You are on page 1of 149

THE OLD REPUBLIC OSZUKANI PAUL S.

KEMP

Przekad Anna Hikiert Magorzata Stefaniuk Baej Niedziski Redakcja stylistyczna Magdalena Stachowicz Korekta Halina Lisiska Renata Kuk Projekt graficzny i ilustracja na okadce Lucasfilm Ltd. Druk Wojskowa Drukarnia w odzi Sp. z o.o. Tytu oryginau The Old Republic: Deceived Copyright 2011 by Lucasfilm Ltd. & or where indicated. All Rights Reserved. Used Under Authorization. For the Polish translation

Copyright 2012 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 978-83-24 M244-6 Warszawa 2012. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 22620 40 13,22620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl

Jen, Riordanowi i Roarkemu

BOHATEROWIE POWIECI Adraas - Lord Sithw (mczyzna) Angral - Lord Sithw (mczyzna) Arra Yooms - dziewczynka Aryn Leneer - Rycerz Jedi (kobieta) Eleena - suga (Twilekanka) Malgus - Lord Sithw (mczyzna) Ven Zallow - Mistrz Jedi (mczyzna) Vrath Xizor - najemnik (mczyzna) Zeerid Korr - przemytnik (mczyzna)

DZIE PIERWSZY ROZDZIA 1 Tucioch zadygota, kiedy Zeerid wprowadzi statek w atmosfer Ord Mantell. Poszycie jkno przecigle, a tarcie zmienio powietrze w ogie. Zeerid przyglda si pomaraczowej powiacie pomieni przez transpastalowy iluminator kabiny frachtowca. Uwiadomi sobie, e kurczowo zaciska palce na drku sterowniczym, wic powoli, z determinacj rozluni chwyt. Od zawsze nienawidzi momentu wejcia w atmosfer - tego dugiego odliczania sekund, kiedy ar, pd i zjonizowane czstki olepiay na chwil czujniki statku. Nigdy nie wiedzia, co zastanie, gdy sytuacja wrci do normy. Kiedy transportowa komandosw Eskadry Zagada na pokadzie republikaskiego promu, jemu i jego pilotom ten moment skojarzy si z nurkowaniem na lepo z morskiego klifu. Zawsze liczy si na gbi, powiedzieli mu wtedy. Ale, wczeniej czy pniej, przypyw mija i trafiasz na ska. Albo w sam rodek strzelaniny, doda ponuro w myli. Tak naprawd nie miao to znaczenia - efekt by ten sam. - Wychodzimy z mroku - mrukn, kiedy pomienie zaczy przygasa, a pod nimi zajaniao niebo. Nikt mu nie odpowiedzia. By na pokadzie Tuciocha sam - pracowa w pojedynk. Jedyn rzecz, jaka dotrzymywaa mu towarzystwa, bya bro dla Kantoru. Mia swoje powody, eby podj si tego zlecenia, ale wola o nim za duo nie myle. Wyrwna kurs, wyprostowa si w fotelu pilota i zlustrowa pobienie otoczenie; czujniki nie wykryy nic niepokojcego. - No to mamy gbi - doda, umiechajc si pod nosem. - Wyglda cakiem niele. W przypadku wikszoci planet chwila, w ktrej opuszcza atmosfer, oznaczaa konieczno pilnowania si przed namierzeniem przez rzdowe systemy, ale nie na Ord Mantell. Ten wiat by siedliskiem licznych organizacji przestpczych, najemnikw, owcw nagrd, przemytnikw, handlarzy broni i przypraw. To oni sprawowali tutaj wadz. Ich myli zaprztay bez reszty wojenki gangw i lokalne porachunki - nie interesoway ich formalnoci, a ju na pewno nie egzekwowanie lokalnego prawa. Nisze i wysze szerokoci geograficzne planety byy bardzo sabo zasiedlone. Prawie nigdy nie docieray tu patrole - to bya ziemia niczyja. Zeerid byby zaskoczony, gdyby okazao si, e te tereny s nadzorowane przez satelity rzdowe. Taki stan rzeczy bardzo mu odpowiada. Tucioch przedar si przez cienk, rowaw warstw chmur i jego przedni iluminator wypenia brzowo-niebiesko-biaa pkula Ord Mantell. W poszycie kaduba zabbniy odamki niegu i lodu, niczym zamarznite szrapnele wybijajc rytm na metalowej powoce statku. Zachodzce soce oblewao wikszo hemisfery pomaraczowoczerwon powiat. Statek przelecia nad pnocnym morzem planety, ciemnym i wzburzonym, poznaczonym nieregularnymi plamami biaych grzyw fal, rozbijajcych si o nieoznaczone na mapie wyspy, wyzierajce tu i wdzie z kipieli. Daleko na zachodzie majaczy mglisty kontur kontynentu i ledwie widoczne grzbiety otulonych niegiem szczytw pasma grskiego, ktre cigno si wzdu osi pnocpoudnie. Ktem oka zowi jaki ruch - stado skrolotw, zbyt maych, eby wychwyciy je czujniki. Istoty przeleciay jakie dwiecie metrw od sterburty, pod brzuchem Tuciocha, trzepoczc majestatycznie potnymi, boniastymi skrzydami w podmuchach mronego wiatru. Kieroway si na poudnie, w poszukiwaniu cieplejszej okolicy, i nie zwracay na niego uwagi; ich matowe, ciemne oczy mrugay powoli w nienej zamieci. Zeerid wyhamowa i zwolni. Z trudem stumi ziewnicie. Potrzsn gow i wyprostowa si znw w fotelu pilota, prbujc odegna zmczenie - na prno. Byo uparte jak narowista bantha. Podczas skoku z Vulty przestawi statek na autopilota i zdrzemn si chwil, ale by to

jedyny odpoczynek, na ktry pozwoli sobie w cigu ostatnich dwch standardowych dni. Teraz brak snu dawa mu si we znaki. Podrapa si po zaronitym kilkudniow szczecin podbrdku, potar zesztywniay kark i wpisa wsprzdne punktu ldowania do komputera nawigacyjnego. Komputer poczy si z jedn z niezabezpieczonych stacji geosynchronizacyjnych i przesa mu dane na temat wsprzdnych i kursu Tuciocha, ktre Zeerid wywoa na wywietlacz przezierny. Namierzy lokalizacj statku i wskaza punkt docelowy. - Wyspa, o ktrej nikt nigdy nie sysza i ktrej nikt nigdy nie odwiedza - westchn. Brzmi niele. - Kiedy przeczy sterowanie na autopilota, statek zakrci w stron wyspy. Podczas gdy Tucioch przecina nieboskon, myli Zeerida bdziy chaotycznie. Monotonny stuk czsteczek niegu i lodu o kadub brzmia w jego uszach jak koysanka. Wrci myl do chwil sprzed wypadku, do momentu, w ktrym opuci szeregi floty. Wtedy jeszcze nosi z dum mundur i potrafi spojrze sobie w oczy w lustrze... Zapa si na tym, e zaczyna si nad sob litowa, wic odpdzi od siebie wspomnienia. Wiedzia, do czego moe to doprowadzi. - Ogarnij si, onierzu - powiedzia do siebie. By tym, kim by, a sprawy miay si tak, a nie inaczej. - Skup si na robocie. Jeszcze raz sprawdzi lokalizacj ze wsprzdnymi w komputerze nawigacyjnym. By prawie na miejscu. - Przygotuj si i eb do pionu - nakaza sobie, powtarzajc sowa, ktrymi zwyk by raczy swoich komandosw. - Dziewidziesit sekund do ldowania. Kontynuowa swj rytua - sprawdzi stan ogniwa w Masterze, poprawi paski kompozytowej zbroi i skupi si na wykonaniu zadania. Przed sob, za iluminatorem, widzia wysp, na ktrej mia wyldowa - jakie dziesi klikw kwadratowych wulkanicznej skay, obrzeonej karowat rolinnoci, targan lodowatym wichrem. Bardzo prawdopodobne, e za jaki rok ten skrawek ldu zaleje woda i nie zostanie po nim aden lad. Sprowadzi statek niej i zatoczy szerokie koo, ale z powodu nieycy nie dostrzeg zbyt wielu szczegw krajobrazu. Podchodzi ju do ldowania i skanowa - jak zawsze - okolic, kiedy zaskoczy go sygna z czujnikw. Zerkn na chronometr na nadgarstku: przylecia pene dwadziecia standardowych minut wczeniej. Robi ten kurs ju trzy razy, ale Arigo (by pewien, e to tylko pseudonim gocia) nigdy nie zjawia si przed czasem. Zszed na wysoko kilkuset metrw, eby mie lepszy widok. Frachtowiec Ariga, Buda, przypominajcy ksztatem beznogiego uka, czeka na polanie po wschodniej stronie wyspy. Trap mia opuszczony; wystawa z kaduba niczym jzor jakiego osobliwego zwierzcia, a halogenowe wiata lniy w zapadajcym zmierzchu, odbijajc refleksy rzucane przez patki niegu i zmieniajc je w poyskliwe klejnoty. Zeerid widzia w dole trzech mczyzn krccych si w pobliu rampy, ale by zbyt daleko, eby dostrzec inne szczegy poza tym, e mieli na sobie zimowe, biae parki. Kiedy zauwayli Tuciocha, jeden z nich pomacha do niego doni w rkawiczce. Zeerid obliza wargi i zmarszczy brwi. Co tu byo nie tak. Z punktu, w ktrym znajdowa si statek, wystrzeliy flary: zielona, czerwona, czerwona i zielona. C, porzdek by waciwy. Zeerid zatoczy jeszcze jedno koo, wpatrujc si w powierzchni wyspy poprzez tumany niegu, ale nie rzucio mu si w oczy nic niepokojcego - ani na ldzie, ani na otaczajcym j morzu. Odsun na bok swoje obawy i zoy niepokj na karb napicia, towarzyszcego zawsze prowadzeniu interesw z mtami i kryminalistami. Tak czy siak, nie mg sobie pozwoli na zawalenie fuchy wartej kilka adnych milionw kredytw tylko dlatego, e mia gupie przeczucia. Kupiec - kimkolwiek by - okazaby si na pewno bardziej ni niezadowolony z takiego obrotu spraw, a Kantor zemciby si na Zeeridzie okrutnie za utrat zysku, tukc go na miazg, a potem dodajc jego dugi do tych, ktre ju u nich zacign. Straci ju rachub, ile tego byo, ale wiedzia, e co najmniej dwa miliony kredytw za

Tuciocha plus prawie poowa tego w ramach zaliczki za leczenie Arry (stara si trzyma jej istnienie w sekrecie, a jego kontakt w Kantorze by przekonany, e latajc dla nich, spaca dugi hazardowe). - Punkt ldowania bezpieczny. - Mia nadziej, e wypowiadajc te sowa, zaklina rzeczywisto. - Schodzimy. Przy szumie wstecznych silnikw manewrowych Tucioch wyldowa w tumanie niegu na goej skale, jakie pidziesit metrw od statku Ariga. Przez dug chwil Zeerid siedzia bez ruchu w sterowni, gapic si na padajcy nieg, bolenie wiadom, e po tym ldowaniu nastpi kolejne, a potem jeszcze jedno i nastpne, a on wci bdzie Kantorowi winien wicej ni warte bd jego zlecenia. To by zaklty krg, a on nie wiedzia, jak si z niego wyrwa. Tak czy inaczej, nie miao to teraz znaczenia. W tej chwili liczyo si tylko, eby zdoby pienidze na leczenie Arry - moe zdoaby zaatwi jej fotel repulsorowy zamiast tego rupiecia na kkach, na ktrym si poruszaa? Jeszcze lepsze byyby protezy... Odetchn gboko, wsta i sprbowa si uspokoi. Zaoy park i rkawiczki bez palcw, a potem przeszed do adowni i utorowa sobie drog do wyjcia midzy zagracajcymi j skrzyniami. Po drodze stara si nie patrze na wymalowane na nich czarne litery - chocia zna je na pami; widywa je podczas swojej kariery w wojsku a za czsto: UWAGA: AMUNICJA. Wycznie do uytku wojska. Trzyma z dala od ognia i bezporednich rde energii W skrzyniach znajdoway si warte trzysta milionw kredytw dziaa laserowe, adunki, granaty i wystarczajca ilo amunicji, eby wprawi nawet najbardziej szalony oddzia wojska w eufori na cae miesice. Dochodzc do rampy rozadunkowej, spostrzeg, e trzy czy cztery pasy zabezpieczajce zelizgny si z jednej z wypenionych granatami skrzy. Mia szczcie, e adunkiem nie szarpno za bardzo podczas podry. Paski zelizgny si pewnie podczas ldowania - w kadym razie wola wierzy w tak wersj ni zoy to na karb wasnego niechlujstwa. Nie zawraca sobie gowy ich zapinaniem. Ludzie Ariga i tak bd musieli wszystko rozpi podczas rozadunku. Sprawdzi blastery w kaburach, po czym wcisn guzik otwierajcy waz i opuszczajcy trap. Kiedy rampa opada, do rodka wdar si ostry wiatr, niosc ze sob tuman niegu i sony zapach oceanu. Zeerid wyszed na zewntrz i zmruy oczy w promieniach zachodzcego soca od jakich dwunastu godzin mia do czynienia tylko ze sztucznym wiatem. Podeszwy jego butw zachrzciy na zanieonej, czarnej skale, a oddech parowa obficie w mronym wietrze. Dwch mczyzn odczyo si od grupki krccej si w pobliu frachtowca Ariga i wyszo mu naprzeciw; spotkali si w poowie drogi. Obaj byli ludmi, w dodatku brodatymi; jeden nosi na oku przepask, a jego policzek przecinaa blizna w ksztacie byskawicy. Byli uzbrojeni i - tak jak Zeerid - mieli otwarte kabury. Przemytnik nie rozpoznawa adnego z nich, co przywoao niedawny niepokj. Zeerid mia dobr pami do twarzy, a tych dwch widzia pierwszy raz na oczy. Co tu zaczynao mierdzie. - Gdzie Arigo? - spyta. - Robi to, co zwykle porabia Arigo - stwierdzi enigmatycznie ten z blizn i machn rk w nieokrelonym kierunku. - Wysa nas w zastpstwie. To chyba nie problem, co? Ten bez blizny przestpi nerwowo z nogi na nog. Zeerid skin gow, ale nie da nic po sobie pozna, chocia serce zaczo mu wali jak motem, pompujc do y adrenalin, od ktrej natychmiast zrobio mu si gorco. Co tu naprawd mocno cuchno, a on nauczy si w cigu lat ufa swojemu zmysowi powonienia. - Ty jeste Zeerid, no nie? - spyta Blizna. - Zet. - Nikt oprcz bratowej nie mwi mu po imieniu. No i oczywicie Aryn, ale to byo dawno i nieprawda. - Zet... - powtrzy jak echo Bez-blizny, znw przestpujc z nogi na nog i parskajc

krtkim miechem. - Bawi ci to? - spyta go Zeerid. Zanim jednak Bez-blizny zdy odpowiedzie, Blizna warkn: - Gdzie adunek? Zeerid spojrza nad ich ramionami na trzeciego faceta, ktry krci si w pobliu trapu statku Ariga. Jego zachowanie wzmogo niepokj pilota - go sprawia wraenie za bardzo skupionego na ich rozmowie, zbyt spitego i czujnego. By tak niespokojny jak drobni przestpcy, kiedy pierwszy raz mieli do czynienia z imperialnymi - emanowa panik i gotowoci do ucieczki. Podejrzenia przeobraziy si w pewno. Caa ta sytuacja cuchna jak cholera, stwierdzi Zeerid. Arigo najpewniej nie y, a ta ekipa pracowaa dla kogo innego z Ord Mantell - albo z jakiej konkurencyjnej dla Kantoru organizacji. Mniejsza z tym. Dla Zeerida nie miao to teraz znaczenia. Nigdy nie wnika, kto z kim toczy wojenki - po prostu nie ufa nikomu. Teraz liczy si tylko fakt, e trjka przed nim najprawdopodobniej wycigna od Ariga informacje o dostawie torturami. Na pewno zabij Zeerida, jak tylko potwierdz, e ma adunek. Wiedzia te, e na pokadzie frachtowca mog czeka posiki. C, wszystko wskazywao na to, e ze lepego punktu wejcia w atmosfer wpakowa si jednak w tarapaty. Stara piewka. - Dlaczego nazwae swj statek Tuciochem? - zainteresowa si Bez-blizny. Najwyraniej Arigo musia im wyjawi nazw statku, bo Tucioch nie mia na kadubie adnych oznacze. Zeerid korzysta z faszywych papierw niemal na kadej planecie, na ktrej ldowa. - Bo jest wiecznie nienaarty - odpar. - Wyglda troch jak panienka, no nie? Dlaczego nie nazwae go Tucioszk? - Bo to by brzmiao... obraliwie. Bez-blizny zmarszczy czoo. - H? Dla kogo niby? Zeerid nie pofatygowa si odpowiedzie. Teraz zaleao mu tylko na zostawieniu adunku, spaceniu kolejnej czstki dugu wobec Kantoru i spotkaniu z crk, zanim znw bdzie musia wrci do roboty i wplta si w jakie parszywe interesy. - Co nie tak? - spyta ostronie Blizna. - Wygldasz na wkurzonego. - Ale skd - zapewni go Zeerid i umiechn si z przymusem. - Wszystko w porzdku, jak zawsze. Mczyni niepewnie odwzajemnili umiech, najwyraniej nie bardzo wiedzc, jak zinterpretowa sowa pilota. - Jasne - przytakn bez przekonania Blizna. - Jak zawsze. Zeerid wiedzia ju, co si stanie za chwil; by spokojny - jak zwykle w obliczu nieuchronnego niebezpieczestwa. Na moment ujrza przed oczami twarz Arry i zastanowi si przelotnie, co zrobi crka, jeli on zginie tu, na Ord Mantell, na jakiej bezimiennej wyspie, ale szybko si opamita. Teraz nie moe sobie pozwoli na rozproszenie uwagi. - adunek jest w gwnej adowni - powiedzia krtko. - Przylijcie swoich ludzi. Statek jest otwarty. - Twarze obydwu mczyzn stay ledwie zauwaalnie, ale dla Zeerida ich zamiary byy widoczne goym okiem: zamierzali go zabi. Blizna poleci Bez-blizny sprawdzi adunek. - Bdzie potrzebowa podnonika - doda, przygotowujc si do dziaania, skupiony na szybkoci i precyzji ruchw. - Ten adunek cakiem sporo way. Bez-blizny zatrzyma si w pobliu Zeerida i obejrza pytajco na Blizn. - Nie - burkn Blizna i zatrzyma rk w okolicy kabury ruchem zbyt swobodnym, eby by przypadkowy. - Chc tylko, eby si upewni, e wszystko jest w porzdku. Wtedy dam moim ludziom zna, eby ci zapacili. - Podnis rce do gry, jakby chcia pokaza Zeeridowi komunikator, ale urzdzenie zasania rkaw parki. - Wszystko jest w jak najlepszym porzdku - zapewni go Zeerid. - Id - poleci swojemu kumplowi Blizna. - Sprawd to. - Ach... - doda Zeerid i strzeli palcami. - Jeszcze jedno... Bez-blizny westchn, zawrci i zatrzyma si przed nim, unoszc brwi; jego oddech

parowa w mronym powietrzu. - Co znowu? Zeerid wyprostowa palce lewej doni i wyprowadzi cios w gardo Bez-blizny. Kiedy facet, krztuszc si, upad na nieg, wyszarpn z kabury jeden z blasterw i wypali w piersi Blizny dymic dziur, zanim ten zdy cofn si o krok i sign po wasn bro. Trafiony zrobi dwa chwiejne kroki w ty, poruszajc ustami, z ktrych nie wydoby si jednak aden dwik. Praw rk wyciga przed siebie, wntrzem doni na zewntrz, jakby mg powstrzyma strza, ktry waciwie ju go zabi. Kiedy upad, Zeerid wystrzeli desperacko w stron trzeciego faceta, krccego si w pobliu rampy Budy, ale chybi. Mczyzna kucn pod oson statku, wycign z kabury swj blaster i krzykn co do komunikatora na nadgarstku. Chwil pniej uwag Zeerida zwrci jaki ruch w widocznej std adowni statku Ariga - najwyraniej tamten wezwa posiki. Zeerid nie mia pojcia, jak liczne. Zakl, wystrzeli raz dla osony, a potem odwrci si na picie i zacz biec w stron Tuciocha. Strza z blastera wypali czarn bruzd w rkawie jego parki, ale nie dosign ciaa. Kolejna salwa odbia si od kaduba jego statku, a trzecia trafia go w sam rodek plecw. Uczucie przypominao zderzenie ze migaczem - impet strzau wypar mu z puc cae powietrze i posa go do przodu, na ziemi, twarz w nieg. Nozdrza wypeni mu dym; jego kamizelka pancerna spenia jednak swoje zadanie. Adrenalina poderwaa go na nogi tak szybko, jak przed chwil go z nich cio. Dyszc ciko, zanurkowa za gole podwozia w poszukiwaniu ochrony i otar twarz ze niegu. Chwil pniej wyjrza zza wspornika. Bez-blizny przesta si krztusi i zacz... hm, no c, wyglda na martwego. Blizna uprzejmie lea bez ruchu, gb w niegu, a w stron Zeerida i Tuciocha biego szeciu goci - dwch uzbrojonych w karabiny blasterowe, reszta w pistolety. Zeerid wiedzia, e jego kamizelka nie ochroni go przed strzaem z karabinu. W metal goleni trafi strza. Kolejny - w nieg u jego stp, a potem tu obok jeszcze jeden i nastpny. - Stang! - zakl. Bezpieczna przysta trapu i adowni Tuciocha, od ktrej dzielio go zaledwie kilka krokw, wydawaa si oddalona o co najmniej dziesi kilometrw. Sign po drugi blaster, przeoy rce po obu stronach wspornika i zacz strzela naciskajc spust najszybciej jak potrafi - w stron nadcigajcych mczyzn. Nie widzia, czy kogo trafi, i nie obchodzio go to; chcia si ich pozby za wszelk cen. Kiedy nacisn ju cyngiel kilkanacie razy, a nikt nie odpowiedzia ogniem, wyskoczy zza osony goleni i rzuci si w stron rampy. Dotar do niej, zanim jeszcze jego przeladowcy doszli do siebie na tyle, eby podj przerwany ostrza. Kilka strzaw poszybowao za nim wzdu trapu, odbijajc si od metalowych grodzi. Zaiskrzyo i z zapachem sonego oceanu zmiesza si swd stopionego plastoidu. Zeerid dotar do panelu kontrolnego, rbn w przycisk podnoszcy ramp i - nie zwalniajc - puci si pdem do sterowni. Dopiero kiedy przekracza prg adowni, zorientowa si, e nie syszy szumu tokw podnoszcych trap. Odwrci si na picie, klnc siarczycie - w pospiechu najwyraniej nie trafi w przycisk. Krzyki dobiegajce z okolic trapu utwierdziy go jednak w przekonaniu, e powrt nie jest najlepszym pomysem. Wci mg zamkn luz z panelu kontrolnego w kabinie - pod warunkiem e si pospieszy. Ruszy biegiem korytarzami Tuciocha, a kiedy dotar do drzwi sterowni, otworzy je barkiem i zacz wpisywa sekwencj startow. Silniki manewrowe frachtowca obudziy si do ycia i statek wznis si do gry. Od kaduba odbia si seria strzaw z blasterw, ale nie wyrzdzia mu najmniejszej krzywdy. Zeerid sprbowa wyjrze na zewntrz przez owiewk, ale statek wznosi si pionowo do gry i z tego pooenia nie mg zobaczy ldu. Kiedy wcisn gaz do dechy, usysza odlegy szczk metalu o metal - dwik dochodzi od strony adowni. To pewnie niezabezpieczona skrzynia z granatami, pomyla gorczkowo. Poza tym adownia wci bya

otwarta... Przeklinajc si w myli za gupot, aktywowa przycisk podnoszenia rampy, zabezpieczy adowni i oprni j z tlenu. Jeli nawet kto dosta si na pokad, to nie przetrwa tam dugo. Chwyci drek i odpali silniki Tuciocha, podrywajc go do gry. Jak tylko statek ustawi si w poziomie, Zeerid obejrza si w stron wyspy. Pocztkowo nie bardzo wiedzia, na co patrzy, ale po chwili do niego dotaro: kiedy Tucioch gwatownie wystartowa, rozpia si reszta pasw zabezpieczajcych skrzyni z adunkami i cay kontener zelizgn si po opuszczonej rampie. Mia szczcie, e nie eksplodowa. Mczyni, ktrzy wczeniej go cigali, otoczyli skrzyni, najprawdopodobniej zachodzc w gow, co jest w rodku. Naliczy ich szeciu, co oznaczao, e aden nie dosta si na pokad. aden te nie bieg w stron statku Ariga, a to sugerowao, e raczej nie maj zamiaru go ciga. Moe usatysfakcjonowa ich ten jeden kontener? C, w takim razie najprawdopodobniej mia do czynienia z amatorami. Moe to piraci? Zeerid wiedzia, e bdzie si musia tumaczy przed Orenem, swoim porednikiem - i to nie tylko z wpadki z dostaw, ale i ze straconego adunku. Ten kriffolony myn nabiera tempa stanowczo za szybko, zakl w myli. Przez chwil zastanawia si, czy nie da caej naprzd, nie opuci studni grawitacyjnej Ord Mantell i nie skoczy w nadprzestrze, ale zmieni zdanie. By wkurzony i do gowy przyszed mu pewien pomys. Zawrci i przyspieszy. - Troch tu posprztamy - mrukn i aktywowa boczne i dolne dziaka Tuciocha. Mczyni na ziemi widocznie zaoyli, e on ucieka, bo nie zauwayli statku, dopki ten nie zawis jakie p kilometra nad nimi. Odwrcili si w jego stron i zaczli pokazywa go sobie palcami, ale zaraz rozpierzchli si na wszystkie strony. Jeden z nich wystrzeli w stron Tuciocha z blastera, ale czerwony promie energii nie zrobi frachtowcowi najmniejszej krzywdy. Zeerid wycelowa i zaczeka, a komputer namierzy skrzyni. - Zaraz bdzie tu gorco - warkn i wypali. Przez uamek sekundy statek z wysp czyy pulsujce, pomaraczowe smugi, ktre po chwili zmieniy si w chmur ognia, aru i dymu, szybko si rozprzestrzeniajc na tle nienej bieli. W kadub Tuciocha zabbniy ostre odamki - tym razem metalu, nie lodu - a statek zakoysa si lekko, szarpnity fal udarow, zanim Zeerid wycofa go i wzbi znw w niebo. Kiedy obejrza si, zobaczy sze nieruchomych, dymicych, bezksztatnych plam, porozrzucanych w promieniu wybuchu. - To dla ciebie, Arigo - wycedzi. Nie zmieniao to faktu, e bdzie si musia gsto tumaczy, ale przynajmniej mia z gowy tych pieprzonych cwaniakw. Chocia tyle mg zrobi dla Kantoru - i mia nadziej, e to doceni. Darth Malgus kroczy autokadk; miarowy odgos jego krokw by niczym tykanie chronometru, odliczajcego pozostae Republice sekundy. Obok niego przelatywa niekoczcy si strumie migaczy, skuterw repulsorowych i innych pojazdw powietrznych: mechaniczny ukad krenia serca Republiki. Ca powierzchni Coruscant pokryway cignce si wiele kilometrw wzwy warstwy wieowcw, drapaczy chmur, mostw, wie i placw - kokon dla tumu zamonych, rozwizych obywateli, skrywajcy w ciepych, bezpiecznych warstwach durabetonu i transpastali zepsucie i zgorszenie. Jednak Malgus wyczuwa pod warstewk blichtru smrd zgnilizny. Zamierza pokaza im wszystkim, jak cen paci si za hipokryzj i samozadowolenie. Wkrtce to wszystko sponie, bo Malgus zamierza spustoszy Coruscant. To byo jego przeznaczenie. By tego wiadom, przeczuwa to - ju od dawna. Z gbi umysu napyny wspomnienia. Przypomnia sobie swoj pierwsz wypraw na

Korriban - t gbok aur witoci, ktra go otaczaa, kiedy przemierza samotnie skaliste pustkowia planety, jej pyliste kaniony, obramowane grobowcami staroytnych Sithw. Czu przepeniajc to miejsce Moc, pawi si w niej, a w jego odosobnieniu ukazaa mu ona wizj. Widzia ulice skpane w pomieniach, upadek galaktycznego rzdu... Uwierzy wtedy... wiedzia to z niezachwian pewnoci - tak jak teraz - e zniszczenie Jedi i ich Republiki przypadnie w udziale jemu, wanie jemu. - O czym mylisz, Veradunie? - zagadna go Eleena. Tylko ona nazywaa go jego dawnym imieniem - i robia to wycznie, kiedy byli sami. Podoba mu si sposb, w jaki je wymawia, ale nie tolerowa go w ustach nikogo innego. - Myl o ogniu - odpowiedzia z namysem, a znienawidzony respirator czciowo stumi jego gos. Sza obok niego - pikna i niebezpieczna niczym elegancki lanvarok. Cmokna z dezaprobat, syszc jego sowa i spojrzaa na niego z ukosa, ale nie skomentowaa. Jej lawendowa skra wydawaa si lni w promieniach zachodzcego soca. Plac, ktry przecinali, roi si od istot rnych ras - rozemianych, rozgniewanych, rozmawiajcych. Malgus ktem oka dojrza dziewczynk, ktra pisna z zachwytem i pobiega prosto w otwarte ramiona ciemnowosej kobiety, pewnie matki. Maa najwyraniej poczua na sobie jego wzrok, bo obejrzaa si na niego znad ramienia matki; jej twarzyczk cign zaniepokojony grymas. Mijajcy j Sith nie spuszcza z niej wzroku, a wreszcie dzieciak odwrci oczy, ukrywajc buzi na piersi opiekunki. Poza dziewczynk nikt nie zwrci na nich uwagi. Obywatele Republiki czuli si bezgranicznie bezpieczni w swoich ciepych, pooonych w samym sercu galaktyki pieleszach, a sama liczba zamieszkujcych planet-miasto istot gwarantowaa Malgusowi anonimowo. Kroczy wic midzy swoimi przyszymi ofiarami - zakapturzony, w ukrytym pod peleryn pancerzu, niezauwaony, obcy i zdeterminowany. - To pikny wiat - zauwaya mimochodem Eleena. - Ju niedugo. Wygldao na to, e jego sowa j zaskoczyy, chocia nie mia pojcia, dlaczego. - Veradunie... Widzia, jak przeyka lin i odwraca wzrok. Cokolwiek chciaa powiedzie, sowa chyba utkny jej w przecitym szram gardle. - Tak, Eleeno? Wci odwracaa wzrok, przygldajc si otaczajcej ich panoramie, jakby chciaa zapamita Coruscant tak, jak bya, zanim Malgus i Imperium skpi j w pomieniach. - Kiedy skoczy si wojna? Jej sowa zbiy go z tropu. - Co masz na myli? - Twoje ycie to wojna, Veradunie - powiedziaa. - Nasze ycie... Kiedy to wszystko si skoczy? Przecie nie moe by tak... zawsze. Skin gow. Wiedzia ju, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa. Wiedzia, e bdzie si staraa ukry w pytaniach swoje ostrone rady. Jak zwykle w takich chwilach, czu si rozdarty. Z jednej strony, bya tylko jego sug, kobiet, ktra dotrzymywaa mu towarzystwa, kiedy sobie tego yczy. Z drugiej jednak... bya Eleen. Jego Eleen. - Wybraa walk u mojego boku, Eleeno - przypomnia jej. - Zabia wielu w imi Imperium. Lawendowa skra jej policzkw spsowiaa. - Nie zabijaam w imi Imperium. Walczyam i zabijaam dla ciebie - zaprotestowaa. Wiesz o tym. A ty... czy walczysz dla Imperium? Tylko dla Imperium? - Nie. Walcz, bo do tego zostaem stworzony, a Imperium jest narzdziem, za porednictwem ktrego d do osignicia wasnych celw. Imperium jest manifestacj wojny, dlatego jest doskonae. Pokrcia gow.

- Doskonae? W tej wojnie gin miliony istot. Miliardy! - Wojny maj to do siebie, e zawsze kto w nich ginie - zauway z przeksem. - To cena, ktr trzeba za nie zapaci. Eleena zapatrzya si na grupk dzieci, prowadzonych przez dorosego - pewnie nauczyciela. - Cena za co? I po co komu ta nieustanna wojna? Nieustanne podboje? Co takiego chce osign Imperium? Czego chcesz ty? Umiechn si pod respiratorem na dwik tego pytania, ktre zabrzmiao, jakby zadao je nad wiek rozwinite dziecko. - Tu nie chodzi o pragnienia - wyjani jej. - Su Mocy. A Moc jest ucielenieniem konfliktu, tak samo jak Imperium. Te dwa elementy nale do jednego zbioru. - Mwisz, jakby to bya matematyka. - Bo tak jest. - Jedi mwi co innego. Stumi fal gniewu. - Jedi rozumiej Moc tylko czciowo. Niektrzy z nich potrafi ni biegle wada, to fakt, ale nie rozumiej, e fundamentaln natur Mocy jest konflikt, a Ciemna i Jasna Strona s jawnym potwierdzeniem tego faktu. - Sdzi, e to zakoczy rozmow, ale Eleena nie ustpowaa. - Dlaczego? - Dlaczego co? - Dlaczego konflikt? Dlaczego Moc miaaby istnie po to, eby tworzy konflikty i doprowadza do mierci? Westchn, lekko poirytowany. - Bo ci, ktrzy przetrwaj konflikt, bd rozumie Moc lepiej, bardziej dogbnie. To sam w sobie wystarczajcy cel. Wyraz jej twarzy sugerowa, e nadal nie rozumie. - Konflikt - podj nieco ostrzejszym tonem, z wyranym rozdranieniem - powoduje peniejsze rozumienie Mocy. Imperium eksploruje i tworzy konflikty. W tym ujciu Imperium jest narzdziem Mocy. Rozumiesz? Jedi tego nie pojmuj. Korzystaj z Mocy, eby tumi uczucia swoje i innych, eby wymusza na nich swoj wizj tolerancji i harmonii. S gupcami, ale po dzisiejszym dniu wreszcie to do nich dotrze. Przez jaki czas Eleena milczaa; otacza ich tylko szum i gwar codziennego ycia Coruscant. Kiedy wreszcie si odezwaa, znw brzmiaa jak tamta zahukana dziewczyna, ktr uratowa z niewoli na Geonosis. - Czy to znaczy, e cae twoje ycie bdzie walk? Nasze ycie? Niczym wicej? W kocu zrozumia jej motywy. Chciaa, eby ich zwizek zmieni charakter, ewoluowa. Ale przecie jego powicenie w subie doskonalenia Imperium, dziki ktremu mg rozwija swoje rozumienie Mocy, wykluczao jakiekolwiek powaniejsze wizi. - Jestem wojownikiem Sithw - powiedzia. - I midzy nami bdzie zawsze tak jak teraz? - Ja jestem panem, a ty sug. Czy taki ukad ci nie odpowiada? - Nie traktujesz mnie jak swoj sug. Nie zawsze - zauwaya trafnie. Pozwoli, eby do jego gosu wkrada si surowa nuta, chocia tak naprawd nie by na ni zy. - Mimo to jeste sug. Nie zapominaj o tym. Na jej policzki znw wystpi rumieniec, jednak tym razem nie by oznak wstydu, ale gniewu. Zatrzymaa si, odwrcia w jego stron i spojrzaa mu prosto w oczy. Czu, e przed jej wzburzeniem nie osoni go ani kaptur, ani respirator. - Znam ci lepiej ni ty sam siebie - powiedziaa z moc. - Opiekowaam si tob po bitwie o Alderaan, kiedy o may wos by zgin z rki tej wiedmy Jedi. Mwisz o konflikcie, o ewolucji, o doskonaoci i mwisz szczerze, ale wiara w te wartoci nie siga twojego serca. Przyglda si w milczeniu jej piknej twarzy, obramowanej bliniaczymi lekku, a ona nie

odwrcia spojrzenia. Jego wzrok spocz na blinie przecinajcej nieskaziteln skr na jej szyi. Poruszony jej piknem, impulsywnie zapa j za nadgarstek i przycign do siebie. Nie opieraa si; przylgna do niego caym ciaem. Odsun na bok respirator i wpi si zachannie w jej usta okaleczonymi wargami. - Moe nie znasz mnie tak dobrze, jak ci si zdaje - mrukn. Tym razem jego sw nie tumi filtr respiratora. Jako chopiec zabi twilekask suc w domu swojego przybranego ojca. To byo jego pierwsze morderstwo. Kobieta popenia jakie drobne przewinienie, ktrego teraz nie pamita, zreszt nie miao to nigdy adnego znaczenia. Nie zabi jej z powodu tego, co zrobia, tylko eby udowodni sobie, e potrafi to zrobi. Wci pamita uznanie, z jakim jego przybrany ojciec spojrza na ciao martwej Twilekanki. Jaki czas pniej zosta wysany do Akademii Sithw na Dromund Kaas. - A jednak chyba ci znam - powiedziaa buczucznie Eleena. Umiechn si, a kiedy odwzajemnia umiech, wypuci j z obj. Naoy z powrotem swj aparat oddechowy i sprawdzi chronometr na nadgarstku. Jeli wszystko pjdzie zgodnie z planem, system obrony powinien zosta lada chwila unieszkodliwiony. Poczu fal emocji, zrodzon z przewiadczenia, e cae swoje ycie czeka na t chwil; e to sama Moc doprowadzia go w to miejsce w momencie, ktry zapocztkuje nieuchronny upadek Republiki i podporzdkuje j Imperium. Jego komunikator zadwicza, sygnalizujc nadchodzc wiadomo i Malgus aktywowa urzdzenie, eby j przeczyta. Gotowe, gosia. Mandalorianka wypenia swoj cz roboty. Nie zna jej imienia, wic nazywa j po prostu Mandaloriank. Wiedzia tylko, e pracuje dla pienidzy, e z jakich osobistych powodw, znanych tylko sobie, nienawidzi Jedi i e jest niezwykle skuteczna. Tre wiadomoci oznaczaa, e system obronny planety zosta wyczony, jednak adna z tysicy istot, ktre zaludniay plac, nie sprawiaa wraenia zaniepokojonej. Nie sycha byo adnych alarmw. Na niebie nie pojawiy si statki ochrony. Wszystko wskazywao na to, e wadze cywilne i wojskowe nie wiedz, e sie bezpieczestwa Coruscant zostaa naruszona. C, ju wkrtce si o tym dowiedz - i nie uwierz wasnym oczom, pomyla z satysfakcj. Przeprowadz testy, eby sprawdzi, czy odczyty s poprawne, ale do tego czasu Coruscant zaponie. Wchodzimy, napisa w odpowiedzi. Spotkamy si w rodku. Rozejrza si ostatni raz wok siebie - popatrzy na grupki zapeniajce plac: dzieci bawice si z rodzicami, miejce si, jedzce istoty zajte swoim yciem, niewiadome, e za chwil wszystko si zmieni. - Chod - powiedzia do Eleeny. Przyspieszy kroku, a ciemna peleryna zaopotaa na wietrze. Przepenia go gniew. Chwil pniej otrzyma jeszcze jeden zaszyfrowany przekaz, tym razem z pokadu porwanego statku: Skok przebieg pomylnie. Zbliamy si. Planowany czas przybycia na miejsce: dziewidziesit sekund. Przed nimi wznosiy si cztery wiee, flankujce stopnie zigguratu wityni Jedi; w promieniach zachodzcego soca biae kamienie miay kolor pomieni. Cywile trzymali si od budynku z daleka, cakiem jakby uznawali go za wite - nie witokradcze - miejsce. Nie zostanie po nim kamie na kamieniu, stwierdzi w myli z satysfakcj. Szed prosto na wityni, a wraz z nim kroczyo przeznaczenie. Wzdu alei prowadzcej do potnych wrt stay posgi dawno zmarych Mistrzw Jedi. Zachodzce soce rozcigao na durabetonie ich cienie. Mija je, przypominajc sobie niektre z imion: Odan-Urr, Ooroo, Arca Jeth... - Zostalicie oszukani - szepn im. - Wasz czas min. Wikszo Mistrzw obecnego Zakonu Jedi przebywaa poza wityni, uczestniczc w

negocjacjach na Alderaanie albo chronic interesy Republiki na innych planetach. Mimo to witynia nie bya bezbronna. W pobliu drzwi stao trzech republikaskich onierzy z blasterami w doniach. Na wysokim stopniu po lewej wyczu dwch nastpnych. Eleena bya wyranie spita, ale nie zawahaa si. Malgus znw zerkn na chronometr: pidziesit trzy sekundy. onierze czujnie patrzyli, jak zbliaj si do wejcia. Jeden z nich powiedzia co do komunikatora na nadgarstku - pewnie czy si z centrum dowodzenia. Nie bd wiedzieli, jak si zachowa, pomyla Malgus. Chocia trwaa wojna, czuli si bezpiecznie w swojej enklawie w sercu Republiki. A on pokae im, jak bardzo si myl. - Stj! - poleci mu jeden z onierzy. - Nie mog - szepn Malgus, zbyt cicho, eby usyszeli jego stumiony przez respirator gos. - Nie zatrzymam si. Nigdy. Aryn wci nie potrafia odzyska spokoju ducha i umysu; prba zapania rwnowagi kojarzya si jej z obserwowaniem patkw niegu w promieniach soca - widziaa je przez chwil, ale zaraz znikay. Przesuna palcami po gadkich paciorkach nautolaskiej bransoletki spokoju, ktr dostaa od Mistrza Zallowa, kiedy zostaa pasowana na Rycerza Jedi. Przesuwajc w milczeniu lnice, liskie koraliki, szukaa w Mocy ukojenia. Bezskutecznie. Co si z ni, do licha, dziao? Na zewntrz migacze przelatyway za wielkim oknem, wychodzcym na sielski, pikny krajobraz Alderaana, wrcz stworzony do malowania. Ale w sobie Aryn czua chaos. Zwykle potrafia lepiej si chroni przed otaczajcymi j emocjami; traktowaa swj dar empatii jako bogosawiestwo Mocy, ale teraz... Uwiadomia sobie, e bezwiednie, nerwowo postukuje stop o posadzk. Zmusia si, eby przesta, potem skrzyowaa i rozkrzyowaa nogi... a po chwili jeszcze raz. Obok niej siedzia Syo. Z rkami zoonymi na podoku wyglda niczym potny posg jakiego alderaaskiego ma stanu - jeden z tych, ktre otaczay wyoony marmurem hol, w ktrym si znajdowali. Przez okno wpaday do rodka promienie zachodzcego soca, rzucajc na podog dugie cienie. - Niepokoisz si - powiedzia Syo, nie patrzc na ni. - Tak - mrukna. W rzeczywistoci czua si jak czajnik wrzcej wody, przepeniony niczym par emocjami szukajcymi ujcia spod przykrywki samokontroli. Miaa wraenie, e otaczajce powietrze jest naadowane elektrycznoci. W normalnej sytuacji przypisaaby targajce ni uczucia stresowi towarzyszcemu negocjacjom pokojowym, ale teraz byo inaczej. Czua to. Czua skradajc si ku niej ciemno, zagad. Czy to Moc staraa si jej co powiedzie? - Niepokj ci nie suy - zauway Syo. - Wiem. Czuj si... dziwnie. Wyraz jego twarzy nie zmieni si, ale Aryn wiedziaa, e traktuje jej wyznanie powanie. - Dziwnie? W jakim sensie? Jego gos by kojcy, uspokajajcy - i Aryn wiedziaa, e gwnie dlatego postanowi z ni porozmawia. - Cakiem jakby... co si miao wydarzy. Nie potrafi tego lepiej wyjani. - Czy to uczucie pochodzi od Mocy? Wyczuwasz je dziki empatii? - Nie wiem. Po prostu... mam przeczucie, e co si zaraz stanie. Przez chwil rozwaa jej sowa w milczeniu. - Rzeczywicie, co si stanie - przyzna wreszcie i skin gow w stron wysokich drzwi po lewej stronie, za ktrymi Mistrzyni Darnala i Rycerz Jedi Satele Shan prowadziy negocjacje z delegacj Sithw. - Zakoczy si wojna, jeli szczcie nam dopisze. Pokrcia gow. - To co innego. - Oblizaa wargi i poruszya si niespokojnie na krzele. Przez jaki czas siedzieli w milczeniu. Aryn dalej przekadaa w palcach paciorki. Syo

wreszcie odchrzkn i utkwi wzrok w jakim punkcie po drugiej stronie holu. - Oni czuj twoje wzburzenie - powiedzia cicho. - Mog je odczyta jako co, czym w istocie nie jest. Aryn zdawaa sobie z tego spraw. Czua ich wzgard, dranic umys niczym kamie w bucie. Na kamiennej awce pod cian naprzeciwko nich siedziao dwoje ubranych w czarne szaty czonkw delegacji Sithw. Dwie przeciwstawne frakcje dzielio pitnacie metrw wypolerowanej marmurowej posadzki, dwa rzdy alderaaskich posgw i przepa wrogich przekona. W przeciwiestwie do Aryn, Sithowie nie wydawali si zdenerwowani. Wygldali na... czujnych - obydwoje pochyleni lekko do przodu, z rkami opartymi na kolanach i wzrokiem wbitym w Jedi, jakby w kadej chwili gotowi zerwa si na rwne nogi. Aryn czua, e w duchu drwi z jej braku samokontroli; widziaa to w kpicym umieszku na ustach mczyzny. Odwrcia od nich spojrzenie i sprbowaa si skupi na czym innym. Czytaa nazwiska wygrawerowane na cokoach posgw - Keers Dorana i Velben Orr - a take innych, o ktrych nigdy nie syszaa, ale obecno Sithw w Mocy rozpraszaa j. Czua si, jakby zanurzono j gboko pod wod, a ze wszystkich stron paro na ni cinienie. Czekaa na chwil, w ktrej pkn jej bbenki - liczya na to, e dojmujcy, oczyszczajcy bl przywrci jej kontrol nad wasnym ciaem. Nic takiego jednak nie nastpio, a jej oczy same zwracay si w stron Sithw. Kobieta, ktrej szczupe ciao ukrywaa bezksztatna szata w kolorze ciemnego bkitu, wpatrywaa si w ni zmruonymi, jasnymi oczami. Jej dugie, ciemne wosy, cignite w wze, spyway z gowy niczym szubieniczna ptla. Chuderlawy mczyzna siedzcy obok niej mia tak sam ziemist cer jak ona, takie same blade oczy i to samo nienawistne spojrzenie. Aryn domylaa si, e s rodzestwem. Ciemne wosy i duga broda mczyzny, spleciona w dwa warkocze, nie moga ukry oblicza tak pobrudonego, poznaczonego bliznami i dziobami, e przypominaa Aryn ziemi po bombardowaniu. Jej wzrok spocz na rkojeci miecza Sitha topornej i kanciastej, podobnej jak w mieczu siedzcej obok kobiety. Wyobrazia sobie ich rodzicw - jak zauwaaj, e brat i siostra s wraliwi na Moc, i wysyaj ich na Dromund Kaas, gdzie dzieci przejd indoktrynacj. Syszaa wiele plotek o tym, jak Imperium postpuje z wraliwymi na Moc. Jeli bya to prawda, Sithowie siedzcy naprzeciwko niej nie przeszli na Ciemn Stron Mocy z przymusu - po prostu nigdy nie dano im szansy, eby stali si kimkolwiek innym. Zastanawiaa si, jak potoczyyby si jej losy, gdyby urodzia si w Imperium. Czy szkoliaby si na Dromund Kaas, gdzie wykorzystano by jej empati do zadawania innym blu i tortur? - Nie lituj si nad nimi - powiedzia w bocce Syo, cakiem jakby czyta jej w mylach. W jego ustach obcy jzyk brzmia dziwnie niestosownie. - I nie wtp w siebie. Jego przenikliwo nie zaskoczya Aryn zbytnio. Zna j bardzo dobrze. - No i kto jest teraz empat? - spytaa zadziornie w tym samym jzyku. - Wybrali swoj ciek. Tak jak my wszyscy. - Wiem - odpara. Pokrcia gow nad zmarnowanym potencjaem Mocy, a oczy obojga Sithw na chwil zalniy czujnie niczym u drapienikw tropicych zwierzyn. Akademia na Dromund Kaas zmienia ich w owcw, wic postrzegali wiat oczami owcw. Moe to po czci wyjaniao wojn? Nawet jeli tak, to nie wyjaniao w aden sposb zaproponowanego przez nich pokoju. I moe wanie dlatego Aryn czua si tak nieswojo. Propozycja rokowa, wystosowana przez samego Imperatora Sithw, spada na Jedi jak grom z jasnego nieba - nieproszona, nieoczekiwana, wstrzsajc rzdem Republiki. Przedstawiciele Imperium i Republiki zdecydowali si spotka na Alderaanie, ktry by miejscem poprzedniego zwycistwa Republiki w tej wojnie. Liczba posw wchodzcych w skad obydwu delegacji zostaa drastycznie ograniczona, a ich charakter cile okrelony. Ku jej zaskoczeniu, znalaza si wrd wybranych Jedi, chocia nigdy dotd nie braa udziau w negocjacjach.

- Ten wybr to dla ciebie zaszczyt - powiedzia jej Mistrz Zallow, zanim wsiada na statek leccy na Alderaana. Wiedziaa, e to prawda, a jednak od chwili, kiedy opucili Coruscant, czua si nieswojo. Jeszcze gorzej byo po ldowaniu na Alderaanie. I nie chodzio o to, e walczya tutaj wczeniej. To byo... co innego. - Nic mi nie jest - zapewnia Sya, majc nadziej, e kiedy wypowie te sowa, sama w nie uwierzy. - Pewnie si po prostu nie wyspaam. - Spokojnie - odpar. - Wszystko pjdzie jak z patka. Skina gow, starajc si w to uwierzy. Zamkna oczy, eby nie patrze na Sithw, i skupia si na naukach przekazanych jej przez Mistrza Zallowa. Czua Moc, przepeniajc j i otaczajc niczym sie lnicych linii, tworzonych przez wizi czce wszystkie istoty ywe. Tak jak zawsze, linia Mistrza Zallowa lnia jasno jak gwiazda przewodnia w jej wewntrznej galaktyce. Tsknia za nim, jego spokojem i mdroci. Skupia si na swoim wntrzu: wybraa w umyle jeden punkt, przeksztacia go w co w rodzaju lejka i pozwolia, eby spyn do niego cay jej niepokj. Jego miejsce zaja pewno siebie i opanowanie. Otworzya oczy i spojrzaa na Sitha. Co w wyrazie jego twarzy - determinacja w jego oczach, na wp skryta za zoliwym umieszkiem - martwio j, ale nie daa niczego po sobie pozna. Wytrzymaa jego wzrok bez mrugnicia, spokojna i nieruchoma niczym posg. - Widz ci - powiedzia. - A ja widz ciebie - odpara pewnym siebie, spokojnym gosem. ROZDZIA 2 Malgus nie zamierza opiera si gniewowi, ktry narasta z kadym krokiem, zmniejszajcym dystans dzielcy go od wejcia do wityni. Moc wspbrzmiaa ze stanem jego uczu i napeniaa go swoj si, dopki jej potga nie przenikna go na wskro. Wyczuwa kiekujce w onierzach ziarna strachu. - Powiedziaem, eby si zatrzyma - powtrzy jeden z nich. - Odsu si - rzuci Malgus przez rami do Eleeny - Sam si nimi zajm. Twilekanka opucia swobodnie rce i stana za jego plecami. Trzech stranikw ustawio si w pokrgu, okrajc ich zbliajc si ostronie, z karabinami w pogotowiu. Z tyu za nimi majaczyo wejcie do wityni - pitnastometrowy portal. - Kim jeste? - spyta stranik. Jego sowa zawisy w powietrzu, podczas gdy Malgus czerpa z Mocy si i kumulowa energi, ktra miaa maksymalnie przyspieszy jego ruchy. Kiedy by gotw, rkoje miecza wietlnego sama wskoczya do jego doni i chwil pniej przestrze midzy nim a stranikami przecia krwista klinga. Chlasn mieczem stojcego przed nim onierza, wypalajc w jego piersi dymic, czarn smug, a potem - pynnym ruchem, nie zwalniajc ani na chwil - wyeliminowa tego po lewej. Zaczerpn z Mocy i wycign rce przed siebie, podmuchem czystej energii popychajc trzeciego z mczyzn na cian wityni - wystarczajco mocno, eby zderzenie byo miertelne. Wyczu nag fal strachu, promieniujc od dwch onierzy na schodach po lewej; pozwoli im wycelowa trzymane w spoconych doniach karabiny, poczeka, a ich palce zaczn naciska spusty... a wtedy cisn w ich stron miecz wietlny, kierujc go Moc. Lnicy, czerwony uk unieszkodliwi obydwu, a potem wrci posusznie do jego rk. Malgus dezaktywowa ostrze i zawiesi miecz z powrotem u pasa. Usysza odgos odpalanego plecaka rakietowego. Znad gzymsu wysoko nad wejciem do wityni wzniosa si w powietrze Mandalorianka. Wyldowaa na wystpie jednej z wyszych kondygnacji i chwil pniej znikna wewntrz budynku. Malgus domyla si, e wkrtce doczy do walki. Sprawdzi chronometr i przyglda si przez chwil, jak upywaj sekundy. Zostao ich dwadziecia dziewi.

Eleena zaja miejsce po jego prawej stronie i razem weszli do wityni. Zachodzce za ich plecami soce dotaro wanie do potnego portalu i wyduyo ich cienie, kadc je przed nimi na ksztat jakich zowrogich, mrocznych heroldw, zwiastujcych ich przybycie. Wewntrz panowaa cisza i spokj. Malgus wiedzia, e ju wkrtce sytuacja si zmieni. Jego buty wybijay miarowy rytm na posadzce z polerowanego kamienia. Hol, ktrym szli, cign si prosto jakie kilkaset metrw; po obu jego stronach wznosiy si rzdy smukych, strzelistych kolumn, a ciany w rwnych odstpach zdobiy stylowe gzymsy i balkony. Malgus czu po prawej, po lewej i na wprost obecno kolejnych stranikw, a take Jedi. Sprawdzi znw chronometr: zostao dwanacie sekund. Ktem oka zauway ruch po prawej, a potem po lewej stronie. Z tarasw przygldali im si zdziwieni padawani. Z balkonw zeskoczyo szeciu ubranych w zwyke szaty Jedi i utworzyo szeroki uk. Sidmy schodzi wanie z szerokich schodw na drugim kocu holu i wkrtce doczy do reszty. Jego sygnatura w Mocy promieniowaa wadz i pewnoci siebie - musia by Mistrzem. Jedi bez sowa ruszyli w stron Malgusa i Eleeny, ktrzy wyszli im naprzeciw. Na balkonach i kadkach w grze gromadzio si z kad chwil wicej padawanw. Ich obecno ksaa zmysy Malgusa rozbyskami blunierczej Jasnej Strony Mocy. Aury zbliajcych si Jedi byy znacznie silniejsze, ale Malgus dorwnywa im potg, chocia starcie przeciwstawnych biegunw rozpraszao i tumio ich pen si zdolnoci. Malgus zacz odlicza w myli pozostae sekundy. Z kad, upywajc szybko, zmniejsza si dystans midzy nim a Jedi, a jego moc rosa. Wreszcie si zatrzymali - dzielio ich teraz okoo dwch metrw. Mistrz Jedi odrzuci kaptur na plecy, odsaniajc jasne, siwiejce na skroniach wosy i przystojn, ogorza twarz. Malgus zna jego imi z materiaw dostarczanych przez wywiad - mczyzna nazywa si Mistrz Ven Zallow. Rnili si jak woda i ogie i to zarwno wewntrznie, jak i zewntrznie. Kady z nich by cakowitym przeciwiestwem drugiego. Szeciu towarzyszcych Zallowowi Jedi otoczyo Malgusa i Eleen, aby ograniczy im pole manewru. Przygldali im si czujnie, cakiem jak osaczonym drapienikom. Eleena stana plecami do Malgusa. Czu, jak jej ciao faluje w rytm oddechu - gbokiego i regularnego. W holu zapanowaa gboka cisza. Gdzie w grze odchrzkn ktry z padawanw, inny zakasa nerwowo. Zallow i Malgus patrzyli sobie nawzajem w oczy, bez sw - nie byy potrzebne. Obaj wiedzieli, co wydarzy si za chwil - co musi si wydarzy. Nie byo odwrotu. Chronometr na nadgarstku Malgusa zapiszcza cicho, jednak w panujcej w przestronnym korytarzu ciszy ten dwik zabrzmia jak odgos eksplozji. Na ten sygna Jedi jakby si ocknli. Sze niebieskich i zielonych ostrzy rozwietlio panujcy w holu pmrok, a Rycerze Jedi cofnli si o krok i przyjli postawy bojowe - wszyscy, oprcz Zallowa, ktry sta bez ruchu, twarz w twarz z Sithem. Malgus doceni ten gest i wyrazi swoje uznanie skinieniem gowy. Moe Rycerze Jedi uznali, e sygna chronometru zwiastuje wybuch bomby albo co w tym stylu? - przyszo mu do gowy. C, w pewnym sensie mieliby racj, uzna z lekkim rozbawieniem. Z drugiej strony holu dobieg inny dwik: wizg silnikw podchodzcej do ldowania jednostki desantowej. Malgus nie obejrza si, a jednak widzia sceny rozgrywajce si za jego plecami dziki reakcjom otaczajcych go Jedi. Rycerze cofnli si jeszcze o krok, wpatrujc si szeroko otwartymi oczami w co za plecami Malgusa. Wszyscy co do jednego mieli niewyrane miny. Eleena przylgna do jego plecw i zadraa. Najwyraniej dostrzega zbliajcy si statek, pdzcy z rykiem silnikw w stron wityni. Zallow nie cofn si jednak ani nie przerwa kontaktu wzrokowego z Malgusem. Dwik silnikw z kad chwil stawa si goniejszy i bardziej przenikliwy, niczym rozpaczliwy, mechaniczny krzyk. Malgus patrzy w milczeniu, jak Rycerze Jedi marszcz niepewnie brwi i otwieraj usta. Wsuchiwa si w rozbrzmiewajce wok okrzyki niepokoju, ktre szybko zmieniy si we wrzaski

przeraenia - wkrtce ledwie syszalne w oguszajcym haasie, wywoanym przez statek taranujcy wejcie do wityni. Kiedy na podog posypa si gruz i kamienie, posadzka zadraa gwatownie. Dao si sysze rzenie wyginanego, rozdzieranego metalu, ktremu wtroway rozpaczliwe jki istot ywych. ciany holu obla pomaraczowy blask eksplozji - Malgus widzia jego odbicie w oczach Zallowa - a wybuch wessa gwatownie tlen z otoczenia, wzbudzajc nagy powiew, cakiem jakby poar by ogromn par puc, zaczerpujc gboko tchu. Malgus ani drgn. Widzia t scen ataku tysice razy jako symulacj komputerow, wiedzia wic dokadnie, co si dzieje - wystarczyo, e sucha odgosw. Ogromna prdko i masa pozwoliy statkowi zachowa pd. Przelizn si po pododze wityni, obic w kamieniu bruzdy i zostawiajc za sob ognist ciek. Po drodze kosi kolumny, burzy balkony i miady ciaa. Mimo to Malgus sta bez ruchu, podobnie jak Zallow. Statek by ju blisko, coraz bliej, a dwik metalu szorujcego o kamie wzmaga si z kad sekund. Upaday nastpne kolumny, a Eleena przycisna si do niego jeszcze mocniej, wpatrujc si ze zgroz w poncy, pokiereszowany statek, pdzcy prosto na nich. Maszyna wytracaa jednak stopniowo prdko i za chwil znieruchomiaa tu przed ni. Powietrze w holu wypenia py, ar i dym. Sycha byo skwierczenie pomieni i pojedyncze okrzyki blu i zaskoczenia. - Co to ma znaczy?! - zawoa kto. - Medyka! - dopomina si kto inny. Malgus usysza odgos wybuchw, ktre wysadziy specjalnie wzmocniony przedzia pasaerski statku desantowego; wystrzelony na zewntrz, uderzy w podog z dwikiem przypominajcym metalowy deszcz. Sekund pniej rozleg si huk, kiedy klapa wazu opada z impetem na kamienn podsadzk. Dopiero teraz Zallow odwrci wzrok i spojrza ponad ramieniem Malgusa, przechylajc niepewnie gow na bok. W jego oczach wida byo konsternacj, ktr Sith otwarcie si napawa. Zza plecw dobieg go przewleky, nieregularny, niski syk, ktry przeszed w brzczenie, kiedy pitnastu wojownikw Sithw, stojcych w przedziale pasaerskim statku desantowego, aktywowao swoje miecze wietlne. Ten dwik zwiastowa upadek wityni, upadek Coruscant, upadek Republiki. Malgusowi stana przed oczami wizja, ktr Moc zesaa mu na Korribanie - galaktyka skpana w pomieniach. Odrzuci na plecy kaptur, umiechn si i wczy miecz wietlny. Zeerid wytumi cig silnikw i wpisa kurs - byle dalej od Ord Mantell. Ustawi skanery statku na cige przeczesywanie przestrzeni, obawiajc si, e piraci mog mie gdzie w pobliu wsparcie, ale jak dotd nic nie wskazywao na to, eby kto ruszy za nim w pocig. Kiedy mino troch czasu, nieco si odpry. Rowawy blask chmur i grnej stratosfery Ord Mantell ustpi szybko czerni kosmicznej przestrzeni. Kontrola lotw nie kazaa mu si legitymowa, zreszt i tak nie zareagowaby na wezwanie. Nie odpowiada przed nimi. Odpowiada przed Kantorem, chocia nigdy nie spotka adnej szychy z syndykatu na ywo. Instrukcje otrzymywa od porednika zwanego Orenem i przez wikszo czasu lata na lepo. Zlecenia przyjmowa zdalnie. Lecia po adunek w wyznaczone miejsce, a potem zostawia go tam, gdzie mu kazano. Taki system cakowicie mu odpowiada. Dziki temu mg nabra do tego wszystkiego dystansu, traktowa to mniej osobicie i udawa, e pywa tylko po powierzchni tego caego syfu. Strzeg pilnie swojej prywatnoci, ujawniajc Kantorowi jedynie niezbdne minimum informacji - nic poza tym, e w przeszoci by onierzem i pilotem. Z tego, co wiedzieli, nie mia przyjaci ani rodziny. Nie mia zudze: gdyby dowiedzieli si o Arze, wykorzystaliby j, eby go szantaowa. A on nie mg do tego dopuci. Gdyby stao si jej co zego...

Znw uwiadomi sobie, e zbyt mocno zaciska rk na drku sterowniczym. Rozluni si, odetchn gboko i postara si oczyci umys. Kiedy poczu si gotw, wstuka na klawiaturze kod bezpiecznego poczenia kanaem podprzestrzennym, za porednictwem ktrego komunikowa si z Orenem. Odczeka, dopki nie usysza guchego dwiku oznaczajcego nawizanie poczenia. Oren nie marnowa czasu na powitania. - Zakadam, e wszystko poszo zgodnie z planem? - zacz bez ogrdek. Sdzc po gosie, Zeerid obstawia, e Oren jest mczyzn rasy humanoidalnej i ma jakie czterdzieci-pidziesit lat, chocia pewnie korzysta z systemu sztucznej modulacji gosu. - Nie - odpowiedzia i odetchn gboko. - Wpadem w zasadzk. - Zastawion przez agentw klienta? - spyta Oren po chwili przerwy. Zeerid pokrci gow. - Wtpi. To byli ludzie, ktrych nigdy wczeniej nie widziaem. Przypuszczam, e piraci. Moe najemnicy. Prawdopodobnie zabili ludzi nabywcy i przejli jego statek. - Jeste tego pewien? - Nie, nie jestem - odpar gniewnie. - Czy w tej robocie co w ogle bywa pewne? Oren nie odpowiedzia. Zeerid postara si powcign emocje. - Jestem pewien tylko tego, e pilota, ktrego spodziewaem si zasta na miejscu, Ariga, nie byo tam. By za to jego statek. Jestem te pewien, e omiu uzbrojonych w blastery facetw, o niezbyt przyjaznych zamiarach, prbowao mnie podziurawi kilkoma seriami. - Omiu - powtrzy z namysem Oren. W jego gosie sycha byo napicie, a to nie wryo dobrze. - Co si z nimi stao? Zeerid mia wraenie, e Oren pilnie chonie kade jego sowo, zapisujc je w pamici, eby potem mg go w razie czego zapa na kamstwie. - Nie yj - powiedzia. - Wyczuem, e chc mnie zaatakowa, zanim si na mnie rzucili. - To brzmi... niele, Zet. Zeerid zapatrzy si przez iluminator na gwiazd Ord Mantell i powstrzyma fal narastajcego gniewu. Wiedzia, e jeli Oren zacznie go podejrzewa o krcenie na boku interesw albo mu nie uwierzy, jedno jego sowo moe sprawi, e Arra zostanie sierot. - Niele? - powtrzy, starajc si nad sob panowa. - Pozwl, e ci co powiem, Oren. Chodz suchy, e wiele transakcji zostao spieprzonych dlatego, e Kantor nie ma ochoty gra fair z innymi syndykatami, nie wyczajc Huttw. T fur spieprzonych transakcji cakiem niele by wyjaniao istnienie przeciekw. A to oznacza, e Kantor gra na dwa fronty. Oren nawet si nie zajkn. Zeerid prawie go za to podziwia. - Jeli jeden z moich pilotw ma teori, e dochodzi do przeciekw, moe rwnie dobrze wpa na pomys, e to doskonaa okazja do wykorzystania sytuacji i zarobienia na tym grubej kasy. Szczeglnie jeli jest po uszy zaduony. Wystarczy ogosi, e wpad w zasadzk, zastawion, powiedzmy, przez omiu ludzi. W kocu masz gotow wymwk: zatargi z innymi syndykatami, o ktrych wspomniae. - Moe i bym to zrobi - powiedzia Zeerid - ale tylko wtedy, gdybym postrada rozum. A na razie jestem przy zdrowych zmysach. Suchaj, podae mi wsprzdne do zostawienia towaru na Ord Mantell. Wylij tam kogo... moe sond zwiadowcz. Zobaczysz, co tam zostawiem, ale lepiej si pospiesz. Id o zakad, e kto bdzie chcia szybko ten bajzel posprzta. - C... W takim razie spytam jeszcze, jak zdoae zabi omiu facetw, Zet. Sam. Wszystko wskazywao na to, e dyskusja nie zmierza w dobrym kierunku. - Byli nieco za blisko jednej ze skrzy z adunkami, kiedy wybucha. Oren milcza przez dusz chwil. - Jedna ze skrzy z adunkami? Wybucha? Zeerid przekn gono lin. - Straciem j podczas ucieczki. Reszta adunku jest nietknita. W penej napicia ciszy wisiao milczce pytanie. Zeerid wyobrazi sobie, jak Oren przeglda w myli katalog danych, zestawiajc histori Zeerida z innymi faktami, ktre zna albo

wydawao mu si, e zna. - To nie bya moja wina - doda. - Jeli znajdziecie rdo przecieku, dowiecie si, kto za tym stoi. - Stracie adunek. - Ocaliem adunek - poprawi porednika Zeerid. - Gdybym tego nie zrobi, cay towar trafiby w rce piratw. - Odzyskalibymy go - powiedzia chodno Oren. - A trudno jest odzyska granaty, ktre wybuchy, chyba si ze mn zgodzisz? - Zginbym. - Nie jeste niezastpiony. Pytam jeszcze raz: czy zgadzasz si ze mn? Zeerid nie mg si zmusi do udzielenia odpowiedzi. - Zakadam, e twoje milczenie oznacza zgod, Zet? Zeerid spojrza gniewnie na gonik, a Oren podj: - W najlepszym razie otrzymasz tylko poow zapaty za plecenie. Warto utraconego adunku zostanie dodana do twojego dugu. A ten przekroczy ju dwa miliony kredytw, o ile dobrze pamitam. Rachunek cicy na statku i jakie dugi hadowe... Oren mia doskona pami do szczegw. Wszystko wskazywao na to, e Zeerid marnie wyjdzie na tej misji - w najlepszym razie bdzie na minusie. Mia ochot w co rbn, przyoy komu, ale w sterowni by zupenie sam. - Kiepsko to wyglda, Zet - powiedzia Oren. - A ja bardzo nie lubi, kiedy co kiepsko wyglda. Bdziesz mi musia to zrekompensowa. Zeeridowi nie podobao si z kolei to, co mwi Oren. - Jak? Cisza, a potem: - Przemycajc przypraw. Zeerid pokrci gow. - Nie przemycam przyprawy. Tak si umawialimy. Gos Orena by tak samo spokojny jak wczeniej, ale jednoczenie tak ostry, e mona by nim byo zarysowa pancerz: - Warunki si zmieniy, bo zaleay od wypenienia zlecenia. Wisisz mi spor sum kredytw i nadwyrye moj wiarygodno. Wynagrodzisz mi to kilkoma kursami z przypraw. Mona na tym niele zarobi, wic nie powiniene narzeka. - Zeerid milcza. Co mia powiedzie? - Rozumiemy si, Zet? Przemytnik skrzywi si, ale przytakn: - Rozumiemy. - Wracaj na Vult. Wkrtce si z tob skontaktuj. Mam ju co w zanadrzu. Zao si, e masz, pomyla Zeerid, ale nic nie powiedzia. Poczenie zostao przerwane i Zeerid uly sobie, produkujc seri niewybrednych przeklestw. Kiedy wreszcie poczu si lepiej, opuci studni grawitacyjn Ord Mantell i ksiycw, ustawi kurs na Vult i wczy hipernapd. - No to teraz przemycam przypraw - powiedzia do siebie, kiedy czer kosmosu zmienia si w bkitny tunel nadprzestrzeni. Wygldao na to, e pakowa si w jeszcze wiksze gwno ni to, w ktrym i tak ju tkwi po uszy. Aryn krcio si w gowie. Naga fala emocji niemal cia j z ng. Nie potrafia nazwa dawicych j uczu, okreli ich - byy zbyt surowe, zbyt... dojmujce. Zaleway j przytaczajcymi falami i sprawiay, e prawie w nich tona. - Co si stao, Syo - powiedziaa drcym z napicia gosem. - Nie wiem co, ale nie jest dobrze.

