You are on page 1of 196

WADIMIR S O R O K I N

Kolejka

- Prosz pastwa, kto ostatni? - Chyba ja, ale za m n jest jeszcze jaka kobieta w granatowym palcie. - To znaczy, e ja jestem za ni? - Tak. Ona zaraz przyjdzie. Niech pan na razie staje za mn. - A pan bdzie sta? - Tak. - Chciabym odej na chwil. Dosownie na sekund. - Chyba bdzie lepiej jak pan na ni zaczeka. Bo inaczej kto podejdzie, co wtedy powiem? Niech pan poczeka. Powiedziaa, e prdko si uwinie... - Dobra. Poczekam. Dawno pan stoi? - Nie bardzo... - Nie wie pan ile daj? - Diabli wiedz... Nawet nie pytaem. Pani nie wie ile daj? - Dzisiaj nie wiem. Syszaam, e wieczorem dawali po dwa. - Po dwa? - Aha. Najpierw po cztery, a potem po dwa. - Tak mao? To chyba i sta nie ma sensu... - A niech pan zajmie dwie kolejki. Przyjezdni to i po trzy zajmuj. - Po trzy? - Aha. - Przecie to na cay dzie. - A skd! Tutaj szybko idzie. - Oj, chyba nie za bardzo. Jak stalimy, tak stoimy. - Bo wrcili ci, co odeszli... - Odchodz, a potem si wpychaj. - To nic, zaraz si ruszy... - Nie wie pan po ile daj? - Podobno po trzy.

- No to jeszcze nie najgorzej! Na Sawieowskim w ogle dawali tylko po jednym. - Tam nie mona wicej, tak czy inaczej przyjezdni wszystko wykupi... - Nie wiecie pastwo, czy wczoraj bya taka sama kolejka? - Prawie. - A pani staa wczoraj? - Staam. - Dugo? - Nie za bardzo... - Mocno pomite? - Te pierwsze jeszcze jako tako, a pod koniec to rozmaicie. - Dzisiaj te pewnie te lepsze wykupi, a dla nas zostan najgorsze. - Wszystkie s jednakowe, sam widziaem. - Naprawd? - Aha. Zepsute odrzucaj. - Odrzucaj! Niech mnie pan nie rozmiesza! - Maj obowizek odrzuca i spisywa. - Dajcie spokj! Obowizek! Zarabiaj na tym, e daj Boe zdrowie! - Sami zobaczymy, po co si spiera... - O, idzie ta kobieta. Pan jest za ni. - Ta wysoka? - Tak. - To znaczy, e jestem za pani? - Pewnie tak. Ja stoj za tym panem. - W takim razie ja za pani. - A ja za panem. - A pan za mn, bardzo dobrze. Teraz mog odej na chwil? - Oczywicie. - Ja tylko na moment, musz odebra bielizn... To niedaleko... - Dzisiaj do szstej? - Zdaje si, e do szstej... - W takim razie pjd troch pniej... - Nie zauway pan, przywieli ju kapust? - Nie. Stoi kolejka za pomaraczami, a kapusty nie ma. - Marna jeszcze ta kapusta, nie warto jej kupowa. - Na Leninowskim dawali mod, cakiem niez.

- E tam! Same licie. - Moda jest bardzo zdrowa. - Znowu jaki si wpycha, co za bezczelno. Panie, dlaczego pan go przepuszcza?! Cay dzie mamy tu stercze?! Podchodz i podchodz! - Oni zajli kolejk, tylko odeszli na chwil... - Niczego nie zajmowali! - Zajlimy, czego pani krzyczy. - Nie zajmowali adnej kolejki! Ja tu stoj od samego rana! - Zajmowali, ja widziaam... - Zajmie taki jeden z drugim, a potem odejdzie na p dnia... - A moim zdaniem nie zajmowali. Ja ich nie widziaem. - Zajmowali. - Zajmowali, zajmowali... - Zajli kolejk, ludzie uspokjcie si! - Sam si uspokj! - No ju dobrze, szkoda nerww na takie gupstwo. Ludzie stali, odeszli na chwil. Nic si nie stao... - Jako to powoli idzie... - A pan co widzi? - Troch. - Ta ruda powoli sprzedaje. Wczoraj ruszaa si jak nita ryba. - A co, tam jest tylko jedna? - Dwie. - Ja nie widz. - To niech pan przejdzie tutaj. Std wida. - Aha, dwie. Tamta jakby szybsza. - Czarna prdzej obsuguje. - Obydwie normalnie pracuj, po prostu ludzi duo. - Ludzi zawsze jest duo. - A jak jeszcze marudz, przebieraj. - Tak... Jak stalimy, tak stoimy... - To nic, zaraz prdzej pjdzie. - Niechby chocia po trzy dawali. - Dadz. - Byle nie zabrako... - Dla nas wystarczy.

- Kiedy si wczoraj skoczyy, nie wie pani? - Jako nie pamitam... odeszam... - Przepraszam, ja za panem? - Nie, pan jest bliej. - Ach tak! Za pani. - Za mn. - Ledwie zdyem. - A co, dzisiaj wczeniej zamykaj? - Po mnie ju nie wpuszczali. - Co podobnego... - Przepraszam, pani kupowaa maso po tamtej stronie? - Nie, w centrum. - Bo tam naprzeciwko rano byo po trzy pidziesit, a teraz w ogle nie ma. - Oni maj dostaw po obiedzie... - Rano czasem te przywo... No, co si tam dzieje? Ju godzin wybiera! - Znowu Gruzini si wepchnli... o, patrzcie no jak wa! Ej, prosz pani! Nie wpuszcza bez kolejki! Jacy bezczelni! - Bior po dwadziecia sztuk, a potem spekuluj. - Jasne... o wanie tak. I tamtego te przegoni! - Nie wie pan, ta pralnia jest dobra? - Moim zdaniem nieza. Tylko daj dugie terminy. - To znaczy? - Miesic. - Strasznie dugo. Ale rzeczy nie gin? - Rzadko. - To dobrze... o, znowu jaki Gruzin podchodzi... - Jeszcze nigdy nie widziaem, eby Gruzin sta w kolejce. - Wie pan, ja chyba sobie pjd... - Chce pan odej? - Tak. Trzy godziny stoj i cigle w tym samym miejscu... - Pan jest ostatni? - Tak. - Niech pani tu stanie. Tamten chopak odszed, moe pani zaj jego kolejk. - Dzikuj.

- Nie ma za co. To jemu trzeba podzikowa. Godziki dostaa pani na bazarze? - Nie, w kwiaciarni. - W tej na prawo? - Tak. - Jakie adne. Ma pani szczcie. - Tam wszystkie byy takie due. - Mnie si nigdy takie nie trafiy. Co to znaczy mie fart. - Jaki tam fart! - No a jak. Taka sympatyczna dziewczyna musi mie fart. - Zawracanie gowy... Dugo pan stoi? - Nie bardzo. - Powoli idzie? - Teraz pjdzie znacznie szybciej. - Dlaczego? - Dlatego, e pani przysza. - Co te pan, jak Boga kocham! Dowcipni samouk! - Krzywdzi mnie pani. Wcale nie samouk. - A co, po studiach? - Wanie po studiach. - No a gdzie pan studiowa? - Wszdzie gdzie si dao. - To znaczy zbiera pan co podleci? - Aha. Przepraszam, jak pani na imi? - A po co to panu? - Potrzebne. - Te co! Nie powiem. - No, niech pani powie... - Niee. - A ja prosz. - A n a co to panu? - No co pani szkodzi? - Nic mi nie szkodzi. Prosz bardzo. Lena. - Wadim. - No i co? - No i nic. Po prostu lej mi oddycha. - Oj, nie mog!

- Czego nie mog? - Nic, nic. - Co - nic? - Nieche pan stoi spokojnie, mody czowieku! - Zdaje si, e nie z panem rozmawiam. - Stoi i cigle la-la-la, a-la-la. eby si uciszy cho na chwil, to nie! - Niech si pan sam uciszy. - Wanie, wanie, niech si uciszy. - To pan niech si uciszy. I lepiej bez nerww. - Sam si uspokj. - E tam... Lena, a pani przypadkiem nie z tekstylnego? - Zgad pan. - Co tu zgadywa? Tekstylny dwa kroki std - raz, taka sympatyczna dziewczyna - dwa. Zgadza si jak w aptece. - Jakie to proste dla pana... o, jak si pchaj... - Ej, ostroniej, czego si tak pchacie! - To ci z przodu napieraj, nie ja! - Co za koszmar! Ostroniej, do diaba! - Oj, zadepcz nas... panie! Nie moe pan uwaa? - To nie ja! - A to co znowu? Dlaczego idziemy do tyu? - Co tam si stao? - Nic nie wida... - Prosz pani, prosz pani, co si dzieje? - Kolejka si prostuje. - Jaka bzdura... tutaj to staem godzin temu... no i po co to... - No, jeszcze kawaek... - Za to teraz szybciej pjdzie. - Bardzo wtpi. Pchaj si, po co si pchaj? - Ja si nie pcham, stoj spokojnie. - Panie, pralni zamknli? - Tak. Przecie powiedziaem - ledwie zdyem. - No tak. Teraz otworz dopiero po przerwie obiadowej. - Lena, daj mi swoj torb. - Nie, nie trzeba. - Daj, daj. - Nie trzeba, dam sobie rad.

- Bo sam zabior! - No jeli pan tak koniecznie chce... prosz... - Och, jaka cika! Jak pani j niosa? - Jako niosam. - Co tam jest w rodku - ow? - Ksiki. - Jasne. - Wanie si sesja skoczya. - No to gratuluj! Ja ju zapomniaem, e istnieje takie sowo. - A co pan skoczy? - Uniwersytet Moskiewski. - Fajnie! A jaki wydzia? - Histori. - Ciekawe. Dla mnie historia bya zawsze nie do pojcia. - To dlatego, e nigdy nie interesowaa si ni pani na serio. - By moe. Waciwie to musi by strasznie ciekawe - rni tam krlowie, wojny, lodowce. Wadim - nie wie pan, jakie s? - Podobno jugosowiaskie. - Czeskie. - Na pewno? - Wczoraj staam za nimi. - No widzisz, Lena - czeskie. Nie szkodzi e ja tak per ty? - Prosz. To dobrze, e kolejk wyprostowali. Teraz szybciej idzie. - Na to wyglda. - Stary, masz papierosa? - Mam. Bierz. - Dzikuj. - Nie wiesz czasem, czy duo przywieli? - Czego nie wiem - tego nie powiem. - No, a do nas dojdzie? - Zapytaj o co atwiejszego. - Patrz, niesie mode kartofle... - To pewnie z warzywniczego. - Dopiero co tam byam. Nie maj adnych kartofli. - No to z bazaru. - Jasne, e z bazaru. Ej, chopcze, wypado ci! - Dzikuj...

- Znowu musisz wraca do pralni! - Nic si nie stao... troch kurzu... - Suchaj, a ty mieszkasz gdzie niedaleko? - O, w tamtym domu. - Nie ma tu blisko fryzjera? - A co, chcesz zniszczy swoje przepikne wosy? - To moja rzecz... oj, czego si pan rozpycha? - Nie pcha si. - Wcale si nie pcham. To tamci. - Depcz po nogach... No to gdzie ten fryzjer? - Jest fryzjer. Co prawda kawaek drogi, ale jest. Jakby ci wytumaczy... trzeba przej jakie p osiedla prosto, a potem na prawo. Taka wska uliczka. - Jak si nazywa? - Nie pamitam... jakby pasa... - To znaczy prosto i na prawo? - Tak. A w ogle to ci zaprowadz, bo inaczej zabdzisz. - Po co? Znajd. - Idziemy i tyle. - A kolejka? - Mylisz, e nie zdymy? Co ty! Patrz ilu ludzi za nami, koca nie wida. - Rzeczywicie. - Przepraszamy bardzo. Odejdziemy teraz na p godziny, dobrze? - W porzdku. - Idziemy. - Tak... nikomu si nie chce sta. - A co tam. Modzi s. Nudno im. - A nam nie nudno, czy co? - Oni bd sobie gdzie lata, a tu si czowiek mao nie ugotuje. - Tak. Ale piecze... Niby pochmurno byo, a teraz prosz! - A ile na dzisiaj przewidywali? - Dwadziecia trzy. - A teraz jest ze dwadziecia pi co najmniej. - Nie, chyba troch mniej... - Rwno dwadziecia pi! - Tak si tylko zdaje. Nie ma wiatru i dlatego tak duszno.

- Dziwne. Topole si koysz, a wiatru wcale nie czu. adnej ochody. - Jaka tam ochoda w miecie. Do tego trawa jest potrzebna, rzeka. A tutaj asfalt, kurz... - Tamci z przodu maj troch cienia od domu... - Do tego cienia jeszcze stania a stania. W ogle si nie ruszamy... - Jednak nie jest tak le. O, ten kosz na mieci ju za nami. - Moim zdaniem od pocztku by za nami. - Ale co te pan mwi! - Chyba pjd kupi sobie lodw, czy co... ja tylko na chwil... - Moe i dla mnie, dobrze? Za dwadziecia osiem... dam panu... - Dobra. - Jeli to nie kopot... - Jaki tam kopot. - Za lodami te pewnie kolejka. - Niewielka, nic strasznego. - Patrzcie, w palcie stoi. Mona oszale! - Nawet nie mw... - A moe jej zimno? Jest taka choroba. - Nie wie pan... nie wie pan, w jakich kolorach? - W rnych. - Podobno przewanie jasnobrzowe. - A ciemnych nie ma? - S i ciemne. - To dobrze. - Waciwie, to chciabym moliwie ciemny... - To ju zaley od szczcia. Sprzedaj jak leci. - Tak. Jaki im towar dostawiaj, taki nam sprzedaj... - Przepraszam, ja jestem za panem? - Nie, za t pani. - A rzeczywicie, rzeczywicie... - Odejdzie taki, a potem si jeszcze pyta... - O co chodzi... nie rozumiem... - Bo co? - A co takiego? - Tam... czego ona wrzeszczy? - Kto si wepchn... - A to kto...

- Susznie, susznie... - Jaki gupi... - Przepdzi i koniec... - Tylko czas tracimy. - Prosz postawi torb na tym stopniu. Bdzie wygodniej. - Rzeczywicie. - Podobno wczoraj dawali w centrum. - No, tam si czowiek nie dopcha. - Za to wszystkie byy ciemnobrzowe. - Naprawd? - Tak. - Rzucaj je czasami, ale skd mona wiedzie gdzie i kiedy. - I tutaj te nagle, ni z tego ni z owego. Ledwie zdyam... - A mnie ssiadka powiedziaa. Wczoraj. - Na pewno wiedziaa od sprzedawcw, prawda? - Nie wiem... - Boe, dlaczego to tak dugo... - Znowu wlaz! Co za bezczelno! - Po prostu nie wpuszcza i tyle. - Chop jak db, a czym si zajmuje. Fiedia, potrzymaj... - Prdzej, prdzej. - Za rczk trzymaj, za rczk! Co ty... - Wyjmij je spod chleba... tutaj... - Trzymaj. - Woodia! - W powietrzu trzymaj, w powietrzu! - Nie krzycz... - Woodia! - Czy naprawd daj po trzy? - Podobno daj. - To ja jestem za panem, prawda? - Zgadza si. Za mn. Jak poszo? - Dobrze. Prosz, tu jest reszta. Tylko troch z nich kapie... - Nie szkodzi. Dzikuj. Oj, eby si nie zabrudzi. - Baem si, e do mnie nie dojd. - Ju si koczyy? -Aha.

- Woodia! Czego tam sterczysz?! Chod tutaj! - To po dwadziecia osiem? - Aha. Tam s tylko takie i te po dziesi. - Ufff... jaki upa... - Jeszcze troch i bdziemy w cieniu. A stamtd ju blisko. - Sierioa, we to ode mnie... - Daj, powiesz na wzku. - No, co za dranie... patrz jak si wpycha... - Trzeba i i powiedzie. Wpychaj si, a potem do nas nie dojdzie. - Oczywicie. - Trzeba nie mie sumienia... - I jeszcze baba razem z nim. Spekulantka. - Co to si wyrabia, nie do pojcia... - Panie, kapie panu na spodnie. - Oj! Przemoko... eby go... cay si upapraem... - Zina, oprzyj si o cian, oprzyj... - Nic jej nie bdzie, taka dua dziewczynka, bdzie staa jak wszyscy. Prawda? Bdziesz sta? - Bd. - Zuch dziewczyna. - Gdzie pani maso dostaa? W nabiaowym? mleczarni? - Nie. O, tam. - Tam przecie nie ma. - Ja rano braam. - Aaa... Dlatego takie mikkie... rozpywa si. - Nijak do domu nie mog doj. mieszne! - Ja te. Jak wyszam o dwunastej, to ju w trzeciej kolejce stoj. - Znowu. eby chocia jeden gliniarz przylaz. To nie. - Powinni dawa po dwa, bo inaczej nie starczy. - Starczy, starczy. Do nich jak przywo, to ju przywo. - A nie wie pan czym s podszyte? - Wiatrem. - Ciepe? - Niee. - To le. - Co w tym zego? - Nic...

Woodia, nie biegaj tam. Zaraz bdzie jecha samochd. Nie biegaj chopczyku. To niebezpieczne miejsce - zakrt. Stj spokojnie. Mamo, chce mi si pi. Stj, nie nud. Mamo! Pi mi si chce! Do kogo mwi! Daj rk! Stj w miejscu! Przyszed i poszed. Milicja... Nie przepracowuj si, nie ma obawy. eby chocia porzdku pilnowa. Znowu ci czarni si pchaj. Dranie! Nie wpuszcza! Tacy wszdzie wlez. Mamo! Pi! Uspokj si nareszcie! Niech pani pjdzie z dzieckiem. Tu zaraz s automaty. Gdzie? Kawaeczek drogi, przy Chemii". Dzikuj. To ja odejd na chwileczk... Woodia, idziemy... Mamo, a trzy kopiejki mamy? Mamy, mamy... idziemy... to ja jestem za panem. Sierioa, postaw przy cianie. Uff, tu jest troch lej, bo w cieniu... Stalimy, stali i nareszcie... No tak, my zdaje si za panem. Tak? Tak, tak. Stawaj, Lena. Co sabo si posuwa... Gdzie tam sabo! Widzisz, ci spod domu ju kupuj. Tu jest przyjemnie. Aha. W cieniu lej. No jak, wysech? Wysech. Zobacz jaki adny kolor. Nie znam si na lakierach. Dlaczego? Nie wiem. Znaczy, e wszystko ci jedno? Owszem! Nie rozumiem jak jeden lakier moe by lepszy od drugiego.

- Ale s paskudne kolory i s adne. - Teraz znasz drog. Zapraszamy serdecznie. - Teraz znam... suchaj, a nie wiesz na jakiej podeszwie? - Sonina podobno. - Serio?! To fajnie! - Cakiem sympatyczne, sam widziaem. - Ja si nie dopchaam. Nie sposb nawet podej i zobaczy. - Widziaem u jakiej kobiety, ktra kupia. - I kolor dobry? - Dobry. Szarobrzowy. - Pod zamsz? - Aha. - Gupstwa pan wygaduje, mody czowieku. One s ze skry. - Skry? - Masz ci los... - By nie moe, sam widziaem... - Zgadza si. Tylko, e te pod zamsz byy rano i do obiadu si skoczyy. A teraz s skrzane, ciemnobrzowe. - Tfu, do diaba! - A my stoimy jak kto gupi. Wadim, jak tak to ja id... - Poczekaj... poczekaj... - Na co mam czeka? - Poczekaj, moe te te s dobre? - Co ty! Wykluczone. - No a jeli... - A ty masz zamiar zosta? - Waciwie co za rnica, skrzane, czy zamszowe? - Dla mnie zasadnicza. - Lena, a moe zostaniemy? - Nie. Ja id. A ty zosta. - Popatrz jak ju blisko! No to po co stalimy? - adnie mi blisko... - Zostaaby, co? - Nie. Id. Cze. - Jutro zadzwoni do ciebie. - Jak sobie chcesz... no to na razie. - Na razie.

- Co za czasy. Ju skrzane si nie podobaj. - Taak... - Moe mi pan urwie kawaek gazety, powachluj si? - Niech pan bierze ca. - Dzikuj. - Niby si posuwamy. - Czas najwyszy. - Pjd posiedz. - Wadim. -Ty?! - Rozmyliam si. Wiesz, rzeczywicie, to bez rnicy. - Mdra dziewczyna... masz za to... - Zachowuj si przyzwoicie... ludzie patrz... - To znaczy stoimy?! Hura! - Nie wiesz co idzie w Przodowniku"? - Jaki woski film. - Dobry? - Nie wiem. - Chciaam podej do afisza, zobaczy co gdzie idzie, a tam wyobra sobie, nie mona si przecisn. - Dlaczego? - Nasza kolejka tak si wycigna. Taki ogon. - Do Chemii"? - Aha. - To niemoliwe. - Moliwe. - Niele. - A co najwaniejsze cigle nowi si ustawiaj. - W takim razie rzeczywicie jest sens. - Te tak pomylaam. - Zreszt jestemy ju blisko. - Koledzy, przyciskacie mnie do ciany... - Przepraszamy. - No, jestemy. My za wami? - Za nami. Napie si bohaterze? - Dwie szklanki wydudli. Stj tu i si nie kr... - Ja bym i trzeci wypi, ale trojaka nie byo.

Jak trzeci? Prdzej by pk. Wcale bym nie pk. Nie pk? Nie pk. Bohater! Przepraszam, ten sweterek to maszynowa, czy rczna robota? Rczna. liczny. Podoba si? Tak. A przede wszystkim - pikna wena. Lena, polec po lody. Le. Cigle podchodz bez kolejki. To jaki koszmar. Oni stali. Ja widziaem. Jako nie pamitam. Stali, stali. Na pewno. Nie wyznasz si. Stali, stali... Czego ten znowu jedzie prost na ludzi... Idiota... Nie mogli si dalej zatrzyma. A co to za autobusy? Nie wiadomo... Jakie wycieczkowe, czy co... Oj, ile ludzi... i skd tego tyle... Trzy autobusy... o, tam jest trzeci... Aha... jeszcze trzeci... Pewnie robotnicy. A skd, jacy tam robotnicy. Wycieczka. Wycieczka? A po co? Tu nie ma adnych muzew. A moe s? Mwi, e nie ma, ja tu czterdzieci lat mieszkam! Boe, ile ludzi! W taki upa... Moje uszanowanie... a co to znowu? Co za skandal?! Gdzie si pchacie? Ej, panie, krzyknij im pan! Dlaczego si pchaj? Chamy! Nie wpuszcza ich! Co to za jedni? Dranie! Patrz! Patrz!

- Co tu si wyrabia? Wezwa milicj! - Niech pani leci po gliniarza! - obuzy! - Jacy bezczelni! - I wszyscy naraz! - Milicja! Wezwa milicj! - Mord im nabi! - Milicja! - O, idzie jeden, powiedzcie mu! - Patrz! Patrz! A my to co? - Co to za jedni? - Diabli ich wiedz! Pewnie przyjezdni. - Wiocha cholerna! Wystrzelabym wszystkich! - Po prostu - przyjechali i kupuj! - Powiedzcie mu, o co chodzi! Gdzie on jest? - Poszed tam do nich! - O, jeszcze dwch idzie! - Dobrze, e chocia milicja jest niedaleko... - Ale co za bezczelno! - Pierwszy raz widz co podobnego! - Jak to wa, koca nie wida! - Dlaczego milicja nic nie robi?! - Co on z tym megafonem, pi czy co? Milicja! - Zaraz co powie. - Pan go widzi? - Widz. O, wazi na skrzynk. - A, teraz i ja widz... - Nie ma o czym gada! Przepdzi chamw i tyle! - Zaraz co powie... - O czym tu mwi... - OBYWATELE! PROSIMY NIE HAASOWA! - A my nie haasujemy... - Czego tamci si pchaj? - Niech powie co to za jedni! - PROSIMY NIE HAASOWA! CI TOWARZYSZE MAJ PRAWO DO ZAKUPW POZA KOLEJNOCI. TAK, E PROSZ NIE HAASOWA I STA SPOKOJNIE!

- Jak to? - Skd oni si wzili? - Co to za skandal?! - A co z nami? - POWTARZAM, PROSZ NIE HAASOWA I NIE ZAKCA PORZDKU! TOWARZYSZE, KTRZY PRZYJECHALI AUTOBUSAMI, MAJ PRAWO KUPOWA POZA KOLEJNOCI! - A my to co? - Dlaczego maj prawo? - Ja te m a m prawo! - Jacy bezczelni! - Stalimy, stalimy i masz tobie! - Skandal! - POWTARZAM PO RAZ TRZECI! CI TOWARZYSZE MAJ PRAWO KUPOWA POZA KOLEJNOCI! PROSZ NIE HAASOWA! NIE ZAKCA PORZDKU! BO INACZEJ BD USUWA Z KOLEJKI! - Prosz, nas bdzie usuwa. Idiota... - To mimo wszystko skandal! - Co - nie mogli z gry uprzedzi? - Mamy tak sta do wieczora?! - ILE RAZY MAM POWTARZA? PROSZ NIE HAASOWA! - Stalimy, stali... - Zina, ja chyba pjd. - Nie, ja tego nie rozumiem! Dlaczego mamy ich przepuci?! - Przyjechali i od razu... - Ja te pjd. - OBYWATELE, ODSUCIE SI I PRZEPUCIE TOWARZYSZY! WYSTARCZY DLA WSZYSTKICH! NIE HAASOWA! NIE ZAKCA PORZDKU! PRZESUWA SI! - Do tyu, czy co? - O Boe... - Niech si pan nie pcha! - Ja si nie pcham; to ci tam z przodu... - Nie ma popiechu... ~ PRZESUWA SI! PRZESUWA! RAZEM! - A waciwie skd oni przyjechali?

Pewnie jaka konferencja zwizkw zawodowych... Znowu jestemy na starym miejscu... Panie, troch ostroniej... so, jak Boga kocham... A bo to moja wina? Od tyu pchaj... Ja staam za panem? Na to wyglda. A gdzie ta kobieta? Odesza, zrezygnowaa. Aaa... rozumiem. Wie pan, okazuje si, e to nie czeskie. A jakie? Szwedzkie. Naprawd?! Co naprawd? eby tylko wystarczyo! Syszysz, Pietia? Szwedzkie! W takim razie stoj. A co, teraz przywieli? Aha. Dopiero co. Byam przy samej ladzie. Duo? Nie wiem. Podobno duo. I bd dawa tylko po jednym. To dobrze. Inaczej te hieny wszystko wykupi. A nie wie pan, co to za jedni? Pojcia nie mam. Przyjechali nie wiadomo skd. Stoimy w tym samym miejscu, co godzin temu... Przyszli dwaj nowi sprzedawcy. Teraz szybciej pjdzie. Dobrze by byo. Lena, syszaa? Szwedzkie. Syszaam. Sta przy cianie, a ja si opr o ciebie. Aha... tak... wygodnie ci? Wygodnie. A nie wie pani jakiej firmy? Nie znam si na tym. Szkoda. A kolor? Zwyczajny, ciemnogranatowy. Szybko idzie? Szybko. Teraz we czwrk obsuguj.

