Professional Documents
Culture Documents
OD AUTORA
Punktem wyjścia komedii „Kolacja na cztery ręce" jest zdarzenie fikcyjne -
osobiste spotkanie BACHa z Handlem w roku 1747 z okazji przyjęcia BACHa
do Towarzystwa Nauk Muzycznych, którego pierwszym i jedynym członkiem
honorowym HANDEL był od 1745 roku. W rzeczywistości, mimo wielu
paraleli w życiorysach, obaj muzycy nigdy się nie spotkali, a swą ostatnią
podróż do Niemiec odbył HANDEL dopiero w 1750 roku, to jest w roku
śmierci BACHa. Wszystkie pozostałe fakty, przy całej swobodzie interpretacji,
są jednak autentyczne, w tym także wyraźna niechęć Handla do spotkania z
BACHem i wielokrotnie ponawiane przez BACHa próby nawiązania kontaktu
z nierównie sławniejszym kolegą podczas jego pobytu w Niemczech.
OSOBY:
JAN SEBASTIAN BACH, muzyk, lat 62. Również taki, jak na swym
ostatnim portrecie: peruka z długimi lokami i szpada, nieco znoszony, ale
ostentacyjnie schludny brązowy surdut, zapięty na wszystkie guziki,
najwyraźniej „surdut galowy" na specjalne okazje. Także jego usposobienie i
zachowanie sprawiają początkowo wrażenie „zapiętych na ostatni guzik".
Wydaje się w swym sposobie bycia ograniczać do ściśle określonego rytuału,
jakby sparaliżowany w cieniu wielkiego kolegi. Jego rubaszna pewność siebie,
bardziej rubaszna niż sztucznie wyeksponowana arogancja Handla, wychodzi
na jaw dopiero po pewnym czasie.
Sceneria
Osobny salonik w Hotelu Turyńskim w Lipsku, rok 1747. Widać od razu, że to
pierwszy lokal w mieście: wystrój bogaty i solidny, lecz bez barokowego
zbytku; jedwabne tapety, żyrandol. W tylnej ścianie duże dwuskrzydłowe
drzwi, za nimi widoczny podest schodów. Przy drzwiach haftowany pas z
dzwonkiem na służbę. Na tejże ścianie, między dwoma zapalonymi
świecznikami, duże malowidło przedstawiające elektora saskiego. Po lewej
suto przybrany, zastawiony przekąskami bufet, przed nim rozłożysty wygodny
fotel. Po prawej fortepian lub klawesyn z taboretem, przed nim stolik z
różnokolorowymi kieliszkami oraz baterią butelek wódki, wina i szampana.
Pośrodku odświętnie nakryty stół z dwoma eleganckimi, ale z wyglądu
niewygodnymi krzesłami o wysokich oparciach i bez poręczy. Na białej
kurtynie, spadającej po drugim i trzecim obrazie, widnieją - w formie
medalionów -ostatni portret Handla i portret Bacha pędzla F. K. Haussmanna
z podobiznami podpisów oraz datami urodzin i śmierci: 1685-1750 przy
Bachu, 1685-1759 przy Handlu. Nad portretami dystyngowanie czarnym,
zamaszystym pismem motto ze „Śpiewaków norymberskich": „Nie miejcie w
pogardzie dawnych mistrzów..."
Scena 1
HANDEL On się nazywa BACH. Albo Pach. Coś w tym guście. W każdym
razie Jan Sebastian...
SCHMIDT ... Pan Jan Sebastian BACH. Przyjęty właśnie, w czasie małej
uroczystości, do Towarzystwa Nauk Muzycznych. (rozkłada szeroko ramiona)
Przepowiadam: to będzie wielka chwila!
SCHMIDT Skandal!
Kelner...
SCHMIDT (podchodzi do drzwi) Niech pan posłucha...
SCHMIDT Muzyka.
SCHMIDT To geniusz.
HANDEL Talent.