Mistrz Zallow i szeciu Rycerzy Jedi otaczajcych Malgusa wyskoczyo do tyu w salcie. Wyldowali jakie dwadziecia metrw dalej. - Niech Moc bdzie z wami! - zawoa do nich Zallow i wczy swj miecz. Z korytarza za jego plecami wybiego jeszcze dwunastu Jedi; ostrza ich mieczy wietlnych rozwietlay zasnuwajcy powietrze py i dym niczym las bkitnych i zielonych lamp. Zaatakowali bezgonie, ale tupot ich butw i sandaw brzmia niczym huk gromu. - Trzymaj si mnie - rzuci Malgus przez rami do Eleeny. - Tak jest - potwierdzia i signa po bro. Z wraku statku desantowego wylegli tumnie Sithowie i przesycone pyem powietrze przeszyy czerwone ostrza mieni czy wietlnych; ich zbiorowy okrzyk brzmia jak warczenie wygodniaych, rozwcieczonych bestii. Na ich czele sta Lord Adraas, polityczny faworyt Dartha Angrala i osobnik notorycznie dziaajcy Malgusowi na nerwy. Tak jak u reszty wojownikw Sithw, z wyjtkiem Malgusa, jego twarz cakowicie skrywaa ciemna maska. Malgus wykorzysta niech, jak poczu na widok Adraasa, do podsycenia swojego gniewu. Podczas przygotowa do ataku nalega, eby to jemu Darth Angral powierzy dowodzenie oddziaem Sithw, ale Angral upiera si, eby na jego czele stan Adraas. Odrzucajc peleryn i ostatnie bariery trzymajce na wodzy jego wcieko, Malgus doczy do Sithw, zajmujc pozycj przed Adraasem. Targajce nim emocje podsycay jego potg, a ich nagy napyw dosownie doda mu skrzyde. Czu obmywajc go si Ciemnej Strony, przesycajc jego ciao i napeniajc je si. Korytarz przecio kilka serii z blastera, kiedy nagle wok zaroio si od onierzy Republiki, ktrzy niezwocznie zaczli strzela do Sithw. Malgus, otulony szczelnie Moc, widzia kady ze strzaw i jego trajektori z doskona wyrazistoci. Nie zwalniajc, zawin mieczem na lewo, potem w prawo, ustawi ostrze pod ktem dziesiciu stopni i odbi trzy strzay, kierujc je w stron onierzy, ktre je wystrzelili. Wszyscy zginli. Jego upiornie znieksztacone oblicze byo pamitk po bitwie o Alderaan, podczas ktrej jeden z komandosw wystrzeli mu w twarz, wic teraz zabijanie onierzy sprawiao mu niekaman przyjemno. Za jego plecami Eleena wystrzelia ze swoich bliniaczych blasterw, zabijajc jednego onierza z prawej i jednego z lewej. Sithowie i Jedi stali teraz twarz w twarz, przygotowujc si do nieuchronnej konfrontacji; jawna dza walki tych pierwszych drastycznie kontrastowaa ze spokojem tych drugich, a witynia Jedi miaa by scen, na ktrej odwieczny konflikt mia zosta wreszcie rozwizany. Silni Moc przetrwaj, a ich zrozumienie tej potnej siy wzronie. Sabi... c, sabi zgin. Malgus poszuka wzrokiem Mistrza Zallowa, ale nie potrafi go wyowi spord tylu twarzy spowitych pyem, dymem i blaskiem rzucanym przez lnice ostrza. Wybra wic losowo pierwszego z brzegu Jedi - mczyzn z brdk, walczcego mieczem o bkitnym ostrzu - i zaatakowa. Powietrze zawrzao falami Mocy i zgiekliwym echem, kiedy siy Jedi i Sithw zwary si i napary na siebie w chaotycznej, penej determinacji kotowaninie cia, mieczy wietlnych i okrzykw. Malgus zaczerpn Mocy, chwyci swj miecz oburcz i wymierzy cios, ktry powinien przepoowi przeciwnika. Jedi uchyli si jednak w por i odpar atak, kierujc ostrze swojej broni w szyj Sitha. Malgus bez trudu zablokowa cios, sparowa i wymierzy kopniak w brzuch Jedi. Ten zgi si wp i cofn o kilka krokw, a wtedy Malgus wyskoczy w powietrze, wykona salto, wyldowa za mczyzn i chlasn go mieczem. Jedi pad bez ycia na kamienn posadzk. Z wojennym okrzykiem na ustach Malgus namierzy nastpnego przeciwnika. Ktem oka spostrzeg bysk lawendowej skry - Eleena... Twilekanka uchylia si wanie przed ciosem miecza i zanurkowaa w bok, ostrzeliwujc si zaciekle. Padawanka, ktra j zaatakowaa - Zabrakanka o rogach zabarwionych kolorowymi pigmentami - odbia jej strzay i przymierzya si do zadania nastpnego ciosu. Eleena odtoczya si na bok, nie przestajc strzela, ale padawanka odbijaa bez trudu kad jej salw i podchodzia wci bliej.

Malgus zaczerpn znw Mocy i odepchn Zabrakank na drug stron holu, wprost na jedn z kamiennych kolumn. Chwil pniej Jedi upada u jej stp, broczc pync z nosa krwi. Eleena nie przestawaa strzela, byskawicznie namierzajc cele pord walczcych. Bitwa stawaa si coraz bardziej zacieka i chaotyczna. Jedi i Sithowie wyskakiwali w powietrze, robili piruety i salta, a czerwone ostrza raz po raz krzyoway si z niebieskimi i zielonymi. Pchnicia Mocy posyay bezwadne ciaa w powietrze, ciskay nimi o ciany, wyryway kaway gruzu z sufitu i zasypyway nimi przeciwnikw. Hol wypeniaa kakofonia dwikw krzykw, jkw, buczenia energetycznych kling i sporadycznych odgosw wystrzaw. Malgus pawi si w tym chaosie, napawa si nim, rozkoszowa. Widzia, jak Lord Adraas wpada w sam rodek oddziau onierzy Republiki i Moc bez trudu rozrzuca ich w powietrzu jak stert suchych lici. Nie chcc pozosta w tyle, wybra na chybi trafi Rycerza Jedi - kobiet, walczc jakie dziesi metrw od niego. Wycign przed siebie lew do i posa w jej stron bkitne byskawice Mocy. Zanim wyadowanie do niej dotaro, po drodze porazio dwjk padawanw. Kiedy sia ataku poderwaa j do gry, Jedi krzykna z blu; przez chwil jej ciao byo prawie przejrzyste od potgi przenikajcej j Ciemnej Strony. Malgus syci si jej blem, kiedy umieraa. Zobaczy, e Adraas patrzy w jego stron, i zasalutowa mu niedbale rkojeci. Chwil pniej znw usysza jazgot blasterw Eleeny. Twilekanka przemkna koo niego i przeskoczya nad ciaem zabitej Jedi niczym lawendowy wir. Dopada do kolumny, przykucna za ni i rozejrzaa si gorczkowo w poszukiwaniu celu. Kiedy ich oczy si spotkay, mrugna i wskazaa mu podbrdkiem co za jego plecami. Obrci si byskawicznie i spostrzeg nastpn grup republikaskich onierzy, wbiegajcych do holu z bocznego korytarza. Zaczli strzela, a Eleena natychmiast odpowiedziaa ogniem. Zanim Malgus zdoa si z nimi rozprawi, za nimi, nie wiadomo skd, pojawia si Mandalorianka. Unosia si w powietrzu dziki plecakowi rakietowemu, a jej srebrzystopomaraczowa zbroja lnia w pomieniach. Lewitujc midzy podog a sufitem niczym demon zemsty, odpalia z wyrzutni na nadgarstku dwa niewielkie pociski. Wybuchy w pobliu onierzy i momentalnie wznieciy poog. Przy akompaniamencie okrzykw blu we wszystkie strony poszyboway ciaa i gruz. Wci zawieszona w powietrzu, Mandalorianka zawirowaa wok wasnej osi, wyzwalajc z zamontowanego na nadgarstku miotacza strug ognia. Malgus wiedzia, e wynik bitwy, ktra wkrtce si zakoczy, jest przesdzony. Rozejrza si w poszukiwaniu Zallowa - jedynego przeciwnika wartego jego uwagi. Zanim jednak zdoa namierzy Mistrza Jedi, zaatakowaa go trjka napastnikw. Sparowa cios wymierzony w niego przez pierwszego Jedi, przeskoczy nad ostrzem wyprowadzonym w jego nogi przez ceglastoskr Togrutank, odci do z mieczem trzeciej kobiecie i cisn j Moc na posadzk. - Alaro! - krzykn rozpaczliwie jej towarzysz. Malgus przeskoczy wysoko nad wymierzonym w niego ostrzem miecza mczyzny i wyldowa na pododze za Togrutank, ktra zablokowaa jego cios, ale nie zdoaa unikn pchnicia Mocy, ktrym posa j przez cay hol w sam rodek sterty gruzu. Wyda z siebie ryk wciekoci, ogaszajc, e jest zdolny zabi wasnych wojownikw, jeli nie zostanie ju aden Jedi. Czu nieprzepart ch, ogromn potrzeb zabijania - wasnymi, goymi rkami. Zanurkowa pod ciosem miecza mczyzny, rzuci si naprzd i schwyci go za gardo. Podnis go do gry i przytrzyma wysoko, cieszc uszy gonym charkotem, kiedy Jedi si dusi. W jego brzowych oczach nie byo strachu, tylko bl. Malgus znw rykn, wzmocni ucisk, odrzuci zwiotczae ciao na bok i stan nad nim z mieczem w rku, dyszc ciko. Bitwa wrzaa, a on tkwi w samym jej rodku - w oku cyklonu wywoanego przez Sithw. Wreszcie namierzy Mistrza Zallowa - Jedi sta jakie dziesi krokw od niego, wirujc i choszczc swoim zielonym ostrzem z precyzj dorwnujc szybkoci. Pod ciosami jego miecza Sithowie padali jeden za drugim. Nagle jak spod ziemi wyrs przed nim Adraas - najwyraniej sam ostrzy sobie zby na ofiar, ktr upatrzy sobie Malgus. Adraas zanurkowa stron Zallowa i chlasn mieczem, celujc w jego kolana. Mistrz Jedi bez trudu unikn jednak ciosu, przeskoczy

nad kling i porazi Adraasa pchniciem Mocy, ktre posao Sitha na drug stron holu. - On jest mj! - warkn Malgus, pdzc korytarzem w ich stron. Kiedy mija Adraasa, wycedzi jeszcze raz przez zacinite zby: - Zallow jest mj! Zallow najwyraniej usysza go, bo odwrci si w jego stron. Ich spojrzenia si spotkay. Eleena chyba take usyszaa okrzyk swojego pana, bo wychylia si zza kolumny i - domylajc si jego zamiarw - wystrzelia do Zallowa kilkakrotnie z blastera. Nie spuszczajc wzroku z Malgusa, Jedi odbi strzay mieczem w stron Eleeny. Dwa z nich trafiy j w pier. Kiedy upadaa, Zallow Moc cisn j na poblisk kolumn. Malgus zatrzyma si w p drogi; jego gniew nagle zela. Odwrci si i obejrza na lec u stp filaru Eleen - bezwadn jak szmaciana kuka, z dwiema czarnymi dziurami szpeccymi jej nieskaziteln lawendow skr. Wygldaa jak zwidy kwiat. Gniew powrci ze zdwojon si. Z piersi wyrwa mu si okrzyk nienawici - czystej, niczym nie powstrzymywanej. Wraz z nim przepenia go Moc, tak silna, e jej niepohamowany upust zgruchota poblisk kolumn, zasypujc korytarz deszczem kamiennych odamkw. Malgus skupi si z powrotem na Zallowie i ruszy w jego stron, roztaczajc wok siebie namacaln fal potgi i otwartej nienawici. Drog zastpi mu jeszcze jeden Jedi, zamierzajc si na niego znad gowy bkitnym ostrzem, ale Malgus ledwie zwrci na niego uwag. Wycign tylko do, pokonujc aosn oson Jedi, i zacisn na jego gardle niewidzialne palce Mocy. mier bya askawa - przysza niemal natychmiast. Malgus odrzuci ciao na bok i podj marsz ku Zallowowi. Mistrz wyszed mu naprzeciw. Jeszcze jeden Sith zamierzy si na niego mieczem, wyprowadzajc cios z lewej, ale Zallow przeskoczy nad kling, zawirowa, odwin si i ci zamaszycie, pozbawiajc napastnika ycia. Zallow i Malgus podeszli do siebie. Dzieli ich teraz zaledwie metr. Przez chwil trwali w bezruchu, mierzc si w milczeniu wzrokiem. Jeden z Rycerzy odczy si od trwajcej obok walki i zamierzy na Malgusa. Ten ustpi z drogi bkitnej klingi, uderzy mczyzn w splot soneczny, a potem podnis wasne ostrze do miertelnego sztychu. Zallow da krok naprzd i zablokowa cios. Jedi i Sith skrzyowali spojrzenia. Caa reszta Sithowie, Jedi, bitewna zawierucha - przestaa nagle istnie. Byli tylko Malgus i jego gniew, Zallow i jego spokj. Ostrza ich mieczy napary na siebie - obaj korzystali z Mocy, eby pokona przeciwnika, ale pocztkowo aden nie mg zyska przewagi. Malgus wyda z siebie okrzyk gniewu, Zallow jednak wydawa si denerwujco spokojny - tylko zmarszczone czoo i zacinite usta zdradzay wysiek, ktry wkada w walk. Karmic si gniewem z powodu Eleeny, Malgus odepchn Mistrza Jedi i zacz go zasypywa gradem ciosw. Zallow nie podda si atwo, ale nie dawa rady kontratakowa - na razie pozostao mu tylko odbija zadawane z furi ciosy. Malgus prbowa desperacko skrci go o gow, ale przeciwnik blokowa kade jego pchnicie, jakby czytajc mu w mylach. Sith wyprowadzi wycelowany w pier Jedi i wzmocniony Moc kopniak, ktry posa Mistrza w powietrze i rzuci jakie dziesi metrw dalej. Zallow wykona w powietrzu obrt i wyldowa w wykroku w pobliu dwch wojownikw Sithw. Rzucili si na niego bez chwili namysu, ale Jedi sparowa cios miecza pierwszego, przeskoczy sprawnie nad kling wymierzon w niego przez drugiego, a potem zawin si w niskim pobrocie, przecinajc obydwu mieczem wietlnym na p. Poncy chci zemsty i nienawici Malgus cisn w jego stron wasn bro. Poprowadzi ostrze Moc; zawirowao, tnc z guchym wistem powietrze i lecc prosto w szyj Zallowa. Ten jednak, korzystajc z pdu, jakiego przyda mu atak na drugiego Sitha, wyskoczy w gr, unikajc mierciononej klingi. Podczas gdy Zallow wci szybowa, Malgus uwolni energi Mocy i posa w stron przeciwnika jej byskawice. Wyadowanie zaskoczyo Jedi i popchno go w d na stert mieci. Wystarczyo, e Mistrz nie poderwa si natychmiast na rwne nogi - Malgus nie zawaha

si ani przez chwil. Uwolni potg swojego gniewu; wyda okrzyk nienawici i skoczy dwadziecia metrw w gr, kierujc si w stron Zallowa. W poowie skoku przywoa Moc swj miecz, chwyci go w odwrconym, dwurcznym chwycie i przygotowa si do przyszpilenia Zallowa do witynnej podogi. Nie zdy. Mistrz Jedi odtoczy si w ostatniej chwili i szkaratna klinga miecza Malgusa zanurzya si po sam rkoje w kamiennej posadzce. Tymczasem Zallow wyskoczy w gr, przeskoczy nad swoim sithaskim przeciwnikiem i wyldowa w przysiadzie kawaek za nim. Wczy znw swj miecz pomkn prosto na Malgusa. Rezygnujc z prdkoci i gracji na rzecz siy, zasypa go deszczem nagych ciosw i pchni. Malgus parowa jedno cicie po drugim, ale nie mg znale w tym szaleczym ataku przerwy, dziki ktrej mgby kontratakowa. Gdy Zallow rzuci si naprzd i ci w poprzek, Malgus odbi cios. Mistrz Jedi skorzysta z okazji i wymierzy rkojeci miecza cios w szczk Sitha. Malgus poczu bl, bo uderzenie wybio mu zb i przekrzywio respirator. Czu na jzyku smak krwi, ale by zbyt gboko zanurzony w Mocy, eby taki bl mg go rozproszy. Zachwia si jednak i cofn o krok, zaskoczony atakiem. Wietrzc okazj do nastpnej szary, Zallow postpi naprzd i zamachn si, celujc w szyj Malgusa... ktry wanie na to liczy. Ustawi swoje ostrze pionowo, eby odbi cios, i wywin si pod zablokowan kling. W pobrocie zmieni chwyt i wycelowa miecz pod ebra Mistrza Jedi. Ostrze przeszo na wylot. Oczy Zallowa stay si nagle dziwnie puste. Obwis, przebity czerwonym promieniem energii. Spojrzenia Jedi i Sitha spotkay si. W zielonych oczach umierajcego Mistrza Malgus widzia odbicie szalejcej w wityni poogi. - Wszystko sponie - powiedzia. Zallow zmarszczy czoo - z blu, a moe z rozpaczy... Tak czy inaczej, Malgus napawa si tym widokiem. Czeka, a z oczu Mistrza Jedi odpyn resztki wiata, a potem uwolni miecz i pozwoli, eby bezwadne ciao opado na podog. Aryn zupenie nie bya przygotowana na wstrzs, ktry uderzy w ni z si strzau z blastera. Jej ciao zadrao, targnite nagym spazmem. Bransoletka spokoju, ktr trzymaa, a ktr podarowa jej Mistrz Zallow, pka z suchym trzaskiem w zacinitej pici, na podog posypay si paciorki w ksztacie ez. Aryn zgia si wp i jkna aonie. Jej odek cisna lodowata pi blu, a obraz zamaza si i zacz nikn; wiat wok zawirowa i na chwil przesta istnie. Nogi ugiy si pod ni; miaa wraenie, e spada, tonie, zapada si w bezdennej otchani rozpaczy. W gardle czua dawic pi krzyku, ktry gwatownie szuka ujcia, ale zdoaa wydoby z siebie tylko nieskadny, wysoki skowyt. Poprzez wi z Moc czua dojmujcy bl, jakiego doznawa konajcy Zallow; oddech urwa jej si i utkwi w gardle wraz z ostatnim tchnieniem, ktre wyda z siebie Mistrz Jedi. Linia jego ycia, zwykle tak jasno lnica w jej umyle, kiedy czua Moc, tak bliska jej wasnej, znikna z jej zmysw bez ladu. Stumione, pene zaskoczenia westchnienie siedzcego obok niej Sya powiedziao jej, e on take co wyczu. Poprzez bl i narastajc fal rozpaczy Aryn znw zacza dostrzega otaczajc j rzeczywisto. Dotaro do niej, e w oczach siedzcego po przeciwnej stronie holu Sitha widziaa niedawno zapowied tego, co si wanie wydarzyo. - Co to byo? - spyta Syo. Jego gos wydawa si dobiega z bardzo daleka, ale pytanie nabrzmiewao paskudnymi podejrzeniami. Aryn podniosa gow i spojrzaa przez zason wosw przesaniajcych jej twarz na drug stron pomieszczenia. Sithowie stali wyprostowani i czujni, a w ich oczach lnia pewno. - Zostalimy zdradzeni - wycedzia przez zacinite zby Aryn. Nie wspomniaa, e jej Mistrz, czowiek, ktry by dla niej ojcem, zgin.

Z zaskoczeniem stwierdzia, e stoi teraz pewnie na nogach, wyprostowana, z podniesion gow. Obok widziaa grupk ludzi... Nie, nie ludzi, poprawia si w myli. To byy rzeby alderaaskie posgi. Bya na Alderaanie i czekaa na zakoczenie pokojowych negocjacji z Sithami. A Sithowie ich zdradzili... Walczya z nimi wczeniej na tej samej planecie, podczas bitwy o Alderaan. I zamierzaa znw zrobi to samo - teraz, w tej chwili. - Skd to wiesz, Aryn? Pytanie Sya zaskoczyo j, ale nie zbio z tropu. - Po prostu wiem - warkna. Sithowie take o tym wiedzieli. Wiedzieli cay czas. Widziaa to w ich oczach. Zakres jej widzenia zawa si, a wreszcie ograniczy si do dwjki Sithw. Opanowaa j wcieko, poczua rozdzierajc fal alu. Syszaa czyj gos, woajcy j z oddali po imieniu powtarzajcy je niczym inwokacj - ale nie zwracaa na niego uwagi. Sithowie skupili na niej wzrok i oboje przyjli bojowe postawy. Na twarzy mczyzny widnia ten sam pogardliwy umieszek co wczeniej; jego zacinite usta wydaway si jeszcze brzydsze ni blizny szpecce mu twarz. - Aryn! - To Syo j woa, dotaro do niej. - Aryn! Przesta! Wiedzieli... Sithowie wiedzieli... - Wiedzieli cay czas - warkna zarwno do siebie, jak i do Sya. - Co takiego? Co wiedzieli? Co si stao? Nie fatygowaa si, by odpowiedzie. Zanurzya si w Mocy, czerpic z niej si. Czas zwolni. Aryn odniosa wraenie, e jej duch opuci ciao i obserwuje j z dystansu. Patrzya jakby z boku, jak sama przecina hol, a jej buty miad rozsypane po pododze paciorki. Chocia kroczya pord posgw mczyzn i kobiet bdcych za swoich czasw ordownikami spokoju, jej umys buzowa nienawici, przepeniaa go ch zemsty. - Aryn! - jkn Syo. - Nie! Nie signa po miecz. Potrzeba odwetu nie pozwalaa jej na skorzystanie z tego wygodnego, dziaajcego na dystans narzdzia. Chciaa, musiaa pomci mier Mistrza Zallowa wasnymi rkami. - Nie zasugujecie na prost, czyst mier - wycedzia przez zacinite zby. Jaka odlega jej cz patrzya trzewo na to, co si z ni dziao - wiedziaa, e Ven Zallow nie pochwaliby tego, czego wanie zamierza si dopuci, ale teraz nie obchodzio jej to. Bl, ktry czua, by zbyt gboki, zbyt dotkliwy. Chciaa da mu upust, dopuszczajc si rzezi, a caa dza zemsty skupia si na obecnych w korytarzu Sithach. Mczyzna sign po swj miecz wietlny, ale zanim zdy go aktywowa, Aryn zaatakowaa go pchniciem Mocy tak silnym, e dwjk Sithw unioso w powietrze i cisno ich na cian za plecami. Dwa alderaaskie posgi, stojce midzy ni a jej ofiarami, uderzyy w mur po obu stronach Sithw i roztrzaskay si na kawaki. Rodzestwo musiao zapewne uy Mocy, eby zagodzi uderzenie, bo adnemu z nich najwyraniej nie staa si krzywda. Oboje wyldowali na nogach i rozdzielili si, przygotowujc do nieuchronnego starcia. W mgnieniu oka w ich donie wskoczyy rkojeci mieczy wietlnych, a uamek sekundy pniej zakwity promieniami szkaratnej energii. Mczyzna podnis kling wysoko nad gow w stylu, ktrego Aryn nie rozpoznawaa; przygotowywa si na jej atak, balansujc na palcach, a kobieta opucia miecz nisko, w dziwnej odmianie stylu redniego. Aryn usyszaa dobiegajcy zza plecw dwik wczanego miecza Sya. Nie zawahaa si jednak i nie zwolnia kroku. Korzystajc z Mocy, wyszarpna z ucisku mczyzny rkoje jego miecza i przywoaa j do siebie. Kiedy znalaza si w jej doni, odrzucia j na bok, daleko od siebie. Pogardliwy umieszek Sitha znikn bez ladu, zastpiony przez grymas zaskoczenia. Wykorzystaa swoj przewag nad nim, chwilowo nie zwracajc uwagi na jego siostr. Wyobrazia sobie, jak dobrze bdzie zacisn donie na jego gardle... Odpowiedzia na jej atak pchniciem Mocy, ale Aryn uoya donie w ksztat klina i si woli wspomagan Moc uderzya w sam rodek podmuchu, rozdzielajc go na dwoje i odbijajc w stron przeciwnika. Kolejne posgi upady, roztrzaskane, na posadzk. Uderzona si podmuchu Sithanka przeleciaa kilka metrw w

ty. Aryn nie zwolnia; od rodzestwa dzielio j teraz pi krokw, cztery... Mczyzna znw przyj postaw bojow. Mieli si zmierzy bez mieczy, walczy goymi rkami - twarz w twarz. Aryn Moc zwikszya swoj si i prdko. Czua, jak Moc przepenia j i otacza, zmieniajc jej ciao w bro. - Aryn Leneer! - rozleg si za jej plecami przenikliwy okrzyk Mistrzyni Darnali. - Jedi Aryn Leneer! Chwil pniej doczy do niego gos Sya: - Aryn! Przesta! Poczone gosy togrutaskiej Mistrzyni i Sya wytrciy j z bitewnego transu. Zachwiaa si, zwolnia i zatrzymaa. W chaos jej emocji wkrad si niepostrzeenie rozsdek, ktry przywrci jej trzewo mylenia. - Sithowie nas zdradzili, Mistrzyni Darnalo - powiedziaa, nie spuszczajc oczu z przeciwnikw. - Negocjacje byy tylko przykrywk... Darnala milczaa kilka sekund. - Czy ty... czy ty te to czua? - spytaa wreszcie. Oczy Aryn napeniy si zami, ale szybko si opamitaa. Nie czas na pacz, zbesztaa si w myli. Skina gow, niezdolna wykrztusi sowa. - Posuchaj, Aryn - podja Darnala. - Posuchaj mnie. Wiem o tym. Rozumiem ci. Ale teraz musisz mnie sucha. Coruscant jest w rkach Imperium... - sowa Mistrzyni uderzyy w ni jak cios w splot soneczny. Przez chwil nie moga oddycha. Przecie to nie miao sensu! Coruscant, serce Republiki, wpada w rce Imperium? Ale jakim... - Co takiego? - spyta ostro Syo. - Jak to moliwe? Sdziem, e... - To jest niemoliwe - stwierdzia ostro Aryn. Musiaa si przesysze. Odwrcia si od Sitha, na ktrego twarz znw wypez ten obrzydliwy umieszek, i obejrzaa na Mistrzyni Darnal, przewodniczc delegacji Jedi, stojc w pobliskim westybulu. Jej skra miaa ciemniejszy ni zwykle odcie czerwieni. Senator Am-ris i starsza Rycerz Jedi Satele Shan stali po jej bokach. Senator, Cereanin o wysokim, pooranym zmarszczkami czole zwieczonym aureol siwych wosw, growa nad kobietami. Patrzy gdzie w przestrze, a w jego oczach bya dziwna pustka. Sprawia wraenie... zagubionego. Satele z kolei wydawaa si spita, czujna; patrzya prosto przed siebie, a jej ciemne wosy byy zmierzwione. Trudno byo wyczyta co z jej skupionej, cignitej twarzy. Ani Am-ris, ani Satele wydawali si nie zauwaa baaganu panujcego w korytarzu. Oboje wygldali na oszoomionych; ich bdzcy w przestrzeni wzrok sugerowa, e patrz na co poza otaczajc ich rzeczywistoci. Tylko Darnala wydawaa si opanowana. Staa ze splecionymi na podoku rkami, oceniajc trzewym okiem sytuacj w holu - zniszczone rzeby i Aryn, stojc kilka krokw od Sithw, a take ich bojowe postawy. Aryn zastanawiaa si, co si wydarzyo w sali, w ktrej prowadzono negocjacje. Przez ulotn chwil miaa nadziej, e Darnala i reszta Jedi wyczuli zdrad Sithw i aresztowali... a moe nawet zabili... negocjatorw, ale nadzieja ta znika w tej samej chwili, w ktrej z auli za plecami Jedi wyszed przedstawiciel Sithw, Lord Baras, i stan u boku Togrutanki. Chocia chyba si stara, nie potrafi ukry samozadowolenia. Byo widoczne w uniesionych kcikach ust. Jego ciemne, zaczesane do tyu wosy, ukadajce si na czole we wdowi szpic, byy tego samego koloru co szaty i oczy. - Wrcz przeciwnie, Jedi, to cakiem moliwe - powiedzia chrapliwym barytonem. Wanie tak si stao... Coruscant upada. Satele zdrtwiaa jeszcze bardziej; jej lewa do zacisna si w pi. Am-ris przygarbi si, a Darnala przymkna na chwil oczy, jakby staraa si ze wszystkich si zachowa spokj. - Od teraz - ogosi Baras - Coruscant naley do Imperium. - Ale... jak to? - zajkna si Aryn, ale Darnala przerwaa jej uniesieniem doni. - Nic nie mw - wyszeptaa. - Prosz, nic nie mw... Aryn ugryza si w jzyk, chocia na usta cisny jej si setki pyta.

- Wyczcie swoje miecze - poprosia Darnala. Syo posucha bez szemrania, tak samo Sithanka. - Co tu si wydarzyo? - spyta Lord Baras, mierzc wzrokiem Sithw i ruiny posgw zacielajce hol. Reprezentant Sithw skoni si swojemu Mistrzowi, Moc przywoa swj miecz wietlny i zawiesi go u pasa. - Maa sprzeczka, Lordzie Barasie - powiedzia. - Nic powanego. Prosz, wybacz nam to zamieszanie. Baras wpatrywa si w niego przez chwil, potem przenis wzrok na jego siostr. - Ciesz si, e ta maa sprzeczka nie doprowadzia do rozlewu krwi. W kocu przybylimy tu, eby wynegocjowa pokj, prawda? Sprawia wraenie, jakby z trudem hamowa wybuch miechu. Am-ris odwrci si gwatownie w jego stron, ale Satele w por zapaa go za po paszcza, eby go powstrzyma przed konfrontacj z Barasem. - Pokj?! - wykrzykn mimo to Cereanin. - Ta caa mistyfikacja, ta farsa... - Senatorze... - Darnala uja Am-risa za okie, ale on nie zwraca na ni uwagi. W miar jak jego gniew rs, w gosie byo sycha coraz wiksze wzburzenie. - Nie przybylicie tutaj rozmawia o pokoju! Zwabilicie nas, eby odwrci nasz uwag od ataku na Coruscant! Jestecie garzami bez honoru, ktrzy zasuguj na... - Senatorze! - przerwaa mu ostro Darnala. Najwyraniej skutecznie, bo Am-ris umilk. Oddycha szybko i ciko. Lord Baras nie wydawa si w najmniejszym stopniu poruszony wybuchem Cereanina. - Myli si pan, senatorze - powiedzia spokojnie. - Przedstawiciele Imperium przybyli tu, eby wynegocjowa pokj. Chcielimy si tylko upewni, e Republika bdzie... bardziej skonna przysta na nasze warunki. Czy mam rozumie, e obecna sprzeczka oznacza, e Republika nie jest ju duej zainteresowana negocjacjami? Am-ris poczerwienia i zacz mamrota co pod nosem, ale Darnala przerwaa mu bezceremonialnie: - Negocjacje wci s aktualne, Lordzie Barasie. - Mdrze prawisz, jak zawsze, Darnalo - odpar Lord Sithw. - Imperium liczy na podjcie rokowa jutro w tym samym miejscu. W przeciwnym razie lud Coruscant... c, bardzo na tym ucierpi. Skra Darnali znw pociemniaa, ale Mistrzyni Jedi odpowiedziaa zaskakujco spokojnie: - Nasza delegacja przeprowadzi odpowiednie konsultacje i skontaktuje si z wami jutro. - Licz na to. A teraz ycz miego i zasuonego odpoczynku. Am-ris rzuci pod adresem Barasa kilka niepochlebnych epitetw w cereaskim, ale Sith uda, e nie dosysza obelg. Kiedy delegacja Republiki ponuro przedzieraa si przez gruzy zacielajce hol, Aryn czua na sobie drwicy wzrok Sitha. Z trudem pohamowaa now fal gniewu. Zanim doczya do reszty, przyklka, podniosa z podogi jeden z koralikw z zerwanej bransoletki i mocno zacisna go w doni. ROZDZIA 3 Malgus przetrzsa ruiny wityni. Z poskrcanego i pogitego wraku statku desantowego nadal unosiy si smugi dymu. Hol zamiecay paty poczerniaego metalu. ciany i kolumny leay pogruchotane, zredukowane do stert gruzu. Sklepienie i posadzk przecinay rysy pkni, przez zasnute pyem i dymem powietrze przebijay si ostatnie promienie zachodzcego soca. Oprcz szcztkw posadzk pokryway ciaa - Sithw, ale take Jedi i onierzy Republiki, gwnie tych ostatnich. Co jaki czas cisz przeryway jki rannych. W poszarpanej ranie, ktra kiedy bya wejciem do wityni, staa Mandalorianka. Zdja hem i trzymaa go pod pach; w jej

kasztanowych wosach migotay ostatnie promienie zachodzcego soca. Wodzia wzrokiem od ciaa do ciaa, od strzaskanych kolumn do stert gruzu, ale jej twarz i zacinite usta nie wyraay adnych emocji. W pewnej chwili spojrzaa Malgusowi prosto w oczy - widocznie wyczua na sobie jego spojrzenie - i skina mu gow. Odwzajemni gest - dwoje wojownikw, skadajcych sobie wyrazy uznania. Chwil pniej Mandalorianka woya z powrotem hem, odpalia plecak rakietowy i poszybowaa w pokryte dymami niebo Coruscant. Imperium sowicie wynagrodzi j za t pomoc; Malgus o tym wiedzia. Z pidziesitki Sithw, ktrzy przypucili atak na wityni, przeyo najwyej dwudziestu. Malgus nie by z tego powodu zadowolony, ale te nie zaskoczy go fakt, e jednym z pozostaych przy yciu jest Lord Adraas. Ci, ktrzy przetrwali, take rozgldali si po zrujnowanym wntrzu, ale nie gratulowali sobie nawzajem zwycistwa. Nikt nie patrzy nikomu w oczy; po prostu nie zwracali na siebie uwagi. Po skoczonej bitwie pozostali przy yciu Sithowie zgromadzili si w pobliu statku desantowego i unieli w milczeniu pici, salutujc Malgusowi. Wydali okrzyk zwycistwa, gony wyraz radoci z pokonania wroga. Przez chwil Adraas sta midzy nimi bez ruchu, przypatrujc si Malgusowi nieprzeniknionym wzrokiem, a potem niechtnie przyczy si do hodu. Jego wyrane ociganie oznaczao jawny brak szacunku, ale Malgus zignorowa to. Na razie. Chwil pniej odwzajemni gest. - Jestecie sugami Imperium - ogosi Sithom. - I Mocy. Odkrzyknli mu jednym gosem. Odkopa na bok rkoje miecza Zallowa, wyczy wasn bro, przeszed nad ciaem Mistrza Jedi i ruszy przez sterty gruzu, skupiska ognia i ciaa, dopki nie dotar do Eleeny. Czu, e jego ruchy ledz wojownicy Sithw, midzy innymi Adraas. Na pewno wyczuli zmian jego emocji, ale nie obchodzio go to. Przyklkn i ostronie podnis ciao Twilekanki z zimnej posadzki. Byo ciepe, a wic ya. Strzay z blastera, ktrymi rani j Zallow, pozostawiy w lawendowej skrze jej ramion i piersi czarne, ziejce otwory, jednak nic nie wskazywao na to, eby doznaa jakich zama. - Eleeno - powiedzia do niej. - Otwrz oczy, Eleeno... Eleeno? Jej bkitne powieki zatrzepotay. - Veradunie... - wyszeptaa. Na dwik swojego dawnego imienia, wymawianego w obecnoci innych Sithw, wzdrygn si i zacisn do tak mocno, e a zabolay go knykcie. Nigdy... przenigdy nie powinna zwraca si tak do niego w obecnoci jego braci. Najwyraniej wyczua jego gniew, bo zblada i schowaa gow w ramiona, przygldajc si szeroko otwartymi oczami jego zacinitej pici. Domylia si, e to ona jest rdem jego wzburzenia. Malgus z trudem rozluni pi i wycign w jej stron otwart do. - Czy moesz wsta? - Tak. Dzikuj, mj panie. Ale i tak podnis j brutalnie z podogi, nie zwaajc na jej rany. Skrzywia si z blu i opada bezwadnie w jego ramiona, ale nie odepchn jej. Oddychaa pytko, szybko. - Wezwijcie medykw z Nieugitego - poleci Adraasowi. Oczy Sitha zwziy si w szparki, kiedy analizowa w myli jego danie. - Syszae, co powiedzia Darth Malgus - hukn na stojcego w pobliu sithaskiego wojownika. - Wezwij zesp medyczny. - Nie - warkn Malgus. - Mwiem do ciebie, Adraasie. Adraas wpatrywa si w niego przez chwil w milczeniu; w jego oczach zalni gniew, ale Sith z rozwag go stumi i przywoa na twarz nieprzeniknion mask. - Jak sobie yczysz, Malgusie. - Z zewntrz dobiega stay, monotonny huk towarzyszcy bombardowaniu planety; to flota Angrala rozpocza atak powietrzny na Coruscant. Poinformowaem Dartha Angrala, e witynia zostaa zabezpieczona - doda znaczco Adraas. Odniosem wraenie, e bye w tym czasie zajty... innymi sprawami. - Zanim spojrza Malgusowi

w oczy, zatrzyma duej wzrok na Eleenie. Malgus odwzajemni jego spojrzenie i odruchowo zacisn do, ale szybko stumi gniew. Nie pozwoli, eby wybryki tego parszywego kundla pozbawiy go radoci ze zwycistwa. - Ten jeden raz wybacz ci naduycie wadzy - powiedzia - ale lepiej pilnuj, eby to si wicej nie powtrzyo. A teraz... zejd mi z oczu. Adraas poczerwienia ze wzburzenia i zacisn wargi, ale nie Odezwa si ani sowem. Skoni si tylko niedbale i odszed. Malgus rozluni palce zacinite na ramieniu Eleeny i ruszy z ni w stron wyjcia. Strzaskany portal wityni, brutalnie poszerzony przez szar statku desantowego, otwiera si na czyste niebo. Tulc w ramionach rann Twilekank, Sith przyglda si po drodze, jak imperialne bombowce wypluwaj z siebie pomaraczowoczerwone chmury, zalewajc Coruscant powodzi ognia. - Id, przypatrz si temu, mj panie - szepna mu na ucho Eleena. - To twoje zwycistwo. Nic mi nie bdzie. Id... Malgus wiedzia, e to nieprawda i e Eleena potrzebuje pomocy, ale wiedzia te, e musi to wszystko zobaczy na wasne oczy. Pooy j ostronie na posadzce i ruszy w stron wyjcia; zatrzyma si dopiero w progu wityni. Posgi Jedi, ktre jeszcze niedawno stay wzdu alei prowadzcej do wityni, teraz leay w gruzach u jego stp. Rozejrza si po panoramie zgliszcz, chonc efekt pragnie caego swojego dotychczasowego ycia. W przestworzach roio si od imperialnych statkw. Bomby spaday na wieowce i drapacze chmur w deszczu czerwieni, oranu i czerni. Niebo zasnuway chmury sadzy. Imperialne myliwce cigay, eby je zestrzeli, kilka lokalnych migaczy, ktre pozostay jeszcze na trasach ruchu powietrznego. Jak okiem sign, powierzchni planety-miasta znaczyy setki poarw. Horyzont pon niczym ofiarny stos, wznoszc w niebo sup czarnego dymu, a wtrne eksplozje wstrzsay ziemi niczym przedmiertne drgawki. Co jaki czas do uszu Malgusa dobiega odlegy, stumiony krzyk. W pewnej chwili w powietrze wzbia si garstka republikaskich myliwcw, ale siy Imperium otoczyy je szybko i rozprawiy si z nimi czysto i sprawnie. Malgus wywoa na komunikatorze kod Ciemnoci, statku dowodzenia Angrala. - Lordzie Angralu? Domylam si, e zostae poinformowany o zabezpieczeniu wityni Jedi. Zanim Angral odpowiedzia, Malgus sysza przez chwil w tle gwar na mostku. - Zostaem - potwierdzi wreszcie Angral. - Dobrze si sprawie, Lordzie Malgusie. Ilu wojownikw zgino podczas ataku? - Czy Adraas nie przekaza ci tej informacji? Moe ze trzydziestu - doda, kiedy Angral milcza, najwyraniej czekajc na wyjanienia. - To dobrze. Niezwocznie wyl transport po ciebie i twoich ludzi. - Wolabym poczeka. - Sucham? - Chciabym zobaczy, jak Coruscant ponie. - Rozumiem, Malgusie. Dopilnuj, eby bombowce oszczdziy wityni. Na razie. Przerwa poczenie, a Malgus usiad ze skrzyowanymi nogami u wrt wityni. Niebawem doczyo do niego kilku innych Sithw. Wsplnie patrzyli w milczeniu, jak Coruscant ponie. Nie mino p standardowej godziny, jak spord zasnuwajcych niebo kbw dymu i ognia wynurzy si imperialny transportowiec medyczny. Za nim pojawiy si nastpne imperialne jednostki i caa grupa szybko zacza schodzi w stron wityni Jedi, wzniecajc po drodze tumany pyu. Kiedy transportowiec by ju na tyle nisko, e przez transpastalowy iluminator wida byo sterowni, dwch siedzcych w rodku pilotw zasalutowao Malgusowi. Statek wyldowa, opuszczono ramp i ze rodka wybiego dwch mczyzn w szaroniebieskich mundurach Imperialnego Korpusu Medycznego. Nieli walizki z lekami i

instrumentami medycznymi, ale nietgie miny sugeroway, e pomimo wojskowego szkolenia, ktre niewtpliwie przeszli, od jakiego czasu nie mieli nic wsplnego z czynn sub. Za nimi ze statku wynurzyy si dwunone roboty medyczne; ich wypolerowane, srebrzyste powoki odbijay pomienie buzujce wok wityni. Przeszy obok; kady cign trzypoziomowe wzki z noszami. Malgus wsta i podszed do medykw. Na widok jego poznaczonej bliznami twarzy wytrzeszczyli oczy (zdy si ju przyzwyczai do tego, e wzbudza strach) i zasalutowali mu subicie. - W rodku jest kilku rannych - poinformowa ich. - Jedna z nich, Twilekanka, to moja suca. Zajmijcie si ni z tak sam dbaoci, z jak zajlibycie si mn. - Obca, mj panie? - zdziwi si starszy mczyzna o poronitej siwaw, jednodniow szczecin szczce. - Jak pan zapewne wie, imperialne placwki wojskowe nie... Malgus zrobi krok w jego stron i medyk zamkn szczk z gonym kapniciem. - Zajmijcie si ni tak, jakbycie zajli si mn samym - powtrzy Malgus. - Czy to jasne? - Tak jest, mj panie - wymamrota mczyzna i razem ze swoim towarzyszem pospieszy w stron wityni. Widoczne w dole budynki zadray, wstrzsane kolejnymi eksplozjami. Jedna z bomb uderzya najwidoczniej w stacj zasilania, bo na horyzoncie wykwita kula rozpalonej plazmy o rednicy p kilometra. Nad wityni przemkno skrzydo imperialnych myliwcw przechwytujcych ISF o charakterystycznych, ukowato wygitych skrzydach. Sithowie stojcy na dziedzicu znw wnieli triumfalne okrzyki. Ze wityni wysza Eleena. Zagryzaa wargi - pewnie z blu - a za ni drepta strapiony medyk. - Prosz, panienko - mamrota, zerkajc z lkiem na Malgusa. - Prosz... Na widok ogromu zniszcze Eleena otworzya szeroko oczy. Malgus podszed do niej. - Id z medykiem - poleci. - Na orbicie wraz z reszt floty krownikw czeka imperialny statek medyczny, Nieugity. Zaczekaj tam na mnie. Przylec natychmiast, jak tylko skocz zaatwia tu swoje sprawy. - Nie potrzebuj opieki, mj panie... - Zrb to - wszed jej w sowo, ale jego gos brzmia zaskakujco agodnie. Eleena przekna lin, umiechna si i skina gow. - Dzikuj, panie - westchn z ulg lekarz. - Prosz za mn, panienko. - Wzi Eleen ostronie pod rk i poprowadzi do transportowca. Tymczasem Republika umieraa w deszczu bomb. Kiedy zesp medyczny sprawdzi obraenia i przetransportowa rannych na statki, zajto si ciaami polegych. Miay zosta zabrane na Dromund Kaas albo na Korriban, gdzie zostan pogrzebane. Malgus aowa, e wrd nich nie ma Adraasa. Po odlocie transportowca Adraas, znowu w masce na twarzy, stan u jego boku. - Co z ciaami Jedi? - spyta. Malgus zastanawia si przez chwil nad jego pytaniem. Jedi walczyli mnie, szczeglnie Zallow, nie mg zaprzeczy. Moe i opacznie pojmowali Moc, ale mimo to zasuyli na godne traktowanie - zwaszcza po mierci. - Niech ich grobowcem stanie si witynia - poleci. - Zburzcie j. - Wezw bombowiec, eby... Malgus pokrci gow i odwrci si gniewnie w stron Adraasa. Byli podobnego wzrostu, a Adraas nawet nie mrugn na widok oszpeconej twarzy Malgusa. - Nie - powiedzia. - Na statku desantowym jest wicej ni do adunkw. Skorzystaj z nich. - Czy to... rozkaz, panie? Malgus z trudem zachowa spokj. - To Sithowie powinni zniszczy wityni Jedi, nie imperialni piloci, nie sdzisz, Adraasie?

Adraas najwyraniej si nad tym nie zastanawia, bo wyglda na zaskoczonego - co nie zdziwio zanadto Malgusa. Pachoek Angrala, chocia by Sithem, take nie rozumia do koca Mocy, a poza tym nie mia honoru. Mimo to nie protestowa. - Tak jest, mj panie. Niebawem adunki zostay podoone, a Malgus uj w do zdalny detonator. Obrzuci wityni ostatnim spojrzeniem - jej wiee, stopnie zigguratu, poprzewracane posgi i wysokie przejcie, ktre po inwazji przypominao upiorny, krzywy umiech o poszarpanych brzegach. Reszta Sithw staa w pobliu, czekajc na rozkazy. - Czy nie powinnimy si odsun na bezpieczn odlego? - spyta niepewnie Adraas. Malgus zmierzy go pogardliwym spojrzeniem. - To jest bezpieczna odlego. - Jestemy ledwie dwadziecia metrw od wejcia - zauway ostronie Adraas. Patrzc mu prosto w oczy, Malgus aktywowa detonator. Rozlega si seria hukw pocztkowo stumionych, dobiegajcych z gbi wityni, ale stopniowo coraz goniejszych, w miar jak eksplodoway te podoone bliej, naruszajc fundamenty potnej budowli. Ze zrujnowanego wejcia wzbia si w powietrze chmura szcztkw i pyu. Rozpocza si seria eksplozji na wyszych poziomach; wybuchy byy teraz naprawd donone, przeszywajce. Po chwili mury zaczy si kruszy. Od fasady wityni odpady pierwsze ogromne kaway gruzu i rozbiy si o powierzchni w dole. Przez otwr wejciowy wida byo taczce pomienie. Jeden po drugim, eksplodowaa caa seria adunkw - brzmiao to niczym dwik pkajcego krgosupa i Zakonu Jedi. Niebosiny gmach, odwieczny symbol Jedi, zacz zapada si pod wasnym ciarem. Wiee przewracay si jedna po drugiej; wysokie iglice widy jakby w zwolnionym tempie. Z walcego si wntrza przez otwr wejciowy wystrzeli strumie ognia i kawakw kamienia, pdzc szybciej ni dwik. Zamiast rzuci si w poszukiwaniu kryjwki, Malgus wycign przed siebie obie rce wntrzem doni na zewntrz i stworzy przed sob i Sithami niewidzialn barier Mocy. Reszta wojownikw bez sowa doczya do niego, powtarzajc gest i take czerpic ze rda Mocy. Na wzniesion barier opad grad szcztkw, kawakw zburzonych murw, a wreszcie dotar do niej strumie pomieni, niczym pdzcy po kamieniach potok. witynia wci powoli zapadaa si w sobie, zmieniajc si w bezksztatny kopiec mieci i gruzu. Niebawem byo po wszystkim. Nad monstrualn stert roztrzaskanego kamienia i metalu, ktra bya kiedy wityni Jedi, wisiaa przypominajca caun chmura pyu. Na niszych poziomach wci mogli by ywi Jedi, ale Malgusa to nie obchodzio. Zostan albo zmiadeni, albo uwizieni w rodku - na zawsze. - I tak oto upada Republika - powiedzia Malgus. Otaczajcy go Sithowie wiwatowali. Nikt z czonkw delegacji Republiki na Alderaanie nie odezwa si, dopki nie opucili holu. Wygldao na to, e nikt waciwie nie wie, co powiedzie. Aryn staraa si utrzyma fal ich chaotycznych uczu z dala od siebie. Tak samo jak j, przepeniay ich gniew, al i frustracja. Nawet Darnali z trudem udawao si zachowa spokj, chocia na pozr wydawaa si opanowana jak zwykle. W kocu to wanie ona przerwaa cisz rzeczowym, rozsdnym gosem: - Musimy najszybciej, jak to moliwe, skontaktowa si z Mistrzem Zymem. Potrzebuj jego rady. - Skd mamy wiedzie, e w ogle yje? - spytaa trzewo Satele. - Skoro Coruscant upada... Wszyscy mimowolnie schowali gowy w ramiona. Syo i Aryn wymienili przeraone spojrzenia. Wczeniej Aryn nie przeszo nawet przez myl, e Mistrz Zym take mg zgin. - Poczuabym, gdyby... zgin - powiedziaa Darnala i skina zdecydowanie gow, jakby

chciaa sama siebie przekona o prawdziwoci swoich sw. - Nawi bezpieczne poczenie, Satele. - Tak jest, Mistrzyni Darnalo. - Nikt z nas nie moe opuci tego miejsca - dodaa Togrutanka. Aryn zauwaya, e oczy Mistrzyni nabiegy krwi. - Kiedy ludzie dowiedz si o ataku, media bd si domaga komentarza. A my nie moemy go udzieli, dopki nie ustalimy planu dziaania. Od teraz to ja bd si wypowiadaa w imieniu delegacji. Zgadzacie si na to? - Wszyscy skinli, nawet senator Amris. - Ostateczna decyzja naley oczywicie do Republiki, senatorze - dodaa Togrutanka. - Jednak Jedi w kadej chwili su pomoc. Am-ris przygarbi si na dwik jej sw, jakby przytoczony brzemieniem wydarze. - Przedyskutuj t kwesti z przewodniczcym Senatu - mrukn. - Senat mg ju przesta istnie - przypomniaa mu Darnala. - Moe si okaza, e musisz podj decyzj w jego imieniu. Wci masz jednak asystentw, a my bdziemy wspiera ciebie i kad decyzj, jaka zostanie ostatecznie podjta. Am-ris zmarszczy wysokie czoo, przekn lin i skin gow. W milczeniu i w atmosferze przygnbienia pokonywali opustoszae korytarze. Budynek Najwyszej Rady zosta na czas trwania negocjacji ewakuowany. Nawet alderaascy stranicy, penicy zazwyczaj wart, zostali oddelegowani do innych placwek. Chocia za oknami Aryn widziaa dziedzice poronite schludnie przycit traw i krzewami, pene szemrzcych fontann i piknych posgw, czua si jak w grobowcu - jakby co w tym budynku wanie umaro. Od natoku myli krcio jej si w gowie. Wszystkie niosy ze sob nadmiar znacze, wsplnie tworzc zbyt zagmatwany wir domysw, eby potrafia je ogarn. Wreszcie zebraa si w sobie i powiedziaa to, o czym - jak sdzia - myla w tej chwili kady z nich: - Nie moemy pozwoli na takie barbarzystwo, Mistrzyni. Satele i Syo skinli lekko gowami, potwierdzajc, e si z ni zgadzaj. Darnala wyjrzaa przez okno na dziedziniec. - Obawiam si, e nie mamy wyboru. Kanclerz nie yje... - Nie yje? - Aryn prawie si zachysna. - Niestety, tak - powiedziaa ponuro Satele. - Widzielimy to na wasne oczy. Powiedzia, e imperialna flota zaatakowaa Coruscant. Wszystko wskazuje na to, e atak by wymierzony gwnie w Senat i wityni Jedi. - Wtpi, eby na tym poprzestali - wtrci gorzko Am-ris. - W wityni byli padawani - doda cicho Syo. - Nie wiemy - podja Satele - jak liczne siy imperialne zaatakoway Coruscant ani jaki jest rozmiar zniszcze. - Nie moemy podda stolicy - zaoponowaa Aryn. Przez dug chwil wszyscy milczeli, rozwaajc w ciszy jej sowa. - Zgadzam si - powiedziaa wreszcie Darnala. - Nie powinno do tego doj. - Nie powinno? - powtrzy gorzko Syo. Aryn nie dowierzaa wasnym uszom. Jedi zostali oszukani, nie zdoali wypeni swojego obowizku, polegajcego na ochronie Republiki... Mistrz Zym powinien by przewidzie plan Sithw! Po drodze wygldaa przez okna, ledwie zauwaajc alderaaski krajobraz i poblisk rzek. Nozdrza drgay jej ze wzburzenia. Walczya kiedy z siami Imperium na Alderaanie. Przyczynia si do ich pokonania i zmuszenia do odwrotu. Teraz niczego nie pragna bardziej, ni eby znw stawi im czoo. Gos Darnali sprowadzi j z powrotem na ziemi: - Skd miaa informacje, e Sithowie zaatakowali Coruscant, Aryn? Wiedziaa o tym, zanim wyszlimy z sali negocjacyjnej, prawda? - Nie wiedziaam - wymamrotaa. - To znaczy, nie byam pewna. Wiedziaam tylko, e... sprbowaa nie dopuci do gosu targajcych ni emocji, ale przegraa z kretesem - ...Mistrz Zallow zosta zabity. A kiedy spojrzaam w oczy Sithom... Syo podszed bliej, jakby chcia j obroni przed cierpieniem.

- A wic Mistrz Zallow nie yje - powtrzya cichym, penym napicia gosem Darnala. Jej sowa brzmiay dziwnie gucho, by w nich niemoliwy do opanowania al. - Jeste tego pewna? Aryn w milczeniu skina gow, ca si woli prbujc powstrzyma zy. Syo chyba chcia j jako pocieszy, doda jej otuchy, ale najwyraniej nie bardzo wiedzia, jak si do tego zabra. - Wszyscy bdziemy go opakiwa, Aryn - powiedziaa cicho Darnala. - A take innych, ktrzy dzi polegli. Aryn nie moga ju duej tumi przepeniajcego j gniewu. - A mimo to chcesz, ebymy dalej negocjowali z tymi, ktrzy to zrobili - powiedziaa z wyrzutem. Darnala zatrzymaa si i odwrcia w jej stron. Aryn zrozumiaa, e nie powinna bya pozwoli, eby emocje wziy gr. Gos Togrutanki brzmia spokojnie, ale dziewczyna widziaa ar w jej oczach. - Na Coruscant yj miliardy istot. Take dzieci. Od naszej decyzji zaley ich dalszy los. Nie moemy dziaa pochopnie. Przemawiaj przez ciebie emocje, Aryn. Nie pozwl, eby zawadny twoim umysem. - Mistrzyni Darnala ma racj, Aryn - powiedzia senator Am-ris i pooy jej do na ramieniu. - Musimy myle o dobru Republiki. Aryn wiedziaa, e oboje maj racj, ale teraz nie miao to znaczenia. Wiedziaa jedno: musi pomci mier Mistrza Zallowa - w ten lub inny sposb. - Wybacz mi, Mistrzyni - wymamrotaa. - Senatorze... - Rozumiem. - Darnala skina gow i podjli przerwany marsz. - Wierz mi, rozumiem a za dobrze. Podczas tych kilku godzin, ktre Tucioch spdzi w bkitnym tunelu nadprzestrzeni, Zeerid sprbowa si przespa, ale sen nie nadchodzi. W efekcie zamartwia si o nastpne zlecenie. Zamartwia si te o zlecenie po tym nastpnym i o kolejne. Martwi si o swoj crk - o to, kto si o ni zatroszczy, kiedy (teraz by pewien, e to tylko kwestia czasu) on zginie podczas wypeniania ktrej misji. Bagno, w ktrym y, wcigao go z kadym dniem gbiej, a on nie wiedzia, jak si z niego wydosta. Z konsoli dobieg sygna oznaczajcy koniec skoku. Bkitny tunel ustpi czerni przestrzeni i Zeerid rozjani iluminator. W oddali migotaa gwiazda Vulty, a w pobliu majaczya sama planeta, Jej dzienna strona lnia na ciemnym tle przestrzeni kosmicznej niczym zielononiebieski klejnot. W rodzinnym ukadzie gwiezdnym Zeerid natychmiast poczu si raniej. Znw zadziaaa ta cz jego umysu, ktra nie skupiaa si bez reszty na wykonywaniu pracy. Myl o tym, e zobaczy Arr, zawsze wprawiaa go w taki nastrj. Wczy silniki i Tucioch pomkn w stron planety, z kad sekund zmniejszajc odlego dzielc Zeerida od jego crki. Kiedy by ju blisko, przeczy statek na autopilota i czeka na komunikat kontroli planetarnej. Podczas oczekiwania wczy wiadomoci HoloNetu. Na maym wideoekranie w sterowni pojawia si relacja z negocjacji pokojowych na Alderaanie. Zeerid cakiem o nich zapomnia. Podczas wykonywania zlecenia wojna midzy siami Imperium a Republik stawaa si dla niego czym w rodzaju biaego szumu. Wiedzia, e Eskadra Zagada zebraa na Alderaanie nieze niwo, ale niewiele poza tym. Przyglda si na ekranie, jak do budynku Rady wchodzi delegacja Sithw. W tle pojawi si komentarz, a potem pokazano delegacj Jedi. Wydao mu si, e wrd osb wchodzcych do budynku spostrzeg znajom twarz... - Zatrzymaj i powiksz obraz po prawej - poleci komputerowi. Kiedy prawa cz ekranu pojawia si na zblieniu, rzeczywicie zobaczy j - Aryn Leneer. Dugie, jasne wosy wci nosia rozpuszczone, miaa te same zielone oczy i jak dawniej dziwnie si garbia, jakby na jej barkach spoczywao ogromne brzemi.

C, waciwie tak byo, pomyla Zeerid, przypominajc sobie jej wraliwo na emocje tych, ktrzy j otaczali. Nie widzia jej cae lata. Zaprzyjanili si, kiedy peni sub na Balmorze. Okazao si, e Aryn potrafi cakiem niele lata i wietnie walczy. Bardzo j za to ceni. A poniewa on take potrafi cakiem niele walczy i by doskonaym pilotem, sdzi, e ona rwnie darzy go szacunkiem. Co prawda nigdy nie pia z nim i z komandosami, ale lubia przesiadywa z nimi w kantynie, dotrzymujc im towarzystwa. Zeerid podejrzewa, e Aryn trzyma z nimi, bo podoba jej si stan emocjonalny, w jaki wpadali, kiedy byli wstawieni - ta wyrana ulga i rado, e przetrwali kolejn misj. Zawsze miaa pogodn min; bya w niej jaka otwarto, sugerujca, e ich rozumie. I to wanie ta otwarto przycigaa do niej pijanych onierzy. Chcieli patrzy jej w oczy i zwierza si z najwikszych sekretw. Zeerid przypuszcza, e to byo dla niej bardzo wyczerpujce, a jednak zawsze bya obok, gotowa ich wysucha. Zawsze. Na ekranie pojawia si panorama Coruscant, ktrej towarzyszyy sowa komentatora: - A do dzisiaj, kiedy brutalny atak... Komentarz zaguszy sygna moduu cznoci, wic Zeerid wyczy holowiadomoci. Pocztkowo sdzi, e to kontrola planetarna, ale zanim nacisn przycisk, zatrzyma si w p ruchu. To by zakodowany kana podprzestrzenny, z ktrego korzysta wycznie podczas rozmw z Kantorem. W pierwszym odruchu chcia zignorowa wezwanie. Rozmowa z Orenem w pobliu Vulty zepsuaby mu przyjemno spotkania z Arr. Nie chcia myle o robocie podczas chwil spdzonych z crk. Wkrtce jednak, poniewa czerwona lampka nie przestawaa byszcze, skapitulowa. Zakl i wcisn przycisk - tak mocno, e plastoidowa osona pka. Zjey si odruchowo w oczekiwaniu na to, co usyszy. - Czego? - warkn. Przez chwil panowaa cisza. - Gdyby nie pozytywny wynik analizy gosu, bybym pewien, e skontaktowaem si omykowo z kim innym - powiedzia w kocu Oren. - Mam co dla ciebie. - Doprawdy? - Porednik zamilk, jakby czeka na jaki komentarz, ale kiedy Zeerid uparcie milcza, podj: - Tak jak wczeniej wspomniaem, to co pilnego, dla kogo z drygiem do pilotau i z dowiadczeniem. A wic robota w sam raz dla ciebie, Zet. - Dopiero co skoczyem prac, Oren - przypomnia mu chodno przemytnik. - Potrzebuj troch czasu... - To zlecenie wyczyci ci konto. Zeerid wsta, nie do koca pewien, czy dobrze usysza. - Powtrz. - Syszae, co powiedziaem. Faktycznie, Zeerid sysza, ale nie mg uwierzy wasnym uszom. Jeszcze kilka godzin temu by przekonany, e nigdy nie spaci swojego dugu wobec Kantom. A teraz Oren proponowa mu... dokadnie to, o czym dotd nie mia nawet marzy. Z trudem zmusi si do zachowania spokoju. - To... zwyka dostawa? - Zwyka dostawa. - Co to za towar? Chyba nie przyprawa? - Ostatnie sowo wyplu z obrzydzeniem. - Przyprawa - potwierdzi Oren. - Dokd? Sdzi, e facet rzuci nazw jakiej naprawd paskudnej dziury. - Coruscant - powiedzia tymczasem Oren, niechtnie, jakby spodziewa si penych oburzenia protestw. - Coruscant? - Nie syszae, co powiedziaem?

- Syszaem. Powiedziae Coruscant. Gdzie wic jest haczyk, co? - Haczyk? - C, trasa na Coruscant to buka z masem w porwnaniu do tego, do czego przywykem. Dlatego pytam: gdzie jest haczyk? - Nie ogldae wiadomoci? - westchn Oren. - Byem w nadprzestrzeni. - No tak, rzeczywicie. - Porednik zachichota nerwowo. - Coruscant zostaa zajta przez siy Imperium. Zeerid pochyli si nad konsolet znw nie cakiem pewien, czy dobrze usysza. Zwyczajne sowa Orena i beznamitny gos, jakim je wypowiedzia, dziwnie nie pasoway do znaczenia, jakie ze sob niosy. - Powtrz, prosz. Wiem, e na Alderaanie trway negocjacje pokojowe. Widziaem to wanie na holo. Co masz na myli, mwic zajta? - Dokadnie to, co ty: planeta zostaa zajta. Na orbicie stacjonuje imperialna flota. Coruscant jest okupowana. Nikt nie wie nic wicej, bo Imperium zakca czno ze stolic. Zeerid nadal nie bardzo chwyta. Dlaczego niby Imperium miaoby zaatakowa ktry ze wiatw Jdra, nie mwic ju o samej stolicy? - Jak przedostali si przez sie ochronn? Przecie to bez sensu - zaprotestowa. - Nie znam szczegw i nie interesuj mnie one, Zet - rzuci Oren. - Zakadam jednak, e by to atak z zaskoczenia, skoro dokonano go w samym rodku negocjacji pokojowych. Imperium na pewno nie mona odmwi bezczelnoci. Walczye przeciwko Imperium, prawda, Zet? Zeerid skin gow. Nieraz stawa twarz w twarz z onierzami Imperium - najpierw jako komandos w armii Republiki, a potem... potem jako osoba, ktr by teraz. Przemkna mu przez gow idiotyczna myl, e moe powinien znw zacign si do wojska, ale szybko zbeszta si za kretyskie pomysy. - Reszty dowiesz si na pewno z holo - doda Oren. A tymczasem moesz ju zacz planowa dostaw. No tak. Dostawa. Jasne. - Chcesz, ebym polecia statkiem penym przyprawy na wieo podbit planet, okupowan przez Imperium? - podsumowa z niedowierzaniem Zeerid. - Powiedziae, e odcili czno. Na pewno musieli take ograniczy ruch orbitalny do minimum. Nie zdoam si przedrze przez blokad, nawet pod oson. Zestrzel mnie. - Znajdziesz jaki sposb. - Jestem otwarty na propozycje. - Wierz, e co wymylisz. - Powinnimy przynajmniej poczeka, a wszystko si uspokoi - nalega Zeerid. - Imperium pewnie wznowi zwyky ruch handlowy za jaki tydzie albo co koo tego. Teraz... - Nie ma takiej opcji. - To niech si znajdzie - burkn. - Nie. adunek musi zosta dostarczony bezzwocznie. Zeeridowi z kad chwil coraz mniej si to wszystko podobao. Jego wyczulony wch informowa go, e co tu bardzo, ale to bardzo cuchnie. - Dlaczego? - Nie musisz tego wiedzie. - Musz, jeli mam si podj tego zlecenia. Pamitaj, e jeszcze si nie zgodziem. Oren znw milcza przez kilka dugich sekund. - To syntprzyprawa - powiedzia wreszcie z ociganiem. Zeerid prawie si zakrztusi. Nic dziwnego, e to zlecenie miao umorzy wszystkie jego dugi. Chemicznie modyfikowana przyprawa bya nie tylko silnie uzaleniajcym narkotykiem; zmieniaa mzg zaywajcego j delikwenta w taki sposb, e tylko jedna jedyna marka syntprzyprawy moga zaspokoi jego potrzeby. Zwyka przyprawa ju nie wystarczaa. Dilerzy nazywali syntprzypraw smycz, bo przywizywaa do nich jej amatorw. Mogli za ni da

niebotycznych cen - i nie mieli przed tym skrupuw. - Mamy na Coruscant kupca, ktremu kocz si zapasy - doda Oren. - Trzeba mu szybko dostarczy towar... Imperium czy nie. Wiesz dlaczego. Racja, Zeerid wiedzia dlaczego. - Bo jeli uzalenieni nie dostan swojej marki syntprzyprawy, skocz na odwyku. A jeli do tego dojdzie... - wymamrota pprzytomnie. - ...przestan by uzalenieni od marki i nasz kupiec straci rynek. Jego niepokj jest w zwizku z tym zrozumiay i uzasadniony. - A to oznacza, e Kantor zapiewa sobie za to zlecenie niez sumk - zauway trzewo Zeerid. - I e to dla ciebie wygrana na loterii, Zet. Nie powiniene krci nosem. Zeerid przygryz warg. Krcio mu si lekko w gowie. Z jednej strony to zlecenie mogo da mu... no c, wolno. Z drugiej - widzia, jak wygldaa nora syntprzyprawowa na Balmorze, kiedy suy w wojsku. Cholernie paskudnie byo bardzo agodnym okreleniem. - Nie - powiedzia. eby utwierdzi si w postanowieniu, spojrza przez iluminator na Vult, ojczyzn jego i jego crki, i pokrci gow. - Nie zrobi tego. Zwyka przyprawa to i tak byoby ju za duo dobrego. A syntprzyprawa to zbyt gbokie szambo. Zrekompensuj wam strat jako inaczej. - Nie, nie zrekompensujesz - stwierdzi twardo Oren. - Moesz zgin, prbujc dostarczy towar albo jeszcze inaczej. Wiesz, co mam na myli? Zeerid zacisn szczki. - Tak, wiem. - Cieszy mnie to. Spjrz na to w ten sposb: jeli ci si uda, bdziesz kwita z Kantorem. Moe nawet pozwol ci odej, kto wie? Jeli nie: bdziesz martwy i nikt nie bdzie po tobie paka. - Oren zarechota, zadowolony z wasnego artu. Zeerid niczego nie pragn bardziej, ni zapa gnoja za gardo i udusi goymi rkami. - W takim razie chc czego wicej - powiedzia. Jeli ju mia si pakowa w gwno, chcia mie w rku wystarczajco duo kredytw, eby przekupi wasne sumienie. - Nie tylko czystego konta. Poza anulowaniem dugw mam dosta dwiecie tysicy kredytw, z czego poowa patna z gry, zanim wylduj na Vulcie. To oznacza, e masz standardowy kwadrans. - Zet... - To nie podlega dyskusji. - Potrzebujesz troch kasy, eby si zabawi, co? - zaartowa Oren. - Co w tym stylu. - No dobrze. Niech ci bdzie. Pierwsza stwka bdzie na twoim koncie, zanim postawisz stop na ziemi. Zeerid znw przygryz warg By na siebie wcieky. Powinien by zada wicej. - Kiedy mam lecie? - adunek jest w tej chwili w drodze na Vult - powiedzia Oren. - Bd gotw. Kiedy powiem, e czas zbiera dup w troki, zwijasz si natychmiast. - wietnie. - Zeerid zaczerpn gboko powietrza. - Skoczye, Oren? - Skoczyem. - W takim razie jeszcze jedna sprawa. - Co takiego? - Im duej ci znam, tym bardziej mam ochot wystrzeli ci z blastera prosto w twarz. Chc, eby o tym wiedzia... dwiecie tysicy czy nie. - Wanie dlatego ci lubi, Zet - powiedzia przyjanie Oren. - Wylduj jako Czerwony Karze i postpuj zgodnie z instrukcjami. Skontaktuj si z tob, kiedy adunek bdzie gotowy. - Bior transport na Tuciocha czy lec czym innym? - Nie wiem jeszcze. Pewnie wykorzystamy Tuciocha i dostarczymy towar przez droida serwisowego, jak zawsze. Dam zna natychmiast, jak tylko si czego dowiem. - Jeli to co innego ni Tucioch, to lepiej dopilnuj, eby byo rwnie szybkie.

- Bdziemy w kontakcie. - Doskonale - powiedzia Zeerid, chocia to byo ostatnie okrelenie, ktre pasowao do tej sytuacji. Przerwa poczenie, usiad znw w fotelu i zapatrzy si w przestrze. Darnala odesaa Aryn i Sya - pewnie dlatego, eby razem z Satele i Am-risem skonsultowa si na osobnoci z Mistrzem Zymem. Nie majc nic do roboty i do powiedzenia, Aryn wrcia do swoich kwater, eby... no wanie, po co? Nie miaa pojcia, czym si zaj. Czua, e powinna co zrobi, ale nie wiedziaa co. Nie majc nic lepszego do roboty, zjada posiek, nie czujc smaku jedzenia, i zacza przemierza swj pokj tam i z powrotem. Prbowaa medytowa, ale nie potrafia si skupi. Nic nie mogo zagodzi blu, ktry czua. Wreszcie, zdesperowana, wczya HoloNet, eby wysucha wiadomoci. Nie byo dla niej zaskoczeniem, e relacje pene s spekulacji na temat imperialnego ataku na Coruscant i jego znaczenia dla pokojowych negocjacji. Nie moga znie gosu prezenterw, wic wyczya dwik. Nigdzie nie pokazywali Coruscant po ataku, wic Aryn domylia si, e to Imperium zakca czno. Zamiast tego pokazywano obrazy stolicy Republiki sprzed oblenia - miliony migaczy, skuterw repulsorowych i aut powietrznych przecinay rwnymi sznurami durabetonowo-transpastalowy krajobraz. Tysice pieszych wdroway po autokadkach i placach. Obraz si zmieni - pokazywali teraz widok wityni Jedi z lotu ptaka. Aryn nie moga oderwa wzroku od wysokich wie, strzelistych iglic i szerokich schodw. Po obu stronach alei prowadzcej do wysokich wrt wityni stay potne posgi staroytnych Mistrzw z mieczami wycelowanymi w niebo. Pamitaa, z jakim naboestwem sza pierwszy raz midzy nimi u boku Mistrza Zallowa. Bya wtedy dzieckiem, a witynia i posgi wydaway jej si takie ogromne... To bdzie od teraz twj dom, Aryn, powiedzia jej wtedy Zallow i umiechn si tym swoim umiechem. Zastanawiaa si, jak te witynia wyglda teraz, po ataku... Czy w ogle jeszcze stoi. Oczyma duszy widziaa Mistrza Zallowa, dowodzcego obron wityni, rozkazujcego Rycerzom Jedi i padawanom, walczcym z wojownikami Sithw w cieniu staroytnych posgw tak samo, jak ona walczya z Sithami pord alderaaskich rzeb. Widziaa, jak Mistrz upada, umiera... Do oczu znw napyny jej zy. Prbowaa je powstrzyma, ale daremnie. Nie potrafia si opanowa i nawet nie wiedziaa, czy tego chce. Bl, jaki czua po mierci Mistrza Zallowa, by wszystkim, co jej po nim zostao. Do gowy przysza jej nagle pewna myl, ktra szybko przeksztacia si w palc potrzeb. W jej umyle i w sercu kiekowa pomys i nie potrafia przesta o tym myle: pragna pozna imi i twarz zabjcy Mistrza Zallowa. Chciaa, musiaa go zobaczy. A jeli zdoa si dowiedzie, kim by, pozna jego imi - bdzie moga pomci swojego mentora. Im duej si nad tym zastanawiaa, tym wiksza stawaa si potrzeba zrealizowania tego miaego planu. Bya jednak pewna, e tutaj, na Alderaanie, podczas pokojowych negocjacji, niczego nie wskra. Wiedziaa a za dobrze, co Zym, Darnala i Am-ris postanowi - co musz postanowi. Nie mieli innego wyjcia. Bd udawa, e negocjuj, a potem i tak zgodz si na wszystkie postawione przez Sithw warunki. Zdradz w ten sposb pami Mistrza Zallowa i wszystkich Jedi, ktrzy walczyli i polegli w wityni. Ta myl bya tak odraajca, e Aryn podja decyzj: nie wemie w tym udziau. Niezdolna duej powstrzymywa emocji, zacza kl na wszystkie znane jej sposoby. Z jej ust wydobyway si sowa, ktrych nie uywaa, odkd bya nastolatk. Chwil pniej usyszaa mocne pukanie do drzwi. - Kto tam? - spytaa zachrypnitym, wzburzonym gosem. - To ja, Syo - pada odpowied. - Wszystko w porzdku? Syszaem... - To nagranie - skamaa i wyczya wideoekran. - Chc by sama, Syo. Po drugiej stronie drzwi zapanowaa duga cisza.

