj si dzikie istoty, wilkory, mamuty i niene niedwiedzie wielkoci ubrw, a mroczne cienie nawiedzaj sny maestera Aemona. - Sny - powtrzy Tyrion i pomyla, e bardzo chce si jeszcze napi mocnego trunku. Mormont mwi dalej: - Rybacy, ktrzy mieszkaj w okolicy Wschodniej Stranicy, widzieli na brzegu biaych wdrowcw. Teraz ju Tyrion nie potrafi si powstrzyma. - Rybacy z Lannisport widuj czsto merlingi.

- Denys Mallister pisze, e ludzie z gr wycofuj si na poudnie. Jeszcze nigdy dotd nie widziano ich tylu w okolicy Wiey Cieni. Uciekaj, mj panie ale przed czym uciekaj? - Lord Mormont podszed do okna i spojrza w ciemno nocy. - Moje koci s stare, lecz nigdy jeszcze nie czuem w nich takiego chodu. Prosz, powiedz Krlowi, co ci mwiem. Naprawd nadchodzi zima, a kiedy zapadnie Duga Noc, tylko Nocna Stra bdzie staa midzy Krlestwem a ciemnoci, ktra napywa z pnocy. Niech bogowie maj nas w opiece, jeli nie bdziemy gotowi. - Niech bogowie maj mnie w opiece, jeli zaraz nie pjd spa. Yoren chce wyruszy o wicie. - Tyrion podnis si, otpiay od wina i zmczony rozmow o przyszoci. Lordzie Mormont, dzikuj ci za twoj gocin. - Opowiedz im, Tyrionie. Opowiedz i przekonaj. Takiego potrzebuj podzikowania. Zagwizda na kruka, ktry natychmiast przylecia i siad mu na ramieniu. Wychodzc, Tyrion widzia jeszcze, jak Mormont karmi ptaka ziarnem z rki. Na zewntrz panowao przenikliwe zimno. Opatulony w swoje futro, Tyrion Lannister nacign rkawice i skin zmarznitym stranikom, ktrzy strzegli wejcia do Wiey Dowdcy. Ruszy przez dziedziniec do swojego pokoju, najszybciej jak pozwalay mu na to jego nogi. Zmarznity nieg chrzci pod butami, a nad jego gow unosi si proporzec pary z oddechu. Przycisn ramiona do piersi i poszed jeszcze szybciej. Mia nadziej, e Morrec nie zapomnia ogrza mu ka gorcymi cegami z ognia. Mur za Krlewsk Wie skrzy si w blasku ksiyca, ogromny i tajemniczy. Tyrion zatrzyma si na chwil, aby popatrze na niego. Czu chd i zmczenie w nogach. Nagle zapragn bardzo jeszcze raz spojrze poza krawd wiata. To ostatnia okazja, pomyla. Jutro wyruszy na poudnie i pewnie ju nigdy nie wrci na to zmarznite pustkowie, bo i po co? Krlewska Wiea kusia swoim ciepem i mikkim kiem, a jednak min j i poszed dalej, w kierunku bladej palisady Muru. Drewniane schody piy si zygzakami w gr od poudniowej strony ciany, wsparte na ogromnych balach wbitych gboko w zamarznit ziemi. Czarni bracia zapewniali go, e schody s mocniejsze, ni na to wygldaj, lecz Tyrion, zbyt zmczony, nie mia ochoty na wspinaczk. Zbliy si wic do elaznej klatki, wszed do niej i pocign trzykrotnie za lin dzwonka. Wydawao mu si, e czeka ca wieczno, odwrcony tyem do Muru. W kadym razie wystarczajco dugo, eby zacz si zastanawia, po co to robi. Ju mia zrezygnowa, kiedy poczu szarpnicie i klatka ruszya w gr.

Jecha w gr najpierw skokami, potem coraz agodniej. Ziemia oddalaa si coraz bardziej. Kiedy klatka zakoysaa si, zacisn donie na elaznych prtach. Zimno metalu przenikao nawet jego rkawice. Zauway, e Morrec nie zgasi jeszcze ognia w jego pokoju, lecz Wiea Dowdcy tona w ciemnoci. Pomyla, e Stary Niedwied ma wicej rozsdku od niego. Wiee pozostay w dole, a on wci jecha w gr. Czarny Zamek majaczy w wietle ksiyca. Z gry wydawa si pusty i potny; pozbawione okien twierdze, kruszce si mury, zasypane gruzem dziedzice. Dalej wida byo Moles Town, ma osad pooon p mili na poudnie przy krlewskim trakcie. Tu i wdzie iskrzyy si janiejsze smugi wiata odbitego w wodzie strumieni, ktre spyway z gr i pyny dalej przez rwniny. Reszta wiata przypominaa ponure pustkowie, smagane wiatrem wzgrza i kamieniste pola, upstrzone achami niegu. Wreszcie usysza za sob niski gos: - Na siedem piekie, to karze. - Klatka zatrzymaa si gwatownie i zawisa w miejscu, koyszc si lekko. Przez moment sycha byo tylko skrzypienie lin. - A niech to, wpu go. - Rozlego si gone sieknicie i zatrzeszczao drewno, kiedy przesunito klatk w bok. Tyrion znalaz si na szczycie Muru. Poczeka, a klatka przestaa si koysa, zanim otworzy jej drzwi i wyskoczy na ld. Posta ubrana na czarno opieraa si o koowrt, druga za przytrzymywaa klatk doni w grubej rkawicy. Kolejne warstwy czarnej weny zakryway szczelnie postacie, tak e wida byo tylko ich oczy. - A czego ty chcesz tej porze? - zapyta go stranik oparty o koowrt. - Spojrze po raz ostatni. Stranicy popatrzyli na siebie ponuro. - A patrz sobie - odpar drugi z nich. - Tylko nie spadnij, karzeku. Stary Niedwied obdarby nas ze skry. - Pod ogromnym dwigiem staa niewielka szopa. Tyrion poczu powiew ciepa i ujrza blask aru, kiedy stranicy otworzyli drzwi i weszli do rodka. Znowu zosta sam. Tutaj, w grze, panowa przenikliwy zib, a wiatr nieustannie szarpa go za ubranie niczym natrtny kochanek. Mur w grnej czci by szerszy ni krlewski trakt na znacznej czci swojej dugoci, wic Tyrion nie obawia si, e spadnie, chocia grunt pod nogami okaza si bardziej liski, niby sobie tego yczy. Bracia wysypywali cieki pokruszonymi kamieniami, lecz ziemia pod nimi - wydeptana niezliczon iloci stp - topniaa, poykajc kamienie, i zamarzaa z nimi, tak wic po pewnym czasie cieki znowu staway si gadkie i liskie.

Tyrion nie lka si, e spadnie. Popatrzy na wschd, potem na zachd - szeroka, biaa droga cigna si w obie strony w nieskoczono. Nie potrafi powiedzie, dlaczego zdecydowa si pj na zachd. Szed wolno ciek tu przy pnocnej krawdzi muru, gdzie kamienie wydaway si mniej oblodzone. Na policzkach czu palce rumiece od mrozu, a nogi bolay go z kadym krokiem coraz bardziej, lecz on nie zwraca na nie uwagi. Wiatr taczy wok niego, wir chrzci pod jego butami, tymczasem biaa wstga przed nim wia si midzy wzgrzami, wznoszc si coraz wyej i wyej, zanim zgina za zachodnim horyzontem. Min katapult wielkoci miejskiego muru, ktrej podstaw osadzono gboko w Murze. Obok leao jej rami, zdjte kiedy do naprawy i zapomniane. Gdzie zza katapulty rozleg si stumiony gos: - Stj! Kto idzie? Tyrion zatrzyma si. - Jon, zamarzn, jeli zostan w tym samym miejscu zbyt dugo - powiedzia. Kudaty jasny cie podkrad si do niego i powcha jego futro. - Cze, Duchu! Jon Snow podszed bliej. Ubrany w skr i futro wydawa si ciszy i wikszy, twarz przesania mu kaptur jego paszcza. - Lannister - powiedzia, zsuwajc szal z ust. Ostatnie miejsce, gdzie bym si ciebie spodziewa. - Dziery ciko wczni z elaznym grotem, a u jego boku spoczywa miecz schowany w skrzanej pochwie. Na piersi zawieszony mia czarny rg. - Ostatnie miejsce, gdzie bym si spodziewa, e mnie kto spotka - odpowiedzia Tyrion. - Naszed mnie taki kaprys. Czy Duch odgryzie mi rk, jeli go pogaszcz? - Nie, jeli ja tu bd - obieca Jon. Tyrion podrapa biaego wilka za uchem. Zwierz popatrzyo na niego obojtnie czerwonymi lepiami. Wilk siga mu ju do piersi. Jeszcze rok, pomyla Tyrion, a to on bdzie musia patrze w gr na wilka. - Co ty tutaj robisz, poza tym e odmraasz sobie msko? - Mam nocn wart - powiedzia Jon. - Jeszcze jedn. Dobry ser Alliser postara si, eby dowdca wart nie zapomina o mnie. Myli chyba, e jak nie pozwol mi zasn przez poow nocy, to zdrzemn si w czasie porannych wicze. Jak dotd rozczarowaem go. Tyrion umiechn si. - A czy Duch nauczy si ju onglowa? - Nie - odpar Jon z umiechem. - Ale dzisiaj rano Grenn nie da si Halderowi, a Pyp nie gubi ju swojego miecza tak czsto jak przedtem. - Pyp?

- Ma na imi Pypar. Ten may chopak z duymi uszami. Widzia, jak wicz z Grennem, i poprosi mnie o pomoc. Thorne nigdy nie pokaza mu dobrze, jak trzyma miecz. - Odwrci si i spojrza na pnoc. - Pilnuj Muru na odcinku mili. Przejdziemy si? - Jeli bdziesz szed powoli - odpar Tyrion. - Dowdca stray mwi, e mam chodzi, eby nie zamarza mi krew, nie powiedzia tylko, jak szybko. Ruszyli, a Duch trzyma si blisko Jona niczym biay cie. - Wyjedam jutro odezwa si Tyrion. - Wiem - odpowiedzia Jon dziwnie smutnym gosem. - Zatrzymam si w Winterfell. Gdyby chcia co przekaza - Powiedz Robbowi, e mam zamiar przej dowdztwo nad Nocn Stra i dopilnuj, eby by bezpieczny. Wtedy on bdzie mg zaj si robtkami razem z dziewcztami, a Mikken przetopi jego miecz na podkowy. - Twj brat jest wikszy ode mnie - odpowiedzia Tyrion wesoo. - Nie podejmuj si przekazania jakiejkolwiek wiadomoci, ktra mogaby kosztowa mnie ycie. - Rickon bdzie pewnie pyta, kiedy wrc do domu. Postaraj si mu wytumaczy, gdzie jestem. Powiedz mu, e moe zatrzyma wszystkie moje rzeczy, dopki nie wrc. Tyrion pomyla, e to ju kolejne proby, z jakimi zwrcono si do niego tego dnia. Mgby napisa to wszystko w licie. - Tak, ale Rickon nie umie jeszcze czyta. Bran za - Zamilk. - Nie wiem, co chciabym przekaza Branowi. Pom mu, Tyrionie. - Jak mgbym mu pomc? Nie potrafi agodzi blu, tak jak maester. Nie znam adnych zakl, dziki ktrym mgby odzyska wadz w nogach. - Pomoge mi, kiedy tego potrzebowaem - powiedzia Jon Snow. - Nie daem ci niczego poza sowami. - A zatem pom i Branowi swoimi sowami. - Prosisz kulawego, eby nauczy kalek taczy - powiedzia Tyrion. - Nawet jeli moja lekcja bdzie szczera, to rezultat mgby by co najwyej groteskowy. Ale wiem, co to znaczy kocha brata, lordzie Snow. Pomog Branowi, jeli tylko uznam, e potrafi. - Dzikuj, ci, lordzie Lannister. - Zdj rkawic i wycign rk. - Przyjacielu. Tyrion poczu si dziwnie poruszony. - Wikszo z moich krewnych to bkarty powiedzia, umiechajc si gorzko - ale jeste moim pierwszym przyjacielem. - cign zbami rkawic i ucisn do Snowa, dwie nagie donie. Ucisk chopca by zdecydowany i silny.

Kiedy znowu woy rkawic, Jon Snow odwrci si niespodziewanie i podszed do niskiego, oblodzonego parapetu od pnocnej strony muru. Mur za nim opada gwatownie w d; dalej rozpocieraa si tylko dzika ciemno. Tyrion zbliy si i stan u jego boku, na krawdzi wiata. Nocna Stra pilnowaa, aby las pozostawa w odlegoci p mili od Muru. Rosnce tu pod nimi dby, graby i drzewa stranicze wycito wieki temu, pozostawiajc nagi pas ziemi, przez ktry nikt nie mg przedosta si nie zauwaony. Tyrion sysza wczeniej, e w cigu wiekw w innych miejscach, midzy trzema fortecami, dziki las zdoa podkra si bliej Muru i jego szarozielone drzewa stranicze i blade dziwodrzewa zapuciy korzenie w cieniu Muru. Jednak Czarny Zamek poera wiele grabw, dlatego siekiery czarnych braci skutecznie utrzymyway go w odpowiedniej odlegoci. Jednake nigdzie nie oddala si zbytnio. Z miejsca, w ktrym stali, tu za szerokim pasem ziemi majaczyy ciemne sylwetki drzew, jakby kto wybudowa drug, rwnoleg cian, cian nocy. W ciemnoci tego lasu rzadko rozlegay si odgosy siekiery, tam nawet promienie ksiyca nie potrafiy przebi si w gb pltaniny korzeni i konarw. Tam drzewa rosy ogromne, zamylone - jak twierdzili Zwiadowcy - obojtne na istnienie czowieka. Dlatego pewnie mwiono, e jest to nawiedzany las. Kiedy tak sta wpatrzony w ciemno nie rozwietlon ani jednym ogniskiem, owiewany wiatrem i przenikliwym zimnem, Tyrion Lannister gotw by prawie uwierzy w opowieci o Innych, nocnych wrogach. Jego arty o grumkinach i snarkach nie wydaway mu si ju takie mieszne. - Mj wuj jest gdzie tam - powiedzia cicho Jon Snow. Wpatrywa si w ciemno oparty o wczni. - Pierwszej nocy, kiedy mnie tutaj przysano, mylaem, e zobacz, jak wraca wuj Benjen, i bd mg zad w rg. Lecz on nie wrci. Ani wtedy, ani teraz. - Daj mu troch czasu - powiedzia Tyrion. Gdzie daleko na pnocy zawy wilk. Po chwili przyczy si do niego inny, a potem jeszcze jeden. Duch przechyli eb i sucha. - Jeli nie wrci, Duch i ja pjdziemy go poszuka - owiadczy Jon Snow i pooy do na bie wilkora. - Wierz ci - odpar Tyrion i pomyla zaraz: A kto pjdzie szuka ciebie? Zadra.

ARYA
Ojciec znowu by na spotkaniu z rad. Arya potrafia odczyta to z jego twarzy, kiedy przyszed do stou, spniony, jak to czsto miao miejsce. Zabrano ju pierwsze danie, gst, sodk zup z dyni, kiedy Ned Stark przyby do maej sali. Nazywali j tak w odrnieniu od duej sali, w ktrej Krl, bywao, podejmowa setki ludzi; w mniejszej pod wysokim sklepieniem mogo zasi dwiecie osb. - Mj panie - powiedzia Jory, ujrzawszy ojca. Wsta, a za nim podniosa si reszta stray. Kady z nich ubrany by w nowy paszcz z grubej, szarej weny, oblamowany satyn. Na kadym widniaa srebrna klamra w ksztacie doni, spinajca jego fady - insygnia gwardii Namiestnika. Byo ich tylko pidziesiciu, dlatego wikszo awek przy stoach pozostawaa pusta. - Siadajcie - powiedzia Eddard Stark. - Widz, e zaczlicie beze mnie. Ciesz si, e s jeszcze w tym miecie ludzie z odrobin rozsdku. - Da znak do ponownego rozpoczcia posiku. Sucy wnieli tace pene eberek smaonych z czosnkiem i zioami. - Mwi, e bdziemy mieli turniej, panie - odezwa si Jory, siadajc na swoim miejscu. - Podobno przybd rycerze z caego Krlestwa, aby walczy i ucztowa z okazji mianowania ci Namiestnikiem Krla. Arya widziaa, e fakt ten wcale nie przysporzy radoci jej ojcu. - Czy mwi te, e jest to ostatnia rzecz, jakiej bym pragn? Sansa otworzya szeroko oczy. - Turniej - wyszeptaa. Siedziaa midzy sept Mordane a Jeyne Poole, moliwie najdalej od Aryi. - Ojcze, czy wolno nam bdzie pj? - Sanso, wiesz, co o tym myl. Musz zorganizowa pojedynki Roberta i udawa, e jestem tym wielce zaszczycony. Nie znaczy to jednak, e pozwol moim crkom bra udzia w podobnych bzdurach. - Och, prosz - powiedziaa Sansa. - Chc to zobaczy. - Bdzie tam ksiniczka Myrcella - zabraa gos septa Mordane. - A ona jest modsza od lady Sansy. Wszystkie damy z dworu wezm udzia w tym wielkim wydarzeniu. Byoby to co najmniej dziwne, gdyby rodzina Namiestnika nie przybya na turniej zorganizowany na jego cze. Ojciec westchn zrezygnowany. - Chyba tak. Dobrze, bdziesz miaa swoje miejsce, Sanso. - Spojrza na Ary i doda: - Obie pjdziecie.

- Nie obchodz mnie ich gupie turnieje - powiedziaa Arya. Wiedziaa, e spotka tam ksicia Joffreya, ktrego nienawidzia. Sansa podniosa gow. - To bdzie wspaniae wydarzenie. Nikt ci tam nie potrzebuje. Grymas zoci pojawi si na twarzy ojca. - Przesta, Sanso, jeli nie chcesz, ebym zmieni zdanie. Mam ju do tych waszych cigych wojen. Jestecie siostrami i macie si zachowywa jak siostry, zrozumiano? Sansa przygryza warg i przytakna mu. Arya opucia gow i nie odrywaa wzroku od talerza. Czua piekc wilgo ez. Stara je gwatownym ruchem, powstrzymujc pacz. Teraz sycha byo tylko odgosy noy i widelcw. - Wybaczcie - odezwa si jej ojciec. - Nie mam dzisiaj apetytu - powiedzia i wyszed. Po jego wyjciu Sansa i Jeyne Poole zaczy szepta do siebie podekscytowane. Jory rozemia si na drugim kocu stou, usyszawszy dowcip, ktry zacz opowiada Hullen. Twj rumak chyba nie bdzie najlepszy na turniej. Oj, chyba nie. - Pozostali syszeli ju go wczeniej, dlatego Desmond, Jacks i Harwin, syn Hullena, zaczli krzycze, eby przesta opowiada, a Porther zawoa na sucych, eby przynieli wina. Nikt nie odzywa si do Aryi, lecz ona si tym nie przejmowaa. Gdyby tylko jej pozwolono, jadaby posiki sama w swojej sypialni. Czasem tak byo, kiedy ojciec musia towarzyszy Krlowi albo jakiemu lordowi czy posowi. Przewanie jednak jedli w trjk, on, Arya i Sansa. Wtedy najbardziej tsknia za brami. Miaa ochot podrani si z Branem i pobawi z maym Rickonem albo pozwoli Robbowi, eby pomia si z niej. Tsknia do chwil, kiedy Jon tarmosi j za wosy i nazywa ma siostrzyczk, kiedy razem koczyli zdanie. Tutaj nie miaa nikogo poza Sansa, a Sansa nie chciaa z ni rozmawia, jeli nie zmusi jej do tego ojciec. W Winterfell jedli czsto w duym holu. Ojciec mawia, e pan powinien jada ze swoimi ludmi, jeli chce zyska ich szacunek. - Musisz zna ludzi, ktrzy id za tob usyszaa kiedy, jak mwi do Robba - i pozwoli, eby ci lepiej poznali. Nie ka im umiera za obcego. W Winterfell zawsze przy jego stole czekao wolne miejsce i kadego dnia zaprasza na nie kogo innego. Raz mg to by Yayon Poole i wtedy rozmawiano o pienidzach, chlebie i sucych. Kiedy indziej przy stole zasiada Mikken. Wtedy ojciec sucha o zbrojach, mieczach i o tym, jak najlepiej hartowa stal. Innym razem sucha nie koczcych si opowieci Hullena o koniach albo septona Chaylea z biblioteki, Joryego, ser Rodrika czy nawet Starej Niani.

Arya bardzo lubia sucha opowieci przy jego stole. Lubia te sucha tego, co mwi ludzie z awek: wolni, twardzi jak skra, szlachetni rycerze i buczuczni modzi giermkowie czy wojownicy o siwych wosach. Rzucaa w nich nienymi kulkami i pomagaa wykra z kuchni ciasteczka. Od ich on dostawaa placuszki, ona za wymylaa imiona dla ich niemowlt i bawia si z ich dziemi w smoka i pann, w poszukiwanie skarbu albo przybd-do-mojego-zamku. Gruby Tom nazywa j Wszdobylska, poniewa twierdzi, e zawsze wszyscy si na ni natykali. O wiele bardziej podobao jej si to przezwisko ni Arya Koska Twarz. Tylko e tamto dziao si w Winterfell, na drugim kocu wiata, a teraz wszystko ulego zmianie. Tego dnia po raz pierwszy od chwili przybycia do Krlewskiej Przystani jedli kolacj z mczyznami. Arya nienawidzia tego. Nienawidzia ich gosw, sposobu, w jaki si miali, ich opowieci. Przedtem byli jej przyjacimi, czua si wrd nich bezpieczna. Teraz czua si przez nich oszukana. Pozwolili Krlowej zabi Dam, ju to byo wystarczajco okropne. A potem jeszcze Ogar znalaz Mycaha. Od Jeyne Poole dowiedziaa si, e zosta tak pocity, i oddali go rzenikowi w worku. Biedak myla w pierwszej chwili, e przynieli mu zaszlachtowan wini. I nikt nie zaprotestowa, nie wycign miecza, nie zrobi czegokolwiek, ani Harwin, zawsze tak odwany w sowach, ani Alyn, ktry ma by pasowany na rycerza, ani Jory, dowdca stray. Ani nawet jej ojciec. - On by moim przyjacielem - wyszeptaa Arya tak cicho, e nikt jej nie usysza. Na jej talerzu wci leay eberka, teraz ju zimne, zanurzone czciowo w warstwie skrzepego tuszczu. Zrobio jej si niedobrze, kiedy na nie spojrzaa. Wstaa i odsuna si od stou. - A ty dokd, moda damo? - spytaa septa Mordane. - Nie jestem godna. - Arya zmusia si do zachowania pozorw grzecznoci. - Czy wolno mi odej? - wyrecytowaa oficjalnym gosem. - Nie wolno - odpara septa. - Prawie nie tkna jedzenia. Usidziesz i zjesz wszystko, co masz na talerzu. - Sama sobie zjedz! - Arya pomkna do drzwi, zanim ktokolwiek zdoa j zatrzyma. Mczyni wybuchnli miechem, tymczasem septa Mordane woaa coraz bardziej podniesionym gosem. Gruby Tom sta na swoim posterunku przy drzwiach do Wiey Namiestnika. Zamruga, kiedy zobaczy rozpdzon Ary cigan krzykami septy. - Zatrzymaj si, maa mrukn i wycign rk, lecz Arya przemkna midzy jego nogami i pobiega pdem na gr krtymi schodami, bbnic stopami po kamiennych stopniach. Gruby Tom, zasapany, zosta daleko z tyu.

W caej Krlewskiej Przystani ze wszystkich pomieszcze najbardziej lubia swoj sypialni, a szczeglnie jej drzwi, masywne, z czarnego dbu, okute elazem. Kiedy zamykaa je za sob i opuszczaa cik zasuw, nikt nie mg wej do pokoju, ani septa Mordane, ani Gruby Tom, Sansa ani nawet Ogar. Nikt! Zatrzasna drzwi za sob. Poczua si bezpieczna, dopiero gdy opucia zasuw. Rozpakaa si. Usiada w oknie, pocigajc nosem, przepeniona nienawici do wszystkich, a przede wszystkim do samej siebie. Wszystko przez ni, wszystko, co ze. Tak powiedziaa Sansa, a take Jeyne. Gruby Tom zapuka do drzwi. - Arya, dziewczyno, co si stao! - zawoa. - Jeste tam? - Nie! - zawoaa. Pukanie ustao. Chwil pniej usyszaa, jak odchodzi. atwo byo oszuka Grubego Toma. Arya podesza do skrzyni ustawionej w nogach ka. Klknwszy, otworzya j i zacza wyrzuca z niej garciami ubrania, jedwabie, atasy, aksamity i weny. Znalaza go na samym dnie, tam gdzie go ukrya. Wyja miecz niemal z czuoci i wysuna go z pochwy. Iga. Znowu pomylaa o Mycahu i w jej oczach pojawiy si zy. To jej wina, jej wina. Gdyby go nie prosia, eby bawili si w pojedynek Kto zapuka do drzwi, goniej ni poprzednio. - Aryo Stark, w tej chwili otwrz drzwi, syszysz mnie? Arya odwrcia si na picie z Ig w rku. - Lepiej nie wchod tutaj! - powiedziaa ostrzegawczo. Zadaa cios w powietrzu. - Namiestnik dowie si o tym! - powiedziaa rozwcieczona septa Mordane. - Nic mnie to nie obchodzi - krzykna Arya. - Odejd std. - Poaujesz swojego zachowania, moda damo, obiecuj ci. - Nasuchiwaa, dopki nie ucichy kroki septy. Wrcia do okna z Ig w rku i spojrzaa w d na dziedziniec. Gdyby tylko potrafia si wspina tak jak Bran, pomylaa, mogaby wyj przez okno na sam d i uciec z tego okropnego miejsca, uciekaby od septy Mordane, od ksicia Joffreya, od nich wszystkich. Widziaa siebie, jak zakrada si do kuchni po jedzenie, potem zabiera Ig, dobre buty i ciepy paszcz. W lesie za rzek odnajduje Nymeri i razem wracaj do Winterfell albo uciekaj do Jona na Mur. Zatsknia nagle za Jonem. Moe wtedy nie czuaby si taka samotna. Jej marzenia uleciay na dwik delikatnego pukania do drzwi. - Arya. - Usyszaa gos ojca. - Otwrz. Musimy porozmawia.

Podesza do drzwi i podniosa zasuw. Ojciec by sam. Jego twarz wyraaa raczej smutek ni zo, co napenio j jeszcze wikszym przygnbieniem. - Czy mog wej? Arya skina gow i spucia oczy zawstydzona. Ojciec zamkn drzwi. - Czyj to miecz? - Mj. - Zupenie zapomniaa, e trzyma go w rku. - Daj mi go. Usuchaa, cho niechtnie, nie wiedzc, czy jeszcze kiedykolwiek go odzyska. Ojciec obraca miecz w wietle. Sprawdzi czubek kciukiem. - Bro zbira - powiedzia. - Zdaje si, e znam t robot. To dzieo Mikkena. Arya nie potrafia okamywa ojca. Spucia gow. Lord Eddard Stark westchn. - Moja dziewicioletnia crka nosi or wykut w mojej kuni, a ja nic o tym nie wiem. Namiestnik Krlewski ma sprawowa rzdy w Siedmiu Krlestwach, tymczasem nie potrafi zapanowa nad wasnym domem. Skd go masz? Arya zacisna usta i nic nie mwia. Nie zdradzi Jona, nawet przed wasnym ojcem. - To i tak nie ma chyba wikszego znaczenia - odezwa si ojciec po duszej chwili. Spojrza ponuro na miecz. - To nie jest zabawka dla dzieci, a ju na pewno nie dla dziewczynek. Co by powiedziaa septa Mordane, gdyby zobaczya, e bawisz si czym takim? - Ja si nim nie bawiam - odpara Arya. - Nienawidz septy Mordane. - Do - przerwa jej ojciec stanowczym gosem. - Septa wypenia tylko swoje obowizki, cho zajmowa si tob to prawdziwa mordga dla biedaczki. Oboje z twoj matk powierzylimy jej niemoliwe do wykonania zadanie uczynienia z ciebie damy. - Ja nie chc by dam! - krzykna Arya. - Powinienem zama twoj zabawk na kolanie i skoczy z tym wszystkim. - Igy nie da si zama - prbowaa si broni, lecz zdradzio j drenie gosu. - A zatem ma nawet swoje imi! - Ojciec westchn. - Ach, Aryo, dziecko. Jest w tobie jaka dziko. Wilcza krew, jak zwyk mawia mj ojciec. Lyanna miaa te to w sobie, a take mj brat, Brandon, i to w jeszcze wikszym stopniu. Dlatego zmarli w modym wieku. Arya usyszaa nut smutku w jego gosie. Rzadko mwi o swoim ojcu, bracie i siostrze, ktrzy umarli, zanim jeszcze ona si urodzia. - Lyanna moga nosi miecz, gdyby pozwoli na to mj pan ojciec. Czasem mi j przypominasz. Jeste nawet do niej podobna. - Lyanna bya pikna - powiedziaa Arya zaskoczona. Wszyscy tak mwili. Nikt jednak nigdy nie rzek tak o Aryi. - Tak - przyzna Eddard Stark. - Pikna, uparta i martwa zbyt wczenie. - Unis miecz i trzyma midzy nimi. - Aryo, co zamierzaa zrobi z tym z t Ig? Kogo chciaa

ni uku? Swoj siostr? Sept Mordane? Czy ty masz w ogle choby najmniejsze pojcie o walce mieczem? Jedyne, co przyszo jej do gowy, to lekcja, jakiej udzieli jej Jon. - Trzeba uku ostrym kocem - wyrzucia. Ojciec wybuchn miechem. - To chyba rzeczywicie jest najwaniejsze. Arya bardzo chciaa mu wyjani, eby zrozumia. - Prbowaam si nauczy, ale Znowu poczua napywajce do oczu zy. - Poprosiam Mycaha, eby wiczy ze mn. Ogarn j ogromny smutek. Odwrcia si, drc. - Ja go poprosiam - powiedziaa przez zy. - To bya moja wina, moja Ojciec przycign j do siebie i przytuli ostronie, a ona odwrcia si i wtulia twarz w jego pier, nie przestajc paka. - Nie, kochanie - powiedzia cicho. - Dobrze, e smucisz si po utracie przyjaciela, ale nie wi siebie. Nie ty zabia chopca rzenika. To morderstwo ley na sumieniu Ogara, jego i tej okrutnej kobiety, ktrej suy. - Nienawidz ich - wyznaa Arya, czerwona na twarzy. - Ogara, Krlowej, Krla i ksicia Joffreya. Nienawidz ich wszystkich. Joffrey kama. Wcale nie byo tak, jak mwi. Sansy te nienawidz. Dobrze pamitaa, ale skamaa, eby przypodoba si Joffreyowi. - Wszyscy kamiemy - powiedzia jej ojciec. - Nie uwierzyem w to, e Nymeria ucieka. Arya zarumienia si. - Jory obieca nic nie mwi. - I dotrzyma sowa - odpar ojciec z umiechem. - Pewnych rzeczy nie trzeba mwi. Nawet gupiec by si domyli, e wilk nie zostawiby ci z wasnej woli. - Musielimy rzuca kamieniami - powiedziaa smutno. - Mwiam jej, eby uciekaa, e ju jej nie chc. W lesie syszelimy inne wilki, z ktrymi by si zaprzyjania. Jory mwi te, e nie braknie jej zwierzyny do upolowania. Ale ona wci sza za nami. Wreszcie musielimy rzuca w ni kamieniami. Dwa razy j uderzyam. Zaskomlaa i spojrzaa na mnie, a mnie si zrobio wstyd, ale chyba dobrze zrobiam, prawda? Krlowa by j zabia. - Tak - powiedzia ojciec. - Czasem nawet w kamstwie mona znale ziarno honoru. - Kiedy obejmowa Ary, odoy Ig na bok. Teraz wzi miecz do rki i podszed do okna, skd patrzy przez chwil na dziedziniec. Wreszcie si odwrci, z wyrazem zatroskania na twarzy. Usiad na okiennym siedzeniu z mieczem na kolanach. - Usid, Aryo. Chciabym sprbowa wyjani ci kilka rzeczy.

Przycupna na brzegu swojego ka. - Jeste jeszcze za moda, ebym ci obcia wszystkimi swoimi ciarami - zacz - ale naleysz do Rodu Starkw z Winterfell. Znasz nasze motto. - Nadchodzi zima - wyszeptaa Arya. - Cikie, okrutne czasy - doda ojciec. - Zasmakowalimy ich nad Tridentem i pniej, kiedy Bran spad. Urodzia si w czasie dugiego lata, sodziutka, i nie znasz niczego innego, lecz teraz rzeczywicie nadchodzi zima. Wiesz, jakie jest godo naszego domu. - Wilkor - powiedziaa i zaraz pomylaa o Nymerii. Podcigna kolana do piersi, nagle przestraszona. - Pozwl, dziecko, e powiem ci co o wilkach. Kiedy spada nieg i wieje biay wiatr, samotny wilk umiera, ale stado przeyje. Latem jest pora na ktnie. Zim natomiast musimy chroni si nawzajem, ogrzewa, dzieli mylami. Dlatego jeli ju musisz nienawidzi, to nienawid tych, ktrzy naprawd mog nas skrzywdzi. Septa Mordane jest dobr kobiet, a Sansa Sansa jest twoj siostr. Moe i rnicie si bardzo, jak soce i ksiyc, lecz pynie w was ta sama krew. Potrzebujesz jej, a ona potrzebuje ciebie ja za potrzebuj was obu, niech mi bogowie dopomog. Arya posmutniaa, wyczuwajc w jego sowach ogromne zmczenie. - Ja nie nienawidz Sansy - powiedziaa. - Tak naprawd to nie. - Niezupenie mwia prawd. - Nie chc ci przestraszy, ale nie bd te kama. Przybylimy w bardzo niebezpieczne i mroczne miejsce, moje dziecko. To nie jest Winterfell. Mamy tu wrogw, ktrzy le nam ycz. Dlatego nie moemy walczy midzy sob. Twj upr, ucieczki, wyrazy zoci, nieposuszestwo w domu byy to tylko letnie igraszki. Tu i zwaszcza teraz, kiedy nadchodzi zima, maj inne znaczenie. Czas dorosn. - Dobrze - obiecaa Arya. Nigdy nie kochaa go bardziej ni w tej chwili. - Potrafi by silna. Tak silna jak Robb. Wycign miecz rkojeci w jej stron. - Prosz. Spojrzaa na Ig z podziwem. Przez moment baa si jej dotkn. Baa si, e kiedy wycignie rk, ojciec zabierze jej miecz, lecz on powiedzia: - We. Jest twj. - Dopiero wtedy zacisna do na rkojeci. - Mog go zatrzyma? - spytaa. - Naprawd? - Naprawd. - Umiechn si. - Gdybym ci go zabra, kto wie, co bym za kilka dni znalaz u ciebie pod poduszk. Postaraj si tylko nie uku swojej siostry, bez wzgldu na to, jak bardzo bdzie ci prowokowaa. - Nie ukuj. Obiecuj. - Arya przycisna Ig do piersi, kiedy ojciec wychodzi.

Nastpnego ranka po niadaniu przeprosia sept Mordane i poprosia o przebaczenie. Septa przygldaa si jej podejrzliwie, ale ojciec skin gow. Trzy dni pniej w poudnie zarzdca ojca, Vayon Poole, poleci jej uda si do maej sali. Rozstawione tam wczeniej stoy zoono, a awki ustawiono pod cianami. Wydawao jej si, za sala jest pusta, dopki nie usyszaa obcego jej gosu: - Spniasz si, chopcze. - Z cienia wyszed szczupy mczyzna o ysej gowie i dugim niczym dzib nosie. W rkach trzyma dwa drewniane miecze. - Masz by tutaj jutro w poudnie. - Mwi z lekkim akcentem ktrego z Wolnych Miast, moe Braavos albo Myr. - Kim jeste? - spytaa Arya. - Jestem twoim nauczycielem taca. - Rzuci jej jeden z mieczy. Nie zdoaa go zapa i drewniany miecz zagrzechota na kamiennej pododze. - Jutro go zapiesz. A teraz podnie go. To nie by kij, lecz prawdziwy drewniany miecz z rkojeci, oson i kul. Arya podniosa go i cisna niezdarnie w doniach przed sob. Okaza si ciszy, ni przypuszczaa, o wiele ciszy od Igy. ysy mczyzna cmokn. - Nie tak, chopcze. To nie jest wielki miecz, ktry trzeba trzyma w obu rkach. We w jedn. - Jest za ciki - powiedziaa Arya. - Taki ma by, eby dobrze lea w rku i eby twoja do nabraa si. W rodku wypeniony jest oowiem. Wystarczy jedna rka. Arya zdja praw do z rkojeci i wytara j o spodnie. Teraz trzymaa miecz w lewej rce. Mczyzna popatrzy na ni zadowolony. - Lewa rka. Dobrze. Wszystko bdzie odwrotnie i trudniej dla przeciwnika. le stoisz. Bardziej bokiem, tak, dobrze. Wiesz, jeste chudy jak drzewce wczni. To dobrze. Stanowisz mniejszy cel. A teraz chwyt. Poka. Podszed bliej i spojrza na jej do, po czym poprawi jej palce. - Tak. Nie ciskaj za mocno. Musisz to robi zrcznie, delikatnie. - A jeli go upuszcz? - spytaa Arya. - Miecz stanowi przeduenie twojego ramienia - odpar mczyzna. - Czy moesz upuci rami? Nie. Przez dziewi lat w Braavos nie byo lepszego od Syrio Forela. On zna si na rzeczy. Suchaj go, chopcze. - Ju po raz trzeci nazwa j chopcem. - Jestem dziewczyn - sprzeciwia si. - Chopak, dziewczyna - powiedzia Syrio Forel. - Jeste mieczem i tylko to si liczy. Ponownie cmokn. - Tak, chwyt. To nie jest berdysz, trzymasz - Ig - dokoczya za niego.

- Tak. A teraz zaczniemy taniec. Pamitaj, dziecko, e to nie jest elazny taniec Westeros, taniec rycerzy, walenie i mcenie. My uczymy si taca zbjeckiego, taca wody. Wszyscy ludzie s z wody, wiesz o tym? Kiedy ich przekujesz, woda wycieka z nich i umieraj. - Cofn si o krok i podnis swj miecz. - A teraz sprbuj mnie zaatakowa. Arya zadaa cios. Prbowaa jeszcze przez cztery godziny, a poczua, e bol j wszystkie minie. Syrio Forel cmoka tylko i mwi, co ma robi. Nastpnego dnia zacza si prawdziwa praca.

DAENERYS
- Morze Dothrakw - powiedzia ser Jorah Mormoni, kiedy zatrzyma konia obok niej na szczycie wzniesienia. Ogromna, pusta rwnina cigna si a po horyzont, a nawet jeszcze dalej. To rzeczy wicie jest morze, pomylaa Dany. Nie byo tam wzgrz ani gr, adnych drzew, miast czy drg, jedynie bezkresne morze traw, ktrych wysokie dba koysay si na wietrze niczym fale. - Jest takie zielone - powiedziaa. - Teraz tak - przyzna ser Jorah. - Ale musisz je zobaczy w porze kwitnienia. Wtedy cae pokryte jest czerwonym kwiatem, zupenie jak morze krwi. Natomiast w porze suszy cay wiat tutaj staje si brzowy. To jest tylko hranna, dziecko. Dalej rosn setki odmian trawy, niektre te jak cytryna, ciemne jak indygo, s te niebieskie, pomaraczowe, a take trawy, ktrych dbo przypomina tcz. Podobno w Krainie Cieni, za Asshai, istniej oceany zjawotraw, s wysze od jedca na koniu i blade jak mleczne szko. Zabijaj one wszystkie inne trawy, a w ciemnoci wiec duszami przekltych. Dothrakowie twierdz, e kiedy zjawotrawy zarosn cay wiat i wtedy skoczy si wszelkie ycie. Dany zadraa. - Nie chc mwi o tym teraz - powiedziaa. - Nie chc myle o tym, e wszystko mogoby umrze. Tutaj jest tak piknie. - Dobrze, Khaleesi - odpowiedzia ser Jorah z szacunkiem. Odwrcia si, syszc gosy. Oboje z Mormontem wyjechali daleko do przodu i teraz pozostali wspinali si za nimi na szczyt wzniesienia. Jej suca Irri i modzi ucznicy z jej khas dawali sobie doskonale rad, natomiast Yiserys nie mg sobie poradzi z krtkimi strzemionami i paskim siodem. Jej brat nie nadawa si na tak podr. Powinien by zosta. Magister Illyrio namawia go, by zaczeka w Pentos, w jego wasnej rezydencji, lecz Yiserys nie chcia o tym sysze. Nie chcia rozstawa si z Drogo, dopki nie zostanie spacony dug i nie otrzyma obiecanej korony. - A jeli zechce mnie oszuka, przekona si, co to znaczy obudzi smoka owiadczy jeszcze przed wyjazdem, kadc do na poyczonym mieczu. Illyrio zamruga, usyszawszy te sowa, i yczy mu powodzenia. Dany nie miaa ochoty wysuchiwa narzeka brata. Dzie by zbyt wspaniay. Na ciemnoniebieskim niebie kry polujcy jastrzb. Morze traw falowao i wzdychao z kadym oddechem wiatru; czua jego ciepe podmuchy na twarzy, przepeniona spokojem. Nie chciaa, eby Yiserys zepsu jej nastrj.

- Zosta tutaj - zwrcia si do ser Joraha. - Ka im tutaj czeka. Powiedz, e to rozkaz. Rycerz umiechn si. Ser Jorah nie nalea do przystojnych mczyzn. Mia potne bary i byczy kark, a jego pier i ramiona porastay sztywne wosy, tak gste, e nie starczyo ich ju na gow. Jednake jego umiech dodawa otuchy Dany. - Daenerys, szybko uczysz si mwi jak krlowa. - Nie krlowa - powiedziaa Dany. - Khaleesi. - Zawrcia konia i pogalopowaa w d. Dany jechaa odwanie w d stromego i skalistego zbocza, a rado i niebezpieczestwo byy jak balsam dla jej serca. Przez cae ycie Yiserys powtarza jej, e jest ksiniczk, lecz dopiero gdy wsiada na swojego srebrzystego rumaka, poczua si ni naprawd. Pocztkowo nie byo jej atwo. Nastpnego dnia po weselu zwinito obz i wszyscy wyruszyli na wschd, w kierunku Yaes Dothrak. Ju trzeciego dnia Dany miaa wraenie, e umiera. Uda i poladki miaa pocierane do krwi. Od cigego trzymania lejcy jej donie przypominay jeden wielki pcherz, a minie ng i plecw tak j bolay, e z trudem siedziaa w siodle. Dlatego suce musiay pomaga jej zsi z konia. Nawet noce nie przynosiy jej wytchnienia. W cigu dnia khal Drogo cakowicie j ignorowa, tak samo jak w czasie uroczystoci zalubin, wieczorami za pi w towarzystwie swoich wojownikw i braci krwi, ciga si z nimi na koniach albo przyglda si tancerkom i umierajcym wojownikom. W tych porach jego ycia nie byo miejsca dla Dany. Jada wic sama albo w towarzystwie ser Joraha i swojego brata, potem zasypiaa z twarz mokr od ez. Co noc jednak, przed witem, Drogo przychodzi do jej namiotu, budzi j w ciemnoci i ujeda rwnie gwatownie, jak jedzi na swoim wierzchowcu. Zawsze bra j od tyu, tak jak to robi wszyscy Dothrakowie, za co Dany bya mu wdziczna, poniewa w ten sposb jej pan m nie widzia ez na jej twarzy, a ona moga zatka usta poduszk, by stumi okrzyki blu. Kiedy koczy, zamyka zwykle oczy i zaczyna chrapa cicho. Dany leaa obok niego zbyt obolaa, eby zasn. Mijay kolejne dni, kolejne noce, a przysza chwila, kiedy Dany pomylaa, e nie zniesie tego ju ani chwili duej. Ktrej nocy zdecydowaa, e duej nie wytrzyma, raczej zabije si, ni Lecz kiedy zasna, znowu przyni jej si smok. Tym razem w jej nie nie byo Yiserysa. Tylko ona i smok. uski mia czarne jak noc i mokre od krwi. Jej krwi. Dany czua to. Jego oczy przypominay jeziora pene roztopionej magmy, a kiedy otworzy pysk,

popyn z niego strumie ognia. Syszaa, jak piewa dla niej. Wycigna ramiona ku ogniu i obja go, pozwalajc, by j pochon, oczyci i zahartowa. Czua, jak jej ciao spala si, czernieje, obazi, jak jej krew gotuje si i zamienia w par, lecz ani przez chwil nie zaznaa. blu. Zamiast niego wypenia j moc i dziko. Nastpnego dnia nie bya ju taka obolaa. Jakby bogowie usyszeli i zlitowali si nad ni. Nawet suce dostrzegy odmian. - Khaleesi - powiedziaa Jhiqui. - Co si stao? Jeste chora? - Byam - odpowiedziaa. Staa nad smoczymi jajami, ktre otrzymaa w prezencie lubnym od Illyria. Przesuna palcem po skorupie najwikszego z nich. Czer i purpura, pomylaa, jak smok z mojego snu. Kamie pod palcami wyda si jej dziwnie ciepy a moe wci nia? Odsuna gwatownie rk. Od tej chwili kady nastpny dzie by lepszy od poprzedniego. Nogi miaa coraz silniejsze, rany goiy si, pcherze na doniach zrogowaciay;jej mikkie uda nabray sprystoci i gitkoci wyprawionej skry. Wprawdzie khal rozkaza Irri, eby nauczya Dany jedzi konno na sposb Dothrakw, lecz prawdziwym nauczycielem okazaa si jej rebica. Miaa wraenie, e ko wyczuwa jej nastroje, jakby czyta w jej mylach. Z kadym dniem Dany czua si pewniej na jego grzbiecie. Dothrakowie byli ludem twardym, pozbawionym sentymentalnych uczu i nie mieli w zwyczaju nadawa imion swoim zwierztom, dlatego Dany nazywaa w mylach swoj klacz po prostu srebrzyst. Nigdy wczeniej nie kochaa niczego tak bardzo. Kiedy jazda konna przestaa ju by dla niej udrk, Dany zacza z wiksz uwag rozglda si i podziwia pikno ziemi, przez ktr jechali. Razem z Drogo i jego brami krwi jechali na przedzie khalasar. Ogromna horda zostawiaa za sob przeoran ziemi, zmcone rzeki i chmury pyu, lecz pola przed nimi zawsze pozostaway cudownie zielone. Minli agodne wzniesienia Norvos, mae wioski na zboczach, w ktrych ludzie obserwowali ich z biaych murw pokrytych stiukiem. Przeprawili si przez trzy szerokie i agodne rzeki, a potem przez czwart, wsk, rwc i zdradliw, rozbili obz u stp wielkiego, bkitnego wodospadu, przejechali skrajem rozlegego, opuszczonego miasta, po ktrym podobno snuj si duchy pord poczerniaych marmurowych kolumn. Pdzili starymi valyriaskimi drogami, prostymi jak strzaa. Przez p ksiyca jechali przez Las Qohor; licie jego drzew tworzyy zwarty baldachim nad ich gowami, a ich pnie miay szeroko miejskich bram. yy tam ogromne osie, ctkowane tygrysy i lemury o srebrzystych futrach i

wielkich purpurowych oczach, lecz wszystkie umykay przed hord, dlatego Dany nie udao si zobaczy ani jednego. Jej cierpienia pozostay daleko z tyu. Wci czua bl po caym dniu jazdy, lecz teraz nis on ze sob pewn sodycz, dlatego nastpnego ranka chtnie wskakiwaa na konia, spragniona nowych cudownych widokw. Nawet noce niosy ze sob ulg, a jeli zdarzyo jej si krzykn, kiedy Drogo j ujeda, to nie zawsze by to okrzyk blu. Dany zjechaa ze wzniesienia i zanurzya si w wysokiej, gitkiej trawie. Wjechaa wolno na rwnin, zanurzona w zielonej samotnoci. W khalasar nigdy nie pozostawaa sama. Wprawdzie khal Drogo przychodzi do niej tylko po zachodzie soca, ale suce karmiy j, kpay i spay za drzwiami namiotu, podobnie jak bracia krwi Drogo i ludzie z jej khas. Take jej brat nie odstpowa jej na krok, niczym zy cie. Syszaa teraz, jak krzyczy rozwcieczony na ser Joraha na szczycie wzgrza. Niewzruszona, zanurzya si w morze Dothrakw. Yiserys spad na ni jak grom z nieba, a jego ko stan nieomal dba, cignity mocno cuglami. - Jak miesz! - wrzasn. - Jak miesz mi rozkazywa! Mnie! - Zeskoczy z konia niezgrabnie i potkn si. Wsta natychmiast z twarz czerwon z gniewu. Chwyci j mocno i potrzsn. - Czy zapomniaa, kim jeste? Spjrz na siebie! Spjrz na siebie! Dany nie musiaa patrze. Bya boso, wosy miaa natarte oliw, ubrana w skrzany strj do jazdy Dothrakw i kolorow kamizelk, ktr otrzymaa w prezencie lubnym. Wygldaa jak mieszkaniec tych ziem. Yiserys za mia na sobie ubrudzone jedwabne ubranie i kolczug. Nie przestawa krzycze. - Nie wa si rozkazywa smokowi. Rozumiesz? Jestem Panem Siedmiu Krlestw i nie pozwol, eby rozkazywaa mi zdzira jakiego dzikusa, syszysz? Wsun do pod jej kamizelk, wpijajc palce bolenie w pier. - Syszysz? Dany odepchna go mocno. W liliowych oczach Yiserysa bysny iskierki niedowierzania. Nigdy dotd nie sprzeciwia mu si. Grymas wciekoci wykrzywi jego twarz. Wiedziaa, e bdzie chcia j skrzywdzi. Rozleg si wist bicza. Zabrzmia jak odgos grzmotu. Bat owin si wok jego szyi i pocign go do tyu. Yiserys przewrci si na ziemi, z trudem apic oddech. Dothrakowie zaczli pokrzykiwa wesoo, kiedy sprbowa wsta. Ten z biczem, mody Jhogo, zada pytanie w swoim gardowym jzyku, ktrego Dany nie zrozumiaa, lecz do tego czasu znalaza si tam ju Irri,

a take ser Jorah i pozostali ludzie z jej khas. - Jhogo pyta, czy kaesz go zabi, Khaleesi powiedziaa Irri. - Nie - odpara Dany. - Nie. Jhogo zrozumia jej odpowied. Jeden z jedcw powiedzia co i pozostali Dothrakowie wybuchnli miechem. - Quaro uwaa, e powinna nauczy go respektu i obci mu ucho - przetumaczya Irri. Jej brat klcza pochylony, szarpic skrzan kolczug i charczc niezrozumiale. Bat owin si ciasno wok jego szyi. - Powiedz im, e nie chc, eby kto go skrzywdzi - odezwaa si Dany. Irri przetumaczya jej sowa na jzyk Dothrakw. Jhogo pocign za bat, obracajc Yiserysem, jakby by lalk na sznurku. Uwolniony od skrzanego bata, znowu si przewrci. Na jego szyi pojawia si cienka krwawa linia. - Pani, ostrzegaem go - powiedzia ser Mormoni. - Mwiem, eby zosta na grze, tak jak rozkazaa. - Wiem - odpowiedziaa Dany, nie spuszczajc wzroku z Yiserysa. Wci lea na ziemi, wcigajc gono powietrze, a po jego czerwonej twarzy pyny zy. Wyglda aonie. Zawsze by taki aosny. Dlaczego nie widziaa tego wczeniej? Poczua pustk w miejscu, ktre przedtem wypenia strach. - Zabierz jego konia - rozkazaa ser Jorahowi. Yiserys otworzy usta i patrzy na ni niedowierzajco. Sama Dany zdumiaa si swoimi sowami. Mimo to je wypowiedziaa. Pozwlcie mojemu bratu wrci pieszo do khalasar. - U Dothrakw mczyzna, ktry nie jedzi konno, nie by mczyzn, traktowano go jako co gorszego, pozbawionego dumy albo honoru. - Niech wszyscy zobacz, jaki jest. - Nie! - krzykn Yiserys. Odwrci si do ser Joraha, bagajc go w jzyku powszechnym, nierozumiaym dla jedcw. - Uderz j, Mormoni. Uderz. Rozkazuje ci twj krl. Zabij te dothrackie psy i daj jej nauczk. Rycerz spoglda to na Dany, to na jej brata: ona, bosa, z brudnymi stopami i natuszczonymi wosami, on, w jedwabiach i stalowym ubraniu. Dany wiedziaa, e podj decyzj. - Pjdzie pieszo, Khaleesi - powiedzia. Zebra cugle konia jej brata, a Dany wsiada na swoj srebrzyst klacz. Yiserys otworzy szeroko oczy i usiad na brudnej ziemi. Milczc, siedzia nieruchomo i patrzy wzrokiem penym nienawici, jak odjedaj. Wkrtce znikn wrd traw. Wtedy Dany zaniepokoia si. - Czy trafi z powrotem? - spytaa ser Joraha. - Nawet kto tak lepy jak twj brat powinien odnale nasze lady - odpar rycerz.

- Jest dumny. Moe bdzie zbyt zawstydzony, eby wrci. Jorah rozemia si. Dokd mgby pj? A poza tym, nawet jeli nie znajdzie khalasar, khalasar znajdzie jego. Trudno uton w dothrackim morzu. Dany wiedziaa, e rycerz mwi prawd. Khalasar przypomina maszerujce miasto, lecz nie posuwao si ono zupenie na lepo. Zwiadowcy zawsze wyjedali daleko przed gwn kolumn, szukajc zwierzyny albo wroga, a take strzegli jej bokw. Nigdy niczego nie przeoczyli, nie tutaj, w krainie, z ktrej pochodzili. Te rwniny byy czci ich samych, a teraz i czci jej. - Uderzyam go - powiedziaa, wci zdumiona swoim czynem. Teraz kiedy byo ju po wszystkim, wydawao jej si, e przeya tylko dziwny sen. - Ser Jorahu, czy uwaasz bdzie strasznie zy, kiedy wrci - Zadraa. - Obudziam smoka, prawda? Ser Jorah prychn zniecierpliwiony. - Dziewczyno, czy mona wskrzesi zmarego? Twj brat, Rhaegar, by ostatnim smokiem, a on umar nad Tridentem. Yiserys nie jest nawet cieniem mii. Zaskoczy j swoj szczeroci. Miaa wraenie, e wszystko, w co dotd wierzya, przestao by nagle takie oczywiste. - Ty ty przysigae przed nim - Tak, dziewczyno - powiedzia ser Jorah. - Lecz jeli twj brat jest tylko cieniem mii, czy mog pozosta mu posuszny? - Z jego sw przebijaa gorycz. - Wci pozostaje prawdziwym krlem. On Jorah zatrzyma swojego konia i spojrza na ni. - To prawda. Ale czy chciaaby, eby Yiserys zasiad na tronie? Dany mylaa o tym. - Nie byby dobrym krlem, prawda? - Byli i gorsi chocia niewielu. - Rycerz spi konia ostrogami. Dany ruszya za nim. - Lecz ludzie czekaj na niego - powiedziaa. - Magister Illyrio twierdzi, e wyszywaj sztandary ze smokiem i modl si o to, eby Yiserys przeby wskie morze i uwolni ich. - Lud modli si o deszcz, zdrowe dzieci i dugie lato - powiedzia ser Jorah. - Ich nie obchodz gry o tron, jeli tylko zostawi si ich w spokoju. - Wzruszy ramionami. Dany jechaa w milczeniu przez jaki czas, zastanawiajc si nad jego sowami. Usyszaa co zupenie innego - ludzi nie obchodzi, czy rzdzi nimi prawdziwy krl czy uzurpator. Yiserys opowiada jej co innego, lecz im duej zastanawiaa si nad sowami Joraha, tym bardziej wydaway si jej prawdziwe. - A o co ty si modlisz, ser Jorahu? - spytaa go. - O dom - powiedzia gosem penym tsknoty.

- Ja take modl si o dom - powiedziaa z przekonaniem. Ser Jorah rozemia si. - A zatem rozejrzyj si, Khaleesi. Powioda wzrokiem dookoa, lecz mylaa o czym innym. Widziaa Krlewsk Przysta i potn Czerwon Twierdz, ktr zbudowa Aegon Zdobywca. Widziaa Smocz Wysp, gdzie si urodzia. Oczyma wyobrani ujrzaa wszystko ogarnite pomieniami. W jej wyobrani wszystkie drzwi byy czerwone. - Mj brat nigdy nie odzyska Siedmiu Krlestw - powiedziaa Dany. Teraz dopiero zdaa sobie spraw, e dawno ju to wiedziaa. Przez cae ycie. Tylko e wczeniej nie chciaa nigdy powiedzie tego gono, ani nawet szeptem. Teraz za jej sowa usysza ser Jorah i cay wiat. Ser Jorah spojrza na ni uwanie. - A wic tak mylisz. - Nie byby w stanie poprowadzi armii, nawet gdyby da mu j mj pan m powiedziaa Dany. - Nie ma pienidzy, a jego jedyny rycerz nazywa go czym gorszym od mii. Dothrakowie szydz z jego saboci. On nigdy nie zabierze nas do domu. - Mdre dziecko. - Rycerz umiechn si. - Nie jestem dzieckiem - zaprzeczya gwatownie. Wbia pity w boki konia i ruszya galopem. Jechaa coraz szybciej, zostawiajc daleko z tyu Joraha i Irri; na twarzy czua blask zachodzcego soca, a we wosach ciepy wiatr. Wrcia do khalasar dopiero po zmierzchu i wiedziaa ju, co ma zrobi. Sucy rozbili jej namiot nad stawem penym wiosennej wody. Syszaa szorstkie gosy dochodzce z paacu z plecionej trawy na wzgrzu. Wkrtce rozlegn si miechy, kiedy ludzie z jej khas opowiedz pozostaym, co si wydarzyo tego dnia. Zanim Yiserys powrci, powczc nogami, wszyscy w obozie bd ju wiedzie, e chodzi pieszo. W khalasar nie byo tajemnic. Dany oddaa sucym srebrzyst i wesza do swojego jedwabnego namiotu. Panowa tam chd i pmrok. Kiedy opuszczaa za sob zason wejcia, ujrzaa dug smug wiata, ktra dotara a do jej smoczych jaj. Przez chwil przed jej oczyma zawiroway tysice ognistych iskierek. Zamrugaa i znikny natychmiast. S z kamienia, pomylaa. Przecie s tylko z kamienia, sam Illyrio tak mwi, smoki nie yj. Przyoya do do skorupy. Kamie by ciepy. Niemal gorcy. - Soce je nagrzao w czasie podry - powiedziaa szeptem. Rozkazaa sucym, eby przygotoway kpiel. Doreah rozpalia ogie przed namiotem, a Irri i Jhiqui przyniosy ogromn, miedzian wann - jeszcze jeden prezent - i nanosiy wody ze stawu. Kiedy woda bya dostatecznie ciepa, Irri pomoga jej wej do

wanny i sama wesza za ni, eby umy jej plecy i wosy. Po kpieli skra Dany bya rozgrzana i rowa. Pooya si, a Jhiqui natara j ca olejkiem i oczycia pory z brudu. Kiedy Irri skrapiaa j kwiatorzeniem i cynamonem, Doreah wyczesaa jej wosy, tak e lniy jak roztopione srebro. Przez cay czas Dany przygldaa si smoczym jajom. - Przynie kosz do ognia - powiedziaa, czysta i pachnca. - Chc rozpali ogie. - Khaleesi, jest gorco - powiedziaa Jhiqui. - Rb co ci ka. Przynie go. Kiedy rozpalono ogie, Dany odesaa suce i nakazaa, eby jej nie przeszkadzano. To jest szalestwo, pomylaa. Pknie i spali si, a jest takie pikne. Yiserys wyzwie mnie od gupcw, jeli je zniszcz, a jednak Wzia delikatnie w donie czarnoszkaratne jajo i zaniosa je do ognia. Pooya midzy rozpalonymi wglami i usiada na swojej macie. Czarne uski rozjarzyy si nieco, rozgrzewane coraz bardziej. Po chwili namysu posza po dwa pozostae jaja i take umiecia je w ogniu. Przygldaa si, dopki z wgli nie zosta tylko popi. Drobne iskierki unosiy si w gr i ulatyway dymnym otworem. Wok jaj pyny fale ciepa. I nic wicej. Twj brat, Rhaegar, by ostatnim smokiem, powiedzia jej ser Jorah. Dany popatrzya na jaja ze smutkiem. Czego si spodziewaa? Tysic lat temu byo w nich ycie, lecz teraz zamieniy si w adne kamienie. Nie mogy wyda z siebie smoka. Smok to powietrze i ogie. ywe ciao, a nie martwy kamie. Jej kolacja skadaa si z owocw, sera i smaonego chleba, a do popicia miaa dzban miodowego wina. - Doreah, zosta i zjedz ze mn - rozkazaa, odsyajc pozostae suce. Jhiqui i Irri byy dothrackimi dziewcztami w wieku Dany. Drogo wzi je w niewol, kiedy pokona khalasar ich ojca. Znay tylko dothrackie ycie. Doreah, starsza od nich, miaa prawie dwadziecia lat. Magister Illyrio znalaz j w burdelu w Lys. Wosy miaa koloru miodu, a oczy jak letnie niebo. Opucia je teraz, kiedy zostay same. - To dla mnie zaszczyt, Khaleesi - powiedziaa, cho naprawd nie by to dla niej aden zaszczyt, a tylko suba. Ksiyc ukaza si ju na niebie, a one wci rozmawiay. Tej nocy, kiedy khal Drogo przyszed do jej namiotu, Dany czekaa na niego. Zatrzyma si w wejciu i spojrza na ni zdumiony. Wstaa powoli i pozwolia, by jej jedwabna szata opada na ziemi. - Dzisiaj musimy wyj na zewntrz, panie - powiedziaa. Dothrakowie wierzyli, e wszystkie rzeczy wane w yciu czowieka powinny dokonywa si pod goym niebem.

Khal Drogo wyszed za ni w blask ksiyca, pobrzkujc delikatnie dzwoneczkami we wosach. Dany poprowadzia go do duej kpy mikkiej trawy oddalonej o kilka jardw od jej namiotu. Kiedy chcia j odwrci, pooya mu do na piersi. - Nie - powiedziaa. Dzisiaj chc patrze na ciebie. W sercu khalasar nie ma miejsca na intymn samotno. Dany wyczuwaa spojrzenia innych, kiedy go rozbieraa. Syszaa ciszone gosy, kiedy robia to, czego nauczya j Doreah. Niczym si nie przejmowaa. Czy nie bya Khaleesi! Liczyy si tylko jego spojrzenia, dlatego kiedy usiada na nim, zobaczya co, czego nigdy dotd nie widziaa. Ujedaa go z tak sam namitnoci i gwatownoci, z jak jedzia na swojej srebrzystej klaczy, a kiedy nadesza chwila jego przyjemnoci, wymwi gono jej imi. Byli ju na drugim kocu Morza Dothrakw, kiedy Jhiqui musna doni mikk wypuko brzucha Dany i powiedziaa: - Khaleesi, nosisz dziecko. - Wiem - odpowiedziaa jej Dany. By to czternasty dzie jej imienia.

BRAN
W dole na dziedzicu Rickon biega z wilkami. Bran obserwowa go z siedzenia w oknie. Gdziekolwiek by si chopiec ruszy, Szary Wicher by tam pierwszy. Zabiega mu drog, wtedy Rickon, pokrzykujc radonie, zawraca i bieg w inn stron. Kudacz biega tu przy jego nodze, kapic zbami, gdy tylko pozostae wilki podchodziy zbyt blisko. Futro mu ciemniao i teraz by cay czarny, a jego oczy miay kolor zielonego ognia. Na kocu bieg Lato. Sier mia srebrzystoszar, a oczy te, zawsze czujne. By mniejszy od Szarego Wichru. Bran uwaa, e jego wilk by najmdrzejszy z caej wilczej rodziny. Sysza miech Rickona, ktry pdzi po ubitej ziemi na swoich maych nkach. Poczu pieczenie w oczach. Pragn by tam na dole, mia si i biega. Rozzoszczony t myl, Bran otar doni zy, zanim opady. smy dzie jego imienia przyszed i odszed. By prawie za duy, eby paka. - To byo kamstwo - powiedzia, przypominajc sobie swj sen. - Nie potrafi lata. Nie mog nawet biega. - Wszystkie wrony kami - przyznaa Stara Niania. Siedziaa na krzele zajta wyszywaniem. - Znam pewn opowie o wronie. - Nie chc wicej opowieci - burkn Bran rozdraniony. Kiedy lubi Star Niani i jej opowieci. Kiedy, ale teraz byo inaczej. Kazali jej siedzie tutaj przez cay dzie, eby si nim opiekowaa i eby nie czu si samotny, ale to tylko pogorszyo spraw. - Nienawidz twoich gupich historii. Staruszka umiechna si, ukazujc bezzbne usta. - Moich historii? Nie, may panie, nie moich. One po prostu s, przede mn i po mnie, take przed tob. Jest bardzo brzydk kobiet, pomyla Bran przepeniony gorycz, pokurczona i pomarszczona, prawie lepa, za saba, eby chodzi po schodach, z resztk siwych wosw ledwo przykrywajcych jej pokryt plamkami i row gow. Nikt naprawd nie wiedzia, ile ma lat, ale jego ojciec powiedzia, e nazywano j Star Niani, jeszcze kiedy on by dzieckiem. Bez wtpienia bya najstarsz osob w Winterfell, moe nawet najstarsz w Siedmiu Krlestwach. Niania przybya do zamku jako mamka Brandona Starka, ktrego matka umara w czasie porodu. By on starszym bratem lorda Rickarda, dziadka Brana, a moe jego modszym bratem albo bratem ojca lorda Rickarda. Czasem Stara Niania mwia tak, kiedy indziej inaczej, ale we wszystkich opowieciach may chopiec umar w wieku

trzech lat z powodu letnich dreszczy. Potem Niania zostaa w zamku ze swoimi dziemi. Obu synw stracia w wojnie, w ktrej krl Robert zdoby tron, jej wnuk za zgin na murach Pyke w czasie rebelii Balona Greyjoya. Jej crki dawno temu wyszy za m, odeszy z zamku i umary. Z jej potomkw pozosta tylko Hodor, gupkowaty olbrzym, ktry pracowa w stajni. A Stara Niania po prostu ya, wyszywajc i opowiadajc swoje historie. - Nie obchodzi mnie, czyje to s opowieci - powiedzia Bran. - Nienawidz ich. - Nie chcia opowieci i nie chcia Starej Niani. Pragn ojca i mamy. Pragn biega z Latem. Wspina si na opuszczone wiee i karmi wrony. Znowu chcia jedzi na swoim kucu. Chcia, eby wszystko byo jak dawniej. - Znam opowie o chopcu, ktry nienawidzi opowieci - powiedziaa Stara Niania ze swoim gupawym umieszkiem na ustach, nie przestajc stuka drutami, co doprowadzao Brana do szau. Wiedzia, e nigdy ju nie bdzie tak jak dawniej. Wrona nabraa go. Powiedziaa mu, e bdzie lata, tymczasem obudzi si poamany i cay wiat si zmieni. Wszyscy go opucili, ojciec i mama, siostry, nawet jego przyrodni brat, Jon. Ojciec obieca mu, e pojedzie do Krlewskiej Przystani na duym koniu, ale pojechali sami. Maester Luwin wysa ptaka z wiadomoci do lorda Eddarda, potem te do jego mamy i do Jona na Mur, lecz nie otrzymali adnej odpowiedzi. - Widzisz, dziecko, ptaki czsto gin w drodze - tumaczy mu maester. - Do Krlewskiej Przystani jest daleko, a po drodze czyha wiele jastrzbi. Moe nie otrzymali naszych wiadomoci. - Lecz Branowi wydawao si, e wszyscy umarli, kiedy on spa a moe to on umar, inni za zapomnieli o nim, odjechali. Jory, ser Rodrik, Vayon Poole, a take Hullen, Harwin, Gruby Tom i jedna czwarta stray. Zostali tylko Robb i may Rickon, tylko e Robb si zmieni. Teraz by lordem Robbem, a przynajmniej stara si nim by. Nosi prawdziwy miecz i nigdy si nie umiecha. Caymi dniami obserwowa musztr stray albo wiczy walk mieczem. Bran sucha tsknie ze swojego okna dwiku stali dochodzcego z dziedzica. Wieczorami zamyka si z maesterem Luwinem i przegldali ksigi rachunkowe. Czasem wyjeda na dugie dni z Hallisem Mollenem, eby odwiedzi odlege grody. Zawsze kiedy nie byo go duej ni dzie, Rickon zaczyna paka i dopytywa si, czy Robb wrci. Ale nawet jeli Robb pozostawa w Winterfell, wydawao si, e woli towarzystwo Hallisa Mollena i Theona Greyjoya ni swoich braci. - Mogabym opowiedzie ci histori Brandona Budowniczego - powiedziaa Stara Niania. - Zawsze lubie j najbardziej.

- Wcale nie - zaprzeczy. - Najbardziej lubiem te straszne. - Usysza jakie odgosy na zewntrz i spojrza w okno. Rickon bieg przez dziedziniec w kierunku bramy, a wilki za nim. Bran nie widzia ze swojego miejsca, co si dzieje. Uderzy doni po udzie zrezygnowany. - Ach, moje ty sodkie letnie dziecko - powiedziaa Stara Niania. - Co ty wiesz o strachu? Strach przychodzi zim, mj may panie, kiedy spada nieg na sto stp gboki, a z pnocy wyje lodowaty wiatr. Strach przychodzi dug noc, kiedy soce nie wychodzi caymi latami, a dzieci rodz si, yj i umieraj w ciemnoci. Wilkory staj si coraz bardziej godne, a po lasach chodz biali. - Masz na myli Innych - burkn Bran. - Tak, Innych - powiedziaa Niania. - Tysice lat temu nadesza zima, mrona, sroga i tak duga, e aden czowiek nie potrafi jej obj swoj pamici. Nadesza noc duga jak jedno pokolenie. Krlowie dreli i umierali w swoich zamkach, podobnie jak trzody w zagrodach. Kobiety wolay udusi swoje dzieci ni patrze, jak umieraj z godu. A kiedy potem pakay, zy zamarzay na ich policzkach. - Umilka - ucichy te jej druty - i spojrzaa na Brana swoimi prawie lepymi oczyma. - Czy takie opowieci lubisz, dziecko? - spytaa. - No c - odpar Bran niepewnie. - Tak, tylko Stara Niania skina gow. - W czasie tamtej ciemnoci Inni przyszli po raz pierwszy - opowiadaa dalej, a wraz z ni odezway si jej druty: klik, klik, klik. - Byy to zimne istoty, martwe istoty, ktre nienawidziy elaza, ognia i dotyku soca, a nawet stworze, w ktrych yach pynie gorca krew. Jak fala przeszli przez grody, miasta i krlestwa, dziesitkujc cae armie, bohaterw; jechali na bladych, martwych koniach, prowadzc hordy zabitych. Nie mieli litoci dla kobiet ani dla niemowlt, nie opar im si elazny miecz. Polowali na mode kobiety w skutych mrozem lasach i karmili swoje martwe sugi dziemi ludzi. Mwia coraz bardziej ciszonym gosem, tak e Bran pochyla si coraz bardziej w jej stron, eby j usysze. - Dziao si to jeszcze, zanim przyszli Andalowie, na dugo przed tym, jak kobiety ucieky z miast Rhoyne przez wskie morze, a setki wczesnych krlestw byy krlestwami Pierwszych Ludzi, ktre odebrali dzieciom lasu. Tu i tam dzieci lasu yy jeszcze w swoich drewnianych miastach, wydronych wzgrzach, a drzewa z twarzami stay na stray. I tak, kiedy zimno i mier zalay ziemi, ostatni z herosw postanowi odszuka dzieci w nadziei, e ich pradawna magia dokona tego, czego nie potrafiy dokona ludzkie armie. Jego przyjaciele umierali jeden po drugim, pad jego ko, a potem i pies, nawet miecz w jego

pochwie zamarz. Inni wyczuli gorc krew w jego yach i przyszli jego ladem; otoczyy go trupioblade pajki wielkoci ogarw Drzwi otworzyy si z hukiem, a Bran podskoczy przestraszony, lecz okazao si, e to tylko maester Luwin w towarzystwie Hodora. - Hodor! - ogosi stajenny, jak mia w zwyczaju, umiechajc si szeroko. Maester Luwin nie podziela jego wesooci. - Mamy goci - owiadczy - i trzeba, eby si pojawi. - Sucham opowieci - powiedzia Bran niezadowolony. - Opowieci mog zaczeka, may panie. Bd tutaj, kiedy wrcisz - odezwaa si Stara Niania. - Za to gocie nie s a tak cierpliwi, a poza tym przybywaj ze swoimi opowieciami. - Kto to? - Bran zwrci si do maestera Luwina. - Tyrion Lannister i ludzie z Nocnej Stray. Przywo wieci od twojego brata, Jona. Robb ich przyj. Hodorze, pomoesz Branowi zej na d? - Hodor! - zgodzi si Hodor zadowolony. Schyli ogromn, kudat gow i wszed do pokoju. Mia prawie siedem stp wzrostu. Trudno byo uwierzy, e jest potomkiem Starej Niani. Bran zastanawia si, czy Hodor kiedy skurczy si jak jego prababcia. Wydawao si to niemoliwe, nawet gdyby mia y i tysic lat. Hodor podnis Brana lekko, jakby podnosi bel siana, i przycisn go sobie do piersi. Zawsze pachnia troch komi, lecz by to miy zapach. Ramiona mia mocno uminione i poronite brzowymi wosami. - Hodor - powiedzia jeszcze raz. Theon Greyjoy zauway kiedy, e Hodor nie ma pojcia o wielu rzeczach, lecz z pewnoci zna swoje imi. Stara Niania zachichotaa, kiedy Bran opowiedzia jej o tym, i wyznaa, e jego prawdziwe imi brzmi Walder. Nikt nie wie, skd si wzi Hodor, dodaa, lecz kiedy on zacz go uywa, inni poszli w jego lady. To byo jedyne sowo, jakie zna. Stara Niania zostaa w pokoju sama ze swoimi drutami i wspomnieniami. Hodor mrucza co pod nosem, niosc Brana po schodach, a potem przez galeri. Maester Luwin musia bardzo si pieszy, eby zdy za stajennym. Robb zasiada na tronie swojego ojca, przywdzia kolczug i skrzany strj, a take surow mask Robba Lorda. Za nim stali Theon Greyjoy i Hallis Mollen. Wzdu ciany z szarego kamienia, pod wskimi oknami, sta tuzin stranikw, na rodku za sali sta karze ze swoimi ludmi oraz czterech obcych w strojach Nocnej Stray. Bran od razu wyczu nerwow atmosfer.

- Kady czonek Nocnej Stray jest mile widziany w Winterfell i moe tu goci tak dugo, jak zechce - przemawia wanie Robb gosem Robba Lorda. Na jego kolanach spoczywa jego miecz, obnaony, by widzia go cay wiat. Nawet Bran wiedzia, co znaczy przywita kogo z nagim mieczem. - Kady z Nocnej Stray - powtrzy karze - lecz nie ja, czy dobrze ci zrozumiaem, chopcze? Robb wsta i wycign miecz w kierunku kara. - Lannister, jestem panem tego zamku na czas nieobecnoci ojca i matki. Nie jestem twoim chopcem. - Skoro jeste lordem, to mgby si nauczy lordowskiej uprzejmoci - odpar karze, nie zwaajc na czubek miecza tu przy swojej twarzy. - Zdaje si, e wszystko, co najlepsze, z ojca przeszo na twojego przyrodniego brata. - Jona - powiedzia Bran, wci pozostajc w ramionach Hodora. Karze odwrci si w ich stron. - A wic to prawda, chopiec yje. Nie chciaem wierzy. Ach, wy, Starkowie, trudno was zabi. - Lepiej o tym pamitajcie, Lannisterowie - powiedzia Robb i opuci miecz. - Hodor, przynie tutaj mojego brata. - Hodor! - powtrzy posusznie stajenny i z umiechem na twarzy posadzi Brana na tronie Starkw, na ktrym panowie Winterfell zasiadali od czasw, kiedy nazwali si Krlami Pnocy. Tron zrobiony by z zimnego kamienia wygadzonego przez kolejne siedzenia, a na kocu jego porczy widniay zby wilkora. Bran chwyci si ich gw, spuszczajc bezuyteczne nogi w d. Czu si tutaj jak niemowl. Robb pooy do na jego ramieniu. - Mwie, e chcesz widzie Brana. Prosz, jest tutaj. Bran czu si nieswojo, widzc, jak Tyrion Lannister patrzy na niego. Jedno oko mia czarne, drugie za zielone, lecz oba taksoway go z t sam przenikliwoci. - Mwiono mi, Bran, e potrafie si wspina jak nikt inny - przemwi wreszcie karze. - Powiedz mi wic, jak to si stao, e wtedy spade? - Nigdy - rzuci gwatownie Bran. On nigdy nie spad, nigdy, nigdy. - Dzieciak nic nie pamita z tamtego dnia - wtrci cicho maester Luwin. - Dziwne - powiedzia Tyrion Lannister. - Lannister, mj brat nie przyszed tutaj, eby odpowiada na pytania - rzuci szorstko Robb. - Zaatw sprawy i ruszaj w swoj stron. - Mam dla ciebie prezent. - Karze zwrci si do Brana. - Lubisz jedzi konno, chopcze?

Maester Luwin wystpi do przodu. - Mj panie, chopiec nie wada nogami. Nie moe dosi konia. - Nonsens - odpar Lannister. - Majc odpowiedniego konia i odpowiednie siodo, nawet kaleka moe jedzi. Bran poczu, jakby mu kto wbi n w serce. Poczu napywajce do oczu zy. - Nie jestem kalek! - W takim razie ja nie jestem karem - odpowiedzia karze z grymasem umiechu na ustach. - Mj ojciec ucieszy si, kiedy si o tym dowie. - Greyjoy rozemia si. - O jakim koniu i siodle mwisz? - spyta maester Luwin. - O mdrym koniu - odpar Lannister. - Chopiec nie moe uywa ng do wydawania zwierzciu komendy, wic trzeba go tak uoy, eby pasowa do jedca; musi reagowa na cugle i gos. Wybrabym jakiego nie ujedonego jeszcze roczniaka, eby nie trzeba byo go oducza rzeczy, ktre ju pozna. - Wyj zza pasa zwinity zwj. - Pokacie to rymarzowi, a on zajmie si reszt. Maester Luwin wzi papier od kara wyranie zaciekawiony. Rozwin go i przyglda si uwanie. - Rozumiem. Dobrze rysujesz, mj panie. Tak, to moe pomc. Sam powinienem by pomyle o czym takim. - Mnie byo atwiej, poniewa przypomina to moje siodo. - Czy naprawd bd mg jedzi? - spyta Bran. Bardzo chcia, aby bya to prawda, chocia ba si im zawierzy. Moe to tylko jeszcze jedno kamstwo. Wrona obiecaa mu, e bdzie lata. - Bdziesz jedzi - powiedzia karze. - I wierz mi, chopcze, na koskim grzbiecie bdziesz tak samo wysoki jak wszyscy inni. Robb Stark patrzy na niego podejrzliwie. - Lannister, czy to jaki podstp? Co ty masz do Brana? Dlaczego miaby mu pomaga? - Prosi mnie o to twj brat, Jon. A ja mam czue serce dla kalek, bkartw i tym podobnych. - Tyrion Lannister pooy do na swoim sercu i umiechn si. Drzwi prowadzce na dziedziniec otworzyy si gwatownie. Do sali wpad zdyszany Rickon, wpuszczajc snop sonecznego blasku. Byy z nim wilki. Chopiec zatrzyma si zaskoczony, lecz wilki weszy dalej. Odnalazy wzrokiem Lannistera, a moe go wyczuy. Lato pierwszy zacz warcze i zaraz doczy do niego Szary Wicher. Zbliyy si do kara i stany po jego obu stronach. - Nie podoba im si twj zapach, Lannister - zauway Theon Greyjoy.

- W takim razie chyba ju pjd - powiedzia Tyrion. Zrobi krok w ty i natychmiast usysza warczenie Kudacza, ktry wyoni si z cienia za jego plecami. Lannister cofn si i w tej samej chwili Lato skoczy z drugiej strony. Obrci si i zachwia, a Szary Wicher chwyci go za rkaw, rozrywajc materia. - Nie! - krzykn Bran, widzc, e ludzie Lannistera sigaj po miecze. - Lato, do mnie! Wilkor zerkn na Brana, a potem znowu na Lannistera. Wycofa si powoli i pooy midzy zwisajcymi nogami Brana. Robb wypuci dugo wstrzymywane powietrze i zawoa: - Szary Wicher. - Wilkor przyszed do niego szybko i cicho jak cie. Pozosta jeszcze Kudacz o lepiach poncych jak zielony ogie, ktry wci warcza niebezpiecznie blisko. - Rickon, zawoaj go - krzykn Bran do maego brata. Rickon otrzsn si z zaskoczenia i zawoa gono: - Do nogi, Kudacz. - Czarny wilk jeszcze raz warkn na Lannistera i popdzi do Rickona, ktry obj mocno jego kudaty kark. Tyrion Lannister poluni szal i otar czoo. - Bardzo ciekawe - powiedzia cicho. - Nic ci nie jest, panie? - spyta jeden z jego ludzi z mieczem w doni. Przez cay czas zerka nerwowo na wilki. - No c, mam podarty rkaw, podejrzanie mokre spodnie, ale nic wicej nie ucierpiao, poza moj godnoci. Nawet Robb wydawa si poruszony. - Wilki nie wiem, dlaczego - Pewnie wziy mnie za swj obiad. - Lannister skoni si sztywno w stron Brana. Dzikuj ci, mody panie, e je odwoae. Zapewniam, e nie bybym atwym kskiem do strawienia. Teraz naprawd ju pjd. - Jeszcze chwil, panie - przemwi maester Luwin. Podszed do Robba i zaczli co szepta do siebie. Bran stara si zrozumie, co maj sobie do powiedzenia, ale mwili za cicho. Robb Stark schowa miecz do pochwy. - Ja by moe zbyt pochopnie ci oceniem. Okazae yczliwo Branowi i - Wida byo, e z trudem przychodz mu te sowa. - Bd gociem Winterfell, Lannister. - Chopcze, oszczd mi nieszczerych uprzejmoci. Nie lubisz mnie i nie chcesz mnie tutaj. Za murami, w zimowym miecie, widziaem karczm. Tam przenocuj, dziki czemu obaj bdziemy spa spokojnie. Za kilka miedziakw znajd nawet jak dziewk, ktra mi ogrzeje ko. - Odwrci si do jednego z czarnych braci o wykrzywionych plecach i

potarganej brodzie. - Yoren, o wicie wyruszymy na poudnie. Dogonicie nas. - Po tych sowach ruszy przez sal niezdarnie na swoich krtkich nogach i minwszy Rickona, wyszed, a jego ludzie za nim. Czterej bracia z Nocnej Stray pozostali. - Pokoje s przygotowane i nie braknie wam gorcej wody, eby zmy kurz po podry. Mam nadziej, e zjecie z nami kolacj - rzek Robb niepewnie. Mwi tak nienaturalnym gosem, e nawet Bran zwrci na to uwag. Bez wtpienia byy to sowa wyuczone, a nie pynce z serca, lecz czarni bracia skonili gowy w gecie podzikowania. Lato poszed na gr za Hodorem, ktry zanis Brana do ka. Stara Niania spaa na swoim krzele. Stajenny powiedzia: - Hodor. - Po czym podnis pochrapujc cicho prababk i wynis j. Bran lea pogrony w mylach. Robb obieca, e bdzie mg je kolacj w duej sali razem z brami z Czarnej Stray. Przywoa Lato. Wilk wskoczy na ko. Przytuli si do zwierzcia i poczu gorcy oddech na swoim policzku. - Bd mg jedzi - powiedzia szeptem do swojego przyjaciela. - Zobaczysz, niedugo pojedziemy zapolowa do lasu. - Lea jeszcze chwil, zanim zasn. We nie znowu si wspina. Wdrapywa si na stare, pozbawione okien ciany, szukajc stopami i palcami szczelin w poczerniaych kamieniach. Wchodzi coraz wyej, poprzez chmury, a do nocnego nieba, a wiea wci wznosia si ponad nim. Kiedy zatrzyma si i spojrza w d, poczu, e krci mu si w gowie, a palce zelizguj si po cianie. Krzykn i przywar do cennego ycia. Ziemia znajdowaa si tysic mil pod nim, a on nie potrafi lata. Nie potrafi lata. Poczeka, a jego serce uspokoi si, i znowu rozpocz wspinaczk. Mg i tylko w gr. Wydawao mu si, e wysoko w grze, na tle bladego ksiyca widzi sylwetki chimer. Bolay go ju ramiona, ale nie mia wyboru. Musia i dalej. Chimery obserwoway, jak si zblia. Ich oczy przypominay rozgrzane wgle. Moe kiedy byy lwami, lecz teraz wyglday groteskowo, takie poskrcane. Bran sysza, jak szepc do siebie kamiennymi gosami, od ktrych dostawa gsiej skrki. Wiedzia, e nie wolno mu ich sucha. Dopki nie bdzie ich sysza, pozostanie bezpieczny. Zaraz potem poj, e nie jest bezpieczny, gdy chimery ruszyy w d cian, po ktrej si wspina. - Ja nie syszaem, nic nie syszaem - powtarza paczliwym gosem, one za schodziy coraz niej. - Nie suchaem. Obudzi si, z trudem apic oddech, i ujrza nad sob ogromny cie.: - Nie suchaem powiedzia drcym ze strachu gosem. Wtedy cie odezwa si: - Hodor - i zapali wiec na stoliku przy ku. Bran odetchn z ulg.

Hodor obmy go z potu ciep, wilgotn szmatk i ubra. Jego donie byy delikatne i zrczne. Potem znis go do duej sali, gdzie rozstawiono przy ogniu ogromny st. Gwne miejsce pozostawao puste, a Robb zasiad po jego prawej stronie. Bran siedzia z drugiej strony. Tego wieczoru jedli prosi, pasztet z gobia, rzep w male, a kucharz obieca jeszcze plastry miodu. Lato apa resztki ze stou, ktre rzuca mu Bran, Szary Wicher za i Kudacz walczyy o ko w kcie. Teraz zamkowe psy obchodziy z daleka du sal. Pocztkowo dziwio go to, lecz z czasem Bran przyzwyczai si. Yoren by najstarszy rang wrd czarnych braci, dlatego zarzdca posadzi go midzy Robbem i maesterem Luwinem. Rozrywa zbami miso i ama koci, by wyssa z nich szpik, a na wspomnienie imienia Jona Snowa wzruszy ramionami. - Zmora ser Allisera mrukn, na co jego dwaj towarzysze rozemiali si, cho Bran nie wiedzia dlaczego. Lecz kiedy Robb zapyta o wuja Benjena, czarni bracia natychmiast ucichli. - O co chodzi? - spyta Bran. Yoren otar donie o kamizelk. - Ze wieci, mj panie. Nie takim sowem powinnimy odpaca za gocin, ale skoro kto zadaje pytanie, powinien mie tyle odwagi, by przyj odpowied. Stark nie wrci. - Stary Niedwied wysa go na poszukiwanie Waymara Roycea i such o nim zagin od tamtej pory - wtrci inny z braci. - Zbyt dugo go nie ma - powiedzia Yoren. - Pewnie nie yje. - Mj wuj yje - przemwi Robb Stark gniewnym gosem. Podnis si z doni na rkojeci miecza. - Syszycie? Mj wuj yje! - Jego gos odbi si echem od kamiennych cian, a Bran skurczy si ze strachu. Cuchncy Yoren spojrza na Robba niewzruszony. - Jak chcesz, panie - powiedzia i cmokn, prbujc wydoby kawaek misa spomidzy zbw. Modsi bracia poruszyli si niespokojnie na swoich miejscach. - Nie ma drugiego na Murze, ktry by tak dobrze zna nawiedzany las. Benjen Stark wrci. - Moe tak, moe nie - odpar Yoren. - Nie gorsi od niego jedzili do lasu i nigdy nie wrcili. Bran przypomnia sobie opowie Starej Niani o Innych i o ostatnim herosie, ktrego cigali w biaych lasach martwi ludzie i pajki wielkie jak psy. Poczu ukucie strachu, lecz zaraz przypomnia sobie zakoczenie opowieci. - Dzieci mu pomog - wymamrota. - Dzieci lasu! Theon Greyjoy umiechn si, a maester Luwin powiedzia: - Bran, dzieci lasu wymary tysice lat temu. Pozostay po nich tylko twarze na drzewach.

- Tutaj moe i tak jest - powiedzia Yoren. - Lecz tam, za Murem, kto wie? Czasem trudno powiedzie, co tam jest ywe, a co martwe. Tamtego wieczoru, kiedy sprztnito ze stou, Robb zanis Brana na gr. Szary Wicher szed przodem, a Lato z tyu. Jego brat by silny, jak na swj wiek, Bran za way bardzo mao. Jednak Robb dysza ciko, kiedy pokonali wreszcie pogrone w ciemnoci strome schody. Pooy Brana na ku; przykry go kocami i zgasi wiec. Siedzieli w ciemnoci. Bran chcia porozmawia, ale nie wiedzia, co powiedzie. - Znajdziemy ci odpowiedniego konia. Obiecuj - odezwa si wreszcie cicho Robb. - Czy oni kiedy wrc? - spyta Bran. - Tak - powiedzia Robb z nadziej w gosie i Bran poczu, e rozmawia z bratem, a nie z Robbem Lordem. - Mama wrci niebawem. Moe wyjedziemy jej na spotkanie. Bardzo by si zdziwia, co? - Pomimo ciemnoci Bran wyczu, e jego brat si umiecha. - A potem pojedziemy na pnoc, na Mur. Nic nie powiemy Jonowi. Po prostu ktrego dnia odwiedzimy go. Prawdziwa przygoda. - Przygoda - powtrzy Bran. Usysza pacz brata. Nie widzia jego ez w ciemnoci, wic odszuka jego rk. Ich donie ucisny si mocno.

EDDARD
- mier lorda Arryna napenia nas wszystkich ogromnym smutkiem, mj panie powiedzia Wielki Maester Pycelle. - Chciabym mc powiedzie ci wicej o tym, w jaki sposb odszed. Sid, prosz. Czy poda co? Moe daktyli? Mam te wyborne liwy daktylowe. Niestety, wino kci si z moim systemem trawiennym, ale mog zaproponowa zimne mleko osodzone miodem. Nie ma lepszego napoju na takie upay. Bez wtpienia panowa upa. Ned czu, e jedwabna tunika przykleja mu si do piersi. Gste, wilgotne powietrze spowio miasto niczym mokry, weniany koc, dlatego zaroio si nad rzek, gdzie wylega biedota, zajmujc na nocleg kad pid wolnej ziemi, gdy tylko tam mona byo jeszcze poczu odrobin wiatru. - Bybym wdziczny - odpar Ned, siadajc. Pycelle zadzwoni delikatnie malutkim srebrnym dzwoneczkiem. Natychmiast zjawia si moda, gibka suca. - Bd tak mia, dziecko, i przynie zimnego mleka dla Namiestnika i dla mnie. I niech bdzie dobrze posodzone. - Kiedy dziewczyna posza wypeni polecenia, Wielki Maester splt donie i pooy je sobie na brzuchu. Powieki opaday mu mocno na oczy, przez co wyglda, jakby zapad w drzemk. - Zastanawiaem si nad twoj propozycj podniesienia opat portowych, Lordzie Namiestniku. Z pewnoci mieszkacy Dorne oka swoje niezadowolenie, podobnie jak Rody Greyjoyw i Redwynew, ale rzeczywicie, bardzo potrzeba nam zota. Pragn wyrazi moje zdanie. - A ja pragn je usysze, lecz nie wezwaem ci, abymy dyskutowali o interesach krlestwa. - Nie - powiedzia Wielki Maester Pycelle. - Oczywicie, e nie. Wybacz starcowi. Umysy s jak miecze. Te stare rdzewiej. Ach, jest i nasze mleko. - Suca postawia tac midzy nimi, a Pycelle umiechn si do niej. - Dobre dziecko. - Podnis swj puchar i sprbowa napoju. - Dzikuj. Moesz odej. Dziewczyna wysza szybko, a Pycelle zerkn na Neda swoimi wyblakymi oczyma. Hm, o czym to Ach, wiem. Pytae o lorda Arryna - Tak. - Ned popija cierpliwie zimne mleko. Byo przyjemnie zimne, ale za sodkie, jak na jego przyzwyczajenia. - Szczerze mwic, Namiestnik nie by w dobrej dyspozycji ju od pewnego czasu powiedzia Pycelle. - Przez wiele lat zasiadaem z nim w radzie i ju wtedy dostrzegaem pewne znaki, sdziem jednak, e powodem tego by ogromny ciar, ktry dwiga wiernie

tak dugo. Na jego szerokie bary spaday troski caego krlestwa, a czasem i wicej. Syn chorowity, a pani ona bardzo wraliwa i prawie nie spuszczaa go z oczu. Do trosk i dla kogo silnego, a przecie lord Jon nie by mody. Nic dziwnego, e pojawiy si oznaki zmczenia i melancholii. Tak przynajmniej wtedy mylaem. Teraz nie jestem pewien. Pokrci wolno gow. - Co moesz mi powiedzie o jego chorobie? Wielki Maester rozoy rce w gecie przepenionej smutkiem bezradnoci. Ktrego dnia przyszed do mnie, proszc o pewn ksig, w peni si i zdrowia, cho odniosem wraenie, e co go trapi. Nastpnego ranka zwija si z blu i nie mia siy wsta z ka. Zdaniem maestera Colemona cierpia na katar odka. Panoway wtedy upay, a Namiestnik pokrzepia si bardzo zimnym winem, co moe mie wpyw na trawienie. Kiedy stan zdrowia lorda Jona wci si pogarsza, sam do niego poszedem. Niestety, bogowie nie dali mi mocy uratowania go. - Syszaem, e odesae maestera Colemona. - Wielki Maester skin gow z determinacj i powolnoci osuwajcego si lodowca. - Rzeczywicie. Obawiam si, e lady Lysa nigdy mi tego nie wybaczy. Moe le postpiem, ale wtedy byem przekonany o susznoci swojej decyzji. Maestera Colemona traktuj jak syna i nie wtpi w jego umiejtnoci, lecz on jest mody, a modzi czsto zapominaj, jak kruche jest stare ciao. Podawa lordowi Arrynowi mikstury oczyszczajce i sok pieprzowy, co - moim zdaniem - mogo zabi Namiestnika. - Czy lord Arryn powiedzia ci co w ostatnich godzinach swojego ycia? Pycelle zmarszczy czoo. - Kiedy nadszed ostatni etap jego gorczki, woa kilkakrotnie Roberta, lecz nie potrafi powiedzie, czy chodzio mu o syna czy o Krla. Lady Lysa nie pozwalaa chopcu wchodzi do pokoju chorego z obawy, e i on moe zachorowa. Ale Krl przyszed i dugo siedzia przy jego ou. Mwi i artowa z dawnych czasw w nadziei, e rozweseli lorda Jona. Bardzo chcia okaza mu swoj mio. - Nic wicej? adnych ostatecznych sw? - Stwierdziwszy, e nie ma ju nadziei, podaem mu makowe mleko, by oszczdzi mu cierpienia. Zanim po raz ostatni zamkn oczy, powiedzia co szeptem do Krla i ony, moe przekaza bogosawiestwo dla syna. Nasienie jest silne, tak powiedzia. Reszta sw pozostaa niezrozumiaa. mier zabraa go dopiero nastpnego ranka, lecz on czeka na ni w pokoju i milczeniu. Ned napi si jeszcze mleka, cho byo strasznie sodkie. - Czy nie dostrzege czego nienaturalnego w mierci lorda Arryna?

- Nienaturalnego? - powtrzy sdziwy maester ledwo syszalnym szeptem. - Nie, tego nie mgbym powiedzie. Raczej smutnego. W pewnym sensie mier jest czym najbardziej naturalnym, lordzie Eddardzie. Teraz lord Arryn spoczywa w pokoju uwolniony od wszelkich ciarw. - A choroba, ktra go zmoga - powiedzia Ned. - Czy spotkae si z czym podobnym ju wczeniej? - Od prawie czterdziestu lat sprawuj urzd Wielkiego Maestera Siedmiu Krlestw odpar Pycelle. - Za rzdw naszego dobrego Roberta i Aerysa Targaryena, i jeszcze wczeniej, za panowania jego ojca, Jaehaerysa Drugiego, a nawet przez kilka miesicy panowania jego ojca, Aegona Szczliwego, pitego z rodu. Przez cay ten czas widziaem wicej chorb, ni potrafi spamita, mj panie. I jeszcze to ci powiem: kady przypadek jest inny, a jednoczenie podobny. mier lorda Jona nie rnia si od innych. - Jego ona wyrazia odmienne zdanie. Wielki Maester skin gow. - Teraz sobie przypominam, e wdowa jest siostr twojej czcigodnej ony. Jeli pozwolisz starcowi na chwil szczeroci, to powiem ci, e w smutku nawet najtszy umys tpieje, a przecie lady Lysa nie naleaa do takich. Od czasu swojego ostatniego poronienia wszdzie widziaa wrogw, a mier jej lorda pana ostatecznie j pogrya. - A zatem jeste pewien, e Jon Arryn zmar z powodu nagej choroby? - Tak - odpar Pycelle z powag. - C innego mogoby to by, dobry panie, jeli nie choroba? - Trucizna - odpar Ned ze spokojem. Ociae powieki Pycellea drgny gwatownie. Sdziwy maester poruszy si niespokojnie na swoim siedzeniu. - Niepokojca myl. Przecie nie mieszkamy w jednym z Wolnych Miast, w ktrym podobne rzeczy s czym powszechnym. Wprawdzie Wielki Maester Aethelmure napisa, e wszyscy nosimy w sercu zbrodni, lecz ludzie, ktrzy uciekaj si do trucizny, nie zasuguj nawet na pogard. - Zamilk na chwil pogrony w mylach. - Panie, moliwe jest to, co powiedziae, lecz mao prawdopodobne. Nawet najmarniejszy maester zna si na powszechnych truciznach, lecz u lorda Arryna nie znaleziono objaww dziaania adnej z nich. Wszyscy kochali Namiestnika. Jaki potwr w ludzkim ciele omieliby si zamordowa tak szlachetn osob? - Podobno trucizna jest broni kobiet.

Pycelle pogadzi brod w zamyleniu. - Podobno. Kobiet, tchrzy i eunuchw. Chrzkn i splun flegm na sitowie. Z gry dobiego krakanie kruka. - Czy wiedziae, e lord Varys urodzi si z niewolnicy w Lys? Nie wierz pajkom. Tego nie trzeba byo mu mwi. Yarys mia w sobie co, co sprawiao, e Ned czu gsi skrk. - Zapamitam i dzikuj za pomoc. Do ju zajem ci czasu. - Wsta. Wielki Maester Pycelle podnis si wolno i odprowadzi Neda do drzwi. - Mam nadziej, e cho troch ci uspokoiem, panie. Jeli mog ci by pomocny w jakikolwiek sposb, pytaj. - Jeszcze jedno - powiedzia Ned. - Jestem ciekawy ksigi, ktr poyczye Jonowi na dzie przed jego mierci. - Obawiam si, e niezbyt ci zainteresuje - odpar Pycelle. - By to obszerny wolumen traktujcy o pochodzeniu wielkich rodw, a napisany przez Wielkiego Maestera Malleona. - Mimo wszystko chciabym go obejrze. Starzec otworzy drzwi. - Jak sobie yczysz. Jest gdzie tutaj. Ka ci przynie ksig, gdy tylko j znajd. - Jeste ogromnie uprzejmy - powiedzia i Ned i doda po chwili: - Ju ostatnie pytanie, jeli pozwolisz. Wspomniae, e Krl towarzyszy lordowi Arrynowi w chwili jego mierci. A Krlowa, czy take tam bya? - No c, nie - odpowiedzia Pycelle. - Razem z dziemi i jej ojcem udaa si w podr do Casterly Rock. Lord Tywin sprowadzi do miasta ca wit na turniej w dzie imienin ksicia Joffreya. Pewnie mia nadziej ujrze swojego syna, Jaimea, w koronie zwycizcy. Niestety, w tym wzgldzie dozna rozczarowania. Na mnie spad obowizek poinformowania Krlowej o nagej mierci lorda Arryna. Nigdy z tak cikim sercem nie wysyaem ptaka z wiadomoci. - Ciemne skrzyda, mroczne wieci - mrukn Ned. Byo to przysowie, ktrego nauczya go w dziecistwie Stara Niania. - Jak mawia lud - przyzna Wielki Maester Pycelle - cho wiemy, e nie zawsze musi tak by. Wiadomo o Branie, ktr przynis ptak maestera Luwina, rozpogodzia wszystkie serca na zamku. Czy nie tak? - Masz racj. - Bogowie s litociwi. - Pycelle skoni gow. - Lordzie Eddard, przychod do mnie, kiedy tylko zechcesz. Jestem tutaj, aby suy. Tak, pomyla Ned, kiedy drzwi zamkny si za nim, tylko komu?

W drodze do swoich pokoi natkn si na Ary, ktra machaa ramionami, starajc si utrzyma rwnowag na jednej nodze na krtych schodach Wiey Namiestnika. Bose stopy miaa poobcierane od surowego kamienia. Ned zatrzyma si. - Arya, co ty robisz? - Syrio mwi, e wodny tancerz potrafi bardzo dugo sta na jednym palcu. Zamachaa ramionami. - Na ktrym palcu? - spyta Ned, umiechajc si podstpnie. - Na ktrymkolwiek - odpara poirytowana. Przeskoczya z prawej nogi na lew. Przez moment chwiaa si niebezpiecznie, lecz udao jej si odzyska rwnowag. - Czy musisz to robi tutaj? - spyta j. - Potuczesz si, jeli spadniesz z tych schodw. - Syrio mwi, e wodny tancerz nigdy nie spada. - Opucia nog. - Ojcze, czy teraz Bran przyjedzie do nas? - Jeszcze dugo nie, kochanie - odpar. - Musi odzyska siy. Arya przygryza warg. Co Bran zrobi, jak doronie? Ned klkn obok niej. - Ma jeszcze duo czasu. Na razie wystarczy nam wiedzie, e bdzie y. - Tamtego wieczoru, kiedy ptak przynis wiadomo z Winterfell, Eddard Stark zabra dziewczynki do boego gaju nad rzek, poronitego wizami, olchami i topolami. Klknli pod drzewem sercem, olbrzymim dbem o rozoystych konarach obronitych winem, by zoy podzikowanie, jakby mieli przed sob czardrzewo. Sansa zasna, gdy na niebie pokaza si ksiyc, a Arya kilka godzin pniej; obie leay skulone na trawie pod paszczem Neda. Sam czuwa w ciemnoci. Z nastaniem witu wok dziewczynek ukazay si ciemnoczerwone kwiaty smoczego oddechu. - ni mi si Bran - powiedziaa szeptem Sansa. - Widziaam, jak si umiecha. - Mia zosta rycerzem - dodaa Arya. - Rycerzem Gwardii Krlewskiej. Czy on moe jeszcze zosta rycerzem? - Nie - powiedzia Ned. Nie widzia potrzeby okamywania crki. - Ale moe zosta panem jakiego duego grodu i zasi w krlewskiej radzie. Moe budowa wielkie zamki jak Brandon Budowniczy albo poeglowa przez Morze Zachodzcego Soca czy te przyj Wyznanie twojej mamy i zosta Wielkim Septonem. - Ale nigdy ju nie pobiegnie ze swoim wilkiem, przysza mu do gowy myl zbyt smutna, by wyrazi j gono, nie pooy si z kobiet i nie utuli w ramionach swojego syna. Arya przechylia gow na bok. - A czy ja mog zasi w krlewskiej radzie albo budowa zamki czy zosta Wielkim Septonem?

- Ty - powiedzia Ned i pocaowa j w czoo. - Ty polubisz krla i bdziesz pani zamku, a twoi synowie zostan rycerzami, ksitami i lordami, a moe nawet i Wielkimi Septonami. Arya skrzywia si. - Nie - odpara. - To dobre dla Sansy. - Podkurczya praw nog i rozoya ramiona. Ned westchn i odszed. Znalazszy si w swoim pokoju, zrzuci z siebie przepocony jedwabny strj i wyla sobie na gow zimn wod z naczynia przy ku. Kiedy wyciera twarz, do pokoju wszed Alyn. - Mj panie - przemwi. - Lord Baelish prosi o posuchanie. - Przyprowad go do mnie na gr - powiedzia Ned, sigajc po czyst tunik, najciesz, jak znalaz. - Zaraz go przyjm. Ned zasta Littlefingera na okiennym siedzeniu. Obserwowa rycerzy Gwardii Krlewskiej, ktrzy wiczyli na dziedzicu. - Gdyby tak umys starego Selmyego zachowa gitko jego broni - zauway - spotkania rady byyby bardziej oywione. - Ser Barristan to m dzielny i szlachetny, jak wszyscy w Krlewskiej Przystani. Ned darzy szacunkiem siwowosego Lorda Dowdc Gwardii Krlewskiej. - I mczcy - doda Littlefinger. - Cho nie wtpi, e daleko zajdzie w turnieju. W zeszym roku zrzuci z konia Ogara, a jeszcze cztery lata temu nie mia sobie rwnego. Eddard Stark nie interesowa si zbytnio tym, kto moe wygra turniej. - Lordzie Petyr, przyszede w konkretnym celu czy moe tylko po to, by podziwia widok z mojego okna? Littlefinger umiechn si. - Obiecaem Cat, e pomog ci w twoich poszukiwaniach, wic jestem! Odpowied ta zaskoczya Neda. Nie potrafi wzbudzi w sobie zaufania wobec lorda Baelisha, ktry wydawa mu si zbyt przebiegy. - Czy masz co dla mnie? - Raczej kogo - poprawi go Littlefinger. - Czterech, mwic cilej. Czy mylae o tym, eby wypyta sucych Namiestnika? Ned zmarszczy czoo. - Zrobibym to, gdybym mg. Niestety, lady Arryn zabraa wszystkich ze sob do Eyrie. - W tym wzgldzie Lysa pozbawia go moliwoci dziaania. Wszyscy z najbliszego otoczenia jej ma uciekli razem z ni: maester Jona, jego zarzdca, kapitan stray, rycerze i caa czelad. - Prawie wszystkich - powiedzia Littlefinger. - Kilkoro z nich zostao. Ciarna dziewczyna z kuchni, ktr szybko wydano za jednego ze stajennych lorda Renlyego. Stajenny, ktry wstpi do Nocnej Stray, pomocnik z kuchni zwolniony za kradzie oraz giermek lorda Arryna.

- Jego giermek? - Wiadomo ta ucieszya Neda. Giermkowie wiedzieli czsto bardzo duo o yciu swoich panw. - Ser Hugh z Yale - wyjani Littlefinger. - Krl pasowa go na rycerza po mierci lorda Arryna. - Pol po niego - powiedzia Ned. - A take po pozostaych. Littlefinger zamruga. Panie, podejd tutaj do okna, prosz. - Po co? - Podejd, poka ci. Ned zbliy si do okna. Petyr Baelish pokaza rk. - Tam, po drugiej stronie dziedzica, przy drzwiach zbrojowni. Widzisz chopca, ktry klkn przy schodach i ostrzy miecz? - I co z tego? - Szpieguje dla Yarysa. Ten pajk bardzo si interesuje tob i tym, co robisz. Poprawi si na swoim miejscu. - A teraz spjrz na mur. Bardziej na zachd, nad stajniami. Widzisz stranika przechylonego przez parapet? Ned dostrzeg go. - Jeszcze jeden z plotkarzy eunucha? - Nie. Ten naley do Krlowej. Zauwa, e ze swojego miejsca ma doskonay widok na wejcie do twojej wiey, dokadnie widzi, kto ci odwiedza. Z pewnoci kry wielu innych, o ktrych nie wiem nawet ja. Peno jest czujnych oczu w Czerwonej Twierdzy. Jak mylisz, dlaczego ukryem Cat w burdelu? Eddark Stark nie mia serca do podobnych intryg. - Na siedem piekie - zakl. Rzeczywicie wydawao si, e mczyzna na murze obserwuje go. Ned odsun si od okna. - Czy w tym przekltym miecie wszyscy s czyimi informatorami? - Prawie wszyscy - powiedzia Littlefinger. Policzy palce swojej doni. - No c, ja, ty, Krl chocia jak si nad tym zastanowi, to z pewnoci Krl mwi Krlowej za duo, a i ja nie wiem, czy powinienem ci cakowicie zawierzy. - Wsta. - Czy masz wrd swoich poddanych kogo, komu mgby cakowicie zaufa? - Tak - odpowiedzia Ned. - A ja mog ci sprzeda wspaniay paac w Yalyrii - odpar Littlefinger, umiechajc si szyderczo. - Mdrzej byoby odpowiedzie nie, ale niech i tak bdzie. Polij ten swj idea do ser Hugha i pozostaych. Nie ukryjesz swoich poczyna, ale nawet Varys Pajk nie jest w stanie ledzi wszystkich twoich sucych przez cay dzie. - Ruszy do drzwi. - Lordzie Petyr - odezwa si do niego Ned. - Ja jestem ci wdziczny za pomoc. Moe pomyliem si, okazujc ci nieufno.

Littlefinger musn palcami swoj kozi brdk. - Wolno si uczysz, lordzie Eddardzie. Twoja nieufno wobec mnie jest najmdrzejsz rzecz, jakiej dokonae od chwili przybycia tutaj. - Skoni si i wyszed.

JON
Jon pokazywa Dareonowi, jak najlepiej wykona boczne cicie, kiedy na wiczebny plac wszed nowy rekrut. - Musisz szerzej rozstawi nogi - powiedzia. - Inaczej stracisz rwnowag. Tak, dobrze. Skr ciao, kiedy si zamachniesz, tak eby cay ciar pozosta za mieczem. Dareon opuci miecz i podnis przybic. - Na siedmiu bogw - mrukn. - Popatrz, Jon. Jon odwrci si. Przez szczeliny przybicy ujrza w drzwiach zbrojowni najgrubszego chopaka, jakiego kiedykolwiek spotka. Futrzany konierz zdobionej opoczy zakrywa mu tusty podbrdek. Przewraca nerwowo jasnymi oczyma osadzonymi w okrgej jak ksiyc twarzy i wyciera pulchne spocone palce o aksamitny kubrak. - Powiedzieli powiedzieli, ebym tu przyszed na na wiczenia - odezwa si. Nie mwi do nikogo w szczeglnoci. - Paniczyk - powiedzia Pyp do Jona. - Pewnie z Southron, moe gdzie niedaleko Highgarden. - Pyp przemierzy Siedem Krlestw z trup wdrownych aktorw i chwali si, e na podstawie gosu potrafi odgadn, skd pochodz inni. Na lamowanej futrem opoczy chopca widnia stojcy w rozkroku myliwy wyszyty szkaratn nici. Jon nie zna tego herbu. Ser Alliser Thorne spojrza na swojego nowego ucznia i powiedzia: - Zdaje si, e na poudniu nie maj ju wicej kusownikw i zodziei. Teraz przysyaj nam do suby winie. Lordzie Szynko, czy sdzisz, e futro i aksamit bd dla ciebie najlepsz zbroj? Niebawem okazao si, e nowy rekrut posiada wasn zbroj, kubrak z podszyciem, skr, kolczug, pancerz i hem, a nawet ogromn tarcz z drewna i skry z takim samym herbem jak na kubraku. Poniewa jednak zbroja nie bya czarna, ser Alliser wysa go do zbrojowni, by go odpowiednio wyposaono, co zajo mu prawie cay ranek. Chopiec okaza si tak gruby, e Donal Noye musia rozpru drucian kolczug i wstawi na bokach skrzane pasy. Hem mg woy na gow tylko bez przybicy. Skrzane zapicia opinay jego nogi i tuw tak ciasno, e z trudem si porusza. Ubrany do walki chopiec przypomina rozgotowan kiebas, ktra za chwil wyskoczy z flaka. - Miejmy nadziej, e nie jeste tak niedorajd, na jak wygldasz - powiedzia ser Alliser. - Halder, sprawd, co potrafi ser winia.

Jon Snow skrzywi si. Halder urodzi si w kamienioomie i mia by kamieniarzem. Ten wysoki i muskularny szesnastolatek si uderzenia przewysza wszystkich, ktrych zna Jon. - To bdzie gorsze od dupy dziwki - mrukn Pyp, i mia racj. Nie walczyli nawet minuty, kiedy grubas pad na ziemi, trzsc si cay; spod potuczonego hemu i pomidzy jego grubymi palcami pyna krew. - Poddaj si - wrzasn. - Dosy. Poddaj si, przesta. - Rast i niektrzy spord chopcw rozemiali si gono. Ser Alliser nie ogosi jednak koca pojedynku. - Na nogi, ser winio - zawoa. - Podnie miecz. - Grubas wci lea na ziemi. Thorne da znak Halderowi. - Signij go pazem, niech znajdzie swoje nogi. - Halder uderzy przeciwnika niezbyt mocno. - Moesz uderzy mocniej - powiedzia Thorne. Halder uj swj miecz w obie rce i uderzy pazem tak mocno, e przeci skrzan ochron. Rekrut krzykn z blu. Jon Snow wysun si do przodu. Pyp pooy do na jego ramieniu. - Jon, nie szepn, zerkajc na ser Allisera Thornea. - Na nogi - powtrzy Thorne. - Gruby rekrut sprbowa wsta, lecz polizn si i znowu upad. - Widz, e ser winia powoli zaczyna rozumie - zauway ser Alliser. Jeszcze raz. Halder zamierzy si mieczem - Odetnij nam kawa szynki! - zawoa Rast. Jon odtrci rk Pypa. - Halder, do. Halder spojrza na ser Allisera. - Bkart przemawia i dr wieniacy - powiedzia Thorne przenikliwie zimnym gosem. - Lordzie Snow, przypominam ci, e ja tu dowodz. - Spjrz na niego, Halder - rzek Jon, nie zwracajc uwagi na Thornea. - To aden honor bi lecego. On si podda - doda i klkn przy rekrucie. - Podda si - powtrzy Halder i opuci miecz. Ser Alliser patrzy na Jona swoimi czarnymi oczyma. - Chyba nasz Bkart si zakocha - powiedzia, patrzc, jak Jon pomaga podnie si grubemu rekrutowi. - Wstawaj. Jon wycign miecz. Wiedzia, e moe sprzeciwia si ser Alliserowi tylko do pewnego momentu, ktry, jak si obawia, przekroczy. Thorne umiechn si. - Bkart chce broni swoj gobeczk, wic wykorzystamy to. Szczur, Pryszcz, pomcie Kamiennej Gowie. - Rast i Albett stanli obok Haldera. - Trzech powinno wystarczy. Niech lady winia popiszczy troch. Musicie tylko przej za Bkarta. - Trzymaj si za mn - powiedzia Jon do grubasa. Dotd ser Alliser nie posya przeciwko niemu wicej ni dwch przeciwnikw. Wiedzia, e tego wieczoru pjdzie spa mocno poobijany, ale by gotowy.

Nagle zobaczy obok siebie Pypa. - Trzech na dwch, bdzie lepsza zabawa - rzuci wesoo may chopiec. Opuci przybic i wycign miecz. Zanim Jon zdoa zaprotestowa, doczy do nich Grenn. Na placu zapada miertelna cisza. Jon czu na sobie spojrzenie Ser Allisera. - Na co czekacie? - powiedzia do Rasta i pozostaych podstpnie niemiaym gosem i natychmiast zaatakowa. Halder ledwo zdy si zasoni mieczem. Cofa si przed cigle atakujcym Jonem. Poznaj swojego nieprzyjaciela, uczy go ser Rodrik. Jon zna Haldera, wiedzia, e jest brutalny i silny, lecz niecierpliwy i nie lubi si broni. Jeli go zaskoczy i pokrzyuje mu plany, z pewnoci si odsoni. Pozostali przyczyli si do walki. Jon zablokowa okrutne cicie w gow i poczu bolesne mrowienie w ramieniu, kiedy ich miecze si spotkay. Sam zada cicie z boku, w ebra Haldera, i z zadowoleniem usysza jego stknicie. Halder natychmiast kontratakowa i trafi Jona w rami. Trzasna kolczuga, a bolesny prd popyn a do jego szyi, lecz Halder straci na moment rwnowag. Jon podci mu lew nog i Halder run na ziemi, przeklinajc. Grenn broni si dzielnie, tak jak nauczy go Jon, i nie odpuszcza Albettowi ani na chwil, za to Pyp znalaz si w powanych opaach. Rast mia nad nim przewag dwch lat i czterdziestu funtw. Jon stan za nim i grzmotn w hem gwaciciela jak w dzwon. Kiedy Rast zgi si z blu, Pyp omin jego obron, przewrci go i przyoy mu miecz do garda. Tymczasem Jon odwrci si ju do Albetta, ktry, widzc dwa miecze przeciwko sobie, zawoa: - Poddaj si. Ser Alliser przyglda si caej scenie z obrzydzeniem. - Wystarczy na dzisiaj tej farsy - rzuci i odszed. Dareon pomg wsta Halderowi. Syn kamieniarza zerwa hem z gowy i cisn nim o ziemi. - Snow, przez chwil wydawao mi si, e ci dopadem. - Zgadza si, ale tylko przez chwil - odpar Jon. Czu pulsujcy bl w ramieniu. Schowa miecz do pochwy i sprbowa zdj hem, lecz kiedy podnis rami, zazgrzyta zbami z blu. - Pomog ci. - Usysza czyj gos. Tuste palce odwizay hem od naszyjnika i zdjy hem z jego gowy. - Zrani ci? - Ju wczeniej oberwaem. - Dotkn swojego ramienia i zamruga gwatownie. Pozostali rozchodzili si. Grubas mia wosy polepione krwi w miejscu, w ktrym Halder przebi mu hem. Nazywam si Samwell Tarly z Horn - Zamilk na moment i obliza wargi. - To znaczy

moim domem by Horn Hill, zanim zanim go opuciem. Wstpiem do Stray. Moim ojcem jest lord Randyll, chory u Tyrellw z Highgarden. Byem jego nastpc, lecz Urwa. - Ja jestem Jon Snow, bkart Neda Starka z Winterfell. Samwell Tarly skin gow. Ja jeli chcesz, nazywaj mnie Sam. Matka tak mnie nazywa. - A jego moesz nazywa lordem Snow - wtrci Pyp, podchodzc do nich. - I nie pytaj, jak nazywa go matka. - Ci dwaj to Grenn i Pypar - powiedzia Jon. - Grenn to ten brzydal - doda Pyp. Grenn nachmurzy si. - Jeste brzydszy ode mnie. Ja przynajmniej nie mam uszu jak nietoperz. - Dzikuj wam wszystkim - powiedzia gruby rekrut powanym gosem. - Dlaczego nie wstae i nie walczye? - spyta Grenn. - Prbowaem, naprawd. Tylko nie mogem. Nie chciaem, eby jeszcze mnie okada. - Spuci oczy. - Obawiam si, e e jestem tchrzem. Pan ojciec zawsze tak mwi. Grenn, zdumiony otworzy szeroko oczy. Nawet Pyp nie wiedzia, co na to odpowiedzie, chocia on na wszystko mia odpowied. Co to za czowiek, ktry sam siebie nazywa tchrzem? Samwell Tarly domyla si, co inni o nim myleli. Napotkawszy spojrzenie Jona, natychmiast odwrci wzrok jak przestraszone zwierz. - Ja przepraszam - powiedzia. Nie nie chciaem si tak zachowa - Ruszy cikim krokiem w stron zbrojowni. - Bye ranny - zawoa za nim Jon. - Jutro pjdzie ci lepiej. Sam rzuci mu ponure spojrzenie przez rami. - Nie pjdzie - odpar, powstrzymujc zy. - Mnie nigdy nie idzie lepiej. Grenn skrzywi si, kiedy rekrut wszed do zbrojowni. - Nikt nie lubi tchrzy powiedzia niepewnie. - Chyba niepotrzebnie mu pomagalimy. A jeli inni pomyl, e my te jestemy tchrzami? - Ty jeste za gupi, eby by tchrzem - odpowiedzia mu Pyp. - Nie jestem - zaprotestowa Grenn. - Jeste. Gdyby niedwied zaatakowa ci w lesie, nie miaby do rozumu, eby uciec.

- Miabym - upiera si Grenn. - Uciekabym szybciej od ciebie. - W nastpnej chwili zatrzyma si nagle, widzc umiech na twarzy Pypa; teraz dopiero zda siebie spraw z tego, co powiedzia. Jego byczy kark zaczerwieni si mocno. Jon zostawi ich kccych si, a sam wrci do zbrojowni. Powiesi miecz i zdj z siebie pogit zbroj. ycie na Czarnym Zamku toczyo si niezmiennym rytmem, rano wiczenia, popoudniami praca. Czarni bracia wyznaczali rekrutom rne zadania, dziki ktrym mieli si nauczy jak najwicej. Jon lubi popoudnia, kiedy wysyano go wraz z Duchem, by upolowa dzikie ptactwo dla Lorda Dowdcy, lecz najczciej chodzi do zbrojowni, gdzie krci kamieniem, na ktrym jednorki kowal ostrzy stpione siekiery albo dmucha miechem, podczas gdy Noyne wykuwa nowy miecz. Bywao, e wysyano go z wiadomoci, stawiano na stray, posyano do sprztania stajni. Kiedy indziej pomaga przy robieniu strza, zajmowa si ptakami maestera Aemona albo rachunkami Bowena Marsha. Tego popoudnia dowdca stray posa go do wciganej klatki z czterema beczkami wieo potuczonego kamienia, ktry naleao rozsypa po wylizganych ciekach na szczycie Muru. Bya to nudna praca, lecz tego dnia Jon przyj j bez szemrania, cho za towarzysza mia tylko Ducha. W pogodny dzie ze szczytu Muru roztacza si widok na poow wiata, a powietrze byo tam zawsze zimne i orzewiajce. Mg spokojnie pomyle i teraz stwierdzi, e powrci mylami do Samwella Tarlyego i dziwne, lecz pomyla te o Tyrionie Lannisterze. Zastanawia si, co by powiedzia Tyrion, gdyby spotka grubego rekruta. Wikszo ludzi woli raczej zaprzeczy, ni spojrze w oczy okrutnej prawdzie, powiedzia mu kiedy karze. wiat roi si od tchrzy, ktrzy udaj bohaterw. Potrzeba swojego rodzaju odwagi, eby przyzna si do tchrzostwa, tak jak to zrobi Samwell Tarly. Obolae rami przeszkadzao mu, wic pracowa wolno. Skoczy rozrzuca wir dopiero pnym popoudniem. Mimo to zosta jeszcze na grze, by popatrze na zachodzce soce, ktre zalewao swoim krwawym blaskiem zachodnie niebo. Wreszcie zmierzch przyciemni pnoc. Jon wtoczy do klatki puste beczki i da znak stranikowi na dole, eby go opuci. Kiedy razem z Duchem przybyli do oglnej jadalni, pozostali koczyli ju posiek. Grupa czarnych braci graa w koci, popijajc grzane wino przy ogniu. Jego przyjaciele siedzieli na awie przy zachodniej cianie. Sysza ich miech. Pyp opowiada jak histori. Wielkouchy chopak wdrownego aktora by urodzonym kamc, ktry potrafi naladowa setki rnych gosw. Opowiadajc swoje historie, odgrywa je jednoczenie, tak wic w jednej chwili by krlem, a w nastpnej winiopasem. Kiedy przeistacza si w dziewk z

karczmy albo w dziewicz ksiniczk, mwi wysokim falsetem, ktry doprowadza wszystkich do ez, jego eunuch za stanowi doskona karykatur ser Allisera. Jon zwykle chtnie oglda przedstawienia Pypa, podobnie jak inni, lecz tego wieczoru poszed na drugi koniec awy, gdzie siedzia samotnie Samwell Tarly. Samwell koczy wanie kawaek wieprzowego pasztetu, ktry kucharz przyrzdzi na kolacj tego dnia. Gruby rekrut otworzy szeroko oczy, ujrzawszy Ducha. - Czy to wilk? - Wilkor - powiedzia Jon. - Nazywa si Duch. Rd mojego ojca ma w herbie wilkora. - My mamy myliwego - powiedzia Samwell Tarly. - Lubisz polowa? Gruby rekrut wzdrygn si. - Nienawidz. - Wyglda, jakby mia si znowu rozpaka. - Co znowu? - spyta Jon. - Dlaczego jeste cigle taki przestraszony? Sam wlepi wzrok w ostatni kawaek misa i pokrci sabo gow, zbyt przeraony, eby mwi. Chopcy na drugim kocu awy wybuchnli miechem. Jon sysza skrzeczcy gos Pypa. Wsta. - Wyjdmy na zewntrz. Gruby rekrut spojrza na niego podejrzliwie. - Po co? Co tam bdziemy robi? - Porozmawiamy - powiedzia Jon. - Widziae Mur? - Jestem gruby, ale nie lepy - odpar Samwell Tarly. - Pewnie, e tak. Ma siedemset stp wysokoci. - Wsta jednak, owinity paszczem podszytym futrem i poszed za Jonem, rozgldajc si czujnie. Duch ruszy za nimi. - Nie mylaem, e tak bdzie - odezwa si Sam, kiedy wyszli na zewntrz. Zacz chucha i dmucha, jakby chcia zatrzyma w sobie ciepo. - Wszystkie zabudowania rozlatuj si, a poza tym tutaj jest tak - Zimno? - Przenikliwy mrz zaciska swoje szpony wok zamku. Jon sysza cichy chrzst chwastw pod butami. Sam przytakn mu. - Nienawidz zimna - powiedzia. - Wczoraj w nocy obudziem si, kiedy ogie ju wygas, i mylaem, e zamarzn na mier przez reszt nocy. - Pewnie tam, skd pochodzisz, byo cieplej. - Dopiero w zeszym miesicu po raz pierwszy zobaczyem nieg. Razem z ludmi, ktrych ojciec wysa ze mn na pnoc, przejedalimy przez pustkowie, kiedy to co biaego zaczo pada. Przypominao delikatny deszcz. Najpierw bardzo mi si to podobao, mikkie jak spadajce z nieba pirka, lecz nieg nie przestawa pada i mylaem, e zamarzn na mier. Ludzie mieli na ramionach grub warstw i zupenie biae brody, a nieg wci pada. Mylaem, e to si nigdy nie skoczy. Jon umiechn si.

Mur wznosi si nad nimi, poyskujc blado w wietle pksiyca. Gwiazdy wieciy jasno na niebie. - Czy bd musia chodzi tam na gr? - spyta Sam. Wyraz rozpaczy ci jego oblicze, kiedy ujrza ogromne drewniane schody. - Umr, jeli ka mi po nich wchodzi. - Jest winda - powiedzia Jon, wskazujc na klatk. - Mog ci w niej wcign na gr. Samwell Tarly skrzywi si. - Nie lubi wysokich miejsc. Jon mia ju do. - Czy ty si boisz wszystkiego? - spyta. Dlaczego tchrz chcia wstpi do Nocnej Stray? Samwell Tarly dugo patrzy na niego i wydawao si, e jego twarz zapadnie si w sobie. Wreszcie usiad na zmarznitej ziemi i rozpaka si. Zanis si tak gwatownym paczem, e trzso si cae jego ciao. Jon Snow nie wiedzia, co robi, sta wic i patrzy. Za to Duch wiedzia. Wilkor, niczym jasny cie, podszed bliej i zacz zlizywa ciepe zy z twarzy Samwella Tarlyego. Rekrut krzykn przestraszony, lecz chwil pniej rozemia si. Jon take parskn miechem. Pniej obaj usiedli na zmarznitej ziemi, a Duch midzy nimi. Jon opowiedzia, jak razem z Robbem znaleli wilcze szczenita w niegach pnego lata. Wydawao mu si, e byo to tysic lat temu. Potem zacz opowiada o Winterfell. - Czasem ni mi si zamek - powiedzia. - Chodz po jego pustych korytarzach. Mj gos odbija si echem, ale nikt mi nie odpowiada, wic id coraz szybciej, otwieram drzwi, woam innych po imieniu, chocia nie wiem nawet, kogo szukam. Przewanie szukam ojca, ale czasem Robba albo maej siostrzyczki Aryi lub wuja. - Posmutnia na myl o Benjenie Starku; jego wuj wci nie wraca. Stary Niedwied wysa zwiadowcw na poszukiwania. Ser Jaremy Rykker sam prowadzi dwie grupy, take Quorin Halfhand wyjeda z Cienistej Wiey, lecz nic nie znaleli, jedynie kilka naci na drzewach, ktre pozostawi jego wuj dla oznaczenia drogi. Niestety, znaki uryway si wrd kamienistych wzgrz na pnocnym zachodzie. - Czy znajdujesz kogo z nich w swoich snach? Jon pokrci gow. - Nikogo. Zamek jest zawsze pusty. - Nigdy dotd nie mwi komukolwiek o swoich snach. Nie rozumia te, dlaczego teraz opowiada o nim Samowi, lecz czu si z tym dobrze. - Nawet kruki opuciy gniazda, a stajnie s pene koci. Zawsze mnie to przeraa. Wtedy zaczynam biec, otwieram drzwi, biegn na gr po kilka stopni i krzycz, woajc ich. Pniej dochodz do drzwi krypty. W rodku jest ciemno, a ja widz schody w

d. Czuj, e musz tam zej, cho nie chc. Boj si tego, co mog spotka na dole. S tam dawni Krlowie Zimy, siedz na kamiennych tronach, u ich stp le kamienne wilki, a na ich kolanach spoczywaj elazne miecze, jednak nie ich si boj. Krzycz gono, e nie jestem ze Starkw, e to nie jest moje miejsce prno. Musz tam i, wic ruszam w d, trzymajc si ciany, poniewa nie mam wiata. W miar jak schodz, robi si coraz ciemniej, a mam ochot krzycze. - Zamilk, zawstydzony. - Wtedy si budz. - Zlany potem siada zwykle rozdygotany w ciemnoci swojej celi. Duch wskakuje na jego ko, a jego ciepo wydaje mu si rwnie zbawienne jak wiato dnia. Zasypia z twarz wtulon w gste futro wilkora. - A ty? ni ci si czasem Horn Hill? - Nie. - Sam zacisn mocno usta. - Nienawidziem tamtego miejsca. - Podrapa Ducha za uchem, zamylony. Jon nie przerywa ciszy. Mina duga chwila, zanim Samwell Tarly zacz znowu mwi, a Jon Snow sucha w milczeniu opowieci o tym, jak to si stao, e chopak, ktry przyzna si do tchrzostwa, skoczy na Murze. Rodzina Tarlych bya starym rodem, piastowali urzd chorych u Macea Tyrella, Lorda Highgarden i Namiestnika Poudnia. Samwell, najstarszy syn lorda Randylla Tarlyego, mia odziedziczy bogate ziemie, mocn twierdz i miecz Heartsbane, wykuty z valyriaskiej stali, p01rzekazywany z pokolenia na pokolenie od prawie piciuset lat. Duma ojca, ktr czu w dniu narodzin syna, topniaa, w miar jak Sam rs i przybiera na wadze, tchrzliwy i niezgrabny. Sam bardzo lubi sucha muzyki, ukada piosenki, ubiera si w mikkie jedwabie i bawi si w kuchni, gdzie rozkoszowa si wspaniaymi zapachami i skradzionymi ciasteczkami. Uwielbia ksiki, koty i taniec, cho by taki niezgrabny. Za to niedobrze mu si robio na widok krwi i paka, nawet gdy zobaczy tylko zabitego kurczaka. Kolejni nauczyciele przychodzili i odchodzili z Horn Hill. Bezskutecznie prbowali zamieni Samwella w rycerza, tak jak pragn tego jego ojciec. Przeklina syna i wiczy rzg, a kiedy nawet kaza mu si przebra w ubranie siostry i paradowa po dziedzicu, w nadziei e go zawstydzi. Sam rs coraz grubszy i bardziej przestraszony, a lord Randyll nie potrafi ju wzbudzi wobec syna innych uczu poza zoci i pogard. Wreszcie, po trzech crkach, lady Tarly urodzia mowi drugiego syna. Od tamtego dnia lord Randyll cakowicie zignorowa Sama i cay czas powici modszemu, krzepkiemu synowi. Samwell zazna kilku lat spokoju, w czasie ktrych mg odda si swoim ksikom i muzyce. A do pitnastego dnia swojego imienia, kiedy to obudzono go, a jego ko czeka ju osiodany. Trzej uzbrojeni jedcy pojechali z nim do lasu, gdzie ojciec obdziera ze skry

jelenia. - Jeste ju prawie dorosy - zwrci si do swojego najstarszego syna lord Randyll i przyoy dugi n do skry martwego zwierzcia. - Wprawdzie nie mam powodu, dla ktrego mgbym si ciebie wyprze, lecz nie mog te pozwoli, by odziedziczy ziemi i tytu, ktre powinny przej na Dickona. Heartsbane powinien trafi w rce kogo, kto bdzie mia si go podnie, a ty nie jestem godzien nawet dotkn jego rkojeci. Tak wic postanowiem, e dzisiaj ogosisz, i masz zamiar przywdzia czarny strj. Wyrzekniesz si wszystkiego, co mgby odziedziczy, i jeszcze przed zachodem soca wyruszysz na pnoc. Jeli nie, to jutro pojedziemy na polowanie i twj ko potknie si, a ty si zabijesz tak przynajmniej powiem twojej matce. Ona ma mikkie serce i przejmuje si nawet tob, a ja nie chc sprawia jej blu. Nie wyobraaj sobie tylko, e atwo ci pjdzie, gdyby zechcia mi si przeciwstawi. Chtnie zapoluj na tak wini jak ty. - Kiedy to mwi, rce mia po okcie czerwone od krwi. - Tak wic wybr naley do ciebie. Nocna Stra - Zanurzy do i wyrwa jeleniowi serce. Trzyma je w doni ociekajce krwi. - Albo to. Sam opowiedzia swoj histori spokojnym, obojtnym gosem, jakby jego opowie dotyczya kogo innego. I, o dziwo, nie rozpaka si, pomyla Jon. Kiedy skoczy, siedzieli w milczeniu, wsuchani w wycie wiatru. By to jedyny odgos, ktry wypenia teraz cay wiat. - Powinnimy wraca - odezwa si wreszcie Jon. - Dlaczego? - spyta Sam. Jon wzruszy ramionami. - Maj gorcy jabecznik albo grzane wino, jeli wolisz. Czasem Dareon piewa dla nas. Kiedy by piewakiem, no, niezupenie, ale uczy si piewa. - Jak trafi tutaj? - Lord Rowan z Goldengrove przyapa go w ku ze swoj crk. Dziewczyna bya dwa lata starsza od niego i Daeron przysiga, e pomoga mu wej przez okno. Jednak w oczach jej ojca by to gwat, wic znalaz si tutaj. Kiedy maester Ameon usysza, jak piewa, powiedzia, e jego gos jest niczym mid wylany na grzmot. - Jon umiechn si. - Ropucha take czasem piewa, jeli mona to nazwa piewem. Od ojca nauczy si rnych pijackich piosenek. Pyp mwi, e jego piew jest jak szczyny wylane na pierdnicie. - Obaj si rozemiali. - Chtnie bym ich posucha - powiedzia Sam. - Ale nie bd mnie tam chcieli. Nachmurzy si. - Jutro znowu kae mi walczy, prawda? - Tak - odpar Jon szczerze.

Sam podnis si niezgrabnie. - Lepiej pjd ju spa. - Owin si paszczem i odszed cikim krokiem. Jon powrci do pozostaych chopcw tylko w towarzystwie Ducha. - A ty gdzie si podziewae? - spyta go Pyp. - Rozmawiaem z Samem - powiedzia. - On rzeczywicie jest tchrzem - powiedzia Grenn. - Kiedy przyszed na kolacj, byy jeszcze miejsca na awie, ale ba si usi z nami. - Moe lord Szynka uwaa, e jest za dobry, eby je z takimi jak my - zauway Jeren. - Widziaem, jak je miso - odezwa si Ropucha z umieszkiem na twarzy. - Mylicie, e to by brat? - Zacz chrzka jak winia. - Przesta! - warkn Jon. Wszyscy ucichli zaskoczeni jego wybuchem. - Posuchajcie - odezwa si Jon ciszonym gosem i wyjani im swj plan. By przygotowany na to, e poprze go Pyp, za to ucieszy si, kiedy przemwi Halder. Grenn nie by zdecydowany, lecz Jon wiedzia, jak go przekona. Jednych przekonywa, innych chwali lub zawstydza albo grozi, a wreszcie wszyscy si zgodzili wszyscy poza Rastem. - Wy, dziewuchy, moecie sobie robi, co chcecie - powiedzia Rast. - Ale jeli Thorne mnie wystawi przeciwko lady wini, to chtnie utn sobie plaster soniny. Rozemia si Jonowi w twarz i wyszed. Pniej, kiedy wszyscy w zamku zasnli, trzech z nich zoyo wizyt w celi Rasta. Grenn zapa go za rce, a Pyp usiad mu na nogach. Jon sysza szybki oddech Rasta, kiedy Duch wskoczy mu na pier. Wilkor bysn lepiami i chwyci delikatnie zbami za mikk skr na jego gardle, na tyle mocno, e popyna krew. - Pamitaj, wiemy, gdzie pisz powiedzia cicho Jon. Nastpnego ranka usysza, jak Rast wyjania Albettowi i Ropusze, e zaci si brzytw przy goleniu. Od tamtej pory ani Rast, ani nikt inny nie skrzywdzi ju Samwella Tarlyego. Kiedy ser Alliser kaza im z nim walczy, bronili si dzielnie, odpierajc jego powolne i niezgrabne ataki. A kiedy Thorne krzykiem prbowa zmusi ich do ataku, doskakiwali do Sama i uderzali go lekko w pancerz na piersi, hem albo w nog. Ser Alliser pieni si, wyzywa ich od bab, tchrzy i jeszcze gorzej, lecz Sam wychodzi z kadej walki cao. Kilka dni pniej Jon nakoni go, aby przyczy si do nich w czasie kolacji i posadzi go obok Haldera.

Potrzeba byo kolejnych dwch tygodni, zanim grubas omieli si wtrci do rozmowy, lecz z czasem mia si w nos Pypowi i dokucza Grennowi jak wszyscy inni. Cho gruby i niezgrabny, Samwell Tarly z pewnoci nie by gupcem. Ktrego wieczoru odwiedzi Jona w jego celi. - Nie mam pojcia, co zrobie - powiedzia - ale wiem, e to dziki temu. - Spojrza w bok zawstydzony. - Nigdy dotd nie miaem przyjaciela. - Nie jestemy przyjacimi - odpar Jon, kadc do na ramieniu Sama. - Jestemy brami. Kiedy Sam wyszed, Jon pomyla, e jest tak naprawd. Robb, Bran i Rickon byli synami jego ojca i wci ich kocha, a jednak wiedzia, e nigdy naprawd nie by jednym z nich. Catelyn Stark zadbaa o to. Wprawdzie szary zamek w Winterfell wci przeladowa go w snach, jednak jego ycie naleao teraz do Czarnego Zamku, a jego brami byli Sam, Grenn, Halder, Pyp i inne wyrzutki, ktrzy przywdziali czarny strj Nocnej Stray. - Wuj mia racj - powiedzia szeptem do Ducha. Zastanawia si, czy kiedykolwiek zobaczy jeszcze Benjena Starka, by mu to powiedzie.

EDDARD
- Panowie, przyczyn wszystkich kopotw jest turniej Namiestnika. - Dowdca Miejskiej Stray zwrci si do czonkw rady krlewskiej. - Turniej Krla - poprawi go Ned. - Zapewniam was, e nie jest to pomys Namiestnika. - Cokolwiek bymy mwili, z caego Krlestwa przybywaj rycerze i lordowie, a na kadego rycerza przypada dwch wolnych, trzech rzemielnikw, szeciu zbrojnych, tuzin handlarzy, dwa tuziny dziwek i nie wiadomo ilu zodziei. Ju sam upa wystarczy, eby w miecie si zagotowao, a teraz jeszcze wszyscy ci gocie Poprzedniej nocy mielimy topielca, burd w karczmie, trzy rycerskie pojedynki, gwat, dwa poary, mnstwo kradziey i pijanego konia, ktry galopowa po ulicy Sistr. Jeszcze wczeniej w Wielkim Sepcie znaleziono gow kobiety, ktra pywaa w tczowym stawie. Nikt nie wie, skd si tam wzia ani do kogo naley. - Okropiestwo - powiedzia Yarys i wzdrygn si. Lord Renly Baratheon wydawa si mniej poruszony. - Janos, jeli nie potrafisz zapewni miastu spokoju, to moe komu innemu naley odda dowdztwo Stray Miejskiej. Tgi Janos Slynt napuszy si jak indor, a jego ysina zaczerwienia si mocno. Lordzie Renly, sam Aegon Smok nie utrzymaby porzdku. Potrzebuj wicej ludzi. - Ilu? - spyta Ned i pochyli si do przodu. Jak zwykle Robert nie zaszczyci rady swoj obecnoci, wic Namiestnik musia wystpi w jego imieniu. - Tylu, ilu si da, Lordzie Namiestniku. - Najmijcie pidziesiciu nowych ludzi - powiedzia do niego Ned. - Lord Baelish dopilnuje, eby dosta pienidze. - Tak? - powiedzia Littlefinger. - Tak. Skoro znalaze czterdzieci tysicy zotych smokw dla zwycizcy turnieju, z pewnoci wyskrobiesz troch miedziakw, dziki ktrym zapanuje spokj. - Ned zwrci si ponownie do Janosa Slynta. - Na czas turnieju oddam ci te dwudziestu dobrych ludzi z mojej stray. - Mog ci tylko podzikowa, Lordzie Namiestniku. - Slynt skoni gow. Zapewniam ci, e zrobi z nich dobry uytek. Dowdca Stray wyszed, a Ned zwrci si do pozostaych czonkw rady. - Im szybciej skoczymy z t bazenad, tym lepiej. - Jakby kopoty i wydatki zwizane z

turniejem nie byy wystarczajcym utrapieniem dla Neda, to jeszcze wszyscy sprzysigli si nazywa go turniejem Namiestnika. Robert rzeczywicie wierzy, e Ned powinien czu si zaszczycony! - Mj panie, podobne wydarzenia przynosz te korzyci - odezwa si Wielki Maester Pycelle. - Wielcy maj okazj okry si chwa, lud za moe zapomnie na chwil o troskach. - Przy okazji napeni si niejedna sakiewka - doda Littlefinger. - Wszystkie karczmy w miecie pkaj w szwach, a dziwki chodz rozkraczone, podzwaniajc przy kadym kroku. Lord Renly parskn miechem. - Na szczcie nie ma wrd nas mojego brata Stannisa. Pamitacie, kiedy chcia zakaza prawem burdeli. Wtedy Krl spyta go, czy zamierza te zakaza jedzenia, wydalania i oddychania. Czasem si zastanawiam, jak Stannis dorobi si tej swojej brzydkiej crki. Idzie do maeskiego oa jak onierz na pole bitwy, z ponurym wzrokiem i peen determinacji, eby wykona swj obowizek. Ned nie przyczy si do oglnego miechu. - Ja take mylaem o twoim bracie. Zastanawiam si, kiedy Stannis zakoczy swoj wizyt na Smoczej Wyspie i ponownie zasidzie w radzie. - Pewnie gdy tylko wrzucimy do morza wszystkie dziwki - odpar Littlefinger. Jego sowa skwitowano kolejn salw miechu. - Do ju nasuchaem si o dziwkach, jak na jeden dzie - powiedzia Ned, wstajc. Zobaczymy si jutro. Ned wrci do Wiey Namiestnika. Wart przy drzwiach peni Harwin. - Niech przyjdzie do mnie Jory i powiedz ojcu, eby osioda mojego konia - rozkaza Ned zbyt opryskliwym gosem. - Jak kaesz, panie. Czerwona Twierdza i turniej Namiestnika spdzaj mi sen z powiek, pomyla, wchodzc na gr. Pragn znale si w ramionach Catelyn, usysze szczk mieczy Robba i Jona, poczu chd dni i nocy pnocy. Znalazszy si w swojej komnacie, zdj namiestnikowski strj i usiad z ksik, czekajc na przybycie Joryego. Mia przed sob Dzieje wielkich rodw Siedmiu Krlestw wraz Z opisem wielu wysoko urodzonych lordw, szlachetnych dam oraz ich dzieci, ksig napisan przez Wielkiego Maestera Malleona. Pycelle mia racj, trudna to bya lektura. A jednak o t wanie ksig prosi Jon Arryn i z pewnoci mia ku temu powody. Musiaa zawiera jak prawd ukryt na pokych stronicach. Gdyby tylko udao mu si j odkry.

Ale co to za prawda? Ksiga liczya sobie ponad sto lat. Nieliczni tylko spord yjcych urodzili si ju, kiedy Malleon ukada listy zalubin, urodzin i zgonw. Jeszcze raz otworzy na czci powiconej rodowi Lannisterw i zacz wertowa powoli strony, udzc si, e co przycignie jego uwag. Lannisterowie stanowili stary rd, ktry wywodzi si jeszcze z czasw Lanna Przebiegego, oszusta z Wieku Bohaterw, znanego z legend podobnie jak Bran Budowniczy, tyle e chtniej opiewanego w pieniach i opowieciach. To on podobno pozbawi Casterlych ich siedziby w Casterly Rock, posugujc si jedynie swoim umysem, i ukrad socu zoto, by rozjani swoje loki. Ned aowa, e nie ma go teraz w jego komnacie, eby wyuska prawd z ksigi. Energiczne pukanie do drzwi zapowiedziao nadejcie Joryego Cassela. Ned zamkn ksig Malleona i pozwoli mu wej. - Obiecaem Stray Miejskiej dwudziestu spord moich ludzi na czas turnieju - zwrci si do niego. - Sam ich wybierz. Pozostan pod dowdztwem Alyna i niech pamitaj, e ich zadaniem jest powstrzymywanie burd, a nie ich wzniecanie. - Ned wsta i otworzy cedrow skrzyni, z ktrej wyj lnian tunik. - Znalaze stajennego? - Raczej stra, mj panie - powiedzia Jory. - Przysiga, e nigdy ju nie dotknie innego konia. - Co mia do powiedzenia? - Twierdzi, e dobrze zna lorda Arryna, e szybko si zaprzyjanili. - Jory prychn. Mwi, e Namiestnik zawsze dawa chopakom miedziaka w dzie ich imienia. agodnie obchodzi si z komi. Nigdy ich nie zajeda i przynosi im jabka i marchewki, dlatego go lubiy. - Jabka i marchewki - powtrzy Ned. Podejrzewa, e z chopaka bdzie jeszcze mniej poytku ni z pozostaych. A zatem to ju ostatnia z czterech osb, ktre wymieni Littlefinger. Jory rozmawia z kad z nich. Ser Hugh okaza si opryskliwy i maomwny, do tego jeszcze tak arogancki, jak tylko moe by wieo pasowany rycerz. Owiadczy, e jeli Namiestnik pragnie z nim rozmawia, to powinien go przyj osobicie, gdy on nie bdzie odpowiada na pytania zwykego kapitana stray nawet jeli ten kapitan jest dziesi lat starszy od niego i lepiej wada mieczem. Przynajmniej suca okazaa si mia. Wyznaa, e lord Jon czyta za duo, e smuci si bardzo swoim chorowitym synem i by burkliwy wobec ony. Pomocnik kuchenny, teraz szewc, zamieni z lordem Jonem zaledwie kilka sw, za to zna wszystkie kuchenne plotki: lord Jon kci si z Krlem, prawie nic nie jad, mia wysa swojego syna pod kuratel na Dragonstone, bardzo interesowa si hodowl ogarw, odwiedzi zbrojmistrza, eby zleci wykonanie nowej zbroi ze srebra z jaspisowym sokoem i

perowym ksiycem na piersi. Sam brat Krla pomaga mu wybra wzr. Nie lord Renly, ale lord Stannis. - Czy nasz str przypomnia sobie jeszcze co istotnego? - Chopak przysiga, e lord Jon mia krzep ma w sile wieku. Twierdzi, e czsto jedzi konno z lordem Stannisem. Znowu Stannis, pomyla Ned. Dziwio go to, gdy obaj lordowie pozostawali w dobrych stosunkach, ale nie darzyli si przyjani. Kiedy Robert pojecha na pnoc do Winterfell, Stannis uda si na Smoczej Wyspie, fortec Targaryenw, ktr zdoby niegdy w imieniu brata. Nikomu nie powiedzia, kiedy zamierza powrci. - Dokd oni jedzili? spyta Ned. - Chopak twierdzi, e odwiedzali burdel. - Burdel? - powtrzy Ned. - Lord Eyrie i Namiestnik Krlewski w jednej osobie odwiedza burdel w towarzystwie Stannisa Baratheona? - Pokrci gow z niedowierzaniem, zastanawiajc si, co by powiedzia lord Renly na podobne rewelacje. Niezaspokojone dze Roberta opiewano nawet w pijackich piosenkach, lecz Stannis by zupenie innym typem czowieka. Wprawdzie tylko o rok od niego modszy, lecz zupenie inny, powany, pozbawiony poczucia humoru, surowy i bezwzgldny, jeli chodzio o wypenianie obowizkw. - Chopiec zarzeka si, e mwi prawd. Namiestnik zabra ze sob trzech stranikw. Stajenny mwi, e sysza jak artowali, kiedy odbiera od nich konie. - Do ktrego burdelu jedzili? - spyta Ned. - Chopak nie wie, ale stranicy mogliby powiedzie. - Szkoda, e Lysa zabraa ich do Yale - powiedzia Ned. - Bogowie nie uatwiaj nam ycia. Lady Lysa, maester Colemon, lord Stannis wszyscy, ktrzy by mogli powiedzie, co naprawd si wydarzyo, znajduj si tysice mil std. - Czy wezwiesz lorda Stannisa ze Smoczej Wyspy? - Jeszcze nie - powiedzia Ned. - Dopki nie zorientuj si lepiej, o co tutaj chodzi i co on mia wsplnego z ca spraw. - Spraw, ktra nie dawaa mu spokoju. Dlaczego Stannis wyjecha? Czy mia swj udzia w zamordowaniu Jona Arryna? A moe ba si? Ned nie bardzo potrafi sobie wyobrazi, co mogoby przestraszy Stannisa Baratheona, ktry kiedy przez rok broni Storms End, ywic si szczurami i skrzanymi butami, podczas gdy atakujcy go lord Tyrell i lord Redwyne ucztowali tu za jego murami. - Podaj mi kubrak. Ten szary z wilkorem. Chc, eby patnerz wiedzia, z kim ma do czynienia. Moe bdzie wtedy bardziej rozmowny.

Jory podszed do szafy. - Lord Renly jest bratem lorda Stannisa podobnie jak i Krl powiedzia. - A jednak jego nie zapraszano na przejadki. - Ned nie wiedzia, co sdzi o Renlym, ktry odnosi si do niego w tak bezporedni sposb i mio si umiecha. Kilka dni temu wzi Neda na bok i pokaza mu zoty medalion w ksztacie ry. W rodku nosi miniaturowy portret w stylu myrijskim, portret licznej dziewczyny o oczach ani i brzowych wosach, ktre opaday kaskad na jej ramiona. Renly dopytywa si, czy dziewczyna przypomina kogo Nedowi, i wydawa si rozczarowany, kiedy ten wzruszy tylko ramionami. Wyzna mu pniej, e ow dziewczyn jest Margaery, siostra Lorasa Tyrella, lecz byli te tacy, doda, ktrzy twierdzili, e jest ona podobna do Lyanny. Ned zaprzeczy wtedy. Zastanawia si, czy to moliwe, aby lord Renly - tak bardzo podobny do modego Roberta - zapaa namitnoci do dziewczyny, ktra w jego wyobrani miaa by mod Lyann? Wydao mu si to niezwykle dziwne. Jory poda mu kubrak i Ned wsun ramiona w rkawy. - Moe lord Stannis wrci na turniej - powiedzia, kiedy Jory sznurowa mu kubrak z tyu. - Mielibymy szczcie - powiedzia Jory. Ned zapi pas z mieczem. - Chcesz powiedzie, e jest to mao prawdopodobne. Umiechn si ponuro. Jory udrapowa mu paszcz na ramionach i zapi go klamr. - Patnerz mieszka nad swoj pracowni. Jest to duy dom na kocu ulicy elaznej. Alyn zna drog. Ned skin gow. - Niech bogowie maj tego chopaka w opiece, jeli mnie zwodzi. Niewiele mu to dawao, lecz Ned wiedzia, e Jon Arryn, ktrego zna, nie ubraby zdobionego srebrem i klejnotami pancerza. Stal jak stal, miaa suy obronie, a nie ozdobie. Oczywicie, mg zmieni swoje upodobania. Wielu patrzyo na wiat inaczej po kilku latach spdzonych na dworze mimo to taka odmiana dawaa Nedowi do mylenia. - Czy co jeszcze? - Zacznij odwiedza burdele. - Trudne zadanie, mj panie. - Jon umiechn si. - Z pewnoci znajd ochotnikw. Porther ju si zabra do roboty. Ulubiony ko Neda sta osiodany na dziedzicu. Obok czekali Yarly i Jacks. Pewnie gotowali si w swoich stalowych hemach i kolczugach, lecz aden nie pisn ani sowa. Lord Eddard przejecha przez Krlewsk Bram i znalaz si na mierdzcych ulicach miasta, powiewajc biao-szarym paszczem. Ponagli konia, wyczuwajc cigajce go ze wszystkich stron spojrzenia. Stranicy ruszyli za nim.

Jechali zatoczonymi ulicami, a on czsto oglda si za siebie. Wczeniej wysa do miasta Desmonda i Tomarda, ktrzy mieli uwaa, czy nikt ich nie ledzi, lecz mimo to Ned czu si niepewnie. Wci przeladowa go cie krlewskiego Pajka i jego ptaszki. Ulica elazna zaczynaa si na targu tu przy Rzecznej Bramie, jak okrelono j na mapie, czy raczej Botnistej Bramie, jak j powszechnie nazywano. Kuglarz na szczudach kroczy wrd tumu, cigany przez gromad krzyczcych dzieci. Gdzie indziej dwaj obdarci chopcy w wieku Brana walczyli na kije, zagrzewani przeklestwami zebranych gapiw. Pojedynek zakoczya kobieta, ktra wychylia si z okna budynku i wylaa na walczcych wiadro z pomyjami. Pod cianami, przy swoich wozach, stali wieniacy. - Jabka, najlepsze jabka, prawie za darmo - chwalili swoje produkty. - Krwiste melony, sodkie jak mid. Rzepa, cebula, przyprawy korzenne, do mnie, tylko do mnie. Botnista Brama bya otwarta, a pod podniesion krat stali stranicy w zocistych paszczach oparci o swoje wcznie. Kiedy od zachodu nadjechaa kolumna jedcw, skoczyli na nogi, roztrcajc tum na boki, by zrobi miejsce dla rycerza i jego wity. Kolumn prowadzi jedziec z czarnym proporcem, ktry powiewa na wietrze niczym ywa istota: wypeniao go czarne niebo przecite zygzakiem byskawicy. - Droga dla Lorda Berica! - krzycza jedziec. - Droga dla Lorda Berica! - Za nim na czarnym rumaku jecha sam mody lord o zocistorudych wosach, w paszczu z czarnego aksamitu usianym gwiazdami. - Przybywasz na turniej Namiestnika, panie? - zawoa stranik. - Przybywam wygra turniej Namiestnika! - odpowiedzia mu lord Beric, a tum zawiwatowa. Ned opuci plac i ruszy w gr zbocza ulic elazn. Mija kowali pracujcych na zewntrz swoich kuni, wolnych, ktrzy targowali si o kolczugi, i handlarzy sprzedajcych z wozw stare miecze i brzytwy. Im dalej si posuwali, tym wiksze widzieli budynki. Dom, ktrego szukali - olbrzymia drewniana budowla wystajca grnymi pitrami nad wsk ulic znajdowa si na szczycie wzgrza, na kocu ulicy. Jego podwjne drzwi zdobia scena z polowania wyrobiona w koci soniowej i w grabowym drewnie. Wejcia strzegli kamienni rycerze w wymylnych zbrojach z wypolerowanej rudej stali, dziki ktrym przypominali gryfa i jednoroca. Ned zostawi konia Jacksowi i pchn ramieniem drzwi. Szczupa, moda suca zerkna na herb Neda i pobiega po swojego pana, ktry zjawi si natychmiast cay w umiechach i ukonach. - Wino dla Namiestnika - rozkaza dziewczynie i wskaza Nedowi kanap. - Rozgo si, panie. Jestem Tobho Mott. - Ubrany by w gruby paszcz z czarnego aksamitu, ktrego rkawy zdobiy moty wyszywane srebrn

nici. Na jego szyi wisia ciki acuch ze srebra z szafirem wielkoci gobiego oka. - Jeli potrzeba ci nowej zbroi na turniej, to dobrze trafie. - Ned nie prbowa wyprowadza go z bdu. - Drogo ceni moj prac, panie, przyznaj - powiedzia, napeniwszy dwa srebrne puchary. - Ale w caych Siedmiu Krlestwach nie znajdziesz tak dobrego patnerza. Moesz odwiedzi wszystkie kunie w Krlewskiej Przystani. Wikszo kowali potrafi co tam wyklepa, lecz ja tworz sztuk. Ned nie przerywa mu i popija wino w milczeniu. Rycerz Kwiatw zamwi u niego zbroj, przechwala si Tobho, a take wielu dostojnych lordw, ktrzy znali si na dobrej stali, wrd nich lord Renly, brat Krla. By moe Namiestnik widzia ju now zbroj lorda Renlyego, zielony pancerz ze zocistym poroem? aden patnerz w miecie nie potrafi uzyska tak ciemnego odcienia zieleni, tylko on wie, jak nasyci stal. Malowanie i emaliowanie to robota dobra dla czeladnikw. A moe Namiestnik szuka nowego miecza? Tobho pozna tajniki valyriaskiej stali jeszcze jako chopiec w Qohor. Tylko kto, kto zna zaklcia, potrafi wyczarowa nowe ore ze starego miecza. - W herbie Starkw jest wilkor, prawda? Na twoim hemie wyrobi takiego wilkora, e dzieci bd przed tob ucieka na ulicy. Ned umiechn si. - Czy zrobie hem z sokoem dla lorda Arryna? Tobho Mott odstawi puchar z winem i milcza przez dug chwil. - Owszem, Namiestnik zoy mi wizyt wraz z lordem Stannisem, krlewskim bratem. Niestety, nie skorzystali z moich usug. Ned sucha go, nie odzywajc si. Nauczy si, e czasem milczenie przynosi wicej odpowiedzi ni kolejne pytania. Tak byo i teraz. - Chcieli zobaczy chopaka - powiedzia patnerz - wic zaprowadziem ich do kuni. - Chopaka - powtrzy Ned, cho nie mia pojcia, o kogo chodzi. - Ja take chciabym go zobaczy. Tobho rzuci mu chodne, uwane spojrzenie. - Jak sobie yczysz, panie - powiedzia gosem cakowicie pozbawionym dotychczasowej uprzejmoci. Poprowadzi Neda przez tylne drzwi na wskie podwrko, a stamtd do ogromnej kamiennej stodoy, w ktrej pracowa. Kiedy otworzy drzwi, z wntrza pracowni buchno gorce powietrze i Ned poczu, jakby wchodzi do paszczy smoka. W kadym kcie pomieszczenia pono palenisko, a ca kuni wypenia smrd siarki i dymu. Czeladnicy zerknli znad szczypcy i motw, ocierajc pot z cz, tymczasem modzi pomocnicy o nagich torsach dmuchali miechami. Patnerz przywoa wysokiego, muskularnego modzieca mniej wicej w wieku Robba. - To jest lord Stark, nasz nowy Namiestnik - zwrci si do chopca, ktry spojrza na

Neda niebieskimi oczyma i odgarn z czoa mokre od potu wosy. Gste, kudate i czarne jak noc. Jego policzki zaciemni cie pierwszego zarostu. - To jest Gendry. Silny, jak na swj wiek. Potrafi ciko pracowa. - Chopcze, poka Namiestnikowi hem, ktry zrobie. Modzieniec, jakby troch zawstydzony, poprowadzi ich do swojego stanowiska, gdzie lea wykonany przez niego hem w ksztacie gowy byka zwieczonej wielkimi rogami. Ned obrci hem w doni. Wykonany by z surowej, nie wypolerowanej stali, lecz bardzo zrcznie uformowany. - Dobra robota. Chtnie bym go kupi od ciebie. Chopiec wyrwa mu hem z rki. - Nie jest na sprzeda. Tobho Mott popatrzy na niego przeraony. - Chopcze, to jest krlewski Namiestnik. Jeli jego lordowska mo chce ten hem, to mu go podaruj. Ju jego proba jest dla ciebie zaszczytem. - Zrobiem go dla siebie - odpowiedzia chopiec. - Bagam o wybaczenie, mj panie - powiedzia szybko patnerz. - Chopiec jest surowy, jak ta stal, i przyda mu si troch batw, eby go zahartowa. Ten hem, to zaledwie czeladnikowska robota. Wybacz mu, a ja zrobi ci hem, jakiego jeszcze nie widziae. - Nie mam mu co wybacza. Gendry, o co pyta ci lord Arryn, kiedy przyszed tutaj? - Zadawa mi pytania, panie. - Jakie pytania? Chopiec wzruszy ramionami. - Jak si czuj, czy mnie dobrze traktuj, czy mi si podoba ta praca i jeszcze pyta o matk. Kim bya i jak wygldaa. - I co mu powiedziae? - spyta Ned. Chopiec znowu odrzuci z czoa pukiel czarnych wosw. - Umara, kiedy byem may. Miaa zote wosy i czasem mi piewaa, to pamitam. Pracowaa w piwiarni. - Czy lord Stannis take ci wypytywa? - Ten ysy? Nie. Nie odezwa si ani sowem, tylko patrzy na mnie gronie, jakbym mu zgwaci crk. - Uwaaj na sowa - skarci go patnerz. - Rozmawiasz z samym Namiestnikiem Krla. - Chopiec spuci oczy. - Bystry chopak, ale uparty. Ten hem inni mwi, e jest uparty jak w, wic zrobi sobie taki hem. Ned dotkn gowy chopca, czujc pod palcami sztywne czarne wosy. - Gendry, popatrz na mnie. - Ucze podnis gow. Ned przyglda si uwanie rysom jego twarzy, ksztatowi szczki, oczom bkitnym jak ld. Tak, pomyla, teraz rozumiem. - Wracaj do pracy. Przepraszam, e ci przeszkodziem. - Poszed z powrotem do domu z patnerzem. - Kto paci za jego nauk? - spyta gospodarza.

Mott rzuci mu niespokojne spojrzenie. - Widziae go, panie. Silny chopak. Ma mocne rce, jakby stworzone do mota. Wydawa si bardzo obiecujcym uczniem, wic przyjem go bez zapaty. - Oczekuj prawdy - odpar Ned spokojnie. - Ulice pene s silnych chopakw. Prdzej zawali si Mur, ni przyjmiesz kogo bez zapaty. Kto za niego zapaci? - Jaki lord - odpar patnerz niechtnie. - Nie przedstawi si, a na paszczu nie mia adnego herbu. Zapaci zotem, dwa razy wicej ni zwykle pac, poow za chopca, powiedzia, i poow za moje milczenie. - Opisz go. - Krpy, barczysty, ale nie tak wysoki jak ty, panie. Kasztanowa broda, troch ruda. Ubrany by w pikny paszcz, dobrze pamitam, gruby paszcz z purpurowego aksamitu obszyty srebrn nici, ale na gowie mia kaptur, wic nie widziaem dokadnie twarzy. Zamilk na chwil. - Panie, nie chc kopotw. - Ja take ich nie chc, lecz yjemy w trudnych czasach, mistrzu Mott - powiedzia Ned. - Wiesz, kim jest chopiec. - Jestem tylko patnerzem i robi, co do mnie naley. - Wiesz, kim jest - powtrzy Ned cierpliwie. - Nie pytam ci o to. - Jest moim uczniem - odpar patnerz. Wytrzyma spojrzenie Neda. - Nie mj interes, kim by przedtem. Ned przytakn mu. Doszed do wniosku, e polubi Tobho Motta, mistrza patnerskiego. - Gdy nadejdzie dzie, w ktrym Gendry bdzie wola miecz od mota, przylij go do mnie. Ma wygld wojownika. Tymczasem masz moje podzikowanie i moj obietnic. Przyjd prosto do ciebie, kiedy bd chcia przestraszy dzieci na ulicy. Stranik czeka na zewntrz z komi. - Dowiedziae si czego, panie? - zapyta Jacks, kiedy Ned dosiada konia. - Tak - odpar Ned zamylony. Czego chcia Jon Arryn od krlewskiego bkarta i dlaczego kosztowao go to ycie?

CATELYN
- Pani, powinna okry gow - zwrci si do niej ser Rodrik. Ich konie jechay wolno na pnoc. - Przezibisz si. - To tylko woda, ser Rodriku - odpara. Wosy miaa mokre i cikie od deszczu, czua kosmyk przylepiony do czoa i wyobraaa sobie, jak musi wyglda, lecz nic j to nie obchodzio. Poudniowy deszcz by delikatny i ciepy. Catelyn celowo wystawiaa twarz na jego krople, czue jak matczyne pocaunki. Mylami powrcia do swojego dziecistwa, do dugich szarych dni w Riverrun. Przypomniaa sobie boy gaj, gazie drzew cikie od wilgoci, miech brata, ktry goni j po dywanie z mokrych lici. Przypomniaa sobie ciasteczka z bota, ktre robia z Lys, brzowa ma przeciekaa im midzy palcami. Poczstoway nimi Littlefingera, chichocc, a on zjad tyle bota, e si pochorowa. Byli wtedy tacy modzi. Catelyn prawie cakowicie zapomniaa o tamtych czasach. Na pnocy pada zimny i gwatowny deszcz, czasem w nocy zamienia si w ld. Rwnie dobrze mg nie plonom ycie jak i zgub. Nawet doroli uciekali przed nim pod najbliszy dach. Nie by to taki deszcz, podczas ktrego chciayby si bawi mae dziewczynki. - Zupenie przemokem - rzuci smtnie ser Rodrik. - Nawet moje koci s mokre. Jechali przez gsty las, dlatego nieustannie towarzyszyo im bbnienie deszczu o licie, a take ssce chlupotanie w bocie koskich kopyt. - Bdziemy musieli si wysuszy przy ogniu, pani. A i gorcy posiek dobrze by nam zrobi. - Na skrzyowaniu przed nami jest karczma - powiedziaa Catelyn. Podrujc w modoci z ojcem, nocowaa tam wielokrotnie. Lord Hoster Tully nie potrafi usiedzie dugo w jednym miejscu, dlatego wci gdzie jedzi. Zapamitaa karczmark, grub kobiet o imieniu Masha Heddle, ktra zawsze ua licie wrzosu i zawsze miaa dla dzieci ciepy umiech i kilka sodkich ciasteczek. Catelyn uwielbiaa jej ciasteczka, mocno nasczone miodem, za to nienawidzia umiechu karczmarki, poniewa umiechajc si, odsaniaa zby, ciemnoczerwone od gorzkich lici. - Karczma - powtrzy ser Rodrik. - Gdyby tylko ale nie moemy ryzykowa. Jeli nie chcemy, eby kto nas rozpozna, powinnimy raczej zatrzyma si w maym grodzie Urwa, gdy usyszeli na drodze jakie odgosy: plusk wody, dzwonienie kolczugi, renie konia. - Jedcy - powiedzia szeptem ser Rodrik, jakby sama si nie domylia. - Pani, lepiej nacignij kaptur.

