You are on page 1of 52

RODOWD 2. Mam opowiedzie panu moje ycie w zwizku z moim dzieem?

Nie znam ani mojego ycia, ani dziea. Wlok za sob przeszo, jak mglisty ogon komety, a co do dziea, te niewiele wiem bardzo niewiele. Ciemno i magia. Widzi pan, z gry musz przeprosi, e w tych zwierzeniach, do zreszt pobienych, nie bd mg unikn takich sw mocniejszych, jak na przykad magia. Albo ciemno. Czytaem kiedy wspomnienia pewnego alpinisty ze wspinaczki na trudn i wysok gr. Ot ten opis by zupenie sfaszowany, gdy autor poczuwajc si do sportowej skromnoci pisa lewa noga mi si osuna i zawisem przez dziesi sekund nad przepaci, pki praw nog nie wymacaem wystajcego kawaka skay. Sportowa skromno nie pozwolia mu uzupeni tego zdania ogromem przepaci, ogromem wysiku i ogromem lku. Na pociech dodam, e w moim yciu i dziele dramat i antydramat splataj si nierozdzielnie, wic wielkie sowa zostan zrwnowaone maymi sowami. 1. Naprzd o mojej rodzinie, to ma swoje znaczenie. Pochodz z rodziny szlacheckiej, ktra przez jakie czterysta lat miaa posiadoci na mudzi, niedaleko Wilna i Kowna. Ta moja rodzina bya nieco lepsza pod wzgldem stanu posiadania, urzdw, koligacji, od przecitnej szlachty polskiej, ale nie naleaa do arystokracji. Nie bdc hrabi miaem pewn ilo ciotek hrabin, ale hrabi ny t nie byy w najlepszym gatunku, byy takie sobie. W roku 1863 car rosyjski konfiskuje memu dziadkowi, Onufremu Gombrowiczowi, jego majtki Lenogiry, Mingayw i Wysoki Dwr, za rzekomy udzia w powstaniu polskim. Dziadek przenosi si w Sandomierskie (200 km na poudnie od Warszawy) gdzie za resztki pienidzy kupuje may folwark. Jego syn, a mj ojciec, Jan, eni si z posan crk Ignacego Kotkowskiego, waciciela dbr Bodzechw, i kupuje majtek Maoszyce, gdzie ja si urodziem. Mj ojciec nie by tylko obywatelem ziemskim, pracowa take w przemyle. Rozpocz t prac jako dyrektor fabryki papieru w Bodzechowie, nalecej do mego dziadka Kotkowskiego, a potem zajmowa rozmaite stanowiska w zarzdzie duych przedsibiorstw przemysowych. Tak wic w owej proustowskiej epoce, na pocztku stulecia, bylimy rodzin wykorzenion, o sytuacji spoecznej niezbyt jasnej, pomidzy Litw a Kongreswk, pomidzy wsi a przemysem, pomidzy tzw. lepsz sfer a redni. To tylko pierwsze z tych pomidzy, ktre w dalszym cigu rozmno si wok mnie do tego stopnia, i prawie stan si moim miejscem zamieszkania, moj waciw ojczyzn. Mj ojciec? Pikny mczyzna, rasowy, okazay, a te poprawny, punktualny, obowizkowy, systematyczny, o niezbyt rozlegych horyzontach, niewielkiej wraliwo ci w rzeczach sztuki, katolik, ale bez przesady. A moja matka bya ywa, wraliwa, obdarzona du wyobrani, leniwa, niezaradna, nerwowa (i bardzo), pena urazw, fobii, iluzji. (W rodzinie Kotkowskich sporo byo chorb umysowych; gdy przyjedaem do mojej babki na wie baem si okropnie: dom duy, parterowy, przedzielony by na dwie czci, w jednej mieszkaa moja babka, a w drugiej jej syn, brat mojej matki, wariat nieuleczalny, ktry chodzc w nocy po pustych pokojach usiowa zaguszy strach dziwnymi rozhoworami, przetaczajcymi si w pienia jakie przedziwne, ktre koczyy si nieludzkim wrzaskiem; ca noc to trwao; wdychaem szalestwo). Ja jestem artyst po matce, a po ojcu jestem trzewy, spokojny, opanowany. Ale moja matka miaa te jedn cech wysoce dranic, naleaa mianowicie do osb, ktre nie umiej zobaczy siebie takimi, jakimi s. Wicej: ona widziaa siebie ak urat na opak i to ju miao cechy prowokacji. Z natury bya, jak si rzeko, leniwa i niezaradna, a e w owych proustowskich czasach suby byo duo, wic guwernantka francuska zajmowaa si dziemi, jej za rola sprowadzaa si do wydawania zlece kucharzowi, pokojwce, czy ogrodnikowi. Nie przeszkadzao jej to mwi, e wszystko na mojej gowie, e praca uszlachetnia, e ogrd w Maoszycach to moje dzieo, e na szczcie jestem dosy praktyczna. Lubi w wolnych chwilach poczyta Spencera, Fi chtego mwia najzupeniej szczerze, cho dziea tych filozofw, zalegajce dolne pki biblioteki, wieciy nie rozcitymi stronami. Widzi pan, Dominiku, ona bya z natury wyobraaa sobie, e jest impulsywna, naiwna opanowana, krytyczna chimeryczna zdyscyplinowana o kulturze raczej salonowej intelektualistka anarchiczna organizatorka trwoliwa odwana akoma nieakoma lubica wygody ascetyczna, niezomna. Imponowao jej to, czym nie bya. Podziwiaa znakomitych lekarzy, profesorw, wielkich mylicieli i w

ogle ludzi powanych. Jej ideaem by typ matrony o niezomnych ideaach i zasadach (katolickich), oddajcej si obowizkowi, powicajcej si dla rodziny. I z jak wit naiwnoci utosamiaa si z tym, co podziwiaa! To ona pchna mnie w absurd, ktry sta si pniej jednym z najwaniejszych elementw mojej sztuki. My, chopcy (byo nas trzech, dwaj moi bracia i ja, najmodszy) wczenie odkrylimy t idealn okazj do przekomarzania si i dranienia. Polegao to na zaprzeczaniu, na zaprzeczaniu absolutnie wszystkiemu, co by powiedziaa, i, rzecz pewna, zwaszcza mj brat Jerzy i ja doszlimy w tym do niebywaego zgrania. Wystarczyo aby moja matka powiedziaa soce wieci, a odpowiadalimy z najwikszym zdziwieniem jak to, przecie deszcz pada! Co za mania mwienia gupstw! oburzaa si, ale Jerzy mwi pojednawczo powiedzmy, e nie pada, ale mgby pada, a ja dodawaem po namyle przyjmijmy, e nie pada, ale jakby zaczo pada, t o by jednak padao. Sport wcigania mojej matki w absurdalne dyskusje by jednym z pierwszych moich artystycznych (i dialektycznych) wtajemnicze. Ona, o gbokich i namitnych uczuciach, stojca na stray witoci, oraz rodziny, tej komrki spoeczestwa surowo potpiaa rozwody, ktre pleniy si jak na zo w naszym rodowisku. Wic naturalnie: nowy rozwd w rodzinie! obwieszcza tubalnie Jerzy, jeszcze w przedpokoju, zdejmujc palto. Nie odpowiadaa wietrzc zasadzk. Ja odzywaem si z drugiego pokoju: Co ty mwisz?! Nowy rozwd w rodzinie?! Niemoliwe! Ale tak, wanie spotkaem ciotk R, ktra zwierzya mi si w najcilejszej dyskrecji, e Henrykowie bd si rozwodzi, bo ona zakochaa si w swoim fryzjerze. Ja: A to adna heca! itd. W kocu moja matka ukazywaa si roztrzsiona: Jeli Henrykowa jest na tyle cyniczna, to nie bdzie mona jej przyjmowa! Ale dlaczego, odpowiadalimy, przecie ciocia Ela ju dwa razy si rozwioda i gra ze swoimi trzema mami w brida, mwi e tworz doskona parti. Rozwody maj jednak duo dobrych stron, ona mwi e jej dzieciom zapewniy podwjn ilo rodzicw... Dyskusja o rozwodach bya wieloletnia, nieustajca, rosnca swoim ogromem. Boski absurdzie! W tej to szkole nauczyem si heroicznego zapamitania si w nonsensie, uroczystej zawzitoci w gupstwie, celebracji nabonej kretystwa... o, formo! Przeraajce idiotyzmy mojej sztuki, ktre nigdy nie przestan mnie zachwyca, ta jej zdolno splatania gupstw w acuch nieubagalnej logiki, std bior w duej mierze swj impuls. Ale ona nie wiedziaa, jak wietnym jest pedagogiem. Nic bardziej zdrowego, pouczajcego, wyrabiajcego charakter i rozum, od jej wad straszliwych. Ona bya dla mnie szko wartoci, do szau drczony je j samooszukastwem wyostrzaem w sobie poczucie qualitas, jakoci, co jest fundamentem wszelkiej pracy artystycznej. Sztuka jest tym wanie: wybieraniem jakoci lepszej, odrzucaniem tego co gorsze, jest oparta na najsurowszej hierarchii wartoci, na cigym wartociowaniu. Zaczynaem rozumie czym jest krytycyzm, chd, dystans, niepoddawanie si kiepskim, wygodnym, zudzeniom. Bez odrobiny litoci, bez mioci, z zimn ironi prowadziem moj gr z ni, przez wiele lat. Ona bardzo mnie kochaa. Z niej te bierze si mj kult rzeczywistoci. Mam siebie za kracowego realist. Jednym z naczelnych zada mojego pisania to przedrze si poprzez Nierzeczywisto do Rzeczywistoci. Ona bya bodaj pierwsz chimer, w ktr uderzyem. Niewtpliwie, moja matka bya wytworem warunkw, ktre, jak mwi marksici, jej byt okrelay. I nic dziwnego, e poprzez ni dotarem do wczenie do najwikszej haby mojej rodziny: nasze ycie byo uatwione. Suba! Suba! To oni cierali si z yciem, nam na pmiskach przynoszono frykasy, bylimy konsumentami. Wydelikacenie sfery wyszej, jej smakoszostwo, wygodnictwo, sybarytyzm, lenistwo, rzuciy mi si w oczy chyba ju w okolicach dziesitego roku ycia. Zachowa mi si w pamici i czsto mi powraca, taki obraz: parobek w kurtce, bez czapki, rozmawiajcy na deszczu z moim bratem, Januszem, ktry by w palcie i pod parasolem. wietna surowo oczu, policzkw, ust tego parobka pod deszczem ostro zacinajcym. Pikno. Ale moe, gdyby nie gwardia, ja nie bybym w wieku pniejszym tak uwiz w niszoci. Ta gwardia, to byli moi rwienicy, synowie fornali, rodzaj wojska, ktremu ja przewodziem. Ale oni lepiej trzymali si na koniu, lepiej skakali i lepiej wyazili na drzewa, ja, dowdca, byem wanie najgorszy. Prosz, taki sen z owych czasw: Maoszyce, oni na trawniku przed domem oczekuj mojego pojawienia si, a ja bkam si po domu, podchodz do okien, po kryjomu spogldam na nich, cofam si za firank, przechodz z pokoju do pokoju, zbliam si do okien, patrz... ale wyj do nich nie mog! Byy to czasy pierwszej wojny wiatowej, front ze cztery razy przetoczy si przez nas, tam i z powrotem, grzmoty dalekie, coraz blisze, armat, poary, wojska uciekajce, wojska nacierajce, strzelanina, trupy nad stawem a te dugie postoje oddziaw rosyjskich, austriackich, niemieckich my, chopcy, zabawialimy si zbieraniem naboi, bagnetw, pasw i adownic. Odr brutalnoci wdziera si, podniecajcy, cho moja pasko chronia mnie od bezporedniej stycznoci z wojn. Tak, nienawidziem salonu, uwielbiaem po cichu kredens, kuchni, stajni, parobkw i dziewki jakim