- Na pewno chcesz znosi to w samotnoci, Aryn? - spyta wreszcie Syo. Tak, musiaa si z tym zmaga sama jedna. To do niej naleao uczczenie pamici Mistrza Zallowa. - W razie czego wiesz, gdzie mnie szuka - doda. - Dzikuj - powiedziaa, ale zbyt cicho, eby mg j usysze. Mijay godziny. Zapad zmrok, ale nie byo adnych wieci od Mistrzyni Darnali czy Satele. Aryn prbowaa zasn, ale sen nie chcia przyj. Panicznie baa si tego, co przyniesie ranek. Leaa w ciemnoci w swoim ku, gapic si w sufit. Znad horyzontu wsta zamglony pksiyc i rozwietli jej pokj upiornym wiatem. Wszystko wydawao si w nim bezbarwne, bezduszne, nierealne. Przez chwil Aryn pozwolia sobie buja w obokach i udawa, e to wszystko sen. Jakim cudem sprawy mogy przybra taki obrt? Jak Jedi mogli upa tak nisko? Z pamici napyny sowa Mistrzyni Darnali: Obawiam si, e nie mamy wyboru. Bolay, bo byy prawdziwe. Jedi nie mogli powici Coruscant. Republika i Rada Jedi musz si zgodzi na zawarcie pokoju. Nie maj innego wyjcia. Pozostao im tylko negocjowa warunki, ktre z pewnoci bd korzystne dla Imperium. Koniec kocw zdrada Imperium, zdrada Sithw, zostanie uwieczona kapitulacj Jedi. I chocia Aryn wiedziaa, e to jedyne wyjcie, najrozsdniejsze rozwizanie, nie moga si pozby poczucia niesprawiedliwoci. Wraenia, e Mistrzyni Darnala jest w bdzie. e senator Am-ris si myli. Wczeniej nigdy co takiego nie przeszoby jej przez myl, a teraz tylko wzmagao bl, ktry przeszywa jej serce. Wszystko si zmienio. Zacisna do w pi. Przepeniajcy j gniew i al byy tak silne, e poczua potrzeb wyadowania zoci w nastpnej serii krzykw i przeklestw. Oddychajc gboko i regularnie, sprbowaa odzyska panowanie nad sob. Wiedziaa, e Mistrz Zallow nie pochwaliby takiego zachowania. Ale Mistrz Zallow nie y; zosta zamordowany przez Sithw, powtrzya sobie w myli. A wkrtce Zakon mia go zawie i zniweczy to, o co walczy; zbruka jego pami, wikajc si w polityczne gierki. Aryn przywoaa wspomnienia o Mistrzu Zallowie - nie o jego naukach, ale o jego umiechach; surowych, ale troskliwych poajankach, kiedy co zbroia; o dumie, jak czu, kiedy zostaa pasowana na Rycerza Jedi... To wanie byy rzeczy, ktre ich czyy - nie dyscyplina ani nauka. Wci czua pustk, ktra j wypenia, kiedy poczua jego mier. Baa si, e si w ni cakiem zapadnie. Znaa imi tej pustki - brzmiao ono mio. Kochaa Mistrza Zallowa. By dla niej jak ojciec. Nigdy mu o tym nie powiedziaa, a teraz byo ju za pno. Utrata kogo, kogo darzya uczuciem, zrania j mocniej, ni mogaby kiedykolwiek przypuszcza. Bolao, ale ten bl by oczyszczajcy - i suszny. Zakon ksztatowa galaktyk, w ktrej dobro ustpowao przed zem i w ktrej ludzkie uczucia - uczucia osb takich jak Aryn - byy tumione przez polityk nieangaowania si, praktykowan przez Jedi. Co dobrego mogo z tego wynikn, skoro te wszystkie dziaania doprowadziy do takiej sytuacji? Wzburzenie kazao jej wsta. Bya zbyt zdenerwowana, eby usn. Usiada na ku, ukrya twarz w doniach i sprbowaa poukada krce chaotycznie myli. Uwiadomia sobie, e wci ma na sobie szaty Jedi, nie za strj nocny. Wstaa i wysza na balkon. Wosy zmierzwia jej rzeka, nocna bryza. Powietrze przesyca zapach dzikich kwiatw i rzecznego muu. Syszaa wierkanie owadw i nocnych ptakw. W innych okolicznociach uznaaby te dwiki i zapachy za kojce. Jakie sto metrw niej rozciga si alderaaski pejza - ka poronita wysok traw, krzewami i smukymi drzewami apo, ktre szumiay na wietrze. Przez cian rolinnoci nie widziaa ogrodzenia.

Widok zapiera dech w piersi, a jednak Aryn wci miaa wraenie, e znajduje si na miejscu zbrodni. Chodne nocne powietrze i sielankowa panorama absolutnie nie mogy zagodzi poczucia, e Jedi zawiedli - i to na caej linii. Zacisna palce na balustradzie tak mocno, e zabolay j kostki. Nieco dalej, w dole lnia w wietle ksiyca krta, szeroka rzeka. Jej powierzchni rozwietlay jasne punkciki wiate kilku odzi. Aryn przygldaa si ich powolnym, hipnotyzujcym ruchom. Po niebie co jaki czas przemykay wiateka przelatujcych statkw. Uwiadomia sobie, jak bardzo j denerwuje, e wok ycie toczy si jakby nigdy nic, podczas gdy dla niej wszystko bezpowrotnie si zmienio. Czua si wypalona, opuszczona, zdradzona. - Chyba nie zamierzasz skoczy? - spyta kto artobliwie. Wzdrygna si na dwik gosu Sya. Przez chwil brzmia cakiem jak gos Mistrza Zallowa. Syo sta na balkonie jakie pi metrw dalej, po prawej - najwyraniej od duszego czasu. Pewnie te nie mg spa. - Nie - westchna. - Rozmylam tylko. Jego zazwyczaj spokojn twarz szpeciy zmarszczki zmczenia wok oczu. - O Mistrzu Zallowie? - spyta. Dwik imienia jej Mistrza w ustach Syo sprawi, e bl wrci ze zdwojon si. Emocje nabrzmiay, dawic w gardle. Skina gow, niezdolna wykrztusi sowa. - Przykro mi z powodu twojego Mistrza, Aryn - powiedzia Syo. - Wszystkim nam bdzie go bardzo brakowa. Wreszcie udao jej si przekn dawic w gardle kul. - By dla mnie wicej ni tylko Mistrzem - szepna. Syo skin gow, jakby wiedzia, o czym ona mwi, ale Aryn miaa wraenie, e jej nie rozumie - nie do koca. - Mwienie o nieangaowaniu si i zrozumienie tego to jedno. Ale stosowanie w praktyce... - Spojrza na ni. - To co innego. - Czyby mnie poucza, Syo? - Chc ci tylko przypomnie, Aryn - wyjani agodnie - e wszyscy Jedi musz by gotowi na powicenie. Czasem oznacza to konieczno powicenia wizi emocjonalnych, ktre zwykle cz ludzi. Czasem jednak musimy... powici wicej, tak jak Mistrz Zallow. Taka jest natura naszej suby. Nie zapominaj o tym, pogrona we wasnym alu. Do Aryn dotaro, e j i Sya dzieli wicej ni tylko pi metrw przestrzeni. Pierwszy raz to sobie uwiadomia - dziki rozpaczy, ktr czua. - Nie rozumiesz - powiedziaa. Przez jaki czas milcza. - Moe i nie - powiedzia wreszcie. - Ale pamitaj, e jestem obok, gdyby potrzebowaa rozmowy. Jestem twoim przyjacielem, Aryn. Zawsze bd. - Wiem o tym. Syo przez kilka sekund nic nie mwi, a potem cofn si od balustrady. - Dobrej nocy, Aryn. Do zobaczenia rano. - Spij dobrze, Syo. Zostawi j sam na sam z jej mylami i z nocnym krajobrazem. Powicenie, powtrzya gorzko w myli. Aryn Leneer ju i tak powicia w swoim yciu bardzo wiele - a Mistrz Zallow powici wszystko. Nie negowaa koniecznoci powicania si, ale powicenie musiao mie jakie znaczenie, cel. A wedug niej, cae jej dotychczasowe powicenie donikd nie prowadzio - a wic nie miao sensu. Od zawsze tumia swoje potrzeby i pragnienia, porzucajc je na rzecz wyszych celw - wyrzecze, niezaangaowania, suby innym. Teraz jednak czara goryczy si przelaa. Nie moga tak tego zostawi. Zbyt wiele zawdziczaa Zallowowi; nie pozwoli, aby jego mier przesza bez echa. Musiaa sprawi, by okazaa si warta jego powicenia. Pomci go.

Darnala, Zym i Am-ris, a take caa reszta mogli si pogodzi z koniecznoci przystania na warunki Sithw, eby ocali Coruscant. To byy kwestie zwizane nierozerwalnie z polityk, a polityka wymagaa takiego podejcia. Jednak dla Aryn bya to sprawa osobista. Bardzo osobista. Wrcia do pokoju i wczya wideoekran. Wysuchaa kolejnych komentarzy na temat ataku, wygaszanych przez cereaskiego mdrca, analizujcego sytuacj w wietle negocjacji pokojowych... Ogldaa ruchome obrazki, eby zapomnie, ledwo dostrzegajc to, co dzieje si na monitorze. Na monitorze... - Monitoring - powiedziaa, podnoszc gow. System monitorowania wityni musia zarejestrowa atak Sithw. Gdyby udao jej si dotrze do nagra, na pewno zdoaaby zidentyfikowa zabjc Mistrza Zallowa. Jeli oczywicie witynia nie zostaa spldrowana... i zburzona. I jeeli kto nie zaj si nagraniami ochrony. Jeli Jedi nie poddali Coruscant Imperium... Nie powinno do tego doj, powiedziaa Mistrzyni Darnala. Nie powinno... Aryn nie moga zmarnowa swojej szansy, Nie tym razem. Teraz, wbrew wczeniejszym artobliwym przestrogom Sya, zamierzaa skoczy. Podja decyzj. Musi dziaa szybko, zanim znw dopadn j wtpliwoci. Kiedy wstaa, pierwszy raz od chwili, w ktrej sparaliowaa j rozpacz, poczua si pewniej. Lepiej. Spakowaa si, wygadzia szaty i wrcia na balkon. Wiatr si wzmg i licie drzew apo szeleciy niespokojnie. Wiedziaa, e kiedy zrobi nastpny krok, nie bdzie odwrotu. C, nie planowaa go, ale... Rzucia ostatnie spojrzenie na okna pokoju Sya - byy ciemne. Z bijcym sercem wyskoczya za barierk, skupiajc swoje myli na ziemi w dole. Odsuna na bok problemy Zakonu, odsuna niezaangaowanie, wszystko poza potrzeb zadouczynienia sprawiedliwoci. Korzystajc z Mocy, eby zagodzi ldowanie, przypada skulona do ziemi, po czym wstaa i pospiesznie ruszya przed siebie. Nikt nie widzia, jak opuszczaa budynek, wic nikt nie zauway jej nieobecnoci, zanim nadejdzie wit. A kiedy to nastpi, ona bdzie ju daleko std. Musi znale sposb, eby dotrze na Coruscant. I miaa nawet pomys, jak tego dokona. Zdobdzie nagrania monitoringu, a potem znajdzie sposb na odszukanie Sitha, ktry zabi Mistrza Zallowa. Tak, Zakon zosta zmuszony do zdradzenia wasnych przekona, ale Aryn nie zamierzaa zdradzi pamici wasnego Mistrza. ROZDZIA 4 Reszta si Sithw wrcia na pokady statkw, ale Malgus zwleka z odwrotem. Zosta pord ruin wityni Jedi. Wyczy komunikator, dziki ktremu mia kontakt z siami Imperium, i trwa samotnie, obcujc tylko z Moc. Przechadzajc si po obrzeach rumowiska, przyglda si wyrzdzonym przez eksplozje zniszczeniom i napawa zwycistwem. By zadowolony, e im si udao, ale i rozczarowany brakiem kolejnych wyzwa w perspektywie. Tskni za konfliktem. Taki ju by - potrzebowa konfrontacji. Wiedzia oczywicie, e bdzie jeszcze wiele bitew z Jedi i Republik, ale osaczenie i zrwnanie z ziemi Coruscant, a potem upadek Republiki byo wedug niego wycznie kwesti czasu. Wkrtce jego wizje Mocy speni si do koca, a potem... wanie, co potem? Musia ufa Mocy, e zapewni mu kolejnego wroga, nastpn wojn, w ktrej warto walczy. Wspi si na stert gruzu i znalaz miejsce, ktre dawao mu idealny widok na otaczajcy krajobraz. Tu obok, na stercie kamiennych szcztkw, lea zniszczony posg Odan-Urra, wpatrujc si w niego z wyrzutem martwymi oczami.

Mierzc wzrokiem ruiny siedziby wroga, Malgus czeka, a imperialna flota rozpocznie spopielanie planety. Mina godzina, potem kolejna, a o zmierzchu imperialne statki przecinajce niebo nad Coruscant stopniowo zaczy znika. Bombowce wracay na pokady krownikw, a myliwce zaprzestay ataku na rzecz formowania szykw patrolowych. O co tu chodzi? - zachodzi w gow Malgus. Flota Imperium nie miaa wystarczajcych rodkw ani moliwoci na dugoterminow okupacj Coruscant. Imperialne siy powinny zrwna planet-miasto z ziemi, i to natychmiast, zanim flota Republiki zdoa si przegrupowa i dokona kontrataku. A mimo to... nic si nie dziao. Malgus zupenie tego nie rozumia. Aktywowa komunikator i wywoa swj krownik, Walecznego. - Lordzie Malgusie? - usysza gos pierwszego oficera, komandora Jarda. - Prbujemy si z panem skontaktowa od kilku godzin. Martwilimy si o pana. Wanie wysaem transportowiec z zespoem, ktry mia pana znale w wityni. - Co si dzieje, Jard? - spyta Malgus. - Gdzie s bombowce? Dlaczego przerwano bombardowanie planety? Jard zajkn si. - Mj panie... Ja... eee... Darth Angral... Malgus zacisn pi na komunikatorze, domylajc si znaczenia sw Jarda. - Do rzeczy, komandorze. - Wszystko wskazuje na to, e negocjacje pokojowe na Alderaanie nadal trwaj. Darth Angral poleci wszystkim siom wycofa si, dopki sytuacja si nie wyjani. Malgus odprowadzi wzrokiem przelatujc obok eskadr interceptorw Mk.VI. - Negocjacje pokojowe? - Tak mi powiedziano, Lordzie Malgusie. Malgus ypn gniewnie na sup dymu, wznoszcy si w oblane czerwon powiat niebo. - Dzikuj, Jard. - Czy wraca pan na pokad Walecznego, mj panie? - Nie - warkn Malgus. - Ale przylijcie po mnie ten transportowiec. Musz si spotka z Darthem Angralem... i to szybko. Zasady regulujce negocjacje zabraniay rozmieszczenia sub bezpieczestwa Republiki i Imperium wok budynkw Najwyszej Rady, ale nikt nie zakazywa ustanowienia placwek straniczych w pobliskich miastach. Poruszajc si przyspieszonym Moc pdem, Aryn mina, niezauwaona, alderaaskich stranikw strzegcych budynku. Jeden z ich psw widocznie wyczu jej zapach, bo zawarcza, kiedy ich mijaa, zanim jednak zdoali namierzy j skanerami podczerwieni, bya ju kilkaset metrw dalej. Nie zaryzykowaa przejcia przez bramki - zamiast tego wybraa drog przez otaczajce budynek ogrody. Przedzieraa si przez zielone tereny, dopki nie dotara do ogrodzenia, poronitego kwitncym biao i to pnczem. Nie zwalniajc kroku, zaczerpna Mocy, wyskoczya w powietrze i pokonaa bez trudu piciometrowy mur. Wyldowaa lekko po drugiej stronie - wreszcie wydostaa si na wolno. Ku swojemu zaskoczeniu nie czua potrzeby obejrzenia si za siebie. Uznaa to za znak, e podja dobr decyzj. Za jej plecami budynek Najwyszej Rady growa nad poronitym gst rolinnoci wzgrzem. Krte drki, strumienie i malownicze cieki prowadziy w d, ku niewielkiej wiosce, przycupnitej u jego stp. Przez konary drzew i listowie przewiecay wiata pobliskiego miasta, a w powietrzu sycha byo odgosy ruchu powietrznego i nocnego ycia. Byo pno, ale nie na tyle, eby Aryn nie udao si zatrzyma takswki powietrznej, ktra zawiozaby j do kosmoportu, zanim kto zauway jej nieobecno. Nie ogldajc si za siebie, ruszya w mrok.

Kiedy dotara do miasta, namierzya rzdek automatycznych takswek powietrznych, zaparkowanych pod pen modziey knajp. Rodiaski szef kuchni obsugiwa gwny grill, z zadziwiajc zrcznoci onglujc tasakami i noami. Powietrze przesyca zapach pieczonego misa, dymu i egzotycznych przypraw, a z gonikw dobiegay dwiki muzyki tak gonej, e ziemia zdawaa si wibrowa. Aryn nacigna kaptur swojej szaty gbiej na oczy i wskoczya do pierwszej z brzegu takswki. Antropomorficzny droid kierowca pooy okie na zagwku siedzenia pasaera i odwrci si w jej stron. Mia na sobie jakie dziwne szmaty, ktre zapewne miay sprawi, by wyglda bardziej ludzko. Roztrzsiona i zdyszana Aryn z ulg przyja fakt, e trafia na droida, nie na istot yw. Robot nie mg wyczu jej wzburzenia. - Dokd, panienko? - spyta. - Port kosmiczny Eeseen. - Si robi. Drzwi pojazdu zamkny si, silnik zarzzi i wz wzbi si w powietrze. Wkrtce zostawili miasto daleko w dole. Ku zmartwieniu Aryn, w tej samej chwili wczyo si oprogramowanie socjalne robota, kace mu zabawia pasaera rozmow (co podobno miao rozluni podrnych). - Panienka miejscowa? - Nie - burkna Aryn. - Och, w takim razie polecam... - Nie mam ochoty na rozmow - ucia. - Prosz, zawie mnie po prostu do celu. - Tak jest, panienko. Kiedy osignli poziom ruchu miejskiego, droid przyspieszy do kilkuset kilometrw na godzin. W takim tempie dotr do kosmoportu w cigu trzydziestu standardowych minut, obliczya szybko w myli Aryn. Przez chwil zastanawiaa si nad wczeniem wideoekranu, ale stwierdzia, e to nie jest dobry pomys. Zamiast tego wyjrzaa przez okno na ruchliwe, pogrone w mroku okolice Alderaana. - Dolatujemy do portu, panienko - oznajmi jaki czas pniej droid. W dole rzeczywicie majaczy port kosmiczny Eeseen - jeden z wielu na planecie. Nie dao si go przeoczy; jego wiata lniy niczym serce galaktyki. Port - jedna z najwikszych budowli planety - stanowi cig poczonych ze sob segmentw, zajmujcych przestrze pidziesiciu kilometrw kwadratowych. Gwnym jego elementem by terminal, czcy wzniesione na wielu paszczyznach ramiona, ktre zawijay si wok zbudowanego gwnie z transpastali rdzenia, nazywanego przez miejscowych bak. Eeseen by samowystarczalnym portem, dysponujcym wasnymi hotelami, restauracjami, placwkami medycznymi i ochron. Widok z gry, ktry podziwiaa teraz Aryn, przypomina do zudzenia spiralne rami galaktyki. W tym miejscu mogy dokowa jednoczenie setki statkw - od wielkich superfrachtowcw na niszych platformach towarowych, po jednoosobowe maszyny na wyszych poziomach. Ze rodka baki niczym gruba antena sterczaa wiea kontroli planetarnej. Poniewa byo pno, wiata na wikszoci wyszych platform ju wygaszono, ale dolne poziomy byy jasno owietlone i wrzao w nich jak w ulu. Aryn patrzya, jak wielki frachtowiec schodzi w stron jednej z niszych platform, a dwa inne powoli podnosz si z dokw, kierujc ku atmosferze. Firmy zajmujce si transportem czsto pracoway w godzinach nocnych, kiedy ruch powietrzny by znacznie mniejszy ni w dzie. Przygldajc si tym scenom, Aryn raz jeszcze odniosa osobliwe wraenie, e ycie wszystkich innych w galaktyce toczy si tak samo jak zawsze, podczas gdy Republice zagraa ogromne niebezpieczestwo. Czua rozpaczliw potrzeb wrzanicia na cae gardo: Jak wam si zdaje, co bdzie potem? Obudcie si!, ale milczaa uparcie, tumic w sobie emocje pod duym cinieniem; baa si, e wkrtce zaczn jej pka ttnice. Wok dokw i w powietrzu nad platformami ldowniczymi przelatyway, krciy si i pezay dziesitki migaczy, migw i droidw rozadunkowych. Automatyczne urawie podnosiy cikie skrzynie, przewoone w adowniach ldujcych frachtowcw.

Nawet z wysokoci p kilometra Aryn widziaa szeregi ludzi i droidw, jadcych autokadkami i windami w centralnej kopule kosmoportu. Caa budowla przypominaa ul. W grnej czci baki mieci si hotel, ktrego balkony wychodziy na malownicze pejzae Alderaana. Ich widok przypomnia jej rozmow z Syem. - Jedi musz by gotowi na powicenie - powtrzya jego sowa. C, wanie zamierzaa to udowodni. - Przepraszam, panienko - zagadn droid. - Czy pani co mwia? - Nie. - Ktre wejcie, panienko? - Musz si dosta na poziom pierwszy, podpoziom D. - Tak jest, panienko. Wz zboczy z trasy powietrznej i zatrzyma si przy jednym z wej na poziom pierwszy kosmoportu. Droid wycign w jej stron rami z wbudowanym czytnikiem kart i Aryn przecigna przez szczelin swoj kredkart. Wiedziaa, e Zakon wyledzi j dziki tej operacji, ale nie moga inaczej zapaci. Wysiada z takswki i przesza szybko przez automatyczne drzwi. W rodku ruszya prosto przed siebie, nie zwracajc uwagi na inne istoty, poruszajce si po terenie portu kadkami albo windami. Wok panowa gwar, ale zatopiona w mylach Aryn nie syszaa rozmw, tylko bezadny szum. Z pogronej w pmroku kantyny dobiegaa jazgotliwa muzyka. Mody mczyzna i Cereanka wyszli pod rami z restauracji, szepczc sobie co do uszu i chichoczc. Obok przemykay droidy, przenoszc adunki i przewoc bagae. Aryn co chwila syszaa ich uprzejme: Przepraszam. Tu i tam w strategicznych miejscach porozmieszczano wideoekrany. Na jednym z nich ktem oka dojrzaa obraz Coruscant, ktry chwil pniej zastpi budynek Najwyszej Rady na Alderaanie. Odwrcia oczy i pokonujc dalsz drog, staraa si nie zwraca uwagi na inne wywietlacze. Prbowaa nie skupia wzroku na niczym szczeglnym, liczc w gbi ducha na to, e z powodu pnej godziny zdoa unikn kontaktu z innymi czonkami delegacji Jedi, ktrzy mogli przebywa teraz na terenie portu kosmicznego. Baa si, e ich gosy zburz kruchy mur kontroli nad emocjami, ktry z trudem udao jej si wznie. Mijajc niezliczone korytarze, windy i kadki, dotara wreszcie na poziom, na ktrym zaparkowaa swojego ravena. Rozlunia si odrobin i podniosa do ust komunikator, zamierzajc wywoa swojego droida T6, ale w tej samej chwili cay z trudem zdobyty spokj leg w gruzach, gdy jej uszu dobieg czyj gos: - Aryn? Aryn Leneer? Obrcia si na picie i serce stano jej w gardle na widok Rycerza Jedi Vollena Sora, ktry wyszed z pobliskiej windy i teraz spieszy w jej stron. Tu za nim, niczym satelita na orbicie planety, drepta jego padawan - Rodianin Keevo. Obaj mieli na sobie tradycyjne szaty Jedi i nosili przypasane w widocznym miejscu miecze wietlne - znak gotowoci do walki. Staa w napiciu. Moe Mistrzyni Darnala zauwaya jej nieobecno i domylia si jej planw? Czyby wysaa Vollena i Keeva, eby j zatrzymali? Jej do powdrowaa odruchowo do rkojeci miecza. Zanim transportowiec wyldowa w pobliu wityni, Malgus wysucha ju do wyjanie, eby wiedzie, co si stao. A to, czego si dowiedzia, tylko wzmogo jego gniew. Wszed na pokad i zatrzyma si w niewielkiej adowni na rufie. - Nie zamykajcie przedziau podczas lotu - poleci pilotowi przez interkom statku. - Tak, panie? - Podnie statek na wysoko stu metrw i zatocz koo. Chc rzuci okiem na powierzchni planety. - Tak jest, Lordzie Malgusie. Kiedy transportowiec wzbi si nad ruiny wityni Jedi, do adowni wdar si podmuch

wiatru i peleryna Malgusa zaopotaa zowrogo. Sith stan na szczycie rampy i Moc ustabilizowa swoj pozycj. Z tego miejsca przyglda si Coruscant - planecie, ktra powinna zosta zniszczona raz na zawsze. Jak okiem sign, wszdzie szalay poary, wic chocia zapad ju zmrok, dobrze widzia ogrom zniszcze. Nad tlcymi si jeszcze ruinami wisia caun dymu. W powietrzu dawa si wyczu saby, mdlco sodki swd spalonych cia i stopionego plastoidu. Malgus sprbowa odgadn liczb ofiar - oczywicie w dziesitkach tysicy. Moe byo ich sto? Nie mia pojcia. Wiedzia jednak, e powinny si liczy w miliardach. Ze stosw roztrzaskanego durabetonu jak poamane koci wystaway stalowe prty. Tu i tam krciy si droidy, pomagajc zespoom ratunkowym odwala na bok sterty miecia w poszukiwaniu tych, ktrzy przeyli albo cia. W stron transportowca odwracay si przeraone twarze. - Nie powinnicie by przestraszeni - warkn do nich Malgus. - Tylko martwi. A wic Coruscant zostaa zburzona, dzielnica po dzielnicy. To jednak byo za mao. Wiele budynkw wci stao, a wikszo populacji planety nadal ya. Republika zostaa ranna, ale nie zabita. A Malgus wiedzia, e nie ma nic niebezpieczniejszego od rannego zwierzcia. Mia trudnoci z opanowaniem targajcej nim wciekoci. Niewiadomie zaciska i rozwiera pi. Zosta oszukany. Gorzej - zdradzony! Tylu jego wojownikw zgino bezsensown mierci tylko po to, eby wzmocni pozycj Imperatora w negocjacjach. To byo niedopuszczalne. To byo... jak obelga. Gdzie w oddali wyy syreny alarmowe, ledwie syszalne przez zawodzenie wiatru. Kawaek dalej w niebo wzbija si wanie nieuzbrojony republikaski statek medyczny. Tu i wdzie wida byo pdzce migacze i migi, ale ruch by niemrawy i chaotyczny. Malgus wiedzia ju, e Darth Angral rozwiza Senat i wprowadzi stan wojenny. Spacyfikowawszy planet, pozwoli jednak dziaa subom ratunkowym. Malgus przypuszcza, e wkrtce zezwoli te obywatelom na swobodny ruch. ycie na Coruscant znw wrci na swoje dawne tory. Musia przyzna, e nie rozumie sposobu mylenia Angrala. Nie w tym rzecz, poprawi si w myli. Nie rozumie sposobu mylenia Imperatora, bo to on musia wyda rozkaz oszczdzenia Coruscant. Wszystko byo nie tak, zupenie na opak. Malgus planowa - i nie mg si tego doczeka e obrci Coruscant w gruzy. Wiedzia, e Moc chce, aby obali Republik i skorumpowanych Jedi, ktrzy stali na jej czele. Widzia to w swoich wizjach. A Imperator postraszy Republik ogniem i podj negocjacje. Negocjacje! Obok przeleciaa eskadra imperialnych myliwcw; w ich skrzydach odbija si czerwony blask migajcych wiate ldujcego w pobliu statku medycznego. Z kilku nieugaszonych poarw wzbijay si w niebo supy dymu. Malgus mg co prawda jeszcze ywi nadziej, e Imperator zamierza zmusi Republik, aby poddaa Coruscant Imperium, ale nie mia ju zudze. Flota chwilowo osaczya planet, ale nie mieli do si, eby utrzyma j duej. Stolica galaktyki bya zbyt wielka, a jej populacja zbyt liczna, eby imperialna flota daa rad wiecznie j okupowa. Nawet formalna kapitulacja nie zdoa powstrzyma ruchu oporu, zorganizowanego przez mieszkacw Coruscant - powstania tak potnego, e w mgnieniu oka przerwie ono okupacj Imperium. Nie o to chodzi, powtrzy w myli. Musz uwolni planet albo j zniszczy. A wszystko wskazywao na to, e Imperator zdecydowa si na to pierwsze wyjcie, wykorzystujc drug opcj jako kart przetargow w negocjacjach. W interkomie rozleg si gos pilota: - Kontynuowa oblatywanie, panie? - Nie. Le do budynku Senatu. Poinformuj Dartha Angrala, e moe si mnie wkrtce

spodziewa. Zobaczy ju wszystko, co byo do ogldania. Teraz chcia wysucha wyjanie. - Pokj! - wyplu to sowo z obrzydzeniem jak najgorsz obelg. Zeerid wreszcie zauway sygna z kontroli planetarnej Vulty. Przyglda si na wp przytomnie, jak miga lampka; nie mia pojcia, od jak dawna staraj si go wywoa. Potrzsn gow, eby rozjani myli, i wywoa faszywy kod, ktry przekaza mu Oren. Potem wprowadzi go do komputera Tuciocha i, korzystajc z opcji autoodpowiedzi, wysa do kontroli. Chwil pniej otrzyma pozwolenie na ldowanie i instrukcje. - Witamy na Vulcie, Czerwony Karle - powiedzia kontroler. - Masz pozwolenie na ldowanie w Yinta Lake, na platformie ldowniczej jeden-jedenacie B. Zeerid mia nadziej, e ar wejcia w atmosfer wypali jego myli o Orenie, Kantorze, syntprzyprawie. Prbowa si skupi na stu tysicach kredytw, ktre powinny czeka ju na jego koncie, i na tym, co z nimi zrobi. Kiedy statek opuci stratosfer i doczy do ruchu powietrznego nad Vult, Zeerid jeszcze raz sprbowa odsun na bok myli o pracy i o osobie, ktra za to wszystko odpowiadaa. Nie potrafi. Zrozumia, e za kadym razem coraz trudniej jest mu si przestawi. Zabrn w to zbyt gboko. Przemyt sta si dla niego chlebem powszednim, a on wiedzia, e spaliby si ze wstydu, gdyby jego crka kiedykolwiek dowiedziaa si, jak zarabia na ycie. Wpisa do komputera wsprzdne i zszed do niewielkiego pomieszczenia pod sterowni, w ktrym urzdzi swoje kwatery. Podczas suby w wojsku nauczy si ceni porzdek, a jego pokj by odzwierciedleniem tej zasady. ko byo schludnie zasane (chocia nigdy nie oglda go nikt oprcz niego samego), a ubrania wisiay rwno w szafie obok iluminatora. W rnych miejscach kajuty mia pochowanych kilka dodatkowych blasterw, a w maym schowku do magazynkw, eby starczyo mu na standardowy rok. Blat jego niewielkiego biurka by uprztnity i pusty - z wyjtkiem komputera i sterty faszywych faktur. W podog obok wbudowano zamaskowany sejf. Odsoni go, wpisa szyfr i otworzy. W rodku bya kredkarta z kilkoma kredytami, ktre zdoa odoy i - o wiele waniejszy - niewielki hologram jego crki. Na jego widok umiechn si i wzi ramk do rki. Zawsze zauwaa najpierw trzy rzeczy: dugie, krcone wosy Arry, jej umiech (jasny jak nowa, pomimo jej kalectwa) i wzek inwalidzki, na ktrym siedziaa. Mg wybra hologram, na ktrym nie byo tego ostatniego elementu, ale nie chcia. Bola go widok uomnoci dziewczynki i wiedzia, e bdzie go bole, dopki tego nie naprawi. I o to wanie chodzio. Hologram przypomina mu o celu, do ktrego dy. Patrzy na niego zawsze przed snem i od razu po przebudzeniu. Nienawidzi tego wzka. Przeklty grat by grzechem, za ktry musia odpokutowa. To byo tak: Val i Arra leciay si z nim spotka podczas przepustki. Nadal suy wwczas w wojsku. Val cierpiaa wtedy na zawroty gowy, ale upieraa si, e i tak przyleci, a on, poniewa rozpaczliwie chcia zobaczy si z on i crk, nie oponowa. Podczas lotu Val miaa atak i staranowaa inne auto. Zgina, a Arra tylko cudem wysza z wypadku z yciem. Podczas zderzenia jej nogi zostay jednak zmiadone tak paskudnie, e lekarze zdecydowali si na amputacj. Zeerid opuci armi, eby opakiwa Val i troszczy si o Arr. y wtedy z dnia na dzie. Nie mia emerytury ani nieruchomoci i szybko si przekona, e nawet mimo swojej smykaki do pilotau nie zdobdzie adnej legalnej pracy, ktra zapewni mu zarobki wystarczajce na utrzymanie ich obojga. Opieka medyczna Arry i jej rehabilitacja pochaniaa gigantyczne sumy kredytw. Zrozpaczony i zniechcony, chwyci si ostatniej deski ratunku: skontaktowa si z dawnymi kolegami, ktrych zna przed powoaniem do wojska, a oni z kolei skontaktowali go z

Kantorem. Kiedy przedstawili mu propozycj, przysta na ni, przekonany, e dziki temu da rad jako przebiedowa. Od tamtej pory jego dugi wci rosy. Zaduy si na Tuciocha, kupionego od spki nalecej do Kantoru, i wci ciemnia, e ma problemy z hazardem, dziki czemu co jaki czas korzysta z poyczek. W rzeczywistoci cae pienidze szy na opiek nad Arr. Ta decyzja okazaa si strzaem w stop. Ledwie starczao mu na spacanie odsetkw, a podczas gdy on wypruwa sobie yy, Arra wci poruszaa si na starowieckim, prymitywnym wzku inwalidzkim. Zeerid nie zdoa odoy nawet tyle, eby kupi jej zwyky fotel repulsorowy, nie mwic ju o protezach ng, ktre sobie dla niej wymarzy. Sysza kiedy o opracowanej przez Imperium technice, pozwalajcej wyhodowa nowe koczyny, ale wola o tym nawet nie myle. Jeli rzeczywicie bya to prawda, taki zabieg kosztowa pewnie sum, ktra bya poza jego zasigiem. Chcia jej tylko kupi fotel repulsorowy - albo protezy, jeli trafioby mu si jakie lepsze zlecenie. Zasugiwaa przynajmniej na tyle, a on zamierza o to zadba. Skok z syntprzypraw na Coruscant mia by pocztkiem, punktem zwrotnym. Za sam zaliczk zdoa jej kupi fotel, a kiedy bdzie mia czyste konto, zacznie zarabia, nie muszc spaca dugu. Moe zarobi tyle, eby starczyo na protezy? A moe nawet na wyhodowanie nowych ng? Tak bardzo chcia zobaczy, jak znw gra w gravball... Schowa hologram z powrotem do sejfu, zdj robocze ubranie i wrzuci je do kosza na brudn bielizn. Zamierza przeobrazi si z Zet, przemytnika przyprawy, w przykadnego ojca. Po ldowaniu aktywuje niewielkiego droida serwisowego, ktrego trzyma na pokadzie, i zaprogramuje go na sprztanie statku i pranie. Woy czyste spodnie, podkoszulek i termiczn kamizelk ochronn, a potem wyj z szafy koszul i powcha j. Wydawaa si wzgldnie czysta. Zamieni kabury biodrowe z GH-44 na jedn, na szelkach, ktr nosi pod marynark, i wsun do niej swojego E-11, a potem schowa dwa E-9: jednego do ukrytej kabury na kostce, a drugiego - do umocowanej na dole plecw. Odkd wyszed z wojska, Arra nigdy nie widziaa go z blasterem i mia nadziej, e nigdy nie zobaczy. Mimo to nigdzie nie rusza si bez broni. Zanim wyszed, usiad przy biurku, zalogowa si do portalu komputera i sprawdzi konto, ktrego uywa w rozliczeniach z Kantorem. Byy tam - okrge sto tysicy kredytw, dopiero co wpacone. - Dziki, Oren - mrukn. Przela rodki na kredkart na okaziciela. Nigdy dotd nie mia w rku takich pienidzy. Vrath siedzia na jednej z metalowych awek w terminalu kosmoportu Yinta Lake na Vulcie. Obok co chwila przemykay droidy; mijay go te grupki istot ywych, zoone z dwch, trzech, czterech osb. Z gonikw nadawano komunikaty. Jak kady port na licznych planetach galaktyki, to miejsce ttnio yciem - droidy, holoreklamy, pojazdy, rozmowy. Vrath odci si od tego wszystkiego. Na wielkim wideoekranie zwisajcym z sufitu wywietlano najnowsze wiadomoci po prawej, a po lewej - list przylotw i odlotw. Vrath patrzy tylko na przyloty. Tablica pokazywaa wszystkie statki, ktrym kontrola planetarna wysaa instrukcje ldowania; informacje przewijay si na ekranie tak szybko, jak szybko toczyo si ycie w porcie. Vrath szuka jednej konkretnej nazwy. Dziki wywiczonej woli i angaowaniu waciwych neuronw jego sztuczne oczy powikszay litery i cyfry trzykrotnie. Widzia je wyranie i dokadnie. Wtyka Huttw w Kantorze zdradzia mu nazw statku. Wiedzia, kim jest pilot, a to oznaczao, e bdzie mg znale syntprzypraw i dopilnowa, eby nigdy nie trafia na Coruscant. Huttowie chcieli, eby uzalenieni na Coruscant uwolnili si od naogu i przestali kupowa

gatunek konkurencji. Dziki temu mona ich bdzie przyzwyczai do syntprzyprawy Huttw i stworzy nowy rynek - a przynajmniej tyle z tego rozumia Vrath. By zaskoczony, e Kantor zdoa znale pilota na tyle szalonego, eby zgodzi si lecie na Coruscant, planet zajt przez Sithw. Najwyraniej by to kto naprawd dobry w swoim fachu. Albo wybitnie gupi. Na wywietlaczu nad jego gow puszczano wci te same nagrania, ktre pewnie pojawiay si na wszystkich innych wideoekranach, jak galaktyka duga i szeroka - kolejny materia dotyczcy negocjacji pokojowych na Alderaanie. Togrutanka - Vrath wiedzia, e to Mistrzyni Jedi, ale nie pamita jej imienia - udzielaa wanie wywiadu. Bya powana i wzbudzaa szacunek. Vrath nie sysza sw - huk silnikw i gwar rozmw uniemoliwiay zrozumienie czegokolwiek w tym zgieku. Mg co prawda aktywowa implant suchowy w prawym uchu, eby usysze nagranie nawet poprzez haas, ale tak naprawd nie obchodzio go, co ma do powiedzenia jaka Jedi. Nie obchodzia go te wojna midzy Republik a Imperium ani jej wynik - tak dugo, jak dugo mg lawirowa midzy nimi i zarabia uczciwe... no, prawie uczciwe... kredyty. Mia nadziej, e wkrtce odejdzie na emerytur - moe i przeniesie si wtedy na Alderaana? Jeli zdoa udaremni dostarczenie syntprzyprawy, Huttowie sowicie go wynagrodz. Kto wie? Moe to bdzie jego ostatnie zlecenie, po ktrym upije si, przytyje i zestarzeje dokadnie w tej kolejnoci. Dzieli uwag midzy wiadomoci wywietlane na ekranie i tablic przylotw, dopki nie znalaz nazwy, na ktr czeka: Czerwony Karze. Wtedy zarzuci sobie torb ze sprztem na rami, wsta i ruszy w kierunku platformy ldowniczej, na ktrej mia wyldowa Karze. Krcc si bez celu w pobliu, przyglda si, jak poobijany frachtowiec podchodzi do ldowania. Zauway zmodyfikowane obudowy silnikw; domyla si, e Tucioch jest szybki. Sign do torby i wyj dozownik z nanodroidami. Zwykle wola korzysta z nanodroidw w aerozolu, ale tu byo na to zbyt toczno. Przygotowa si i czeka. W dole pojawi si budynek Senatu - transpastalowa kopua z wie wyrastajc z jej rodka niczym skierowane w niebo i ostrze. Wikszo okien bya ciemna. Transportowiec zszed na ldowisko na szczycie budynku, a jego wiata oblay dach upiorn, blad powiat. W jej blasku Malgus widzia oddzia imperialnych stranikw w szarych zbrojach, nadajcych im wygld cieni, a take umundurowanego oficera; wszyscy czekali w pobliu platformy. Mczyzna przytrzymywa sobie rkami czapk, eby nie zwia jej silny wiatr. Malgus nie czeka, a statek wylduje. Od platformy dzieliy go jeszcze dwa metry, kiedy wyskoczy przez otwarty waz i wyldowa tu przed oficerem, ktry na jego widok wybauszy oczy. By mody, ubrany w nienagannie wyprasowany szary mundur, a wosy mia schludnie uoone pod przepisow czapk. Malgus przypuszcza, e pewnie od lat nie strzela z blastera. Nie ukrywa swojej pogardy wobec niego. Tolerowa jemu podobnych tylko dlatego, e zapewniali konieczne wsparcie temu, kto akurat dla nich walczy. - Witaj, Lordzie Malgusie - powiedzia attache. - Nazywam si Roon Neele. Darth Angral... - Odzywaj si tylko, jeli jest to konieczne, Roonie Neele - warkn Malgus. - Uprzejmoci mnie drani... w najlepszym razie. A dzi zdecydowanie nie jestem w nastroju. Neele przez chwil wpatrywa si w niego z otwartymi ustami, ale wreszcie si opamita i je zamkn. - Doskonale - powiedzia Malgus. W tej samej chwili transportowiec wyldowa i pyta ldowiska zawibrowaa. - A teraz zaprowad mnie do Dartha Angrala. - Tak jest. Przeszli na drug stron dachu, do turbowindy. Po obu stronach drzwi stali uzbrojeni imperialni onierze, ktrzy na widok Malgusa zasalutowali. Neele i Sith zjechali w ciszy kilka piter. Kiedy w kocu drzwi si otworzyy, znaleli si w dugim, szerokim holu, po obu stronach

ktrego cigny si rzdy biur. W gbi znajdoway si dwuskrzydowe drzwi. Napis na nich gosi: Biuro Kanclerza Republiki. Ich take strzegli dwaj imperialni onierze. Tu obok windy miecia si recepcja - prawdopodobnie siedziba sekretariatu Kanclerza teraz pusta. Neele wskaza drzwi do biura na kocu korytarza, ale zosta przy windzie. - Darth Angral rezyduje teraz w biurze Kanclerza - powiedzia. - Oczekuje ci. Malgus ruszy przez hol do drzwi. Pomieszczenia po obydwu stronach korytarza byy puste i zdradzay lady pospiesznej ewakuacji - porozlewany kaf, papiery zacielajce wykadzin i dywany, poprzewracane krzesa. Malgus wyobrazi sobie wstrzs, jakiego musieli dozna pracownicy na widok przesaniajcych niebo statkw Imperium. Zastanawia si, co Angral zrobi z senatorami i ich personelem. Wiedzia, e niektrzy z nich zginli po rozpoczciu ataku. Inni pewnie zostali pniej straceni. Kiedy dotar do drzwi na kocu korytarza, imperialni onierze zasalutowali mu, rozstpili si i otworzyli je. Wszed do rodka i zaczeka, a si za nim zamkn. Angral siedzia za biurkiem Kanclerza Republiki, na przeciwlegym kocu przestronnego pokoju. Jego ciemne, poprzecinane pasemkami siwizny wosy byy uoone podobnie jak u Roona Neelea, a szat zdobiy zawie wzory. Kanciasta, gadko ogolona twarz Angrala kojarzya si Malgusowi z ostrzem topora. Na cianach wisiay dziea sztuki z rnych wiatw, a na ozdobnych cokoach stay rzeby. Rozpoznawa kociane statuetki z Kalamara, olejne pejzae z Alderaana, a take drewniany posek stworzenia, ktre przypominao nieco mityczn besti zillo z Malastare. Na biurku Angrala staa otwarta butelka kwiatowego wina, a obok - dwa kielichy, oba do poowy wypenione rzadkim, bladozotym trunkiem. Dziwne. Angral doskonale wiedzia, e Malgus nie pije alkoholu. Przed biurkiem ustawiono dwa wysokie, obite czarn skr fotele, odwrcone oparciami do wejcia. Malgus nie widzia std, czy s zajte. cian za biurkiem zajmowao wysokie od podogi do sufitu transpastalowe okno, wychodzce na panoram Coruscant. W nocne niebo, prawie wolne od ruchu powietrznego i podwietlone poog, unosiy si smugi czarnego dymu. Przypominay Malgusowi jakie tajemne pismo gigantw. Labirynt durabetonowych budynkw cign si a po horyzont. - Lordzie Malgusie - odezwa si Angral i wskaza jeden z foteli - spocznij, prosz. Zanim Malgus zdoa si powstrzyma, z jego ust popyny sowa: - Mamy Coruscant w garci. Wystarczy tylko cisn... A mimo to, jak syszaem, kontynuujemy negocjacje pokojowe... Angral nie wyglda na zaskoczonego jego wybuchem. Upi yk wina i odstawi kielich na biurko. - Dobrze syszae. - Dlaczego? - Pytanie zabrzmiao jak oskarenie. - Republika pada przed nami na kolana. Jeli ugodzimy w jej serce, umrze. - Korzystajc z naszej przewagi jako z karty przetargowej w negocjacjach... - zacz Angral. - Pokj jest dla biurokratw! - przerwa mu Malgus; zbyt gono, za ostro, wiedzia o tym. Nie dla wojownikw. Angral nawet nie mrugn. - Kwestionujesz mdro Imperatora? Sowa Angrala ostudziy nieco gniew Malgusa. Musia si pohamowa. - Nie. Nie kwestionuj. - Cieszy mnie to. A teraz usid, Malgusie. - Ton Angrala nie pozostawia wtpliwoci, e te sowa nie s propozycj. Malgus ruszy w jego stron, mijajc po drodze dziea sztuki, Kiedy by w poowie drogi, Angral doda: - Adraas ci wyprzedzi. Malgus zatrzyma si w p kroku. - Sucham?

Z jednego z foteli stojcych przed biurkiem wsta Adraas i odwrci si w stron Malgusa. Jego twarzy - gadkiej i przystojnej, podobnie jak Mistrza Zallowa, i okolonej schludnie przycit brdk - nie skrywaa ju maska. Malowa si na niej za to peen samozadowolenia umieszek. Malgus przypomnia sobie min Zallowa, kiedy Jedi umiera; wyobrazi sobie, e zamiast tego denerwujcego umieszku twarz Adraasa wykrzywia podobny grymas. - Lordzie Malgusie - powita go Adraas, umiechajc si jeszcze szerzej i jeszcze bardziej faszywie. - Wybacz, e nie ujawniem si przed twoim... wybuchem. Malgus zignorowa go i zwrci si bezporednio do Angrala: - Co on tu robi? Angral umiechn si niewinnie. - Lord Adraas zdawa mi wanie raport z ataku na wityni. - Raport? On? - Tak. Bardzo pochlebnie si o tobie wyraa, Malgusie. Adraas wzi z biurka Angrala drugi kielich i upi yk wina. - On? Chwali mnie? - parskn Malgus. Nie by zbyt dobry w politycznych gierkach Sithw, ale nagle zacz wszy podstp. Wiedzia, e Adraas jest pupilkiem Angrala. Czyby prbowali go w co wrobi? Na pewno mogli wykorzysta przeciwko niemu sowa, w ktrych potpia rozmowy o pokoju... Z trudem si opanowa i zaj fotel obok Adraasa, ktry take usiad. Malgus przemwi, starajc si bardzo ostronie dobiera sowa: - Atak na wityni nie mg zosta przeprowadzony lepiej. Plan, ktry opracowaem, sprawdzi si doskonale. Jedi byli kompletnie zaskoczeni. - Odwrci si do Adraasa. - Zanim zoye raport Darthowi Angralowi, powiniene by mi go przedstawi do zatwierdzenia. Przenis wzrok na Angrala. - Wybacz, mj panie. Angral machn lekcewaco rk. - Przeprosiny s zbdne. Poprosiem o ten raport osobicie. Malgus nie wiedzia, co o tym myle - i bardzo mu si to nie podobao. - Osobicie? Dlaczego? - Czy naprawd sdzisz, e jestem ci winien wyjanienia, Malgusie? Malgus skrzywi si w duchu. - Nie, mj panie. - Mimo to udziel ci ich - powiedzia Angral. - Powd jest prosty: nie mogem si z tob skontaktowa. - Wyczyem komunikator, eby... - Zaoylimy, e sprawdzasz stan zdrowia swojej kobiety - wszed mu w sowo Adraas. Malgus z trudem powstrzyma impuls dania mu w pysk. - Zaoylimy? - powtrzy. - Omielasz si mwi w imieniu Dartha Angrala, Adraasie? - Oczywicie, e nie - zapewni go Adraas denerwujco spokojnym gosem. - Mimo to, kiedy nie moglimy ci namierzy, Darth Angral poprosi mnie o zdanie raportu... w twoim zastpstwie. A wic to tak. O to chodzio... To by wszystko wyjaniao. Adraas wanie otwarcie potwierdzi ch zajcia miejsca Malgusa w hierarchii Sithw, a udzia Angrala sugerowa, e nie ma on nic przeciwko temu. - Wypowiadanie si w moim imieniu wymaga czego wicej ni tylko sowa, Adraasie powiedzia gosem, w ktrym czaia si groba. - Nie wtpi - odpar Adraas i odwzajemni spojrzenie. W jego ciemnych oczach nie byo strachu. Angral obserwowa ich przez chwil, a potem opad na oparcie swojego fotela. - Gdzie zatem bye, Malgusie? - spyta. Malgus nie spuszcza wzroku z Adraasa. - W pobliu wityni, oceniaem sytuacj po bitwie, mj panie. Zastanawiaem si... urwa. Mao brakowao, a powiedziaby: Zastanawiaem si, dlaczego Imperium nie zrwnao

Coruscant z ziemi. - Zastanawiaem si nad aspektami taktycznymi sytuacji. - Rozumiem - stwierdzi Angral. - O co chodzi z t kobiet, o ktrej wspomnia Adraas? Z raportu, ktry mi dostarczy, wynika, e utrudniaa ci dziaania podczas ataku na wityni. Malgus spiorunowa Adraasa wzrokiem, ale ten umiechn si tylko do niego znad brzegu kielicha i upi yk wina. - Adraas si myli. - Czyby? A wic twierdzisz, e ta kobieta nie jest dla ciebie ciarem? To obca, mam racj? Twilekanka? Adraas prychn z pogard, odwrci wzrok i pi dalej swoje wino; jego gest doskonale odzwierciedla polityk Imperium wobec obcych - postrzegano ich w najlepszym razie jako obywateli drugiej kategorii. Angral podziela ten pogld i wanie da to Malgusowi do zrozumienia. - Owszem - potwierdzi Malgus. - Ach, tak... Adraas odstawi kielich na biurko. - Doskonay rocznik, Lordzie Angralu - pochwali. - Mimo to jeszcze chwila i byoby przeleakowane. - Te tak sdz - zgodzi si Angral. - Wkrtce mogoby nabra goryczy. - Fakt. Malgus przysuchiwa si uwanie tej niezwizanej z tematem wymianie zda; nie wiedzia, co powiedzie. W pewnej chwili Adraas strzeli palcami, jakby wanie sobie o czym przypomnia. - O wanie, Malgusie... bardzo mi przykro, ale musiaem odmwi udzielenia twojej kobiecie opieki medycznej na Nieugitym. Malgusowi zacza nerwowo drga lewa powieka. Zacisn palce na porczy fotela tak mocno, e paznokcie wbiy si w skr obicia. - Sucham? - Priorytet maj siy Imperium - cign Adraas. - Ludzie. Jestem pewien, e to rozumiesz. Malgus mia dosy tej farsy. - Co to ma znaczy? - spyta ostro, zwracajc si do Angrala. - Co tu si dzieje? - Co masz na myli? - Angral podnis brwi. - Ta Twilekanka jest w jednej z placwek na Coruscant - doda Adraas. - Jestem pewien, e opieka medyczna, jak tu otrzyma, bdzie... odpowiednia. - Chc wiedzie, co si dzieje tutaj, teraz, w tym pokoju - warkn Malgus. - Co to za gierki, Angral? Co chcesz osign? Rysy twarzy Angrala stwardniay; postawi z hukiem kielich na biurku. - Osign? - Kim jest dla ciebie ta Twilekanka, Malgusie? - nie odpuszcza Adraas. - Jej obecno podczas ataku na wityni sprawia, e popenie bdy. - Namitnoci mog prowadzi do popeniania bdw - zawtrowa mu Angral. - Namitno to sia - poprawi go Malgus. - I Sithowie o tym wiedz. Wojownicy o tym wiedz. - Skupi spojrzenie na Adraasie i warkn: - Jakie bdy masz na myli, Adraasie? Chc to usysze. Adraas zignorowa jego pytanie. - Zaley ci na niej, Malgusie? Kochasz j? - Jest moj sug, a ty jeste gupcem - odwarkn Malgus; jego gniew wzbiera z kad chwil. - Zaspokaja moje potrzeby, kiedy tego chc. To wszystko. Adraas umiechn si, jakby wanie zapunktowa. - A wic jest twoj niewolnic? Dziwk, ktra zaspokaja ci, bo musi? Tlcy si ar gniewu Malgusa wybuch wysokim pomieniem. Z guchym warkniciem Sith zerwa si na rwne nogi, aktywowa swj miecz wietlny i zamachn si znad gowy, zamierzajc

rozpata czaszk Adraasa na p. Ten jednak, spodziewajc si ataku, w uamku sekundy zerwa si na rwne nogi, wczy swoj bro i sparowa cios. Krzyowali miecze tu przed biurkiem Angrala, a powietrze napenio brzczenie napierajcych na siebie energetycznych kling, krzeszcych iskry. Malgus wystawia Adraasa na prb. Przeciwnik okaza si zaskakujco silny. - Ukrywae swoj potg - wycedzi przez zacinite zby. - Nie - odpar Adraas. - Jeste po prostu zbyt lepy, eby widzie to, co masz pod samym nosem. Malgus zaczerpn energii Mocy i zmusi Adraasa do cofnicia si o krok. Patrzyli sobie z nienawici w oczy. - Wystarczy - powiedzia Angral, wstajc zza biurka. Walczcy dalej mierzyli si wzrokiem; aden nie zareagowa. - Wystarczy - powtrzy Angral dobitnie. Jak na komend, mczyni cofnli si i opucili bro. Adraas wyczy miecz jako pierwszy, a po nim Malgus. - Powinna zosta odesana na mj statek - powiedzia Malgus, zwracajc si do Adraasa, ale kierujc swoj uwag do obydwu Sithw. Angral wyglda na rozczarowanego. - Po tym wszystkim wci tylko jedno ci w gowie? Dobrze, Malgusie. Twilekanka jest w pobliskiej placwce medycznej Republiki. Przeka twojemu pilotowi namiary na ni. Malgus skoni gow z niechtn wdzicznoci. - Co si za tyczy ciebie, Lordzie Adraasie - doda Angral - akceptuj twj raport. - Dzikuj, Lordzie Angralu. Angral Wyprostowa si i spojrza na nich obydwu z gry. - Od teraz bdziecie wypenia moje rozkazy... bez wahania i kwestionowania ich. Bd surowo kara za kade nieposuszestwo czy uchybienie. Czy to jasne? Angral kierowa reprymend do obydwu, ale Malgus domyla si, e jest ona przeznaczona gwnie dla jego uszu. - Tak jest, Lordzie Angralu - potwierdzili chrem. - Jestecie sugami Imperium. Malgus zacisn mocniej szczki, ale nie odezwa si ani sowem. - Moecie odej. Wci gotujc si z wciekoci, Malgus skierowa si do drzwi. Adraas trzyma si krok za nim. - Malgusie? - rzuci za nim Angral. Malgus zatrzyma si i odwrci. Adraas take stan w miejscu, utrzymujc dystans midzy nimi. - Wiem, e twoim zdaniem konflikt doskonali zrozumienie Mocy. - Przez chwil milcza, zanim doda: - Ciekaw jestem, czy przysze wydarzenia potwierdz twoj hipotez. - Jakie wydarzenia? - spyta Malgus, ale nagle zrozumia: Angral doprowadzi do konfrontacji, bo zamierza sprawdzi, czy Malgus pozwoli, eby Adraas zaj jego miejsce. Chcia zobaczy, kto w tym konflikcie bdzie gr, wedle tych niedoli rzecznych zasad polityki Sithw. Subtelne, podstpne gierki nie byy mocn stron Malgusa. Spojrza gniewnie na Adraasa, ktry wytrzyma spokojnie jego wzrok. - To ju wszystko - doda Angral. Malgus odwrci si i podj marsz w stron drzwi. Adraasie, zosta jeszcze chwil - poprosi Angral, a Adraas speni jego danie. Malgus obejrza si przez rami; Adraas nie spuszcza z niego wzroku. Opuci biuro t sam drog, ktr przyszed. Zrobiono z niego gupca, a Angral wplta go w swoje chore ukady dla wasnej uciechy. Co gorsza, zwycistwo, ktre byo jego udziaem, okazao si nic niewarte - ot, zwyky argument przetargowy, ktry zostanie wykorzystany w negocjacjach. Po zakoczeniu rozmw Imperium zostawi Coruscant w spokoju.

Kiedy dotar w poblie windy, rbn pici w biurko sekretariatu tak mocno, e marmurowy blat pk. ROZDZIA 5 Kiedy Vollen i Keevo znaleli si blisko niej, Aryn zdaa sobie spraw, co robi i opucia rk swobodnie. Nie bdzie walczy z innymi Jedi. Nigdy. Poza tym nie wyczuwaa w nich wrogich zamiarw. Sprbowaa si rozluni i nie dopuci, eby wyczytali co z jej twarzy. Vollen i Keevo przepucili sznur droidw rozadunkowych i podeszli jeszcze bliej. Vollen by nieogolony, brzowe wosy opaday mu na oczy, a przekrwione i podkrone oczy sugeroway, e od dawna nie zazna snu. Aryn podejrzewaa, e ona te nie wyglda lepiej. Bya roztrzsiona, wic z trudem przychodzio jej utrzymywanie tarczy, ktra odcinaaby j od emocji innych. Zarwno Vollen, jak i jego padawan byli dosownie przesiknici strachem, napywajcym od nich regularnymi falami. - Cze, Vollen - powiedziaa. - Witaj, Keevo. Odwzajemnili powitanie. - Co tu robisz o tej porze, Aryn? - spyta Vollen. Przez chwil nie wiedziaa, co powiedzie. Pomylaa, e to dziwne - spodziewaa si przecie, e zadadz to pytanie, a jednak nie przygotowaa sobie na nie odpowiedzi. Moe po prostu nie chciaa kama? A wic postanowia tego nie robi. C, w pewnym sensie. - Zaatwiam co, o co prosi mnie... Mistrz Zallow. Vollen wyranie si rozluni. Aryn czua teraz emanujc od nich ulg. - A wic Mistrz Zallow przey atak Sithw - ucieszy si Vollen; zwin do w pi i potrzsn ni triumfalnie, umiechajc si szeroko. - To wspaniaa wiadomo. Wiem, e bylicie ze sob blisko. - Odwrci si w stron swojego padawana. - Widzisz, Keevo? Jest jeszcze nadzieja. Rodianin skin gow i zamruga. Jego pokryta oleist, nawilajc substancj skra lnia w wietle portowych lamp. - Zawsze jest nadzieja - powiedziaa Aryn, nie zwaajc na faszywe brzmienie wasnych sw. Nie moga si zmusi do wyjawienia prawdy, bo wiedziaa, e zamaaby im serca. Chciaa, eby czuli ulg - chocia przez chwil, niewane, jak bardzo krtk. Obok przemkna para droidw, wiergoczc co do siebie w mechanicznym jzyku. Vollen podszed bliej i ciszy konspiracyjnie gos. - Wiesz, co takiego wydarzyo si w komnatach Najwyszej Rady? Syszelimy, e negocjacje nie zostay przerwane. Jak Darnala zamierza to rozegra? Powinnimy zaplanowa kontratak! Caa ta delegacja Sithw powinna trafi do aresztu... Keevo pooy do na rkojeci swojego miecza wietlnego i powiedzia w rodiaskim co, co Aryn uznaa za zgod na sowa Vollena. Chwil pniej Rodianin rozejrza si ukradkiem, jakby si ba, e kto mg go usysze. Wyczuwaa narastajce cinienie ich dugo tumionego gniewu, cae ich rozczarowanie. Czuli si zdradzeni i oszukani. W ich sowach syszaa echo wasnych myli i ju zacza otwiera usta, eby si z nimi zgodzi. Zanim jednak zdoaa cokolwiek powiedzie, uwiadomia sobie, jak podobna wypowied zaszkodziaby Zakonowi. Pierwszy raz dotaro do niej, jakie mog by konsekwencje jej czynw, ale wiedziaa, e nie ma wyboru. Ona musiaa si powici, ale Jedi nie powinni i w jej lady, bo to doprowadzioby do upadku Zakonu. - Wierz, e Mistrzyni Darnala wie, co robi - powiedziaa zamiast tego. Vollen machn lekcewaco rk, jakby nie usysza jej sw. - Wielu z nas jest gotowych do dziaania, Aryn. Gdybymy zdoali si skontaktowa z czonkami Zakonu, ktrzy przeyli atak na Coruscant, moglibymy... - Vollen... - wesza mu w sowo agodnie, ale stanowczo. Urwa i spojrza jej w oczy. - Zrbcie to, czego wymaga od was Darnala. Musicie... inaczej Zakon upadnie. Rozumiesz?

- Przecie negocjowanie z Sithami po tym wszystkim, co si stao, to czyste szalestwo! zaprotestowa. - Jestemy na sabej pozycji. Musimy przej inicjatyw i... - Rb, co mwi Darnala, Vollen - powtrzya. - Nie powinnam w ogle ci o tym przypomina. - Wypowiadaa sowa wyranie i dobitnie, eby przeama atmosfer konspiracji, ktr Vollen i Keevo stworzyli swoimi gorczkowymi szeptami. - Zoye przysig. Obaj zoylicie. Chcecie j teraz zama? Rycerz Jedi spsowia, a padawan przestpi niespokojnie z nogi na nog i spuci wzrok. - Nie - powiedzia Vollen. Aryn czua emanujc od niego frustracj, ktra mieszaa si z jej wasn. Bya hipokrytk. - Ciesz si - powiedziaa i dotkna jego ramienia. - Wszystko bdzie dobrze. Rada wie, co robi. Jestemy narzdziem Republiki, Vollen. I bdziemy robi to, co jest dla niej najlepsze. - Mam nadziej, e si nie mylisz - mrukn Vollen, ale nie wyglda na przekonanego. Keevo pokiwa bez entuzjazmu gow. Aryn nie moga duej znie wasnej obudy. - Musz ju i. Bywaj, Vollen. I ty take, Keevo. Niech Moc bdzie z wami. Wygldao na to, e utarta formuka nieco ich uspokoia. - I z tob take - powiedzia Vollen. - Bywaj, Aryn Leneer - pozdrowi j Keevo w piskliwym basicu. - Nadal nie powiedziaa nam, gdzie si wybierasz - zauway Rycerz Jedi. - Nie, nie powiedziaam - potwierdzia. - To... sprawa osobista. - Odwrcia si i ruszya do swojego statku. Po drodze aktywowaa komunikator i wywoaa swojego droida astromechanicznego: - Tee-six? Przygotuj statek do startu. - Droid potwierdzi przyjcie rozkazu i spyta o plan lotu. - Nie ma planu - powiedziaa Aryn, a T6 wyda z siebie dugi, przypominajcy westchnienie pisk. Kiedy dotara do ldowiska, T6, ktrego pomaraczowa kopuka wystawaa z gniazda w jej PT-7, powita j krtkim trelem. Raven by ju gotowy do startu, a warkot rozgrzewanego silnika wprawia w wibracje podog pod jej stopami. Staa przez chwil, wsuchujc si w szum silnikw. Wpatrywaa si z cikim sercem w drabink prowadzc do kabiny i mylaa, e jeli teraz postawi na niej stop, nie bdzie ju odwrotu. Przypomniaa sobie o blu, ktry przeszy j, kiedy umar Mistrz Zallow. Czua go dosownie fizycznie - dojmujcy ar, palcy od wewntrz, ktry rozwiewa wszelkie wtpliwoci. Przymkna oczy i odetchna gboko i spokojnie; potem zrzucia wierzchni szat - t sam, ktr otrzymaa podczas nauki pod okiem Mistrza Zallowa. Nie moe go pomci jako Jedi. Powinna - i zrobi to - pomci go jako jego przyjacika. - Co ty wyprawiasz, Aryn? - rozleg si za jej plecami gos Vollena. Kiedy si odwrcia, zobaczya, e stoj razem z Keevem na skraju ldowiska. Vollen przyglda si jej ze cignitymi brwiami. - ledzicie mnie? - spytaa. - Tak. - To lepiej przestacie. - Co robisz, Aryn? - powtrzy. Pooya do na szczeblu drabinki. - Ju ci powiedziaam, Vollen. Co... dla Mistrza Zallowa. - Ale... twoja szata? Nie rozumiem. Nie moga mu udzieli zadowalajcego wyjanienia. Odwrcia si, wspia po drabince do kabiny i naoya hem. Na szczcie T6 powstrzyma si chwilowo od zadawania pyta. Vollen i Keevo ruszyli w stron myliwca. Aryn czua niepewno i niepokj tego pierwszego, kiedy zatrzyma si przy odrzuconej przez ni szacie. Wyglda, jakby sta nad grobem. Moe domyla si, dlaczego postanowia j zostawi? - Powiedz Mistrzyni Darnali, e mi przykro - zawoaa do niego. - Prosz, powiedz jej to, Vollen.

Nie podeszli bliej - cakiem jakby odrzucona szata zakrelaa pewn granic, ktrej nie mogli przekroczy. - Dlaczego ci przykro?! - spyta Vollen, przekrzykujc szum silnikw. - Aryn, prosz... powiedz, co zamierzasz! Dlaczego zdja swoj szat? - Ona zrozumie, Vollen. Bywaj zdrw. - Opucia owiewk, wic nie usyszaa odpowiedzi Vollena, o ile w ogle co odpowiedzia. Szum silnikw wzmg si; a ona podniosa wzrok na ldowisko. Vollen patrzy prosto na ni, a Keevo wpatrywa si ciemnymi oczami w jej porzucon szat. - Czas na nas, Tee-six - powiedziaa. - Ustaw kurs na Vult, rodkowe Rubiee. Znaa kiedy kogo, kto stamtd pochodzi. Miaa nadziej, e wci tam mieszka. Jeli ktokolwiek mia j zabra na Coruscant, to tylko Zet. Droid zapiszcza potwierdzajco i raven wzbi si w powietrze. Aryn rzucia ostatnie spojrzenie w d - na Vollena, ktry podnosi jej szat z tak czuoci, jakby pomaga wsta towarzyszowi, ktry upad. Malgus raz po raz odtwarza w myli wymian zda z Adraasem i Angralem. Jego gniew nie zmala, kiedy wyszed z windy na dach budynku Senatu i ruszy do statku, ignorujc pozdrowienia strzegcych drzwi onierzy. Pilot czeka na niego na opuszczonej rampie transportowca. - Otrzymae instrukcje od Dartha Angrala? - spyta go Sith. - Namiary na szpital? - Tak jest, mj panie. - Zabierz mnie tam. - Kiedy wszed na pokad, waz zamkn si z cichym szumem i statek wzbi si w zasnute dymami coruscaskie niebo. Nie musieli lecie daleko. Nim min kwadrans, w interkomie rozleg si gos pilota: - Zbliamy si do punktu docelowego, mj panie. Gdzie mam wyldowa? W dole Malgus widzia wielopitrowy budynek szpitala. Owietlone ldowisko na jego dachu pene byo migw, wozw powietrznych, migaczy i transportowcw medycznych. Midzy pojazdami nieustannie kry strumie istot ywych - lekarzy, pielgniarek, medykw i rannych. Tu i tam wida byo lece na noszach ciaa. Teren wok budynku by tak samo zatoczony. Trasy ruchu blokowali ludzie i pojazdy, a pod gwnym wejciem do szpitala kbi si tum. - Wylduj obok szpitala - poleci pilotowi Malgus. Kilka osb na dachu zauwayo ich statek i zdobice go symbole Imperium. Patrzyli w ich stron z zadartymi gowami, a na ich twarzach malowao si przeraenie. Kilka osb pobiego do wind; kto potkn si o nosze i upad, kto inny wpad na medyka i przewrci go na ziemi. - Darth Angral tymczasowo przeksztaci ten szpital w placwk medyczn zajmujc si rannymi Imperium - wyjani przez interkom pilot. - Teraz jednak wszyscy zostali ju przeniesieni na pokad Nieugitego. - Nie wszyscy - powiedzia Malgus, jednak nie na tyle gono, eby pilot go usysza. - Na dole jest mnstwo ludzi, mj panie. Nie widz wolnego miejsca, eby wyldowa. Malgus popatrzy w d, kipic gniewem. - Lduj. Rozstpi si. Transportowiec zatoczy koo, zawis w powietrzu i zacz obnia puap. W miar jak schodzili coraz niej, ludzie zaczynali si cofa. Malgus sysza ju ich gniewne okrzyki. - Panie, czy powinienem posa po onierzy? Moe stra... - Nie potrzebuj stray - przerwa mu ostro Malgus. - Zabezpiecz statek. To nie potrwa dugo. - Wcisn kontrolk otwierania wazu i do rodka wlaa si fala dwikw: wycie syren alarmowych i oburzone pokrzykiwania. Gniew zgromadzonych nie mg si jednak rwna z wciekoci Malgusa, ktry odrzuci kaptur, odsaniajc swoje poznaczone bliznami oblicze i respirator, i zszed po trapie na ziemi. Na jego widok tum zamilk. Cisz przerywao teraz tylko wycie syren. W jego stron patrzyy setki oczu, osadzonych w setkach bladych w sztucznym, ulicznym wietle twarzy -

cignitych przeraeniem, wymazanych pyem i krwi, ale wykrzywionych bezgraniczn wciekoci. Ich zbiorowy gniew i strach obmywa go jak fala. Sta przed nimi, przenoszc spojrzenie z jednego na drugiego. Nikt nie wytrzymywa jego wzroku dugo. Zszed po trapie i wstpi midzy nich, a oni cofnli si z lkiem. Kiedy postawi stop na ziemi, krzyki znw si podniosy: - Potwr! - Morderca! - Potrzebujemy opieki medycznej! - Jest sam! Zabi go! - Tchrz! Jego obecno daa im kogo, na kim mogli skupi swj gniew. W miar jak wrzawa rosa, coraz trudniej byo rozrni poszczeglne sowa. Wkrtce sysza tylko zbiorowy, nieprzerwany, nienawistny ryk; widzia morze zacinitych pici i obnaonych zbw - odbicie jego wasnych emocji, jak echo, ktre wzmacniao je i podsycao. Skd poszybowa w jego stron kawa durabetonu wielkoci pici. Nie zwalniajc kroku, zatrzyma go Moc w poowie drogi. Podtrzymywa bry przez chwil w powietrzu, eby tum dokadnie j sobie obejrza, a potem skruszy j Moc na kawaki. Kiedy kamyki i py opady na ziemi, na ich gowy, znw zamilkli. - Kto to rzuci? - spyta Malgus; pomie jego gniewu siga coraz wyej. Cisz przeryway tylko syreny, sporadyczne pokasywania i chrzknicia. Wok siebie widzia oczy pene strachu. Podnis gos: - Spytaem, kto to rzuci! Brak odpowiedzi. Gniew tumu szybko zmienia si w niepokj. - Z drogi - wyplu Malgus, karmic si ich ulatujcym gniewem. - Precz! Najwyraniej wyczuwajc jego narastajcy gniew, ci najblisi niego zaczli si znw cofa. Kilka osb stojcych na obrzeach tumu odwrcio si i rzucio do ucieczki, jednak wikszo staa w miejscu, chocia popatrywali teraz niepewnie na siebie nawzajem. - Mamy w rodku rodzin - powiedzia kto. - Potrzebuj pomocy medycznej! - krzykn inny. Malgus zaczerpn Mocy; jego wzbierajcy gniew szuka ujcia. - Powiedziaem: z drogi! Nie spenili jego polecenia, wic uderzy pici w otwart do i pozwoli, eby wstrzymywany gniew wybuch z pen si. Wok rozbrzmiay krzyki, kiedy wyadowanie energii rozepchno otaczajcych we wszystkich kierunkach. Ciaa poszyboway chaotycznie do tyu i na boki, wpadajc na siebie nawzajem, na ciany, wypadajc przez okna. Transportowiec, ktrym przylecia, zadra od siy wstrzsu, a drzwi placwki medycznej wyleciay z zawiasw i upady na ziemi. Syreny wci wyy. Czciowo tylko wyadowawszy gniew, Malgus odzyska nad sob kontrol. Zewszd dobiegay jki i bolesne zawodzenie; sysza pacz dziecka. Ciaa wok leay bezwadnie, wrd odamkw szka niczym szmaciane lalki. migacze i migi byy poprzewracane, a wiatr podrywa z ziemi strzpy papierw. Niewzruszony Malgus przeszed midzy nimi do wejcia placwki medycznej. Wewntrz za krzesami i biurkami kulili si pacjenci, ich bliscy i personel. Oddech Malgusa by najgoniejszym dwikiem w poczekalni. Nikt nie mia na niego spojrze. - Gdzie s Jedi? - zawoa kto. - Le martwi w wityni - warkn Malgus. - Tam, gdzie ich zostawiem. Nie ma nikogo, kto mgby was ocali. Kto zaka, kto inny jkn. Malgus wypatrzy otyego mczyzn w bladoniebieskim uniformie pracownika szpitala i szarpniciem postawi go na nogi.