Catelyn nie posuchaa go. Otoczony rycerzami, nadjecha sam Jason Mallister w towarzystwie syna Patreka. Wiedziaa, e zmierzaj do Krlewskiej Przystani, na turniej. W cigu ostatniego tygodnia krlewski trakt bardzo si zaludni: jechali rycerze, wolni, minstrele ze swoimi instrumentami, dziwki, a take kupcy z wozami obadowanymi chmielem, zboem albo barykami z miodem - wszyscy oni zmierzali na poudnie. Catelyn spojrzaa miao na lorda Jasona. Ostatni raz widziaa go na swoim lubie, kiedy artowa z jej wujem. Mallisterowie penili honory chorych u Tullych, wic ich dary byy znaczne. Zobaczya, e siwizna przyprszya mu brzowe wosy, a twarz wycigna si, lecz czas ani troch nie nadwery jego dumy. Sprawia wraenie kogo, kto niczego si nie obawia. Nie moga tego samego powiedzie o sobie. Kiedy si mijali, lord Jason skin gow, posyajc jej pozdrowienie, lecz by to tylko wyraz uprzejmoci lorda wobec obcego. Harde spojrzenie upewnio j w przekonaniu, e ich nie rozpozna, natomiast jego syn nie pofatygowa si nawet, by na nich spojrze. - Nie pozna ci - odezwa si ser Rodrik po dugiej chwili. - Widzia tylko dwch uboconych i zmczonych podrnych na skraju drogi. Nie przyszo mu do gowy, e jednym z nich jest crka jego seniora. Ser Rodriku, myl, e bdziemy bezpieczni w karczmie. Zapad ju zmierzch, kiedy dotarli do skrzyowania na pnoc od rzeki Trident. Masha Heddle przytya i posiwiaa, lecz wci ua gorzkie licie. Posaa im obojtne spojrzenie i tylko na moment bysna upiornie krwawym umiechem. - Dwa pokoje na grze. Nic wicej nie mam - powiedzia, nie przestajc u. - S pod sam dzwonnic i niektrzy narzekaj, e troch tam gono, ale przynajmniej nie spnicie si na posiek. Nic na to nie poradz. Bierzecie te albo jedziecie dalej. Wzili oba niskie i zakurzone pomieszczenia na poddaszu, do ktrych wchodzio si po wskich schodach. - Zostawcie buty na dole - powiedziaa Masha, kiedy otrzymaa swoje pienidze. - Chopak je wyczyci, a poza tym nie chc bota na schodach. Nie przegapcie dzwonu. Spnialscy nie jedz. - adnych umiechw ani sodkich ciasteczek. Donone dzwonienie oznajmio por kolacji. Catelyn zdya si przebra. Usiada przy oknie i patrzya na krople deszczu spywajce po szybach. Byy matowe i pene baniek. Na zewntrz zapadaa mokra noc. Catelyn ledwo widziaa miejsce, w ktrym krzyoway si dwie gwne drogi. Zastanawiaa si wpatrzona w skrzyowanie. Jeli skrc tutaj na zachd, dojad prosto do Riverrun. Ojciec zawsze suy jej mdr rad w potrzebie, a ona bardzo chciaa z nim teraz porozmawia, ostrzec go o nadcigajcej burzy. Jeli w Winterfell miaa

wybuchn wojna, to Riverrun znajdzie si w szczeglnym niebezpieczestwie, tak blisko Krlewskiej Przystani i niemal w cieniu potgi Casterly Rock. Gdyby jej ojciec by silniejszy, moe by i zaryzykowaa, lecz Hoster Tully cierpia zoony niemoc od ponad dwch lat i Catelyn nie chciaa go niepokoi. Droga na wschd bya mniej uczszczana i bardziej niebezpieczna. Wioda przez skaliste wzgrza i gste lasy a do Gr Ksiycowych i dalej midzy wysokimi przeczami i gbokimi przepaciami do Yale Arrynw i kamiennych Paluchw. Tam wanie, nad Yale, sta niedostpny Eyrie z wieami wznoszcymi si ku niebu. Tam znajdzie swoj siostr i by moe, niektre z odpowiedzi, ktrych szuka Ned. Z pewnoci Lysa wiedziaa wicej, ni odwaya si wyjawi w licie. By moe odkryje powd, dla ktrego Ned powinien pokona Lannisterw, a gdyby doszo do wojny, bdzie im potrzebne wsparcie Rodu Arrynw oraz ich wschodnich wasali. Tylko e droga przez gry bya bardzo cika. Na przeczach czyhali rabusie, kamienne lawiny nie naleay tam do rzadkoci, ludzie z grskich klanw nie mieli za adnego respektu dla prawa, dlatego napadali na podrnych i okradali ich albo zabijali, po czym znikali jak roztopiony nieg, kiedy szukali ich rycerze z Yale. Nawet Jon Arryn, najwikszy z panw Eyrie, podrowa przez gry z siln eskort. Catelyn za miaa do obrony jednego starego rycerza, ktrego zbroj bya jego lojalno. Nie, pomylaa, Riverrun i Eyrie musz poczeka. Trzeba jecha do Winterfell, gdzie czekaj na ni synowie i obowizki. Gdy tylko min bezpiecznie Przesmyk, zawiadomi jednego z chorych Neda i pchnie do przodu posacw z rozkazami, eby wystawiono strae na krlewskim trakcie. Deszcz zasania pola za skrzyowaniem drg, lecz Catelyn widziaa ca okolic wystarczajco wyranie w swoich wspomnieniach. Niedaleko znajdowa si targ, a mil dalej wioska, pidziesit biaych domostw skupionych wok kamiennego septa. Pomylaa, e lato byo dugie i spokojne, wic moe teraz jest ich wicej. Od tego miejsca krlewski trakt bieg na pnoc wzdu Zielonych Wide Tridentu, przez yzne doliny i zielone lasy, midzy ttnicymi yciem miastami, bogatymi grodami i zamkami lordw znad rzeki. Catelyn znaa ich wszystkich: Blackwoodowie i Brackenowie, wiecznie pornieni sporami, ktre musia rozstrzyga jej ojciec; lady Whent, ostatnia z rodu, pono wraz z duchami snua si po ogromnych kryptach swojego Harrenhal; krewki lord Frey, ktry przey siedem on i zaludni swoje bliniacze zamki dziemi, wnukami, prawnukami, bkartami i prabkartami. Wszyscy oni byli chorymi u Tullych, ktrzy zwizali si z Riverrun przysig wiernoci. Catelyn zastanawiaa si, czy takie wizy wystarcz, jeli

dojdzie do wojny. Nie byo wierniejszego ma od jej ojca. Nie miaa wtpliwoci, e wezwaby swoich poddanych tylko czy mg liczy, e poddani stawi si na jego wezwanie? Darrysowie, Rygerowie i Mootonowie take skadali przysig wiernoci Riverrun, a jednak czternacie lat temu stanli po stronie Krla, a nie bezporedniego suzerena, i walczyli u boku Rhaegara Targaryena nad Tridentem. Natomiast lord Frey przyby ze swoimi wojskami ju po skoczonej bitwie, pozostawiajc pewne wtpliwoci co do tego, ktr armi mia zamiar wesprze (zwycizcw zapewni, e spieszy do nich, lecz od tamtej pory jej ojciec nazywa go lordem Freyem Spnionym). Nie moe doj do wojny, pomylaa Catelyn. Nie wolno na to pozwoli. Ser Rodrik przyby po ni w chwili, kiedy ucich dzwon. - Popieszmy si, pani, jeli chcemy dzisiaj co zje. - Moe lepiej zapomnijmy, e jestemy rycerzem i dam, dopki nie przekroczymy Przesmyku - zwrcia si do niego. - Zwykli podrni nie przycigaj uwagi innych. Przyjmijmy, e jestemy ojcem i crk, ktrzy wybrali si w podr w interesach. - Jak uwaasz, pani - odpar ser Rodrik. Dopiero gdy si rozemiaa, zda sobie spraw z tego, co powiedzia. - Trudno wyzby si dworskiej etykiety, moja crko. - Podnis do, by dotkn swoich zgolonych wsw, i westchn zrezygnowany. Catelyn uja go pod rami. - Chod, ojcze - powiedziaa. - Przekonasz si, e Masha Heddle daje dobrze zje, lecz nie chwal jej zbytnio. Mgby ci si nie spodoba jej umiech. W jednym kocu jadalni - czy raczej dugiej i penej przecigw sali - sta rzd ogromnych beczek, w drugim za znajdowa si kominek. Pomocnik biega tam i z powrotem z kawaami misa, Masha za toczya z beczek piwo, nie przestajc u swoich lici. W miejscu tym, na skrzyowaniu drg, spotykali si najprzerniejsi podrni. Obok siebie na awach siedzieli farbiarze o doniach czarnych albo brunatnych, cuchncy rybami rybacy, potny kowal wcinity obok pomarszczonego septona, twardzi najemnicy i pulchni kupcy - wszyscy oni wymieniali wiadomoci jak najlepsi znajomi. Catelyn z niepokojem zauwaya, e na sali znajduje si wicej zbrojnych, ni si tego spodziewaa. Przy ogniu siedziao trzech mczyzn z rumakiem Brackenw na paszczach, a nieco dalej dua grupa w niebieskich kolczugach i srebrzystoszarych pelerynach. Na ich ramionach widnia znajomy znak bliniaczych wie rodu Freyw. Spojrzaa uwanie po ich twarzach, lecz wszyscy wydali jej si zbyt modzi, eby j zna. Najstarszy spord nich mg by w wieku Brana, kiedy udawaa si na pnoc. Ser Rodrik znalaz dla nich wolne miejsce na awie przy kuchni. Po drugiej stronie stou siedzia przystojny modzieniec, ktry trca palcami struny harfy. - Bdcie po

siedmiokro bogosawieni, dobrzy ludzie - zwrci si do nich, kiedy usiedli. Na stole przed nim sta pusty kielich. - I ty take, minstrelu - odpowiedziaa Catelyn. Ser Rodrik poprosi o chleb, miso i piwo; przemwi gosem kogo, kto nie zna sprzeciwu. Minstrel, modzieniec moe osiemnastoletni, popatrzy na nich miao i wypyta, dokd jad, skd przybywaj i jakie wieci przywo, a kade z pyta zadawa tu po nastpnym, nie czekajc na odpowied. Wyjechalimy z Krlewskiej Przystani dwa tygodnie temu. - Catelyn udzielia najbezpieczniejszej odpowiedzi. - A ja tam wanie zmierzam - odpar modzieniec. Tak jak si spodziewaa, bardziej zaleao mu na tym, by opowiedzie swoj histori. Minstrel niczego nie kocha bardziej ni dwiku wasnego gosu. - Na turniej Namiestnika przybd bogaci panowie z penymi sakiewkami. Poprzednim razem miaem wicej srebra, ni zdoaem unie no, miabym tyle, gdybym nie postawi wszystkiego na Krlobjc. - Bogowie nie patrz zbyt przychylnym okiem na hazardzistw - zauway surowym gosem ser Rodrik. Urodzony na pnocy, podziela opini Starkw na temat turniejw. - For certes, nie okazali mi zbytniej przychylnoci - powiedzia minstrel. - Zaatwili mnie ci wasi okrutni bogowie, podobnie jak i Rycerz Kwiatw. - Bez wtpienia dostae lekcj - powiedzia ser Rodrik. - Tak. Tym razem postawi na ser Lorasa. Ser Rodrik podnis do do wsw, ktrych nie znalaz na miejscu, lecz zanim zdy cokolwiek powiedzie, zjawi si pomocnik karczmarki. Pooy na stole tace z chlebem, na ktre zsun ze szpikulca kawaki ociekajcego tuszczem brunatnego misa. Na drugim szpikulcu trzyma nadziane cebule, grzyby i papryk. Ser Rodrik zabra si ochoczo do jedzenia, tymczasem chopiec pobieg szybko po piwo. - Nazywam si Marillion - powiedzia minstrel i trci palcem strun swojej harfy. Moe syszelicie mnie gdzie? Catelyn umiechna si, rozbawiona jego zachowaniem. Niewielu wdrownych minstreli dotaro a do Winterfell, lecz ona pamitaa ich z dziecistwa, ktre spdzia w Riverrun. - Obawiam si, e nie - odpowiedziaa. Rozleg si aosny dwik trconej palcem struny. - A zatem wiele stracilicie owiadczy. - Ktrych spord najznakomitszych piewakw syszelicie? - Ali z Braavos - odpar natychmiast ser Rodrik. - Och, jestem o wiele lepszy od tego starego kapcia - powiedzia Marillion. - Chtnie wam to udowodni, jeli macie srebrniaka.

- Moe i mam w sakiewce kilka miedziakw, lecz prdzej wrzuc je do studni, ni zapac za twoje wycie - burkn ser Rodrik. Wszyscy znali jego opini na temat artystw: uwaa on, e muzyka jest czym wspaniaym, ale dla dziewczt, i nie mg zrozumie, dlaczego zdrowi chopcy wol bra do rki harf zamiast miecza. - Twj dziadek jest w do ponurym nastroju - powiedzia Marillion do Catelyn. Chciaem uczyni ci zaszczyt i wysawi twoje pikno. piewaem ju dla krlw i wielkich panw. - Och, nie wtpi - powiedziaa Catelyn. - Syszaam, e lord Tully lubi pieni. Pewnie piewae w Riverrun. - Setki razy - odpar ywo minstrel. - Trzymaj tam dla mnie pokj, a mody lord jest dla mnie jak brat. Catelyn umiechna si. Sprbowaa wyobrazi sobie, co by na to powiedzia Edmure. Kiedy jeden z minstreli poszed do ka z dziewczyn, ktra bardzo mu si podobaa, i od tamtej pory jej brat nienawidzi minstreli i podobnych typw. - A bye w Winterfell? - spytaa go. - Podrowae na pnoc? - Po co? - spyta Marillion. - Tam tylko nieg i niedwiedzie skry. Starkowie nie znaj innej muzyki poza wyciem wilkw. - W tym samym momencie usyszaa odgos otwieranych gwatownie drzwi w drugim kocu sali. - Karczmarko - rozleg si gos sucego. - Potrzebujemy miejsca w stajni dla, koni oraz pokoju i gorcej kpieli dla lorda Lannistera. - Bogowie - wyszepta ser Rodrik, zanim Catelyn zdya go powstrzyma, zaciskajc do na jego ramieniu. Masha Heddle skonia si ze swoim upiornym umiechem na ustach. - Przykro mi, panie, doprawdy, bardzo mi przykro, nie mamy miejsc. - Catelyn zauwaya, e jest ich czterech. Starzec w czarnym ubraniu Nocnej Stray, dwch sucych i on, rwnie miay i pewny siebie jak may. - Moi ludzie przepi si w stajni, a co do mnie sama widzisz, e nie potrzebuj duo miejsca. - Umiechn si szyderczo. - Wystarczy mi troch somy bez pche przy ogniu. Przybylimy za pno, pomylaa Catelyn z gorycz. Wymkn nam si. Chocia Masha Heddle wychodzia z siebie. - Mj panie, nie mam miejsca. To przez ten turniej, nic na to nie poradz, och Tyrion Lannister wyj z sakiewki monet, podrzuci j do gry, zapa i znowu podrzuci. Nawet ze swojego miejsca Catelyn dostrzega bysk zota. Jeden z wolnych, ubrany w wyblaky niebieski paszcz, zerwa si na nogi. - Panie, chtnie ugoszcz ci w moim pokoju.

- Ach, znalaz si kto rozsdny - powiedzia Lannister i rzuci monet przez pokj. Wolny zapa j w powietrzu. - I do tego jeszcze zrczny. - Karze znowu zwrci si do Mashy Heddle. - Ale jedzenia chyba masz pod dostatkiem, co? - Wszystko, co zechcesz, panie, co tylko zechcesz - odpara gorliwie karczmarka. I eby si tym udawi, pomylaa Catelyn, cho oczyma wyobrani ujrzaa Brana, jak dusi si wasn krwi. Lannister rozejrza si po stoach. - Moi ludzie zadowol si tym, co podajesz innym. Podwjne porcje, bo mielimy dalek i cik drog. Ja wezm co z drobiu, pieczony kurczak, kaczka albo gob, wszystko mi jedno. Do tego dzban twojego najlepszego wina. Yoren, zjesz ze mn? - Tak, panie - odpar czarny brat. Karze zaledwie zerkn w drugi koniec sali. Catelyn z wdzicznoci popatrzya na dzielce ich zatoczone awy, lecz w tej samej chwili Marillion niespodziewanie zerwa si na nogi. - Lordzie Lannister - zawoa. - Chtnie zabawi ci podczas posiku. - Pozwl mi zapiewa ballad, w ktrej bd opiewa zwycistwo twojego ojca w Krlewskiej Przystani! - Nic bardziej by mi nie zepsuo kolacji - odpar karze sucho. Ju mia si odwrci od minstrela, kiedy jego spojrzenie napotkao Catelyn. Przyglda jej si przez chwil zdziwiony. Prbowaa schowa twarz, lecz byo za pno. Karze umiechn si. - Lady Stark, co za nieoczekiwana przyjemno - powiedzia. - Ze smutkiem przyjem twoj nieobecno w Winterfell. Marillion otworzy usta zmieszany, patrzc, jak Catelyn wstaje powoli. Ser Rodrik zakl pod nosem. Gdyby on zosta duej na Murze, pomylaa. Gdyby zatrzymali go na pnocy, tak jak planowa Ned, gdyby - Lady Stark? - wymamrotaa Masha Heddle zdumiona. - Kiedy ostatni raz spaam tutaj, byam jeszcze Catelyn Tully - powiedziaa do karczmarki. Syszaa szepty pozostaych goci, czua na sobie ich spojrzenia. Catelyn powioda wzrokiem po twarzach rycerzy i zaprzysionych jej ludzi i wcigna gboko powietrze, by uspokoi gwatowne bicie serca. Czy powinna zaryzykowa? Nie byo czasu na zastanawianie si. Potrzebowaa tylko chwili i zaraz potem usyszaa swj wasny gos. - Tam w kcie. Ser, czy dobrze widz na twojej opoczy czarnego nietoperza, herb Harrenhal? - Zgadza si, pani - odpowiedzia mczyzna, wstajc. - A czy lady Whent pozostaje szczerym i oddanym sprzymierzecem mojego ojca, lorda Hostera Tully z Riverrun? - Tak, pani - zapewni j mczyzna.

Ser Rodrik podnis si powoli i wysun nieco miecz z pochwy. Karze patrzy na nich zdumiony, mrugajc swoimi oczyma o rnych kolorach. - Rudy rumak by zawsze mile widziany w Riverrun - zwrcia si do trjki przy ogniu. - Mj ojciec uwaa Jonosa Brackena za jednego z najstarszych i najwierniejszych chorych. Trzej mczyni popatrzyli na siebie niepewnie. - Nasz pan szczyci si jego zaufaniem - odpar jeden z nich po chwili wahania. - Zazdroszcz twemu ojcu tylu przyjaci - zaartowa Lannister. - Ale nie rozumiem, do czego zmierzasz, lady Stark. Catelyn zignorowaa go i zwrcia si do duej grupy w niebiesko-szarych strojach. Oni interesowali j najbardziej, poniewa byo ich przynajmniej dwudziestu. - Znam te i wasz herb, bliniacze wiee Freyw. Jak si miewa wasz pan? - Lord Walder ma si dobrze, pani - odpowiedzia dowdca grupy, wstajc. Ma zamiar polubi kolejn on w dziewidziesity dzie swojego imienia. Prosi twojego pana ojca, aby zaszczyci swoj obecnoci ceremoni zalubin. Tyrion Lannister zachichota. W tym samym momencie Catelyn wiedziaa ju, e jest jej. - Ten oto czowiek, goszczc pod moim dachem, spiskowa w celu zamordowania mojego syna, omioletniego chopca - przemwia gono, wskazujc palcem. Ser Rodrik stan u jej boku z mieczem w doni. - W imieniu krla Roberta i panw, ktrym suycie, rozkazuj wam pojma go i udzieli pomocy w dostarczeniu do Winterfell, gdzie bdzie oczekiwa na krlewski wyrok. Nie potrafia powiedzie, co bardziej j ucieszyo: dwik tuzina wyciganych z pochw mieczy czy wyraz twarzy Tyriona Lannistera.

SANSA
Sansa pojechaa na turniej Namiestnika w towarzystwie septy Mordane i Jeyne Poole powozem z tymi zasonkami tak cienkimi, e mona byo przez nie patrze. Cay wiat przybra zociste barwy. Nad rzek, za murami miasta, wzniesiono sto pawilonw, a lud przyby licznie, by przyglda si pojedynkom. Sansa rozgldaa si dookoa z zapartym tchem: lnice zbroje, ogromne rumaki przystrojone srebrem i zotem, okrzyki tumu, trzepocce na wietrze proporce i rycerze, przede wszystkim rycerze. - To jest lepsze od piosenek - powiedziaa szeptem, kiedy zajy swoje miejsca wrd lordw i dam, tak jak obieca im ojciec. Tego dnia ubraa przeliczn zielon sukni, ktra podkrelaa jej kasztanowe wosy. Siedziaa ze wiadomoci, e inni spogldaj na ni i umiechaj si. Wszyscy patrzyli, jak bohaterowie niezliczonych ballad podjedaj do przodu, a kady wydaje si pikniejszy od poprzedniego. Siedmiu rycerzy Krlewskiej Gwardii zajo swoje pozycje. Wszyscy, poza Jaimeem Lannisterem, wystpili w zbrojach z usek koloru mleka i paszczach biaych jak wiey nieg. Ser Jaime take ubra biay paszcz, lecz pod nim cay lni zotem; zoty by te jego miecz oraz hem w ksztacie lwiej gowy. Ser Gregor Clegane, Jedca Gra, przetoczy si przed nimi niczym lawina. Sansa pamitaa lorda Yohna Roycea, ktry goci w Winterfell dwa lata temu. - Magiczne runy na jego starej zbroi z brzu maj go chroni w walce - powiedziaa szeptem do Jeyne. Septa Mordane wskazaa na lorda Jasona Mallistera w zbroi koloru indygo zdobionej srebrem, z orlimi skrzydami na hemie. Nad Tridentem pokona trzech chorych Rhaegara. Dziewczynki zachichotay na widok powiewajcych szat i ogolonej gowy kapana wojownika, Thorosa z Myr, dopki septa nie powiedziaa im, e to on niegdy wdar si na mury Pyke z poncym mieczem w doni. Sansa nie znaa kolejnych jedcw. Byli tam pomniejsi rycerze z Paluchw, Wysogrodzie i gr Dorne, nie opiewani w adnych balladach zbrojni i dopiero co pasowani giermkowie, modsi synowie wysoko urodzonych panw i potomkowie mniej znacznych rodw. aden z nich nie zdy jeszcze dokona wielkich czynw, lecz Sansa i Jeyne zgodziy si, e kiedy ich imiona okryj si chwa w caych Siedmiu Krlestwach. Ser Balon Swann. Lord Bryce Caron z Marches. Potomek Spiowego Yohna, ser Andar Royce, oraz jego modszy brat, ser Robar, obaj w stalowych zbrojach pokrytych takimi samymi runami, jakie strzegy ich ojca. Bliniacy, ser Horas i ser Hobber z kiciem winogron na

tarczach, herbem Redwynw w kolorach bkitu i burgunda. Patrek Mallister, syn lorda Jasona. Szeciu Freyw z Crossing: ser Jared, ser Hosteen, ser Danwell, ser Emmon, ser Theo, ser Perwyn, synowie i wnukowie starego lorda Waldera Freya, a take jego bkart Martyn Rivers. Jeyne Poole wyznaa, e przestraszya si na widok Jalabhara Xho, ksicia banity z Wysp Letnich, o skrze czarnej jak noc, ktry nosi peleryn z zielono-szkaratnych pir, lecz gdy ujrzaa modego lorda Berica Dondarriona o wosach koloru soca z czarn tarcz przecit byskawic, gotowa bya wyj za niego choby tego samego dnia. W szrankach stawi si te Ogar, jak rwnie brat Krla, przystojny lord Renly z Storms End. - Na tle innych Jory wyglda jak ebrak - prychna septa Mordane na jego widok. Sansa musiaa jej przyzna racj. Jory nosi niebieskoszary pancerz pozbawiony jakichkolwiek ozdb, a z jego ramienia zwisa cienki szary paszcz podobny do brudnej szmaty. Sprawi si jednak dobrze, zrzucajc z konia Horasa Redwynea w swoim pierwszym pojedynku i jednego z Freyw w drugim. W trzecim potyka si z wolnym o imieniu Lothor Brune, ktry wyglda rwnie bezbarwnie jak i on. Po trzykrotnym ataku obaj pozostali w siodach, lecz kopia Brunea okazaa si pewniejsza i lepiej trafiaa do celu, dlatego Krl jemu przyzna zwycistwo. Alynowi i Harwinowi nie powiodo si tak dobrze; Harwin zosta zrzucony z konia przy pierwszym wypadzie kopi ser Meryna z Krlewskiej Gwardii, Alyn za uleg ser Balonowi Swannowi. Pojedynki trway a do zmierzchu, a teren szrankw, zryty kopytami rumakw, przypomina pustkowie. Raz za razem Jeyne i Sansa krzyczay jednoczenie, gdy jedcy nacierali na siebie, kiedy leciay drzazgi z kopii, a tumy krzyczay przeraliwie, dodajc otuchy swoim faworytom. Po kadym upadku jedca z konia Jeyne zakrywaa oczy, jak maa, przestraszona dziewczyna, lecz Sansa ulepiona bya z twardszej gliny. Wielka dama wiedziaa, jak si zachowa w czasie turnieju. Nawet septa Mordane docenia jej opanowanie skinieniem gowy, ktre miao wyraa aprobat. Krlobjca spisywa si doskonale. Z dziecinn atwoci zrzuci z konia ser Andara Roycea i lorda z kresw, Brycea Carona, a potem stoczy zacity pojedynek z siwowosym Barristanem Selmym, ktry wczeniej wygra dwie potyczki z rycerzami modszymi od niego o trzydzieci i czterdzieci lat. Sandor Clegane i jego ogromny brat ser Gregor zwany Gr take pozostawali niezwycieni, pokonujc swoich kolejnych rywali w piknym stylu. Najokrutniejszy moment dnia mia miejsce w czasie drugiego pojedynku ser Gregora, kiedy jego kopia uderzya modego rycerza z Yale pod naszyjnik zbroi i przebia mu gardo, zabijajc go na miejscu.

Modzieniec spad na ziemi zaledwie o kilka stp od miejsca, w ktrym siedziaa Sansa. Widziaa, jak krew tryska coraz sabiej z otworu po kopii ser Gregora. Jego zbroja lnia nowoci, a ognista smuga sonecznych promieni przecia jego wycignite rami. W nastpnej chwili soce zaszo za chmur i smuga znikna. Paszcz mia niebieski, bkitny jak bezchmurne niebo, ozdobiony na brzegach sierpami ksiycw; przesiknity krwi, pociemnia, a ksiyce kolejno przybieray czerwon barw. Jeyne Poole zaniosa si histerycznym paczem, tak e septa Mordane musiaa j zabra, eby si uspokoia, natomiast Sansa siedziaa z domi na kolanach ogarnita dziwn fascynacj. Nigdy wczeniej nie widziaa umierajcego czowieka. Moe wypakaa ju wszystkie swoje zy nad Branem i Dam. Wmawiaa sobie, e zachowaaby si inaczej, gdyby chodzio o Joryego, ser Rodrika albo jej ojca. Mody rycerz by dla niej obcym z Vale, ktrego imienia nawet nie zapamitaa. Teraz, zdaa sobie spraw, wiat take o nim zapomni, nikt nie bdzie piewa o nim pieni. Myl ta napenia j smutkiem. Kiedy wynieli ciao, przybieg chopiec z opat i przysypa ziemi zakrwawione miejsce, gdzie upad rycerz. Rozpoczy si kolejne pojedynki. Ser Balon Swann zosta pokonany przez Gregora, lord Renly za przez Ogara. Renly wypad z sioda z tak si, e wydawao si, i leci w ty z nogami w powietrzu. Upadajc, uderzy gono gow ziemi, a wszyscy jknli, lecz okazao si, e pk jeden z jego zotych rogw. Ludzie wydali okrzyk radoci, gdy tylko lord Renly, ich ulubieniec, wsta. Skoniwszy si z wdzikiem, odda zwycizcy zamany rg. Ogar prychn i rzuci zdobycz midzy ludzi, ktrzy natychmiast rzucili si, by dosta cho odrobin zota, i uspokoili si, dopiero gdy wyszed do nich sam lord Renly. Do tego czasu wrcia ju septa Mordane. Wyjania, e Jeyne nie czuje si dobrze i musiaa j odprowadzi na zamek. Sansa niemal zapomniaa o Jeyne. Pniej jeden z pomniejszych rycerzy w kraciastym paszczu okry si hab, zabijajc konia Berica Dondarriona, przez co zosta uznany za pokonanego. Lord Beric osioda innego konia, z ktrego jednak zaraz zrzuci go Thoros z Myr. Ser Aron Santagar i Lothor Brune potykali si trzykrotnie i za kadym razem bez rezultatu. Pniej ser Aron uleg Jasonowi Mallisterowi, Bruno za zosta pokonany przez Robara, modszego syna Yohna Roycea. Wreszcie zostao ju tylko czterech: Ogar i jego brat olbrzym, Gregor, Jaime Lannister Krlobjca i ser Loras Tyrell, mody rycerz, ktrego nazwano Rycerzem Kwiatw. Ser Loras by najmodszym synem Macea Tyrella, Lorda Highgarden i Namiestnika Poudnia. Majc szesnacie lat, by te najmodszym spord wszystkich, ktrzy stanli w

szranki, a mimo to w swoich pierwszych trzech pojedynkach zrzuci z koni trzech rycerzy z Krlewskiej Gwardii. Sansa nie widziaa dotd rwnie piknego mczyzny. Mia na sobie pancerz niezwykle misternie wyrobiony ozdobiony na ksztat tysicy najprzerniejszych kwiatw, przez co wydawao si, e za zbroj posuy mu bukiet; do tego jego nienobiay rumak gin pod kobiercem z biao-czerwonych r. Po kadym zwyciskim pojedynku zdejmowa hem, objeda wolno szranki i rzuca jedn bia r ktrej z panien z tumu. Do ostatniego pojedynku stan naprzeciw modszego Roycea. Rodowe runy ser Robara okazay si marn ochron, gdy ser Loras rozupa jego tarcz i wyrzuci go z sioda z ogromnym hukiem. Robar lea na brudnej ziemi, jczc, tymczasem zwycizca odbywa swoj kolejn rund po szrankach. Wreszcie przyniesiono lektyk i odniesiono go do jego namiotu, oguszonego i obolaego. Sansa nie moga wyj z podziwu. Nie odrywaa wzroku od ser Lorasa, a kiedy jego rumak zatrzyma si przed ni, mylaa, e serce wyskoczy jej z piersi. Dotychczas rozdawa biae re, lecz jej podarowa czerwon. - Sodka pani powiedzia. - adne zwycistwo nawet w poowie nie dorwnuje twojej urodzie. - Sansa wzia od niego r niemiao, sparaliowana galanteri rycerza. Jego wosy wyday jej si gszczem brzowych lokw, a oczy pynnym zotem. Powchaa sodko pachncy kwiat i usiada, ciskajc go jeszcze dugo po tym, jak odjecha. Kiedy wreszcie podniosa wzrok, ujrzaa przed sob mczyzn, ktry przyglda jej si uwanie. By niski, mia spiczast brdk i przetykane siwizn wosy, prawie w wieku jej ojca. - Ty musisz by jedn z jej crek - zwrci si do niej. - Jego szarozielone oczy nie umiechay si razem z jego ustami. - Masz urod Tullych. - Jestem Sansa Stark - powiedziaa niepewnym gosem. Mczyzna ubrany by w ciki paszcz z futrzanym konierzem zapitym srebrnym klamr w ksztacie przedrzeniacza i zachowywa si ze swobod kogo wysoko urodzonego, lecz ona go nie znaa. - Panie, nie miaam przyjemnoci. - Sodkie dziecko - wtrcia natychmiast septa Mordane. - To jest lord Petyr Baelish, czonek maej rady krlewskiej. - Kiedy twoja matka bya moj krlow piknoci - powiedzia mczyzna. Jego oddech pachnia mit. - Masz jej wosy. - Musn palcami jej policzek i dotkn jednego z jej kasztanowych lokw. Potem odwrci si niespodziewanie i odszed. Do tego czasu ksiyc wspi si ju wysoko na niebie, a tum ucich zmczony, wic Krl ogosi, e ostatnie trzy pojedynki odbd si nastpnego ranka, przed walk wrcz. Ludzie ruszyli wolno do domw, rozprawiajc o tym, co widzieli i co jeszcze mieli zobaczy,

dworzanie za przenieli si nad rzek, by rozpocz uczt. Sze ogromnych ubrw od dawna ju krcio si wolno na ronach, a chopcy z kuchni nacierali je masem i zioami, a miso pucio soki i zaczo przyjemnie skwiercze. Przed pawilonami ustawiono awy i stoy, na ktrych wyoono wieo upieczony chleb i truskawki. Sansa i septa Mordane otrzymay honorowe miejsca z prawej strony podwyszenia, na ktrym zasiadali Krl i Krlowa. Kiedy ksi Joffrey zasiad po jej prawej rce, Sansa poczua ucisk w gardle. Nie odezwa si do niej ani sowem od chwili pamitnego wydarzenia, a i ona nie miaa przemwi do niego. Pocztkowo wydawao jej si, e nienawidzi go za to, co zrobili Damie, lecz wypakawszy wszystkie zy, powiedziaa sobie, e Joffrey nie by niczemu winien. Zrobia to Krlowa i jej naleao nienawidzi, jej i Aryi. Nic zego by si nie stao, gdyby nie Arya. Tego wieczoru nie potrafia nienawidzi Joffreya. By zbyt pikny. Ubra ciemnoniebieski kubrak nabijany dwoma rzdami guzikw w ksztacie lwich gw, a na jego czole lni delikatny diadem ze zota i szafirw. Jego wosy miay poysk metalu. Sansa spojrzaa na niego i zadraa z obawy, e j zignoruje albo, co gorsza, okae jej swoj nienawi i doprowadzi j do paczu. Joffrey jednak umiechn si i ucaowa jej do, przystojny i szarmancki jak ksi z ballad. - Sodka pani, ser Loras potrafi doceni prawdziwe pikno - przemwi. - By nader uprzejmy - odpowiedziaa skromnie, starajc si zachowa spokj, cho czua, jak jej serce bije gwatownie. - Ser Loras jest prawdziwym rycerzem. Mylisz, panie, e wygra jutro? - Nie - odpowiedzia Joffrey. - Mj pies poradzi sobie z nim, a moe mj wuj, Jaime. Za kilka lat, kiedy ju bd mg wstpi w szranki, pokonam ich wszystkich. - Da znak sucemu, by przynis dzban z zimnym letnim winem, i napeni jej puchar. Spojrzaa niepewnie na sept Mordane, lecz on pochyli si i napeni take puchar septy, ktra podzikowaa mu uprzejmie i nie odezwaa si ju ani sowem. Sucy nosili wino przez ca noc, lecz Sansa nie pamitaa nawet jego smaku. Nie potrzebowaa wina. Bya pijana magi nocy, oczarowana splendorem, o jakim marzya przez cae ycie i jakiego nie spodziewaa si zobaczy. Przed krlewskim pawilonem minstrele wypeniali mrok nocy muzyk. ongler budowa coraz wiksz kaskad z poncych maczug, ktrymi onglowa. Krlewski bazen o twarzy paskiej jak placek nazywany przez wszystkich gupkiem, taczy na szczudach ubrany w pstrokaty strj, szydzc ze wszystkich w sposb tak dowcipny i okrutny, e Sansa zastanawiaa si, czy rzeczywicie jest taki gupi.

Jego artom nie opara si nawet septa Mordane, ktra, usyszawszy jego piosenk o Wielkim Septonie, wybuchna miechem, oblewajc si winem. Joffrey rozpywa si w uprzejmociach. Rozmawia z Sansa przez ca noc i obsypywa j komplementami. Wci opowiada jej dworskie plotki i wyjania dowcipy krlewskiego bazna. Jego obecno pochona Sans tak bardzo, e zupenie zapomniaa o dobrych obyczajach, ignorujc sept Mordane. Przez cay czas przynoszono kolejne dania. Gst zup z dziczyzny z kasz. Saatki z tataraku, szpinaku i liwek posypane kraszonymi orzechami. limaki w czosnku i miodzie. Sansa nigdy wczeniej nie jada limakw, dlatego Joffrey pokaza jej, jak wydoby je ze skorup, i sam woy jej do ust pierwszy sodki ksek. Potem przysza kolej na wieego pstrga z rzeki, upieczonego w glinie. Ksi pomg jej rozupa tward skorup i dosta si do biaego misa. Sam take j obsuy, kiedy podano miso, odcinajc z udca ogromny kawa i kadc go z umiechem na jej talerzu. Z troch sztywnych ruchw zorientowaa si, e jego prawe rami wci mu jeszcze dokucza, lecz on nie powiedzia ani sowa. Pniej podano nerkwk, pasztet z gobia i pieczone jabka pachnce cynamonem, a take cytrynowe ciasteczka posypane cukrem, lecz Sansa czua si ju tak najedzona, e zdoaa tylko zje dwa ciasteczka, chocia bardzo je lubia. Zastanawiaa si wanie, czy nie daaby rady zje trzeciego, kiedy usyszaa okrzyki Krla. Krl Robert zachowywa si coraz goniej z kadym nastpnym daniem. Od czasu do czasu syszaa, jak wybucha gromkim miechem albo wydaje gono komend, prbujc przekrzycze dwiki muzyki i brzk talerzy i sztucw, lecz siedziaa zbyt daleko, by zrozumie, co mwi. Teraz wszyscy go usyszeli. - Nie - zagrzmia. Sansa z przeraeniem zobaczya, e Krl, czerwony na twarzy, wstaje, zataczajc si. Trzyma w doni puchar z winem, najwyraniej mocno pijany. - Nie mw mi, co mam robi, kobieto - krzycza do krlowej Cersei. - Ja tu jestem Krlem, rozumiesz? Ja tu rzdz i jeli mwi, e bd jutro walczy, to znaczy, e tak bdzie! Wszyscy patrzyli na niego. Sansa widziaa ser Barristana i krlewskiego brata, Renlyego, a take niskiego mczyzn, ktry mwi tak dziwnie i dotyka jej wosw, lecz aden z nich nie ruszy si z miejsca. Twarz Krlowej przypominaa mask wyrzebion ze niegu. Podniosa si powoli, zbierajc fady sukni, i wysza szybkim krokiem bez sowa, a za ni suba. Jaime Lannister pooy do na ramieniu Krla, lecz on odtrci jego rk gwatownym ruchem. Lannister potkn si i przewrci. Krl parskn miechem. - Wielki

rycerzu. Wci potrafi ci powali na ziemi. Pamitaj o tym, Krlobjco. - Uderzy si w pier wysadzanym klejnotami pucharem, oblewajc winem swoj satynow tunik. - Dajcie mi mj mot, a w caym krlestwie nie znajdzie si nikt, kto by mnie pokona. Jaime Lannister wsta i otrzepa si z kurzu. - Tak, Wasza Mio - powiedzia chodno. Lord Renly podszed do nich z umiechem na ustach. - Wylae wino, Robercie. Przynios ci inny kielich. Sansa drgna, kiedy Joffrey pooy jej do na ramieniu. - Robi si pno powiedzia Ksi. Mia dziwny wyraz twarzy, jakby jej nie widzia. - Czy potrzebujesz eskorty, eby wrci na zamek? - Nie - odpowiedziaa bez namysu. Poszukaa wzrokiem septy i ze zdumieniem zobaczya, e septa Mordane pochrapuje cicho z gow opart na stole. - To znaczy tak, dzikuj, byoby mio. Czuj si zmczona, a zrobio si tak ciemno. - Psie! - zawoa Joffrey. Sandor Clegane wyrs jak spod ziemi. Teraz ubrany by w czerwon wenian tunik z psim pyskiem ze skry przyszytym na piersi. Jego poparzona twarz poyskiwaa czerwonym blaskiem w wietle pochodni. - Tak, Wasza Wysoko? - Dopilnuj, eby moja ukochana wrcia bezpiecznie do zamku - rozkaza Ksi i odszed bez sowa. Sansa czua na sobie wzrok Ogara. - Mylaa, e Joff sam ci odprowadzi? Rozemia si, a jego miech przypomina warczenie psw. - Nie licz na to - doda i postawi j na nogi. - Chod, nie tylko ty jeste pica. Wypiem za duo i boj si, e mgbym zechcie zabi mojego brata. - Znowu si rozemia. Sansa poczua nagle strach. Rozejrzaa si, lecz nie dostrzega nikogo, kto mgby jej pomc. Krl Robert wyszed ju wczeniej, zataczajc si, i awy wok stow opustoszay niespodziewanie. Uczta dobiega koca, skoczy si te pikny sen. Ogar wzi pochodni, by owietli drog przed nimi. Sansa sza tu za nim. Ziemia, po ktrej szli, bya wyboista i nierwna, przez co w wietle latarni wydawaa si porusza pod jej stopami. Szli midzy pawilonami, przed ktrymi stay proporce i zbroje, a ona czua, e cisza przygniataj coraz bardziej. Nie moga znie jego widoku, tak bardzo si go baa, ale przecie nauczono j, jak by uprzejm. - Ser Sandorze, twj brat spisa si dzisiaj bardzo dzielnie - wydusia z siebie.

Sandor Clegane prychn przez rami. - Oszczd mi swoich pustych komplementw, dziewczyno, i daruj sobie te tytuy. Nie jestem rycerzem. Pluj na nich i na ich przysigi. Mj brat jest rycerzem. Widziaa jego pojedynek? - Tak - odpara drcym szeptem. - Spisa si - Dzielnie? - dokoczy za ni Ogar. Zdaa sobie spraw, e drwi z niej. - Nikt mu si nie opar - wykrztusia, dumna z siebie. Mwia prawd. Sandor Clegane zatrzyma si niespodziewanie na rodku pogronego w ciemnoci pustego pola. Zmuszona bya zatrzyma si tu przy nim. - Septa dobrze ci wyuczya. Gadasz jak jeden z tych ptaszkw z Wysp Letnich. liczny, gadajcy ptaszek, ktry powtarza liczne swka, jakich go nauczono. - Nieadnie z twojej strony. - Sansa czua tukce si w jej piersi serce. - Boj si ciebie. Chc ju i. - Nikt mu si nie opar - wycedzi Ogar. - O, tak. Nikt nigdy mu si nie opar. Ten chopak dzisiaj dobrze sobie radzi w drugim pojedynku. Widziaa go, prawda? Gupiec, niepotrzebnie si tam pcha. Bez pienidzy, bez giermka, nikogo do pomocy. Mia le umocowany naszyjnik. Mylisz, e Gregor tego nie zauway? Mylisz, e kopia ser Gregora ugodzia go w to miejsce przypadkiem? Gadajca dziewczynko, rzeczywicie masz gwk pust jak ptaszek. Kopia Gregora wdruje zawsze tam, gdzie on chce, eby si znalaza. Spjrz na mnie. Spjrz. - Sandor Clegane uj jej brod w swoj ogromn do i podnis jej twarz. Zniy si i przysun pochodni. - No, miao. Przyjrzyj mi si dobrze. Przecie chcesz tego. Widziaem, jak cigle odwracasz gow. Nie przejmuj si. Popatrz sobie. Jej szczka pozostawaa unieruchomiona w ucisku jego palcw niczym pochwycona w elazn puapk. Patrzy jej prosto w oczy. Byo to spojrzenie pijanego mczyzny, pene ponurego gniewu. Nie moga go unikn. Widziaa praw stron jego twarzy, wydatne koci policzkowe, szare oko pod gst brwi. Nos mia duy i zakrzywiony. Wosy cienkie i ciemne. Nosi je dugie i zaczesywa na bok, eby zakry drug stron gowy. Lewa strona jego twarzy bya zupenie zniszczona. Z ucha zostaa tylko dziura. Oko nie ucierpiao, lecz dookoa oplataa je sie blizn, liskie, spalone ciao twarde jak skra, poryte zagbieniami i pkniciami, ktre migotay wilgotn czerwieni, kiedy si porusza. Niej, przy szczce, wida byo niemal ko pod spalonym ciaem. Sansa rozpakaa si. Puci j i zgasi pochodni o ziemi. - I co, nie powiesz mi nic miego? adnych komplementw, ktrych nauczya ci septa? - Nie otrzymawszy adnej

odpowiedzi, mwi dalej: - Wikszo ludzi sdzi, e przydarzyo mi si to w czasie bitwy. Sugeruj jakie oblenie albo ponc wie. Jaki gupiec pyta nawet, czy to nie od smoczego oddechu. - Teraz rozemia si ciszej, cho rwnie gorzko. - Opowiem ci, jak to si stao - powiedzia. Sta si teraz zaledwie gosem dochodzcym z ciemnoci nocy, cieniem pochylonym nad ni tak blisko, e czua jego oddech cuchncy przetrawionym winem. Byem modszy od ciebie, miaem sze, moe siedem lat. Drzeworytnik zaoy warsztat we wsi pod twierdz mojego ojca. eby zyska nasze poparcie, przysa nam podarunki. Starzec potrafi robi pikne zabawki. Nie pamitam, co wtedy dostaem, ale bardziej spodobaa mi si zabawka, ktr dosta Gregor. By to piknie pomalowany drewniany rycerz, poszczeglne czci ciaa mia poczone sznurkiem, tak e mg walczy. Greg jest starszy ode mnie o pi lat i zabawka nie miaa dla niego adnego znaczenia, by ju wtedy giermkiem, silny, wysoki na sze stp chopak. Tak wic zabraem mu jego rycerza, ale nie miaem z tego wikszej radoci. Baem si przez cay czas, no i oczywicie w kocu mnie dorwa. W pokoju znajdowa si kosz z arem. Nie powiedzia ani sowa. Po prostu podnis mnie i przyoy bok mojej twarzy do rozpalonych wgli. Trzyma mnie tak, a ja wrzeszczaem jak optany. Widziaa, jaki jest silny. Ju wtedy trzeba byo trzech mczyzn, eby go odcign. Septon w modlitwie wspomina siedem piekie. Co oni wiedz? Tylko kto, kto przecierpia podobne poparzenie, rozumie, co to jest prawdziwe pieko. Ojciec powiedzia wszystkim, e zapalia si pociel w moim ku, a nasz maester da mi maci. Maci! Gregor take zosta namaszczony. Cztery lata pniej namaszczono go siedmioma olejami, zoy luby rycerskie, a Rhaegar Targaryen dotkn mieczem jego ramienia i powiedzia: Powsta, ser Gregorze. Ochrypy gos zamilk. Ogromna, niewidoczna prawie posta trwaa przed ni nieruchoma, milczca. Sansa syszaa tylko jej nierwny oddech. Zdaa sobie spraw, e wspczuje mu. Jej strach znikn. Milczenie przeduao si, a strach znowu powrci, lecz teraz baa si o niego. Wycigna rk i dotkna jego muskularnego ramienia. - Nie zachowa si jak prawdziwy rycerz - wyszeptaa. Ogar odchyli gow i wybuchn miechem. Sansa zrobia krok do tyu, lecz zapa j za rk. - Nie - warkn. - Nie, ptaszynko, nie zachowa si jak prawdziwy rycerz. Przez pozosta cz drogi Sandor Clegane nie odezwa si ju ani sowem. Zaprowadzi j do miejsca, gdzie czekay powozy, i kaza wonicy zawie ich do Czerwonej Twierdzy. Przejechali w milczeniu przez Krlewsk Bram, a potem ulicami miasta owietlonymi pochodniami. Otworzy tylne drzwi i poprowadzi j do zamku. Jego poparzona

twarz drgaa, a wzrok mia zamylony, kiedy wchodzi za ni po schodach. Odprowadzi j a do drzwi jej sypialni, gdzie si zatrzyma. - Dzikuj, mj panie - powiedziaa zawstydzona. Ogar uj j za rami i nachyli si do niej. - Wszystko, co ci dzisiaj powiedziaem rzek gosem jeszcze bardziej ochrypym ni dotychczas. - Jeli powiesz Joffreyowi twojej siostrze, ojcu komukolwiek - Nie powiem - odpowiedziaa szeptem. - Obiecuj. - Jeli powiesz komukolwiek - cign dalej, jakby nie usatysfakcjonowany jej obietnic - to ci zabij.

EDDARD
- Sam przy nim czuwaem - powiedzia ser Barristan Selmy. Popatrzyli na ciao zoone z tyu wozu. - Nie mia nikogo. Tylko matk gdzie w Yale. W bladym wietle poranka wydawao si, e mody rycerz pi. Za ycia nie by przystojny, lecz mier wygadzia jego grubo ciosane rysy, a milczce siostry ubray go w jego najlepsz aksamitn tunik z wysokim konierzem, ktry mia zakry szyj przebit kopi. Eddard Stark popatrzy na jego twarz, zastanawiajc si, czy rycerz umar dla niego. Zgin z rki chorego Lannisterw, zanim Ned zdy z nim porozmawia. Czy mg to by tylko zbieg okolicznoci? Pomyla, e pewnie nigdy si nie dowie prawdy. - Hugh by giermkiem Jona Arryna przez cztery lata - mwi dalej Selmy. - Krl pasowa go na rycerza na cze Jona, zanim wyjecha na pnoc. Chopak bardzo tego pragn, ale chyba nie by jeszcze gotowy. Ned le spa poprzedniej nocy i teraz czu si bardzo zmczony. - Nikt z nas nigdy nie jest gotowy - powiedzia. - Do tego, eby by rycerzem? - Nie, na mier. - Ned przykry ostronie zmarego jego paszczem; by niebieski, poplamiony krwi, ozdobiony pksiycami wzdu krawdzi. Kiedy jego matka zapytaa, dlaczego jej syn nie yje, pomyla rozgoryczony, powiedzieli jej, e walczy, by broni honoru Namiestnika Krla, Eddarda Starka. - To byo niepotrzebne. Nie powinno si zamienia wojny w gr. - Ned spojrza na kobiet stojc przy wozie, owinit w szar szat, tak e wida byo tylko jej oczy. Siostry z zakonu milczcego przygotowyway ludzi na pochwek, poniewa uwaano, e nie naley patrze mierci w twarz. - Odelijcie zbroj do jego domu w Yale. Matka z pewnoci bdzie chciaa j mie. - Ma swoj warto - powiedzia ser Barristan. - Chopak zamwi j specjalnie na turniej. Prosta, ale solidnie wykonana. Nie wiem nawet, czy zdy zapaci patnerzowi. - Zapaci wczoraj, i to drogo - odpar Ned. Odwrci si do siostry i doda: - Wylijcie zbroj matce. Sam porozmawiam z patnerzem. - Odpowiedziaa mu skinieniem gowy. Potem obaj poszli do pawilonu Krla. Obz budzi si do ycia. Tuste kiebasy skwierczay ju nad paleniskami, a w powietrzu unosi si zapach czosnku i pieprzu. Modzi giermkowie spieszyli z pierwszymi poleceniami swoich panw, ktrzy budzili si, przecigajc, i ziewaniem witali dzie. Sucy z gsi pod pach przyklkn, kiedy go mijali. - Panowie - wymamrota, cisnwszy mocniej ptaka, ktry dziobn go w rk i

zagga gono. Wystawione przed namioty tarcze z herbami obwieszczay, kto w nich przebywa: zoty orze Seagarda, pole pene skowronkw Brycea Carona, ki winogron Redwynew, ctkowany dzik, czerwony w, ponce drzewo, biay baran, potrjna spirala, fioletowy jednoroec, taczca panna, ostrokrzew, bliniacze wiee, sowa uszata i wreszcie nienobiae tarcze herbowe Krlewskiej Stray. - Krl ma zamiar wzi udzia w turnieju - odezwa si ser Barristan, kiedy mijali tarcz ser Meryna z widocznym wgnieceniem w miejscu, gdzie kopia Lorasa Tyrella zdara farb, wyrzucajc z sioda jej waciciela. - Tak - odpar Ned ponuro. Jory przynis mu t wiadomo poprzedniego wieczoru. Nic dziwnego, e nie mg zasn. Ser Barristan wyglda na zmartwionego. - Mwi, e nocne piknoci bledn o wicie, a ojciec wyrzeka si rano dzieci spodzonych noc po pijanemu. - Moe i tak - zgodzi si Ned - ale nie w przypadku Roberta. - Inni moe by prbowali zapomnie o przechwakach wypowiedzianych w chwili pijackiego uniesienia, ale Robert Baratheon nigdy ich nie zapomina, a to oznaczao, e nie cofa raz powzitych decyzji. Krlewski pawilon postawiono blisko wody, dlatego poranne mgy znad rzeki owiny go szarymi mackami. Cay ze zocistego jedwabiu, stanowi najwiksz i najwspanialsz konstrukcj w obozie. Przed jego wejciem spoczywaa ogromna maczuga Roberta, a obok niej elazna tarcza z jeleniem z koron rogw, herbem rodu Baratheonw. Ned mia nadziej, e Krl bdzie jeszcze w ku, zamroczony winem, lecz szczcie mu nie dopisao. Robert popija piwo z wypolerowanego rogu i grzmia niezadowolony na dwch modych giermkw, ktrzy prbowali zapi mu zbroj. - Wasza Mio - mwi jeden z modziecw paczliwym gosem - zrobili j za ma, nie da si zapi. - Pocign mocniej i naszyjnik, ktry prbowa zapi na szyi Roberta, spad na ziemi. - Na siedem piekie! - zakl Robert. - Czy sam mam to zrobi? Niech was pieko pochonie. Podnie to. Czemu stoisz i gapisz si, Lancel, podnie to! - Chopak podskoczy, a Krl zauway przybyych. - Spjrz tylko na tych durni, Ned. Moja ona nalegaa, ebym wzi ich na giermkw, ale nie ma z nich adnego poytku. Nie potrafi nawet ubra czowieka w zbroj. Giermkowie, te mi co. Raczej winiopasy wystrojone w jedwabie. Ned zerkn tylko i od razu zorientowa si, na czym polega problem. - To nie ich wina, Robercie - zwrci si do Krla. - Jeste za gruby do swojej zbroi. Robert Baratheon pocign dugi yk piwa, rzuci pusty rg na futra, pod ktrymi spa, otar usta wierzchem doni i powiedzia ponurym gosem: - Gruby? Gruby! Co? Tak si

mwi do Krla? - Jego gromki miech przypomina gwatown burz. - A niech ci, Ned, dlaczego ty zawsze musisz mie racj? Obaj giermkowie umiechnli si nerwowo, lecz Krl natychmiast zgromi ich spojrzeniem. - Hej, wy tam. Tak, do was mwi. Syszelicie, co powiedzia Namiestnik. Krl jest za gruby do swojej zbroi. Idcie po ser Arona Santagara. Powiedzcie mu, e potrzebuj rozcigacza napiernika. - No, szybko! Na co czekacie? Chopcy wybiegli szybko z namiotu, potrcajc si wzajemnie. Robert siedzia z powan min, dopki nie wyszli, a potem rozbawiony opad na oparcie swojego krzesa. Ser Barristan take zachichota. Nawet Eddard Stark zdoby si na umiech, chocia powaniejsze myli zaprztay jego umys. Przyjrza si uwanie giermkom: zgrabni, o jasnych wosach. Jeden z nich by w wieku Robba i mia dugie, zociste, krcone wosy. Drugi nie mg mie wicej jak pitnacie lat, wosy zociste, z puszkiem pierwszych wsw, oczy szmaragdowozielone, tak jak Krlowa. - Chciabym widzie twarz Santagara, kiedy ich zobaczy - powiedzia Robert. - Mam nadziej, e bdzie mia na tyle rozumu, eby posa ich do kogo innego. Nie wolno da im ani chwili odpoczynku! - To Lannisterowie? - spyta Ned. - Mam na myli giermkw. Robert przytakn mu, ocierajc zazawione oczy. - Kuzynowie. Synowie brata lorda Tywina. Ju nie yje. A moe tak, nie pamitam. Rodzina mojej ony jest bardzo dua. Bardzo ambitna rodzina, pomyla Ned. Nie mia nic przeciwko giermkom, ale niepokoi go fakt, e Robert pozostaje nieustannie w otoczeniu krewnych Krlowej. Jeli chodzi o zaszczyty i stanowiska, apetyt Lannisterw wydawa si nienasycony. - Podobno pornie si wczoraj z Krlow. Umiech znikn z twarzy Roberta. - Ta kobieta prbowaa zabroni mi walki w turnieju. A niech j, teraz siedzi naburmuszona w zamku. Twoja siostra nigdy by mnie tak nie zawstydzia. - Robercie, nie znae Lyanny tak jak ja - odpowiedzia Ned. - Nie widziae jej elaznego wntrza, jedynie jej urod. Ona by ci powiedziaa, e nie tam twoje miejsce. - Co, i ty te? - Krl nachmurzy si. - Jeste zgorzkniay, Stark. Za dugo siedziae na pnocy i wszystkie soki w twoim ciele zamarzy. Moje pyn jeszcze wawo. - Poklepa si po piersi na potwierdzenie swoich sw. - Ty jeste Krlem - przypomnia mu Ned.

- Siedz na tym cholernym tronie przez cay czas, ale to nie znaczy, e nie mam takich samych potrzeb jak inni. Czasem mam ochot napi si wina, przycisn jak dziewczyn w ku, tak eby zapiszczaa, wskoczy na konia. Na siedem piekie, Ned, mam ochot przyoy komu. - Wasza Mio - odezwa si ser Barristan Selmy. - Nie przystoi Krlowi stawa w szranki w turnieju. Nie byaby to uczciwa walka. Kto by si omieli zada ci cios? Robert popatrzy na niego wyranie zaskoczony. - Do licha, a to niby dlaczego? Przecie mog. Na placu boju pozostanie - Krl - dokoczy za niego Ned. Zorientowa si, e Selmy trafi w sedno sprawy. Niebezpieczestwo pojedynku podsycao tylko apetyt Roberta, lecz jego uwaga urazia dum Krla. - Ser Barristan ma racj. W caych Siedmiu Krlestwach nie znajdziesz czowieka, ktry by mia sta si przyczyn twojego niezadowolenia, zadajc ci ran. Krl zerwa si na nogi czerwony na twarzy. - Sugerujesz, e te pode tchrze pozwol mi wygra? - Z pewnoci - powiedzia Ned, a ser Barristan Selmy przytakn mu skinieniem gowy. Przez chwil Robert, rozzoszczony do ostatecznoci, nie potrafi wydoby z siebie ani sowa. Przeszed na drug stron namiotu, po czym zawrci z twarz czerwon od gniewu. Rozwcieczony, chwyci z ziemi napiernik i cisn nim w Barristana Selmyego. Rycerz uchyli si. - Wyno si - rzuci. - Wyno si, zanim ci zabij. Ser Barristan wyszed szybko. Ned mia zamiar pj za nim, lecz Krl powstrzyma go. - Ty zosta, Ned. Ned odwrci si. Robert wzi swj rg, napeni go piwem z beczki stojcej w kcie namiotu i poda Nedowi. - Pij - powiedzia oschle. - Nie czuj pragnienia - Pij. To rozkaz Krla. Ned przyj od niego rg i napi si. Piwo byo bardzo ciemne, gste i tak mocne, e poczu kucie w oczach. Robert usiad ponownie. - Nedzie Stark, a niech ci. Obu was kochaem, ciebie i Jona Arryna. Co wycie mi zrobili? Ktry z was powinien zosta krlem. - Tobie si nalea tron, Wasza Mio. - Kazaem ci pi, a nie sprzecza si ze mn. To ty zrobie mnie Krlem, wic mgby okaza cho na tyle uprzejmoci, eby mnie wysucha, kiedy do ciebie mwi. Ned,

spjrz na mnie. Zobacz, jaki poytek z tego mojego krlowania. Bogowie, nie mieszcz si w zbroj, jak to si stao? - Robercie - Pij i sied cicho. Teraz mwi twj Krl. Wierz mi, nigdy nie byo we mnie tyle ycia jak w chwili, kiedy zdobywaem tron. Nie byem te bardziej zdechy ni teraz, kiedy go ju zdobyem. I jeszcze Cersei To Jon Arryn nakoni mnie, bym j polubi. Nie miaem zamiaru eni si ponownie po utracie Lyanny, ale Jon powiedzia, e Krlestwo potrzebuje potomka. Mwi te, e Cersei Lannister bdzie dobr parti, e dziki maestwu z ni bd mia po swojej stronie lorda Tywina, na wypadek gdyby Yiserys Targaryen prbowa odzyska tron ojca. - Krl pokrci gow. - Przysigam, e kochaem staruszka, cho teraz uwaam, e by gupi. Och, Cersei jest pikn kobiet, mio na ni popatrze, ale jest zimna. Mwi ci, pilnuje swojej cipy, jakby trzymaa midzy nogami cae bogactwo Casterly Rock. Daj mi to piwo, jeli ju nie chcesz. - Wypi piwo jednym haustem, bekn i otar usta rk. - Ned, przykro mi z powodu twojej dziewczyny. Naprawd. Mam na myli wilka. Wiem, e mj syn kama. On kochasz swoje dzieci, prawda? - Caym sercem - odpar Ned. - Wyjawi ci moj tajemnic. Co pewien czas miewam sen tym, eby pozby si korony. Widz siebie, jak pyn statkiem do Wolnych Miast, zabieram swj mot i konia, walcz i rn dziwki, bo do tego zostaem stworzony. Krl zabijaka, minstrele by mnie uwielbiali. I wiesz, co mnie powstrzymuje? Myl, e Joffrey zostaby na tronie, za ktrym stoi Cersei i szepce mu do ucha. Mj syn. Ned, jak mogem spodzi takiego syna? - To jeszcze chopak - odpowiedzia Ned, czujc si niezrcznie. Nie przepada za ksiciem Joffreyem, lecz teraz wyczu bolesn nut w gosie Roberta. - Zapomniae ju, jaki bye nieokrzesany w jego wieku? - Ach, Ned. Nie przejmowabym si, gdyby chopak by tylko nieokrzesany. Nie znasz go tak dobrze jak ja. - Westchn i pokrci gow. - Moe masz racj. Jon nieraz zaamywa nade mn rce, a jednak wyrosem na dobrego krla. - Kiedy Ned nic nie odpowiedzia, Robert spojrza na niego z wyrzutem. - No, teraz mgby mi przyzna racj. - Wasza Mio - zacz Ned ostronie. Robert poklepa go po plecach. - Ach, powiedz, e jestem lepszym krlem ni Aerys, i skoczmy z tym. Nedzie Stark, ty nigdy nie potrafie kama. Teraz wszystko si zmieni. Wci jestem mody, a ty znowu jeste ze mn. Co tam Lannisterowie. Wszyscy zobacz, jak razem porzdzimy. Czuj boczek. Jak mylisz, kto dzisiaj wygra? Widziae chopaka Macea Tyrella? Nazywaj go Rycerzem Kwiatw. Kady ojciec byby dumny z takiego syna. W

ostatnim turnieju zrzuci Krlobjc na jego zoty tyek. Szkoda, e nie widziae twarzy Cersei. A ja pokadaem si ze miechu. Renly mwi, e ta jego siostrzyczka dziewuszka ma czternacie lat, liczna jak poranek Do niadania zasiedli przy drewnianym stole ustawionym na brzegu rzeki. Jedli ciemny chleb, gotowane gsie jaja oraz ryb smaon z cebul boczkiem. Zy nastrj Krla ulatywa stopniowo podobnie jak poranna mga i niebawem Robert, jedzc pomaracz, opowiada ju o pewnym poranku w Eyrie, kiedy byli jeszcze chopcami. - da Jonowi beczk pomaraczy, pamitasz? Ale one si zepsuy, wic rzuciem swoj przez st i trafiem Dacksa prosto w nos. Pamitasz tego dziobatego giermka Redforta? Rzuci we mnie i zanim Jon zdy pierdn, po Wielkiej Sali latay pomaracze. - Rykn miechem, a Ned odpowiedzia mu umiechem, przypominajc sobie dawne czasy. To by chopak, z ktrym si wychowywaem, pomyla, to by Robert Baratheon, ktrego zna i kocha. Teraz z pewnoci by go wysucha, gdyby Ned potrafi udowodni, e Lannisterowie nastawali na ycie Brana, e zamordowali Jona Arryna. Wtedy Cersei zostaaby pokonana, a wraz z ni Krlobjca. A gdyby lord Tywin prbowa wznieci powstanie na zachodzie, Robert zgnitby go, tak jak zgnit Rhaegara Targaryena nad Tridentem. Widzia to wszystko tak wyranie. Eddard Stark od dawna nie jad z takim apetytem, a po niadaniu umiecha si ju swobodniej i czciej, a nadszed czas turnieju. Ned poszed na plac turniejowy razem z Krlem. Obieca Sansie, e razem obejrz ostatnie pojedynki, poniewa septa Mordane zachorowaa, a jego crka nie chciaa opuci zakoczenia turnieju. Odprowadzajc Roberta na jego miejsce, zauway, e Cersei Lannister nie pojawia si u jego boku, miejsce obok Krla pozostao puste. Kolejny szczeg, ktry napawa go nadziej. Przepchn si do swojej crki i usiad obok niej w chwili, gdy zagray rogi, dajc znak do rozpoczcia ostatniego dnia turnieju. Sansa wydawaa si nie zauwaa jego przybycia, zajta ogldaniem widowiska. Pierwszy pojawi si Sandor Clegane. Na ciemnoszar zbroj zaoy oliwkowozielony paszcz. Razem z jego psim hemem stanowi jedyn ozdob jego stroju. - Sto zotych smokw na Krlobjc - owiadczy gono Littlefinger, kiedy Jaime Lannister wjecha midzy szranki na swoim okazaym gniadym rumaku. Ko przykryty by pozacan kolczug, a sam Jaime lni od stp do gw. Nawet kopi mia wykonan ze zocistego drewna z Wysp Poudniowych.

- Przyjmuj - odpowiedzia gono lord Renly. - Ogar wyglda dzisiaj na wygodniaego. - Nawet godne psy wiedz, e nie naley gry rki pana, ktry go karmi - rzuci Littlefinger. Sandor Clegane opuci z trzaskiem przybic i zaj pozycj. Ser Jaime posa pocaunek jakiej kobiecie z widowni, opuci przybic i odjecha na koniec szrankw. Obaj nastawili kopie. Ned Stark nie miaby nic przeciwko temu, eby aden z walczcych nie wygra, za to Sansa z trudem potrafia usiedzie na swoim miejscu. Pospiesznie wzniesiona galeria zadraa, kiedy konie przeszy w galop. Ogar pochyli si do przodu, a jego kopia ani drgna, lecz Jaime zmieni pozycj przed samym starciem. Zocisty lew na tarczy Lannistera bez problemu odbi koniec kopii Cleganea, natomiast jego wasna trafia w sam rodek tarczy przeciwnika. Posypay si drzazgi i Ogar zachwia si mocno, prbujc utrzyma si w siodle. Sansa wstrzymaa oddech. Tum zawoa radonie. - Zastanawiam si, jak wyda twoje pienidze - zawoa Littlefinger do lorda Renlyego. Ogar zdoa utrzyma si w siodle. Zawrci swojego wierzchowca i pojecha na pocztek szrankw. Jaime Lannister odrzuci zaman kopi i wzi now. Przez chwil rozmawia wesoo ze swoim giermkiem. Ogar ruszy galopem i Lannister wyjecha mu na spotkanie. Tym razem, kiedy Jaime przechyli si, Sandor Clegane zrobi to samo. Drzazgi z obu kopii wyleciay w powietrze. Zanim opady, gniady rumak bieg swobodnie w poszukiwaniu trawy, ser Jaime Lannister za toczy si po ziemi w swojej zocistej, pogitej zbroi. - Wiedziaam, e Ogar wygra - powiedziaa Sansa. Littlefinger usysza jej sowa i zawoa: - Jeli wiesz, kto wygra w drugim pojedynku, to powiedz teraz, zanim lord Renly cakiem mnie oskubie. - Ned umiechn si. - Szkoda, e nie ma z nami kara - powiedzia Lord Renly. - Mgbym wygra dwa razy tyle. Jaime Lannister podnis si ju na nogi, ale jego hem w ksztacie lwiej gowy pogi si w czasie upadku i teraz rycerz nie mg zdj go z gowy. Z niszych awek dobiegay gwizdy i pokrzykiwania. Lordowie i damy prbowali nieudolnie zdusi chichoty, lecz nad wszystkimi odgosami wznosi si gromki miech krla Roberta. Ostatecznie odprowadzono lepego i kulawego Lwa Lannisterw do kowala.

Tymczasem w szrankach pojawi si ju ser Gregor Clegane. By ogromnym mczyzn, najwikszym, jakiego widzia Eddard Stark. Robert Baratheon i wszyscy jego bracia byli potni, podobnie jak i Ogar, a w Winterfell mieszka gupkowaty stajenny o imieniu Hodor, jeszcze wikszy od nich wszystkich, lecz rycerz, ktrego zwali Jedc Gr, przewysza wzrostem nawet Hodora. Mierzy ponad siedem stp wzrostu, prawie osiem, a jego bary i ramiona przypominay pnie maych drzew. Rumak Gregora wyglda jak kucyk pomidzy jego nogami, a kopia w jego rkach przypominaa kij od mioty. W przeciwiestwie do swojego brata ser Gregor nie mieszka na dworze. By samotnikiem, ktry rzadko opuszcza swoje ziemie, przewanie tylko wtedy, gdy udawa si na wojn lub na turniej. Jako siedemnastoletni, wieo pasowany rycerz walczy u boku lorda Tywina, kiedy pada Krlewska Przysta, Ju wtedy wyrnia si wzrostem i ogromn zaciekoci. Niektrzy twierdz, e to wanie Gregor roztrzaska gwk ksicia Aegona Targaryena, ktry by wtedy niemowlciem, a potem zgwaci jego matk, ksiniczk Eli z Dorn, zanim j zabi. Naturalnie nikt nie omieli si powtrzy tego w jego obecnoci. Ned Stark nie pamita, eby kiedykolwiek z nim rozmawia, chocia Gregor walczy po ich stronie w czasie powstania Balona Greyboya, lecz wtedy by jednym z tysicy rycerzy. Patrzy na niego z niepokojem. Ned niegdy nie dawa wiary plotkom, ale to, co opowiadano o ser Gregorze, brzmiao bardziej ni strasznie. Niebawem mia si oeni po raz trzeci. O mierci dwch poprzednich on kryy mroczne opowieci. Mwiono, e jego twierdza to bardzo ponure miejsce, w ktrym suba czsto znikaa i gdzie nawet psy bay si wchodzi do gwnej sali. Mia te siostr, lecz i ona zmara w modym wieku. Jego brata okaleczy ogie, a ojciec zgin w wypadku podczas polowania. W dniu, w ktrym Gregor odziedziczy twierdz, zoto i rodzinne posiadoci, jego modszy brat wyjecha i zacign si na sub u Lannisterw. Podobno od tamtej pory ani razu nie odwiedzi rodzinnego domu. Tum przywita Rycerza Kwiatw fal pomrukw, a Ned usysza szept podnieconej crki: - Och, on jest taki pikny. - Ser Loras Tyrell, gibki jak trzcina, mia na sobie olepiajco srebrzyst zbroj ozdobion deseniem czarnej winoroli i drobniutkich niezapominajek. Wszyscy, podobnie jak Ned, natychmiast zorientowali si, e to szafiry tworz ich gwki, co przyjli okrzykami podziwu i niedowierzania. Z ramienia modzieca zwisa ciki paszcz. Do grubej, wenianej peleryny przyszyto setki prawdziwych niezapominajek. Jego ko by rwnie gibki jak jedziec; siwa klacz stworzona do szybkoci. Rumak ser Gregora zara, kiedy pochwyci jej zapach. Chopak z Wysogrodu zrobi co przy nogach klaczy i ko zataczy zgrabnie, usuwajc si w bok. Sansa chwycia ojca za rami. - Ojcze,

nie pozwl, eby ser Gregor go zrani - powiedziaa. Ned zauway, e trzyma r, ktr poprzedniego dnia podarowa jej ser Loras. Jory opowiedzia mu o tym. - Oni walcz kopiami turniejowymi - wyjani crce - ktre ami si przy uderzeniu, dlatego nikt nie jest ranny. - Zaraz jednak przypomnia sobie martwego chopaka zoonego na wozie, przykrytego paszczem ozdobionym pksiycami. Ser Gregor z trudem potrafi opanowa swojego wierzchowca. Jego rumak potrzsa gow, grzeba kopytami i ra nerwowo. Olbrzym kopn mocno cikim butem w bok konia. Rumak stan dba i prawie go zrzuci. Rycerz Kwiatw skoni si przed Krlem i odjecha na koniec szrankw z gotow kopi. Ser Gregor cign mocno cugle swojego konia, zatrzymujc go w miejscu. I nagle zaczo si. Rumak Jedcej Gry ruszy penym galopem, klacz za jego przeciwnika popyna gadko niczym niesiony wiatrem jedwab. Ser Gregor poprawi tarcz i nastawi kopi, lecz przez cay czas z trudem utrzymywa krnbrnego konia w linii prostej. Nieoczekiwanie Loras Tyrell znalaz si tu przed nim i skierowa kopi dokadnie w to miejsce. W nastpnej chwili Jedca Gra spada ju w d. By tak wielki, e pocign za sob swojego rumaka. Razem tworzyli ogromn mas spltanej stali i ciaa. Rozlegy si okrzyki zdziwienia, gwizdy, wiwaty, lecz ponad wszystkim rozbrzmiewa ochrypy miech Ogara. Rycerz Kwiatw zatrzyma swojego wierzchowca na kocu szrankw. Jego kopia pozostaa nienaruszona. Szafiry zamrugay w socu, kiedy podnis przybic, ukazujc umiechnit twarz. Lud szala z radoci. Ser Gregor Clegane podnis si z ziemi na rodku pola. Zerwa z gowy hem i cisn go na ziemi. Twarz mia pociemnia ze zoci, a wosy opady mu na oczy. - Mj miecz krzycza gniewnie do giermka. Chopiec podbieg do niego natychmiast. Rumak ser Gregora zdy ju dwign si na nogi. Gregor Clegane zabi konia jednym okrutnym ciciem, ktre przecio szyj zwierzcia na p. W jednej chwili wiwaty przeszy w okrzyki przeraenia. Zdychajcy ko osun si na kolana, rc przeraliwie. Gregor ruszy na ser Lorasa Tyrella z zakrwawionym mieczem w doni. - Powstrzymajcie go! - zawoa Ned, lecz jego sowa utony w morzu wrzaskw. Wszyscy krzyczeli, a Sansa pakaa. Wszystko skoczyo si bardzo szybko. Rycerz Kwiatw krzycza, by podano mu miecz, lecz ser Gregor powali jego giermka i chwyci za cugle jego konia. Klacz poczua krew i stana dba. Loras Tyrell z trudem utrzymywa si w siodle. Ser Gregor zamierzy si mieczem i potnym uderzeniem w pier zrzuci modzieca na ziemi. Kiedy jednak Gregor

wznis miecz, by zada miertelne uderzenie, rozleg si ostrzegawczy okrzyk: - Zostaw go i do w stalowej rkawicy pocigna go w bok. Jedca Gra obrci si rozwcieczony i jego miecz zatoczy uk do tyu gotowy do ataku, lecz Ogar odparowa go. Loras Tyrell zosta odprowadzony na bezpieczn odlego, tymczasem obaj bracia nie ustawali w atakach, co wydawao si trwa wieczno. Ned trzykrotnie widzia, jak ser Gregor kieruje swj miecz na psi hem, jednak ani razu nie udao si Sandorowi dosign odsonitej twarzy brata. Trzeba byo gosu Krla, eby zakoczy t walk gosu Krla i dwudziestu ludzi. Jon Arryn powtarza, e dowdca musi mie mocny gos, eby go syszano na polu bitwy, a Robert udowodni nad Tridentem, e posiada taki gos. - Do tego szalestwa - zagrzmia. - Rozkazuj wam w imieniu Krla! Ogar przyklkn na jedno kolano. Miecz ser Gregora przeci powietrze i dopiero wtedy rycerz opamita si. Opuci miecz i posa Robertowi grone spojrzenie, otoczony przez krlewskich gwardzistw i tuzin innych rycerzy. Odwrci si bez sowa i odszed, odepchnwszy Barristana Selmyego - Pucie go - powiedzia Robert, koczc ostatecznie ca spraw. - Czy Ogar zosta czempionem? - spytaa Sansa. - Nie - odpowiedzia Ned. - Pozosta jeszcze jeden, ostatni, pojedynek midzy Ogarem i Rycerzem Kwiatw. A jednak okazao si, e Sansa miaa racj. Kilka chwil pniej na pole wszed ser Loras Tyrell w samym tylko prostym kubraku i przemwi do Sandora Clegane: Zawdziczam ci ycie. A zatem ty jeste zwycizc, ser. - Nie jestem aden ser - odpar Ogar, lecz przyj zwycistwo oraz sakiewk zwycizcy, a take - chyba po raz pierwszy w yciu - uwielbienie tumu. Ludzie wiwatowali gono, kiedy odchodzi do swojego pawilonu. Kiedy Ned szed z Sansa na pole ucznikw, doczy do nich Littlefinger i kilku innych. - Tyrell z pewnoci wiedzia, e jego klacz grzaa si. Daj gow, e chopak wszystko zaplanowa. Gregor zawsze lubi ogromne, narowiste konie, ktre maj wicej energii ni zdrowego rozsdku. - Wydawao si, e rozbawiy go jego wasne sowa. - Z pewnoci nie rozbawiy ser Barristana Selmyego. - Podstpne sztuczki nie przynosz wielkiego zaszczytu - powiedzia starzec powanym tonem. - Niewielki zaszczyt i dwadziecia tysicy w zocie. - Lord Renly umiechn si. Tego samego popoudnia modzieniec o imieniu Anguy, zwyky chopak z Dornijskich Bagien, wygra konkurs uczniczy, pokonujc ser Balona Swanna i Jalabhara Xho na

odlegoci stu krokw. Pozostali ucznicy odpadli na krtszych dystansach. Ned posa Alyna, by go odszuka, i zaproponowa mu sub w szeregach stray Namiestnika, lecz chopak odmwi, upojony winem, zwycistwem i niespodziewanym bogactwem. Walka wrcz trwaa trzy godziny. Wzio w niej udzia prawie czterdziestu ludzi, gwnie wolni, pomniejsi rycerze, a take wieo mianowani giermkowie, ktrzy pragnli, by o nich usyszano. W wirze penym krwi i bota, posugujc si przytpion broni, zmagay si niewielkie oddziay, ktrych czonkowie zwracali si pniej przeciwko sobie, w miar jak tworzyy si i rozpaday kolejne koalicje, a ostatecznie na polu bitwy pozosta tylko jeden czowiek. Zwycizc ogoszono czerwonego kapana, Thorosa z Myr. By to szaleniec, ktry ogoli sobie gow i walczy ognistym mieczem. Ju wczeniej wygrywa podobne pojedynki, poniewa konie innych jedcw bay si ognia, Thoros za nie ba si niczego. Tak wic ostatecznie mwiono o trzech zamanych koczynach, pogruchotanym obojczyku, kilkunastu zamanych palcach, byo te mnstwo siniakw i zadrapa. Ned bardzo si cieszy, e Robert nie stan w szranki. Tamtego wieczoru, w czasie uczty, Eddard Stark siedzia peen nadziei jak nigdy dotd: Robert tryska humorem, nigdzie nie byo wida Lannisterw i nawet jego crki zachowyway si wyjtkowo poprawnie. Jory przyprowadzi Ary, a Sansa rozmawiaa z ni bardzo uprzejmie. - Turniej by wspaniay - westchna. - Szkoda, e nie przysza popatrze. A jak miny twoje tace? - Jestem caa obolaa - odpara Arya zadowolona i pokazaa z dum ogromny siniak na nodze. - Musisz by okropn tancerk - powiedziaa Sansa z powtpiewaniem. Pniej, kiedy Sansa odesza posucha trupy piewakw, ktrzy przedstawiali widowisko skadajce si gwnie z ballad, a zatytuowane Taniec smokw, Ned dokadniej przyjrza si posiniaczonej nodze crki. - Mam nadziej, e Forel nie wiczy ci zbyt ostro - powiedzia. Arya stana na jednej nodze. Robia to coraz lepiej. - Syrio twierdzi, e kady siniak to nowa lekcja, a kada nowa lekcja czyni ci lepszym. Ned zmarszczy brwi. Syrio Forel posiada znakomit reputacj, a jego wyszukany styl walki z Braavos doskonale nadawa si do smukego ora Aryi, mimo to Sam nie wiedzia, co o tym myle. Kilka dni temu chodzia z oczyma zawizanymi czarn, jedwabn przepask. Pniej wyjania mu, e Syrio uczy j patrze uszami, nosem i skr. Jeszcze wczeniej kaza jej robi obroty i salta w ty.

- Arya, jeste pewna, e chcesz dalej wiczy? Skina gowa. - Jutro bdziemy apa koty. - Koty - westchn. - Moe popeniem bd, zatrudniajc tego mistrza z Braavos. Jeli chcesz, to poprosz Joryego, eby dalej ci uczy. Albo porozmawiam z ser Barristanem. W modoci by najlepszy w caych Siedmiu Krlestwach. - Nie chc ich - powiedziaa Arya. - Chc Syria. - Ned przeczesa wosy palcami. Kady przyzwoity rycerz mgby nauczy Ary podstaw szermierki bez tych wszystkich nonsensownych przepasek, mynkw i skakania na jednej nodze, lecz on dobrze wiedzia, e jego crka jest uparta jak osio i nie ma sensu z ni si sprzecza. - Jak chcesz - powiedzia. Wierzy, e Arya zmieni zdanie prdzej czy pniej. - Tylko uwaaj na siebie. - Dobrze - zapewnia go z powan min i przeskoczya z prawej nogi na lew. Pnym wieczorem, kiedy ju odprowadzi obie crki do ich sypialni i przypilnowa, eby pooyy si do swoich ek - Sansa ze swoimi marzeniami, Arya z siniakami - sam uda si do swoich komnat na grze Wiey Namiestnika. Po ciepym dniu w pokoju panowaa duchota. Ned podszed do okna i otworzy cikie okiennice, eby wpuci do rodka chodne nocne powietrze. Spojrzawszy ponad Wielkim Dziedzicem, dostrzeg wiato wiecy w oknie komnaty Littlefingera. Pnoc mina ju jaki czas temu. Biesiadnicy znad rzeki wracali pomau do domw. Wyj sztylet i przyjrza mu si uwanie. Bro Littlefingera, zdobyta przez Tyriona Lannistera jako wygrana w zakadzie, wysana, by zabi ni Brana w czasie snu. Dlaczego? Dlaczego karze miaby pragn mierci Brana? Dlaczego ktokolwiek miaby pragn jego mierci? Sztylet, upadek Brana, wszystko to ma jaki zwizek z zamordowaniem Jona Arryna, czu, e tak jest, lecz jak dotd ani troch nie udao mu si odsoni prawdy o mierci Jona. Lord Stannis nie powrci do Krlewskiej Przystani na turniej. Lysa Arryn milczaa, schowana bezpiecznie za wysokimi murami Eyrie. Giermek nie y, a Jory wci przesuchiwa w burdelach. Jak dotd nie znalaz niczego poza bkartem Roberta. Ned nie mia wtpliwoci, e ponury pomocnik patnerza jest synem Krla. Jego twarz zbyt wyranie wiadczya o pokrewiestwie z Baratheonami: szczka, oczy, ciemne wosy. Renly by zbyt mody, by mie syna w tym wieku, Stannis nosi zbroj dumnego i zimnego honoru. Pozosta tylko Robert, Gendry by jego synem.

Tylko czy wiedza ta co mu dawaa? Krl zostawi innych bkartw w Siedmiu Krlestwach. Otwarcie uzna jednego z nich, chopca w wieku Brana, ktrego matka bya dam. Chopak zosta oddany pod opiek kasztelana lorda Renlyego w Kocu Burzy. Ned pamita pierwsze dziecko Roberta, dziewczynk z Yale; Robert sam by wtedy jeszcze prawie chopcem. Sodkie dziecko, mody lord z Koca Burzy kocha j do szalestwa i odwiedza czsto, eby si z ni pobawi jeszcze dugo po tym, jak przesta si interesowa jej matk. Czsto cign tam ze sob Neda dla towarzystwa. Dziewczyna miaaby teraz siedemnacie albo osiemnacie lat, zda sobie spraw, starsza od Roberta, kiedy j spodzi. Dziwna myl. Bkarty pana ma nie przysparzay radoci Cersei, ale ostatecznie nie miao to znaczenia, czy spodzi jednego czy stu. Wedug prawa i zwyczaju nisko urodzone dzieci nie miay zbyt wielu praw. Gendry, dziewczynka w Yale, chopak w Kocu Burzy, adne z nich nie mogo zagrozi prawowitym dzieciom Roberta Jego rozmylania przerwao ciche pukanie do drzwi. - Kto do ciebie, panie - zawoa Harwin. - Nie chcia poda swojego imienia. - Wpu go - powiedzia Ned. Zastanawia si, kto to moe by. Do pokoju wszed tgi mczyzna w popkanych, uboconych butach i grubej, brzowej szacie z surowego materiau; twarz schowa pod kapturem, a donie w obszernych rkawach. Nic nie wskazywao na to, e mgby nalee do Nocnej Stray. - Kim jeste? - spyta Ned. - Przyjacielem - odpar obcy dziwnie niskim gosem. - Lordzie Stark, musimy porozmawia sam na sam. Ciekawo wzia gr nad ostronoci. - Harwin, zostaw nas samych - rozkaza. Go zdj kaptur dopiero wtedy, gdy stranik zamkn za sob drzwi. - Lord Yarys? - spyta Ned zdumiony. - Lordzie Stark - przemwi Yarys uprzejmym gosem i usiad. - Czy bdzie to dla ciebie kopotem, jeli zaproponuj, ebymy si czego napili? Ned napeni letnim winem dwa puchary i poda jeden Yarysowi. - Mgbym przej tu obok i bym ci nie pozna - powiedzia z niedowierzaniem. Dotd widywa eunucha ubranego tylko w najlepsze jedwabie, aksamity i adamaszki, natomiast ten czowiek cuchn potem. - A zatem dobrze si spisaem - powiedzia Yarys. - Nie chciabym, eby pewni ludzie dowiedzieli si, e rozmawialimy sam na sam. Krlowa bacznie ci obserwuje. Wyborne wino. Dzikuj.

- Jak przedostae si przez moje strae? - spyta Ned. Na zewntrz wejcia pilnowali Porther i Cayn, przy schodach za sta Alyn. - W Czerwonej Twierdzy znajduj si przejcia znane tylko duchom i pajkom. Yarys umiechn si przepraszajco. - Nie zajm ci wiele czasu, mj panie. S rzeczy, o ktrych powiniene wiedzie. Jeste Namiestnikiem Krla, a Krl jest gupcem. - Sodki ton eunucha znikn w jednej chwili, a jego gos sta si city i ostry jak n. - Tak, wiem, jest twoim przyjacielem, niemniej jednak to gupiec skazany na zatracenie, jeli go nie uratujesz. To miao si sta dzisiaj. Chcieli go zabi w czasie pojedynku wrcz. Przez chwil Ned siedzia w milczeniu, zdumiony wiadomoci. - Kto? Yarys napi si wina. - Jeli naprawd musz ci mwi takie rzeczy, to znaczy, e jeste jeszcze wikszym gupcem ni on, a ja znalazem si po niewaciwej stronie. - Lannisterowie - powiedzia Ned. - Krlowa nie, nie wierz, nawet Cersei Przecie prosia go, eby nie walczy! - Zakazaa mu walki! I to w obecnoci jego brata, rycerzy i poowy dworu. Powiedz mi, czy moe by lepszy sposb, by nakoni do czego Roberta? Ned poczu ucisk w odku. Eunuch dotkn jdra prawdy: wystarczyo powiedzie Robertowi Baratheonowi, e nie moe, nie wolno mu czego zrobi, a z pewnoci to uczyni. - Nawet gdyby walczy, czy kto by si omieli zada cios Krlowi? Yarys wzruszy ramionami. - W ostatnim pojedynku brao udzia czterdziestu jedcw. Lannisterowie maj wielu przyjaci. W takim zamieszaniu przewracajce si konie, poamane koci i jeszcze Thoros z Myr wymachujcy tym swoim absurdalnym ognistym mieczem. Kto by to nazwa morderstwem, gdyby czyj przypadkowy cios powali Jego Mio? - Podszed do dzbana i nala sobie jeszcze wina. - Z pewnoci winowajca okazaby wielk skruch. Ju sysz jego pacz. A askawa i pena zrozumienia wdowa podnosi biedaka z kolan i udziela mu przebaczenia. Dobry krl Joffrey musiaby go uaskawi. - Eunuch przyoy do do policzka. - A moe jednak Cersei pozwoliaby ser Ilynowi ci mu gow. Takie rozwizanie stanowioby mniejsze ryzyko dla Lannisterw, za to byoby nieprzyjemnym zaskoczeniem dla ich przyjaciela. Ned poczu wzbierajcy w nim gniew. - Wiedziae o wszystkim i nic nie zrobie. - Ja mam pod sob szpiegw, a nie wojownikw. - Moge przyj do mnie wczeniej. - Tak, przyznaj. A ty by od razu popdzi do Krla, prawda? Ciekawe, co by zrobi Robert, gdyby si o wszystkim dowiedzia?

Ned zastanawia si nad tym. - Przeklby ich wszystkich i zechcia pokaza, e si nie boi. Yarys rozoy rce. - Wyznam ci co jeszcze, lordzie Eddard. Zastanawiaem si take, jak ty by postpi. Moge przyj do mnie wczeniej, powiadasz, a ja ci odpowiem. Mogem, lecz nie przyszedem, poniewa ci nie ufaem, mj panie. - Ty mi nie ufae? - powtrzy Ned szczerze zdumiony. - Lordzie Eddard, Czerwona Twierdza daje schronienie dwm rodzajom ludzi powiedzia Yarys. - Tym, ktrzy pozostaj lojalni wobec krlestwa, oraz tym, ktrzy okazuj lojalno jedynie wobec siebie samych. A do dzisiejszego ranka nie wiedziaem, do ktrych naleysz czekaem wic, eby si przekona, i teraz ju wiem. - Jego pulchn twarz rozjani krtki, napity umiech i przez chwil jego prawdziwe oblicze i publiczna maska byy jednym i tym samym. - Zaczynam rozumie, dlaczego Krlowa tak bardzo si ciebie obawia. O, tak, teraz rozumiem. - To raczej ciebie powinna si obawia - odpar Ned. - Nie. Ja jestem tym, kim jestem. Owszem, Krl korzysta z moich usug, lecz wstydzi si tego. Nasz Robert jest dzielnym wojownikiem, a kto taki nie lubi donosicieli, szpiegw i eunuchw. Kiedy nadejdzie dzie, w ktrym Cersei powie szeptem: zabij go, Ilyn Payne odrbie mi gow w mgnieniu oka i kto zapacze nad biednym Yarysem? Ani na pnocy ani na poudniu nie piewaj ballad o pajkach. Wycign rk i dotkn Neda swoj pulchn doni. - Ale ty, lordzie Stark myl nie, ja wiem, e on by ci nie zabi, nawet gdyby poprosia o to Krlowa. I moe w tym nasz ratunek. Ned czu si zagubiony. Przez chwile zapragn mc powrci do Winterfell, na pnoc pen prostoty, gdzie wrogiem bya tylko zima i dzicy za Murem. - Z pewnoci Robert ma innych oddanych mu przyjaci - zaprotestowa. - : Jego bracia, jego - ona? - dokoczy Yarys, umiechajc si zjadliwie. - Prawd jest, e jego bracia nienawidz Lannisterw, ale nienawidzi Krlowej, a kocha Krla to jeszcze nie to samo, zgodzisz si ze mn? Ser Barristan kocha swj honor, Wielki Maester Pycelle kocha swj urzd, Littlefinger za kocha siebie samego. - Krlewska Gwardia - Papierowa tarcza - odpar eunuch. - Lordzie Stark, nie mw mi, e tak ci dziwi moje sowa. Sam Jaime Lannister jest Zaprzysionym Bratem Biaych Mieczy, a wszyscy wiemy, ile jest warta jego przysiga. Miny ju dni, kiedy biae paszcze przywdziewali tacy

ludzie jak Ryam Redwyne czy ksi Aemon zwany Smoczym Rycerzem. Z caej sidemki tylko ser Barristan Selmy zrobiony jest z prawdziwej stali, ale Selmy jest stary. Ser Boros i ser Meryn pozostaj cakowicie oddani Krlowej, co do innych take ywi powane podejrzenia. Nie, mj panie. Kiedy przyjdzie wycign miecze, Robert Baratheon bdzie mia tylko jednego prawdziwego przyjaciela w twojej osobie. - Trzeba powiedzie Robertowi - odezwa si Ned. - Jeli to, co mwisz, jest prawd, choby tylko po czci, Krl sam musi zadba o siebie. - I jakie dowody mu przedstawimy? Moje sowa przeciwko ich sowom? Moje ptaszki przeciwko Krlowej, Krlobjcy, przeciwko jego braciom i jego radzie, przeciwko Namiestnikom Wschodu i Zachodu, przeciwko caej potdze Casterly Rock? Lepiej od razu polij po ser Ilyna. Przynajmniej zaoszczdzimy sobie czasu. Wiem, dokd zaprowadzi nas ta droga. - Ale jeli twoje sowa s prawdziwe, oni bd czeka cierpliwie na kolejn okazj. - Ktra nadarzy si raczej prdzej ni pniej - powiedzia Yarys. - To ty sprawiasz, e bardzo si niecierpliwi. Ale moje ptaszki bd uwanie suchay i moe uda nam si je powstrzyma. - Wsta i zacign kaptur na gow. - Dzikuje za wino. Porozmawiamy jeszcze przy okazji zebrania rady. Nie wysilaj si i traktuj mnie z tak sam pogard jak dotd. Myl, e przyjdzie ci to atwo. By ju przy drzwiach, kiedy Ned zawoa: - Yarys? - Eunuch odwrci si. - Jak zgin Jon Arryn? - Byem ciekawy, kiedy o to zapytasz. - Powiedz mi. - zy Lysy, tak to nazywaj. Rzadki i drogi pyn. Do tego sodki jak woda i nie zostawia ladw. W tym samym pokoju bagaem lorda Arryna, eby kto prbowa wszystkiego przed nim, ale mnie nie posucha. Powiedzia, e tylko kto, kto nie jest w peni czowiekiem, moe pomyle o czym podobnym. Ned musia dowiedzie si caej prawdy. - Kto mu podsun trucizn? - Bez wtpienia ktry z jego sodkich przyjaci, ktry czsto zasiada z nim przy stole. Tylko ktry? Wielu ich byo. Lord Arryn by miym i ufnym czowiekiem. - Eunuch westchn. - Chocia pewien chopak. Wszystko zawdzicza Jonowi Arrynowi, lecz kiedy wdowa ucieka do Eyrie, on pozosta w Kings Landing i dobrze mu si powodzio. Moje serce zawsze si raduje na widok modych, ktrzy si wybijaj. - Jego sowa znowu przypominay uderzenia biczem. - Pewnie wspaniale si zaprezentowa w czasie turnieju w

swojej nowiutkiej zbroi i paszczu ozdobionym pksiycami. Szkoda, e umar tak wczenie, zanim zdye z nim porozmawia Ned poczu si, jakby sam zay trucizny. - Giermek - powiedzia. - Ser Hugh. - Coraz bardziej krcio mu si w gowie. - Ale dlaczego? Dlaczego teraz? Jon Arryn by Namiestnikiem przez czternacie lat. Co takiego zrobi, e trzeba byo go zabi? - Zadawa pytania - odpar Yarys i znikn za drzwiami.

TYRION
Tyrion Lannister sta w chodzie budzcego si witu i patrzy, jak Chiggen patroszy jego konia. W mylach zapisa jeszcze jeden dug Starkw. Kiedy najemnik rozpru brzuch zwierzcia, z jego wntrza uleciaa para. Zrcznie operowa noem, poniewa naleao to zrobi szybko, zanim zapach krwi cignie cieniokoty. - Nikt z nas nie bdzie dzisiaj godny - powiedzia Bronn. Sam wyglda jak cie: przeraliwie chudy, o ciemnych oczach i wosach, z twarz pokryt ciemn szczecin. - Moe nie wszyscy si najemy - odpowiedzia mu Tyrion. Nie przepadam za koskim misem. Szczeglnie, e jest to mj ko. - Miso to miso - powiedzia Bronn i wzruszy ramionami. - Dothrakowie wol koskie miso od woowiny czy wieprzowiny. - Bierzesz mnie za Dothraka? - spyta Tyrion ponurym gosem. To prawda, e Dothrakowie jedli konie; zostawiali te uomne dzieci na poarcie zdziczaym psom, ktre zawsze poday za ich khalasar. Dlatego niezbyt przypady mu do gustu ich zwyczaje. Chiggen odkroi pasek ociekajcego krwi misa i podnis go do gry. - Chcesz sprbowa, karle? - Dostaem t klacz od mojego brata, Jaimea, w dwudziesty trzeci dzie mojego imienia - powiedzia Tyrion smtnym gosem. - Podzikuj mu w naszym imieniu. Jeli go jeszcze kiedy zobaczysz. - Chiggen umiechn si, ukazujc poke zby, i zjad surowe miso w dwch ksach. - Smakuje to znaczy, e to nie byle jaki ko. - Bdzie jeszcze lepszy, jeli zjesz z cebul - wtrci Bronn. Tyrion odszed bez sowa. Zimno przenikao jego ciao a do koci, a nogi mia tak obolae, e z trudem chodzi. Pomyla, e chyba jego zdechej klaczy bardziej si poszczcio. On musia jecha dalej, kilka ksw strawy, krtki sen na twardej i zimnej ziemi, a potem kolejna noc i jeszcze jedna, i nastpna, a bogowie tylko wiedzieli, jak to wszystko si skoczy. - A niech j - mrukn pod nosem, idc w gr do swoich ciemiycieli. - A z ni wszystkich Starkw. Wspomnienie wci pozostawao ywe. W jednej chwili zamawia kolacj, a w nastpnej sta otoczony zbrojnymi ludmi i patrzy, jak Jyck siga po miecz. Tymczasem gruba karczmarka wrzeszczaa: - adnych mieczy. Nie tutaj, prosz.

Tyrion zdy wykrci rk Jyckowi, dziki czemu wci jeszcze yli. - Jyck, gdzie twoje maniery? Suchaj naszej gospodyni. Prosia, eby tu nie walczy. - Zmusi si wtedy do umiechu, ktry chyba dokadnie oddawa jego nastrj. - Lady Stark, popeniasz powany bd. Nie mam nic wsplnego z atakiem na twojego syna. Mj honor - Honor Lannisterw. - Nic wicej nie powiedziaa. Podniosa rce do gry, tak by wszyscy widzieli. - Jego sztylet pozostawi te oto blizny. A wysa go, eby umierci mojego syna. Tyrion czu, e widok jej doni podsyca gniew zebranych. - Zabi go - sykn jaki obszarpaniec z tyu sali, a inni podjli jego wezwanie szybciej, ni si spodziewa. Przed chwil jeszcze tak serdeczni, teraz domagali si jego krwi jak psy, ktre wywszyy rann zwierzyn. Tyrion przemwi gono, starajc si opanowa drenie gosu. - Skoro lady Stark wierzy, e popeniem zbrodni, to pojad z ni, by odpowiedzie na jej zarzuty. Tylko w ten sposb mg si uratowa. Jakiekolwiek prby gwatownej reakcji mogy zaprowadzi ich tylko do grobu. Na wezwanie kobiety Starkw odpowiedziao przynajmniej tuzin mieczy: Harrenhal, trzej Brackenowie, dwch najemnikw, ktrych twarze mwiy mu, e gotowi s zadga go w kadej chwili, a take kilku gupich wieniakw niewiadomych tego, co si dzieje. A siy Tyriona? Sztylet za jego pasem i dwch ludzi. Jyck dobrze sobie radzi z mieczem, czego nie mona byo powiedzie o Morrecu. By kucharzem, koniuszym, sucym, lecz najmniej onierzem. Yoren za, bez wzgldu na swoje uczucia, jako czarny brat nie mg bra udziau w jakichkolwiek zatargach w caym krlestwie. I rzeczywicie, czarny brat usun si na bok bez sowa, gdy stary rycerz u boku lady Stark powiedzia: - Wecie ich bro. - Wtedy Bronn zabra miecz Jycka i odebra im sztylety. - Dobrze - powiedzia rycerz. Niemal dosownie dao si wyczu opadajce napicie w sali. Wspaniale - doda. Tyrion rozpozna niski gos zbrojmistrza Winterfell, ktry teraz pozby si swojej brody. Szkaratne drobinki liny pryskay z ust karczmarki, kiedy bagaa Catelyn Stark: - Nie zabijajcie go tutaj! - Nigdzie go nie zabijajcie - przemwi Tyrion. - Zabierzcie go gdzie indziej. Nie chc tu adnej krwi, adnych ktni monych panw. - Zabierzemy go z powrotem do Winterfell - odpara wtedy lady Stark, a Tyrion pomyla, no c, moe Rozejrzawszy si po sali, szybko oceni sytuacj. To, co zobaczy, napenio go pewnym optymizmem. Bez wtpienia kobieta Starkw zachowaa si bardzo

roztropnie. Sprowokowaa ich, by publicznie dali dowd lojalnoci wobec jej ojca, ktremu suyli ich lordowie, po czym wezwaa ich do czynnej pomocy, o, tak, sprytne, jak na kobiet. A jednak nie odniosa a tak wielkiego sukcesu, jakiego z pewnoci oczekiwaa. Nie liczy dokadnie, ale w sali karczmy znajdowao si prawie pidziesiciu ludzi. Na wezwanie Catelyn Stark odpowiedziao zaledwie dwunastu, pozostali wygldali na przestraszonych albo zdezorientowanych. Tylko dwch z Freyw zaoferowao pomoc, zauway wczeniej Tyrion, lecz szybko si wycofali, kiedy zobaczyli, e ich kapitan pozosta na swoim miejscu. Mia ochot si umiechn, lecz wola nie prowokowa losu. - A zatem do Winterfell - powiedzia wtedy. Jecha ju tamtdy, ale w przeciwnym kierunku i wiedzia, e czeka ich duga droga. Wiele mogo si jeszcze wydarzy. - Mj ojciec bdzie si zastanawia, co si ze mn stao - doda. Mwic to, pochwyci spojrzenie czowieka, ktry wczeniej zaoferowa mu swj pokj. - Z pewnoci dobrze zapaci kademu, kto przyniesie mu wie o dzisiejszych wydarzeniach. - Tyrion wiedzia, e lord Tywin niczego takiego by nie zrobi, ale on sam gotw by wypaci nagrod, gdyby tylko udao mu si uwolni. Ser Rodrik zerkn na lady Stark zaniepokojony, i susznie. - Jego ludzie pjd z nim owiadczy stary rycerz. - Pozostaym bdziemy wdziczni, jeli zachowaj milczenie na temat dzisiejszych zdarze. Tyrion z trudem powstrzyma miech. Milczenie? Stary gupiec. Musiaby zaj ca karczm, inaczej sowo rozniesie si, gdy tylko wyjad. Wystarczy woy zot monet do kieszeni wolnego, a popdzi do Casterly Rock jak strzaa. A jeli nie on, to kto inny. Yoren zaniesie wieci na poudnie. Gupi minstrel uoy ballad. Freyowie opowiedz o wszystkim swojemu lordowi i bogowie tylko wiedz, co on zrobi. Wprawdzie lord Walder Frey skada przysig Riverrun, lecz nalea do ostronych ludzi i zawsze stara si pozosta po stronie zwycizcw. Jeli nie odway si na nic wicej, to przynajmniej wyle ptaki z wiadomoci do Krlewskiej Przystani. Catelyn Stark nie marnowaa czasu. - Wyruszamy natychmiast. Potrzebujemy koni i prowiantu. A wy wiedzcie, ecie zyskali dozgonn wdziczno Rodu Starkw. Jeli ktry z was zgodzi si by stranikiem naszych winiw i pomoe nam dostarczy ich bezpiecznie do Winterfell, zostanie sowicie wynagrodzony. - To wystarczyo. Gupcy pchali si jeden przez drugiego. Tyrion stara si zapamita ich twarze. O, tak, otrzymaj nagrod, obieca sobie w duchu, moe niezupenie tak, jakiej oczekiwali. Potem wyprowadzili ich na zewntrz, osiodali konie w deszczu i zwizali im rce surowym sznurem, lecz Tyrion Lannister nie czu wielkiego strachu. Wierzy, e nie uda im si dowie go do Winterfell. Ptaki ponios wieci i nie minie dzie, kiedy dogoni ich pocig;

z pewnoci jeden z lordw znad rzeki zechce przypochlebi si jego ojcu. Tyrion w mylach pogratulowa sobie sprytu, tymczasem kto zarzuci mu kaptur na oczy i posadzi na konia. Jechali szybko w deszczu, tak e niebawem nogi mu zdrtwiay, a w siedzeniu czu pulsujcy bl. Potem, kiedy zostawili za sob karczm w bezpiecznej odlegoci, Catelyn Stark zwolnia. Jadc po nierwnym terenie z zasonitymi oczyma, przez cay czas musia si bardzo pilnowa, eby nie spa z konia. Kaptur tumi wszelkie odgosy, tak wic nie sysza, co mwiono dookoa, ponadto oddycha z coraz wikszym trudem, tkanina kaptura przemoka bowiem i przywara mu do twarzy. Sznur wrzyna mu si w nadgarstki. Siedziabym teraz przy ogniu i zajada pieczyste, gdyby ten przeklty minstrel nie otworzy gby, pomyla rozalony. Przeklty minstrel pojecha z nimi. - Opowiem o tym wydarzeniu w piknej balladzie, ktr uo - powiedzia do lady Stark, oznajmiwszy wczeniej zamiar udania si z nimi, by zobaczy, jak zakoczy si ta wspaniaa przygoda. Tyrion zastanawia si, czy chopak dalej bdzie taki zadowolony, kiedy dopadn ich jedcy Lannisterw. Deszcz przesta pada, a przez mokry kaptur zaczo si przebija blade wiato witu, kiedy Catelyn Stark zarzdzia postj. Czyje donie cigny go z konia, rozwizay go i zdjy mu kapturz gowy. Ujrzawszy wsk, kamienist drog, podne dzikich gr, ktrych onieone szczyty widniay w oddali, straci wszelk nadziej. - To jest grna droga - rzuci, posyajc lady Stark spojrzenie pene oskarenia. - Ona prowadzi na wschd. Powiedziaa, e jedziemy do Winterfell! W odpowiedzi Catelyn Stark obdarzya go cieniem umiechu. - O, tak, ogosiam to wystarczajco gono - przyznaa. - Nie wtpi, e twoi przyjaciele tam wanie poprowadz pocig. ycz im powodzenia. Jeszcze teraz, cho upyno ju kilka dni, czu gorycz wciekoci na wspomnienie tamtej chwili. Przez cae ycie Tyrion szczyci si swoj przebiegoci - jedynym darem, jakim zechcieli obdarzy go bogowie - tymczasem zosta przechytrzony przez t przeklt po siedmiokro wilczyc. Mierzia go bardziej sama myl o tym ni napa na niego. Wyruszyli dalej, gdy tylko nakarmili i napoili konie. Tym razem nie zaoyli mu ju kaptura. Po drugiej nocy nie zwizali mu rk, a kiedy wjechali wyej, prawie przestali go pilnowa. Jakby wcale si nie obawiali, e moe uciec. I susznie. Jechali ledwo widocznym kamienistym szlakiem przez dzik krain. Gdyby nawet sprbowa uciec, nie zaszedby daleko, sam, bez ywnoci. Miaby do wyboru zgin w pazurach cieniokotw albo z rk ludzi z ktrego z grskich klanw; byli to zbje i mordercy, dla ktrych miecz stanowi jedyne prawo.

A mimo to kobieta Starkw nie dawaa im wytchnienia. Wiedzia, dokd zmierzaj. Wiedzia to od chwili, gdy zdjli mu kaptur. W tych grach panowa Rd Arrynw, a wdowa po zmarym Namiestniku, siostra Catelyn Stark, bya z Tullych i nie naleaa do przyjaci Lannisterw. Tyrion mia okazj pozna lady Lyse w czasie jej pobytu w Krlewskiej Przystani i nie paa chci do odnowienia znajomoci. Zatrzymali si przy strumieniu niedaleko drogi. Konie napiy si lodowatej wody i teraz skubay kpy brzowej trawy, ktra wyrastaa ze szczelin midzy kamieniami. Jyck i Morrec siedzieli blisko siebie, pospni, zmczeni. Pilnowa ich Mohor oparty o wczni; w swoim elaznym, okrgym hemie wyglda, jakby nosi na gowie misk. Nie opodal siedzia Marillion i nacierajc struny oliw, narzeka na wilgo, ktra zniszczy jego instrument. - Pani, musimy odpocz. - Tyrion usysza sowa ser Willisa Wodea, kiedy zbliy si do nich. By mem lady Whent; powcigliwy i surowy, pierwszy stan przy Catelyn Stark w karczmie. - Ser Willis ma racj, moja pani - doda ser Rodrik. - Stracilimy ju trzeciego konia - Stracimy nie tylko konie, jeli dogoni nas Lannisterowie. - Usyszeli w odpowiedzi. Twarz miaa smag od wiatru i zmczon, lecz wyraz determinacji wci pozostawa na jej obliczu. - Maa szansa - wtrci Tyrion. - Karle, lady Stark nie pytaa ci o zdanie - warkn Kurleket, tusty olbrzym o krtko obcitych wosach i wiskiej twarzy. By jednym z Brackenw, na subie u lorda Jonosa. Tyrion bardzo stara si zapamita ich imiona, eby mg im pniej odpowiednio odpaci za to, jak si z nim obchodzili. Lannisterowie zawsze spacali swoje dugi. Kurleket przekona si o tym, podobnie jak jego przyjaciele, Lharys i Mohor, a take poczciwy ser Willis oraz najemnicy, Bronn i Chiggen. Tyrion obieca sobie, e szczeglne podzikowania zoy Marillionowi, ktry, za pomoc lutni i swojego sodziutkiego tenoru, usilnie prbowa poczy rymem w swojej balladzie karze z marzy. - Niech mwi - rozkazaa lady Stark. Tyrion Lannister usiad na skale. - Pocig, zmylony twoim kamstwem, z pewnoci mknie teraz krlewskim traktem zakadajc, e w ogle ktokolwiek nas ciga, co nie jest wcale takie pewne. Och, nie wtpi, e wieci dotary do mojego ojca, lecz on nie darzy mnie zbyt gorc mioci, wic nie jestem pewien, czy zechce cokolwiek uczyni. - Mwi tylko czciow prawd. Rzeczywicie, lord Tywin Lannister ani troch nie przejmowa si losem swojego skarlaego syna, lecz nie znosi, kiedy cierpia honor jego Rodu. - Lady Stark,

jedziemy przez dzik krain. Nie moesz liczy na adn pomoc, dopki nie dotrzemy do Yale. Tracc kolejne konie, obciamy pozostae. Ponadto ryzykujesz utrat mnie. Jestem may i niezbyt silny, jaki poytek z mojej mierci? - Teraz mwi prawd. Dobrze wiedzia, ile potrafi znie. - A czemu nie miaby umrze, Lannister - odpara Catelyn Stark. - Gdyby chciaa mnie zabi, wystarczyoby jedno sowo, a ktry z twoich wiernych przyjaci z chci by mi podern gardo. - Spojrza na Kurleketa, lecz tamten by za gupi, eby dostrzec jego szyderstwo. - Starkowie nie morduj ludzi w ich kach. - Ani ja - powiedzia. - Powtarzam jeszcze raz: nie mam nic wsplnego z prb zabicia twojego syna. - Zabjca mia twj sztylet. Tyrion czu wzbierajcy w nim gniew. - To nie by mj sztylet - powiedzia. - Ile razy mam ci przysiga, lady Stark? Moesz mi wierzy albo nie, ale nie jestem gupi. Tylko gupiec oddaby swoj bro pospolitemu rzezimieszkowi. Przez moment wydawao mu si, e dostrzeg bysk zwtpienia w jej spojrzeniu, lecz ona zapytaa: - Dlaczego Petyr miaby kama? - A dlaczego niedwied zaatwia si w lesie? - odpowiedzia pytaniem. - Poniewa taka jest jego natura. Dla Littlefingera kamstwo i oddychanie to jedno i to samo. Powinna o tym wiedzie, szczeglnie ty. Zbliya si do niego z twarz pociemnia od gniewu. - Co masz na myli, Lannister? Tyrion przechyli gow. - Jak to co? Cay dwr sysza jego opowieci o tym, jak to odebra ci dziewictwo, moja pani. - Kamstwo! - powiedziaa Catelyn Stark. - Niegodziwy karze - odezwa si Marillion zdumiony. Kurleket wydoby swj sztylet; okrutn bro z czarnego elaza. - Powiedz tylko sowo, pani, a rzuc ci pod nogi jego kamliwy jzor. - W jego wiskich oczkach pojawi si bysk oywienia. Tyrion nigdy dotd nie oglda rwnie zimnego oblicza Catelyn Stark. - Petyr Baelish kocha mnie niegdy. Wtedy by tylko chopcem. Jego namitno smucia nas wszystkich, lecz bya uczuciem prawdziwym i czystym i nie dawaa powodw do szyderstw. Chcia mojej rki. Lannister, doprawdy, jeste niegodziwym czowiekiem. - Ty za, lady Stark, doprawdy jeste gupia. Littlefinger nigdy nie kocha nikogo innego poza samym sob. Zarczam ci, e on nie opowiada o twojej rce, ale o twoich bujnych piersiach, sodkich ustach i arze midzy twoimi nogami.

Kurleket chwyci go za wosy i gwatownie odchyli mu gow, odsaniajc gardo. Tyrion poczu na gardle zimny pocaunek stali. - Czy mam mu puci krew? - Jeli mnie zabijesz, prawda umrze razem ze mn - powiedzia z trudem Tyrion. - Niech mwi - rozkazaa Catelyn Stark. Kurleket niechtnie puci wosy Tyriona, ktry wzi gboki oddech. - Co powiedzia ci Littlefinger o sztylecie? Odpowiedz na moje pytanie. - Wygrae go w zakadzie w czasie turnieju w dniu imienia ksicia Joffreya. - Kiedy Rycerz Kwiatw zrzuci z konia mojego brata, Jaimeego, czy tak? - Zgadza si - przyznaa. - Zmarszczya czoo. - Jedcy! Krzyk dobieg ze skalnego wystpu wysoko nad nimi. Ser Rodrik posa tam Lharysa, eby obserwowa drogi w czasie ich postoju. Przez dug chwil nikt si nie rusza. Pierwsza zerwaa si Catelyn Stark. - Ser Rodrik, ser Willis, na ko - zawoaa. - Pozostae wierzchowce do tyu. Mohor, pilnuj winiw - Daj nam bro! - Tyrion skoczy na nogi i chwyci j za rami. - Przyda si kady miecz. Widzia, e w duchu przyznaje mu racj. Ludzie z grskich klanw nie przejmowali si waniami wielkich rodw i z rwn ochot gotowi byli zabi zarwno Starka, jak i Lannistera, podobnie jak wyrzynali siebie nawzajem. Moe oszczdziliby Catelyn, bya jeszcze na tyle moda, by rodzi synw. A jednak wahaa si. - Sysz ich! - zawoa ser Rodrik. Tyrion odwrci gow: Ttent kopyt, tuzin koni, moe wicej. Zbliali si. Dopiero teraz cay obz oy. Wszyscy sigali po bro, biegli do swoich wierzchowcw. Z gry posypaa si lawina kamykw zrzuconych przez Lharysa, ktry szybko schodzi na d. Zeskoczy zdyszany tu przed Catelyn Stark; niezgrabny, z kpkami rudych wosw wystajcych spod jego spiczastego, metalowego hemu. - Dwudziestu ludzi, moe dwudziestu piciu - wyrzuci, dyszc ciko. - Mleczne We albo Ksiycowi Bracia. Pewnie maj ukrytych zwiadowcw i wiedz, e tu jestemy. Ser Rodrik Cassel siedzia ju na koniu z mieczem w doni. Mohor przykucn za gazem. Donie zacisn na drzewcu wczni zakoczonej elaznym grotem, a w zbach trzyma sztylet. - Ty, piewaku - zawoa ser Willis. - Pom mi z tym napiernikiem. Marillion siedzia nieruchomo z harf przycinit do piersi, blady jak ciana, lecz Morrec, czowiek Tyriona, skoczy na nogi, by pomc rycerzowi.

Tyrion nie puszcza ramienia Catelyn Stark. - Nie masz wyboru - powiedzia. - Trzech winiw i czwarty stranik czterech dodatkowych ludzi moe przybliy nas bardziej do ycia ni mierci. - Daj sowo, e oddacie bro po skoczonej walce. - Moje sowo? - Odgos kopyt stawa si coraz wyraniejszy. Tyrion umiechn si podstpnie. - Och, to moesz mie, moja pani na honor Lannisterw. Przez chwil myla, e splunie mu w twarz, lecz ona rzucia tylko: - Uzbroi ich - i ju jej nie byo. Ser Rodrik rzuci Jyckowi jego miecz i pochw i obrci si w stron zbliajcego si wroga. Morrec przyklkn na skraju drogi z ukiem, z ktrym lepiej sobie radzi ni z mieczem. Bronn podjecha do Tyriona i poda mu obusieczny topr. - Nigdy nie walczyem czym takim. - Czu si niezrcznie z podobnym orem w doni. Topr mia krtki trzonek, cikie ostrze i paskudny szpic na grze. - Udawaj, e rbiesz drewno - powiedzia Bronn, wycigajc dugi miecz z pochwy na plecach. Splunwszy, doczy do Chiggena i ser Rodrika. Ser Willis dosiad swojego wierzchowca i poprawi hem podobny do metalowego naczynia z otworami na oczy i dugim piropuszem z czarnego jedwabiu. - Drewno nie krwawi - mrukn Tyrion pod nosem. Czu si nagi bez zbroi. Rozejrza si za jakim gazem i podbieg do miejsca, gdzie schowa si Marillion. - Posu si. - Odejd std! - wrzasn chopak. - Jestem piewakiem, nie chc adnej walki! - Co, stracie ju zapa do przygd? - Tyrion wymierzy minstrelowi kopniaka, zmuszajc go do jakiegokolwiek ruchu. Chwil pniej nastpi atak. Nie byo adnych heroldw, chorgwi, nie zagray rogi ani bbny. Rozlego si tylko brzczenie ciciw, kiedy Morrec i Lharys wypucili strzay. Jedcy wynurzyli si niespodziewanie z mroku witu jak zjawy, wychudzeni, ciemnowosi, odziani w skry i czci rnych zbroi. Twarze mieli schowane za osonami phemw. W doniach chronionych przez rkawice dzieryli wszelkiego rodzaju bro: dugie miecze, lance, kosy, nabijane kolcami maczugi, sztylety i cikie elazne moty. Prowadzi ich olbrzym w pasiastym paszczu z cieniokota, uzbrojony w oburczny miecz. Ser Rodrik zawoa: - Winterfell! - i wyjecha im na spotkanie. Jadcy obok Chiggen i Bronn wykrzykiwali jakie niezrozumiae wojenne okrzyki. Za nimi poda ser Willis, ktry wymachiwa nad gow kolczast maczug. - Harrenhal! Harrenhal! - krzycza. Tyrion poczu nagle ogromn ch, by wyskoczy zza skay, zamachn si toporem i zawoa: - Casterly Rock! - lecz niedorzeczne pragnienie szybko mino i wcisn si gbiej za kamienn oson. Sysza renie przestraszonych koni i szczk metalu uderzajcego metal. Miecz Chiggena

rozora odsonit twarz mczyzny w kolczudze, a Bronn ci wrogw na prawo i lewo. Ser Rodrik wzi na siebie olbrzyma w paszczu z cieniokota; ich konie taczyy wok siebie, tymczasem jedcy nie ustawali w atakach. Jyck wskoczy na konia i pogna na oklep w wir walki. Tyrion zobaczy, e z garda mczyzny w paszczu z cieniokota wystaje grot strzay. Olbrzym otworzy usta do krzyku, lecz popyna z nich tylko krew. Zanim spad na ziemi, ser Rodrik walczy ju z kim innym. Nagle Marillion wrzasn przeraliwie i zakry gow swoj harf na widok konia przeskakujcego nad ich ska. Tyrion wsta niezdarnie, tymczasem jedziec zawrci w ich stron; w doni trzyma nabity gwodziami mot. Tyrion zamachn si toporem. Ostrze ugodzio konia w szyj. Rozlego si guche planicie rozcinanego misa, renie tak przeraliwe, e Tyrion niemal wypuci bro z rki. W ostatniej chwili zdy wyszarpn topr i uskoczy niezdarnie przed padajcym zwierzciem. Marillion nie mia tyle szczcia. Jedziec i jego ko zwalili si wprost na niego. Tyrion wykorzysta moment, kiedy zbj nie mg wycign spod konia jednej nogi i zatopi ostrze swojego topora w jego szyi, tu nad karkiem. Sprbowa wyszarpn ostrze broni z martwego ciaa, a chwil pniej usysza jki Marilliona dochodzce spod spltanych cia. - Niech kto mi pomoe - wyjcza piewak. Bogowie litociwi, ja krwawi. - To pewnie krew konia - powiedzia Tyrion. Spod martwego zwierzcia wysuna si do piewaka, peza po ziemi niczym picionogi pajk. Tyrion przyoy obcas do szukajcych palcw i z zadowoleniem usysza chrzst koci. - Zamknij oczy i udawaj, e nie yjesz - poradzi piewakowi, zanim si odwrci. Potem wydarzenia potoczyy si bardzo szybko. Krzyki i wrzaski wypeniy wit, a w powietrzu unosi si ciki zapach krwi. wiat pogry si w chaosie. Strzay przelatyway ze wistem nad jego gow i odbijay si od ska. Zobaczy Bronna, bez konia, jak walczy z mieczem w kadej doni. Tyrion trzyma si z boku, przemykajc od skay do skay. Od czasu do czasu wyskakiwa z cienia, by razi nogi biegncych koni. Napotkawszy rannego zbja, dobi go i zabra mu jego phem. Okaza si troch za ciasny, ale Tyrion uzna, e lepszy taki ni aden. Jyck otrzyma cios z tyu, kiedy sieka innego przeciwnika. Zaraz potem Tyrion potkn si o ciao Kurleketa. Maczuga zmiadya jego wisk twarz, lecz Tyrion rozpozna sztylet, kiedy wyjmowa go z rki zmarego. Wsuwajc go za pas, usysza kobiecy krzyk. Pod kamienn cian staa Catelyn Stark otoczona przez trzech ludzi, jeden z nich siedzia na koniu. Ze sztyletem w poranionych doniach, przywara mocno plecami do skay.

Niech bior suk, pomyla, dobrze jej tak. Mimo to ruszy do przodu. Zanim zorientowali si, e nadchodzi, uderzy pierwszego z napastnikw w ty kolana. Ostrze przecio ciao i ko, jakby rozupao kawa sprchniaego drewna. Krwawice kody, pomyla, tymczasem drugi z napastnikw odwrci si w jego stron. Tyrion uchyli si przed mieczem i sam zada cios toporem. Mczyzna zatoczy si do tyu a wtedy Catelyn Stark stana za nim i poderna mu gardo. Jedziec przypomnia sobie, e ma co jeszcze do zaatwienia, i odjecha szybko. Tyrion rozejrza si. Wrogowie uciekli lub zostali pokonani. Walka zostaa zakoczona. Dookoa leay zdychajce konie i ranni ludzie, sycha byo gone jki i renie. Tyrion ze zdumieniem stwierdzi, e nie jest jednym z nich. Wypuci topr z rki i pozwoli mu opa na ziemi. Palce mia lepkie od krwi. Przysigby, e walczyli przez p dnia, lecz soce stao prawie w tym samym miejscu. - Twoja pierwsza bitwa? - spyta go pniej Bronn, pochylony nad ciaem Jycka, ktremu ciga buty. Dobre buty, jak przystao na czowieka lorda Tywina, wykonane z grubej, dobrze wyprawionej skry, o wiele lepsze od tych, ktre nosi Bronn. Tyrion skin gow. - Mj ojciec bdzie bardzo dumny - powiedzia. Nogi mia tak obolae, e ledwo sta. Dziwne, ale nie czu blu w czasie bitwy. - Teraz potrzeba ci kobiety - powiedzia Bronn, byskajc czarnymi oczyma. Woy buty do swojej torby przy siodle. - Nic tak nie leczy ran jak kobieta, uwierz mi. Chiggen przerwa przeszukiwanie zabitych i prychn, oblizujc wargi. Tyrion zerkn na lady Stark zajt opatrywaniem ran ser Rodrika. - Nie mwi nie, skoro tak twierdzisz. Wolni wybuchnli miechem. Tyrion take si umiechn. Dobry pocztek, pomyla. Potem przyklkn nad strumieniem i zmy krew z twarzy w lodowatej wodzie. W drodze znad strumienia jeszcze raz popatrzy na zabitych. Chudzi, obdarci, ich konie mae i zagodzone. Bro wrogw take nie robia wikszego wraenia: moty, maczugi, kosa Przypomnia sobie olbrzyma w paszczu z cieniokota, ktry walczy z ser Rodrikiem oburcznym mieczem, lecz kiedy go odnalaz, mczyzna nie wydawa si ju taki ogromny, paszcz znikn, a jego miecz okaza si mocno wyszczerbiony i zardzewiay w wielu miejscach. Sami stracili tylko trzech ludzi, dwch ludzi lorda Brackena - Kurleketa i Mohora, oraz jego czowieka, Jycka, ktry tak dzielnie rzuci si w wir walki na olep. Ostatecznie wyszed na gupca, pomyla Tyrion. - Lady Stark, nalegam na popiech - powiedzia ser Willis Wod, spogldajc przez szczeliny przybicy wzdu grzbietw pasma wysokich wzgrz. - Uwolnilimy si od nich tylko na krtki czas. Z pewnoci nie odjechali daleko.

- Ser Willisie, musimy pochowa naszych zmarych - odpowiedziaa. - Okazali dzielno. Nie zostawi ich na pastw krukw i cieniokotw. - Ziemia tutaj jest zbyt kamienista na kopanie - powiedzia ser Willis. - Nazbieramy kamieni na kopce. - Zbierajcie sobie ile chcecie, ale beze mnie i bez Chiggena - odezwa si Bronn. Mam lepsze rzeczy do roboty ni rzucanie kamieni na zmarych chciabym jeszcze pooddycha. - Rozejrza si po pozostaych. - Jeli kto chce doy dzisiejszej nocy, niech jedzie z nami. - Pani, obawiam si, e on ma racj - powiedzia ser Rodrik znuonym gosem. Stary rycerz otrzyma gbok ran na lewym ramieniu, ponadto rzucona wcznia drasna go w szyj i teraz wyglda ju na swj wiek. - Z pewnoci nas zaatakuj, jeli zostaniemy tutaj duej, a drugi atak bdzie jeszcze bardziej niebezpieczny. Tyrion dostrzeg grymas gniewu na twarzy Catelyn, ale nie miaa wyboru. - Niech bogowie nam wybacz. Ruszamy. Ju nie brakowao im koni. Tyrion przeoy swoje siodo na pstrokatego gniadosza Jycka, ktry wydawa si na tyle silny, eby przetrwa jeszcze kilka dni. Mia go dosi, kiedy podszed do niego Lharys. - Wezm twj sztylet, karle - powiedzia. - Niech go zatrzyma. - Catelyn Stark spojrzaa na niego z sioda. - I dajcie mu te topr. Moe nam si przyda, jeli nas ponownie zaatakuj. - Masz moje podzikowania, pani - powiedzia Tyrion, dosiadajc swojego wierzchowca. - Oszczd ich sobie - odpara oschle. - Nie ufam ci wicej ni przedtem - dodaa i odjechaa, zanim zdy odpowiedzie. Tyrion poprawi zdobyty hem i wzi topr od Bronna. Przypomnia sobie, jak rozpocz t podr, ze zwizanymi rkoma i kapturem na oczach, i uzna, e jego sytuacja stopniowo si poprawia. Niech lady Stark zatrzyma sobie swoje zaufanie; dopki bdzie mia topr, sam zatroszczy si o siebie w tej grze. Ser Willis Wod pojecha przodem. Bronn zosta z tyu, pomidzy nimi jechaa lady Stark, ser Rodrik za tu obok niego, jak cie. Marillion wci zerka ponuro na Tyriona. piewak mia poamane ebra, cztery palce doni, ktrej uywa do grania, i zniszczon harf. A jednak dzie nie przynis mu tylko strat. W jaki sposb wszed w posiadanie wspaniaego paszcza z cieniokota, jego grube czarne futro przecinay jasne prgi. Skuli si w jego fadach, milczcy jak nigdy dotd.

Nie odjechali nawet na p mili, kiedy z tyu rozlegy si guche pomruki cieniokotw, a potem wcieke warczenie bestii walczcych o miso zmarych. Marillion wyranie zblad. Tyrion podjecha do niego. - Tchrzliwy - powiedzia - rymuje si piknie z nieywy. Kopn swojego konia i odjecha do ser Rodrika i Catelyn Stark, pozostawiajc piewaka samego. Lady Stark spojrzaa na niego; usta miaa mocno zacinite. - Wracajc do naszej rozmowy, ktr w tak niegrzeczny sposb nam przerwano zacz Tyrion. - W bajce Littlefingera, ktr ci opowiedzia, istnieje powany bd. Ot, bez wzgldu na to, co o mnie mylisz, lady Stark, ja nigdy nie stawiam w zakadach przeciwko mojej rodzinie.

ARYA
Jednouchy kocur wygi grzbiet w pak i zasycza. Arya sza wolno, stawiajc ostronie bose stopy; oddychaa miarowo i spokojnie, wsuchana w bicie wasnego serca. Cicha jak cie, powtarzaa w mylach, lekka jak pirko. Kocur obserwowa j uwanie. apanie kotw nie naleao do atwych zada. Na jej doniach wci widniay nie zagojone rany po zadrapaniach, take kolana miaa pocierane od licznych upadkw. Pocztkowo nawet gruby kot kucharki potrafi przed ni uciec. Jednak Syrio nie dawa jej wytchnienia. Kiedy przychodzia do niego z krwawicymi rkoma, on mwi tylko: - Tak wolno? Musisz by szybsza, dziewczyno. Wrg poczstuje ci czym wicej ni tylko kilkoma zadrapaniami. Rany smarowa jej ogniem z Myr; palio tak bardzo, e musiaa mocno zaciska zby, eby nie krzycze z blu. A potem wysya j po nastpnego kota. Nie brakowao ich w Czerwonej Twierdzy: byy tam leniwe, stare kocury wygrzewajce si na socu, zimnookie, machajce ogonami potwory, pogromcy myszy, wypieszczone i ufne koty z komnat dam, a take wychudzone cienie przeszukujce mietniki. Arya apaa je kolejno i dumna przynosia do Syria Forela wszystkie z wyjtkiem tego jednego, jednouchego czarnego diaba. - Oto prawdziwy krl tego zamku - powiedzia jej kiedy jeden z rycerzy biaego paszcza. - Stary jak grzech i jeszcze bardziej przebiegy. Kiedy Krl podejmowa uczt ojca Krlowej, a ten czarny diabe wskoczy na st i porwa pieczon przepirk wprost z rk lorda Tywina. Robert pka ze miechu. Trzymaj si od niego z daleka, dziecko. Arya gonia go przez p zamku, dwukrotnie wok Wiey Namiestnika, na drug stron muru wewntrznego, przez stajnie, w d krtych schodw, obok kuchni, wybiegu dla wi i pomieszcze biaych paszczy, wzdu nadrzecznego muru, w gr po schodach, tam i z powrotem po alei Zdrajcy, a potem znowu w d, przez furt, wok studni i przez jakie dziwne budynki, tak e ostatecznie nie miaa pojcia, gdzie si znajduje. Wreszcie go dopada. Po obu stronach wznosiy si wysokie ciany, a z tyu masa kamieni. Cicha jak cie, powtrzya, posuwajc si do przodu, lekka jak pirko. Kiedy znalaza si o trzy kroki od niego, kocur rzuci si do ucieczki. Najpierw w lewo, potem w prawo. Arya take skoczya w lewo i w prawo, odcinajc mu drog. Sykn i sprbowa czmychn midzy jej nogami. Zwinna jak w, pomylaa. Chwycia mocno. Przytulia go do piersi, miejc si gono, kiedy drapa pazurami po jej skrzanym kaftanie.

Pocaowaa kota midzy oczy i szybko odsuna gow, zanim dosign jej ap. Kocur sycza i prycha. - Co on wyprawia z tym kotem? Arya, zaskoczona, wypucia zwierz i odwrcia si na picie. Kot pomkn przed siebie. Na kocu cieki staa dziewczynka o zocistych, krconych wosach, ubrana jak lalka w bkitne atasy. Towarzyszy jej pulchny jasnowosy chopiec w kubraku z wyszytym perami pdzcym jeleniem na piersi, przy boku mia malutki miecz. Ksiniczka Myrcella i ksi Tommen, pomylaa Arya. Za dziemi staa ogromna jak juczny ko septa, a pochd zamykao dwch potnych mczyzn w szkaratnych paszczach stray domowej Lannisterw. - Co robie z tym kotem, chopcze? - spytaa ponownie surowym gosem Myrcella. Teraz zwrcia si do swojego brata i dodaa, chichoczc: - Popatrz tylko jaki obdartus. - Tak, mierdzcy brudasek - przyzna Tommen. Nie poznali mnie, pomylaa Arya. Nie wiedz nawet, e jestem dziewczyn. I nic dziwnego: bosa, obdarta, z wosami potarganymi od biegania po zamku, w kubraku poszarpanym kocimi pazurami i brzowych spodniach z surowego sukna, odcitych nad pokaleczonymi kolanami. Ale przecie nie mona ubiera si w jedwabie do apania kotw. Opucia szybko gow i przyklkna na jedno kolano. Moe jej nie rozpoznaj. Gdyby tak si stao, septa Mordane bardzo by si rozgniewaa, a Sansa nie chciaaby z ni rozmawia ze wstydu. Stara, gruba septa podesza bliej. - Jak si tu dostae, chopcze? Nie masz czego szuka w tej czci zamku. - Nie sposb ich upilnowa - odezwa si jeden z mczyzn. - S jak szczury. - U kogo suysz, chopcze? - dopytywaa si septa. - Odpowiadaj. C to, mow ci odjo? Gos ugrzz w gardle Aryi. Wiedziaa, e jeli odpowie, Tommen i Myrcella z pewnoci j rozpoznaj. - Godwyn, przyprowad go tutaj - powiedziaa septa. Wyszy ze stranikw ruszy w jej stron. Poczua ucisk strachu na gardle, jakby kto chwyci j ogromn doni. Nie potrafiaby wydoby z siebie ani sowa, nawet gdyby zaleao od tego jej ycie. Spokojna jak stojca woda, powtrzya w mylach. Skoczya, kiedy Godwyn wycign ramiona. Zwinna jak w. Odchylia si w lewo i okrcia wok stranika, tak e jego do musna zaledwie jej rami. Gadka jak letni

jedwab. Zanim obrci si cakiem, pdzia ju w d alejki. Szybka jak jele. Septa skrzeczaa przeraliwie. Arya przelizna si midzy nogami biaymi i grubymi jak marmurowe kolumny, podniosa si, pchna ksicia Tommena i przeskoczya nad nim, kiedy usiad ciko na ziemi. - Uf - wysapa tylko. Potem omina drugiego stranika i pobiega naprzd. Syszaa krzyki i dudnienie zbliajcych si krokw. Opada na ziemi i przeturlaa si. Stranik, potykajc si, przeskoczy nad ni. Zerwaa si na nogi. Zobaczya nad sob okno, wysokie i wskie. Podskoczya, chwycia si parapetu i podcigna do gry. Wstrzymujc oddech, wcisna si w szczelin. liska jak wgorz. Zeskoczywszy na podog tu przed nosem zdumionej sucej, otrzepaa si z sitowia i pomkna dalej, za drzwi, dugim korytarzem, w d po schodach, przez ukryty dziedziniec, za rg, przez niski mur, przez niskie i wskie okno do ciemnej piwnicy. Odgosy pogoni staway si coraz mniej wyrane. Arya zatrzymaa si zdyszana i cakowicie zagubiona. Moga mie kopoty, jeli j rozpoznali, chocia nie wydawao jej si to prawdopodobne. Biega bardzo szybko. Szybka jak jele. Przywara do wilgotnej kamiennej ciany, skulona w ciemnoci, nasuchujc odgosw pocigu, lecz usyszaa tylko bicie wasnego serca i dobiegajce z oddali kapanie wody. Cicha jak cie, pomylaa. Zastanawiaa si, dokd zasza. Na pocztku ich pobytu w Krlewskiej Przystani drczyy j ze sny o tym, e zgubia si w zamku. Ojciec powiedzia jej, e Czerwona Twierdza jest mniejsza od Winterfell, lecz w snach zamek by ogromny, jawi jej si niczym kamienny labirynt o zmieniajcych si cianach. Wdrowaa po jego mrocznych korytarzach, mijajc wyblake arrasy, schodzia po krtych schodach albo przemykaa po dziedzicach lub mostach, a echo jej krzykw pozostawao bez odpowiedzi. Wydawao jej si, e w niektrych komnatach ciany z czerwonego kamienia ociekaj krwi, a w adnej nie byo okien. Czasem syszaa gos ojca, lecz zawsze dobiega z oddali, coraz sabszy i sabszy, a cakiem zamiera, ona za pozostawaa sama w ciemnoci. Teraz te byo bardzo ciemno, zdaa sobie spraw. Obja rkoma kolana i zadraa. Poczeka spokojnie i policzy do dziesiciu tysicy. Pniej, bezpieczna ju, bdzie moga poszuka drogi do domu. Kiedy doliczya do osiemdziesiciu siedmiu, w pomieszczeniu rozjanio si troch, poniewa jej oczy przyzwyczaiy si do ciemnoci. Powoli postacie wok niej staway si coraz bardziej widoczne. Z mroku wyzieray ogromne puste oczodoy, nierwne cienie dugich zbw. Zapomniaa o liczeniu. Zamkna oczy i zacisna zby, prbujc odpdzi

strach. Powtarzaa w mylach, e potwory znikn. Nigdy ich tam nie byo. Wyobrazia sobie, e jest z ni Syrio, ktry szepce jej do ucha. Spokojna jak stojca woda, powtrzya. Silna jak niedwied. Dzika jak wilczyca. Otworzya oczy. Bestie wci tam byy, ale strach znikn. Arya podniosa si i ruszya ostronie. Gowy otaczay j ze wszystkich stron. Zaciekawiona, dotkna jednej, eby si przekona, czy jest prawdziwa. Jej palce musny ogromn szczk. Wydawao jej si, e jest prawdziwa. Wyczua pod doni gadk ko, zimn i tward w dotyku. Przesuna palcem po czarnym i ostrym zbie, przypomina sztylet wytoczony z ciemnoci. Zadraa. - Jest martwa - powiedziaa gono. - To tylko czaszka, nie moe zrobi mi krzywdy. A jednak miaa wraenie, e bestia jest wiadoma jej obecnoci. Czua spojrzenie pustych oczu, ktre patrzyy na ni z mroku. Take w samej komnacie, ogromnej i mrocznej, wyczuwaa co wrogiego. Odsuna si od czaszki i trafia na inn, jeszcze wiksz. Przez chwil czua na ramieniu dotyk zbw, jakby chciaa j ugry. Arya obrcia si szybko i usyszaa trzask rozrywanej skry, kiedy jej kaftan zaczepi o ogromny kie. Popdzia przed siebie. Przed ni wyrosa kolejna czaszka, jeszcze wiksza, lecz Arya nie zwolnia. Przeskoczya nad rzdem czarnych zbw wielkoci mieczy, przebiega przez aroczn szczk i rzucia si na drzwi. Wymacaa domi ciki, elazny piercie i pocigna mocno. Drzwi opieray si przez moment, lecz potem otworzyy si do wewntrz. Rozlego si tak gone skrzypienie, e Arya bya pewna, i usyszano je w caym miecie. Otworzya drzwi na tyle szeroko, by przecisn si midzy nimi, i wysza na korytarz. Jeli w komnacie z bestiami panowaa ciemno, to korytarz na zewntrz przypomina najciemniejszy d siedmiu piekie. Spokojna jak stojca woda, powtarzaa sobie. Jej oczy przyzwyczaiy si do nowego miejsca po kilku chwilach, mimo to nie widziaa niczego poza sabym konturem drzwi, z ktrych wysza. Przesuna doni przed oczyma; poczua lekki powiew powietrza, lecz niczego nie zobaczya. Bya lepa. Wodny tancerz patrzy wszystkimi zmysami, upomniaa sam siebie. Zamkna oczy, uspokoia oddech i wycigna rce przed siebie. Palce jej lewej doni musny surowy kamie. Macajc, ruszya wolno wzdu ciany. Kady korytarz dokd prowadzi. Skoro jest wejcie, musi by i wyjcie. Strach rani gbiej ni miecz. Nie bdzie si baa. Wydawao jej si, e idzie bez koca, gdy nagle ciana znikna nieoczekiwanie, a Arya poczua na policzku powiew zimnego powietrza. Zadraa.

Gdzie w dole usyszaa niewyrane dwiki. Stpanie, ledwo syszalne gosy. Migocce wiato musno cian i Arya zobaczya, e stoi u gry ogromnej, czarnej studni szerokiej na dwadziecia stp i schodzcej w gb ziemi. W jej okrgych cianach umieszczono potne kamienie, ktre miay suy jako stopnie, a ktre schodziy coraz niej niczym stopnie do pieka, o jakim syszaa w opowieciach Starej Niani. Spojrzawszy w d, zobaczya, e co wynurza si z ciemnoci, z wntrza ziemi Kiedy przechylia si nad krawdzi studni, poczua na twarzy czarny, zimny oddech. Daleko w dole dojrzaa pochodni; z odlegoci przypominaa zaledwie pomie wiecy. Zobaczya dwch mczyzn. Ich cienie, wielkoci olbrzymw, wiy si na cianach, a echa ich gosw leciay w gr szybu. - znalaz jednego bkarta - powiedzia jeden. - Niebawem dowie si reszty. Dzie, dwa, moe dwa tygodnie. - I co zrobi, kiedy dowie si prawdy? - spyta drugi ze piewnym akcentem Wolnych Miast. - Tylko bogowie wiedz. - Usyszaa pierwszy z gosw. Arya widziaa, jak smuka dymu z pochodni wije si w gr niczym w. - Gupcy prbowali zabi jego syna, a co gorsza, zrobili z tego fars. On nie zapomina o takich rzeczach. Ostrzegam ci, czy chcemy tego czy nie, niebawem wilk i lew skocz sobie do garde. - Za szybko, za szybko - odpowiedzia ten drugi, ktry mwi z akcentem. - Jaki poytek byby teraz z wojny? Nie jestemy jeszcze gotowi. Trzeba to odwlec. - Rwnie dobrze moesz mi kaza zatrzyma czas. Mylisz, e jestem czarnoksinikiem? Drugi z rozmwcw zachichota. - A jake. - Pomienie lizny zimne powietrze. Wysokie cienie byy tu-tu. Chwil pniej ze studni wynurzy si mczyzna z pochodni, a zaraz potem jego towarzysz. Arya cofna si i opada na brzuch przycinita do ciany. Wstrzymaa oddech, kiedy mczyni stanli u gry schodw. - Co chcesz, ebym zrobi - spyta mczyzna z pochodni, krpy, w skrzanej ppelerynie. Jego lekki stalowy hem zakrywa czciowo twarz pokryt bliznami i ciemn szczecin brody. Na skr naoon mia kolczug, a u pasa nosi sztylet i krtki miecz. Wyda si Aryi dziwnie znajomy. - Skoro umar jeden Namiestnik, dlaczego nie moe drugi? - odpar mczyzna z pok rozwidlon brod, ten, ktry mwi z akcentem. - Robie ju podobne rzeczy, mj przyjacielu. - Arya bya pewna, e nigdy wczeniej go nie widziaa. Pomimo swej tuszy stpa swobodnie, stawiajc stopy z lekkoci wodnego tancerza. Jego piercienie migotay w blasku

pochodni, czerwone zoto i blade srebro inkrustowane rubinami, szafirami i tymi szparkami tygrysich oczu. Mia je na kadym palcu, a na niektrych nawet dwa. - Przedtem byo inaczej ni teraz, a obecny Namiestnik to nie to samo co poprzedni powiedzia mczyzna z bliznami, kiedy wyszli na korytarz. Nieruchoma jak kamie, pomylaa Arya, cicha jak cie. Olepieni blaskiem wasnej pochodni, nie zauwayli jej przycinitej do ciany zaledwie kilka stp od nich. - By moe - odpar jego rozmwca z brod i zatrzyma si, by zapa oddech po dugiej wspinaczce. - Mimo wszystko potrzebujemy czasu. Ksiniczka nosi w onie dziecko. Khal nie ruszy si, dopki nie urodzi si jego syn. Znasz tych dzikusw. Mczyzna z pochodni popchn co i rozlego si guche dudnienie. Z sufitu wysun si ogromny kamie i z hukiem opad na wejcie do studni, cakowicie je zakrywajc. Arya o mao co nie krzykna, przeraona haasem. Teraz na miejscu wejcia staa jednolita ciana. - Jeli si niebawem nie ruszy, moe by za pno - powiedzia mczyzna w stalowym hemie. - To ju nie jest gra dla dwch graczy. Jeli w ogle kiedykolwiek tak byo. Stannis Baratheon i Lysa Arryn wymknli si poza zasig mojego ramienia. Podobno zbieraj siy. Rycerz Kwiatw nakania ojca, aby przysa jego siostr na dwr. Dziewczyna ma czternacie lat, jest sodziutka, pikna i ulega. Lord Renly i ser Loras uwaaj, e Robert powinien wzi j do ka, polubi i uczyni now Krlow. A Littlefinger bogowie tylko wiedz, co knuje Littlefinger. Ale to przede wszystkim lord Stark spdza mi sen z powiek. Ma bkarta, ma ksig i wkrtce bdzie zna prawd. Do tego jeszcze jego ona uprowadzia Tyriona Lannistera i to przez Littlefingera. Lord Tywin uzna to za gwat, a Jaime odczuwa dziwn sabo wobec Kara. Jeli Lannisterowie wyrusz na pnoc, pjd te i Tullyowie. Ty mwisz odwlec, a ja ci odpowiem piesz si. Nawet najlepszy ongler nie potrafi onglowa zbyt dugo wieloma pikami. - Stary przyjacielu, jeste czym wicej ni onglerem. Ty jeste prawdziwym czarnoksinikiem. Prosz ci tylko, eby poczarowa jeszcze troch duej. - Poszli korytarzem w kierunku, z ktrego przysza Arya, obok pokoju z bestiami. - Zrobi, co w mojej mocy - odpar cicho mczyzna z pochodni. - Potrzebuj zota i kolejnych pidziesiciu ptakw. Poczekaa, a si troch oddal, po czym ruszya ostronie za nimi. Cicha jak cie. - A tylu? - Gosy saby, w miar jak wiato oddalao si od niej. - Trudno znale takie, jakich potrzebujesz mode do uczenia. .. moe starsze nie gin tak atwo - Nie. Modsze s bezpieczniejsze obchodzi si z nimi agodnie

- gdyby trzymali jzyki - niebezpieczestwo Gosy cakiem ucichy, lecz Arya dugo jeszcze widziaa wiato pochodni niczym dymic gwiazd, za ktr podaa. Dwukrotnie wydawao si, e ju j zgubia, lecz zawsze sza prosto i za kadym razem wychodzia na gr stromych schodw, skd znowu widziaa w oddali migoccy pomie pochodni. Sza szybko za nim, cay czas w d. Raz potkna si o kamie i zatoczya na cian. Pod doni wyczua cian ziemi podpart drewnianymi balami. Miaa wraenie, e sza za gosami dugie mile. Wreszcie znikny zupenie, lecz ona moga i tylko przed siebie. Odnalaza cian i ruszya powoli, lepa i zagubiona. Wyobraaa sobie, e w ciemnoci idzie obok niej Nymeria. Na kocu przejcia musiaa brn przez mierdzc wod, ktra sigaa jej do kolan. Marzya, by mc taczy na jej powierzchni, tak jak by moe potrafi Syrio, i zastanawiaa si, czy jeszcze kiedy ujrzy wiato. Kiedy wreszcie wysza na zewntrz, zapada ju noc. Zorientowaa si, e stoi u wylotu kanau ciekw, ktre wypyway do rzeki. Cuchna tak bardzo, e zdecydowaa si rozebra, i porzuciwszy brudne ubranie na brzegu rzeki, wskoczya do gbokiej, ciemnej wody. Pywaa dugo, dopki nie poczua si czysta, i dopiero wtedy wysza na brzeg, drc z chodu. Wzdu rzeki jechali jacy jedcy, lecz nie zwrcili uwagi na chud, nag dziewczyn zajt praniem swojego ubrania przy blasku ksiyca, jeli w ogle j zauwayli. Znalaza si o cae mile od zamku, lecz w Krlewskiej Przystani nie mona byo zgubi drogi. Wystarczyo spojrze w gr, by zobaczy Czerwon Twierdz stojc wysoko na Wzgrzu Aegona. Kiedy dotara do bram twierdzy, jej ubranie prawie wyscho. Zamknito ju bram i opuszczono krat, dlatego skierowaa si do bocznej furty. onierze w zotych paszczach rozemiali si tylko, kiedy ich poprosia, eby j wpucili. - Zmykaj std powiedzia jeden. - Zabrali ju odpadki z kuchni, a w nocy nie ma adnego ebrania. - Nie jestem ebrakiem - odpowiedziaa. - Ja tu mieszkam. - Powiedziaem: zmykaj. Chcesz pstryka w nos, eby lepiej syszaa? - Chc widzie si z moim ojcem. Stranicy spojrzeli po sobie. - A ja chc pieprzy Krlow, i co z tego - powiedzia modszy ze stranikw. Jego starszy kolega zmarszczy czoo. - A kim jest ten twj ojciec, szczuroapem z miasta? - Namiestnikiem Krla.

Obaj stranicy rozemiali si, a chwil pniej starszy z onierzy zamachn si, jakby chcia odegna psa. Arya zorientowaa si, zanim jeszcze onierz zada cios. Odskoczya zwinnie, unikajc uderzenia. - Nie jestem chopakiem - owiadczya. - Jestem Arya Stark z Winterfell i jeli ktry z was mnie dotknie, mj ojciec pan nabije wasze gowy na wcznie. Jeli mi nie wierzycie, polijcie po Joryego Cassela albo Yayona Poolea z Wiey Namiestnika. - Pooya donie na biodrach. - No co, otworzycie bram, czy potrzebujecie pstryka w ucho, eby lepiej sysze? Harwin i Gruby Tom zaprowadzili j do komnaty-samotni jej ojca. Siedzia przy lampie oliwnej pochylony nad najwiksz ksig, jak Arya kiedykolwiek widziaa. Byo to opase tomisko o pokych i poamanych stronicach zapisanych niewyranym pismem, oprawione w wypowia skr. Zamkn ksig, suchajc raportu Harwina. Potem z surow twarz podzikowa stranikom i odprawi ich. - Zdajesz sobie spraw, e szuka ci poowa moich ludzi? - powiedzia Eddard Stark, kiedy zostali sami. - Septa Mordane odchodzi od zmysw. Modli si teraz w spcie za twj szczliwy powrt. Wiesz przecie, e nie wolno ci wychodzi poza bramy zamku bez mojego pozwolenia. - Nie wychodziam za bramy - bkna. - A przynajmniej nie chciaam. Zeszam do lochw i znalazam si w tym tunelu. Byo ciemno, a ja nie miaam wiecy ani pochodni, dlatego musiaam i dalej. Baam si potworw, dlatego nie mogam wrci t sam drog, ktr przyszam. Ojcze, oni rozmawiali o tym, eby ci zabi! Nie potwory ci dwaj mczyni. Nie widzieli mnie. Byam nieruchoma jak kamie i cicha jak cie, wic dobrze ich syszaam. Powiedzieli, e masz ksig i bkarta i skoro umar jeden Namiestnik, to dlaczego nie miaby i drugi? Czy to ta ksiga? A bkart? Zao si, e chodzi o Jona. - Jona? Aryo, o czym ty mwisz? Kto to mwi? - Oni - odpara. - Jeden by gruby, mia piercienie na palcach i pok, rozwidlon brod, a drugi mia kolczug i stalowy hem i ten gruby powiedzia, e trzeba poczeka, a ten drugi odpowiedzia, e nie moe cigle onglowa i e wilk i lew por si nawzajem, i e to bya farsa. - Prbowaa przypomnie sobie ca reszt. Wczeniej nie zrozumiaa dokadnie tego, co usyszaa, i teraz wszystko jej si pomieszao. - Gruby powiedzia, e ksiniczka nosi dziecko. A ten w hemie, ktry trzyma pochodni, powiedzia, e musz si pieszy. On chyba by czarnoksinikiem. - Czarnoksinikiem - powtrzy Ned z powan min. - Czy mia dug siw brod i spiczasty kapelusz z namalowanymi gwiazdami?

- Nie! To nie byo jak w opowieciach Starej Niania. On wcale nie wyglda jak czarnoksinik, ale ten gruby powiedzia, e nim jest. - Ostrzegam ci, Aryo, jeli zmylia to wszystko - Nie! Mwiam ci. To si dziao w lochach, koo miejsca z ukryt cian. apaam koty i wtedy - Zacisna usta. Jeli przyzna si, e przewrcia ksicia Tommena, ojciec naprawd si rozzoci. - i wtedy przeszam przez takie okno i znalazam te bestie. - Potwory i czarnoksinicy - powiedzia jej ojciec. - Zdaje si, e przeya niez przygod. A ci mczyni, ktrych syszaa, mwili o onglowaniu i farsie? - Tak - przyznaa. - Tylko - Aryo, to byli aktorzy - przerwa jej ojciec. - W czasie turnieju do Krlewskiej Przystani zjechao pewnie z tuzin trup aktorskich, ktre chc zarobi troch pienidzy. Nie wiem, co ci dwaj robili na zamku, ale moe Krl chcia obejrze przedstawienie. - Nie. - Pokrcia gow z uporem. - Oni nie byli - W kadym razie nie powinna szpiegowa ludzi. Nie podoba mi si te, e moja crka chodzi po jakich oknach za kotami. Popatrz na siebie, kochanie. Cae rce masz podrapane. To ju trwa za dugo. Powiedz Syrio Forelowi, e chc z nim porozmawia Przerwao mu krtkie, gwatowne pukanie do drzwi. - Wybacz, lordzie Eddard zawoa Desmond, uchylajc nieco drzwi - ale jest tutaj czarny brat, ktry prosi o wysuchanie. Mwi, e sprawa jest pilna. Pomylaem, e zechcesz z nim pomwi. - Moje drzwi s zawsze otwarte dla Nocnej Stray - odpar jej ojciec. Desmond wprowadzi przybysza. By przygarbiony i brzydki, z potargan brod i w brudnym ubraniu, lecz ojciec mio go przywita i spyta o imi. - Yoren, panie. Wybacz por. - Skoni si w kierunku Aryi. - A to pewnie jest twj syn. Podobny. - Jestem dziewczyn - powiedziaa Arya oburzona. Jeli starzec przybywa z Muru, to musia przejeda przez Winterfell. - Znasz moich braci? - spytaa podniecona. - Robba i Brana, s w Winterfell. A Jon jest na Murze. Jon Snow, take suy w Nocnej Stray. Musisz go zna, ma wilkora, biaego z czerwonymi oczyma. Czy Jon jest ju zwiadowc? Ja jestem Arya Stark. - Starzec w cuchncym czarnym ubraniu patrzy na ni dziwnie, lecz Arya nie przestawaa mwi. - Czy wemiesz list dla Jona, kiedy bdziesz wraca na Mur? - Zapragna nagle, eby Jon by tam z ni teraz. On by uwierzy w jej opowiadanie o lochach, o grubasie z brod i czarnoksiniku w hermie.

- Moja crka zapomina czsto o dobrym wychowaniu - powiedzia Eddard Stark z umiechem na ustach, ktry agodzi jego sowa. - Prosz o wybaczenie, Yoren. Czy przysa ci mj brat, Benjen? - Nikt mnie nie przysa, panie, poza starym Mormontem. Przyjechaem tutaj, eby znale ludzi do suby, i gdy tylko uda mi si stan przed Krlem, klkn przed nim i opowiem mu o naszych kopotach. Moe on i jego Namiestnik maj w lochach troch mtw, ktrych chcieliby si pozby. Mona by powiedzie, e rozmawiamy przez wzgld na Benjena Starka. I w nim pynie czarna krew, dziki czemu sta si tak samo moim bratem jak i twoim. Przybyem tu take i dla jego dobra. Nie dawaem koniowi wytchnienia, tak e zostawiem ich z tyu. - Ich? Yoren splun. - Najemnikw, wolnych i cay ten motoch. Peno ich byo w karczmie. Widziaem, e zwietrzyli trop. Wyczuli zapach krwi, a moe zapach zota, ostatecznie nie ma rnicy. Nie wszyscy z nich pojechali do Kings Landing. Niektrzy pognali do Casterly Rock, ktre ley bliej. Moesz by pewien, e lord Tywin otrzyma ju wiadomo. Eddard Stark nachmurzy si. - Jak wiadomo? Yoren zerkn na Ary. - O tym wolabym pomwi na osobnoci, jeli mi wybaczysz, panie. - Dobrze. Desmond, zaprowad moj crk do jej sypialni. - Pocaowa j w czoo. Jutro dokoczymy nasz rozmow. Arya nie ruszya si z miejsca. - Czy Jonowi co si stao? - spytaa Yorena. - A wuj Benjen? - No c, nic nie mog powiedzie o Starku, ale Snow mia si dobrze, kiedy wyjedaem. Ale nie o nich chciaem mwi. Desmond wzi j za rk. - Chodmy, panienko. Syszaa, co mwi pan ojciec. Arya nie miaa wyboru, posza wic za nim. aowaa tylko, e nie jest to Gruby Tom. Z nim mogaby zmarudzi jeszcze troch przy drzwiach i posucha, co mwi Yoren. Desmond by zbyt prostolinijny i trudniej go byo oszuka. - Ilu stranikw ma mj ojciec? spytaa, kiedy szli na gr do jej sypialni. - Tutaj, w Krlewskiej Przystani? Pidziesiciu. - Ty by nie pozwoli, eby go kto zabi, prawda? - spytaa. Desmond rozemia si. Nie obawiaj si, panienko. Pilnujemy lorda Eddarda w dzie i w nocy. Jest bezpieczny. - Lannisterowie maj wicej ni pidziesiciu ludzi - zauwaya Arya.

- Moliwie, ale jeden onierz z pnocy wart jest dziesiciu mieczy z poudnia, wic moesz spa bezpiecznie. - A gdyby przysali czarnoksinika, eby go zabi? - Czarnoksinika, powiadasz - odpar Desmond, wycigajc z pochwy dugi miecz. No c, kiedy mu si obetnie gow, to czarnoksinik umiera tak samo jak kady inny.

EDDARD
- Robercie, bagam ci - prosi Ned. - Zastanw si nad tym, co mwisz. Chcesz zamordowa dziecko. - Ta dziwka jest w ciy! - Pi Krla opada na st z hukiem grzmotu. Ostrzegaem ci, e tak si stanie, Ned, ostrzegaem, ale ty nie chciae mnie sucha. Teraz musisz mnie wysucha. Oboje maj zgin, matka i dziecko, a take ten gupiec, Yiserys. Czy to jasne? Oboje maj zgin. Pozostali czonkowie rady krlewskiej udawali, e ich tam nie ma. Bez wtpienia okazali wiksz mdro od niego. Bya to jedna z tych chwil, kiedy Eddard Stark czu si bardzo osamotniony. - Postpujc tak, splamisz swj honor. Posuchaj mnie. - Posucham, kiedy zaczniesz mwi z sensem. - Krl rozejrza si po zebranych. - A pozostali pomarli czy tylko odjo im mow? Czy kto moe przemwi do rozsdku temu gupcowi z gow pen lodu, zanim go udusz? Yarys natychmiast podj zaproszenie. - Drogi Namiestniku - odezwa si eunuch, posyajc Nedowi tusty umieszek. - Jego Mio mwi prawd. A co do zamordowania dziecka No c, to dziecko nosi w onie dziecko, a zatem czy jest jeszcze dzieckiem? Wielki Maester Pycelle pochyli si do przodu, pobrzkujc swoim acuchem. Decyzje podejmuje Krl. Czonkowie rady mog mu tylko doradza. - Odchrzkn, co zajo mu do dug chwil. - Kiedy oferowaem swoje rady krlowi Aerysowi z takim samym oddaniem, z jakim teraz su krlowi Robertowi. W moim zakonie uczy si nas suby pastwu, a nie rzdzcemu. Pytam wic, jeli dojdzie do wojny, ile kobiet zginie? Ile miast sponie? Ile dzieci wyrwanych z ramion matek zostanie nabitych na wcznie? - Pogadzi okaza siw brod, nieskoczenie smutny, i nieskoczenie znuony. - Czy Krl nie okae wikszej mdroci, a nawet askawoci, kiedy umierci Daenerys Targaryen, by uratowa tysice innych, ktrzy mogliby zgin? - Rzeczywicie - powiedzia Varys. - askawo, nie pomylaem o tym, przyjacielu. Piknie to uje. - Eunuch pooy mikk do na rkawie Neda. - Wierz mi, lordzie Stark, rozumiem twoje skrupuy. Rzecz, ktr rozwaamy, jest bardzo smutna, wrcz ohydna. Lecz czy my, sprawujcy rzdy, nie musimy ucieka si do podobnych posuni dla dobra krlestwa? Jeli bogowie obdarz Daenerys Targaryen mskim potomkiem, chopiec bdzie roci sobie prawo do elaznego Tronu.

Ich sowa jeszcze bardziej rozzociy Neda. - Lordzie Yarys, dziecko moe by dziewczynk. Obaj doskonale wiemy, e Dothrakowie nie pjd za kobiet. - A jeli to bdzie chopiec? - nalega Robert. - Smocza krew i syn jakiego przekltego koskiego lorda, a za nim hordy Dothrakw! - Dzieli nas wskie morze - zauway Ned. - Zaczn si ba Dothrakw, kiedy naucz swoje konie biega po wodzie. Littlefinger posa mu wyzywajcy umiech, zanim zapyta: - A zatem, panie, nie widzisz adnego zagroenia dla nas? - Jeli w ogle, to zaledwie jego saby cie dugi na dwadziecia lat - odpar Ned. - A zatem radzisz czeka, a smocze nasienie wyjdzie na nasz brzeg ze swoimi wojskami? - dopytywa si Krl. - To smocze nasienie jest jeszcze w brzuchu matki. Nawet Targaryenowie rzadko wyruszaj do boju, zanim odstawi dziecko od piersi. - Ned nie prbowa ukry nuty przygany w swoim gosie. - Nie obawiae si Rhaegara Targaryena za jego ycia. Czyby z wiekiem sta si tak strachliwy, e trzsiesz si przed cieniem nie narodzonego dziecka? Zo nie pozwalaa Robertowi wydoby z siebie ani sowa, lecz wyrczy go jego brat, przystojny lord Renly. - Powinnimy byli zabi Yiserysa i jego siostr dziesi lat temu, niestety, mj brat popeni powany bd i posucha Jona Arryna. - Nie jest bdem okaza komu ask, lordzie Renly - powiedzia Ned. - Nad Tridentem obecny tutaj ser Barristan pooy tuzin dobrych ludzi, zarwno moich, jak i ludzi twojego brata. Pamitam, kiedy go do nas przynieli, by bliski mierci. Roose Bolton nalega, eby go dobi, lecz twj brat, Robert, powiedzia wtedy: Nie zabij go za to, e okaza dzielno i by lojalny i posa swojego maestera, eby opatrzy rany ser Barristana. - Posa Krlowi dugie, chodne spojrzenie. - Szkoda, e nie ma z nami tamtego Roberta. Krl mia na tyle wstydu, eby si zarumieni. - To nie to samo - odpar. - Ser Barristan by rycerzem Krlewskiej Gwardii. - A Daenerys jest czternastoletni dziewczynk - odpowiedzia szybko Ned. Ser Barristan Selmy popatrzy ponad stoem swoimi jasnoniebieskimi oczyma i powiedzia: - Stan twarz w twarz z wrogiem na polu bitwy to honor, ale nie ma nic honorowego w tym, e zabije si go w onie matki. - Zwrci si do Krla. - Wasza Mio, lord Eddard wyrazi take i moje myli. Jestemy rycerzami, a nie mordercami. Nasze luby - Do! - rykn Robert. - Ani sowa wicej. Czycie wszyscy zapomnieli, kto tu jest Krlem?

- Nie. A ty? - Ned zdawa sobie spraw, e przekroczy ju granic rozsdku, lecz nie potrafi si powstrzyma. - Pytam ci, Robercie, dlaczego stanlimy naprzeciw Aerysa Targaryena? Czy nie dlatego, eby skoczy z zabijaniem dzieci? - eby skoczy z Targaryenami! - warkn Krl. - Do ju gadania. Co radzicie? - Trzeba to zrobi - owiadczy lord Renly. - Nie mamy wyboru - mrukn Yarys. - Smutne Wielki Maester Pycelle zoy donie i skin gow. - Kiedy ju si pjdzie do ka z brzydk kobiet, najlepiej zamkn oczy i zrobi to szybko - przemwi Litllefinger. - Nie ma co czeka, ona przez to nie stanie si adniejsza. Trzeba j pocaowa i skoczy z tym. - Pocaowa? - powtrzy ser Barristan zdumiony. - Mam na myli pocaunek miecza - powiedzia Littlefinger. Robert zwrci si do swojego Namiestnika. - A zatem Ned, zostae sam z Selmym. Kto j zabije? - Mormont bardzo pragnie krlewskiego przebaczenia - przypomnia mu lord Renly. - Rzeczywicie, bardzo - powiedzia Yarys - ale jeszcze bardziej pragnie zachowa ycie. Ksiniczka przebywa teraz w Yaes Dothrak, a tam wycignicie miecza z pochwy graniczy z samobjstwem. Wolabym wam nie opowiada, co Dothrakowie zrobiliby z biedakiem, ktry by si omieli podnie rk na Khaleesi. Musn doni upudrowany policzek. - A zatem pozostaje trucizna powiedzmy zy Lysy. Khal Drogo nie musi si dowiedzie, e nie bya to mier naturalna. Wielki Maester Pycelle unis opadajce powieki i popatrzy podejrzliwie na eunucha. - Trucizna to bro tchrzy - rzek Krl. Ned mia ju do. - Wysyasz zbirw z noami, eby zabili czternastoletni dziewczyn, a wci przejmujesz si honorem? - Odepchn swoje krzeso i wsta. - Sam to zrb, Robercie. Ten, kto wydaje wyrok, powinien go take wykona. I spjrz jej w oczy, zanim j zabijesz. Popatrz na jej zy i wysuchaj jej ostatnich sw. Tyle przynajmniej jeste jej winien. - Bogowie - zakl Krl, wyrzucajc z siebie to jedno sowo, jakby nie potrafi duej powstrzyma swojej wciekoci. - A niech ci, ty naprawd tak mylisz. - Sign po dzban z winem, a kiedy przekona si, e naczynie jest puste, cisn nim o cian. - Skoczyo si wino i skoczya si te moja cierpliwo. Do. Po prostu zajmij si tym. - Nie wezm udziau w tym morderstwie, Robercie. Ty rb, jak chcesz, lecz nie pro mnie, bym przykada do tego swoj piecz.

Przez chwil wydawao si, e Robert nie rozumie tego, co Ned do niego mwi. Nie dane mu byo zbyt czsto smakowa owocu nieposuszestwa. Wyraz jego twarzy zmienia si, w miar jak docieray do niego sowa Namiestnika. Zmruy oczy, a jego szyja zaczerwienia si a ponad aksamitny konierz. Wskaza palcem na Neda. - Lordzie Stark, jeste Namiestnikiem Krla. Wykonasz jego polecenia, albo znajd innego Namiestnika, ktry to zrobi. - ycz mu powodzenia. - Ned odpi cik klamr swojego paszcza, ozdobn srebrn do, znak jego urzdu. Pooy j na stole przed Krlem i ze smutkiem pomyla o czowieku, ktry mu j przypi, o przyjacielu, ktrego kocha. - Miaem ci za kogo lepszego, Robercie. Sdziem, e wybralimy szlachetniejszego Krla. Twarz Roberta nabiega krwi. - Wyno si - wycharcza, duszc si wasn wciekoci. - Mam ci do. Na co czekasz? Id, wracaj do swojego Winterfell i dopilnuj, ebym nie musia wicej oglda twojej twarzy, bo, przysigam, zetn ci gow! Ned skoni si i odwrci bez sowa. Czu na plecach wzrok Roberta. Zebrani powrcili do rozmowy, gdy tylko opuci sal narad. - Na Braavos istnieje pewne stowarzyszenie o nazwie Ludzie Bez Twarzy - odezwa si Wielki Maester Pycelle. - Czy wiesz, ile by trzeba im zapaci? - zapyta Littlefinger. - Za poow ceny dostaniesz armi zwykych najemnikw, a mam na myli cen za kupca. Wol nie myle, ile by zadali za ksiniczk. Gosy umilky, kiedy zamkn za sob drzwi. Przed wejciem stra peni ser Boros Blount w dugim, biaym paszczu i zbroi Krlewskiej Gwardii. Zerkn na Neda zaciekawiony, lecz nic nie powiedzia. Wracajc do Wiey Namiestnika, zauway, e zbiera si na deszcz. Nie miaby nic przeciwko temu. Moe wtedy poczuby si troch mniej zbrukany. Powrciwszy do swojej komnaty-samotni, wezwa Vayona Poolea, ktry zjawi si natychmiast. - Wzywae mnie, Namiestniku? - Ju nie Namiestniku - odpowiedzia mu Ned. - Pokciem si z Krlem. Wracamy do Winterfell. - Zajm si przygotowaniami, panie. Zejdzie ze dwa tygodnie, zanim bdziemy gotowi do podry. - Nie wiem, czy mamy tyle czasu. Moe i dzie bdzie za dugo. Krl wspomnia co o ciciu mojej gowy. - Ned zmarszczy czoo. W rzeczywistoci nie wierzy, by Krl go skrzywdzi, nie Robert.

Owszem, wciek si, ale przejdzie mu, jak zawsze, kiedy ju Ned usun si sprzed jego oczu. Jak zawsze? Nagle przypomnia sobie Rhaegara Targaryena. Nie yje od pitnastu lat, a Robert nienawidzi go z tak sam si. Zaniepokoia go ta myl do tego jeszcze Catelyn i karze. Wkrtce wszystko wyjdzie na jaw, a Krl tak si wciek Pewnie Roberta wcale nie obchodzi los Tyriona Lannistera, lecz ucierpi jego duma, a ponadto nie wiadomo, co zrobi Krlowa. - Chyba bezpieczniej bdzie, jeli pojad przodem - powiedzia do Poolea. - Zabior crki i kilku stranikw. Wy wyruszycie, kiedy ju bdziecie gotowi. Daj zna Joryemu, ale nie mw nikomu innemu i nie rb nic, dopki nie wyjad z dziewczynkami. ciany maj uszy w zamku, a ja nie chciabym, eby kto dowiedzia si o moich planach. - Jak kaesz, panie. Po wyjciu zarzdcy Eddard Stark usiad przy oknie zamylony. Robert nie da mu wyboru. Waciwie powinien mu za to podzikowa. Dobrze bdzie wrci do Winterfell. Niepotrzebnie wyjeda. Czekaj tam na niego synowie. Moe po powrocie oboje z Catelyn postaraj si o jeszcze jednego syna, nie s tacy starzy. Ostatnio coraz czciej ni mu si nieg, ni o ciszy, ktra wypenia noc wilczy las. Z drugiej strony poczu zo na myl o wyjedzie. Tyle jeszcze pozostao do zrobienia. Robert i jego rada to tchrze i pochlebcy, ktrzy doprowadz krlestwo do ruiny, jeli nikt ich nie bdzie kontrolowa, albo - co gorsza - sprzedadz je Lannisterom, spacajc dugi. Wci te nie pozna prawdy o mierci Jona Arryna. Och, dowiedzia si kilku szczegw, ktre potwierdziy jego przypuszczenia co do tego, e Jon zosta zamordowany, ale to jeszcze za mao, to dopiero trop zwierza, ktrego jak dotd nie udao mu si zobaczy. Wyczu go zaledwie, jak si czai, podstpny, zdradliwy. Nagle przyszo mu do gowy, e mgby wrci do Winterfell przez morze. Ned nie by eglarzem i wolaby pojecha krlewskim traktem, lecz w drodze przez morze mgby zatrzyma si na Smocz Wysp i porozmawia ze Stannisem Baratheonem. Wczeniej poleci Pycelle, aby posa kruka z listem, w ktrym Ned prosi lorda Stannisa o powrt. Jak dotd nie otrzyma adnej odpowiedzi, lecz milczenie tylko utwierdzio go w jego podejrzeniach. Ned by przekonany, e lord Stannis zna tajemnic, ktra kosztowaa ycie Jona Arryna. By moe prawda, ktrej poszukiwa, czekaa na niego w starej fortecy Targaryenw na wyspie. A kiedy ju j znajd, co dalej?, zastanawia si. Bezpieczniej jest, jeli pewne tajemnice pozostan w ukryciu. S one zbyt niebezpieczne, by si nimi dzieli nawet z tymi,

ktrych kochamy i ktrym ufamy. Ned wycign z pochwy sztylet przywieziony przez Catelyn. N kara. Dlaczego miaby chcie zabi Brana? Oczywicie, eby mu zamkn usta. Jeszcze jedna tajemnica, a moe tylko inna ni tej samej pajczyny? Czy i Robert moe by w to zamieszany? Wczeniej Ned by zaprzeczy, ale wczeniej nie wierzy te, e Robert rozkae mordowa kobiety i dzieci. Catelyn prbowaa go ostrzec. Ty znae innego czowieka, powiedziaa mu kiedy. Nie znasz tego, ktry jest Krlem. Im szybciej wyniesie si z Krlewskiej Przystani, tym lepiej. Jeli tylko nastpnego ranka jaki statek bdzie odpywa na pnoc Wezwa Joryego Cassela i posa go do dokw, eby rozejrza si dyskretnie. - Znajd mi szybki statek z dobrym kapitanem - rozkaza. - Nie musi mie adnych wygd, wystarczy, e bdzie szybki i bezpieczny. Chc odpyn jak najszybciej. Zapad zmierzch, a Ned wci czeka na powrt Joryego, kiedy Tomard zapowiedzia gocia. - Panie, lord Baelish do ciebie. W pierwszej chwili Ned mia zamiar go odprawi, lecz powstrzyma si. Uzna, e musi gra w tej grze do koca, dopki nie bdzie cakiem wolny. - Wprowad go, Tom. Lord Petyr wkroczy do jego komnaty swobodnym krokiem, jakby nic si nie wydarzyo. Tego wieczoru ubra kremowosrebrzysty aksamitny kubrak z wyciciem i srebrzystoszary paszcz lamowany futrem z czarnego lisa, nie zapomnia te o kpicym umieszku, ktry niezmiennie nosi na ustach. Ned przywita go chodno. - Czy wolno mi zapyta o powd twej wizyty, lordzie Baelish? - Nie zajm ci duo czasu. Udaj si na kolacj z lady Tand i wstpiem po drodze. Bdzie pasztet z minoga i pieczone prosi. Przyszo jej do gowy, e mogaby wyda za mnie swoj modsz crk, wic jej st zwykle ugina si od potraw, kiedy przychodz. Szczerze mwic, prdzej bym si oeni z tym prosiakiem, ale nie mw jej tego. Za to uwielbiam pasztet z minoga. - A zatem nie pozwl, ebym kaza ci czeka na twoje przysmaki - odpar Ned chodnym, ironicznym tonem. - Szczerze mwic, nie wiem, czy jest inna osoba, ktrej towarzystwa mniej bym pragn w tej chwili. - Och, jestem pewien, e gdyby si dobrze zastanowi, przypomniaby sobie kilka imion. Powiedzmy Yarysa, Cersei albo Roberta. Jego Mio wciek si. Wyrzeka na ciebie jeszcze przez jaki czas po twoim wyjciu. Nie raz pady sowa takie jak zuchwalstwo i niewdziczno.