marksist byem wtedy i mj wczenie zbudzony erotyzm, sycony wojn, gwatem, onierskim piewem i potem, przykuwa mnie do tych cia od twardej roboty i brudnych. Niszo na zawsze staa si moim ideaem. Jeli kogo uwielbiaem, to niewolnika. Ale nie wiedziaem, e uwielbiajc niewolnika staj si arystokrat. Jeszcze chwil bd mwi, potem przejdziemy do dialogu. Jak pan widzi, rozpatrujc a vol doiseau moje dziecistwo mog z grubsza rozrni pewne pocztki, okreli nawet pewien teren, na ktrym rozegra si cae moje ycie. Kult absurdu, rzeczywisto-nierzeczywisto, niszo-wyszo, pasko-suba, ju wtedy mn owadny. Jeszcze jedno, ja ju wtedy miaem podwjne ycie. Nie dopuszczaem nikogo do tego czego we mnie, co byo niejasne, odrbne, i za nic nie chciao wydosta si na wiato dzienne. I jeszcze: zupenie niezdolny byem do mioci. Mio zostaa mi odebrana na zawsze i od samego zarania, ale nie wiem, czy to dlatego, e nie umiaem znale na ni formy, waciwego wyrazu, czy te nie miaem jej w sobie. Nie byo jej, czy j w sobie zdusiem? A moe matka mi j zabia? A te trzeba wzi pod uwag... bo przecie to nie jest tak, e my spokojnie przypominamy sobie przeszo, spacerujemy po niej, rozwaamy j beznamitnie. Nie, teraniejszo zawsze jest agresywna, nawet u schyku ycia, i to ycie teraniejsze im bardziej urobione, wyku te, ostre, okr elone, w peni swojej ekspresji, zanurza si w pradawne mty, eby wyowi to tylko, co mu jest potrzebne do jeszcze lepszego uzupenienia teraniejszego ksztatu. Ja moe nie tyle przypominam sobie przeszo, ja j raczej poeram, ja j sobie taki, jak jestem dzisiaj przyswajam. Do. Teraz pan ma gos. Prosz, niech pan stawia pytania. 2. PAMITNIK Z OKRESU DOJRZEWANIA Pierwsze utwory, ktre jako tako mnie zadowoliy, to opowiadania: Tancerz mecenasa Kraykowskiego Pamitnik Stefana Czarnieckiego Dziewictwo Zbrodnia z premedytacj. Napisaem je, gdy miaem lat dwadziecia czterypi. Czytelnik francuski znajdzie je w wydaniu zbiorowym moich opowiada Bakakaj. Prbowaem pisa ju od jakiego szesnastego roku ycia. Drczca rozpito poziomw cechuje te moje pocztki, byo to naiwne, niezdarne gdy ja sam nie byem ju ani taki naiwny, ani niezdarny. Piro mnie zdradzao. Cierpiaem. Doprowadzony do rozpaczy, postanowiem w okolicach dwudziestego roku ycia napisa powie, ktra by bya wiadomie za, napisa j tym wanie, co we mnie byo ze, zawstydzajce, nie do ujawnienia. Kto wie, czy nie bya to rzecz najmielsza ze wszystkich moich... i moe wana. Ale daem j do czytania w maszynopisie pewnej pani, do ktrej miaem zaufanie, ktra wierzya we mnie. Przeczytaa, oddaa mi maszynopis bez sowa i odtd nie chciaa mnie widzie. Ja w przeraeniu spaliem utwr. Nic nie zostao. Mino par lat i napisaem Tancerza. To wydawao si dobre, to ju ujrzaem byo literatur. Odtd zaczem naprawd uprawia pisanie. Nieraz zadawaem sobie pytanie, ktre zapewne i panu si nasuwa, dlaczego ten wanie, a nie inny, gatunek pisarski sta si wwczas moim? Tak fantastycznie, ekscentrycznie, dziwacznie zaczem dlaczego? Dlaczego to zostao od razu oderwane od normalnej rzeczywistoci, pchnite w mani, w szalestwo, w absurd nie pozbawiony wszake uroczystej logiki, w jak celebracj nonsensu? No tak, to sobie wyrobiem jak ju mwilimy w moich z matk dyskusjach; ale takie uzasadnienie jest niewystarczajce i niewtpliwie owa arystokratyczna for ma, rozlubowana we wasnym blasku, podszyta jest moi mi prywatnymi i wstydliwymi ndzami. Byy one dotkliwe, niepokojce... wyraajc si sowami jednego z moich bohaterw sytuacja moja na kontynencie europejskim stawaa si z kadym dniem przykrzejsza i bardziej niewyrana. Zna pan ju atmosfer wczesnej mojej modoci. Oto w kilku sowach dalsze moje dzieje. Ja wci byem pomidzy, w niczym nie osadzony. Oddano mnie do szkoy w Warszawie, katolickiej, penej modych ksit i hrabiw. Snobizm da si silnie we znaki moim braciom i mnie, byo to co poniekd nieuniknionego w naszym wiatku a jednak byo to te dziwne, bo my nie bylimy tacy gupi, by nie dojrze wszystkich jego miesznoci i caej nicoci. Wic bya to u nas jaka mania snobizmu, czy jaka zabawa w snobizm, i ta mitologia kiepska i omieszajca dobraa si do nas i nie popuszczaa. Dziwne! Dziwne! Gdy nie bylimy snobami i, jeli przypatrzy si naszemu yciu, aden z nas nie zrobi najmniejszego wysiku w tym kierunku, Janusz by odludkiem, mieszkajcym na wsi sobiepanem, Jerzy w brida gra z kim popado, ja o ile za leniwy byem i za wygodny eby do salonw wysokich przenika. Dziwne! Albowiem, mimo wszystko bylimy snobami, cho, Bogiem a prawd, nie bylimy snobami. Formo!