- Szukam Twilekanki z blizn na szyi - powiedzia. - Zostaa dwukrotnie postrzelona z blastera i przywieziono j do was dzisiaj. Ma na imi Eleena. Mczyzna strzela oczami na lewo i prawo, jakby gaki oczne chciay mu uciec z gowy. - Nie wiem nic o adnej Twilekance - wyduka. - Mog sprawdzi rejestr... - Jeli staa si jej krzywda... Krpa, pulchna pielgniarka, o rudych wosach spitych w ciasny kok i usianej piegami twarzy, wstaa zza biurka. Fartuch wyglda na jej zwalistym ciele niczym niebieski namiot. - Wiem, o kim mwisz - powiedziaa, patrzc mu spokojnie w oczy. - Zaprowadz ci do niej. Malgus rzuci mczyzn na podog i ruszy korytarzem za pielgniark. Powietrze przesyca zapach rodkw odkaajcych. ciany i podogi byy utrzymane w sterylnej bieli. Korytarzami pdziy droidy i personel, ledwie zwracajc na Malgusa uwag, pomimo jego okaleczonej twarzy. Z gonikw bezustannie pyn damski gos, wywoujcy lekarzy do tej czy innej sali i ogaszajcy rne komunikaty. Malgus i pielgniarka wjechali wind na oddzia zachowawczy i ruszyli korytarzem, mijajc zatoczone sale. W holu sycha byo kobiecy pacz. Z pokoi dobiegay jki blu. W pewnej chwili min ich zesp chirurgw o twarzach skrytych za pokrwawionymi maseczkami. - Ta Twilekanka zostaa porzucona pod drzwiami przez nieoznakowany transportowiec. Nie wiedzielimy, e to... imperialna - powiedziaa kobieta, nie patrzc na Malgusa. Stumi cisnce mu si na usta przeklestwo. - Bo gdybycie wiedzieli, nie udzielilibycie jej pomocy, tak? Kobieta zatrzymaa si, odwrcia w jego stron i spojrzaa mu w oczy. - Oczywicie, e bymy si ni zajli. My nie jestemy... dzikusami. Uwagi Malgusa nie unikn lekki nacisk pooony na sowie my, ale postanowi to zignorowa. Szczerze powiedziawszy, by pod wraeniem odwagi tej kobiety. - Po prostu mnie do niej zaprowad - powiedzia tylko. Eleen zasta w maej sali z trzema innymi pacjentami. Jeden z nich, starszy mczyzna, lea na ku skulony w pozycji embrionalnej i jcza cicho; przykrywajce go przecierada plamia krew. Pacjentka, kobieta w rednim wieku o poranionej twarzy, przygldaa si pielgniarce i Malgusowi wyzutymi z jakichkolwiek uczu oczami, a trzeci chory spa - c, przynajmniej tak wyglda. Do zdrowej rki Eleeny podczono kroplwk i kilka kabli - kabli! - zauway ze zgroz Malgus, prowadzcych do sprztu monitorujcego funkcje yciowe. Najwyraniej placwka bya w bardzo kiepskiej sytuacji, skoro korzystaa z tak przestarzaej technologii. Dobrze chocia, e rany Eleeny zostay opatrzone i zabandaowane. Ranne rami miaa unieruchomione na temblaku. Kiedy go zobaczya, umiechna si promiennie i do Malgusa dotaro nagle, e jest jedyn osob w galaktyce, ktra umiecha si na jego widok. - Veradunie - powiedziaa. Widok jej twarzy i dwik gosu rozczuli go bardziej ni powinien i Malgus wcale nie by z tego powodu zadowolony. Gniew znikn bez ladu, zastpiony ulg, ale nie broni si przed ni, chocia zdawa sobie spraw, e jego uczucie do Eleeny stao si niebezpiecznie silne. Patrzc na ni, widzia wasn sabo. Z obrzey pamici napyny sowa Angrala: Namitnoci mog prowadzi do popeniania bdw. Chcia j zatrzyma przy sobie, ale pragn take dochowa wiernoci Imperium. Musia pogodzi ze sob dwie sprzecznoci; to byo jak kwadratura koa. Wiedzia jednak, e znajdzie jaki sposb. Podszed do ka i pogadzi jej policzek pokryt zgrubieniami doni, a potem zacz odcza j od aparatury. - Na moim statku otrzymasz odpowiedni opiek medyczn. W przyzwoitych warunkach. - Hej, ty tam! - krzykn kto za jego plecami. - Przesta! Nie wolno ci tego robi! Malgus obejrza si przez rami na stojcego w drzwiach pielgniarza. Mczyzna skrzywi

si na widok jego pokiereszowanej twarzy, ale nie ustpi. - Ona nie kwalifikuje si jeszcze do wypisania. - Wszed do pokoju, jakby chcia powstrzyma Malgusa, ale drog zastpia mu pielgniarka, ktra zaprowadzia go do Eleeny. - Nie wtrcaj si, Tal. Oni wanie wychodz. - Ale... - Nie wtrcaj si. Malgus nie widzia jej twarzy, ale wyobraa sobie, jak prbuje bezgonie da koledze do zrozumienia, e ma do czynienia z Sithem. - Moesz i o wasnych siach? - spyta Eleen. Zanim odpowiedziaa, wzi j na rce i podnis z ka. - Mog - szepna bez przekonania, ale zignorowa to. Wyszed na korytarz, mijajc bez sowa pielgniark i pielgniarza. Najpierw Eleena zagldaa do sal, ktre mijali; przygldaa si rannym i umierajcym. Wkrtce jednak widoki stay si dla niej widocznie zbyt przeraajce, bo ukrya gow na piersi Malgusa. Podobao mu si ciepo jej ciaa, jego ciar w ramionach i lekko pimowy zapach. - O czym mylisz? - wyszeptaa mu prosto do ucha. Municie jej oddechu na karku wzbudzio w nim podanie. - Myl o geometrii - powiedzia. - O kwadratach i koach. - To dziwne tematy do rozwaa w takich okolicznociach. - Moe nie tak bardzo, jak ci si wydaje. Kiedy wyszli na zewntrz, Eleena ogarna przeraonym wzrokiem zacielajce okolic ciaa. Koo niektrych uwijali si medycy i pielgniarki, opatrujc rany i niosc pierwsz pomoc. W stron Malgusa odwracay si twarze stojcych w pobliu istot, ale nikt nie odezwa si ani sowem. - Co tu si stao? - spytaa Eleena. - Co si stao tym ludziom? Kiedy mnie tu przywieli, nie byo ich tu. Malgus nie odpowiedzia. - Boj si ciebie - zauwaya. - I bardzo dobrze. Kiedy weszli na pokad transportowca, Malgus poleci pilotowi lecie na Walecznego, a potem uoy Eleen na leance i przykry j kocem. Kiedy j nim otula, dotkna jego rki. - Masz w sobie czuo, Veradunie. Zabra do i odsun si od niej. - Jeli jeszcze raz nazwiesz mnie publicznie Veradunem, zabij ci. Rozumiesz? Jej umiech znikn pod wpywem aru jego gniewu. Wygldaa, jakby j uderzy. Podpara si na okciu i spojrzaa mu w oczy. - Dlaczego mwisz takie okropne rzeczy? - A rozumiesz, co mwi? - powtrzy, tym razem goniej i ostrzej. - Tak! Tak! - Odrzucia koc, wstaa i stana przed nim, saniajc si na nogach. - Ale dlaczego jeste na mnie taki zy? Za co? Przez chwil wpatrywa si w jej cudown twarz, potem przekn lin i pokrci gow. Nie by wcieky na ni - a przynajmniej nie do koca. By wcieky na Adraasa, Angrala i samego Imperatora. A ona po prostu bya pod rk - atwy cel dla wyadowania jego gniewu. - Po prostu posuchaj mnie, Eleeno - powiedzia ju agodniej. - Prosz. - Jak sobie yczysz, Malgusie. - Podesza blisko, podniosa do do jego twarzy i pogadzia opuszkami palcw lnice blizny pokrywajce policzki. Jej dotyk wznieci w nim ogie. - Kocham ci, Malgusie - szepna i odsuna jego respirator na bok, odsaniajc jego pokiereszowane usta. A czy ty mnie kochasz? - Malgus obliza wargi; jego myli wiroway jak oszalae, ale nie umia ubra ich w sowa. - Nie musisz odpowiada - powiedziaa czule Eleena i umiechna si do niego. - Wiem, e tak. Zeerid przejrza si w niewielkim lustrze w odwieaczu statku i zbeszta si w myli za to,

e zapomnia si ogoli. Aktywowa droida serwisowego i wyszed na zewntrz, prosto w gwar dokowych hal. Obok niego z zawrotn prdkoci przemykay wzki towarowe i droidy, torujc sobie drog haaliwymi klaksonami. Po kadkach toczyy si roboty rozadunkowe. Czonkowie zag i pracownicy dokowi zaatwiali interesy, rozadowywali i zaadowywali towary za pomoc dwigw. Jeden z dokmistrzw, ysy mczyzna o dugiej brodzie i wsach, torowa sobie drog przez tum, co jaki czas wykrzykujc rozkazy i rzucajc co chwila polecenia do swojego komunikatora. W rku trzyma potny klucz dynamometryczny i wyglda, jakby mia ochot zdzieli nim co albo kogo. W powietrzu unosi si niky zapach gazu i spalin, zdominowany przez wo jeziora. Miasto Yinta Lake leao nad najwikszym sodkowodnym zbiornikiem na Vulcie jeziorem Yinta. Kominy geotermalne nadaway wodzie wysok temperatur nawet zim, a jesieni rnice temperatur wody i powietrza sprawiay, e woda parowaa, wic powietrze byo tu zawsze duszne i cikie. Zeeridowi kojarzyo si to ze zgnilizn i za kadym razem, kiedy tu wraca, mia wraenie, e miasto pod jego nieobecno zgnio jeszcze troch bardziej. Pocztkowo Yinta Lake byo zimowym kurortem dla zamonych mieszkacw planety, ktrzy zbili fortuny w przemyle zbrojeniowym. Ich rezydencje otaczay jezioro wskim piercieniem, nazywanym wtedy piercieniem bogaczy. Wkrtce w pobliu wybudowano redniej wielkoci kosmoport, dziki ktremu dostarczono bogaczom egzotyczne towary. To z kolei przycigno pracownikw portowych, potem kupcw, potem nieco mniej zamonych obywateli, a w kocu - biedot. Bezimienna dotd miejscowo wypoczynkowa zostaa nazwana Yint, potem przeksztacia si w samodzielne miasto i od tamtej pory nieustannie si rozwijaa. Obecnie bya ju metropoli, przechrzczon na Yinta Lake i obrastajc stopniowo w budynki i mieszkacw, przyciganych przez jezioro jak przez niewidzialny magnes. Nie mino wiele czasu, a przemys zanieczyci jezioro do tego stopnia, e wikszo bogaczy ucieka, a samo miasto zaczo niszcze i podupada. Niegdy imponujce posiadoci nad brzegiem zbiornika zostay sprzedane deweloperom, a na ich miejscu wzniesiono tanie moduy mieszkalne. Piercie bogaczy zmieni si w slumsy i doki towarowe. Zeerid dorasta w dzielnicy biedoty, wdychajc gryzcy odr gnijcego jeziora kadego dnia swojego dziecistwa. Zdoa swojej crce zapewni nieco lepsze warunki - ale tylko nieco. Gwar zaguszy na chwil gboki, basowy dwik klaksonu - odgos wydany przez jeden z paskodennych statkw transportowych, przewocych towary i ludzi w gr i w d rzeki, ktra zasilaa zbiornik. Syszc to, Zeerid umiechn si do swoich wspomnie. Ten sam dwik budzi go prawie kadego ranka, kiedy by dzieckiem. Wmiesza si w tum, czujc si dziwnie ze wiadomoci, e jest w domu. Nie mg si doczeka spotkania z crk. Sdzc po fryzurze, muskularnej budowie ciaa i wyprostowanej postawie, Vrath domyla si, e pilot suy kiedy w wojsku. On take by weteranem; suy w imperialnej piechocie. Mczyzna umiechn si i Vrath pomyla, e facet jest cakiem sympatyczny. Z miejsca go polubi. Szkoda, e najprawdopodobniej wkrtce bdzie musia go zabi. Trzymajc pojemnik z nanodroidami w wolnej rce, zacz si przeciska przez tum w stron pilota. Zatrzyma si tu przed nim, tarasujc mu drog - ot, nastpna zawalidroga - i nacisn pompk, oprniajc pojemnik na ziemi pod ich stopami. Przywoa na twarz faszywy umiech, podnis drug do i zacz gorczkowo macha w bliej nieokrelonym kierunku. - Rober! Hej, Rober! Tutaj! - Popdzi przed siebie, jakby bieg komu na spotkanie, ale po drodze obserwowa pilota spod oka. Facet nawet nie spojrza w jego stron - pewnie go nie zauway. Niczego nie podejrzewajc, wdepn w sam rodek oleistej kauy, ktr Vrath przed chwil przed nim rozla. Inni, idcy za pilotem, take w ni weszli, ale nie miao to znaczenia. Za moment nie bdzie po niej ladu.

Vrath zawrci i ruszy za nim, wyjmujc po drodze z torby nanoaktywator... Zeerid nie powinien si umiecha i na pewno nie powinien si czu rozluniony. Wiedzia, jak zawsze, e tylko krok dzieli go od popenienia bdu, dziki ktremu kto mgby odkry Arr i wykorzysta t wiedz przeciwko niemu. Wola nawet nie myle o tym, e kto zechciaby j skrzywdzi. Sam ten pomys sprawia, e robio mu si niedobrze ze zdenerwowania. Nie mg sobie pozwoli na nieostrono. Wskoczy na pak cignitego przez droida wzka towarowego i jecha na niej, dopki nie dotar do jednego z wyj z dokw. Sam port kosmiczny i wszystkie pracujce w nim pojazdy rdzewiay w wilgotnym powietrzu Yinta Lake - brzowe placki na cianach i w ktach wyglday niczym plamy krwi. Kiedy drzwi si otworzyy, Zeerid zeskoczy z wzka. Natychmiast uderzya w niego ciana ulicznego haasu - okrzyki kierowcw takswek powietrznych (w Yinta Lake musiao by chyba wicej takswek ni w ktrymkolwiek innym miecie rodkowych Rubiey), wacicieli straganw, na ktrych sprzedawano najrozmaitsze smakoyki, klaksony, szum silnikw. - Do wewntrznego piercienia, prosz pana? - zaczepi go jeden z kierowcw, drobny, przygarbiony mczyzna. - Zapraszam! - Panie, u mnie najnisze ceny w Yincie! - zachwala inny, siwy staruszek, wpychajc si przed pierwszego. - Winoryba! wiea winoryba, prosto z grilla! - krzycza ktry ze sprzedawcw. - Tutaj, tutaj, zapraszam, palce liza! Po prawej o cian opieraa si niedbae Zeltronka - niegdy pewnie pikna, teraz wymizerowana i zniszczona yciem. Kiedy ich spojrzenia si spotkay, umiechna si do niego, odsaniajc poke zby, wiadczce o uzalenieniu od przyprawy. Zeerid skrzywi si i zaczerwieni, ale na myl o stu tysicach kredytw w kieszeni i o tym, co mg dziki nim zrobi dla Arry, zacisn zby, odwrci wzrok i przyspieszy kroku. Ulic pdziy migacze i auta powietrzne, a nawet kilka pojazdw koowych. Zeerid przeciska si przez tum pieszych, kierujc w stron gwarnego stanowiska cznoci publicznej po drugiej stronie ulicy. Kiedy pilot opuci kosmoport, Vrath ukradkiem wycelowa w niego aktywator i uzbroi nanodroidy przyklejone do buta mczyzny, budzc je do ycia. Nacinicie nastpnego guzika zsynchronizowao aktywator z sygnatur przypisan droidom na podeszwie pilota - i tylko im. Nie chcia wyapa adnych innych, ktre mogy przylgn do podeszew goci portu. Ciaa nanodroidw byy wielkoci pojedynczej komrki i miay haczykowaty ksztat, dziki ktremu zagbi si w podeszw buta pilota. Zsynchronizowane z aktywatorem, bd przesyay sygna do urzdzenia Vratha na odlego do dziesiciu kilometrw. Ich ogniwa energetyczne mog je zasila przez trzy standardowe dni. Vrath wiedzia, e to wicej ni potrzebuje. Kantor musi dostarczy syntprzypraw na Coruscant szybko - inaczej straci rynek. Byby zaskoczony, gdyby adunek nie dotar na Vult jeszcze dzi. Przyglda si, jak pilot przechodzi przez ulic i zmierza w kierunku stanowisk cznoci publicznej. Odwrci si prawym bokiem w tamt stron i aktywowa wzmacniajcy such implant. Zeerid zanikn drzwi budki, odcinajc si od ulicznego haasu, i wklepa kod Nat. Nigdy nie kontaktowa si z ni za porednictwem moduu cznoci statku ani przez osobisty komunikator, wszystko z obawy, e mgby go monitorowa kto z Kantoru. Nadmierna paranoja ocalia mu ycie wicej ni raz - ostatnio cakiem niedawno, na Ord Mantell.

Nat nie odbieraa, wic zostawi wiadomo: - Nat, tu Zeerid. Jestem na Vulcie. Jeli szybko odbierzesz t wiadomo, we Arr i spotkajmy si za godzin w parku Karsona. Nie mog si doczeka, eby was zobaczy. - Rozczy si, wyszed z budki i zatrzyma takswk. Chudy Bothanin o koskiej twarzy spojrza na niego z wstecznego lusterka. - Dokd? - Po prostu jed przed siebie. Staraj si nie rzuca w oczy. - Si robi, szefie. Nawet z daleka Vrath sysza doskonale przez syntplastowe ciany budki. Zanim pilot skoczy rozmow, zna ju jego imi - Zeerid - a take imiona osb, na ktrych Zeeridowi zaleao - Nat i Arra. Wskoczy do pierwszej z brzegu takswki powietrznej i spojrza na monitor aktywatora. Droid kierowca obejrza si na niego. - Dokd, prosz pana? - Docelowo park Karsona - powiedzia Vrath. - Ale najpierw jed zgodnie z moimi wskazwkami. - Tak jest, prosz pana. Zeerid wykaza si ostronoci, dzwonic do Nat z budki publicznej, wic Vrath zakada, e pojedzie okrn drog, moe nawet zmieniajc po drodze kilka razy transport. Przygotowa si na dug przejadk. Nawet jeli go zgubi, bdzie wiedzia, jak odnale. Takswka powietrzna ruszya i wmieszaa si w strumie ruchu. Zeerid przez dziesi minut kaza pilotowi kluczy i ca drog oglda si, w poszukiwaniu kogokolwiek, kto mgby go ledzi. Pocztkowo wydawao mu si, e inna takswka siedzi im na ogonie, ale wkrtce skrcia i tyle j widzia. W oddali lni neon kasyna, ktre zna: Srebrnego Sokoa. - Tutaj, prosz. Zapaci Bothaninowi, wysiad, wszed frontowymi drzwiami do kasyna i wyszed tylnymi. Na tyach zapa nastpn takswk i powtrzy ca operacj jeszcze raz. Wci nie zauway nic niepokojcego. Odetchn swobodniej. Wzi jeszcze jedn takswk - tak, do ktrej zmieciby si fotel repulsorowy - tym razem prowadzon przez robota. - Dokd, prosz pana? - Nawet on nosi lady rdzy; kiedy odwraca si w jego stron, mechaniczne przeguby zaskrzypiay nieprzyjemnie. - Chciabym kupi fotel repulsorowy - powiedzia Zeerid. Droid milcza przez chwil, podczas gdy jego procesory przeszukiway spis firm. - Tak jest, prosz pana. Takswka uniosa si w powietrze i ruszyli do najbliszego sklepu ze sprztem medycznym. Przestronny magazyn by po sufit wypeniony wszelkiego rodzaju urzdzeniami, a staruszek, ktry w nim obsugiwa, przypomina Zeeridowi stracha na wrble. Za osiemdziesit siedem tysicy kredytw sprzeda mu uywany fotel repulsorowy, odpowiedni dla siedmioletniego dziecka, i nauczy go szybko jego obsugi. Kiedy droid asystent adowa fotel do baganika takswki, Zeerid nie mg przesta si umiecha. - Karty na okaziciela to teraz rzadko - zauway staruszek na widok rodka patniczego, ktry wrczy mu Zeerid. - Kredyty to kredyty - bkn pilot, wzruszajc ramionami. Wiedzia, co najprawdopodobniej myli sobie o nim sprzedawca. - Racja. Wie pan, kiedy pracowaem jako pielgniarz. Ten fotel to naprawd dobry sprzt.

- Jestem pewien, e bdzie zachwycona. Staruszek zatar donie. - To by byo tyle, prosz pana. Chciabym jeszcze tylko, eby wypeni pan kilka formularzy. Karty na okaziciela nie mona zrewidowa, jak pan zapewne wie. - Czy nie moemy tego zrobi kiedy indziej? - spyta Zeerid, kierujc si do drzwi. Naprawd si spiesz. Staruszek z trudem dotrzymywa mu kroku. - Ale prosz pana, to zarejestrowany sprzt medyczny. Nawet w przypadku odsprzeday musz mie pana nazwisko i adres. Prosz pana! Halo, prosz pana...! Zeerid wskoczy do takswki. - Wrc jutro! - zawoa, zanim zatrzasn za sob drzwi pojazdu. - Park Karsona - poleci droidowi. - Tak jest, prosz pana. ROZDZIA 6 Przez okno takswki Zeerid ujrza w dole park Karsona. Due jezioro, po ktrym pyway zielonodzioby, otaczay awki. Niewielki lasek przecinay cieki spacerowe, a na murawie tu i wdzie wyrastay piknikowe stoliki. Publiczne boiska, w wikszoci popkane, tworzyy geometryczn przestrze, stanowic miejsce spotka i zabaw modziey z ssiedztwa. Gdy powietrzne auto wyldowao, Zeerid sprawdzi godzin na chronometrze. W sam por. Zapaci takswkarzowi, wcisn na gow czapk z daszkiem, wypakowa fotel repulsorowy i zacz go pcha przed sob w stron wejcia do parku. Fotel wydawa si bardzo lekki, ale mogo mu si tak tylko zdawa, bo by podekscytowany. Szed w kierunku cieek i awek otaczajcych jezioro. Przed sob w oddali dostrzeg Nat, pchajc Arr w jej wzku inwalidzkim. Arra rzucaa zielonodziobom przetworzon karm, sprzedawan przez sprztajce park roboty uytkowe. miaa si, gdy ptaki z kwakaniem walczyy midzy sob o ziarno. Dla Zeerida ten miech brzmia jak muzyka. Rozejrza si szybko dokoa, zauwaajc wielu spacerowiczw i kilka robotw, ale poza tym nic, co mogoby wzbudzi jego niepokj. - Nat! - zawoa i pomacha rk. - Arra! Przyszo mu na myl, e jego gos brzmi na planecie inaczej ni na Tuciochu, i ta zmiana mu si spodobaa. Nie przypomina ju gosu przemytnika przyprawy ani nawet onierza. Brzmia jak... gos kochajcego ojca. Tak, pod wpywem Arry stawa si lepszy. Wiedzia o tym i musia zadba o to, by czciej widywa si z crk. Nat okrcia wzek. Oczy kobiety i dziewczynki szeroko si otworzyy na jego widok. - Tato! - zawoaa Arra. Ze wszystkich sw w caej galaktyce to lubi najbardziej. Arra ruszya wzkiem ku niemu, pozostawiajc Nat i nadal bijce si o karm zielonodzioby za sob. - Co to? - spytaa, gdy ju bya blisko. Oczy miaa wielkie jak spodki, umiech promienny. Przyklkn i wzi crk w ramiona. Wydaa mu si bardzo drobna. - To moja niespodzianka dla ciebie - odpar. Twarz Arry cigna si, a potem rozjania. - A to? - spytaa, stukajc w blastoodporn kamizelk ukryt pod ubraniem. Poczu, e si czerwieni. - To do pracy. Nic wanego. Zdawao si, e Arra zaakceptowaa wyjanienie. - Popatrz, ciociu Nat. Fotel repulsorowy! - Widz, widz - rzucia Nat, podchodzc. - Czy to dla mnie? - spytaa Arra.

- Ale oczywicie - zapewni Zeerid. Arra pisna i jeszcze raz ucisna Zeerida, strcajc mu przy tym czapk z gowy. - Jeste wspaniay, tato. Mog go od razu wyprbowa? - Jasne - zgodzi si i usadzi crk w fotelu. - Kontrolki s tutaj. Dziaaj intuicyjnie, wic... Arra poruszya dwigniami sterownika i odleciaa, nim zdy dokoczy zdanie. Patrzy za ni z umiechem. - Witaj, Nat - rzek. Szwagierka wygldaa na zmczon. Bya zbyt moda na tak liczne zmarszczki znaczce jej twarz i na cienie pod oczami. Wosy miaa obcite w stylu, o ktrym nawet on wiedzia, e jest niemodny ju od co najmniej piciu lat. Zastanawia si, jak on wyglda w oczach Nat. Prawdopodobnie na rwnie wyczerpanego. - Zeerid, to bardzo mie. Mam na myli fotel. - Taa... - mrukn. - Arze si chyba spodoba. Dziewczynka leciaa za zielonodziobami, ktre ucieky przed ni na jezioro. - Ostronie, Arra! - krzykn. - Nic mi nie bdzie, tato - zawoaa. On i Nat stali obok siebie, ale rozdzielaa ich przepa. - Mino troch czasu - odezwaa si Nat. - Arra powinna ci czciej widywa. - Wiem. Staram si. Nat chciaa chyba jeszcze co powiedzie, ale si powstrzymaa. - Jak tam praca? - Pracuj jako kelnerka w kasynie, Zeerid - fukna kobieta. - Stara kelnerka. Nie jest lekko. Bol mnie nogi. Bol mnie plecy. Jestem zmczona. A nasze mieszkanie ma wielko powietrznego auta. Nie mg nie bra jej sw do siebie. - Postaram si wysya wam wicej. - Nie, nie. - Pomachaa rk, aby podkreli protest. - Gdyby nie kredyty od ciebie, chodziybymy godne. Nie w tym rzecz. Po prostu... czuj si, jakbym bya w kieracie. Nie mog si zatrzyma, chocia podam donikd. Skin gow. - Rozumiem ci. Arra zawoaa do niego: - Patrz, tato! Zatoczya fotelem repulsorowym ciasne kko, gono si przy tym miejc. - Uwaaj, Arra - przestrzeg, ale te si umiechn. - Najpierw musisz troch si przyzwyczai, samolociku - dodaa Nat. Przez jaki czas stali w milczeniu. Potem Nat przemwia powanie: - Skd miae pienidze na fotel, Zeerid? Nie spojrza na ni, obawiajc si, e zauway zmieszanie malujce si na jego twarzy. - Z pracy. Skd by indziej? - Co to za praca? Nie podoba mu si ton, jakim zadaa pytanie. - Ta sama, co zawsze. Odwrcia si do niego, a jej surowa mina tak bardzo przypomniaa mu Val, e a si wzdrygn. - Przysyasz nam po sto czy dwiecie kredytw ju od prawie roku. Dzisiaj zjawiasz si z fotelem repulsorowym, ktry z pewnoci kosztowa wicej ni moje powietrzne auto. - Nat... - W co ty si wpltae, Zeerid? Masz na sobie t mieszn czapk, kamizelk... - Robi to samo... - Mylisz, e jestem lepa? Albo gupia? - Nie, oczywicie, e nie.

- Domylam si, czym si zajmujesz, Zeerid. Arra stracia ju matk i nie moe straci ojca. To by j zabio. - Nigdzie si nie wybieram - zapewni. - Nie suchasz mnie. Sdzisz, e ona wolaaby mie nogi ni ojca? e woli ten fotel od ciebie? Caa promienieje, kiedy wie, e masz nas odwiedzi. Posuchaj, Zeerid. Czymkolwiek si zajmujesz, zostaw to. Sprzedaj ten swj statek, znajd sobie prac na planecie i bd po prostu ojcem dla swojej crki. Chciaby, aby to byo moliwe. - Nie mog, Nat. Jeszcze nie teraz. - Odwrci si do niej. - Jeszcze tylko jeden transport i wszystko si zmieni. Tylko jeden. Przygldaa mu si uwanie. Cer miaa bardzo blad - z braku soca i z powodu nieodpowiedniej diety. - Mwiam jej, eby nie wychodzia za onierza. A w dodatku pilota. - Mwisz o Val? - Tak, o Val. - Nat... - Nie wiesz, kiedy przesta, Zeerid. Nigdy nie wiedziae. Zakadacie te swoje skafandry, wsiadacie do kabin i sdzicie, e jestecie nietykalni, e plazma was nie zabije, a te wasze pojazdy nie mog zosta zestrzelone. Mog, Zeerid. I jeli co takiego przytrafi si tobie, Arra bdzie cierpiaa bardziej ni po wypadku, w ktrym stracia nogi. Nie umia na to odpowiedzie, bo wiedzia, e Nat ma racj. - Id kupi lody. Te chcesz? Pokrcia gow, a on odszed w stron budki. Idc, czu na plecach wzrok szwagierki. Vrath patrzy, jak Zeerid oddala si od kobiety, swojej szwagierki, zmierzajc do budki ze sodyczami, eby kupi lody dla crki. Jego crki. Nic dziwnego, e tak bardzo uwaa na to, czy jest ledzony. Vrath wiedzia, co organizacje takie jak Kantor lub Huttowie potrafi zrobi rodzinie. Dzieci stanowiy potencjalny rodek nacisku, byy jak sznureczki poruszajce marionetk, zmuszajce j do taca. Ludzie yjcy tak jak Zeerid i Vrath musz mie wystarczajco duo siy - lub odpowiednio silnego patrona - by mc chroni rodzin. W przeciwnym razie rodzina jest zagroona. Zeerid nie mia ani siy, ani patrona. Vrath podziwia, e udao mu si tak dugo utrzymywa crk poza gr. To nie lada wyczyn. Ale teraz crka znalaza si ju w grze, bya jednym z pionkw na planszy. Oczywicie Vrath nie zamierza jej wykorzysta. W yciu zawodowym szczyci si tym, e nigdy nie stosowa prb zastraszenia i nie krzywdzi czonkw rodziny, a ju na pewno nie dziecka. Takiemu postpowaniu brakowao finezji. Do czego takiego mg si posuwa pilot bombowca, ale nie snajper. A Vrath w duszy nadal by snajperem. Jeden strza, jeden zgon, zero innych ofiar. Odwrci wzrok od Nat i Arry, aby odszuka Zeerida, i przekona si, e ten stoi tu za nim z czerwonym lodem w jednej rce, a zielonym w drugiej. A oczy majak ostre kocwki grotw wczni. - Czy my si znamy, przyjacielu? - zapyta Zeerid, omiatajc wzrokiem sylwetk Vratha i jego ubir. Vrath lekko si przygarbi, przyjmujc postaw tak bezbronn, jak to tylko byo moliwe. - Nie sdz. Mieszka pan w tej okolicy? Zeerid zrobi krok w jego stron i, szykujc si do zadania ciosu, nachyli si do przodu. Vrath musia si powstrzyma impuls kacy mu take zmieni pozycj na tak, ktra pozwoliaby mu odpowiedzie na atak. Zeerid jednak od razu by to zauway, a on nie mg go teraz zabi. Najpierw musia go wykorzysta do zlokalizowania syntprzyprawy.

- Czemu si tak przygldae, przyjacielu? - spyta Zeerid. - Tato! - zawoaa Arra, ale Zeerid nie odrywa oczu od twarzy Vratha. - Zielonodziobom. Lubi je karmi. - Vrath sign do kieszeni i wyj z niej gar karmy kupionej u jednego z parkowych robotw. - Tato, ja chc zielonego loda! - domagaa si Arra. Na widok karmy Zeerid wyranie si rozluni, ale nie do koca. - No tak, oczywicie - mrukn. - Wybacz, przyjacielu. - Czy to paska crka? - zapyta Vrath, kiwajc gow w stron Arry. - Tak - potwierdzi Zeerid, a usta wykrzywi mu lekki umieszek. - Sprawia wraenie bardzo szczliwej - zauway Vrath. - ycz miego dnia, sir. Vrath omin Zeerida i wmiesza si w tum biegaczy, rowerzystw i innych osb korzystajcych z parku, besztajc si zarazem w mylach za to, e pozwoli sobie straci Zeerida z oczu. Facet bez dwch zda mia nosa do wyczuwania problemw. Zeerid odwrci si, by odprowadzi wzrokiem odchodzcego mczyzn. Co w nim wydawao si nie takie jak trzeba, lecz Zeerid nie potrafi tego okreli. Sprawia wraenie ogromnie zainteresowanego Arr i Nat i mia dziwny chd w oczach mimo tego gupkowatego umieszku. - Tato! Ld si roztapia! Arra podpyna do niego na fotelu, a on poda jej loda, po czym wytar donie w kurtk. - Dzikuj - rzucia dziewczynka i lizna zielon sodycz. - Mniam. Wspaniaaaay! Umiechn si do crki, a gdy si odwrci, nie mg ju nigdzie odnale nieznajomego. - Kto to by? - spytaa Nat, zbliajc si. Zeerid machinalnie poda szwagierce drugiego loda, nadal spogldajc w kierunku, w ktrym odszed mczyzna. - Nie wiem. Nikt. Nat chyba wyczua jego niepokj. - Jeste pewien? - Tak - odpar, zmuszajc si do umiechu. - Jestem. Tylko e wcale nie by. - Chyba odprowadz was do domu. Co wy na to? - Huraaa! - ucieszya si Arra. - O co chodzi? - dopytywaa si Nat. Jeszcze nie odebraa loda od Zeerida. - O nic - zapewni, nie chcc martwi szwagierki. - Nie wolno mi odprowadzi moich dziewczyn? - Wolno, tylko e ja nie chodz, a latam - zauwaya Arra, szeroko si umiechajc. Raven Aryn wyoni si z nadprzestrzeni. Swoj szat i ale Jedi pozostawia na Alderaanie. - Kieruj nas prosto na Vult, Tee-six. Robot astromechaniczny przej pilotowanie statku i raven lotem pikowym przeci przestrze. Za oson kabiny pojawia si Vulta - samotna planeta, krca wok swojej gwiazdy. Promienie soneczne odbijay si od licznych sztucznych satelitw pozostajcych na orbicie i opyway swoim blaskiem pojazdy kosmiczne przybywajce na planet i z niej odjedajce. - Przeka kontroli planetarnej nasz oficjaln republikask sygnatur - zwrcia si Aryn do T6. - I popro o miejsce do ldowania w porcie Yinta Lake. Robot gwizdn na zgod. Aryn wkrtce si dowie, czy zauwaono jej nieobecno. Jeli tak, jej sygnatura na nic si zapewne nie przyda. T6 wyda z siebie seri radosnych pikni, gdy na wywietlaczu pojawiy si instrukcje ldowania.

- Sprowad nas na d, Tee-six, i pocz si z planetarn ksik adresow. Musz znale adres Zeerida Korra. Nie widziaa Zeerida od lat. Moe nie y. A moe nie bdzie chcia jej pomc. Byli dobrymi przyjacimi. Tylko jej Zeerid opowiedzia o mierci ony, zanim wystpi ze suby. Aryn pomoga mu przej przez pierwszy szok. Nadal pamitaa jego wielk rozpacz i cierpienie, gdy si dowiedzia, co si stao. Podobnie czua si i ona, gdy zgin Mistrz Zallow. Wiedziaa, e Zeerid by jej wdziczny za to, e bya wtedy przy nim i e go wysuchaa. Ona jednak zamierzaa go prosi o naprawd wielk przysug. T6 pikniciem da zna o porace. W ksice adresowej nie byo adresu Zeerida Korra. Aryn zacisna pici, patrzc, jak planeta za iluminatorami staje si coraz wiksza. - Jego ona miaa siostr. Nazywaa si Natala... Natala... Yooms. Sprbuj j odszuka, Teesix. Ju po chwili robot odnalaz adres. Natala mieszkaa w pobliu jeziora na Yinta Lake i bya prawn opiekunk dziewicioletniej dziewczynki, Arry Yooms. - Arra? Aryn wiedziaa, e tak miaa na imi crka Zeerida. Jeli opiek nad ni powierzono Natali, to moliwe, e Zeerid nie yje. Plany Aryn zaczynay si sypa. Nie miaa nikogo innego, do kogo mogaby si zwrci. Jeli Zeerid nie yje, wraz z nim znika jej szansa na pomszczenie Mistrza Zallowa. Nie pozostawao jej jednak nic innego, jak sprbowa. Nie miaa pojcia, jak przedrze si przez imperialn blokad na Coruscant bez czyje pomocy. Raven opada przez atmosfer w caunie aru i pomieni. Kiedy wreszcie osign bkitne niebo stratosfery Vulty, Aryn ujrzaa w dole duy, lazurowy owal jeziora Yinta, otoczonego zabudowaniami. T6 wczy si statkiem w strumie ruchu powietrznego, podajc ku platformie ldowniczej na Yinta Lake. Gdy ju tam dotr, Aryn od razu zajmie si poszukiwaniami Natali. Zeerid czu si naprawd jak ojciec, odprowadzajc Nat i Arr do ich mieszkania, pooonego w pobliu jeziora. Poczu si jednak zaraz jak yciowy nieudacznik, gdy si przekona, jak ruder by budynek, w ktrym znajdowao si mieszkanie. Nat i Arra mieszkay w jednej z rezydencji zaadaptowanych przez planetarn administracj na budynki z dotowanymi mieszkaniami. Rdza, potuczone szko, popkane ciany, narkomani i pijacy zdawali si wszechobecni. - Wyglda gorzej ni jego stan faktyczny - zapewnia Nat ciszonym gosem, tak aby Arra jej nie usyszaa. Zeerid skin gow. - Syszaa, co si stao na Coruscant? - spyta, wyranie chcc zmieni temat. - Cay net o tym huczy. - Syszaam. Jak sdzisz, co z tego wyniknie? Wzruszy ramionami. Przez ca drog rozglda si za kim, kto mgby wyglda podejrzanie, ale nikogo takiego nie zauway. Mimo to nie mg si pozby wraenia, e dzieje si co zego. Ten facet w parku by naprawd dziwny. Wjechali rozklekotan wind na czwarte pitro. Zeerid nie wszed do mieszkania, a Nat go nie zachcaa. Arra odwrcia fotel repulsorowy, manewrujc nim na maej przestrzeni jak profesjonalistka. - Jeste prawdziw crk pilota - owiadczy jej ojciec. Dziewczyna si rozpromienia. - Kocham ci, tato. - I ja ciebie. Podnis crk z fotela i tak mocno ucisn, e a pisna. Na sam myl, e dziewczynka

nie ma ng, czu w sercu wielk dziur. Nie chcia wypuszcza crki z obj, ale wiedzia, e musi. Nad ramieniem Nat mg dostrzec skrawek malekiego, dwupokojowego mieszkanka. Jedno okno, poduna kuchnia. - Przyjedziesz szybko znowu, tato? - zapytaa Arra, gdy usadzi j z powrotem w fotelu. - Tak - odrzek krtko, co zabrzmiao jak wystrza z blastera. - Jak najszybciej. - Uda, e kradnie crce nos, a ona zachichotaa. - Oddam, jak przyjad. Nat, ktra staa przy dziewczynce, zmierzwia jej wosy. - Czas na odrabianie lekcji, Arra. A potem do ka. - Dobrze, ciociu Nat. Pa, tato - powiedziaa Arra dzielnie, chocia w oczach miaa zy. Zeerid przyklkn. - Wrc niedugo. Za kilka dni. W porzdku? Arra skina gow, a on pogaska j po wosach. Dziewczynka odwrcia fotel repulsorowy i ruszya w stron mieszkania. Zeerid umieci obraz twarzy crki w pliku pamici. - Jest zachwycona fotelem - owiadczya Nat. - Dobrze, e go kupie, Zeerid. - Wycign was std - przyrzek, zdecydowany, e musi to zrobi. - Po tym zleceniu... Nat podniosa rk i pokrcia gow. - Nie chc sysze o twojej pracy. Musisz tylko obieca, e nie bdziesz niepotrzebnie ryzykowa. - Obiecuj. - Zobaczymy si, kiedy znw przyjedziesz. Dobrze nam tu, Zeerid. Nie wyglda to najlepiej, ale naprawd nam tu dobrze. Sign do kieszeni i wycign kart na okaziciela. - Jest na niej trzynacie tysicy kredytw. We to i kup co adnego sobie i Arze. Nat popatrzya na kart tak, jakby si baa, e j ugryzie. - Trzynacie tysicy.., - Spojrzaa mu w oczy. - Skd wzie tyle pienidzy? Zignorowa pytanie i podnis kart. - Dziki, Nat. Za wszystko. - Ucisn szwagierk, czynic to, jak zawsze, bardzo niezgrabnie. Nat bya bardzo chuda, zniszczona jak stary sweter. Przysig sobie w duchu, e wyrwie j i crk ze slumsw. Za wszelk cen. - Uwaaj na siebie, Zet - rzucia. - Dobrze. Wracam niedugo. Nat nic na to nie odpowiedziaa. Jak tylko drzwi si za ni zamkny i rozlego si kliknicie zamka, Zeerid przekrci przecznik w umyle. Zeerid ojciec pierzchn przed Zetem, onierzem i przemytnikiem. Facet z parku by podejrzany, od czubka gowy poprzez ubranie a po chd czajcy si w oczach. Mg by nikim, lecz rwnie dobrze mg by kim wanym. Zeerid zdecydowa, e jeszcze przez jaki czas zostanie w budynku, w ukryciu, aby si upewni, e Nat i Arra s bezpieczne. Zaj posterunek na pitrze, na ktrym mieszkay, i cho rol wartownika wypenia ostatnio jako rekrut, to czu si w niej zupenie dobrze. Vrath siedzia w powietrznej takswce stojcej przed walcym si budynkiem z komunalnymi mieszkaniami. Powietrze wypenia odr gnijcych ryb i brudnego jeziora. Przyglda si otoczeniu duszy czas, monitorujc ruchy Zeerida na urzdzeniu namierzajcym. W pewnym momencie Zeerid przesta si porusza. Moliwe, e dzieli mieszkanie z Nat i Arr. Czeka jeszcze troch, potem postanowi si rozejrze. Zapaci kierowcy robotowi, wyskoczy z powietrznego auta i uchylajc si przed leccymi nisko rozklekotanymi migaczami i publicznym powietrznym autobusem, przeci ulic, zmierzajc ku budynkowi.

Oczy Zeerida przyzwyczaiy si z czasem do przymionych wiate, migoczcych z przerwami w korytarzu. Drzwi do mieszkania Nat i Arry znajdoway si mniej wicej w jego poowie. Nie istniaa inna droga wejcia lub wyjcia z mieszkania. Zeerid musia tylko obserwowa korytarz. Na jego kocu znajdowao si okno z popkan szyb. Na drugim, tym bliszym, bya winda i drzwi na klatk schodow. Poza wejciem awaryjnym z zewntrz, winda i schody stanowiy jedyne drogi, ktrymi mona si byo dosta na czwarte pitro. Zeerid mia pod kontrol obydwie. Wyobraa sobie, e postoi na korytarzu, a jeli kto si na nim zjawi i krzywo na niego spojrzy, wpakuje mu po prostu luf blastera w bebechy. Wiedzia jednak, e nie moe tego zrobi. Nie chcia ciga na siebie niepotrzebnej uwagi ani wywoywa zbdnych burd. W kocu postanowi, e zaczai si na schodach pooonych na lewo od windy. Otworzy drzwi, by mc widzie wind, korytarz i schody. Dobre pole do strzau, uzna. Wycign pistolet blasterowy typu E-9 - niewielki, kompaktowy, ale o cakiem niezej mocy - wsadzi do przedniej kieszeni kurtki i czeka. Mijay minuty, potem godzina, i w kocu Zeerid pomyla, e paranoja le mu si przysuya. W budynku nie byo duego ruchu. Trzeszczc wind na pitro wjecha przestarzay robot uytkowy i zacz odkurza podog, cakowicie ignorujc Zeerida. Po skoczeniu pracy maszyna zamkna si w schowku koo windy. Majc za towarzystwo jedynie paskudne myli, Zeerid siedzia samotnie na klatce schodowej i mierdzcej moczem i wymiocinami. Zawid crk. Prbujc zapewni jej lepsze ycie, sta si typem czowieka, jakim niegdy gardzi. A co ona z tego miaa? Zdezelowane mieszkanie i nieobecnego ojca, ktry mg zgin podczas kolejnej wyprawy przemytniczej. I jeszcze repulsorowy fotel, przypomnia sobie. Tak czy inaczej... Musi si wyrwa z tego ycia. Nie mg jednak odej, dopki nie rozliczy si z Kantorem. A wic poleci po raz ostatni na Coruscant... Drzwi na klatk schodow na parterze otworzyy si z gniewnym skrzypniciem. Prawie w tym samym momencie usysza dudnienie wjedajcej szybem windy. W stanie gotowoci, cay spity podszed do porczy schodw i spojrza w d. wiato z fluorescencyjnych lamp zawieszonych u sufitu dwa pitra wyej ledwie rozpraszao mrok, panujcy na klatce. Nisze pitra spowijay ciemnoci, jednak Zeeridowi wydawao si, e dostrzeg tam jak posta, chyba istoty humanoidalnej, ktra zacza si wspina na schody. Tymczasem dzwonek windy obwieci jej przyjazd na czwarte pitro. Zaciskajc rkoje blastera w doni, Zeerid przylgn pasko do ciany w pobliu drzwi prowadzcych na klatk schodow. Odgos wolnych krokw z dou rozlega si nadal, cichnc od czasu do czasu, jakby osoba wspinajca si na gr nie bya pewna, dokd zmierza... lub jakby si zatrzymywaa, aby nasuchiwa. Drzwi windy rozsuny si i Zeerid usysza mikkie szuranie cichych krokw. Potem winda si zamkna. Kroki na klatce schodowej znw si rozlegy - i znw ucichy. Zeerid odliczy do trzech i wysun gow za framug, by wyjrze na korytarz. Skradaa si nim opatulona w peleryn posta, mniej wicej wzrostu mczyzny, ktrego spotka w parku. Posta sprawdzaa numery na drzwiach mieszka. Zeerid nie widzia, co nieznajomy niesie w doniach. Jeszcze raz popatrzy na schody i gdy niczego nie usysza, wymkn si cicho na korytarz. Posta zatrzymaa si przed mieszkaniem Nat i zajrzaa w podrczny komputer wielkoci doni, jakby sprawdzaa, czy adres si zgadza. Zeerid zobaczy ju tyle, ile musia. Wycign E-9. - Hej, ty! Odsu si od tych drzwi! Posta odwrcia si w jego stron, sigajc jednoczenie praw rk do pasa. Zeerid nie waha si. Pocign za spust. Zdawiony wystrza z E-9 zabrzmia jak uprzejme chrzknicie. Niemal w tym samym momencie posta, wykonujc tak szybkie ruchy, e prawie nie byo

ich wida, wycigna zza pasa srebrny cylinder, z ktrego wystrzeli sup zielonego wiata. Odbijane nim pociski z E-9 wbijay si w podog. Zanim Zeerid zdy ponownie wystrzeli, posta przechylia gow na bok i dezaktywowaa miecz wietlny. - Zeerid? To bya kobieta. Zeerid nie opuci broni ani nie zrezygnowa z czujnoci. Nie rozumia, skd u nieznajomej miecz wietlny. Czyby bya Jedi? - Kim jeste? - spyta. Kobieta zrzucia kaptur z gowy, odsaniajc dugie rudo-blond wosy i ciepe zielone oczy, ktrych Zeerid nigdy nie zapomnia. Zdenerwowanie i napicie natychmiast go opuciy. - Aryn? Aryn Leneer? Co ty tutaj robisz? - Szukam ci - odpara, wskazujc na drzwi mieszkania Nat. - Pomylaam, e zaczn od twojej szwagierki... - Jeste sama? Kto ci ledzi? Zaskoczy j tymi pytaniami. - Ja... tak. Nie. - Jak mnie znalaza? - Przypadek. Pamitaam nazwisko twojej szwagierki. Pomylaam, e moe bdzie moga mi pomc. - Zosta tu - rozkaza i pospieszy korytarzem z powrotem na klatk schodow. Spojrza w d, ale niczego tam nie zobaczy. Ktokolwiek wchodzi po schodach, znikn. Uzna, e musia to by ktry z mieszkacw budynku. Odwrci si i napotka zatroskane spojrzenie Aryn. Miaa podobny wyraz twarzy jak wtedy, gdy go pocieszaa w rozpaczy po mierci Val. - Co si dzieje? - spytaa. Bez wtpienia wyczuwaa jego niepokj. - Prawdopodobnie nic. Daem si chyba ponie wyobrani. Aryn si umiechna. Umiech miaa taki jak niegdy, lecz Zeerid dostrzeg w jej oczach co nowego - zdecydowanie i twardo. Nie musia by wraliwy na Moc, by si domyla, e w przyjacice zasza jaka zmiana. - Co si z tob dziao? - spyta. - Widziaem ci niedawno w necie. Sdziem, e jeste na Alderaanie. Oczy Aryn stay si nagle jakby... nieprzeniknione. Zeerid nigdy wczeniej czego takiego nie widzia, przynajmniej nie w wykonaniu Aryn, cho podejrzewa, e sam wyglda podobnie, kiedy pracuje. - Byam tam. O tym wanie midzy innymi chciaam z tob porozmawia. Potrzebuj twojej pomocy. Moemy gdzie pj pogada? - To naprawd niezbyt dobry moment, Aryn. - Sprawa jest wana. Ogarn go nagy strach, bo pomyla, e Jedi wyczuli zapach syntprzyprawy. Dowiedzieli si, e mia j przeszmuglowa i zamierzaj go powstrzyma. Jednak Aryn nic nie wspomniaa o przyprawie. - Chodzi o osobist spraw, Zet. Nie ma nic wsplnego z Zakonem. Odetchn z ulg i nawet si umiechn, syszc, jakiego imienia uya Aryn. Moe nie brzmiao tak gupio zawsze. Zerkn za siebie, na drzwi mieszkania Nat. Byy zamknite, podobnie jak reszta drzwi na korytarzu. Wystrza z blastera i buczenie aktywowanego miecza wietlnego jako nikogo nie zainteresoway. Musi zabra std Nat i Arr. To nie miejsce dla dziecka. Aryn dotkna jego ramienia. - Wszystko w porzdku? Odetchn przecigle, prbujc pozby si napicia. By ostatnio przewraliwiony. Po

przybyciu na planet by przecie ostrony jak zawsze. Nikt z osb niepowoanych nie wiedzia o jego powizaniach z Arr i Nat. Nikt nie mia pojcia, gdzie mieszkaj. Aryn odnalaza go tylko dlatego, e jako wieloletnia przyjacika znaa imi Nat. Ten mczyzna z parku to prawdopodobnie nikt wany, zwyczajny przypadkowy przechodzie. - Tak, tak. Znam miejsce, w ktrym moemy pogada... ze wzgldu na dawne czasy. Ale moliwe, e bd musia nagle skoczy rozmow. Czekam na telefon. Mg w kadej chwili otrzyma wiadomo od Orena. Wyszli na ulic i wraz z niedu grup osb zaczekali na przyjazd powietrznego autobusu. Weszli na pokad i pojazd odlecia. Zeerid przyglda si, jak budynek, w ktrym mieszkaa Nat i Arra, znika z widoku. Prbowa zapeni pustk w odku, wmawiajc sobie, e nic im si zego nie stanie. Vrath sta przed wejciem na klatk schodow, prowadzc do mieszkania Zeerida. Urzdzenie namierzajce pokazao mu jego pozycj, nim jeszcze zdy doj do poowy schodw. Zasadzka czy ekstremalna ostrono? Oparty o pokruszon cian, wpatrywa si w wywietlacz urzdzenia tropicego. Pokazywao ono, e Zeerid odjeda powietrznym autobusem. Vrath zobaczy obraz towarzyszcej Zeeridowi kobiety. To nie bya Nat. Wczy komunikator i wezwa czonkw grupy, czekajcych na niego w pobliu kosmicznego portu Yinta Lake. - Odjeda. Wsiad do autobusu i zmierza w waszym kierunku. Ja te si tam wybieram. Zeerid i Aryn ca drog w autobusie przebyli w milczeniu. Wysiedli na przystanku przy olbrzymiej, nieskadnej bryle pordzewiaych konstrukcji portu kosmicznego i std zatoczonymi ulicami udali si do znanego Zeeridowi kasyna, Spiral Galaxy, w ktrym pracowaa Nat. Powitaa ich tam przytaczajca mieszanka dymu, krzykw, byskajcych wiate i muzyki. W takim miejscu nikt nie by w stanie podsucha ich rozmowy. Zeerid zaprowadzi Aryn do sali barowej, znalaz stolik W rogu, z ktrego mia widok na cae pomieszczenie, i usiad. Machniciem doni odesa kelnera, zanim jeszcze mody mczyzna zdy dotrze do stolika. Aryn tymczasem rozgldaa si po kasynie, lekko marszczc czoo. Zeeridowi zdawao si, e od ostatniego razu, gdy j widzia, postarzaa si o co najmniej dziesi lat. Domyla si, e ona te musi odnosi podobne, jeli nie gorsze, wraenie na jego widok. By wrcz zdumiony, e go rozpoznaa. Z drugiej strony... moe wcale go nie rozpoznaa, a tylko wyczua. Odchyli si na oparcie krzesa i odezwa do gono, by byo go sycha pomimo otaczajcego ich haasu. - Mwia, e potrzebujesz mojej pomocy? Skina gow, pochylia si i opara okcie na blacie. Mwic, patrzya na niego niewidzcym wzrokiem, a on mia wraenie, e recytuje wykute na pami zdanie: - Musz si jak najszybciej dosta na Coruscant. Parskn miechem. - To jest nas dwoje. Jego odpowied j zaskoczya. - Co masz na myli? - Niewane. Coruscant nie jest w tej chwili specjalnie przyjaznym miejscem dla Jedi. - Nie. A w dodatku... to nie jest usankcjonowane przez Zakon. Tym razem to on by zaskoczony. Nie spodziewa si, e Aryn naley do osb sprzeciwiajcych si przeoonym. - Naprawd? - Naprawd. - Domylam si, e chcesz zaczeka do zakoczenia negocjacji na Alderaanie. Kiedy bdziesz wiedziaa, jak sprawy stoj? Za jaki tydzie?

- Nie mog czeka. - Nie? Czemu? Odchylia si na oparcie, jakby chciaa powikszy dystans midzy nimi. Moe robia sobie przestrze dla kamstwa. - Musz wydosta co ze wityni. - Co? - Co osobistego. Pochyli si do niej, by zlikwidowa obszar potencjalnej nieszczeroci. - Aryn, nie widzielimy si przez lata. Pojawiasz si znikd i mwisz, e chcesz, bym ci pomg dosta si do wiata, ktry wanie zosta podbity przez Imperium. No i e Zakon Jedi nie wyda zgody na twoj wypraw. Da jej chwil na przemylenie jego sw, po czym znw si odezwa: - Moe chciabym ci pomc. Moe nawet mgbym to uczyni. Syszc to, podniosa na niego wzrok przepeniony nadziej. - Bya przy mnie w trudnych dla mnie chwilach. Musz jednak zrozumie, co si naprawd dzieje - doda. Umiechna si i pokrcia gow. - Tskniam za tob, cho o tym nie wiedziaam. Poczu, e si czerwieni. Chcia ukry skrpowanie, ale oczywicie, przed Aryn niczego nie dao si ukry. Zapewne wyczua ciepo, jakie go zalao w reakcji na jej sowa. Przysuna swoje krzeso do stolika i skrzyowaa donie lece na blacie. Znajdoway si bardzo blisko jego doni, co rwnie wytrcao go z rwnowagi. Tak, on take tskni za Aryn. - W ataku zgin kto, na kim mi zaleao. Uczucie zawodu, jakie poczu, bardzo go zaskoczyo. - M? - Czy Jedi mog w ogle wchodzi w zwizki maeskie? Nie mia pojcia. Pokrcia gow. - Mj Mistrz. Ven Zallow. - Przykro mi. - Dotkn jej doni ze wspczuciem i przeszy go taki prd, e natychmiast cofn rk. O dziwo, na twarzy Aryn nie dostrzega blu ani cierpienia, tylko gniew. - W wityni na pewno zostay nagrania wideo z ataku. Musz zobaczy, jak zgin. - Mg zgin od bomb, Aryn. To mogo by cokolwiek. Pokrcia gow, zanim jeszcze skoczy zdanie. - Nie. To by Sith. - Wiesz to na pewno? - Wiem. I chc zobaczy tego Sitha, pozna jego imi. Wreszcie zaczyna rozumie. - Chcesz go zabi. Nie zaprzeczya. Gwizdn przecigle. - A niech to, Aryn. Mylaem, e zjawia si, by mnie aresztowa. - Aresztowa? Ciebie? Z jakiego powodu? - Nieistotne - odpar. - Nic dziwnego, e Zakon nie wyrazi zgody na twoj podr na Coruscant Co si stanie z negocjacjami pokojowymi? Mwisz przecie o zabjstwie. Chd w jej oczach by czym nowym. - Mwi o pomszczeniu mojego Mistrza. Oni go zamordowali, Zeerid. Nie pozwol, by uszo im to na sucho. Sdzisz, e nie wiem, co robi? e nie wiem, jakie bd koszty? - Wanie. Sdz, e nie wiesz, co robisz. - No to si mylisz. Potrzebuj twojej pomocy, Zeerid, a nie wykadw. A teraz... musz si dosta na Coruscant. Pomoesz mi? Pracowa sam od chwili, gdy wystpi z wojska. Tak byo wygodniej, ale... praca z Aryn zawsze sprawiaa mu... przyjemno. Gdyby mia z kim polecie na Coruscant, wybraby j. Zabrzcza jego komunikator. Sprawdzi go i ujrza zaszyfrowan wiadomo od Orena.

Odkodowa j. Towar jest na Tuciochu. Wyruszaj natychmiast. Popatrzy ponad stoem na Aryn. - Masz dobre wyczucie czasu. W jej oczach pojawio si pytanie. - Ja te wybieram si na Coruscant. Wanie w tej chwili - wyjani. - Co? - Wygldaa na zszokowan. Odepchn krzeso i wsta. - Idziesz? Nie ruszya si z miejsca. - Lecisz na Coruscant? Teraz? - Tak. Wstaa. - W takim razie... tak, id z tob. - Czymkolwiek tu przyleciaa, musisz to zostawi. Lecimy moim statkiem. Aryn wcisna przycisk na komunikatorze i przekrzykujc haas zacza do niego mwi. - Tee-six, zablokuj ravena. Opuszczam planet. Monitoruj nasz zwyczajowy podprzestrzenny kana. Skontaktuj si z tob, kiedy tylko bd moga. Pikanie odpowiadajcego droida rozpyno si w kakofonii dwikw. Zaczli si przedziera przez tum. Aryn chwycia Zeerida za rami i przybliya usta do jego ucha. - To nie moe by sprawa przypadku, wiesz? Pomyl o zbienoci w czasie. To Moc sprowadzia nas tutaj w tym samym momencie, bymy mogli pomc sobie nawzajem. Widzisz to, prawda? Przy pobliskim stoliku zadwicza dzwonek i jaki Zabrak poderwa rce w gr, krzyczc radonie. - Wygraem! - wrzeszcza. - Wygraem! Zeerid uzna, e musi powiedzie Aryn prawd. - Jeli to Moc doprowadzia do naszego spotkania, to Moc ma zadziwiajce poczucie humoru - owiadczy, przekrzykujc haas. Oczy Aryn zwziy si w szparki. - O czym ty mwisz? Postanowi i na caego. - Posuchaj, wobec tego, co ja robi, twoje poczynania przypominaj akcj charytatywn. Twarz jej si wyduya; nieznacznie odchylia si w ty. - To znaczy? - Dam ci jeszcze jedn szans na zadanie tego pytania, zanim udziel odpowiedzi. A zanim si to stanie, chc, by wiedziaa, e i tak wykonabym ten lot, bez wzgldu na to, czyby mi towarzyszya, czy nie. Nie jestem z tego dumny, ale musz to zrobi. A teraz... nadal chcesz wiedzie, o co chodzi? - Tak - odpara i zamrugaa. - Ale pniej. Teraz... nie, nie rozgldaj si... obserwuj nas jacy ludzie. Powstrzyma si si woli i nie oderwa oczu od twarzy przyjaciki. Oren mwi, e towar jest gorcy, ale nie zdawa sobie sprawy, e a tak gorcy. Zmusi si do umiechu. - Gdzie oni s? Ilu? - Widz dwch. Mczyzna przy barze w brzowej kurtce z dugimi czarnymi wosami. I po mojej prawej mczyzna w dugim czarnym paszczu i w rkawiczkach. - Jeste pewna? - Skin gow, jakby zgadza si z czym, co powiedziaa. - Raczej tak. - Jak to rozegramy? - zapyta. mieszne, e z tak atwoci wliznli si w swoje dawne role. Ona wydawaa rozkazy, a on je wykonywa.

- Udajemy, e niczego nie zauwaylimy, i staramy si dotrze do portu. Ocenimy sytuacj po drodze. Potem... - Potem? Aryn signa pod paszcz, by dotkn rkojeci miecza wietlnego. - Potem bdziemy improwizowali. Zeerid zrobi w mylach przegld broni, jak mia przy sobie, i jej rozmieszczenia na ciele. - W porzdku - rzek i ruszy za Aryn w stron wyjcia. ROZDZIA 7 Prom kosmiczny wznosi si w gr, wiozc Eleen i Malgusa do jego krownika o nazwie Waleczny. Gdy prom przedziera si przez atmosfer, Malgus wyglda przez jedno z okien statku. Czu na sobie wzrok Eleeny, ale nie odwraca si do niej. Myla o Mocy, o Imperium i o tym, jak drogi jednego i drugiego zdaway si rozchodzi na jego oczach. Drczyo go tylko jedno pytanie - co ma w zwizku z tym zrobi? W goniku rozleg si gos pilota: - Lordzie Malgusie, Darth Angral pragnie z panem rozmawia. Malgus ze zdziwienia przechyli gow na bok. Spojrza na Eleen, ale ona odwrcia wzrok w stron okna, by popatrze na oddalajc si powierzchni Coruscant. - Pocz go. Nieduy wideoekran zamontowany w przedziale pasaerskim krownika rozwietli si, pokazujc holograficzny obraz Dartha Angrala. Angral siedzia przy tym samym biurku w gabinecie Kanclerza, przy ktrym wczeniej robi Malgusowi wykad. Malgus zastanawia si, czy Adraas nadal tam jest. - Witaj, Lordzie Angralu - odezwa si uprzejmie, ale w jego gosie wyranie pobrzmieway faszywe nuty. - Lordzie Malgusie, widz, e doprowadzi pan do zdrowia swoj... towarzyszk. Ciesz si ze wzgldu na pana. - Lec na Walecznego, ale zaraz potem znw wracam na powierzchni, by dopilnowa... Angral unis do i pokrci gow. - Nie ma takiej potrzeby, stary przyjacielu. Paska obecno na Coruscant nie jest ju konieczna. Zamiast tego bdzie pan dowodzi blokad i pilnowa bezpieczestwa na nadprzestrzennych szlakach. - Mj Lordzie, kady oficer floty moe ... - Ale ja rozkazuj to panu, Lordzie Malgusie. Malgus wpatrywa si w obraz Angrala przez dusz chwil, zanim zebra siy na odpowied. - Tak jest, Lordzie Angralu. Przerwa poczenie i obraz wtopi si w monitor. U podstawy czaszki poczu zacztki migreny. Pulsowanie y w gowie, ktrego rytm wzmaga rozczarowanie, podsycao jego rosnc wcieko. Nie musia by mistrzem politycznych manewrw, by zrozumie, e Angral, wyznaczajc mu nieistotn rol, przekazywa mu w ten sposb, i wypad z ask. Angral korzysta z jego usug do czasu, a zyska pewno, e atak na Coruscant si powiedzie, a teraz odsuwa go na bok na rzecz Lorda Adraasa. W cigu jednego dnia ze zdobywcy Coruscant Malgus zamieni si w poledniej rangi Dartha. Jeszcze raz zerkn na Eleen, zastanawiajc si, jak wiele ona z tego wszystkiego rozumie. Eleena jednak nie patrzya na niego; nadal wygldaa przez okno. Zamglon ulic przed kasynem zaludnia spory tum. Zapach jeziora bi mocno w nozdrza:

woda, martwe ryby, inne organiczne odpadki. Zeerid przeczesa wzrokiem tum, szukajc osb sprawiajcych podejrzane wraenie. Na zatoczonej ulicy dostrzeg ze dwudziestu mczyzn, ktrzy mogli go obserwowa. - W tym tumie nie umiem nikogo wyhaczy - rzek. Dwch pijanych Houkw przetoczyo si obok, ryczc na cae gardo jak piosenk w rodzimym jzyku. Mody Bothanin odpali silnik swoopa i wystrzeli nim w gr. Wszechobecne powietrzne takswki stay rzdem wzdu krawnika. Nad nimi przelatyway prywatne auta i publiczne autobusy. - Nie zatrzymuj si - rzucia Aryn. - Ale te id bez popiechu. Port kosmiczny zajmowa kilka przecznic, a jego pocztek znajdowa si po drugiej stronie ulicy, na ktrej stali. Cyfrowe tablice ogoszeniowe, zawieszone na bocznych cianach, mrugay reklamami polecajcymi wszystko, od domw wakacyjnych na wynajem, przez energetyzujce batony, po konsultacje w sprawie umorzenia dugw. Zeerid wspczu osobom zmuszonym korzysta z tych ostatnich usug. Poruszajc si z wymuszon niedbaoci, przecili ulic przy wtrze wciekle naciskanych klaksonw i uniesionych pici. Potem skierowali si do wejcia do portu. - Nie ogldaj si - powiedziaa Aryn. - Oni tam s. - Skd wiesz? - Wiem. Drzwi do portu si rozsuny. Ze rodka wyjechay wagoniki bagaowe cignione przez roboty, a za nimi na ulic wytoczy si tuzin niedawno przybyych pasaerw rnych ras. Po zamkniciu drzwi okrzyki takswkarzy urway si jak noem uci. Vrath siedzia na awce wewntrz portu, wcinity midzy Rodiank z lewej strony a Ithorianina z prawej. Ithorianin zalatywa skr i nuci jak melodi obydwiema gbami. Vrath znosi to spokojnie, obserwujc, jak Zeerid i kobieta wchodz na teren portu. Zeerid rozejrza si dokoa podejrzliwie. Poniewa jednak Vrath spdzi lata na dopracowywaniu niewzbudzajcego podejrze wygldu - talent nieoceniony w fachu snajpera - oczy Zeerida przesuny si tylko po nim i powdroway dalej. Vrath wyda rozkazy, ktrych nie usysza nikt poza jego ludmi. Mia w szczce implant wzmacniajcy przekaz, ktry dociera do suchawek czonkw jego Zaogi. - Jest czujny. Trzymajcie si na dystans - poleci. Nie chcia, by Zeerid wyczu zagroenie i znik, zanim zlokalizuj adunek. Jego ludzie kilka godzin wczeniej zakradli si na statek Zeerida i cay przeszukali. Niczego nie znaleli, a w dodatku - nie liczc rutynowej wizyty jednego z portowych robotw technicznych - nikt inny od tamtej pory nie wchodzi na pokad. Dwch czonkw zaogi Vratha zostao w pobliu statku, obserwujc go. Vrath przyglda si Zeeridowi i jego towarzyszce, korzystajc z funkcji peryferyjnego widzenia. Dziki implantowi audio przysuchiwa si te ich rozmowie, ktr jednak mocno zagusza haas panujcy na terenie portu. Zeerid obserwowa twarze otaczajcych ich osb, szukajc kadego, kto mgby si im przyglda. Twarze zleway si jedna z drug. Mimo to mia wraenie, e czuje na karku oddech ledzcych ich ludzi. Nie mg si powstrzyma; odwrci si i spojrza za siebie. W morzu twarzy dostrzeg dwch mczyzn, tych samych, ktrych Aryn opisaa w kasynie. Obaj zauwayli, e na nich patrzy. Odwrci wzrok, przeklinajc sam siebie. - Oni wiedz, e my wiemy - rzek. Aryn wpatrywaa si w zawieszony na cianie wideoekran, na ktrym wywietlano nowe wiadomoci dotyczce negocjacji na Alderaanie.

Przeom w negocjacjach? - widnia napis na pasku u dou. Relacj zdawa jaki mczyzna o ciemnych, zaczesanych do tytuu wosach i pomarszczonej twarzy. Zeerid go nie rozpoznawa, cho podpis pod obrazem mwi, e to Lord Baras. - Syszaa, co powiedziaem, Aryn? Aryn z trudem oderwaa oczy od monitora. - Syszaam. Czego oni twoim zdaniem chc? Zeerid narobi sobie wielu wrogw od czasu, gdy zacz prac dla Kantoru, ale tym, ktrzy teraz go ledzili, z pewnoci chodzio o syntprzypraw. - adunku, jaki zabieram na Coruscant - wyjani. Wskoczyli na ruchomy chodnik, ktry powiz ich przez obszar portu. Przez transpastalowe okna widzieli frachtowce i inne mniejsze statki kosmiczne, stojce na ldowiskach. Roboty towarowe adoway i rozadowyway cargo. Wykorzystujc odbicie w transpastali, Zeerid sprawdzi, czy ledzcy ich mczyni s nadal za nimi. Byli. On jednak cigle nie umia powiedzie, czy jest ich wicej, czy tylko dwch. - Wanie weszli na autochodnik za nami - poinformowa, gdy ujrza, e mczyni dali krok na pas transmisyjny. - Powiedz, co to jest, Zeerid. Ten adunek. Nie waha si, cho nie patrzy na Aryn, gdy odpowiada. Przyglda si swojemu odbiciu w transpastali. - Syntprzyprawa. Przez jaki czas Aryn milczaa, co wcale mu si nie spodobao. - Jakim cudem wpltae si w przemyt przyprawy? - zapytaa w kocu. Jeszcze bardziej ni milczenie nie spodoba mu si oskarycielski ton w gosie przyjaciki. Odwrci do niej twarz. - Jakim cudem sprzeniewierzya si poleceniom Zakonu i wymkna ukradkiem, planujc popeni morderstwo? To pewnie duga historia, co? C, podobnie jak moja. Aryn przypatrywaa si mu tymi szeroko otwartymi, zielonymi oczami. Ujrza w nich wicej blu ni kiedykolwiek wczeniej. - Masz racj. Wybacz, Zeerid. Nie chciaam... - Nie jestem z tego dumny, Aryn. - Wiem. To oczywiste, e wiedziaa. Na pewno wyczuwaa jego wyrzuty sumienia i niezdecydowanie. - Robimy, co robimy - dodaa. - Robimy, co musimy - ucili. - Susznie - zgodzia si. - Co musimy. Zmienili chodnik, po czym ruchomymi schodami wjechali na pitro. Zeerid nie przestawa obserwowa dwch mczyzn za nimi, ktrzy nie prbowali zmniejszy dzielcej ich odlegoci. - Na co oni czekaj? - zastanawiaa si Aryn. Zeerid myla o tym samym, kiedy nagle go olnio. - Nie wiedz, czy wiem, gdzie jest przyprawa. Przed sob ujrza platform ldownicz, gdzie sta Tucioch zgoszony jako Czerwony Karze. Obok statku przejecha dugi wagonik transportowy, przy ktrym toczy si pluton robotw technicznych. Jaki mczyzna i kobieta pomachali do siebie, przywitali si z umiechem, objli i odeszli. Uwag Zeerida przycignli dwaj mczyni. Jeden z nich siedzia na krzele w pobliu drzwi prowadzcych na ldowisko. Na kolanach trzyma portkomp, ale w niego nie patrzy. Drugi mczyzna sta twarz do transpastalowego okna, ostentacyjnie wygldajc przez nie na platform ldownicz. Zeerid pomyla, e facet musi widzie w odbiciu, e nadchodz. - A ty wiesz, gdzie ona jest?

