You are on page 1of 168

Terakowska Dorota

Samotno bogw

Gdy si pisze, dobrze jest mie swoj Al. Alicji Baluchowej - bo dziki niej moi bohaterowie przemieszczaj si pomidzy wiatami, lekcewac wszelkie granice, wcznie z tymi, ktrych nie ma.

Warkot bbnw wci nabiera tempa i brzmia teraz jak stukot tysica koskich kopyt, cwaujcych po Kamiennej Drodze. Na t Drog, po drugiej stronie Rzeki, Jon trafi przez przypadek, ale nim uszed kilkadziesit krokw, wstrzyma go gos szamana. Szaman, stary i zgarbiony, sta na waciwym brzegu, gdzie zbiegay si cieki z Wioski, by niewidoczny dla oczu chopca, a jednak chopiec usysza jego czyste, wyrane woanie: - Jon! Wracaj! Tabu! Jon nie musia sucha szamana. Wadza szamanw formalnie skoczya si, wszyscy w Plemieniu pokochali ju inne Bstwo - zwane najczciej Bogiem Dobroci. Nie potrzebowao Ono plemiennych czarownikw, gdy nowe rytuay odprawiali przybyli z Dalekiego Kraju kapani. A jednak cho Bg Dobroci panowa ju prawie ptorej setki lat, po mierci poprzedniego szamana Plemi wybrao nastpnego - i kapani przymknli na to oczy. Owszem, szamani suyli dawnym, odrzuconym bstwom - bawanom, jak uparcie mwi modszy kapan - lecz chronili te Wiosk przed ich zemst i leczyli ludzi z chorb. Kapani, w przeciwiestwie do szamanw, byli uczeni w pimie, nigdy nie ulegali przesdom i nieli - Jon kocha to sowo - Cywilizacj, nie umieli jednak radzi sobie ze starymi Bogami, z ich mciw natur, ani z chorobami nkajcymi ludzi z Plemienia. Niektrzy szeptali nawet, e cz tych chorb - wczeniej nie znanych w Wiosce przynieli z sob, z rnych Dalekich Krajw i zza mrz, wanie ludzie w dugich sukniach. Szamani nauczyli si je leczy, mino jednak wiele lat, nim odkryli, jakie zioa s naprawd skuteczne, a ktre naley dopiero wyhodowa, krzyujc rne gatunki z pomoc cakiem nowych zakl. Nim si tego nauczyli, wielu ludzi w Plemieniu zmaro na dziwaczne, nieznane choroby, ale ju nie szaman - w rytualnym stroju i w strasznej masce - odprowadza ich w ostatni Drog. Rol t wzili na siebie kapani, nawet nie pytajc, czy Kraina, ku ktrej wiod umierajcych, im odpowiada. Wygldao, e wiedzieli lepiej ni Plemi, co jest dla ludzi z Puszczy dobre i co suy Cywilizacji. Kapani zatem wci jeszcze tolerowali obecno ostatniego szamana (kiedy byo ich wielu); udawali, e go nie dostrzegaj, a czasem zezwalali na rytualne bbnienie w czasie dawnych wit - nie zgadzali si jedynie na skadanie krwawych ofiar bstwom. Dawni Bogowie potrzebowali ich - Bg Dobroci nie tylko ich nie przyjmowa, ale wrcz potpia. Na razie. Dzi wanie bya Noc Starych Bogw, a waciwie najwaniejszego z nich, ktrego jednak nigdy nie wymieniao si z imienia, aby go szybciej i atwiej zapomnie.
2

Dlatego bbny zaczy wybija swj rytm zaraz po zmroku, a gdy zapada noc, ich rytm by ju szaleczo szybki, a bbnicy mokrzy od potu. Pot spywa po nagich ciaach, wielkimi kroplami skapywa na ziemi, wsika w ni - jako przebagalny dar Plemienia dla porzuconego ju bezimiennego Boga. Bbny dudniy prawie p doby, ale kapani skryli si w wityni i udawali, e nie sysz. Jon by za may, by uderza w bbny. Tego przywileju dostpowali tylko modzi mczyni, a Jonowi do mskiego wieku brakowao omiu lat. Ale, jak wszyscy chopcy z Plemienia, kuca w pobliu bbniarzy i suchajc ich monotonnego rytmu, bezwiednie kiwa si w jego takt caym ciaem. I myla. Myla o Kamiennej Drodze. Ju od wielu dni i nocy rozmyla o Kamiennej Drodze. Odkry j przypadkiem. Przypadek spowodowa, e Jon zama Tabu i przedosta si na drug stron Rzeki w niedozwolonym miejscu. Wszyscy w Plemieniu wiedzieli, e od czasu przybycia ludzi w dugich sukniach i uznania nowego Boga Rzek przekracza si tylko jednym brodem, nie tym naprzeciw Wioski, lecz tym duo poniej jej ostatnich chat. Brd naprzeciw Wioski, najbliszy i z pozoru najdogodniejszy, przesta w ogle by uywany. Sta si Tabu. - Dlaczego? - zagadn raz chopiec swego ojca, gdy umia ju stawia waciwe pytania i sucha odpowiedzi. - Przecie kochamy ju tylko Boga Dobroci - odpar niejasno ojciec. Pocztkowo Jon nie poj sensu odpowiedzi ani zwizku Boga Dobroci z brodem. Gdy po paru miesicach w sens do niego dotar - nie wiadomo w jaki sposb, w Plemieniu nigdy si o tym gono nie mwio - Jon zacz ledzi szamana. Nie wtpi, e ten musi czasem przebywa stary brd w zakazanym miejscu i wdrowa w gb Puszczy po tamtej stronie Rzeki. A jednak - mimo czuwania o wicie, po zmroku, a nawet noc - chopiec nigdy nie przyapa szamana na naruszaniu Tabu. Wtedy zrozumia, e kapani toleruj obecno starego czarownika take z innych przyczyn: nie tylko strzeg on Wioski przed zemst starych bstw i leczy ludzi; dba rwnie o to, by nikt z Plemienia nie zama Tabu, aby wszyscy wypeniali nakazy i zakazy ludzi w dugich sukniach. W ten sposb - o dziwo - szaman suy porednio Bogu Dobroci. Jona zdumiao to odkrycie. Drugi brzeg by daleko, wic mimo Tabu kobiety z Plemienia nie rezygnoway z prania w Rzece blisko Wioski, a dzieciaki z kpieli. Przestrzegano tylko jednej zasady: nie wolno byo przekroczy rodka nurtu wody. I nigdy nie byo z tym kopotw. Nikt nawet nie prbowa zbliy si do niewidzialnej, lecz raz na zawsze ustalonej granicy. Wszyscy zreszt wiedzieli, e Tabu pta ludziom rce i nogi, odejmuje lekko oddechu, dusi i zmusza serce do tak szybkiego bicia, e z tego rozpdu moe ono stan.

A jednak Jon zosta zmuszony do naruszenia Tabu. Gdy wiosn stopniay niegi i zaraz potem paday dugotrwae deszcze, Rzeka gwatownie wezbraa - i chopiec musia j przepyn w zakazanym miejscu, by ratowa Gaj. T niedu, paroletni dziewczynk porwa prd w czasie zabawy i znis ku drugiemu brzegowi. Dziecko topio si, krzyczc rozpaczliwie za kadym razem, gdy ywio pozwala mu wychyli gow ponad fale, a ludzie z Plemienia stali nieruchomo, bezradni. Tym bardziej bezradni, im szybciej prd znosi Gaj na drugi brzeg. Tabu, o dziwo, byo silniejsze ni odruch niesienia pomocy czego Jon nie wiedzia. Byo silniejsze ni nakaz ratowania ycia czonkowi Plemienia, ktrym bya maa, bezbronna dziewczynka. Nawet matka Gai ktra krzyczc dziko, dara na sobie suknie i oraa twarz paznokciami - nie daa od nikogo, by ratowa jej dziecko. Ba, nie rzucia si na ratunek sama, mimo e doskonale umiaa pywa, podobnie jak inni czonkowie Plemienia. To Jon skoczy do Rzeki, nie pytajc nikogo o zgod. Nie przypuszcza, e trzeba o ni pyta. Wiedzia tylko, e trzeba ratowa czyje ycie i e to jest waniejsze od wszelkich Tabu czy jakichkolwiek zakazw starych lub nowych Bogw. Zreszt nie zastanawia si nad tym w swym dwunastoletnim rozumie. Po prostu skoczy. Kierowa si w stron wci widocznej na powierzchni gwki Gai i dziwi si, e nic go nie wstrzymuje, cho zblia si coraz bardziej do drugiego brzegu. Szaman twierdzi, e Tabu automatycznie, jak niewidzialna sie; pta umys czowieka, paraliuje jego zdolnoci fizyczne. Mimo to ruchy rk Jona byy silne i szybkie, nogi z energi pokonyway rwcy nurt, a drugi brzeg i gowa toncej byy coraz bliej. Gdy schwyci ma za wosy, po chwili poczu grunt i wkrtce sta na drugim brzegu z Gaj w ramionach. Pooy j na kamieniach i tak jak umia, usuwa jej wod z puc. Po chwili dziewczynka westchna, nabraa powietrza i otwara oczy. Jon zakrzykn z radoci. Rzeka wypiewywaa swj bulgoczcy rytm, amicy si o wystajce gazy, a mimo to chopca uderzya dziwna cisza. Spodziewa si zwyciskich okrzykw Plemienia, dzikczynnych zaklina matki dziewczynki, pochwalnego pohukiwania ojca - a tymczasem ludzie stali po drugiej stronie wody i milczeli. W ten sposb Jon odczu, e zama Tabu - nie odczuy tego, wbrew przestrogom starszych, ani jego nogi, ani rce, puca czy serce. Jon nie czu nic. Nic - poza tajemniczym zewem nakaniajcym go, aby postpi dalej, w gb Puszczy. Co woao go, wzywao, cigno. Gdyby nie maa Gajka i niesamowite milczenie ludzi na drugim brzegu, by moe chopiec od razu ruszyby w gstwin Puszczy, gdzie, jak mu si wydawao, dostrzega Drog. Ale milczenie Plemienia byo wymowniejsze ni jego krzyk i silniejsze ni ciekawo chopca - wzi wic uratowan dziewczynk na rce i ruszy w d Rzeki, by znale uywany przez wszystkich brd. Gdy wrci do Wioski z Gaj, ktra moga ju i o wasnych siach i radonie podskakiwaa, nikt nie podzikowa mu za bohaterski czyn. Przeciwnie: kobiety rzucay

wok niespokojne spojrzenia, mczyni obserwowali go z ponur czujnoci, szaman powiedzia: Zanim udasz si do wityni, musz okadzi ci dymem. - Dlaczego? - zdziwi si Jon. - Nie moesz skala domu Dobrego Boga tamtym zapachem - Jakim zapachem? Pachn Rzek, ryb, sitowiem! - obruszy si chopiec. - Nie tylko Rzek. I Rzeka nie zmyje tego zapachu, a Plemi, nawet twoja matka i ojciec, bdzie ci unika. - Szaman pokrci gow i nie pytajc Jona o zgod, wcign go do swego namiotu (tylko on mieszka w namiocie ze skr zwierzt; ludzie z Plemienia ju dawno zbudowali sobie solidne, drewniane lub kamienne domy. Podobno w Miecie zaczto nawet budowa domy z cegy. Cywilizacja!). Okadzanie witym dymem byo dugie i mczce. Jonowi krciy si zy w oczach, z nosa spyway krople, a w ustach rs gorzki smak. Chopiec zwymiotowa. Lecz szaman mia racj: gdy Jon wreszcie wyszed z jego namiotu, z przekrwionymi od dymu oczami i uda si do wityni na modlitw, wszyscy w Plemieniu traktowali go jak dawniej - z rubaszn serdecznoci, ciepo. Tyle e nadal nikt nie dzikowa za uratowanie dziewczynki. Wydawao mu si, e matka Gai spojrzaa na niego z wdzicznoci, lecz nie wyrzeka sowa. - Czy zrobiem le, ratujc Gaj? - spyta Jon ojca, gdy zasiedli do wieczornego posiku. Rodzice spojrzeli po sobie, a ojciec rzek krtko: - Zrobie dobrze. - Co wic zrobiem le? - docieka chopiec. - Bye na drugim brzegu. - Przecie ona topia si tam, nie tu! Jak inaczej mgbym j uratowa?! - zawoa chopiec. Rodzice milczeli, nie patrzc na syna. Jon po raz pierwszy poj, e Plemi milczy take wtedy, gdy nie wie, jak si zachowa. Trzeba ratowa tonce dziecko, ale nie wolno przekracza Rzeki - oto dwa wykluczajce si nakazy. To one wywoay w ludziach poraajce, kamienne milczenie. I strach. A jednak bardziej ni to milczenie, bardziej ni krtkotrwae odrzucenie przez wasne Plemi Jon zapamita w dziwny zew drugiego brzegu, tamto palce pragnienie, aby wej w gst Puszcz, odnale przeczuwan Drog (nie widzia jej, wyczu tylko jej obecno w regularnym przewicie poprzez wysok cian lasu) i i co? Tego wanie nie wiedzia. I to zapragn zbada.

Decyzji nie podj nagle; ta myl przychodzia do niego krok po kroku, odgania j, ale wracaa. Przysiada na pniach nad Rzek i wpatrywa si w drugi brzeg, w czarn, skbion cian Puszczy. Puszcza wydawaa si tam inna ni ta wok Wioski: gciejsza, bardziej mroczna, z ciemniejsz ni zazwyczaj gbi. Drzewa wydaway si tam wysze i grubsze, a Jon nigdy nie widzia nad ich koronami adnego ptaka. Choby najmniejszego. Chopiec wpatrywa si w prawie czarny na tle niebieskiego nieba zarys lasu - i myla: Gdy byem na tamtym brzegu, powinienem si ba. Nie baem si. Powinna spa na mnie kara, bo zamaem Tabu. Nie spada. Wszystko powinno mnie tam odrzuca. Co mnie jednak woao. I wiem, e tam jest Droga. Nie wiem skd, ale wiem. Dokd prowadzi? Mino wiele dni i nocy, nim Jon podda si i poczu, e musi to zbada. Zdecydowa si wanie wtedy, gdy bbny warczay gucho i dononie, gdy z bbniarzy spywa pot, gdy ludzie w dugich sukniach, wysannicy nowego Boga, skryli si w wityni i udawali, e nic nie sysz - gdy Plemi obchodzio wito Starych Bogw. Nie po to, by ich nadal czci, ale by ich przebaga, prosi o wybaczenie zdrady. Patrzc na spoconych bbniarzy, Jon postanowi, e tej nocy sprawdzi, co woao go na drugim brzegu. Ta noc bya do tego wprost idealna: chopiec wiedzia, e po dugiej, mczcej ceremonii przebagania starych Bogw ludzie z Plemienia bd spa wyjtkowo mocno. Bd umczeni Noc Bbnw i swoim rozdarciem pomidzy lkiem przed starymi bstwami a mioci do Boga Dobroci. (Trzeba nam czasu. Dopiero ich nawrcilimy, dwa, trzy pokolenia temu. Nie mog si od razu zaprze tego, co byo caym yciem ich przodkw - szepta agodnie stary kapan, Isak, nasuchujc niespokojnego bicia bbnw. Trzeba im zakaza tego bbnienia pod kar mki w piekielnym ogniu! - irytowa si modszy z kapanw, Ezra, zatykajc uszy, aby nie skala go natarczywy rytm grzechu. Grzech mia guche brzmienie bbnw, a nosi imiona zapominanych powoli starych Bogw, bstw i bot, wijw i boginek, wodnikw i strzyg. Najgroniejsi jednak byli Bogowie bezimienni. Oznaczao to bowiem, e Plemi wci si ich boi i nie chce ich przywoywa, nazywajc po imieniu. Plemi, mimo e nawrcone, wci doskonale rozrniao mniej wane bstwa i bota od gronych starych Bogw, ale Ezra mia dla nich wszystkich jedno miano: bawany). Jon czu, e Rzek musi przeby noc, by nikt go nie zobaczy. I noc musi postawi stopy na tamtym zakazanym brzegu. To nie powinno by trudne. Gorzej moe by ze znalezieniem dziwnej Drogi lub z upewnieniem si, czy ona w ogle istnieje; przewit midzy drzewami oznacza moe na przykad ciek, wydeptan przez zwierzyn do wodopoju. Bbniarze raptownie urwali rytm. Ich rce odmwiy posuszestwa. Bbnili od wczesnego zmierzchu, a nad Wiosk od dawna rozpocieraa si noc. Starzy Bogowie, a zwaszcza Bezimienny, otrzymali to, co im si naleao i na pewien czas powinni da
6

spokj Plemieniu, ktre si od nich odwrcio. Noc bya ciepa. Modzi mczyni usnli tam, gdzie odoyli bbny, wprost pod granatowym niebem. Reszta ludzi skrya si w swych domach, a szaman w namiocie, stojcym blisko Rzeki. Gdy Jon usysza wreszcie ciche powistywanie ojca i gboki oddech matki, wsta ze swego oa i cichutko wyszed. Wioska spaa, pogrona w bezpiecznym mroku nocy. Ksiyc nie wieci w tej chwili i byo wyjtkowo ciemno. Noc zawsze wydawaa si Jonowi bezpieczna. Przynajmniej do dzi, tu, na tym brzegu. Jaka bya tam? Chopiec wszed do Rzeki i chwil w niej brodzi, potem trafi na pierwsz gbi i zacz pyn. Pyn rytmicznie i po chwili znw poczu grunt. Wody dawno opady, gdy deszczu nie byo od wielu dni i dorosy mczyzna mgby przej na drugi brzeg, zanurzajc si najwyej do ramion. Dla dwunastoletniego chopca rodek Rzeki wci by gboki. Ale pokona go z atwoci. Wbrew mrocznym, gronie brzmicym opowieciom starszyzny, tym razem take nie poczu krpujcego dziaania Tabu. Szed wolno po mokrych kamieniach drugiego brzegu, a ciepy wiatr osusza mu skr. Nic nie czu, niczego nie sysza. adnego zewu. - Moe to powinno by gdzie indziej? Sprbuj powyej - zdecydowa. Nie pamita, w ktrym miejscu poprzednio usysza zew. Myla wwczas tylko o ratowaniu maej Gai. Przeszed teraz kilkaset metrw w gr i w d Rzeki, ale wci niczego nie sysza i nie czu. Po namyle zagbi si w Puszcz. Mech pod jego bosymi stopami by mikki, krzewy borowiny drobne i kujce, a suche gazie zbyt ostre. Puszcza wolno gstniaa. Chopiec nadepn na co wyjtkowo ostrego - musiaa to by ko jakiego padego zwierzcia - i wstrzyma okrzyk blu. Ruszy dalej ostronie, cay wysiek wkadajc w badanie stopami podoa. Wtedy poczu: ju nie szed po mchu ani igliwiu. Grunt pod jego stopami sta si dziwnie gadki. Puszcza rozstpia si na boki. Jon przyklk i dotkn doni ziemi. To nie bya ziemia Jego donie wymacay chodny kamie. Opad na kolana i na czworakach ruszy naprzd: wszdzie wok by gadki kamie. Kamie, kamie, kamie Wielkie, paskie, starannie obrobione gazy zczone glin. Widzia je teraz wyranie, gdy nagle zza gstych chmur wyjrza ksiyc. Kamienna Droga. Gadka, jakby wypolerowana. Wiatr i woda nie zdyy wyrzebi w niej nawet najmniejszej nierwnoci. Jakby powstaa wczoraj. Spojrza ku bliskiej, dziki obecnoci drzew, linii horyzontu. Puszcz dzielia wijca si Droga. Kamienna Droga zatem nie bya prosta, jak wydawao mu si na pocztku. Dokd podaa, tego Jon nie mg dociec. Aby si o tym przekona, naleao po prostu ruszy przed siebie. I Jon tak zrobi. Szed szybko, gdy zew pyn najwyraniej stamtd: z gbi Puszczy. wanie tedy usysza czysty, wyrany gos szamana: - Jon! Wracaj! Tabu!
7

Wci nie czu Tabu. Nic nie hamowao jego ruchw, a strach nie pta krokw. Przeciwnie. Kamienna Droga woaa go i niosa niemal sama, lekkiego, jakby wyzwolonego. By wystraszony, ale zarazem w przedziwny sposb czu si wolny i niezaleny, wyzwolony z pt penej nakazw i zakazw codziennoci. Mimo to podziaao na niego magiczne sowo: Tabu. Jon przywyk, e wagi tego sowa - jednoznacznego z zakazem - nikt w Plemieniu nigdy nie kwestionuje. Westchn, odwrci si i ruszy w stron Rzeki. Po chwili ju by z powrotem nad jej brzegiem. Tym razem nie szuka znajdujcego si poniej brodu: to szed, to znw pyn na skrty tdy, gdzie od ptorej setki lat nikt z jego Plemienia nie omieli si przekroczy nurtu. Szaman siedzia na pniu. Czeka, ledwie widoczny w mroku nocy, ponury i niezgbiony jak ona. Gdy mokry Jon przycupn u jego stp, czarownik nie poruszy si. - Znw bdziesz mnie okadza? - Za pno - odpar szaman. - Poprzednie okadzanie witym dymem nic ci nie pomogo. Nie mwie mi, e poczue zew. Wtedy nic ju nie pomaga. Chopiec westchn i rozejrza si niespokojnie. Oczekiwa, e mimo nocy zbiegn si kobiety i mczyni z Plemienia, zwabieni woaniem czarownika. Trzeba byo woy w ten okrzyk nie lada si, aby gos dotar nie tylko na drugi brzeg Rzeki, ale i w gb Puszczy, gdzie drzewa i krzewy tumi wszelki dwik. - Wszyscy pi. Nikt si nie zbudzi - odpar szaman mylom chopca. - Nie woaem ci dwikiem, tylko moc. - Nie rozumiem! - zdziwi si Jon. - Woaem wewntrznym gosem. Usyszae go. Nie kady syszy. - A kto umie nim mwi? - zaciekawi si chopiec. - Szamani - pokiwa gow starzec - i ci wybrani, ktrzy go sysz. Wic chyba ty. Kiedy, dawno temu, zostaby pewnie plemiennym czarownikiem, jak ja. Ale myl, e wkrtce nikt nas nie bdzie potrzebowa, dlatego kryj swj talent przed ludmi. Moe wzbudzi lk i nieufno, jeli nie co gorszego. - Zamaem Tabu - powiedzia Jon, tak jakby szaman o tym nie wiedzia. - Czuem, e to zrobisz, widziaem, jak od wielu dni wpatrujesz si w drugi brzeg. - Co mam teraz robi? - spyta chopiec.

- Id do wityni i pomdl si. Pro Boga Dobroci, by okaza si silniejszy. Aby zaguszy tamto woanie. Lepiej, eby tam nie szed, eby ju nigdy nie postawi stopy na Kamiennej Drodze. - Wic j znasz? Bye tam? Dokd ona prowadzi? - spyta niecierpliwie Jon. - Znam tylko waciwe sowa i mam jej obraz w gowie, lecz nigdy na niej nie stanem - odpar bezradnie szaman. - Mj ojciec jeszcze chodzi tamtdy, ja ju nie. Jestem ju tylko po to, by sta pomidzy Tym, ktry czeka u kresu Kamiennej Drogi, a Bogiem Dobroci i pilnowa, eby Tamten si na nas nie zemci. W kocu zdradzilimy Go, prawda? - Zatem Kamienna Droga prowadzi do Bezimiennego - wyszepta Jon. - Tak. I boj si, e ni pjdziesz. Kto raz na ni wstpi, sucha Jego gosu. Tak zawsze byo. I widocznie wci tak jest. A ja ju miaem nadziej, e On e umar. - Umar? Mylaem, e Bogowie no, e ich to nie dotyczy - zdziwi si chopiec. - Bogowie umieraj, ale ich agonia jest dusza i straszliwsza ni ludzka. Umieraj, gdy przestaje si w nich wierzy, a po mierci udaj si do Krainy Zapomnianych Bstw - rzek szaman bardziej do swoich myli ni do tego niepozornego chopca. - Plemi mnie odrzuci - zmartwi si Jon w dziecicym odruchu alu. - Nie. W Wiosce wci pamitaj, e ten, kogo On woa, musi i. Nie odrzuc ci, ale bd si ciebie ba. Oni ju nie sysz Jego woania i s z tym szczliwi. Mog teraz czci Boga Dobroci, bez strachu i wyrzutw sumienia, e si komukolwiek sprzeniewierzyli. Id teraz do wityni i sprbuj odwrci swj los, cho nie wiem, czy to moliwe. Ale id. Choby po to, aby mie Boga Dobroci za sob, a nie przeciw sobie. - Bg Dobroci pogniewa si, e szedem Drog starego Boga - powiedzia Jon z lkiem. - On nie gniewa si na nikogo. Wszystko wszystkim wybacza. I to jest najgorsze - szepn szaman. - Najgorsze? - zdziwi si chopiec. - Ludzie na to nie zasuguj. To zbyt dobry Bg. I to mnie przejmuje lkiem, Jonie. Znam moje Plemi i inne Plemiona spoza Puszczy - s podobne. I wiem, e wczeniej czy pniej ludzie, gdy nie bd si ba swego Boga, zaczn, ama Jego przykazania. Albo te Jego kapani bd przemawia w Jego imieniu, mwic nie to, co On by mwi, gdyby mg. Ja nigdy nie wypowiadaem si za za Tego, ktry czeka na
9

kocu Kamiennej Drogi. On jest inny. Nikomu nie pobaa. I nigdy nie pobaa, take wtedy, gdy czcio Go cae Plemi. By grony wymagajcy. Kara za nieposuszestwo. I taki winien by Bg ludzi. Na innego nie zasugujemy. Ale przecie nie ja bd poucza nowego Boga, na co zasuguj ludzie! A teraz id ju do wityni, moe jeszcze nie jest za pno Szaman skry si w swym namiocie. Jon ruszy do wityni. Staa porodku Wioski, prosta, drewniana, ze strzelist wieyczk wznoszc si ku gwiadzistemu niebu, z ciepym wiatem ojowych lampek i wiec migoccym za wskimi, dugimi oknami. Kapani spali, ale Bg - jak wszyscy Bogowie, starzy czy nowi - nie spa nigdy. Jon poczu Jego obecno, ledwo wszed do wntrza. Nie patrzy na Jego wizerunki rzebione w drewnie, odlane w metalu, malowane na ptnie, formowane w glinie lub w gipsie - gdy wiedzia, e aden z nich nie pokazuje Go prawdziwym. ,,Im lepiej ludzie bd Go sobie wyobraa, tym mniej bdzie do siebie podobny - pomyla bezwiednie chopiec. Na szczcie Bg Dobroci by nie tylko w wityni, by wszdzie. Jon czu Go w Puszczy i nad Rzek, w swoim domu i w znalezionym na drzewie gniedzie jaskki. witynia bya potrzebna tylko po to, by lepiej skupi si na Jego obecnoci; nie bya miejscem Jego pobytu. Jon o tym wiedzia; wiedzia te o tym starszy z kapanw, cho drugi z nich - modszy i gniewny - chcia, aby Boga utosamia tylko ze wityni. Na szczcie obaj kapani spali teraz w swych domach: stary, Isak - ktry pewnie by si zmartwi kopotami Jona i modszy, ktry straszyby go piekielnymi mkami. Moe nawet nakazaby mu odby pokut? Kapan Isak nakazywa jedynie mody, ale Ezra przypomnia sobie chopiec - zmusi raz star Jag, aby biczowaa sobie do krwi plecy, gdy przyapano j, jak przemawiaa do wodnikw w czasie prania bielizny w Rzece. Podobno dawniej kobiety z Wioski zawsze podczas prania zaklinay wodnikw, aby nie rzucali czarw na spdnice, bluzki i koszule. Urok wodnika mg pozostawi bielizn rwnie brudn jak przed praniem lub jeszcze brudniejsz, mg te wpdzi jej waciciela w chorob, a nawet sprowadzi optanie. Stara Jaga widocznie wci w to wierzya, cho Plemi z Wioski dawno uznao nakazy Cywilizacji: do prania potrzebny by dobry ug, a nie zaklcia. Wic moe Ezra mia racj, gdy surowo nakaza odpokutowa starej Jadze za ciemne zabobony? Ale przecie kapan Isak, ktry nadszed, gdy Plemi w milczeniu przygldao si, jak Jadze krew cieknie po plecach, wyrwa staruszce rzemienny bat. - Bg Dobroci nie po to stworzy ludzkie ciao, by je kaleczy! - krzykn, bardziej smutny ni zagniewany. chopiec wszed zatem do wityni, uklk, nie patrzc na obrazy i opar gow o ciepe drewno jednej z szerokich aw. Nie chcia sysze nauk ludzi w dugich sukniach, pragn usysze gos Boga. Wydawao mu si, e w ciszy wypeniajcej wityni jest

10

bliej do Niego ni podczas wsplnych, gonych modw i pieni, piewanych z uczuciem, lecz faszywie. - Jeli nawet TAM pjd, to nie po to, by Ci zdradzi - powiedzia pgosem. Pjd, bo musz. A Ty mi wybaczysz, wiem. Obiecuj te, e obojtne, czego Tamten bdzie ode mnie chcia, nigdy nie zrobi niczego przeciw Tobie. Wierzysz mi? Odpowiedz Bg Dobroci nie odezwa si. Nigdy si nie odzywa, ale Jon i tak odczu Jego zgod. Nie aprobat, lecz zgod na to, co nieuniknione. I zrozumienie. Szaman mia racj. Nowy Bg mia zbyt wiele zrozumienia dla ludzi z Wioski. Chopiec wyszed ze wityni i, nie zauwaony przez nikogo, wlizgn si cicho do domu. Matka i ojciec nadal spokojnie spali, a po chwili usn te Jon, snem gbokim i bez koszmarw. Teraz, gdy ju wiedzia, e musi i Kamienn Drog, poczu ulg. Zwaszcza e nikt nie da od niego, aby uczyni to jutro czy choby za miesic. Tylko do niego naleaa decyzja, kiedy to zrobi. A on si nie pieszy. *** Mino wiele dni i nocy. Prawie cae dwie pory roku. Przebywajc na swoim brzegu, w Wiosce, Jon nie sysza zewu. Widocznie szaman dobrze chroni Plemi. Chopcu nie byo te spieszno pozna tajemnic Kamiennej Drogi. Z zachowania starego czarownika wywnioskowa, e nie by to rodzaj sekretu, ktrego odkrycie przynosi szczcie, a Jon, jak kady dwunastolatek {teraz ju prawie trzynastolatek), wola szuka okazji do radoci. Wanie nadarzaa si taka okazja i chopiec powici jej ca uwag. Oto po jesieni i zimie nastpowaa znowu wiosna, tradycyjna pora czenia w pary modych ludzi z Plemienia. Najpierw - zgodnie z odwiecznym obyczajem, ktrego nie zmienio przybycie kapanw z Dalekiego Kraju - porozumiewali si ze sob rodzice przyszych oblubiecw, oni sami na og nic o tym nie wiedzieli (na og, gdy spryt modych nie mieci si w wyobrani starszych!). Rodzice wymieniali rzeczowe uwagi o iloci byda, owiec, zwierzcych skr, narzdzi i broni, jak moda para otrzyma na now drog ycia. Decydowano, gdzie modzi zamieszkaj po lubie - z rodzicami czy osobno. Bogatsi ludzie z Plemienia na dugo przed weselem zaczynali budow domu dla przyszej rodziny, w czym pomagaa na og caa Wioska. Ustalano okres narzeczestwa - nie mg by krtszy ni siedem lat. W cigu tych siedmiu lat modzi mogli si polubi, lecz mogli te zada od rodzicw zerwania narzeczestwa i zawizania nowego. Zdarzao si to jednak rzadko, a kady taki przypadek Plemi dugo pamitao, a nawet czasem przekazywao w pieniach nastpnym pokoleniom. Byy to pieni ponure - o zamaniu rodzinnych umw i rodowej wojnie, w imi obrazy krewnych dziewczyny lub chopca. I odwrotnie: niektre z pieni sawiy potg mioci, ktra pokonywaa wszelkie przeszkody, nawet dawne obyczaje.

11

Najczciej jednak rodzicom udawao si dobra narzeczonych, korzystali bowiem z pomocy szamana. Zalubin udzielali kapani, wci jednak to szaman najlepiej wiedzia, czy z narzeczeskiej pary bdzie zgodne stado. Plemi po czci ze wstydu, po czci ze strachu kryo przed kapanami tajniki tej wiedzy. Nie dlatego, e si ich bao - mimo porywczoci Ezry kapani byli dobrymi ludmi - ale nikt nie chcia sprawia im zawodu. Nikt te nie chcia naraa spokoju szamana. Najstarsi ludzie z Wioski uznali, e mdrzej bdzie, by ludzie w dugich sukniach nie wiedzieli zbyt wiele o starych rytuaach i obyczajach, wywodzcych si z czasw, gdy w adnym z Plemion nie oddawano jeszcze czci nowemu Bogu, ba, nikt nawet o Nim nie sysza. Dzisiaj wikszo starych rytuaw zarzucono, lecz niektre wci byy przydatne. A zreszt Bogu Dobroci nie ubywao mioci ludzi tylko dlatego, e szaman podczas ceremonii zarczyn szepn rodzicom swko, pokrci gow lub zmarszczy brwi. Kapani nie umieli tu doradzi, czarownikowi wystarcza jeden rzut oka. Owszem, niekiedy oddawa si szczeglnym wrbom, badaniu wntrznoci zabitej kury czy piciu tajemnego wywaru z zi lub grzybw, po ktrym jego wzrok stawa si janiejszy, widzia dalej, ni siga wzrok zwykych ludzi. O tym kapani te nie powinni byli wiedzie, gdy ktry z nich - choby surowy Ezra - mgby wpa na pomys, e szamana trzeba wypdzi z Wioski. Kupcy, przejedajcy czasem przez to ukryte w Puszczy miejsce, przywozili wszak dziwne wieci ze wiata Cywilizacji, mwice o rosncej odrazie dla czarw i srogim karaniu czarownikw. Plemi nie rozumiao, dlaczego szaman mia by karany za swe nadzwyczajne umiejtnoci. Ludzie z Plemienia pragnli trwa w uczuciu dla Boga Dobroci, lecz rwnoczenie nie chcieli straci swego szamana. Czuli, e jest im wci potrzebny; wiedzieli, e zoliwe bota, wodniki i wije podchodz niekiedy pod Wiosk, by sprawdzi, czy nie uda si czego zniszczy w utrwalonym nowym porzdku; pomniejsze bstwa potrafiy sprowadzi deszcz na gotowe do zbioru plony lub wywoa poar w zagaszonym domowym ognisku. O mocy i moliwociach dawnych Wielkich, dzisiejszych Bezimiennych, nikt bez trwogi nie umia myle. Na szczcie stary szaman, rozumiejc swoje Plemi, nakaza istnienie Tabu, ktre zezwalao milcze - i nie myle. Zgodnie z wielusetletni tradycj, zanim rodziny ustaliy zawarcie narzeczestwa, najpierw porozumieway si matki modych. One - podobnie jak szaman - instynktownie wyczuway, kogo z kim mona czy, a kogo lepiej trzyma od siebie z daleka. Ojcowie rzadko kwestionowali ich wybr. to chyba matka Gai przysza pierwsza. Chopiec zobaczy j w swoim domu, lecz pocztkowo niczego si nie domyla. (Pewnie przysza po sl lub przepis na placki przemkno mu przez gow). Ale odwiedziny zaczy si powtarza, a pewnego wieczoru ojciec i matka Jona udali si razem do domu dziewczynki. Gaja miaa zaledwie dziewi lat, ale za siedem koczya szesnacie, czyli tyle, ile powinna mie oblubienica. Gdyby miaa wicej, byaby ju troch za stara i mona by podejrzewa, i nikt jej nie chcia. Na taki wstyd adna matka nie chciaa naraa swoich crek. Matka Gai miaa niewiele czasu, by wyszuka narzeczonego dla jedynaczki.

12

Zatem kontakty trway ju pewien czas, zanim dla Jona stao si jasne, o czym rozprawiaj ze sob jego rodzice i rodzice dziewczynki. Gdy to odkry, poczu dziwne zadowolenie. Zrozumia, e wchodzi na Drog wiodc ku mskoci. Byo to powodem do dumy, nie alu za beztroskim dziecistwem. Jon zastanawia si, czy na decyzji matki Gai zaciy fakt, e to wanie on uratowa ycie jej crki, czy te zadecydowa o tym przypadek. Rodzice toczyli zatem zwyczajowe, dugie rozmowy i targi, niewiadoma niczego Gajka bawia si lalk przed domem, a Jon obserwowa j z ukrycia, schowany za grubym pniem drzewa. Wosy dziewczynki w socu przybieray barw modziutkiego kasztana, a cera - jego miszu po rozupaniu: jasn, w odcieniu kremowym. Twarz pokryway drobniutkie, zociste piegi, dodajc uroku i podkrelajc niespokojn ziele oczu. Gdy niebo nad wiosk byo chmurne, oczy Gajki wydaway si dla odmiany niebieskie. Rodzice ubierali j w praktyczne, bure sukienki z lnu - i Gaja, nie wiedzie czemu, przypominaa Jonowi Ziemi. Matk Ziemi: ciep, bezpieczn i sta - cho zarazem zmienn w tonacji pr roku. Tczwki oczu Gai tchny wiosn, a zociste plamki piegw byy jak lato; kolor jej wosw lni barw jesieni, biel skry przypominaa o zimie. Bdzie kiedy pikna - pomyla mimo woli Jon, ktremu pikno kojarzyo si do tej pory raczej z ognistym zygzakiem byskawicy na granatowiejcym niebie, z rozoystoci rogw jelenia czy z poyskiem niedwiedziego futra ni z pci. Gajka z ogromn powag bawia si swoj szmacian lalk, obdarzajc j czuoci i przemawiajc do niej pgosem jak do prawdziwego dziecka. Bdzie dobr matk - stwierdzi chopiec, przypominajc sobie, e inne dziewczynki czsto biy swoje dzieci-lalki, pokrzykujc na nie swarliwie, naladujc w tym bezwiednie swoje matki. Chopiec pomyla te, e nie bdzie mie nic przeciw temu, by ich rodzice doszli do ugody. Odruchowo skierowa si do namiotu szamana. Starzec wygrzewa si w socu przed swym niepozornym mieszkaniem, mimo zamknitych oczu wyczu obecno Jona. - Chcesz spyta o Gaj - wymamrota. Jon czeka, kucajc obok czarownika i patrzc ze zdumieniem na jego pomarszczon skr. W sonecznym wietle wydawao si, e starzec ma co najmniej sto pidziesit lub wicej lat. Chopiec przypomnia sobie dziwaczn opowie starej Jagi (zanim musiaa porani swoje plecy rzemiennym batem i zamilka), e kady nowy plemienny czarownik jest wci tym samym czarownikiem, niezmiennym od wiekw, bo dusza zmarego szamana nie ucieka do Puszczy, gdzie musiaaby zmieni si w bdny ognik, strzyg lub upiora, lecz wchodzi w ciao nastpcy.
13

- Wasi rodzice ugodz si - powiedzia wreszcie szaman po dugim milczeniu. Ju tu byli. - Co powiedziae? - zaciekawi si chopiec. - Poow prawdy. - Nie rozumiem - Bdziecie bardzo dobrym maestwem - szepn szaman. - Co jeszcze mgby powiedzie, skoro jest to tylko poowa prawdy? - zdziwi si Jon. - Czy ktokolwiek pyta o wicej? - odpar szaman pytaniem na pytanie. Chopiec spojrza na jego pomarszczon twarz i pomyla, e on te nie chce pyta. Zarczyn w Wiosce nigdy nie urzdzano hucznie, obchodzono je tylko w gronie najbliszych. Po prostu: pewnego wieczoru rodzice Gai przyprowadzili odwitnie ubran dziewczynk do domu Jona, gdzie na progu powitali ich rodzice chopca. Ssiedzi zerkali ciekawie przez okna i uchylone drzwi; w tak maej Wiosce kade zarczyny byy wanym wydarzeniem. Nim gocie i gospodarze weszli do domu, Jon, zgodnie z obyczajem, musia przewiza wosy dziewczynki wsk wstk. Wybra kolor zielony. Gdy j wiza na kasztanowych wosach, ktre oploty mu si wok palcw, mimo woli parskn miechem, a Gaja mu zawtrowaa. Oboje rodzice spojrzeli na nich z udawan surowoci: ceremonii zarczyn towarzyszy powinna powaga, ale wszyscy wiedzieli, e dziewiciolatka jest jeszcze skorym do zabawy dzieckiem, a dwunastolatek najwyej udaje dojrzao. Jon pocaowa narzeczon w jasny, nakrapiany drobnymi ctkami policzek, ktry ona nadstawia ochoczo, zaraz jednak pytajc dwicznie: - a jeli wyskoczy dziki zwierz z Puszczy, to te mnie uratujesz jak od mierci w Rzece? Zapanowao kopotliwe milczenie. Wida byo, e doroli nie chc wraca pamici do tamtego wydarzenia. Jon te nie chcia. Ju wiedzia, e jest to wycznie jego sprawa: e moe liczy na siebie i nikogo wicej. - Chod, poka ci, jak si robi uk - zaproponowa i twarze rodzicw znw rozjaniy si ceremonialnym umiechem. adne z nich jednak nie wiedziao, e dla Jona temat Tabu te jest niewygodny. Doroli zasiedli za stoem, aby uczci zarczyny dzieci, a one same wybiegy z domu, by si pobawi. Jon wprawdzie nie nazwaby tego zabaw: czu si dojrzaym
14

chopcem, w dodatku zarczonym, ale Gajka bya jeszcze dzieckiem. Chopiec wiedzia, e przez najbliszych siedem lat, patrzc, jak narzeczona dorasta, musi si ni opiekowa. Niejasno te przeczuwa, e nadejdzie dzie, w ktrym spojrzy na Gaj nie z rozbawieniem i czuoci, ale jak na dziewczyn, ktrej uroda po czci go oniemieli, a po czci wyzwoli w nim inne uczucia. Obserwowa to u starszych kolegw z Wioski; przecie razem z rwienikami niejeden raz skradali si w Puszczy wok Wioski, aby podglda zakochanych i ich miosne gry. Zakochani uciekali przed band dzieciakw, krzyczeli na nie, skaryli si dorosym, lecz nic nie byo w stanie zniweczy ciekawoci najmodszych. Tropienie narzeczonych i utrudnianie im zblienia byo najwspanialsz zabaw dzieciarni wszystkich kolejnych pokole. - Mnie tak atwo nie znajd - pomyla z pych. - Wezm Gaj na drugi brzeg i nikt za nami nie pjdzie. Umarliby ze strachu! Tabu sptaoby im nogi i rce! Myl ta, niespodziewana i bezwiedna, przypomniaa mu o woaniu Kamiennej Drogi - i Jon odrobin si sposzy, a jego rozbawienie pierzcho. Poczu si tak, jakby z rozjanionej socem polany wszed nagle w gboki cie lasu. Fragment tego cienia dotkn te dziewczynki i jasna skra Gai zbielaa jeszcze bardziej. Dziewczynka wyczua zmian jego nastroju, podniosa wielkie zielone oczy i spytaa: - Co ci boli? - Nie, dlaczego? - Co ci boli. Lub czego si boisz - pokiwaa gwk, a Jon pomyla ze zdziwieniem, e jak na dziewicioletnie dziecko, jest w niej zbyt duo dorosej przenikliwoci. Maa Gajka dostrzega to, czego nie widzieli jego rodzice: skryty niepokj, ktry dry Jona od dnia, gdy usysza zew drugiego brzegu Rzeki. Bawili si krtko. Jon wygina elastyczn ga olchy, czc j rzemiennym szpagatem: chcia zrobi uk na tyle may, by dziewczynka moga go napi. Gaja uczya si trafia do tarczy strzaami zrobionymi z zaostrzonych patykw. Czekali teraz na sygna rodzicw, aby uda si do wityni. Tam dopiero kapani, w obecnoci wiadkw, mieli pobogosawi ich narzeczestwo, aby trwao bez przeszkd i doprowadzio do zalubin po siedmiu przepisowych latach. Jon mia nadziej, e w wityni bdzie tylko starszy kapan, Isak, ten ktry w dziwny sposb przypomina mu szamana: obaj byli starzy, obaj mieli wypisane na twarzach, nabyte z upywem lat, zrozumienie dla saboci blinich: wicej byo w nich wspczucia ni gniewu. Chopiec wierzy, e stary kapan nie obraziby si za porwnanie go z szamanem. Mody kapan, Ezra, by inny: szamana traktowa jak osobistego wroga i tolerowa jego obecno w Wiosce tylko na polecenie swego starszego brata. Gdyby mg to bezkarnie uczyni - wygnaby starca do Puszczy, skazujc na gd lub poarcie przez dzikie zwierzta. Ezra jednak wci nie by pewien,
15

jak zareagowaoby na to Plemi - odwleka wic suszn, w jego mniemaniu, ch oczyszczenia Wioski z grzechu, jakim bya obecno czarownika. Stary kapan by przeciwiestwem swego brata (Ezra z Isakiem naprawd nie byli brami: to Bg Dobroci nakazywa miowa bliniego jak siebie samego lub swego brata, dlatego wic ludzie w dugich sukniach zwracali si do siebie bracie lub ,,siostro). Jon parokrotnie widzia starego kapana z jeszcze starszym czarownikiem, jak spacerujc za Wiosk, w cieniu wielkich drzew, o czym do siebie szeptali. Starcy nie zauwayli chopca i Jon daby gow, e nie chcieli, by ktokolwiek widzia ich razem, a zwaszcza Ezra, wic te nikomu o tym nie wspomnia nawet rodzicom. Mody kapan nie traktowa szamana jako czonka Plemienia i czasem, gdy niespodziewanie natkn si na niego w Wiosce, udawa, e go nie widzi, oczekujc, e starzec pokornie zejdzie mu z drogi. Ezra na wszelkie sposoby dawa czarownikowi odczu, e czasy jego wadzy w Plemieniu dawno si skoczyy, a Plemi pogodzio si z nieuchronnoci tej zmiany. Czasem tylko, gdy mody kapan zbyt niegrzecznie potraktowa starego czarownika, czyje rce podrzucay noc do namiotu wieo upolowanego zajca, kurze jaja, garniec mietanki lub domowe ciasto z miodem. Plemi wynagradzao szamanowi jak umiao nie zawinione upokorzenia, rwnoczenie proszc go milczco, by trwa nad ich brzegiem Rzeki. Jon kocha Boga Dobroci, ale gdy by przypadkowym wiadkiem takiej jawnej niechci lub gniewu Ezry na starego czowieka, myla z hamowanym gniewem, e woli szamana ni tego akurat wysannika nowego Bstwa - i Cywilizacji. Chopiec nie pojmowa, dlaczego kapan Isak by a tak inny: chwilami nawet wydawa si by z innego wiata, czy wrcz z innej wityni ni Ezra. tym razem chopiec mia pecha: gdy obie rodziny w otoczeniu przyjaci wprowadziy Gaj z Jonem do wityni, u otarza czeka na nich wanie mody kapan. Jonowi wydao si, e nawet wizerunek Boga Dobroci przybra srogi wyraz, podobny do tego, jaki zazwyczaj goci na obliczu Jego sugi. - Nie lubi go - szepn cicho do Gai, a dziewczynka spojrzaa na niego ze zrozumieniem. Kapan patrzy na wchodzcych surowo, cho sytuacja wymagaa, by okaza rado. Jego wzrok wydawa si rani Jona. Chopiec pomyla, e do Ezry musiay dotrze wieci o tym, e zama plemienne prawa. Nikt z Wioski nigdy nie rozmawia z kapanami o starych Bogach, ba, Plemi nie rozmawiao o nich nawet midzy sob, Jon wyczu jednak teraz, e Ezra podejrzewa go, skdind susznie, o jakie konszachty z wanie, z kim? Przecie Jon nie wiedzia, kto go wzywa na drugim brzegu Rzeki. Ezra tymczasem odetchn i przemwi mocnym, twardym gosem, tak jakby w wityni byy setki wiernych, a nie raptem szecioro.

16

- Najpierw przyrzeknijcie oboje, ty, Jonie i twoja przysza ona, e zawsze i wszdzie bdziecie suy tylko prawdziwemu Bogu i e aden z bawanw, w ktre wierzyo kiedy wasze Plemi, nawet przelotnie nie zajmie waszej uwagi. A gdy natraficie w Puszczy na jakikolwiek posg bawana, zniszczycie go w imi Boga. Wypalicie go ogniem, jeli bdzie uczyniony z drewna, lub rozbijecie motami, gdy bdzie z gliny lub kamienia. Wszystkie bawany wok zostay zniszczone, ale Bg jeden wie, na co gupie dzieciaki trafiaj, gdy goni po Puszczy lub przypadkiem przepyn na drugi brzeg! zacz kapan z pogrk w gosie. Urwa, a potem cign dalej, patrzc uparcie na Jona: - Jeli tego nie zrobicie, to na wasz przysz rodzin, na was, na wasze dzieci i wasze wnuki, spadnie kltwa. Przeladowa was bdzie cig straszliwych nieszcz, a Szatan - Przesta, Ezro - przerwa modemu kapanowi agodny, lecz rozkazujcy gos starego kapana. Wanie wyoni si spord zakamarkw wityni i stan obok, widzc niespokojne twarze obu rodzin, wzburzenie Jona i lkliwe zdziwienie modziutkiej narzeczonej. - Dlaczego, Ezro, straszysz wiernych? - spyta starzec agodnie. - To jest witynia Boga Dobroci, nie Boga Kltwy - Chyba syszae, Isaku, o tym, gdzie by ten chopiec! Jeli nie wiesz, to chyba tylko z powodu guchoty! - wzburzy si Ezra. - Co bdzie, gdy on pjdzie tam znowu? Kto, jeli nie my, ma mu wytumaczy, e jest to straszliwy grzech, za ktry czekaj go piekielne mki? Bawany, ktrym ci ludzie hodowali, zanim przybylimy tu z prawdziw wiar - Ezro! Nie obraaj ich starych Bogw, nawet jeli, twoim zdaniem, nie s prawdziwymi Bogami - przerwa mu Isak i doda szeptem: - Moe nie s prawdziwi, ale s. - To herezja, Isaku! Ugry si w grzeszny jzyk! Wypluj te sowa! Gdyby ci usyszeli nasi wici teologowie! Nie wiesz, e badaj oni wszelkie odstpstwa od naszej witej wiary i potrafi je wykorzeni?! Za kad cen? A kto wie, czy ten chopiec! - mody kapan zacz krzycze, ale Isak odsun go i sam zaj miejsce u stp otarza. - Bogosawi wasz obecny i przyszy zwizek, Jonie i Gaju. Dbaj o ni, chopcze, aby nigdy nie staa si jej krzywda, zwaszcza z twojej rki. Ty, Gaju, zawsze stj przy nim, nawet gdyby w niego wtpia. Bdzie mu potrzebna twoja mio. Wierz, e za siedem lat staniecie tu przede mn, umocnieni wiar w Boga i zawrzecie zwizek na wieki, ktrego nawet mier nie rozczy

17

Mody kapan sta z boku, zaciskajc wskie wargi. Nie patrzy na grupk ludzi, ktra weselc si, wychodzia ze wityni. Wida byo, e opuci ich niepokj zasiany przez Ezr. Isak zatrzyma Jona, gdy ten przekracza szerokie drzwi Domu Boga i szepn: ,,Zosta chwil, Jonie. Chc z tob porozmawia Jon ucieszy si. Lubi starego kapana i kada rozmowa z nim wydawaa mu si ciekawa. Zapewne Isak - pomyla chopiec - chce udzieli mi nauk, przydatnych narzeczonemu. Ezra gasi ju wiata i witynia wolno pograa si w pmroku, rozjanionym jedynie wtym blaskiem kilku wiec. Isak zerkn w stron swego brata, a widzc, e jest daleko, zacz pgosem: - Bye blisko waszego dawnego, plemiennego Boga. Jednego z wielu, lecz najpotniejszego Isak znowu spojrza z ukosa na krztajcego si Ezr, ktry akurat gasi ojow lamp w pobliu. Modszy kapan, widzc niepokj na twarzy Jona, zakrzykn dononie, a echo przetoczyo si przez wityni: - Trzeba go wyegzorcyzmowa! - Odejd, Ezro - odpar Isak stanowczo i kapan gniewnie ruszy za otarz, do pomieszcze, w ktrych przechowywano rytualne szaty i pobone ksigi. - Powiedz mi, chopcze, tylko szczerze, czy zamierzasz i do wiatowida? spyta Isak, a Jon zdziwi si: - Do wiatowida? Kto to? Teraz z kolei zdziwi si stary kapan: - Nikt nigdy nie powiedzia ci Jego imienia? Imienia Tego, ktry mieszka za Rzek? - Nazywamy go Bezimienny A zreszt w ogle o Nim nie mwimy. - Wic szaman rzeczywicie dotrzymuje sowa i nigdy nie Przyzywa imion starych Bogw - zamyli si Isak. Ciepy umiech przelotnie pomarszczy mu twarz, lecz zaraz znikn. - Tak, Jonie, w Bezimienny nosi imi wiatowida. Ezra zapewne powiedziaby ci, e On w ogle nie istnieje, e jest Bogiem faszywym. Bawanem. Ale ja myl, e nie jest to caa prawda. Byaby zbyt prosta. Dlaczego ludzie przez tysice lat mieliby czci nie istniejcego bawana? Jeli czcili Go, no to Nie wiem - urwa nagle, zamylony, jakby nie umia rozstrzygn adnej z tych kwestii. Jon znowu si zdziwi,

18

gdy wydawao mu si, e kapani zawsze wszystko wiedz i nie musz zadawa adnych pyta. Znaj odpowiedzi na kade z nich, nie maj adnych wtpliwoci. - Zatem wiatowid jest czy Go nie ma? - spyta oszoomiony. Ludzie w dugich sukniach zawsze mwili, e bawanw nie ma, e istniej tylko w wyobrani Plemienia i wszystkich innych Plemion. Ale przecie on, Jon, idc Kamienn Drog, czu zew. aden zew nie moe pyn z Nicoci! - To skomplikowana sprawa - zaspi si stary kapan. - Tylko modym wydaje si ona prosta. Dziel Bogw na Tego Jedynego, ktry jest prawdziwy i na bawanw, do ktrych zaliczaj reszt. Ja myl, e inni Bogowie w jaki sposb istniej. Ale niektrych, jak wiatowida, ludzie powoali do ycia wasn wiar, podczas gdy Bg Dobroci chyba istnia zawsze. Jeszcze nie byo ludzi i ich wiary, On ju by. By przed wiar, przed sowem, przed ludmi, ba, on by przed drzewami i traw! I zawsze by taki sam, niezmienny, ponad czasem, ponad wszystkim, co ywe lub martwe. Wystarczyo tylko w Niego uwierzy i ju wiadomo byo, e nie tylko jest, ale by, rozumiesz? Najpierw by On, a dopiero potem wiara w Niego. I zawsze znaczy to samo: Wszechdobro, Wszechmio, Wszechmoc, Wszechzrozumienie, choby nosi wci rne imiona, zalenie od miejsca, gdzie go wyznawano. Tymczasem Bogowie, ktrych powouje si do istnienia jedynie wiar, przybieraj cechy nadane im przez ludzi. Najpierw jest wiara, a dopiero potem Bg utkany z tej wiary. I wiatowid by jest by Bogiem okrutnym - Powoaa go do ycia wiara mojego Plemienia? - spyta Jon. - Powoa go do ycia strach twojego i innych Plemion, dlatego jest grony. Gdyby by sabym, jednoplemiennym bogiem, przywoanym z mioci, a nie strachu, mona by nawet z niego poartowa i nazwa bawanem, jak chce Ezra. Ale wiatowida powoay do istnienia tysice ludzi, setki tysicy ludzi przed wielu wiekami! Ci ludzie bali si wiata, Matki Ziemi, ognia i wody, wiatru i burzy, wszystkiego, co nieznane i wszystkiego, co znali. Potrzebowali kogo, kto byby silniejszy ni ywioy. Powoali do istnienia rne pomniejsze bstwa, bota, wodniki, strzygi i inne stwory, ale to wci nie wystarczao. Pragnli obrony od Istoty, ktra byaby mocniejsza ni przyroda. Powoali zatem sw wiar wiatowida. Szybko obrs w si i moc. I rwnie szybko ludzie uwierzyli, e wiatowid, bdc Bogiem potnym, silnym i okrutnym, wymaga krwawych ofiar, wic wic On rzeczywicie zacz ich wymaga. Najpierw skadali mu ofiary ze zwierzt, potem z ludzi - Nie! - zawoa wstrznity chopiec. - Porozmawiaj z waszym szamanem - szepn Isak - to czowiek mdry, od kilkudziesiciu lat stoi midzy Wiosk a wiatowidem, chronic was przed Jego zemst. Od stu pidziesiciu lat nikt nie skada Mu ofiar z ludzi, zaprzestano te skada Mu ofiary ze zwierzt, wic ma prawo pragn pomsty na swych dawnych wyznawcach. Ostatnimi ofiarami z ludzi bya para naszych kapanw
19

- nie! - ponownie zawoa Jon, czujc chd, mimo ciepej pory, ale stary kapan cign dalej: - para kapanw, ktrzy dotarli tu jako pierwsi ze sowem naszego, a teraz ju take wsplnego Boga. Tak, Jonie, twoi pradziadowie zabili ich w okrutny, mczeski sposb. Nic na to nie poradz, taka jest prawda. Mimo ich straszliwej mierci, nadal przybywali tu, do Puszczy, nowi kapani i zakonnicy. Udao im si ocali ycie, gdy twoje Plemi zaczo sucha o Bogu Dobroci. Wczeniej chyba nie rozumieli. A potem powoli, bardzo powoli zaprzestano wierzy w wiatowida. On o tym wie. Czuje si zagroony i bezsilny, gdy razem z agoni wiary w Niego umiera On sam. Inni wasi plemienni Bogowie ju dawno zmarli, gdy wiara w nich bya sabsza, ich istnienie tylko tlio si jak ogie wiec i zgaso. Ale On wci trwa. Trwa resztk si, Jonie - zakoczy stary kapan i urwa. - Kiedy ludzie przestali mu skada krwawe ofiary? - Gdy przyby tu starzec Aron, nasz najwikszy kapan, ktry zmar w powrotnej drodze do Dalekiego Kraju, dokadnie przed stu czterdziestu siedmiu laty. To on pierwszy zasia w waszych Plemionach ziarno mioci do Boga Dobroci. Powoli, powolutku przestali skada ofiary wiatowidowi, najpierw z ludzi, potem z cielt, saren, zajcy i kur, przestali odwiedza Go, a nawet wymienia Jego imi. W ten sposb zrodzio si Tabu: zakaz przechodzenia na drugi brzeg Rzeki, zakaz modlitw do Starych Bogw, zakaz nazywania Ich po imieniu, zakaz przechowywania w domach Ich wizerunkw z gliny, drewna czy somy. Tabu pomogo Starym Bogom zapomnie, e mieli wyznawcw. Pomogo im godnie i bez blu umrze. Wszystkim, poza wiatowidem. On jeden mia swoje Kamienne Drogi. Do innych prowadziy tylko polne lub lene cieki. On jeden by gigantem, tamci byli maluczcy; wic poddali si bez walki i pomarli. On trwa. Kolejni kapani, ktrzy przybywali do waszej Wioski i innych siedlisk ludzkich w gbi Puszczy, nakazywali Go zniszczy. Ludzie z waszego Plemienia i z innych Plemion brali potne, elazne moty, omy i prbowali wypeni nakazy ludzi w dugich sukniach, jak nas tu nazywano. Bali si Go niszczy, lecz prbowali, byli rozdarci lkiem midzy starymi a nowym Bogiem. Nauczylimy ich przecie, e nasz Bg jest najpotniejszy i najlepszy, cho nie znalimy waszych Bogw i niewiele moglimy o nich powiedzie Ale cho ludzie z twojego Plemienia i wszystkich Plemion wok robili co mogli, by zniszczy wiatowida i cho byo ich tak wielu, nie tylko nie udao si im Go unicestwi, lecz nie zrobili w Nim nawet maej, choby najmniejszej rysy. Teraz widzisz, dlaczego pozostao nam jedynie Tabu. Tabu nie zrodzioby si ani nie dziaaoby bez pomocy waszego szamana. Niektrzy z nas, kapanw, bardzo nieliczni, umiej czasem czyni cuda, ale Tabu Do utrzymania Tabu trzeba prawdziwego czarownika. Twoi prapradziadowie mieli i wy take wci macie szamana. Nikt od dawna nie chodzi na drugi brzeg Rzeki. wiatowida pozostawiono samemu sobie Jon, wstrznity, sucha starego kapana. Do tej pory aden z dorosych nie rozmawia z nim tak szczerze o sprawach zwizanych z Tabu. Sowo ,,Tabu zamykao
20

wszystkim usta, nikt nie stara si nawet dociec, co ono naprawd oznacza. Przyjmowano do wierzenia: Tabu - zakaz, milczenie, kltwa. Tylko tyle. Nawet szaman, stranik Tabu - milcza, wypeniajc sw misj. Chopiec po raz pierwszy usysza imi Boga z drugiej strony Rzeki i dowiedzia si, e przez tysice lat tysice ludzi oddawao mu cze. Skoro tak - musi On by potnym Bogiem - Pewnie wolaby, ebym tam nie szed - szepn Jon. - Boisz si, e gdy pjd jako Jego wyznawca, On stanie si znw mocniejszy. A ty chcesz wierzy, e On w kocu zniknie, wraz z brakiem wiary. Ale ja nie jestem Jego wyznawc. I nie bd. Ja Go nawet nie znam, mimo e mnie wezwa. A zreszt kocham Boga Dobroci. Wiem, e jest to dobra obecno. Dzi znw j czuem, widzc w Puszczy ani, prowadzc swoje mae. Za ani skrada si wilk i chcia porwa kozioka. Nagle podniosy si opary z pobliskiego bagna i zasoniy przed wilkiem ca rodzin. wiatowid pewnie chciaby, eby ofiarowa mu t ani i kozioki. Jak wilk. Bg Dobroci j ustrzeg. Strzee te wilka, by nie zdech z godu. - A gdyby Bg nie ustrzeg ani, przestaby Go kocha? - spyta Isak. - Och, On ma tyle spraw na gowie, tylu ludzi i tyle ich kopotw! Nie zawsze ma czas, by wszystkim si zaj. Ja Go rozumiem - rzek Jon, a stary kapan umiechn si na to wyjanienie, mylc w duchu, o ile atwiej by dwunastoletnim chopcem ni starym czowiekiem. - Isaku, jeli pjd Kamienn Drog, to tylko po to, by dowiedzie si, czego chce Ten, ktry mnie woa - zakoczy Jon. - Dobrze. Id. Lepiej, eby to ty poszed w t Drog, ni eby On, zniecierpliwiony, wezwa kogo sabszego. Ale nie piesz si. I zanim pjdziesz, przyjd do wityni - Chcesz mnie wyegzorcyzmowa? - spyta chopiec. - Nie. Chc ci pobogosawi, eby w Drodze, skoro ju musisz ni i, chroni ci nasz Bg - powiedzia Isak i pogaska Jona po jasnych wosach. *** Jon nie pieszy si na drugi brzeg Rzeki. Mijay kolejne pory roku: nieg to sypa, to znowu topnia, licie drzew rodziy si w kolorze jasnej zieleni lub sfruway spurpurowiae, zacielajc ziemi. Gaja powoli zarzucia zabaw lalkami i zacza towarzyszy chopcu w polowaniach, a dwa kasztanowe, dziecinne warkocze zamienia w jeden, spleciony na karku. Niekiedy rozplataa wosy i gdy opaday burzliw, poyskujc kaskad, Jon czu w sobie dziwne drenie i pragn ich dotkn w inny