Dorastaem. Trzema osobnymi torami, ktre adnego poczenia ze sob nie miay. Wic naprzd ja, jako chopiec z dobrego domu, grzeczny, raczej zdrowy, niebrzydki cho i niepikny, owszem, poprawny, emablujcy kuzynki, ucze ani zy, ani dobry, troch maminsynek, delikatny, pochliwy, a zarazem kpiarz, gadatliwy, prowokujcy, w szkole czsto nieznony i bity przez starszych kolegw, towarzyski, lekkomylny, miay i niemiay, zalenie od okolicznoci. Po wtre ja, jako ateista i jako intelektualista i ja, flirtujcy ju z lekka ze sztuk. Rozstanie si z Bogiem sprawa wielkiej wagi, bo otwierajca umys na cao wiata odbyo si we mnie gadko i niepostrzeenie, nie wiem, jako tak si stao, e w pitnastym, czy w czternastym, roku ycia przestaem si zajmowa Bogiem. Ale chyba i przedtem nie zajmowaem si nim zanadto. Co si tyczy intelektu, to ju w szstej klasie (15 lat) zagldaem do Kantowskiej Krytyki czystego rozumu, przechoway mi si z tych czasw notatki o sdach syntetycznych a priori. Spencer, Kant, Schopenhauer, Nietzsche, Szekspir, Goethe, Montaigne, Pascal, Rabelais... czego szukaem w tych lekturach, to stylu, stylu zasadniczego mylenia i zasadniczego odczuwania, niezalenoci, swobody, szczeroci i moe mistrzostwa. Poeraem styl, sposb mwienia, ton, postaw tych ludzi, jak kto zgodniay. Ale tpy byem, ociay, jaka wiejska niezgrabno i szlachecka naiwno i sowiaska rozlewno wchodziy mi w parad, czuem si gupio. Po trzecie ja, anormalny, wykrzywiony, chory, degenerat obmierzy i wyodrbniony przemykajcy si chykiem, bokami. Gdzie szuka tej skazy sekretnej, ktra mnie wyrzuca a ze stada ludzkiego? Choroby fizyczne? Ale poza lekkimi podgorczkami z puc pochodzcymi, wcale niegronymi i czstymi wrd chopcw w moim wieku (co zmuszao mnie do wyjedania w gry na miesic lub dwa) byem do zdrowy... c wic mogo by przyczyn tego rozprzenia wewntrznego, wskutek ktrego ja, chopiec raczej rozemiany, byem przedziwn pokrak pokuman ze wszystkimi znieksztaceniami, z ca patologi egzystencji? Byem i wiedziaem o tym bez najmniejszego zdziwienia i bez cienia pr otestu istot anormaln, ktra nigdy i wobec nikogo nie moe przyzna si do siebie, skazan na wieczyste ukrywanie si, na konspiracj. Erotyczne siy pchay mnie w d, na ulic, w samotne i potajemne awantury z dziewkami najniszej kategorii na dalekich przedmieciach Warszawy. Nie, nie byy to prostytutki, ja w tych nieudolnych przygodach szukaem wanie zdrowia, tego czego elementarnego, najniszego, wic i najrzetelniejszego c pocz jednak, gdy i to w mych zatrutych doniach przemieniao si w grotesk. Powracaem z tych dzikich spacerw do mego ycia przyzwoitego maminsynka, do mych naiwnoci chopca z porzdnej rodziny. Jak to we mnie wspistniao? My wwczas ja i kilku mych przyzwoitych kolekw ze szkoy zawizalimy Klub Wycieczkowy i chadzalimy na wycieczki za miasto, ktre to wycieczki byy szczytem niewinnoci i przyzwoitoci. Jak mogem jednoczenie uczestniczy w tych obu gatunkach wycieczek? Jak to si we mnie czyo? Ale to si nie czyo. I adna z tych rzeczywistoci nie bya istotniejsza od innych. Byem cay w kadej z nich. I nie byem w adnej. Byem pomidzy. I byem aktorem. ycie snuo si z wolna naprzd, rozlaze, kapryne... Z dala od polityki i ideologii. Ja sam. Prywatny. Potajemny. Obok. Zakonspirowany. Gdy w roku 1920 (miaem szesnacie lat) bolszewicy przeamali front i doszli a pod Warszaw, ja, przydzielony do jakiej tam wojskowej suby pomocniczej, zamiast si rozgrza doznaem chodu wprost lodowatego... i to znw mnie wyrzucio poza... n a margines... Skoczyem szko redni, zdaem matur (ledwie, ledwie, zawsze z bied przeaziem z klasy do klasy; ale przeaziem). Co robi? Wstpiem na wydzia prawny Uniwersytetu Warszawskiego, nie eby prawo mnie interesowao (pogardzaem), ale eby mc dalej cign od ojca pienidze. Ukoczyem wydzia prawa w Warszawie niewiele mnie to kosztowao i znowu: co robi? Zapisaem si z kolei na Institut des Hautes Etudes Internationales w Paryu. Ten pobyt w Paryu, a potem na plaach francuskich w Pyrenees Orientales, to luka ciemna, niewiele pamitam i myl o tym, jakbym zaglda do studni... nie wiem... nie wiem... nasuwaj mi si lune scenki, widoki, ale jakby mnie w tym nie byo, jakbym zgubi siebie samego. Jest bardzo moliwe, e owo rozprzenie, w ktrym ju od dawna si znajdowaem, osigno wtedy kulminant. Jak okreli ten stan? Chyba nie tyle czuem si anormalny, ile wiedziaem e jestem anormalny i ta wiadomo utrzymywaa si we mnie wbrew wszystkim oznakom mojej zdrowej przecitnoci. Z pozoru najzwyklejszy mody czowiek z lekkimi tylko dziwactwami, a jednak nie majcy w gbi ducha najmniejszych zudze, e jest jak chora owca poza stadem, na bezdrou, i wydany wszelkiemu najdziwniejszemu ksztatowi, jak owe figurki z gutaperki dajce si ugniata na wszystkie sposoby, z ktrych mona zrobi najwiksz potworno. Wiedziaem: sam, na uboczu, osobny, dowolny, a wic rozwizy, a wic rozpasany. I std dziwny wytworzy si u mnie stosunek do tego co wstrtne, odpychajce, ohydne gdy brzydzc si tym, jak kady, czuem si jednak jako temu dostpny i bodaj zwizany z tym; ale to uczucie wypeniao mnie jeszcze wikszym obrzydzeniem, do tego stopnia, i niechtnie przyjmowaem kawaek chleba rk podany, nie na talerzyku; tak to oscylowaem pomidzy obrzydzeniem a wewntrzn zgod na ohyd.

Gdybym nie by z natury lkliwy (przezorny mawiali ironicznie moi przyjaciele), gdybym nie ba si policji, kto wie czy bym nie zaplta si w grubsze jakie przestpstwo ale baem si. Czy nie przesadzam? A jednak co tam musiao by, w tym francuskim okresie mego ycia, gboko skaonego, bo przecie nie jest normalne e to teraz jest dla mnie jakby za zason. Nie jest wykluczone, e byem wtedy nieco obkany (po matce miaem pewne dziedziczne obcienia). W tych warunkach wszystkie moje zetknicia z kultur francusk spyway po mnie jak woda. Z tej nocy jedno mi pozostao olnienie. Odkryem Poudnie. Och, dobrze pamitam. Byem w Pirenejach, gdzie blisko morza, moe w Vernet, i grywaem tam w bilard z modymi robotnikami, ktrzy pewnego razu mi zaproponowali ebym z nimi pojecha na pla, dali mi rower, i wszyscy popdzilimy szos na tych rowerach, a szosa spadaa ku morzu olepiajca, do tego pomaracze, wino, i tak ta zawrotna jazda, pomaracze, wino, blask, ar, wiato, przejrzysto, powietrze, wszystko to uczynio si twarde jak diament... i Poudnie objawio si mojej pnocnej naturze. Gdy dojechalimy wreszcie byem tak pijany, e nie wiedziaem jak zatrzyma rower i jedziem w kko po jakim placu. Ale Poudnie ju miaem w sobie i powitaem to z radoci, z ulg, z nadziej, nie jak co co by samo w sobie byo cenne, ale jak jak now zasad, dajc moliwo manewru. Czy nie dlatego, nie w zwizku z tym, moje pniejsze ycie wybrao sobie Argentyn, czy Argentyna nie bya ju w tym utajona? Jestem mistyk, gdy pochylam si nad moim yciem. Moja przezorno nie zdoaa jednak sprawi bym nie zabrn w ze towarzystwo, w sprawki podejrzane, zwizane z przemytem z Afryki do Francji i, cho nic osobicie nie miaem na sumieniu, pewnego poranku musiaem wia widzc przyjaci moich w opaach z policj. Powrciem z Francji do Polski. Co robi? Pojcia nie miaem. Niby to chciaem by literatem, ale nie bardzo. eby jeszcze mc y z ojcowskich pienidzy (nie byem zdolny do adnej pracy zarobkowej) rozpoczem bezpatn praktyk w sdownictwie. Jako aplikant sdowy braem udzia w sesjach i sporzdzaem protokoy. Mao roboty, jedna sesja na tydzie. Wtedy napisaem opowiadania wymienione wyej i uzupeniem je jeszcze czterema: Biesiada u hr. Kotubaj Przygody Na kuchennych schodach egluga na brygu Banbury. I wszystkie (oprcz Na kuchennych schodach) zoyem (ze wstydem) u wydawcy. Ukazay si w roku 1933, w tomie zatytuowanym Pamitnik z okresu dojrzewania. To moja pierwsza ksika. Co miabym o niej do powiedzenia? Dzieko aspirujce do byskotliwoci, takie iskrzce wiecideko fantazji, pomysowoci, humoru, ironii. Dzi odczytujc te dalekie opowiadania mwi sobie: hm, to jednak bogate, jak to wibruje od spi niesamowitych, wizji zaskakujcych, jak tryska zabaw, humorem, igraszk. Zgoda. Przyznajmy jednak, e te strony s te ciemne, odpychajce nieraz, obrzydliwe. Tak. Zgdmy si wszake, e owe treci odpychajce trac swoj obrzydliwo, gdy staj si elementami Formy, su Formie, ich rola jest funkcjonalna, one graj by wytworzy wyszy ksztat, bdcy ju jedynie sztuk. Zgodz si wic, e ta ma bezformia, ktr w sobie miaem, przenikna do tego tomu ale nie eby rozla si mierdzc kau, o, nie, wcale! eby zabysn kolorami tczy, roziskrzy si artem, uszlachetni poezj i dozna boskiej niewinnoci w absurdzie. Jeli pan zapyta, Dominiku, jak ja widz d zisiaj te utwory, to powiem e to utwory Uniewinniajce, a nawet moe Rozgrzeszajce. U zarania mojej twrczoci Forma pojawia si jako sia rozgrzeszajca i nieomal boska. Innymi sowy: mog mie w sobie wszystkie pokracznoci, ale jeli umiem si nimi bawi, jestem krl i wadca! Byem w yciu mtny, ni jaki, bezradny, wydany anarchii, zgubiony na bezdroach. Chciaem by, na papierze, wietny, zabawny, tryumfujcy... ale przede wszystkim czysty. Oczyszczony. Jednake powie pan, i nie bez racji, e jest co nieistotnego w tej ksice. Brud jej nie jest do brudem, niewinno do niewinnoci, ona wymyka si rzeczywistoci. Nic prawdziwszego. Nie umiaem zdoby si na nic wicej, jak na parodi. Parodi rzeczywistoci i parodi sztuki. Przypomina pan sobie, i od dziecistwa sztuczno mego paskiego, uatwionego, ycia bya dla mnie zmor. To poczucie nierzeczywistoci nie odstpowao mnie i teraz, zawsze pomidzy, nigdy w czym, byem jak cie, jak chimera. I nie skami chyba gdy powiem, e jeli jej, rzeczywistoci, szukaem w prostocie, w brutalnym zdrowiu najniszych sfer spoecznych na owych wyprawach w robotnicze dzielnice Warszawy, to jej, rzeczywistoci, szukaem te na owych wewntrznych terenach, bezludnych, ubocznych, nieludzkich, gdz ie grasoway Anomalia i moe Bezksztat i Choroba i Ohyda. Gdy rzeczywisto mona odnale w tym, co jest najbardziej zwyczajne i pierwotne i najzdrowsze, ale te w tym co jest najbardziej powykrcane i szalone. Rzeczywisto czowieka jest zarazem rzeczywistoci zdrowia i choroby. Ale te sondae nie doprowadziy mnie do sedna rzeczy. Nie miaem przeto prawa do napisania ksiki