- Na moim statku - odpar. - Kantor do zaadunku nielegalnego towaru na swoje szmuglerskie statki wykorzystuje porwane roboty techniczne. Vrath szed obok Twilekanki, nioscej ma torb podrn. Trzyma si blisko niej, mow ciaa sugerujc, e s razem. Gdy usysza wypowied Zeerida przez audioimplant, skl si w duchu za przeoczenie oczywistoci - robotom technicznym zosta podmieniony program, tak by zaadoway przypraw. Vrath nie mia przy sobie odpowiedniej broni, ktr mgby zniszczy statek Zeerida, musia wic uy bardziej kopotliwych sposobw. - adunek znajduje si na statku obiektu. Obiekt nie moe dosta si na pokad - zarzdzi, mwic na tyle gono, e Twilekanka spojrzaa na niego krzywo i odsuna si najdalej jak moga. - Keene - zwrci si do kierowcy migacza stacjonujcego na zewntrz. - Przygotuj si na ewakuacj obiektu z ldowiska. Vrath sign po pistolet blasterowy i zacz si przedziera przez tum. - Wszyscy na ziemi! Mczyzn wygldajcy przez transpastalowe okno odwrci si, a ten na awce odoy komputer i wsta. - Zbliaj si - rzek Zeerid. Aryn opucia do na rkoje miecza wietlnego. - Widz ich. Zeerid obejrza si i zauway, e dwch mczyzn, ktrzy ledzili ich od kasyna, przyspieszyo kroku, a potem zaczo biec przez tum. Obaj signli za plecy po bro. Trzeci mczyzna, ktrego Zeerid wczeniej nie zauway, ale ktry wydawa mu si znajomy, krzykn do ludzi, by padli na ziemi, po czym posa seri z blastera w sufit. Tum ogarna panika. Okrzyki przeraenia wybuchay z kadej strony, ludzie padali na ziemi lub chowali si za awkami i krzesami. Dwunastka robotw pracujcych w pobliu przerwaa swoje zajcie i rozejrzaa si dokoa, wyranie zdezorientowana. Program droidw nie by przygotowany na takie sytuacje i roboty reagoway na ni zbyt wolno. Dwaj mczyni, stojcy midzy Aryn, Zeeridem i jego statkiem, trzymali w doniach blastery i teraz zaczli z nich strzela do nadchodzcej pary. Miecz wietlny Aryn ze skwierczeniem obudzi si do ycia i wykonujc szybki uk w powietrzu, zacz odbija nadlatujce pociski w stron sufitu i podogi. Krzykw byo coraz wicej. Powietrze wypeni gryzcy odr bluzgajcych ogniem blasterw. Zeerid wycign wasn bro z kabury pod pach i wbi dwa pociski w jednego z mczyzn. Uderzenie zwalio go z ng, a na piersi w otworach wypalonych w koszuli pojawiy si dwie czarne dziury. Zeerid zapa Aryn za rk i pocign za sob w d. Ukry si z przyjacik za prostoktn obudow jednego ze stojcych nieruchomo robotw technicznych; ocalay mczyzna przed nimi odpowiedzia strzaami, a trzej nadcigajcy z tyu te otworzyli ogie. Pocisk zadrasn podeszw buta Zeerida, pozostawiajc dymicy i sczerniay lad. Robot, za ktrym si kryli, zacz wibrowa pod wpywem walcych w niego licznych pociskw. - Nie ruszaj si z miejsca, robocie - rozkaza Zeerid. Ale maszyna nie mogaby si ruszy, nawet gdyby chciaa. Dym unosi si z dziur w jej obudowie, a z przewodw strzelay iskry. - Musimy si dosta do mojego statku - owiadczy Zeerid. - Zaraz zjawi si zarzdcy portu... Zeerid pokrci gow. - Zbyt wiele pyta, Aryn. Mam na pokadzie syntprzypraw. Przejm statek i zaaresztuj nas

oboje. Musimy si dosta do statku. Teraz. Mczyni z tyu zbliali si coraz bardziej, uywajc jako osony awek, krzese i cia przechodniw oraz robotw. Krzyki i przeraone piski cywilw utrudniay mylenie. - Zaley nam tylko na adunku! - krzykn jeden z nich, prawdopodobnie przywdca grupy, ponad gowami ludzi z tumu. W odpowiedzi Zeerid wystawi gow zza robota i posa ku nadcigajcym napastnikom trzy szybkie strzay. Nikogo nie trafi, ale zmusi mczyzn za nimi, eby padli na ziemi. Szybko odwrci si do mczyzny z przodu i w tej samej chwili ujrza czerwony pomie pocisku blastera, ktry uderzy go w pier, zwali z ng i posa lizgiem trzy metry po ziemi. Moc uderzenia zapara mu dech w piersiach, a zacz si dusi. Czarny dym unosi si spiralnie w gr z dziury wypalonej w blastoodpornej kamizelce. Bywa ju postrzelony i potrafi zachowa przytomno mimo blu i trudnoci z oddychaniem. - Trafili mnie - wyrzzi. Przekrci si na brzuch i zacz strzela do trzech z tyu tak szybko, jak tylko mg. Odpowiedzieli podobnym obstrzaem. Strumienie energii wyryway dziury w posadzce wok niego. Kawaki pyt podogowych wzlatyway w powietrze. Nic prawie nie sysza ponad dudnieniem ostrzau i krzykami cywilw. W pewnej chwili strza, posany przez przywdc atakujcej grupy - mczyzn, ktry wyglda tak znajomo - trafi Zeerida w rami. I znw zbroja uchronia go przed powanym zranieniem, ale uderzenie wywoao fal blu w caym ramieniu. Rka mu zdrtwiaa, a blaster wypad z niej i potoczy si po posadzce. Pistolet zatrzyma si tu przed kobiet rasy Zeltron, lec pasko na ziemi. Zeerid spojrza w jej szeroko otwarte oczy i dojrza w nich panik. Kobieta nie wykonaa adnego ruchu w stron broni. Zacz si czoga w poszukiwaniu jakiej kryjwki, z dala od kobiety i coraz liczniejszych strzaw, oddawanych w jego stron przez coraz bliej podchodzcych napastnikw. Gdzie obok usysza jk cywila, trafionego prawdopodobnie przez zbkany pocisk krzyowego ognia. Jaka kobieta przeraliwie zapiszczaa. Musia usun si z tego miejsca. Zanim jednak zdoa si podnie, podbiega Aryn. Tworzc wok nich kokon zielonej powiaty, wymachiwaa mieczem, odbijajc nim we wszystkich kierunkach uderzenia blasterw. Nie przestajc, chwycia Zeerida pod rami i pomoga mu podwign si na nogi. - Wstawaj - nakazaa. - No, ju. Nadal mia zbyt mao powietrza w pucach, by odpowiedzie, lecz z pomoc Aryn udao mu si podnie. Prawe ramie zwisao z barku niczym martwe. Sign lew rk za plecy i wycign ukryty tam E-9. - Statek - wydysza, nadal z trudem apic oddech. Aryn gestem wskazaa pocig towarowy w pobliu trzech strzelajcych do nich od tyu mczyzn. Sze wagonikw, z ktrych skada si pocig, napdzanych moc Aryn, pdzio w stron mczyzn. Napastnicy rozbiegli si na boki, a Aryn i Zeerid rzucili si pdem do Tuciocha. Mczyzna stojcy midzy nimi a statkiem odda jeden strza, potem drugi, ale Aryn odbia oba. Zeerid przyoy si do strzau i wypali z E-9. Pocisk trafi faceta w czoo i ten, z szeroko otwartymi oczami i broczc krwi, pad do tyu martwy. Znw co si w nogach rzucili si w stron statku, cay czas pod silnym obstrzaem przeciwnikw. Miecz Aryn nie przestawa skwiercze, a emanujca od niego energia postawia Zeeridowi wosy na sztorc. Dali susa nad martwym ciaem zastrzelonego mczyzny i przez drzwi z transpastali wybiegli na ldowisko. Drzwi zasuny si za nimi, odcinajc ich od krzykw cywili. Zeerida bardzo to ucieszyo. Pociski blasterw waliy w transpastal. Odgosy migaczy, swoopw i innych znajdujcych si w pobliu statkw mieszay si w powietrzu w guchy, dudnicy pomruk.

Strzay paday z gry i z prawej strony. Pocisk trafi Aryn w ydk tak mocno, e upada. Od prawej nadlecia otwarty migacz. Jego pilot, mczyzna, wychylony z boku maszyny plu ogniem w uciekinierw. Zeerid, podtrzymujc jedn rk Aryn, przykucn i wystrzeli trzy pociski z E-9, prbujc trafi w jeden z grawitacyjnych silnikw manewrowych migacza, jednak trafi tylko w otaczajcy je kadub. Pociski nie wyrzdziy adnej szkody, wic wymierzy bro w kabin. Prbujc unikn ognia Zeerida, pilot przesadzi z ktem skrtu i migacz wykona zbyt ostry zwrot w prawo. Gdy pilot szamota si z maszyn, by odzyska nad ni kontrol, Zeerid zdrow rk zapa Aryn za rami i postawi j na nogi. - Nic mi nie jest - zapewnia. - Biegnij dalej. Biegnij. Syreny alarmowe wyy, zapowiadajc przybycie zarzdcw portu. Wspierajc si na sobie nawzajem i kutykajc, Aryn i Zeerid dotarli wreszcie do wazu statku, a Zeerid natychmiast wstuka kod. Za nimi rozsuny si drzwi prowadzce na ldowisko. Pociski z hukiem odbijay si od kaduba Tuciocha. Zeerid odpowiedzia na to seri posanych na olep do tyu strzaw. Aryn odbia mieczem w przegrod kolejne dwa pociski. Waz statku wreszcie si otworzy. Zeerid chwyci Aryn za rk i wpad na pokad, zanim jeszcze drzwi zdyy rozsun si na ca szeroko. Szybko wcisn przycisk zamykajcy i drzwi si zatrzymay, po czym ruszyy w drug stron. - Musz nas std wydosta. Jak si trzymasz? - Zupenie niele. Rana na ydce wygldaa nieciekawie, ale byo to chyba tylko otarcie. Row, yw tkank otaczaa czarna linia przypalonej skry. Zeerid pobieg korytarzami Tuciocha w stron kabiny i gdy tylko tam dotar, rzuci si na fotel pilota i uruchomi silniki. Zdrtwiae rami utrudniao mu wykonywanie procedur, ale jako sobie radzi. Wyjrza na zewntrz kabiny, szukajc migacza, i ujrza go nad sob. Zderz si, jeli maszyna nie zejdzie mu z drogi. Silniki manewrowe ju pracoway i Tucioch zacz si podnosi z ldowiska. migacz zatoczy koo, usuwajc si na bok. Pilot plu dziko ogniem w kabin, ale pociski odbijay si tylko od oson z transpastali, nie pozostawiajc na nich nawet rysy. Zeerid zastanawia si, czy nie zestrzeli migacza z plazmowych dziaek, w jakie wyposaony by jego statek, ale uzna, e opadajce szcztki mogyby zrani niewinne osoby. - Uwaaj si za szczciarza, brachu - mrukn. Gdy osign wysoko dziesiciu metrw, uruchomi silniki jonowe i Tucioch wystrzeli w niebo. Zeerid obserwowa skanery, upewniajc si, czy nikt za nimi nie leci. Poniewa niczego nie zobaczy, pozwoli sobie na chwil rozlunienia. Sprawdzi zranione rami i okazao si, e koci s cae. Do rki powoli wracao czucie. Kiedy statek wszed w atmosfer, przeczy go na autopilota i pobieg do luku, sprawdzi, co si dzieje z Aryn. Vrath wetkn do kabury ciep jeszcze bro, przygldajc si, jak statek Zeerida wznosi si na nocne niebo nad Vult. Jonowe silniki pojazdu rozbysy niebiesk powiat i frachtowiec wystrzeli w ciemno, wczajc si do nocnego ruchu powietrznego. Vrath zakl, rozgldajc si po baaganie w miejscu zasadzki; dwjka jego ludzi nie ya, jeden by ranny, nadcigali wanie zarzdcy portu, a on nie do, e nie przej, to nawet nie zniszczy adunku z syntprzypraw. Huttowie nie bd zachwyceni. Setki twarzy wpatrywao si w nich przez transpastalowe okna portu kosmicznego. Za gapiami ujrza roboty ochrony i ubranych w niebieskie mundury oficerw ochrony, pdzcych wzdu ruchomych chodnikw. Niektrzy z gapiw odwrcili si w stron oficerw, wskazujc palcami Vratha i jego ludzi. Z oddali sycha byo wycie syren.

- Czas znika, szefie - odezwa si Deron. Vrath skin gow. Nie mia ochoty zostawia martwych cia kolegw, wiedzia jednak, e ich tosamo nic nie powie zarzdcom portu. Wszyscy przeszli kilkakrotnie chirurgiczn przemian. Ich obecny wygld nie mg naprowadzi nikogo na lad Huttw. Keene posadzi migacz na platformie ldowniczej. Vrath, Deron i Lom wskoczyli na pokad. - Ruszaj - rozkaza Vrath. Keene podnis maszyn i aktywowa przyspieszenie. Wiatr szala nad ich gowami. Keene, prowadzc migacz nisko, wmiesza si w powietrzny ruch w samym sercu Yinta Lake. Vrath sprawdzi, czy s ledzeni, ale nikogo nie dostrzeg. - Jestemy bezpieczni - owiadczy. Keene zwolni i zmieni kurs, kierujc si ku kryjwce. Lom zacz kl i skoczy dopiero po trzech minutach. Dopiero wtedy odezwa si Deron: - Huttowie nie wspominali nic o Jedi. - Nie, nie wspominali - potwierdzi Vrath, cho wtpi, aby jego kontakt z Huttami co o tym wiedzia. - Co Jedi robi z przemytnikiem przyprawy? - zdziwi si Deron. Vrath pokrci gow, sam si nad tym zastanawiajc. Obecno Jedi nie miaa sensu, chyba e... - Moe Jedi chc zainstalowa agenta na Coruscant i korzystaj z usug przemytnika, aby si tam dosta. Daron prychn, niezbyt przekonany tym wyjanieniem. - A w jaki sposb zamierzaj si przedrze przez imperialn blokad? Ten przemytnik nie wskoczy przecie do imperialnego krownika. - Nie - zgodzi si Vrath, nadal pogrony w zadumie. - Nie wskoczy. Ale Zeerid na pewno ma jaki pomys. Przyprawa musi dotrze na Coruscant, i to szybko. - Racja. Vrath podj decyzj. - Keene, zawie mnie do Brzytwy. - Po co? Co chcesz zrobi? - zdziwi si Deron. - Polec do imperialnego krownika. - Co? Vrath nie marnowa czasu na dalsze wyjanienia. Zarzd portu bdzie ich szuka, gdy ju wideonagrania z bitwy na terenie portu zostan przeanalizowane. Moliwe, e Kantor te otrzyma ju te nagrania. Wtedy ludzie Kantoru rzuc si w pocig za Vrathem i jego grup. - Udajcie si na swoje statki i opucie planet - rozkaza. Statki jego towarzyszy stay w zarolach poza granicami Yinta Lake, gdzie wyldoway bez rejestrowania si w planetarnej kontroli. - Spotkamy si za trzy standardowe dni w naszym staym miejscu na Ord Mantell. Vrath postanowi wykorzysta jeszcze jedn szans na powstrzymanie przesyki z syntprzypraw. Zeerid spotka Aryn w korytarzu, gdy, utykajc, sza do kabiny. - Ucieklimy im - owiadczy. - I wydaje si, e jestemy bezpieczni. Na skanerach mam tylko zwyky ruch powietrzny. - To dobrze. I co teraz? - Teraz lecimy na Coruscant. - Jak si przedostaniemy przez imperialn blokad? - spytaa. - Och, c... to skomplikowane. Moe najpierw zajmij si nog. - A czemu ty nie zajmiesz si rk? - Chc najpierw sprawdzi adunek. Nie musisz mi towarzyszy.

- To dobrze. Zeerid kiwn gow. - Do luku medycznego musisz i prosto i potem skrci w prawo. Aryn si umiechna. - Kolto na rany. - Kolto na rany - powtrzy onierskie powiedzenie, dotyczce medycznej opieki na polu bitwy. - W kambuzie jest jedzenie - doda. - Gwnie proteinowe batony i suplementy z glukoz. Poczstuj si. - Nadal jadasz jak onierz. - Wiele rzeczy robi nadal jak onierz. Tylko nie te najwaniejsze. Aryn odesza, a on ruszy w stron adowni. Wszed i ostronie zbliy si do skrzy, jakby mia do czynienia z atwymi do sposzenia zwierztami. Skrzynie byy niedue, najwyej jednometrowe, i zajmoway niewiele miejsca w pustym poza tym luku. Nie wiedzia, czego si spodziewa. Prawdopodobnie czego wikszego. adunek przysparza zbyt wielu kopotw jak na swoje mae gabaryty. Przesun rk po skrzyniach i postanowi, e jednak nie chce oglda przyprawy. Wrci do kabiny, aby przej sterowanie statkiem. Sygna przywoawczy Orena ju migota. Zeerid wczy komunikator. - Gadaj - powiedzia. - Nasi hakerzy maj nagranie z portu. Widziaem cae zajcie. - Zajcie? Postrzelili mnie. Dwukrotnie. - Nazwisko przywdcy grupy uderzeniowej, uzyskane na podstawie rozpoznania twarzy, brzmi Vrath Xizor. - Oren zachichota. - Podobno jest nauczycielem szkoy podstawowej z Core. - Moemy chyba spokojnie zaoy, e to faszywe dane. Kim on jest naprawd, Oren? - Naszym zdaniem, wolnym strzelcem. Prawdopodobnie pracuje dla Huttw. Huttowie nie ycz sobie, eby syntprzyprawa dotara na Coruscant. Maj... na pieku z naszym klientem. Huttowie. Wychodzi na to, e mieszaj si do wszystkiego. - Masz tylko to? - spyta Zeerid. - Tylko. Jak zamierzasz dostarczy przypraw na Coruscant, Zet? - Uwaaj, bo ci powiem, Oren. Macie przeciek w organizacji. Dostarcz przypraw. Tylko tyle musisz wiedzie. Oren znw zachichota. - Do zobaczenia, Zet. Stojca za plecami Zeerida Aryn odchrzkna. Zeerid nie potrafi si zmusi do spojrzenia jej w oczy, zacz wic wklepywa wsprzdne do nawigacyjnego komputera, a Aryn opada w fotel drugiego pilota. Ju dawno nie dzieli z kim kabiny. Zauway, e Aryn obandaowaa ydk. - adnie ci z tym opatrunkiem - zaartowa. - Dziki. - Aryn zerkna na obliczenia w komputerze nawigacyjnym. - Te wsprzdne nie zaprowadz nas na Coruscant. - Nie - zgodzi si. - Zabior nas do ukadu Kravos. - Przecie to martwy ukad - zauwaya. - Na obrzeach imperialnej przestrzeni. Skin gow. - Konwoje dostawcze zatrzymuj si tam, by zebra wodr z gazowych olbrzymw. - Nie rozumiem. Na czym polega twj plan dotarcia na Coruscant? - Mylaem, e to ty masz jaki plan - odpar. - Sucham? Umiechn si. - artuj. - To nie jest mieszne. Mw, jaki masz plan, Zeerid. - Jest niebezpieczny - powiedzia. Aryn nie wygldaa na przejt. Czekajc na wyjanienia, przez iluminator kabiny przygldaa si aksamitnej przestrzeni, przez ktr lecieli. Zeerid podj wyzwanie.

- Mam zamiar podczy si Tuciochem do statku Imperium. - Co to dokadnie znaczy? - To, co mwi. Syszaem o czym takim w szkole latania, jeszcze gdy byem na subie. - Syszae o czym takim? Zeerid kontynuowa, jakby Aryn nic nie powiedziaa: - Wieki temu szmuglerzy mieli zwyczaj wskakiwa do nadprzestrzeni i wyskakiwa z niej milisekundy za statkiem Republiki, powiedzmy za jak du jednostk dostawcz lecc na Coruscant. Przemytnik wychodzi z nadprzestrzeni i wycza wszystkie silniki oprcz manewrowych. Aryn zadumaa si nad tym, co usyszaa. - Taki przyczajony statek trudno wykry czujnikami. - Owszem, ale tylko wtedy, gdy wychodzi si z nadprzestrzeni w cieniu statku dostawczego. I gdy natychmiast wyczy si silniki. - Trzeba wiedzie, w ktrym dokadnie punkcie statki dostawcze si wyoni. - Szmuglerzy wiedzieli to w tamtych czasach, a my wiemy to teraz. Zeerid zna kady szczeg dotyczcy nadprzestrzennych szlakw Core. Gdyby wiedzia, w ktrym miejscu statek imperialny wejdzie w nadprzestrze i zna cel jego podry, wiedziaby, w jakim punkcie statek wyoni si z nadprzestrzeni. - A potem co? - Potem si doczepiasz. Oczy Aryn zrobiy si wielkie jak oczy Rodianki. - Doczepiasz si? - Za pomoc elektromagnetycznej plomby. Ta cz to atwizna. - Zaoga statku dostawczego to wyczuje. Zeerid skin gow. - Dlatego to musi by duy statek i trzeba si podczy do przedziau adunkowego lub czego podobnego. Czego, co moe by puste w rodku. Pniej, po przejciu atmosfery, dezaktywuje si plomb i odlatuje w czyste niebo. Brzmiao to niedorzecznie, gdy mwi o tym gono. Sam nie mg uwierzy, e si nad czym takim zastanawia. Aryn westchna i znw spojrzaa w iluminator kabiny. - To jest ten twj plan? - Tak. Masz lepszy? - Czy kto to kiedykolwiek wykona? - Nikt, kogo bym zna. Kiedy Republika dowiedziaa si o tym procederze, dostosowaa skanery sensoryczne, by wyszukiway doczepione statki. Od wiekw nikt tego nie prbowa. - Ale Imperium nie bdzie wiedziao, e to zrobilimy? - Tak mam nadziej. Stara si nie widzie wyrazu powtpiewania w oczach Aryn, chocia byo odbiciem jego zwtpienia. - To mj jedyny pomys, Aryn. Albo to, albo nic. Aryn wpatrywaa si w przestrze za oknem kabiny, a w jej zielonych oczach wida byo intensywny namys. Tucioch prawie koczy przelot przez studni grawitacyjn. - Jest jeszcze czas, ebym ci gdzie podrzuci - odezwa si Zeerid, majc w duchu nadziej, e przyjacika nie skorzysta z propozycji. - Nie musisz ze mn lecie. Aryn si umiechna. - Mam tylko to, Zet. - No to dobrana z nas para. Aryn parskna miechem, ktry jednak szybko si urwa. - Aryn? Wszystko w porzdku? - Mam wraenie, jakbym opucia Alderaan cae wieki temu, a przecie mino tylko kilka

godzin - wyznaa. - Wiele si moe zdarzy w cigu kilku godzin - zauway. Skina gow i odpyna w zadum. - Aryn? Wrcia do niego z miejsca, w ktrym przebywaa. - Jestem z tob - zapewnia. - I chyba mog ci pomc przeprowadzi t akcj z sukcesem. ROZDZIA 8 Vrath wczy komputer nawigacyjny Brzytwy, ktry wygenerowa kurs na Coruscant. Nawet jeli Zeerid natychmiast umkn w nadprzestrze - w co Vrath wtpi - zmodyfikowany imperialny statek dostawczy Vratha i tak by przecign Tuciocha i dotar na Coruscant szybciej. Vrath ze wzgldu na swoje zajcia musia duo podrowa. Jego Brzytwa miaa najlepszy hipernapd, jaki mona kupi za kredyty. Gdy komputer pokadowy zakoczy przeprowadza wyliczenia, uaktywni hipernapd i statek wystrzeli w nadprzestrze. Potem przygasi wiata w kabinie i wbi wzrok w zamontowany na grodzi chronometr, odliczajc sekundy i minuty. Po jakim czasie odczy hipernapd i czer kosmosu zastpia bkitny wir nadprzestrzeni. W oddali na tle ciemnoci poyskiwaa dzienna strona Coruscant. Planeta, ktr w caoci pokryway durabeton i metal, nieodmiennie kojarzya si Vrathowi z gigantycznym koem zbatym, spryn napdow Republiki. Zastanawia si, co si stanie z Republik teraz, gdy spryna ulega zniszczeniu. Przez moment pozwoli sobie na nostalgiczne wspomnienia z czasw suby w Armii Imperialnej, gdy z odlegoci trzystu metrw zamienia onierzy Republiki w szmaciane lalki. Zanim go wyrzucono ze suby, mia na koncie pidziesit trzy potwierdzone zabjstwa i adnego nie aowa. Nienawidzi suby, nie liczc zabijania i tego, jak si czu po wygranej bitwie. Wyobraa sobie, jak musz si czu wojska imperialne, chodzc po powierzchni Coruscant w roli zwycizcw, i jak czua si flota, przejmujc teren powietrzny, otaczajcy klejnot Republiki. Nawet z oddali Vrath widzia strzeliste ksztaty dwch imperialnych krownikw, patrolujcych ciemn przestrze wok Coruscant. Trzeci okra ksiyc. Zazwyczaj wok planety koowaa rwnie flotylla satelitw, ale Vrath adnego nie zauway. Moliwe, e Imperium zniszczyo satelity w celu wymuszenia blokady komunikacyjnej na planecie. Dwa z mniej wicej tuzina myliwcw eskortujcych najbliszy krownik - nowe, udoskonalone myliwce przechwytujce Mk.VII - oderway si od krownika i pospieszyy ku jego statkowi. Vrath sprawdzi, czy systemy obronne Brzytwy s wyczone, i otworzy kana komunikacyjny. Zanim zdy odj do od panelu kontrolnego, flota ju si z nim poczya. - Niezidentyfikowana jednostko - odezwa si ostry gos, brzmicy jak gos kadego imperialnego oficera cznoci, jakich Vrath sysza w trakcie suby w korpusie. - Znajdujesz si na zamknitej przestrzeni. Wycz silniki i tarcze deflektora, a potem przygotuj si do procedury holowania. Wszelkie odstpstwa od podanej instrukcji zakocz si natychmiastowym zniszczeniem jednostki. Vrath w to nie wtpi. - Wiadomo przyjta. Zastosuj si. - Wyczy silniki i dezaktywowa osony. - Musz porozmawia z gwnodowodzcym. Mam informacje, ktre mog zainteresowa Imperium. Myliwce z hukiem podleciay do statku. Jeden z nich zrobi ptl wok Brzytwy i pod jej podbrzuszem. Potem wyoni si na przedzie i aktywowa elektromagnetyczny holownik. Midzy dwoma statkami uformowaa si fosforyzujca niebieska linia, po czym Mk.VII zacz cign za sob Brzytw. Drugi myliwiec trzyma si za ni, by mc j zestrzeli, w razie gdyby okazao si to konieczne. Przed nimi zamajaczy tunel przsa ldowniczego krownika.

Myliwiec przecign statek Vratha przez gardziel przsa a do ldowiska, gdzie oczekiwao na nich dwa tuziny onierzy w szarych bojowych pancerzach, z wysokim rudowosym oficerem marynarki na czele. Vrath skin im gow przez oson kabiny, odpi uprz, pozby si dwch blasterw i noy, po czym ruszy do wyjcia. Gdy rampa Brzytwy uderzya ze szczkiem w metalowy pokad krownika, Vrath przekona si, e stoi na wprost martwych oczu czternastu karabinw blasterowych typu TH-17. - Sprawdzi go - rozkaza oficer. Dwch uzbrojonych onierzy zarzucio bro na rami i podeszo do Vratha. Nie protestowa, gdy pierwszy z nich zaoy mu elastyczne kajdanki na nadgarstki, a drugi go zrewidowa. - Nie jest uzbrojony - owiadczy onierz mechanicznym gosem, zmienionym przez goniki hemu. - Przeszukajcie statek - poleci oficer floty. - Chc zobaczy rejestry lotu. - Tak jest - potwierdzili komend onierze, po czym siedmiu z nich weszo na statek, aby go przeszuka. - Na pokadzie nie ma nic interesujcego - zapewni Vrath. - Przybywam z Vulty i wanie takie dane znajdziecie w rejestrach. Oficer floty przywoa na usta sztuczny umieszek, po czym podszed do Vratha. Jego nieskazitelny mundur pachnia wieoci, a piegi na bladej twarzy wyglday jak dzioby po ospie. Vrath mgby go zabi jednym kopniakiem w tchawic, uzna jednak, e nie byoby to rozsdne. - Nazywam si komandor Jard i jestem pierwszym oficerem na imperialnym krowniku Waleczny. Aresztuj pana za przekroczenie zamknitej przestrzeni powietrznej. To, czy w ramach kary zostanie pan stracony, czy tylko uwiziony, zaley wycznie od mojego uznania oraz od tego, czy usatysfakcjonuj mnie paskie odpowiedzi na pytania, jakie panu zadam. - Rozumiem. - Jak si pan nazywa i skd pan przybywa? Vrath ledwie pamita imi, jakie nadaa mu matka, dlatego poda to, ktrego uywa ostatnio w pracy. - Nazywam si Vrath Xizor i jak wspomniaem, przylatuj prosto z Vulty. - Co pana tu sprowadza, panie Xizor? - Mam informacje, ktre mog zainteresowa Imperium. Oficer przechyli gow na bok. - Czy jest pan wojskowym, panie Xizor? - Byym wojskowym. Odzia specjalny wydzielony z Czterysta Trzeciej Brygady. Kompania E. - Imperialny snajper? Vrath by pod wraeniem, e Jard wiedzia, o jaki oddzia chodzi. - C, Vracie Xizorze z Czterysta Trzeciej. Spokojnie moe pan swoje informacje przekaza mnie. - Wolabym porozmawia bezporednio z kapitanem. - Darth Malgus nie... - Darth? Dowdc jest Sith? Jard obrzuci Vratha ostrym spojrzeniem. - Jestem pewien, e Darth Malgus bdzie chcia wysucha tego, co mam do powiedzenia zapewni Vrath. - Sprawa dotyczy Jedi. Jard przyglda si mu uwanie. - Zamknijcie go w areszcie - zwrci si do onierza, stojcego za Vrathem. - Jeli Darth Malgus bdzie chcia z panem porozmawia, uczyni to. - Popenia pan bd... - Zamknij si - warkn jeden z onierzy i trzepn Vratha po gowie. Trzech szturmowcw zaprowadzio go z sektora ldowisk do pobliskiej windy. Vrath nie

stawia oporu. Miny lata od ostatniego razu, gdy przebywa na imperialnym statku; te jednak zupenie si nie zmieniy i nadal wyglday jak aseptyczne, wybitnie funkcjonalne maszyny do zabijania. Zupenie jak on. - Ten go tutaj to snajper z oddziau specjalnego Czterysta Trjki - poinformowa jeden onierz drugiego. - Albo tylko tak twierdzi. - Mwicie powanie? - spyta kolejny onierz. - Syszaem rne plotki o tym oddziale. Vrath milcza, wpatrujc si w przyciemnion szpar w osonie hemu onierza. - Podobno sucy w nim ludzie to co w rodzaju supermanw. onierz, ktry ciska rami Vratha, potrzsn nim. - Ten tu nie wyglda szczeglnie gronie. Vrath tylko si umiechn. Nie przypomina supermana z rozmysem. onierze poprowadzili go dalej w gb wntrznoci statku. Korytarze zrobiy si tu wsze, a przy drzwiach, otwierajcych si tylko po wbiciu odpowiednich kodw, zaczli si pojawia czonkowie personelu ochrony w niebieskich mundurach. Vrath nieraz ldowa w imperialnych aresztach, najczciej z powodu niesubordynacji. Zanim dotarli do mostka, jeden z onierzy - ten, ktry mia na ramieniu plakietk sieranta - podnis rk, nakazujc reszcie, by si zatrzymali. Z przechylon na bok gow wsuchiwa si w gonik hemu, popatrujc jednoczenie na Vratha. - Tak jest - powiedzia do tego, z kim rozmawia, po czym zwrci si do swoich ludzi: Darth Malgus rozkaza przyprowadzi go na mostek. Trzej onierze obrzucili si zdziwionymi spojrzeniami i zmienili kurs. - Masz farta, Czterysta Trzeci - mrukn onierz trzymajcy Vratha. Ten szybkim i niespodziewanym ruchem kopn onierza przed nim w pancerz na piersiach, posyajc go na sieranta, razem z ktrym onierz gruchn ciko o cian. Potem Vrath okrci si gwatownie w stron trzeciego onierza; zarzuci mu na gow zakute w kajdanki rce i zacisn te kajdanki pod piercieniem szyjnym hemu - nie po to, by udusi onierza, ale eby da mu nauczk. Z gonikw hemu wydobywao si zduszone sapanie szturmowca, a jego palce wpijay si w ramiona Vratha. Duszony mczyzna widzia ju prawdopodobnie czarne plamy przed oczami. Vrath puci nieszcznika i odepchn od siebie. Cae zajcie zajo najwyej cztery sekundy. Dwaj onierze, ktrych rzuci na cian, stali teraz z karabinami wycelowanymi w jego gow. Vrath wycign do nich rce. - Nie wygldam specjalnie gronie, co? - mrukn. Tucioch wyskoczy z nadprzestrzeni w systemie Kravos. Zeerid natychmiast wczy silniki jonowe i wpyn frachtowcem do zamieconego ukadu. Szcztki czciowo rozproszonego dysku akrecyjnego, otaczajcego gwiazd systemu, wypeniay ciemno zjonizowanym gazem i odpadami. Dziwnym trafem ewolucja ukadu sonecznego doprowadzia do powstania pomaraczowego gazowego olbrzyma, ktry potem uformowa kilkaset tysicy kilogramw materii na najdalszej granicy dysku. Zeerid prowadzi Tuciocha przez to kbowisko, zrcznie wymijajc asteroidy i mniejsze czsteczki. Wynis statek na koniec dysku i zawis w przestrzeni, mimo e wystawiao to na prb jego zdolnoci pilotau. - I co teraz? - spytaa Aryn. - Czekamy. A kiedy zjawi si imperialny konwj zmierzajcy na Coruscant, zaryzykujemy. - Skd bdziemy wiedzieli, e konwj leci na Coruscant? - cile rzecz biorc, nie bdziemy tego wiedzieli, ale regulamin Imperialnej Floty nakazuje, by kady konwj udajcy si do okupowanych wiatw mia eskort skadajc si z co najmniej

trzech fregat. Jeli co takiego zobaczymy, bdzie to znaczyo, e konwj prawdopodobnie leci na Coruscant. - A jeli nic takiego si nie pojawi? Zeerid wola nie rozwaa takiej opcji. - Pojawi si. - A co, jeeli si mylisz? Jeli konwj nie bdzie zmierza na Coruscant? - Wtedy skoczy tam, dokd ma skoczy, a my skoczymy na Coruscant zupenie nadzy, w zasigu ognia Imperialnej Floty. Nie jeste chyba przesadnie wstydliwa, co? Umiechem prbowa pokaza, e jest peen wiary w przyszo, cho wcale tak si nie czu. Aryn pokrcia tylko gow i wlepia wzrok w gazowego olbrzyma. Potem czekali. Przed nimi przepyn transport medyczny, ale Zeerid go zignorowa. Jaki czas pniej pojawi si pojedynczy krownik, oni jednak nadal czekali. Po kilku godzinach przyrzdy pokadowe zarejestroway wystpienie kolejnego nadprzestrzennego zakcenia. Pojawi si konwj - trzy dostawcze superkrowniki i cztery najeone broni fregaty. - To nasza podwzka - rzek Zeerid. - Jeste gotowa? - Jestem - potwierdzia Aryn. Drzwi windy rozsuny si, odsaniajc krtki korytarz, wiodcy do podwjnych drzwi prowadzcych na mostek krownika. Niedaleko windy stao dwch onierzy, czekajcych na przybycie Vratha. Dwaj kolejni ustawili si na kocu korytarza, tu przed wejciem na mostek. Trzej szturmowcy, ktrzy odeskortowali Zeerida do windy, przekazali go onierzom stojcym w korytarzu. - Jest niebezpieczny - przestrzeg sierant. - Uwaajcie na niego. - Tak jest, prosz pana - odpowiedzieli onierze w korytarzu. Wyraz ich twarzy zasonitych hemami by zagadk. Nie dotykajc Vratha, ustawili si po jego bokach i zaprowadzili go na mostek. Podwjne drzwi otworzyy si, pokazujc sabo owietlone, wielopoziomowe, owalne pomieszczenie. Na jego rodku, na niewysokiej platformie, znajdowa si obrotowy fotel dowdcy, obok ktrego, opierajc si rk o podokietnik, sta komandor Jard, zajty rozmow z mczyzn siedzcym w fotelu. Jard zerkn w stron Vratha i powiedzia co do swojego rozmwcy, ktrym, jak Vrath si domyla, by Darth Malgus. Vrath uruchomi audioimplant, by dosysze wymian zda. - Lordzie Malgusie - odezwa si Jard. - Zjawi si wizie, o ktrym mwiem. Malgus zwrci wzrok na Vratha, ktry pod ciarem tego spojrzenia utraci nagle cay dobry humor wywoany popisem przed onierzami. Malgus wsta i podszed do Vratha. Wzrostu mia co najmniej dwa metry, a jego czarna peleryna wygldaa jak wielki namiot. Idc, nie spuszcza oczu z Vratha. Twarz znaczyy mu blizny, a ysy czubek gowy przecinaa sie niebieskich yek. Malgus by tak blady, e przypomina trupa. Usta zakrywa mu may respirator. Ale to przede wszystkim wyraz jego oczu tak bardzo oniemieli Vratha. Z jego oczu emanoway energia i sia. Zwolni onierzy pilnujcych Vratha, machn doni i wykorzystujc Moc, rozpi kajdanki na nadgarstkach winia. Kajdanki opady na posadzk mostka z guchym brzkiem. - Mwie komandorowi Jardowi o jakim Jedi. - Gos Malgusa, niski i ostry, brzmia jak ocierajce si o siebie kamienie. - To... prawda, Lordzie Malgusie. - Sowa wyrway si z ust Vratha pod wpywem samej bliskoci Sitha. - Wyjanij. Vrath, cho sam by tym zaskoczony, z trudem mg zebra myli. - Do Coruscant zmierza frachtowiec z Jedi na pokadzie. - Tylko jednym?

- O ile wiem, tak - odpar, kiwajc gow. - To kobieta, powiedziabym, e mniej wicej trzydziestoletnia. Dugie, jasnobrzowe wosy. Leci z mczyzn, ktry nazywa si Zeerid Korr. Na ile si orientuj, stanowi ca zaog statku. - Skd wiesz, e ta kobieta to Jedi? Vrath poczu, e lodowacieje. Musia ca si woli zapanowa nad gosem. - Widziaem, jak uywaa zielonego miecza wietlnego i jak korzystaa z Mocy. - Podnis rce, aby pokaza nadgarstki, nadal czerwone od kajdanek, od ktrych Malgus go uwolni. - Zrobia co podobnego jak to, co ty uczynie z kajdankami, Lordzie Malgusie. Malgus zrobi p kroku w stron Vratha, a ten natychmiast poczu si przytoczony. - Powiedz mi zatem, Vracie Xizorze, co jeszcze znajduje si na pokadzie statku i w jakim celu oraz kiedy przybdzie on na Coruscant? Vrath uderzy plecami w drzwi za sob. Mia ochot skama, lecz brakowao mu miaoci. - Syntprzyprawa, panie. Statek wiezie syntprzypraw. W gbinach oczu Malgusa ujrza zrozumienie, wycignicie wnioskw i formujce si kolejne pytania. - Ten Zeerid Korr jest przemytnikiem? - Zgadza si. - Czemu Jedi miaaby si zadawa ze szmuglerem, Vracie Xizor? - Nie... nie wiem, Lordzie Malgusie. - A ty? - Malgus zowieszczo growa nad Vrathem: czarne oczy, czarna zbroja, czarna Moc. - Te zajmujesz si przemytem przyprawy? Moe jeste konkurentem tego Korra? Kamstwo wypyno z ust Vratha, zanim zdrowy rozsdek zdy go powstrzyma. - Nie, nie... jestem byym onierzem Imperium. Snajperem. Ja tylko... ja tylko dbam o dobro Imperium, Lordzie Malgusie. Malgus gono nabra powietrza i zaraz je wypuci. Jego mechaniczny gos zabrzmia tonem zawodu. - Kiepsko kamiesz. Jeste przemytnikiem z konkurencji lub zabjc na usugach jednego z syndykatw szmuglujcych przypraw. Vrath nie mia odwagi zaprzeczy. Sta przed Malgusem zesztywniay ze strachu, przyszpilony jego spojrzeniem. - Kiedy ten frachtowiec ma si tu pojawi? - spyta Sith. - I jak zamierza si przedrze przez blokad? Vrath poczu, e zascho mu w ustach, wic odchrzkn, by oczyci gardo. - Frachtowiec nadleci ju wkrtce. Dzisiaj. Musi. - Ze wzgldu na przypraw? Vrath nie mg spojrze rozmwcy w oczy. - Tak. Nie wiem, jak Zeerid zamierza omin blokad, ale mam pewno, e bdzie prbowa. Malgus przyglda si mu przez dusz chwil, ktra w odczuciu Vratha trwaa ca wieczno. - Zostaniesz na mostku, Vracie Xizorze. Jeli frachtowiec i Jedi si pojawi, wybacz ci nielegalne wkroczenie na zamknit przestrze. Moe nawet wynagrodz ci za twoje usugi. Ale jeli statek si nie zjawi, pomyl o... odpowiedniej karze dla przemytnika przyapanego na zastrzeonym terenie. Czy to, twoim zdaniem, nierozsdna decyzja? Vrath zacz si dawi. - Ale skd, mj Lordzie. - Wspaniale. Malgus odwrci si, a Vrath poczu, e nagle atwiej mu si oddycha. Malgus usiad w fotelu dowdcy i zwrci si do komandora Jarda. - Komandorze, prosz wzmocni obserwacj obszaru. Mam by natychmiast informowany o kadym wybiegajcym poza norm odczycie. I prosz wysa oddzia myliwcw, by monitorowa wszystkie nadcigajce jednostki.

- Wiksza cz floty myliwcw ma ju wyznaczone inne zadania, Lordzie Malgusie. - W takim razie uyjcie wahadowcw. - Tak jest, mj panie - odpar Jard. Vrath wpatrywa si w monitory krownika, majc nadziej, e Zeerid z jakiej przyczyny nie zrezygnowa z kursu. Lub, co byoby rwnie niekorzystne, e udao mu si ju dotrze na Coruscant i przelizn przez blokad. Nigdy wczeniej nie czu si tak bezbronny. - Musimy skoczy tu za nimi, Aryn. Aryn nie odpowiedziaa. Pogrona w Mocy, pyna na ciepych falach linii, wicych wszechwiat w jedn cao. Jej wiadomo rozszerzya si, tak by moga widzie i czu wszystko, co si dziao w pobliu. Skupia si na percepcji upywu czasu. Najpierw na odczuciach, jakie si w niej budziy, gdy przelizgiwaa si przez czas, pniej na jego rozszerzeniu, na rozciganiu a do chwili, gdy moga przebywa w milisekundzie, jakby ta trwaa nawet ca minut. W oczach Zeerida musiaa wyglda, jakby bya niewyran, szybko poruszajc si plam, istniejc rwnoczenie w wielu miejscach. Ona za odnosia wraenie, e wszechwiat nagle znieruchomia. Umiechna si na widok chwil zawieszonych przed ni, skadajcych si z rozcignitych milisekund, podczas ktrych moga myle i dziaa. Jednak ten wysiek wystawia na prb jej umiejtnoci. Wiedziaa, e nie zdoa dugo utrzyma odmiennego stanu wiadomoci. - Obserwuj skaner - poleci Zeerid, ktremu wypowiedzenie tego zdania zajo ca wieczno. Aryn nie patrzya jednak na skanery. Jej ciao reagowao szybciej ni maszyna. Wpatrywaa si za to w monitor pokadowy. Statki imperialne zakoczyy pobieranie wodoru i teraz formoway szyk odpowiedni do nadprzestrzennego skoku. Eskorta z fregat utworzya wok nich krg. Aryn si spia. - Formuj szyk - donis Zeerid. Fale jego zdenerwowania uderzay w Aryn, ale ona odcinaa si od nich, nie dopuszczajc, by zakciy jej koncentracj. Patrzya i czekaa, czekaa... Statki imperium, niczym jeden organizm, zaczy si rozciga i przez nanosekund wszystkie wyglday, jakby ich korpusy cigny si w nieskoczono. Tylne silniki znajdoway si tysice kilometrw od kaduba Tuciocha; sylwetki statkw przenikay przestrze na niewyobraalne odlegoci. Aryn wiedziaa, e to zudzenie, sztuczka umysu, ktra sprawia, e moment wejcia statkw w nadprzestrze zamar przed jej oczami. Aktywowaa hipernapd Tuciocha i czer kosmosu zamienia si w bkit. - Teraz, Aryn! Teraz! - zawoa Zeerid, stanowczo za pno. Tucioch gna ju przed siebie. Gdy przelatywa przez nadprzestrze, Aryn nadal pozostawaa zanurzona w Mocy. Nieznone zazwyczaj wirowanie zwolnio do niemrawych obrotw i spiralnych ptli, a zapis kosmicznego scenariusza odsoni si przed Aryn w postaci linii w barwach bkitu, turkusu, granatu i lawendy. Wyobrazia sobie, e te linie mog co znaczy, e ma przed sob jakie objawienie, niedostpne jednak jej wiadomemu umysowi. Po chwili utracia poczucie zwolnionego czasu. Zeerid mwi co, ale jego sowa, nierejestrowane przez wiadomo, tylko si od niej odbijay. Po jakim czasie co jednak przenikno barier zrozumienia. - Wychodzimy, Aryn. Przygotuj si. Przygldaa si, jak Zeerid w zwolnionym tempie zaciga dwigni uruchamiajc hipernapd. Przygotowaa si teraz i w chwili, gdy bkit nadprzestrzeni zacz blakn, przechodzc w czer, wcisna seri przyciskw i przecznikw, wyczajc urzdzenia Tuciocha oprcz aparatury ratujcej ycie i silnikw manewrowych, i pozostawiajc niewielki zapas mocy do utworzenia elektromagnetycznego poczenia.

Bkit znik ju cakiem, ustpujc miejsca czerni kosmosu, a Aryn powrcia do normalnego trybu postrzegania. - Wczam silniki manewrowe - poinformowa Zeerid. - Dobra robota, Aryn. Jej szata, przesiknita potem, kleia si do ciaa. Czua si tak, jakby nie spaa od wielu dni. - Teraz dopiero bdzie zabawnie - zapowiedzia Zeerid. Prowadzcy konwj frachtowiec, pi razy wikszy od Tuciocha, przepyn tu przed nimi. Odskoczyli w krg fregat i szybko wygasili ca moc, tak by fregaty nie zauwayy ich pojawienia si. Znajdowali si dokadnie pod jednym z frachtowcw, jaki kilometr lub mniej od jego podbrzusza. W oddali wida byo unoszc si w kosmosie, pokryt metalem i durabetonem kul Coruscant. Reszta konwoju rozcigna si przed nimi. Jonowe silniki prowadzcego frachtowca zapony ogniem i statek ruszy przed siebie. - Nie tak szybko - mrukn Zeerid. Wczy silniki manewrowe i Tucioch podpyn do frachtowca na tyle blisko, e podbrzusze statku wypenio im cae pole widzenia. Transportowiec zacz si oddala. Zeerid znw wczy silniki manewrowe. - Mam ci - rzuci, podpywajc do lukw adunkowych frachtowca. Jego donie taczyy nad przyciskami panelu kontrolnego, aktywujc to jeden silnik manewrowy, to drugi - zmieniajc kt nachylenia statku, chcia, by w kocu Tucioch obrci si tak, aby jego spodnia strona znalaza si przodem do paskiej powierzchni imperialnego frachtowca. Gdy byli ju wystarczajco blisko, Zeerid przekrci przecznik, by przy uyciu promienia systemu tarcz uformowa pole elektromagnetyczne. Potem zgasi silniki manewrowe. - Przygotuj si - rzek. Tucioch przepyn jeszcze kilkaset metrw, a potem pole elektromagnetyczne dokonao reszty, przycigajc ich mocno do imperialnego statku. Aryn nie poczua nawet najmniejszego szarpnicia. - Mikko jak caus - mrukn Zeerid i odchyli si na oparcie fotela. Potem, szczerzc zby i udajc, e wcale nie jest zaskoczony, spojrza na Aryn. - Zapraszam na przejadk. Malgusa zalaa fala niepokoju, a w sercu poczu irytujce ukucie, zwiastujce blisk obecno uytkownika Jasnej Strony Mocy. Doznanie byo zaskakujco podobne do tego, ktre mu towarzyszyo, gdy walczy z Mistrzem Zallowem w wityni. Trwao jednak zaledwie chwil i zaraz si rozwiao, pozostawiajc po sobie tylko mgliste odczucie w trzewiach. - Wszystko w porzdku, Lordzie Malgusie? - zapyta Jard. Malgus machn lekcewaco doni. Siedzia w fotelu dowdcy i patrzy w monitor Walecznego, na ktrym w oddali pojawiy si srebrzystobiae trjkty imperialnego konwoju, wyaniajcego si wanie z nadprzestrzeni. - Powikszy obraz konwoju - rozkaza i obraz zrobi si na tyle duy, e mona byo rozrni poszczeglne statki: potne frachtowce eskortowane przez o wiele mniejsze i zgrabniejsze wojskowe fregaty. Malgus nie dostrzeg niczego nadzwyczajnego. Jard monitorowa przychodzc transmisj i rejestr statkw z pulpitu dowodzenia, przy ktrym sta. - Wszystko wydaje si w porzdku, Lordzie Malgusie. Malgus przyjrza si odczytom ze szczegowymi danymi o konwoju na wasnym pulpicie kontrolnym. Konwj przewozi artykuy medyczne, czci zapasowe oraz kontyngent imperialnych szturmowcw. Wszystko wygldao idealnie. - Konwj prosi o wsprzdne ldowania, panie. - Przekacie mu je, ale niech wahadowce nie spuszczaj z niego oka. - Moemy opni przyjcie konwoju, jeli uwaa pan, e co jest nie w porzdku. - Nie. Niech zapasy dotr na powierzchni, by mona je byo rozprowadzi. - Tak jest, Lordzie Malgusie.

Aryn i Zeerid skulili si w swoich fotelach, nie odzywajc si sowem, jakby cisza w kabinie moga w jaki sposb pomc Tuciochowi przej blokad. Od Zeerida bi niepokj, ale i podekscytowanie. Kt, pod jakim Tucioch poczy si z frachtowcem, sprawia, e ich pole widzenia byo ograniczone do siedemdziesiciu, najwyej osiemdziesiciu stopni. System pojawia si i znika z monitora, za kadym razem pokazywa si tylko niewielki jego skrawek. Konwj znajdowa si na wektorze zblieniowym i porusza z prdkoci zmniejszon mniej wicej do poowy. Aryn widziaa kocwk sterburty drugiego frachtowca, oddalonego od nich o jakie pitnacie kilometrw. - Czy kto moe nas zobaczy? - spytaa, zniajc gos prawie do szeptu. - Z takiej odlegoci nie - odpar Zeerid. - Wygldamy jak przeduenie linii statku. Odczymy si od niego podczas wchodzenia w atmosfer. Ich sensory bd wtedy upione, a my znikniemy, zanim ktokolwiek si zorientuje. Chyba nam si uda, Aryn. Skina gow. Ona te tak uwaaa. Sekundy wloky si, przechodzc w minuty. - Musimy by ju blisko - zauway Zeerid. Jaki ruch w okolicy ogona najbliszego frachtowca przycign wzrok Aryn. Frachtowiec okra wolno may stateczek o trzech skrzydach; Aryn odgada, e jest to imperialny wahadowiec. Przygldaa si pojazdowi przez jaki czas, nie przejmujc si zbytnio a do chwili, gdy pojawi si kolejny wahadowiec, leccy pod brzuchem frachtowca. - Co tu robi te wahadowce? - spytaa. Zeerid zmarszczy czoo. - Nie mam pojcia. Przygldali si, jak statki przelatuj metodycznie wzdu i w poprzek tylnej sekcji frachtowca. - Sprawdzaj powierzchni frachtowca - powiedziaa Aryn, czujc, e niepokj Zeerida, ktry sam wreszcie sobie uwiadomi, co si dzieje, znaczco wzrs. - Moe dozna jakiego uszkodzenia w nadprzestrzeni - rzek. - Moliwe, e wahadowce tylko go sprawdzaj. - Moliwe - zgodzia si Aryn, wiedzc, e adne z nich w to nie wierzy. Zeerid chrzkniciem oczyci gardo i potar doni kark. - Jeli nas zauwa, uciekniemy w atmosfer i bdziemy prbowali ukry si pod ni... albo skoczymy w nadprzestrze. - Musz si dosta na planet. Zeerid skin gow. - Ja te, a to znaczy, e jestemy jednomylni. Uciekamy w atmosfer. Malgus siedzia w fotelu i przyglda si, jak jego wahadowce przelizguj si wok frachtowcw, niczym piaskowe muchy krce dokoa banth. aden nie donis, e zauway co niezwykego. Jeden z niszych rang oficerw, monitorujcy skanery, przywoa do nich komandora Jarda. Po krtkiej wymianie zda Jard powrci do swojego pulpitu dowodzenia blisko Malgusa. - O co chodzio? - spyta Sith. - O nieprawidowe odczyty dochodzce od Dromo - wyjani Jard. - Jaka niezwyka magnetyczna sygnatura. Malgus zauway, e Vrath si spi i nachyli ku monitorom. - Zatrzymaj ich i wylij tam wahadowiec. - Mj panie, to mog by tylko jakie zakcenia w silniku lub skanerach. Malgus mia odmienne zdanie. - Prosz wykona polecenie, komandorze. Jard przeczy Dromo na bezporedni kana.

- Frachtowiec Dromo, natychmiast si zatrzymajcie. Odci poczenie, zanim kapitan zdy zaprotestowa, i od razu wysa wahadowce. - Jeli co si dzieje - rzek - wkrtce si o tym przekonamy. Aryn i Zeerid patrzyli, jak jeden, a potem drugi wahadowiec odrywa si od pobliskiego frachtowca i zmierza w ich stron. Zeerid zakl, widzc, e frachtowiec zaczyna zwalnia. - Zatrzymujemy si? - spytaa Aryn. Zeerid skin gow i zwily jzykiem wargi. - Chyba musimy uruchomi silniki. Nie chc, aby statek by zimny, gdy nas zauwa. - Jeli odpalisz silniki, skanery nas wykryj. - I bez tego si tak stanie. Te wahadowce zbliaj si do nas. Odpalmy silniki i znikajmy std. Gotowa? Aryn cay czas patrzya, jak wahadowce zmniejszaj odlego midzy nimi. Skina gow. - Gotowa. Zeerid wcisn na panelu kontrolnym kilka przyciskw i Tucioch obudzi si do ycia. Oficer cznoci okrci si na swoim fotelu. - Panie, zabezpieczona tajna wiadomo od Dartha Angrala. Czy mam poczy? - Co znalazy wahadowce? - zapyta Malgus Jarda. - Nie dotary jeszcze na miejsce, mj Lordzie. Vrath przechyli gow, jakby lepiej sysza drugim uchem. - Anomalie w odczytach pojawiy si i znikny - poinformowa oficer monitorujcy skaner. - Znikny? - zdziwi si Jard. - Ale mam co innego - doda oficer. - Lordzie Malgusie - odezwa si znw oficer cznoci. - Darth Angral nalega, ebym go poczy. - Zrb to - rzuci poirytowanym gosem Malgus i wcisn guzik poczenia. Woy do ucha bezprzewodow suchawk, by tylko on mg sysze rozmwc. - O co chodzi, panie? Na czach zabrzmia gadki gos Dartha Angrala. - Lordzie Malgusie, jak panu idzie patrolowanie? - Jestem akurat zajty pewn spraw, panie. Bardzo prosz, aby mwi pan krtko. Zanim Angral zdy odpowiedzie, odezwa si oficer od skanerw: - To silniki, panie. Myl, e w cieniu Dromo ukrywa si jaki statek. - Mamy ich! - ucieszy si Malgus. - To oni! - Powiadomcie wahadowce - zarzdzi Jard. - Natychmiast. - Silniki gotowe do odpalenia - poinformowa Zeerid. Wahadowce, ktre znajdoway si w odlegoci kilometra lub dwch, albo ich dostrzegy, albo zostay powiadomione o ich obecnoci. Jeden skrci w lewo, drugi w prawo. Silniki manewrowe Tuciocha odepchny statek od frachtowca. Zeerid uruchomi napd jonowy i Tucioch wystrzeli w przestrze midzy dwoma wahadowcami. Wycigajc ca moc z silnikw, skierowa si ku nastpnemu frachtowcowi. Aryn nieraz lataa z Zeeridem, ale ju zapomniaa, z jakim instynktownym wyczuciem potrafi pilotowa statek. Wydawao si, e rzadko odwouje si do przyrzdw kontrolnych, polegajc raczej na intuicji, dowiadczeniu i wyrobionych odruchach. Przypominao to latanie przy udziale Mocy, tyle e bez niej. Tucioch, wykonujc spiralny obrt, zbliy si do najbliszego frachtowca i pomkn wzdu linii jego boku.

- Moesz mnie uciska - mrukn Zeerid. Aryn chwycia si podokietnikw fotela, spodziewajc si, e w kadym momencie niebo przeszyj czerwone strugi plazmy wystrzelonej z dziaek frachtowcw. Spojrzaa na skaner. Myliwcw te jeszcze nie byo. - Na co oni czekaj? - spytaa. Zeerid mkn Tuciochem wzdu gwnej sekcji frachtowca, naprawd blisko; Aryn miaa wraenie, e gdyby wycigna rk, mogaby dotkn poszycia statku. Domylaa si, e jego zaoga kulia ramiona, gdy Tucioch przelatywa lotem koszcym nad ich gowami. - Ruch jest za duy, a my jestemy zbyt blisko - wyjani Zeerid, przekrcajc Tuciocha i posyajc go prosto tu nad mostkiem frachtowca. - Nie chc trafi we wasne statki. Gos Jarda by napity z niepokoju jak struna. - To koreliaski frachtowiec typu XS, panie. Vrath pokaza na monitor i pokiwa gow. - To ten sam, o ktrym panu mwiem, Lordzie Malgusie. Niech go pan rozkae zestrzeli! Malgus uderzeniem Mocy rzuci Vratha na odleg cian. - Zamknij gb - warkn. - Mwi pan do mnie? - zapyta Angral w suchawce. Malgus zupenie zapomnia o rozmwcy. - Ale skd, panie. Prosz da mi jeszcze chwil. Przeczy zestaw suchawkowy na tryb niemy i spojrza na monitor. Nie mg zestrzeli frachtowca, znajdujcego si w samym rodku konwoju. Pociski Walecznego mogyby przez przypadek trafi statek Imperium. To samo dotyczyo fregat, ktre byy przygotowane do odpierania atakw pochodzcych z zewntrz konwoju, ale nie z wewntrz. - Utrzymujcie obraz statku na monitorze i udajcie si za nim w pocig. I niech reszta konwoju si rozsunie. - Tak jest, prosz pana - odpar Jard i zaj si wykonywaniem rozkazw. Silniki Walecznego zapony ca moc i krownik run w pogo za frachtowcem. Vrath dwign si na nogi. Umys Malgusa rozpatrywa rne opcje. Zestrzelenie frachtowca z Jedi na pokadzie mogoby podkopa pokojowe negocjacje. Oczywicie szkodzio im ju to, e jaki Jedi udawa si cichcem na Coruscant. Malgus spojrza w monitor i stwierdzi, e krownik coraz bardziej dogania frachtowiec. Za chwil bd mieli wolne pole do obstrzau. Imperium, aby si rozwija, potrzebowao wojny. Malgus zdawa sobie z tego spraw. On sam potrzebowa wojny. Z tego rwnie zdawa sobie spraw. Wygldao na to, e mg do niej doprowadzi. W tle frachtowca ujrza w monitorze Coruscant i wyobrazi sobie planet w pomieniach. Byskajce wiateko na konsoli przypomniao mu, e Darth Angral czeka. - Nawicie kontakt z frachtowcem - rozkaza. Jard mia zaskoczon min. - Wtpi, aby odpowiedzia. - Niech pan sprbuje, komandorze. Aryn nie musiaa patrze na wywietlacz skanera, by stwierdzi, e statki konwoju rozsuwaj si, aby da krownikowi i fregatom wolne pole ostrzau. Zeerid nie odzywa si, tylko manipulowa dwigni sterw i obsugiwa panel kontrolny, okazjonalnie za sprawdza, co dzieje si na skanerze. Tucioch przechyli si ostro w prawo, odskakujc od najbliszego frachtowca, po czym szybko pokona krtki odcinek pustej przestrzeni midzy nim a drugim statkiem dostawczym. Zeerid jak aba skaka wzdu konwoju, cay czas prbujc sprowadzi Tuciocha

jak najbliej planety. Ale konwj zacz si rozpierzcha. Frachtowce i fregaty odsuway si szybko od siebie. A ponad nimi wisiao potne cielsko imperialnego krownika, czekajcego na swoj szans. - Zaczyna mi brakowa statkw, Aryn. Musimy ucieka w atmosfer. Przed nimi na tle czerni kosmosu wisiaa byszczca kula nocnej strony Coruscant. Ukryte za planet soce sprawiao, e linia horyzontu wydawaa si jarzy pomieniami. - Zrb to - zgodzia si Aryn. - Chocia... nie, zaczekaj. Prbuj si z nami poczy. Holograficznie. - Kpisz sobie ze mnie? Aryn pokrcia gow i Zeerid aktywowa may nadajnik, zamontowany na panelu kontrolnym. Pojawi si holograficzny obraz mostka imperialnego statku. Zaoga siedziaa przy swoich stanowiskach; sylwetki poszczeglnych osb byy wyranie widoczne w holograficznej rozdzielczoci. Na przedzie stao dwch mczyzn, jeden rudowosy, w mundurze oficera marynarki, drugi, grujcy nad towarzyszem i potnie zbudowany, mia na sobie obszern czarn peleryn, a jego oczy w blasku urzdze na mostku zdaway si pon. Te oczy wbijay si w Zeerida tak intensywnie, e Zeeridowi zrobio si nieswojo, cho przecie patrzy tylko na obraz z hologramu. Do twarzy mczyzna mia przyczepiony respirator, zasaniajcy cae usta. Jego blada skra miaa trupioszary odcie. - Wyczcie cae zasilanie - rozkaza wysoki mczyzna gosem tak ostrym jak cicie noem. - Macie na to pi sekund. Aryn wychylia si do przodu, aby lepiej widzie hologram. Oczy mczyzny przesuway si od Zeerida do niej i nawet na odlego czuo si kryjc si za nimi si. Aryn rozpoznawaa tego czowieka. Walczy w Bitwie o Alderaan. - To Sith - owiadczya. - Darth Malgus. Jej uwag przyku jaki ruch za plecami Malgusa, gdzie sta trzeci mczyzna - niski, z ramionami splecionymi na piersiach. Aryn i Zeerid prawie zderzyli si gowami, wpatrujc si w hologram. Aryn rozpoznaa rwnie i tego mczyzn. Podobnie jak Zeerid. - To ten facet, ktry zasadzi si na nas w porcie kosmicznym - powiedzia. - Vrath Xizor. - To on powiadomi Imperium o naszym przyjedzie. Zeerid gapi si przez chwil w hologram, a wreszcie szeroko otworzy oczy i odsun si od niego. - Stang. To ten sam facet, ktrego widziaem w parku Karsona na Vulcie. - Gdzie? - On wie, e mam crk. - Zostay wam dwie sekundy - poinformowa Malgus. Zeerid waln w przycisk transmisji. - Do diaba z tob. Zakoczy poczenie i plujc przeklestwami, wprowadzi Tuciocha w szybki korkocig, od ktrego Aryn zakrcio si w gowie, ale by to najbardziej skuteczny sposb, by utrudni komputerom celowniczym namierzenie go. ROZDZIA 9 Malgus wpatrywa si w holonadajnik, teraz ciemny, przez ktry komunikowa si z frachtowcem. Frachtowcem z Jedi na pokadzie. Rozdarty wewntrznie, myla o Eleenie, Lordzie Adraasie, Angralu, o niedoskonaym Imperium, ktre ksztatowao si na jego oczach, i o tym, jak nie spenia ono jego oczekiwa; Imperium nie przystawao do potrzeb Mocy. - Ju za chwil odcz si od konwoju, komandorze Jard - poinformowa Makk, oficer uzbrojenia na mostku.

Malgus przyglda si, jak frachtowiec taczy midzy rozstpujcymi si statkami konwoju, a potem, prbujc przytuli si do kadego z nich, zmierza skokowo ku Coruscant. Pomyla, e powinien zestrzeli statek, liczc na to, e mier Jedi nad Coruscant doprowadzi do zerwania rozmw pokojowych i wznowienia wojny. Powinien to zrobi. Wiedzia, e powinien. - Wydaje si, e bdzie prbowa dotrze na planet - zawyrokowa Jard. - Czemu po prostu nie ucieknie? Czonkowie zaogi mostka krcili gowami nad gupot pilota. Gdyby by sprytny, daby nura w nadprzestrze i znikn. - Bardziej mu zaley na dotarciu na planet ni na tym, e moe zosta zestrzelony owiadczy zaintrygowany Malgus. - Takie powicenie tylko dla przyprawy? - dziwi si Jard. - Moe kieruj nimi potrzeby Jedi. - Interesujce - mrukn Jard. - Zgadzam si - odpar Malgus. Nie bez walki pozwoli, by ciekawo zwyciya. Podlecie na tyle blisko, aby dao si zastosowa promie cigajcy. Tu chodzi o co wicej ni tylko przemyt przyprawy. - Tak jest, panie. Malgus wcisn guzik w suchawce i powtrnie poczy si z Lordem Angralem. - Co si tam dzieje? - spyta Angral, wyranie zaniepokojony. Malgus wyjawi tylko poow prawdy. - Jaki przemytnik prbuje si przedrze przez blokad. - Och, rozumiem. - Angral zamilk, po czym doda: - Otrzymaem komunikat od naszej delegacji na Alderaanie. Wzmianka o delegacji wywoaa w Malgusie przypyw furii, nag wcieko; mia ochot zmieni decyzj i zamiast pojma frachtowiec, kaza go zniszczy. Angral kontynuowa: - Czonkini delegacji Jedi opucia Alderaan, nie wypeniajc formularza planu lotu i nie zgaszajc swoich zamiarw przeoonym. Jedi maj prawo podejrzewa, e kobieta udaa si na Coruscant. Jej dziaania nie maj autoryzacji Rady Jedi, wic naley j potraktowa dokadnie tak jak przemytnika, ktrego obecnie cigacie. - Chodzi o kobiet? - upewni si Malgus, spogldajc na frachtowiec w monitorze i przypominajc sobie kobiet, ktr widzia na hologramie. - Tym zbuntowanym Jedi jest kobieta? - Tak, kobieta. Aryn Leneer. Jej poczyna, cokolwiek zrobi, nie naley przypisywa Radzie Jedi ani Republice. Imperator nie chce, by cokolwiek zakcio toczce si negocjacje. Zrozumia pan, Lordzie Malgusie? Malgus rozumia a nadto dobrze. - Czy delegacja Jedi poinformowaa Lorda Barasa o zbuntowanym Jedi? Powicili jednego ze swoich, aby mie pewno, e negocjacje bd przebiegay gadko, tak? - O ile wiem, uczynia to osobicie Mistrzyni Darnala. Malgus pokrci gow z obrzydzeniem; poczu co w rodzaju wspczucia dla Aryn Leneer. Podobnie jak on, zostaa zdradzona przez tych, w ktrych wierzya i ktrym suya. Oczywicie to, w co wierzya i czemu suya, to herezja. - Jeli Jedi bdzie prbowaa dotrze na Coruscant i wpadnie w paskie rce, ma pan rozkaz j zniszczy. Czy to jasne, Lordzie Malgusie? - Tak jest, panie. Frachtowiec wyrwa si z konwoju w otwart przestrze i teraz zygzakiem lecia w stron Coruscant. Moliwe, e pilot zamierza zbiec w atmosfer planety. - Aktywowa promie cigajcy - rozkaza komandor Jard, a Malgus nie odwoa jego rozkazu. Zakoczy poczenie z Angralem.

Musia sprzeciwi si rozkazom i postawi pierwszy krok na ciece, jak jeszcze nigdy dotd nie poda. I nadal nie by pewien, dlaczego to robi. Midzy Tuciochem a Coruscant nie byo nic poza pust przestrzeni, a to oznaczao, e za chwil rozpocznie si ostrza. Aryn przygldaa si, jak odlego do atmosfery planety maleje na monitorach skanera. Siedziaa skurczona, przygotowana na atak z dziaek plazmowych, o ktrym wiedziaa, e wkrtce musi nastpi. Ju mylaa, e im si uda, gdy nagle poczua szarpnicie, ktre rzucio ich do przodu, Tucioch za utraci poow prdkoci. - Co si stao? - spytaa, sprawdzajc panel kontrolny. - Promie cigajcy - wyjani Zeerid, przycigajc mocno do siebie dwignie steru. Tucioch zanurkowa, ustawiajc si nosem do planety, i Aryn ujrzaa nocn stron Coruscant, poprzecinan wiatami miasta, wygldajcymi jak arzcy si napis na ciemnej poza tym powierzchni. Statek nie nabiera prdkoci. Alarmy wyy, a silniki Tuciocha jczay, Zmagajc si z wizk promienia cigajcego, lecz zdecydowanie z ni przegrywajc. Krownik zacz ich do siebie przyciga. Klnc na cay gos, Zeerid wyczy silniki i ruch wsteczny Tuciocha wyczuwalnie si wzmg. Przez oson kabiny Aryn patrzya, jak odlege gwiazdy mijaj ich w przeciwnym kierunku. Wyobrazia sobie, e na krowniku otwiera si rampa do hangarw ldowniczych, wygldajca jak zamierzajca ich pore paszcza. Postanowia oczyci umys i pomylaa o Mistrzu Zallowie, szykujc si zarazem do spotkania z Lordem Sithw i wszystkim, co mogo j czeka na krowniku. Woya rk do kieszeni, aby musn palcami lecy w niej pojedynczy kamie, ktry zabraa ze sob z Alderaana. Kamie pochodzi z bransoletki uspokajajcej z Nautolan, ktr podarowa jej Mistrz Zallow. Jego chodna, gadka powierzchnia pomagaa jej wyciszy umys. - Przykro mi, Zeeridzie - powiedziaa. - I tak leciaem na Coruscant, Aryn, wic to nie twoja wina, e daem si zapa. To raczej ja wpakowaem ci w kopoty. Poza tym jeszcze nie czas na przeprosiny. - Palce Zeerida taczyy nad panelem sterowniczym. - aden promie cigajcy nie bdzie wizi mojego statku. Musz wrci na Vult do crki. Po tych sowach Zeerid zwikszy dopyw mocy do silnikw, ale ich jeszcze nie odpala. Statek wibrowa pod wpywem zebranej pod kolektorem rozdzielczym energii, przypominajcej wzburzone wody rzeki, wzbierajce za tam. - Co chcesz zrobi? - zapytaa Aryn, cho domylaa si, co usyszy w odpowiedzi. - Zamierzam wystrzeli korek z butelki - odpar Zeerid, dodajc jeszcze wicej mocy do silnikw. Przypominao to potrzsanie butelk z nagazowanym napojem. - Zapnij uprz, Aryn. Nie tylko na kolanach, ale we wszystkich piciu punktach. Aryn uczynia, jak kaza. - Moesz rozerwa statek na p - ostrzega. - Albo doprowadzi do wybuchu silnikw. Skin gow. - Chyba e uda nam si wyrwa. Jednak by tak si stao, musz w odpowiednim momencie ustawi si ukonie do promienia. - Sprawdzi, co si dzieje na skanerze. - Nie jeste a tak duy zwrci si do krownika. Jego spokojny gos i pewne ruchy nie dziwiy Aryn. Zeerid zdawa si rozkwita w stresie. Byby z niego dobry Jedi, pomylaa. Sprawdzia odlego dzielc Tuciocha od krownika i prdko, z jak byli cigani. - Masz pi sekund - poinformowaa. - Wiem. - Cztery. - Naprawd uwaasz, e to pomaga? - Dwie. Zeerid wcisn kolejn seri guzikw i silniki zawyy tak gono, e zaguszyy odgos alarmu.