Ned nie raczy mu nawet odpowiedzie. Nie poprosi te gocia, by usiad, wic Littlefinger sam si rozgoci. - Po twoim burzliwym wyjciu na mnie spad obowizek przekonania ich, eby nie wynajmowa tych Ludzi Bez Twarzy - mwi dalej swobodnym tonem. - Tak wic Yarys ma rozgosi po cichu, e ten, kto zaatwi dziewczyn Targaryenw, otrzyma tytu lorda. - A zatem teraz obdarzamy honorami mordercw. - Ned by oburzony. Littlefinger wzruszy ramionami. - Honory s tanie, a Ludzie Bez Masek duo kosztuj. Ale tak midzy nami, to ja bardziej si przysuyem dziewczynie Targaryenw ni ty tym swoim gadaniem o honorze. Pozwlmy j zabi jakiemu pijanemu najemnikowi, ktremu marzy si tytu lorda. Prawdopodobnie nic mu z tego nie wyjdzie, a Dothrakowie bd si mieli na bacznoci. Dziewczyna z pewnoci by zgina, gdybymy wysali ktrego z Ludzi Bez Twarzy. Ned zmarszczy czoo. - W sali narad rozprawiasz o brzydkich kobietach i elaznych pocaunkach i chcesz, ebym teraz uwierzy ci, e prbowae j chroni? Ty mnie chyba masz za wielkiego gupca. - Rzeczywicie, do wielkiego - odpar Littlefinger, umiechajc si. - Lordzie Baelish, czy morderstwo zawsze tak ci bawi? - To nie morderstwo tak mnie bawi, lecz ty, lordzie Stark. Twoje rzdy przypominaj taniec na kruchym lodzie. Myl, e wpadniesz z hukiem do wody. Dzisiejszego ranka usyszaem trzask pierwszego pknicia. - Pierwszego i ostatniego - powiedzia Ned. - Skoczyem z tym. - Kiedy zamierzasz wrci do Winterfell? - Najszybciej jak to moliwe. Czemu ci to tak bardzo obchodzi? - Nie a tak bardzo, lecz gdyby przypadkiem by tutaj jeszcze jutrzejszego ranka, chtnie zabior ci do tego burdelu, ktry Jory przeszukiwa bez powodzenia. - Littlefinger umiechn si. - I nic nie powiem lady Catelyn.

CATELYN
- Pani, powinna bya nas uprzedzi o swoim przyjedzie - zwrci si do niej ser Donnel Waynwood, kiedy wjedali na przecz. - Wysalibymy eskort. Ta droga nie jest ju tak bezpieczna jak kiedy, szczeglnie dla maych grup. - Niestety, mielimy okazj przekona si o tym - odpara Catelyn. Miaa wraenie, e jej serce zamienio si w kamie; szeciu dzielnych ludzi zgino, aby ona moga tutaj dojecha, a ona nawet nie zapakaa po ich mierci. Ich imiona odchodziy w zapomnienie. Ludzie z klanu nie odstpowali nas ani na chwil, w dzie i w nocy. Stracilimy trzech ludzi w pierwszym ataku i dwch w nastpnym. Czowiek Lannistera zmar z gorczki, gdy zajtrzyy si jego rany. Kiedy usyszaam twoich ludzi, pomylaam, e ju po nas. Przypomniaa sobie tamt chwil: przywarli plecami do skay z broni w doniach. Karze ostrzy swj topr, opowiadajc jeden ze swoich licznych wisielczych dowcipw, kiedy Bronn zauway bkitno-biay proporzec Rodu Arrynw z ksiycem i sokoem. Jeszcze nigdy aden widok tak jej nie ucieszy. - Od czasu mierci lorda Jona klany staj si coraz mielsze - powiedzia ser Donnel. By to dwudziestoletni modzieniec, krpy, o miym usposobieniu, z szerokim nosem i gstymi, brzowymi wosami. - Gdyby to ode mnie zaleao, pojechabym w gry z setk ludzi, wykurzy zbirw z ich kryjwek i da im porzdn lekcj. Niestety, twoja siostra nie pozwala. Nie pozwolia nawet rycerzom walczy w turnieju Namiestnika. Chce mie wszystkie miecze przy sobie dla obrony Yale przed nie wiadomo przed czym. Przed cieniami, jak mwi niektrzy. - Popatrzy na ni z niepokojem, jakby sobie co przypomnia. - Wybacz, pani, jeli powiedziaem co niestosownego. Nie chciaem ci obrazi. - Szczere sowa nie s dla mnie obraz, ser Donnelu. - Catelyn dobrze wiedziaa, czego obawia si jej siostra. Boi si Lannisterw, a nie cieni, pomylaa i zerkna do tyu na kara, ktry jecha obok Bronna. Od chwili mierci Chiggena obaj trzymali si razem. Niepokoia j przebiego kara. Kiedy wjedali w gry, by jej winiem, bezradny, zwizany. A teraz? Wprawdzie wci pozostawa winiem, ale jecha swobodnie ze sztyletem za pasem i toporem zawieszonym przy siodle, ubrany w futrzany paszcz, ktry wygra w koci od piewaka, i kolczug, ktr zdj z martwego Chiggena. Jechali eskortowani przez dwa tuziny ludzi jej siostry, Lysy, rycerzy i zbrojnych jedcw, take przez modego syna Jona Arryna, a mimo to Tyrion nie zdradza wcale oznak strachu. Czybym si mylia?, pomylaa Catelyn nie po raz pierwszy. Czy to moliwe, e on nie ma

nic wsplnego z Branem, Jonem Arrynem i wszystkim innym? Jeli tak, to w jakim wietle ona wypada? Zgino szeciu ludzi, eby go tutaj przywie. Stanowczo odepchna podobne myli. - Kiedy ju znajdziemy si w twojej twierdzy, bd ci prosia, aby niezwocznie posa po maestera Colemona. Ser Rodrik gorczkuje na skutek otrzymanych ran. - Byy chwile, kiedy obawiaa si, e stary rycerz nie przeyje podry. Pod koniec z trudem siedzia na koniu. Bronn namawia j, eby go zostawi, lecz Catelyn nie chciaa o tym sysze. Przywizali go do sioda i rozkazaa Marillionowi, eby go pilnowa. Zawaha si przez chwil, zanim jej odpowiedzia. - Lady Lysa polecia maesterowi, aby pozosta w Eyrie i opiekowa si lordem Robertem - powiedzia. - Mamy jednak septona, ktry opiekuje si naszymi rannymi. Zajmie si te i waszymi. Catelyn bardziej ufaa wiedzy maestera ni modlitwom septona. Miaa ju to powiedzie, lecz ujrzaa blanki murw z dugimi parapetami po obu stronach wbudowanymi w stare gry. Kiedy droga na przeczy zwzia si tak bardzo, e z trudem mogo ni przejecha obok siebie czterech ludzi, ze skalistych zboczy wyrosy bliniacze wiee poczone krytym mostem z szarego zwietrzaego kamienia. Ze strzelniczych otworw w wiey, na blankach i na mocie patrzyy na nich milczce twarze. Kiedy dotarli ju prawie na szczyt, wyjecha im na spotkanie rycerz. Na siwym koniu, w szarej zbroi, w paszczu, ktry mieni si biel i bkitem Riverrun, a na ich tle widniaa lnica czarna ryba wyrobiona w zocie i obsydianie. - Kto chce przejecha przez Krwaw Bram? - zawoa. - Ser Donnel Waynwood oraz lady Catelyn Stark i jej towarzysze - odpowiedzia mody rycerz. Dowdca stray podnis przybic. Dama wydaa mu si znajoma. - Odjechaa daleko od domu, maa Cat. - Podobnie jak i ty, wuju - odpowiedziaa, umiechajc si pomimo przebytych trudw. Dwik jego chrapliwego, niskiego gosu przenis j w jednej chwili dwadziecia lat wczeniej do jej dziecistwa. - Mj dom znajduje si za moim plecami - odpar krtko. - Twj dom jest w moim sercu - powiedziaa. - Zdejmij hem. Chc zobaczy twoj twarz. - Obawiam si, e minione lata nie doday jej blasku - powiedzia Brynden Tully, lecz kiedy odsoni gow, przekonaa si, e nie mwi prawdy. Wprawdzie twarz mia pobrudon i czas wypali cakowicie kasztanowy odcie jego wosw, pokrywajc je

siwizn, lecz umiech Bryndena pozosta nie zmieniony, brwi wci krzaczaste i te same niebieskie, miejce si oczy. - Czy Lysa spodziewa si twojej wizyty? - Nie miaam czasu jej zawiadomi - odpowiedziaa mu. Wrg depta im po pitach. Obawiam si wuju, e za nami nadciga burza. - Czy wolno nam wjecha do Yale? - spyta ser Donnel. Waynwoodowie pozostawali wierni ceremoniom. - W imieniu Roberta Arryna, Lorda Eyrie, Obrocy Yale, Prawdziwego Stranika Wschodu, wjedajcie wolno i zachowajcie pokj tego miejsca - odpar ser Brynden. - Chod. Pojechaa za nim w cieniu Krwawej Bramy, pod ktr paday kolejne armie w Epoce Bohaterw. Po drugiej stronie oczom patrzcego ukazywa si widok zapierajcy dech w piersi: rozlege, zielone pola, bkitne niebo i onieone szczyty gr. Cae Yale pawio si w blasku poranka. Jak okiem sign a po zamglony wschd cigna si spokojna kraina yznych pl, szerokich, leniwych rzek i setek maych jezior, ktre lniy w blasku soca otoczone szczytami. Pszenica, kukurydza i jczmie wyrastay wysoko, a ogromne dynie i sodkie owoce nie miay sobie rwnych nawet w Wysogrodzie. Stali teraz po zachodniej stronie doliny, gdzie gociniec prowadzi w d z ostatniej z przeczy, schodzc na dno doliny dwie mile poniej. W tym miejscu Yale byo bardzo wskie - mona by je przemierzy w poprzek w p dnia - a poudniowa cz gr wydawaa si Catelyn tak bliska, e miaa ochot wycign rk , eby ich dotkn. Wysoko nad nimi wznosi si poszarpany szczyt zwany Lanc Olbrzyma, ktry spoglda spord lodowatych mgie w d, na dno doliny trzy i p mili poniej. Nad jego masywnym zachodnim ramieniem przeleway si zowieszcze strumienie ez Alyssy. Nawet z tej odlegoci Catelyn widziaa wyranie na tle ciemnej skay srebrzyst ni wodospadu. Wuj podjecha do niej, widzc, e si zatrzymaa. - Jest tam, przy zach Alyssy. Std wida tylko biae byski, i to tylko wtedy, gdy soce pada wprost na ciany. Siedem wie, powiedzia jej kiedy Ned, niczym siedem sztyletw wbitych w brzuch nieba. S tak wysokie, e stojc na parapecie, moesz spojrze w d na chmury. - Jak dugo jeszcze? - spytaa. - O zmierzchu bdziemy u podna gry - powiedzia wuj Brynden - ale potrzebujemy caego dnia, eby znale si na miejscu. - Pani - rozleg si z tyu gos ser Rodrika Cassela. - Obawiam si, e nie dam rady jecha dalej. - Na jego twarzy z odrastajcymi bokobrodami wida byo ogromne zmczenie. Patrzc na niego, Catelyn baa si, e zaraz spadnie z konia.

- Nie ma takiej potrzeby - odpowiedziaa mu. - I tak zrobie wicej, ni moge. Wuj bdzie mi towarzyszy przez reszt podry do Eyrie. Lannister musi pojecha, lecz ty i pozostali powinnicie tutaj odpocz. - Honorem bdzie dla nas mc ich goci - przemwi ser Donnel z pen powagi modziecz uprzejmoci. Nie liczc ser Rodrika, z grupy, ktra wyjechaa z ni z karczmy nad Tridentem, pozostali tylko Bronn, ser Willis Wod i Marillion. - Pani - powiedzia minstrel, wysuwajc si do przodu. - Bagam, pozwl mi pojecha z tob do Eyrie. Skoro widziaem pocztek opowieci, chciabym te ujrze jej zakoczenie. Chopak wyglda na zmczonego, lecz z jego rozgorczkowanego spojrzenia przebijaa dziwna determinacja. Catelyn nie prosia go, eby z nimi jecha, sam podj decyzj. Teraz nie moga zrozumie, jak to si stao, e przey, chocia tylu dzielniejszych od niego polego. A jednak by z ni, modzieniec z meszkiem brody, dziki ktrej wydawa si prawie mczyzn. Moe bya mu co winna za to, e tak daleko z ni dojecha. - Dobrze - zgodzia si. - Ja te pojad - odezwa si Bronn. Ta propozycja mniej jej si spodobaa. Zdawaa sobie spraw, e bez Bronna nigdy by nie dotara do Yale; najemnik okaza si zaciekym wojownikiem i jego miecz pomg im przebi si przez najtrudniejsze chwile, a mimo to Catelyn nie darzya go sympati. Posiada si, odwag, lecz za grosz uprzejmoci i tylko odrobin lojalnoci. Ponadto zbyt czsto widziaa go w towarzystwie Lannistera, jak szeptali cicho albo miali si z dowcipw, ktre dzielili tylko midzy sob. Wolaaby oddzieli go od kara, jednake udzieliwszy wczeniej pozwolenia Marillionowi, nie widziaa, jak w uprzejmy sposb zabroni tego samego Bronnowi. - Jak chcesz - powiedziaa przyzwalajco, chocia wiedziaa, e w rzeczywistoci wcale nie pyta jej o pozwolenie. Ser Willis Wod pozosta z ser Rodrikiem, ktrym natychmiast zaj si septon o agodnym gosie. Zostawili te umczone konie. Ser Donnel obieca wysa ptaka do Eyrie i do Ksiycowej Bramy z wiadomoci o ich przybyciu. Ze stajni przyprowadzono wiee wierzchowce, wochate grskie konie o pewnych nogach, i po godzinie wyruszyli dalej, w d. Catelyn jechaa obok wuja. Za nimi Bronn, Tyrion Lannister, Marillion i szeciu ludzi Bryndena. Dopiero kiedy wysunli si daleko przed pozostaych, Brynden Tully spojrza na ni i powiedzia: - A teraz, dziecko, opowiedz mi o tej burzy. - Ju od lat nikt mnie tak nie nazywa, wuju - powiedziaa Catelyn i opowiedziaa mu o wszystkim. Zajo jej to wicej czasu, ni si spodziewaa - list od Lysy, upadek Brana,

sztylet mordercy, Littlefinger i jej przypadkowe spotkanie z Tyrionem Lannisterem w przydronej karczmie. Wuj sucha jej w milczeniu i tylko jego krzaczaste brwi coraz bardziej zacieniay mu oczy. Brynden Tully zawsze potrafi sucha innych z wyjtkiem jej ojca. By modszym o pi lat bratem lorda Hostera, z ktrym pozostawa w stanie wojny od tak dawna jak tylko Catelyn moga sign pamici. W czasie jednego z ich goniejszych sporw - Catelyn miaa wtedy osiem lat - lord Hoster nazwa Bryndena czarn owc w stadzie Tullych. Wtedy Brynden rozemia si i zauway, e godem ich rodu jest skaczcy pstrg, wic powinien go raczej nazwa czarn ryb, a nie czarn owc. Od tamtego dnia uczyni czarn ryb swoim godem. Spr midzy brami trwa a do lubu Lysy. Wtedy to Brynden owiadczy swojemu bratu, e opuszcza Riverrun i udaje si na sub do Lysy i jej nowego ma, Lorda Eyrie. Od tamtego dnia lord Hoster nie wymwi imienia swojego brata, o czym Catelyn dowiedziaa si z rzadkich listw od Edmurea. Catelyn pamitaa z dziecistwa, e dzieci lorda Hostera zawsze biegy do Bryndena Blackfisha, herbu Czarna Ryba, eby si wypaka albo wygada, kiedy ojciec by zbyt zajty, a matka chora Catelyn, Lysa, Edmure a nawet Petyr Baelish, wychowanek ich ojca Brynden sucha ich z tak sam uwag, z jak sucha jej teraz, ze miechem przyjmowa ich zwycistwa i wiedzia, jak pocieszy w chwilach poraek. Skoczya swoj opowie, lecz wuj dugo jeszcze milcza, pozwalajc, by jego ko jecha wasnym tempem po stromej drodze. - Trzeba powiedzie twojemu ojcu - odezwa si wreszcie. - Gdyby Lannisterowie si ruszyli Winterfell jest daleko, Yale schowane za grami, natomiast Riverrun ley na ich drodze. - Pomylaam o tym samym - przyznaa Catelyn. - Gdy tylko przyjedziemy do Eyrie, poprosz maestera Colemona, eby wysa ptaka. - Miaa te do przekazania inne wiadomoci, rozkazy Neda dla chorych, by przygotowali obron pnocy. - Jakie panuj nastroje w Yale? - spytaa. - Ludzie s rozgniewani - odpar Brynden Tully. - Darzyli mioci lorda Jona, dlatego uznali za zniewag fakt, e Krl odda w rce Jaimea Lannistera urzd, ktry Arrynowie piastowali od prawie trzystu lat. Lysa kae nazywa swojego syna Prawdziwym Stranikiem Wschodu, ale ludzie nie daj si oszuka. Ponadto nie tylko twoja siostra zastanawia si nad przyczyn mierci Namiestnika. Nikt otwarcie nie omieli si powiedzie, e Jon zosta zamordowany, lecz podejrzenia rzucaj dugie cienie. - Zacisn usta i spojrza na Catelyn. Jest te chopak.

- Jaki chopak? - Schylia gow pod skalnym wystpem, pod ktrym musieli przejecha. Wuj mwi gosem przepenionym trosk. - Lord Robert - westchn. - Ma sze lat, jest chorowity i beczy, gdy tylko kto mu zabierze lalk. Jest prawowitym spadkobierc Jona Arryna, lecz niektrzy twierdz, e nie nadaje si na miejsce ojca. Nestor Royce piastowa urzd Lorda Zarzdcy przez ostatnie czternacie lat, kiedy lord Jon suy w Kings Landing i zdaniem wielu to on powinien sprawowa rzdy, dopki chopiec nie doronie. Inni s zdania, e Lysa powinna szybko wyj ponownie za m. Kandydaci zlatuj si ju jak wrony do ziarna. Peno ich w Eyrie. - Mogam si tego spodziewa - powiedziaa Catelyn. Nic dziwnego. Lysa bya jeszcze moda, a krlestwo Gr i Yale stanowio okazay prezent lubny. - Czy Lysa wyjdzie za m? - Twierdzi, e tak, jeli spotka mczyzn, ktry bdzie jej odpowiada - powiedzia Brynden Tully. - Jednake jak dotd odrzucia Lorda Nestora i tuzin innych. Zarzeka si, e tym razem sama wybierze sobie pana ma. - Przynajmniej ty nie powiniene si jej dziwi. Ser Brynden achn si. - I nie dziwi, lecz sdz, e Lysa prowadzi gr. Bawi j to, lecz moim zdaniem twoja siostra zamierza sama sprawowa rzdy, dopki jej syn bdzie mg zosta lordem Eyrie nie tylko z tytuu. - Kobieta moe rzdzi rwnie dobrze jak mczyzna - powiedziaa Catelyn. - Waciwa kobieta - doda jej wuj, odwracajc wzrok. - Pamitaj o tym, Cat. Lysa nie jest tob. - Zawaha si na moment. - Szczerze mwic, obawiam si, e twoja siostra moe ci rozczarowa Spojrzaa na niego zdziwiona. - Co masz na myli? - Lysa, ktra powrcia z Kings Landing, nie jest t sam dziewczyn, ktra wyjechaa na poudnie, kiedy jej m zosta mianowany Namiestnikiem. Nie miaa lekkiego ycia przez wszystkie te lata. Musisz wiedzie, e lord Arryn okaza si dbajcym mem, ale ich maestwo byo wynikiem zabiegw politycznych, a nie namitnoci. - Podobnie jak i moje. - Oba zaczy si podobnie, lecz twoje okazao si szczliwsze. Dwoje martwo urodzonych dzieci, kilka poronie, mier lorda Arryna Bogowie obdarzyli j tylko jednym dzieckiem, dlatego na nim skupia wszystkie swoje uczucia; tylko dla niego yje, biedne dziecko. Nic dziwnego, e wolaa raczej uciec, ni pozwoli, eby oddali go pod opiek Lannisterw. Twoja siostra boi si, a najbardziej obawia si Lannisterw. Wymkna si z

Czerwonej Twierdzy noc jak zodziej, a wszystko po to, by wyrwa syna z paszczy lwa tymczasem ty sprowadzasz lwa na prg jej domu. - Jest sptany - powiedziaa Catelyn. Z prawej strony pojawia si ziejca ciemnoci rozpadlina. Mocniej cisna wodze konia i jechaa bardzo ostronie. - Czyby? - Odwrci si i spojrza na jadcego z tyu Tyriona Lannistera. - Widz topr przy jego siodle i sztylet u pasa. Najemnik nie odstpuje go ani na krok niczym cie. Powiedz mi, kochanie, gdzie s jego acuchy? Catelyn poruszya si w siodle. - Karze nie przyby tutaj z wasnej woli. Sptany czy nie, jest moim winiem. Lysa, podobnie jak ja, bdzie chciaa, eby odpowiedzia za swoje zbrodnie. Przecie to jej pana ma zamordowali Lannisterowie, take swoim listem ostrzega nas przed nimi. Brynden posa jej znuony umiech. - Mam nadziej, e si nie mylisz, dziecko powiedzia i westchn nie przekonany. Soce dotaro ju na zachd, kiedy zbocze pod kopytami ich koni zagodniao. Teraz droga bya szersza i mniej krta. Catelyn po raz pierwszy dostrzega dzikie kwiaty i trawy. Dotarszy na dno doliny, mogli jecha szybciej. Ruszyli galopem przez zielone lasy, sioa, midzy sadami i polami pszenicy, przez roziskrzone socem strumienie. Wuj wysa przodem chorego z podwjnym proporcem, na ktrym widnia ksiyc i sok domu Arrynw u gry, poniej za jego czarna ryba. Jedcy, wozy kupcw i chopw ustpoway im drogi. Mimo to dopiero po zmroku dotarli do przysadzistego zamku pooonego u stp Lancy Olbrzyma. Na waach migotay pochodnie, na ciemnych wodach fosy taczy rogaty ksiyc. Zwodzony most by ju podniesiony, a krat opuszczono, lecz Catelyn dostrzega wiata w wartowni, a take w oknach kwadratowych wie zamku. - Ksiycowa Brama - powiedzia jej wuj, kiedy podjechali bliej. Jego chory podjecha na skraj fosy, by przywoa stra z wartowni. - Siedziba Lorda Nestora. Powinien nas oczekiwa. Spjrz w gr. Catelyn podniosa gow; jej wzrok wdrowa coraz wyej i wyej. Pocztkowo widziaa tylko skay i drzewa, masyw gry spowity noc, czarny jak bezgwiezdne niebo. Potem wysoko w grze dostrzega blask ogni wiey zbudowanej na stromym zboczu gry, ktrej wiata, niczym pomaraczowe oczy, spoglday w d. Nad ni znajdowaa si inna, a potem trzecia jeszcze wyej, niczym migocca iskra na tle nieba. I wreszcie wysoko, gdzie szyboway sokoy, bysk bieli w blasku ksiyca. Poczua, e krci jej si w gowie. - Eyrie. - Usyszaa szept zdumionego Marilliona.

Zaraz potem rozleg si gos Tyriona Lannistera. - Zdaje si, e Arrynowie nie przepadaj za towarzystwem. Jeli zamierzacie kaza nam wspina si na t gr po ciemku, to lepiej od razu mnie zabijcie. - Noc spdzimy tutaj i wyruszymy rano - odpowiedzia mu Brynden. - Nie mog si doczeka - odpar karze. - A jak tam wejdziemy. Nie potrafi jedzi na kozicach. - Na muach - poprawi go Brynden, umiechajc si. - W zboczu gry wycito schody - powiedziaa Catelyn. Ned opisywa jej wszystko, kiedy opowiada o swojej modoci spdzonej tam razem z Robertem Baratheonem i Jonem Arrynem. Wuj przytakn jej. - Nie wida ich teraz w ciemnoci, ale rzeczywicie tam s. Za strome i za wskie dla koni, ale chodz po nich muy, przynajmniej na znacznej czci drogi. Twierdzy strzeg trzy zamki stranicze, Kamie, nieg i Niebo. Muy zawioz nas tylko do Nieba. Tyrion Lannister zerkn w gr bez przekonania. - A dalej? Brynden umiechn si. - Dalej cieka jest zbyt stroma nawet dla muw. Reszt drogi przejdziemy pieszo. Chyba e zechcesz pojecha w koszu. Eyrie jest przylepione do skay dokadnie nad Niebem. W jego podziemiach znajduje si sze ogromnych koowrotw wyposaonych w dugie acuchy, ktrymi wciga si prowiant z dou. Jeli zechcesz, lordzie Lannister, moesz pojecha na gr razem z chlebem, piwem i jabkami. miech kara przypomina krtkie szczeknicie. - Moe gdybym by dyni powiedzia. - Mj pan ojciec z pewnoci bardzo by si zasmuci, gdyby jego syn skoczy jak kupa rzepy. Skoro wy pjdziecie pieszo, obawiam si, e bd musia wam towarzyszy. My, Lannisterowie, mamy swoj dum. - Dum? - prychna Catelyn. Jego kpicy ton i swobodne zachowanie rozzociy j. Nazwaabym to raczej arogancj. Arogancja, skpstwo i dza wadzy. - Bez wtpienia o moim bracie mona powiedzie, e jest arogancki - odpar Tyrion Lannister. - Mj ojciec jest uosobieniem skpstwa, a moja sodka siostra jest pena dzy wadzy. Ale ja? Ja jestem niewinny jak baranek. Czy mam zabecze dla ciebie? Wyszczerzy zby w umiechu. Zanim zdya mu odpowiedzie, rozlego si skrzypienie opuszczanego mostu. Kilku onierzy wyszo z pochodniami, by owietli im drog przez fos. Na dziedzicu w otoczeniu innych rycerzy czeka na nich Lord Nestor Royce, Lord Zarzdca Yale oraz Rycerz

Ksiycowej Bramy. - Lady Stark - powiedzia i skoni si niezgrabnie, poniewa by ogromnym i potnym mczyzn. Catelyn zsiada z konia i stana przed nim. - Lordzie Nestorze - odpowiedziaa. Znaa go tylko ze syszenia; by kuzynem Bronzea Yohna z pomniejszej gazi Rodu Roycew, ale wystarczajco potnym. - Mamy za sob dug i mczc podr, dlatego prosz, by udzieli nam gociny na dzisiejsz noc. - Mj pokj jest twj - odpar krtko - jednak twoja siostra, Lysa, przysaa wiadomo z Eyrie. Pragnie widzie ci natychmiast. Pozostali przenocuj tutaj i wyprawimy ich jutro o wicie. Wuj obrci konia. - Co to za szalestwo? - rzuci. Brynden Tully znany by z tego, e nie przebiera w sowach. - Noc na sam gr, kiedy nie ma nawet peni? Nawet Lysa powinna zdawa sobie spraw, e to kuszenie losu. - Ser Bryndenie, muy znaj drog. - U boku Lorda Nestora pojawia si chuda dziewczyna, siedemnasto, moe osiemnastoletnia. Ciemne wosy nosia przycite krtko wok gowy, ubrana bya w skrzany strj dojazdy konnej i lekk kolczug. Skonia si przed Catelyn wdziczniej ni jej pan. - Obiecuj, pani, e nikomu nie stanie si krzywda. To dla mnie zaszczyt mc zawie ci na gr. Ju wiele razy jedziam w ciemnoci. Mychel mwi, e moim ojcem musia by kozio. Catelyn umiechna si. - Jak masz na imi, dziecko? - Mya Stone, pani - odpowiedziaa dziewczyna. Usyszawszy to, Catelyn zatrzymaa umiech na twarzy, cho uczynia to z pewnym wysikiem. Stone byo nazwiskiem, ktre nadawano w Yale bkartom, podobnie jak Snow na pnocy czy Flowers w Wysogrodzie. W kadej czci Siedmiu Krlestw istniao nazwisko nadawane zwyczajowo dzieciom, ktre rodziy si bez wasnego imienia. Catelyn nie miaa nic przeciwko dziewczynie, lecz w tej chwili nie moga powstrzyma myli o bkarcie Neda, ktry suy na Murze. Poczua jednoczenie zo i poczucie winy. Szukaa sw, by odpowiedzie. Niezrczn cisz przerwa Lord Nestor. - Mya jest bystr dziewczyn. Skoro twierdzi, e zawiezie ci bezpiecznie do lady Lysy, to ja jej wierz. Jak dotd ani razu mnie nie zawioda. - A zatem, Myo Stone, oddaj si w twoje rce - powiedziaa Catelyn. - Lordzie Nestorze, polecam ci pilnie strzec mojego winia. - A ja polecam ci przynie mu puchar wina i dobrze zarumienionego kapona, zanim umrze z godu - powiedzia Lannister. - Moe jeszcze jaka dziewczyna ale to ju chyba za duo. - Bronn rozemia si gono.

Lord Nestor zignorowa sowa Lannistera. - Bdzie tak jak mwisz, pani. - Dopiero wtedy spojrza na kara. - Zaprowadcie lorda Lannistera do celi w wiey i przyniecie mu misa i miodu. Kiedy odprowadzono Tyriona Lannistera, Catelyn poegnaa si z wujem i pozostaymi, po czym ruszya za dziewczyn. Dwa osiodane muy czekay na grnym zewntrznym murze. Mya pomoga jej dosi jednego, tymczasem stranik w bkitnym paszczu otworzy wsk furt. Zaraz za ni wznosia si gra czarna jak ciana, poronita sosnami i wierkami. Wycite w skale stopnie piy si ku niebu. - Niektrzy wol mie zamknite oczy - powiedziaa Mya, wyprowadzajc muy do lasu. - Czasem, przestraszeni albo kiedy krci im si w gowie, za mocno ciskaj mua. Zwierzta tego nie lubi. - Urodziam si w rodzinie Tullych i dopiero pniej polubiam Starka - odpara Catelyn. - Nie tak atwo mnie przestraszy. Zapalisz pochodni? - Stopnie giny w ciemnoci. Dziewczyna skrzywia si. - Pochodnia olepia. W pogodn noc, tak jak ta, wystarczy wiato gwiazd i ksiyca. Mychel mwi, e mam oczy jak sowa. - Dosiada swojego mua i skierowaa go na pierwsze stopnie. Mu Catelyn ruszy sam. - Ju wczeniej wymienia imi Mychela - powiedziaa Catelyn. Z zadowoleniem zobaczya, e muy szy spokojnym, wolnym krokiem. - To mj ukochany - wyjania Mya. - Nazywa si Mychel Redfort. Jest giermkiem ser Lyna Corbraya. Pobierzemy si, gdy tylko zostanie pasowany na rycerza. W przyszym roku albo za dwa lata. Tak bardzo przypominaa Sans, szczliwa, niewinna, pena marze. Catelyn umiechna si, lecz na jej umiech pad cie smutku. Rd Redfortw nalea do starych rodzin w Yale, w ich yach pyna krew Pierwszych Ludzi. Moe i on j kocha, ale aden Redfort nigdy nie polubi bkarta. Jego rodzina znajdzie mu bardziej odpowiedni pann, kogo z Corbrayw, Waynwoodw albo Roycew. Gdyby Mychel Redfort mia pj z t dziewczyna do ka, to nie wyjdzie im to na dobre. Wspinaczka okazaa si atwiejsza, ni si spodziewaa. Drzewa rosy ciasno, tworzc nad ciek zielony dach zasaniajcy ksiyc, przez co wydawao si, e jad dugim ciemnym tunelem. Muy szy pewnie rwnym krokiem a Mya rzeczywicie widziaa jak sowa. Piy si wci w gr krtymi schodami. Muy poruszay si prawie bezgonie, poniewa ciek przykrya gruba warstwa opadego igliwia. Catelyn poddaa si agodnemu koysaniu zwierzcia i nastrojowi ciszy i niebawem poczua, e ogarnia j sen.

By moe nawet zdrzemna si na moment, poniewa nieoczekiwanie ujrzaa przed sob masywn, elazn bram. - Kamie - oznajmia Mya radonie, zeskakujc na ziemi. Ujrzaa szczyty potnych murw najeone elaznymi szpicami, a nad ca twierdz groway dwie przysadziste, okrge wiee. Mya zawoaa i po chwili brama otworzya si. Przywita ich dostojny rycerz. Dowdca straniczego zamku poczstowa je wieo pieczonym misem z cebul z rona. Dopiero teraz Catelyn zdaa sobie spraw, jaka jest godna. Jada na stojco, nie zwaajc na tuszcz, ktry cieka jej po brodzie. Tymczasem stajenni osiodali nowe muy. Potem znowu wyruszyy w rozgwiedon noc. Druga cz podry wydaa jej si trudniejsza. cieka bya bardziej stroma, a schody bardziej wytarte, tu i wdzie przysypane kamieniami. Mya zsiadaa kilkakrotnie, by je usun. - Nie chciaabym, eby mu zama tutaj nog - powiedziaa. Catelyn przyznaa jej racj. Czua, e znajduj si teraz bardzo wysoko. Drzewo nie rosy ju tak gsto, a wiatr stawa si coraz bardziej porywisty, szarpa jej ubranie i przysania wosami oczy. Co pewien czas schody zawracay, tak e widziaa w dole Kamie, a jeszcze niej Ksiycow Bram; palce si tam pochodnie przypominay wieczki. nieg okaza si mniejszy od Kamienia. Skada si jedynie z ufortyfikowanej wiey i stajni schowanych za niskim murem z surowego kamienia. Mimo to jego pooenie umoliwiao mu kontrol nad czci schodw powyej pierwszego zamku. Wrg, ktry chciaby si wedrze do Eyrie, musiaby pokona schody prowadzce z Kamienia, zasypywany gradem kamieni i strza wypuszczanych z niegu. Dowdca zamku, mody, gorliwy rycerz o dziobatej twarzy, poczstowa je chlebem i serem, a take zaprosi do ognia, lecz Mya odmwia. - Musimy jecha dalej, pani, za pozwoleniem. - Catelyn skina gow. Przyprowadzono nowe muy. Catelyn otrzymaa biaego. Mya umiechna si na jego widok. - Whitey jest dobry. Ma pewny krok nawet na lodzie, ale trzeba przy nim uwaa. Wierzga, jeli kogo nie polubi. Na szczcie obyo si bez kopania, co oznaczao, e mu polubi Catelyn. Nie byo te lodu na drodze, za co take dzikowaa bogom. - Matka mwi, e setki lat temu tutaj zaczyna si nieg - wyjania Mya. - Powyej zawsze byo biao i ld nigdy nie topnia. - Wzruszya ramionami. - Ja nigdy nie widziaam tutaj niegu, ale moe kiedy tak byo. Taka moda, pomylaa Catelyn. Prbowaa sobie przypomnie, czy bya kiedy podobna do tej dziewczyny, ktra poow swojego ycia przeya w czasie lata, bo tylko t

por znaa. Zima nadchodzi, dziecko, miaa ochot jej powiedzie. Sowa same cisny si jej do ust, niemal je wymwia. Moe wreszcie staa si jedn ze Starkw. Nad niegiem wiatr przypomina yw istot; wy jak wilk na pustkowiu, potem milk nagle, jakby chcia ich zwabi w puapk. Tutaj gwiazdy wydaway si janiejsze i blisze; mona byo pomyle, e wystarczy wycign rk, eby ich dotkn. I jeszcze ksiyc, taki ogromny na tle czystego czarnego nieba. Teraz stopnie byy popkane, zniszczone wiekami mrozu i roztopw oraz kopytami niezliczonych muw. Catelyn czua strach, chocia nie widziaa niczego wyranie w ciemnoci. Kiedy wjechaa midzy dwie spiczaste skay, Mya zsiada z mua. - Bezpieczniej bdzie je poprowadzi - powiedziaa. - Wiatr tutaj moe by troch niebezpieczny. Catelyn wysuna si z cienia na sztywnych nogach i spojrzaa na odcinek cieki, ktry miay pokona: dugi na dwadziecia stp, szeroki na trzy, z przepaci po obu stronach. Wiatr wy przeraliwie. Mya wysza zza skay, a jej mu ruszy za ni spokojnie, jakby szli po zamkowym murze. Teraz jej kolej. Zrobia pierwszy krok i natychmiast poczua, e strach pochwyci j w swoje szpony. Dosownie czua pustk czarnej otchani po obu stronach przejcia. Zatrzymaa si drca, niezdolna do wykonania nastpnego kroku. Wiatr smaga jej twarz, szarpa za ubranie, prbujc cign j w d. Sprbowaa cofn si ostronie, lecz mu sta tu za ni. Zgin tutaj, pomylaa. Poczua na plecach kropelki zimnego potu. - Lady Stark - zawoaa Mya z drugiej strony przepaci. - Wydawao si, e woa z bardzo daleka. - Wszystko w porzdku? Catelyn Tully Stark przekna resztki dumy. - Ja ja tego nie zrobi, moje dziecko krzykna. - Zrobisz, pani - odpowiedziaa dziewczyna. - Zobacz, jaka szeroka jest cieka. - Nie chc patrze. - Miaa wraenie, e wszystko dookoa - gra, niebo, muy wiruje, niczym ogromny bk. Catelyn zamkna oczy i sprbowaa uspokoi oddech. - Wrc po ciebie, pani - powiedziaa Mya. - Nie ruszaj si. To bya ostatnia rzecz, na jak miaaby ochot Catelyn. Suchaa zawodzenia wiatru i skrzypienia skry na kamieniu. Nagle Mya znalaza si tu obok niej i uja j pod rami. - Zamknij oczy, jeli chcesz. Pu mua, da sobie rad. Dobrze, pani. Poprowadz ci. Zobaczysz, to atwe. Postaw tu nog, zrb krok. Po prostu przesu stop. Widzisz, jakie to atwe. Mogaby przebiec. A teraz jeszcze jeden. Tak, dobrze. - W ten sposb dziewczyna przeprowadzia j kroczek po kroczku, drc, z zamknitymi oczyma, a biay mu szed spokojnie za nimi. Zamek zwany Niebem by waciwie wysokim murem z surowego kamienia w ksztacie pksiyca, ktry wzniesiono na zboczu gry, a mimo to jego widok ucieszy oczy

Catelyn bardziej ni widok odkrytych wie z Yalyrii. Tutaj wreszcie zaczynaa si niena korona. Szron pokrywa zwietrzae kamienie Nieba, a ze zboczy zwisay dugie lodowe wcznie. wit rozjani ju wschd, kiedy Mya zawoaa na stranikw, by otworzyli bram. Za murami znajdoway si tylko pochylnie i ogromna liczba gazw i mniejszych kamieni. Bez wtpienia z tego miejsca atwo byo zacz lawin. W zboczu gry przed nimi widnia ogromny otwr. - Tam s stajnie i koszary - wyjania Mya. - Ostatnia cz schowana jest we wntrzu gry. Moe troch ciemno, ale za to nie wieje. Muy ju dalej nie pjd. Wyglda troch jak komin, a stopnie bardziej przypominaj szczeble drabiny ni schody, ale nie jest tak le. Za godzin bdziemy na miejscu. Catelyn spojrzaa w gr. Dokadnie nad jej gow w bladym wietle poranka majaczyy fundamenty Eyrie. Dzielio je od zamku nie wicej ni szeset stp. Z dou wyglda jak may, biay plaster miodu. Przypomniaa sobie koszyk i koowroty, o ktrych wspomina wuj. - Moe i Lannisterowie s dumni - zwrcia si do Myi - za to Tullyowie maj wicej rozumu. Ka opuci kosz. Pojad z rzep. Soce stao ju wysoko nad grami, kiedy Catelyn Stark dotara wreszcie do Eyrie. Ser Yardis Egen, kapitan stray domowej Jona Arryna, pomg jej wysi z kosza. By to krzepki mczyzna o siwych wosach, w bkitnym paszczu, z ksiycem i sokoem wykutym na napierniku. Obok niego sta maester Colemon, chudy i nerwowy mczyzna o zbyt grubej szyi i nadmiernie ysej gowie. - Lady Stark - przemwi ser Yardis. - Rado nasza jest rwnie ogromna co nieoczekiwana. - Maester Colemon przytakn mu nerwowo. O, tak, pani, bez wtpienia. Zawiadomiem twoj siostr. Kazaa si obudzi, gdy tylko przybdziesz. - Mam nadzieje, e spaa dobrze - powiedziaa Catelyn dobitnym gosem, co jednak pozostao nie zauwaone. Poprowadzili j krtymi schodami do gry. Eyrie by raczej maym zamkiem w porwnaniu z siedzibami wielkich rodw. Jego siedem smukych wie wznosio si ciasno obok siebie niczym siedem strza w koczanie zawieszonym na ramieniu ogromnej gry. Nie potrzebowa stajni, kuni czy psiarni, lecz Ned powiedzia jej, e jego spichlerz nie ustpuje rozmiarami spichlerzowi w Winterfell, a wiee zamku mog pomieci piciuset ludzi. Teraz jednak, kiedy sza pustymi korytarzami o cianach z jasnego kamienia, wyda si Catelyn dziwnie opustoszay. Lysa czekaa na ni w swojej komnacie-samotni; nie zdya si jeszcze przebra. Dugie kasztanowe wosy opaday jej luno na odkryte ramiona i dalej na plecy. Suca

prbowaa je rozczesa. Na widok Catelyn jej siostra wstaa, umiechajc si. - Cat powiedziaa. - Och, Cat, jak si ciesz, e ci widz. Moja sodka siostrzyczko. - Przebiega przez pokj i obja siostr. - Ile to czasu mino - powiedziaa szeptem. - Ile czasu W rzeczywistoci mino pi lat, pi okrutnych lat dla Lysy. Bez wtpienia zebray swoje niwo. Jej siostra bya modsza od niej o dwa lata, ale wygldaa starzej. Nisza od Catelyn, przytya, przez co twarz miaa blad i nalan. Oczy Lysy - niebieskie, jak u wszystkich Tullych - byy janiejsze, bardziej wyblake i wci rozbiegane. Jej mae usta przybray wyraz rozdranienia. Obejmujc j, Catelyn przypomniaa sobie smuk dziewczyn o wysokim biucie, ktra czekaa u jej boku tamtego dnia w sepcie w Riverrun. Bya wtedy taka liczna i pena nadziei. Jedyne, co pozostao z urody jej siostry, to kaskada kasztanowych wosw spywajcych na jej plecy. - Dobrze wygldasz - skamaa Catelyn. - Chocia wydajesz si zmczona. Jej siostra wypucia j z ramion. - Zmczona. O, tak, tak. - Rozejrzaa si, jakby dopiero teraz dostrzega pozostaych, pokojwk, maestera Colemona i ser Yardisa. Zostawcie nas - zwrcia si do nich. - Chc porozmawia z moj siostr. - Patrzya, jak wychodz, i nie puszczaa doni Catelyn .. .Ale uczynia to, gdy tylko wyszli. Catelyn natychmiast zauwaya zmian na jej twarzy. Jakby soce zaszo za chmur. - Czy ty zupenie postradaa zmysy? - warkna Lysa. - eby tu go przywozi, bez pytania o zgod, bez sowa ostrzeenia. Wcigasz nas w swoje ktnie z Lannisterami - Moje ktnie? - Catelyn nie wierzya wasnym uszom. W kominku pon wielki ogie, ale w gosie Lysy nie zabrzmiaa ani jedna ciepa nuta. - Wszystko zaczo si od twoich ktni, siostro. To ty przysaa mi ten przeklty list, w ktrym napisaa, e Lannisterowie zamordowali twojego ma. - Chciaam ci ostrzec, eby trzymaa si od nich z daleka! Nie miaam z nimi walczy! Bogowie, Cat, czy zdajesz sobie spraw, co zrobia? - Mamo? - Rozleg si dziecicy gos. Lysa obrcia si gwatownie, powiewajc szat. W drzwiach sta Robert Arryn, Lord Eyrie. Przyglda im si szeroko otwartymi oczyma z porwan szmacian lalk w doniach. Jako chorowite dziecko, by przeraliwie chudy i may, jak na swj wiek, co pewien czas jego ciaem wstrzsa dreszcz. Dreszczowa choroba, jak mwi maester. - Syszaem gosy. Nic dziwnego, pomylaa Catelyn. Lysa mwia podniesionym gosem, niemal krzyczaa, a teraz przeszywaa j swoim spojrzeniem. - To jest twoja ciotka Catelyn, dziecinko. Moja siostra, lady Stark. Pamitasz?

Chopiec popatrzy na ni nieprzytomnym spojrzeniem. - Chyba tak - odpowiedzia i zamruga szybko. Nie mia roku, kiedy Catelyn widziaa go ostatni raz. Lysa usiada przy ogniu i zwrcia si do syna: - Chod do mamy, kochanie. Poprawia na nim ubranie i przejechaa doni po jego bujnych brzowych wosach. - Czy nie jest pikny? I silny. Nie wierz w to, co mwi. Jon wiedzia. Nasienie jest silne, powiedzia mi. To byy jego ostatnie sowa. Wci powtarza imi Roberta i tak mocno ciska mi rami, e zostawi lady. Powiedz im, e nasienie jest silne. Jego nasienie. Chcia, eby wszyscy wiedzieli, jakim silnym i dobrym chopcem bdzie moje dziecko. - Lyso - powiedziaa Catelyn. - Jeli twoje przypuszczenia co do Lannisterw s suszne, tym bardziej powinnimy dziaa szybko. My - Nie przy dziecku - powiedziaa Lysa. - Jest bardzo wraliwy, prawda, kochanie? - Chopiec jest Lordem Eyrie i Obroc Yale - przypomniaa jej Catelyn - i nie ma czasu na czuostki. Ned uwaa, e moe doj do wojny. - Przesta! - przerwaa jej Lysa. - Przestraszysz chopca. - May Robert zerkn na Catelyn przez rami i zacz dre. Przytuli si mocniej do matki, wypuszczajc z rk lalk, ktra upada na podog wyoon sitowiem. - Nie bj si, dziecinko - wyszeptaa Lysa. Mamusia jest tutaj, nic ci si nie stanie. - Odchylia szat i wysuna cik, bia pier. Chopiec przywar do matki jeszcze mocniej i zacz ssa. Lysa pogadzia go po wosach. Catelyn nie wiedziaa, co powiedzie. Syn Jona Arryna, pomylaa z niedowierzaniem. Przypomniaa sobie swoje najmodsze dziecko; Rickon mia dopiero trzy lata i by bardzo ywotnym dzieckiem. Teraz rozumiaa, dlaczego lordowie z Yale niepokoili si. Rozumiaa, dlaczego Krl prbowa zabra dziecko od matki i da je na wychowanie Lannisterom - Tutaj jestemy bezpieczni - powiedziaa Lysa. Catelyn nie bya pewna, czy mwia do niej, czy do swojego syna. - Nie bd gupia - warkna Catelyn. Czua wzbierajcy w niej gniew. - Nikt nie jest bezpieczny. Mylisz si, jeli sdzisz, e Lannisterowie zapomn o tobie tylko dlatego, e si tutaj schowaa. Lysa zakrya domi uszy chopca. - Nawet gdyby udao im si przeprowadzi armie przez gry, a potem przez Krwaw Bram, Eyrie i tak pozostanie niezdobyte. Sama widziaa. aden wrg nie wedrze si tutaj. Catelyn miaa ochot uderzy siostr. Wuj Brynden prbowa j ostrzec, teraz dopiero zrozumiaa. - Kady zamek jest do zdobycia. - Nie ten - upieraa si Lysa. - Wszyscy tak twierdz. Nie wiem tylko, co mam zrobi z tym karem, ktrego mi przywioza?

- Czy on jest zym czowiekiem? - spyta Lord Eyrie, wypuszczajc z ust czerwony i wilgotny sutek. - Bardzo zym - powiedziaa Lysa i zakrya pier. - Ale mamusia nie pozwoli, eby ci skrzywdzi. - Ka mu fruwa - rzuci Robert oywionym gosem. Lysa pogadzia go po gowie. - Moe tak zrobimy - powiedziaa cicho. - Moe wanie tak zrobimy.

EDDARD
Znalaz Littlefingera we wsplnym pokoju burdelu; gawdzi wesoo z wysok, eleganck kobiet o skrze czarnej jak atrament, ubranej w strj z pir. Przy kominku Heward gra na fanty z ho dziewk. Jak dotd straci swj pas, paszcz, kolczug i prawy but, dziewczyna za musiaa rozpi koszul do pasa. Przy oknie mokrym od deszczu sta Jory Cassel i przyglda im si umiechnity. Ned zatrzyma si na dole schodw i wcign rkawice. - Czas na nas. Zaatwiem ju swoje sprawy. Heward zerwa si na nogi i zacz zbiera szybko swoje rzeczy. - Jak kaesz, panie powiedzia Jory. - Pomog Wyowi przyprowadzi konie. - Ruszy do drzwi. Tymczasem Littlefinger poegna si z kobiet. Pocaowa j w policzek, szepn do ucha jaki art, ktry j rozmieszy i podszed do Neda. - Twoje sprawy - zapyta - czy raczej sprawy Roberta? Mwi, e Namiestnik ni snami Krla, przemawia jego gosem i rzdzi jego mieczem. Czy take pieprzy jego - Lordzie Baelish - przerwa mu Ned. - Wycigasz pochopne wnioski. Wdziczny ci jestem za pomoc. Bez ciebie nie wiadomo kiedy bymy znaleli ten burdel. Nie znaczy to jednak, e bd znosi twoje kpiny. A poza tym nie jestem ju Namiestnikiem. - Domylam si, e wilkor to jurna bestia - powiedzia Littlefinger, a jego usta wykrzywi umieszek. Szli do stajni w ciepym deszczu, ktry wylewa si z szarego nieba z jednostajnym bbnieniem. Ned nacign na gow kaptur swojego paszcza, a Jory wyprowadzi jego konia. Za nim szed mody Wy; jedn rk trzyma wodze kobyy Littlefingera, drug za zapina pas i spodnie. Zza drzwi stajni wyjrzaa bosonoga, rozchichotana dziwka. - Wracamy do zamku, panie? - spyta Jory. Ned skin gow i wskoczy na konia. Pozostali poszli w jego lady. - Chataya prowadzi doskonay interes - powiedzia Littlefinger, kiedy ruszyli. Zastanawiam si, czy go nie kupi. Doszedem do wniosku, e burdele stanowi lepsz inwestycj ni statki. Dziwki rzadko ton, a kiedy ju przyjmuj na pokad piratw, ci pac rwnie dobrze jak wszyscy inni. - Lord Petyr zachichota, rozbawiony wasnym dowcipem. Ned nie przerywa mu. Niebawem Littlefinger wygada si i dalej jechali w milczeniu. Deszcz wygna wszystkich pod dachy i ulice Krlewska Przysta opustoszay. Pada nieustannie na

gow Neda, ciepy jak krew i natarczywy jak stare grzechy. Po jego twarzy spyway grube krople. - Robert nigdy nie wytrzyma w jednym ku - Lyanna powiedziaa mu to pewnej nocy w Winterfell, dawno temu, kiedy ich ojciec obieca jej rk modemu Lordowi z Koca Burzy. - Podobno ma ju dziecko z jak dziewczyna z Yale. - Ned trzyma w ramionach My, wic nie mg zaprzeczy, nie potrafi kama przed siostr. Ale zapewni j, e nie liczyy si czyny Roberta przed zarczynami, e jest on dobrym czowiekiem i e bdzie j kocha caym sercem. Wtedy Lyanna umiechna si tylko. - Mio jest sodka, najdroszy Nedzie, ale nie potrafi zmieni natury czowieka. Tamta dziewczyna bya tak moda, e Ned nie mia zapyta jej o wiek. Z pewnoci bya wtedy dziewic; lepsze burdele potrafiy znale dziewice, wystarczyo tylko odpowiednio zapaci. Miaa jasnorude wosy i lekkie piegi u nasady nosa, a kiedy wysuna pier, by nakarmi dziecko, zobaczy, e piegi pokrywaj cae jej ciao. - Nazwaam j Barra powiedziaa, spogldajc na dziecko. - Jest bardzo podobna do niego, prawda, panie? Ma jego nos i wosy - Tak. - Eddark Stark dotkn wtedy delikatnych, ciemnych wosw dziecka. Przesypay si midzy jego palcami niczym czarny jedwab. Pierwsze dziecko Roberta miao takie same wosy, przypomnia sobie. - Kiedy go zobaczysz, powiedz mu, panie powiedz mu, co chcesz. Powiedz mu, jaka jest pikna. - Powiem - obieca jej Ned. To byo jego przeklestwo. Robert potrafi obieca dozgonn mio, a wieczorem ju niczego nie pamita, lecz Ned Stark dotrzymywa obietnic. Przypomnia sobie obietnice, ktre zoy Lyannie, zanim umara, i cen, jak zapaci za ich dotrzymanie. - Powiedz mu te, e od tamtej pory nie byam z adnym innym. Przysigam na starych i nowych bogw. Ze wzgldu na dziecko Chataya daa mi sze miesicy wolnego. I ebym moga spokojnie na niego czeka. Powiesz mu, e czekam? Nie chc klejnotw, niczego, tylko jego. Zawsze by dla mnie dobry. Dobry dla ciebie, pomyla Ned. - Powiem mu, dziecko. I obiecuj ci, e twojej crce niczego nie zabraknie. - Umiechna si wtedy umiechem tak wdzicznym i niemiaym, e a zadra. Ned jecha potem z obrazem Jona Snowa przed oczyma, by to jego wasny obraz, tyle tylko e modszy. Skoro bogowie spogldaj na bkarty nieprzychylnym okiem, pomyla ze smutkiem, dlaczego obdarzaj mczyzn tak dz? - Lordzie Baelish, co wiesz na temat bkartw Roberta? - No c, przede wszystkim ma ich wicej od ciebie.

- Ilu? Littlefinger wzruszy ramionami. Deszcz spywa po paszczu na jego plecach krtymi strukami. - Czy to wane? Sypiajc z rnymi kobietami, trzeba si liczy, e niektre z nich obdarz ci prezentem, a Jego Mio nigdy sobie nie aowa. Wiem, e uzna tego chopaka z Koca Burzy, ktrego spodzi w noc zalubin lorda Stannisa. Nie mogo by inaczej. Matka bya z Florentw, siostrzenica lady Selyse, jedna z jej pokojwek. Renly twierdzi, e Robert zanis dziewczyn na gr podczas uczty weselnej i posiad j na ou weselnym, kiedy Stannis i jego panna jeszcze taczyli. Podobno lord Stannis uzna to za zniewag rodu swojej ony, dlatego kiedy chopak si urodzi, wysa go do Renlyego. - Littlefinger zerkn na Neda. - Mwi te, e Robert spodzi bliniaki z jak suc w Casterly Rock trzy lata temu, kiedy pojecha na zachd na turniej lorda Tywina. Cersei kazaa zabi dzieci, a matk sprzedaa handlarzowi niewolnikw. Zrobi to za blisko domu i duma Lannisterw zostaa uraona. Ned Stark skrzywi si. Podobne historie opowiadano o wszystkich znacznych lordach z Krlestwa. Nie wtpi, e Cersei zdolna bya do podobnych czynw, ale czy Krl by jej pozwoli? Z pewnoci nie Robert, ktrego zna niegdy. Tamten Robert nie potrafi jeszcze przymyka oczu narzeczy, ktrych nie chcia widzie. - Dlaczego Jon Arryn miaby si nagle zainteresowa bkartami Krla? Littlefinger wzruszy przemoknitymi ramionami. - By jego Namiestnikiem. Pewnie Robert poprosi go, eby si upewni, czy niczego im nie brakuje. Ned przemk cakiem, nawet jego dusza oziba. - Musiao chodzi o co wicej, inaczej by go nie zabili? Littlefinger strzsn deszcz z wosw i rozemia si. - Teraz rozumiem. Lord Arryn dowiedzia si, e Jego Mio zrobi brzuchy kilku dziwkom i onom rybakw, wic trzeba byo go uciszy. Pewnie. Wystarczy pozwoli takiemu poy, a nastpnego dnia wygada, e soce wschodzi. W odpowiedzi Ned zmarszczy tylko czoo. Po raz pierwszy od lat pomyla o Rhaegarze Targaryenie. Zastanawia si, czy Rhaegar odwiedza burdele; nie wiadomo dlaczego, ale uzna, e nie. Deszcz zacina coraz bardziej, siek w oczy, bbnic o ziemi. W d zbocza spyway brzowe strumienie. Nagle rozleg si krzyk Joryego: - Panie! - a chwil pniej ulica zapenia si onierzami.

Ned dostrzeg byski kolczug, nagolenniki, rkawice i stalowe hemy przyozdobione zotym lwem. Szkaratne paszcze przylegay, przemoczone, do plecw onierzy. Nie mia czasu na liczenie, ale byo ich co najmniej dziesiciu. Stanli obok siebie, blokujc ulic, uzbrojeni w dugie miecze i wcznie z elaznymi grotami. - Z tyu! - Usysza ostrzeenie Wya i kiedy si odwrci, zobaczy kolejnych onierzy, ktrzy odcili im odwrt. Zadwicza miecz Joryego wycigany z pochwy. - Z drogi albo mier! - Wilki wyj - powiedzia dowdca czerwonych paszczy do swoich ludzi; deszcz spywa mu po twarzy - chocia takie mae stado. Littlefinger wysun si ostronie do przodu. - Co to ma znaczy! To jest Namiestnik Krla. - To by Namiestnik Krla. - Boto tumio odgosy kopyt jego gniadego rumaka. onierze rozstpili si przed nim. Na jego napierniku rycza lew Lannisterw. - A teraz, szczerze mwic, nie wiem, kim on jest. - Lannister, to szalestwo - powiedzia Littlefinger. - Przepu nas. Oczekuj nas na zamku. Co ty wyrabiasz? - On wie, co robi - powiedzia Ned spokojnie. Jaime Lannister umiechn si. Nawet w tak deszczowy i pochmurny dzie jego wosy pozostaway jasne jak soce. - Masz racj. Szukam mojego brata. Pamitasz go, prawda, lordzie Stark? By z nami w Winterfell. Jasnowosy, o rnobarwnych oczach i citym jzyku. Niski. - Dobrze go pamitam - odpar Ned. - Zdaje si, e ma jakie kopoty w drodze do domu. Mj ojciec pan bardzo si rozzoci. Nie wiesz przypadkiem, kto mgby le yczy mojemu bratu? - Twj brat zosta pojmany na mj rozkaz. Ma odpowiedzie za swoje zbrodnie powiedzia Ned Stark. Littlefinger jkn zrezygnowany. - Dajcie spokj Ser Jaime wysun miecz z pochwy i podjecha bliej. - Dobd broni, lordzie Stark. Jeli bd musia, to posiekam ci jak Aerysa, ale chc, eby umar z mieczem w doni. Rzuci Littlefingerowi chodne, pene pogardy spojrzenie. - Lordzie Baelish. Odjed std jak najszybciej, zanim kto pochlapie krwi twj kosztowny paszcz. Littlefinger nie potrzebowa dalszej zachty. - Sprowadz Stra Miejsk - zwrci si do Neda. Ludzie Lannistera przepucili go i zaraz ponownie zamknli szereg. Littlefinger cisn pitami swoj koby i znikn za rogiem.

onierze Neda wycignli miecze, lecz byo ich trzech przeciwko dwudziestu. Z okien i drzwi pobliskich domw zerkali gapie, lecz nikt nie prbowa si wtrca. Jego ludzie byli konno, onierze Lannistera, poza nim samym, pieszo. Moe by im si udao przebi szybk szar, jednak Eddard Stark wybra pewniejsz taktyk. - Zabij mnie - rzuci ostrzegawczo do Krlobjcy - a Catelyn z pewnoci zabije Tyriona. Jaime Lannister przyoy do piersi Neda koniec pozacanego miecza, na ktrym kiedy lnia krew ostatniego ze smoczych krlw. - Czyby? Szlachetna Catelyn Tully z Riverrun miaaby zamordowa zakadnika? Nie sdz. - Westchn. - Jednake nie chc ryzykowa ycia mojego brata, polegajc na honorze kobiety. - Jaime wsun miecz do pochwy. - Tak wic pozwol ci chyba pobiec z powrotem do Roberta, by mg si poskary, jak ci przestraszyem. Ciekawe, czy zechce z tob rozmawia. - Jaime odgarn z czoa mokre wosy i obrci konia. Wyjechawszy ju poza linie swoich onierzy, spojrza przez rami na swojego kapitana. - Tregar, dopilnuj, eby lord Stark wrci bezpiecznie. - Jak kaesz, panie. - Jednak nie moemy pozwoli, eby std odjecha, nie otrzymawszy adnej nauczki, dlatego - nawet w deszczu umiech ser Jaimea wydawa si promienny - zabijcie jego ludzi. - Nie! - krzykn Ned Stark, chwytajc za miecz. Jaime odjeda ju w d ulicy, kiedy rozleg si krzyk Wya. Czerwone paszcze pojawiy si ze wszystkich stron. Ned rozjecha jednego z nich i natar mieczem na inne czerwone zjawy, ktre usuway si przed nim. Jory Cassel spi swojego konia i zaatakowa. Rozleg si chrzst druzgotanych koci, kiedy kopyto jego wierzchowca uderzyo w twarz onierza Lannisterw. Drugi zatoczy si do tyu i przez chwil Jory by wolny. Wy zakl, kiedy cignli go z jego zdychajcego konia. Ned pogalopowa w jego stron i uderzy mieczem w hem Tregara. Zacisn zby, czujc si uderzenia. Tregar osun si na kolana; lew na jego gowie rozpad si na p, a po jego twarzy popyna krew. Heward ci mieczem po rkach, ktre trzymay uzd jego konia, kiedy wcznia przebia mu brzuch. Nagle Jory znowu znalaz si wrd nich, tryskajc czerwonym deszczem. - Nie! - krzykn Ned. - Jory, uciekaj! - Ko Neda polizn si i run na ziemi. Nastpi moment olepiajcego blu i poczu smak krwi. Widzia, jak podcinaj nogi konia Joryego i cigaj go na ziemi; zobaczy wznoszce si i opadajce miecze, kiedy go otoczyli. Kiedy wreszcie ko Neda podnis si, on take sprbowa wsta, lecz zaraz upad, zachystujc si wasnym krzykiem. Spojrza na swoj nog i zobaczy wystajc ko. Wicej ju nic nie widzia. Deszcz wci pada.

Kiedy lord Eddard Stark ponownie otworzy oczy, by tylko ze swoimi zmarymi. Jego ko najpierw podszed bliej, lecz wyczuwszy zapach krwi, uciek szybko. Ned zacisn zby i zacz si czoga przez boto. Wydawao mu si, e trwa to wieczno. Ludzie patrzyli przez mokre od deszczu okna, inni wychodzili na progi i zza rogw, lecz nikt nie kwapi si z pomoc. Littlefinger i Stra Miejska znaleli go tam na ulicy trzymajcego w objciach ciao Joryego Cassela. Przyniesiono nosze, lecz mimo to podr do zamku bya nie do zniesienia i Ned ponownie straci przytomno. Pamita, e widzia jeszcze majaczc Czerwon Twierdz. Jej ciany z jasnorowego kamienia pociemniay w deszczu i teraz przybray kolor krwi. A potem zobaczy nad sob twarz Wielkiego Maestera Pycellea. Starzec, z pucharem w doni, wyszepta: - Wypij, panie. Makowe mleko na umierzenie blu. - Przekn, a Pycelle poleci, eby zagotowali wina i przynieli mu czysty jedwab. Tylko tyle pamita.

DAENERYS
uk Koskiej Bramy Vaes Dothrak tworzyy dwa ogromne rumaki z brzu; oba stay dba, a ich kopyta stykay si sto stp nad ziemi. Dany nie potrafiaby powiedzie, po co brama w miecie, w ktrym nie ma murw ani nawet widocznych budynkw. A jednak bya tam, potna i pikna, obejmujc sob widoczne w oddali purpurowe gry. Spiowe rumaki rzucay dugie cienie na falujce trawy, kiedy khal Drogo, w otoczeniu swoich braci krwi, poprowadzi khalasar wit drog. Dany jechaa na swoim siwku, a wraz z ni ser Jorah Mormoni i jej brat, Yiserys, znowu na koniu. Od tamtego dnia, kiedy zmuszony by wrci pieszo do khalasar, zyska sobie artobliwy przydomek khal Rhae Mhar, Kutykajcy Krl. Nastpnego dnia khal Drogo zaproponowa mu miejsce na wozie, a Yiserys przyj zaproszenie. W swej bezmylnej ignorancji nie domyli si nawet, e zosta okpiony, poniewa na wozach jedzili eunuchowie, kalecy, ciarne kobiety, najmodsi i najstarsi. Dziki temu obdarzono go jeszcze innym tytuem, khal Rhaggat, Krl Wozw. On sam sdzi, e w ten sposb khal chcia go przeprosi za zachowanie Dany. Ona za bagaa ser Joraha, eby nie wyjawia mu prawdy, co by go bardzo zawstydzio. Rycerz odpar na to, e krlowi przydaaby si szczypta wstydu ostatecznie jednak jej usucha. Potrzebowaa wielu prb i miosnych zabiegw, ktrych nauczya j Doreah, zanim udao jej si przekona Drogo, by pozwoli Yiserysowi doczy do nich na czele kolumny. - Gdzie jest miasto? - spytaa, kiedy przejechali pod spiowym ukiem. Nie widziaa adnych budynkw, adnych ludzi, jedynie trawy i drog, wzdu ktrej ustawiono stare rzeby z rnych stron wiata, skradzione przez Dothrakw w cigu stuleci. - Przed nami - odpowiedzia ser Jorah. - Pod gr. Za kosk bram po obu stronach drogi stali spldrowani bogowie i bohaterowie. Dany mijaa stopy zapomnianych bstw wymarych miast, ktrzy ciskali piorunami w niebo. Ze swoich tronw spogldali na ni kamienni krlowie o twarzach poplamionych i pokancerowanych; nawet ich imiona zaginy w odmtach czasu. Na marmurowych cokoach taczyy gibkie tancerki ubrane tylko w kwiaty albo rozsieway wonie z rozbitych dzbanw. W trawie czaiy si potwory; czarne smoki z elaza o diamentowych oczach, ryczce gryfy, mantykory o jadowitych ogonach uniesionych gronie i wiele innych, ktrych nie potrafia nazwa. Niektre z posgw przycigay swoj piknoci wzrok Dany, na inne za ledwo

zerkna, przeraona ich brzydot. Te, jak wyjani ser Jorah, pochodziy prawdopodobnie z Krainy Cieni za Asshai. - Tyle ich tu jest, i z tak wielu krajw - powiedziaa zdumiona, niesiona wolno przez swoj srebrzyst. Yiserys nie podziela jej zachwytu. - mieci z wymarych miast - rzuci lekcewaco. Dla pewnoci mwi w jzyku powszechnym, nie znanym wikszoci Dothrakw. Mimo to Dany zerkna do tyu na ludzi z jej khas. Chciaa mie pewno, e nie usyszeli jego sw. Jej brat mwi dalej swobodnie. - Te dzikusy potrafi tylko kra rzeczy zrobione przez lepszych od nich ludzi no i zabija. - Rozemia si. - Wiedz, jak zabija, for certes. Inaczej bym ich nie potrzebowa. - Ja jestem teraz jedn z nich - powiedziaa Dany - wic nie powiniene nazywa ich dzikusami, bracie. - Smok mwi to, co chce - odpar Yiserys w jzyku powszechnym. - Spojrza przez rami na Agga i Rakhrao, jadcych nie opodal, i posa im szyderczy umiech. - Widzisz, te dzikusy nie maj nawet na tyle rozumu, eby zrozumie jzyk cywilizowanych ludzi. - Przy drodze wyrs zjedzony przez mech kamienny monolit wysoki na pidziesit stp. - Jak dugo jeszcze bdziemy bdzi wrd tych ruin, zanim Drogo da mi swoj armi? Mam ju do czekania. - Ksiniczka musi zosta przedstawiona dosh khaleen - Tak, staruchom - przerwa jej brat. - I poka nam przedstawienie z przepowiedni o szczeniaku w jej brzuchu, tak jak mwia. Tylko po co mi to wszystko? Mam do koskiego misa i smrodu tych dzikusw. - Przyoy nos do szerokiego rkawa swojej tuniki, gdzie zwykle trzyma saszetk z perfumami, lecz teraz jego ubranie cuchno. Wszystkie jedwabie i weniane szaty, ktre Yiserys przywiz z Pentos, byy brudne i przepocone. - Na Zachodnim Targu znajdziesz potrawy, ktre bardziej przypadn ci do gustu, Wasza Mio - powiedzia ser Jorah Mormoni. - Przyjedaj tam kupcy z Wolnych Miast. Khal dotrzyma obietnicy w swoim czasie. - Lepiej, eby to zrobi - mrukn Yiserys. - Mam zamiar sign po koron, ktr mi obiecano. Nie wolno kpi ze smoka. - Na widok nagiej postaci kobiety o szeciu piersiach i gowie frelki, podjecha bliej, eby si przyjrze kamiennemu posgowi. Dany odetchna nieco, lecz nie pozbya si swojego niepokoju. - Modl si, eby mj syn-i-gwiazdy nie kaza mu czeka zbyt dugo - powiedziaa do ser Joraha, kiedy jej brat odjecha na bezpieczn odlego.

Rycerz popatrzy za Yiserysem z powtpiewaniem. - Twj brat powinien by zosta w Pentos. Nie ma dla niego miejsca w khalasar. Illyrio ostrzega go. - Odjedzie, gdy tylko dostanie swoje dziesi tysicy wojownikw. Mj pan m obieca mu zot koron. Ser Jorah chrzkn. - Tak, Khaleesi, tylko Dothrakowie patrz na pewne sprawy inaczej ni my, ludzie zachodu. Mwiem twojemu bratu to samo, co Illyrio, lecz on nie sucha. Koscy lordowie to nie handlarze. Yiserysowi wydaje si, e ci sprzeda, i teraz oczekuje zapaty. Natomiast khal Drogo traktuje ci jako prezent. Odwdziczy si Yiserysowi podarunkiem, lecz w swoim czasie. Nie mona domaga si prezentu, nie od khala. Od niego niczego nie mona si domaga. - Ale to nie w porzdku, e musi czeka. - Dany nie wiedziaa, dlaczego broni brata. Yiserys mgby zmie cae Siedem Krlestw, gdyby mia dziesi tysicy wrzeszczcych Dothrakw. Ser Jorah prychn. - Yiserys nie zamitby stajni, nawet gdyby mia dziesi tysicy miote. Dany zauwaya nut pogardy w jego gosie. - A a gdyby to nie by Yiserys? spytaa. - Gdyby poprowadzi ich kto inny? Kto silniejszy? Czy rzeczywicie Dothrakowie potrafiliby podbi Siedem Krlestw? Ser Jorah zamyli si i przez dug chwil jechali w milczeniu. - Udajc si na wygnanie, widziaem w Dothrakach jedynie pnagich barabarzycw. Gdyby mnie wtedy zapytaa, powiedziabym ci, e tysic rycerzy przepdzi sto razy wicej Dothrakw. - A dzisiaj? - Dzisiaj nie jestem ju taki pewien - odpowiedzia rycerz. - Na koniu jed lepiej od najlepszego rycerza, s nieustraszeni i lepiej strzelaj z uku. W Siedmiu Krlestwach ucznicy walcz przewanie z ziemi, schowani za cian z tarcz albo dzid. Dothrakowie natomiast strzelaj z konia bez wzgldu na to, czy atakuj, czy si wycofuj, zawsze s niebezpieczni i i jest ich tak duo. Sam twj pan m ma czterdzieci tysicy wojownikw w swoim khalasar. - Naprawd? - Twj brat, Rhaegar, przyprowadzi ze sob tyle samo ludzi nad Trident - mwi dalej ser Jorah - lecz zaledwie jedn dziesit stanowili rycerze. Pozostali to ucznicy, wolni i piesi uzbrojeni w dzidy i piki. Kiedy zgin Rhaegar, wielu porzucio bro i ucieko. Czy taka hoota moe dugo wytrzyma przed atakiem czterdziestu tysicy wyjcw spragnionych krwi? Czy skrzane kaftany i kolczugi ochroni ich przed deszczem strza?

- Nie na dugo - powiedziaa. Przytakn jej. - Jednake jeli lordowie z Siedmiu Krlestw posiadaj cho odrobin rozsdku, to nigdy do tego nie dojdzie. Jedcy nie przepadaj za wojn oblnicz. Nie umieliby zdoby nawet najsabszego zamku w Siedmiu Krlestwach, gdyby jednak Robert Baratheon okaza si gupcem i przyj ich w polu - A jest - spytaa Dany - gupcem? Ser Jorah milcza przez chwil. - Robert powinien by si urodzi Dothrakiem odezwa si wreszcie. - Twj khal powie ci, e tylko tchrz chowa si za kamiennym murem, zamiast stawi czoo przeciwnikowi z broni w rku. Uzurpator przyznaby mu racj. Jest silny, odwany i wystarczajco porywczy, eby stan przed Dothrakami na otwartym polu. Za to otaczajcy go ludzie to co innego. Jego brat, Stannis, lord Tywin Lannister, Eddard Stark - Splun. - Nienawidzisz tego Starka - powiedziaa Dany. - Zabra mi wszystko, co kochaem, z powodu kilku zawszonych kusownikw i jego jake cennego honoru - powiedzia ser Jorah z gorycz. Z tonu jego gosu wywnioskowaa, e wci boleje nad strat. Szybko zmieni temat. Patrz - powiedzia, wskazujc rk. - Yaes Dothrak. Miasto koskich lordw. Khal Drogo wraz ze swoimi brami krwi poprowadzi ich przez ogromny bazar Zachodniego Targu i dalej, szerokimi ulicami. Dany trzymaa si ich blisko i rozgldaa si zaciekawiona. Yaes Dothrak byo jednoczenie najwikszym i najmniejszym miastem, jakie kiedykolwiek widziaa. Wydao jej si dziesi razy wiksze od Pentos, bezmiar pozbawiony murw czy jakichkolwiek granic, z szerokimi, omiatanymi wiatrem ulicami, wybrukowanymi traw, botem i kwiatami. W Wolnych Miastach wiee, domy, mosty, sklepy i due budowle stoj ciasno przy sobie, natomiast Yaes Dothrak rozcigao si leniwie w socu, pradawne, aroganckie i puste. Nawet budynki wyday jej si dziwne. Widziaa pawilony z rzebionego kamienia, budowle wielkie jak zamki z plecionej trawy, rozchwiane drewniane wiee, piramidy z marmurowymi schodami czy dugie budowle z bali pozbawione dachw. Tu i tam ciany zastpoway cierniste ywopoty. - Wszystkie s inne - powiedziaa. - Twj brat czciowo mia racj - przyzna ser Jorah. - Dothrakowie nie buduj. Tysic lat temu, kiedy potrzebowali domu, kopali w ziemi dziur i przykrywali j dachem z plecionej trawy. Wszystko, co widzisz tutaj, zostao zbudowane przez niewolnikw sprowadzonych z podbitych ziem; niewolnicy budowali na mod swoich krajw.

Wikszo budowli, nawet te najwiksze, sprawiaa wraenie opuszczonych. - Gdzie s ludzie, ktrzy tutaj mieszkaj? - spytaa Dany. Bazar peen by biegajcych dzieci i krzyczcych mczyzn, lecz poza nim tylko tu i wdzie dao si zauway kilku eunuchw. - W witym miecie na stae mieszkaj tylko staruchy dosh khaleen wraz z niewolnikami i sucymi - odpar ser Jorah - chocia w Vaes Dothrak jest do miejsca, by pomieci khalasary wszystkich tchalw, nawet gdyby powrcili jednoczenie do swojej Matki. Staruchy przepowiedziay, e kiedy nadejdzie taki dzie, dlatego Vaes Dothrak musi by gotowe na przyjcie wszystkich dzieci. Wreszcie khal Drogo nakaza postj w pobliu Wschodniego Targu, gdzie rozoyy si karawany kupcw z Yi Ti, Asshai i Krainy Cieni. Nad ich gowami wznosia si Matka Gr. Dany umiechna si na wspomnienie opowiada niewolnicy Illyria o paacu ze srebrnymi drzwiami i dwustoma pokojami. Ten paac okaza si ogromn drewnian sal biesiadn. Jej ciany z grubo ciosanych bali wznosiy si na czterdzieci stp, sufit za stanowiy zszyte razem ogromne jedwabne pachty, ktre rozkadano w deszczowe dni albo zwijano, by odsoni bezkresne niebo. Wok holu znajdoway si poronite traw ogrodzone wybiegi dla koni, paleniska i setki usypanych z ziemi okrgych domw, ktre wznosiy si z ziemi niczym miniaturowe trawiaste pagrki. Na przyjcie khala Drogo i jego wity czekaa maa armia sucych. Kiedy kolejni jedcy zsiadali z koni, na kadego czeka sucy, by odebra od niego jego arakh oraz wszelk inn bro. Dotyczyo to nawet samego khala Drogo. Ser Jorah wyjani jej wczeniej, e w Vaes Dothrak nie wolno nosi broni, podobnie jak nie wolno rozlewa krwi wolnego czowieka. Wojujce ze sob khalasary odkaday bro i zasiaday do wsplnej uczty, zawsze gdy znalazy si w zasigu wzroku Matki Gr. W tym miejscu - jak obwieciy staruchy dosh khaleen - w yach Dothrakw pyna ta sama krew, wszyscy byli jednym khalasar, jedn trzod. Cohollo podszed do Dany, kiedy Irri i Jhiqui pomagay jej zsi z konia. By najstarszym z trzech braci krwi Drogo, krpy i ysy, z orlim nosem, kiedy otwiera usta, wida byo ubytki po zbach, ktre wybito mu maczug dwadziecia lat temu. Uratowa wtedy modego khalakk z rk najemnikw, ktrzy chcieli go sprzeda wrogom ojca. Jego ycie zostao zwizane z yciem Drogo od dnia urodzin jej pana ma. Kady khal mia swoich braci krwi. Pocztkowo Dany sdzia, e skadaj przysig swojemu panu i peni rol Krlewskiej Gwardii, lecz chodzio o co wicej. Jhiqui wyjania jej, e bracia krwi s cieniami khala, jego najlepszymi przyjacimi. Krew z mojej krwi, nazywa ich Drogo i rzeczywicie tak byo, yli jednym yciem. Zgodnie z pradawn

tradycj, kiedy khal umiera, jego bracia krwi umierali razem z nim, eby towarzyszy mu w krainie nocy. Jeli khal gin z rk nieprzyjaciela, bracia krwi yli, dopki go nie pomcili, a potem z radoci podali za nim do grobu. W niektrych khalasarach, jak powiedziaa Jhiqui, bracia krwi dzielili z khalem wino, namiot, a nawet jego ony, lecz nigdy konia. Wierzchowiec pozostawa wyczn wasnoci mczyzny. Daenerys ucieszya si, e khal Drogo nie hoduje wszystkim dawnym tradycjom. Nie chciaa, aby dzieli si ni z kimkolwiek. Wprawdzie stary Cohollo odnosi si do niej agodnie, lecz pozostali przeraali j: Haggo, ogromny i milczcy, czsto patrzy na ni gronie, jakby nie pamita, kim jest; by te Qotho o okrutnym spojrzeniu i doniach skorych do zadawania blu. Zawsze kiedy dotyka Doreah, zostawia sice na jej mlecznobiaej skrze, czasem te noc sycha byo pacz Irri. Bay si go nawet jego konie. Jednake Daenerys musiaa ich zaakceptowa, poniewa obaj zwizani byli z Drogo na mier i ycie. Czasem aowaa, e jej ojciec nie mia podobnych obrocw. W pieniach wysawiano biaych rycerzy Krlewskiej Gwardii, szlachetnych, dzielnych i prawdomwnych, a jednak krl Aerys zgin z rki jednego z nich, przystojnego modzieca, ktrego teraz nazywaj Krlobjc, a drugi z nich, ser Barristan miay, przeszed na stron Uzurpatora. Zastanawiaa si, czy wszyscy w Siedmiu Krlestwach s rwnie faszywi. Kiedy jej syn zasidzie na tronie, dopilnuje, eby mia swoich braci krwi, ktrzy ustrzeg go przed zdrad. - Khaleesi - zwrci si do niej Cohollo w jzyku Dothrakw. - Drogo, krew z mojej krwi, kaza ci przekaza, e dzisiejszej nocy musi wej na Matk Gr, gdzie zoy bogom ofiar za szczliwy powrt. Dany wiedziaa, e tylko mczyni mog wchodzi na t gr. Bracia krwi khala pjd z nim i wrc o wicie. - Powiedz mojemu socu-i-gwiazdom, e pozostanie w mych snach, a ja bd czekaa na jego powrt - odpowiedziaa i odetchna z ulg. W miar jak dziecko roso w jej brzuchu, Dany mczya si coraz bardziej, dlatego ucieszya si, e tej nocy bdzie moga odpocz. Wydawao si, e jej cia rozpalia jeszcze mocniej jego dze, dlatego ostatnio nie dawa jej wytchnienia. Doreah poprowadzia j do wydronego pagrka, ktry przygotowano dla niej i dla khala. Przypomina namiot usypany z ziemi, chodny i mroczny w rodku. - Jhiqui, kpiel, prosz - rozkazaa. Musiaa zmy z siebie brud podry i dobrze si wymoczy. Z zadowoleniem przyja perspektyw krtkiego postoju i to, e rano nie bdzie musiaa znowu wsiada na konia.

Woda bya gorca, tak lubia. - Dzisiejszej nocy podaruj bratu moje prezenty postanowia, kiedy Jhiqui mya jej wosy. - W witym miecie powinien wyglda jak krl. Doreah, odnajd go i zapro na kolacj. - Yiserys odnosi si do niej milej ni do dothrackich sucych, moe dlatego e magister Illyrio pozwoli mu wzi j do ka jeszcze w Pentos. Irri, id na bazar. Kup misa i owocw. Wszystko, tylko nie konin. - Ko jest najlepszy - powiedziaa Irri. - Daje si mczynie. - Yiserys nienawidzi koskiego misa. - Dobrze, Khaleesi. Przyniosa barani udziec i kosz peen warzyw i owocw. Jhiqui upieka miso z zioami i sodk traw, nacierajc je miodem. Przygotowano te melony, granaty, liwki oraz dziwne owoce ze wschodu. Kiedy suce przygotowyway posiek, Dany wyja ubranie, ktre kazaa zrobi dla brata: tunik i getry ze sztywnego biaego ptna, skrzane sanday wizane pod kolanami, pas z medalionw z brzu i skrzan kamizelk z wymalowanymi na niej smokami ziejcymi ogniem. Miaa nadziej, e tak ubrany, jej brat odzyska troch szacunku Dothrakw i zapomni o swoim upokorzeniu. W kocu wci pozostawa jej krlem, a take bratem. W ich yach pyna smocza krew. Kiedy wyjmowaa ostatni z podarunkw - jedwabny paszcz koloru trawy z jasnozielonym oblamowaniem, ktre miao podkrela srebro jego wosw - zjawi si Yiserys, cignc za sob Doreah. Jedno oko miaa czerwone od uderzenia. - Jak miesz przysya t dziwk, eby mi rozkazywaa - powiedzia. Przewrci brutalnie dziewczyn na dywan. Jego gniew zaskoczy Dany. - Chciaam tylko Doreah, co powiedziaa? - Khaleesi, wybacz. Poszam do niego, tak jak kazaa, i powiedziaam, e ma zje z tob kolacj. - Nikt nie moe rozkazywa smokowi - warkn Yiserys. - Ja jestem twoim krlem! Powinienem odesa ci jej gow! Dziewczyna skulia si, lecz Dany uspokoia j dotkniciem rki. - Nie bj si, on ci nie skrzywdzi. Drogi bracie, wybacz jej, prosz. le si wyrazia. Miaa ci poprosi, aby zjad ze mn kolacj, jeli zechcesz, Wasza Mio. - Wzia go za rk i poprowadzia przez pokj. - Spjrz. To dla ciebie. Yiserys popatrzy na ni podejrzliwie. - Co to takiego? - Nowy strj. Kazaam go uszy specjalnie dla ciebie. - Umiechna si wstydliwie. - Barbarzyskie szmaty - warkn. - Chcesz mnie w to ubra?

- Prosz bdzie ci chodniej i wygodniej. Mylaam te, e jeli ubierzesz si tak jak oni, Dothrakowie - Dany nie wiedziaa, jak to powiedzie, eby nie obudzi smoka. - Nastpnym razem zechcesz, ebym zaplt sobie warkocze. - Ja nigdy - Dlaczego on zawsze by taki okrutny? Chciaa mu tylko pomc. - Nie odniose jeszcze adnego zwycistwa, wic nie masz prawa do warkocza. Nie powinna bya tego mwi. Jego liliowe oczy rozbysy iskierkami wciekoci, lecz nie odway si jej uderzy, nie w obecnoci sucych, na zewntrz za stali wojownicy z jej khas. Yiserys podnis paszcz i powcha go. - mierdzi gnojem. Moe mgbym nim przykrywa konia. - Doreah uszya go na moje polecenie specjalnie dla ciebie - powiedziaa uraona. Jest to strj godny khala. - Jestem panem Siedmiu Krlestw, a nie utytanym traw dzikusem z dzwoneczkami we wosach - rzuci Yiserys i chwyci j za rami. - Zapominasz si, dziwko. Mylisz, e twj wielki brzuch pomoe ci, kiedy obudzisz smoka? Zaciska bolenie palce na jej ramieniu i przez chwile Dany znowu poczua si jak dawniej, jak dziewczynka drca w obliczu jego gniewu. Wycigna drug rk i chwycia pierwsz rzecz, ktrej dosigna, pas przeznaczony dla niego, ciki acuch z medalionw z brzu. Zamachna si z caej siy. Uderzya go prosto w twarz i Yiserys puci j natychmiast. Z jego policzka popyna krew w miejscu, w ktrym jeden z medalionw rozerwa skr. - To ty si zapominasz powiedziaa Dany. - Czy niczego si nie nauczye tamtego dnia? Zostaw mnie teraz, zanim ka ci std wycign. I mdl si, eby nie dowiedzia si o tym khal Drogo, bo ci wybebeszy i kae zje wasne flaki. Yiserys podnis si na nogi. - Poaujesz tego dnia, dziwko, gdy tylko wrc do mojego krlestwa. - Wyszed z doni przycinit do twarzy. Na jedwabnym paszczu widniay krople jego krwi. Dany przycisna mikk tkanin do twarzy i usiada na macie, na ktrej sypiaa. - Kolacja gotowa, Khaleesi - powiedziaa Jhiqui. - Nie jestem godna - odpara Dany ze smutkiem. Poczua nagle ogromne zmczenie. Sami zjedzcie i polij jedzenie Ser Jorahowi. - Po chwili dodaa: - Prosz, przynie mi jedno ze smoczych jaj. Irri przyniosa jajo o ciemnozielonej skorupie; kiedy Dany poruszaa doni, midzy uskami migotay plamki brzu. Pooya si, skulona, na boku, przykryta jedwabnym paszczem i wsuna jajo w zagbienie miedzy jej wydatnym brzuchem i drobnymi piersiami.

Lubia go dotyka. Byo takie pikne, a czasem czua, e dodaje jej si, odwagi, jakby czerpaa energi z kamiennych smokw uwizionych w skorupach. Kiedy tak leaa, tulc jajo, poczua, e dziecko poruszyo si jakby wycigao rk, brat do brata, krew do krwi. - Ty jeste smokiem - wyszeptaa - prawdziwym smokiem. Wiem to. Wiem. - Zasna z umiechem na twarzy i pogrya si we nie o domu.

BRAN
Pada drobny nieg. Bran czu na twarzy patki, ktre topniay w zetkniciu z jego skr niczym drobniutki deszcz. Siedzia wyprostowany na koniu i czeka, a podnios elazn krat. Stara si zachowa spokj, lecz czu, jak szybko bije mu serce. - Gotowy? - spyta Robb. Bran skin gow, ukrywajc strach. Nie opuszcza Winterfell od dnia swojego upadku, lecz teraz mia wyjecha na koniu jak rycerz. - A zatem w drog. - Robb cisn pitami boki swojego szarobiaego waacha i ko przeszed pod krat. - Jed - szepn Bran do swojego konia. Dotkn lekko szyi rebicy i maa kasztanka ruszya. Bran nazwa j Tancerk. Miaa dwa lata, a Joseth powiedzia, e nie spotka mdrzejszego konia. Nauczyli j reagowa na cugle, gos i dotyk. Dotd Bran jedzi na niej tylko po dziedzicu. Pocztkowo prowadzi j Joseth albo Hodor, a Bran siedzia przywizany rzemieniami w specjalnym siodle, ktre zaprojektowa dla niego Karze. Jednak od dwch tygodni jedzi sam i robi to coraz lepiej. Przejechali pod stranic, przez most i wyjechali za mury. Towarzyszyy im Lato i Szary Wicher; wilkory skakay wesoo, wszc pod wiatr. Z tyu poda Theon Greyjoy uzbrojony w dugi uk i strzay z trjktnymi grotami; mia zamiar upolowa jelenia, jak oznajmi wczeniej. Za nim jechao czterech stranikw w kolczugach i lekkich hemach z oson na kark oraz Joseth, chudy jak szczapa stajenny, ktrego Robb mianowa koniuszym pod nieobecno Hullena. Pochd zamyka maester Luwin na ole. Bran mia ochot pojecha tylko z Robbem, lecz Hal Mollen nie chcia o tym sysze, a maester Luwin go popar. Maester chcia by w pobliu, na wypadek gdyby Bran spad z konia. Drewniane stragany na jarmarcznym placu za murami zamku wieciy teraz pustkami. Pojechali przez wiosk botnistymi ulicami, mijajc mae, schludne domy z bali i surowego kamienia. Moe tylko w co pitym z komina unosia si struka dymu. Pozostae zostan zamieszkane w miar coraz wikszych chodw. Stara Niania opowiadaa, e gdy nadchodzi nieg i mrony wiatr z pnocy, rolnicy pozostawiali swoje zamarznite pola i zabudowania, adowali wozy i przenosili si do zimowego miasta. Bran nigdy tego nie widzia, ale maester Luwin zapewni go, e tak si stanie. Zblia si koniec lata. Nadchodzia zima. Kiedy mijali wieniakw, niektrzy z nich zerkali nerwowo na wilkory, a jeden z nich upuci drewno, ktre nis, i cofn si przeraony, lecz wikszo z nich zdya si ju

przyzwyczai do widoku zwierzt. Zobaczywszy chopcw, przyklkali na kolano, a Robb odpowiada im dostojnym skinieniem gowy. Pocztkowo Bran czu si niepewnie, koysany ruchem konia, nie mogc cisn go udami, lecz szybko przekona si, e jest bezpieczny w ogromnym siodle z powikszonym kiem i podwyszon tyln czci, zapity rzemieniami wok piersi i ud. Po pewnym czasie ruch wyda mu si prawie naturalny i na jego twarzy pojawi si drcy umiech. Przed wejciem do miejscowej piwiarni Pod Ponc Kod stay dwie suce. Kiedy Theon Greyjoy zawoa do jednej z nich, spona rumiecem i zakrya twarz doni. Theon podjecha do Robba. - Sodka Kyra - powiedzia ze miechem. - W ku wije si jak asica, a jak zagadn do niej na ulicy, czerwieni si jak panna. Czy opowiadaem ci o tamtej nocy, kiedy ona i Bessa - Nie przy bracie - powstrzyma go Robb, zerkajc na Brana. Bran odwrci gow, udajc, e nic nie syszy, lecz czu na sobie spojrzenie Greyjoya. Pewnie si umiecha. Czsto si umiecha, jakby wiat by dowcipem, ktry tylko on rozumie. Robb chyba lubi Theona i chtnie przebywa w jego towarzystwie, lecz Bran nie przepada za stranikiem ojca. Robb podjecha bliej. - Dobrze ci idzie, Bran. - Chc pojecha szybciej - odpowiedzia Bran. Robb umiechn si. - Dobrze - odpar. Jego waach ruszy kusem, a wilkory pobiegy za nimi. Bran szarpn wodze i Tancerka przypieszya. Usysza krzyk Theona Greyjoya i ttent kopyt pozostaych jedcw. Paszcz Brana zaopota na wietrze, a nieg uderzy go w twarz z wiksz moc. Robb wysforowa si do przodu i tylko od czasu do czasu oglda si przez rami, by sprawdzi, czy jad za nim. Bran ponownie szarpn za lejce. Tancerka przesza gadko w galop. Dogoni Robba na skraju wilczego lasu, dwie mile za zimowym miastem. Inni zostali daleko z tyu. - Mog jedzi! - krzykn Bran i wyszczerzy zby w umiechu. Czu si prawie tak, jakby lata. - Chtnie bym si pociga z tob, ale boj si, e przegram - rzuci Robb artobliwie, lecz Bran w jego gosie wyczu trosk. - Nie chc si ciga. - Bran rozejrza si za wilkorami. - Syszae, jak Lato wy w nocy? - Szary Wicher te by niespokojny - powiedzia Robb. Wosy mia potargane, a jego szczk pokrywa rudawy zarost, przez co wyglda na wicej ni pitnacie lat. - Czasem wydaje mi si, e one wiedz o pewnych rzeczach, wyczuwaj je - Westchn. - Wiesz, Bran, nigdy nie jestem pewien, ile mog ci powiedzie. Szkoda, e nie jeste starszy.

- Mam ju osiem lat! - oburzy si Bran. - To tylko troch mniej od twoich pitnastu, a ponadto jestem dziedzicem Winterfell, zaraz po tobie. - Tak. - Robb sprawia wraenie smutnego, a nawet przestraszonego. - Bran, musz ci co powiedzie. W nocy przylecia ptak z Kings Landing. Maester Luwin obudzi mnie. Bran poczu nagy strach. Ciemne skrzyda, mroczne wieci, powtarzaa zawsze Stara Niania, a ostatnio wiadomoci przynoszone przez kruki potwierdzay to powiedzenie. Kiedy Robb napisa do Lorda Dowdcy Stray Nocnej, ptak przynis wiadomo, w ktrej pisano, e wuj Benjen jeszcze nie wrci. Take i ptak z Eyrie, od matki, nie przynis niczego dobrego. Nie napisaa, kiedy wraca. Informowaa ich tylko, e uwizia Kara. Bran w pewnym sensie polubi go nawet, ale na sam dwik imienia Lannister czu dreszcz na plecach. Wiedzia, e istnieje co, o czym powinien pamita, co ich dotyczyo, lecz kiedy prbowa si skupi, krcio mu si w gowie i czu ucisk w odku. Wikszo czasu Robb spdza zamknity w pokoju w towarzystwie maestera Luwina, Theona Greyjoya i Hallisa Mollena. Potem jedcy mknli szybko z jego rozkazami. Bran sysza, e mwiono o Fosie Cailin. Bya to stara warownia zbudowana jeszcze przez Pierwszych Ludzi na samym kocu Przesmyku. Nikt mu nie powiedzia, o co chodzi, ale on wyczuwa, e nie jest to nic dobrego. A teraz jeszcze jeden kruk, jeszcze jedna wiadomo. udzi si, e moe tym razem - Czy to ptak od matki? Wraca do domu? - Wiadomo przysa Alyn z Krlewskiej Przystani. Jory Cassel nie yje. A take Wy i Heward. Zamordowa ich Krlobjca. - Robb wystawi twarz na padajcy nieg, pozwalajc, by patki topniay mu na policzkach. - Niech bogowie dadz im odpoczynek. Bran nie wiedzia, co powiedzie. Czu si, jakby otrzyma cios. Jory by kapitanem stray w Winterfell, jeszcze zanim Bran si urodzi. - Zabili Joryego? - Pamita, jak wielokrotnie Jory goni go po dachach. Jak kroczy przez dziedziniec w zbroi albo siedzia na swoim ulubionym miejscu w Wielkiej Sali i artowa w czasie posikw. - Dlaczego kto miaby to zrobi? Robb pokrci gow ze wzrokiem przepenionym blem. - Nie wiem, Bran. Widzisz, to jeszcze nie wszystko. W czasie walki ko przygnit ojca. Alyn pisze, e ojciec ma pogruchotan nog i maester Pycelle da mu makowego mleka, ale nie s pewni, kiedy kiedy on - Spojrza na drog, gdzie rozleg si ttent kopyt. Nadjedali Theon i pozostali. kiedy si obudzi - dokoczy Robb. Pooy do na rkojeci swojego miecza i mwi dalej uroczystym tonem Robba Pana Winterfell. - Obiecuj ci, Bran, e nie puszcz tego pazem. Ton jego gosu jeszcze bardziej przestraszy Brana. - Co zrobisz? - zapyta w chwili, kiedy doczy do nich Theon Greyjoy.

- Theon uwaa, e powinienem zwoa chorgwie - powiedzia Robb. - Krew za krew. - Tym razem Greyjoy nie umiechn si. Czarne wosy opady mu na oczy, a na jego ciemnej, chudej twarzy czai si wyraz godu. - Tylko lord moe zwoa chorgwie - powiedzia Bran poprzez padajcy nieg. - Jeli twj ojciec umrze, Robb zostanie panem Winterfell - powiedzia Theon. - On nie umrze! - krzykn Brann. Robb wzi go za rk. - Nie umrze, nie ojciec - powiedzia cicho. - Ale honor pnocy spoczywa teraz w moich rkach. Odjedajc, pan ojciec powiedzia, ebym by silny za ciebie i za Ricka. Jestem ju prawie dorosy, Bran. Bran zadra. - Chciabym, eby mama wrcia - powiedzia smutnym gosem. Rozejrza si za maesterem Luwinem; jego osio schodzi dopiero z pobliskiego wzgrza. - Czy maester Luwin take radzi zwoa chorgwie? - Maester jest bojaliwy jak stara baba - powiedzia Theon. - Ojciec zawsze sucha jego rady - zauway Bran. - Mama te. - Ja go sucham - odpar Robb. - Sucham kadej rady. Rado Brana z podry stopniaa jak nieg na jego twarzy. Jeszcze nie tak dawno byby ogromnie podniecony na wie o tym, e Robb zwouje chorgwie, teraz za czu w sobie tylko strach. - Moemy wraca? - spyta. - Zmarzem. Robb rozejrza si. - Trzeba znale wilki. Wytrzymasz jeszcze troch? - Pewnie. - Wczeniej maester Luwin upomina go, eby nie jedzi zbyt dugo i nie odparzy sobie ciaa od sioda, ale Bran nie chcia okaza saboci przed bratem. Mia ju do tego, e wszyscy ualaj si nad nim i pytaj, jak si czuje. - W takim razie zapolujmy na naszych myliwych - powiedzia Robb. Zjechali z traktu i zanurzyli si w wilczy las. Theon trzyma si z tyu, razem z onierzami. Bran z przyjemnoci jecha pod drzewami. cign lekko cugle Tancerki, tak e sza wolno, a on rozglda si dookoa. Dobrze zna ten las, lecz po tak dugim czasie spdzonym za murami Winterfell wydawao mu si, e widzi go po raz pierwszy. Wciga gboko powietrze, wdychajc wiey zapach sosnowych igie, wo gnijcych lici, zwierzcego pima i dymu z odlegych domw. Raz dostrzeg midzy onieonymi gaziami dbu czarn wiewirk, a potem zatrzyma si, eby popatrze na srebrzyst sie pajka. Theon i jego towarzysze zostali daleko z tyu. Bran nie sysza ju nawet ich gosw. Gdzie przed nim szumiaa cicho woda. Z jego oczu popyny zy. - Bran? - spyta Robb. Co si stao?

Bran potrzsn gow. - Co sobie przypomniaem - powiedzia. - Kiedy Jory przyprowadzi nas tutaj na ryby. Bylimy razem, ty, ja i Jon. Pamitasz? - Tak - odpar Robb ze smutkiem. - Nic wtedy nie zapaem - powiedzia Bran - ale w drodze powrotnej Jon da mi swoj ryb. Czy jeszcze kiedy zobaczymy Jona? - Spotkalimy si z wujem Benjenem przy okazji wizyty Krla - zauway Robb. - Jon te nas odwiedzi, zobaczysz. Koryto strumienia byo gbokie, a prd wartki. Robb zsiad z konia i przeprowadzi go przez brd. W najgbszym miejscu woda sigaa mu do poowy uda. Przywiza waacha do drzewa na drugim brzegu i wrci po Brana. Woda rozpryskiwaa si o kamienie i korzenie, ochlapujc twarz Brana. Umiechn si. Przez chwil poczu si zdrowy i silny. Spojrza w gr na drzewa i zapragn mc wspi si na ktre z nich, na sam czubek, tak eby cay las zosta pod nim. Byli ju na drugim brzegu, kiedy usyszeli wycie, dugie, coraz wysze, ktre pyno przez las niczym zimny wiatr. Bran odwrci gow. - Lato - powiedzia. Chwil pniej do pierwszego gosu doczy drugi. - Upoloway co - odezwa si Robb i ponownie dosiad konia. - Pojad po nie. Ty zaczekaj tutaj. Theon i pozostali zaraz tu bd. - Chc jecha z tob - powiedzia Bran. - Sam szybciej je odszukam. - Robb cisn ostrogami swojego waacha i znikn midzy drzewami. Gdy tylko odjecha, las wok Brana jakby si zamkn. nieg pada coraz mocniej. Topnia od razu, tam gdzie dotyka bezporednio ziemi, lecz kamienie, korzenie i gazie przykrya warstwa biaego puchu. Bran czu coraz wiksze zmczenie. Jego nogi zwisay bezuytecznie w strzemionach, rzemie wok piersi cign go niewygodnie, a topniejcy nieg przemoczy mu rkawice. Zastanawia si, gdzie s Theon, maester Luwin, Joseph i pozostali. Usyszawszy szelest, odwrci Tancerk, spodziewajc si zobaczy przyjaci, lecz na brzegu strumienia ukazali si obdarci, obcy ludzie. - ycz dobrego dnia - powiedzia Bran nerwowo. Od razu zorientowa si, e obcy nie s lenikami ani wieniakami. Nagle zda sobie spraw z tego, jak bogato jest ubrany. Mia na sobie now opocz z ciemnoszarej weny ze srebrnymi guzikami, a jego oblamowany futrem paszcz przytrzymywaa na ramieniu srebrna szpila. Jego buty i rkawice take obszyte byy futrem.

- Tak zupenie sam? - odezwa si najwikszy z obcych, ysy mczyzna o ogorzaej twarzy. - Chopaczek zgubi si w lesie, co. - Wcale si nie zgubiem - odpar Bran. Nie podoba mu si sposb, w jaki obcy patrz na niego. Najpierw naliczy czterech, ale kiedy si odwrci, dostrzeg jeszcze dwch. - Mj brat odjecha przed chwil, a zaraz bdzie tutaj moja stra. - Twoja stra? - odezwa si drugi z obcych. Jego twarz zakrywaa szczecina siwej brody. - A czego oni mieliby strzec, paniczyku? Czy ja widz srebrn szpil na twoim paszczu? - adna - rozleg si kobiecy gos. Bardziej przypominaa mczyzn, wysoka i chuda, ogorzaa na twarzy jak pozostali, z wosami ukrytymi pod phemem. W doni trzymaa dug na osiem stp wczni z czarnego dbu z zardzewiaym grotem. - Przyjrzyjmy si - powiedzia ysy mczyzna. Bran patrzy na niego z niepokojem. Ubranie mia brudne i podarte, upstrzone brzowymi, niebieskimi albo zielonymi atami, spowiae do szaroci, chocia paszcz kiedy mg by czarny. Jego towarzysz ze szczecin siwego zarostu take nosi czarne ubranie. W jednej chwili Bran przypomnia sobie dzie, w ktrym znaleli wilcze szczenita i kiedy jego ojciec obci gow zdrajcy; tamten czowiek take ubrany by na czarno. Ojciec powiedzia, e to dezerter z Nocnej Stray. Nie ma ludzi bardziej niebezpiecznych, przypomnia sobie sowa lorda Eddarda. Dezerter wie, e jego los jest przesdzony, dlatego nie cofnie si nawet przed najpodlejsz zbrodni. - Szpila, chopcze - powiedzia ogromny mczyzna i wycign rk. - Wemiemy te konia - odezwa si inny gos; bya to kobieta, nisza od Robba, o szerokiej, paskiej twarzy i prostych, tych wosach. - Zsiadaj, i to szybko. - W jej doni bysn n mocno wyszczerbiony, przez co bardziej przypomina ostrze piy. - Nie - wybka Bran. - Ja nie mog Ogromny mczyzna chwyci wodze Tancerki, zanim Bran zdy zrobi cokolwiek. Moesz, paniczu i zrobisz to, jeli jeste w stanie oceni, co dla ciebie dobre. - Stiv, popatrz, jak jest przywizany rzemieniem. - Wysoka kobieta wskazaa wczni. - Moe mwi prawd. - Rzemieniem? - powtrzy Stiv. Z pochwy przy pasie wycign sztylet. - Poradzimy sobie z rzemieniem. - Jeste kalek? Bran achn si. - Jestem Brandon Stark z Winterfell. Lepiej pu mojego konia, bo przypacisz to yciem.

Chudy mczyzna o zaronitej twarzy rozemia si. - To musi by Stark, for certes. Tylko Stark byby na tyle gupi, eby grozi, zamiast okaza troch rozumu i baga o lito. - Utnij mu jego maego ptaszka i wsad do gby - odezwaa si nisza z kobiet. Przynajmniej bdzie siedzia cicho. - Hali, jeste rwnie gupia jak brzydka - powiedziaa wysoka kobieta. - Co nam po martwym chopaku. Za to ywy bogowie niech bd przeklci, pomyl tylko, ile by da Mace za zakadnika, w ktrego yach pynie krew Benjena Starka! - Co tam Mace - warkn olbrzym. - Chcesz tam wrci, Osha? Ale ty jeste gupia. Mylisz, e biae cienie obchodzi, czy masz tam jakiego zakadnika? - Odwrci si znowu do Brana i przeci rzemie opasajcy jego udo. Wydawao si, e rozerwana skra westchna. Ostrze weszo gboko i Bran, spojrzawszy w d, zobaczy blade ciao swojego uda w miejscu przecicia wenianej nogawki. Popyna krew. Patrzy, jak czerwona plama rozszerza si. Zakrcio mu si lekko w gowie, ale w ogle nie poczu blu. Mczyzna chrzkn zdziwiony. - Od bro, a obiecam ci szybk i bezbolesn mier. - Rozleg si gos Robba. Bran podnis wzrok z nadziej. Gos brata zaama si troch i to osabio nieco si sw. Siedzia na koniu z mieczem w doni; zakrwawione ciao osia zwisao przerzucone przez grzbiet jego waacha. - Jest i brat - powiedzia mczyzna z twarz zaronit siw szczecin. - Grony brat - zakpia niska kobieta, ktr nazywali Hali. - Chcesz z nami walczy, chopczyku? - Nie bd gupi, chopcze. Nas jest szecioro, a ty sam. - Wysoka kobieta o imieniu Osha, opucia wczni. - Z konia i rzu miecz. Piknie podzikujemy za konia i miso i bdziecie mogli odej. Robb zagwizda. Usyszeli szelest mikkich ap na mokrych liciach zaroli. Z najniszych gazi spad nieg i z krzeww wynurzyy si Szary Wicher i Lato. Lato unis eb i zawarcza. - Wilki - wyszeptaa Hali zdumiona. - Wilkory - poprawi j Bran. Cho nie byy jeszcze w peni dorose, wzrostem dorwnyway najwikszym, jakie Bran kiedykolwiek widzia. atwo dao si zauway rnic, trzeba byo tylko wiedzie, na co zwraca uwag. Wszystkiego dowiedzia si od maestera Luwina i Farlena, ktry zajmowa si psiarni. Wilkor mia wikszy eb i dusze nogi w stosunku do reszty ciaa, pysk za i szczk wsze i bardziej wydatne. Byo w nich

co ponurego i przeraajcego, kiedy tak stay pord opadajcego powoli niegu. Na pysku Szarego Wichru lnia wiea krew. - Psy - rzuci pogardliwie ysy olbrzym. - Chocia mwi, e nic tak nie grzeje w nocy jak wilcza skra. - Da znak rk. - Bierzcie ich. - Winterfell - krzykn Robb i kopn konia. Waach skoczy do przodu na spotkanie obcych. Mczyzna z siekier zabieg mu drog z krzykiem na ustach. Miecz Robba trafi go prosto w twarz; rozleg si nieprzyjemny chrzst i chlusna krew. Jego towarzysz ze szczeciniast brod chwyci za lejce, ale tylko na moment, poniewa chwil pniej dopad go Szary Wicher i pocign w d. Run do strumienia i zacz macha desperacko rkoma, kiedy jego gowa znalaza si pod wod. Wilkor skoczy za nim i biaa woda zaczerwienia si w miejscu, w ktrym obaj zniknli. Robb i Osha starli si na rodku strumienia. Jej duga wcznia przypominaa wa o elaznej gowie, ktry miga szybko, prbujc dosta si do jego piersi. Raz, dwa, trzy lecz Robb odbija koniec wczni dugim mieczem. Wreszcie kobieta za mocno wychylia si do przodu i stracia na moment rwnowag. Robb wykorzysta to i najecha na ni koniem. Tu obok Lato zaatakowa Hali. N zahaczy o bok zwierzcia. Lato uskoczy, warczc, i zaatakowa raz jeszcze. Zacisn szczki na kostce nogi kobiety. Ta uniosa n w obu doniach, lecz wilkor jakby wyczu niebezpieczestwo i puci j na moment - z jego pyska zwisay strzpy skry, ubrania i ociekajcego krwi ciaa. Kiedy Hali zachwiaa si i opada na ziemi, przewrci j na plecy i wpi zby w jej brzuch. Szsty z obcych rzuci si do ucieczki lecz nie uszed daleko. Wdrapywa si na brzeg po drugiej stronie strumienia, kiedy Szary Wicher wyszed z wody. Otrzsn si i skoczy za uciekajcym. Rozerwa mu cigna pod kolanem jednym kapniciem zbw i poszuka garda, kiedy mczyzna ponownie osun si do wody. Teraz zosta ju tylko olbrzym o imieniu Stiv. Mczyzna przeci rzemie na piersi Brana i pocign go mocno za rami. Bran poczu, e spada. Nogi popltay si pod nim, kiedy run na ziemi, a jedna stopa znalaza si w strumieniu. Zupenie nie czu lodowatej wody, za to poczu chd stali, kiedy Stiv przyoy mu sztylet do garda. - Do tyu - warkn ostrzegawczo - albo podern chopakowi gardo, przysigam. Robb cign cugle swojego konia, dyszc ciko. Opuci rami z mieczem, a jego spojrzenie zagodniao. Teraz Bran ogarn wzrokiem ca scen. Lato wyciga z brzucha Hali lnice, niebieskie we wntrznoci. Oczy miaa szeroko otwarte, lecz Bran nie potrafi powiedzie, czy jeszcze yje. Mczyzna ze szczecin siwej brody i jego towarzysz z siekier leeli

nieruchomo, natomiast Osha posuwaa si na kolanach w kierunku swojej wczni. Szary Wicher ruszy w jej stron. - Zawoaj go! - krzykn olbrzym. - Zawoaj oba albo zabij kalek! - Szary Wicher, Lato, do mnie - powiedzia Robb. Wilkory zatrzymay si i obrciy gowy. Szary Wicher zawrci do Robba, lecz Lato pozosta na miejscu wpatrzony w Brana i stojcego tu za nim obcego. Zawarcza. Jego lepia pony, a pysk ocieka krwi. Osha podpara si na kocu wczni i wstaa. Krew cieka z rany na jej ramieniu, w miejscu gdzie dosign j miecz Robba. Bran widzia kropelki potu ciekajce po twarzy ogromnego mczyzny. Zrozumia, e Stiv boi si tak samo jak on. - Starkowie - mrukn mczyzna - cholerni Starkowie. - Osha - odezwa si goniej. - Zabij wilki i we jego miecz. - Sam je zabij - odpowiedziaa. - Ja si nie zbli do tych potworw. Bran poczu drenie rki Stiva - przez moment mczyzna nie wiedzia, co robi. W miejscu, gdzie n dotkn jego szyi, popyna struka krwi. Jego nozdrza wypenia odr mczyzny, odr strachu. - Ty. - Stiv zawoa do Robba. - Jak si nazywasz? - Jestem Robb Stark, dziedzic Winterfell. - To twj brat? - Tak. - Jeli chcesz, eby przey, to rb, co ci ka. Z konia. Robb zawaha si na moment. Potem zsiad powoli z konia i stan z mieczem w doni. - A teraz zabij wilki. Robb nie poruszy si. - Zabij je. Wilki albo chopak. - Nie! - krzykn Bran. Wiedzia, e Stiv i tak ich zabije, nawet jeli Robb speni jego polecenie. Mczyzna chwyci woln rk za wosy Brana i pocign brutalnie, a Bran zapaka z blu. - Zamknij si, kaleko, syszysz? - Pocign jeszcze mocniej. - Syszysz? W lesie za nimi rozleg si cichy furkot. Z garda Stiva wydobyo si zduszone charczenie, a z jego piersi wysuno si p stopy strzay z trjktnym, ostrym jak brzytwa grotem. By jasnoczerwony, jakby go kto pomalowa krwi. Sztylet odsun si od garda Brana. Mczyzna zachwia si i run twarz do strumienia. Strzaa zamaa si pod ciarem jego ciaa. Bran patrzy, jak ycie wycieka z niego wraz z pync wod. Kiedy onierze ojca wynurzyli si zza drzew, Osha rzucia swoj wczni. - Litoci, panie - zawoaa do Robba.

onierze, potwornie bladzi, rozgldali si po scenie rzezi. Zerkali na wilki niepewnie, a kiedy Lato powrci do Hali, by dalej raczy si jej wntrznociami, Joseth upuci n i krztuszc si, wycofa si w krzaki. Nawet maester Luwin wydawa si przeraony, kiedy wyszed zza drzewa. Trwao to jednak tylko chwil. Zaraz potem potrzsn gow i przeszed przez strumie do Brana. - Jeste ranny? - Skaleczy mnie w nog - powiedzia Bran - ale nic nie czuem. Maester przyklkn, eby obejrze jego ran, Bran za spojrza do tyu. Pod drzewem straniczym sta Theon Greyjoy z ukiem w rku. Umiecha si, jak zawsze. Kilka strza drao wbitych w mikk ziemi przy jego nogach, ale jemu wystarczya tylko jedna. - Martwy wrg stanowi pikny widok - przemwi. - Greyjoy, Jon zawsze mwi, e jeste osio - powiedzia gono Robb. - Powinienem przywiza ci na dziedzicu i pozwoli, eby Bran powiczy strzelanie z uku na tobie. - Powiniene raczej podzikowa mi za to, e uratowaem ycie twojemu bratu. - A gdyby nie trafi? - spyta Robb. - Albo gdyby drgna mu rka? Moge zrani Brana. Widziae tylko plecy tamtego, mg nosi napiernik. Co by si wtedy stao z moim bratem? Czy pomylae o tym, Greyjoy? Theon przesta si umiecha. Wzruszy tylko ramionami i zaj si zbieraniem strza. Robb spojrza gronie na stranikw. - A wy gdzie si podziewalicie? - zapyta rozgniewany. - Byem pewien, e jedziecie blisko za nami. - onierze spojrzeli po sobie zakopotani. - Jechalimy, panie - odpowiedzia Quent, najmodszy z nich, z delikatnym puszkiem brzowej brody. - Tylko e najpierw czekalimy na maestera Luwina i jego osa, za przeproszeniem, a potem, no - Zerkn na Theona i szybko odwrci gow zawstydzony. - Wytropiem indyka - dokoczy Theon poirytowany pytaniem Robba. - Skd miaem wiedzie, e zostawisz chopca samego? Robb jeszcze raz popatrzy na Theona - Bran nigdy dotd nie widzia go tak rozzoszczonego - lecz nic nie powiedzia. Przyklkn obok maestera Luwina. - Jak powana jest rana mojego brata? - Tylko zadranicie - odpar maester. Zamoczy w strumieniu kawaek materiau, by obmy ran. - Dwch z nich nosi czarne ubrania - zwrci si do Robba. Robb zerkn na miejsce, w ktrym Stiv lea rozcignity w strumieniu; pdzcy nurt szarpa za poy jego czarnego paszcza. - Dezerterzy z Nocnej Stray - powiedzia ponurym gosem. - Co za gupcy, eby podchodzi tak blisko do Winterfell. - Czsto trudno odrni gupot od desperacji - powiedzia maester Luwin. - Pochowamy ich, panie? - spyta Quent.

- Oni by si nami nie przejmowali - odpar Robb. - Odci im gowy, odelemy je na Mur. Ciaa zostawcie wronom. - A co z ni? - Quent pokaza kciukiem na Osh. Robb podszed do kobiety. Bya o gow wysza od niego. Opada na kolana, kiedy si zbliy. - Daruj mi ycie, lordzie Stark, a bd twoja. - Moja? Nie potrzebuj zdrajcw. - Ja nie zamaam przysigi. To Stiv i Wallen sfrunli z Muru, nie ja. Wrd czarnych wron nie ma miejsca dla kobiet. Theon Greyjoy podszed bliej. - Daj j wilkom - podpowiedzia. Kobieta skierowaa wzrok na miejsce, gdzie leay resztki ciaa Hali, i szybko odwrcia oczy. Zadraa. Nawet onierze mieli niepewne miny. - Jest kobiet - powiedzia Robb. - Dzika - odezwa si Bran. - Chciaa, eby zatrzymali mnie ywego i zabrali do Mancea Raydera. - Masz jakie imi? - spyta Robb. - Osha, panie - wymamrotaa. Maester Luwin podnis si na nogi. - Moemy j przesucha. Bran dostrzeg wyraz ulgi na twarzy brata. - Niech tak bdzie. Wayn, zwi jej rce. Wrci z nami do Winterfell i bdzie ya albo umrze w zalenoci od tego, co nam powie.

TYRION
- Chcesz co zje? - spyta Mord, posyajc mu grone spojrzenie. W grubej doni trzyma talerz z gotowan fasol. Tyrion Lannister umiera z godu, ale nie chcia da satysfakcji temu brutalowi. Moe jaki udziec jagnicy - odezwa si z kta celi zarzuconego brudn som. - Do tego groszek z cebul, wieo upieczony chleb z masem i dzban wina zaprawionego korzeniami. Albo piwa. Przyznasz, e nie jestem specjalnie wybredny. - Jest fasola - powiedzia Mord. - Masz. - Wycign rk z talerzem. Tyrion westchn. Dozorca by prostakiem o ciemnych, zepsutych zbach i maych, czarnych oczkach. Lew stron jego twarzy pokrywaa blizna po toporze, ktry odci mu ucho i cz policzka. Stan umysu dorwnywa jego urodzie. Poniewa Tyrion by godny, nie miao to w tej chwili znaczenia, wic wycign rk po talerz. Mord cofn si i wyszczerzy zby w umiechu. - Tutaj - powiedzia, trzymajc talerz poza zasigiem ramienia Tyriona. Karze dwign si na nogi niezgrabnie. - Czy musimy si w to bawi przy kadym posiku? - Ponownie sprbowa dosign naczynia. Mord odsun si umiechnity - Tutaj, karzeku. - Teraz trzyma talerz w wycignitej rce nad krawdzi, gdzie koczya si cela i zaczynao niebo. - Nie chcesz je? No, we sobie. Tyrion mia za krtkie ramiona, by dosign talerza, a nie chcia podchodzi bliej krawdzi. Wystarczyoby szybkie pchnicie ogromnego, biaego brzucha Morda, eby zamieni si w czerwon plam rozbryzgan na kamieniach Nieba, podobnie jak wielu winiw Eyrie przez wieki. - Chyba ju mi si nie chce je - owiadczy i wrci do swojego kta. Mord chrzkn i otworzy do. Wiatr natychmiast porwa talerz, przewracajc go do gry nogami. Cz fasoli bryzna na nich z powrotem, a pozostaa cz odleciaa. Dozorca rozemia si, potrzsajc ogromnym brzuchem, jakby to bya miska z pudingiem. Tyrion poczu fal gniewu. - Ty pieprzony pomiocie zasyfiaego osa - wycedzi przez zby. - Mam nadzieje, e zdechniesz na syfa. W odpowiedzi Mord wymierzy mu solidnego kopniaka w ebra butem z metalowym czubkiem. - Zapamitam to sobie! - jkn zwinity na somie. - Osobicie ci zabij,

przysigam! - Cikie, elazne drzwi zatrzasny si z hukiem. Tyrion usysza zgrzyt przekrcanego klucza. Przyzna w mylach, e jak na tak maego czowieka, posiada niebezpiecznie du gb, po czym wpez w kt tego, co Arrynowie nazywali lochami. Skuli si pod cienkim kocem i popatrzy na puste bkitne niebo i odlege gry, ktre wydaway si nie mie koca; aowa, e nie ma paszcza z cieniokota, ktry wygra w koci od Marilliona, po tym jak piewak cign go z martwego zbja. Wprawdzie jego skra cuchna stchlizn i krwi, lecz paszcz by gruby i ciepy. Mord zabra mu go. Podmuchy wiatru, niczym ostre szpony, szarpay za jego koc. Otrzyma cel przeraliwie ma, nawet jak dla kara. Zaledwie pi stp od niego, w miejscu gdzie powinna by ciana, gdzie w normalnym lochu byaby ciana, koczya si podoga i zaczynao niebo. Nie brakowao mu wieego powietrza, soca, wiata ksiyca i gwiazd, lecz Tyrion z chci by si zamieni na najciemniejsz, najbardziej ponur dziur we wntrzu Casterly Rock. - Polecisz - obieca mu wczeniej Mord, wpychajc go do celi. - Dwadziecia dni, trzydzieci, moe pidziesit, i polecisz. Arrynowie posiadali jedyne lochy w caym krlestwie, z ktrych pozwalano winiom ucieka. Pierwszego dnia Tyrion przeama strach po dugich godzinach waha i rozpaszczony podpez do krawdzi podogi, po czym wystawi gow. Niebo znajdowao si szeset stp poniej, wczeniej bya tylko ziejca pustk dziura. Gdyby wystawi gow jeszcze dalej, mgby zobaczy inne cele po lewej i prawej stronie. By niczym pszczoa w kamiennym plastrze miodu, pszczoa, ktrej kto wyrwa skrzyda. W celi panowa przenikliwy chd, wiatr wy bez przerwy, a najgorsze byo to, e podoga opadaa. Wprawdzie nieznacznie, ale wystarczyo. Ba si zamkn oczy, ba si, e zacznie si stacza i obudzi w trakcie spadania. Nic dziwnego, e winiowie z podniebnych cel wariowali. Bogowie, miejcie mnie w opiece, napisa poprzedni mieszkaniec na cianie czym, co mogo by krwi, bkit mnie wzywa. Pocztkowo Tyrion zastanawia si, kim by tamten czowiek i co si z nim stao, lecz z czasem jego ciekawo osaba. Gdyby tylko siedzia cicho Wszystko przez tego przekltego chopaka, ktry gapi si na niego z tronu wyrzebionego w twardym drewnie grabu i ustawionego pod chorgwiami z ksiycem i sokoem, herbem domu Arrynw. Tyrion Lannister przywyk do tego, e patrzyli na niego z gry rni ludzie, ale rzadko byy to szeciolatki o kaprawych oczach, ktre musiay

podkada pod siedzenia grube poduszki, eby znale si na poziomie dorosych. - Czy on jest tym zym czowiekiem? - spyta wtedy chopiec, ciskajc lalk. - Tak - odpowiedziaa lady Lysa ze swojego miejsca na mniejszym tronie u jego boku. Ubrana bya na niebiesko, upudrowana i wyperfumowana dla licznych konkurentw. - Jest taki may - powiedzia Lord Eyrie i zachichota. - To jest Tyrion Karze z rodu Lannisterw, ktry zamordowa twojego ojca. Podniosa gos, ktry odbi si echem od nienobiaych cian i smukych kolumn. - On zabi Namiestnika Krla! - Och, jego te zabiem? - zapyta wtedy, jak gupiec Tyrion. Ju wtedy powinien by trzyma jzyk za zbami i pochyli gow. Teraz widzia to wyranie na siedem piekie, wtedy te o tym wiedzia. Wielka Sala Arrynw bya duga i surowa, o zimnych cianach z biaego marmuru, lecz twarze zebranych tam wydaway si jeszcze zimniejsze. Casterly Rock znajdowa si bardzo daleko, a w caym Yale nie byo ani jednego sprzymierzeca Lannisterw. Jego najlepsz obron powinna by ulego i milczenie. Jednake paskudny nastrj przymi jego zdrowy rozsdek. Jeszcze wczeniej ze wstydem musia przyzna, e opuciy go siy i ostatni odcinek wspinaczki pokona na plecach Bronna. Tak wic upokorzenie dolao oliwy do jego gniewu. - Wyglda na to, e jestem bardzo zapracowanym czowieczkiem - rzuci sarkastycznie. - Nie wiem, czy miabym do czasu na wszystkie te morderstwa. Powinien by pamita, z kim ma do czynienia. Na krlewskim dworze Lysa Arryn i jej mikry osesek znani byli ze swojej niechci do dowcipw, szczeglnie kiedy byy skierowane w ich stron. - Karle - powiedziaa Lysa chodno - albo powstrzymasz swj city jzyk i bdziesz zwraca si do mojego syna z wiksz uprzejmoci, albo poaujesz. Nie zapominaj, gdzie jeste. To jest Eyrie, a dookoa siedz rycerze z Yale, ktrzy kochali Jona Arryna. Kady z nich gotw jest odda ycie za mnie. - Z pewnoci je oddadz, lady Arryn. Zajmie si tym mj brat Jaime, jeli co mi si stanie. - Tyrion zrozumia, e popeni gupstwo, zanim jeszcze skoczy mwi. - Czy potrafisz lata, lordzie Lannister? - spytaa lady Lysa. - Czy kary maj skrzyda? Jeli nie, to lepiej przeknij nastpn grob, ktra przyjdzie ci do gowy. - To nie bya groba - odpar Tyrion. - Raczej obietnica. May lord Robert skoczy na nogi tak gwatownie, e upuci swoj lalk. - Nic nam nie zrobisz - wrzasn. - Nikt nas tutaj

nie skrzywdzi. Powiedz mu, mamo, powiedz, e nie moe nas skrzywdzi. - Chopiec zacz dre. - Eyrie jest nie do zdobycia - owiadczya chodno Lysa Arryn. Przygarna syna, otaczajc go biaymi, pulchnymi ramionami. - Karze prbuje nas przestraszy, kochanie. Wszyscy Lannisterowie to kamcy. Nikt nie skrzywdzi mojego kochanego chopczyka. Niestety, pomyla wtedy, e ona miaa racj. Sam pokona ca drog na gr i wyobraa sobie, co by to oznaczao dla rycerza w zbroi, na ktrego sypie si z gry lawina strza i kamieni. Koszmar to zbyt agodne okrelenie na to, co by go czekao. Nic dziwnego, e nigdy dotd nie zdobyto jeszcze Eyrie. A jednak Tyrion wci nie potrafi poskromi swojego jzyka. - Powiedziabym raczej, e tylko niewygodny do zdobycia. Mody Robert wycign przed siebie drc rk. - Jeste kamc. Mamo, chc zobaczy, jak on fruwa. - Dwaj stranicy w bkitnych paszczach chwycili go za ramiona i podnieli do gry. Bogowie tylko wiedz, co mogo si wtedy sta, gdyby nie Catelyn Stark. - Siostro zawoaa ze swojego miejsca poniej tronw. - Pragn ci przypomnie, e ten czowiek jest moim winiem. Nie pozwol go skrzywdzi. Lysa Arryn obrzucia j chodnym spojrzeniem, po czym wstaa i zesza szybko do niego, cignc za sob dug sukni. Przez chwil ba si, e go uderzy, lecz ona rozkazaa onierzom, eby go pucili. Kiedy postawili go niespodziewanie, nogi ugiy si pod nim i Tyrion przewrci si. Musia wyglda komicznie, kiedy sprbowa si podnie, a jeszcze mieszniej, gdy pod wpywem gwatownego skurczu w prawej nodze run ponownie. miech odbi si echem od cian Wielkiej Sali. - May go mojej siostry jest zbyt zmczony, by stan o wasnych siach powiedziaa lady Lysa. - Ser Yardisie, zabierz go do lochu. Dobrze mu zrobi odpoczynek w jednej z naszych podniebnych cel. Stranicy podnieli go brutalnie. Tyrion Lannister zawis midzy nimi, przebierajc nogami, z twarz czerwon ze wstydu. - Zapamitam to sobie - powiedzia, kiedy go wynosili. I zapamita, chocia na razie niewielki mia z tego poytek. Najpierw pociesza si, e jego pobyt tam nie potrwa dugo. Tumaczy sobie, e Lysa Arryn chciaa go tylko upokorzy i niebawem pole po niego. A jeli nie ona, to Catelyn Stark zechce go przesucha. Teraz bdzie trzyma jzyk za zbami. Nie omiel si zabi go tak po

prostu; wci pozostawa Lannisterem z Casterly Rock i jego mier oznaczaaby wojn. Tak przynajmniej sdzi do tej pory. Teraz jednak nie by ju taki pewien. Moe jego przeciwnicy chcieli tylko, eby tam gni, ale on ba si, e nie starczy mu siy, by wytrzyma tam dugo. Z kadym dniem czu si coraz gorzej i zaczyna si obawia, e nadchodzi chwila, kiedy kopniaki i ciosy Morda odnios oczekiwany skutek, o ile wczeniej dozorca nie zagodzi go na mier. Jeszcze kilka godnych i zimnych nocy, a i on usyszy zew bkitu. Nie przestawa myle o tym, co dzieje si za cianami - jeli mona je byo tak nazwa - jego celi. Lord Tywin, kiedy si dowiedzia, z pewnoci wysa ludzi. Moe Jaime prowadzi ju siy przez Ksiycowe Gry chyba e pojecha na pnoc przeciwko Winterfell. Czy w ogle kto poza granicami Yale podejrzewa chocia, dokd zabraa go Catelyn Stark? Zastanawia si te, co zrobi Cersei, kiedy si dowie o wszystkim. Krl mgby rozkaza go uwolni, tylko czy posucha Krlowej albo swojego Namiestnika? Tyrion nie mia zudze co do uczu, jakie Robert ywi do jego siostry. Jeli Cersei zachowa przytomno umysu, bdzie nalegaa, eby sam Krl osdzi Tyriona. Takiemu rozwizaniu nie omieliby si przeciwstawi nawet Ned Stark, jeli nie chcia narazi si Krlowi. Tyrion nie pragn niczego wicej. Bez wzgldu na to, jakie przypisywano mu zbrodnie, zorientowa si, e jak dotd Starkowie nie maj przeciwko niemu adnych dowodw. Niech przedstawi spraw przed elaznym Tronem i lordami. To bdzie ich koniec. Gdyby tylko Cersei miaa na tyle rozumu, eby si zorientowa Tyrion Lannister westchn. Jego siostra potrafia okaza przebiego, lecz czsto zalepiaa j jej wasna duma. Moe potraktowa takie rozwizanie jako zniewag, a nie sprzyjajc okoliczno. Jaime by jeszcze gorszy, zawzity i porywczy. Jego brat nigdy nie zadawa sobie trudu rozwizania wza, jeli mg go przeci mieczem. Zastanawia si, ktre z nich wysao morderc, eby uciszy chopaka Starkw, i czy rzeczywicie przyczynili si do mierci lorda Arryna. Byo to niezwykle subtelne i delikatne morderstwo, jeli naprawd poprzedni Namiestnik zosta zamordowany. Ludzie w jego wieku czsto umierali niespodziewanie. Natomiast pomys wysania do Brandona Starka jakiego durnia z ukradzionym noem wyda mu si ogromnie nieporadnym posuniciem. Jednake gdy si nad tym zastanowi Tyrion zadra. Ta myl bardzo mu si nie spodobaa. A moe w lesie oprcz wilka i lwa grasowaa jeszcze inna bestia. Jeli tak, to kto wykorzysta go jako parawan dla swoich poczyna, a Tyrion nienawidzi by wykorzystywany.

Musi si std wydosta, i to szybko. Nie mia szans pokona brutalnego Morda, nie spodziewa si te, e kto przyniesie mu lin dug na szeset stp, aby mg spuci si na d i przekona wszystkich, eby go wypucili. Uzna, e skoro znalaz si tam przez swj jzyk, to musi on pomc mu si stamtd wydosta. Tyrion dwign si na nogi. Stara si nie zwraca uwagi na pochyo podogi. Uderzy pici w drzwi. - Mord! - krzykn. - Dozorca! Mord, chod tutaj! - Musia powtrzy wezwanie z dziesi razy, zanim usysza kroki. Zrobi krok do tyu na chwil przed tym, jak drzwi otworzyy si z hukiem. - Haasuje - warkn Mord; z jego spojrzenia wyzieraa dza krwi. W ogromnej doni trzyma skrzany pas, szeroki i gruby, zawinity wok palcw. Nie daj im pozna, e si boisz, powtarza w myli Tyrion. - Jak chciaby by bogaty? - spyta. Mord uderzy go. Zamachn si leniwym ruchem na odlew, lecz pas dosign ramienia Tyriona. Tyrion zachwia si i zacisn zby z blu. - Karze siedzi cicho - ostrzeg go Mord. - Zoto - powiedzia Tyrion i zmusi si do umiechu. - Casterly Rock jest pene zota ach - Tym razem Mord woy w uderzenie tyle siy, e a pas trzasn i podskoczy. Tyrion, uderzony w ebra, opad na kolana z jkiem. Zmusi si, by podnie gow i spojrze na dozorc. - Tak bogaty, jak Lannisterowie - wyrzuci przez zacinite zby. - Tak mwi, Mord Mord chrzkn. Pas wisn w powietrzu i uderzy Tyriona w twarz. Bl by tak przenikliwy, e nie pamita, kiedy si przewrci. Kiedy znowu otworzy oczy, lea na pododze swojej celi. W ustach mia peno krwi i dzwonio mu w uchu. Wycign rk, eby si podeprze, i jego palce trafiy na pustk. Cofn szybko rk, jakby j oparzy, i sprbowa opanowa oddech. Musia upa na sam krawd i teraz lea zaledwie o kilka cali od bkitu. - Jeszcze mwi? - Trzymajc pas w obu doniach, Mord rozcign go gwatownie. Tyrion podskoczy, a dozorca rozemia si. Nie zepchnie mnie, wmawia sobie Tyrion, odsuwajc si od krawdzi podogi. Nie omieli si mnie zabi. Catelyn Stark chce mnie ywego. Wierzchem doni otar krew z ust, umiechn si i powiedzia: - Dae mi w ko, Mord. - Dozorca zmruy oczy; zastanawia si, czy Tyrion kpi z niego. - Ja bym wiedzia, jaki zrobi uytek z takiego siacza. - Rozleg si wist pasa, ale tym razem Tyrion zdoa si odsun. Tylko lekkie uderzenie w rami. Zoto - powtrzy, cofajc si do tyu jak rak. - Wicej zota ni zobaczysz tutaj przez cae

swoje ycie. Do, eby kupi ziemi, kobiety, konie byby lordem. Lord Mord. Tyrion odchrzkn flegm z krwi i splun w niebo. - Nie ma zota - powiedzia Mord. Sucha mnie!, pomyla Tyrion. - Zabrali mi sakiewk, kiedy mnie zapali, ale zoto wci jest moje. Catelyn Stark moe kogo uwizi, ale nie poniy si do tego, eby go obrabowa. To niehonorowe. Pom mi, a cae zoto bdzie twoje. - Skrzany jzor wysun si ponownie, lecz byo to leniwe, pogardliwe mlanicie. Tyrion wycign rk i chwyci za koniec pasa. - Niczym nie ryzykujesz. Musisz tylko przekaza wiadomo. Dozorca wyszarpn pas z doni Tyriona. - Wiadomo - powiedzia, jakby nigdy wczeniej nie sysza tego sowa. Na jego czole pojawiy si gbokie zmarszczki. - Syszae, lordzie. Masz tylko zanie wiadomo do swojej pani. Powiedz jej - Co moe zmikczy Lyse Arryn?, zastanawia si i nagle przyszo mu co do gowy. - powiedz jej, e chc wyzna moje zbrodnie. Mord unis rami, a Tyrion przygotowa si na kolejne uderzenie, lecz dozorca zawaha si. W jego spojrzeniu zmagay si podejrzliwo i chciwo. Pragn zota, ale ba si podstpu; jego spojrzenie mwio, e czsto stawa si ich ofiar. - Kamstwo wymamrota wreszcie. - Karze oszukuje. - Mog powiadczy na pimie - obieca Tyrion. Niektrzy analfabeci gardzili sowem pisanym, inni za odnosili si do niego z ogromn czci, jakby byo swojego rodzaju magi. Na szczcie Mord nalea o tych drugich. Dozorca opuci pas. - Napisz duo zota. Duo. - Och, tak, duo zota - zapewni go Tyrion. - Sakiewka bdzie tylko na zacht. Mj brat nosi zbroj ze szczerego zota. - W rzeczywistoci zbroja Jaimea bya tylko pozacana, ale ten dure i tak nigdy by si nie pozna. Przez chwil Mord przesuwa palcami po pasie zamylony, lecz w kocu odwrci si i poszed po papier i atrament. Kiedy Tyrion skoczy pisa, dozorca popatrzy na list podejrzliwie. - A teraz zanie wiadomo - ponagli go Tyrion. Spa wstrzsany dreszczem, kiedy przyszli po niego pn noc. Mord otworzy drzwi, ale si nie odezwa. Ser Yardis Egen obudzi Tyriona szturchniciem czubkiem buta. - Wstawaj, karle. Moja pani chce ci widzie. Tyrion przetar oczy i uda, e si krzywi. - Nie wtpi, ale skd wiesz, e ja chc si z ni widzie? Ser Yardis zmarszczy brwi. Tyrion dobrze go pamita z czasw, kiedy ser Yardis przebywa w Kings Landing jako kapitan stray domowej Namiestnika. Prosta twarz, siwe

wosy, dobrze zbudowany i ani odrobiny poczucia humoru. - Nie obchodz mnie twoje yczenia. Na nogi albo ka ci zanie. Tyrion dwign si niezgrabnie. - Zimna noc - rzuci od niechcenia - a w Wielkiej Sali panuj przecigi. Nie chciabym si przezibi. Mord, bd tak dobry i przynie mj paszcz. Dozorca patrzy na niego podejrzliwie. - Mj paszcz - powtrzy Tyrion. - Ten z cieniokota, ktry wzie ode mnie na przechowanie. Pamitasz. - Przynie mu ten cholerny paszcz - powiedzia ser Yardis. Mord nie odway si odezwa ani sowem. Posa Tyrionowi grone spojrzenie, ale poszed po paszcz. Tyrion umiechn si, kiedy dozorca przykry mu ramiona. - Dzikuj ci. Pomyl o tobie zawsze, kiedy bd go nosi. - Zarzuci po paszcza na rami i po raz pierwszy od duszego czasu poczu ciepo. - Prowad, ser Yardisie. Wielk Sal Arrynw owietlao pidziesit pochodni umieszczonych na cianach. Lady Lysa ubraa sukni z czarnego jedwabiu ozdobion na piersi ksiycem i sokoem wyszytymi perami. Wiedzc, e kobiety nie mog wstpowa do Nocnej Stray, Tyrion domyli si, e taki strj uznaa za najbardziej odpowiedni do przyjcia jego wyzna. Z jej lewego ramienia spywa warkocz pieczoowicie upleciony z kasztanowych wosw. Wyszy tron u jej boku by pusty; niewtpliwie may Lord Eyrie trzs si pogrony we nie. Tyrion uzna, e przynajmniej w tym wzgldzie dopisao mu szczcie. Skoni si nisko, wykorzystujc moment, aby si rozejrze. Lady Ary a zebraa swoich rycerzy i dostojnikw, w obecnoci ktrych miaa wysucha jego wyzna - tak przynajmniej mia nadziej. Dostrzeg surowe oblicze ser Bryndena Tullyego i pogodn twarz Lorda Nestora Roycea. U jego boku sta modszy mczyzna z zabjczymi czarnymi bokobrodami. Tyrion domyli si, e jest to jego nastpca, ser Albar. Przybyli reprezentanci wszystkich waniejszych rodw z Yale. Tyrion zauway ser Lyna Corbraya, prostego jak miecz, i lorda Huntera cherlawych nogach, a take owdowia lady Waynwood w towarzystwie synw. Pozostaych gode - zamanej lancy, zielonej mii, poncej wiey, skrzydlatego kielicha - nie zna. Tyrion wrd zebranych rozpozna towarzyszy podry: ser Rodrik Cassel, blady od nie wyleczonych jeszcze ran, sta w towarzystwie ser Willisa. Marrillion znalaz now harf. Tyrion umiechn si na jego widok. Bez wzgldu na to, co miao si wydarzy tego wieczoru, powinno to mie miejsce na oczach wiadkw, a nikt lepiej nie rozgosi opowieci jak minstrel.

Z tyu sali, pod filarem, przechadza si Bronn. Wolny, nie spuszcza oczu z Tyriona, a jego do spoczywaa na rkojeci miecza. Tyrion posa mu dugie spojrzenie, zastanawiajc si Pierwsza przemwia Catelyn Stark. - Powiedziano nam, e pragniesz przyzna si do popenionych zbrodni. - Tak, pani - odpar Tyrion. Lysa Arryn umiechna si do swojej siostry. - W podniebnej celi wszyscy si ami. Tam widz ich bogowie i nie ma ciemnoci, w ktrej mogliby si schowa. - Moim zdaniem on nie wyglda na zamanego - powiedziaa lady Catelyn. Lady Lysa zdawaa si nie zwraca na ni uwagi. - Mw zatem - zwrcia si do Tyriona. Nie mam wyboru, pomyla i zerkn na Bronna. - Od czego tu zacz? Jestem maym, podym czowieczkiem, przyznaj. Moje zbrodnie i grzechy s niezliczone. Nie wiem, ile razy szedem do ka z dziwkami. Mojemu panu ojcu yczyem mierci, podobnie jak mojej siostrze, naszej askawej Krlowej. - Kto z tyu zachichota. - Nie zawsze traktowaem naleycie sub. Uprawiaem hazard, a nawet oszukiwaem, do czego przyznaj si ze wstydem. Wypowiedziaem wiele okrutnych i podych sw pod adresem szlachetnych lordw i dam dworu. - Teraz ju rozlegy si gromkie salwy miechu. - Raz nawet - Cisza! - Okrga i blada twarz Lysy Arryn zapona rumiecem. - Karle, co ty wyprawiasz? Tyrion przechyli gow na bok. - No c, wyznaj swoje zbrodnie, pani. Catelyn Stark zrobia krok do przodu. - Jeste oskarony o to, e wynaje zbira, eby zabi mojego syna w jego ku, a take spiskowae i przyczynie si do mierci lorda Jona Arryna, Krlewskiego Namiestnika. Tyrion wzruszy ramionami niewinnie. - Obawiam si, e do tych zbrodni nie mog si przyzna. Nic nie wiem na temat tych morderstw. Lady Lysa podniosa si ze swojego tronu. - Nie pozwol, eby ze mnie kpiono. Odegrae swoje przedstawienie, Karle. Mam nadzieje, e dobrze si bawie. Ser Yardisie, zabierz go z powrotem do wiey ale tym razem znajd mu mniejsz cel z bardziej pochy podog. - Czy w taki sposb wymierza si sprawiedliwo w Yale? - rykn Tyrion tak gono, e nawet ser Yardis zastyg na moment. - Czy honor zatrzymuje si przed Krwaw Bram?

Jestem oskarony o zbrodnie, do popenienia ktrych nie chc si przyzna, a wic wrzucacie mnie do otwartej celi i drczycie chodem i godem. - Podnis gow, by wszyscy zobaczyli siniaki, ktre zostawi na jego twarzy Mord. - A gdzie krlewska sprawiedliwo? Czy Eyrie nie jest czci Siedmiu Krlestw? Skoro mnie oskaracie, to domagam si rozprawy. Pozwlcie mi mwi i niech moja prawda albo moje kamstwo zostanie osdzone otwarcie w obliczu bogw i ludzi. Po Wielkiej Sali przetoczya si fala pomrukw. Dopad j, wiedzia o tym. By synem najpotniejszego lorda w caym krlestwie, bratem Krlowej. Nie mogli mu odmwi sdu. onierze w bkitnych paszczach ruszyli w jego stron, lecz ser Yardis powstrzyma ich i spojrza na lady Lyse. Jej mae usta wykrzywi umiech rozdranienia. - Jeli zostaniesz osdzony i uznany za winnego zbrodni, o ktre zostae oskarony, zapacisz yciem, zgodnie z krlewskim prawem. Nie mamy tutaj kata, lordzie Lannister. Otwrzcie Ksiycowe Drzwi. Zebrani rozstpili si. Tyrion ujrza niedue drzwi umieszczone midzy dwoma smukymi kolumnami z ksiycem wyrytym w biaym magidrewnie. Stojcy najbliej cofnli si, kiedy do drzwi podeszo dwch stranikw. Jeden z nich odsun elazn sztab, a drugi otworzy drzwi do wewntrz. Gwatowny podmuch wiatru zaopota poami ich bkitnych paszczy. Za drzwiami rozcigaa si pustka nocnego nieba usianego zimnymi, obojtnymi gwiazdami. - Oto krlewska sprawiedliwo - powiedziaa Lysa Arryn. Pomienie pochodni na cianach zaopotay jak proporce, a niektre z nich zwiny si i zgasy. - Lyso, to chyba nie jest rozsdne - odezwaa si Catelyn Stark, kiedy nocny wiatr przelecia przez ca sal. Jej siostra nie zwracaa na ni uwagi. - Chcesz by sdzony, lordzie Lannister, zatem tak si stanie. Mj syn wysucha wszystkiego, co masz do powiedzenia, a ty wysuchasz jego wyroku. Potem wyjdziesz std nie wiem tylko, ktrymi drzwiami. Wydawaa si bardzo zadowolona z siebie. Nic dziwnego, pomyla Tyrion. Bya pewna wyroku, skoro sdzi mia by jej sabowity syn. Tyrion zerkn na Ksiycowe Drzwi. Mamo, chc zobaczy jak on fruwa, powiedzia wczeniej chopiec. Tyrion zastanawia si, ilu ju ludzi wysa ten smarkacz przez te drzwi. - Doceniam twoj askawo, moja pani, ale nie widz potrzeby, eby niepokoi lorda Roberta - odpowiedzia Tyrion uprzejmie. - Bogowie wiedz, e jestem niewinny. Wol zda si na ich osd, dlatego domagam si sdu poprzez walk.

Przez Wielk Sal Arrynw przetoczya si salwa gromkiego miechu. Nestor Royce prychn rozbawiony, ser Willis zachichota, ser Lyn Corbray parskn rubasznym miechem, a pozostali zanosili si gromkim miechem a do ez. Marillion trci niezgrabnie strun nowej harfy palcem poamanej rki. Nawet wiatr wciskajcy si przez Ksiycowe Drzwi jakby zawirowa wesoo. Tyrion dostrzeg niepewno w spojrzeniu jasnoniebieskich oczu Lysy Arryn. Na co podobnego nie bya przygotowana. - Naturalnie, masz do tego prawo. Do przodu wysun si mody rycerz z zielon mij wyhaftowan na opoczy i przyklkn na kolano. - Pani, udziel mi zaszczytu wystpienia w twojej sprawie. - Mnie powinien przypa ten honor - powiedzia stary lord Hunter. - Przez mio, jak darzyem twojego pana ma, pozwl mi pomci jego mier. - Mj ojciec suy wiernie lordowi Jonowi - zabrzmia gromki gos ser Albara Roycea. - Niech i jego syn przyda si na co. - Bogowie zsyaj czowiekowi suszn spraw - powiedzia ser Lyn Corbray - czsto jednak musi to by kto, kto najpewniej wada mieczem. Wszyscy wiemy, kogo mam na myli. - Umiechn si skromnie. Kilkanacie innych gosw take zaproponowao swoje miecze. Widok tylu obcych chtnych do pozbawienia go ycia nie napawa zbytnim optymizmem. Moe jednak si przeliczy. Lady Lysa uciszya wszystkich uniesieniem doni. - Dzikuj wam. Mj syn uczyniby podobnie, gdyby teraz by z nami. Nie ma ludzi dzielniejszych i bardziej oddanych ni rycerze z Yale. Jednak moemy wybra tylko jednego. - Wycigna rk. - Ser Yardisie Egenie. Zawsze stae u boku mojego pana ma. Ty wystpisz w naszej sprawie. Przez cay czas ser Yardis pozostawa dziwnie milczcy. - Pani - przemwi z powag i przyklk na kolano - prosz, aby zoya ten ciar na barki kogo innego. Ten czowiek nie jest wojownikiem. Spjrz na niego. Karze, o poow mniejszy ode mnie, kolawy. Wstyd bdzie zabi kogo takiego i nazwa to sprawiedliwoci. Och, doskonale, pomyla Tyrion. - Zgadzam si. Lysa rzucia mu gniewne spojrzenie. - Domagae si sdu przez walk. - A teraz domagam si swojego przedstawiciela. Ty ju masz swojego. Mj brat, Jaime, chtnie wystpi w moim imieniu. - Twj drogi Krlobjca jest o setki mil std - rzucia Lysa Arryn. - Wylijcie po niego ptaka. Poczekam. - Zmierzysz si z ser Yardisem rano.

- Minstrelu - powiedzia Tyrion, zwracajc si do Marilliona. - Kiedy bdziesz ukada ballad, nie omieszkaj opowiedzie o tym, jak to lady Arryn odmwia karowi prawa do przedstawiciela i wysaa go, kulawego i poobijanego, do walki ze swoim najlepszym rycerzem. - Niczego ci nie odmawiam! - odpara lady Lysa coraz bardziej rozdraniona. - Wska swojego czowieka, karle jeli uwaasz, e znajdziesz kogo, kto by zechcia umrze za ciebie. - Jeli nie zrobi ci to rnicy, wolabym znale kogo, kto bdzie gotowy zabi dla mnie. - Tyrion rozejrza si po dugiej sali. Nikt nie drgn. Przez dug chwil zastanawia si, czy nie popeni powanej pomyki. A potem w kocu sali nastpio jakie poruszenie. - Ja wystpi w imieniu kara odezwa si Bronn.

EDDARD
Powrci dawny sen. Znowu ni o trzech rycerzach w biaych paszczach, o zburzonej dawno wiey i Lyannie w ou zalanym krwi. We nie jechali z nim przyjaciele, tak jak w yciu. Dumny Martyn Cassel, ojciec Jorryego, wierny Theo Wull, Ethan Glover, ktry by przedtem giermkiem Brandona, ser Mark Ryswell, m o agodnym sercu i subtelny w sowie, Howland Reed z wyspy, lord Dustin na swoim ogromnym rudym rumaku. Ned zna ich twarze tak dobrze jak wasne oblicze, lecz lata zaciemniaj ludzkie wspomnienia, nawet te, ktrych obiecywa nie zapomnie. We nie ukazali mu si niczym cienie szare widma na koniach z mgy. Siedmiu przeciwko trzem. Tak jak w yciu. Ale nie bya to zwyka trjka. Czekali przed okrg wie, czerwone Gry Dorne byy za ich plecami, ich biae paszcze powieway na wietrze. Nie byy to cienie. Ich twarze pozostay wyrane, nawet teraz. Ser Arthur Dayne, Miecz Poranka, umiecha si smutno. Pochwa jego dugiego miecza zwanego witem wystawaa ponad jego prawe rami. Ser Oswell Whent przyklkn, zajty ostrzeniem miecza. Na jego lnicym hemie rozoy skrzyda czarny nietoperz, herb jego rodu. Midzy nimi stary ser Gerold Hightower o srogiej twarzy, Biay Byk, Lord Dowdca Krlewskiej Gwardii. - Szukaem was nad Tridentem - powiedzia do nich Ned. - Nie byo nas tam - odpowiedzia mu ser Gerold. - Biada Uzurpatorowi, gdybymy tam byli - wtrci ser Oswell. - Kiedy upada Krlewska Przysta, ser Jaime zabi waszego Krla zotym mieczem. Zastanawiaem si, gdzie wtedy bylicie. - Daleko - powiedzia ser Gerold. - Inaczej Aerys siedziaby jeszcze na elaznym tronie, a nasz brat, zdrajca, pon w siedmiu piekach. - Przybyem do Koca Burzy, eby zakoczy oblenie - powiedzia Ned. - Lordowie Tyrrel, Redwyne oraz wszyscy ich rycerze zgili kolana i oddali nam hod. Byem pewien, e ujrz was wrd nich. - Nasze kolana nie zginaj si tak atwo - powiedzia ser Arthur Dayne. - Ser Willem Darry uciek na Dragonstone z wasz Krlow i ksiciem Yiserysem. Sdziem, e moe popynlicie z nim. - Ser Willem to dobry i prawy czowiek - powiedzia ser Oswell. - Ale nie suy w Krlewskiej Gwardii - zauway ser Gerold. - Gwardzici nie uciekaj.

- Ani wtedy, ani teraz - powiedzia ser Arthur. Zaoy hem. - Skadalimy przysig - wyjani stary ser Gerold. Cienie Neda poruszyy si, potrzsajc mieczami w doniach. Siedmiu przeciwko trzem. - Zaczyna si - powiedzia ser Arthur Dayne, Miecz Poranka. Uj w obie donie swj wit. Jego ostrze, blade jak mleczne szko, taczyo, odbijajc wiato. - Nie - odpowiedzia Ned smutnym gosem. - To ju koniec. - Kiedy cienie opady na niego, usysza przeraliwy krzyk Lyanny. - Eddard! - krzyczaa. Po krwawym niebie przelecia deszcz ranych patkw, bkitnych jak oczy mierci. - Lordzie Eddard - zawoaa powtrnie Lyanna. - Obiecuj - wyszepta. - Lya, obiecuj - Lordzie Eddard - powtrzy gos z ciemnoci. Eddard Stark jkn i otworzy oczy. Przez wysokie okna Wiey Namiestnika wlewao si wiato ksiyca. - Lordzie Eddard? - Nad jego kiem sta cie. - Jak jak dugo? - Przecierada mia spltane, nog umocowan na szynie i zawinit bandaami. A do boku czu strumie tpego blu. - Sze dni i siedem nocy. - Gos nalea do Yayona Pollea. Zarzdca podsun mu do ust puchar. - Wypij, panie. - Co? - To tylko woda. Maester Pycelle powiedzia, e bdziesz odczuwa pragnienie. Ned napi si. Usta mia spieczone i popkane. Woda bya sodka jak mid. - Krl zostawi rozkazy - powiedzia Yayon Poole, zabierajc pusty puchar. - Bdzie chcia z tob rozmawia, panie. - Rano - odpar Ned. - Kiedy nabior siy. - Potrzebowa troch czasu, poniewa sen cakowicie go osabi. - Panie - powiedzia Poole. - Krl nakaza, aby przyby do niego, gdy tylko otworzysz oczy. - Zarzdca zaj si zapalaniem wiecy przy ku. Ned zakl pod nosem. Robert nigdy nie by cierpliwy. - Powiedz mu, e jestem zbyt saby, by pj do niego. Jeli ma yczenie rozmawia ze mn, chtnie przyjm go tutaj. Mam nadziej, e obudzisz go z gbokiego snu. I przylij - Chcia ju powiedzie: Joryego, ale zaraz sobie przypomnia. - Przylij kapitana stray. Alyn wszed do sypialni kilka chwil po wyjciu zarzdcy. - Panie. - Poole mwi, e le tu od szeciu dni - powiedzia Ned. - Powiedz mi, co si dzieje.

- Krlobjca uciek z miasta - odpar Alyn. - Podobno wrci do Casterly Rock, eby przyczy si do swojego ojca. Wszyscy mwi o tym, jak lady Catelyn uwizia Kara. Wystawiem dodatkowe strae. - Dobrze zrobie - pochwali go Ned. - A moje crki? - Byy z tob przez cay czas, panie. Sansa modli si w cichoci, ale Arya - Zawaha si. - Nie powiedziaa ani sowa, od dnia kiedy ci tutaj przynieli. Jest taka zawzita. Nie widziaem podobnego gniewu u dziewczynki. - Bez wzgldu na wszystko - powiedzia Ned - macie strzec moich crek. Obawiam si, e to dopiero pocztek. - Bd bezpieczne, lordzie Stark - powiedzia Alyn. - Gwarantuj yciem. - Jory i pozostali - Powierzyem ich ciaa milczcym siostrom. Zostan wysane na pnoc, do Winterfell. Jory z pewnoci chciaby spocz u boku swojego dziadka. Dziadka, poniewa ojciec Joryego lea pochowany daleko na poudniu. Martyn Cassel zgin razem z innymi. Pniej Ned zburzy wie, a z jej skrwawionych kamieni kaza usypa osiem kopcw. Podobno przed zburzeniem Rhaegar nazywa tamto miejsce Wie Radoci, lecz dla Neda stanowia ona gorzkie wspomnienie. Walczyli we trzech przeciwko siedmiu, lecz tylko dwm udao si przebi: by to Eddard Stark i may wyspiarz, Howland Reed. Ned uzna, e powrt snu po tylu latach nie wry nic dobrego. - Dobrze si spisae, Alynie - mwi Ned, kiedy wrci Yayon Poole. Zarzdca skoni si nisko. - Jego Mio w towarzystwie Krlowej. Ned podcign si wyej i zamruga gwatownie, czujc bl w nodze. Nie spodziewa si Cersei. Jej przybycie zaniepokoio go. - Wprowad ich i zostaw nas samych. Nie chc, by cokolwiek z naszej rozmowy wyszo poza ciany tego pokoju. - Poole wycofa si. Robert ubra si starannie. Woy czarny, aksamitny kubrak z wyszytym na piersi zot nici jeleniem Baratheonw, na to naoy zocist opocz z paszczem w czarno-zote kwadraty. W doni trzyma dzban z winem, ktrego duo ju wypi, o czym wiadczy wyrany rumieniec. Za nim wesza Cersei Lannister; we wosach miaa tiar z brylantami. Wasza Mio - powiedzia Ned. - Wybacz, e nie mog wsta. - Niewane - mrukn Krl. - Chcesz wina? Z Arbor. Dobre. - Troch - powiedzia Ned. - Gow mam jeszcze cik od makowego mleka. - Inny na twoim miejscu cieszyby si, e ma j jeszcze na karku - wtrcia Krlowa. - Zamilknij, kobieto - warkn Robert. Poda Nedowi puchar z winem. - Noga jeszcze ci boli?

- Troch - odpar Ned. W gowie mu si krcio, ale nie chcia przyzna si do saboci w obecnoci Krlowej. - Pycelle zapewnia, e rana si zagoi. - Robert zmarszczy brwi. - Zakadam, e wiesz, co zrobia Catelyn. - Wiem. - Ned upi troch wina. - Moja pani ona nie jest niczemu winna. Wszystko, co uczynia, zrobia na moje polecenie. - Wcale mi si to nie podoba, Ned - mrukn Robert. - Jakim prawem omielasz si nastawa na moj rodzin? - zapytaa Cersei gniewnym gosem. - Za kogo ty si uwaasz? - Jestem Namiestnikiem Krla - odpowiedzia Ned z chodn uprzejmoci. Otrzymaem ten urzd z rk twojego ma, by utrzymywa krlewski pokj i wymierza jego sprawiedliwo. - Ty bye Namiestnikiem, teraz za - zacza Cersei. - Cicho! - rykn Krl. - Zadaa mu pytanie, a on na nie odpowiedzia. - Cersei umilka, blada z wciekoci, a Robert odwrci si znowu do Neda. - Utrzymywa krlewski pokj, mwisz. Zgino siedmiu ludzi - Omiu - poprawia go Krlowa. - Tregar zmar rano od rany, ktr zada mu lord Stark. - Uprowadzenie na krlewskim trakcie i pijacka burda na ulicy - powiedzia Krl. Ned, nie bd tego tolerowa - Catelyn miaa powody, eby zatrzyma Kara - Powiedziaem, e nie bd tego tolerowa! Do diaba z powodami. Kaesz jej natychmiast uwolni kara i pogodzisz si z Jaimem. - Na moich oczach zaszlachtowali trzech z moich ludzi tylko dlatego, e Jaime zapragn mnie ukara. I miabym o tym zapomnie? - To nie mj brat sta si przyczyn tego sporu - powiedziaa Cersei do Krla. - Lord Stark wraca pijany z burdelu. Jego ludzie zaatakowali Jaimea oraz onierzy, tymczasem jego ona napada na Tyriona. - Znasz mnie dobrze, Robercie - powiedzia Ned. - Jeli wtpisz w moje sowa, zapytaj lorda Baelisha. By tam ze mn. - Rozmawiaem z Littlefingerem - powiedzia Robert. - Twierdzi, e pojecha po Stra Miejsk, zanim jeszcze zacza si walka. Jednake przyznaje, e wracalicie z jakiego burdelu.

- Z jakiego burdelu? A niech ci, Robercie. Pojechaem tam zobaczy twoj crk! Matka nazwaa j Barra. Jest bardzo podobna do pierwszego dziecka, ktre spodzie, kiedy jeszcze bylimy chopcami w Yale. - Mwic to, nie spuszcza wzroku z Krlowej, lecz jej twarz pozostaa blada i niewzruszona, ukryta za mask obojtnoci. Za to Robert mocno si zaczerwieni. - Barra - mrukn. - I co, mam si z tego cieszy? A niech j. Mylaem, e ma wicej rozumu. - Ona jest dziwk i pewnie nie ma wicej ni pitnacie lat, a ty oczekiwae od niej rozsdku? - powiedzia Ned tonem niedowierzania. Bl dokucza mu bardzo, dlatego czu, e traci panowanie nad sob. - Ten gupi dzieciak zakocha si w tobie, Robercie. Krl zerkn na Krlow. - To nie jest temat do rozmowy w obecnoci Krlowej. - Jej Mio z niechci sucha wszystkiego, co mam do powiedzenia - odpar Ned. Podobno Krlobjca uciek z miasta. Pozwl mi sprowadzi go tutaj. - Krl zakoysa winem w pucharze zamylony, a potem napi si yk. - Nie - odpowiedzia. - Do ju. Jaime zabi trzech twoich ludzi, ty piciu jego. Wystarczy. - Czy takie masz wyobraenie o sprawiedliwoci? - wybuchn Ned. - Jeli tak, to ciesz si, e nie jestem ju twoim Namiestnikiem. Krlowa spojrzaa na ma. - Gdyby ktokolwiek omieli si przemawia do Targaryena, tak jak on mwi do ciebie - Bierzesz mnie za Aerysa? - przerwa jej Robert. - Braam ci za Krla. Na mocy maeskiego prawa i czcych nas wizi Jaime i Tyrion s take twoimi brami. Starkowie przepdzili jednego z nich, a drugiego uwizili. Ten czowiek zniewaa ci kadym swoim oddechem, a ty stoisz tu pokornie i pytasz, czy boli go noga, czy moe chce wina. Twarz Roberta pociemniaa z gniewu. - Kobieto, ile razy mam ci powtarza, eby powcigna swj jzyk? Twarz Cersei nie ukrywaa pogardy. - Bogowie zaartowali sobie, stawiajc nas obok siebie - powiedziaa. - To ty powiniene nosi sukni, a ja kolczug. Purpurowy z gniewu, Krl zamachn si i uderzy j. Zatoczya si mocno na st i upada, lecz nie krzykna, nie Cersei Lannister. Smukymi palcami musna swj policzek w miejscu, gdzie jej blada skra ciemniaa coraz bardziej. Do rana cae to miejsce pokryje si siniakiem. - Bd to nosia jako oznak honoru - owiadczya dumnie. - Tylko no j w milczeniu albo znowu ci odznacz - rzuci Robert. Chwil pniej zawoa na stra. Do pokoju wszed ser Meryn Trant, wysoki i powany, w biaej zbroi. -

Krlowa jest zmczona. Odprowad j do jej sypialni. - Rycerz pomg wsta Cersei i wyprowadzi j bez sowa. Robert sign po dzban z winem i ponownie napeni swj puchar. - Widzisz, do czego mnie doprowadza. - Krl usiad i uj w obie donie kielich. - Moja kochajca ona. Matka moich dzieci. - Przesza mu ju zo i Ned dostrzeg w jego oczach co smutnego i witego. - le zrobiem, e j uderzyem. To nie przystoi Krlowi. - Wpatrywa si w swoje donie, jakby nie by pewien, na co patrzy. - Zawsze byem silny nikt nie mg stawi mi czoa, nikt. Ale jak walczy z kim, kogo nie moesz uderzy? - Krl pokrci gow zawstydzony. - Rhaegar Rhaegar wygra, a niech go. Zabiem go, Ned, przebiem jego czarn zbroj i jego czarne serce, umar u mych stp. Opiewali to w pieniach. A jednak w jakim sensie wygra. Teraz on ma Lyann, a ja j. - Wypi wino. - Wasza Mio - powiedzia Ned Stark. - Musimy porozmawia Robert przycisn donie do skroni. - Mam do gadania. Rano jad na polowanie. Cokolwiek masz mi do powiedzenia, musi zaczeka do mojego powrotu. - Wtedy ju mnie tu nie bdzie, jeli bogowie oka mi yczliwo. Nakazae mi wrci do Winterfell, pamitasz? Robert wsta, chwytajc si supka baldachimu dla zachowania rwnowagi. - Bogowie rzadko kiedy okazuj yczliwo, Ned. Masz, to naley do ciebie. - Wyj z kieszeni cik srebrn klamr w ksztacie doni i rzuci j na ko. - Podoba ci si to czy nie, ale dalej jeste moim Namiestnikiem. Zakazuj ci wyjeda. - Nie chc tego urzdu - odpowiedzia Ned. - Wolisz, ebym mianowa kogo z Lannisterw? Przyrzekam ci, e nastpnym razem, kiedy rzucisz mi j w twarz, przypn j Jaimeowi. Ned podnis klamr. Wydawao si, e nie ma wyboru. Jego noga pulsowaa blem, a on czu si jak bezradne dziecko. - Dziewczyna Targaryenw Krl jkn. - Na siedem piekie, nie zaczynaj od nowa. To ju postanowione. Ani sowa wicej. - Dlaczego chcesz, ebym by twoim Namiestnikiem, skoro ignorujesz moje rady? - Dlaczego? - Robert rozemia si. - A dlaczego nie? Kto musi rzdzi tych przekltym krlestwem. Wolaby, eby robia to ona?

CATELYN
Wschodnie niebo pokryo si zocistoran powok, kiedy soce wzeszo nad Yale. Catelyn Stark patrzya na rozlewajce si wiato, oparta domi o rzebion, delikatn balustrad balkonu jej pokoju. W miar jak wit wpeza coraz dalej na pola i lasy, wiat poniej przechodzi z czerni w indygo i ziele. Biae mgy unosiy si znad ez Alyssy, gdzie upiorne wody skakay nad skalistym ramieniem gry i toczyy si zboczem Lancy Olbrzyma. Catelyn czua na twarzy delikatny dotyk mgieki. Alyssa Arryn widziaa, jak mordowano jej ma, braci i dzieci, a jednak za ycia nie uronia ani jednej zy. Bogowie zapewne uznali, e nie zazna spokoju, dopki jej zy nie zrosz czarnej ziemi Yale, gdzie pochowano tych, ktrych kochaa. Alyssa nie ya ju od szeciu tysicy lat, lecz jak dotd ani jedna kropla wodospadu nie spada na dno doliny. Catelyn zastanawiaa si, jak ogromny byby wodospad z jej ez, gdyby umara. - Opowiedz mi wszystko - powiedziaa. - Krlobjca zbiera siy w Casterly Rock - odpowiedzia z pokoju ser Rodrik Cassel. Twj brat pisze, e wysa posaca do Casterly Rock, z zapytaniem o zamiary lorda Tywina, lecz nie otrzyma jeszcze adnej odpowiedzi. Edmure kaza lordowi Vanceowi i lordowi Piperowi strzec przeczy pod Golden Tooth. Obieca, e stopa Tullych stanie tam w kauy krwi Lannisterw. Catelyn odwrcia si. Pikno wschodzcego soca nie poprawio jej nastroju; to raczej okrutne, e dzie, ktry mia zakoczy si tak ponuro, budzi si tak piknie. - Edmure wysa posacw i zoy obietnice - powiedziaa - lecz Edmure nie jest Lordem Riverrun. A mj pan ojciec? - W licie nie ma ani sowa o lordzie Hosterze. - Ser Rodrik pocign za bokobrody. Znowu odrosy, biae jak nieg i sztywne niczym cierniste krzewy. - Ojciec musi by bardzo chory, inaczej by nie powierzy Edmureowi obrony Riverrun - powiedziaa zmartwiona. - Dlaczego nie obudzilicie mnie zaraz po otrzymaniu wiadomoci? - Twoja siostra uznaa, e powinna odpocz, tak powiedzia mi maester Coleman. - Naleao mnie obudzi - dodaa z naciskiem. - Maester twierdzi, e twoja siostra ma zamiar porozmawia z tob po walce powiedzia ser Rodrik.

- A zatem przedstawienie nie zostao odwoane? - Catelyn skrzywia si. - Karze zagra na niej jak na fujarce, a ona jest gucha jak pie i nic nie syszy. Czas nam wyruszy, bez wzgldu na to, co si stanie dzisiejszego ranka. Nasze miejsce jest w Winterfell u boku moich synw. Jeli odzyskae ju siy, poprosz siostr o eskort do Gulltown. Stamtd popyniemy statkiem. - Znowu statek? - Ser Rodrik zblad nieco, lecz powstrzyma drenie ramion. - Dobrze, pani. - Stary rycerz czeka za drzwiami, tymczasem Catelyn wezwaa suce, ktre oddaa do jej dyspozycji Lysa. Jeli porozmawia z siostr przed pojedynkiem, moe zdoa j przekona, pomylaa, ubierajc si. Polityka Lysy zmieniaa si w zalenoci od jej nastrojw, a jej nastroje czsto si zmieniay. Ze wstydliwej dziewczyny, ktr pamitaa z Riverrun, wyrosa kobieta na przemian dumna, strachliwa, okrutna, rozmarzona, zmienna, niemiaa, uparta, prna, a przede wszystkim niestaa. Kiedy przyszed do nich ten jej rozpaszczony ohydny dozorca z wiadomoci od Tyriona Lannistera, Catelyn namawiaa Lyse, eby porozmawiay z karem na osobnoci, ale ona musiaa koniecznie urzdzi przedstawienie dla poowy Yale. A teraz - Lannister jest moim winiem - powiedziaa do ser Rodrika, kiedy opucili wie i poszli zimnym, biaym korytarzem. Catelyn ubraa prosty strj z szarej weny ozdobiony tylko srebrnym pasem. - Trzeba przypomnie o tym mojej siostrze. Kiedy doszli do komnat Lysy, z drzwi wypad jej wuj. - Idziecie obejrze t bazenad? - warkn ser Brynden. - Moe bym ci poprosi, eby wbia troch rozumu do gowy swojej siostrze, ale chyba szkoda rki. - Przyby ptak z Riverrun - zacza Catelyn. - List od Edmure a - Wiem, dziecko. - Klamra w ksztacie czarnej ryby stanowia jedyn ozdob jego stroju. - Maester Colemon powiadomi mnie o wszystkim. Prosiem twoj siostr, eby daa mi tysic dowiadczonych ludzi i pozwolia pojecha jak najszybciej do Riverrun. I wiesz, co mi odpowiedziaa? Yale nie moe odda tysica mieczy, nie odda nawet jednego, wuju. Jeste Rycerzem Bramy i twoje miejsce jest tutaj. - Z otwartych drzwi za jego plecami dobieg dziecicy miech. Wuj zerkn ponuro przez rami. - Wtedy ja odpowiedziaem jej, e moe sobie poszuka innego Rycerza Bramy. Czarna Ryba czy nie, wci jestem Tullym. Wyruszam do Riverrun jeszcze dzisiaj. Catelyn nie potrafia ukry zdziwienia. - Sam? Dobrze wiesz, e to zbyt niebezpieczne. Oboje z ser Rodrikiem wracamy do Winterfell. Pojed z nami, wuju. Dam ci tysic twoich ludzi. Riverrun nie bdzie walczyo osamotnione.