rzeczywistej. Na co mogem si zdoby jedynie, to na parodi. Tu styl jest parodi stylu. Tu sztuka udaje i przedrzenia sztuk. Logika nonsensu jest parodi sensu i parodi logiki. A mj rzekomy tryumf jest parodi tryumfu. Jake okazao si podne, e zamiast debiutowa utworem wysilajcym si na szczero, powag i autentycz no, puciem si na takie igraszki i figielki! Przede wszystkim, gdyby te opowiadania byy szczere etc. skamabym, gdy wtedy nie byem zdolny do szczeroci; a kamstwo nie jest zdrowe dla artysty. A take parodia pozwolia mi na wyzwolenie Formy, oderwanie jej od przyziemnoci, pchnicie w c zysty przestwr, gdzie ona staa si lekka, miaa i odkrywcza. Trzeba doda, e nie znaem wwczas ani Joycea, ani Kafki, surrealizm by mi prawie obcy, a o Freudzie wiedziaem co nieco, niewiele. Jeli co zaapaem z tych natchnie, to o tyle tylko, o ile one byy w powietrzu, w rozmowach, w dowcipach. Aparat formalny, ktry uruchomiem, by wic w duej mierze moim wynalazkiem. I ten aparat wprowadzi mnie znienacka w okolice, do ktrych chyba nigdy nie omielibym si zajrze, gdybym by mniej pijany winem absurdu, gry, mistyfikacji, parodii. Niech pan zajrzy do opowiada, jak Banbury, Przygody, czy do jakiegokolwiek innego, znajdzie pan tam sytuacje, intuicje, wizje, nie ustpujce w niczym temu, na co pniej si zdobyem; i trzeba przyzna, e, w skali moich moliwoci, ta pierwsza ksika bya ju niejednokrotnie na poziomie najlepszych moich osigni. Pniej napisaem jeszcze oba Filifory, Szczura i Bankier lepsze pod wzgldem technicznym, ale nie rnice si zasadniczo od tych pierwszych moich literackich poczyna. Filifor to tryumf Funkcji nad Ide (Syntezy i Analizy), rzecz oparta na Symetrii. Szczur jest ekstra-introwersyjny, a Bankiet przewalajcy si z pianissima w for tissimo, jest podniesieniem do potgi. C w sumie dala mi ta pierwsza ksika? Prawie nic, bo caa bya gr i bardzo duo. Nazwaem mj tomik Pamitnikiem z okresu dojrzewania. Niezgrabny tytu! Kalkulowaem, e wpynie korzyst nie na sprzeda. Ale zawiera si te w nim ta naiwno moja ziemiasko-szlachecka; u progu debiutu ogarn mnie lk, chciaem by wiedziano, e ja to tak na pocztek, e to prbka, wstp do czego lepszego. (Bardzo wstydziem si wwczas pisania, kryem si, chowaem papiery, gdy kto wchodzi do pokoju. I do dzi enuje mnie tyle bezwstyd pocztkujcych literatw jestem poet co parada z pawio rozczapierzonym ogonem owych Uznanych i Zatwierdzonych w rodzaju Cocteau, czy Aragona z Elz.) Pamitnik z okresu dojrzewania ukaza si w roku 1933, i ja, wyszedszy tego dnia na ulic, wiedziaem, e co ze mn stao si decydujcego. Te utwory daem ju do czytania w maszynopisie kilku przyjacioom, Tadeuszowi Brezie, Adasiowi Mauersbergerowi i jego siostrze, Toniowi Sobaskiemu. Przyjli je jak najlepiej, miaem wic od pierwszej chwili ludzi co we mnie wierzyli i do nich przyczyli si inni. Ale to byy opinie prywatne. Poczy si sypa recenzje w gazetach. Mody pisarz nie umie jeszcze si wypowiedzie. Gombrowicz susznie w tytule podkreli swoj niedojrzao. Autor hoduje pretensjonalnej niezrozumiaoci. Miejmy nadziej e pan Gombrowicz spowanieje z wiekiem . Jakby mi zataczono po twarzy. Cofnem si, ogupiay, w trwodze. Jaka niejasno... Po raz pierwszy doznaem na wasnej skrze krytyki literackiej, ktra, niestety, w znakomitym procencie jest i pozostanie olim rykiem, nota bene olim rykiem przez megafon (prasy). Nagle najgorsza hoota intelektualno artystyczna Warszawy jakie zacne ciotki kulturalne, jakie belfry, jacy koneserzy, jacy mdrkowie i stranicy wartoci, wszystko patne od wiersza zaczli mnie obkada swoimi popiesznymi, powierzchownymi, askawymi i gupowatymi osdami. Byem obiektem, nie mogem si broni. Nie wszystkie recenzje byy a tak tragiczne. Ale byo ich dosy bym poczu si zlekcewaony w tym, co miaem najcenniejszego. I c z tego, e tu i wdzie zakwita jaki entuzjasta? Prasa gosia moj niedojrzao. Witold zosta skrytykowany- mwiono w mojej rodzinie z pewnym ubolewaniem.

3. IWONA Mimo wszystko Pamitnik z okresu dojrzewania wcign mnie w wiat artystyczny i przysporzy pewnego prestiu w koach awangardy. Zaczem bywa w kawiar niach literackich Warszawy, ale bynajmniej nie w najlepszym towarzystwie. Grupa poetw Skamandra i ich tygodnik, Wiadomoci Literackie, przewodziy modszemu pokoleniu, tam rozdawano honory i robiono reklam. Jako nie przylgnem do stolika kawiarnianego skamandrytw bo moe moja wiejska niemiao draa przed ich wielkomiejskoci a moe nie chciaem pojawi si w roli nowicjusza i moe chciaem by panem na wasnym folwarku do, e sprawiem sobie wasny stolik, niesamowity, z udziaem aspirantw i pretendentw, na p jedynie urodzonych w sztuce, prowincjonalnych grafomanw, rozwichrzonych mylicieli, modych poetw

zgodniaych, nie wymytych marzycieli wszystko okraszone kilkoma rzeczywistymi talentami i w tym to gronie ja z niezmordowan wytrwaoci, z elazn godn podziwu, konsekwencj mwiem, mwiem i m wiem, co wieczr, co noc, gupstwa, gupstwa, gupstwa... ktre jednak nie byy gupstwami, bo jednak byy gdzie jako moimi prawdami. Utrzymanie stylu stao si najwyszym prawem. Przyznaj, nie robiem zbyt powanego wraenia i nawet robiem wszystko, by nie robi powanego wraenia. Optany form, byem gotw sta si jej baznem wieczystym. Nawizaem przyja ze wietnym (za mao znanym w wiecie) Brunonem Schulzem, z Adolfem Rudnickim. Przewanie ydzi byli mymi intelektualnymi przyjacimi i oni te stanowili wikszo mojej publicznoci. Zwano mnie niekiedy ydowskim krlem. (ydom bardzo wiele mam do zawdziczenia.) Co robi? Wci nie czuem si na siach by podj rozgrywk z moim losem. Aby zyska na czasie zabraem si do pisania sztuki teatralnej. Tak narodzia si Iwona, ksiniczka Burgunda. Ten utwr zgotowa mi niespodziank. Ogoszona w roku 1935 (jeli dobrze pamitam) w miesiczniku Skamander, Iwona nie zwrcia na siebie wikszej uwagi i przedwojenne teatry polskie ni si nie zainteresoway. (Dostaem wwczas manii gardzenia aktorkami i eby upokorzy najsawniejsze przedstawiaem si im za kadym razem, gdy je widziaem; kiedy po raz pity przedstawiem si szarmancko jednej z nich na jakim przyjciu, zapaa szklank z wod i chlusna mi w twarz krzyczc teraz pan mnie zapamita! Moe, gdybym nie przedstawia si tak tym aktorkom...) Do, e Iwona w Polsce przedwojennej nie zostaa zauwaona, a ja, gdy wojna mnie odcia w Argentynie, prawie o niej zapomniaem. W dziesi lat potem, jak dojrzay owoc z drzewa, spady na mnie jej sukcesy w Paryu, w Sztokholmie i gdzie indziej, by to niespodziewany sukurs w cikiej bitwie, jak wiody moje powieci. Tragikomiczn histori Iwony uj mona w paru sowach. Ksi Filip, nastpca tronu, spotyka na spacerze to dziewcz niepocigajce... odpychajce... Iwona jest rozlaza, apatyczna, sabowita, niemiaa, nudna i trwoliwa. Ksi od pierwszej chwili nie moe jej znie, zanadto go denerwuje; ale zarazem nie moe znie tego, e musi nienawidzi nieszczsnej Iwony. I wybucha w nim bunt przeciw prawu natury, ktre modziecom nakazuje kocha tylko powabne dziewczta. Nie poddam si temu, bd j kocha! rzuca wyzwanie swej naturze i zarcza si z Iwon. Iwona, wprowadzona na dwr krlewski, jako nar zeczona ksicia, staje si czynnikiem rozkadowym. Obecno niema, zastraszona, jej rozlicznych defektw sprawia, i kademu przychodz na myl wasne jego tajone braki, brudy, grzeszki... i wkrtce dwr zamienia si w wylgarni potwornoci. I kady z tych potworw, nie wyczajc ksicia, poczyna dysze dz zamordowania nieznonej Cimcirymci. Dwr mobilizuje w kocu wszystkie swoje blaski, wszystkie wyszoci i wspaniaoci i z wysoka j zabija. Oto historia Iwony... czy a tak trudna do zrozumienia? Ale skonny jestem przypuci, e mam jakiego pecha, dziki ktremu to co najprostsze, najwyraniejsze, w moich utworach jest odbierane w sposb najbardziej fantastyczny i dzisiaj jeszcze zdarza mi si czyta recenzje z Iwony w ktrych mowa, e to s atyra polityczna na reym komunistyczny w Polsce, e Iwona jest Polsk, czy te wolnoci lub e to satyra na monarchi. Uff! Mniejsza z tym, co innego wydaje mi si godne podkrelenia. Naprzd, e Iwona bardziej jest rodem z biologii, ni z socjologii. Po wtre, e jest rodem z owego bezdroa mojego, gdzie mnie dopadaa nieograniczona dowolno ksztatu, ludzkiego ksztatu, jego rozwizo, jego wyuzdanie. Cigle wic to we mnie byo... i ja byem w tym...