21

sposb, ni robi to wczeniej, artobliwie szarpic j za warkocze - lecz wci nie wiedzia, jaki miaby to by dotyk. Delikatniejszy, tak, ale nie tylko Do lubu brakowao ju tylko trzy lata - gdy Jon po raz trzeci przekroczy Rzek w zakazanym miejscu. Tym razem zrobi to jednak jawnie, w jasny dzie, na oczach caego Plemienia. Skoro Plemi i tak wiedziao, e poczu zew - skradanie si i oszukiwanie bliskich nie miao sensu. Starszy o par lat Jon pojmowa to lepiej ni dwunastoletni wyrostek. Nie zamierza i do wiatowida, chcia tylko pozna drog ku Niemu. W tym celu potrzebowa wiata dnia, a nie mroku nocy, znieksztacajcego wszelkie miary i potgujcego lk. A zreszt, cho nikt o tym nie mwi - Tabu! - wszyscy w Plemieniu wiedzieli, e chopiec usysza zew Bezimiennego, a nawet nadali mu przydomek. Nadawano go kademu z modych, gdy si zarczy, lecz miano tym razem brzmiao szczeglnie: Jon w Drodze. W ten sposb Plemi dao do zrozumienia, i wie, e pewnego dnia chopiec bdzie musia uda si na drugi brzeg, czy chce, czy nie. Nikt go nie potpia, nikt si od niego nie odsuwa, lecz niekiedy w oczach rwienikw lub starszyzny Jon dostrzega szczeglny rodzaj zaciekawienia, poczonego z lkiem. Oczy jego rodzicw wyraay jedynie smutek i trosk, a Gaja Gaja niczego si nie domylaa. Bya coraz pikniejsz dziewczynk, szczliw, e pod opiek narzeczonego moe poznawa tajniki Puszczy, wspina si na wysokie drzewa i podpatrywa ptasie gniazda, przyjani si z modymi wilczkami, lisami, a nawet z niedwiadkami. Okazao si bowiem, e Gaja nie ronie na owczyni - jak wszyscy si spodziewali, wnoszc to z jej zwinnoci i celnoci oka w strzelaniu z uku - ale na przyjacik zwierzt, nawet najdzikszych. Sobie tylko znanym sposobem dziewczynka odkrywaa, kiedy niedwiedzica zostawia mae w legowisku, idc na owy - i gnaa tam wwczas, aby dokarmi niedwiadki miodem, potarza si z nimi w trawie, bawi si z nimi jak szczeniak ze szczeniakami. Raz niedwiedzica przyapaa j, zaryczaa gronie i wycigna potne apy. Gaja musiaa salwowa si ucieczk na drzewo. I pewnie, gdyby nie bya Gaj, tkwiaby tam ca noc, ale poniewa wierzya w naturaln szlachetno zwierzt - zesza z drzewa i wrcia do Wioski. Dzikie zwierz nic jej nie zrobio: w zapachu jej ciaa i wosw poczuo bowiem zapach swych maych, ktre cae, nietknite, radonie goniy dwunon istot. Gaja patrzya na Jona innymi oczami, nie wiedziaa nawet, e nosi on miano Jona w Drodze. Gdy ujrzaa, jak chopiec przekracza Rzek w zakazanym miejscu, natychmiast za nim ruszya. Ale Tabu nie byo niedwiedzic. Byo czym znacznie mocniejszym. W przeciwiestwie do narzeczonego, Gaja ju w poowie Rzeki doznaa skurczw w nogach i cae jej ciao zaczo buntowa si przeciw dalszemu marszowi. Stracia oddech, a w okolicy serca poczua dojmujcy bl. W dodatku szaman grozi jej z oddali skatym kijem, matka rozpaczliwie nawoywaa, Jon za odwrci si i krzykn: - Tabu! Tabu, Gajka!
22

To sowo sparaliowao dziewczynk: zatrzymaa si porodku nurtu i bezsilnie patrzya, jak narzeczony staje na kamieniach na drugim brzegu Rzeki. - Czemu tam sza? - spyta szaman. - Tobie nie wolno. - Dlaczego? Chc wiedzie, gdzie idzie Jon i co tam jest - odpara buntowniczo Gaja, a na twarzy szamana odbio si zdumienie. Pojcie Tabu ju dawno zabio ciekawo Plemienia wobec drugiego brzegu i szaman z niepokojem stwierdzi, e pierwszy raz widzi kogo, w dodatku dziewczynk, kto t ciekawo wci czuje. Pomyla, e Gaja z Jonem do siebie pasuj, lecz nie by pewien, czy wyniknie z tego co dobrego. Moe Jon powinien mie inn narzeczon, ktra czepiajc si ng przyszego ma, udaremniaaby mu wdrwk do Bezimiennego, straszya kltw i wasnym lkiem? Gaja tymczasem patrzya gniewnie za narzeczonym, ktry powoli znika wrd starych drzew Puszczy na drugim brzegu Rzeki. Zazdrocia mu. I wanie wtedy po raz pierwszy usyszaa przydomek chopca: Jon w Drodze, ktry pad z ust szamana. - W jakiej drodze? - zdziwia si. Tego nikt nie wie. Wiemy tylko, gdzie Droga si zaczyna. Tam, na drugim brzegu, w Puszczy. Lecz to jest tylko jej pocztek - westchn szaman, patrzc w lad za znikajcym chopcem. Jon po raz trzeci sta na drugim brzegu Rzeki w zakazanym miejscu: pierwszy raz by tu prawie pi lat temu, gdy ratowa Gaj, usysza zew Bezimiennego i wyczu istnienie Drogi; drugi raz - gdy odkry w nocy Kamienn Drog. I wanie teraz, po krtkim bdzeniu, znalaz j znowu. bya inna, ni wyobraa sobie wtedy, w nocy. O wiele szersza, wyoona wikszymi gazami, ni sdzi po dotyku sprzed lat. Pomyla, e ludzie przed wiekami musieli bardzo si natrudzi, aby te gazy obrobi do gadzi i znie je tu wszystkie. Taki wysiek podejmuje si z wielkiej mioci - albo z wielkiego strachu. Droga bya szeroka na kilkanacie krokw dorosego mczyzny i rzeczywicie nie biega prosto, lecz wia si, jak wwczas zapamita, wnoszc z ukadu drzew na horyzoncie. Stojc na jej skraju, blisko brzegu Rzeki, Jon nie widzia jej koca, lecz jedynie najbliszy zakrt. - Gdyby to chodzio o mio, chcieliby Go jak najszybciej zobaczy. Wtedy Droga byaby prosta i krtka. Mogliby wwczas widzie z oddali Jego sylwetk i zbliajc si, odczuwaliby coraz wiksz rado - przeszo chopcu przez gow. - Jeli jednak Droga wije si, krci, znaczy to, e jej budowniczowie pragnli odwlec moment, w ktrym pielgrzymujcy stan twarz w twarz ze swoim Bogiem. A skoro tak odwlekali Gdy Jon pokona pierwszy zakrt, aby dostrzec drugi - do Boga wci byo daleko - uderzya go odmienno Puszczy po tej stronie Rzeki. nie, nie po tej stronie
23

Rzeki, bo przecie Plemi wielokro przekraczao Rzek, udajc si na polowanie. Czynio to powyej lub poniej Kamiennej Drogi. Puszcza bya inna wanie tu - wok tej niezwykej, uoonej z gigantycznych gazw mozaiki, po ktrej Jon teraz stpa. Puszcza bya inna w tym miejscu. Na Drodze do wiatowida. Jej inno polegaa gwnie na MILCZENIU. Jon odkry je wtedy, gdy usysza swj oddech. Prawie nigdy nie sysza w lesie swego oddechu. Zagusza go szum lici na drzewach i skrzypienie konarw, wist i szelest traw, piew ptakw, brzczenie owadw, szurajce skradanie si zwierzt wrd krzeww. Tu panowaa cisza. Jakby ptaki i zwierzta nie chciay zapuszcza si w te okolice, owady wymary, a drzewa bay si poruszy. Jon przyjrza si teraz drzewom: byy o wiele wysze i potniejsze ni wok jego Wioski. Od setek lat czci Puszczy nie tkna siekiera czowieka, do opasania pni drzew trzeba by kilku ludzi, a do wdarcia si w gb lasu niezbdny by topr. Ptaki, owady, zwierzta i drzewa milcz, eby lepiej byo sycha Gos Boga pomyla chopiec i nagle, ku swemu zdumieniu, naprawd Go usysza. Zdumienie pocztkowo przewayo nad strachem. - GRDBGHGBZW - nioso si Puszcz guche, dudnice i zarazem dziwnie bezdwiczne woanie. Co oznaczao? Jon nie pojmowa jego znaczenia. Poczu tylko, e jego serce przez kilka sekund bio dokadnie w rytm sw Bezimiennego: wolno, mocno, bolenie. Gos Boga zamilk, a Jon ruszy dalej, pokonujc drugi zakrt Kamiennej Drogi. Z ulg ujrza, e przed nim rozpociera si trzeci, odlegy zakrt; e horyzont zamyka czarna ciana potnych drzew. Zatem dopiero za ni Za ni musiao kry si TO CO, nie wiadomo co. Musiao, gdy Jon wyczu obc, potn obecno. - Wracam - szepn do siebie - wystarczy. I tak nie pjd dalej bez bogosawiestwa Isaka. Ju wiem, e On jest wanie tam, za trzecim zakrtem. Zawrci - i wtedy poczu zew. Co usiowao zmusi go, aby szed dalej, co odpychao jego nogi od kamiennego podoa, gdy uparcie kroczy w d, w stron Rzeki. Nawet krzewy wysuway dugie, zielone macki, ktre usioway oplata si wok jego stp, aby go zatrzyma. Jon przeszed na rodek Kamiennej Drogi, eby by jak najdalej od ciemnej ciany Puszczy, od zielonych macek krzeww i czarnych, bezlistnych konarw, ktre te zaczy nachyla si ku niemu jak ramiona olbrzyma. Przystan na chwil, odwrci si twarz w gb Drogi i zawoa, peen lku i zarazem odwagi. Zdawa sobie spraw, e z tym Bogiem nie mona rozmawia; On przywyk do Posuchu, nie do dysput. - Wrc! Przyrzekam, e wrc, ale pu mnie!

24

O dziwo, te sowa poskutkoway. Macki krzeww wycofay si w gb Puszczy, drzewa znieruchomiay i chopiec odetchn z ulg. Po chwili ju usysza leniwie pync Rzek, a wkrtce zobaczy midzy drzewami przewitujce na drugim brzegu strzechy domw Wioski. Kamienna Droga ustpia miejsca mikkiemu lenemu podou. - On mwi - powiedzia Jon do szamana, gdy przekroczy brd. Ludzie z Plemienia udawali, e nie widz jego zmaga ze sabym o tej porze roku nurtem Rzeki. Ale teraz, gdy wrci, gdy sta na waciwym brzegu - wymieniali z nim zdawkowe uwagi o pogodzie, zdrowiu i dniu tak, jakby wcale nie zauwayli, skd wraca. Plemi pragno udawa, e nic si nie dzieje. - On mwi - przytakn szaman i doda: - Dugo milcza, dlatego sdziem, e umar. - Ale co On mwi? Co to znaczy? Czym s te dwiki? - Sysz je czasem w gowie, niekiedy za dnia, ale czciej noc, gdy pi mrukn szaman. - Przekaza mi je mj ojciec, nim umar. Nie wiem, co znacz. Mj ojciec te nie wiedzia, a przed nim nie wiedzieli tego dziad i pradziadowie. Czasem myl, e przez tysice lat nikt nie wiedzia, co znacz te sowa i nikt nigdy nie bdzie wiedzia. To Gos Kamienia. Kto z ludzi zrozumie Kamie? Wic zawrcie - raczej stwierdzi, ni spyta stary czarownik. - Jeszcze nie jestem gotw. Chciaem tylko zobaczy, jak si do Niego idzie. - Jak? Powiedz mi Nigdy tamtdy nie szedem. Nawet nie prbowaem. Wiem, po co tu jestem. Mam suy Plemieniu, nie Jemu. Gdybym poszed Wic jak tam jest? A zreszt nie mw - zakoczy niespodziewanie szaman, odwrci si plecami do chopca i schroni w namiocie. I wwczas Jon pomyla, e kto wie, czy stary czarownik nie tskni za swoim Bogiem, ktrego nie moe odwiedza i ktrego nawet nigdy nie widzia i zrobio mu si go al. Jon wola rozmow z szamanem ni z Gaj. Gaja chciaa wiedzie. Wszystko. Jeli Plemi zawsze milczao, to Gaja mwia, mwia i mwia bez koca, zadajc coraz to nowe pytania, na ktre Jon nie zamierza i nie chcia odpowiada. Instynkt szepta mu, eby Gaj trzyma od TEGO jak najdalej. - Dlaczego ty sobie tam idziesz, a mnie co trzyma za nogi? Co tam jest, na tym drugim brzegu Rzeki? Jak wyglda ten Bezimienny? Czy si Go boisz? A czy nie jest mu smutno, e nikt Go ju nie odwiedza? - Przesta! - zawoa chopiec. - Mam si tob opiekowa, a opieka polega na tym, eby trzyma ci od Niego z daleka. Tabu, Gaja, rozumiesz?

25

- Nigdy ju nie wezm ci do maych niedwiadkw! A beze mnie niedwiedzica rozerwie ci na strzpy. Gdyby j spotka przypadkiem w Puszczy, musiaby zabi, eby przey. A gdyby j zabi, to ja to ja zerwaabym nasze zarczyny! - krzykna dziewczynka i z paczem pobiega do domu. Jon pomyla, e jest jeszcze bardzo dziecinna, a potem uprzytomni sobie, e przecie poza nim i Gaj nikt w Plemieniu nie chce w ogle rozmawia o Bezimiennym. Wic moe to nie dziecinna przekora kieruje Gaj, lecz bardzo dorosa ciekawo, w dodatku taka, ktr porwna mona do odwagi niedwiedzicy? Pobieg za narzeczon i dogoni j tu przed domem. Oczy Gai ju wyschy i chopiec pomyla, e kto wie, czy nie udawaa tylko paczu, by zmusi go do wyzna. Dziewczynka spojrzaa na niego powanie: - Jeli ju teraz bdziesz mia przede mn tajemnice, to co bdzie pniej, gdy zostaniemy maestwem? - spytaa. - Sama wiesz, e mczyni poluj i to s mskie sprawy, a kobiety - zacz Jon i urwa, bo w plemiennej druynie byo kilka znakomitych owczy. Co gorsze, wanie Gaja wspaniale trafiaa do celu z uku, tyle e odmawiaa zabijania zwierzt bez potrzeby. Co waciwie byo tymi mskimi sprawami, o ktrych tyle rozprawiali niektrzy mczyni? - Msk spraw jest na przykad karczowanie Puszczy - stwierdzi. - Wdowy karczuj same, gdy chc poszerzy swoje pola, chyba widziae przy tym wdow Baj!! - zamiaa si Gaja, poniewa Baja bya najsilniejsza w Plemieniu. Silniejsza od mczyzn. Miaa prawie dwa metry wzrostu, waya chyba tyle co pidziesicioletnie drzewo. Dajmy spokj tej rozmowie - wykrci si chopiec. - Przyrzekam, e powiem ci tyle, ile mog. Wic mw, co to znaczy: Jon w Drodze Sam chciabym wiedzie - szepn. I Jon opowiedzia Gai tyle, ile mg i jak umia - ale niewiele mia do opowiadania. Wszystko byo dopiero przed nim. Za trzecim zakrtem. W dodatku to, czego dowiadczy od chwili, gdy usysza zew, nie nadawao si na opowie. Bya to bardziej sprawa przeczu, lkw i dozna ni zwizek przyczyn i skutkw. ***

26

Trzeci zakrt najpierw si Jonowi przyni. Nie nastpio to szybko; do lubu brakowao ju tylko p roku. Jon z chopca sta si modym mczyzn, a Gaja wci pikniaa. Wbrew temu, co Jon sobie wczeniej obiecywa, nie prowadzi narzeczonej na drugi brzeg, aby tam - w cakowitym odosobnieniu - dotyka jej gadkiej skry lub kry twarz w ciepym, niepokojcym zaktku jej szyi i skraju wosw. Jon wiedzia, e drugi brzeg nie jest miejscem dobrym do okazywania mioci ludzkiej istocie, mimo e wioskowe dzieciaki nie byyby w stanie ich podglda. Tamto miejsce zarezerwowano wycznie na uczucia dla arocznego, zazdrosnego Boga, bez wzgldu na to, czy byaby to mio, czy strach. Wioskowe dzieci, zgodnie z wielowiekowym zwyczajem - od momentu zarczyn do lubu - tropiy par narzeczonych jak myliwi sarn. Chwile wytchnienia od ich nagych chichotw wrd gstego lasu, brutalnie przerywajcych wzruszenie kolejnego pocaunku, narzeczem zyskiwali tylko noc, gdy dzieci spay. Ale wtedy Jon nie widzia jasnej skry narzeczonej, zielonego migotania jej tczwek, czu tylko mocny i sodki zapach rumianku, w ktrym Gaja zwyka my wosy, tak e nasikay nim szyja, plecy, ramiona. Ale wtedy, gdy ten zapach stawa si te jego, gdy nasyca nim swoje ciao i oddech - rodzice nawoywali ich niecierpliwie, by wracali do domw. - Gupie s te dzieciaki - powiedzia Jon do ojca dorosym tonem, gdy wrci kiedy z Puszczy, gdzie razem z Gaj prbowali bezskutecznie uciec przed upartym pocigiem dzieciarni, ktrej przywdc by jego modszy brat. - Dzieci wiedz, co robi - odpar ojciec i wtedy Jon przypomnia sobie, e wwczas, gdy on by w podobnym wieku i wraz z rwienikami goni po lesie inne pary narzeczonych, do zabawy w te szczeglne owy zachcaa ich plemienna starszyzna. W ten sposb Jon odkry, e w imieniu Plemienia strzee si narzeczonych, by nie przekraczali nakazanych granic przed ceremoni zalubin. Trzeci zakrt przyni si Jonowi po dniu, gdy znalaz si niebezpiecznie blisko tej granicy i wrci do domu pobudzony i szczliwy. To niebezpieczestwo okazao si by szokujco przyjemne. Zmczony i podniecony odkrywaniem coraz to nowych tajemnic wasnej i drugiej pci, zasn, ledwie przyoywszy gow do mikkiego futra zacielajcego oe. Wtedy - zamiast Gai, ktr prawie stale widywa w sennych marzeniach - ujrza potny czarny cie rzucony na Kamienn Drog. Wystraszy si, lecz sen prowadzi go dalej: sta oto na mozaice z wielkich gazw i ba si postpi choby o krok naprzd. Nie chcia te podnie gowy, aby zobaczy, co rzuca a tak dugi, czarny i tak zowieszczy cie. Obudzi si w rodku nocy, spocony, lecz peen ulgi, e nie musia - choby we nie - wej w granice cienia. Mimo wczesnego wiosennego chodu uchyli okna z drewnian okiennic. Do jego komnatki wpado rzekie, mocne powietrze - i przynioso jaki dziwny gos. Dziwny, bezdwiczny. Lecz doskonale syszalny. I ju znany.

27

- GRDHGBHZW To by gos starego Boga, ktry znowu wypowiada swe niepojte dwiki. Widocznie traci cierpliwo i wzywa swego wybraca z drugiego brzegu, przypominajc o obietnicy. - Dobrze - szepn Jon, a jego ciepy oddech wion mgiek pary w chodn noc. - Przyjd, przyrzekam, ale ju nie mw. Nie strasz Plemienia Bezimienny zamilk, cho poza chopcem i szamanem nikt z Plemienia i tak nie usysza Jego gosu. Tego dnia Jon skoro wit wyruszy na drugi brzeg. Mia nadziej, e zdy, nim zbudzi si Gaja. Nie chcia, by si niepokoia ani, tym bardziej, by prbowaa pokona ptajce j Tabu. Ale gdy ju sta na drugim brzegu i bezwiednie obejrza si w stron Wioski - zobaczy nieruchom sylwetk starego czarownika, a obok niego nerwowo poruszajc si narzeczon. Dziewczyna udawaa, e chlapie si w Rzece, podskakiwaa to na jednej, to na drugiej nodze, udajc, e boi si lodowatego dotyku wody. Tak naprawd patrzya za Jonem dugim, powanym spojrzeniem. Jonowi wydao si, e je poczu na swojej skrze. Gaja nie woaa za nim, nie prbowaa go wstrzymywa. Gdy opowiedzia jej, dlaczego Plemi nazywa go Jonem w Drodze, zrozumiaa, e narzeczony musi kiedy pokona trzeci zakrt. Wzrok dziewczyny, mimo znacznej odlegoci, zdawa si pyta Jona, czy dopeni przyrzeczenia danego Isakowi: czy by wczeniej w wityni po bogosawiestwo. Jon bezwiednie kiwn gow, a po namyle dodatkowo zoy dwa palce na krzy, eby uspokoi narzeczon. tak, jeszcze tej samej nocy, gdy Bezimienny wreszcie umilk, Jon ockn si ze snu i poszed do wityni. Ku swemu zdumieniu stwierdzi, e nie musi budzi Isaka. Stary kapan by tu i modli si. Na widok Jona przymkn oczy i kiwn gow. Nie by zdziwiony jego wizyt o tej porze. Sprawia wraenie, jakby si jej spodziewa. - Ju czas - szepn Jon, przyklkajc obok niego. - Wiem. Co mnie obudzio. Wydawao mi si, e sysz jaki dwik Pewnie zudzenie lub zy sen. - To nie by sen. On mnie woa. Nie sdziem jednak, e Jego gos syszy ktokolwiek poza szamanem i mn - zdziwi si chopiec. - Nie wiedziaem, e to Jego gos. Widocznie sysz Go jeszcze ci, ktrych, tak jak mnie, rozdzieraj wtpliwoci, czy wolno tak brutalnie odbiera ludziom ich star

28

wiar? Przecie zabiera si im najgbszy sens ycia. Moe powinnimy czyni to inaczej? Cakiem inaczej? Ale jak? - zamyli si stary kapan. - Nie wiem, o czym mwisz - rzek Jon, gowic si nad smutkami starca. - Nawracanie to bolesny trud, Jonie, a kady z nas, boych sug, ma inn recept na jego skuteczno - doda niezrozumiale kapan. -- A teraz popro Boga Dobroci, eby ci nie opuci, gdziekolwiek pjdziesz - wyszepta Isak i znw powrci do modlitwy. Jon uklk koo starca i zwrci si do Boga Dobroci. Przywyk mwi do Niego wasnymi sowami, nie uywa formuek, ktrych modszy kapan uczy wybrane wioskowe dzieci, tak e recytoway je na pami. Jon wierzy, e Bg woli, gdy rozmawia si z Nim wasnymi sowami, nawet gdy s mniej pikne i gadkie ni gotowe formuy. Gdy skoczy, wsta. Powsta te Isak. Zwrci si do chopca i zawiesi mu na szyi may skrzany woreczek, ktry sam dotd nosi, jakby nigdy si z nim nie rozstawa. - Nie zobaczysz, co jest w rodku, bo to za mae - umiechn si agodnie. - To ziarnko piasku z Pustyni, po ktrej chodzi niegdy Syn Boga Dobroci. Moe zdy dotkn go bos stop, a moe nie? Lecz ziarnko piasku i tak wyczuo Jego obecno. Nie rozstawaj si z tym woreczkiem, czuj, e bdzie ci potrzebny. Bdzie ci chroni i podpowie ci waciwe rozwizanie. Czuj bowiem, e od tej pory ty, tak mody i niedojrzay, bdziesz musia decydowa o sprawach przekraczajcych po wielokro twj rozum i wymiar losw twojego Plemienia. Jon odruchowo poprawi teraz cienki, lecz mocny rzemie, na ktrym zawieszony by woreczek i wszed w mroczn Puszcz po drugiej stronie Rzeki. Ju nie oglda si za Gaj i szamanem. A zreszt woaa go Kamienna Droga: nie musia jej szuka wrd gstwiny krzeww i drzew, od razu znalaz pierwsze gadkie gazy. Soce dopiero wschodzio, ale std nie byo widoczne. W Puszczy widziao si soce wwczas, gdy stao w zenicie i przewitywao wrd gazi. Na Kamiennej Drodze szarza wit. Jon nie lubi tej pory dnia. Droga wydawaa si bardziej ponura ni zwykle. Szed ni szybko i bez wahania dlatego, i zew by silniejszy ni zawsze. Pokona pierwszy i drugi zakrt, odcinki, ktre ju zna - zblia si do trzeciego. Tego, ktry widzia we nie. Oderwa wzrok od kamiennej ukadanki pod swymi stopami i spojrza w dal: za trzecim zakrtem przewit midzy wielkimi drzewami cign si prosto, daleko. Soce stao dokadnie tam, gdzie skraj Kamiennej Drogi styka si z niebem. Dlatego cie, ktry rzucao TO, ku czemu szed, by a tak dugi, tak gboki. Osoni oczy doni przed jaskrawymi promieniami i patrzy. Wola wiedzie, co rzuca a tak czarne i tak dugie skrzydo cienia

29

Na kocu Kamiennej Drogi wznosi si ogromny obelisk. Jon nie wiedzia, jak TO nazwa. Ale mimo odlegoci, ktra go wci dzielia od celu, wiedzia, co to jest: gigantyczny, kamienny jak ta Droga, posg starego Boga. Wizerunek wiatowida. Jego wyobraenie. A moe On sam? Moe nie istnia WSZDZIE, jak Bg Dobroci, jedynie tu? Tu, gdzie przed wiekami powoaa go do ycia wiara Plemion? Jon szed szybko, bez wahania, gdy zew by coraz silniejszy. Odruchowo zacisn do na woreczku Isaka. Coraz dokadniej widzia Tego, ku Ktremu zda. W pierwszej chwili wydawao mu si, e Bezimienny wykuty jest w skale, ktra tkwia tu od prawiekw. Teraz, gdy zbliy si o kilkadziesit krokw, ju wiedzia, e nie: posg Boga tworzyo siedem potnych, ociosanych starannie gazw, uoonych jeden na drugim. Jaka sia zdolna bya wznie je tak wysoko i tak dokadnie zoy w cao? Najniej pooony czworoktny gaz stanowi stopy wiatowida. Drugi gaz wznosi si czterema kolumnami w gr - byy to nogi Bezimiennego. Jon zbliy si jeszcze bardziej, odrni trzeci gaz, nieco wypuky, z realistycznie wyciosanymi, monstrualnych rozmiarw atrybutami mskoci Boga. Dopiero teraz Jon uprzytomni sobie, e pe Boga Dobroci nigdy nie bya przedmiotem adnych rozwaa. Nie miaa znaczenia. Bezimienny widocznie chcia by mczyzn i pragn, by nikt w to nie wtpi. ale oto czwarty gaz, z wystajcym dziwacznie i take monstrualnie powikszonym ppkiem: brzuch Boga. Pity gaz by niezwykle potny i wydawa si by szerszy od pozostaych: to byy Jego ramiona i Jon nie mg wyobrazi sobie siy, ktra wydwigna je na t wysoko. Plemi nie znao techniki, ktra byaby w stanie tego dokona! Rce ludzkie wydaway si za sabe: nawet gdyby poczy rce setek czy tysicy ludzi. Szsty gaz tworzy mocn, krtk szyj, sidmy olbrzymi gow. Gdy wzrok Jona pad na najwyszy kamie posgu, chopiec by ju tak blisko, e musia zadrze wysoko gow. Lka si tego momentu, wic skorzysta z bolesnego olepienia oczu socem, opuci gow i jeszcze raz si rozejrza wok. Kamienna Droga koczya si owalnym placem. Z czterech stron prowadziy do niego trzy inne Kamienne Drogi, takie same jak ta, ktr przyby. Drogi wiy si i nie wida byo, dokd prowadz. Widocznie kada z nich miaa swj trzeci zakrt. Wok placu i czterech Drg rozcigaa si gsta, ciemna Puszcza a porodku sta On. Jon poczu dreszcze i chd. Otrzsn si i powoli zacz okra posg. - On On ma On ma cztery postacie! Cztery oblicza! - zdziwi si i wystraszy jeszcze bardziej. Obszed posg jeszcze raz wolno i uwanie. Tak, wiatowid mia cztery oblicza, poczwrne ramiona. Sta na czterech nogach. Mia cztery wystajce ppki i cztery potne znamiona mskoci. Patrzy te w cztery rne strony wiata, dokadnie tam, dokd prowadziy cztery Kamienne Drogi. wiatowid

30

- Widzcy wiaty Mogem si tego domyli - wymamrota Jon. - Ale co On widzi, skoro nie jest wyszy od drzew w Puszczy, najwyej im rwny? Chyba e wtedy, gdy oddawano Mu cze, te drzewa sigay mu zaledwie brzucha? A moe widzi dalej, ni mi si wydaje? Soce stao ju wyej, rzucajc jasny blask, wic dugi cie Bezimiennego skrci si i Jon z uwag zacz wpatrywa si w gazy tworzce posg. Byy rwnie gadko obrobione jak te na Kamiennej Drodze, a moe nawet gadsze. Ale posg nie lni. Przeciwnie. Wydawa si pochania wiato. Jeli szczegy postaci rzebiy ludzkie rce, nie byy one zbyt precyzyjne. Bg wydawa si toporny, lecz tym bardziej potny. Oczy patrzcego nie musiay koncentrowa si na ozdobnych szczegach, ktrych nie byo, ale od razu obejmoway potn sylwetk. Poza znamionami mskoci, wypukym ppkiem, z grubsza zarysowanymi wielkimi, siedmiopalczastymi domi - reszta bya gadka na tyle, na ile gadki moe by obrobiony kamie. Jak twarz mia ten Bg? Chopiec cofn si, by w ni spojrze. Stojc u stp wiatowida, dostrzegao si tylko Jego wielko, Jon za zapragn nagle zajrze mu w oczy. Czy w ogle je mia? Tak, byy pprzymknite, wp zakryte grubymi powiekami. Cztery pary. Ale pod jedn z par powiek nagle co zalnio. Co? Nie, nie mona byo zajrze Mu w oczy z tej odlegoci ani w ogle z perspektywy Kamiennej Drogi. Trzeba by wspi si na ramiona Boga, co powinno by atwe. Ale Jon nie mia na to ochoty i w pierwszej chwili wydao mu si blunierstwem. Zbliy si jednak ponownie do posgu i z pewnym wahaniem dotkn go. By ciepy. Cieplejszy, ni powinien by kamie stojcy w gbi Puszczy. I zdawa si pulsowa. Jak ywe ciao. Dopiero teraz Jon spostrzeg pod stopami jasny py, czcy si czasem w grudki lub tworzcy dziwaczne ksztaty. Chopiec przyklk i wzi go do garci. Py przesypa si przez palce jak piasek. Wzi grudk. Py osypa si z niej, ale jdro grudki wydawao si by twarde. Jon zmarszczy brwi w zamyleniu i sign po jeden z wikszych kawakw. To jest czaszka Ta grudka jest zmursza czaszk maego stworzenia. Moe to bya kuna, a moe zajc? A to due, tam, obok Jon mia nadziej, e to czaszka zwierzcia, ale czu, e to nieprawda. - Skadano mu ofiary z ludzi - usysza jeszcze raz gos Isaka. - Moje Plemi? Niemoliwe! - przypomnia sobie swoj odpowied. - Twoje Plemi. I inne Plemiona

31

W tym pyle leay gdzie szcztki zabitych pierwszych kapanw Boga Dobroci, ktrzy dotarli do Wioski przed stu pidziesiciu laty. A moe i szcztki kapanw, ktrzy dotarli do innych Wiosek i ktrych rwnie przywleczono tu jedn z czterech Kamiennych Drg? Chopiec wycofa si z owalnego placu. Spojrza jeszcze raz w twarz Bezimiennego i odwrci si. Zacz wolno powraca tam, skd przyszed. Cho wszystkie cztery Kamienne Drogi wydaway si identyczne, Jon wiedzia, ktra jest jego Drog. Uszed tylko kilkanacie krokw. - GRDGHGBZW - powiedzia Bg bezdwicznym, dudnicym gosem. Jon rozejrza si wok. Na skraju Puszczy co delikatnie si czerwienio: may, ledwo zakwitajcy kwiat, jeszcze ze stulonym pkiem. Podszed, zerwa go i pooy u stp posgu. - Nie licz na krwawe ofiary. Ten kwiat te jeszcze przed chwil y. Musisz si nim zadowoli - powiedzia. - GRDGHGBZW - powtrzy Bezimienny. - Nie wiem, co do mnie mwisz, ale jeszcze tu wrc. Wiem, e musz wrci, wic nie upominaj mnie Bg umilk. Gdy Jon wraca do Wioski, krzewy i drzewa rosnce przy Kamiennej Drodze nie prboway go wstrzymywa. *** Nie wszyscy zmiecili si w wityni na zalubinach Gai z Jonem. Wiele kobiet i mczyzn z Plemienia stao na placu, aby - w zgodzie z obyczajem - obsypa mod par zotym ziarnem zb, patkami suszonego jaminu i natrze ich donie miodem. Zboe symbolizowao yczenie wiecznego dostatku dla rodziny, ktr wanie zaoyli; jamin - aby ich wsplne poycie zawsze kwito, a mid - by przewaaa w nim sodycz nad gorycz. Mid naleao szybko zliza, nie po to, aby - jak twierdzono - sodycz nie ucieka, lecz by nie zleciay si pszczoy i osy, naznaczajc szczcie maonkw bolesnymi ukszeniami. Nim jednak tradycji stao si zado, Jon i Gaja stali u stp otarza przed Isakiem, ktry ubra si na t okazj w odwitne byszczce szaty. Nie lubi ich wkada, Jon o tym wiedzia, starzec bowiem by gboko przekonany, e Bg Dobroci nie potrzebuje zota, srebra, atasu, brokatw i pere, woli swego sug w znoszonym burym habicie. Nie wypadao jednak udziela lubu modym w codziennym stroju; Plemi uznaoby to za niestosowne. Ludzie lubi oznaki bogactwa i Jon pomyla, e by moe

32

kapani ulegaj temu wbrew swej woli. Take gocie weselni przebrali si odwitnie, niektrzy w futra mimo letniej pory. Znamiona dostatku wyznaczay pozycj rodzin w Wiosce. Panna moda bya pikna, ale Plemi przywyko do jej urody i przemiewao raczej, z dobroduszn ironi, brzoworude piegi i wysok, gibk sylwetk Gai, jako zbyt szczup. - Nieatwo jej bdzie rodzi dziecko - szeptay zgryliwie starsze kobiety, ktrych biodra przypominay w obwodzie kilkusetletnie drzewa. Nie wszystkim podobao si te, e Gaja - zamiast woy szat z doskonale wyprawionych, nienobiaych skrek jagnicych - przywdziaa sukni z barwionego lnu, a jagnita wci sobie yy w jej zagrodzie. - Nie wolno zaczyna przygotowa do zalubin od rozlewu krwi, nawet jagnicej powiedziaa matce, gdy ta chciaa przystpi do ceremonii zabicia modziutkich zwierzakw dokadnie na dziewi peni ksiyca przed uroczystoci, jak nakazywa pradawny obyczaj. - Ciekawe, co by Gaja robia, yjc w czasach starych Bogw, ktrzy lubili krew szepna ze zoci najstarsza babka spord weselnikw, lecz inni gocie spojrzeli na ni z ukosa i natychmiast zamilka. Nikt nie yczy sobie przywoywania niedawnych zdarze, ktre obecnemu pokoleniu wydaway si ju histori. W kocu sto pidziesit lat temu ludzie z Wioski poegnali starych Bogw, zniszczyli ich posgi i poski i jedynie w najwyszej skrytoci, na przykad z okazji niw czy siewu, niektre stare kobiety szeptem prosiy o przychylno bokw i bota. Gono o tym si nie rozprawiao. Z tego te powodu nikt nie yczy sobie, aby wyjania, co waciwie oznacza przydomek pana modego: Jon w Drodze. W kocu moga to by kada droga! Droga na polowanie, droga do ssiadw na handel wymienny czy droga do miasta, do sawnej, najwikszej w okolicy wityni, ktr niedawno zaczli wznosi najlepsi rzemielnicy z caego kraju i zza granicy. Miasto leao o pi dni jazdy konnej. Powstao jakie dwadziecia lat temu, liczyo wic tylko o rok mniej ni pan mody. Zanim dokoczono budowy warownego zamku monowadcy, pomylano o wzniesieniu wityni i wszystkie Plemiona zamieszkae w pobliu (gboko w Puszczy lub na jej skraju) zgodziy si z kapanami, e winna ona pod kadym wzgldem przewyszy pozostae. - wyraz coraz gbszej wiary! - cieszy si Ezra, ktry natychmiast ruszy na pielgrzymk do miasta i po powrocie opisa ludziom z Plemienia plany wityni. Jedna z wie ma by rwnie wysoka jak najstarsze dby! Nieomal signie nieba!

33

- Wyraz pychy W tak maym miecie taka wielka witynia Ludzie pogubi si w jej ogromie - zmartwi si Isak, ku gniewowi Ezry i niezrozumieniu ludzi z Wioski. W kocu wielko wityni dowodzia wielkoci uczu dla Boga! Tak byo i tak powinno by, bez wzgldu na imiona Bogw. Plemi to wiedziao. Stary kapan robi si widocznie dziecinny na stare lata. Ale wci y. Podobnie jak stary szaman; obaj wydawali si niektrym niemiertelni. Szaman, rzecz jasna, by nieobecny na lubie; nie zosta te zaproszony na wesele. Zaprosiny oznaczayby nieobecno Ezry, ktrego noga nie postaaby w pobliu czarownika - nieobecno za kapana moga le wry modej parze. Jon chcia si sprzeciwi decyzji rodzicw, ale powstrzyma go sam czarownik: - Bierzesz przecie lub w wityni Pana, a nie na kocu Kamiennej Drogi. Tam zreszt te bym nie poszed. Dla dobra i bezpieczestwa twojej przyszej i obecnej rodziny potrzebna ci jest przychylno Ezry Jon a si skuli od wewntrznego chodu, gdy usysza sowa: Kamienna Droga. Stara si o nich przynajmniej teraz zapomnie, nie na zawsze; to byo niemoliwe, zna swoj powinno, ale nie chcia o tym pamita w przedweselny i poweselny czas. Mia to by bowiem czas radoci. Gaja te przestaa zadawa trudne pytania, jakby czujc, e nazywanie przyszego ma Jonem w Drodze oddala go od niej. ale wanie Isak skoczy bogosawi mod par i Jon nie by ju przyszym, ale obecnym mem Gai. Stary kapan obj go po zakoczonej ceremonii, ucisn i Jon poczu, jak chuda, sucha do dotyka, niby niechccy, jego szyi, sprawdzajc, czy wisi na niej wski rzemie ze skrzanym woreczkiem. Tak, by, skryty pod bia lnian koszul, may, paski, mikki, niewidzialny dla innych nawet wwczas, gdy go widzieli. Tylko raz kto go dostrzeg: Jon kpa si w Rzece w pobliu namiotu szamana, starzec nagle podszed, spojrza uwanie i dotkn woreczka doni. - wiato. Ciepo. Dobro - powiedzia i cofn ostronie do, dugo j potem ogldajc, jakby szuka na niej jakich ladw. wic szamana nie byo wrd weselnikw i Jon bolenie odczuwa jego nieobecno. Wydawao mu si, e niezaproszenie starca byo swoistym rodzajem zdrady. Z drugiej strony zaprosiny te byyby zdrad. Szaman przynalea bowiem do innego rytuau ni te odprawiane w wityni Dobrego Boga. Nikt ju nie pamita starego rytuau i nikt nie chcia pamita. Ezra wiedzia, co robi, co dzie przypominajc Plemieniu, e czczenie bawanw to miertelny grzech, za ktry przyjdzie zapaci w tym lub przyszym yciu. Tylko Bezimiennego nie umieli zniszczy, ciekawe, czy ktokolwiek poza szamanem i Jonem pamita, e On wci tam stoi, czarny, potny, niezniszczalny?

34

Weselnicy ruszyli teraz w stron domu, ktry Plemi wznioso dla modej pary na skraju Wioski. Od pewnego czasu kady nowo budowany dom by wikszy ni poprzednie. Wikszy i okazalszy. Pikniejszy. Wygodniejszy. Do Wioski wkraczaa Cywilizacja. Jon uwielbia to sowo. Nioso ze sob rosnce poczucie bezpieczestwa, janiejsze wiato ojowych lamp, coraz ciesze i bardziej przejrzyste szyby w oknach, ktre staway si te coraz wiksze. Cywilizacja Ezra uywa tego sowa czciej ni Isak, czciej ni Jon. Jon musia przyzna, e to jednak Ezra najsprawniej i najszybciej uczy wioskowe dzieci pisa i czyta. On te przekona Plemi, e naley co dzie si my i pra brudne ubrania; on sprowadzi nowe lampy, ktre daway wicej wiata: pokaza, jak tpi w domach robactwo. Ezra te upar si, by budowa wiksze domy, w ktrych dzieci i rodzice ju nie sypiaj w jednym barogu, lecz maj oddzielne izby. Przy okazji zadba, by w kadym z domostw, ju na progu, widoczny by znak Boga Dobroci i znalaz okazj, by zniszczy ostatnie, najmniejsze poski polnych lub lenych bstw i bot, skrywane przez ludzi nie tyle z potrzeby wiary, ile z chci zachowania pamitek po pradziadach. Ezra reprezentowa Cywilizacj - i Jon, mimo niechci, nie mg tego nie docenia. Gdyby nie Ezra, Plemi jeszcze dugo chodzioby do wityni, a po wyjciu z niej przywoywao bota do pomocy w gospodarskich pracach. Gdyby nie Ezra, z Wioski wci byoby bardzo daleko do wiata - dziki niemu zdawao si, e to wiat zmierza do niej przez Puszcz wielkimi krokami. To Ezra, niemal bez wytchnienia, od rana do nocy zajmowa si powszednim yciem Plemienia; bra te we wadanie wystraszone dusze ludzi, ofiarowujc w zamian poczucie bezpieczestwa. Stary kapan nie mia ju zdrowia ani cierpliwoci do pobratymcw Jona; wola samotnie pogra si w lekturze opasych, oprawnych w skr tomw, ni wtajemnicza w nie najmodszych. Pewnie rozmyla o skpym czasie, ktry mu jeszcze pozosta i o wszystkich mdrociach, ktrych ju nie zdy zgbi. By dobrym czowiekiem, ale to nie on przeobraa zagubion w Puszczy Wiosk. Czyni to energiczny Ezra. Isakowi udawao si czasem zmieni co w ludziach. Jon nie wiedzia, co jest cenniejsze, ale widzia, jak bardzo dziki modemu kapanowi zmienia si na korzy jego rodzinne miejsce. Ezra uczy czyta i pisa garstk wybranych dzieci z kadego pokolenia. Najzdolniejsze przysposabia do roli kapana. Nadzwyczaj zdolne wysya do odlegych miast na dalsz nauk w zakonach lub nawet do Dalekiego Kraju. Jon nigdy nie nalea do wybracw Ezry. Cieszy si z tego - i zarazem martwi. Cieszy si, e jego rodzin nie stanie si zamknita, obca mska spoeczno, wyczekujca kresu swego ycia w odlegym klasztorze. Bdzie ni Gaja i dzieci, ktre razem spodz. Prawdziwym domem bdzie rozlega, bezkresna Puszcza po obu stronach Rzeki. I Jon zarazem martwi si, gdy wiedzia, e nigdy nie dowie si, co mwi malutkie czarne znaczki w opasych ksigach, ktre czyta Isak, a widok tych ksig wzbudza w nim niepojt tsknot. Mia przeczucie, e w niezrozumiaych znaczkach, w setkach szeleszczcych, kremowych stronic rnorakich ksig oprawnych w

35

iluminowan skr kryj si tajemnice nie znanych mu, fascynujcych wiatw i e on ich nigdy nie pozna. - Naucz mnie czyta - poprosi kiedy starego kapana, ale ten tylko pokrci gow: - Ty jeste Jonem w Drodze. Tam gdzie si udasz, nie bdzie ci potrzebna wiedza z ksig, lecz pynca z serca. Czasem myl, e nosisz j w sobie, nic o tym nie wiedzc. Weselnicy taczyli do rytmu bbnw, ktry brzmia cakiem inaczej w t jedyn noc w roku, gdy Plemi przebagiwao starych Bogw, udajc, e wcale o nich nie chodzi i w ogle ich nie ma. Tym razem by to rytm szybki i radosny, cho peen spokoju, wtroway mu melodyjne piszczaki. Weselnicy taczyli do witu, lecz moda para znikna wczeniej, zamykajc za sob rzebione drzwi nowego domu. Ich znikniciu towarzyszyy rubaszne, dobroduszne arty starszyzny. Jon mg wreszcie wczu si do syta w zapach rumianku, dzikich zi, zapach Rzeki i wiatru. W zapach Gai. W izbie wydawa si on mocniejszy ni na otwartej przestrzeni. Pprzymknite oczy jego ony lniy jak ywica na pniu sosny. adne z nich ju nie musiao nasuchiwa natrtnego chichotu i podnieconych szeptw wioskowych dzieci. Byli sami, w ciemnoci, ktra dla nich tej nocy staa si wiatem. To wiato miao ju zawsze towarzyszy Jonowi. Do koca ycia. *** - Niedwiedzica znw bdzie mie mae - zamiaa si Gaja, wracajc z Puszczy i wnoszc do domu dwa cikie plastry miodu. - Nie wybraam wszystkich, zostawiam jej troch. Ona te musi si teraz dobrze odywia. - Te? - spyta Jon, wyczulony na kade sowo i brzmienie gosu ony. - Te - potwierdzia, patrzc mu prosto w oczy. Zanim wyszed z domu, obj j mocno, prawie bolenie. I sam nie wiedzia, czemu najpierw poszed obwieci nowin szamanowi, a pniej rodzicom czy kapanom. - Bd mie dziecko - powiedzia. Szaman oprawia ryb. Pokiwa gow bez zdziwienia i dorzuci: - Syna.

36

- Skd wiesz? - ucieszy si Jon. - Wic po ojcu te wida, czy bdzie syn, czy crka? Syszaem, e stare kobiety potrafi rozpozna pe dziecka po zachowaniu i wygldzie matki. Tymczasem ty - Ten, kogo On wybiera, zawsze ma syna. To jest Jego dar - odpar szaman. - Jego dar?! I za c w ten sposb paci? - spyta Jon, czujc, jak rosn w nim niepokj i gniew. - On nagradza. Kiedy nagradza tych, ktrzy wiernie mu suyli: szamanw. Dlatego kady szaman zawsze mia uzdolnionego magicznie syna. Ty mu nie suysz. Ale jeste. Syszysz Jego gos. Bye u Jego stp. Od tylu dugich lat byo tam tak pusto. Gucho. On przywyk sysze co dzie gosy tysicy ptnikw, wdrujcych Kamiennymi Drogami, a od wielu lat syszy tylko guch cisz. Ty j przerwae. Wic pragnie nagrodzi ci za to, e nie czuje si ju tak samotny. - Czego bdzie chcia w zamian za swj dar? - spyta Jon. - Nie wiem. Moe nic. Moe wiele - odpar czarownik. - Zmcie moj rado z syna - powiedzia Jon gniewnie. - Nie trwaaby dugo, gdyby usiowa o Nim zapomnie. On tego nie lubi. - Skd wiesz, co On lubi, skoro nigdy u Niego nie bye! - zawoa wcieky Jon. Chcia nacieszy si myl o dziecku, pragn obwieci nowin rodzinie i Plemieniu, ale stary szaman zepsu wszystko, przypominajc mu nie wypowiedziane i nie spenione zobowizania. - Po raz pierwszy usyszae Jego zew, gdy miae dwanacie lat. Przed trzema miesicami skoczye dwadziecia jeden. Dugo zwlekasz. Nigdy u Niego nie byem, lecz znam Jego zwyczaje. Cae ycie mnie o nich uczono. Wiem zatem, e nie naley do Bogw cierpliwych. Wybra Ci i przyje imi Jon w Drodze. Nie protestowae, cho miae prawo. Zoye mu obietnic. Czeka cierpliwie. Ale od paru dni znowu mwi cign szaman. - GRDHGBHWZ - zadwiczao bezgonie w uszach Jona. - Gdy bdzie musia czeka zbyt dugo, ukarze ci. On nigdy niczego nie daruje. Umie nagradza, lecz umie te kara tych, ktrzy mu le su - cign szaman. - Ja mu nie su. - Ale On ci przywoa.

37

- Dlaczego mnie? - spyta Jon, mimo woli obronnym ruchem dotykajc skrzanego woreczka na piersi. Stary czarownik w milczeniu pokrci gow. Zapada cisza, przerywana tylko piewem Rzeki. Wreszcie szaman szepn: - Pozwoli ci dorosn, pozwoli ci przey mio, pozwoli ci poj on i spodzi syna. By dla ciebie bardzo dobry, jak na Jego obyczaje. Teraz chce zapaty. Ruszaj w Drog, Jonie I Jon ruszy. Kamienna Droga jakby zarosa gdzieniegdzie mchem lub tak si Jonowi zdawao. Gazie wielkich drzew wyduyy si, splatay konary ponad jego gow i Droga sprawiaa wraenie wszej ni za pierwsz jego bytnoci. Ale wci panowaa tu zdumiewajca cisza. Mody mczyzna sysza kady swj krok, a nawet oddech. Ptaki nadal unikay zakadania tu gniazd. Nic nie szelecio w poszyciu lenym; krety, jaszczurki i borsuki widocznie take wolay trzyma si od tego miejsca z daleka. Jon dotkn doni szyi nie po to, by sprawdzi, czy wisi na niej skrzany woreczek z ziarnkiem piasku, poniewa wci czu w tym miejscu gow Gai. Wtulia si w ten ciepy zaktek pomidzy szyj a barkiem i dugo milczaa, gdy powiedzia, e musi speni przyrzeczenie zwizane z jego plemiennym przydomkiem. - Jestem Jonem w Drodze od tylu lat. A tymczasem jeszcze w ni nie ruszyem. Tych kilka krtkich wypraw si nie liczy,.. Milczenie Gai byo tak wymowne jak kilka wilgotnych kropli, ktre poczu na szyi. zy - pomyla bezradnie. Nie chcia, by Gaja utrudniaa mu odejcie. Przecie i bez tego wszystko w nim sprzeciwiao si, by opuci dom i ruszy w Nieznane, Obce. ona zrozumiaa to, gdy nie wyrzeka ani sowa, odsuna gow i pokazaa jasn twarz bez jednej mokrej kropelki spywajcej z oczu. - Nie pytaj - zacz na wszelki wypadek, ale nie musia koczy. Gaja ju wiedziaa, e prosi j, by nie pytaa, kiedy wrci. Nie zamierzaa pyta. Zdawaa sobie spraw, e on i tak tego nie wie. Nawet mczyni jadcy na polowanie nie umieli okreli dnia powrotu. A Jon nie wybiera si polowanie. - Bdzie, jak musi by - powiedziaa Gaja dwicznym, mocnym gosem, w ktrym nie usysza drenia. I o to szo: aby nie wstrzymywaa go adn kobiec sztuczk. Zreszt wiedzia, e ona tego nie zrobi. Bya inna ni wioskowe kobiety. Podobna do niedwiedzicy. Dlatego, idc teraz Kamienn Drog, Jon by spokojny o syna, ktry si narodzi. Gaja da sobie rad i bez niego, to byo pewne. A zreszt - Wrc do domu! - zawoa gono, chcc, aby echo zanioso te sowa monstrualnemu posgowi, ktry czeka na niego za trzecim zakrtem. Ale w tej czci Puszczy nie byo nawet echa.

38

Trzeci zakrt pojawi si szybciej, ni Jon chciaby zobaczy. Po raz wtry wkroczy zatem w dugi, zowieszczy cie rzucany przez posg starego Boga. Szed, nie podnoszc gowy i nie patrzc na Niego. I tak czu t obecno. Nie tylko tu. Po chwili sta u potnych stp gigantycznej rzeby. Podnis gow. Ponad nim, wysoko, wznosiy si ramiona i gowa Boga. Dziwne, ale mimo caego ogromu posgu, wyda si on Jonowi mniejszy. Ju go tak nie poraa wielkoci. Bezimienny milcza, ale Jon i tak sysza Jego wezwanie. - Musz TAM si wspi - zacz pgosem, niby do siebie, niby do Niego i urwa, mierzc wzrokiem wysoko i oceniajc stopie trudnoci zadania. Nie, to nie takie trudne dla modego, silnego mczyzny. Posg by peen wypukoci i wgbie. Jon obj ramionami ogromn nog Boga i ruszy w gr. Kamie, z ktrego wykuto Bezimiennego, by chropawy i ciepy. Pulsowa yciem. Do Jona wspara si na monstrualnym ppku Boga, a stopy postawi teraz na znamionach Jego mskoci. Odpoczywa. Nagle uprzytomni sobie, e ppowinami, ktre czyy gigantycznego i przeraajcego Boga z tysicami wiernych, byy Kamienne Drogi. A wiara, ktr czuli i wyraali jego wspplemiecy, bya krwi krc w ciele wiatowida. Krwi i poywieniem. Ludzie w dugich sukniach odcili Go od krwiobiegu, od lku i mioci, ktrymi si ywi: skazali na samotn, powoln agoni. Czy umierajcy czowiek nie broni si? Czy On nie ma zatem prawa, by si broni? Skazano Go na mier przez zapomnienie, a jest to - dla Bogw i ludzi - najgorszy rodzaj umierania. - W dodatku nie miae dzieci - szepn ironicznie, spogldajc na wyolbrzymione oznaki mskoci, ale ironia zaraz znikna. Uprzytomni sobie, e raptem przed stu pidziesiciu laty wszystkie Plemiona, setki tysicy ludzi, byy Jego dziemi, na dobre i na ze. Dlatego mia prawo da ofiar. - lub przynajmniej tak sdzi - szepn Jon, podejmujc na nowo wspinaczk. Gdyby teraz spad, pewnie by si zabi. By coraz bliej celu, wysoko ponad ziemi, jakby wspi si na najwyszy dom w Wiosce. A przecie do ramion Boga jeszcze sporo brakowao. Po dugim, mozolnym trudzie, zmczony, spocony, czujc drenie mini, stan wreszcie na Jego ramionach. Mia dziwne uczucie, e posg dry wraz z nim, jakby wstrznity ludzk bliskoci po tylu latach pustki. Drenie to, nie wiedzie czemu, przejo Jona litoci. Wyprostowa si i dla utrzymania rwnowagi obj rkami masywn szyj Bezimiennego. Wychyli si, chcc zajrze mu w oczy. Ju tam, w dole, wydawao mu si, e pod pprzymknitymi powiekami posgu co poyskuje. Prawie jak renice. Ale grube powieki strzegy swej tajemnicy i Jon wychyli si w przd, by w nie zajrze. Nie musia
39

Bezimienny mia oczy otwarte. Lniy jak cenne kamienie. Byy ciemne, gbokie i co si w nich odbijao, migotao, zmieniao barw. Odbite wiato? Jon, mimo lku, zdziwi si i wychyli jeszcze bardziej. Mgby przysic, e nim zacz si Wspina, powieki Bezimiennego byy lekko przymknite. A teraz tak szeroko otwarte Jon obj Go mocniej za szyj i wychyli si w ty, aby obejrze cho dwie z czterech twarzy wiatowida. Powieki tej drugiej, odleglejszej, byy wpprzymknite. Mody mczyzna chwil si waha, po czym ruszy wok czterech potnych ramion Boga. Musia wiedzie - a teraz ju mia pewno: Bezimienny otworzy tylko jedn par oczu w jednej ze swych czterech twarzy. Jon powrci do punktu wyjcia i trzymajc si krtkiej, grubej szyi posgu, znowu zajrza w rozwarte oczy. - Na co patrzysz? Co widzisz? - spyta. wiatowid milcza. - Nie chcesz mwi? Sam zobacz! - zawoa i znw ruszy po ramionach Boga, jak grsk ciek. Tym razem tak si ustawi, aby by zwrconym w t sam stron, co twarz wiatowida, ktra patrzya otwartymi oczami. Przywar do posgu - i znw wydao mu si, e jest on ciepy jak ywe, mylce i czujce ciao. A przecie kamie, otoczony wok ciemn Puszcz, powinien by chodny. Przywar do kamiennej rzeby jeszcze mocniej, niemal zczy si z ni w jedno i spojrza przed siebie, tam gdzie spoglday oczy Boga. Najpierw nie widzia nic poza tym, co widzie si spodziewa: bezkresn Puszcz i jedn z czterech Kamiennych Drg, urywajc si przy trzecim zakrcie. Drzewa przysaniay reszt Drogi. Potem wydao mu si, e co zamigotao na horyzoncie. Spojrza jeszcze raz: nic, tylko Puszcza. Ale jakby inna, bardziej zamglona. Spojrza znowu: powietrze drgao tak, jak drga, gdy jest bardzo gorco i nie wiadomo skd rodz si dziwne mirae. Ale w Puszczy byo chodno. Mimo to krajobraz przed oczami Jona migota coraz bardziej, zasnuwa si rozedrgan, nieprzejrzyst mg - po chwili drzewa zaczy znika sprzed jego oczu. Zostaa tylko ich ziele i biel chmur ponad nimi Ziele ZIELE Biel BIEL zielone ZIELONE *** - zielone. Waciwie dlaczego fartuchy chirurgw s zielone? - spyta Jon, a maseczka na twarzy stumia jego gos. Mimo to wszyscy w tej biaej, lnicej czystoci sali operacyjnej podnieli gowy i spojrzeli zdziwieni. Zdziwienie wida byo tylko w ich oczach, gdy pozostae czci twarzy byy, podobnie jak jego wasna, skryte za bawenianymi, sterylnymi maseczkami- Owszem, niektrzy chirurdzy dowcipkowali w czasie powanych operacji, ale on nigdy. Wydawa krtkie, niezbdne polecenia, wic wszystkich musiao zdziwi pytanie nie majce adnego zwizku z pacjentem. Jednak Jon nie zamierza artowa. - Czy fartuchy chirurgw s zielone dlatego, e ten kolor symbolizuje nadziej? spyta i ju wiedzia, dlaczego pyta. Chcia odwlec moment, gdy wyda polecenie rozcicia ciaa Chopca lecego na stole, bezradnego i niewiadomego sytuacji. Jeszcze p godziny temu Chopiec dygota ze strachu i Jon kojco ucisn jego drobn do. Teraz
40

spa. Na jego szczupym ciele wida byo dug, prost lini wytyczon czarnym flamastrem. A Jon sta nad nim, gotw do operacji, przed ktr co go wci wstrzymywao. Wszyscy czekali tylko pozornie cierpliwie, wic wreszcie musia wyda polecenie: Zaczynamy Nagle przypomnia sobie, e gdy by wyrostkiem i jedzi na wakacje na wie, nie znosi dwiku pi drwali, dobiegajcego z pobliskiej Puszczy. Puszczy? Skd wzia mu si Puszcza? Przecie nie ma ich prawie wcale na Ziemi, a ju zwaszcza w miejscach cywilizowanych! Dwik pi dobiega z lasu. Zawsze mu si wydawao, e ich rzce jczenie niesie ze sob mier. mier drzew. Delikatne brzczenie elektrycznej, chirurgicznej piki nioso jednak nadziej ycia, nie mierci - mimo to Jon by dziwnie niespokojny. - Panie doktorze, nie mamy czasu - zdecydowaa si przypomnie siostra przeoona. Osobicie asystowaa przy tej operacji i tylko ona odwaya si zwrci mu uwag, e czas mija i e drugie serce, lece w sterylnym pojemniku wypenionym lodem, bardzo tego nie lubi. Serce pierwsze, niebezpiecznie powikszone, a zarazem wtle, ktre tuko si nierwno w klatce piersiowej upionego Chopca, te nie miao czasu. I wanie w to serce, otulone lodem, wpatrywa si teraz Jon. - Lodowe serce Serce jak sopel lodu - przemkny mu po gowie postrzpione zdania i nagle przypomniaa mu si ba Andersena o Krlowej niegu. To przecie Krlowa niegu zamienia ywe, czujce serce Kaja w sopel lodu i po tej zamianie Kaj gotw by popeni wszystkie najgorsze, najbardziej nieludzkie czyny. Nieludzkie? Moe wanie ludzkie, bo a tak ze? Zwierzta rzadko bywaj okrutne bez przyczyny Krlowa niegu i Kaj Wymiana serca jest sprzeczna z natur - pomyla niedorzecznie o operacjach, jakich wykona co najmniej sto pidziesit w tym szpitalu: wyjcie schorowanego, nie wytrzymujcego mordgi ycia, serca pacjenta i zamienienie go na silne i gotowe znie najgorsze przeciwiestwa losu. W jego kraju przeprowadzano takich operacji tysice, na wiecie dziesitki tysicy. Dlaczego tym razem co si w nim wzdragao? Czemu patrzy z niepokojem na anonimowe czerwone serce, oboone lodem, lece spokojnie w sterylnym pojemniku? I co ma do tego baniowa Krlowa niegu? Swoj drog to ciekawe, czy Andersen j wymyli, czy te zaczerpn wtek w znacznej mierze z mitw i legend? Wwczas mogoby si okaza, e Krlowa niegu wiedzie nieomal realny ywot, cho nie kademu dane jest j spotka. Jon a si wzdrygn na tak myl. Ale jeli Krlowa niegu wanie teraz zamierza - Panie doktorze - podja znw nerwowo i z naciskiem przeoona pielgniarek. Jon otrzsn si i jego oczy z naga porazia biel sali. - Czyje to serce? - spyta nie wiadomo kogo. Kilka otaczajcych go postaci w zielonych fartuchach poruszyo si nerwowo. To byo pytanie amatora lub owcy sensacji,
41

a nie profesjonalisty lekarza. Odpowiedziaa mu pena dezaprobaty cisza. Z reguy aden z lekarzy nie wie, czyje serce spoczywa w sterylnym pojemniku, oboone lodem - i nikogo to nie obchodzi - najwaniejsze, e jest to serce zdrowe. Wypytywanie, kim by zmary, do ktrego naleao serce, nie byo w dobrym tonie wrd profesjonalistw. Czynili tak tylko modzi stayci lub dziennikarze. Jon, wci odwlekajc nastpne posunicie, spojrza na szklan szyb, ktra oddzielaa sal operacyjn od wnki obserwacyjnej dla studentw. W czasie przeszczepu serca to niedue pomieszczenie na og byo pene. Ale tym razem siedziao w nim najwyej kilkoro modych ludzi. Widocznie pikna pogoda wygnaa ich za miasto lub na basen. Uwag Jona przykua niedua, szczupa Dziewczyna, ostrzyona krciutko na jea, jak chopak, co jeszcze bardziej uwydatniao wystajce koci policzkowe i wielkie, ciemne oczy. Patrzya mu prosto w oczy i - wbrew logice - Jonowi wydao e jej te nie podoba si serce oboone lodem. Dziewczyna spojrzaa natarczywie w jego twarz osonit mask i leciutko krcia gow, jakby chcc powiedzie: Nie rb tego Co za bzdury chodz mi po gowie - pomyla. - Klatka piersiowa pacjenta jest otwarta, panie doktorze - powiedziaa naglco przeoona. Oczy lekarzy, asystentw i pielgniarek sponad biaych maseczek patrzyy na niego z wyrzutem, zdumieniem lub z przygan. Jon znowu spojrza na salk dla studentw. Dziewczyna wci krcia przeczco gow: Nie rb tego Jest upa, pewnie uwiera j konierzyk od bluzki - pomyla Jon i energicznie przystpi do usuwania chorego serca, chcc nadrobi czas stracony przez wczeniejszy brak zdecydowania. Puca operowanego podczono do respiratora. Wczoraj z Chopcem rozmawia. Dzieciak - czy pitnastolatka mona jeszcze nazwa dzieciakiem? - panicznie ba si operacji. W drodze wyjtku dyrekcja szpitala wyrazia zgod, aby t noc spdzia z nim matka. Tuli si do niej, zbyt wyronity, chudy, z oczami tak byszczcymi, e Jon podejrzewa, i chciaby si rozpaka, ale byo mu wstyd. - Taka operacja to zwyka rutyna w dzisiejszych czasach. Nie jest trudniejsza ni skomplikowane usunicie zba. Pomyl, ju jutro bdziesz mie mocne, zdrowe serce. Wkrtce bdzie ci wolno biega, skaka, robi, co zechcesz. Bdziesz mg si nawet zakocha - zaartowa. - Z tym sercem, ktre tak tucze si w twojej piersi, ledwo postpisz szybciej kilka krokw, ju z trudem oddychasz. Jutro o tej porze bdziesz jak nowo narodzony - powiedzia Jon kojco, biorc w swoj du do chirurga szczup i nerwow rk Chopca. Bya spocona i zimna. - Czyje to serce? - spyta nagle Chopiec.
42

- Nie wiem. I nie jest to wane. Z punktu widzenia medycyny nie ma to znaczenia - odpar, a matka przytulia swoj twarz do twarzy syna i pocaowaa go. - To nie ma znaczenia - przytakna lekarzowi. - Czasem lepiej nie wiedzie. - Z punktu widzenia medycyny - powtrzy z namysem Chopiec. - A jeli ma to znaczenie z jakich innych przyczyn? - Jakich? Wane jest tylko to, aby twoje nowe serce byo zdrowe i silne, takiego potrzebuje pitnastolatek - powiedzia Jon z umiechem. - A jeli byoby to serce - zacz nagle Chopiec, urwa i dokoczy po duszym milczeniu, w czasie ktrego sycha byo jego chory, chrapliwy oddech: - na przykad serce idioty? - Dla mnie moe to by nawet serce mordercy - powiedziaa matka, tulc go jak niemowl - byleby y. Jon i Chopiec patrzyli na siebie w milczeniu. - To nie ma znaczenia - powtrzy lekarz z naciskiem i wyszed. Ktem oka dostrzeg, e Chopiec kryje twarz na ramieniu matki, a ta obejmuje go i mocno przytula. - To nie ma znaczenia - mwi teraz Jon gono na sali operacyjnej i znowu zwrciy si ku niemu zdziwione oczy asystentw. - To nie jest podstp Krlowej niegu dorzuci i przystpi z wpraw do zabiegu, cho wszyscy patrzyli na niego tak, jakby zapa gronego wirusa, atakujcego mzg. Kilkadziesit minut - i operacja bya skoczona. Asystent wprawnie zakada szwy i po chwili wzek z Chopcem opuszcza sal operacyjn. Pojemnik z lodem sta pusty, chodny, sterylnie biay. Szkatuka Krlowej niegu z niespodziank na Boe Narodzenie - pomyla Jon. - Co si waciwie robi ze starym, zuytym sercem? - spyta nagle, zdejmujc wilgotn od oddechu maseczk. Spojrza na asystentw, ktrzy take je zdejmowali i natychmiast zrozumia niestosowno pytania. Za usunicie tego umczonego, zbdnego kawaka martwego misa odpowiada kto inny; po nich wejdzie tu ekipa salowych i sprztaczy. Lekarze nie powinni pyta o tak trywialne sprawy, w dodatku w chwili zwycistwa. Jon, spocony, wci jeszcze w chirurgicznym kitlu - ktrego jasn ziele zgasiy bure plamy krwi - spojrza w stron szyby dzielcej sal operacyjn od obserwacyjnej: ostrzyonej na jea Dziewczyny nie byo. Po co jej szuka?