Brynden zastanawia si przez chwil, po czym skin gow. - Dobrze. Daleka droga przez nami, ale niech tak bdzie. Zaczekam na was na zewntrz. - Odszed dugimi krokami, powiewajc paszczem. Catelyn i ser Rodrik spojrzeli po sobie. Kiedy przekroczyli prg komnaty, powita ich wysoki, nerwowy chichot dziecka. Pokoje Lysy wychodziy na may ogrd, niewielki kawaek ubitej ziemi poronity traw i niebieskimi kwiatami i otoczony wysokimi, biaymi wieami. Budowniczowie zamierzali umieci tam boy gaj, lecz Eyrie stao na skalistym podou, dlatego magidrzewa nie chciay si tam zakorzeni bez wzgldu na to, ile zwoono ziemi. Tak wic Lordowie Eyrie posiali tam traw i ustawili rzeby pord niskich krzeww. W tym wanie miejscu mieli si spotka walczcy, by powierzy w rce bogw ycie Tyriona Lannistera, a take swoje. Lysa, odwieona i wystrojona w kremowe aksamity, ze sznurem szafirw i ksiycowych kamieni na mlecznobiaej szyi, siedziaa na tarasie w otoczeniu dostojnikw, lordw i swojej wity. Wikszo z nich wci miaa nadziej, e ktremu uda si j polubi , zacign do ka, a potem rozpocz panowanie nad Yale u jej boku. Jednake z tego, co Catelyn widziaa w czasie swojego pobytu w Eyrie, prne byy ich nadzieje. Wczeniej zbudowano drewnian platform, by podwyszy tron Roberta. Lord Eyrie siedzia na nim teraz i klaska w donie rozchichotany, przygldajc si zacitej walce rycerzy kukieek poruszanych przez garbatego kuglarza w biao-niebieskim stroju. Na stoach wystawiono dzbany pene gstej mietany oraz kosze z jagodami, a gocie popijali z rzebionych srebrnych pucharw pachnce pomaracz sodkie wino. Maskarada, powiedzia wczeniej Brynden, i mia racj. Z drugiej strony tarasu dobieg wesoy miech Lysy, rozbawionej jakim dowcipem lorda Huntera, ktry podsun jej sztylet z nadzian na czubek jeyn. Oto jeden z konkurentw, ktrzy cieszyli si jej najwikszymi wzgldami przynajmniej tego dnia. W opinii Catelyn trudno byoby znale mniej odpowiedniego konkurenta. Eon Hunter by starszy od Jona Arryna, cierpia na podagr i mia trzech ogromnie ktliwych i chciwych synw. Ser Lyn stanowi przykad innego rodzaju fantazji Lysy; chudy, przystojny, potomek starego, cho zuboaego rodu, lecz prny, lekkomylny i porywczy oraz - jak mwiono pozbawiony jakiegokolwiek zainteresowania sekretnymi wdzikami kobiet. Lysa przywitaa Catelyn siostrzanym uciskiem i wilgotnym pocaunkiem w policzek. - Czy to nie pikny ranek? Bogowie obdarzyli nas swoimi umiechem. Sprbuj wina, kochana siostro. Lord Hunter by tak dobry i sprowadzi je ze swoich piwnic.

- Nie, Lyso, dzikuj. Przyszam porozmawia. - Pniej - odpara krtko jej siostra i ju si zacza odwraca. - Teraz. - Catelyn powiedziaa to goniej, ni zamierzaa. Siedzcy dookoa odwrcili si w jej stron. - Lyso, musisz przerwa to szalestwo. Karze przyda nam si tylko ywy. Z martwego uciesz si jedynie wrony. A jeli jego czowiek wygra dzisiaj - Ja bym na to nie liczy, pani - odezwa si lord Hunter, dotykajc jej ramienia pokryt plamkami doni. - Ser Yardis to dzielny wojak. Szybko rozprawi si z najemnikiem. - Doprawdy, mj panie? - odpara chodno Catelyn. - Nie jestem pewna. - Widziaa, jak Bronn potrafi walczy. Z pewnoci nie przypadkiem tylko on przey ich podr. Porusza si jak pantera, a jego brzydki miecz wydawa si przedueniem ramienia. Kolejni konkurenci zbierali si wok Lysy niczym pszczoy wok kwiatu. - Kobiety niezbyt dobrze rozumiej podobne rzeczy - powiedzia ser Morton Waynwood. - Ser Yardis jest rycerzem, sodka pani. Ten drugi za, no c, ludzie jemu podobni pozostaj tchrzami w gbi serca. Owszem, przydatni w bitwie, kiedy jest ich tysic, ale w samotnej walce mstwo szybko ich opuszcza. - By moe - odpara Catelyn tonem najbardziej uprzejmym, na jaki potrafia si zdoby. - Jednake co nam da mier kara? Przecie Jaimea nie bdzie obchodzio, e osdzilimy jego brata, zanim go zrzucilimy z gry. - ci go - odezwa si ser Lyn Corbray. - Kiedy Krlobjca dostanie gow kara, bdzie to dla niego ostrzeenie. Lysa potrzsna dugimi wosami w gecie zniecierpliwienia. - Lord Robert chce, eby karze pofrun - powiedziaa tonem nie znoszcym sprzeciwu. - Lannister sam jest sobie winien. To on domaga si sdu przez walk. - Chcc zachowa honor, lady Lysa nie moga mu odmwi, nawet gdyby tego chciaa - wtrci ponurym gosem lord Hunter. Catelyn skupia ca swoj uwag na Lysie. Przypominam ci, e Tyrion Lannister jest moim winiem. - A ja przypominam tobie, e karze zamordowa mojego ma! - Mwia coraz bardziej podniesionym tonem. - Otru Krlewskiego Namiestnika i osieroci moje malestwo, dlatego teraz musi zapaci za wszystko! - Obrcia si na picie, zataczajc sukni koo, i odesza sztywnym krokiem w drugi koniec tarasu. Ser Lyn, ser Morton i pozostali konkurenci skinli chodno gowami i podyli jej ladem. - Mylisz, e to zrobi? - spyta cicho ser Rodrik, kiedy zostali sami. - To znaczy, czy zabi lorda Jona? Wprawdzie zaprzecza, ale

- Wierz, e lorda Arryna zamordowali Lannisterowie - odpowiedziaa Catelyn jednak nie potrafi powiedzie, czy zrobi to Tyrion, ser Jaime, Krlowa, czy moe wszyscy razem. - W swoim licie, ktry wysaa do Winterfell, Lysa wskazaa na Cersei, teraz za wydawaa si przekonana co do winy Tyriona moe dlatego, e karze znajdowa si na miejscu, tymczasem Krlowa siedziaa bezpiecznie za murami Czerwonej Twierdzy oddalonej o tysice mil. Catelyn omal nie aowaa, e nie spalia listu, zanim go przeczytaa. Ser Rodrik pocign za wsy. - Trucizna? Moe karze byby do tego zdolny. Albo Cersei. Mwi, e trucizna jest kobiec broni, wybacz, pani, e to mwi. Co do Krlobjcy no c, nie darz go zbyt wielk sympati, lecz to czowiek innego pokroju. Za bardzo lubi oglda krew na tym swoim zoconym mieczu. Czy rzeczywicie posuono si trucizn? Catelyn zmarszczya brwi niepewna. - W jaki inny sposb mona by upozorowa naturaln mier? - Z tyu rozlegy si piski uradowanego lorda Roberta, ktry patrzy, jak jeden z kukiekowych rycerzy rozpata drugiego na p, a na podog tarasu posypay si czerwone trociny. Zerkna na siostrzeca i westchna. - Ani troch dyscypliny. Nigdy nie okrzepnie na tyle, by sprawowa rzdy, jeli nie zabior go na jaki czas od matki. - Jego pan ojciec podziela twoje zdanie. - Usyszaa gos z boku. Odwrciwszy si, zobaczya maestera Colemona z pucharem penym wina w doni. - Mia zamiar wysa chopca na Dragonstone, och, ale wtrcam si nie pytany. - Jego grdyka przesuna si gwatownie pod lunym acuchem maestera. - Zdaje si, e wypiem za duo wina lorda Huntera. To dlatego, e trac panowanie na sam myl rozlanej krwi. - Mylisz si - powiedziaa Catelyn. - Chodzio o Casterly Rock, a nie o Smocz Wysp. Ponadto postanowiono o tym ju po mierci Namiestnika bez zgody mojej siostry. Gowa maestera podskoczya tak gwatownie na kocu jego absurdalnie dugiej szyi, e w tym momencie sam przypomina kuk. - Nie, pani. Za pozwoleniem, to lord Jon... W dole rozleg si dwik dzwonu. Zarwno wielcy lordowie, jak caa suba podeszli do balustrady. W dole dwch onierzy w bkitnych paszczach przyprowadzio Tyriona Lannistera. Pulchny septon podprowadzi go do posgu ustawionego na rodku ogrodu. Przedstawia on paczc kobiet wyrzebion w biaym marmurze - bez wtpienia miaa to by podobizna Alyssy. - Zy czowieczek - powiedzia lord Robert i zachichota. - Mamo, czy mog kaza mu pofrun? Chc, eby pofrun. - Pniej, kochanie - obiecaa Lysa.

- Najpierw sd - wtrci ser Lyn Cobray - a potem egzekucja. Chwil pniej w przeciwnych stronach ogrodu pojawili si obaj przeciwnicy. Rycerzowi towarzyszyo dwch giermkw, najemnik za przyszed w towarzystwie zbrojmistrza Eyrie. Ser Yardis na grub opocz i kolczug naoy cik zbroj, ktra zakrywaa go od stp do gw. Kremowo-niebieskie krki ozdobione ksiycem i sokoem, godem Rodu Arrynw, chroniy odkryte miejsca cze ramienia z napiernikiem. Od pasa do poowy ud zasaniaa go metalowa spdnica, a jego szyj osania solidny naszyjnik. Z bokw jego hemu rozpocieray si skrzyda sokoa, przybica za przypominaa metalowy dzib wyposaony jedynie w wski otwr do patrzenia. Bronn w porwnaniu z rycerzem wydawa si prawie nagi. Na skrzany kaftan naoy tylko czarn kolczug, a na gow okrgy, stalowy phem z ochron na szyj i nos. Stalowe osony na golenie wysokich butw chroniy mu nogi, a donie osaniay dodatkowo krki z czarnego elaza naszyte na palce jego rkawic. Catelyn zauwaya, e najemnik jest o poow gowy wyszy od swojego przeciwnika i ma dusze ramiona a poza tym Bronn by modszy przynajmniej o pitnacie lat, o ile potrafia si zorientowa. Klknli naprzeciwko siebie pod posgiem paczcej kobiety, tak e rozdziela ich tylko Lannister. Septon wyj z woreczka zawieszonego u pasa krysztaow kul. Kiedy wznis j wysoko nad gow, wiato zaamao si. Na twarzy Kara zataczyy drobne tcze. Septon zaintonowa modlitw do bogw, w ktrej prosi ich, aby spojrzeli w d i wydali sd, by znaleli prawd w sercu tego czowieka i obdarzyli go wolnoci, jeli nie znajd w nim winy, albo ukarali mierci, jeli uznaj go winnym. Jego gos odbi si echem od otaczajcych ogrd wie. Kiedy echo ucicho, septon opuci kul i oddali si szybko. Tyrion pochyli si i szepn co do ucha Bronna, zanim stranik go odprowadzi. Najemnik rozemia si i wsta, otrzepujc z kolana dbo trawy. Robert Arryn, Lord Eyrie i Obroca Yale, wierci si na swoim podwyszonym krzele zniecierpliwiony. - Kiedy w kocu zaczn walczy? - spyta paczliwym gosem. Jeden z giermkw ser Yardisa pomg rycerzowi wsta. Drugi z nich przynis trjktn tarcz wysok prawie na cztery stopy; zrobiona bya z dbu, nabijana elaznymi gwodziami. Przypili tarcz do lewego przedramienia rycerza. Zbrojmistrz Lysy zaoferowa podobn tarcz Bronnowi, lecz ten splun tylko i da znak, by j odniesiono. Podbrdek i policzki najemnika zakry trzydniowy zarost ciemnej brody. Bronn nie goli si dlatego, e nie mia brzytwy: niebezpieczny bysk krawdzi gowni jego miecza wiadczy o tym, e jego waciciel pieci go dugo i czule.

Ser Yardis unis do w rkawicy i giermek wsun mu w ni dugi, obusieczny miecz. Na jego ostrzu pyny delikatnie rzebione srebrzyste oboki grskiego nieba, gaka rkojeci przedstawiaa gow sokoa, a poprzeczna osona miaa ksztat skrzyde. - Kazaam zrobi ten miecz dla Jona w Krlewskiej Przystani - owiadczya dumnie Lysa, patrzc, jak ser Yardis wykonuje cicie dla rozgrzewki. - Nosi go zawsze, gdy zasiada na elaznym tronie, pod nieobecno krla Roberta. Czy nie jest wspaniay? Pomylaam, e dobrze si stanie, jeli nim wanie nasz rycerz pomci Jona. Rzebiony srebrny miecz bez wtpienia by pikny, lecz Catelyn pomylaa, e ser Yardis czuby si swobodniej, mogc walczy wasnym orem. Zachowaa jednak te swoje myli dla siebie, znuona bezowocnymi dysputami z siostr. - Niech ju walcz! - zawoa lord Robert. Ser Yardis stan twarz do Lorda Eyrie i przemwi z uniesionym mieczem. - Za Eyrie i Yale! Tyrion Lannister otrzyma miejsce na balkonie, po drugiej stronie ogrodu, gdzie towarzyszyo mu dwch stranikw. Bronn odwrci si do niego i zasalutowa mu krtko. - Czekaj na twj rozkaz. - Lady Lysa zwrcia si do syna. - Walczcie! - krzykn chopiec i zacisn rozdygotane donie na porczach tronu. Ser Yardis obrci si, unoszc cik tarcz. Bronn stan na wprost niego. Rozleg si dwik skrzyowanych mieczy, jeden, drugi. Najemnik odskoczy krok do tyu. Rycerz poszed za nim z wysoko uniesion tarcz. Zada cios, lecz Bronn odsun si minimalnie, tak e srebrne ostrze przecio tylko powietrze. Bronn przesun si po kole w praw stron. Ser Yardis ruszy za nim z tarcz przed sob. Nie odstpowa najemnika ani na krok, stawiajc ostronie stopy na nierwnej ziemi. Bronn cofa si, a na jego ustach igra ledwo dostrzegalny umiech. Ser Yardis wykona cicie, lecz Bronn przeskoczy lekko nad niewielkim kamieniem poronitym mchem. Teraz najemnik przesuwa si w lew stron, w kierunku nie odsonitego tarcz boku rycerza. Ser Yardis sprbowa cicia w nog, lecz nie dosign przeciwnika. Bronn dalej przesuwa si na lewo. Ser Yardis obrci si w miejscu. - On si boi - powiedzia lord Hunter. - Sta i walcz, tchrzu. - Dao si sysze inne gosy. Catelyn spojrzaa na ser Rodrika. Zbrojmistrz pokrci gow. - Prowokuje ser Yardisa. Chce, eby go goni. Nawet najsilniejszy zmczy si w zbroi i z tarcz. Prawie przez cae ycie przygldaa si mczyznom, ktrzy wiczyli szermierk, obejrzaa kilkaset turniejw, lecz ten taniec by inny, bardziej niebezpieczny, poniewa najmniejsze potknicie oznaczao mier. Kiedy patrzya na walczcych, w jej umyle

pojawio si wspomnienie innego pojedynku w innym czasie, wspomnienie tak ywe, jakby dopiero si wydarzyo. Spotkali si wtedy przy niszym murze Riverrun. Kiedy Brandon zobaczy, e Petyr ma na sobie tylko hem, napiernik i kolczug, zdj z siebie cz zbroi. Petyr baga o jej kokard, lecz ona odmwia. Pan ojciec obieca ju jej rk Brandonowi Siarkowi, dlatego jemu ofiarowaa jasnoniebiesk chust z wyhaftowanym na niej skaczcym pstrgiem Riverrun. Podaa mu j, proszc: - To jeszcze gupi chopak, ale kocham go jak brata. Nie chciaabym widzie, jak umiera. - Jej narzeczony spojrza na ni swoimi chodnymi, szarymi oczyma Starkw i obieca, e oszczdzi chopca, ktry j kocha. Walka skoczya si prawie tak szybko, jak si zacza. Dowiadczony Brandon zapdzi Littlefingera przez cay mur a do schodw prowadzcych do rzeki, nie dajc mu wytchnienia ani na chwil. Chopak chwia si, krwawic od licznych ran. - Poddaj si! zawoa wtedy Brandon, lecz Petyr potrzsn tylko gow i walczy dalej. Kiedy stanli ju po kostki w wodzie, Brandon uzna, e czas zakoczy pojedynek. Okrutnym ciciem na odlew przebi si przez kolczug i skr Petyra poniej eber; rana wydawaa si tak gboka, e Catelyn spodziewaa si najgorszego. Upadajc, zdy wyszepta tylko: - Cat. - Krew popyna midzy jego palcami. Wydawao jej si, e zapomniaa o wszystkim. Wtedy po raz ostatni widziaa jego twarz a do dnia, gdy stana przed nim w Krlewskiej Przystani. Upyny dwa tygodnie, zanim Littlefinger nabra tyle si, by mg opuci Riverrun, lecz ojciec zabroni jej odwiedza go w wiey, gdzie lea. Lysa pomagaa maesterowi opiekowa si nim; wtedy bya agodniejsza i bardziej niemiaa. Odwiedzi go take Edmure, lecz zosta odprawiony przez Petyra. Jej brat wystpi w pojedynku w roli giermka Brandona, czego Littlefinger nie potrafi mu wybaczy. Gdy tylko Petyr Baelish wyzdrowia, lord Hoster Tully wysa go w zamknitej lektyce do skalistego Fingers, gdzie Petyr si urodzi. Dwik stali sprowadzi Catelyn na powrt do teraniejszoci. Ser Yardis napiera mocno na Bronna, atakujc mieczem i tarcz. Najemnik zadawa wywaone cicia, odskakiwa zwinnie do tyu nad kamieniami i korzeniami i ani na moment nie spuszcza wzroku z przeciwnika. Catelyn zauwaya, e jest szybszy; srebrny miecz rycerza jak dotd ani razu go nie drasn, za to jego brzydki czarny miecz zostawi ju lad na naramienniku ser Yardisa. Gwatowna wymiana ci zakoczya si niespodziewanie, kiedy Bronn uskoczy w bok i schowa si za posgiem paczcej kobiety. Ser Yardis natar w miejsce, w ktrym przed chwil sta jeszcze jego przeciwnik; z marmurowego uda posypay si iskry.

- Oni le walcz, mamo - jkn Lord Eyrie. - Chc, eby naprawd walczyli. - Bd walczyli, kochanie - uspokajaa go matka. - Najemnik nie moe ucieka przez cay dzie. Niektrzy spord lordw siedzcych na tarasie Lysy zaczli artowa, dolewali sobie wina, za to Tyrion Lannister ze swojego miejsca po drugiej stronie ogrodu obserwowa taniec walczcych, w taki sposb, jakby nie widzia niczego innego na wiecie. Bronn wyskoczy zza posgu i wci przesuwajc si w lewo, od razu zada cios oburcz w odsonity prawy bok rycerza. Ser Yardis odparowa uderzenie, lecz uczyni to niezrcznie, przez co miecz najemnika zelizn si w gr do jego gowy. Zadwicza metal i jedno ze skrzyde sokoa opado ze zgrzytem. Ser Yardis zrobi p kroku do tyu, by odzyska rwnowag, i podnis wyej tarcz. Miecz Bronna wgryz si w drewnian zason, wyrzucajc w gr dbowe kawaki. Najemnik znowu przesun si na lewo, w przeciwn stron od tarczy i wykona cicie w poprzek brzucha Ser Yardisa, pozostawiajc jasn smug wgicia na pancerzu rycerza. Ser Yardis, wychylony do przodu, zada okrutne cicie po uku. Bronn odparowa cios i uskoczy w bok. Rycerz run na kamienn kobiet, a zakoysaa si na postumencie. Zatoczywszy si, zrobi krok do tyu; jego gowa przesuwaa si w prawo i w lewo w poszukiwaniu przeciwnika. Wski otwr jego przybicy znacznie ogranicza pole widzenia. - Z tyu, ser! - zawoa lord Hunter, lecz za pno. Miecz Bronna, niesiony si obu ramion, zdy ju opa na okie rki ser Yardisa, w ktrej rycerz trzyma bro. Rozleg si chrzst cienkiego metalu chronicego staw. Rycerz stkn, zanim si odwrci i wznis miecz do ataku. Tym razem Bronn stawi mu czoo. Dwiczna pie krzyujcego si ora wypenia ogrd, a jej echo odbio si od cian biaych wie Eyrie. - Ser Yardis jest ranny - zauway ser Rodrik ponurym gosem. Nie musia tego mwi Catelyn. Sama zauwaya cienk struk krwi na przedramieniu rycerza. Teraz kade jego kolejne odparowanie byo troch wolniejsze i nisze. Ser Yardis odwrci si bokiem do przeciwnika, prbujc zasoni si tarcz, lecz Bronn, zwinny jak kot, znalaz si natychmiast z drugiej strony. Najemnik jakby nabiera si. Jego kolejne cicia zostawiay gbokie, lnice wgbienia na caej zbroi rycerza, na jego prawym udzie, na dziobie jego przybicy, na napierniku, a take dug rys wzdu jego naszyjnika. Osona z ksiycem i sokoem na prawym ramieniu ser Yardisa zostaa przecita na p i wisiaa tylko na rzemieniu. Z otworw w jego przybicy wydobywa si ciki grzechoczcy oddech.

Lordowie i rycerze - olepieni dotd swoj arogancj - rozumieli teraz doskonale, co si dzieje pod ich balkonem, wszyscy poza jej siostr. - Do, ser Yardisie! - zawoaa lady Lysa. - Wykocz go, mj chopiec jest znudzony. Trzeba przyzna ser Yardisowi Egenowi, e do koca pozosta posuszny jej rozkazom. W jednej chwili cofa si skulony za swoj wyszczerbion tarcz, w nastpnej ju sam atakowa. Jego nagy zryw zaskoczy Bronna. Ser Yardis natar na niego tarcz, uderzajc jej krawdzi w twarz najemnika, ktry prawie straci rwnowag Zaczepi nog o kamie i zatoczy si do tyu, lecz paczca kobieta pomoga mu odzyska waciw pozycj. Tymczasem ser Yardis odrzuci tarcz i skoczy do przodu z mieczem wzniesionym oburcz nad gow. Jego prawe rami od okcia po palce cae byo we krwi, mimo to jego ostatnie, pene desperacji cicie z pewnoci by rozpatao Bronna na p gdyby tylko najemnik pozosta na swoim miejscu. Jednak Bronn szarpn si do tyu. Piknie rzebiony miecz Jona Arryna odbi si od marmurowego okcia mniej wicej na jednej trzeciej swojej dugoci. Bronn przyoy rami do plecw paczcej kobiety. Zniszczona podobizna Alyssy Arryn zachwiaa si i runa z hukiem, przygniatajc ser Yardisa. Bronn znalaz si przy nim w uamku chwili. Kopniciem odrzuci oderwan oson, by odkry miejsce midzy ramieniem i napiernikiem rycerza. Ser Yardis lea na boku, przycinity tuowiem potuczonego posgu. Catelyn syszaa, jak jkn, gdy najemnik podnis miecz w obu rkach i wbi go z caej siy pod rami, midzy ebra rycerza. Ser Yardis Egen zadra i znieruchomia. - Czy to ju koniec? - spyta Lord Eyrie. Nie, chciaa powiedzie Catelyn, to dopiero pocztek. - Tak - odpowiedziaa Lysa gosem zimnym i grobowym, jakby mwi to kapitan jej stray. - Czy teraz mog kaza pofrun temu czowieczkowi? Tyrion Lannister podnis si. - Nie temu czowieczkowi - odezwa si. - Ten czowieczek pojedzie na d w koszu. Dzikuj bardzo. - Zakadasz - zacza Lysa. - Zakadam, e Rd Arrynw dotrzymuje sowa - powiedzia karze. - Wielki jak Honor. - Obiecaa, e on pofrunie - wrzasn do matki Lord Eyrie i zacz si trz. Twarz lady Lysy pokrya si purpur wciekoci. - Moje dziecko, bogowie uznali go niewinnym. Nie mamy wyboru, musimy go uwolni. Strae - zawoaa gono. - Zabierzcie z

moich oczu lorda Lannistera i jego stworzenie. Dajcie im eskort do Krwawej Bramy, a potem uwolnijcie. Dopilnujcie, eby dostali konie i prowiant na drog. Zwrci im te bro i wszystko, co zostao im odebrane. Przyda im si na grskiej drodze. - Na grskiej drodze - powtrzy Tyrion Lannister. Na ustach Lysy pojawi si lekki umiech zadowolenia. Catelyn zdaa sobie spraw, e przejazd tamtdy by tylko innego rodzaju wyrokiem. Tyrion Lannister musia o tym wiedzie. Nawet jeli zdawa sobie z tego spraw, jedyn jego reakcj by kpicy ukon w kierunku lady Arryn. - Jak kaesz, pani powiedzia. - Znamy drog.

JON
- Jestecie tak samo beznadziejni jak wszyscy inni, ktrych dotd wiczyem owiadczy ser Alliser Thorne, kiedy zebrali si na dziedzicu. - Macie rce stworzone do przerzucania gnoju, a nie do miecza, i gdyby to ode mnie zaleao, raczej bym was zapdzi do pasienia wi. Jednak wczoraj dowiedziaem si, e Gueren przyprowadzi piciu nowych chopakw. Z jednego albo dwch moe co bdzie. Musz zrobi dla nich miejsce, dlatego zdecydowaem, e przeka omiu z was do dyspozycji Lorda Dowdcy. - Wymieni kolejno wybranych kandydatw. - Ropucha, Kamienna Gowa, ubr, Kocha, Pryszcz, Mapa, ser Nur. - Przerwa na chwil i spojrza na Jona. - I Bkart. Pyp wrzasn uradowany i wyrzuci w gr miecz. Ser Alliser zgromi go spojrzeniem. - Odtd bd was nazywa ludmi z Nocnej Stray, chocia jestecie gupsi od mapy kuglarza na jarmarku. todzioby, cuchniecie latem, dlatego gdy nadejdzie zima, pozdychacie jak muchy. - Po tych sowach ser Alliser Thorne odwrci si i zostawi ich samych. Pozostali chopcy zebrali si wok wybracw. miali si, przeklinali i skadali gratulacje. Halder uderzy Ropuch mieczem w siedzenie na odlew i zawoa: - Ropucha, czowiek Nocnej Stray! - Z kolei Pyp ogosi, e czarny brat potrzebuje konia, po czym wskoczy na plecy Grenna. Obaj upadli na ziemi, gdzie zaczli si tarza; wymierzajc sobie kuksace i pokrzykujc. Dareon popdzi do zbrojowni i wrci z bukakiem czerwonego, kwanego wina. Podawali go sobie z rki do rki, szczerzc zby jak gupcy. W pewnym momencie Jon zauway Samwella Tarlyego, ktry sta samotnie pod uschym drzewem w kcie dziedzica. Podsun mu bukak. - yczek wina? Sam potrzsn gow. - Nie, dzikuj, Jon. - Dobrze si czujesz? - Tak, nic mi nie jest - skama grubas. - Ciesz si, e was wybrali. - Jego okrga twarz zatrzsa si, kiedy sprbowa si umiechn. - Kiedy bdziesz Pierwszym Zwiadowc. Takim, jakim by twj wuj. - Jakim jest mj wuj - poprawi go Jon. Nie chcia pogodzi si z myl, e wuj nie yje. Zamierza co jeszcze powiedzie, ale przeszkodzi mu Halder. - Sami chcecie wszystko wypi? - Pyp wyrwa mu z rki bukak i odsun si rozemiany. Grenn chwyci go za rami, wtedy Pyp cisn bukak i cienka czerwona struka chlusna w twarz Jona. Halder zawy, widzc, jak wino si marnuje. Jon splun i chwyci

Pypa za rce. Matthar i Jeren weszli na mur i zaczli bombardowa pozostaych nienymi kulami. Kiedy wreszcie uwolni si z wosami obsypanymi niegiem i pochlapan opocz, zobaczy, e Samwell Tarly znikn. Tamtego wieczoru, Hobb Trzy Palce przyrzdzi chopcom specjalny posiek. Gdy Jon przyby do wsplnej sali, sam Lord Zarzdca poprowadzi go do awki przy ogniu. Zanim odszed, starzec poklepa go po ramieniu. Caa semka wybracw zajadaa zanurzone w male jagnice eberka upieczone z czosnkiem i zioami z dodatkiem mity i rzepy. - Prosto ze stou Lorda Dowdcy - powiedzia im Bowen Marsh. Byy te saatki z woskiego grochu, szpinaku i lici rzepy. A na koniec mroone borwki ze mietan. - Mylicie, e pozwol nam zosta razem? - zastanawia si Pyp, kiedy ju si najedli. Ropucha skrzywi si. - Mam nadziej, e nie. Ju nie mog patrze na te twoje uszy. - Widzielicie go - powiedzia Pyp. - Przygania kocio garnkowi. Z pewnoci zostaniesz zwiadowc i wyl ci jak najdalej od zamku. Kiedy zaatakuje Mace Rayder, wystarczy, e podniesiesz przybic i pokaesz swoj twarz, a ucieknie z wrzaskiem. Rozemiali si wszyscy poza Grennem. - Mam nadziej, e zostan zwiadowc. - Zostaniesz, tak jak inni - powiedzia Matthar. Wszyscy, ktrzy przywdziewali czarny strj, wchodzili na Mur i bronili go z broni w rku, lecz prawdziwymi wojownikami zostawali zwiadowcy. To oni mieli odwag wyjecha poza Mur i, przemierzajc nawiedzane lasy i skute lodem gry na zachd od Wiey Cieni, walczyli z dzikimi, olbrzymami i ogromnymi nienymi niedwiedziami. - Nie wszyscy - powiedzia Halder. - Ja pjd do budowniczych. Co nam po zwiadowcach, jeli Mur runie? Zakon budowniczych dostarcza murarzy i cieli, ktrzy mieli naprawia wiee i mury, grnikw potrzebnych do kopania tuneli i kruszenia kamienia na drogi i cieki, a take drwali, ktrzy wycinali drzewa, gdy las zbytnio napiera na Mur. Opowiadano, e kiedy wycinano ogromne lodowe bloki z zamarznitych jezior w gbi lasu i przywoono je na saniach, by podwyszy nimi Mur. Jednak od tamtych czasw miny cae wieki i teraz jedzili tylko wzdu Muru od Wschodniej Stranicy do Wiey Cieni, by znale pknicia i topniejce miejsca, ktre naleao naprawi. - Stary Niedwied nie jest gupi - zauway Dareon. - Na pewno zostaniesz budowniczym, a Jon zwiadowc. Najlepiej z nas wszystkich wada mieczem i jedzi konno, a jego wuj by Pierwszym, zanim - Nie skoczy.

- Benjen Stark wci jest Pierwszym Zwiadowc - powiedzia Jon Snow, obracajc w doniach misk z borwkami. Wszyscy pozostali pewnie stracili ju nadziej na powrt jego wuja, lecz nie on. Odsun od siebie nietknite borwki i wsta. - Nie bdziesz ich jad? - spyta Ropucha. - Moesz zje. - Jon prawie nie sprbowa przysmakw Hobba. - Mam ju do. Zdj swj paszcz z haka na cianie i ruszy do drzwi. Pyp poszed za nim. - O co chodzi, Jon? - O Sama - odpowiedzia. - Nie przyszed na kolacj. - To do niego niepodobne - zauway Pyp zamylony. - Mylisz, e si rozchorowa? - Boi si, poniewa zostawiamy go samego. - Przypomnia sobie dzie, w ktrym opuci Winterfell: smutne poegnania, Bran w ku, Robb z gow przyprszon niegiem, Arya zasypujca go pocaunkami, kiedy podarowa jej Ig. - Po zoeniu przysigi rozejdziemy si do swoich obowizkw. Niektrych pewnie gdzie wyl, moe do Wschodniej Stranicy albo do Wiey Cieni. Sam zostanie na dalsze wiczenia z takimi jak Rast, Cuger i tymi nowymi, ktrzy maj przyjecha. Bogowie tylko wiedz, co to za jedni, ale pewne jest, e ser Alliser poszczuje ich przeciwko niemu. Pyp skrzywi si. - Zrobie, co moge. Kiedy wraca do Wiey Hardina po Ducha, poczu niepokj. Wilkor poszed za nim posusznie do stajni. Bardziej pochliwe konie strzygy uszami i kopay nerwowo w boksach, kiedy je mijali. Jon osioda swoj klacz i wyjecha z Czarnego Zamku. Uda si na poudnie w rozwietlon ksiycowym blaskiem noc. Jon puci swobodnie wilkora, ktry pomkn do przodu i znikn w mgnieniu oka. Wilk musi polowa. Jecha przed siebie bez celu. Przez jaki czas poda wzdu strumienia, wsuchany w bulgotanie lodowatej wody na kamieniach, a potem przejecha przez pole i znalaz si na krlewskim trakcie. Cign si przed nim: wski, kamienisty, upstrzony chwastami; droga, ktra nie napawaa adn obietnic, a mimo to Jon Snow poczu ogromn tsknot. Gdzie tam daleko znajdowao si Winterfell, a jeszcze dalej Riverrun, Krlewska Przysta, Orle Gniazdo i wiele innych miejsc; Casterly Rock, Wyspy Twarzy, czerwone Gry Dorne, niezliczone Wyspy Braavos, dymice ruiny starej Yalyrii. Miejsca, ktrych Jon nigdy nie zobaczy. Cay wiat znajdowa si tam, na kocu drogi a on by tutaj. Kiedy zoy przysig, Mur stanie si jego domem a do koca, a bdzie tak stary jak maester Aemon. - Jeszcze nie zoyem przysigi - powiedzia do siebie. Nie by przestpc, ktry mia do wyboru wstpi do Nocnej Stray albo odpowiedzie za popenione zbrodnie.

Przyby tam z wasnej woli i mg odjecha dopki nie zoy przysigi. Wystarczyo jecha przed siebie, a przed kolejn peni ksiyca bdzie w Winterfell ze swoimi brami. Z przybranymi brami, upomnia samego siebie. I z lady Stark, ktra nie ucieszy si na twj widok. Nie byo dla niego miejsca w Winterfell ani w Krlewskiej Przystani. Nawet jego wasna matka nie miaa dla niego miejsca. Posmutnia na myl o niej. Zastanawia si, kim bya, jak wygldaa, dlaczego nie polubia jego ojca. Bya pewnie dziwk albo cudzoonic. Wizaa si z ni jaka mroczna albo haniebna tajemnica, bo z jakiego innego powodu lord Eddard nie chcia o niej mwi? Jon Snow odwrci si i spojrza za siebie. Wzgrze zasaniao wiata Czarnego Zamku, lecz Mur pozosta widoczny, upiornie blady, ogromny i zimny, cign si przez cay horyzont. Zawrci konia i ruszy z powrotem do domu. Duch powrci, kiedy wjecha na szczyt wzniesienia, skd dostrzeg blask lampy na Wiey Lorda Dowdcy. Wilkor bieg obok konia z pyskiem umazanym krwi. Jon znowu powrci mylami do Samwella Tarlyego. Zanim dojecha do stajni, wiedzia ju, co ma robi. Pokoje maestera Aemona znajdoway si w przysadzistej, drewnianej wiey poniej pomieszcze rekrutw. Wiekowy starzec dzieli je z dwoma modymi zarzdcami, ktrzy mu usugiwali i pomagali. Czarni bracia artowali, e przydzielono mu dwch najbrzydszych ludzi, jacy suyli w Nocnej Stray, poniewa prawie lepy nie musia na nich patrze. Clydas by niski, ysy i pozbawiony podbrdka, o rowych krecich oczkach. Chett mia na szyi narol wielkoci gobiego jaja i czerwon twarz upstrzon czyrakami i pryszczami. Moe dlatego sprawia wraenie rozgniewanego. To wanie Chett otworzy Jonowi drzwi. - Musz porozmawia z maesterem Aemonem - oznajmi Jon. - Maester jest ju w ku, jak zawsze o tej porze. Przyjd rano, moe ci przyjmie odpar i zacz zamyka drzwi. Jon przytrzyma je butem. - Musz porozmawia z nim teraz. Rano bdzie za pno. Chett zmarszczy czoo. - Maester nie przywyk do tego, eby go budzi w nocy. Czy ty wiesz, ile on ma lat? - Wystarczajco duo, eby przyjmowa goci z wiksz wyrozumiaoci ni ty powiedzia Jon. - Przepro go w moim imieniu. Nie zawracabym mu gowy, gdyby sprawa nie bya wana. - A jeli odmwi?

Jon wsun nog dalej midzy drzwi. - Jeli bd musia, to postoj tutaj ca noc. Czarny brat prychn niezadowolony, lecz otworzy drzwi, by go wpuci. - Zaczekaj w bibliotece. Rozpal ogie. Znajdziesz tam drewno. Nie pozwol, eby maester przezibi si przez ciebie. Zanim Chett przyprowadzi maestera Aemona, Jon zdy dooy do ognia wikszy kawa drewna, tak e ogie trzaska wesoo. Starzec przygotowany by ju do snu, chocia na szyi mia acuch swojego zakonu. Nie zdejmowa go nawet na noc. - Usid na krzele przy kominku - przemwi, gdy tylko poczu na twarzy ciepo ognia. Kiedy usiad wygodnie, Chett przykry mu nogi futrem i stan przy drzwiach. - Niech maester mi wybaczy, e go budziem - powiedzia Jon Snow. - Nie obudzie mnie - odpar maester Aemon. - Z wiekiem potrzebuj coraz mniej snu, a jestem ju do stary. Czsto poow nocy spdzam w towarzystwie duchw, wspominajc wydarzenia sprzed pidziesiciu lat, jakby zdarzyy si wczoraj. Niespodziewany go o pnocy moe okaza si mi odmian. A zatem powiedz mi, Jonie Snow, czemu przychodzisz o tak dziwnej porze? - Chciaem prosi, eby Samwell Tarly zosta take przyjty do suby w Nocnej Stray. - To nie jest sprawa dla maestera - wtrci Chett. - Z rozkazu Lorda Dowdcy rekruci pozostaj pod komend ser Allisera Thornea odpowiedzia spokojnie maester. - Dobrze wiesz, e tylko on decyduje, kiedy chopak jest gotowy do zoenia przysigi. Dlaczego wic przychodzisz z tym do mnie? - Lord Dowdca sucha twoich rad - powiedzia Jon. - A poza tym chorzy i ranni pozostaj pod twoj opiek. - A czy twj przyjaciel, Samwell, jest chory albo ranny? - Bdzie, jeli mu nie pomoesz - odpar Jon. Potem opowiedzia wszystko, nawet o tym, e napuci Ducha na Rasta. Maester Aemon sucha w milczeniu; jego lepe oczy pozostaway nieruchome, wpatrzone w ogie. Za to twarz Chetta ciemniaa z kadym sowem Jona. - Jeli go nie obronimy, Sam nie ma szans skoczy Jon. - Do miecza si nie nadaje. Moja siostra Arya nie ma jeszcze dziesiciu lat, lecz zrobiaby z niego sieczk. Jeli zostanie u ser Allisera, prdzej czy pniej kto go zrani albo zabije. - Widziaem tego grubasa we wsplnej sali - nie wytrzyma Chett. - Przypomina wini i jest beznadziejnym tchrzem, jeli to, co mwisz, jest prawd. - Moe i tak jest - odpar maester Aemon. - Powiedz mi, Chett, co by nam poradzi?

- Zostawi go tam, gdzie jest - powiedzia Chett. - Na Murze nie ma miejsca dla sabych. Ser Alliser zrobi z niego mczyzn albo go zabije, bogowie jedynie wiedz. - To gupie - powiedzia Jon. Wzi gboki oddech, eby zebra myli. - Pamitam, jak kiedy zapytaem maestera Luwina, dlaczego zdecydowa si nosi acuch. Maester Aemon dotkn swojego wasnego konierza; jego kruche palce pogadziy lekko cikie metalowe ogniwa. - Mw dalej. - Odpowiedzia mi wtedy, e jego konierz zrobiony jest z acucha, aby przypomina mu, e lubowa suy - mwi dalej Jon. - Zapytaem go te, dlaczego kade ogniwo zrobione jest z innego metalu. Do szarej szaty bardziej by pasowa srebrny acuch. Maester Luwin rozemia si wtedy. Odpowiedzia mi, e maester wykuwa swj acuch studiami. Kady rodzaj metalu przedstawia inny rodzaj wiedzy: zoto reprezentuje wiedz o pienidzach i rachunkach, srebro przedstawia zdolnoci lecznicze, elazo sztuk wojenn. Wspomnia te o innych znaczeniach acucha. Mwi, e ma on przypomina maesterowi o krlestwie, ktremu suy. Lordowie to zoto, rycerze stal, lecz z dwch ogniw nie powstanie acuch. Potrzeba srebra, elaza, oowiu, miedzi, cyny, brzu i innych metali, ktre symbolizuj wieniakw, kowali, kupcw i innych. Do zrobienia acucha potrzeba rnych rodzajw metali, podobnie i krlestwo potrzebuje rnych ludzi. Maester Aemon umiechn si. - Tak? - Nocna Stra take potrzebuje rnych ludzi. Przecie mamy zwiadowcw, zarzdcw i budowniczych, prawda? Lord Renly nie potrafi zrobi z Sama wojownika i ser Alliserowi take si to nie uda. Nie mona przeku cyny w elazo, eby nie wiem jak bi motem, ale nie znaczy to jeszcze, e cyna jest bezuyteczna. Dlaczego Sam nie miaby zosta zarzdc? Chett skrzywi si. - Ja jestem zarzdc. Mylisz, e to atwa praca, dobra dla takich tchrzy? Nasz zakon trzyma przy yciu ca Stra. Polujemy i uprawiamy ziemi, dogldamy koni, doimy krowy, zbieramy drewno na opa, gotujemy. A jak sdzisz, kto zajmuje si waszymi ubraniami albo dostawami z poudnia? Zarzdcy. Maester Aemon by agodniejszy w swoich dociekaniach. - Czy twj przyjaciel potrafi polowa? - Nienawidzi polowania - przyzna Jon. - Czy potrafi zaora pole? - spyta maester. - Potrafi powozi wozem albo pywa statkiem? Daby rad zaszlachtowa krow? - Nie.

Chett rozemia si zoliwie. - Widziaem, co si dzieje z takimi rozmazanymi panitkami, kiedy ich zagoni do roboty. Wystarczy kaza im powyrabia troch masa, a zaraz maj cae rce w pcherzach. Ka im narba drewna, a obetn sobie stop. - Wiem, co Sam potrafi robi lepiej od wszystkich innych. - Tak? - spyta Maester. Jon zerkn ostronie na Chetta, ktry wci stal przy drzwiach z twarz czerwon od pryszczy i gniewu. - Mgby tutaj pomaga - powiedzia szybko. - Dobrze rachuje, potrafi te czyta i pisa. Wiem, e Chett nie umie czyta, a Clydas ma saby wzrok. Sam przeczyta wszystkie ksiki z biblioteki swojego ojca. Daby sobie te rad z krukami. Zwierzta go lubi. Duch podszed do niego od razu. Jest wiele rzeczy, ktre mgby robi, zamiast si bi. W Nocnej Stray przyda si kady czowiek. Po co kogo zabija? Lepiej go wykorzysta. Aemon zamkn oczy i przez krtk chwil Jon sdzi, e starzec zasn. Wreszcie maester przemwi: - Jonie Snow, maester Luwin dobrze ci nauczy. Twj umys jest rwnie szybki jak twj miecz. - Czy to znaczy? - To znaczy, e zastanowi si nad tym, co powiedziae - odpar maester zdecydowanie. - A teraz pjd ju spa. Chett, odprowad naszego modego brata.

TYRION
Schronili si w niewielkim lasku osiny, niedaleko grskiej drogi. Tyrion zbiera drewno, tymczasem konie piy wod ze strumienia. Schyli si, by podnie zaman ga i przyjrza jej si uwanie. - Taka bdzie dobra? Nie mam wprawy w rozpalaniu ogniska. Morrec zawsze si tym zajmowa. - Masz zamiar rozpali ognisko? - spyta Bronn i splun. - Tak bardzo chcesz umrze, karle? Postradae zmysy? Ogie sprowadzi ludzi ze wszystkich klanw z okolicy. Lannister, ja chc przey t podr. - Niby jak chcesz tego dokona? - spyta Tyrion. Wsadzi ga pod pach i rozejrza si za nastpn. Bolay go plecy od cigego schylania si, a ponadto jechali od witu, kiedy to ser Lyn Corbray o kamiennej twarzy pozwoli im przejecha przez Krwaw Bram i rozkaza nigdy tam nie wraca. - Nie mamy szans na przebicie si z powrotem - powiedzia Bronn - ale dwch zwraca na siebie mniejsz uwag ni dziesiciu. Im szybciej przejedziemy gry, tym szybciej dotrzemy nad rzek. Dlatego nie wolno nam zwleka. Trzeba podrowa noc, a w cigu dnia przyczai si gdzie, w miar moliwoci unika drogi, robi jak najmniej haasu i nie rozpala ognia. Tyrion Lannister westchn. - Wspaniay plan, Bronn. Sprbuj, moe ci si uda ale wybacz, jeli nie bd marnowa czasu na grzebanie ci. - To ty, karle, masz nadziej mnie przey? - Najemnik wyszczerzy zby w umiechu. W miejscu, w ktrym tarcza ser Yardisa Egena zamaa mu zb, widniaa ciemna dziura. Tyrion wzruszy ramionami. - Czy moe by lepszy sposb na to, eby spa z gry i zama sobie kark ni duga i szybka jazda? Ja wol podrowa spokojniej. Bronn, wiem, e lubisz konie, ale jeli zajedzimy nasze wierzchowce i zdechn pod nami, osiodamy chyba cieniokoty. A poza tym ludzie z klanw i tak nas znajd, ebymy nie wiem co robili. Wszdzie maj swoich zwiadowcw. - Zatoczy uk doni w rkawicy, wskazujc na otaczajce ich strome turnie. Bronn skrzywi si. - A zatem ju nie yjemy, Lannister. - Jeli tak, to wol umrze wygodnie - odpar Tyrion. - Musimy rozpali ognisko. Noce s tutaj bardzo zimne, dlatego ciepa strawa rozgrzeje nas i poprawi nam humory. Mylisz, e mona tu co upolowa? Wprawdzie lady Lysa uraczya nas wspaniaomylnie solon woowin, twardym serem i czerstwym chlebem, ale nie chciabym zama sobie zba, pozostajc tak daleko od najbliszego maestera.

- Znajd co do jedzenia. - Bronn przyglda si podejrzliwie Tyrionowi spod grzywy ciemnych wosw, ktre opady mu na oczy. - Powinienem zostawi ci tutaj razem z twoim gupim ogniskiem. Dwa konie zwikszyyby moj szans przeycia. I co by wtedy zrobi, karle? - Pewnie bym umar. - Tyrion schyli si po nastpny patyk. - Nie wierzysz, e mgbym to zrobi, co? - Nawet by si nie zawaha, gdyby chodzio o twoje ycie. Szybko uciszye swojego przyjaciela, Chiggena, kiedy dosta strza w brzuch. - Bronn zapa wtedy Chiggena za wosy i przecign mu sztyletem za uchem, po czym oznajmi Catelyn Stark, e najemnik umar z powodu rany. - I tak prawie nie y - powiedzia Bronn. - Ludzie z klanu znaleli nas przez jego jki. Chiggen zrobiby tak samo a poza tym on nie by moim przyjacielem. Podrowalimy razem, to wszystko. Nie zapominaj o tym, karle. Walczyem za ciebie, ale ci nie kocham. - Potrzebowaem twojego miecza, a nie twojej mioci - powiedzia Tyrion i rzuci na ziemi narcze drewna. Bronn umiechn si. - Dzielny jeste, musz ci to przyzna. Skd wiedziae, e stan po twojej stronie? - Wiedziaem? - Tyrion przykucn niezgrabnie na swoich krtkich nogach, eby zbudowa ognisko. - Raczej rzucaem komi. W karczmie obaj z Chiggenem pomoglicie mnie uj. Nie rozumiem, dlaczego? Pozostali uznali to za swj obowizek, zrobili to dla honoru lordw, ktrym suyli. Wy nie mielicie za sob adnego lorda, adnego obowizku ani cennego honoru, po co wic si miesza? - Wyj n i nastruga z kija troch wirw na rozpak. - Dlaczego w ogle najemnik bierze si za cokolwiek? Dla zota. Sdzie, e lady Catelyn nagrodzi ci za twoj pomoc, moe nawet przyjmie na sub? No, wystarczy. Masz krzemie? Bronn wsun dwa palce do sakiewki zawieszonej u pasa i rzuci mu krzemie. Tyrion chwyci kamie w powietrzu. - Dzikuj - powiedzia. - Tylko e ty nie znasz Starkw. Lord Eddard jest dumny, a jego ona jeszcze bardziej. Och, niewtpliwie ju po wszystkim dostaby od niej kilka monet. Wcisnaby ci je do rki i powiedziaa kilka miych sw ze skrzywion min, ale nic wicej. Starkowie potrzebuj ludzi lojalnych, odwanych i nie pozbawionych honoru, ty za i Chiggen, szczerze mwic, jestecie nisko urodzon szumowin. - Tyrion uderzy krzemieniem o ostrze sztyletu, prbujc wykrzesa iskr, lecz bezskutecznie.

Bronn prychn. - miao mielesz ozorem, czowieczku. Ktrego dnia kto ci go obetnie i kae zje. - Wszyscy mi to powtarzaj. - Tyrion zerkn na najemnika. - Obraziem ci? Wybacz, ale ty jeste szumowin, Bronn. Nie zapominaj o tym. Obowizek, honor, przyja, czy one maj dla ciebie jakiekolwiek znaczenie? Nie kopocz si, obaj znamy odpowied. Nie jeste jednak gupi. Kiedy ju dotarlimy do Yale, lady Stark nie potrzebowaa ci ju wicej natomiast ja tak, a jedyn rzecz, na ktrej nigdy nie zbywao Lannisterom, jest zoto. Postanowiem wic rzuci koci i liczyem na to, e okaesz si na tyle bystry, eby wiedzie, co dla ciebie bdzie najlepsze. Na szczcie dla mnie, wiedziae. - Jeszcze raz uderzy krzemieniem o stal. Bezskutecznie. - Daj - powiedzia Bronn, kucajc. - Ja to zrobi. Wzi od Tyriona n i krzesiwo i wykrzesa iskry za pierwsz prb. Wirek z kory zaj si pomieniem. - Doskonale - powiedzia Tyrion. - Moe i jeste szumowin, ale bardzo przydatn, a z mieczem radzisz sobie prawie tak samo dobrze jak mj brat, Jaime. Czego chcesz, Bronn? Zota? Ziemi? Kobiet? Pom mi przey, a bdziesz je mia. Bronn dmuchn ostronie w ogie i pomienie skoczyy wyej. - A jeli zginiesz? - No c, wtedy przynajmniej jeden bdzie mnie szczerze opakiwa - odpar Tyrion z umiechem na ustach. - Nie bdzie mnie, nie bdzie zota. Teraz ogie trzaska wesoo. Bronn wsta, schowa krzesiwo do sakiewki i rzuci Tyrionowi jego sztylet. - Uczciwie stawiasz spraw - powiedzia. - Mj miecz jest twj, ale nie spodziewaj si, e bd ci si kania i nadskakiwa za kadym razem, kiedy pjdziesz si wysra. Nie bd niczyim sugusem. - Ani niczyim przyjacielem - doda Tyrion. - Wiem, e by mnie zdradzi rwnie szybko, jak zdradzie lady Stark, gdyby tylko zwietrzy jaki interes. Jeli nadejdzie taki dzie, w ktrym by ci przysza ochota mnie sprzeda, pamitaj, Bronn, e potrafi podbi cen. Ja bardzo lubi y. A teraz moe by sprbowa znale co na kolacj? - Popilnuj koni - powiedzia Bronn. Wyj z pochwy u pasa dugi sztylet i znikn midzy drzewami. Godzin pniej konie byy wytarte i nakarmione, ogie trzaska wesoo, a nad pomieniami obraca si, ociekajc tuszczem, udziec modego koza. - Brakuje nam tylko dobrego wina, eby przepuka gardo po naszym koltku - powiedzia Tyrion. - Do tego jeszcze kobieta i tuzin mieczy - powiedzia Bronn. Siedzia przed ogniem ze skrzyowanymi nogami, ostrzc osek swj dugi miecz. Dwik, jaki przy tym wydobywa, wydawa si dodawa im odwagi. - Niedugo cakiem si ciemni - zauway najemnik.

- Obejm pierwsz wart jeli w ogle na co si to zda. Moe lepiej pozwoli im zabi nas podczas snu. - Och, myl, e zjawi si tutaj, zanim zdymy zasn. - Tyrion wcign w nozdrza zapach pieczonego misa i obliza si. Bronn przyglda mu si ponad ogniskiem. - Masz jaki plan? - spyta, nie przestajc pociera osek o miecz. - Ja bym to nazwa nadziej - odpar Tyrion. - Jeszcze jeden rzut komi. - A stawk jest nasze ycie? Tyrion wzruszy ramionami. - Nie mamy wyboru. - Pochyli si i odci sobie z udca cienki plaster misa. - Ach - westchn zadowolony, przeuwajc. Po jego brodzie popyn tuszcz. - Troch za twarde jak na mj gust, i za mao doprawione, ale nie bd narzeka zbyt gono. W Eyrie mgbym liczy tylko na talerz fasoli. - A jednak dae dozorcy sakiewk ze zotem - powiedzia Bronn. - Lannister zawsze spaca swoje dugi. Nawet Mord nie wierzy wasnym oczom, kiedy Tyrion rzuci mu skrzan sakiewk. Oczy dozorcy stay si wielkie jak gotowane jaja, gdy rozwiza rzemie i ujrza blask zota, - Zatrzymaem srebro - powiedzia do niego Tyrion, umiechajc si podstpnie - ale tobie obiecaem zoto. Oto ono. - Byo tego wicej ni kto taki jak Mord mg zarobi w czasie caego ycia wypenionego zncaniem si nad winiami. - I pamitaj o tym, co ci powiedziaem, to tylko namiastka. Jeli kiedy znudzi ci si suba u lady Arryn, poka si w Casterly Rock, a spac pozosta cz mojego dugu wobec ciebie. - Z domi penymi zotych smokw Mord pad wtedy na kolana i obieca, e tak zrobi. Bronn wycign swj sztylet i wyj miso z ognia. Zacz odkrawa grube kawaki osmolonego misa, tymczasem Tyrion wydry dwie pitki czerstwego chleba, ktre miay im posuy za talerze. - A jeli nawet uda nam si dotrze nad rzek, co dalej? - spyta najemnik. - Najpierw wygodne ko, dziwka i dzban wina. - Tyrion podstawi swoj pitk i Bronn napeni j misem. - Potem chyba do Casterly Rock albo do Krlewskiej Przystani. Nie daj mi spokoju pytania dotyczce pewnego sztyletu, na ktre chciabym uzyska odpowied. Najemnik przeu kawaek misa i pokn go. - A zatem mwie prawd? To nie by twj n? Tyrion umiechn si. - Czy ja wygldam na kamc?

Zanim najedli si do syta, na niebie ukazay si gwiazdy i sierp ksiyca. Tyrion rozoy na ziemi swoje futro i wycign si na nim z siodem pod gow. - Nasi przyjaciele pewnie gotuj si do drogi. - Pewnie spodziewaj si puapki - powiedzia Bronn. - Czy mona podejrzewa co innego, skoro nie prbujemy nawet si ukry? Tyrion zachichota. - Moe powinnimy zacz piewa, wtedy by uciekli w popochu. - Zagwizda jak melodi. - Jeste szalony, karle - powiedzia Bronn, zajty wydubywaniem brudu spod paznokci czubkiem sztyletu. - Bronn, gdzie twoje zamiowanie do muzyki? - Skoro tak bardzo pragniesz muzyki, dlaczego nie chciae, eby piewak walczy w twoim imieniu? Tyrion umiechn si. - To by byo zabawne. Ju go widz, jak odparowuje cicia ser Yardisa drewnian harf. - Znowu zacz gwizda. - Znasz t piosenk? - spyta. - Mona j usysze w karczmach i burdelach. - To piosenka z Myr. Pory roku mojej mioci. Sodka i smutna, jeli zrozumie si jej sowa. piewaa j pierwsza dziewczyna, jak wziem do ka, i od tamtej pory wci j pamitam. - Tyrion spojrza w niebo. Noc bya zimna i pogodna, a wiato gwiazd rozlewao si na gry jasno i bezlitonie niczym wiato prawdy. - Spotkaem j w tak noc jak dzisiejsza. - Usysza wasny gos. - Razem z Jaimeem wracalimy z Lannisport, kiedy rozlegy si jakie krzyki. Potem ona wybiega na drog, cigana przez dwch zbirw. Mj brat doby miecza i ruszy za nimi, a ja zsiadem z konia, eby zaopiekowa si dziewczyn. Bya zaledwie rok starsza ode mnie, ciemnowosa, smuka, o twarzy tak sodkiej, e mogaby zama czyje serce. Moje z pewnoci zamaa. Bya nisko urodzona, wygodzona, brudna a mimo to cudowna. Podarli na niej achmany, w ktre bya ubrana, dlatego okryem j moim paszczem. Jaime popdzi w las za mczyznami. Zanim wrci, udao mi si wydoby z niej, jak ma na imi i co jej si przydarzyo. Bya crk zagrodnika, ktry zmar z gorczki. Ona bya w drodze do waciwie donikd. Jaime wciek si wtedy i postanowi nie darowa zbirom. Nieczsto zdarzao si, e banici napadali na podrnych tak blisko Casterly Rock. Uzna to za osobist zniewag. Dziewczyna bya zbyt przestraszona, eby puci j sam w dalsz drog, tak wic zaproponowaem, e zabior j do najbliszej karczmy i tam nakarmi. Mj brat wrci do Casterly Rock po pomoc.

Dziewczyna miaa wilczy apetyt. Rozmawiajc, wypilimy dzban wina, zjedlimy dwa cae kurczaki i napoczlimy trzeciego. Miaem wtedy trzynacie lat i zdaje si, e wino uderzyo mi do gowy. Zanim si zorientowaem, leelimy oboje w ku. Ona bya niemiaa, ale ja jeszcze bardziej. Sam nie wiem, skd wziem tyle odwagi. Pakaa, kiedy pozbawiem j dziewictwa, ale potem pocaowaa mnie i zapiewaa swoj piosenk. Rano byem ju w niej zakochany. - Ty? - spyta Bronn rozbawiony. - Trudno uwierzy, co? - Tyrion znowu zacz gwizda. - Oeniem si z ni - doda po chwili. - Lannister z Casterly Rock polubi crk zagrodnika - powiedzia Bronn. - Jak tego dokonae? - Och, nawet nie wiesz, czego potrafi dokona chopak za pomoc kilku kamstw, pidziesiciu srebrnych monet i pijanego septona. Nie omieliem si przyprowadzi dziewczyny do Casterly Rock, dlatego umieciem j w jej wasnym domku i przez dwa tygodnie bawilimy si w ma i on. A potem septon wytrzewia i wyzna wszystko mojemu ojcu. - Tyrion ze zdziwieniem zauway, jak wielkim smutkiem napeniy go jego wasne sowa, gdy o tym opowiada, nawet po tylu latach. Moe tylko z powodu zmczenia. I tak skoczyo si moje maestwo. - Usiad i utkwi wzrok w gasncym ogniu. - Odesa dziewczyn? - Zrobi co wicej - powiedzia Tyrion. - Najpierw nakoni mojego brata, eby wyzna mi ca prawd. Widzisz, dziewczyna bya dziwk. Jaime zaplanowa cae to wydarzenie na drodze - zbirw i wszystko inne. Uzna, e nadszed czas na moj pierwsz kobiet. Wiedzc, e bdzie to moja pierwsza, zapaci podwjnie za dziewic. Po wyznaniach Jaimea, lord Tywin postanowi dokoczy moj lekcj w domu, dlatego sprowadzi moj on i odda j stranikom. Dobrze jej zapacili. Od kadego dostaa srebrniaka. Ile dziwek moe zada rwnie wysokiej ceny? Mnie posadzi w kcie i kaza si przyglda wszystkiemu. W kocu miaa tyle srebra, e monety przesypyway jej si przez palce i spaday na podog. Ona - Dym gryz go w oczy. Tyrion chrzkn i odwrci gow, patrzc w ciemno. - Lord Tywin posa mnie do niej jako ostatniego - dokoczy cicho. - Da mi zot monet, ebym jej zapaci, poniewa jako Lannister byem wicej wart. Znowu usysza zgrzyt kamienia ocierajcego si o ostrze miecza Bronna. - Dwch czy dwudziestu, zabibym tego, ktry mi to uczyni.

Tyrion odwrci si i spojrza na niego. - Moe kiedy bdzie okazja. Pamitaj o tym, co ci powiedziaem. Lannister zawsze spaca swoje dugi. - Ziewn. - Chyba sprbuj si przespa. Obud mnie, gdybymy mieli umrze. Owin si futrem i zamkn oczy. Ziemia bya zimna i twarda, lecz niebawem udao mu si zasn. nia mu si podniebna cela. Tym razem to on jej pilnowa; by ogromny i bi pasem swojego ojca, spychajc go coraz bliej przepaci - Tyrion. - Bronn mwi gosem niskim i penym napicia. Tyrion obudzi si w jednej chwili. W ognisku zosta ju tylko ar. Ze wszystkich stron podchodziy cienie. Bronn podnis si na jedno kolano; w jednej rce trzyma miecz, w drugiej sztylet. Tyrion unis do, jakby chcia powiedzie: spokojnie, ale tak naprawd powiedzia: - Chodcie do ognia, noc jest zimna. - Po chwili doda gono: Obawiam si, e nie poczstujemy was winem, ale misa z koza starczy dla wszystkich. Cienie zatrzymay si. Tyrion dostrzeg bysk ksiycowego wiata odbitego od metalu. - Nasza gra, nasz kozio - odpar kto spomidzy drzew, niski i nieprzyjazny. - Wasz kozio - zgodzi si Tyrion. - A kim jestecie? - Kiedy spotkacie si z waszymi bogami - rzek kto inny - powiedzcie im, e przysa was do nich Gunthor, syn Gurna z klanu Kamiennych Wron. - Wchodzc w krg wiata, mczyzna wszed na patyk, ktry trzasn gono. By chudy, uzbrojony w dugi n, a na gowie mia rogaty hem. - I Shagga, syn Dolfa - przemwi pierwszy gosem niskim i grobowym. Po lewej stronie poruszy si gaz, zatrzyma si i zamieni w czowieka. Wydawa si powolny, silny i ogromny, cay ubrany w skry, z maczug w jednej rce i siekier w drugiej. Uderzy nimi o siebie, podchodzc bliej. Pozostali podali swoje imiona: Conn, Torrek, Jaggot i inne, ktre zapomnia, gdy tylko je usysza. Byo ich przynajmniej dziesiciu. Niektrzy mieli miecze i noe, inni trzymali widy, kosy i drewniane dzidy. Zaczeka, a wszyscy podadz swoje imiona. - Ja jestem Tyrion, syn Tywina, z klanu Lannisterw, Lww ze Skay. Chtnie zapacimy za koza, ktrego zjedlimy. - A czym moesz zapaci, Tyrionie, synu Tywina? - zapyta ten, ktry przedstawi si jako Gunthor. By chyba przywdc. - Mam srebro w sakiewce - odpowiedzia Tyrion. - Moja kolczuga jest na mnie za dua, ale bdzie pasowaa na Conna, a w potnej apie Shagga ten berdysz lepiej bdzie lea ni jego drewniana siekiera. - Pczowiek chce zapaci naszymi pienidzmi - powiedzia Conn.

- Conn ma racj - wtrci Gunthor. - Twoje srebro naley do nas. Podobnie jak twj ko, kolczuga, berdysz, n i pas. Nie macie niczego do oddania poza waszym yciem. Jak chciaby umrze, Tyrionie, synu Tywina? - W wieku osiemdziesiciu lat, we wasnym ku, z brzuchem penym wina i kogutem w ustach dziwki - odpar. Olbrzym o imieniu Shagga rozemia si pierwszy i najgoniej. Pozostali nie wygldali na rwnie mocno rozbawionych. - Conn, zabierz ich konie - rozkaza Gunthor. Zabij tego drugiego, a pczowieka zwi. Bdzie doi krowy i zabawia matki. Bronn skoczy na nogi. - Ktry chce umrze pierwszy? - Nie! - rzuci stanowczo Tyrion. - Gunthorze, synu Gurna, wysuchaj mnie. Mj rd jest bogaty i potny. Jeli Kamienne Wrony przeprowadz nas bezpiecznie przez gry, mj pan ojciec obsypie was zotem. - Zoto lorda z nizin jest rwnie bezwartociowe jak obietnice pczowieka powiedzia Gunthor. - Moe i jestem pczowiekiem, ale mam odwag stan twarz w twarz z wrogiem. A co robi Kamienne Wrony? Chowaj si za skaami i trzs ze strachu na widok rycerzy z Yale. Shagga wyda gniewny okrzyk i uderzy maczug o siekier. Jaggot za przystawi do twarzy Tyriona zahartowany w ogniu koniec dugiej, drewnianej wczni. Tyrion zrobi wszystko, eby nie drgn. - Nie moecie ukra lepszej broni? - spyta. - Czym takim mona zabija owce i to tylko te spokojne. Kowale mojego ojca sraj lepsza stal. - May czowieczku - rykn Shagga. - Czy dalej bdziesz szydzi z mojej siekiery, kiedy obetn ci twoj msko i rzuc j kozicom? - Gunthor uciszy go podniesion doni. Nie. Niech mwi. Matki s godne. Majc stal, nakarmimy wicej gb ni zotem. Co mgby nam da w zamian za wasze ycie, Tyrionie, synu Tywina? Miecze? Lance? Kolczugi? - To wszystko i jeszcze wicej, Gunthorze, synu Gurna - odpar Tyrion Lannister, umiechajc si. - Dostaniecie Yale Arrynw.

EDDARD
Przez wysokie, wskie okna ogromnej sali tronowej Czerwonej Twierdzy wlewa si blask zachodzcego soca, kadc ciemnoczerwone smugi na cianach, gdzie kiedy wisiay smocze gowy. Teraz ciany zakryway gobeliny pene wielobarwnych scen z polowa, a

mimo to Ned Stark i tak mia wraenie, e jedynym kolorem widocznym w caej sali jest kolor krwi. Siedzia wysoko na ogromnym, starym tronie Aegona Zdobywcy; zrobiony by z elaza, peen nierwnych krawdzi i groteskowo powyginanych kawakw metalu. Byo to tak jak ostrzega go Robert - piekielnie niewygodne siedzenie, szczeglnie teraz, kiedy coraz bardziej odczuwa pulsujcy bl w pogruchotanej nodze. Z godziny na godzin metal, na ktrym siedzia, wydawa mu si coraz twardszy, a wystajce z tyu nierwnoci, niczym ky, nie pozwalay mu si oprze wygodnie. Krl nie powinien siedzie wygodnie, powiedzia Aegon Zdobywca, kiedy kaza wyku ogromny tron z mieczy zoonych przez wrogw. Niech bdzie przeklty Aegon i jego arogancja, pomyla ponuro Ned. Niech bdzie te przeklty Robert i jego polowania. - Jestecie pewni, e nie byli to tylko zwykli zbje? - spyta Yarys zza stou ustawionego poniej tronu. Siedzcy u jego boku Wielki Maester Pycelle poruszy si niespokojnie, Littlefinger za nie przestawa obraca w doni pira. Byli jedynymi czonkami rady, ktrzy przybyli na jej zebranie. W krlewskim lesie wytropiono biaego jelenia, w zwizku z czym lord Renly i ser Barristan pojechali na polowanie z Krlem, a z nimi ksi Joffrey, Sand1or Clegane, Balon Swann i poowa dworu. Tak wic Ned zmuszony by zasi na elaznym Tronie pod nieobecno Krla. Przynajmniej on mg usi. Wszyscy obecni w sali, poza czonkami rady, musieli sta albo klcze. Petenci przy wysokich drzwiach, rycerze, lordowie i damy pod cian zakryt gobelinem, posplstwo na galerii, stranicy w szarych albo zotych paszczach - wszyscy stali. Wieniacy klczeli: mczyni, kobiety i dzieci w podartych ubraniach, zakrwawieni, z wyrazem strachu na twarzach. Za nimi stali trzej rycerze, ktrzy przyprowadzili ich w charakterze wiadkw. - Zbje, lordzie Yarysie? - W gosie ser Raymuna Darryego zabrzmiaa nuta drwiny. O, tak, to byli zbje, for certes. Zbje Lannisterw. Ned wyczuwa atmosfer coraz wikszego niepokoju; wszyscy, zarwno sudzy, jak i lordowie, wycigali szyje i suchali uwanie. Nawet nie prbowa udawa zdziwionego. Od czasu kiedy Catelyn pojmaa Tyriona Lannistera, na caym zachodzie wrzao. Zarwno w Riverrun, jak i w Casterly Rock podnoszono chorgwie, a na przeczy pod Zotym Zbem gromadziy si wojska. Prdzej czy pniej krew musiaa popyn. Chodzio tylko o to, eby jak najlepiej opatrzy ran. Ser Karyl Yance o smutnych oczach, ktrego mona by uzna za przystojnego, gdyby nie przyrodzone znami podobne do plamy z wina, szpecce jego twarz, wskaza na

klczcych. - Tylko tylu pozostao z grodu Sherrer, lordzie Eddardzie. Pozostali nie yj, podobnie jak ludno Wendish Town i Mummers Ford. - Powstacie. - Ned zwrci si do wieniakw. Nigdy nie ufa sowom, ktre ludzie wypowiadali, klczc. - Wszyscy, wstacie. Mieszkacy Sherrer podnieli si pojedynczo lub dwjkami. Jeden z nich, starzec, nie potrafi dwign si o wasnych siach, a moda dziewczyna w zakrwawionej sukience pozostaa na kolanach; klczaa z nieobecnym spojrzeniem utkwionym w ser Arysa Oakhearta, ktry sta u stp tronu w biaej zbroi Krlewskiej Gwardii gotowy do obrony Krla albo jego Namiestnika, jak sdzi Ned. - Joss. - Ser Raymun Darry zwrci si do pulchnego, ysiejcego mczyzny w fartuchu piwowara. - Opowiedz Namiestnikowi o tym, co si stao w Sherrer. Joss skin gow. - Jak Wasza Mio kae - Jego Mio jest na polowaniu w Blackwater - powiedzia Ned. Zastanawia si, jak to moliwe, e kto mieszka zaledwie kilka dni drogi od Czerwonej Twierdzy i nie wie, jak wyglda jego Krl. Ned ubrany by w kubrak z biaego ptna z wilkorem Starkw wyszytym na piersi. Srebrna rka, symbol jego wadzy, spinaa konierz jego wenianego, czarnego paszcza. Czarne, biae i szare, odcienie prawdy. - Ja jestem lord Eddark Stark, Krlewski Namiestnik. Kim jeste i co moesz powiedzie o jedcach? - Mam miaem piwiarni, panie, w Sherrer, przy kamiennym mocie. Najlepsze piwo na poudnie od Przesmyku, wszyscy tak mwili, za pozwoleniem. Teraz nic z niej nie zostao, zniszczona, tak jak wszystko inne. Przyjechali, napili si do syta, a reszt wylali, zanim podpalili mi dach. Pewnie bym zgin, gdyby mnie zapali, panie. - Spalili nas - odezwa si stojcy z boku wieniak. - Przyjechali w nocy, z poudnia, podpalili domy i pola, zabili tych, ktrzy prbowali ich powstrzyma. To nie byli zwykli zbje, panie. Nie zaleao im na tym, eby rabowa, kra. Moj mleczn krow zabili tam, gdzie staa, i zostawili j wronom. - Dopadli mojego czeladnika - powiedzia krpy mczyzna miniach kowala z zabandaowan gow. Idc na dwr, woy swoje najlepsze ubranie, lecz teraz jego spodnie byy poatane poplamione i zakurzone. - Gonili go przez pola, miejc si i dgajc lancami jak jakiego zwierza, a chopak krzycza i przewraca si, a wreszcie ten wielki przebi go na wylot. Klczca dziewczyna podniosa gow i spojrzaa na Neda, ktry siedzia wysoko ponad ni. - Moj matk te zabili, Wasza Mio. jeszcze - Urwaa, jakby zapomniaa, co chciaa powiedzie. Rozpakaa si.

Ser Raymun Darry kontynuowa ich opowie. - W Wendish Town ludzie schronili si w grodzie, lecz tam ciany s drewniane. Najedcy podoyli som i palili ich ywcem. Kiedy ludzie otworzyli wrota, prbujc uciec przed ogniem, strzelali do nich z ukw, nawet do kobiet z dziemi przy piersi. - Co za okruciestwo - wyszepta Yarys. - Jak okrutni potrafi by ludzie. - Nas te by nie oszczdzili, gdyby nie to, e grd w Sherrer ma kamienne mury powiedzia Joss. - Prbowali wykurzy nas dymem, lecz ten wielkolud powiedzia, e w grze rzeki zbior lepszy owoc i pojechali do Mummers Ford. Pochylony do przodu, Ned poczu pod palcami zimn stal. Pomidzy kadym z nich znajdowao si ostrze miecza, zawinite niczym szpony tworzyy porcze tronu. Miny ju trzy wieki, a niektre z nich pozostay wci na tyle ostre, by skaleczy do. elazny Tron peen by podobnych puapek dla kogo nieostronego. Pie mwia, e na zrobienie go zuyto tysic mieczy rozgrzanych do biaoci w paszczy ogromnego pieca Baleriona, zwanego Czarnym Postrachem. Na wykucie caego tronu potrzeba byo pidziesiciu piciu dni. I tak powstaa ta garbata, czarna bestia pena ostrych krawdzi, wsw i zawijasw z ostrego metalu; tron, ktry mg zabi czowieka, co take si zdarzyo, jeli wierzy opowieciom. Eddard Stark nie potrafi do koca powiedzie, co on robi na tym miejscu, lecz siedzia tam, a ludzie patrzyli na niego, oczekujc sprawiedliwoci. - Jakie macie dowody na to, e byli to Lannisterowie? - spyta, starajc si opanowa wzbierajc w nim wcieko. Czy nosili szkaratne paszcze albo mieli chorgiew z lwem? - Nawet Lannisterowie nie s a tak gupi - odpar ser Marq Piper. By to porywczy modzieniec, zbyt mody i gwatowny, jak na gust Neda, lecz bliski przyjaciel brata Catelyn, EdmureaTullyego. - Wszyscy byli konno i w kolczugach, panie - odpowiedzia ser Kary l. - Mieli lance z elaznymi szpicami, dugie miecze i berdysze przydatne do szlachtowania ludzi. Spojrza na jednego z wieniakw w podartym ubraniu. - Ty. Tak, ty, nie bj si, nikt ci nie skrzywdzi. Opowiedz Namiestnikowi to samo, co mnie powiedzia. Starzec skin gow. - Co do ich koni - zacz. - Wszyscy jechali na rumakach. Potrafi je rozpozna, bo przez wiele lat pracowaem w stajni starego ser Willuma. aden z nich nigdy nie cign puga, niech bogowie zawiadcz, jeli si myl. - Dobrze przygotowani zbje - zauway Littlefinger. - Moe ukradli konie tam, gdzie przedtem pldrowali. - Ilu ich byo? - Spyta Ned.

- Co najmniej ze stu - odpowiedzia Joss w tym samym momencie, w ktrym odezwa si kowal z zabandaowan gow - Pidziesiciu - rzek kto. Stara kobieta za jego plecami powiedziaa: - Setki, panie, caa armia. - Pewnie masz racj, dobra kobieto - odpowiedzia jej lord Eddard. - Mwicie, e nie mieli adnych chorgwi. A zbroje? Czy kto z was zauway jakie ozdoby, szczegy na hemie albo na tarczy? Piwowar, Joss, pokrci gow. - Niestety, panie, mieli na sobie proste zbroje, ale ten, ktry ich prowadzi, ubrany by jak pozostali, lecz bez wtpienia to by on. Chodzi o jego wzrost, panie. Przecie olbrzymy ju wyginy, nie ma drugiego takiego. Wielki jak w, a jego gos dudni niczym pkajca skaa. - Gra! - przemwi gono ser Marq. - Czy mona jeszcze wtpi? To robota ser Gregora Cleganea. Spod okna i z koca sali popyna fala nerwowych szeptw. Sycha je byo nawet na galerii. Moni lordowie i posplstwo, wszyscy dobrze wiedzieli, co to znaczy, jeli ser Marq si nie myli. Ser Gregor Clegane by chorym u lorda Tywina Lannistera. Ned przesuwa wzrokiem po przestraszonych twarzach wieniakw. Nic dziwnego, e tak si bali: idc tam, sdzili, e prowadz ich przed tron, aby przyznali, e lord Tywin okaza si rzenikiem o zakrwawionych doniach. Mieli to wyzna w obliczu Krla, ktry na mocy prawa maeskiego jest jego synem. Zastanawia si, czy rycerze dali wieniakom moliwo wyboru. Wielki Maester Pycelle podnis si z godnoci, pobrzkujc acuchem. - Ser Marq, z caym szacunkiem, ale nie moesz stwierdzi na pewno, e zbjem tym by ser Gregor. W krlestwie znajdziesz wielu potnych mczyzn. - Rwnie potnych jak Gra, Ktra Jedzi? - spyta ser Karyl. - Nie spotkaem jeszcze takiego. - Ani nikt z nas - doda ser Raymund. - Nawet jego brat wyglda przy nim jak osesek. Otwrzcie oczy. Czy musicie zobaczy jego piecz na trupach? To by Gregor. - Dlaczego ser Gregor miaby zamienia si w zbja? - spyta Pycelle. - Z aski swojego suzerena mieszka w okazaej twierdzy, ma ziemie. Jest rycerzem. - Faszywym rycerzem! - powiedzia ser Marq. - To wcieky pies lorda Tywina. - Lordzie Namiestniku - przemwi Pycelle dobitnym gosem - nalegam, aby przypomnia temu oto dobremu rycerzowi, e lord Tywin Lannister jest ojcem askawej Krlowej.

- Dzikuj ci, Wielki Maesterze Pycelle - odpar Ned. - Moglibymy o tym zapomnie, gdyby nie ty. Ze swojego miejsca na tronie widzia osoby wymykajce si drzwiami w drugim kocu sali. Wyposzone zajce, pomyla albo szczury, ktre biegn po okruchy ze stou Krlowej. Ned zauway na galerii sept Mordane z Sans u boku. Poczu zo; to nie byo waciwe miejsce dla dziesicioletniej dziewczynki. Z drugiej strony septa nie moga przewidzie, e tego dnia w czasie audiencji bd zajmowa si czym innym ni zwykymi sporami dotyczcymi ktni ssiadujcych ze sob grodw czy ustalaniem granic. Siedzcy za stoem rady Petyr Baelish straci zainteresowanie swoim pirem i pochyli si do przodu. - Ser Marq, ser Karyl, ser Raymun, czy mog was o co zapyta? Te grody pozostaj pod wasz opiek. Gdzie bylicie, kiedy dokonywano tych potwornych podpale i rzezi? Odpowiedzia mu ser Karyl Yance. - Przebywaem u mojego pana ojca na przeczy pod Zotym Zbem, podobnie jak i ser Marq. Kiedy wie o zbrodni dotara do ser Edmurea Tullyego, wysa do nas posaca z rozkazem, bymy zebrali niewielki oddzia i sprowadzili na dwr tych, ktrzy przeyli. - Zaraz po nim przemwi ser Raymun Darry. - Ser Edmure wezwa mnie do Riverrun z ca si. W oczekiwaniu na jego rozkazy obozowaem po drugiej stronie rzeki i tam doszy mnie wieci o wydarzeniach. Zanim wrciem na moje ziemie, Clegane i jego szaracza odjechali przez Czerwone Widy ku ziemiom Lannisterw. Littlefinger pogadzi koniec swojej brody zamylony. - A jeli oni wrc? - Jeli wrc, to ich krwi podlejemy pola, ktre spalili - owiadczy ser Mar Piper. - Ser Edmure wysa ludzi do wszystkich wiosek i grodw w odlegoci dnia jazdy od granicy - wyjani ser Karyl. - Nastpnym nie ujdzie tak na sucho. Moe wanie o to chodzi lordowi Tywinowi, pomyla Ned. eby Riverrun rozproszyo swoje siy. Brat jego ony by mody, bardziej szarmancki ni roztropny. Bdzie prbowa broni kadej pidzi swojej ziemi, kadego poddanego, kadej kobiety i dziecka, wszystkich ktrzy nazwali go lordem, natomiast Tywin Lannister jest wystarczajco przebiegy, by zdawa sobie z tego spraw. - Skoro wasze pola i grody s bezpieczne - mwi dalej lord Petyr - czego chcecie od Krla? - Lordowie znad Tridentu zachowuj Krlewski Pokj - powiedzia ser Raymun Darry. - Lannisterowie zamali go. Prosimy o pozwolenie, abymy mogli im odpowiedzie, oko za oko. Chcemy sprawiedliwoci dla ludu Sherrer, Wendish Town i Mummers Ford.

- Edmure zgadza si, e powinnimy odpaci Gregorowi Cleganeowi jego wasn monet - powiedzia ser Mar - lecz stary lord Hoster rozkaza nam uda si tutaj i prosi o krlewskie pozwolenie, zanim uderzymy. Bogom dzikowa za starego Hostera. Tywin Lannister by w rwnym stopniu lisem co lwem. Jeli rzeczywicie kaza ser Gregorowi pali i pldrowa - a co do tego Ned nie mia wtpliwoci - z pewnoci dopilnowa, eby zrobi to noc w przebraniu zwykych zbjw. Gdyby Riverrun odpowiedziano si, Cersei i jej ojciec z pewnoci by powiedzieli, e to Tullyowie zamali Krlewski Pokj, a nie Lannisterowie. Bogowie tylko wiedz, w co mgby uwierzy Robert. Jeszcze raz podnis si Wielki Maester Pycelle. - Lordzie Namiestniku, jeli ci dobrzy ludzie wierz, e ser Gregor zapomnia o swoich lubach, na mocy ktrych powinien powstrzyma si przed gwatem i grabie, niech udadz si do jego suwerena i tam zo swoj skarg. To nie jest miejsce do rozstrzygania podobnych zbrodni. Niech szukaj sprawiedliwoci u lorda Tywina. - Krlewska sprawiedliwo panuje wszdzie - odpowiedzia Ned. Cokolwiek robimy na wschodzie, zachodzie, pnocy czy poudniu, czynimy to w imieniu Roberta. - Krlewska sprawiedliwo, rzeke - powiedzia Wielki Maester Pycelle. - A zatem powinnimy odoy spraw do czasu powrotu Krla - Krl poluje na drugim brzegu rzeki i nie wiadomo, kiedy wrci - odpar lord Eddard. - Robert nakaza mi zaj jego miejsce, sucha jego uszami i przemawia jego gosem. I tak te czyni chocia przyznaj, e naley go powiadomi. Dostrzeg znajom twarz pod gobelinem. - Ser Robar. Ser Robar Royce wystpi do przodu i skoni gow. - Panie. - Twj ojciec towarzyszy Krlowi na polowaniu - powiedzia Ned. - Czy przekaesz im wszystko, co tutaj usyszae? - Natychmiast, panie. - Czy zatem mamy twoje pozwolenie, by zemci si na ser Gregorze? - spyta Mar Piper. - Zemci si? - powtrzy Ned. - Mylaem, e rozmawiamy o wymierzeniu sprawiedliwoci. Palenie ziem Cleganea i zabijanie jego ludzie nie przywrci pokoju, a jedynie wasz uraon dum. - Odwrci wzrok, zanim mody rycerz zdy da wyraz swojemu oburzeniu. - Mieszkacy Sherrer - zwrci si do wieniakw. - Nie mog odda wam waszych domw ni zbiorw ani te przywrci do ycia waszych zmarych. Ale moe bd w stanie da wam niewielk przyjemno zasmakowania sprawiedliwoci w imi naszego krla Roberta.

Wszyscy zebrani zwrcili oczy na niego. Ned dwign si powoli na rkach, ignorujc przenikliwy bl w nodze. W takiej chwili nie mg pozwoli sobie na okazanie saboci. - Pierwsi Ludzie uwaali, e sdzia, ktry wydaje wyrok mierci, sam powinien go wykona, i my przestrzegamy tej zasady na pnocy. Z niechci zmuszony jestem wysa kogo innego lecz chyba nie mam wyboru. - Wskaza na zaman nog. - Lordzie Eddard! - Gos dobieg z zachodniej czci sali i nalea do przystojnego wyrostka, ktry miao wystpi do przodu. Bez zbroi ser Loras Tyrell nie wyglda nawet na swoje szesnacie lat. Ubrany by w jasnoniebieskie jedwabie, przepasany acuchem ze zotych r, herbem jego rodu. - Bagam, bym mg dziaa w twoim imieniu. Przysigam, e ci nie zawiod. Littlefinger zachichota. - Ser Lorasie. Jeli polemy ci samego, ser Gregor odele nam twoj gow ze liwk w tych twoich adnych ustach. Gra nie naley do ludzi, ktrzy by chylili gow przed ramieniem sprawiedliwoci, bez wzgldu na to, kto je uosabia. - Nie boj si Gregora Cleganea - zaperzy si ser Loras. Ned usiad powoli na poskrcany, elazny tron Aegona. Powid wzrokiem po twarzach ludzi stojcych pod cian. - Lord Beric - zawoa. Thoros z Myr. Ser Gladden. Lord Lothar. - Wymienieni rycerze wystpowali kolejno. - Kady z was zbierze dwudziestu ludzi i udacie si do twierdzy Gregora z wiadomoci ode mnie. Zabierzecie te ze sob dwudziestu moich onierzy. Lordzie Bericu Dondarrionie, obejmiesz dowdztwo, jako e jeste najwyszy rang. Mody lord o zocistorudych wosach skoni gow. - Jak rozkaesz, lordzie Eddard. Ned mwi podniesionym gosem, tak by syszano go w caej sali. - W imieniu Roberta z Rodu Baratheonw, Pierwszego z Rodu, Krla Andalw i Rhoynarw, Pana Siedmiu Krlestw i Obrocy Krlestwa, sowem Eddarda z Rodu Starkw, jego Namiestnika, rozkazuj wam uda si niezwocznie na zachd, przekroczy Red Fork pod krlewskim sztandarem i wymierzy sprawiedliwo faszywemu rycerzowi o imieniu Gregor Clegane, a take wszystkim, ktrzy przyoyli rki do jego zbrodni. Odbieram mu wszelkie tytuy i honory, pozbawiam ziemi i dobytku i wreszcie skazuj na mier. Niech bogowie zlituj si nad jego dusz. Kiedy opado echo jego sw, odezwa si Rycerz Kwiatw wyranie zmieszany. - A co ze mn, lordzie Eddardzie? - Ned spojrza na niego. Z jego miejsca na grze Loras Tyrell wydawa si rwnie mody jak Robb. - Ser Lorasie, nikt nie wtpi w twoje mstwo, lecz my mamy wymierzy sprawiedliwo, ty za szukasz zemsty. - Ponownie zwrci si do Lorda Berica. - Ruszajcie o wicie. Trzeba z tym szybko si rozprawi. - Podnis rk. - Audiencja na dzisiaj skoczona.

Alyn i Porther wspili si po stromych elaznych stopniach, by pomc mu zej. Ned czu na sobie ponure spojrzenie Lorasa Tyrella, lecz modzieniec odszed, nim Namiestnik stan na pododze sali tronowej. U podna elaznego Tronu Yarys zbiera papiery ze stou rady. Littlefinger i Wielki Maester Pycelle zdyli ju wyj. - Jeste odwaniejszy ode mnie, panie - powiedzia cicho eunuch. - Jak to, lordzie Yarysie? - spyta Ned oschym tonem. Bl w nodze nie dawa mu spokoju, dlatego nie mia nastroju do rozwizywania zagadek. - Bdc na twoim miejscu, posabym ser Lorasa. Tak bardzo pragn pojecha a poza tym czowiek, ktry ma Lannisterw za wrogw, byby dobry na przyjaciela Tyrellw. - Ser Loras jest mody - powiedzia Ned. - Pogodzi si ze swoim rozczarowaniem. - A ser Hyn? - Eunuch pogadzi swj pulchny, upudrowany policzek. - Do niego naley wymierzanie krlewskiej sprawiedliwoci. Wysyajc innego, aby wykona jego robot no c, niektrzy poczytaliby to za zniewag. - Nie taki by mj zamiar. - W rzeczywistoci Ned nie ufa milczcemu rycerzowi, moe tylko dlatego, e nie lubi katw. - Przypominam ci, e Payneowie piastuj urzd chorych u Lannisterw. Uwaaem za stosowne wybra ludzi, ktrzy nie s lennikami lorda Tywina. - Bardzo rozwanie, doprawdy - powiedzia Yarys. - Mimo wszystko widziaem ser Ilyna z tyu sali. Wpatrywa si w nas tymi swoimi jasnymi oczyma i nie wyglda na zadowolonego, cho z nim nigdy nie wiadomo. Mam nadziej, e i on pogodzi si ze swoim rozczarowaniem. Tak bardzo kocha swoj prac

SANSA

- Gdyby nie noga - powiedziaa Sansa do Jeyne Poole, kiedy jedli zimn kolacje przy lampie - na pewno by wysa ser Lorasa. Lord Eddard zjad kolacj wczeniej w swojej komnacie w towarzystwie Alyna, Harwina i Yayona Poolea, septa Mordane za narzekaa na stopy po caym dniu wystawania na galerii. Arya miaa zje z nimi, lecz wrcia za pno z lekcji taca. - Z powodu nogi? zapytaa niepewnie Jeyne. Bya adn, ciemnowos dziewczynk w wieku Sansy. - Czy ser Loras zrani si w nog? - Nie chodzi o jego nog - odpara Sansa, skubic delikatnie nog kurczaka. - To ojciec ma chor nog. Bardzo go boli i dlatego si zoci. Inaczej na pewno by posa ser Lorasa. - Wci zastanawiaa si nad decyzj ojca. Kiedy Rycerz Kwiatw zgosi si, bya przekonana, e jedna z opowieci Starej Niani nabierze realnych ksztatw. Ser Gregor, potwr, i ser Loras, prawdziwy bohater, ktry mia go zabi. Nawet wyglda na prawdziwego bohatera: przystojny i pikny, z pasem ze zotych r wok smukej talii i grzyw gstych, brzowych wosw opadajcych na oczy. Ale ojciec mu odmwi! Bardzo j to zasmucio. Kiedy schodziy z galerii, podzielia si swoimi mylami z septa Mordane, lecz ona odpowiedziaa jej tylko, e nie naley kwestionowa decyzji pana ojca. Na to lord Baelish wtrci: - Och, nie wiem, septo. Mona by podyskutowa o niektrych decyzjach jej pana ojca. Mdro tej modej damy idzie w parze z jej urod. - Po tych sowach skoni si przed Sansa tak nisko, e nie bya pewna, czy powiedzia jej komplement, czy te drwi z niej. Septa Mordane bya bardzo niezadowolona z faktu, e lord Baelish usysza ich rozmow. - Dziewczynka tak sobie tylko mwia, mj panie powiedziaa. - Nie miaa niczego konkretnego na myli. Lord Baelish pogadzi spiczast brdk i powiedzia: - Niczego? Powiedz mi, dziecko, dlaczego by posaa ser Lorasa? Sansa nie miaa wyboru, musiaa opowiedzie mu o bohaterach i potworach. Doradca krlewski umiechn si. - No c, ja miaem na myli troch inne powody, ale - Dotkn kciukiem jej policzka. - ycie nie jest piosenk, kochanie. Bdziesz rozczarowana, gdy ktrego dnia przekonasz si o tym. Sansa nie chciaa opowiada o wszystkim Jeyne; czua si nieswojo nawet na samo wspomnienie tamtych chwil.

- Krlewskim katem jest ser Ilyn, a nie ser Loras - powiedziaa Jeyne. - Jego powinien posa lord Eddard. Sansa wzdrygna si. Zawsze to robia, kiedy patrzya na ser Ilyna Paynea. Gdy by w pobliu, miaa wraenie, e co martwego dotyka jej skry. - Ser Ilyn sam prawie wyglda jak potwr. Dobrze, e ojciec go nie wybra. - Lord Beric te jest bohaterem. Zawsze dzielny i rycerski. - Pewnie tak - przyznaa Sansa bez przekonania. Owszem, Beric Dondarrion by przystojny, lecz przy tym potwornie stary, mia prawie dwadziecia dwa lata. Rycerz Kwiatw byby o wiele lepszy. Oczywicie, Jeyne darzya lorda Berica mioci od chwili, gdy go ujrzaa po raz pierwszy w szrankach. Sansa uznaa to za gupie: w kocu Jeyne bya tylko crka zarzdcy i eby nie wiem jak bardzo wodzia oczyma za nim, lord Beric i tak nie spojrzy na kogo rwnie nisko urodzonego, nawet gdyby Jeyne bya modsza od niego o poow. Jednak Sansa nie chciaa by nieuprzejma, dlatego napia si mleka i zmienia temat. nio mi si, e Joffrey dopadnie biaego jelenia - powiedziaa. W rzeczywistoci byo to bardziej jej marzeniem, ale uznaa, e zabrzmi lepiej, jeli nazwie to snem. Wszyscy wiedzieli, e sny mwi o przyszoci. Biae jelenie byy bardzo rzadkie i podobno posiaday czarodziejsk moc. W gbi serca ywia przekonanie, e jej rycerski ksi jest wicej wart od swojego zapijaczonego ojca. - Miaa sen? Naprawd? Czy ksi Joffrey po prostu go dogoni i dotkn rk? Nie zrobi mu krzywdy? - Nie - powiedziaa Sansa. - Zabi go zot strza i przywid do mnie. - W pieniach rycerze nigdy nie zabijali magicznych zwierzt. Po prostu doganiali je i dotykali, nie czynic im krzywdy, lecz ona wiedziaa, e Joffrey lubi polowanie, szczeglnie jego kocow cz, zabijanie. Zabija tylko zwierzta. Sansa wierzya, e jej Ksi nie mia nic wsplnego z zamordowaniem Joryego i innych ludzi ojca. Wszystkiemu jest winien jego pody wuj, Krlobjca. Wiedziaa, e ojciec wci zoci si z tego powodu, ale nie powinien wini za to Joffa. Rwnie dobrze mgby obwinia j za co, co zrobia Arya. - Widziaam dzisiaj twoj siostr - bkna Jeyne, jakby czytaa w mylach Sansy. Gonia w stajni rudego kota lady Tandy. Dlaczego ona robi takie rzeczy? - Nie mam pojcia, dlaczego ona robi cokolwiek. - Sansa nienawidzia stajni i podobnych miejsc, ktre cuchny nawozem. Nawet kiedy miaa jecha konno, wolaa, eby stajenny przyprowadzi jej konia ju osiodanego. - Chcesz, ebym ci opowiedziaa o tym, co si dziao na dworze, czy nie?

- Chc - powiedziaa Jeyne. - Przyby czarny brat - mwia dalej Sansa - i baga o ludzi na Mur. By stary i cuchncy. - Wcale jej si nie spodoba, kiedy go zobaczya. W jej wyobraeniach ludzie z Nocnej Stray wygldali jak jej wuj Benjen. W piosenkach nazywano ich czarnymi rycerzami Muru. Ten za by przygarbiony i brzydki, a ponadto wyglda, jakby mia wszy. Jeli taka naprawd bya Nocna Stra, to wspczua swojemu przyrodniemu bratu, Jonowi. - Ojciec pyta, czy ktry z rycerzy na sali nie chciaby przysporzy splendoru swojemu rodowi i przywdzia czerni, lecz nikt si nie zgodzi. Wtedy pozwoli temu Yorenowi wybra ludzi z krlewskich lochw i wysa go w drog. A pniej przybyli dwaj bracia, wolni, z Dornijskich Bagien i zgosili si na sub do Krla. Zoyli przysig przed ojcem Jeyne ziewna. - Zostay jeszcze cytrynowe ciasteczka? Sansa nie lubia, kiedy jej przerywano, lecz nie moga zaprzeczy, e cytrynowe ciasteczka wydaway si ciekawsze od tego, co dziao si w sali tronowej. - Zobaczymy powiedziaa. W kuchni nie byo ladu po ciasteczkach, ale znalazy poow truskawkowego ciasta, rwnie dobrego. Zjady je na schodach wiey, chichocc, plotkujc i opowiadajc o swoich tajemnicach. Wreszcie Sansa posza do siebie. Kiedy tego wieczoru kada si spa, czua si prawie tak samo niegodziwie jak Arya. Nastpnego ranka wstaa jeszcze przed witem i podkrada si do okna, by zobaczy jak lord Beric wyjeda ze swoimi ludmi. Wyruszyli o brzasku. Na czele oddziau powieway trzy chorgwie: na najwyszym drzewcu opota krlewski jele w koronie rogw, na dwch niszych wilkor Starkw i byskawica lorda Berica. By to bardzo podniecajcy widok, ywcem wyjty z ballady: brzk stali, ponce pochodnie, proporce, promienie wschodzcego soca przeciskajce si przez otwory podnoszonej kraty. Szczeglnie atrakcyjnie prezentowali si ludzie z Winterfell w swoich srebrzystych kolczugach i dugich szarych paszczach. Alyn dziery sztandar Starkw. Kiedy zatrzyma si na chwil obok lorda Berica, by co mu powiedzie, Sansa poczua ogromn dum. Alyn by przystojniejszy od Joryego i kiedy mia zosta rycerzem. Po ich wyjedzie Wiea Namiestnika wydawaa si tak pusta, e Sansa ucieszya si na widok Aryi, kiedy zesza na niadanie. - Gdzie s wszyscy? - spytaa jej siostra, obierajc malinow pomaracz. - Czy ojciec wysa ich, eby zapali Jaimea Lannistera? Sansa westchna. - Pojechali z lordem Bericem, eby ci ser Gregora Clegane. Odwrcia si do septy Mordane, ktra jada swoj owsiank drewnian yk. - Septo, czy

lord Beric nabije gow ser Gregora na swoj bram, czy przywiezie j Krlowi? - Kcia si o to z Jeyne Poole przez cay poprzedni wieczr. Septa spojrzaa na ni oburzona. - Dama nie rozmawia o podobnych rzeczach przy jedzeniu. Sanso, gdzie twoja ogada? Daj sowo, e ostatnio staa si niemal rwnie nieznona jak twoja siostra. - A co zrobi ser Gregor? - spytaa Arya. - Spali grd i wymordowa wielu ludzi, w tym kobiety i dzieci. Arya skrzywia si. Jaime Lannister zamordowa Joryego, Hewarda i Wya, a Ogar zabi Mycaha. Kto powinien ich ci. - To nie to samo - powiedziaa Sansa. - Ogar skada przysig, e bdzie broni Joffreya, a ten twj chopak rzenika napad na Ksicia. - Kamiesz - powiedziaa Arya. cisna pomaracz tak mocno, e midzy jej palcami popyna struka soku. - Prosz bardzo, moesz mnie nazywa, jak chcesz - rzucia oschle Sansa. - Nie bdziesz ju taka odwana, kiedy wyjd za Joffreya. Ka ci si kania przede mn i mwi do mnie Wasza Mio. - Wrzasna na widok rzuconej przez Ary pomaraczy. Mikki owoc uderzy j w sam rodek czoa i opad na jej sukni. - Wasza Mio, masz sok na twarzy - powiedziaa Arya. Sansa zamrugaa od soku pyncego po oczach i nosie. Wytara twarz serwetk. Ujrzawszy plamy na swojej piknej jedwabnej sukni, wrzasna ponownie. - Jeste okropna - krzykna do siostry. - Ciebie powinni zabi zamiast Damy. Septa Mordane podniosa si gwatownie. - Wasz pan ojciec dowie si o wszystkim! Idcie do swoich pokoi. Natychmiast! - Ja te? - W oczach Sansy zalniy zy. - To niesprawiedliwe. - Koniec dyskusji. Do pokoi! Sansa wysza z wysoko podniesion gow. Miaa zosta krlow, a krlowa nie pacze. Przynajmniej nie w obecnoci innych. Kiedy znalaza si w swojej sypialni, zamkna drzwi i zdja sukni. Malinowa pomaracza zostawia na jedwabiu czerwon plam. Nienawidz jej! - krzykna. Zwina sukni i cisna j do kominka penego popiou z poprzedniego dnia. Kiedy zobaczya, e owoc poplami take jej halk, nie potrafia duej powstrzyma ez. Zerwaa z siebie reszt ubrania i rzucia si na ko. Zasna, paczc. Nastao ju poudnie, kiedy septa Mordane zapukaa do drzwi jej pokoju. - Sanso, pan ojciec chce z tob mwi.

Sansa usiada na ku. - Dama - powiedziaa szeptem. Przez chwil wydawao jej si, e wilkor jest z ni w pokoju i patrzy na ni zotymi oczyma, w ktrych dostrzegaa smutek i zrozumienie. Zdaa sobie spraw, e nia. We nie biega z Dam i ju nic wicej nie pamitaa. Sen odpyn cakowicie i Dama znowu nie ya. - Sanso. - Pukanie powtrzyo si. - Syszysz mnie? - Tak, septo - zawoaa. - Pozwl mi si ubra, dobrze? - Oczy miaa czerwone od paczu, ale postaraa si, by wyglda jak najlepiej. Kiedy septa Mordane wprowadzia j do pokoju samotni, lord Eddard siedzia pochylony nad ogromn ksig oprawion w skr z nog zabandaowan sztywno i schowan pod stoem. - Chod tutaj, Sanso - przemwi spokojnym gosem, kiedy septa posza po jej siostr. - Usid obok mnie. - Zamkn ksig. Septa Mordane wrcia, cignc za sob Ary. Sansa ubraa liczn jasnozielon i sukni z adamaszku, a na jej twarzy goci wyraz skruchy, natomiast jej siostra miaa na sobie skrzany kaftan i zgrzebny kubrak, te same, ktre nosia w czasie niadania. - Jest i druga - owiadczya septa. - Dzikuj, septo Mordane. Jeli pozwolisz, sam porozmawiam z dziewczynkami. Septa skonia gow i wysza. - To Arya zacza - odezwaa si szybko Sansa. - Powiedziaa, e kami, i rzucia we mnie pomaracz. Zniszczya mi sukni, t z jedwabiu w kolorze koci soniowej, ktr dostaam od Cersei na zarczyny z ksiciem Joffreyem. Ona nie lubi mnie za to, e wyjd za Ksicia. Prbuje wszystko zepsu, ojcze. Nie lubi niczego, co jest pikne i wspaniae. - Do, Sanso - przerwa jej lord Joddard zniecierpliwiony. Arya podniosa gow. Przepraszam, ojcze. le zrobiam i prosz moj sodk siostr o wybaczenie. Sansa wydawaa si tak zdziwiona, e przez chwil nie potrafia wydoby z siebie ani sowa. Wreszcie jednak odzyskaa gos. - A moja suknia? - Moe mogabym j wypra - powiedziaa Arya bez przekonania. - Pranie nic tu nie pomoe - odpara Sansa. - Nawet gdyby czycia cay dzie. Jedwab jest zniszczony. - No to moe uszyj now - powiedziaa Arya. Sansa odrzucia gow w gecie pogardy. - Ty? Uszyta przez ciebie suknia nie byaby do dobra do sprztania chlewu. Ojciec westchn. - Nie wezwaem was tutaj, ebymy rozmawiali o sukniach. Mam zamiar odesa was z powrotem do Winterfell. Po raz kolejny Sansie brako sw. Poczua, e oczy ma wilgotne. - Nie moesz - powiedziaa Arya.

- Prosz, ojcze - wydusia Sansa. - Nie rb tego. Eddard Stark umiechn si zmczony. - Wreszcie w czym si zgadzacie. - Nie zrobiam niczego zego - bronia si Sansa. - Nie chc wraca. - Uwielbiaa Krlewsk Przysta, przepych dworu, obecno wielkich lordw i dam wystrojonych w jedwabie i klejnoty, atmosfer wielkiego miasta penego ludzi. Turniej rycerski by najwspanialsz chwil w caym jej yciu, a jeszcze tyle pozostao do poznania: niwne zabawy, bale maskowe i przedstawienia marionetek. Nie moga znie myli, e mogaby to wszystko utraci. - Odelij Ary, to ona zacza, ojcze, przysigam. Bd grzeczna, zobaczysz. Pozwl mi tylko zosta, a bd jak sama Krlowa. Ojciec wykrzywi usta w dziwnym grymasie. - Sanso, nie wysyam was z powodu waszych ktni, chocia bogowie tylko wiedz, jak bardzo mam dosy waszego handryczenia si. Dla waszego dobra chc, ebycie wrciy do Winterfell. Trzech z moich ludzi zadgano jak psy niedaleko od miejsca, w ktrym siedzimy, a Robert jedzie na polowanie. Arya przygryzaa warg nieprzyjemnie, jak miaa w zwyczaju to robi. - Czy moemy zabra ze sob Syria? - A kogo obchodzi twj nauczyciel taca? - warkna Sansa. - Ojcze, wanie sobie przypomniaam. Ja przecie nie mog wyjecha. Mam polubi ksicia Joffreya. - Wysilia si na umiech. - Kocham go, ojcze, naprawd. Tak samo mocno jak krlowa Naerys kochaa ksicia Aemona, Pogromc Smokw, jak Jonquil kochaa ser Floriana. Chc by jego krlow i urodzi mu dzieci. - Posuchaj, kochanie - odpar ojciec agodnie. Kiedy doroniesz, znajd ci kandydata na ma, ktry bdzie ciebie wart, ktry bdzie odwany, delikatny i silny. Zarczyny z Lannisterem to fatalna pomyka. Uwierz mi, Joffrey to nie ksi Aemon. - Wanie, e tak! - upieraa si Sansa. - Nie chc nikogo odwanego i agodnego, ja chc Joffreya. Bdziemy szczliwi, tak jak w balladach, zobaczysz. Dam mu syna o zocistych wosach, ktry kiedy zostanie krlem, najwikszym, jaki kiedykolwiek y. Bdzie dzielny jak wilk i dumny jak lew. Arya skrzywia si. - Z pewnoci nie, jeli bdzie mia Joffreya za ojca - powiedziaa. - On jest kamc i tchrzem, a poza tym ma w herbie jelenia, a nie lwa. Sansa poczua napywajce do oczu zy. - Wcale nie! Wcale nie jest taki jak ten stary, zapijaczony Krl - krzykna do siostry, zapominajc si w gniewie. Ojciec popatrzy na ni dziwnie. - Bogowie - zakl cicho - w ustach dzieci Zawoa na sept Mordane, a do dziewczynek powiedzia: - Szukam szybkiej galery handlowej, ktra zabierze was do domu. Teraz morze jest bezpieczniejsze ni krlewski trakt.

Wyruszycie, gdy tylko znajd odpowiedni statek. Razem z sept Mordane i stra tak, z Syriem Forelem, jeli on si zgodzi. Ale nie mwcie nikomu. Lepiej eby nikt nie wiedzia o naszych planach. Porozmawiamy jutro. Sansa rozpakaa si, kiedy septa Mordane poprowadzia je po schodach. Miaa straci wszystko: turnieje, dwr, swojego Ksicia i wrci z powrotem do ponurego i szarego Winterfell, gdzie zostanie na zawsze, Jej ycie skoczyo si, zanim si jeszcze zaczo. - Przesta si maza, dziecko - rzucia septa Mordane stanowczym gosem. - Jestem pewna, e twj pan ojciec wie, co dla was najlepsze. - Nie bdzie tak le, Sanso - powiedziaa Arya. - Popyniemy galer. Nieza przygoda, a potem spotkamy si z Branem i Robbem, a take ze Star Niani i Hodorem. - Dotkna ramienia siostry. - Z Hodorem! - jkna Sansa. - Powinna si z nim oeni. Jeste tak samo gupia, kudata i brzydka! - Odtrciwszy rk Aryi, wpada do swojego pokoju i zamkna za sob drzwi.

EDDARD
- Bl jest darem bogw, lordzie Eddardzie - powiedzia Wielki Maester Pycelle. Skoro boli, to znaczy, e ko si zrasta, a ciao si goi. Powiniene by wdziczny. - Bd wdziczny, kiedy noga przestanie mnie bole. Pycelle postawi na stole przy ku zamknit flasz. - Makowe mleko na wypadek gdyby bl zbyt mocno ci doskwiera. - I tak ju pi za duo. - Sen leczy najlepiej. - Mylaem, e ty. Pycele umiechn si niewyranie. - Dobrze widzie, jak tryskasz humorem, panie. Nachyli si i doda ciszonym gosem: - Dzi rano przylecia kruk z listem do Krlowej od jej ojca. Pomylaem, e powiniene o tym wiedzie. - Czarne skrzyda, mroczne wieci - powiedzia ponuro Ned. - I co? - Lord Tywin wyraa swj gniew z powodu tego, e wysae ludzi po gow ser Gregora - wyzna maester. - Tak jak si spodziewaem. Pamitasz, mwiem o tym w czasie rady. - Niech wyraa swj gniew - odpar Ned. Z kad fal blu w nodze powraca widok umiechnitego Jaimea Lannistera i martwego Joryego w jego ramionach. - Niech sobie pisze do Krlowej, ile chce. Krlewski sztandar chroni lorda Berica. Jeli lord Tywin przeszkodzi w wykonaniu krlewskiego wyroku, bdzie musia odpowiedzie przed Robertem. Jedyn rzecz, jak Jego Mio przedkada nad polowania, jest rozprawianie si z krnbrnymi lordami. Pycelle odsun si, pobrzkujc acuchem. - Tak, a zatem odwiedz ci znowu rano. - Starzec pozbiera szybko swoje rzeczy i wyszed. Ned nie wtpi, e idzie prosto do komnat krlewskich, by szepn do ucha Krlowej: Pomylaem, e powinna o tym wiedzie rzeczywicie, przecie to z pewnoci Cersei kazaa mu przyj i przekaza wiadomo o licie od jej ojca. Mia nadziej, e jej liczne zbki zazgrzytay, gdy usyszaa odpowied. Wprawdzie Ned nie mia pewnoci, jak zachowa si Robert, lecz uzna, e Cersei nie musi o tym wiedzie. Po wyjciu Pycellea poprosi, by przyniesiono mu puchar wina z miodem. Ono take zamiewao mu umys, lecz niezbyt mocno. Musia skupi myli. Po raz tysiczny zada sobie pytanie, jak na jego miejscu postpiby Jon Arryn, gdyby doy tej chwili. A moe to zrobi i

dlatego umar. Ned przypuszcza, e nigdy si tego nie dowie. Jon Arryn nie y i spoczywa w grobowcu, a wiedza, ktra go zabia, staa si wasnoci Neda. Ona zabije te Roberta, pomyla. Moe bdzie to powolniejsza mier, lecz rwnie pewna. Rany na nogach goj si z czasem, lecz zdrada ropieje i zatruwa dusz. W godzin po wyjciu Wielkiego Maestera zjawi si Littlefinger, wystrojony w kubrak koloru liwy z przedrzeniaczem wyszytym na piersi czarn nici i paszczu w biaoczarne pasy. - Nie mog zosta dugo, panie - owiadczy. - Lady Tanda oczekuje mnie na lunchu. Z pewnoci upiecze tuste ciel. Jeli bdzie rwnie tuste jak jej crka, to chyba pkn. Jak twoja noga? - Wci rozogniona i boli, a do tego strasznie swdzi. Littlefinger unis brew. - Na przyszo uwaaj, eby jaki ko znowu si na ni nie przewrci. Ja bym ci radzi szybko wyzdrowie. W krlestwie szerzy si niepokj. Yarys podsucha niepokojce wieci z zachodu. Wolni i najemnicy zbieraj si w Casterly Rock, z pewnoci nie po to, eby sobie porozmawia z lordem Tywinem. - S jakie wiadomoci od Krla? - spyta Ned. - Jak dugo Robert zamierza polowa? - Biorc pod uwag jego nawyki, najchtniej zostaby w lesie, dopki oboje z Krlow nie umrzecie ze staroci - odpar lord Petyr, umiechajc si. - Jednak chyba nie moe na to liczy, wic wrci pewnie, gdy tylko co upoluje. Podobno Krl nie jest w najlepszym humorze. Znaleli biaego jelenia, a raczej to, co z niego zostao. Wczeniej dopady go wilki i zostawiy Jego Mioci niewiele wicej ponad kopyta i rogi. Krl wciek si, lecz szybko dowiedzia si o ogromnym dziku dalej, w gbi lasu, i oczywicie postanowi zapolowa na niego. Dzi rano wrci ksi Joffrey, a take Royceowie, ser Balon Swann i dwudziestu innych. Reszta zostaa z Krlem. - A Ogar? - spyta Ned, marszczc czoo. Teraz, kiedy ser Jaime uciek do ojca, z caej grupy Lannisterw najbardziej interesowa go Sandor Clegane. - Och, wrci z Joffreyem i uda si prosto do Krlowej. - Littlefinger umiechn si. Dabym sto srebrnych jeleni, eby mc zobaczy go w chwili, gdy si dowiedzia, e wysano lorda Berica po gow jego brata. - Nawet lepy by dostrzeg, e Ogar nienawidzi swojego brata. - Owszem, ale co innego jego osobista nienawi do Gregora, a co innego twj rozkaz zabicia go. Kiedy Dondarrion zetnie wierzchoek naszej Gry, ziemie Cleganea przejd w rce Sandora, jednak nie licz na jego wdziczno. A teraz musisz mi wybaczy. Czeka na mnie lady Tanda i jej tuste ciel.

W drodze do drzwi lord Petyr zatrzyma si przy ogromnej ksidze Wielkiego Maestera Malleona i otworzy jej okadk. Dzieje wielkich Rodw Siedmiu Krlestw wraz z opisem wielu wysoko urodzonych lordw, szlachetnych dam oraz ich dzieci - przeczyta. Ogromne tomisko do przeczytania. Twoje rodki nasenne, panie? Przez moment Ned zastanawia si, czy nie powiedzie mu o wszystkim, lecz powstrzyma si. Littlefinger wydawa mu si za sprytny, drwicy umiech prawie nie schodzi z jego ust. - Jon Arryn zajty by studiowaniem tego dziea, kiedy zapad na zdrowiu - powiedzia Ned ostronie, by przekona si, jak otrzyma odpowied. Littlefinger odpowiedzia, tak jak zwykle to czyni, posugujc si dowcipem. - A zatem mier musiaa by dla niego oczekiwan ulg - odpowiedzia lord Petyr Baelish, po czym skoni si i wyszed. Eddard Stark zakl pod nosem. Poza ludmi z jego wity nie byo nikogo w caym miecie, komu mgby zaufa. Littlefinger ukry Catelyn i pomg mu w poszukiwaniach, lecz Ned wci pamita, jak szybko ratowa swoj skr, kiedy na ich drodze stan Jaime ze swoimi ludmi. Yarys by jeszcze gorszy. Pomimo swoich zapewnie co do lojalnoci, eunuch wiedzia zbyt duo, a za mao robi. Wielki Maester Pycelle z kadym dniem stawa si w coraz wikszym stopniu czowiekiem Cersei, ser Barristan za by stary i mao elastyczny. Z pewnoci by poradzi, eby Ned robi to, co do niego naley. A czas bieg nieubaganie. Krl mia wrci niebawem i Ned powinien zapozna go z ca sytuacj. Yayon Poole poczyni przygotowania do podry Sansy i Aryi: miay wypyn za trzy dni z Braavos na pokadzie Wichrowej Wiedmy. Jeszcze przed niwami bd w Winterfell. Ned nie mg duej tumaczy si przed samym sob trosk o ich bezpieczestwo. Poprzedniej nocy niy mu si dzieci Rhaegara. Lord Tywin zoy wtedy ich ciaa pod elaznym tronem owinite w szkaratne paszcze jego stray. Bardzo roztropnie, na czerwonym suknie krew nie rzucaa si w oczy tak wyranie. Maa ksiniczka leaa bosa, jeszcze w nocnej koszuli, a chopiec chopiec Ned nie mg pozwoli, by co podobnego si powtrzyo. Krlestwo nie zniosoby jeszcze jednego szalonego Krla, jeszcze jednego szalonego taca krwi i zemsty. Musi znale sposb na uratowanie dzieci. Robert moe by si i zdoby na lito. Ser Barristan by jednym z niewielu, ktrych oszczdzono. Wielki Maester Pycelle, Yarys, Pajk, lord Balon Greyjoy, kady z nich by kiedy wrogiem Roberta i kady powrci do jego ask w zamian za przysig wiernoci. Dopki kto pozostawa dzielny i uczciwy, Robert traktowa go z honorem i szacunkiem, jakie okazywano odwanym wrogom.

Tu chodzio o co innego: trucizna podana w ciemnoci, n, ktry ugodzi dusz. Tego nigdy nie zapomni, tak jak nigdy nie przebaczy Rhaegarowi. Wszystkich ich zabije, pomyla Ned. A jednak wiedzia, e nie wolno mu milcze. Byo to jego obowizkiem wobec Roberta, wobec Krlestwa, wobec cienia Jona Arryna a take wobec Brana, ktry take otar si o kawaek tej prawdy. Bo dlaczego by prbowali go zabi? Wczeniej tego popoudnia wezwa Tomarda, tgiego stranika o rudych bokobrodach, ktrego dzieci nazyway Grubym Tomem. Po mierci Joryego i odjedzie Alyna Gruby Tom przej komend nad jego Stra Domow, co zbytnio Neda nie cieszyo. Tomard by solidnym czowiekiem, agodnym i oddanym, zaradnym do pewnego stopnia, lecz mia ju prawie pidziesit lat i nigdy, nawet w modoci, nie tryska energi. Ned zastanawia si, czy nie postpi zbyt pochopnie, wysyajc do domu poow ze swoich najlepszych ludzi. - Bdziesz mi potrzebny. - Ned zwrci si do Tomarda, ktry sta przed nim troch oniemielony, jak zawsze kiedy go wzywano do jego pana. - Zaprowad mnie do boego gaju. - Czy to roztropne, lordzie Eddardzie? Przecie twoja noga - Moe i nie, ale konieczne. Tomard przywoa Yarlyego. Wspierajc si na ich ramionach, Ned zszed po stromych schodach wiey i pokutyka przez mur. - Macie podwoi strae - powiedzia do Grubego Toma. - Nikt nie moe wej ani wyj z Wiey Namiestnika bez mojego zezwolenia. Tom zamruga. - Panie, bez Alyna i innych, i tak ju ledwo - Tylko na jaki czas. Wydu warty. - Jak kaesz, panie - odpar Tom. - Czy mog zapyta - Lepiej nie - przerwa mu Ned. W boym gaju nie byo nikogo, jak zawsze w tej cytadeli poudniowych bogw. Ned czu rozrywajcy nog bl, kiedy sadzali go pod drzewem sercem. - Dzikuj. - Wycign z rkawa zwinity rulon zalakowany pieczci jego Rodu. - Dostarczcie to natychmiast. Tomard spojrza na imi wypisane na papierze i obliza usta niespokojnie. - Panie - Rb, co ci ka - powiedzia Ned. Nie potrafi powiedzie, jak dugo czeka w ciszy boego gaju. Wypenia go bogi spokj. Grube mury zatrzymyway odgosy z zamku, tak e tutaj sysza tylko piew ptakw, cykanie wierszczy i szelest koysanych wiatrem lici. Drzewo serce byo dbem, brzowym i bez twarzy, a mimo to Ned Stark wyczuwa obecno swoich bogw. Bl w nodze zela nieco.

Przysza do niego o zachodzie soca, ktrego blask zarowi chmury nad murami i wieami. Przybya sama, tak jak prosi. Cho raz miaa na sobie proste ubranie, zielony strj do polowania i skrzane buty. Kiedy zdja kaptur brzowego paszcza, dostrzeg sine miejsce, gdzie uderzy j Krl. Fioletowa plama zka, a opuchlizna zesza, lecz nikt nie mg mie wtpliwoci co do przyczyny obrzku. - Dlaczego tutaj? - spytaa Cersei Lannister, stajc nad nim. - eby bogowie mogli zobaczy. Usiada obok niego na trawie. Poruszaa si z wdzikiem. Wiatr trca jej krcone wosy, oczy miaa zielone jak letnie licie. Mino wiele czasu, odkd Ned mg podziwia jej urod z bliska, lecz teraz widzia j dokadnie. - Znam prawd, za ktr umar Jon Arryn powiedzia. - Rzeczywicie? - Krlowa uwanie przygldaa si jego twarzy, jak kot. - Czy dlatego mnie tu wezwae, lordzie Stark? By zadawa mi zagadki? Czy moe twoim zamiarem byo pochwyci mnie, tak jak twoja ona pochwycia mojego brata? - Nie przyszaby tutaj, gdyby w to wierzya. - Ned dotkn jej policzka. - Czy on postpowa ju tak wczeniej? - Raz albo dwa. - Odsuna si od jego rki. - Ale nigdy przedtem nie uderzy mnie w twarz. Jaime by go zabi, nawet gdyby miao go to kosztowa ycie. - Cersei spojrzaa na niego wyzywajco. - Mj brat jest wart o wiele wicej ni twj przyjaciel. - Twj brat? - spyta Ned. - Czy twj kochanek? - Obaj w jednej osobie. - Jej twarz nawet nie drgna, kiedy potwierdzia jego sowa. Ju od dziecistwa. Dlaczego nie? Rodzestwa Targaryenw eniy si od trzech stuleci, by utrzyma czyst krew. A Jaime i ja jestemy czym wicej ni tylko bratem i siostr. Stanowimy jedn osob w dwch ciaach. Wyszlimy z tego samego ona. Nasz stary maester mwi, e Jaime urodzi si, trzymajc moj stop. Kiedy on jest we mnie, czuj e stanowimy cao. - Po jej ustach przemkn cie umiechu. - Mj syn Bran Cersei nie odwrcia gowy. - Widzia nas. Kochasz swoje dzieci, prawda? Robert zadawa sobie to samo pytanie tamtego ranka, przed ostatnim pojedynkiem turnieju. - Z caego serca. - Podobnie jak ja moje. Gdyby chodzio o ycie jakiego dziecka, ktrego nie znaem, pomyla Ned, a na drugiej szali znaleliby si Robb, Sansa, Arya, Bran i Rickon, co bym wtedy zrobi? Co by

zrobia Catelyn, gdyby chodzio o ycia Jona przeciwko yciu dzieci, ktre ona urodzia? Nie wiedzia i nigdy nie chcia si dowiedzie. - Ojcem caej trjki jest Jaime - powiedzia. Byo to stwierdzenie, a nie pytanie. Nasienie jest silne, krzycza na ou mierci Jon Arryn, i rzeczywicie tak byo. Wszystkie bkarty miay wosy czarne jak noc. Wielki Maester Malleon opisa ostatni raz, kiedy jele poczy si z lwem jakie dziewidziesit lat temu, kiedy to Tya Lannister polubia Gowena Baratheona, trzeciego syna panujcego wadcy. Jedynym owocem ich zwizku by bezimienny chopiec, ktrego Malleon opisa jako krzepkiego, silnego niemowlaka z czupryn czarnych wosw, ktry umar w wieku niemowlcym. Trzydzieci lat wczeniej mski potomek Lannisterw wzi za on pann z Baratheonw. Daa mu trzy crki i jednego syna, wszyscy czarnowosi. Bez wzgldu na to, jak daleko wstecz Ned przewraca poke strony ksigi, zawsze zoto ustpowao przed wglem. - Dwanacie lat - powiedzia Ned. - Jak to moliwe, e Krl nie spodzi z tob adnego dziecka? Podniosa wyniole gow. - Zaszam kiedy w ci z twoim Robertem - powiedziaa z wyran pogard. - Mj brat znalaz kobiet, ktra mnie oczycia. On nigdy si nie dowiedzia. Szczerze mwic, nie cierpi, kiedy mnie choby dotyka. Nie dopuszczam go do siebie ju od lat. Znam inne sposoby, eby go zadowoli, kiedy przychodzi od swoich dziwek. Krl jest zwykle zbyt pijany i rano nie pamita ju, co robilimy w nocy. Jak to moliwe, e wszyscy byli tak lepi? Prawda istniaa tu przed ich oczyma przez cay czas, wypisana na twarzach dzieci. Ned poczu, e robi mu si niedobrze. - Pamitam Roberta, ktry wstpowa na tron, Krl w kadym calu - powiedzia cicho. - Istnieje tysic innych kobiet, ktre by go pokochay caym sercem. Co on uczyni, e tak bardzo go nienawidzisz? Jej oczy zapony - zielony ogie o zmierzchu - niczym oczy lwicy z jej herbu. - W nasz noc polubn, kiedy po raz pierwszy dzielilimy oe, nazwa mnie imieniem twojej siostry. Lea na mnie, by we mnie, cuchncy winem, i powtarza szeptem imi Lyanny. Ned Stark pomyla o jasnoniebieskich rach i przez chwil mia ochot zapaka. Nie wiem, kogo bardziej mi al. Krlowa wydawaa si rozbawiona jego sowami. - Zachowaj swj al dla siebie samego, lordzie Stark. Ja go nie potrzebuj. - Wiesz, co musz zrobi. - Musisz? - Pooya do na jego zdrowej nodze, troch ponad kolanem. - Prawdziwy mczyzna robi to, co chce zrobi, a nie to, co musi. - Musna delikatnie jego udo - cie

obietnicy. - Krlestwu potrzeba silnego Namiestnika. Joff jest jeszcze may. Nikt nie chce znowu wojny, a ju na pewno nie ja. - Teraz dotkna jego twarzy, wosw. - Skoro przyjaciele mog zamieni si we wrogw, wrogowie mog sta si przyjacimi. Twoja ona znajduje si o tysice mil std, a mj brat uciek. Bd dla mnie miy, Ned, a przysigam, e nie poaujesz. - Czy podobn propozycj zoya take Jonowi Arrynowi? Uderzya go w twarz. - Bd to nosi jako oznak honoru - powiedzia. - Honoru - wycedzia przez zby. - Jak miesz odgrywa przede mn szlachetnego ma? Za kogo mnie bierzesz? Sam masz swojego bkarta, widziaam go. Ciekawe, kim bya jego matka? Pewnie jaka dornijska wieniaczka, ktr gwacie, kiedy pon jej dom. A moe dziwka? Albo pogrona w smutku siostra, lady Ashara? Podobno rzucia si do morza. Dlaczego? Z powodu brata, ktrego zabie, czy moe dziecka, ktre skrade? Powiedz mi, mj szlachetny lordzie Eddardzie, czym rnisz si od Roberta, ode mnie czy od Jaimea? - Przede wszystkim - odpowiedzia Ned - nie zabijam dzieci. Radz ci, moja pani, eby mnie dobrze posuchaa. Powiem to tylko raz. Kiedy Krl powrci z polowania, przedstawi mu ca prawd. Do tego czasu ju ci tu nie bdzie. Ani ciebie, ani dzieci. Na waszym miejscu nie jechabym do Casterly Rock. Raczej do Wolnych Miast albo jeszcze dalej, na Wyspy Letnie lub do Portu Ibben. Jak najdalej. - Wygnanie - powiedziaa. - Czstujesz mnie cierpkim winem. - Nie tak cierpkim jak to, ktrym twj ojciec poczstowa dzieci Rhaegara odpowiedzia. - Poza tym oferuj ci wiksz askawo, ni zasugujesz. Twj ojciec i twoi bracia powinni uda si z tob. Zoto lorda Tywina zapewni ci wygod i bezpieczestwo. Moe ci si przyda. Zapewniam ci, e bez wzgldu na to, gdzie uciekniesz, bdzie ci ciga gniew Roberta, by moe a po krace tego, co jest za. Krlowa podniosa si. - A mj gniew, lordzie Stark? - spytaa cicho. Wodzia uwanie wzrokiem po jego twarzy. - Sam powiniene by zawadn krlestwem. Byo do wzicia. Jaime opowiedzia mi, jak zastae go na elaznym Tronie w dzie upadku Kings Landing i jak kazae mu z niego zej. To bya twoja chwila. Wystarczyo wej tylko po stopniach i zasi na tronie. Popenie bd. - Popeniem ich wicej, ni potrafisz sobie wyobrazi - powiedzia Ned - lecz z pewnoci nie wtedy. - Ale tak - upieraa si Cersei. - W grze o tron zwycia si albo umiera. Nie ma ziemi niczyjej.

Schowaa opuchnit twarz pod kapturem i zostawia go pod dbem, w ciemnoci wypenionej cisz boego gaju, pod granatowym niebem, na ktrym zawieciy pierwsze gwiazdy.

DAENERYS
Serce parowao w chodnym powietrzu wieczoru, kiedy khal Drogo pooy je przed ni, surowe, ociekajce krwi. Ramiona mia czerwone a po okcie. Za nim klczeli jego bracia krwi pochyleni nad ciaem dzikiego rumaka, kady z nich trzyma w doni kamienny n. Dany dotkna swojego delikatnie nabrzmiaego brzucha. Kropelki potu lniy na caym jej ciele i spyway po czole. Czua na sobie wzrok starych kobiet, wiekowych staruch z Vaes Dothrak, o oczach ciemnych i lnicych jak krzesiwo, osadzonych na ich pomarszczonych twarzach. Nie wolno jej drgn ani okaza strachu. We mnie pynie smocza krew, powtarzaa w mylach, biorc w rce koskie serce. Potem podniosa serce do ust i zanurzya zby w twardym, surowym misie. Ciepa krew wypenia jej usta i spyna po brodzie. Przez chwil miaa wraenie, e si zadawi, lecz pogryza miso i przekna. Serce rumaka miao uczyni jej syna silnym, szybkim i nieustraszonym, tak przynajmniej uwaali Dothrakowie, lecz tylko wtedy, gdy zje je matka. Gdyby zakrztusia si krwi albo zwrcia miso, byby to zy znak; mogaby poroni albo urodzi dziecko sabe, kalekie lub pci eskiej. Suce pomogy jej przygotowa si do ceremonii. I tak ju delikatny odek matki dokucza jej przez ostatnie dwa ksiyce, lecz mimo to Dany zmuszaa si do jedzenia na wp skrzepej krwi, eby przyzwyczai si do jej smaku, a Irri podsuwaa jej kawaki suszonego misa, ktre miaa u a do blu. Przez cay dzie i noc poprzedzajce ceremoni nic nie jada w nadziei, e gd pomoe jej upora si z surowym misem. Serce dzikiego rumaka byo jednym wielkim miniem, dlatego Dany musiaa rozrywa je zbami i dugo przeuwa kady ks. W caym Vaes Dothrak, ktre traktowano jako wite miejsce, nie wolno byo nosi stalowej broni, dlatego musiaa posugiwa si tylko swoimi zbami i paznokciami. Czua, jak wszystko jej si przewraca w odku, lecz nie ustawaa; z twarz umazana krwi wgryzaa si w serce, ktre - jak sdzia - wybuchnie w jej ustach. Khal Drogo sta nad ni przez cay czas z twarz nieruchom niczym spiowy posg. Jego dugi, czarny warkocz lni natuszczony. W wsy wplecione mia zote piercienie, zote dzwonki w warkoczu, jego biodra za zakrywa pas z cikich medalionw z litego zota. Pier mia odkryt. Dany spogldaa na niego za kadym razem, kiedy czua, e traci siy; patrzya na niego, przeuwaa i poykaa, przeuwaa i poykaa. Kiedy zjada ju prawie cae

serce, wydao jej si, e dostrzega bysk dumy w jego ciemnych oczach o ksztacie migdaw, lecz nie bya pewna. Oblicze khala rzadko zdradzao jego myli. Wreszcie skoczya. Policzki i palce lepiy jej si od krwi, kiedy wkadaa do ust ostatni kawaek. Dopiero wtedy spojrzaa na staruchy dosh khaleen. - Khalakka dothrae mranha! - powiedziaa gono w jzyku Dothrakw, najlepiej jak potrafia. Ksi jedzie we mnie! Przez wiele dni uczya si tego zdania z pomoc Jhiqui. Najstarsza z wieszczek, zgarbiona i wysuszona starucha z jednym tylko czarnym okiem uniosa rce w gr. - Khalakka dothrae! - wrzasna. Ksi jedzie! - Jedzie! - odpowiedziay pozostae kobiety. - Rakh! Rakh! Rakh haj! - zawoay. Chopiec, chopiec, silny chopiec. Rozlego si dzwonienie dzwoneczkw niczym szczebiot spiowych ptakw, a zaraz potem dugi, niski dwik wojennego rogu. Staruchy zaczy nuci. Ich wysuszone piersi, ukryte pod skrzanymi, malowanymi kaftanami, koysay si w przd i w ty, lnice od potu i oliwy. Usugujcy im eunuchowie rzucili do ogromnego spiowego paleniska wizki wysuszonej trawy. Po chwili chmury wonnego dymu uniosy si w gr, do ksiyca i gwiazd. Dothrakowie wierzyli, e J gwiazdy to ogniste rumaki, ktre galopuj ogromnym stadem po nocnym niebie. Kiedy dym unis si bardzo wysoko, zawodzenie ucicho, a jednooka starucha zamkna oko, eby lepiej zobaczy przyszo. Dany syszaa dobiegajce z oddali woanie nocnych ptakw, syk pochodni i agodny plusk wody w jeziorze. Dothrakowie wpatrywali si w ni swoimi oczami czarnymi jak noc i czekali. Khal Drogo pooy do na ramieniu Dany. Czua napicie w jego palcach. Nawet tak potny khal jak Drogo, mg poczu strach, kiedy dosh khaleen zagldaa w dymy przyszoci. Suce Dany poruszyy si niespokojnie. Wreszcie starucha otworzya oko i uniosa ramiona. - Widziaam jego twarz i syszaam dudnienie koskich kopyt - owiadczya cienkim, drcym gosem. - Dudnienie jego kopyt! - powtrzyy chrem pozostae kobiety. - Mknie szybko jak wiatr, a za nim khalasar rozlewa si na ca ziemi, niezliczona ilo ludzi, w ich doniach lni arakhy niczym dba trawy miecznika. Ksi bdzie gwatowny jak burza. Jego wrogowie zadr przed nim, a ich ony zapacz krwawymi zami i ze smutku bd rozdziera wasne ciaa. Pie dzwonkw w jego wosach oznajmi jego nadejcie, a bladzi ludzie z kamiennych domw zadr przed jego imieniem. - Starucha zadraa i spojrzaa na Dany, jakby przestraszona. - Nadjeda ksi. To on bdzie rumakiem, ktry przemierzy wiat. - Ktry przemierzy wiat! - powtrzyli zebrani, a ich gosy odbiy si echem.

Jednooka starucha ypna okiem na Dany. - Jakie imi bdzie nosi rumak, ktry przemierzy wiat? Dany wstaa, by jej odpowiedzie. - Bdzie nosi imi Rhaego - odpowiedziaa sowami, ktrych nauczya j Jhiqui. Pooya donie na brzuchu, jakby chciaa go ochroni przed przeraliwym okrzykiem Dothrakw. - Rhaego! - wrzasnli. - Rhaego, Rhaego, Rhaego! W jej uszach wci jeszcze rozbrzmiewao to imi, kiedy khal Drogo wyprowadzi j z dou. Za nimi szli jego bracia krwi. Razem z pozostaymi wyszli na drog bogw, szerok trawiast drog, ktra biega przez serce Vaes Dothrak od koskiej bramy a do Matki Gr. Na przedzie procesji kroczyy staruchy z towarzyszcymi im eunuchami i sugami. Niektre z nich podpieray si dugimi, rzebionymi kosturami, drepcc na trzscych si nogach, inne szy dumnie jak koscy lordowie. Kada z nich bya kiedy Khaleesi. Kiedy ich mowie umierali i na czele hordy stawa nowy khal z now Khaleesi u boku, one tam odchodziy, aby rzdzi ogromnym narodem Dothrakw. Nawet najpotniejsi spord khalw chylili czoa przed mdroci i autorytetem dosh khaleen. Dany zadraa na myl o tym, e pewnego dnia moe zosta odesana do nich, czy jej si to bdzie podoba czy nie. Za staruchami podali pozostali, khal Ogo z synem, khalakka Fogo, khal Jommo z onami, dowdcy z khalasar Drogo, suce Dany, sudzy i niewolnicy khala i inni. Szli drog przy rytmicznych dwikach bbnw i dzwonkw. W ciemnoci na skraju drogi majaczyy posgi skradzionych herosw i bogw podbitych narodw. Dalej, przez traw, biegli sucy z pochodniami, dlatego ogromne posgi wydaway si porusza w migoccych pomieniach. - Co znaczy imi Rhaego? - spyta khal Drogo w jzyku powszechnym Siedmiu Krlestw, kiedy szli. Dany nauczya go kilku sw w swoim jzyku. Drogo potrafi by pojtnym uczniem, jeli si nad czym skupi, chocia mwi z tak silnym akcentem, e ani ser Jorah, ani Yiserys nie rozumieli go ani troch. - Powiem ci, moje soce-i-ksiycu. Mj brat, Rhaegar, by zaciekym wojownikiem - odpowiedziaa. - Umar, zanim si urodziam. Ser Jorah twierdzi, e by on ostatnim ze smokw. Khal Drogo spojrza na ni. Cho jego twarz przypominaa miedzian mask, to wydao jej si, e pod jego dugimi, czarnymi wsami dostrzega cie umiechu. - Dobre imi, Dan Ares, ono, ksiycu mojego ycia - powiedzia. Pojechali nad jezioro otoczone wiecem trzcin, ktre Dothrakowie nazywali onem wiata. Tysic lat temu, jak powiedziaa jej Jhiqui, i z jego gbi wynurzy si pierwszy czowiek, ktry jecha na grzbiecie pierwszego konia.

Procesja czekaa na trawiastym brzegu, tymczasem Dany zrzucia z siebie brudne ubranie. Naga wesza ostronie do wody. Irri twierdzia, e jezioro nie ma dna, lecz Dany poczua pod stopami mikkie boto, kiedy ruszya przez wysokie trzciny. Na czarnej wodzie ksiyc rozsypywa si i ponownie formowa, unoszony falami, ktre wzbudzia. Zimna woda obja jej uda i miejsce midzy nimi, wzbudzajc dreszcz na jej bladej skrze. Koska krew zdya ju zaschn na jej rkach i ustach. Dany nabra witej wody w zoone donie i wylaa j sobie na gow, obmywajc siebie i dziecko w jej onie. Khal i wszyscy wok przygldali si. Syszc szepty mruczcych do siebie nawzajem staruch, zastanawiaa si, co mwi. Kiedy wysza z jeziora, drc i ociekajc wod, podesza jej suca, Doreah, z jedwabn, malowan szat, lecz khal Drogo powstrzyma j ruchem doni. Patrzy z uznaniem na jej nabrzmiae piersi i wypuky brzuch. Dany widziaa, jak jego msko napieraa coraz mocniej na skrzane spodnie pod cikim medalionem. Podesza do niego i pomoga mu je rozpi. Wtedy ogromny khal obj j wok bioder i podnis w gr bez najmniejszego wysiku. Dzwonki w jego wosach zadzwoniy cicho. Kiedy wszed w ni, Dany przylgna do niego i przycisna twarz do jego szyi. Trzy szybkie pchnicia i byo po wszystkim. - Rumak, ktry zawadnie wiatem - wyszepta ochrypym gosem Drogo. Jego donie wci pachniay kosk krwi. W chwili najwikszej przyjemnoci ugryz j mocno w szyj, a potem podnis jeszcze wyej i wypeni swoim nasieniem, ktrego resztki popyny po jej udach. Dopiero teraz podano jej pachnce jedwabie i mikkie pantofle na nogi. Khal Drogo zawiza pas i wyda komend. Na brzeg jeziora przyprowadzono konie. Cohollo dostpi zaszczytu podsadzenia khaleesi na jej srebrzyst. Drogo cisn boki swojego konia i ruszyli drog bogw skpan w blasku gwiazd i ksiyca. Dany nadaa za nim bez trudu. Jedwabny dach ogromnej komnaty khala Drogo zosta zwinity na t noc, dlatego jej wntrze wypenia te blask ksiyca. Z ogromnych, otoczonych kamieniami palenisk buchay pomienie wysokie na dziesi stp. W powietrzu unosi si przenikliwy zapach pieczonego misa i sfermentowanego kobylego mleka. Wjechali do ogromnego pomieszczenia, gdzie zebrali si ju ci, ktrym nie wolno byo wzi udziau w ceremonii. Oczy wszystkich spoczy na Dany, kiedy przejechaa pod ukiem wejcia i posuwaa si rodkiem ogromnej sali. Krzyczc gono, Dothrakowie podziwiali jej brzuch i piersi i sawili

nowe ycie w jej onie. Nie rozumiaa wikszoci z ich sw, lecz doskonale rozpoznawaa powtarzajce si zdanie: - Rumak, ktry przemierza wiat. Dwiki bbnw i rogw pyny wysoko w ciemno nocy. Na wp rozebrane kobiety taczyy na niskich stoach pord udcw i tac penych liw, daktyli i granatw. Wielu z mczyzn zdyo si ju zamroczy kobylim mlekiem, lecz Dany wiedziaa, e tej nocy nie zabysn arakhi, nie w witym miecie, gdzie zakazano rozlewu krwi. Khal Drogo zsiad z konia i zasiad na wysokiej awie. Zaszczytne miejsce po jego prawej i lewej stronie zajli khal Jommo i khal Ogo, ktrzy przebywali w Vaes Dothrak wraz ze swymi khalasarami, kiedy Dany i khal Drogo tam przyjechali. Dalej siedzieli bracia krwi trzech khalw oraz cztery ony khala Jommo. Dany zsiada ze swojej klaczy i oddaa cugle jednemu z niewolnikw. Kiedy Doreah i Irri ukaday dla niej poduszki, rozejrzaa si, szukajc wzrokiem swojego brata. Nawet w tak ogromnej sali powinna z atwoci dostrzec jego blad skr, srebrzyste wosy i ebracze ubranie. Popatrzya nawet na mczyzn siedzcych przy niskich stoach na wytartych dywanach i paskich poduszkach, ktrych warkocze byy krtsze od ich mskoci, lecz wszyscy mieli czarne oczy i miedziane twarze. Na rodku sali, niedaleko rodkowego paleniska, dostrzega ser Joraha Mormonta. Dothrakowie doceniali jego umiejtno wadania mieczem, dlatego posadzili go na do honorowym miejscu. Dany posaa po niego Jhiqui. Mormont natychmiast zjawi si przy jej stole i przyklkn na jedno kolano. - Khaleesi powiedzia. - Jestem na twoje rozkazy. Poklepaa wypchan poduszk z koskiej skry. - Usid i porozmawiaj ze mn. - To dla mnie zaszczyt. - Rycerz usiad na poduszce ze skrzyowanymi nogami. Natychmiast klkn przed nim niewolnik z drewnian tac pen dojrzaych fig. Ser Jorah wzi jedn i odgryz poow. - Gdzie jest mj brat? - spytaa Dany. - Powinien ju przyj na uczt. - Widziaem Jego Mio rano - odpowiedzia. - Powiedzia mi, e udaje si na Zachodni Targ po wino. - Po wino? - powtrzya Dany bez przekonania. Yiserys nie znosi smaku sfermentowanego kobylego mleka, jakim zwykle raczyli si Dothrakowie, dlatego ostatnimi czasy czsto chodzi na bazar, gdzie pi z kupcami, ktrych ogromne karawany przyjeday ze wschodu i zachodu. Miaa wraenie, e ich towarzystwo bardziej mu j odpowiada ni jej. - Po wino - potwierdzi ser Jorah. - Zamierza te zacign do swojej armii najemnikw, ktrzy strzeg karawan. - Suca pooya przed nim krwist piecze, do ktrej natychmiast dobra sie oboma rkoma.

- Czy to roztropne? - spytaa. - Przecie nie ma zota na zapat dla onierzy. A jeli go zdradz? - Stranicy karawan nie przejmowali si zbytnio honorem, a Uzurpator w Kings Landing z pewnoci dobrze by zapaci za gow jej brata. - Powiniene by pj tam z nim, i strzec go. Jeste mu zaprzysiony. - Przypominam ci, e znajdujemy si w Vaes Dothrak - odpar. - Tutaj nikomu nie wolno nosi broni ani przelewa krwi. - A jednak ludzie umieraj - powiedziaa. - Wiem to od Jhogo. Niektrzy z handlarzy maj eunuchw. Te olbrzymy potrafi udusi zodzieja jedwabn wstk. W ten sposb nikt nie przelewa krwi i bogowie s zadowoleni. - A zatem miejmy nadziej, e twj brat nie bdzie prbowa niczego ukra. - Ser Jorah otar usta wierzchem doni i pochyli si nad stoem. - Mia zamiar wzi twoje jaja, ale ostrzegem go, e bd musia odci mu rk, jeli ich dotknie. - Wiadomo ta tak j zaskoczya, e przez moment Dany nie wiedziaa, co odpowiedzie. - Moje jaja przecie nale do mnie. Magister Illyrio podarowa mi je jako lubny prezent. Dlaczego Yiserys miaby to tylko kamienie - To samo mona by powiedzie o rubinach, diamentach czy opalach, ksiniczko, a smocze jaja s jeszcze rzadsze. Kupcy, z ktrymi pije twj brat, zgodziliby si odda swoj msko choby za jeden z takich kamieni. Majc trzy, Yiserys mgby kupi tylu najemnikw, ilu by tylko zapragn. Dany nie pomylaa o tym. - W takim razie powinien je dosta. Nie musi ich kra. Mg mnie poprosi. Jest moim bratem moim prawdziwym Krlem. - Jest twoim bratem - przyzna ser Joah. - Nie rozumiesz mnie - powiedziaa. - Matka umara, wydajc mnie na wiat, a mj ojciec i brat, Rhaegar, umarli jeszcze wczeniej. Gdyby nie Yiserys, nie wiem, czy bym chocia znaa ich imiona. Tylko on mi zosta. Jest wszystkim, co mam. - Ju nie - powiedzia ser Jorah. - Ju nie, Khaleesi. Teraz jeste jedn z Dothrakw. W twoim onie jedzie rumak, ktry przemierzy wiat. Wycign rk z pucharem i niewolnica natychmiast napenia go sfermentowanym kobylim mlekiem, kwanym w zapachu i gstym od grudek. Dany daa jej znak, by odesza. Ju od samego zapachu mleka robio jej si niedobrze, a przecie nie chciaa ryzykowa zwrcenia koskiego serca, ktre wmusia w siebie. - Co to znaczy? - spytaa. - O co chodzi z tym rumakiem? Wszyscy o nim krzyczeli, ale ja nie wiem, o co chodzi.

- Maj na myli khala nad khalami, o ktrego nadejciu wspominaj ju pradawne przepowiednie. Ma zjednoczy Dothrakw w jeden khalasar, ktry podbije wszystkie narody i dotrze a na krace ziemi. - Och - powiedziaa cicho Dany. Odruchowo przesuna doni po brzuchu. - Daam mu imi Rhaego. - Imi, na dwik ktrego zadry Uzurpator. Nagle Dany poczua, e Doreah cignie j za rkaw. - Pani - szepna suca podnieconym gosem - twj brat Dany popatrzya w drugi koniec dugiej sali i zobaczya go. Szed w jej stron chwiejnym krokiem, tak e od razu domylia si, i znalaz wino, a take pewnego rodzaju odwag. Ubrany by w jedwabn, szkaratn szat, brudn i poplamion. Jego czarny paszcz i rkawice wypowiay od soca. Buty mia popkane, a srebrzystoblond wosy zmierzwione. Do pasa przypi dugi miecz w skrzanej pochwie. Dothrakowie spogldali na jego bro, kiedy ich mija. Dany syszaa wyranie gniewne przeklestwa i groby, ktre rozchodziy si fal po caej sali. Muzyka cicha stopniowo, a wreszcie zamilka nerwowym dudnieniem bbnw. Dany poczua ucisk przeraenia wok serca. - Id do niego - powiedziaa do ser Joraha. - Powstrzymaj go. Przyprowad do mnie. Powiedz mu, e moe sobie wzi smocze jaja, jeli tak bardzo mu na nich zaley. - Rycerz szybko podnis si na nogi. - Gdzie jest moja siostra? - zawoa Yiserys gosem cikim od wina. - Przyszedem na jej uczt. Jak miecie rozpoczyna beze mnie? Nikt nie zaczyna je przed Krlem. Gdzie ona jest? Dziwka nie schowa si przed smokiem. Zatrzyma si na wysokoci najwikszego z trzech palenisk, wodzc wzrokiem po twarzach Dothrakw. Tylko garstka z piciu tysicy ludzi siedzcych w sali rozumiaa jzyk powszechny, lecz wystarczyo spojrze na niego, eby wiedzie, i jest pijany. Ser Jorah podszed do Yiserysa, szepn mu co do ucha i uj go pod rami, lecz Yiserys wyszarpn rk. - Trzymaj rce z daleka! Nikomu nie wolno dotyka smoka! Dany zerkna nerwowo na wysoko umieszczon aw. Khal Drogo mwi co do pozostaych khalw. Khal Jommo wyszczerzy zby w umiechu, a khal Ogo rozemia si gono. Yiserys podnis wzrok. - Khal Drogo - przemwi zaczepnie. - Przyszedem na uczt. - Ruszy chwiejnym krokiem w stron trzech khalw.

Khal Drogo wsta i wypowiedzia kilka sw w swoim jzyku - zbyt szybko, by Dany moga je zrozumie - i wycign rk. - Khal Drogo mwi, nie ma dla ciebie miejsca na wysokiej awie - przetumaczy ser Jorah. - Khal Drogo mwi, e twoje miejsce jest tam. Yiserys spojrza w stron, gdzie wskazywa khal. W przeciwlegym kocu dugiej sali, w kcie pod cian, w cieniu, eby inni, lepsi, nie musieli na nich patrze, siedzieli najnisi z najniszych, chopcy bez pochodzenia, pokurczeni starcy o zamglonych spojrzeniach, kalecy i niedorozwinici. Siedzieli daleko od misa, daleko od zaszczytw. - To nie jest miejsce dla Krla - owiadczy jej brat. - To jest miejsce - odpar khal Drogo w jzyku powszechnym, ktrego uczya go Dany - dla Kutykajcego Krla. - Klasn w donie. - Wz! Przyprowadcie wz dla khala Rhaggata! Pi tysicy Dothrakw wybuchno miechem. Ser Jorah podszed do Yiserysa i krzycza mu co do ucha, lecz wrzaski zebranych zaguszyy jego sowa. Brat Dany odkrzykn mu co i obaj zaczli si szarpa, a Mormont przewrci Yiserysa na ziemi. Yiserys wycign miecz. Stal bysna zowieszczym czerwonym pomieniem w blasku paleniska. - Trzymaj si ode mnie z daleka! - sykn Yiserys. Ser Jorah cofn si o krok, a jej brat dwign si niezdarnie. Zamachn si mieczem nad gow; by to ten sam miecz, ktry poyczy mu magister Illyrio, by wyglda bardziej dostojnie. Ze wszystkich stron rozlegay si przeklestwa Dothrakw. Okrzyk przeraenia zamar na ustach Dany. Wiedziaa, co oznacza obnaony w tym miejscu miecz. Na dwik jej gosu Yiserys odwrci gow i zobaczy j wreszcie. - Tam jest powiedzia, umiechajc si. Ruszy w jej stron na sztywnych nogach; idc, zadawa cicia przed sob, jakby wycina ciek przez cian wrogw, chocia nikt nie prbowa go powstrzyma. - Miecz nie wolno ci - mwia bagalnym gosem. - Prosz, Yiserysie. Tutaj nie wolno nosi miecza. Od go i usid ze mn. Mamy mnstwo jedzenia i napitkw chodzi ci o smocze jaja? Moesz je wzi, tylko od miecz. - Rb, jak ci radzi, gupcze - krzykn ser Jorah - zanim wszyscy zginiemy przez ciebie. Yiserys rozemia si. - Oni nie mog nas zabi. Im nie wolno rozlewa krwi w witym miecie ale mnie tak. - Dotkn kocem miecza miejsca midzy piersiami Daenerys i przesun go w d nad wybrzuszenie jej brzucha. - Chc tego, po co tutaj

przybyem - powiedzia. - Chc korony, ktr mi obieca. Kupi ciebie, ale nie zapaci. Powiedz mu, e chc zapaty albo ci zabior. Ciebie i jaja. Moe zatrzyma swojego rumaka. Wytn go i zostawi mu. - elazne ostrze wcisno si w jedwabie Dany i ukuo jej ppek. Widziaa, e Yiserys pacze; ten mczyzna, ktry kiedy by jej bratem, paka i mia si jednoczenie. Dany syszaa jakby z oddali proby paczcej Jhiqui, ktra bagaa swoj pani, eby nie tumaczya sw brata, bo khal zwie j i zacignie koniem a na Matk Gr. Dany obja ramieniem dziewczyn. - Nie bj si - uspokoia j. - Powiem mu. Nie miaa pewnoci, czy do jasno si wyrazia, lecz kiedy skoczya, khal Drogo rzuci kilka sw w swoim jzyku i od razu zorientowaa si, e j zrozumia. Soce jej ycia zszed ze swojego podwyszonego miejsca. - Co on powiedzia? - spyta j mczyzna, ktry kiedy by jej bratem, i drgn. W sali zrobio si tak cicho, e syszaa delikatne dzwonienie dzwoneczkw we wosach idcego khala Drogo. Jego bracia krwi szli za nim niczym cienie. Daenerys poczua strach. - Mwi, e otrzymasz wspania zot koron, na widok ktrej ludzie zadr. Yiserys umiechn si i opuci miecz. By to najsmutniejszy widok, ktry pniej rozdziera jej serce. - Tylko tego chciaem - powiedzia. - Dosta to, co mi obiecano. Kiedy soce jej ycia stan obok niej, Dany obja go w pasie. Khal wypowiedzia sowo i jego bracia krwi skoczyli do przodu. Qotho chwyci za ramiona czowieka, ktry kiedy by jej bratem. Haggo unieruchomi mu nadgarstek jednym skrtem ogromnych doni, Cohollo wycign miecz z omdlaej doni. Yiserys nie rozumia jeszcze. - Nie - krzykn. - Nie wolno wam mnie dotyka. Jestem smokiem, smokiem, i dostan koron! Khal Drogo odpi swj pas. Medaliony zrobione byy z czystego zota, cikie, zdobione, kady wielkoci mskiej doni. Wyda okrzykiem komend. Kucharze odsunli z paleniska ogromny, elazny gar z potraw, wylali j na ziemi i z powrotem postawili naczynie na ogniu. Drogo wrzuci do niego swj pas i przyglda si z kamienn twarz, jak medaliony rozgrzewaj si coraz bardziej, tracc ksztat. Dany widziaa w jego czarnych jak onyks oczach taczce pomienie. Niewolnik poda mu grube rkawice z koskiej skry, ktre naoy; ani razu nie spojrza na schwytanego. Yiserys wyda z siebie przeraliwy skowyt tchrza, ktry stan w obliczu mierci. Rzuca si i kopa, skamla jak pies, kwili jak niemowl, lecz Dothrakowie trzymali go mocno. Ser Jorah pooy do na ramieniu Dany. - Odwr si, ksiniczko. Prosz. - Nie. - Zoya donie na swoim nabrzmiaym brzuchu w obronnym gecie.

Wreszcie Yiserys zwrci wzrok na ni. - Siostro, prosz Dany, powiedz im, powiedz siostrzyczko - Kiedy zoto zaczo ju pyn, Drogo chwyci naczynie i cign je z ognia. - Korona! - krzykn. - Oto korona dla Wzkowego Krla! - Odwrci gar do gry nogami nad gow czowieka, ktry by jej bratem. Odgos, jaki wyda Yiserys Targaryen, gdy straszliwy hem zakry mu twarz, nie przypomina gosu czowieka. Jego stopy uderzyy spazmatycznie o ziemi, potem jeszcze raz wolniej i znieruchomiay. Sople roztopionego zota spyny na jego pier, pozostawiajc w jedwabiu dymice dziury ale nie polaa si ani kropla krwi. On nie by adnym smokiem, pomylaa Dany dziwnie spokojna. Ogie nie zabija smoka.

EDDARD
Szed przez podziemn krypt w Winterfell, tak jak robi to setki razy przedtem. Krlowie Zimy przygldali mu si lodowymi oczyma, a wilkory u ich stp obracay ogromne kamienne gowy i warczay. Wreszcie dotar do miejsca, gdzie spa jego ojciec. A obok niego Brandon i Lyanna. Obiecaj mi, Ned, wyszeptaa kamienna posta Lyanny. Z wiecem jasnoniebieskich r pakaa krwawymi zami. Eddard Stark usiad, serce walio mu mocno, a koce, ktrymi si okry, byy spltane. W pokoju panowaa absolutna ciemno. Kto puka do drzwi. - Lordzie Eddard. - Usysza czyj gos. - Chwileczk. - Nagi i zaspany, pokutyka przez ciemn komnat. Kiedy otworzy drzwi, ujrza na zewntrz Tomarda i Cayna z pochodni. Midzy nimi sta zarzdca Krla. - Jego Mio chce ci widzie. Natychmiast - powiedzia zarzdca z kamienn twarz. A zatem Robert powrci z polowania. Najwyszy czas. - Potrzebuj chwili. Musz si ubra. - Ned zostawi wysannika Krla za drzwiami. Cayn pomg mu zaoy ubranie; bia pcienn tunik i szary paszcz, spodnie z nogawk rozcit na zabandaowanej nodze, znak jego wadzy, i wreszcie ciki srebrny pas, do ktrego przypi pochw z valyriaskim sztyletem. Cayn i Tomard poszli z nim przez wewntrzny mur Czerwonej Twierdzy pogronej w ciemnoci. Nad murami wisia nisko ksiyc prawie w peni. Po wale przechadza si stranik w zotym paszczu. Krl rezydowa w Fortecy Maegora, masywnej budowli umieszczonej w sercu Czerwonej Twierdzy i schowanej za murami grubymi na dwanacie stp i such fos najeon elaznymi szpicami. Waciwie bya to twierdza w twierdzy. Ser Boros Blount strzeg przeciwlegego koca mostu; jego zbroja z jasnej stali odbijaa upiornie wiato ksiyca. Ju wewntrz muru Ned min dwch innych rycerzy Krlewskiej Gwardii: ser Preston Greenfield sta u podna schodw, ser Barristan Selmy za czeka przed drzwiami krlewskiej sypialni. Trzech ludzi w biaych paszczach, przypomnia sobie i poczu dziwny dreszcz. Twarz ser Barristana bya tak samo blada jak jego zbroja. Spojrzawszy na ni, Ned od razu zorientowa si, e co si stao. Krlewski zarzdca otworzy drzwi. - Lord Eddard Stark, Krlewski Namiestnik - oznajmi. - Wprowad go. - Usysza gos Roberta, dziwnie ochrypy.

W obu kominkach krlewskiej komnaty rozpalono ogie, przez co cay pokj pogry si w czerwonym blasku. Byo tam bardzo ciepo. Robert lea na ou z baldachimem. Z boku sta Wielki Maester Pycelle, a lord Renly chodzi niespokojnie przed zamknitym oknem. Sucy dokadali do ognia kolejne kody i gotowali wino. U boku ma siedziaa Cersei Lannister. Wosy miaa potargane, jakby dopiero co si zbudzia, lecz jej oczy mwiy co innego. Uwanie obserwowaa Neda, ktry przemierza pokj z pomoc Tomarda i Cayna. Porusza si bardzo wolno, jakby we nie. Krl lea w butach. Ned dostrzeg zaschnite boto i dba trawy przylepione do ich skry w miejscu, w ktrym wystaway spod koca. Na pododze lea, rzucony niedbale, zielony kubrak, rozcity i pobrudzony rdzawymi plamami. W pokoju unosi si zapach dymu, krwi i mierci. - Ned - przemwi szeptem Krl na jego widok. Twarz mia bia jak mleko. Podejd bliej. Jego ludzie podprowadzili go bliej. Ned opar si o supek baldachimu. Wystarczyo jedno spojrzenie, by zorientowa si, jak le jest z Robertem. - Co? - zacz, lecz sowa uwizy mu w gardle. - Dzik. - Lord Renly mia jeszcze na sobie zielony strj do polowania, na jego paszczu widniay plamy krwi. - Diabe - powiedzia ochryple Krl. - Moja wina. Za duo wina, a niech to. Chybiem. - Gdzie wy bylicie? - spyta Ned, zwracajc si do lorda Renlyego. - Gdzie by ser Barristan i Krlewscy Gwardzici? Renly skrzywi si. - Brat kaza nam si odsun. Chcia sam wzi dzika. - Eddard Stark podnis koc, ktrym przykryto Roberta Baratheona. Wida byo, e prbowano zamkn ran, lecz nie na wiele si to zdao. Dzik musia by ogromny. Rozpru Krla kami od pachwiny a po pier. Namoczone w winie bandae, ktrymi Wielki Maester Pycelle owin ran, zdyy ju sczernie od krwi; z rany unosi si ohydny odr. - Ned przekn lin i opuci koc. - mierdzi - powiedzia Robert. - To smrd mierci. Nie myl, e go nie czuj. Niele mnie urzdzi, co? Ale nie pozostaem mu duny. - Umiech Krla by rwnie przeraajcy, jak jego rana, poniewa zby mia czerwone od krwi. - Wsadziem mu n prosto w oko. Zapytaj ich, czy nie tak byo. Zapytaj. - Rzeczywicie - powiedzia lord Renly. - Przywielimy zwierza, tak jak rozkaza mj brat.

- Na uczt - wyszepta Robert. - A teraz zostawcie nas. Wszyscy. Musz pomwi z Nedem. - Robercie, mj sodki panie - odezwaa si Cersei. - Powiedziaem, ebycie nas zostawili - wycedzi przez zby Robert. - Nie rozumiesz tego, co mwi, kobieto? Cersei zebraa fady sukni i resztki swojej godnoci i ruszya w stron drzwi. Lord Renly i pozostali poszli za ni. Przy ku pozosta tylko Wielki Maester Pycelle, ktry drc doni podsun Krlowi puchar z gstym, biaym pynem. - Makowe mleko, Wasza Mio - powiedzia. - Wypij. Umierzy bl. Robert odtrci kielich grzbietem doni. - Zabierz to, stary gupcze. Niedugo zasn. Wyno si. Wielki Maester Pycelle posa Nedowi uraone spojrzenie i odszed wolno. - A niech ci, Robercie - odezwa si Ned, kiedy zostali sami. Noga bolaa go tak bardzo, e ciemniao mu w oczach z blu. A moe to al i smutek. Usiad na brzegu ka, u boku przyjaciela. - Dlaczego ty zawsze musisz by taki uparty? - Ach, odczep si, Ned - rzuci ochryple Krl. - Przecie zabiem sukinsyna, nie? Kiedy podnis wzrok, pukiel czarnych wilgotnych wosw opad mu na oczy. - Powinienem te ci tak zrobi. Nie dadz czowiekowi spokojnie zapolowa. Ser Robar znalaz mnie. Gowa Gregora. Paskudnie. I ani sowa Ogarowi. Niech Cersei go zaskoczy. - Jego miech przeszed w charkot, kiedy jego ciaem wstrzsn spazm blu. - Litociwi bogowie - jkn. Dziewczyna. Daenerys. Tylko dziecko, miae racj, to dlatego, dziewczyna bogowie zesali dzika eby mnie ukara - Krl zakasa, plujc krwi. - Nie nie miaem racji dziewczyna Yarys, Litllefinger, nawet mj brat na nic nikt nikt si nie sprzeciwi tylko ty - Podnis drc do. - Papier i atrament. Tam, na stole. Pisz, co podyktuj. Ned wygadzi arkusz na kolanie i wzi do rki piro. - Jak kaesz, Wasza Mio. - Oto ostatnie sowo Roberta z Domu Baratheonw, Pierwszego z Rodu, Krla Andalw i tak dalej wstaw wszystkie te cholerne tytuy, wiesz, jak to ma by. Niniejszym rozkazuj, aby po po mojej mierci Eddard z Rodu Starkw, Lord Winterfell i Krlewski Namiestnik, obj rzdy jako Lord Regent i Obroca Krlestwa. Bdzie on sprawowa wadz, dopki mj syn Joffrey nie osignie penoletnoci - Robercie - Joffrey nie jest twoim synem, chcia powiedzie, lecz sowa uwizy mu w gardle. mier tak wyranie wypisaa swoje pitno na twarzy Roberta, e nie chcia rani go jeszcze bardziej. Dlatego pochyli tylko gow i pisa, lecz w miejscu, gdzie Krl powiedzia mj syn, on napisa mj spadkobierca. Czu si zbrukany swoim oszustwem.

Kamstwa, ktre wypowiadamy z mioci, pomyla. Niech bogowie mi wybacz. - Co jeszcze mam powiedzie? - Powiedz powiedz, co trzeba. Broni i strzec, ach, bogowie dawni i nowi, znasz to wszystko. Pisz, a ja podpisz. Oddasz list radzie po mojej mierci. - Robercie. - Ned mwi przez cinite smutkiem gardo. - Nie wolno ci tego zrobi. Nie zrzucaj wszystkiego na mnie swoj mierci. Krlestwo ci potrzebuje. Robert zacisn mocno palce na jego doni. - Ty nie umiesz kama, Nedzie Stark wyrzuci z siebie, krzywic si z blu. - Krlestwo wie byem paskudnym wadc. Rwnie zym jak Aerys, niech bogowie mnie oszczdz. - Nie - powiedzia Ned do umierajcego przyjaciela. - Wcale nie tak zym jak Aerys, Wasza Mio, wcale nie. Robert umiechn si sabo. - Moe przynajmniej powiedz, e na koniec dobrze postpiem. Ty mnie nie zawiedziesz. Przejmiesz rzdy. Bdziesz tego nienawidzi bardziej ni ja ale dobrze si sprawisz. Skoczye pisanin? - Tak, Wasza Mio. - Ned poda papier Robertowi. Krl podpisa si niezdarnie, pozostawiajc na papierze krwaw plam. - Piecz powinna zosta powiadczona. - Podajcie dzika na stypie - wycharcza Robert. - Niech skra bdzie dobrze przypieczona, jabko w pysku. Zjedzcie sukinsyna. Nie bd si przejmowa, jeli si nim zadawisz. Obiecaj mi, Ned. - Obiecuj. - Obiecaj mi, Ned, usysza w mylach, niczym echo, sowa Lyanny. - Ta dziewczyna - mwi dalej Krl. - Daenerys. Daruj jej ycie. Jeli nie jest za pno pomw z nimi z Yarysem, Littlefingerem nie pozwl im jej zabi. Pom te mojemu synowi. Niech bdzie lepszy ode mnie. - Skrzywi si. - Bogowie zlitujcie si. - Zlituj si, przyjacielu - powiedzia Ned. - Zlituj si. Krl zamkn oczy, jakby rozluniony. - Wykoczony przez wini - mrukn pod nosem. - Powinienem si rozemia, tylko e to za bardzo boli. Ned nie mia ochoty mia si. - Czy mam ich zawoa? Robert skin lekko gow. - Niech bdzie. Bogowie, dlaczego tu tak zimno? Sucy weszli szybko do komnaty i zabrali si do podsycania ognia. Krlowa posza, co Ned przyj z pewn ulg. Jeli Cersei ma cho troch rozsdku, pomyla, powinna zabra dzieci i znikn jeszcze przed kocem dnia. I tak ju zbyt dugo zwlekaa. Krl Robert nie sprawia wraenia stsknionego za on. Wezwa swojego brata, Renlyego, i Wielkiego Maestera Pycellea, by zawiadczyli, kiedy wyciska swoj piecz w mikkim, tym wosku, ktry Ned nakapa na list. - A teraz dajcie mi co przeciwko blowi i

pozwlcie umrze. - Wielki Maester Pycelle popiesznie podsun mu kolejny kielich z makowym mlekiem. Tym razem Krl wypi wszystko. Kiedy odrzuci na bok puchar, na jego czarnej brodzie zalniy biae kropelki. - Czy bd mia sny? - Tak, panie - odpowiedzia mu Ned. - To dobrze - odpar Krl i umiechn si. - Ned, przeka Lyannie pozdrowienia od ciebie. Opiekuj si moimi dziemi. Sowa te ukuy go niczym pchnicie noem. Przez chwil czu si zagubiony. Czu, e nie potrafi zmusi si do kamstwa, ale zaraz przypomnia sobie bkarty: maa Barra u piersi matki, Mya w Yale, Gendry w kuni i inne dzieci. - Bd bd ich strzeg jak wasnych powiedzia wolno. Robert skin gow i zamkn oczy. Ned patrzy, jak jego stary przyjaciel zagbia si coraz bardziej w poduszk, w miar jak makowe mleko zmywao cierpienie z jego twarzy. Zapada w sen. Ciki acuch zadzwoni cicho, kiedy Wielki Maester Pycelle podszed do Neda. Zrobi, co w mojej mocy, panie, ale wywizaa si ju gangrena. Potrzebowali a dwch dni, eby go tutaj przywie. Kiedy go zobaczyem, byo za pno. Mog uly jego cierpieniom, lecz tylko bogowie potrafi go wyleczy. - Jak dugo? - spyta Ned. - Ju powinien nie y. Nie widziaem jeszcze, eby kto tak mocno uczepi si ycia. - Mj brat zawsze by silny - powiedzia lord Renly. - Moe niezbyt mdry, ale silny. Jego czoo lnio od potu. Mgby by duchem Roberta, kiedy sta tam, mody, ciemnowosy, przystojny. - Zabi dzika. Wntrznoci wyleway mu si z brzucha, a mimo to udao mu si zabi dzika - mwi zdumiony. - Robert nie zwyk opuszcza pola walki, dopki przeciwnik trzyma si na nogach odpowiedzia mu Ned. Za drzwiami ser Barristan Selmy wci strzeg schodw prowadzcych do wiey. Maester Pycelle poda Robertowi makowe mleko - poinformowa go Ned. - Dopilnuj, eby nikt mu nie przeszkadza bez mojego pozwolenia. - Tak bdzie, panie. - Ser Barristan wyglda teraz na bardzo starego. - Nie dotrzymaem witej przysigi. - Nawet najlepszy rycerz nie moe strzec Krla wbrew jego woli - powiedzia Ned. Robert uwielbia polowa na dziki. Widziaem, jak zabi ich setki. - Sta zwykle mocno na nogach, niewzruszony, z wczni w doni, czsto przeklinajc szarujce zwierz, i czeka

prawie do ostatniej chwili, by zada wreszcie to jedno jedyne, okrutne i pewne pchnicie. Nikt nie mg wiedzie, e ten przyniesie mu mier. - Mio z twojej strony, e tak mwisz, lordzie Eddardzie. - Krl powiedzia to samo. Wyzna, e wszystko przez wino. Siwowosy rycerz skin gow powoli. - Jego Mio chwia si ju w siodle, kiedy wyposzylimy zwierza z legowiska, a mimo to kaza nam si usun. - Zastanawiam si, ser Barristanie - powiedzia cicho Varys - kto da wino Krlowi? Ned nie zauway nadejcia eunucha, dlatego zdziwi si, usyszawszy jego gos. Yarys ubrany by w dug, czarn, aksamitn szat. - Krl pi ze swojego bukaka - odpar ser Barristan. - Tylko jeden bukak? Polowanie to bardzo wyczerpujce zajcie. - Nie liczyem. Z pewnoci byo wicej ni jeden. Giermek kilkakrotnie przynosi mu wino. - Bardzo obowizkowy chopak - powiedzia Yarys. - Dba, eby Jego Mio mg si naleycie pokrzepi. Ned poczu gorycz w ustach. Przypomnia sobie dwch jasnowosych chopcw, ktrych Robert wysa kiedy po nacigacz napiernikw. Krl, rozbawiony, opowiada pniej w czasie uczty o caym wydarzeniu. - Ktry to giermek? - Ten starszy - powiedzia ser Barristan. - Lancel. - Znam go dobrze - wtrci Yarys. - Krzepki chopak. Syn ser Kevana Lannistera, bratanek lorda Tywina i kuzyn Krlowej. Moe powinienem z nim pomwi. Mam nadzieje, e sodziutki modzieniec nie wini siebie za cokolwiek. Dzieci s takie wraliwe i niewinne. Bez wtpienia Yarys by kiedy mody, natomiast Ned wtpi, czy kiedykolwiek by niewinny. - A skoro ju mwimy o dzieciach, to Robert zmieni zdanie co do Daenerys Targaryen. Chc, eby odwoa wszystkie polecenia, ktre dotd wydae. Natychmiast. - Niestety - powiedzia Yarys. - Moe by za pno. Obawiam si, e ptaki ju poleciay, ale zrobi, co w mojej mocy. Za pozwoleniem. - Skoni si i znikn na krtych schodach; sycha byo tylko szelest jego mikkich pantofli na kamiennych stopniach. Z Twierdzy Maegora wyoni si Renly. - Lordzie Eddard - zawoa za Nedem. - Jedn chwil, jeli pozwolisz. Ned zatrzyma si. - Jak sobie yczysz. Renly podszed bliej. - Odpraw swoich ludzi. - Spotkali si na rodku mostu; pod nimi cigna si sucha fosa obrzeona migotaniem grotw wczni.