4. FERDYDURKE Iwona, wie pan, to nie byo to... nie byo to, czego potrzebowaem. To bya gra na zwok. Czas mija. Dochodziem do trzydziestki. A sytuacja moja na kontynencie europejskim stawaa si z kadym dniem przykrzejsza i bardziej niewyrana Co robi? Jak zwiza moje pisanie z moj rzeczywistoci? To prawie to samo pytanie, ktre dzi sobie stawiam, u schyku, w tych naszych rozmowach... ternel retour! Przyjrzyjmy si w kadym razie bliej utworowi, ktry przed laty trzydziestu zrodzi si z tego pytania: powieci, czy moe raczej pamfletowi, Ferdydurke. Obrona osobowoci. Wiedziaem, co mam napisa. Broni siebie samego! Narzuci siebie ludziom! Walczy o siebie! Ten nowy utwr mnie mia suy, mnie osobicie. I to miao by gwarancj jego osadzenia w rzeczywistoci. Gdy rzeczywisto (mylaem) ta oglna, obiektywna, nie jest adn rzeczywistoci. Prawdziwa rzeczywisto to ta wasna, prywatna. Nie wolno mi napisa zupa pomidorowa jest dobr zup. C za uzurpacja! Ale jestem w moim prawie,

gdy mwi mnie smakuje zupa pomidorowa. To waciwy sposb mwienia! Oto styl! Niech utwr stanie si mn. Niedojrzao. Zawsze ze wzruszeniem wykrywam upart obecno logiki w chaosie mojej egzystencji. Pan ju wie: byem zoony z trzech (co najmniej) istot, z ktrych jedna bya ziemiasko-szlachecka, naiwna, niezrczna, maminsynkowata. To moje ja wiejskie dopado w strachu mego tomu nowel i w ostatniej chwili opatrzyo go niezgrabnym tytuem Pamitnik z okresu dojrzewania. I w konsekwencji gazety zawoay z uciech: Patrzcie! Niedojrzay! Wic teraz, zaczynajc Ferdydurke, podjem ten zarzut niedojrzaoci. Z niedojrzaoci kompromitujce, nieprzyjemne sowo zrobiem mego cheval de bataille. Gdyby nie tytu pierwszej ksiki, nigdy chyba nie stabym si piewc niedojrzaoci. A i piewc formy, w tym przynajmniej jej zwizku z niedojrzaoci. Przypadek? Nie tak bardzo. Ten tytu nie by przypadkowy. Nie byo przypadkiem, e moje ja, niezgrabne, kompromitujce, dopado w ostatnim momencie byskot liwego tomiku, by wycisn na nim swoje pitno. W ten sposb mj tomik zosta wzbogacony i pogbiony... tym wanie ja, ktre miao pozosta w ukryciu. FERDYDURKE nie chce mnie broni. Tak, bd si broni! Wyszydz szydercw! Ja niedojrzay? To gupota wasza opatruje mnie stemplem niedojrzaoci! Oto wic belfer Pimko zachodzi do mnie, niby z wizyt, pogaduje o tym i o owym, a znienacka. zaczyna mnie egzaminowa! Robi ze mnie ucznia! Zy stopie mi stawia! I wreszcie, pup dziecinn z naga przyprawiwszy, mnie, trzydziestolatka, oddaje tryumfalnie do szkoy! Przypominam sobie doskonale, e na tych pierwszych stronach Ferdydurke moje ambicje nie sigay poza dowcipn satyr, ktra by mnie wywyszya ponad wrogw. Ale wkrtce utwr tak gwatownie mi si roztaczy, tak zacz ponosi w stron najbardziej zwariowanej groteski, e musiaem przerobi cay pocztek nadajc mu to samo groteskowe nasilenie. I poczuem e Ferdydurke wymyka mi si, nie chce mi suy, zaczyna y wasnym yciem, rzdzi si wasnymi prawami i, zamiast godzi w moich wrogw, wiedzie mnie ku czemu innemu. Och, wie pan3 mog nie bez przyjemnoci powiedzie majestatycznym moim kolegom po pirze, co to pisz dla Ludzkoci i w imi Ludzkoci, e nie napisaem jednego sowa w innych celach, jak najci lej egoistyczne; ale zawsze utwr mnie zdradza i odrywa si ode mnie. Tak te stao si z Ferdydurk. Ale... co si stao? Sprbujmy opowiedzie jak najprociej dlaczego utwr poczty z osobistych zadranie doprowadzi mnie do sprawy tak uniwersalnej, jak dramat formy ludzkiej, jak to bolesne zmaganie si czowieka z wasn jego form (co znaczy: z jego sposobem bycia, czucia, mylenia, mwienia, dziaania, z jego kultur, ideami, ideologi, hasami, wiar... ze wszystkim, w czym on si na zewntrz obja wia). Tak, Ferdydurke miaa by obron mej osobowoci. Ale jakiej to osobowoci, z wielu moich, miaem broni? Przypominam jeszcze raz: sytuacja moja na kontynencie europejskim stawaa si z kadym dniem przykrzejsza i bardziej niewyrana. Ba, ju wiadomo, Dominiku, byem zlepkiem rozmaitych wiatw, ni pies, ni wydra. Nieokrelony. Ale tylko kto idcy za mn krok w krok i podgldajcy mnie we wszystkich zetkniciach z ludmi mgby zda sobie spraw, z jakim ma do czynienia kameleonem. Zalenie od miejsca, osb, okolicznoci, byem mdry, gupi, prostak, wyrafinowany, milczek, causeur, niszy, wyszy, pytki lub gboki, byem lotny, ociay, wany, aden, wstydliwy, bezwstydny, miay lub niemiay, cyniczny albo szlachetny... czyme nie byem? Byem wszystkim! Jakie niewyrobienie! Ale moe lepiej poda tytuem przykadu kilka moich gaff z owego czasu. Prosz, taki drobiazg. Gdy par miesicy upyno od ukazania si mego tomiku opowiada, sporzdziem zestawienie pochlebniejszych cytatw z pr asy by je rozdawa znajomym. Nazywao si to Prasa o Pamitniku do dnia... (tu data). To do dnia jest rozczulajce! W takie dziecistwa popada ju prawie trzydziestoletni autor ksiki awangardowej i ostrej, wcale nie dziecinnej... takimi bzdurami wydawaem siebie na pastw tym wanie krytykom gazeciarskim, z ktrymi miaem walczy o wasn dojrzao. Umar mj ojciec. Dzikujc komu za przesane kondolencje zrobiem plam atramentow na licie. Wysaem list z plam... e niby, w takiej chwili tragicznej, plamy nie maj znaczenia. Do dzi si rumieni. Umylnie ograniczam si do takich gupstw malekich. Ale jaka ich potga, jeli po trzydziestu latach jeszcze si rumieni. Jake kto taki mg pretendowa do satyry, krytyki, do wyszoci i pewnoci siebie, do rozprawy z wrogami? Posumy si dalej. Gdyby ten szpieg, idcy za mn krok w krok, zapuci si w lad za mn w ciemne zauki u wylotu ulic dalekich, zdumiaby si jeszcze bardzie)... i moe zarumieni... Na progu trzydziestki nie miaem za sob jednej normalnej mioci.

Z przyczyn mi nie znanych nie chciaem mioci i nawet jej nienawidziem, erotyzm mj by tragiczny, fizyczny, zawsze szukajcy na olep czego bezcennego, o czym wiedziaem, e tylko w najniszych rejonach ycia moe si znajdowa, popd erotyczny by zawsze we mnie si cigajc w d. W najwyszych swoich zapdach mg dostpi charakteru koleeskiej, lekkomylnej, zabawnej miostki, a w najniszych... Do, pomimy przepychy tej ndzy, jej wito. Gdyby wic ten szpieg, idcy za mn, zdyba mnie w pewnych sytuacjach, ujrzaby moe kogo zgoa nieprzewidzianego, nacechowanego by moe zdumiewajc atwoci, o oczach, rkach, odmiennych, poniekd zbrodniczych, a moe swawolnych, moe rozbrajaj cych... Saptenii sat. Mgbym doda jeszcze ze sto, dwiecie sposobw bycia mego... luzem chadzajcych, nie zespolonych. Na jak wypowied literack mogem si zdoby? Jak walczy o siebie w tych warunkach? Francuz, Anglik, nie dowiadczaj takich dysonansw, przynajmn iej w tym stopniu. Francuz, Anglik, jaki by nie by osobicie, wewntrznie rozdarty, od razu wchodzi w pewn form narodow, angielsk, francusk, od wiekw wypracowan, gotow. Ja byem Polakiem. Ustpy mojego Dziennika, dotyczce polskoci, zostay bardzo niedokadnie przeczytane przez czytelnika zachodniego. Mwiono mi nawet: lepiej by byo eby pan to usun, c nas to moe obchodzi! Czas ju by synowie kultur wyszych przestali zbyt popiesznie zadziera nosa. Podstawcie pod sowo Polska Argentyn, Kanad, Rumuni itd. a moje wywody (i moje cierpienia) rozszerz si wam na spor cz wiata, na wszystkie kultury europejskie wtrne, drugorzdne. Przyjrzyjcie si jeszcze lepiej: zobaczycie, e to sprawy jadowite, ktre i was nie oszczdzaj. Byem Polakiem. Znajdowaem si w Polsce. Czyme jest Polska? Jest to kraj midzy Wschodem a Zachodem, gdzie Europa ju poczyna si wykacza, kraj przejciowy, gdzie Wschd i Zachd wzajemnie si osabiaj. Kraj przeto formy osabionej... aden z wielkich procesw kultury europejskiej nie przeora naprawd Polski, ani renesans, ani religijne walki, ani rewolucja francuska, ani rewolucja przemysowa; tu tylko zagodzone echa dochodziy. A wspczesna rewolucja rosyjska te nie zostaa przeyta, tylko skutki jej dostay si (przymusowo) Polsce, ju gotowe. Katolicyzm? Kraj jest wprawdzie w orbicie Rzymu, ale polski katolicyzm jest bierny, polega na cisym przestrzeganiu katechizmu, nigdy nie by twrcz wspprac z kocioem. Na tych wic rwninach, otwartych na wszystkie wiatry, odbywaa si od dawna wielka Kompromitacja Formy i jej Degradacja. Rozmazywao si to, rozazio... Tu kultura bya rwninna, wiejska, pozbawiona wielkich miast, silnego mieszczastwa, gdzie ycie si skupia, komplikuje, pitrzy, nabiera rozmachu, zasila tysicem splotw midzyludzkich. Bya szlachecko-chopska, proboszczowska, szlachcic na folwarku siedzia, chopem pogania, a ksidz proboszcz by wyroczni. Poczucie bezformia, drczce Polakw, ale te wypeniajce ich jak dziwaczn wolnoci, byo u rda ich uwielbienia dla polskoci. Prosz wic zrozumie dodatkow trudno mojej sytuacji w porwnaniu z artystami Zachodu. Gdybym si urodzi Francuzem, czy Anglikiem, lepiej umiabym si zachowywa! I jake ja mogem w rozgrywce o moj osobowo oprze si na mojej kulturze narodowej? Owszem, ta forma polska, styl sarmacki, istniay, nawet do jaskrawo... ale to byo za kuse i tkwi w tym element rozkadowy saboci. Gdzie bya polska myl oryginalna, polska filozofia, polski udzia intelektualny i duchowy w tworzeniu Europy? Literatura od stu pidziesiciu lat bya zakorkowana dramatem utraty niepodlegoci, sprowadzona do lokalnych nieszcz. Najwiksza figura tej literatury to Mickiewicz. Jake ja mogem oprze si na Mickiewiczu, wspaniaym poecie, ale o koncepcjach i horyzontach pobonego dziecka, zabkanego w kiepskie mistycyzmy? W oparciu o to miaem walczy o siebie? Wystarczy porwna Mickiewicza z Goethem aby poj cae szalestwo takiego zamiaru. Pisarze polscy mego pokolenia mieli na og do wyboru dwie drogi. Mogli ograniczy si do polskiego terenu, ale wtedy skazani byli na podrzdno; albo mogli aspirowa do europejskoci, ale w tym wypadku te ska zani byli na podrzdno, gdy to bya europejsko z drugiej rki, ktra jedynie staraa si dorwna Europie i powtarza Europ. Zapyta pan moe: ale dlaczego nie poszuka oparcia w wielkich prdach epoki, ktre te s swego rodzaju ojczyznami? Jeli nie w katolicyzmie, to w komunizmie, lub w faszyzmie? Katolicyzm? Ja, niewierzcy? Komunizm, lub faszyzm? Ja, niewierzcy? Nie, najmniejszego powoania nie miaem na mnicha, ktry wierzy, boi si nie wierzy, nie dopuszcza zwtpienia, utwierdza si w wierze. Teorie? Idee? Od zawsze wiedziaem, e to sita, przez ktre ycie przecieka. A rola postpowego intelektualisty zaangaowanego i pouczajcego ludzko jaka ma by jej droga, wygldaa mi i zbyt pretensjonalnie i frywolnie. Pragn mwi z panem o moim yciu w sposb moliwie najprostszy, wic i tutaj przytocz tylko najmniej skomplikowany z moich argumentw. Gdzie dyplom, mwiem sobie, ktry mnie upowania do przewodzenia ludzkoci, a nu jestem gupcem, ktry wprowadza tylko zamt i utrudnia innym pozytywn robot? Czy historia nie roi si od dusz szlachetnych, ktrych nieposkromiona szlachetno narobia okropnego bigosu