HANDEL (siada) Powinienem był sobie pójść. Z miejsca. Ale cóż, proszę
bardzo, człowiek nie chce być nieuprzejmy. Siedzi, gdzie go posadzono. W
końcu jednak wyszło mi to czubkiem nosa. Wstaję, może trochę za głośno,
kelner robi „psst", no ale jednak otwiera przede mną drzwi, przystaję na
chwilę w progu, odwracam się raz jeszcze, z tą odrobiną majestatycznego
smutku w oczach...
HANDEL Nic. Znowu nic. Nadal wszyscy wpatrzeni nieruchomo przed siebie,
a tam stary siada właśnie do fortepianu - niezdarnie, byle jak. Prowincja.
Odwróciłem się i wyszedłem. (wybucha śmiechem). W Londynie pobiegłby za
mną książę Walii, w Rzymie trzej kardynałowie wczepiliby mi się w poły
surduta. Ale tu? Tu wychodzę jakby nigdy nic, niezauważony...
SCHMIDT Prawda?
HANDEL Boże drogi, człowiek jest w ojczyźnie, może ostatni raz w życiu, w
końcu ma chyba prawo zaprosić kolegę na kolację, co? Ot, tak, zwyczajnie, bez
jakiegoś specjalnego powodu... (wziął sobie kiść winogron)
HANDEL (je coraz łapczywiej) Nie żebym sobie po tym spotkaniu wiele
obiecywał, mój Boże, kogo to człowiek nie spotyka w szerokim świecie, ale
uważam, że nie należy być zarozumiałym choćby to był nawet tylko jakiś tam
muzykancik z kraju, ja nie jestem zarozumiały, Schmidt , ty przecież wiesz, dla
mnie wszyscy są równi, czy to będzie książę, czy jakiś tam muzykancik, a ten
człowiek... (urywa, z wahaniem, cicho) Hm, on mnie jednak interesuje...
HANDEL (śmieje się) Więc proszę, żeby pan uczynił mi tę łaskę i zechciał
zamknąć drzwi. Strasznie stamtąd ciągnie.
HANDEL Ot, taka mała przekąska. Coś na ząb. Przystawki, pasztet, pieczony
kapłon, może odrobina homara, kilka baranich kotletów... (z szelmowskim
uśmiechem) Ale głównego dania jeszcze nie zdradzę. To będzie niespodzianka.
HANDEL Później kto inny zatroszczy się już o nasze rozkosze. Życia trzeba
używać teraz albo nigdy. (wskazuje na Schmidta) Mojego poczciwego
Schmidta zdążył pan już chyba poznać... (podchodzi do stolika z napojami)
BACH (podnosi ręce i robi głęboki wdech) Ja też chciałem już dawno z
panem porozmawiać.
BACH (z ożywieniem) Pierwszy raz już w 1716. Potem - to chyba było w 1730.
I ostatni raz... to musiało być...
SCHMIDT (do Bacha) Niech i mnie wolno będzie złożyć panu z całą
uniżonością gratulacje z okazji tego wielkiego zaszczytu...
Schmidt idzie w kierunku drzwi. Handel bierze talerz i idzie w stronę fotela.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 9 z 57
BACH zmierza z lekkim ukłonem w stronę fotela, ale HANDEL usiadł już na
poręczy. BACH zatrzymuje się, siada na krześle.
HANDEL (wzdycha) Starzeje się ten mój Schmidt. Wszyscy się starzejemy.
Uganialiśmy się po całym świecie tylko po to, żeby się w końcu zestarzeć...
(przeciera oczy)
BACH O czym?
HANDEL Hę?
BACH Najlepszy!
HANDEL (pośpiesznie) I do picia nadal nic pan nie ma, drogi panie Pach...
HANDEL Mimo to nie ma pan nic do picia. Niech pan spróbuje mozelskiego!
Naprawdę znakomite...
BACH Poza tym książę elektor... (obraca się ku portretowi i kłania lekko)...
książę elektor mianował mnie swoim nadwornym kompozytorem.
HANDEL (cicho) Co z ciebie będzie? Zwykły kantor. Nic więcej, (głośno) Tak
mówił zawsze mój ojciec - pan felczer, właściciel dochodowego domu i pękatej
sakiewki. Tylko zwykły kantor, (śmieje się) Rózgą chciał mi wybić muzykę z
głowy. Kiedy grałem na fortepianie, dostawałem baty...