- Jedna sekunda - rzucia Aryn. Oczyma wyobrani widziaa ju, jak Tucioch rozrywa si na p, a ona i Zeerid znikaj w prni, podczas gdy ponce szcztki statku, niczym w jakim pokazie sztucznych ogni, toruj sobie drog przez atmosfer Coruscant. - I... start! - krzykn Zeerid, po czym przesun dwigni steru w lewo, uwalniajc w tym samym momencie ca skoncentrowan moc do silnikw. Nagy przypyw energii zastopowa wsteczny ruch statku i Tucioch brykn niczym rozelony rankor. Metal pod wpywem naciskw jcza i zgrzyta. Co w gbi statku wybucho z gonym sykiem. Przez uamek sekundy Tucioch wisia w przestrzeni zupenie nieruchomo, a jego zmagajce si z wizk promienia cigajcego silniki wyy przeraliwie. A potem statek wyrwa si z uwizi i wystrzeli przed siebie. Na wolno. Nage przyspieszenie wbio Aryn i Zeerida w ich fotele. Rozdzwoniy si alarmy przeciwpoarowe, wic Aryn sprawdzia panel kontrolny. - Poar w komorze silnika, Zeerid. Zeerid, mamroczc co pod nosem, manewrowa przy dwigniach steru i obserwowa skaner, mg jej wic nie usysze. - Jest tu za nami - powiedzia. - Uciekaj w atmosfer - poradzia Aryn. - Krownik poza prni traci zdolno manewru. Moemy gdzie zanurkowa i zgubi si w ruchu powietrznym, zanim wyl za nami myliwce. - Racja - zgodzi si Zeerid i pocign ster do siebie. Tucioch zanurkowa nosem w d i znw w monitorach pojawi si obraz Coruscant, tym razem kuszco blisko. Z gbin statku do kabiny napyny chmury dymu, niosc ze sob swd przepalonej instalacji. - Aryn! - Ju si tym zajmuj - zapewnia, odpinajc uprz. - Chemiczne ganice znajdziesz w stojakach na cianie w kadym korytarzu. Malgus, wpatrzony w gwny monitor, widzia, jak silniki frachtowca rozbyskuj na niebiesko i statek uwalnia si z ptli wizki promienia cigajcego, po czym niby wizka z blastera pikuje w stron planety. - Zarzdzam pocig - rozkaza Jard. Sternik krownika uruchomi silniki i rzuci si w pogo za frachtowcem. - Promie cigajcy zawid, panie - poinformowa Malgusa komandor Jard, sprawdzajc odczyt kontrolny. - Za chwil znw go uruchomimy. Malgus patrzy za oddalajcym si frachtowcem i nagle podj decyzj. Przekroczy granice i ruszy nieudeptan ciek ju w chwili, gdy rozkaza cign statek przemytnika. Jednak nie nadszed jeszcze czas na to, by zapuci si gbiej w nieznane rejony. Nie mg dopuci, aby Jedi, Aryn Leneer, dotara na Coruscant, inaczej Angral mgby zacz podejrzewa Malgusa o motywy, ktrych on sam nie chcia jeszcze w sobie dostrzec. - Nie - sprzeciwi si. - Za chwil wejd w atmosfer. Prosz ich zestrzeli. - Tak jest, panie. - Jard spojrza na oficera uzbrojenia. - Uruchomi dziaka, poruczniku Makk. - Jard zwrci wzrok na Malgusa. - Czy mam przygotowa myliwce? - To zbdne, pod warunkiem e porucznik Makk wykona dobrze swoje zadanie. - Oczywicie, prosz pana. Czerwone linie pociskw z dziaek plazmowych Walecznego wypeniy przestrze midzy statkami. Ostrza by tak intensywny, e linie zdaway si zlewa ze sob, tworzc w prni krwist zason.

Aryn wychylia si do poowy z fotela, gdy eksplozja zakoysaa statkiem. Tucioch przechyli si na bok i Aryn spada z fotela na podog. - Wracaj na miejsce - rozkaza Zeerid. - Dziaka krownika si grzej. Aryn wdrapaa si na fotel i zapia uprz. W chwili, gdy klamry z trzaskiem wsuny si w zaciski, Zeerid wykona skrt. Coruscant wirowaa w monitorze, gdy Tucioch obraca si spiralnie i nurkowa w d. Czerwone linie plazmy rozwietlay czer kosmosu. Zeerid ostro skrci w prawo, da nura w d i zaraz uskoczy w lewo. Statek jak ostrze noa wbi si w atmosfer. - Przelij ca moc ze wszystkich urzdze poza silnikami i urzdzeniami ratujcymi ycie do tylnych odrzutnikw. Aryn uwijaa si przy panelu kontrolnym, wykonujc polecenia. Nastpny wybuch zachwia statkiem. - Tarcze odrzutowe nie wytrzymaj kolejnego ataku - ostrzega Aryn. Zeerid skin gow. Przez oson kabiny widzia pomaraczowe pomienie, powstajce przy wejciu w atmosfer. Pociski plazmy przeszyway przestrze nad nimi, pod nimi i z lewej strony. Zeerid, schodzc Tuciochem w d, przekrci go na praw burt, ryzykujc niebezpieczne wejcie w atmosfer, od ktrego mogli spon. Dym w kabinie gstnia coraz bardziej. - Gdzie s maski? - spytaa Aryn, duszc si i kaszlc. - Tutaj - odpar Zeerid, wskazujc gow na schowek midzy fotelami. Aryn otworzya go, chwycia dwie maski i jedn rzucia Zeeridowi, drug za szybko nacigna na gow. - ap za ster - poleci Zeerid, wcigajc mask. Aryn chwycia dwigni, przejmujc kontrol nad Tuciochem, ktry kontynuowa spiralne zejcie na Coruscant. Ogie z krownika trafi statek w sterburt, sprawiajc, e frachtowiec wpad w dziki korkocig. Aryn poczua zawroty gowy i mdoci. - Trzymam ster - poinformowa Zeerid gosem zdawionym przez mask. Udao mu si zapanowa nad wirujc maszyn i wprowadzi j w atmosfer w linii niemal pionowej. W kabinie zrobio si straszliwie gorco. Pomienie objy cay statek. Musieli wyglda jak przeszywajca niebo kometa. - Kt jest zbyt ostry - ostrzega Aryn. - Wiem - odpar Zeerid. - Ale musimy przecie jako wej w atmosfer. Nieustajcy ostrza z krownika znowu uderzy w Tuciocha, spychajc go w d przez stratosfer. Pomienie lekko przygasy, potem zupenie znikny i po raz kolejny pod nimi pojawia si kula Coruscant. - Przedarlimy si - ucieszya si Aryn. Nagle, bez ostrzeenia, pady silniki i Tucioch, pozbawiony mocy, wirujc, zacz spada w d. Zeerid zakl. Waln w pulpit, prbujc przywrci maszyn do ycia, ale bez skutku. - Nadal mog nas trafi - stwierdzi i rozpi uprz. - Zostay mi tylko silniki manewrowe. Id do kapsuy ratunkowej. - adunek, Zeerid. Przez chwil si waha, ale zaraz pokrci gow i odpi uprz przy fotelu Aryn. - Zapomnij o nim. I pospiesz si. Aryn wstaa i w tym samym momencie kolejny pocisk trafi Tuciocha. Wybuch zatrzs tyem statku. Nadlecia nastpny pocisk. Zawyy alarmy. Statek, palc si, lecia w d. Zeerid wcisn guzik na panelu kontrolnym, uruchamiajc silniki manewrowe, aby jako utrzyma statek w powietrzu. Przynajmniej przez jaki czas. - Zgasy im silniki - poinformowa porucznik Makk. - Dryfuj na manewrowych.

Komandor Jard spojrza na Malgusa, oczekujc na rozkaz otwarcia ognia. Vrath rwnie patrzy na niego ze zniecierpliwieniem. Frachtowiec wisia nisko nad atmosfer Coruscant, poruszajc si nieporadnie przez przestworza jedynie na silnikach manewrowych. Ze spalonych silnikw jonowych ulatyway tumany dymu. Krownik mgby z atwoci cign go do siebie wizk promienia cigajcego. - Zestrzeli ich - rozkaza Malgus. Ktem oka dostrzeg, e Vrath si umiechn i splt rce na piersiach. Po eksplozji na ogonie nastpiy kolejne. Odgosy wybuchw odzyway si raz za razem i byo wielce wtpliwe, czy Aryn i Zeerid zd dotrze do kapsuy ratunkowej. Aryn aktywowaa miecz wietlny. - Przytrzymaj si czego. - Co chcesz zrobi? - Wydosta nas std. - Co? Nie marnowaa czasu na wyjanienia. Trzymajc za uprz fotela, wbia ostrze miecza w transpastal osony kabiny i zrobia w niej dziur. Tlen wycieka z kabiny, cinienie si wyrwnywao. Na szczcie mieli maski, ktre pozwalay im oddycha. Nage zimno zaskoczyo Aryn. Uya klingi, aby wyci w osonie wikszy otwr. Rozrzedzone powietrze wpado do rodka ze wistem. - Jestemy pitnacie kilometrw nad powierzchni, Aryn! - zauway Zeerid, po raz pierwszy podnoszc gos. - Sama prdko... Chwycia go za rami i potrzsna nim, eby si zamkn. - Nie puszczaj mnie bez wzgldu na wszystko, rozumiesz? Nie puszczaj, cokolwiek by si dziao. Jego oczy za otworami maski byy wielkie jak spodki. Skin gow. Aryn nie daa sobie czasu na wahanie. Zanurzya si w Mocy, otoczya siebie i Zeerida ochronn tarcz i wyskoczya ze statku w otwart przestrze. Powiew wiatru i prdko pchny ich w ty. Walnli w kadub statku i zeliznli si po jego objtym pomieniami boku. Prawie w tej samej chwili atak plazmowy z krownika nad nimi uderzy w grzbiet Tuciocha i statek eksplodowa, zamieniajc si w rosnc kul ognia. Wybuch odrzuci ich w przestrze; od razu zaczli wirowa jak miga wiatraczka. Przez jedn przeraajc chwil obraz przed oczami Aryn zamaza si; pomylaa, e zaraz straci przytomno. Trzymaa si jej jednak kurczowo i w kocu zdoaa otrzsn si z oszoomienia. Zeerid co krzycza, ale nie bya w stanie rozrni sw. odek podchodzi jej do garda, gdy tak spadali bezwadnie, w szalonych obrotach, ku planecie poniej. Perspektywa, jak miaa przed oczami, zmieniaa si jak w kalejdoskopie, raz pokazujc ponce szcztki Tuciocha, po chwili powierzchni Coruscant, potem niebo nad nimi i widniejc w oddali sylwetk imperialnego krownika, i znw resztki Tuciocha. Krew odpyna jej z gowy, a w oczach pojawiy si mroczki. Wiedziaa, e jeli dalej bdzie wirowa, zemdleje. Mocniej zacisna rce wok pasa Zeerida i uywajc Mocy, najpierw zwolnia ich opadanie, a nastpnie zapanowaa nad ruchem obrotowym. Skoczyo si na tym, e rka w rk przenikali przez chmury, opadajc z oszaamiajc nadal prdkoci na powierzchni Coruscant. Malgus przyglda si, jak wiszcy nad Coruscant frachtowiec zamienia si w ponce szcztki. Spodziewa si, e jednoczenie dotrze do niego sygna dezintegracji Mocy Jedi, lecz on nadal j czu.

- Prosz o zblienie - rozkaza, pochylajc si do przodu w fotelu dowodzenia. Obraz na monitorze zrobi si wikszy. Kawaki poszarpanej stali i dua cz przedniej sekcji statku, ponc, opaday w d na powierzchni planety. - Czy kapsua ratunkowa zdya wystartowa przed wybuchem? - Nie, panie - odpar Jard. - Nikt si nie uratowa. Ale to nie mogo by prawd. Z eksplozji cao wysza przynajmniej kobieta Jedi. Malgus nadal czu jej obecno, cho to odczucie stawao si coraz sabsze, tkwic jak drzazga w naskrku jego percepcji. Zastanawia si, czy nie wysa za uciekinierk myliwcw - grupy poszukiwawczej, lecz w kocu zrezygnowa z tego pomysu. Nie by jeszcze pewien, co zrobi w sprawie Jedi, cho wiedzia, e cokolwiek to bdzie, uczyni to osobicie. - Bardzo dobrze, komandorze Jard. Dobra robota, poruczniku Makk. - Odwrci si do Vratha. - Paska sprawa zostaa zaatwiona, Vracie Xizor. Vrath zaszura niepewnie stopami, przekn lin i odchrzkn. - Wspomina pan o jakiej nagrodzie, panie? Malgus uzna, e co jak co, ale odwagi Xizorowi nie brakuje. Wsta i podszed do niego. By wyszy od Vratha o dwadziecia centymetrw, mimo to mczyzna przed nim nie sprawia wraenia przytoczonego, a w jego zwonych oczach prawie nie byo wida strachu. - Nie wystarczy panu, e doprowadzi pan do zabicia rywala i zniszczenia przyprawy, ktra, tak jak chcia paski pracodawca, nie dotrze na planet? - Ja nie... Malgus podnis rk. - Maostkowe przepychanki kryminalistw mnie nie interesuj. Vrath zwily jzykiem wargi i wyprostowa plecy. - Sprowadziem panu Jedi. To ona bya na hologramie. - To prawda. - Czy w takim razie dostan za to jak... zapat? Malgus obrzuci Vratha lodowatym spojrzeniem, pod wpywem ktrego niszy mczyzna skuli si w sobie. W jego oczach wreszcie pojawi si strach wraz ze wiadomoci, e jest samotn ofiar w krgu drapienikw. - Mam zwyczaj dotrzymywa danego sowa - owiadczy Malgus. - Co znaczy, e zostanie pan wynagrodzony. Vrath odetchn gono. - Dzikuj, panie. - Moe pan sprowadzi swj statek na planet. Podamy panu wsprzdne, a nagrod otrzyma pan na powierzchni. - I potem bd mg odlecie? Malgus umiechn si pod mask respiratora. - A to ju inna kwestia. Vrath zrobi krok w ty, wygldajc tak, jakby dosta w twarz. - Co to znaczy? A wic nie... nie bd mg odlecie? - Na razie aden nieautoryzowany statek nie moe opuci Coruscant. Pozostanie pan na planecie, dopki to si nie zmieni. - Ale, panie... - Chyba e zestrzel paski statek w tej samej chwili, gdy podniesie si z ldowiska - doda Malgus. Vrath z trudem przekn lin. - Dzikuj, panie. Malgus odprawi go machniciem doni, a ochrona wyprowadzia z mostka.

Po chaosie w kabinie spokj opadania wydawa si dziwnie niestosowny. Aryn miaa w uszach tylko szum wiatru i rwnomierne bicie wasnego serca. Strach Zeerida odczuwaa jako co namacalnego, co, co opadao na powierzchni wraz z nimi. Czua si wolna i podekscytowana, i to uczucie j zaskakiwao. Na wschodzie, na linii horyzontu, tam gdzie powierzchnia Coruscant si zakrzywiaa i gina z widoku, wyaniao si poranne soce, oblewajc planet zot powiat. Panorama zatykaa dech w piersiach. Aryn potrzsna ramieniem Zeerida, pokazujc na wschodzce soce. Nie zareagowa. Oczy mia wbite w d, uczepione powierzchni planety niczym elazo magnesu. Aryn pozwolia sobie jeszcze przez kilka sekund rozkoszowa si krajobrazem, po czym zabraa si do ratowania im ycia. Tempo, z jakim opadali, zmniejszyo si jeszcze bardziej, gdy rozrzedzone grne warstwy atmosfery ustpiy miejsca gciejszemu powietrzu niszych warstw, ktrym dao si ju oddycha. Coruscant zmienia si z brzowoczarnej kuli w glob poprzecinany wieloma liniami i do przypadkowymi spiralami wiata, a potem w rozrnialny wzr byszczcych wiatami miast, drg, korytarzy powietrznych, kwadrantw i dzielnic. Aryn moga ju dostrzec malekie ciemne ksztaty, poruszajce si po obszarach zabudowanych, sylwetki powietrznych aut, migaczy i swoopw, ktrych jednak byo o wiele mniej ni zazwyczaj. Due obszary Galactic City leay w ruinach, co wygldao jak czarne ropnie na naskrku planety. Imperium musiao tutaj zabi dziesitki tysicy ludzi, a moe wicej. Ton wiatru szumicego w uszach zmieni si. Aryn miaa wraenie, e syszy w nim jakie szepty, e dusza planety dzieli si z ni swoim blem. Poy paszcza opotay gono za jej plecami. Potem zacza rozrnia coraz wicej szczegw wyszych poziomw Coruscant: linie wieowcw, geometryczny ksztat placw i parkw, uporzdkowane, proste linie drg. Pozwolia sobie na odczuwanie opadania, wykorzystujc to uczucie do zatopienia si w Mocy. Otulona w ni, zbieraa siy. Przycigna Zeerida do siebie. Nie opiera si, a ona odniosa wraenie, e jest jak szmaciana lalka w jej rkach. Obja go jeszcze mocniej, otaczajc sob ze wszystkich stron. - Przygotuj si! - krzykna mu do ucha. - Kiwnij gow, jeli zrozumiae. Jego gowa opada w d tylko raz, sztywno i gwatownie. Budynki w dole staway si coraz wiksze i bardziej konkretne. Opadali na wielki plac paski czworobok z durabetonu ze strzelajcymi w niebo stratowieowcami na kadym rogu. - Spowolni nasz upadek! - krzykna. - Ale i tak uderzymy w ziemi z du si. Puszcz ci przed samym zetkniciem z powierzchni, a ty sprbuj wykorzysta energi uderzenia i potoczy si po ziemi. Znw kiwn gow. Aryn przycisna brod do szyi i wygia ciao, prbujc wykorzysta opr wiatru i doprowadzi do tego, by zamiast bezporednio w d, opadali lekkim skosem do przodu. Ziemia spieszya im na spotkanie. Przemknli przez piercie wieowcw, pozostawiajc za sob ich dachy, okna, balkony. Aryn wtpia, by ktokolwiek o tej porze dnia obserwowa ich upadek. Signa po Moc, aby utworzy z niej szerok kolumn pod nimi. W jej umyle powsta obraz takiej Mocy, jakiej uywaa do skokw, tyle e zamiast nagego poderwania w gr, miaa tym razem przybra agodniejsz, bardziej pasywn form. Wyobrazia j sobie w ksztacie balonu, mikkiego i do gitkiego, ktry jednak stawia coraz wikszy opr ich opadajcym ciaom. Zwolnili, a Zeerid poruszy si niespokojnie. Czyby nie bardzo ufa umiejtnociom Aryn? Ona tymczasem czua w oczodoach rosnce cinienie, a w gowie silne pulsowanie. Balon Mocy spowalnia ich upadek coraz bardziej. Aryn widziaa teraz awki na placu i fontann. Moga rozrni poszczeglne okna w wieowcach. Znajdowali si na wysokoci piciuset metrw i nadal opadali z do du prdkoci. Ucisk w gowie wzmg si. Aryn widziaa mg przed oczami, a pulsowanie w rodku czaszki przeszo w ostry jak brzytwa bl. Krzykna, ale nie odpuszczaa. Czterysta metrw. Trzysta. Zwalniali coraz bardziej, Aryn jednak czua, e duej nie wytrzyma.

Dwiecie metrw. Sekundy rozcigay si w ca wieczno blu i ucisku. Aryn miaa wraenie, e jej gowa zaraz wybuchnie. - Trzymaj si, Aryn! - krzykn Zeerid gosem stumionym przez mask. Tkwi sztywno w jej ramionach. Pidziesit metrw. Nadal opadali za szybko. Dwadziecia. Dziesi. Aryn signa w gb siebie i zebraa tyle Mocy, ile tylko moga, po czym rozszerzya j w finalny okrzyk, eksplozj, ktra na chwil cakowicie powstrzymaa ich upadek. Wisieli w powietrzu przez uamek sekundy, zawieszeni na niewidzialnych sznurkach Mocy i umiejtnoci Aryn do jej wykorzystywania. A potem znw zaczli opada. Aryn pucia Zeerida i jednoczenie rbnli stopami w durabeton. Uderzenie wywoao fal blu w kostkach i ydkach. Wykorzystujc impet upadku, przez chwil pozbawiona oddechu, Aryn potoczya si po ziemi, zdzierajc sobie z gowy kawaek skry. Ale ya. Podcigna si na nogi i rce, czujc bl we wszystkich miniach. ydki jej dray, z gowy cieka krew. Zerwaa z twarzy mask. - Zeerid! - Nic mi si nie stao - odpowiedzia gosem szorstkim jak stara skra. - Nie mog w to uwierzy, ale to prawda. Aryn opada z powrotem na durabeton, przekrcia si na plecy i spojrzaa w niebo, po ktrym rozchodzia si jasno brzasku. Podune, cienkie chmury, przesycone blaskiem witu, wyglday jak yki zota. Wykoczona, leaa tak po prostu i odpoczywaa. Zeerid podczoga si do niej, cay czas klnc z blu. Zdj mask i take pooy si obok na plecach. Razem wpatrywali si w niebo. - Co sobie zamae? - spytaa Aryn. Odwrci si, by na ni spojrze, pokrci gow i znw utkwi wzrok w niebie. - Jeli wyjdziemy z tego z yciem, zostan farmerem na Dantooine. Przysigam. Umiechna si. - Nie artuj. Aryn nadal si umiechaa, a Zeerid zacz najpierw chichota, a potem mia si na cae gardo. Aryn nie moga si powstrzyma. Ona rwnie zachichotaa, po czym wraz z Zeeridem, lec pod niebem, na ktrym budzi si brzask nowego dnia, zanieli si gonym, histerycznym miechem. Donie Vratha, zacinite na drku steru Brzytwy, byy spocone coraz bardziej. Mimo zapewnie Malgusa, e dotrzymuje sowa, Vrath mia pewno, e imperialny krownik zestrzeli go z nieba, gdy tylko podniesie si z ldowiska. Przez chwil rozwaa, czy nie skierowa statku w gb systemu, przyspieszajc z ca moc, co pozwolioby mu wydosta si ze studni grawitacyjnej Coruscant, a nastpnie da susa w nadprzestrze, ale nie sdzi, eby mu si to udao. Co waniejsze, obawia si, e nawet gdyby to zrobi, Malgus i tak by go docign, i tylko dla zasady. Mia wrcz pewno, e tak by si stao, bo sam zachowaby si podobnie. Widzia przecie oczy Sitha i dostrzeg w nich t sam zawzito, jak on starannie hodowa we wasnym sercu. Wola wic nie sprzeciwia si Malgusowi. Pozwoli, eby autopilot na podstawie wsprzdnych otrzymanych od zaogi Walecznego wprowadzi statek w atmosfer Coruscant. Domyla si, e wylduje na jednym z mniejszych portw kosmicznych Galactic City, zarzdzanym i prawdopodobnie przez imperialne wojsko. I faktycznie port wkrtce si z nim skontaktowa, podajc instrukcje ldowania. Potwierdzi

otrzyman wiadomo i rozsiad si w fotelu. Postanowi, e po wyldowaniu nie opuci Brzytwy. Nie chcia mie wicej do czynienia z siami imperialnymi. Zaleao mu tylko na tym, by doczeka zakoczenia negocjacji pokojowych na Alderaanie, niewane, jak dugo miayby potrwa, a potem szybko odlecie z Coruscant. Malgus wiedzia, e Aryn Leneer przeya zniszczenie statku, i podejrzewa, e udao jej si dosta na powierzchni Coruscant. Nie chcia, by Angral dowiedzia si o ucieczce kobiety. To byoby... przedwczesne. Bdzie j musia wyledzi. Tylko e... aby to uczyni, musia najpierw ustali, w jakim celu powrcia na Coruscant. - Bd w swojej kwaterze - poinformowa komandora Jarda. - Jeli wydarzy si co wanego, natychmiast pana o tym powiadomi. Gdy dotar do siebie, przekona si, e Eleena pi. Jej pistolety blasterowe, wetknite w kabury, leay na ku obok niej. Spaa, przytrzymujc je jedn rk. Patrzy na rwnomierne unoszenie si i opadanie jej klatki piersiowej i na pumiech, jaki przez sen wypyn na jej twarz. Temblaka nie byo na rku. Wpatrujc si w Eleen, uzmysowi sobie, e mu na niej zaley. Bardzo zaley. I to byo jego saboci. Przypomnia sobie o Twilekance, sucej, ktr zamordowa w modoci... Krcc gow, zanikn drzwi do pokoju, w ktrym spaa Eleena, i podszed do podrcznego komputera stojcego na biurku. Chcia zebra wicej informacji o Aryn Leneer, poczy si wic z kilkoma imperialnymi bazami danych i wprowadzi do nich jej nazwisko. Pierwsze pojawio si zdjcie Aryn. Przyglda mu si uwanie, zwaszcza oczom. Aryn przypominaa mu Eleen, cho na tym zdjciu wygldaa inaczej ni kobieta, ktr widzia na hologramie na mostku Walecznego. Rnica krya si w spojrzeniu. Oczy Aryn zrobiy si twardsze. Co si z ni stao od czasu zrobienia fotografii. Zacz przeglda akta. Dowiedzia si, e Aryn bya empatk Mocy, sierot z Balmorra, przyjt do Akademii Jedi w dziecistwie. Pogrzeba w aktach jeszcze gbiej i znalaz wreszcie motywy, jakimi si kierowaa. Na ekranie pojawiao si zdjcie Mistrza Zallowa, jednodniowego ducha. Aryn Leneer bya padawank Mistrza Zallowa. Zallow wychowywa j od dziecistwa. Malgus wrci do zdjcia Aryn. W jej oczach na fotografii nie byo jeszcze obecnej ostroci. Malgus pozna, e kobieta w przeszoci bya zanadto otwarta, przez co z atwoci mg j dopa bl. A wyczucie Mocy zapewne tylko wzmagao jej wraliwo. Odchyli si na oparcie fotela. Musiaa wyczu, e jej Mistrz zgin; czua, jak Malgus przebija go ostrzem. I to wanie j zmienio. Zmienio tak bardzo, e porzucia Zakon i popdzia przez galaktyk na Coruscant. Jaki miaa cel? Dostrzeg nike odbicie swojej twarzy w monitorze komputera, nakadajce si na obraz twarzy Aryn. Jego oczy - ciemne i gboko osadzone w oczodoach. Jej oczy - zielone, agodne i ciepe. Ale teraz ju nie. Poj, e byli tacy sami. Oboje kochali i mio sprowadzia na nich cierpienie. W przebysku zrozumienia dotaro do niego, po co Aryn wrcia na Coruscant. - Ona szuka mnie - rzek na gos. Jeszcze nie wiedziaa, e szuka wanie jego, bo nie miaa moliwoci si dowiedzie, kto zabi jej Mistrza. Ale na Coruscant zamierzaa si tego dowiedzie, aby pomci Zallowa. Dokd najpierw si uda? Wydawao mu si, e wie. Nabra gboko powietrza i postuka palcami o blat biurka. Aryn polowaa na niego.

Podziwia j za to. To byo bardzo... nie w stylu Jedi. Oczywicie nie zamierza siedzie bezczynnie. Postanowi, e to on zapoluje na Aryn. DZIE DRUGI ROZDZIA 10 Na niebie pojawi si oddzia imperialnych myliwcw przechwytujcych, zaguszajc buczeniem silnikw miech Aryn i Zeerida. Zagite paty skrzyde myliwcw tworzyy nawias wok ich kadubw. - To nie w porzdku - odezwa si Zeerid. - Imperialne statki nad Coruscant! - Jasne - zgodzia si Aryn. - Bardzo nie w porzdku. Zeerid popatrzy w niebo, prbujc odszuka szcztki swojego zniszczonego statku. Niczego nie znalaz. Tucioch dobrze mu suy i prawie zdoa umkn przed krownikiem. Umiechn si, mylc, e uzalenieni od syntprzyprawy na Coruscant wkrtce przejd faz objaww godu narkotycznego. Ale po kilku dniach tortur bd wolni. Ona sam rwnie odczuwa swoist wolno. Nie dostarczy przyprawy i to go cieszyo. W pewnym sensie Imperium swoim zmasowanym atakiem oswobodzio go z kieratu. Oczywicie Kantor bdzie prbowa go zabi, a on bdzie musia si jako broni. - O czym mylisz? - spytaa Aryn. - O Arze - odpar, czujc znowu powag sytuacji zamiast ulgi, jaka go ogarna po ocaleniu z upadku z pidziesiciu klikw. Czowiek, ktry sta obok Sitha na mostku krownika, by tym samym czowiekiem, ktrego widzia w parku Karsona na Vulcie. Tym samym, ktry urzdzi zasadzk w porcie kosmicznym. Vrath Xizor, tak go nazwa Oren. Vrath wiedzia o istnieniu Arry i Nat. I jeli z jakich powodw postanowi podzieli si t informacj z Kantorem, Oren zarzdzi nie tylko zabicie Zeerida. Kantor uyje jego i jego rodziny jako przestrogi dla innych. Zeerid jkn i podcign si do siedzcej pozycji. - Musz wraca na Vult. Natychmiast. Aryn te usiada. Na pewno wyczuwaa jego strach. - Z powodu tego mczyzny na krowniku? Zeerid kiwn gow. - On wie o Arze. - Nie rozumiem, czemu... - Nikt w mojej... pracy nie wie, e mam crk, Aryn. Uyliby jej przeciwko mnie, gdyby o niej wiedzieli. Skrzywdziliby j. Ale teraz on wie. Widzia mnie z ni w parku. Rozmawiaem z nim. - Zeerid zakry twarz domi. Aryn pooya mu rk na plecach. - Zeerid... Strzsn jej do i wsta. - Musz wraca. - Jak? Pokrci gow. - Nie wiem, ale lec. Jestem twoim dunikiem. Uratowaa mnie i nie zapomn ci tego, ale... Aryn podniosa rk. - Zaczekaj, Zeerid. Przemyl to jeszcze. Oni go nie wypuszcz... tego faceta, ktry wie o

istnieniu twojej crki. Nikt nie wydosta si z Coruscant od chwili ataku. I nikt si nie wydostanie a do zakoczenia negocjacji pokojowych i podjcia decyzji w sprawie zarzdzania planet. Zatrzymaj go na krowniku lub uziemi na powierzchni. Facet nigdzie nie poleci. Zeerid zastanowi si nad tym, co usysza. Aryn mwia z sensem. Serce nadal mocno walio mu w piersi, ale ju jakby wolniej. - Mylisz, e on tu jest? - Moliwe, a nawet bardzo moliwe. Ale nie wrci na Vult. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Zeerid zdawa sobie spraw, e Vrath mg ju komu powiedzie o Arze, cho nie sdzi, by tak si stao. Nikt bez potrzeby nie ujawnia swoich kart przetargowych. To jak rozdawa za darmo kredyty. Nie, Vrath zachowa t informacj dla siebie. Moe zechce j sprzeda Kantorowi lub uy w przyszoci. Ale jeszcze jej nie wykorzysta. Za szybko dotar z Vulty na Coruscant. Musia wyruszy zaraz po urzdzeniu zasadzki. - Czemu nie uy Arry przeciwko tobie na Vulcie? - spytaa Aryn. - Mg ci w ten sposb zmusi do oddania adunku. Zeerid nie wiedzia. - Moe chcia tak zrobi. Moe wczoraj to by on na tej klatce schodowej. Moe go wystraszylimy. A moe nie mia czasu. Musia mnie ledzi, aby si upewni, gdzie jest przyprawa. Gdyby przechwyci Arr, mgby mnie straci z oczu. Odleciabym z Vulty z przypraw, nie wiedzc nawet, e ma Arr. Aryn milczaa, nie przerywajc mu jego rozwaa na temat zawiych sposobw postpowania kryminalnego wiatka. - Moe po prostu nie chcia krzywdzi dziecka - zasugerowaa. - Moliwe - zgodzi si, ale w to nie wierzy. Nie spotka na swojej drodze wielu przestpcw, ktrzy kierowaliby si jakkolwiek etyk. - Posuchaj - odezwaa si Aryn. - Pomog ci wydosta si z planety lub odnale tego gocia, ale najpierw musz si dosta do wityni. - Zjawia si tu, aby kogo zabi, Aryn. Nie mam czasu na takie zabawy. Twarz Aryn poczerwieniaa, a Zeerid dostrzeg w jej oczach wewntrzn walk. - Chc go teraz tylko zidentyfikowa. - Powiedziaa to, jakby usiowaa przekona sama siebie. - Odszukam go nastpnym razem, ale musz si dowiedzie, kim jest. To moe by jedyna okazja. - Gono westchna. - Twoja pomoc bardzo by mi si przydaa. - Tak jak do tej pory, co? - zakpi. - Wanie. - Przeze mnie omal nie zostalimy zestrzeleni. - A jednak tu jestemy. - Jestemy. - Pom mi si dowiedzie, jak nazywa si morderca, a ja ci pomog wydosta si z planety. Zgoda? Zeerid podj decyzj i kiwn gow. - W porzdku, pomog ci, ale musimy si spieszy. Malgus czeka, a Eleena si obudzi. Rozwaa w tym czasie rne moliwoci, prbujc rozwiza kwadratur koa. Zaczyna jednak dochodzi do wniosku, e to raczej nieosigalne. Eleena wyonia si w kocu z sypialni, ubrana tylko w skp bluzeczk i bielizn. Jak zawsze jej uroda i gracja, z jak si poruszaa, zapary mu dech w piersiach. Umiechna si. - Jak dugo spaam? - Niezbyt dugo - odpar. Nalaa herbaty dla nich obojga i usiada na pododze u jego stp. - Chc, eby co dla mnie zrobia. - Co takiego?

- Zabierzesz kilka wahadowcw na Coruscant. Bdzie ci towarzyszyo dziesiciu czonkw mojej ochrony i onierze Imperium. W mylach zdy ju wybra odpowiednie osoby: oddzia Kersea - ludzi, ktrych dyskrecji ufa. - Dostaniesz list - doda. Eleena popijaa herbat, opierajc gow na jego nogach. - Co jest na tej licie? - Gwnie nazwiska i adresy. Nowa technologia i jej lokalizacja. Dane wyszuka w imperialnych bazach danych, gdy spaa. - Co chcesz, ebym zrobia? - Znajd wszystkich i wszystko z listy i sprowad na statek. Eleena wyprostowaa si i spojrzaa mu w twarz pytajcym wzrokiem. - Ludzie zostan aresztowani - wyjani. - Technologia skonfiskowana jako up wojenny. Pytajcy wyraz nie znika z oczu Eleeny. Wyrazia to w kocu sowami. - Czemu ja, ukochany? Dlaczego nie ktry z twoich Sithw? Przesun doni po jej lekku, a ona z zadowolenia przymkna oczy. - Bo wiem, e mog ci zaufa - odpar. - A co do innych, nie jestem tego jeszcze pewien. Musz zaczeka na rozwj wypadkw. Otworzya oczy i odsuna si. Na jej czole pojawiy si zmarszczki niepokoju. - Rozwj wypadkw? Co ci zagraa? - Nic, z czym bym sobie nie poradzi. Ale potrzebuj twojej pomocy. Znw opara si o jego nogi i pooya mu rk na kolanach. - W takim razie zrobi to. Jej zapach tak mu zamci w gowie, e z trudem zbiera myli. - Nikomu o tym nie mw. Zgo wypraw jako rutynowy transport. - Dobrze. Ale... czemu to robisz? - Tylko si zabezpieczam. Id, Eleeno. - Teraz? - Tak. Wstaa, pochylia si i pocaowaa go najpierw w lewy policzek, potem w prawy. - Do zobaczenia wkrtce. Co bdziesz robi podczas mojej nieobecnoci? C, zamierza ponownie sprzeciwi si rozkazom Angrala i wrci na Coruscant. - Wybior si na polowanie. W powietrzu unosiy si chmury dymu i swd stopionego plastoidu. Aryn i Zeerid szli ulicami i ruchomymi chodnikami Coruscant. Aryn pamitaa, e pod ich stopami, sigajc daleko w gb, znajduj si kolejne poziomy miasta. Przyszo jej na myl, e jeszcze nigdy nie staa na samej powierzchni planety. Jak wielu innych, przemieszczaa si tylko po cigach dla pieszych i durabetonowych ulicach grnego poziomu, nie majc pojcia, co dzieje si na niszych warstwach. ya na Coruscant przez wiele dekad, nie znajc tak naprawd tej planety. Soce rwnie si przemieszczao, unoszc si coraz wyej, ale czynio to do niemrawo, jakby nie chciao odsoni ruin. Wzrok Aryn pad na odlegy, osamotniony wieowiec, ktry przechyla si podejrzanie na jedn stron. Najwyraniej podczas ataku jego fundamenty ulegy uszkodzeniu. Budynek, jak caa Coruscant i caa Republika, zosta wytrcony z posad. W oddali poranne niebo znaczyy ciemne punkty powietrznych aut i migaczy. Z kilku miejsc dochodzio wycie syren; oddziay ratownicze nadal przeszukiway zgliszcza, wycigajc spod ruin ywych i umarych. Coruscant budzia si do ycia w nowym dniu, pierwszym po dniu, w ktrym wszystko si zmienio. Przemierzajc miasto, natykali si na sterty gruzu i na ulice zalane wod wyciekajc ze zniszczonej kanalizacji; popkane zawory ciepownicze bluzgay gazem lub paliwem. Mieli

wraenie, e ogldaj wiee wntrznoci planety. Z okien i balkonw przygldali im si ludzie, a na ich twarzach maloway si niepewno i lk - przewidywalny efekt nieprzewidywalnej wojny. Ludzi byo jednak o wiele mniej, ni Aryn si spodziewaa. Zastanawiaa si, czy nie zbiegli przypadkiem na nisze poziomy. Moe one ulegy mniejszym zniszczeniom. Jeli tak, musia tam panowa straszny tok. Wraz z upywem czasu na niebie zaczo si pojawia coraz wicej pojazdw. Nad ich gowami przelatyway z hukiem statki medyczne i ratownicze, a midzy nimi, jak byskawice, przecinay powietrze zmierzajce nie wiadomo dokd swoopy i migacze z jednym lub dwoma pasaerami na pokadzie. Dziki wyczulonemu zmysowi empatii Aryn wyczuwaa unoszcy si w powietrzu strach jako co namacalnego, smog, ktry przysoni ca planet. Czua go na sobie, miaa wraenie, e j przygniata. Wiee z durabetonu i transpastali wyglday, jakby miay si na ni zawali. Kulia si wic i spinaa, przygotowana na cios. Strach by wszechobecny, caa planeta wydalaa t przygnbiajc emocj w atmosfer. Aryn nie odcinaa si od tych wrae. Nie moga si zreszt od nich odci. Jedi zawiedli mieszkacw Coruscant. Mieszkacy zasugiwali na to, by czua to samo, co oni. - Aryn, nie syszaa, co mwi? Aryn! Powrcia do teraniejszoci i zobaczya, e jej towarzysz stoi przy migaczu z otwartym dachem typu Armin. Na twarzy Zeerida pojawi si niepokj, gdy spostrzeg min Aryn. Ze swoj zmierzwion brod i szeroko otwartymi oczami wyglda jak fanatyk religijny. - Wszystko w porzdku? - zapyta. - Co si stao? - Nic, nic. Ja tylko... wszdzie czuj strach. Powietrze jest nim przesiknite. Zeerid kiwn gow, mocno zacisn usta i spojrza ze wspczuciem. - Przykro mi, e to odczuwasz, Aryn. Wszyscy na Coruscant wiedz, co Imperium robio z niektrymi podbitymi przez nie wiatami. Pewnie zamierzao to samo uczyni tutaj... i myl, e to ju si stao. - Min dopiero jeden dzie - zauwaya Aryn, ale miaa nadziej, e Zeerid si myli. Oddzia imperialnych myliwcw przelecia wysoko nad ich gowami, charakterystyczne buczenie ich silnikw ostro przecio porann cisz. Zeerid wspi si do migacza i zajrza do schowka, w ktrym znalaz cztery proteinowe batony, par makrolornetek i dwie butelki wody. Rzuci baton i wod Aryn. - Zjedz i wypij - poleci jej i da nura pod panel kontrolny. - Co tam wyprawiasz? - spytaa Aryn. Prawie jednym haustem oprnia butelk, pozbywajc si pyu z garda, a nastpnie zjada baton. Silnik migacza z szumem obudzi si do ycia, a gowa Zeerida wyonia si spod instrumentw sterowniczych. - Uruchamiam migacz. Nie moemy caej drogi do wityni Jedi pokona piechot. Wskakuj. - Zauway wyraz twarzy Aryn, wic doda: - To nie jest kradzie. Kto go porzuci. No, chod. Wsiada do pojazdu i zapia uprz, Zeerid za podnis maszyn w powietrze. Przemieszczali si szybko, bo ruch by niewielki. Zeerid lecia na wysokoci okoo p kilometra. Aryn patrzya na Coruscant w dole, ale widok zawalonych budynkw, tlcych si jeszcze popiow i czarnych dziur w miejskim krajobrazie szybko j znuy. Po jakim czasie zaczo jej si wydawa, e wszystko wyglda tak samo. Gdy zdaa sobie spraw, e obraz zniszcze ju jej nie porusza, usiada prosto w fotelu i zapatrzya si przez przedni szyb w zasnute dymem niebo. - witynia jest przed nami - poinformowa Zeerid, skrcajc. - Tam. Gdy j ujrzaa, cisno jej si serce, a w odku poczua wielk dziur. Przez chwil miaa wraenie, e spadaj. Wycigna rk do drka bezpieczestwa i mocno zacisna na nim palce, aby nie zsun si z siedzenia. - Przykro mi, Aryn - powiedzia Zeerid. Brakowao jej sw. witynia - sanktuarium, ktre utrzymywao si przez tysiclecia zostaa zredukowana do gry dymicego gruzu i stali. Zniszczenia, jakich Sithowie dokonali na

Coruscant, wywoyway w niej bl. Zburzenie wityni do koca j zgnbio. Zapomniaa nawet o oddychaniu. Nie moga oderwa oczu od gruzowiska. Zeerid sign nad oparciem fotela i uj j za rk. Zacisna palce na jego doni i trzymaa mocno, jakby tona, a Zeerid by koem ratunkowym. - Chyba nie powinnimy tutaj ldowa, Aryn. Czego takiego nie przetrway adne karty pamici. - Podle bliej, Zeerid. - Jeste pewna? Skina gow, a on podprowadzi maszyn do rumowiska, eby miaa lepszy widok. Spomidzy poczerniaych kamieni unosi si dym. Pozostaoci wie leay w kawakach na ruinach gwnej wityni, jakby si nad ni zoyy. Popkane kolumny sterczay z rumowiska niczym poamane koci. Aryn przygotowaa si na widok martwych cia, lecz na szczcie adnych nie dostrzega. Zobaczya za to lece w rnych miejscach odamki rozbitych posgw - wyszczerbione resztki kamiennych zwok Mistrzw Jedi. Tysice lat wielkiej historii w jeden dzie zmienione w py, popioy i ruiny przez imperialne bomby. Ogie bdzie si tli przez wiele dni w gbi rumowisk. Poczucie ogromnej straty zapierao Aryn dech w piersiach, ale nie moga paka; nie miaa ju ez. Jaka wspaniaa, a zarazem przeraajca jest zdolno umysu do tumienia blu, pomylaa. Zeerid nie puszcza jej doni. - Jeli twj Mistrz tu by, gdy wybuchy bomby, to... pewnie zgin w tej eksplozji. A win za to ponosi anonimowy pilot Imperium, Aryn. Nie masz kogo szuka ani kogo ciga. Zacza krci gow, zanim jeszcze skoczy mwi. - Mj Mistrz nie zgin w wybuchu. - Aryn... Wyrwaa rk z ucisku, a smutek i gniew zaostrzyy jej ton. - Czuam to, Zeerid! Czuam, jak umiera! To na pewno nie by wybuch bomby. To by miecz wietlny. Dosta dokadnie w to miejsce. Dotkna brzucha i skrzywia si na wspomnienie blu, jaki poczua, gdy Mistrz Zallow umiera. Rami Zeerida nadal leao nad oparciem siedzenia, ale nie dotykao ju Aryn. - Wierz ci. Naprawd. Okryli ruiny w milczeniu. - I co teraz? - Musz zej na d. - To nie jest dobry pomys, Aryn. Prawdopodobnie mia racj, ale ona musiaa dotkn gruzw, stan midzy zgliszczami. Zwalczya na razie impuls, uciszajc emocje rozsdkiem. - Nie, nie lduj tutaj. Jest inne wejcie do rodka. - Nie wida adnego budynku, ktry si zachowa. - witynia ma podziemia. Jedno z pomieszcze nadzoru systemw znajduje si do gboko. Mogo przetrwa eksplozj. Zeerid mia tak min, jakby chcia si sprzeciwi, ale nie zrobi tego. Aryn bya mu za to wdziczna. - Gdzie jest to inne wejcie? - Przez Roboty. Prywatny wahadowiec Malgusa zmierza ku powierzchni Coruscant. Eleena i towarzyszcy jej oddzia opucili Walecznego godzin wczeniej, w konwoju skadajcym si z trzech wahadowcw. Teraz zapewne wykonywali ju swoje zadanie. Malgus siedzia sam, a jedynym dwikiem w pomieszczeniu byo charczenie jego respiratora. Zapatrzony w swoje odbicie w transpastalowym oknie wahadowca, prbowa uporzdkowa myli. Po gowie kryy mu dziwne pomysy; wola ich nie rozwija ze strachu przed tym, dokd

go mog zaprowadzi. Jedno wiedzia na pewno - Angral si myli. Rada Ciemnej Strony te si mylia. Moe nawet Imperator si myli. Pokj to bd. Pokj spowoduje upadek Sithw, tak jak si to stao z Republik. Pokj osabi w Sithach rozumienie Mocy, podobnie jak przestali j rozumie Jedi. Podbj Coruscant by dowodem ich rozpadu i saboci. Pokj oznacza atrofi siy. Jedynie przez konflikt mona realizowa swj potencja. Malgus zrozumia, e Republika i Jedi powinni odgrywa rol oseki, na ktrej Imperium i Sithowie bd ostrzy swoje umiejtnoci i stawa si coraz bardziej niebezpieczni. Pokj, jeli nastpi, pozbawi ich siy. Chocia jednak wiedzia, e Imperium potrzebuje wojny, dotd jeszcze nie postanowi, jak do niej doprowadzi. - Wchodzimy w atmosfer, panie - poinformowa pilot. Przyglda si, jak pomienie wejcia w atmosfer obejmuj statek i przypomniay mu si czasy, gdy studiowa w Akademii Sithw na Dromund Kaas. Uczono go tam, e staroytni Sithowie z Korribanu oczyszczali swoje ciaa ogniem, uczyli si siy przez bl, wspierali rozwj poprzez zniszczenie. Tkwia w tym jaka mdro, myla. Jeli nie da si czego naprawi, naley to zniszczy i stworzy od nowa. - Stworzy od nowa - rzek ochryple. - Zniszczy i przerobi. - Lordzie Malgusie - odezwa si gos pilota w komunikatorze. - Dokd mam pana zawie? Nie otrzymaem planw lotu. Pomienie ponownego przejcia przez atmosfer ju wygasay, ale ogie arzcy si w duszy Malgusa dopiero nabiera mocy. Niespodziewane pojawienie si Aryn Leneer pchno go na drog, na ktr ju dawno powinien by wkroczy. By jej za to wdziczny. Na monitorze pojawi si obraz Coruscant - panorama miejskiego krajobrazu, podziurawionego i wypalonego wybuchami imperialnych bomb. - Do wityni Jedi - odpar. - Okr j na wysokoci stu metrw. Jeli nawet nie uda si tego dokona na wiksz skal, to przynajmniej czekaa go osobista wojna. Aryn Leneer przybya na Coruscant, eby go odszuka. A on postanowi odnale j. Spotkaj si na zasypanej gruzami mogile Zakonu Jedi. Aryn wskazaa na iluminator w olbrzymim budynku z durabetonu i stali, w ktrym mogoby si pomieci dziesi stadionw lekkoatletycznych. Szczyt kopuy znajdowa si na wysokoci kilkuset metrw od ziemi, a niezliczone wiee wentylacyjne i kominy sterczce z powierzchni kopuy wyglday jak gszcz oszczepw. Na metalowo-betonowej fasadzie nie ocalao nawet jedno okno. - Roboty - rzucia Aryn. - Lub przynajmniej jeden z wzw. Wylduj tam. Podczas gdy Zeerid sprowadza migacz w d, Aryn obejrzaa si na miasto, aby si zorientowa, jakie jest ich pooenie w odniesieniu do wityni Jedi. Z tego miejsca nie moga dostrzec ruin wityni - widok zasania rozcigajcy si pomidzy nimi teren - ale widziaa piropusze dymu. Obraz zniszczonego sanktuarium nadal j przeladowa. Zeerid wyldowa migaczem na szczycie pobliskiego parkingu. Stao tam ju kilka innych pojazdw. Pojedynczy migacz, dwa swoopy - obydwa przechylone na bok - to byo wszystko, co Aryn zauwaya. - Gdzie s pracownicy? - zapyta Zeerid. - Moe ubywaj si na niszych poziomach. Albo zostali w domach. Cho wydawao si, e miny wieki, atak mia miejsce zaledwie dzie wczeniej. Ludno nadal bya w szoku; wszyscy szukali schronienia lub zbierali to, co ocalao. Aby dotrze do centrum Robt, wsiedli do windy, a potem skorzystali z ruchomego chodnika. Olbrzymia brama i budynek ochrony zapewniay przejcie przez dziesiciometrow

betonow cian. Brama bya zamknita, ale budynek ochrony sta otworem. W normalnych okolicznociach krcioby si tu mnstwo stranikw. Aryn i Zeerid weszli do rodka i przemaszerowali przez budynek przez nikogo niezatrzymywani. Przed sob mieli gigantyczn struktur, wiksz nawet od republikaskiego krownika. Zeerid wycign pistolet blasterowy z kabury u pasa, a potem nastpny, ukryty na plecach, i poda go Aryn. Odmwia. - Pomylaem, e ci zaproponuj - powiedzia. - Ten twj miecz wietlny nie przyda ci si na wiele z odlegoci dwudziestu metrw. - eby si nie zdziwi - burkna. Zakoczone ukiem podwjne drzwi wejciowe wyglday jak przeniesione ze staroytnego zamku na Alderaanie, zbudowanego dla olbrzymw. Byy ogromne. Raven Aryn spokojnie by przez nie przelecia. - Prd jest nadal wczony i dziaaj kontrolki - zauway Zeerid, przygldajc si konsoli przy drzwiach. Aryn wystukaa na niej kod, ktrego si nauczya przed wielu laty. Gdzie zaskoczy niewidoczny mechanizm, wydajc odgosy przypominajce stkanie olbrzyma, i drzwi zaczy si otwiera. Gdy to si stao, weszli do rodka, w puste korytarze, gdzie unosi si zapach smaru i lekki swd spalenizny. Metalowa posadzka pod ich stopami wibrowaa, a dwik, jaki si przy tym roznosi, przypomina pochrapywanie olbrzymiej, niewidzialnej mechanicznej bestii. Drenie wzmagao si, w miar jak zapuszczali si w gb kompleksu. W oddali sycha byo zgrzytanie metalu ocierajcego si o metal. W pewnym momencie opucili szeroki gwny korytarz, ktrym szli od pocztku, i zanurzyli si w labirynt sal i biur o rozmiarach znacznie bardziej normalnych. - Nigdy nie widziaem wntrza wza - wyzna Zeerid. - Nie ma zreszt na co patrze. Gdzie s wszystkie mechanizmy? Aryn poprowadzia go przez cig opuszczonych stanowisk ochrony, a dotarli do dwikoszczelnych drzwi, otwierajcych si na centraln komor, umiejscowion pod kopu. Za tym punktem istoty niedroidalne maj obowizek noszenia suchawek i hemw, gosi napis na drzwiach. Aryn otworzya je i ze rodka uderzy w nich przeraliwy haas: rytmiczny zgrzyt metalu trcego o metal, syczenie wentylowanego powietrza i gazu, nieharmonijne buczenie setek olbrzymich silnikw i pomp, pikanie i pogwizdywanie robotw technicznych. Zeerid zwiesi bezwadnie rce i szeroko otworzy usta. Zrozumienie, co dzieje si w Robotach, byo niemoliwe na pierwszy rzut oka. Centralna komora miaa rednic kilku kilometrw, a jej wysoko osigaa setki metrw. Powierzchnia, poprzecinana wieloma poziomami, sieci schodw i klatek wind, kojarzya si z dzieem szalonego artysty, przedstawiajcym mrowisko lub ul. Aryn zawsze, gdy tu wchodzia, czua si straszliwie maa. Komora zdawaa si zbudowana dla jakiej obcej rasy o wzrocie dziesi razy przewyszajcym wzrost czowieka: dwignie byy wielkoci myliwcw, rury tak szerokie, e przeleciaby przez nie migacz, poszczeglne maszyny sigay od podogi do sufitu, acuchy i tamy rozcigay si na setki metrw. A pomidzy tym wszystkim uwijay si setki robotw, ktre sprawdzay zawory i odczyty na wywietlaczach, ustawiay kontrolki i oliwiy mechanizmy. Huk, jaki tu panowa, by przytaczajcy - oguszajca przemysowa kakofonia. W porwnaniu z zaawansowan technologi, stosowan wszdzie na terenie Coruscant - z jej obymi liniami, zwartymi konstrukcjami i czyst elegancj - Roboty sprawiay wraenie czego prymitywnego, krzykliwego w swoim rozmachu, niczym relikt pradawnych czasw, gdy przemys napdzay para i ogie. Ale Aryn wiedziaa, e to zudzenie. Kombinat rozciga si pod skorup Coruscant od jednego bieguna do drugiego. Zazwyczaj mona si byo dosta do niego przez punkty rozdzielcze. Jego rury, we, przewody tworzyy krwiobieg planety, ktrym pyny woda, ciepo, prd i kada inna, niezbdna do ycia miasta substancja. Roboty reprezentoway szczyt rozwoju technologii Republiki.

- Chod za mn! - zawoaa Aryn, przekrzykujc omot maszyn, a Zeerid skin gow. Podajc za oznakowaniem i wspierajc si pamici, Aryn ruszya przez labirynt platform, podnonikw i ruchomych chodnikw. Po drodze mijay ich lepe na wszystko roboty. Do Aryn dotaro, e droidy wykonywayby prawdopodobnie swoje zadania w Robotach nawet wtedy, gdyby na Coruscant nie zosta nikt ywy. Myl wydaa jej si groteskowa. Zeerid rozglda si wok, gdy szli, starajc si dobrze wszystko obejrze. - To niewiarygodne - zwrci si do Aryn. - auj, e nie mam przy sobie holokamery. Aryn skina gow i przyspieszya kroku. Wkrtce pozostawili za sob mechaniczny tumult wza. Haas za nimi stawa si coraz sabszy, a korytarze coraz wsze i ciemniejsze. Coraz mniej te byo zamontowanych na cianach lamp. Na sufitach i pododze wiy si niezliczone rury i przewody. Zeerid wycign z kieszeni lotniczych spodni prt arowy, przeama go na p i podnis do gry, eby owietli nim drog. Oboje byli zlani potem w dusznym powietrzu. - W tych tunelach trzymaj wart roboty ochrony - poinformowaa Aryn. - Nie mamy odpowiedniej przepustki, wic pewnie bd prboway nas zatrzyma. - Wspaniale - jkn Zeerid. - Mam nadziej, e wiesz, dokd idziesz? Kiwna gow, cho wanie zaczynaa podejrzewa, e si pogubia. Przed sob usyszaa szum serwomotorw i brzk metalu. Zblia si jaki robot. Zapaa Zeerida za rk, kac mu si zatrzyma. W obawie, e bd mieli do czynienia z robotem ochrony, aktywowaa miecz wietlny. W jego zielonym blasku zataczy kurz. Zeerid wycign blaster i wyej unis prt arowy. - O co chodzi? - spyta. Jaka posta poruszaa si w mroku: niski, walcowaty robot. Na szczcie astromechaniczny. Robt wkroczy w plam wiata i Aryn rozpoznaa pask, kolist gow oraz ciemnobrzowy kolor T7. Powierzchnia obudowy droida bya porysowana, a z jednego z przegubw ramiennych sterczay poszarpane przewody. Aryn jednak znaa tego robota. Poczua si tak, jakby zobaczya widmo, ducha z przeszoci, krcego po tunelach Robt. Dezaktywujc miecz wietlny, odezwaa si: - Tee-seven? Gos zaama si jej pod koniec. Robot odpowiedzia powitalnym pikniciem, a Aryn ju wiedziaa, e to on. Jego mechaniczny gos w jaki sposb przywoa wspomnienia cakiem ludzkich radoci, triumfw i cierpie. By jak cieka dwikowa z okresu, jaki Aryn spdzia w wityni u boku Mistrza Zallowa. zy napyny jej do oczu, gdy T7 podtoczy si ku nim na kkach. - Znasz tego robota? - zdziwi si Zeerid. Uklka przed T7, cierajc mu kurz z gowy, jakby by dzieckiem. Robot a gwizdn z radoci. - Jak si tu dostae? - spytaa. - Jak... przetrwae atak? Z trudem nadaa za mechaniczn mow droida, tak szybko wyrzuca z siebie piknicia, gwizdy i wierkanie. Wreszcie zrozumiaa, e gdy siy Sithw zaatakoway wityni, Mistrz Zallow odesa T7 z pola walki, na ktre robot zakrad si powtrnie, gdy wszystko ucicho. Pniej Sithowie wrcili, prawdopodobnie po to, eby podoy adunki wybuchowe, i droid uciek na nisze poziomy. - Wiem, co si stao z Mistrzem Zallowem, Tee-seven - wyznaa Aryn. Robot wyda z siebie przecigy, aosny gwizd. - Widziae to? Widziae, jak to si stao? Robot gwizdn przeczco. - Czemu wrcie na miejsce walki? - spyta Zeerid. Rozleg si przecigy wist; z obudowy T7 wysuna si przegrdka, a z niej wskie metalowe rami. Na jego kocu lea miecz wietlny Mistrza Zallowa. Aryn cofna si i przez dusz chwil wpatrywaa w miecz. Niczym potop zalay j

wspomnienia. - Wrcie, eby to odzyska? Tylko po to? Kolejne zaprzeczajce wierknicie i nastpny monolog w jzyku robotw, za ktrym trudno byo nady. Okazao si, e T7 wrci, by sprawdzi, czy kto przey, ale znalaz tylko miecz. Po raz drugi Aryn patrzya w twarz przeznaczeniu. Moc zawioda j do Zeerida dokadnie w momencie, gdy pilot wybiera si na Coruscant. A teraz si okazywao, e dziki Mocy T7 znalaz miecz wietlny Mistrza Zallowa, by mc go jej przekaza. Aryn uznaa, e to nie moe by przypadek. Moc pokazywaa, e kierunek, jaki obraa, jest waciwy, przynajmniej dla niej. Wzia do rki chodny metal rkojeci miecza, sprawdzajc jej ciar. Bya wiksza ni uchwyt jej miecza, waya nieco wicej, mimo to wietnie pasowaa do jej doni. Aryn wiele razy widziaa ten miecz w rkach Mistrza Zallowa, gdy udziela jej lekcji walki. Aktywowaa go teraz i zielone ostrze oyo. Przez chwil wpatrywaa si w nie, mylc o Mistrzu, po czym wyczya miecz. Przyczepia go do pasa obok wasnego i poklepaa T7 po gowie. - Dzikuj, Tee-seven. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. Postpie bardzo odwanie, wracajc. Droid pikn radonie. - Czy kto jeszcze ocala? - spyta Zeerid i Aryn si zawstydzia, e sama nie zadaa tego pytania. T7 gwizdn aonie i przeczco. Zeerid schowa blaster do kabury. - A co z robotami ochrony? Kolejny aosny gwizd. - Musz si dosta do stacji nadzoru systemw i przechowywania kopii zapasowych powiedziaa Aryn. - Mam nadziej, e nie zostaa zniszczona. Moesz nas tam zaprowadzi? T7 zawiergota z entuzjazmem, pokiwa gow i dyndajc sterczcymi z ramienia przewodami, ruszy w d korytarza. Aryn i Zeerid poszli za nim. Aryn czua u pasa ciar dodatkowego miecza wietlnego - ciar wspomnie, jakie si w nim kryy. Droid prowadzi ich przez labirynt korytarzy, unikajc tych, ktre si zawaliy lub byy zablokowane. Cofali si, jeli to byo konieczne i schodzili na coraz nisze poziomy kbowiska rur, przekadni i maszynerii. Aryn wkrtce stracia orientacj. Gdyby nie spotkali T7, bdziliby zapewne po Robotach przez wiele dni. Wreszcie po jakim czasie dotarli do terenu, ktry by Aryn znajomy. - Jestemy ju blisko - poinformowaa Zeerida. Przed sob mieli turbowind, ktr mona si byo dosta na nisze poziomy wityni. T7 podczy si do panelu kontrolnego i mechanizm windy zacz bucze. Aryn bya przygotowana, e ujrzy co strasznego, gdy drzwi windy si otworz, ale za nimi znajdowaa si tylko pusta kabina przedziau pasaerskiego. Caa trjka wesza do rodka, drzwi si zamkny i winda zacza si wznosi. Aryn wyczuwaa wspczucie ze strony Zeerida. Przyglda si jej ktem oka, mylc, e tego nie widzi, ale ona to zauwaya i bya poruszona jego trosk. - Ciesz si, e jeste przy mnie - powiedziaa. Zaczerwieni si, zakopotany. - Tak? C, ja te si ciesz. Drzwi si rozsuny, odsaniajc dugi korytarz. Lampy awaryjne migotay i brzczay. T7 ruszy przed siebie, a Aryn i Zeerid za nim. Aryn bywaa ju w tym korytarzu przed wielu laty, ale teraz wszystko wydawao si jej inne. Nie czua ju, e jest w wityni Jedi, raczej w grobowcu. Atak Sithw zniszczy nie tylko struktur wityni. Co jeszcze umaro wraz z jej rozpadem. witynia suya za symbol sprawiedliwoci przez tysice lat, a teraz jej niebyo.

Zdaniem Aryn by to wyrany przekaz. Pragna jak najszybciej opuci ruiny, lecz najpierw musiaa sprawdzi, czy nie zachoway si jakie nagrania z ataku. Szum serwomotorw T7 i tupot krokw Aryn i Zeerida rozbrzmieway gono w ciszy. Pokoje przy gwnym korytarzu wyglday zupenie normalnie. Stay tam krzesa, biurka, komputery, wszystko w jak najlepszym porzdku. Atak zniszczy zewntrzn struktur, ale jdro pozostawi nietknite. Moe ma to jakie znaczenie, pomylaa Aryn, pozwalajc sobie na odrobin nadziei na lepsz przyszo. Gdy dotarli do pomieszczenia, gdzie mieci si system operacyjny, przekonali si, e ono rwnie nie doznao szkd. Pi stanowisk kontrolnych, kade skadajce si z fotela, biurka i komputera, znajdowao si na swoich miejscach, a na cianie nad nimi wisia olbrzymi monitor. Ekrany wszystkich komputerw byy czarne. - Moesz doprowadzi tu prd, Tee-seven? - spytaa Aryn. Droid pikn twierdzco i przetoczy si do ciennego gniazda elektrycznego, do ktrego zaraz si podczy. Po chwili pokj oy. Grne wiata rozbysy, a komputery i monitory zaszumiay. - Chc zobaczy wszystko, co dotyczy ataku. Moesz odszuka te dane? Robot znw potwierdzi. Zeerid pchn fotel ku Aryn. Usiada w nim; serce w jej piersiach walio jak oszalae, a oddech przyspieszy. Zeerid pooy jej na chwil rk na ramieniu, po czym przycign drugi fotel i usiad obok Aryn. Wlepili oczy w ciemne monitory, czekajc, a T7 wywietli sceny horroru. Droid wyda z siebie seri podekscytowanych wiergotw. Odnalaz, co trzeba. Aryn chwycia si mocno porczy fotela. - Pu nagranie - powiedziaa. Na monitorze ukazaa si pojedyncza byszczca linia, ktra zacza si rozszerza w gr i d, a wypenia cay ekran. Pojawiy si teraz jakie obrazy. Gwna kamera ochrony bya zamontowana naprzeciwko gwnego wejcia do wityni, tak by mona ni byo nagrywa wchodzcych i wychodzcych. Aryn poczua, e robi jej si sucho w ustach. Baa si mruga w obawie, e co przeoczy; byo to do niedorzeczne, bo T7 mg w kadej chwili zatrzyma nagranie, powtrnie je puci, a nawet powikszy obraz. Patrzyli, jak przez olbrzymie wrota wityni przechodzi posta w pelerynie, uzbrojona w blastery, a obok niej Twilekanka. - Czy witynia wystawiaa tam stranikw? - zainteresowa si Zeerid. Aryn skina gow. adne nie miao wtpliwoci, co stao si ze stranikami. Widzieli, jak para kroczy przez hol; kamera pokazywaa te ludzi zbierajcych si na balkonach i patrzcych w d. - Nie wiedz, co maj o tym myle - powiedzia Zeerid. Aryn przytakna. - Ten facet jest olbrzymi - zauway pilot. - Zatrzymaj nagranie na jego twarzy i powiksz j - poprosia Aryn T7. Obraz zakapturzonej gowy mczyzny zamar na chwil, a potem si powikszy. Aryn nie moga dostrzec rysw twarzy, z wyjtkiem czego, co wygldao jak maska. - Co to jest? - spyta Zeerid. - Nie wiem. Teraz daj Twilekank, Tee-seven - polecia i T7 cofn nagranie, zatrzymujc je na kobiecie. Ekran wypenia twarz nieznajomej. - Ma dziwny odcie skry - stwierdzi Zeerid. Nachyli si do monitora, wpatrujc si intensywnie w obraz. Aryn musiaa przyzna w duchu, e kobieta jest pikna.

I e jest morderczyni. Lub co najmniej pomaga mordercy. - Widzisz t blizn? - odezwa si Zeerid. Wsta i wycelowa palcem w ekran, wskazujc na gardo kobiety. Na szyi widniaa nierwna, poszarpana szrama. - Moe dziki temu uda nam si j zidentyfikowa. - Moe - zgodzia si Aryn, prbujc przekn lin. Bardziej ni kobieta interesowa j ten zakapturzony mczyzna. - Dalej, Tee-seven. Patrzyli, jak para dociera do poowy holu. Aryn wstrzymaa oddech, gdy ujrzaa Mistrza Zallowa wychodzcego spoza zasigu kamery na spotkanie Sitha i kobiety. Towarzyszyo mu szeciu innych Jedi. - Zatrzymaj nagranie, Tee-seven. Klatka filmu znieruchomiaa, a Aryn wbia wzrok w twarz Mistrza Zallowa. Wyglda jak zawsze - surowy, skupiony. Jego widok w jaki sposb pozwoli Aryn przerwa opakiwanie jego mierci. Przypomniay si jej ich sesje treningowe, podczas ktrych Mistrz Zallow nalega pocztkowo, aby walczya jego stylem, i jak pniej ustpi i pozwoli jej odnale wasn ciek. To wspomnienie wywoao umiech na jej twarzy i zy w oczach. - Wszystko w porzdku, Aryn? - spyta Zeerid. Kiwna gow i otara zy rkawem szaty. - Tee-seven, poka twarze pozostaych Jedi - polecia. Droid przerzuci kilka klatek z ujciami wykonanymi pod rnym ktem, a dotar do twarzy Jedi. Aryn rozpoznaa wszystkich, cho nie znaa ich dobrze. Zacza wymienia ich imiona, uznajc, e przynajmniej tyle moe dla nich zrobi. - Bynin, Ceras, Okean, Draerd, Kalla... - Przyjaciele? - spyta Zeerid agodnym tonem. - Nie - odpara. - Ale byli Jedi. - To niemoliwe, aby Sith i ta Twilekanka sami pokonali Jedi i zdobyli wityni owiadczy Zeerid, cho w jego gosie nie byo absolutnego przekonania. - Prawda? Aryn nie miaa pojcia. - Pu dalej nagranie, Tee-seven. Film znowu si rozpocz. Mistrz Zallow zatrzyma si przed Sithem. Reszta Jedi aktywowaa miecze. Aryn wpatrywaa si w Mistrza Zallowa i w Sitha, by zobaczy, czy co do siebie mwi, wykonuj jakie gesty, cokolwiek. Nic takiego si nie dziao, przynajmniej wnioskujc z tego, co udao jej si dostrzec. - Stang - sapn Zeerid. - Co? - spytaa z niepokojem. - Zatrzymaj obraz, Tee-seven. O co chodzi? Nagranie zastygo w miejscu. Aryn nie widziaa, by dziao si co nadzwyczajnego midzy Mistrzem Zallowem a Sithem. - Tam - powiedzia Zeerid, podrywajc si z fotela i pokazujc na punkt za wysokim wejciem do wityni. Wskazywa co na niebie, ale Aryn niczego nie widziaa. - Co to jest? - Statek - wyjani. - Tutaj. Widzisz? Aryn wstaa i zmruonymi oczami przyjrzaa si ekranowi. Dostrzega statek, cho trudno go byo rozrni na tle skrawka nieba, widocznego w szparze sigajcych od podogi do sufitu otwartych bram wityni. - Zwr uwag na sylwetk - poradzi Zeerid. - To prom typu NR2, statek Republiki. Lataem takim. Widzisz? Aryn widziaa, ale nie rozumiaa, jakie znaczenie ma obecno statku. - Powiksz, Tee-seven - rozkaza Zeerid i robot wykona polecenie. Na monitorze pojawi si wyrany obraz okrtu powietrznego. - Nie ma oznakowa - mrukn Zeerid. - Ale spjrz na dzib, na trajektori. Leci w d, prosto na wityni. - Jeste pewien? - Nie wyglda, eby by uszkodzony - cign Zeerid z zastanowieniem. - Wr do

normalnej wielkoci i pu nagranie dalej, Tee-seven. Przygldali si w przeraonym milczeniu, jak prom wbija si w bram wityni, przetacza przez hol, strcajc po drodze kolumny - olbrzymia, bezwadna masa metalu i pomieni - i w kocu zatrzymuje si tu za Sithem, stojcym przed Mistrzem Zallowem. Ani Sith, ani Jedi nawet nie drgnli. - Sekcja rodkowa statku pozostaa nienaruszona - zauway Zeerid. - Musiaa zosta wzmocniona. - Spojrza na Aryn. - W rodku co jest. Moe bomba. - Nie, nie bomba - zaprzeczya Aryn. Zaczynaa rozumie. Patrzyli, jak wielki waz centralnej komory NR2 otwiera si z hukiem, a ze rodka wypada dwunastka Sithw z czerwonymi mieczami wietlnymi w rkach. Zeerid usiad z powrotem w fotelu. - To gorsze ni bomba. Mistrz Zallow aktywowa swj miecz, a zza kamery wybiego jeszcze wicej Jedi, by pomc koledze. Aryn obserwowaa rozwj wypadkw, ale jej uwaga skupiona bya na Sicie. Gdy walka si rozpocza, zrzuci peleryn, odsaniajc w kocu twarz. - Zatrzymaj - polecia i T7 posucha. Dodaa lodowatym gosem: - Powiksz jego twarz. T7 wycentrowa obraz na obliczu Sitha i powikszy. ysa gowa z niebieskimi ykami, policzki w szramach, intensywny wzrok i respirator, a nie maska. - To ten facet z krownika! - zawoa Zeerid. - Darth Malgus - powiedziaa Aryn, czujc nagy ucisk u podstawy czaszki. - To Darth Malgus przewodzi atakowi. - Przez jaki czas wpatrywaa si w czarne oczy Sitha, szykujc si na to, co wiedziaa, e musi nastpi. - Kontynuuj, Tee-seven. Przygldaa si walce, prbujc utrzyma emocje na wodzy, ale i tak odnosia wraenie, e czuje wszystko, co odczuwaj walczcy. Bya spita i naszykowana do skoku. Inni uczestnicy rozdzielili Mistrza Zallowa i Malgusa, ale obaj utorowali sobie drog do siebie. - Zobacz, to Mandalorianka - owiadczy Zeerid. Aryn kiwna gow. Mandalorianka w penym bojowym rynsztunku pojawia si na miejscu walki, plujc ogniem z blastera. - Jest gorcej ni na wielu polach bitwy, na jakich bywaem - orzek Zeerid. Faktycznie tak byo. Ogie pon wszdzie, sterty gruzu zacielay hol, smugi z blasterw przelatyway w kadym kierunku, a Jedi walczyli z Sithami. Trudno byo nawet ledzi poczynania poszczeglnych osb. Wszystko zlewao si w niewyobraalny chaos bitwy. Aryn jednak nie spuszczaa wzroku z Mistrza Zallowa, ktry przesuwa si w stron Malgusa. Sith robi to samo, szukajc Zallowa. Kiedy znaleli si bliej siebie, Aryn spostrzega, e Malgus obroni Twilekank przed atakiem jednego z padawanw, a kiedy kobiet trafi ogie z blastera, zaszarowa na przeciwnikw z jeszcze wiksz zaciekoci. - Nie wiedziaem, e Sithowi moe na czym zalee - mrukn Zeerid. Aryn rwnie bya zaskoczona zachowaniem Malgusa, ale nie miaa czasu si nad tym zastanawia, bo Sith i Mistrz Zallow wreszcie spotkali si w walce. Gdy pojedynek nabra tempa, podniosa si z fotela i podesza bliej monitora. Przygldaa si, jak walczcy wymieniaj sztychy, testujc nawzajem swoje umiejtnoci. Patrzya, jak Malgus zamachn si mieczem wietlnym, a Mistrz Zallow nad nim przeskoczy. Potem Malgus strci Jedi z powietrza w poowie skoku i zaszarowa na niego, a Mistrz Zallow w ostatnim momencie unikn dgnicia. Serce jej walio jak szalone. Miaa nadziej, e pojawi si jaka pomoc, kto, kto zmieni bieg wypadkw, cho wiedziaa, e s niezmienne. Czekaa na jaki bd ze strony Mistrza lub na podstpn sztuczk ze strony Malgusa, co wyjanioby to, co miao si za chwil wydarzy - Mistrz Zallow zostanie pokonany przez Malgusa. Jedi i Sith walczyli w odlegym rogu holu. Mistrz Zallow przystpi do ostrego ataku, pod ktrym Malgus si ugina. Ale Aryn wiedziaa, e Sith umylnie przyciga przeciwnika do siebie.