i staa si zarzewiem dugotrwaych mordobi? Pilnuj tedy wasnego podwrka, nie zagldaj do cudzych. Dla mnie, widzi pan, ten postulat, by przemawia tylko we wasnym imieniu, by nie tylko elementarnym warunkiem dobrego stylu, by take wyrazem mojej moralnoci i mego poczucia odpowiedzialnoci. (I, jak zawsze bywa, ujto to na opak i poczytano mi skrupu moralny za oscho, egoizm i pych). A poza tym... ja, Polak, ufajcy teoriom? Ale groteskowe! Na niebie polskim, tym niebie omdlewajcej, koczcej si Europy, zbyt wyranie wida jak skrawki papieru nadlatujce z Zachodu zniaj lot by osi w bocie, na piasku iby jedynie chopaki pasce krowy mogy z nich zrobi wiadomy uytek... ale ta teoria, pdzca gr, staje si te mieszna, lepa, poda, krwawa, bzdurna, delikatne myli brzemienne s grami trupw. C pan chce, kady widzi wiat ze swego miejsca. Nie darmo byem rodem z rwnin, ktre Europ dziel od reszty wiata. Komunizm, faszyzm, koci, jakakolwiek wiara? Nie. Sam zupenie, pozbawiony wszelkiego zaplecza i w dodatku wewntrznie rozdarty, nie wiedziaem co robi. Co robi? Jednego byem pewny: e tylko bardzo ostre, radykalne, cicie da sobie rady z mym wzem gordyjskim; ta myl o jakiej kracowej bezwzgldnoci, ktra mi jest sdzona, bkaa si niejasno we mnie, od dziecistwa prawie. I nawet czya si ona z pewnym optymizmem, przynajmniej w tym co si tyczy literatury: gdy ja i tego byem pewny cho tak niewypierzony, miaem jednak prawo do gosu, jak wszystko co jest fak tem, co istnieje. Miaem, uwaa pan, to co maj wszyscy i co si nazywa wymow faktu. Co robi? Naprzd, powiedziaem sobie, trzeba uzna ten stan faktyczny, przyzna si do rzeczywistoci, ujawni j. Jeli jako czowiek, jako Polak i jako artysta, byem skazany na niedoskonao, na nic nie zda si nadrabia min i udawa przed sob i wiatem, e wszystko w najwikszym porzdku. Przeciwnie, byo spraw uczciwoci, godnoci, rozumu, a przede wszystkim spraw ywotnoci, zerwa raz na zawsze z mistyfikacj. Zacznijmy od Polski. Trzeba byo zerwa z Polsk i przeciwstawi si Polsce. Dla Polakw Polska, jak dla Francuzw Francja, jest skarbem godnym najwyszego powicenia. Ot byo rzecz absolutnie nieodzown stwierdzi, e Polska, twr poredni midzy Wschodem a Zachodem, wydana wskutek swoich warunkw geograficznych i historycznego rozwoju niedoskonaoci i podrzdnoci, musi by przezwyciona, albowiem nie jest w stanie zapewni Polakom jakiejkolwiek penej wartoci. Nie jest suszne by Polak powica swj osobisty rozwj, swoje czowieczestwo, na rzecz Polski. Polak urobiony przez Polsk, przez swoje rodowisko, przez swoj tradycj, z koniecznoci musia by gorszym czowiekiem od ludzi Zachodu. Mona od biedy zrozumie, e Francuz uwielbia Francj, Anglik Angli, gdy one im dostarczaj wielu cennych przewag. Ale by czowiekiem wicej znaczy, ni Francuzem, a te Europa wicej znaczy, ni Anglia, czy Francja. Wic dla ludzi, umieszczonych w krajach gorszych, sabszych, jak Polska, Argentyna, Bugaria, przykutych uczuciowo do nich, im poddanych, przez nie urabianych, byo spraw naprawd ycia i mierci oderwa si, uzyska dystans... Nie, tu nie wystarcz jakie konstruktywne krytyki wad i usterek wasnego narodu, robione w duchu patriotycznym ku udoskonaleniu narodu. Taka krytyka te jest uwarun kowana narodem. Zerwa! Dystans! Pisarz, artysta, czy w ogle kto komu zaley na rozwoju duchowym, musi poczu si czowiekiem, mieszkajcym w Polsce, w Argentynie, musi uzna Polsk, Argentyn, jako przeszkod, jako co wrogiego. To tylko moe zapewni peni swobody. Ludmi naprawd swobodnymi duchowo, naprawd, jeli idzie o Europ, europejskimi, stan si ci, dla ktrych ojczyzna bdzie przeszkod raczej, ni atutem do wykorzystania. Referuj panu moje wczesne pogldy, ktre, pniej, ulegy pewnemu uzupenieniu. Wic ja chciaem by, Dominiku, jak owi modziecy, co pojawiaj si na stacjach miast prowincjonalnych z tobokiem, gotowi do drogi, i na widok nadchodzcego pocigu mwi: tak, musz si oderwa od miasta rodzinnego, to dla mnie za ciasne, egnaj, miasto, powrc moe do ciebie, ale tylko, gdy szeroki wiat urodzi mnie po raz drugi. Nie chc od tej chwili by Polakiem; bd zupenie sam! Sam? Ale samotno wyda ci na pastw wasnym twoim prywatnym ndzom! W takim razie daj mi n! Musz dokona cicia bardziej radykalnego! Musz odci si od siebie samego! Nietzsche, przypuszczam, tymi mniej wicej sowami okreliby mj dylemat. Przystpiem do operacji. Noem odrzynajcym bya nastpujca myl: uznaj, pojmij, nie jeste sob, nigdy nie jest si sob, nigdy, z nikim, w adnej sytuacji; by czowiekiem to znaczy by sztuczn ym. Proste? Dosy. Trudno jedyna, e nie wystarczao uzna, poj, trzeba byo przey i wy si. Historia przysza mi z pomoc. W owym przedwojennym czasie co dziwnego poczo wyrabia si z ludmi. Wojn mona uj jako konflikt form. Widziaem nie dowierzajc temu, co widz, jak sposobica si do wojny Europa zwaszcza rodkowa i wschodnia wchodzia w okres demonicznej mobilizacji formalnej. Hitlerowcy, komunici, fabrykowali sobie grone, fanatyczne, oblicze, fabrykacja wiar, entuzjazmw, ideaw, dorwnywaa fabrykacji armat i bomb. lepe posuszestwo i lepa wiara stay si obowizujce nie tylko w koszarach. Wprowadzano si sztucznie w stany sztuczne, i wszystko a przede wszystkim sama rzeczywisto miao by powicone dla uzyskania