BACH Proszę?
HANDEL No, a jak to jest - kiedy się jest kantorem tutaj, w kraju?
BACH (kieruje się w stronę swego krzesła, spostrzega, że zostało zajęte, stoi
nieco dotknięty) Prowadzę chór, dostarczam kantat, na Wielkanoc pasję...
BACH To tylko taki mały kanon, ale zasada wydaje mi się dość zabawna...
HANDEL Ślepy...
BACH Nie.
HANDEL (pośpiesznie) Nie... no, oczywiście, że nie... Upiorów się nie ściga...
one same przychodzą.... z ciemności... (głośno) Tak, ale teraz proszę mi dać
swój talerz! Teraz ja wybiorę panu coś do jedzenia!
HANDEL (nachyla się nad nim, poufale) Tu, w Lipsku, raczej nie ma czego
szukać, co? Mam na myśli, w tutejszej operze nie ma pewnie narybku, który by
można trochę, no, podkupić...
HANDEL Niema...
HANDEL (ze śmiechem) Drogi panie, w Londynie co dzień zamyka się jakąś
operę. I co dzień otwiera nową. Londyn. To jest miasto.
wołają...
SCHMIDT Ostrygi!
BACH Tylko parę koncertów... Pański teatr na pewno czasami jest wolny.
BACH Potwór?
HANDEL Właśnie kimś takim trzeba być w Londynie, drogi panie kantorze,
(unosi kieliszek, pije) Zdrowie! (śmieje się) Niedawno ktoś narysował mnie,
jak siedzę przy ogromnych organach - to aluzja do mojej muzyki, która jest
podobno za głośna, tak twierdzą – dokoła mnie butelki, cale sterty butelek, a ja
mam zamiast głowy świński leb...
HANDEL (wyrywa mu kartkę z rąk) Dosyć się pan już naśmiał! (mnie
kartkę i rzuca ją w kąt, warczy) Bazgracz. Nienawidzi mnie. Z powodów
politycznych.
BACH Dwadzieścioro.
HANDEL Nic.
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 22 z 57
BACH Mój Boże, ten człowiek ma pewnie tyle ważnych rzeczy na głowie...
BACH Jaką ma opinię o mojej „Pasji według świętego Mateusza", zupełnie nie
wiem.
HANDEL Ja nie jestem pobożny. Ja. Autor „Mesjasza", (syczy) Pisz opery!
Tyle to jeszcze potrafisz! (krzyczy) I to zero podziwia pana!
HANDEL Ględzioł stary i tyle. Szkoda, że pan nie słyszał, jak śpiewał. A jak
dyrygował. Albo komponował, (staje przy klawesynie) Pamiętam tę jego
„Kleopatrę". Grał wtedy Marka Antoniusza. Ta beczka sadła. A ja jeszcze
musiałem uczestniczyć jako dyrygent w tej katastrofie. I co robi nasz drogi
Mattheson? W pewnej chwili odkrywa w swym arcydziele straszliwy błąd...
BACH Błąd?
HANDEL Do mnie.
HANDEL Szpada trafiła w sprzączkę na surducie. Ale jeszcze przez wiele dni
odczuwałem ból w piersi. Tak jak teraz.
BACH Ja panu?
BACH Teraz?
HANDEL (ze śmiechem) Przy mojej muzyce nikt jeszcze nigdy nie zasnął,
(podchodzi do fotela) No, niech pan już gra tę swoją muzykę nasenną! (siada,
unosi butelkę) Zdrowie hrabiego Keyserlingka!
HANDEL (cicho) Drobny utwór... (idzie w stronę drzwi) No, ale teraz
musimy wreszcie coś zjeść.
HANDEL Tymianek, wie pan, daje ten smaczek, ten bardzo szczególny
smaczek...
BACH ... i z tej właśnie arii wyprowadziłem moje wariacje. Bardzo proste.
BACH Wymagająca.
BACH W Saksonii...