- OBYWATELE! PROSZ ZEJ Z JEZDNI! Z JEZDNI! USTAWIA SI BLIEJ DOMW! BLIEJ! - Teraz przez cay dzie bdzie trbi... - Dali zabawk gupiemu... - Nie wiesz, dzisiaj gramy z Kijowem? - Dzisiaj. - eby tak zdy obejrze. - Zdymy. - Raczej wtpi. - Zdymy, zdymy. - Tydzie temu w GUMie dawali amerykaskie. - Amerykaskie rzadko rzucaj. - Szwedzkie s nawet lepsze. Takie mikkie, przyjemne. - Ale zawsze co firma, to firma. - Nie ma co si ugania za firm. Najwaniejsze, eby byy adne i wygodne. - Jasne... - Mona na chwil gazet? - Prosz. - A ja, jeli pan chce, dam popoudniwk? - Dobrze. - Nie zdrtwiaa ci rka, Atlasie? - pij, pij... - NIE ROZPYCHA SI, TOWARZYSZE! BO ZACZN USUWA Z KOLEJKI! - Ciebie trzeba usun kretynie... - Znowu na socu. A tak dobrze stao si w cieniu... - Teraz szybko pjdzie. - Ooch... Boe, jak dugo jeszcze mamy sta... - Woodia, w panam! - Kiedy mi gorco. - W, gowa ci rozboli. - Oj... naprawd zasnam... co za koszmar... - No i co takiego, pij sobie na zdrowie. - Nic tam nie pisz o szachach? - Zaraz sprawdzimy... zdaje si, e nic. - Przecie teraz idzie jaki turniej...

- Midzystrefowy, w Hiszpanii. - A z pik non klops, prawda? - Gdyby nie Dasajew, byoby jeszcze gorzej. - Zgadza si. Takie piki wyapywa. - A jak Zoff wyapa, kiedy grali z Brazyli? - Tak, on te jest wart swoich pienidzy. - Weteran, a jak si trzyma. Pjd, lody kupi, albo co... - Tam ju jest zamknite. - Na pewno? - Na pewno. - Patrz, czego on... - Musi si pcha, nie potrafi inaczej. Kochonik, kurwa... - Woodia, chcesz pomidora? - Kiedy on jest ciepy... - To co, jeszcze si nie napie? - Napiem si. Mamo, mog i tam si pobawi? - Gdzie? Tam samochody jed. - Nie tam, tylko tam. - No to id. Tylko ani kroku dalej! - Masz takie pikne wosy... - Przesta. - Powanie. W kolorze lnu. Wiesz, jest takie preludium Debussego. Wanie tak si nazywa. Dziewczyna o lnianych wosach. - Ale to nie o mnie. - O tobie... o tobie... jakie mikkie... - Wadim... co robisz... to nie jest miejsce... - Chod, tam sobie posiedzimy. - No to chod. - Odejdziemy na chwileczk. Dobrze? - Prosz. - Nie wie pan, ktra godzina? - Za pitnacie pita. - Jak ten czas leci. - Krc si i krc. Sta im si nie chce. - No tak, wrzeszcza, wrzeszcza i poszed sobie. Zamiast porzdku pilnowa. - Tam jeszcze dwch stoi, przy samej ladzie.

- Nie trzeba byo tamtych wpuszcza! Wszyscy powinni powiedzie - nie zgadzamy si. I koniec. - atwo powiedzie. - Aha, ja jestem za panem. - Kupi pan? - A skd. Za to kwasu si napiem. - Gdzie? - A tu niedaleko. Par domw za rogiem. - Serio? - Aha. I ludzi mao. - Pjd zobacz. - E, panowie, my te chcemy. - Najpierw my pjdziemy, a potem pastwo. - Aha! I kwasu zabraknie. - Nie ma obawy, nie zabraknie. - Oni polec, a my mamy sta. Nie ma tak dobrze. I tak wszyscy bez przerwy odchodz, a my stoimy jak idioci. - Racja, najpierw my, a potem wy. Modzi jestecie, moecie troch posta. - Nie o to chodzi... - Suchajcie pastwo, a gdyby tak wszyscy? - Jak to? - Pjdziemy du grup. - Ci z tyu si wciekn. - Mog potem nie wpuci. - A tam, nie wpuszcz. Wpuszcz. Tylko e jako gupio... - A moe tak ca kolejk przesun? -Jak? - A tak! To przecie bardzo blisko! Trzeba wygi kolejk i niech wszyscy napij si kwasu. I wygodnie, i kolejno zachowana. - Rzeczywicie! Masz eb chopcze! Maszerujemy towarzysze! - A po co? - Tam jest beczka kwasu! - Naprawd? - Kolega pi przed chwil. I ludzi nie ma. Przesuniemy kolejk i wszyscy si napij. - Co, niezy pomys. eby kady nie musia biega.

A ci przed nami? No, dla wszystkich nie starczy, to jasne. No to przesuwajmy si. Moe tam jest cie. Przesuwamy si, prosz pastwa! Przesuwamy si, prosz pastwa! Gdzie za rogiem? Jako nie wida. Tam za tym domem. Za tym? Nie, za nastpnym. Oj, nie pcha si. Zaginajcie kolejk, czego drepczecie w miejscu. Miao by blisko... Nareszcie troch cienia. Pdz jak nieprzytomni... dokd? Wszystko si poplcze. Nic si nie poplcze. Woodia, chod tutaj! Zgubi pan gazet... O do diaba... nawet nie ma jak podnie... Pod cian, pod cian towarzysze! A pcha si nie trzeba, matko! A kto ci popycha? Sam si popychasz! Za tym domem? Za tym. Jak tu chodno! Woodia! Daj rk! O kurwa! Na chuj po nogach depczesz? Przepraszam, stary. Lena, nie zgub si. Beczka, rzeczywicie. Tylko si nie piesz... Tu, a teraz wzdu ciany. Ja za pani. Uu... ale ogon... O, a tu mona si wygi. Czego szukacie kochani?

- Ciebie matko! Napoisz spragnionych? - Oj, jak was duo! Skd jestecie? - Stamtd. - Zimny ten kwas? - Oczywicie. - Duy poprosz. - Zaatwi star kolejk i zaczn was obsugiwa. - Tu tylko dwie osoby... - Trzy litry... - Ustawia si dookoa beczki. - Ja za panem staam? - Nie, za nim. - Trzydzieci sze... osiem dla pana... Sucham? - Dwa due. - Dwanacie... prosz o drobne. - Zaraz poszukam... jest... dzikuj... - To co innego. Prosz. Dla pana? - Duy. - Tak... cztery dla pana... - Oj, jak pryska... - Niech pani std odejdzie, chyba wida, e wszystko mokre dookoa... - Duy. - Dziewi... prosz zabra... tak? - Dwa due i jeden may. - Pitnacie... niech pan poda tamten kufel... - May poprosz. - May... tak... prosz... - Duy... - Szukajcie drobnych... - Ma pani dziesi. - Cztery... - Duy. - Czterdzieci cztery... - Duy... bez reszty... - Tak... dla pana? - Duy.

Rubel... rubel... prosz... May... tu jest dokadnie... Prosz si odsun... na lewo, dla pana? Dwa mae. Dwa... Duy... Prosz poczeka. Dzikuj, wietny kwas. Podajcie kufle. Tak... reszty dziesi... May. Trzy... Duy i may. Dwadziecia... jedenacie... Bierz Misza... Kufle, kufle. Duy. Sze... nie ma pan kopiejki? Mam... prosz... Duy. Najwikszy. Duy... Co si pan pcha na mnie... Mamo, dla mnie duy. Dla nas may. No, mamo! Reszty dwanacie... prosz... Nie przetrzymywa kufli, oddawa! Duy. Dziesi. Sze. May. Chwileczk. Reszta. Duy. Pamitam. Rubel dla pana... May. Tak. Dla mnie te. O do diaba...

To nic, to nic, nawet przyjemnie... Duy. To znaczy, dla pani... tak... Dla mnie te. Kufle! Podajcie tam pastwo. Dzikuj. Dla pana? Dla mnie... dla mnie... Co? Duy. Trzeba byo od razu... Prosz przej tam. Tu jest reszta. Tak? On ju bierze. A wic? Dwa due. Tak... do diaba... czego ten znowu wylewa... Ten jaki wyszczerbiony... Prosz. I dla mnie. Dla pana. Dziewi. May. Zaraza... Fontanna, cholera... Rzeczywicie. Dzikuj. A dla ciebie? May. Dla ciebie te? Dla mnie duy. Nie pkniesz? Niee. Trzy... sze... sze... Dzikuj. Na zdrowie. Duy. I dla niego. Te duy?

-Aha. - Co mi pan tu daje? - Przepraszam. O, jest. - To co innego... kufle! - Dzikuj... tu jest kufel. - Tak... niech podlicz... - To moje. Aha... reszty dwadziecia dwa... - Dobrze... - Nie wylej na spodnie... - Duy. - Tak. Duy... Cztery. - Postaw tutaj. - Tak. Dla pani? - Duy. - Tak. Kopiejka? - Poszukam. - Niech pani szuka. Dla kogo ten duy? Dla pana? - Trzy due. - Tu jest kopiejka. - Aha. Trzy due... - Mam tylko pitk... - Znajdzie si reszta. - Dzikuj. - I cztery ruble. - May. - Panu? - May? - Tak... trzy... dla pana? - Lena, dla ciebie may? - Tak. - May i duy. - Kopiejka... dla pana... - Dzikuj. - Odejdmy na bok... Mmmm... jaki zimny... - Tak... aha... dobry kwas. I rozwodniony bez przesady. - Oj... nigdy nie piam tak jednym haustem. Dzikuj.

- Chcesz jeszcze? - Nie, co ty, pij. - Uuu. Niezy. Dzikuj. Tak. A gdzie my stoimy? - Tam. Patrz jak daleko. Zabawne. - No i co z tego. I tak nie ma co robi. Idziemy. - Dobrze ten chopak wymyli, ebymy tu przyszli ca kolejk. - Wielki kombinator. - Cakiem w gardle mi zascho. Teraz to co innego. - Da si y, prawda? - Da si. My za panem? - Tak. - No i jak kwas smakowa? - Niele. Panu? - Te. A przede wszystkim to takie niezwyke. Stalimy w upale i stalimy, a tu nagle cie i zimny kwas. - Moim zdaniem wszystko jedno gdzie si stoi. - No, jednak w cieniu lepiej. - Lepiej. - Niele si tu zakonspirowaa. Miejscowi pewnie kochaj j jak matk. - Tak... - A teraz musz si obej smakiem. W cigu godziny wszystko sprzeda. - Racja. - Wadim, daj dwjk, pjd zadzwoni. - Dwjk... zaraz... jest. Trzymaj! - Ludzie patrz, patrz za czym to taka kolejka, a to za kwasem! Komedia! - A przede wszystkim nie wiadomo, dlaczego wci stoj. Prawda? - No tak, zaczyna si... - Nie, on niechccy rozbi. - Pewnie pijany. Nie moe kufla utrzyma w rku. - Wcale nie jest pijany. - Pijany. - Nie, nie pijany. Po prostu ogupia z upau. - Panie, co panu wypado. - Dzikuj.

- No prosz. Mao co pod samochd nie wpada. - Wali jak czog. - Przez takie staruchy jest najwicej wypadkw. - Wystrzela co do jednej! Jakby teraz wyskoczy zza rogu, to co? Tylko na nas skrca. - Miesic temu na Lenina bya taka katastrofa. Baba przebiegaa przez jezdni, ciarwka wyleciaa z omonosowa, a ta pdzi prosto pod koa. No, kierowca, mody chopak, skrci. I wjecha na przystanek autobusowy. Troje na miejscu, a jeszcze trzech w cikim stanie zabrali do szpitala. - A baba? - Nawet jej nie znaleli! - A to swoocz. I przez tak ludzie zginli. - No i kierowca te si nie wywinie... - No a jak. U nas si nie patyczkuj. - Dlaczego, na pewno zbadaj jak byo. - Te co! Zbadaj! Milicja sama napada i morduje. Taki proces by. W metrze napadli. - Podobno duo rozstrzelali. - Stu ludzi. - Nie stu, a szedziesiciu. - Ja syszaem, e stu. - Szedziesiciu. - No i co z tego. Tak czy tak cham w chama. Nazbierali wokw... - Teraz pensje im podnieli. - Wszystko jedno, nic nie robi... - Dodzwonia si? - Dodzwoni, to si dodzwoniam, ale wyobra sobie co za koszmar! - Tam jeszcze dwa autobusy przyjechay. - Takie same? - Aha! - No to ju kompletna bezczelno! - Okazuje si, e to s delegaci na zlot przodownikw pracy z caego obwodu. - Dranie! - Co to, nie mog kupowa gdzie indziej? - Nie, to ju przekracza granice!

- Tak... wyobra sobie, e przywieli kontener z amerykaskimi! - artujesz! - Powanie. - Dranie! Do nas nie dojdzie. - Podobno jeszcze maj przywie, wic moe dojdzie. - eby si nie pomylia! - A przede wszystkim powiedzieli, e bd handlowa do pnego wieczora, bo pilnie musz si pozby towaru. - A bya pani przy ladzie? - Nie, ale syszaam jak milicjant mwi przez megafon. - Co to znaczy - do wieczora? - Podobno do jedenastej. - Naprawd amerykaskie? - Aha. - Co im pod koniec dnia odbio? - Bg raczy wiedzie. - A duo ludzi przyjechao? - Trudno zgadn. - Przodownicy cholerni. Samym si nie chce pracowa, cigle tylko na studentw czekaj. Gupich kartofli nigdzie si nie kupi... - A jakiej firmy, nie wie pani? - Podobno Super Rifle. - Niele. Szkoda, e do nas pewnie nie dojdzie. - A moe i dojdzie. - Mylaby kto, e te kochoniki kapuj co to Super Rifle... Ni cholery nie kapuj! Im by tylko pen siatk pomaraczy i pto kiebasy! Bydlaki... - Teraz w Moskwie nawet nie ma gdzie pj. W centrum wszdzie ich peno, tutaj te. - Ostronie, Lena. - Aha... - No oczywicie! - Co, znowu mamy si cofa? - A jak, dowalili, to musimy si posun. - O Boe... - A moe lepiej zakrci si ni cofa? - A co, rzeczywicie. Zakrmy w t uliczk. - Susznie, bo inaczej znowu wrcimy do beczki.

- Uwaga towarzysze, zakrcamy w uliczk. - Dobra. - Chyba lepiej, ni tutaj si toczy. - Walera, powiedz tamtym... - Zakrcamy, zakrcamy... - Bardziej na lewo, chopaki! Skrcajcie w uliczk! - Przepraszam, ja od pana braam? - Tak. - Serdecznie dzikuj. - Prosz... No, jak, zakrcamy? - Wybrzuszajcie si, wybrzuszajcie... - Lena, nie zgub si. - Widzisz jak pchaj... - Jeste pewna, e Super Rifle? - Pewna. A bo co? - Jako nie chce mi si wierzy... - A po co maj mi kama? Co za sens? - Faktycznie, sensu nie wida... - Jak tu przyjemnie. Lubi takie uliczki. - Ciche? - Aha. I tu jest chodniej. - Patrz - mercedes. - Ciekawe czyj? - Numer jakby nasz. Nie dyplomatyczny. - Musi by drogi... - Tak. Na pewno. - Woodia! Od na miejsce! - Jak te topole si rozrosy... - Bo tu ich nikt nie podcina. Za to w alejach obsmyczyli. - Pomieszkaabym w takim domu. Lubi jednopitrowe. - A ja teraz wieowce doceniem. - Co w nich dobrego? - Nie sycha haasu. - E tam, mieszka w drapaczu chmur... - Fajnie. Czasami bywam u kolegi - przyjemnie popatrze. Ani haasw, ani zapachw. A u nas podwrze wychodzi na zaplecze sklepu, cige ryb podjeda. Dzieci biegaj, haasuj.

- Ja tam nie jestem wraliwa na haasy. - Do czasu. Ja mog pracowa tylko w ciszy. - A ty co piszesz? - Redaguj artykuy. - Jakie? - Historyczne. Na rne tematy. - Na przykad? - No, ostatni mia tytu... zaraz... niech sobie przypomn... o... co w zwizku z problemami migracji poudniowych Sowian. - To dla mnie ciemny las. - Wszystko jest bardzo proste. - Dla ciebie. - Chod tutaj, tu wygodniej sta. - Zerwij listek. - Ten moe? - Aha. Przyklej go sobie na nos. - Prawdziwa kukieka! - Sam jeste kukieka. - Woodia! Gdzie si podziae? - Po tu rk Kukieko. - Po co? - Po, przyklapn jak much. - Masz. - Hop! - A fig! - Kad. - Masz. - Hop! O wanie. - Dlaczego tak mocno? Teraz ty... - Woodia! - Hop! - Nieee! - Hop! - Pudo! - Hop! - Panu Bogu w okno! - Tu jestem, mamo.

- Pac! Jestem strzelec wyborowy. - Dlaczego si nie odzywasz? Mam godzinami woa? - Kad. - Sam kad, patrzcie jaki chytry. - Hop! - A dobrze ci tak! - Ej, znowu si pchacie. - Przepraszamy. - Minuty nie mog usta spokojnie... cigle hi-hi i ha-ha... - A niech si zabawiaj. - Pjd, przysid sobie na awce... - Uch ty, ju po sidmej. - Powanie? - Aha. Dwadziecia po. - Jakbymy si troch posunli. - Oni szybko obsuguj, widziaam. - Na mecz tomy si ju spnili. Pocztek za dziesi minut. - Pojutrze bdzie ciekawszy. Spartak - Dynamo. - Przez pot - i jestemy... - Dokadnie. - Oj, panowie, moe bycie tak przestali pali. I tak nie ma czym oddycha... - To niech pan odejdzie kawaek i ju. - Sam sobie odejd. - Dlaczego ja? Niech pan odejdzie. - Stoi i dymi jak lokomotywa. - Lena, pytaa czy s wszystkie rozmiary? - Podobno wszystkie. - To dobrze. - Czego znowu si pchaj? - Nie wiem. Co si stao? - Diabli ich wiedz. - Niech pani zapyta co si tam dzieje? - Co jest? Znowu jacy przyjechali? - Pjd zobacz. - Nie pcha si... Ostronie! - Czy to my si pchamy? Nas popychaj.

- Ostronie... - No prosz, znowu do tyu. - Misza, chod tutaj. - I ty te. Prdzej, prdzej... - No i co, Lena? - To nie autobusy. Po prostu postanowili uporzdkowa kolejk. - Jak to? - eby byo luniej. - Susznie... Tam pewnie przy ladzie tok, e nie daj Boe. - Tak. A jeli luniej, to kolejka bdzie troch dusza. Za to szybciej pjdzie. - Te tak myl. - Posucie si pastwo. - Posuwa si, posuwa, nie toczy si... - Chodmy tam dalej. - Przesumy si w t uliczk. Lepiej nie sta w toku. I kolejka szybciej pjdzie. - Czy nie wszystko jedno jak stoimy? Jeden diabe. - Moe rzeczywicie tak bdzie szybciej. - Bez przerwy kto si wpycha, teraz nie da rady. - Jeszcze troch... Nie pcha si... - eby chocia zdy... - Posu si jeszcze troszk... - A tam si a kbi... - Alosza, chod tu do mnie, gdzie si podziae... - No prosz, tu jest nawet chodniej. - Patrz, tam jest kot. - Lena, chod, tutaj mona usi. - A nie jest brudno? - Nieee... - Siadaj. - Jakby specjalnie dla nas... och... jak dobrze... - Jakby parapet... - Nie, mody czowieku, to nie parapet. To si nazywa przyzba... pan pozwoli... op-la... Luda, siadaj... - Tu brudno Pasza... - Masz gazet, pod sobie.

- Tak... ufff... ale mnie nogi bol... - Sidziemy sobie, wujku? - Aha... tak... tak w porzdku. - Posucie si troch... - Fajnie. Bdziemy sobie siedzie. - A soce ju tego... zachodzi. - Prawie. Prawie zachodzi. A gorco jak byo. - Amerykaskie. Kto by pomyla? Co takiego! - Jako nie chce mi si wierzy. To pewna wiadomo? - Niech pan pjdzie i zapyta. - Masz moe papierosa? - Gdzie miaem... trzymaj... - Ooo... dzikuj... nieza... Jaka? - Szwedzka. - A mj brat mia w ksztacie kobiety. Wiesz, z rozoonymi nogami. A jeli razem zacisn - w rkach pomie. Bo rce ma zoone. - Fajnie odrobiony... popatrz Lena. - Jak prawdziwy. - Tak armat niele mona nastraszy. Forsa twoja - bdzie moja. - To zabawka, od razu wida... - Nie powiedziabym. - Chcesz kawaek kiebasy? - Co ty. - No, ruszyo. Wstawaj, przesiadamy si. - Lena, posu si. - Przecie mwiem e szybko pjdzie... - Lenka za mn! Usidziemy z brzegu. - Patrz, kot. Kici - kici - kici... chod tu do mnie... - Nie bierz go, spjrz jaki brudny. - Sam jeste brudny. Kicia chod do mnie. - Jaka przybda. - Ty po prostu zwierzt nie lubisz. - Akurat. Miaem dwa psy. - Kicia... no... widzisz jaka liczna. - Murka. - Dziewczyno, przecie on biega diabli wiedz gdzie. - Nie szkodzi. Kiciunia... pogaszcz go.

- O, jaki zadowolony... - Co za lepia... popatrz jak wiec... - Oj, ile kakw... - Uciekaj... - Amerykaskie s trwalsze. - I materia znacznie adniejszy. - Woodia nie rzucaj kamieniami. - Kot jest sprytniejszy od ciebie. - Woodia! Zostaw go w spokoju! - Upa, a kamienie takie zimne. - Oczywicie. Tu ziemia nigdy si mocno nie nagrzewa. Mj zi by wczoraj na daczy, polea na ziemi, a dzisiaj ju kaszle. - A na poudniu przeciwnie - od ziemi idzie ciepo nawet kiedy jest chodno. - To prawda... - Dlaczego to tak trwa, u diaba. - Pewnie s zmczeni. - Wszyscy s zmczeni. Im za to pac, a my stoimy za darmo. - S w takim firmowym opakowaniu. - A jaka firma? - Zdaje si, e Lee. - Lee? - Lee. - To dobrze. - Boe, eby chocia dosta, ju wszystko jedno jakie... - eby tylko znowu te bydlaki nie przyjechay. - Chcesz? - Dzikuj. - No to przesuwamy si... - Niedugo emy posiedzieli... skoczy si domek... - Wstawaj Sierioa. - S bardzo praktyczne - mona rok nosi i ani ladu. - Fakt, materia, e daj Boe. - Nasi niby te si ju nauczyli. - Akurat, jak byy do niczego tak i s... - A robi na jakiej licencji... - Nie, ja widziaem - cakiem przyzwoite.

- Tylko materia parszywy... - Ku - ku... - Nie obuzuj. - Twoje godziki prawie cakiem zwidy. - A tobie co do tego? - Nic. - Ja tutaj staam. Za panem. -Aha. - No to koniec. Dzi ju chyba nie kupimy? - A to dlaczego? Przecie obiecali do jedenastej? - Niech pani wyjdzie i zobaczy jaka kolejka! Na cztery godziny stania, minimum! - No i co bdzie? - Jak przechodziam, tam jaka kobieta wpisywaa numery. - Na rkach i w zeszycie. Nazwiska. - No i co z tego? - Jutro bd handlowa od sidmej. A dzisiaj nie zdymy... o... dwie godziny zostao... nawet mniej... - Do diaba... - Ona ca kolejk obejdzie, tak, e nie ma si co denerwowa. - A jest przynajmniej porzdek? - Jest. Wszyscy stoj rwniutko, nie za gsto. - I co - mamy tak sta ca noc? - Nie, dlaczego? Kady moe odej. - Na ca noc? - Do sprawdzenia listy. - A kiedy bd sprawdza? - O trzeciej i o szstej... - Czy oni na gowy poupadali? Ca noc mamy tu stercze? - Do trzeciej mona odej? - Dokd mam odej? Ja mieszkam w Mytiszczach! - Rzeczywicie, jak potem wrci? Mona byoby pojecha do domu i pospa, ale o trzeciej nie ma przecie adnej komunikacji... - Co za kretyn to wymyli! - Ja chyba nie bd staa... - Tylko niepotrzebnie zmarnowalimy czas. - Zostajemy?

Zostajemy. Ja te zostaj. Mieszkam tu niedaleko... My te. Tak, niewesoo... Nie szkodzi, poowa kolejki zaraz si zmyje. Moliwe. Tam na skwerze s awki, posiedzimy. Teraz noce s krtkie. I ciepe. O, widzicie ilu odeszo? To dobrze. Tak w ogle to jest zwyczajne wistwo. Gdyby nie ci przyjezdni... Ale aden z nich nie zostanie! Przecie nie bd nocowa! A moe i zostan. Moe. A moe i nie. Diabli ich wiedz...

- Bc! - Ja ci bcn! Chod tu! - Mamo, daj pomidora! - Nie dam. Sied jak ci dobrze! - Mamo, nogi mnie bol. - Siadaj, do kogo mwi! - Lena, tak bdzie lepiej. - Rzeczywicie. Ty masz gow. - Dziewczyna o lnianych wosach. - Chopiec o oczach z rzodkiewki! - Chuliganka. - Chuligan. - Chuliganka. - Chuligan. - A rano wczenie zaczn? - Wczenie. O sidmej. - Chyba jednak pjd. - Nie zostanie pani? - Nieee... - A co to takiego, jedn nock posiedzie. Za to rano - raz, dwa i si kupi.

- Naturalnie. - Mona i na dworzec i tam posiedzie... - Na dworcu i bez nas jest komu siedzie. - Przecie tu obok jest peno awek, po co si mczy? - Popatrz jak ten kot lata. - Nudzi mu si samemu. - Zaraz pewnie skocz. Ju pora. - Ciekawe, czy duo przywieli? - Duo. Dla nas wystarczy... - Dobrze by byo... - O, idzie ta kobieta. - Ta co zapisuje? -Aha. - Woodia! Od na miejsce. - Mamo, ja tylko troch. - Od, do kogo mwi! - Kici kici... - Suchaj, przepd go do diaba, parszywego kota! - Lena, saata zielona... - Chuligan! Zasztyletuj! Hop! - Boli... Oj! Lena uspokj si, przecie jest ostry! - mier ci ndzniku... masz... masz... hopla! - Lenka! Bo poami! - Hop!... Hop! - Oddaj mi... o tak... - Oj! Boli! Co robisz! Mamo! - Od-daj... od-daj... - Ratunku!... Oj!... Mamo! - Tysic dwiecie dwudziesty szsty. - Kropotow. - Tysic dwiecie dwudziesty sidmy... - Sajuszewa. - Tysic dwiecie dwudziesty smy. - Pokrewski. - Tysic dwiecie dwudziesty... smy... - To ja... Zimianin... Zimianin... - Tak... Tysic dwiecie dwadziecia dziewi.