I wtedy to si stao. Mistrz Zallow uderzy ostrzem miecza w policzek Malgusa, zmuszajc go do zrobienia kroku w ty. Jedi ruszy za Malgusem, ale Sith to przewidzia, wykona obrt i wbi ostrze miecza wietlnego w brzuch przeciwnika. - Wystarczy, Tee-seven - zawoa Zeerid. - Zobaczylimy ju wszystko. - Jeszcze nie - sprzeciwia si Aryn. - Pu nagranie powtrnie, Tee-seven. Robot wykona polecenie. - Jeszcze raz. On co mwi na samym kocu. Zrb zblienie na usta. T7 uczyni, o co prosia. Cios Mistrza Zallowa skierowany na twarz Malgusa strci Sithowi respirator i Aryn moga wyranie zobaczy pokiereszowane, zdeformowane usta. Sith mwi co do Mistrza Zallowa, gdy Jedi umiera. Aryn zdoaa odczyta z ruchu warg: To wszystko sponie. Uwiadomia sobie, e patrzc w monitor, trzyma si za bok, jakby to ona nadziaa si na ostrze miecza Sitha. Powtrnie przeywaa bl, jaki j dopad na Alderaanie, gdy wyczua mier Mistrza Zallowa. I ten sam gniew. Teraz miaa na kim go skupi: Darth Malgus. - Jeszcze raz, Tee-seven. - Aryn, nie! - odezwa si Zeerid. - Jeszcze raz. - Nie, Tee-seven. - Zeerid odwrci si i stan tak, e mogli patrze sobie nawzajem w oczy. - Co ty wyprawiasz? Co jeszcze chcesz zobaczy? - Ja wcale nie ogldam. Ja przeywam. Zostaw mnie, Zeerid. Musia zrozumie, bo da jej spokj, a ona znw odwrcia si do monitora. - Powiksz twarz Mistrza Zallowa i pu ponownie, Tee-seven. Raz za razem patrzya na wyraz twarzy swojego Mistrza, gdy umiera. Wiedziaa, e jego oczy bd j przeladowa, ale nie moga odwrci wzroku. Wiedziaa, co Mistrz Zallow myla w ostatniej chwili swojego ycia, kiedy z tych oczu uchodzio wiato. Zawiodem. I sowa Malgusa: To wszystko sponie. Mur, jakim Aryn otoczya swoje cierpienie, run jak mury wityni. Z jej oczu pyny zy, ale mimo to nadal patrzya. Chciaa zapamita bl Mistrza, zachowa go gboko w sobie, jak czarne ziarno, ktre wyda czarny owoc, gdy ona stanie twarz w twarz z Malgusem. Zanim go zabije, powinien poczu ten sam bl, jaki odczuwa Mistrz Zallow. Delikatny dotyk doni Zeerida na ramieniu wrci j do rzeczywistoci. Ekran monitora by czysty. Jak dugo tam siedziaa, gapic si w pusty ekran, marzc o mierci, zemcie i blu? - Czas si zbiera, Aryn - rzek Zeerid i pomg jej wsta. T7 gwizdn ze wspczuciem. - Wszystko z tob w porzdku? - spyta Zeerid. Domylaa si, jak wyglda. Rkawem tuniki wytara zy z policzkw. - W porzdku - zapewnia. Zeerid przez chwil wyglda, jakby chcia j przytuli, ale wiedziaa, e nie pozwoli sobie na to, jeli ona nie da mu znaku. Nie zrobia tego. Nie chciaa ulgi od smutku i blu. Pragna tylko w jaki sposb przenie je na Malgusa. - Zrb kopi nagrania i zachowaj j, Tee-seven - polecia. - Trzymaj j przy sobie. Droid pikn na znak zgody. Wracali przez kombinat na powierzchni w milczeniu. Zanim dotarli do migacza, Aryn zdya odbudowa mur wok swoich emocji. Schowaa rozpacz i bl gboko, ale tak, by moga je wywoa, gdy bdzie tego potrzebowaa. Wraz z Zeeridem ustawili T7 na podstawie dla droidw z tyu migacza. - Musz si dosta na krownik - owiadczya. Zeerid wczy magnetyczn blokad, unieruchamiajc T7.

- Nie moesz zaatakowa krownika, Aryn. - Wcale nie chc go zaatakowa. Chc tylko dosta si na pokad. - I spotka si z nim? Z Lordem Malgusem? - I spotka si z nim - potwierdzia, kiwajc gow. - I co twoim zdaniem si wydarzy, gdy wejdziesz na pokad? Jak zamierzasz omin imperialnych onierzy? Sdzisz, e Malgus wpuci ci bez trudu i stanie z tob do honorowej walki? Nie podoba jej si ton, jakim mwi Zeerid. - Spowoduj, e krownik spadnie. Z nim na pokadzie. - I z tob. Uniosa hardo brod. - Jeli to bdzie konieczne. Zeerid waln z frustracj doni w obudow T7. Droid wierkn poirytowany. - Aryn, ogldasz za duo holonetu. To si nie uda. Zapi ci, bd ci torturowali i zabij. On jest Sithem. To Sithowie wpadli statkiem w wityni, zabili dwunastu Jedi, zrzucili bomby na Coruscant. No, pomyl! - Mylaam. I musz to zrobi. Zeerid widzia zdecydowanie w jej oczach. Przekn gono lin i spojrza w dal ponad gow Aryn, jakby zbiera myli, po czym ponownie zwrci na ni wzrok. - Powiedziaa, e pomoesz mi wydosta si z planety. - Wiem - przyznaa. - Nie mog pj z tob, Aryn. Mam crk. Zaley mi tylko na tym, aby wydosta si std i wrci do Arry, zanim Kantor lub ktokolwiek inny si do niej dobierze. Nagle opucia j caa zo. - Zrobie wicej ni trzeba, Zeerid. Nie zgodziabym si, eby mi towarzyszy, nawet gdyby chcia. Przez dusz chwil wpatrywali si w siebie; w powietrzu midzy nimi unosiy si niewypowiedziane sowa. Gowa T7 obracaa si od Aryn do Zeerida i z powrotem. - Nie musisz przed nim stawa - odezwa si w kocu Zeerid. Ubranie mia poplamione smarami z Robt. Brak snu wymalowa pod jego oczami sine podkowy. Nie goli si od wielu dni, wic policzki pokrywa cie zarostu. Jeszcze raz Zeerid skojarzy si Aryn z szalonym prorokiem, cho wygldao na to, e to ona dziaa pod wpywem szalestwa. - Musz - powiedziaa krtko. Wycigna rk i stara brud z jego policzka. Wyglda na zaskoczonego tym gestem; zrobi min, jakby chcia co powiedzie, ale milcza. - Udamy si kade w swoj stron, Zeerid - owiadczya, czujc, e zaniepokoi go ta perspektywa. - Zatrzymaj migacz i T7. Ja znajd sobie co innego. Do zobaczenia, Zeeridzie. Widzc, e odchodzi, T7 wyda smtny gwizd, ale Aryn to nie zatrzymao. Dokonay tego sowa Zeerida, tak jak wczeniej jej sowa zatrzymay jego. - Pomog ci, Aryn. Nie wejd z tob na krownik, ale pomog ci si na niego dosta. - W jaki sposb? - Nie wiem. Moe sprbujesz zakra si na transporter leccy do krownika. - Wskaza na odlegy, przemieszczajcy si po popoudniowym niebie czarny punkt. - Kursuj regularnie i zawsze przybijaj do tego samego portu. A ja je znam. Kilka razy ldowaem na takich Tuciochem. Wymyl jaki sposb, eby dostaa si na pokad takiego transportowca, a dla siebie znajd inny statek, ktry wywiezie mnie z planety. Nadal potrzebuj twojej pomocy, a ty mojej. Dobry ukad? Aryn nie musiaa si dugo zastanawia. Potrzebowaa pomocy Zeerida i chciaa by z nim jak najduej. - Dobry. - I kto wie? - doda Zeerid, gdy wspinaa si do migacza. - Moe po drodze wrci ci rozum.

ROZDZIA 11 Zeerid prowadzi migacz Armin nisko nad miejskim krajobrazem, a dotar do zbombardowanego budynku mieszkalnego. Nie byo w nim nic szczeglnie godnego uwagi. Wyglda po prostu na odpowiednie miejsce do tego, eby si zadekowa. Z grnych piter budynku odpada fasada, odsaniajc wntrza mieszka i pokoi. Wygldao to tak, jakby Imperium obdaro budynek ze skry, eby odsoni jego wntrznoci. Zeerid pomyla, e Imperium zrobio to samo z ca Coruscant - dokonali wiwisekcji Republiki. Zburzona fasada leaa u podstawy budynku w postaci sterty gruzu i szka wymieszanego z meblami, roztrzaskanymi wideoekranami i innymi domowymi sprztami. Wntrze pozostao w znacznej mierze nienaruszone, chocia wszystko pokrywaa warstwa pyu. Z okien zwisay kawaki rozbitego szka, przypominajce ky. Kilka przewodw elektrycznych strzelao iskrami. Skd cieka woda, ktra tworzya ma kaskad spywajc z jednego z grnych piter. W caym budynku nigdzie nie palio si wiato. Wyglda na opuszczony. - Powinien si nada - powiedzia do Aryn i do T7. Poprowadzi migacz midzy gruzami, a znalaz si w pobliu jednego z niej pooonych, odsonitych mieszka. - Nada do czego? - spytaa Aryn, a T7 zawtrowa jej piniciem. - Rozejrz si po kosmoporcie. Wy zostaniecie tutaj. Aryn pokrcia gow. - Nie, pjd z tob. - Lepiej mi si pracuje w pojedynk, Aryn. Przynajmniej jeli chodzi o obserwacj. Odpocznij troch... - Nie potrzebuj odpoczynku. Potrzebuj dosta si do tego krownika. - A to jest najlepszy sposb. Mwi ci, odpocznij troch, zjedz co i... we si w gar. Skrzywi si przy tych ostatnich sowach, pewien, e Aryn si obrazi, ale najwyraniej nie zwrcia na to uwagi. - Wrc najszybciej, jak si da. Rzuci jej jeszcze jeden z batonw proteinowych, ktre zabra ze schowka migacza. - Zeerid... - zacza. - Prosz, Aryn. Chc si tylko rozejrze. Nie bd nic robi bez ciebie. Ustpia z westchnieniem i wysiada ze migacza. Odpia droida i opucia go na ziemi. - Wrc tak szybko, jak si da - obieca Zeerid. - Miej j na oku, Tee-seven. Droid zapiszcza na potwierdzenie i Zeerid odlecia. Unikajc ekip ratunkowych, ktre przeszukiway tlce si jeszcze ruiny, Zeerid zmierza w kierunku portu kosmicznego Liston, obsugujcego ten kwadrant. Widzia go w oddali, na tle nocnego nieba; zakrzywione odnogi jego ldowisk dla duych statkw wznosiy si ku grze niczym rce bagajcego o przebaczenie pokutnika. Port wyglda na niezniszczony, przynajmniej z tej odlegoci. Zeerid zobaczy, e otwieraj si grne wrota jednego z wielu hangarw przeznaczonych dla niniejszych statkw w gwnej czci portu, wypuszczajc snop wiata w ciemne niebo. Zamkn przepustnice migacza i odbi w bok. Nad portem pojawiy si wiata pozycyjne trzech imperialnych promw, podchodzcych do ldowania. Wrota hangaru pochony je i zatrzasny si, zamykajc ponownie dopyw wiata. Przynajmniej wiedzia, e s tam jakie statki. Zatrzyma si i obserwowa przez jaki czas, eby sprawdzi, czy pojawi si jeszcze jakie statki. adnych jednak nie zobaczy. Normalnie nawet taki niewielki kosmoport jak Liston ttniby yciem. Ruszy dalej, eby przyjrze si wszystkiemu z bliska. Obszar w promieniu kilku

kilometrw wok portu mocno ucierpia od imperialnych bomb. Spalone budynki przechylay si w posadach jak pijane. Ziemia bya usiana nieregularnymi, osmalonymi dziurami. Ruchome chodniki zwisay krzywo, tworzc bezadn pltanin cieek prowadzcych donikd. Przewody elektryczne strzelay wciekle iskrami. Tu i wdzie leay kawaki durabetonu, porozrzucane chaotycznie si wybuchu. Zeerid lecia powoli, bez wiate, unikajc ryzyka. W okolicy nie widzia nikogo, adnego ruchu. Wygldao to jak wymare miasto. W powietrzu wisia swd spalenizny, a take saby, obrzydliwie sodki smrd organicznego rozkadu. Ruiny stay si grobowcem dla tysicy istot. Zeerid stara si o tym nie myle. Mia nadziej, e wikszo zdya uciec na dolne poziomy, zanim bombardowanie rozpoczo si na dobre. Zobaczy opuszczon konstrukcj wielopoziomowego parkingu, w poowie zrujnowan. Druga poowa wygldaa cakiem stabilnie i znajdowaa si zaledwie par przecznic od portu. Wprowadzi migacz na dolny poziom i tam zaparkowa. Reszt drogi mia zamiar pokona pieszo. Chcia si rozejrze niepostrzeenie, a to najlepiej mona byo zrobi bez pojazdu. W republikaskiej szkole lotniczej nauczy si, jak si porusza w terenie, na wypadek gdyby jego statek spad kiedy na terytorium wroga, i teraz wykorzystywa te umiejtnoci. Niepostrzeenie jak cie przemyka midzy usypiskami gruzw, stalowymi belkami i porzuconymi pojazdami, uwaajc, eby nikt go nie wypatrzy z powietrza. Wiedzia, e Imperium uywa czasem latajcych droidw obserwacyjnych. Przed nim z dymicego, zniszczonego krajobrazu wystawa dziesiciopitrowy hotel Mgawica. W przeciwiestwie do niemal wszystkich budowli wok wyglda prawie na nienaruszony, nie liczc paru rozbitych okien na dolnych pitrach. Zeerid nie widzia wiata w adnym z pokoi, wic zakada, e hotel jest pozbawiony zasilania i niezamieszkany. Przebieg przez ulic, wyway drzwi i wszed do holu. adnych witajcych droidw, nikogo w recepcji, tylko gboka ciemno. - Halo! - zawoa. - Jest tu kto? adnej odpowiedzi. Pamitajc o braku prdu, zignorowa windy i ruszy ku schodom. By lekko zdyszany, gdy dotar do drzwi prowadzcych na dach. Otworzy je kopniakiem z blasterem w doni. Nic. Schyli si nisko i podbieg do krawdzi dachu. Stamtd mia dobry widok na kosmoport. Wycign makrolornetk, ktr zabra ze migacza, i popatrzy w d. Wiea kontrolna bya ciemn, transpastalow iglic, najwyraniej opuszczon. Wszystkie wejcia wyglday na zamknite poza jednym, ktrego pilnowa tuzin imperialnych onierzy w cikich szarych zbrojach. Zeerid domyla si, e w samym kompleksie jest wicej imperialnych oddziaw. Wygldao na to, e Imperium zamkno cay port poza kilkoma ldowiskami dla mniejszych statkw, zapewne po to, eby rozproszone siy miay mniejszy teren do zabezpieczenia. Due transpastalowe okna w cianie wychodziy na pobliskie ldowiska. Widzia przez nie trzy imperialne promy, ktre wanie wyldoway. Wszystkie miay numeryczne oznaczenia, wymalowane nad sowem Waleczny - nazw krownika Dartha Malgusa. - Wyglda na to, e dostaniesz to, co chciaa, Aryn - mrukn. Zobaczy jeszcze jeden statek, zmodyfikowany imperialny okrt desantowy klasy Dragonfly. Pokrci regulatorem na makrolornetce, eby powikszy obraz. Statek nie mia adnych imperialnych oznacze, a rampa bya podniesiona, tak jakby by gotowy do startu. Port obsugiwao kilkudziesiciu robotnikw w kombinezonach, a take z p tuzina droidw, krcych midzy statkami, przewodami paliwowymi, dwigami zaadunkowymi i terminalami komputerw. Nagle pole widzenia makrolornetki przesonio co niebieskawego. Zeerid zmniejszy zblienie. Przed oknem przesza Twilekanka, wypeniajc soczewki swoj lawendow skr. Lawendowa skra. Zeerid patrzy, jak Twilekanka i oddzia umundurowanych imperialnych onierzy w

lekkich zbrojach pakuj sze istot w kajdanach i z workami na gowach do jednego z promw. Stara si nie spuszcza wzroku z Twilekanki, ktra najwyraniej wydawaa rozkazy onierzom, jednak wymagao to wodzenia za ni lornetk od okna do okna, wic chwilami traci j z oczu. Podobnie jak Twilekanka na filmie ze wityni Jedi, nosia dwa bliniacze blastery na biodrach, a take obcise spodnie i wysokie buty. - To musi by ona - powiedzia do siebie, ale potrzebowa potwierdzenia, wic czeka i patrzy, a w kocu odwrcia si twarz do okna i zobaczy postrzpion blizn na jej gardle. Mam ci - szepn. Twilekanka powiedziaa co przez komunikator i prom z cywilami zacz si unosi. Wrota w dachu hangaru si rozsuny, jeszcze raz wypuszczajc wiato w nocne niebo. Kiedy prom wznis si ponad lini dachw, wczy gwne silniki i odlecia, zapewne w kierunku Walecznego. Wrota si za nim zamkny. Twilekanka i jaki tuzin onierzy pozostali w hangarze. Robotnicy i droidy rwnie. Zeerid obserwowa, jak zesp robotnikw i przypominajcy skrzynk na gsienicach droid serwisowy tankuj jeden z promw za pomoc grubego wa podczonego do podziemnego zbiornika. W gowie Zeerida zrodzi si pewien plan. Schowa makrolornetk do kieszeni i pospieszy do migacza, a potem z powrotem do Aryn. Prom lecia cicho nad ruinami wityni Jedi. Przez interkom statku rozleg si gos pilota. Pobrzmiewaa w nim nutka znudzenia. - Mam tu zosta, panie? - Zostaniesz, dopki ci nie powiem - odpar Malgus. - Zewntrzne i wewntrzne wiata maj pozosta wyczone. - Jak sobie yczysz, mj panie. Prom Malgusa zawis jakie trzysta metrw nad ruinami wityni Jedi. Z tej wysokoci witynia wygldaa jak sterta kamieni w wietle gwiazd. Malgus czeka w ruinach kilka godzin, a dzie zmieni si w noc, jednak Aryn Leneer si nie zjawiaa. Ale wiedzia, e w kocu to zrobi. Aryn rozpakowaa i zjada baton proteinowy, ktry dostaa od Zeerida. Razem z T7 schronia si w jednym z mieszka. Siedziaa na pokrytej pyem kanapie, czujc smrd poncej planety. W mylach odtwarzaa mier Mistrza Zallowa i przypominaa sobie wyraz jego twarzy. Ponownie zobaczya ruiny wityni i domylia si, e jego ciao ley pod zwaami gruzu. Tumic w sobie narastajc fal alu, przyja postaw medytacyjn, zanikna oczy i sprbowaa zanurzy si w Mocy. - Spokojne serce, spokojny umys - powtarzaa, ale jedno i drugie okazao si niemoliwe do uzyskania. W kocu usiada z powrotem na kanapie, wpatrujc si w niebo. Wszechobecny dym wyglda jak czarne chmury na tle gwiazd. Od czasu do czasu widziaa w oddali wiata statku domylaa si, e to imperialne statki patrolowe. Wreszcie emocjonalne i fizyczne wyczerpanie wzio gr i zapada w sen. ni jej si Mistrz Zallow. Sta przed ni w ruinach wityni Jedi, a jego szaty rozwiewa wiatr. Patrzya na nich popkana kamienna twarz Odan-Urra. Usta Mistrza Zallowa si poruszay, ale nie wydobywa si z nich aden dwik. Wydawao si, e prbuje jej co powiedzie. - Nie sysz ci, Mistrzu - powiedziaa. - Powtrz. Prbowaa podej bliej, przedzierajc si przez gruzy, ale im bardziej si zbliaa, tym bardziej on si odsuwa. W kocu ogarna j frustracja i krzykna: - Nie wiem, czego ode mnie chcesz! Obudzia si z walcym sercem i zobaczya stojcego przed niT7. Droid zawierka

pytajco. - Nie, wszystko w porzdku - odpara, ale wcale tak nie byo. Wstaa i otulia si szczelnie paszczem. Spojrzaa na chronometr. Zeerida nie byo od ponad godziny. Spodziewaa si, e zejdzie mu jeszcze co najmniej godzina. Sen gboko j poruszy. Wzia rkoje miecza wietlnego Mistrza Zallowa i obracaa j w doniach, podziwiajc kunszt wykonania. Jej forma odzwierciedlaa osobowo Mistrza - solidna, bez ozdobnikw, ale pikna w swojej prostocie. Chciaa wrci do wityni, w miejsce, gdzie mord zosta popeniony. Powinna bya zmusi Zeerida, eby wyldowa, kiedy przelatywali nad ni wczeniej. Chciaa przej si pord ruin i poobcowa ze zmarymi. Przypia bro Mistrza Zallowa do paska. - Musz gdzie pj, Tee-seven. Niedugo wrc. Droid zagwizda kolejne pytanie, w ktrym sycha byo ton niepokoju. - Powiedz mu, e wrc. Nie ma powodw do obaw. Opucia zrujnowany budynek i ruszya w kierunku wityni Jedi. Co tam na ni czekao. Na pewno. Kiedy Zeerid wrci do ich kryjwki, zobaczy, e Aryn znikna. Niepokj cisn mu gardo. T7 odezwa si do niego z jednego z mieszka. - Tee-seven, gdzie ona jest? - spyta Zeerid. May droid wierka, gwizda i piszcza tak szybko, e Zeerid ledwo nada. W kocu jednak wydedukowa, e Aryn opucia mieszkanie po krtkim odpoczynku i e nie powiedziaa T7, dokd si wybiera. Ale Zeerid wiedzia, dokd moga si uda. Tam, gdzie zgin Mistrz Zallow. - Chodmy, Tee-seven - powiedzia i zaadowa droida na migacz. W sercu Aryn kbiy si emocje, a jej nastrj by ciemny jak noc. Normalnie nocne niebo nad Coruscant rozwietlay setki tysicy wiate rnych przedsibiorstw i reklam. Jednak atak pozostawi ogromne poacie planety bez prdu, a pogrone w ciemnoci i ciszy miasto przypominao mauzoleum. Aryn ostronie posuwaa si naprzd wrd nieprzeniknionych ciemnoci. Podesza do wityni szerokim brukowanym traktem, ktry dawniej prowadzi do imponujcego gwnego wejcia. Zdaa sobie spraw, e Malgus musia wybra t sam drog, i dziwnie j oburzyo, e ostatni osob, jaka sza t drog przed zburzeniem wityni, by Sith. Wydao jej si to odraajce. Pomylaa, e idc po ladach Malgusa, zmae hab jego krokw. Zwolnia, gdy zburzona konstrukcja wyonia si przed ni z ciemnoci. Atak zamieni pynne linie i eleganckie iglice wityni w bezksztatn stert ruin, grobowy kurhan Zakonu Jedi. Ten widok znw rozdrapa jej rany. Kiedy si zbliaa, duchy wasnej przeszoci powstaway z ruin - czas, ktry spdzia w wityni jako modzik, jako padawan, potem ceremonia, podczas ktrej zostaa pasowana na Rycerza Jedi. witynia bya jej domem przez dziesiciolecia i tutaj zosta zamordowany jej ojciec. Oczami duszy widziaa ostateczny cios zadany jej Mistrzowi, tak wyranie, jakby znw ogldaa nagranie w witynnym pokoju monitoringu. Widziaa, jak Malgus wykonuje obrt, odwraca chwyt na rkojeci i przebija swoim mieczem wietlnym Mistrza Zallowa. I po raz kolejny zobaczya wyraz twarzy Mistrza, gdy w jego oczach gaso wiato i pozostaa w nich tylko rozpacz. Ponis porak i wiedzia o tym. By moe wiedzia te, tak jak teraz Aryn, e cay Zakon Jedi ponis porak. Myl o jej Mistrzu, umierajcym z rozpacz w sercu, wbia gorcy kolec gniewu w jej ran. A jednak... nie moga przesta myle o wyrazie twarzy, jaki mia w jej nie. Wygldao to na trosk, moe ostrzeenie. Chcia jej co powiedzie...

Potrzsna gow. To by tylko sen, a nie wizja, tylko projekcja jej podwiadomoci. Odsuna t myl od siebie. Musiaa znale Malgusa i zabi go. Dotara do ruin i zacza wspina si po poszarpanych kamiennych blokach. Wci byy ciepe, biy arem wasnej zagady. Sza pord nich, jak pord grobw dziesitek Jedi, i pakaa z wciekoci. Zaczo si jej wydawa, e struny jej wraliwoci na Moc rozbrzmiewaj faszyw nut. Co chwycio j za ramiona i wytrzsno z niej al, pozostawiajc tylko gniew. Wiedziaa, co jest rdem tego uczucia. Wczya miecz wietlny i sprbowaa zlokalizowa Malgusa. Malgus wyczu obecno innego uytkownika Mocy - nieprzyjemny nacisk Jasnej Strony, ktry przypomina mu, jak czu si w obecnoci Mistrza Zallowa. Zrozumia, e Aryn Leneer w kocu si zjawia. - Sprowad prom na pidziesit metrw - powiedzia. Adrenalina krya ju w jego yach. - Kiedy wysid, moesz odlecie. - Kiedy wysidziesz, panie? Malgus nie odpowiedzia. Wyczy tylko system bezpieczestwa i wcisn guzik otwierajcy boczny waz. Gdy drzwi si odsuny i do rodka wpado nocne powietrze, zionce smrodem zburzonej wityni i spalonej planety, pozwoli, eby wypeni go gniew. Statek zszed na pidziesit metrw. Pooona w dole zburzona witynia bya ciemna, okryta aksamitem nocy. Jednak Malgus dostrzega obecno Aryn Leneer tak wyranie, jakby widzia j w penym socu. Stan w drzwiach, przywoa Moc, wczy swj miecz wietlny i wyskoczy w mrok. Czyj ryk, peen nienawici i wciekoci, skierowa wzrok Aryn ku niebu. Malgus spada z gry jak meteor, trzymajc oburcz swj miecz wietlny. Paszcz powiewa za nim i nad nim jak fragment ciemnoci. Fala Mocy nadcigaa przed nim w postaci widocznego znieksztacenia. Prom, z ktrego wyskoczy, ju odlatywa w nocne niebo. Aryn zanurzya si cakowicie w Mocy, przyja postaw obronn i sparowaa oburczny cios Malgusa znad gowy. Wyldowa w kokonie energii, uderzajc o podoe z si, ktra roztrzaskaa kamienie wok nich, zamieniajc je w grad odamkw. Aryn, niewzruszona, odbia te szcztki, posugujc si Moc, a jednoczenie sparowaa kolejne cicie Malgusa. Sia ciosu Sitha wprawia jej ramiona w drenie, jednak Aryn si nie cofna. Klingi zwary si, iskrzc, a spojrzenia tych dwojga si skrzyoway. Ciemne oczy Malgusa pony wciekoci, ktra przeszywaa Aryn niczym noem. Gniew, ktrym promieniowa, by dla niej namacalny, sprawia, e powietrze wok wydawao si zanieczyszczone. Ale wyczua w nim co jeszcze, co nieoczekiwanego, jak dziwn ambiwalencj. - Wiem, po co przysza - powiedzia gosem, ktry zza respiratora brzmia jak syk. - Zabie Mistrza Zallowa - wycedzia przez zby. - A teraz zabij i ciebie - odpar. - W tym samym miejscu, w ktrym zabiem jego. - Napar na swoj kling, zmuszajc Aryn do cofnicia si o krok, i wymierzy wspomaganego Moc kopniaka w jej ebra. Ale ona bya szybsza i wykonaa ponad jego gow salto, ktre przenioso j pidziesit metrw dalej, w gb gry ruin, gdzie zgin jej Mistrz. Wyldowaa w przysiadzie na szczycie jednej ze zburzonych kolumn, wystajcych z rumowiska. - atwo ci nie bdzie - zawoaa i odpowiedziaa na jego gniew fal wasnej wciekoci. Moesz by tego pewien. Malgus zrobi ruch lew rk i kolumna, na ktrej staa, zacza dygota. Aryn przeskoczya

na drug kolumn, stojc nieopodal, potem na nastpn i jeszcze nastpn, przemierzajc ruiny z powrotem w kierunku Malgusa. Kiedy wyldowaa na duym kamiennym bloku dziesi metrw od Sitha, on wykona woln rk gest naladujcy cicie, a wtedy dwie czci rzeby uniosy si z rumowiska i pomkny ku niej z dwch stron. Aryn wyskoczya w gr i czci rzeby zderzyy si pod ni, rozsiewajc dookoa kamienne odamki. Jedi wyldowaa na ich szcztkach z mieczem wietlnym w pogotowiu. Malgus warkn i pomkn ku niej w powietrzu. Aryn uskoczya przed ciosem, a jego klinga rozcia kamie u ich stp, po czym wyprowadzia cios, ktry skrciby go o gow, gdyby nie zdy si uchyli. Przeskoczya ponad nim na kolejn stert gruzu, pitnacie metrw dalej. Uniosa za pomoc telekinezy duy kamie lecy w pobliu Malgusa i cisna nim w niego. Sith nie ruszy si z miejsca, tylko rozci nadlatujcy gaz na dwoje mieczem wietlnym. Czerwone iskry i kawaki kamienia posypay si naokoo. Aryn nie moga odnale w sobie spokoju. Walczya w gniewie, ale nie dbaa o to. Mylc o swoim Mistrzu, przeskakiwaa z kamienia na kamie, zbliajc si do Malgusa. Odpowiedzia szar na jej natarcie i oboje przebiegli po nagrobkach Zakonu Jedi, a zbliyli si do siebie na odlego uderzenia. Aryn zaatakowaa nisko, Malgus jednak odbi jej kling w bok i zmieni kierunek swojej broni, celujc w brzuch przeciwniczki. Aryn przeskoczya nad jego mieczem, podcigajc wysoko nogi, a spadajc, wyprowadzia cios oburcz znad gowy. Malgus sparowa go swoj kling i skontrowa wspomaganym Moc kopniakiem wymierzonym w jej ebra. Aryn zapaa go woln rk za nog, zrobia obrt i cisna Malgusem co najmniej na dwadziecia metrw. Sith zrobi salto w powietrzu i wyldowa na spkanej twarzy pomnika Odan-Urra, ktry sta dawniej przy trakcie wiodcym do wityni. Aryn chwycia w woln rk miecz wietlny Mistrza Zallowa, przykucna i wybia si do skoku w kierunku przeciwnika. On jednak j obserwowa, a gdy znalaza si w najwyszym punkcie swojego lotu, wyrzuci w jej stron lew rk, z ktrej wypyny zygzaki byskawicy Mocy. Przygotowana na to, Aryn wczya miecz wietlny Mistrza Zallowa i skrzyowaa go z wasnym, przyjmujc byskawic na dwie klingi. Jego potga zetkna si z jej wol. Byskawica owina si wok rozarzonych ostrzy. Sia energii zatrzymaa j na chwil w powietrzu, zawieszon na kolumnie zbudowanej z Ciemnej Strony. A potem Aryn j pokonaa. Byskawica si rozproszya, a ona poleciaa w d i wyldowaa bez szwanku na stercie gruzu. Dopiero wtedy wyczya kling Mistrza Zallowa. Gdy tylko wyldowaa, Malgus natar na ni, tnc i dgajc. Prbowa wykorzysta swoj przewag fizyczn, eby wytrci przeciwniczk z rwnowagi i zrzuci z kamienia, ale ona odpowiedziaa na jego si szybkoci; uchylaa si przed ciosami, przeskakiwaa nad nimi i sama je parowaa, by za chwil zasypa go lawin wasnych ciosw. wist ich broni w powietrzu i skwierczenie skrzyowanych kling zlay si w jedn pie szybkoci i siy. Zeerid z maksymaln prdkoci lecia migaczem na wysokoci ponad stu metrw. Widzia, jak imperialny prom wzbija si w niebo z okolic wityni. Na myl o Aryn poczu ciskanie w doku. Wzbi si jeszcze wyej w nadziei, e dostrzee j w okolicach wityni. I tak si te stao. Ona i Darth Malgus kryli po ruinach wityni. Klingi mieczy migotay i krzyoway si ze sob. Pojedynek przybra takie tempo, e Zeerid ledwo nada wzrokiem za ich ruchami. Wbrew sobie musia przyzna, e walka wyglda piknie. Zwolni, a T7 pisn pytajco. Aryn robia to, po co przyleciaa na Coruscant - walczya z Malgusem. A Zeerid wiedzia, co Malgus zrobi w wityni. Sith z ca pewnoci zasugiwa na

mier. Martwiy go jednak motywy Aryn. Granica midzy szukaniem sprawiedliwoci a szukaniem zemsty bya bardzo cienka, ale Zeerid rozumia, e Aryn j przekroczya. Chciaa mierci Malgusa, poniewa pragna zemsty. A kiedy ju si to stanie, nie bdzie odwrotu. On wiedzia to najlepiej. Podj decyzj i rozpdzi migacz do maksymalnej prdkoci. Aryn i Malgus znw skrzyowali klingi. - Jestem lepsza od ciebie - rzucia wrd iskier sypicych si z ich zczonych mieczy wietlnych. - Twj Mistrz nie by - odpar Malgus i odepchn j telekinetycznym podmuchem o takiej sile, e poleciaa do tyu i uderzya o gruzy. Uya Mocy, eby zamortyzowa upadek, ale i tak spada na plecy, a sia uderzenia odebraa jej dech. Malgus wyskoczy wysoko w gr, unoszc kling ponad gow, eby zada miertelny cios. Aryn przetoczya si w bok, a jego ostrze zatopio si po rkoje w gruzach wityni. Skoczya na rwne nogi i zamierzya si, celujc w gardo. Sith uwolni swoj kling i ustawi j pionowo, eby sparowa uderzenie, ale w tej samej chwili Aryn skierowaa miecz wietlny Mistrza Zallowa na Malgusa i wczya go. Musia wyczu niebezpieczestwo w ostatniej chwili, bo zdoa si uchyli. A jednak zielona klinga Mistrza Zallowa przebia jego pancerz i bok, wywoujc grymas blu i wciekoci na jego twarzy. Zanim Aryn zdya pj za ciosem, Malgus uderzy j otwart doni w twarz. Nie bya na to przygotowana. Wspomagany Moc cios eksplodowa fontann iskier w jej mzgu i odrzuci j od Sitha. Koziokujc, poleciaa dziesi metrw dalej i upada na bok. Adrenalina poderwaa j na nogi, chocia chwiaa si niepewnie. Spluna krwi, trzymajc oba miecze wietlne w pogotowiu. Malgus sta okrakiem na ruinach, wpatrujc si w dymic dziur w swoim pancerzu i szram na ciele. Aryn si nie wahaa. Wyczua szans. Cisna w Malgusa mieczem wietlnym Mistrza Zallowa, wykorzystujc Moc, eby nim pokierowa. Klinga zakrelia w powietrzu skrzcy si zielony uk, zmierzajc w kierunku gowy Sitha. Pomimo rany zdoa wyrwa miecz wietlny z uchwytu Mocy Aryn i chwyci go w powietrzu szybko jak piaskowa mija. Wyczy kling i popatrzy na trzyman w doni rkoje. Podnis wzrok i spojrza na Aryn roziskrzonymi oczami. Wyobraaa sobie, e Sith umiecha si pod mask. - Ta bro na nic mu si nie zdaa i tobie te na nic si nie przyda. Syszc warkot silnika, Aryn odwrcia si z mieczem wietlnym w pogotowiu i zobaczya migacz Armin spadajcy z nieba jak kometa. Zeerid zajmowa fotel kierowcy, T7 siedzia z tyu. migacz lecia za szybko i silniki manewrowe nie zdoay go cakiem uchroni od zderzenia z ruinami. Metal zazgrzyta o kamie, a w powietrze uniosa si chmura pyu. - Aryn! - zawoa Zeerid. - Wsiadaj! Popatrzy na Malgusa, jakby rozwaa oddanie strzau z blastera, ale si rozmyli. - No, chod, Aryn! - krzykn znowu Zeerid, a T7 zawtrowa mu ponaglajcym gwizdniciem. - Prosz. Obiecaa mi pomc. Zawahaa si. Malgus spojrza na ni, wymachujc rkojeci miecza Mistrza Zallowa, eby sprowokowa j do pozostania. Podja jednak decyzj. Musiaa zniszczy ten peen samozadowolenia ton, ktry syszaa w jego gosie, zobaczy w jego oczach to, co widziaa w oczach Mistrza Zallowa. Zabicie go byoby niewystarczajc kar. Chciaa zobaczy, jak cierpi. Nie wiedziaa tylko jeszcze, jak to zrobi.

Wyskoczya wysoko w gr i wyldowaa w migaczu obok Zeerida. - mier byaby zbyt atwa, Lordzie! - zawoaa do Malgusa. Jad w jej gosie zaskoczy nawet j sam. - Najpierw zadam ci bl. Nie spodobay jej si wasne sowa. Czua na sobie wzrok Zeerida i nie miaa mu spojrze w oczy. Malgus wydawa si do zaintrygowany, sdzc po jego zmarszczonym czole i przechylonej na bok gowie. - Le - powiedziaa. Zeerid przyspieszy i zacz zawraca. Od Malgusa bia fala gniewu. Wczy miecz wietlny Mistrza Zallowa i cisn go za nimi. Zeerid prbowa uciec mu z drogi, ale klinga skrcia i leciaa wci na nich. T7 zapiszcza z niepokojem. Aryn widziaa, jak bro obraca si w powietrzu. Wyczulaj, a zanim dotara do migacza, signa poprzez Moc i wyrwaa j z mentalnego uchwytu Malgusa. Miecz przenikn ponad migaczem i spad rkojeci w jej do, gdy Zeerid odlatywa w nocne niebo. Aryn wyczya kling. Popatrzya ostatni raz na Malgusa stojcego na gruzach wityni z mieczem wietlnym w rce i w powiewajcym na wietrze paszczu. Wyglda jak triumfujcy zdobywca. Nienawidzia go. Zeerid lecia nisko i szybko nad ulicami Coruscant. Omija budynki, pdzi alejkami i schodzi stopniowo na coraz nisze poziomy. Wkrtce niebo przesonia gsta zabudowa. Znajdowali si w przemysowych podziemiach, w sieci tuneli z metalu i durabetonu, ktra pokrywaa ca planet. - Kto za nami leci? - spyta. Aryn nie odpowiedziaa. Siedziaa w fotelu pasaera i wpatrywaa si w rkoje miecza wietlnego swojego Mistrza, jakby nigdy wczeniej jej nie widziaa. - Aryn! Czy kto za nami leci? - Nie - powiedziaa, ale nawet nie obejrzaa si za siebie. Zeerid spojrza do tyu i w gr, ale nikogo nie zobaczy. Odetchn spokojniej. - Stang, Aryn, co ty tam robia? Odpowiedziaa tonem tak mechanicznym, jakby nalea do droida protokolarnego. - To, po co tu przyleciaam, Zeerid. Walczyam z Malgusem. A ty? - Chciaem ci pomc. - Nie potrzebowaam pomocy. - Nie? - popatrzy na ni uwanie z fotela kierowcy. - Nie. Zeerid mia inne zdanie. - To dlaczego wsiada do migacza, Aryn? - Nie chciaam, eby co ci si stao. No i obiecaam, e pomog ci si wydosta z planety. - Nieprawda - odpar Zeerid. - Dlaczego nie zostaa tam po prostu i nie dokoczya dziea? Odwrcia wzrok. - Poniewa... - Poniewa? - Poniewa zabicie go to za mao - wypalia. - Chc mu zada bl. Przypia rkoje miecza wietlnego swojego Mistrza do paska i spojrzaa na Zeerida. - Chc, eby cierpia, tak jak ja cierpi przez niego i jak cierpia przed mierci Mistrz Zallow. - Aryn, nie musz by empat, eby czu twoje rozdarcie. Zemsta... Uniosa rk, eby go uciszy.

- Nie chc tego sucha, Zeerid. I tak powiedzia, co mia do powiedzenia. By jej to winien. - To do ciebie niepodobne. - Nie widzielimy si od lat - warkna. - Co ty moesz o mnie wiedzie? Ostry ton go zabola. - Mniej ni sdziem, najwyraniej. Na jaki czas zapada cisza, ktra dzielia ich jak ciana. - Najem si do Kantoru z dobrych powodw. Tak mi si przynajmniej wydawao. eby zapewni godziwe ycie swojej crce. - Zeerid... - Posuchaj mnie, Aryn! - Wzi gboki oddech, eby si uspokoi. - Ta decyzja, ktra wydawaa si zupenie suszna, doprowadzia mnie do przemytu broni, a potem przemytu przyprawy. Jedna decyzja, Aryn. Jeden czyn. Pokrcia gow. - To nie tak, Zeerid. Ja wiem, co robi. Nie by tego taki pewien, ale postanowi nie naciska, tylko zmieni temat. - Myl, e moemy si dosta do kosmoportu. S tam statki z Walecznego i imperialni onierze, ale mam pewien plan. Nie patrzc na niego, wycigna rk i dotkna jego doni. - Przepraszam za to, jak si odezwaam, Zeerid. Nie... Pokrci gow. - Nie przepraszaj, Aryn. Wiem, e cierpisz. Po prostu... nie chc, eby sobie jeszcze bardziej zaszkodzia. Wiem, jak to si moe odby. A czy ty... widzisz wyranie? Czu si idiotycznie, prbujc nawietli empatce jej stan emocjonalny. - Tak - powiedziaa, ale w jej tonie brzmiaa niepewno. - Ostatecznie musisz y w zgodzie ze sob. Dobrze wiedzia, jakie to moe by trudne. - Wiem - zapewnia. - Wiem. Wic jaki masz plan? Opowiedzia jej. Suchaa uwanie, a kiedy skoczy, pokiwaa gow. - Powinno si uda. - Tee-seven sobie z tym poradzi? Aryn skina gow, a T7 zapiszcza na potwierdzenie. - Pomog ci si tam dosta i zdoby statek - powiedziaa Aryn. - Ale... ja nie opuszcz Coruscant. - Spodziewaem si, e to powiesz - odpar, ale w gbi duszy nie da jeszcze za wygran. Bi si z mylami, czy powiedzie jej o Twilekance. - Co ukrywasz - stwierdzia. Potar kark, rozdarty wewntrznie. W kocu uzna, e jest jej winien szczero. Wiedzia, e nie moe podejmowa decyzji za ni. - Ta Twilekanka, ktr widzielimy na nagraniu w wityni... Zawiesi gos. Aryn zapaa go za rk i cisna. - Powiedz mi, Zeerid. Przekn lin. Czu si jak wspwinny przestpstwa. Nie martwi si tak bardzo tym, co moe sta si Twilekance, ale tym, co moe sta si Aryn. - Widziaem j w porcie kosmicznym Liston. Bya tam. Paznokcie Aryn zatopiy si w jego skrze, ale wydawaa si tego nie dostrzega. Przyj bl z zadowoleniem. Aryn patrzya gdzie w dal. Zdawao mu si, e widzi, jak kobieta way w mylach rne opcje. Mia nadziej, e wybierze t waciw. - Chc j zobaczy - oznajmia. - Lemy. Nie bya to odpowied, ktr Zeerid mia nadziej usysze.

Malgus siedzia pord ruin, midzy przewrconymi posgami swoich pradawnych wrogw, i rozmyla. Chodny nocny wietrzyk owiewa mu twarz. W mylach odtwarza swoj konfrontacj z Aryn Leneer. Jej sia go zaskoczya. Podobnie jak gniew, ktry si za ni kry. Gniew rozumia, a nawet szanowa, ale nie mia pojcia, skd si u niej wzi. Wiedziaa, e zabi Mistrza Zallowa, kiedy walczya z nim w ruinach. Ale nie wiedziaa tego, kiedy widzieli si po raz pierwszy za porednictwem przekazu holograficznego, jak Waleczny zestrzeli frachtowiec. By tego pewien. Wyczuby ostrze jej gniewu, gdyby wwczas wiedziaa. A wic musiaa si od tego czasu dowiedzie, e to on zabi Mistrza Zallowa. Albo zobaczya to w jaki sposb - moe na nagraniu z monitoringu wycignitym z rumowiska - albo usyszaa to od jakiego wiadka, kogo, kto przey atak. A moe droida, ktry wydosta si z ruin wityni. Tak czy inaczej, znaa ju szczegy ataku. Cieszyo go to. Zniszczenie wityni Jedi byo jego najwikszym osigniciem. Chcia, eby Jedi - take Aryn Leneer - wiedzieli, e to on tego dokona, e to on pozostawi ciaa tak wielu Jedi pod gruzami ich dawnej wityni. Jednak co nie dawao mu spokoju. Ona nie odleciaa tym migaczem ze strachu. To te by wyczu. Zadam ci bl, powiedziaa. W jaki sposb moga to zrobi? I nagle zrozumia. Znaa szczegy jego ataku na wityni, wic wiedziaa, e bya z nim Eleena. By moe wyczua w zachowaniu Malgusa to, co zauway Lord Adraas - jego uczucia wzgldem Eleeny. Chciaa zada mu bl w ten sam sposb, w jaki Adraas i Angral prbowali nim manipulowa. Ta wiadomo wywoaa u niego nagy przypyw emocji, w ktrym dopiero po chwili rozpozna strach. Wczy komunikator i sprbowa poczy si ze swoj kochank na ich normalnej czstotliwoci. Brak odpowiedzi. Poczu nieprzyjemne ciskanie w doku. Poczy si z Jardem. - Jard, czy Eleena wrcia na Walecznego? - Nie, mj panie - odpar Jard. - Wrci jeden z jej promw, ale Eleeny nie byo na pokadzie. Haczyk strachu utkwi we wntrznociach Malgusa. - Kiedy si ostatnio meldowaa? - spyta. - W ogle si nie meldowaa, panie. Czy s powody do niepokoju? Mam wysa po ni oddzia? - Nie - powiedzia Malgus. - Sam j znajd. Byo mnstwo moliwych powodw, dla ktrych Eleena nie dawaa znaku ycia. Moga po prostu wyczy komunikator. Jednak Malgus nie mg si pozby uczucia niepokoju. Poczy si ze swoim osobistym pilotem i wezwa prom z powrotem do wityni. Wiedzia, gdzie Eleena wyldowaa ze swoim oddziaem - w porcie kosmicznym Liston. Tam mia zamiar poszuka jej najpierw. ROZDZIA 12 Niebo na wschodzie si rozjaniao. Zeerid spojrza na chronometr. Prawie wit. Noc si ulatniaa. By zbyt podminowany, eby czu zmczenie. Zdoby si na odwag, eby zada Aryn pytanie, ktre chodzio mu po gowie. - Co chcesz zrobi? - spyta. Nie spojrzaa na niego, co uzna za zy znak.

- Pomog ci si dosta do kosmoportu, eby mg polecie do swojej crki - wyjania. Zakadajc, e zdoa si wymkn imperialnym krownikom, co byoby nie lada wyczynem. - Nie to miaem na myli, Aryn, wiesz o tym. Co chcesz zrobi z ni? Aryn nie odpowiedziaa, ale jej wyraz twarzy powiedzia Zeeridowi wszystko, co chcia wiedzie. aowa, e wspomnia Aryn o Twilekance. Jego szczero moga kosztowa Aryn jej dusz. ciga Sitha, ktry zamordowa jej Mistrza, to jedno, ale zabi Twilekank tylko po to, eby zrani Malgusa, to co zupenie innego. Mia nadziej, e Twilekanka zdya ju opuci kosmoport. Port pojawi si przed nimi na horyzoncie. Zeerid przepatrzy niebo, ale nic nie zobaczy. Wiea kontrolna bya cay czas pogrona w ciemnoci. Imperium kiepsko zabezpieczyo port wartownikw byo zbyt mao w stosunku do liczby potencjalnych doj - ale Zeerid uzna, e mieli ograniczone siy i ca planet do upilnowania. By z tego faktu zadowolony. W przeciwnym razie jego plan nie miaby szans powodzenia. - Zrobi kko i polecimy w gr. Kluczem do sukcesu bdzie szybko. - Nie namierz nas skanerami? - Wiea jest ciemna i nie widz w okolicy adnego sprztu. Jeli maj aparatur obserwacyjn na orbicie, skierowan na port, no c... Wzruszy ramionami. Jeli Imperium miao orbitujc aparatur obserwacyjn albo latajce droidy szpiegowskie obserwujce kosmoport, to on i Aryn mog mie kopoty. - Tak czy inaczej, kluczem jest szybko - powiedzia. - Nawet jeli nas zobacz, moe nam si uda, jeli zrobimy to odpowiednio szybko. Aryn odgarna wosy z twarzy. - Gdzie j widziae? T Twilekank? - Tam - odpar, wskazujc na due transpastalowe okna, wychodzce na ldowisko dla maych statkw. To tam widzia trzy promy, desantowiec i Twilekank. Bez makrolornetki przez okna mg jedynie dostrzec niewyrane szare zarysy, zapewne promw. Aryn wpatrywaa si przez chwil w okna, po czym pokiwaa gow. - Lemy - powiedziaa. Zeerid wyczy wiata pozycyjne migacza i wprowadzi go na wysoko piciuset metrw. Skierowa pojazd nad gwny budynek porodku portu i przyspieszy. Serce bio mu szybko; nie ze strachu, e mog zosta zapani, ale z obawy, e Aryn znajdzie Twilekank. Skrci gwatownie, omijajc jedno z ramion ldowisk dla duych statkw, ktre wznosiy si ponad nimi. Skuli si za sterami, w kadej chwili spodziewajc si ostrzau. Jednak nic takiego si nie zdarzyo. Pod nimi, moe ze sto metrw niej, widzia wrota w dachach hangarw dla mniejszych statkw. Aryn odpia pasy, odwrcia si i uwolnia T7. Droid wierkn. Zeerid zwolni, ale si nie zatrzymywa. W razie gdyby zostali zauwaeni, chcia, eby wygldao to tak, jakby migacz po prostu cay czas lecia. - Gotowa? - spyta i ustawi prymitywny autopilot migacza, eby przelecia jeszcze dziesi kilometrw, a potem wyldowa. - Gotowa. Puci drek i przeszli z Aryn na ty migacza, obok T7. Zeerid mia problemy z utrzymaniem rwnowagi w podmuchach wiatru, ale Aryn zapaa go za rk i przytrzymaa. Wzili droida midzy siebie i wymienili spojrzenia. - Teraz - powiedzia. Skina gow i zeskoczyli z tyu migacza. Spadali przy wtrze gonych gwizdw T7. Ciar droida uniemoliwia im kontrolowanie lotu; natychmiast zaczli obraca si w powietrzu. Pole widzenia Zeerida wirowao szaleczo midzy rozgwiedonym niebem a portem kosmicznym w dole. odek podszed mu do garda i musia zacisn zby, eby nie zwrci proteinowego batonu.

Koziokowali tak, a Aryn przeja nad nimi kontrol, powstrzymaa ruch obrotowy i spowolnia opadanie. Metal i durabeton dachu kosmoportu pdziy im na spotkanie. Mieli sekund, moe dwie. Aryn stkna, spowalniajc ich jeszcze bardziej, a wyldowali agodnie na dachu. - Znacznie lepiej ni ostatnio - stwierdzi z umiechem Zeerid; serce walio mu jak oszalae. - Mgbym przey reszt ycia bez takich wrae i wcale by mi tego nie brakowao. Aryn nawet si nie umiechna. Zeerid zebra si w sobie, wzi do kadej rki blaster i omit wzrokiem dach. Zauway panel dostpu kanau kablowego. - Tam. Podbiegli, a on odstrzeli metalow pokryw blasterem, odsaniajc pltanin przewodw. Normalnie naruszona osona uruchomiaby alarm w wiey kontrolnej, jednak wiea bya pogrona w ciemnoci i opuszczona. - Do roboty, Tee-seven. Klapka w brzuchu droida si otworzya i wysuno si z niej kilka cienkich, mechanicznych ramion. Kade z nich koczyo si jakim narzdziem. T7 wetkn ramiona w kable i wzi si do pracy. Zeerid, wci obawiajc si, e kto ich moe zauway, obserwowa niebo. Nic jednak nie zobaczy. T7 bucza, pracujc. - Dalej, dalej - ponagla droida Zeerid. Potem zwrci si do Aryn: - W porzdku? Wydawaa si dziwnie spokojna albo mocno czym zaabsorbowana. - Nic mi nie jest - zapewnia. Droid wyda seri entuzjastycznych gwizdni i wierkni. - Dosta si do systemu bezpieczestwa - oznajmia Aryn. - Uruchom go z dziesiciosekundowym opnieniem - poleci droidowi Zeerid. Robot zapiszcza posusznie. Malgus wskoczy do promu, ktry wyldowa w pobliu wityni. - Do portu kosmicznego Liston - zwrci si do pilota. - Szybko. - Tak, mj panie. Sprbowa jeszcze raz skontaktowa si z Eleen, ale bez rezultatu. Z kad chwil jego niepokj rs. Wiedzia, e kieruj nim emocje, wiedzia te, e wiadczy to o jego saboci, ale nie mg pozwoli, eby staa si jej krzywda. Nie z rk Jedi. Po gowie krya mu przestroga Angrala: Namitnoci mog prowadzi do popeniania bdw. Gos pilota przerwa bieg jego myli. - Syszae wieci z Alderaana, mj panie? - Jakie wieci? - spyta Malgus. Spry si, jakby w oczekiwaniu na cios albo walk. Cios nadszed i trafi go mocno. - Podobno osignito porozumienie i dzisiaj zostanie podpisany traktat pokojowy. W zamian za oddanie pewnych oddalonych systemw pod kontrol Imperium Coruscant wrci do Republiki. Sowa pilota wypary z gowy Malgusa sowa Angrala i teraz odbijay si w niej echem: Oddalonych systemw. Coruscant wrci do Republiki. Traktat pokojowy. Te sowa podgrzay jeszcze i tak ju wrzce w nim emocje. Zobaczy w wyobrani, jak Angral i Adraas siedz gdzie sobie, popijajc wino, i myl, e co osignli, zmuszajc Republik do oddania jakich nic nieznaczcych systemw, gdy w istocie zatruli organizm Imperium jadem pokoju. - Pokj! Chodzi po kajucie z zacinitymi piciami jak dzikie zwierz w klatce. Jego myli kryy midzy Eleen a Angralem i Adraasem. - Pokj! Waln pici w grd, z zadowoleniem przyjmujc bl.

Sdzili, e mog go poskromi, Angral i Adraas. Sdzili, e mog wykorzysta Eleen, eby go oswoi. A czy ona nie chciaa tego samego? Ona, ktra staraa si by jego sumieniem? Ona, ktra prosia go, eby przedoy mio nad powinno wobec Imperium? Kipicy gniew Malgusa przerodzi si we wcieko. Waln piciami w stolik do pracy, wgniatajc blat. Chwyci krzeso i rzuci nim o grd, a wreszcie rozbi pici may wideoekran wbudowany w cian. - Wszystko w porzdku, panie? - zawoa pilot przez interkom. - Oczywicie - potwierdzi Malgus, chocia nic nie byo w porzdku. - Zbliamy si do kosmoportu, panie - poinformowa pilot. Zeerid z niepokojem obserwowa pracujcego T7. Jego wewntrzny zegar tyka. Musieli si pospieszy. Po wamaniu si do systemu bezpieczestwa kosmoportu T7 mia wysa do sieci faszywy sygna, ktry powinien oszuka czujniki, tak aby wykryy wyciek gazu napdowego w hangarze, gdzie wyldoway imperialne promy. Alarm wskazujcy na wyciek atwopalnego gazu powinien uruchomi procedury ewakuacyjne i wentylacyjne. Przynajmniej tak mia Zeerid nadziej. Metalowe rce droida wyczyniay cuda. Tu przeciy jaki przewd, tam przylutoway, gdzie indziej podczyy z powrotem kilka kabli. W kocu T7 podczy si do zmodyfikowanego interfejsu. Jego ciche gwizdy i wierknicia mwiy Zeeridowi, e robot komunikuje si z sieci kosmoportu. Wkrtce jego metalowe ramiona schoway si do cylindrycznego korpusu. - Zrobione? - spyta Zeerid. T7 zapiszcza twierdzco. Zeerid poklepa go po gowie, a droid zaprotestowa cichym piskiem. - No to chodmy - powiedzia pilot. Popdzili razem z Aryn w stron wejcia w dachu, a T7 potoczy si za nimi. Zeerid odliczy w mylach do dziesiciu. Gdy tylko dotarli do wrt, a on skoczy odliczanie, rozlegy si syreny, syszalne nawet std. Z gonikw dobieg mechaniczny gos: - W hangarze szesnacie-B doszo do wycieku niebezpiecznej substancji. Istnieje powane zagroenie dla ycia i zdrowia. Prosz bezzwocznie uda si do najbliszego wyjcia. W hangarze szesnacie-B doszo do wycieku... - Jeli Tee-seven zrobi swoje - powiedzia Zeerid, a droid zapiszcza z oburzeniem - system wykryje wyciek gazu napdowego w hangarze dokadnie pod nami. Wtedy powinni automatycznie otworzy wrota, eby wypuci gaz... Dach zawibrowa i wrota zaczy si powoli rozsuwa. - Dobra robota - pochwali droida Zeerid. Przed sob Malgus widzia zajty przez Imperium niewielki kosmoport. Przypomina on nieco przewrconego do gry nogami pajka o zbyt wielu odnach. Koczyny ldowisk dla duych statkw odchodziy z rozdtego ciaa i wznosiy si ku grze, odwok pajka pokryway za wrota hangarw dla mniejszych statkw. Wszystkie byy zamknite poza jednym. Z otwartych wrt wylewao si wiato. - W pobliu wejcia do portu zebra si tum - poinformowa pilot. Malgus oderwa wzrok od otwartych wrt i zobaczy dziesitki istot, ktre wysypyway si z jednego z wej i toczyy si wokoo. W wikszoci byli to robotnicy w kombinezonach obywatele Coruscant, ktrych Imperium zmusio do wykonywania czarnej roboty w porcie - ale naliczy te ze dwudziestu imperialnych onierzy, kilkunastu marynarzy i paru innych onierzy w lekkich zbrojach. Przytkn twarz do okna, eby przyjrze si lepiej onierzom. Dostrzeg kapitana Kersea,

jednego z tych, ktrych wybra, eby towarzyszyli Eleenie. Eleeny jednak nie widzia. - Wylduj w pobliu wejcia - powiedzia. - Szybko. Prom osiad z guchym oskotem i Malgus od razu z niego wyskoczy. Widzc go, imperialni onierze stanli na baczno i zasalutowali. Robotnicy cofnli si ze strachem w oczach. Moe ju syszeli o tym, co zrobi w szpitalu. Malgus podszed do kapitana Kersea, potnie zbudowanego mczyzny, ktrego ysa gowa tkwia jak gaz na grubej szyi. Malgus wyranie nad nim growa. - Lordzie Malgusie, w strefie dla maych statkw nastpi wyciek gazu napdowego. Ewakuowalimy si, a system bezpieczestwa... - Gdzie Eleena? - spyta Malgus. - Ona... - Kerse popatrzy po tumie. Na twarz wystpiy mu plamy. Zwrci si do jednego ze swoich ludzi: - Gdzie jest Twilekanka? - Widziaem j przy drugim promie, panie kapitanie - odpar onierz. - Mylaem, e poleciaa. Malgus zapa Kersea za plastalowy napiernik i przycign do siebie. - Bya z wami przed wyciekiem gazu? Kerse pokiwa gow. - Tak. Ona... - Prowad. - Ale gaz, panie. - Nie ma adnego gazu. To podstp, eby dorwa Eleen. eby dorwa jego. - Co takiego? - zdziwi si Kerse. Malgus rzuci Kersea na ziemi i ruszy zdecydowanym krokiem w stron drzwi. Za plecami usysza, jak Kerse wydaje innym onierzom rozkaz, eby poszli za nim. Zanim drzwi otworzyy si przed Malgusem, mia ju wok siebie szeciu elitarnych onierzy z karabinami blasterowymi. - Tdy, mj panie - powiedzia Kerse, zajmujc miejsce obok niego. - Szybko i precyzja - powiedzia Zeerid. Miao to by przypomnienie tyle dla Aryn, co dla niego. - Szybko i precyzja. Patrzyli, jak wrota si rozsuwaj, wypuszczajc nieistniejcy gaz napdowy. W dole, za otwartymi wrotami, ukazao si ldowisko. Zeerid zobaczy dwa imperialne promy i statek desantowy klasy Dragonfly. Syreny wci wyy, a mechaniczny gos brzmia cay czas przez goniki. Zeerid mia zamiar uprowadzi statek desantowy. Opuszczajc przestrze Coruscant, musia unika ognia imperialnych myliwcw i krownikw. Promy latay tak powoli, e zostaby zestrzelony, gdy tylko opuciby atmosfer. Desantowiec dawa mu przynajmniej w miar realn szans ucieczki. Zapa Aryn za rami. - Moesz jeszcze lecie ze mn, Aryn. Spojrzaa mu w oczy i po raz pierwszy, odkd j odnalaz, dostrzeg w jej oczach gbokie zrozumienie. - Nie mog - odpara. - Moesz - upiera si. - Uhonorowaa ju pami swojego Mistrza. - Czas na nas - stwierdzia. - Szybko i precyzja, sam mwie. Powstrzyma si od odpowiedzi. Jeszcze raz wzili T7 midzy siebie i skoczyli w otcha. I znowu zdolnoci Aryn spowolniy ich upadek i zamortyzoway ldowanie. Spadli na metalowo-durabetonow podog hangaru, atakowani ze wszystkich stron przez wycie syren i nieustajcy ryk z gonikw. Zeerid dokona szybkiej oceny sytuacji.

W hangarze nikogo nie byo, a jedyne wyjcie - podwjne drzwi prowadzce na dugi korytarz - byo otwarte. Widocznie wszyscy musieli si ewakuowa. Oba imperialne promy miay opuszczone rampy. Statek desantowy nie mia, a owiewka jego kabiny bya przyciemniona, nieprzejrzysta jak brudna woda. - Tee-seven, musisz otworzy tego dragonflya. Szybko. Droid zapiszcza na potwierdzenie i ruszy w kierunku tylnych drzwi statku. Zeerid spojrza na Aryn i sprbowa jeszcze raz. - Zastanw si dobrze, Aryn. - Stan tu przed ni, zmuszajc j, eby na niego popatrzya, eby go wysuchaa. - Pole ze mn. Prosz. - Umiechn si, prbujc zbagatelizowa propozycj. - Zaoymy farm na Dantooine, tak jak mwiem. Umiechna si, jakby rozbawiona t myl, i Zeerid ucieszy si na ten widok. - Nie mog, Zeerid. Ale z ciebie bdzie dobry farmer. Teraz znajd t Twilekank i... Urwaa w p zdania, wpatrujc si w co ponad ramieniem Zeerida. Odwrci si i zobaczy Twilekank. Schodzia po rampie stojcego nieopodal promu z zarzuconym na rami plecakiem. Dwch imperialnych onierzy w plastalowych napiernikach szo po obu jej stronach. Kady mia karabin blasterowy zawieszony na ramieniu. Caa trjka miaa na sobie maski do oddychania. Nie opucili statku, kiedy wczy si alarm, tylko po prostu zaoyli maski. By moe na promie byo co, czego woleli nie zostawia bez opieki. Wszyscy zamarli i przez chwil nikt si nie rusza. A potem ruszyli si wszyscy naraz. Twilekanka, z otwartymi szeroko oczami widocznymi za szybk maski, rzucia plecak i signa po blastery. onierze zaklli stumionymi gosami, zdjli z ramion karabiny i sprbowali wycelowa. Aryn zapalia miecz wietlny. Zeerid, ktry cay czas trzyma w jednej rce blaster, strzeli do onierza po prawej. Dwa strzay trafiy go w klatk piersiow. Pancerz odpad w chmurze dymu, a sia uderzenia strcia mczyzn z rampy. Upad na podog i lea z przekrzywionym respiratorem, szukajc kryjwki. Zeerid strzeli jeszcze raz, trafiajc w brzuch, i onierz przesta si rusza. Twilekanka wycigna blastery i oddaa dwa... cztery... sze strzaw do Zeerida. Aryn stana przed nim i odbia kling wszystkie strzay. Dwa z nich trafiy drugiego onierza, robic mae dziurki w jego masce. Upad do przodu, na ramp, martwy. - Uciekaj, Zeerid - rzucia przez rami Aryn. Ruszya w stron promu, w stron Twilekanki. - Aryn! - zawoa, ale go nie usyszaa. Podejrzewa, e syszy teraz tylko gos swojego nieyjcego Mistrza. Zeerid zda sobie spraw, e to nie jest ju jego walka. Schowa blaster do kabury i patrzy. Nic wicej nie mg zrobi. Aryn sza zdecydowanym krokiem w kierunku promu, podczas gdy Twilekanka cofaa si po rampie, celujc. Zanim jednak zdya odda strza, Aryn wykonaa gest lew rk. Oba blastery wyfruny Twilekance z rk i wyldoway u stp Aryn. Twilekanka powiedziaa co, ale jej sowa byy niezrozumiae z powodu maski. Aryn przesza nad blasterami. Twilekanka, z rozszerzonymi strachem oczami, odwrcia si i ucieka do wntrza promu. Aryn znw wykonaa ruch rk; podmuch energii porwa Twilekank i cisn ni o grd. Upada do rodka promu, tak e Zeerid widzia tylko jej wystajce nogi. Aryn wyczya kling. Zatrzymaa si na chwil i opucia w zamyleniu gow. W Zeerida wstpia nadzieja. Mia ochot znw wykrzykn jej imi. Aryn jednak podniosa gow i wesza na ramp, omijajc ciao onierza. Zeerid poczu smutek. To bya jej decyzja, jej walka. Otrzsn si, odwrci i krzykn do T7: - Otwrz tego dragonflya, Tee-seven. Pora si zbiera. Vratha obudziy odgosy blasterowego ognia, przenikliwe wycie syren i gos dobiegajcy z

portowego systemu nagonienia, mwicy co o wycieku gazu. Wzi przedtem tabletk nasenn i mino par chwil, zanim odzyska jasno umysu. Spa w kabinie. Spojrza na chronometr. Stwierdzi, e jest wit albo tu po. Przespa wiksz cz nocy. Co walno w kadub Brzytwy - strza z blastera. - Co do... Wyczy przyciemnianie transpastalowej osony kabiny i wyjrza na ldowisko. Kabina Brzytwy zapewniaa bardzo niewielkie pole widzenia, wic dostrzeg jedynie fragment jednego z imperialnych promw, zadokowanych w pobliu. O dziwo, nie wida byo adnych pracownikw, imperialnych onierzy ani droidw. Usysza jeszcze kilka blasterowych strzaw dochodzcych spoza Statku. Nie mia pojcia, co si dzieje, i nie mia ochoty sprawdza. Nie mia jeszcze pozwolenia na opuszczenie Coruscant, ale nie zamierza te pozostawi swojego statku w samym rodku bitwy, czy cokolwiek si tutaj dziao. Pomyla, e wyprowadzi Brzytw w powietrze i pozostawi w atmosferze. Przeczy monotonny gos automatycznych komunikatw portowych na system cznoci swojego statku. - W hangarze szesnacie-B doszo do wycieku niebezpiecznej substancji. Istnieje powane zagroenie dla ycia i zdrowia. Prosz bezzwocznie uda si do najbliszego wyjcia. W hangarze szesnacie-B... Na pobliskiej cianie duymi czarnymi literami napisane byo: Hangar 16-B. Sprawdzi, eby si upewni, e Brzytwa jest szczelnie zamknita. Nie bya. Tylny waz by otwarty. Zakl. By pewien, e go zamyka. Wcisn odpowiedni guzik, ale migajce wiateko wci pokazywao, e jest otwarte. Co blokowao waz albo nastpia awaria obwodw. Musia zamkn go tylnym przecznikiem, inaczej adunek wypadby podczas lotu. Uruchomi procedur autostartu, wsta i ruszy na ty statku. W poowie drogi zorientowa si, e zostawi blaster i noe w kabinie. Odpi je przed pjciem spa. Niewane. Nie bd mu potrzebne. Aryn krcio si w gowie, kiedy wchodzia po rampie promu. W doni niosa rkoje swojego miecza wietlnego, a w sercu gniew. Zwolnia, bo Twilekanka si poruszya, jkna i odwrcia, patrzc na zbliajc si Jedi. Aryn uniosa woln rk i ju chciaa powiedzie: Nic ci nie zrobi, ale ugryza si w jzyk. Nie bdzie kama. Kobieta cofaa si po omacku, a wpada na grd. W jej oczach nie byo wida strachu. Aryn zatrzymaa si dwa kroki od niej. Spoglday na siebie ponad bezkresn przepaci odmiennych punktw widzenia. Na zewntrz wyy syreny. Aryn nie widziaa ju Zeerida. Co waniejsze, on nie widzia jej. Wzrok Twilekanki pad na rkoje miecza wietlnego. Aryn nie wyczuwaa w niej strachu, jedynie agodny, gboki smutek. - Przysza, eby mnie zabi. Aryn nie zaprzeczya. Miaa sucho w ustach. Przypia wasny miecz wietlny do pasa, a do rki wzia bro Mistrza Zallowa. - Widz w tobie gniew - powiedziaa Twilekanka. Aryn pomylaa o swoim Mistrzu i jej determinacja si umocnia. - Nie znasz mnie. Nie udawaj, e mnie znasz. Zapalia miecz wietlny Mistrza Zallowa. Twilekanka otworzya szerzej oczy, a bysk strachu zmci fasad spokoju na jej twarzy. - Nie znam - przyznaa. - Ale potrafi rozpozna gniew. Dobrze go znam. Smutny umiech rozjani jej twarz, wypierajc strach. Mylaa o czym lub o kim innym ni Aryn i smutek, ktry od niej bi, wzmg si i zaostrzy. - Gniew to po prostu inna nazwa blu - stwierdzia. - O tym te dobrze wiem. A czasami... bl jest zbyt gboki. To bl ci napdza, prawda? Aryn spodziewaa si oporu, walki, protestw.,, czegokolwiek. A tymczasem Twilekanka

wydawaa si... zrezygnowana. - Zabijesz mnie, Jedi? Z powodu Dartha Malgusa? Czego, co zrobi? Wypowiedziane przez ni imi Malgusa podsycio gniew Aryn. - On zada bl komu, kogo kochaam. Twilekanka pokiwaa gow i prychna, co zabrzmiao jak bolesny miech. - On zadaje bl nawet tym, ktrych kocha. - Umiechna si, a szmer jej cichego gosu przypomina padajcy deszcz. - Ci mczyni i ich wojny! On ma na imi Veradun, Jedi. I zabiby mnie, gdyby si dowiedzia, e ci to powiedziaam. Ale imiona s wane. Aryn z trudem podtrzymywaa w sobie gniew. Twilekanka wydawaa si taka... bezbronna, taka zraniona. - Nie obchodzi mnie, jak ma na imi. Bya z nim w czasie ataku na wityni. Widziaam. - witynia. Ach, tak. - Pokiwaa gow. - Owszem, byam z nim. Kocham go. Walcz u jego boku. Ty zrobiaby to samo. Aryn nie moga zaprzeczy. Rzeczywicie zrobiaby to samo; nieraz tak byo. Gniew, ktry w sobie nosia, odkd wyczua mier Mistrza Zallowa, zacz si kurczy, wygasa w obliczu blu i smutku Twilekanki. Zdaa sobie spraw, e jej bl nie jest moralnym centrum wszechwiata. Znikanie gniewu j zaniepokoio. Od mierci Mistrza caa bya gniewem. Bez niego czua si pusta. To inna nazwa blu, jak powiedziaa Twilekanka. Miaa racj. - Prosz, zrb to szybko - powiedziaa Twilekanka. - agodna mier, tak? Jej sowa brzmiay bardziej jak proba ni jak wyzwanie. - Jak ci na imi? - spytaa Aryn. - Eleena - odpara Twilekanka. Aryn podesza do niej. Eleena spojrzaa na jej kling, ale nie prbowaa przed ni ucieka. Patrzyy sobie w oczy, oceniajc nawzajem swj bl i uczucie pustki. - Imiona s wane - przyznaa Aryn. Zacisna do na mieczu wietlnym swojego zmarego Mistrza, wyczya kling i rbna rkojeci w skro Eleeny. Twilekanka upada, nie wydajc adnego dwiku. - I nie zabij ci, Eleeno. Pod wieloma wzgldami Eleena bya ju martwa. Aryn zrobio si jej al. Wci czua si zobowizana pomci Mistrza Zallowa, jednak nie moga zamordowa Eleeny, eby zada bl Malgusowi. Mistrz Zallow nigdy by tego nie zaakceptowa. Aryn nie moga go pomci, sprzeniewierzajc si temu, w co wierzy. By moe ponis porak. By moe cay Zakon Jedi ponis porak. Jednak bya to szlachetna poraka, a to co znaczyo. Przypomniaa sobie swj sen, w ktrym Mistrz Zallow sta na ruinach wityni, wypowiadajc bezgonie sowa, ktrych nie potrafia wtedy zrozumie. Teraz je rozumiaa. - Bd w zgodzie ze sob - mwi. Czy nie to samo cay czas stara si jej przekaza Zeerid? - Wybacz, mj panie - mwi Kerse, gdy szli pospiesznie przez port kosmiczny. Zakadaem, e si ewakuowali, a nie zdylimy jeszcze policzy... - Daruj sobie wymwki, Kerse - przerwa mu Malgus; z trudem opar si pokusie rozcicia mczyzny na p. Dugi gwny korytarz w rodku portu zdawa si cign kilometrami. Po obu jego stronach ustawiono stragany, sklepiki, nawet wzki ulicznych handlarzy - wszystkie zostay porzucone. Na cianach poczekalni i barw wisiay ciemne wideoekrany. Od gwnego korytarza odchodziy mniejsze, prowadzce do komercyjnych ldowisk pasaerskich, do wind, ktrymi mona byo si dosta do stref tranzytowych dla duych statkw, a take do hangarw dla mniejszych jednostek. - Rusza si - poleci onierzom, a ci posuchali. Do Kersea za powiedzia: - Poka mi, gdzie j ostatnio widziae.