siy. Co to? Jaskrawe gupoty, cyniczne fasze, nieprzytomne przeinaczanie najoczywistszej oczywistoci, atmosfera zego snu... Okropno tej potwornoci. Te lata przedwojnia moe bardziej haniebne byy od samej wojny. Duszc si w owym nateniu Formy, zrozpaczony, rzuciem si z caych si ku nowemu odczuwaniu czowieka, to jedno pozwalao zachowa troch nadziei. Gdzie si znajdowaem? Znajdowaem si wraz z ludzkoci w najciemniejszej nocy. Stary Bg umiera. Kanony, prawa, obyczaje, ktre stanowiy dorobek ludzkoci, znalazy si w prni, pozbawione autorytetu. Czowiek pozbawiony Boga, wyzwolony, wolny i dowolny, poczyna sam siebie stwarza poprzez innych ludzi... Forma, to ona wci, a nie co innego, bya u sedna samego tych konwulsji. Czowieka nowoczesnego charakteryzowa nowy stosunek do formy, o ile atwiej on j sobie stwarza i by przez ni stwarzany! Wyobrania ukazywaa mi ludzi przyszoci, ktrzy wiadomie bd si midzy sob ksztatowa: kto niemiay tak wybierze i ustali swoje zwizki z otaczajcymi go osobami, i stanie si zgoa bezczelny. A rozpustnik, umiejtnie manewrujc sob i innymi, wyprodukuje spor doz ascezy. Skojarzyem ow oglnoludzk panoram z moim osobistym dowiadczeniem i dostpiem pewnego uspokojenia: to nie ja tylko byem kameleonem, a wszyscy. To bya nowa kondycja ludzka, ktr na gwat trzeba byo sobie uwiadomi. Odtd staem si poet formy. Odciem si od siebie samego. Rzeczywisto odkryem w nierzeczywistoci, na jak skazany jest cz owiek. A Ferdydurke staa si (zamiast mnie tylko suy) groteskowym poematem o mkach czowieczych sowa Schulza na prokrustowym ou formy. Ba! Symplifikuj! Chociaby dlatego, e przedstawiam w proces mylowy jak co okrelonego i poprzedzajcego napisanie Ferdydurke. Ale artysta waciwie nie myli, jeli przez mylenie rozumiemy elaboracj acucha poj. Myl rodzi mu si w zetkniciu z materi, ktr ksztatuje, jako co pomocniczego, jako wymg tej wanie ksztatowanej materii, wymg rodzcego si ksztatu: idzie o to, by dzieo si udao, zdolne byo do ycia, nie za o prawd. Moje myli formoway si razem z utworem, w upiornym, codziennym weraniu si w jego wiat, ktry powoli mi si odkry. Czy nie dlatego jednak myl artysty, cho nieraz kulawa w porwnaniu z myl myliciela, bywa traktowa na powanie? Jego myl nie jest such dedukcj w abstrakcji, powstaje w akcie denia do ycia, do stworzenia czego, co by byo ywotne... i rzeczywiste... jest tedy bardziej osadzona w yciu . Zacytuj kilka zda z rozdziau Ferdydurke, bdcego rodzajem komentarza do akcji powieciowej. Odwrt. Przeczuwam (ale nie wiem, czy ju mog to wyzna me wargi), e wkrtce nastpi czas Generalnego odwrotu. Zrozumie syn ziemi, e nie wyraa si w zgodzie ze swoj najgbsz istot, lecz tylko i zawsze w formie sztucznej i bolenie z zewntrz narzuconej, bd przez ludzi, bd te przez okolicznoci. Poczniemy przeto lka si tej formy swojej i wstydzi si jej, jak dotd czcilimy j i ni si pysznilimy. Wkrtce poczniemy obawia si naszych osb i osobowoci, stanie si nam jasne bowiem, e one bynajmniej nie s w peni nasze. I zamiast rycze Ja w to wierz ja to czuj ja taki jestem ja tego broni powiemy z pokor Mnie si w to wierzy mnie si to czuje mnie si to powiedziao, uczynio, pomylao. Wieszcz zadry przed swym piewem. Wdz zadry przed swym rozkazem. Kapan zlknie si otarza, a matka wpaja bdzie w syna nie tylko zasady, lecz take zdolno umykania si im, iby go nie przydusiy. I jeszcze. Wielkie odkrycia s nieodzowne potne ciosy, wymierzone mikk ludzk doni w pancerz stalowy Formy chytro niesychana i wielka uczciwo myli, i niezmierne zaostrzenie inteligencji iby czowiek umkn swej sztywnoci i zdoa pogodzi w sobie form i bezformie, prawo i anarchi, dojrzao i niedojrzao wieczyst i wit. I jeszcze. Starajcie si przezwyciy form, wyzwoli si z formy. Podr do Rzymu. Gdy Ferdydurke ukazaa si pod koniec roku 1937, jak ja poczuem si wobec ludzi? Pytanie na miejscu w tych osobistych zwierzeniach. Bez kwestii, poczuem si o wiele lepiej, ta ksika ustawiaa mnie jako wobec ycia. Poczuem si lepiej, ale bodaj nigdy nie czuem si gorzej. Zaamany, smutny, wyczerpany, spdziem par miesicy w Tatrach, potem wyjechaem do Rzymu. Urodzenie ksiki nigdy nie jest przyjemne, ale ten pord ze wszystkich moich by najgorszy. A te najzwyklejszy strach mnie dopada, gdy Ferdydurke bya nie lada prowokacj (o czym zapomniaem podczas pisania) i prasa nacjonalistyczna atakowaa mnie brutalnie, jako koruptora, co atwo mogo si skoczy pobiciem przez faszystowskie bandy. Ja ju w szkole wycierpiaem si niemao wskutek tego, i bdc pochliwy byem take nieznonie

prowokujcy. Bez artw. Trudne i cikie momenty owego no i co z tego? Nic, nic, nic, ktre nawiedzao mnie zreszt po kadej ksice; ale nigdy z tak si. Jednake podczas pobytu w Rzymie, gdzie adnego literata woskiego nie poznaem, z nikim si nie zadawaem bliej, a tylko chodziem sobie po ulicach, do muzew ani kociow nie zagldajc, zdarzyo mi si co charakterystycznego, co wiadczyo, e Ferdydurke mimo wszystko swoje robi. Zdarzenie to tak mniej wicej wygldao. Na placu przed kocioem w. Piotra spotykam malarza, z tych co to jad do Rzymu na studia, Polaka z Litwy. Malarz zapyta zwiedzi pan ju koci? Odpowiedziaem nie, kocioy w rodku wszystkie s takie same. Tak panu si zdaje? By ironiczny. Wiedziaem dlaczego. Dla artysty, czy literata, z rejonw Formy Zdegradowanej, z pogranicza europejskiego, wyjazd do Parya, Rzymu, Londynu, staje si niemaym problemem osobistym. Jak si zachowa? Jakim by? Spokojne poszanowanie i dyskrecja? Chodna grzeczno? Podziw? Pokora? Jawne kpiny pbarbarzycy? Poufno? Cynizm? Sztuczna naturalno? Wszystkie te taktyki maj jedn wad, s wyrazem gryzcego kompleksu niszoci. I, niestety, kompleks jest nie do uleczenia, po prostu dlatego, e nie jest kompleksem, a tylko rzeczywistoci... rzeczywistoci, mianowicie, ubogich krewnych. Kto naiwny mgby powiedzie, e wystarczy zapomnie o sobie i odda si cakowicie kontemplacji dzie sztuki. Mrzonki. O sobie nie mona zapomnie. Wiedziaem, jak mam rozumie jego ironiczne tak panu si zdaje? To miao znaczy aha, wybrae nonszalancj i lekcewaenie. Odpowiedziaem i, rzeczywicie, tak mi si zdaje, i e w dodatku nie chce mi si zdejmowa w kociele kapelusza. To moe w kapeluszu niech pan wejdzie do bazyliki? Na co odpowiedziaem nieza myl, wejd w kapeluszu. Dalszy cig dialogu jest niewany. Natomiast wane, bardzo wane byo, e ja mwic to nie poczuem si gupio! Ten frazes, ktry dla niego musia by zgryw, poz, kurczowym usiowaniem trzymania fasonu, zabrzmia mym uszom naturalnie, szczerze i swobodnie... i mwic to poczuem si Europejczykiem, najswobodniejszym, jaki kiedykolwiek przechadza si przed dostojn wityni. Poczuem si u siebie w domu! Dlaczego? Dziki Ferdydurce miaem zapewnion rol w Europie. Jak? Jasne. Ja to miaem powiedzie bazylice, madon nom i rzymskiemu forum, freskom i bibliotekom: jestecie strojem czowieka, niczym wicej. Po Ferdydurce, widzi pan, miaem naprawd prawo wej w kapeluszu do kocioa i nie byoby to gupstwem, ale aktem wiadomym, nie majcym nic wsplnego z komunizmem, ani z hitleryzmem, ani z jakimkolwiek dadaizmem, czy surrealizmem; miaem po temu wasn racj. I odtd ju przez cae ycie, w cigu dwudziestu trzech lat pampy argentyskiej, cz y gdziekolwiek indziej, nie opuszczaa mnie pewno, e jestem Europejczykiem i moe bardziej Europejczykiem, ni Europejczycy rzymscy i paryscy. Koatao si we mnie przewiadczenie, e rewizja formy europejskiej moe by przedsiwzita tylko z pozycji pozaeuropejskich, stamtd gdzie ona staje si luniejsza i mniej doskonaa. Sekretna pewno, e niedoskonao jest wysza (gdy bardziej twrcza) od doskonaoci, bya jedn z zasadniczych intuicji Ferdydurke. Jaka swoboda zatem! I co za satysfakcja by na ty z madonnami, podchodzi bez uszanowania do arcydzie, cay Rzym mie u stp, jak co w majestacie swoim za ciasnego! A wszystkie rozbiene tendencje mej duszy, zwaszcza moje cigoty do niszoci i moja szlachecko-prowincjonalna nieufno wobec sztuki i moje tajemne spoufalenie z bezformiem, popieray t moj zdobywcz herezj. Pniej, gdy Ferdydurke zostaa przetumaczona na obce jzyki, przekonaem si, jak bardzo jej swoisty brak poszanowania by dranicy dla pewnych kulturalnych Niemcw, lub pogbionych Francuzw, tudzie innych przedstawicieli zachodniej dojrzaoci. Niejeden krzyczc idiotyzm! wrzuca ksik do kosza. Ta lektura moe sta si zupenie niestrawna dla ludzi, ktrzy pewn wag przywizuj do siebie i swoich przemyle i swego stanu posiadania, dla wierzcego malarza, wierzcego naukowca, czy wierzcego ideologa. Za chodni czytelnicy Ferdydurke dziel si na: a) lekkomylnych, co beztrosko ni si bawi, b) powanych, c) powanych -obraonych. Wracaem z Rzymu do Warszawy via Wenecja, Wiede. Gdybym pisa powie, zamiast wspomnienia moje opowia da, tak przedstawibym mj powrt: jad, tryumfujcy, by powiedzie Polakom, suchajcie, zwycistwo, zwyciyem Rzym i Europ! I kady z was zrobi to samo gdy, przeczytawszy Ferdydurke, rozluni sobie nieco polsko! Ale bum! W Wiedniu wjeda mj pocig w tumy, manifestacje z pochodniami... Hitler wkracza! Anschluss! W Warszawie podniecenie, tumy, gorczka, zawzito, pogotowie wojenne... znw wic Polak musia w sobie si zamkn, jak w fortecy, w siebie uwierzy i siebie pokocha! I ze wszystkich krajw dochodzia przeraona furia zagroonych narodw. Mobilizacja! Czyme byo moje rzymskie, tryumfalne,