- Borodina. - Boro - dina... - Kiedy si mamy zgosi? - Pierwszy raz o trzeciej, drugi o szstej. - Dlaczego tak dziwnie? - Ratunku... Wadim... Cham! - Tysic dwiecie dwadziecia... przepraszam, trzydzieci. - Sochnienko. - Tysic dwiecie trzydzieci jeden. - Bodyriow. - Tysic dwiecie trzydzieci dwa. - Gerasimowa. - Tysic dwiecie trzydzieci trzy. - Nikoajenko. - Tysic dwiecie trzydzieci cztery. - Gutman. Gutman... - Tysic dwiecie trzydzieci pi... -My. - Co za - my? - Aleksiejew... Wadim. - Tysic dwiecie trzydzieci sze... Ej! Mwi pani czy nie? - Troszina. - Jak dzieci... Tysic dwiecie trzydzieci siedem. - Zaborowski. - Tysic dwiecie trzydzieci osiem. - Lokonow. - Tysic dwiecie trzydzieci dziewi. - Samosudowa. Pani mwia, e kiedy sprawdzanie listy? - O trzeciej i o szstej. Tysic dwiecie trzy... czterdzieci. Czterdzieci. - Bokanina. - Tysic dwiecie czterdzieci jeden. - Ryko. - Tysic dwiecie czterdzieci dwa. - Konowalenko... jak pani myli, do nas dojdzie? - Dojdzie, dojdzie... Tysic dwiecie czterdzieci trzy. - Zotowa. A mwi, e bdzie si pisa na rkach. - Na co brudzi rce. Lepiej niech pani dobrze zapamita numer.

- A przy sprawdzaniu co odpowiada? - Numer czy nazwisko? - My woamy numer, a pani odpowie nazwisko. - Jasne... - Tysic dwiecie czterdzieci... czterdzieci cztery. - Iwanowa. - Tysic dwiecie czterdzieci pi. - Chochriakow. - Tysic dwiecie czterdzieci sze. - Nikitska. - Tysic dwiecie czterdzieci siedem. - Korew. - Tysic dwiecie czterdzieci osiem. - Satunowski. - Tysic dwiecie czterdzieci dziewi. - Grammatikati. -Jak? - Grammatikati. - Tak, Grammatikati... Tysic dwiecie pidziesit. - Moniukowa. - Prosz si odsun... Tysic dwiecie pidziesit jeden. - Kostyliow. Prosz mi napisa na rku. - Boi si pan zapomnie? - Aha... - Prosz bardzo. Tysic dwiecie pidziesit dwa. - Barwienkow. - Tysic dwiecie pidziesit trzy. - Woronina. - Tysic dwiecie pidziesit cztery. - Tego... Rodiestwieska. Rodiestwieska. - Tysic dwiecie pidziesit pi. - Samosud. - Tysic dwiecie pidziesit sze. - awrikowa. - Tysic dwiecie pidziesit siedem. - Kondratiew. - Tysic dwiecie pidziesit osiem.

- Chochowa. - Chochowa... Tysic dwiecie pidziesit dziewi. - Czajkowski. - Tysic dwiecie szedziesit. - Muchina. - Tysic dwiecie szedziesit jeden. - Tu przede mn staa jedna kobieta... odesza na chwil. - Niech potem przyjdzie do mnie... szedziesit dwa. - Zonikow. - Tysic dwiecie szedziesit trzy. - Bondarienko. - Tak. A czego kolejka taka pokrcona? - Bo tu jest przyjemniej. Widzi pani jaka chodna uliczka. - Widz. - Jak pani z nimi skoczya, to prosimy do nas. Tu mona nawet posiedzie. - U nich... - Woodia! - No to Lena, teraz moemy i gdzie tylko zechcemy. - Jako mi si nie chce. Jestem zmczona jak pies. - Zmczya si? -Aha. - Nie artuj. - Sowo daj. - Prosz pastwa... - Jak szybko si ciemnia. - A moe i na dworzec? - Ja tu zostan, Pietia. - To ja jestem za pani. Wrc na trzeci. - A moe ustawimy si na skwerze wedug kolejnoci? - Dobra myl. - Faktycznie, awek duo, bdzie wygodnie. - No to idziemy... - Nie ma si co pieszy, starczy miejsca dla wszystkich. - Idziemy. Lena... - Dokd znowu? - Na skwer, tu niedaleko. Idziemy.

Chyba, e mnie zaniesiesz... oj, bo upadn! Dobra, nie wygupiaj si, bo nam wszystkie awki pozajmuj. Jakie wielkie lipy. Musi by bardzo stary... Tam... Nie, on jest za mn. Uwaga, tu stercz jakie druty... Patrz jak szybko pozajmowali... a co z nami? O tam, prdzej! Ja tak nie mog... Wadim... oj... Chod tutaj... Tu jest mokro... My jestemy za panem. Zgadza si. Jaka ta awka gorca... czujesz? Fajnie... Nagrzewaa si przez cay dzie... po rk... Jak ciepo... Nie do wiary jak tu wygodnie! Aha. Oprzyj si o mnie. Oj, zupenie jak w fotelu. Nie przeszkadzamy? Nie, nie. Przyjemny skwerek, prawda? Aha. I awki nie poamane. Jak przyjemnie si siedzi. Tak bym sobie siedziaa i siedziaa. Po tu swoje godziki. Towarzysze, czy aby siedzimy w kolejnoci? Zdaje si... eby nie pomyli. Nikt nic nie pomyli, jestemy doroli... Jak szybko ciemnieje... O... kto puci Beatlesw. Syszysz? Aha... tylko gdzie... O, w tym domu. Chyba mam racj... Ticket to ride... rzeczywicie...

- Pewnie w tym oknie gdzie pali si wiato. - Aha... She's gonna ticket to ride, she's gonna ticket to riiide... Dobre nagranie... - A mwi, e w Moskwie nie wida nieba. Popatrz. - She's gonna ticket to ride, she's dont care! - Jak tu przyjemnie... - Now people don't care... od stu lat nie syszaem. - Patrz, gwiazdy na niebie. - To ty jeste jak gwiazdka. Rusaka... - Wadim, uspokj si, syszysz. - Rusaka... - Wadim... no, Wadim... - Modzi ludzie, przeszkadzacie mi. - O co chodzi? - Przeszkadzacie! - Patrz, wszyscy ju pi. - Nastali si w kolejce. A w ogle to tu si dobrze pi. Przyjemny zaktek. Sto lat nie spaem na wieym powietrzu, a ty? - Ja te. - Oprzyj mi gow na ramieniu. - Nie boli? - Nie, co ty. Wygodnie? - Aha... oooch... jak mnie nogi bol. - Szczerze mwic, ja te si przegrzaem. - Wiesz co, podrzemiemy troch, a potem pjdziemy na spacer. - Dobrze... Patrz, wszyscy jak susy. - A co mylaa... - It went be long ye, ye, ye, ye! It went be looong... - Bdzie wreszcie spokj? - Niele ci to idzie, jutro dopiewasz... - pij, syszysz... - Dobrze, pi... - Jak ciepo... - Co chodnawo.

- Apsik!

- Uach... oj... - No wic... aha...

- Niech si pan troszk posunie... - Aaa... przepraszam, przepraszam...

- Kur... przyczepili si.

Kurwa, ale wymyli. Uaaach... aaaaaeech... Apsik! apsik! psik! Boe... apsik! Nie zimno ci? Nieee, o Boe... Ciszej, Pietia... Mmm, mmm.... Fuuu... fuu.... Woodia... kad si tutaj... Woodia... a tu nki... Fu... fu...

Mmmm... mm... Woodia... nie kr si... Haaa... aach... Le spokojnie, nie kr si... nie kr... O Boe... Uwierzyem mu... jak idiota... Ju dobrze, pij... Jak tu przyjemnie... Mmmmm.... mmm...

Uuaaaach... aaeeeechchaaa... uacheaaa... Daj tu rk... bdzie wygodniej... Fuuu... fuuuu... pij, pij... Woodia... Bydo, kur... Apsik! Na mier ubili... Jezusie...

- Fuuu..

Sam... mmm... i tego... Tysic dwiecie trzydzieci pi! Trzydzieci pi! Wadim... Wadim, obud si! Trzydzieci pi! Fuuu... Aleksiejew, Aleksiejew! Co jest u diaba! Dlaczego picie? Tysic dwiecie trzydzieci sze! Troszina. Tak. Troszina... Fuuu... do diaba... oj... uuu... Zimno... Fuuu...

- Wadim! Wadim! Wadik! - Co... Co si stao? Czego ty..

- Wadim! Co z tob! Obud si! - Co? Co si dzieje? - Idzie ta kobieta. Sprawdza list! Co, co... - Gdzie? - O tam, nie widzisz? - Aaa... - Spae jak suse... pisz i pisz... - Uaaach... noga mi zdrtwiaa... cakiem sztywna... - Prdzej Wadim, prdzej... - Gdzie mam si pieszy? Sama podejdzie... Brrr... zimno... si zrobio... - Wszyscy ju dawno stoj, tylko ty jeden pisz. - Naprawd? Rzeczywicie... Aaa... tam stoj... - Chodmy szybko. - Idziemy... oj, co z t nog... - No wiesz, oprzyj si o co innego... - Zostaw mnie komisarzu, nie doniesiesz... - Dowcipni... Chodmy prdzej. Podobno poowa kolejki spyna. - Naprawd? - Tak mwi. - To dobrze. Oj... - No co ty, zupenie jak pijany! Guptas! - Zdaje si, e my tutaj... - Tak. Za mn. - A co ona tam pisze? - Wykrela numery. - Tych ktrzy odeszli? -Aha. - Mamo, ja chc siku... - Id tam i sikaj... id... - A pana, mody czowieku, to w nocy adnym sposobem nie mona byo obudzi. - Aaa... tak. Co sobie przypominam. Jakbym po prostu gdzie si zapad. - Dziewczyna pana obudzia. Inaczej ta by wykrelia. - Co, taka surowa? - Kady byby surowy, to nie arty obej ca kolejk. - Sama si zgosia?

- Sama. - A co bdzie z tego miaa? - Dzisiaj pierwsza kupi. - Niele... - Tak... towarzysze... te numery, ktre si nie odezw wykrelam. W cigu nocy zaszy pewne zmiany... wielu odeszo... - Ale zasada zostaa ta sama? - Nie, to znaczy - tak. Kady ma swj numer. Po prostu tych, ktrzy odeszli nie wyczytuj. Przepuszczam... Tysic dwiecie dwadziecia osiem. - Pokrewski. - Tysic dwiecie dwadziecia dziewi. - Borodina. - Tysic dwiecie trzydzieci. - Skrelam... Tysic dwiecie trzydzieci jeden. - Bodyriow. - Tysic dwiecie trzydzieci dwa. - Gerasimowa. - Tysic dwiecie trzydzieci trzy. - Te nie ma?! Trzydzieci trzy! Wykrelam. Tysic dwiecie trzydzieci cztery. Gutman. Tu jestem. Tysic dwiecie trzydzieci pi. Aleksiejew. Tysic dwiecie trzydzieci sze. Troszina. Tysic dwiecie trzydzieci siedem. Zaborowski. Tysic dwiecie trzydzieci osiem. Wykrelam. Tysic dwiecie trzydzieci dziewi. Samosudowa. Tysic dwiecie czterdzieci. Bokanina. Tysic dwiecie czterdzieci jeden. Wykrelamy... Czterdzieci dwa. Konowalenko. Jestemy.

Tysic dwiecie Zotowa. Tysic dwiecie Iwanowa. Tysic dwiecie Chochriakow. Tysic dwiecie

czterdzieci trzy. czterdzieci cztery. czterdzieci pi. czterdzieci sze.

- Nie ma... Tysic dwiecie czterdzieci siedem. Te... Tysic dwiecie czterdzieci osiem. Satunowski. Tysic dwiecie czterdzieci dziewi. Grammatikati. Aha... Tysic dwiecie czterdzieci... pidziesit... Moniukowa. Tysic dwiecie pidziesit jeden. Wykrelam. Pidziesit dwa. Barwienkow. Tysic dwiecie pidziesit trzy. Woronina. Tysic dwiecie pidziesit cztery.

- Tak... Tysic dwiecie pidziesit pi. Te... Pidziesit sze? awrikowa. Tysic dwiecie pidziesit siedem. Kandratiew. Tysic dwiecie pidziesit osiem. Chochowa. Tysic dwiecie pidziesit dziewi. Skrelamy towarzysza... Szedziesit. Muchin. Muchina, czy Muchin? Bya Muchina, a teraz bdzie Muchin.

Tak. Tysic dwiecie szedziesit jeden. Sumnina. Tysic dwiecie szedziesit dwa. Zootnikow. Tysic dwiecie szedziesit trzy. Bondarenko. Tysic dwiecie szedziesit cztery. Sokoowa. Tysic dwiecie szedziesit pi.

- Wykrelam. Szedziesit sze. - Zworykina. - Tysic dwiecie szedziesit siedem. - Odszed na chwil. Dosownie na chwileczk. - Dobrze. Szedziesit osiem. - Wasina. - Tak. Wasina... No co, to ju wszyscy tutaj? - Wszyscy. - Chyba wszyscy. - Tak. Teraz na tamtej ulicy... - A dlaczego kolejka si nie posuwa? - Jeszcze nie zaczli sprzedawa. - A kiedy zaczn? - O sidmej. - Ju niedugo. - Niech si pani nie denerwuje... teraz pjdzie szybko. - Jest pani pewna, e ma konierz z karakuw? - Widziaam na wasne oczy. - To dobrze. I lepsze, i adniejsze. - Jasne. - A skd? - Z Turcji. - A nie z Bugarii przypadkiem? - Co te pani. Najprawdziwsze, tureckie. Dlatego taka kolejka... - Tureckie lepiej wyprawione. Takie mikkie. Jako specjalnie potrafi garbowa skr. - I jaka adna, taka ciemnobrzowa.

- Moe si przesuniemy? - Dobrze. - Studenci? - Ona studiuje, a ja nie. - A gdzie si pani uczy? - W tekstylnym. - To bardzo dobrze. Uszyje nam pani adne ubrania. - A gdzie tam. - Dlaczego pani nie wierzy w swoje siy? - Co maj da tego moje siy? - Bardzo niesusznie. My w waszych latach gotowi bylimy gry przenosi. - No i co, przenielicie? - Zdaje si, e ja nie z panem rozmawiam. - Za to ja z panem. - Jaki grzeczny. - A co ja takiego powiedziaem? - Nic. Nie trzeba byo by chamem. Co takiego... - A kto jest chamem? - Pan. -Ja? - Owszem. - Lena, ja jestem chamem? - Dobrze ju, starczy. - To on pierwszy zacz. - Daj sobie spokj. - Jestem zupenie spokojny. To on si zapluwa. - Dobry jeste kolego. I tak rzyga si chce od tego stania... - A co ja zrobiem? - Starczy ju, starczy, dosy tego pieprzenia... - Ej, panowie! Przesta si wyraa! - Milcz matko, milcz... - Patrz Woodia jakie gobie. Widzisz? - Aha. Mamo daj mi chleba, to im pokrusz. - Masz... troch... id, tylko ich nie posz. - Podobno gobie jak zaraz roznosz, epidemi, rne tam cholery...

- Zawracanie gowy. - Powanie. W gazecie czytaem. - Jak pani myli, zaczli ju handlowa? - Najwyszy czas. Ju dziesi po. - Po sidmej? - Po sidmej. - Pjd kupi papierosy. - A co, kiosk od sidmej? - Teoretycznie od sidmej... - Niech pan kupi i dla mnie Jaw" albo Pegaza". Co bdzie. - Mama, daj jeszcze chleba! - Nie, ju dosy. - Daj! Widzisz, wszystko wydziobay. Daj! - No masz, masz... - Przesuwamy si towarzysze. - Bogu dziki... - Idziemy, Pasza. - Sukienka si pani wygniota. Z tyu. - Bardzo? - Nie, nie bardzo, ale si pogniota. - To na awce. - Przesuwa si, przesuwa. - Woodia, dosy. Chod tu. - Mamo, jeszcze troszeczk... - Chod, syszysz! - Patrzcie, a ci s za nami. -Aha. - Strasznie duga ta kolejka... - Tak... - Olbrzymia... - Ruszcie si chopcy. - Lena to i ciebie dotyczy. - Id, id, sam si nie zgub... - Jak szybko idziemy. - Pewnie kolejk podcigaj. - Tureckie s lepiej uszyte. W talii dopasowane. W bugarskich mona si utopi.

Tureckie maj pikne guziki. Wie pani, takie ze skry... Ze skry. Wiem. A soce ju dawno wzeszo. Oczywicie... Nie wie pan, bdzie dzi gorco? Chyba tak samo jak wczoraj. No, my to pewnie do dziewitej kupimy. Na to wyglda. Jak to si posuwa... Rzeczywicie, jako dziwnie szybko. Tak wanie powinno by w normalnym handlu. Gdyby zawsze kolejka tak si posuwaa. No, jeszcze troch, jeszcze kawaeczek... Zakorkowalimy si na tej uliczce, jak ci... Bardzo cinie? Nie specjalnie... Razem, razem, co tam? Znalaz miejsce, eby zakrca... Musi zawrci. Moe wjecha na ulic i tam zawrci. Gdzie ja mam wyjecha, czego si wydzierasz? Wcale si nie wydzieram. Ca ulic zatarasowae. Poczekacie... Cham. Widzicie go. Ludzie maj na niego czeka. Zawracaj! Poczekacie. Jaki bezczelny. No tak, wszystko zasmrodzi... fu... Przechodzi, przechodzi... Chodmy prdzej. Lena. Zdymy. Woodia! Nie zatrzymuj si! Gdzie jeste? Tu, mamo. Chod do mnie. Bogu dziki... wydostalimy si... matko moja, ile ludzi! Co to znowu? Koszmar jaki... a gdzie kolejka?

- Czego oni si tam tocz? - Uff... niespodzianka za niespodziank... - Jak to? Co gdzie jest? - Skd taki tum? Co tu si wyprawia? - Powariowali. - Diabli ich wiedz. Kazali wszystkich zebra. - Jakich - wszystkich? - Ca kolejk. - Kurwa ma... a ja mylaem, e ju kupuj... - Dobra, poczekaj, widzisz menda idzie... - Zaraz co powie... - Co za kurewstwo. - Rzeczywicie, po jakiego diaba nas zebrali! - Lepiej posuchajmy... - Moe si skoczyy? - Wykluczone. Wieczorem przywieli od cholery i troch... - TOWARZYSZE, PROSIMY NIE HAASOWA. NIE PCHA SI. - Naprawd tyle kosztuje... - Odsu si, tam jest boto... - Ej, chustka pani wypada... - Dzikuj. - NIE PCHA SI! - Lena, chod tu do mnie... - Posucie si pastwo... - TOWARZYSZE! EBYMY MIELI PORZDEK TRZEBA USTAWI RWN KOLEJK. - Co to znaczy rwn? - I po to nas tu zebrali? - Zamiast gada, lepiej prdzej sprzedawajcie! - Na mzg pado, idiocie... - TOWARZYSZE! USTAWIAJCIE SI POJEDYNCZO! - A to dlaczego? Po jakiego diaba?! - Nie, to jednak skandal! Przecie stalimy normalnie! - Trzeba si na niego poskary. - Nie wie pani, sprzedaj ju? - Zdaje si, e tak. - A Gruzini ju s.

- Aaa... To nie ma sensu. Wepcha si przed nami. - TOWARZYSZE, PROSZ SI USTAWIA POJEDYNCZO! - Na co to potrzebne?! - Z drugiej strony, wtedy nikt ju nie wlezie. - Gupie gadanie... - No to jak, wracamy? - Co za drastwo... - TOWARZYSZE, W TYM MIEJSCU USTANOWIMY BARIER, EBY NIE WCHODZI NIKT SPOZA KOLEJKI! PRZECHODZI BDZIEMY PRZEZ BARIERK! USTAWIAJCIE SI POJEDYNCZO, WEDUG NUMERW! - Taka barierka, to niezy pomys... - E tam... jeden pies... - No to idziemy... - Sieni, zabierz siatk. - POJEDYNCZO! POJEDYNCZO! NIE PCHA SI I NIE HAASOWA! NIE HAASOWA I NIE PCHA SI! - Co za kretyni... - Nie narzekaj. - Wida ju czy sprzedaj? - Std ni cholery nie wida... nie wie pan, czy ju zaczli? - Nie mam pojcia... nie wie pan czy ju sprzedaj? - Powinni... nic nie wida... zaczli ju sprzedawa? - Diabli wiedz, trzeba by podej bliej, moe pan co widzi, mody czowieku? - Nie. - A pani? - Nie. No i co tam, zaczli ju? - Od dawna powinni... Nie wie pani? - Sprzedaj. - Na pewno? - Na pewno. - Sama pani widziaa? - Nie, ale tamten facet chodzi. Punkt o sidmej zaczli... mona przej? - Tak, tak... oczywicie... - To dobrze...

- TOWARZYSZE! USTAWIAJCIE SI W KOLEJNOCI NUMERW! W KOLEJNOCI! - A ilu sprzedawcw? - Dwoje. - Tak jak wczoraj? -Aha. - No tak, teraz bd si ustawia przez godzin! Nie mona troch szybciej? - To ci z przodu id tak powoli... - Niech si popiesz! - Niech ich pani sama popdzi, widzisz j, jaka prdka! - Wlok si jak wie... - Przesta marudzi... od samego rana... - No i znowu jestemy na naszej ulicy... - A gdzie beczka? Jako nie wida... - Beczka troch dalej, na tamtym podwrzu. - Aaa... tak, tak. Tam gdzie piaskownica... - Tak. Piaskownica. - Hop, hop... tu jestem, Lenuka... - A ja szukam... - Dobrze si zamaskowaem? - wietnie... - Znasz ten kawa? - Jaki? - Wasilij Iwanowicz Czapajew siedzi w sztabie z ordynansem Pitk i pije. - No? - Pitka mwi: Wasilij Iwanowicz, biali wchodz do miasta. -Aon? - Nie przeszkadzaj. A Wasilij Iwanowicz... przepraszam pani... a Wasilij Iwanowicz do niego - pij, Pitka, pij... A ten znowu: biali w miecie! Pij, Pitka, pij... - Alkoholicy... - Biali w opotkach, Wasilij Iwanowicz! A on do niego: widzisz mnie, Pitka? Niee, Wasilij Iwanycz, nie widz. I ja ciebie nie widz. Fajnie si zamaskowalimy, nie? - Niezbyt dowcipne.

O, jest nasza beczka. Tylko nikt kwasem nie handluje. A kto bdzie handlowa skoro wit? Dobrze byoby chlapn sobie kwasu... Kwasu mu si zachciewa... a moe jeszcze piwa? Nie chc piwa. Ale je i owszem. Moe pjdziemy co kupi? A gdzie? A gdziekolwiek. Najpierw musimy stan na miejscu. Jak przyjdziemy to pjdziemy. Zacza do rymu mwi. Ucz si pki yw... Ucz si jak Lenin nakaza. Ot to. Ucz si, ucz. Ucz si... Ucz si, ucz... jako w aden sposb nie mog si ustawi... Zaraz wrcimy na ojczyst uliczk i tam si ustawimy. Galanteryjny jeszcze zamknity. A co tam znowu? Nic, gupstwo... Dlaczego je wyrzucia?! Zupenie zwidy, dlatego. Moga wstawi do wody i ju. Dziwaczka. Do jakiej wody? Gdzie tu widziae wod? No... jaka by si znalaza... To najpierw znajd, a potem rad. Nie zo si Helenko. Bdzie wito i na naszej ulicy. Zawsze jeste taki dowcipny? Aha. Mam zapas na wszystkie yciowe okolicznoci. Co masz? Wanie to. Dowcipni... a co to takiego... ju minlimy nasz uliczk... Bo teraz, jak bdziemy sta pojedynczo, kolejka bdzie dusza. Te prawda. Chod, odejdziemy, straszny tu tok... Dobrze... Tu za rogiem jest kawiarnia. I knajpa. Moe uda si co zje. Niele by byo. Przepraszamy, czy my za panem stoimy?

Tak, tak, za mn. Jak daleko odeszlimy... Prosimy przej jeszcze dalej. A to dlaczego? Tam z przodu za bardzo si wybrzuszamy... przechodzi! Chod, odsuniemy si. Oj, kiedy to si skoczy... Woodia, id za tym panem. Tu zdaje si bazar niedaleko? Tak, bardzo blisko. To jest ta knajpa. Tylko chyba, zamknita... Bo jeszcze za wczenie. Tak. Otwieraj zdaje si o dziewitej. Do dziewitej nic nie kupimy, z ca pewnoci. Diabli wiedz... Ej, nie pcha si! Wcale si nie pchamy. No co, wyrwnali ju kolejk? Na to wyglda. Stj tutaj.

- Stoj. - Wcale nie jestemy tak daleko. Patrz, jaki ogon za nami... - Tak... - Wiesz co, pobiegn i zadzwoni do matki. - Biegnij. - Patrz, a ta baba cigle w palcie. - Pewnie jej zimno. - W taki upa. - No, teraz wcale nie ma upau. - A mnie jako gorco... - Na bazarze pewnie kwasem handluj... - Tam nie zawsze sprzedaj... - Uaach... eby chocia jakie awki tu byy... - Powinny by na podwrzu. Panowie, nie wida tam na podwrku awek? - Jest placyk dla dzieci. I takie niedue aweczki... - Te pod domami stoj. Przy klatkach schodowych.

- To moe tam sobie usidziemy? Po co mamy sta? - Siadajmy, oczywicie... - Zakrcimy tam i tyle... - Tak. Zakrcimy w podwrze, zakrcamy! - Idziemy... le prdko i zajmij... - Tylko wedug kolejnoci! Wedug kolejnoci! - Bardzo dobrze! - Spokojniej, rwno! - Rzeczywicie, sta tak i sta... - Zielone podwreczko... - Ludka, my jestemy za nimi. - Z tej strony lepiej. - Woodia, daj rk. - Prosto pod klatki schodowe! - Siadaj tutaj... - Prosz si posun... - Tu jest jeszcze miejsce... - No i po wszystkim. Stalimy, stali... - To miejsce zajte, kto odszed na chwil. - Na tamt awk. - Dobrze, e kolejka jest pojedyncza. - Witek, usid wygodniej. - Jako ciasno si zrobio... moe przejdziemy na tamt? - Na tamtej ju inni siedz... - W takim razie niech si pani troch posunie... - Gdzie si mam posun? - No chocia troch. - Rita, posu si. - Na tych awkach przewanie staruchy siedz. A teraz zajlimy ich ulubione miejsca. - Zgadza si. U nas jest cay komplet takich staruch. Jak wyjd, to tak siedz cay dzie. - Siedz i podgldaj wszystkich. Idzie si jak przez szpaler. - A co m a j robi? Przywyky na wsi siedzie na przyzbie, no to siedz teraz gdzie mog. - Jakie zielone podwrze. - Fakt, przyjemne.