Kerse wskaza na boczny korytarz przy kocu gwnego korytarza. - To tam, panie. Hangar szesnacie-B. Po lewej. Malgusowi wydawao si, e 16-B znajduje si w pobliu otwartych wrt, ktre widzia, zbliajc si do kosmoportu. Zwikszy swoj prdko dziki Mocy i pomkn korytarzem, zostawiajc onierzy daleko z tyu. ciany, znaki i podoga migay mu tylko przed oczami, gdy pdzi w kierunku hangaru, w kierunku Eleeny. T7 otworzy tylny waz desantowca; wci jeszcze by podczony do jego panelu kontrolnego. Zeerid dugo krci gow, przenoszc wzrok z dragonflya na imperialny prom, w ktrym Aryn znikna z Twilekank, i z powrotem. W kocu ruszy w stron desantowca, ale gos Aryn go zatrzyma. - Zeerid! Odwrci si i zobaczy, e Aryn wychodzi z promu, niosc nieruchome ciao Twilekanki. Zeerid nie wiedzia, czy Twilekanka yje. Podszed powoli do Aryn; wzrok mia skierowany na ni, a nie na Twi'lekank. - Powinienem pyta? Ba si odpowiedzi. - Nie zabiam jej, Zeerid. Chciaam, eby to wiedzia. Zeerid odetchn z ulg. - Ciesz si, Aryn. To co, polecisz ze mn? - Wskaza kciukiem za siebie. - Tee-seven otworzy ju tego dragonflya. - Nie mog, Zeerid, ale... ju wszystko w porzdku. Rozumiesz? - Nie, nie rozumiem. Aryn otworzya usta, ale nic nie powiedziaa, tylko przechylia gow, jakby usyszaa jaki dwik w oddali. - Nadchodzi - oznajmia. Zeeridowi zjeyy si woski na karku. - Kto nadchodzi? Malgus? Aryn uklka i pooya Twilekank tak delikatnie, jakby to byo nowo narodzone dziecko. Wycie syren ustao nagle, jak ucite noem. Niespodziewana cisza wydawaa si zowieszcza. Zeerid spojrza na otwarte podwjne drzwi hangaru. Za nimi cign si ciemny korytarz. Aryn wstaa, zamkna oczy i wcigna powietrze do puc. - Le, Zeerid - powiedziaa. - Nie zostawi ci - odpar Zeerid i wycign drugi blaster. Obliza suche wargi. Aryn otworzya oczy i popatrzya na niego. - Zostawisz, i to natychmiast, Zet. Pomyl o crce. Le ju. Le... i zosta farmerem. Odepchna go z umiechem. Wpatrywa si w jej twarz, wiedzc, e ona ma racj. Nie mg osieroci Arry, nawet dla Aryn. Mimo wszystko nie chcia jej zostawia. Podszed bliej, a jej mina zagodniaa. Wycigna rk i dotkna jego twarzy. - Id. Pod wpywem impulsu chwyci j za ramiona i pocaowa w usta. Nie opieraa si, a nawet odwzajemnia pocaunek. Odsun j od siebie na dugo ramienia. - Jeste niemdra, Aryn Leneer - powiedzia. - Moe i jestem. Odwrci si i ruszy w stron desantowca. Na wargach wci czu delikatny dotyk jej ust. Mia nadziej, e to wraenie bdzie go przeladowao do koca ycia. aowa tylko, e pocaunek nie trwa duej. Wyobraa sobie jej oczy skierowane na niego i nie mia odwagi si odwrci, eby si nie rozmyli. Przypomnia sobie holozdjcie Arry, ktre trzyma na pokadzie Tuciocha, jej umiech, jej miech; przypomnia sobie te, e obiecywa Nat nie podejmowa niepotrzebnego

ryzyka. Nie obejrza si wic na Aryn Leneer, cho byo to bardzo trudne. - Wskakuj na pokad, Tee-seven - powiedzia, wchodzc po rampie. T7 zapiszcza przeczco i smutno. - Nie lecisz? Znw smutne wierknicie. Zeerid poklepa droida po gowie. - Jeste dzielny. Dzikuj ci za pomoc. Uwaaj na Aryn. T7 zagwizda potakujco, a potem jeszcze raz smutno na poegnanie i si oddali. Silniki statku ju pracoway. T7 musia uruchomi procedur startu. Vrath przemierza wskie korytarze Brzytwy, a dotar do tylnego przedziau, ktry przerobi z pomieszczenia do transportu onierzy na adowni. Wypeniona bya teraz skrzyniami, ktre, przymocowane magnetycznie do pokadu i ustawione jedna na drugiej, tworzyy szczurzy labirynt. Pokona go pospiesznie, kierujc si do tylnych drzwi. Strzelanina na zewntrz jakby przycicha, wic pozwoli sobie na lekkie rozlunienie. Zeerid odprowadzi wzrokiem T7. Dotkn panelu kontrolnego przy tylnych drzwiach i waz zacz si podnosi. Zaczeka, a zamknie si do koca. Wci mylc o Aryn, pooy do na zimnym metalu drzwi. Dragonfly szarpn, uniesiony przez silniki manewrowe. Zeerid musia dosta si do kabiny. Nie mg pozwoli, eby autopilot sterowa statkiem, kiedy Imperialni zaczn strzela. Popdzi przez adowni i znalaz si w labiryncie utworzonym ze skrzy, ktrymi bya zastawiona. Skrci za rg i omal nie wpad na innego czowieka. Dopiero po chwili go rozpozna - drobna postura, starannie zaczesane ciemne wosy, gbokie oczodoy, a w nich pozbawione wyrazu oczy, wskie usta. To by czowiek z parku Karsona. To by czowiek, ktry wyda Zeerida i Aryn Sithom. To by czowiek, ktry wiedzia o Arze i o Nat. - To ty! - powiedzia Vrath Xizor. - To ja - potwierdzi Zeerid. Aryn patrzya, jak dragonfly odlatuje. Ju tsknia za Zeeridem. Prbowaa rozbudzi w sobie wcieko, ktra przywioda j na Coruscant, eby zmierzya si z Malgusem, jednak nie czua ju w sobie aru. Signa do kieszeni, odszukaa paciorek z nautolaskiej bransoletki i cisna go midzy kciukiem a palcem wskazujcym. Musiaa zmierzy si z Malgusem. Nie miaa innego wyjcia. Ale musiaa zmierzy si z nim tak, jak chciaby tego jej Mistrz: ze spokojem w sercu. Staa nad ciaem Eleeny, czekajc. Obecno Malgusa napieraa na ni coraz mocniej, w miar jak si zblia. Jego gniew poprzedza go niczym burza. Malgus wpad do hangaru przez due podwjne drzwi. Statek Vratha Xizora, Brzytwa, unosi si w kierunku otwartych wrt w dachu. Dwa imperialne promy stay na pycie ldowiska. - Eleena! - krzykn. Nienawidzi si za ten przejaw saboci, ale nie mg si powstrzyma. Sign poprzez Moc, prbujc pochwyci unoszc si Brzytw w mentalny uchwyt. Statek zwolni. Malgus wycign obie rce, zgi palce niczym szpony i a krzykn z frustracji, starajc si powstrzyma moc silnikw statku. Poczu nacisk na umys. Naprona lina jego siy woli rozcigaa si coraz bardziej. Nie mg wypuci tego statku. Jego silniki zaczy rzzi. Malgus zacisn zby, mokry od potu, a jego oddech pod respiratorem zmieni si w suchy charkot.

A potem lina pka i statek wyfrun przez otwarte wrota ku niebu. Malgus rykn z wciekoci. Wczy chronometr na rce. - Jard, desantowiec przemytnika opuci wanie port kosmiczny Liston. Na pokadzie moe by Eleena. Przechwycie go promieniem cigajcym i zatrzymajcie wszystkich, ktrzy s na... Przerwa mu syk wczanego miecza wietlnego, a po nim jeszcze jeden. Spojrza na drugi koniec hangaru i zobaczy Aryn Leneer z mieczami wietlnymi w obu rkach, stojc nad ciaem Eleeny. ROZDZIA 13 Czysta nienawi i surowa wcieko bijce od Malgusa poraziy Aryn jak fizyczny cios. Zapara si jak przy zmaganiu z burz gradow. Zdaa sobie spraw, jak silnym uczuciem Sith darzy Twilekank i w jaki sposb obrci te emocje w nienawi i wcieko. Zapali swj miecz wietlny, a czerwony blask klingi odbi si w jego oczach i zbroi. Wycign rk za siebie, wykona szybki ruch i drzwi hangaru si zatrzasny. Kolejnym gestem zasun rygle. - Tylko ty i ja - powiedzia ostrym, ochrypym gosem. Nie spuszcza wzroku z Eleeny. Aryn wskazaa na Twilekank. - Ona yje. I wiem, co do niej czujesz. - Nic nie wiesz - odpar Malgus i powoli zrobi krok w jej kierunku. - Pozwl odlecie temu statkowi. Wydaj rozkaz albo j zabij. - Kamiesz. Aryn przyoya kling Mistrza Zallowa do szyi Eleeny. Fala wciekoci wytrysna z Malgusa. - Obiecuj ci, e to zrobi - powiedziaa Aryn. Wolna rka Malgusa zacisna si w pi. - Jeli wyrzdzisz jej trwa szkod, dopilnuj, eby cierpiaa. Obiecuj ci to. Aryn rozumiaa Malgusa coraz mniej z kadym wypowiedzianym przez niego sowem. Mimo wszystko postanowia blefowa dalej. - Wydaj rozkaz, Malgus! Malgus rzuci jej gniewne spojrzenie, warkn, po czym przemwi przez komunikator: - Jard, cofam poprzedni rozkaz. Statek desantowy ma pozwolenie na opuszczenie systemu. - Panie? - Wykona, Jard! - Tak jest. Malgus ruszy w stron Aryn powolnym krokiem drapienika, ktry zwietrzy ofiar. - I co teraz, Jedi? Nie uciekniesz std. - Nie chc ucieka, Malgusie. Oczy mu si zamiay. - Nie. Chcesz mnie zabi. Musisz to zrobi, tak? Z powodu swojego Mistrza? Uczucia, ktre te sowa wydobyy z zakamarkw jej duszy, niepokojco przypominay wcieko wypywajc z Malgusa. Jeszcze dzie wczeniej byyby identyczne. To, e tak nie byo, zawdziczaa Eleenie. I Zeeridowi. I Mistrzowi Zallowowi. - Chciaam zada ci bl, Lordzie Malgusie. Zada ci bl, krzywdzc j. Ale nie powiksz jej blu. Ona ju i tak wystarczajco cierpi. Malgus si zatrzyma. Jego wzrok pad na Twilekank i, ku swojemu zdumieniu, Aryn wyczua w nim co w rodzaju litoci - zaledwie przebysk, szybko wyparty przez nienawi. - Dosy gadania - powiedzia, spogldajc znw na Aryn. - Do roboty, Aryn Leneer. Oto jestem.

Zrzuci paszcz, wyprostowa si i pozdrowi j mieczem wietlnym. Podniosa swj miecz wietlny i miecz Mistrza Zallowa, poczua w doniach ciar jednego i drugiego. Poddaa si Mocy, spokojna i wyciszona. Spokojne serce. Spokojny umys. Trenowaa walk na dwa miecze wietlne jako padawanka, jednak rzadko uywaa dwch mieczy w prawdziwej walce. Teraz i tutaj miaa to zrobi. Jako wydawao jej si to stosowne. Nie czekaa na Malgusa. Pomkna przez hangar z prdkoci zwikszon dziki Mocy. Dwie klingi pozostawiay za ni wietliste smugi. Malgus pozosta na miejscu z mieczem w pogotowiu. Zaatakowaa nisko pierwsz kling i wysoko drug. Malgus przeskoczy nad obydwoma, zrobi salto, wyldowa za ni i wykona cicie wymierzone w jej szyj. Aryn uchylia si, a jednoczenie zrobia obrt i podcia go. Kiedy upad, wyprostowaa si, odwrcia, uniosa oba ostrza nad gow i opucia je rwnoczenie w podwjnym ataku. Malgus przekoziokowa do tyu i klingi Aryn wyciy tylko bruzdy w pododze hangaru, sypic dookoa iskrami. Malgus poderwa si i wypuci telekinetyczny podmuch, ktry porwa j i przenis na drugi koniec hangaru. Wpada na jedn z grodzi promu, ale posugujc si Moc, zamortyzowaa uderzenie, tak e nie wyrzdzio jej adnej krzywdy. Odbia si od chodnego metalu i natara na Malgusa. Biegnc, rzucia w niego najpierw wasnym mieczem wietlnym, a nastpnie Mistrza Zallowa, i uya Mocy, eby nimi pokierowa. Atak zaskoczy Malgusa i klinga Aryn wbia mu si w zbroj. Posypay si iskry, a Malgus skrzywi si i warkn z blu. Uchyli si przed mieczem Mistrza Zallowa, Aryn za w biegu przywoaa oba do siebie. Gdy tylko do niej wrciy, ponownie rzucia nimi w Malgusa. Ale tym razem by na to przygotowany. Posugujc si Moc, wyskoczy wysoko w powietrze i unikn obu mieczy. Ona jednak przewidziaa jego ruch, skoczya wic do przodu, eby przeci mu drog, i zaatakowaa kopniakiem w klatk piersiow. Uy Mocy, eby zagodzi si uderzenia, ale i tak musia si cofn o krok, a Aryn usyszaa jego urywany oddech dochodzcy spod respiratora. Malgus doszed do siebie, rykn i unis miecz wietlny, eby rozci j na p. Aryn jednak zdya przywoa do siebie wasn bro i sparowaa jego uderzenie. Sia Malgusa rzucia j jednak na kolana. Wycigna drug rk, przywoujc do siebie miecz Mistrza Zallowa, i sprbowaa pchn nim Sitha. Malgus uchyli si przed ciosem, chocia klinga otara si o jego pancerz, rozsiewajc iskry. Odepchn jej miecz wasnym i kopn j w twarz. Sia uderzenia przeamaa jej obron i odrzucia j do tyu. Aryn przekoziokowaa w powietrzu i wyldowaa zamroczona na kolanach. Kopniak obrusza jej zby i widziaa wszystko podwjnie. Wstaa, chwiejc si na nogach. Widziaa w swoich rkach cztery klingi zamiast dwch. Poczua co w ustach i wyplua to - zb, zakrwawiony, z rozwidlonym korzeniem. - Jeste nowicjuszem w nienawici - powiedzia Malgus dziwnie agodnym tonem, zbliajc si do niej. - Twj gniew ledwie si tli. To zaledwie uamek tego, do czego mogaby by zdolna. Potrzebowaa czasu, eby doj do siebie i pewnej odlegoci od Malgusa. Wyskoczya wysoko w gr, zrobia salto w ty i wyldowaa na dachu imperialnego promu. Zaczynaa odzyskiwa jasno umysu. - Twj Mistrz take popeni bd. Chcia mnie pokona spokojem, ale mu si nie udao. Ty chciaa mnie pokona gniewem, ale masz go w sobie za mao pomimo straty, jak poniosa. Aryn zaczynaa ju widzie wyranie. Poczua si bardziej sob. - Powinna by za to wdziczna, Jedi. Gniew ma swoj cen. Znw wyczua dziwne wspczucie, rodzaj litoci, ktra osabiaa czyst nienawi pync od Malgusa. Jego wzrok pad na ciao Eleeny lece na pododze hangaru. Podczas gdy Aryn przygotowywaa si, eby skoczy na Sitha, on wycign rk niemal od niechcenia i przestrze pomidzy nimi przecia byskawica. Aryn nastawia swj miecz wietlny,

jednak sia byskawicy przekraczaa wszystko, czego dowiadczya do tej pory ze strony Malgusa. Rozbia jej obron i wytrcia jej z rk oba miecze wietlne. Byskawica porwaa j, uniosa do gry i zrzucia z promu. Spadajc, czua swd przypalonej skry i syszaa krzyki; zdaa sobie spraw, e to jej skra i jej krzyki. Wyrna mocno o podog. W gowie rozbysy jej iskry, a potem wszystko spowia ciemno. Wojskowe wyszkolenie Zeerida zareagowao szybciej ni jego myli. Wyprostowa praw do i skierowa j w gardo mniejszego mczyzny. Jednak Vrath te musia by szkolony. Zablokowa cios Zeerida lew rk, potem chwyci go za nadgarstek, przysun si bliej Zeerida i przerzuci pilota przez biodro. Zeerid to przewidzia, wic upadajc, przetoczy si po pokadzie, po czym poderwa si z wycignitym E-9 i wycelowa. Vrath jednak kopniakiem wytrci mu z rki blaster, ktry polecia w gr i wystrzeli w grd. Potem zaatakowa jeszcze jednym kopniakiem, ale Zeerid odgad jego zamiary, przyj cios na swj bok i zapa przeciwnika za nog, po czym przyoy mu pici w nos. Pod jego ciosem zachrzciy koci, a z nosa trysna krew. Vrath zacz wymachiwa wciekle lew rk i wbi wyprostowane palce w szyj Zeerida. Cios mgby go zabi, gdyby przeciwnik zdoa woy w niego wicej siy. A i tak zmusi Zeerida do puszczenia jego nogi i cofnicia si. Zeerid sign za plecy i wycign drugi blaster. Zanim jednak zdy go uy, Vrath rzuci si szczupakiem i przypar go do jednej ze skrzy. Ostry rg skrzyni wbi mu si w plecy i Zeerid jkn z blu. Vrath chwyci go za nadgarstek i uderzy jego rk o skrzyni. Drugi blaster spad na podog, a mczyzna odrzuci go kopniakiem. Zeerid stkn z wysiku i odepchn Vratha. Patrzyli teraz na siebie z odlegoci trzech krokw, ciko dyszc. Vrath mia zazawione oczy, a z nosa leciaa mu krew. Zeerid mia kopoty z oddychaniem przez uszkodzon tchawic. - Chyba musiao do tego doj - powiedzia mczyzna zmienionym z powodu zamanego nosa gosem. - Nie sdzisz, Zeeridzie Korr? Zatka najpierw jedn, a potem drug dziurk w nosie, wydmuchujc z nich krew i smarki. - Jestem Vrath, nawiasem mwic. Vrath Xizor. Zeerid ledwo go sysza. Wykorzysta chwil, ktr Vrath powici na wydmuchanie nosa, eby zapa oddech i poszuka wzrokiem blasterw. Oba jednak znikny w czasie walki pod skrzyniami. Vrath pomaca dwoma palcami nos, oceniajc szkody. - Skd jeste? Wojska desantowe? Komandosi? Oddech Zeerida wreszcie si wyrwna i mczyni zaczli kry wok siebie. - Eskadra Zagada - odpar Zeerid, mierzc przeciwnika wzrokiem. - Pierwsi do walki - powiedzia Vrath, przypominajc sobie motto jednostki. - A ty? - spyta Zeerid. - Imperialny korpus snajperski. - Skrytobjca - stwierdzi Zeerid. Obelga stara umiech z twarzy Vratha. - Zabiem ponad pidziesiciu ludzi w mundurach Republiki, Korr. Dla mnie bdziesz po prostu kolejnym numerem. - Zobaczymy - odpar Zeerid, spokojny jak cisza przed burz. Vrath zamarkowa cios, prowokujc Zeerida do reakcji. Wyszczerzy zby, czerwone od krwotoku z nosa. - Nerwy, co? Zeerid szuka okazji do ataku. Kiedy j dostrzeg, zamarkowa natarcie gr, po czym rzuci si na Vratha, chcc sprowadzi go do parteru, gdzie mgby wykorzysta fizyczn przewag. Vrath wylizn mu si, nie dajc si powali, Zeerid jednak zdoa przyprze go do grodzi. Vrath

wyrn go okciem w gow, a potem jeszcze raz, trafiajc w policzek. Zeerid stkn i odepchn si od mniejszego mczyzny, eby zrobi sobie miejsce do dziaania. Nie wypuszczajc Vratha z rk, kopn go kolanem w brzuch, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. Vrath jkn i odwrci si, wystawiajc biodro. Wycign palce w kierunku twarzy Zeerida, celujc w oczy. Zeerid potrzsn gow, jednak palce Vratha odnalazy jego oczodoy. Zeerid odepchn go i wycofa si, osaniajc swj odwrt kopniakiem. Vrath rzuci si za nim, chwyci go wp, podnis i rzuci na podog. Zeerid wyrn gow o pokad, a zobaczy gwiazdy. Vrath wskoczy na niego, szybki i nieuchwytny. Jego rce i nogi byy wszdzie. Przygwodzi Zeerida i usiad na nim, okadajc go piciami i okciami: w policzek, w skro, znowu w policzek i w czubek gowy. Ten ostatni cios rozci mu skr. Ciepa krew spyna po czaszce na twarz i rozmazaa si na okciu Vratha. Zeerid rozpaczliwie prbowa zapa Vratha za rce, ale mczyzna by za szybki, a liska od krwi skra utrudniaa jeszcze zadanie. Zeerid obj go w pasie i przycign do siebie, eby nie da mu do miejsca na ciosy okciami. I wtedy Vrath popeni bd. Prbujc si oswobodzi, zbliy twarz na kilka centymetrw do twarzy Zeerida, ktry poderwa gow do gry i waln czoem w zamany dopiero co nos Vratha. Ten krzykn z blu i odruchowo si cofn. Wykorzystujc nadarzajc si okazj, Zeerid zapa go za nadgarstek, przetoczy na plecy, cisn jego rk nogami i odchyli si do tyu, zakadajc mu dwigni na okie. Vrath wrzasn, gdy wyprostowana rka wyskoczya mu ze stawu z wyranie syszalnym trzaskiem. Zeerid poczu, jak koczyna nagle robi si bezwadna. Puci rk Vratha i skoczy na rwne nogi. Przeciwnik, z wykrzywion blem twarz, poczoga si w kierunku miejsca, gdzie pod skrzyni znikn E-9. Zeerid przeci mu drog, podnis go z podogi i popchn z caej siy na grd. Vrath prbowa si przytrzyma zwichnit rk, ktra zwisaa bezwadnie ze stawu, ale uderzy gow w metalow cian, wywrci oczami i run jak koda. Zeerid wskoczy na niego kolanami i przyoy mu pici w oko, sdzc, e jest tylko zamroczony, ale Vrath lea pod nim nieruchomo. Krew z gowy Zeerida kapaa mu na twarz. Ciko dyszc, Zeerid sprawdzi mu ttno. Jeszcze y. Nagle adrenalina, ktra napdzaa go w czasie walki, gdzie odpyna. Bolao go cae ciao, mia kopoty z oddychaniem i opad zupenie z si. Bl twarzy i gowy pulsowa z kadym uderzeniem jego serca. Caa walka trwaa gra czterdzieci sekund, ale czu si tak, jakby kto go okada przez kilka godzin. Popatrzy na Vratha, zastanawiajc si, co z nim zrobi. Przeszuka jego spodnie, marynark i paszcz. Znalaz kilka dowodw tosamoci i rne przedmioty osobiste. Wygrzeba te elastyczne kajdanki. Przewrci Vratha na brzuch i zoy mu rce na plecach. Koci w zwichnitej rce zazgrzytay, a Vrath jkn z blu. - Wybacz - powiedzia Zeerid. Naprawd nie mg nic na to poradzi. Gdy ju skrpowa mu rce, zarzuci sobie faceta na rami i zanis go na chwiejnych nogach do kabiny. W statkach klasy Dragonfly nie byo brygu i Zeerid wola mie Vratha na oku. Zanim dotar do kabiny, statek opuci kosmoport i wzbi si w atmosfer. Zeerid przyjrza si przyrzdom. Mia obrzmia twarz i uszkodzone palcem Vratha oko, tak e musia patrze przez zmruone powieki. Zdj koszul i zrobi sobie z niej opatrunek na gow. Nie chcia zakrwawi przyrzdw. Na fotelu pilota lea pas z blasterem GH-22 i z kilkoma noami. Bya to zapewne bro Vratha. Zeerid zaoy ten pas i usiad. Nigdy wczeniej nie lata statkiem desantowym klasy Dragonfly, ale potrafi poprowadzi wszystko, co poruszao si w przestrzeni kosmicznej. Musia tylko omin imperialn blokad i dosta si na szlak nadprzestrzenny. - Pora zataczy midzy kroplami deszczu - powiedzia i wyczy autopilota.

Wyjrza przez owiewk kabiny na port kosmiczny daleko w dole, zastanawiajc si, co z Aryn. Daby mnstwo kredytw, eby mie j w tej chwili przy sobie. Aryn otworzya oczy. Malgus sta nad ni, a przekrwione oczy utkwi w jej twarzy. Na rkach trzyma nieprzytomn wci Twilekank. Trzyma take oba miecze wietlne Aryn. Rkoje jego miecza zwisaa u pasa. A wic nie zabi jej. A ona nie miaa pojcia dlaczego. Gdy tak si w ni wpatrywa, wyczua w nim sprzeczne uczucia. Najwyraniej z czym si zmaga. - Bierz je i wyno si - powiedzia i rzuci jej oba miecze wietlne. Upady ze stukotem na podog. - We prom. Dopilnuj, eby moga spokojnie opuci Coruscant. Aryn si nie poruszya. Miecze wietlne leay o par centymetrw od jej rki. Malgus zmruy oczy. - Jeli twoja potrzeba pomszczenia Mistrza nie wymaga powicenia wasnego ycia, powinna zrobi to, co ci ka, Jedi. Wspara si na jednej rce, a w drug wzia oba miecze wietlne. Poczua w doni chd metalu. - Dlaczego? - Dlatego, e j oszczdzia. - Dochodzcy zza respiratora gos by dziwnie cichy. - Ja na twoim miejscu bym tego nie zrobi. I jeszcze dlatego, e twoja obecno uwiadomia mi co, z czego ju dawno powinienem by zda sobie spraw. Aryn wstaa, wci nieufna, i przypia miecze wietlne do paska. - Wkrtce opucimy Coruscant - oznajmi Sith ze smutkiem. - Imperium opuci, znaczy si. Pozostao tylko podpisanie traktatu. I bdziemy mieli pokj. Czy to ci cieszy? - Czy mnie cieszy? - Wci nie rozumiaa. Dokonaa przegldu swoich obrae. Mnstwo siniakw i ran szarpanych. Nic zamanego. Dokonaa te przegldu swojej duszy. Tam te nic zamanego. Spojrzaa na Malgusa. Nie wiedziaa, co powiedzie. - By moe jeszcze si spotkamy, w innych okolicznociach. - Jeli spotkamy si ponownie, Aryn Leneer - odpar Malgus - zabij ci, tak jak zabiem twojego Mistrza. Nie bierz tego, co robi, za lito. Ja tylko spacam dug. Kiedy std odlecisz, bdzie spacony. Aryn oblizaa wargi, popatrzya mu w oczy i pokiwaa gow. - Czy wiesz, e twj Zakon ci zdradzi, Jedi? - spyta Sith. - Poinformowali nas, e moesz si tu zjawi. Aryn nie bya zaskoczona, ale zdrada i tak bolaa. - Nie nale ju do Zakonu Jedi - wykrztusia przez cinite gardo. Rozemia si, chocia zabrzmiao to raczej jak suchy kaszel. - W takim razie czy nas co wicej ni tylko gniew - stwierdzi. - Le ju. Nie rozumiaa, ale pogodzia si z faktem, e nigdy tego nie zrozumie. Odwrcia si, wci nie dowierzajc, i ruszya w stron promu. T7 wyszed z ukrycia w pobliu statku i zapiszcza pytajco. Aryn nie miaa na to adnej odpowiedzi. Razem weszli na pokad promu. Kiedy znalaza si w kabinie i usiada, zdaa sobie spraw, e caa dry. - Spokojne serce, spokojny umys - powiedziaa sobie i poczua si pewniej. Odetchna i uruchomia silniki. Nie miaa pojcia, dokd si uda. Gdy bkitne niebo nad Coruscant ustpio czerni kosmosu, Zeerid zacz si poci. Obserwowa sensory, wypatrujc imperialnych statkw. Powinni ju go wykry. Na monitorze pojawi si krownik, moe Waleczny, moe jaki inny. Zeerid zmieni kurs, oddalajc si od niego, i przyspieszy, kierujc si w stron najbliszego szlaku nadprzestrzennego. Chcia po prostu wykona skok. Dokdkolwiek. Jego uwag przyku sygna z konsolety. Dopiero po chwili zorientowa si, e to poczenie

z innego statku. Kolejn chwil zajo mu rozgryzienie, jak je odebra. W kocu wcisn guzik, otwierajc kana. Jeli nie mg zrobi nic innego, to chcia przynajmniej nawrzuca Imperialnym, zanim go zestrzel. - Statek desantowy Brzytwa, macie pozwolenie na odlot. Zeerid uzna, e to jaki podstp, kiepski dowcip. Jednak skaner nic nie wykaza, a krownik nie wykona adnego ruchu w jego kierunku. Zeerid wlecia na szlak nadprzestrzenny. Nie mogc uwierzy we wasne szczcie, poleci komputerowi nawigacyjnemu obliczy kurs. Gos Vratha wyrwa go z zadumy. - Niele, komandosie. Jestem pod wraeniem. - Nie zaley mi na tym, eby robi na tobie wraenie, skrytobjco. Vrath zachichota, ale miech przeszed w kaszel i mczyzna si skrzywi. - W przedziale medycznym s piguki. Byby tak dobry? - Pniej - powiedzia Zeerid. - Naprawd cholernie boli, komandosie. - I dobrze. - To tylko interesy, Korr. Zeerid pomyla o Arze, Nat i Aryn. - Interesy. Jasne. Mia powyej uszu tych interesw. - Jeli o mnie chodzi, sprawa jest zamknita - doda Vrath. - Moim zadaniem byo nie dopuci, eby ta syntprzyprawa trafia na Coruscant, i to zrobiem. A wic sprawa zamknita. Zamelduj wykonanie zadania i wicej si nie zobaczymy. Chocia wolabym odzyska statek. Zeerid opar si pokusie, eby przyoy skrpowanemu mczynie. Zachowywa si tak, jakby odbyli wanie przyjacielski sparing i zamierzali pj na drinka. - Ale Kantor pewnie tak atwo tego nie wybaczy, co? - cign Vrath. - Syszaem, e bardzo nie lubi, jak ginie towar. Ty i twoja rodzina bdziecie mieli twardy orzech do zgryzienia. Sowa Vratha sprawiy, e Zeerid wstrzyma oddech. Nagle wszystko si zmienio. Zacisn donie na sterach, a zbielay mu knykcie, rozwaajc w gowie rne opcje. Adrenalina buzowaa mu w yach. Wyjrza przez okno w kabinie. - Oni nie wiedz, e mam rodzin. - Jeszcze nie - odpar Vrath. - Ale si dowiedz. Zawsze si dowiaduj... Vrath zbyt pno si zorientowa, e wszed na min. Prbowa zby to miechem, ale Zeerid usysza kryjcy si za tym miechem strach. - Albo i nie. Tak tylko gadam. - Za duo gadasz - powiedzia Zeerid. Jego rysy stwardniay i stwardniao jego serce. Alchemia koniecznoci zawzia list jego opcji do jednej. Wczy autopilota i podnis si z fotela. - Wstawaj, Vrath. Mczyzna si nie poruszy. Zeerid podnis go brutalnie, a Vrath jkn z blu. - Spokojnie, komandosie. rodki przeciwblowe, co? - powiedzia. Jego gos brzmia niepewnie. - Id - rozkaza Zeerid. - Dokd? Zeerid przyoy mu GH-22 do plecw. - Jazda. Vrath z ociganiem da si poprowadzi korytarzami statku. Szed powoli, jakby zna zamiary Zeerida, wic pilot musia go pogania. Par zakrtw, par korytarzy i Zeerid zobaczy drzwi luzy powietrznej. Doprowadzi do nich Vratha i si zatrzyma. - Odwr si. Vrath wykona polecenie. Jego twarz pokryway czerwone plamy, ale Zeerid nie wiedzia, czy od uderze, czy ze strachu. - Chodzi o twoj crk, tak? Ju o niej powiedziaem swoim wsplnikom. Oni ju wiedz.

Zeerid usysza w jego gosie ton kamstwa. - Kamiesz. Sam to przyznae. Powiedziae: Jeszcze nie. Odsun Vratha blasterem i aktywowa wewntrzne drzwi luzy powietrznej. Odsuny si z sykiem. Czerwone wiateko zamontowane w suficie zapalio si i zaczo obraca. Zeerid pokaza mu blaster. - Wolisz to? - Wskaza ruchem gowy luz powietrzn. - Czy to? Vrath popatrzy na bro, na luz i przekn lin. - Nie musisz tego robi, Korr. Nikomu nie powiem o tobie ani o twojej rodzinie. Moesz nawet zatrzyma statek. - Nie mog ryzykowa. Vrath sprbowa si umiechn, ale przypominao to bardziej przedmiertny grymas. - Daj spokj, Korr. Jak mwi, e nie powiem, to nie powiem. Kto jak kto, ale ja nie rzucam sw na wiatr. Zeerid przypomnia sobie obietnic zoon Nat, e nie bdzie podejmowa niepotrzebnego ryzyka. - Ja te nie. Vrath zacz przestpowa z nogi na nog, a w jego gosie pojawia si desperacka nuta. - Bdziesz musia z tym y, Korr. Staniesz si morderc. Zabi czowieka jego broni... Chcesz wzi na siebie taki ciar? Zeerid wiedzia, co robi. A przynajmniej tak mu si zdawao. - Mog z tym y. I nie bdzie skrytobjca prawi mi moraw. Strach napeni oczy Vratha zami. - To bya wojna, Korr. Zastanw si nad tym. Dobrze si zastanw. - Ju si zastanowiem. Wybieraj albo ja wybior za ciebie. Kolejna liczba, co? Vrath popatrzy Zeeridowi w oczy. Moe zobaczy w nich obojtno, a moe determinacj. - Do diaba z tob, Korr. Do diaba z tob. Zeerid wepchn go do luzy powietrznej. - Mogem je zabi, Korr. Obie. Wtedy w parku na Vulcie. Wiesz, e mogem. Ale tego nie zrobiem. - Nie - przyzna Zeerid. - Nie zrobie. Uruchomi mechanizm sterujcy i drzwi zaczy si zamyka. - Teraz tego auj! auj, e ich nie zabiem! Zeerid zatrzyma drzwi. Nagy przypyw gniewu doda mu nowych si. Chwyci Vratha za koszul i potrzsn nim. - Gdyby j skrzywdzi, umieraby powoli i w mczarniach. Syszysz mnie, skrytobjco? Syszysz? Kopn go w brzuch, a Vrath zgi si wp. Podczas gdy z trudem apa powietrze, Zeerid uruchomi ponownie drzwi i zamkn do koca luz. Vrath wpatrywa si w niego przez mae transpastalowe okienko z wciekoci w oczach i wyszczerzonymi w grymasie zbami. Zeerid wcisn guzik powodujcy oprnienie luzy powietrznej. Rozlega si syrena alarmowa. Spojrza jeszcze raz na Vratha i zobaczy strach w jego oczach. Odwrci si i poszed do kabiny. Morderca. Oto kim by. Syrena umilka i poczu lekkie drgania, ktre oznaczay, e otwieraj si zewntrzne drzwi luzy powietrznej. W jego duszy za otwara si czelu. Surowe, nienazwane emocje sprawiy, e do oczu napyny mu zy. Otar je rk. By morderc i ju czu ten ciar. Ale by gotw go dwiga - dla Nat, dla Arry. Spodziewa si, e bdzie jego brzemieniem do koca ycia, a ciar nigdy si nie zmniejszy. Ju wczeniej zabija, ale nigdy w taki sposb...

nie tak jak zabi Vratha. Teraz dopiero zrozumia, naprawd zrozumia, dlaczego Aryn wrcia na Coruscant. Modli si do bogw, w ktrych nie wierzy, eby odstpia od swoich zamiarw. Bya zbyt wraliwa, eby unie ten ciar. To by j zniszczyo. Ju lepiej, eby sama zgina. Nagle zapragn pj spa. Anulowa kurs wytyczony przez komputer nawigacyjny i wprowadzi wsprzdne Vulty. Cay czas trzsy mu si rce. Po paru chwilach Brzytwa skoczya w nadprzestrze. Zeerid zawsze lata sam, ale nigdy nie czu si samotny w kabinie, a do tej chwili. Rozsiad si wygodnie w fotelu, prbujc usn. I spa bez snw. Malgus patrzy, jak pilotowany przez Aryn Leneer prom wzbija si w powietrze. Poczy si przez komunikator z Jardem. - Z Liston odlatuje prom - oznajmi. - Ma pozwolenie na opuszczenie przestrzeni Coruscant. - Tak jest, panie - odpowiedzia Jard. Malgus mg zama dane Aryn Leneer sowo i zestrzeli j z nieba, ale nie zrobi tego. Zawsze dotrzymywa swoich obietnic. Zda sobie jednak spraw, lepiej ni kiedykolwiek, e Jedi s zbyt niebezpieczni, eby mg im pozwoli istnie. Byli dla Sithw tym, czym Eleena bya dla niego - wzorem spokoju, pocieszenia, a co za tym idzie, pokus saboci. Angral tego nie dostrzega. Imperator te nie. Za to Malgus to rozumia. I wiedzia, co musi zrobi. Musi cakowicie zniszczy Jedi. Uklk przy Eleenie, przytuli jej gow. Przyglda si jej twarzy, jej doskonaej symetrii, linii podbrdka, idealnemu ksztatowi nosa. Przypomnia sobie chwil, gdy zobaczy j po raz pierwszy - zastraszon, maltretowan niewolnic, ktra ledwo skoczya dwadziecia lat. Zabi jej waciciela za brutalno, zabra j do domu, wyszkoli w walce. Od tej pory bya jego towarzyszk, jego kochank, jego sumieniem. Zamrugaa, odzyskujc ostro spojrzenia. Umiechna si. - Veradun, jeste moim wybawc. - Tak - powiedzia. - Gdzie ta kobieta? - spytaa Eleena. - Ta Jedi? - Odesza. Ju ci wicej nie skrzywdzi. Opara z powrotem gow na jego rce, zamkna oczy i westchna z zadowoleniem. - Wiedziaam, e mnie kochasz. - To prawda - przyzna. Umiechna si szerzej. Poczu, jak do oczu napywaj mu zy, oznaka saboci. Eleena otworzya oczy, dostrzega jego zy i pooya mu rk na policzku. - Co nie tak, kochany? - To, e ci kocham, jest nie w porzdku, Eleeno. - Veradun... Wzi si w gar, wsta, zapali miecz wietlny i wbi jej w serce. Eleena wytrzeszczya oczy, nie spuszczajc ani na chwil wzroku z jego twarzy. Otworzya usta w niemym okrzyku zdumienia. Wydawao si, jakby chciaa co powiedzie, ale z jej ust nie wydoby si aden dwik. Chwil pniej byo ju po wszystkim. Wyczy kling. Nie mg sobie pozwoli na sumienie ani na sabo, jeli mia zrobi to, co trzeba byo zrobi. Musi suy tylko jednemu panu. Sta nad jej ciaem, a wszystkie zy wyschy. Postanowi, e nigdy ju nie uroni ani jednej. Musia zniszczy to, co kocha. I wiedzia, e bdzie musia to zrobi znowu. Najpierw Jedi, potem.

Kerse i jego onierze stali niespokojnie przy drzwiach hangaru, prbujc dosta si do rodka. Malgus uklk i podnis bezwadne ciao Eleeny. W jego ramionach wydawaa si lekka jak gaza. Mia zamiar wyprawi jej godny pogrzeb, a potem przystpi do realizacji swojego planu. W swojej wizji na Korribanie widzia galaktyk w pomieniach. Ale nie tylko Republika wymagaa oczyszczenia ogniem. EPILOG Noc i kontrolowana wcieko spowijay Malgusa. Jego gniew tli si teraz bezustannie, a myli wspgray z mrocznym powietrzem. W tajemnicy wzi statek i przylecia na t planet z Nieznanych Regionw, gdzie obecnie stacjonowa. Nikt nie wiedzia o jego przybyciu. Skupia si na ukryciu swojej obecnoci w Mocy. Nie chcia, eby kto j przedwczenie zauway. Sierp ksiyca otwiera wsk szczelin w ciemnym niebie, malujc otoczenie na szaro i czarno. Przed nim wznosi si okalajcy kompleks kamienny mur, wysoki na osiem metrw, o powierzchni rwnie szorstkiej i dziobatej jak oblicze Malgusa. Pomagajc sobie Moc, przeskoczy mur i wyldowa w wypielgnowanym ogrodzie. Przystrzyone karowate drzewa i krzewy rzucay w wietle ksiyca dziwne, zdeformowane cienie. Cichy szum fontanny miesza si z brzczeniem nocnych owadw. Malgus przemyka przez ogrd w gbokich ciemnociach, pord cieni, stpajc mikko po trawie. wiato rozjaniao kilka okien nieduego dworku, stojcego porodku posiadoci. Dworek, ogrd, fontanna... wszystko to przypominao wygodny wiat nalecy do Republiki, jakie dekadenckie sanktuarium Jedi, gdzie tak zwani badacze Mocy rozmylali o pokoju i szukali wyciszenia. Malgus wiedzia, e to gupota. Imperia i ci, ktrzy nimi rzdzili, nie mogli zachowa czujnoci w otoczeniu komfortu i spokoju. I mioci. Z oddali dobiegay ciche, ledwo syszalne gosy. Malgus wyoni si z ciemnoci ogrodu, nie zwalniajc kroku ani nie prbujc si ukry. Natychmiast go zobaczyli - dwch imperialnych onierzy w lekkich zbrojach. Podnieli karabiny blasterowe. - Stj, kto... Przywoa Moc: wykona gest, jakby odgania owady, i posa obu onierzy na cian dworku z wystarczajc si, eby poama im koci. Obaj osunli si na ziemi i legli nieruchomo. Czarne oczy ich hemw wpatryway si w Malgusa. Przeszed midzy ciaami i wszed przez rozsuwane drzwi dworku. Przypomnia mu si jego atak na wityni Jedi na Coruscant. Tyle e tym razem nie towarzyszya mu Eleena. Mia wraenie, jakby mina caa wieczno. Wspomnienie Eleeny na nowo rozniecio przygasajcy ar jego gniewu. Za ycia Eleena bya jego saboci, narzdziem, ktre wykorzystywali jego przeciwnicy. Umierajc, staa si jego si; wspomnienie o niej byo soczewk, ktra skupiaa jego wcieko. Znajdowa si w oku cyklonu nienawici. Energia kbia si wok niego i w nim. Nie czu si, jakby czerpa z Mocy, jakby z niej korzysta. Czu si, jakby sam by Moc, jakby si z ni zjednoczy. Zasza w nim zmiana. Nie targay ju nim adne wewntrzne konflikty. Suy Mocy, i tylko Mocy. I z kadym dniem rozumia j coraz lepiej. Wzbierajca energia, ktra wirowaa wok niego, wymykajc si spod kontroli,

uniemoliwiaa mu ukrywanie swojej obecnoci w Mocy. Nagle skasowa wszystkie mentalne bariery i wyzwoli peni swojej potgi. - Adraas! - zawoa, wkadajc w ten okrzyk tyle siy, e zadray ciany i sufit. - Adraas! Kroczy przez pokoje i korytarze azylu Adraasa, wywracajc i niszczc to, co mia w zasigu rki - zabytkowe biurka, dziwaczne, erotyczne rzeby, w ktrych gustowa Adraas, wszystko inne. Za sob pozostawia ruin. I cay czas wzywa Adraasa, eby si pokaza. Jego gos odbija si echem od cian. Za rogiem trafi na oddzia szeciu imperialnych onierzy w cikich zbrojach, z karabinami blasterowymi w pogotowiu. Trzech klczao na jednym kolanie przed pozosta trjk. Czekali na niego. Jego wspomagany Moc refleks by szybszy ni ich palce na spustach. Nie zwalniajc kroku, chwyci miecz wietlny i wczy go w chwili, gdy wystrzeliy blastery. Czerwona klinga obracaa si w jego doni z tak szybkoci, e utworzya tarcz. Dwa blasterowe strzay odbiy si od jego broni i trafiy w sufit. Pozostae cztery skierowa z powrotem w onierzy, robic czarne dziury w dwch klatkach piersiowych i w dwch maskach. Kolejne dwa kroki i skok pozwoliy mu dopa dwch pozostaych przy yciu onierzy, zanim zdyli wystrzeli po raz drugi. Wykona cicie, obrt i jeszcze jedno cicie, zabijajc obu. Wyczy miecz wietlny i poszed dalej, a dotar do duej centralnej sali, szerokiej moe na pitnacie metrw i dugiej na dwadziecia pi. Wzdu cian w rwnych odstpach byy rozstawione ozdobne drewniane kolumny, podpierajce balkony. Na kocu sali za znajdoway si podwjne drzwi - naprzeciwko tych, przez ktre wszed Malgus. W otwartych drzwiach sta Lord Adraas. Na swoj kunsztown zbroj narzuci czarny paszcz. - Malgus - powiedzia Adraas. Jego gos zdradza zaskoczenie, a ton zmieni imi Malgusa w obelg. - Przecie bye w Nieznanych Regionach. - Jestem w Nieznanych Regionach. Adraas zrozumia aluzj. - Wiedziaem, e kiedy si zjawisz. - Zatem wiesz, e przyszedem po ciebie. Adraas zapali miecz wietlny i zrzuci paszcz. - Po mnie, tak? - Zachichota. - Rozumiem ci, Malgusie. Rozumiem ci cakiem dobrze. - Nic nie rozumiesz - odpar Malgus i wszed do sali. Malgus czu nienawi bijc od Adraasa, jednak blada ona w porwnaniu z wciekoci i nienawici, jaka kbia si w nim samym. Oczami duszy zobaczy twarz umierajcej Eleeny. Ten obraz dola oliwy do ognia jego wciekoci. Adraas take wszed do pomieszczenia. - Mylisz, e twoja obecno tutaj jest dla mnie niespodziank? e nie przewidziaem tego dawno temu? Malgus zachichota, a jego miech odbi si gonym echem od sufitu. - Przewidziae, ale nie moesz temu zapobiec. Jeste jak dziecko, Adraas. I dzisiaj za to zapacisz. Angral ci nie obroni. Nikt ci nie obroni. Adraas prychn pogardliwie. - Ukrywaem przed tob swoj prawdziw potg, Malgusie. To ty nie wyjdziesz std ywy. - Wic poka mi t potg - odpar Malgus z szyderczym umieszkiem. Adraas warkn i wycign lew rk. Z jego palcw wystrzelia byskawica Mocy, wypeniajc przestrze pomidzy nimi. Malgus nadstawi miecz wietlny, cigajc na niego byskawic, i ruszy w stron Adraasa. Skwierczca energia wirowaa wok klingi i napieraa na Malgusa, ale on szed dalej. Skra na jego rkach pokrya si bblami, jednak przetrzyma bl. Tak cen by gotw zapaci dla sprawy. Idc, zakreli nad gow uk swoj kling, zbierajc ca energi byskawicy, po czym cisn ni z powrotem w Adraasa. Byskawica trafia go w klatk piersiow, podniosa z podogi i rzucia nim mocno o przeciwleg cian.

- To jest ta twoja potga? - spyta Malgus, wci posuwajc si naprzd, napdzany wciekoci. - To mi chciae pokaza? Adraas podnis si z dymic, osmalon zbroj. Twarz mia wykrzywion bolesnym grymasem. Malgus przyspieszy kroku, przechodzc do natarcia. Jego buty stukay o drewnian podog. Nie zawraca sobie gowy finezj. Da upust wciekoci przecigym rykiem i zasypa Adraasa gradem ciosw - cicie znad gowy, ktre Adraas sparowa; potem niskie pchnicie, przed ktrym ledwo si uchyli; kopniak, ktry trafi go w bok, poama ebra i odrzuci na drugi koniec sali. Adraas wpad na kolumn, ktra pka pod wpywem uderzenia niczym drzewo trafione przez piorun. Warkn, podnoszc si z podogi. Wok niego zgromadzia si czarna nawanica energii. Skoczy na Malgusa z uniesion wysoko kling. Malgus umiechn si szyderczo i wykona gest, ktrym przechwyci Adraasa w locie i cign go na d. Adraas spad na podog, oddychajc chrapliwie. Podnis si powoli, trzymajc chwiejnie kling przed sob. - Nic przede mn nie ukrywae - powiedzia Malgus, a sia jego gosu wywoaa grymas na twarzy Adraasa. - Jeste durniem, Adraas. Twoja sia ley w polityce, w nadskakiwaniu lepszym od siebie. Pod wzgldem rozumienia Mocy nie moesz si ze mn rwna. Adraas ruszy na Malgusa w ostatniej prbie ocalenia jeli nie ycia, to przynajmniej godnoci. Malgus wycign rk i tkwica w nim wcieko objawia si w postaci niebieskich yek byskawicy, ktre wypyny z jego palcw i trafiy w Adraasa. Energia zatrzymaa Adraasa, wytrcia mu z rki miecz wietlny i uwizia go w ognistej klatce byskawicy. Wijc si z blu i frustracji, krzycza: - Zakocz to, Malgusie! Zakocz to! Malgus rozluni palce i wypuci byskawic. Adraas upad. Z jego ciaa unosi si dym, a skra na jego przystojnej niegdy twarzy uszczya si, caa pokryta pcherzami. Jeszcze raz si podwign na czworaki i popatrzy na Malgusa. - Angral mnie pomci. - Angral bdzie mia pewne podejrzenia co do tego, co si tu stao - przyzna Malgus, zmierzajc ku niemu. - Ale nie bdzie wiedzia, nie bdzie mia pewnoci, a bdzie za pno. - Za pno na co? - spyta Adraas. Malgus nie odpowiedzia. - Jeste szalony - stwierdzi Adraas. Skoczy na nogi i ruszy do ataku. Przycign do siebie swj miecz wietlny i wczy go. Chwilowo zaskoczy tym Malgusa. Adraas zasypa go teraz lawin ciosw. Jego klinga zmienia si w brzczc, czerwon smug. Malgus cofn si o krok, o dwa kroki, a potem zatrzyma si i odpowiedzia na wszystkie ataki Adraasa. Przeciwnik naciera z okrzykiem desperacji, majc wiadomo, e nie moe si rwna z Malgusem. Wreszcie Malgus przeszed do kontrataku, zmuszajc Adraasa do wycofania si i szybkoci swoich ciosw. Przypar go do ciany i wzi zamach, celujc w gow. Adraas si uchyli i Malgus przeci kolumn na p. Gdy potna grna cz kolumny runa na podog, a balkon nad nimi si przechyli, Adraas klkn na jedno kolano i wykona pchnicie wymierzone w klatk piersiow Malgusa. Malgus zrobi unik i obrt zakoczony ciosem, ktry odci Adraasowi rk na wysokoci okcia. Adraas krzykn i zapa si za biceps, a jego przedrami spado na podog obok kolumny. Malgus udzieli mu lekcji. W kocu po to tu przyby. Wyczy miecz wietlny, unis rk i zczy palce. Adraas prbowa wykorzysta wasny potencja, eby si obroni, jednak Malgus go przemg i zacisn telekinetyczny uchwyt wok szyi Adraasa. Adraas zacz si dusi, a popkay drobne yki w jego wytrzeszczonych oczach. Malgus

si woli unis wierzgajcego przeciwnika z podogi. Sta teraz na wprost Adraasa; jego nienawi bya jak imado zaciskajce si na jego tchawicy. - Ty razem z Angralem to spowodowae, Adraasie. I Imperator. Nie moe by pokoju z Jedi, nie moe by rozejmu. - Zacisn pi. - adnego pokoju. Nigdy. Jedyn odpowiedzi Adraasa by goniejszy charkot. Widzc go tak zawieszonego w powietrzu, bliskiego mierci, Malgus pomyla o Eleenie, o tym, jak opisa j Adraas. Wypuci Adraasa z ucisku Mocy. Adraas spad na plecy, z trudem apic powietrze. Zanim doszed do siebie, Malgus nacisn kolanem jego piersi i obiema rkami szyj. Chcia zabi Adraasa goymi rkami. - Spjrz mi w oczy - powiedzia i zmusi Adraasa, eby na niego popatrzy. - W oczy! Adraas mia w oczach wybroczyny, ale Malgus wiedzia, e jest w peni wiadomy. - Nazwae j kundlem - przypomnia. Zdj rkawice, chwyci Adraasa za gardo i zacz ciska. - Przy mnie tak j nazwae. J. Adraas zamruga, prbujc powstrzyma zawienie. Otwiera i zamyka usta, ale nie wydobywa si z nich aden dwik. - To ty jeste kundlem, Adraas. - Malgus nachyli si nad nim nisko. - Kundlem Angrala. Ty i tobie podobni skundlilicie czysto Imperium. Przehandlowalicie si za przeklty pokj. Mocnym uciskiem zmiady tchawic przeciwnika. Nie wydoby si z niej aden ostatni dwik. Adraas umar w ciszy. Malgus podnis si i stan nad ciaem. Nacign rkawice, poprawi zbroj, paszcz i opuci dworek. Wschodzce soce owietlao zza gr Dantooine, a rzadkie chmury na horyzoncie wyglday, jakby pony. Cienie rozcigay si nad dolin, cofajc si stopniowo, w miar jak soce wschodzio coraz wyej. Drzewa szumiay na lekkim wietrze, ktry nis zapach muu, gnijcych owocw i niedawnego deszczu. Zeerid sta na wilgotnej glebie, w wysokiej trawie, pod goym niebem i nie mia zielonego pojcia, co powinien robi. Podejrzewa, e sia ziarno albo szczepi winorole, a moe bada gleb albo co w tym rodzaju. Ale to wszystko byy jedynie domysy. Rozejrza si dokoa, jakby w pobliu mg by kto, kogo mona by o to zapyta, jednak najblisza farma bya oddalona o dwadziecia kilometrw na zachd. By zdany tylko na siebie. - Jak zwykle - mrukn z umiechem. Po opuszczeniu Coruscant polecia na Vult, zabra Nat i Arr i uda si w gb Zewntrznych Rubiey. Tam sprzeda na czarnym rynku Brzytw wraz z jej adunkiem, a za zarobione kredyty zafundowa Nat wasny dom. Dla siebie i Arry kupi od starszego maestwa star winnic, od dawna lec odogiem. Zosta farmerem... tak jakby. W kadym razie wacicielem farmy. Tak jak zapowiada Aryn. Na myl o Aryn, a zwaszcza ojej oczach, umiechn si, ale jego umiech przygas pod ciarem zych wspomnie. Po odlocie z Coruscant ju jej wicej nie zobaczy. Przez jaki czas prbowa si dowiedzie, co si z ni stao, jednak przeszukiwanie HoloNetu nie dao adnych rezultatw. Wiedzia, e Darth Malgus przey, zakada wic, e Aryn nie przeya, i nie potrafi wytumaczy Arze, dlaczego tatu czasami pacze. I wci mia cich nadziej, e jego przypuszczenie byo bdne i e jakim cudem zdoaa uciec. Myla o niej kadego dnia: o jej umiechu, wosach, ale przede wszystkim o oczach. Zrozumienie, jakie w nich widzia, zawsze go do niej przycigao. Co prawda teraz przycigao go

jedynie do jej wspomnienia. Mia nadziej, e odnalaza to, czego szukaa, zanim nadszed koniec. Rozejrza si po swojej nowej posiadoci, spojrza na duy dom, w ktrym zamieszkali razem z Arr, na rne budynki gospodarcze, wypenione sprztem, ktrego nie potrafi uywa, na rzdy treliay, ktre przecinay lece odogiem pola winoroli, i poczu si... wolny. Nikomu nie by nic winien, a Kantor nie powinien go tu nigdy znale, nawet gdyby jakim cudem dowiedzieli si, e wci yje. Mia wasn ziemi, dom i zostao mu wystarczajco duo kredytw, eby naj ekip, ktra mogaby mu pomc w cigu roku albo dwch zmieni to wszystko w przyzwoit wytwrni win. A moe zaadaptuje farm do uprawy tabaku. Par miesicy wczeniej nie wyobraa sobie nawet takiego ycia. Szczerzc si jak gupi, usiad na swoim poletku i patrzy na wschd soca. Nagle jego wzrok przykua czarna kropka na horyzoncie. Statek. Przyglda mu si obojtnie, dopki nie zacz rosn. Nie dostrzega jeszcze jego ksztatw, ale widzia jego kurs. Statek zmierza w jego kierunku. Poczu przypyw paniki, ale zaraz zdoa go opanowa. Obejrza si na dom, gdzie spaa Arra, i skierowa wzrok z powrotem na statek. Nie lubi niezidentyfikowanych obiektw nadlatujcych ku niemu z nieba. Zawsze przypominay mu o promie, ktry wbi si w wityni Jedi. Zawsze przypominay mu o Aryn. - Niemoliwe, eby nas znaleli - powiedzia. - Nie ma si czego obawia. Statek robi si coraz wikszy, w miar jak si zblia. Lecia z du prdkoci. Po trjskrzydowej konstrukcji rozpozna BT7 Thunderstrike - wielozadaniowy statek, czsto spotykany nawet na rubieach. Zeerid wsta. Sysza gboki, basowy warkot silnikw. - Tatusiu! Na dwik gosu Arry odwrci gow. Dziewczynka wysza z domu i usiada w drewnianym bujanym fotelu na werandzie. Umiechaa si i machaa rczk. - Przestao pada! - zawoaa. - Wracaj do domu, Arra! - krzykn, wskazujc na drzwi. - Ale tatusiu... - W tej chwili do domu. Nie patrzy nawet, czy posuchaa. Statek prawdopodobnie jeszcze go nie zauway. Treliae ze sznurkami zbrzowiaych winoroli osaniay go przed wzrokiem powietrznych obserwatorw. Schyli si nisko i popdzi na skraj pola. Ukry si za jednym z treliay, wygldajc spomidzy martwych odyg na otwarty teren na obrzeach pola, gdzie najprawdopodobniej powinien wyldowa statek. Jeeli zmierza na jego farm. Rzuci okiem na dom i zobaczy, e Arra wesza do rodka. Sign do kabury na kostce i wycign E-3, ktry tam trzyma, nastpnie zza plecw wyj E-9. Skarci si w duchu, e nie zaoy swojego pasa, przy ktrym mia zwykle dwa BlasTechy 4. Arra nie lubia widoku broni, wic nosi tylko t, ktr mg trzyma w ukrytych kaburach. Jednak takimi pukawkami serii E trudno byoby zrobi krzywd komu w zbroi ablacyjnej. Pod warunkiem e statek zmierza na jego farm. Jednostka bya teraz dobrze widoczna i Zeerid zauway, e nie ma adnych oznacze. Niedobry znak. Statek zwolni i zrobi kko nad farm. Jego gwne silniki zmniejszyy obroty, a wczyy si silniki manewrowe. Schodzi do ldowania. Zeerid zakl brzydko. Napicie w nim roso, ale wci czu ten typowy dla siebie spokj, ktry zawsze tak dobrze mu suy w walce. Przypomnia sobie, eby nie strzela, dopki si nie dowie, z kim ma do czynienia. Nie mona wykluczy, e ten, kto znajduje si na pokadzie, nie ma zych zamiarw. Mg to by jaki miejscowy. Albo urzdnik w nieoznakowanym statku. Chocia w to akurat wtpi.

Jeli to byli agenci Kantoru, chcia przynajmniej jednego wzi ywcem, eby dowiedzie si, jak go wytropili. Statek wyldowa; jego pozy ugrzzy w wilgotnym gruncie. Silniki zmniejszyy obroty, ale nie zgasy. Zeerid przez transpastalow oson kabiny widzia czowieka w kurtce, hemie i okularach, co, jak si zdawao, byo typowym strojem pilota na Rubieach. Mczyzna rozmawia z kim w tylnym przedziale, ale Zeerid nie widzia jego rozmwcy. Usysza, jak drzwi po przeciwlegej stronie statku otwieraj si, a potem zamykaj. Wci nikogo nie widzia. Silniki weszy na wysze obroty i statek zacz si unosi. Zeerid odczeka par sekund, a wzbije si w powietrze i nabierze prdkoci, po czym wyszed zza treliau. W stron jego domu sza samotna posta - krtkowosa kobieta, ubrana w lune spodnie i krtki paszczyk. Zeerid wycelowa oba blastery w jej plecy. - Ani kroku dalej. Zatrzymaa si i wycigna rce na boki. Postanowi j okry, eby zobaczy jej twarz. - Musisz do mnie strzela za kadym razem, jak si spotykamy? Na dwik tego gosu przystan nagle. Zaparo mu dech, a serce walio jak szalone. - Aryn? Odwrcia si i rzeczywicie to bya ona. Nie mg w to uwierzy. Pierwsze sowa, jakie wypyny z jego ust, zabrzmiay idiotycznie. - Twoje wosy! Przejechaa rk po krtko przystrzyonej fryzurze. - Tak, potrzebowaam zmiany. Sysza powag w jej gosie. Zmierzajc ku niej chwiejnym krokiem, odpowiedzia jej rwnie powanie: - Rozumiem ci. Umiechna si agodnie. Jej umiech by taki sam jak zawsze, ciepy niczym wschodzce soce. - Wszdzie ci szukaam - powiedziaa. - Chciaam sprawdzi, czy u ciebie wszystko dobrze. - Ja te ci szukaem - odpar. - Ale nie znalazem. Ogldaem kady holoreporta o Jedi. Mwili, e opuszczacie Coruscant. Jej twarz posmutniaa. - Odeszam z Zakonu, Zeerid. Zeerid si zatrzyma. - Co takiego? - Odeszam. Tak jak mwiam, potrzebowaam zmiany. - Mylaem, e chodzi ci o wosy. Umiechna si znowu, po czym spojrzaa na blastery. - Odoysz to? Zeerid poczu, e si rumieni. - Oczywicie. To znaczy tak. Ju. Drcymi rkami schowa bro do kabur. - Jak mnie znalaza? - Mwie, e chcesz zosta farmerem na Dantooine. - Wycigna rk, wskazujc na otaczajcy ich krajobraz. - I oto jeste. - I oto jestem. - Nie martw si - powiedziaa, przeczuwajc jego obawy. - Nikt inny nie mgby ci znale. Tylko ja. - Tylko ty... Tylko ty. Umiecha si gupawo, powtarzajc jej sowa, i pewnie wyglda jak dure. Nie dba o to. Ona te si umiechaa. Nie mg ju duej wytrzyma. - Stang, Aryn! - zawoa. Podbieg i wzi j w ramiona.

Odwzajemnia ucisk, a on obj j mocniej; poczu jej ciao na swoim i zapach wosw. Rozkoszowa si tym przez chwil, a potem odsun Aryn na dugo ramienia. - Zaraz, a jak... jak si wydostaa z Coruscant? Malgus... Pokiwaa gow. - Osignlimy porozumienie... w pewnym sensie. Chcia zapyta o Twilekank, ale obawia si odpowiedzi. Aryn pewnie wyczua jego wzburzenie lub te znaa go na tyle dobrze, e odgada, o czym myli. - Nawet po twoim odlocie nic jej nie zrobiam. Eleenie, znaczy si. Zostawiam j z Malgusem. Chocia nie wiem, czy wywiadczyam jej tym przysug. Obj j znowu. Poczu wiksz ulg, ni si spodziewa. - Ciesz si, Aryn. Ciesz si, e to zrobia. I ciesz si, e tu jeste. zy popyny mu z oczu. Nie bardzo wiedzia dlaczego. Odepchna go i przyjrzaa mu si badawczo. - Co si dzieje? Jeste zdenerwowany. Sowa cisny mu si na usta, ale ich nie wypowiedzia. Przypomniaa mu si luza powietrzna na Brzytwie, ale pokrci tylko gow. Vrath to byo jego brzemi. - To nic. Ciesz si, e ci widz. Porozumienie z Malgusem? Co to znaczy? - Wypuci mnie. - Co takiego? Aryn pokiwaa gow. - Tak, wypuci mnie. Wci nie rozumiem dlaczego. Nie do koca. - Czy ty... cigle go cigasz? Po twarzy Aryn przenikn cie, ale po chwili rozjani j umiech. Signa do naszyjnika, ktry miaa na sobie. Na srebrnym acuszku wisia kamie. Zeeridowi wydawao si, e to jaki nautolaski klejnot. - Nie, nie cigam go. Kiedy stanam z nim twarz w twarz, poczuam jego nienawi, jego wcieko. - Wzdrygna si. - Nigdy wczeniej nie spotkaam si z czym takim u adnego Sitha. On yje w wyjtkowo mrocznym miejscu. A ja... nie chciaam tam za nim pody. Zeerid rozumia to lepiej, ni sdzia. On te y w mrocznym miejscu. - Lepiej nie bra na siebie takiego ciaru - powiedzia do niej... a moe do siebie. - Nie - przyznaa. - Lepiej nie. Otrzsn si z przygnbienia i zmusi do umiechu. - Zostaniesz na troch? Zanim Aryn zdya odpowiedzie, z domu dobieg gos Arry: - Tatusiu! Mog ju wyj? Przywoa j ruchem rki. Otworzya drzwi, zbiega po schodach z werandy i popdzia przez traw. Aryn zapaa go za rk. - Ona biega, Zeerid. - Protezy - wyjani i zy znw zakrciy mu si w oczach, gdy z Aryn u boku patrzy na biegnc ku niemu crk. Arra zatrzymaa si przed nimi, zdyszana. Miaa zmierzwione wosy, zaciekawione spojrzenie i szeroki umiech. Wycigna z powag drobn rczk. - Dzie dobry. Jestem Arra. Aryn uklka, eby spojrze jej w oczy. Ucisna jej do. - A ja Aryn - powiedziaa. - Witaj, Arro. Mio ci pozna. - Masz adne oczy - stwierdzia Arra. - Dzikuj. Zeerid wypowiedzia na gos swoje yczenie: - Aryn chyba zostanie z nami jaki czas. Cieszysz si? Arra pokiwaa gow.

- To prawda, Aryn? Zostaniesz z nami? Aryn wstaa i krucha nadzieja Zeerida urosa razem z ni. Kiedy spojrzaa na niego i skina gow, wyszczerzy si jak gupek. - Lubisz gra w gravball? - zapytaa j Arra. - Moesz mnie nauczy - odpara Aryn. - Moe co zjemy? - zaproponowa Zeerid. - cigamy si! - zawoaa Arra i popdzia do domu. Zeerid i Aryn pobiegli za ni, rozemiani, wolni. PODZIKOWANIA Serdecznie dzikuj Shelly, Sue, Lelandowi i Davidowi - za ca ich pomoc i wsparcie. Spis Treci BOHATEROWIE POWIECI DZIE PIERWSZY ROZDZIA 1ROZDZIA 2ROZDZIA 3ROZDZIA 4ROZDZIA 5ROZDZIA 6ROZDZIA 7ROZDZIA 8ROZDZIA 9 DZIE DRUGI ROZDZIA 10ROZDZIA 11ROZDZIA 12ROZDZIA 13 EPILOG PODZIKOWANIA

You might also like