Ned da znak Tomardowi i Caynowi. Obaj skonili gowy i odeszli na bok. Lord Renly zerkn ostronie na ser Borosa, ktry sta na kocu mostu i na ser Prestona przy drzwiach za nimi. - Ten list. - Nachyli si jeszcze bliej Neda. - Czy chodzi o regencj? Czy mj brat mianowa ci Obroc? - Nie czeka nawet na odpowied. - Panie, mam trzydziestu ludzi w osobistej stray, oprcz tego przyjaci, to lordowie i rycerze. Daj mi godzin, a bdziesz mia sto mieczy. - I co miabym uczyni z setk mieczy, panie? - Uderzy! Teraz, kiedy w zamku wszyscy pi. - Renly ponownie zerkn na ser Borosa i zacz mwi jeszcze ciszej: Musimy wydosta Joffreya od matki i mie go w rku. Obroca czy nie, krlestwem wada ten, kto ma Krla. Powinnimy te pochwyci Myrcell i Tommena. Kiedy bdziemy mieli dzieci, Cersei nie odway si nam sprzeciwi. Rada zatwierdzi ci jako Lorda Protektora i odda Joffreya pod twoj opiek. Ned patrzy na niego chodno. - Robert jeszcze nie umar. Moe bogowie go oszczdz. Dopiero po jego mierci zwoam rad, aby wysuchaa jego ostatnich sw i rozwaya spraw sukcesji. Nie bd jednak bezczeci ostatnich godzin jego ycia na ziemi, rozlewajc krew i wycigajc z ek przestraszone dzieci. Lord Renly cofn si o krok, wyprony jak struna. - Kada chwila twojej zwoki daje Cersei wicej czasu na przygotowanie si. Kiedy umrze Robert, moe ju by za pno dla nas obu. - A zatem powinnimy si modli, eby nie umar. - Niewielka szansa - odpar Renly. - Czasem bogowie okazuj lito. - Ale nie Lannisterowie. - Lord Renly odwrci si i odszed na drug stron fosy, do wiey, w ktrej lea jego brat. Wrciwszy do swojej komnaty, Ned poczu ogromne znuenie i przygnbienie, lecz o nie nie byo mowy, nie teraz. W grze o tron wygrywasz albo umierasz, powiedziaa mu w boym gaju Cersei Lannister. Zacz si zastanawia, czy susznie postpi, odrzucajc propozycj lorda Renlyego. Tak bardzo nie lubi wszystkich tych intryg, straszenie dzieci wydawao mu si ohydne, a jednak Cersei wybraa raczej walk ni ucieczk i moe okaza si, e bdzie potrzebowa stu mieczy Renlyego, albo i wicej. - Chc rozmawia z Littlefingerem - powiedzia do Cayna. - Jeli nie ma go w jego pokojach, we ludzi i przeszukaj wszystkie szynki i burdele. Przyprowad go do mnie jeszcze przed witem. Cayn skoni si i odszed, Ned za zwrci si do Tomarda. - Wichrowa Wiedma wypywa z wieczornym odpywem. Wybrae eskort?

- Dziesiciu ludzi pod dowdztwem Porthera. - We dwudziestu i sam obejmiesz dowdztwo - powiedzia Ned. Porther by dzielny, ale porywczy. Ned potrzebowa kogo bardziej rozwanego do opieki nad crkami. - Jak kaesz, panie - odpar Tom. - Nie powiem, ebym si smuci moim wyjazdem. Stskniem si za on. - Kiedy skrcicie na pnoc, bdziecie niedaleko Dragonstone. Dostarczysz list ode mnie. Tom spojrza na niego niepewnie. - Dragonstone, panie? Ta wyspa forteca Targaryenw cieszy si z reputacj. - Powiedz kapitanowi Qos, eby wywiesi mj sztandar, gdy tylko ujrzycie wysp. Mog obawia si nieoczekiwanych goci. Gdyby kapitan mia jakie wtpliwoci, daj mu to, czego zada. List masz dostarczy lordowi Stannisowi Baratheonowi. Nikomu innemu. adnemu zarzdcy, kapitanowi stray czy onie, tylko lordowi Stannisowi. - Jak kaesz, panie. Po wyjciu Tomarda lord Eddard Stark siedzia wpatrzony w pomie wiecy ustawionej na stole. Przez chwil al przygnit go cakowicie. Pragn jedynie mc pj do boego gaju, klkn przed drzewem sercem i modli si o ycie Roberta Baratheona, ktry dla niego by kim wicej ni bratem. Ludzie bd mwi, e Eddard Stark zdradzi Krla i wydziedziczy jego syna. Mia tylko nadziej, e bogowie wiedz lepiej i e Robert pozna prawd w krainie za grobem. Ned wyj ostatni list Krla. Sztywny biay zwj, zalakowany zot pieczci, kilka krtkich sw i krwawa plama. Jak niewielka istnieje rnica midzy zwycistwem i porak, midzy yciem i mierci. Wyj wiey arkusz i zamoczy piro. Do Jego Mioci Stannisa z Rodu Baratheonw, napisa. Zanim list mj dotrze do ciebie, twj brat, Robert, nasz wadca od pitnastu lat, bdzie ju martwy. Raniony okrutnie przez dzika w czasie polowania Wydawao mu si, e litery wij si na papierze, kiedy zatrzyma do. Lord Tywin i ser Jaime nie naleeli do ludzi, ktrzy by potrafili przyj zniewag z pokor; bd raczej walczy ni uciekn. Bez wtpienia lord Stannis mia si na bacznoci po zamordowaniu Jona Arryna, lecz bezwzgldnie powinien przyby do Krlewskiej Przystani z ca si, zanim nadejd Lannisterowie. Ned starannie dobiera sowa. Skoczywszy, podpisa list - Eddardl Stark, Lord Winterfell, Namiestnik Krla, Protektor Krlestwa, odcisn go bibu, zoy dwukrotnie i roztopi nad wiec wosk na piecz.

Regencja bdzie krtka, pomyla, czekajc na wosk. Nowy krl wybierze swojego Namiestnika i Ned bdzie mg wrci do domu! Umiechn si na myl o Winterfell. Zapragn usysze miech! Brana, pojecha z Robbem na polowanie z jastrzbiem, popatrze, jaki bawi si Rickon. Zapragn zanurzy si w gboki sen we wasnym! ku, przytulony mocno do swojej pani, Catelyn. Kiedy przykada piecz z wilkorem do mikkiego, biaego wosku, wrci Cayn w towarzystwie Desmonda. Midzy nimi sta Littlefinger. Ned podzikowa stranikom i odesa ich. Lord Petyr ubrany by w bkitn aksamitn tunik o bufiastych rkawach i srebrzyst peleryn z wyszytymi na niej przedrzeniaczami. - Pewnie powinienem ju zoy gratulacje powiedzia, siadajc. Ned zmarszczy brwi. - Krl ley ranny, bliski mierci. - Wiem - odpowiedzia Littlefinger. - Wiem te, e Robert mianowa ci Protektorem Krlestwa. Ned zerkn na zapiecztowany list Krla na stole. - A jak to si stao, e wiesz o tym, mj panie? - Yarys wspomnia o tym - powiedzia Littlefinger - a ty wanie potwierdzie. Grymas gniewu wykrzywi usta Neda. - Przeklty Yarys i jego ptaszki. Catelyn miaa racj. Ten czowiek potrafi czarowa. Nie ufam mu. - Wspaniale. Uczysz si. - Littlefinger pochyli si do przodu. - Ale chyba nie cigae mnie tutaj w rodku nocy, eby rozmawia o eunuchu. - Nie - przyzna Ned. - Poznaem tajemnic, przed wyjawieniem ktrej mier powstrzymaa Jona Arryna. Robert nie zostawi po sobie adnego prawowitego syna. Joffrey i Tommen s bkartami Jaimea Lannistera zrodzonymi z jego kazirodczego zwizku z Krlow. Littlefinger unis brwi. - Szokujce wieci - powiedzia tonem, ktry wcale nie sugerowa zdziwienia. - Dziewczyna take? Bez wtpienia. A zatem po mierci Krla - Prawo do tronu przejdzie na lorda Stannisa, starszego z dwch braci Roberta. Lord Petyr pogadzi spiczast brdk, zamylony. - Tak by si zdawao. Chyba e - Chyba e, mj panie? Stannis jest spadkobierc i nic nie moe tego zmieni. - Stannis nie moe wstpi na tron bez twojej pomocy. Jeli jeste mdry, dopilnujesz, eby Joffrey otrzyma koron. Ned zgromi go kamiennym spojrzeniem, usyszawszy podejrzenie zdrady. - Czy ty nie masz ani odrobiny honoru?

- Odrobin chyba tak - odpar Littlefinger nie zraony. - Wysuchaj mnie. Stannis nie jest ani twoim przyjacielem, ani moim. Nawet jego bracia ledwo go trawi. Ten czowiek jest jak z elaza, nieugity. O, tak, z pewnoci wybierze nowego Namiestnika i now rad. Bez wtpienia podzikuje ci za to, e przekazae mu koron, ale nie pokocha ci za to. Jego koronacja oznacza wojn. Stannis nie bdzie mia ani chwili spokoju, dopki yj Cersei i jej bkarty. Mylisz, e lord Tywin bdzie patrzy spokojnie, jak przymierzaj si do obcicia gowy jego crce? Casterly Rock zbuntuje si, i nie tylko oni. Robert okaza ask wobec tych, ktrzy suyli krlowi Aerysowi, jeli tylko zgodzili si zosta jego lennikami. Stannis nie bdzie taki wspaniaomylny. Nie zapomni o obleniu Koca Burzy. Kady, kto walczy pod sztandarem smoka albo bra udzia w powstaniu Balona Greyjoya, bdzie mia powody do obaw. Zapewniam ci, e poleje si krew, jeli posadzisz Stannisa na elaznym Tronie. A teraz, mj panie, spjrz na drug stron tej monety. Joffrey nie ma jeszcze dwunastu lat, a Robert tobie przekaza regencj. Jeste Namiestnikiem Krla i Protektorem caego Krlestwa. Masz wadz na wycignicie rki, lordzie Stark. Musisz tylko po ni sign. Zawrzyj pokj z Lannisterami. Uwolnij Kara. Oe Joffreya z twoj Sans. Wydaj swoj modsz crk za ksicia Tommena, a swojego spadkobierc za Myrcell. Joffrey osignie penoletno dopiero za cztery lata. Wtedy bdzie ci traktowa jak drugiego ojca, a nawet jeli nie, no c cztery lata to kawa czasu. Wystarczajco dugi, eby pozby si lorda Stannisa. A gdyby Joffrey sprawia jakie kopoty, uchylamy rbka tajemnicy i posadzimy na tronie lorda Renlyego. - My? - powtrzy Ned. Littlefinger wzruszy ramionami. - Bdziesz potrzebowa kogo, kto by ci pomg dwiga brzemi. Zapewniam ci, moja cena nie bdzie wygrowana. - Twoja cena. - Ned mwi lodowatym gosem. - Lordzie Baelish, to, co proponujesz, to zdrada. - Tylko kiedy przegramy. - Zapomniae o czym - powiedzia Ned. - Zapomniae o Jonie Arrynie, o Jorrym Casselu. Zapomniae te o tym. - Wycign sztylet i pooy go na stole midzy nimi. Zrobiony by ze smoczej koci i valyriaskiej stali, ostry jak rnica midzy dobrem i zem, midzy prawd i faszem, midzy yciem i mierci. - Przysali czowieka, eby podern gardo mojemu synowi, lordzie Baelish. Littlefinger westchn. - Obawiam si, e zapomniaem o tym, mj panie. Wybacz mi. Przez moment zapomniaem, e rozmawiam ze Starkiem. - Skrzywi si. - A zatem Stannis i wojna?

- To nie jest wybr midzy jednym a drugim. Stannis jest spadkobierc. - Nie mnie sprzecza si z Lordem Protektorem. Tak wic czego chcesz ode mnie? Bo przecie nie mojej mdroci, prawda? - Postaram si zapomnie o twojej mdroci - rzuci Ned oschle. - Wezwaem ci do siebie, aby prosi o pomoc, ktr obiecae Catelyn. Dla nas wszystkich nadesza trudna godzina. Owszem, Robert wyznaczy mnie protektorem, jednake w oczach wiata Joffrey wci pozostaje jego synem i spadkobierc. Krlowa ma tuzin rycerzy i stu zbrojnych, ktrzy wykonaj kade jej polecenie wystarczy, by pokona tych, ktrzy pozostali z mojej stray. Ponadto bardzo moliwe, e w tej chwili Jaime jedzie do Krlewskiej Przystani, a za nim caa wataha Lannisterw. - A ty nie masz armii. - Littlefinger obraca powoli w doniach sztylet. - Niewiele uczu pozostao, midzy lordem Renly a Lannisterami. Bronze Yohn Royce, ser Balon Swann, ser Loras, lady Tanda, bliniaki Redwynew kade z nich ma na dworze garstk rycerzy i oddanych im zbrojnych. - Renly ma trzydziestu w osobistej stray, pozostali mniej. Za mao, nawet gdybym przyj, e wszyscy oni mnie popr. Musz mie zote paszcze. Miejska Stra ma dwa tysice ludzi, ktrzy przysigali broni zamku, miasta i krlewskiego pokoju. - Ach, lecz kiedy Krlowa wybierze jednego Krla, a Namiestnik innego, czyjego pokoju bd strzec? - Lord Petyr trci palcem sztylet, ktry zacz wirowa w miejscu. Kiedy wreszcie si zatrzyma, jego ostrze wskazao na Littlefingera. - Oto twoja odpowied powiedzia, umiechajc si. - Pjd za tym, ktry im zapaci. - Odchyli si do tyu i spojrza prosto w twarz Neda; w jego szarozielonych oczach byskay iskierki szyderstwa. - Stark, nosisz swj honor niczym zbroj. Wydaje ci si, e ci chroni, ona tymczasem ciy ci tylko i utrudnia ruchy. Spjrz na siebie. Wiesz, po co mnie tutaj wezwae. Dobrze wiesz, co chcesz, ebym zrobi. Zdajesz sobie spraw, co trzeba to zrobi ale to nie jest uczciwe, wic sowa nie chc ci przej przez gardo. Ned napi kark do granic wytrzymaoci. Przez chwil odczuwa tak gwatown zo, e wola si nie odzywa. Littlefinger rozemia si. - Powinienem zmusi ci do tego, eby je wypowiedzia, lecz byoby to z mojej strony okruciestwem. Nie obawiaj si zatem, panie. Przez mio, jak darz Catelyn, natychmiast udam si do Janosa Slynta i dopilnuj, eby otrzyma Miejsk Stra. Powinno wystarczy sze tysicy sztuk zota. Jedna trzecia dla Dowdcy, jedna trzecia dla oficerw i jedna trzecia dla pozostaych. Moliwe, e daoby si ich kupi za

poow tej sumy, lecz wol nie ryzykowa. Z umiechem na twarzy podnis sztylet i poda go Nedowi, rkojeci do przodu.

JON
Jon zajada placki z jabkami i krwist kiebas, kiedy tu obok niego opad na awk Samwell Tarly. - Wzywaj mnie do septa - powiedzia Sam podekscytowanym szeptem. Zabieraj mnie. Bd bratem, tak jak wy wszyscy. Dasz wiar? - Naprawd? - Tak. Mam pomaga maesterowi Aemonowi w bibliotece i przy i ptakach. Potrzebuje kogo, kto potrafi czyta i pisa. - Dasz sobie rad - powiedzia Jon umiechnity. Sam rozejrza si niespokojnie. - Czy nie trzeba ju i? Nie mog si spni, jeszcze by si rozmylili. - Szed, podskakujc, przez dziedziniec poronity chwastami. Dzie by ciepy i soneczny. Poi cianach Muru spyway struki wody, tak e ld skrzy si i mieni. Ogromny kryszta we wntrzu septa odbija wiato poranka wpywajce przez poudniowe okno i rozlewa je po otarzu wachlarzem tczy. Pyp rozdziawi szeroko usta na widok Sama, a Ropucha trci Grenna okciem w ebra, lecz nikt nie powiedzia ani sowa. Septon Celladar koysa kadzidem, wypeniajc powietrze wonnociami, ktrych zapach przypomnia Jonowi may sept lady Stark w Winterfell; Przynajmniej raz septon wyglda na trzewego. Wysocy oficerowie przybyli ca grup: maester Aemon wsparty na ramieniu Clydasa, ser Alliser o surowej twarzy i zimnym spojrzeniu, Lord Dowdca Mormoni w okazaym kubraku z czarnej weny ze srebrnymi klamrami w ksztacie niedwiedzich ap. Za nimi przyszli starsi czonkowie trzech zakonw: Bo wen Marsh o czerwonej twarzy penicy obowizki Lorda Zarzdcy, Pierwszy Budowniczy Othell Yarwyck oraz ser Jaremy Rykker, ktry dowodzi zwiadowcami pod nieobecno Benjena Starka. Mormoni stan przed otarzem; tcza zawiecia jasno na jego szerokim, odkrytym czole. - Przybylicie do nas jako banici - zacz. - Kusownicy, gwaciciele, dunicy, zabjcy i zodzieje. Przyszlicie do nas jako dzieci. Przyszlicie do nas samotni, w acuchach, pozbawieni przyjaci i honoru. Przyszlicie do nas bogaci, przyszlicie biedni. Niektrzy z was nosz nazwiska znamienitych rodw, inni nazwiska bkartw albo w ogle ich nie maj. Ale to nie ma znaczenia. Wszystko jest ju przeszoci. Na Murze stanowimy jeden dom. O zmierzchu, kiedy zajdzie soce i ujrzymy nadchodzc noc, zoycie luby. Od tej chwili bdziecie Zaprzysionymi Brami Nocnej Stray. Wasze zbrodnie zostan wam darowane, dugi anulowane. Wy sami musicie zapomnie o waszych wczeniejszych

zobowizaniach, niesnaskach, o starych grzechach i miociach. Tutaj zaczniecie wszystko od nowa. Wasze ycie tutaj to ycie dla Krlestwa. Nie dla Krla, lorda czy honoru jakiego rodu, nie dla zota, zaszczytw czy kobiecej mioci. Odtd bdziecie yli tylko dla Krlestwa i mieszkajcych w nim ludzi. Czowiek z Nocnej Stray nie ma ony, ojca ani syna. Nasz on jest obowizek. Honor nasz kochank. A wy jestecie jedynymi synami, jakich znamy. Znacie sowa lubowania. Dobrze si zastanwcie, zanim je wypowiecie, bo kiedy ju przy wdziejecie czarny strj, nie bdzie odwrotu. Kar za dezercj jest mier. - Stary niedwied zamilk na chwil, zanim zapyta: - Czy s wrd was tacy, ktrzy chcieliby std odej? Jeli tak, niech to zrobi i nikt nie wemie im tego za ze. aden si nie poruszy. - Dobrze - powiedzia Mormoni. - O zmierzchu moecie zoy luby przed septonem Celladarem i pierwszym z waszego zakonu. Czy ktry z was modli si do dawnych bogw? Wsta Jon. - Ja, panie. - Nie mia nic wsplnego z bogami z septa. W yach Starkw pyna krew Pierwszych Ludzi. Usysza z tyu szept Grenna. - Tutaj nie ma boego gaju. Nigdzie go nie widziaem. - Ty by nie zauway stada eunuchw, dopki by ci nie stratowali - odpowiedzia mu szeptem Pyp. - Wcale nie - upiera si Grenn. - Zauwaybym ich z daleka. - Sam Mormoni potwierdzi wtpliwoci Grenna. - Nie potrzeba boego gaju w Czarnym Zamku. Za Murem ronie nawiedzany las, stoi tam od Wieku witu, rs tam jeszcze, zanim Andalowie przeprowadzili Siedmiu przez wskie morze. Jakie p mili std znajdziesz zagajnik czardrzew, a moe take i swoich bogw. - Panie. - Jon obejrza si zdumiony, rozpoznawszy gos. Samwell Tarly podnis si. Grubas olar o tunik spocone donie. - Czy i ja czy i ja mog pojecha? eby pomodli si przed sercem drzewem? - Czy w Domu Tarlych modl si do starych bogw? - spyta Mormoni. - Nie, panie - odpar Sam cienkim, nerwowym gosem. Jon wiedzia, e grubas boi si starszych oficerw, a w szczeglnoci Starego Niedwiedzia. - Nadano mi imi w blasku Siedmiu w spcie na Horn Hill, tak samo jak mojemu ojcu i jego ojcu, i wszystkim Tarlym od tysica lat. - Dlaczego wic miaby porzuci bogw twojego ojca i domu? - spyta ser Jaremy Rykker.

- Teraz moim domem jest Nocna Stra - powiedzia Sam. - Siedmiu nigdy nie odpowiedziao na moje modlitwy. Moe dawni bogowie to uczyni. - Jak chcesz, chopcze - odpar Mormoni. Sam ponownie zaj swoje miejsce, podobnie jak Jon. - Umiecilimy was w rnych zakonach zgodnie z naszymi potrzebami i waszymi umiejtnociami. - Bowen Marsh wysun si do przodu i poda papier. Lord Dowdca rozwin go i zacz czyta. - Halder do budowniczych. - Halder skoni sztywno gow. - Grenn do zwiadowcw. Albett do budowniczych. Pypar do zwiadowcw. - Pyp zerkn na Jona i poruszy uszami. - Samwell do zarzdcw. - Sam wypuci powietrze z ulg i otar czoo kawakiem jedwabiu. - Mallhar do zwiadowcw. Dareon do zarzdcw. Todder do zwiadowcw. Jon do zarzdcw. Do zarzdcw? Przez chwil Jon nie wierzy w to, co usysza. Mormoni musia si pomyli. Ju si podnosi, eby zapyta, powiedzie im, e zasza pomyka i wtedy dostrzeg ser Allisera, ktry obserwowa go uwanie; jego oczy lniy niczym dwa patki obsydianu. Zrozumia. Stary Niedwied zwin papier. - Przeoeni przedstawi wam nowe obowizki. Niech wszyscy bogowie maj was w opiece, bracia. - Lord Dowdca zaszczyci ich lekkim skonieniem gowy i odszed, a z nim ser Alliser z ledwo widocznym umieszkiem na ustach. Jon nigdy dotd nie widzia go w rwnie dobrym humorze. - Zwiadowcy ze mn - zawoa ser Jaremy Rykker. Pyp podnis si wolno wpatrzony w Jona, uszy mia czerwone. Green szczerzy zby w umiechu, nie zdajc sobie sprawy, e co jest nie w porzdku. Matt i Ropucha doczyli do nich i razem poszli do septa za ser Jaremym. - Budowniczowie - przemwi Othell Yarwyck, mczyzna o zapadych policzkach. Halder i Albett ruszyli za nim. Jon rozglda si z niedowierzaniem. Niewidzce oczy maestera Aemona patrzyy w kierunku wiata, ktrego i tak nie mogy zobaczy. Septon ukada krysztay na otarzu. Na awkach zostali tylko Sam i Dareon, grubas, piewak i i on. Lord Zarzdca Bowen Marsh zatar pulchne donie. - Samwellu, bdziesz pomaga maesterowi Aemonowi przy ptakach i w bibliotece. Chett pjdzie do psiarni. Zajmiesz jego cel, eby by blisko maestera w dzie i w nocy. Mniemam, e dobrze wypenisz swoje obowizki. Maester jest bardzo stary, ale bardzo nam drogi. - Daeronie, syszaem, e piewae przy stole niejednego dostojnego lorda, posilajc si ich miodem i misiwem. Wysyamy ci do Wschodniej Stranicy. Moe twj gos okae si przydatny dla Cottera Pyke a, kiedy bdzie goci kupieckie galery. Za duo pacimy za

solon woowin i wdzone ryby, a oliwa z oliwek, ktr dostajemy, jest okropna. Po przybyciu przedstaw si Borcasowi. Da ci zawsze co do roboty midzy wizytami statkw. Marsh zwrci si umiechnity do Jona. - Jon, Lord Dowdca Mormoni prosi o osobistego zarzdc. Bdziesz spa w celi pod jego pokojami, w wiey Lorda Dowdcy. - I co lam bd robi? - spyla Jon oschle. - Mam usugiwa Lordowi Dowdcy w czasie posikw, pomaga mu si ubiera i przynosi gorc wod na kpiel? - Certes. - Marsh zmarszczy czoo, niezadowolony z tonu odpowiedzi Jona. Bdziesz te przekazywa jego wiadomoci, pilnowa ognia w jego pokojach, zmienia jego koce i pociel i robi wszystko to, czego zada od ciebie Lord Dowdca. - Macie mnie za sucego? - Nie - odpowiedzia mu maester Aemon z tyu septa. Clydas pomg mu wsta. Mielimy ci za brata z Nocnej Stray ale moe si pomylilimy. Jon mia ochot wyj bez sowa. Czy do koca ycia bdzie ubija maso i cerowa kubraki Jak jaka dziewucha? - Mog odej? - spyta. - Moesz - odpar Bowen Marsh. Wyszed, a za nim Dareon i Sam. Zeszli na dziedziniec w milczeniu. Jon spojrza w gr na Mur roziskrzony w socu; po jego cianie pezy cienkie struki, niczym ogromna do o setkach palcw. Czu rozpierajc go wcieko. Gotw by niszczy wszystko dookoa. - Jon - powiedzia Samwell Tarly podnieconym gosem. - Zaczekaj. Czy nie widzisz, co oni robi? Jon odwrci si do niego rozwcieczony. - Widz tylko, e w tym wszystkim macza swoje cholerne palce ser Alliser. Chcia mnie upokorzy i udao mu si. Dareon popatrzy na niego wyniole. - Widzisz, Sam, suba zarzdcy jest dobra dla takich jak my, ale nie dla lorda Snowa. - Walcz i jed konno lepiej ni ktrykolwiek z was - odpowiedzia mu zaczepnie Jon. - To niesprawiedliwe! - Sprawiedliwe? - Daeron rozemia si. - Dziewczyna ju czekaa na mnie, caa golutka jak nowo narodzona. Wcigna mnie przez okno. I ty mi mwisz o sprawiedliwoci? - Odwrci si i odszed. - Nie ma si czego wstydzi, jeli si jest zarzdc - powiedzia Sam. - Mylisz, e chc spdzi reszt ycia na praniu gaci starca? - Ten starzec to Lord Dowdca Nocnej Stray - przypomnia mu Sam. - Bdziesz przy nim w dzie i w nocy. Tak, bdziesz mu nalewa wina i dba, eby zawsze mia czyst

pociel, ale bdziesz te dostarcza jego listy, towarzyszy mu w czasie spotka i na polu bitwy. Cay czas bardzo blisko niego, jak cie. O wszystkim bdziesz wiedzia, staniesz si czci jego ycia a poza tym lord Steward powiedzia, e Mormoni osobicie prosi o ciebie! Kiedy byem may, ojciec wci nalega, ebym zawsze towarzyszy mu w czasie audiencji. Zabra mnie ze sob, kiedy uda si do Wysogrodu, gdzie skada hod lordowi Tyrellowi. Jednake pniej zacz zabiera ze sob Dickona, a mnie zostawia w domu. Nie obchodzio go ju, czy jestem w sali audiencyjnej, jeli by tam Dickon. Rozumiesz, on chcia mie przy sobie swojego nastpc. eby przyglda si i uczy od niego. Zao si, e dlatego wanie lord Mormont chce mie ciebie przy sobie. Zamierza ci uczyni dowdc! Jon spojrza na niego zdumiony. Rzeczywicie, w Winterfell lord Eddard czsto zabiera Robba na narady. Czy rzeczywicie Sam ma racj? Nawet bkart moe zaj wysoko w Nocnej Stray, tak mwi. - Ja o to nie prosiem - upiera si. - aden z nas o nic nie prosi - przypomnia mu Sam. I nagle Jon Snow poczu si zawstydzony. Tchrzliwy czy nie, Samwell Tarly okaza na tyle odwagi, by przyj swj los jak mczyzna. Na Murze mona dosta tylko to, na co si zapracuje, powiedzia mu kiedy Benjen Stark. Wtedy po raz ostatni Jon widzia go ywego. Nie jeste adnym zwiadowc, Jon, a tylko todziobem, ktry pachnie jeszcze latem. Mwiono, e bkarty dojrzewaj prdzej od innych dzieci; na Murze czowiek dojrzewa albo umiera. Jon westchn gboko. - Masz racj. Zachowaem si jak dzieciak. - A zatem zostaniesz i zoysz luby razem ze mn? - Dawni bogowie oczekuj nas. - Umiechn si. Wyruszyli pno tamtego popoudnia. W Murze nie byo adnej porzdnej bramy, ani w Czarnym Zamku, ani na pozostaym odcinku trzystu mil. Poprowadzili konie dugim, krtym tunelem wycitym w lodzie. Trzykrotnie musieli si zatrzyma przed elaznymi kratami. Za kadym razem Bowen Marsh wyjmowa klucze i odpina cikie acuchy. Jon czu ogromny ciar, kiedy czeka na Lorda Zarzdc. Powietrze w tunelu byo bardziej nieruchome i zimne ni w grobowcu. Poczu dziwn ulg, gdy tylko wynurzyli si znowu w popoudniowe wiato na pnocnej stronie Muru. Sam zamruga olepiony i rozejrza si lkliwie. - Dzicy chyba. .. chyba by si nie omielili podej tak blisko Muru, co? - Nie. - Jon wskoczy na konia. Kiedy Bowen Marsh i eskorta zwiadowcw dosiedli swoich wierzchowcw, Jon przyoy dwa palce do ust i zagwizda. Duch wybieg z tunelu dugimi susami.

Na widok wilkora ko Lorda Zarzdcy cofn si zaniepokojony. - Chcesz zabra ze sob t besti? - Tak, panie - powiedzia Jon. Duch podnis eb, jakby wchem bada powietrze. W nastpnej chwili pomkn przez zaronite chwastami pole i znikn midzy drzewami. Wjechawszy do lasu, znaleli si w innym wiecie. Jon czsto jedzi na polowanie z ojcem, Jorrym i bratem, Robbem, i dobrze zna wilczy las w okolicach Winterfell. Nawiedzany las wyglda bardzo podobnie, a jednak czuo si, e jest inny. Moe to z powodu tego, co o nim mwiono. Wyjechali poza krawd wiata i moe wiadomo tego wszystko zmieniaa. Kady cie wydawa si ciemniejszy, kady odgos bardziej zowieszczy. Drzewa rosy tu gsto i zasaniay wiato zachodzcego soca. Kopyta koskie chrzciy na cienkiej warstwie niegu, co przypominao odgos amania koci, a kiedy wiatr zaszeleci limi, to jakby zimna do przejechaa po grzbiecie Jona. Za ich plecami znajdowa si Mur, natomiast przed nimi tylko bogowie wiedzieli co. Soce zeszo ju poniej drzew, gdy dotarli na ma polan, na ktrej roso w kole okoo dziewiciu magidrzew. Jon wstrzyma oddech. Zobaczy, e Sam Tarly otwiera szerzej oczy. Nawet w wilczym lesie mona byo znale najwyej dwa lub trzy biae drzewa rosnce obok siebie, natomiast zagajnik z dziewiciu by czym niespotykanym. Ziemi midzy nimi przykrywa dywan z opadych lici, krwistoczerwonych na wierzchu i zgnioczarnych pod spodem, ogromne, gadkie pnie miay kolor koci, a wyrzebione na nich twarze patrzyy do rodka. Zastygy w ich oczach sok by czerwony i twardy jak rubin. Bowen Marsh rozkaza im zostawi konie poza koem. - Nie bdziemy kala witego miejsca. Kiedy weszli do gaju, Samwell Tarly obrci si powoli, przygldajc si kolejno twarzom. Kada bya inna. - Patrz na nas - wyszepta. - Dawni bogowie. - Tak. - Jon klkn, a Sam poszed w jego lady. Kiedy odmawiali sowa modlitwy, na zachodzie zgasy ostatnie promienie j i szary dzie zamieni si w czarn noc. - Wysuchajcie mych sw i bdcie wiadkami mojej przysigi - mwili jednoczenie, a dwik ich gosw popyn przez krg. - Nadchodzi noc i zaczyna si moja warta. Zakoczy j tylko mier. Nie wezm sobie ony, nie bd mia ziemi, ojca ani dzieci. Nie zao korony i zapomn o zaszczytach. Bd y i umr na posterunku. Jestem mieczem w ciemnoci. Jestem stranikiem na murach. Jestem ogniem, ktry odpdza zimno, wiatem, ktre przynosi wit, rogiem, ktry budzi picych, tarcz, ktra osania krain czowieka. Moje ycie i mj honor nale teraz do Nocnej Stray na t noc i na wszystkie pozostae.

Zapada cisza. - Klkalicie jako chopcy - przemwi uroczystym gosem Bowen Marsh. - Powstacie jako bracia Nocnej Stray. Jon wycign rk i pomg wsta Samowi. Zwiadowcy otoczyli ich i umiechnici skadali gratulacje. Wszyscy poza starym lenikiem Dywenem. - Wracajmy ju, panie powiedzia starzec do Bowena Marsha. - Zapada ciemno, a poza tym nie podoba mi si zapach, ktry czuj. Spomidzy biaych drzew wynurzy si nagle Duch. Szed mikko, bezgonie. Biaa sier i czerwone oczy, pomyla Jon. Jak drzewa Wilk nis co w pysku. Co czarnego. - Co on tam ma? - spyta Bowen Marsh. - Do mnie, Duch. - Jon przyklkn. - Przynie. Wilkor podszed do niego posusznie. Jon usysza, jak Sam Tarly wciga gwatownie powietrze. - Dobrzy bogowie - mrukn Dywen. - To rka.

EDDARD
Przez okno jego komnaty wlewao si ju szare wiato poranka, kiedy dudnienie kopyt obudzio Eddarda Starka z krtkiego, niespokojnego snu. Podnis gow ze stou i spojrza przez okno. W dole ludzie w skrach, kolczugach i szkaratnych paszczach gotowali si do ataku na wypchanych som przeciwnikw. Ned przyglda si, jak Sandor Clegane galopuje po ubitej ziemi i wbija elazny koniec lancy w gow kuky. Na widok sypicej si somy posypay si arty i przeklestwa stranikw gwardzistw Lannisterw. Czy to pokaz na moj cze?, zastanawia si. Jeli tak, to Cersei okazaa si gupsza, ni sobie wyobraa. Dlaczego nie ucieka? Daem jej szans Dzie wsta szary i ponury. Ned zjad niadanie w towarzystwie swoich crek i septy Mordane. Sansa, wci niepocieszona, siedziaa ze spuszczon gow i nie chciaa wzi niczego do ust, za to Arya zjadaa wszystko, co przed ni postawiono. - Syrio mwi, e mamy czas jeszcze na jedn lekcj, zanim statek odpynie - powiedziaa. - Mog, ojcze? Wszystko ju mam spakowane. - Dobrze, ale nie za dugo, eby zdya si wykpa i przebra. Masz by gotowa na poudnie, zrozumiano? - Na poudnie - odpowiedziaa Arya. Sansa spojrzaa znad swojego talerza. - Skoro ona moe mie swoj lekcj taca, dlaczego mnie nie pozwalasz poegna si z ksiciem Joffreyem? - Chtnie z ni pjd, lordzie Eddardzie - zaproponowaa septa Mordane. - Dopilnuj, eby si nie spnia na statek. - Sanso, nie byoby rozsdne, gdyby teraz posza do Joffreya. Przykro mi. W oczach Sansy pojawiy si zy. - Ale dlaczego? - Sanso, pan ojciec wie najlepiej - odezwaa si septa Mordane. - : Nie wolno ci wtpi w suszno jego sw. - To niesprawiedliwe! - Sansa odsuna gwatownie krzeso, tak e przewrcio si na podog, i wybiega z paczem. Kiedy septa Mordane podniosa si, Ned powstrzyma j podniesion doni. - Niech idzie, septo. Sprbuj jej to wytumaczy, kiedy wszyscy znajdziemy si bezpieczni w Winterfell. - Septa skonia gow i usiada z powrotem, by skoczy niadanie.

Godzin pniej do komnaty samotni Eddarda Starka przyszed Wielki Maester Pycelle. Stan mocno zgarbiony, jakby zbytnio ciy mu ogromny acuch na jego szyi. Panie - odezwa si. - Krl Robert odszed. Niech bogowie dadz mu odpoczynek. - Nie - odpar Ned. - Nienawidzi odpoczywa. Niech bogowie obdarz go raczej radoci i mioci, radoci sprawiedliwej bitwy. - Czu si dziwnie pusty. Spodziewa si tej wizyty, a mimo to, usyszawszy sowa maestera, poczu, e wraz z nimi co w nimi umaro. Gotw by odda wszystkie zaszczyty za wolno, by m swobodnie zapaka, ale nie mg przecie by Namiestnikiem Roberta. Nadesza godzina, przed ktr si wzdraga. - Bd tak dobry i wezwij czonkw rady do mojej samotni - zwrci si do Pycellea. W Wiey Namiestnika razem z Tomardem potrafi zadba o bezpieczestwo, nie mia jednak takiej pewnoci co do sali narad. - Sucham? - Pycelle zamruga gwatownie. - Z pewnoci sprawy Krlestwa mog zaczeka do jutra, kiedy nasz al nie bdzie tak dotkliwy. - Obawiam si, e musimy si spotka natychmiast - odpowiedzia Ned gosem spokojnym, lecz stanowczym. - Jak kaesz, Namiestniku. - Pycelle wezwa sucych i wysa ich z poleceniami. Potem z wdzicznoci przyj od Neda krzeso i puchar sodkiego piwa. Pierwszy przyby ser Barristan Selmy w lnicej zbroi i nieskazitelnie biaym paszczu. - Lordowie - powiedzia. - Teraz moje miejsce jest przy modym Krlu. Prosz, bym mg si do niego uda. - Twoje miejsce jest tutaj, ser Barristanie - odpowiedzia mu Ned. Nastpny zjawi si Littlefinger; ubrany w bkitny aksamit i srebrzyst peleryn w przedrzeniacze, tak jak poprzedniego wieczoru, buty mia zakurzone od konnej jazdy. - Moi panowie - powiedzia, umiechajc si bez szczeglnego powodu, po czym zwrci si do Neda: - Krlestwo roni zy. Czy zaczniemy? - Poczekamy na lorda Renlyego - powiedzia Ned. Yarys posa mu smutne spojrzenie. - Obawiam si, e lord Renly wyjecha z miasta. - Wyjecha z miasta? - Ned liczy na poparcie Renlyego. - Godzin przed witem wyjecha przez boczn furt w towarzystwie ser Lorasa Tyrella i okoo pidziesiciu ludzi wyjani Yarys. - Widziano ich galopujcych na poudnie. Pewnie zmierzali do Storms End albo do Highgarden. To tyle, jeli chodzi o Renlyego i jego sto mieczy. Nedowi nie podobao si wcale to, co usysza, ale nic nie mg poradzi. Wyj list Roberta. - Wczorajszej nocy Krl wezwa mnie do siebie i kaza mi zapisa swoj ostatni wol. Lord Renly i Wielki Maester Pycelle

zawiadczyli piecz Roberta. Zgodnie z jego yczeniem list mia zosta otworzony przez rad po jego mierci. Ser Barristanie, czy bdziesz tak miy? Lord Dowdca Gwardii Krlewskiej obejrza papier. - Piecz Krla Roberta. Nie naruszona. - Otworzy list i przeczyta go. - Niniejszym oznajmiam, e lord Robert Stark otrzymuje godno Protektora Krlestwa i bdzie sprawowa rzdy a do chwili uzyskania penoletnoci przez mojego spadkobierc. - Tak si skada, e spadkobierca jest penoletni - powiedzia Ned. - Mam na myli brata Roberta, Stannisa Baratheona, Lorda Dragonstone. Wielki Maester Pycelle spojrza na niego skonsternowany. - Lordzie Namiestniku, nie rozumiem. Ksi Joffrey - nie jest prawowitym synem Roberta - dokoczy Ned. Ned napotka spojrzenie niebieskich oczu ser Barristana. - Doniose sowa wypowiedziae w tej chwili. Straszne sowa, jeli prawdziwe i zdradliwe, jeli faszywe. Gwardia Krlewska jest zaprzysiona broni spadkobiercy. Jeli nie potrafisz udowodni - Do komnaty wszed gruby Tom. Prosz o wybaczenie, ale zarzdca Krla nalega Do sali wszed sam zarzdca. Skoni si. - Szacowni lordowie, Krl nakazuje maej radzie zebra si niezwocznie w sali tronowej. Ned spodziewa si szybkiego uderzenia Cersei, dlatego wezwanie nie zdziwio go. Krl nie yje - powiedzia - ale pjdziemy z tob. Tom, zbierz eskort. Littlefinger zaoferowa Nedowi swoje rami, kiedy schodzili po schodach. Yarys, Pycelle i ser Barristan szli tu za nimi. Na zewntrz czekaa podwjna kolumna omiu onierzy w kolczugach i stalowych hemach. Szare paszcze powieway na wietrze, kiedy stranicy prowadzili ich przez dziedziniec. Ned nie dostrzeg nigdzie ludzi Lannisterw. Uspokoi si na widok zocistych paszczy na murach i przy bramie. Przy drzwiach do sali tronowej przywita ich Janos Slynt w zdobionej, czarno-zotej zbroi z wysokim hemem pod pach. Dowdca: j skoni si sztywno. Jego ludzie otworzyli ogromne dbowe drzwi, wysokie na dwadziecia stp i okute brzem. Krlewski Zarzdca wprowadzi ich do sali. - Powitajcie Jego Mio, Joffreya z Domw Baratheonw i Lannisterw, Pierwszego z Rodu, Krla Andalw, Rhoynar i Pierwszych Ludzi, Pana Siedmiu Krlestw i Protektora - oznajmi dononym gosem. Przeszli przez ca sal, zanim stanli przed elaznym Tronem, na ktrym siedzia Joffrey. Kutykajc wolno, wsparty na ramieniu Littlefingera, Ned zbliy si do chopca, ktry obwoa si Krlem. Pozostali podeszli za nim. Kiedy po raz pierwszy stan przed tym samym tronem, siedzia na koniu z mieczem w doni, a Targaryenowie patrzyli ze cian, jak

zmusi Jaimea Lannistera, by opuci tron. Teraz zastanawia si, czy Joffrey opuci go rwnie atwo. Piciu rycerzy Krlewskiej Gwardii - wszyscy poza ser Jaimeem i ser Barristanem utworzyo pkole wok podstawy tronu. Byli uzbrojeni od stp do gw, z ich ramion zwisay dugie jasne paszcze, a do lewej rki przypili biae tarcze. Cersei Lannister z dwjk modszych dzieci staa za ser Borosem i ser Merynem. Krlowa ubrana bya w jedwabn sukni, w kolorze morskiej zieleni obszyt myrsk koronk, bia jak morska piana. Na jej palcu lni piercie ze szmaragdem wielkoci gobiego jaja, a na gowie tiara. Ksi Joffrey siedzia nad nimi w zotym kubraku i czerwonej atasowej pelerynie. U stp wskich i stromych schodw prowadzcych do tronu stal Sandor Clegane w ciemnoszarej zbroi i w hemie w ksztacie psiego pyska. Za tronem czekao dwudziestu onierzy Lannisterw z dugimi mieczami w pochwach u boku. Ich ramiona okryway szkaratne paszcze, a ich hemy zdobiy grzebienie w ksztacie lww. Littlefinger dotrzyma obietnicy. Pod cianami, przed gobelinami Roberta peny mi scen myliwskich, stali onierze Stray Miejskiej w zocistych paszczach; kady z nich zaciska donie na drzewcu wczni dugiej na osiem stp i zakoczonej czarnym, elaznym grotem. Przypadao ich piciu na jednego Lannistera. Kiedy Ned wreszcie zatrzyma si, jego nog rozrywa przenikliwy bl. Wci opiera si na ramieniu Litllefingera. Joffrey wsta. Na jednej stronie jego szkaratnej, atasowej peleryny widniao pidziesit ryczcych lww wyszytych zot nici, z drugiej strony pidziesit pdzcych jeleni. - Nakazuj radzie poczyni przygotowania niezbdne do mojej koronacji - owiadczy chopiec. - Ma ona nastpi w cigu dwch tygodni. Dzisiaj przyjm hod lenniczy moich wiernych doradcw. Ned wyj list Roberta. - Lordzie Yarys, bd tak dobry i poka ten list lady Lannister. Eunuch poda zwj Cersei. Krlowa zerkna na tre. - Protektor Krlestwa przeczytaa. - Czy to ma by twoja tarcza, panie? Kawaek papieru? - Przedara list na p, a poowy na wiartki, po czym rzucia go na podog. - To byy sowa Krla - przemwi ser Barristan drcym; gosem. - Teraz mamy nowego Krla - odpara Cersei Lannister. - Wasze Mioci, Namiestnik knuje zdrad! - zawoa Pycelle. Jego ciki acuch zadzwoni, kiedy starzec opad na kolana. Krlowa zignorowaa go. - Podczas naszego ostatniego spotkania udzielie mi pewnej rady, lordzie Stark. Pozwl, e ci si odwzajemni. Zegnij kolano, panie. Klknij i z hod

mojemu synowi, a pozwolimy ci zoy urzd Namiestnika i przey reszt ycia na szarym pustkowiu, ktre nazywasz domem. - Gdybym tylko mg - powiedzia Ned. - Niestety, twj syn nie ma prawa do tronu, na ktrym zasiada. Prawowitym spadkobierc jest lord Stannis. - Kamca! - krzykn Joffrey czerwony na twarzy. - Matko, o czym on mwi? - spytaa ksiniczka Myrcella paczliwym gosem. - Czy Joff nie jest teraz Krlem? - Lordzie Stark, pograsz si wasnymi sowami - powiedziaa Cersei Lannister. - Ser Barristanie, pochwycie zdrajc. Lord Dowdca Krlewskiej Gwardii zawaha si. W nastpne chwili otoczyli go ludzie Starka z mieczami w doniach. - Teraz to ju nie tylko sowa, lecz rzeczywista zdrada - odezwaa si Cersei. Sdzisz, panie, e ser Barristan jest sam? Rozleg si zowieszczy szczk miecza wysuwanego z pochwy; by to miecz Ogara. Za jego przykadem poszli rycerze Krlewskiej Gwardii i dwudziestu stranikw Lannisterw. - Zabijcie go! - wrzeszcza z tronu Krl. - Rozkazuj wam zabi ich wszystkich! - Nie zostawiasz mi wyboru - powiedzia Ned do Cersei Lannister. - Dowdco zwrci si do Janosa Slynta - zatrzymajcie Krlow i jej dzieci. Nie czycie im krzywdy, lecz odprowadcie pod eskort do krlewskich komnat, gdzie maj pozosta pod stra. - Stra! - zawoa Janos Slynt, wkadajc hem. Stu onierzy w zocistych paszczach opucio wcznie. - Nie chc rozlewu krwi - zwrci si Ned do Krlowej. Ka swoim ludziom odoy miecze, a nie trzeba bdzie Stojcy najbliej Tomarda onierz Stray Miejskiej ugodzi go wczni w plecy. Czerwony czubek grota przebi skrzan ochron i kolczug midzy jego ebrami; Gruby Tom nie y, zanim jego miecz uderzy o ziemi. Okrzyk Neda by spniony. Janos Slynt sam podern gardo Varlyemu. Cayn odwrci si na picie i szybkimi ciciami obroni si przed napierajcym na niego wcznikiem. Przez chwil wydawao si, e wydostanie si na wolno, lecz w nastpnej chwili zaatakowa go Ogar. Pierwszym ciciem Sandor Clegane odci Caynowi do, w ktrej trzyma miecz, drugim rzuci go na kolana, trzecim za przeci go od barku po obojczyk.

Kiedy ludzie Neda kolejno ginli, Littlefinger wycign sztylet z pochwy Namiestnika i przyoy mu go do garda. Umiechn si przepraszajco. - Ostrzegaem ci, eby mi nie ufa.

ARYA
- Gra - krzykn Syrio Forel, zadajc cicie w gow. Rozleg si trzask uderzenia kija o kij, kiedy Arya odparowaa cios. - Lewa - zawoa i uderzy. Jej kij natychmiast wyszed mu na spotkanie. Zacisn zby na dwik uderzenia. - Prawa - powiedzia, a potem zaraz: - D, lewa, lewa - i jeszcze raz i jeszcze szybciej. Arya cofaa si przed nim, odparowujc kolejne uderzenia. - Pchnicie - rzuci ostrzegawczo i zada cios. Ona za uskoczya w bok, odepchna jego kij i zadaa cicie w rami. Prawie go dotkna, prawie, bya tak blisko, e umiechna si zadowolona. Kosmyk mokrych wosw opad jej na oczy. Odsuna go grzbietem doni. - Lewa - zawoa Syrio. - D. - Jego miecz miga z ogromn szybkoci, a w Maej Sali rozlego si echo drewnianych uderze. - Lewa. Lewa. Gra. Lewa. Prawa. Lewa. D. Lewa! Drewniane ostrze uderzyo j wysoko w pier; przenikliwy bl, ktry nadszed ze zej strony. - Au - krzykna. Do wieczora, kiedy ju znajd si na morzu, bdzie miaa nowego siniaka. Kady siniak to kolejna lekcja, powtarzaa sobie, a kada lekcja czyni nas lepszymi. Syrio cofn si. - Ju nie yjesz. Arya skrzywia si. - Oszukae - odpara. - Powiedziae lewa, a uderzye z prawej - Tak. I ju nie yjesz. - Ale oszukae! - Tylko w sowach. Moje oczy i moje rami wykrzykiway prawd, lecz ty nie widziaa. - Wcale nie - zaprzeczya. - Patrzyam przez cay czas! - Patrze to jedno, a zobaczy to co innego, martwa dziewczyno. Wodny tancerz widzi wszystko. Chod, od miecz, czas na suchanie. Posza za nim i usiada na awce. - Syrio Forel by pierwszym mieczem u Morskiego Lorda z Braavos, a wiesz dlaczego? - Bye najlepszym szermierzem w miecie. - Wanie, ale dlaczego? Inni byli silniejsi, szybsi, modsi. A zatem dlaczego Syrio by najlepszy? Powiem ci. - Dotkn kocem palca swojej powieki. - Sztuka patrzenia, oto najwiksza tajemnica. Posuchaj mnie. Statki z Braavos egluj tak daleko, jak daleko wieje wiatr, docieraj do piknych i dziwnych ldw, a kiedy wracaj, przywo niezwyke

zwierzta do menaerii Morskiego Lorda. Na pewno takich jeszcze nie widziaa: konie w paski, ogromne ctkowane stworzenia o szyjach dugich jak tyki, wochate myszowinie o rozmiarach krowy, jadowite mantykory, tygrysy, ktre nosz mae w torbach na brzuchu, ogromne jaszczury o pazurach ostrych jak sztylety. Syrio Forel widzia je wszystkie. W dniu, ktry mam na myli, poleg pierwszy miecz i Morski Lord posa po mnie. Wielu miakw do niego przychodzio i wszyscy musieli odej, a aden nie wiedzia dlaczego. Kiedy stanem przed nim, siedzia, a na jego kolanach spoczywa gruby, ty kot. Powiedzia mi, e jeden z kapitanw przywiz mu go z wyspy pooonej dalej ni wschodzi soce. Zapyta mnie, czy widziaem kiedy podobn besti. A ja mu odpowiedziaem, e kadej nocy spotykam setki podobnych na uliczkach Braavos. Wtedy Lord rozemia si i jeszcze tego samego dnia zostaem pierwszym mieczem. Arya skrzywia si. - Nie rozumiem. Syrio cmokn. - Kot na jego kolanach by zwykym kocurem. Inni spodziewali si ujrze jakiego bajecznego stwora i takim go widzieli. Dziwili si, e taki ogromny, chocia w rzeczywistoci nie by wikszy od normalnego kota, jedynie bardzo gruby, a to z lenistwa, poniewa jego pan karmi go jedzeniem ze swojego stou. Jakie dziwne, mae uszy, mwili. Uszy mia poogryzane w walkach w kuchni. Ponadto by to kocur, lecz kiedy lord nazwa go kotk, oni widzieli kotk. Suchasz mnie? Arya zastanawiaa si przez chwil. - Ty widziae, jaki by naprawd. - Wanie. Potrzeba tylko otworzy oczy. Serce kamie, a gowa nas zwodzi. Jedynie oczy widz prawd. Patrz oczyma. Suchaj uszami. Wchaj nosem i czuj przez skr. Potem dopiero myl. W ten sposb poznasz prawd. - Rozumiem - powiedziaa Arya umiechnita. Syrio Forel take si umiechn. - Myl, e kiedy dotrzemy ju do tego twojego Winterfell, wemiesz do rki swoj Ig. - Och, tak! - ucieszya si Arya. - Zobaczysz, kiedy poka Jonowi Ogromne, dbowe drzwi Maej Sali otworzyy si z hukiem. Arya odwrcia si szybko. Pod ukiem wejcia sta rycerz Krlewskiej Gwardii, a za nim piciu onierzy Lannisterw. Mia na sobie pen zbroj, przybic zostawi podniesion. Arya rozpoznaa rudawe bokobrody i opadajce w kcikach oczy; znaa je, poniewa ser Meryn Trant towarzyszy Krlowi w czasie jego wizyty w Winterfell. onierze ubrani byli w kolczugi i stalowe hemy z lwami. - Aryo Stark - przemwi rycerz. - Chod z nami, dziecko. Arya przygryza warg, niepewna, co robi. - Czego chcesz?

- Ojciec chce ci widzie. Arya zrobia krok do przodu, lecz Syrio Forel chwyci j za rami. - Ciekawe, dlaczego lord Stark wysya po crk czowieka Lannisterw, zamiast ktrego ze swoich ludzi? - Trzymaj jzyk za zbami, nauczycielu taca - powiedzia ser Meryn. - Nie wtrcaj si. - Mj ojciec z pewnoci by nie wysa ciebie - powiedziaa Arya i chwycia drewniany miecz. Lannisterowie rozemiali si. - Od to, dziewczyno - powiedzia ser Meryn. - Jestem Zaprzysionym Bratem Gwardii Krlewskiej, Biaych Mieczy. - Tak samo jak Krlobjca, kiedy zabija starego krla - powiedziaa Arya. - Nie musz i z tob, jeli nie zechc. Ser Meryn Trant straci cierpliwo. - Bra j - zwrci si do swoich ludzi i opuci przybic. Trzech spord onierzy ruszyo do przodu, pobrzkujc cicho kolczugami. Arya poczua strach. Strach rani gbiej ni miecz, powtarzaa w duchu, by doda sobie odwagi. Syrio Forel stan przed ni, uderzajc drewnianym mieczem o but. - Stjcie. Jestecie mczyznami czy psami, e straszycie dzieci? - Z drogi, starcze - odezwa si jeden z onierzy. Drewniany miecz Syria wisn i zadwicza na stalowym hemie. - Rozmawiasz z Synem Forelem, ktremu naley si wicej szacunku. - miay sukinsyn. - onierz wycign miecz. Kij mign powtrnie. Arya usyszaa grzechot elaznego miecza, ktry uderzy o podog. - Moja rka - jkn mczyzna, dotykajc zamanych palcw. - Jeste szybki, jak na nauczyciela taca - powiedzia ser Meryn. - A ty wolny, jak na rycerza - odpar Syrio. - Zabijcie go i przyprowadcie do mnie dziewczyn - rozkaza rycerz w biaej zbroi. Czterech spord onierzy Lannisterw obnayo miecze. Pity z nich, ten ze zamanymi palcami, splun i wycign lew rk sztylet. Syrio Forel cmokn i ustawi si w pozycji wodnego tancerza, bokiem do przeciwnika. - Arya, dziecko - zawoa, nie spuszczajc oka z onierzy Lannisterw. - Do nauki na dzisiaj. Teraz id ju lepiej. Biegnij do ojca. Arya nie miaa ochoty zostawia go samego, lecz Syrio nauczy j stosowa si do jego polece. - Szybka jak jele - powiedziaa szeptem. - Wanie - odpar Syrio Forel.

onierze podeszli bliej. Arya cofna si i zacisna mocno do na rkojeci drewnianego miecza. Patrzc na Syria, zrozumiaa, e wszystko, co jej dotd pokazywa, byo tylko zabaw. Czerwone paszcze zaatakoway go jednoczenie z trzech stron. Ich ramiona i piersi chroniy kolczugi, metalowe ochrony wszyte w spodnie chroniy ich krocza, jedynie na nogach nosili tylko skrzane osony. Donie mieli goe, a na gowach hemy z osonami na nos, bez przybicy. Syrio nie czeka, a si zbytnio zbli, obrci si w lew stron. Ayra nie widziaa jeszcze, eby kto si porusza tak szybko. Odparowa cios jednego miecza i uskoczy przed drugim napastnikiem, ktry straci rwnowag i wpad na pierwszego z onierzy. Syrio kopn go w plecy i obaj runli na ziemi. Trzeci z napastnikw zaatakowa gow wodnego tancerza. Syrio przykucn i zada pchnicie. onierz run, krzyczc gono; z czerwonej dziury, gdzie przedtem byo jego lewe oko, trysna krew. Pozostali dwaj podnosili si z podogi. Syrio kopn jednego z nich w twarz, a drugiemu zerwa z gowy stalowy hem. Stranik ze sztyletem zada cios. Syrio zablokowa pchnicie hemem i roztrzaska mu kolano drewnianym mieczem. Ostatni z czerwonych paszczy zakl gono i zaatakowa, siekc mieczem, ktry trzyma w obu doniach. Syrio uskoczy w bok i okrutne cicie dosigo mczyzn bez hemu midzy szyj i barkiem. Miecz przeci kolczug, skrzany kaftan i wbi si w ciao rannego. Ten krzykn przeraliwie. Atakujcy nie zdy wyrwa miecza, poniewa Syrio uderzy go w gardo. onierz wyda zduszony okrzyk i podnis rce do garda. Zanim Arya dotara do tylnych drzwi prowadzcych do kuchni, piciu ludzi leao na ziemi, martwych albo umierajcych. Usyszaa, jak ser Meryn Trant przeklina. - Cholerne durnie - warkn, wycigajc dugi miecz. Syrio Forel cmokn i jeszcze raz przyj postaw wodnego tancerza. - Aryo, dziecko zawoa - id ju. Patrz oczyma, tak mwi. Spojrzaa: rycerz w zbroi od stp do gw, nogi, gardo, rce, wszystko schowane za zbroj, oczy chronione hemem, w rku miecz. Naprzeciw niego Syrio w skrzanej kamizelce z drewnianym mieczem w doni. - Syrio, uciekaj - krzykna. - Pierwszy miecz Braavos nie ucieka - odpowiedzia jej w chwili, gdy ser Meryn wykona cicie. Syrio uskoczy i wisn mieczem. Zadawa kolejne uderzenia w skro, okie, szyj rycerza, lecz drewniany miecz odbija si od metalowego hemu, rkawicy i osony. Arya staa nieruchomo. Ser Meryn napiera, Syrio cofa si. Odparowa nastpny cios, uskoczy przed kolejnym i zablokowa jeszcze jeden.

Czwarte cicie rycerza przepoowio jego miecz, rozupao drewno i rozerwao oowiany rodek. Arya odwrcia si i pobiega przed siebie ze zami w oczach. Pomkna na olep przez kuchni i spiarni, lawirujc midzy kucharzami i pomocnikami. Na jej drodze znalaza si pomocnica piekarza z tac w rkach. Arya przewrcia j. Po pododze potoczyy si bochenki wieo upieczonego chleba. Niepomna na cigajce j okrzyki, omina ogromnego rzenika z toporem w doni i rkoma czerwonymi po okcie. Przypominaa sobie wszystko, czego nauczy j Syrio Forel. Szybka jak jele. Cicha jak cie. Strach rani gbiej ni miecz. Zwinna jak w. Spokojna jak stojca woda. Strach rani gbiej ni miecz. Silna jak niedwied. Dzika jak wilczyca. Strach rani gbiej ni miecz. Ten, kto boi si przegra, ju przegra. Strach rani gbiej ni miecz. Rkoje jej drewnianego miecza bya mokra od potu, a Arya oddychaa ciko, kiedy dotara do schodw prowadzcych na wieyczk. Zamara na moment. W gr czy w d? Schody w gr poprowadz j do krytego mostu, ktrym mona przej nad niewielkim dziedzicem do Wiey Namiestnika, ale tego si pewnie spodziewali. Nigdy nie rb tego, czego si spodziewaj, mwi Syrio. Arya ruszya w d po krtych schodach, skaczc po dwa albo trzy stopnie. Znalaza si a w ogromnej, sklepionej piwnicy penej beczek z piwem ustawionych jedne na drugich pod cianami. Jej mroki rozjaniao tylko wiato wpadajce przez wskie okienka pod sufitem. Z piwnicy nie byo ju wyjcia. Jedynie to samo, ktrym tam wesza. Baa si wraca po schodach, lecz tam te nie moga zosta. Musiaa odnale ojca i opowiedzie mu o tym, co si stao. Ojciec j obroni. Arya wsuna miecz za pas i zacza wchodzi po beczkach, skaczc z jednej na drug, a dotara do okna. Signa domi kamiennego wystpu i podcigna si. Mur by gruby na trzy stopy i pi si ukonie w gr. Podpeza w kierunku wiata. Kiedy dotara do koca, wyjrzaa ponad murem wewntrznym w kierunku Wiey Namiestnika. Jej masywne drzwi wisiay na zawiasach, jakby roztrzaskane siekierami. Na schodach lea martwy onierz twarz do ziemi, w paszczu spltanym pod nim, kolczuga na jego plecach przesika krwi. Zobaczya przeraona, e paszcz jest szary, oblamowany bia satyn. Nie potrafia powiedzie, czyje to ciao. - Nie - powiedziaa szeptem. Co si dziao? Gdzie by jej ojciec? Co chciay od niej czerwone paszcze? Przypomniaa sobie sowa mczyzny z taw brod, ktrego podsuchaa w dzie, kiedy znalaza bestie. Skoro moe umrze jeden Namiestnik, dlaczego

nie ma umrze drugi? Arya poczua napywajce do oczu zy. Wstrzymaa oddech i wytya such. Usyszaa odgosy walki, krzyki, brzk zbroi; wszystkie dochodziy z Wiey Namiestnika. Nie moga wrci. Jej ojciec Zamkna oczy. Przez chwil bya zbyt przestraszona, eby si poruszy. Zabili Joryego, Wyla, Hewarda i tego stranika na schodach. Mogli te zabi jej ojca, a take j, jeli wpadnie w ich rce. - Strach rani gbiej ni miecz - powiedziaa gono, lecz teraz nie byo sensu udawa wodnego tancerza. Syrio by tancerzem, a biay rycerz pewnie go zabi. Przecie ona jest tylko ma dziewczynk z drewnianym kijem, samotn i przestraszon. Wydostaa si na zewntrz i zeskoczya na dziedziniec; wstajc, rozejrzaa si ostronie. Zamek wyglda jak opuszczony. A przecie Czerwona Twierdza nigdy nie bya opuszczona. Pewnie wszyscy schowali si w rodku i pozamykali drzwi. Arya zerkna tsknie na okno swojej komnaty i ruszya w kierunku przeciwnym do Wiey Namiestnika. Sza pod cian, trzymajc si w cieniu. Wyobraaa sobie, e poluje na koty tylko e teraz ona bya kotem, ktry zostanie zabity, jeli go zapi. Przemykajc midzy budynkami, ponad murami, zawsze przycinita do ciany, tak aby nikt jej nie zaskoczy, dotara do stajni. Kiedy sza przez wewntrzny mur, ujrzaa tuzin zocistych paszczy w kolczugach, ktrzy przebiegli szybko. Jednak nie majc pewnoci, po czyjej s stronie, przycupna w cieniu i poczekaa, a przebiegn. Na ziemi, przy drzwiach stajni, lea Hullen; by koniuszym w Winterfell od kiedy Arya pamitaa. Otrzyma tyle ran, e jego tunika przypominaa materia w szkaratne kwiaty. Arya bya przekonana, e starzec nie yje, lecz kiedy podpeza bliej, otworzy oczy. - Arya Wcibska - wyszepta. - Musisz ostrzec pana ojca - Na jego ustach pojawia si czerwona piana. Zamkn oczy i nic ju nie powiedzia. Wewntrz stajni znalaza ciaa kolejnych zabitych: stajenny, z ktrym si bawia, i trzech stranikw ojca. Przy drzwiach sta wz wyadowany skrzyniami i kuframi. Zabici zostali pewnie zaatakowani w czasie przygotowa do wyjazdu. Arya podesza bliej. W jednym z lecych rozpoznaa Desmonda, ktry pokaza jej swj dugi miecz i obieca strzec jej ojca. Lea na plecach z oczyma wpatrzonymi lepo w sufit, po jego twarzy chodziy muchy. Obok niego zobaczya martwego onierza w czerwonym paszczu i hemie z lwem Lannisterw. Tylko jeden. Kady onierz z pnocy wart jest dziesiciu poudniowcw, powiedzia jej kiedy Desmond. - Ty kamco! - sykna i kopna jego ciao, rozwcieczona.

Konie wierzgay i parskay niespokojnie, czujc zapach krwi. Arya zamierzaa osioda jednego z nich i uciec z zamku i z miasta. Wystarczyo trzyma si krlewskiego traktu, ktry z pewnoci zaprowadzi j do Winterfell. Zdja ze ciany uprz. Kiedy przesza na ty wozu, jej uwag zwrcia skrzynia na ziemi. Musiaa spa w czasie walki. Drewniane wieko oderwao si i jej zawarto wysypaa si na ziemi. Arya rozpoznaa jedwabne, satynowe i aksamitne suknie, ktrych nigdy nie nosia. Pomylaa, e w czasie podry moe potrzebowa jakich ciepych ubra, a poza tym Klkna miedzy ubraniami. Wybraa gruby, weniany paszcz, jedwabn tunik, troch bielizny, sukni ozdobion dla niej przez matk, bransoletk, ktr moga sprzeda. Odrzuciwszy oderwane wieko, zanurzya donie gbiej we wntrzu skrzyni w poszukiwaniu Igy. Schowaa j na samym dnie, ale teraz trudno j byo znale. Panowa tam okropny . baagan. Przez chwil sdzia, e kto znalaz miecz i zabra go, lecz w tym samym momencie jej palce wyczuy metal owinity w jedwab. - Jest tutaj - rozleg si gos z tyu. Arya odwrcia si byskawicznie. Zobaczya chopaka ze stajni. Sta z umieszkiem na twarzy, z widami w doniach. Buty mia brudne od gnoju, a spod jego brudnego kaftana wystawaa jeszcze brudniejsza biaa koszula. - Kim jeste? - spytaa. - Ona mnie nie zna - odpowiedzia - ale ja j znam. Dziewczyna od wilkw. - Pom mi osioda konia - powiedziaa Arya, sigajc do skrzyni. - Mj ojciec jest Namiestnikiem Krla. Dostaniesz nagrod. - Ojciec nie yje - powiedzia chopiec. Zrobi krok do przodu. - Krlowa da nagrod. Chod ze mn, dziewczyna. - Nie podchod! - Zacisna do na rkojeci Igy. - Mwi, chod. - Chwyci j mocno za rami. W jednej chwili zapomniaa wszystko, czego uczy jej Syrio Forel. Przeraona, potrafia jedynie przypomnie sobie lekcj, jakiej udzieli jej Jon Snow, pierwsz lekcj. Ukua go ostrym kocem, cignc ostrze w gr z caej siy. Iga przesza przez jego skrzany kaftan i biae ciao brzucha Wysza midzy jego opatkami. Chopak upuci widy, a z jego ust wydobyo si co midzy cichym stkniciem a westchnieniem. - Och, bogowie - jkn. Plama na jego koszuli powikszaa si. - Wycignij go. Kiedy wycigna, umar.

Konie ray przestraszone. Arya staa nad ciaem, nieruchoma, obezwadniona strachem w obliczu mierci. Kiedy chopak osun si na ziemi, z jego ust chlusna krew, z rany na brzuchu pyna druga struka. Donie mia poprzecinane, gdy upadajc, chwyci za ostrze miecza. Arya cofna si z Ig czerwon od krwi. Musi uciec, uciec gdzie daleko, gdzie w bezpieczne miejsce, gdzie bdzie moga si schowa przed oskarajcym spojrzeniem stajennego. Chwycia uprz i podbiega do swojej kobyy, lecz gdy zarzucia siodo na jej grzbiet, zdaa sobie nagle spraw, e bramy bd zamknite. Z pewnoci pilnuj te bocznej furty. Moe stranicy jej nie rozpoznaj. Gdyby wzili j za chopaka nie, na pewno otrzymali rozkaz, eby nikogo nie wypuszcza, dlatego nie ma znaczenia, czyj rozpoznaj czy nie. Przypomniaa sobie o innym wyjciu z zamku Pucia siodo, ktre opado na ziemi z guchym dudnieniem, wzbijajc obok kurzu. Czy uda jej si odnale pokj z potworami? Nie miaa pewnoci, ale wiedziaa, e musi sprbowa. Odnalaza ubrania, ktre wczeniej przygotowaa, i ubraa paszcz. Schowaa Ig pod jego fadami. Z pozostaych rzeczy zrobia niewielkie zawinitko. Wsunwszy je pod pach, podpeza w drugi koniec stajni. Uchylia tylne drzwi i ostronie wyjrzaa. Usyszaa gdzie daleko szczk broni i agonalny krzyk konajcego. Bdzie musiaa zej w d krtymi schodami, obok maej kuchni i winiami, t drog sza poprzednim razem, kiedy gonia kota tylko e trzeba byo przej obok koszar zotych paszczy. Nie moe pj tamtdy. Zastanawiaa si nad inn drog. Gdyby przesza na drug stron zamku, mogaby si przekra pod murem od strony rzeki, przez boy gaj lecz najpierw musiaaby przedosta si przez dziedziniec, gdzie zobacz j stranicy penicy wart na murach. Nigdy dotd nie widziaa ich tylu na grze. Wszyscy nosili zote paszcze, wikszo bya uzbrojona w piki. Niektrzy z nich znali j z widzenia. Co by zrobili, gdyby zauwayli j biegnc przez dziedziniec? Czy byliby w staniej rozpozna z takiej odlegoci, czy w ogle by zwrcili na ni uwag? Wmawiaa sobie, e ju musi i, lecz strach paraliowa jej ruchy. Spokojna jak woda, usyszaa cichy gos. Zdumiona, upucia zawinitko. Rozejrzaa si przestraszona, lecz w stajni nie byo nikogo poza ni, komi i ciaami zabitych. Cicha jak cie, usyszaa. Czy to jej wasny gos, czy gos Syria? Nie potrafia powiedzie, lecz gos pomg jej opanowa strach. Wysza ze stajni.

Nigdy jeszcze tak bardzo si nie baa. Miaa ochot puci si biegiem i ukry, lecz wiedziaa, e musi i przez dziedziniec, powoli, krok za krokiem, udawa, e nigdzie si nie pieszy. Wydawao jej si, e czuje na sobie ich spojrzenia, niczym robaki pezajce po jej skrze. Ani na chwil nie podniosa oczu. Wiedziaa, e straciaby resztki odwagi, gdyby zobaczya, e patrz na ni; wyobraaa sobie, jak rzuca swoje zawinitko i ucieka z paczem, a wtedy by j zapali. Sza ze wzrokiem wbitym w ziemi. Kiedy wreszcie stana w cieniu krlewskiego septa po drugiej stronie dziedzica, bya mokra od zimnego potu, lecz nikt nie podnis alarmu. Drzwi do septa zastaa otwarte, w rodku nie byo nikogo. Cisza wypeniona woni pidziesiciu poncych wiec. Arya pomylaa, e bogom nie zrobi rnicy, jeli wemie sobie dwie. Wsuna wiece do rkaww i opucia sept przez tylne okno. Z atwoci odnalaza zauek, do ktrego kiedy zapdzia jednouchego kocura, lecz nie wiedziaa, co pocz dalej. Wchodzia i wychodzia przez kolejne okna, przeskakiwaa mury i przekradaa si przez ciemne piwnice, cicha jak cie. Raz usyszaa pacz kobiety. Mina godzina, zanim odnalaza niskie i wskie okno lochu, w ktrym czekay potwory. Przecisna przez otwr zawinitko i skulia si, eby zapali wiec. Nie byo to atwe; z ognia, ktry przedtem widziaa, zosta ju tylko ar. Kiedy dmuchaa na wgle, usyszaa gosy. Wysza przez okno, zasaniajc pomie wiecy, kiedy wchodzili przez drzwi; nie potrafia powiedzie, kim byli. Tym razem nie baa si potworw. Patrzya na nich jak na starych znajomych. Uniosa wiec wysoko nad gow. Kiedy sza wolno, cienie poruszay si na cianach, jakby odwracay si, patrzc za ni. - Smoki - wyszeptaa. Wyja Ig spod paszcza. Cho smuky miecz wydawa jej si tak may, a smoki tak due, poczua si pewniej z broni w rku. Pozbawiona okien duga sala, do ktrej teraz wesza, bya tak samo ciemna jak ostatnim razem. Zacisna lew do na rkojeci Igy - t rka walczya - w prawej trzymaa wiec. Poczua na kostkach gorcy wosk. Pamitaa, e wejcie do studni znajduje si po lewej stronie, wic skrcia na prawo. Miaa ochot biec, ale baa si zgasi wiec. Syszaa popiskiwania szczurw i raz dostrzega wiecce oczka, lecz nie baa si ich. W przeciwiestwie do innych istot. Bardzo atwo mona byo si tam ukry; sama schowaa si wczeniej przed czarnoksinikiem i mczyzn z rozwidlon brod. Wydawao jej si, e widzi chopca ze stajni, jak stoi pod cian, z palcami wysunitymi niczym szpony, ociekajcymi krwi z ran od ostrza jej Igy. Moe czeka, eby j zapa. Z pewnoci zauway jej wiec. Moe powinna j zgasi

Strach rani gbiej ni miecz, wyszepta jej do ucha gos w gowie. Nagle Arya przypomniaa sobie krypt z Winterfell. Bya bardziej przeraajca ni ta, powtarzaa w mylach. Posza do niej jeszcze jako maa dziewczynka. Zabra j tam Robb razem z Sans i maym Branem, ktry wtedy nie by wikszy, ni teraz jest Rickon. Mieli ze sob tylko jedn wiec. Oczy Brana przypominay spodki, kiedy wpatrywa si w kamienne twarze Krlw Zimy; u ich stp spoczyway wilki, a na ich kolanach leay elazne miecze. Robb zaprowadzi ich do samego koca krypty, jeszcze za grobowce dziadka, Brandona i Lyanny, eby pokaza im ich wasne groby. Sansa wci spogldaa na ich ogarek, bojc si, e zaraz si skoczy. Stara Niania opowiadaa im, e tam w dole mieszkay pajki i szczury wielkie jak psy. Robb umiechn si, kiedy Sansa wspomniaa o tym. - Tu s gorsze rzeczy od pajkw i szczurw - powiedzia wtedy. - Tutaj chodz zmarli. - I wtedy wanie usyszeli ten odgos, niski, guchy, przyprawiajcy o dreszcz. May Bran cisn mocniej do Aryi. Kiedy z otwartego grobowca wyoni si duch, biay, jczcy krew, Sansa z wrzaskiem popdzia w stron schodw, a Bran, paczc, uczepi si nogi Robba. Arya zostaa na swoim miejscu wymierzya duchowi cios. By nim Jon cay obsypany mk. - Gupi - powiedziaa wtedy do niego. - Przestraszye malucha. Jon i Robb rozemiali si tylko, a po chwili doczya do nich Arya i Bran. Arya umiechna si na wspomnienie tamtego wydarzenia i teraz ciemno nie wydawaa jej si ju taka straszna. Chopak ze stajni nie y, sama go zabia. Jeli wyskoczy na ni, zabije go jeszcze raz. Przecie ona idzie do domu. Wszystko bdzie dobrze, kiedy tam dotrze; skryje si bezpiecznie za szarymi murami Winterfell. Arya zanurzya si gbiej w ciemno, poprzedzana cichym echem wasnych krokw.

SANSA

Przyszli po ni trzeciego dnia. Sansa zaoya prost sukni z ciemnoszarej weny, prost w kroju, lecz bogato zdobion u gry i na rkawach. Jej palce lizgay si , niezgrabnie na srebrnych zapinkach, ktre prbowaa zapi bez pomocy l sucej. Przydzielono jej Jeyne Poole, lecz Jeyne bya bezuyteczna. Z twarz opuchnit od paczu nie przestawaa mwi o swoim ojcu. - Jestem pewna, e nic mu si nie stao - powiedziaa do niej Sansa, kiedy wreszcie uporaa si z sukni. - Poprosz Krlow, eby pozwolia ci si z nim zobaczy. - Sdzia, e podobna obietnica podniesie na duchu Jeyne, lecz ta spojrzaa tylko na ni czerwonymi oczyma i rozpakaa si jeszcze goniej. Jaki z niej dzieciak, pomylaa Sansa. Ona take pakaa pierwszego dnia. Kiedy doszo do walki, trudno byo si nie ba nawet za zamknitymi drzwiami Twierdzy Maegora. Przywyka do szczku ora na dziedzicu, gdy niemal codziennie syszaa krzyujce si miecze, lecz teraz wszystko byo inne, poniewa dziao si to naprawd. Syszaa wszystko inaczej ni dotd, a nawet wicej: jki blu, gniewne okrzyki, woanie o pomoc, rzenie konajcych. W balladach rycerze nigdy nie krzyczeli i nie bagali o lito. Zapakana bagaa przez drzwi, aby powiedzieli jej, co si dzieje; woaa ojca, sept Mordane, Krla i swojego wspaniaego Ksicia. Jeli nawet strzegcy jej ludzie syszeli j, nie reagowali. Tylko raz otworzyli drzwi, pnym wieczorem, i wepchnli do jej pokoju Jeyne Poole, drc i posiniaczon. - Zabijaj wszystkich - wyrzucia z siebie z krzykiem crka zarzdcy. Powtarzaa to bez koca. Opowiedziaa, e Ogar wyway toporem jej drzwi. Na schodach do Wiey Namiestnika leay ciaa, a stopnie byy czerwone od krwi. Sansa otara wasne zy, prbujc pocieszy przyjacik. Pooyy si w jednym ku, przytulone do siebie jak siostry. Nastpny dzie okaza si jeszcze gorszy. Pokj, w ktrym zamknito Sans, znajdowa si na szczycie najwyszej wiey Twierdzy Maegora. Ze swojego okna widziaa, e opuszczono cik, elazn krat w bramie i podniesiono zwodzony most nad such fos, ktra oddzielaa twierdz od otaczajcego j waciwego zamku. Murw strzegli stranicy Lannisterw uzbrojeni w kusze i piki. Walka dobiega koca i na Czerwon Twierdz opada grobowa cisza. Sansa syszaa tylko nieustajce pochlipywania Jeyne Poole. Przynoszono im jedzenie - twardy ser, wiey chleb i mleko na niadanie, pieczony kurczak z warzywami w poudnie, a wieczorem potrawka z kaszy i woowiny - lecz sucy,

ktrzy przynosili im posiki, nie odpowiadali na pytania Sansy. Tamtego wieczoru jakie kobiety przyniosy jej ubrania z Wiey Namiestnika, a take troch rzeczy Jeyne. Kiedy sprbowaa z nimi porozmawia, ucieky, jakby bay si, e zarazi je szar zaraz. Stranicy przed drzwiami wci nie pozwalali im opuszcza pokoju. - Prosz, musz porozmawia z Krlow - bagaa ich Sansa, podobnie jak wszystkich, ktrych widziaa. - Ona z pewnoci zechce ze mn pomwi. Powiedzcie jej, prosz, e chc si z ni zobaczy. A jeli nie z ni, to z ksiciem Joffreyem. Mamy si pobra, kiedy doroniemy. Drugiego dnia, o zachodzie soca, rozleg si dwik wielkiego dzwonu. Jego powolne, gbokie dzwonienie przyprawiao Sans o drenie. Wielki dzwon nie ustawa i wkrtce doczyy do niego inne, umieszczone w Wielkim Spcie Baelora na Wzgrzu Yisenya. Ich dwiki pyny nad miastem niczym grzmoty zwiastujce nadejcie burzy. - Co to? - spytaa Jeyne, zatykajc uszy. - Dlaczego dzwoni dzwony? - Krl zmar. - Sansa nie potrafia powiedzie, skd o tym wie, a jednak nie miaa wtpliwoci. Powolne dzwonienie wypenio ich pokj, aosne jak pie pogrzebowa. Czy wrg zaatakowa zamek i zamordowa krla Roberta? Czy to w wyniku walk, ktre widziay? Pooya si do ka niespokojna, z gow pen myli. Czy teraz Krlem zosta jej pikny Joffrey? A moe jego take zabili? Baa si o niego i o swojego ojca. Gdyby wreszcie jej powiedzieli, co si dzieje Tamtej nocy Sansa nia o Joffreyu. Zasiada na tronie, ona za siedziaa u jego boku w sukni wyszywanej zot nici. Na gowie miaa koron, a wszyscy, ktrych znaa, przychodzili, by si pokoni. Nastpnego ranka, trzeciego dnia, przyszed po ni ser Boros Blount z Krlewskiej Gwardii, by zaprowadzi j do Krlowej. Ser Boros by brzydkim mczyzn o szerokiej piersi i krtkich, pakowatych nogach. Nos mia paski, policzki obwise, wosy szare i nastroszone. Tego dnia mia na sobie strj z biaego aksamitu, a jego nienobiay paszcz przytrzymywaa brosza w ksztacie lwa. Bestia pobyskiwaa agodnym blaskiem zota, a w jej oczach tkwiy rubiny. - Ser Borosie, wygldasz dzisiaj niezwykle przystojnie i piknie - powiedziaa do niego Sansa. Dama zawsze wiedziaa, jak si zachowa, a ona postanowia, e pozostanie ni bez wzgldu na wszystko. - Ty rwnie, pani - odpar ser Boros apatycznym gosem. - Chod ze mn. Jej Mio czeka.

Drzwi strzegli stranicy Lannisterw w szkaratnych paszczach i hemach zdobionych lwami. Sansa posaa im uprzejmy umiech i yczya miego dnia. Po raz pierwszy od dwch dni pozwolono jej opuci pokj, do ktrego przyprowadzi j ser Arys Oakheart. - Dla twojego bezpieczestwa, kochanie - powiedziaa jej wtedy krlowa Cersei. - Joffrey nigdy by mi nie wybaczy, gdyby co si stao jego ukochanej. Sansa spodziewaa si, e ser Boros zaprowadzi j do komnat krlewskich, on jednak wyprowadzi j z Twierdzy Maegora. Most znowu opuszczono. Kilku robotnikw spuszczao jakiego mczyzn na linach do suchej fosy. Kiedy Sansa spojrzaa w d, zobaczya ciao nabite na ogromne szpice. Szybko odwrcia wzrok. Baa si pyta, nie chciaa patrze zbyt dugo, poniewa mogo si okaza, e jest to kto, kogo znaa. , Krlow znaleli w sali narad. Siedziaa na kocu stou penego papierw, wiec i blokw wosku na piecz. Komnata prezentowaa si rwnie wspaniale jak wszystkie, ktre Sansa dotd ogldaa na zamku. Patrzya z podziwem na rzebion, drewnian tcz i ustawione po obu stronach drzwi sfinksy. - Wasza Mio - odezwa si ser Boros, kiedy zostali wprowadzeni przez ser Mandona, innego rycerza Krlewskiej Gwardii dziwnie martwej twarzy. - Przyprowadziem dziewczynk. Sansa miaa nadziej zobaczy te Joffreya. Jednake zamiast swojego piknego Ksicia ujrzaa tam trzech doradcw krlewskich. Po lewej rce Krlowej siedzia lord Petyr Baelish. Wielki Maester Pycelle zaj miejsce na kocu stou, midzy nimi za lord Varys rozsiewa swoje kwiatowe wonie. Sansa zauwaya przeraona, e wszyscy ubrani s na czarno. aobne stroje. Krlowa miaa na sobie sukni z czarnego jedwabiu z szerokim stanikiem, w ktry wszyto sto ciemnoczerwonych rubinw. Wycito je w ksztacie ez, jakby Krlowa pakaa krwawymi zami. Cersei umiechna si na widok Sansy, a ona pomylaa, e by to najsodszy najsmutniejszy umiech, jaki kiedykolwiek widziaa. - Sanso, moje sodkie dziecko - powiedziaa. - Wiem, e chciaa ze mn mwi. Przykro mi, e nie mogam posa po ciebie wczeniej. Ostatnio duo si dziao i byam bardzo zajta. Ufam, e moi ludzie troszczyli si o ciebie naleycie? - Wszyscy byli dla mnie dobrzy, Wasza Mio. Dzikuj, e pytasz - odpowiedziaa uprzejmie Sansa. - Tylko nikt nie chce nam powiedzie, co si stao - Nam? - spytaa Cersei zdziwiona. - Dalimy jej dziewczyn zarzdcy - powiedzia ser Boros. - Nie wiedzielimy, co z ni zrobi.

Krlowa zmarszczya brwi. - Nastpnym razem mnie zapytajcie - odpara stanowczym tonem. - Bogowie tylko wiedz, co ona tam naopowiadaa Sansie. - Jeyne jest bardzo przestraszona - powiedziaa Sansa. - Wci tylko pacze. Obiecaam, e zapytam, czy moe zobaczy swojego ojca. Wielki Maester Pycelle spuci oczy. - Bo przecie jej ojcu nic si nie stao, prawda? - dopytywaa si Sansa. Wiedziaa, e doszo do walk, ale nikt by nie podnis rki na zarzdc. Vayon Poole nie nosi nawet miecza. Krlowa Cersei popatrzya kolejno na doradcw. - Nie chc, eby ktokolwiek niepokoi Sans. Co zrobimy z jej ma przyjacik, moi panowie? Lord Petyr pochyli si do przodu. - Znajd dla niej jakie miejsce. - Ale poza murami miasta - powiedziaa Krlowa. - Masz mnie za gupca? Krlowa zignorowaa jego ostatnie zdanie. - Ser Borosie, odprowad dziewczynk do komnat lorda Petyra i niech zostanie tam, dopki on sam nie przyjdzie po ni. Powiedz, e Littlefinger zaprowadzi j do ojca. To powinno uspokoi dziewczyn. Chc, eby ju jej nie byo, kiedy Sansa wrci do swojej komnaty. - Jak kaesz, Wasza Mio - powiedzia ser Boros. Skoni nisko gow i odszed, powiewajc dugim, biaym paszczem. Sansa patrzya za nim zdezorientowana. - Nie rozumiem - powiedziaa. - Gdzie jest ojciec Jeyne? Dlaczego lord Petyr musi j zaprowadzi do niego, a nie ser Boros? - Zanim tam przysza, obiecaa sobie, e zachowa si jak dama, bdzie agodna jak Krlowa i silna jak matka, lady Catelyn, lecz teraz znowu poczua strach. Przez moment musiaa si powstrzymywa, eby nie wybuchn paczem. - Dokd j wysyacie? Ona nie zrobia niczego zego, to dobra dziewczyna. - Niepotrzebnie ci niepokoi - odpowiedziaa agodnie Krlowa. - Nie moemy na to pozwoli. Do dyskusji. Lord Baelish j dobrze zaopiekuje si Jeyne, obiecuj ci. - Wskazaa doni na krzeso obok siebie. - Usid, Sanso. Chc z tob pomwi. Sansa zaja miejsce u boku Krlowej. Cersei umiechna si do niej, co jednak wcale jej nie uspokoio. Yarys splt razem swoje pulchne donie, a Wielki Maester Pycelle nie spuszcza oczu z lecych przed nimi papierw, tylko Littlefinger przyglda jej si uwanie. W jego spojrzeniu byo co, co sprawiao, e Sansa czua si naga. Zadraa. - Sodka Sanso - zacza Krlowa, kadc mikka do na jej nadgarstku. - Jakie z ciebie liczne dziecko. Wiesz chyba, jak oboje z Joffreyem bardzo ci kochamy.

- Naprawd? - spytaa Sansa, wstrzymujc oddech na moment. W jednej chwili zapomniaa o Littlefingerze. Jej Ksi kocha j. Nic innego si nie liczyo. Krlowa umiechna si. - Traktuj ci niemal jak wasne dziecko. Wiem te, jakim uczuciem darzysz Joffreya. - Potrzsna lek gow w gecie zaniepokojenia. - Niestety, mam dla ciebie przykr wiadomoci dotyczce twojego pana ojca. Musisz okaza dzielno, dziecko. Sansa poczua zimny dreszcz na dwik jej spokojnych sw. - Co si stao? - Twj ojciec okaza si zdrajc, kochanie - powiedzia lord Yarys. Wielki Maester Pycelle podnis star gow. - Sam byem wiadkiem, kiedy lord Eddard przysiga naszemu ukochanemu krlowi Robertowi, e bdzie troszczy si o modych ksit jak o wasnych synw. A jednak gdy tylko zmar Krl, zwoa ma rad, by pozbawi ksicia Joffreya nalenego mu tronu. - Nie - wyrzucia z siebie Sansa. - On by tego nie zrobi. Nie zrobiby czego podobnego. Krlowa wzia do rki list. Papier by podarty i sztywny od zaschnitej na nim krwi, a piecz bez wtpienia naleaa do jej ojca: wilkor odcinity w jasnoszarym wosku. Znalelimy to u kapitana waszej stray, Sanso. W licie tym skierowanym do Stannisa, brata mojego zmarego ma, twj ojciec nakania go do przejcia korony. - Wasza Mio, nastpio jakie nieporozumienie. - Ogarnita nagym strachem, poczua, e krci jej si w gowie. - Polij, prosz, po mojego ojca. On ci wszystko wyjani. Nigdy by nie napisa podobnego listu, Krl by jego przyjacielem. - Robert te tak uwaa - odpara Krlowa. - Ta zdrada by mu zamaa serce. Bogowie s litociwi, e nie pozwolili mu doy tej chwili. - Krlowa westchna. - Sanso, kochanie, rozumiesz chyba, w jakim okropnym pooeniu nas to postawio. Ty nie jeste niczemu winna, wiemy o tym dobrze, a jednak pozostajesz crk zdrajcy. Jak wic mog pozwoli, aby polubia mego syna? - Ale ja go kocham - jkna Sansa, przestraszona i zdezorientowana. Co oni zamierzali z ni zrobi? Co zrobili jej ojcu? Wszystko miao by inaczej. Ona musi polubi Joffreya, s zarczeni, obiecali, nia nawet o tym. To niesprawiedliwe, eby go jej zabiera z powodu czego, co zrobi jej ojciec. - Dobrze wiem, o czym mwisz, moje dziecko - powiedziaa Cersei gosem agodnym i sodkim. - Z pewnoci wiedziona mioci przysza do mnie, by opowiedzie o zamiarze ojca wysania was do domu?

- Ja naprawd zrobiam to z mioci - odpara szybko Sansa. - Ojciec nigdy by mi nie pozwoli si poegna. - Bya dobr i posuszn dziewczynk, lecz tamtego ranka czua si rwnie niegodziwa jak Arya; nie posuchaa ojca i schowaa si przed sept Mordane. Nigdy wczeniej nie zrobia niczego z tak rozmylnoci i z pewnoci by tak nie postpia, gdyby nie kochaa tak bardzo Joffreya. - Chcia mnie zabra do domu i wyda za jakiego rycerza, chocia ja chciaam Joffa. Mwiam mu, ale mnie nie sucha. - Krl by jej ostatni nadziej. Krl mg kaza ojcu zostawi j w Kings Landing i pozwoli wyj za ksicia Joffreya. Sansa wiedziaa, e Krl mg to zrobi, ale ona zawsze si go baa. Zachowywa si tak gono i czsto by pijany. Nawet gdyby j przyj, poszedby z ni pewnie do lorda Eddarda. Dlatego udaa si do Krlowej i przed ni otworzya serce, a Cersei wysuchaa jej i podzikowaa tylko e potem ser Arys zaprowadzi j do pokoju w wiey Twierdzy Maegora strzeonego przez stranikw, a kilka godzin pniej zacza si walka. - Prosz mwia dalej - musisz pozwoli mi polubi Joffreya, zobaczysz, bd dobr on dla niego. Bd tak sam krlow jak ty, obiecuj. Krlowa Cersei spojrzaa na pozostaych. - Lordowie doradcy, co wy na t prob? - Biedne dziecko - mrukn Varys. - Mio tak prawdziwa i niewinna, Wasza Mio, okruciestwem byoby j zniszczy a jednak, co moemy zrobi? Jej ojciec zosta skazany. - Dziecko poczte z nasienia zdrajcy take bdzie si ywio zdrad - powiedzia Wielki Maester Pycelle. - Dzisiaj jest sodk dziewczynk, ale za dziesi lat nie wiadomo, ile zepsutych jaj wysiedzi. - Nie - zaprzeczya Sansa, przeraona. - Wcale nie ja bym nie zdradzia Joffreya. Kocham go, przysigam. - Jake wzruszajca - powiedzia Varys. - Ale z drugiej strony prawdziwe jest powiedzenie, e krew jest silniejsza ni przysigi. - Ona przypomina mi bardziej jej matk ni ojca - wtrci lord ; Baelish. - Spjrzcie na ni. Te wosy, oczy. Cat wygldaa tak samo w jej wieku. Krlowa spojrzaa na ni z wyrazem zakopotania na twarzy, lecz Sansa wci widziaa uprzejmo w jej przejrzystych zielonych oczach. - Dziecko - powiedziaa. Gdybym moga mie pewno, e nie jeste jak twj ojciec, nic bardziej by mnie nie ucieszyo ni twoje zalubiny z Joffreyem. Wiem, e on kocha ci caym sercem. Westchna. - Niestety, obawiam si, e lord Yarys i Wielki Maester maj racj. Krew rzdzi si swoimi prawami. Pamitam, jak twoja siostra poszczua wilkiem mojego syna.

- Ja nie jestem taka jak Arya - wyszeptaa Sansa. - Krew zdrajcy pynie w jej yach, nie w moich. Ja jestem dobra. Zapytajcie sept Mordane, ona wam powie. Ja tylko chc by lojaln i kochajc on Joffreya. Czua na sobie moc spojrzenia Cersei, ktra studiowaa jej twarz uwanie. - Wierz w twoje intencje, dziecko. Moe - Odwrcia si do pozostaych. - Zgodzicie si ze mn? Uwaam, e moglibymy zapomnie o naszych troskach, gdyby pozostali czonkowie jej rodziny okazali lojalno w tych trudnych chwilach. Wielki Maester Pycelle pogadzi swoj dug, puszyst brod i zmarszczy szerokie czoo, zamylony. - Lord Eddard ma trzech synw. - To jeszcze dzieci - odpar lord Petyr, wzruszajc ramionami. - Bardziej mnie niepokoi lady Catelyn i jej krewni z Tullych. Krlowa uja w obie donie rk Sansy. - Potrafisz pisa, dziecko? Sansa skina gow nerwowo. Czytaa i pisaa lepiej od swoich braci, chocia w rachunkach bya beznadziejna. - To dobrze. Moe jest jeszcze nadzieja dla ciebie i Joffreya - Co mam zrobi? - Musisz napisa do twojej pani matki, twojego brata, tego najstarszego jak mu na imi? - Robb - odpowiedziaa Sansa. - Wieci o zdradzie twojego pana ojca i tak niebawem dotr do nich. Lepiej bdzie, jeli otrzymaj je od ciebie. Musisz opowiedzie im, w jaki sposb lord Eddard zdradzi Krla. Wprawdzie Sansa bardzo chciaa wyj za Joffreya, lecz nie bya w stanie zrobi tego, o co prosia j Krlowa. - Ale on wcale nie Ja Wasza Mio, nie wiedziaabym, co napisa Krlowa pogadzia jej do. - Podpowiemy ci, moje dziecko. Najwaniejsze, eby nakonia lady Catelyn i swojego brata do zachowania krlewskiego pokoju. - Niedobrze si stanie, jeli tego nie uczyni - powiedzia Wielki Maester Pycelle. - Ze wzgldu na mio, jak ich darzysz, musisz ich nakoni, by poszli drog mdroci. - Twoja pani matka z pewnoci bdzie si bardzo niepokoia o ciebie - powiedziaa Krlowa. - Musisz jej powiedzie, e czujesz si dobrze, pozostajc pod nasz opiek, i e niczego ci nie brakuje. Namw ich, aby przybyli do Krlewskiej Przystani i zoyli hod Joffreyowi, kiedy zasidzie na tronie. Jeli tak uczyni no c, wtedy uzyskamy pewno,

e w twoich yach pynie czysta krew, a kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, polubisz Krla w Wielkim Spcie Baelora w obliczu bogw i ludzi. polubisz Krla Sowa te sprawiy, e Sansa wstrzymaa na chwil oddech, lecz nie potrafia pozby si wtpliwoci. - Moe gdybym moga spotka si z ojcem, porozmawia z nim o - O zdradzie? - zauway lord Yarys. - Rozczarowaa nas, Sanso - powiedziaa Krlowa; teraz jej oczy przypominay zimne kamienie. - Wyjawilimy ci zbrodnie twojego ojca. Jeli naprawd jeste tak lojalna, jak nas zapewniasz, po co miaaby si z nim spotyka? - Ja ja tylko mylaam - Sansa miaa zy w oczach. - On nie jest prosz, jemu nic si chyba - Jest cay i zdrowy - odpowiedziaa Krlowa. - Ale co si z nim stanie? - O tym zadecyduje Krl - oznajmi doniosym gosem Wielki Maester Pycelle. Krl! Sansa powstrzymaa zy. Teraz Krlem jest Joffrey, pomylaa. Jej wspaniay Ksi nigdy by nie skrzywdzi ojca swojej ukochanej. Bez wzgldu na jego czyny. Z pewnoci jej wysucha, jeli pjdzie do niego i go poprosi. Musi jej wysucha. Przecie j kocha, sama Krlowa to przyznaa. Joff bdzie musia ukara jej ojca, moe mgby odesa go z powrotem do Winterfell albo skaza na wygnanie w jednym z Wolnych Miast po drugiej stronie wskiego morza. Moe tylko na kilka lat. Do tego czasu ona zdy wyj za Joffreya. Kiedy ju zostanie Krlow, namwi Joffa, eby uaskawi ojca. Ale wszystko na nic, jeli jej matka albo Robb dopuszcz si zdrady, zbior wojska, odmwi zoenia hodu Jej Joffrey by dobry i miy, mwio to jej serce, lecz Krl ma obowizek zachowa stanowczo wobec buntownikw. Musi ich przekona, musi! - Ja napisz listy - powiedziaa gono. Cersei Lannister nachylia si i pocaowaa j w policzek, z umiechem ciepym jak wschd soca. - Wiedziaam, e to uczynisz. Joffrey bdzie z ciebie dumny, kiedy mu opowiem, jaka okazaa si dzisiaj odwana i rozsdna. Ostatecznie napisaa cztery listy. Do swojej matki, lady Catelyn Stark, do braci w Winterfell, a take do ciotki i dziadka, lady Lysy Arryn z Eyrie i lorda Hostera Tullyego z Riverrun. Kiedy skoczya pisa, palce miaa zesztywniae i poplamione atramentem. Yarys przynis piecz jej ojca. Rozgrzaa nad wiec jasny wosk i rozlaa go ostronie. Potem patrzya, jak eunuch przykada na kadym z listw piecz wilkora, godo domu Starkw. Kiedy ser Mandon Moore odprowadzi j z powrotem do pokoju w wiey w Twierdzy

Maegora, nie zastaa ju tam Jeyne Poole ani jej rzeczy. Do paczw, pomylaa z ulg. Rozpalia ogie, ale mimo to komnata bez Jeyne wydaa jej si zimniejsza. Przysuna krzeso do kominka i usiada na nim ze swoj ulubion ksik. Czytaa opowieci o Florianie i Jonuil, o lady Shelli i Tczowym Rycerzu, o dzielnym ksiciu Aemonie i jego nieszczliwej mioci do krlowej jego brata. Dopiero kiedy zasypiaa pn noc, Sansa przypomniaa sobie, e nie zapytaa o swoj siostr.

JON
- Othor - powiedzia ser Jaremy Rykker - nie ma wtpliwoci. A ten to Jafer Flowers. Odwrci ciao nog i martwa, biaa twarz patrzya teraz niebieskimi oczyma prosto w zachmurzone niebo. - Ludzie Bena Starka. Ludzie mojego wuja, pomyla Jon. Przypomnia sobie, jak bardzo prosi, eby go wtedy zabrali ze sob. Bogowie, byem jeszcze strasznym todziobem. Gdyby mnie zabra, to ja mgbym tu lee Duch poszarpa w nadgarstku prawe rami Jafera. Jego prawa do pywaa w soju z octem w wiey maestera Aemona. Lewa za bya czarna jak jego paszcz. - Bogowie litociwi - mrukn Stary Niedwied. Zsiad z konia i odda cugle Jonowi. Ranek by nienaturalnie ciepy; krople potu lniy na szerokim czole Lorda Dowdcy niczym rosa na powierzchni melona. Jego ko przewraca nerwowo oczyma i prbowa odsun si od cia moliwie najdalej. Jon odprowadzi go do tyu, trzymajc mocno, by nie stan dba. Najwyraniej konie nie czuy si bezpiecznie w tym miejscu. Podobnie jak i Jon. Psy wydaway si jeszcze bardziej przestraszone. Przyprowadzi je tam Duch; sfora ogarw okazaa si bezuyteczna. Kiedy Bass, opiekun psiarni, prbowa posa je tropem odgryzionej rki, zupenie oszalay: rzucay si i wyy, prbujc uciec. Nawet teraz warczay i skamlay na przemian, cignc mocno za smycze, ktre Chett trzyma z caej siy, przeklinajc je. To tylko las, wmawia sobie Jon, i ciaa zmarych. Ju wczeniej widzia trupy Poprzedniej nocy znowu mia sen o Winterfell. Chodzi po pustym zamku i szuka ojca. Tak jak wczeniej zszed do krypty, lecz tym razem poszed dalej. W ciemnoci usysza zgrzyt kamienia o kamie. Odwrciwszy si, zobaczy, e grobowce si otwieraj. Kiedy martwi krlowie wyszli ze swoich zimnych i ciemnych grobw na chwiejnych nogach, Jon obudzi si. Siedzia w ciemnoci z bijcym mocno sercem. Wci czu dreszcz przeraenia, chocia Duch wskoczy na jego ko i dotkn pyskiem jego twarzy. Potem ba si zasn. Ubra si i poszed na Mur, gdzie chodzi niespokojnie a do witu. To by tylko sen. Jestem bratem z Nocnej Stray, a nie przestraszonym chopcem. Samwell Tarly skuli si pod drzewem, zasonity czciowo przez konie. Jego pucoowata twarz przybraa kolor zsiadego mleka. Nie pobieg do lasu wymiotowa tylko dlatego, e zaledwie zerkn na ciaa. - Nie mog na nich patrze - powtarza cicho.

- Musisz - zwrci si do niego Jon; mwi cicho, eby nie usyszeli ich pozostali. Masz by oczyma maestera Aemona, czy nie tak? Co komu po oczach, ktre s zamknite? - Tak, ale ja jestem takim tchrzem. Jon pooy do na ramieniu Sama. - Jest z nami tuzin zwiadowcw, mamy te psy i Ducha. Nic nam si nie stanie. Id i popatrz. Najgorsza jest pierwsza chwila. Sam skin drc gow; wida byo, e zbiera si na odwag. Powoli odwrci gow. Otworzy szeroko oczy, lecz Jon przytrzyma jego rami i nie pozwoli mu si odwrci. - Ser Jaremy - powiedzia Stary Niedwied ponurym gosem. - Ben Stark mia ze sob szeciu ludzi. Gdzie s pozostali? - Ser Jaremy pokrci gow. - Chciabym wiedzie. Mormoni nie wydawa si zadowolony z odpowiedzi. - Dwch z naszych braci zabitych niemal pod samym Murem, a mimo to twoi zwiadowcy niczego nie syszeli, niczego nie widzieli. Czy ju tylko tyle potrafi Nocna Stra? Czy dalej przeczesujemy lasy? - Tak, panie - Czy wci wystawiamy warty? - Tak, ale - Ten czowiek ma rg owczego. - Mormont wskaza na Othora. - Czy mam sdzi, e on zmar i nie zdy go nawet uy? A moe twoi zwiadowcy zupenie ju oguchli i olepli? Ser Jaremy najey si, a jego twarz pociemniaa od gniewu. - Nie zad aden rg, inaczej moi zwiadowcy by go usyszeli. Nie mam do ludzi, eby wysya tyle patroli, ile bym chcia; od czasu zaginicia Benjena trzymamy si bliej Muru, zgodnie z twoim rozkazem. Stary Niedwied chrzkn. - No tak. - Machn rk zniecierpliwiony. - Powiedz mi, jak oni zginli. Kucnwszy obok zmarego o imieniu Jafer Flowers, ser Jaremy chwyci go za wosy. Gar z nich zostaa mu w doni. W szyi zmarego otworzya si szeroka rana pokryta skorup zaschnitej krwi. - Rana od topora. - Tak - mrukn Dywen, stary lenik. - Moe by od topora, ktry mia Othor. Jon czu, jak niadanie przewraca mu si w odku. Mimo to zacisn usta i spojrza na drugie ciao. Othor jeszcze za ycia by brzydkim olbrzymem, a teraz sta si ogromnym obrzydliwym trupem. Nigdzie nie byo wida topora. Jon pamita Othora; to on wypiewywa gono sprone piosenki, kiedy wyjedali. Skoczyy si dni jego pieww.

Jego ciao przybrao kolor mleka. Cae poza domi. Rce Othora byy tak samo czarne jak rce Jafera. Pki zakrzepej krwi zdobiy jak wysypka miertelne rany widoczne na caym jego ciele. Lecz oczy wci mia otwarte. Niebieskie jak szafiry oczy wpatrzone byy w niebo. Ser Jaremy wsta. - Dzicy te maj topory. - Uwaasz wic, e to robota Mancea Raydara? - powiedzia Mormoni najwyraniej niezadowolony z wyjanienia. - Tak blisko Muru? - A kogo by innego? Jon mgby im powiedzie. On wiedzia, podobnie jak pozostali, lecz nikt nie chcia wymwi tego gono. Inni yj tylko w opowieciach, ktrymi straszy si dzieci. Jeli w ogle yli kiedykolwiek, to odeszli osiem tysicy lat temu. Na sam myl o tym poczu si gupio. Teraz jest ju dorosym mczyzn, czarnym bratem z Nocnej Stray, a nie maym chopcem, ktry razem z Branem, Robbem i Ary siadywa u stp Starej Niani. Lord Dowdca prychn tylko. - Gdyby dzicy zaatakowali Bena Starka o p dnia drogi od Czarnego Zamku, wrciby po posiki, potem by pojecha za mordercami i goni ich a do siedmiu piekie, eby przywie mi ich gowy. - Chyba e sam zgin. - Ser Jaremy nie ustpowa. Sowa te bardzo bolay, nawet teraz. Mino ju tyle czasu, e trudno byo ywi jeszcze jakkolwiek nadziej na powrt Benjena Starka, lecz Jon Snow potrafi by uparty. - Od czasu wyjazdu Benjena mino ju prawie p roku - mwi dalej ser Jaremy. Las jest ogromny. Dzicy mogli go napa wszdzie. Zao si, e tylko ci dwaj przeyli i wracali lecz wrg dopad ich, zanim zdoali schroni si za Murem. Ciaa s jeszcze wiee. Zginli nie dalej jak dzie temu moe nawet - Nie - krzykn cienkim gosem Samwell Tarly. Jon spojrza na niego zdumiony. Nerwowy wysoki gos Sama by ostatni rzecz, jakiej mg si spodziewa. Samwell ba si oficerw, a poza tym ser Jaremy nie grzeszy cierpliwoci. - Nikt ci nie pyta o zdanie, chopcze - powiedzia chodno Rykker. - Niech mwi, ser - wymamrota Jon. Mormont spojrza na Sama, a potem na Jona. - Jeli chopak ma co do powiedzenia, niech mwi. Podejd bliej. Nie chowaj si za komi. Sam min Jona i podszed ostronie do przodu. Twarz mia spocon. - Panie, nie dzie czy spjrz krew - Tak? - warkn Mormont zniecierpliwiony. - Krew? I co z tego?

- Robi w majtki na widok krwi - zawoa Chett i pozostali zwiadowcy wybuchnli miechem. Sarn otar pot z czoa. - Wida, gdzie gdzie Duch wilkor Jona, wida, gdzie odgryz mu rk, a mimo to miejsce to nie krwawi, zobaczcie - Machn rk. - Mj ojciec, - lord Randyll, czasem kaza mi patrze, jak oporzdza zwierzta, kiedy po - Sam pokrci gow; broda trzsa mu si wyranie. Teraz, kiedy ju zmusi si do spojrzenia na martwe ciaa, nie mg oderwa od nich wzroku. - U wieo zabitej zwierzyny krew jeszcze by pyna. Pniej pniej krzepnie, robi si, jak jak galareta, gsta a Wydawao si, e za chwil zwymiotuje. - Ten czowiek popatrzcie na jego nadgarstek, jest zeskorupiay suchy jak Jon od razu zrozumia, co Sam ma na myli. Dostrzeg porozrywane yy wystajce z nadgarstka zmarego, niczym elazne robaki. Jego krew przypominaa czarn ziemi. Jaremy Rykker nie wyglda na cakowicie przekonanego. - Gdyby nie yli duej ni dzie, powinni ju gni, a przecie nawet nie cuchn. Dywen, stary, pokurczony lenik, ktry chepi si, e potrafi wyczu nadchodzcy nieg, przysun si do trupw i pocign nosem. - Moe nie pachn jak kwiatki, ale masz racj, panie. Nie czu trupiego odoru. - Ciaa s nienaruszone - powiedzia cicho Jon. - Duch te si zachowuje inaczej. Psy i konie nie chc podej. Zwiadowcy spojrzeli po sobie, przekonani co do susznoci sw Jona. Mormont zmarszczy brwi, zerkajc to na ciaa, to na psy. - Chett, przyprowad psy bliej. Chett zakl i pocign za smycze. Jednemu z ogarw wymierzy nawet solidnego kopniaka. Wikszo z psw zapara si, skamlc. Sprbowa pocign jednego. Suka warczaa i wia si, jakby prbowaa si wyzwoli z obroy. Wreszcie skoczya na starca. Chett wypuci smycz i zatoczy si do tyu. Pies skoczy nad nim i pomkn midzy drzewa. - I nie tylko to - mwi dalej Sam Tarly. - Krew na ich ubraniach wida plamy krwi i na ciele, s wyschnite, ale nie ma adnych plam na ziemi nigdzie. A przecie te - Sam przekn lin i wcign gboko powietrze. - Te rany straszne rany powinny mocno krwawi. Prawda? Dywen cmokn. - Nie wiadomo, gdzie umarli. Moe kto ich tutaj przynis i zostawi dla nas. eby nas ostrzec. - Stary lenik spojrza na ciaa. - Moe gadam jak gupi, ale nie widziaem, eby Othor mia przedtem niebieskie oczy. Ser Jaremy popatrzy na niego uwanie. - Flowers te nie - wymamrota i przenis wzrok na trupy.

Zapada cisza. Przez chwil sycha byo ciki oddech Sama i cmokanie Dywena. Jon przykucn obok Ducha. - Spali ich - powiedzia szeptem ktry ze zwiadowcw, chocia Jon nie rozpozna gosu. - Tak, spali ich - zawtrowa mu kto inny. Stary Niedwied pokrci gow. Jeszcze nie. Chc, eby obejrza to maester Aemon. Zabierzemy ich na Mur. Niektre komendy czasem atwiej jest wyda, ni si do nich zastosowa. Zawinli ciaa w paszcze, lecz gdy Hake i Dywen sprbowali przywiza je na grzbiecie jednego z koni, zwierz zupenie oszalao; ko wierzga i ra przeraliwie, prbujc nawet gry, kiedy Ketter podbieg na pomoc. Podobnie zachoway si pozostae konie, nawet te najagodniejsze nie chciay wzi na grzbiet takiego ciaru. W rezultacie zmuszeni byli naci gazi i zrobi z nich prowizoryczne nosze, na ktrych umiecili zmarych. Mino ju poudnie, zanim wyruszyli w drog powrotn. - Ka przeszuka t cz lasu. - Mormoni zwrci si do ser Jaremyego.. - Kade drzewo, kady kamie czy krzak w promieniu dziesiciu mil od tego miejsca. We wszystkich ludzi, jakich masz, a jeli bdzie za mao, dobierz spord zarzdcw. Jeli Ben i jego ludzie s gdzie tutaj, ywi czy martwi, to ja ich znajd. I dowiem si, czy kto jeszcze przebywa w tym lesie. Macie ich wytropi i pojma, ywych, jeli to moliwe. Zrozumiano? - Tak - odpar ser Jaremy. - Tak bdzie. Potem Mormont ju si nie odzywa. Jon jecha tu za nim, bo tam byo miejsce zarzdcy Lorda Dowdcy. Dzie by ponury, wilgotny i szary, jeden z tych, kiedy wszyscy oczekuj deszczu. Nawet najlejszy powiew wiatru nie poruszy konarami drzew. Jechali w cikim i wilgotnym powietrzu, a Jon czu, jak ubranie przykleja mu si do ciaa. Byo ciepo. Zbyt ciepo. Mur paka ju od wielu dni i czasem Jon wyobraa sobie nawet, e si kurczy. Starzy ludzie nazywali podobn pogod upiornym latem i twierdzili, e wiadczy ona o tym, i koczy si pora roku. Ostrzegali, e potem nadejd chody; dugie lato zawsze oznaczao dug zim. To lato trwao dziesi lat. Jon by niemowlakiem, kiedy si zaczo. Duch bieg z nimi przez jaki czas, a potem znikn midzy drzewami. Bez niego Jon czu si nagi. Zerka niespokojnie na kady cie. Mimowolnie przypomnia sobie opowieci, ktre opowiadaa im Stara Niania w Winterfell. Wydawao mu si, e znowu syszy jej gos i stukot drutw. Inni przybywali noc, opowiadaa coraz bardziej ciszonym gosem. Byli zimni i martwi i nienawidzili elaza, ognia i dotyku soca, a take wszelkich ywych istot, w yach ktrych pyna ciepa krew. Grody, miasta, cae krlestwa zamieszkane przez ludzi paday ich ofiar, a oni sunli na poudnie na trupiobladych koniach, pdzc ze sob hordy zabitych. Swoich martwych sucych karmili misem dzieci

Jon odetchn z ulg, kiedy zobaczy Mur, jeszcze ledwo widoczny nad koronami pradawnych dbw. Mormont zatrzyma konia niespodziewanie i odwrci si w siodle. Tarly - rzuci krtko. - Do mnie. Jon dostrzeg strach na twarzy Sama, kiedy podjeda na swojej kobyle; bez wtpienia spodziewa si kopotw. - Owszem, jeste gruby, chopcze, ale nie gupi - burkn Stary Niedwied. - Dobrze si spisae. Ty te, Snow. Sam obla si silnym rumiecem i sprbowa wykrztusi z siebie jakie podzikowanie, lecz jzyk zupenie mu si poplta. Jon umiechn si. Kiedy wyjechali spod drzew, Mormont ruszy do przodu kusem. Z lasu wyoni si Duch z pyskiem czerwonym od krwi ofiary. Wartownicy z Muru zauwayli ju zbliajc si kolumn. Jon usysza guchy, gardowy dwik wielkiego rogu, ktrego woanie nioso si przez mile; pojedyncze dugie dmuchnicie, ktre przetoczyo si z hukiem midzy drzewami i odbio echem od lodu. UUUUUooooooooooooooooooooooooo. Dwik opada powoli. Oznacza on powrt zwiadowcw. Przynajmniej przez jeden dzie byem zwiadowc, pomyla Jon. Tego nikt mi ju nie odbierze. Przy pierwszej bramie za lodowym tunelem czeka na nich Bowen Marsh. Na twarzy Lorda Zarzdcy widnia rumieniec podniecenia. - Panie - bkn do Mormonta, otwierajc elazn furt. - Przylecia ptak, musisz przyj natychmiast. - O co chodzi, czowieku? - burkn Mormont. Zanim odpowiedzia, Marsh zerkn na Jona. - Maester Aemon ma list. Oczekuje ci w twojej komnacie samotni. - Dobrze. Jon zajmij si komi i niech ser Jaremy zoy ciaa w magazynie, gdzie obejrzy je maester. - Mormont odszed, mruczc pod nosem. Kiedy prowadzili konie do stajni, Jon poczu si nieswojo, widzc, e inni si mu przygldaj. Na dziedzicu ser Alliser Thorne musztrowa chopcw, lecz i on przerwa walk i patrzy na Jona z ledwo dostrzegalnym umieszkiem na twarzy. W drzwiach zbrojowni sta jednorki Donal Noye. - Niech bogowie zostan z tob, Snow - zawoa. Co si stao, pomyla Jon. Co zego. Ciaa odniesiono do jednego z magazynw u podna Muru; byy to ciemne, lodowe cele, w ktrych trzymano miso i zboe, a czasem i piwo. Jon dopilnowa, eby nakarmiono i napojono konia Mormonta i dopiero potem zaj si swoim wierzchowcem. Pniej poszed

poszuka przyjaci. Grenn i Ropucha mieli wart, ale Pyp siedzia w oglnej sali. - Co si stao? - spyta go. - Krl nie yje - odpowiedzia Pyp ciszonym gosem. Jon popatrzy na niego zdumiony. Robert Baratheon wyglda na starego i grubego w czasie wizyty w Winterfell, ale by w dobrym zdrowiu, a poza tym nie mwiono wczeniej o adnej chorobie Krla. - Skd wiesz? - Jeden ze stranikw podsucha, jak Clydas czyta list maesterowi Aemonowi. - Pyp nachyli si do przodu. - Przykro mi, Jon. By przyjacielem twojego ojca, prawda? - Kiedy byli dla siebie jak bracia. - Jon zastanawia si, czy Joffrey zechce, aby jego ojciec pozosta nadal Namiestnikiem. Nie wydawao mu si to prawdopodobne. Wtedy lord Eddard mgby wrci do Winterfell, a take jego siostry. Moe lord Mormont pozwoli mu ich odwiedzi. Dobrze byoby znowu zobaczy umiech Aryi i porozmawia z ojcem. Zapytam go o moj matk, postanowi. Jestem ju mczyzn i nadszed czas, eby mi powiedzia. Chc wiedzie, kim bya, nawet jeli okae si, e dziwk. Musz wiedzie. - Hake mwi, e ci zmarli to l udzie twojego wuja - powiedzia Pyp. - Tak - odpar Jon. - Dwaj z szeciu, ktrych zabra ze sob. Nie yli ju od dawna, ale ciaa s dziwne. - Dziwne? - spyta Pyp podekscytowany. - Co to znaczy? - Sam ci opowie. - Jon nie mia ochoty o tym rozmawia. - Pjd zobaczy, czy Stary Niedwied mnie nie szuka. Poszed sam do Wiey Lorda Dowdcy przepeniony dziwnym lkiem. Penicy stra bracia popatrzyli na niego z powag. - Stary Niedwied jest w samotni - poinformowa go jeden z nich. - Pyta ciebie. Jon skin gow. Powinien by przyj prosto ze stajni. Ruszy szybko po schodach. Pewnie chce wina albo eby rozpali ogie, powtarza w mylach. Kiedy wszed do samotni Mormonta, przywitao go krakanie kruka. - Ziarno! zaskrzecza ptak. - Ziarno! Ziarno! Ziarno! - Nie wierz mu, dopiero co go nakarmiem - burkn Stary Niedwied. Siedzia przy oknie i czyta list. - Przynie mi wina, sobie te nalej. - Sobie? Mormont podnis wzrok znak papieru. Jon wyczu w jego spojrzeniu wspczucie. Syszae przecie. Jon nalewa z przesadn ostronoci, wiadomy tego, e specjalnie robi to powoli. Wiedzia, e gdy skoczy napenia kielichy, bdzie musia stawi czoo wieciom

przyniesionym przez kruka. W kocu skoczy nalewa. - Usid, chopcze - rozkaza mu Mormont. - Napij si. Jon wci sta. - Chodzi o mojego ojca, prawda? Stary Niedwied trci list palcem. - O twojego ojca i Krla - burkn. - Nie bd ci okamywa, s to smutne wieci. Nigdy nie sdziem, e zobacz innego Krla, nie w moim wieku. Robert by modszy ode mnie o poow i silny jak tur. - Napi si wina. - Mwi, e Krl uwielbia polowania. Zawsze tak si dzieje, chopcze, e niszczy nas to, co kochamy. Zapamitaj. Mj syn kocha t swoj mod on. Prna kobieta. Gdyby nie ona, nigdy by mu nie przyszo do gowy, eby sprzedawa tych kusownikw. Jon nie rozumia, o czym mwi. - Chyba nie rozumiem, panie. Co z moim ojcem? - Mwiem, eby usiad - burkn Mormont. - Usiad - zaskrzecza kruk. - I napij si. To rozkaz, Snow. Jon usiad i napi si yk wina. - Lord Eddard zosta uwiziony. Oskarono go o zdrad. Podobno spiskowa z brami Krla, by odebra tron ksiciu Joffreyowi. - To niemoliwe - zaprzeczy gwatownie Jon. - Ojciec nigdy by nie zdradzi Krla. - Moe nie - powiedzia Mormont. - Nie mnie sdzi. Ani tobie. - Ale to kamstwo - upiera si Jon. Jak mogli myle w ten sposb o jego ojcu, czy oni wszyscy zwariowali? Lord Eddard nigdy by si nie zhabi zdrad nigdy? Spodzi bkarta, podpowiedzia mu cichy gos w jego gowie. Gdzie wtedy by jego honor? A twoja matka? Nie chce nawet wymieni jej imienia. - Co z nim bdzie? Zabij go? - Nie potrafi ci powiedzie, chopcze. Mam zamiar wysa list. W modoci znaem niektrych z doradcw krlewskich. Starego Pycellea, lorda Stannisa, ser Barristana Barristan Selmy jest najzacniejszym spord rycerzy caego Krlestwa. Kiedy byem chopcem, nazywano go Barristanem miaym. Moe on ich przekona. Bez wzgldu na to, czy twj ojciec co zrobi czy nie, pozostaje wielkim lordem. Musz mu pozwoli przywdzia czarny strj i doczy do nas. Bogowie tylko wiedz, jak bardzo potrzeba nam ludzi tak zdolnych jak lord Eddard. Jon wiedzia, e w przypadku innych pozwalano im odkupi winy sub na Murze. Dlaczego mieliby odmwi tego prawa lordowi Eddardowi? Jego ojciec tutaj. Na myl o tym poczu si troch nieswojo. Byaby to ogromna niesprawiedliwo, gdyby zabrali mu Winterfell i zmusili do wstpienia do Nocnej Stray, jednake z drugiej strony, jeli dziki temu miaby ocali ycie

Tylko czy Joffrey pozwoli na to? Pamita Ksicia z wizyty w Winterfell. To on szydzi z Robba i ser Rodrika, kiedy wiczyli na dziedzicu. Na Jona prawie nie zwraca uwagi, nie znia si do poziomu bkartw nawet w swoich szyderstwach. - Czy Krl go wysucha? Stary Niedwied wzruszy ramionami. - Krl to jeszcze chopiec.. . pewnie bdzie sucha rad matki. Szkoda, e nie ma z nimi kara. Jest wujem chopaka i wydawao si, e rozumia nasze potrzeby, kiedy nas odwiedza. le si stao, e twoja pani matka uwizia go - Lady Stark nie jest moj matk - odpar Jon stanowczym tonem. Tyrion Lannister okaza mu przyjazne uczucia. Gdyby lord Eddard mia umrze, ona byaby tak samo winna jak Krlowa. - A co z moim siostrami? Arya i Sansa wyjechay razem z ojcem, czy one - Pycelle nic o nich nie pisze, ale z pewnoci s bezpieczne. Zapytam o nie w moim licie. - Mormont pokrci gow. - e te wszystko to wydarzyo si w tak niedobrym czasie. Nigdy bardziej nie potrzebowalimy silnego Krla nadcigaj mroczne dni i zimne noce, czuj to w kociach - Spojrza uwanie na Jona. - Mam nadziej, chopcze, e nie zrobisz niczego gupiego. On jest moim ojcem, chcia powiedzie Jon, lecz wiedzia, e Mormont nie zechce tego sucha. Wyscho mu w gardle, wic napi si jeszcze wina. - Tutaj jest twoje miejsce - przypomnia mu Lord Dowdca. - Twoje stare ycie skoczyo si z chwil, gdy przywdziae czarny strj. - Kruk zawtrowa mu ochryple: Czarny. - Mormont nie zwraca na niego uwagi. - Nic nam do tego, co robi w Kings Landing. - Kiedy Jon nie odpowiada, starzec dopi swoje wino i powiedzia: - Moesz i. Nie bd ci ju dzisiaj potrzebowa. Rano pomoesz mi napisa list. Jon nie pamita chwili, kiedy opuszcza komnat Starego Niedwiedzia. Oprzytomnia dopiero, gdy schodzi ju po schodach. On jest moim ojcem, powtarza w mylach, to s moje siostry, wic jak to moliwe, e nic nam do tego? Kiedy wyszed na zewntrz, jeden ze stranikw spojrza na niego i powiedzia: Bd silny, chopcze. Bogowie bywaj okrutni. Wszyscy ju wiedz, zda sobie spraw. - Mj ojciec nie jest zdrajc - wycedzi. Sowa niemal ugrzzy mu w gardle, jakby mia si nimi zadawi. Wiatr wzmaga si i teraz Jon mia wraenie, e jest zimniej, ni kiedy wchodzi do wiey. Moe duch lata odchodzi. Reszta popoudnia przemina jak we nie. Jon nie potrafi powiedzie, dokd chodzi, co robi i z kim rozmawia. Wiedzia przynajmniej, e Duch by z nim przez cay czas. Jego milczca obecno dodawaa Jonowi otuchy. Dziewczta nie maj

nawet tego, pomyla. Byyby bezpieczne przy swoich wilkach, ale Dama nie yje, a Nymeria zagina, zostay same. Zanim zaszo soce, zacz wia pnocny wiatr. Idc do gwnej sali, na wieczorny posiek, Jon sysza, jak wiatr zawodzi w szczelinach Muru i na oblodzonych blankach. Hobb ugotowa potrawk z dziczyzny z du iloci kaszy, cebuli i marchwi. Nakadajc na talerz Jona, da mu dodatkow porcj, a take chrupic pitk. Jon zrozumia. On wie. Rozejrza si po sali: dostrzeg szybko odwracajce si gowy, spuszczone oczy. Wszyscy wiedz. Jego przyjaciele zebrali si wok niego. - Poprosilimy septona, eby zapali wiec w intencji twojego ojca - powiedzia mu Matthar. - To kamstwo, wszyscy wiemy, e to kamstwo, nawet Grenn tak uwaa - zapiszcza Pyp. Grenn przytakn mu, a Sam cisn do Jona. - Teraz jeste moim bratem, a wic on jest moim ojcem - powiedzia grubas. - Jeli chciaby pomodli si do starych bogw w boym gaju, to pjd z tob. Zagajnik magidrzew znajdowa si za Murem, lecz Jon wiedzia, e Sam rzeczywicie gotw by pj tam z nim. Teraz oni s moimi brami, pomyla. Tak samo jak Robb, Bran i Rickon I wtedy usysza miech, ostry i okrutny jak uderzenie biczem, miech ser Allisera Thornea. - Nie do, e bkart, to jeszcze bkart zdrajcy - mwi do siedzcych dookoa niego mczyzn. W jednej chwili Jon wskoczy na st z noem w doni. Pyp prbowa go zatrzyma, lecz wyszarpn nog i pobieg wzdu stou. Jednym kopniciem wytrci misk z doni ser Allisera. Potrawka bryzna na innych. Thorne odsun si. Bracia zaczli krzycze, lecz Jon Snow ich nie sysza. Pochyli si do przodu i zamachn sztyletem, mierzc w zimne, czarne jak onyks oczy, lecz Sam rzuci si midzy nich, a Pyp wskoczy Jonowi na plecy jak mapa. Kiedy Grenn przytrzyma mu rami, Ropucha wyrwa n z rki Jona. Dugo po tym, jak odprowadzili go do jego celi, w ktrej spa, przyszed do niego Mormont z krukiem na ramieniu. - Mwiem ci, chopcze, eby nie robi niczego gupiego powiedzia Stary Niedwied. - Chopcze - zakraka ptak. Mormont pokrci gow z dezaprobat. - I pomyle, e pokadaem w tobie due nadzieje. Pozbawiony sztyletu i miecza mia czeka w swojej celi, a wysi oficerowi zdecyduj, co z nim zrobi. Postawiono te przed jego drzwiami stranika. Nikt nie mia prawa go odwiedza. Stary Niedwied uczyni tylko wyjtek dla Ducha, eby Jon nie czu si tak cakiem opuszczony.

- Mj ojciec nie jest zdrajc - powiedzia do wilka, kiedy pozosta sam. Duch popatrzy na niego w milczeniu. Jon siedzia oparty o cian z rkoma wok kolan i wzrokiem utkwionym w wiecy poncej na stole obok wskiego ka. Pomie zakoysa si, cienie dookoa niego poruszyy si; wydawao si, e pokj wypenia coraz zimniejsza ciemno. Nie zasn dzisiaj, pomyla Jon. Ale chyba musia si zdrzemn. Kiedy si obudzi, czu, e nogi mu zdrtwiay; wieca dawno si ju wypalia. Duch sta oparty o drzwi przednimi apami i drapa w nie. Jon zdziwi si, widzc, e jest ju taki duy. - O co chodzi, Duch? - powiedzia cicho. Wilkor odwrci eb i obnay ky. Co mu si stao?, zastanawia si Jon. - To ja, - powiedzia cicho, starajc si opanowa drenie gosu. Mimo to czu dreszcz na caym ciele. Dlaczego zrobio si tak zimno? Duch cofn si od drzwi. W miejscach, w ktrych drapa pazurami, pozostay gbokie rysy. Jon obserwowa go z coraz wikszym niepokojem. - Kto jest na zewntrz, tak? - zapyta szeptem. Duch cofn si i przywar do ziemi, jec sier. - To pewnie stranik, pomyla. Przecie zostawili go, eby mnie pilnowa. Duch wyczuwa go przez drzwi, uspokaja samego siebie. Jon podnis si powoli. aowa, e nie ma miecza. Nie potrafi opanowa drenia. Potrzebowa trzech szybkich krokw, eby znale si przy drzwiach. Pooy do na klamce i otworzy drzwi. Niemal podskoczy na dwik skrzypicych zawiasw. W poprzek wskich schodw lea stranik; jego oczy wpatrzone byy wprost na Jona. Skierowane do gry, chocia stranik lea na brzuchu. Gow mia cakowicie odwrcon w drug stron. Jak to si stao?, pyta samego siebie. Jestemy w Wiey Lorda Dowdcy strzeonej w dzie i w nocy. Ja chyba ni, to jaki koszmar. Duch przecisn si obok niego na korytarz, po czym ruszy w gr po schodach. Potem zatrzyma si i spojrza do tyu. Jon usysza ciche skrzypienie buta na kamiennej posadzce, odgos przekrcanej klamki. Dwiki dochodziy z gry. Z komnat Lorda Dowdcy. Moe i koszmar, ale nie we nie. Jon dostrzeg miecz stranika w jego pochwie. Przyklkn i wycign go. Z mieczem w doni poczu si pewniej. Ruszy do gry schodami, Duch obok niego. Za kadym zakrtem czaiy si cienie. Jon posuwa si ostronie, sprawdzajc mieczem kady zaciemniony kt. Nagle usysza skrzeczenie kruka Mormonta. - Ziarno - krzycza ptak. - Ziarno, ziarno, ziarno, ziarno, ziarno, ziarno. - Duch pomkn do przodu, a Jon za nim. Drzwi do samotni Mormonta byy otwarte na ocie. Wilkor wpad do pokoju. Jon zatrzyma si na progu, by

przyzwyczai wzrok do ciemnoci. Okna w komnacie byy szczelnie zasonite. - Kto tam? zawoa. I wtedy to zobaczy: cie pord cieni suncy do drzwi, ktre prowadziy do sypialni Mormonta. Posta w czerni, posta okryta szczelnie paszczem. Pod kapturem wida byo tylko oczy, oczy ponce lodowatym, bkitnym blaskiem Duch skoczy. Mczyzna i wilk potoczyli si po ziemi; nie wydajc adnego odgosu, przewrcili krzeso i st peen papierw. Pod sufitem lata kruk Mormonta i krzycza: Ziarno, ziarno, ziarno, ziarno. - Jon czu si rwnie lepy jak maester Aemon. Z plecami przycinitymi do ciany przesun si do okna i zerwa zason. Blask ksiyca rozla si po pokoju. Jon dostrzeg czarne donie zanurzone w biaej sierci, nabrzmiae palce zaciskay si na gardle wilkora. Duch rzuca si i kapa zbami, przebierajc apami w powietrzu, lecz nie potrafi wyzwoli si z ucisku. Jon musia zapomnie o strachu. Pochyli si do przodu i z caej siy zamachn si mieczem. elazne ostrze przecio rkaw, skr i ko, lecz odgos wyda mu si nienaturalny. Wok poczu, dziwn i zimn, duszc wo. Zobaczy na pododze rami, czarne palce niczym wijce si robaki widoczne w kauy ksiycowego blasku. Duch uwolni si z ucisku drugiej rki i wycofa si z wywieszonym jzorem. Zakapturzona posta uniosa gow, odsaniajc trupioblad twarz. Jon zada cios bez chwili wahania. Miecz rozci twarz napastnika a do koci, odci mu nos i zostawi otwr od policzka do policzka pod oczyma, oczyma podobnymi do poncych gwiazd. Jon zna t twarz. Othor, pomyla, cofajc si. Bogowie, przecie on nie yje, nie yje. Widziaem go martwego. Poczu co na nodze. Czarne palce zacisny si na jego kostce. Rami wspinao si po jego nodze, rozrywajc materia ubrania i ciao. Krzyknwszy z obrzydzeniem, Jon strci palce z nogi i odrzuci rami mieczem. Upado na podog, wijc si; palce doni zamykay si i otwieray. Martwe ciao rzucio si do przodu. Nigdzie nie byo krwi. Jednorka posta z rozcit na p twarz wydawaa si nic nie czu. Jon zasoni si mieczem. - Nie zbliaj si! krzykn przez cinite gardo. - Ziarno - zakraka ptak - ziarno, ziarno. - Odcite rami wysuwao si ze swojego rkawa niczym blada mija o czarnej piciopalczastej gowie. Duch skoczy i chwyci je w zby. Rozleg si chrzst koci. Jon zamierzy si w szyj napastnika i poczu, e ostrze jego miecza wchodzi gboko w ciao. Ciao Othora rzucio si na niego, zwalajc go z ng.

Jon zatoczy si na przewrcony st, tracc na moment oddech. Miecz, gdzie jest miecz? Zgubi ten przeklty miecz! Kiedy otworzy usta do krzyku, istota wpakowaa mu palce do ust. Krztuszc si, sprbowa odepchn rk, lecz ciao byo zbyt cikie. Rka wpychaa si coraz gbiej do garda Jona, zimna jak ld, dusia go coraz bardziej. Jon nie widzia niczego poza upiorn twarz przycinit do jego twarzy. Roziskrzone, bkitne oczy obcego pokrywa szron. Jon drapa jego zimne ciao paznokciami i kopa go. Prbowa gry, zadawa ciosy, prbowa oddycha I nagle napr ustpi, palce puciy jego gardo. Jon opad na kolana i drc, zacz wymiotowa. Duch znowu zaatakowa. Patrzy, jak wilkor zanurzy ky w brzuchu istoty i wyrywa jej wntrznoci. Patrzy dug chwil pprzytomny, zanim przypomnia sobie o mieczu i wtedy zobaczy lorda Mormonta, ktry pojawi si w drzwiach z lamp oliwn w doniach, nagi, zaspany. Okaleczona, pozbawiona palcw rka zacza pezn w jego stron. Jon chcia krzykn, lecz nie mg wydoby z siebie gosu. Dwignwszy si z trudem na nogi, kopn rami i wyrwa lamp z rki Starego Niedwiedzia. Pomie zaama si i niemal zgas. - Spali! - zakraka kruk. - Spali, spali, spali! Jon dostrzeg zason, ktr wczeniej zerwa z okna. Rzuci lamp midzy jej fady. Zachrzci metal, pko szko, popyn olej, a chwil pniej rozleg si syk ogromnego pomienia, ktry obj zason. Jon poczu jego ciepo na twarzy, ktre teraz wydao mu si sodsze ni najsodszy pocaunek. - Duch! - zawoa. Wilkor przybieg do niego, tymczasem obca istota prbowaa dwign si na nogi - z jej ogromnej rany na brzuchu zwisay ciemne mije wntrznoci. Jon chwyci ponc zason, oderwa kawa materiau i cisn ognistym pociskiem w martwe ciao. - Niech si spali, modli si, patrzc, jak pomienie li martwe ciao, bogowie, bagam, niech si spali.

BRAN
Karstarkowie przybyli w zimny, wietrzny poranek, a wraz z nimi trzystu jedcw i prawie dwa tysice pieszych z ich zamku w Karhold. Stalowe groty ich wczni poyskiway w sabym blasku wschodzcego soca. Przed kolumn szed mczyzna, ktry wybija rytm marszu na bbnie wikszym od niego: bum, bum, bum. Bran przyglda im si z wieyczki straniczej na zewntrznym murze. Usadowiony na ramionach Hodora, patrzy przez lunet z brzu, ktra naleaa do maestera Luwina. Prowadzi ich sam lord Rickard. U jego bokw jechali jego synowie, Harrion, Eddard i Torrhen, jechali pod czarnymi jak noc sztandarami ozdobionymi rozpromienionym socem, godem ich rodu. Stara Niania opowiadaa kiedy, e w ich yach pynie krew Starkw, chd patrzc na nich teraz, Bran uzna, e nie s do nich podobni. Byli to ogromni mczyni o zaciekych, zaronitych twarzach i dugich wosach rozpuszczonych luno na ramionach. Nosili paszcze ze skr niedwiedzia, foki albo wilka. To ju ostatni. Pozostali lordowie i ich wojska przybyli wczeniej. Bran bardzo chcia wyjecha do nich, zobaczy zimowe miasto pene ludzi, tumy przewalajce si po targu kadego ranka, ulice stratowane koskimi kopytami i koami wozw. Jednake Robb zabroni mu opuszcza zamek. - Nie mamy tylu ludzi, eby ci pilnowali - wyjani mu brat. - Wezm ze sob Lato - upiera si Bran. - Bran, nie sprzeczaj si ze mn - odpar mu wtedy Robb. - Dobrze wiesz, o co chodzi. Zaledwie dwa dni temu jeden z ludzi Lorda Boltona zadga noem czowieka od lorda Cerwyna pod Ponc Kod. Pani matka chyba by mnie obdara ze skry, gdyby znalaz si w niebezpieczestwie. - Powiedzia to tonem Lorda Robba, co oznaczao, e nie naleao z nim wicej dyskutowa. Bran wiedzia, e to z powodu wydarzenia w wilczym lesie. Od tamtego czasu wci jeszcze drczyy go ze sny. Okaza si wtedy bezradny jak niemowl, tak samo bezradny jak Rickon. A nawet jeszcze bardziej bo Rickon mgby przynajmniej ich kopn. Czu wstyd na wspomnienie tamtej chwili. Od Robba dzielio go zaledwie kilka lat. Skoro jego brat by prawie dorosy, to i on take. Powinien umie si obroni. Rok temu, przedtem, poszedby do miasta, nawet gdyby musia przej przez mur. Wtedy potrafi biega po schodach, wsiada i zsiada ze swojego kuca i posugiwa si drewnianym mieczem na tyle dobrze, by powali ksicia Tommena. Teraz mg tylko siedzie i przyglda si przez lup maestera Luwina. Maester nauczy go rozpoznawa

wszystkie sztandary: srebrna pi w rkawicy na purpurowym tle, herb Gloversw, Czarny Niedwied lady Mormont, okropny, wychostany mczyzna niesiony na czele oddziau Roosea Boltona z Dreadfort, o Hornwoodsw, berdysz Cerwynsw, trzy drzewa stranicze Tallhartsw i straszny, ryczcy olbrzym w porwanych acuchach Rodu Umberw. Szybko nauczy si rozpoznawa twarze poszczeglnych lordw, ich synw i rycerzy, ktrzy przybywali do Winterfell. Wszyscy naraz nie zmieciliby si nawet w Wielkiej Sali, dlatego Robb goci osobno kolejne rody. Bran zawsze zasiada na honorowym miejscu po prawej rce brata. Niektrzy spord goci przeszywali go twardymi spojrzeniami, jakby zastanawiali si, co robi na tym wysokim miejscu taki todzib, i w dodatku jeszcze kaleka. - Ilu? - Bran spyta maestera Luwina, kiedy lord Karstark i jego synowie przejechali przez bram. - Dwanacie tysicy ludzi albo niewiele mniej. - Ilu rycerzy? - Do - odpar maester, a w jego gosie zabrzmiaa nuta zniecierpliwienia. - eby zosta rycerzem, trzeba odby wart w spcie, a potem zosta namaszczonym siedmioma olejami i zoy luby. Na pnocy tylko nieliczne spord rodw wyznaj Siedmiu. Reszta wierzy w dawnych bogw, nie pasuj wojownikw na rycerzy lecz lordowie ci, a take ich synowie i zaprzysieni im wojownicy w niczym nie ustpuj rycerzom, s tak samo dzielni, lojalni i szlachetni. Miar czowieka nie jest tytu przed jego imieniem. Powtarzaem ci to setki razy. - Ilu rycerzy? - spyta ponownie Bran. Maester Lu win westchn. - Trzystu, moe czterystu, do tego trzy tysice zbrojnych, ktrzy nie s rycerzami. - Lord Karstark to ju ostatni - powiedzia Bran zamylony. - Robb przyjmie go dzisiaj. - Bez wtpienia. - Kiedy kiedy wyrusz? - Musi i niebawem albo w ogle zrezygnowa - odpowiedzia maester Luwin. Zimowe miasto pka w szwach, a jego armia pozbawi okoliczn ludno resztek ywnoci, jeli zostan tutaj duej. Pozostali docz do niego po drodze, rycerze ze wzgrz, wyspiarze oraz lordowie Manderly i Flint. Nad rzek tocz si ju walki, a twj brat ma do przebycia wiele mil. - Wiem - odpar Bran przybitym tonem. Zreszt podobnie si czu. Oddajc maesterowi lunet, zauway czerwony plac na czubku gowy starca, ktry przewieca

midzy wosami. Poczu si dziwnie, gdy tak patrzy na niego z gry - dotd widzia go zawsze z dou - lecz z plecw Hodora wszystko wygldao inaczej. - Mam ju do patrzenia. Hodor, zanie mnie do twierdzy. - Hodor - powiedzia Hodor. Maester Luwin wsun lunet do rkawa. - Bran, twj pan brat nie ma teraz czasu dla ciebie. Musi przywita si z lordem Karstarkiem i jego synami. Wycite w granicie uchwyty tworzyy rodzaj drabiny w cianie wewntrznego muru wiey. Hodor nuci pod nosem, schodzc powoli, a Bran podskakiwa w swoim wiklinowym siedzeniu, ktre wymyli dla niego maester Luwin. Luwin zaprojektowa go na wzr koszw, w ktrych kobiety nosiy na plecach drewno na opa. Trzeba byo tylko wyci otwory na nogi i umocowa wicej paskw, eby odpowiednio rozoy ciar ciaa Brana. Oczywicie, to nie to samo, co jazda na grzbiecie Tancerki, lecz nie wszdzie dao si na niej pojecha, dlatego Bran nie czu si zawstydzony, kiedy Hodor nosi go na rkach jak dziecko. Wydawao mu si, e Hodor lubi to robi, cho nie mia pewnoci. Niebezpieczne byo tylko przejcie przez drzwi. Czasem Hodor zapomina, e niesie Brana na plecach, co mogo okaza si bolesne. Od prawie dwch tygodni tylu ludzi przyjedao i wyjedao z zamku, e na rozkaz Robba trzymano kraty w obu bramach podniesione, a most opuszczony, nawet w nocy. Kiedy Bran znalaz si przed wie, ujrza dug kolumn uzbrojonych lansjerw przechodzcych nad fos midzy murami; byli to ludzie Karstarka, ktrzy przybywali wanie do zamku za swoim lordem. Ubrani byli w czarne elazne phemy i czarne weniane paszcze z biaym socem. Hodor szed obok nich, umiechajc si do samego siebie i dudnic butami na drewnianym mocie. Jedcy zerkali na nich zaciekawieni, a jeden z nich parskn miechem. Bran nie zwraca na nich uwagi. - Ludzie bd si na ciebie gapili - ostrzeg go Maester Luwin, kiedy po raz pierwszy zaoyli kosz Hodorowi. - Bd si gapi, bd gada, a nawet kpi z ciebie. - Niech sobie kpi, pomyla Bran. W sypialni nikt z niego nie szydzi, ale przecie nie mg spdzi reszty ycia w ku. Kiedy przechodzili pod opuszczan krat, Bran przyoy dwa palce do ust i zagwizda. Lato przybieg z drugiego koca dziedzica. Wrd Karstarkw nastpio zamieszanie; ich konie przewracay oczyma i wierzgay gwatownie. Jeden stan dba, niemal zrzucajc jedca. Zapach wilkora wywoywa u nich panik. - Do boego gaju. - Bran przypomnia Hodorowi. cisk panowa nawet w samym Winterfell. Dziedziniec rozbrzmiewa szczkiem mieczy i toporw, dudnieniem wozw i szczekaniem psw. Przez otwarte drzwi zbrojowni

Bran dostrzeg Mikkena w jego kuni; bi motem, a z jego nagiej piersi kapay krople potu. Bran nigdy dotd nie widzia jeszcze tylu obcych, nawet w czasie wizyty krla Roberta. Stara si nie kurczy, kiedy Hodor przechodzi przez niskie drzwi. Szli dugim, mrocznym korytarzem. Wilk poda za nimi cicho. Od czasu do czasu podnosi eb, a wtedy jego lepia byskay jak roztopione zoto. Bran mia ochot go pogaska, lecz siedzia za wysoko. Boy gaj by wysp spokoju pord morza chaosu, ktre zalao Winterfell. Hodor szed midzy gsto rosncymi dbami, grabami i drzewami straniczymi, kierujc si w stron stawu przy drzewie sercu. Wci nucc pod nosem, zatrzyma si pod rozoystymi konarami magidrzewa. Bran chwyci si gazi i wysun z kosza. Przez chwil wisia z twarz przycinit do ciemnoczerwonych lici. Potem Hodor zdj go i posadzi na gadkim kamieniu tu nad wod. - Chc zosta sam - powiedzia. - Id si wymoczy. - Hodor. - Hodor odszed, powczc nogami, i znikn midzy drzewami. Po drugiej stronie boego gaju, pod oknami komnat gocinnych, podziemne gorce rdo utworzyo trzy mae stawy. W dzie i w nocy unosia si tam para, a cian pokrywaa gruba warstwa mchu. Hodor nienawidzi zimnej wody, a na widok myda ucieka niczym kot na drzewo, za to chtnie wchodzi do najgortszych nawet rde, gdzie potrafi przesiadywa godzinami, naladujc bekniciami odgos bbelkw, ktre wydobyway si z zielonej gbi. Lato napi si wody i pooy u boku Brana. Podrapa wilka po szyi i przez chwil obaj pogryli si w bogim spokoju. Bran zawsze lubi przychodzi do boego gaju, take i przedtem, lecz ostatnio zachodzi tam coraz czciej. Ju nawet nie ba si, tak jak dawniej, drzewa serca. Ciemnoczerwone oczy wycite na jasnym pniu wci na niego patrzyy, lecz teraz w jaki sposb przynosio mu to ulg. Tumaczy sobie, e to bogowie patrz na niego, dawni bogowie, bogowie Starkw, Pierwszych Ludzi i dzieci lasu, bogowie jego przodkw. Czu si bezpieczny w ich obecnoci, a gboka cisza pord drzew pozwalaa mu skupi myli. Bran duo myla od czasu swojego upadku, myla, marzy i rozmawia z bogami. - Prosz, sprawcie, eby Robb nie wyjecha - modli si cicho. Musn doni powierzchni wody, wysyajc drobne fale. - Prosz, sprawcie, eby zosta. A jeli ju musi pojecha, to niech wrci bezpiecznie z mam, ojcem i dziewczynkami. I eby Rickon eby Rickon zrozumia. Jego may braciszek sta si nieznony jak zimowy wiatr od chwili, kiedy dowiedzia si, e Robb odjeda na wojn, na przemian to paka, to si zoci. Nie chcia je, krzycza po nocach, a nawet uderzy Star Niani, ktra chciaa zapiewa mu do snu, nastpnego za dnia przepad. Szukao go p zamku. Kiedy wreszcie znaleziono go w krypcie, Rickon zacz

broni si zardzewiaym mieczem, ktry zabra z kolan jednemu z krlw, a z ciemnoci warcza gronie i byska zielonymi lepiami Kudacz. Wilk okaza si rwnie rozzoszczony jak Rickon i ugryz w rami Gagea, a potem Mikkena w udo. Robb potrzebowa pomocy Szarego Wichru, by nad nim zapanowa. Od tamtej pory Farlen trzyma czarnego wilka na acuchu w psiarni, co jeszcze bardziej zasmucio Rickona. Maester Luwin doradza Robbowi - w czym bardzo popiera go Bran - aby zosta w Winterfell dla wasnego dobra, a take dla dobra Rickona, lecz jego brat krci niezmiennie gow i powtarza: - Ja nie chc jecha. Ja musz jecha. Tylko w poowie byo to kamstwo. Bran rozumia, e kto powinien jecha, eby utrzyma Przesmyk i pomc Tullym w walce przeciwko Lannisterom, ale nie musia to by Robb. Jego brat mg przekaza komend Halowi Mollenowi albo Theonowi Greyjoyowi, czy te ktremu innemu spord lordw. To wanie doradza mu maester Luwin, lecz Robb nie ustpowa. - Pan ojciec nie posya ludzi na mier, a sam ukrywa si jak tchrz za murami Winterfell - odpowiedzia tonem Robba Lorda. Dla Brana Robb sta si teraz obcy, przemieniony, by teraz jak prawdziwy pan, chocia nie nadszed jeszcze czternasty dzie jego imienia i dopiero za dwa lata bdzie mg nazwa siebie mczyzn. Wydawao si, e wyczuwali to nawet przybyli lordowie. Prbowali sprawdzi go na rne sposoby. Roose Bolton i Robert Glover domagali si zaszczytu dowodzenia w bitwie; pierwszy z nich wyrazi si bardzo obcesowo, drugi, z umiechem na ustach, niby artem. Krzepka, siwowosa Maege Mormoni, ubrana w kolczug jak mczyzna, owiadczya bez ogrdek, e Robb mgby by jej wnukiem i nie bdzie wydawa jej rozkazw ale tak si skada, i ma wnuczk, ktra chtnie polubi Robba. Lord Cerwyn, m o agodnym usposobieniu, po prostu przyjecha ze swoj crk, pulchn trzydziestoletni pann, ktra siedziaa u boku ojca i ani na chwil nie podniosa wzroku znad swojego talerza. Jowialny lord Hornwood nie mia crek, za to przyjeda z prezentami; jednego dnia by to ko, nastpnego udziec jeleni, kiedy indziej posrebrzany rg myliwski. I nie chcia nic w zamian nic poza pewnym majtkiem, ktry kiedy odebrano jego dziadowi, oraz prawa do polowa na pnoc od pewnej granicy i wybudowania tamy na Biaym Nou. Podobnie jak ojciec by to uczyni, tak i Robb kademu z nich okaza chodn uprzejmo, naginajc ich do swojej woli. Kiedy lord Umber, zwany przez swoich ludzi Wielkim Jonem, poniewa by wysoki jak Hodor i jeszcze szerszy w barach, zagrozi, e zabierze swoje siy do domu, jeli otrzyma miejsce w kolumnie za Hornwoodami albo Cerwynami, Robb spokojnie odpowiedzia mu, by tak uczyni. - A gdy ju si rozprawimy z Lannisterami - doda, drapic wilkora za uchem -

wrcimy na pnoc, wycigniemy ci z twojej twierdzy i powiesimy jako krzywoprzysic. Zorzeczc Robbowi, Greatjon cisn w ogie dzban z piwem i rykn, e Robb jest tak zielony, i pewnie sika na zielono. Kiedy Hallis Mollen prbowa go uspokoi, Wielki Jon przewrci go na podog, wywrci st kopniakiem i wycign z pochwy najwikszy i najbrzydszy miecz, jaki Bran widzia kiedykolwiek. Siedzcy dookoa jego synowie, bracia i zbrojni skoczyli na nogi, sigajc po bro. Wtedy Robb tylko co cicho powiedzia i w mgnieniu oka lord Umber lea na plecach, jego miecz trzy stopy dalej, a z jego doni, tam gdzie Szary Wicher odgryz dwa palce, pyna krew. - Pan ojciec uczy mnie zawsze, e naley kara mierci tego, kto wycignie miecz przeciw swojemu lordowi - powiedzia Robb - ale ja myl, e ty chciae tylko pokroi moje miso. - Bran o mao nie zwymiotowa, patrzc na Greatjona, ktry prbowa si podnie, ssc okaleczon do lecz olbrzym zupenie niespodziewanie rozemia si. - Twoje miso - rykn - jest cholernie twarde. Po tym wydarzeniu Greatjon zosta praw rk Robba i jego najzagorzalszym ordownikiem. Przekonywa wszystkich gono, e chopak jest z krwi i koci Starkiem i lepiej niech zegn przed nim kolana, jeli nie chc, eby im co je odgryzo. Pniej, tego samego wieczoru, brat Brana przyszed do jego sypialni blady i poruszony. - Mylaem, e mnie zabije - wyzna Robb. - Widziae, jak rzuci Halem, jakby to by Rickon? Bogowie, a przecie on nie jest najgorszy, tylko krzyczy najgoniej. Lord Roose nie odzywa si ani sowem i tylko patrzy na mnie, a mnie wtedy przychodzi na myl ten ich pokj w Dredfort, gdzie Boltonowie wieszaj skry swoich ofiar. - Takie tam opowieci Starej Niani - odpar Bran bez przekonania. - Prawda? - Nie wiem. - Pokiwa gow. - Lord Cerwyn ma zamiar zabra ze sob na poudnie swoj crk. eby mu gotowaa, jak twierdzi. Zdaniem Theona ktrej nocy crka wylduje w moim ku. Szkoda szkoda, e nie ma tutaj ojca W tym jednym punkcie wszyscy si zgadzali: zarwno Bran, jak i Rickon i Robb Lord pragnli, by ojciec by z nimi. Lord Eddard znajdowa si jednak tysice mil od domu, moe przykuty acuchami w jakim lochu, moe walczcy o swoje ycie albo ju martwy. Nikt nie wiedzia na pewno, kolejni przybysze opowiadali co innego, a kada opowie bya straszniejsza od poprzedniej. Gowy gwardzistw ojca gniy wbite na pale na murach Czerwonej Twierdzy. Krl Robert zmar na rkach ojca. Baratheonowie oblegali Krlewsk Przysta. Lord Eddard uciek na poudnie z Renlym, niegodziwym bratem Krla. Arya i Sansa zostay zamordowane przez Ogara. Matka zabia Tyriona i wywiesia jego ciao na murach Riverrun. Lord Tywin Lannister maszerowa na Eyrie, palc i mordujc po drodze.

Pewien zamroczony winem podrnik utrzymywa nawet, e Rhaegar powsta z martwych i zbiera ogromny zastp dawnych bohaterw na Dragonstone, by odzyska tron ojca. Kiedy wreszcie przyby kruk z listem napisanym rk Sansy i zapiecztowany pieczci ojca; jego tre okazaa si rwnie niewiarygodna jak krce dotd opowieci. Bran wci pamita wyraz twarzy Robba, ktry wpatrywa si w list z niedowierzaniem. Ona pisze, e ojciec spiskowa z brami Krla - przeczyta. - Krl Robert nie yje, a ja i matka mamy si stawi w Czerwonej Twierdzy, eby zoy hod Joffreyowi. Pisze, e musimy okaza mu lojalno, a kiedy ona polubi Joffreya, bdzie go baga, by darowa ycie panu ojcu. - Robb zacisn wtedy pi, zgniatajc list. - Ani sowa o Aryi, ani sowa. A niech to! Co si z ni stao? Bran poczu zimn kul w odku. - Stracia swojego wilka - odpar wtedy; przypomnia sobie dzie, w ktrym ludzie ojca powrcili z poudnia z komi Damy. Lato, Szary Wicher i Kudacz zaczy wy smutno, zanim onierze przeszli przez most. W cieniu murw Pierwszej Twierdzy znajdowa si bardzo stary cmentarz peen kamiennych nagrobkw poronitych bladymi porostami, gdzie Krlowie Winterfell chowali swoje wierne sugi. Kiedy grzebano tam Dam, jej bracia snuli si midzy grobami jak niespokojne cienie. Odesza na poudnie, a powrciy tylko jej koci. Odjecha take ich dziadek, stary lord Rickard, ze swoim synem Brandonem, bratem ojca, oraz dwustoma najlepszymi ludmi. aden z nich nigdy nie wrci. Potem ojciec odjecha na poudnie, a z nim Arya, Sansa, Jory, Hullen, Gruby Tom i pozostali, a potem te matka i ser Rodrik. Oni take nie wrcili. A teraz mia tam pojecha Robb. Ale nie do Kings Landing, by zoy przysig poddastwa, lecz do Riverrun, eby walczy. Jeli ich ojciec rzeczywicie zosta uwiziony, oznaczao to jego mier. Na myl o tym Bran odczuwa ogromny strach. - Strzecie go, skoro ju musi tam jecha - modli si Bran do dawnych bogw, ktrzy patrzyli na niego czerwonymi oczyma drzewa - i strzecie te jego ludzi, Hala, Quenta i pozostaych, a take lorda Umbera, lady Mormoni i innych lordw. Oraz Theona. Strzecie ich i miejcie w opiece, jeli taka wasza wola. Pomcie im pokona Lannisterw, uratujcie ojca i sprowadcie go do domu. Wiatr westchn w konarach drzew, a czerwone licie poruszyy si, szepcc. Lato obnay ky. - Syszysz ich, chopcze? - spyta kto. Bran podnis gow. Na drugim brzegu stawu, pod starym dbem, staa wysoka kobieta, Osha, z twarz ocienion limi. Dzika poruszaa si cicho jak kot. Lato obszed wod i powcha j. Drgna.

- Lato, do mnie - zawoa Bran. Wilkor jeszcze raz wcign powietrze, odwrci si i pobieg z powrotem. Bran obj go ramionami. - Co ty tu robisz? - Nie widzia jej od dnia jej uwizienia, chocia wiedzia, e zostaa przydzielona do pracy w kuchni. - S take moimi bogami - powiedziaa Osha. - Za Murem nie ma innych bogw. Wosy zdyy jej troch odrosn, brzowe, zmierzwione. Dziki nim wygldaa bardziej kobieco. Kobiecoci przydawaa jej te prosta sukni z brzowej, surowej tkaniny, w ktr j ubrano, kiedy zdja z siebie skrzane ubranie i kolczug. - Gage pozwala mi czasem pomodli si, kiedy czuj potrzeb, a ja pozwalam mu robi, co zechce, pod moj sukienk, kiedy on czuje potrzeb. Dla mnie to nic. Lubi zapach mki na jego rkach. Jest mniej gwatowny ni Stiv. - Skonia si niezgrabnie. - Pjd ju. Garnki czekaj na zmywanie. - Nie, zosta - rozkaza jej Bran. - Powiedz, co miaa na myli, pytajc, czy sysz bogw? Osha przygldaa mu si uwanie. - Pytasz ich, a oni ci odpowiadaj. Otwrz uszy, suchaj, a usyszysz. Bran wyty such. - Sysz tylko wiatr - powiedzia po chwili. - Licie szeleszcz. - A jak mylisz, kto mgby wysya wiatr, jeli nie bogowie? Usiada po drugiej stronie stawu, pobrzkujc cicho. Mikken zaoy jej na nogach elazne kajdany poczone cikim acuchem. Moga chodzi, ale tylko drobnymi krokami, lecz nie byo mowy o bieganiu, wspinaniu si czy jedzie konnej. - Oni ci widz, chopcze. Sysz, jak do nich przemawiasz, i odpowiadaj szelestem lici. - Co mwi? - S smutni. Twj brat nie otrzyma od nich pomocy, nie tam, dokd si udaje. Moc dawnych bogw nie siga na poudnie. Tam magilasy wycito ju tysice lat temu. Jak by go mogli strzec, skoro nie maj oczu? Bran nie pomyla o tym. Poczu strach. Na co moe liczy jego brat, skoro nawet bogowie nie potrafili mu pomc? Moe Osha le ich zrozumiaa. Przechyli gow i jeszcze raz posucha. Wydao mu si, e tym razem usysza smutek, lecz nic wicej. Szelest wzmg si. Bran usysza stumione kroki i ciche nucenie. Spomidzy drzew wynurzy si Hodor, nagi i umiechnity. - Hodor! - Pewnie usysza nasze gosy - powiedzia Bran. - Hodor, zapomniae ubrania. - Hodor - zgodzi si Hodor. Jego mokre ciao parowao w chodnym powietrzu. Porastay je brzowe wosy, gste jak owcza skra. Midzy nogami Hodora zwisaa jego msko, duga i cika.

Osha przygldaa mu si z kwanym umiechem na ustach. - Ogromny z niego mczyzna - powiedziaa. - Pynie w nim krew olbrzymw albo jestem krlow. - Maester Luwin twierdzi, e nie ma ju olbrzymw. Mwi, e wszystkie wymary, jak dzieci lasu. Zostay po nich tylko koci, ktre ludzie wygrzebuj czasem z ziemi pugiem. - Niech maester Luwin wyjedzie za Mur - odpara Osha. - Wtedy znajdzie olbrzymy albo one znajd jego. S wielkie na dwanacie lub trzynacie stp. Zacieke stwory, wochate, z zbami, a ich ony maj brody tak jak mowie, dlatego nie mona ich rozrni. Ich kobiety bior sobie na kochankw mczyzn z ludzi i potem rodz si mieszace. Gorzej jest z kobietami, ktre api. Ich mczyni s tak duzi, e rozrywaj kobiety, zanim je zapodni. - Umiechna si. - Pewnie nie wiesz, o czym mwi, co, chopcze? - Wiem - zaperzy si Bran. Rozumia, na czym polega podzenie; widzia psy na dziedzicu, a take ogiera, ktry pokrywa klacz. Jednak czu si zawstydzony, gdy kto o tym mwi. Spojrza na Hodora. - Przynie swoje ubranie, Hodor - powiedzia. - Ubierz si. - Hodor. - Hodor wrci t sam drog, ktr przyszed; szed schylony pod nisko zwieszajcymi si gaziami. Rzeczywicie jest ogromny, pomyla Bran, patrzc za nim. - Naprawd za Murem yj olbrzymy? - spyta Osh. - Olbrzymy i nie tylko, panie. Prbowaam to powiedzie twojemu bratu, kiedy mnie wypytywa, jemu, a take waszemu maesterowi i temu mieszkowi, Greyjoyowi. Zimne wiatry wiej coraz mocniej, a ludzie odchodz od swoich ognisk i nigdy nie wracaj a jeli nawet, to nie s ju ludmi, lecz istotami o niebieskich oczach i zimnych czarnych doniach. Jak mylisz, dlaczego szam na poudnie ze Stivem, Halim i reszt tych gupcw? Mace twierdzi, e bdzie walczy. Dzielny, sodki i uparty chopaczek, jakby biali byli zwykymi zwiadowcami, ale co on wie? Niech tam siebie nazywa Krlem-za-Murem, ale to tylko jeszcze jedna stara, czarna wrona, ktra sfruna z Wiey Cieni. On nigdy nie zasmakowa zimy. A ja, dziecko, tam si urodziam, podobnie jak moja matka i matka mojej matki, wszystkie zrodzone z Wolnych Ludzi. My pamitamy. - Osha wstaa, pobrzkujc acuchem. - Nie dalej jak wczoraj na dziedzicu prbowaam powiedzie co twojemu braciszkowi. Lordzie Stark, zwrciam si do niego z szacunkiem, ale on potraktowa mnie jak cie, a ten gbur Umber odepchn mnie na bok. No, to bd dalej nosia swoje acuchy i trzymaa jzyk za zbami. Ten, kto nie sucha, niczego nie usyszy. - Mnie powiedz. Robb mnie wysucha, na pewno.

- Wysucha? Zobaczymy. W takim razie powiedz mu, panie, powiedz mu, e wybiera si w z stron. Powinien poprowadzi swoich ludzi na pnoc. Na pnoc, a nie na poudnie. Syszysz? Bran skin gow. - Powiem mu. Tego wieczoru, kiedy ucztowali w Wielkiej Sali, Robba nie byo z nimi. Jad posiek w swojej samotni w towarzystwie Lorda Rickarda, Greatjona i innych lordw, z ktrymi omawia ostateczne szczegy dotyczce wymarszu. Jego miejsce u gry stou zaj Bran i to on peni rol gospodarza uczty na cze synw lorda Karstarka i przyjaci. Wszyscy siedzieli ju przy stole, kiedy Hodor wnis Brana i przyklkn przed podniesionym miejscem. Dwch sucych pomogo mu wydosta si z kosza. Bran czu na sobie spojrzenia zebranych. Zapada cisza. - Moi lordowie - przemwi Hallis Mollen. - Brandon Stark z Winterfell. - Witam was przy naszym ogniu - odezwa si Bran oficjalnym tonem - i na dowd przyjani pragn was poczstowa straw i miodem. Harrion Karstark, najstarszy z synw lorda Rickarda, skoni gow, a za nim uczynili to samo jego bracia. Jednake kiedy z powrotem zajmowali swoje miejsca, Bran usysza rozmow dwch najmodszych, ktrzy mwili do siebie ciszonymi gosami: - Wolabym umrze, ni tak y - powiedzia jeden z nich, imiennik jego ojca, Eddard, a jego brat, Torrhen, odpar, e moe chopiec jest poamany take w rodku i boi si odebra sobie ycie. Poamany, pomyla z gorycz Bran, biorc do rki n. Czy tak go teraz nazywaj? Bran Poamany? - Nie chc by poamany - powiedzia szeptem do maestera Luwina, ktry zasiada po jego prawej rce. - Chc by rycerzem. - Niektrzy nazywaj mj zakon zakonem rycerzy umysu - odpar Luwin. - Jeli chcesz, potrafisz by bardzo bystrym chopcem, Bran. Zastanawiae si kiedy nad tym, e mgby nosi acuch maestera? Nie ma granic dla nauki. - Ja chc si nauczy magii - powiedzia Bran. - Wrona obiecaa, e bd lata. Maester Luwin westchn. - Mog ci nauczy historii, uzdrawiania, zioolecznictwa. Mog te nauczy ci jzyka krukw, jak zbudowa zamek i jak sterowa statkiem wedug gwiazd. Mog ci nauczy mierzy dni, oznacza pory roku, a w Cytadeli Starego Miasta ucz o wiele wicej. Jednake nikt nie nauczy ci magii. - Dzieci by mnie nauczyy - powiedzia Bran. - Dzieci lasu. - Przypomnia sobie, co obieca Oshy w boym gaju, wic teraz przekaza Luwinowi jej sowa. Maester sucha go uprzejmie. - Sdz, e kobieta dzikich mogaby udzieli Starej Niani lekcji opowiadania - powiedzia, kiedy Bran skoczy. - Jeli chcesz, to pomwi z ni,

ale lepiej byoby, gdyby nie zawraca gowy bratu podobnymi bahostkami. Ma ju do na gowie i bez olbrzymw i martwych istot w lasach. To Lannisterowie uwizili twojego ojca pana, a nie dzieci lasu. - Pooy do na ramieniu Brana. - Pomyl o tym, co ci powiedziaem, dziecko. - Dwa dni pniej, kiedy niebo owiane zimnym wiatrem zaczerwienio si, Bran siedzia przy bramie przywizany bezpiecznie na grzbiecie Tancerki, gdzie egna brata. - Teraz ty jeste panem Winterfell - powiedzia do niego Robb. Dosiada wochatego, siwego rumaka. Z boku sioda zwisaa tarcza, drewniana, wzmocniona elazem, biao-szara, a na niej gowa szczerzcego ky wilkora. Na skrzany strj zaoy szar kolczug, u boku sztylet i miecz, na ramieniu paszcz lamowany futrem. - Dopki nie wrcimy, musisz zaj moje miejsce, tak jak ja zajem miejsce ojca. - Wiem - odpar Bran sabym gosem. Nigdy wczeniej nie czu si taki may, samotny i przestraszony. Nie wiedzia, jak by lordem. - Suchaj rad maestera Luwina i opiekuj si Rickonem. Powiedz mu, e wrc, gdy tylko skoczy si wojna. Rickon nie chcia zej na dziedziniec. Siedzia w swoim pokoju zapakany. - Nie! krzykn, kiedy Bran zapyta go, czy nie chce poegna si z Robbem. - Nie bd si egna! - Mwiem mu - powiedzia Bran. - Twierdzi, e nikt nie wraca. - Nie bdzie dzieckiem wiecznie. Jest Starkiem i ma ju prawie cztery lata. - Robb westchn. - No c, mama wrci niebawem. A ja sprowadz ojca, obiecuj. Zawrci rumaka i odjecha wolno. Obok konia bieg dugimi susami Szary Wicher. Przed nimi jecha Hallis Mollen z powiewajcym biaym sztandarem Starkw na wysokim szarym drzewcu. Theon Greyjoy i Greatjon ustawili si po obu stronach Robba. Z tyu rycerze tworzyli podwjn kolumn; stalowe groty ich lanc pobyskiway w socu. Bran przypomnia sobie sowa Oshy i poczu si nieswojo. Wybiera si w z stron, pomyla. Przez moment chcia pogalopowa za nim i ostrzec go, lecz Robb znikn ju za bram. W tej samej chwili za murami rozlega si wrzawa. Piechurzy i ludzie z miasta wiwatowali na cze Robba, na cze lorda Starka, Lorda Winterfell, ktry jecha na swoim rumaku, powiewajc paszczem, a u jego boku pdzi Szary Wicher. Nigdy nie bd tak wiwatowa na moj cze, pomyla ze smutkiem. Moe i by panem Winterfell pod nieobecno brata i ojca, lecz wci pozostawa Branem Poamanym. Nie potrafi nawet zsi ze swojego konia, jeli nie chcia si przewrci. Kiedy wiwaty ucichy wreszcie, a dziedziniec cakiem opustosza, Winterfell przypomina wymare i opuszczone miejsce. Bran rozejrza si po twarzach tych, ktrzy

pozostali: kobiety, dzieci, starcy i Hodor. Ogromny stajenny wydawa si zagubiony i przestraszony. - Hodor? - powiedzia smutno. - Hodor - przyzna Bran, zastanawiajc si, co to moe znaczy.