- Patrz jak tamci si urzdzili. - Niegupio. Tyle, e tam brudno. - Waciwie tu wszdzie s takie podwrka. Caa kolejka mogaby si zmieci. -Aha. - No co, nie zabdzie? - Prawie. Fajny pomys... - Siadaj. - To adnie, e mi miejsce zaja... - Dodzwonie si? -Aha. - No i jak? - W porzdku. - Wszystko piknie, a jak si bdziemy przesuwa? - Moe caymi awkami? -Jak? - No, kiedy poprzednia awka caa przejdzie wtedy i my si przesiadamy. - Zgadza si. - Susznie. Po diaba przeazi pojedynczo. - Przechodzimy ca awk. - Masz moe ogie? - Prosz. - Dzikuj. - To dzisiejsza? -Tak. - Co tam w Libanie? - Wszystko jak byo, zdaje si. Bombarduj. - Barbarzycy... - W gowie im si poprzewracao. A ci Arabowie za choler nie chc si bi. - Tak. Przyzwyczaili si, e my za nich wszystko robimy. - Nie o to chodzi. ydw jest wicej. - I armi maj lepsz. Ameryka nie auje im milionw. - Co miesic gdzie jaka wojna. Irak z Iranem te czego tam nie podzielili. - Czasy takie paskudne.

- Aaaa, wojny zawsze byy. I bd. - A ydzi po kobietach i po dzieciach zapierdalaj bez adnego wstydu... - Ciszej, nie wyraaj si... - Jest tam co ze sportu? - Nic specjalnego. - Dobrze tu wymylili z tym ogrodzeniem. Przed naszym domem wszystko zniszczyli. - Jaki ogromny bez. Pewnie dawno posadzony. - U nas cegiekami zagrodzono i nic wicej. Jasne, e zadeptali. - Sami lokatorzy odgrodzili. Administracja nigdy palcem nie ruszy. - Moe i sami... - Popij, synku. - Nie chce mi si... - Tu jest krzywka. - No rozwizujmy. - Tylko dugopis jest potrzebny... - Masz... - Aha... Tak... Poziomo... rosyjski radziecki pisarz. - Ile liter? - Zaraz... pi. Pi liter. - Szoochow. - Szoochow to radziecki pisarz. A ma by rosyjski i radziecki. - Majakowski. - To poeta. - Gorki. - Pasuje. - Pasuje? - Tak. Nieruchoma cz poziomego usterzenia aparatu latajcego. - Diabli go wiedz... pewnie jaki eleron... - Rytmiczne zakoczenie frazy. - Frazy? - Frazy. - Rym... - Tu jest duo liter. Popularny woski tenor. - Takich s miliony... idiotyczna krzywka. - Wymie chocia jednego.

- Nie wiem. - Jezioro na Przymorzu. - Chanka pasuje? - Zaraz... pasuje. - Ja myl! Przecie tam si wychowaem... Jasne, e Chanka. - Odcinek czcy punkt na obwodzie okrgu z jego rodkiem. - Promie. Oczywicie promie. - Zgadza si. Ciao niebieskie wchodzce w skad systemu sonecznego. - Duo ich jest... Mars, Jowisz... Wenus... - Sze liter. - Saturn. - A moe Jowisz? - Moe i Jowisz... zabierz nog... - Neptun ma te sze liter. - Wieloletnia rolina z rodziny turzycowatych. - Sitowie. - Nie pasuje. - Nie znasz roliny z rodziny turzycowatych? - Ich jest bardzo duo... - Stolica republiki Niger. - Nie wiem. - Wgierski pisarz. - Cholera go wie... - apek. - Nie pasuje. - A apek to nie Wgier, tylko zdaje si Czech. - Bohater opery Cyrulik Sewilski" - Figaro. - Zgadza si. - Wyspa na jeziorze Onega. - Trudno powiedzie... - No, jakakolwiek? - Diabli j wiedz... co dalej? - Cz puga. - Lemiesz? - Lemiesz. Pasuje... wic co nam wychodzi...

- Chod sprbujemy... tutaj pionowo... alfabet... - To po prostu abecado. - Faktycznie, abecado. - Dopyw Donu. - Donu? - Donu. - Czy kto zna dopywy Donu? - Pnocny Doniec. - Nie pasuje. - Dopyw Donu. - Worone, jest taki dopyw. - Te nie pasuje... - Wicej nie znam... - Dty instrument na Zakaukaziu. - Zurna. - Fakt... - A teraz to... - Ryba... - Z rodziny dorszowatych. - Keta? - Ona nie jest dorszowata... pi liter. - Rodzina dorszowatych, pi liter. - oso. - oso pasuje, tylko diabli wiedz, moe on nie jest dorszowaty. - Najwaniejsze, e pasuje. - Nauka o pochodzeniu i ewolucji czowieka. - Biologia? - Tu jest liter od groma... - Trudno wyczu... - A to co... wyroby, produkty metalurgii. - Stal. - Nie. - Odlewy. - A skd. - Walcowanie, moe? - Walcowanie pasuje... - A to?

Bbr z Kamczatki. Dwie ostatnie - an. Kaan. Aha... Wgierski pisarz. Haek? To Czech. Wgierski pisarz. A tu... instrument smyczkowy. Skrzypce. Niee... Wiolonczela. Normalnie... Ile tu... Panie przesta pan mnie wreszcie popycha! To ja pani popycham? A kto?! Nikt pani nie rusza. Siedzi i rozpycha si okciami. Nikt si nie rozpycha. Rozwizujemy sobie krzywk. Jeszcze si kci. Nie, eby przeprosi. Niby dlaczego mam przeprasza? Dlatego! Bezwstydny! Pani by si troch wstydu przydao. Dobra, kolego we na wstrzymanie. Sam we. Siedzi i rozpycha si. Cham! Sama jeste chamka. Przez takie gupstwo... Cham! Idiotka, kurna... A my zaraz zawoamy milicj. Aha, woaj. Przylec, ju si rozpdzili. Mody czowieku, znajduje si pan w miejscu publicznym! Ona te si znajduje. Zwracam panu uwag, a pan si odszczekuje. I jak po chamsku! Sama jeste chamka.

Idiota cholerny... Kretynka, kurna... Ej, chopcze, przesta si awanturowa! A czego ona si przyczepia? Zachowuj si normalnie. Niech ona si zachowuje normalnie. Tacy wanie wpychaj si bez kolejki. Chamy. To ty wlaze bez kolejki, siedzi tu i mierdzi! Kretynka! Idiota! Przestacie si kci, doprawdy jak dzieci! Debilka... Nasza awka si przenosi. Aha, ju... Przecie mwiem, e teraz szybko pjdzie... Wstajemy... Lena, nie zostawaj w tyle. Ty usid obok niej, ja z t pidziaw nie usid... Tak... ile tu kwiatw. Przyjemnie. Moe si pani troch posunie... Nie ma jak. No chocia troszeczk. Prosz. Teraz normalka... Sasza, poczytaj mi, ja bez okularw nie widz... Jak leci? Aha... Jak leci... Wic tak. Sprzedam. Magnetofon stereo Majak-203". Aha... Maszyna do szycia z podolskiej fabryki. Aha... Gara skadany. Tak... Nowy jugosowiaski garnitur w prki. Tak... Nowa kanapa Wiru". Aha... Wiatraczek Pionier".

- Tak... - Antyczne meble ze szlachetnego drzewa. - Jasne... - Pyty Nauka jzyka niemieckiego". - Aha... - Projektor Raduga". - Rozumiem... - Tanio pianino niemieckie Blutner". - Tak... - Japoski magnetofon stereofoniczny Sanyo-9940" - Aha... - Maszyna dziewiarska Siewierianka". - Aha... - Nowe kolumny 35 Wat. - Aha... - Fortepian Arnold". Niedrogo. - Tak... - Narty Tornado". -Aha. - Dywan mongolski 3x4. -Aha. - Magnetowid Lomo". -Aha... - Pianino Lira". - Tak... - Magnetofon Wiosna-306". - Aha... - Model kolejki dziecicej. - Tak... - Aparat fotograficzny Nikon". - Aha... - P domu. - Aha... - Metalowy gara do montau. - Tak... - Elektrofon Wega-108". - Aha...

Obrazy, stare wyroby z brzu. Aha... Wzmacniacz Bryg-001", tamy stereofoniczne. Aha... Statyw Feniks-005". Tak... Serwis Madonna" na dwanacie osb. Aha... Szafa trzydrzwiowa, ze szlachetnego drzewa. Jasne... Znaczki pocztowe, monety, plakietki... Aha... Nadmuchiwana dka z motorem... Aha... Dziadku, przechodzimy na tamt awk... Naprawd? Ju przechodz, patrz. Przechodzimy? W tej chwili. A tam co... ju mona? Tak. Wstajemy. Idziemy, Lena. Widzisz jak szybko? Fakt. Jeli pjdzie w takim tempie... Popatrz no, czy tamci nie byli za nami? Pastwo przypadkiem nie za nami? Tak, tak. To ja si pomyliem. Siadaj. Patrz, poamana. To nic, zmiecimy si. Masz liczne sandaki. Podobaj ci si? Bardzo. A zawarto jeszcze bardziej. Te co... To fiskie. Naprawd liczne. Teraz jest modna srebrna plecionka. Widziae? Widziaem.

- No wanie. Kto mi obieca takie zaatwi. - Przydeptaa mrwk. - Biedactwo. - Morderczyni. Agresor. - Tak, jestem agresorem. I tym si szczyc. - Wdrowaa sobie mrweczka, wdrowaa, a ty j pod obcas. - Przecie mwi, e jestem agresorem. - Koledzy, niestety nie mog duej sta. - Dlaczego? - Musz i do pracy. I tak ju dochodzi dziesita... - Tak... - A moe jednak zamwi miejsce za panem, co? - Prosz. - Ja bym podskoczy w przerwie obiadowej. - No, do przerwy to ju na pewno kupimy... - Te tak myl. Ale na wszelki wypadek jestem za panem. - Dobrze. - Prosz pastwa ja jestem z tamtej awki. Chodzi o to, e w tym domu jest stowka. - Od ulicy? - Tak. I my postanowilimy wchodzi tam wedug kolejnoci, przecie wszyscy chc co zje... - A co, dobry pomys. - Tak, e tamta awka jest za nami, a wy za nimi, dobrze? - Aha. Dzikujemy. - W porzdku. Teraz nie musimy si martwi. - Patrz, chopak wyszed na dach... - Pewnie gobiarz. - Co, on ma tam gobie? - Gobie. - Patrzcie tylko... - O, poleciay... jak duo... - Aha... - Ja te kiedy umiaem tak gwizda. - A dlaczego one nie odlatuj? Nigdy tego nie m o g e m zrozumie. - Oswojone.

- Tylko wci kr i kr... - Mamo, a ja bym od razu odlecia. - A dokd by odlecia? - Dokdkolwiek. - No dokd? - Do lasu, albo gdzie tam... Do wujka Pieti, on mieszka w Gorkim... - Nie doleciaby do wujka Pieti. Zmczyby si, straci siy. - No to bym odlecia do lasu. - A co by jad? - Cokolwiek. - No wanie? Cokolwiek. A one maj tu wod i pszenic w karmniku. Podziobi i polataj. A potem znowu podziobi i polataj... - To nudne... - A siedzie na godniaka w lesie nie jest nudno? - Nie wiem... - Podobno teraz nie za bardzo pozwalaj budowa gobniki. - Dlaczego? - Bo roznosz rozmait zaraz. Spekuluj gobiami. - A one drogo kosztuj? - Jak czasem. Zaley od rasy. - Przesu si bliej. - Ciekawe, czy w tej stowce jest duy tok? - Nie przypuszczam. Dopiero co otworzyli. - Pewnie i do arcia nic nie ma... - No, co musi by. - Zobaczymy. - Teraz jest lepiej. - Aha... - Boe, eby tylko zdy do dwunastej... - Zdymy, zdymy. - Jasne, e zdymy. - Zdymy, na pewno... - Do jedenastej zdymy. - Do jedenastej to raczej wtpi, a do dwunastej zdymy. - Jeszcze z ptorej godziny i koniec. - Zdymy, nigdzie nam nie uciekn... - Teraz, tymi awkami, to raz, dwa i jestemy.

- awkami dobrze si posuwa - rzadko, ale gadko. - Jakie znowu rzadko. O, jak czsto si zmieniamy. - eby tylko tamci znowu nie przyjechali. - Dzisiaj nie przyjad, dowiadywaam si. - Na pewno? - Na pewno. - Dobrze by byo. - No chyba... - Uuaaachchcha... ale mnie rozebrao na socu... - Niedugo ju przejdziemy do cienia. - Aha. Tam jest cie. - Tu te nie jest bardzo gorco... - Woodia nie sied na ziemi! - Ja nie siedz, tylko kucam. - Kuca te nie trzeba. - Placyk dla dzieci ogrodzony. - Kulturalne podwrko. -Aha. - Bo to u nas nawet nie ma gdzie pj. - Fakt. Albo asfalt, albo samochody stoj. - Gdzie tu i, tam czy co... - Po co, odlej si tam za potem. - Susznie. - On ju te nie bdzie sta? - Nie, zaraz wrci. - Podobno maj dobr podpink. - Pikowan? - Tak. I taka mikka, jedwabna. - To dobrze. Bo s i zupenie bez podpinki - tylko dla szpanu. A z podpink cieplej. - Jasne, e cieplej. - One s ciepe i bez podpinki. - Waciwie i bez podpinki s cakiem nieze. - Ale jednak z podpink lepiej. - Lepiej. Z podpink bez porwnania lepiej... - A ona si odpina? - Tego to ju nie wiem.

- Powinna. - Na pewno si odpina. - A moe i nie. - Jeli jugosowiaskie to si odpina. - Odpina si? - Aha. - Jeli tak, to bardzo dobrze. - O, tamci ju wstaj. - No to dobrze. Wstajemy, wujku Sierioa... - Poczekaj, poczekaj, niech ludzie wstan. - Ruszamy? - Ruszamy. - Hop - la... - Woodia id i zajmij miejsce. - Takich podwrek teraz ju nie robi. - To przedwojenne podwrka... - Wtedy solidnie budowano. - Chyba, e solidnie. O, jakie cegy... - Teraz nawal tych pyt, a jaki sens? - Ale za to szybko buduj. - Szybko, za to le. - Fakt, nie najlepiej. - No co, do stowki ju nam tylko jedna awka zostaa? -Aha. - A to od ulicy? - Tak. - adne balkoniki. - Balkony, jak trzeba. Szerokie. - I mieszkania pewnie wysokie. - No. Wtedy na sufitach nie oszczdzano. - Fakt. A teraz na wszystkim oszczdzaj. -Aha. - Kiedy, jak pamitam, to na pierwszego kwietnia - obniki cen, wszystko tanieje i tyle. - A teraz na odwrt - wci droej i droej. - Tak. A na Stalina wszyscy wymylali. - U nas tylko jedno umiej - wymyla.

- A on wojn wygra i kraj umocni. I wszystko byo tasze. Miso tasze. Wdka trzy ruble. Albo i mniej. - I porzdek by. - Chyba, e by. Za dwadziecia minut spnienia - pod sd. - Zdaje si, e za pitnacie minut. - Za dwadziecia. Moja ona nieboszczka jednego razu na wiosn biega po krach przez rzek Ural, eby zdy do fabryki. Autobus si zepsu, to ona pobiega. Prosz! A kto dzisiaj pobiegnie? - A miech pomyle. - Majster znajomy mi opowiada, ja - mwi - wchodz do szatni, a tam caa brygada gra w domino, ja do nich - idcie do roboty! A oni mi - wich! - Taka to i praca. Tylko pi potrafi. - A gdyby tak posadzi ca brygad, inni by si zastanowili. - No pewnie, zastanowiliby si, a jak. - A tak - to tylko pij i bumeluj. - I kradn. Wszyscy sprzedawcy kradn. - I jak jeszcze! Wszystko maj, dosownie wszystko! A na pkach - pusto. - Oczywicie trzymaj dla swoich klientw. Ty mnie, ja tobie. - A dla nas - figa z makiem. - Raz poszedem poskary si na sprzedawczyni, za chamstwo; id do dyrektora, a tam te kolejka - bior such kiebas! - Dla swoich znaczy si. - Aha, kiebasa dla swoich. A ja mwi -- dawa i dla mnie! Bo inaczej wszystkich zakapuj w choler! Zy byem jak diabli. No i co - dali! - A co mieli robi. To przecie tchrze. - Dali dwa pta, a mio. - A ja podchodz raz do rzenika i mwi, e chciabym ze trzy kilo dobrego misa. I mrugam do niego. - Wynis? - Wynis, a jak. Dooyem mu rubla. A jak inaczej? Teciowa do mnie przyjechaa z Kirowogradu. Co musi je. - Jasne. - A czy przy Stalinie co takiego byo moliwe? - Porzdek by. - Porzdek. I pracowali solidnie.

- Jeszcze jak. Normy przekraczali. - A teraz lusarza nie mona zwolni z pracy. Nie ma takiego prawa. - Przede wszystkim jak zwolni - kto przyjdzie na jego miejsce? - Nikt, oczywicie. - A Breniew ma to w nosie. - A co moe Breniew poradzi? Taki system. - Tak... prosz jaka kolejka. - Lena, ja skocz po gazet. - Skocz. I kup dla mnie jakie pismo, Krokodyla", albo co w tym rodzaju... - Aha... - Woodia odejd od bramy. - Mamo, ja tylko popatrz. - Odejd! - Mamo, troszeczk... - Co tam ciekawego znalaz? - Mamo, no co! - Chod tu! - Wasia, jest ju jedenasta? - Nie... - Moe pjdziemy, wemiemy co, bo nie idzie wytrzyma. - Dobra. - Jakie wisko albo co... - Dobra. - Bo we bie mi huczy... - Tu niedaleko jest, ja wiem. - Dobrze si skada. - A jest tam warzywny? - Tak. Warzywny. - Od dziewitej czy od dziesitej? - Chyba od dziesitej. - Kupie? Tak szybko? - A co. Na jednej nodze... - Serdeczne dziki. - Taak... co tu mamy... - Patrz wszyscy wstaj, idziemy! - Wszyscy idziemy, towarzysze.

- Za nami do stowki? -Aha. - Woodia, daj rk! - Chocia co przegryziemy... - Oj, nasiedziaam si, noga mi zdrtwiaa... - Chodmy, chodmy szybciej... - Och ty, a tutaj te peno ludzi... - Przecie to wszyscy z naszej kolejki. O, tam jest ta kobieta w czerwonym. - Tak, tak. No to w porzdku. Nie marnujemy czasu, dalej sobie stoimy. - Chodmy tam. Tam jest pocztek. - Wezm tac. - Jakie cikie powietrze. Rano, a ju tak duszno... - Tam wisi jadospis, id zobacz. - Przepraszam, czy ja te mog zobaczy? - Tak, tak... - Wic, mietana, saatka jarzynowa... Lena! - Co? - Chcesz mietan? - Chc. - A saatk jarzynow? - Chc. - A solank? - Nieee... - Makaron na mleku? - Nieee... - No to na pierwsze nie ma nic ciepego... - A na drugie? - Pulpety z makaronem. - Nie, to nie dla mnie. - Smaony oko z kartoflami piure. - Lepiej same kartofle. - Kawa, czy kompot? - Kawa. - Dobra... zaja kolejk? - Ju dawno... chod tu bliej...

Oj, mokro... Co si rozlao... Lepiej sta tutaj... Patrz jaka ta porcz gorca... ciekawe od czego? Diabli wiedz... Tu powinno pj szybko... Jako mietany nie widz... moe nie ma? Jest, jest, widziaam. Spjrz na t tac. A czym j tak zaatwili? To jaka farba... Bdzie gdzie usi? Bdzie, nie bj si. Ja odejd na chwil... Prosz. Bc... Przesta, Wadik... Bc, bc... Chuligan. Ruszaj si, ruszaj... No to chocia chleb wemiemy. Nie wie pani, gdzie jest mietana? mietana tam dalej. A jest? Jest. Zgubia pani portmonetk. Oj, dzikuj... a wszystko przez ciebie! Stj spokojnie. Makaronu ju nie ma? Nie ma. Masz ci los. Wemy solank, Pietia? Dobra. Poprosz o szklank, bo ju zabrako. Kawa jest tam w prawym. Wezm p szklanki. Tu jest dobra mietana, bierz ca. Etam... Pasza, wystarczy nam jedna taca.

Moja. Prosz przesuwa si szybciej! Po co si toczy? Ja staem za wami. Aha... Co tu... dwadziecia sze... siedem... trzydzieci cztery... I ten chleb na jego tacy. Tak. A tam... osiemnacie... dziewidziesit dwa. Prosz. Trzydzieci cztery... dziewi... dziewi... szedziesit. A nas prosz razem policzy. Rubel... rubel czterdzieci dwie. Prosz. Reszty pidziesit osiem. Przesuwa si... Dziewi... dwadziecia sze... tak... siedemdziesit pi. Mam tylko dziesi. To nic... dziewi... dwadziecia pi... Kaw pan wylae... Do diaba... te tace takie liskie... prosz podliczy... Trzydzieci dziewi... znajdzie pan kopiejk? Jest... Was razem? Tak. Trzydzieci cztery... osiemnacie... chleb... tak... i u pani... Prosz. Tak. Rubel reszty. A gdzie s widelce? O tam... trzydzieci cztery... dziesi... dziewi... Mog da drobne... Aha... dobrze... Mam tylko kaw... tu jest odliczone. Tak, dwadziecia sze... dziewi... dziewitnacie... trzy. Nie rozmieni pani dwjki do telefonu? Nie, nic nie mam. Przecie ma pani tyle drobnych. S mi potrzebne. Rubel trzy. Prosz, tu jest ta kopiejka co byem winien...

Dzikuj. Tak... czterdzieci dziewi... O, prosz. Dla pana jak raz kopiejka... prosz tu podchodzi z tacami! Aha... idziemy, idziemy! Razem? Tak, tak... Lena stawiaj tutaj... Pidziesit dwie... sze... jedno piure? Tak. Dziesi... trzydzieci cztery... pi kawakw? Tak. Tak. Pi. Rubel trzydzieci dwie. Prosz. Szedziesit osiem. Lena, o tam jest stolik... Tam zajty. Dwa miejsca wolne, idziemy. Czy mona przej? Aha... Nina, posu si. Stana na drodze i stoi... Dobra, Lena, nie zo si... naprzd... Nie sposb si przepcha... Te dwa zajte? Nie, nie... Tak... postaw tutaj... Id po yki, a ja zabior tace... Aha... Nie wie pani, mietana si skoczya? Nie, wanie wzilimy. Pjd po jeszcze jedn. Taka dobra? Tak. Nieza. Pewnie jeszcze nie zdyli dola wody... Masz, Lenka... Dzikuj. Tac postaw na razie tutaj. Potem odniesiemy. Zaczynamy od mietany? Aha. Tu taki jeden chwali j. Poszed po dokadk. Mmmm... nieza...

Daj mi chleb... Masz... Rzeczywicie dobra... Lena, chciaa mi opowiedzie o Wgrzech... Jak ja jem, to dla mnie wszystko umaro... Niech ci bdzie.

- Mmmm... w porzdku... - ... wybrae pogit... - Wziem co byo... we t... - Dzikuj... ... tam nie ma... Wicej nie mog... Zostaw dla tego chopca... Cham...

Cakiem przyzwoicie gotuj... Idzie wytrzyma... ... o, jaka gruba... Masz szczcie... Masz, bierz, jeli chcesz... Dobra, jedz spokojnie...

... mm... mm... ... piure paskudne.... Aha... tfu... ohyda... sodkie jakie... ... kartofle... mmm... na pewno zmarznite... ... jakie grudki... ... mwi ci zostaw dla tego chopaka... mmm. ... dowcipni...

... mmm... ... szybko zjade... A co... ... kawa zupenie zimna... Tak? ... sprbuj... samo mleko... Fu... jakie kouchy... rzeczywicie zimna.

Podaj mi serwetk. Ostatnia. Wicej nie ma? Niee. Na p. Trzymaj. Dzikuj. Jeste prawdziwym przyjacielem. Aha. No to podjedlimy sobie. Troch. Tu jest co rozlane. Nie zabrud sobie rki. Widz. No co, idziemy? A gdzie si mamy pieszy? Caa nasza awka jeszcze siedzi. No dobrze, posiedmy. Chocia tu nie ma takiego zwyczaju. No to co. Posiedzimy i tyle. Dobrze... Co prawda jest troch duszno. Nic przesadzaj. We serwetki z tamtego stou. Masz... No co, dosta pan mietan? Jak pan widzi. Nieza, prawda? Tak. Jedyne, co tu si nadaje do jedzenia.

- Piure byo wstrtne. - Gdyby tylko piure. Nie mogem doje kotleta. - Dobrze, e mymy nie wzili. - Mao, e sam tuszcz, to jeszcze mierdzi. Pakuj do rodka diabli wiedz co. - Pan te z kolejki? - Te. - Jaki pan ma numer? - Tysic sto dziewidziesit. - Przed nami. - No, teraz to przed nami nie wicej ni piset. - Tak, niele si posuna. - By pan tam? - Nie. - Mwi, e przywieli nowy kolor. - Jaki? - Szaroniebieski. - Naprawd? - Tak. Mj ssiad chodzi i widzia. - No i jak to wyglda? - Przyjemny kolor. A co najwaniejsze uszyte jak trzeba, elegancka rzecz. - Moe wzi szaroniebiesk? - Najpierw trzeba obejrze... - No... to jasne. - Nie wie pan, jaka jest stebnwka? - Tego niestety nie wiem. - Najadniejsza jest czerwona. Albo pomaraczowa. - A tymczasem zaczli dawa herbat. - Naprawd? Wiesz Wadim, wemy herbat, bo od tej kawy tylko mnie zemdlio. - To ja pjd i przynios. - Id i wracaj z tarcz. - Rozkaz! - A pani lubi arty. - To dobrze, czy le? - Dobrze. Prosz mi darowa gupi szczero, ale pani jest bardzo, po prostu nadzwyczajnie podobna do mojej pierwszej dziewczyny.

- O Boe... - Powanie... To byo okropnie dawno, ale fakt pozostaje faktem. - Naprawd jestem podobna? - Ogromnie. Kiedy pani usiada, nawet si przestraszyem. - Co w tym strasznego? - Strasznego nic, po prostu element zaskoczenia. - A gdzie ona teraz jest? - Pojcia nie mam. To byo w szedziesitym drugim roku, wanie zaczem studia na pierwszym roku i jednoczenie poszedem pracowa do gazety. - Pan jest dziennikarzem? - Nie, gorzej. Jestem pisarzem. - A co pan koczy? - Instytut Literatury. - Jakie to ciekawe... - Nic w tym ciekawego. Paskudna instytucja. Wspominam j ze smutkiem i blem gowy. - A jak jej byo na imi? - Lena. - Ja te jestem Lena. Co takiego. - Przecie mwiem, e to nie przypadek. By moe ona umara, eby wcieli si w pani. - Tu pan chyba przesadzi. - Lena, niech pani posucha, czy nie powinnimy std uciec w jakie przyjemniejsze miejsce? - To znaczy? - Znam tak przytuln knajpk. A przedtem wpadniemy do muzeum Puszkina. Tam jest wystawa Munka. Fantastyczny malarz. - A kolejka? - Ma pani u mnie szarogranatowe. Mog dosta kad ilo bez problemu. - To po co pan sta? - Pisarz powinien wszystko pozna. - Co? - No, powiedzmy tum. - Aaa... i po to pan sta? - A po c innego?