BACH Znakomita,
HANDEL (poklepuje go życzliwie po ramieniu) Nie może pan tego pojąć, co?
(przybiera dumną pozę) Fryderyk Handel w kościele świętego Tomasza...
BACH Lipsk to nie Londyn. Tu muzyka musi działać nie tylko na bębenki.
BACH Irlandia to nie Lipsk, panie Handel. Temu miastu nie tak łatwo
sprostać. Pan nie zna naszych krytyków...
BACH No, a teraz ta moja „Pasja według świętego Mateusza" - to jest przecież
naprawdę rzecz niczego sobie. A co się o niej pisze tu, w Lipsku? Że to się nie
nadaje do kościoła. Że to się nadaje do opery, (z rozgoryczeniem) Zagrano ją
raptem raz. Jeden jedyny raz. (wzdycha)
Nie, nie, proszę pana, tu coś musi być już naprawdę dobre, żeby mieć
powodzenie...
BACH Pan żyje w twierdzy swojej sławy. Piętrzy sukcesy. Nie ma pan pojęcia,
jak bolesne potrafią być porażki. Na dodatek w pańskim wieku...
BACH Dokładnie tak jak ja. Za stary, żeby dopiero teraz poznawać smak
niepowodzenia, (cicho) Ja poznałem ten smak już we wczesnej młodości.
BACH (ze zdziwieniem) Więc panu też zdarzały się już niepowodzenia?
HANDEL I to jakie. Gigantyczne. Ale tutaj nikt oczywiście o tym nie wie.
Tutaj słyszy się tylko o moich sukcesach - gdzieś tam, w dalekim świecie. Nikt
się nawet nie domyśla, jak cierpię. Nie ma pojęcia o koronie cierniowej, którą
każdemu prawdziwemu artyście wciskają na głowę. Ile ja bym dał za to, żeby
zjechało mnie tych paru lipskich pismaków...
widowni...
BACH Wstrząsające.
SCHMIDT (niezrażony) Nasz kucharz byl na tym pięć razy. A ja nawet sześć.
I za każdym razem miałem kapitalną zabawę!
BACH Przepraszam...
Handel wypchnął go już za drzwi, ale Schmidt jeszcze raz zagląda do środka.
HANDEL Schmidt tego nie rozumie. Ale dla mnie to było zupełnie jasne:
moje dzieło stało się narzędziem kształtowania historii świata...
BACH Wrogów?
BACH Zwolnieniem. s
HANDEL Źle?
BACH (ponuro) Dobrze im tak, tym partaczom! Niech sobie wiszą. Na nic
innego nie zasługują. Ani na mnie, ani na moją sztukę...
BACH Muszę nim być, proszę pana. Inaczej pożarłyby mnie dzikie bestie,
(bierze butelkę, upija łyk) Kiedyś miałem w chórze takiego beznadziejnego
typa, Geyersbach się nazywał. Ja go jakoś obraziłem, nazwałem go „kundlem",
czy coś w tym rodzaju, no i wieczorem, wracam do domu... (chichocze)... w
bardzo miłym towarzystwie zresztą... (odzyskuje powagę)... a tu ten osobnik
staje nagle przede mną... (śmieje się) Tego się nie da opowiedzieć. To trzeba
pokazać. Ale musi pan wstać.
BACH (bez zmrużenia oka) Nie szkodzi. W takim razie pan jest Geyersbach, a
ja to ja.
BACH Dziękuję! Mimo to chyba jednak zdejmę surdut. Człowiek czuje się
swobodniej... (wstaje i wiesza surdut na oparciu krzesła. Zawiązuje sobie
serwetę pod brodą, je głośno od czasu do czasu popija z butelki. Schmidt
zbiera na kolanach potłuczone szczątki talerzy.)
SCHMIDT (prostuje się) Król pana przecież nie znosił na początku. Ale pan
tak się uczepił tej jego purpury, tak długo leżał pan przed nim plackiem...
SCHMIDT (wstaje, śmieje się)... Pan Handel wynajął nawet łódź i orkiestrę,
i tak długo jeździł z tym wszystkim za królem, i trąbił mu do ucha, że
biedakowi nie pozostało nic innego, jak...