DAENERYS
Zaspokoiwszy swoje dze, khal Drogo wsta z maty i stan nad ni. W rdzawym wietle paleniska jego ciao lnio niczym spiowy posg z piersi porysowan liniami dawnych blizn. Jego kruczoczarne wosy opaday swobodnie na plecy i ramiona, spywajc jeszcze poniej pasa. Jego msko lnia od wilgoci. Usta khala poruszyy si pod dugimi wsami. - Rumak, ktry przemierza wiat, nie potrzebuje elaznych tronw. Dany opara si na okciu i spojrzaa na niego. Taki ogromny, dostojny, szczeglnie podobay jej si jego wosy. Jeszcze nigdy ich nie obcina, niepokonany. - Przepowiednia mwi, e rumak pojedzie na krace ziemi - powiedziaa. - Ziemia koczy si tam, gdzie jest czarne, sone morze - odpowiedzia jej Drogo. Zanurzy kawaek materiau w misce z ciep wod, by zetrze ze skry oliw i pot. - aden ko nie przejdzie przez trujc wod. - W Wolnych Miastach maj tysice statkw - odpowiedziaa Dany tak samo, jak mwia mu ju poprzednio. - Drewniane konie o stu nogach, ktre lec przez morze na skrzydach wypenionych wiatrem. Khal Drogo nie chcia o tym sysze. - Nie bdziemy wicej rozmawia o drewnianych koniach i elaznych tronach. - Rzuci szmatk i zacz si ubiera. - Dzisiaj wyjad midzy trawy na polowanie, kobieto ono - owiadczy, kiedy woy malowan kamizelk i zapi szeroki pas z cikich medalionw zrobionych ze srebra, zota i brzu. - Dobrze, moje soce-i-gwiazdy - odpara Dany. Wiedziaa, e Drogo i jego bracia krwi wyrusz na poszukiwanie hrakkara, wielkiego biaego lwa rwnin. Jeli im si powiedzie, jej m wrci zadowolony i moe wtedy zechce jej wysucha. Niestraszne byy mu dzikie bestie ani ludzie, lecz morze to co innego. Dothrakowie uwaali za nieczyst wod, ktrej nie mg si napi ko; widok falujcych szarozielonych rwnin napawa ich przesdnym obrzydzeniem. Drogo przewysza wszystkich innych koskich lordw pod wieloma wzgldami, poza tym jednym. Gdyby tylko udao si jej namwi go, eby wszed na statek Kiedy khal wraz z brami krwi odjecha z ukami, Dany wezwaa suce. Przedtem czua si nieswojo, bo wci uwijay si wok niej albo chciay w czym pomaga, teraz jednak, cika i niezgrabna, chtnie korzystaa z ich pomocy. Wymyy j starannie i ubray w

jedwabn, powiewn szat. Kiedy Doreah rozczesywaa jej wosy, posaa Jhiqui po ser Joraha Mormonta. Rycerz zjawi si natychmiast. Ubrany by w getry z koskiego wosia i malowan kamizel, na podobiestwo Dothrakw. Jego pier i muskularne ramiona pokryway ciemne wosy. - Ksiniczko, jestem na twoje usugi. - Musisz porozmawia z moim panem mem - powiedziaa Dany. - Drogo mwi, e rumak, ktry wspina si na wiat, bdzie panowa nad ca ziemi i nie potrzebuje przechodzi przez trujc wod. Twierdzi, e kiedy urodzi si Rhaego, poprowadzi swj khalasar na wschd, eby spldrowa ziemie wok Jadeitowego Morza. Rycerz zamyli si na chwil. - Khal nigdy nie widzia Siedmiu Krlestw powiedzia. - Nic dla niego nie znacz. Jeli ju w ogle myli o nich, to pewnie wydaje mu si, e chodzi o kilka wysp i miast przyklejonych do skay oblanej wzburzonym morzem, na podobiestwo Lorath albo Lys. Bardziej kusz go bogactwa wschodu. - Ale on musi uda si na zachd - odpara Dany gosem penym desperacji. - Prosz, pom mi go przekona. - Ona take nigdy nie widziaa Siedmiu Krlestw, lecz miaa wraenie, e zna je dobrze z opowieci brata. Yiserys obiecywa jej tysice razy, e pewnego dnia zabierze j tam, ale on ju nie y, a jego obietnice umary razem z nim. - Dothrakowie yj wasnym rytmem i wedug wasnych przekona - odpowiedzia rycerz. - Bd cierpliwa, ksiniczko. Obiecuj ci, e pojedziemy do domu. Dom? Posmutniaa na dwik tego sowa. Ser Jorah mia swoj Niedwiedzi Wysp, lecz gdzie by jej dom? Kilka opowieci, nazwy wymawiane z czci, jakby to byy sowa modlitwy, coraz sabsze wspomnienie czerwonych drzwi czy Vaes Dothrak mia pozosta jej domem na zawsze? Czy widziaa swoj przyszo, patrzc na staruchy z dosh khaleen. Ser Jorah dostrzeg smutek na jej twarzy. - Wczoraj przyby ogromna karawana, Khaleesi. Czterysta koni, przyjechali z Pentos przez Norvos i Qohor, dowodzi im kupiec, kapitan Byan Yotyris. Moe Illyrio przysa list? Nie chciaaby pj na Zachodni Targ? Dany poruszya si. - Tak - powiedziaa. - Chtnie. - Targi zwykle oywiay si po przybyciu karawany. Kupcy przywozili rne, czasem bardzo niezwyke skarby, a poza tym dobrze byo posucha jzyka Yalyrii, ktrym mwiono w Wolnych Miastach. - Irri, niech przygotuj lektyk. - Powiem ludziom z twojego khas - odpara suca i odesza szybko. Gdyby by z ni khal Drogo, Dany musiaaby pojecha na srebrzystej, poniewa dothrackie matki nie zsiaday z konia niemal do momentu porodu, a ona nie chciaa wypa gorzej w oczach swojego ma. Lecz korzystajc z okazji, e jej khal odjecha na polowanie,

moga wycign si wygodnie na mikkich poduszkach i pozwoli ponie przez Vaes Dothrak pod oson czerwonego jedwabiu. Teraz moga pozwoli sobie na t przyjemno. Towarzyszy jej ser Jorah na koniu oraz jej suce i czterech modziecw z jej khas. Dzie by ciepy i bezchmurny, niebo bkitne. Powiewy wiatru niosy ze sob przenikliwy zapach ziemi i trawy. Jej lektyka przesuwaa si z jednej kauy cienia do drugiej, kiedy mijali skradzione posgi. Koysana agodnie, Dany przygldaa si twarzom zmarych bohaterw zapomnianych krlw. Zastanawiaa si, czy bogowie spalonych miast odpowiadali jeszcze na modlitwy. Gdyby w moich yach nie pyna krew smokw, pomylaa, mgby to by mj dom. Zostaa Khaleesi, miaa silnego mczyzn i rczego konia, suce, wojownikw, ktrzy jej strzegli, honorowe miejsce w dosh khaleen, kiedy si zestarzeje a w jej onie rs syn, ktry kiedy mia podbi wiat. Po mierci Yiserysa zostaa tylko Daenerys, ostatnia. Bya potomkiem krlw i zdobywcw, tak jak jej dziecko. Nie moe o tym zapomina. Zachodni Targ znajdowa si na ogromnym kwadratowym placu ubitej ziemi, na ktrego obrzeu byo mnstwo niewielkich zagrd wydzielonych murkami z suszonej na socu cegy; speniay one funkcj zagrd dla zwierzt albo pijalni. Niezliczone stragany umieszczono we wntrzu licznych pagrkw, ktre przypominay grzbiety podnoszcych si podziemnych bestii; prowadzce do chodnego wntrza wejcia ocieniay zasony z plecionej trawy. Setka kupcw i handlarzy rozadowywaa swoje towary i zajmowaa kolejne stragany, lecz nawet przy takiej liczbie wielki plac wydawa si opustoszay w porwnaniu z ttnicymi yciem bazarami, ktre Dany pamitaa z Pentos i innych Wolnych Miast. Ser Jorah wyjani jej, e kupcy przybywali do Vaes Dothraki nie po to, by handlowa z Dothrakami, lecz raczej midzy sob. Dothrakowie tolerowali ich tam tak dugo, jak dugo przybysze zachowywali pokj witego miasta, nie profanowali Matki Gr czy ona wiata i okazywali szacunek staruchom z dosh khaleen, obdarzajc je tradycyjnymi podarkami z soli, srebra i nasion. Sami Dothrakowie nigdy w peni nie pojli istoty handlu, kupowania i sprzedawania. Dany lubia atmosfer Wschodniego Targu z jego dziwnymi widokami, dwikami i zapachami. Chodzia tam czsto rankiem, by sprbowa drzewnych jaj, pasztetu z szaraczy czy zielonych klusek albo posucha monotonnych gosw zaklinaczy czy popatrze na mantykory w srebrnych klatkach, ogromne, szare sonie i pasiaste konie z Jogos Nhai. Lubia te przyglda si ludziom. Z zaciekawieniem patrzya na ciemnoskrych Asshaiw o powanych twarzach, wysokich i bladych Qarthenw, jasnookich mieszkacw Yi Ti, ktrzy nosili sznurkowe

kapelusze, kobiety wojowniczki z Bayasabhadu, Shamyrianay i Kayakayanaya z elaznymi kkami w ppkach i rubinami w policzkach, a take na strasznych Ludzi Cieni, ktrzy pokrywali tatuaami swoje nogi, ramiona i piersi, a twarze chowali za maskami. Wschodni Targ jawi si Dany jako miejsce cudw i magii. Ale Zachodni Targ pachnia domem. Kiedy Irri i Jhiqui pomogy jej wysi z lektyki, wcigna gboko powietrze. Natychmiast poczua ostry zapach czosnku i papryki. Umiechna si na wspomnienie dawnych dni, ktre spdzia w Tyrosh i Myr. Poczua te intensywnie sodk wo perfum z Lys. Niewolnicy nosili bele niezwykych koronek z Myr oraz zwoje weny w najprzerniejszych kolorach. Midzy straganami przechadzali si stranicy karawan w miedzianych hemach i tych bawenianych tunikach do kolan; przy plecionych pasach ze skry mieli puste pochwy. Na jednym ze straganw patnerz rozoy metalowe napierniki zdobione zotem i srebrem oraz hemy wyrobione w ksztatach wymylnych bestii. Obok niego moda kobieta sprzedawaa wyroby zotnicze z Lannisport, piercienie, brosze, naszyjniki i misternie wykute medaliony szczeglnie nadajce si do pasw. Jej straganu pilnowa ogromny eunuch, ysy i niemy; ubrany w poplamione potem ubranie z aksamitu, obserwowa uwanie wszystkich przechodzcych. Po drugiej stronie przejcia gruby handlarz tkanin z Yi Ti targowa si z kupcem z Pentos o cen jakiego zielonego barwnika; sznureczki jego kapelusza koysay si z boku na bok, kiedy energicznie krci gow. - Kiedy byam maa, uwielbiaam bawi si na bazarze - powiedziaa Dany do ser Joraha, kiedy szli ocienionym przejciem midzy straganami. - By tak peen ycia; mnstwo ludzi, wszyscy krzyczeli, miali si, tyle rzeczy do ogldania, chocia rzadko mielimy pienidze, eby co kupi, czasem tylko kawaek kiebasy albo miodowego paluszka. Czy w Siedmiu Krlestwach te maj miodowe paluszki, takie, jakie piek w Tyrosh? - Masz na myli ciasteczka? Nie potrafi powiedzie, ksiniczko. - Rycerz skoni gow. - Jeli pozwolisz, to pjd poszuka kapitana. Sprawdz, czy nie ma dla nas jakich listw. - Dobrze. Bd w pobliu. - Nie kopocz si. - Ser Jorah zniecierpliwiony odwrci wzrok. - Ciesz si i odpoczywaj. Sam ci odszukam. Dziwne, pomylaa Dany, patrzc, jak rycerz znika w tumie. Nie widziaa powodu, dla ktrego nie miaaby pj z nim. Moe po wizycie u kapitana ser Jorah mia zamiar spotka si z jak kobiet. Z karawanami czsto podroway dziwki, a niektrzy mczyni

ze wstydem mwili o swoich potrzebach. Wzruszya ramionami. - Idziemy - powiedziaa do sucych. Ruszya wolno przez targ, a suce za ni. - Och, patrzcie - krzykna do Doreah - o takich kiebaskach mwiam. Wskazaa na stragan, gdzie maa, pomarszczona kobieta przypiekaa na ruszcie kiebas z cebul. - Sma je z du iloci cebuli i ostrej papryki. Uradowana swoim odkryciem, Dany nalegaa, aby inni take skosztowali kiebasy. Suce pochony swoje porcje w mgnieniu oka, chichocc, za to wojownicy z khas wchali kiebasy podejrzliwie. - Smakuj inaczej, ni pamitam - powiedziaa Dany po kilku ksach. - W Pentos dodaj jeszcze wieprzowiny - odezwaa si starucha - lecz wszystkie moje winie wyzdychay w czasie podry przez Dothrackie Morze. Te s zrobione z koskiego misa, ale przyprawiam je tak samo. - Och - westchna Dany rozczarowana, natomiast Quaro zjad jedn i sign po nastpn. Rakharo nie chcia okaza si od niego gorszy i pochon trzy, bekajc gono. Dany zachichotaa. - Nie miaa si od czasu, kiedy twj brat khal Rhaggat zosta koronowany przez Drogo - powiedziaa Irri. - Mio znowu widzie ci weso, Khaleesi. Na ustach Dany pojawi si niemiay umiech. Rzeczywicie, tak dobrze byo si mia. Poczua si jak maa dziewczynka. Spacerowali przez poow ranka. Na jednym ze straganw znalaza pikny paszcz z pir Letnich Wysp i wzia go na prezent. W zamian daa handlarzowi srebrny medalion ze swojego pasa. Na tym polega handel z Dothrakami. Sprzedawca ptakw nauczy czerwonozielon papug wymawia jej imi. Dany rozemiaa si uradowana, ale nie chciaa jej wzi. Po co jej czerwono-zielon papuga w khalasar? Za to nabya tuzin flaszek z aromatycznymi olejami, ktrych zapachy przy woy way jej dziecistwo: wystarczyo zamkn oczy i powcha je, a natychmiast widziaa ogromny dom z czerwonymi drzwiami. Kiedy Dany zobaczya, e Doreah spoglda tsknie na amulet podnoci na straganie magika, wzia go i podarowaa sucej; zaraz te pomylaa, e musi znale co dla Irri i Jhiqui. Za rogiem napotkay stragan kupca winnego, ktry czstowa przechodniw swoimi produktami z pucharw wielkoci naparstkw. - Sodkie, czerwone - wykrzykiwa w jzyku Dothrakw. - Sodkie czerwone z Lys, Yolantis i Arbor. Biae z Lys, Tyrosh, gruszkowa brandy, ogniste wino, paprykowe wino, zielone nektary z Myr, smoliste, cierpkie z Andal, mam je wszystkie. - By maym mczyzn, szczupym i przystojnym, jasne wosy nosi ufryzowane w loki na mod Lys. Skoni si nisko, kiedy Dany zatrzymaa si przed jego straganem. - Zechcesz skosztowa, Khaleesi? Mam sodkie czerwone z Dorne. Niesie ze sob

piew liw, wini i ciemnych dbw. Beczuk, puchar, yk? Kiedy go skosztujesz, zechcesz nazwa swoje dziecko moim imieniem? Dany umiechna si. - Mj syn ma ju imi, ale sprbuj twojego letniego wina odpowiedziaa w jzyku Yalyrian, jzyku Wolnych Miast. Tak dawno go nie uywaa, e poczua si dziwnie, jakby skosztowaa od dawna nie prbowanej potrawy. - Tylko odrobin, jeli pozwolisz. Kupiec wzi j chyba za kobiet Dothrakw - jej ubranie, naoliwione wosy, opalone ciao - otworzy bowiem usta zdumiony, kiedy przemwia do niego. - Jeste z Tyrosh, pani? Czy to moliwe? - Mwi jzykiem z Tyrosh, nosz strj Dothrakw, ale pochodz z Westeros, z Siedmiu Krlestw - odpowiedziaa mu Dany. Doreah stana u jej boku. - Masz zaszczyt mwi do Daenerys z Rodu Targaryenw, Daenerys Zrodzonej w Burzy, Khaleesi jedcw i ksiniczki Siedmiu Krlestw. Kupiec klkn na jedno kolano. - Ksiniczko - powiedzia i skoni nisko gow. - Powsta - rozkazaa mu Dany. - Chciaabym skosztowa tego wina, o ktrym mwie. Mczyzna zerwa si na nogi. - Tego? Dornijska lura. Nie jest warte podniebienia ksiniczki. Ale mam czerwone wytrawne z Arbor, wyborne. Pozwl, e podaruj ci beczuk. Khal Drogo czsto odwiedza Wolne Miasta; wizyty te sprawiy, i zasmakowa w wybornych winach. Dany dobrze wiedziaa, e sprezentowany jej godny trunek wymaga podzikowa. - Zaszczycasz mnie, panie - odpara sodkim tonem. - Nie, to dla mnie zaszczyt. - Kupiec znikn na chwil z tyu swojego straganu i po chwili wrci z niewielkim antakiem z dbowego drewna, na ktrym wypalono ki winogron. - Herb Redwynw - zauway znaczco. - Dla Arbor. Nie ma lepszego trunku. - Skosztujemy go razem z khalem Drogo. Aggo, bd tak dobry i zanie beczuk do mojej lektyki. - Kupiec wyszczerzy zby w umiechu, widzc, e Dothrak zabiera wino. - Nie. - Usyszaa stanowczy protest ser Joraha. Nie zauwaya, kiedy wrci. Zdziwia j obcesowo rycerza. - Postaw beczuk, Aggo. Aggo spojrza na Dany. Skina gow niepewnie. - Czy co si stao, ser Jorahu? - Odczuwam pragnienie. Otwrz beczuk, kupcze. Kupiec zmarszczy brwi. - Wino jest przeznaczone dla Khaleesi, nie dla takich jak ty, ser.

Ser Jorah podszed bliej. - Jeli jej nie otworzysz, wybij w niej dziur twoj gow. Jedyn broni rycerza w witym miecie byy jego rce, lecz w zupenoci wystarczyy: ogromne, twarde, niebezpieczne, poronite ciemnym wosem. Kupiec waha si tylko przez chwil, potem wzi mot i wybi szpunt. - Nalej - rozkaza ser Jorah. Modzi wojownicy z khas Dany ustawili si za nim i przygldali si wszystkiemu czujnie swoimi ciemnymi oczyma w ksztacie migdaw. - To zbrodnia pi tak wspaniae wino, nie pozwoliwszy mu wczeniej pooddycha. Kupiec nie wypuszcza z rki mota. Jhogo sign po bat, ktry nosi zwinity za pasem, lecz Dany powstrzymaa go dotkniciem ramienia. - Rb, co kae ser Jorah - powiedziaa. Z tyu zbierao si coraz wicej przechodniw. Kupiec posa jej ponure spojrzenie. - Jak kaesz, ksiniczko. - eby podnie beczuk, musia odoy mot. Napeni winem dwa malutkie puchary. Nie uroni ani kropli. Ser Jorah wzi do rki jeden z nich i powcha, marszczc czoo. - Sodkie, prawda? - powiedzia kupiec z umiechem na ustach. - Perfumy Arbor. Skosztuj, panie, a sam przyznasz, e jest to najlepszy trunek, jaki kiedykolwiek zaszczyci twoje podniebienie. Ser Jorah poda mu puchar. - Pij pierwszy. - Ja? - Kupiec rozemia si. - Ja nie jestem godzien takiego trunku, panie. Biedny kupiec nie wypija napojw, ktrymi handluje. Wci umiecha si pogodnie, cho Dany dostrzega kropelki potu na jego czole. - Pij - przemwia zimnym gosem. - Oprnij puchar albo oni ci przytrzymaj, a ser Jorah wleje ci cay antaek do garda. Kupiec wzruszy ramionami i sign po puchar lecz zamiast niego chwyci beczuk i cisn ni w Dany. Ser Jorah zdy j odepchn na bok. Beczuka odbia si od jego ramienia i upada na ziemi, roztrzaskujc si. Dany zatoczya si i stracia rwnowag. Nie! - krzykna i wycigna przed siebie ramiona Doreah zdya chwyci j za rk i pocign do tyu, tak e Dany upada na nogi, zamiast na brzuch. Kupiec przeskoczy stragan i pomkn midzy Aggo i Rakharo. Quaro sign po swj arakh, lecz go tam nie znalaz, tymczasem kupiec odepchn go na bok i pomkn przejciem. Dany usyszaa trzask bicza Jhogo, zobaczya, jak wysuwa si jego jzor i owija wok nogi kupca. Mczyzna run na ziemi. Nadbiego kilkunastu stranikw karawany, a za nimi sam kapitan Byan Yotyris. By to drobny mczyzna z Norvosh o cerze jak stara skra i niebieskich wsach, ktre,

zakrcone, sigay a do jego uszu. Wydawao si, e wiedzia, co si stao, zanim ktokolwiek si odezwa. - Zabierzcie go, niech czeka, a khal wyrazi swoje yczenie - rozkaza, wskazujc na lecego. Dwaj stranicy postawili kupca na nogi. - Tobie podaruj jego dobra, ksiniczko - mwi dalej kapitan. - Niech bd skromn rekompensat za to, co uczyni jeden z moich. Doreah i Jhiqui pomogy Dany wsta. Zatrute wino wypywao z rozbitej beczuki i wsikao w ziemi. - Skd wiedziae? - spytaa ser Joraha drcym gosem. - Skd? - Nie wiedziaem, Khaleesi, a do chwili, kiedy odmwi sprbowania. Jednake nabraem obaw, przeczytawszy wczeniej list od Illyria. - Przesun wzrokiem po twarzach zebranych. - Chodmy. Nie jest bezpiecznie rozmawia w takim miejscu. Dany miaa zy w oczach, kiedy nieli j z powrotem. Nigdy dotd nie czua w ustach podobnego smaku: smaku strachu. Przez lata ya w strachu przed Yiserysem, w obawie, by nie obudzi smoka. Uczucie, ktrego dowiadczya teraz, byo jeszcze gorsze, poniewa nie baa si o siebie, lecz o swoje dziecko. Dany pogadzia delikatnie swj brzuch; tak bardzo pragna go dotkn, uspokoi. - W twoich yach pynie krew smokw, malutki powiedziaa szeptem, koysana ruchem lektyki, schowana za szczelnie zasunitymi oknami. W twoich yach pynie krew smokw, a smok niczego si nie boi. Jej domem w Vaes Dothrak byo wntrze pagrka. Dany odprawia wszystkich poza ser Jorahem. - Powiedz mi - odezwaa si stanowczym gosem wycignita wygodnie na poduszkach. - Czy to Uzurpator? - Tak. - Rycerz wycign zwinity papier. - Magister Illyrio pisze do Yiserysa. Robert Baratheon oferuje ziemie i tytu lorda za mier twoj lub twego brata. - Mojego brata? - Umiechna si przez zy. - Jeszcze o niczym nie wie, prawda? W takim razie Uzurpator jest winien Drogo tytu lorda. - Teraz nie potrafia ju powstrzyma ez. Obja domi swj brzuch. - Za mnie, powiedziae, tylko za mnie? - Za ciebie i dziecko - odpowiedzia ser Jorah ponurym gosem. - Nie. Nie dostanie mojego syna. - Nie bdzie wicej pakaa, postanowia. Nie bdzie trzsa si ze strachu. Uzurpator obudzi smoka i przekona si, co to znaczy. Khdl Drogo wrci, kiedy na niebie pokazay si pierwsze gwiazdy. Cohollo, ktry jecha za nim, prowadzi jucznego konia. Na jego grzbiecie spoczywao ciao ogromnego, biaego lwa. Khal zeskoczy z konia umiechnity i pokaza jej rany na nogach, w miejscach, gdzie hrakkar dosign go pazurami przez getry. - Bdziesz miaa paszcz z jego skry, ksiycu mojego ycia - powiedzia.

Jednake miech szybko znikn z jego twarzy, a on sam zamilk, kiedy Dany opowiedziaa mu o wszystkim. - Kupiec to dopiero pocztek - ostrzeg go ser Jorah Mormont. - Po nim przyjd nastpni. Wielu zechce zaryzykowa w zamian za tytu. Drogo dugo milcza. Wreszcie przemwi: - Ten kupiec ucieka od ksiyca mojego ycia. Lepiej niech biegnie za ni. I tak bdzie. Jhogo, Jorahy, oto, co wam powiem: wybierzcie sobie, jakiego zechcecie, konia z moich stad, poza moim kasztanem i srebrzyst, ktr podarowaem ksiycowi mojego ycia. Oto mj podarunek za to, co zrobilicie. Obiecuj te podarunek dla Rhaego, syna Drogo, rumaka, ktrzy przemierza wiat. Jemu dam ten elazny tron, na ktrym siedzia ojciec jego matki. Dam mu Siedem Krlestw. Tak mwi ja, Drogo, khal - mwi coraz bardziej podniesionym gosem z pici wzniesion ku niebu - Poprowadz mj khalasar na zachd, tam, gdzie koczy si wiat, i bd pierwszym khalem, ktry pojedzie na drewnianych koniach przez son czarn wod. Zabij ludzi w elaznych ubraniach i rozbij ich kamienne domy. Zgwac ich kobiety, ich dzieci wezm w niewol, a ich potuczonych bogw przywioz do Vaes Dothrak, eby si pokonili Matce Gr. Tak bdzie, tak przysiga Drogo, syn Bharbo. Przysigam przed Matk Gr, a wiadkiem s gwiazdy, ktre patrz z gry. Jego khalasar wyruszy dwa dni pniej, udajc si najpierw na poudnie, a potem na zachd przez rwniny. Khal Drogo poprowadzi ich na ogromnym gniadym rumaku. U jego boku jechaa Daenerys na swoim srebrzystym koniu. Za nimi poda kupiec, bieg boso, z acuchami na szyi i rkach, a ich koce przywizane byy do kantaru srebrzystej klaczy Dany. Bieg za ni, potykajc si, bosy. Nie mogo mu si sta nic zego tak dugo, jak dugo potrafi nady za ni.

CATELYN
Znajdowali si jeszcze zbyt daleko, eby dokadnie rozpozna chorgwie, lecz pomimo mgy nie miaa wtpliwoci, e s biae z ciemniejsz plam na rodku; mg to by tylko szary wilkor Starkw na nienym polu. Na ten widok Catelyn Stark zatrzymaa konia i skonia gow w podzice. Bogowie okazali swoj dobro. Nie spnia si. - Czekaj na nasze przybycie, pani - odezwa si ser Wylis Manderly - tak jak przyrzek mj pan ojciec. - Nie kamy im czeka na siebie. - Ser Brynden Tully spi konia ostrogami i pojecha szybko w kierunku chorgwi. Catelyn jechaa tu obok. Za nimi ruszyli jej brat i ser Wendel ze swoimi wojskami, prawie tysic piset ludzi: ponad dwudziestu rycerzy z giermkami, dwustu konnych lansjerw, wojownicy i wolni, reszta - gwnie piechurzy - uzbrojeni byli w piki, wcznie i trjzby. Lord Wyman zosta z tyu, eby sprawdzi umocnienia obronne Biaego Portu. Ten prawie szedziesicioletni mczyzna wydawa si zbyt ogromny, by dosiada konia. - Gdybym wiedzia, e doyj jeszcze jednej wojny, jadbym mniej wgorzy - powiedzia do lady Catelyn, kiedy zesza ze statku. Klepa si przy tym po ogromnym brzuchu. Jego palce przypominay tuste kiebasy. Moi chopcy dopilnuj, eby bezpiecznie dotara do swojego syna, nie obawiaj si, pani. Jego chopcy byli starsi od Catelyn, ktra w duchu aowaa, e obaj synowie tak bardzo s podobni do ojca. Ser Wylisowi brakowao jeszcze tylko kilku wgorzy do zjedzenia, by osign stan, w ktrym nie da si wsi na konia; wspczua biednemu zwierzciu. Ser Wendel, modszy z chopcw, mgby uchodzi za najgrubszego mczyzn, jakiego w yciu spotkaa, gdyby wczeniej nie widziaa jego ojca i brata. Wylis okazywa sztywny spokj, za to Wendel nalea do typw gonych i chepliwych; obaj mieli sumiaste wsy i gowy yse jak pupa niemowlcia, a kad cz ich ubra znaczyy plamy po jedzeniu. Mimo to darzya ich sympati. Pomogli jej dosta si do Robba, tak jak obieca ich ojciec, a tylko to si liczyo. Ucieszya si, widzc, e jej syn wysa zwiadowcw take i na wschd. Lannisterowie przybd z poudnia, jeli w ogle wyrusz, mimo to z aprobat przyja ostrono Robba. Mj syn prowadzi wojska na wojn, pomylaa z niedowierzaniem. Owszem, baa si bardzo o niego i o Winterfell, lecz z drugiej strony czua dum. Jeszcze rok temu by chopcem. Kim jest teraz, zastanawiaa si.

Zwiadowcy powitali ich ciepo, rozpoznawszy herb Manderlych - biay tryton z trjzbem w rku, ktry wynurza si z morskiej toni. Potem poprowadzili ich na wzniesienie na tyle suche, e dao si rozbi na nim obz. Ser Wylis ogosi postj i zosta z tyu ze swoimi ludmi, by dopilnowa ognisk i koni, tymczasem jego brat, Wendel, pojecha z Catelyn i jej wujem zoy wyrazy uszanowania ich suwerenowi. Jechali mikkim zboczem rozdeptanym przez koskie kopyta. Mijali dymice ogniska, ustawione w rzdach konie i wozy pene twardego chleba i solonej woowiny. Na kawaku kamienistej ziemi wyniesionej ponad otaczajc okolic ustawiono pawilon lorda ze cianami z grubego ptna eglarskiego. Catelyn rozpoznaa osia Hornwoodw, brzowy na ciemnopomaraczowym polu. Za pawilonem z mgy wynurzay si mury i wiee Fosy Cailin czy raczej ruiny Fosy Cailin. Ogromne bloki czarnego bazaltu, kady wielkoci domu zagrodnika, leay porozrzucane niczym drewniane klocki, czciowo schowane w botnistej ziemi. Tylko tyle pozostao z muru obronnego, ktry kiedy dorwnywa wielkoci samemu Winterfell. Drewniana wiea gwna dawno ju zgnia, rozpada si tysic lat temu i teraz tylko kilka kd wskazywao jeszcze na miejsce, w ktrym niegdy staa. Z caej ogromnej twierdzy Pierwszych Ludzi zostay tylko trzy wiee trzy spord dwudziestu, jeli wierzy opowieciom. Wiea Wartownicza wydawaa si do mocna; podobno nawet miaa jeszcze kilka stp stojcej ciany z obu stron. Wiea Pijaka, wysunita dalej w gb bagien, gdzie spotykay si ciana wschodnia z zachodni, pochylaa si niczym mczyzna, ktry chciaby pozby si nadmiaru wina z brzucha. I trzecia, Dziecica Wiea, smuka, pozbawiona poowy korony, gdzie, jak gosi legenda, dzieci lasu wezway niegdy swoich bezimiennych bogw, by puci wodny mot. Patrzc na ni, wydawao si, e jaki ogromny potwr odgryz jej gr i wyplu gruz, rozrzucajc go po bagnach. Zielony mech porasta wszystkie trzy wiee. Spomidzy kamieni na pnocnej stronie Wiey Wartowniczej wyrastao drzewo; dugie pasma widmowych porostw zdobiy jego skate konary. - Litociwi bogowie - wykrzykn ser Brynden na widok tego, co ujrza przed sob. To ma by Fosa Cailin? - To to zaledwie - niebezpieczne ruiny - dokoczya za niego Catelyn. - Wiem, wuju, co masz na myli. To samo pomylaam, kiedy przybyam tutaj po raz pierwszy, lecz Ned zapewni mnie, e te ruiny s bardziej niebezpieczne, ni si wydaje. Trzy istniejce jeszcze wiee pozwalaj kontrolowa grobl ze wszystkich stron; kady wrg musi przejecha midzy nimi. Bagna pozostaj nieprzejezdne, pene ruchomych piaskw, wcigajcych miejsc i mij. eby

zaatakowa ktrkolwiek z wie, armia musiaaby podej w bocie po pas, potem przeby fos pen jaszczurolww i wreszcie wspi si na mury liskie od mchu; przez cay czas pozostaje wystawiona na strzay ucznikw z innych wie. - Umiechna si ponuro. - Mwi te, e noc przychodz tam duchy, zimne mciwe dusze z pnocy spragnione krwi poudniowcw. Ser Brynden zachichota. - Przypomnij mi, ebym nie zatrzymywa si tutaj na duej. Jeszcze niedawno sam wygldaem jak poudniowiec. Na wszystkich trzech wieach wywieszono chorgwie. Na Wiey Pijaka powiewao soce Karstarkw, a pod nim wilkor, na Dziecicej Wiey widnia sptany zerwanymi acuchami olbrzym Greatjona, natomiast na Wiey Wartowniczej wisiaa tylko chorgiew Starkw. Tam zamieszka Robb. Catelyn, a za ni ser Brynden i ser Wendel, jechali wolno w tamt stron drewnian drog, ktr poprowadzono przez zielonoczarne botniste pola. Zastaa syna w otoczeniu chorych jego pana ojca; zebrali si w zimnej sali ogrzewanej ogniem z torfu, ktry pon w czarnym kominku. Siedzia przy ogromnym, kamiennym stole penym map i papierw, zajty rozmow z Roosem Boltonem i Greatjonem. Pierwszy zauway j wilk. Ogromna, szara bestia spoczywaa przy ogniu, lecz kiedy Catelyn wesza, wilkor podnis eb i spojrzaa w jego zociste lepia. Robb podnis gow, zdziwiony cisz, ktra zapada w sali. - Mama? - przemwi gosem drcym ze wzruszenia. Catelyn miaa ochot podbiec do niego, ucaowa w czoo, przytuli mocno i trzyma w objciach, tak by nikt nigdy go nie skrzywdzi. .. lecz nie omielia si wobec zebranych. Jej syn odgrywa teraz rol mczyzny i nie moga mu tego zepsu. Zostaa wic na miejscu, po drugiej stronie ogromnej, bazaltowej pyty, ktra suya im za st. Wilkor podnis si i podszed do niej. Wydawa si wikszy, ni powinien by wilk. - Zapucie brod powiedziaa do Robba, tymczasem Szary Wicher obwchiwa jej do. Potar szczecin na brodzie niezdarnie. - Tak. - Jego broda bya jeszcze bardziej ruda ni jej wosy. - Podoba mi si. - Catelyn pogaskaa wilka po gowie. - Teraz jeste podobny do mojego brata, Edmurea. - Szary Wicher uj delikatnie w zby palce jej doni, po czym wrci na swoje miejsce przy ogniu. Pierwszy w lady wilka poszed ser Helman Tallheart; przeszedszy przez pokj, klkn przed Catelyn i przycisn czoo do jej rki. - Lady Catelyn - powiedzia - pikna jak zawsze. Jake miy widok w tych trudnych chwilach. - Po nim podchodzili kolejno pozostali: Gloverowie, Galbart i Robett, Greatjon i inni. Ostatni podszed Greyjoy. - Pani, nie spodziewaem si ujrze ci tutaj - powiedzia, klkajc.

- I ja nie wiedziaam, e tu przybd - odpowiedziaa Catelyn - a do chwili, kiedy zeszam na brzeg w Biaym Porcie, gdzie lord Wyman poinformowa mnie, e Robb zwoa pospolite ruszenie. Znasz jego syna, ser Wendela. - Wendel Manderly wysun si do przodu i skoni tak nisko, jak pozwoli mu brzuch. - Jest tu te mj wuj, ser Brynden Tully, ktry opuci tymczasowo sub u mojej siostry, by nam pomc. - Czarna ryba - powiedzia Robb. - Dzikujemy ci, ser, e doczye do nas. Potrzebni nam ludzie twojej odwagi. Ser Wendel, take i twoje przybycie bardzo mnie cieszy. Matko, czy jest te z tob ser Rodrik? Bardzo mi go brakuje. - Ser Rodrik wyruszy na pnoc z Biaego Portu. Mianowaam go kasztelanem i powierzyam dowdztwo nad Winterfell a do naszego powrotu. Maester Luwin jest mdrym doradc, lecz nie ma dowiadczenia w sprawach wojny. - Nie obawiaj si, pani - zagrzmia Greatjon. - Winterfell jest bezpieczne. Wkrtce, za przeproszeniem, przetrzepiemy tyek Tywinowi Lannisterowi, a potem szybko do Czerwonej Twierdzy i uwolnimy Neda. - Jedno pytanie, moja pani, jeli pozwolisz. - Roose Bolton. Lord Dreadfort, mwi cichym gosem, lecz kiedy si odezwa, wiksi od niego zamilkli. Oczy mia dziwnie blade, niemal bezbarwne, a spojrzenie niepokojce. - Podobno uwizia kara, syna lorda Tywina. Czy on jest tutaj z tob? Bdziemy wiedzieli, jak wykorzysta takiego zakadnika. - Owszem, wiziam Tyriona Lannistera, lecz teraz jest ju na wolnoci - wyznaa. W odpowiedzi rozlegy si okrzyki konsternacji. - Moje niezadowolenie byo rwnie wielkie jak wasze, panowie. Bogowie, z pomoc mojej gupiej siostry, uznali za suszne uwolni go. - Moe nie powinna tak otwarcie okazywa swojego niezadowolenia, lecz jej wyjazd z Eyrie nie nalea do przyjemnych. Zaproponowaa, e wemie lorda Roberta do Winterfell, gdzie mgby mieszka pod ich opiek przez kilka lat. Omielia si zauway, e dobrze by mu zrobio towarzystwo innych chopcw. Wcieko Lysy wydawaa si nie mie granic. - Siostra czy nie - Catelyn usyszaa w odpowiedzi - jeli sprbujesz wykra mi syna, wyjdziesz std Ksiycowymi Drzwiami. - Po takiej reakcji nie miaa ju nic do powiedzenia. Lordowie zasypywali j kolejnymi pytaniami, lecz ona powstrzymaa ich uniesion doni. - Z pewnoci bdzie czas na dusz rozmow, lecz podr bardzo mnie zmczya. Chciaabym zosta sama z synem. Wiem, e mi wybaczycie, panowie. - Nie zostawia im wyboru; skoniwszy si, wyszli prowadzeni przez zawsze posusznego lorda Hornwooda. - Ty

take, Theonie - dodaa, widzc, e Greyjoy si ociga. Umiechn si i pody za pozostaymi. Na stole sta dzban z piwem i lea ser. Catelyn napenia sobie rg, usiada i popijajc, przygldaa si synowi. Wydawao jej si, e urs od czasu, kiedy widziaa go po raz ostatni, a puszek zarostu postarza go. - Edmure mia szesnacie lat, gdy po raz pierwszy zapuci brod. - I ja niedugo skocz szesnacie lat - powiedzia Robb. - Ale teraz masz pitnacie. Pitnacie i ju prowadzisz wojsko na wojn. Czy rozumiesz, dlaczego si niepokoj? Spojrza na ni hardo. - Nie byo nikogo innego. - Nikogo? - powtrzya. - A kim s mczyni, ktrych przed chwil widziaam? Roose Bolton, Rickard Karstark, Galbart i Robett Gloverowie, Greatjon, Helman Tallheart Kademu z nich moge powierzy komend. Nawet Theonowi, chocia sama bym go nie wybraa. - Oni nie s z rodu Starkw - powiedzia. - Ale s mczyznami, mczyznami zaprawionymi w boju. Ty jeszcze niedawno walczye drewnianym mieczem. W jego spojrzeniu zatlia si iskra gniewu, lecz zaraz zgasa i znowu by chopcem. Wiem - odpar zmieszany. - Czy czy odelesz mnie do Winterfell? Catelyn westchna. - Powinnam tak uczyni. Ty za nie powiniene by stamtd wyjeda. Jednak nie omiel si teraz tego zrobi. Sprawy zaszy za daleko. Ktrego dnia zostaniesz suwerenem tych lordw. Jeli dzisiaj odel ci, tak jak odsya si chopca do ka bez kolacji, oni to zapamitaj i kiedy bd si z ciebie miali. Tymczasem bdzie ci potrzebny ich respekt, moe nawet odrobina strachu przed tob. miech jest trucizn, ktrej naley si ba. Tego ci nie zrobi, cho bardzo si o ciebie boj. - Masz moj wdziczno, mamo - odpowiedzia z wyran ulg, ktra przebijaa spod warstwy formalnej uprzejmoci. Wycigna rami nad stoem i dotkna jego wosw. - Robb, jeste moim pierwszym dzieckiem. Wystarczy mi jedno spojrzenie na ciebie, eby przypomnie sobie dzie, w ktrym przyszede na wiat, czerwony na twarzy, kwilcy. Wsta, zaskoczony jej zachowaniem, i podszed do kominka. Szary Wicher potar bem o jego nog. - Wiesz ju o o ojcu? - Tak. - Doniesienia o nagej mierci Roberta i upadku Neda przestraszyy j bardziej, ni potrafia to wyrazi, lecz nie chciaa pokaza synowi, jak bardzo si boi. - Lord Manderly

opowiedzia mi o wszystkim, gdy tylko przypynam do Biaego Portu. Czy masz jakie wieci o siostrach? - Jest list - odpowiedzia Robb, drapic wilkora pod brod. - By te drugi do ciebie, przyszy razem do Winterfell. - Podszed do stou i wyszuka wrd papierw pognieciony arkusz. - Oto, co do mnie napisaa. Nie przyszo mi do gowy, eby zabra te i twj. Wyczua w jego gosie co, co j zaniepokoio. Wygadzia papier i przeczytaa list. Wyraz troski na jej twarzy przeszed w niedowierzanie, potem w gniew i strach. - To jest list od Cersei, a nie od twojej siostry - powiedziaa. - Prawdziwej wiadomoci naley szuka midzy wierszami. Cae to pisanie o tym, jak dobrze traktuj j Lannisterowie wyczuwam tutaj wypowiedzian szeptem grob. Trzymaj Sans jako zakadnika i nie wypuszcz jej. - Ani sowa o Aryi - zauway Robb ponurym gosem. - Tak. - Catelyn nie chciaa nawet myle, co to mogo oznacza, przynajmniej nie w tej chwili, nie w tym miejscu. - Miaem nadziej, e jeli masz jeszcze kara, mona by wymieni zakadnikw - Wzi do rki list od Sansy i zgnit go w doni; domylia si, e nie robi tego po raz pierwszy. - Jakie wieci z Eyrie? Napisaem do ciotki Lysy i poprosiem o pomoc. Czy zebraa chorgwie lorda Arryna? Docz do nas rycerze z Yale? - Tylko jeden - odpowiedziaa - najlepszy z nich, mj wuj lecz Brynden Blackfish wywodzi si z Tullych. Moja siostra nie ma zamiaru wystawia nosa poza Krwaw Bram. Robb patrzy na ni bardzo rozczarowany. - Co zrobimy, mamo? Zebraem ca t armi, osiemnacie tysicy ludzi, ale nie wiem nie jestem pewien - Jego oczy lniy. W jednej chwili dumny mody lord stopnia i znowu przemieni si w dziecko, w pitnastoletniego chopca, ktry liczy na podpowiedz matki. - Czego si boisz, Robb? - spytaa agodnie. - Ja - Odwrci gow, by ukry zy. - Jeli wyruszymy nawet jeli wygramy Lannisterowie maj ojca i Sans. Zabij ich, prawda? - Pragn, ebymy tak myleli. - Chcesz powiedzie, e oni kami? - Nie wiem, Robb. Natomiast wiem, e nie masz wyboru. Jeli pojedziesz do Krlewskiej Przystani i zoysz hod, nigdy ci stamtd nie wypuszcz. Jeli stchrzysz i wrcisz do Winterfell, stracisz szacunek swoich poddanych. Niektrzy moe nawet przejd na stron Lannisterw. Wtedy Krlowa nie bdzie miaa si czego obawia i zrobi z winiami, co jej si spodoba. Nasz nadziej, jedyn prawdziw nadziej jest twoje zwycistwo na polu bitwy. Gdyby udao ci si pojma lorda Tywina albo Krlobjc, wtedy byaby moliwa

zamiana, lecz nie to jest najwaniejsze. Dopki dysponujesz si, z ktr musz si liczy, Ned i twoja siostra s bezpieczni. Cersei jest na tyle mdra, eby wiedzie, i mog jej si przyda do utrzymania pokoju, gdyby sprawy przybray niepomylny dla niej obrt. - A jeli tak si nie stanie? - spyta Robb. - Jeli sprawy przybior niepomylny obrt dla nas? Catelyn wzia go za rk. - Robb, nie mam zamiaru ci pociesza. Jeli przegrasz, nie ma dla nas nadziei. Mwi, e serce Casterly Rock jest twarde jak gaz. Znasz los dzieci Rhaegara. Strach bysn w jego modych oczach, ale dostrzega w nich take si. - W takim razie nie przegram - owiadczy. - Powiedz mi co o walkach w dorzeczu - powiedziaa. Musiaa si dowiedzie, jeli on rzeczywicie by gotw. - Niecae dwa tygodnie temu walczyli na wzgrzach poniej Zotego Zba powiedzia Robb. - Wuj Edmure wysa lorda Vancea i lorda Pipera, eby strzegli przeczy, lecz zaatakowa ich Krlobjca i zmusi do walki. Lord Vance zgin. W ostatnich wiadomociach, jakie otrzymalimy, donosili, e lord Piper cofa si z zamiarem przyczenia do twojego brata i jego ludzi w Riverrun. Jaime Lannister poda za nimi. Ale to jeszcze nie wszystko. Kiedy toczya si bitwa na przeczy, lord Tywin prowadzi z poudnia drug armi Lannisterw. Podobno jest jeszcze wiksza ni ta, ktr zebra Jaime. Ojciec przewidzia to chyba, poniewa wysa przeciwko nim ludzi pod krlewskim sztandarem. Dowodzi nimi jaki poudniowy modzik, lord Erik albo Derik czy jako tak. Towarzyszy im te ser Raymun Darry, ktry opowiada, e byli tam inni rycerze, a take gwardzici ojca. Jednake caa wyprawa okazaa si puapk. Na nic si zda krlewski sztandar, poniewa gdy tylko przekroczyli Czerwone Widy, zaatakowali ich Lannisterowie, a kiedy prbowali si wycofa przez Mummers Ford, Gregor Clegane zaszed ich od tyu. Moliwe, e ten lord Derik i kilku innych zdoao uciec, nie ma pewnoci, lecz ser Raymun zgin, podobnie jak wikszo ludzi z Winterfell. Lord Tywin odci krlewski trakt i idzie na Harrenhal, palc wszystko po drodze. Jedne wieci gorsze od drugich, pomylaa Catelyn. Byo gorzej, ni si spodziewaa. Tam chcesz stawi im czoo? - spytaa. - Jeli dojdzie a tak daleko, cho nikt w to nie wierzy - powiedzia Robb. - Posaem wiadomo do Howlanda Reeda, starego przyjaciela ojca z Stranicy nad Szar Wod. Jeli Lannisterowie dotr do Przesmyku, wyspiarze bd ich nka, lecz Galbart Glover twierdzi, e lord Tywin jest za sprytny, eby da si zapa. Roose Bolton przyznaje mu racj.

Uwaaj, e Lannister pjdzie wzdu Tridentu i bdzie chcia zajmowa kolejne zamki, a zostanie sam Riverrun. Musimy wyj mu na spotkanie. Catelyn zadraa na sam myl o tym. Jak szans moe mie pitnastoletni chopak w bitwie przeciwko dowiadczonym dowdcom, takim jak Jaime czy Tywin Lannister? - Czy to rozsdne? Tutaj masz silne oparcie. Podobno dawni Krlowie Pnocy potrafili stawi czoo przy Fosie Cailin siom dziesiciokrotnie wikszym od ich wasnych. - To prawda, ale nasze zapasy ywnoci kurcz si, a na tej ziemi trudno bdzie je uzupeni. Czekalimy jeszcze na lorda Manderly, ale teraz, kiedy jego synowie ju doczyli do nas, moemy rusza. Nagle zdaa sobie spraw, e ustami jej syna przemawiaj ich lordowie. Od lat gocia ich w Winterfell, podejmowaa ich razem z Nedem przy stole. Dlatego dobrze ich znaa, kadego z nich. Zastanawiaa si, jak dalece zna ich Robb. To, co mwili, brzmiao rozsdnie. Siy zebrane przez jej syna z pewnoci nie przypominay armii, na jak mogy pozwoli sobie Wolne Miasta, czy choby armia skadajca si z opacanych gwardzistw. Stanowio j w duej czci posplstwo, zagrodnicy, robotnicy ze wsi, rybacy, pasterze, synowie szynkarzy, kupcw i garbarzy przemieszani z najemnikami i wolnymi, spragnionymi upu. Owszem, przybyli na wezwanie swoich lordw, ale z pewnoci nie na zawsze. - To dobrze, e chcesz wyrusza - zwrcia si do syna - ale dokd i w jakim celu? Co zamierzasz? Robb waha si przez chwil. - Greatjon uwaa, e powinnimy podj walk z lordem Tywinem, co by ich zaskoczyo - powiedzia - natomiast Gloverowie i Karstarkowie radz obej jego pozycje, poczy si z ser Edmurem i wsplnie uderzy na Krlobjc. Przeczesa palcami czupryn rudych wosw z wyrazem niepewnoci na twarzy. - Chocia zanim dotrzemy do Riverrun nie jestem pewien - Musisz by pewien - odpara Catelyn - albo od razu wracaj do domu i we do rki drewniany miecz. Nie moesz sobie pozwoli na chwile niepewnoci w obecnoci takich ludzi jak Roose Bolton czy Rickard Karstark. Pamitaj, Robb, e oni s twoimi chorymi, a nie przyjacimi. Skoro obje dowdztwo, ty wydajesz rozkazy. Robb spojrza na matk zaskoczony, jakby nie wierzy temu, co usysza. - Bdzie tak, jak mwisz, matko. - Zapytam ci jeszcze raz. Co zamierzasz? Przysun map: postrzpiony kawaek skry z ledwo widocznymi liniami. Zawinity koniec przycisn swoim sztyletem. - Oba plany maj pewne zalety, jednake spjrz. Jeli

sprbujemy obej lorda Tywina, moemy dosta si miedzy jego siy a wojska Krlobjcy, natomiast jeli go zaatakujemy wedug raportw ma wicej ludzi od nas i wicej rycerzy. Greatjon uwaa, e to bez znaczenia, jeli zaskoczymy go ze spuszczonymi portkami, ale mnie si wydaje, e nie bdzie atwo zaskoczy kogo tak dowiadczonego jak Tywin Lannister. - Dobrze - powiedziaa. Przygldajc si synowi wpatrzonemu w map, syszaa echo gosu Neda. - Mw dalej. - Ja proponuj zostawi niewielk si w Fosie Cailin, gwnie ucznikw, a reszt poprowadzi grobl - powiedzia. - Poniej Przesmyku rozdziel moje wojska. Piechota pjdzie dalej krlewskim traktem, podczas gdy konnica mogaby przej przez Zielone Widy w Twins. - Pokaza palcem na mapie. - Kiedy lord Tywin dowie si, e poszlimy na poudnie, pomaszeruje na pnoc, eby zaatakowa nasze gwne siy. Dziki temu nasi jedcy swobodnie pojad szybko do Riverrun wzdu zachodniego brzegu. - Robb odchyli si do tyu; nie mia odwagi si umiechn, ale wyraz jego twarzy wyraa zadowolenie i domaga si pochway. Catelyn zmarszczya czoo pochylona nad map. - Rzeka rozdzieli twoj armi. - A take Jaimea i lorda Tywina - doda szybko. Wreszcie odway si na umiech. Nie da si przej Zielone Widy za rubinowym brodem, tam gdzie Robert zdoby koron. Trzeba jecha a do mostu w Twins, ktry kontroluje lord Frey. On jest chorym twojego ojca, prawda? Lord Frey, pomylaa Catelyn. - Rzeczywicie - przyznaa - ale mj ojciec nigdy mu nie ufa. Ty te nie powiniene. - Dobrze - obieca Robb. - I co o tym sdzisz? Musiaa przyzna, e zrobi na niej wraenie. Jest podobny do Tullych, pomylaa, ale mimo wszystko to syn ojca. Ned dobrze go nauczy. - Nad ktr si ty chciaby obj dowdztwo? - Nad konnic - odpowiedzia bez chwili wahania. Zupenie jak jego ojciec: Ned zawsze bra na siebie trudniejsze zadania. - A kto poprowadzi pozosta czci wojska? - Greatjon wci powtarza, e powinnimy zgnie lorda Tywina, wic pozwolibym mu to zrobi. Wreszcie pierwszy bd, ale jak mu to powiedzie, nie ranic jego rodzcej si pewnoci siebie? - Twj ojciec powiedzia mi kiedy, e nie zna nikogo bardziej nieustraszonego od Greatjona.

Robb umiechn si. - Szary Wicher odgryz mu dwa palce, a on si tylko rozemia. A zatem zgadzasz si ze mn? - Twj ojciec nie jest nieustraszony - zauwaya Catelyn. - Jest dzielny, a to dua rnica. Jej syn zastanawia si przez chwil. - Midzy lordem Tywinem a Winterfell stanie tylko wschodnia sia, nie liczc ucznikw z Fosy. A zatem nie potrzebuj nieustraszonego dowdcy, czy tak? - Nie. Tam bardziej bdzie ci potrzebny kto zimny i przebiegy ni odwany. - Roose Bolton - podpowiedzia natychmiast Robb. - Ten czowiek przeraa mnie. - Mdlmy si wic, eby przestraszy te Tywina Lannistera. Robb skin gow i zwin map. - Wydam rozkazy i zbior eskort, z ktr wrcisz bezpiecznie do domu. Dotd przez cay czas Catelyn pilnowaa si, eby zapanowa nad sob, dla dobra Neda i dla dobra tego upartego, dzielnego syna. Wydawao jej si, e pozbya si rozpaczy i strachu, jakby to byy ubrania, ktrych nie potrzebowaa teraz jednak zrozumiaa, e mimo wszystko bya w nie odziana. - Nie wracam do Winterfell. - Usyszaa swj wasny gos, zaskoczona zami, ktre zmciy jej widok. - By moe mj ojciec umiera za murami Riverrun, a mj brat zosta otoczony przez wroga. Musz jecha do nich.

TYRION
Chetta, crka Cheyka z klanu Czarnych Uszu wyjechaa na zwiady i to ona wrcia z wieci o armii na rozdrou. - Sdzc po ogniskach, jest ich okoo dwudziestu tysicy powiedziaa. - Czerwone chorgwie ze zotym lwem. - Twj ojciec? - spyta Bronn. - Albo mj brat, Jaime - powiedzia Tyrion. - Wkrtce si przekonamy. Spojrza na swoich obszarpanych wojownikw: prawie trzystu ludzi z Kamiennych Wron, Ksiycowych Braci, Czarnych Uszu i Spalonych, gwny trzon armii, ktr mia nadziej zebra. Gunthor, syn Gurna, zbiera pozostae klany. Tyrion zastanawia si, co powie jego ojciec na widok zbieraniny ubranej w skry i uzbrojonej w zdobyczn bro. Szczerze mwic, sam nie wiedzia, co o nich myle. Czy by ich dowdc czy winiem? Mia wraenie, e po trosze jednym i drugim. - Najlepiej bdzie, jak sam pojad zasugerowa. - Tak bdzie najlepiej dla Tyriona, syna Tywina - powiedzia Ulf, ktry przemawia w imieniu Ksiycowych Braci. Shagga skrzywi si, a w takich chwilach widok jego twarzy nie nalea do najprzyjemniejszych. - Shagga, syn Dolfa, tak nie myli. Shagga pojedzie z chopcemmczyzn i jeli chopiec-mczyzna skamie, Shagga odrbie mu msko - I nakarmi ni kozice. Wiem, wiem - skoczy Tyrion znuonym gosem. Shagga, daj ci sowo Lannisterw, e wrc. - Dlaczego mielibymy wierzy w twoje sowo? - Chetta bya ma szczup kobiet, pask jak chopiec, ale tward i bystr. - Wczeniej lordowie z nizin okamywali klany. - Chetta, twoje sowa rani mnie - odpar Tyrion. - Sdziem, e si zaprzyjanilimy. Jed ze mn, razem z Shagga i Connem z Kamiennych Wron. Niech jad te Ulf z Ksiycowych Braci i Timett, syn Timetta, ze Spalonych. - Wymienieni spojrzeli po sobie niepewnie. - Reszta niech czeka, dopki po was nie pol. Sprbujcie si nie pozabija nawzajem. Spi konia i odjecha wolno, nie zostawiajc im wyboru. Jemu byo obojtne, co zrobi, byleby tylko nie usiedli i nie zaczli rozprawia cay dzie i noc. Problem z klanami polega na tym, e wedug ich zwyczajw naleao wysucha wszystkich gosw, a potem prowadzili rozmowy bez koca. W obradach bray udzia nawet ich kobiety. Nic dziwnego, e

przez ostatnie stulecia zdecydowali si zaledwie na kilka niegronych atakw na Yale. Tyrion mia zamiar to zmieni. Bronn pojecha z nim. Z tyu podao piciu czonkw klanw na swoich cherlawych konikach, ktre przypominay kuce, ale wspinay si po skalistych zboczach jak kozice. Kamienne Wrony jechay razem, podobnie jak Chetta i Ulf, poniewa silne wizy czyy Ksiycowych Braci i Czarne Uszy. Timett, syn Timetta, jecha sam. Klany z Ksiycowych Gr bay si Spalonych, ktrzy przypalali sobie ciaa w dowd odwagi, a take - jak mwiono - w czasie uczt jedli pieczone niemowlta. Natomiast wrd Spalonych postrach sia Timett, ktry wyduba sobie lewe oko noem rozgrzanym do biaoci. Tyrion zorientowa si, e tradycyjnie chopcy przypalali sobie ppek, palec albo - w przypadkach szczeglnej odwagi albo szczeglnego szalestwa - ucho. Timett tak przerazi ziomkw swoim uczynkiem, e szybko nazwali go Czerwon Rk, co mniej wicej oznaczao mianowanie kogo wodzem. - Ciekawe, co musi sobie upali ich krl - powiedzia Tyrion do Bronna, kiedy usysza t histori. Najemnik wyszczerzy tylko zby i podrapa si po kroczu nawet on trzyma jzyk za zbami w towarzystwie Timetta. Skoro kto by na tyle szalony, eby wyduba sobie oko, nie naleao oczekiwa, e okae si agodniejszy wobec wroga. Obserwatorzy na wieach z surowego kamienia przygldali si uwanie, jak zjedaj ze zbocza. Kiedy Tyrion dostrzeg wzbijajcego si w gr kruka. Pierwsze umocnienie znajdowao si w miejscu, gdzie droga skrcaa gwatownie midzy dwoma skalistymi pagrkami. Wysoki na cztery stopy mur z ziemi zamyka przejazd, a na szczytach pagrkw czeka tuzin ucznikw. Tyrion zostawi swoich towarzyszy z tyu i sam podjecha do muru. Kto tu dowodzi? - zapyta. Kapitan szybko si pojawi, a jeszcze szybciej da im eskort, kiedy rozpozna syna swojego lorda. Jechali kusem przez wypalone pola i zgliszcza domostw w d, do Zielonych Wide, rozwidlenia Tridentu. Tyrion nie dostrzeg nigdzie cia, ale w powietrzu kryo peno krukw, co oznaczao, e niedawno odbya si tam bitwa. P mili od skrzyowania drg wzniesiono zapor z zaostrzonych kokw, za ktrymi stali pikinierzy i ucznicy. Za ni rozciga si obz. Cienkie smugi dymu wznosiy si z setek ognisk, wok ktrych siedzieli ludzie w kolczugach zajci ostrzeniem mieczy; z zatknitych w botnist ziemie drzewcw powieway znajome chorgwie. Kiedy zbliyli si do zapory, na ich spotkanie wyjechaa grupa konnych. Prowadzi ich rycerz w srebrzystej zbroi wykadanej ametystami i w paszczu w purpurowo-srebrne pasy.

Na jego tarczy widnia herb z jednorocem, a z jego hemu w ksztacie koskiego ba wyrasta krty rg dugi na dwie stopy. Tyrion zatrzyma konia, by go powita. - Ser Flement. Ser Flement Brax podnis przybic. - Tyrion - powiedzia zdumiony. - Panie, mylelimy, e nie yjesz albo - popatrzy na ludzi z klanw niepewnie. - Ci twoi towarzysze - Przyjaciele i lojalni sudzy - odpar Tyrion. - Gdzie znajd mojego pana ojca? - Zaj karczm na rozdrou. Tyrion rozemia si. Karczm na rozdrou! Moe jednak bogowie istnieli! - Udam si do niego niezwocznie. - Dobrze, panie. - Ser Flement zawrci swojego rumaka i wyda komend. Wycignito z ziemi trzy rzdy kokw, by umoliwi przybyym przejazd. Tyrion poprowadzi towarzyszy przez otwr. Obz lorda Tywina cign si caymi milami. Chetta z pewnoci si nie pomylia, oceniajc jego liczebno. Posplstwo obozowao pod goym niebem, lecz rycerze rozbili swoje namioty, a wysoko urodzeni lordowie postawili pawilony wielkoci domw. Tyrion dostrzeg czerwonego wou Presterw, ctkowanego dzika lorda Crakehalla, ponce drzewo Marbranda i borsuka Lyddena. Rycerze woali do niego, kiedy przejeda, a pozostali gapili si z rozdziawionymi ustami na jego towarzyszy. Shagga patrzy na nich rwnie zdumiony; nigdy dotd nie widzia jednoczenie tylu koni, ludzi i broni. Pozostali zbje skrywali swoje odczucia, lecz Tyrion nie wtpi, e i ich wypenia strach. Bardzo go to cieszyo. Wiedzia, e im wiksze wraenie zrobi na nich sia Lannisterw, tym atwiej bdzie nimi kierowa. Karczma i stajnie wyglday tak, jak je pamita, za to z reszty wioski pozostao troch gruzu i poczerniae fundamenty domw. Kruki obsiady gsto ciao zwisajce z szubienicy, ktr postawiono na podwrzu. Kiedy Tyrion podjecha bliej, wzbiy si w gr, kraczc gono i trzepoczc czarnymi skrzydami. Zsiad z konia i zerkn na to, co zostao z ciaa. Ptaki wydziobay wargi i oczy, a take znaczn cz policzkw, przez co wydawao si, e kobieta szczerzy czerwone zby w upiornym umiechu. - Pokj, strawa i dzban wina, tylko tyle chciaem - przypomnia, wzdychajc. Ze stajni wyszli niechtnie stajenni, eby zaj si ich komi. Shagga nie chcia odda swojego wierzchowca. - Nie ukradnie ci twojej kobyy - uspokoi go Tyrion - Da jej tylko owsa i wody i wyczesze j. - Paszcz Shaggi take nadawa si do wyczesania, lecz karze nie chcia by nietaktowny. - Daj ci sowo, e nic si jej nie stanie.

Shagga puci wreszcie lejce, patrzc gronie na stajennego. - To jest ko Shaggi, syna Dolfa - rykn. - Jeli ci nie odda konia, moesz odrba mu msko i nakarmi ni kozice powiedzia Tyrion. - Jeli w ogle co znajdziesz u niego. - Po obu stronach drzwi, pod szyldem karczmy stao dwch onierzy w szkaratnych paszczach i hemach zdobionych lwami. Tyrion rozpozna kapitana. - Gdzie jest mj ojciec? - We wsplnej sali, panie. - Trzeba nakarmi moich ludzi - powiedzia Tyrion. - Dopilnuj, eby im niczego nie brakowao. - Wszed do rodka i od razu dostrzeg ojca. Tywin Lannister, Lord Casterly Rock i Namiestnik Zachodu, midzy czterdziestk a pidziesitk, wci twardy jak dwudziestolatek. Nawet siedzc, by wysoki, mia dugie nogi, szerokie bary i paski brzuch. Jego smuke ramiona oplatay wzy mini. Kiedy jego zociste wosy przerzedziy si nieco, kaza sobie ogoli gow. Lord Tywin nie wierzy w prodki; zacz te goli podbrdek i grn warg, lecz zostawi bokobrody, ktre zakryway mu policzki gstym zocistym wosem. W jego jasnozielonych oczach migotay zociste plamki. Jaki gupiec zaartowa kiedy, e nawet ka lorda Tywina wieci, upstrzony zotymi plamkami. Kiedy Tyrion wszed do karczmy, lord Tywin raczy si wanie piwem w towarzystwie ser Kevana Lannistera, jedynego yjcego jeszcze spord jego braci. Wuj, korpulentny i ysiejcy, z taw przycit brod, ktra podkrelaa lini jego masywnej szczki, pierwszy zobaczy bratanka. - Tyrion - powiedzia zdumiony. - Wuju - odpar karze i skoni gow. - Panie ojcze. Ogromna to przyjemno spotka was tutaj. Lord Tywin nie ruszy si ze swojego miejsca, lecz zaszczyci syna dugim i przenikliwym spojrzeniem. - Widz, e wiadomoci o twojej mierci byy plotk. - Przykro mi, e ci rozczarowaem - odpar Tyrion. - Nie zrywaj si, eby mnie uciska. - Przeszed przez sal a do ich stou; idc, przez cay czas wiadomy by swojego niezgrabnego, kaczkowatego chodu. Spojrzenie ojca zawsze sprawiao, e bardziej odczuwa swoj uomno. - Mio, e poszede na wojn z mojego powodu - powiedzia, po czym wspi si na krzeso i poczstowa si piwem ojca. - Na moj gow, przecie wszystko zaczo si od ciebie - odpar lord Tywin. - Twj brat, Jaime, nie daby si tak potulnie zapa kobietom. - Tym si wanie rnimy. Ponadto jest te ode mnie wyszy, jak moe zauwaye.

Ojciec zignorowa jego ripost. - Chodzio o honor naszego domu. Nie miaem wyboru. Nikt nie rozlewa bezkarnie krwi Lannisterw. - Suchajcie Mojego Ryku - powiedzia Tyrion, szczerzc zby w umiechu. Tak brzmiao haso Lannisterw. - Prawd mwic, nie polaa si ani kropla mojej krwi, chocia raz czy dwa niemal do tego doszo. Morrec i Jyck zginli. - Pewnie potrzebujesz nowych ludzi. - Nie kopocz si, ojcze, znalazem sobie kilku. - Napi si yk piwa. Byo brzowe, mocno drodowe i tak gste, e moe je byo niemal przeuwa. Wyborne. Szkoda, e ojciec powiesi karczmark. - Jaki obrt przybraa wojna? Jego wuj rzek. - Na razie korzystny dla nas. Ser Edmure rozstawi swoich ludzi wzdu granicy, eby nas powstrzyma, ale razem z twoim ojcem rozprawilimy si z nimi stopniowo, zanim zdyli si przegrupowa. - Twj brat okry si chwa - powiedzia ojciec. - Rozgromi lorda Vancea i Pipera przy Zotym Zbie, a take star si z ogromn si Tullych pod murami Riverrun. Lordowie znad Tridentu ponieli sromotn porak. Wzilimy do niewoli ser Edmurea Tullyego oraz wielu jego rycerzy i zbrojnych. Lord Blackwood odprowadzi z powrotem do Riverrun garstk tych, ktrzy przeyli, reszta ucieka do swoich majtkw. - Obaj z ojcem przemy do przodu - powiedzia ser Kevan. - Bez lorda Blackwooda Raventree pado od razu, a lady Whent poddaa Harrenhal z powodu braku ludzi do obrony. Ser Gregor spali Piperw i Brackenw - Nie stawiaj adnego oporu? - Niezupenie - odpar ser Kevan. - Mallisterowie wci trzymaj Seagard, a Walder Frey zbiera siy pod Bliniakami. - To bez znaczenia - wtrci lord Tywin. - Frey wyrusza w pole, tylko gdy wyczuwa zapach zwycistwa, a teraz moe jedynie wywcha porak. Natomiast Jason Mallister nie ma tyle siy, eby walczy w pojedynk. Szybko pokoni gowy, gdy Jaime zdobdzie Riverrun. Mona przyj, e wygralimy wojn, jeli nie wmieszaj si Starkowie i Arrynowie. - Ja bym si nie przejmowa Arrynami - powiedzia Tyrion - natomiast co do Starkw lord Stark - ..Jest naszym zakadnikiem - przerwa mu ojciec. - Nie poprowadzi swojej armii, poniewa gnije w lochach Czerwonej Twierdzy.

- To prawda - przyzna ser Kevan - lecz jego syn zebra siy i usadowi si w Fosie Cailin. - Miecz nabiera mocy, dopiero kiedy si go zahartuje - owiadczy lord Tywin. Chopak Starkw to jeszcze dzieciak. Z pewnoci ekscytuj go dwiki rogu i opot sztandarw, ale walka sprowadza si przede wszystkim do zabijania. Wtpi, eby mu si to spodobao. Sprawy rzeczywicie przybray ciekawy obrt w czasie mojej nieobecnoci, pomyla Tyrion. - A co porabia nasz nieustraszony monarcha, kiedy my zajmujemy si zabijaniem? spyta. - W jaki sposb moja liczna i bystra siostrzyczka namwia Roberta, eby pozwoli uwizi swojego drogiego przyjaciela, Neda? - Robert Baratheon nie yje - odpowiedzia mu ojciec. - Twj siostrzeniec obj rzdy w Krlewskiej Przystani. Ta wiadomo zaskoczya Tyriona. - Chciae powiedzie, e moja siostra obja rzdy. - Pocign yk piwa. - Krlestwo bdzie wygldao zupenie inaczej pod panowaniem Cersei. - Jeli chcesz si na co przyda, to miabym dla ciebie zadanie - powiedzia ojciec. Marq Piper i Karyl Yance ptaj si na naszych tyach i panosz po drugiej stronie Czerwonych Wide. Tyrion cmokn. - Maj tupet. W innej sytuacji bym si ucieszy z moliwoci ukarania ich, ojcze, lecz teraz mam co innego do zaatwienia. - Doprawdy? - Lord Tywin nie wyglda na szczeglnie zaskoczonego. - Musimy te rozprawi si z kilkoma szalecami Neda Starka, ktrzy nie daj spokoju naszym furaerom. Jest wrd nich Beric Dondarrion, modzik, ktremu si wydaje, e jest bardzo dzielny. Towarzyszy mu ten aosny grubas, duchowny, ktry lubi wywija poncym mieczem. Mylisz, e daby sobie z nimi rad, zanim czmychniesz? Nie spartaczysz roboty? Tyrion otar usta wierzchem doni i umiechn si. - Ojcze, jestem wzruszony, syszc, e byby gotw powierzy mi ilu? Dwudziestu ludzi? Moe pidziesiciu? Jeste pewien, e obejdziesz si bez nich? Ach, niewane. Z pewnoci, jeli natkn si na lorda Berica poczstuj go solidnym kopniakiem. - Zsun si z krzesa i podszed niezgrabnie do kredensu, gdzie lea ogromny kawa biaego sera oboonego owocami. - Przede wszystkim jednak musz wypeni obietnice - mwi dalej, odcinajc plaster sera. - Bd potrzebowa trzy tysice hemw, tyle samo kolczug, do tego miecze, piki, stalowe groty do wczni, maczugi, berdysze, rkawice, nagolenniki, napierniki i wozy, ktrymi mgbym to wszystko przewie - Drzwi za nim otworzyy si z takim impetem, e Tyrion o mao co nie upuci

sera. Ser Kevan zakl i zerwa si na nogi, widzc, jak kapitan stray leci przez pokj i lduje przy samym kominku. Kiedy ostatecznie opad w popi z hemem na oczach, Shagga zama jego miecz na kolanie grubym jak pie drzewa, odrzuci stalowe kawaki i wkroczy do karczmy. Przed nim pyna fala jego smrodu, silniejszego ni zapach sera, cakowicie wypeniajc pokj. - Czerwony paszczyku - warkn - jeli jeszcze raz wycigniesz miecz na Shagg, syna Dolfa, odrbi ci msko i upiek na ogniu. - A nie nakarmisz kozic? - spyta Tyrion, pogryzajc ser. Do pokoju wchodzili pozostali ludzie z klanw, wrd nich take i Bronn. Najemnik spojrza na Tyriona i wzruszy ramionami. - A kime wy jestecie? - spyta lord Tywin lodowatym gosem. - Przyjechali ze mn, ojcze - wyjani Tyrion. - Czy mog ich zatrzyma? Nie jedz duo. Nikt nie odpowiedzia umiechem na jego art. - Jakim prawem te dzikusy przerywaj nasz narad? - Dzikusy, mwisz, czowieczku z nizin? - Conn mgby nawet uchodzi za przystojnego, gdyby go umy. - Jestemy wolnymi ludmi i jako wolni mamy prawo zasiada we wszystkich naradach wojennych. - Ktry to jest lwi lord? - spytaa Chetta. - Obaj starzy - odezwa si Timett, syn Timetta, ktry nie mia jeszcze dwudziestu lat. Ser Kevan przesun do na rkoje swojego miecza, lecz jego brat powstrzyma go kadc dwa palce na przegubie jego rki. Lord Tywin wydawa si niewzruszony. - Tyrionie, gdzie twoje maniery? Bd tak dobry i przedstaw nas naszym zacnym gociom. Tyrion obliza palce. - Z przyjemnoci. - Ta oto dziewica, to Chetta, crka Cheyka z Czarnych Uszu. - adna ze mnie dziewica - achna si Chetta. - Moi synowie przypiekli ju pidziesit uszu. - Oby przypiekli drugie tyle. - Tyrion poszed dalej. - To jest Conn, syn Coratta. Jest tu te Shagga, syn Dolfa. To ten, ktry wyglda jak Casterly Rock z wosami. Obaj nale do Kamiennych Wron. Tutaj stoi Ulf, syn Umara, z Ksiycowych Braci, oraz Timett, syn Timetta, Czerwona Rka z klanu Spalonych. A to jest Bronn, najemnik, ktry nie suy nikomu w szczeglnoci. W czasie naszej krtkiej znajomoci zmienia strony dwukrotnie. Sdz, ojcze, e doskonale si zrozumiecie. - Po tych sowach zwrci si do Bronna i czonkw klanw. - Pozwlcie, e przedstawi wam mojego pana ojca: Tywin, syn Tytosa z

domu Lannisterw, Lord Casterly Rock, Namiestnik Zachodu, Tarcza Lannisport i przyszy Namiestnik Krla. Lord Tywin podnis si powoli. - O mstwie klanw z Ksiycowych Gr gono jest nawet na zachodzie. Co was do nas sprowadza, lordowie? - Konie - powiedzia Shagga. - Obietnica jedwabiu i stali - powiedzia Timett, syn Timetta. Tyrion mia zamiar opowiedzie ojcu o swoim planie zrwnania z ziemi Doliny Arrynw, lecz nie zdy. Drzwi ponownie otworzyy si z hukiem. Posaniec zerkn podejrzliwie na towarzyszy Tyriona, zanim klkn na kolano przed lordem Tywinem. - Panie - powiedzia. - Ser Addam poleci przekaza ci, e wojska Starkw maszeruj drog na grobli. Twarz Tywina Lannistera pozostaa niewzruszona. Lord Tywin nigdy si nie umiecha, mimo to Tyrion dostrzeg na niej wyraz zadowolenia. - A zatem wilczek wyszed z nory, eby pobawi si z lwami - wycedzi wolno gosem przepenionym satysfakcj. Wspaniale. Wracaj do ser Addama i ka mu si cofn. Niech czeka do naszego przybycia. Wystarczy, eby troch poskuba ich flanki i pozwoli i dalej na poudnie. - Wedle rozkazu. - Posaniec wyszed. - Mamy tutaj dobr pozycj - zauway ser Kevan. - Blisko brodu, otoczeni doami z zaporami z dzid. Skoro posuwaj si na poudnie, pozwlmy im przyj, niech tutaj poami sobie na nas zby. - Chopak moe si ociga albo si przestraszy, kiedy zobaczy, ilu nas jest - odpar lord Tywin. - Im szybciej zamiemy Starkw, tym szybciej bd mg si rozprawi ze Stannisem Baratheonem. Niech dobosze bbni na zbirk. Zawiadom te Jaimea, e ruszam naprzeciw Robba Starka. - Dobrze - powiedzia ser Kevan. Tyrion patrzy z ponurym podziwem, jak jego pan ojciec zwraca si do pdzikich czonkw klanw. - Podobno ludzie z gr to nieustraszeni wojownicy. - To prawda - odpar Conn z Kamiennych Wron. - Ich kobiety s tak samo odwane - dodaa Chetta. - Przyczcie si do mnie, a zostan spenione wszystkie obietnice mojego syna powiedzia lord Tywin. - Zapacisz nam tak, jak chcemy? - spyta Ulf, syn Umara. - Czy potrzebna nam obietnica ojca, skoro mamy obietnic syna?

- Nie mwiem nic o potrzebach - odpowiedzia mu lord Tywin. - Moje sowa stanowiy jedynie wyraz uprzejmoci. Nie musicie jecha z nami. Wojownicy z zimowej krainy to ludzie z elaza i lodu, boj si ich nawet najdzielniejsi z moich rycerzy. Sprytnie, pomyla Tyrion, umiechajc si pod nosem. - Spaleni nie boj si nikogo. Timett, syn Timetta, pojedzie z lwami. - Kamienne Wrony s zawsze pierwsze tam, gdzie zjawiaj si Spaleni - owiadczy dumnie Conn. - My te jedziemy. - Shagga, syn Dolfa, odrbie im msko i nakarmi ni wrony. - Pojedziemy z tob, lwi lordzie - powiedziaa Chetta, crka Cheyka - pod warunkiem e pojedzie z nami syn pmczyzna. Kupi ycie swoimi obietnicami. Naley ono do nas tak dugo, dopki nie otrzymamy obiecanej broni. Lord Tywin zwrci na syna swoje ctkowane oczy. - Radujmy si - powiedzia Tyrion tonem rezygnacji.

SANSA

ciany sali tronowej ziay pustk, gobeliny bowiem, przedstawiajce sceny z polowa, ktre tak bardzo lubi krl Robert, leay rzucone niedbale w kt. Ser Mandon Moore zaj swoje miejsce poniej tronu, obok dwch innych rycerzy z Krlewskiej Gwardii. Sansa przycupna przy drzwiach, przynajmniej raz przez nikogo nie pilnowana. Wprawdzie Krlowa pozwolia jej porusza si swobodnie po zamku, lecz i tak wszdzie kto za ni chodzi. Krlowa nazywaa jej strw stra honorow, lecz Sansa wcale nie czua si uhonorowana. Wolno w granicach zamku oznaczaa, e wolno jej byo pj, gdziekolwiek zechciaa w obrbie Czerwonej Twierdzy, jeli obieca, e nie wyjdzie poza mury, na co Sansa chtnie przystaa. I tak nie miaa szans. Bramy strzeone byy w dzie i w nocy przez zote paszcze Janosa Slynta, a ponadto wszdzie krciy si szkaratne paszcze Lannisterw. Poza tym, nawet gdyby udao jej si opuci zamek, dokd by posza? Cieszya si, e w ogle wolno jej spacerowa po dziedzicu, zbiera kwiaty w ogrodzie Myrcelli i chodzi do septa, gdzie modlia si za ojca. Czasem modlia si te w boym gaju, poniewa Starkowie wierzyli w dawnych bogw. Sansa rozgldaa si nerwowo; bya to pierwsza audiencja Joffreya jako Krla. Pod oknami zachodniej ciany stali w rzdzie onierze Lannisterw, pod wschodni cian ustawiono Stra Miejsk. Nie widziaa nigdzie posplstwa, ale pod galeri przechadzali si nerwowo lordowie. Nie wicej ni dwudziestu, podczas gdy na krla Roberta czekao zwykle stu. Sansa przemykaa midzy nimi, bkajc pod nosem powitania, i kierowaa si do przodu. Rozpoznaa czarnoskrego Jalabhara Xho, ponurego ser Arona Santagara, bliniakw Redwynew, zwanych Horrorem i limakiem za to tylko jeden z nich j rozpozna. Chorowity lord Gyles zakry twarz, kiedy si zbliya, udajc kaszel, a gdy wiecznie podchmielony ser Dontos podnis rk, by j powita, ser Balon Swann szepn mu co do ucha i pijaczyna szybko si odwrci. Gdzie si podziali inni, zastanawiaa si Sansa. Na prno szukaa znajomych twarzy. Wszyscy odwracali wzrok. Jakby bya duchem, jakby umara jeszcze za ycia. Przy stole rady siedzia samotnie Wielki Maester Pycelle, drzema a z gow wspart na doniach. Zobaczya, e do sali wchodzi popiesznie i bezgonie lord Yarys. Chwil pniej przyby lord Baelish; wszed tylnymi drzwiami umiechnity. W drodze do stou

zamieni kilka sw z ser Balonem i ser Dontosem. Sansa poczua ucisk w odku. Nie powinnam si ba, powtarzaa w duchu. Nie mam si czego ba, wszystko bdzie dobrze. Joff mnie kocha, Krlowa te, tak przecie powiedziaa. - Powitajcie Jego Mio, Joffreya z Domu Baratheonw i Lannisterw, Pierwszego z Rodu, Krla Andalw, Rhoynarw i Pierwszych Ludzi, Lorda Siedmiu Krlestw. Powitajcie jego pani matk Cersei z Domu Lannisterw, Krlow Regentk, wiato Zachodu i Protektork Krlestwa - rozleg si gos herolda. Prowadzi ich ser Barristan Selmy w swojej nieskazitelnie biaej zbroi. Krlowej towarzyszy ser Arys Oakheart, ser Boros Blount za szed obok Joffreya, tak wic w sali byo teraz szeciu rycerzy z Krlewskiej Gwardii, wszyscy poza Jaimeem Lannisterem. Jej Ksi - nie, teraz ju jej Krl! - wszed po schodach, na elazny Tron, idc po dwa stopnie, natomiast jego matka zasiada przy stole razem z czonkami rady. Joff ubrany by w strj z czarnego aksamitu z purpurowymi dodatkami, na ktry naoy peleryn ze zotogowia z wysokim konierzem, na jego gowie lnia zota korona wysadzana rubinami i czarnymi diamentami. Rozejrzawszy si po sali, dostrzeg Sans. Umiechn si, usiad i zabra gos: Obowizkiem Krla jest ukara zdrajcw i nagrodzi tych, ktrzy okazali wierno. Wielki Maester Pycelle przeczyta moje dekrety. Pycelle dwign si na nogi. Tego dnia ubra si w okaza szat z grubego czerwonego aksamitu z konierzem z gronostaja i zotymi zapiciami. Wysun z rkawa zwj zdobiony zot wolut i zacz odczytywa dug Jist osb, ktre wzywa w imieniu Krla i jego rady, by stawiy si przed tronem i zoyy przysig wiernoci Joffreyowi. Gdyby odmwili, uznano by ich za zdrajcw i odebrano ziemie oraz tytuy. Sansa wstrzymaa oddech, syszc wyczytywane nazwiska. Lord Stannis Baratheon wraz z on i crk. Lord Renly Baratheon. Obaj Royceowie z synami. Ser Loras Tyrell. Lord Mace Tyrell, jego bracia, wujowie i synowie. Czerwony duchowny, Thoros z Myr. Lord Beric Dondarrion. Lady Lysa Arryn wraz z synem, may lord Robert. Lord Hoster Tully, jego brat ser Brynden oraz jego syn ser Edmure. Lord Jason Mallister. Lord Bryce Caron z kresw. Lord Tytos Blackwood. Lord Jonos Bracken. Lady Shella Whent. Doran Martell, Ksi Dorne z synami. Tyle imion, pomylaa. Tymczasem Pycelle czyta dalej. Potrzeba bdzie caego stada krukw, eby zawiadomi wszystkich. Wreszcie, prawie na samym kocu, Sansa usyszaa to, przed usyszeniem czego ju wczeniej odczuwaa lk. Lady Catelyn Stark. Robb Stark. Brandon Stark, Rickon Stark, Arya

Stark. Sansa otworzya usta. Arya. Domagali si, aby Arya stana przed nimi i zoya przysig to znaczy, e jej siostra zdoaa uciec galer i jest bezpieczna w Winterfell Wielki Maester Pycelle zwin papier, wsun rulon do lewego rkawa i wycign inny z prawego. Chrzkn i zacz czyta: - Z woli Jego Mioci w miejsce zdrajcy Eddarda Starka urzd Krlewskiego Namiestnika obejmie Tywin Lannister, Lord Casterly Rock i Namiestnik Zachodu. Jako Namiestnik bdzie on gosem Krla, dowdc jego armii i wykonawc jego woli. Tak postanowi Krl, a maa rada popara go. Wol monarchy jest te, aby miejsce zdrajcy Stannisa Baratheona w maej radzie zaja jego pani matka, Krlowa Regentka Cersei Lannister, ktra zawsze bya podpor dla Jego Mioci, dlatego teraz te bdzie mu suya mdr rad. Tak postanowi Krl, a maa rada go popara. Sansa usyszaa ciche szepty zebranych wok niej lordw, ktre jednak szybko ucichy. Pycelle czyta dalej: - Ponadto z woli Krla Janos Slynt, Dowdca Stray Miejskiej w Krlewskiej Przystani, zosta podniesiony do rangi lorda oraz otrzyma star siedzib Harrenhal wraz z przylegajcymi ziemiami i nalenymi dochodami, a jego synowie i wnukowie zostan tam do koca czasu. Krl nakazuje take, aby tene lord Slynt zasiad natychmiast w jego maej radzie i swoim sowem przyczynia si do pomylnoci krlestwa. Tak postanowi Krl, a maa rada go popara. Ktem oka Sansa dostrzega wchodzcego Janosa Slynta. Tym razem niezadowolenie zebranych byo bardziej wyrane. Dumni, lordowie, ktrzy od stuleci piastowali swoje dziedzictwo, z niechci robili przejcie dla ysiejcego patrycjusza o twarzy ropuchy. Na jego czarnym kubraku lniy i pobrzkiway cicho wieo przyszyte zote wagi. Mia na sobie czarno-zoty paszcz z satyny. Prowadzio go dwch chopcw, ktrych brzydota wskazywaa na to, e musz by jego synami. Obaj uginali si pod ciarem cikiej, metalowej tarczy. Jako godo Janos obra sobie zakrwawion zot wczni na czarnym tle. Na jej widok Sansa poczua na ciele gsi skrk. Kiedy Lord Slynt zaj swoje miejsce, Pycelle zacz czyta dalej: - W czasach penych zdrady i niepokojw, kiedy nie przestalimy jeszcze opakiwa mierci ukochanego Roberta, rada zgodnie przyznaa, e ycie i bezpieczestwo krla Joffreya powinno zosta otoczone szczegln trosk - Spojrza na Krlow. Cersei wstaa. - Ser Barristanie Selmy. Podejd. Ser Barristan Selmy sta u stp elaznego Tronu, nieruchomy jak posg, klkn tylko na jedno kolano i skoni gow. - Wasza Mio, jestem na twoje rozkazy. - Powsta, ser Barristanie - powiedziaa Cersei Lannister. - Moesz zdj hem.

- Pani? - Stary rycerz wsta i zdj hem, chocia najwyraniej nie rozumia, co si dzieje. - Dugo i wiernie suye Krlestwu, za co wszyscy wyraamy ci nasze podzikowania. Obawiam si jednak, e twoja suba dobiega koca. Z woli Krla i jego rady moesz zoy swj ciar. - Mj ciar? Ja chyba nie Gos zabra dopiero co przyjty do rady Janos Slynt; mwi gono i bez ogrdek. - Jej Mio usiuje ci powiedzie, e masz odda tytu Lorda Dowdcy Krlewskiej Gwardii. Wydawao si, e wysoki siwowosy rycerz skurczy si w jednej chwili. - Wasza Mio - odezwa si. - Gwardia Krlewska stanowi Bractwo Zaprzysionych. luby, ktre skadalimy, obowizuj do koca ycia. Jedynie mier moe zwolni Lorda Dowdc z jego obowizku. - Czyja mier, ser Barristanie? - Krlowa mwia gosem mikkim jak jedwab, a mimo to sycha j byo w caej sali. - Twoja czy Krla? - Pozwolie, eby mj ojciec umar - przemwi Joffrey oskarycielskim tonem. Jeste ju za stary, aby chroni kogokolwiek. Stary rycerz podnis wzrok i spojrza na nowego Krla. Sansa nigdy wczeniej nie zastanawiaa si nad wiekiem ser Barristana, lecz teraz bya pewna, e wyglda on na swoje lata. - Wasza Mio - powiedzia. - Zostaem wybrany do Biaych Mieczy w dwudziestym trzecim roku mojego ycia. Spenio si wtedy moje najwiksze marzenie. Wyrzekem si mojego dziedzictwa. Dziewczyna, ktra miaa zosta moj on, wysza za kuzyna. Nie potrzebowaem ju ziemi ani synw, od tamtej chwili miaem suy tylko Krlestwu. Przysigaem przed ser Geroldem Hightowerem przysigaem strzec Krla swoim yciem walczyem u boku Biaego Byka i ksicia Lewyna Dornea u boku ser Arthura Daynea, nazywanego Mieczem Poranka. Zanim rozpoczem sub u twojego ojca, strzegem krla Aerysa, a przedtem jego ojca, Jaehaerysa trzech krlw - I wszyscy z nich nie yj - zauway Littlefinger. - Twj czas si skoczy - owiadczya Cersei Lannister. - Joffrey potrzebuje wok siebie modych i silnych. Rada postanowia, e miejsce Lorda Dowdcy Zaprzysionych Braci Biaych Mieczy zajmie ser Jaime Lannister. - Krlobjca - powiedzia ser Barristan z wyran pogard. - Faszywy rycerz. Splugawi swj miecz krwi Krla, ktrego mia broni. Teraz gos zabra lord Varys. - Ser, nie zapomnielimy o twoich zasugach - mwi gosem agodniejszym od pozostaych. - Lord Tywin Lannister wspaniaomylnie podarowa

ci ziemie na pnoc od Lannisport, nad morzem, a take do zota, suby i ludzi, aby mg wybudowa okaza twierdz. Ser Barristan potrzsn gow. - Miejsce, ebym mia gdzie umrze, i ludzi, ktrzy by mnie pochowali. Nie, dzikuje wam, moi lordowie pluj na wasze wspczucie. - Podnis rk i odpi klamry swojego paszcza, ktry zsun si z jego ramion i opad na podog. Chwil pniej jego hem zagrzechota na pododze. - Jestem rycerzem - powiedzia. Rozpi srebrne klamry napiernika i take pozwoli mu opa. - Umr jak rycerz. - I to nagi rycerz - zaartowa Littlefinger. miali si wszyscy: Joffrey na tronie, zebrani lordowie, Janos Slynt, krlowa Cersei, Sandor Clegane, a nawet rycerze z Krlewskiej Gwardii, jeszcze nie tak dawno jego bracia. To pewnie zabolao go najbardziej, pomylaa Sansa. Caym sercem bya teraz ze starym rycerzem, ktry sta przed nimi z czerwon twarz, zawstydzony, milczcy. Wreszcie wycign miecz. Sansa usyszaa stumione okrzyki. Ser Boros i ser Meryn natychmiast wysunli si do przodu, lecz ser Barristan powstrzyma ich penym pogardy spojrzeniem. - Nie obawiajcie si, wasz Krl jest bezpieczny chocia nie wam powinien za to dzikowa. Nawet teraz mgbym przej przez was rwnie gadko jak n przez ser. Skoro chcecie suy pod Krlobjc, nie jestecie godni biaego paszcza. - Cisn miecz u stp elaznego Tronu. - Masz, chopcze. Stop go razem z innymi. Moe bardziej ci si przyda ni pi innych w ich rkach. Lord Stannis zasidzie na nim, kiedy wstpi na tron. Odwrci si i ruszy do wyjcia. Echo jego gonych krokw odbijao si od nagich cian. Lordowie i damy rozstpowali si, by zrobi mu przejcie. Nikt si nie odezwa, dopki paziowie nie zamknli za nim cikich dbowych drzwi. Potem Sansa usyszaa ciche rozmowy, niespokojne szurania butami, szelest papierw na stole rady. - Nazwa mnie chopcem - zapiszcza Joffrey poirytowany, przez co wydawa si jeszcze modszy. - I mwi te o moim wuju Stannisie. - Czcze gadanie - odezwa si Yarys, eunuch. - Nie ma znaczenia - Kto wie, czy nie spiskuje z moimi wujami. Macie go pojma i przesucha. - Nikt si nie poruszy. - Powiedziaem, eby go zatrzyma - powtrzy goniej. Wsta Janos Slynt. - Dopilnuj, aby tak si stao, Wasza Mio. - Dobrze - odpar krl Joffrey. Lord Slynt opuci sal, a wraz z nim jego synowie, ktrzy dreptali szybko za nim, ugici pod ciarem tarczy z herbem Rodu Slyntw.

- Wasza Mio - zwrci si do Krla Littlefinger. - Kontynuujmy, jeli pozwolisz. Z siedmiu zostao tylko szeciu. W Krlewskiej Gwardii brakuje jednego miecza. Joffrey umiechn si. - Powiedz im, matko. - Krl wraz z rad uzna, e w caych Siedmiu Krlestwach nie ma nikogo, kto by lepiej chroni i strzeg Jego Mioci ni jego zaprzysiona tarcza, Sandor Clegane. - Co ty na to, psie? - spyta krl Joffrey. Trudno byo odczyta cokolwiek z pokrytej bliznami twarzy Ogara. - Czemu nie? Nie mam ziemi ani ony, ktre musiabym zostawi. Nikt by po mnie nie paka, gdybym zgin. Jego usta na poparzonej czci twarzy wykrzywi grymas. - Ale ostrzegam was, nie bd skada adnych rycerskich lubw. - Zaprzysieni Braci Krlewskiej Gwardii zawsze wywodzili si spord rycerzy przemwi ser Boros stanowczym gosem. - Tak byo a do dzisiaj - odpowiedzia krtko Ogar. Ser Boros nie odezwa si wicej. Kiedy krlewski herold wystpi do przodu, Sansa pomylaa, e nadesza stosowna chwila. Wygadzia fady sukni drc doni. W dowd szacunku dla zmarego Krla ubraa strj aobny. Bardzo si staraa, eby piknie wyglda. Tego dnia zaoya jedwabn sukni koloru koci soniowej, t, ktr podarowaa jej Krlowa, a ktr zniszczya jej Arya, lecz po ufarbowaniu na czarno, plamy byy niewidoczne. Dugo nie moga wybra biuterii, ostatecznie zdecydowaa si na skromny srebrny acuch. Rozleg si donony gos herolda. - Jeli ktokolwiek z zebranych miaby jeszcze spraw do przedstawienia przed Jego Mioci, niech uczyni to teraz. Inaczej moecie odej i pozostawi Jego Mio w spokoju. Teraz, powtarzaa w duchu Sansa, musz to zrobi teraz. Niech bogowie dodadz mi odwagi. Zrobia krok do przodu, potem jeszcze jeden. Lordowie i damy usuwali si, robic jej przejcie. Czua na sobie ich spojrzenia. Musz by silna jak moja pani matka. - Wasza Mio - odezwaa si drcym gosem. Ze swojego miejsca na elaznym Tronie Joffrey obejmowa spojrzeniem ca sal i to on pierwszy j dostrzeg. - Podejd, pani - powiedzia pogodnym gosem. Jego umiech spyn na ni ca i sprawi, e poczua si silna i pikna. On naprawd mnie kocha, naprawd. Sansa podniosa gow i podesza bliej, niezbyt szybko, ale zdecydowanie. Nie chciaa pokaza, jak bardzo jest zdenerwowana.

- Lady Sansa z Rodu Starkw - obwieci herold. Zatrzymaa si u stp tronu, tu obok paszcza, hemu i napiernika ser Barristana. - Co chcesz powiedzie przed Krlem i jego rad? - spytaa Krlowa. Klkna na paszczu, eby nie zniszczy sukni, i spojrzaa na swojego Ksicia, ktry siedzia na przepastnym czarnym tronie. - Jeli wolno mi. Wasza Mio, przyszam prosi o ask dla mojego ojca, lorda Eddarda Starka, byego Namiestnika Krla. - Wczeniej powtarzaa te sowa setki razy. Krlowa westchna. - Sanso, jestem tob rozczarowana. Nie pamitasz, co ci mwiam o krwi zdrajcy? - Pani, twj ojciec dopuci si straszliwych zbrodni - powiedzia Wielki Maester Pycelle. - Biedactwo - westchn Varys. - To jeszcze dziecko, moi lordowie, nie wie, o co prosi. Sansa nie odrywaa wzroku od Joffreya. Musi mnie wysucha, musi, pomylaa. Krl poruszy si na swoim miejscu. - Dopucie j do gosu - rozkaza. - Chc usysze, co ma do powiedzenia. - Dzikuj, Wasza Mio. - Sansa umiechna si; niemiay, ledwo dostrzegalny umiech przeznaczony by tylko dla niego. Sucha jej. Wiedziaa, e tak bdzie. - Zdrada to trudny do wypowienia chwast - owiadczy Pycelle. - Trzeba go podkopa bardzo gboko i wyrwa cay, z korzeniem i nasieniem, eby nawet z najmniejszej odnogi nie wyroli nowi zdrajcy. - Czy zaprzeczasz zbrodniom ojca? - spyta lord Baelish. - Nie. - Sansa nie miaa zudze. - Wiem, e musi zosta ukarany. Ja prosz tylko o lito. Rozumiem, e mj ojciec pan musi okaza skruch za to, co uczyni. By przyjacielem krla Roberta i kocha go. Wiecie, e tak byo. Nie pragn zosta Namiestnikiem, lecz Krl go o to prosi. Z pewnoci kto go okama. Moe lord Renly albo lord Stannis albo kto inny. Kto musia go okama, inaczej Krl Joffrey pochyli si do przodu, zaciskajc donie na porczach tronu. Pod jego palcami wiy si stpione ostrza mieczy. - Powiedzia, e nie jestem Krlem. Dlaczego? - Mia zaman nog - odpowiedziaa szybko Sansa. - Bardzo mu dokuczaa, a maester Pycelle podawa mu makowe mleko. Mwi, e makowe mleko zaciemnia umys. Inaczej nigdy by tego nie powiedzia. - Dziecica wiara - odezwa si Varys - sodka niewinno chocia pono mdro czsto wychodzi z ust dzieci.

Jofrey poruszy si niespokojnie na tronie. - Matko? Cersei Lannister przygldaa si Sansie uwanie. - Uznamy, e lord Eddard auje swoich czynw, jeli przyzna si do winy - odpowiedziaa wreszcie. Joffrey wsta. Prosz, powtarzaa w mylach Sansa, prosz, bd Krlem takim, jak sobie wyobraam, dobrym, agodnym i szlachetnym, prosz. - Czy chcesz co jeszcze powiedzie? - spyta j. - Tylko jeli mnie kochasz, uczy mi t ask, mj Ksi - powiedziaa Sansa. Krl Joffrey zmierzy j wzrokiem od stp do gw. - Wzruszyy mnie twoje sodkie sowa - odpowiedzia uprzejmie i skin gow, jakby chcia jej przekaza, e wszystko bdzie dobrze. - Uczyni, o co prosisz, ale najpierw twj ojciec musi przyzna si do winy. Musi te potwierdzi, e jestem Krlem, inaczej nie bdzie dla niego litoci. - Przyzna si - powiedziaa uradowana. - Przyzna si.

EDDARD
Soma na pododze cuchna moczem. W jego celi nie byo okna ani ka, ani nawet kuba na pomyje. Pamita ciany z jasnoczerwonego kamienia upstrzone plamami z saletry, szare drewniane drzwi, grube na cztery cale, wzmocnione elaznymi sztabami. Widzia je tylko przez chwil, zanim wepchnli go do rodka. Kiedy drzwi zamkny si za nim, uton w absolutnej ciemnoci. Jakby nagle olep. Albo umar. Zoony w grobie razem z jego Krlem. - Ach, Robercie - wyszepta, przesuwajc doni po zimnej, kamiennej cianie. Przy najmniejszym nawet ruchu przez jego nog przelewaa si fala przenikliwego blu. Przypomnia sobie art, ktry Robert opowiedzia, kiedy razem stali w krypcie w Winterfell, gdzie patrzyli na nich kamiennym wzrokiem Krlowie Zimy. Krl je, powiedzia wtedy Robert, a Namiestnik zbiera gwno. mia si wtedy. Nie tak naleao powiedzie. Umiera Krl, pomyla Ned Stark, a grzebie si Namiestnika. Lochy znajdoway si gboko pod Czerwon Twierdz, gbiej ni potrafi sobie wyobrazi. Wci pamita opowieci o Maegorze Okrutnym, ktry kaza wymordowa wszystkich budowniczych zamku, eby nigdy nie zdradzili jego tajemnic. Przeklina wszystkich: Littlefingera, Janosa Slynta i jego zote paszcze, Krlow, Krlobjc, Pycellea, Yarysa i ser Barristana, a nawet lorda Renlyego, brata Roberta, ktry uciek, kiedy najbardziej by potrzebny. Na kocu przekl samego siebie. - Gupiec krzycza w ciemnoci - po trzykro przeklty lepy gupiec. Wydawao mu si, e w ciemnoci przed nim unosi si twarz Cersei Lannister. Jej wosy oblane sonecznym blaskiem, na ustach szyderczy umiech. - W grze o tron wygrywasz albo umierasz - szeptaa. Ned zagra i przegra, a jego ludzie zapacili yciem za jego gupot. Na myl o crkach gotw by zapaka, lecz zy nie napyway do oczu. Nawet teraz pozosta Starkiem z Winterfell; smutek i wcieko zastygy w jego wntrzu. Noga nie dokuczaa mu tak bardzo, kiedy lea spokojnie, dlatego stara si pozosta w tej samej pozycji. Nie potrafi powiedzie jak dugo. Nie widzia soca ani ksiyca. Nie widzia cian, eby zaznaczy na nich cokolwiek. Nie byo rnicy, czy mia oczy otwarte czy zamknite. Zasypia, budzi si i znowu zasypia. Nie wiedzia, co byo bardziej bolesne budzenie si czy zasypianie. Kiedy zasypia, ni: byy to mroczne, niespokojne sny pene krwi i nie spenionych obietnic. Kiedy si budzi, nie mia nic innego do roboty poza myleniem, lecz myli na jawie wydaway si gorsze od sennych koszmarw. Myli o Cat

byy rwnie bolesne jak najeone kolcami ko. Wci si zastanawia, gdzie ona moe by i co robi. Czy jeszcze j kiedy zobaczy. Godziny wyduay si w dni, tak mu si przynajmniej wydawao. W chorej nodze czu tpy bl, mrowienie pod bandaami. Kiedy dotyka palcami uda, czu rozognione ciao. Jedynym dwikiem, jaki sysza, by jego wasny oddech. Po pewnym czasie zacz mwi gono, eby po prostu usysze czyj gos. Snu plany, by zachowa przytomno umysu, budowa zamki z nadziei w ciemnoci. Bracia Roberta znajdowali si gdzie na zewntrz, zbierali armie na Smoczej Wyspie i Kocu Burzy. Alyn i Harwin powrc do Krlewskiej Przystani z reszt jego przybocznej stray, gdy tylko rozprawi si z ser Gregorem. Catelyn zbierze siy z pnocy, gdy tylko dotr do niej wieci, z pewnoci docz te do niej rycerze znad rzeki, z gr i Doliny. Zorientowa si, e coraz wicej myli o Robercie. Widzia go w kwiecie wieku, kiedy Krl by wysoki i przystojny, siedzia na ogromnym rumaku w hemie z ogromnymi rogami, niczym bg. Sysza w ciemnoci jego miech, widzia jego oczy, niebieskie i czyste jak grskie jezioro. - Spjrz na nas - powiedzia Robert. - Bogowie, jak to si stao, emy tak skoczyli? Ty tutaj, a ja zabity przez wini. Razem zdobylimy tron Zawiodem ci, Robercie, pomyla Ned. Nie potrafi wydusi tego z siebie. Okamaem ci, ukryem prawd. Pozwoliem, eby ci zabili. Krl usysza go. - Ty uparty gupcze - mrukn. - Jeste zbyt dumny, eby posucha innych. Czy moesz naje si dum? Czy obronisz dzieci honorem? - Jego twarz pokrya si pkniciami, a on sam podnis rk i zdar mask. To wcale nie by Robert, lecz Littlefinger, ktry drwi z niego umiechnity. Kiedy otworzy usta, eby przemwi, jego kamstwa zamieniy si w blade my i odleciay. Ned lea w pnie, gdy w korytarzu rozlegy si kroki. Pocztkowo sdzi, e to tylko jego wyobrania; od tak dawna sysza tylko swj gos. Jego ciaem wstrzsay dreszcze, noga zdrtwiaa mu z blu, usta wyschy i popkay. Kiedy cikie drzwi otworzyy si ze skrzypieniem, snop wiata porazi bolenie jego oczy. Stranik podsun mu dzban. Chodny, wilgotny z zewntrz. Ned chwyci go w obie donie i zacz pi apczywie. Woda spywaa mu po brodzie. Pi, a poczu, e zaraz zrobi mu si niedobrze. - Jak dugo? - zapyta sabym gosem. Stranik przypomina stracha na wrble o szczurzej twarzy w kolczudze i skrzanej ppelerynie. - adnego gadania - powiedzia i wyrwa dzban z rk Neda.

- Prosz - wyszepta Ned - moje crki - Drzwi zamkny si z hukiem. Kiedy wiato zgaso, zamruga, spuci gow na pier i skuli si na somie. Nie cuchna ju moczem i odchodami. W ogle nie czu ju zapachw. Nie rozrnia snu od jawy. Wspomnienia podkraday si w ciemnoci tak samo ywe jak sny. By to rok faszywej wiosny, a on znowu mia osiemnacie lat i przyby z Orlego Gniazda do Harrenhal na turniej. Widzia zielone trawy i czu ich zapach niesiony wiatrem. Ciepe dni i chodne noce, sodki smak wina. Pamita miech Brandona i brawurow odwag Roberta w zbiorowym pojedynku, jego miech, kiedy zrzuca z koni kolejnych przeciwnikw. Przypomnia sobie Jaimea Lannistera, zocistowosego modzieca w zbroi pokrytej biaymi uskami, ktry klcza przed krlewskim pawilonem i przysiga broni krla Aerysa. Potem ser Oswell Whent pomg wsta Jaimeowi, a sam Biay Byk, Lord Dowdca ser Gerold Hightower zapi mu na ramieniu nienobiay paszcz Krlewskiej Gwardii. Byli tam wszyscy Biali Rycerze, by powita nowego brata. Jednake pozostaa cz dnia naleaa bezsprzecznie do Rhaegara Targaryena. Nastpca tronu ubra wtedy zbroj, w ktrej mia umrze: lnico czarny pancerz z trjgowym smokiem jego rodu z rubinw na piersi. Kiedy jecha, powiewa za nim srebrzysty piropusz. Wydawao si, e nikt nie jest w stanie mu si oprze. Pokona Brandona, potem Bronzea, Yohna Roycea, a nawet wspaniaego ser Arthura Daynea zwanego Mieczem Poranka. Robert artowa wanie z Jonem i starym lordem Hunterem, kiedy Ksi okra pole turniejowe po ostatnim pojedynku, w ktrym pokona ser Barristana. Ned pamita tamt chwil. Wszyscy zamarli w bezruchu, widzc, e ksi Rhaegar Targaryen mija on, dornijsk ksiniczk Eli Martell, i skada wieniec na kolanach Lyanny, najpikniejszej wybranki. Wci go widzia: wieniec upleciony z zimowych r o patkach bkitnych jak mrz. Ned Stark wycign rk, by chwyci kwiaty, lecz pod jasnoniebieskimi patkami czekay ukryte kolce. Poczu, jak wpijaj si w jego do, dostrzeg struk krwi, ktra spywaa po jego palcach, i obudzi si drcy w ciemnoci. Obiecaj mi, Ned, wyszeptaa jego siostra na ou mierci. Kochaa zapach zimowych r. - Bogowie, pomcie - paka Ned. - Zaczynam wariowa. Bogowie nie raczyli odpowiedzie. Po kadej wizycie dozorcy powtarza sobie, e min kolejny dzie. Na pocztku baga o najmniejsz choby wiadomo dotyczc jego crek czy tego, co si dzieje na

zewntrz. W odpowiedzi otrzymywa tylko kopniaki i pomruki. Pniej, kiedy coraz bardziej dokucza mu odek, baga tylko o jedzenie. Tego te nie otrzyma. Moe Lannisterowie chcieli zagodzi go na mier. - To niemoliwe - powiedzia do siebie. Gdyby Cersei pragna jego mierci, zabiliby go razem z jego ludmi jeszcze w sali tronowej. Chciaa mie go ywego. Osabionego, zrezygnowanego, ale ywego. Catelyn miaa jej brata, dlatego Cersei nie omielia si go zabi. Gdzie na zewntrz zagrzechotay acuchy. Kiedy drzwi uchyliy si nieco, Ned opar si o wilgotn cian i podcign w stron wiata. Zamruga, olepiony blaskiem pochodni. Je - wyrzuci przez cinite gardo. - Wino - odpowiedzia kto. Nie by to stranik o szczurzej twarzy; przybysz by tszy, niszy, chocia mia na sobie t sam ppeleryn i spiczasty hem. - Pij, lordzie Eddardzie. - Wsun do rki Neda bukak z winem. Gos wyda mu si dziwnie znajomy, lecz rozpozna go dopiero po duszej chwili. Yarys? - wymamrota i dotkn jego twarzy. - Ja to nie jest sen. Ty jeste tutaj. Ciemna szczecina brody zakrya pulchne policzki eunucha. Ned przesun palcami po zarocie. Yarys zamieni si w zaronitego dozorc, cuchncego potem i winem. - Jak czy ty jeste czarnoksinikiem? - I to spragnionym - powiedzia Yarys. - Pij, mj panie. Ned pomaca doni. - Czy tak sam trucizn podali Robertowi? - le mnie oceniasz - odpowiedzia Yarys z wyrzutem. - C, nikt nie kocha eunucha. Daj mi bukak. - Napi si; struka czerwonego wina popyna z kcika jego pulchnych ust. Nie tak dobre jak to, ktrym czstowae mnie w dniu turnieju, ale te nie bardziej trujce od przecitnego - powiedzia, wycierajc usta. - Prosz. Ned sprbowa yk. - Mtne. - Wydawao mu si, e za chwil zwymiotuje. - Wszyscy pijemy kwane ze sodkim. Zarwno wysoko urodzony lord, jak i eunuch. Nadesza i twoja godzina. - Moje crki - Modsza wymkna si ser Merynowi i ucieka - odpowiedzia mu Yarys. - Nie udao mu si jej odszuka. Lannisterowie te jej nie znaleli. To dobrze, bo nowy Krl chyba za ni nie przepada. Twoja starsza dziewczyna wci jest zarczona z Joffreyem. Cersei trzymaj przy sobie. Kilka dni temu przysza na dwr, eby wstawi si za tob. Szkoda, e jej nie widziae, byby wzruszony. - Pochyli si do przodu. - Lordzie Eddard, chyba zdajesz sobie spraw, e ju jeste martwy?

- Krlowa mnie nie zabije - powiedzia Ned. W gowie mu si krcio, nie jad od dawna, a wino byo mocne. - Cat Cat ma jej brata - Ale nie tego brata, co trzeba - westchn Yarys. - A poza tym zgubia go, pozwolia mu si wymkn. Pewnie zgin gdzie w Ksiycowych Grach. - Jeli jest tak, jak mwisz, lepiej podernij mi gardo i skoczmy z tym. - Czu si zamroczony winem, zmczony i zdruzgotany. - Twoje ycie jest ostatni rzecz, jakiej bym pragn. Ned zmarszczy brwi. - Kiedy wyrzynali moich ludzi, stae obok Krlowej i przygldae si spokojnie. - I przygldabym si jeszcze raz. O ile pamitam, byem nieuzbrojony i otoczony zgraj Lanisterw. - Eunuch przechyli gow i przyglda mu si z zaciekawieniem. - Jako chopiec, jeszcze zanim mnie wykastrowali, podrowaem z grup wdrownych aktorw, ktrzy jedzili po Wolnych Miastach. Nauczyli mnie, e kady ma do odegrania jak rol, zarwno w yciu, jak i w teatrze. Podobnie jest na dworze. Krlewski kat musi sia postrach, skarbnik powinien by oszczdny, Lord Dowdca Krlewskiej Gwardii dzielny, dowdca szpiegw za ma by przebiegy, sualczy i pozbawiony skrupuw. Odwany donosiciel byby rwnie bezwartociowy jak tchrzliwy rycerz. - Wzi od Neda bukak i napi si. Ned przyglda si twarzy eunucha, szukajc prawdy pod sztuczn brod i sztucznymi bliznami. Sprbowa jeszcze wina. Teraz przekn je swobodniej. - Czy moesz mnie uwolni? - Mgbym, tylko czy zrobi to? Nie. Zaczto by zadawa pytania, a odpowiedzi mogyby zaprowadzi do mnie. Ned nie oczekiwa niczego wicej. - Jeste szczery. - Eunuch jest pozbawiony honoru, a donosiciel nie moe sobie pozwoli na luksus skrupuw. - Moe chocia zgodzisz si zanie ode mnie wiadomo? - To bdzie zaleao od wiadomoci. Chtnie dostarcz ci papier i atrament. Kiedy napiszesz swj list, ja go wezm, przeczytam i dostarcz albo nie, w zalenoci od tego, czy bdzie to z korzyci dla mnie. - Z korzyci dla ciebie. Jaka to korzy, lordzie Yarysie? - Pokj - odpar Yarys bez chwili wahania. - Jeli w caych Siedmiu Krlestwach istniaa cho jedna dusza, ktrej zaleao na yciu Roberta Baratheona, t dusz byem wanie ja. - Westchn. - Przez dwanacie lat chroniem go przed wrogami, ale nie mogem

go ustrzec przed przyjacimi. Co za szalestwo mwi Krlowej, e dowiedziae si prawdy o ojcu Joffreya? - Szalestwo miosierdzia - przyzna Ned. - Ach - powiedzia Yarys. - Z pewnoci. Lordzie Eddardzie, jeste uczciwym i szlachetnym mem. Czsto o tym zapominam. Niewielu podobnych tobie spotkaem w yciu. - Rozejrza si po celi. - I wiem dlaczego, widzc, co ci przyszo z honoru i uczciwoci. Ned Stark opar gow o wilgotn cian i zamkn oczy. Bl rozrywa mu nog. - Wino, ktre pi Krl czy przesuchae Lancela? - Och, tak. Cersei daa bukak i powiedziaa, e to ulubiony trunek Roberta. - Eunuch wzruszy ramionami. - ycie myliwego pozostaje wci w niebezpieczestwie. Zamiast dzika mg to by upadek z konia, mija, przypadkowa strzaa las to istna rzenia bogw. Nie wino zabio Krla, ale twoje miosierdzie. Ned zastanawia si ju nad tym. - Niech mi bogowie wybacz. - Jeli istniej - odpar Yarys. - Pewnie ci wybacz - doda. Tak czy inaczej, Krlowa nie czekaaby duej. Robert stawa si coraz bardziej niesforny, wic musiaa si go pozby, eby mc si rozprawi z jego brami. Dobrana z nich para. elazna rkawica i jedwabna rkawiczka. - Gupio postpie, mj panie. Powiniene by posucha Littlefingera, kiedy nakania ci do uznania sukcesji Joffreya. - Skd skd o tym wiesz? Yarys umiechn si. - Wiem o wszystkim, co dotyczy ciebie. Wiem te, e rano odwiedzi ci Krlowa. Ned podnis wolno wzrok. - Dlaczego? - Cersei boi si ciebie chocia ma wrogw, ktrych obawia si jeszcze bardziej. W tej chwili jej ukochany Jaime walczy z lordami z dorzecza. Lysa Arryn okopaa si w Orlim Gniedzie, schowana za tarczami i kamiennym murem - nie ywi do siebie zbyt przyjaznych uczu. W Dorne Martellowie wci rozpamituj mier ksiniczki Elii i jej dzieci. Do tego jeszcze twj syn nadciga z siami z pnocy. - Robb to jeszcze chopiec - powiedzia Ned przeraony. - Chopak z armi - odpar Yarys. - Ale chopak, tak jak powiedziae. Jednak najbardziej niepokoj Cersei bracia Krla a w szczeglnoci lord Stannis. Ma prawo do tronu, da si pozna jako wymienity dowdca w czasie bitwy i potrafi by bezlitosny. Nie znajdziesz w wiecie bardziej niebezpiecznej istoty od prawdziwie sprawiedliwego ma. Nikt . nie wie, co Stannis robi na Smoczej Wyspie, ale zao si, e zebra wicej mieczy ni muszli. Oto, co spdza sen z powiek Cersei: jej ojciec i brat wyczerpuj swoje siy w walkach ze Starkami i Tullyami, tymczasem lord Stannis przybdzie na ld, ogosi siebie Krlem i

obetnie zote loczki razem z gow jej synka a moe te i jej gow, chocia jestem przekonany, e bardziej troszczy si o niego ni o siebie. - Prawdziwym spadkobierc Roberta jest Stannis Baratheon - powiedzia Ned. - Jemu naley si tron. Chtnie zobacz, jak na nim zasiada. Yarys cmokn. - Cersei nie bdzie chciaa o tym sysze, uwierz mi. Stannis moe zdoby tron, ale jeli nie bdziesz trzyma jzyka za zbami, to ucieszy si jedynie twoja zgnia gowa. Sansa prosia tak adnie, wstyd byoby to zaprzepaci. Daruj ci ycie, jeli je przyjmiesz. Cersei nie jest gupia. Dobrze wie, e oswojony wilk jest wicej wart ni martwy. - Chcesz, ebym suy kobiecie, ktra zamordowaa mojego Krla, wyrna moich ludzi i okaleczya mojego syna? - spyta Ned gosem ochrypym z niedowierzania. - Chc, eby suy Krlestwu - odpar Yarys. - Powiedz Krlowej, e przyznasz si do zdrady, kaesz synowi zoy bro i uznasz Joffreya za prawowitego nastpc tronu. Obiecaj te, e potraktujesz Stannisa i Renlyego jak zdradzieckich uzurpatorw. Nasza zielonooka lwica wie, e jeste czowiekiem honoru. Jeli zapewnisz jej spokj umysu, jakiego potrzebuje, eby si rozprawi ze Stannisem, i obiecasz, e zabierzesz jej tajemnic do grobu, z pewnoci pozwoli ci przywdzia czarny strj i doy staroci na Murze, razem z bratem i tym twoim pierworodnym. Na wspomnienie Jona Ned poczu ukucie wstydu, a take ogromny smutek. Gdyby tylko mg jeszcze raz zobaczy chopca, usi i porozmawia z nim strumie blu przela si przez jego nog oblepion brudnym, szarym gipsem. Zamruga, zaciskajc i rozwierajc bezradnie pi. - Sam obmylie ten plan - wycedzi - czy te razem z Littlefingerem? Eunuch wyglda na rozbawionego. - Prdzej bym polubi Czarn Koz z Qohor. Littlefinger jest prawie niezrwnany w swojej przebiegoci. Och, podsuwam mu moje najlepsze pajki, tak eby myla, e jestem jego podobnie sdzi Cersei. - Ja rwnie tak mylaem. Powiedz mi, Lordzie Yarysie, komu ty naprawd suysz? Yarys umiechn si sabo. - Krlestwu, mj panie. Jak moge wtpi? Przysigam na moj utracon msko. Su Krlestwu, a Krlestwo potrzebuje pokoju. - Wypi do koca wino i odrzuci na bok bukak. - A zatem, jaka jest twoja odpowied, lordzie Eddard? Daj sowo, e powiesz Krlowej wszystko, czego zada, kiedy ci odwiedzi. - Nawet gdybym to uczyni, moje sowo byoby puste jak pusta zbroja. ycie nie jest mi a tak drogie. - Szkoda. - Eunuch wsta. - A ycie twojej crki? Jak bardzo jest ci drogie? Chd zmrozi serce Neda. - Moja crka

- Chyba nie sdzisz, e zapomniaem o twoim sodkim malestwie. Krlowa z pewnoci nie zapomniaa. - Nie - jkn Ned. - Yarys, zrb ze mn, co chcesz, ale zostaw moj crk w spokoju. Sansa to jeszcze dziecko. - Rhaenys te bya dzieckiem. Crka ksicia Rhaegara. Malestwo, modsza od twoich crek. Miaa malutkiego czarnego kotka, Baleriona, wiedziae? Zawsze si zastanawiaem, co si z nim stao. Rhaenys lubia udawa, e to jest prawdziwy Balerion, Czarna Bestia z dawnych czasw. Lannisterowie szybko pokazali jej, jaka jest rnica midzy kotkiem a smokiem, gdy tylko wyamali drzwi jej domu. - Yarys wyda z siebie dugie westchnienie, westchnienie czowieka, ktry nis na swoich barkach smutki caego wiata. - Wielki Septon powiedzia mi kiedy, e tak cierpimy, jak grzeszymy. Jeli ma racj, lordzie Eddardzie, to powiedz mi dlaczego niewinni cierpi najbardziej, kiedy wy, wielcy panowie, zaczynacie swoje gry o trony? Zastanw si nad tym, czekajc na Krlow. I pomyl te o czym jeszcze: nastpny, ktry ci tutaj odwiedzi, moe ci przynie chleba z serem i makowego mleka na umierzenie blu albo gow twojej Sansy. Wybr naley cakowicie do ciebie, drogi lordzie Eddardzie.

CATELYN
W miar jak wojska wychodziy drog na grobli, ktra prowadzia przez Przesmyk, i rozleway si na nizinie dorzecza, Catelyn zaczynaa odczuwa coraz wikszy strach. Dobrze chowaa swoje obawy pod mask spokoju i rozwagi, lecz one byy tam przez cay czas, coraz wiksze z kad przebyt przez nich mil. Nie znajdowaa spokoju ani w dzie, ani w nocy, zaciskaa zby na widok kadego kruka. Niepokoia si o los pana ojca, nie wiedziaa, co znaczy jego milczenie. Baa si o brata, Edmurea, i modlia do bogw, eby go strzegli, jeli bdzie musia zmierzy si w bitwie z Krlobjc. Martwia si o Neda i dziewczynki, a take o kochanych synw, ktrych zostawia w Winterfell. Niestety, nie potrafia im pomc w aden sposb, dlatego postanowia o nich nie myle. Musisz zachowa wszystkie siy dla Robba, powiedziaa sobie. Tylko jemu moesz pomc. Catelyn Tully, musisz okaza zacieko i surowo pnocy. Teraz musisz by jak Starkowie, jak twj syn. Robb jecha na czele kolumny, nad jego gow powiewa biay sztandar Winterfell. Kadego dnia prosi jednego z lordw, by mu towarzyszy. Rozmawia w czasie jazdy z kadym bez wyjtku, bez specjalnych wzgldw; sucha tak, jak sucha ich jego ojciec pan, rozwaajc ich sowa. Tak duo nauczy si od Neda, pomylaa, patrzc na niego, tylko czy wystarczajco duo? Blackfish wzi stu najlepszych ludzi i stu szybkich jedcw i pojecha do przodu na zwiady. Raporty od ser Bryndena niespecjalnie j ucieszyy. Lord Tywin wci znajdowa si o wiele dni na poudnie od nich ale Walder Frey, Lord Crossing, zebra cztery tysice ludzi wok swoich zamkw przy Zielonych Widach. - Znowu za pno - powiedziaa do siebie, kiedy usyszaa wieci. To samo co pod Tridentem, a niech go! Jej brat, Edmure, zwoa wojska i Lord Frey powinien by przyczy si do Tullych w Riverrun, a mimo to siedzia tam. - Cztery tysice ludzi - powtrzy Robb, bardziej zdziwiony ni zy. - Chyba nie zamierza walczy z Lannisterami w pojedynk. Na pewno przyczy si do nas. - Jeste pewny? - spytaa Catelyn. Ruszya szybciej, by przyczy si do Robba i Robetta Glovera, ktry mu towarzyszy tamtego dnia. Stra przednia przypominaa koyszcy si powoli las lanc, chorgwi i kopii. - Nie byabym taka pewna. Lepiej niczego nie oczekiwa od Waldera Freya. - Jest chorym twojego ojca.

- Jedni traktuj swoj przysig powaniej, inni mniej. Zdaniem mojego ojca lord Walder zawsze pozostawa w zbyt zayych stosunkach z Casterly Rock. Jeden z jego synw oeni si z siostr Tywina Lannistera. Niby nie ma to wikszego znaczenia, lord Walder spodzi bowiem duo dzieci przez wszystkie te lata, wic potrzebuj wspmaonkw, a jednak - Czy uwaasz, pani, e on przejdzie na stron Lannisterw? - spyta z powag Robett Glover. Catelyn westchna. - Szczerze mwic, wtpi, czy sam lord Frey wie, co chce zrobi. Posiada ostrono starca i ambicj modzieca, a do tego nigdy nie zbywao mu na przebiegoci. - Matko, musimy mie Bliniaki - powiedzia Robb. - Nie da si inaczej przej rzeki. Wiesz o tym. - Tak. Podobnie jak Walder Frey, moesz by pewien. Tej nocy rozoyli obz na poudniowym skraju bagien, w poowie drogi midzy krlewskim traktem a rzek. Tam te Theon Greyjoy przywiz im kolejne wieci od wuja. Ser Brynden poleci przekaza, e star si z Lannisterami. Tuzin zwiadowcw nie zaniesie ju wiadomoci lordowi Tywinowi. - Umiechn si. - Na czele ich forysiw stoi ser Addam Marbrand. Idzie na poudnie, palc wszystko po drodze. Zna nasz pozycj, mniej wicej, ale Blackfish przysiga, e nie bdzie wiedzia, kiedy si rozdzielimy. - Jeli nie powie mu lord Frey - wtrcia Catelyn. - Theonie, kiedy wrcisz do wuja, powiedz mu, eby rozstawi wok Bliniakw najlepszych ucznikw, maj pilnowa w dzie i w nocy i zestrzeli kadego kruka, ktry by wyfrun z murw. Nie chc, eby jakakolwiek wiadomo o poczynaniach mojego syna przedostaa si do lorda Tywina. - Pani, ser Brynden, ju si tym zaj - odpar Theon, umiechajc si dumnie. Jeszcze kilka ptakw i bdziemy mogli upiec pasztet. Pira zatrzymam na kapelusz dla ciebie. Nie zdziwia si. Brynden Blackfish by dowiadczonym rycerzem. - Co robili Freyowie, kiedy Lannisterowie palili ich pola i pldrowali ich posiadoci? - Doszo do walk midzy ser Addamem a lordem Walderem - odpowiedzia Theon. Niecay dzie drogi std znalelimy dwch zwiadowcw Lannisterw, ktrymi karmiy si wrony. Dosigy ich tam strzay Freyw. Jednak gwne siy lorda Waldera pozostaj w Bliniakach. Oto cay Walder Frey, pomylaa z gorycz Catelyn, zawsze przyczajony z tyu, wyczekujcy, adnego ryzyka bez potrzeby. - Skoro star si z Lannisterami, to moe ma zamiar dochowa wiernoci - powiedzia Robb.

Catelyn wydawaa si bardziej powcigliwa w swoich przypuszczeniach. - Broni swoich ziem to jedno, co innego jednak wypowiedzie otwart wojn lordowi Tywinowi. Robb odwrci si do Theona Greyjoya. Czy Blackfish znalaz inne przejcie przez rzek? Theon potrzsn gow. - Poziom wody jest zbyt wysoki i prd za szybki. Ser Brynden twierdzi, e nie znajdziemy innego brodu. - Musz mie ten brd! - wycedzi Robb. - Konie pewnie by day rad przepyn przez rzek, ale nie z rycerzami. Trzeba by zbudowa tratwy do przewiezienia mieczy, kopii, hemw i kolczug, ale nie mamy tyle drewna. Ani czasu. Lord Tywin maszeruje na pnoc - Zacisn do w pi. - Lord Frey byby gupcem, gdyby sprbowa nam przeszkodzi - powiedzia Theon Greyjoy z charakterystyczn dla niego pewnoci siebie. - Nasze siy przewyszaj jego piciokrotnie. Jeli zechcesz, Robb, moesz mie Bliniaki. - Nie bdzie to takie atwe - ostrzega go Catelyn - z powodu braku czasu. Rozpoczniesz oblenie, tymczasem lord Tywin nadcignie ze swoim wojskiem i zaatakuje ci od tyu. Robb zerka to na ni, to na Greyjoya, szukajc odpowiedzi, lecz jej nie otrzyma. Przez chwil wyglda na modszego ni jest, pomimo kolczugi, miecza i zarostu na twarzy. Jak by postpi mj pan ojciec? - spyta. - On by prbowa znale przejcie przez rzek - odpowiedziaa. - Za wszelk cen. Nastpnego ranka przyjecha sam ser Brynden Tully. Cik zbroj i hem, ktre nosi jako Rycerz Bramy, zamieni na skrzany strj i kolczug forysia, jego paszcz spinaa obsydianowa ryba. Kiedy zsiad z konia, Catelyn zobaczya bardzo powane oblicze wuja. - Pod murami Riverrun doszo do bitwy - przemwi ponurym gosem. - Dowiedzielimy si o tym od forysia Lannisterw, ktrego wzilimy do niewoli. Krlobjca pokona siy Edmurea i rozpdzi lordw z dorzecza. Catelyn poczua, jakby zimna do cisna j za gardo. - A mj brat? - Ranny, w niewoli - odpowiedzia ser Brynden. - Wojska Jaimea oblegaj Riverrun, ktrego broni lord Blackwood z garstk ludzi. Robb zmarszczy brwi zdesperowany. - Musimy przej przez t przeklt rzek, jeli w ogle chcemy im pomc. - Nie bdzie to atwe - ostrzeg go wuj. - Lord Frey wycofa wszystkie swoje siy za mury zamkw i mocno pozamyka bramy.

- A niech go - warkn Robb. - Jeli ten stary gupiec nie pozwoli mi przej, bd zmuszony wedrze si si. Nie zostawi kamienia na kamieniu w Bliniakach. Zobaczymy, jak mu si to spodoba. - Robb, teraz mwisz jak obraony chopiec - wtrcia ostro Catelyn. - Chopiec na widok przeszkody prbuje j obej albo zburzy. Lord wie, e czasem sowa posiadaj wiksz moc ni miecz. Robb zaczerwieni si, skarcony. - Co masz na myli, matko. - Spyta agodnym tonem. - Freyowie trzymaj brd od szeciuset lat i od szeciuset lat zawsze potrafili cign nalene im myto. - Jakie myto? Czego on chce? Catelyn umiechna si. - Tego musimy si dowiedzie. - A jeli nie zechc zapaci ceny, jakiej zada? - W takim razie lepiej od razu wycofaj si do Fosy Cailin i przygotuj si na spotkanie z lordem Tywinem albo zapu skrzyda. - Catelyn cisna boki konia i odjechaa, zostawiajc syna, by rozway jej sowa. Nie chciaa, eby pomyla, i matka chce zaj jego miejsce. Ned, czy nauczye go zarwno mdroci, jak i odwagi?, pomylaa. Czy nauczye go klka? Na cmentarzach Siedmiu Krlestw spoczywao wielu odwanych, ktrzy nie nauczyli si tej lekcji. Okoo poudnia ich przednia stra ujrzaa Bliniaki, siedzib Lordw Przeprawy. Nurt Zielonych Wide by tutaj szybki i gboki, lecz Freyowie poczyli oba brzegi wieki temu i wzbogacili si na opatach, ktre wnoszono im za przepraw. Brzegi rzeki czy masywny uk mostu z szarego gadkiego kamienia na tyle szeroki, by mogy przejecha po nim obok siebie dwa wozy. Na jego rodku wznosia si Wodna Wiea; jej otwory strzelnicze, mordercze dziury i opuszczane kraty pozwalay kontrolowa zarwno drog, jak i rzek. Most budoway trzy pokolenia Freyw, a kiedy go wreszcie ukoczono, na obu brzegach wzniesiono solidne drewniane umocnienia, tak by nikt nie mg go przekroczy bez ich pozwolenia. Pniej drewniany budulec zastpiono kamieniem. Bliniaki - przysadziste, brzydkie, straszliwe, bliniacze zamki postawione na obu kocach mostu - strzegy przeprawy od wiekw. Wysokie mury obronne, gbokie fosy oraz cikie bramy z elaza i dbu, podstawy mostw wznoszce si z masywnych warowni wewntrznych, do tego barbakan, opuszczane kraty i Wodna Wiea.

Jedno spojrzenie wystarczyo, eby Catelyn zrozumiaa, e nie wezm zamku szturmem. Blanki byskay kolcami wczni i mieczy, w kadym otworze strzelniczym czai si ucznik, zwodzony most by podniesiony, krata opuszczona, bramy zamknite. Greatjon zakl na widok zamku. Lord Rickard Karstark patrzy zowrogo w milczeniu. - Nie ma mowy o szturmie, moi panowie - owiadczy Roose Bolton. - Oblenie te na nic si nie zda, jeli nie mamy wojska na drugim brzegu, aby otoczy drugi zamek - doda Helman Tallheart ponurym gosem. Zachodni bliniak trwa nieruchomo po drugiej stronie gbokiej, zielonej wody, niczym odbicie swojego wschodniego brata. - Nawet gdybymy mieli do czasu, ktrego, oczywicie, nie mamy. Kiedy lordowie z pnocy wpatrywali si w zamek, brama wypadowa otworzya si i na fos opad drewniany mostek, po ktrym przejecha tuzin rycerzy. Jechali im naprzeciw, prowadzeni przez czterech spord licznych synw lorda Waldera. Na ich proporcu widniay bliniacze wiee, ciemnoniebieskie na srebrzystoszarym polu. Przemawia ser Stevron Frey, spadkobierca lorda Waldera. Wszyscy Freyowie przypominali asice. Ser Stevron, ponad szedziesicioletni m z wnukami, przypomina szczeglnie star i zmczon asic, lecz w sowach okaza si uprzejmy. - Pan ojciec wysa mnie, bym was powita i spyta, kto prowadzi tak znaczn si. - Ja. - Robb podjecha do przodu. Mia na sobie zbroj z tarcz z wilkorem przypit do sioda; u jego boku szed Szary Wicher. Stary rycerz spojrza na jej syna, a w jego szarych, rozmytych oczach bysny iskierki rozbawienia, chocia jego waach odsun si od wilkora. - Ojciec pan bdzie zaszczycony, jeli przyjmiesz jego poczstunek i wyjanisz cel przybycia. Jego sowa raziy stojcych z tyu lordw niczym rzucony z katapulty kamie. Zaczli przeklina, kci si i krzycze, ani jeden nie okaza zadowolenia z tego, co usysza. - Nie wolno ci tego uczyni, panie - zwrci si do Robba Galbart Glover. - Nie naley ufa lordowi Walderowi. Roose Bolton przytakn mu. - Jeli pjdziesz tam sam, zatrzyma ci. Sprzeda Lannisterom, wsadzi do lochw albo podernie gardo. - Skoro chce z nami rozmawia, niech otworzy bramy i wszystkich nas uraczy swoim poczstunkiem - owiadczy ser Wendel Manderly. - Albo niech wyjdzie i tutaj rozmawia z Robbem - zaproponowa jego brat, ser Wylis. Catelyn Stark podzielaa ich obawy, lecz spojrzawszy na ser Stevrona, od razu si zorientowaa, e nie przyj z zadowoleniem sw, ktre usysza. Jeszcze kilka sw i strac szans. Musiaa dziaa, i to szybko. - Ja pjd - owiadczya gono.

- Ty, pani? - Greatjon zmarszczy brwi. - Jeste pewna, matko? - spyta Robb. - Najzupeniej - skamaa gadko Catelyn. - Lord Walder jest chorym mojego pana ojca. Znam go od dziecistwa. On by mnie nie skrzywdzi. - Chyba e miaby w tym swj interes, dodaa w mylach, poniewa wiedziaa, e pewne prawdy musz pozosta niewypowiedziane, tak jak trzeba niekiedy kama. - Z pewnoci ojciec pan z radoci przyjmie lady Catelyn - powiedzia ser Stevron. W dowd naszych przyjaznych intencji, mj brat, ser Perwyn, zostanie tutaj do jej powrotu. - Przyjmiemy go z honorami - odpar Robb. Ser Perwyn, najmodszy z czterech przybyych Freyw, zsiad z konia i odda wodze jednemu z braci. - Ser Stevronie, oczekuj powrotu matki przed zmierzchem - mwi dalej Robb. - Nie zamierzaem pozostawa tutaj duej. Ser Stevron skin uprzejmie gow. - Tak bdzie, panie. - Catelyn spia konia, nie ogldajc si za siebie. Synowie i wysacy lorda Waldera pojechali za ni. Kiedy jej ojciec powiedzia o Walderze Freyu, e jest to jedyny lord w caych Siedmiu Krlestwach, ktremu starczyoby nasienia na spodzenie caej armii. Zrozumiaa, co ojciec mia na myli, gdy tylko ujrzaa lorda Crossinga, ktry powita j w wielkiej sali wschodniego zamku w otoczeniu dwudziestu yjcych synw (nie liczc ser Perwyna, ktry byby dwudziesty pierwszy), trzydziestu szeciu wnukw, dziewitnastu prawnukw oraz licznych crek, prawnuczek, bkartw i prabkartw. Dziewidziesicioletni lord Walder przypomina zasuszon row asic o ysej, ctkowanej gowie, zbyt star, by stan o wasnych siach. Jego obecna ona, blada, szesnastoletnia dziewoja, chodzia obok lektyki, w ktrej go noszono. Bya ju sm lady Frey. - To ogromna przyjemno mc znowu ci ujrze, mj panie, po tylu latach powiedziaa Catelyn. Starzec zmruy oczy i spojrza na ni podejrzliwie. - Czyby? Lady Catelyn, oszczd mi swoich sodkich swek, jestem na to za stary. Dlaczego tu przysza? Czy twj chopak jest zbyt dumny, by samemu stan przede mn? Dlaczego miabym rozmawia z tob? W czasie swojej ostatniej wizyty w Bliniakach Catelyn bya dziewczynk, ale ju wtedy lord Walder znany by z citego jzyka, draliwoci i bezporednioci. Wydawao si, e z wiekiem cechy te jeszcze si u niego pogbiy. Bdzie musiaa bardzo uwaa na sowa. - Ojcze - przemwi Ser Stevron z nut przygany w gosie - zapominasz si. Lady Stark przybya tutaj na twoje zaproszenie.

- Czyja ci o co pytaem? Czy ja wygldam na nieboszczyka? Nie jeste jeszcze lordem Freyem, wic nie pouczaj mnie. - Ojcze, nie godzi si przemawia w ten sposb w obecnoci naszego dostojnego gocia - odezwa si jeden z jego modszych synw. - A teraz bkarty bd mnie uczyy manier - jkn lord Walder. - A niech was, bd mwi, jak mi si podoba. W swoim yciu gociem ju tutaj trzech Krli i Krlowe. Mylisz, Roger, e potrzebuj lekcji od takich jak ty? Twoja matka doia kozy, kiedy pierwszy raz napompowaem j swoim nasieniem. - Pstrykniciem palcw odesa czerwonego na twarzy modzieca i da znak dwm innym spord swoich synw. - Danwell, Whalen, pomcie mi usi na krzele. Dwignli lorda Waldera z jego lektyki i zanieli na tron Freyw, wysokie krzeso z czarnego dbu, ktrego oparcie wyrzebiono w ksztacie dwch wie poczonych mostem. Jego moda ona podesza niemiao i przykrya mu nogi kocem. Usadowiwszy si wygodnie, starzec skin na Catelyn, by podesza bliej, i zoy suchy jak papier pocaunek na jej doni. - No - powiedzia. - Skoro ju dopeniem formalnoci, moe moi synowie wywiadcz mi przysug i zamkn si wreszcie. Po co przyjechaa? - Prosi ci, aby otworzy bramy, panie - odpowiedziaa mu uprzejmie Catelyn. - Mj syn i jego lordowie pragn jak najszybciej przej przez rzek i uda si w dalsz drog. - Do Riverrun? - zapyta, umiechajc si zjadliwie. - Och, nie musisz mi odpowiada. Nie jestem lepy. Co prawda stary, ale potrafi jeszcze czyta map. - Do Riverrun - przyznaa Catelyn. Nie widziaa powodu, dla ktrego miaaby zaprzecza. - Myl, e take tam bdziesz. Wci jeste chorym mojego ojca, czy nie tak? - H - Usyszaa w odpowiedzi. Byo to co poredniego midzy miechem a chrzkniciem. - Zebraem siy, i owszem, widziaa je na murach. Miaem zamiar pomaszerowa, gdy tylko zbior cae wojsko, to znaczy wysa moich synw, sam ju bowiem nie dam rady, jak widzisz, lady Catelyn. - Rozejrza si, jakby szuka potwierdzenia swoich sw, po czym wskaza na wysokiego, przygarbionego mczyzn w wieku co najmniej pidziesiciu lat. - Powiedz jej, Jared. Powiedz, jakie miaem zamiary. - Zaiste, pani - odpar ser Jared Frey, jeden z jego synw z drugiej ony. - Na mj honor. - Czy to moja wina, e twj gupi brat przegra bitw, zanim zdylimy wyruszy? Rozpar si wygodnie na poduszkach i patrzy na ni zaczepnie spod brwi, gotowy na krytyk jego wersji biegu wydarze. - Podobno Krlobjca poradzi sobie z nim, jakby przecina

kawa dojrzaego sera. Dlaczego moi chopcy mieliby pdzi na poudnie na pewn mier? Wszyscy, ktrzy tam poszli, szybko uciekaj na pnoc. Catelyn miaa ochot naplu na tego gderliwego starca i upiec go na ronie, ale pamitaa, e musi otworzy most przed zmrokiem. - Tym bardziej musimy dotrze szybko do Riverrun - odpowiedziaa ze spokojem. - Gdzie moemy porozmawia, panie? - Rozmawiamy przecie - burkn lord Frey. Obrci ctkowan, row gow. - Na co si gapicie? - krzykn. - Wynocie si. Lady Stark chce porozmawia ze mn na osobnoci. Niewykluczone, e chce wyprbowa moj lojalno, h. No, idcie, wszyscy. Znajdcie sobie co do roboty. Ty te, kobieto. Ju, ju. - Patrzc, jak wszyscy jego synowie, crki, bkarty, siostrzecy, siostrzenice i prawnuki opuszczaj sal dugim sznurem, pochyli si do Catelyn i powiedzia cicho: - Czekaj, a umr. Stevron czeka ju czterdzieci lat, a ja wci go rozczarowuj. H. No, pytam, mam umrze tylko dlatego, eby on mg zosta lordem? Nie zrobi tego. - ywi nadziej, e doyjesz stu lat. - Byliby bardzo niezadowoleni. Ale co chciaa powiedzie. - Chcemy przej - powiedziaa Catelyn. - Och, doprawdy? Jeste szczera. Dlaczego miabym ci przepuci? Milczaa przez chwil, by opanowa fal wciekoci. - Lordzie Frey, gdyby mia na tyle siy, eby wej na swoje blanki, zobaczyby, e za murami stoi dwadziecia tysicy ludzi mojego syna. - No to bdzie dwadziecia tysicy wieych trupw, kiedy przybdzie tutaj lord Tywin - odpar starzec. - Nie prbuj mnie straszy, moja pani. Twj m gnije w celi zdrajcy, gdzie w lochach Czerwonej Twierdzy, twj ojciec jest chory, moe umierajcy, a twj brat siedzi w acuchach u Jaimea Lannistera. Czy masz co, czego musiabym si obawia? Moe twoich synw? W konfrontacji syn przeciwko synowi i tak zostanie mi jeszcze osiemnastu, kiedy twoi wszyscy umr. - Skadae przed ojcem przysig wiernoci - przypomniaa mu Catelyn. Przekrzywi gow na bok i umiechn si. - Och, tak, powiedziaem kilka sw, ale koronie take przysigaem. Teraz Krlem jest Joffrey, co sprawia, e ty, ten twj chopak i wszyscy ci gupcy za murami jestecie buntownikami. Gdybym mia cho tyle rozumu, ile bogowie dali rybie, pomgbym Lannisterom usmay was na ogniu. - Dlaczego tego nie uczynisz? Lord Walder prychn z pogard. - Lord Tywin, dumny i wspaniay, Namiestnik Zachodu, Namiestnik Krla, och, wielki m, on i jego zote to i zote tamto, lwy tu i lwy tam.

Zao si, e je za duo fasoli i puszcza bki tak samo jak ja, ale nigdy si do tego nie przyzna, nie on. A kim on jest, eby si tak puszy? Tylko dwch synw, w dodatku jeden niemiosiernie pokrcony. Mog ich postawi przed moimi, a i tak zostanie mi dziewitnastu i p, kiedy jego ju umr! - Zachichota. - Jeli lord Tywin chce mojej pomocy, moe poprosi o ni. To wanie chciaa usysze Catelyn. - Ja prosz o twoj pomoc, panie - powiedziaa pokornie. - A moimi ustami przemawiaj te mj ojciec, mj pan m i moi synowie. Lord Walder przystawi chudy palec do jej twarzy. - Oszczd mi sodkich swek, pani. Sodkie swka dostaj od ony. Widziaa j? May kwiatuszek, szesnacie lat i cay jej miodek jest tylko dla mnie. Myl, e za rok o tej porze da mi syna. Moe jego uczyni spadkobierc? To by ich dobio, prawda? - Z pewnoci da ci wielu synw. Pokiwa gow. - Twj pan ojciec nie raczy przyby na lub. W moich oczach to zniewaga. Nawet jeli jest umierajcy. Na poprzednim lubie te nie by. Wiesz, jak mnie nazywa, Nieodaowanym lordem Freyem. Czy on myli, e ja ju nie yj? Zapewniam ci, e ja jeszcze nie umarem. Przeyj go, tak jak przeyem jego ojca. Twoja rodzina nigdy mnie nie szanowaa, nie zaprzeczaj, nie kam, dobrze wiesz, e to prawda. Dawno temu poszedem do twojego ojca zaproponowaem zwizek jego syna z moj crk. Dlaczego nie? To bya sodka dziewczyna, tylko kilka lat starsza od Edmurea, ale twj brat nie mia na ni ochoty. Miaem te inne, mode, stare, dziewice, wdowy, do wyboru. Lord Hoster nie chcia o tym sysze. Czstowa mnie sodkimi swkami, dawa mi wymwki, kiedy ja chciaem pozby si crki. Twoja siostra te okazaa si gupia. Kiedy to byo, och, rok temu, nie wicej. Jon Arryn by jeszcze Namiestnikiem Krla, a ja udaem si do miasta, by zobaczy, jak moi synowie radz sobie w turnieju. Stevron i Jared s za starzy i nie staj ju w szranki, ale pojechali Danwell, Hosteen i Perwyn, a kilku spord moich bkartw sprbowao swoich si w walce zbiorowej. Gdybym wiedzia, jak marnie si spisz, nigdy bym si tam nie wybra. Czy musiaem jecha taki kawa drogi, eby zobaczy, jak szczeniak Tyrellw strca z konia Hosteena? Czy musiaem? A jaki inny rycerzyna zrzuci Danwella! Czasem zastanawiam si, czy oni aby na pewno s moimi synami. Moj trzeci on bya kobieta z Crakehallw, a wszystkie kobiety Crakehallw to kocmouchy. Ach, niewane, co ci to moe obchodzi. Umara, zanim si urodzia. Mwiem o twojej siostrze. Zaproponowaem, eby lord i lady Arrynowie wzili na dwr pod swoj opiek dwch z moich wnukw, ja za mgbym przyj tutaj ich syna. Czy moi wnukowie nie s godni krlewskiego dworu? To sodkie chopaki; s spokojni i dobrze uoeni. Walder jest synem Merreta, nazwali go moim

imieniem, a drugi h, nie pamitam moe te dali mu Walder, wszystkim daj moje imi, ebym ich faworyzowa, ale jego ojcem kto to jest jego ojcem? - Starzec zmarszczy twarz. - Niewane, lord Arryn i tak go nie chcia, ani jego, ani tego drugiego, przez twoj siostr. To ona si napuszya, jakbym chcia sprzeda jej syna wdrownej trupie albo zrobi z niego eunucha, a kiedy lord Arryn owiadczy, e dzieciak pojedzie na Smocz Wysp do lorda Stannisa, wypada z sali bez sowa, tak e Namiestnik musia za ni przeprasza. Tylko co komu po przeprosinach? Catelyn zmarszczya czoo. - Sdziam, e chopiec Lysy mia zosta oddany pod opiek Lorda Tywina w Casterly Rock. - Nie, do lorda Stannisa - zaprzeczy Walder Frey poirytowany. - Mylisz, e nie potrafi odrni lorda Stannisa od lorda Tywina? Obaj to dupki, ktrzy uwaaj, e s zbyt dostojni, eby sra gwnem, ale niewane, potrafi ich rozrni. A moe mylisz, e jestem za stary i nie pamitam? Mam dziewidziesit lat i cigle dobr pami. Nie zapomniaem te, co si robi z kobiet. Zobaczysz, za rok o tej porze, moja ona da mi syna. Albo crk. Co za rnica, chopak czy dziewczyna, i tak bdzie czerwone, pomarszczone, wrzaskliwe i z pewnoci bdzie chciao nosi imi Walder albo Waldy. Catelyn nie interesowao to, jakim imieniem zechce nazwa swoje dziecko lady Frey. Czy jeste pewien, e Jon Arryn zamierza odda syna pod opiek lorda Stannisa? - Tak, tak - odpar starzec. - Tylko e umar, wic co za rnica? Mwisz, e chcesz przej na drugi brzeg? - Zgadza si. - Ale nie moesz! - odpar lord Walder rozpromieniony. - Dopki ci nie pozwol. A dlaczego miabym to uczyni? Ani Tullyowie, ani Starkowie nigdy nie naleeli do moich przyjaci. - Odchyli si do tyu na swoim krzele i skrzyowawszy ramiona, przyglda si jej, umiechnity, oczekujc odpowiedzi. Pozosta cz rozmowy spdzili na dobijaniu interesu. Czerwona tarcza soca zawisa nisko na zachodnimi wzgrzami, kiedy bramy zamku otworzyy si ponownie. Zwodzony most zaskrzypia opuszczany, a krata podniosa si do gry. Lady Catelyn Stark wyjechaa na spotkanie syna i jego lordw. Towarzyszyli jej ser Jared Frey, ser Hosteen Frey, ser Danwell Frey oraz Ronel Rivers, bkart lorda Waldera, ktry prowadzi dug kolumn pikinierw w kolczugach z niebieskiej stali i w srebrzystoniebieskich paszczach. Robb podjecha szybko, a wraz z nim przybieg Szary Wicher. - Zaatwione - powiedziaa. - Lord Walder pozwoli ci przejecha. Moesz te dysponowa jego wojskami, poza czterystoma ludmi, ktrzy zostan dla obrony Bliniakw.

Uwaam, e powiniene zostawi czterystu swoich. Trudno mu bdzie odmwi propozycji wspomoenia jego garnizonu tylko zostaw ich pod dowdztwem kogo zaufanego. Moe trzeba bdzie pomc lordowi Walderowi w dotrzymaniu sowa. - Dobrze, matko - odpar Robb, nie odrywajc wzroku od kolumny maszerujcych pikinierw. - Co powiesz na ser Helmana Tallhearta? - Dobry wybr. - A czego chcia w zamian? - Bd potrzebowaa kilku z twoich ludzi, ktrzy dopilnuj, aby dwch spord wnukw lorda Frey a dotaro bezpiecznie do Winterfell - odpowiedziaa. - Zgodziam si wzi ich pod opiek. To jeszcze dzieci, osiem i siedem lat. Moliwe, e obaj nosz to samo imi, Walder. Sdz, e twj brat, Bran, ucieszy si z towarzystwa chopcw mniej wicej w tym samym wieku, co on. - Certes - powiedzia Robb. - To wszystko? Dwch wychowankw? Niska cena jak na - Syn lorda Freya, Olyvar, pojedzie z nami - mwia dalej. - Bdzie ci suy jako giermek. Jego ojciec chciaby, eby w swoim czasie zosta pasowany na rycerza. - Giermek. - Wzruszy ramionami. - Dobrze, jeli - Ponadto, jeli twoja siostra, Arya, powrci do nas bezpiecznie, polubi najmodszego z synw lorda Waldera, Elmara, kiedy oboje osign odpowiedni wiek. Robb popatrzy na ni zakopotany. - To jej si nie spodoba. - Ty za, kiedy skocz si walki, polubisz jedn z jego crek - skoczya. - Jego lordowska mo pozwoli askawie, aby sam wybra przysz on. Uwaa, e bdziesz mia w czym wybiera. Z uznaniem zobaczya, e Robb nawet nie drgn. - Rozumiem. - Wyraasz zgod? - A mog odmwi? - Nie, jeli chcesz przej na drugi brzeg. - Zgadzam si - owiadczy Robb powanym tonem. Nigdy wczeniej nie widziaa go bardziej dorosym i powanym. Chopcy mog sobie walczy drewnianymi mieczami, ale trzeba lorda, by zawrze pakt maeski, wiedzc, co on oznacza. Weszli na drugi brzeg, kiedy zapada noc i na wodzie zakoysa si ksiycowy rg. Podwjna kolumna suna przez bram wschodniego zamku niczym stalowy w, potem, pezajc przez dziedziniec i przez most, wynurzya si z drugiego zamku, na zachodnim brzegu.

Catelyn jechaa na czele, razem z synem, jej wujem ser Bryndenem i ser Stevronem Freyem. Za nimi podao dziewi dziesitych ich koni, rycerzy, lansjerw, wolnych i konnych ucznikw. Catelyn syszaa nie koczcy si stukot koskich kopyt na deskach zwodzonego mostu. Widziaa lorda Waldera Freya, jak patrzy za nimi ze swojej lektyki, a take byski oczu z morderczych otworw w suficie, ktre obserwoway ich w czasie przejazdu przez Wodn Wie. Wiksza cz pnocnych si - pikinierzy, ucznicy i ogromna liczba zbrojnych piechurw - pozostaa na wschodnim brzegu pod komend Roosea Boltona. Robb poleci mu kontynuowa marsz na poudnie i stawi czoo ogromnej armii Lannisterw, ktr prowadzi na pnoc lord Tywin. Jej syn rzuci koci, na dobre albo na ze.

JON
- Snow, dobrze si czujesz? - spyta lord Mormont, marszczc brwi. - Dobrze - zakraka jego kruk. - Dobrze. - Tak - odpowiedzia Jon gono, jakby chcia lepiej ukry prawd. - A ty, panie? Mormont skrzywi si. - Prbowa zabi mnie trup. Jak mam si czu dobrze? Podrapa si po podbrdku. Ogie strawi znaczn cz jego gstej siwej brody, reszt sam obci. Blada szczecina wieego zarostu sprawiaa, e wyglda jak stary i zaniedbany czowiek. - Nie wygldasz dobrze. Jak tam twoja rka? - Goi si. - Na poparcie swoich sw Jon zgi zabandaowane palce. Rzucajc palc si zason, poparzy si bardziej, ni pocztkowo sdzi, dlatego praw rk mia zawinit a do okcia. Najpierw niewiele czu, dopiero potem przyszed piekielny bl. Z popkanej, zaognionej skry cieka wydzielina, a midzy palcami jego doni wyrosy obrzydliwe przekrwione pcherze. - Maester mwi, e zostan blizny, ale poza tym wszystko bdzie dobrze. - Blizny na rku to nic strasznego. Na Murze i tak przewanie nosi si rkawice. - Tak, panie. - To nie blizny nie daway spokoju Jonowi, a caa reszta. Maester Aemon da mu wczeniej makowego mleka, a mimo to bl wydawa si nie do zniesienia. Pocztkowo mia wraenie, e jego rka wci ponie. Ulg przynosiy mu tylko chwile, kiedy zanurza rk do miski penej niegu i kruszonego lodu. Jon dzikowa bogom, e nikt poza Duchem nie widzia, jak wije si na swoim ku i pacze z blu. Kiedy wreszcie udawao mu si zasn, zapada w sen, ktry okazywa si jeszcze gorszy. We nie trup, z ktrym walczy, mia niebieskie oczy, czarne donie i twarz jego ojca, o tym jednak nie odway si opowiedzie Mormontowi. - Wczorajszej nocy wrcili Dywen i Hake - powiedzia Stary Niedwied. - Ani ladu po twoim wuju, innych te nie znaleli. - Wiem. - Wczeniej Jon powlk si do wsplnej sali, eby zje kolacj razem z innymi; wszyscy mwili tylko o niepowodzeniu misji zwiadowcw. - Wiesz - mrukn Mormont. - Jak to si dzieje, e wszyscy wiedz o wszystkim dookoa? - spyta, lecz wydawao si, e nie spodziewa si odpowiedzi na swoje pytanie. Naley sdzi, e byy tylko dwie takie istoty. Czymkolwiek one s, nie nazw ich ludmi. Dziki bogom, e tylko dwie. Gdyby byo ich wicej a nie chce si myle. Ale przyjd inne, czuj to w moich starych kociach, a maester Aemon przyznaje mi racj. Wzmaga si zimny wiatr. Koczy si lato i nadchodzi zima, jakiej jeszcze nie widzia ten wiat.

Nadchodzi zima. Motto Starkw nigdy dotd nie wydawao si Jonowi rwnie ponure i zowieszcze. - Panie - odezwa si z wahaniem - podobno wczoraj w nocy przylecia ptak - Tak. I co z tego? - Mylaem, e moe przynis jakie wieci o moim ojcu. - Ojcu - przedrzenia go stary kruk, ktry przesuwa si na ramieniu Mormonta z przekrzywion gow. - Ojcu. Lord Dowdca wycign rk, eby palcami zamkn ptakowi dzib, lecz kruk wskoczy mu na gow, po czym wzbi si w powietrze i polecia w drugi koniec komnaty, gdzie usiad nad oknem. - Smutek i haas - mrukn Mormont. - Tylko tyle moesz oczekiwa od kruka. Sam nie wiem, dlaczego toleruj to obrzydliwe ptaszysko Sdzisz, e nie posabym po ciebie, gdybym otrzyma jakie wiadomoci o lordzie Eddardzie? Bkart czy nie, w twoich yach pynie jego krew. Wiadomo dotyczya ser Barristana Selmyego. Zdaje si, e usunito go z Gwardii Krlewskiej. Jego miejsce otrzyma ten czarny pies, Clegane, a Selmy jest cigany za zdrad. Gupcy wysali za nim ludzi, eby go schwytali. Zabi dwch i uciek. - Mormont prychn. Jednoznacznie da do zrozumienia, co myli o tych, ktrzy wysali zote paszcze przeciwko tak znamienitemu rycerzowi jak ser Barristan miay. Mamy biae cienie w lasach, ywe trupy pod naszym dachem, do tego jeszcze chopiec zasiada na elaznym Tronie - powiedzia skrzywiony. Kruk zaskrzecza ochryple. - Chopiec, chopiec, chopiec. Jon pamita, e Stary Niedwied bardzo liczy na ser Barristana. Jeli go zabraknie, czy kto w ogle przeczyta list Mormonta? Zacisn do w pi. Strumienie blu popyny przez jego poparzone palce. - A moje siostry? - W licie nie byo ani sowa na temat lorda Eddarda ani dziewczynek. - Moe nie otrzymali mojego listu. Aemon wysa dwa najlepsze ptaki z dwoma kopiami, ale kto wie? Bardzo prawdopodobne, e Pycelle nie raczy odpowiedzie. Nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz. Obawiam si, e w Krlewskiej Przystani nikogo nie obchodzi nasz los. Mwi nam tylko tyle, ile chc, a to niewiele. Ty mwisz mi tyle, ile chcesz mi powiedzie, a to jest jeszcze mniej, pomyla Jon z niechci. Jego brat, Robb, zebra siy i pojecha na poudnie na wojn, ale on nie otrzyma ani sowa poza informacj od Samwella Tarlyego, ktry przeczyta list do maestera Aemona i opowiedzia Jonowi po cichu, przez cay czas powtarzajc, e nie powinien tego robi. Pewnie wszyscy uwaali, e wojna jego brata to nie jego sprawa. On jednak nie potrafi przesta o tym myle, chocia wci powtarza sobie, e teraz jego miejsce jest tutaj, z jego brami na Murze - mimo to obawy go nie opuszczay.

- Ziarno - krzycza kruk. - Ziarno, ziarno. - Och, bde cicho - powiedzia do ptaka Stary Niedwied. - Snow, czy maester powiedzia, kiedy bdziesz mia sprawn rk? - Wkrtce - odpar Jon. - Dobrze. - Lord Mormont pooy na stole midzy nimi ogromny miecz w czarnej metalowej pochwie ze srebrnymi ozdobami. - W takim razie bdziesz mg go uywa. Kruk sfrun na st i podszed do miecza, przekrzywiajc na bok gow. Jon zawaha si. Nie mia pojcia, o co chodzi. - Panie? - Ogie stopi srebro z rkojeci i spali oson. No, ale czego mona si byo spodziewa, skoro skra i drewno s stare. Za to ostrze och, trzeba by o wiele gortszego ognia, eby je zniszczy. - Mormont popchn pochw przez surowe deski blatu stou. - Kazaem odnowi. We. - We - powtrzy kruk jak echo. - We, we. Jon podnis miecz niezgrabnie lew rk, poniewa praw wci mia zabandaowan. Wysun go ostronie z pochwy i podnis na wysoko oczu. Gak rkojeci zrobiono z jasnego kamienia i obciono oowiem dla zrwnowaenia dugiego ostrza. Wyrzebiono j na podobiestwo gowy szczerzcego ky wilka z kawakami granatw osadzonych w oczach. Sam rkoje wykonano z nowiutkiej skry, mikkiej i czarnej, nie poplamionej jeszcze potem ani krwi. Ostrze miecza byo przynajmniej o stop dusze od tych, do ktrych przyzwyczai si Jon, cite tak, by mona byo nim zadawa zarwno pchnicia, jak i cicia, z trzema gbokimi wyobieniami wzdu caej dugoci. Ld by prawdziwym obusiecznym mieczem, tymczasem ten by tak zwanym ptorakiem albo, jak mwili niektrzy, bkarcim mieczem. A jednak wilczy miecz wydawa mu si lejszy od wszystkich, ktre dotd trzyma w rku. Kiedy Jon odwrci nieco miecz, dostrzeg migotanie czarnej stali w miejscach, gdzie zwijano j wielokrotnie. - To valyriaska stal, panie - powiedzia z podziwem. Ojciec czsto pozwala mu trzyma swj Ld, dlatego dobrze pamita jego wygld. - Tak - odpar stary Niedwied. - Nalea do mojego ojca i do jego ojca. Mormontowie nosili go od piciu stuleci. Swego czasu ja go nosiem, a odchodzc na Mur, przekazaem synowi. Daje mi miecz swojego syna. Jon nie wierzy wasnym uszom. Miecz wydawa si doskonale wywaony. Jego ostrza migotay delikatnie, kiedy dotykay wargami wiata. -

Twj syn - Mj syn zhabi Rd Mormontw, jednake mia na tyle przyzwoitoci, eby go zostawi, zanim uciek. Oddaa mi go moja siostra, lecz sam jego widok przypomina mi o postpku mojego syna, i dlatego schowaem go gboko i dugo nie dotykaem, a do chwili gdy znalazem go w popioach w mojej sypialni. Oryginalna kula, ze srebra, miaa ksztat niedwiedziej gowy, lecz stara si do gadkoci, i uznaem, e dla ciebie lepszy bdzie biay wilk. Jeden z naszych budowniczych potrafi rzebi w kamieniu. Bdc w wieku Brana, Jon, podobnie jak wikszo chopcw, marzy o wielkich czynach. Za kadym razem szczegy byy inne, ale czsto wyobraa sobie, e ratuje ycie ojcu. Potem sysza, jak lord Eddard ogasza, e Jon okaza si godny prawdziwego Starka i dotyka Lodem jego ramienia. Nawet wtedy wiedzia, e byy to tylko dziecice mrzonki, poniewa aden bkart nie moe dziery ojcowskiego miecza. Czu wstyd na samo wspomnienie podobnych marze. Czy godzi si odbiera wasnemu bratu prawo pierwordztwa? Nie mam takiego prawa, pomyla, nie dla mnie Ld. Poruszy poparzonymi palcami i poczu przepywajc przez nie fal blu. - Panie, czuj si zaszczycony, ale - Oszczd mi swoich ale, chopcze - przerwa mu lord Mormont. - Nie siedziabym tutaj teraz, gdyby nie ty i twoja bestia. Dzielnie walczye i co waniejsze, jeszcze szybciej mylae. Ogie! A niech to. Powinnimy byli wiedzie. Powinnimy byli pamita. Przecie Duga Noc bya ju wczeniej. Och, pewnie e osiem tysicy lat to kawa czasu, ale jeli Nocna Stra nie pamita, to kto? - Kto - powtrzy rozmowny kruk. - Kto. Tamtej nocy bogowie naprawd wysuchali modlitwy Jona; ogie szybko obj ubranie martwej istoty, trawic j ca, jakby ciao miaa z wosku, a koci z suchych patykw. Wystarczyo, eby Jon zamkn oczy, a natychmiast widzia znowu posta, ktra zataczaa si, opdzajc przed pomieniami. Wspomnienie tamtej twarzy nie dawao mu spokoju: caa w ogniu, wosy ponce jak soma, martwe ciao topice si jak wosk, spod ktrego ukazyway si biae koci czaszki. Pomienie wypdziy demoniczn si - cokolwiek to byo - ktra wesza w posiadanie ciaa Othora. To, co znaleli w popiele, byo tylko kupk usmaonego misa i wypalonych koci. Jon wci jednak spotyka t posta w koszmarach, tyle tylko, e teraz poncy trup przypomina lorda Eddarda. Skra jego ojca pkaa i czerniaa, oczy topiy si i pyny po policzkach ojca niczym galaretowate zy. Jon nie rozumia, dlaczego tak si dzieje ani co to moe znaczy, ale czu ogromny strach.

- Miecz to niewielka zapata za czyje ycie - powiedzia Mormont. - We go i nie mwmy ju o tym, zrozumiano? - Tak, panie. - Mikka skra uginaa si lekko pod palcami Jona, jakby miecz dopasowywa si do jego doni. Wiedzia, e powinien czu si zaszczycony, i tak byo, a jednak On nie jest moim ojcem. Jon nie potrafi powstrzyma myli. Moim ojcem jest lord Eddard. Nie zapomn go, eby nie wiem ile mieczy mi dali. Jednake nie potrafi powiedzie lordowi Mormontowi, e ni o innym mieczu - I adnych uprzejmoci - doda Mormont. - adnych sw wdzicznoci. Okazj czynami, a nie sowem. Jon skin gow. - Czy on ma swoje imi? - Kiedy mia. Dugi Pazur. - Pazur - zawoa kruk. - Pazur. Mormont skrzywi si. - Tak nazywa si kiedy. Ze starego miecza zostaa tylko gownia. Moe nowy miecz zasuguje na nowe imi. - Pazur - powtrzy kruk. - Dugi Pazur to dobre imi. - Jon zamachn si mieczem. Zrobi to nieporadnie, lew rk, a mimo to wydawao mu si, e miecz pynie w powietrzu, jakby niesiony wasn si. Wilki te maj pazury, podobnie jak niedwiedzie. Stary Niedwied wydawa si zadowolony z jego uwagi. - Chyba tak. Bdziesz musia nosi swj miecz zawieszony na ramieniu, Jest za dugi na biodro, przynajmniej dopki nie uroniesz jeszcze kilka cali. Bdziesz te musia popracowa troch nad oburcznym; ciciem. Kiedy wygoi ci si rka, ser Endrew udzieli ci kilku lekcji. - Ser Endrew? - Jon nie zna tego imienia. - Ser Endrew Tarth, dobry m. Jest ju w drodze z Wiey Cieni. Przejmie obowizki zbrojmistrza. Ser Alliser Thorne wyruszy wczoraj rano do Wschodniej Stranicy nad Morzem. Jon opuci miecz. - Dlaczego? - spyta bezmylnie. Mormoni prychn. - Poniewa ja go wysaem. Zabra ze sob rk, ktr twj Duch odgryz z ciaa Jareda Flowersa. Kazaem mu uda si statkiem do Krlewskiej Przystani i pokaza j naszemu maemu Krlowi. Myl, e to zwrci uwag modego Joffreya. A poza tym ser Alliser jest rycerzem, wysoko urodzonym, ma przyjaci na dworze, trudniej bdzie go zignorowa ni szanowan wron.

- Wron. - Jon odnis wraenie, e tym razem usysza nut urazy w gosie kruka. Co wicej - mwi dalej Lord Dowdca, nie zwaajc na protesty ptaka - na jaki czas pozostaniecie obaj z dala od siebie. - Przystawi palce do twarzy Jona. - Nie znaczy to jednak, e pochwalam wybryki, ktre miay miejsce we wsplnej sali. Odwaga moe w duej mierze zakry czyj gupot, ale ty nie jeste ju chopcem, bez wzgldu na to, ile lat dopiero przeye. To jest miecz dla mczyzny i tylko mczyzna moe go nosi. Dlatego mam nadziej, e okaesz si godnym tego ora. - Tak, panie. - Jon wsun miecz z powrotem do srebrzysto-czarnej pochwy. Bez wtpienia by to szlachetny podarunek, nawet jeli nie .. ten wymarzony, a jeszcze szlachetniejszy wyda mu si czyn Starego Niedwiedzia, ktry uwolni go od zoliwoci Allisera Thornea. Stary Niedwied podrapa si po podbrdku. - Zapomniaem ju, jak swdzi odrastajca broda. - No c, nic na to nie poradz. Czy masz na tyle sprawn rk, eby podj swoje obowizki? - Tak, panie. - Dobrze. Noc bdzie zimna. Przyda mi si gorce korzenne wino. Znajd mi flasz czerwonego, eby nie byo zbyt kwane, i nie auj korzeni. Powiedz Hobbowi, e jeli znowu poczstuje mnie gotowan baranin, to ja jego ugotuj. Ten ostatni udziec by stary. Nawet ptak nie chcia go sprbowa. - Pogadzi kciukiem gow kruka, a ptak zaskrzecza zadowolony. - No, id ju. Mam robot. Stranicy ustawieni w swoich niszach umiechnli si do niego, kiedy schodzi po krtych schodach z wieyczki z mieczem w rku. - Pikna stal - powiedzia jeden z nich. - Zasuye na niego - doda drugi. Jon zmusi si do umiechu, lecz sercem by gdzie indziej. Wiedzia, e powinien czu si zadowolony, a jednak Rka wci go bolaa, w ustach czu gorycz zoci, chocia nie potrafi powiedzie, na kogo mgby by zy i dlaczego. Kiedy wyszed z Krlewskiej Wiey, w ktrej obecnie rezydowa Lord Dowdca Mormoni, czekali ju na niego przyjaciele. Powiesili tarcz na drzwiach zbrojowni, udajc, e wicz strzelanie z uku, lecz on od razu zrozumia, e nie po to tam przyszli. Gdy tylko si pojawi, Pyp zawoa: - Chodcie, obejrzymy. - Co? - spyla Jon. Ropucha podszed bliej. - Twj rowy tyeczek, a co innego? - Miecz - rzuci Grenn. - Chcemy zobaczy miecz. Jon obrzuci ich penym wyrzutu spojrzeniem. - Wiedzielicie.