- Ciekawe. - Pani przyjaciel ju paci za herbat. - To nie mj przyjaciel, poznalimy si w kolejce. - Tym lepiej. Czekam na pani o dwunastej przed wejciem do muzeum. - Waciwie, to ja nie wiem... - Lena, nie zaczynajmy naszej znajomoci od niedopowiedze. - Ale tak od razu... - Ja w ogle wszystko lubi robi od razu. Idzie pani znajomy. Czekam na pani, do widzenia. - Oto i herbata. - Zuch. - Amator mietany zmy si? - Aha. - Zabawny facet. Sama broda warta jest wszystkie pienidze. - Tak... gorco... fuuu... - Mmm... aha... - Ufff... - Uff... - Uffff... - Nieza herbatka. - Nie to co kawa. - Tak... - Ufff... - Ufff...

ufff... Patrz... ufff... Co za kretyn... Taak.... ufff... ufff... ... idiota jaki... Ufff... ufff... ufff... Ufff... Ufff... ufff... Ufff... ufff...

- Ufff... normalnie... - Ufff.... - Teraz mona nie je, nawet cay dzie. - Ufff... ufff... ufff... - Masz zarumienione policzki. - Ufff... ufff... ufff... - Uwaaj, nie pknij... - Dzikuj... - Dobra herbata? - Dobra. - Uch ty, ale kolejka... - Teraz mietany dla wszystkich nie wystarczy. - Chodmy std. - Chodmy... - Przepraszam pana... - Moe tamtdy. - Kto chleb rozdepta. - Aha... - A pan ju tutaj? - Tak. Jak tu karmi? - Normalnie. - O dwunastej sprawdzanie listy. - Na pewno? - Na pewno. - Co, znowu ta kobieta bdzie chodzi? - Nie, trzeba bdzie samemu podej, a tam bd wywoywa. - No co, tak nawet lepiej... - Bo ja wiem... - Idziemy... - Fuuu... jak tu mio. Dobrze, emy si tam nie udusili. - Idziemy na awk? - Wiesz, co, musz i zadzwoni. - Przecie ju dzwonia. - Koniecznie musz do koleanki. - No to biegnij. Masz dwjki? - Mam... - A ja pjd na awk.

Aha... no to id... Tarira ta-ra-ra-ram... ta-ram... Ej, chopie, potrzebna twoja pomoc. A co takiego? Brakuje szesnastu kopiejek. Skd taka ndza? Tak jak widzisz... Pomgby, nie? Kurna, zabrako. A na co zbierasz? Na utrwalacz za rubel dziewidziesit. eby pi takie gwno... No a jak. Forsy nie ma, kurna. A ty z kolejki? No chyba. Ja ciebie pamitam, ty jeste przed nami. Dlatego prosz. A wdka tam jest? Jest. To lepiej napijmy si wdki. Dobra. Tam ju jeden stoi. A ile forsy trzeba? Chcielimy wzi ze dwa. Na cztery nie starczyo. Jest was dwch, znaczy? Aha. Na... trzymaj... ptora... niech kupi flaszk. I jakie serki. Aha... Tam, czy gdzie? Aha... idziemy... Te niezy ogon... Aha, kurwa... od rana si pchaj... Daleko stoi? Nie. A z tej strony przemysowe? Aha... Malutki sklepik, a... Chujowy... no to ja pjd, dam mu. Aha. A ja tu poczekam. Dobra. Tari-ra-ra-ra-ram... ti-ra-ram... Poczekaj... co tu nie tak... aha, jest rubel...

- Chodmy razem. - Aha... - Tari-ra-ra-ram... ti-ra-ram... - Maj jeszcze jaki portwein... te chujowy... - Tari-ra-ra-bam... ta-ra-ram... - I jakie wytrawne... a piwa ani ladu... - Tari-ra-ra-ram... ra-ra-ram... - Przepucie ludzie... chod tutaj... Wasia, ten chopak z nami w doli. Trzymaj. - Czego? - We p litra. - Powanie? - Powanie. - Ucieszye mnie. - No tak, kurna. Ja mam zawsze szczcie. - Tari-ra-ra-ram... ta-ra-ram... - Pjd, kupi kilka serkw. - Kup dwa, jeli nie starczy, dam ci jeszcze... masz... drobniaki... - Aha. Moe i na trzy wystarczy... - Tari-ra-ra-ram... - A ty sam go znalaze? - Nie, to on do mnie podszed. - Aaa... - Tu i butelki przyjmuj. - Przyjmuj. - Dobra, poczekam na ulicy, za duy tok. - Ja ju zaraz bior... - Tari-ra-ra-bam... Tari-ra-ram... - Synku, a piwa nie ma? - Nie ma. - A po tamtej stronie te nigdzie nie ma, nie wiesz? - Nie wiem. - Na tamtej te nie ma. Tam nigdy nie ma. - A dzi nie przywioz? - Diabli ich wiedz. Chyba nie, ludzie ju pytali. - Tari-ra-ra-ram... - Sierioa, a na chuja odszede?

- Nie mogem si doczeka... - Kurna, a ja ciebie w rodku szukam! Idziemy. - Tari-ra-ra-ram... - Nie p c h a j si ojciec, gdzie leziesz... - Ja si nie pcham... - Tari-ra-ra-ram... Tari-ra-ra-ram... kieeedy powrcisz do dooomu... - Trzymaj serki... - Druba". Nienajgorsze. - Aha. - Dzia misny te tam jest? - Jest. Tylko e tam ni chuja nie ma. ona bya rano, razem stoimy. Ni chuja. - A pienidzy, znaczy ci nie daje? - A bo my ledwie, ledwie. Ona nawet nie wie, gdzie ja poszedem. - Jasne. - No co, dugo tam jeszcze? - Zaraz wemie. - Patrz, ilu si napchao. Ochujeli ze szcztem... - In vino Veritas... - Co? - Prawda, powiadam w butelce... - Zgadza si... chciaem wzi na noc, eby si zagrza, a ona, suka, nie daa... - Nie szkodzi, teraz nadrobisz. - E, co to jest, flaszka na trzech. Ledwie aby powcha. - Mocarz. - Khe... - Koledzy dajcie zapali! - Bieomor". - Moe by. - Masz. - Dzikuj... dzikuj... - Tari-ra-ra-ram... tari-ra-ra-ram... kiedy powrcisz do dooomu... - Czego stoicie w przejciu?! Ludzie odsucie si, przeszkadzacie! - Dobra, nie pierdol ojciec... - Stanli, kurna i stoj. A ty si przepychaj czowieku... - Tari-ra-ra-ram... tari-ra-ra - ram... ti-ra-ri-ri-ri-ra-ra-ra.

- No to ju. Trzymaj reszt. - Jemu oddaj. - Dobra, zostaw sobie na papierosy. - Dzikuj. - No to gdzie? - O tam chodmy... - Na drug stron. -Aha. - Co, tam na podwrzu? - A dlaczego nie? - Lepiej w bramie... - To chod do bramy... - Daj, schowam do kieszeni, mam gbok kiesze... - Masz... - Tari-ra-ra-ram... tari-ra-raram... - Wasia, uwaaj, samochd... - Widz... - O kurna, nasiedziaem si na tych awkach... a mnie plecy bol... - Na to podwrko idziemy? - Chodmy na tamto... - No, jestem zadowolony, e nie kupilimy beta. - eby takie gwno pi. Ochujelicie, tyle wam powiem. - Forsy nie byo. - To ju lepiej setk, ni to to... - Na prawo, Wasia... - A moe do tej? - Nie, w tamtej bdzie spokojniej... - O, jak rozgrzebali podwrze. Pod co kopi... - Kabel chyba... - Drzewo pokaleczyli. - A co si bd opierdala... - Na t klatk... - Idziemy... - A ty po co tu skaczesz? Zobaczysz, wilk ci zje razem z twoj skakank. - Nie zje. - Zje, zje zobaczysz...

- O... jak tu chodno... - Na pierwsze pitro. - Przed siebie, rce do tylu. - Rozkaz, wasza wielmono... - Patrz jak ciany zapaskudzili, a... kiedy tu byt remont? - Dawno przed wiekami, kiedy aby, kurwa, byty pannami... - Tu, na parapecie... - Otwieraj. - Masz swj serek. - Aha. - cierwo... teraz s bez uchwytw... na gadko... - Podwa zbami... - Mmmm... hopla... - Gotowe. - No, to ty pij pierwszy. - Dzikuj. - Masz. - Wasze zdrowie fuuu... aa... - Teraz ty Wasia, a ja dokocz... chaaa... - eby nie ostatni raz o kurwa... - Wrzu do zsypu. - Nie bdziemy oddawa? - E tam. W takim cisku. - No to tu stawiam, niech kto sobie wemie. - Jaki troskliwy. Pojechaby zim w tajg. Wszystkim by zostawia to co trzeba. - Nawet nie mw... - Niele poszo, a... - Normalnie. - Podobno o dwunastej sprawdzanie listy? - Zdaje si. - Zdymy. - Chyba. To blisko. - O... jak ciepo w odku... - No co, idziemy? - Idziemy.

- Patrz, podog myje. - Nawet nie zauwayem. - Suchaj, jeden mi opowiada, e kobita posza do sklepu, a chopa zostawia, eby umy podog... - Zamiast niej? - Aha. On si rozebra do gaci i myje nachylony. To jaja wypady mu z gaci, jak kot zobaczy i si rzuci na nie... - O kurwa! - Aha. On jak nie wrzanie, upad na plecy i o kaloryfer. - Khe... - ona wraca, a on we krwi ley na pododze. Wezwaa pogotowie. Przyjechali pooyli go na noszach, a on si ockn po drodze... - Twardy, kurwa... - Ockn si i opowiedzia wszystko sanitariuszom. A oni ze miechu upucili go, jebn o ziemi i zama nog! - O kurwa! - A ja te syszaem zabawn histori. Jeden facet czyci co rozpuszczalnikiem i wyla do kibla. - I zapomnia spuci? - A co, ty te to syszae? - Tak. A potem usiad, eby si wysra, zapali papierosa i tam rzuci... - No. I wylecia w powietrze. - Khe... - A tak w ogle to jest prawda... - Moliwe... - Oj, a ty cigle skaczesz? - Podfruwajka... - Konik polny... - Tari-ra-ra-ram... tari-ra-ra-ram... - O znowu mini spdniczki w modzie... - Tylko nki ciut grubawe... - I krzywa we. - Zgadza si. - Zgaaaadza, zgaaadza si... - Znowu duszno. - Na dzi zapowiadali burz.

Dawno pora. Upal po prostu straszny. Patrz, jak powietrze si rusza. Na pewno lunie. Lunie. No, wszyscy polecieli sprawdza list, ile ludzi... A gdzie nasi? Pewnie tam. O, jest ta baba, a my dalej... Gdzie baba? O tu... wanie id... A ja zdaje si tutaj. Znalaz nas pan? Ledwie, ledwie znalazem... A mymy si ju przesunli. Ciekawe, ilu jeszcze przed nami? Zaraz powiedz. Jest pan pewien, e na wysoki poysk? Sam widziaem. To dobrze. Bo teraz jest taka gupia moda, eby bez poysku. No, matowe meble te maj swj urok. Zgoda, ale pomimo wszystko... Woodia, nie kr si tam. Jak duszno. Pewnie przed burz... Tego jeszcze brakowao... Tu jestem, Lena... Maj adne nogi - robione pod stare. Tak, widziaam. A co najwaniejsze - bardzo pojemne. Tyle szuflad. I zameczki bardzo eleganckie. Zameczki pierwsza klasa. Pod brz. A my mamy prawie tak sam serwantk. Po prostu identyczn. To dobrze. Bdzie pasowa. Powinna. Tari-ra-ra-ram, tari-ra-ra-ram... A gdzie pana koleanka? Sam chciabym wiedzie. Pobiega zatelefonowa i jako nie wraca. Moe jej co wypado.

Pewnie tak. Albo moe dua kolejka... Nie myl. Tam nikogo nie ma przy automatach. Waciwie to tak... Uaaach... co za upa... Te jestem caa mokra... Szybciej, szybciej si przesuwajcie! Jaki zator... Co znowu? Przechodzi, potem si nagadacie! Rzeczywicie! Idziemy i idziemy bez koca... Woodia! Tamta pani mi daa... To adnie. Zostaw troch, nie zjadaj tak od razu... Irka, odczep si... Nie, bo rzeczywicie wszystko zwalie na mnie... Co wszystko? Wszystko. Cay dom, no i to teraz te. Dobra, starczy... Chocia tu pobd cicho... Woodia, chod tutaj... Mamo ja tu jestem. No ju. Oj, jaki tum. Boe, co tu znowu takiego?! Ilu byo, tylu jest. To pewnie ci, co za nami. Bzdura! Ci, co za nami, id za nami! Nie, po prostu wszyscy si stoczyli. Moliwe. Nie moliwe, a pewne. Trzeba zapyta milicjanta. O, jest. Moe zaraz sam powie. A gdzie ta kobieta? Nie wida jej. Sta bliej... Co za chujoza... Jaki sens sta?!

- Ni cholery si nie posuwamy. - Nie, posuwamy si - jak to nie posuwamy si... - Co tam si posuwamy. - To na pewno ci, co s z tyu. - Moe i tak. - Ale z jakiej racji tu przyleli? - Nie rozumiem. - O, jest ta kobieta. - Nie, towarzysze, po co ta niepotrzebna panika?! Jest kolejka, s numery. Nikt nie kupi poza kolejnoci. - Jasne. Po co zgadywa. Moe to zwyczajni gapie. - Uch ty, ile luda... - Mamo, id usid w cieniu... - Lida nie zostawaj w tyle. - Jest ta kobieta. - Chodmy bliej, bo nic nie usyszymy. - Ona sama podejdzie... o, susznie. - Nie szkodzi, tak te jest dobrze. Wszyscy widz. - Podejd pan bliej... - Niech pani sama podejdzie. - To niech pan przepuci... stan i stoi... - Tari-ra-ra-ram... tari-ra-ra-ram... kiedy powrcisz do dooomu... - TOWARZYSZE! PROSZ NIE ZAKCA PORZDKU! - No, nareszcie si obudzi. - A my std usyszymy? - Usyszymy, usyszymy... - eby tylko gono wywoywaa... - NIE TOCZY SI W CZASIE SPRAWDZANIA LISTY! - Woodia! - Towarzysze, ja bd czyta, a wy... ja bd... - Mona troch goniej?! - Tak ni diaba nie sycha... - Prosimy goniej! - Podejdmy troch bliej. - Gdzie bliej, o ile ludzi przed nami... - TOWARZYSZE! NIE PCHA SI! PROSZ ODEJ DALEJ! - Ja bd wyczytywa numery, a kady podaje swoje nazwisko.

- A ilu ju kupio? - Goniej! - Ilu ju dostao? - Tak... kupuje... numer... szeset siedemdziesity trzeci... tak siedemdziesity trzeci... - Dopiero? - A ja mylaem, e ju jestemy blisko... - A czy to jest daleko?! Teraz ju pjdzie raz dwa! - Prosz powiedzie, czy dla nas wystarczy? - Wystarczy. Towaru jest duo. Wanie przyjechaa jeszcze jedna furgonetka. - ODSUN SI OD BARIEREK! ODSUN SI! - Kadego, kto nie odpowie, wykrelam... Aha i jeszcze jedno... Numery, ktre odeszy zapenilimy nowymi ludmi. - Susznie. Porzdek musi by. - A moe pani po prostu przeczyta nazwiska, a my bdziemy odpowiada? Bo inaczej nie skoczymy do obiadu! - Ma racj! - Czyta same nazwiska! - I tak stoimy cholera wie jak dugo... - Niech pani czyta same nazwiska. Kto si nie odezwie, tego wykrelamy. - Oczywicie... - Tak jest logiczniej. - Wasia, kurna, chod tutaj! - No wic jak, same nazwiska? - Nazwiska czyta! - Nazwiska! - No dobrze. A wic nie bior tych numerw, ktre za barierkami... oni ju kupuj tak, znaczy od numeru... jaki ma pani numer? Ej, do pani mwi! - Siedemset dwadziecia. Kumina jestem. - Tak siedemset dwudziesty. Znaczy, kady po prostu odejmie t liczb od wasnego znanego sobie numeru i wszystko bdzie jasne... Miklajew! - Jestem! - Korablewa!

- Obecna! - Wikentiew! Jest! Zootariew! Jest! Burkina! Tu jestemy! Koczetowa! Jest! askarzewski! Jest! Burmistrowa! Jest! Fiodorowa! Jest! Stobowa! Jest! Smiekalina! Jest! Rybakw!

- Wykrelam... Zwieriowa! Jest! Siedakow! Jest! Gluzman! Jestemy! Czistiakowa! Obecna! Prikamska! Jest! Razorwajew! Obecny! Trupicyna! Jestem! Karamyszewa!

- Kostienko! Jest! Matwiejewski! Jest! Zajcewa! Jest! Fajn! Jest! Czabaniok! Jest! Feldman! Jest! Odesski! Jest! Balatowa! Jest! Nikoajew! Jest! Romko! Jest! ukw! Jest! Nogiski! Jest! Brygite! Wykrelam... Jegorow! Jest! Pietrowski! Jest! Chabaowa! Jest! Prochoronienko! Jest! Kriwopalcew! Jest! Asaulenko!

- Krawczenko! Jest! Asmoowa! Jest! Kahakowa! Jest! Gorodecka! Jest! Mastierkow! Jest! Dawydow! Jest! Jurkin! Jest! Suszylina! Jest! Fiodotowa! Jest! Koondyriewski! Jest! Sorokowoj! Jest! uyn! Jest! Podbierioznikowa! Jest! Znamienska! Jest! Tit owa!

- Popow! Jest! Kriwoszeina! Jest! ylin! Jest! Kurierski!

Jest! Iwanow! Jest! Samojow! Jest! Bednarska! Jest! Kuczyna!

- Tak... Woobujewa! - Jest! - Kuam! Jest! Ilmiesow! Jest! Kokczatajew! Jest! Chajamow! Jest! Usunbalijew! Jest! Abajew! Jest! Burdiukowa! Jest! Fokina! Jest! Kalewas! Jest! Suponiewa! Jest! Niekrasowa! Jest! Skurtu! Obecny... Chochriakowa! Jest!

- Burmistrowa! Jest! Kolbasko! Jest! Kurganow! Jest! Kuzniecow! Jest! Aristakesjan! Jest! Smolkowa! Jest! Basaniec! Jest! Bootnikowa! Obecna! Dzieryn! Jest! Baatw!

- Maks! Jest! Simakowa! Jest! Kazakowa! Jest! Totmakow! Jest! Tak... chwileczk... Marczenko! Jest! Aleksiejewa! Jest! Suponiewa! Jest! Britten! Odesza na moment... ale jest. Toubiewa!

Jest! Spasski! Jest! Guak! Jest! Rubinczyk! Jest! Poniedielnik! Jest! Pietrow! Jest! Banczenko! Jest! Gierasimow! Jest! Jako wlewa! Jest! Niszczajew! Jest! Piechsztein! Jest! Wolina! Jest! Majakowska! Jest! Cup! Jest! Charamowa! Jest! Wasiliew! Jest! Babadanowa! Jest! Sienin! Jest! Szicharow! Jest!

- Megreadze! Jest! Baskakowa! Jest! Woroszylin! Jest! Potkow! Jest! Tarchanow! Jest! Nagimbekow! Jest! Kantarija! Jest! Kopienkin! Jest! Pososzkowa! Jest! Baltermanc! Jest! Dawilina! Jest! Potnikowa! Jest! Winogradowa! Jest! Samostina! Jest! Czudarow! Jest! Szmuc! Jest! Majowrow! Jest! Gorinska!

- Te go nie ma... Pietrow! - Jest! - Cawa! Jest! Czakowski! Jest! Popowa! Jest! Baranowski! Jest! urawlewa! Jest! Karasiowa! Jest! Wichriewa! Jest! ukutin! Jest! Sacharowa! Jest! eniewski! Jest! Kaszirina! Jest! Pietuchow! Jest! Potienko! Jest! Jaszczenko! Jest! Zamoskworiecki! Jest! Krogius! Jest! Stiepanow! Jest!

- Sinij! Jest! Srubow! Jest! Moczaow!

- Tak... moment... Kotomijcew! Jest! Babuszkina! Jest! Malinowski! Jest! Boksztejn! Jest! Apatow! Na miejscu! Nokina! Jest! Siemionow! Jest! Kruglowa! Jest! Rotenberg! Jest! Dal! Jest! Zawodnoj! Jest! Dworzak!

- Wykrelam... - Ja jestem, jestem! - No to co pan si nie odzywa... Iwanow! Jest! Fidler! Jest! Charampijewa!

Jest! Komzoow! Jest! Panofski! Jest! Dmitrijew! Jest! Koczergina! Jest! Pawlenko! Jest! Wipper! Jest! Mielentiew! Jest! Ikonnikow!

- Nie ma... Gaczyski! Jest! Pietrow! Jest! Giacyntow! Jest! Kimowa! Jest! Pozdniakowa! Jest! Faworin! Jest! Pitrowa! Jest! Gurwicz! Jest! Lazariewa! Jest! Michajowa!

- Gaczew! Jest! Orw! Jest! Juwaowa! Jest! Epsztejn! Jest! Narimanow! Jest! Riabuszyn! Jest! Gropius! Jest! Kiryowa! Jest! Lebiediewa! Jest! Chochowa! Jest! Rozenberg! Jest! Lichanow! Jest! Michajowa! Jest! Daniuszewski! Jest! Kurtykowa!

- Wykrelam... Wiktorowa! Jest! Tange! Jest! Kierencewa! Jest! Kiryczenko!

Jest! Pustowojt! Jest! Chlebnikowa! Jest! Chazanowa! Jest! Mieirowa! Jest! Jelistratowa! Jest! Dobronrawowa! Jest! Bankin! Jest! Kazakiewicz! Jest! Wotkow! Jest! Kriwopalcewa! Jest! Riabinina! Jest! Sotnikowa! Jest! Rabinowicz! Jest! Afinogenow! Jest! Protkin! Jest! Kostyliewa! Jest! Niezabudkina! Jest! Lipaj!

- arkin! Jest! Duchnin! Jest! Nizametdinow! Jest! Mitiuklajew! Na miejscu! Woszaninowa! Jest! Szrejber! Jest! Izamiow! Jest! Bumakina! Jest! Knut! Jest! Dobrowa! Jest! Swietonosnyj! Jest! Jarosawcewa! Jest! Lesiuczewski! Jest! Banszczikow! Jest! Chadiejewa! Jest! Lichterman! Jest! Rozenblum! Jest! Kaszyrin! Jest! Sidorowa!

Jest! Taoczkin! Jest! Mironienko! Jest! Sumaszkow! Jest! Chlupin! Jest! Gurinowicz! Jest! Jagajowa! Jest! Erdman! Jest! Arbuzowa! Jest! Mrawiski! Jest! Kolesowa! Jest! Ogniew!

- Chmielnoj! Jest! Zaogin! Jest! Dachis! Jest! Borysow! Jest! Narumbekow! Jest! Chochmaczew! Jest! Jermoajew!

- Kizjakowa! Jest! Oksanowa! Jest! Pruaski! Jest! Siemionowa! Jest! Wadimirw! Jest! Gulczenko! Jest! Poszyt! Jest! Wikientiewa! Jest! Rabin! Jest! Brajnina! Jest! Nieczasowa! Jest! Zabieyn! Jest! Iwanowa! Jest! Zubowa! Jest! ukomska! Jest! Zaczatiew! Jest! omow! Jest! Jusupow! Jest! Ilmietiew!

Jest! Zalizniak! Jest! Woronin! Jest! Gelesku! Jest! Cholina! Jest! Woroejewa! Jest! Niedopiuskin! Jest! Molczanowa! Jest! Glikman! Jest! Tamm! Obecny... Wachromiejewa! Jest! Riebrow! Jestem, jestem... Zootariewski! Jest! Grynberg! Jest! Tostoj! Jest! Aszajew! Jest! Tak... Aszajew... Aszajew... Lewitina! Jest! Trawnikw! Jest! Fiedakow!

- Prosz si odsun troch dalej... Aleksiejew! Jest! Monienkow! Jest! Rykowa! Jest! Sorokina! Jest! Kosmaczew! Jest! Kliuczyna! Jest! Ester! Jest! Zwonkowa! Jest! Troszczenko! Nie ma... Fazlejewa! Jest! Riabuszynska! Jest! Niemiowicz! Jest! Korzun! Jest! Wasniecow! Jest! Soomin! Jest! Mitiejewa! Jest! Kotomina! Jest! Znacharcewa! Jest! Ludzie, odsucie si, jak Boga kocham! Przecie nie mog czyta! Odejd pan, co si pan pcha!

Do pana, do pana mwi! Sami siebie opniamy! Stan i stoi! To tamci z tyu... Brustman! Jest! Charitonow! Jest! Bialik! Jest! Nasiedkina! Jest! Rybnikowa! Jest! Litwinow! Jest! Kazancew! Jest! Kopow! Jest! Zacharowa! Jest! Rawnicki! Jest! Sucki! Jest! Woroncowa! Jest! Gorczakowa! Jest! Lubietkina! Jest! Nowomoskowski! Jest! Priszwin! Jest! Sawostin!

- Jest! - Feldman! - Jest! - Korotajew! - Kapustina! Jest! Starcew! Jest! Karapetian! Jest! Oganesjan! Jest! putnia! Jest! Petrosjanc! Jest! Bowin! Jest! Starostina! Jest! Meged! Jest! Pozdniakowicz! Jest! Cariewa! Jest! Bubnowa! Jest! Banina! Jest! Nikodimow! Jest! Oktiabrski! Jest! Wsiaszkin!

- mud! Jest! Kropotkina! Jest! Artamonowa! Jest! Wasina! Jest! Iwanowa! Jest! Markw! Jest! Lublinski! Jest! Baturin! Jest! Karpowa! Jest! Woopasowa! Jest! Perowski!

- Wykrelamy... Sanina! Jest! Bier... Bierbutulin! Obecny! Timofiejewski! Jest! Izrail! Jest! Kusznir! Jest! Maksimw! Jest! Lityska! Jest! Kuzkina!

- Jest! - Wooszyna! Jest! Waselija! Krupienko! Jest! Dymw! Jest! Zajcewski! Jest! Bobrin! Jest! Kuzowlewa! Jest! Nikolajew! Jest! Marina! Jest! Koczubinski! Jest! Wikentiewa! Jest! Sztejnbok! Jest! Walerius! Jest! Arbuzowa! Jest! Kiprienski! Jest! Zamusowicz!