43

Wieczorem, wbrew zwykym zasadom, zamiast zatelefonowa do szpitala, pojecha zobaczy Chopca. Po co jecha? Nawet jeli pacjent ju si zbudzi, rozmowa z nim nic nie da. Znalaz si znowu w szpitalu, zamiast z ksik w ulubionym fotelu. Nie znosi telewizji. Lubi ksiki - w tajemniczy splot malutkich czarnych znaczkw, tworzcych niekiedy tak zaskakujce konfiguracje, otwierajcych tak dziwne wiaty. Zamiast czyta teraz, sta w milczeniu za skrzydem przeszklonych drzwi oddziau intensywnej terapii i patrzy na matk - w sterylnym ubraniu i w maseczce - siedzc przy synu. Kto j tu wpuci? - pomyla ze zoci, ale nie mia sumienia zawoa pielgniarki i da, aby kobieta o twarzy cierpicej Madonny z gotyckich witray opucia teraz Chopca. Przez kolejne dni prowadzi tylko zwyke rutynowe operacje: kilka woreczkw ciowych, wypenionych kamieniami yciowej goryczy lub obarstwa, wyrostki robaczkowe w stanie zapalnym, zrakowaciae jelita - sowem nic, czym powinien zajmowa si powany kardiochirurg. Mimo to wszyscy w szpitalu wiedzieli, e on potrafi zoperowa wszystko, a najbardziej w wiecie nie znosi braku pracy. Operowa nawet nadprogramowo, zastpujc kolegw lub asystujc im z wasnej woli w niedziele, wita, w nocy. Gdy po tygodniu szed korytarzem na oddziale kardiochirurgii i spyta siostry przeoonej: ,,Chopiec tu jeszcze jest? - od razu wiedziaa, o kogo chodzi i kiwna gow. - W doskonaej formie - odpara fachowo i sucho, wskazujc drzwi jednego z pokoi w czci oddziau dla ozdrowiecw. Wszed. Po co? - spyta siebie w duchu, ale mia uczucie, e kto? co? go wzywa. Matka o twarzy gotyckiej Madonny bya tu nadal. Umiechnita, pena pogody, inna ni przed operacj. Pikna. - Wyjd na chwil - zwrci si do niej Chopiec, widzc Jona i matka, zdziwiona, lecz bez sprzeciwu, opucia sal. - Nie wolno denerwowa rekonwalescenta - zaartowaa, caujc go w policzek, jakby opuszczenie go nawet na kilka minut byo trudnym do zniesienia rozstaniem. - Czekaem - powiedzia Chopiec po jej wyjciu. - Czemu pan nie przychodzi? - Ja tylko operuj. Zajmowanie si ozdrowiecami nie naley do mnie - odpar bezwiednie zmieszany Jon. - Masz tu wietn opiek, a twoja matka - Nienawidz jej - rzeki Chopiec, patrzc w twarz Jona szarymi, szeroko otwartymi oczami.

44

- Co co ty wygadujesz! Co mwisz! - zacz Jon, ale Chopiec mu przerwa i cign spokojnym gosem: - Ja wiem. Zaraz mi pan powie, e ona mnie kocha, e jestem dla niej wszystkim, e bya tu cay czas i jest nadal i e Wiem, co moe mi pan powiedzie. Powie mi pan jeszcze, e przecie ja j te kochaem, prawda? Bo kochaem. Ale co si zmienio. I zmienia si nadal. Z kadym dniem. Co dzie i co noc nienawi jest wiksza. Czuj w sobie obc obecno. Niech pan co z tym zrobi. - Ja? Mam co z tym zrobi? - powtrzy zmieszany Jon. - Ale co? - Nie wiem. Jednak myl, e to pana sprawa. - Nie rozumiem - odpar powoli Jon. Matka Chopca uchylia drzwi i w szparze pokazaa si agodna, pogodna twarz. Chopiec zmarszczy brwi, cofna si. - Pan da mi TO serce, prawda? - podj niecierpliwie Chopiec. - Wic to jest pana obowizek. Prosz mi da jaki zastrzyk, piguk, pyn nie wiem co! Ale musi pan co zrobi, abym przesta! - Nie rozumiem - powtrzy Jon. - Ja te nie - powiedzia gorzko Chopiec. - Chc j kocha tak jak przedtem, a nienawidz jej. Ta nienawi wci ronie, ronie i ronie, a pewnego dnia wypeni mnie caego i Chopiec urwa, krzywic si bolenie. - Co moe pan zrobi? - spyta, patrzc na Jona. - Mgbym wezwa dobrego psychoterapeut - zacz Jon, ale Chopiec rozemia si. W uszach lekarza ten dwik zabrzmia jak zgrzytnicie metalu o szyb. - Niech pan si wypcha ze swoim psychoterapeut! Pan nie rozumie, co mwi? Nie pojmuje pan, e byoby lepiej, gdybym umar na sali operacyjnej, ni eby No, co pan moe z TYM zrobi, na Boga?! Znowu uchyliy si drzwi i wsuna si zaniepokojona twarz matki. - Nic nie mog - odpar Jon. Odwrci si i wyszed. - Urojenia urojenia urojenia - powtarza rytmicznie do siebie, idc korytarzem i bezwiednie liczy do rytmu kafelki. Policzy do trzydziestu trzech i skrci do windy. Wczeniej zleci siostrze przeoonej, aby nazajutrz rano skierowaa do Chopca psychoterapeut.
45

Usiad w swoim gabinecie i sign po telefon. Musz wiedzie, czyje serce mu wszczepiem - pomyla. Wykrci odpowiedni numer, usysza sygna - i odoy suchawk. - Zwariowaem - szepn do siebie. - Powany lekarz nie zadaje takich pyta. - Ugryz psychoterapeut w rk, do koci, nieomal przegryz mu cigno. Gdyby trafi zbami p centymetra dalej, biedak byby kalek do koca ycia. Na szczcie psychoterapeut nie pracuje rkami - powiedziaa nazajutrz siostra przeoona. - Dosta trzy tygodnie wolnego, ale przychodzi do trudniejszych przypadkw. - Bdzie nas skary o odszkodowanie? - spyta Jon oschle. - Och, to dobry czowiek - pokrcia gow przeoona. - A rana zagoi si za kilka dni. - Co powiedzia? - spyta Jon. - Chopiec czy psychoterapeuta? - i nie czekajc na odpowied Jona, cigna: Powiedzia, e to jest syndrom przedoperacyjnego strachu, pooperacyjnej ulgi i szpitalnego zmczenia. Powiedzia, e wielu normalnych ludzi zachowuje si w szpitalu nienormalnie. I doda, eby jak najszybciej wypisa go do domu. Zrobimy to, gdy tylko minie niezbdny termin. To ju wkrtce. Chopiec jest w wietnej formie fizycznej. Jon nie odwiedzi wicej Chopca. Niecierpliwie czeka, a ten opuci szpital, aby on mg znowu swobodnie chodzi korytarzami kardiochirurgii, nie natykajc si na agodn, gotyck twarz matki i na uwane, chodne, kpice spojrzenie szarych oczu wyrostka. Czysty przypadek sprawi, e Jon widzia, jak Chopiec z matk opuszczaj szpital. Podszed wanie do okna na korytarzu, aby zaczerpn powietrza, gdy z wysokoci czwartego pitra ujrza malutk, ciemn figurk na wzku pchanym przez pielgniarza w stron eleganckiego auta. Kobieta o agodnej twarzy Madonny, elegancka, w drogim futrze, wanie otwieraa drzwiczki. - Jed w choler ze swymi urojonymi problemami - mrukn Jon pod nosem. Nagle poczu koo siebie czyj leciutki, lecz wyrany oddech. Odwrci si i ujrza ostrzyon na jea Dziewczyn. Staa tu za nim, w biaym kitlu staystki i patrzya tam gdzie on. - To bya dobra operacja, pani j widziaa - powiedzia bezwiednie. - Bardzo dobra operacja. Modelowa. A ten Chopiec yby bez niej najwyej kilka miesicy. Lub dni.

46

- Cigle pan nie wie, czyje to byo serce - odpara Dziewczyna. - Przecie to nie ma znaczenia - mrukn gniewnie, cho z mniejszym ni dotd przekonaniem. Ile razy powtarza to zdanie? Ile razy jeszcze je powtrzy? Teraz oboje patrzyli, jak Chopiec wsiada do auta i odjeda z matk ze szpitalnego parkingu. - Przecie to nie ma znaczenia - powtrzya za nim Dziewczyna, nie wiadomo czy przedrzeniajc go, czy przytakujc, cho wydao mu si, e wanie tym razem syszy w jej gosie wyrane pytanie. Nim zdy zareagowa, jej szczupa, prawie chuda sylwetka w biaym kitlu, narzuconym niedbale na spowiae dinsy, znikna za zakrtem korytarza. Jon pomyla przelotnie, e tych krciutkich wosw nie strzyg modny fryzjer; kto brutalnie i krzywo przyci je prawie przy samej skrze, nie zwaajc na modn lini. Studentki medycyny w wielkich miastach na og bardziej o siebie dbaj, stwierdzi sarkastycznie. Ona pewnie jest ze wsi - skonstatowa z jak mciw satysfakcj. Poprzysig sobie, e zapomni o Chopcu. Nie chcia, eby niczym nie uzasadniony niepokj przerodzi si w obsesj. Neurasteniczni pacjenci to norma, lecz neurasteniczni lekarze? Cay nastpny tydzie operowa, wikszo czasu spdza w szpitalu. Zdawa si nie zwraca uwagi, e niektrzy koledzy podejrzewaj go wrcz, i szpital jest jego caym yciem: zawodowym i prywatnym. Chirurg z oddziau, ktry raz bez zaproszenia odwiedzi go w domu - gdy zepsu si telefon i kto musia powiadomi Jona o zmianie terminu operacji - zdy opowiedzie wszystkim, e jego mieszkanie, cho due, kosztowne i w modnej dzielnicy, jest prawie nie umeblowane i sprawia wraenie raczej przystanku ni domu. Opinia ta do niego dotara, lecz nie urazia: uzna, e jest trafna. Chwilami wydawao mu si nawet, e wie, dokd prowadzi w przystanek - i wtedy przed oczami, na uamki sekund, migotao mu co mrocznozielonego lub szarego jak kamie. Zielone zielone Las? Nie, to Puszcza Puszcza? Puszcz nie ma A kamie? Kamieni te prawie nie ma, w miastach zastpi je beton - przemykay mu po gowie skojarzenia. Trwao to jednak tylko uamki sekund - prawie natychmiast wraca do biaego wiata lnicej czystoci operacyjnej sali, sterylnej jasnoci cian i fartuchw, zimnych, poyskliwych, nieprzytulnych jarzeniwek. Waciwie wiedzia, dlaczego fartuchy chirurgw byy zielone: eby nie zwariowa od tej bieli. Czasem, idc korytarzem, szuka bezwiednie ostrzyonej na jea ciemnej gowy i szczupej, a waciwie chudej sylwetki Dziewczyny, ale ju nigdy nie dostrzeg jej w rozgadanych grupkach studentw. - Pana gazeta - powiedzia jak co dzie rano salowy, ktry sprzta jego gabinet, przygotowywa kaw z ekspresu i kad obok parujcej filianki zoony wp poranny
47

dziennik. Jon, zanim zacz operowa, zawsze celebrowa t chwil: smak aromatycznej kawy na jzyku, czarne, drobne znaczki na pachcie papieru, uczucie przyjemnoci ciaa, poredni kontakt ze wiatem. Tym razem jednak oparzy sobie wargi wrztkiem, a potem zakrztusi si. Czarne znaczki z pachty gazety wyskoczyy ku niemu jak ostre pazury nieznanego stwora z dwuszpaltowej fotografii w lewym dolnym rogu strony pisma patrzyy na niego niespokojne oczy Chopca. Jon mia pewno, e jest to zdjcie sprzed operacji: na twarzy wyrostka widzia poraajce cierpienie, strach, niepewno. Oderwa oczy od zdjcia i dopiero teraz przeczyta tytu, zoony wiksz czcionk: Pitnastolatek z przeszczepionym sercem zabija matk. Pod zdjciem, drobnym drukiem, podano zwiz informacj: ,,Pitnastolatek, ktremu dwa miesice temu przeszczepiono serce w miejskim szpitalu, w wyjtkowo okrutny sposb zabi swoj matk - i uciek z miejsca mordu. Kobieta otrzymaa kilkadziesit ciosw noem, a biernym i przeraonym wiadkiem zbrodni bya cudzoziemska suca. Zeznaa ona, e przed operacj matk i syna czya wzajemna mio, ale po powrocie ze szpitala w ich stosunkach zasza niezrozumiaa zmiana. To nie by on - zeznaa suca, mwic o mordzie, ale zaprzeczya sobie w nastpnym zdaniu, stwierdzajc, e to on zabi matk. Niecisoci w zeznaniach kobiety zostay zoone na karb jej nieznajomoci jzyka. Sprawca uciek z miejsca zbrodni i jest poszukiwany przez policj. W pokoju pitnastolatka znaleziono wyrwan z zeszytu kartk, na ktrej kto - prawdopodobnie on sam - wykona dziwny, odrczny rysunek: przedstawia on niezrozumiay, zoony z siedmiu nieforemnych elementw poduny ksztat, w ktrym trudno rozpozna jakkolwiek znan figur. Policja poszukiwaa ewentualnego zwizku nieletniego zabjcy z satanistami, ale go nie stwierdzia. Chopiec, uwielbiajcy przed operacj swoj matk, po opuszczeniu szpitala sta si samotnikiem unikajcym kontaktw zarwno z ni, jak i z kolegami ze szkoy. W czasie coraz czstszych i agresywniejszych ktni z matk wykrzykiwa - jak zeznaa suca - e musi rusza w drog i ona mu w tym nie przeszkodzi. Suca nie umiaa wyjani, jak drog Chopiec mia na myli. Redakcja nie posiada jeszcze informacji, do kogo naleao serce przeszczepione modocianemu zabjcy, cho zarwno policjanci, jak i lekarz sdowy twierdz zgodnie, e to nie ma adnego znaczenia. Zabi. I jeszcze zabije - pomyla Jon ze zdumiewajc pewnoci. Cigle pan nie wie, czyje to byo serce - zabrzmiay mu nagle w uszach sowa Dziewczyny i niemal odruchowo wykrci zastrzeony numer. Wykrca go po raz trzeci, ale tym razem nie odoy suchawki telefonu. Prawie od razu usysza grzeczny gos sekretarki. Przedstawi si i po przekazaniu swojej proby odruchowo skama: - Potrzebujemy tej informacji do statystyki. - Chwileczk - usysza w odpowiedzi, po czym dobiego go ciche stukanie komputerowej klawiatury. - Mam - powtrzy po chwili pogodny damski gos. - To byo serce wielokrotnego mordercy. Dziwny przypadek, panie doktorze Ten czowiek dosta wyrok mierci dziesi lat temu za brutaln seri zabjstw, ale wyrok wykonano dopiero
48

teraz. Mia sprytnego adwokata, ktry wci wnosi apelacje. Ciekawe, o czym myla zabjca, oczekujc przez dziesi lat na mier? Znienawidzi do reszty ludzko, nie sdzi pan? Kto waciwie dosta jego serce? Ojej, to gupie pytanie, przepraszam, przecie to nie ma znaczenia - Tak, to nie ma znaczenia - powtrzy wolno Jon, odkadajc suchawk. Krlowa niegu przywioza Kajowi nowe serce, a ja pomogem wyj to, ktre, cho trwao w agonii, kochao i czuo i zamieniem je na sopel lodu. Kaj cigany jest listem goczym, nie przez kochajc siostr, ktra mogaby mu pomc. Nikt mu ju nie pomoe. Nigdy, przez ca, krtk przecie histori stosowania przeszczepw w chirurgii, nie miao znaczenia, kto jest dawc serca - myla Jon z bolesn ironi. - Na Boga, kto sprawi, e nagle ma to znaczenie? Kto ma tak moc? I wtedy uprzytomni sobie, e niepotrzebnie pyta. Przecie wie. A eby si upewni, musi tylko ruszy ze swego tymczasowego przystanku we waciw stron. Westchn - i ujrza przed oczami zielono. ZIELON, rozmigotan, mroczn Puszcz. I szary kamie. Ale tym razem wizja trwaa nie uamki sekund, lecz dugie minuty i nie bya psychodelicznym, niepojtym snem. Bya jaw. *** zielone zielone ZIELONO Jon sta na ramionach Boga i jeszcze wci patrzy tam, gdzie On spoglda wpotwartymi oczyma. Cikie, grube powieki zaczy powoli opada. Wraz z przymykaniem oczu przez Bezimiennego owo nieokrelone, srebrzystobiae rozmigotanie, rozedrganie powietrza z wolna uspokajao si, a Puszcza wok znowu staa si wyrazicie ciemnozielona. Jon ujrza w dole, poniej stp posgu, znan sobie Kamienn Drog. I trzy pozostae, wiodce w rne nieznane strony wiata. Chyba e z jednej wanie powrci: ze wiata sztucznej bieli i jaskrawej, nienaturalnej zieleni. Niczego wicej nie pamita. Zacz ostronie zsuwa si z monumentu. Przez chwil krcio mu si w gowie. Wydao si, e Puszcz nadal przesania srebrzysta biel, ktra napenia go lkiem - lecz przysiad na wielkiej, siedmiopalczastej doni Bezimiennego, odetchn gboko i zudzenie znikno. Po chwili kontynuowa zsuwanie z olbrzymiego, wrcz monstrualnego posgu. Stan na ziemi i wznis gow, aby jeszcze raz spojrze w twarz wiatowida (starannie wystrzega si nazywania Go w ten sposb, nawet w mylach, jakby wypowiadanie Jego imienia przydawao Mu mocy). Tym razem twarz ta bya nieruchoma, lecz i lepa. Jon ponownie obszed posg wok: wszystkie cztery twarze Boga wyraay

49

jedynie nieczu obojtno i miay zamknite oczy, jakby Bezimienny zmczy si spogldaniem we wszystkie cztery strony wiata. Jon odwrci si i ruszy Kamienn Drog w stron Wioski. - GRDBGHGBHWZ - usysza za sob sowa starego Boga, ale nie obejrza si. Gdy przekracza Rzek, woda bya o wiele zimniejsza ni wczeniej - a ludzie z Plemienia, ktrzy byli akurat nad brzegiem, znieruchomieli na chwil, aby zaraz uda, e Jona nie widz. Dopiero gdy postawi stopy na waciwym brzegu, ssiedzi, znajomi i krewni zaczli pozdrawia go tak, jakby rozstali si dopiero wczoraj. - Jeste - westchna z ulg Gaja i pooya mu gow na ramieniu. Zdziwiony, dostrzeg, e jej wosy byy dugie, miedziane jak pieniki, ktre pokazywa im kiedy Ezra - a przed oczami migna mu czyja ciemna, krciutko i krzywo ostrzyona gwka. Zamkn szybko oczy i zaraz otwar je na nowo, aby zgubi t obc, niepokojc wizj. - Baam si - szepna tymczasem Gaja, dmuchajc ciepym oddechem w jego szyj. Obejmujc j, poczu leciutk wypuko tam, gdzie wczeniej bya paska, napita gadk skr przestrze, rozcignita midzy twardymi wzgrkami biodrowych koci. - Jak dugo mnie nie byo? - spyta, gadzc delikatnie wypuky brzuch ony. Wydao mu si, e pod skr co drgno, zafalowao, jakby malutka istotka yjca w rodku obrcia si z boku na bok, tak jak to czyni picy czowiek. Mj syn, pomyla Jon, mj syn, z mojego nasienia, a Bezimienny nie ma nic do tego. - Nie byo ci prawie trzy miesice - powiedziaa Gaja z hamowanym dreniem w gosie. Zrozumia, jak wiele j kosztowa ten pozorny spokj. - Tak dugo? Mylaem, e to by dzie, a moe dwa - zdziwi si. - Ile straciem - szepn, mylc o dniach i nocach, ktre mg spdzi ze swoj zocistomiodow on. Ile jeszcze strac? - spyta samego siebie. Pierwszy tydzie od chwili powrotu z Kamiennej Drogi spdzili tylko we dwoje: byy to jasne dni i wietliste noce. Przez nastpne dni polowa z Plemieniem, z wdzicznoci przyjmujc brak pyta ze strony towarzyszy o swoj dug nieobecno. W wolnym czasie stara si by jak najbliej ony, jakby chcia nadrobi zagubione wsplne poranki, gdy budzili si oboje i ledzili przez wskie okna promienie soca wdrujce w gb ich domu; gdy razem kpali si w pobliskim rdle, zmywajc pot i senno; gdy zasiadali do posikw; gdy noc wtulali si w weniane koce, w futra i w siebie nawzajem. Dniem Jon starannie omija okolice wityni, aby nie natkn si na Ezr i unikn jego pyta, ktre nieuchronnie by pady. Isaka spotyka czasem blisko Rzeki i

50

zawsze mu si zdawao, e - podobnie jak szaman - stary kapan chodzi tam, aby w milczeniu spoglda na drugi brzeg. Tylko Jon mgby mu opowiedzie, co tam jest, lecz kapan nigdy o to nie spyta. Szaman take nie zadawa Jonowi pyta, jakby by pewien, e on i tak przyjdzie do niego; bdzie musia przyj. Albowiem cho Jon widzia, tylko szaman wiedzia. Jedynie szamanom przysugiwaa wielusetletnia, przekazywana z pokolenia na pokolenie, wiedza o Starych Bogach. Czonkowie Plemienia mieli o niej zapomnie. I zapomnieli. Cho nie wszyscy. Obojtno Plemienia wobec tajemniczej nieobecnoci Jona nie wynikaa z braku ciekawoci. Wiedzieli, i nie naley pyta. Skoro t wiedz wci posiadali, musieli pamita opowieci ojcw, dziadw i pradziadw o Kamiennej Drodze. A moe nie? Moe nigdy nikt im o niej nie opowiada? Moe Tabu byo silniejsze, ni Jon sdzi i dotyczyo nie tylko drugiego brzegu Rzeki, lecz take sw i myli? Moe byo im wstyd, e tak atwo wyparli si swych dawnych bstw, bot i Bogw - tym gorliwiej wic oddawali cze Istocie, o ktrej nauczali ludzie w dugich sukniach? Czas ycia Wioski mija z waciwym sobie rytmem - i zarazem nagli Jona. Jeszcze nie nacieszy si bliskoci Gai, a ju czu, e musi si pieszy. Pewnego dnia, gdy wsta o wicie i wykpa si w lenym rdle, nie zabra si do codziennych zaj, lecz niecierpliwym krokiem ruszy do namiotu szamana. Namiot by jednak pusty. Jon ruszy zatem z biegiem Rzeki i, zgodnie z przewidywaniem, ujrza wrd drzew dwch starcw pogronych w rozmowie: szamana z Isakiem. Na jego widok Isak leciutko si speszy, wic Jon popieszy z wyjanieniem: - Od dawna wiem, e rozmawiacie. Nikomu o tym nie mwi. - Tabu - mrukn szaman. - Ludzie w dugich sukniach nie powinni mnie nawet dostrzega. Jeli zwrc na mnie uwag, musieliby mnie wykl lub wygna - zakoczy, nie dbajc o logik. Isak drepta u jego boku. Drobny i chudy stary kapan sposzy si sowami szamana, potem zmartwi, co wyranie wida byo na jego twarzy i wzruszyo Jona (ten starzec nie umia kama, a to musiao wzrusza). Jon doskonale rozumia, e Plemi nie powinno oglda kapana z szamanem podczas przyjaznej rozmowy. Kapani przecie przekonali ludzi z Wioski, e naley si wyprze starych czasw, starych obyczajw i wierze, przyj Cywilizacj i podporzdkowa si jej zasadom. Czarownicy naleeli do czasu przeszego. Przyja kapana z czarownikiem wzbudziaby w Plemieniu podejrzenia wobec susznoci nauk, ktre ludzie w dugich sukniach wpajali od stu pidziesiciu lat mieszkacom Puszczy, twierdzc, e tylko oni maj do tego prawo. Nawracajc, nie wolno czu alu i wspczucia wobec nawracanych. Najbardziej szkodliwe s wszelkie wtpliwoci - powiedzia mu kiedy Isak z dziwnie smutnym wyrazem twarzy, ale wtedy Jon nie rozumia, o czym starzec mwi.

51

- Ezra - zacz Isak i urwa, jakby nie wiedzc, co powiedzie, by nie mwi le o swym bracie, wic Jon popieszy mu z pomoc: - Wiem. Byby niezadowolony. - Nie jestem heretykiem - usprawiedliwi si stary kapan, ale Jon nie poj, co Isak mia na myli. Nie zna tego sowa: heretyk i nie wiedzia, co ono oznacza. Instynktownie wyczu, e to co zego, wic zmieni temat. - Potrzebuj rady - powiedzia, a obaj starcy cierpliwie czekali. Szaman z twarz nieruchom jak gazy na Kamiennej Drodze, Isak za zaspiony i smutny. No c, szaman wypenia swoje zadanie, kapan czu si rozdarty pomidzy intuicj a zasadami, ktre mu wpojono. Jon powoli pojmowa, e Isak jest wysannikiem Boga Dobroci, a Ezra stranikiem cnt i zasad, ktre ustanowili ludzie. Jednak nawracanie miao swoje rytuay i stary kapan musia si im podporzdkowa, obojtne, co czu - tak jak wczeniej szamani musieli by wierni swym zasadom, nawet gdyby sprawiay im bl. Ezra by bardziej skuteczny, gdy nie rozdzieray go wtpliwoci, jak Isaka. Tam gdzie rodz si wtpliwoci, nie ma bezpieczestwa, pomyla mimochodem Jon. Teraz jednak nie zastanawia si duej nad przyjani kapana z szamanem, ale przeszed do swoich kopotw: - Co mona zrobi, gdy czyje serce straci ciepo i wypeni je ld? Nienawidzi. Chce zabija. Nie czuje mioci - Jon w nieporadnych sowach prbowa okreli drczcy go problem, ktrego sam nie pojmowa, w dodatku nawet nie wiedzia, skd si wzi. Biel biae BIEL Tak, to by problem zwizany z tamt niepokojc biel. Na t biel zapatrzy si Bezimienny i w t biel, w lad za wzrokiem starego Boga, poszed on - ale co mona zapamita z bieli? Najbardziej niepokojcy kolor wiata - stwierdzi. Kapan spojrza na niego bezradnie i wyszepta: - Trzeba si modli - i poszuka ziela serdecznika - dorzuci szaman. - Leonorus cardiaca? Serdecznik pospolity? - zdziwi si Isak. - Serdecznik niepospolity - odpar szaman. - Ten zwyky ma licie o siedmiu zbach, a Jon musi znale li z dziewicioma zbami. Pospolity ma bladorowy kwiat, twj musi mie kolor krwi. Pospolity ronie wszdzie wok, nawet koo twojej chaty. Ten ronie tylko TAM. Na kocu Kamiennej Drogi. - I? I co? - spyta niecierpliwie Jon. Tym razem odpowiedzia mu Isak w natchnieniu:

52

- Zerwiesz go, zemniesz w doni, a gdy wyda cierpki zapach i przemieni si w gar ziela, woysz do skrzanego woreczka, ktry daem ci dawno temu w wityni, pamitasz? - Woreczek z ziarnkiem piasku? - upewni si Jon i odruchowo dotkn piersi. Woreczek, malutki, paski, ledwie wyczuwalny, tkwi tam cay czas. - z ziarnkiem piasku z Pustyni, po ktrej stpa Jego Syn, pamitasz? Chowajc Leonorus cardiaca, zmw modlitw. - Zmw modlitw - przytakn szaman. - Ale pamitaj, serdecznik, o ktrym mwi, ronie tylko TAM, wic myl o tym, do kogo si modlisz. Nie do Bezimiennego, Jonie. Nie do Bezimiennego, bo Go wzmocnisz - Jon wie - powiedzia z ufnoci stary kapan. - Jon rozumie swoj misj. Jon zdziwi si. Misj? Jak misj? O czym mwi ten dobry, agodny starzec? - Co potem? - spyta niecierpliwie. - Potem bdziesz znowu Jonem w Drodze - westchn Isak. - I w tej Drodze podasz ziele osobie, ktrej serce zmienio si w sopel lodu. Wystarczy, gdy poczuje je na jzyku - wyjani szaman. - To ziele ma wielk moc. Przypadkiem sam go nie kosztuj. Nie potrzebujesz. Dawno, dawno temu niektre gupie dziewczyny, z pomoc wiedm, zaopatryway si w TEN serdecznik i podaway go skrycie swym ukochanym, aby kochali je mocniej lub w ogle zechcieli pokocha. Kochajcy wpadali w sza, wbijali sobie n w serce lub orali pier paznokciami, aby wyj serce i da je ukochanej. Umierali w mkach. Nie kochajcy nagle tracili zmysy z mioci i dziewczta, ktre te uczucia przywoyway, uciekay w strachu przed nimi. Z tym serdecznikiem nie wolno igra. Ale jeli serce, o ktrym mwisz, jest tak chore i nieczue, e przypomina sopel lodu, serdecznik jedynie troch je rozgrzeje. A gdy si rozgrzeje, zacznie czu. Czy serce tej istoty przemienia w ld Krlowa niegu? - Krlowa niegu? - zdumia si Jon, gdy sowa te zabrzmiay mu dziwnie znajomo, a zarazem tajemniczo i obco. - Krlowa niegu? - zaciekawi si Isak. - Krlowa niegu przybywa do nas w swym lodowym rydwanie zawsze wtedy, gdy koczy si jesie - dziwic si, wyjania szaman, gdy Krlowa niegu wydawaa si by Istot, o ktrej wszyscy wiedzieli. Nie byo wiatowida, nie byo Boga Dobroci lub nikt o Nim nie sysza - ba, nie byo ludzi, bya Krlowa niegu. I bdzie take wtedy, gdy ludzi i Bogw znowu na Ziemi zabraknie. A wczeniej kady czowiek z imieniem swego Boga na ustach rzuci si do walki z czowiekiem wyznajcym innego Boga. A ludzi
53

i Bogw bdzie bardzo wielu. Tak dugo bd ze sob walczy, a zniknie po czowieku wszelki lad. Ale nawet wtedy pozostanie Krlowa niegu. Takie myli pojawiay si czasem w wizjach starego czarownika, gdy zjad Diabelskiego Grzyba lub napi si wywaru z szaleju. - Mylisz o zimie - uspokoi si kapan. - Nie. Zima to zima, pora roku jak kada inna, a Krlowa niegu to Lodowa Pani i na szczcie nie kady j spotyka. nieg tylko sypie. Krlowa niegu zabija. Niektrzy szamani twierdzili, e oddaje ona czasem drobne usugi Bogom, gdy ma taki kaprys. Gdzie jest dzi, nie wiem - zamyli si czarownik, a kapan przesta wypytywa. Rozmawiajc z szamanem o starych bstwach i Bogach, tak jakby istnieli naprawd, Isak czu si niepewnie i chwilami wydawao mu si, i rzeczywicie, jak twierdzi Ezra, popenia grzech. Uczyni wyjtek dla Jona, wwczas gdy podj z nim rozmow o wiatowidzie. Wtedy jednak speni sw powinno. Ale w rozmowie z szamanem stale narusza granice, ktre wytyczaa jego religia. Wiedzia o tym - i cierpia. Chyba e to wanie Ezra nie mia racji, instynkt Isaka za podpowiada mu waciwe odpowiedzi? Skoro On powiedzia na Grze: Nie bdziesz mie innych Bogw przede mn, to znaczy, e inni istniej - zamyli si starzec. - Gdy znajdziesz Leonorus cordiaca, ktre TAM ronie, znowu wyruszysz? spyta teraz, by zmieni temat na rwnie niebezpieczny i zaraz doda: - Biedna Gaja. Ona nie potrzebuje serdecznika, by kocha. Moe znalazby dla niej jakie ziele, aby mniej si drczya, gdy jej m rusza w Drog - zwrci si do szamana. Ale ten pokrci gow: - Ona musi cierpie. Im wysza cena, tym wikszy skutek. To, co przychodzi bez cierpienia, nie liczy si. Ty i ja chcemy tego samego, Jon za jest wybranym narzdziem. - Ty go wybrae? - wyszepta kapan, lecz szaman znw pokrci gow. - Nie miaem na to wpywu. Mog jedynie, tak jak ty, pomaga mu z oddali, by w Drodze, na ktr wstpi, nie sta si niczyim sug - Kto za to zapaci i w jaki sposb? - wyszepta Isak. - Zapacimy wszyscy, kady inn cen. Jon niewiele pojmowa z rozmowy obu starcw. Czu jedynie ulg, e znalaz lekarstwo na chorob, ktrej nie umia okreli, dla kogo, kogo nie zna, nawet jeli spotka go w tamtej strasznej bieli. To byo najwaniejsze. W dodatku uycie leku wydawao si tak proste: wystarczy posmakowa skruszone ziele na jzyku

54

Wracajc do Wioski, min Ezr i odnis nieodparte wraenie, e mody kapan nie tylko szuka swego brata, ale wrcz wie, gdzie moe go znale - i chce si jedynie upewni, i ten grzeszy. - Spotkaem przed chwil kapana Isaka koo krzya za Wiosk - skama Jon gadko i bez wyrzutw sumienia, aby ratowa starca, do ktrego lgno jego serce. Ezra spojrza podejrzliwie i ju zamierza pyta dalej, lecz Jon przypieszy i skry si wrd pierwszych domw Wioski. Gonio go nie wypowiedziane, natrtne woanie Ezry: Jonie! Gdzie podziewae si tak dugo? Dlaczego przez trzy miesice nie byo ci u boku modej, ciarnej ony? Jonie! Jeli grzeszysz, czekaj ci niewyobraalne piekielne mki! Jon, cho Ezra o nic nie zdy go spyta, bezwiednie wyszepta przygotowane z gry kamstwo: Byem w pobliskim miecie przyjrze si, jak wznosz najwiksz w kraju wityni. Wycinaj ogromny kawa Puszczy, by zdoby drewno. Ale wityni nie widziaem. Zgubiem drog i z trudem j odnalazem. Ciekawe, czy modszy kapan by mu uwierzy Gaja bez pyta poja, e m wkrtce znw zniknie. - Nie bdziesz mnie wstrzymywa? - upewni si Jon. - Wiedziaam, e jeste Jonem w Drodze, nim zostaam twoj on - odpara z agodnym smutkiem. - I wiem, e bdziesz wraca, jak dugo to bdzie moliwe. - Zawsze bd do ciebie wraca - powiedzia arliwie, ale ona pokrcia gow: - Jeeli co ci nie powstrzyma. - Nic mnie nie wstrzyma - przyrzek Jon. Wyruszy o wicie, lecz tym razem Gaja nie staa nad Rzek, aby patrze w lad za nim. Zostaa w domu, a gdy go opuszcza udawaa, e pi. Pozna to po nienaturalnie spokojnym uoeniu jej ramion i plecw, ktre udaway, e dr w rytm oddechu. - Wstrzymuje oddech - pomyla i podporzdkowa si jej niemej probie, by unikn poegna. Poegnania oznaczay rozstanie. Za to szaman sta koo namiotu nieruchomy jak drzewo i Jon, znikajc w Puszczy na drugim brzegu, wci czu na plecach jego wzrok. Myla, e bdzie dugo szuka dziewiciozbnego serdecznika z purpurowym kwiatem. Ale rs dosownie na skraju pylistego placu, na ktrym sta posg. Brat tego samego, ktry Jon zoy w ofierze Bezimiennemu za pierwszym razem. Czy tamten niepospolity serdecznik ogrza lodowe serce posgu? Jon wtpi. ywa czerwie kwiatu od razu rzucia mu si w oczy, wic zerwa go, kruszc w doni, jak nakaza Isak. Poczu gorzko-cierpki zapach. Gdy wkada ziele do woreczka na szyi, przez chwil zdawao mu

55

si, e czuje na sobie wzrok posgu. Odwrci gow: Bezimienny patrzy na niego jedn z czterech par oczu, lnic ywicznie pod wpprzymknitymi powiekami. Odwrci si i jeszcze raz spojrza uwanie na py wypeniajcy plac. Smutne szcztki niezliczonych krwawych ofiar ,,Z prochu powstae i w proch si obrcisz przypomnia sobie sowa, ktre Ezra wyczyta kiedy Plemieniu w wityni z jednej z grubych ksig. Te wszystkie niegdy ywe i czujce istoty - sarny i lisy, niedwiedzie i zajce, ludzie zwykli i ludzie w dugich sukniach - obrciy si w proch. Ale dlaczego? Zabici w kwiecie wieku w okrutny, nieludzki sposb, na ofiar dla starego Boga? Dlaczego On chcia ofiar z ycia? Czy cze oddawana ze strachu wystarczaa mu? - Nie dostaniesz ode mnie adnych ofiar. adnych - powtarza, wspinajc si mozolnie na ramiona Boga. Zna t drog na pami: pierwszy przystanek - wystajce, grube kolana posgu. Drugi - potne, ostentacyjne niemal znamiona mskoci Bezimiennego. Trzeci - siedmiopalczasta, wielka do, wsparta na wystajcym biodrze. Czwarty - nienaturalnie duy ppek. A potem po zgitym okciu Jon wspi si wprost na ramiona Boga. Ostronie obszed je wok, jak niebezpieczny skalny wystp. Chcia sprawdzi, ktra z czterech par oczu Bezimiennego jest teraz otwarta. Ale wszystkie byy szczelnie zamknite. Prawie zacinite. - Nie chcesz mnie, to wrc do Wioski - powiedzia Jon gono, a wysokie drzewa wok odbiy jego sowa guchym echem. Znw obszed ramiona Boga - i ujrza, e pod jedn z czterech par powiek co lni: bezdenna, ywiczna czarna gbia. Grube, wielkie powieki powoli, powolutku uchylay si, wznoszc w gr. Jon przywar do szyi wiatowida i ostronie poszed wzrokiem w lad za Jego spojrzeniem. Przed nim, nisko w dole, wia si jedna z Kamiennych Drg. Z tej wysokoci wszystkie Drogi byy do siebie podobne i Jon nie wiedzia, czy to jest ta sama, wzdu ktrej patrzy poprzednim razem, czy cakiem inna. Nie wiedzia nawet, ktra z nich wiedzie do Wioski. - Biel biae biel - pomyla instynktownie, aby przywoa tamten obcy wiat. Gdy wpatrywa si w lad za spojrzeniem Bezimiennego, ciemnozielona Puszcza znw zacza migota mu przed oczami i traci ostro konturw - ziele ustpia buroci, nie bieli. - Bure szare bure Bure jak zmczona ziemia jak wykarczowany skrawek Puszczy BURE *** - Dlaczego zawsze nosisz bury, brzydki przyodziewek, obojtne, czy udajesz Dziewic czy mczyzn? - spyta Dziewczyny, ale ona nawet nie odwrcia w jego stron ostrzyonej na jea gowy. Widzia tylko jej ostry profil i wysoko rzebione koci policzkowe. Jon niepotrzebnie pyta, gdy bury paszcz idealnie wtapia si w rwnie bur, zmczon, jesienn ziemi i po prostu by dobrze dobrany. Ona jest taka chuda w
56

tym mskim przebraniu - pomyla. - Dziewczce suknie kryy to. Wida, e spala j od rodka poczucie misji. I w kocu wypali si. Lecz przez t chudo nie wyglda na prost wieniaczk, ktr rzeczywicie jest, lecz na arystokratk, ktra wypucia si na awanturnicz wypraw ze swego zamku. I to jest awanturnicza wyprawa. Czy ona tego nie rozumie?! I tak wszystkie awanturnicze przedsiwzicia, take to, mog skoczy si dobrze - lub le. Na pewno ju nie wrci to, co byo: spokojne, moe i nudne, jednak nie najgorsze ycie. Bez szans na odmian losu, ale i bez wizji gwatownej mierci. Poniewa Dziewczyna nie bya arystokratk, tylko wieniaczk, wic nie opucili zamku, lecz ubog wiosk Domremi, zamku dopiero szukali, bdzc bocznymi drogami, aby unikn zbdnych pyta i podejrze ze strony napotkanych ludzi, swoich i obcych. A zwaszcza najedcw. - Kto tak nieudolnie ci ci wosy? - spyta nie zraony jej milczeniem, przypominajc sobie dugie, ciemne warkocze i porwnujc je z ostrzyon na jea gow. Wyglda okropnie - pomyla. - Nigdy nie bya pikna, ale teraz, gdy nie ma wosw, jej wielkie oczy przypominaj oczy wariatki - Sama je ciam. Sierpem - odpara Dziewczyna i nagle umiechna si. Bysk jej zbw w niadej twarzy wyda si Jonowi krtkim, olepiajcym byskiem soca. Mimo wszystko j lubi, moe nawet kocham, pomyla i zaraz doda w duchu: Kocham j jak siostr. Uzupenienie to wydao mu si konieczne, gdy gdzie gboko, wewntrz wasnego Ja, czu, e jest kto inny, kogo kocha mioci cakiem nie siostrzan. - Po co to wszystko? - dry dalej. Jej wynioso bya mieszna, poniewa nikt lepiej od niego, chopca z ssiedniej zagrody, nie wiedzia, kim ona jest: wiejsk dziewuch, niespecjalnie adn, mao rozgarnit, w dodatku cieszc si z saw. - Syszaam Gosy, przecie wiesz - odpara pospnie i znw umilka. Wanie, syszaa Gosy. Std braa si jej za sawa we wsi, bynajmniej nie z obciskiwania si z chopakami. Jej ojciec, stary Dark, mia opini chopa pracowicie, cho bez sukcesw, uprawiajcego mae poletko. Matka Dziewczyny bya niczym nie wyrniajc si chopk, z niczym nie wyrniajcej si wioski Domremi. Urodzia kilkoro niczym nie wyrniajcych si dzieci, z wyjtkiem Dziewczyny, ktra od trzynastego roku ycia syszaa Gosy. Gdyby cho proboszcz uzna je za Gos Boga - westchn w duchu Jon. - Ale proboszcz patrzy z przygan na chud pasterk krw obwieszczajc wszem i wobec, e prawie co dzie, pasc cztery kociste krasule na kach za wiosk, rozmawia ze witym Michaem, witymi Magorzat i Katarzyn. Troje witych naraz Ciekawe, czy mwi do niej chrem, czy kade z osobna? - myla z przeksem Jon. - eby cho upieraa si przy jednym lub wybraa sobie bardziej znaczce boskie istoty ni ta trjca, Magorzata, Katarzyna, Micha. Kto o
57

nich sysza? Kto o nich co wie? wity Augustyn, Piotr, Tomasz to s prawdziwi, powani wici! Gdyby ktry z nich z ni rozmawia, moe wtedy cho proboszcz by jej uwierzy, bo biskup nie chciaby o niej sysze, nawet gdyby gawdzia co dzie z sam Mari Magdalen! A jednak Gosy powiedziay jej pewnego dnia, e musi ruszy, by przywrci na tron prawowitego krla. Pocztkowo wszyscy si z tego miali. Nawet ludzie z natury zabobonni, ktrzy po czci dawali wiar, e ,,ta maa od Darkw rozmawia ze witymi. Ale gdy kto zaczyna mwi o krlu i o tronie Oooo! Wtedy z drobnego i miesznego, a w kadym razie lokalnego wydarzenia sprawa zaczyna przeradza si w pastwow! Co, co od biedy mogo by wzite za chopski, prostacki, lecz barwny wyraz religijnoci stawao si nagle polityczn afer i to w skali caego krlestwa, w dodatku jednego ze znaczniejszych na ziemi! Nagle do ubogiej zagrody rodziny Darkw zaczli zjeda monowadcy, by uspokoi syszc. Chce sobie rozmawia ze witymi - prosz bardzo. Byle nie na tematy pastwowe. Tron zreszt opanowali ju najedcy i nikt tego nie zmieni; nawet cay zastp witych, a co dopiero wici tak niskiej rangi, jak Katarzyna, Magorzata i Micha, mao znani i mao mogcy. - Chcesz, Dziewczyno, to tu, gdzie pierwszy raz usyszaa Gosy, zbuduj z wasnych funduszy kapliczk, do ktrej bd mogli przychodzi paralitycy, lepi, by czeka na cud przywrcenia zdrowia. Tylko nie mieszaj si do polityki. Powiedz tym tym swoim Gosom, eby przestay zajmowa si kwesti tronu. To sprawa raz na zawsze rozstrzygnita. Tron przypad najedcom i kwita. Niech twoi wici mwi o Bogu, nie o krlach, niech si wypowiadaj o kociele, nie o tronie - mwi monowadca z Wokuler. - Nie mam na to wpywu, mj panie. Gosy mwi to, co chc mwi odpowiadaa niewzruszenie Dziewczyna. - Najpierw mwiy tylko o wierze i mioci, ale od trzech miesicy powtarzaj co dzie to samo: e mam do spenienia misj powierzon przez samego Boga. T misj jest przywrcenie na tron prawowitego krla. Prawowitym krlem, mj panie, jest delfin, syn nieyjcego monarchy, krew z naszej krwi, nie najedca. - Ty, gupia szesnastolatka z zabitej deskami wsi Domremi z ubogiego, nic nie znaczcego rodu, masz dokona tego, co nie udao si caej armii? Ba, wielu armiom! Przecie t wojn toczymy ju od stu lat i od stu lat j przegrywamy! Stary krl nie yje, mody schroni si na zamku w Szinie, na tronie osadzono monarch najedcw! I zatwierdzono to traktatem, rozumiesz, gupia dziewko?! Traktatem, podpisanym przez najszlachetniejszych panw z obu krajw! Jak chcesz to odwrci?! - woa w gniewie monowadca z Wokuler, a Jon, przycupnity za potem domostwa Darkw, podsuchiwa ich rozmow, peen mieszanych uczu. Wszystkie wiejskie wyrostki zawsze obmieway Gosy i ,,pogaduszki tej Dziewczyny ze witymi. Niejeden kamie przelecia obok jej
58

gowy, niejeden j trafi. Tylko Jon, kierowany nie wiedzie jakim impulsem, broni jej przed zoliwoci blinich. To on uspokaja rozjuszonego starego Darka, gdy ten grozi, e ,,pasem wytucze z Dziewczyny bajdurzenie o Gosach. Ale Jon te si zaniepokoi, gdy - zamiast niewinnych rozmw ze witymi o sile wiary i mioci do blinich Dziewczyna nagle wszcza z Gosami rozmowy o polityce. Polityka! I to jaka! Na najwyszym midzypastwowym szczeblu! Ta prostaczka chciaa zmienia bieg Historii przez najwiksze H! Ona, gupia, chuda dziewucha od krw, ktra nie umiaa nawet czyta i pisa! - Wic czego chcesz? - spyta jej wtedy zmczony monowadca z Wokuler. Zrobi wszystko, aby przestaa gada, gdy bd z tego same kopoty. - Chc szeciu zbrojnych dla ochrony, gdy bd przedziera si przez kraj do delfina. A zreszt Wystarczy piciu, szstego mam. Dasz mu tylko konia i zbroj. Podsuchujcy za potem Jon zesztywnia: wiedzia, e tym szstym ma by on. To jasne, e potrzebowaa cho jednej przyjaznej duszy; ale skoro ona z wasnej woli, a raczej z wasnej gupoty, wpltuje si w t awantur, to jakim prawem wciga te jego? Tak mu odpaca za to, e broni jej przed drwinami wsi?! Zamiast robi karier na zamku monowadcy z Wokuler, gdy umie czyta i pisa, bdzie uchodzi za wsplnika maej wariatki z Domremi?! - A co zrobisz, jeli to ci si uda? Zamy, e nie wpadniesz przedwczenie w apy najedcw, przedrzesz si do Sziny i trafisz przed oblicze delfina? - spyta nagle monowadca. - Powiem mu: Panie i Krlu mj, daj mi armi, a odbijemy miasto Orlin, pokonamy najedcw, a ty wrcisz na tron. Tego chce Dobry Bg, powiedzia mi to ustami witych Magorzaty i Katarzyny, z Michaem do pomocy. A oni nigdy si nie myl. Omylno to cecha ludzka, nie boska - odpara z moc Dziewczyna. Monowadca z Wokuler dugo milcza, jakby way w duchu to, co powiedziaa. Jon, biegy w rozumieniu monych tego wiata, domyla si, co moe myle: ,,Jeli ta wariatka zostanie tu, jako moja poddana i nadal bdzie rozpowiada wszystkim, kto tylko zechce sucha, e trzeba pokona najedcw i przywrci tron delfinowi, wczeniej lub pniej dotrze to do zaborcw, a ich krl osadzi mnie w twierdzy lub zetnie mi gow za tolerowanie jawnego podburzania do buntu. Zatem by ocali siebie i swoje stanowisko, musz zamkn jej usta. Ale jak to przeprowadzi, jak uciszy prostaczk i wariatk? Chyba ebym j zabi. Lecz gdybym j zabi, jej wyznawcy zrobiliby z niej wit. I to jak: wit mczennic! Takie s najgroniejsze! Gorsze ni za ycia! Wic najedcy ukaraliby mnie za to. Tak le i tak niedobrze. Najlepsze, co mog zrobi, to da jej, czego da i wysa j w diaby, niech robi, co chce, byle z daleka ode mnie i mojej wadzy. Ale na wszelki wypadek

59

Na wszelki wypadek w druynie zbrojnych bdzie jeden zaufany. Wiele wskazuje na to, e monowadca wybierze wanie mnie, Jona. Skoro tak, zapewne wkrtce wezwie mnie na sekretn rozmow - dokoczy myl monowadcy Jon. - Dobrze, otrzymasz piciu zbrojnych, a take konia i dodatkow zbroj. Skoro tak bardzo chcesz, to - zacz monowadca, ale Dziewczyna przerwaa mu, co wywoao dreszcz zgrozy u Jona, gdy nikt zdrowy na umyle nie przerywa monowadcom. Ona, co prawda, nie bya zdrowa - Niczego nie chc - powiedziaa Dziewczyna z naciskiem. - Nie rozumiesz, panie. Ja nie chc. Ja musz, gdy nakaza mi to Bg ustami trojga witych. Sama nigdy bym na to nie wpada i pewnie mi nie uwierzysz, ale boj si tego, co musz robi i wcale nie mam na to ochoty. Miaabym ochot wyj za m, mie trjk dzieci, kawaek yznej ziemi, ze cztery krowy, stado gsi i wity spokj. Gdyby jednak wszyscy robili tylko to, na co maj ochot - Do! - przerwa jej monowadca, ktremu nieobce byy meandry polityki, lecz niepojte byy zawioci psychologii. - Zbrojni przyjad jutro o wicie pod wiz na rozstaju. Bd tam z twoim przyjacielem, bdzie czeka na niego ko i zbroja. Sama przebierz si w mski strj, gdy wiejska dziewka jadca konno w asycie uzbrojonych dworzan wzbudzi podejrzenie nie tylko najedcw, lecz i swojakw. I ju nic wicej nie mw, syszysz? Z nikim nie rozmawiaj, nawet staremu Darkowi nie zdrad, e byem tak gupi, i ci posuchaem, rozumiesz? O wicie - pomyla Jon. - Skoro zbrojni bd jutro o wicie pod wizem na rozstaju, monowadca z Wokuler winien zaraz wezwa mnie na sekretn rozmow. Musz by zatem w domu i czeka na wezwanie Jon cicho przekrad si do swej zagrody, aby nie zwrci niczyjej uwagi. Czeka do pnej nocy, ale nie doczeka si wezwania od monowadcy. Za to przed nastaniem nocy przysza do niego Dziewczyna i daa wyraz gbokiej wierze, e Jon jej nie zawiedzie. O wicie pod wizem czekao na nich piciu zbrojnych ludzi z druyny monowadcy z Wokuler, dwa konie - jeden dla niego, drugi dla Dziewczyny - oraz zapasowa zbroja, ktr Jon woy z pewn niechci. Liczy na karier pisarza na dworze monowadcy, nie giermka. Dziewczyna wygldaa niezgrabnie w za duych portkach starego Darka obwizanych sznurkiem w pasie, a na burej koszuli miaa wielk, rwnie bur kamizel. To wtedy musiaa ci sierpem swoje pikne, dugie, czarne wosy, ktre przypominay teraz modego jea. Bystre oczy Jona od razu wyowiy w pitce ludzi tego, ktry otrzyma od monowadcy z Wokuler sekretn misj: wbrew pozorom nie by to potny osiek, przewodzcy druynie i zachowujcy si z haaliw pewnoci siebie. aden tajny
60

asystent nigdy nie by osikiem i nie rzuca si nikomu w oczy. Zatem musia nim by ten chudy, pitnastoletni Chopiec - ktrego twarz wydaa si Jonowi do tego stopnia znajoma, e a drgn na jego widok. Jedynie Chopiec nie mia na sobie zbroi, cho nosi u pasa krtki n. Mimo szarego witu, gdy rozchylia mu si koszula przy zsiadaniu z konia, Jon dostrzeg na Jego piersi dziwn, dug blizn, - jakby kto chcia mu wyj serce - pomyla, patrzc na Chopca i nie wiedzc, skd wzio si to skojarzenie, a zaraz po nim dziwna pewno: - On ju kogo zabi. A teraz cierpi, lecz jest gotw zabi znowu. Jego serce jest jak sopel lodu i std ten dziwny chd, ktry od niego czuj. Krlowa niegu musna go skrzydem swego paszcza Jon bezwiednie dotkn doni maego skrzanego woreczka. Zawsze nosi go na piersiach pod koszul, mimo e zawiera jedynie wysche, pachnce cierpko drobne ziele, ktrego przeznaczenia nie umia si domyli. Ale w kocu wite relikwie mieway rny charakter, na wszelki wic wypadek nie naleao pozbywa si przedmiotu, ktry, jak mu si zdawao, towarzyszy mu od urodzenia. Nikt powany w tych trudnych i niespokojnych czasach nie obywa si bez relikwii. Wida zaopatrzya go w nie matka, ktrej - podobnie zreszt jak ojca - w ogle nie pamita. Ba, dwik sw: matka, ojciec, przywodzi mu przed oczy niepojty obraz rozmigotanej, zielonej Puszczy, jakich niewiele byo w dzisiejszych, cywilizowanych czasach. Wikszo puszcz wycito, aby pobudowa domy, paace, witynie. Skrzany woreczek na pewno zawiesi mu na szyi kto, kto go kocha i o niego dba. Szkoda, e tego nie pamita. Niech wic woreczek sobie wisi, z relikwiami czy bez. Niech dalej szeleci w nim to zmurszae zielsko. On ma na gowie inne kopoty. - Czemu monowadca nie zaufa mnie, lecz wybra tego wyrostka? - myla, patrzc z niechci na Chopca. Ten w odpowiedzi skrzywi wargi w niemym, ironicznym, zimnym umiechu. W ten sam sposb spojrza potem na Dziewczyn i Jon poczu chd na plecach. - Zabije j, cho jeszcze nie wiem, w jaki sposb - odgad i w tym samym momencie zrozumia, e to Los kae mu sta pomidzy Dziewczyn a Chopcem. Widzc jej chud posta, odzian w niezgrabne portki starego Darka i te wielkie, ponce oczy wyzierajce z obnaonej, jakby nagiej gowy - Jon zrozumia, e w gruncie rzeczy zawsze j kocha. Jak siostr. Jak prawdziwie blini istot. Bezbronno tej wtej Dziewczyny wobec Gosw, ktre syszy i strach, ktry czuje, zmuszaj go do chronienia jej. Pomimo ogromnej chci zrobienia kariery na zamku monowadcy z Wokuler. Jon bowiem wiedzia, e gdyby monowadca wanie jego uhonorowa sekretn misj - byby gotw zdradzi Dziewczyn za cen kariery na zamku. Wic ile w tej nagle objawionej gotowoci bronienia jej byo prawdziwej woli, a ile chci pomsty na monowadcy, ktry wyrni Chopca, nie jego? Na to pytanie Jon nie umia sobie odpowiedzie. Moe co jednak byo w tej Dziewczynie, e wzbudzia w nim a tak mieszane odczucia? Moe bya kim wicej ni wiejsk wariatk?
61

- No, wic po co to wszystko? - ponowi pytanie, nie zraony jej niechtn odpowiedzi. Jechali lasem, czwrka zbrojnych monowadcy z Wokuler, ten zdumiewajco mody i pozornie mao dowiadczony sekretny posaniec, Dziewczyna w niezgrabnym mskim stroju, z nieudolnie obcitymi wosami i Jon. Zdaniem Chopca, do zamku w Szinie, gdzie przebywa delfin, jedyny syn prawowitego krla, byo ju niedaleko. Przez ca podr - wiele nocy i dni - mieli szczcie i nie natknli si na najedcw. - Wolno Prawda Mio - wymamrotaa niechtnie Dziewczyna w odpowiedzi na jego pytanie. - Nie rozumiem - odpar Jon. Zwrcia ku niemu pospn twarz, w ktrej pony oczy. W niczym ju nie przypominaa modziutkiej, pogodnej wieniaczki z Domremi, towarzyszki zabaw. - Zacznijmy od Mioci - powiedziaa. - Mio do Dobrego Boga nie pozwala mi odmwi Jego wezwaniu, nawet gdyby nioso najwiksze niebezpieczestwa. On wezwa mnie, bym przywrcia tron prawowitemu krlowi. Tu zbliamy si do Prawdy. Prawda jest taka, e tron nie naley do najedcw i choby ta wojna trwaa nie sto lat, lecz dwa tysice, choby na tronie osadzono nie jednego, ale stu uzurpatorw, tron naley si delfinowi lub jego potomkom. Nie wolno ze strachu wyrzeka si Prawdy. A Wolno Gdy ze strachu wyrzekasz si Prawdy, oznacza to, e nie jeste wolny, rozumiesz? Jon zdziwi si. Nie posdza prostaczki ani o takie rozumowanie, ani o tak gboki wywd. Nie umiaa przecie czyta ani pisa. Skd bray si jej te sformuowania? Czyby naprawd syszaa Gosy i mwia w natchnieniu? - Nie podoba mi si ta misja. Boj si jej. Boj si o ciebie - powiedzia. O siebie te - doda szczerze w duchu. - Ja te si boj - odpara smutno Dziewczyna. Jon odczeka chwil, zwolni bieg swego konia, pozwalajc, by Dziewczyna wysforowaa si na czoo druyny, sam za, udajc, e poprawia strzemi, zaczeka na Chopca. Ten jecha na kocu, siedzc niedbale w siodle, lekko zgarbiony, pogrony we wasnych mylach. Lew rk lekko przytrzymywa lejce, praw dotyka piersi. - Boli ci ta duga blizna? - spyta Jon, chcc sprowokowa Chopca do zwierze. Ale ten krtko si zamia. - Czemu pytasz, doktorku?