BACH To alzackie jest dla mnie jednak trochę za lekkie... Gdyby można było
prosić o jakieś wytrawne frankońskie... ale nie za wytrawne...
BACH Czterdziesty drugi był lepszy. Ale czterdziesty trzeci też ujdzie,
(podnosi kieliszek) Za pańską gościnność! Za pańską pomyślność! (pije)
HANDEL Napisałem muzykę z okazji urodzin królowej, chociaż nic nie było
mi tak obojętne jak urodziny tej podstarzałej pannicy...
HANDEL Pojęcia nie miałem, o co chodzi w tym Utrechcie. Ale w dwa dni Te
Deum było gotowe.
BACH Szybko.
HANDEL Musiałem się na to zdobyć. Ja. Król muzyki. A przede mną byli ci
wszyscy inni tak zwani królowie, same cuchnące piwem chamy. Ale pierwszy
stał się moim przyjacielem, drugiego do tego zmusiłem, a tego trzeciego
jeszcze zmuszę...
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 39 z 57
HANDEL Ale nawet najstraszniejszy cham nie jest tak straszny jak bóg,
któremu na imię - publiczność. To jest prawdziwa władza. Jedyna, przed którą
naprawdę musimy drżeć. Przez całe życie.
HANDEL Jesteśmy dziwkami, panie Bach. Sprzedajemy się. A kiedy nikt nas
już nie zechce, wtedy wszystko się skończy. Koniec. Śmierć. Ale póki co - dalej
do wyra. Następne przedstawienie.
Bach odkłada sztućce, odsuwa talerz, starannie ociera usta serwetą, składa
ją pedantycznie.
BACH (spokojnie) Ślimaki były rzeczywiście pyszne. Teraz jednak, jeśli pan
pozwoli...
tylko do mnie.
BACH A mnie wolno niekiedy nim być. Nikt nie dorysowuje mi świńskiego
łba. Ludziom jest wszystko jedno, co jem, kim jestem. Oczywiście, czasem
moja muzyka im się nie podoba. Niekoniecznie ze względów politycznych.
Historia nie interesuje się mną. A i ja nią nie za bardzo. Moi wrogowie są tylko
moimi wrogami. A zamiast ukrywać się przed nimi w twierdzy, wyżebruję
sobie jakiś tytuł. U księcia elektora. On nie jest moim przyjacielem.
Moich przyjaciół wyszukuję sobie sam. I nie ma wśród nich żadnego
cuchnącego piwem chama...
BACH Nie tarzam się na żadnej kanapie. Nie sprzedaję się. Siedzę za to przy
organach u świętego Tomasza, mam przed oczami moją „Pasję wedhig
świętego Mateusza", widzę wszystko jak na dłoni, świątynię, drogę krzyżową,
słyszę, jak wołają „Hosanna!" i „Ukrzyżujcie go!", jestem tam, na Golgocie.
Nawet bez stosunkowo niewielkiego honorarium...
BACH (wyjmuje fajkę z ust, ponuro) Oczywiście, pieniędzy z tego nie ma. Ani
grosza, (nagle, krzyczy) Wie pan, ile dostałem za „Pasję według świętego
Mateusza"? Nic, proszę pana. Nic!
Obaj zastygają, każdy w swej pozie, jakby ktoś zatrzymał film. Krótko i
energicznie„Alleluja" Kurtyna opada szybko.
Krótko: „Alleluja". Kurtyna idzie w górę. Obaj muzycy trwają nadal w
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 41 z 57
swych pozach.
Wreszcie Handel opuszcza rękę, przeciera oczy. Bach podchodzi do stołu i
wytrząsa fajkę nad talerzem.
HANDEL Brzdąkałów.
HANDEL ...wszystko tam widać jak na dłoni, słychać, jak wołają „Hosanna!" i
„Ukrzyżujcie go", jakby się stało na Golgocie... (śmieje się krótko) W naszej
ojczyźnie będzie pan kiedyś świętym. Piątym ewangelistą. A o mnie nikt nie
powie inaczej jak: the charming brute. Bywalec salonów świata. Tego świata.