- Wykrelamy... Wasina! Jest. Mamiedow! Jest! Kruzensztern!

Jest! Trawczenko! Jest! Kazakowa! Jest! Blinowa! Jest! Grska! Tak... tak... teraz Baenowa! Jest! Triegubski! Jest! Starkiewicz! Jest! Kaniewski! Jest! Rochlina! Jest! Berberw! Nie Berberw, tylko Berbetow. Tu jestem. Tak... Sawostin! Jest! Pinchus! Jest! Koogriwowa! Jest! Tropaniec! Jest! Diukowa! Jest! Woskresienska! Jest! Gitowicz! Jest! Kobrina! Jest! Szapkin!

Jest! Muchanow! Jest! Kotko! Jest!

- Izwiekowa! - Jest! - Szerszeniewski! - Jest! - Isakowa! - Jest! - Jaboczkina! - Jest! - Jusarow! - Jest! - Kiri... Kiribiejew albo Kiriejew! - Kiriejew. - Ambarcumian! - Jest! - Diewuszkina! - Jest! - Makarenko! - Jest! - Tostikow! - Jest! - Iliaszenko! - Wykrelam... - Dolmatow. Dolmatow, a nie Iliaszenko. Iliaszenko jest za mn! - Jak to za panem? Aha. Tak. Dolmatow. Jest Dolmatow? -Tak. - Iliaszenko? Nie ma go? Nie ma. Poszed sobie. Tak. Choodny! Jest!

- Sznajder! Jest! Borisowa! Jest! Kostalski! Jest! Palcewa! Jest! Drunikowa! Jest! Korablew! Jest! Riumina! Jest! Postyszewa! Jest! Rabczenko! Jest! Trusowa! Nie Trusowa, a Turusowa! Jasne... Kieryski! Jest! Woakowa! Jest! Modelchajew! Aha! Waskina! Jest! Pak! Jest! Czanow!

- Wykrelimy obywatela Czanowa... Diergabuzow! Jest! Samostijny! Jest! Bugajec!

Jest! Zobinski! Jest! Tielpugowa! Jest! Salamatina! Jest! om! Jest! Triapkina! Jest! Pukiasowa!

- Zamarajkina! - Co, jej te nie ma! Diubina! Jest! Siergiejewa! Jest! Fmin! Jest! Tyszlenko! Jest! Sokolski! Jest! Izraiow! Jest! Kieraczowa! Jest! Nogtiewa! Jest! Opanasenko? Jest! Iwaszow! Jest! Krocew!

- Solodownikow! Jest! Goldenwejzer! Jest! Trepakowa! Jest! Wosk! Nie Wosk, tylko Wok! Przepraszam... Komarowa! Jest! Witkauczus! Jest! Prygonow! Jest! Tyowik! Jest! Kramer! Jest! Swietanowa! Jest! Murawiew! Jest! Woronianska! Nie ma... Dubina! Kierejew!

- Tak... wykrelamy... os! Jest! Brondukow! Jest! Ikanow! Jest! Zielionyj! Jest! Toporow! Jest! Sajuszenko!

Jest! Miedwiedkina! Jest! Bodyriowa! Jest! Klubowa! Jest! Rogaczewa! Jest! Pozdniak! Jest! Osietrow! Jest! Popowicz! Jest! Burajewski! Jest! Kogotkowa! Jest! Szuchowskoj! Jest! Koranowa! Jest! Piecznikow! Jest! Sretienski! Jest! Deribasow! Jest! Barybina! Jest! Mordatienko! Jest! Kunicyna!

- oktiew!

- Wozniesienski! Jest! Barwichina! Jest! Zwierko! Jest! Mukomoiowa! Jest! Szejnina! Jest! Lebiedinski! Jest! Knipowicz! Jest! Jelenski! Jest! opatin! Jest! Frydkina! Jest! Iwogina! Jest! Pazochina! Jest! Wiecztomowa! Jest! Darol! Jest! Wanin! Jest! Lepkin! Jest! Oriechowa! Jest! Zagiadina! Jest! Trupakow!

Jest! Tak... Trupakow... zaraz... Trupakow... Woodin! Jest! Kaniowy! Jest! Dorosz! Jest! Pitrowa! Jest! Lisuniewicz! Jest! Chwastunowa! Jest! Izmyawina! Jest! Walcewicz! Jest! Nowikowa! Jest! Basowa! Jest! Wienielis! Jest! Kortyny! Jest! Abasowa! Jest! Jurczenkow! Jest! Menasjan! Jest! Odalesjan! Jest! Gazanjan! Jest! Achmedow!

- Makewonjan! Jest! Karapetjan! Jest! Babadanowa! Jest! Kobrjan! Jest! Iwanesjan! Jest! Piamin! Jest! uktowa! Jest! Narowisty! Jest! Wichrenko! Jest! Burakowski! Jest! Koomin! Jest! Korotkowa! Jest! Jarczenko! Jest! Serdiukowa! Jest! Danilina! Jest! Machotkin! Jest! Dostigajewa! Wykrelamy... Jestem, tu jestem! Sucha trzeba! Zupenie jak dzieci... Awerczenko! Jest!

- Dobrynin! Jest! Kamski! Jest! Bolszow! Jest! Chitrow! Jest! Osokin! Jest! Korczmariowa! Jest! Drobilin! Jest! Gruszko! Jest! Piwowarowa! Jest! Wantrusow! Jest! Koczijew! Jest! Dubinska! Jest! Szmidt! Jest! Czerpakw! Jest! Douchanowa! Jest! Kropotkow! Jest! Sajuszewa! Jest! Pokrewski! Jest! Zimianin!

- Nie ma... Borodina! - Jest! - Sochnienko! - Jest! - Bodyriow! - Jest! - Gerasimowa! - Jest! - Nikoajenko! - Jest! - Gutman! - Jest! - Aleksiejew! - Jest! - Troszina! - Obecna! Odesza na chwil... - Zaborowski! - Jest! - okonow! - Jest! - Suchaj, my pilimy z tob przed chwil? - Aaa, tak, tak... A bo co? - Ju ci wywoali? - Tak, wszystko w porzdku. - Suchaj, a nie chciaby dola? - Dola? - Aha. Ja mam trojaka. Moe kupimy monopolow na dwch? - Na dwch? A nie za ostro? - Jakie tam za ostro! Teraz kiepsk robi. Coraz sabsz. - A mnie si zdaje odwrotnie - wci mocniejsz i mocniejsz. - Zawracanie dupy. No to jak? - Sam nie wiem... - Oni tu jeszcze godzin bd wywoywa! A pniej jest przerwa obiadowa! Idziemy, co si amiesz! - No to idziemy. - Patrz, kurwa, ile ludzi... ani si przepcha... - To chod, tdy pjdziemy...

Aha... Przepraszam, mona przej? Mona... Co za menda, widzisz, stoi i pi, kurwa. A co mu tam... Teraz jak raz ludzi mao, szybko kupimy. A moe i do arcia co wemiemy? Ty co - godny jeste? Nie, po prostu nie lubi pi pod manufaktur. Moemy, jak chcesz. Chodmy tamtdy. Ale duszno, kurwa. Rzeczywicie duszno. A tam sprzedaj arbuzy. Tam? Aha. Pod budk. Dlaczego oni pod samym przystankiem... Wszystko jak jeden chuj... Jeszcze ktry wpadnie pod trolejbus... Jasne... A twj kumpel gdzie? Waka? Diabli go wiedz. Gdzie si urwa... Uwaaj... Aaa... to nic. Niech on uwaa jak jedzie. Oni teraz nie za bardzo uwaaj. Nauczymy. No i co, trafilimy w to samo miejsce? W to samo. O, nie ma adnej kolejki. Dobrze mylaem. Faktycznie. Dawaj fors. Masz... Suchaj, a moe przez ten czas kupisz co do arcia? Dobrze. Aby nie za duo... Aha... To ja id... tam wszystkiego pi osb stoi... Dobra. Przepraszam, tam jest nabiaowy?

Tak... Tak... co by tu kupi... pani ostatnia? Tak. Ja pjd do kasy i bd za pani. Dobrze. Wic... trzydzieci deko sera... Jakiego? A jaki jest? Rosyjski, poszechoski. Rosyjskiego. Dziewidziesit. Co jeszcze? A kiebasy nie ma? Dzisiaj nie ma adnej. W takim razie dwie butelki kefiru. Jogurtu. Kefiru nie ma. Wszystko jedno. Rubel... rubel czterdzieci sze. Prosz. Reszty pidziesit cztery. Taak... a co oni tam jeszcze... ja za pani? Tak. Kiebasy, znaczy si, nie maj? Nie ma. Jasne. P kilo masa i czterdzieci rosyjskiego. Przepraszam, a pieczywo daleko? Po drugiej stronie. Prosz... Trzy mleka... Tak... dla pani? P kilo masa, mleko i p kilo rosyjskiego. Katia! Za mleko ju nie przyjmuj! Skoczyo si. Ale dla mnie wystarczy. Dla pani wystarczy... prosz... Dla mnie trzydzieci rosyjskiego i dwa kartony mleka. W kawaku, czy pokroi? Prosz pokroi.

- Tak... maso... - To jest przepraszam! Dwa jogurty! Pomyliem si. - Nie trzeba si myli... na. - Dzikuj. - Kupie? - Tak. - Ja te wziem. - Warto by chleba... - To chodmy tam, kupimy. - Szybko poszo. - A jak... - Wziem jogurt zamiast mleka. - Normalka. Mleko teraz zawsze skise. Jogurt lepszy... - No i po co si rozpycha? - To od bombardowania, kurwa. Do tej pory jej nie przeszo... - Tari-ra-ra-raam, tari-ra-ra-raam... - No to id po buk. - We ca. - Aha... - A ja posiedz na awce... - Przepraszam, tam pan kupi jogurt? -Tak. - A kiedy maj przerw? - Pewnie od pierwszej do drugiej. - Jeszcze nie zamknli? - Zdaje si, e nie. - Guli, guli, guli... - Pani im regularnie sypie? - Jak wypadnie... - O jaki cwany... o ten, ten... - Guli, guli, guli... - Lecie, lecie gobeczki... tari-ra-ra-ra-ra-ra-raaam... - Guli-guli-guli... - Lecie, lecie gooobeczki... - Potrzymaj. - Szybko. - Trzeba umie.

- Patrz, ile gobi. - Aaaa... tylko zaraz roznosz. - O tam chodmy. Gdzie te awki. - Dobra. - Hop - la... we ode mnie jedn. - Te gobie to na festiwal hodowali. Podobno wtedy nad stadionem ca chmar wypucili. A one albo ze strachu, albo z czego innego zaczy paskudzi w powietrzu. Prosto na gowy. - Normalka. - Taka chmura lata nad stadionem i sra, kurwa. mieszne. - Kto dobrze nie pomyla... - A na dole cigle pieni piewaj. A potem to te gobie, wiesz, takimi wentylatorami no, turbinami odsysali. Straszne mrowie ich si namnoyo. Zdychay, mierdziay. Rozmaite epidemie... - Teraz te ich jest duo. - No, gdyby wtedy zobaczy... co, ta bdzie dobra? - Dobra. - Ot, tu jest przyjemnie... - Bo w cieniu. Daj, to otworz. - Aha... - Och ty... kurwa twoja... - Nie daje si? - Da si. Nigdzie nie ucieknie. - Ech, gazety nie mamy... - A ty rozpakuj ser, i na tym papierze... - Susznie. - Pij pierwszy. - Ju. Dobra... twoje zdrowie aach... - Przegry. - Chaaa... paskudztwo... - Wicej nie chcesz? - Nie. Wystarczy. Wypij reszt. - Aha fuuu... - I gdyby tak wdk pdzili nie z trocin... - No wanie. - Bierz jogurt. - Aha... hopla zimny...

- Aha

dobry... we sera

normalka - Jeszcze do tego pi mi si chciao... - Mnie te aaach... i w porzdku... - A rzu j tam. - Aha. - Fajnie zapija jogurtem. - Ja te pierwszy raz sprbowaem. - Dobrze gasi pragnienie. - Tak. A najwaniejsze, e wiey. - Aha... - Zjedz ser do reszty... - Aha... - Jadalny chocia? - Ser? - Aha. - Tak. Ten jest normalny. Teraz gwniane robi. - Tak. I kiedy rosyjski by lepszy. - Aha. - Hop, hop... jedziemy na raki... - Butelk trzeba babuli zostawi. - Zostaw. - No to bywaj. Ja ju pjd. Dzikuj za towarzystwo. - Chyba tak. ona czeka. - Ja te pjd. - No to idziemy. - Zapal sobie... - Dzikuj... aha... Jawa", niele... - Najlepsze ze wszystkich, to pewne. - No chyba. - A tam, by moe, jeszcze list sprawdzaj. - Moliwe... o, kurwa... - Ale wymyli... - A co takiego. Ja na przykad kiedy sobie id, a tu na rodku chodnika stoi chop i si odlewa.

Ten chocia dwa kroki zrobi. Aha. Nie, ju wracaj... skoczyli sprawdza. Aha... Poczekaj, niech przejedzie. Czego to tak strzela? Nala do baku jakiego gwna i dlatego... Pewnie tak... Gdzie to lez... ochujeli ze wszystkim... Jako powoli id. A dokd si maj pieszy... O, s moi, to ja ju pjd. Dobra... Przepraszam, a Lena nie wrcia? Jaka Lena? No, ta co tu staa. Gdzie - tu? No, przed pani? Przede mn stoi mczyzna. Jake tak? To gdzie ja stoj? Nie wiem. Ale ja tu przecie staem! Pan tu nie sta! Co za bzdura! Jaki pani ma numer? Tysic sto szesnacie. Och, przepraszam. Mylaem, e tu stoj. Zdarza si. A gdzie ja... Pewnie gdzie tam. Tak... No czego stane? Stoi jak sup. To we, obejd dookoa. Czego? Niczego. Baran... Chuj rybi. Moe dosy tego, mody czowieku?!

A czego, co to on obej nie moe? Uchla si, a potem wyraa... Kto si uchla, kto? Ty si uchlae! Sama si uchlaa. Cholerny chuligan! Sama jeste chuliganka... jaki pan ma numer? Tysic dwiecie pierwszy. Aha... ju bliej, to znaczy gdzie tu... Kolego przepu mnie... Czego stoisz na drodze? To nic... przepraszam... Odejd std wreszcie! Czego? jak to - odejd? Ja szukam swojej kolejki. Stoi i stoi. Ktry pani ma numer? Niektry... pijak cholerny... Gdzie ty si tak zaprawi? Odpierdol si... Jak to - odpierdol si? Czego przeklinasz? Spadaj, chuju! Ja ci poka... poka! A id ty... swoocz... A pjd... pjd... Co wy tam... ludzie! Suka jebana... cierwo... Ja ci... A no, rozdzieli ich! Sierioa, rozdziel ich! Menda, kurwa... suka... Uspokj si, pijany idioto... Zajebi, kurwa... no, podejd tu cierwo... Ej, kolego, we si, uspokj! A my zaraz milicj zawoamy! Menda, kurwa... suka... Id std, syszysz? Menda, kurwa... Ty gdzie stoisz?

mierdziel, kurwa... Id std! Bo ci na milicj zaprowadz!! Zasraniec, kurwa... Syszysz, bohaterze, id std... Te mi... oj, kurwa... aaa, tu s moi... Taki upa, a jeszcze pij... Witam... ja tu gdzie... Cze. Gdzie ty zdy? To nie wane... yk... Twoja koleanka jako nie wrcia. A... Bg z ni... yk... A przy sprawdzaniu bye? No a jak... yk... byem, a jak... Dlaczego pan pije w taki upa? A ja nie piem... yk... To bardzo niezdrowo. Niech mi pani powie... yk... a jak tam? Gdzie tam? No, ile... yk... tam normalnie? Co? Czy sprzedaj? Tak. Starczy dla wszystkich. No to dobrze... yk... dobrze... oj... Trzymaj si. To nasze podwrko? Nie, nastpne. Teraz caa kolejka bdzie na podwrkach. E... dlaczego... to... yk... A bo tak lepiej. I cisk mniejszy. Tutaj... tutaj... Gdzie... yk... Tutaj... no stje ty prosto... Oj... co to takiego... yk... Id tam, tam, do cienia... A moja awka? Tam, tam jest awka. Tak... yk... to nie moja... Id nie dyskutuj...

Czego... bo ja tu musz. Id, tam bdzie lepiej. Gdzie? O tu. Usid i odpocznij. To nie jest awka... tu jest peno trawy... yk... Nie szkodzi. Posied tu. jeszcze czego... yk... yk... oj, kurwa... Sied tu, sied. Czego... Po si i odpocznij... Na chuj mi, kurwa... Tu jest dobrze. Po si. Uch ta... oj, kurwa... fuuuu... No wanie. Przecie lepiej dla ciebie. Oj, kurwa... Widzisz, jak dobrze... no to ja pjd. Oj, kurwa... fuuu...

- Prosz pana. Prosz pana... prosz pana! - Ffuu... co... co si stao... - Prosz pana! - Czego... czego... co... - Prosz pana! Prosz pana! - No, czego chcesz? - Niech... niech pan wstanie, dobie? Bo on tam ley... - Kto ley?... fu... - Pod panem ley mj samochd. - Jaki samochd? - Wywrotka. - Jaka... kurna... fuuuu... - O ta. - Kurna... no to zabieraj... fuuu... o, Boe, a ktra to godzina? - A ju mylaem, e zgubiem. - Suchaj, nie wiesz ty, ktra godzina? - Nie wiem. - A gdzie ja... aaa, s... fu, do diaba, cay w piasku... - Z tyu te si pan ubrudzi. - Z tyu... do diaba... - A ja mylaem, e j wtedy zgubiem. - Co? - Wywrotk. A ona bya pod panem. - Z tyu jest jeszcze? - Troch. Na plecach. - Do diaba... a teraz? - Troszeczk. - Cigle? -Aha. - A teraz? - Teraz czysto. - Fuu... jaki upa... kurna... cay mokry... - Prosz pana, a ci panowie, ktrzy siedz, to po co oni siedz? - Siedz... fuu... oj... kurwa... - No po co? - A tam si nie ubrudziem? - Niee. Po co siedz?

Na pewno nie jest brudny? Niee. Po co oni siedz? Fuu... syszysz... a to co... o, do diaba i tutaj te? Po co? Tak. Gdzie to ja... kurna... przespaem wszystko na wiecie... Po co siedz, prosz pana? Odczep si... towarzysze! Ktre numery tu siedz? Tysic szeset czterdzieci. Niech to diabli... A co, kolejk zgubie? Tak... tego... tam... To ty tam spae? Do diaba, a gdzie oni s? Kto? No, inni... inne numery? Poszli ju std. I ju kupili? No, ja nie wiem, ktry miae numer. Tysic dwiecie trzydzieci pi. Uuuu... to gdzie daleko. Na przedzie. Tam? Tam. Dzikuj... Ja te pjd. A po co? Tam moja ona stoi. Aaaa... Ona jest tysic trzysta pitnasta. Jeszcze nie. A daleko stoi? Ze trzystu przed ni. To znaczy, e przede mn mniej. Tak. Przed tob nie wicej ni dwustu. Za ostro dae sobie w szyj? Troch. Jaki alkoholik mnie namwi... Duo wypilicie? Flaszk we dwch. A przed tym jeszcze troch.

Rzadko pewnie pijesz. Tak. Waciwie wcale nie pij... uch ty, jak si rozcigna. Tak. Teraz siedz podwrzami. Zdaje mi si, e przedtem byo jako inaczej... Inaczej. A teraz tak? Tak. Jasne... oj... Uwaaj. Moe by tak twarz umy. Zimn wod. Taak. Trzeba. Przegrzaem si na socu. Wdka w upa - najgorsze co moe by. Taak. Mj przyjaciel kiedy tak si napi i gotowe - wylew. Aha... to tam? Tak. A gdzie tu si mona napi? Tam dalej s automaty. Automaty? Automaty. To dobrze. Teraz id tam. Gdzie dalej s twoje numery. Tak, tak... Prosz pani, to nie pani torba? Nie. Czyja to torba? Przepraszam, ktry ma pan numer? Tysic trzysta dwa. Dzikuj. Czyja torba? Stoi i stoi... Dzieci, nie biegajcie tu! Chod, zagramy sobie. Tu, czy gdzie? Na teczce bdzie wygodnie. Tam dalej jest jeszcze podwrko? Tak. To na prawo?

- Na prawo i na lewo za placykiem. - Idcie std wreszcie... - My nikomu nie przeszkadzamy... - Fu... ty... - Wierka! Chod tu! - Suchaj, masz moe dziesi kopiejek? - Dziesi kopiejek? - Aha. Poratuj nas. Akurat zabrako. - Oj, dzikuj... Ty co, na kacu? - Troch. - No to chod z nami. Golniesz klina. - Nie, nie mog... - Pietia, mam, idziemy... - Przepraszam, ktry pan ma numer? - Tysic dwiecie siedemdziesit pi. - Dzikuj... aaa, tu s moi... - Woodia, zostaw tego chopca! - No, nareszcie was znalazem... - Aaa... Cze! Gdzie si tak uwini? - Uwini? - Popie troch? - Tak. Niewiele... no co tu sycha? Prdko kupimy? - Teraz ju prdko. - Ile przed nami? - Ze dwustu pidziesiciu. Nie wicej. - To dobrze... - Czym si ubrudzie... - Dzikuj... tak... masz ci los... - A twoja znajoma jako nie przysza. - Nie przysza? - Niee. - Pewnie jej co wypado... albo stao si co... - Siadaj... posucie si, chopak usidzie. On tu sta. - Dzikuj... - Teraz caa kolejka idzie podwrkami. Milicja kazaa wszystkim sta po podwrkach. eby nie przeszkadza na ulicach. - Jasne...

Praktycznie zostay nam dwa podwrka do odsiedzenia i koniec. A szybko idzie? Tak. Tam jest czterech sprzedawcw. Czterech? To dobrze. Tak... Mody czowieku, przepraszam pana, ale tak mi wygodniej... Prosz, prosz bardzo... O, dzikuj... jak dobrze... a wie pan, tu pan ma troch piasku... Aha... tak... Fuuu... dobrze, e cho troch si zachmurzyo. Niedugo zacznie pada. Zapowiadali burz. Niech pani postawi tutaj. Dzikuj. Woodia! Chcesz kanapk, Lusia? Chc. A to zawsze tak. Sobie wszystko co najlepsze, a nam fig... Aha... A oni ganiaj i ganiaj. Cay dzie! Tylko im pika w gowie... Woroncow jego nazwisko... Woroncow... Dzikuj... dzikuj... No co za skandal... po prostu drastwo... Myl, e ona zaraz podejdzie... Moliwe... Woodia! Do kogo mwi! Niech si pani nie krpuje, co tam... A nie sprawdzali listy, kiedy mnie nie byo? Nie. To dobrze... Co prawda, duo ludzi odeszo, a swoje nazwiska oddali innym... Jasne... Tu ju i spekulanci si pojawili. A gdzie ich nie ma... Podobno miejsce w pierwszej setce kosztuje pitnacie rubli. Niele. O Boe, jak mnie boli gowa... Przegrzae si?

- Troch... - yo si biedniej, szkoda gada, ale jako yczliwiej... ludzie byli dobrzy. A teraz kady tylko pod siebie zagarnia... - wietana Jakowlewna. - O jak adnie. A ja - Igor Iwanowicz. - Te nie najgorzej. - Woodia! - eby go tylko obuzy nie pobiy... o, o, lataj jak nieprzytomni... - A szybko przechodzimy? - Wie pan, teraz przechodzimy podwrkami. - Susznie. Po co awkami, kiedy mona podwrkami... wygodniej... - Wygodniej... - Bydo, kurwa... - Zajam za nim, przychodz, a on mwi - pani tu nie staa! No prosz! - Gupi jaki. - Nie gupi, tylko po prostu chuligan... - Okruszki wsyp tutaj... na papierek... - Jednak ciko jest sta. - To podwrko jeszcze ujdzie. A na tamtym wszystkie awki poamali... - Sierioa, nie id tam. - A ja nie id... - Teraz ju niedugo... - Ju si baem, e wszystko wykupili. - Nie szkodzi, dla nas jeszcze wystarczy. - Wystarczy... wystarczy... - Pracowaam tam bardzo krtko... - No, to nie najgorsze miejsce. - Oczywicie. Tylko nudno tam okropnie. - Woodia! No co za paskudne dziecko! - A ja widziaem zabawn scen w domu towarowym... - Tak? - Stoi gigantyczna kolejka. A na ladach - pusto... - Pusto? - Pusto. I wida przez szyby jak paczkuj parwki. Ca gr. - Tak...

- A potem ca t gr na lady! - Ico? - I jak ryby piranie! Raz, raz i nie ma nic! I znowu pusto, a kolejka stoi spokojnie, tak spokojnie... - A ja widziaem jak kobiety biy si kiebas. - Kiebasa bardzo wygodna... ha, ha... - Tak gotowan, za dwa dziewidziesit... - Ha, ha, ha! - Posu si, to on usidzie. - Masz zapali? - Mam... bierz... - Dzikuj... - Z dzianiny... - Aaaa... to dobrze... - Pomidory tylko tam. Tu nigdy ich nie ma. - Rostow" - w porzdku. Ma specjalny kana. - A co to jest? - No, kiedy przegrywasz, moesz sucha, jak si nagrywa. - Normalnie... - Mendelson. - A mnie si zdaje, e Weber. - Nie. Pie bez sw". - Sieni, daj mi chleba... - Masz... - W porzdku. - Oj, osa... odpd j... - Nie bj si, nie ugryzie. - Oni sami tego chc, rozumie pan?! Sami! - Przesuwa si, przesuwa, prosz... - To jeszcze nic. Bywaj duo wiksze... - O, przyszed. - Dla mnie malutko. Tylko na sprbowanie. - Nie pieszy si wcale... dziwak... - Sharp" te daj Boe zdrowie. Trzydzieci wat. Kosztuje trzy paczki, jeli nie wicej... - JVC" te ma trzydzieci wat. Radio a jake, wszystko jak trzeba... - Stary dowcip...

Woodia! A ja nie dla siebie kupuj. Syn prosi. Odsuguje wojsko. Zwyka kanalia... W yciu nie napisz! Dlaczego, mog napisa. Teraz, jak si wzili za spekulantw... Aaa... im to zwisa... A chuj z nimi! No dobra, nie ma o co... Kurna, stao, nikomu nie przeszkadzao...