62

- Nie jestem medykiem - odpar speszony Jon, lecz mwic te sowa, dowiadczy nagle wraenia, jakby na uamek sekundy pogry si w jakiej niepokojco lnicej, nienaturalnej bieli. Ton w niej. Dusi si. Odetchn gboko i omamy znikny. - Moe bdziesz medykiem lub bye nim, nic o tym nie wiedzc - zamia si Chopiec. - Wiem, czemu wstrzymujesz konia. Pragniesz wywszy, jak misj powierzy mi wielmoa z Wokuler. - Jeli dostae zadanie, by podstpnie zabi Dziewczyn, to bd jej broni. A jestem od ciebie silniejszy - powiedzia Jon. - eby zabija, nie trzeba siy, tylko przekonania - zamia si kpico Chopiec. Powiem ci jednak, co umyli nasz wielmoa. adnemu z nas to nie zaszkodzi i nawet taki naiwniaczek jak ty sam dojdzie w kocu do tego. Ot jeli delfin przypadkiem zechce rozmawia z t mieszn dziewuch i jeli, rwnie przypadkiem, jej si powiedzie, to staniemy si jej druyn, gotow do ochrony z rozkazu monowadcy. Chronimy wybran istot, do ktrej Bg raczy przemwi gosami witych. Ale jeli na zamku w Szinie zamkn przed ni bramy lub zechc wyda j najedcom, wtedy jestemy zbrojnymi, ktrzy z rozkazu monowadcy z Wokuler eskortuj niebezpieczn wariatk podwaajc prawowito wadzy krlewskiej, nadanej z mocy Boga. Rozumiesz? - Rozumiem - powiedzia powoli Jon. - Monowadca jest chytrym lisem, w obu przypadkach ma szans na nagrod. Ale czemu mi to zdradzie? Przecie mog j ostrzec. - Ach, ona Ona jest najmniej wana. Ona jest tylko iskr, ktra moe, lecz nie musi rozpali ogie buntu. Jeli go nie skrzesze, utonie w mrokach niepamici. Jeli jednak dojdzie do buntu, to bd liczy si tylko jego skutki. Wtedy te nikt nie bdzie pamita o niej, bo przy wielkim ogniu nikt nie zwraca uwagi na iskr. Trzeba, by ludzie o niej zapomnieli - wyjani Chopiec i znowu si zamia. Jon pomyla, e w jego miechu jest co nienaturalnego: e ten wyrostek mieje si na znak radoci, mieje si, gdy si gniewa - i moe si mia, gdy bdzie zabija. - Jeli nie dojdzie do buntu, to to pozwolicie jej wrci do Domremi? - Powiedziaem ci: ona musi uton w mrokach niepamici. W obu przypadkach. Zarwno gdy jej misja powiedzie si, jak i wtedy, gdy skoczy si niczym. I tak si stanie. Od tego tu jestem. Chopiec znowu si zamia, a w jego ostrym miechu Jon wyczyta ca prawd: obojtne, co osignie Dziewczyna - musi zgin. Bo tu chodzi o polityk, nie o Boga. Chopiec j zabije. Chopiec umie to robi - i lubi. I Jon gorczkowo myla dalej: Tak, ta Dziewczyna z Domremi to wariatka, nawiedzona prostaczka, ktra wpltaa si w wielk
63

polityk - ale czy musi paci za to yciem?! I czy ja - przemkno mu przez gow - czy ja musz nadstawia za ni karku? Jeli to uczyni, moja kariera u wielmoy z Wokuler bdzie raz na zawsze przekrelona. - Oto i zamek w Szinie - powiedzia przywdca druyny, potny osiek, na ktrego bary z trudem zapewne dobrano kolczug. Cay czas jecha na przedzie i sam podejmowa decyzje co do kierunku drogi, lecz teraz przyhamowa konia i spojrza pytajco na Chopca, bezwiednie zdradzajc jego prawdziw rol. - Ona zastuka do bram zamku, my zaczekamy z tyu. Jeli j wpuszcz, przyczamy si - rzek pgosem Chopiec. - A jeli nie? - zapyta osiek. - Wtedy powiem wam, co dalej - odpar wyrostek. Dziewczyna, nie suchajc ich i nawet nie patrzc w ich stron, ruszya do gwnej bramy warownego zamku. Jon zawaha si na moment, lecz pody za ni. W pewnej odlegoci za nimi, udajc nastpn grup podrnych, jechaa druyna wielmoy z Wokuler. Dla kogo z boku cay ten orszak wyglda na grupk obcych sobie ludzi: samotna Dziewczyna, nieudolnie udajca mczyzn ubranego w niezgrabne, siermine portki, jadca na rasowym, rycerskim koniu; kilka metrw za ni jecha szczupy, cho dobrze zbudowany modzieniec, wygldajcy na sympatycznego obieywiata; za t dwjk czworo zbrojnych w barwach monowadcy z Wokuler - a na kocu chudy wyrostek o nazbyt dorosym spojrzeniu. Kto umiejcy czyta z rysw twarzy mgby pomyle, e w Chopiec zbyt duo wycierpia jak na swj wiek i ju zobojtnia na cierpienia innych; dlatego sam jest skonny zadawa bl. Dziewczyna zsiada z konia i stukaa drobnymi piciami w kute bramy zamku w Szinie, lecz nie by to dwik, ktry mgby kogokolwiek zaalarmowa. Obejrzaa si bezradnie na Jona, ale ten zawaha si, podjecha jednak bliej i kilkakrotnie uderzy we wrota mieczem, otrzymanym od wielmoy. Chopiec i jego zbrojni wyczekiwali z ciekawoci. - Kto si tam tucze? - usyszeli podniesiony gos zza bramy. - Otwrz, panie - poprosia Dziewczyna. - Wioz wane poselstwo dla delfina. - Czy moe wasza wielmono poda swe szlachetne imi, abym - zacz stranik, otwierajc rwnoczenie bram i nagle urwa. Jego wzrok pad na zniszczone portki i bur, wiejsk kamizel Dziewczyny i niemal automatycznie zacz ponownie zamyka odrzwia. Lecz nie zdy ich zamkn. Jon wsun swj miecz w szpar i mczyzna odruchowo si cofn. Oboje z Dziewczyn szybko wjechali do rodka. Tu za nimi, z tupotem koskich kopyt, przemkn Chopiec ze swoj druyn.
64

Byli wewntrz zamkowych murw i mimo wrzaskw wartownika, ktry przynagla stra do pocigu, gnali dziedzicem w stron gwnego zamkowego wejcia. Tu take peno byo stray, ale Dziewczyna nie zwracaa uwagi na jej wezwania. Ruszya na stranikw swym koniem, zmuszajc Jona, by uczyni to samo. Po chwili oboje biegli podcienionym korytarzem, a koskie wodze rzucili zaskoczonym gwardzistom. W zamkowym korytarzu byo peno dworzan. Usuwali si pochliwie przed dwjk podrnych, za ktrymi - w pewnej odlegoci - posuwaa si druyna Chopca. - Wariatka z Domremi Nawiedzona syszca Gosy Wieniaczka, ktra chce walczy o tron - rozlegay si wok szepty pene ciekawoci lub drwiny i Jon poj, e sawa Dziewczyny ju dawno przekroczya granice posiadoci wielmoy z Wokuler. Dopiero teraz w peni poj, dlaczego w chcia si jej pozby. Iskra ju wzniecia ogie, na razie wty, dopiero pega to tu, to tam. Ku zdziwieniu Jona ta wiejska dziewucha, za ktr poda peen mieszanych odczu, czua si w wytwornym zamku w Szinie jak u siebie. Nie widzia na jej twarzy ani przestrachu, ani unionoci czy kornego zachwytu nad wspaniaoci dworu i dworzan. - Prowadcie mnie do delfina - powiedziaa zdecydowanym tonem do jednego z lepiej odzianych dworzan i pocigna go zgrubia doni (z zastarzaymi, czarnymi obwdkami wok paznokci: od bydlcego gnoju, od szorowania podg) za elegancki, brokatowy strj. Dworzanin cofn si wystraszony, a wok rozlegy si ciszone chichoty. Dwr zaczyna bawi si sytuacj. Na tyle dobrze, by w ogle nie zauway, e poza Dziewczyn i towarzyszcym jej Jonem - jest tu jeszcze czterech zbrojnych i niepozorny Chopiec. Mia on uatwione zadanie: sekretni posacy nie powinni rzuca si w oczy. Uwag wszystkich skupiaa Dziewczyna. Przepychajc si tak poprzez gstniejcy i coraz bardziej rozbawiony tum dworzan, Dziewczyna woaa raz po raz: - Gdzie jest nasz pan, jedyny prawowity krl i wadca? Gdzie jest delfin? Prowadcie mnie do niego! Dworzanie rozstpowali si niechtnie, gdy kady pragn obejrze z bliska wariatk z Domremi, zajrze jej w twarz, dotkn z odraz jej ostrzyonych na jea wosw i dziwacznego stroju - lecz rwnoczenie w ich cofaniu si, gdy zrobili jej przejcie, byo co niezwykego, co Jon natychmiast dostrzeg. To wskie przejcie wrd eleganckiego tumu samo ich wiodo do duej, penej przepychu sali, w ktrej potny, krysztaowy yrandol rozjania wntrze tysicem wiate. Rozstpujcy si strojny tumek wskazywa Dziewczynie drog do jednego z ktw sali, gdzie ju z daleka dostrzec mona byo jakie zamieszanie. Jedni dworzanie odsuwali si, inni przeciwnie zasaniali sob kogo przed wcibstwem przybyszw.

65

Delfin nie chce jej widzie. I nie chce, aby ona rozpoznaa go wrd tumu. Ale tum bezwiednie wskazuje jej drog, rozstpujc si. Inaczej nigdy nie odnalazaby nastpcy tronu - pomyla Jon i wycigajc gow, stan na palcach. W kcie wielkiej, urzdzonej z przepychem sali, wrd grupki dworzan, kry si - skulony jak zajc pod miedz - potomek prawowitych krlw. Jon od razu rozpozna charakterystyczny duy nos i wypuk, jakby wydt doln warg - znak rozpoznawczy rodu, ktrego wizerunki, w osobach kolejnych wadcw, przez dugie lata wybijano na monetach. Ku jego zdumieniu Dziewczyna bezbdnie odgada, gdzie on jest i ktry to z licznej grupy wielmow, mimo e zdy zamieni peruk i frak na mniej dostojne szaty. Zamiast haftowanego zocicie stroju ubrany by w zwyky plusz, pozbawiony wspaniaej, lnicej kryzy, a jego peruka przedstawiaa opakany widok. - Ty, panie, jest krlem - powiedziaa Dziewczyna dwicznym, mocnym gosem i mocn, ma doni uja poy jego fraczka, by przywrci delfinowi pionow postaw. Wydta warga delfina bezwiednie wywina si jak do paczu. - Nie, nie - wyjka. - Mylisz mnie z kim innym, przysigam - Na ciebie wskazuj znaki od Boga - odpara Dziewczyna i cofajc si kilka krokw, zoya mu gboki, cho, mao dworski, niezgrabny ukon. By to ukon prostej wieniaczki bez manier. - Nie jestem delfinem - protestowa modzieniec, a jego twarz poblada ze strachu i wciekoci na dworzan, e go wydali. Dziewczyna spojrzaa na niego z mimowoln pogard, ale w jej postawie wida byo determinacj i jaki szczeglny rodzaj zachwytu. Zniya gos do szeptu i rzeka: - Nie bj si, mj panie. Przysigam, e najedcy nic ci nie zrobi. Przeciwnie, pokonasz ich z pomoc Boga i zostaniesz namaszczony na krla w wielkiej katedrze w Rims. A ja bd tego wiadkiem. Delfin jednak wci by przeraony. Byo wida, i dawno ju pogodzi si z utrat tronu na rzecz najedcy. Pragn tylko spokoju, dobrego jedzenia, piknych dam dworu wok, wygodnego ka z puchow pociel, dworskich bali, na ktrych mg najpikniej taczy. By gotw na kade upokorzenie, byle odsun myl o wojnie, ktr wszczli jego pradziadowie. - Nie nie - powtarza teraz, cofajc si przed Dziewczyn, ktra zirytowana kiwna na Jona: - Poka najjaniejszemu panu, co nosisz w woreczku na szyi - powiedziaa gono.

66

Jon zdrtwia: w woreczku przecie niczego nie byo! Owszem, mwiono, e zapewne jest w nim relikwia - byy to wszak czasy, gdy nikt rozsdny nie porusza si po drogach bez relikwii, dajcych rkojmi boskiej ochrony. Ale Jon sprawdzi zawarto swego woreczka po wiele razy i niczego w nim nie znalaz. Byo w nim tylko jakie pokruszone ziele i to wszystko. Zapewne jaki chciwy mnich sprzeda owo ziele rodzicom, wmawiajc, i roso pod Krzyem, ale tylko naiwni wierzyli mnichom i dawali im za nie, za jak uud, twarde, prawdziwe zoto. - Poka! - powtrzya z naciskiem Dziewczyna i Jon bezwiednie sign pod koszul. Dworzanie skbili si teraz wok niego, prawie wac mu na plecy, aby ujrze, co ma ukryte na piersi. Jon drcymi domi szarpn za rzemie i z uchylonego woreczka wysuna si biaa lilia, a waciwie tylko jej szlachetny, niepowtarzalny w wysmukej linii kwiat. - Lilia! Lilia! wiea lilia! - przebieg przez sal szept, ktry powoli przechodzi w narastajcy krzyk. Lilia bya przecie symbolem krlewskiego rodu. Lilia kwita, jak wikszo kwiatw, jedynie latem! A wanie dzi pierwsze mrozy skuy bur ziemi za oknami zamku w Szinie - Oto znak. Bg, mj panie, wie, czego od ciebie da. Bg wie, co chce ci da. Nie zawiedzie ci - umiechna si Dziewczyna i jej umiech bysn janiej ni tysice wiec w yrandolach u rzebionego sufitu. - Czego chcesz? - spyta delfin, prostujc si i odruchowo poprawiajc peruk. Jego wypielgnowane donie trafiy na obce, niewiee loki i blada twarz powleka si rumiecem. Mimo to jakim cudem wskrzesi w sobie resztki rodowej godnoci i ponowi pytanie: - Czego zatem chcesz ode mnie? Co nakazuj ci czyni twoje Gosy? - Nakazuj mi da od ciebie armii, abym moga ruszy na Orlin i odbi go z rk najedcw. To bdzie nasze pierwsze wsplne zwycistwo. Po nim przyjd nastpne, a potem potem najedcy opuszcz nasz kraj, a ja bd podziwia tw koronacj w wielkiej katedrze w Rims, mj panie - odpara Dziewczyna z moc, a w wielkiej sali po krtkiej, lecz przejmujcej ciszy zawrzao od podnieconych gosw. - Dostaniesz armi - powiedzia nagle delfin. Wtedy z tumu dworzan wystpi Chopiec i przyklkajc przed delfinem, owiadczy: - Panie nasz i wadco, jestemy orszakiem wielmoy z Wokuler, ktry nakaza chroni t Dziewczyn w czasie dugiej podry z Domremi do zamku w Szinie, na wypadek, gdyby okazaa si by ci uyteczna
67

- Bdcie zatem naszymi gomi w zamku. A wielmoy z Wokuler przekacie, e bdziemy o nim pamita w dobrej godzinie, jeli taka nadejdzie - powiedzia sabym gosem delfin i po namyle dorzuci ostrzej, wydymajc doln warg: - W zej te - po czym odwracajc si plecami, opuci komnat. W sali zapada gucha cisza. - Jej ustami rzeczywicie mwi Bg - pomyla wstrznity Jon. Wariatka z Domremi, nierozgarnita pasterka krw, towarzyszka niewinnych zabaw zza potu, wobec ktrej odczuwa na przemian to bratersk mio, to lito, bya naprawd Gosem Boga. Dotkn ukrytego pod koszul woreczka, jakby chcc sprawdzi, czy nadal jest w nim wiea lilia, lecz rka napotkaa jedynie skruszone ziele. Ruszy za Dziewczyn, ktr dworzanie wiedli do osobnej komnaty. Jej druyna otrzymaa komnatk obok. - Dobrej nocy. Szykujcie si na wojn - powiedziaa Dziewczyna, umiechajc si do Jona. Jej wzrok omija Chopca, tak jakby go wcale nie byo. Wie, po co tu jest, pomyla Jon i nagle doda w duchu: Przecie to oczywiste! Skoro Bg rozmawia z ni poprzez witych, musi wiedzie, kto j kocha, a kto bdzie zdrajc Ale Chopiec nie straci rezonu. Gdy Jon zoy gow na posaniu, nagle usysza szept. Wyrostek kuca koo jego oa i mwi: - Chyba jej nie uwierzye, co? Chyba wiesz, po co tu jeste i na co On liczy? - Wielmoa z Wokuler? - spyta Jon take szeptem - Gupcze, c znaczy jaki wielmoa wobec istot, ktrych myl przekracza granice wiatw i czasu? Dobrze wiesz, kogo mam na myli. To ty naznaczye mnie w Jego imieniu - i Chopiec rozdar koszul na piersi, pokazujc dziwaczn, dug blizn, cignc si od obojczyka po brzuch, wzdu linii serca. - Ja Ja przecie nigdy - zacz zdumiony Jon, ale Chopiec cign dalej: - Mniejsza o twoj pami, ktra ma wymiar jednej przestrzeni, niby szklanej klatki, cho mgby j rozbi i sign dalej, w przd i wstecz. On przysa ci tu, aby przeszkodzi Dziewczynie. Tylko przez przypadek interes Jego i wielmoy z Wokuler jest zbieny, gdy poza tym c moe czy bogatego prostaka z potn Myl, ktr powoaa do istnienia wiara? Wielmoy chodzi o doran, gupi polityk, ktra na kartach Historii zajmie par linijek druku, a Jemu o co cakiem innego! - Powiedz, o co chodzi z t polityk, lecz nie mw o czym, czego nie pojmuj i nie chc pojmowa - odpar Jon, instynktownie bronic si przed tajemnicz wiedz. Sowa Chopca, gdy wykraczay poza szar, smutn, lecz znan mu rzeczywisto, przejmoway go lkiem. Odruchowo zacisn do na skrzanym woreczku, jakby ten mia go chroni przed Nieznanym - i uspokoi si.

68

- Polityka to co strasznie prostackiego: ju dawno winiene zrozumie, dlaczego wariatka z Domremi musi umrze i ani obecne, ani przysze pokolenia nie bd pamita jej imienia - zamia si Chopiec. Jon milcza, a ten cign dalej: - Prawowitemu wadcy potnego kraju nie moe przywraca korony wiejska dziewucha! To umniejsza wielko tronu! To pierwsze prawo wielkiej polityki - e trony mog przywraca lub obala tylko wielmoe. A oto i drugie: Bg nie moe przemawia ustami zwykej wieniaczki. Bg, zdaniem wielmow, ksit kocioa i krlw, wybraby do tego celu kogo znaczniejszego. - A jednak Gosy zwracaj si wanie do niej. Wielmoe za poddali si, podpisali traktat i wyrazili zgod, aby krlem zosta najedca - zacz Jon, ale Chopiec ju mia odpowied: - lecz chtnie skorzystaj z tego, co osignie ta gupia, mieszna wieniaczka, ale potem, rozumiesz, potem ona musi znikn. A teraz o Nim i Jego woli nie, nie kr gow, nie wyrywaj si, nie uciekniesz od swego przeznaczenia. Nie jestem Jego wyznawc, ba, w ogle Go nie znam, niekiedy tylko czuje Jego obecno, lecz musz przypomnie ci, e jeste tu z Jego woli. On za yczy sobie, by nikt nie pamita imienia wariatki z Domremi, ona bowiem i Gosy pochodz od innego Boga, z ktrym On prbuje rywalizowa. Co innego, gdyby ona moga usysze Jego gos, lecz wanie na to jest cakiem gucha. - Kim On jest? - wykrztusi Jon. - Nie wiem. Ty to wiesz. Ja tylko, dotykajc mojej blizny, czuj idcy od niej chd, sysz wtedy swoje Gosy, rozumiesz, gupcze? Sysz Gos Kamienia, cho niewtajemniczonym kamie wydaje si by milczcy! - zamia si cicho Chopiec. Przez uamek sekundy Jonowi wydao si, i zatrzsa si pod nim ziemia, dudnicy i bezdwiczny Gos wypowiedzia za z martw obojtnoci niezrozumiae Sowo: GRBHDWBGWZ Jon z trudem zapa oddech, kurczowo zacisn do na skrzanym woreczku i szepn, nie wiedzc, do kogo mwi: do Chopca czy do Gosu: - Odejd - Odejd, lecz nie sd, e razem ze mn odejdzie twj problem. - Chopiec umiechn si kpico i znikn w mroku komnaty, a Jon zasn, trzymajc do zacinit na maym, skrzanym woreczku, czujc bijce od niego agodne ciepo. I zasypiajc, wiedzia, e dokona wyboru i od dzi jest giermkiem, przyjacielem, obroc wieniaczki z Domremi i e zrobi wszystko, aby ya. Jeli nie ona, to choby pami o niej.

69

stali z Chopcem na wzgrzu koo Orlin i patrzyli, jak skpa liczebnie armia, ktr delfin odda pod rozkazy Dziewczyny, ostatecznie przegania z miasta armi najedcw, mimo jej liczebnej przewagi i lepszego uzbrojenia. - Wygraa - mrukn Chopiec, marszczc ciemne brwi. - Teraz bdzie wygrywa dalej. Wszystkie bitwy. Tak dugo, pki arcybiskup nie naoy korony na skronie delfina w wielkiej katedrze w Rims. - Wygraa! - cieszy si Jon, czujc, jak mocno bije mu serce. Dziewczyna wanie zbliaa si ku nim na swym buanku. Nie miaa ju na sobie za duych, zniszczonych mskich portek i wenianego kaftana. Nie wygldaa na wariatk z Domremi. Jej le ostrzyon, ciemn gow przykrywa byszczcy hem. Bya w lnicej zbroi, ktr z rozkazu delfina dopasowano na ni na zamku w Szinie. Orszak delfina zmierza wanie do Orlin, by obj miasto w posiadanie. - Jonie! Miasto jest znowu nasze! A delfin wreszcie mi wierzy! - krzyczaa z daleka Dziewczyna, manewrujc zrcznie swym buankiem pord koni rycerstwa. Wszyscy rozstpowali si przed ni z szacunkiem, jakby bya rwna wielmoom lub nawet przewyszaa ich. - Uciskaj j. Powiedz, e na krtko zboczysz z drogi, aby odwiedzi ciotk w grach i e zaraz wracasz. Musimy przedrze si do najedcw - mrukn Chopiec. - Po co? - Bo tylko oni znajd sposb, ktry zadowoli wielmow i delfina i tego, o Ktrym nie chcesz myle. Wieniaczka z Domremi zniknie z tego wiata i z pamici przyszych pokole. Tak jakby jej nie byo. I nikt nie bdzie mwi, e kiedykolwiek bya taka, co syszaa Gos Boga, dokonaa cudu, zostaa wit - umiechn si Chopiec, patrzc nieprzyjanie na zbliajc si Dziewczyn. - Po co mi to mwisz?! Przecie ostrzeg j! - zawoa porywczo Jon. - To niczego nie zmieni - zamia si Chopiec. - Ona jest nawiedzona, a nawiedzeni robi swoje, nie baczc na groce im niebezpieczestwa. Ona ju teraz jest gotowa odda ycie za Spraw. I Chopiec zmusi swego konia do galopu, oddalajc si w stron, w ktr uciekaa armia najedcw. Jadc, oglda si za Jonem, jakby czeka, e ten za nim ruszy - lecz Jon tkwi na swoim miejscu, czujc, jak co cignie go za Chopcem, a rwnoczenie wyrywa si ku Dziewczynie i cieszy jej radoci. - Zdradzi nas - rzeka Dziewczyna, zatrzymujc konia i patrzc za znikajcym Chopcem. - Wreszcie nas zdradzi. Czekaam, kiedy to zrobi. Teraz mi lej. Boj si

70

tego, co nadchodzi, ale gdy ju nadejdzie - urwaa stropiona. W tym momencie nie przypominaa wieniaczki z Domremi. Inaczej si poruszaa si, uywaa innych sw, zmieni si nawet jej akcent i melodyka zda. - Zginiesz. Nie wiem kiedy, ale zginiesz - rzek Jon. - Tak. Wiem. - I co? - spyta. - Bardzo si boj. Lubi ycie. Lubi wity w Domremi, gdy soce wstaje nad pastwiskami, gdy zaczynaj rycze krowy, parskaj konie. Lubi zachody soca i oczekiwanie na noc. Lubi noc, gdy niesie dobre sny. Lubiabym swoje dzieci, gdybym je miaa. Nie lubi Gosw, bo ka mi robi co, do czego nie dorosam. Za duo ode mnie daj. Nie chc umiera, lecz skoro inaczej nie mona Jeli inaczej nie mona, Jonie, chciaabym przynajmniej nie ze wszystkim umrze - rzucia krtko i pognaa konia tam, gdzie orszak delfina poyskiwa z oddali zotem i srebrem. Jeszcze na moment odwrcia gow i krzykna: - I chciaabym, eby przy tym by, Jonie! Jon nie wiedzia, czy mwi o przyszym zwycistwie i koronacji delfina, czy o swojej mierci. Potem zrozumia, e o tym drugim. - Jak bardzo si zmienia - myla Jon. - Tak wiele wie, tak duo rozumie. Tej nocy, zasypiajc w onierskim namiocie, Jon ujrza przed oczami rozmigotane barwy - , czerwie, purpur - a potem gszcz potnych drzew. Ale bya te zielono zielone ZIELONE *** gdy schodzi ostronie z ramion Boga, drzewa wyday mu si mniej zielone, a bardziej w jesiennych barwach, ci, czerwieni, purpury. Kamienna materia posgu chwilami kruszya si pod stopami i musia uwaa, by le nie stpn. Gdyby spad z tej wysokoci, nieuchronnie by si zabi. Odpocz, przystajc zwyczajowo na wystajcym ppku Bezimiennego i wtedy nagle jego czubek si odama i spad na owalny plac, rozsypujc si w py. - Doczasz do prochw swych ofiar - szepn Jon. - GRBGDBGHWZ - odpar stary Bg kamiennym, zimnym gosem i Jon nie dosucha si w nim alu ani lku. By to wci ten sam gos i te same niepojte sowa.

71

Ale z siedmiopalczastej doni w czasie nieobecnoci Jona odupa si najmniejszy palec. Bezimienny krwawi bez krwi. Kamienna Droga niosa Jona, jak na skrzydach, ku Wiosce i onie. skra na brzuchu Gai bya napita i gadka, gdy musiaa si solidnie rozcign, by zrobi miejsce dla ich syna. - Dugo mnie nie byo - powiedzia, tulc j mocno i dotykajc doni ciepego, wypukego brzucha. Licie na drzewach dojrzewaj, by opa, a brzuch Gai dojrzewa, by wyda owoc. Nasz owoc - umiechn si, czujc, jak mio do ony wypenia go caego i przeszywa bolenie, od czubkw palcw u ng po kocwki gstych, jasnych wosw. - To dopiero szsty miesic ciy. Ale a trzy miesice twojej nieobecnoci odpara Gaja i mrugniciem powiek ukrya zy, ktre schoway si z powrotem w kcikach jej oczu. - A trzy miesice Znw trzy miesice! - westchn niecierpliwie Jon. - Wic nie wiesz, jak dugo tam bye? - zdziwia si Gaja. - Nie mierz czasu i chyba tam pynie on inaczej. W ogle niewiele pamitam z tego, co jest TAM. Pamitam chyba pamitam chudego Chopca z soplem lodu w piersiach zamiast serca. Co mu zrobiem. Nie wiem co. Nie chciaem mu robi krzywdy, to wiem na pewno. Jeli mimo to stao si co zego, bya to wola Tego, ktry mnie woa z Kamiennej Drogi. Pamitam te Dziewczyn, ktra cia wosy sierpem i wygldaa jak wariatka, ale nie bya wariatk. I pamitam lili. Kwiat lilii - Lili? - zdziwia si Gaja i poruszya niespokojnie w ramionach ma. - Wiele dni temu przyszed do mnie stary kapan, Isak i powiedzia, ebym posza nad staw w Puszczy i zerwaa lili. Biay kwiat lilii. By pikny Jest pikny - poprawia si. Woyam go do dzbana z wod. Patrz, stoi wci tam, na stole, cho mino tyle czasu i dawno powinien zwidn. Jest cigle wiey, jakbym go zerwaa wczoraj. Widzisz? - Widz - szepn Jon, dotykajc odruchowo woreczka na piersiach. Szelecio w nim tylko ziele niepospolitego serdecznika, biaa za lilia w dzbanie przechylaa liczn gwk na smukej, zielonej szyi. Jej biel bya niepokojca, a ksztat co przypomina. I nagle kwiat zacz widn. Umiera bezgonie na ich oczach, chylc gwk coraz niej i niej, szarzejc i kurczc si w sobie. Patrzyli na w milczeniu, a wreszcie Gaja podesza do stou, wyja z dzbana zwid rolin i wyrzucia przez uchylone okno do ogrdka. Dopiero nazajutrz, gdy obudzili si po dugiej nocy, ona powiedziaa Jonowi, e szaman choruje.
72

- dopada go staro, ale tak nagle, jakby w jednej chwili wesza do jego namiotu i rozsiada si w nim na dobre. - Szaman? Nie moe umrze! Nie ma prawa zostawia mnie samego! Obieca, e odejdzie dopiero wtedy, gdy wrc z Drogi! - zdenerwowa si Jon. - Zaniosam mu wczoraj posiek. Ryb. Wiesz, e on ywi si tylko ryb i zioami. Zaniosam mu j, a on kaza ci powiedzie, eby by spokojny - bo nie umrze przed czasem. Ale le wyglda. Jest tak strasznie stary Tak dugo si trzyma, a tu nagle, w cigu paru dni, przygiy go do ziemi lata. Niepokojca wizja mierci starego czarownika skierowaa myli Jona ku yciu. - Obmylia ju imi dla naszego syna? - spyta. - Tak. Bdzie nosi takie samo imi jak jego ojciec: Jon. - Nie! - zaprotestowa. - To pikne stare imi. Twoje imi. Imi twych pradziadw. Wymylono je setki lat temu specjalnie dla mskich potomkw twojego rodu! - obruszya si Gaja. - Nasz syn otrzyma nowe imi. Jedno z tych, jakie przynieli z Dalekiego Kraju ludzie w dugich sukniach. Poradzisz si w tej sprawie Ezry, on je wybierze, tak aby byo najwaciwsze - Ezra? - zdziwia si Gaja. - Zdawao mi si, e go nie lubisz! - Rnie to bywa - przyzna niechtnie Jon. - Nie znaczy to, e go nie ceni. Ezra wie wszystko o Cywilizacji. On j tu sieje i sadzi jak nowy rodzaj kwiatw, on j pielgnuje i zakorzenia. Wanie on. A nasz syn musi ze wszystkim nalee do Cywilizacji, nie do starych czasw. - Bdzie, jak zechcesz - szepna Gaja i wtulia gow w jego szerokie ramiona. Jon nie zwleka z odwiedzeniem szamana. Starzec spoczywa na ou ze skr w swym ubogim namiocie. Zmarszczki na jego niadej, jakby przydymionej twarzy podobne byy bruzdom obionym w ziemi przez drewniany pug. Kciki ust opady, a spocone, dugie, cho rzadkie wosy oblepiay wypuk, guzowat czaszk. Jonowi wydao si, e szaman cay zszarza. Tylko w jego oczach wci lni pomie. A moe by to odblask ognia, ktry tli si obok oa w elaznym palenisku? - Potrzebujesz medyka - powiedzia Jon, biorc w swoj do drobn, wysuszon rk starca.

73

- Sam sobie jestem medykiem, zapomniae? Zawsze lepiej leczyem choroby ni ludzie w dugich sukniach - umiechn si z wysikiem szaman. - By tu zreszt noc kapan Isak, tak aby go nikt nie widzia, lecz jego wywary z zi s sabsze ni moje. On zreszt o tym wie. Nie wystarczy przecie zebra ziele i je zaparzy! Musi by odprawiony waciwy rytua, inny dla kadego z zi i kadej z chorb. Skd kapan moe go zna, skoro rytua liczy sobie tysice lat? Nigdzie na Ziemi nie byo jeszcze kapanw, a ju byy nasze rytuay. Ale na chorob, ktra mnie zera, nie ma lekw, nie ma te zi, Jonie, a czas czarw bezpowrotnie przemin. Moe kiedy wrci - Nie moesz umrze! - zawoa Jon z rozpacz. - Wszyscy musimy kiedy umrze. Lecz nie obawiaj si, moja pora nadejdzie dopiero wtedy, gdy skoczy si twoja Droga. - Zatem jest ju tej Drogi tak niewiele? - wyrwao si Jonowi. Przez wskie usta szamana przemkn umiech. Zapanowaa midzy nimi cisza, w ktrej sycha byo tylko ciki oddech starego czarownika. On te przerwa milczenie: - Trzy noce temu usyszaem guchy huk w Puszczy po tamtej stronie Rzeki. Jakby co pko i spado, a pkajc, aobnie zawodzio. Nie drzewo. Drzewo piewa inaczej, gdy umiera. Wic to musia by On. Tym bardziej e Jego Gos jest coraz cichszy, a bywaj noce, gdy cakiem milknie. Czy to moliwe, Jonie? - i starzec urwa, jakby nie chcia koczy swej myli. - Posg rozsypuje si - przyzna Jon. - Odpad Mu koniec ppka i palec u jednej doni. Gazy staj si porowate i wykruszaj si. Nie wiedziaem, e zosta On stworzony z tak kruchego kamienia. Gdy byem tam po raz pierwszy, wydawao mi si, e kamie jest twardy i niezniszczalny. A moe Bezimienny ju zbyt dugo stoi, wystawiony na wichry, upay, deszcze i mrozy? - Stoi tam od tysicy lat nienaruszony i potny. Nie szkodziy mu dotd ani huragany, ani woda, nieg czy soce. Nikt z nas nie wie, kto Go wyciosa i wznis. Nikt nie wie z jakiego gatunku kamienia by wykuty i czy wykua Go ludzka rka. Ale wiedzielimy, e jest wieczny. Jeli niszczeje - i starzec raptownie urwa. Staa si bowiem rzecz niesychana: do namiotu wszed kapan Ezra. Jon zesztywnia, a szaman znieruchomia, cho na jego twarzy nie byo wida lku, tylko zdumienie. - Umierasz - rzek krtko kapan, ktry zlustrowa wzrokiem wszystkie kty namiotu i upewni si, e nie stoi w nim aden bawan na szkod Plemienia. Skd Ezra mg wiedzie, e szaman nie potrzebowa wizerunkw starych bstw, bot i Bogw, by je widzie, sysze i z nimi rozmawia? Mody kapan wierzy gboko, e kady inny Bg, ktry nie jest jego wasnym, jest bawanem, wszelka inna wiara
74

bawochwalstwem, wyznajcy j za s poganami. Ezra nie wtpi te, e ostatni poganin tego Plemienia wkrtce przestanie niepokoi Wiosk sw obecnoci. - Umierasz, czarowniku - powtrzy kapan, a starzec bez sowa skin gow. - To jeszcze potrwa. Nie sd, e to si stanie dzi lub jutro - wtrci Jon z bezsiln zoci. Szczero Ezry bya zbyt brutalna, by pomin j milczeniem. Ezra jednak nawet na niego nie spojrza. Wzrok wbi w twarz osabionego starca, a spojrzenie mia natchnione, cho nieprzejednane. W jego twarzy nie byo satysfakcji, lecz nie byo te alu. Nie przybywa w zych intencjach - wedle niego w najlepszych. - To twoja ostatnia szansa, szamanie. Daj ci j. Moesz wyzna mi swoje grzechy i pokaja si za nie, a wwczas Kto wie? Moe mimo twych straszliwych grzechw ominie ci piekielny ogie? Chc ci pomc, to mj obowizek - stwierdzi rzeczowo mody kapan. - On niczym nie zgrzeszy! - zawoa Jon, ale starzec da znak rk, by si nie wtrca. - Cae ycie si kajaem, kapanie - powiedzia cicho stary czarownik. - Dlatego odchodzi bd z dum, nie z pokor. - Jeste poganinem i jeli umrzesz w tym stanie, skoczysz w ogniu piekielnym! zawoa wzburzony Ezra. - Dla mnie, ktry wierzyem w swoje bstwa, to wanie ty jeste poganinem, czowieku w dugiej sukni - umiechn si z wysikiem szaman. Ezra spurpurowia, a Jon wstrzyma oddech. Jeszcze nikt w plemieniu tak otwarcie nie upomnia si o prawa starych Bogw. Czarownik za, cae ycie pokornie schodzcy z drogi kapanom - tak jakby uzna wyszo nowego Boga nad swoim starym i porzuconym - teraz, odchodzc z doczesnego ycia, odway si postawi znak rwnoci midzy star a now wiar, cho nowa podbijaa wiaty. - Twoja wola, bawochwalco, twj grzech i twoje pieko. Na szczcie nie masz syna, zatem po twym odejciu zabraknie w Plemieniu naturalnego nastpcy szamana cign tymczasem Ezra z pewnego rodzaju triumfem. - A ja si nie zgodz, aby Plemi wybrao nowego czarownika - tu wzrok Ezry przelizn si po stojcym w kcie namiotu Jonie - lub eby cigno go do Wioski z ssiednich osad. Ty jeste ostatni. Po tobie nie bdzie tu nikogo, kto mciby ludziom w gowach i uprawia kult bawanw. Stary szaman zacz zbiera siy do odpowiedzi, ale wwczas do namiotu wszed kolejny nie zapowiedziany go - Isak. - Wyjd std, Ezro - powiedzia surowo. Syszaem twoje ostatnie sowa. Niczego nie rozumiesz, a niewiele czujesz. Nie bd

75

prbowa ci tego tumaczy, bo zrozumienie jest ponad twoje moliwoci. Trzymasz si kurczowo tego, co zapisano w ksigach, lecz przecie w ksigach nie zapisano wszystkiego. Kady pomija to, co mu byo niewygodne, lub pali ksig, uznan przez siebie za heretyck, cho dla innych bya ksig wit. Ludzie s omylni i sabi. eby nie bdzi, trzeba - tu urwa, jakby si namylajc i dokoczy: - wiary i serca. - Wiary?! - podskoczy Ezra, jakby chcc szarpn starego kapana, lecz opanowa si i powcign emocje: - Nie grzesz, Isaku! Jeli komu brakuje wiary, to nie mnie! - Wiara to wanie serce, Ezro. W ksigach, ktre czytasz, niewiele o tym napisano. Wiara to nie tylko zasady, ale i czucie. A ja czuj, e ten starzec nie zrobi nigdy niczego zego, nie dopuci si grzechu. Cae jego ycie wypeniaa powinno, ktr na niego naoono, gdy zosta czarownikiem, tak jak naoono j na ciebie, gdy zostae kapanem. I kady z was czyni to, co wydaje mu si najlepsze, cho s to tak rne czynnoci. A teraz wyjd, Ezro, gdy ten czowiek jest chory, a ty zamiast mu pomc, przeszkadzasz - powiedzia Isak i drc doni nakaza, by mody kapan opuci namiot. - Pamitaj, Isaku, e cho daleko std, pon ju stosy z heretykami. A gdy podkada si agiew pod stos, nikt nie ma litoci dla siwych wosw czy schorowanego ciaa. Tylko w blu ognia oczyszcza si dusza grzesznikw - powiedzia Ezra, stojc u wyjcia. - By moe, synu, by moe, cho nie bybym tego cakiem pewny. A na razie jeszcze wci jestem twoim zwierzchnikiem, cho nie powinno tu by ani zwierzchnoci, ani hierarchw, a tylko wierni i Dobry Bg - powiedzia cicho Isak. Ezra odwrci si gwatownie i wyszed. W namiocie zapada cisza. - Dae Jonowi woreczek z ziarnkiem piasku, aby go chroni w Drodze. Co ciebie ochroni, Isaku? - spyta wreszcie szaman. - Ezra nie jest taki, jak mylicie. Nie jest zy. Jest tylko mody. I dobiera sowa wedle formuek, a nie wedle wasnych myli - pokrci gow stary kapan, a szaman doda ze smutnym umiechem: - Nie, on nie jest zy. On tylko myli, e Dobrego Boga najpierw trzeba si ba, a mio przyjdzie z czasem. Wiesz, e podobnie sdzili wyznawcy Tego, ktry stoi u kresu Kamiennej Drogi? I chyba mieli racj. Takiego Boga potrzebuj ludzie. Czy boska istota, ktra wszystko wszystkim wybacza, moe by w ogle Bogiem? Wedle ludzi - nie, bo wybaczanie to sabo. Twj brat, Ezra, wie, co mwi i czyni, gdy grozi piekem i wymaga wielu ofiar od ludzi. Jest pewny swego, Isaku, w przeciwiestwie do ciebie. Niepewno

76

jest taka smutna i wystawia na ciosy, a wtpliwoci rozdzieraj ciao rwnie mocno jak katowskie obcgi. Lepiej by pewnym siebie, bdzc, ni niepewnym, majc racj Jon sucha uwanie starego czarownika i analizowa w duchu jego sowa, mylc o swym nie narodzonym synu. - Kto bdzie twoim nastpc, szamanie? - spyta pozornie bez zwizku Isak. - Nastpca nie bdzie ju potrzebny i kapan Ezra, nie wiedzc o tym, mia suszno - rzek szaman i zapatrzy si w ogie, buzujcy na elaznym palenisku. Ogie, migoczc, to rozwietla, to kry w cieniu jego schorowan, wychud twarz, a oczy zdaway si oglda jaki inny wiat, do ktrego stary czarownik mia wkrtce przej sobie tylko wiadom drog. Jon pomyla nagle, e to jest ten sam wiat, w ktrym kiedy znajdzie si Isak i e w tym wsplnym dla obu starcw wiecie Zmarych nikogo nie bdzie si ocenia po stroju, sowach, znakach, ktre czynili za ycia, religii, jak wyznawali i Bogach, w ktrych wierzyli. Nikt nie bdzie tam zna takich sw, jak ,,heretyk, poganin czy bawochwalca; nikt nie powie zego sowa na cudzych Bogw, bstwa i bota, gdy wszelkie boskie istoty bd tam sobie rwne. Ale stary czarownik nie mia jeszcze prawa odej, by odpocz. By przecie cigle potrzebny Jonowi i nie tylko jemu. aden suga boy nie moe odej przed swym Bogiem. - Znajd jaki lek na jego chorob - poprosi Jon starego kapana. - Wydaje mi si, e jeli wci tu powracam z z tych z mojej Drogi, to nie dlatego, e mam rodzin, ale to on daje mi znaki i wyciga do mnie rk przez te wszystkie przestrzenie jak przez szklane klatki. Daj mu jaki lek - Nie ma leku na jego chorob - powiedzia Isak. - Tak jak wkrtce nie bdzie go na moj. Przeduamy tylko nasz agoni, by nie pozosta sam na swojej Drodze. W wietle ognia gowy obu starcw przypominay pomarszczone gowy wi, poruszajce si wolno, z trudnoci na dugich, cienkich szyjach, z ktrych pomitymi fadami zwisaa sucha skra. - W czym mamy ci teraz pomc? - spyta szaman z oywieniem. - Czy ziele serdecznika spenio swoj rol? Czy tamto serce z lodu zaczo topnie? Jon dotkn woreczka na piersi. - Nie wiem, gdzie jest Chopiec, dla ktrego trzymam to ziele. Nie umiaem go odszuka w wiecie, w ktrym si znalazem. To by inny wiat. Chwilami wydawao mi si, e czuj gdzie blisko siebie chd podobny temu, jaki niesie ze sob Krlowa niegu - Krlowa niegu? To ona tam te jest? - zdziwi si kapan.

77

- Krlowa niegu - powtrzy szaman. - Wiedziaem, e Ona przetrwa wszystkie czasy, przejdzie wszystkie granice, gdy zawsze znajdzie si kto, kto zgodzi si, by w zamian za korzyci zamienia mu serce w lodowy sopel. - Krlowa niegu - zamyli si Isak. - W naszych ksigach nic o niej nie pisz. - Kiedy powstan ksigi, ktre bd j opiewa. J, a nawet nawet wiatowida - zakoczy z moc stary czarownik, a Jon zdumia si jego pewnoci. - Ja w kadym razie nie umiem rozpozna tego Chopca w innym wiecie ni ten pierwszy, do ktrego On mnie zawid - szepn zmartwiony. - Jakie s te wiaty? - zaciekawi si kapan. - Pierwszy by zielono-biay. Sztuczny. Wszystko w nim byo ze sztucznych, nienaturalnych materiaw. ciany, podogi, stoy, nawet narzdzia i ubiory ludzi. Take ta biel i ziele nie byy biel niegu i zielonoci drzew, ale sam sztucznoci. Tylko Chopiec by prawdziwy. I jego serce, zanim stao si lodowym soplem. Drugi wiat by dla odmiany bury, peen bota, gliny, blu i cierpienia. W tym bocie poyskiwao zoto, ale nie ono byo najcenniejsze, lecz jaka Dziewczyna. Zoto bowiem te byo sztuczne. Nie wiem, gdzie mam szuka wiata bieli i zieleni - A jednak musisz go znale. Czuj, e to wane, cho nie pojmuj, o co chodzi - powiedzia Isak. - WIDZ WIEM CZUJ - wyszepta nagle stary czarownik, jeszcze przed chwil sennie wpatrzony w leniwie pegajcy ogie na elaznym palenisku. Lecz teraz ogie buchn iskrami, sypic je wok, a pomie, syczc, wzbi si pod szczyt namiotu. - WIDZ tego chudego Chopca z blizn na piersi tak dug, jakby kto rozpata mu ciao, aby wyj serce i wymieni na inne. WIEM, e Bezimiennemu udao si, z pomoc Krlowej niegu, uczyni tego Chopca swoim narzdziem w innych wiatach. Miae uy tego narzdzia, Jonie, zgodnie z Jego wol. CZUJ, e im bardziej On nie chce, by znalaz Chopca z lodowym sercem, tym bardziej musisz go szuka - zakoczy szaman i zmczony zamkn oczy. Ogie leniwie pega, dajc mao wiata i niewiele wicej ciepa. Isak patrzy na starego czarownika rozszerzonymi oczami. Nie wierzy w magi, nie wolno mu byo w ni wierzy- lecz przecie widzia. Teraz aowa, e tu przyszed, gdy do szarpicych go wtpliwoci przybyy nowe: niektrzy jego bracia czynili cuda si wiary. Bya to pono wiara jedyna i prawdziwa. Szaman te czyni cuda si wiary. A wierzy pono w bawany i by poganinem. Bracia Isaka i stary czarownik wierzyli zatem w boskie Istoty, ktrych istnienie wzajem si wykluczao. Chyba e Cho w namiocie byo chodno, stary kapan otar doni spocone czoo i przeegna si ukradkiem.

78

Jon przerwa wyduajce si milczenie, co Isak przyj z ulg. Isak ba si, dokd moe go zawie wiadectwo oczu i coraz to nowe wtpliwoci, jakie go ogarniay, odkd - jake dawno temu! - przyby do tego dzikiego kraju. Tam, skd przyby, pod zotymi kopuami wity, wszystko wydawao si takie proste - Potrzebuj nie wiem, jak to nazwa Woda ycia? Istnieje co takiego jak Woda ycia? - pyta niepewnie Jon, a Isak pomyla, e nie zdziwi si, gdy si okae, i tak, Woda ycia istnieje, gdy wszystko, co niemoliwe, moe istnie si wiary. Mimo to odpar Jonowi zgodnie ze swoj wiedz: - Jeli mylisz o cudownym, magicznym rodku, ktry przywraca do ycia zmarych lub zapewnia niemiertelno ywym, to niczego takiego nie ma, nie byo i nie bdzie, cho od setek lat ludzie rozpaczliwie tego poszukuj i zawsze, do kresu si bd szuka. - Mnie te by si przyda taki cudowny napj - umiechn si szaman. - Ale w moim starym wiecie te niczego takiego nie byo. Nie przywrcisz zmarych do ycia, jeli o to ci chodzi, albo uczynisz to tylko na krtko. - Raz to si udao. Tylko raz i tylko jednej Osobie, lecz nie za spraw Wody ycia, lecz za spraw sw - zamyli si kapan. - Nie chc nikogo wskrzesza! - zaprzeczy niecierpliwie Jon. - Musz tylko zapewni ycie Dziewczynie nie, nie zwyke ycie, bo ona wkrtce zginie, wiem o tym. Myl o yciu po mierci. Nie patrzcie z takim zdziwieniem! Chc po prostu, eby o niej pamitano. eby bya niemiertelna przez pami, nie przez wiecznie ywe ciao. Jej ciao rozsypie si w proch i zczy z ziemi, lecz mimo upywu setek lat wszyscy powinni j wspomina. Czy to moliwe? Obaj starcy zamylili si. - Gdyby zostaa wit? - szepn wreszcie Isak. - Moe o to ci chodzi? - Niezapominajka - powiedzia nagle szaman. - Niezapominajka? - zapyta kapan z dziecicym zachwytem nad prostot tego odkrycia. - Niezapominajka? - zdziwi si Jon. - May jasnoniebieski kwiatek, ktry ronie na kach i w przydomowych ogrdkach?! - Och, nie. Duy szafirowy kwiat o kujcych liciach, ktry ronie tylko TAM. Jego niezapominajka, niezwyka, ktra nigdy nie wyronie w niczyim przydomowym ogrdku. Zerwiesz z niej tylko jeden patek, lecz nie str rosy, ktr na nim ujrzysz jako srebrzyst kropl. Powiniene szuka kwiatu o wicie, tu przed wschodem soca, gdy
79

ono mogoby ros wysuszy. Zwi ten szafirowy patek razem z kropl, bo wanie ona jest twoj Wod ycia. A potem - potem schowaj go w skrzanym woreczku na szyi - zakoczy Isak. Niezapominajka i kropla rosy nie przynale do nowego wiata, lecz do wiatw Bezimiennych Bogw. Ale gdy patek kwiatu dotknie ziarnka piasku, stanie si twoim narzdziem, nie wiatowida. Zanim zasznurujesz woreczek rzemieniem, na wszelki wypadek zmw modlitw - pamitajc, do ktrego z Nich dwch j odmawiasz - przypomnia szaman i obaj starcy spojrzeli na siebie ze zrozumieniem. Nagle Isak z byskiem w wyblakych oczach spyta: - Ciekaw jestem, szamanie, czy ty si czasem modlisz i do kogo? Szaman umiechn si sabo: - Pewnie si zdziwisz. Ju od dawna nie wolno mi si modli do Tego, ktry stoi u kresu Kamiennej Drogi, gdy moje mody przeduayby tylko Jego agoni. Byby to akt niemiosierdzia. Ale czowiek bez modlitwy jest pusty i bezradny, zwaszcza gdy ona bya sensem jego ycia. Dlatego moj wiar wyhodowaem sobie wasnego Boga. Jest tylko mj. Nie wiem, jak wyglda, nie sysz Go, nie widz, tylko czuj, ale wiem, e On w niczym nie przypomina Bezimiennego. Nie przypomina te Boga, w ktrego wierzy kapan Ezra. Mj Bg nie jest ani okrutny, ani samotny w swym okruciestwie, nigdy si nie gniewa, najwyej smuci, niewiele ode mnie wymaga, duo mi daje i czuj jego mio - Moe nic o tym nie wiesz i mamy tego samego Boga? - szepn Isak i obaj starcy znw spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Jon poczu si intruzem wobec ich oboplnego porozumienia, wic wyszed, widzc, jak szepcz do siebie sowa, ktrych nie pojmowa. Ci dwaj starcy posiedli wiedz, ktrej nie mia, jak zaledwie przeczuwa i wicej wiedzieli o jego Drodze ni on, ktry na niej przecie by ju dwa razy. Kapan Isak - rozmyla Jon, idc do domu - cho przyby z Dalekiego Kraju i czyta biegle czarne znaczki na kremowym pergaminie, nie przynaley cakowicie do Cywilizacji. Kapan Isak jest POMIDZY. Pomidzy rzeczywist Cywilizacj, ktra zda tu, do Puszczy, wielkimi krokami - a jak swoj wasn, ktra istnieje tylko w jego marzeniach lub w ksigach. To bardzo le by pomidzy, gdy wwczas nie przynaley si nigdzie. Jon wiedzia, e nie chce takiego losu dla swego nie narodzonego syna. Cywilizacja Mioci - do ktrej nalea stary kapan - albo nie istnieje w ogle i nigdy nie bdzie istnie, albo nadejdzie, lecz wtedy, gdy Jona ani jego syna ju nie bdzie pord ywych.
80

Tej nocy mocno przytula do siebie Gaj, gdy wydawao mu si, i w ten sposb powinna by z nim i na jawie i we nie. niy mu si pomienie stosw, ktre ogarniay czyje stopy, uda, a potem biegy wyej i wyej, z ust za poncych ywcem ludzi wydzierao si zwierzce wycie. A jednak goniejsze od tego straszliwego, nieludzkiego wycia byy sowa Ezry o heretykach (Jon wci nie rozumia tego sowa) - i o ogniu. Gos Ezry w jego nie grzmia silniej ni trzask pioruna, a z kadym jego sowem pomienie stosu wzbijay si wyej i wyej i paliy mocniej ni zwyky, skrzesany ludzk rk, przyjazny, domowy ogie. - Tylko ogie oczyci dusze grzesznikw tylko ogie - powtarza monotonny, lecz gniewny gos modego kapana. Gaja obudzia go, gdy wy z blu razem z poncymi w nie ludmi i pooya chodn do na jego czole. - Cicho, cicho, Jonie, jeste w domu, nie dzieje si nic zego, nic zego si nie stanie, przytul si do mnie, dotknij Czujesz, jak nasz synek energicznie si porusza? Musiao mu by niewygodnie lub ju wyrywa si do ciebie. Wic nie krzycz, Jonie, bo malutki si wystraszy Jon, mokry od potu, wci przeraony, pooy gow na brzuchu Gai i przez jej napit skr wsuchiwa si w ruchy swego syna, oddychajc gboko i powoli, aby si uspokoi. Gaja tymczasem pytaa gniewnie: - Czy Ten z Kamiennej Drogi nie moe zostawi ci w spokoju choby noc? Musi zabiera nawet twoje sny? - To nie On. Tym razem to kapan Ezra powiedzia co takiego - i Jon urwa, nie chcc straszy swej ony, ktra lubia widzie wiat w jasnych barwach. - Posuchaj, Gaju Gdy nasz syn si narodzi, oddasz go pod opiek Ezry - dokoczy gwatownie. - Chyba oszalae! Drugi raz mi to mwisz, cho wiem, e kochasz starego kapana, a nie tego drugiego, ktry wci nas czym straszy! A zreszt, gdy nasz syn si narodzi, bdziesz przy mnie i oboje zdecydujemy o jego losie. Wiesz, e w naszym Plemieniu to ojciec, nie matka, wytycza drog synowi, szukajc najwaciwszej z pomoc wrb i szamanw. - Gaju, id nowe czasy, stare zgin, znikn bez ladu, nawet z ludzkiej pamici, jak Puszcza, jak szaman i Kamienne Drogi. Kapan Ezra naley do nowych czasw i drogi, ktre zbuduj jego bracia, przykryj wkrtce wszystkie stare drogi i cieki tak, e nikt nawet nie bdzie pamita, i kiedykolwiek tdy biegy. A ksigi, ktre kto po setkach lat napisze o naszych czasach, bd kama. Dlatego nasz syn musi kad swoj czstk nalee do nowych czasw, inaczej utknie pomidzy starym a nowym. Chc, by mj pierworodny nigdy nie mia wtpliwoci, eby by taki jak Ezra. Wtedy yje
81

si lepiej. I bezpieczniej. Wic oddasz go pod opiek modego kapana, tak postanowiem. - Gdy narodzi si nasz syn, bdziesz przy mnie - powtrzya z uporem Gaja, ale Jon ju wiedzia, e ona podziela jego niepokj, e poja myl, ktr chcia wyrazi, a upiera si tylko po to, by przywoa dobry sen, choby na reszt nocy. Tym razem Jon nie zwleka z powrotem na drugi brzeg Rzeki. Gdy tu przed wschodem soca opuszcza dom, Gaja udawaa, e pi. Nie musia si pieszy, gdy soce pno docierao do owalnego krgu, gdzie zbiegay si Kamienne Drogi, a jeszcze pniej do otaczajcej go zieleni Puszczy. Gdzie tam, pewnie na skraju, wychylajc si do wiata, rosa ta niepospolita niezapominajka i na jej patkach jeszcze dugo lni bd krople rosy. i lniy. Patki kwiatu rzeczywicie byy jadowicie szafirowe, nie miay nic z agodnoci bkitu, jak te, ktre widywa w domowym ogrdku. Na tle ich agresywnego koloru krople rosy wydaway si wiksze i bardziej kuliste ni zazwyczaj. Kwiaty te byy wielokro wiksze, a ich patki przedziwnie wygite, tak e krople Wody ycia nie mogy spyn, nawet gdy jon delikatnie dotkn ich palcem. Byy chodne i niemal ywe. Turlay si pod jego palcem po kolistym wntrzu szafirowego kielicha, mienic si tczowo. Jon pamita, e ma zerwa tylko jeden patek. Tam, dokd zawiedzie go Droga, nie powinien mie przy sobie wicej Wody ycia ni dla jednej osoby. Nie kademu naleaa si bezcielesna niemiertelno, a on nie chcia ni kusi nawet siebie. Woda ycia naleaa si tylko wybranym i nie on decydowa, kto otrzyma ten dar. Istota, ktrej go ofiaruje, zostaa wybrana wczeniej przez kogo innego. On by tylko narzdziem w dopenieniu si Losu. Zwijajc zerwany patek w doni, tak jak Gaja zwijaa pieroki, zdziwi si, i kulista kropla nie rozpada si na kilkanacie mniejszych, ale wci tkwia na mikkim patku jak may paciorek. Woy zwinity patek do skrzanego woreczka i wtedy usysza dudnicy, bezgony i obojtny zew Boga: - GRDBGHBWZ Odwrci si twarz do zielonej Puszczy i cicho si pomodli: nie do Tego, ktrego obecno czu za plecami, lecz do Boga, o ktrym nauczali Isak z Ezr (cho chwilami wydawao si Jonowi, e reprezentuj oni dwch cakowicie rnych Bogw). Potem stan twarz do Bezimiennego, bez szczeglnego zdziwienia dostrzegajc kolejne szczerby na olbrzymim kamiennym posgu. Ju nie u jednej, lecz u obu gigantycznych doni brakowao po kilka palcw. Spoczyway teraz w pyle koo ng bstwa, ledwie rozpoznawalne. Nie byo ju w ogle wystajcego wczeniej ppka, cho na podbrzuszu starego Boga wci dumnie wypitrzay si znamiona mskoci. Mimo to cay posg wyda si Jonowi mniejszy, jakby si w sobie zapada, zgarbi. A jednak wci by ogromny i przytaczajcy.
82

- Pu mnie tam, gdzie powinienem si teraz znale, prosz Ci - szepn Jon, gdy znalaz si na ramionach Bezimiennego i przemieszcza si wok jego potnej gowy, szuka j pary oczu, ktra wskae mu drog. - Pu mnie. Ziele w moim woreczku wysycha i kruszeje, kropla Wody ycia moe wypyn z patka i wsikn w skr. Pu mnie. Widzisz e Ci nie porzucam, cho chciabym. Nie zostaniesz sam wic pu mnie tam, gdzie jestem teraz potrzebny - szepta arliwie Jon. Stary Bg dugo podejmowa decyzj. Jon czeka i czeka, coraz bardziej niecierpliwie, czujc, e czas ucieka - nie tu, w krgu, gdzie zbiegay si Kamienne Drogi i gdzie porodku tkwi On, ale TAM. Tutaj czas by odmierzany powoli, ale TAM zacz przypiesza i Jon ju o tym wiedzia. Spni si. I wanie o to Mu chodzi! - pomyla z rozpacz. Wreszcie powieki jednej z czterech par oczu uchyliy si, ukazujc gbok, lnic ciemno. Jon powdrowa spojrzeniem w lad za wzrokiem wiatowida. - Stosy - przypomniao mu si nagle, zgoa bezsensownie, zasyszane niedawno sowo. Dlaczego kapan Ezra mwi o stosach? Zielono Puszczy zamigotaa, rozmya si, powietrze zadrao, tak jak dry od wielkiego ognia. Ognia Ogie OGIE STOSY *** - Wrcie - zamia si Chopiec. - Za pno. Ona ju ponie. Nie widzisz, e ogie lie jej stopy? Zaraz wyda z siebie zwierzce wycie. A potem Potem przestanie istnie. Zniknie cielenie i z pamici nastpnych pokole. Spnie si, Jonie. Ogie liza goe, due, niezgrabne stopy Dziewczyny przywizanej do grubego pala. Te stopy byy brzydkie, ordynarne, rozczapane, jak u wszystkich wieniaczek, ktre rzadko wkaday obuwie. Ale jej twarz nie bya ju twarz wieniaczki ani nawet nawiedzonym obliczem wariatki z Domremi. Bya to chuda, inteligentna, arzca si pasj, wiadoma wiedzy twarz dojrzaej, mdrej kobiety, mimo e Dziewczyna miaa przecie tylko szesnacie lat. Za pno? - szepn Jon, syszc obok szyderczy, zadowolony miech Chopca. Nie moe by za pno Przepcha si przez wrzeszczcy tum, ktry nie mg si decydowa, czy kocha Dziewczyn, czy te jej nienawidzi, czy ten stos go przeraa, czy raduje. Widowisko byo jednak przednie wic wszyscy chonli je chciwie, pozostawiajc na pniej namys nad jego sensem. Jon z najwyszym trudem dobrn do najdostojniej wygldajcego wielmoy, ktry siedzia w wygodnym fotelu, przyniesionym tu przez sugi i przyglda si

83

egzekucji z mieszanin le hamowanego podniecenia, prawie seksualnej satysfakcji i bezwiednego wstrtu do siebie i do ofiary. - Panie, uczy mi t ask i pozwl wla skazanej do ust kropelk wody z jej rodzinnych stron. Niech umiera, wiedzc, skd przybya - poprosi Jon, przyklkajc. Wielmoa przyjrza mu si ciekawie. - Jest w tym jaka zdrowa myl - stwierdzi po namyle. - Niech wieniaczka z Domremi wie, e jest jedynie wieniaczk, ktrej wypada pi wod, nie wino na krlewskich dworach. Zatem zgadzam si, ale daj jej tylko kropl. Kropelk. Zreszt nawet gdyby wla w ni galon pynu, ognia tym nie wstrzymasz. Id. To moe by ciekawe. Troch si podgrzejesz - zamia si. Sudzy wielmoy przystawili drabin i Jon wspi si na ni, mylc ze strachem, e jeli od stosu zajm si stopnie, to i on skoczy jak Dziewczyna. Ale przezorny wielmoa nakaza szczeble polewa wod. Jon dygota, gdy ba si zarwno pomieni, dmuchajcych straszliwym arem, jak i nieuchronnego, zwierzcego gosu, ktry ju, zaraz, za sekundy musi wyda z siebie palona ywcem wieniaczka. Ale Dziewczyna, cho szamotaa si bezsilnie, prya ciao, a jej twarz znieksztaca bl, wci bya milczca. - Pozwolono mi da ci to - wykrzycza jej do ucha, stajc na przedostatnim szczeblu drabiny i obejmujc ramionami pal, aby nie spa. Poczu jej gorce, wci ywe ciao. I poczu ar, ktry, jak pradawne smoki, plun mu w twarz iskrami. Zabolao. - To ty, Jonie? Co mi dajesz? - spytaa Dziewczyna suchymi, spkanymi wargami. - Wod. Kropelk Wody ycia. - Wody ycia? Wic bd y? - spytaa z nadziej. - Nie. Sponiesz w ogniu, do koca. Do ostatniego cigna i kawaka kosteczki. To nie jest Woda zwykego ycia, ale ycia po yciu. Ty umrzesz, ale bdzie y pami o tobie. Bardzo dugo. Zawsze. Na wieki. ar wzrasta i Jon poczu, e pomienie signy ju jego ng, a odpryski ognia dotary do twarzy, od iskier zaja si jego czupryna. Stumi ogie rk i zacisn zby, by wytrzyma piekcy bl. Znowu pomyla o cierpieniu, ktre wkrtce dotknie j: o blu palonego ywcem ciaa. Nie umia sobie nawet tego wyobrazi. - Och, Jonie Wolaabym prawdziwe, zwyke, krtkie ycie od najduszej pamici. Niechby byo ze, pene cierpienia, byleby byo. Jonie, to boli. To tak bardzo boli - szeptaa Dziewczyna, szamocc si bezradnie pord grubych sznurw.