Tak będą mówić. Nawet jeszcze na tamtym świecie, (wybucha) A przecież ja
też napisałem „Mesjasza", (opanowuje się) Dobre to wino?
BACH Czego?
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 43 z 57
BACH Do Londynu?
BACH (cicho) Dwadzieścia lat temu taka propozycja - a zgodziłbym się nawet
kopiować panu nuty...
HANDEL Nie...
HANDEL Dziś wieczór też nie miałem. Już dawno powinienem być w
Dreźnie...
BACH Znalazł pan czas, żeby zaprosić zwykłego kantora na kolację, (zerka
niecierpliwie w stronę drzwi) Co z tą pieczenia...
HANDEL... dlaczego taki geniusz jak pan nie odnosi żadnych, ale to żadnych
sukcesów.
HANDEL Olbrzymią.
tak się nazywać, żeby być muzykiem. Modliłem się - wtedy każdej nocy: żebym
ja też był takim Bachem...
HANDEL Tylko muzyka. Takie jest wasze życie. Muzyka. Ciągle tylko
muzyka...
BACH I bieda.
HANDEL Słucham?
HANDEL (z wyraźną obłudą) Wie pan, bieda daje ten wielki blask
wewnętrzny.
HANDEL Ja nie byłem biedny. Bo nie byłem Bachem. Ale chciałem zostać
muzykiem. Jako Fryderyk Handel. Ale wszędzie był tylko Bach i Bach - dlatego
uciekłem, za granicę, tam, gdzie nie każdy muzyk nazywa się Bach, wspiąłem
się na wyżyny, niedostępne dla żadnego Bacha, a moja muzyka musiała być
głośna, coraz głośniejsza, musiała zagłuszyć to nazwisko, żeby nic mi go już nie
przypominało. A kiedy przyjeżdżałem do kraju, to najpierw wysyłałem
zwiadowców, żeby tylko pana nie spotkać, każdego gotów byłem przyjąć, tylko
nie Bacha, kazałem skreślić to nazwisko z listy odwiedzających, grubą czarną
krechą, i tylko czasem, w nocy, potajemnie, przegadałem pańskie nuty, te
genialne nuty, i znowu, tak jak dawniej, modliłem się: żebym ja był takim
Bachem! (przyciska pięści do czoła) To nazwisko... Nie mogłem go z siebie
wydrzeć. Tego upiora. Najgorszego ze wszystkich. Wiedziałem, że będzie mnie
prześladował nawet jeszcze w mojej ciemności, (opuszcza ramiona) Teraz
dopiero to się skończyło. Upiór zniknął, (spogląda na Bacha) Teraz na jego
miejscu stoi człowiek. Pan, panie Bach. Żadnych manier. Żadnych sukcesów.
Najlepszy surdut już dwa razy nicowany. I właśnie ten obraz zabiorę ze sobą w
ciemność. A gdyby i tam jeszcze nazwisko Bach kołatało mi się po głowie, to
będę miał przed oczami pana, poczciwinę, który przy moim stole jadł
pierwszego i ostatniego ślimaka w życiu. Zwykłego kantora od świętego
Tomasza.
HANDEL Moja modlitwa brzmi teraz tak: Dzięki ci, że jestem Handlem.
Tylko Handlem. Ale za to sławnym na całym świecie.
HANDEL O co?
BACH (pogardliwie) Ja też znam pańską muzykę. Każdą jej nutę, która tam,
w Londynie, rozdziera ludziom bębenki w uszach.
HANDEL Ale przecież ciągle chciał pan mnie zobaczyć, choć raz
porozmawiać ze mną...
BACH (tęsknie)Choć raz odnieść taki sukces jak pan. Być nazwanym królem
muzyki. Choć raz rzucić się w ramiona władzy i doznać jej uścisków. Tarzać się
z nią na kanapie, którą jest sukces...
BACH Choć raz być żarciem rzuconym publiczności słyszeć jej okrzyki- niech
żyje kochany Saksończyk Bach!
BACH (krzyczy) Choć raz przeżyć taki sukces! Grając tak nędzną muzykę!