- Wala, Wala... - Taki stary, no okropnie stary... - A za modego nie chciaa? - Ona przecie umie liczy. - Teraz wszystkie porobiy si takie cwane dupy... nie, eby z mioci, jak w dawnych czasach. - A gdzie tam... wszyscy goni za mod... - Jedna chujoza i tyle... - A Bochin tylko si na obron oglda. I cigle by niezadowolony. Nic mu nie pasowao. - Gra trzeba umie, to jasne... - A co najbardziej zdumiewa - z dwustu pidziesiciu milionw nie potrafi wybra dwunastu, ktrzy umieliby kopa pik! - A im to zwisa. Teraz nie ma ju prawdziwych trenerw. Tylko rni karierowicze. - Zgadza si... - A przykro byo patrze... - A.... Ozierow, ten debil gada i gada... nasi chopcy! Nasi chopcy! Debil... - Wszystko zaley od kolumn... - Zwyczajny dra. - Taki jestem zmczony... nie do wytrzymania... - Nie. Skriabin z Rachmaninowem razem koczyli. Tylko, e Rachmaninow dosta wielki zoty medal, a Skriabin may... - No, to niezasuenie... - Kasety BASF s lepsze. Ciesza tama... - Chuj...

- Wiktorze Nikoajewiczu! Niech pan idzie do nas! - Ciko go sucha... strasznie si jka. - Tari-ra-ra-raam... - Dopiero co wrci z Ameryki. - No i jak tam? - Rozmaicie... Wysoka przestpczo. Po smej nie sposb wyj... - Peno wszystkiego. Ale pracowa musisz jak w. - Oczywicie. Nic nie ma za darmo. - A u nas mona spokojnie spacerowa... choby ca noc. - Nie powiedziabym. W naszej kamienicy w cigu trzech lat - dwa morderstwa. eby ograbi. - No, to przypadkowy zbieg okolicznoci... - Aha! Przyjemny zbieg okolicznoci. - A przede wszystkim Amerykanin wiecznie czego si boi e go z pracy wyrzuc, e kto mu zgwaci on, e mu ukradn samochd... cigy strach... - Za to u nich nie ma takich kolejek. - Tak. Kolejek nie ma. To prawda. - U nich harowa trzeba, a u nas moesz pijany przyj do roboty i nic. - Aha... - Beatlesi, to jasne, ale oni ju si skoczyli. Teraz s ciekawe zespoy. Police", Led Zeppelin", Stonsi" te czasem niele daj... - Normalnie. - Ale samochody maj wietne. Samochody, drogi, technik... - To jasne... - pa, pa, a si dopa - pierdoln z czwartego pitra... - Khe... - Rzyga si chce. Rzyga. - Tari-ra-ra-raam.. - Podwjny album. A potem wypucili jeszcze koncertowe i si rozpadli... - Pyszni si swoj wolnoci, fakt. e Reagan jest kretyn mona krzycze, a e twj szef - nie wolno. Wylecisz z roboty. - Aha... - Chuj, kurwa chyba z kilometr. Ona od tego piszczaa, kurwa, jak wydra...

- A ja wol Stonsw". - I ugotowa, i to i tamto. Wszystko zdy... - Naj, naj. Prosto w dziesitk. - Mj przyjaciel te mi opowiada, ja, mwi, jak wo kobicie, to ona od razu w pacz. Diabli wiedz dlaczego... - Dobrze, e si w por obudziem. - Gwno. - Wytrzyj po sobie, wytrzyj... zobacz, ile rozlae... - Diabli go wiedz. Szef, jak szef... - Chod do mnie. - Razem z Jaszynem. Co najmniej. - No, to chyba przesada... - Co najmniej! - E, tam... - Sprzedawczyni na cay sklep - czyj paragon, towarzysze! A on milczy, cierwo... - Powiesi go za jaja za taki numer... - Ja to bym normalnie, rozstrzeliwa... - Woby nigdzie nie ma. - Tam dobrze si yje takim, co maj pienidze. A biedni, prosz bardzo, pokazuj ich w naszej telewizji - pi na trotuarach... - E tam, u nas pokazuj. A ty im wierzysz... - Bya jeszcze niewinna. Pakaa, nie chciaa. Namwiem... - Khe... - Chujowa pyta. Graffitti" lepsza... - Kurcz si po praniu... - Bardzo? - Normalnie... - Nie, krwi byo nieduo. Za to potem mwia, e boli, kiedy j wali drugi raz... - Ale w GUMie bya po nie kolejka... - Dua? - Nie bardzo. Koleanka zdya kupi. - Nikt nie zgadnie, gdzie rzuc... - Aha... - Rubel czterdzieci trzy... - Tak tanio?

- Tak. - Podobno Zeppelinw" rozstrzelali na koncercie. - To lipa czystej wody. Wszyscy yj. - Perkusista im umar, tak mwi... - Nie syszaem. - Sodziutka dziewczyna, powiadam ci... - Normalna, tak? - Taka ruda, delikatna. Pod pachami tak sodko pachniaa... - Pity zrobiem rysunek, a on obla mnie na konsultacji. - Co si stao? - A, mwi, na takich supach to si w ogle nie utrzyma. - Kretyn, kurwa. - Jak mu pod nos podsuwam obliczenia, a on si mieje... - Sami debile siedz... w tym instytucie... - Rano pakuj walizk, a ona w pacz. Nie mog ju bez ciebie, powiada. - A ty co? - No, uspokoiem j, daem troch pienidzy. Obiecaem, e jak tylko przyjad na delegacj to od razu do niej... - Wicej nie pojechae? - A skd. Do takiej dziury normalni ludzie raz w yciu jad. Taka prowincja... - U Heepw lubi pity. Tam przynajmniej daj po caoci. - Organy maj mocne. - Organy i wokal normalny. - A kto jest ich liderem? - Box? - A na organach Hensley? - Hensley. - Stalimy, stali - i masz tobie... - Tak szybko? - Aha... - Ja te dawno nie pierdoliem... - eby pniej dziecko... To trudna sprawa. - Zdaje si, e go drukowano w Junosti". A potem wyszed w ksice. - Ciekawy? - Tak. Normalny krymina.

- A Strza w plecy" czytae? - Niee. - Te niezy. O morderstwie. Tam przyjaciel go zabi. - No tak, teraz tu bd biega. - Kiedy bdziemy przechodzi, nie wie pani? - Nie wiem. Tamci powinni nam powiedzie. - Aha, powiedz... - A ja mam w dupie Trusowa, czego ty straszysz... - Wolontariusz. - Aha... - Gaki takie niby z brzu. Przeszklona... - Pierdo... - A moe tak przestanie si pan rozpycha! - A kto si rozpycha? - Ty si rozpychasz? - Kto si rozpycha? - Wanie ty si rozpychasz! Posu si! - Prosz bardzo. - Usiad prawie na kolanach i siedzi sobie... - Podobny do niego. - Takich trudno zmusi, sama pani rozumie... - Rozumiem... - Uaaaa... fuuuu... - Tari-ra-ra-raaam... - Chod pobawimy si. Rzucaj! - E tam, nie chce mi si... - Zmczony jeste, czy co? - Nie, nie zmczony. Po prostu mi si nie chce. - Taki may, a nie chcesz si bawi? - Nie chc. - Gdzie by tu si wysra, co... - A id za te pojemniki i sraj. - Masz moe kawaek papieru? - We gazet. - Tam te nie za bardzo... -Tak? - A tak. Zanim podadz, zanim co...

Beatlesi to klasyka, jasna sprawa... Przez Siergieja Antonowicza. Zgodzi si? No, nie za darmo rzecz jasna. Zaatwili? Zaatwili. A teraz jak? Stoi sobie normalnie. Ja te na takie poluj. One bywaj w wiecie". Fajny chopak. Chodziem z nim do szkoy. Tam jest dobrze jecha jesieni... owoce, warzywa... A na chuj mi brzowa? Ja chc szar. A mnie kolor jest obojtny. Tari-ra-ra-raaam... Moe ju zaraz przejdziemy... Tylko ten zosta? I za nim jeszcze troch. Pamita pani, tu staa kobieta? Ubrana na czerwono? Tak. Ona gdzie odesza... Odesza? Aha... Kurna, co ty w kko powtarzasz - nie wolno, nie wolno! A chuj - naprawd nie wolno... Wolno! U nas wszystko wolno! No, to oni nie sprzedadz ci i tyle... Dam kademu dych - sprzedadz... Mog nie sprzeda... Sprzedadz, kurwa... Tania, id zadzwo do mamy. A ty tu posiedzisz? Tak. Soce zaszo - mamo, patrz jaka chmura... Zaraz bdzie burza. Tak... jak szybko si zaciga...

O, idzie ta kobieta. Przechodzimy? Chyba tak... Towarzysze, przechodcie na nastpne podwrko! No nareszcie... Walia, wstawaj... Woodia, chod do mnie! Przechodzimy. Przecie mwiem, e pjdzie szybko... Chopcy, pobudka! Tam stoi, we... O kurwa, jak mi nogi zdrtwiay... Op... op... Tylko bez popiechu... gdzie lecicie?! Ale rozkopali. A tu wszystkie podwrka rozkopane. Kabel kad.. Tu jest przejcie. Aha... Sierioa, pom... Daj rk... Tdy, tdy... gdzie ty... Tamte awki? Tamte... Nie pcha si! Czego si pchacie?! To nie my... Sam si pcha, durny cap... Siada wedug kolejnoci... Tu jestem, Sasza! Ale zagrzmiao... Boe, jak ciemno... Zaraz lunie... Od tygodnia nie byo deszczu... A moe przejdzie bokiem? Co te pani! O, jak pociemniao... i chodno... Tak. Bdzie burza. Bdzie... Zasraniec rozpierdoli si, kurwa, a ja poszedem.. Kropi... koniec. Idziemy na klatki... Witek...

Uuu... wstawa... Saszka! Idziemy... Szybciej si ruszaj! O kurwa... ma... Uciekajmy, prdka! Woodia! Chod tu! Ty wstrtny smarkaczu! Ale chlusno! Uciekamy! Oj... eni... eni... Tutaj, tutaj! Gdzie lecisz?! Tam za daleko! Suka... Do nas, Wiktorze Pietroiwiczu! Uuuch, matko kochana... Waka, dup w troki... Kurna, posiedzie nie mona... A do tej jest bliej! Aha... Taak. Prosto tutaj! Prdzej, prdzej! W mord jebany... suka... Saszka, trzymaj si... Nie straszny nam ni mrz, ni spiekota... No to jestemy. Bardzo pan przemk? Niee... to nic. A jak szybko, co? Patrz, patrz jak leje! Oj! Ale ulewa... Patrz, patrz! Prawie biao! Uuu... to na duej... Patrz, patrz, jak... Aha... Bardzo jestem mokry? No, mody czowieku, dlaczego pan tak... Fuuu... oj... ledwie zdyem... fuuuu... Co tam pana zatrzymao?

- Fuu... bardzo, prawda? - Tak... do suchej nitki... - Fuuu... ale deszcz... fuuu... - No dosownie jak z cebra. O, jak leje. - Fuuu... oj... - A niech pan idzie na pierwsze pitro, zdejmie koszul i wykrci. - Fuuu... trzeba bdzie... fuuu... - Jak w tropiku. - Aha... - Mog pomc, chce pan? - Nie... fuuu... dzikuj... - Deszczyk, deszczyk... - Fuuu... oj, kurwa... tutaj, czy co... - Po prostu niech pan idzie na gr... - Aha... fu... kurwa, jak ciemno... -Oj! - Uch, ty, przepraszam bardzo... - Oj, jak pan mnie przestraszy... co za koszmar... - Przepraszam... strasznie zmokem... przepraszam... - Oj! Pan cay byszczy... gdzie pana tak? - Tutaj. Ja stoj w kolejce... i tak mnie dopado. - Aaaa. Rozumiem. Niele pan wymk... - A pani te z kolejki? - Nie, ja tu mieszkam. - Aaa... - Wyszam zapali na schody. A tu widz topielca. - Podobny jestem? - Bardzo. - Taak... nie ma pani przypadkiem papierosa? - Znajdzie si. Chodmy. - Jestem cay mokry, lepiej tutaj... - Chodmy. Po co ma si pan trz na schodach. - Dzikuj... - Zaraz, tylko poczt wyjm... aha... pisz. No dobra. Idziemy. - Bardzo adnie obite... - Podoba si? - Tak. Eleganckie drzwi...

- Niech pan wchodzi. - Moe lepiej nie, w takim stanie... - Niech si pan nie krpuje, nikogo nie ma. - Jest pani sama? - Mniej wicej... - Mona zabdzi... a kto ustrzeli tak pikn sztuk? - Taki jeden czowiek... Prosz... - Dzikuj... a zapaki... - Tutaj... - Dzikuj... mmm... dzikuj... - Prosz wej dalej. - O nie, wol nie ryzykowa. - I co, bdzie pan sta w przedpokoju? - Nie o to chodzi, cay jestem mokry... - Wie pan co, prosz i do azienki i zdj koszul. A ja j wysusz elazkiem. - Co te pani... z jakiej racji mam pani zawraca gow... - No, niech pan zdejmuje. - Jako mi nieporcznie... - Niech pan zdejmuje, pki si nie rozmyliam. - Naprawd to chyba nie wypada... - Niech pan si prdko rozbiera, a na razie dam panu szlafrok. - Wygupiem si z tym deszczem... do diaba... jak przyklejona... - Co, nie zdy pan dobiegn na czas? - No wanie. Zdrzemnem si chwil na awce, tak troch... to znaczy... to znaczy raczej zamierzaem si zdrzemn... a tymczasem... o jak przywara... - Deszcz, tak? - Aha. Ale nie zwyczajny deszcz, tylko potop, jak w Poudniowej Ameryce. - Haha... - Krtko mwic, rozwary si wrota niebieskie... no... zdjem... - Tu jest szlafrok. - Dzikuj... do tej pory nie wiem, jak na imi mojej zbawczyni... - Ludmia Konstantinowna. Albo lepiej - Luda. - A ja - Wadim. - Rzeczywicie... Zupenie mokra... prosz dalej...

Jaki dugi... skd on jest... z Japonii moe... Nie. Ten szlafrok sama uszyam. No, jeli tak, jest pani mistrzyni igy. Ale skd. To proste... gdzie ja podziaam elazko. U pani jest tak przytulnie... taki miy pmrok... Niech pan spojrzy, co si dzieje na dworze, std ten pmrok. Nie, ale w ogle... a czyje to obrazy? Tego samego. Ktry zabi osia. Uhm... pani m?

- Byy... - Ciekawe. Ten pejza mi si podoba... - E tam. Epigoskie malarstwo... - Nie, dlaczego. - Nie wiem. Chocia si na tym zupenie nie znam, tak mi si wydaje. - A kim pani jest z zawodu? - Ekonomistk. - Jakie to ciekawe... - Nic ciekawego. Nudy na pudy. - No, to pewnie zaley, gdzie si pracuje... - Aaaa... wszystko jedno. - Ludmio Konstantinowna, nie szkodzi, e ja tu pal? - Niech pan pali na zdrowie. - Raczej - niech pan szkodzi zdrowiu. - To ju jak pan sobie chce... - Wysokie mieszkanie. - Tak. Przynajmniej tyle... - Nie, dlaczego. Pokj jest duy. Takich si teraz nie buduje. - Tak... zaraz si nagrzeje, to panu wyprasuj... - Nie wiem, co bym zrobi bez pani... - Kolejka pewnie pochowaa si na klatkach schodowych? - Tak! Jak stado myszy. - Kiedy wczoraj wracaam z pracy, widziaam. Pan daruje, ale to jakie zdziczenie - siedzie na podwrkach. - Tak, tak, oczywicie... - Siedz na awkach jak paralitycy! Ani wyj, ani usi. Staliby lepiej na ulicy. - Tak... szkoda sw... Tak milicja zarzdzia...

- Idioci... - Bytem wcieky, e si wdaem w t epopej... - I dugo pan stoi? - Nie za bardzo... - Kolejka ogromna. Dawno takiej nie widziaam. - No, bo je raz na p roku rzucaj. - Tak. Teraz wszyscy chc y elegancko... - Oczywicie. - Troch jest ubrudzona... piaskiem albo czym... - Aaaa... graem z przyjacimi w siatkwk i upadem... - Jest pan sportowcem? - Ale nie. - A gdzie pan pracuje? - W takim pisemku. - W jakim? - W technicznym... - Dziennikarz. - Chciaem kiedy. Ale nie. Jestem redaktorem. - A gdzie pan studiowa? - Na trzech uczelniach. I ani jednej nie ukoczyem. - To znaczy na jakich? - Uniwersytet, Instytut Pedagogiczny, potem Metalurgiczny. - Tak. Niezy zestaw... a dugo? - Zaley gdzie. Na uniwersytecie - rok, w pedagogicznym - trzy, a w ostatnim dwa. - I adnego pan nie ukoczy? - Nie. - A co przeszkadzao? - Wszystko. Wszystko mi przeszkadzao. - Jak to - wszystko? - Wszystko po trochu... studiowaem histori, a potem bardziej mnie interesowaa technika. A w Metalurgicznym - przypomniaem sobie o historii. - Ciekawe... - Tak. Co moe by ciekawszego... to popielniczka? - Tak. - Zabawna.

- No, paska koszula ju jest sucha. Prosz. - Ogromnie dzikuj Ludmio Konstantinowna. - Nie ma za co. - Oj, ciemniej na dworze. Co to si wyrabia... - No, przecie od dawna nie byo deszczu. Wic jak ju luno... - Rzeczywicie... - Wadim, a co pana skonio do stania w takiej kolejce? - Dziwne pytanie. - Nie, ja wszystko rozumiem, ale kiedy latem mczyzna stoi w takiej kolejce... dziwne... - Wie pani, waciwie to ja nie stoj dla siebie, tylko dla przyjaciela. Po prostu on bardzo mnie prosi, wic kiedy akurat trafiem... - To znaczy, e umie pan by prawdziwym przyjacielem... - Nie wiem. A poza tym, nie m a m si dokd pieszy, jestem na urlopie. Nigdzie nie wyjedam... - Czemu tak? - A bo znudzi mi si ten tum na poudniu. Dziesi lat temu jedziem na poudnie i nad Batyk. - A teraz panu zbrzydo? - Tak. Postanowiem posiedzie na letnisku. - Gdzie? - Tam gdzie Prawda". Przy drodze na Jarosaw. - Aaaa... - Jest cakiem niele. Wprawdzie troch za blisko, ale co pocz... - Pan mieszka z rodzicami? - Ju nie. Kiedy mieszkaem. - A teraz? - Moja babcia umara, mam po niej pokj. - We wsplnym mieszkaniu? - Tak. - No i jak? - W porzdku. Ssiedzi bardzo przyzwoici. Mieszkam w centrum. - No to bardzo dobrze, jeli tacy ssiedzi... - Tak... pjd si przebra, jeli mona? - Oczywicie, oczywicie... - Taka ciepa... du ma pani azienk... a jaka adna glazura, to te byy m ukada?

- Tak. - Co takiego. Wszystko czowiek umia. - Powiedzmy... - No tak. Ogromnie dzikuj. Prosz, oddaj szlafrok. - Ale nie ma za co. - Tak tu przyjemnie, a nie chce si wychodzi... - No to nie trzeba. Niech pan zostaje na herbacie. I tak leje... - Jest pani niezwykle gocinna. Ale moe przeszkadzam, wadowaem si tak niespodziewanie... - Gdybym bya zajta, to bym pana nie wpucia. - Logiczne... - Chodmy do kuchni. - Dzikuj... - Wadim, a czy to jugosowiaskie? - Wanie o to chodzi, e angielskie. - Aaaa... w takim razie odwouj, co mwiam. - Za jugosowiaskimi to w ogle bym nie sta. - Wedug mnie, tak? - Tak. - A ktry pan ma numer? - No mniej wicej gdzie dwiecie pidziesity. - Troch daleko... - Daleko?! Tam stoi ze dwa tysice. - Powanie? - Tak. Siedz na podwrkach. - Aaaa. Niech pan siada, zaraz zagotuj wod. - Wie pani, ju dawno chciaem powiedzie, w tym uczesaniu ogromnie pani do twarzy. - Do twarzy? Naprawd? - Tak. Optymalny wariant. - A ja aowaam, e obciam wosy. - Niesusznie. - A oni na ulicy sprzedaj? - Tak. Tam obok sklepu stoj furgony, pod brezentem. - To znaczy, e teraz nie sprzedaj. - Myli pani? - No, kto bdzie handlowa w taki deszcz? Wszystko przemoknie.

- Ale tam jest plandeka. - Co pomoe plandeka! Niech pan patrzy, jak leje. A waszych nigdzie nie wida. - Wszyscy siedz na klatkach... - Niech pani pali. - Dzikuj... - Wci nie mog rzuci. - Do pani pasuje. I cygarniczka taka adna. - To z koci soniowej. Niedawno dostaam w prezencie. - Bardzo adna... pani pozwoli... - Merci... - Lubi pani kaktusy? - Tak. A waciwie dopiero niedawno polubiam. - Dlaczego? - Przeczytaam u Wozniesienskiego o kaktusach. Zna pan? - Tak, tak... pamitam... - Lubi go pan? - Kiedy bardzo lubiem. Teraz jako mniej... - To mj ulubiony poeta. - No c. To dobry poeta. - Na przykad Jewtuszenki po prostu nie znosz, a Wozniesienskiego uwielbiam. - A rzeczywicie ich obu razem nikt nie lubi. Albo Jewtuszenko si podoba, a Wozniesienski nie, albo na odwrt. - Nie, nie przecz, Jewtuszenko jest utalentowany i tak dalej, ale te jego wszystkie... to na lewo, to na prawo... nie, ja go nie lubi. - Tak. On gra pod publiczk. - Dokadnie. - Chocia te ma kilka udanych rzeczy. Padaj biae niegi" na przykad. - Oczywicie, e ma. Ale Wozniesienski to monolit, taki zwarty... - i zarazem taki rzeczowy. Wspaniaa poezja. - Taak... bardzo precyzyjny w odczuciach. - A jak znakomicie pisze o mioci. - Ona leaa jak jezioro... tak, tak. Pamitam. - A Tarkowski podoba si panu? - Bardzo. Patriarcha.

- A Samojow? - Te. Czterdzieste lata, trudne lata... - Dobry poeta, prawda? - wietny. I bardzo skromny czowiek. - A co, zna go pan? - Nie. Ale mj przyjaciel zna. Jedno tylko - lubi wypi. A poza tym bardzo prosty i demokratyczny. I erudyta duej klasy... - Czasem Samojow jest mi nawet bliszy ni Tarkowski. - Tarkowski jest bardziej wyrafinowany, raczej oderwany, a Samojow lubi wzloty. Lubi wzlecie cakiem po puszkinowsku... - Dokadnie. - Dwa razy s u c h a e m go na uniwersytecie. Bardzo dobrze czyta. - Dobrze? - Dobrze. Z takim opanowaniem, znaczco. - A ja dwa razy suchaam Wozniesienskiego. Raz na Politechnice, a raz w sali Czajkowskiego. - No jak? - Wspaniale! Nie jestem ju taka moda, ale cieszyam si jak maa dziewczynka! Czyta pod akompaniament organw. - Pod Bacha? - Zdaje si. I wie pan! Co za sia! Odcie na chwil wiece! A mi ciarki przeszy po plecach. - Tak, on potrafi przyku... - Wspaniay poeta... o, wanie si zagotowaa... - Cigle zapominam jak si nazywaj te figurki? - Te? Gel. - Tak, tak. Gel. Bardzo adne. - Ja je kolekcjonuj. - Wie pani, ja m a m w domu takiego lwa. Lew z geli. Mnie on jest na nic, wic go pani podaruj. - Bardzo dzikuj. - Tak kolekcj trzeba wzbogaca... - Zaraz si zaparzy... - Luda... mog do pani tak mwi? - Zdaje si, e od razu proponowaam... - Luda, a lubi pani Stary, zamek"?

- To wino? Nieze, a bo co? - No to pobiegn do waszego sklepu. Widziaem je tam dzisiaj... - Spni si pan. - Jak to? - Zegar jest za panem. - sma godzina?! Do diaba! - A poza tym - w taki deszcz, gdzie pan pobiegnie? - Do diaba... dzie niepowodze... - Niech si pan nie martwi. Zamku" nie mam, ale jest za to wgierski wermut... niech pan si troch odsunie... o tam... prosz samemu otworzy... - Jaka adna butelka. - A z tych bdzie przyjemniej pi. - Tak, tak. Pikne kieliszki... - Tak. Tu s konfitury. Chleb. Maso niech pan wemie stamtd... - Aha. Jest... - Wadim, nie jest pan godny? Bo ja nawet bardzo. - No, moe cokolwiek... - Mam tylko smaone kartofle. - Wspaniale. Kartofelki, felki, felki... - Lubi pan? - Tak. Moim zdaniem s lepsze od kadego misa. - Susznie. Ja te chc przesta je miso. - Widzi pani, jakie niskie chmury? - Tak... - Luda, a jaki to kamie, ciekawe? - To zwyczajny turkus. - Pikny piercionek. - Podoba si? - Tak... podoba... - Oj, starczy, starczy... upije mnie pan... - Przecie to bardzo lekkie wino. - Gotowe. Patelni po poowie. Zgoda? - Znakomicie. - Tak. Chyba ju wszystko mamy na stole... - Wszystko. Wszystko jest znakomicie. Luda, proponuj, ebymy najpierw wypili za szczcie nieoczekiwanych spotka. Przecie szczcia

nie mamy tak znowu duo. Wic przynajmniej cieszmy si z tego, co jest. Za spotkanie. - No c... za spotkanie... niezy wietne wino Niech pan bierze kiebas. Dzikuj. Pani pozwoli, e zadbam o pani... Starczy, starczy, Wadim... ju dzikuj, niech pan naoy sobie... znakomite kartofelki.... leje i leje co podobnego.... Uhu... mmm... nadzwyczajnie smaczne... Po prostu tam jest duo zieleniny... aha mmm mmm Mona pani nala?.... Troszeczk A teraz Luda, za pani zdrowie. Na zdrowie. Dzikuj. wspaniay wermut brr... Nie smakuje pani? Smakuje, smakuje. Ja tylko tak. nadzwyczajnie pani gotuje, Luda... mmm.... Merci niech pan je kiebas... Dzikuj mmm

mm... a za oknem deszcz. Pada dzie i noc... - A czyj to wiersz? - Nie lubianego przez pani Jewtuszenki. - Powanie? -Tak.

- No, to pewnie jaki wczesny. Wtedy jeszcze pisa niele. - Tak... no to ju.... teraz napijemy si herbaty... - Pomc pani? - Nie, nie zaraz gotowe... - Mam dzi fantastyczny dzie. - Tak? - Aha. Staem w obrzydliwej kolejce, popychano mnie, czekaem nie wiadomo na co. I nagle pij wino z czarujc kobiet... - Lekka przesada. Niech pan poda swoj filiank. - Wcale nie przesadzam. Jaki filozof, chyba Platon, powiedzia, e niedocenianie swojej urody jest jeszcze gorsze ni jej przecenianie. - Ha, ha... - Pani jest zdumiewajco podobna do pewnej dziewczyny. - Do jakiej? - No... po prostu to byo bardzo dawno. - A kim ona bya? - Razem studiowalimy. - I co? Sabsz czy mocniejsz? - Wszystko jedno... Po prostu ja j kochaem, a ona mnie. - Jednak jestem starsza od pana, wic to nie byam ja. - Jestecie bardzo podobne. Po prostu nadzwyczajnie... - Ale ja nie chc by podobna do jakiej tam dziewuchy! Kada kobieta podobna jest tylko do siebie. - Oczywicie, oczywicie... ja tylko tak... przypomniaem sobie... - Prosz si nie gniewa... niech pan bierze ciasteczka... - Dzikuj. Napijmy si jeszcze, dobrze? - Wadim, ja ju jestem pijana. - No, odrobink? - Odrobink mog... starczy, starczy! - Za pani oczy. Cudowne piwne oczy. - A dlaczego cigle za mnie?! Lepiej wypijmy za paskie dziennikarskie sukcesy. - Nie, nie, za pani oczy. - Boe, czego pan chce od moich oczu... - Za pani oczy... - Za pana sukcesy...