84

- Namacia krla. Rozmawiaa z Bogiem - Och, nie, nie rozmawiaam z Nim - Dziewczyna parskna krtkim, szczekliwym miechem, ktry zaraz przeszed w jk. - Mwili do mnie tylko Jego sudzy. On sam nie jest do pogaduszek, uwierz. Ale skoro On nie chce mi da normalnego, nawet najgorszego ycia, a ty tym bardziej nie moesz mi go ofiarowa, zatem daj mi t swoj Wod ycia. Lepsze to ni nic, prawda? Pami moe przybiera tak rne ksztaty Moe niekiedy przybierze mj wasny? Jonie Jon niecierpliwie, z lkiem, wyszarpn z woreczka stulony patek niezapominajki. Wci by jaskrawoszafirowy, a w jego wntrzu, jak pera, poyskiwaa srebrzysta kropla. W gorcym powietrzu poncego stosu - ktre z sekundy na sekund stawao si coraz gortsze, gdy jzyki ognia wspinay si coraz wyej - patek zacz gwatownie traci kolor, a kulista kropla skurczya si. Nie wygldaa ju jak krlewska pera. Jeszcze kilka sekund i zniknie, wyparuje bez ladu. Jon gwatownie wycign rk i prawie wcisn wilgotny patek pomidzy spierzchnite wargi Dziewczyny. Westchna i z ulg dostrzeg, e przeyka. A potem zacza wy. Sam nie wiedzia, jak i kiedy znalaz si na ziemi, bieg teraz, byle dalej od jej krzyku, od upiornego blasku i aru, ktre biy od stosu. Na jego ciele pojawio si peno brzowych, piekcych plam, ale umkn pomieniom. Umkn, a ona Obok siebie usysza czyj oddech i na moment przystan przestraszony, lecz ujrza, e to tylko Chopiec. Zatka uszy, nie chcc sysze straszliwego krzyku umierajcej Dziewczyny, rozlegajcego si wok i niesionego hen, przez pola, drogi, lasy. Wiedzia, e odtd ju zawsze bdzie go sysza. - To ja - powiedzia Chopiec z szyderczym umiechem. - To ja j zabiem, namwiwszy wielmow, by wydali j najedcy. Nie zrobili tego za darmo. Wzili za ni dziesi tysicy sztuk zota. Wiesz, e jeste cay poparzony? I co wskrae? Nic. Wtedy Jon zatrzyma si i krzykn mu w twarz: - Nieprawda! Nigdy o niej nie zapomn! Nigdy! Jej imi przeniknie przez granice i wiaty! Bdzie y! Twarz Chopca przelotnie skurczya si w poczuciu poraki, lecz zaraz powrcia zwyka, szydercza maska. Przeraajcy krzyk Dziewczyny nie milk. - Co z tego? Co to za ycie, Jonie? - skrzywi si. - Nigdy nie zazna mioci, nie bdzie wiedzie, co to narodziny wasnego dziecka, ba, nie dowiadczy nawet ulgi mierci we wasnym ku, ktra czasem uwalnia od mki ycia. Ona umiera przez mk, nie wiedzc, czym moe by ycie. W tym wiecie przegrae. A co bdzie w innych wiatach? Skd wiesz, jak znieksztac jej portret piewcy jej legendy? Do czego

85

jej uyj? Do jakich celw? Myl, e wci nie wiesz, komu chcesz suy, Jonie. Zdecyduj si Postpi krok naprzd, a Jon odruchowo si cofn. - Nie bj si - powiedzia Chopiec. - W tym wiecie nic ci ode mnie nie grozi. Nie tu, nie teraz, bo tak naprawd to mnie tu wcale nie ma. Moe kiedy, gdzie indziej Dziewczyna ju chyba nie ya, gdy jej krzyk nagle umilk. Jon nie chcia wiedzie, jak to jest, gdy czowiek ponie ywcem i mia nadziej, e nigdy si tego nie dowie. Wprawdzie kto ostatnio wspomina co o stosach, ale kto? Jon nie pamita. Kto mwi, e te stosy jeszcze bd pon, to tu, to tam, e bdzie ich duo, coraz wicej, w wiatach z przeszoci, w wiatach przyszoci, bo tylko ogie oczyszcza dusze grzesznikw. Kto mu to mwi? Stosy s wbrew Bogu. Wbrew wszystkim Bogom, jacy kiedykolwiek istnieli lub bd istnie - pomyla, zdziwiony wasn myl. - Wszak Bg jest tylko jeden! Z rozpaczy plcz mi si myli - stwierdzi. - Trzeba wrci do Domremi Nie, nie wolno tam wraca! Przecie Chopiec powiedzia, e piewcy jej legendy znieksztac jej portret! Trzeba jecha przed siebie, byle gdzie, byle gosi imi i chwa Dziewczyny i prawd o jej roli w osadzeniu prawowitego krla na tronie. Prawd o Gosach. Prawd o niej samej. W tej opowieci Dziewczyna bdzie istot o piknej twarzy, smukych, wskich stopach, jak ksiniczka Czyby Chopiec mia jednak racj, gdy mwi, e jej portret tak szybko ulegnie znieksztaceniu? Przecie to ja go zmieniam, uszlachetniam, wyrzucam z pamici jej due, rozczapane stopy, prostacki jzyk, jakim pocztkowo mwia, zbyt gony, niemal ordynarny miech, brzydkie zby, niedbale obcite sierpem wosy. W mojej pamici ona jest ju pikna, delikatna, mdra i subtelna. I taka zostanie - myla Jon, kierujc konia w stron przeciwn ni t, w ktrej leao Domremi. - Dokd jedziesz? - krzykn za nim Chopiec. - Naprawia to, co chciae zepsu! Oywi to, co miao by unicestwione! Gosi chwal jej imienia! - krzykn Jon, poganiajc konia, by jak najszybciej znale si daleko od miejsca kani i Chopca. - Nie uciekniesz ode mnie, przeciwnie, bdziesz mnie jeszcze szuka! - usysza w oddali szyderczy miech nie chcianego kompana. Przypadkowego? Duga blizna na jego piersi, cignca si prawie od nasady szyi ku brzuchowi, nie dawaa mu spokoju. On przecie parokrotnie wspomina, e to moje dzieo. Raniem go? Kiedy? Chyba bym pamita - rozmyla Jon, zwalniajc galop konia do kusu, gdy ju wystarczajco oddali si od Ruan.

86

O cudownej przemianie crki starego Darka w niezwyk istot zacz opowiada ludziom ju w pierwszej napotkanej wiosce, gdzie odbywa si jarmark. Ku swemu zaskoczeniu stwierdzi, e im wicej suchaczy gromadzi si wok niego, tym portret Dziewczyny opowiadany jego ustami staje si pikniejszy. Niewyksztacona, prosta wieniaczka, nawiedzona szesnastoletnia wariatka z Domremi, stawaa si w jego opowieci rozumn istot o subtelnej urodzie i przenikliwym umyle. Nie powiedzia, e boso pasa krowy, e wioskowe dzieciaki obrzucay j grudami brudnej, mokrej gliny, e nikt nie dowierza, gdy po raz pierwszy zacza mwi o Gosach. Przemilcza rol Chopca i swoj. Nie wspomnia o alu Dziewczyny, ktra umierajc, zatsknia do krtkiego, zwykego ycia i zwykej mierci. Opowiada za to wiele o stosie, ktry j pochon i o tych, ktrzy j na niego skazali. A przed oczami mia dugie, palce mienie, czerwono-te, purpurowe PURPURA Purpurowe jesienne licie, prawie jak ogie? *** Purpurowe i czerwonote jesienne licie, o barwie prawie tak intensywnej jak ogie, przykryy grub warstw krg, gdzie zbiegay si Kamienne Drogi. Proch, w ktry obrciy si tysice ywych istot, skadanych Bezimiennemu w ofierze przez tysice lat, znikn Jonowi sprzed oczu i sprawio mu to ulg. Posg zasypany limi wyglda tak, jakby pon, zwaszcza e zachodzce soce barwio go wasn, ognist purpur. Idc do Wioski dobrze sobie znan Kamienn Drog, potkn si, gdy gad, do ktrej przywyk, wyszczerbia si i noga ugrzza mu w szparze. Przystan i rozejrza si: Kamienna Droga, ktra - gdy widzia j pierwszy raz - bya gadka i lnica jak powierzchnia jeziora w bezwietrzny dzie, teraz staa si chropowata i stracia poysk. Nagle poczu, e cae ciao piecze go i boli. Spojrza na rce, rozpi koszul na piersiach i ze zdumieniem ujrza na skrze bolesne, ciemne pcherze jak od poparze. Dotkn twarzy: te bya w ranach, wprawdzie niegbokich, lecz piekcych. Co pieko go nawet pod powiekami. Powid palcami po oczach i ze zdziwieniem stwierdzi, e nie ma rzs. Spony. Ale jak? I kiedy? Co tym razem dziao si z nim w tamtym niepojtym, nierzeczywistym wiecie? Czy znw zrobi co zego, nic o tym nie wiedzc? Czy wypeni swoj powinno? I co ni byo? Rka Jona bezwiednie zacisna si na skrzanym woreczku. Ziele niepospolitego serdecznika zaszelecio pod doni. Ale brakowao patka niezapominajki z kropl Wody ycia. Zatem komu go da. Komu? Przelotnie migna mu przed oczami czyja ciemna, ostrzyona na jea gowa. Zamkn oczy i jeszcze raz je otworzy. Obraz znikn. Jon odetchn. Nie chcia przenosi do swego wiata wspomnie o ludziach stamtd. Czu, e nie jest to wskazane; nie chcia oszale, yjc pomidzy wiatami. Jego ycie w Wiosce musi by proste, jak Gaja. Inaczej oboje zagubi si, zniszcz siebie i nie narodzonego syna. Nic zatem nie pamita - i nie chcia pamita.

87

Gaja praa na brzegu bielizn wraz z innymi kobietami i na jego widok - a dostrzega go, ledwie wszed do Rzeki, by j przepyn - podskoczya z radoci, a nurt porwa jej kilka sztuk bielizny. Chciaa ruszy mu naprzeciw, ale Tabu sptao jej nogi, brna wic dalej przez nurt, omijajc wystajce gazy, ktre staway jej na drodze. Ze zdziwieniem stwierdzia, e gdyby bardzo si upara, to kto wie, moe tym razem udaoby si jej pokona wity Zakaz? Jednak szaman j powstrzyma. Wprawdzie jeszcze nie wyzdrowia, ale czasem wychodzi przed namiot, aby posiedzie w ciepych promieniach soca. Rzeka, mimo jesieni, nie bya wezbrana, trwao spnione babie lato, a padziernikowe soce dawao ciepo i cieszyo kolorami drzew, zawierajcymi wszystkie gorce odcienie ci, brzu, czerwieni. - Gaja, Tabu - przypomnia pgosem szaman, patrzc, jak dziewczyna walczy z prdem Rzeki. Ze zdziwieniem usyszaa w jego gosie niepewno, wic omielia si odrzec: - Tabu sabnie, wiesz o tym, czcigodny starcze? - Tak ma by. Lecz nie mw o tym nikomu. Jeszcze nie - odpar starzec, wpatrujc si w Jona, ktry by coraz bliej wioskowego brzegu, to brnc po pycinie Rzeki, to znowu energicznie pync na gbszych odcinkach. - Tym razem nie byo ci tylko dzie! - zawoaa Gaja gosem penym szczcia. - Tylko dzie? - zdziwi si i cho mokry, mocno przytuli do siebie on. Pozostae kobiety udaway pocztkowo, e go nie widz, ale po chwili pozdrowiy go tak, jakby wanie wyszed z domu. - Czy to nie oznacza, e twoja Droga si koczy? e ju zaatwie TAM wszystko, co miae zaatwi? - spytaa Gaja z nadziej, nie odsuwajc si od ma, mimo e woda wyzibia jego ciao i teraz ten chd przenika j do gbi. - Nie, nie zaatwiem wszystkiego. Jeszcze wci co mi zostao do zaatwienia odpar Jon, dotykajc woreczka na szyi i wyczuwajc w swym gosie zmczenie. Pragn pozosta na zawsze w Wiosce, nacieszy si spokojn monotoni plemiennego ycia. Doceni j, gdy ten spokj mu zabrano. Ponownie ucisn on, ktra dopiero teraz dostrzega jego rany. Pytkie, powierzchowne, lecz niesamowite, A gdy spojrzaa mu w oczy, dostrzega spalone brwi i rzsy. - Las si pali? - spytaa ze zgroz, a Jon w bysku przypomnienia grozy stosu odpowiedzia: - wiat si pali.

88

Gdy Gaja chciaa dalej pyta, pooy jej do na ustach. Gaja zatem umilka. Pomylaa, e woli nie wiedzie, co robi Jon w Drodze. Jon rozemia si nagle, widzc, e suknia i spdnica Gai stay si mokre od jego obj i nakaza jej uda si do domu, obiecujc take rychy powrt. Patrzy, jak odchodzia, wysoka, gibka mimo ciy, miedzianozota i ciepa. Pikna. Ile udrki przynosi mi kade rozstanie z ni, a jeden dzie rozciga si w miesic. Widziaem j zatem wczoraj, a mam wraenie, e wrciem z bardzo dalekiej, dugiej podry. Gdzie wdruj? Gdzie przebywam, gdy mnie tu nie ma? Czemu tak mao o tym wiem? Jak On to robi, e steruje moj pamici i jedne rzeczy kae mi zapamita, a o innych zapomnie? - myla, owic rwnoczenie sztuki bielizny, ktre odpywajc z nurtem, zaczepiy o wystajce gazy. Podszed do szamana, ktry przez cay czas nie rusza si sprzed namiotu i patrzy na niego uwanie wyblakymi jak jesienne soce, lecz czujnymi oczami. - Posg? - wyszepta tak cicho, e Jon domyli si jego sw z ruchu warg. - Tak, znowu zmala - odpar szczerze, cho wiedzia, e starzec miotany jest sprzecznymi uczuciami nadziei i blu, wspczucia i pogodzenia z nieuniknionym. - Z ramion Bezimiennego jest coraz bliej do ziemi - cign Jon, patrzc uwanie na szamana, z niepokojem, starzec bowiem wydawa si pomniejszony przez chorob i on take wykrusza si, jak posg Boga. - Jego prawa rka ma ju tylko trzy palce, a miaa ich a siedem, kady by co najmniej tak duy jak poowa mojej wysokoci. W kamieniu, ktry wydawa si lity i niezniszczalny, pojawiy si skazy. Wyglda teraz, jakby si starza. I chorowa. Jest jak czowiek, a by taki nadludzki - zakoczy cicho Jon. - W Jego gosie, ktry wci jeszcze sysz, cho coraz rzadziej, czuj smutek szepn szaman. - A to uczucie byo Mu obce. - Jego gos brzmi wci tak samo - zaprzeczy Jon. - Obojtnie i nieczule. Gos Kamienia. - Nie. Jeste zbyt mody, by to porwna. A Kamie nie tylko mwi, ale i piewa, a czasem pacze - sprostowa starzec, a po chwili spyta: - Czy potrzebujesz czego ode mnie w dalszej Drodze? Ziela? Magicznego zaklcia? Czarodziejskiego wywaru? A moe porady? - Tym razem wystarczy, e jeste. Czasem mi si wydaje, e gdybycie tu na mnie nie czekali: ty, Isak, Gaja i mj przyszy syn, zostabym tam na zawsze, nic o tym nie wiedzc. Wci mam w woreczku ziele serdecznika i nie wiem, gdzie szuka tego, dla ktrego jest przeznaczone. Nie spotykam go lub nie rozpoznaj - zaspi si Jon. - A moe to On nie chce, bym go spotka? Tam, gdzie wdruj, nie siga Jego wadza, ale

89

wyczuwam Jego obecno, Jego nieme proby i pragnienia. Myl te, e s inni, ktrzy sysz Jego wezwanie, cho nie wiedz, kto ich woa. - Musisz postpowa wbrew Jego woli, inaczej On wprzgnie ci do swej suby i wzmocni si twoj wiar. Po to ci wezwa, Jonie, a ty musisz Go zawie - powiedzia ze smutkiem szaman. Jon rozumia ten smutek. Starzec pochodzi z wielopokoleniowego rodu czarownikw, a kady z jego przodkw powoywany by, by sucha Gosu wiatowida i spenia wszystkie Jego proby. Szaman popenia grzech wobec rodowych zasad - i cierpia. Dlaczego jednak si nie broni? I czemu nie broni Tego, ktremu suyli jego dziadowie? - myla Jon niespokojnie, cho przecie zna odpowied: stary czarownik wiedzia to, czego wci nie chcia poj Bezimienny. e wobec Cywilizacji nie ma adnych szans. - Kapan Isak by u ciebie? - spyta Jon, zmieniajc grzski i niebezpieczny temat, ktrego si obawia. - Nie, nie by - odpar szaman. - Nie moe. Jest bardzo zajty. Ma goci z Dalekiego Kraju, w ktrym podobno kopuy wszystkich wity s ze zota, a jest ich tam rwnie duo jak domw. Jon poczu niepokj, syszc o gociach. Kto bdzie milszy sercom: niezomny, surowy Ezra, stranik swego Boga i Cywilizacji, czy zbyt wiele rozumiejcy i wybaczajcy Isak? I co waciwie znaczy tajemnicze sowo heretyk, ktrego Ezra uy rozmowie ze starym kapanem? Zabrzmiao wtedy jak obelga i zarazem groba! Czy to stary Isak jest tym heretykiem? Czy gocie z Dalekiego Kraju przybyli, by go ukara? Ale za co? Co takiego zrobi stary kapan, e mogoby si to im nie spodoba? Pokocha Plemi i prbuje je zrozumie? Nie nazywa ich starych bstw, bot i Bogw bawanami, jak to robi Ezra, chocia wanie tak powinien czyni? Ale przecie Ten, ktrego posg stoi u kresu Kamiennej Drogi, nie jest bawanem! Jest potnym, gronym Bogiem, ktry mimo odtrcenia - wci pamita, jak przez setki, a moe tysice lat by czczony przez wszystkie Plemiona wok! Czczony tak bardzo, e skadano mu ofiary z ywych istot! Czy naley Go dzi obraa i z Niego kpi, czy te pozwoli Mu odej w ciszy i z godnoci? Mimo rosncej tsknoty za bliskoci Gai, Jon ruszy w stron wityni. Nie szed jednak gwn drog - ktr, z woli Ezry, pierwsz w Wiosce wyoono maymi, twardymi kamieniami - lecz skrada si wrd drzew. Chcia obej wityni z tyu i zamiast do jej gwnego wejcia, trafi na nieduy, otoczony kamiennym murem ogrd, gdzie czsto, modlc si, spacerowali obaj kapani. Jon bezszelestnie wspi si na mur. Przeczucie nie mylio go: Gocie z Dalekiego Kraju, korzystajc z ostatniego jesiennego soca, siedzieli wanie tu, wystawiajc na ciepe promienie swe yse czaszki. Ich okazae, kolorowe kapelusze spoczyway obok, na awach. Bogate szaty lniy, migoczc w
90

socu, a kady ruch rki widoczny by dziki blaskowi cennych kamieni w zotych piercieniach. Mczyni nie powinni nosi ozdb, jak kobiety - pomyla bezwiednie Jon i zaraz przepdzi t myl. Gocie uosabiali przecie Cywilizacj; widocznie upiercienione rce mczyzn w dugich sukniach naleay do regu Cywilizacji. Moe to kapan Isak popenia bd, nie dbajc o wygld? Zapewne wysannikom najwikszych w wiecie wity przydaway godnoci wanie te wiecida. A zreszt Plemi te lubio je oglda i bezwiednie chylio gowy tym niej, im bogatszy by strj dostojnikw. Jon przesta rozmyla o naturze dostojnikw wieckich i duchownych, gdy wanie dobieg go podniesiony gos Ezry Ezra z okazji wizyty tak dostojnych goci te woy najpikniejsze szaty, te ktre przywdziewa z okazji udzielania lubw lub odprowadzania kogo z Wioski w ostatni drog. - przez Isaka oni wci s w p drogi! - krzycza mody kapan. - Przez Isaka w Wiosce wci yje stary szaman, cho dawno powinno si go przepdzi lub postawi przed sdem! Albo Plemi przynaley do wityni i zdobylimy je dla Jedynego Boga, albo - Szaman jest starym, schorowanym czowiekiem - przerwa mu Isak tak cicho, e Jon z najwyszym trudem zrozumia jego sowa. - Gdzie chcesz wypdza starego czowieka? Do Puszczy, aby pad ofiar wilkw lub niedwiedzi? Czy nie moe doy swych dni tu, w rodzinnej Wiosce, bracie Ezro? Ju ich niewiele. - Co proponujesz, bracie? - spyta Ezry starszy z dwch goci, ubrany w szat lnic od zota. Najwyraniej w ogle nie zwrci uwagi na sowa Isaka. - Syszaem, e w cywilizowanym wiecie zaczy ju pon stosy z heretykami. Poboni ludzie pal te czarownice i czarownikw lub pawi ich w wodzie tak dugo, a wyznaj, i bdz - zacz Ezra i byo wida, e na tym nie skoczy. - Ezro! Ezro! Miowaem ci jak brata i wci miuj. Nie wierz, by te okrutne sowa mogy wyj z twoich ust! Chcesz poszczu ludzi z Wioski na ich szamana?! przerwa z gorycz Isak. Nie, to mi si ni. To jest dalszy cig mojej podry po nierzeczywistych wiatach - pomyla Jon, siedzc na murze, ukryty za grubym konarem dbu - Ezra nie moe namawia ludzi z Wioski do spalenia szamana! Przecie wwczas cz Plemienia stanie po stronie szamana, odwracajc si od Boga Dobroci! A stos jest wbrew Bogu! Kady stos! I to boli tak strasznie boli Jon nie pamita, skd wie, e to boli, ani skd mia pewno, e stosy s wbrew Bogu. A jednak nagle, bardzo wyrazicie poczu potworny swd palcego si ciaa, tak
91

jakby go ju wczeniej zna, a w uszach zabrzmiao mu przeraliwe, nieludzkie wycie czowieka. Przez chwil wydao mu si, e ten nie znany mu gos nalea do kobiety, nie do mczyzny Isak jakby usysza kipice od namitnoci myli Jona, gdy szybko dorzuci: - A jeli nie wszyscy ludzie z Plemienia opowiedz si przeciw szamanowi? Teraz modszy z goci, ten w zocie i srebrze, z mniejsz iloci piercieni na palcach, poruszy si niespokojnie i zabra gos, patrzc wiernopoddaczo w oczy swemu starszemu bratu: - Jeli cho jeden czowiek z Wioski zapragnie broni szamana przed stosem, pawieniem w rzece lub wypdzeniem do Puszczy, wtedy inni mog odwrci si od naszej wityni i znowu bd czci bawany. Wasza Mio, mielimy ju takie przypadki i lepiej nie powtarzajmy bdw. Wystarczy jeden buntownik, jedna buntownicza myl, aby powstao zarzewie chaosu i zniszczenia, ktre unicestwi wszystko, czegomy ju dokonali w tym dzikim kraju. W ogrodzie zapado milczenie, w czasie ktrego Jon sysza tylko ciche brzczenie pszcz korzystajcych z ostatnich lotw przed nadejciem chodw. Dzikie pszczoy odway si przesiedli z lasu do Wioski kapan Ezra. To on nauczy Plemi, jak zbudowa tym inteligentnym owadom drewniane domki, jak skoni je, by dobrowolnie oddaway cz miodu. Cywilizacja Niewtpliwie Cywilizacj do Wioski przywid modszy z kapanw, wanie Ezra, nie Isak. Isak przynis tu ze sob jedynie Mio. Co jest cenniejsze dla ludzi? Jon wyty such. Wszak wayy si losy szamana. Dlaczego ten spokojny starzec zacz nagle tak bardzo przeszkadza sugom wityni? Przecie kady w Wiosce wiedzia, nawet dzieci! - e stary czarownik sta pomidzy Plemieniem a zemst bstw i bot, pomidzy nowym Bogiem a starymi. A spord tych ostatnich Ten, ktry czeka na Jona u kresu Kamiennej Drogi, mg jeszcze cigle wyrzdzi wiele za, wci mia ogromn moc. Jon nie pojmowa, czemu Isak nie uy tego argumentu, nawet o tym nie wspomnia. Nie chcia? Moe si ba? O siebie czy o szamana? A moe ba si o nich, o ludzi z Wioski? - Jak dugo ludzie z Wioski bd tkwi midzy lkiem przed bawanami a poddaniem si woli naszego Boga i Jego ziemskich wysannikw? - spyta z irytacj starszy z goci nie wiadomo kogo. Ezry? Isaka? Samego siebie? - Jeli z tym nie skoczymy, moe to trwa nawet setki lat! Ci ludzie za dnia bd szli do wityni, a noc bd przyzywa swoje bawany! Dopki jest szaman, kady w Wiosce ma prawo myle, e pogastwo nie jest niczym zym!- krzykn Ezra.

92

- Oni ju nie s poganami. A sprawa szamana sama si rozwie bez naszego udziau. To sprawa miesicy. Dwch, moe trzech - szepn Isak i tchnienie tego szeptu przyniosy Jonowi jakby pszczoy, gdy inaczej nie mgby go usysze. Spojrzenia goci tym razem zawisy na wargach starego kapana, ktry dokoczy: - Szaman umiera. - Plemi pewnie zaraz wybierze nastpc - przerwa Ezra. - Plemi nie wybierze nowego, gdy ten konajcy od wielu miesicy starzec wytumaczy im, e szamani nie s ju potrzebni - cign Isak, nie zwracajc uwagi na Ezr, ba, nie zwracajc uwagi na dostojnych goci. Patrzy przed siebie i Jon wystraszy si, e zosta dostrzeony na murze. Ale kapan patrzy daleko w przestrze, tam gdzie Jon nie siga wzrokiem. - Szaman wie, e jest ostatnim czarownikiem Plemienia. Pogodzi si z tym, cho to boli - Chyba nie prowadzisz rozmw ze stranikiem bawanw ani go nie odwiedzasz, wic skd o tym wiesz? - spyta surowo starszy dostojnik i wszystkie piercienie zabysy na jego palcach, gdy zdecydowanym gestem podkreli ostre brzmienie wypowiadanych sw. - Rozmawia! - krzykn Ezra. - On z nim rozmawia! Odwiedza go! Wszak dlatego was tu wezwaem, Wasze Mioci! Bo tu dzieje si co niepokojcego! Wszyscy w Wiosce jakby na co wyczekiwali! Podejrzewam, e niektrzy chodz na drugi brzeg Rzeki, gdzie kryje si co zego. Co bardzo zego! Co, co nam zagraa! - lecz nie zagraa to naszemu Bogu i mioci Plemienia do Niego - dorzuci Isak z agodnym umiechem. - A to chyba najwaniejsze, bracie Ezro. Tak, odwiedzam czasem szamana i wanie std wiem, e wkrtce w tej Wiosce nie bdzie adnych czarownikw. Odwiedzam go wanie po to, eby mie pewno, i stary szaman nie wyznaczy nikogo na swego nastpc. - A bawany? - spyta modszy dostojnik. - Czy na pewno ich ju nie ma? - To zaley, co Wasza Mio ma na myli - wyszepta Isak, a Jon mimo woli zadra, syszc jego odpowied. - Jeli Wasza Mio mwi o Istotach, ktre to Plemi czcio i miowao przez tysice lat, nawet jeli bdzio w tej mioci i czci, nawet jeli, naszym zdaniem. Istoty te nie byy godne uczu to to sowo bawany, Wasza Mio ot myl, e sowo bawany nie oddaje ich natury. - Mwisz, kapanie Isaku, tak, jakby oni istnieli - wtrci z podejrzliw i gniewn nut w gosie starszy z goci. - Kto? - spyta przekornie Isak. - Bawany.

93

- Niewiele wiem o ich istnieniu. Nigdy adnego z nich nie widziaem - odpar wymijajco stary kapan. - Zatem ich nie ma, nie ma nawet tych maych, glinianych wizerunkw, ktre trzymano w domach? Wszystkie zniszczyli nasi bracia, przybywajc do tego dzikiego kraju? - spyta nagle modszy z dostojnikw i nie czekajc na odpowied, cign dalej: Skoro ich nie ma, to znaczy, e sudzy wityni dobrze wypeniaj swoj misj, Wasza Mio. Moe kapan Ezra czyni to sprawniej, szybciej i skuteczniej, gdy jest modszy. Brat Isak jest starcem i niedugo bdzie si mczy na tym grzesznym padole, mamy nadziej, e rycho trafi do lepszego wiata, czego bdziemy mu tylko zazdroci. - Taak - zamrucza starszy z dostojnikw i w zamyleniu zacz oglda swoje piercienie. - Czas czas rozwie wszystkie nasze problemy w tej Wiosce i w tym kraju. Na razie za tym rozwizaniem si opowiadamy, bracie Ezro. Czas sprzyja nam, nie naszym wrogom, wiadomym czy mimowolnym - dorzuci, patrzc w pergaminow twarz Isaka. Po twarzy przemkn mu umiech i znowu z uwag zacz oglda swoje piercienie. Ezra milcza z niepewnym wyrazem twarzy. Jon pomyla, e przyjte rozwizanie - cho nie bardzo wiedzia, jakie - na pewno nie zadowala modszego z kapanw. Za to oszczdza gasnce ycie szamana, nie przysparzajc mu blu. T niezrozumia potyczk wygra stary kapan, czego Jon nigdy si nie spodziewa. Jon w jaki dziwny, niepojty sposb przeczuwa, e czas Isakw si koczy, a czas Ezrw zawsze bdzie trwa. Jon wyczu te, e gocie z Dalekiego Kraju wiksz mioci bratersk darz modego kapana, cho obu nazywaj brami. - Jutro skoro wit odjedziemy, pragnlibymy bowiem zobaczy budowan w pobliskim miecie najwiksz wityni tego kraju. Ile to dni drogi? - zagadn ju swobodnie modszy dostojnik, zmieniajc temat. - Moe sze, a moe ju tylko pi, teraz cigle karczuj tu Puszcz i wytyczaj nowe, bite drogi. A witynia bdzie wspaniaa i odpowiednia do wielkoci Boga zachwyci si Ezra. - Przyrzekam Waszym Miociom, e gdy ostatecznie zakoczy si czas czarownikw w tym Plemieniu, zaczn budowa now wityni w Wiosce, wiksz i bogatsz ni obecna, ktra przypomina kurnik, a nie miejsce czci Jon wzburzy si na chwil, gdy przywizany by do obecnej wityni, moe i skromnej, ale wystarczajcej na potrzeby Wioski. Ludzie miecili si w niej bez kopotw, a w kadym z jej ktw czuo si Boga. A zreszt Bg by przecie wszdzie i nie mona Go byo zamkn nawet w najwikszym na wiecie budynku! - To dobra myl, bracie Ezro. Zwaszcza e drzew wok jest tyle, i mgby wybudowa dziesi wielkich wity, nie jedn. Cz drzewa powiniene wysya do

94

miasta, tam, gdzie go brakuje i w ten sposb zarobiby na swoj budowl podpowiedzia z zadowoleniem modszy z goci. - To wspaniaa myl. Wasza Mio - ucieszy si Ezra. - Nadwyki ze swych dochodw polesz nam. Wci brakuje pienidzy na wcielanie w ycie miaych, miych sercu Boga planw - zakoczy starszy z goci i obaj dostojnicy wstali, dajc znak, e uciekaj przed chodem, ktry powoli, wraz z cieniem rzucanym przez drzewa, zacz napywa do ogrodu. Isak pozosta na awie, a jego posta - maa, chuda i zgarbiona - nie wiedzie czemu wydaa si Jonowi godna mioci i wspczucia. - Isaku, Isaku - szepn Jon do siebie. - W cho jeden piercie na swe chude palce, moe wtedy twj gos bdzie lepiej syszalny. Wprawdzie uratowae ycie szamana, uchronie go od straszliwego cierpienia, ale mogo by inaczej. I bdzie inaczej, ju wkrtce i Jon zeskoczy cicho z ogrodowego muru, dziwic si, skd znalaz w sobie sowa, ktre wanie wypowiedzia. Brzmiay tak, jakby wypowiedzia je obserwator z innego wiata, nie on, mieszkaniec Wioski. - Pamitaj, by naszego syna powierzya Ezrze, nie Isakowi - powtrzy wieczorem do Gai, gdy ju nacieszyli si sob i przytuleni, lec na zwierzcych skrach, patrzyli na trzaskajce polana. - Mwisz mi to po raz trzeci, jakby kocha wanie modszego z dwch kapanw i jakby nie wierzy, e sam zdecydujesz o losie pierworodnego - odpara Gaja, odchylajc gow i patrzc mu z uwag w oczy. - Czsto kocha si kogo za jego sabo - rzek Jon, pomijajc milczeniem zasadnicze wtpliwoci ony. - Nasza przyszo to Ezra, nie Isak. - Dziwny stae si, Jonie. Mwisz takimi sowami, jakby czytywa grube ksigi kapana Ezry, cho przecie nigdy nie bye przez niego wybrany i nie nauczy ci czyta - zacza Gaja, wtrujc jego wewntrznym rozterkom. - Im duej jeste w Drodze, tym bardziej ci nie rozumiem. Czuj twoje ciao, ono jest wci takie samo, ale twoje myli nie nale ju do naszego Plemienia - mwia i zakoczya z rozpacz: - Oby nigdy nie by usysza tego zewu, ylibymy tu spokojnie i szczliwie! Po co udae si na drugi brzeg Rzeki?! - aby uratowa ciebie, dziewicioletni dziewczynk, od nieuchronnej mierci w wezbranej wodzie - odpar agodnie jej m. - I to wtedy? - zacza Gaja i urwaa.

95

- Tak. Wtedy po raz pierwszy usyszaem Jego wezwanie. Szaman mwi, e kto je usyszy choby raz, ten musi i Gaju. Wolabym nigdy nie trafi na Kamienn Drog i nie zosta Jonem w Drodze. Chciabym robi wycznie to, co robi inni mczyni z Plemienia: polowa, uprawia ziemi, dba o dom, patrze, jak ona rodzi dzieci, wychowywa je, chodzi co tydzie do wityni po bogosawiestwo na nastpny tydzie, niewiele rnicy si od poprzedniego. Chciabym. Ale gdybym wwczas nie popyn na drugi brzeg Rzeki, tam skd sycha Jego wezwanie, najpewniej nie byaby moj on. I Gaja dopiero teraz poja, jak cisy zwizek zachodzi midzy ni a niepojtym wezwaniem zza Rzeki, midzy ni a losem Jona i zrozumiaa, e m paci wysok cen za jej ycie. - Czy kady moe usysze Jego wezwanie, jeli znajdzie si na drugim brzegu? - spytaa nagle. - Czy kady mieszkaniec Wioski byby zdolny zama Tabu i popyn a tam? Moe najpierw by Jego wybr, a potem musielimy zosta mem i on, abym moga spaci dug za moje ycie? Jon nie odpowiedzia na pytania Gai, nie zna odpowiedzi. Ona za cigna: - Co TAM robisz, gdy znikasz z naszej Wioski? Pierwszy raz, gdy bye nieobecny a trzy dugie miesice, pachniae po powrocie krwi. Zabie kogo? - Chyba nie - odpar niepewnie jej m. - Gdy powrcie drugi raz, wyczuam na tobie zapach innej kobiety. Ona nie pachniaa tak jak dziewczta z naszej Wioski. To nie by zapach ziemi i lasu, lecz zapach potu, krw, gnoju i myl, e wiat, w ktrym yje ta kobieta, jest brzydszy od naszego. Czy ona jest waniejsza dla ciebie ni ja, Jonie? - Chyba nie - po raz drugi odpar Jon niepewnie. - Kocham j, ale inaczej ni ciebie. Jest moj siostr i jej ciao budzi we mnie lito, nie podanie. - Trzeci raz pachniae ogniem i dymem, lecz nie by to zapach palcego si drewna, ciepy i dobry, lecz potworny i budzcy groz. Nie mwiam ci, lecz gdy przytulaam si do ciebie, bardzo dugo czuam ten upiorny zapach i baam si. - Stosy - powiedzia bezwiednie Jon. - To by zapach kobiety palonej ywcem na stosie. - Kobiety palonej ywcem na stosie?! Jonie! Kto mgby popenia tak okrutne, nieludzkie czyny?! Czyby tam, dokd prowadzi twoja Droga, nie istniay prawa Dobrego Boga?!

96

Jon pokrci gow i znw odpar niepewnie, z wysikiem przypominajc sobie wydarzenia ostatniej Drogi: - Stosy bd pon w imi Dobrego Boga, Gaju. - To niemoliwe - szepna ze zgroz jego ona. - Bg by tego nie chcia. - ale niektrzy jego sudzy tak. - Tacy jak Ezra? - domylia si Gaja. - Moe tacy jak Ezra - przyzna Jon. - Czemu wic kaesz mi wie naszego syna do niego i jemu odda go w opiek? - Bo nasz syn nie ma lepszego wyboru: albo wybierze drog walki z Ezr, ktra moe skoczy si stosem, albo odda si w jego opiek, co mu zapewni bezpieczestwo. Chc, eby mj syn by bezpieczny - wyszepta Jon. - Za to ty, Jonie, po mierci starego szamana powiniene zosta jego nastpc powiedziaa w zamyleniu jego ona. - To nasz ostatni szaman, Gaju. Inni ju nie bd potrzebni - rzek Jon. - Niemoliwe! Z jego odejciem zabraknie nie wiem, jak to nazwa zabraknie nam czego do caoci. To tak jakby w Puszczy wyrba tak duo drzew, a przestaaby by Puszcz, staaby si zwykym, ndznym lasem - powiedziaa Gaja. - Puszcze te przestan istnie, ludzie przemienia je w zwyke, ndzne lasy zakoczy ze spokojem Jon, patrzc przed siebie, w wiaty, do ktrych jego Droga jeszcze go nie zawioda lub nigdy nie zawiedzie. Po tej rozmowie Gaja dugo nie umiaa si cieszy maymi, zwykymi rzeczami: wschodem i zachodem soca, cudem narodzin maego rebaka w zagrodzie, przygotowaniami przyrody do nadejcia zimy, pierwszymi patkami niegu, ktre pod wiato wyglday jak misterne klejnoty. Wiedza o Drodze, jak przemierza wiat, odebraa jej zdolno do rozjaniajcego dzie umiechu. Tym razem Gaja zapragna osobicie odprowadzi Jona na drugi brzeg, ale on kategorycznie si temu sprzeciwi. - Bezimienny jeszcze woa. Jeszcze wci moe ci wezwa - powiedzia i zmusi on do pozostania na bezpiecznym brzegu Rzeki.

97

Kamienna Droga, ktr wdrowa ju tyle razy, nie duya mu si ani nie niepokoia go jak za pierwszym razem. Bez zdziwienia zauway, e coraz wicej gadkich wczeniej, niemal wyszlifowanych gazw staje si matowymi, penymi odpryskw i wgbie. Posg, cho wci potny, nie wyglda gronie. A moe Jon po prostu si z Nim oswoi? Stary Bg nie wydawa si ju tak monstrualny. Karla. Jon, podobnie jak stary szaman, nie odczuwa z tego powodu adnej satysfakcji. Jego uczucia byy mieszanin smutku, poczucia winy, pogodzenia si z nieuchronnoci tego, co musi nadej. Wszystkie cztery pary oczu Bezimiennego byy zamknite, ale Jon wiedzia, e jedna z nich uchyli wkrtce cikie, kamienne powieki. W jaki wiat tym razem go powiod? wiatowid Jon wiedzia, e w jednym ze wiatw wci czeka na niego Chopiec z soplem lodu zamiast serca; Chopiec, ktrego - z jego udziaem - musno skrzydo paszcza Krlowej niegu; Chopiec - ucielenienie nieszczliwego za. Jon moe naiwnie? - wierzy, e zo jest wynikiem nieszczcia. Nie dopuszcza myli, e moe by racj bytu, pene satysfakcji, bez wtpliwoci. Odruchowo dotkn skrzanego woreczka i wyczu szelest ziela serdecznika niepospolitego. Wci tam czekao, coraz bardziej suche, szeleszczce, nie tracc jednak mocy. Wspinaczka na ramiona Boga bya coraz atwiejsza. Jon znajdowa w bryle posgu coraz wicej szczerb, ktrych wczeniej nie byo, na ktrych atwo mona byo oprze stop, podeprze si doni. Przypomnia sobie, jak trudna i grona wydaa mu si pierwsza wspinaczka. Ciao posgu byo nieskazitelnie gadkie, lnice - i ciepe. Teraz z wolna ogarnia je chd, ktry szed od potnych stp i siga coraz wyej i wyej, mimo e kamie cigle pulsowa swym dziwnym, samoistnym yciem. - Nie mam leku na twoj chorob - szepn Jon, przystajc na wyszczerbionej doni i przykadajc gow do brzucha starego Boga. - Ale gdybym nawet mia, to ci go nie dam. Wezwae nie t osob. Tak mi przykro Z ramion wiatowida rozciga si widok na cztery Kamienne Drogi - wszystkie wydaway si teraz powoli krusze, a Puszcza wdzieraa si pomidzy gadkie niegdy spoiny, porastaa je jesienn, wszdobylsk len traw. Bg, bardzo wolno, z wyran niechci, uchyli nastpn z czterech par swych powiek. Ciemna gbia jego oczu wci wydawaa si nieodgadniona. Ale jesienne deszcze spyway teraz po chropowatej, nierwnej powierzchni - i na jednej z czterech twarzy posgu, tu pod oczami, w maym zagbieniu gromadzia si woda. Wyglda jak zy, ale przecie On nigdy nie pacze - pomyla Jon. - Chyba e? Obj gow rzeby i spojrza w lad za wzrokiem starego Boga. Powietrze zaczo drga, ciemna, przedzimowa, gnijca zielono Puszczy rozmya si, ustpujc powoli miejsca zieleni tak wieej jak wiosna ZIELONE ZIELONO ZIELE
98

*** jake zielone, ow wie wiosenn zieleni, byy wysmuke, wysokie palmy, ktre nis tum, weselc si i piewajc. Jon nie mia w doni pierzastej gazki i byo mu al, e nie moe przyczy si do wsplnej radoci. Jednak najpierw musia wypeni swoj misj. Jeszcze wczoraj sposobi si do wzicia udziau w triumfalnym marszu do Stolicy, gdzie znajdowaa si witynia wity. Wiedzia, e skoro wit wszyscy rusz za Czowiekiem na Osioku, wejd z Nim do tego dumnego, wci wanego, ba, najwaniejszego (mimo e podbitego!) miasta i ogosz jego mieszkacom, e oto przyby Krl. Jon z gry cieszy si na myl o zdumieniu i zoci, jakie ogarn dostojnikw, gdy ujrz, i Krl jest ndznie ubrany, ma bose stopy i wjeda nie w lektyce, lecz na ole. Czowiek bowiem, po dugich staraniach Uczniw, zgodzi si wreszcie dowie, e wielko Krlw nie powinna zasadza si na bogactwie, lecz na ich sprawiedliwoci. Nawet najndzniejsza szata nie ujmie krlewskoci prawdziwemu Krlowi - tak jak zoto, srebro i brylanty nie dodadz wartoci faszywemu monarsze. Jon chcia wzi udzia w tym podniosym, zwyciskim, bezkrwawym podboju Stolicy, ktrej serce stanowia witynia wity; chcia wraz z tumem wyznawcw i uczniw Czowieka wymachiwa radonie smuk, wie, zielon palm, lecz jego rce byy puste, gdy wanie tej nocy mia sen. Sen proroczy, a takich snw nie wolno lekceway. Nikt w jego pustynnym, gorcym kraju nie lekceway proroczych snw. By to kraj, w ktrym prorocy rodzili si na kamieniu, na piasku, a im wicej ich byo, tym mdrzejsze staway si ich sowa, rady, ostrzeenia. To prorocy radzili, by z powag traktowa prorocze sny, ktre zdarzy si mog kadej, najzwyklejszej nawet ludzkiej istocie. Jon nie uwaa siebie za kogo wanego, ale jego sen by na pewno snem niezwykym; zwaszcza e nawiedzi go w noc poprzedzajc triumfalny wjazd do Stolicy Czowieka na Osioku. W tym nie zobaczy nieznanego, chudego Chopca w rozchestanej koszuli, spod ktrej wyzieraa dziwna, duga blizna na piersi, cignca si od nasady szyi ku brzuchowi. Kto go rozpata na dwoje, jakby chcia sign serca. Jakim cudem omin serce? I jakim cudem ten Chopiec jeszcze yje? - zdziwi si Jon w swoim nie. Ale gdy przenis spojrzenie z blizny na twarz nieznajomego, z przestrachem dostrzeg, e cho jest on wyrostkiem, raptem pitnasto-, moe szesnastoletnim, jego twarz jest twarz zbrodniarza. Chodnego mordercy. Istoty ludzkiej czynicej zo z obojtnoci, bez skrupuw; ba, radonie. I Jon zrozumia we nie, e jego obowizkiem jest odnale Chopca w prawdziwym wiecie oraz przeciwdziaa spiskowi, ktry on knuje. Poniewa to zo miao ugodzi w Czowieka.

99

zatem skoro wit przyczy si do radosnych tumw, ktre towarzyszyy Krlowi w marszu do Stolicy, lecz nie nis palmy, by na wszelki wypadek mie wolne rce. Teraz rozglda si pilnie wok. Orszak szed ju dugo, tak dugo, e entuzjazm, tace i piewy wyczerpay pielgrzymw, a dziw, e wci mieli siy, by si cieszy, ale Jon nigdzie nie dostrzeg Chopca ze snu. A moe jednak sen nie by proroczy, tylko zwyky? Moe nie warto przejmowa si nim i traci czas na ciganie iluzji, zamiast piewem i okrzykami hosanna oddawa hod Czowiekowi na Osioku? Moe tego Chopca wcale tu nie ma, przynaley jedynie do Krainy Snu? nagle go dostrzeg. Chuda, pozornie natchniona, a naprawd pena tumionego szyderstwa twarz skryta w cibie i wskie donie, ktre dzieryy palm. Jonowi wydao si, e ta palma nie wyraa radoci, lecz kiwa si w rytm piewu i tacw tumu jakby z pogrk; tak jakby przemawiaa do pielgrzymw: Ju niedugo tej radoci, hosanna, hosanna, ju niewiele jej, hosanna, niewiele Chopiec, wymachujc swoj palm, powoli, cierpliwie przepycha si do przodu, tam gdzie znajdowao si czoo radosnego pochodu, gdzie jecha na osioku Czowiek, a wok szli jego Uczniowie, dwunastu, otaczajc Go krgiem uwielbienia i wiary. Chopiec z mojego snu chce zabi Czowieka na Osioku! - przerazi si Jon, kojarzc fakty. O c innego moe mu chodzi? Trzeba tylko sprawdzi, czy to na pewno Chopiec ze snu, czy jego zawizana starannie koszula rzeczywicie kryje blizn, tak dug, jakby kto chcia mu wyj serce. Jon zacz przepycha si przez tum w lad za Chopcem. Pielgrzymi albo nie zwracali na niego uwagi, przyjmujc za naturalne, i kto chce znale si bliej Krla, albo sarkali na bezczelno modzika, ktry nie umie uszanowa witoci nagle Jon poczu, e w brzuch wbija mu si czyj chudy, kanciasty okie, a dziwnie znajomy gos mwi: - eby si pcha, trzeba wiedzie, po co! - powiedzia jego waciciel, idcy tu przed nim i odwrci ostrzyon krciutko gow. ostrzyon na jea krzywo, jakby tpym noem lub sierpem - pomyla bezwiednie Jon i w rewanu schwyci rk idcego w bolesny, mocny ucisk. - Obchod si ostroniej z kobietami - powiedzia jeowosy i dopiero wtedy Jon zrozumia, e ma przed sob Dziewczyn. Wygldaa dziwnie (dziwnie czy te dziwnie znajomo?), jako e kobietom nie uchodzio nosi krtkich wosw; kobiety te na og dbay o strj, a ta Dziewczyna nosia si niedbale, ni to kobieco, ni to po msku, jakby w ogle nie miaa pci. Co dziwniejsze, sprawiaa wraenie, jakby bya duchem. Chwilami Jonowi wydawao si, e gdy na ni patrzy, widzi poprzez ni innych pielgrzymw.

100

Musiao to by jednak zudzenie, mira, o jaki atwo w tym gorcym kraju, w ktrym rozgrzane, suche powietrze pata oczom niejednego figla. - No? Gdzie si pchasz? I pytaam, czy na pewno wiesz, po co? - powtrzya Dziewczyna, wyrywajc rk z jego ucisku. - Skd ja ci znam? - spyta niepewnie Jon, nie zwaajc na jej pytanie. - Nie znasz mnie jeszcze, dopiero poznasz. Ale nie tu i nie teraz. Za dwa tysice lat, w innym wiecie. Bdziesz bardzo zdziwiony. Ja zreszt te. Bdzie to wiat inny, ni marzylimy i za co warto byo odda ycie - Co tu robisz? Nie masz palmy - cign Jon podejrzliwie, nie zwracajc uwagi na niedorzeczne sowa, ktrymi chciaa zapewne odwrci jego uwag od czego istotniejszego. - nie mam palmy? Ty te jej nie masz - umiechna si Dziewczyna, ale umiech zaraz znikn z jej twarzy. - Tu mnie jeszcze nie ma, przyjacielu, wic jak mog nie palm? Za to jeste ty i to jak najbardziej realny, dlatego po trzykro si zastanw, nim co zrobisz. To, co uczynisz pochopnie, moe by kierowane cudzym yczeniem. I moe mie daleko idce konsekwencje we wszystkich wiatach. Myl dugo i powoli, Jonie, gdy tym razem tkwisz w prawdziwej puapce, a razem z tob znajdujemy si w niej wszyscy i Dziewczyna znikna, po prostu rozpyna si w powietrzu jak pojedynczy patek niegu, ktrego ta gorca kraina nie znaa. Gdy zatem Dziewczyna rozpyna si jak patek niegu w ciepym powietrzu, Jon najpierw si zdziwi, lecz zaraz poj, e w tym pochodzie, na ktrego czele jedzie Czowiek (boso, na zwykym ole), wszystko moe si zdarzy, gdy jest to dzie cudw. Ba, ju od wielu miesicy za spraw Czowieka na Ole cuda zdarzay si rwnie czsto jak narodziny. Mj sen by proroczy, ale nie podpowiedzia mi, co mam czyni - pomyla. Dziewczyna jest ostrzeeniem, bym nie dziaa pochopnie. Wiem, e Chopiec z mego snu planuje morderstwo. Co pochopnego moe by w chci przeszkodzenia mu? Kademu mordowi trzeba si przeciwstawia. Kade uratowane ycie jest wite. A co dopiero ycie Krla Jon, przez nikogo ju nie wstrzymywany, przepycha si teraz do czoa pochodu, w lad za Chopcem. Straci go wprawdzie z oczu, ale wiedzia, e jest gdzie tam, blisko Czowieka na Ole i dwunastu najwierniejszych jego wyznawcw. Po chwili Jon dostrzeg Chopca. Tak jak przypuszcza, Chopiec znajdowa si w pobliu jednego z Uczniw, szed, prawie depczc mu po pitach, jakby w obawie, e tum go odepchnie.
101

Czyby byli w zmowie? - zaniepokoi si Jon, lecz zaraz poj, e bluni. aden z dwunastu wybranych przez Czowieka nie mg by w zmowie z kim tak podejrzanym, zdolnym do wszystkiego -jak w Chopiec. A moe Nauczyciel dobiera ich tak, aby mieli w sobie wszystkie cechy ludzkie: sabo, chwiejno, wtpliwoci, zazdro, skonno do zdrady? Gdy tylko czowiek peen skaz moe zrozumie innych ludzi, myla Jon, starajc si nie straci z oczu Chopca. Jon mia przeczucie, e Chopiec z jego snu, odnaleziony w witej Ziemi, stworzony jest wycznie do czynienia za. Najpewniej jest wynajtym, patnym zabjc, w jakich obfitoway wschodnie krlestwa. Przeciskajc si, mimo sarkania pielgrzymw, coraz bliej czoa pochodu, Jon znalaz potwierdzenie swych przypuszcze: wysoki Ucze szed tu za Nauczycielem, trzymajc si blisko Jego osioka i w ogle nie zwraca uwagi na to, kto za nim idzie; nie widzia nastpujcego mu na pity Chopca. lecz oto wkraczali w bramy miasta. onierze Imperium skrzyowali wcznie i patrzyli na wesoy, rozpiewany, wymachujcy zielonymi gazkami tum jak na dzicz. onierze Imperium lubili inne rozrywki, uznawali innych prorokw: w zotogowiu - a nie w przybrudzonej przepasce z lnu na biodrach; w wymylnych sandaach, z wosami trefionymi przez fryzjerw. onierzom Imperium roztaczony i rozpiewany tum wydawa si mieszny, jego ekstaza graniczya z wariactwem. Czowiek na Ole wydawa im si niepowany; jego dwunastu Uczniw - fanatykami. onierze Imperium patrzyli na wszystkich z niechci i pogard, lecz nakazano im wpuci pielgrzymw, wic bramy Stolicy, w ktrej znajdowaa si witynia wity, stany otworem. Ale ich pene pogardy, harde oczy mwiy: W naszej piknej, marmurowej Romie taki motoch byby przegnany za mury miasta Przez otwart bram pierwszy wjecha Czowiek na Ole, nazywany przez tum Krlem, a za nim, szurajc sandaami, jeden po drugim weszo dwunastu najwierniejszych Uczniw; jako trzynasty postpowa Chopiec ze snu Jona, a potem pary nieprzebrane tumy, przepychajc si chaotycznie i gwatownie, piewajc i taczc na cze Czowieka. Jest Krlem - pomyla Jon z dum, ale zaraz wrci niespokojnymi mylami do ledzenia Chopca. Pochd wla si na ulice miasta. Czowiek z kilkoma Uczniami i wyznawcami skierowa si na odpoczynek ku ogrodom, a paru pozostaych Uczniw wraz z grupami pielgrzymw rozproszyo si po witym Miecie. Jon z niepokojem spostrzeg, e Chopiec nadal tropi jednego z Uczniw, wysokiego, o urodzie przykuwajcej uwag, odzianego dostatniej ni reszta wybranych mw. Jest piknym, postawnym modziecem i dba o siebie - pomyla ze zrozumieniem, cho zota bransoleta na przegubie mczyzny kojarzya mu si raczej z prnoci ni dbaniem o schludny wygld. Czy to przypadek, e Chopiec wanie jego
102

wybra spord najbliszych wyznawcw Czowieka, a teraz poda za nim krok w krok? Moe wanie tego Ucznia chcia zabi? Moe skusia go zota bransoleta, a Chopiec nie jest bojownikiem idei, lecz zwykym rzezimieszkiem? W Stolicy, gdzie znajdowaa si witynia wity, tumy mieszkacw wylegy na ulice, by przyjrze si Krlowi i jego wyznawcom. Niektrzy umiechali si kpico i szydzili z Czowieka, inni sekretnie lub jawnie doczali do pielgrzymw. Cae wite Miasto, wszyscy jego mieszkacy, byo dzi podzielone na zwolennikw i wrogw Czowieka. Nawet ci, ktrzy do tej pory byli wobec Niego obojtni, musieli zaj stanowisko teraz, gdy Czowiek ten zgodzi si wjecha do Stolicy na ole. onierze i przedstawiciele Imperium ledzili widowisko z dystansu, lecz czujnie, zajmujc pozycje pod murami domw i urzdw lub wygldajc przez okna. Pki pielgrzymi wychwalali swego Krla, piewali i taczyli na Jego cze, nie podwaajc autorytetu obecnej wadzy - najedcy z Romy okazywali ostentacyjn obojtno. Sam Namiestnik wyglda z okien swego paacu raczej z ciekawoci, ni podejrzliwie. Ten Krl nie wydawa si mu zagraa. Zreszt Czowiek wci podkrela, e Jego Krlestwo jest nie z tej ziemi - i do uszu wysannikw Imperium musiaa doj ta bezpieczna deklaracja. Nieziemskie krlestwa ich nie interesoway, gdy nie mona byo pobiera z nich daniny, czerpa zota do skarbcw, zmusza mieszkacw do niewolniczej pracy. Pielgrzymi rozchodzili si teraz po Stolicy, gdy niektrzy widzieli j po raz pierwszy w yciu, inni pragnli pomodli si w wityni wity, jeszcze inni chcieli odwiedzi znajomych czy krewnych, ktrzy tu osiedli. wite Miasto pene byo ludzi, co nie byo niczym dziwnym, wrzao od emocji, co troch niepokoio. Dla niektrych byo wszak jasne, e na tym incydent nie moe si skoczy, e to dopiero pocztek. Czego? Jon, ledzcy jednego z Uczniw i podajcego za nim Chopca, nie spuszcza ich z oczu i dostrzeg, e urodziwy Ucze oddala si od grupy pielgrzymw i rozgldajc si wok niespokojnie - skrca w jedn z licznych uliczek Stolicy. Miasto byo tak zatoczone, e z atwoci mona byo tropi podejrzanych. Jon ze zdumieniem odkry, e teraz skradaj si i kryj za przechodniami wszyscy trzej, a kady z sobie tylko wiadomych powodw kry si. Ucze, zmierzajc do sobie tylko znanego celu, kry si Chopiec, jakby nie chcia by zauwaony przez Ucznia i wreszcie kry si Jon, ktry chcia uj uwagi obu. Ucze z jednej uliczki skrci w drug, w trzeci, wyszed na szeroki plac i zbliy si do budowli, ktra ju z daleka wygldaa na siedzib wanego urzdu. Wanego cho nie a tak jak budynki, ktre zajmowali stronnicy Imperium. Ucze rozejrza si ostronie i obszed budynek wok. Odszuka boczn, mao uczszczan bram - i znikn w rodku. Chopiec podajcy za nim przysiad teraz w cieniu kolumnady, Jon za skry si za pniem najbliszej palmy. Zerkajc w stron zdobnych kolumn, z
103

niepokojem patrzy na kpicy grymas widoczny na twarzy Chopca. (Znam ten umiech ale skd? chyba z mojego snu? - myla). Ten poruszy si, rozejrza, jego dugie, obojtne spojrzenie zdawao si przewierca palm na wylot, po czym nagle wsta i zacz zmierza prosto do Jona. Widzia mnie cay czas! Wie o mnie! Teraz spyta, czemu go ledz, a ja, poza snem, nie mam adnego powodu, ktry by to usprawiedliwia - myla w popochu Jon. Chopiec podszed i rozsuwajc koszul na piersi, powiedzia: - Chcesz sprawdzi, czy to ja? Tak, to ja. Chcesz, dotknij Od nasady szyi do brzucha cigna si poduna, niepokojca blizna, ktra wygldaa tak, jakby kto go rozpata, by wyj serce. - Oczywicie nie wiesz, e to wanie twoja zasuga, prawda? - zamia si Chopiec. - Nie pamita si zdarze, ktre dopiero nastpi! - Ja? Ja to zrobiem? - wymamrota oszoomiony Jon, a Chopiec znowu si zamia (mia si stanowczo zbyt czsto i nie wtedy, gdy mia si powinien). - No c, gdybymy chcieli by dokadni, to zrobisz mi to cicie za dwa tysice lat, wic jeszcze za nie nie odpowiadasz. Ale czas nie ma tu najmniejszego znaczenia. Jeste winny. Bo to jednak ty zrobie, wanie ty, a nie Krlowa niegu, mimo e wolaby nie by za to odpowiedzialny, bo ciy ci to poprzez czas i przestrze - odpar Chopiec zagadkowo i doda: - Wiedziaem, e tu bdziesz i wiem, e jest tu Dziewczyna - Dziewczyna? - spyta Jon niepewnie. Mowa Chopca wydawaa mu si rwnie niepojta i niepokojca jak on sam. - Jaka Dziewczyna? - Dziewczyna, ktra take tu jest, ale jej nie ma. Naprawd dopiero j spotkasz, by popeni kolejny bd, ju drugi, liczc ten, ktry masz wobec niej na sumieniu. Ten Ktry ci wysa poprzez szklane klatki wiatw, chcia czego innego. Tymczasem ty tylko raz spisae si dobrze: na samym pocztku, jeli liczy wedle ciebie, a na samym kocu, liczc wedle miar czasu. Byo to wtedy, gdy rozpatae moje ciao. - Nic nie rozumiem - powiedzia sposzony Jon. Ten sen stanowczo zaprowadzi go w gszcz wydarze zbyt niepojtych i niepokojcych i Jon zastanawia si teraz, czy w ogle warto byo si w to miesza. Nie, nie ma prawa si waha! Wahanie nie wchodzi w gr, gdy mona uratowa Czowieka! Ale eby cokolwiek zrobi, trzeba rozumie. Jon za niczego nie rozumia ze sw Chopca. - Nie rozumiesz? Mogem to przewidzie. Nigdy nie bye zbyt pojtny. Ale te On nie wybra ci dla twej inteligencji. Szuka kogo silnego i ufnego, komu mgby

104

zawierzy i kto zawierzyby Jemu. Szuka sugi, Jonie. Nie przewidzia, e nie chcesz by niczyim sug. Ani jednego, ani tym bardziej dwch panw. Tylko tobie czasem si wydaje, e wybrae, e kochasz. Naprawd wybrae wolno, czyli siebie. Bo wolni najbardziej kochaj siebie, rozumiesz? Nie, nie rozumiesz - zamia si Chopiec. - W kadym razie wiedz, e jedyne, co zrobie waciwie, to ta blizna - i Chopiec znowu rozwar szeroko swoj koszul. Jon jeszcze raz uwanie przyjrza si jego piersi - i nagle, w uamku sekundy, przed oczami pojawia mu si jaskrawa biel, potem wszystko zamigotao bolenie i znowu widzia przed sob tylko chudego, niadego Chopca. Opar si o zjeony pie palmy i otar pot z czoa. - Nie wiem, kim jeste i czego tu szukasz. Wiem tylko, e nio mi si, i knujesz co zego. Gdy patrz na ciebie, myl, e jeste patnym zabjc. Kogo chcesz zabi? Chopiec znowu zacz si mia, a duga, wska blizna pulsowaa w rytm przypieszonego oddechu. - Ale jeste naiwny! - mia si Chopiec. - Biae to dla ciebie biae, a czarne to czarne i nic pomidzy nimi! Nie, nie jestem tu po to, by zabi. Nie tym razem. Przeciwnie. Przybyem, by ocali kogo od mierci. Prosi mnie o to Ten, ktry ci tu wysa. wiadczy to, e jest litociwy. - Kto? - spyta zdumiony Jon. - Ja Go nie znam. To ty masz do niego dostp, gdy odpoczywasz w Drodze. Ja jestem tylko narzdziem, stworzonym zreszt twoj rk. Wic czemu nie chcesz mnie uywa? A jeli ju kto ci funduje tak podr, to, do diaba, oddaj Mu przysug! - Nie wiem, kto ci tu przysa i nie chc wiedzie. Ale powiedz, kogo chcesz ocali od mierci? - spyta Jon. - Naiwny gupcze Pasujecie do siebie z t wieniaczk. Kady ju dawno by si domyli. Kady, kady - powtarza Chopiec, cofajc si. Po chwili wszed midzy kolumnad i znikn. Jon przysiad pod palm, ju si nie kryjc i wpatrywa si w boczne drzwi okazaej budowli, do ktrej wszed przystojny Ucze. Wiedzia, e nie musi goni Chopca. Jeden z dwunastu Uczniw Czowieka powinien go do niego doprowadzi. Wystarczy pilnowa jego, a Chopiec sam si znajdzie. I na pewno nie ma zamiaru - jak twierdzi - ocali kogo od mierci, gdy zosta stworzony do zabijania. Jon powoli zaczyna rozumie, co oznacza blizna na piersi Chopca: kto zaczarowa mu serce w sopel lodu. W dawnych legendach opowiadano czasem o takich zych czarach, wspominajc niepokojce imi Krlowej niegu.