- Certes - powiedzia Pyp. - Nie jestemy takie tpaki jak Grenn. - To ty jeste tpak - odci si Grenn. - Wielki tpak. Halder wzruszy ramionami w gecie przeprosin. - Pomogem Paleowi wyrzebi kul z kamienia - powiedzia budowniczy - a twj przyjaciel, Sam, kupi granaty w Moles Town. - Wiedzielimy wczeniej - doda Grenn. - Rudge pomaga Donalowi Noye w kuni. By tam, kiedy Stary Niedwied przynis spalony miecz. - Miecz! - dopomina si Matt, a pozostali mu zawtrowali. - Miecz, miecz, miecz. Jon wysun z pochwy Dugi Pazur i pokaza im go, obracajc na wszystkie strony. Bkarci miecz migota w sabym blasku soca, ciemny, zowieszczy. - Yalyriaska stal powiedzia z powag. Chcia, eby uwierzyli, e jest dumny i zadowolony. - Syszaem o czowieku, ktry mia brzytw z podobnej stali - powiedzia Ropucha. Obci sobie gow, kiedy chcia si ogoli. Pyp umiechn si. - Nocna Stra liczy sobie tysice lat - powiedzia - ale zao si, e lord Snow jest pierwszym, ktrego uhonorowano za spalenie Wiey Lorda Dowdcy. Pozostali wybuchnli miechem, nawet Jon si umiechn. Ogie, ktry on wznieci, w rzeczywistoci nie spali doszcztnie kamiennej wiey, ale zniszczy wntrza dwch najwyszych piter, gdzie znajdoway si pokoje Starego Niedwiedzia. Nikt si tym specjalnie nie przej, poniewa dziki temu udao si pokona morderczego trupa Othora. Druga istota, ta jednorka, ktrej ciao naleao kiedy do Jafera Flowersa, take zostaa zniszczona, pocita na kawaki przez tuzin mieczy, wczeniej jednak zdya umierci ser Jaremyego Rykkera i czterech innych ludzi. Ser Jaremy odrba jej gow, co nie uchronio go jednak przed mierci, gdy bezgowe ciao wycigno swj sztylet i zadao mu cios. Nie na wiele zdaway si sia i odwaga w obliczu wroga, ktry i tak ju nie y, miecz i zbroja take okazay si niezbyt pomocne. Jon nie potrafi odpdzi ponurych myli. - Musz przekaza Hobbowi rozkazy Starego Niedwiedzia dotyczce kolacji - owiadczy i wsun Dugi Pazur do pochwy. Jego przyjaciele mieli dobre intencje, ale go nie rozumieli. Nie wini ich za to. To nie oni musieli stan twarz w twarz z Othorem, to nie oni widzieli jasny blask tych martwych, niebieskich oczu, nie czuli zimna czarnych, martwych palcw. Nie wiedzieli te nic o walkach w dorzeczu. Czy mogli co zrozumie? Odwrci si szybko i odszed. Pyp woa za nim, ale Jon nie odpowiedzia. Po poarze przenieli go do starej celi w zniszczonej Wiey Hardina, dokd teraz si uda. Duch spa zwinity przy drzwiach, lecz podnis eb na dwik jego krokw. Czerwone

oczy wilkora byy ciemniejsze od granatw i mdrzejsze od ludzkich oczu. Jon przyklkn, podrapa go za uchem i pokaza kul rkojeci miecza. - Popatrz, to ty. Duch powcha kamie i sprbowa go poliza. Jon umiechn si. - To ty zasuye na honory - powiedzia do wilka i w jednej chwili przypomnia sobie dzie, w ktrym go znalaz, dzie pnego lata peen niegu. Odjedali ju z pozostaymi szczeniakami, kiedy usysza skomlenie. Odwrci si i zobaczy bia futrzan kulk, niemal niewidoczn na tle nienych zasp. By sam, pomyla, oddzielony od pozostaych. By inny, wic go odpdziy. - Jon? - Podnis wzrok. Zobaczy Samwella Tarlyego, ktry przestpowa nerwowo z nogi na nog. Z rumiecem na twarzy, owinity szczelnie w grube futro, wydawa si gotowy do snu zimowego. - Sam. - Jon wsta. - O co chodzi? Chcesz zobaczy miecz? - Skoro inni si dowiedzieli, Sam pewnie te. Grubas potrzsn gow. - Kiedy byem spadkobierc miecza mojego ojca powiedzia ze smutkiem. - Jad Serca. Lord Randyll pozwoli mi go potrzyma kilka razy, ale ja baem si bra go do rki. Yalyriaska stal, pikna, jednak tak ostra, e obawiaem si skaleczy ktr z sistr. Teraz dostanie go Dickon. - Wytar spocone donie o paszcz. - Ja Maester Aemon chce ci widzie. Jon wiedzia, e jeszcze nie czas na zmian banday. Popatrzy na Sama podejrzliwie. - Dlaczego? - spyta. Sam spuci wzrok. Jon domyli si od razu. - Powiedziae mu, prawda? Powiedziae mu, e wiem - doda ze zoci. - Ja on Jon, ja nie chciaem on pyta to znaczy myl, e on i tak wiedzia. On potrafi zobaczy rzeczy, ktrych inni nie widz.. - On jest lepy - zauway Jon rozgniewany. - Znam drog. - Zostawi Sama z rozdziawionymi ustami, drcego. Maester Aemon by w ptaszarni, gdzie karmi kruki. Chodzi od klatki do klatki razem z Clydasem, ktry trzyma wiadro pene posiekanego misa. - Sam mwi, e chciae mnie widzie. Maester skin gow. - Rzeczywicie. Clydas, daj Jonowi wiadro. Moe bdzie tak dobry i mi pomoe. - Przygarbiony brat o zaczerwienionych oczach odda Jonowi wiadro i zszed szybko po drabinie. - Wrzucaj miso do klatek - pouczy go Aemon. - Reszt zajm si ptaki. Jon przeoy kube do prawej rki, lew za zanurzy w krwawy stos. Kruki zaskrzeczay gono i podfruny do prtw, mocno bijc o nie czarnymi skrzydami. Miso pocito na drobne kawaki wielkoci opuszka palca. Wzi gar surowych kawakw i cisn

je do klatki, wywoujc jeszcze wiksze poruszenie. Poleciay pira, kiedyldwa z najwikszych ptakw zaczy si kci o szczeglnie smakowity ksek. Jon szybko zanurzy do w miso i rzuci je do klatki. Kruk lorda Mormonta lubi owoce i ziarno. - To rzadki okaz - powiedzia maester. - Wikszo krukw je ziarno, ale wol miso. Daje im siy, poza tym wydaje mi si, e one lubi smak krwi. W tym wzgldzie s podobne do ludzi i tak jak ludzie rni si midzy sob. Jon nic nie odpowiedzia. Rzuca miso, zastanawiajc si, po co go tam wezwano. Nie wtpi, e starzec zacznie wtedy mwi, kiedy j uzna, e nadesza stosowna chwila. Maester Aemon nie nalea do ludzi, ktrych mona by pogania. - Gobie i gobice take mona nauczy dostarcza wiadomoci - mwi dalej maester - chocia kruk jest. wikszy, silniejszy, j odwaniejszy, o wiele mdrzejszy, potrafi si lepiej obroni przed jastrzbiem, ale jest czarny i ywi si padlin, dlatego niektrzy wierzcy ludzie brzydz si nim. Wiedziae o tym, e Baelor Bogosawiony prbowa zastpi kruki gobicami? - Maester skierowa na Jona swoje biae oczy lepca i umiechn si. - Nocna Stra woli kruki. Jon trzyma zakrwawion do w wiadrze. - Dywen mwi, e dzicy nazywaj nas wronami - odezwa si niemiao. - Wron uwaa si za biedn kuzynk kruka. I jedno, i drugie jest ebrakiem w czerni, nienawidzonym, nie rozumianym. Jon zastanawia si, o czym oni tak naprawd rozmawiaj i dlaczego. Co go obchodz kruki i gobice? Skoro starzec ma mu co do powiedzenia, dlaczego po prostu mu tego nie powie. - Jon, czy zastanawiae si kiedy, dlaczego bracia z Nocnej Stray nie maj on ani dzieci? - spyta maester Aemon. Jon wzruszy ramionami. - Nie. - Rzuci kolejn gar misa. Palce lewej doni mia liskie od krwi, rka za draa od ciaru wiadra. - eby nie kochali - odpar starzec. - Poniewa mio jest jadem dla honoru, jest mierci dla obowizku. Jon nie podziela jego zdania, ale nic nie odpowiedzia. Nie godzio si sprzecza ze stuletnim mem i wysokim rang bratem Nocnej Stray. Starzec jakby wyczu jego wtpliwoci. - Powiedz mi, Jon, gdyby nadszed taki dzie, w ktrym twj ojciec pan musiaby wybra midzy honorem a tymi, ktrych kocha, co by zrobi?

Jon zawaha si. Chcia powiedzie, e lord Eddard nigdy by si nie zhabi, nawet dla mioci, a jednak jaki podstpny gos szepta mu do ucha: A gdzie by jego honor, kiedy podzi bkarta? A twoja matka, poczucie obowizku wobec niej; nawet nie wyjawi jej imienia. - Zrobiby to, co jest suszne - powiedzia gono, jakby chcia zaguszy swoje wahanie. - Bez wzgldu na to, cokolwiek by to byo. - A jednak m taki jak lord Eddard zdarza si jeden na dziesi tysicy. Wikszo z nas nie ma tyle siy. Czym jest honor wobec mioci do kobiety? Czym jest obowizek wobec radoci, kiedy trzyma si w ramiona nowo narodzonego syna albo wspomnienie umiechu brata? Wiatr i sowa. Sowa i wiatr. Jestemy tylko ludmi, ktrych bogowie uformowali do mioci. Oto istota naszej chway i naszej tragedii. - Ludzie, ktrzy tworzyli Nocn Stra, wiedzieli, e tylko ich odwaga chroni Krlestwo przed ciemnoci pnocy. Wiedzieli, e podzielona wierno osabi ich stanowczo, dlatego lubowali nigdy nie bra ony i nie podzi dzieci. A jednak mieli braci i siostry. Take matki, ktre je urodziy, ojcw, ktrzy nadali im imiona. Przybywali z najrniejszych zwanionych krlestw, wiedzc, e czasy si zmieniaj, ale nie ludzie. lubowali te, e nie bd si miesza do ktni o strzeone przez siebie terytoria. I dotrzymali lubw. Kiedy Aegon zabi Czarnego Harrena i wstpi na tron, Lordem Dowdc na Murze by brat Harrena; mia do dyspozycji dziesi tysicy mieczy. Mimo to nie poszed. W czasach kiedy Siedem Krlestw rzeczywicie byo siedmioma Krlestwami, wci ktre prowadziy midzy sob wojn. Stra nigdy nie braa w nich udziau. Kiedy Andalowie przebyli wskie morze i zmietli krlestwa Pierwszych Ludzi, synowie pokonanych krlw dotrzymali przysigi i pozostali na Murze. I tak jest od wiekw. Oto cena honoru. Kiedy nie ma si czego ba, tchrz moe by tak samo odwany jak kady inny. A my wszyscy wypeniamy nasze obowizki, gdy nie trzeba za to paci. Jak atwo wtedy i ciek honoru. Jednak prdzej czy pniej w yciu kadego czowieka przychodzi taka chwila, kiedy ju nie jest tak atwo, bo musi dokona wyboru. Niektre z krukw wci jady, z ich dziobw zwisay dugie strzpy misa. Jon mia wraenie, e pozostae mu si przygldaj. Czu niemal ciar spojrze ich malutkich czarnych oczu. - Nadszed i mj dzie to mi chciae powiedzie? Maester Aemon odwrci gow i spojrza na niego swoimi niewidzcymi oczyma. Jakby zaglda w jego serce. Jon poczu si nagi i bezbronny. Wzi wiadro w obie rce i wyrzuci za kraty resztki pokarmu. Strzpy zakrwawionego misa rozsypay si po caej klatce, kruki wzbiy si w powietrze, skrzeczc gono. Te najszybsze zdoay pochwyci kawaki w powietrzu i szybko je pokny. Jon postawi pusty kube na pododze.

Starzec pooy mu na ramieniu pomarszczon i pokryt plamami do. - To boli, chopcze - powiedzia cicho. - Och, tak wybr zawsze jest bolesny. I zawsze bdzie. Ja to wiem. - Nie wiesz - odpar Jon z gorycz. - Nikt nie wie. To co, e jestem jego bkartem. On wci jest moim ojcem Maester Aemon westchn. - Jon, nic nie zrozumiae z tego, co i mwiem? Mylisz, e jeste pierwszy? - Pokrci star gow, wyraajc swoje wiekowe znuenie. - Po trzykro bogowie zechcieli wystawi na prb moje luby. Raz, kiedy byem jeszcze chopcem, potem w kwiecie mojego wieku, i jeszcze raz, gdy byem ju stary. Wtedy straciem ju siy, wzrok, a mimo to ostatni wybr by rwnie bolesny jak poprzednie. Moje kruki przyniosy wieci z poudnia, wieci ciemniejsze od ich skrzyde, z ktrych dowiedziaem si o upadku mojego domu, o mierci krewnych, opuszczeniu i habie. Co mogem zrobi, stary, lepy i saby? Byem bezradny jak niemowl, a mimo to bolao, kiedy siedziaem tutaj w zapomnieniu, podczas gdy mordowano biednego wnuka mojego brata, a take jego syna, a nawet malutkie dzieci Jon ze zdumieniem dostrzeg z w oku starca. - Kim ty jeste? - zapyta cicho, niemal przeraony. Bezzbne usta starca rozcigny si w umiech. - Tylko maesterem Cytadeli, ktry suy Nocnej Stray. W moim zakonie pozbywamy si rodowych imion, kiedy skadamy luby i zakadamy acuch. - Starzec dotkn swojego acucha, ktry wisia luno na jego cienkiej, wychudzonej szyi. - Moim ojcem by Maekar, Pierwszy z Rodu, a mj brat, Aegon, obj po nim rzdy, zamiast mnie. Dziadek da mi imi po ksiciu Aemonie zwanym Smoczym Rycerzem, ktry by jego wujem albo jego ojcem, w zalenoci od tego, w ktr opowie wierzysz. Tak, da mi imi Aemona - Aemon Targaryen? - powtrzy z niedowierzaniem Jon. - Kiedy - powiedzia starzec. - Tak byo kiedy. A zatem widzisz, Jon, ja rozumiem, dlatego nie powiem ci, zosta albo jed. Sam musisz dokona wyboru, a potem musisz y z tym do koca swoich dni. Tak jak ja. Tak jak ja - powtrzy szeptem.

DAENERYS
Po skoczonej bitwie Dany pojechaa na srebrzystej przez pola usiane ciaami zabitych. Za ni jechay suce i ludzie z jej khas artowali midzy sob, miejc si. Kopyta dothrackich koni zryy ziemi i stratoway yto i soczewic, arakh za i strzay zebray straszliwe plony, ktre podlano krwi. Zdychajce konie podnosiy by i ray przeraliwie, kiedy przejedaa. Ranni jczeli i zawodzili. Pomidzy nimi kryli Jaqqa rhan, mowie miosierdzia, ktrzy zbierali gowy zarwno zabitych, jak i rannych. Biegnce z nimi mae dziewczynki wyryway strzay z cia i wkaday je do koszykw. Na kocu przychodziy psy, wychudzone i wygodniae; zdziczae stado nigdy nie pozostawao daleko za khalasar. Owce pady pierwsze. Wydawao si, e le ich tam tysice, czarne od much, najeone strzaami. Dany wiedziaa, e zabili je ludzie Oga. Jedcy Droga nie traciliby strza na owce, kiedy zosta przy yciu cho jeden pasterz. Z poncego miasta wznosiy si kby czarnego dymu. Pod zburzonym murem z gliny uwijali si jedcy, ktrzy dugimi batami wypdzali jecw spord zgliszczy. Kobiety i dzieci z khalasar Oga szy z wyrazem zawzitej dumy na twarzach, nie zamaa ich ani klska, ani niewola. Inaczej rzecz si miaa z ludmi z miasta. Dany wspczua im; dobrze pamitaa smak przeraenia. Matki szy, potykajc si, z nieobecnym wzrokiem utkwionym gdzie w dal; prowadziy za rk paczce dzieci. Niewielu byo midzy nimi mczyzn, tylko kalecy, tchrze i starcy. Ser Jorah powiedzia, e lud tego kraju nazywa si Lazareczykami, lecz Dothrakowie mwili na nich haesh rakhi, Owczarze. Kiedy Dany mogaby ich wzi za Dothrakw - mieli bowiem miedzian skr i oczy o ksztacie migdaw - teraz jednak wydawali jej si zupenie obcy, krpi, o paskich twarzach i czarnych wosach przycitych nienaturalnie krtko. Hodowali owce i jedli warzywa, a khal Drogo mwi, e ich miejsce byo na poudnie od zakrtu rzeki. Trawy dothrackiego morza nie byy przeznaczone dla owiec. Dany zobaczya, jak jaki chopiec zacz ucieka w stron rzeki. Jeden z jedcw odci mu drog i zawrci, a pozostali otoczyli z innych stron, trzaskajc batami. Jeden z jedcw podjecha z tyu i zacz go chosta po poladkach, a spyny krwi. Inny zapa go kocem bata za nog i przewrci na ziemi. Kiedy chopak by ju tak zmczony, e mg tylko peza, znudzili si i na koniec ugodzili go strza w plecy.

Ser Jorah czeka na ni przy roztrzaskanej bramie. Na kolczug naoy ciemnozielon opocz. Jego rkawice, nagolenniki i hem zrobione byy z ciemnozielonej stali. Kiedy ubra zbroj, Dothrakowie zaczli z niego szydzi, nazywajc go tchrzem. Rycerz cisn im w twarz ich wasne obelgi, emocje wziy gr, dugi miecz skrzyowa si z arakhem i najgoniejszy spord szydercw pozosta z tyu, by wykrwawi si na mier. Podjedajc, ser Jorah unis przybic swojego paskiego hemu. - Twj m pan oczekuje ci w miecie. - Nie jest ranny? - Kilka drani - odpar ser Jorah - ale nic gronego. Zabi dzisiaj dwch khalw. Najpierw khala Ogo, a potem jego syna, Fogo, ktry zosta khalem po mierci Ogo. Jego bracia krwi odcili dzwonki ze swoich wosw i teraz khal Drogo z kadym krokiem dzwoni coraz goniej. Ogo i jego syn zasiadali na wysokim miejscu razem z jej mem panem w czasie uczty, kiedy ukoronowano Yiserysa, lecz to byo w Vaes Dothrak, w cieniu Matki Gr, kiedy wszyscy pozostawali brami i gdzie zapominano o waniach. Tutaj, na stepach, byo inaczej. Khalasar Oga atakowa miasto, kiedy dopad go khal Drogo. Zastanawiaa si, co pomyleli Owczarze, gdy ujrzeli ich konie wyaniajce si zza walcego si glinianego muru. Moe niektrzy, ci modsi i gupsi, ktrzy uwierzyli, e bogowie wysuchali ich modlitw, uznali to za znak wyzwolenia. Po drugiej stronie drogi dziewczyna w wieku Dany pakaa gono, rzucona na stos trupw twarz do ziemi i gwacona przez jednego z jedcw. Inni zsiadali z koni, czekajc na swoj kolej. Takie wyzwolenie przynieli Owczarzom Dothrakowie. W moich yach pynie krew smokw, powtarzaa w myli Daenerys Targaryen, odwrciwszy gow. Zacisna usta i pojechaa do bramy. - Wikszo z jedcw Oga ucieka - mwi ser Jorah. - Ale i tak bdzie z dziesi tysicy jecw. Niewolnikw, pomylaa Dany. Khal Drogo zapdzi ich w d rzeki do jednego z miast w Zatoce Niewolnikw. Miaa ochot si rozpaka, ale powtarzaa sobie, e musi by silna. To jest wojna, tak jest na wojnie. Oto cena za elazny Tron. - Mwiem khalowi, e powinien uda si do Meereen - powiedzia ser Jorah. Dostaby tam za nich lepsz cen ni od jakiego handlarza. Illyrio pisze, e mieli plag w zeszym roku i burdele pac podwjn cen za zdrowe dziewczyny, a potrjn za chopcw poniej dziesitego roku ycia. Jeli wystarczajco duo dzieci przeyje podr, wystarczy zota na wynajem statkw i ludzi.

Z tyu dobiegao przecige zawodzenie gwaconej dziewczyny. Dany cisna mocno wodze i zawrcia konia. - Ka im przesta - zwrcia si do ser Joraha. - Khaleesi - zacz rycerz niepewnie. - Syszae, co powiedziaam - odpara. - Ka im przesta. - Jhogo, Quaro - zwrcia si w gardowym jzyku Dothrakw do swojego khas. - Pomcie ser Jorahowi. Nie chc adnych gwatw. Wojownicy wymienili midzy sob spojrzenia. Jorah Mormont podjecha bliej. Ksiniczko - odezwa si. - Masz dobre serce, ale nie rozumiesz. Zawsze tak postpowali. Ci ludzie przelewaj krew za swojego khala i teraz oczekuj nalenej im nagrody. Dziewczyna wci zawodzia gono; jej piewny jzyk wydawa si Dany dziwny. Pierwszy z wojownikw skoczy ju i drugi zaj jego miejsce. - To dziewczyna Owczarzy - odpowiedzia Quaro w swoim jzyku. - Nie jest nic warta, Khaleesi. To dla niej zaszczyt. Wszyscy wiedz, e Owczarze robi to z owcami. - Wszyscy wiedz - powtrzya jak echo Irri. - Wszyscy wiedz - odezwa si Jhogo z grzbietu wysokiego siwka, ktrego podarowa mu Drogo. - Jeli ra ci jej jki, Khaleesi, Jhogo przyniesie ci jej jzyk. Wycign swj arakh. - Nie pozwol jej skrzywdzi - powiedziaa Dany. - Jest moja. Rb, co ci ka, albo dowie si o tym khal Drogo. - Al, Khaleesi - odpar Jhogo i cisn pitami boki konia. Quaro i pozostali ruszyli za nim, pobrzkujc dzwoneczkami. - Jed z nimi - rozkazaa ser Jorahowi. - Jak kaesz. - Rycerz spojrza na ni uwanie. - Doprawdy, wykapany brat. - Yiserys? - Nie zrozumiaa go. - Nie - odpar. - Rhaegar - doda i odjecha. Dany usyszaa krzyk Jhogo. Gwaciciele rozemiali si. Jeden z nich odkrzykn co. Bysn arakh Jhogo i gowa tamtego potoczya si w traw. miech przeszed w przeklestwa i jedcy signli po bro, lecz w jednej chwili znaleli si przy nich Quaro, Aggo i Rakharo. Widziaa, jak Aggo pokazuje na ni. Jedcy zmierzyli j zimnym wzrokiem. Jeden z nich splun, a pozostali odeszli do swych koni, pomstujc pod nosem. Drugi z gwacicieli wydawa si cakowicie niewiadomy tego, co si dookoa dzieje, poniewa wci wchodzi w ni z wyrazem ogromnego zadowolenia na twarzy. Ser Jorah zsiad z konia i oderwa go od ofiary jednym szarpniciem. Dothrak upad w boto, zerwa si na nogi z noem w rku i po chwili pad z szyj przebit strza Aggo. Mormoni cign

dziewczyn ze stosu trupw i przykry j swoim paszczem poplamionym krwi. Przeprowadzi j przez drog do Dany. - Co z ni zrobi? Dziewczyna draa, oczy miaa szeroko otwarte, rozbiegane, wosy poplamione krwi. - Doreah, opatrz jej rany. Nie wygldasz jak jedziec, wic moe nie bdzie si baa ciebie. Reszta za mn. - Skierowaa srebrzyst do zniszczonej drewnianej bramy. W miecie byo jeszcze gorzej. Wiele domw pono, joqqa rhan uwijali si przy swojej robocie. Wskie i krte alejki wypeniay stosy trupw pozbawionych gw. Mijali kolejne gwacone kobiety. Za kadym razem Dany zatrzymywaa si i wysyaa swoich khas, eby powstrzymali jedcw, zabierajc ofiar jako niewolnic. Jedna z nich, krpa, czterdziestoletnia kobieta o paskim nosie, w podzice wymamrotaa w jzyku powszechnym bogosawiestwo dla Dany, lecz pozostae patrzyy tylko na ni czarnymi oczyma. Dany zrozumiaa, e nie ufaj jej, obawiaj si, e chce zgotowa im jeszcze gorszy los. - Nie moesz mie ich wszystkich, dziecko - powiedzia ser Jorah, kiedy zatrzymali si po raz czwarty, a jej khas zapdzali z tyu jej nowe niewolnice. - Jestem Khaleesi, spadkobierczyni Siedmiu Krlestw, w moich yach pynie krew smokw - przypomniaa mu Dany. - Nie bdziesz mi mwi, co mog, a czego nie. - W drugiej czci miasta run poncy budynek, a chwil pniej rozlegy si krzyki przestraszonych dzieci. Khal Drogo siedzia przed kwadratow, pozbawion okien wityni o grubych cianach z bota, z kopu w ksztacie cebuli. Stos gw rzuconych tu obok przewysza go. Z jego ramienia wystawaa krtka strzaa Owczarzy, a na lewej piersi widniaa plama krwi podobna do rozchlapanej farby. Towarzyszyo mu trzech braci krwi. Jhiqui pomoga Dany zsi z konia, stawaa si bowiem coraz bardziej ociaa, w miar jak rs jej brzuch. Klkna przed khalem. - Moje-soce-i-gwiazdy jest ranny. - Rana zadana arakhem wydawaa si rozlega, lecz pytka, lewy sutek mia odcity, a z jego piersi zwisa pat ciaa i skry. - Tylko zadrapanie, ksiycu mojego ycia, od arakha jednego z braci krwi khala Ogo - powiedzia khal Drogo w jzyku powszechnym. - Zabiem go za to i Ogo te. - Potrzsn gow i dzwoneczki w jego wosach zadwiczay. - Syszysz Ogo, a take Fogo jego khalakka, ktry by jego khalem, kiedy go zabiem. - Nikt nie sprzeciwia si socu mojego ycia - powiedziaa Dany - ojcu rumaka, ktry przemierza wiat. Podjecha jeden z wojownikw i zeskoczy na ziemi. Zacz co mwi do Haggo; Dany nie zrozumiaa potoku gniewnych sw wypowiedzianych w jzyku Dothrakw.

Ogromny brat krwi posa jej gniewne spojrzenie, zanim zwrci si do swojego khala. - Ten oto jest Mago, ktry jedzi w khas Ko Jhaqo: Mwi, e Khaleesi odebraa mu up, owcz crk, ktr mia sobie wzi. Twarz khala Drogo pozostaa kamienna i niewzruszona, lecz w jego oczach czaio si zaciekawienie. - Powiedz mi prawd, ksiycu mojego ycia - zwrci si do niej w swoim jzyku. Uywajc prostych sw, Dany opowiedziaa mu, co zrobia, w jego jzyku, eby khal lepiej j zrozumia. Drogo zmarszczy brwi, kiedy skoczya. - Takie jest prawo wojny. Te kobiety s naszymi niewolnicami i moemy z nimi zrobi, co nam si podoba. - A mnie si podoba je zatrzyma - odpara Dany. Zastanawiaa si, czy tym razem nie przesadzia. - Jeli wojownicy chc posi te kobiety, niech zrobi to agodnie i niech zatrzymaj je jako ony. Daj im miejsce w khalasar i niech rodz wam synw. Qotho, najokrutniejszy z braci krwi, rozemia si. - Czy konie parz si z owcami? Co w tonie jego gosu przypomniao jej Yiserysa. Dany zgromia go spojrzeniem. - A smok ywi si zarwno baranin, jak i konin. Khal Drogo umiechn si. - Widzicie, jaka si robi zacita? - powiedzia. - To mj syn w jej brzuchu, rumak, ktry przemierzy wiat, napenia j takim ogniem. Jed powoli, Qotho jeli matka nie spali ci tu na miejscu, jej syn wdepcze ci w boto, A ty, Mago, pilnuj jzyka i znajd sobie inn owieczk. Te nale do mojej Khaleesi. Wycign rami, eby dotkn jej rki, lecz zaraz skrzywi si z blu i odwrci szybko gow. Dany wyobraaa sobie, jak bardzo cierpi. Rany dokuczay mu bardziej, ni powiedzia jej ser Jorah. - Gdzie s uzdrowiciele? - spytaa. Khalasar mia dwa rodzaju uzdrowicieli: niepodne kobiety i eunuchw niewolnikw. Zielarki uyway zakl i mikstur, eunuchowie posugiwali si noem, ig i ogniem. - Dlaczego nie zajm si khalem? - Khal odesa ludzi bez wosw, Khaleesi - zapewni j stary Cohollo. Dany zobaczya, e brat krwi take jest ranny, na jego lewym ramieniu widniaa gboka rana. - Wielu jedcw jest rannych - powiedzia khal Drogo. - Niech najpierw ich wylecz. Ta strzaa to jak ugryzienie muchy, a cicie C, bdzie co pokazywa synowi. Dany dostrzega minie na jego piersi pod przecit skr. Spod grotu strzay tkwicej w jego ramieniu wyciekay krople krwi. - Khal Drogo nie moe czeka owiadczya. - Jhogo, odszukaj tych eunuchw i sprowad ich tutaj natychmiast. - Srebrna Damo - odezwa si kobiecy gos. - Ja mog opatrzy rany Wielkiego Jedca.

Dany odwrcia gow. Kobiet, ktra si odezwaa, bya jedn z jej nowych niewolnic, ta krpa, z paskim nosem, ktra j pobogosawia. - Khal nie potrzebuje pomocy kobiet, ktre pi z owcami - warkn Qotho. - Aggo, obetnij jej jzyk. Dany uniosa do. - Nie. Ona jest moja. Niech mwi. Aggo spojrza najpierw na ni, potem na Qotho i opuci n. - Odwani jedcy, nie miaam na myli niczego zego. - Kobieta dobrze mwia w jzyku Dothrakw. Suknia, ktr miaa na sobie, bya kiedy wspaniaym strojem z delikatnej, bogato zdobionej weny, lecz teraz przypominaa ubocony, zakrwawiony i podarty achman. Pooya do na cikiej piersi widocznej pod podartym materiaem. - Potrafi troch leczy. - Kim jeste? - spytaa j Dany. - Nazywaj mnie Mirri Maz Duur. Jestem kapank tej wityni. - Maegi - mrukn Haggo i przesun do na rkoje swojego arakha. Dany przypomniaa sobie straszliwe historie, ktre opowiadaa jej kiedy przy ognisku Jhiqui. Mwiono, e maegi sypiaj z demonami i znaj najmroczniejsze z zakl; s to ze, pozbawione dusz istoty, ktre przychodz do ludzi w ciemnoci nocy i wysysaj z nich yciowe siy. - Jestem uzdrowicielk - powiedziaa Mirri Maz Duur. - Uzdrowicielk owiec - rzuci Qotho z pogard. - Krew mojej krwi, zabijmy maegi i zaczekajmy na ludzi bez wosw. Dany zignorowaa jego sowa. Ta stara, do pulchna kobieta o przyjaznej twarzy nie przypominaa jej maegi. - Gdzie nauczya si uzdrawia, Mirri Maz Duur? - Przede mn moja matka bya kapank. Nauczya mnie wszystkich pieni i zakl, ktre najbardziej podobaj si Wielkiemu Pasterzowi. Nauczya mnie te tajemnicy witych dymw i robienia maci z lici, korzeni i jagd. Kiedy byam modsza i adniejsza, jedziam z karawan do Asshai w Cieniu, gdzie uczyam si od ich magw. Przybywaj tam statki z rnych krain, dlatego potrafi leczy sposobami rnych ludw. Ksiycowy piewak ludu Jogo Nhai podarowa mi swoje pieni na narodziny, wasza kobieta nauczya mnie wiele o trawie, zbou i koniach, maester z Krainy Zachodzcego Soca otworzy dla mnie ciao zmarego i pokaza mi jego tajemnice. - Maester? - spyta ser Jorah.

- Nazywa si Marwyn - odpara kobieta w jzyku powszechnym. - Pochodzi zza morza. Mieszka w Siedmiu Krainach, jak powiedzia. Krainach Zachodzcego Soca, gdzie mona spotka ludzi z elaza i gdzie rzdz smoki. Nauczy mnie te tej mowy. - Maester z Asshai - powiedzia ser Jorah zamylony. - Powiedz mi, kapanko, co ten Marwyn nosi na szyi? - acuch tak ciasny, e prawie si dusi, elazny Panie. acuch z rnych ogniw. Rycerz spojrza na Dany. - Taki acuch nosi tylko kto, kto uczy si w Cytadeli Starego Miasta - powiedzia - a oni duo wiedz o leczeniu. - Dlaczego chcesz pomaga mojemu khalowi? - Uczono mnie, e wszyscy ludzie s jednym stadem - odpowiedziaa Mirri Maz Duur. - Wielki Pasterz posa mnie na ziemi, ebym leczya owieczki, gdziekolwiek je znajd. Qotho uderzy j otwart doni. - My nie jestemy owcami, maegi. - Przesta - skarcia go Dany. - Ona jest moja. Nie wolno jej skrzywdzi. Khal Drogo chrzkn. - Trzeba wyj strza, Qotho. - Tak, Wielki Jedcu - odpowiedziaa Mirri Maz Duur, dotykajc posiniaczonej twarzy. - Trzeba te obmy i zaszy ran na piersi, zanim si zaogni. - Zrb to - rozkaza jej khal Drogo. - Wielki Jedcu - odpara kobieta - moje narzdzia i mieszanki lecznicze zostay w boym domu, gdzie moc uzdrawiania jest najwiksza. - Zanios ci, krwi mojej krwi - zaproponowa Haggo. Khal Drogo machn rk. aden mczyzna nie bdzie mi pomaga - odpar dumnym i zawzitym gosem. Podnis si sam. Z miejsca, w ktrym arakh Oga odci mu sutek, popyna struka wieej krwi. Dany podesza szybko do niego. - Ja nie jestem mczyzn - powiedziaa szeptem - moesz si oprze o mnie. - Drogo pooy ogromn do na jej ramieniu. Podtrzymywaa go, kiedy szli w stron ogromnej wityni z bota. Trzej bracia krwi udali si za nimi. Dany rozkazaa ser Jorahowi i wojownikom z jej khasu, eby strzegli wejcia i dopilnowali, aby nikt nie podpali budynku. Przeszli przez kolejne przedsionki, a znaleli si w gwnym pomieszczeniu pod kopu w ksztacie cebuli. Na cianach palio si kilka pochodni. Na pododze leay rozrzucone owcze skry. - Tam - powiedziaa Mirri Maz Duur, wskazujc na otarz, ogromny kamie pokryty sieci niebieskich yek, w ktrym wyrzebiono podobizny pasterzy dogldajcych stada. Khal Drogo pooy si na otarzu. Kobieta dorzucia do kosza z ogniem gar suchych lici i pomieszczenie wypeni wonny dym. - Lepiej zaczekajcie na zewntrz zwrcia si do pozostaych.

- Jestemy krwi jego krwi - powiedzia Cohollo. - Tutaj zaczekamy. Qotho przysun si do Mirri Maz Duur. - Pamitaj, ono Owczego Boga. Skrzywdzisz khala, spotka ci to samo. - Wycign z pochwy n i pokaza jej ostrze. - Nie skrzywdzi go. - Dany czua, e moe zaufa tej starej kobiecie o poczciwej twarzy, w kocu to ona wyrwaa j z rk gwacicieli. - Skoro musicie zosta, to pomcie. - Mirri zwrcia si do braci krwi. - Wielki Jedziec jest dla mnie za silny. Przytrzymajcie go, kiedy bd wyjmowaa strza. Pochylia si nad rzebion skrzyni pen pudeek, buteleczek, noy i igie; podarta suknia opada jej do pasa. Po wstpnych przygotowaniach zamaa drzewce strzay i wycigna grot. Przez cay czas nucia w piewnym jzyku Lhazareczykw. Potem polaa ran winem, ktre wczeniej zagotowaa nad ogniem. Khal Drogo przeklina j, ale nawet nie drgn. Oboya ran mokrymi limi i zaja si rozciciem na piersi. Zanim zakrya je wiszc luno skr, posmarowaa ran jasnozielon maci. Khal zacisn zby, powstrzymujc krzyk. Kapanka wyja srebrn ig i szpul jedwabnej nici. Zaszya ran, po czym posmarowaa j czerwon maci, zakrya limi i obwizaa pier Drogo postrzpionym kawakiem jagnicej skry. Przez dziesi dni i dziesi nocy musisz odmawia modlitw, ktrej ci naucz, i nie wolno ci zdejmowa skry - powiedziaa. - Bdzie palio i swdzio, a kiedy si zagoi, zostanie dua blizna. Rozleg si dwik dzwoneczkw, kiedy khal Drogo usiad. - piewam o moich bliznach, Owczarko. - Napry rami i skrzywi si. - Nie pij wina ani makowego mleka - mwia dalej. - Bdzie bolao, ale twoje ciao musi zachowa siy, eby zwalczy ducha trucizny. - Jestem khalem - odpar Drogo. - Pluj na bl i pij, co mi si podoba. Cohollo, przynie moja kamizelk. - Starzec wyszed szybko. - Syszaam, jak mwia co o pieniach narodzin. - Dany zwrcia si do brzydkiej Lhazarenki. - Srebrna Damo, znam wszystkie tajemnice zakrwawionego oa. Nigdy dotd nie straciam dziecka - odpowiedziaa jej Mirri Maz Duur. - Zblia si mj czas - powiedziaa Dany. - Jeli zechcesz, moesz mi pomc. Khal Drogo rozemia si. - Ksiycu mojego ycia, nie musisz prosi niewolnicy, moesz jej rozkazywa. Zrobi, co kaesz. - Zeskoczy z otarza. - Chodmy. Konie czekaj. Tutaj jest ju tylko popi. Czas jecha.

Haggo wyszed od razu za khalem ze wityni, lecz Qotho zatrzyma si jeszcze na chwil. Spojrza na Mirri Maz Duur i powiedzia: Pamitaj, maegi, twj los zaley od losu khala. - Dobrze, jedcu - odpowiedziaa, zbierajc soiczki i butelki. - Wielki Pasterz prowadzi stado.

TYRION
Pod wizem, na wzgrzu, z boku krlewskiego traktu ustawiono dugi st polowy z surowych sosnowych desek i przykryto go zotym obrusem. Tam te, tu obok swojego pawilonu, lord Tywin spoywa swj wieczorny posiek w towarzystwie najznakomitszych rycerzy i chorych. Na wysokim drzewcu opotaa jego szkaratno-zocista chorgiew. Tyrion spni si; ponury i obolay wchodzi powoli zboczem wzgrza, w peni wiadomy tego, jak miesznie musi wyglda. Caodzienny marsz by dugi i wyczerpujcy. Mia ochot upi si tego wieczoru. Zapada zmierzch i w powietrzu unosiy si wietliki. Kucharze podawali ju miso: pi prosit, skra chrupica, mocno przypieczona, w kadym pysku inny owoc. Poczu, e lina napywa mu do ust. - Przepraszam - bkn, zajmujc swoje miejsce obok wuja. - Tyrionie, moe powinienem ci powierzy zadanie grzebania naszych zmarych powiedzia lord Tywin. - Jeli zjawisz si na polu walki tak samo pno jak na kolacji, to bitwa zakoczy si, zanim jeszcze przyjdziesz. - Och, ojcze, z pewnoci moesz mi odoy jakiego baanta albo ze dwa - odpar Tyrion. - Wystarczy. Nie chciabym okaza si obartuchem. - Nala sobie wina do pucharu i patrzy, jak sucy zabiera si do krojenia prosiaka. Spieczona skra zachrupaa pod noem, a z wntrza misa popyna struka soku. Tyrion dawno ju nie oglda rwnie miego widoku. - Forysie ser Addamsa mwi, e siy Starkw poszy na poudnie od Bliniakw poinformowa go ojciec, podczas gdy sucy nakada mu plastry wieprzowiny. - Przyczyli si do nich ludzie lorda Freya. Prawdopodobnie znajduj si o jaki dzie marszu od nas. - Prosz, ojcze - powiedzia Tyrion. - Mam zamiar zabra si do jedzenia. - Czyby mia stracha przed spotkaniem z chopakiem Starkw, Tyrionie? Twj brat, Jaime, chtnie si z nim zmierzy. - Ja na razie chc si zmierzy z tym prosiakiem. Robb Stark nie jest nawet w poowie tak delikatny i nigdy nie pachnia tak smakowicie. Lord Lefford, ponury mczyzna, ktry zajmowa si ich prowiantem, pochyli si do przodu. - Mam nadziej, panie, e twoje dzikusy nie podzielaj twojej niechci, bo to by znaczyo, e zmarnowalimy duo stali. - Moje dzikusy zrobi doskonay uytek z twojej stali - odpar Tyrion. Kiedy poinformowa Lefforda, e chce uzbroi trzystu ludzi, ktrych Ulf przyprowadzi z podgrza, ten zareagowa tak, jakby Tyrion prosi go, o oddanie swoich crek dziewic dzikusom.

Lord Lefford zmarszczy brwi. - Ktrego dnia rozmawiaem z tym kudaczem, tym, ktry upiera si, e musi mie dwa topory, i to z czarnej stali, z podwjnym ostrzem w ksztacie pksiyca. - Shagga lubi zabija obiema rkami - powiedzia Tyrion, zerkajc na tac pen parujcego misa, ktr przed nim postawiono. - Na plecach mia jeszcze ten swj drewniany topr. - Shagga uwaa, e trzy topory s lepsze ni dwa. - Tyrion nabra palcami soli z solniczki i posypa ni swoje miso. Ser Kevan pochyli si do przodu. - Pomylelimy, e ty i twoje dzikusy moglibycie pojecha w przedniej stray, jeli dojdzie do bitwy. Ser Kevan rzadko kiedy myla co, czego przedtem nie pomyla lord Tywin. Chwil wczeniej Tyrion nadzia na czubek noa kawaek misa i podnis go do ust, ale zawaha si. - Do przedniej stray? - powtrzy bez przekonania. Albo jego ojciec pan nabra szacunku do jego zdolnoci albo postanowi pozby si go raz na zawsze; Tyrion zastanawia si, co jest bardziej prawdopodobne. - Sprawiaj wraenie okrutnych wojownikw - powiedzia ser Kevin. - Okrutnych? - Tyrion zda sobie spraw, e powtarza po wuju jak wyuczony ptak. Ojciec obserwowa go, way kade jego sowo. Powiem wam, jak s okrutni. Wczorajszej nocy jeden z Ksiycowych Braci zasztyletowa Kamienn Wron. Poszo o kiebas. Za to dzisiaj, kiedy rozbilimy obz, trzy Kamienne Wrony zapay go i otworzyy mu gardo. Moe mieli nadziej odzyska kiebas, nie wiem. Na szczcie Bronn powstrzyma Shagg przed obciciem zabitemu kutasa, ale Ulf i tak domaga si odszkodowania, ktrego Conn i Shagga nie chc zapaci. - Jeli wrd onierzy brakuje dyscypliny, win ponosi ich dowdca - powiedzia jego ojciec. Jego brat, Jaime, zawsze potrafi pocign za sob ludzi i nakoni ich, eby umierali za niego. Tyrion nie posiada podobnego talentu. On paci zotem za lojalno i wymusza posuszestwo swoim nazwiskiem. - Innymi sowy, chcesz powiedzie, e kto wikszy znalazby u nich wikszy posuch? Lord Tywin zwrci si do swojego brata: - Skoro ludzie mojego syna nie suchaj go, to moe przednia stra nie jest dla nich najlepszym miejscem. Z pewnoci lepiej by si czu na tyach, pilnujc naszych wozw. - Jeste zbyt askawy, ojcze - odpar ze zoci. - Jeli nie masz dla mnie innego miejsca, poprowadz twoj stra przedni.

Lord Tywin wpatrywa si w twarz syna. - Nie mwiem nic dowodzeniu. Stra poprowadzi ser Gregor. Tyrion woy do ust ks misa, pogryz go troch i wyplu ze zoci. - Chyba ju nie jestem godny - powiedzia, wstajc z awki. - Wybaczcie, panowie. Lord Tywin skin gow z przyzwoleniem. Tyrion odwrci si ruszy niezgrabnie w d zbocza. Zdawa sobie spraw, e patrz za nim. Usysza za sob salw miechu, lecz si nie odwrci. yczy im w mylach, eby si udawili swoimi prosiakami. Zmierzch zaczerni wszystkie chorgwie. Obz Lannisterw cign si caymi milami midzy rzek a traktem. atwo byo si zgubi wrd drzew, ludzi i koni. I tak te si stao. Tyrion kluczy midzy setkami ognisk, mijajc kolejne pawilony. Midzy namiotami unosiy si wietliki podobne do latajcych gwiazd. Wyczu zapach kiebasy z czosnkiem, mocno przyprawionej, tak smakowitej, e poczu burczenie w brzuchu. Gdzie w oddali usysza sprone piewy. Mina go rozchichotana kobieta, naga pod paszczem; tu za ni poda jej podchmielony towarzysz, potykajc si o korzenie. Dalej dwch wcznikw ustawionych po obu stronach cieniutkiej strki strumienia, wiczyo uderzenie; ich nagie torsy lniy od potu w zapadajcym zmierzchu. Nikt nie patrzy na niego. Nikt si do niego nie odzywa. Nikt nie zwraca uwagi. Wok otaczali go ludzie zaprzysieni Domowi Lannisterw, dwudziestotysiczna armia, a mimo to czu si samotny. Usyszawszy grzmicy miech Shaggy, poszed w kierunku tego zauka nocy, ktry zajmoway Kamienne Wrony. Conn, syn Coratta, podnis do gry cynowy kufel peen piwa. - Tyrion Pmczyzna! Chod do nas, siadaj przy ognisku i poczstuj si misem Kamiennych Wron. Mamy wou. - Widz, Connie, synu Coratta. - Nad huczcym ogniem wisiao ogromne cielsko nabite na roen wielkoci maego drzewa. Bez wtpienia byo to mae drzewo. Tuszcz i krew zaskwierczay w ogniu, kiedy dwch ludzi obrcio wou. - Dzikuj. Dajcie zna, kiedy si upiecze. - Z tego, co widzia, mogo to nastpi jeszcze przed bitw. Poszed dalej. Kady klan rozpali swoje ognisko. Czarne Uszy nie jady z Kamiennymi Wronami, Kamienne Wrony nie jady z Ksiycowymi Brami, a poza tym nikt nie jad ze Spalonymi. Skromny namiot, ktry wyudzi od lorda Lefforda, ustawiono midzy czterema ogniskami. Kiedy nadszed Tyrion, Bronn raczy si winem z nowymi sugami. Lord Tywin przysa mu parobka i sucego; nalega nawet, aby przyj giermka. Wszyscy siedzieli wok aru niewielkiego ogniska. Towarzyszya im dziewczyna: szczupa, ciemnowosa, sdzc z

wygldu, nie miaa wicej ni osiemnacie lat. Tyrion przyglda si jej twarzy przez chwil, zanim dostrzeg w ogniu oci. - Co jedlicie? - Pstrga, panie - odpowiedzia parobek. - Bronn zapa. Pstrg, pomyla. Prosi. Cholerny ojciec. Popatrzy aonie na oci i znowu usysza burczenie w brzuchu. Jego giermek, chopak o do nieszczliwym imieniu, Podrick Payne, przekn lin, poykajc to, co chcia powiedzie. By dalekim kuzynem ser Ilyna Paynea, krlewskiego kata by tak samo milczcy, cho nie z powodu braku jzyka. Tyrion kaza mu nawet kiedy go pokaza, tak dla pewnoci. - To jest jzyk, jestem tego pewien - powiedzia wtedy. - Kiedy musisz si nauczy go uywa. W tej chwili nie mia ochoty wyciga jakiej sensownej myli z chopaka, ktrego jak sadzi - przydzielono mu dla artu. Jeszcze raz spojrza na dziewczyn. - To ona? - spyta Bronna. Dziewczyna podniosa si i spojrzaa na niego z wysokoci piciu stp albo i wicej. Tak, panie. Bdzie mwi sama za siebie, jeli pozwolisz, panie. Przechyli gow na bok. - Jestem Tyrion, z Domu Lannisterw. Nazywaj mnie Karem. - Matka daa mi imi Shae. Ale ludzie czsto nazywaj mnie Bronn rozemia si. Tyrion take si umiechn. - Chodmy do namiotu, Shae, jeli jeste tak dobra. - Unis klap wejcia i przytrzyma j dla niej. Wszedszy do rodka, przyklkn, by zapali wiec. ycie onierza miao swoje dobre strony. Za kadym obozem podali maruderzy. Kiedy dzie mia si ku schykowi, Tyrion wysa Bronna, eby znalaz mu jak odpowiedni dziwk. - Tylko niech bdzie w miar moda i adna - poinstruowa go. Wybierz tak, ktra mya si ju w tym roku. Jeli nie, to j umyj. I eby wiedziaa, do kogo idzie i jak wygldam. - Jyck nie zawsze o tym pamita. Potem Tyrion czsto widzia to spojrzenie w oczach dziewczyn, ktre miay go zadowoli spojrzenie, ktrego Tyrion Lannister nie chcia wicej oglda. Podnis wiec i przyjrza si dziewczynie. Bronn dobrze si spisa: szczupa, o agodnym spojrzeniu, maych jdrnych piersiach i umiechu, w ktrym na przemian zapalay si iskierki wstydu, buty i przewrotnoci. Spodoba mu si ten umiech. - Czy mam si rozebra, panie? - spytaa. - W swoim czasie. Jeste dziewic, Shae? - Jeli tak ma by - odpara skromnie. - Chc prawdy. - Ach, to bdzie ci kosztowao dwa razy tyle.

Tyrion uzna, e pasuj do siebie. - Jestem Lannisterem. Zota u nas nie brak i nie poauj go ale oczekuj wicej ni to, co masz midzy nogami, cho tym te nie pogardz. Bdziesz mieszkaa ze mn tutaj, usugiwaa przy stole, miaa si z moich dowcipw, masowaa mi nogi wieczorem i nie pjdziesz do ka z adnym innym tak dugo, jak bdziesz u mnie, bez wzgldu na to, czy zostaniesz tutaj na dzie czy na rok. - Zgoda. - Opucia ramiona i jednym ruchem cigna przez gow swoj sukni z surowego materiau. Pod ni bya tylko Shae. - Jeli nie odstawisz tej wiecy, panie, poparzysz sobie palce. Tyrion odstawi wiec, uj dziewczyn za rk i przycign do siebie. Pochylia si, eby go pocaowa. Jej usta pachniay miodem i godzikami, a wprawne palce szybko znalazy zapicia jego ubrania. Kiedy wszed w ni, przyja go szeptem zachty i dreniem rozkoszy. Tyrion podejrzewa, e udawaa, ale robia to tak dobrze, e przesta o tym myle. Nie spodziewa si a takiej prawdy. Potem, kiedy leaa cicho w jego ramionach, zda sobie spraw, e potrzebowa jej. Jej albo kogo takiego jak ona. Ju prawie rok nie spa w ku z kobiet, od czasu kiedy wyruszy w podr do Winterfell, towarzyszc swojemu bratu i krlowi Robertowi. Mg zgin nastpnego ranka czy troch pniej, a gdyby tak si miao sta, wola raczej pj do grobu, mylc o Shae ni o swoim ojcu panu, o Lysie Arryn czy o lady Catelyn Stark. Czu mikko jej piersi przycinitych do jego ramienia. Jake mie uczucie. Usysza w mylach piosenk. Zacz gwizda cicho. - Co to, panie? - spytaa szeptem. - Nic - odpar. - Piosenka, ktrej si nauczyem, gdy byem chopcem. pij, sodziutka. Kiedy zamkna oczy, a jej oddech sta si gboki i regularny, Tyrion wysun si spod niej ostronie, eby jej nie obudzi. Nagi, wypez na zewntrz, przeszed nad giermkiem i okry namiot, udajc si za potrzeb. Bronn siedzia pod kasztanowcem, niedaleko miejsca, w ktrym zostawili konie. Ostrzy swj miecz. Wydawao si, e najemnik potrzebowa o wiele mniej snu ni inni. Gdzie j znalaze? - spyta go Tyrion, oddajc mocz. - Zabraem j jakiemu rycerzowi. Pocztkowo nie pali si, eby j odda, ale dwik twojego nazwiska przekona go. No i jeszcze mj sztylet na jego gardle. - Wybornie - odpar Tyrion, strzsajc ostatnie krople. - O ile pamitam, to kazaem ci znale mi dziwk, a nie nowego wroga.

- Te adne zawsze do kogo nale - powiedzia Bronn. - Mog j odda, jeli wolisz jakiego szczerbatego kocmoucha. Tyrion przykutyka bliej pod drzewo. - Mj ojciec pan uznaby takie sowa za zniewag i wysa ci do kopalni. - W takim razie moje szczcie, e nie jeste swoim ojcem - odpar Bronn. Widziaem tak jedn, ca w pryszczach, moe masz na ni ochot? - Miabym ci zama serce? - odci si Tyrion. - Zatrzymam Shae. Moe zapamitae imi rycerza, ktremu j zabrae? Nie chciabym znale si zbyt blisko niego w czasie bitwy. Bronn podnis si ze zwinnoci kota i obrci miecz w doni. - Ja bd blisko ciebie w czasie bitwy, karle. Tyrion skin gow. Czu na skrze ciepe nocne powietrze. - Dopilnuj, ebym przey bitw, a dostaniesz wszystko, czego zadasz. Bronn przerzuci dugi miecz z prawej rki do lewej i zamachn si. - Kto by chcia zabija takich jak ty? - Przede wszystkim mj ojciec. Da mnie do stray przedniej. - Zrobibym to samo. May czowieczek z du tarcz. Doprowadzisz ucznikw do szau. - Dziwne, ale potrafisz podtrzyma mnie na duchu - powiedzia Tyrion. - Ja chyba zwariowaem. Bronn wsun miecz do pochwy. - Z pewnoci. Kiedy Tyrion wrci do namiotu, Shae podniosa si na okciu i odezwaa zaspanym gosem: - Obudziam si, a tu mojego pana nie ma. - Twj pan wrci. - Pooy si obok niej. Jej do powdrowaa midzy jego pakowate nogi i napotkaa twardo. - Tak, wrci - wyszeptaa, pieszczc go. Kiedy zapyta j o czowieka, od ktrego zabra j Bronn, wymienia kogo ze wity jednego z mniej wanych lordw. - Nie musisz si obawia takich jak on, panie - powiedziaa dziewczyna, nie przestajc go pieci. - To kto may. - A ja to niby kto? - spyta. - Olbrzym? - Och, tak - mrukna. - Mj olbrzym Lannister. - Wesza na niego i przez jaki czas by skonny uwierzy jej sowom. Tyrion zasn z umiechem na ustach i otworzy oczy w ciemnoci, obudzony dwikiem trbek. Shae potrzsaa jego ramieniem. - Panie - szeptaa. - Obud si, panie. Boj si.

Zaspany, usiad i odrzuci koc. Z ciemnoci dochodzio natarczywe woanie rogw. pieszcie si, pieszcie si, zdaway si mwi. Usysza krzyki, szczk wczni i renie koni, lecz nie byo to cokolwiek, co by bezporednio wskazywao na walk. - Rogi mojego ojca powiedzia. - Wzywaj do bitwy. Mylaem, e Stark jest o dzie drogi od nas. Shae potrzsna gow przestraszona. Bysna biakami szeroko otwartych oczu. Postkujc, Tyrion dwign si na nogi, i wyszed na zewntrz, po czym przywoa giermka. Znad rzeki napyway dugie biae palce mgy. Ludzie i konie poruszay si po omacku w chodzie przedwitu; zacigano poprgi, adowano wozy, gaszono ogniska. Znowu zagray trbki: popiesz si, popiesz si, popiesz. Rycerze dosiadali parskajcych rumakw, a zbrojni zapinali pasy z pochwami. Tyrion znalaz Poda pogronego w gbokim nie. Obudzi go kopniakiem w ebra. - Moja zbroja - powiedzia - i to szybko. - Z ciemnoci wyoni si Bronn, ubrany ju i na koniu w swoim powyginanym phemie. - Wiesz, co si stao? - spyta go Tyrion. - Chopak Starkw zbliy si niespodziewanie - wyjani Bronn. - Podszed noc traktem i znalaz si o nieca mil na pnoc od nas. Formuje szyk bojowy. Popiesz si, woay trbki, popiesz si, popiesz. - Niech klany bd gotowe do drogi. - Tyrion wszed z powrotem do namiotu. - Gdzie moje ubranie? - warkn do Shae. - Nie to, skrzane, a niech to! Przynie buty. Zanim skoczy si ubiera, giermek czeka ju ze zbroj, tak, jak mia do dyspozycji. Tyrion posiada wspania zbroj, doskonale dopasowan do jego znieksztaconego ciaa, lecz, niestety, spoczywaa ona bezpiecznie w Casterly Rock, czego nie mona byo powiedzie o nim. Musia zadowoli si tym, co znalaz u lorda Lefforda: otrzyma od niego kolczug, naszyjnik po zabitym rycerzu, nagolenniki, rkawice i stalowe buty ze szpicami. Niektre czci byy zdobione, inne proste, nic nie pasowao do siebie, nic nie pasowao na niego. Jego napiernik przeznaczony by dla kogo wikszego, za to na jego za du gow znaleziono ogromny hem w ksztacie kuba zakoczony u gry dugim na stop trjktnym szpicem. Shae pomagaa Podowi zapi wszystkie klamry i sprzczki. - Opakuj mnie, jeli umr - powiedzia Tyrion do dziwki. - Skd bdziesz wiedzia, e pacz? Bdziesz martwy. - Bd wiedzia. - Pewnie tak. - Shae opucia ogromny hem na jego gow, a Pod poczy go zapiciem z naszyjnikiem. Tyrion zapi pas obciony mocno krtkim mieczem i sztyletem. Stajenny zdy ju przyprowadzi jego wierzchowca, strasznego brzowego rumaka

uzbrojonego rwnie mocno jak on sam. Potrzebowa pomocy, by go dosi. Mia wraenie, e way tysic kamieni. Pod poda mu jego tarcz, solidny kawa magidrewna wzmocniony stal. Na kocu podano mu berdysz. Shae odsuna si do tyu i przyjrzaa mu si. - Mj pan wyglda gronie. - Twj pan wyglda jak karze w le dobranej zbroi - zauway kwano Tyrion - ale dzikuj za dobre sowo. Podrick, gdyby wynik bitwy nie okaza si dla nas pomylny, odwie dam bezpiecznie do domu. - Zasalutowa jej toporem, obrci konia i odjecha. W odku czu bolesny ucisk. Sysza dochodzce z tyu odgosy sucych, ktrzy popiesznie zwijali jego namiot. Bladoszkaratne palce mgy dotary na wschd, kiedy nad horyzontem pojawiy si pierwsze promienie soca. Na ciemnym zachodnim niebie wieciy jeszcze gwiazdy. Tyrion zastanawia si, czy jest to ostatni wschd soca, ktry oglda a take czy takie mylenie jest oznak tchrzostwa. Czy jego brat, Jaime, rozmyla kiedykolwiek o mierci przed bitw? W oddali odezwa si wojenny rg. Tyrion poczu dreszcz, syszc ten niski, aosny dwik. Ludzie z klanw dosiadali swoich chudych grskich konikw, przeklinajc i dowcipkujc. Niektrzy nie wytrzewieli jeszcze. Tyrion poprowadzi ich przez ulatujce szybko smugi mgy. Resztki trawy, ktrej nie rozdeptay konie, lniy od rosy, jakby jaki przechodzcy tamtdy bg rozrzuci po ziemi diamenty. Przybysze z gr ustawiali si za nim, kady z klanw formowa szyk za swoim przywdc. W wietle poranka armia lorda Tywina rozwijaa si niczym elazna ra o lnicych kolcach. Jego wuj mia poprowadzi gwne siy. Ser Kevan wznis sztandar nad traktem. Piesi ucznicy utworzyli trzy dugie szeregi na wschd i na zachd od drogi i czekali spokojnie z napitymi ukami. Pikinierzy uformowali midzy nimi kwadraty, za ktrymi stay rzdy zbrojnych wyposaonych w wcznie, miecze i topory. Trzystu uzbrojonych jedcw otoczyo ser Kevana i chorych Lefforda, Lyddena i Serretta wraz z ich zaprzysionymi rycerzami. Prawe skrzydo tworzya kawaleria, cztery tysice ludzi w zbrojach. Znajdowao si tam ponad trzy czwarte rycerzy skupionych blisko siebie niczym ogromna elazna pi. Dowodzi nimi ser Addam Marbrand. Tyrion widzia, jak onierz rozwija jego chorgiew: ponce drzewo, pomaraczowa dymna smuga powiewajca na wietrze. Za nim ukaza si szkaratny jednoroec ser Flementa, potem ctkowany dzik Crakehalla, karowaty kogut Swyfta i inne goda.

Jego ojciec pan zaj pozycj na wzgrzu, gdzie nocowa. Tam te zebray si posiki; pi tysicy ludzi, konnych i piechurw. Lord Tywin prawie zawsze dowodzi posikami. Zwykle zajmowa pozycj na wzgrzu. Stamtd ledzi przebieg bitwy i wysya ludzi tam, gdzie uzna za stosowne. Stanowi on imponujc posta rwnie z odlegoci. Bojowa zbroja Tywina Lannistera przymiewaa nawet pozacan zbroj Jaime. Jego paszcz, uszyty z niezliczonych warstw zocienia, by tak ciki, e prawie nie porusza si na wietrze, i tak obszerny, e zakrywa prawie cay zad rumaka, ktrego dosiada rycerz. Zwyka klamra nie utrzymaaby takiego ciaru, dlatego przytrzymywaa go para lww, ktre przycupny na jego ramionach gotowe do skoku. Ich towarzysz, samiec o bujnej grzywie, spoczywa na hemie lorda Tywina, gdzie ryczc, drapa ap ziemi. Wszystkie trzy lwy o rubinowych oczach wykuto ze zota. Jego zbroj wykonano z grubej stali emaliowanej ciemn purpur, a rkawice i nagolenniki ozdobiono zot wolut. Zdobiy j take dwa rozpalone soca i pozacane klamry, a stal tak lnia, e w blasku wschodzcego soca wydawaa si pon wasnym ogniem. Tyrion usysza ju bbny wroga. Przypomnia sobie Robba Starka takiego, jakim widzia go po raz ostatni, kiedy zasiada na miejscu swojego ojca w Wielkiej Sali w Winterfell z nagim mieczem w doniach. Przypomnia sobie, jak napady go wilkory; w jednej chwili wydao mu si, e znowu widzi ich ky tu przy swojej twarzy. Czy zabra je ze sob na wojn? Na myl o tym poczu si nieswojo. Wrg powinien by zmczony po dugim marszu i bezsennej nocy. Tyrion zastanawia si, co myli tamten chopak. Czy spodziewa si zaskoczy ich w czasie snu? Niewielka szansa, Tywin Lannister nie by gupcem, cokolwiek by o nim mwi. Przednia stra gromadzia si na lewej stronie. Najpierw zobaczy chorgiew, potem trzy czarne psy na tym polu. Pod ni siedzia ser Gregor; dosiada najwikszego rumaka, jakiego Tyrion kiedykolwiek widzia.Bronn spojrza na niego i powiedzia: - Zawsze jed do bitwy za kim duym. Tyrion zmierzy go surowym spojrzeniem. - Dlaczeg to? - Stanowi doskonay cel. Kto taki jak on przycignie uwag wszystkich ucznikw przeciwnika. Tyrion rozemia si i spojrza na Gr, jakby zobaczy go po raz pierwszy. - Musz przyzna, e nigdy nie rozwaaem tego w podobnym wietle.

Clegane nie mia zwyczaju pyszni si strojem; mia na sobie szar zbroj poznaczon rysami licznych uderze bez ozdb i herbu. Swoim obusiecznym mieczem wskazywa ludziom pozycje, ktre maj zaj; macha nim, jakby to by sztylet. - Kadego, kto zacznie ucieka, posiekam na kawaki - rycza. - Karle! - krzykn, ujrzawszy Tyriona. Ustaw si z lewej strony. Trzymaj rzek. Jeli moesz. Lewa lewej. eby przeama ich flank, Starkowie musieliby dysponowa komi, ktre potrafi biega po wodzie. Tyrion poprowadzi swoich ludzi w kierunku brzegu rzeki. - Patrzcie - zawoa, wskazujc toporem. - Rzeka. - Nad ciemnozielon powierzchni wody wci wisiaa zasona bladej mgy. Botniste pycizny porastaa trzcina. - Rzeka jest nasza. Bez wzgldu na wszystko trzymajcie si blisko wody. Nie wolno straci jej z oczu. Nie moemy pozwoli, eby wrg dosta si midzy rzek a naszych ludzi. Jeli zmc nam wod, poobcina im kutasy i nakarmi nimi ryby. Shagga trzyma topory w obu doniach. Uderzy gono jednym drugi. Pmczyzna! - zawoa. Pozostali czonkowie Kamiennych Wron zawtrowali mu i zaraz przyczyli si do nich Ksiycowi Bracia i Czarne Uszy. Spaleni nie krzyczeli, ale potrzsnli mieczami wczniami. - Pmczyzna! Pmczyzna! Pmczyzna! Tyrion obrci swojego rumaka, eby spojrze na pole. Teren by tutaj pagrkowaty i nierwny, mikki i botnisty od strony rzeki, wznosi si agodnie w kierunku traktu, dalej na wschd, nierwny i kamienisty. Na zboczach pagrkw sterczay pojedyncze drzewa, lecz teren by raczej odkryty. Czu, jak jego serce bije w rytm bbnw, a czoo, schowane pod warstw skry i stali, ma mokre od potu. Patrzy, jak ser Gregor jedzi wzdu linii i wydaje komendy, gestykulujc. To skrzydo take tworzya w znacznym stopniu kawaleria, lecz w przeciwiestwie do prawej flanki, gwnej siy zoonej z kwiatu rycerstwa i zbrojnych lansjerw, przednia stra stanowia zbieranin resztek z zachodu: byli tam konni ucznicy w skrzanych kaftanach, ogromna masa niezdyscyplinowanych wolnych i najemnikw, wieniacy, ktrzy przybyli tam na swoich pocigowych koniach uzbrojeni w kosy i zardzewiae miecze ich ojcw, niedowiadczeni chopcy prosto z burdeli Lannisport a take Tyrion i jego grskie klany. - Padlina - mrukn Bronn. Wyrazi gono obawy Tyriona, ktry mg mu tylko przytakn. Czy jego ojciec postrada zmysy? adnych pikinierw, za mao ucznikw, garstka rycerzy, reszta sabo albo w ogle nie uzbrojona, a wszyscy pod dowdztwem bezmylnego osika, ktry, powodowany wciekoci czyjego ojciec spodziewa si utrzyma lew flank przy pomocy takiej zbieraniny? Nie mia czasu na dusze rozmylania. Bbny gray ju tak blisko, e czu ich bicie pod skr, a jego donie zaczy drga miarowo. Bronn wycign dugi miecz i nagle ujrzeli

wroga: niczym kipica woda przelewa si przez grzbiety wzgrz, spywajc miarowym krokiem, schowany za cian tarcz i pik. Przeklci bogowie, patrzcie na nich, pomyla Tyrion, chocia pamita, ilu ludzi ma w polu jego ojciec. Dowdcy wroga prowadzili swoje oddziay na uzbrojonych rumakach, kady oddzia poprzedzany powiewajcym sztandarem. Dostrzeg osia Hornwoodw, soneczn tarcz Karstarkw, berdysz lorda Cerwyna i pi w rkawicy Gloverw a take bliniacze wiee Freyw, bkitne na szarym polu. To tyle, jeli chodzi o przekonanie jego ojca, e lord Walder nie ruszy si z miejsca. Wszdzie peno byo sztandarw Starkw; ich szare wilkory wydaway si biec, kiedy proporce opotay na wietrze. Zagra rg. Uuuuu, woa niskim i zimnym gosem niczym pnocny wiatr. Natychmiast odpowiedziay mu trbki Lannisterw, da-da da-da da-daaaa, woay dwicznie i wojowniczo, lecz - jak uzna Tyrion - jakby mniej wojowniczo. Poczu nieprzyjemne bulgotanie w odku i uzna, e nie chciaby umiera drczony nudnociami. Gdy tylko ucichy rogi, rozleg si gony syk i z jego prawej strony poleciay strzay wypuszczone przez ucznikw ustawionych przy drodze. Przybysze z pnocy ruszyli biegiem z okrzykiem na ustach, ktry szybko przeszed w jki i zawodzenie, kiedy spad na nich deszcz strza Lannisterw. Nie zdyli jeszcze upa na ziemi, kiedy okrya ich druga chmura, a ucznicy zakadali na ciciwy trzeci strza. Trbki ponownie zagray, da-daaa da-daaa da-da da-da da-daaaa. Ser Gregor wznis swj ogromny miecz i wyda komend. Odpowiedzia mu krzyk tysica garde. Tyrion spi konia i doczy swj gos do oglnej kakofonii: - Rzeka! - krzykn do ludzi z klanw, ktrzy ruszyli za nim. - Pamitajcie, przebija si do rzeki! - Prowadzi ich jeszcze, kiedy przeszli w cwa, lecz po chwili Chetta wrzasn przeraliwie i min go galopem, a Shagga zawy i pody za nim. Tyrion pozosta sam w tumanach kurzu. Pikinierzy wroga utworzyli pksiyc najeony stal; czekali za wysokimi dbowymi tarczami oznaczonymi soneczn tarcz Karstarkw. Pierwszy dopad ich Gregor Clegane na czele uzbrojonych weteranw w szyku klina. Poowa z ich koni przestraszya si w ostatnim momencie, amic lini tu przed rzdem wczni. Pozostali zginli, stalowe groty przebiy ich piersi. Tyrion widzia, jak tuzin z nich pada. Rumak Gry stan dba, przebierajc podkutymi elazem kopytami, kiedy grot wczni drasn jego szyj. Oszalae zwierz nataro na cian tarcz. Z obu stron wysuway si ku niemu wcznie, lecz tarcze musiay ustpi pod jego ciarem. Wrogowie cofali si przed miertelnymi razami kopyt. Kiedy jego rumak pad, parskajc czerwon pian i gryzc ostatkiem si, Gra podnis si i zacz siec mieczem na prawo i lewo.

Shagga wcisn si w szczelin, zanim tarcze zdyy si zamkn, a reszta Kamiennych Wron podya za nim. - Spaleni! Ksiycowi Bracia! Za mn! - krzykn Tyrion, cho wikszo z nich znajdowaa si ju przed nim. Ktem oka zobaczy, jak Timett, syn Timetta, zeskakuje z konia, ktry pad pod nim w penym biegu, dostrzeg Ksiycowego Brata nadzianego na wczni Karstarkw oraz konia Conna gruchoczcego czyje ebra jednym kopniciem. Znowu posypa si grad strza. Nie potrafi powiedzie, skd lec, lecz opaday zarwno na Lannisterw, jak i na Starkw; odbijay si od zbroi albo pozostaway na miejscu, jeli znalazy kawaek odkrytego ciaa. Tyrion schowa si pod swoj tarcz. Najeony pksiyc topnia, wrg cofa si pod naporem ataku konnych. Tyrion zobaczy, jak topr Shaggi przebija si przez kolczug, skrzany kaftan, minie i puca pikiniera. Mczyzna zgin na stojco, lecz Shagga jecha dalej; drugim toporem rozupa tarcz zmarego i cign go za sob nabitego na ostrze. Dopiero po jakim czasie trup osun si na ziemi. Shagga skrzyowa topory i rykn co gono. Wreszcie wrg by ju wszdzie i bitwa Tyriona skurczya si do kilku stp wok jego konia. Jaki zbrojny zada mu cios wczni w pier, ktr odbi toporem. Przeciwnik odsun si, eby zada kolejne pchnicie, lecz Tyrion spi konia ostrogami i natar na niego. Trzech innych otoczyo Bronna. Najemnik uci gow pierwszego z nich, a drugiemu przeora twarz mieczem. Z lewej nadleciaa niespodziewanie rzucona wcznia i utkwia w tarczy Tyriona z brzkiem. Odwrci konia i ruszy do nieprzyjaciela, ktry zdy zasoni si wasn tarcz. Tyrion zatacza koa wok mczyzny, rbic w drewnian oson. Przez jaki czas sypay si tylko wiry, wreszcie nieprzyjaciel straci rwnowag, potkn si i upad na plecy wci schowany za tarcz. Znalaz si poza zasigiem topora Tyriona, ktry nie mia ochoty zsiada z konia, wic zostawi lecego i zaatakowa innego, zadajc mu od tyu potne uderzenie, od ktrego poczu szarpnicie w ramieniu. Korzystajc z chwili wytchnienia, poszuka wzrokiem rzeki. Dostrzeg j po swojej prawej stronie. Nie wiedzia, kiedy zmieni kierunek. Min go jeden ze Spalonych pochylony nad koniem, wcznia przebia mu brzuch i wysza plecami. Nie mona mu byo ju pomc, lecz kiedy Tyrion zobaczy, e jeden z wrogw podbiega i chwyta cugle jego konia, zaatakowa. Nieprzyjaciel przyj go z mieczem w doni. By wysoki i szczupy, w dugiej drucianej kolczudze i rkawicach z garbowanej stali, bez hemu; krew spywaa mu do oczu z rany na czole. Tyrion zada mu cios w twarz, lecz mczyzna go odparowa. - Gi, karle krzykn. Obraca si wkoo, kiedy Tyrion go objeda, zadajc ciosy w jego gow i ramiona. Stal uderzaa o stal. Tyrion szybko si zorientowa, e jego przeciwnik jest szybszy i

silniejszy od niego. Gdzie, na siedem piekie, by Bronn? - Gi - stkn mczyzna, nacierajc na niego gwatownie. Tyrion zdy unie tarcz w ostatnim momencie i chwil pniej poczu, e jej drewno eksploduje do wewntrz od siy uderzenia. Drzazgi opady z jego ramienia. - Gi! - rykn przeciwnik, po czym skoczy do przodu i grzmotn Tyriona w skro tak mocno, e a zadzwonio mu w gowie. Rozlego si przeraliwe zgrzytnicie stali o stal. Wysoki mczyzna umiecha si dopki rumak Tyriona go nie ugryz; jednym ruchem zdar mu poow skry twarzy a do koci. Kiedy mczyzna zacz przeraliwie krzycze, Tyrion zatopi swj topr w jego gowie. - Ty gi - powiedzia i mczyzna umar. Kiedy wyciga topr z gowy trupa, usysza okrzyk: - Za Eddarda! Za Eddarda i Winterfell! - Rycerz pdzi wprost na niego, krcc nad gow nabit kolcami kul. Ich rumaki natary na siebie, zanim Tyrion zdy otworzy usta, eby zawoa Bronna. Z jego prawego okcia popyna fala blu, po tym jak kolczasta kula uderzya go w okolice stawu. Upuci topr. Sign po miecz, lecz rycerz znowu zakrci kul, tym razem mierzc w jego twarz. Usysza nieprzyjemne chrupnicie i poczu, e spada. Nie pamita chwili upadku na ziemi, lecz gdy otworzy oczy, ujrza nad sob tylko niebo. Przewrci si na bok i sprbowa wsta, jednak fala blu wstrzsna jego ciaem i cay wiat zadra. Rycerz, ktry go strci z konia, pojawi si tu nad nim. - Tyrionie, Karle - zagrzmia. - Jeste mj. Poddajesz si, Lannister? Tak, pomyla Tyrion, lecz sowo ugrzzo mu w gardle. Jkn tylko i sprbowa dwign si na kolana, szukajc jednoczenie broni. Miecza, sztyletu, czegokolwiek - Poddajesz si? - Rycerz patrzy na niego z wysokoci grzbietu rumaka. Jedziec i jego ko wydawali si ogromni; elazna kula koysaa si powoli. Tyrion czu, e ma zdrtwiae rce, obraz zamazany i pust pochw. - Poddaj si albo zginiesz - rzek zdecydowanie rycerz, krcc kul coraz szybciej. Tyrion zerwa si na nogi i uderzy gow w brzuch konia. Zwierz zarao przeraliwie i stano dba. Rumak prbowa si odsun. Jego krew i trzewia bluzny na twarz Tyriona i ko zwali si niczym lawina. Potem Tyrion pamita tylko przybic pen bota i co, co przygniatao mu nogi. Wyczoga si spod tego ciaru. Gardo mia tak cinite, e z trudem potrafi wydoby gos. - .. .poddaj si - wydusi z siebie. - Tak. - Usysza gos przepeniony blem. Tyrion zeskroba boto z przybicy, usiujc co zobaczy. Ko przewrci si na drug stron, przygniatajc swojego jedca. Rycerz lea z nog pod koniem, a rami, ktrym prbowa si obroni przed upadkiem, sterczao odchylone pod nienaturalnym ktem. -

Poddaj si - powtrzy Tyrion. Rycerz sign do pochwy, wycign miecz, i rzuci go pod nogi Tyriona. - Poddaj si, panie. Karze, wci oszoomiony, klkn i podnis miecz. Kiedy poruszy ramieniem, poczu przenikliwy bl w okciu. Wydawao si, e bitwa przesuna si gdzie dalej. W tej czci pola pozostali tylko martwi, mnstwo martwych. Kruki kryy coraz niej, gotujc si do uczty. Tyrion zorientowa si, e ser Kevan przesun rodkowe siy, by wzmocni przedni stra, i due oddziay pikinierw odepchny przeciwnika na wzgrza. Wspinajc si po zboczach, napierali pikami na kolejn cian z tarcz, tym razem owalnych, nabijanych elaznymi wiekami. Tyrion zobaczy chmur strza, ktre zaniosy mier za drewniane tarcze. - Zdaje si, e przegrywacie, ser - zwrci si do rycerza przygniecionego koniem. Ten nic mu nie odpowiedzia. Obrci si na picie, usyszawszy z tyu ttent koskich kopyt, chocia z trudem potrafiby unie miecz. Bronn zatrzyma konia i spojrza na niego. - Nie na wiele si przydae - powiedzia Tyrion. - Ale wyglda na to, e sam sobie poradzie - odpar Bronn. - Zgubie czubek hemu. - Tyrion dotkn gowy. Szpic znikn. - Nie zgubiem go. Wiem, gdzie jest. Widziae gdzie mojego konia? Zanim go znaleli, ponownie zagray trbki i ze wzgrza zjechay posiki lorda Tywina. Tyrion dostrzeg ojca przejedajcego nie opodal; pdzi przez pole, a nad jego gow opota szkaratno-zocisty proporzec. Soce odbijao si od czubkw lanc piciuset rycerzy, ktrzy go otaczali. Resztki si Starkw rozprysy si niczym szko pod uderzeniem mota. Bl rozsadza okie Tyriona, dlatego nie doczy do ojca. Razem z Bronnem pojechali szuka swoich ludzi. Wielu z nich znaleli pord zabitych. Ulf, syn Umara, lea w kauy krzepncej ju krwi z ramieniem ucitym w okciu, wok leay trupy tuzina innych ludzi z klanu Ksiycowych Braci. Shagga siedzia oparty o drzewo, najeony strzaami, z gow Conna na kolanach. Tyrion sdzi, e obaj nie yj, lecz gdy zsiad z konia, Shagga otworzy oczy i powiedzia: - Zabili Conna, syna Coratta. - Na ciele przystojnego Conna nie wida byo adnych wikszych obrae poza czerwon plam na jego piersi w miejscu, gdzie przebia j wcznia. Bronn pomg olbrzymowi wsta. Wydawao si, e dopiero teraz Shagga zauway strzay w swoim ciele. Wyrywa je, przeklinajc dziury w swojej skrze i kolczudze i wrzeszczc wrcz na strzay, ktre a wgryzy si w jego ciao. Kiedy wyjmowali kolejne strzay z ciaa Shaggi, nadjechaa Chetta, crka Cheyka. Pokazaa im dwie pary uszu, ktre zdobya. Timetta i pozostaych Spalonych zastali w czasie przeszukiwania zabitych.

Spord trzystu ludzi z klanw, ktrzy wyjechali do bitwy razem z Tyrionem Lannisterem, przeya moe poowa. Pozostawi tych, ktrzy przeyli, by zajli si polegymi, Bronnowi za poleci zaj si rycerzem, ktrego wzi do niewoli. Sam uda si na poszukiwanie swojego ojca. Lord Tywin siedzia nad rzek, popijajc wino z krysztaowego pucharu, tymczasem jego giermek odpina zapicia jego napiernika. - Wspaniae zwycistwo - odezwa si ser Kevan na widok Tyriona. - Twoje dzikusy dobrze si spisay. Ojciec nie odrywa od niego wzroku; spojrzenie jego jasnozielonych oczu migoccych zotymi plamkami napenio Tyriona chodem, od ktrego a zadra. - Jeste zaskoczony, ojcze? - spyta. - Czy to pokrzyowao twoje plany? Mieli nas wyrn, czy tak? Lord Tywin oprni puchar z kamienn twarz. - Istotnie, umieciem na lewym skrzydle najmniej zdyscyplinowanych ludzi. Sdziem, e pierwsi si zaami. Robb Stark jest jeszcze mody, bardziej skory do junackich wypadw ni do rozsdnych decyzji. Miaem nadziej, e gdy zobaczy wyrw w naszej lewej flance, zechce si w ni wcisn. Gdyby skierowa tam swoje siy, pikinierzy ser Kevana mieli zawrci i uderzy na niego z boku, spychajc do rzeki, a ja miaem uderzy z posikami. - I uznae, e najlepiej bdzie postawi mnie w samym rodku tej rzezi, nie informujc mnie o swoich planach. - Udawane manewry s mniej przekonujce - odpar jego ojciec - a poza tym nie mam zwyczaju zwierza si komu, kto si brata z dzikusami i najemnikami. - auj, e moje dzikusy zepsuy ci zabaw. - Tyrion cign stalowy naszyjnik i rzuci go na ziemi. Zamruga, czujc bl w ramieniu. - Chopak Starkw okaza wiksz rozwag, ni mona by si spodziewa po takim modziku - przyzna lord Tywin. - Jednake zwycistwo pozostaje zwycistwem. Zdaje si, e jeste ranny. Prawe rami Tyriona ociekao krwi. - Mio z twojej strony, e zauwaye - wycedzi przez zacinite zby. - Czy bdziesz tak dobry, eby posa po swojego maestera? Chyba e chciaby mie za syna jednorkiego kara Zanim ojciec zdy mu cokolwiek odpowiedzie, rozleg si natarczywy okrzyk: Lordzie Tywinie! - Tywin Lannister wsta, gdy ser Addam Marbrand zeskoczy z konia. Ko by spieniony, a z pyska cieka mu krew. Ser Addam przyklkn na kolano; by to smuky mczyzna o miedzianych wosach do ramion, ubrany w zbroj koloru miedzi z poncym drzewem na napierniku. - Panie, wzilimy do niewoli kilku z ich dowdcw. Mamy lorda

Cerwyna, ser Wylisa Manderly, Harriona Karstarka i czterech Freyw. Lord Hornwood nie yje. Obawiam si, e Roose Bolton uciek. - A chopak? - spyta lord Tywin. Ser Addam zawaha si na moment. - Nie byo z nimi chopaka Starkw. Podobno przeszed na drugi brzeg rzeki w Bliniakach i poprowadzi konnic na Riverrun. todzib, pomyla Tyrion, bardziej skory do junackich wypadw ni rozsdnych decyzji. Nie rozemia si tylko dlatego, e by zbyt obolay.

CATELYN
Las rozbrzmiewa szeptami. Blask ksiyca zamigota na powierzchni strumienia w dole, ktry wi si skalistym podoem doliny. Pod drzewami ray cicho konie, grzebic kopytami w wilgotnej, pokrytej limi ziemi, mczyni za opowiadali niezbyt spokojnie dowcipy ciszonymi gosami. Co pewien czas zadzwonia kolczuga albo uderzona wcznia, ale nawet te odgosy wydaway si stumione. - Ju chyba niedugo, pani - powiedzia Hallis Mollen. Prosi j o zaszczyt bronienia jej w czasie bitwy, ktra miaa niebawem nastpi. Mia do tego prawo jako kapitan stray w Winterfell i Robb mu tego nie odmwi. Strzego jej trzydziestu ludzi, ktrzy mieli dopilnowa, aby nic si jej nie stao, i odwie j bezpiecznie do domu, gdyby wynik bitwy okaza si dla nich niepomylny. Robb obstawa przy pidziesiciu, Catelyn twierdzia, e wystarczy dziesiciu, e jemu przyda si kady miecz. Ostatecznie zgodzili si na trzydziestu, co adnego z nich nie uszczliwio. - Wszystko w swoim czasie - odpowiedziaa mu. Wiedziaa, e bitwa przyniesie ze sob mier. mier Hala moe jej albo Robba. Nikt nie by bezpieczny. Catelyn cieszya si, e moe czeka, wsuchiwa si w szepty lasu i cich muzyk strumienia, czu we wosach ciepy wiatr. Czekanie nie byo dla niej niczym nowym. Jej mczyni zawsze kazali na siebie czeka. - Wygldaj mnie, maa Cat - mawia jej ojciec, kiedy opuszcza dwr, jecha na bitw czy na targ. I wygldaa go, stojc na blankach Riverrun, patrzc na wody Czerwonych Wide i Kamiennego Nurtu w dole. Nie zawsze wraca wtedy, kiedy obiecywa, czasem mijay dni, a ona staa, wygldajc czujnie midzy blankami, dopki nie zobaczya lorda Hostera, jak jedzie wzdu brzegu na swoim starym gniadym koniu. - Wygldaa mnie? - pyta pochylony, by j ucisn. - Czekaa, maa Cat? Brandon Stark te kaza jej czeka. - Wrc niebawem, pani - obieca. - A kiedy wrc, pobierzemy si. - Kiedy jednak wreszcie nadszed ten dzie, u jej boku w sepcie stan jego brat, Eddard. Ned wytrzyma z mod on prawie dwa tygodnie, zanim wyjecha na wojn, zostawiajc jej obietnice. Przynajmniej da jej co wicej ni tylko sowa: da jej syna. Mino dziewi ksiycw i urodzi si Robb, tymczasem jego ojciec wci walczy na poudniu. Urodzia go w blu, nie wiedzc, czy Ned kiedykolwiek go zobaczy. Jej syna. By taki may

A teraz czekaa na Robba na Robba i na Jaimea Lannistera, zocistego rycerza, ktry - jak twierdzono - nie przywyk do czekania. - Krlobjca jest niecierpliwy i skory do gniewu - wyjani Robbowi wczeniej jej wuj, Brynden. I na tych sowach opiera swoje nadzieje na zwycistwo i przeycie. Nawet jeli Robb si ba, to nie pokazywa tego po sobie. Catelyn obserwowaa syna, jak chodzi midzy ludmi, kadzie do na ramieniu jednego, artuje z drugim, jeszcze innemu pomaga uspokoi konia. Jego zbroja dzwonia cicho, kiedy si porusza. Odkryt mia tylko gow. Catelyn patrzya, jak wiatr tarmosi grzyw jego kasztanowych wosw, tak bardzo podobnych do jej. Zastanawiaa si, kiedy zdy tak urosn. Mia pitnacie lat, a niemal dorwnywa jej wzrostem. Pozwlcie mu urosn wikszym, prosia bogw. Niech doyje szesnastu lat, a potem dwudziestu i pidziesiciu. Niech uronie tak duy jak jego ojciec, pozwlcie mu trzyma w ramionach wasnego syna. Prosz, prosz, prosz. Patrzc na tego wysokiego modzieca ze szczecin pierwszej brody na twarzy i wilkorami biegajcymi wok jego ng, wci widziaa niemowl, ktre trzymaa przy piersi w Riverrun, trzymaa tak dawno temu. Noc bya ciepa, ale na myl o Riverrun Catelyn zadraa. Gdzie oni s?, zastanawiaa si. Czy moliwe, eby jej wuj si pomyli? Tak duo zaleao od tego, co im powiedzia. Robb da Blackfishowi trzystu pikinierw i wysa ich do przodu w charakterze przedniej stray. - Jaime nie wie - powiedzia ser Brynden po powrocie. - Jestem o tym przekonany. Moi ucznicy dopilnowali, eby nie dosta adnej wiadomoci. Spotkalimy kilku ich zwiadowcw, a ci, ktrzy nas widzieli, nikomu ju o tym nie powiedz. Powinien by wysa wicej ludzi. - Jak due s jego siy? - spyta j wczeniej syn. - Dwadziecia tysicy piechoty. S rozrzuceni wok zamku w trzech obozach rozdzielonych rzekami - powiedzia wtedy wuj z umiechem na ustach. Nie da si inaczej zaoy oblenia Riverrun. I to ich zgubi. Ponadto dwa lub trzy tysice konnych. - W takim razie wypada trzech na jednego na nasz niekorzy - stwierdzi Galbart Glover. - Prawda - przyzna ser Brynden - ale jest co, czego ser Jaime nie posiada. - Co? - spyta go wtedy Robb. - Cierpliwo - odpar Blackfish. Ich siy powikszyy si od chwili wyjazdu z Twins. Lord Jason Mallister przyprowadzi swoje wojsko z Seagard i przyczy si do nich, kiedy mijali Niebieskie Widy. Po drodze doczali inni, pomniejsi rycerze, lordowie i zbrojni, ktrzy uciekli na

pnoc po klsce jej brata, Edmurea, pod murami Riverrun. Pdzili z caych si, by zaskoczy Jaimea Lannistera, i oto nadesza ta godzina. Catelyn patrzya, jak jej syn dosiada konia. Konia przytrzyma mu Olyvar Frey, syn lorda Waldera, w rzeczywistoci dwa lata starszy od Robba, lecz jakby dziesi lat modszy i bardziej niecierpliwy. Przypi Robbowi tarcz i poda mu hem. Kiedy Robb zasoni nim twarz, twarz, ktr tak bardzo kochaa, na koniu nie siedzia ju jej syn, lecz mody rycerz. Midzy drzewami, gdzie nie dochodzi blask ksiyca, panowaa ciemno. Kiedy spojrza na ni, widziaa za przybic tylko ciemno. - Musz przejecha przed pierwsz lini, matko powiedzia do niej. - Ojciec zawsze powtarza, e ludzie powinni zobaczy dowdc przed bitw. - A zatem jed - odpara. - Niech ci zobacz. - To im doda odwagi - powiedzia Robb. A kto mnie doda odwagi?, zastanawiaa si, lecz nic nie powiedziaa, tylko si umiechna. Robb zawrci swojego ogromnego rumaka i odjecha wolno. Szary Wicher nie odstpowa go niczym cie. Za nim uformowaa si jego stra na czas bitwy. Kiedy ju wymusi na niej zgod na jej stra, ona take nalegaa, eby i jego chroniono, a lordowie j poparli. Wielu spord ich synw pragno pojecha razem z Modym Wilkiem, jak go teraz nazywano. Wrd trzydziestki znaleli si Torrhen Karstark i jego brat Eddard, a take Patrek Mallister, SmallJon Umber, Daryn Hornwood, Theon Greyjoy, piciu ze stadka Waldera Freya, a take kilku starszych, jak ser Wendel Manderly i Robin Flint. Wrd jego towarzyszy znalaza si take jedna kobieta: Dacey Mormoni, najstarsza crka lady Mormoni, dziedziczka Niedwiedziej Wyspy, chuda dziewoja wysoka na sze stp, ktra dostaa do zabawy kul nabijan kolcami w wieku, gdy innym dziewczynkom ofiarowuje si lalki. Jej wybr wywoa niezadowolenie niektrych lordw, lecz Catelyn zignorowaa ich utyskiwania. - Tu nie chodzi o honor czyjego domu - powiedziaa im - ale o bezpieczestwo i ycie mojego syna. Tylko czy wystarczy trzydziestu?, zastanawiaa si, czy wystarczy sze tysicy? Gdzie w oddali odezwa si ptak; odebraa jego wysoki tryl niczym dotknicie zimnej doni na szyi. Odpowiedzia mu inny, a potem trzeci i czwarty. Znaa te gosy z czasu spdzonego w Winterfell. Woanie ptakw z pnocy, niene woanie, jak mawiano. Czasem mona byo je zobaczy, kiedy boy gaj przykrywaa gruba warstwa niegu. S ju tutaj, pomylaa Catelyn. - S ju tutaj, pani - powiedzia szeptem Hal Mollen. Zawsze wypowiada oczywiste prawdy. - Niech bogowie zostan z nami. - Skina gow, a w lesie zapada cisza. Teraz te

ich syszaa: ttent wielu koni, szczk mieczy, wczni i zbroi, szepty ludzkich gosw przeplatane miechem i przeklestwami. Wydawao si, e mijaj miliony lat. Odgosy staway si coraz goniejsze. Coraz bardziej donony miech, rzucona gono komenda, plusk wody, kiedy przejedali przez strumie. Parsknicie konia. Kto zakl. I wreszcie go ujrzaa tylko przez chwil midzy gaziami drzew, kiedy spojrzaa w d na dno doliny. Nawet z takiej odlegoci nie mona byo mie wtpliwoci, e to Jaime Lannister. Blask ksiyca posrebrzy jego zbroj i ozoci jego wosy, a szkaratny paszcz wydawa si teraz czarny. Jecha bez hemu. Pojawia si i znika midzy drzewami. Za nim podali inni, dugie kolumny rycerzy, zaprzysionych i wolnych, trzy czwarte konnicy Lannisterw. - Nie naley do tych, ktrzy by siedzieli w namiocie, kiedy jego ciele buduj wiee oblnicze - twierdzi wczeniej ser Brynden. - Do tej pory ju trzykrotnie wyjeda z rycerzami, eby stawi czoo najedcom albo uciszy oporn wiosk. Robb skin gow, nie odrywajc wzroku od mapy, ktr narysowa mu jej wuj. Trzeba go uku tutaj - powiedzia, wskazujc palcem. - Kilkuset ludzi, nie wicej. Wszyscy pod sztandarem Tullych. Kiedy ruszy za wami, bdziemy czeka na niego - przesun palec o cal na lewo - tutaj. Tutaj znaczyo noc przepenion cisz, blask ksiyca i cienie, ziemi pokryt grubym dywanem opadych lici, gsto zalesione grzbiety wzgrz opadajcych agodnie do strumienia, coraz rzadziej poronitych, w miar jak opaday. Tutaj znaczyo jej syna, ktry zerka teraz na ni i salutowa mieczem. Tutaj oznaczao wezwanie rogu Maege Mormont, dugie, niskie wezwanie, ktre pyno ze wschodu w d doliny, ktre mwio im, e ostatni z jedcw Jaimea znaleli si ju w puapce. Szary Wicher odchyli eb i zawy. Catelyn zadraa, jakby dwik rogu przenikn jej ciao. By to straszny, przeraliwy dwik, cho pyna w nim muzyka. Przez moment poczua co w rodzaju wspczucia dla Lannisterw. A zatem to jest brzmienie mierci, pomylaa. Auuuu rozlega si odpowied rogu Greatjona ustawionego na drugim kocu grzbietu. Na wschodzie i zachodzie rozlego si woanie trbek Mallisterw i Freyw dnych zemsty. Od pnocy, gdzie dolina zwaa si i zginaa jak okie, doczyy si do nich nisko brzmice rogi lorda Karstarka. Nad strumieniem poniej rozlegy si krzyki ludzi i renie koni. Szepccy las wypuci oddech w jednej chwili, kiedy ucznicy, ktrych Robb umieci w konarach drzew, wypucili strzay i noc wybucha krzykami ludzi i reniem koni.

Dookoa jedcy podnosili swoje lance, a ziemia skrywajca okrutne ostrza rozstpia si. - Winterfell! - Usyszaa okrzyk Robba, kiedy rozlego si drugie westchnienie strza. Patrzya, jak jej syn prowadzi swoich ludzi w d zbocza. Catelyn siedziaa na koniu, nieruchoma, otoczona ludmi ze swojej stray. Czekaa tak samo, jak czekaa wczeniej, na Brandona, Neda i na swojego ojca. Staa wysoko na grzbiecie wzgrza; drzewa zakryway wikszo z tego, co si dziao w dole. Uderzenie serca, dwa, cztery i nagle jakby zostaa tylko sama ze swoj stra. Pozostali rozpynli si w zielonej gstwinie. Kiedy spojrzaa na drugi brzeg doliny, ujrzaa jedcw Greatjona wyaniajcych si z ciemnoci midzy drzewami. Tworzyli dug lini, a kiedy wypadli z lasu, przez krtk chwil Catelyn widziaa tylko iskierki ksiycowego blasku na czubkach ich lanc, jakby ze zbocza spyny tysice bdnych ognikw spowitych w srebrzysty pomie. Zamrugaa i widziaa ju tylko ludzi, ktrzy pdzili w d, by zabija lub umiera. Potem trudno jej byo powiedzie, e widziaa bitw. Ale dobrze syszaa, poniewa caa dolina rozbrzmiewaa echami. Trzask zamanej lancy, szczk krzyujcych si mieczy, okrzyki Lannister, Winterfell, Tully oraz Riverrun i Tully. Kiedy zorientowaa si, e niczego wicej ju nie zobaczy, zamkna oczy i suchaa. Bitwa ttnia swoim yciem wszdzie dookoa. Syszaa ttent kopyt, chlupot elaznych butw w pytkim strumieniu, stumione odgosy uderze miecza o drewniane tarcze i zgrzyt stali o stal, wist strza, grzmot bbnw, przeraliwe renie tysicy koni. Ludzie przeklinali gono i bagali o lito, otrzymywali j (albo nie) i zachowywali ycie (albo umierali). Dolina wydawaa si igra z dwikami. W jednej chwili syszaa gos Robba bardzo wyranie, jakby sta tu obok i woa: - Do mnie! Do mnie! - Syszaa te warczenie jego wilkora, kapanie jego dugich zbw rozrywajcych ciao, a zaraz potem okrzyki przeraenia i blu ludzi i zwierzt. Czy to moliwe, eby to by tylko jeden wilk? Nie miaa pewnoci. Stopniowo odgosy saby i milky, a bya pewna, e pozosta tylko jeden wilk. Kiedy wschd zaczerwieni si, Szary Wicher zawy ponownie. Robb wrci na srokatym waachu zamiast swojego siwego rumaka, na ktrym zjecha w dolin. Wilczy eb na jego tarczy przecinay gbokie wyobienia i smugi surowego drewna, lecz sam Robb nie wyglda na rannego. Jednake kiedy podjecha bliej, Catelyn zobaczya, e jego rkawica, a take rkaw opoczy s czarne od krwi. - Jeste ranny powiedziaa.

Robb unis do i zgi kilkakrotnie palce. - Nie - powiedzia. - To to jest chyba krew Torrhena albo - Pokrci gow. - Nie wiem. Za nim na gr wszed tum ludzi, byli brudni, w pogniecionych zbrojach, umiechnici; prowadzili ich Theon i Greatjon. Cignli midzy sob ser Jaimea Lannistera. Rzucili go na ziemi przed jej koniem. - Krlobjca - oznajmi Hal, jak zwykle niepotrzebnie. Lannister podnis gow. - Lady Stark - powiedzia, wci klczc. Z rany na gowie spywaa mu po policzku struka krwi, lecz mimo to blade wiato poranka przywrcio jego wosom zocisty poysk. - Oddabym ci mj miecz, ale zdaje si, e go gdzie zapodziaem. - Nie pragn twojego miecza, ser - odpowiedziaa mu. - Oddaj mi raczej mojego ojca i brata, Edmurea. Oddaj mi moje crki. Mojego pana ma. - Obawiam si, e ich take zgubiem. - Szkoda - odpowiedziaa chodno. - Zabij go, Robb - odezwa si Theon Greyjoy. - We jego gow. - Nie - odpar jej syn, zdejmujc zakrwawion rkawic. - Bardziej nam si przyda ywy ni martwy. A poza tym mj pan ojciec nigdy nie pochwala zabijania jecw po bitwie. - Mdry czowiek - powiedzia Jaime Lannister - i honorowy. - Zabierzcie go i zakujcie w kajdany. - powiedziaa Catelyn. - Rbcie, co kae moja pani matka - rozkaza Robb. - I niech go dobrze pilnuj. Lord Karstark zechce z pewnoci ujrze jego gow na palu. - I ujrzy j - odpar Greatjon. Skinieniem doni da znak, eby opatrzono Lannistera i zakuto w kajdany. - Dlaczego lord Karstark miaby chcie jego mierci? - spytaa Catelyn. Robb spojrza w gb lasu; to samo zamylone spojrzenie, ktre tak czsto widywaa na twarzy Neda. - On on ich zabi - Zabi synw lorda Karstarka - wyjani Galbart Glover. - Obu - powiedzia Robb. - Torrhena i Eddarda. A take Daryna Hornwooda. - Nie mona odmwi Lannisterowi odwagi - powiedzia Glover. - Kiedy zorientowa si, e musi przegra, zebra swoich i prbowa si przebi na gr, w nadziei e zabije lorda Robba. I prawie mu si udao. - Zapodzia swj miecz w karku Eddarda Karstarka, a wczeniej zdy odci rk Torrhenowi i rozpata gow Darynowi Hornwoodowi - powiedzia Robb. - Przez cay czas woa mnie. Gdyby go nie powstrzymali

- Wtedy ja byabym pogrona w aobie zamiast lorda Karstarka - powiedziaa Catelyn. - Twoi ludzie zrobili to, co do nich naleao, Robb. Zginli w obronie swojego suwerena. Moesz ich opakiwa, uhonorowa za waleczno, ale nie teraz. Nie czas na aob. Owszem, odcie mii gow, lecz trzy czwarte jej ciaa pozostao owinite wok zamku mojego ojca. Wygralimy bitw, nie wojn. - Ale jak bitw! - wtrci Theon Greyjoy wyranie podniecony. - Pani, takiego zwycistwa nie pamitaj od czasw Ognistego Pola. Przysigam, na naszego jednego zabitego przypada dziesiciu ludzi Lannisterw. Wzilimy do niewoli prawie setk rycerzy i tuzin lordw chorych. Lorda Westerlinga, lorda Baneforta, ser Gartha Greenfielda, lorda Estrena, ser Tytosa Braxa, Mallora Dorniczyka i trzech Lannisterw, nie liczc Jaimea. Siostrzecy i bratanek samego lorda Tywina, dwaj synowie jego siostry oraz syn jego nieyjcego brata - A lord Tywin? - przerwaa mu Catelyn. - Czy i jego uwizilicie? - Nie - odpar Greyjoy. - Dopki si to nie stanie, daleko do koca wojny. Robb podnis gow i odgarn wosy z oczu. - Matka ma racj. Przed nami Riverrun.

DAENERYS
Muchy kryy dookoa khala Drogo, brzczc skrzydami - ledwo syszalne buczenie, ktre napeniao Dany przeraeniem. Soce stao wysoko i prayo niemiosiernie. Fale gorcego powietrza drgay nad skalistymi krawdziami pagrkw. Cienka struka potu spyna powoli midzy nabrzmiaymi piersiami Dany. Sycha byo tylko miarowe czapanie ich koni, rytmiczne dzwonienie dzwonw we wosach Drogo i odlege gosy z tyu. Dany obserwowaa muchy. Byy wielkie jak pszczoy, grube, czerwonawe, lnice. Dothrakowie nazywali je krwiuchami. yy przewanie na bagnach lub w pobliu stojcej wody, wysysay krew zarwno z koni, jak i ludzi i skaday jaja w ciaach zmarych lub umierajcych. Drogo nienawidzi ich. Gdy tylko jaka pojawia si wok niego, jego rka natychmiast strzelaa w powietrze niczym atakujca mija i zamykaa si wok muchy. Zawsze j chwyta. Potem zaciska do, a kiedy rozwiera palce, wida byo tylko czerwon plam. Teraz jedna z much chodzia po zadzie jego konia, ktry machn szybko ogonem, eby j strci. Pozostae latay wok Drogo, coraz bliej i bliej. Khal nie reagowa. Siedzia ze wzrokiem wpatrzonym gdzie w odlege brzowe wzgrza, trzymajc luno wodze. Pod jego malowan kamizelk figowe licie z niebieskim botem przykryway ran na jego piersi. Opatrzya mu j zielarka. Okad Mirri Maz Duur powodowa swdzenie i pali, dlatego Drogo z przeklestwem na ustach zerwa go sze dni temu. Botnista kataplazma dziaaa bardziej agodzco, a zielarka dawaa mu makowe wino. Przez ostatnie trzy dni duo pi, makowe wino, sfermentowane kobyle mleko albo pieprzowe piwo. Prawie nic nie jad, a w nocy rzuca si i jcza. Dany patrzya teraz na jego wychudzon twarz. Rhaego wierci si w jej brzuchu, wierzga jak ko, ale nawet i to nie interesowao ju Drogo. Kadego ranka, kiedy budzi si z niespokojnego snu, odnajdywaa na jego twarzy nowe zmarszczki blu. Zastanawiao j jego milczenie. Baa si coraz bardziej. Nie powiedzia ani sowa, odkd wyruszyli o wicie. Kiedy mwia co do niego, w odpowiedzi otrzymywaa tylko mruknicie, od poudnia zamilk cakowicie. Jedna z krwiuch usiada na nagim ramieniu khala. Inna wyldowaa na jego szyi i popeza w kierunku jego ust. Khal Drogo koysa si miarowo w siodle, pobrzkujc dzwonkami. Dany cisna boki srebrzystej i podjechaa bliej. - Mj panie - powiedziaa cicho. Drogo. Moje soce-i-gwiazdy.

Jakby jej nie sysza. Mucha przesza pod jego opadajcym wsem i zatrzymaa si na policzku, w zagbieniu obok nosa. - Drogo - wyrzucia z siebie Dany. Wycigna rami niezdarnie i dotkna jego ramienia. Khal Drogo obrci si w siodle, przechyli powoli w bok i spad ciko z konia. Muchy zerway si na chwil, po czym sfruny na jego lece ciao. - Nie! - krzykna Dany i zatrzymaa konia. Nie zwaajc na swj brzuch, zeskoczya na ziemi i podbiega do niego. Trawa pod nim bya brzowa i sucha. Kiedy klkna, Drogo krzykn z blu. Patrzy na ni nieobecnym wzrokiem, a z jego garda wydobywao si nieregularne charczenie. - Mj ko - wymamrota. Dany zgonia muchy z jego piersi, zgniatajc jedn z nich. Czua pod palcami jego rozpalon skr. Bracia krwi khala jechali tu za nimi. Usyszaa krzyk Haggo, kiedy ruszyli szybko w ich stron. Cohollo zeskoczy z konia. - Krew mojej krwi - powiedzia i przyklkn na kolano. Pozostali dwaj nie zsiedli. - Nie - jkn khal Drogo, odpychajc rce Dany. - Musz jecha jecha nie - Spad - powiedzia Haggo. Patrzy z gry na lecego. Jego szeroka twarz pozostawaa obojtna, lecz gos brzmia ciko. - Nie wolno ci tak mwi - zwrcia si do niego Dany. - Dugo ju dzisiaj jechalimy. Zatrzymamy si tutaj. - Tutaj? - Haggo rozejrza si. Ziemia dookoa bya brzowa i wypalona. - Niedobre miejsce na obz. - Kobieta nie daje komendy postoju - powiedzia Qotho - nawet Khaleesi. - Zatrzymamy si tutaj - powtrzya Dany. - Haggo, powiedz im, e khal Drogo zarzdzi postj. Jeli bd pyta dlaczego, powiedz, e mj dzie jest ju bliski i nie mog jecha dalej. Cohollo, sprowad niewolnikw, musz szybko rozbi namiot khala. Qotho - Nie rozkazuj mi, Khaleesi - przerwa jej Qotho. - Znajd Mirri Maz Duur - dokoczya. - Kapanka idzie z innymi Owczarzami w dugiej kolumnie niewolnikw. - Sprowad j tutaj razem z jej skrzynk. Qotho mierzy j kamiennym spojrzeniem. - Maegi. - Splun. - Nie przyprowadz. - Zrobisz to - odpara Dany - albo powiem Drogo, kiedy si obudzi. Z wyrazem wciekoci na twarzy Qotho zawrci konia i pogalopowa. Dany wiedziaa, e wrci z Mirri Maz Duur pomimo swojej niechci do niej. Niewolnicy rozbili namiot khala Drogo pod skalnym wystpem, ktrego cie dawa niewielk ulg przed popoudniowym skwarem. Mimo to kiedy Dany przy pomocy Irri i Doreah wprowadzia go

do jedwabnego wntrza, panowaa tam duchota. Na pododze rozoono grube, wzorzyste dywany, a w ktach poduszki. Eroeh, niemiaa dziewczyna, ktr Dany uratowaa za botnistymi murami Owczarzy, rozpalia ogie. Pooyy Drogo na tkanej macie. - Nie mamrota w jzyku powszechnym. - Nie, nie. - Wydawao si, e nie potrafi wydusi z siebie nic wicej. Doreah rozpia jego pas z medalionw i zdja mu kamizelk i getry, tymczasem Jhiqui przyklkna przy jego nogach i rozwizaa mu sanday do konnej jazdy. Irri chciaa zostawi poy wejcia odsonite, lecz Dany j powstrzymaa. Nie chciaa, by ktokolwiek oglda Drogo w takim stanie, kompletnie zamroczonego i osabionego. Kiedy zjawili si ludzie z jej fchas, kazaa im pozosta na stray przed namiotem. - Nie wpuszczajcie nikogo bez mojego zezwolenia - powiedziaa do Jhoqo. - Nikogo. Eroeh spogldaa lkliwie na lecego Drogo. - On umiera - powiedziaa szeptem. Dany wymierzya jej policzek. - Khal nie moe umrze. Jest ojcem rumaka, ktrzy przemierza wiat. Nigdy nie obci swoich wosw. Nosi w nich dzwonki, ktre da mu jego ojciec. - Khaleesi - odezwaa si Jhiqui - on spad z konia. Ze zami w oczach, rozdygotana, Dany odwrcia si od nich. Spad z konia! Tak byo, widziaa to, podobnie jak bracia krwi i pewnie suce, a take ludzie z jej khas. I kto jeszcze? Wszyscy si o tym dowiedz, a Dany wiedziaa, co to oznacza. Khal, ktry nie moe jecha na wasnym koniu, nie moe te rzdzi, a Drogo spad z konia. - Musimy go wykpa - powiedziaa z uporem. Nie wolno jej podda si rozpaczy. Irri, niech natychmiast przynios wann. Doreah, Eroeh, znajdcie wod, chodn wod. On jest taki rozpalony. - Przypomina ogie zamknity w ludzkiej skrze. Niewolnicy postawili cik, miedzian wann w rogu namiotu. Kiedy Doreah przyniosa pierwszy dzban wody, Dany zmoczya kawaek jedwabiu i przyoya go do czoa Drogo. Otworzy oczy i skierowa na ni nieobecny wzrok. Otworzy usta, lecz wydoby si z niego tylko jk. - Gdzie jest Mirri Maz Duur? - dopytywaa si zniecierpliwiona i przestraszona jednoczenie. - Qotho j znajdzie - powiedziaa Irri. Suce napeniy wann ciepaw wod, ktra cuchna siark, po czym doday do niej pachncego olejku i kilka garci pokruszonych lici mity. Kiedy one przygotowyway kpiel, Dany przyklkna niezdarnie obok swojego ma pana. Pochylona nad swoim ogromnym brzuchem rozplota mu warkocze, tak samo jak uczynia to podczas pierwszej

nocy, kiedy posiad j pod gwiazdami. Odoya ostronie na bok dzwoneczki. Bdzie chcia je zaoy, gdy tylko wyzdrowieje, wmawiaa sobie. Aggo wsun gow do wntrza namiotu, wpuszczajc strumie wieego powietrza. Khaleesi - powiedzia - przyszed Andal i prosi, eby go wpuci. Andalem Dothrakowie nazywali ser Joraha. - Dobrze - powiedziaa i dwigna si na nogi. - Wpu go. - Ufaa rycerzowi. Pomylaa, e on bdzie wiedzia, co robi.. Ser Jorah Mormont wszed nisko pochylony i czeka przez chwil, a jego oczy przyzwyczaj si do pmroku. W upale poudnia podrowa w lunych spodniach z ctkowanego jedwabiu i sandaach z otwartymi palcami wizanymi do kolan. Pochw nosi przywizan do pasa ze skrconego koskiego wosia. Pod bia, wypowia kamizelk wida byo jego nag pier, a skr mia czerwon od soca. - W caym khalasarze wrze powiedzia. - Podobno khal Drogo spad z konia. - Pom mu - zwrcia si do niego Dany bagalnym tonem. - Pom mu, ze wzgldu na mio, jak jak twierdzisz, mnie darzysz. Rycerz klkn obok niej. Najpierw patrzy dugo na Drogo, a potem skierowa wzrok na Dany. - Odpraw suce. Z gardem cinitym strachem Dany daa znak rk. Irri wyprowadzia pozostae dziewczta. Kiedy zostali sami, ser Jorah wycign sztylet. Z zadziwiajc zrcznoci i szybkoci, jak na takiego olbrzyma, zacz zdrapywa z piersi Drogo czarne licie i zaschnit niebiesk glin. Opatrunek zasech mocno, podobnie jak mury miasta Owczarzy, ale rwnie atwo pka. Ser Jorah kruszy noem zaschnit glin z limi, po czym odrywa jej kawaki od ciaa. Z rany popyn sodki zapach zgnilizny, tak intensywny, e Dany prawie zacza si dusi. Licie odchodziy ze skorup krwi i ropy, pozostawiajc czarne, lnice od zepsucia ciao na piersi Drogo. - Nie - wyszeptaa Dany, a po jej policzkach popyny zy. - Nie, prosz, bogowie, wysuchajcie mnie, nie. - Khal Drogo rzuca si, jakby walczy z niewidocznym wrogiem. Z jego otwartej rany popyna wolno gsta krew. - Ksiniczko, twj khal ju jest martwy. - Nie, on nie moe umrze, nie wolno mu umrze, to bya tylko niegrona rana. - Dany uja w swoje mae donie jego ogromn, tward rk i cisna j mocno. - Nie pozwol mu umrze

Ser Jorah umiechn si gorzko. - Khaleesi, czy te Krlowo, nie posiadasz mocy wydawania takich rozkazw. Oszczd sobie ez, dziecko. Bdziesz go opakiwa jutro albo za rok. Teraz nie mamy czasu na smutki. Musimy jecha, i to szybko, zanim on umrze. Dany patrzya na niego zdumiona. - Jecha? Dokd? - Ja bym wybra Asshai. Ley daleko na poudnie, na kocu znanego wiata, a twoi ludzie twierdz, e jest to duy port. Znajdziemy duy statek, ktry zabierze nas z powrotem do Pentos. Nie ud si, to bdzie cika podr. Mylisz, e moesz zaufa ludziom ze swojego khos? Pojad z nami? - Khal Drogo rozkaza im chroni mnie - odpowiedziaa Dany niepewnym gosem ale jeli on umrze - Dotkna brzucha. - Nie rozumiem. Dlaczego mielibymy ucieka? Przecie jestem Khaleesi. Nosz w brzuchu potomka Drogo, ktry zostanie khalem, kiedy Drogo Ser Jorah skrzywi si. - Wysuchaj mnie, ksiniczko. Dothrakowie nie pjd za niemowlakiem. Oni zginaj karki przed si Drogo i przed niczym innym. Kiedy on odejdzie, Jhaqo, Pono i pozostali ko bd walczy o jego miejsce. Zabior ci dziecko, gdy tylko si urodzi, i rzuc je psom na poarcie Dany zakrya domi brzuch. - Dlaczego? - jkna. - Dlaczego mieliby zabija niemowl? - Poniewa jest synem Drogo, a staruchy mwi, e bdzie rumakiem, ktry przemierza wiat. Tak brzmi przepowiednia. Lepiej wic zabi niemowl, ni naraa si na jego gniew, kiedy doronie. Dziecko poruszyo si gwatownie w jej brzuchu, jakby suchao ich rozmowy. Dany przypomniaa sobie sowa Yiserysa, ktry opowiada jej, co psy Uzurpatora zrobiy z dziemi Rhaegara. Jego syn take by wtedy niemowlakiem, a mimo to zabrali go od piersi matki i roztrzaskali gow o cian. Tak postpowali mczyni. - Nie wolno im skrzywdzi jego syna! - zawoaa. - Ka mojemu khas, eby go chronili, a bracia krwi Drogo Ser Jorah pooy donie na jej ramionach. - Zabior ci do Vaes Dothrak, gdzie mieszkaj staruchy, to ich ostatni obowizek wobec niego a potem pod za Drogo do krainy nocy. Dany nie chciaa wraca do Vaes Dothrak i spdzi reszty ycia wrd tych okropnych staruch, wiedziaa jednak, e rycerz mwi prawd. Drogo by czym wicej ni jej socem i gwiazdami, by jej tarcz. - Nie opuszcz go - odpara z determinacj. Znowu wzia go za rk - Nie opuszcz go - powtrzya sabym gosem.

Ktem oka zobaczya jakie poruszenie przy wejciu. Do namiotu wesza Mirri Maz Duur i pokonia si nisko. Po wielodniowym marszu za khalasar kulaa, stopy miaa pokrwawione i pokryte pcherzami, a oczy podkrone. Za kapank pojawili si Qotho i Haggo z jej skrzyni. Kiedy bracia krwi zobaczyli ran Drogo, Haggo wypuci z rki skrzyni, ktra upada z hukiem na ziemi, Qotho za zakl najgorszym z przeklestw, od ktrego cina si samo powietrze. Mirri Maz Duur patrzya na Drogo z kamienn twarz. - Rana zaognia si. - To przez ciebie, maegi - powiedzia Qotho. Haggo zacisn do w pi i uderzy Mirri w twarz, a upada na ziemi. Potem kopn j. - Przesta! - krzykna Dany. Qotho odcign Haggo. - Dla takiej jak ona kopniak to za dua aska. Zabierz j przed namiot. Przy wiemy j do koka i niech j ujeda kady, kto bdzie przechodzi. Potem psy sobie na niej uyj, asice wyszarpi jej wntrznoci, a kruki wydziobi oczy. Muchy znad rzeki zo jaja w jej onie i bd pi rop z jej gnijcych piersi - Zacisn elazne palce na jej mikkim ramieniu i postawi j na nogi. - Nie - powiedziaa Dany. - Nie pozwol jej skrzywdzi. Qotho wyszczerzy pokrzywione, poke zby w szyderczym umiechu. - Nie? Ty mi mwisz nie? Mdl si lepiej, ebymy i ciebie nie przywizali do koka. To te twoja wina. Ser Jorah stan midzy nimi, wysuwajc nieco miecz z pochwy. - Bracie krwi, powstrzymaj swj jzyk. Ksiniczka wci jest twoj Khaleesi. - Tak dugo, jak dugo bdzie y krew mojej krwi - odpowiedzia Qotho. - Kiedy on umrze, ona bdzie niczym. Dany poczua ucisk w odku. - Zanim zostaam Khaleesi, byam ju potomkiem smokw. Ser Jorahu, wezwij mj khas. - Nie - powiedzia Qotho. - Sami pjdziemy. - Do zobaczenia Khaleesi. - Haggo wyszed za nim z namiotu. - Nie moesz spodziewa si od niego niczego dobrego, ksiniczko - powiedzia Mormoni. - Zgodnie z tradycj Dothrakw mczyzna i jego bracia krwi yj jednym yciem, a Qotho czuje, e ono dobiega koca. Martwy nie zna strachu. - Nikt jeszcze nie umar - powiedziaa Dany. - Ser Jorahu, zdaje si, e bd potrzebowaa twojego miecza. Lepiej za swoj zbroj. - Baa si o wiele bardziej, ni potrafia si do tego przyzna, nawet przed sam sob. Rycerz skoni gow. - Jak kaesz - odpar i wyszed z namiotu.

Dany odwrcia si do Mirri Maz Duur. Kobieta patrzya na ni przestraszonym wzrokiem. - Jeszcze raz mnie uratowaa. - A teraz ty musisz uratowa jego - powiedziaa Dany - Prosz - Nikt nie prosi niewolnicy - przerwaa jej stanowczo Mirri. - Im si rozkazuje. Podesza do Drogo i przyjrzaa si uwanie jego ranie. - Proby czy rozkazy, nie ma znaczenia. Tu ju nie pomog umiejtnoci uzdrowicielki. - Khal lea z zamknitymi oczyma. Uniosa palcami powiek jego oka. - Koi bl makowym mlekiem? - Tak - przyznaa Dany. - Przyrzdziam mu ognisty strk i nieparzystk, ktre owinam w owcz skr. - Mwi, e go pali. Potem zerwa. Zielarki przygotoway mu inny okad, mokry i kojcy. - C, ogie posiada ogromn moc oczyszczajc. Wiedz o tym nawet wasi ludzie bez wosw. - Przyrzd mu co innego - bagaa Dany. - Tym razem dopilnuj, eby to nosi. - Za pno na takie rzeczy, pani - powiedziaa Mirri. - Teraz mog jedynie uly mu na ciemnej drodze, eby bezbolenie dojecha do krainy nocy. Odejdzie przez witem. Dany poczua, jakby kto uku j noem w pier. Co ona takiego zrobia, e bogowie stali si wobec niej tacy okrutni? Znalaza wreszcie bezpieczne miejsce, zakosztowaa mioci i nadziei. Wreszcie jechaa do domu. I teraz miaaby to wszystko utraci - Nie - bagaa. Uratuj go, a dam ci wolno, przyrzekam. Musisz zna jaki sposb jakie czary Mirri Maz Duur przysiada na pitach i wpatrywaa si w Dany swoimi czarnymi jak noc oczyma. - Istnieje pewne zaklcie. - Powiedziaa to cicho, nieomal szeptem. - Ale to bardzo mroczne zaklcie, pani. Niektrzy powiedzieliby, e mier jest janiejsza. Nauczyam si go w Asshai i drogo za nie zapaciam. Moim nauczycielem by mag krwi z Krainy Cieni. Dany poczua dreszcz na caym ciele. - A wic ty naprawd jeste maegi - Czyby? - Mirri Maz Duur umiechna si. - Twojego jedca moe uratowa tylko maegi, Srebrna Pani. - Nie ma innego sposobu? - Nie ma. Khal Drogo jkn, a jego ciaem wstrzsn dreszcz. - Zrb to - wykrztusia Dany. Nie wolno jej si ba, w jej yach pynie krew smokw. - Uratuj go. - Cena jest wysoka - ostrzega j kapanka. - Dostaniesz zoto, konie, wszystko co zechcesz.

- Nie chodzi o zoto czy konie. Mwimy o magii krwi, pani. Za ycie mona zapaci tylko mierci. - mierci? - Dany zasonia brzuch rkoma, koyszc si na pitach. - Moja mierci? - Powiedziaa sobie, e gotowa jest umrze dla niego, jeli bdzie trzeba. Jest potomkiem smoka i nie wolno jej si ba. Jej brat, Rhaegar, umar dla kobiety, ktr kocha. - Nie - uspokoia j Mirri Maz Duur. - Nie twoj mierci, Khaleesi. Dany odetchna z ulg. - Zrb to. Maegi skina gow z powag. - Bdzie, jak kaesz. Wezwij suce. Khal Drogo wzdrygn si lekko, kiedy Rakharo i Quaro opucili go powoli do wanny. - Nie - wyszepta. - Nie. Musz jecha. - Kiedy zanurzy si w wodzie, wydawao si, e opuciy go resztki si. - Przyprowadcie jego konia - rozkazaa Mirri Maz Duur i tak si stao. Jhogo wprowadzi do namiotu ogromnego rumaka. Wyczuwszy zapach mierci, ko prbowa stan dba, ra i wywraca oczyma. Potrzeba byo a trzech ludzi, eby utrzyma go w miejscu. - Co chcesz zrobi? - spytaa Dany. - Potrzebujemy krwi - odpara Mirri. - Tak trzeba. Jhogo zrobi krok do tyu z doni na swoim arakhu. Mia dopiero szesnacie lat, mody, gitki jak bicz, skory do miechu, nieustraszony, z cieniem pierwszego wsa nad grn warg. Upad na kolana. - Khaleesi - przemwi bagalnym tonem. - Nie wolno ci tego zrobi. Pozwl mi j zabi. - Zabijajc maegi, zabijesz swojego khala - powiedziaa Dany. - To jest magia krwi - odpowiedzia jej. - Nie wolno jej uywa. - Ja jestem Khaleesi i ja mwi, e wolno. W Vaes Dothrak khal Drogo zabi rumaka, a ja zjadam jego serce, eby da siy i odwag naszemu synowi. Teraz bdzie to samo. To samo. - Ko kopa i zapiera si, kiedy Rakharo, Quaro i Aggo podprowadzili go do samej wanny, w ktrej unosi si khal; wyglda, jakby ju nie y, z jego rany sczya si ropa i krew. Mirri Maz Duur zacza intonowa sowa w jzyku, ktrego Dany nigdy dotd nie syszaa, a w jej doni bysn n. Dany nie zauwaya, skd go wzia. By stary, wykuty z rudego brzu, w ksztacie licia, z ostrzem pokrytym starymi znakami. Maegi przebia szyj konia, ktry zara przeraliwie i wstrzsn si, kiedy chlusn z niego strumie krwi. Przewrciby si, gdyby nie trzymali go ludzie z jej khas. - Niech moc tego rumaka przejdzie na jedca - zaintonowaa Mirri, kiedy strumie koskiej krwi zawirowa w wannie. - Mocy zwierzcia, przejd w czowieka.

Jhogo wyglda na przeraonego; musia podtrzymywa martwe zwierz, ktrego ba si dotyka, a z drugiej strony ba si go puci. To tylko ko, pomylaa Dany. Jeli moe okupi ycie Drogo mierci konia, to gotowa jest zapaci tysickrotn cen. Kiedy opucili konia na ziemi, wntrze wanny zaciemnio si od krwi, tak e wida byo tylko jego twarz. Mirri Maz Duur nie potrzebowaa martwego konia. - Spalcie go rozkazaa Dany. Wiedziaa, e tak postpuj. Kiedy umiera jedziec, zabijano jego konia i kadziono go pod stosem caopalnym, aby zawiz jedca do krainy nocy. Ludzie z jej khas wycignli ciao konia z namiotu. Krew zaznaczya cae jego wntrze, na cianach widniay czerwone plamy, a dywany byy mokre i czarne. Rozpalono ogie w koszach. Mirri wrzucaa do nich czerwony proszek. Z pomieni bucha dym o przenikliwym zapachu, do przyjemny, lecz Eroeh ucieka z paczem, a Dany czua coraz wikszy strach. Jednake zasza za daleko, eby si cofa. Odesaa suce. - Id z nimi, Srebrna Damo - powiedziaa do niej Mirri Maz Duur. - Zostan - odpara Dany. - On posiad mnie pod gwiazdami i da ycie dziecku, ktre nosz. Nie zostawi go. - Musisz to zrobi. Kiedy zaczn piewa, nikomu nie bdzie wolno wchodzi do namiotu. Moja pie obudzi stare i mroczne moce. Tej nocy zatacz tutaj zmarli. yjcym nie wolno na nich patrze. Dany opucia gow z rezygnacj. - Nikt nie wejdzie.: - Pochylia si nad wann, nad Drogo skpanym we krwi i pocaowaa go w czoo. - Sprowad go do mnie z powrotem powiedziaa szeptem, zanim opucia namiot. Na zewntrz soce zeszo ju nisko nad horyzont, a niebo zasnuo si sin czerwieni. Khalasar rozbili obz. Jak okiem sign, wida byo maty i namioty. Wia gorcy wiatr. Jhogo i Aggo kopali d, w ktrym mieli spali zabitego konia. Dookoa namiotu Dany zebra si tum; wpatrywali si w ni kamiennym spojrzeniem swoich czarnych oczu, z twarzami nieruchomymi niczym miedziane maski. Dostrzega ser Joraha Mormonta - cay w skrze i kolczudze poci si obficie. Przepchn si midzy Dothrakami i stan u boku Dany. Zblad, ujrzawszy purpurowe lady, jakie zostawiy jej stopy. - Co ty zrobia, gupia? - zapyta przez zacinite usta. - Musiaam go uratowa. - Moglimy uciec - powiedzia. - Zawizbym ci bezpiecznie do Asshai, ksiniczko. Nie trzeba byo - Naprawd jestem twoja ksiniczk? - spytaa go. - Wiesz, e tak jest. Niech bogowie maj nas w opiece.

- A zatem pom mi teraz. Ser Jorah skrzywi si. - Gdybym tylko wiedzia jak. Na dwik wysokiego zawodzenia Mirri Maz Duur Dany poczua dreszcz na plecach. Niektrzy spord Dothrakw zaczli szepta midzy sob i cofnli si. Namiot pulsowa blaskiem rozpalonych w jego wntrzu ogni. Przez splamione krwi jedwabne ciany dostrzega poruszajce si cienie. Mirri Maz Duur taczya i nie bya sama. Dany dostrzega surowy strach na twarzach Dothrakw. - Nie wolno - zagrzmia Qotho. Nie zauwaya, kiedy wrci. Byli z nim Haggo i Cohollo. Przyprowadzili ze sob mczyzn bez wosw, eunuchw, ktrzy leczyli za pomoc noa, igie i ognia. - Tak bdzie - odpara Dany. - Maegi - warkn Haggo, stary Cohollo za - Cohollo, ktry zwiza swoje ycie z yciem Drogo od dnia jego urodzin, Cohollo, ktry zawsze by dla niej miy - splun jej prosto w twarz. - Umrzesz, maegi - powiedzia Qotho - ale najpierw musi umrze ten drugi. Wycign swj arakh i ruszy w stron namiotu. - Nie - krzykna - nie wolno ci. - Chwycia go za rami, lecz on j odepchn. Dany upada na ziemi, krzyujc ramiona na brzuchu, by uchroni dziecko. - Powstrzymajcie go rozkazaa ludziom z khas. - Zabijcie go. Po obu stronach wejcia do namiotu stali Rakharo i Quaro. Ten drugi zrobi krok do przodu, sigajc po swj bat, lecz Qotho uskoczy zwinnie niczym tancerz - jego zakrzywiony arakh pomkn w gr. Dosign Quaro nisko pod ramieniem, lnice ostrze przebio si przez skrzane ubranie, potem przez skr, misie i ebro. Mody jedziec zatoczy si do tyu, a z jego rany trysna fontanna krwi. Qotho wyszarpn swj arakh. - Koski lordzie - zawoa ser Jorah Mormoni. - Zmierz si ze mn. - Z pochwy wysun dugi miecz. Qotho odwrci si na picie i zakl. Jego arakh popyn szybko, rozpryskujc krew Quaro w drobniutk mgiek podobn do deszczu, ktry pada w upalny dzie. Dugi miecz zatrzyma go w odlegoci stopy od twarzy ser Joraha. Przez chwil oba miecze dray w miejscu, a Qotho wy z wciekoci. Rycerz zaoy kolczug, a take rkawice, nagolenniki z karbowanej stali i naszyjnik na gardo, nie ubra jednak hemu. Qotho odskoczy do tyu, a jego arakh zawirowa mu nad gow z zawrotn szybkoci niczym byskawica, kiedy rycerz zaatakowa. Potem ser Jorah odparowywa ciosy,

najlepiej jak umia, lecz kolejne cicia nastpoway po sobie tak szybko, e Dany pomylaa, i Qotho ma cztery arakhy i tyle samo ramion. Syszaa chrzst miecza wgryzajcego si w kolczug, widziaa iskry, kiedy dugie, zakrzywione ostrze zelizgiwao si po stalowej rkawicy. Nagle Mormoni zachwia si do tyu, a Qotho skoczy do przodu. Lewa strona twarzy rycerza spywaa krwi; kula te od rany na biodrze widocznej poprzez przecit kolczug. Qotho krzycza gono, prowokujc go, nazywa go tchrzem, oseskiem i eunuchem w elaznym ubraniu. - Umrzesz! - grozi, byskajc arakhem w wietle zachodzcego soca. Syn w brzuchu Dany kopn gwatownie. Zakrzywione ostrze przemkno obok prostego i wgryzo si gboko w biodro rycerza, w miejscu gdzie wczeniej przecio kolczug. Mormoni jkn i zachwia si. Dany poczua przenikliwy bl w brzuchu i wilgo na udach. Qotho wyda zwyciski okrzyk, lecz jego arakh trafi na ko i utkn w niej na jedno bicie serca. Tyle wystarczyo. Ser Jorah opuci swj dugi miecz z ca si, jaka mu jeszcze zostaa, przez ciao. Przedrami Qotho zawiso luno, koyszc si na cienkiej nitce skry i cigna. Nastpne cicie rycerza dosigo ucha, byo tak gwatowne, e wydawao si, i twarz Qotho eksplodowaa. Dothrakowie krzyczeli przeraliwie, Mirri Maz Duur zawodzia we wntrzu namiotu, umierajcy Quaro baga o wod. Dany woaa o pomoc, lecz nikt jej nie sysza. Rakharo walczy z Haggo. Taniec arakhw zakoczy trzask bicza Jhogo, gony jak grzmot pioruna. Jego koniec owin si wok garda Hagga. Wystarczyo jedno pocignicie, by brat krwi przewrci si, gubic miecz. Rakharo skoczy do przodu, wyjc, i opuci miecz na gow Hagga. Jego koniec przeci j midzy oczyma, ktre zadray czerwone. Kto rzuci kamieniem; dopiero po chwili Dany zorientowaa si, e jej rami krwawi. - Nie - pakaa. Nie, prosz, przestacie, to za wysoka cena, za wysoka. - Posypay si kolejne kamienie. Zacza posuwa si w kierunku namiotu, lecz Cohollo j powstrzyma. Chwyci mocno za wosy i odchyliwszy jej gow, przyoy n do garda. - Moje dziecko - krzykna, i moe bogowie j usyszeli, bo w nastpnej chwili Cohollo ju nie y. Strzaa Aggo przebia jego puca i serce. Kiedy wreszcie Dany znalaza tyle siy, eby podnie gow, zobaczya, e Dothrakowie rozchodz si w milczeniu do swoich namiotw i na swoje maty. Niektrzy siodali konie i odjedali. Soce zdyo ju zaj. Na terenie caego khalasar pony ogniska, ich ogromne pomienie trzaskay wciekle, plujc w niebo popioami. Dany sprbowaa wsta, lecz spazm

blu pochwyci j niczym ogromna pi. Czua, e z trudem oddycha. Zawodzenie Mirri Maz Duur brzmiao teraz jak pie pogrzebowa. We wntrzu namiotu wiroway cienie. Poczua czyje rami i zobaczya, e podnosi j ser Jorah. Twarz mia lepk od krwi i odcite p ucha. Jej ciao wio si w jego ramionach wstrzsane falami blu. Syszaa, jak przywouje suce. Czy oni wszyscy si tak boj? Znaa odpowied. Jeszcze jedna fala blu. Dany zdusia krzyk. Jakby jej syn trzyma n w kadej doni i torowa sobie nimi drog. Doreah, a niech ci! - rycza ser Jorah. - Chod tutaj. Sprowad kobiety. - Nie przyjd. Mwi, e ona jest przeklta. - Przyjd albo strac gowy. Doreah zaniosa si paczem. - One ucieky, panie. - Maegi. - Usyszaa czyj gos. Czy to Aggo? - Zaniecie j do maegi. Nie, chciaa powiedzie Dany, nie, tylko nie to, nie wolno, lecz kiedy otworzya usta, z jej garda wydoby si tylko dugi, bolesny okrzyk, a po jej ciele spyn pot. Co z nimi, czy oni nie widz? Cienie w namiocie wci kryy wok ognia i wanny penej krwi; ciemne na tle jedwabnych cian, nie wszystkie przypominay ludzkie postacie. Przez chwil widziaa cie ogromnego wilka, a inny, jaka ludzka posta, wi si w pomieniach. - Owczarka zna tajemnic ka narodzin - powiedziaa Irri. - Tak mwia, syszaam. - Tak - przyznaa Doreah. - Ja te syszaam. Nie, krzykna, a moe jej si tylko wydawao, e to zrobia, poniewa z jej ust nie wyszed nawet najcichszy szept. Czua, e kto j niesie. Otworzya oczy i ujrzaa niebo, paskie, czarne i ponure, pozbawione blasku gwiazd. Nie, prosz. piew Mirri Maz Duur wzmg si, a jej gos wypeni cay wiat. - Postacie! - krzykna. Tancerze! Ser Jorah wnis j do namiotu.

ARYA
Zapach gorcego chleba, ktry unosi si ze sklepw ulicy Mcznej, wydawa jej si sodszy od wszystkich perfum, ktre dotd wchaa. Arya wcigna gboko powietrze i przysuna si do gobia. By tusty, w brzowe plamki, zajty dziobaniem okrucha, ktry wpad midzy kamienie, lecz kiedy dotkn go jej cie, wzbi si szybko w powietrze. Jej kij wisn i dopad ptaka dwie stopy nad ziemi. Gob opad na ziemi, trzepocc skrzydami. Skoczya na niego i chwycia za skrzydo. Dziobn j w rk, a ona zapaa go za szyj i skrcia, a poczua trzask koci. W porwnaniu z apaniem kotw, polowanie na gobie wydawao si atwe. Przechodzcy ulic septon popatrzy na ni zaciekawiony. - To najlepsze miejsce na zapanie gobia - powiedziaa Arya, po czym otrzepaa si i podniosa swj drewniany miecz. Przylatuj tutaj po okruchy. - Odszed szybko. Przywizaa ptaka do paska i ruszya w d ulicy. Jaki mczyzna pcha dwukoowy wzek peen plackw z owocami; w strumieniu zapachw rozpoznaa borwki, cytryny i morele. Jej odek zaprotestowa gono. - Mog dosta jeden? - Usyszaa swj gos. Cytrynowy albo Mczyzna zmierzy j wzrokiem od stp do gw. Najwyraniej nie podobao mu si to, co zobaczy. - Trzy miedziaki. Arya stukna drewnianym mieczem o but. - Dam ci za niego gobia - powiedziaa. - Niech Inni wezw twojego gobia - odpowiedzia mczyzna. Placki byy jeszcze ciepe. Czua napywajc do ust lin, ale nie miaa nawet jednego miedziaka, a co tu mwi trzech. Przyjrzaa si mczynie; pamitaa, co Syrio mwi jej na temat patrzenia. By niski, z lekko wystajcym brzuchem, a poruszajc si, przenosi ciar ciaa bardziej na lew nog. Zdya pomyle, e mogaby sprbowa porwa jeden z plackw, a mczyzna z pewnoci by jej nie zapa, kiedy usyszaa jego gos: - Trzymaj swoje brudne apy z dala od mojego wzka. Zote paszcze wiedz, co robi z takimi zodziejskimi szczurami. Arya obejrzaa si za siebie. U wejcia do alei stao dwch onierzy ze Stray Miejskiej. Ich weniane, farbowane na zoty kolor paszcze sigay prawie do ziemi, ich buty, kolczugi i rkawice byy czarne. Jeden z nich mia u boku dugi miecz, drugi elazn maczug. Zerkajc tsknie na wzek peen plackw, Arya szybko odesza. Stranicy nie zwracali na ni specjalnej uwagi, lecz na sam ich widok poczua ucisk w odku. Chocia dotd trzymaa si jak najdalej od zamku, i tak widziaa z daleka gnijce gowy zatknite na

czerwonych murach. Nad kad z nich kotowao si stado wron, ktre z daleka przypominay tuste muchy. W dzielnicy zwanej Zapchlonym Tykiem mwiono, e zote paszcze zbratay si z Lannisterami, a ich dowdca otrzyma tytu lorda wraz z ziemiami nad Tridentem i miejscem w radzie krlewskiej. Syszaa te inne wieci, straszne i nieprawdopodobne. Niektrzy opowiadali, e jej ojciec zamordowa krla Roberta, a sam zosta zabity przez lorda Renlyego. Jedni twierdzili, e to Renly zabi Krla w czasie pijackiej sprzeczki midzy brami. Inaczej nie uciekaby w nocy jak jaki zodziej. Inni uwaali, e Krla zabi dzik na polowaniu, e Krl umar, jedzc dzika - podobno tak si napcha, e pk przy stole. Owszem, Krl umar przy stole, ale zosta otruty przez Yarysa Pajka. Przeciwnie, to Krlowa go otrua. Nie, umar na syfa. Nie, zakrztusi si rybi oci. Tylko w jednym zgadzay si wszystkie wersje: krl Robert nie y. Przez cay dzie i ca noc dzwoniy dzwony siedmiu wie Wielkiego Septa Baelora; grzmot ich spiowej aoby nis si ponad miastem. Pomocnik garbarza powiedzia Aryi, e te dzwony odzywaj si tylko po mierci krla. Arya pragna jedynie wrci do domu, lecz ucieczka z Krlewskiej Przystani okazaa si trudniejsza, ni przypuszczaa. Wszyscy mwili o wojnie, a na murach byo tyle zotych paszczy, ile pche na hm, na jej ciele. Od jakiego czasu spaa w Zapchlonym Tyku, na dachach domw, w stajniach, gdzie tylko znalaza jaki kt, i szybko przekonaa si, e dzielnica ta otrzymaa waciw nazw. Po ucieczce z Czerwonej Twierdzy kadego dnia odwiedzaa ktr z siedmiu bram miasta. Smocza Brama, Lwia i Stara Brama byy zamknite. Gliniana Brama i Brama Bogw pozostay otwarte, lecz wpuszczano przez nie tylko wjedajcych do miasta. Ci, ktrym wolno byo wyjecha, mogli opuci miasto przez Krlewsk Bram albo przez elazn; niestety, strzegy ich pilnie posterunki onierzy Lannisterw w szkaratnych paszczach i hemach z lwami. Arya obserwowaa ich z dachu karczmy w ssiedztwie Krlewskiej Bramy, jak przeszukiwali fury i powozy, kazali konnym otwiera torby przy siodach i wypytywali kadego pieszego. Mylaa o tym, eby przepyn rzek, ale Czarny Nurt by szeroki i gboki i wszyscy zgodnie twierdzili, e jego nurt jest bardzo zdradziecki. Nie miaa pienidzy, eby zapaci za prom albo miejsce na statku. Ojciec pan nauczy j, eby nigdy nie krada. Wci o tym pamitaa, tylko coraz trudniej byo jej sobie przypomnie, dlaczego nie wolno tego robi. Odkd nauczya si apa

ptaki, nie godowaa zbytnio, ale po pewnym czasie na widok gobia robio jej si niedobrze. Zanim trafia do Zapchlonego Tyka, kilka z nich zjada na surowo. Na ulicach dzielnicy znajdowao si wiele sklepw garncarskich, przed ktrymi nieustannie wystawiano ogromne gary pene gulaszu i zawsze mona byo dosta za poow ptaka pitk wczorajszego chleba i mich gulachu; podpiekli nawet drug poow na ogniu o ile obraa gobia z pir. Arya oddaaby wszystko za kubek mleka i cytrynowe ciasteczko, ale gulasz nie by taki zy. By zwykle zagszczony kasz z kawakami marchewki, cebuli i rzepy, czasem nawet z jabkiem, a po jego powierzchni zawsze pywaa powoka tuszczu. Kiedy go jada, staraa si nie myle o misie. Raz trafi si jej kawaek ryby. Jedyny kopot polega na tym, e sklepy nigdy nie byy puste; zawsze czua na sobie spojrzenia innych, eby nie wiem jak szybko pochaniaa swoje jedzenie. Niektrzy przygldali si jej butom albo paszczowi; dobrze wiedziaa, o czym myl. Spojrzenia innych, czua to nieomal, wpezay pod jej ubranie; nie wiedziaa dlaczego, co przeraao j jeszcze bardziej. Kilkakrotnie ledzili j, a potem gonili, lecz jak dotd nikomu nie udao si jej zapa. Ju w czasie pierwszej nocy poza murami zamku skradziono jej srebrn bransoletk, ktr zamierzaa sprzeda, a take toboek z ubraniami; ukradziono je w spalonym domu przy alei wiskiej, gdzie spaa. Zosta jej tylko paszcz, w ktry bya zawinita, skrzany kaftan, drewniany miecz i Iga. Pewnie i ona by znikna, gdyby nie to, e spaa na niej - bya warta wicej ni caa reszta. Od tamtej pory Arya chodzia zawsze w paszczu zarzuconym na rami, eby ukry miecz na biodrze. W lewej doni nosia drewniany miecz, zawsze trzymaa go na widoku, tak by odstraszy zodziei, chocia w okolicy krcili si tacy, ktrych nie odstraszyby nawet widok berdysza. Dlatego szybko stracia apetyt na gobia i czerstwy chleb. Wolaa i spa godna, ni naraa si na spojrzenia. Kiedy znajdzie si za murami miasta, nazbiera jagd albo ukradnie jabek czy wini z sadu. Widziaa je w czasie podry na poudnie krlewskim traktem. Bdzie te moga wykopa jakie korzonki w lesie albo sprbuje zapolowa na krlika. W miecie pozostay do apania tylko szczury, koty i wychudzone psy. Syszaa, e waciciele straganw dawali gar miedziakw za miot szczeniakw - nie chciaa nawet myle dlaczego. Poniej ulicy Mcznej cign si labirynt krtych alei i uliczek. Arya przemykaa wrd tumu, starajc si zachowa odpowiedni odlego od zotych paszczy. Nauczya si trzyma rodka ulicy. Czasem musiaa uskakiwa przed przejedajcym wozem czy jedcem, ale idc rodkiem, widziaa zbliajcych si stranikw. Ludzie apali j za

konierz, kiedy sza pod murem, lecz w niektrych alejkach niemal ocieraa si o ciany domw, ktre pochylay si ku sobie. Mina j banda rozkrzyczanych dzieci gonicych toczc si obrcz. Arya popatrzya na nich z niechci, poniewa przypomniaa sobie czasy, kiedy bawia si tak samo z Branem, Jonem i malutkim Rickonem. Zastanawiaa si, jak duy jest teraz Rickon i czy Bran jest smutny. Oddaaby wszystko, eby by z ni Jon, eby nazwa j siostrzyczk i potarmosi za wosy. Ogldajc swoje odbicie w kauach, dosza do wniosku, e nie widziaa jeszcze rwnie mocno potarganych wosw. Prbowaa rozmawia z dziemi, ktre spotykaa na ulicy, liczc na to, e zaprzyjani si z ktrym na tyle, e da jej jakie wygodne miejsce do spania, ale chyba nie tak si odzywaa. Te mniejsze spoglday tylko na ni przestraszone i uciekay, kiedy prbowaa podej bliej. Ich starsi bracia i siostry zadawali Aryi pytania, na ktre nie potrafia odpowiedzie, przezywali j i prbowali okra. Poprzedniego dnia chuda, bosonoga dziewczyna, o wiele starsza od Aryi, przewrcia j i prbowaa cign buty z jej ng. Pucia j i odesza z paczem, krwawic, dopiero kiedy otrzymaa uderzenie w ucho drewnianym mieczem. Kiedy schodzia zboczem do Zapchlonego Tyka, nad jej gow zakoowaa mewa. Arya zerkna na ni, lecz uznaa, e ptak znajduje si poza zasigiem jej kija. Pomylaa o morzu. Moe powinna sprbowa tej drogi. Stara Niania opowiadaa im historie chopcw, ktrzy schowani na handlowych galerach wyruszali na poszukiwanie przygd. Moe i ona powinna zrobi to samo. Postanowia odwiedzi rzeczny port. I tak znajdowa si po drodze do Glinianej Bramy, ktrej jeszcze nie sprawdzia. Kiedy przybya na nabrzee, panowa tam dziwny spokj. Po rybim targu przechadzao si dwch stranikw, ktrzy nie zwracali na ni specjalnej uwagi. Poowa straganw bya pusta, a w dokach stao mniej statkw, ni si spodziewaa. W oddali na wodach Czarnego Nurtu pyny w szyku trzy krlewskie wojenne galery, ich zociste dzioby pruy wod w rytm unoszcych si i opadajcych wiose.. Arya obserwowaa je przez chwil, po czym ruszya wzdu rzeki. Jej serce zatrzymao si na moment, kiedy ujrzaa przy trzeciej przystani stranikw w szarych paszczach oblamowanych bia satyn. Na widok barw Winterfell zy napyny jej do oczu. Za nimi koysaa si na wodzie trjrzdowa galera kupiecka. Nie potrafia odczyta nazwy wymalowanej na kadubie odzi, sowa wyglday dziwnie, naleay pewnie do jzyka Myr, Braavos albo byy jeszcze starsze, moe starovalyriaskie. Arya chwycia za rkaw przechodzcego robotnika portowego. - Przepraszam - powiedziaa - co to za statek?

- To Wichrowa Wiedma z Myr - odpowiedzia jej. - Wci tu stoi - bkna Arya. Mczyzna obrzuci j dziwnym spojrzeniem, wzruszy ramionami i odszed. Arya pobiega do przystani. To wanie Wichrowa Wiedma miaa zabra j do domu wci czeka! A ona sdzia, e statek dawno odpyn. Dwch ze stranikw grao w koci, trzeci za chodzi tam i z powrotem z doni na kuli rkojeci miecza. Nie chcc pokazywa ez, zatrzymaa si, eby otrze oczy. Jej oczy, dlaczego Patrz oczyma, usyszaa szept Syria. Arya spojrzaa uwanie. Znaa wszystkich ludzi ojca. Trzej onierze w szarych paszczach byli obcy. - Ty - zawoa ten, ktry peni wart. - Czego tu szukasz, chopcze? Jego towarzysze podnieli wzrok znad koci. Arya wiedziaa, e jeli zacznie ucieka, pobiegn za ni. Zmusia si, by podej bliej. Szukali dziewczyny, a on myla, e ona jest chopcem. A zatem niech bdzie chopcem. - Chcesz kupi gobia? - Pokazaa mu martwego ptaka. - Wyno si std - powiedzia stranik. Arya posuchaa go i nie musiaa nawet udawa, e jest przestraszona. Stranicy wrcili do swoich koci. Nie potrafia powiedzie, jak wrcia do Zapchlonego Tyka, lecz dyszaa ciko, kiedy dotara wreszcie do krtych uliczek bez chodnikw midzy wzgrzami. Zapchlony Tyek mia swoj specyficzn wo; by to smrd chleww, stajni i garbarni przemieszany z kwanym zapachem podych wyszynkw i tanich burdeli. Arya sza wolno mierdzcym labiryntem. W tej samej chwili, kiedy poczua zapach bulgoccego gulaszu pyncy z otwartych drzwi, zorientowaa si, e nie ma gobia; musia jej si wysun zza pasa albo kto go ukrad. Przez chwil miaa ochot si rozpaka. eby znale rwnie tustego, musiaaby wrci na ulic Mczn. W drugim kocu miasta rozlego si bicie dzwonw. Arya spojrzaa w gr, zastanawiajc si, co to moe znaczy. - Co tam znowu? - zawoa grubas ze sklepu garncarza. - Bogowie litociwi, znowu dzwony - jkna stara kobieta. Na drugim pitrze otworzyo si okno i ukazaa si w nim rudowosa dziwka w skpej jedwabnej sukience. - Czy teraz umar may Krl? - zawoaa, wychylajc si na zewntrz. - Ach, tak ju z nimi jest, nigdy nie yj za dugo. - Rozemiaa si, kiedy nagi mczyzna obj j z tyu i gryzc w szyj, zapa za jej cikie biae piersi, ktre wylay si spod jej koszuli.

- Gupia dziwka - krzykn grubas z dou. - Nie umar aden krl. Dzwoni tylko jedna wiea, wzywaj wszystkich. Kiedy umiera krl, dzwoni wszystkie dzwony. - No, przesta mnie gry albo zadzwoni twoim dzwonem - powiedziaa kobieta w oknie do mczyzny za ni i odepchna go okciem. - No to kto umar, jeli nie Krl? - Wzywaj wszystkich - powtrzy grubas. Dwch chopcw mniej wicej w wieku Aryi przebiego szybko, rozpryskujc wod w kauy. Starucha przekla ich, ale chopcy nawet nie zwolnili. Inni take szli szybko w gr ulicy. Arya pobiega za wolniejszym z chopcw. - Dokd idziecie? - zapytaa, kiedy znalaza si tu za nim. - Co si dzieje? Zerkn na ni przez ramie, nie zwalniajc. - Zote paszcze wioz go do septa. - Kogo? - zapytaa. - Namiestnika! Buu mwi, e obetn mu gow. Przejedajcy wz zostawi za sob gbokie koleiny. Chopak wskoczy szybko, lecz Arya nie miaa tyle szczcia. Potkna si i upada na twarz; rozbia kolano o kamie i obtara mocno palce, kiedy uderzya domi o tward ziemi. Iga zapltaa si jej midzy nogami. Podniosa si, pochlipujc. Kciuk jej lewej rki by cay we krwi. Kiedy podniosa palce, eby go possa, zobaczya, e zdara sobie poow paznokcia. Czua w doniach pulsujcy bl, kolano take miaa zakrwawione. - Z drogi! - Usyszaa krzyk dochodzcy z poprzecznej ulicy. - Droga dla lordw Redwyne! - Arya zdya odsun si w ostatniej chwili przed czterema stranikami, ktrzy pdzili galopem na ogromnych koniach. Ubrani byli w stroje w niebiesko-czerwon krat. Za nimi jechao dwch modych lordw na dwch identycznych kasztanowych kobyach. Arya spotykaa ich wielokrotnie na zamku, bliniacy Redwyne, ser Horas i ser Hobber, byli brzydkimi modziecami o rudych wosach i kanciastych, piegowatych twarzach. Sansa i Jeyne Poole nazyway ich Horrorem i Bobrem i zawsze chichotay na ich widok. Teraz nie wygldali zabawnie. Wszyscy zdali szybko w tym samym kierunku, by przekona si, do czego wzywaj dzwony. Teraz ich dwik wydawa si jeszcze goniejszy, bardziej natarczywy w swoim wezwaniu. Arya zanurzya si w ludzkim strumieniu. Z trudem powstrzymywaa zy, czujc bl w kciuku. Kutykajc, zagryzaa wargi i nasuchiwaa tego, co mwi idcy obok niej ludzie. - ...Lord Stark, namiestnik krla. Wioz go do Septy Baelora. - Syszaem, e nie yje. - Ju niedugo poyje. Zao si o srebrnego jelenia, e mu obetn gow. - Naley si zdrajcy. - Mczyzna splun.

Arya zebraa si na odwag. - On nigdy - zacza, ale rozmawiajcy nie zwracali na ni najmniejszej uwagi i rozmawiali dalej ponad jej gow. - Gupi! Nie utn mu gowy. Od kiedy to wystawiaj zdrajcw na stopniach Wielkiej Septy? - Chyba nie bd go pasowa na rycerza. Syszaem, e to Stark zabi starego krla Roberta. Podobno podern mu gardo w lesie, a kiedy ich znaleli, sta tam zimny jak gaz i opowiada, e jaki stary dzik zaatwi Jego Mio. - Nie, nie tak byo. Krla zabi jego wasny brat, zrobi to tymi swoimi zotymi rogami. - Zamknij si, stara kamczucho. Nie wiesz, co mwisz. Jego lordowska mo jest porzdnym czowiekiem. Kiedy dotarli do ulicy Sistr, szli ju cinici gsto. Arya pozwolia, eby ludzki strumie ponis j a na szczyt Wzgrza Yisenya. Plac z biaego marmuru wypeniaa szczelnie ludzka masa; wszyscy wrzeszczeli na siebie, prbujc przecisn si bliej Wielkiej Septy Baelora. Dzwony biy tutaj bardzo gono. Z drewnianym mieczem w doni Arya przeciskaa si przez tum, przemykajc skulona midzy koskimi nogami. Z jego rodka widziaa jedynie ramiona, nogi i brzuchy oraz wierzchoki siedmiu smukych wie septa. Zauwaya drewniany wz i pomylaa, e mogaby sprbowa wspi si tam dla lepszego widoku, lecz inni rwnie wpadli na ten pomys. Ale wonica zakl i przepdzi ich jednym trzaniciem bicza. Tum przycisn ja do kamiennego cokou. Zdesperowana, spojrzaa w gr na Baelora Bogosawionego, Krlaseptona. Wsunwszy kij za pas, zacza si wspina. Nie zwaajc na krwawe lady, jakie pozostawia jej kciuk, dotara a midzy stopy Krla. I wtedy zobaczya ojca. Lord Eddard sta na pulpicie Wielkiego Septona przed drzwiami septy, podtrzymywany przez dwch stranikw w zotych paszczach. Ubrany by w aksamitny szary kubrak z biaym wilkiem wyszytym na piersi biaymi paciorkami oraz szary weniany paszcz lamowany futrem. Arya nie widziaa go jeszcze tak chudego, jego pociga twarz wyraaa bl. Bardziej by podtrzymywany, ni sta o wasnych siach; gips na jego zamanej nodze zszarza i zgni. Obok niego sta sam Wielki Septon, siwy, tusty, w dugiej, biaej szacie i ogromnej koronie z kutego zota i krysztau, ktra promieniowaa tczami przy kadym jego ruchu. Przy drzwiach septy, przed marmurowym pulpitem zebrali si rycerze i wielcy lordowie. Wrd nich wyrnia si Joffrey, cay w purpurowych jedwabiach i satynie,

zdobionych skaczcymi jeleniami i ryczcymi lwami, ze zot koron na gowie. Obok niego staa Krlowa, jego matka, w aobnej czerni zaakcentowanej szkaratem, w jej wosach lni welon z czarnych diamentw. Arya rozpoznaa Ogara, na ciemnoszar zbroj naoy nienobiay paszcz; otaczao go czterech rycerzy z Krlewskiej Gwardii. Zobaczya Yarysa, eunucha, jak przesuwa si gadko midzy lordami w mikkich pantoflach i wzorzystej szacie z adamaszku. Patrzc na niego, pomylaa, e ten niski mczyzna ze spiczast brod w srebrzystej pelerynie mg by tym, ktry kiedy walczy o jej matk. Wreszcie dostrzega te i Sans wystrojon w bkitne jedwabie, jej dugie kasztanowe wosy spywajce lokami, na rkach miaa srebrne bransolety. Arya zastanawiaa si, co robi tam jej siostra i dlaczego wydaje si taka zadowolona z siebie. Dugi rzd wcznikw w zotych paszczach oddziela ludzi zebranych na schodach od tumu. onierzami dowodzi krpy mczyzna w czarnej zbroi misternie zdobionej zotem. Jego paszcz migota metalicznie poyskiem prawdziwego zotogowia. Kiedy dzwony przestay bi, na placu zapada powoli cisza. Wtedy jej ojciec podnis gow i zacz mwi gosem tak cichym i sabym, e z trudem go rozumiaa. Ludzie za jej plecami zaczli krzycze: - Co? Goniej! - a mczyzna w czarno-zotej zbroi podszed do jej ojca i szturchn go mocno. Zostaw go!, chciaa krzykn, ale wiedziaa, e nikt jej nie usyszy. Zagryza tylko wargi. Ojciec przemwi jeszcze raz, goniej. - Jestem Eddard Stark, Lord Winterfell, Krlewski Namiestnik. - Teraz jego gos nis si przez plac. - Stanem tutaj, eby wobec bogw i ludzi przyzna si do zdrady. - Nie - wyszeptaa Arya. Tum wok niej zacz wrzeszcze i wy. Posypay si obelgi. Sansa ukrya twarz w doniach. Jej ojciec mwi coraz goniej. - Zamaem przysig wiernoci wobec Krla i wizy zaufania wobec mojego przyjaciela Roberta - krzycza. - Przysigaem broni jego dzieci, lecz zanim jeszcze ostyga jego krew, knuem spisek, ktrego celem byo zamordowanie jego syna i objcie przeze mnie tronu. Niech Wielki Septon oraz Baelor Wielbiony i Siedmiu zawiadcz o prawdziwoci moich sw: Joffrey Baratheon jest prawdziwym spadkobierc elaznego Tronu i z aski wszystkich bogw Panem Siedmiu Krlestw i Protektorem Mocarstwa. Kto rzuci kamie. Arya krzykna, widzc, e trafi jej ojca. Zote paszcze podtrzymyway go przed upadkiem. Z gbokiej rany na jego czole pyna krew. Poleciay kolejne kamienie. Jeden z nich uderzy stranika po jego lewej stronie. Inny odbi si gono

od napiernika rycerza w zocistoczarnej zbroi. Dwaj rycerze z Krlewskiej Gwardii zasonili tarczami Joffreya i Krlow. Arya wsuna do pod paszcz i dotkna Igy. Nigdy jeszcze niczego nie ciskaa tak mocno jak teraz rkojeci swojego miecza. Bogowie, uratujcie go, prosz, modlia si. Nie pozwlcie im skrzywdzi mojego ojca. Wielki Septon klkn przed Joffreyem i jego matk. - Cierpimy tak, jak grzeszymy przemwi uroczystym tonem, jeszcze goniej ni mwi jej ojciec. - Ten czowiek wyzna swoje winy w obliczu bogw i ludzi w tym oto witym miejscu. - Kiedy unis ramiona w bagalnym gecie, wok jego gowy zataczyy tcze. - Bogowie s sprawiedliwi, lecz Bogosawiony Baelor uczy nas, e s te askawi. Jaki bdzie los tego zdrajcy, Wasza Mio? Rozleg si krzyk tysica gosw, lecz Arya ich nie syszaa. Ksi Joffrey nie, krl Joffrey wyoni si zza tarcz rycerzy swojej gwardii. - Moja matka namawia mnie, bym pozwoli lordowi Starkowi przywdzia czarn szat, lady Sansa za baga o lito dla swojego ojca. - Po tych sowach spojrza na Sans i umiechn si, tak e przez moment Arya sdzia, e bogowie usyszeli jej prob, lecz tylko do momentu, kiedy Joffrey znowu odwrci si do tumu i powiedzia: - Lecz ich serca to mikkie serca niewiast. Dopki ja bd waszym Krlem, zdrada nigdy nikomu nie ujdzie bezkarnie. Ser Ilynie, przynie mi jego gow. Tum zawy, a Ary a poczua, e statua Baelora koysze si pod jego naporem. Wielki Septon chwyci Krla za peleryn, Yarys podbieg do niego szybko, wymachujc ramionami, nawet Krlowa co do niego mwia, lecz Joffrey krci tylko gow. Lordowie i rycerze rozstpili si, robic mu miejsce: Krlewski Kat stan przed nimi, wysoki, upiorny, szkielet w elaznej kolczudze. Arya syszaa krzyk siostry, lecz niewyranie, jakby dochodzi z oddali. Sansa opada na kolana i pakaa histerycznie. Ser Ilyn Payne wszed na stopnie pulpitu. Arya wysuna si spomidzy stp Baelora i rzucia si midzy tum, wycigajc z pochwy Ig. Wyldowaa na grzbiecie mczyzny w fartuchu rzenika, ktry run na ziemi. Zaraz kto grzmotn j w plecy, tak e sama nieomal si przewrcia. Tum wok niej napiera nieustannie, gniotc j i depczc biednego rzenika. Arya zacza wymachiwa mieczem. Wysoko na pulpicie ser Ilyn Payne da znak i rycerz w zocistoczarnej zbroi wyda rozkaz. onierze przewrcili lorda Starka na marmurowy blat, tak e jego gowa i pier wystaway poza krawd. - Hej, ty! - krzycza kto rozgniewany do Aryi, lecz ona odpychaa ludzi na boki i przeciskaa si midzy nimi, bijc kadego, kto znalaz si na jej drodze. Jaka kobieta

potkna si, a Arya wskoczya jej na plecy, zadajc cicia na lewo i prawo, wszystko to jednak nie miao znaczenia, za duo ludzi, tum natychmiast wypenia puste miejsce, ktre sobie przygotowaa. Kto zepchn j na bok. Wci syszaa krzyki Sansy. Ser Ilyn wycign z pochwy na plecach obusieczny miecz. Kiedy unis go nad gow, wydawao si, e blask soca taczy na jego ostrzu ostrzejszym od najlepszej brzytwy. Ld, pomylaa, on ma Ld. Przez zy niewiele ju widziaa. I wtedy z tumu wyonia si rka, ktra - niczym potrzask - zacisna si na jej ramieniu; cisna je mocno, tak e Iga wypada jej z rki. Arya poczua, e unosi si w powietrze. Spodziewaa si, e upadnie na ziemi, lecz on trzyma j pewnie i mocno jak lalk. Czyja twarz przysuna si blisko jej twarzy, dugie, czarne wosy, potargana broda i zepsute zby. - Nie patrz - warkn ochrypy gos. - Ja ja ja - szlochaa Arya. Starzec potrzsn ni tak mocno, e a zagrzechotay jej zby. - Zamknij gb i nie patrz, chopcze. - Niewyranie, jakby z oddali, usyszaa odgos ciche westchnienie, jakby milion ludzi wypucio wstrzymywany oddech. Starzec jeszcze mocniej zacisn palce na jej ramieniu. - Popatrz na mnie, tak, na mnie. - Jego oddech cuchn kwanym winem. Pamitasz, chopcze? Przypomniaa sobie poprzez zapach. Znowu zobaczya potargane, tuste wosy, poatany, brudny czarny paszcz, ktry zakrywa jego pokrzywione ramiona, przenikliwe spojrzenie czarnych oczu. Tak, przypomniaa sobie czarnego brata, ktry odwiedzi jej ojca. - Teraz mnie poznajesz, prawda? Bystry chopak. - Splun. - Tu ju jest po wszystkim. Pjdziesz ze mn i bdziesz siedzia cicho. - Kiedy otworzya usta, znowu ni potrzsn. - Cicho, powiedziaem. Plac pustosza powoli. cisk zela dookoa, w miar jak ludzie wracali do swojego ycia. Tylko e ycie Aryi skoczyo si. Odrtwiaa, sza powoli obok Yorena, tak, tak mia na imi. Nie widziaa, kiedy podnis jej miecz. - Mam nadziej, e potrafisz si nim posugiwa, chopcze - powiedzia, podajc jej Ig. - Ja nie jestem - zacza. Wepchn j do bramy, zanurzy brudne palce w jej wosach i pocign mocno. nie jeste bystrym chopcem, to chciae powiedzie? W drugiej rce trzyma n. Kiedy jego ostrze zbliyo si do jej twarzy, rzucia si do tyu, kopic wciekle i szarpic gow, lecz on trzyma j tak mocno, e wydawao jej si, i oderwie jej skr z gowy, a na ustach czua sony smak ez.

BRAN
Najstarsi przeyli ju siedemnasty, osiemnasty rok od dnia ich imienia. Jeden nawet dwudziesty. Jednake wikszo z nich bya modsza, mieli po szesnacie lat albo mniej. Bran przyglda im si z balkonu wieyczki maestera Luwina i sucha ich okrzykw, jkni i przeklestw, kiedy wywijali kijami i drewnianymi mieczami. Cay dziedziniec rozbrzmiewa odgosami uderze drewna o drewno, czsto przeplatanymi bolesnym jkiem, kiedy uderzenie trafio w skrzan oson albo w goe ciao. Pomidzy chopcami chodzi ser Rodrik, mruczc, z twarz czerwon pod biaymi bokobrodami. - Nie - powtarza. - Nie. Nie. Nie. - Nie walcz najlepiej - powiedzia Bran niepewnie. Podrapa za uchem Lato, ktry rozrywa zbami kawa misa. Rozleg si chrzst amanej koci. - For certes - przyzna maester Luwin i westchn gboko. Maester patrzy przez ogromn lunet z Myr; mierzy cienie i ustala pozycj komety, ktra wisiaa nisko na porannym niebie. - Ale moe z czasem Ser Rodrik ma racj, potrzebujemy ludzi na mury. Twj ojciec pan zabra najlepszych do Krlewskiej Przystani, reszt wzi twj brat. Wielu z nich nie wrci, trzeba wic znale innych na ich miejsca. Bran patrzy z niechci na walczcych na dziedzicu chopcw. - Gdybym mia nogi, wszystkich bym pokona. - Przypomnia sobie, kiedy ostatni raz trzyma w rku miecz w czasie odwiedzin Krla w Winterfell. Wprawdzie by to tylko drewniany miecz, ale pokona nim ksicia Tommena, i to nie raz. - Ser Rodrik powinien nauczy mnie posugiwa si berdyszem. Gdybym mia taki z dugim drzewcem, Hodor mgby by moimi nogami. Razem tworzylibymy rycerza. - To chyba nie jest najlepszy pomys - odpar maester Luwin. - Widzisz, Bran, kiedy czowiek walczy, jego ramiona, nogi i myli musz stanowi cao. Z dou dobiegy krzyki ser Rodrika: - Walczycie jak gsi. On dziobnie ciebie, a ty dziobiesz go troch mocniej. To ma by parada! Zablokuj cicie. Dziobanie nie wystarczy. Gdybycie walczyli prawdziwymi mieczami pierwsze dziobnicie odcioby wam rami. Jeden z chopcw rozemia si, a stary rycerz napad natychmiast na niego. - miejesz si. Ty? Walczysz jak je - Przecie by kiedy rycerz, ktry nie widzia - mwi Bran z uporem. - Opowiadaa mi o nim Stara Niania. Mia dugie drzewce z ostrzami z obu stron, tak e mg obraca nim w rkach i przeci dwch ludzi jednoczenie.

- Symeon Gwiezdnooki - po wiedzia Luwin, wpisujc cyfry do ksigi. - Kiedy straci wzrok, kaza sobie wsadzi w oczodoy gwiezdne szafiry, tak przynajmniej piewaj w balladach. Bran, pamitaj, e to tylko opowie, taka sama jak ta o Florianie Gupcu. Opowie z Czasw Herosw. - Maester cmokn. - Zostaw te marzenia, zami ci tylko serce. Wspomnienie o marzeniach przypomniao mu o czym. - Ostatniej nocy znowu nia mi si wrona. Miaa troje oczu. Przyfruna do mojej sypialni i powiedziaa, ebym poszed za ni, wic poszedem. Zeszlimy do krypty. Spotkaem tam ojca. Rozmawialimy. By smutny. - Dlaczego? - Luwin nie odrywa oka od soczewki lunety. - Chyba chodzio o Jona. - Sen ostatniej nocy bardziej go zaniepokoi ni poprzednie z wron. - Hodor nie chce schodzi do krypty. Bran widzia, e maester nie sucha go zbyt uwanie. Odsun twarz od lunety. Hodor nie chce? - Zej do krypty. Kiedy si obudziem, chciaem, eby mnie zabra na d, chciaem si przekona, czy ojciec rzeczywicie tam jest. Najpierw w ogle mnie nie rozumia, wic poprowadziem go do schodw, mwic mu, gdzie ma i, ale on nie chcia zej na d. Sta na najwyszym stopniu i powtarza tylko to swoje Hodor, jakby si ba ciemnoci, a przecie miaem pochodni. Wciekem si i o mao co nie walnem go w gow, jak to robi Stara Niania. - Bran zobaczy, e maester marszczy czoo, i doda szybko: - Ale tego nie zrobiem. - To dobrze. Hodor jest czowiekiem, a nie muem, ktrego mona okada. - W moim nie fruwaem razem z wron, ale kiedy si budz, nie potrafi tego robi wyjani Bran. - Dlaczego miaby schodzi do krypty? - Mwiem ci. eby poszuka ojca. Maester pocign za acuch na swojej szyj, jak zawsze kiedy by zakopotany. Bran, mie dziecko, ktrego dnia lord Eddard zasidzie tam na dole w swojej kamiennej postaci, spocznie obok swojego ojca i ojca jego ojca, i wszystkich przodkw a do czasw starych krlw na pnocy lecz nie nastpi to tak szybko, z pomoc bogw. Twj ojciec pozostaje winiem Krlowej w Krlewskiej Przystani. Nie znajdziesz go w krypcie. - By tam wczorajszej nocy. Rozmawiaem z nim. - Uparciuch - westchn maester, odkadajc ksig. - Moe chciaby pj tam teraz? - Nie mog. Hodor nie chce, a schody s zbyt wskie i krte dla Tancerki. - Moe potrafi temu zaradzi.