- Do diaba z sukcesami. Za pani oczy... - Jak pan chce oj... - Dosy. Niech pan odstawi butelk moliwie daleko... - Naprawd nie smakuje pani? - Jest bardzo mocne. - No dobrze. Pani sowo jest dla mnie rozkazem. Co prawda chciaem... - Co? - Moe nie, obrazi si pani... - No co? - Nic, nic... - Wadim, no o co chodzi? - Po prostu... chciaem zaproponowa wypicie bruderszaftu. - Bruderszaftu? - Tak. - Ha, ha, ha! Dlaczego? - No prosz, nie chce pani... - Skd panu to przyszo do gowy? Prosz, jeli ma pan ochot. - Naprawd? - Naprawd. Tylko mnie czysto symbolicznie - kropelk... - Dobrze... tak... malutko... - A dlaczego pan to zaproponowa? - Dlatego, e pani bardzo mi si podoba. - Oj, Wadim. Co te pan... - Naprawd. - Za dugo pan sta na upale i oto skutki... - Nie, nie, upa nie ma tu nic do rzeczy. - mieszne! - Jeli dla pani to mieszne, to dla mnie... no, zaczynamy? - Ju zapomniaam jak si to robi... trzeba przeple rce, tak? - Tak. Prosz wsta, a ja stan tutaj. Tu pani rka, a tu moja. - Tak. Czego to ludzie nie wymyl... - A teraz wypijmy. - Bardzo niewygodnie... - Pij oj.

- A teraz powiedz mi - ty. -Ty. - I ja ci powiem ty. Ty jeste najbardziej czarujc kobiet Moskwy. - Ha, ha, ha! Wadim, niech pan lepiej napije si jeszcze herbaty. - A dlaczego - pan? - To znaczy, napij si herbaty, Wadim. - No wanie. A tobie nala? - Troch. - Jaka wspaniaa herbata. Indyjska? - Tak. Ze sonikami. - Aaaa... - Wsypuj do tego soika. - To ten, taki liczny? - Aha... - Luda, a ty naprawd mieszkasz sama? - Nie. - A z kim? - Z Kulk. - Kto to taki? - Moja najlepsza przyjacika. - Przyjacika? - Aha. Najwierniejszy przyjaciel. Teraz jest na balkonie. - Jak to? Kto to jest? - Kotka. - O Boe... a skd takie imi? - Jeszcze u mojej babci bya taka sama. Wic ja swoj po prostu tak nazwaam. - Dziwne imi. - Nie wiem. Mnie si podoba. - A ona nie zmoknie na balkonie? - To przecie loggia. Caa oszklona. Nie zauwaye? - Nieee. - No! To gwny przedmiot mojej dumy. - A u mnie nawet ladu balkonu. - Nie szkodzi. Jako to przeyjesz. - Koczy si deszcz. - Na to wyglda.

- Wszystko jedno, dzisiaj ju nie kupi... - Na pewno wszyscy sprzedawcy pouciekali. - Tak... jak tu jednak u ciebie dobrze. - Podoba ci si? - Bardzo. Tak dawno nie widziaem prawdziwego ciepego domu... - No, no jeszcze sobie ponarzekaj... - Mwi powanie, masz takie pikne oczy... - Stara piosenka... - Mona w nie patrze i patrze... bez koca. - Chcesz jeszcze herbaty? - Nieee. Suchaj, a masz jak muzyk? - Adapter. Magnetofon si zepsu. - A moe potaczymy? - A ty lubisz taczy? - Lubiem. Ju ze sto lat nie taczyem. Chcesz? - No dobrze. Co prawda pyty mam nie najmodniejsze... - A co to ma za znaczenie... i ogromnie dzikuj za wspaniay po czstunek... - No to chod tutaj. - Stereo? - Tak. - No to po prostu wietnie... tak... ale ich duo... Mirelle Mathieu.. .Piesniary"... a to... jakich Czech... - Tak, saksofonista... - No, co ty opowiadasz - niemodne? Joe Dassin. - No, moe ta jedna... - To j wstawimy, dobrze? - Dobrze. - Tak... wczyem... w porzdku? - Tak, a potem ta dwignia... - Aha... tak... gotowe. Wspaniale piewa, prawda? - Tak. Szkoda, e umar. - Czy mog pani prosi, Ludmio Konstantinowna? - Wiesz co... czy moesz wyj na chwil? - A o co chodzi? - Potem si dowiesz. - Dobrze...

- Dosownie na minut... - No oczywicie. A ja tymczasem zadzwoni. - Dzwo, telefon w kuchni. - Aha... tak... dwiecie... dwadziecia... trzy... tak... tak... tak... tak... i taak... mama? Cze. Dzwoniem. Naturalnie. Po prostu nie dodzwoniem si... aha... tak! Oczywicie... no. To na dugo. Jasne. Do mnie? No i co? A mnie co do tego?... no, tego to nie wiem... Nie... No, a dlaczego si zocisz? To moja wina, czy co? No tak, oczywicie... Nie... e tam... nie wiesz czasem... Ale nie, mamo, Woodia nie ma z tym nic wsplnego. Powanie. Absolutnie. A skd, tak ci si tylko wydaje... tak. Tak! Ja... myl, e jutro. Pod koniec dnia. No a dokd mam si pieszy... oczywicie... aha. Ucauj ojca... aha... aha... na razie... - Wadim! - T a k , tak?! - Ju od dawna mona. - Id... O Boe... a kto to? - Ha, ha, ha! - Suchaj, jak ty to zrobia?! - No i jak? - Wstrzsajce! Przed tak kobiet naley... o tak, na kolano i... prosz o rk pani... - Ha, ha, ha! - A teraz mona pani poprosi? - A gdzie paski biay frak? - Ju leci samolotem z Parya! Pod koniec taca bdzie na miejscu! Prosz pani! - Jeste dowcipny... - Nie bardziej ni inni. - A skd. Mj byy m w ogle nie rozumia artw. - I tak si zdarza. - Kto mu co powie, a on si obraa. - No tak, to ciki przypadek. - Ja mu pniej tumaczyam. - e to byy arty! Ha, ha, ha! - Tak. Dla ciebie to mieszne, a dla mnie okropne... oj w gowie mi si krci... cakiem mnie upie... - Bardzo lubi t piosenk. Nadzwyczajna, prawda?

Aha, jaka serdeczna... tata-ra-ra-raaraaraaaam... Popatrz jak szybko si ciemnio. Tak... tara-ra-ra-ra-ra-raaam... Wiesz... od piciu lat to chyba najcudowniejszy mj wieczr. Naprawd? Tak. A dlaczego? Dlatego, e... dlatego e... Wadim... Wadim... Moja liczna... czarujca... Wadim... Wadim... li... cznoci... ... Wadim... no po co... a... Wadim... no... nie trzeba... czarowna nie trzeba Wadim no co no

- No

A tak mog? Zupenie ciemno... Jeste cudowna... cudowna... Wadim... my si przecie prawie w ogle nie znamy... licznoci... jak masz szyjk.... Wadim Wadim Ludeczko dobrze z tob mj miy aaa po co.

jak - Wadim... - No nie trzeba - Wadik

- Mj chopczyku - Tak jej nie zdejmiesz - Wadim

nie trzeba

- Poczekaj. Zacign zasony. Jeste cudowna. Zdejmij narzut... Chod do mnie... Rozepnij... zaczepio si... Tak... mj kwiatuszku... O Boe... przeklta sukienka... Tak... Jeszcze troch... Moja mia... Oj ach mj chopczyku. mj miy

chopczyk aaa - Najmilszy... Oj.... Haaa... Aachh... Haaa... Aahh... Haaaa... Ach... Haaa... Aha... mi... y... Haa... Aaach... Haaa...

Aaach... oj... Haaa... Ooaach... ach... Ha... Aaach... sone... czko... Haa. Aaach... ooo... Haaa... Aach... Wa... di... mmm... Haaa... Aaach... Haaa... Aaach... chop... czy... k... Haaa... Aaach... Haa... Ach... Haa... Aaach... Haa... Ach... ach... Haaa... Aaach... Haaa... mi... a... Aach.. mi... mi... y... mj... Haa... Aaaa! Haaa... Aaach... Haaa. Aaach.... aaa... aaa! Haa... Aaach... Haaa... ko... cha... na... Aaach... Haaa!

- Aaaach... - Haa! - Aach... - Ha! - Acha... - Ha! - Ach... - Ha! -Ach. - Ha! -Ach. - Ha! -Ach. - Ha! - Ach. -Ha! -Ach. - Ha! - Aaaa... -Ha! -Ach! - Ha! - Aaach.. oj... -Ha! - Aaach... - Haa! - Aaach... - Haa! -Ach. - Ha! - Aaach... - Ha! Oj! Aaach... mi... ty... Ha! Aaaa... aaaa! Aa! Aaaa! Oj! Soneczko! Aaaaa! Aaaa! Ha!

Aaaa! Aaaa! Oj! Aaach... miy! Aaaa! Aaaa! Ha! Aaaa... aaaaach... aaaaa... Ha! Aaaa... uuu... oooaaaa... kooo... taak... Oooj... ooo miy mj... chopaku... aaach... Aaaa... aaa... licznoci... licznoci... aaaa... Oooj... moje kocitko... oooj... Aaa.... aaa... aaa... kocham ci... Oooch... uwielbiam ci... Mia moja... Kocitko moje Mia... Zoto moje... chopaku... licznoci... Moje kocitko... Twoje piersi s po prostu czarowne... Podobaj ci si? Wedug mnie, kademu si spodobaj. Mj chopaczku... licznoci... Oj... leymy na kodrze... wycignij j... Aha... Wadik, poczekaj, ja zaraz wrc... Masz bosk figur. Jak Kleopatra. Posuchaj, chod ze mn, jak ci umyj... Boe... ja chyba ni... Chod tutaj... Najmilsza... Wa... zatkaj korkiem... Oj... jak zimno... Zaraz bdzie ciepo... Uuuu! Co za kran! Napenia w cigu minuty... posu si... Po prostu wodospad... uuuch... Daj mydo... o tam... Aha...

- Uklknij... - licznoci moja... - Trzymaj si mnie... - A potem ja ciebie umyj, dobrze? - Oczywicie... o... kochana parweczka... - Moje licznoci... - Napracowa si... biedactwo... -Oj! - Nie utop mnie, uwaaj... - Troch gorco... - Pu wicej zimnej... - Aha... o... teraz w porzdku... - Taki malutki... taki liczniutki... - Oj... - I tu... przyjemny zaktek... - Aaaach... - I tyeczek umyjemy... cay si spoci... - Oj... jakie masz delikatne rce... - I tu... i tu... - Aaach... - I jeszcze tutaj... o... - A co to za blizna, Luda? - Szko na mnie upado... i tu... - Najmilsza... - Tak... eby byo czyciutko... - Teraz ja ciebie. - Zakr wod, ju wystarczy. - Aha... - Dobrze jeste zbudowany... takie minie... - Suchaj... oj, jaka liczna... - Moje kocitko... - Jak przyjemnie... - Podobaj ci si? - Cudowne... patrz jak si przelizguj... - S twoje, kotku... - Suchaj, a moe my tutaj, co? - Ooo... co ja widz! Pojawi si kto trzeci.

No chod, najmilsza... Troje stao ich na mocie - on, ona i jego. No chod, chod... Jak, w wannie? Tu si nie uda... ja wyjd.. Moja Kleopatra... Sprbujmy tak... Pochyl si troch... o wanie... Oj... miy mj... oooch... Haaa... Aaach... Haaa... Aaach... Haaa... Aaach... Haa! Aaach... ko... cit... ko... Haaa... Aaaach... Haaa... Aaach... Haaa! Aaach... aaa... Haaa! licz... noci... Aaach... Haaa! Aaa... aaa... Haaa! Aaaach... Haaa. Ach... Ha... Aaaach... Haaa! Oooj! Aaa... Haaa... Aaach... Haaa...

- Aaach... - Haa... - Aaach... - Haaa! Ooooo... ommm... - Aaaach... - Haaa! - Oooj... jeszcze... mi... ty... - Ha! - Och... - Ha! - Aaach... - Ha! - Ach... - Ha! Oj... oj... - Aaach... - Haaa... - Aaaach... - Haaa... - Aaaach... - Haaa... - Aaaach... naj... sod... szy... mmmj. - Ha! - Ach... - Ha! - Ach! - Ha! -Ach! - Ha! - Achchch... ooo... - Ha! - Aaach... oj... jak... - Ha! - Ooooch... oj... -Ach! - Ooooch... - Oooch...

-Aha! - Aaaa... -Aha! - Oooo... - Aha! - Oj... - Aha! - Oj... mi... y... - Aha! - Aaaa... - Aha! - Aaaaa... - Aha! - Aaaach... - Aha! - Oooj... oj! -Aha! -Oj! -Aha! - Oj... oj... -Aha! - Oj... - Aha! - Oj... - Aha! - Jeszcze... aaa... -Aha! - Oj... - Aha! - Aaaa... -Aha! - Aaaaa... - Aha! - Aaaa... -Aha! - Aaa... - Och!

- Aaaaa... -Oj! - Aaaa... - O! - Aaaa... - Hach! - Aaaa... oj... ko... cit... ko... - Hach! - Je... szczeeee... - Hach! - Ooooch... - Hach! - Ooooch... - Hach! - Aaach... - Hach! - Aaaa! Aaaa! Oj! Aaa! Aaaaa! Oj! Aaaaa! Aaaaa! Aaaaa! - Hach! - Aaaa! - hach! - Aaaaaj! - Hach! - Aaaaj! - Haaa! - Aaaj! - Haa! -Aaj! - Ha! -Aj! - Ha! - Aaaaa... oj... miy... nie mog... - Oj... nie... mo... g... - Ha! - Oj... jak... - Ha! - Oj... - Ha!

Oj... Ha! Oj... Ha... Aaaaam mmmaaaaa.. oommmm.... mmmm... Mmmj... za... jcz... ku... Mmmmmm... ooommmm.... mmmm... mmm... oaaammm. Ko... tku... Ommmm... ab... ko... Mmmmm... Kotku... Oj... Kotku... Oj... Mj koteczku. Jak mi dobrze z tob... Oj... Mj miy... Oj... wyazimy... id... oj... Uwaaj, nie utop. Fuuu... nie mog... Posu si... oj! Leje si... Fuuu... co za kobieta... fuuu... Mj najmilszy kotek... Oooj... jak bogo... kad si tutaj... Nie zamocz mi wosw... hopla... och! Jak dobrze... Kotku... Chod, zgasimy wiato i zaniemy? Aha... Co ty... Cakiem rozmokniemy. Odklei si twoje dziako. Ha, ha, ha... Nie utopiam ci? Jeszcze nie... Du mam wann? Ogromnie... Zmczye si, rbaczu? Wiesz, nawet palcem nie mog ruszy...

Tak szybko? Fuuu... No, tak przecie nastae si w kolejce... biedaku... Zaraz roztopi si w tej wodzie... Troch... No to le, mocz si, a ja zaraz wrc... hop... pom... No to siup... aha... W porzdku... Z takim biustem powinna jecha do Hollywood... Niczego sobie, prawda? Pierwsza klasa... Jak na czterdzieci dwa lata, normalny. Co, ty masz czterdzieci dwa? Aha... Nigdy bym nie pomyla... Mnie si te nie chce wierzy... I tyeczek uroczy... okrglutki... Dolej do wermutu zimnej wody... Dobra... Oj... gdzie tu... Wadim! Chcesz herbaty? Nie! Boe... co za akustyka... Bo jeszcze jest ciepa! Nie, dzikuj! Jak sobie chcesz... zaraz... o jest... Tri-ra-ra-raam... tari-ra-ra-raaam... Co? Nic... Co mwisz, kotku? Nic! Aaaa... ju nios... masz... Wspaniale... nie zmarze? Na razie nie. mmm jaki zimny... wietne.... Dopijaj i idziemy do ka. A do wanny nie chcesz?

Lepiej potem. A teraz troch poleymy. dzikuj, licznoci moja... Prosz bardzo. Idziemy... wya... Daj, wytr ci plecy... Jaki adny rcznik. Chiski. Takich si teraz nie kupi. Dzikuj.... tak, dobrze... biegnijmy... Oj... Co takiego? Kulka skrobie... zaraz j wpuszcz... Aha... jako nic nie wida... Tdy... prosto... Jest... o, jak dobrze... takie eleganckie oe... Zmarze, kochanie? Wskakuj... Luda, a dlaczego latem pisz pod ciep kodr? Mnie nie jest gorco. Tu jest tylko jedna poduszka... Zaraz dam drug... Jak tam, deszcz jeszcze pada? Nie. Przesta. A telewizora nie masz? Nie. Zepsu si. Oddaam do naprawy. Rozumiem... Masz poduszk... Kad si. Oj... hrrr... ogrzej mnie... Chod bliej... Oj... jaki ty ciepy... Zmarza... moja dziewczynka... Cieplutki... masz tak delikatn skr... A co takiego? Niepotrzebnie staem, okazuje si... A ty rzeczywicie stae dla przyjaciela? No, nie... dla siebie... To znaczy skamae mi... kamczuszek... Z drugiej strony - amerykaskie. Rozumiesz. Tak, one s nieze... patrz, jakie masz minie...

- Mylaem, e dzisiaj kupi... - I brzuch taki twardy... widzisz... oj, a co to jest... - Bo ca poprzedni noc przeleaem na awce... - Biedactwo... jake tak mona... suchaj, a dlaczego jajka s zawsze zimniejsze od czonka? - Nie wiem... - A tu odwrotnie... cieplutko... - U ciebie tam te jest ciepo... - Po tu rk... - Jakie to delikatne... - Pocauj mnie... miy

Ty te... Wadim, suchaj, bye kiedy onaty? Nie mielimy lubu. Dlaczego? Po prostu nie chciaa. A dzieci nie byo? Nie. Ona si skrobaa. Dawno si rozeszlicie? Dawno. Ze sze lat temu... A ja dopiero rok, jak jestem sama. Dwanacie lat. Dugo... przytul si... o, tak... A ta twoja, jaka bya? W sensie? No, czy sympatyczna? Tak. Co robia?

Bya mikrobiologiem. To bya twoja pierwsza kobieta? A skd, co ty... A ta pierwsza, co za jedna? Koleanka ze studiw. Mieszkaa w akademiku... A twj? Te student. Kiedy bylimy na praktyce... No, jak rozgrzaa si? Aha... Jakie masz mikkie wosy... takie. Kotku... Fuuu... aaa... Co znowu? Przypomniaem sobie t wstrtn kolejk... eby to diabli wzili... Masz takie mikkie, miciutkie wargi... Oj... znowu staje... i jak mocno... Moja najczulsza... Oj... jaki grubiutki... Mia moja... Wadik... Aaaach... mmm... Zdejmij kodr... Moje licznoci... Podnie si wyej... Oj, no po co, Luda... oj...

- Ommm... oj... aaaa.... - ... zabierz kolana... - Luda... co ty... nie zasuyem... - Oooj... Ludeczko... oj... ooo... - licznoci... licznoci moja... - Aaach... oj... mia... moja... - Mia... mia... moja...

- Oj... oj jak.... oooch. - Ludeczka... Ludeczka... Ludeczka... - Ludeczka... licznoci... licznoci moje... - Soneczko... umieram... oj... - Oj... droga moja... oooch... ooocha... - Mia.... ja zaraz umr... umr... - Luda.... ju nie mog... prdzej, prdzej, prdzej... No prdzej, prdzej... Luda... Teraz z tyu... Jak chcesz... licznoci... Poczekaj... o tak... aha... Zmczya mnie... Wyej, wyej... oooch.... twj jest sodki jak pomaracza... Aha... Aaach... Ha... Aha... Ha... Aaach... Haaa... Aaach... Haa... Aaaach... Haaa... Aaaach... Haa... Aaaach... Haaa... Aaaach... aaaach.... cho... paku... m... j... Haaa...

Aaaach... Haa... Aaach... Haaa... Aaach... Haa... Aaaach... Haaa... Aaach... oj... aaach... ko... tku... Ha... Aaaach... Haach... Aaaach... Haaach... Aaaach... Haaach... Aaaach... Haach... Aaaaaach... oj... oj... o!... Hach! Ach... Hach! Aaaach... Hach! Aaach... Hach! Aaaach... Hach! Aaach... Hach! Aaa... Hach! Aaaa... Hach! Aaaa... Hach... Aaaa...

Hach! Aaaaaaa... Hach! Oj... mj... chto... pa... ku... ojj! Hach! Oooch... Hach! Oooch... Hach! Aach... Hach! Aaaach... Hach! Oooj! Oj! Oooooj! Aaaaaa! Aaaaaa! Aaaaaaaj! Aaaaaaj! Aaaaaj! Hach! Oooooj! Oooooj! Chopaku! Oj! Nie mog! Oj! Oj! Aaaaaaaa! Aaaaj! Hach! Oooooj! Hach! Ooooo... nie... mog... oj... Ha! Oooj! Ha!. Oooooj... Haa! Ooooj... nie... mo... g... Huch! Oooj... Haaa! Oj! Oj! Oj! Oooooj! Aaaaaj! Aaaaaaj! Aaaaa! Aaa! Aaaaa! Aaaaa!

Aaaaa! - Huch! - Aaaa! - Huch! - Aaaaj! - Huch!

Aaaj!! Huch! Aaaj! Huch! Aaaj! Aaaj! Haach! Oooj... Huch! Aaaa... Hach! Wa... dik... Huch! Wa... dik... Ha! Wa... dik... Ha! Wadi... cze... k... Ha... aaaaam... ammmmm... aaaa! aaaaam... aaaam! aaa! aaaaaa... Kot... ku... Aaaam... ammmm... mia... mmmmm... Kotku... Miia... mmm... Wadik... najmilszy mj... Ouommmmmm... ommm... Mj kochany... Oj... jeste cudowna... Ty te... cudowny... Oszale... oj... nie ma si... cudownie... Mj kotek... jaki pracowity... Zwariuj... oj... fuuuu... Zaraz wrc. Fuuu... fuuu...

Wadik! Wadik! Zasne, czy co? Tak? O Boe... jakbym si gdzie zapad... fuuu... Mj kotek. Zmczye si! Nie tylko... jak jaki trans... fuuuu... W ogle to ja te jako... jeste taki aktywny. Nie, teraz jestem jak w transie... Oj jak tu ciepo. Miy mj... Fuuu... jeste bardzo seksown kobiet. Merci. Oj... obejmij mnie... Zmczony mj kotek... Zmczony... No to pij, moja radoci... pij... I ty te... nie odchod ode mnie... cudowna... A ja jestem z tob. Z tob... Oooch... jak dobrze... to chyba jaki sen... pij... mj kotku... Uaaaach... pocauj... kocitko... Oj... fuuuu....

- Oj... fuuuuu.... Fuuu... Luda, ktra godzina? Luda! Luda. - Czego... chcesz? - Luda! Godzina! Ktra godzina... - Nie wiem... tam stoi... czego si obudzi... oj... - Gdzie... gdzie zegar... sma godzina?! - Gdzie si pieszysz... - Przecie sprawdzanie listy... do diaba... zupenie zapomniaem, e tam sprawdzaj list... w nocy te pewnie sprawdzali... do diaba! A gdzie moje slipy? - Gdzie tam...

- Spniem si... idiota nieszczsny, przegapiem kolejk... - No co ty... o Boe... tak wczenie... - S... a przecie cay czas pamitaem... - Wadim... poczekaj... - Na co mam czeka! Moe tam ju jest moja kolej! - Poczekaj, guptasku! Kad si. - Ty co, oszalaa? Lepiej by mi wczoraj przypomniaa! A spodnie? - Chod tutaj! - Co?! Przecie si spni! - Nigdzie si nie spnisz. - Dlaczego? - Dlatego, e dzisiaj nie handlujemy. - Kto - my? - My. Pracownicy domu towarowego Moskwa". - Co ma do tego Moskwa"? - Ma tyle, kotku, e sprzeda organizuje nasz dom towarowy... uuuuaaaach... a dzisiaj mamy remanent wszystkich asortymentw... - No i co? - I nic. Kad si i pij. A pojutrze zaprowadz ci do magazynu i wybierzesz sobie, jakie zechcesz... - Poczekaj... przecie mwia, e jeste ekonomistk? - artowaam, kotku. Wybacz. A ukoczyam technikum handlowe. Nie daabym sobie rady na studiach. Zreszt m te odradza... - A gdzie ty pracujesz? - W Moskwie". - Jako kto? - Jako kierowniczka dziau. - A kolejka? Nic nie rozumiem... tam przecie stoi kolejka... - No to niech stoi. Bdzie jeszcze staa pewnie ze dwa dni. - A ty co... miaa z tym co wsplnego? - No tak, tak, tak! Jaki ty tpy! To my handlujemy, my! Moje dziewczta i ja! Po prostu wczoraj przed deszczem wczeniej odeszam. - To znaczy, e to ty tam, tak? - Ja, ja... kad si... - O Boe... to ju w ogle! - Kad si, Wadik. Maglowae mnie ca noc, a teraz nie dajesz si wyspa.

- To znaczy e tam teraz nie ma adnej sprzeday? - Nie, nie ma! Cay towar wraca do magazynu a do pojutrza... nie zdylimy sprzeda przed remanentem... tam jest jeszcze ze trzysta sztuk... - I naprawd amerykaskie? - Naprawd... kadziesz si, czy nie?! - Kad si, kad... suchaj, a jeli macie remanent, to dlaczego jeste w domu? - Jestem na chorobowym. - Naumylnie? - Oczywicie... niech si tam beze mnie gimnastykuj... nawarzyli piwa, to niech pij... - Moja cieplutka... aaa... posu si... - Chciaam ci jeszcze wczoraj powiedzie, ale potem wyleciao mi z gowy... - A po co nakamaa mi, e jeste ekonomist? - A tak sobie... od razu zrozumiaam, e jeste kulturalnym chopcem... no to wiesz... - Gupiutka... jakie to ma znaczenie... moja cudowna... - Obejmij mnie... - Dziwaczka... takie niespodzianki... co za niezwyke lato... - C chcesz, parada planet... - Tak... - Ooooj... pij, kotku... potem wstaniemy, ja usma ci kurczaka tabaka... - pi... - Lubisz tabaka? - Lubi... - pisz? - pi, pi...

You might also like