105

Jon siedzia na ciepej ziemi, oparty o pie palmy i nie spuszcza oczu z budowli lecz Ucze wci nie wychodzi. gdy wreszcie wyszed, byo ju ciemno. Jon westchn z ulg, e obudzi si wanie w tym momencie, gdy nuce wyczekiwanie i wysoka temperatura powietrza upiy go. ni mu si chodny, gsty, ciemnozielony las, zdajcy si nie mie pocztku ni koca, jakiego nigdy nie widzia, gdy w tej gorcej krainie wicej byo pustyni ni lasw. Las przecinaa dziwna Kamienna Droga, na ktrej kocu znajdowao si CO, co rzucao gigantycznie dugi, upiornie gboki cie. I to CO powiedziao w pewnej chwili: GRBGDWGHBWZ Jon nie rozumia tych sw, ale od razu poj, e Istota, ktra je wypowiada, bardzo si stara, by kto j zrozumia; stara si o to od wiekw, od prawiekw, od prapraprawiekw, ale jeszcze nigdy to si nie udao. Dlatego w dudnicym, syszalnie-niesyszalnym kamiennym Gosie drzema przejmujcy smutek. Smutek samotnoci; rozpacz agonii, ktrej nie towarzyszy niczyj al, poza wasnym alem. We nie Jon poczu, e bliski jest zrozumienia tych sw, tak bliski jak nikt nigdy w caym Wszechwiecie tak bardzo bliski Te sowa byy wszak proste, oczywiste i znaczyy tak wiele! Byy poow PRAWDY i wystarczyo, eby obudzi si dokadnie w chwili, kiedy Ucze, otulony cienkim, dugim paszczem, przysaniajc nim twarz, jakby nie chcia, by ktokolwiek go rozpozna, opuszcza okazay, urzdowy gmach. Jon skrada si za nim tak cicho, e zdoa usysze brzk srebrnych monet w woreczku, ktre suga Czowieka zawiesi sobie na piersi. brzk srebrnych monet?! Jon a drgn z wraenia. Uczniowie nie posiadali zota ni srebra ani drogich kamieni, ani w ogle niczego cennego! Niektrzy z nich nie mieli nawet domu, gdy cay dobytek ofiarowali biedakom! Wszyscy w tej krainie wiedzieli, e aby zosta Uczniem Czowieka, naleao wyzby si ziemskich bogactw! Wszelkich pokus ziemskich, prawa do wygd i dostatku! Skd zatem wziy si srebrne monety w rku postawnego Ucznia? Musia je otrzyma w tym budynku. A skoro kto mu je da, to za co paci. Za co? Jon mimo woli przypieszy kroku, gdy nagle kto szarpn go z tyu za koszul. - Uwaaj, bo zrobisz co, co odmieni oblicze wiatw. Nikt nie powinien mie takiej szansy, aby nie zawid. Musi zawie - usysza czyj szept. Odwrci si i ujrza ostrzyon na jea gow. Dziewczyna. Chwilami znw wydawaa mu si nierealna, przetar oczy, by pozby si tego niepokojcego mirau. Ale Dziewczyna bya. - Ucze ma pienidze. Duo pienidzy. Brzcz mu na piersi, cho je ukry. Nie mia ich wczeniej. I nie mg ich mie, bdc Uczniem Czowieka - wyjka zdenerwowany Jon. - Skoro je ma, skoro kto mu paci, no to nie rozumiesz?! Musieli mu zapaci za uczynienie komu krzywdy! A ja miaem proroczy sen! Przecie wiesz, kto dzi jest najwaniejszy w witym Miecie! Wiesz, kto jest najbardziej niewygodny dla
106

wadzy Imperatora - mwi gorczkowo Jon, prbujc jasno wyrazi swe niespokojne myli. - Obojtnie, co Ucze knuje, to nie twoja sprawa. Nie jeste tu po to, by zmienia bieg wydarze. Jeste na to za saby, zbyt miosierny - szeptaa Dziewczyna, rozgldajc si uwanie wok. - Jeli winiene kogo unika, to wanie Chopca z blizn Zawsze winiene go unika. Spjrz, skrada si za nami Myli, e go nie widz, ale ja widz nawet to, czego jeszcze nie ma. Wiesz, pami ludzka ma jednak wielk moc. Moesz mnie ujrze, dotkn, usysze, a miaam przecie spon ze szcztem - Spon? - wyjka oszoomiony Jon, ale Dziewczyna ju znikna. Jon odwrci si i zobaczy Chopca. Widocznie nie kry si przed nim, lecz przed Dziewczyn. - Idziemy, Jonie - szepn Chopiec, chwytajc go za rk i przypieszajc kroku. - Zblia si dogodny moment, abymy wypenili nasz misj. - Nasz misj? - spyta Jon, mimo woli przypieszajc i nie odrywajc wzroku od wysokiego Ucznia przemykajcego chyo wskimi uliczkami. Srebro ju nie brzczao mu na piersi, widocznie uciszy w zdradliwy dwik. - Jonie, ten mczyzna planuje morderstwo. Chce zabi Czowieka. Nie zrobi tego sam, ale cudzymi rkami - szepta mu Chopiec do ucha. - Wiem, wiem - odpar pgosem Jon, wstrznity, e jego domysy tak szybko znalazy potwierdzenie. Chopiec pooy palec na ustach. Postawny, otulony paszczem Ucze obejrza si zaniepokojony, lecz Jon z Chopcem wtopili si ju w ciemne ciany budynkw. Mimo pnej pory na ulicach wci byo gwarno, wic mczyzna spokojnie spieszy dalej. Ucze poda do czci miasta, ktra nieoficjalnie naleaa do przedstawicieli Imperium. Ulice staway si szersze, puste. Pielgrzymi tu nie docierali, jakby czujc, e nie ma tu dla nich miejsca. Budynki byy bardziej okazae, a ich dekoracje nosiy pitno obcoci. Ucze wci zakrywa twarz rbkiem paszcza i rozglda si, wic Jon z Chopcem musieli uwaa, by ich nie dojrza. Tak, on ma co na sumieniu, pomyla przeraony Jon, wci nie mogc uwierzy, e jeden z dwunastu wybranych Uczniw Czowieka mgby mie ze zamiary. Czego jednak szuka w tamtym budynku wadzy, ktra nie lubia, gdy zwolennicy nazywali Czowieka Krlem? I czego szuka tu, w czci Stolicy, gdzie rezydowali przedstawiciele Imperium?

107

- To zdrajca, Jonie. On nie wierzy w Nauczyciela. Zazdroci mu mioci, czci i sawy. Sprzeda Go - szepta mu Chopiec do ucha. - Dlaczego? Kady kto jest blisko Czowieka, musi Go kocha i czci - Wic moe kocha Go i czci tak mocno, e boi si by niewolnikiem tego uczucia? - podpowiedzia Chopiec. - Wielka mio graniczy blisko z nienawici, a zbyt wielka cze wobec kogo umniejsza poczucie wasnej wartoci. On chce je odzyska - Co moemy zrobi? - spyta niepewnie Jon, widzc, e Ucze jest coraz bliej domu Namiestnika. - Powstrzyma go - odpar Chopiec, wyjmujc dugi, wski n. - Chcesz go zabi?! - przerazi si Jon. - Ale nie - uspokoi go Chopiec. - Schwytamy go, nastraszymy i przetrzymamy w ukryciu tak dugo, a Czowiek obejmie we wadanie cay kraj. Pjd za nim wszyscy, ktrzy pragn wolnoci i wsplnie wystpi przeciw Imperium. Czowiek zostanie prawdziwym krlem, a nie Krlem nie z tej ziemi, co dla niektrych brzmi niepowanie - szepta Chopiec tak przekonujco, e Jon bezwiednie ruszy za nim, przypieszajc kroku. Dom Namiestnika Imperium by coraz bliej, ale brunatny paszcz Ucznia oddala si. - Szybciej szybciej Raz wreszcie zrobisz co dobrego - szepta Chopiec, cignc za sob Jona. - Wanie teraz moesz naprawi wszystkie bdy, jakie popenie. To ja podpowiedziaem Mu, ktrdy powinna przebiega twoja Droga, aby mg w jedn krtk noc uratowa wiat przed cierpieniem, stosami, mk i klsk Cywilizacji - Klsk Cywilizacji? - spyta Jon. - Cywilizacja nie jest wcale tak wspaniaa, jak ci si wydaje tam, w twojej guszy - zacz Chopiec i urwa. Na ich drodze stana Dziewczyna. Pojawia si nie wiadomo skd i nie wiadomo jak, ale staa teraz przed nimi i Jonowi znw zaczo si zdawa, e przez jej ciao przewituje rozwietlona gwiazdami noc. Przystan, dyszc ze zmczenia i lku. Nie wiedzia, co ma robi, kogo sucha. - Gupia, stuknita wieniaczko z Domremi! - wrzasn nagle Chopiec, a w kcikach ust pojawia mu si struka liny. - Nie wstrzymasz nas! - Pamitasz Orlin? Wstrzymaam wielu

108

- Raniono ci tam w gow i jeszcze bardziej zwariowaa! - krzycza Chopiec. Jon wsuchiwa si w te dziwaczne nazwy: Orlin, Domremi i wydaway mu si to obce, to znw niepokojco znajome. - Zanim mnie raniono, zabiam wielu - powiedziaa Dziewczyna. - I teraz te chcesz zabija? Chcemy uratowa ycie Czowieka, a ty chcesz, by On zgin w okrutnych cierpieniach i ponieniu! - krzycza Chopiec. - Jeste za mierci, przeciw yciu! - Nie chc nikogo zabija, chc was tylko powstrzyma. Chc, bycie zaniechali dziaania - odpara Dziewczyna. - Zaniechanie te bywa grzechem. A ty jeszcze nie masz mocy - umiechn si nagle Chopiec, wyszczerzajc zby jak zy pies. - Moc nie dziaa wstecz. - Id sobie i rb, co chcesz, sam niczego nie zdziaasz, jeste tylko narzdziem. To jego musz wstrzyma - powiedziaa Dziewczyna, wskazujc na Jona. - W imi czego? Chcesz, by wzi na swoje sumienie tak straszny grzech, jak dopuszczenie do mordu? Jon patrzy na nich, zdezorientowany i gorczkowo myla: Ucze wzi brzczce srebrne monety i sprzeda za nie Czowieka. Jak Ucze mgby Czowieka zabi, nie budzc podejrze innych Jego wyznawcw? Skadajc doniesienie, e Czowiek, wbrew temu co gosi, pragnie by Krlem ziemskim, ktry zagrozi Imperium. Co wtedy zrobi Imperium? Schwyta Czowieka jako podegacza i ukarze mierci. Co powinien zrobi kto, kto dowiedzia si, e istnieje spisek przeciwko yciu? Powinien przysz ofiar ratowa. Kimkolwiek byaby ta istota. Zawsze musi si ratowa ycie i stawa przeciw mierci, myla Jon. - Chcesz, aby zdrajca odda Czowieka w rce Obcych? Chcesz, eby On zgin? Nie pragniesz, by zosta prawdziwym krlem? Pomyl tylko: caa wita Ziemia pod Jego panowaniem - przekonywa Chopiec. Myl, e Czowiek zostaby prawdziwym krlem, e mieszkacy tego kraju ruszyliby na Obcych z Jego imieniem na ustach, wyzwalajc wit Ziemi spod twardej rki Imperium, bya upajajca i cudowna. Jon nie mg zrozumie, jak kto chciaby temu przeszkodzi. I wanie ogrom tego niezrozumienia zatrzyma go. Sta teraz pomidzy Chopcem i Dziewczyn, dygocc z niepokoju. Ucze w brunatnym paszczu zblia si do domu Namiestnika.

109

- Dlaczego jeste za mierci, przeciw yciu? - spyta z niepokojem Dziewczyn. - Jak moesz stawa mi na drodze? Czowiek albo zostanie krlem tej ziemi, albo bdzie martwy - a martwy z martwych wstanie i bdzie przewodzi Krlestwu. Nie z Tej Ziemi, ktre jest wielokro wiksze, nie zna granic czasu ani przestrzeni - dopowiedziaa Dziewczyna, a Jon dojrza, jak przewituje przez ni rozgwiedone niebo. Bezwiednie dotkn skrzanego woreczka na szyi i wyczu w nim malutkie ziarnko piasku. Nie byo teraz martw drobin rozpylonego w proch kamienia. Byo ywe, przez dotyk stopy Czowieka - i pulsowao w nim takie cierpienie i bl i taka gotowo do cierpienia i blu, e Jon a osupia z wraenia. - Czowiek bdzie ukrzyowany, bdzie straszliwie cierpie, a tumy, ktre jeszcze dzi Go kochay, jutro bd z Niego szydzi i wypr si Go - powiedzia Chopiec, a Jon na te sowa odczu tak straszliwy bl, e chcia zerwa si do biegu, by dopa Ucznia widocznego jeszcze w gbi ulicy. W tym momencie ziarnko piasku sparzyo mu pier - i zatrzyma si. - Czowiek zyska ycie po yciu i nie takie jak nasze, kruche i krtkie, lecz na Wieczno. Jonie, bez cierpienia i ofiary to Krlestwo nigdy nie powstanie - mwia z naciskiem Dziewczyna. - Gdyby ktokolwiek da ci, gupia wieniaczko z Domremi, do wyboru: mier w pomieniach i ycie po yciu lub dugi, spokojny, zwyky ywot, co by wybraa? zaatakowa nagle Chopiec i Dziewczyna opucia gow. - Nie stos Nie stos, to tak bardzo boli - wyszeptaa nagle. Chopiec podj wtek, krzywic szyderczo twarz: - A Czowiekowi nie chcecie da prawa wyboru! Suchaj, gupia dziewucho, wyniesiona przez przypadek i ty, kmiotku z Puszczy Od prawiekw kara krzya bya powszechnie stosowana, a wrd ofiar byy istoty dobre i prawe. Krzyowano ludzi u Scytw i Asyryjczykw, w Kartaginie i w Persji, w krlestwach, ktrych nazw nikt ju nie pamita. I krzyuje si ludzi w Imperium. Wci, prawie co tydzie. Nie sposb policzy tych, ktrzy zmarli w straszliwych cierpieniach, a ilu jeszcze ukrzyuj? Dlaczego tylko jeden z tych niezliczonych ludzkich cieni miaby by wyrniony i zapamitany? Jonie, niewane, w jakich intencjach ona to czyni, ale opowiada si za mordem. A ty? Chcesz uratowa ycie Czowieka, czy take zgadzasz si na to zabjstwo?! Jon sta poraony straszliw prawd tych sw. - Obojtnie, co zrobisz - powiedziaa Dziewczyna - bdziesz wspwinny zabjstwa, zarwno wtedy, gdy zaniechasz ratowania Czowieka przed okrutn mierci,

110

jak i wtedy, gdy odbierzesz ludziom wiar w Jego ycie po yciu. Wiara w Niego to wiara w Cywilizacj Mioci, ktra w kocu powstanie, musi powsta Jon w gosie Dziewczyny wyczu nagle niepewno, ktr od razu wykorzysta Chopiec: - W imi wiary, o ktrej mwisz, bd pon stosy. To bdzie twoja Cywilizacja Mioci - powiedzia zowrogo, a Jon na uamek sekundy mia wraenie, e w rozgrzanym, dusznym powietrzu Stolicy, w ktrej wznosia si witynia wity, dostrzega kolejny mira: widzia pomienie stosu, ogie, ktry pochania ludzkie istnienia, sysza nieludzkie wycie, czu potworny swd palcego si ciaa. Chopiec cign nadal okrutn wyliczank: - W imi wiary w Czowieka na Osioku torturowane bd osoby posdzone o czary. Imi Czowieka posuy zarwno do szczytnych celw, jak i do bardzo niskich i trywialnych. Z Jego imieniem na ustach bd pali, rn, mordowa i gwaci innych ludzi. Gdy kto potknie si lub upuci gliniany kubek, achnie si i powie z wciekoci: ,,O, Czowieku - gdy Jego imi spospolituje si w ustach wyznawcw. Cywilizacj Mioci zastpi Cywilizacja Nienawici, a ludzie bd wierzy, e jest tak samo dobra Jon sucha dugiej tyrady Chopca coraz bardziej przekonany. Ale im duej Chopiec wylicza sposoby oddziaywania imienia Czowieka wrd ludzi, tym bardziej Jon pojmowa, wbrew Chopcu, e Czowiek naprawd bdzie Krlem Nie z Tej Ziemi i e Jego panowanie bdzie trwao po wieczno. e znajd si ludzie, ktrzy dziki mczeskiej mierci Czowieka bd umieli odrni Mio od Nienawici. Ziarnko piasku w skrzanym woreczku wci pulsowao mu na piersi. - Nie mog rozstrzyga o czym, co jest wiksze ode mnie - rzek nagle Jon i nie spojrzawszy ani na Dziewczyn, ani na Chopca, odwrci si i wolno zacz i w stron wityni wity. - Stchrzye! - wrzasn za nim Chopiec. Jon pokiwa gow. Tak, stchrzy. Nie znalaz w sobie do odwagi, by ocali ycie Czowieka na Osioku. Czu si wspwinny Jego mierci. Nie wiedzia te, czego chciaby od niego Czowiek, gdyby mg mu to powiedzie: wybawienia od zej, rychej mierci, czy przeciwnie - pomocy w spenieniu misji. Wysoki, postawny Ucze, otulony w brunatny paszcz, ktry kry jego twarz, wszed wanie do domu Namiestnika Imperium. Jon, potykajc si o kamienie, ktrymi wyoono ulice Stolicy, brn do wityni wity. Po twarzy cieky mu zy. Mimo pnej pory zewszd sycha byo liczne, podniecone gosy pielgrzymw. Wci piewali i taczyli na chwa Krla, ktrego mieli si wkrtce wyprze.
111

Jon sucha ich gosw i paka. Paka nad Czowiekiem, nad tymi, ktrzy Go zdradz, ktrzy si Go wypr, ktrzy spospolituj Jego imi, ktrzy w Jego imi bd mordowa, gwaci, pali. Paka nad Chopcem i nad Tym, ktrego by on narzdziem; paka nad samotn, bezsiln i smutn agoni dwch Bogw, z ktrych tylko jeden wstanie z martwych, a drugi zapadnie w niepami. Paka wreszcie nad sob. Przystan, patrzc na potn sylwet wityni wity. Wok niej pony ogniska, a w ich wietle taczyli pielgrzymi. Jon, znajc prawd, ktr przypadkiem posiad, nie mia odwagi spojrze w twarze tych ludzi. - A jednak jest tak, jakbym Go sam zabi - szepn do siebie. - Wszyscymy go zabili. Nie miae wyboru - odpara Dziewczyna, ale gdy si obejrza, nie byo jej. - Tak, przyoye do tego rk! Wszyscy przyoylicie do tego rk i wci j bdziecie przykada, przez nastpne setki i tysice lat! - zamia si szyderczo Chopiec, ale jego te tu nie byo. Jon przysiad na ziemi w gbokim cieniu, z dala od ognisk i radujcych si pielgrzymw. - Nie miae wyboru - powtarzaa mu Dziewczyna, ktra dopiero miaa si narodzi, a narodzia si, eby spon. - Ale wanie szo o wybr! Miae go i zawiode. Jeste tchrzem, Jonie odpowiada Chopiec, ktry znw wrci w krain proroczych snw. Na placu koo wityni wity taczya kobieta w czerwonej sukni, piewajc spazmatycznie i gono o Krlu i o swej bezgranicznej do Niego mioci. Jon wiedzia, e ta kobieta za dwa dni pierwsza plunie mu w wykrzywion blem twarz. Suchajc sw ukadanej na poczekaniu pieni, ktrej refren ochoczo podchwytywali pozostali, Jon poj, e pielgrzymom chodzi o prawdziwe, materialne krlestwo dla Czowieka; e naprawd widz Go w krlewskiej, zotej szacie, na zotym tronie, panujcego nad wit Ziemi; e czekaj, a zacznie walczy o koron, e w rzeczywistoci - cho potakuj Mu cay czas - nie pojli i nigdy nie pojm prawdziwego znaczenia sw o Krlestwie Nie z Tej Ziemi. Wicej; i wypr si Go take dlatego, e ich zawid. Albowiem prawdziwy krl nagradza swych wyznawcw zotem, a c moe ofiarowa monarcha, ktry sam niczego nie ma? Oni chc krla z krwi i koci, z ciaa i mini, ktry obali wadz Imperium, a potem tward rk uchwyci losy kraju i narodu. A Czowiek mwi o tym, e jego Krlestwo bdzie gdzie ono bdzie? Wszdzie i Nigdzie? Wanie tak: dla jednych wszdzie, dla wikszoci nigdzie.
112

Jon rozmyla, siedzc w cieniu i paczc, a blask wielu ognisk, ktre rozpalili pielgrzymi, owietla wirujc coraz szybciej kobiet w czerwonej sukni czerwonej czerwone CZERWIE *** CZERWIE CZERWONE czerwone, a nawet jaskrawoczerwone byy plamy krwi i ostro odbijay od poyskliwej bieli pierwszego niegu, ktry musia spa, gdy Jon by w Drodze. nieg puszy si teraz na owalnym placu. By nieskazitelnie czysty i nie nosi ladw stp: ani ludzkich, ani zwierzcych. Jego puszysto i nieskazitelno potwierdzay, i do Bezimiennego nie przychodzi ju nikt poza Jonem. Nawet ukradkiem. Ani szaman z Wioski, ani szamani innych Plemion, z ktrych siedzib wiody do posgu pozostae Kamienne Drogi. By tak dugo krlem Krlem? krlem dla tysicy Plemion i nagle zosta zrzuconym z tronu. Jakie to uczucie? - myla Jon. Wychyli si, aby przyjrze si krwi. Moe jednak stary Bg mia cigle sekretnych wyznawcw, ktrzy przyszli zoy Mu ofiar? Niemoliwe, nieg odbiby lady stp Chyba e byli tu wczeniej, zanim deszcz przemieni si w biae patki. Skd zatem krew? Jon wychyli si i z trudem zapa rwnowag, gdy jedno z ramion posgu, to, na ktrym sta, runo pod jego ciarem. Kamie, uderzajc o ziemi, rozupa si na mniejsze bryy. wiea krew sczya si z kamiennych ran Boga. Jak to mawiali w Wiosce? e istnieje taki bl, tak wielkie cierpienie, e zdolne jest wycisn zy z kamienia? Tu bya krew, nie zy. Jon pomyla, e chce dotkn tej krwi i posmakowa jej. Ostronie dotkn kamiennej rany, a potem wilgotnym, lepkim palcem ostronie musn wargi. Krew bya gorzko-sona. Sona jak zy, gorzka jak duga, trudna agonia. Krew ludzi i zwierzt bya sodka. Jon wiedzia o tym, gdy raz na polowaniu wyssa rank dziecka ukszonego przez mij; wbi zby w surowe miso pierwszego jelenia. Krew ywych istot nawet po mierci bya mdlco sodka. Jon sysza, e szamani podawali dawniej krew leczonym przez siebie chorym. Czasem bya to krew dzikich zwierzt, niekiedy innych ludzi. Ale krew starego, konajcego Boga bya gorzka Jednym skokiem zelizgn si na ziemi. Duga niegdy wdrwka po ciele posgu bya teraz o wiele krtsza, atwa. O wiele duej trzeba by si wspina na wysoki db. A jeszcze tak niedawno wdrapanie si na ramiona Boga wydawao si Jonowi fizycznie niemoliwe. To by przecie wiatowid, potny, grony; jego imi bano si wymwi, nazywano go Bezimiennym lub w ogle pokrywano milczeniem Jego imi. A dzi dzi Jon nie umia opisa swych uczu, gdy spoglda na kaleki posg. Chciao
113

mu si paka i paka, czujc na twarzy lady jeszcze nie wyschnitych ez, ktrych przyczyny nie pamita. - Nie byo ci dwa dni! - powiedziaa radonie Gaja. - Tylko dwa dni! Jeste w Drodze coraz krcej, ostatnio nawet jeden dzie, wic chyba Droga naprawd si koczy i pewnie zdysz na narodziny naszego syna. Chc, eby by wwczas przy mnie, Jonie. Musisz by Jon obj j, by unikn odpowiedzi. Nie od niego to zaleao. O jego Drodze wci decydowa kaleki, ranny posg, cho ju nie mg wpyn na jego decyzje. Jon nie chcia o tym rozmawia z Gaj. Gaja nigdy nie powinna si dowiedzie, co znajduje si na drugim brzegu Rzeki. Owszem, opowiedzia jej niegdy o Kamiennej Drodze, o gigantycznym posgu, o monstrualnej postaci starego Boga, ale nie opowiada o wiatach, ktre przemierza; na szczcie sam tego nie pamita. To, co pamita, nie tworzyo adnej caoci; byo strzpami obrazw. Gdy by w Wiosce, tamte wiaty wydaway mu si jak wielkie, opase ksigi kapana Ezry: piknie ilustrowane, pene malutkich czarnych znaczkw, ktrych znaczenia nie pojmowa. A same obrazki te byy niezrozumiae. Podobno niektre z nich - tumaczy kiedy Ezra - przedstawiay rne wizerunki Boga Dobroci. Jon nie mg i nie chcia w to wierzy. Na jednym z obrazkw widnia na przykad siwy starzec, podobny do szamana, siedzcy na zocistobkitnej chmurce. Ezra nigdy nie powinien twierdzi, e Bg Dobroci tak wanie wyglda. Wedug Jona obraao to Boga. Bg Dobroci moe by kawakiem licia pyncego z wiatrem; fal na rzece; kropl deszczu; patkiem niegu; byskiem soca w gadkim futrze sarny lub piorunem. Ale nie moe by staruszkiem siedzcym na chmurce. Nieliczne obrazy, ktre Jon zapamita, bdc w Drodze, byy prawdziwsze ni tamte z ksigi Ezry. Gdy zasypia koo Gai, jawia mu si szydercza twarz Chopca lub uderzajco wielkie nawiedzone oczy dziwnej Dziewczyny. Chopiec rozwiera koszul i pokazywa dug blizn, ktra cigna si przez ca pier. Dziewczyna przytwierdzona do grubego pala pona ywcem i wwczas Jon budzi si, zlany potem ze strachu i obrzydzenia. Raz pnia mu si (lub pjawia?) migotliwie biaa sala i zielone sylwetki ludzi (zielone?!). To znw ni mu si krl, na ktrego skronie wkadano szczerozot koron, a obok staa ta sama Dziewczyna w lnicej zbroi. Tej nocy przyni mu si Krl, ktry jecha boso na osioku, ubrany w zgrzebn szat, nikt nie wkada mu na gow korony, lecz wieniec z cierni. Przypomina troch Tego, o ktrym naucza Ezra - jego narodziny czcili zimow por, a mier opakiwali na wiosn - lecz przypomina Go w niewielkim tylko stopniu. Czowiek na Osioku by prawdziwszy i bliszy. Wszystko to jednak byy tylko obrazki, rwnie niezrozumiae jak ksigi Ezry i Isaka. Jon wiedzia, e jest za pno, by mg nauczy si czarnych znaczkw, ktre by moe wyjaniyby mu sens jego Drogi. A moe obrazki z jego snw te nie byy w peni prawdziwe, jak te z ksig kapanw? Moe prawdziwa bya tylko ta Ziemia? Ziemia, po ktrej stpa on, prorocy, wici i Bogowie o niej zawsze mona byo powiedzie Prawd - o Nich za snu setki, tysice sprzecznych opowieci.
114

Jon, ktry do wityni w Wiosce szed zawsze z ufnoci, gdy lubi jej kamienno-drewniane ciany, teraz odwraca gow od obrazw i figur, ktre j zdobiy. Ukazyway one Boga Dobroci niejako Wszechmio, Wszechobecno i Wszechmyl gdy tego nie mona wyrazi pdzlem lub dutem - lecz wanie jako starca na chmurce lub z gron lask w doni, od ktrej bieg ku ziemi piorun. Dlaczego te obrazy i figury kamay? Po co? Czy Plemi potrzebowao tego kamstwa? Czy uatwiao ono misj ludzi w dugich sukniach? Jon przypomnia sobie pewne zdarzenie - gdy mia dziesi lat, kapan Ezra wyruszy do miasta i przywiz dla wityni nowy, zbytkowny przedmiot: bya to niebiesko-zoto-biaa figurka kobiety o rowych policzkach, malinowych ustach i szklicie bkitnych oczach. Jej niebieska szata usiana bya zotymi gwiazdkami, a gowa, o trefionych wosach, ozdobiona zot koron. Jon pamita, e wstrzsna nim bezmylna niefrasobliwo, ktra malowaa si na twarzy figury i jej lalkowate oczy. - Dlaczego Ezra postawi TO w wityni? - spyta Jon Isaka. - TO? To jest figura Matki Boga - wyjani sposzony Isak, a dziesicioletni Jon gono zawoa: - Kamiesz! Ona nie moga wyglda jak lalka! Nie barwia sobie ust i policzkw! Nie trefia wosw! I musiaa by smutna! Wtedy stary Isak wzi go za rk, zaprowadzi do swojej izdebki i wyj z kufra rzebion w drewnie ciemn figurk. Nie miaa jaskrawych szat ani korony, a jej ciemna twarz skrzywiona bya grymasem cierpienia, ktre sprawiao wraenie, e oblicze to yje. - Czy TO przypomina ci Matk Boga? - spyta Isak. - Bardziej, cho to wci nie jest Ona - odpar dziesiciolatek starcowi. Ten westchn i szepn bardziej do siebie ni do chopca: - T figurk wyrzebi smolarz z Puszczy, lecz Ezra nie chcia postawi jej w wityni. - Bo wszyscy wol te podobne do lalek? - spyta ze zrozumieniem Jon, a Isak odpar powanie: - Widzisz, Jonie, ludzie lubi, gdy Matka Boga przedstawiana jest jako pikna, bogato ubrana pani. O starcu na chmurce lub z gron lag w doni Jon wola w ogle nie rozmawia. Wystarczao, e on sam nie potrzebowa obrazkw i rzeb, by czu obecno Boga Dobroci. Gdyby zdoby si na odwag i porozmawia ze starym kapanem, by moe ten by mu wytumaczy, e gdzie na wiecie istniej prawdziwsze wizerunki Boga, ktre 115

mimo i wymylone przez ludzi - moe zdobyyby uznanie Jona. Lecz nigdy o tym nie rozmawiali. Jon przypomnia sobie, e gdy po raz pierwszy ruszy w Drog i ujrza u jej kresu monstrualny, poyskliwie czarny posg Bezimiennego, zdumia si, e oddaje on tak wiernie jego przeczucia. Tak, kamienie z Puszczy daway prawdziwszy wizerunek starego Boga. I dlatego dzi jego kamienne rany krwawiy. Gdy Jon tym razem powrci z Drogi, dom w Wiosce wyda mu si za may, a wioskowa witynia, wczeniej przestronna, dawia ciasnot. Przed oczami Jona jawiy si, na uamek sekundy, okazae, bogate kamienne paace i witynia tak ogromna jak caa Wioska. - Zanim rusz w ostatni Drog, chciabym zobaczy najwiksz wityni, ktr buduj w pobliskim Miecie - wyzna Gai, gdy nacieszyli si sob, a on, przykadajc gow do jej wypukego brzucha, wsuchiwa si w bicie serca swego przyszego syna. Doni wyczuwa jego ruchy i cay czas myla tylko o tym, jak zapewni bezpieczne ycie nie narodzonemu. Nagle niebezpieczestwa wiata zaczy mu si wydawa niewiarygodnie wielkie. Na szczcie wiedzia, gdzie szuka bezpieczestwa dla syna: w braku wtpliwoci. - Mogabym z tob pojecha, gdybym dosiada agodnego konia, a jest taki w stajni rodzicw. Ja te chciaabym ujrze wityni - powiedziaa Gaja z prob w gosie. - Pojedziesz - zgodzi si Jon. Ani przez chwil nie zamierza zostawi ony samej. Nie ba si, i duga, trudna droga zmczy j u progu narodzin dziecka. Wiedzia, e syn narodzi si zdrowy; syn - zapata od Bezimiennego za misj, ktrej jeszcze nie wypeni. Gaja zaja si przygotowaniami do dugiej podry: - trzy dni konnej jazdy przez Puszcz, a potem nastpne trzy dni bitym kupieckim traktem, jak opowiadali ci, ktrzy t drog przebyli. Jon poszed odwiedzi szamana. Pierwsze, sabe jeszcze mrozy zagnay starca do namiotu, ktrego ju nie opuszcza. Jego stare ciao marzo, mimo ciepych okry kocw i futra z niedwiedzia. - To nie tylko chd zimy - powiedzia szaman zagadkowo, gdy Jon dotkn jego zimnej rki i zaraz spyta niecierpliwie: - Czy ziele serdecznika niepospolitego trafio ju tam, gdzie miao trafi? Jon pokrci gow, dotykajc woreczka na szyi. Suche ziele wci cichutko szelecio. Szaman pokrci niespokojnie gow:

116

- Czuj, e to najwaniejsza cz twej misji. Bezimienny, z pomoc Krlowej niegu i twoj, da Chopcu lodowe serce i stworzy z niego swoje narzdzie. Lecz to narzdzie nie jest ju potrzebne. Uwolnij wic Chopca od mki czynienia za. - Wiesz o nim wicej ni ja. Nie wiem, gdzie on jest, ba, nie wiem nawet, jak szuka i czy On pozwoli mi do niego trafi? - odpar pytajco i zobaczy przed oczami chud twarz nie znanego Chopca. - Tym razem pozwoli - odpar stary szaman. - Jest coraz sabszy. Ju prawie nie mwi, ju tylko si broni, Jonie, przedua swoj agoni. Nie chce odchodzi samotnie i to mnie niepokoi. - On krwawi. Myl, e wkrtce wykrwawi si na mier - szepn Jon. Co bezpowrotnie si koczyo, a nowe, ktre przychodzio, miao by lepsze i nazywao si CYWILIZACJ. Jednak kady koniec jest smutny. Jon wiedzia, e umiera nie tylko ten niegdy potny stary Bg. Jon poj, e mier starego Boga rwna si mierci szamana. Kada kropla krwi, ktra wyciekaa z kamienia, ujmowaa ycia starcowi. Ostatni plemienny czarownik y przecie tylko po to, aby sta midzy Bogiem Dobroci i Cywilizacji a zemst starych Bogw, chronic i Plemi i now wityni, w tym obu kapanw. To stary szaman, ostatni przedstawiciel starych czasw, torowa drog czasom nowym, tak jak mieszkacy Wiosek i Miast karczuj Puszcz, by budowa na jej miejsce nowe, pikniejsze domy. Jon bezwiednie trzyma coraz chodniejsz, mimo palcego si ognia, do szamana w swojej doni, a potem nagle, ku swemu zdumieniu, ucaowa j. - Jeszcze si zobaczymy - umiechn si spokojnie starzec. Pniej mody mczyzna skierowa kroki do wityni. Tym razem nie szed tam, by odwiedzi Isaka. Szuka Ezry. Stary kapan spacerowa po ogrodzie, zatem mody musia by w wityni - obaj unikali siebie nawzajem od czasu wizyty goci z Dalekiego Kraju. Gdy Jon wszed do wityni, Ezra ustawia wysokie wieczniki wok figur i obrazw: byy najwyraniej nowe, poyskiway zocicie, rzucajc jaskrawe refleksy w ciemnym wntrzu. - Ty tutaj? - zdziwi si kapan i natychmiast przybra srogi wyraz twarzy. Jon umiechn si w duchu i pomyla, e Ezra wzoruje si na obrazkach, ktre wyobraaj Boga Dobroci jako starca z lag w doni, z ktrej strzela ku ziemi piorun, groc piekieln kar.

117

- Heretycy nie maj prawa wchodzi do wityni Pana - powiedzia szybko Ezra, zasaniajc du, najwyraniej now figur, wyobraajca posta czowieka z dugimi wosami, z trefion brod, w bogatej czerwonej szacie, z ma cierniow koron na gowie, w ktrej byszczay drogie kamienie. Jonowi stana przed oczyma posta smutnego, ndznie ubranego Czowieka na Osioku - Kto to jest heretyk? - spyta z zaciekawieniem. - Heretykw pali si na stosach - rzek szybko Ezra. - Syszaem, ale kim oni s? - powtrzy pytanie Jon. Ezra umilk i prbowa szuka w pamici sw, ktrych nie znajdowa do szybko. - Heretyk heretyk - zacz, przygryzajc wargi, a Jon dokoczy: - heretyk to kto, kto myli inaczej ni ty, Ezro. - Bo ja znam Prawd! - zawoa Ezra. - A Isak? - spyta Jon. - Isak bdzi! - Ty nigdy nie bdzisz? - spyta znw Jon, czekajc z nadziej na odpowied. - Nigdy - odpar dumnie mody kapan ku uldze Jona i zaraz doda surowo: Gdzie bdzisz, gdy znikasz z Wioski? Mwi, e chodzisz do Puszczy, by czci bawany. Jeli wyznasz to szczerze i ukorzysz si, by moe nie unikniesz tortur czy stosu, ale bdzie ci to przynajmniej wybaczone. A tak naraasz tylko swoj rodzin. Jeli ty pjdziesz na stos, oni pjd za tob, pamitaj. Zo trzeba wypleni a do korzeni, Jonie, ju si o tym przekonalimy. Na pocztku bylimy zbyt agodni i dlatego tak dugo skrycie czczono bawany, ty za czcisz je do dzi! - Ezro, jeli zostawisz w spokoju mnie i moj rodzin, dam ci co, co bdzie tego warte - zacz Jon, czujc drenie swego gosu. Wiedzia, co czyni i czu zarwno rado, jak i piekcy al. Musia jednak wybra - i dawno wybra. Nie pochwala swego wyboru, ale wiedzia, e by to najlepszy wybr na nadchodzcy czas. - Co mi dasz? - mimo woli zaciekawi si kapan. - Mego syna. Ezra spojrza na niego zdumiony. Jon cign:

118

- Gaja da mu matczyn opiek, zadba o jego doczesne ycie i zdrowie, o to by by silny, sprawny i pikny jak ona. Ale kiedy tylko dojrzeje, przyprowadzi naszego syna do ciebie, Ezro, a ty wemiesz go pod swoj piecz i oddasz twemu Bogu - naszemu Bogu! - poprawi bezwiednie Ezra z byszczcymi oczami, poruszony do gbi sowami Jona. Syn heretyka czczcego bawany, ktry od dziecka byby ofiarowany Bogu i wyparby si grzesznego ojca - tak, to byo co, czego Ezra mg pragn. To byoby skuteczne narzdzie krzewienia prawdziwej wiary. - Ofiaruj syna twojemu Bogu - powtrzy Jon bez nacisku, nie chcc wdawa si z kapanem w dyskusj - i mj syn bdzie Mu suy w taki sposb, jak tylko zechcesz, Ezro. Bez cienia wtpliwoci i - i bez cienia litoci wobec heretykw - uzupeni Ezra z paajcymi oczyma, a Jon poczu lito dla swego nie narodzonego syna. Jednak tylko w ten sposb zapewnia mu bezpieczestwo w wiecie, w ktrym bdzie dorasta: postawi go po stronie, ktra niewtpliwie bdzie najsilniejsza przez setki lat. - Id zatem, Jonie w Drodze, gdzie tylko zechcesz, lecz wczeniej podpisz ze mn umow. Gdyby nie wrci w por, umowa uniemoliwi twej maonce sprzeciw i zawiadczy o prawdziwoci twojej obietnicy - podkreli Ezra. - Nie umiem pisa - sposzy si Jon. - Nie szkodzi. Poka ci, jak winien wyglda podpis prostaka - rzek kapan ze zrozumieniem. Zaprowadzi Jona do izdebki na tyach wityni i tam zasiad nad dokumentem, ktry napisa szybko dugim, gsim pirem, maczanym w inkaucie. - Co tym razem mwi te czarne znaczki? - spyta Jon, ledzc z zazdroci szybkie ruchy pira po papirusie. - e gdy twj syn ukoczy sze lat, przyjdzie do mnie na nauk, a gdy zechc wysa go w Dalekie Kraje z misj nawracania pogan lub zwalczania heretykw, ani ty, ani jego matka nie przeciwstawicie si naszej wityni - streci mu Ezra. - Podpisz. - Mwiem ci, e nie umiem. - A ja powiedziaem, e poucz ci, co masz zrobi, aby podpis by wany. Wyrysuj trzy krzye - nakaza kapan. - Trzy krzye?! - zawoa zdumiony Jon. - Krzy to wity znak i nie wolno go naduywa! Trzy krzye za to caa historia, ktr opowiadae nam, gdy bylimy dziemi i cho na dwch zawili zoczycy, to jednak
119

- Nie bred! Stawiajc trzy krzye, niepimienny klnie si na Syna Boego, e dotrzyma umowy - wytumaczy kapan. - Nie powinno si nigdy zaklina na Syna Boego - zacz znowu Jon, lecz Ezra przerwa mu gniewnie: - Nie pouczaj mnie, Jonie! Nie jeste od tego, by poucza swego kapana! Jeli godz si na t umow, to tylko dlatego, by ocali dusz nie narodzonego dziecka! - i wzi j sobie - wtrci Jon. - I wzi j dla Boga! - krzykn Ezra. - Podpisz, a potem id sobie do Puszczy pomidzy twe bawany! Jon niewprawn rk postawi obok siebie trzy due, czarne krzye u dou zwoju. Mia uczucie, jakby popenia blunierstwo. Jakby naduywa prawdziwego imienia Syna Boego do spraw codziennych i pospolitych. Odoy piro, westchn i powiedzia: - Nie od razu rusz na drug stron Rzeki. Na razie jedziemy z Gaj do Miasta, by zobaczy, jak ronie najwiksza ze wity Ezra spojrza na niego zdumiony, Jon za wolno wyszed ze wityni. Teraz uda si do ogrodu, by spotka Isaka. Stary kapan, mimo zimowych chodw, wolniutko spacerowa po wskich ciekach midzy grzdkami. Spojrza na Jona z nateniem, jakby sab mu wzrok i powiedzia bez powitania: - Znasz histori dwch kapanw, ktrzy przybyli tu pierwsi? Tych, ktrzy zostali zabici przez Plemi na krwaw ofiar dla - dla Bezimiennego - dopowiedzia Jon, uatwiajc Isakowi wybr midzy prawdziwym imieniem, ktrego nie naleao wymawia, a przydomkiem, ktrego nikt ju nie uywa. - Ci dwaj kapani byli jak Ezra. Ale nie myl o nim nigdy le, gdy nie ma on zych intencji, Jonie - cign w zamyleniu Isak. - Kiedy, nim tu przybyem, mylaem ze zgroz o twoich pobratymcach, a ze zrozumieniem o moich braciach. Byli tacy modzi i peni wiary, gorliwi i gotowi na wszystko w imi Boga Dobroci. Na wszystko prcz prawdziwego dobra. Nie dlatego, e sami byli zymi ludmi. Boe bro, przeciwnie! Nie, im si tylko pieszyo, by jak najszybciej zebra jak najwicej nawrconych dusz i jak najszybciej przesa do Dalekiego Kraju znak, e Krlestwo Boe rozciga si na coraz wikszej poaci wiata. Rzucali ziarno i biegli dalej, nie patrzc, czy wzeszo. A chwasty plewili brutalnie, co wedle nich oznaczao skutecznie. Przybyli do waszej Wioski ponad sto pidziesit lat temu, zasiali Sowo Boe i nie dali mu wzrosn. Nie zrosili swego siewu wod mioci, nie ogrzali ciepem zrozumienia i wspczucia, nie sprawdzili, czy w

120

ogle wzeszo. Nie czekajc, zaczli tuc gliniane poski plemiennych Bogw, bstw i bot, drewniane palili na stosie. Rzucali sowa pene gniewu na gowy bawochwalcw. Gdy ju zniszczyli wizerunki bstw i bot znalezionych w Wiosce, zadali, by ludzie z Wioski zaprowadzili ich na miejsce kultu. Isak umilk na chwil, a Jon zapyta szeptem: - i Plemi ich tam zawiodo? Na drugi brzeg Rzeki, do kresu Kamiennej Drogi? - Tak. Albowiem ziarno, ktre tak popiesznie siali kapani, nie wzeszo. Co tu robicie z tym wielkim bawanem? Pokacie nam - zada jeden z nich. I twoje Plemi im pokazao: zabio obu kapanw i zoyo ich ciaa w ofierze, wierzc, e czyni dobrze. - Dopiero od niedawna wiem, e cae zo wynika z niezrozumienia, z przekonania kadej ze stron, e to ona ma racj. - Cay wiat, Jonie, skada si z ludzi, ktrzy wierz, i to wanie oni maj racj. Ja przecie te wierz w swoje racje. Nikogo nie omija ta sabo, dlatego wojny nigdy si nie kocz. Ci za, ktrzy nie zechc stan po adnej stronie, zgin pierwsi, gdy wiat najbardziej nie lubi odmiecw i ludzi wtpicych - szepn stary kapan i doda: Ty jeste odmiecem. Jeste odmiecem, Jonie, bo masz wtpliwoci. - Dlatego wanie oddaem mego nie narodzonego syna pod piecz Ezry wyzna Jon. - Dobrze zrobie - pokiwa gow Isak. - Zapewnie mu w ten sposb przynaleno do wikszoci, a bycie w wikszoci jest bezpieczne. - CYWILIZACJA - powiedzia z gorycz Jon. - Cywilizacja - przytakn kapan. - Minie wiele, wiele czasu, nim Cywilizacja bdzie oznacza swobod wyboru, Jonie. - Ile czasu musi min? - spyta z nadziej Jon. - Tak wiele, e nie sposb tego przewidzie. Dlatego odchodz z tego wiata z radoci. Nigdy nie chciaem nikogo do niczego przymusza. Nawracanie, Jonie, to straszliwy trud Jon ucisn Isaka i ucaowa jego rk. Pomyla, e nie chce y w Wiosce, w ktrej zabraknie szamana i starego kapana; bo wanie oni obaj - o dziwo - razem z Ezr dopeniaj si i tworz cao, ktra chroni Wiosk, otaczajc j magicznym krgiem. Jedn trzeci krgu tworzy Isak, ktry udowadnia, e wprawdzie jego Bg jest ponad wszystkim, ale starzy Bogowie te maj swe miejsce. Jedn trzeci krgu stanowi szaman, agodzcy gniew i al starych Bogw, bstw i bot, ktre zostay zapomniane
121

przez Plemi. To szaman pomaga botom i bstwom dokoczy ywota. Szaman czeka, a najwikszy ze starych Bogw wybierze sobie tego, ktry - w Jego mniemaniu pomoe Mu odzyska wiat. Ludzie z Wioski, widzc obu, szamana i Isaka, nie czuli si winni za przeszo i nie bali si przyszoci. I wreszcie jedn trzeci krgu tworzy kapan Ezra, ktry prowadzi ludzi w przyszo, szybko, gniewnie, lecz skutecznie, gdy nie mia w sobie wtpliwoci. Kapan Ezra, gdy zostanie tu sam, stworzy w Wiosce wiat bez prawa wyboru i wywoa w Plemieniu poczucie winy, ktre tak rzadko budzi skruch, a tak czsto gniew i nienawi - myla Jon, wracajc do domu. Stary szaman umrze razem ze swoim starym Bogiem i chwaa Panu za ten akt aski. Nie ma ju miejsca na nowego szamana, zapewne zostaby spalony na stosie jako czarownik, gdy stosy nieuchronnie zapon take i w tej Wiosce. - Tak, mj syn musi przynalee do wikszoci - szepn Jon sam do siebie, a potem przywoa na usta pogodny umiech i przekroczy prg domu. *** Droga do Miasta bya krtsza ni niegdy, gdy bity trakt skrci o poow trudy podry. Kiedy trzeba byo przedziera si przez Puszcz, ryzykujc spotkanie z dzik zwierzyn i zymi ludmi. Jednak Miasto wci wydzierao Puszczy skrawek za skrawkiem, rozrastajc si - a potem zapragno, by wiody do drogi szerokie i bezpieczne. Wycinano wic Puszcz, karczowano potne, wielusetletnie drzewa, ubijano wydart przyrodzie ziemi, utwardzajc j wirem i kamieniami. Drewno byo zreszt potrzebne na budow nowych domw, zamkw, wity. Miasto zawadno wyobrani puszczaskich Plemion, ktre karczoway kolejne poacie Puszczy, przybliajc si do niego. Dlatego Jon nie obawia si zabra ony, na ptora miesica przed narodzinami syna. Siwa klacz bya agodna, nawet ospaa, a droga rwna i bezpieczna. Zreszt kobiety z Wioski przywyky do cikiej pracy do ostatnich dni przed rozwizaniem, Gaja za bya zdrowa, silna, odporna. Podr do Miasta nie zaja im wic szeciu dni, jak oceniali, lecz tylko cztery. To by dowd, e Cywilizacja przypiesza kroku. Ju z daleka, ledwie skoczya si Puszcza, a zacz bity trakt, zobaczyli nie dokoczone, ale niezwykle wysokie, strzeliste wiee nowej wityni. W Miecie byo kilkanacie Domw Boga, ale ten mia przewyszy okazaoci wszystkie inne. Robot kierowa mistrz przybyy z Dalekiego Kraju, w ktrym wity byo prawie tyle samo co mieszkalnych budynkw. Nie musieli wjeda w labirynt uliczek Miasta, czego Jon chcia unikn, gdy czu si w nim jak w klatce. wityni budowano na skraju Miasta, od strony, z ktrej przybywali. Im byli bliej, tym budowla wydawaa im si wiksza i wspanialsza. Gdy przystanli u jej stp, rusztowania piy si tak wysoko, e Gai, ktra zapatrzya si w
122

gr, zakrcio si w gowie. Wok budowli trwa niebyway ruch, gdy wci przybywa kto nowy, jak oni, by j podziwia. Sprytniejsi mieszkacy Miasta zaoyli wok kramy z rnoci towarw i prostym jadem. Oprcz mistrzw murarskich, ktrzy nadzorowali robot, spotka mona byo kapanw w ciemnych lub biaych sukniach, pilnujcych, by nikt nie skrad cegy, by murarze nie skpili zaprawy i nie marudzili przy robocie. - Ciekawe, czy Bg Dobroci zechce zamieszka w tej wityni, czy nie wyda Mu si ona za dua? - zastanowi si gono Jon. - Blunisz! - krzykn obok niego czowiek w biaej dugiej sukni. - Zwaaj na sowa! Bg tu wejdzie, ledwie skoczymy budow! Im wiksza witynia, tym wiksza jego chwaa! A ten, komu si nie podoba, jest blunierc i heretykiem! - Ale ona mi si podoba - zaprzeczy Jon. - Mylaem tylko nad tym, czy no, czy musi by taka wielka, moe On to znaczy, czasem sobie myl, e On nie zastanawia si nad okazaoci swych wity - zaplta si Jon, patrzc z niepokojem na mnicha w biaej szacie. Pozna ju znaczenie sowa heretyk i ba si tego, co ze sob nioso. - Twj ubir wiadczy o tym, e przybye z Puszczy. Syszaem, e niektrzy czcz tam jeszcze bawany - mnich piorunowa go wzrokiem, zastanawiajc si, co pocz z modym blunierc. - Wydaje ci si, modziecze, e witynie winny przychodzi do Boga, a tymczasem, jak usyszae, jest na odwrt - usysza Jon za sob czyj niemody gos, ktremu towarzyszyo ciche brzczenie dzwonkw. Mnich na widok przybysza skrzywi si, lecz nagle rzuci si, krzyczc na murarzy, ktrzy niechccy przewrcili w boto taczk z ceg. Jon odetchn z ulg i odwrci gow: za ich plecami sta najniezwyklejszy czowiek w nieokrelonym wieku. Mona byo da mu zarwno trzydzieci par lat, jak i pidziesitk z okadem. Jego za niezwyko wynikaa ze stroju. Jon nigdy jeszcze czego takiego nie widzia nawet na obrazkach w ksigach Ezry, cho byo tam wiele zdumiewajcych rzeczy. - Z nieba spad? - zdziwia si Gaja ze miechem, a nieznajomy te si rozemia i odpar, brzczc dzwoneczkami: - Tacy jak ja przebywaj pomidzy niebem a piekem, nigdy nie s tylko tu lub tylko tam. Dlatego tak trudno ich wykl. Nieznajomy mia na sobie obcise nogawice wpuszczone w brudne, lecz wci jaskrawoczerwone skrzane buty. Jego ramiona skrywaa szeroka bluza w kolorach tczy, na gowie za nosi dziwaczn czapeczk z grubego sukna, z kilkoma rogami. Do
123

tych rogw przymocowane byy mae dzwoneczki, ktre brzczay cicho, lecz wyrazicie wraz z kadym jego ruchem. - Kim jeste? - spyta Jon, mimo woli umiechajc si. Nieznajomy swym wygldem wzbudza rozbawienie. - Jestem Baznem - odpar nieznajomy i doda: - Jestem Baznem do wynajcia, gdy mj ostatni pan znudzi si mymi artami i mnie wygna. Szukam nowego pana. - Kto to jest Bazen? - spytaa Gaja. - Nigdy nie syszaam o takim zajciu! Co robisz? - Zabawiam moich panw za niewielk opat. Szczerze mwic, opat uzaleniam od stanu ich kiesy. Bogacz paci wicej, biedak dostaje arty za darmo. Gdy moje dowcipy i powiastki rozmiesz mych panw w kopotach i zmartwieniach, opacaj mnie sowicie, nawet zotem. Gdy trudno ich rozbawi, bo zmartwienie jest wiksze, ni sdzili, lub mieszy ich to, co mnie nie mieszy wcale, wtedy wypdzaj mnie. Ich domy s rne: czasem to zamki i paace, niekiedy zwyke chaty, a wtedy zamiast zota dostaj misk strawy dwa razy dziennie, jak dobry pies. - Jak to moliwe, by kogo mieszyo to, co ciebie wcale nie mieszy? Mylaem, e rzecz zabawna mieszy wszystkich - zdziwi si Jon. - To chyba zaley od miejsca, z ktrego patrzymy - stwierdzia Gaja w zadumie. mieszna jest niedwiedzica, gdy ogania si od dzikich pszcz, kradnc im mid. Ale przestaje by mieszna, gdy pszczoy potn jej nos dami i to j boli. - Dobrze to uja, moda damo. Gdy moje arty zbytnio dl mych panw i to boli, pac mi za nie, lecz wkrtce wyrzucaj. A czy moja czapka nie jest mieszna?spyta Bazen. - Nie - odpar Jon. - Twoja czapka jest smutna, gdy dzwoneczki brzcz cay czas, nawet wtedy, gdy si martwisz. A sdz, e i ty masz powody do zmartwienia. - Mylisz si, Jonie - wtrcia Gaja. - Jego czapka jest mieszna, gdy opowiada wesoe historyjki, a smutna, gdy mwi o smutnych sprawach. Dzwoneczki brzcz tak, jak on chce, nie zawsze na jednak nut. - Rozumn masz on, panie, a w dodatku pikn, zatem pewnie jest biedna, gdy trudno, aby Bg obdarowa j a tak szczodrze - skoni si Bazen, podskakujc i jego dzwoneczki znw zapieway. - Ani ona, ani ja nie czujemy si biedni - obruszy si Jon.

124

- Od razu wida, e przybye z Puszczy. Tu, w Miecie, a zwaszcza w pobliu wityni szybko poczujesz, e masz pust kies i przynaleysz do gorszego stanu skomentowa Bazen. - na wityni! Zbieramy datki na wityni! - zabrzmia tu przy nich czyj gos i inny mnich, w ciemnej dugi sukni, podsun im pod nos drewnian skrzyneczk z otworem od gry. - Nie mam zota, srebra, ani nawet miedzi - speszy si Jon, a Bazen zamia si krtko. Dzwonki zabrzczay melodyjnie, lecz niewesoo. - Czyby nie chcia, by witynia szybciej rosa w gr? By bya jeszcze wiksza i wspanialsza, ni si zapowiada? Aby bya najwiksza w caym tym dzikim kraju?! spyta gniewnie mnich. Gaja szybko zsuna z szyi niewielki naszyjnik z bursztynu i wsuna go w szpar skrzynki. Mnich zaraz odbieg. - Rozumn masz on - powtrzy w zamyleniu Bazen, przygldajc si Gai z uwag. - Czy tu, koo wityni, zapacono ci co za arty? - Jon zmieni temat, czujc si niezrcznie. - Nie - odpar Bazen. - Nikt si nie mieje, gdy powtarzam, e wityni t wznosz tak potn nie dlatego, i wierz, e tak potny jest Bg. Oni sdz, e ich Miasto jest tak potne, i powinno mie najwiksz w okolicy wityni. Wic powstaje na ich chwa, nie na chwa Pana. Ale gdy to mwi, zoszcz si. Dwch ludzi w dugich sukniach przegnao mnie kijami, a czowiek w lisiej czapie zagrozi, e skocz w miejskich dybach. - Po co zatem tu tkwisz? - Musz wykonywa moj prac, inaczej zapomniabym, na czym ona polega umiechn si Bazen. - Przybywa tu tylu ludzi, wic wci mam nadziej, e znajdzie si kto, kogo rozbawi i kto kupi mi w zamian misk gorcej zupy lub garnek z kluskami. - Kupibym ci, lecz nie mam za co - stropi si Jon. - Jeli jeste godny, moemy si z tob podzieli tym, co mamy - zaproponowaa Gaja, rozwierajc sakw z jedzeniem. - Jon upolowa wczoraj w Puszczy zajca, upieklimy go w ognisku. Jeden kawaek jest w nadmiarze. Mamy te placki, ale troch stare, pieczone pi dni temu. Bazen zamia si nagle szczerze i niepohamowanie.
125

- Chcecie mnie karmi, cho was nie rozbawiem? Dlaczego? - Bo jeste jeste czowiekiem - odpar Jon po namyle. - Dobrze. Zatem to ja was nakarmi, gdy to ja mam zoto i srebro - i Bazen zabrzcza nie dzwoneczkami u swojej dziwacznej czapki, lecz suto wypchanym woreczkiem ukrytym a koszul. Teraz Jon si zamia, mylc, e to arty. Ale Bazen uj Gaj za rami i zacz prowadzi j w stron kupieckich straganw i bud. Utworzyy one niemal mae miasteczko, ktre ttnio yciem. Poszli do jednej z licznych bud, z wysunitym dachem, chronicym przed deszczami i niegiem, zasiedli na drewnianej awie i ju po chwili wyjadali drewnianymi ykami biae kluski z duego garnka. - Skoro masz tyle zota, czemu szukasz pana? - spyta Jon, gdy si najedli. - Nie umiesz y bez panw nad sob? Bazen znowu si zamia, lecz zaraz spowania i odrzek: - Nie chc wyj z wprawy w wymylaniu dobrych artw, bo to mj fach, przyjacielu. Ale jako ostatnio le trafiam, szczeglnie w tym miecie. A wy? Czego tu szukacie, bo widz po waszym stroju, ecie z daleka? - Nasze konie czekaj za Miastem. Jechalimy cztery dni z Wioski, by spojrze na wityni - powiedzia Jon. - Jeli szukasz w niej Dobrego Boga, to Go tu jeszcze nie ma. I moe nigdy nie bdzie. To nie zaley ani od wielkoci wityni, ani od budowniczych, ani nawet od mnichw. Jeli wznosz t wityni z pychy, Dobry Bg nawet na ni nie zerknie. A jeli z mioci Ale o mio, Jonie, tak trudno w dzisiejszych czasach - zamyli si Bazen. - Cywilizacja - dopowiedzia Jon. - Ho! Ho! Ho! - zamia si Bazen. - Widz, e jestemy wyksztaceni? - Nie - zaprzeczy stropiony Jon, a Gaja rozemiaa si niepewnie i dodaa: - Nie umiemy czyta ani pisa. - Nasz syn bdzie to wszystko umia - dokoczy Jon, ucinajc niewygodny temat. Bazen zerkn przelotnie na wypuky brzuch Gai, skryty nie do dokadnie pod burym paszczem.