Zamiast Hodora wezwano dzik, Osh. Wysoka, silna, nigdy nie narzekaa, zawsze gotowa pj, gdzie j posyano. - Cae ycie spdziam za Murem, wic nie boj si dziury w ziemi - powiedziaa tylko. - Chod, Lato - zawoa Bran, kiedy podniosa go silnymi ramionami. Wilkor zostawi swoj ko i poszed za Osh i Branem przez dziedziniec, a potem krtymi schodami w gb zimnego grobowca. Prowadzi ich maester Luwin z pochodni. Bran nie mia nic przeciwko temu, eby Osha niosa go na rkach, a nie na plecach tak jak Hodor. Poniewa suya wiernie przez cay czas pobytu w Winterfell, ser Rodrik ju wczeniej kaza uwolni j z acuchw. Pozostawiono jej tylko elazne obrcze wok kostek u ng - na znak, e nie mona byo jej ufa w peni - lecz one nie przeszkadzay jej kroczy pewnie po wskich schodach. Bran nie pamita, kiedy ostatni raz by w krypcie. Z pewnoci byo to wtedy, gdy jako may chopiec bawi si tam z Robbem, Jonem i siostrami. aowa, e nie ma ich tam z nim w tej chwili. Grobowiec nie wydawaby mu si taki ciemny i straszny. Lato wszed ostronie w rozbrzmiewajcy echem mrok, po czym zatrzyma si, unis eb i wcign w nozdrza chodne, zatche powietrze. Szczerzc ky, cofn si; w blasku pochodni maestera jego oczy lniy zocicie. Nawet Osha, twarda jak elazo, sprawiaa wraenie zaniepokojonej. - Z tego, co wida, mieszka tu ponure bractwo powiedziaa, ujrzawszy dugi rzd przodkw Starkw wykutych w granicie, siedzcych nieruchomo na kamiennych tronach. - Krlowie Zimy - powiedzia szeptem Bran. Wydawao mu si, e w takim miejscu nie naley mwi zbyt gono. Osha umiechna si. - Zima nie ma krlw. Wiedziaby o tym, gdyby j zobaczy, letni chopcze. - Oni krlowali na pnocy przez tysice lat - powiedzia maester Luwin. Podnis pochodni wysoko, tak e jej blask owietli kamienne twarze. Niektrzy, o srogich obliczach, bujnych wosach i brodach, przypominali wilki, ktre spoczyway u ich stp. Inni, gadko wygoleni, o twarzach pocigych i rysach ostrych jak krawdzie mieczy na ich kolanach. Twardzi ludzie na twarde czasy. - Chodmy. - Ruszy szybko midzy kamiennymi filarami i rzebionymi postaciami. Uniesiona pochodnia cigna za sob pomienny jzor. Krypta bya ogromna, wiksza od samego Winterfell, a Jon opowiada mu kiedy, e poniej znajdoway si jeszcze inne poziomy, gbsze i ciemniejsze grobowce, w ktrych

pochowano starszych krlw. Dobrze byo mie wiato. Lato nie chcia zej ze stopni, nawet kiedy Osha z Branem w ramionach posza za pochodni. - Bran, pamitasz dzieje swojej rodziny? - odezwa si maester, kiedy szli. - Niech Osha dowie si, kim byli twoi przodkowie i co robili. Patrzc na przesuwajce si twarze, przypomina sobie opowieci. Usysza je od maestera, a Stara Niania sprawiaa, e oyway w jego wyobrani. - Ten tutaj to Jon Stark. Kiedy morscy najedcy wyldowali na wschodzie, wypdzi ich i wybudowa zamek w Biaym Porcie. Jego syn nazywa si Rickard Stark, nie ojciec mojego ojca, inny Rickard, ktry odebra Szyj Krlowi Bagien i polubi jego crk. Ten straszny chudzielec z dugimi wosami i rzadk brod to Theon Stark. Nazywali go godnym Wilkiem, poniewa wci wojowa. Dalej siedzi Brandon, ten wysoki o rozmarzonej twarzy, zwany Brandonem eglarzem z powodu jego mioci do morza. Jego grb jest pusty. Popyn na zachd przez Morze Zachodzcego Soca i nigdy nie wrci. Jego syn, Brandon Podpalacz, wiedziony smutkiem podpali wszystkie statki ojca. Tutaj jest Rodrik Stark, ktry w zawodach zapaniczych wygra Wysp Niedwiedzi i podarowa j Mormontom. A oto Torrhen Stark, Krl, Ktry Klkn. Ostatni Krl Pnocy i pierwszy Lord Winterfell, po tym jak uleg Aegonowi Zdobywcy. Och, jest i Cregan Stark. Walczy kiedy z ksiciem Aemonem i Smoczy Rycerz powiedzia, e nigdy nie spotka tak dobrego wojownika. - Doszli ju prawie do koca krypty i Bran poczu ogarniajcy go smutek. - A oto mj dziadek, lord Rickard, stracony przez Szalonego Krla, Aerysa; obok niego spoczywaj jego crka, Lyanna, i jego syn, Brandon. Nie ja, inny Brandon, brat mojego ojca. Nie powinni mie pomnikw, ktre stawia si tylko krlom i lordom, ale ojciec kaza ich wyrzebi, poniewa bardzo ich kocha. - Pikna panna - powiedziaa Osha. - Robert mia j polubi, lecz ksi Rhaegar porwa j i zgwaci - wyjani Bran. Robert wypowiedzia mu wojn, eby j odzyska. Zabi Rhaegara nad Tridentem, ale Lyanna umara. - Smutna opowie - powiedziaa Osha. - Tu spocznie lord Eddard, kiedy nadejdzie jego czas - odezwa si maester Luwin. Bran, czy tutaj widziae ojca w twoim nie? - Tak. - Zadra na wspomnienie snu. Rozejrza si niespokojnie, czujc mrowienie na plecach. Czy co sysza? Czy tam kto by? Maester Luwin podszed do pustego grobu z pochodni w doni. - Jak widzisz, nie ma go tutaj. I nie bdzie jeszcze przez wiele lat. Sny s tylko snami, dziecko. - Wsadzi rami w ciemno grobowca, jakby to bya paszcza ogromnej bestii. - Widzisz? Jest zupenie pu

Ciemno skoczya na niego, warczc. Bran dostrzeg ogniki zielonych lepi, bysk zbw i sier rwnie czarn jak otaczajca ich ciemno. Maester Luwin krzykn i zasoni si ramionami. Pochodnia wypada mu z rk, odbia si od kamiennej twarzy Brandona Starka i potoczya si do jego stp i pomienie objy nogi. W drgajcym wietle zobaczyli, jak Luwin zmaga si z wilkorem, bijc go jedn rk po pysku, poniewa drug pozostaa w szczkach zwierzcia. - Lato! - wrzasn Bran. Wilkor zjawi si w jednej chwili, cie wyaniajcy si z ciemnoci. Wpad z impetem na Kudacza i odepchn go do tyu; potem oba wilkory zaczy si tarza, warczc i ksajc si nawzajem w ogromnym wirze szarego i czarnego futra, tymczasem maester Luwin dwign si na kolana. Lewy rkaw mia podarty i zakrwawiony. Osha opara Brana o kamiennego wilka u stp lorda Rickarda i pospieszya mu z pomoc. W blasku skwierczcej pochodni wielkie na dwadziecia stp wilcze cienie walczyy na cianach i suficie. - Kudacz - zawoa cichy gos. Bran podnis wzrok i ujrza maego brata stojcego u wejcia do grobowca ojca. Chwyciwszy raz jeszcze Lato za pysk, Kudacz odskoczy i wrci do Rickona. - Zostaw mojego ojca. - Rickon zwrci si do Luwina. - Zostaw go. - Rickon - powiedzia Bran cicho. - Ojca tam nie ma. - Jest. Widziaem go. - Na twarzy Rickona zalniy zy. - Widziaem go wczoraj w nocy. - We nie? Rickon skin gow. - Zostawcie go. Zostawcie. On wraca do domu, tak jak obieca. Wraca do domu. Bran nigdy dotd nie widzia maestera Luwina tak zmieszanego. Krew kapaa z jego ramienia, w miejscu gdzie Kudacz rozerwa weniany rkaw i przegryz jego ciao. - Osha, pochodnia - rzuci tylko, zaciskajc zby z blu, ona za szybko podniosa pochodni, zanim ta zgasa. Na nogach podobizny jego wuja pozostay czarne plamy. - Ta ta bestia - mwi dalej Luwin - musi zosta na acuchu w psiarni. Rickon poklepa zakrwawiony pysk Kudacza. - Nigdy go nie przywizuj. On nie lubi acuchw. - Wilkor poliza mu palce. - Rickon - powiedzia Bran. - Pjdziesz z nami? - Nie. Tu mi dobrze. - Ciemno tutaj i zimno. - Nie boj si. Musz czeka na ojca.

- Moesz czeka ze mn - odpar Bran. - Razem na niego zaczekamy, ty i ja, i nasze wilkory. - Oba siedziay teraz blisko siebie i lizay rany, patrzc uwanie. - Bran - odezwa si maester stanowczym tonem. - Wiem, e chcesz dobrze, ale Kudacz jest zbyt niebezpieczny, eby chodzi wolno. Jestem ju trzeci jego ofiar. Jeli pozwolisz mu biega wolno po zamku, prdzej czy pniej zagryzie kogo. Prawda jest bolesna, ale wilka trzeba uwiza na acuchu albo zabi, pomyla Bran, lecz gono powiedzia tylko: - On nie zosta stworzony do acucha. Zaczekamy w twojej wiey, wszyscy. - Tak by nie moe - powiedzia maester Luwin. Osha umiechna si. - O ile pamitam, chopiec jest tutaj teraz panem. - Oddaa Luwinowi pochodni i wzia Brana na rce. - Do wiey maestera, jak kaesz. - Idziesz, Rickon? Jego brat skin gow. - Jeli Kudacz pjdzie ze mn - powiedzia i pobieg za Osha i Branem. Maester Luwin, zrezygnowany, ruszy za nimi, zerkajc podejrzliwie na wilkory. Wiea maestera Luwina wydaa si Branowi tak zagracona, e nie wyobraa sobie, aby jej waciciel potrafi znale w niej cokolwiek. Pitrzce si stosy ksiek zajmoway powierzchnie stow i krzese, na pkach rzdy zakrytych sojw, kikuty wiec i woskowe kaue widoczne na wszystkich meblach, przy drzwiach na taras luneta z brzu ustawiona na trjnogu, mapy nieba na cianach, inne porzucone na pododze wrd sitowia, wszdzie papiery, pira, kaamarze, a wszystko to upstrzone odchodami krukw siedzcych na krokwiach pod sufitem. Ich gone krakanie pyno z gry, kiedy Osha obmywaa i bandaowaa rany maestera, stosujc si do jego zwizych instrukcji. - To gupota powiedzia drobny, siwy starzec, kiedy smarowaa mu ran piekc maci. - Owszem, dziwny to zbieg okolicznoci, e obaj chopcy mieli taki sam sen, ale jak si nad tym zastanowi, to nie ma w tym nic niezwykego. Obaj tsknicie za ojcem panem i wiecie, e jest wiziony. Strach osabia umys i podsuwa mu dziwaczne myli. Rickon jest jeszcze za may, eby zrozumie - Mam ju cztery lata - przerwa mu Rickon. Patrzy przez lunet na chimery umieszczone na Pierwszej Twierdzy. Wilkory siedziay w przeciwlegych kocach ogromnej, okrgej komnaty, zajte lizaniem ran i ogryzaniem koci. - za mody i, ach, na siedem piekie, ale to pali, nie, nie przerywaj, daj wicej. Jak mwiem, jest za mody, lecz ty, Bran, jeste na tyle dorosy, eby wiedzie, e sny to tylko sny.

- Ze snami rnie bywa. - Osha polaa dug ran jasnoczerwonym ognistym mlekiem. Luwin sykn. - Dzieci lasu powiedziayby ci co nieco o snach. Po twarzy maestera popyny zy, lecz mimo to krci gow. - Dzieci yj tylko w snach. Teraz. One odeszy, ju nie yj. Do, teraz do. Bandae. Daj podkad i mocno zawi, bo bd krwawi. - Stara Niania mwi, e dzieci znay pieni wszystkich drzew, e potrafiy lata jak ptaki, pywa jak ryby i rozmawia ze zwierztami - powiedzia Bran. - Mwi te, e ich muzyka bya tak pikna, e ludzie pakali, suchajc jej. - A wszystko to robiy za pomoc magii - powiedzia maester Luwin troch nieobecnym gosem. - Szkoda, e nie ma ich teraz tutaj. Moe zaklcie byoby mniej bolesne ni moje lekarstwo i mogyby porozmawia z Kudaczem, eby nie gryz ju wicej. - Rzuci przez rami gniewne spojrzenie czarnemu wilkowi. - Niech to bdzie jeszcze jedna lekcja dla ciebie, Bran. Ten, kto wierzy w zaklcia, walczy szklanym mieczem. Podobnie jak dzieci. Poka ci co. - Wsta szybko, poszed w drugi koniec pokoju i wrci z zielonym sojem, ktry trzyma w zdrowej rce. - Spjrz na to - powiedzia, po czym odkry sj i wytrzsn z naczynia gar czarnych grotw strza. Bran podnis jeden z nich. - Jest zrobiony ze szka. - Rickon, zaciekawiony, podszed bliej stou. - Smocze szko - powiedziaa Osha, siadajc obok Luwina z bandaem w doniach. - Obsydian - upiera si maesterLuwin, wycigajc rann rk. - Wytopione w ogniu bogw, gboko pod ziemi. Tysice lat temu dzieci lasu uyway go do polowania. Nie uyway metalu. Zamiast kolczugi nosiy dugie koszule tkane z lici, a nogi owijay kor, dlatego wyglday jakby wtopione w las. Zamiast mieczy posugiway si obsydianowym orem. - I wci si nim posuguj. - Osha kada na rany mikkie waciki i owijaa je ciasno pciennymi bandaami. Bran podnis jeden z grotw. Czarne szko byo gadkie i lnice. Wydao mu si pikne. - Czy mog zatrzyma jeden? - Jak chcesz - odpar maester. - Ja te chc jeden - powiedzia Rickon. - Nie, cztery. Tyle, ile mam lat. Luwin pozwoli mu odliczy cztery groty. - Uwaaj, wci s bardzo ostre. Nie skalecz si. - Opowiedz mi o dzieciach - powiedzia Bran. Byo to dla niego wane. - Co chciaby wiedzie?

- Wszystko. Maester Luwin pocign za swj acuch konierz w miejscu, gdzie go uwiera. - Byli to ludzie Ery witu, pierwsi, istnieli ju, zanim nastali krlowie i krlestwa - powiedzia. - W tamtych czasach nie byo zamkw ani grodw czy miast, a przynajmniej nie wicej ni spotkasz kupieckich osad midzy miejscem, w ktrym jestemy, a Morzem Dornw. Nie byo wtedy ludzi. Tylko dzieci lasu zamieszkiway ziemie, ktre dzisiaj nazywamy Siedmioma Krlestwami. By to lud wielkiej urody, o ciemnej skrze, niewielkiej postury, wielkoci dorastajcego dziecka. yli w gbi lasu, w pieczarach, na wyspach albo w tajemniczych drzewnych miastach. Cho byli drobnej budowy, odznaczali si duym wdzikiem i szybkoci. Osobniki obu pci poloway razem, posugujc si ukami z magidrewna i latajcymi sidami. Ich bogami byli bogowie lasu, strumienia, kamienia, starzy bogowie, ktrych imiona pozostaj nieznane. Ich mdrcy, ktrych nazywano zielonymi oczyma, rzebili dziwne twarze w pniach magidrzew, aby strzegy lasw. Nikt nie wie, jak dugo dzieci panoway tutaj ani skd przybyy. Lecz jakie dwanacie tysicy lat temu na wschodzie pojawili si Pierwsi Ludzie, przekroczyli Zamane Rami nad Morzem Dornw, zanim zostao ono zamane. Przybyli konno, przywoc ze sob spiowe miecze i ogromne skrzane tarcze. Przedtem nie widziano konia po tej stronie wskiego morza. Bez wtpienia dzieci przeraziy si na jego widok rwnie mocno jak Pierwsi Ludzie, kiedy ujrzeli wyrzebione w drzewach twarze. Gdy Pierwsi Ludzie zbudowali swoje grody i farmy, cili drzewa z twarzami i spalili je. Przeraone dzieci wypowiedziay im wojn. Stare pieni mwi, e zielono swoj magi sprawili, i morza wznosiy si i opaday, zalewajc ziemi, druzgocc Rami, lecz nie dao si ju zamkn drzwi. Na skutek dugich wojen ziemia spyna krwi Pierwszych Ludzi i dzieci, lecz bardziej dzieci ni Ludzi, poniewa Ludzie byli wiksi i silniejsi, a drewno, kamie i obsydian nie mogy sprosta spiowym mieczom. Ostatecznie wysuchano sw mdrcw obu stron i wodzowie oraz herosi Pierwszych Ludzi spotkali si z zielonymi oczyma i lenymi tancerzami w zagajniku magidrzew na maej wysepce na rodku jeziora zwanego Boym Okiem. - I tak zawarli Pakt. Pierwsi Ludzie otrzymali wybrzee, wyyny, jasne ki, gry i bagna, lecz mroczne lasy miay na zawsze pozosta w rkach dzieci. Ustalono te, e nikt nie bdzie ju wycina magidrzew. Aby bogowie mogli zawiadczy o prawdziwoci paktu, kademu drzewu dano twarz, a utworzony zakon zielonych mia odtd strzec Wyspy Twarzy.

Pakt rozpocz trwajc cztery tysice lat przyja midzy Ludmi i dziemi. Z czasem Pierwsi Ludzie odrzucili bogw, ktrych przywieli ze sob, i zaczli wielbi bogw lasw. Podpisanie Paktu zakoczyo Er witu i dao pocztek Erze Herosw. Bran zamkn do wok czarnego, lnicego grotu. - Ale powiedziae, e dzieci lasu wyginy. - No, zrobione - powiedziaa Osha i odgryza ostatni kawaek zwisajcego bandaa. Na pnoc od Muru wszystko wyglda inaczej. Tam wanie uday si dzieci, a take olbrzymy i inne rasy. Maester Luwin westchn. - Kobieto, powinna ju nie y albo siedzie zakuta w acuchy. Starkowie potraktowali ci agodniej, ni na to zasugujesz, a ty odpacasz im si, napychajc chopcu gow gupotami. - Opowiedz nam, dokd oni si udali - powiedzia Bran. - Chc wiedzie. - Ja te - zawtrowa mu Rickon. - No dobrze - mrukn Luwin. - Pakt pozostawa nienaruszony, dopki rzdy sprawowali wadcy krlestw Pierwszych Ludzi, przez ca Er Herosw, Er Dugiej Nocy i w czasie narodzin Siedmiu Krlestw, ostatecznie jednak wiele wiekw pniej przez wskie morze przypyny inne narody. Pierwsi przybyli Andalowie, rasa wysokich, jasnowosych wojownikw, ktrzy przywieli ze sob stal i ogie, a na piersi mieli wymalowan siedmioramienn gwiazd swoich bogw. Wojny trway setki lat, lecz ostatecznie sze poudniowych krlestw pado przed najedcami. Pierwsi Ludzie zachowali swoje rzdy tylko tutaj; tutaj Krl Pnocy odrzuca kad armi, ktra prbowaa przej Szyj. Andalowie palili magigaje, cinali twarze, mordowali dzieci, gdziekolwiek je znaleli, i wszdzie ogaszali wyszo Siedmiu nad starymi bogami. Tak wic dzieci ucieky na pnoc Lato zacz wy. Maester Luwin zamilk zaskoczony. Kiedy Kudacz wsta i doczy do swojego brata, Bran poczu strach w sercu. - Nadchodzi - wyszepta przepeniony rozpacz. Zda sobie spraw, e wiedzia o tym od ostatniej nocy, kiedy to wrona poprowadzia go do krypty, eby si poegna. Wiedzia, lecz nie wierzy. Pragn, aby maester Luwin mia racj. Wrona, pomyla, trzyoka wrona Wycie ucicho rwnie niespodziewanie, jak si zaczo. Lato podszed do Kudacza i zacz liza zlepion krwi sier swojego brata. W oknie rozlego si trzepotanie skrzyde. Na szarym kamiennym parapecie wyldowa kruk. Otworzywszy dzib, zakraka ochryple i zowieszczo.

Rickon rozpaka si. Groty strza wypady mu z doni i zagrzechotay na pododze. Bran przycign go i przytuli do siebie. Maester Luwin wpatrywa si w czarnego ptaka, jakby ujrza pierzastego skorpiona. Wsta i podszed do okna, porusza si jak we nie. Zagwizda i kruk wskoczy na jego zabandaowane rami. Na jego skrzydach widniaa zakrzepa krew. - Jastrzb - mrukn Luwin - albo sowa. Biedactwo. Cud, e dotar do nas. - Wzi list z nogi ptaka. Bran zorientowa si, e dry, kiedy maester rozwija papier. - Co to jest? - spyta, tulc brata jeszcze mocniej. - Ty wiesz, chopcze - powiedziaa Osha spokojnym gosem i pooya mu do na gowie. Maester Luwin popatrzy na nich nieobecnym spojrzeniem: may, szary czowieczek z plamami krwi na rkawie szarej, wenianej szaty i ze zami w jasnoszarych oczach. - Moi lordowie - przemwi gosem drcym i ochrypym - bdziemy bdziemy musieli znale kamieniarza, ktry zna go na tyle dobrze, eby odtworzy podobiestwo.

DAENERYS
Cie skrzyde zasania jej rozgorczkowane sny. Nie chcesz obudzi smoka, prawda? Sza dugim korytarzem pod wysokim kamiennym sklepieniem. Nie moga obejrze si do tyu, nie moe tego zrobi. Daleko przed ni znajdoway si drzwi, bardzo daleko lecz widziaa, e s pomalowane na czerwono. Przyspieszya. Jej goe stopy zostawiay na kamiennej posadzce krwawe lady. Nie chcesz obudzi smoka, prawda? Zobaczya blask soca na morzu Dothrakw, ywa rwnina pena zapachw ziemi i mierci. Poruszane wiatrem trawy faloway jak woda. Drogo trzyma j w ramionach i pieci jej pe, potem otworzy j, budzc jej sodk wilgo, ktra naleaa tylko do niego, a z gry umiechny si gwiazdy, gwiazdy nieba dnia. - Dom - wyszeptaa, kiedy wszed w ni i napeni swoim nasieniem, lecz nagle gwiazdy znikny, bkitne niebo przeciy ogromne skrzyda, a cay wiat stan w pomieniach. Nie chcesz obudzi smoka, prawda? Ser Jorah twarz mia wychudzon, przepenion smutkiem. - Rhaegar by ostatnim ze smokw - powiedzia do niej, a jego sowa odbiy si echem od zimnych kamiennych cian. W jednej chwili by tam, w nastpnej za ju znika, bezcielesny, bardziej ulotny ni wiatr. - Ostatni ze smokw - powiedzia ledwo syszalnym szeptem i znikn. Czua za sob ciemno, a czerwone drzwi wydaway jej si bardziej odlege ni kiedykolwiek. Nie chcesz obudzi smoka, prawda? Teraz sta obok niej Yiserys i krzycza przeraliwie. - Smok nikogo nie baga, wywoko. Nikt nie rozkazuje smokowi. Ja jestem smokiem i ja dostan koron. - Roztopione zoto pyno po twarzy niczym wosk, obic w jego ciele gbokie bruzdy. - Ja jestem smokiem i ja dostan koron! - wrzeszcza, a jego donie oplatay j jak we, cignc za sutki, szczypic je i wykrcajc, oczy za pony i pyny galaretowatym strumieniem po sczerniaych policzkach. Nie chcesz obudzi smoka Czerwone drzwi znajdoway si tak daleko przed ni, a z tyu liza j lodowaty oddech. Gdyby j pochwyci, umaraby czym wicej ni mierci, wyjc bez koca samotnie w ciemnoci. Zacza biec. Nie chcesz obudzi smoka

Czua wypeniajcy j ar, straszliwe pieczenie w onie. Jej syn by wysoki i dumny, o miedzianej skrze Drogo i jej srebrzystozotych wosach, oczy mia fioletowe w ksztacie migdaw. Umiecha si do niej i unis rk w jej stron, lecz kiedy otworzy usta, wyla si z nich ogie. Widziaa, jak jego serce przepala mu pier i zaraz znikn, strawiony pomieniem niczym ma. Zapakaa nad swoim dzieckiem, obietnic sodkich ust przy jej piersi, lecz jej zy zamieniy si w par, gdy tylko dotkny jej skry. chcesz obudzi smoka Widziaa w korytarzu duchy ubrane w wyblake krlewskie szaty. W doniach trzymali miecze z bladego ognia. Wosy ze srebra, wosy ze zota i platyny, oczy z opali, ametystw, tumalinu i jadeitu. - Szybciej - krzyczeli - szybciej, szybciej! - Pdzia, a jej stopy roztapiay kamie pod sob. - Szybciej! - woay duchy jednym gosem, a ona rzucia si do przodu, krzyczc jeszcze goniej. Jej plecy rozpru ogromny n blu i poczua, e jej skra rozwiera si, poczua te smrd palcej si krwi i ujrzaa cie skrzyde. Daenerys Targaryen pofruna. obudzi smoka Drzwi pojawiy si przed ni, tak blisko, tak blisko, korytarz wok niej rozmaza si, chd z tyu odchodzi. Nie byo ju kamiennej posadzki, a ona leciaa nad morzem Dothrakw, coraz wyej i wyej, pod ni falujca ziele; wszystko, co yo i oddychao, uciekao w popochu przed cieniem jej skrzyde. Wyczuwaa dom, widziaa go, tam, tu za drzwiami, zielone pola i ogromne kamienne domy i ramiona, ktre niosy ze sob ciepo. Otworzya drzwi. smoka I ujrzaa swojego brata, Rhaegara, na koniu rwnie czarnym jak jego zbroja. W wskich otworach jego przybicy migota ogie. - Ostatni ze smokw - wyszepta ser Jorah. Ostatni, ostatni. - Dany uniosa czarn przybic brata. Twarz, ktr ujrzaa, bya jej wasnym obliczem. Potem dugo by tylko bl, wypeniajcy j ogie i szept gwiazd. Obudzi j smak popiou. - Nie - jkna - nie, prosz. - Khaleesi? - Ujrzaa nad sob Jhiqui, ktra przypominaa przestraszon sarn. Namiot, zamknity, pogrony by w ciszy i cieniu. Z kosza paleniska unosiy si pyki popiow. Dany patrzya za nimi, jak wylatuj otworem dymnym. Lataam, pomylaa. Miaam skrzyda, lataam. Ale to by tylko sen. - Pom mi - powiedziaa szeptem, usiujc wsta. - Przynie mi - Jej gos przypomina yw ran; nie potrafia przypomnie sobie,

czego chciaa. Dlaczego bya tak bardzo obolaa? Jakby rozerwano jej ciao na strzpy, a potem ponownie je pozszywano z kawakw. - Chc - Tak, Khaleesi. - Jhiqui wybiega z namiotu z krzykiem. Dany potrzebowaa czego kogo czego? Wiedziaa tylko, e jest to wane. Tylko to si liczyo. Przewrcia si na bok i dwigna na okciu, mocujc si z kocem. Tak trudno byo jej si porusza. wiat pywa zamazany. Musz Znaleli j na pododze, pezajc w stron smoczych jaj. Ser Jorah Mormont wzi j na rce i pomimo jej sabych protestw zanis z powrotem na maty. Spogldajc przez rami, zobaczya swoje trzy suce, a take Jhogo z jego pierwszym wsem i szerok twarz Mirri Maz Duur. - Musz - prbowaa im powiedzie. - Musz - pij, ksiniczko - powiedzia ser Jorah. - Nie - odpara Dany. - Prosz, prosz. Chocia bya rozpalona, przykry j jedwabiem. - pij i nabieraj si, Khaleesi. Wr do nas. - A potem ujrzaa nad sob Mirri Maz Duur, maegi, ktra przystawia jej do ust puchar. Poczua smak kwanego mleka i czego jeszcze, czego gstego i gorzkiego. Ciepa ciecz popyna po brodzie. Udao jej si przekn. W namiocie pociemniao i ponownie zapada w sen. Tym razem nic jej si nie nio. Przepeniona spokojem, unosia si na czarnym, bezkresnym morzu. Potem - nie potrafia powiedzie, czy mina noc, dzie, a moe rok - znowu si obudzia. W namiocie panowaa ciemno, a jego ciany trzepotay niczym skrzyda poruszane porywami wiatru. Tym razem Dany nie prbowaa wstawa. - Irri - zawoaa. Jhiqui. Doreah. - Przybyy natychmiast. - Zascho mi w gardle - powiedziaa, a one zaraz przyniosy jej wody. Bya ciepawa i bez smaku, lecz Dany pia j tak apczywie, e Jhiqui musiaa przynie wicej. Irri zmoczya kawaek mikkiego materiau i otara jej czoo. Byam chora - powiedziaa Dany. Dothracka suca przytakna. - Jak dugo? - Wilgotny okad na czole przy nosi jej ulg, za to przestraszy j wyraz twarzy Irri. - Dugo - wyszeptaa. Kiedy Jhiqui wrcia z wod, podesza do niej Mirri Maz Duur; oczy miaa cikie od snu. - Pij - powiedziaa. Podniosa jej gow i znowu przytkna do ust puchar, lecz tym razem z samym winem. Sodkie wino. Dany napia si i opada na posanie, nasuchujc cichego szeptu wasnego oddechu. Ciao miaa cikie, znowu ogarnia j sen. - Przyniecie mi powiedziaa niewyranie. - Przyniecie Chc potrzyma - Tak? - spytaa maegi. - Czego sobie yczysz, Khaleesil - Przynie mi jajo smocze jajo prosz - Powieki ciyy jej coraz bardziej.

Kiedy obudzia si po raz trzeci, smuga sonecznego blasku wlewaa si do namiotu przez dymny otwr, a jej donie spoczyway na smoczym jaju. Byo ono jasne, w kolorze mietany, poprzecinane zotymi i brzowymi ykami. Dany czua jego ciepo. Jej nagie ciao przykryte jedwabiem pokryway drobniutkie kropelki potu. Smocza Rosa, pomylaa. Przesuna palcami po powierzchni skorupy, a w odpowiedzi poczua, jak we wntrzu kamiennego jaja co si przekrca i wyciga. Nie przestraszya si. Cay jej strach wypali si, znikn. Dany dotkna swojego czoa. Gorczka ustpia, skra pod zason potu bya chodna. Usiada z wysikiem. Zakrcio jej si na chwil w gowie i poczua przenikliwy bl midzy udami. Mimo to czua si silna. Suce przybiegy natychmiast na dwik jej gosu. Wody - powiedziaa - dzban wody, najzimniejszej, jak moecie znale. Przyniecie te owocw. Daktyli. - Jak kaesz, Khaleesi. - I niech przyjdzie ser Jorah - dodaa, wstajc. Jhiqui przyniosa jedwabn szat i przykrya jej ramiona. - Wezm ciep kpiel. Niech przyjdzie Mirri Maz Duur i Natychmiast powrciy wspomnienia i zawahaa si. - Khal Drogo. - wymwia jego imi, obserwujc ich twarze. - Czy on? - Khal yje - odpowiedziaa Irri cicho i cho wysza szybko po wod Dany dostrzega cie w jej oczach. Odwrcia si do Doreah. - Powiedz mi. - Ja przyprowadz ser Joraha - odpara dziewczyna i skoniwszy gow, opucia szybko namiot. Jhiqui take chciaa uciec, lecz Dany chwycia j za rk i zatrzymaa. - O co chodzi? Musz wiedzie. Drogo i moje dziecko. - Dlaczego dopiero teraz przypomniaa sobie o dziecku? - Mj syn Rhaego gdzie on jest? Chc go zobaczy. Suca spucia oczy. - Chopiec on nie y, Khaleesi - powiedziaa przestraszonym szeptem. Dany pucia jej rk. Mj syn nie yje, pomylaa, kiedy Jhiqui wysza z namiotu. Czua to ju wczeniej. Wiedziaa, kiedy obudzia si pierwszy raz i zobaczya paczc Jhiqui. Nie, wiedziaa, zanim jeszcze si obudzia. Przypomniaa sobie bardzo wyranie swj sen, przypomniaa sobie wysokiego mczyzn o miedzianej skrze i srebrzystozotych wosach, ktrego strawiy pomienie. Powinna paka, lecz jej oczy byy suche jak popi. Pakaa we nie, a zy na jej policzkach zamieniay si w par. Wypali si we mnie cay al, pomylaa. Czua smutek, a jednak czua, e Rhaego oddala si od niej, jakby nigdy nie istnia.

Kilka chwil pniej do namiotu weszli ser Jorah i Mirri Maz Duur i zastali j stojc nad dwoma pozostaymi jajami. Wyday jej si rwnie gorce jak tamto, z ktrym spaa, co j zdziwio. - Ser Jorahu, podejd tutaj - powiedziaa. Wzia jego do i pooya na czarnym jaju poprzecinanym szkaratnymi ykami. - Co czujesz? - Skorup tward jak skaa. - Rycerz przyglda si jej uwanie. - uski. - Czujesz ciepo? - Nie. Tylko zimny kamie. - Odsun do. - Ksiniczko, dobrze si czujesz? Powinna jeszcze lee, jeste osabiona. - Osabiona? Jestem silna, Jorahu. - eby go uspokoi, usiada na stosie poduszek. Opowiedz mi, jak umaro moje dziecko. - On urodzi si ju martwy, ksiniczko. Kobiety mwi - Zawaha si, a Dany dopiero teraz zobaczya, jak obwisa jest jego skra i e kuleje, kiedy si porusza. - Powiedz mi. Powiedz, co mwi kobiety. Odwrci gow. Wzrok mia niespokojny. - Mwi, e dziecko byo Czekaa cierpliwie, lecz ser Jorah milcza. Twarz pociemniaa mu ze wstydu. Sam przypomina trupa. - Potworne, - dokoczya za niego Mirri Maz Duur. Dany rozumiaa, e cho rycerz jest odwanym i silnym mczyzn, to w takiej chwili maegi bya silniejsza, bardziej okrutna i o wiele bardziej niebezpieczna. - By powykrcany. Sama go wycignam. By lepy, cay pokryty uskami jak jaszczurka, mia kikut maego ogona i mae skrzaste skrzyda podobne do skrzyde nietoperza. Kiedy go dotknam, ciao odeszo od koci, a w jego wntrzu roio si od cmentarnych robakw i cuchno zgnilizn. Nie y ju od dawna. Ciemno, pomylaa Dany. Straszna ciemno za jej plecami, czyhajca, by j pokn. Byaby stracona, gdyby si odwrcia. - Mj syn by silny i y, kiedy ser Jorah przynis mnie do namiotu - powiedziaa. - Czuam, jak kopa, walczy, eby si wydosta. - Moe i tak - odpowiedziaa Mirri Maz Duur - a jednak stworzenie, ktre wyszo z twojego ona byo takie, jak powiedziaam. W tamtym namiocie bya mier, Khaleesi. - Tylko cienie - zaprzeczy ser Jorah, lecz Dany wyczua zwtpienie w jego gosie. Widziaem, maegi. Widziaem, jak sama taczya z cieniami. - Grb rzuca dugie cienie, elazny Lordzie - powiedziaa Mirri. - Dugie i ciemne. Ostatecznie adne wiato nie potrafi ich powstrzyma. Dany wiedziaa, e ser Jorah zabi jej syna. Zrobi to powodowany mioci i lojalnoci, lecz zanis j do miejsca, gdzie nie powinna chodzi adna yjca istota i odda jej dziecko ciemnoci na poarcie. On take o tym wiedzia; poszarzaa twarz, zapade oczy,

utykanie. - Cienie dotkny take i ciebie, ser Jorahu - powiedziaa do niego. Rycerz nic nie odpowiedzia. Dany zwrcia si do kapanki: - Ostrzegaa mnie, e tylko mierci mona okupi ycie. Mylaam, e miaa na myli konia. - Nie - odrzeka Mirri Maz Duur. - Sama siebie okamywaa. Wiedziaa, jaka bdzie cena. Czy rzeczywicie wiedziaa? Bd zgubiona, jeli si obejrz. - Otrzymaa zapat powiedziaa Dany. - Ko, moje dziecko, Quaro, Qotho, Haggo i Cohollo. Ogromna cena. Wstaa. - Gdzie jest khal Drogo? Przyprowad go do mnie, kapanko, maegi, czarownico krwi, kimkolwiek jeste. Przyprowad mi khala Drogo. Poka mi, co kupiam za ycie mojego syna. - Jak kaesz, klraleesi - odpowiedziaa stara kobieta. - Chod, zaprowadz ci do niego. Dany bya sabsza, ni przypuszczaa. Ser Jorah obj j ramieniem i pomg wsta. Pniej bdzie na to czas, ksiniczko - powiedzia cicho. - Teraz pjd do niego, ser Jorahu. wiat otaczajcy mrok jej namiotu olepi j swoim blaskiem, gdy tylko wysza na zewntrz. Soce przypominao roztopione zoto, a ziemia bya pusta i zwarzona. Suce czekay z owocami, winem i wod, a Jhogo podszed szybko, eby pomc ser Jorahowi j prowadzi. Aggo i Rakharo stali z tyu. Olepiona sonecznym blaskiem, Dany osonia oczy doni. Zobaczya popioy ogniska, kilkadziesit koni, ktre chodziy niespokojne w poszukiwaniu kpy trawy, rozrzucone namioty i maty. Grupka dzieci podesza bliej, eby si jej przyjrze; za nimi dostrzega kobiety zajte prac i wysuszonych starcw, ktrzy patrzyli zmczonym, nieruchomym wzrokiem w niebo, przeganiajc ospale krwawe muchy. Gdyby zacza liczy, nie zebraaby wicej ni stu ludzi. Po czterdziestotysicznym obozie, pozosta tylko kurz i wiatr. - Khalasar Drogo odszed - powiedziaa. - Dothrakowie id tylko za silnymi - powiedzia ser Jorah. - Przykro mi, ksiniczko. Nie byo sposobu, eby ich powstrzyma. Ko Pono, ktry odjecha pierwszy, nazwa si khalem Pono i wielu pojechao za nim. Niedugo potem odjecha Jhaqo. Pozostali wymykali si noc w mniejszych lub wikszych grupkach. Na morzu Dothrakw, ktre dotd przemierza jeden khalasar Drogo, powsta tuzin nowych khalasar. - Pozosta tylko starzy - powiedzia Aggo. - Przestraszeni, sabi i chorzy. I my, ktrzy przysiga. My pozosta.

- Tamci zabrali stada khala Drogo, Khaleesi - powiedzia Rakharo. - Za mao nas, eby ich powstrzyma. Takie jest prawo silniejszego - zabra sabszemu. Zabrali te duo niewolnikw, twoich i khala, ale troch zostawili. - A Eroeh? - spytaa Dany. Przypomniaa sobie przestraszone dziecko, ktre uratowaa tu za murami Miasta Owczarzy. - Mago j zapa. On teraz jest bratem krwi khala Jhaqo - powiedzia Jhogo. - Ujeda j mocno i odda khalowi. Jhaqo odda j swoim braciom krwi. Byo ich szeciu. Kiedy z ni skoczyli, podernli jej gardo. - Taki by jej los, Khaleesi - potwierdzi Aggo. Bd stracona, jeli si obejrz. - Okrutny los - powiedziaa Dany - ale nie tak okrutny, jak okrutny bdzie los Mago. Obiecuj to wam, przysigam na nowych i starych bogw, na boga jagnicia i boga konia, na wszystkich yjcych bogw. Przysigam na Matk Gr, na ono Ziemi. Zanim z nimi skocz, Mago i Ko Jhaqo bd bagali o lito, jak okazali Eroeh. Dothrakowie spojrzeli po sobie niepewnie. - Khaleesi - odezwaa si Irri agodnym gosem, jakby tumaczya co dziecku. - Jhaqo jest teraz khalem i ma za sob dwadziecia tysicy jedcw. Uniosa gow. - A ja jestem Daenerys, Zrodzona z Burzy, Daenerys z Rodu Targaryenw, jestem potomkiem AegonaZdoby wcy oraz Maegora Okrutnego, a take starej Yalyrii. Jestem crk smoka i przysigam wam, e oni umr z krzykiem na ustach. A teraz zaprowadcie mnie do khala Drogo. Lea na nagiej, rudej ziemi, wpatrzony w soce. Wydawa si nie zauwaa krwistych much, ktre chodziy po jego ciele. Dany przegonia je i klkna obok niego. Oczy mia szeroko otwarte, ale nie patrzy nimi; od razu zorientowaa si, e nie widzi. Wyszeptaa jego imi, lecz nie zareagowa. Rana na jego piersi zagoia si, pozostaa tylko szaroczerwona, ohydna blizna. - Dlaczego ley tutaj sam, na socu? - spytaa. - Wydaje si, e dobrze mu w cieple, ksiniczko - powiedzia ser Jorah. - Jego oczy podaj za socem, chocia go nie widzi. Chodzi tylko prowadzony przez kogo, dalej nie pjdzie. Zje, jeli woysz mu co do ust, napije si, jeli wlejesz mu do ust. Dany pocaowaa w czoo swoje soce-i-gwiazdy i podniosa si, stajc twarz w twarz z Mirri Maz Duur. - Drogo kaesz sobie paci za swoje zaklcia, maegi. - On yje - powiedziaa Mirri Maz Duur. - Prosia o ycie. Zapacia za ycie.

- Dla kogo takiego, kim by Drogo, to nie jest ycie. Jego yciem by miech, miso skwierczce nad ogniem i ko midzy nogami. Jego yciem by arakh w doni i dzwoneczki dwiczce w jego wosach, kiedy jecha na spotkanie wroga. Jego yciem byli jego bracia krwi, ja i syn, ktrego miaam mu da. Mirri Maz Duur nic nie odpowiedziaa. - Kiedy bdzie taki jak przedtem? - spytaa j Dany. - Kiedy soce wzejdzie na zachodzie i zajdzie na wschodzie - odpowiedziaa Mirri Maz Duur. - Kiedy wyschn morza, a wiatr bdzie przenosi gry jak licie. Kiedy twoje ono znowu si poruszy i urodzisz ywe dziecko. Dopiero wtedy on powrci, nie wczeniej. Dany daa znak ser Jorahowi i pozostaym. - Zostawcie nas. Chc porozmawia z maegi na osobnoci. - Mormoni i Dothrakowie odeszli. - Wiedziaa - powiedziaa Dany, kiedy zostay same. Cae ciao miaa obolae, lecz wcieko dodawaa jej si. - Wiedziaa, co zamierzaam kupi, znaa cen i pozwolia mi j zapaci. - le postpili, palc moj wityni - odpara spokojnym gosem stara kobieta o paskim nosie. - Rozgniewali Wielkiego Pasterza. - To nie byo dzieo bogw - odpowiedziaa jej Dany chodno. Jeli si odwrc, jestem zgubiona. - Oszukaa mnie. Zamordowaa dziecko w moim onie. - Rumak, ktry przemierza wiat, nie spali ju adnych miast. Jego khalasar nie rozdepcze ju adnych narodw. - Wstawiam si za tob - powiedziaa Dany gosem przepenionym udrk. Uratowaam ci. - Uratowaa mnie? - Lhazarenka spluna. - Wzio mnie trzech jedcw, i to nie tak jak mczyzna posiada kobiet, ale od tyu, tak jak pies bierze suk. Kiedy przejedaa, czwarty by ju we mnie. Jak wic mnie uratowaa? Musiaam patrze, jak ponie dom moich bogw, gdzie wyleczyam wielu dobrych ludzi. Spalili te mj dom, a na ulicy widziaam stos gw. Widziaam gow piekarza, ktry piek dla mnie chleb. Widziaam gow chopca, ktrego zaledwie trzy ksiyce temu uratowaam przed gorczk martwooka. Syszaam pacz dzieci odpdzanych przez jedcw batami. Powiedz wic, co uratowaa? - Twoje ycie. Mirri Maz Duur rozemiaa si szyderczo. - Spjrz na swojego khala i zobacz, co warte jest ycie, kiedy odbierzesz wszystko inne. Dany przywoaa ludzi ze swojego khas i rozkazaa im zabra i zwiza Mirri Maz Duur. Maegi umiechna si tylko do niej, kiedy j odprowadzali, jakby dzieliy jak

tajemnic. Jedno sowo i Dany moga kaza ci jej gow tylko co by z tego miaa? Gow? Skoro ycie okazao si bezwartociowe, czym jest mier? Odprowadzili khala Drogo do jej namiotu i Dany rozkazaa napeni wann; tym razem nie byo w niej krwi. Sama go wykpaa. Zmya brud i kurz z jego ramion i piersi, obmya mu twarz kawakiem mikkiej tkaniny, namydlia jego dugie, czarne wosy i wyczesaa je, a lniy tak jak dawniej. Zapada ju ciemno, kiedy skoczya. Czua si wyczerpana. Signa po jedzenie i picie, lecz zdoaa tylko pogry fig i napi si kilka ykw wody. Sen z pewnoci przynisby jej ulg, ale do ju spaa za dugo. Ze wszystkich minionych nocy i tych, ktre mogy jeszcze nadej, ta naleaa si Drogo. Wspominajc ich pierwsz noc, poprowadzia go w ciemno, poniewa Dothrakowie wierzyli, e wszystkie wane rzeczy w yciu czowieka powinny si odbywa pod goym niebem. Powiedziaa sobie, e istniej moce potniejsze od nienawici i zaklcia starsze i prawdziwsze ni wszystkie te, ktrych maegi nauczya si w Asshai. Na czarnym niebie nie byo ladu ksiyca, za to milion gwiazd wieci jasno. Uznaa to za znak. Na zewntrz nie znaleli mikkiego oa z traw, jedynie tward, brudn ziemi pen kamieni. Nie byo drzew, ktre koysay si na wietrze, ani strumienia, ktry by agodzi jej strach swoj agodn muzyk. Dany powiedziaa sobie, e gwiazdy wystarcz. - Przypomnij sobie, Drogo - wyszeptaa. - Przypomnij sobie dzie naszych zalubin, kiedy po raz pierwszy jechalimy razem. Przypomnij sobie noc, kiedy poczlimy Rhaego; otacza nas twj khalasar, twoje oczy spoczyway na mojej twarzy. Przypomnij sobie, jak chodna i czysta bya woda w onie Ziemi. Przypomnij sobie, moje soce-i-gwiazdy. Przypomnij sobie i wr do mnie. Bya jeszcze zbyt obolaa po porodzie, eby wzi go w siebie, tak jak by pragna, lecz Doreah nauczya j innych sposobw za pomoc doni, ust, piersi. Wpijaa paznokcie w jego ciao, obsypywaa go pocaunkami, szeptaa, modlia si, opowiadaa mu rne historie, a na kocu obmya go zami. Mimo to Drogo pozosta niewzruszony, nie przemwi i nie powsta. Kiedy blady wit rozjani pusty horyzont, Dany zrozumiaa, e naprawd go stracia. - Kiedy soce wzejdzie na zachodzie i zajdzie na wschodzie - powiedziaa ze smutkiem. Kiedy wyschn morza, a wiatr bdzie przenosi gry jak licie. Kiedy moje ono znowu si poruszy i urodz ywe dziecko. Wtedy powrcisz, moje soce-i-gwiazdy, nie wczeniej. Nigdy, krzyczaa ciemno, nigdy, nigdy, nigdy.

Powrciwszy do namiotu, Dany znalaza poduszk, mikki jedwab wypchany pirami. Przycisna j do piersi i wrcia do Drogo, do jej soca-i-gwiazd. Bd zgubiona, jeli si obejrz. Ju samo chodzenie sprawiao jej bl, pragna zasn i nie ni niczego. Klkna, zoya pocaunek na ustach Drogo i przycisna poduszk do jego twarzy.

TYRION
- Maj mojego syna - powiedzia Tywin Lannister. - Tak, panie. - Posaniec mwi gosem osabionym trudami podry. Na piersi jego podartej opoczy widnia ctkowany dzik Crakenhall poplamiony krwi. Jednego z twoich synw, pomyla Tyrion. Napi si wina, nic nie mwic, i pomyla o Jaimie. Kiedy unis ramie, bl przeszy jego okie, przypominajc, e i on zakosztowa troch smaku bitwy. Kocha swojego brata, ale nawet za cae zoto Casterly Rock nie chciaby by z nim w Szepccym Lesie. Zebrani kapitanowie i chorowie jego ojca pana umilkli, kiedy posaniec zdawa relacj. Sycha byo tylko trzask i syk kody palcej si w kominku w drugim kocu zimnej sali. Po dugim i wyczerpujcym marszu na poudnie Tyrion ucieszy si ogromnie na myl o przynajmniej jednej nocy spdzonej w karczmie chocia, pomny na wspomnienia, wolaby, eby nie bya to ta karczma. Jego ojciec narzuci mordercze tempo i trzeba byo za to zapaci. Ranni w bitwie starali si ze wszystkich si dotrzyma kroku albo zostawali zdani na wasne siy. Kadego ranka przy drodze zasypiali, by ju wicej si nie obudzi. Kadego popoudnia kilku nastpnych padao, a. kadego wieczoru kolejna grupka dezerterw uciekaa, znikajc w mroku. Byway chwile, kiedy Tyrion mia ochot przyczy si do nich. By na grze i rozkoszowa si mikkim kiem i ciepem ciaa Shaei, kiedy obudzi go jego giermek, oznajmiajc, e przyby posaniec z Riverrun i przywiz ze wieci. Morderczy marsz na poudnie, ciaa pozostawione przy drodze wszystko to na nic. Robb Stark dotar do Riverrun dawno temu. - Jak to moliwe? - jkn ser Harys Swyft. - Jak? Nawet po tym, co stao si w Szepccym Lesie, trzymalicie Riverrun w elaznym ucisku otoczone ogromn si i nie wiem, dlaczego ser Jaime postanowi rozdzieli swoich ludzi na trzy obozy? Z pewnoci zdawa sobie spraw z tego, jak bardzo ich to osabi. Bardziej ni ty, parszywy tchrzu, pomyla Tyrion. Owszem, Jaime straci Riverrun, ale Tyrion nie mg cierpie, kiedy jego brata obgaduje kto taki jak Swyft, bezczelny lizus, ktrego najwikszym sukcesem byo wydanie rwnie parszywej crki za ser Kevana, przez co zwiza si z Lannisterami. - Ja bym postpi tak samo - odpar jego wuj spokojnym gosem. - Gdyby zna Riverrun, ser Harysie, wiedziaby, e Jaime nie mia wyboru. Zamek stoi na kocu cypla, w

miejscu gdzie Tumblestone wpywa do Czerwonych Wide Tridentu. Rzeki tworz dwa boki trjkta i w sytuacjach zagroenia Tullyowie otwieraj luzy i trzeci bok tworzy wtedy ogromna fosa, przez co Riverrun zamienia si w wysp. Tak wic mury zamku wyrastaj wprost z wody, a obrocy z wie kontroluj drugi brzeg na odlego wielu mil. eby cakowicie odci dostp do Riverrun, oblegajcy musi zaoy obz na pnoc od Tumblestone, drugi na poudnie od Czerwonych Wide i trzeci midzy rzekami, na zachd od fosy. Nie mona przeprowadzi oblenia w inny sposb. - Ser Kevan mwi prawd, moi panowie - powiedzia posaniec. - Otoczylimy obozy palisadami z ociosanych pali, ale to nie wystarczyo, nie w wypadku nagego ataku, do tego jeszcze rzeki rozdzielay poszczeglne obozy. Najpierw zaatakowali obz pnocny. Nikt nie spodziewa si ataku. Mar Piper nka nasze tabory, ale nie mia wicej ni pidziesiciu ludzi. Dlatego w noc poprzedzajc ser Jaime wyjecha, eby si z nim rozprawi tak nam si przynajmniej wydawao, e to oni. Powiedziano nam, e siy Starkw znajduj si na wschd od Zielonych Wide i maszeruj na poudnie - A wasi forysie? - Wydawao si, e oblicze ser Gregora Cleganea jest wyrzebione ze skay. Ogie z kominka obmy je swym pomaraczowym blaskiem, wycinajc gbokie cienie w jego oczodoach. - Niczego nie zauwayli? Nie ostrzegli was? Poplamiony krwi posaniec potrzsn gow. : - Nasi forysie znikali. Sdzilimy, e to robota Marqa Pipera. Ci, ktrzy wracali, twierdzili, e niczego nie widzieli. - Czowiek, ktry nic nie widzi, nie potrzebuje oczu - owiadczy Gra.. - Trzeba mu je wyci i da innym forysiom. Powiedz mu, e masz nadziej, i czworo oczu zobaczy wicej ni dwoje a jeli nie, nastpny bdzie mia trzy pary oczu. Lord Tywin Lannister odwrci gow i spojrza na ser Gregora. Tyrion dostrzeg zocisty bysk, kiedy wiato odbio si w renicach jego ojca, lecz nie potrafi powiedzie, czy jego spojrzenie wyraa przygan czy aprobat. Lord Tywin czsto zachowywa milczenie w czasie narad, suchajc cierpliwie, zanim zabra gos - sposb bycia, ktry Tyrion prbowa naladowa - jednak jego milczenie teraz wydawao si nienaturalne nawet dla niego; puchar z jego winem sta nietknity. - Mwie, e zaatakowali was w nocy - powiedzia ser Kevan. Posaniec skin gow znuony. - Ich stra przedni prowadzi Blackfish, wyci nasze strae i oczyci palisady dla gwnych si. Zanim nasi ludzie zorientowali si, co si dzieje, jedcy przeskakiwali ju ponad rowami i pdzili przez obz z mieczami i pochodniami w doniach. Gdy tylko usyszelimy odgos walki i zobaczylimy ponce namioty, lord Brax poprowadzi nas na tratwy. Prbowalimy przepyn na drug stron

rzeki, ale znis nas prd, a Tullowie ciskali gazy katapultami z murw. Widziaem jedn z tratw rozbit w drzazgi, a trzy inne przewrcone, ludzie wpadali do rzeki i tonli na tych za, ktrym udao si dotrze na drugi brzeg, czekali Starkowie. Wyraz twarzy ser Flementa Braxa ubranego w srebrzystoszkaratny paszcz, przypomina oblicze czowieka, ktry nie rozumie w peni tego, co usysza. - Mj ojciec pan - Przykro mi - odpar posaniec. - Lord Brax mia na sobie pen zbroj, kiedy przewrcia si tratwa. By bardzo dzielny. By gupcem, pomyla Tyrion; obraca swoim pucharem ze wzrokiem utkwionym w jego winne gbiny. eby pyn przez rzek na prostej tratwie w penej zbroi, kiedy wrg czeka na brzegu jeli tak wyglda dzielno, to on wybierze raczej tchrzostwo. Zastanawia si, czy lord Brax czu si szczeglnie dzielny z ciarem zbroi, ktra cigna go w czarn to. - Obz midzy rzekami take pad. - mwi dalej posaniec. - W czasie naszej prby przepynicia rzeki, z zachodu nadcigny nowe siy Starkw, dwie kolumny uzbrojonych jedcw. Widziaem wrd nich olbrzyma w acuchach lorda Umbera oraz ora Mallisterw, ale prowadzi ich chopak, u jego boku bieg olbrzymi wilk. Sam tego nie widziaem, ale mwi, e bestia zabia czterech ludzi i rozszarpaa tuzin koni. Nasi wcznicy utworzyli zapor z tarcz, co pozwolio im powstrzyma pierwszy atak, wtedy jednak Tullyowie otworzyli bramy Riverrun i Tytos Blackwood poprowadzi oddzia wypadowy i zaatakowa ich od tyu. - Bogowie, ratujcie nas - rzek lord Lefford. - Greatjon Umber spali wiee oblnicze, ktre budowalimy, lord Blackwood za odnalaz wrd jecw ser Edmurea Tullyego i odbi go wraz z innymi. Ser Forley Prester, ktry dowodzi naszym poudniowym obozem, wycofa si, zachowujc porzdek, z dwoma tysicami wcznikw i tak sama liczb ucznikw, lecz dowodzcy jego wolnymi najemnik z Tyrosh opuci jego sztandary i przeszed na stron nieprzyjaciela. - Niech bdzie przeklty. - Ze sw wuja Kevana przebijaa bardziej zo ni zdziwienie. - Ostrzegaem Jaimea, eby mu nie ufa. Czowiek, ktry walczy za pienidze, pozostaje wierny tylko swojej sakiewce. Lord Tywin splt donie pod brod. Kiedy sucha, porusza tylko oczyma. W obramowaniu zocistych bokobrodw jego twarz przypominaa mask, lecz Tyrion dostrzeg drobniutkie kropelki potu na krtko ostrzyonej gowie ojca.

- Jak to mogo si sta? - jkn ponownie ser Harys Swyft. - Ser Jaime w niewoli, oblenie przerwane to katastrofa! - Wszyscy jestemy ci wdziczni, e nam uwiadomie rzecz tak oczywist, ser Harysie. Pozostaje pytanie, co zrobimy? - Co moemy zrobi? Ludzie Jaimea wybici, rozproszeni albo w niewoli, podczas gdy Starkowie i Tullyowie siedz pewnie na linii naszych dostaw. Zostalimy odcici od zachodu! Jeli zechc, mog pj na Casterly Rock i nic ich nie powstrzyma. Moi panowie, zostalimy pokonani. Musimy prosi o pokj. - Pokj ? - Tyrion obrci w doni puchar z winem, pocign dugi yk, po czym cisn pustym naczyniem o podog, gdzie roztrzaskao si na tysice kawakw. - Oto twj pokj, ser Harysie. Mj sodki siostrzeniec zburzy go bezpowrotnie w chwili, kiedy postanowi udekorowa Czerwon Twierdz gow lorda Eddarda. atwiej przyjdzie ci napi si z tego pucharu, ni nakoni Robba Starka do zawarcia pokoju. Przecie on wygrywa, czyby tego nie zauway? - Dwie bitwy to jeszcze nie wojna - upiera si ser Addam. - Daleko nam jeszcze do klski. Chtnie sam sprbowabym miecza przeciwko temu chopakowi Starkw. - Moe zgodz si na zawieszenie broni i na wymian jecw - zauway lord Lefford. - Niezbyt korzystnie wypadniemy na szali tej wagi, chyba e bd wymienia trzech za jednego - zauway Tyrion zoliwie. - A co im zaoferujemy w zamian za mojego brata? Moe gnijc gow lorda Eddarda? - Syszaem, e krlowa Cersei ma crki Namiestnika - powiedzia lord Lefford. Tyrion wywrci oczy. - Jeli Starkowie zapragn zota, mog przetopi zbroj Jaimea. - Jeli poprosimy o zawieszenie broni, pomyl, e jestemy sabi - powiedzia ser Addam. - Powinnimy ruszy na nich natychmiast. - Z pewnoci uda si przekona naszych przyjaci na dworze, by wspomogli nas wieymi posikami - powiedzia ser Harys. - Kto mgby te wrci do Casterly Rock i zebra posiki. Lord Tywin Lannister wsta. - Maj mojego syna - powtrzy gosem, ktry uci wszelkie rozmowy niczym miecz odrbujcy kawa oju. - Zostawcie mnie samego. Zawsze posuszny Tyrion podnis si, podobnie jak pozostali, lecz ojciec spojrza na niego. - Zosta, Tyrionie. Take i ty, Kevan. Reszta wyj. Tyrion usiad bez sowa. Ser Kevin poszed na drug stron sali, gdzie stay beczuki z winem. - Wuju - zawoa Tyrion - jeli byby tak dobry

- Prosz. - Ojciec podsun mu swj puchar napeniony winem, ktrego dotd nie tkn. Teraz Tyrion poczu si naprawd zakopotany. Napi si wina. Lord Tywin usiad. - Masz racj co do Starkw. - Majc lorda Starka ywego, moglibymy liczy na pokj z Winterfell i Riverrun, pokj, ktry by nam da czas, eby zaj si brami Roberta. Martwy natomiast - Zacisn do w pi. - Szalestwo. Czyste szalestwo. - Joff to jeszcze chopak - zauway Tyrion. - Mnie w jego wieku zdarzyo si popeni kilka gupstw. Ojciec rzuci mu przenikliwe spojrzenie. - W takim razie powinnimy chyba by wdziczni, e nie polubi jeszcze adnej dziwki. Tyrion sczy swoje wino, zastanawiajc si, jak by wyglda lord Tywin, gdyby cisn mu w twarz puchar. - Jestemy w gorszym pooeniu, ni zdajecie sobie z tego spraw - mwi dalej jego ojciec. - Mona by powiedzie, e mamy nowego krla. Ser Kevan spojrza na niego jak raony piorunem. - Nowego kogo? Co oni zrobili z Joffreyem? Na wskich ustach lorda Tywina pojawi si na moment wyraz obrzydzenia. - Nic jeszcze nic. Mj wnuk wci zasiada na elaznym tronie, lecz eunuch otrzyma wiadomoci od swoich pajkw z poudnia. Dwa tygodnie temu Renly Baratheon polubi Margaery Tyrell w Wysogrodzie i upomnia si o koron. Ojciec i bracia jego ony zaprzysigli mu swoje miecze. - Smutne to wieci. - Kiedy ser Kevan marszczy czoo, bruzdy na nim przypominay gbokie kaniony. - Moja crka rozkazuje nam uda si do Krlewskiej Przystani, gdzie mamy broni Czerwonej Twierdzy przed krlem Renlym i Rycerzem Kwiatw. - Zacisn usta. - Rozkazuje mi, zwrcie uwag. W imieniu Krla i rady. - Jak krl Joffrey przyj te wiadomoci? - spyta Tyrion z pewnym ponurym rozbawieniem. - Cersei nie powiedziaa mu jeszcze o tym - powiedzia lord Tywin. - Obawia si, eby nie zechcia sam pj na Renlyego. - Z czyj armi? - spyta Tyrion. - Chyba nie zamierzasz odda mu tej armii? - Wspomnia co o poprowadzeniu Stray Miejskiej - odpar lord Tywin. - Jeli zabierze ze sob Stra, miasto pozostanie bez obrony - powiedzia ser Kevan. Nie mona zapomina o obecnoci lorda Stannisa na Smoczej Wyspie

- Tak. - Lord Tywin spojrza na syna. - Dotd sdziem, e najlepiej nadajesz si na bazna, ale chyba si myliem. - No c, ojcze - powiedzia Tyrion - to prawie pochwaa w twoich ustach. - Pochyli si do przodu zaciekawiony. - Co ze Stannisem? Jest starszy od Renlyego. Co mwi o daniach swojego brata? Jego ojciec zmarszczy brwi. - Od samego pocztku czuem, e Stannis moe stanowi wiksze niebezpieczestwo ni wszystkie pozostae razem wzite. Na razie nie robi nic. Och, Yarys sucha tego, co szepc wok niego. Stannis buduje statki, przyjmuje najemnikw, sprowadza pogromc cieni z Asshai. Co to moe oznacza? Czy cokolwiek z tego jest prawd? - Wzruszy ramionami poirytowany. - Kevanie, przynie map. Ser Kevan natychmiast wykona polecenie. Lord Tywin rozwin skrzany zwj i wygadzi go rk. - Jaime zostawi nas w beznadziejnej sytuacji. Roose Bolton i resztki jego si znajduj si na pnoc od nas. Wrg trzyma Bliniaki i Fos Cailin. Robb Stark siedzi na zachodzie, wiec nie moemy si wycofa do Lannisport czy do Rock, chyba e chcemy bitwy. Jaime jest w niewoli, a jego armia rozbita. Thoros z Myr i Beric Dondarrion wci nkaj oddziay naszych furaerw. Od wschodu zagraaj nam Arrynowie, Stannis Baratheon siedzi na Smoczej Wyspie, na poudniu za, w Wysogrodzie i w Kocu Burzy, gromadz siy. Tyrion umiechn si pod nosem. - Odwagi, ojcze. Przynajmniej Rhaegar Targaryen nie yje. - Tyrionie, miaem nadziej usysze od ciebie co wicej ni tylko gupie arty powiedzia lord Tywin Lannister. Ser Kevan zmarszczy czoo pochylony nad map. - Teraz Robb Stark ma ju pewnie przy sobie Edmurea Tullyego i lordw znad Tridentu. Ich poczone siy mog okaza si wiksze od naszych. Majc Roosea Boltona za plecami, Tywinie obawiam si, e jeli zostaniemy tutaj, moemy znale si w potrzasku trzech armii. - Nie mam zamiaru pozostawa tutaj. Musimy skoczy nasze interesy z modym lordem Starkiem, zanim Renly Baratheon wyjdzie z Wysogrodu. Bolton nie jest grony. Jest bardzo ostrony, szczeglnie po tym, co go spotkao przy Zielonych Widach. Bdzie si ociga z pocigiem. Tak wic rano wyruszamy na Harrenhal. Kevanie, niech forysie ser Kevana osaniaj nasze ruchy. Daj mu tylu ludzi, ilu zada, i wylij ich czwrkami. Wszyscy maj wrci. - Tak, panie, tylko dlaczego Harrenhal? To ponure miejsce, ktre cieszy si z saw. Niektrzy twierdz nawet, e jest przeklte.

- Niech sobie mwi - odpar lord Tywin. - Spu ze smyczy ser Gregora i polij go przodem z jego zbjami. Niech jedzie z nimi te Vargo Hoat i jego wolni oraz ser Amory Lorch. Kady ma mie trzystu konnych. Powiedz im, e chc zobaczy, jak pon niziny nad rzek, od Oka Boga po Czerwone Widy. - Zobaczysz, jak pon, panie - powiedzia ser Kevan, wstajc. - Wydam odpowiednie rozkazy. - Skoni si i ruszy do drzwi. Kiedy zostali sami, lord Tywin zerkn na Tyriona. - Twoje dzikusy miayby okazj troch sobie pouywa. Powiedz im, e mog pojecha z Yargo Hoatem, niech pldruj do woli - wszelkie dobra, inwentarz, kobiety, mog bra, co zechc, reszt niech spal. - Mwi Shaggaowi i Timettowi, jak pldrowa, to tak jak uczy koguta piania odpar Tyrion - ale wolabym zatrzyma ich przy sobie. - Pomimo swojego nieokrzesania i nieposuszestwa dzikusy byy jego ludmi, ponadto im ufa bardziej ni komukolwiek z otoczenia swojego ojca. Nie mia zamiaru si ich pozbywa. - W takim razie lepiej naucz si panowa nad nimi. Nie pozwol na pldrowanie miasta. - Miasta? - powtrzy Tyrion zdezorientowany. - Jakiego miasta? - Krlewska Przysta. Wysyam ci na dwr. Bya to ostatnia z rzeczy, jakiej Tyrion Lannister mg si spodziewa. Sign po puchar i zastanawia si przez chwil, popijajc wino. - I co miabym tam robi? - Panowa - odpar krtko jego ojciec. Tyrion parskn miechem. - Moja sodka siostra moe mie co przeciwko temu! - Niech sobie ma. Trzeba wzi w gar jej syna, zanim cakiem nas zrujnuje. Wszystko przez tych durniw z rady - nasz przyjaciel Petyr, wielebny Wielki Maester i ten cudaczek bez kutasa lord Yarys. Co z nich za rada, skoro Joffrey wyczynia same gupoty? Czyj to by pomys, eby zrobi lordem tego tam Janosa Slynta? Przecie jego ojciec by rzenikiem, a oni daj mu Harrenhal. Harrenhal, niegdy siedziba krlw! Jego stopa i tak tam nie postanie, jeli mam jeszcze co do powiedzenia. Pono wybra sobie na godo zakrwawion wczni. Ja bym mu da zakrwawiony topr rzeniczy. - Jego ojciec mwi spokojnym gosem, lecz Tyrion dostrzeg iskierki gniewu w jego zocistych oczach. - Albo pozbycie si Selmyego, to nie ma sensu. Zgadza si, jest stary, ale imi Barristana miaego wci ma due znaczenie w caym krlestwie. Nie splami swojego honoru bez wzgldu na to, u kogo suy. Czy to samo mona powiedzie o Ogarze? Psy karmi si pod stoem, zamiast sadza je obok siebie na dostojnych miejscach. - Skierowa palec na twarz Tyriona. - Skoro

Cersei nie potrafi utrzyma w ryzach chopaka, ty musisz to uczyni. A jeli doradcy zaczn co knu przeciwko nam Tyrion wiedzia. - Pale - westchn. - Gowy. Mury. - Widz, e czego si jednak ode mnie nauczye. - Wicej ni sdzisz, ojcze - odpowiedzia cicho Tyrion. Dopi wino i zamylony odstawi puchar. Czciowo odczuwa zadowolenie, i to wiksze ni przyznawa przed samym sob. Jednake z drugiej strony mylami powraca do bitwy nad rzek i zastanawia si, czy ojciec po raz kolejny posya go, eby broni lewej flanki. - Dlaczego ja? - spyta, przekrzywiajc gow na bok. - Dlaczego nie wuj? Dlaczego nie ser Addam, ser Flement czy lord Serrett? Dlaczego nie kto wikszy? Lord Tywin podnis si gwatownie. - Jeste moim synem. Dopiero teraz zrozumia. Spisae go ju na straty, pomyla. Ty sukinsynie, uznae Jaimea za martwego, wic tylko ja ci zostaem. Tyrion mia ochot uderzy go, splun mu w twarz, wyci sztyletem jego serce i przekona si, czy rzeczywicie zrobione jest ze starego, twardego zota, tak jak mwi posplstwo. A jednak siedzia tam milczcy, nieruchomy. Lord Tywin ruszy do drzwi, rozgniatajc butami okruchy z rozbitego pucharu. - I jeszcze jedno - powiedzia ju z progu. - Nie zabierzesz tej dziwki na dwr. Po wyjciu ojca Tyrion dugo jeszcze siedzia w ogromnej sali. W kocu uda si na przytulne poddasze pod dzwonnic. Sufit by tam niski, lecz nie stanowio to specjalnej przeszkody dla kara. Z okna widzia szubienice, ktr jego ojciec kaza postawi na podwrzu. Podmuchy nocnego wiatru obracay powoli ciaem karczmarki. Jej ciao wychudo bardzo i zmizerniao podobnie jak nadzieje Lannisterw. Shae zamruczaa sennie i odwrcia si w jego stron, kiedy usiad na brzegu piernata Wsun do pod koc i zamkn do na jej piersi, ona za otworzya oczy. - Panie powiedziaa, umiechajc si sennie. Gdy poczu, e jej sutek twardnieje, pocaowa j. - Zastanawiam si, czy nie zabra ci do Krlewskiej Przystani, sodziutka - powiedzia szeptem.

JON
Kobya zaraa cicho, kiedy Jon Snow zacisn poprg. - Spokojnie, sodziutka powiedzia cichym gosem i poklepa j lekko. Wiatr szepta w szczelinach cian stajni, owiewajc mu chodem twarz, lecz Jon nie zwraca na to uwagi. Przyczepi zwinity tumok do sioda; palce poparzonej doni wci mia sztywne i nieruchome. - Duch - zawoa cicho do mnie. - Wilk zjawi si natychmiast, byskajc lepiami. - Jon, prosz. Nie wolno ci tego robi. Wskoczy na konia i chwyciwszy cugle w donie, zawrci go, tak e teraz patrzy w noc. W drzwiach stajni sta Samwell Tarly; nad jego ramieniem wisiaa tarcza ksiyca. Jego cie by czarny, ogromny. - Zejd mi z drogi, Sam. - Jon, nie moesz - powiedzia Sam. - Nie pozwol ci. - Nie chciabym ci zrani - odpowiedzia mu Jon. - Odsu si, Sam, bo najad na ciebie. - Nie zrobisz tego. Musisz mnie wysucha. Prosz Jon cisn ostrogami boki konia i klacz ruszya w stron drzwi. Przez chwil Sam sta w miejscu niewzruszony z twarz blad i okrg jak ksiyc za nim, take jego usta przybray podobny ksztat, wyraajc zdziwienie. Jednake w ostatnim momencie uskoczy w bok, tak jak Jon si spodziewa, potkn si i przewrci. Klacz przeskoczya nad nim i pomkna w noc. Jon nasun na gow kaptur cikiego paszcza i pozwoli koniowi jecha wasnym tempem. Z Duchem u boku mija Czarny Zamek, nieruchomy i pogrony w ciszy. Wiedzia, e z Muru patrz stranicy, lecz ich oczy skierowane byy na pnoc, on za jecha na poudnie. Nikt nie widzia, jak wyjeda, nikt poza Samem Tarlym, ktry podnosi si z brudnej ziemi w stajni. Jon mia nadziej, e Sam nie zrobi sobie krzywdy, upadajc. By taki ciki i niezgrabny, wic mogo si zdarzy, e zama sobie nadgarstek albo skrci kostk w nodze. - Ostrzegaem go - powiedzia gono Jon. - Nic nie mogem poradzi. - Zaciska i rozprostowywa palce poparzonej rki. Wci odczuwa bl, ale nareszcie mia zdjte bandae. Jecha krta wstg krlewskiego szlaku pord wzgrz posrebrzonych wiatem ksiyca. Musia oddali si od Muru najdalej jak to moliwe, zanim zorientuj si, e go nie ma. Rankiem zjedzie z drogi i ruszy dalej przez pola, zarola i strumienie, eby zgubi pocig, teraz jednak przede wszystkim liczy si popiech. W kocu domyl si, dokd pojecha.

Stary Niedwied zwykle wstawa o wicie, wic do tego czasu Jon musia oddali si od Muru moliwie najdalej jeli Sam Tarly nie zdradzi go. Grubas by bardzo posuszny i strachliwy, ale kocha Jona jak brata. Jeli zaczn go wypytywa, Sam z pewnoci powie prawd, ale Jon nie wyobraa sobie, eby znalaz tyle odwagi, by pj do Krlewskiej Wiey i domaga si obudzenia Mormonta. Kiedy Jon nie przyniesie Staremu Niedwiedziowi niadania, pjd do jego celi i znajd na ku Dugi Pazur. Trudno byo mu si z nim rozsta, jednak Jon mia na tyle honoru, eby zostawi miecz. Nawet Jorah Mormont postpi podobnie, gdy ucieka zhabiony. Z pewnoci lord Mormont znajdzie kogo bardziej godnego swojego ora. Jon ze smutkiem pomyla o starym dowdcy. Zdawa sobie spraw, e jego dezercja bdzie niczym sl posypana na ran haby jego syna. Wiedzia, e nie tak dzikuje si za zaufanie, ale nic na to nie mg poradzi. Czu si, jakby kogo zdradza, bez wzgldu na to, co robi. Nawet teraz nie mia pewnoci, czy zachowa si honorowo. atwiej byo ludziom z poudnia. Oni mieli swoich septonw, z ktrymi mogli porozmawia, ktrzy mogli im objawi wol bogw i pomc rozrni dobro od za. Ale Starkowie modlili si do dawnych, bezimiennych, bogw i nawet jeli drzewa serca syszay ich modlitwy, nie odpowiaday. Jon zwolni dopiero, kiedy znikny ostatnie wiata Czarnego Zamku. Czekaa go daleka droga, a mia tylko jednego konia. Przy drodze znajdoway si farmy i grody, gdzie mg wymieni swoj klacz na innego konia, ale tylko wtedy, kiedy nie bdzie przemczona albo ranna. Bdzie te musia rozejrze si za nowym ubraniem, prawdopodobnie trzeba je bdzie ukra. Teraz ubrany by na czarno od stp do gw: wysokie skrzane buty, spodnie z surowego sukna i tunika, skrzany kaftan bez rkaww i ciki, weniany paszcz. Jego dugi miecz i sztylet skryway moleskinowe pochwy, take jego kolczuga i czepiec na gow schowane w torbie przytroczonej do sioda zrobione byy z czarnego drutu. Gdyby go pojmano, kady szczeg jego ubrania mgby sta si przyczyn jego mierci. Na pnoc od Szyi w kadej wiosce i osadzie obcy ubrany na czarno wzbudza podejrzenie. Jon wiedzia, e nigdzie nie bdzie bezpieczny, gdy tylko maester Aemon wypuci swoje kruki. Nawet w Winterfell. Bran moe by go i wpuci, lecz Maester Luwin kierowa si wikszym rozsdkiem. Zamknie bram i odele Jona z powrotem, tak jak powinien uczyni. Lepiej w ogle tam nie jecha. Jednak oczyma wyobrani widzia zamek tak wyranie, jakby opuci go poprzedniego dnia; wysokie, granitowe wiee, wielka sala przepeniona zapachami dymu, psw i pieczonego misa, samotnia ojca, pokj w wieyczce, gdzie spa. Jaka jego cz pragna

bardzo znowu usysze miech Brana, zje pasztet z woowiny i bekonu Gagea, posucha opowieci Starej Niani o dzieciach lasu i Florianie Gupcu. Ale przecie nie po to uciek z Muru, opuci go dlatego, e mimo wszystko jest synem swojego ojca i bratem Robba. Podarowany miecz, nawet tak wspaniay jak Dugi Pazur, nie zrobi z niego Mormonta. Nie by te Aemonem Targaryenem. Starzec musia wybiera trzykrotnie i trzy razy wybra honor, ale to by on. Nawet teraz Jon nie wiedzia, czy maester zosta na Murze, poniewa by saby i tchrzliwy, czy te okaza si i prawo. Rozumia jednak, co starzec mia na myli, kiedy mwi o cierpieniu zwizanym z wyborem, to akurat rozumia a nazbyt dobrze. Tyrion Lannister twierdzi, e wikszo ludzi zaprzeczy raczej okrutnej prawdzie, ni spojrzy jej w oczy, lecz Jon mia ju do zaprzecze. By po prostu Jonem Snow, bkartem i krzywoprzysic pozbawionym matki i przyjaci, przekltym. Przez reszt ycia niewane, jak dugo - bdzie tylko milczcym cieniem, ktry stoi z boku i boi si wymwi swoje prawdziwe imi. Gdziekolwiek si uda w caych Siedmiu Krlestwach, bdzie zmuszony kama, poniewa kademu wolno bdzie podnie na niego rk. Ale to nie miao ju znaczenia, jeli tylko doyje tej chwili, kiedy stanie u boku brata i pomoe mu pomci ojca. Przypomnia sobie Robba takiego, jakim widzia go podczas ich ostatniego spotkania, kiedy sta na dziedzicu, a w jego kasztanowych wosach topnia nieg. Jon musi pojecha do niego w tajemnicy, w przebraniu. Sprbowa wyobrazi sobie wyraz twarzy Robba, kiedy go rozpozna. Pokrci gow i umiechnie si, a potem powie powie Nie zobaczy umiechu, cho bardzo si stara. Zamiast tego powrci mylami do dezertera, ktremu ojciec ci gow w ten sam dzie, kiedy znaleli wilkory. Ty wypowiedziae te sowa, powiedzia wtedy lord Eddard. Ty przysigae wobec swoich braci, wobec bogw dawnych i nowych. Desmond i Gruby Tom przywlekli tamtego czowieka do pieka. Oczy Brana stay si wielkie jak spodki, a Jon musia pilnowa go, eby trzyma kuca na miejscu. Pamita wyraz twarzy ojca, kiedy Theon Greyjoy przynis Ld, krew na niegu i to, jak Theon kopn gow, gdy potoczya si pod jego nogi. Zastanawia si, co by zrobi Lord Eddard, gdyby dezerterem okaza si jego brat Benjen, a nie jaki obdarty obcy. Czy zachowaby si inaczej? Z pewnoci z pewnoci i Robb przywita go umiechem. Przywita inaczej Nie potrafi duej o tym myle. Kiedy ciska lejce, czu w doni pulsujcy bl. Jon spi konia ostrogami i ruszy galopem. Pdzi krlewskim traktem, jakby chcia zostawi za sob wtpliwoci. Nie ba si mierci, ale nie chcia umrze w ten sposb, zwizany i stracony

jak zwyky przestpca. Jeli ma zgin, to z mieczem w doni, w walce z zabjcami ojca. Nie jest prawdziwym Starkiem, nigdy nim nie by ale moe umrze jak jeden z nich. Niech powiedz, e Eddard Stark mia czterech synw, a nie trzech. Duch bieg blisko niego przez prawie p mili z wywieszonym jzorem. Pochylony nad koskim grzbietem, jecha coraz szybciej. Wilk zwolni, zatrzyma si i popatrzy za nim; jego oczy jarzyy si w blasku ksiyca. Wkrtce znikn w ciemnoci, lecz Jon wiedzia, e wilk pody za nim wasnym krokiem. Po obu stronach drogi przed sob dostrzeg midzy drzewami rozrzucone wiateka: Moles Town. Cisza spowijaa wiosk, kiedy przejeda przez ni, raz tylko zaszczeka pies i zara mu w stajni. Przez zamknite okiennice tu i wdzie sczy si blask aru palenisk. Moles Town byo wiksze, ni si wydawao, lecz trzy czwarte osady znajdowao, si pod ziemi, w gbokich, ciepych piwnicach poczonych labiryntem tuneli. Nawet burdel by pod ziemi, na powierzchni znajdowaa si tylko drewniana szopa nie wiksza od ustpu z czerwon lamp nad drzwiami. Jon sysza na Murze, jak dziwki std nazywano zakopanymi skarbami. Zastanawia si, czy tej nocy kopie tam ktry z jego braci. W ten sposb take amali przysig, ale nikt si tym nie przejmowa. Jon zwolni ponownie, dopiero gdy zostawi za sob wiosk. Zarwno on, jak i jego kobya byli mokrzy od potu. Zsiad, drc, poparzona do pulsowaa blem. Dostrzeg nien zasp pod drzewami, roziskrzon w blasku ksiyca, z ktrej spyway struki wody, tworzc rozlege kaue. Jon przykucn i zebra wod w zoone donie. Bya lodowata. Napi si i spryska sobie twarz, a poczu mrowienie na policzkach. Palce bolay go bardziej ni kiedykolwiek wczeniej, bolaa go te gowa. Przecie postpiem susznie, pomyla, dlaczego zatem czuj si tak podle? Ko spieni si bardzo, wic poprowadzi go drog poprzecinan malutkimi strumykami i pokryt kamieniami. W tym miejscu jej szeroko pozwalaa wymin si zaledwie dwm jedcom. Gupot byo tak pdzi. Czyby chcia zama kark? Co w niego wstpio? Tak bardzo pragn mierci? Gdzie midzy drzewami rozleg si krzyk przestraszonego zwierzcia i Jon spojrza w tamt stron. Jego kobya zaraa nerwowo. Czyby jego wilk schwyta jak ofiar? Zoy donie wok ust. - Duch! - zawoa. - Duch, do mnie. - W odpowiedzi usysza tylko szelest gazi poruszonej przez odlatujc sow. Ruszy dalej. Prowadzi koby przez p mili, dopki nie wyscha. Duch nie wraca. Jon chcia dosi konia i pojecha, lecz niepokoi si nieobecnoci wilka. - Duch! - zawoa ponownie. - Gdzie jeste? Do mnie! Duch! - W tych lasach nikt nie zagraa jego wilkowi,

nawet dorastajcy wilkor, chyba e nie Duch by zbyt mdry, eby zaatakowa niedwiedzia; gdyby nawet gdzie w okolicy czaio si stado wilkw, Jon usyszaby ich wycie. Postanowi odpocz. Jedzenie uspokoi jego odek i moe Duch dogoni go w tym czasie. Nie widzia niebezpieczestwa; Czarny Zamek pogrony by jeszcze we nie. W torbie znalaz suchara, kawaek sera i mae, pomarszczone jabko. Pomyla te o solonej woowinie i plastrze bekonu, ktry ukrad z kuchni, lecz t cz prowiantu zostawi na poranny posiek. Kiedy skoczy mu si poywienie, bdzie musia polowa, co opni jego podr. Jon usiad pod drzewem i jad suchara z serem, podczas gdy jego klacz skubaa traw przy drodze. Jabko zostawi na sam koniec. Zmiko nieco, lecz misz wci by cierpki i soczysty. Trzyma w rku ju tylko ogryzek, kiedy usysza odgosy: konie, i to nadjedajce z pnocy. Zerwa si na nogi i podszed do swojej kobyy. Czy uda mu si uciec? Nie, podjechali za blisko, z pewnoci by go usyszeli, a jeli przyjechali z Czarnego Zamku Sprowadzi konia z drogi, za kp gsto rosncych szarozielonych drzew straniczych. - Cicho - powiedzia szeptem i przycupn, patrzc uwanie poprzez gazie. Przejad, jeli bogowie mu sprzyjaj. Pewnie byli to jacy mieszkacy Moles Town, wieniacy udajcy si na pole. Zastanawia si, co robili na drodze w rodku nocy Stukot koskich kopyt stawa si coraz bardziej wyrany. Sdzc z odgosw, byo ich co najmniej piciu albo szeciu. Ich gosy niosy si midzy gaziami. - pewny, e tdy pojecha? - Nie moemy mie adnej pewnoci. - Mg pojecha na wschd. Albo zjecha z drogi i pojecha na skrty przez las. Ja bym tak zrobi. - Po ciemku? Gupi. Nawet jeli by nie zama karku, z pewnoci by zabdzi, a rano i tak by wrci pod Mur. - Wcale nie - odpar Grenn poirytowany. - Jechabym na poudnie, wedug gwiazd. - A gdyby niebo si zachmurzyo? - Wtedy bym nie jecha. - Wiecie, gdzie ja bym by na jego miejscu? - wtrci kto inny. Siedziabym w Moles Town i szuka zakopanych skarbw. - Ochrypy miech Ropuchy zagrzmia dononie wrd drzew. Kobya Jona parskna. - Cicho - powiedzia Halder. - Chyba co syszaem. - Gdzie? Ja nic nie syszaem. - Konie zatrzymay si.

- Ty nie syszysz nawet wasnego pierdnicia. - Ja te co syszaem - wtrci Grenn. - Cicho! Zamilkli, nasuchujc. Jon wstrzyma oddech. Sam, pomyla. Nie poszed do starego Niedwiedzia, ale spa te nie poszed, obudzi chopakw. A niech ich wszystkich. Jeli nie wrc przed witem, ich take uznaj za dezerterw. Co oni robi? Cisza wydawaa si trwa w nieskoczono. Ze swojego miejsca Jon widzia przez gazie nogi ich koni. Wreszcie odezwa si Pyp. - Co syszelicie? - Nie wiem - przyzna Halder. - Jaki haas. Mylaem, e to moe ko, ale - Nic nie sycha. Jon dostrzeg ktem oka blad posta przemykajc midzy drzewami. Rozleg si szelest lici i z cienia wynurzy si Duch; pojawi si tak nagle, e kobya Jona zaraa przestraszona. - Tam! - zawoa Halder. - Ja te syszaem! - Zdrajca - powiedzia Jon do wilkora, wskakujc na siodo. Odwrci konia, by wycofa si w gszcz, lecz dopadli go, zanim ujecha dziesi stp. - Jon! - zawoa Pyp. - Stj - powiedzia Grenn. - Nie uciekniesz przed nami. Jon zawrci i wycign miecz. - Cofnijcie si. Nie chc nikogo zrani, ale zrobi to, jeli bd musia. - Sam przeciwko siedmiu? - Na znak Haldera chopcy rozproszyli si i otoczyli go. - Czego chcecie? - spyta. - Chcemy zabra ci tam, gdzie twoje miejsce - powiedzia Pyp. - Moje miejsce jest u boku mego brata. - My jestemy twoimi brami - odpar Grenn. - Wiesz, e stracisz gow, jeli ci zapi - wtrci Ropucha, umiechajc si nerwowo. - To takie gupie. Nie dziwibym si, gdyby ubr tak si zachowa. - Wcale bym si tak nie zachowa - odci si Grenn. - Nie jestem krzywoprzysizc. Wiem, co przyrzekaem. - Ja te - powiedzia Jon. - Nie rozumiecie? Oni zamordowali mojego ojca. Jest wojna, a mj brat, Robb, walczy na nizinach - Wiemy - powiedzia Pyp z powag. - Sam o wszystkim nam opowiedzia. - Przykro nam z powodu twojego ojca - powiedzia Grenn - ale to ju nie ma znaczenia. Zoye przysig i nie wolno ci odej. - Musz - upiera si Jon.

- Przecie mwie te sowa - przypomnia mu Pyp. - Teraz zaczyna si moja wachta, tak mwie. Bdzie trwaa a do mojej mierci. - Bd y i umr na posterunku - doda Grenn. - Nie musicie przypomina mi sw przysigi. Pamitam je rwnie dobrze jak wy. Teraz by zy. Dlaczego nie zostawi go w spokoju? Przez nich wszystko stawao si jeszcze trudniejsze. - Jestem mieczem w ciemnoci - zaintonowa Halder. - Strem na murach - zapiszcza Ropucha. Jon ciska im kolejne przeklestwa, lecz oni nie zwaali na niego. Pyp podjecha bliej, recytujc: - Jestem ogniem, ktry ponie przeciwko zimnu, wiatem, ktre przynosi wit, rogiem, ktry budzi picych; tarcz, ktra osania krlestwo czowieka. - Nie zbliaj si - ostrzeg go Jon, wymachujc mieczem. - Nie artuj, Pyp. - Nie zabrali ze sob broni; mg ich posieka na kawaki. Matthar zajecha go od tyu i doczy do pozostaych. - Oddaj moje ycie i mj honor Nocnej Stray. Jon cisn pitami boki swojego konia, obracajc go dookoa. Chopcy zacieniali krg. - Na t noc - Halder podjecha z lewej. - i na wszystkie, ktre nadejd - skoczy Pyp. Wycign rk i zapa lejce Jona. Oto twj wybr. Zabij mnie albo wr z nami. Jon unis miecz i zaraz opuci go zrezygnowany. - A niech was wszystkich rzuci. - Czy mamy zwiza ci rce, czy oddasz nam miecz i pojedziesz dobrowolnie? - spyta Halder. - Nie uciekn, jeli o to ci chodzi. - Duch wynurzy si spomidzy drzew i Jon posa mu gniewne spojrzenie. - Nie przydae si na wiele - powiedzia. Ponce lepia patrzyy na niego ze zrozumieniem. - Spieszmy si lepiej - powiedzia Pyp. - Jeli nie wrcimy o pierwszym brzasku, Stary Niedwied utnie gowy nam wszystkim. Jon niewiele pamita z powrotnej drogi. Wydawaa mu si krtsza ni w drug stron, kiedy jecha na poudnie, moe dlatego, e mylami by gdzie indziej. Pyp nadawa tempo, jechali galopem, szli pieszo, potem kusem i znowu galopem. Minli Moles Town, czerwona latarnia nad drzwiami do burdelu zgasa. Nie spnili si. Do witu pozostaa jeszcze godzina,

kiedy Jon ujrza w oddali wiee Czarnego Zamku, czarne na tle bladej ciany Muru. Tym razem nie czu, e zblia si do domu. Mogli zmusi go do powrotu, lecz nie potrafili go tam zatrzyma. Wojna nie skoczy si nastpnego ranka, ani za dwa dni, a jego przyjaciele nie mogli pilnowa go dzie i noc. Poczeka, niech pomyl, e pogodzi si z losem, a kiedy przestan go pilnowa, znowu ucieknie. Nastpnym razem bdzie trzyma si z daleka od krlewskiego szlaku. Moe pojedzie wzdu Muru na wschd, a do morza, dusza droga, ale bezpieczniejsza. Albo nawet na zachd, w gry, a potem przecz na poudnie. Ta droga bya cika i niebezpieczna, ale przynajmniej nikt nie bdzie go tam ciga. Nie zabdziby w promieniu stu mil od Winterfell czy krlewskiego szlaku. Samwell Tarly czeka na nich w stajni; siedzia na ziemi oparty bel siana, zbyt podniecony, by pooy si spa. - Ja ciesz si, e ci znaleli, Jon. - A ja nie - odpar Jon, zsiadajc z konia. Pyp zeskoczy z konia i spojrza na janiejce niebo skrzywiony. - Sam, pom nam oporzdzi konie - powiedzia. - Przed nami dugi dzie, a i noc bya bezsenna, dziki lordowi Snow. Z nastaniem witu Jon wszed do kuchni, jak zawsze. Trjpalczasty Hobb nie odezwa si ani sowem i da mu niadanie dla Starego Niedwiedzia. Tego dnia skaday si na nie trzy brzowe jaja ugotowane na twardo, smaony chleb z szynk i suszone liwki. Jon zanis wszystko do Krlewskiej Wiey. Mormoni siedzia w okiennym siedzeniu zajty pisaniem. Jego kruk spacerowa po jego ramieniu tam z powrotem, skrzeczc cicho: - Ziarno, ziarno, ziarno. - Wrzasn gono na widok Jona. - Zostaw jedzenie na stole - powiedzia Stary Niedwied. - Napij si te piwa. Jon otworzy okiennic okna, sign po dzban z piwem z zewntrznej pki i napeni rg. Hobb da mu wczeniej cytryn, ktr teraz Jon rozgnit w doni. Bya jeszcze zimna. Sok popyn midzy palcami jego doni. Mormont codziennie pi sok z cytryny z piwem, twierdzc, e dziki temu ma jeszcze wasne zby. - Nie wtpi, e kochae swojego ojca - powiedzia, kiedy Jon poda mu rg. Rzeczy, ktre kochamy, niszcz nas, chopcze. Ju ci to mwiem, pamitasz? - Tak - przyzna Jon ponurym gosem. Nie mia ochoty rozmawia o mierci ojca, nawet z Mormontem. - Staraj si o tym pamita. Trudn prawd trzeba trzyma mocno w garci. Podaj mi talerz. Znowu szynka? Niech bdzie. Nie wygldasz najlepiej. Zmczya ci tak podr przy wietle ksiyca? Jon poczu, e wyscho mu w gardle. - Wiesz?

- Wiesz - powtrzy jak echo kruk z ramienia Mormonta. - Wiesz. Stary Niedwied prychn. - Snow, czy sdzisz, e mianowali mnie Lordem Dowdc Nocnej Stray dlatego, e jestem gupi jak but? Aemon mwi, e pojedziesz. A ja mu powiedziaem, e wrcisz. Znam moich ludzi, a take moich chopcw. Honor wyprowadzi ci na krlewski trakt i honor przywid ci z powrotem. - Przyprowadzili mnie przyjaciele - powiedzia Jon. - A czy ja mwiem o twoim honorze? - Mormoni oglda uwanie jedzenie. - Zabili mojego ojca. Sdzie, e bd siedzia bezczynnie? - Szczerze mwic, spodziewalimy si, e tak postpisz. - Mormoni sprbowa liwk i wyplu pestk. - Kazaem stranikom, eby ci obserwowali. Widzieli, jak wyjedasz. Gdyby nie przyprowadzili ci twoi bracia, zostaby schwytany po drodze, z pewnoci nie przez przyjaci. Chyba e masz skrzydlatego konia, ktry potrafi fruwa jak kruk. Masz takiego? - Nie. - Jon poczu si jak gupiec. - A szkoda, przydaby nam si. - Jon sta wyprostowany. Powiedzia sobie, e umrze godnie, przynajmniej tyle mg zrobi. - Wiem, jaka jest kara za dezercj. Nie boj si umiera. - Umiera! - zawoa kruk. - Ani y, mam nadziej - powiedzia Mormont. Odci sztyletem kawaek szynki i podsun ptakowi. - Nie zdezerterowae, przynajmniej na razie. Stoisz tu przede mn. Gdybymy ucinali gow kademu, kto wymknie si noc do Moles Town, Muru strzegyby same duchy. Ale moe masz zamiar uciec ponownie rano albo za kilka dni. Co? Mylae o tym, chopcze? Jon milcza. - Spodziewaem si tego. - Mormont obra jajko. - Twj ojciec nie yje. Czy potrafisz przywrci mu ycie? - Nie. - Dobrze - powiedzia Mormont. - Obaj widzielimy zmarych, ktrzy powrcili, i nie chciabym ju tego oglda. - Zjad jajko w dwch ksach i wyplu spomidzy zbw okruch skorupy. - Twj brat wyruszy z si, jak dysponuje caa pnoc. Kady z jego chorych ma pod sob wicej ludzi, ni znajdziesz w caej Nocnej Stray. Dlaczego sdzisz, e potrzebuj twojej pomocy? Czy jeste a tak dzielnym wojownikiem, a moe trzymasz w kieszeni grumkina, eby zaczarowa twj miecz?

Jon nic nie odpowiedzia. Kruk dzioba jajko, rozbijajc skorup. Potem wsadzi dzib w dziur i wycign kawaek biaka z tkiem. Stary Niedwied westchn. - Nie jeste jedyny, ktrego dotkna wojna. Moja siostra maszeruje wraz z ludmi twojego brata, a z ni te jej crki ubrane w kolczugi. Maege to stara zmora, uparta, porywcza i samowolna. Szczerze mwic, trudno mi byo z ni wytrzyma, ale nie znaczy to, e kocham j mniej, ni ty kochasz swoje przyrodnie siostry. - Marszczc czoo, Mormont wzi ostatnie jajko i zgnit je w doni, a rozleg si chrzst skorupki. - A moe tak jest. Nawet jeli, to jej mier napeniaby mnie smutkiem. A jednak nie pdz tam. Zoyem przysig, tak jak i ty. Moje miejsce jest tutaj a twoje, chopcze? Ja nie mam swojego miejsca, chcia powiedzie Jon, jestem bkartem, nie mam adnych praw, nie mam imienia ani matki, teraz nawet i ojca. Gono powiedzia tylko: - Nie wiem. - Ale ja wiem - odpowiedzia Lord Dowdca Mormont. - Wzmagaj si zimne wiatry, Snow. Cienie wyduaj si za Murem. Cotter Pyke pisze, e due stada osi wdruj na poudnie i na wschd, ku morzu, podobnie jak i mamuty. Pisze te, e jeden z jego ludzi odkry ogromne, znieksztacone lady stp niecae trzy mile od Wschodniej Stray. Zwiadowcy ze Wschodniej Stranicy napotkali opuszczone cae wioski, a ser Denys donosi, e noc widz ogniska w grach, ogromne ognie, ktre pon od zmierzchu do witu. Quorin Halfhand schwyta jeca w gbi Gardzieli, a ten utrzymuje, e Mace Rayar zbiera swoich ludzi w jakim nowym, tajemniczym umocnieniu, ktre znalaz, i tylko bogowie wiedz po co. Sdzisz, e twj wuj Benjen by jedynym zwiadowc, ktrego stracilimy w tym roku? - Ben Jen - zakraka kruk, przekrzywiajc gow z okruchami jajka w dziobie. - Ben Jen. Ben Jen. - Nie - powiedzia Jon. Wiedzia, e byli te inni. Zbyt wielu. - Mylisz, e wojna twojego brata jest waniejsza od naszej wojny? - warkn starzec. Jon zacisn usta. Kruk zatrzepota skrzydami, jakby mu grozi. - Wojna, wojna, wojna, wojna - krzycza. - Ot nie jest - odpowiedzia za niego Mormoni. - Bogowie, miejcie nas w opiece, chopcze, nie jeste lepy ani gupi. Mylisz, e wane jest, kto zasiada na elaznym Tronie, kiedy noc zakradaj si trupy? - Nie. - Jon nie myla o tym w ten sposb. - Jon, twj ojciec pan przysa ci do nas. Kto wie, dlaczego? - Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? - powtarza kruk.

- Wiem tylko, e w yach Starkw pynie krew Pierwszych Ludzi. Pierwsi Ludzie zbudowali Mur i podobno pamitaj rzeczy, ktre inni zapomnieli. Ta twoja bestia zaprowadzia nas do tamtych istot, ostrzega ci przed trupem na schodach. Ser Jaremy nazwaby to zbiegiem okolicznoci, tylko e ser Jaremy nie yje, w przeciwiestwie do mnie. - Lord Mormoni nadzia na koniec sztyletu kawaek szynki. - Uwaam, e twoim przeznaczeniem byo znale si tutaj. Chc, eby by z nami razem ze swoim wilkiem, kiedy wyjedziemy za Mur. Na dwik tych sw Jon poczu dreszcz emocji. - Za Mur? - Syszae. Mam zamiar odnale Bena Starka, martwego lub ywego. - Pogryz szynk i pokn j. - Nie bd tutaj siedzia bezczynnie i czeka na niegi i wiatr. Chc, eby wiedzia, co si dzieje. Tym razem Nocna Stra pokae swoj si, pojedziemy przeciwko Krlowi-za-Murem, przeciwko Innym czy komukolwiek, kto tam jeszcze jest. Sam ich poprowadz. - Skierowa sztylet na pier Jona. - Zwykle steward Lorda Dowdcy jest te jego giermkiem, ale nie mam ochoty budzi si kadego ranka i zastanawia si, czy ju ucieke. A zatem musisz mi odpowiedzie, Snow, i to teraz. Czy jeste bratem Nocnej Stray czy tylko bkartem, ktry chce si bawi w wojn? Jon wyprostowa si i wzi gboki oddech. Wybacz mi, ojcze. Robb, Arya, Bran wybaczcie mi, nie mog wam pomc. On ma racj. Tu jest moje miejsce. - Jestem twj, panie. Twj. Przysigam. Nie uciekn. Stary Niedwied prychn. - Dobrze. A teraz we miecz.

SANSA
Sansa pogrya si w ciemnoci komnaty w wiey w sercu Twierdzy Maegora. Zasony wok jej ka byy zacignite, spaa, budzia si zapakana i znowu zapadaa w sen. Kiedy nie moga zasn, leaa pod kocami, drc ze strachu. Sucy przychodzili i odchodzili, przynosili posiki, lecz ona nie moga nawet znie widoku jedzenia. Na siole pod oknem pitrzy si stos naczy z nietknit i psujc si ywnoci, dopki ich nie zabrano. Czasem zapadaa w sen ciki i pozbawiony snw, z ktrego budzia si jeszcze bardziej zmczona ni przed zaniciem. Mimo wszystko byy to najprzyjemniejsze chwile, poniewa kiedy nawiedza j sen, nia o ojcu. Na jawie czy we nie wci go widziaa. Patrzya, jak onierze w zocistych paszczach pchaj go w d, jak zblia si ser Ilyn, jak wyciga z pochwy na plecach Ld, widziaa ten moment kiedy chciaa wtedy odwrci gow, chciaa, nogi si pod ni ugiy i upada na kolana, a jednak nie moga si odwrci, wszyscy krzyczeli przeraliwie, a jej Ksi umiechn si do niej, umiechn si, a ona nabraa pewnoci, lecz tylko na jedno bicie serca, dopki nie wypowiedzia tych sw, a nogi jej ojca zapamitaa to, jego nogi, jak drgny, kiedy ser Ilyn kiedy jego miecz Moe i ja umr, powtarzaa sobie i myl ta nie wydaa jej si tak straszna. Gdyby rzucia si z okna, pooyaby kres swoim cierpieniom i kiedy bardowie napisaliby ballady o jej cierpieniu. Widziaa swoje ciao lece na kamieniach, na dole, pogruchotane, niewinne, oskarajce tych, ktrzy j zdradzili. Posuna si nawet do lego, e przesza do okna i otworzya okiennice lecz wtedy odwaga opucia j i wrcia szybko do ka, szlochajc. Suce, kiedy przynosiy posiki, prboway z ni rozmawia, lecz ona milczaa. Raz przyszed nawet Wielki Maester Pycelle z pudem penym flaszek i bulli z zapytaniem, czy nie jest chora. Przyoy do do jej czoa, kaza j rozebra i bada na caym ciele, podczas gdy pokojwka j przytrzymywaa. Odchodzc, zostawi jej napj z wody miodowej z zioami i nakaza pi po yku co wieczr. Wypia, jak kaza, i posza spa. We nie syszaa kroki na schodach wiey, zowieszcze skrzypienie skry na kamieniu, kiedy kto zblia si powoli do jej komnaty, krok po kroku. Jedyne, co moga uczyni, to schowa si za drzwiami i nasuchiwa z dreniem, tymczasem on wchodzi coraz wyej i wyej. Wiedziaa, e to ser Ilyn Payne, ktry przychodzi po jej gow z Lodem w doni. Nie miaa dokd uciec, adnej kryjwki, adnego sposobu, by zamkn drzwi. Wreszcie kroki umilky; nie miaa wtpliwoci, e on stoi na zewntrz, milczcy z tym swoim

martwym spojrzeniem i pocig, dziobat twarz. Dopiero wtedy zdaa sobie spraw, e jest naga. Przykucna, prbujc si zasoni rkoma, a kiedy drzwi zaskrzypiay i otworzyy si powoli zobaczya koniec wielkiego miecza Obudzia si, mamroczc: - Prosz, prosz, bd dobra, bd dobra, prosz, nie Lecz nikt jej nie sucha. Wreszcie naprawd po ni przyszli. Nie usyszaa ich krokw. Drzwi otworzy Joffrey. Nie ser Ilyn, ale chopiec, ktry by jej Ksiciem. Leaa w zasonitym ku skulona i nie potrafia powiedzie, czy byo poudnie czy pnoc. Najpierw usyszaa trzask drzwi. Potem zasony rozsuny si gwatownie, a ona zasonia doni oczy przed nieoczekiwanym wiatem i zobaczya ich nad sob. - Bdziesz mi dzisiaj towarzyszya na dworze - powiedzia Joffrey. - Wykp si i ubierz, jak przystao mojej narzeczonej. - Obok niego sta Sandor Clegane w brzowym kubraku i zielonym paszczu; jego poparzona twarz wygldaa okropnie w wietle poranka. Z tyu dostrzega dwch rycerzy Krlewskiej Gwardii w dugich paszczach z biaej satyny. Sansa zakrya si kocem a po szyj. - Nie - zaskomlaa - prosz zostawcie mnie. - Jeli sama nie wstaniesz i nie ubierzesz si, pomoe ci mj Ogar - powiedzia Joffrey. - Bagam ci, mj Ksi - Teraz jestem Krlem. Psie, wycignij j z ka. Prbowaa si broni, lecz Sandor Clegane obj j wp i podnis z ka. Koc, ktrym si przykrya, opad na podog. Jej nago skrywaa tylko cienka nocna koszula. - Posuchaj go, moje dziecko - powiedzia Clegane. - Ubierz si. - Popchn j agodnie w kierunku szafy. Sansa cofna si. - Zrobiam to, o co prosia Krlowa, napisaam listy tak, jak mi kazaa. Obiecae, e bdziesz askawy. Prosz, pozwl mi wrci do domu. Nikogo nie zdradz, bd dobra, przysigam, w moich yach nie pynie krew zdrajcy, nie pynie. Chc tylko wrci do domu. - Przypomniaa sobie o dworskich obyczajach i skonia gow. - Za twoim pozwoleniem. - A ja nie pozwalam - powiedzia Joffrey. - Matka mwi, e i tak ci polubi, wic zostaniesz tutaj i bdziesz posuszna. - Ale ja nie chc wychodzi za ciebie - jkna Sansa. - cie gow mojemu ojcu! - By zdrajc. Nigdy nie obiecywaem darowa mu ycia, jedynie, e oka mu ask. I tak te uczyniem. Gdyby nie by twoim ojcem, kazabym go rozerwa na strzpy albo obedrze ze skry, a tak przynajmniej mia czyst mier.

Sansa wpatrywaa si w niego, jakby zobaczya go po raz pierwszy. Ubrany by w watowany szkaratny kubrak w lwy i peleryn ze zotogowia z wysokim konierzem, ktry okala jego twarz. Zastanawiaa si, jak to moliwe, e kiedy uwaaa go za przystojnego. Usta mia mikkie i i czerwone jak glisty po deszczu, oczy za puste i okrutne. - Nienawidz ci - wyszeptaa. Twarz krla Joffreya znieruchomiaa. - Matka mwi, e Krlowi nie uchodzi bi wasnej ony. Ser Merynie. Nie zauwaya nawet, kiedy rycerz podszed i odsunwszy jej rami, ktrym prbowaa si osoni, uderzy j w ucho otwart doni w rkawicy. Sansa nie pamitaa samego upadku. Kiedy dosza do siebie, klczaa na jednym kolanie wrd sitowia. W gowie jej dzwonio. Ser Meryn Trant sta nad ni; na jego biaej jedwabnej rkawicy lnia krew. - Bdziesz ju posuszna, czy mam mu kaza, eby uderzy ci jeszcze raz? Czua, e ucho jej zdrtwiao. Kiedy go dotkna, poczua lepko na palcach. - Ja jak kaesz, panie. - Wasza Mio - poprawi j Joffrey. - Oczekuj ci na dworze. - Odwrci si i wyszed. Ser Meryn i ser Arys poszli za nim, lecz Sandor Clegane pozosta i dwign j gwatownie na nogi. - Oszczd sobie cierpienia, dziewczyno, i daj mu to, czego chce. - A czego czego on chce? Powiedz mi, prosz. - Chce, eby si umiechaa, eby adnie pachniaa i bya jego dam - warkn Ogar. - Chce, eby paplaa wszystkie te sodkie swka, ktrych nauczya ci septa. Chce, eby go kochaa i baa si go. Po jego odejciu Sansa opada na wyciean sitowiem podog i siedziaa ze wzrokiem utkwionym w cian. Po pewnym czasie do pokoju weszy niemiao dwie pokojwki. - Bd potrzebowaa gorcej wody na kpiel - zwrcia si do nich - a take perfum i pudru, eby zakry siniaka. - Prawa strona twarzy bolaa j coraz bardziej, spuchnita, ale wiedziaa, e Joffrey yczy sobie, by wygldaa piknie. Na widok gorcej wody pomylaa o Winterfell, co dodao jej si. Nie mya si od dnia mierci ojca i zdumiaa si, widzc, jak brudna staje si woda. Pokojwki obmyy jej twarz z krwi, wyszoroway plecy, umyy wosy i wyczesay, a uoyy si w grube kasztanowe loki. Sansa nie rozmawiaa z nimi poza chwilami, kiedy musiaa wyda im polecenia. Nie ufaa pokojwkom Lannisterw. Ubierajc si, wybraa sukni z zielonego jedwabiu, ktr nosia w czasie turnieju. Przypomniaa sobie, jak szarmancki by wobec niej Joff tamtego wieczoru w

czasie uczty. Moe dziki sukni take przypomni sobie tamte chwile i okae jej wicej uprzejmoci. W oczekiwaniu wypia szklank malanki i zjada kilka sodkich ciasteczek, eby uspokoi odek. Ser Meryn wrci w poudnie. Teraz mia na sobie bia zbroj: koszul z emaliowanych, zdobionych zotem usek, wysoki hem z grzebieniem w ksztacie sonecznej tarczy, nagolenniki, naszyjnik, rkawice i buty z olniewajcej stali oraz ciki weniany paszcz spity zotym lwem. Dziki odczepionej od hemu przybicy wyraniej wida byo jego ponur twarz, wory pod oczyma, szerokie skrzywione usta i rudawe, przetykane siwizn wosy. - Pani - powiedzia i skoni si, jakby zaledwie trzy godziny wczeniej nic si nie wydarzyo. - Jego Mio poleci, abym ci towarzyszy do sali tronowej. - Czy poleci ci uderzy mnie w razie odmowy? - Czy odmawiasz, pani? - Jego spojrzenie pozbawione byo jakiegokolwiek wyrazu. Zerkn przelotnie na siniaka, ktrego zostawi jej na twarzy. Sansa zdaa sobie spraw, e on jej ani nie nienawidzi, ani nie kocha. Nic do niej nie czu, zupenie nic. Dla niego bya tylko rzecz. - Nie - powiedziaa, wstajc. Pragna pozwoli ponie si wciekoci, zrani go tak jak, on j zrani, ostrzec, e jest krlow i skae go na wygnanie, jeli jeszcze raz omieli si j tkn ale przypomniaa sobie sowa Ogara, wic powiedziaa tylko: - Zrobi, co kae Jego Mio. - Podobnie jak ja - odpowiedzia jej. - Tak, ale nie jeste prawdziwym rycerzem, ser Merynie. Sangor Clegane by si rozemia. Inni mogliby j przekl, kaza si zamkn albo prosiliby o przebaczenie. Ale nie ser Meryn Trant. Ser Meryn Trant pozosta obojtny. Na balkonie nie byo nikogo poza Sans. Staa ze spuszczon gow, powstrzymujc zy, podczas gdy poniej Joffrey siedzia na elaznym Tronie i wymierza, jak lubi mwi, sprawiedliwo. W przypadku dziewiciu spraw spord dziesiciu wydawa si znudzony, dlatego pozwoli radzie zaj si nimi. Wierci si niespokojnie, kiedy lord Baelish, Wielki Maester Pycelle albo Krlowa Cersei zabierali gos. Gdy jednak sam rozstrzyga problem, nikt, nawet jego matka, nie by w stanie zmieni jego postanowie. Poleci ser Ilynowi, aby obci gow zodziejowi, ktrego przyprowadzono. Dwm rycerzom skconym o ziemie nakaza stoczy pojedynek nastpnego ranka. - Na mier i ycie - doda. Kobieta pada na kolana, bagajc o gow mczyzny straconego za zdrad. Kochaa go, jak wyznaa, i pragna dla niego godziwego pochwku. - Jeli kochaa zdrajc, ty take pewnie jeste zdrajczyni. - Usyszaa w odpowiedzi. Dwaj onierze zawlekli j natychmiast do lochw.

Na kocu stou siedzia lord Slynt o abiej twarzy. Ubrany w czarny kubrak i lnicy paszcz ze zotogowia kwitowa skinieniem gowy kady wyrok Krla. Sansa wpatrywaa si w niego z obrzydzeniem. Pamitaa, jak rzuci jej ojca pod nogi ser Ilyna. Pragna, by ona moga go zrani, eby jaki bohater rzuci jego pod nogi kata. Gos w gowie podpowiada jej: Nie ma bohaterw, i zaraz przypomniaa sobie, co powiedzia jej kiedy lord Petyr w tej samej sali. ycie to nie piosenka, kochanie. Moe sama si kiedy przekonasz ku wasnemu smutkowi. W yciu wygrywaj potwory, pomylaa i zaraz usyszaa zimny, ochrypy gos Ogara: Oszczd sobie cierpienia, dziewczyno, i daj mu to, czego chce. Na koniec przyprowadzono pulchnego barda, ktrego oskarono o to, e w uoonej przez siebie balladzie szydzi ze zmarego krla Roberta. Joff poleci przy nie jego harf i kaza pieniarzowi zapiewa ballad. Bard paka i zaklina si, e nigdy ju jej nie zapiewa, lecz Krl pozosta nieugity. W tej zabawnej piosence Robert walczy ze wini. Sansa wiedziaa, e mia to by dzik, ktry go zabi, lecz niektre wersety sugeroway, e piewa on o Krlowej. Kiedy bard skoczy piewa, Joffrey owiadczy, i tym razem okae ask. Oskarony mg zatrzyma albo swoje palce, albo jzyk. Pozostawiono mu dzie do namysu. Janos Slynt skin gow. Sansa odetchna, widzc, e bya to ostatnia sprawa tego dnia, lecz jej mki jeszcze si nie skoczyy. Gdy tylko pozwolono dworzanom odej, zbiega szybko z balkonu, lecz na dole czeka ju na ni Joffrey. By z nim Ogar, a take ser Meryn. Mody Krl obejrza j ca uwanie. - Wygldasz o wiele lepiej. - Dzikuj, Wasza Mio - odpowiedziaa. Puste sowa, lecz on, usyszawszy je, skin gow i umiechn si. - Chod ze mn - rozkaza Joffrey i poda jej rami. Nie miaa wyboru. Kiedy dotyk jego doni przyprawiby j o dreszcz rozkoszy, teraz poczua mrowienie na ciele. - Niebawem bdziemy witowa dzie mojego imienia - powiedzia Joffrey, kiedy wychodzili przez tylne wyjcie sali tronowej. - Spodziewam si wielkiej uczty, prezentw. Co mi podarujesz? - Ja nie wiem jeszcze, panie. - Wasza Mio - warkn. - Ty naprawd jeste gupi dziewuch, prawda? Moja matka tak mwi. - Tak? - Po wszystkim tym, co si wydarzyo, jego sowa nie powinny ju jej tak rani, a jednak byo inaczej. Krlowa zawsze bya dla niej mia. - Och, tak. Martwi si, e nasze dzieci bd tak samo gupie jak ty, ale j uspokoiem. - Na znak Krla ser Meryn otworzy drzwi przed nimi.

- Dzikuj, Wasza Mio - powiedziaa cicho. Ogar mia racj, pomylaa, jestem tylko ptaszkiem, ktry powtarza wyuczone sowa. Soce schowao si ju za zachodni cian i teraz kamienie Czerwonej Twierdzy wydaway si ciemne jak krew. - Bdziemy mie dziecko, jak tylko bdziesz do tego zdolna - powiedzia Joffrey, prowadzc j przez dziedziniec wiczebny. - Jeli pierwsze okae si gupie, zetn ci gow i poszukam sobie mdrzejszej ony. Jak mylisz, kiedy bdziesz moga mie dziecko? Sansa sza ze spuszczon gow zawstydzona. - Septa Mordane mwi, e e wikszo wysoko urodzonych panien zakwita w wieku dwunastu albo trzynastu lat. Joffrey skin gow. - Tdy. - Poprowadzi j przez bram do schodw prowadzcych na blanki. Sansa szarpna si i cofna drca. Nagle zrozumiaa, dokd j prowadzi. - Nie powiedziaa przestraszona. - Prosz, nie ka mi, bagam Joffrey zacisn usta. - Chc ci pokaza, jaki jest los zdrajcw. Sansa potrzsna gow gwatownie. - Nie, nie pjd. - Ser Meryn zacignie ci na gr - powiedzia. - Nie spodoba ci si to. Lepiej mnie posuchaj. - Jofrey wycign rk, a Sansa cofna si, lecz wpada na Ogara. - Posuchaj go - odezwa si Sandor Clegane, popychajc j w stron Krla. Jego usta na poparzonej czci twarzy zadrgay, a Sansa niemal usyszaa, co jeszcze chcia doda. I tak ci zacignie na gr, wic lepiej daj mu to, czego chce. Zmusia si, eby poda mu rk. Droga na gr wydawaa jej si koszmarem, kady krok stawiaa z ogromnym wysikiem, jakby stopnie schodw pokrywao boto, a byo ich wicej, ni si spodziewaa, tysice, na grze za czekao co potwornego. Z wysokich blankw nad bram roztacza si widok na cay wiat poniej. Sansa zobaczya Wielki Sept Baelora na Wzgrzu Yisenya, gdzie umar jej ojciec. Na drugim kocu ulicy Siostrzanej widniay poczerniae od ognia ruiny Smoczej Jamy. Na zachodzie widziaa nabrzmiae, czerwone soce, czciowo schowane za Bram Bogw. Za plecami miaa sone morze, a od poudniowej strony znajdowa si rybi targ, doki i kipicy Czarny Nurt. Od pnocy Odwrcia si w tamt stron i zobaczya tylko miasto, aleje i ulice, wzgrza i doliny, kolejne aleje i ulice i kamienne mury. Wiedziaa, e za nimi znajduj si farmy, pola i lasy, a jeszcze dalej, daleko na pnocy, stoi Winterfell. - Na co patrzysz? - spyta Joffrey. - Chciaem, eby to zobaczya, tutaj. Zewntrzn krawd muru obronnego osania gruby, kamienny parapet, wysokoci sigajcy Sansie do brody i co pi stp poprzecinany otworami strzelniczymi ucznikw.

Gowy, nabite na elazne pale midzy blankami skierowane byy twarzami na miasto. Sansa zauwaya je, gdy tylko weszli na mur, lecz widok rzeki, ruchliwego miasta i zachodzcego soca by o wiele przyjemniejszy. Moe mnie zmusi, ebym popatrzya na nie, pomylaa, ale i tak nie bd ich widziaa. - Ta naley do twojego ojca - powiedzia. - Ta tutaj. Psie, odwr gow, eby j zobaczya. Sandor Clegane zapa gow za wosy i odwrci j. Okaleczon gow zanurzono w smole, eby duej si zachowaa. Sansa popatrzya na ni ze spokojem niewidzcym wzrokiem. W rzeczywistoci nie przypominaa gowy lorda Eddarda, w ogle nie wygldaa jak prawdziwa gowa. - Jak dugo mam patrze? Joffrey wyglda na rozczarowanego. - Chcesz zobaczy pozostae? - Wskaza na dugi rzd. - Jeli taka twoja wola, Wasza Mio. Za tuzinem innych gw czekay dwa wolne pale. - Te zachowaem dla wuja Stannisa i wuja Renlyego. Pozostae gowy zostay nabite wczeniej ni gowa jej ojca. Pomimo zabezpieczenia ze smoy przestay ju by rozpoznawalne. Krl wskaza na jedn i powiedzia: - To twoja septa. - Sansa nie bya nawet pewna, czy gowa naleaa do kobiety. Zgnia szczka odpada od twarzy, a ptaki wydziobay jedno ucho i znaczn cz policzka. Wczeniej zastanawiaa si, co si stao z sept Mordane, chocia spodziewaa si najgorszego. - Dlaczego j zabie? - spytaa. - Przysigaa bogom - Bya zdrajczyni. - Joffrey najwyraniej nie by z niej zadowolony. - Nie powiedziaa jeszcze, co mi podarujesz w dzie mojego imienia. A moe ja powinienem ci co da? - Jeli taka jest twoja wola, panie - odpara Sansa. Kiedy si umiechn, domylia si, e z niej drwi. - Twj brat take jest zdrajc, wiesz o tym. - Odwrci gow septy Mordane. - Pamitam go z Winterfell. Mj pies nazwa go panem drewnianego miecza. Prawda, psie. - Czyby? - odpowiedzia Ogar. - Nie pamitam. Joffrey wzruszy ramionami rozdraniony. - Twj brat pokona mojego wuja, Jaimea. Matka mwi, e tym samym dopuci si zdrady i oszustwa. Pakaa, kiedy si o tym dowiedziaa. Kobiety s sabe, nawet ona, chocia udaje, e tak nie jest. Twierdzi, e powinnimy pozosta w Krlewskiej Przystani, na wypadek gdyby zaatakowali moi pozostali wujowie, ale ja si tym nie przejmuj. Po dniu mojego imienia zbior wojsko i sam zabij twojego brata. To bdzie mj prezent dla ciebie, lady Sanso. Gowa twojego brata.

Poczua ogarniajc j wcieko i chwil pniej usyszaa wasny gos: - A moe to mj brat podaruje mi twoj gow. Joffrey nachmurzy si. - Nigdy nie kpij ze mnie. Prawdziwa ona nigdy nie kpi ze swojego pana. Ser Merynie, daj jej lekcj. Tym razem rycerz zanim uderzy, chwyci j pod brod i przytrzyma mocno. Uderzy dwukrotnie, z lewej na prawo i z prawej strony na lewo. Krew z rozcitej wargi zmieszaa si na jej brodzie z sol jej ez. - Nie powinna cigle paka - powiedzia Joffrey. - Jeste adniejsza, kiedy si umiechasz. Zewntrzny parapet siga jej do brody, lecz wzdu wewntrznej krawdzi muru nie byo niczego, zewntrzny mur znajdowa si siedemdziesit, moe osiemdziesit stp poniej. Jeden ruch, pomylaa. Sta tam, dokadnie tam, i umiecha si gupkowato tymi swoimi glistowatymi ustami. Mogaby to zrobi, powiedziaa sobie. Mogaby. Zrb to teraz. Nie obchodzio jej nawet, czy poleciaaby razem z nim. Ani troch. - Poka, dziewczyno. - Sandor Clegane przyklkn przed ni, midzy ni i Joffreyem. Otar jej krew pync z wargi z delikatnoci niespotykan u tak ogromnego czowieka. Waciwa chwila mina. Sansa spucia oczy. - Dzikuj - powiedziaa, kiedy skoczy. Przecie bya dobr dziewczyn i zawsze pamitaa o manierach.

CATELYN
Catelyn Stark miaa wraenie, e upyno tysic lat od dnia, kiedy wyniosa z Riverrun swojego malutkiego syna i przepynwszy Kamienny Nurt w maej dce, udaa si w dug podr na pnoc, do Winterfell. Teraz take wracali do domu przez rzek, lecz chopiec zamiast pieluch nosi zbroj. Robb siedzia na dziobie z doni opart na bie swojego wilkora, kiedy wiolarze chwycili za wiosa. Theon Greyjoy siedzia obok niego. Jej wuj Brynden usadowi si w drugiej odzi razem z Greatjonem i lordem Starkiem. Catelyn zaja miejsce bliej rufy. Odbili szybko od brzegu i pozwolili, by silny prd pocign ich ze sob obok Wiey Koa. Na dwik szumu wody i zgrzytania ogromnego wodnego koa w jej wntrzu Catelyn umiechna si smutno, by to odgos, ktry pamitaa z dziecistwa. Stojcy na murach zamku onierze i sucy krzyczeli gono jej imi i Robba, a take Winterfell! Wszdzie powieway sztandary Domu Tullych: srebrzysty pstrg na niebiesko-czerwonym pofalowanym polu. Wzruszajcy to by widok, lecz ona nie odczuwaa radoci. Zastanawiaa si, czy jeszcze kiedy jej serce poczuje ulg. Och, Ned Minwszy Wie Koa, wykonali zwrot i pomknli przez kipicy nurt. Wiolarze usilnie pracowali. Ich oczom ukaza si szeroki uk Wodnej Bramy. Usyszaa zgrzytanie cikich acuchw, ktre cigny do gry ogromn elazn krat. Wznosia si powoli i w miar jak si zbliali, Catelyn moga zobaczy, e jej dolna cz jest czerwona od rdzy. Z dolnego koca skapyway resztki brzowego bota, kiedy przepywali tu pod zaostrzonymi palami. Catelyn patrzya na nie, zastanawiajc si, jak gboko wara si w nie rdza, czy wytrzymayby napr tarana i czy trzeba je wymieni. W tym dniu podobne myli prawie jej nie opuszczay. Przepynli pod ukiem bramy i pod murem; ze soca w cie i znowu w soneczny blask. Dookoa rozciga si zamek. Mnstwo odzi, duych i maych, czekao przywizanych do elaznych piercieni umocowanych w kamieniu. Na schodzcych do wody schodach czekali na ni stranicy jej ojca i jej brat. Ser Edmure Tully by krpym modym mczyzn o bujnej kasztanowej czuprynie i ognistej brodzie. Jego napiernik by porysowany i powyginany po bitwie, a bkitno-czerwony paszcz poplamiony krwi i dymem. Towarzyszy mu lord Tytos Blackwood, wysoki, z krtko przystrzyon, szpakowat brod i zakrzywionym nosem. Jego jasnot zbroj zdobiy liczne agaty tworzce wzr dzikiego

wina. Jego szczupe ramiona okrywa paszcz uszyty z pir kruka. To on dowodzi grup wypadow, ktry wyrwaa jej brata z rk Lannisterw. - Pomcie im - rozkaza ser Edmure. Trzej onierze zeszli na stopnie zanurzone ju w wodzie i przycignli d dugimi bosakami. Kiedy Szary Wicher wyskoczy na schody, jeden z nich rzuci gwatownie drg i cofn si, siadajc w wodzie. Pozostali rozemiali si, a ich towarzysz spuci gow zawstydzony. Theon Greyjoy wyskoczy ponad burt odzi i ujwszy Catelyn wp, podnis j i postawi na suchym stopniu nad sob; woda chlupotaa wok jego butw. Edmure zszed po schodach, by uciska siostr. - Kochana siostro - powiedzia przez cinite gardo. Mia ciemnoniebieskie oczy i usta stworzone do umiechu, chocia teraz si nie umiecha. Wyglda na bardzo zmczonego trudami bitwy. Ran na szyi mia przewizan bandaem. Catelyn uciskaa go mocno. - Cat, smuc si razem z tob - powiedzia, kiedy go pucia. - Kiedy usyszelimy o lordzie Eddardzie Lannisterowie zapac, przysigam, pomcimy go. - Jeli to pozwoli mi odzyska Neda - odrzeka zdecydowanym gosem. Wydarzenia byy zbyt wiee, jeszcze nie czas na agodniejsze sowa. Nie moga teraz myle o Nedzie. Nie chciaa. Musi by silna. - Pniej o tym pomwimy. Teraz chc zobaczy si z ojcem. - Oczekuje ci w swojej samotni - powiedzia Edmure. - Lord Hoster od pewnego czasu nie wstaje, pani - wyjani steward jej ojca. Kiedy ten dobry czowiek zdy tak posiwie? - Poleci, abym natychmiast ci przyprowadzi do niego. - Ja j zaprowadz. - Edmure poprowadzi Catelyn w gr schodw i przez niszy mur, gdzie kiedy Petyr Baelish i Brandon Stark walczyli o jej wzgldy. Masywne mury z piaskowca pochylay si wysoko nad nimi. Kiedy weszli przez drzwi midzy dwoma stranikami w hemach z grzebieniami w ksztacie ryby, spytaa: - Jak bardzo jest chory? Zadaa to pytanie, chocia baa si usysze odpowied. Twarz Edmurea spochmurniaa. - Nie zostanie ju z nami dugo. Tak mwi maester. Bl nie ustpuje. Poczua lep wcieko, wcieko skierowan do caego wiata, do jej brata, Edmurea, siostry Lysy, do Lannisterw, maesterw, a take do Neda, jej ojca i ohydnych bogw, ktrzy chcieli zabra jej obu. - Powiniene by mnie zawiadomi - powiedziaa. Przysa wiadomo, gdy tylko si dowiedziae.

- Zakaza mi. Nie chcia, eby wrogowie dowiedzieli si, e umiera. Czasy tak niespokojne, obawia si, e gdyby Lannisterowie dowiedzieli si, jak jest saby - mogliby zaatakowa? - skoczya za niego Catelyn. Wszystko przez ciebie, przez ciebie, podszeptywa jej gos. Gdyby nie uwizia kara Wchodzili po krtych schodach w milczeniu. Wiea miaa trzy boki; podobnie jak cay Riverrun, take samotnia lorda Hostera bya trjktna, a jej kamienny balkon wystawa na wschd niczym dzib ogromnego statku zbudowanego z piaskowca. Z niego pan zamku mg spoglda na mury i umocnienia swojej siedziby i dalej, tam gdzie spotykay si rzeki. ko jej ojca zostao przeniesione na balkon. - Lubi siedzie w socu i patrze na rzeki - wyjani Edmure. - Ojcze, zobacz, kogo przyprowadziem. Cat przysza do ciebie Hoster Tully zawsze by ogromnym mczyzn, wysoki i barczysty za modu, w pniejszym wieku bardziej przysadzisty. Teraz wyda jej si skurczony, jakby jego ciao i minie stopiy si. Nawet twarz mia obwis. Kiedy widziaa go ostatnim razem, wosy i brod mia brzowe, przyprszone tylko siwizn. Teraz byy biae jak nieg. Otworzy oczy na dwik gosu Edmurea. - Maa Cat - powiedzia cicho sabym, przepenionym blem gosem. - Moja maa Cat. - Po jego twarzy przemkn drcy umiech, a jego do poszukaa jej rki. - Wygldaem ciebie - Zostawi was samych - powiedzia jej brat. Pocaowa ojca delikatnie w czoo i wyszed. Catelyn klkna i uja do ojca w swoje rce. Bya dua, lecz prawie bezwadna, pozbawiona ciaa, koci pod skr poruszay si luno. - Powiniene by mnie zawiadomi powiedziaa. - Wysa posaca albo kruka - Posaca mona zatrzyma, wypyta - odpar - a kruka ustrzeli. - Zacisn palce na jej doni po kolejnym spazmie blu. - Te kraby w moim brzuchu wci szczypi. W dzie i w nocy. Maj ostre szczypce. Maester Vyman przyrzdza mi senne wino, makowe mleko duo pi ale nie chciaem przespa twojego przyjazdu. Baem si kiedy Lannisterowie wzili do niewoli twojego brata, oblenie. .. baem si, e odejd i nigdy ci ju nie zobacz baem si - Jestem tutaj, ojcze - powiedziaa. - Razem z Robbem, moim synem. Te chciaby przyj do ciebie. - Twj chopak - wyszepta. - Mia moje oczy, pamitam - Tak, dalej je ma. Przywielimy ci zakutego w acuchy Jaimea Lannistera, ojcze. Riverrun znowu jest wolny.

Lord Hoster umiechn si. - Widziaem. Wczoraj w nocy, kiedy to si zaczo, mwiem im musiaem zobaczy. Zanieli mnie na mury nad bram. Ach, jaki wspaniay widok ta fala pochodni, syszaem krzyki niosce si przez rzek jakie sodkie odgosy kiedy pada wiea oblnicza, bogowie mgbym ju wtedy umrze, gdybym tylko widzia przedtem moje dzieci. Czy twj chopak tego dokona? Twj Robb? - Tak - odpowiedziaa Catelyn z dum. - Robb i Brynden. Twj brat take jest tutaj. - On? - Ojciec mwi ledwo syszalnym szeptem. - Czarna ryba wrci? Z Doliny? - Tak. - A Lysa? - Chodny wiatr poruszy jego rzadkimi, siwymi wosami. - Dobrzy bogowie, a twoja siostra czy i ona jest z wami? Trudno byo jej powiedzie mu prawd, jego gos wyraa tak ogromn nadziej Nie. Przykro mi - Och. - Twarz mu spochmurniaa, a w oczach zgasa cz wiata. - Miaem nadziej bardzo chciabym j zobaczy, zanim - Jest ze swoim synem w Orlim Gniedzie. Lord Hoster skin gow sabo. - Teraz lord Robert, biedny Arryn odszed pamitam dlaczego nie przyjechaa z tob? - Boi si. Jedynie w Orlim Gniedzie czuje si bezpieczna. - Pocaowaa jego pomarszczone czoo. - Robb czeka. Przyjmiesz go? A Bryndena? - Twj syn - wyszepta. - Tak. Dziecko Cat mia moje oczy, pamitam. Kiedy si urodzi. Przyprowad go - A twj brat? Ojciec spojrza w dal, ponad rzeki. - Czarna ryba - powiedzia. - Oeni si wreszcie? Wzi sobie jak dziewczyn za on? Nawet na ou mierci, pomylaa Catelyn ze smutkiem. - Nie oeni si. Wiesz o tym, ojcze. I nie zrobi tego. - Mwiem mu kazaem mu si oeni. Byem jego lordem. On wie o tym. Miaem prawo wybra mu kandydatk na on. Dobra partia. Z Redwynew. Stary rd. Sodka dziewczyna, adna gadka. .. Bethany, tak. Biedne dziecko. Wci czeka. Tak. Wci - Bethany Redwyne polubia lorda Rowana ju wiele lat temu - przypomniaa mu Catelyn. - Maj troje dzieci. - A nawet gdyby - mrukn lord Hoster. - Plu na ni. Redwynowie. Plu na mnie. Jego lord, jego brat czarna ryba. Mam inne partie. Dziewczyna lorda Brackena. Walder Frey ktra z trzech, powiedzia Czy on si oeni? Z kimkolwiek?

- Nie - odpowiedziaa Catelyn. - Ale przeby dalek drog, eby ci zobaczy. Mieczem musia sobie torowa drog powrotn do Riverrun. Nie byoby mnie tutaj, gdyby nie pomg nam ser Brynden. - Zawsze by wojownikiem - powiedzia jej ojciec ochrypym gosem. - To potrafi robi. Rycerz Bramy, tak. - Odchyli si do tyu i zamkn oczy ogromnie znuony. - Niech przyjdzie, ale pniej. Teraz si przepi. Jestem zbyt chory, eby walczy. Niech przyjdzie pniej, czarna ryba Catelyn pocaowaa go delikatnie w czoo i pozostawia w cieniu jego wiey, wysoko, ponad jego rzekami. Zdy zasn, zanim wysza z komnaty. Kiedy wrcia na niszy mur, ser Brynden sta na schodach po kostki w wodzie, zajty rozmow z kapitanem stray Riverrun. Przyszed do niej od razu. - Czy on? - Umiera - powiedziaa. - Tak jak przypuszczalimy. Oblicze jej wuja pociemniao. Przeczesa palcami swoje gste siwe wosy. - Przyjmie mnie? Skina gow. - Mwi, e jest zbyt chory, by walczy. Brynden Blackfish zachichota. - A ja jestem zbyt dowiadczonym onierzem, eby w to uwierzy. Hoster bdzie mi wypomina t dziewczyn jeszcze po zapaleniu jego stosu caopalnego. Catelyn umiechna si, wiedziaa, e ma racj. - Nie widz Robba. - Zdaje si, e poszed z Greyjoyem do rodka. Theon Greyjoy siedzia na awie w wielkiej sali Riverrun, gdzie z rogiem penym piwa w doni opowiada onierzom jej ojca o tym, co wydarzyo si w Szepccym Lesie. Niektrzy prbowali uciec, ale zamknlimy dolin z obu stron i wypadlimy z ciemnoci uzbrojeni w miecze i lance. Lannisterowie pomyleli pewnie, e Inni ich napadli, kiedy wpad midzy nich wilk Robba. Widziaem, jak oderwa komu rk. Ich konie poszyy si, przestraszone jego zapachem. Nie potrafi wam powiedzie, ilu pado - Theonie? - przerwaa mu. - Gdzie jest mj syn? - Lord Robb poszed do boego gaju, pani. Ned tak by uczyni. Powinnam pamita, e jest tak samo synem swojego ojca jak i moim. Och, bogowie, Ned Znalaza go pod zielonym baldachimem, pord wysokich sekwoi i starych potnych wizw; klcza pod drzewem sercem, ktrego twarz wyrzebiona w smukym pniu wyraaa raczej smutek ni zacieko. Jego dugi miecz tkwi wbity w ziemi przed nim, a on opiera na rkojeci donie w rkawicach. Wok niego klczeli te: Greatjon Umber, Rickard Karstark, Maege Mormont, Galbart Glover i inni. By wrd nich take Tytos Blackwood,

ktry rozoy za sob swj obszerny, czarny paszcz. Oni wci modl si do starych bogw, pomylaa. Prbowaa odpowiedzie samej sobie, do jakich bogw ona si teraz modli, lecz nie potrafia. Nie chciaa przeszkadza im w modlitwie. Trzeba odda cze bogom, nawet tym okrutnym, ktrzy zabrali jej Neda, a take jej ojca pana. Czekaa. Wiatr znad rzeki porusza gaziami, tak e widziaa z prawej strony Wie Koa obronit bluszczem z jednej strony. Kiedy si rozejrzaa, natychmiast powrciy wspomnienia. Wrd tych drzew ojciec uczy j jedzi konno, z tamtego wizu spad Edmure i zama rk, a tam w altance obie z Lys udaway, e cauj si z Petyrem. Dawno nie wracaa mylami do tamtych czasw. Jake modzi byli wtedy. Ona sama niewiele starsza od Sansy, Lysa modsza od Aryi, a Petyr jeszcze modszy, ale chtnie si z nim bawi. Dziewczynki przekazyway go sobie na przemian pene powagi albo rozchichotane. Wspomnienie powrcio tak ywe, e niemal poczua jego spocone palce na swoich ramionach, poczua zapach mity w jego oddechu. W boym gaju zawsze rosa mita, a Petyr lubi u jej licie. By takim miaym chopcem, przez co wci popada w kopoty. Prbowa woy mi jzyk do ust - Catelyn wyznaa swojej siostrze po spotkaniu z nim, kiedy byy same. - Mnie te - odpowiedziaa wtedy Lysa, zawstydzona. - Podobao mi si to. Robb podnis si powoli i schowa miecz do pochwy, a Catelyn zacza si zastanawia, czy jej syn kiedykolwiek pocaowa dziewczyn w boym gaju. Widziaa, jak Jeyne Poole wodzia za nim oczyma, a nawet suce, i to te starsze, osiemnastoletnie Bra udzia w bitwie, zabija mieczem ludzi, z pewnoci pozna te smak pocaunku. zy napyny jej do oczu. Otara je gniewnym ruchem. - Mamo - powiedzia Robb, gdy tylko j zobaczy. - Musimy zwoa rad. Trzeba podj decyzj. - Twj dziadek chciaby si z tob zobaczy - powiedziaa. - On jest bardzo chory. - Tak, mwi mi o tym ser Edmure. Przykro mi, mamo, ze wzgldu na lorda Hostera i na ciebie, ale najpierw musimy si naradzi. Otrzymalimy wiadomo z poudnia. Renly Baratheon zada korony swojego brata. - Renly? - spytaa szczerze zdziwiona. - Sdziam, e lord Stannis - Podobnie jak i my, pani - powiedzia Galbart Glover. Rada wojenna zebraa si w Sali Tronowej, przybyli zasiedli przy czterech prowizorycznych stoach ustawionych w kwadrat. Lord Hoster by zbyt saby, by wzi w niej udzia; pogrony we nie na balkonie, ni o socu nad rzekami swojej modoci. Edmure zasiada na tronie Tullych, u jego boku

Brynden Blackfish, chorowie za jej ojca po prawej i lewej stronie przy bocznych stoach. Wie o zwycistwie pod Riverrun dotara do odszczepieczych lordw znad Tridentu, co skonio ich do powrotu. Karyl Yance przyczy si do nich, teraz ju lord, jego ojciec zgin pod Zotym Zbem. Razem z nim by ser Marq Piper. Przyprowadzili te jednego z Darrych, syna ser Raymuna, modzieca w wieku Brana. Lord Jonos Bracken przyby, pozostawiwszy za sob ruiny Stone Hedge, ciskajc gromami, zaj miejsce moliwie najdalej od Tytosa Blackwooda. Po drugiej stronie zasiadali lordowie z pnocy, Catelyn i Robb naprzeciwko jej brata. Stanowili mniej liczn grup. Po lewej rce Robba siedzia Greatjon, potem Theon Greyjoy; Galbart Glover i lady Mormoni zajli miejsca po prawej stronie Catelyn. Lord Rickard Karstark, wychudzony, przepeniony alem, siedzia jak posta z koszmaru, brudny, z potargan brod. Dwch spord jego synw zgino w Szepccym Lesie, o trzecim, najstarszym, nikt nie potrafi nic powiedzie, to on poprowadzi wcznikw przeciwko Tywinowi Lannisterowi pod Zielonymi Widami. Dyskusje przecigny si do pnej nocy. Kady z obecnych mia prawo zabra gos i kady z tego skorzysta krzyczc, przeklinajc, przekonujc, artujc, targujc si, niektrzy walili kuflami o st, grozili, wychodzili wzburzeni, po czym wracali pospni albo umiechnici. Catelyn wysuchaa wszystkich. Roose Bolton przegrupowa pozostaoci swoich rozbitych si przy kocu grobli. Ser Helman Tallhart i Walder Frey wci trzymali Bliniaki. Armia lorda Tywina przesza na drugi brzeg Tridentu i maszerowaa na Harrenhal. W krlestwie panowao dwch krlw. Dwch krlw i ani odrobiny ugody. Wielu spord lordw chorych chciao pj prosto na Harrrenhal, by stawi czoo lordowi Tywinowi i ostatecznie rozbi Lannisterw. Mody, porywczy Mar Piper proponowa uderzenie na Casterly Rock. Jeszcze inni zalecali cierpliwo. Jason Mallister zauway, e Riverrun ley na linii dostaw zaopatrzenia Lannisterw, dlatego powinni da odpocz wasnym wojskom, tym samym uniemoliwiliby Lannisterom uzupenienie zapasw. Lord Blackwood mwi jeszcze co innego. Powinni byli skoczy robot, ktr zaczli w Szepccym Lesie. Trzeba i na Harrenhal i zgnie te armi Rosea Boltona. Jak zawsze, nie zgadza si z nim Bracken. Zdaniem lorda Jonosa Brackena powinni zoy hod lenniczy krlowi Renlyemu i uda si na poudnie, eby poczy z nim siy. - Renly nie jest krlem - powiedzia Robb. Pierwszy raz jej syn zabra gos. Podobnie jak jego ojciec, umia sucha innych.

- Chyba nie mylisz przysta do Joffreya, panie - powiedzia Galbart Glover. - On zabi twojego ojca. - To czyni go zym - odpar Robb. - Ale nie wiem, w jaki sposb czyni to krlem Renlyego, Joffrey wci pozostaje najstarszym prawowitym synem Roberta, tak wic zgodnie z prawem tron jemu si naley. Gdyby jednak umar, do czego mam zamiar doprowadzi, ma modszego brata. Tommen jest nastpny. - Tommen take jest Lannisterem - warkn ser Marq Piper. - To prawda - przyzna Robb zasmucony. - Ale nawet gdyby aden z nich nie zosta Krlem, dlaczego miaby nim by lord Renly? On jest modszym bratem Roberta. Tak jak Bran nie moe zosta lordem Winterfell przede mn, tak samo Renly nie moe wyprzedzi lorda Stannisa. - Lord Stannis ma pierwszestwo - przyznaa lady Mormont. - Renly zosta koronowany - upiera si Mar Piper. - Popieraj go w Wysogrodzie i Kocu Burzy, Dornijczycy te nie bd si ociga. Jeli Winterfell i Riverrun przycz si do niego, bdzie mia po swojej stronie pi z siedmiu wielkich rodw. Sze, jeli Arrynowie si rusz! Sze rodw przeciwko Rock! Nie minie rok, a nabijemy napal ich gowy, gow Krlowej i jej chopaka, lorda Tywina, kara, Krlobjcy, ser Kevana, wszystkich! Oto, czego moemy oczekiwa, jeli przyczymy si do krla Renlyego. C takiego posiada lord Stannis, co kazaoby nam odrzuci to wszystko? - Prawo. - Robb nie dawa za wygran. Catelyn pomylaa, e w tej chwili bardzo przypomina jej ojca. - Radzisz wic stan po stronie Stannisa? - Nie wiem - przyzna Robb. - Modliem si o rad, lecz bogowie mi nie odpowiedzieli. Lannisterowie zabili mojego ojca za zdrad. Wszyscy wiemy, e to kamstwo, lecz jeli Joffrey jest prawowitym Krlem, a my wystpimy przeciwko niemu, wtedy nas uznaj za zdrajcw. - Mj ojciec pan radziby zachowa ostrono - przemwi sdziwy ser Stevron, a na jego ustach pojawi si przebiegy umiech Freyw. - Czeka. Niech obaj krlowie zagraj o tron. Kiedy skocz walczy, zoymy hod zwycizcy albo staniemy przeciwko niemu; tylko wtedy moemy podj decyzj. Wiedzc, e Renly zbroi si, lord Tywin chtnie przystaby pewnie na zawieszenie broni i bdzie liczy na bezpieczny powrt syna. Dostojni lordowie, pozwlcie, bym uda si do niego do Harrenhal i uzgodni dogodne warunki ugody i okupw Jego gos uton w fali okrzykw oburzenia. - Tchrz! - zagrzmia Greatjon.

- Bagajc o zawieszenie broni, przyznamy si do wasnej saboci - owiadczya lady Mormont. - Co nam po okupach, nie wolno oddawa Krlobjcy - zawoa Rickard Karstark. - Dlaczego nie pomylicie o pokoju? Wszyscy skierowali wzrok na ni, lecz ona czua na sobie tylko spojrzenie Robba. Pani, oni zamordowali mojego ojca pana, twojego ma - powiedzia ponurym gosem. Wyj z pochwy dugi miecz i pooy go na stole przed sob. Jasna stal wyranie odcinaa si od surowego drewna. - To jedyny pokj, jaki mog oferowa Lannisterom. Greatjon popar go gono, a zaraz potem pozostali przyczyli si do niego, krzyczc, wycigajc miecze z pochew albo uderzajc piciami w st. Catelyn czekaa, a si uspokoj. - Moi panowie - powiedziaa - lord Eddard by waszym suwerenem, lecz ja dzieliam z nim oe i rodziam mu dzieci. Mylicie, e kocham go mniej ni wy? - Jej gos, przepeniony alem, prawie si zaama, ale wcigna gboko powietrze i uspokoia si. Robb, gdyby potrafi sprowadzi go z powrotem swoim mieczem, nie pozwoliabym ci schowa go do pochwy, dopki nie zobaczyabym Neda u mojego boku Lecz on odszed, podobnie jak Daryn Hornwood, dzielni synowie lorda Karstarka i wielu innych i nic ich nam nie zwrci. Czy musz umiera nastpni? - Pani, jeste kobiet - odpar Greatjon swoim niskim gosem. - Kobiety nie rozumiej takich rzeczy. - Naleysz do agodniejszej pci - powiedzia lord Karstark; bruzdy wieego smutku wci byy wyrane na jego twarzy. - Mczyzna odczuwa potrzeb zemsty. - Przyprowad tu Cersei Lannister, a zobaczysz, jak agodna potrafi by kobieta odpowiedziaa mu Catelyn. - Moe nie znam si na taktyce i strategii ale wiem, co to niemoc. Wyruszylimy na wojn, kiedy armie Lannisterw pustoszyy niziny nad rzekami, a Ned gni w lochu faszywie oskarony o zdrad. Stanlimy, by broni si i przywrci wolno mojemu mowi. Pierwsze z zada zostao ukoczone, drugie pozostaje niemoliwe do zrealizowania. Bd opakiwaa mier Neda do koca moich dni, ale musz te myle o tych, ktrzy jeszcze yj. Chciaabym odzyska moje crki, a wizi je Krlowa. Nawet jeli miaabym wymieni czterech Lannisterw za dwch Starkw, uznam to za dogodn transakcj i podzikuj bogom. Dla ciebie, Robb, take pragn bezpieczestwa, eby mg zasi na miejscu ojca i panowa w Winterfell. Pragn, aby przey cae ycie, pocaowa dziewczyn, polubi kobiet, mia syna. Chc to wszystko zakoczy. Pragn wrci do domu i opakiwa mier mojego ma. Kiedy skoczya mwi, w sali zapanowaa cakowita cisza.

- Pokj - odezwa si jej wuj Brynden. - Piknie, moja pani, ale na jakich warunkach? Nie mona przerabia miecza na lemiesz, skoro rano znowu trzeba go przeku na miecz. - Po co umarli Torrhen i Eddard, jeli miabym wrci do domu tylko z ich komi? spyta Rickard Karstark. - Prawda - powiedzia lord Bracken. - Gregor Clegane spustoszy moje pola, wybi moich ludzi i puci z dymem Stone Hedge. Miabym teraz klka przed tymi, ktrzy go wysali? Po comy walczyli, skoro wszystko ma zosta tak jak dawniej? Lord Blackwood przyzna mu racj, co zdumiao i zasmucio Catelyn. - Nawet jeli zawrzemy pokj z krlem Joffreyem, czy nie zostaniemy uznani za zdrajcw wobec krla Renlyego? Co bdzie z nami, jeli jele zwyciy lwa? - Cokolwiek postanowicie, ja nigdy nie nazw Lannistera moim Krlem? - owiadczy Mar Piper. - Ani ja! - zawoa may Darry. - Nigdy! Znowu rozlegy si krzyki. Cat siedziaa zrezygnowana. Bya ju tak blisko. Nieomal skonni byli jej wysucha, prawie lecz stosowna chwila ju mina. Nie bdzie pokoju, nie bdzie czasu na leczenie ran, nie bdzie bezpieczestwa. Spojrzaa na syna, przygldaa si, jak sucha pozostaych, marszczy brwi zatroskany, lecz ca dusz jest przy swojej wojnie. Przyrzek polubi crk Waldera Freya, lecz ona wiedziaa dobrze, e jego prawdziw narzeczon jest miecz, ktry ley przed nim na stole. Catelyn mylaa o swoich dziewczynkach, zastanawiaa si, czy jeszcze kiedy je zobaczy, kiedy Greatjon wsta. - Moi lordowie! - zawoa, a jego gos odbi si echem wysoko midzy krokwiami. Oto, co myl o dwch krlach! - powiedzia i splun. - Renly Baratheon nic mnie nie obchodzi, podobnie jak Stannis. Dlaczego mieliby sprawowa nade mn rzdy z jakiego kwiecistego tronu w Wysogrodzie albo Dorne? Co oni wiedz o Murze, wilczym lesie czy kurhanach Pierwszych Ludzi? Nawet ich bogowie s li. Niech Inni wezm Lannisterw, ich te mam do. - Sign za plecy i wycign z pochwy swj ogromny miecz. - Dlaczego my nie mielibymy znowu sprawowa rzdw? My polubilimy smoki, a one ju wymary! Wskaza mieczem na Robba. - Tutaj siedzi jedyny Krl, przed ktrym zegn kolano. - Krl na Pnocy! Po tych sowach klkn i zoy swj miecz u stp jej syna. - Na takich warunkach przystan na pokj - powiedzia lord Stark. - Niech sobie zatrzymaj swj czerwony zamek i elazny tron. - Wysun z pochwy miecz. - Krl na Pnocy! - powiedzia i klkn obok Greatjona.

Nastpna wstaa Maege Mormoni. - Krl Zimy! - powiedziaa i zoya swoj maczug obok mieczy. Po niej podnieli si lordowie z dorzecza, Blackwood, Bracken, Mallister, ktrzy nigdy dotd nie przysigali Winterfell, a jednak Catelyn widziaa ich teraz, jak wstaj, wycigaj miecze i klkajc, wypowiadaj gono pradawne sowa, ktrych nie syszano w krlestwie od ponad trzystu lat, odkd Aegon Smok zjednoczy Siedem Krlestw w jedno a jednak znowu odbiy si echem od drewnianych cian domu jej ojca: - Krl na Pnocy! - Krl na Pnocy! Krl na Pnocy!

DAENERYS
Ziemia bya czerwona, jaowa, spieczona i trudno byo znale dobre drewno. Jej zwiadowcy przywieli powyginane topole, szkaratne krzewy i zebrane licie. Wybrali dwa najprostsze pnie, obcili z nich gazie i kor, rozpoowili je i uoyli w kwadrat. Do rodka wrzucili siano, gazie, cinki z kory i such traw. Rakharo wybra konia spord niewielkiego stada, ktre im jeszcze zostao. Nie dorwnywa rumakowi khala Drogo, lecz nie mieli ju tak dobrych koni. Wprowadziwszy go do kwadratu, Aggo nakarmi konia wysuszonym jabkiem, po czym powali go jednym uderzeniem topora midzy oczy. Mirri Maz Duur, zwizana na ziemi, patrzya z niepokojem. - Nie wystarczy zabi konia - powiedziaa do Dany. - Krew sama w sobie nic nie znaczy. Nie znasz sw zaklcia, nie posiadasz mdroci, by je odnale. Mylisz, e magia krwi to dziecica zabawa? Nazywacie mnie maegi, jakby oznaczao to przeklestwo, tymczasem to oznacza mdro. Jeste dzieckiem. Nie uda ci si, cokolwiek zamierzasz. Rozwi mnie, a pomog ci. - Mam ju do jej gadania. - Dany zwrcia si do Jhogo. Ten zamierzy si batem i kapanka umilka. Potem nad ciaem konia zbudowali platform z ociosanych pni mniejszych drzew i konarw. Uoyli je ze wschodu na zachd, wzdu drogi soca. Na platformie zoyli skarby khala Drogo: jego ogromny namiot, malowane kamizelki, jego sioda i uprz, bicz, ktry otrzyma od ojca, kiedy osign wiek mski, arakhy, ktrymi zabi khala Ogo i jego syna, oraz ogromny uk zrobiony ze smoczej koci. Aggo chcia jeszcze doda bro, ktr bracia krwi podarowali Dany w prezencie lubnym, lecz zabronia mu. - Nale do mnie powiedziaa - i chc je zatrzyma. - Skarby khala zostay przykryte kolejn warstw gazi oraz wizek suchej trawy. Ser Jorah Mormoni odprowadzi j na bok, kiedy soce sigao niemal zenitu. Ksiniczko - zacz. - Dlaczego mnie tak nazywasz? - przerwaa mu. - Mj brat, Yiserys, by twoim Krlem, prawda? - Tak, pani. - Yiserys nie yje. Ja jestem jego nastpczyni, ostatni z rodu Targaryenw. Wszystko, co naleao do niego, jest teraz moje. - Krlowo - powiedzia ser Jorah, przyklkajc na kolano. - Daenerys, mj miecz, ktry nalea do niego, teraz jest twj. A take moje serce, ktre nigdy do niego nie naleao.

Jestem tylko rycerzem i nie mam ci nic do zaoferowania poza wygnaniem, ale bagam, wysuchaj mnie. Pozwl odej khalowi Drogo. Nie bdziesz sama. Obiecuj, nikt nie zabierze ci do Vaes Dothrak, jeli ty sama nie zechcesz tego uczyni. Nie musisz odchodzi do dosh khaleen. Pojed ze mn na wschd. Do Yi Ti, do Qarth, nad Jadeitowe Morze albo do Asshai przy cieniu. Obejrzymy cuda, jakich jeszcze nie widziaa, i skosztujemy win, jakie bogowie dla nas stworzyli. Prosz, Khaleesi. Wiem, co zamierzasz. Nie rb tego. - Musz - odpowiedziaa. Dotkna jego twarzy, delikatnie, ze smutkiem. - Ty tego nie rozumiesz. - Rozumiem, e go kochaa - powiedzia ser Jorah gosem przepenionym desperacj. - Kiedy kochaem moj pani on, ale nie umarem dla niej. Ty jeste moj krlow, mj miecz naley do ciebie, ale nie ka mi przyglda si ze spokojem, jak kadziesz si na stosie Drogo. Nie bd patrzy, jak poniesz. - Czy tego si obawiasz? - Dany pocaowaa go delikatnie w szerokie czoo. - Nie jestem a takim dzieckiem, sodki panie. - A zatem nie zamierzasz umrze razem z nim? Przysigasz, krlowo? - Przysigam - odpowiedziaa w jzyku powszechnym siedmiu Krlestw, ktry wedug prawa by jej jzykiem. Trzecia warstw na platformie tworzyy gazki nie grubsze ni palec, ktre take przykryto suchymi limi i chrustem. Uoono je z pnocy na poudnie, od lodu do ognia, na nich za pooono wysoko mikkie poduszki i mikkie jedwabie. Kiedy skoczyli, soce schodzio ju w d, ku zachodniemu horyzontowi. Dany zwoaa wszystkich Dothrakw. Pozostaa ich niecaa setka. Zastanawiaa si, z iloma ludmi zaczyna Aegon. Ach, teraz to ju niewane. - Bdziecie moim khalasarem - zwrcia si do nich. - Widz wrd was niewolnikw. Jestecie wolni. Zdejmijcie swoje obroe. Moecie odej, jeli chcecie, nikt was nie skrzywdzi.. Ale jeeli zostaniecie, bdziecie jak bracia i siostry, mowie i ony. Czua spojrzenia czarnych oczu, nieruchomych, czujnych. - Widz dzieci, kobiety, pomarszczone twarze starcw. Wczoraj sama byam dzieckiem. Dzisiaj jestem kobiet. Jutro bd stara. Kademu z was mwi: dajcie mi swoje rce i serca, a zawsze znajdzie si dla was miejsce. - Odwrcia si do trzech wojownikw swojego khasa. - Jhogo, tobie daj bicz ze srebrn rczk, mj lubny prezent, nadaj ci imi ko i oczekuj twojej przysigi, e odtd bdziesz y i umrzesz jako krew mojej krwi i bdziesz mnie strzeg.

Jhogo przyj bicz, lecz jego twarz wyraaa cakowit konsternacj. - Khaleesi powiedzia z wahaniem - tak nie moe by. Okrybym si wstydem, gdybym zosta bratem krwi kobiety. - Aggo - mwia dalej, nie zwaajc na sowa Jhogo. Zgin, jeli si obejrz. - Tobie daj smoczy uk, mj lubny prezent. - By podwjnie rzebiony, lnicoczarny, wikszy od niej. - Daj ci imi ko i oczekuj przysigi, e odtd bdziesz y i umrzesz jako krew mojej krwi i bdziesz mnie strzeg. Aggo przyj uk ze spuszczonymi oczyma. - Nie mog wypowiedzie tych sw. Tylko mczyzna moe stan na czele khalasaru i tylko on moe nadawa imi ko. Dany zignorowaa protest Agga i zwrcia si do Rakharo. - Rakharo, ty otrzymasz wielki arakh, mj prezent lubny, ze zoconym ostrzem i rkojeci. Tobie take nadaj imi ko i prosz, aby y i umar jako krew mojej krwi i strzeg mnie. - Ty jeste Khaleesi - powiedzia Rakharo, odbierajc arakh. - Pojad z tob do Vaes Dothrak pod Matk Gr i bd ci strzeg, dopki nie zajmiesz miejsca wrd staruch dosh khaleen. Wicej nie mog obieca. Skina gow spokojnie, jakby nie syszaa jego odpowiedzi, po czym zwrcia si do ostatniego spord jej wybracw. - Ser Jorah Mormoni - powiedziaa - pierwszy i najwikszy z moich rycerzy, nie mam ju lubnego prezentu, ktry mogabym ci podarowa, lecz przysigam, e pewnego dnia otrzymasz z moich rk miecz, jakiego wiat jeszcze nie widzia, smoczy miecz z valyriaskiej stali. Take i ciebie poprosz o przysig. - Masz j, krlowo - powiedzia ser Jorah, po czym klkn na kolano i zoy miecz u jej stp. - Przysigam, e bd wierny i posuszny i umr za ciebie, jeli bdzie trzeba. - Cokolwiek si stanie? - Cokolwiek si stanie. - Przyjmuj twoje sowa. Oby ich nigdy nie aowa. - Dany pomoga mu wsta. Stanwszy na palcach, pocaowaa go w usta i powiedziaa: - Jeste pierwszym rycerzem Gwardii Krlowej. Kiedy wchodzia do namiotu, czua na sobie spojrzenia ludzi z khalasaru. Dothrakowie mamrotali co do siebie i patrzyli na ni podejrzliwie. Zdaa sobie spraw, e uznali j za szalon. Moe i tak byo. Niebawem si przekona. Jestem zgubiona, jeli si obejrz. Irri pomoga jej wej do wanny wypenionej przeraliwie gorc wod, lecz Dany nawet nie drgna ani nie krzykna. Kpiel dawaa jej poczucie czystoci. Jhiqui dodaa do wody olejki, ktre znalaza na targu w Vaes Dothrak, dlatego unoszca si para przyjemnie

pachniaa. Doreah umya jej wosy i wyczesaa je starannie. Irri wyszorowaa jej plecy. Dany zamkna oczy i zanurzya si w wonne ciepo. Czua, jak ciepo przenika ran midzy jej udami. Zadraa, gdy wnikno w ni gbiej, a sztywno i bl wydaway si ustpowa. Unosia si swobodnie. Kiedy bya ju czysta, suce pomogy jej wyj z wody. Irri i Jhiqui wachloway j, a wyscha, podczas gdy Doreah zabraa si do czesania jej wosw, a spyny jej na plecy niczym strumie roztopionego srebra. Przyniosy cynamon i kwiatorze i natary jej nadgarstki, za uszami i sutki jej cikich od mleka piersi. Na kocu dotkny jej pci. Palec Irri wyda jej si delikatny i chodny niczym pocaunek kochanka, kiedy wsuna go delikatnie midzy jej wargi. Potem Dany odesaa suce i sama zaja si przygotowaniem khala Drogo do ostatniej podry do krainy nocy. Umya jego ciao, wyczesaa i naoliwia mu wosy, po raz ostatni zanurzya w nich palce, przypominajc sobie noc ich pierwszej podry razem, kiedy dotkna ich po raz pierwszy. Nigdy ich nie obci. Ilu mczyznom dane byo umrze bez obcitych wosw? Zanurzya twarz w jego wosy i wcigna mocno w nozdrza ciki zapach olejkw. Pachnia jak trawa i ciepa ziemia, jak dym, nasienie i konie. Pachnia jak Drogo. Wybacz mi, soce mojego ycia, pomylaa. Przebacz mi wszystko, co uczyniam i co musz jeszcze zrobi. Zapaciam cen, moja gwiazdo, lecz zbyt wysok, zbyt wysok Dany zaplota mu warkocze, zaoya na wsy srebrne piercienie i zawiesia jego dzwonki. Tyle dzwonkw, srebrne, zote, z brzu. Dzwonki, na dwik ktrych jego wrg mia struchle ze strachu. Ubraa go w getry z koskiego wosia i wysokie buty, zapia pas z cikich zotych i srebrnych medalionw. Jego pier przykrya malowan kamizelk, star i wypowia, t lubi najbardziej. Dla siebie wybraa lune spodnie z jedwabiu, wizane wysoko pantofle i kamizelk podobn do tej, w ktr ubraa Drogo. Soce ju zachodzio, kiedy polecia zanie jego ciao na stos. Dothrakowie patrzyli w milczeniu, jak Jhogo i Aggo wynosz go z namiotu. Dany sza za nimi. Zoyli go na poduszkach i jedwabiach z gow zwrcon na pnocny wschd, w kierunku Matki Gr. - Oliwa - rozkazaa. Przynieli dzbany i wylali ich zawarto na stos. Oliwa przesikaa kolejno przez jedwab, gazie i such traw, a zacza kapa spod kd, a powietrze wypenio si przenikliw woni. - Przyniecie moje jaja - polecia sucym. Pobiegy ponaglone dziwn nut w jej gosie. Ser Jorah dotkn jej ramienia. - Krlowo, Drogo nie bdzie potrzebowa smoczych jaj w podry do krainy nocy. Lepiej sprzedaj je w Asshai. Za jedno kupimy statek, ktry zabierze nas z powrotem do Wolnych Miast. Za trzy bdziesz bogata do koca ycia.

- Nie otrzymaam ich po to, eby je sprzedawa - odpowiedziaa. Wspia si na stos i uoya jaja obok swojego soca-i-gwiazd. Czarne tu przy jego sercu, pod ramieniem. Zielone obok jego gowy, zawinite w warkocz. Kremowozote midzy nogami. Caujc go po raz ostatni, poczua sodycz olejku na jego ustach. Kiedy schodzia ze stosu, zobaczya, e przyglda jej si Mirri Maz Duur. - Jeste szalona - powiedziaa kapanka. - Czy a tak daleko od szalestwa do mdroci? - spytaa Dany. - Ser Jorahu, we maegi i przywi j do stosu. - Do krlowo, wysuchaj mnie - Rb, co ka. - Widzc jego wahanie, rozgniewaa si. - Przysigae sucha mnie bez wzgldu na wszystko. Rakharo, pom mi. Kapanka milczaa, kiedy zacignli j do stosu i rzucili midzy jego skarby. Dany sama wylaa oliw na jej gow. - Dzikuj ci, Mirri Maz Duur - powiedziaa. - Dzikuj za lekcje, ktrych mi udzielia. - Nie usyszysz moich krzykw - zapewnia j Mirri; oliwa kapaa z jej wosw na ubranie. - Usysz - powiedziaa Dany - ale ja nie chc twoich krzykw, lecz twoje ycie. Pamitam, co mi powiedziaa. Za ycie mona zapaci tylko mierci. - Mini Maz Duur otworzya usta, jednak nic ju nie powiedziaa. Odchodzc, Dany zobaczya, e w czarnych oczach kapanki topnieje pogarda, a jej miejsce zajmuje co, co mogo by strachem. Teraz pozostao ju tylko obserwowa soce i wyczekiwa pierwszej gwiazdy. Kiedy umiera koski lord, zabija si te jego konia, aby jego pan mg pojecha dumny do krainy nocy. Ich ciaa zostaj spalone pod goym niebem. Wtedy khal mknie na swoim ognistym rumaku, aby zaj miejsce pord gwiazd. Im janiej czowiek pon za ycia, tym mocniej jego gwiazda wieci w ciemnoci. Pierwszy zauway j Jhogo. - Tam - powiedzia ciszonym gosem. Dany odwrcia gow i ujrzaa gwiazd nisko na wschodzie. Pierwsza gwiazda bya komet. Czerwona jak krew, jak ogie, ogon smoka. Nie mogaby oczekiwa wyraniejszego znaku. Wzia pochodni od Aggo i wsuna j miedzy bale. Buchn pomie, najpierw zapalia si oliwa, zaraz potem chrust i sucha trawa. Malutkie pomyki pomkny szybko w gr konstrukcji, niczym czerwone myszy skakay z gazki na gazk. Gwatowna fala ciepa buchna jej w twarz, delikatna i nieoczekiwana jak oddech kochanka, lecz ju kilka chwil pniej staa si nie do zniesienia. Dany cofna si. Drewno trzaskao coraz goniej. Rozleg si przenikliwy,

zawodzcy gos Mirri Maz Duur. Pomienie wiroway wciekle, pdzc coraz wyej. Zmierzch zamigota, jakby samo powietrze roztopio si z gorca. Dany usyszaa trzask pkajcych kd. Pomienie objy Mirri Maz Duur. Jej piew wzmg si, sta si coraz bardziej przenikliwy a zachysna si, potem jeszcze raz i jeszcze, a jej pie przesza w drce zawodzenie, agonalny jk. Wreszcie pomienie dotkny jej Drogo i objy go cakowicie. Zapalio si jego ubranie i przez moment khal wydawa si ubrany w strzpy fruwajcego pomaraczowego jedwabiu i pasma szarego dymu. Dany otworzya usta, wstrzymujc oddech. Jaka jej cz pragna pobiec do niego - tego wanie obawia si ser Jorah - pobiec w pomienie i baga go o przebaczenie, a potem przyj go w siebie po raz ostatni; ogie stopiby ciao z ich koci, a staliby si jednym na zawsze. Czua smrd palcego si ciaa, podobny do zapachu koskiego misa pieczonego na ogniu. Stos hucza ogniem w zapadajcym zmierzchu niczym ogromna bestia, zaguszajc coraz sabsze zawodzenie Mirri Maz Duur, a dugie jzory jego pomieni wycigay si ku grze, eby poliza brzuch nocy. Kiedy dym zgstnia, Dothrakowie odsunli si, kaszlc. Piekielne podmuchy rozwijay ogniste proporce, syczc i trzeszczc, a rozarzone popioy ulatyway w gr i znikay w ciemnoci niczym nowo narodzone wietliki. ar bi wciekle czerwonymi skrzydami, odpdzajc Dothrakw, nawet Mormoni si odsun, lecz Dany pozostaa na miejscu. W jej yach pyna smocza krew, pyn ogie. Przeczuwaa prawd ju dawno temu. Zrobia krok do przodu, lecz ar nie by jeszcze wystarczajco gorcy. Pomienie wiroway przed ni jak kobieta, ktra taczya na jej uczcie weselnej. Wiroway i pieway, powiewajc topomaraczowymi welonami, jake przeraajcymi, a jednak tak cudownie oywionymi arem. Dany otworzya ramiona, wystawiajc si na jego objcia. To take jest wesele, pomylaa. Mirri Maz Duur ju umilka. Kapanka miaa j za dziecko, lecz dzieci dorastaj, ucz si. Kolejny krok i teraz czua ju, pomimo sandaw, pod stopami gorcy piasek. Pot spywa jej po udach, midzy piersiami, po policzkach, gdzie kiedy pyny zy. Syszaa dobiegajce z tyu krzyki ser Joraha, lecz nic ju si nie liczyo, nic poza ogniem. Pomienie byy cudowne, nie widziaa nigdy dotd niczego rwnie piknego; kady z nich przypomina czarnoksinika ubranego w t, pomaraczow i szkaratn szat, ktry wiruje, zamiatajc dugim paszczem z dymu. Widziaa szkaratne lwy, ogromne te we, jednoroce z jasnoniebieskich pomieni, widziaa ryby, lisy i potwory, wilki, jasne ptaki i kwieciste drzewa, a kade stworzenie byo pikniejsze od poprzedniego. Widziaa konia, ogromnego, szarego rumaka wymalowanego

dymem z rozwian grzyw z niebieskiego pomienia. Tak, ukochany, moje soce-i-gwiazdy, tak, dosid go teraz i jed. Zapalia si jej kamizelka, wic zdja j i rzucia na ziemi. Malowana skra buchna pomieniem, kiedy podesza jeszcze bliej. Jej nagie piersi niemal dotykay ognia, a z ich czerwonych, nabrzmiaych sutkw tryskao mleko. Teraz, pomylaa, teraz. Przez chwil widziaa khala Drogo na jego rumaku z dymu, z pomiennym biczem w doni. Umiechn si i strzeli biczem. Usyszaa trzask, odgos pkajcego kamienia. Platforma z bali gazi i trawy zachwiaa si i zacza zapada. Posypay si na ni kawaki poncego drewna i strumienie popiow. Co jeszcze upado i potoczyo si do jej stp: dymicy jeszcze kawaek kamienia by pokrgy, jasny, poprzecinany zotymi ykami. Wcieky ryk wypeni cay wiat, mimo to Dany usyszaa przez ogie okrzyki zdumienia kobiet i dzieci. Tylko mierci mona zapaci za ycie. I rozleg si drugi trzask, gony i przenikliwy jak grzmot pioruna. Dym zawirowa wok niej, a stos poruszy si. Bale strzeliy w gr, kiedy ogie dotkn ich serc. Usyszaa przeraliwe renie koni i jeszcze goniejsze okrzyki przeraonych Dothrakw. Ser Jorah woa j i przeklina na przemian. Nie, chciaa krzykn, nie, mj dobry rycerzu, nie martw si o mnie. To mj ogie. Przecie nazywaj mnie Daenerys, Zrodzona w Ogniu, crka smokw, narzeczona smokw, matka smokw, nie widzisz? Czy nie widzisz? Buchajc jzorem ognia i dymu trzydzieci stp w gr, stos zapad si ostatecznie i run na ni. Dany wesza odwanie w ognist zawieruch i zawoaa swoje dzieci. Trzeci trzask by tak donony, jakby rozpk si cay wiat. Kiedy ogie zgas wreszcie, a ziemia ochodzia si na tyle, by dao si na ni wej, ser Jorah odnalaz j pord popiow, sczerniaych kd, okruchw aru oraz spalonych koci mczyzny, kobiety i rumaka. Bya naga, pokryta sadz, ubranie miaa spopielone, wosy przypalone ale bez obrae. Kremowozocisty smok ssa jej lew pier, zielonobrzowy praw. Tulia oba do siebie ramionami. Szkaratnoczarny spoczywa na jej ramionach, dug, krt szyj zwin pod jej brod. Na widok Joraha unis eb i spojrza na niego rozarzonymi jak wgle lepiami. Rycerz opad na kolana. Za nim nadeszli ludzie z jej khasa. Jhogo pierwszy pooy swj arakh u jej stp. - Krew mojej krwi - wyszepta i zniy twarz do dymicej ziemi. - Krew mojej krwi - powtrzy za nim jak echo Aggo. - Krew mojej krwi - zawoa Rakharo.

Nastpnie podeszy jej suce i pozostali Dothrakowie, mczyni, kobiety i dzieci. Wystarczyo jedno spojrzenie w ich oczy, by Dany zrozumiaa, e wszyscy oni nale do niej, dzisiaj i jutro, zawsze, nale do niej tak, jak nigdy nie naleeli do Drogo. Kiedy Daenerys Targaryen wstaa, jej czarny smok zasycza, a z jego pyska i nozdrzy buchn jasny dym. Pozostae dwa przestay ssa i doczyy swoje gosy do wezwania, pprzeroczyste skrzyda zatrzepotay w powietrzu i po raz pierwszy od setek lat noc oya muzyk smokw.

PODZIKOWANIA
Mwi, e diabe tkwi w szczegach. Powie takich rozmiarw zawiera w sobie wiele diabw, ktre mog da o sobie zna, jeli nie bdziecie uwaa. Na szczcie znam wiele aniow. Dlatego wyraam gbokie podzikowania wszystkim tym yczliwym ludziom, ktrzy zawsze gotowi byli mnie wysucha i udzieli porady (a czasem dzielili si ze mn swoimi ksikami), dziki czemu potrafiem zapanowa nad wszystkimi szczegami. Wrd tych yczliwych s: Sage Walker, Martin Wright, Melinda Snodgrass, Carl Keim, Bruce Baugh, Tim OBrien, Roger Zelazny, Jane Lindskold, Laura J. Mixon, no i oczywicie Parris. Szczeglne podzikowania za jej mordercz prac nale si Jennifer Hershey.

You might also like