BACH Siedzę w tym swoim pokoiku na plebanii, hałas w całym domu, dzieci
wrzeszczą, żona śpiewa ciągle tę samą piosenkę, zatykam sobie uszy,
zagrzebuję się w muzykę, w te moje śmieszne muzyczne zabawy...
BACH (stuka się palcem w pierś) ... a moją „Pasję według świętego
Mateusza" słychać tylko tutaj. Wciąż tylko tutaj. Za to pańską muzykę gra cały
świat.
BACH Myślałem o tymi myślałem. Ten toma powodzenie, ten Handel A jak
dobrze mu się przy tym żyje. Ten spokój. Żadnej żony. Żadnych dzieci. A jeśli
nawet kiedyś oślepnie tak jak ja, o ile oślepnie, to przecież on widział już cały
świat, a ja jeszcze nic. Zwykły kantor od świętego Tomasza. O wiele większy
geniusz niż on.
BACH (budzi się jak z transu, opuszcza ręce) Przepraszam... poniosło mnie....
przepraszam...chyba już sobie pójdę...
Handel rzuca sięna niego, dusigo, spycha w stronę schodów. Bach biegnie za
nim i odciąga Handla. Wracają na środek sceny.
SCHMIDT (dysząc, ale starając się zachować godność) To było ostatni raz,
panie Handel!
BACH (uspokajająco) Pan Handel nie chciał panu zrobić nic złego.
SCHMIDT (ciszej) Pan jest inny, panie Bach. Biedny. Ale porządny. To
widać od razu po pańskiej grze. To jest sztuka. Tak samo porządna jak pan.
(rzuciwszy nienawistne spojrzenie na Handla) A co do pana Handla, to
bardzo poważnie zastanowię się nad wypowiedzeniem...
BACH Ja to zrobię.
BACH Ma powodzenie.
HANDEL (trwożliwie) Ale przecież w gruncie rzeczy nie jest taka zła?
BACH Zawsze.
BACH (posępnie) Zawsze już tak będą mówić. Przez całą wieczność. Biedny,
porządny pan Bach. Widać to po jego muzyce.
HANDEL (żarliwie) Niech nas Pan Bóg broni przed naszymi wielbicielami.
HANDEL Ale przecież tak to w ogóle nie słychać muzyki. Pozwoli pan, że ja
teraz zagram...(stawia butelkę na klawesynie i siada do instrumentu.
Zaczyna grać, bardzo energicznie, kanon Bacha) Tak to musi brzmieć. Tak to
dopiero brzmi
Paul Barz
KOLACJA NA CZTERY RĘCE
KOMEDIA W TRZECH SCENACH
Przełożył Jacek St. Buras
Strona 54 z 57
HANDEL Zachwycający
HANDEL Zawsze słucha się tego, kogo chce się usłyszeć. Bacha albo Handla.
Handla. Albo...(przerywa grę) Gdyby nas obu ceniono, powstałaby
najwspanialsza muzyka na świecie. (wstaje, bierze butelkę i idzie z nią w
stronę fotela) Ale kto lubi kantora od świętego Tomasza, ten będzie
nienawidził potwora z Londynu. A kto podziwia potwora, ten kantora nie
zrozumie nigdy. Zawsze będą mówić, że tamten, ten drugi - o, to jest
prawdziwy geniusz...
BACH Wieczność.
HANDEL Fryderyk.
BACH Proszę?
HANDEL Mnie też coraz rzadziej. Ale kiedy teraz obaj staniemy do
pojedynku...
HANDEL Jak niegdyś ja i Mattheson. Nie masz pojęcia, jak potem całe
miasto waliło na tę jego nudną „Kleopatrę".
HANDEL Ma być pojedynek i basta! W końcu my też musimy coś z tego mieć,
a nie tylko jakaś tam wieczność...
HANDEL Sztuka to walka. A interesy co? Też walka. No więc walczmy! Naszą
bronią! Na początek wystawię twoją ,,Pasję według świętego Mateusza".
BACH Wielka.
Kurtyna.
Koniec