126

- Mwisz o tym tu synu? - zaciekawi si Bazen, a Gaja kiwna z powag gow. - Dla niego tu przybyem - doda Jon. - Widzisz, Banie, nasz syn znajdzie si za kilka lat pod piecz kapanw i chciaem si upewni, czy dobrze wybraem. Mgbym w kocu pozostawi go matce. Jest mdra, pikna, dobra - Pierwszy raz sysz, e mczyzna chwali przy obcych swoj kobiet, zamiast samemu si chwali - pokrci gow Bazen, a Gaja rozemiaa si. - No i co? Wybrae waciw drog dla syna? - Owszem - przytakn Jon, ktem oka dostrzegajc smutek na twarzy Gai. Musi si z tym pogodzi - pomyla z alem. Bazen spojrza na niego z zaciekawieniem. Moe jeszcze nie ma tu Dobrego Boga i moe Go nigdy nie by, ale tu jest sia, Banie cign Jon. - Chc, eby mj syn by bezpieczny. W pobliu siy jest zawsze bezpieczniej. Siy i Cywilizacji. Milczeli chwil, przygldajc si potnej sylwetce nie dokoczonej budowli. Rosa w oczach, nawet teraz, w tej chwili. - Znam tu wszystkich murarzy, a niektrzy mnie lubi. Cz ludzi w dugich sukniach te bawi moje arty, niektrzy z nich nawet je rozumiej. Jeli chcecie obejrze wityni, mog j wam pokaza - zaproponowa Bazen i doda: - Powiem wam szczerze, e sam daem troch zota, gdy ogoszono, e na ni zbieraj. Wszyscy, nawet najubosi w kraju, dawali co mieli, wic i ja daem, bo i ja lubi to, co wielkie. Wstali z awy i ruszyli ku potnej budowli. Murarze pozdrawiali Bazna, wic widocznie jego arty tu si podobay. Przepuszczono ich przez drewniane zapory i weszli do rodka. Jon i Gaja stanli wewntrz wityni i wznieli gowy: kopulasty dach - ktry ju zaczynano nakada na drewnian konstrukcj gont po goncie - wznosi si tak wysoko, i wydawa si siga chmur. Jon pomyla, e wikszo ludzi wierzy, i im wyej sign, tym znajd si bliej Boga. Pewnie z tego samego powodu posg Bezimiennego w Puszczy by tak monstrualny. Tymczasem Bg kady Bg - myla Jon, patrzc wysoko w gr, gdzie ledwie majaczya drewniana wiba - moe objawia sw wielko take w tym, e nie pozwoli rozdepta mrwki, zmiady ddownicy, spali gniazda dzikich pszcz. Mona Go szuka wysoko, a tymczasem bdzie tu obok lub pod stopami. Ogrom wityni i uroda jej strzelistych ksztatw zrobiy wraenie na Gai i Jonie. - Ta elazna iglica na szczycie bdzie ciga pioruny. Moe tak potna witynia, najwysza spord wszystkich w tym maym, zagubionym kraju, zwrci szybciej uwag Boga - mwi Bazen, jakby odpowiadajc mylom Jona.

127

- A naprawd? Co mylisz naprawd? - spyta Jon, nie odrywajc oczu od pncych si w gr cian budowli. - Myl, e On jest wszdzie i nie potrzebuje dachu, nawet zoconego. On przychodzi do ludzi, nie do budynkw - powiedzia Bazen. - Gdybym by panem, wynajbym ci - powiedzia Jon. - Szukam nowego pana, czemu nie miaby nim zosta? - zainteresowa si Bazen. - Nie przynale do rasy panw, chyba widzisz. Wytkne mi, e jestem biedny, zaprzeczyem, bo w Puszczy nikt nie mierzy bogactwa zotem, ale okazao si, e to ty miae racj. Nie mog ci naj, Banie. Boj si te, e coraz mniej jest mi do miechu, wic twoje najlepsze arty zmarnowayby si - westchn Jon. - Ona moe by moj pani. Wyglda jak dama, bo dama to stan umysu, a nie wygld czy strj - powiedzia Bazen, patrzc na Gaj. Otulona burym paszczem, wysoka, szczupa, z blad twarz, z rozrzuconymi na plecach dugimi, rudymi wosami, mimo skromnoci ubioru wygldaa dziwnie szlachetnie. Jon nagle znieruchomia i jakby intensywnie nad czym myla. Bazen zerka na niego ciekawie. Gaja akurat odesza dalej, by przyjrze si dachowi nad drug z wie. Jon zniy gos do szeptu i spyta: - Skoro masz zoto i srebro, czego chciaby jako zapaty, abym mg wzi ci dla niej za Bazna? Ale nie za takiego, ktry rozmiesza. Musiaby by Baznem wiernym, Baznem przyjacielem, Baznem bratem, a moe nawet kim jeszcze bliszym, kto nie opuci jej w zych chwilach, ukoi jej smutek i osuszy zy. - Osuszy zy, ukoi smutek Zatem j porzucasz. Daleka to musi by droga i wana sprawa, skoro decydujesz si zostawi tak on jak ona. Gdzie si wybierasz? spyta nowy kompan. - Sam chciabym wiedzie - westchn Jon. Gaja wanie wrcia, wic umilkli. Wyszli z wntrza wityni, w ktrym wydali si sobie niezwykle mali i obeszli j wok. Zajmowaa ogromny obszar, a wszdzie kbili si ludzie, przybyli zewszd, by j budowa lub podziwia. Otaczay j gsto budy i stragany, a przekupnie wywrzaskiwali zalety swoich towarw lub jada. Wrd pielgrzymw grasowali drobni zodzieje, liczc na to, e w tumie uda si im skra komu sakiewk. ebracy siedzieli wok na botnistej ziemi, wycigajc przed siebie zaropiae rce, odsaniajc chore i obrzke nogi, brudne lub zaczerwienione od gorzaki twarze. Wrd tumw uwijay si rozwrzeszczane dzieci, ucieszone gwarem jarmarku.

128

- Dobrze, Banie, e wprowadzie nas do wntrza, gdzie a pod wysoki dach wznosi si cisza. Ta cisza daje nadziej - rzek Jon. - Mylisz, e Dobry Bg lubi cisz? e nie kocha ebrakw? Nie umie wybacza zodziejom? Irytuj go wrzaski dzieci? - zaprotestowaa Gaja, a Jon przyzna jej racj, cho doda, e przy wznoszeniu wityni zbyt wielu ludzi pragnie ubi interes, a tego aden Bg by nie znis. - aden? - zapyta Bazen. - Czyby twoim zdaniem byo Ich wicej ni tylko Jeden Jedyny? Jon umilk stropiony, a Bazen wymamrota, rozgldajc si wok: - Taaak, kiedy byo Ich wicej, nie da si ukry. Ale mg to by take wci ten sam Dobry Bg, tyle e czczony pod rnymi imionami. - Nie - uci krtko Jon, a Bazen przyjrza mu si uwanie. Opucili teren potnej budowy i powoli ruszyli do koni. - Musimy ci poegna - powiedziaa Gaja do Bazna. - Nasza droga wiedzie w gb Puszczy, gdzie tacy jak ty okropnie by si nudzili. My, w naszej Wiosce, miejemy si tylko wtedy, gdy ycie daje nam do tego okazj, w dodatku ono to czyni za darmo. - Mimo to nie egnaj mnie - odpar Bazen, umiechajc si. - Jad z wami. - Jon spojrza na niego zdumiony, a Bazen cign: - Znudzio mi si Miasto i moi nadto gupi lub zbyt zadufani w sobie panowie. Jestem zmczony. Masz racj, Gaju, e najlepszy jest miech, ktry ofiarowuje ycie i za ktry nie trzeba paci. Pomylaem sobie, e dla odmiany to ty zostaniesz moj pani - Ja? - zdumiaa si Gaja. - A czym zapac ci za arty? I po co w ogle miaabym za nie paci? - Zapacisz mi talerzem zupy, kawakiem misa, placka, miodem i mlekiem i wreszcie umiechem, gdy zaczn artowa. Jak widzisz, tylko ta ostatnia cena, twj umiech, jest naprawd wysoka. Na reszt chyba ci sta? Gaja spojrzaa na Jona, niepewna, co on powie na t niespodziewan propozycj. Jon umiechn si: - Byleby tylko umia ukorzy si przed naszym kapanem, Ezr, aby nie wzi ci za heretyka. Bo twj strj i czapka, niektre arty i sowa chyba nie wzbudz jego zachwytu, lecz raczej podejrzenia.

129

- Ooo, bracie! - zamia si Bazen. - Umiem obchodzi si z ludmi w dugich sukniach, wiem, z kim spord nich mog artowa, a z kim nie wolno. Nie lubi by pawiony w rzece, nie zamierzam te spon na stosie! Twj Ezra mnie polubi! Twarz Jona na moment spochmurniaa, gdy sucha Bazna, ale przy ostatnich sowach odprya si: - No i o to chodzi, rozumiesz? O to chodzi. Dobrze, e to pojmujesz, gdy wiele z naszych plemiennych spraw chyba ci jednak zadziwi. Cho Jon proponowa Baznowi jednego z koni, twierdzc, e drugi uniesie ciar dwojga osb, Bazen kupi sobie konia w Miecie. Jechali teraz przez Puszcz, szybko pokonujc bity, wygodny trakt, a Jon z Gaj opowiadali o Wiosce. Jon zdziwi si, e a tak wiele mona o niej mwi: o mieszkacach i domach; o brzegu Rzeki (tym waciwym, gdy o drugim Jon nawet nie wspomnia); o owieniu ryb; o polowaniach w Puszczy; o wioskowej wityni i tak rnych dwch kapanach; o obyczajach Plemienia, czciowo zakorzenionych w minionym czasie, a po czci zmieniajcych si za spraw Cywilizacji. A na postojach, gdy rozpalali ognisko i posilali si tym, co mieli w sakwie lub co ich nowy towarzysz dokupi na straganach, Jon snu nieskadn i niepen opowie o szamanie i Isaku. Wie o obecnoci szamana w Wiosce zadziwia Bazna. Wyzna, e duo podrowa po Miastach, Miasteczkach i Wsiach, a take po innych krajach, lecz nigdy jeszcze nie spotka szamana. - Cywilizacja - stwierdzi Jon krtko - do nas dociera wolniej, gdy yjemy w gbi Puszczy. Ale to ju ostatni szaman naszego Plemienia. Bazen chcia wiedzie, czy stary szaman umie czarowa, lecz Jon stwierdzi, e tego nie wie. W kadym razie nikt ju nie czci bot, bstw ani starych Bogw, zapewni nowego przyjaciela. - a Oni milcz, cho nie ze szcztem pomarli - dokoczy piewnie Bazen i Jon spojrza na niego z ukosa. - Czyje to sowa? - spyta. - Moje - odpar Bazen. - Nigdy nie mwi cudzymi sowami. - Skd je bierzesz? - Nie wiem, moe z szumu drzew? Z trzaskania polan w ogniu? Z iskier w jej wosach? - dorzuci, patrzc na mienice si od blasku ogniska kasztanowe pasma, okalajce zamylon twarz Gai.
130

Moe dlatego, e duo rozmawiali, podr zabraa im nie cztery, ale pi dni. Na szczcie pierwsze mrozy cofny si, przeduajc oznaki jesieni. Jon za po drodze upolowa sarn, nie byli wic godni ani nie marzli. Do Wioski wjechali pitego dnia pod wieczr i pierwszym, na co Jon zwrci uwag, byo nike wiateko, przebijajce przez stojcy samotnie nad Rzek namiot szamana. - yje - westchn z ulg. Potem, gdy przejedali obok wityni, usysza czapice, nierwne kroki w ogrodzie. Ezra chodzi inaczej: z energi, dugim, rwnym krokiem. - yje - westchn ponownie Jon. - Oto nasz dom, a teraz take twj - powiedziaa Gaja do Bazna, gdy dojechali wreszcie do rozoystej, zbudowanej z ociosanych bali chaty. - Niech zawsze ponie w nim ciepy ogie. Niech czuwa nad nim Dobry Bg, a starzy Bogowie, bota i bstwa niechaj mu nigdy nie czyni krzywdy - rzek z powag Bazen, przekraczajc prg. Jon pomyla, e wybr nowego, w dodatku pierwszego i jedynego przyjaciela by trafny. Poczu to od pierwszej chwili, gdy tylko ujrza smutn, mdr twarz Bazna i usysza brzczenie dzwoneczkw na jego dziwacznej czapce. Stary szaman i rwnie stary kapan byli do tej pory drogowskazami dla Jona. Gaja bya on, kochank, matk przyszego syna i najblisz osob. Ale Jon nigdy nie mia przyjaciela. Mczyni z Plemienia lubili go i szanowali, lecz - nazywajc Jonem w Drodze - rwnoczenie podkrelali jego obco i samotno, a take swoj niech do zblienia z nim. Jakby troch si go bali. Jego i losu, ktry mu przypad w udziale. Bazen by pierwszym czowiekiem, ktremu Jon pragn zwierzy si ze swych trudnych tajemnic, wytumaczy, skd wzi si przydomek Jona w Drodze i gdzie ta Droga go wioda. Ale mimo chci - nie zrobi tego. Zdecydowa jednak, e gdyby nowy przyjaciel zadawa mu trudne pytania, nie okamie go w odpowiedzi. Ju nastpnego dnia Bazen obszed Wiosk, poartowa z jej mieszkacami i zaskarbi sobie ich wzgldy. Pocztkowo wzbudza ciekawo i oniemielajcy chd zarwno swym strojem, jak i sposobem bycia - ale gdy ze swobod opowiada, czym si zajmuje, kady mieszkaniec Wioski wybucha miechem, ktry przeamywa lody. Tutaj bowiem, w Puszczy, najlepszym artem Bazna okazao si wyznanie, i w dalekim, cywilizowanym wiecie s ludzie gotowi paci za okazj do miechu. Wieczorem drugiego dnia pobytu w Wiosce Bazen zaproponowa, e moe zacz uczy swych nowych przyjaci pisa i czyta. Ze swej podrnej sakwy wyj grub ksig, podobn do tych, jakie mia Ezra, cho z cakiem innymi obrazkami: byy tu
131

warowne zamki, zdobne paace, strojni ludzie, dziwne budowle, rzeki z pywajcymi dugimi odziami o nieznanych ksztatach, morza i oceany, po ktrych pyway domy. - To ksiga o krajach i miejscach, ktre zwiedziem - powiedzia. - Gdy powicimy na nauk troch czasu, ju w niecay miesic przeczytacie podpisy pod tymi obrazkami. Gaja wyrazia entuzjastyczn rado z propozycji Bazna. - I bd rozumie te znaczki malutkie jak mrwki?! - ucieszya si. - Tak. To wcale nie jest tak trudne, jak mylisz. Nawet dzieci potrafi posi t sztuk - wyjani Bazen. - Kiedy dbano o to, by czyta umieli tylko wybracy i wybrano ludzi w dugich sukniach. Potem jednak niektrzy z nich zrozumieli, e nauka czytania i pisania musi trafi do zwykych ludzi, nie moe by tylko sekretn umiejtnoci. I oni pierwsi, zakonnicy, mnisi, kapani, zaczli naucza sztuki pisania i czytania. Nie wszystkich, bo nie kademu wydaje si ona potrzebna, s to nadal ludzie wybrani, lecz jest ich coraz wicej. - Cywilizacja - podpowiedzia Jon. - Cywilizacja - przyzna Bazen. - Ludzie w dugich sukniach nios Cywilizacj do rnych wiatw i chwaa im za to. Dziki nim coraz wicej ludzi umie czyta ksigi, a i ksig wci przybywa. Cho hm nie wszystkie ksigi podobaj si mnichom. S takie, ktre chtnie pal, by nie oglday ich oczy zwykych ludzi. - Pal ksigi? - zdziwi si Jon. - Na stosie? Mylaem, e pal tylko ywych ludzi - Ksigi to te ywi ludzie. To przecie ludzie je stworzyli, oni spisywali je z mozoem i iluminowali. Gdy palisz ksig, to tak, jakby pali czowieka - odpar zamylony Bazen i doda: - Moja ksiga te nie wszystkim by si spodobaa, bo pokazuje wiat takim, jaki jest, z jego sabociami, umiowaniem zota i uciech, to grzeszny, to znowu wity, to okrutny, to znw dobry. Dlatego bdziemy j chowa przed obcymi. Gaja od razu zacza oglda obrazki w wielkiej ksidze, wydajc okrzyki zdumienia na widok strojnych szat kobiet i mczyzn, rozlegoci oceanw - na ktrych wielkie fale przewracay wielkie odzie, gr, przez ktre przeprawiay si konie lub dwugarbne, wysokie zwierzta z maymi gwkami - i jeszcze dziwniejsze, z dug trb w miejscu nosa. - Czy wszyscy ci ludzie, wyrysowani w twojej ksidze, wierz w Boga Dobroci? zaciekawia si kobieta.

132

- Tak - odpar Bazen po krtkim namyle. - Wic czemu kapan Ezra miaby si zezoci, widzc t ksig? - Gdy wielu ludzi inaczej wyobraa sobie Boga ni my, inaczej Go nazywa, inaczej si do niego modli, inne Mu wznosi witynie i cakiem inne odprawia w nich rytuay. - Ale to jest cigle ten sam Bg?- spytaa znw Gaja i Bazen przytakn. - Wic czemu miaoby to im przeszkadza? - zdziwia si, ale Bazen pooy palec na ustach: - Cyt! Cicho, sza - Odpowiedz jej - upar si Jon, wic ich nowy przyjaciel westchn i wyjani: - Ludzie s tak stworzeni, e podaj na wasno wszystkiego co wielkie, pikne, potne. Take Boga. Chc nim zawadn i tumaczy w Jego imieniu, czego On chce, co myli, kogo kocha, a kogo odrzuca, co jest dobre, a co ze. Gdy robisz interesy na drewnie, ono zawsze moe zbutwie, sprchnie, mog je zje korniki i straci sw warto. Interes ubijany na Bogu zawsze jest dobry i w dodatku nie ma koca. Bazen jeszcze tego wieczoru zacz tumaczy Gai znaczenie liter w ksidze. Ku zdumieniu ony, Jon odmwi nauki czytania. - Chc, by te malutkie, czarne znaczki na zawsze pozostay dla mnie Tajemnic. Moe wwczas nigdy mnie nie rozczaruj? - Rozczaruj? Wydawao mi si, e one wprowadzaj nas w lepszy, ciekawszy wiat. Ale gdy myl nad wieloci ksig, ktre czytaem, nad tymi, ktre ju istniej, ale ich nie znam i nad tymi, ktre dopiero kto napisze, obawiam si, e moesz mie racj. Myl, e mog znale si ludzie, ktrzy napisz ksigi nienawici - zamyli si Bazen. - Ale to by znaczyo, e rozczaruje nas wiat i ludzie, nie ksigi. Twoja wola Jonie. Skoro nie chcesz pozna sensu czarnych znaczkw, nie bd ci ich uczy. Jon zatem nie siada do nauki czytania, cho z zazdroci popatrywa na Gaj, ktra po paru lekcjach zacza sylabizowa z grubej ksigi, oszoomiona wiatami, ktre si przed ni otwieray. Byy tak inne od maej Wioski, zagubionej w wielkiej Puszczy, e w przeciwiestwie do swego ma, Gaja zacza tskni za wieloci wiatw, a nawet za niebezpieczestwami, ktre one nios. Pojmowaa jednak niech i strach Jona, ktrego Droga wioda nie tylko ku Dobru, nie tylko ku Piknu; pewnie dlatego wola poczucie bezpieczestwa, jakie dawa mu maleki wiat wasnego Plemienia.

133

Zgodnie z przewidywaniami Bazna kapan Ezra polubi nowego gocia w Wiosce. Dowodzio to, myla Jon, chytroci nowego przyjaciela lub jego osobistego uroku. Wystarczyo, i Bazen pochwali si modemu kapanowi, e pracowa przy budowie najwikszej w kraju wityni i e zna kady jej zaktek; Ona signie nieba mwi Bazen. Ezra umiecha si zadowolony, nie czujc w jego sowach adnej puapki. Wprawdzie niezwyky fach przybysza i brzczca dzwoneczkami czapka pocztkowo niepokoiy Ezr, lecz wiadomo, e by on te w subie u wielmow z Dalekiego Kraju, a nawet u najwyszych dostojnikw w dugich sukniach, nastawiy modego kapana przychylnie do nieznajomego. Bazen zaoferowa te pomoc w wioskowej szkce, w ktrej Ezra naucza dzieci. - Umiem czyta, pisa na pergaminach i papirusie, a nawet malowa. Znam te rne praktyczne przypowieci - pochwali si Bazen, proponujc, i wyrczy Ezr w pocztkach mudnego nauczania wioskowych dzieci; wtedy gdy chlapi one wok inkaustem i dugo nie mog poj, e literki ,,w ,,i ,,a ,,r ,,a, zczone razem, tworz sowo wiara; gdy zadaj mczce pytania, na ktre nie powinno si odpowiada, gdy wedle Ezry - ciekawo to pierwszy stopie do pieka. Ezra przyj ofert pomocy od Bazna. - ale tylko ja bd decydowa, ktre dzieci nadaj si do nauki - zastrzeg. Gdyby zbyt wielu ludzi w Wiosce posiado sztuk czytania, szybko trafiyby tu niepodane ksigi i rnorakie herezje, ktrych wci przybywa w wiecie. - Okamujesz go, udajc kogo, kim nie jeste - powiedzia Jon do Bazna, gdy ten opowiada o znajomoci z modym kapanem. - Nie okamuj. Przemilczam jedynie to, czego on nie lubi. Zatem sprawiam mu przyjemno. A sprawianie innym radoci to dobry uczynek - umiechn si Bazen. Jona zdumiao to rozumowanie, lecz nowy przyjaciel, widzc jego zamylenie, pokrci tylko gow: - Jeste, Jonie, zbyt prostolinijny jak na czasy, ktre id. Cywilizacja, ktr tak sobie cenisz, nie wymaga od ludzi szczeroci za wszelk cen, ba, ona wrcz jej nie lubi. Cywilizacja wymaga umiejtnoci dostosowania si do sytuacji. Jon wiedzia, co czyni, gdy swego gocia zaprowadzi najpierw do Ezry i pouczy, i musi on sobie zaskarbi jego przychylno. Dopiero po paru dniach, chykiem, gdy zapad zmrok, zawid Bazna do namiotu szamana. Nie zdziwi si, gdy okazao si, e jest tu te kapan Isak. Czas, ktry dla obu starcw mija coraz szybciej, jeszcze bardziej ich do siebie zbliy. Jon gboko wierzy, e - wbrew temu, czego Ezra uczy ludzi w Wiosce - pewnego dnia ci dwaj starcy pjd razem do Krainy Cieni, a tam przywita ich obu ten sam Bg. I nie bdzie to ani Bg Ezry, ani Bezimienny.

134

Obaj starcy umiechnli si na widok Jona i Bazna, ale pozostali nieruchomo, kady na swoim miejscu. Wstawanie, chodzenie, zmuszanie koci i mini do ruchu sprawiao im wiele trudnoci, a kady krok okupywali blem zmczonych czonkw. Szaman spoczywa na swoim ou, kapan przycupn obok, na maym zydelku. Obaj, rozmawiajc, cay czas przesuwali w palcach drobne paciorki. Ale paciorki Isaka byy stosunkowo nowe, a szamana - cho z drewna, obdarzone magiczn moc, liczyy setki lat. Jon wiedzia, e zdobiy one szyj kadego plemiennego czarownika i e drewno, z ktrego je zrobiono, cito w pobliu Kamiennej Drogi. Nie chcia jednak pyta szamana o pochodzenie kocianych paciorkw, ktre przetykay drewniane w rwnych odstpach. Paciorki Isaka przywieziono z Dalekiego Kraju. Drobniutkie, czarne pereki przetykane byy, dla odmiany, srebrnymi kuleczkami. Jon, widzc sznury paciorkw w doniach starcw, zdziwi si ich niezamierzonym podobiestwem - i przeznaczeniem i uprzytomni sobie, e tak jak dzi we wszystkich wityniach wiata ludzie klkaj, kad si krzyem, bij gowami o posadzki i czyni nakazane znaki - tak niegdy, przed setkami lat, czynili te same gesty wobec starych bstw. Obaj starcy, milczc i przesuwajc w palcach swoje paciorki, z ogromn ciekawoci obejrzeli Bazna, od stp, odzianych w obcise nogawice i fantazyjne czerwone buty - po czapk z brzczcymi dzwonkami. Ale najduej wpatrywali si w jego twarz. Ogldziny chyba wypady pomylnie, gdy umiechnli si do nieznajomego z sympati. - Wic to ciebie Jon chce tu pozostawi na swoje miejsce - szepn wreszcie szaman, a Bazen drgn, e tak szybko sprawdza si jego podejrzenie wobec zamysw przyjaciela. Wzrok czarownika jeszcze raz powdrowa ku brzczcej dzwoneczkami, wielograniastej czapce. - Dziwne Wydaje si, e pasujesz raczej do starych ni nowych czasw. - Pasuje raczej do nowych ni starych czasw - zaprzeczy Isak. - Wynika z tego, e pasuj zawsze - umiechn si Bazen. - Ale wymylono mnie w nowych czasach. Moe trudniej w nich o miech i dlatego potrzebne jest zajcie rozmieszacza? A moe, zanim Cywilizacja okrzepnie i podbije wszystkie wiaty, czeka nas tyle rzeczy strasznych, e bez Baznw ycie byoby smutne? - Czy przypadkiem wanie ycie rozmieszacza nie jest smutne? - spyta Isak. - Takie jest. Dlatego moimi najlepszymi artami s te, za ktre mi nikt nie paci. nagle ich spokojn rozmow przerwa gwatowny, rozpaczliwy krzyk, ktry dobieg od strony Rzeki. Bazen z Jonem wybiegli z namiotu, poruszy si te gwatownie Isak - a gdy dwaj modsi mczyni dobiegali ju brzegu, take szaman zdoa zwlec si z oa i wyszed przed namiot, wpatrujc si z niepokojem w rwcy nurt spitrzonej wody.

135

Pierwszy nieg i poprzedzajce go ulewne deszcze podniosy wysoko poziom Rzeki i gwatownie przypieszyy jej bieg. Porodku nurtu unosia si jasna gwka synka ssiadw Jona. Chopiec, jak si okazao, wspi si na drzewo nad wod, a potem zsun si po gazi i zawis, chcc zarzuci na gbin sw wdk. Ga nie wytrzymaa ciaru i malec, wci uczepiony sprchniaego konaru, walczy teraz z prdem, ktry go znosi i jak zwykle w tym nieszczsnym miejscu znosi go wprost na drugi brzeg pomyla niespokojnie Jon i poczu chodny dotyk lku wzdu krgosupa. - Czy Bezimienny, rozczarowany Jonem, szuka jego nastpcy? Wydawao mu si, e ni, a kto odtwarza na nowo przygod z dziecistwa. Chcia skoczy do wody za malcem, lecz widzc ludzi z Plemienia, jak stoj nieruchomi, tak samo jak wwczas, gdy tona Gaja, sta nadal jak sparaliowany. Zatrzymay go wspomnienia z dziecistwa. Przecie tak rozpocza si jego Droga. Nagle migno przed nim mocne ciao Bazna. Jego przyjaciel uczyni to, na co przed laty zdoby si may Jon: wskoczy do Rzeki i pyn, pokonujc jej nurt rwnymi, szybkimi ruchami ramion i ng. - Tabu - Jon usysza za sob saby gos szamana i mia wraenie, i przeywa po raz wtry to samo, jakby odbite w pknitym zwierciadle. - Tabu! - krzykn z caych si, eby przekrzycze huczc Rzek i grone milczenie Plemienia. Ale Bazen ju wychodzi z chopcem na drugi brzeg. By o wiele starszy i silniejszy ni kilkunastoletni Jon wwczas, przed laty, wic przepynicie rwcej wody zajo mu mniej czasu. Sta teraz na terytorium Bezimiennego, niewiadom swego przestpstwa (jak wtedy Jon), peen radoci z uratowania dziecka (jak dwunastoletni Jon). Plemi za wci stao w wielomwnym milczeniu. - Brd jest poniej! - zawoa wreszcie Jon, patrzc z ulg i niepokojem, jak jego przyjaciel macha z oddali doni, na znak, e zrozumia i maszeruje teraz, z dzieckiem w objciach, w d Rzeki. Kto go spyta, czy usysza zew? Ja czy szaman? I czy w ogle powinnimy pyta? Po co przywiodem go z Miasta do naszej Wioski? Aby wyda Drodze? - myla zrozpaczony Jon. Plemi czekao, milczc. Nieruchomi ludzie wygldali jak gliniane figurki. Jon nie wiedzia, na co czekaj i ba si. Ba si tak jak wtedy przed laty, gdy w milczeniu Plemienia tkwia zapowied jakiej tajemniczej groby. Dzi Plemi take czekao, spogldajc ukradkiem na starego szamana. Jon spojrza na starca: w postaci czarownika czaiy si ulga i lk przemieszane z alem. On nie musia czeka na powrt
136

Bazna; zna odpowied. Wci sta koo namiotu, zzibnity, ze swymi paciorkami w rce - i przesuwa je powoli w zesztywniaych palcach, koralik za koralikiem. Jon podbieg i narzuci koc na jego ramiona. Z ulg dostrzeg, e Isak nie chcia niepokoi Plemienia sw zayoci z szamanem i sta na brzegu Rzeki kawaek dalej. Jon wiedzia, e ludzie z Wioski, z natury agodni i przyjani, nie popieraj zwizkw starego z nowym. Przyjmujc nowego Boga, porzucajc wiar w stare bstwa, ludzie pragnli i naprzd, nie ogldajc si do tyu. Potrzebny im by Ezra, ktry przypomina, jakiego dokonali wyboru i grozi piekielnym ogniem za powrt do bawanw. I cho okrelenie bawany, zawsze bolao ich do ywego, obraao pami praojcw, a nawet ziemi, na ktrej yli, to jednak zayo kapana z czarownikiem byaby dla nich jeszcze bardziej obraliwa. Oznaczaaby, e wybr, ktrego dokonali, naznaczony jest wtpliwociami. A Plemi nie lubio wtpliwoci. To, co niezrozumiae, zawsze wzbudzao lk, nie tylko u ludzi z Puszczy. a teraz ludzie z Plemienia stali wszyscy razem, rami przy ramieniu, czekajc na powrt Bazna z dzieckiem. Wreszcie Bazen wyoni si zza zakrtu, spord drzew. Szed umiechnity, wesoy, hutajc dziecko w ramionach. Na widok nieruchomych, milczcych sylwetek ludzi zwolni kroku i patrzy na nich pytajco. - Co si stao? Nie cieszycie si, e malec yje? - zdziwi si Bazen, Jon za pomyla, e od tego momentu wszystko potoczy si inaczej ni przed laty, gdy on, kilkunastoletni wyrostek, wyszed z Puszczy z uratowan dziewczynk. Bazen doda, dowcipkujc swoim zwyczajem: - Czekaem na okrzyk radoci, na miech i oklaski Plemi milczco patrzyo na szamana, czekajc na rozstrzygnicie. Czarownik z kolei wpatrywa si w mczyzn, jakby szukajc w nim ladw przemiany, ktra musiaa nastpi. Take Isak, cho powinien trzyma si z dala, sta jak przykuty, czekajc niecierpliwie, co powie stary czarownik. Bazen, wyczuwajc napicie tumu i odgadujc, kto jest tu najwaniejsz osob - podszed do szamana, oddajc po drodze dziecko w rce jakiego mczyzny. Mczyzna obj chopczyka ostronie, jakby malec by zaraony trdem. Czarownik, milczc, zacz dotyka Bazna, jego mokrych wosw, czapki, twarzy, doni. Potem, wci milczc, pokrci przeczco gow i wszed do namiotu. i nagle Plemi zaczo wychwala bohaterski czyn przybysza, dajc haaliwy wyraz radoci, e dziecko yje. Mczyni, modzi i starzy, otoczyli koem bohatera i przyjanie klepali go po ramionach.

137

- Czapka jest mokra i tak ju nie dzwoni - stwierdzi nagle jeden z mczyzn i da mu wasn czapk przyozdobion lisi kit. Bazen, nie namylajc si dugo, cign z gowy w dziwaczny symbol swego zajcia i rzuci na ziemi. Bazeska czapka opada na wilgotny nieg jak bezuyteczny, martwy przedmiot. Jej niedawny waciciel wzi lisi czap z rk mczyzny i naoy j sobie z fantazj na bakier. Lisia kita spyna mu na ucho. Plemi znowu wydao okrzyk radoci. Jon pomaga szamanowi wej z powrotem do namiotu, a rwnoczenie oglda przez rami t scen. Podpierajc starca, czu, mimo grubego koca, krucho jego ciaa. Nagle czarownik zatrzyma si i trzykrotnie wyszepta z naciskiem: - Imi Imi Imi Trzy oboczki jego oddechu natychmiast przemieniy si w par na mronym powietrzu, zczyy w niewielk chmurk i Jon ujrza, jak chmurka, mimo braku wiatru, skrca wolno, pync w powietrzu ku ludziom z Wioski. Czarownik przymkn oczy i zdawa si nasuchiwa. Niemal w tej samej chwili, gdy may obok rozbi si o rami najbliej stojcego mczyzny i znikn, Jona dobiegy sowa ofiarodawcy lisiej czapki: - No, twoje dzwoneczki umilky, czapka za, ktr w zamian przywdziae, jest nakryciem gowy znamionujcym prawdziwego mczyzn. Skoro tak, nie jeste ju Baznem, a jeli nim nie jeste, to musisz mie imi Zapada chwila ciszy, jakby Bazen namyla si lub wydobywa z pamici dawno zapomniane sowo. - Ariel - rzek wreszcie ze szczerym zdumieniem w gosie. - Mam na imi Ariel doda oszoomiony. Szaman i Jon znieruchomieli na moment u wejcia do namiotu, a potem mody mczyzna odsun skrzan zason i zaprowadzi starca do oa. Pomg mu si pooy i starannie otuli futrami. - Ariel? Ariel - powtrzy szaman z niepokojem. - Szkoda, e twj przyjaciel nie przyj nowego imienia, ktre nadaliby mu kapani. Szkoda, e udao mu si wydoby z pamici prawdziwe imi. - Ariel? Co ci w nim niepokoi? - zapyta Jon. - To adne, melodyjne imi. Gai si spodoba, brzmi jak piew przelotnego ptaka. - Jonie, to imi niesie kopoty cakiem innej natury, czuj to wanie w jego brzmieniu. A teraz posuchaj ON jest tak zmczony i chory, e ludzie w ogle nie sysz ju Jego gosu. Twj przyjaciel niczego nie usysza, niczego nie poczu. Nie ma pojcia, e jego stopy dotkny witego brzegu. Plemi si tego domyla - wyszepta szaman ni to z alem, ni z ulg i przymkn oczy.

138

- Nie bdziesz go zatem okadza dymem - umiechn si smtnie Jon, wspominajc znw swoj przygod. Liczc iloci lat, bya tak nieodlega, ale jemu wydawao si, e miny cae wieki od tamtego dnia, gdy posysza zew. I e przybyo mu nie kilkanacie, ale kilkaset lat. - Nie, nie trzeba okadza go dymem - czarownik umiechn si w odpowiedzi ze smutkiem. - Tobie to nie pomogo, jemu by tylko zaszkodzio. I zepsuoby mu dzie, w ktrym na nowo si narodzi. Jon nie zrozumia ostatniej myli szamana, cho instynktownie wyczu, e za tymi sowami kryje si co wanego. Patrzc na drzemicego znw starca, pomyla, e Plemi przed chwil odkryo nie tylko to, e kto zama Tabu i mimo wszystko powrci nie zmieniony. To, e Bazen przepyn Rzek tam i z powrotem, e dotkn drugiego brzegu i wrci taki sam, dowodzio, i ludzie w Wiosce nie potrzebuj starego czarownika; e jego czas si dopeni. Nie tylko z powodu choroby i wieku. Gdyby Ezra dzi lub jutro nakaza wygna go z Wioski do Puszczy, gdzie czekaaby go okrutna mier, by moe znaleliby si chtni do wykonania tego polecenia - pomyla gorzko. I nagle zatskni za pradawn Wiosk otoczon nieprzebyt Puszcz, gdy nikt nie wycina drzew na budow miast i wity; zatskni za czasem, gdy Cywilizacja bya daleko, za mnogoci pielgrzymw, stpajcych Kamiennymi Drogami z czterech stron wiata. Zrozumia strach i rozpacz Bezimiennego. Ale pojmowa te nieuchronno Cywilizacji. Wiedzia, e to dziki jej pochodowi przez bezkresne stepy, pola i nieprzebyte puszcze coraz rzadziej mwi si o tym miejscu na ziemi jako o Dzikim Kraju. Wiedzia te, e lady, jakie wyciska na ziemi maszerujca coraz dalej Cywilizacja, bywaj zmieszane z krwi i cierpieniem, a twarda stopa tej Wielkiej Pani depcze na mier take ludzi. Opuci namiot czarownika. Ariel sta nad brzegiem Rzeki otoczony krgiem nowych przyjaci, a jego porzucona bazeska czapka z dzwoneczkami leaa na ziemi. Jon podszed i schyli si, chcc j podnie, lecz Ariel wstrzyma jego do. Sam podnis dziwaczny symbol swego dotychczasowego ycia, wzi potny zamach mocnym ramieniem i przerzuci czapk na drugi brzeg Rzeki. - Chciaem wrzuci j do wody! - zamia si wesoo, a Plemi zawtrowao mu radonie. Szydercze nakrycie gowy na brzegu dotychczas uwaanym za wity dzi ju nie niepokoio Plemienia, lecz rozbawio je i przynioso ulg. Ludzie poczuli si nagle wolni od Tabu. Bd musiay min dugie wieki, nim zatskni lub zapragn powrci do swych korzeni choby po to, by przypomnie sobie, jak wygldaa przeszo - pomyla Jon. Moe kto napisze wwczas grub ksig o swych korzeniach, gdzie prawda bdzie zmieszana z kamstwem, gdy nikt ju nie bdzie pamita, jak wygldaa. A zreszt My sami, yjc tu, te jej nie znamy.
139

- Idziemy, Arielu - powiedzia Jon. - Musisz si przebra. Jeste cay mokry. Ruszyli do domu, odprowadzani przyjaznymi okrzykami Plemienia. - Szaman mwi, e urodzie si na nowo - powiedzia pytajco Jon, gdy w suchych ubraniach zasiedli do stou, a Gaja podaa im miski z gorc zup. - Gdy spytali mnie o imi, zamarem - przyzna dawny Bazen. - Czy uwierzysz, e zapomniaem swojego imienia, Jonie? Ostatnia ludzka istota, ktra je wypowiadaa, bya moj matk. Kochaem j. Umara, gdy byem dzieckiem. Byo to tak dawno temu. Cae wieki. Wierzysz mi? Jon skin gow. Jemu przecie te wydawao si, e miny wieki od dnia, gdy usysza zew z Puszczy. - Potem przez dugie lata woano na mnie ,,Banie, na to sowo szedem jak pies, ktry czeka, e dostanie ko, a czasem ochap misa. Razem z imieniem straciem jak cz siebie, cakiem spor i nic o tym nie wiedziaem. I nagle dzi odzyskaem j. Jestem szczliwy, Jonie. Tak, szaman ma racj. Narodziem si na nowo. Powtrne narodziny Ariela nie przeszy bez echa w wityni. Mino kilka dni, gdy pewnego wieczoru do domu Jona kto cicho zapuka, a po chwili do izby wkroczy stary Isak, wsparty na lasce, wzbudzajc zdumienie gospodarza i jego ony. Ezra utrwali obyczaj, e to kapanw naley odwiedza, a nie na odwrt. Czasy, gdy ludzie w dugich sukniach wpadali znienacka do chat ludzi z Wioski, aby przyapa ich na oddawaniu czci bawanom, dawno miny. Nawet podejrzliwy Ezra nie wtpi po publicznym biczowaniu starej Jagi, e nikt z Plemienia nie ma ochoty kry przed kapanami adnych glinianych poskw. A gdyby nawet kto je przechowywa, inni by go wydali. Najmodsi zreszt nie pamitali ju, jak one wyglday; syszc gos wijw nad wod, strzyg w lesie czy bot w zagonie rzepy - najpewniej wcale nie wiedzieliby, kto i po co ich woa. zatem niespodziewane wejcie Isaka wszyscy przyjli ze zdziwieniem i lkiem. Ta wizyta nie zapowiadaa niczego dobrego. Ludzie w dugich sukniach dali, by to do nich przychodzono, nawet z najdrobniejsz spraw. Miao to swoje zalety: budowao wysok pozycj kapanw, a tym samym nowego Boga. - Ezr zaniepokoio twoje imi, Arielu - rzek Isak drcym gosem, przyjmujc z wdzicznoci z rk Gai misk z gorc zup. Za oknami byo zimno, hula lodowaty pnocny wiatr i wielkimi patami sypa nieg.

140

Przybya Krlowa niegu. Musna brzegiem paszcza Ezr, ozibia jego serce, a on tego nawet nie poczu. Stary czarownik mia racj, wieszczc, e prawdziwe imi Bazna niesie kopoty - przelotnie pomyla Jon. - Co zego znajdujesz w imieniu Ariel? - zdziwia si Gaja. - Brzmi tak piknie i melodyjnie jak muzyka piszczaek i bbnw lub piew przelotnych, wdrownych ptakw. Nawet mylaam, czyby nie nada tego miana naszemu synowi, gdy Jon nie chce, eby nosi imi ojca - Niech ci Bg przed tym chroni! - zawoa Isak. - Wedle Ezry imi Ariela brzmi obco. Bardzo obco. Wielu naszych braci bdzie sdzi podobnie. Nie naraaj swego syna na z dol, Gaju, gdy imi okrela przysze ycie czowieka. Arielu, powiedz nam szczerze, czy przybye tu z innego kraju? - Co to znaczy, e jego imi brzmi obco? I czemu w tym, e Ariel mgby przyby z innej ziemi, miaoby by co zego? - zezoci si Jon. - Wiara, ktr tu przynielicie i uznalimy j za swoj, te bya obca dla naszych pradziadw. Do wityni przybyli kiedy gocie z Dalekiego Kraju i oni te byli obcy! Nie urodzili si tutaj i z trudem mwili nasz mow! Czego zatem chce Ezra? Ariel milcza, przysuchujc si tej wymianie zda. Zmarszczy brwi, kciki ust bezwiednie mu opady i wyda si starszy ni dotd. Wreszcie powiedzia: - Zdziwisz si, Isaku, ale urodziem si wanie tu, w kraju Jona i Gai. To moi rodzice przywdrowali z daleka, z krajw gorcych, suchych i niebezpiecznych, gdzie wci toczyy si jakie wojny. Nim tu osiedli, tuali si po rnych krajach i miastach, a w adnym nie yczono sobie ich obecnoci. Tu ich przyjto. Tu przyszedem na wiat. I jestem z tej ziemi, nie z obcej. - Ezra mwi, e obojtne, gdzie by si narodzi, jeste obcy. On w gruncie rzeczy nie pyta o to, gdzie si urodzie. Pyta, szukajc potwierdzenia, a nie odpowiedzi, czy to prawda, e wierzysz w innego Boga. Podobno wiadczy o tym twoje imi - cign ze smutkiem Isak, jakby zawstydzony swymi sowami. Ariel umiechn si nagle po dawnemu, jak Bazen, ironicznie, skpo i z gorycz. - Bdc Baznem, zapomniaem, e jako Ariel urodziem si do cierpienia. Ezra mi to przypomnia. To dobrze, gdy nie wystarczy, narodziwszy si po raz wtry, pamita tylko swoje imi. Musi si jeszcze sign do korzeni. Teraz je odgrzebi, Isaku, dotkn ich szorstkiej powierzchni, przypomn sobie, jaki maj zapach i smak. Po sowach Ezry ju wiem, e maj one sony smak. Smak ez. To byy zy mojej matki, gdy wypdzano nas z kolejnych miejsc, gdy mwiono, i jestemy obcy i nigdzie nie moglimy znale bezpiecznego domu

141

- Dlatego woye strj Bazna - szepn Jon. - Schronie si w nim przed odrzuceniem. - Zasonie si miechem, bo miech rozbraja wrogw - dodaa Gaja. - Tak. Baem si wrogw moich rodzicw, ktrzy byliby take moimi wrogami. Baem si wygnania. I wiecznej tuaczki. Ale dzi urodziem si na nowo. I jako nowo narodzony nie boj si niczego ani nikogo. Take Ezry - rzek Ariel. Gaja pooya do na jego smagej rce. Jon przykry ich donie swoj. Stary Isak umiechn si nagle drcymi wargami i pooy na wierzchu sw such, zmarszczon do. Milczc, patrzyli na siebie, a w tej ciszy syszeli, jak nieg wielkimi, mokrymi patami otula dach nad ich gow. - Ezra nic ci nie zrobi. Na razie nic. By moe wszystko bdzie dobrze. Ale to zaley od wiatrw, jakie powiej, a one bywaj zmienne, jak wiesz. Kiedy w tym dzikim i piknym kraju ludzie w dugich sukniach szukali tylko chtnych, ktrzy by pokochali Boga Dobroci. Dzi szukaj heretykw. Skd mam wiedzie, czy nie nadejdzie czas, gdy zaczn szuka Arielw? - szepn wreszcie Isak. Umiechn si sabo, pokiwa gow i opuci ich dom. Gdy Gaja przygotowaa posanie dla Ariela w jego izdebce, a potem przesza do wsplnej z Jonem izby, jej m nachyli si ku przyjacielowi i szepn: - Pewnego dnia sam bdziesz wiedzia kiedy, otrzymasz znak ot pewnego dnia powierzycie mego syna kapanowi imieniem Ezra, a sami opucicie to miejsce, przenoszc si tam, gdzie bdzie bezpiecznie dla was obojga. - Nie ma takich miejsc. Przynajmniej dla mnie. Zapomniaem o tym, rodzc si po raz wtry. Ezra tego nie wymyli, on mi to tylko przypomnia, wic go nie wini - szepn Ariel. - S bezpieczne miejsca. Musz by - powiedzia cicho, lecz z przekonaniem Jon. - By moe s bezpieczne na krtko, ale s. Bdziecie zatem wdrowa. Wiecznie si tua. I to wcale nie bdzie tak ze, jak sdzisz. Gdy przemierzasz wiat, wci zmieniajc miejsca pobytu, ludzie wydaj si lepsi. Powietrze jest lejsze i czystsze, a trawa bardziej zielona, piew ptakw bardziej melodyjny, a zachody soca za kadym razem inne. Gdy w por powdrujesz dalej, unikniesz wojen, nie usyszysz krzyku torturowanych ludzi. Wdrujc razem z tob, Gaja pozna wielki wiat, a jest go tak bardzo ciekawa. Ja, Arielu, ten wiat znam, cho nie wiem skd i wolabym go wicej nie oglda. Chciabym na zawsze zosta tu, w Puszczy. I tu zostan. Wiem o tym. Tu powrc u kresu swojej Drogi. Wam tego nie radz. Ta Wioska niedugo przestanie by miejscem zagubionym w Puszczy, oddalonym od wiata, bezpiecznym. T Puszcz

142

wkrtce wytn. Wioska przybliy si do wiata, albo odwrotnie: wiat zbliy si do niej i j pochonie. - Jonie, pora spa! Dla Ariela to take by ciki dzie, musi wypocz! - zawoaa Gaja z drugiej izby. - Wypocz - umiechn si Ariel. - Ja musz myle. Musz wydoby z niepamici wszystko, co dotyczy mojej rodziny, sign do moich korzeni, o ktrych zapomniaem. Moe wieczna wdrwka to dobry sposb na ich szukanie. Na razie przywoaem tylko sony smak ez, ale przecie byy tam te sodkie zapachy, rodzynkw, migdaw, manny Opowiem ci kiedy o nich, bo zapewne nigdy ich nie widziae i nie zaznae takiej sodyczy. Masz racj, Jonie, wiat nie ze wszystkim jest zy - dokoczy pgosem i zamkn drzwi swojej izdebki. Nazajutrz Ezra, spotkawszy Ariela w Wiosce, spojrza na niego chodno i podzikowa za pomoc w nauczaniu dzieci. - Znajd sobie inne zajcie, przybyszu - powiedzia mody kapan. - Nauczanie maluczkich to zajcie zbyt odpowiedzialne, by mona je byo powierzy obcym. - Nie bdziesz mia ze mn adnych kopotw - przyrzek Ariel kornym gosem. Z gbokich mrokw swej pamici wydoby dawno zapomniany ton gosu swego ojca, jakim przemawia do wielmow, wytykajcych mu obco. Krnbrny, szyderczy miech Bazna Ariel zmieni na nowy, dziwnie brzmicy w jego uszach wiernopoddaczy ton. Brzydzi go, lecz rwnoczenie przypomina sowa, jakimi ojciec poucza matk: Midzy wrogami mw szeptem, by moe wezm ci za przyjaciela Jon, chcc znale Arielowi nowe zajcie, zaofiarowa si nauczy go, jak si poluje w Puszczy i jak wyprawia si skry dzikich zwierzt, lecz przyjaciel sam znalaz sobie zatrudnienie. - Moi przodkowie mieli talent do handlu. Sam zreszt sprzedawaem arty, nie lubiem rozdawa ich darmo. Mam pomys na zajcie, ktre przyniesie korzyci zarwno Plemieniu, jak i mnie - owiadczy. Wkrtce przy jednej z wioskowych drg stana drewniana buda, Ariel za zacz gromadzi w niej to, czego potrzebowali na co dzie i od wita mieszkacy Wsi. Kupowa barwiony len i utkan wen od kobiet z Wioski, mid od bartnikw, futra od myliwych, wiee ryby od rybakw; przywozi z Miasta sl i kasz, gliniane naczynia, elazne garnki, zdobne paciorki i wstki dla dziewczt, a ostre noe dla mczyzn. - Cywilizacja - umiechn si Jon, gdy ujrza ten pierwszy w Puszczy kram z towarami. - Wygoda - skomentowao Plemi, bezwiednie utosamiajc Cywilizacj wycznie z wygod.
143

- Chytro - pomyla nie bez racji Ezra, gdy pewnego dnia Ariel przywiz z Miasta bel piknej koronki i ofiarowa j modemu kapanowi, ktry bez oporu przyj w cenny prezent i przystroi otarz w wityni. - Mylaem, e Bg Dobroci wolaby za otarz polny kamie, ni taki wystrojony st - zastanawia si gono Jon, gdy odwiedzi wityni. - Nie jest win Boga ani jego kapanw, e wierni wol widzie si i moc tam, gdzie kapie od zota, ni gdzie mech otula polne kamienie - powiedzia mu Isak. To wanie stary kapan, nie szaman, przypomnia Jonowi, e pora mu rusza. - Nigdzie si ju nie wybierasz? - spyta niespokojnie pewnego dnia, spotykajc Jona w witynnym ogrodzie. Jon odruchowo dotkn malutkiego skrzanego woreczka na swojej szyi, w ktrym wci szelecio ziele serdecznika niepospolitego. - Zawsze z tym zwlekaem, a tym razem zwlekam ponad miar - wyzna kapanowi. Isak spojrza mu w oczy i mody czowiek poj, e starzec wie; e zna powd, dla ktrego Jon opnia ruszenie w ostatni Drog. Ale duej nie mona byo zwleka, cho z drugiego brzegu Rzeki nikt ju nie woa w mrone noce. Jon uda si zatem do szamana. Czarownik nie opuszcza ju namiotu, zwaszcza e nieg zasypa wszystkie cieki i Jon brn nad Rzek poprzez wielkie zaspy. Nikt z Plemienia nie odgarn tej zimy niegu od namiotu starca, cho jeszcze zeszego roku ludzie chtnie go odwiedzali. Przestali si ba, a wdziczno ma najkrtsz pami ze wszystkich ludzkich uczu - pomyla Jon. Na niegu zauway tylko lady drobnych stp Gai, ktra co dzie nosia szamanowi gorcy posiek. Ogie rozpalali mu Jon na zmian z Arielem, lecz e nie mia kto go podtrzymywa, wic szybko wygasa. Starzec lea w ou, przykryty futrami. Jego pergaminowa twarz sprawiaa wraenie tak drobnej i kruchej, e Jonowi wydao si, i pod dotkniciem rozsypaaby si w py, jak zwierzce i ludzkie czaszki lece u zbiegu Kamiennych Drg. - Czy naprawd musz wyrusza? Czy jest to jeszcze potrzebne? - spyta z nadziej Jon. Czepia si nawet nikej szansy. - Mona porzuci konajcego i odej, nie sprawdziwszy, czy jeszcze yje, czy ju umar? - odpar pytaniem na pytanie stary czarownik. - Mj syn powinien narodzi si za kilka dni - szepn Jon z blem. - Kto umiera, kto si rodzi, ciesz si - odpar szaman.

144

- Chciaem go zobaczy choby przez chwil lub przynajmniej usysze pierwszy krzyk - powiedzia Jon, ze zdumieniem syszc w swoim gosie rozpaczliwy al. Nawet nie zdawa sobie sprawy, e jest go tak wiele i e brzemi alu moe by tak cikie. - Obiecuj ci tylko jedno - zacz szaman po bolenie dugim namyle. Usyszysz gos swego nowo narodzonego syna. Dopilnuj tego. A zatem ciesz si, Jonie - powtrzy starzec z naciskiem. I Jon poj, e narodziny syna i nie chciana, lecz nieuchronna Droga to dwa wyrnienia, jakie na niego spady; powd do chway, nie do rozpaczy, l Jon zrozumia, e chwaa ley czasem kamieniem na piersi, zamiast cieszy, a przywilej jest jak korona cierniowa zamiast laurowego licia. Gdy podj decyzj, nagle - w raptownym bysku pamici - przypomnia sobie swoj przedostatni Drog i cho wok byo mrono i biao od niegu, ujrza przed oczami jaskrawozielone palmy, a na twarzy poczu gorcy oddech Pustyni. I nagle przypomnia sobie swj pacz koo ogromnej wityni wity, powd tego paczu - i wiedzia ju, e wanie pacz bdzie ostatnim dwikiem, jaki usyszy. To chyba naturalna kolej rzeczy - pomyla. Woda w Rzece - gdy do niej wchodzi - bya lodowato zimna. Na niebie lni chodny, obojtny ksiyc. Jon wiedzia, e za jego plecami, w kompletnych ciemnociach czuwa Gaja, obejmujc domi swj wypuky brzuch i nasuchujc do ostatniej chwili skrzypicych po zlodowaciaym niegu krokw oddalajcego si ma. Nie egnali si w jaki szczeglny sposb. Gaja nie chciaa poegna. Baa si ich. Jon mimo to zabiera w Drog ciepo jej ciaa i popieszny rytm serca swojego syna, wyczuwalny pod nacignit, jedwabist skr brzucha ony. Ten rytm przypomnia mu nagle szybkie, coraz szybsze bicie plemiennych bbnw, w ktre do utraty tchu uderzali mczyni z Plemienia w najdusz noc roku dla przebagania starych bogw. Lecz rytua ten take zosta ju zarzucony przez mieszkacw Wioski. Wyczuli, e nie trzeba ju baga umarych i umierajcych. W swojej izdebce lea Ariel, otwartymi oczami wpatrujc si w ciemne, drewniane belki sufitu, gdzie widzia rozsonecznione dalekie kraje i coraz to nowe miejsca, ktre odwiedza bd razem z t pikn, cho teraz zrozpaczon kobiet. Ariel ju wiedzia, dlaczego Jon cign go tu z Miasta. Jon wszystko przewidzia. Poza powtrnymi narodzinami niegdysiejszego Bazna. Ariel wiedzia te, e w tej wiecznej tuaczce oboje z Gaj wci bd przywoywa Jona - a w ich pamici pozostanie on mocniejszy, rozumniejszy, bardziej wraliwy, a przede wszystkim wiecznie mody. Bdzie mody nawet wwczas, gdy Gaja posiwieje, Arielowi za wypadn wosy i zby. Oby staro dopada ich w ciepym i bezpiecznym kraju, w ktrym rozkwitnie ich pami, marzy Ariel, suchajc cichncych krokw Jona. Jon ju dawno opuci dom, lecz Ariel wci sysza jego kroki.

145

Puszysta, chodna biel pokrywaa Puszcz prcz Kamiennej Drogi, jakby Krlowa niegu osobicie zadbaa o to, aby Jon w swej ostatniej wdrwce mia atwy dostp do Boga. Wrd olepiajcej jasnoci nienego puchu Droga jawia si jak wymieciona i Jon w wietle ksiyca doskonale widzia jej szczerby, dziury, pknicia. Dawna lnica gad bezpowrotnie przepada i byo pewne, e wiosn w tych szparach zazieleni si trawa, zakwitn pierwsze kwiaty, mody db wychyli jasny, wiey czubek, w par za lat pniej nikt nawet nie bdzie pamita, e kiedykolwiek bieg tdy uczszczany trakt. Mroczny, monstrualny posg pord otaczajcej go bieli wydawa si wikszy ni ostatnio. Dopiero gdy Jon si do Niego zbliy, stwierdzi, e to zudzenie. Wyszczerbiony kamie nadal krwawi. Ran przybyo. Za to Bezimienny - wczeniej zakrywajcy spojrzenie wpprzymknitymi powiekami - teraz spoglda w cztery strony wiata wszystkimi parami szeroko otwartych, nieodgadnionych w wyrazie oczu, ktre w wietle ksiyca lniy jak krople ywicy. Bezimienny umiera z otwartymi oczami, stawiajc czoo mierci i ogldajc do koca wiaty, ktre opuszcza. Jego krew te przypominaa ywic, bya lepka i pachniaa Puszcz. Nie t kalek Puszcz, ktr zwyciaa Cywilizacja, lecz pradawn, krlujc na potnych obszarach Ziemi, nie dopuszczajc zwiastunw Cywilizacji. - Wybacz - wymamrota Jon, wspinajc si po wyszczerbieniach posgu. Wybacz mi, bo to bya konieczno. Tego potrzebowali ludzie, nawet jeli Cywilizacja okae si by mniej pikna, ni opisuj w ksigach - GRDBGHWGWZ - odpowiedzia Bezimienny dudnicym gosem, ktry zabrzmia na tyle gronie, e Jon poj, i stary Bg wyta resztki swych sabncych si (tak jak trafiony strza jele przed ostatecznym upadkiem). - GRBDGHWGWZ - powtrzy Bezimienny, a echo ponioso ten dwik w Puszcz. (Szaman obudzi si w namiocie, sabo si umiechn, a potem wyszepta: Masz racj, wiatowidzie - ale nikt jego sw nie usysza, wic nikt nie dowiedzia si, czy stary czarownik zrozumia przed mierci mow starego Boga, czy tylko tak mu si zdawao). Jon sta na ramionach posgu, a raczej na szcztkach tego, co zostao z tych potnych niegdy, gadko obrobionych gazw. Bez zdziwienia dostrzeg, e tym razem moe spojrze we wszystkie wiaty, w ktre patrzy wiatowid i wybra ten, do ktrego pragnie si uda. Bezimienny ju nie dyktowa warunkw; pogodzi si ze swoj mierci, lecz pragn umiera, jak przystao na Boga, ktry zawsze wyranie prezentowa sw pe. Wikszo Bogw wstydzi si pci, udaje, e jej nie posiada - pomyla Jon. W zagbieniach pod oczami posgu byszczaa woda niczym zy. Moe jednak wiatowid cakiem nie po msku pacze? Pacze, bo oczami wyobrani wci spoglda w
146

czas, gdy Kamiennymi Drogami wdrowao do Niego tysice pielgrzymw, oddajc Mu cze i skadajc ofiary ze zwierzt, a czasem z ludzi? Pacze, bo to nie on da krwi; to ludzie z Plemienia Jona i z innych Plemion wymylili, e wiatowid jej potrzebuje. Wic pacze nie tylko dlatego, e umiera, e skoczy si Jego czas; pacze, bo umiera jako Bg okrutny, cho nigdy takim nie chcia by. - Nie by okrutny, lecz zgodzi si takim zosta, gdy ludzie tego od Niego oczekiwali. To ludzie deprawuj Bogw - mwi Jon gono i rwnie gono zastanawia si wrd tej nienej, zimnej bieli: - Dlaczego to, co przyszo, miaoby by lepsze od tego, co byo? I wtedy i dzi i za setki lat ludzie bd zabija ludzi. Wic po co zmienia wiar w Bogw, skoro ludzie nie staj si od tego lepsi? - myli Jon i zaraz sam sobie odpowiada: - Cywilizacja. CYWILIZACJA. Niegdysiejsze bstwa zagradzay jej drog. Byy jak wielkie, omszae gazy, uniemoliwiajce dostp do wiata Wiedzy. Ludzie w dugich sukniach, goszc chwa jedynego Boga (w tak rny sposb, raz uczc mioci, innym razem nienawici), jednoczyli kraje i pastwa skcone do tej pory rnymi imionami swych witoci i torowali drog Cywilizacji. A bez niej wiat stanby w miejscu. Jon czuje, jak ziele serdecznika niepospolitego szeleci w woreczku na szyi. Ju wie, do ktrego ze wiatw ma wrci i po co. Krlowa niegu wkrtce przestanie suy swemu umierajcemu przyjacielowi, cho zapewne znajdzie nowych sojusznikw. Tak, ona bdzie wci potrzebna, gdy wadcom wiatw zawsze bd potrzebni ludzie o chodnych umysach i sercach, ktrych nie rozgrzeje mio. Ale Chopiec z soplem lodu zamiast serca nie moe si duej mczy. By tylko narzdziem i Ten, ktry go takim uczyni (z bezwiedn pomoc Jona), ju go nie potrzebuje. Chopiec, czujc si odrzucony, bdzie czyni zo na olep, na wasn rk i Jon musi go powstrzyma, gdy bezmylnego za jest zbyt wiele. Wszdzie. We wszystkich wiatach. Czasach. O kadej porze. - O, Czowieku - myli Jon z blem. - Zwyciye z tyloma bstwami i Bogami, ale przegrae z ludmi. Czy o takie zwycistwo Ci szo? O, Czowieku, jak mi Ci al *** - O Jezu! - krzyczy gniewnie asystent Jona, wypuszczajc z rki szklank z kaw. Szko rozpryskuje si na pododze lekarskiej dyurki, a ciemnobrzowy pyn chlapie na posadzk i na zielone fartuchy obu lekarzy. - Przepraszam - mamrocze mody czowiek do Jona. - Nie wiedziaem, e to wrztek. Ju sprztam Pan doktor ma jeszcze jakie operacje, czy ta bya ostatnia? - Ostatnia - mwi Jon. - Wyjd si przewietrzy.

147

Asystent patrzy zdziwiony. Doktor Jon ma opini czowieka, ktry rzadko opuszcza szpital. Jakby nie mia domu, tylko przystanek pomidzy prac a A czym? Asystent odwija rolk papierowych rcznikw i usiuje usun skutki swego niedbalstwa. Sodki, ciemny pyn lepi si do jego fartucha i rk, przesika na wylot przez cienk warstw papieru. Asystent siga po gazet lec na biurku, lecz Jon wstrzymuje jego rk. - Chc j przejrze - mwi. - Jeszcze pan nie czyta? A ten Chopiec Pana dawny pacjent, wie pan, on znowu - Wiem - ucina sucho Jon. Chopiec zabi ju wielu ludzi. Ofiary dobiera bez celu i motywu, przypadkowo, jakby wane byo tylko to, e zabija. Modociany zabjca nie pasuje do adnego schematu kryminalnych kronik: nie jest typowym seryjnym zabjc - gdy ci wybieraj ofiary wedug pewnego klucza. Nie jest zwykym psychopat - gdy tacy urzdzaj krwaw jatk na ulicy, w supermarkecie lub u kogo w domu. Nie jest przestpc doskonaym - ktry zabijajc, ma na oku konkretny cel: sprawdzenie swej doskonaoci. Nie, Chopiec zabija od niechcenia, niechlujnie, mimochodem, tak jakby kopa psa, ama ga rozkwitajcego drzewa, rysowa gwodziem karoseri auta. Zabija spokojnych urzdnikw, wracajcych po zmroku do domu, ich trasa bowiem przypadkiem zbiega si z drog Chopca. Zabija beztroskie dziewczta, ktre po zajciach w collegeu odczyy si od koleanek i zboczyy w ustronn alejk w parku. Zabija staruszkw, dzieci i ludzi w sile wieku, kobiety i mczyzn; nie ma w tym adnej prawidowoci i sensu. Zabija, bo lubi to robi - stwierdzia telewizyjna dziennikarka, cytujc opini biegych psychologw. ,,Zabija, bo chce pokaza spoeczestwu, e za nic ma jego normy, zasady, wartoci, e nie podoba mu si wiat, w ktrym yje i wyraa w ten sposb swj protest - napisa socjolog w gazetowym komentarzu. Gdyby zabija mczyzn, mona by go podejrzewa o kompleks ojca; zabijanie kobiet wiadczyoby o nienawici do matki. Niestety, niewiele wiemy o jego dawnych zwizkach rodzinnych - oznajmia pani psycholog z komendy policji. Zabija tak, aby byo wiadomo, e to on - informuje policja. - Zawsze s jacy wiadkowie, ktrzy go widzieli i mog bez trudu opisa jego chud, wyniszczon, modziecz twarz. Byli te tacy, ktrzy syszeli jego miech - gony, szyderczy, trudny do zapomnienia.

148

Tak mieje si kto, komu nie jest wesoo - powiedziaa w telewizji zapytana o zdanie gospodyni domowa, ktra bya przypadkowym wiadkiem kolejnego mordu. Chwilami mam odczucie, e on chce, aby go schwytano i pooono kres jego dziaalnoci; e wiadomie zostawia lady, czeka na wiadkw. Bo on ma do nie tylko tego, co robi, ale i siebie - zasugerowaa pani pedagog z poradni dla nieletnich. - O Jezu -jkn ponownie asystent Jona, wycierajc ze zoci biurko, ktre lepi si od rozlanej, zbyt mocno posodzonej kawy. Teraz lepi si te rce modego czowieka i przypadkowo dotyka nimi szafki, w ktrej przechowywane s wysterylizowane narzdzia. - O Jezu! - krzyczy z nienawici wobec materii, ktra stawia mu opr. Jon podnosi gow znad gazety, ktr czyta po raz drugi. Prawie nie ma dnia, aby jaka gazeta, radio czy telewizja nie przynosiy nowych wieci o Chopcu: e przedwczoraj znowu zabi, wczoraj widziano go w pobliu szpitalnego budynku, a dzi da sobie spokj, wic pewnie jutro - Dlaczego pan to mwi? - pyta nagle Jon. - Co? - odpowiada pytaniem asystent, kopic w bok papierowy rcznik i rozgldajc si za jak cierk lub gbk, ktrych jednak nie ma. - Co mwi, panie doktorze? - O Jezu - e jak? Nie rozumiem - dziwi si asystent, wci walczc ze skutkami upuszczenia szklanki. - Pytam, dlaczego wci powtarza pan O Jezu. - Nie wci, tylko wtedy, gdy jestem naprawd wcieky - odpowiada nieszczeglnie zdziwiony asystent. Doktor Jon synie z zadawania dziwnych pyta, moe dlatego, e bierze na siebie zbyt wiele trudnych operacji i na og jest przemczony. Przecie to normalne, e wszyscy ludzie po kilka lub kilkanacie razy na dzie mwi O Jezu, gdy ich co zirytuje lub zdarzy si im co przykrego! Chyba lepiej, ni gdyby mwili ,,o, kurwa!. Brzmi bardziej elegancko. - Id - owiadcza Jon, zdejmujc zielony chirurgiczny fartuch splamiony w paru miejscach kaw, a w paru innych krwi. Podchodzi do umywalki, eby jeszcze raz przemy rce; gupi nawyk chirurga - mycie rk po wielokro w cigu dnia, czasem bez potrzeby. Jak Piat. (Skd przyszed mi do gowy Piat? - dziwi si lekarz. I czemu mcz tego asystenta gupimi pytaniami o zwyke potoczne powiedzonko? Moje pytanie zabrzmiao jak wyrzut. Dlaczego? Co mnie obchodzi, jak on przeklina, gdy rozbije

149

szklank, potknie si na schodach, drzwi przytrzasn mu palce lub rzuci go dziewczyna?). - Musi pan uwaa - stwierdza yczliwie asystent. - Chyba pan wie, e ten Chopiec chce pana zabi. - Bzdura - stwierdza sucho Jon. - A jednak siostra przeoona, wie pan, ta z kardiochirurgu ona mwi, e gdy morderca - Chopiec - poprawia go Jon. - gdy ten Chopiec - morderca by naszym pacjentem, mia do pana jakie pretensje, cho nikt nie wie o co. Jon krci gow, zirytowany, ale asystent nie zraony cignie: - Przecie policja daa panu ochron! Chodzi za panem dwch detektyww w cywilu! Tak, chodzi za nim dwch detektyww w cywilu i wanie dlatego Jon musi znowu wymyka si tylnym wyjciem, przez szpitaln kuchni i obrzydliwe, zaszczurzone podwrko. Gdy zamyka za sob drzwi lekarskiego gabinetu, ostatni raz syszy, jak asystent wciekle wrzeszczy: O Jezu! - i prawie rwnoczenie rozlega si charakterystyczne brzknicie. Pewnie rozbi nastpn szklank. Modym ludziom, zaraz po studiach, zawsze trzs si rce, gdy asystuj przy pierwszych w yciu operacjach. Ciekawe, e krew indywidualnego czowieka, krojonego na szpitalnym stole, wci robi wraenie - a krew tysicy ludzi, zabijanych w coraz to nowych wojnach, wszystkim jest obojtna. Krople krwi przeraaj, hektolitry dziaaj znieczulajco - myli Jon, przekradajc si przez podwrko. Szczury przyciga tu zapach skrwawionych banday i resztki ze szpitalnej kuchni. Szczury maj tu blisko ze swych siedzib, take blisko bowiem - raptem dwie ulice dalej - zaczyna si dzielnica biedoty. I wanie tu Jon idzie szuka Chopca. Szuka go bezskutecznie co dzie, od wielu miesicy. Ma wraenie, e Chopiec wie, i on go szuka; e cay czas jest gdzie w pobliu, patrzy na niego z jakiego mrocznego zauka i mieje si bezgonie na myl, e to jednak on, Chopiec, a nie Jon, wyznaczy por spotkania. Waciwie dlaczego go szukam? - dziwi si Jon, czujc zarazem nieodparty przymus, by i dalej. Odruchowo siga rk ku szyi i gdy jego do trafia na may skrzany woreczek, prawie od razu spywa na niego spokj. W woreczku, skrytym na piersi, szeleci zesche ziele. Dziwne ziele. Jon pewnego dnia zdj z pki encyklopedi

150

przyrodnicz i usiowa odnale gatunek, grup, rodzaj, z ktrych pochodzi rolina - i nic nie znalaz. Szuka, gdy nie mg sobie przypomnie, skd wzi si na jego szyi w woreczek, kto mu go zawiesi? W redniowieczu w takich woreczkach przechowywano relikwie. Dzi, gdy wiat sta si w czci bezbony, a w czci poddany wielu Bogom o rnych imionach, z paru setek Kociow i z parunastu tysicy sekt - woreczek najpewniej kryje jaki pogaski talizman. Wszak wraca moda na cuda i cudotwrcw, na czary i czarownikw, na magi i szamanw oraz na talizmany. Jon wci nie wie, co kryje w sobie woreczek, lecz w chwilach niepewnoci bezwiednie dotyka go rk, jakby szuka w nim oparcia, odpowiedzi lub bezpieczestwa. I zawsze znajduje spokj; choby na chwil. Wic zapewne jest to wyjtkowo skuteczny talizman. Szkoda, e nie pamita, kto mu go da. Jon zmierza w stron dzielnicy ndzy. Eleganckie domy szybko znikaj. Jezdnie zaczynaj butwie od mieci; matowiej byszczce szyby okien, a wietliste yrandole i wytworne lampy nie wiedzie kiedy staj si go arwk. Na tej cienkiej granicy pomidzy zamonoci a ndz, przed wielk, przeszklon witryn sklepu ze sprztem audio-wideo, jak zwykle stoj ludzie. Na co najmniej stu telewizorach wida ten sam serwis informacyjny. Ogldaj go przypadkowi przechodnie, ktrzy spnili si do domu i ndzarze z poblia, przychodzcy, by za darmo znale rozrywk. ,,w powietrzu zderzyy si dwa wielkie samoloty pasaerskie, zgino 804 ludzi. To pierwsza wiadomo dnia, cho ofiar jest o wiele mniej ni na wojnie, ktr od miesicy tocz ze sob dwa afrykaskie plemiona. Oba plemiona wierz, e Bg jest po ich stronie. Ale Bg milczy, a plemiona walcz, wyrzynajc wzajem mczyzn, kobiety, dzieci i starcw. Inna wojna, toczca si w samym rodku wielkiego, cywilizowanego kontynentu, jest dopiero na szstym miejscu, trwa ju za dugo i wszystkim si znudzia. Tu wyrzynaj si ludzie, z ktrych jedni zw Boga Allachem, drudzy za przywouj Go Imieniem Jezusa. Na ostatnim miejscu podano informacj o bombach podkadanych sobie nawzajem przez wyznawcw tego samego Boga. Gdzie porodku serwisu informacyjnego spikerka ze znueniem informuje o strzaach, ktre znowu rozlegy si na wzgrzach w kraju, ktry zamieszkuj obok siebie wyznawcy Jehowy i Allacha, obserwatorzy za, bdcy wyznawcami Chrystusa, zastanawiaj si, czy powinni wkroczy w ten konflikt, czy te nie. Inni obserwatorzy, wierzcy w Nic, umiechaj si z wyszoci, niepomni, e gdy win za obraz wiata mona rozoy take na Boskie Istoty, czowiek wydaje si lepszy. Imi Boga nie pada w adnej z informacji, ale Jon wie, e kada z nich jest Nim podszyta. PRZECENA - gosz skone napisy na plakatach naklejonych wprost na szyby sklepu. Co przeceniono? - zastanawia si Jon. Dotychczasowe witoci? Ludzkie ycie? Wojny? Czy telewizory? - O Jezu - mwi za nim z charakterystycznym wistem palacza jaki starszy mczyzna. - Dobrze, e nie musz podrowa samolotami. Na ziemi bezpieczniej.

151

Mam racj? - dopytuje si natrtnie, gdy naprawd chciaby podrowa. Wierzy, e kilkaset kilometrw dalej jest pikniej ni tu. Jon milczy. Zagbia si teraz w mrok wskich, le owietlonych zaukw. Czasem przetoczy si tdy jaki pijak, zaczepi go prostytutka o steranej twarzy; zapacze mu si pod nogami chudy kundel z sierci wyart przez wierzb. - Znowu go szukasz i znowu wierzysz, e go znajdziesz - syszy Jon znajomy gos i nawet nie patrzc, wie, e idzie koo niego Dziewczyna ze szpitala. Towarzyszy mu od dawna, we wszystkich wyprawach. Jon nie wie, kim ona jest (studentk medycyny? staystk w szpitalu? a moe jedn z tych modziutkich, nowoczesnych i przejtych sw rol psychoterapeutek?), lecz wie, e pomaga mu szuka Chopca zarwno w eleganckich dzielnicach, jak i w obszarach trudnej do opisania, niemoliwej do zrozumienia ndzy. - Musz go znale - mwi Jon i idzie szybciej. - Ale wolaby to odwlec - stwierdza Dziewczyna, a Jon milczy. - O czym mylisz? - pyta ostrzyona na jea jego towarzyszka, a jej wosy wygldaj tak, jakby kto przyci je nieudolnie sierpem, a nie fryzjerskimi noycami. Jon spoglda na t bardziej chopic ni kobiec gwk - i w nagym, bolesnym przebysku rozpoznaje j, odnajdujc te siebie. Prawda rozjarza mu si w mzgu i musi przymkn oczy, by wytrzyma jej bysk. Prawda zawsze olepia. Czuje si teraz jak czowiek, ktry bdzc dugo po Puszczy, odnalaz Drog - lecz znalaz j zbyt pno. Droga wanie si koczy. Gdyby Ten, ktry go na ni wysa, da mu cho pami i wiadomo! Ale On chyba chcia, aby Jon bdzi - Czy za taki wiat pona ywcem na stosie? - pyta Jon Dziewczyn, dajc do zrozumienia, e wie, kim ona jest. - Dla takiego wiata Bezimienny musia ustpi miejsca innemu Bogu? Czy za taki wiat cierpia Czowiek? Czy to w ogle jest jeszcze Cywilizacja? - Tak - mwi Dziewczyna. - To wanie jest Cywilizacja, Jonie. Nie jest to wprawdzie Cywilizacja Mioci, o jakiej marzyli dwaj starcy w twojej Wiosce, ale to jest Cywilizacja. - Wic oni obaj si mylili, wierzc tak arliwie swoim Bogom? - pyta Jon. - Ale nie, mylili si, wierzc ludziom. I ciebie, Jonie, te nie przeraa Cywilizacja, lecz ludzie, ktrzy j wsptworz. Jednak skoro wiat wci istnieje, skoro nie ginie w jednym, zdumiewajco jaskrawym rozbysku, by zasili Wszechwiat kosmicznym pyem,
152

widocznie ludzie nie s a tak mao warci, jak sdzisz. I rozgrzesza ich wiara. Bo oni wierz, Jonie. Wierz w pierwsze nadejcie Mesjasza, w drugie przyjcie Czowieka lub w objawienie si cakiem nieznanego Boga z Kosmosu, ktry rozwie ich wszystkie problemy. - I Oni rzeczywicie kiedy przyjd? - Moe wszyscy trzej? A moe bdzie ich wicej? Moe razem z nimi przybdzie take twj stary kamienny wiatowid i wszystkie bstwa, w jakie przez setki lat wierzyy wasze Plemiona? I docz do nich wszyscy Bogowie, w jakich kiedykolwiek ludzie wierzyli przez tysice lat, a bdzie ich, Jonie, ogromny zastp? Zstpi do ludzi Pierzasty W Wirakocza zza zachodniego Oceanu i Wisznu z gorcej ziemi, gdzie wschodzi soce; przybdzie Zeus z Olimpu wraz z maonk i soneczny Bg Ra z doliny Nilu, Ormuzd z Babilonii, Mitra z Persji; przybd Bogowie i bstwa ze wszystkich kracw Ziemi i Nieba, z Podziemi i z Wd. Nieprzebrane zastpy Bogw. Zjawi si, by podzikowa ludziom za to, i powoali ich do ycia sw wiar i przeprosz ludzi, e ich zawiedli, gdy samo ich Boskie Istnienie nie wystarczyo, aby wiat by lepszy. A zstpienie na Ziemi owych niezliczonych zastpw Bogw nie bdzie Sdem Ostatecznym, ale Pocztkiem, Jonie - umiecha si Dziewczyna. Jon milczy, poraony t cudown wizj i nawet nie zamykajc oczu, widzi ICH WSZYSTKICH, jak zstpuj z Nieba, wychodz z Podziemi, sfruwaj z Powietrza, wynurzaj si z Wd. Blask bije od nich ogromny i jest to blask uczucia, jakim darzyli ich niegdy wierni, jakim Oni darzyli swych wyznawcw. Potga tego uczucia wstrzsa Jonem, mimo e niektrych Bogw stwarzaa mio, innych nienawi lub strach, a tylko nieliczni umieli poczy jedno z drugim. Jon bez zdziwienia widzi, e niektre z tych Boskich Istot to Czwrjedno, Trjjedno lub Dwjjedno: jeden i ten sam Bg, cho przyzywany przez ludzi trzema lub czterema rnymi imionami. I Jon syszy pacz ludzi, ktrzy pno odkryli Prawd. Wrd zstpujcych Boskich Istot Jon widzi gigantyczn, kamienn sylwetk wiatowida i z ulg stwierdza, e zagoiy si Jego kamienne rany tak jak zagoiy si bolesne rany wszystkich porzuconych przez ludzi Bogw: Jowisza, Amona, Thora, Priapa, Lokiego, Peruna i dziesitkw innych. Jon nie wtpi, e nigdy nie byli oni bawanami, skoro powoywali ich do ycia ludzie, czy byo to dziesi tysicy lat temu, czy tylko dwa tysice. Jon wie take, i ci wszyscy Bogowie - bardzo starzy, nowsi i cakiem nowi - zmartwychwstali, aby mc odwiedzi ludzi, gdy wszyscy ONI maj moc wstawania z martwych. A gdy powstan i zstpi - wwczas oddadz ludziom ich mio, ktr tak dugo si ywili. I tak narodzi si Cywilizacja Mioci. I Jon ju wie, co ma powiedzie staremu umierajcemu Bogowi, w ktrego agonii bierze udzia: e przyjdzie taki dzie, gdy zstpi Bogowie. A On, wiatowid, bdzie wrd Nich. Wic nie umiera na prno, porzucony i zapomniany. - Kiedy to nastpi? Kiedy Oni przyjd? - pyta Jon niecierpliwie.

153

- Nie wiem - pospnieje Dziewczyna. - Moe nigdy, a moe ju jutro? Wiara, Jonie, nie skada si z odpowiedzi, lecz z pyta. Ty pytasz, wic wierzysz. - Wierz, e Oni zejd na Ziemi, nie wierz, i tego doczekam - Jon opuszcza gow. - Ale nim Oni nadejd, czy warto y w takim wiecie? Czy warto si narodzi i przewdrowa Drog a do jej kresu? Nagle Jon milknie, ciskajc mocno, a do blu, rk Dziewczyny: w pobliu sycha gwatowny wrzask niemowlcia. Jon ju wczeniej, po wielokro, sysza podobny gos w szpitalu. Tak krzyczy niemowl tylko jeden raz w yciu: gdy przychodzi na wiat. Jest to wrzask peen blu, strachu i radoci. Wrzask, w czasie ktrego dziecko apie w wte puca pierwszy haust powietrza. Wrzask, gdy po raz pierwszy widzi jaskrawy blask wiata zamiast agodnego mroku ona matki. I dziecko boi si, a zarazem cieszy ze swych narodzin. I cho Jon tak wiele razy sysza podobny wrzask niemowlcia - wie, e tym razem jest on inny, cakowicie niepowtarzalny i przeznaczony jedynie dla jego uszu. Ten niemowlcy krzyk brzmi jak muzyka wdrownych ptakw, ktr z szumu drzew lub grania wiatru umiaa odrni jego pikna, mdra ona. - To twj syn krzykn, Jonie - szepcze Dziewczyna, a Jon to wie i ciska jej do a do blu. Wypenia go mio i czysta rado: jego syn wyszed z ona Gai; jego syn krzykn, apic pierwszy haust powietrza; jego syn otwar oczy i ujrza blask wiata. - Mj syn - powtarza z dum i jest to rodzaj dumy nieporwnywalny z adnym innym, mimo e bywa udziaem wikszoci mczyzn na Ziemi. - Twj syn przyszed wanie na swj wiat - powtarza Dziewczyna. - i moe zmieni go na lepszy - szepcze Jon z nadziej. - Kady, kto si rodzi, moe zmienia swj wiat na gorszy lub lepszy. By moe owoc tego trudu nie jest bardziej widoczny ni ziarnko piasku na Pustyni, lecz nawet ziarnko wiele znaczy - mwi Dziewczyna, a Jon wie, e to prawda, gdy sam przechowuje podobne ziarnko w swoim woreczku. Znowu ciska j za rk, a ona mwi: - Wic mimo wszystko warto y, Jonie, skoro a tak ucieszye si narodzinami syna. Jon kiwa gow i czuje, jak po twarzy ciekaj mu zy. Pacze z radoci, e jego syn przyszed na wiat. Pacze ze smutku, e mino tyle setek lat, narodzio si tyle dzieci, tyle dzieci stao si dorosymi - a wiat wci nie staje si lepszy. I Jon pacze, bo nie wie, czy warta tego wiata bya tak duga agonia starego, kamiennego Boga - i cierpienie Czowieka. Pacze, gdy wie, e ani on, ani jego syn nie doczekaj dnia, gdy do ludzi na Ziemi zstpi Bogowie.

154

Ku swemu zdumieniu Jon widzi, e Dziewczyna pacze razem z nim - i wie dlaczego. Ona pacze nad swymi nie narodzonymi dziemi, nad zwyk ludzk mioci, ktrej nie zaznaa, nad wschodami i zachodami soca, ktrych nie zdya zobaczy, a nawet nad rykiem krw w Domremi, ktry nis si o wicie ponad kami, przypominajc o gbokim sensie codziennych, zwykych czynnoci. Takiego zwykego losu Jon yczy swemu narodzonemu synkowi. Jon nie chce, aby jego synek kiedykolwiek mia si zadrcza losami starych Bogw, wzbudzonych do ycia przez ludzi, przez nich skazanych na mier, odsunitych w niebyt, obraanych mianem bawanw. adnych pyta. adnych wtpliwoci. Wszystko jest w ksigach, a ksigi zakazane dawno schowano lub spalono. ryk wczonego nagle telewizora w pobliskim budynku przywraca ich rzeczywistoci, cho nie jest to rzeczywisto adnego z nich dwojga. Podpaski Always Plus Ultra. Zawsze sucho i bezpiecznie - stwierdza damski melodyjny gos na tle wesoej, rockowej muzyki. Pierdolisz - odpowiada zniechcony, schrypnity alt wacicielki telewizora. Teraz wychyla si ona przez okno na parterze i wrzeszczy w ciemno, do Jona z Dziewczyn: - Czego si tu wczycie, zboczone podgldacze!? Jon z Dziewczyn nikn w mroku. Pierwszy krzyk nowo narodzonego syna ju dawno umilk, ale Jon nadal go syszy. Stary szaman speni sw obietnic. - Wiem, gdzie jest Chopiec - mwi nagle Dziewczyna. - Przemierzaam te ulice dla ciebie, spogldaam na zauki ze wszystkich stron, patrzyam na nie z lotu ptaka. Chopiec zabija w rnych czciach miasta, ale mieszka w jednym miejscu. Koo cmentarza, gdzie spoczywa jego matka, jest zomowisko starych samochodw. On tam jest, gdy wrd ludzi nie ma ju dla niego miejsca. Aby nakoni go, by wzi od ciebie ziele, powiesz, e czeka go podr, cudowna podr, najlepszy odlot, jaki mia kiedykolwiek. A on chce std odlecie - koczy Dziewczyna i rozpywa si w mroku. Jon idzie dalej. Nie czuje przenikliwego fetoru, ktry unosi si nad t dzielnic. Nie zwraca uwagi na mieci, ktre zalegaj chodniki i jezdni; nie nasuchuje brutalnie szczerych rozmw, ktre dobiegaj go zza nie domknitych okien. Jego obojtno i nieczuo na otoczenie s tak silne, e odstraszaj krce wok ludzkie cienie szukajce okazji. Jon myli o swoim synu, ktry liczy wanie dwadziecia jeden minut ycia, cieszy si nim, tskni do niego. Przelotnie zastanawia si, czy nie mgby zawrci do Wioski, do Gai, do synka, ale wie, e to niemoliwe. Droga, ktr kroczy, ma tylko jeden kierunek. Stary Bg ju nie walczy o przetrwanie, lecz o szybk mier. I nie chce
155

umiera sam. To mao boskie, a bardzo ludzkie, ale Bogowie zawsze mieli wszystkie wady i zalety ludzi, gdy to ludzie powoywali ich do istnienia. Jon ju nie musi si zmaga ze wiatowidem, musi Mu pomc. Wszystkie za zbdne narzdzia musz by odoone na swoje miejsce. Jednym z nich, pozbawionym rki Pana, jest Chopiec z lodowym soplem zamiast serca. Gsta od utajonego ycia dzielnica ndzy rozrzedza si, domw jest coraz mniej, a wreszcie kocz si. Po lewej stronie Jona ley rozlegy miejski cmentarz. Jon wie, e nawet ten cmentarz odbija natur wiata. Z przeciwnej strony, tam gdzie wiedzie do niego jasna, szeroka ulica i kuta w elazie brama, stoj obok siebie marmurowe lub kamienne pomniki, a zocone litery przypominaj, kto tu spocz i prosz o modlitw lub pami. Ale tu, gdzie wzdu elaznego ogrodzenia idzie Jon, groby s ziemne, wikszo zapada si, o istnieniu niektrych w ogle zapomniano i ludzkie stopy wydeptay na nich gliniaste cieyny. Z prawej strony ogrodzenia rozciga si wielkie zomowisko starych samochodw. W zdezelowanych, pogitych, przeartych rdz karoseriach peugeotw, audi, renaultw, citroenw, nissanw, porsche czy toyot pegaj gdzieniegdzie mae wiateka, szeleszcz papierzyska i szmaty, zastpujce posania, czu zapachy resztek jedzenia znalezionego na mietnikach, palonych petw, taniego wina. Wcz si tu chude koty, piskliwie poszczekuj szkieletowate psiaki, z niektrych wrakw dobiega cichy pacz niemowlt. Jon nie potrzebuje Dziewczyny, eby pozna, i domem Chopca jest pogruchotany dip porodku zomowiska. Zobojtnieli na wszystko mieszkacy przerdzewiaych wrakw jeszcze wci potrafi wyczu zapach niebezpieczestwa i wiedz, e tego dipa naley obchodzi z daleka, nie wtrcajc si do obyczajw jego lokatora. Ze szpar dziurawej plandeki snuje si sodkawy dym marihuany, widoczny jako biaa, wta mgieka w sabym wietle wiec. Wic Chopiec jest u siebie. U siebie? Jon skrada si w poblie wraku, nie dziwic si, e ssiedztwo nie jest zamieszkane. - Chod. Czekam na ciebie - syszy Jon gos Chopca i przez chwil zastanawia si, do kogo on mwi. Lecz gdy widzi chud rk, ktra wychyla si spod plandeki i przyzywa go, zdaje sobie spraw, e Chopiec wie, i Jon nadchodzi. Dziewczyna - myli Jon ze zrozumieniem. - Wieniaczki z Domremi nie umiej kama i nie stosuj podstpw. Dlatego pon ywcem na stosach, zamiast w por uciec. Dziewczyna ostrzega Chopca, e id. Prawdomwno bywa okrutniejsza od kamstwa. Jeli miaem szans odszuka Drog, to wanie j straciem. Wntrze dipa rozjania mde wiateko trzech wiec. Dwa ze zniszczonych siedze s rozoone i ley na nich Chopiec, palc skrta. Koszula na jego chudej piersi jest rozchestana i nie kryje dugiej, bladej blizny, wiodcej od obojczyka do ppka. - Doktorek - umiecha si Chopiec leniwie, a Jon rozglda si po wntrzu wraka. Troch szmat i starych papierw, ktre zastpuj lokatorowi kodr. Na przednim
156

siedzeniu kolekcja noy - wskie lub szerokie, dugie i krtkie, z rkojeci zdobion lub zwyk. Na pododze walaj si stare i nowe portfele, pienidze, wymitoszone dokumenty i stare zdjcia - upy, ktre Chopiec zabra ofiarom. Narzdzie, bez kierujcej nim rki, uderza na olep Nie, Bezimienny nie chcia, by Chopiec zabija - Jon jest tego pewien. Chcia tylko przyzwa kolejnego wspwyznawc, gosiciela swej Prawdy - tak jak Czowiek mia Dziewczyn. Lecz le wybra. Gos Bogw jest sabo syszalny, a oni sami bywaj omylni; to tylko ludzie, w Ich imieniu, uzurpuj sobie prawo do nieomylnoci. Chopiec jest ofiar zudze ywionych przez dawno zapomnianego Boga. Wrd walajcych si, uboconych i wymitych zdj, zacielajcych zniszczon podog dipa, tylko jedno jest znajome: matki Chopca. Trudno zapomnie t twarz smutnej Madonny. Ale na zdjciu Madonna umiecha si, gdy do jej ramienia przytulona jest twarz syna. Cakiem inna ni dzi. Jej prawdziw twarz dawno wchona ziemia; prawdziwa twarz jej syna znikna pod szyderczym, pozbawionym uczucia umiechem. Ale ich prawdziwe twarze utrwalono na fotografii. Jon schyla si i podnosi zdjcie. Po twarzy Chopca przebiega ledwo widoczny skurcz. Jon widzi go, bo Jon widzi teraz wszystko. Wszystkie wiaty, wszystkie odcinki Drogi, twarze ludzi, ktrych spotka, pokocha, znienawidzi. I Jon ju wie, e tego Chopca kocha i jedyne, czego pragnie, to przywrci mu tamto spojrzenie ze zdjcia. Ten Chopiec jest jak Kaj z bani o Krlowej niegu i Jon musi co zrobi, by odtaja. Zapewne obecny Kaj nie zmartwychwstanie do rodzinnego szczcia jak chopiec z bani, lecz do cierpienia - ale zdolno odczuwania cierpienia jest szczciem w porwnaniu z wieczn obojtnoci. Chopiec patrzy na Jona czujnie i siga po n. Jon wie, ktry wybierze: ten dugi, wski, ze zdobn rkojeci, na ktrej wyryte jest pradawne bstwo. - Czekaem na ciebie - powtarza Chopiec. - Miaem przemierza wiaty i sysze Gosy. Miaem zasi u stp Boga i nigdy nie by samotnym. Gosy sysz ju tylko wtedy, gdy pam, lecz nawet wwczas nie jest to Gos Kamienia. Wszystkie kamienie wok s martwe i guche. Jon wie, e Gos starego Boga zakciy szumy nowego wiata pynce z ulic, z autostrad, z miliardw radioodbiornikw i telewizorw, z linii telekomunikacyjnych i linii wysokiego napicia. Ten wiat nie pozwala usysze pojedynczego Gosu. Chopiec mia by wyznawc, a sta si zabjc, gdy w nowym wiecie niewiele brakuje, aby z jednego sta si drugim. Kady przekaz dociera do ludzi znieksztacony, take przekaz od Boga. Chopiec bawi si noem, patrzc na Jona. Teraz Jon si spieszy, wie, e nie ma czasu. Szarpie za woreczek na piersi prawie w tej samej chwili, gdy wskie ostrze
157

bezbolenie przebija mu szyj i wkuwa si w aort. Ot, jak ukucie pszczoy, ktrych zawsze tyle fruwao latem w ogrodzie Isaka i Ezry wrd starych lip - Co to? - pyta czujnie Chopiec, gdy rka rannego wyciga ku niemu skruszone, bezbarwne ziele. - Odlot Bdziesz mie po tym taki odlot, jakiego nigdy nie miae. Usyszysz znowu Gos - szepcze Jon i patrzy, jak Chopiec siga po ziele, wkada je do ust i powoli uje, patrzc na krew, ktra pulsujc, rytmicznie wypywa z szyi ofiary. Serdecznik niepospolity, ktrego nie mona byo znale w adnej encyklopedii przyrody, gdy rs tysic lat temu tylko w jednym miejscu, w czarnym cieniu gigantycznego posgu, speni swoje zadanie. - Mamo - szepcze nagle Chopiec dziecinnym gosem i bierze z podogi swoje stare zdjcie. Ono te jest zbryzgane krwi, gdy ley koo gowy Jona. Jon za ju wie, e cho Chopiec nigdzie na Ziemi nie znajdzie swojego miejsca, wystarczy, i znalaz je na starej fotografii. To tam wci trwa czua, opiekucza mio jego matki. To tam, na jej ramieniu, zmczony Chopiec znajdzie swoj przysta. - Mamo - powtarza Chopiec i szydercze skrzywienie jego warg przeistacza si w niemiay dziecicy umiech. - O, Czowieku O, wiatowidzie O, Bogowie - szepcze Jon sabncym gosem i podnosi wzrok ku grze. Przez chwil mu si zdaje, e widzi, jak z Nieba zstpuj Bogowie wszystkich ludzi, ktrzy kiedykolwiek yli na wiecie. A cho ludzie przydawali Ich wizerunkom witego okruciestwa lub witej naiwnoci - Jon wie, e Boskie Istnienie jest sam Mioci. I Jon jak przez mg widzi, e zstpujcych Bogw prowadzi Pierzasty W Wirakocza, e jest wrd Nich grony Jahwe, wszechrozumiejcy Czowiek, gromowadny Zeus, dobroczynny Wisznu, soneczni za Bogowie Ra, Ormuzd i Mitra rozsiewaj tak zoty blask, e niknie w nim mroczna sylwetka wiatowida. Ale i On tu jest. Musi by, inaczej Droga Jona byaby daremna. Jon otwiera szeroko oczy - tak jak wiatowid - i widzi jasny skraj nieba pomidzy koronami wielkich, starych drzew. To Puszcza. Jego prawdziwy dom. Wic wrci. To te mu obiecano. Ju nie jest mu zimno, nie czuje chodu nadchodzcej mierci, gdy grzej go potne, omszae gazy, do ktrych przywaro jego bezwadne ciao. Siedem gigantycznych gazw, ktre niegdy - uoone jeden na drugim - tworzyy monstrualny posg. Posgu ju nie ma, a lnic niegdy gad spowi wilgotny, ciemnozielony mech. A jednak te nieforemne gazy wci s ciepe i pulsuj wewntrznym, utajonym yciem. Umierajcemu Jonowi wydaje si, e z ich szczerb sczy si jaka ciecz i myli, e to krew. Ale nie wie, czy jest to krew tylko Bezimiennego, czy jego take. I myli, e kiedy kiedy wwczas gdy zmartwychwstan wszyscy Bogowie i ich niezliczone

158

zastpy zejd na Ziemi, on, Jon, te bdzie wrd nich, jako wiadek tego cudownego dnia, bezpiecznie ukryty za szerokimi ramionami wiatowida. - GRDHGHBWGZ - syszy po raz ostatni guchy, dudnicy gos starego Boga, dobywajcy si z gruzowiska kamieni. I wie, co tym razem znacz Jego sowa: PRZYBDZIEMY, LUDZIE, ZSTPIMY, EBY ODDA WAM WASZ MIO NIE ZABIJAJCIE NAS ZBYT WCZENIE *** O tym, e stary szaman umar, Wioska dowiedziaa si natychmiast, cho nie wiadomo w jaki sposb: czy ta wie sza z ust do ust, czy te przekazyway j drzewa, trawy, woda? Gdy tylko one mogy wiedzie, e odszed ostatni czowiek, ktry w szumie drzew umia usysze gosy wodnikw, w plusku wody piew wijw, w poszumie traw i w szelecie lici gosy bot, a nad sob, we dnie i w nocy, sysza dudnicy gos starego Boga. - Biedny grzesznik, pjdzie do pieka, cho chciaem mu pomc wymamrota Ezra i powrci do swoich zaj: kierowa prac mczyzn, ktrzy dobudowywali do wityni wysok wie. Isaka zbudzi trzask gazi w ogrodzie, a e po raz pierwszy zdawao mu si, i konary przemawiaj do niego w jzyku starych drzew i e on pojmuje ich mow - wsta z awy, narzuci gruby paszcz i dowlk si do namiotu nad Rzek. Tu przysiad na zydelku koo wycielonego futrami oa, na ktrym leay zwoki starego czarownika. Isak nawet si nie zdziwi, e szaman ubrany by w swj rytualny strj, oczy mia szeroko otwarte, a na ustach agodny umiech. I cho nowy rytua nakazywa, aby umaremu zamkn powieki - Isak tego nie zrobi. - Niech patrzy tam, gdzie chce. Niech widzi to, co pragnie widzie - szepn. W tym samym czasie Gaja z Arielem pokonywali Rzek. Ich obudzio trzeszczenie wizade belek domu. - Szaman umar. Bota czyni wielki ruch w caym domu - powiedziaa Gaja tak gono, e Ariel w ssiedniej izbie usiad na posaniu. - Skoro szaman umar, Jon powinien wrci - stwierdzi. Wic oboje - Gaja z Arielem - przekraczali Rzek. W najgbszym miejscu Ariel wznosi wysoko nad gow zawinitko, w ktrym bezpiecznie spoczywa syn Jona, Bogumi, gdy takie imi nada mu wczoraj Ezra. Bogu miy Gdy stary kapan, zmczony sob, yciem i Cywilizacj, przesuwa w palcach swoje drewniane paciorki, w intencji zbawienia duszy czarownika, Ariel z Gaj podali w gb Puszczy. I nikt nie krzykn za nimi: Tabu!, gdy nie byo komu krzycze.

159

Przy szesnastym paciorku stary kapan nagle znieruchomia, gowa opada mu na piersi, a bezwadne ciao wolno zsuno si z zydla ku czarownikowi - Gaja z Arielem szukali Drogi. Dwaj starcy leeli tymczasem nieruchomo, kady ze swoimi paciorkami w martwych doniach, a ich szeroko otwarte oczy z pozoru tylko spoglday na pegajcy w pobliu ogie, gdy naprawd widziay o wiele dalej. - Jest tu gdzie Musi by - szeptaa niecierpliwie Gaja, tulc Bogumia ciasno owinitego w lniane ptno. Ariel rozsuwa krzewy, opada na klczki i wypatrywa ladw niewidocznej Drogi. Lecz nigdzie jej nie byo. - Moe to te kamienie? - spyta wreszcie dawny Bazen, wskazujc Gai omszae kamyki. Od biedy mona by je uzna za wty lad niegdysiejszej cieyny, ktr Plemi - aby nie zarosa jej Puszcza - wyoyo drobnym wirem. - Ale nie! To bya Droga! DROGA! Wielka, lnica, czarna Droga! Tak mwi Jon! - powiedziaa Gaja z rozpacz, ale ruszya ciek, wijc si wrd krzeww i korzeni drzew. Gdy tylko dowiedzieli si, e szaman umar, Gaja od razu zrozumiaa, e Jon musia wrci. - Nie umr, pki nie wrcisz - powtarza stary czarownik. Gaja znaa te sowa od ma. Skoro szaman umar, Jon powinien by w domu. aden czarownik nigdy nie kama, starzy Bogowie nie pozwalali na kamstwa ani ludziom, ani swym sugom. Jeli Jona do tej pory nie byo na wioskowym brzegu, musia by tam, u kresu Kamiennej Drogi. Moe potrzebowa ich pomocy? Ale gdzie bya Droga? Szli zatem z Arielem wsk cieyn, gubic j co chwila wrd gstej zielonoci Puszczy - gdy wczesna, ciepa wiosna pozwolia szybciej ni zwykle zmartwychwsta krzewom, drzewom, trawom. Bogumi nawet nie zapaka. Tak naprawd to krzykn tylko raz: w chwili narodzin. Krzycza dugo i przenikliwie. Jak wdrowne ptaki. Tak, jakby chcia, by usyszano go gdzie bardzo daleko. Godzin pniej przyby do ich domostwa kapan Ezra, spojrza uwanie na niemowl, niewiele uwagi powici jego matce i wymieni imi, ktre dziecko otrzyma: Bogumi. Miy Bogu. - Dobre imi - przyznaa niechtnie, cho chciaa, by jej syn nosi imi swego ojca lub jego przyjaciela. Ale wiedziaa, e imi Jon ju zawsze bdzie w Plemieniu kojarzone z bdzeniem po tajemniczej Drodze, imi Ariel za jest obce i naznaczyoby jej syna pitnem samotnoci lub odrzucenia. Tymczasem ich syn, jak nakaza Jon, mia si chowa w pobliu wityni, w bezpiecznym poczuciu pewnoci i w zgodzie ze wszystkim, czego wymaga wikszo. Przedzierajc si przez Puszcz, Gaja przytulia synka do siebie, a on spojrza na ni, jakby rozumia, o co chodzi. - On tu jest, Arielu, czuj to - powiedziaa z rozpacz.
160

Ogie pegajcy w namiocie nad Rzek nagle wzbi si iskrami w gr, jakby dmuchn na niewidoczny wiatr i od iskier zajy si wysuszone zwierzce skry. Po chwili w niebo strzelay ju wysokie pomienie, namiot za przypomina rytualne ognisko, jakie niegdy rozpalao Plemi w noc rwn dniowi. Mieszkacy Wioski, ujrzawszy w stos, zastygli na chwil. Jedni przeegnali si znakiem krzya, drudzy za, najstarsi, ktrych byo ju niewielu, wykonali ukradkiem dawno zapomniany znak. Znaku tego ju potem nikt w Wiosce nie czyni ani go nie zapamita dla przyszych pokole. Ariel chcia wzi od Gai dziecko, lecz odmwia: Bogumi by lekki, a jego blisko uspokajaa j. Pod stopami co jaki czas czua twardszy grunt, jakby cieka bya czciowo bita, cho jeli tak byo, dawno pochony j mchy, tylko gdzieniegdzie wystawa pojedynczy wikszy kamyk. Wydawao im si, e ju dwukrotnie skrcili, a teraz cieyna skrcaa po raz trzeci. Dalej ju biega prosto, co Ariel zauway pierwszy, wnoszc z rozstawienia starodrzewu. - Kiedy na pewno sza tdy Droga - powiedzia. - Kiedy? - spytaa z rozpacz Gaja. - Kiedy? Jon opowiada o Niej tak, jakby to byo wczoraj! Kapan Ezra na prno szuka starego Isaka w wityni, w witynnym ogrodzie i w Wiosce. A cho nakaza mczyznom z Wioski zbada, czy aby starzec nie zabdzi w Puszczy - nikt nigdzie go nie znalaz. Plemi orzeko, e pewnie rozszarpay go dzikie zwierzta. Gaja z Arielem szli jeszcze spory kawaek, nim dotarli na polan. Od zazielenionej wie traw murawy ponuro odbijay wielkie, ciemne, nieforemne gazy. Omszae i zbyt ogromne, by znalazy si tu przypadkiem, tworzyy przedziwny krg. A porodku tego kamiennego krgu, koo najwikszego gazu, prawie tak wielkiego jak ich dom, leao bezwadne ciao. - Jon! - krzykna Gaja i tym razem nie wzbraniaa si przed oddaniem dziecka Arielowi, bojc si, e je wypuci. Przypada do ma i patrzya ze zgroz na jego blad, pozbawion ycia twarz, ze zdumieniem za na spokj, jaki si na niej malowa. Cho na szyi ma dostrzega niewielk, okrg ran, wyraz jego twarzy nie wskazywa na to, by zgin gwatown mierci. Przeciwnie: wyglda tak, jakby zasn w poczuciu bezpieczestwa. Gaja patrzya na niego, chonc rysy, ktre kochaa, pieszczc spojrzeniem ramiona, ktre j obejmoway i donie, ktrymi j dotyka. Czua w sobie dziwnie tpy bl zamiast rozpaczy i buntu.

161

I nagle poja, e zawsze wiedziaa, dokd wiedzie Jona Kamienna Droga. Wanie tu i wanie do takiego koca. I dlatego Jon nakoni Ariela, eby przyby z nimi z Miasta: aby nie zostawi jej samej. Gdy on wiedzia, gdzie jest kres tej Drogi. Ale dlaczego? Co byo wicej warte od spokojnego ycia z ni i z synem? To martwe miejsce? Bogumi zapaka po raz pierwszy tego dnia i Gaja znw wzia go z rk Ariela. Przysiada z synkiem obok Jona; jedn rk przytulia do piersi niemowl, a drug pooya na swoich kolanach gow zmarego i gadzia go po twarzy. - Oddae ycie dla tego gruzowiska, Jonie? Po jej twarzy pyny zy, a pytanie zawiso w wiosennym powietrzu. Gdzie w pobliu zawiergotay ptaki. Pewnie wij sobie gniazda w szparach spkanego gazu. Ariel wiedzia, e musi teraz zostawi Gaj jej aobie. Rola, ktr narzuci mu Jon, zacznie si dopiero wtedy, gdy Bogumi zostanie oddany pod opiek Ezry. Wtedy Ariel przywrci Gaj yciu, gdy jest zbyt moda i zbyt pikna na wieczn rozpacz po utracie ma i syna. Od pierwszej rozmowy z Jonem niegdysiejszy Bazen wiedzia, e ten gotuje si na rozstanie ze wiatem. Od pierwszego wejrzenia za na Gaj czu, e gotw jest powici reszt ycia dla przywoywania umiechu na t pikn twarz. atwiej bdzie o umiech, gdy opuszcz Wiosk, Puszcz i ten dziki, cho szybko cywilizujcy si kraj; gdy nad ich gow znajdzie si wiecznie bkitne niebo i jaskrawe, ciepe soce - zamiast tych zmiennych chmur, mkncych po szaroniebieskim stropie; gdy surow, ciemnozielon dostojno wielkich drzew zastpi frywolna pierzasto palm. Gdy zimna Rzeka stanie si ciepym Oceanem. Ale Gaj zadziwi rozmaito wiata i jego nieobliczalno! Ariel nie by zaskoczony mierci Jona ani tym, e go tu znaleli. Rozglda si teraz po miejscu, ktre stao si ostatni przystani przyjaciela. i nagle wydao mu si, e ogromny gaz, obok ktrego spoczywa Jon, przypomina twarz. Ogromn, potn, surowo wyciosan w kamieniu. Zapewne to wichry, woda, niegi i spiekota wyryy te szczerby, ukadajce si w rysy jake ludzkiego, smutnego oblicza; wpprzymknite powieki, zagbienia pod nimi, w ktrych, jak zy, zgromadzia si woda; wydatny nos, surowo zacinite usta. - Zudzenia, omamy - szepn do siebie, ale te zamiast znikn, nasiliy si: Arielowi wydao si teraz, i w gazach, ktre utworzyy krg wok najwikszego kamienia, rozpoznaje gigantyczn do zacinit w pi; e widzi fragment stopy, ktra jeszcze teraz czynia wraenie, jakby podaa w sobie tylko wiadomym kierunku; gdy oderwa kawaek mchu, wyonia si gadka, wypuka jak brzuch powierzchnia z wystajcym ppkiem. Poczu naraz wielki smutek; taki sam, jaki czu wwczas, gdy

162

spoglda na wioskow babk, ktra odcinaa Bogumiowi ppowin czc go z Gaj i wydala go tym samym na up wiata i Cywilizacji. nagle Ariela dobieg potny, dudnicy, guchy gos, a skurczy si z lku. Zaraz jednak odetchn, wiedzc, e w dwik ma cakiem zwyczajne przyczyny, a tylko nieodgadniony sekret tego zagubionego wrd wielkich drzew miejsca tak dziaa na jego wyobrani. Dotkn ramienia Gai, ktra spojrzaa na niego niespokojnie i powiedzia: - To tylko siekiery, Gaju Ludzie rbi Puszcz. Na nowe domy i mosty, na warowne zamki, na witynie i klasztory. Cywilizacja, jak mawia Jon. To wszystko wok wkrtce zniknie, pojawi si nowe Wioski i Miasta, nowe Drogi i Mosty. Czuwali przy Jonie do zachodu soca, a potem Gaja zdja z jego szyi zniszczony skrzany woreczek i skrya go pod swoj bluz. Nie wiedziaa, co niegdy zawiera i czemu suy. Teraz wydawa si pusty, ale spoczywa zawsze tak blisko ciaa jej ma, e by jak relikwia, ktra zawsze o nim przypomni i ochroni j, gdy przyjdzie pora tuaczki. Odchodzili wolno, Gaja z Bogumiem na rkach i Ariel, ogldajc si tam, gdzie wrd omszaych, gigantycznych kamieni pozostawili ciao Jona. Wiedzieli, e wanie tego by sobie yczy, cho nie mogli poj, skd to wiedz. Gai wydao si z oddali, e Jon obejmuje wielki gaz, obok ktrego spoczywa, gra cieni za stwarza zudzenie, i s to potne, kamienne ramiona, w ktre Jon wtuli si jak dziecko w objcia ojca i zasn. - pij - szepna do niego w mylach. - Obudzisz si w dniu, gdy zstpi Bogowie - dodaa, nie wiedzc, co mwi i czerpic t dziwaczn myl z tych pozornie martwych gazw. Dudnicy mocny gos siekier kaleczcych drzewa rozbrzmiewa teraz wszdzie. Puszcza poddawaa si bez walki. *** - zawsze pragnem przeby Rzek, eby zobaczy, co tu jest. Podejrzewaem, e kryje si tu co obcego, co, co zagraa naszemu Bogu i Cywilizacji, co jest ostoj resztek pogastwa. Przecie tego brzegu strzeg ostatni suga bawanw, plemienny szaman z twojej Wioski. Na szczcie zmar bezpotomnie i od dawna smay si w ogniu piekielnym. Biedak Nie bdzie dla niego rozgrzeszenia. Nie ukorzy si przed mierci, nie przyzna do grzechu bawochwalstwa. Wiesz, e z powodu tego starego czarownika sdziem, i kryje si tu szczeglny wizerunek jakiego bawana? Ba, byem tego pewien! Dlatego pragnem spali ten skrawek Puszczy tak, by zostay tylko zgliszcza! Wyobraaem sobie, e jest tu e jest tu Bg wie co! A w kadym razie co o wiele gorszego ni te gliniane i drewniane poski, ktre wystarczyo stuc i spali. A jednak nigdy tu nie byem. Co mnie wstrzymywao. Baem si. Tymczasem tu nie ma
163

nic. Nic! - mwi z triumfem chudy starzec w habicie, wspierajc si na ramieniu modszego brata. Obaj powoli wdrowali now Drog, ktra - poprzez dopiero co ukoczony most z Wioski - wioda ku ttnicemu yciem kupieckiemu szlakowi, przecinajcemu dawn Puszcz. Zostao z niej ju tak niewiele, e modzi nazywali j Lasem, sowa ,,Puszcza uywali jedynie starsi. I mody i stary mnich rozgldali si wok z ciekawoci, ale ciekawo Ezry bya zachanna i wyczerpujca. - Bracie Ezro, musisz odpocz. Zbytnio si denerwujesz. Mogem przyby tu sam i opisa ci to miejsce, skoro a tak ci na tym zaley - odpar mody zakonnik. - Nie! Samemu bym ci nie pozwoli! Nigdy! - Dlaczego? - zdziwi si mody mnich. - To takie samo miejsce jak kade inne w Lesie. - Ale co by mi opisa, skoro tu nic nie ma? Nie, musiaem tu wreszcie przyj i przekona si na wasne oczy - wymamrota starzec, z trudem apic oddech. - Usidmy, jeste blady, pot spywa ci z czoa. Masz gorczk. - Usidmy, bracie Bogumile - zgodzi si z ulg stary kapan. Mody mnich pomg starcowi zasi na omszaym gazie. By tak wielki jak niektre nowe domy w Wiosce, a natura wyposaya go w siedzisko w postaci wyobionego wgbienia poronitego mikkim mchem. Gdyby Bogumi nie wiedzia, i uczyniy to siy przyrody, sdziby, e siedzisko przypomina wyrzebion w kamieniu, rozcapierzon, gigantyczn do. Wielki gaz otoczony by krgiem mniejszych, uoonych nadzwyczaj symetrycznie, ale brata Bogumia nauczono, ile dziww moe dokona przyroda z pomoc Dobrego Boga. Spojrza z trosk na starego kapana. Pergaminowa twarz Ezry powleczona bya niezdrow bladoci, oddech mia ciki, lecz jego oczy paay. Starzec rozglda si wok z pospn ciekawoci i nadzwyczajn uwag, ktrej Bogumi nie mg zrozumie. Nie dostrzega w tym miejscu niczego niezwykego. Ot, gruzowisko wielkich gazw Jeli byo to niegdy miejsce pogaskiego kultu, nie zosta po nim nawet drobny lad. W dodatku wystarczy skropi polan wit Wod. Ezra ju chyba to uczyni, gdy zabra ze sob i wit Wod i kropideko. wita Woda zmyje kady lad bawanw. Ale tu rzeczywicie niczego nie ma i nic nie wskazuje, by kiedykolwiek byo; nawet trzydzieci lat temu, w dniu, gdy si urodzi.

164

Brat Bogumi opar plecy o naturalne skalne wgbienie i mimo przedwieczornego chodu poczu agodne, dobre ciepo bijce od kamienia. I ogarno go niepojte, nie znane mu uczucie, i jest maym chopczykiem i wtula si w ciepe, bezpieczne ramiona ojca, ktrego nigdy nie zdoa pozna. Ojciec zagin bez wieci w dniu jego narodzin, matki za nie pamita. Nawet gdy czasami prbowa przywoa j w myli, to jej posta stracia ju dla niego wszelkie barwy. Moe dlatego, e nie mogc pogodzi si z wyborem Drogi przez syna, z jego zamkniciem w odlegym klasztorze, matka dawno temu opucia Wiosk i podobno wdruje gdzie po wiecie. Nadal wdruje czy umara? Pakaa, gdy j opuszcza, czy pogodzia si z jego przeznaczeniem? Nie wiedzia tego. Trudno, musiaa zrozumie, jak mao jest wana wobec jego misji dlaczego nagle zacz myle o matce i ojcu? Nigdy tego nie robi, odkd zosta przypisany wityni, najpierw tu, w Wiosce, a potem w Dalekim Kraju. Po co przywoa na myl dawno zapomnianych rodzicw? Kamienne wgbienie otulao jego plecy jak potne, mocne ramiona. Przez gruby habit czu wci pulsujce, ywe ciepo. Zapewne kamie oddaje soneczne promienie, zebrane w cigu dnia Nie, niemoliwe, przecie soce nie wyjrzao dzi ani na chwil; dzie by pochmurny i chodny. Wic czemu kamie jest mimo to ciepy jak ywe ciao? Pytania pytania, synku, s waniejsze ni odpowiedzi. Wiara to wanie pytania. Wic nie bj si pyta - przemkna mu przez gow dziwaczna, obca i niebezpieczna myl. Pytania przecie wiody do wtpliwoci, a wtpliwoci do herezji. Uczono go o tym. Ezra wpaja mu to od dziecka. Przeegna si teraz skrycie, aby odegna natrtn, obc myl i inne, rwnie niepokojce, ktre nagle napyny do niego wysok fal. Te myli byy jak brzmienie rozkoysanych, potnych dzwonw. I nawet gdyby Bogumi zatka uszy i tak byoby je sycha Pyn, frun, zstpuj ku niemu zewszd i dwicz w uszach ..i nadejdzie dzie, mj synku, w ktrym zstpi na Ziemi wszyscy Bogowie, w jakich kiedykolwiek wierzya Ludzko. Zstpi z Nieba, wyjd z Podziemi, spyn z Wody i sfrun z Powietrza. BOGOWIE. Niezliczone zastpy Bogw. Bogowie podzikuj ludziom za to, e swoj wiar powoali ich do ycia, pomogli im umrze, a potem powsta z martwych. I w podzice naucz ludzi, jak stworzy Cywilizacj Mioci Tak bdzie, synku, tak wanie bdzie, mj malutki, mj duy, mj kochany Bogumi miota si bezsilnie w rytm tej potnej, szaleczej, zharmonizowanej ze sowami melodii, ktrej brzmienie sysza teraz zewszd jak dwik rozkoysanych gigantycznych dzwonw. I mody zakonnik przerazi si tym, skd wziy si te straszne, bezbone, heretyckie sowa. Musz odprawi pokut. Pokut. POKUT! - pomyla wstrznity, przyrzekajc sobie samobiczowanie i wielodniowy post, jako kar, i niechccy posysza Gos Diaba.
165

Ezra wyczu jego niepokj, odwrci wzrok od kamiennego krgu i spojrza pytajco na ulubionego wychowanka, ktry siedzia skulony na wielkim kamieniu, zatykajc piciami uszy. - Bogumile? Stao si co? Boli ci gowa? - Nie, nie. Mylaem. Zastanawiaem, si dlaczego Droga skrca tu tak gwatownie. Chyba lepiej, gdyby sza prosto? - mwi, by odwrci uwag starca od siebie i swych przeraajcych dozna. - A wiesz, to ciekawa historia Wyobra sobie, e ludzie nie mogli upora si z gazami, na ktrych siedzimy - wyjani Ezra. - Podnosili je na drgach, usiowali roztrzaska elaznymi motami, ale one si nie podday. Chyba nikt ich nie ruszy. Musz zatem zosta. Drog za trzeba byo tyczy szerokim ukiem! Ile to nas kosztowao! Tyle dodatkowej pracy, eby omin kup gruzw - westchn kapan. Odlego z Wioski do polany nie bya zbyt dua, ale dla ng starca nazbyt mczca. Ezra plea teraz na omszaym gazie i ciko oddycha, wysapujc swoje zmczenie. Czu bijcy od kamienia lodowaty, niemiy chd; zmaga si ze swoim zmczeniem, zbiera si w sobie, aby powiedzie modziecowi, e pora opuci to miejsce. Jest przecie wiosna, dzisiaj zrwnanie dnia z noc, soce ju mocno grzeje, a tymczasem lodowato kamienia, na ktrym siedz, przypomina zim. Paskudne miejsce Niezdrowe. Brat Bogumi odetchn z ulg: odegna modlitw przeraajce i niepojte myli. Moe nawet pokuta nie musi by a tak surowa? W kocu nie on wymyli te straszliwe, bezbone sowa; zapewne byy to tylko omamy. A moe zdrzemn si na moment i Diabe wykorzysta to, podsuwajc grzeszny, szalony sen? W zamyleniu patrzy na niezwyky ukad gigantycznych gazw. Modemu zakonnikowi przez chwil wydao si, e niektre szczerby i zaamania skalnego giganta ukadaj si w zarys twarzy. Gra cieni - pomyla. - Ciesz si, e wrcie, mj synu i e stao si to wanie teraz - westchn stary kapan. - Wioska tak si zmienia przez ten czas, gdy pobierae nauki w Dalekim Kraju. Ledwie j poznasz. Kapan Isak te by jej nie rozpozna. Szkoda, e zabdzi w Puszczy i znikn w dniu twoich narodzin. To by dobry czowiek, cho zadawa zbyt wiele pyta i czsto si waha, co nie uchodzi misjonarzom - Podobno lubi moj matk - wtrci Bogumi. - Podobno - powtrzy jak echo Ezra. - i ojca - dokoczy mody mnich.

166

- Niewiele pamitam. To odlege czasy. Czasy pogastwa i ostatnich bawanw. A ta Droga, Bogumile, czy nas ze wiatem. wiat ju wczeniej, za nasz spraw, zacz wpywa na Wiosk dobroczynnie. Wkrtce wszdzie bdzie ju tylko jeden Bg i jeden Koci, a wszyscy ludzie, w kadym zaktku Ziemi, bd brami, jak ty i ja. I zatriumfuje, Bogumile, Cywilizacja Mioci. Lecz to dopiero nadejdzie, na razie nasza misja nie jest zakoczona. Jestemy w p Drogi, trzeba nam jeszcze stu, moe dwustu lat. Musimy pozby si jeszcze wielu wrogw, nawet spord nas samych i nawrci wiele narodw, wci wielbicych bawany i tkwicych w grzechu pogastwa. Poprosiem hierarchw, eby mg wrci do Wioski, bo wkrtce kto bdzie musia mnie zastpi. Jak widzisz, mao mam si, a trzeba cigle by czujnym, by ten nieokrzesany, niedawno nawrcony kraj nie zawrci z drogi cnoty i Cywilizacji. Ty jeste do tej misji najlepszy, bracie Bogumile, gdy tu si urodzie, znasz saboci ludu, a zarazem nie maj do ciebie dostpu heretyckie wtpliwoci - zakoczy Ezra, patrzc z dum na szeroki trakt, ktry czy Wiosk z kupieckim szlakiem, z odlegymi Miastami, z cudzoziemskimi, cywilizowanymi krajami. Czy moliwe, e gdzie tam, daleko, pod bkitnym niebem, w cieniu pierzastych palm, nad brzegiem ciepego morza, wci jeszcze yje matka tego zakonnika? Czemu nagle o niej myl? Wszak niemal ju zapomniaem o istnieniu tej kobiety - zastanowi si niespokojnie Ezra, odwracajc gow od Bogumia. wiato uprawiao jak dziwn gr na jednym z tych lodowatych kamieni, lecych obok kapana: wyglda teraz jak jak wstyd powiedzie nie, to by mu nawet nie przeszo przez usta! Co to za kamie, ktry nie poddaje si elaznym motom? Nigdy o takim nie syszaem - zamyli si brat Bogumi i dotkn doni potnego gazu. Kamie nadal by ciepy i Bogumiowi wydawao si, e pulsuje. Przyoy do niego policzek, zamkn oczy i oddycha pen piersi. Poczu si nagle jak dziecko: by wolny i radosny, a przed sob - zamiast ponurych czterech cian celi, w ktrej spdzi dziecistwo - mia ogromn, swobodn przestrze. Wydawao mu si, e biegnie, krzyczc ze szczcia, a szczciem tym bya zielona, wspaniaa Puszcza, przez ktr wioda lnica Kamienna Droga, prowadzc wprost w ramiona ojca. Czu si silny, bezpieczny i peen mocy, a pulsowanie kamienia przypieszao i wzmacniao bicie jego serca. Lecz przecie to pulsowaa tylko krew w jego yach, bo c innego? Ezra powiedzia, e tu nic nie ma. Nic. NIC. Tylko ta Droga. - Ojcze? - szepn nagle, raptownie wstajc i patrzc na ogromny gaz. Ezra otwar oczy i spyta zdziwiony: - Nigdy nie nazywae mnie ojcem?

167

- Jako to sowo samo przyszo mi na usta - odpar sposzony mody czowiek. - Chodmy, zimno tu. Od tych kamieni cignie lodowaty chd. Mam dreszcze otrzsn si starzec. - Zimno? Wydawao mi si, e te gazy s nagrzane jak jak ciao - powiedzia Bogumi, a Ezra spojrza na niego surowo. - Ciao jest do umartwiania, pamitaj - przypomnia na wszelki wypadek. Odchodzili wolno, a Bogumiowi przez chwil wydao si, e syszy dziwny, guchy, dudnicy dwik: - GRBDGHBWGZ - Syszae, bracie Ezro? Co to? - zaciekawi si. - Echo. Tylko echo - odpar stary Ezra. - Echo siekier, cinajcych drzewa na nowe miasta, paace i witynie. Mnstwo coraz wikszych i coraz wspanialszych wity. Bd wszdzie, zobaczysz. Tu nie ma nic, ale pewnego dnia take i tu - Tu nie ma nic - przytakn gorliwie Bogumi, ogldajc si na potne gruzowisko gigantycznych, omszaych kamieni. Przez chwil jeszcze mia wraenie, e najwikszy z gazw powoli, agodnie zafalowa, tak jak faluje pier oddychajcego swobodnie czowieka, lecz bya to tylko gra cieni, rzucanych przez ostatnie wielkie drzewa niegdysiejszej Puszczy.

Krakw, czerwiec 1997

168

You might also like