rozlunienie wobec tego nowego, potwornego, zesztywnienia? I czy nie byem jednak w sprzecznoci z moim czasem? Zrozumiaem w kadym razie: Ferdydurke skazana bya na klsk i ja wraz z ni. Dopiero w dziesi lat potem, po klsce powszechnej, na gruzach i zgliszczach Formy rozwalonej, ja i Ferdydurke zaczlimy dawa sabe oznaki ycia. Odczyt Brunona. Zanadto moe rozgadaem si na temat WschdZachd, PolakEuropa. To dlatego, Dominiku, e nasz dialog przeznaczony jest dla czytelnika zachodniego. I zapewne, moc tego samego mechanizmu, czytelnik zachodni najwicej uwagi powici memu kompleksowi niszoci wobec Zachodu. Ale nie! Nie uatwiajcie sobie zadania, panowie! Powtarzam: nie o kompleksy tu idzie, a o co waniejszego, o istotn niszo i istotn wyszo. Pora nadmieni, e to wyadowanie, jakim dla mnie bya Ferdydurke, nie ograniczyo si do tych jedynie spraw. Inne tam treci si kotoway, trudniejsze, i bardziej poufne. Jako w tym czasie mniej wicej, gdy ja w kapeluszu miaem wchodzi do bazyliki, mj znakomity przyjaciel, Bruno Schulz (nie do znany we Francji) przybywa ze Wschodniej Galicji do Warszawy, by w Zwizku Literatw wygosi odczyt o Ferdydurce. Odczyt, ktry wywoa protesty obecnych na sali koryfeuszw Polskiej Literatury Dojrzaej, co wskazywao i mj pamflet zdolny by wywoa burz co najmniej w szklance wody. W tym swoim odczycie da Bruno jedn z najgbszych analiz Ferdydurke, co tym bardziej jest godne podkrelenia, i dziao si w dawnych, przedpotopowych, czasach. Bruno mwi, midzy innymi, o strefie subkultury w mojej powieci, o jej garniturze form drugorzdnych. C by to znaczyo? Mowa o tym, e w Ferdydurke jawi si pewien wiat niszy, wstydliwy, z trudnoci dajcy si wyzna i sformuowa, nie bdcy wszake wiatem instynktu i podwiadomoci w sensie freudowskim, a powstay wskutek nastpujcego procesu: my w naszych stosunkach z ludmi pragniemy by jak najbardziej kulturalni, wysi i dojrzali, uywamy przeto jzyka dojrzaego i mwimy, na przykad, Pikno, Dobro, Prawda. Ale w naszej rzeczywistoci poufnej, prywatnej, czujemy si niedostatecznoci, niedojrzaoci, wic te dumne ideay ulegaj w nas degrengoladzie i tworzymy sobie prywatn mitologi, ktra bdzie zasadniczo te kultur, ale kultur lichsz, gorsz, sprowadzon na poziom tej naszej niedostatecznoci. wiat ten mwi Bruno jest stworzony z odpadkw naszego oficjalnego bankietu; jakbymy jednoczenie byli przy stole i pod stoem. Na przykad: idea piknoci kobiecej w Ferdydurke, jej Wenus, to nowoczesna pensjonarka fascynujca ydkami, a znw innym bogiem tej podrzdnej mitologii staje si parobek, z ktrym Mitus pragnie si bra...ta (nie brata si, a bra...ta si, to o wiele gorzej). W Ferdydurke peno takich niedojrzaych ideaw, mitw gorszego gatunku, takiej piknoci drugiej klasy, urokw tandetnych, wtpliwych czarw... Schulz kad nacisk na to, e ten wiat nie rodzi si tylko wskutek wyzwolenia instynktu, ale przede wszystkim wskutek degradacji formy. Na zewntrz chcemy by jak najbardziej kulturalni. .. ale wskutek tego na wewntrz jestemy poniej naszej kultury... i cigamy j w d, na nasz poziom... Nie ma tak odpadkowych, przezwycionych, ideologii w tym odczycie powiedzia tak tandetnych i mietnikowych form, ktre by tu jeszcze zawsze nie miay kursu i nie cieszyy si debitem. Tu okazuje si w caej lichocie struktura mitologii, przemoc ukryta w formach skadni jzykowej, gwat i rozbj frazesu, potga symetrii i analogii.. I zauway. Gombrowicz doszed do tego nie na gadkiej i bezpiecznej spekulacji beznamitnego poznania, a od strony patologii, patologii wasnej. Trafne. Potem mielimy bardzo zasadnicz rozmow, w ktrej robi mi gorzkie wyrzuty, e nie jestem osobicie na wysokoci tego, co pisz. Siedziaem na krzele, co tam z gupia frant przebkujc, a w duchu przyznawaem mu racj. Nie byem na wysokoci. Ja, specjalista od niszoci, byem te poniej wasnego utworu, ja, osoba prywatna, jaki tam Gombrowicz wiejsko-miejski... Czemu nie mogem celebrowa zwycistwa? Wszak ta przeklta moja patologia zostaa ze mnie wyrzucona i bya zawarta w ksice, bya ju tylko tematem moim, nie mn. Ciesz si wic, autorze! Tym razem dotare do gbokich swoich wstydw i wyrzucie je z siebie. I oto, zamienione w stref subkultury, mietnisko twoje staje si twoj dum. Ciesz si, odkrywco subkulturalnej strefy! Ba! Siedziaem na krzele. Mucha. Jest, wie pan, wielka jaka niesprawiedliwo w pracy artystycznej. Czowiek pisze w strachu, e dzieo spartaczone wstyd mu przyniesie, i ma racj, bo klska dziea jest cik osobist hab; ale, gdy dzieo si mniej wicej uda, nie ma si z tego adnej osobistej korzyci i nawet, zaryzykowabym to twierdzenie, adnej osobistej satysfakcji. Utwr, ktry si uda, ma wasne ycie, istnieje gdzie na osobnoci i ju niewiele moe si przyda yciu autora.

Mucha. Pomidzy mn, a Ferdydurke, dziao si akurat to samo, co na tylu jej stronach przytrafio si mym bohaterom. Zamieniony w kultur utwr buja na wysokociach, a ja pozostaem w dole i moe wolaem to, moe to byo mi blisze, moe lepiej si czuem na moim podwrku. Mucha. I co? I moe (jak ju zapisaem kiedy w moim dzienniku) moe moja niedojrzao, moja modo, byy mi cenniejsze?

5. DIALOG O FORMIE DOMINIQUE DE ROUX: Odnosz wraenie, e ta paska forma za ciasno bywa rozumiana przez czytelnikw i krytykw. Na og sprowadza si j do tego, e ludzie ksztatuj si midzy sob. To nie wystarcza. WITOLD GOMBROWICZ: Nie. Oczywicie, ze nie. R.: Czy mgby pan wprowadzi nas w arkana tej chemii? G.: Rzecz jasna, u mnie te sprawy nie s usystematyzowane, nie jestem uczonym. Mog jedynie wymieni niektre sytuacje w moich utworach. Ale powiem naprzd, e deformacja cile midzyludzka nie jest jedyna przede wszystkim dlatego, e czowiek w najgbszej swojej istocie ma co, co chtnie nazwabym imperatywem formy. To co jest chyba nieodzowne wszelkiej istocie organicznej. Na przykad wrodzona nam konieczno zaokrglania ksztatu. Wszelki ksztat napoczty domaga si uzupenienia, gdy powiem a co mnie zmusza do powiedzenia b i tak dalej. Ta konieczno zaokrglania, dopowiadania w myl jakiej logiki immanentnej ksztatu, gra bardzo wielk rol w moich utworach. W Kosmosie akcja polega na tym, e insynuuj si pewne ksztaty z pocztku embrionalne, stopniowo coraz wyraniejsze.., na przykad idea wieszania... mj bohater jest na ich tropie, ju, ju, wydaje mu si, e co wyoni si okrelonego, e rebus bdzie odczytany... boi si, ale pragnie... i za kadym razem ksztat zapada si w chaos. R.: W opowiadaniu o dwch profesorach z Ferdydurke te mamy do czynienia z takim imperatywem formy. G.: Tak. Z imperatywem Symetrii i Analogii. Profesor Wyszej Syntezy znajduje swj odpowiednik w profesorze Wyszej Analizy. Jeden dziaa syntetycznie, drugi analitycznie. Demon symetrii, obecny w caym opowiadaniu, osiga kulminant w scenie pojedynku: gdy Analityk wyamuje z osi symetrii, strzelajc w may palec profesorowej Filifor, Syntetyk musi wyama strzelajc w may palec kochanki swego przeciwnika. R.: Jeden z krytykw okreli to opowiadanie, jako tryumf Funkcji nad Ide. G.: Bardzo susznie. W samym zakoczeniu zarwno idea Wyszej Syntezy, jak idea Wyszej Analiz y, staj si pretekstem dla samej rozkoszy dziaania. Jak, przypuszczam, faszyzm lub komunizm. R.: Jednake ten, jak pan go nazywa, imperatyw formy doprowadza czsto u pana do sytuacji o wiele bardziej skomplikowanych i perwersyjnych. G.: Tak. W Kosmosie, eby dalej nie szuka, mj bohater zauwaa szereg anomalii, drobnych, mglistych, z ktrych kada nic prawie nie znaczy, ale wszystkie razem jakby co chciay wyrazi... Wrbel powieszony na drucie, patyk powieszony na nitce, co jak strzaki na suficie, wskazujce kierunek, dyszel, ktry te jakby co wskazywa... I to co, zasilone innymi przeyciami mego bohatera, jego fataln mioci do Leny, poczyna przybiera charakter coraz gwatowniejszej insynuacji wieszania.., powieszenia... Leny? W pewnym m omencie mj bohater, jakby w niecierpliwoci, spragniony dopowiedzenia szarady, do acucha wiesza docza jedno wasne: wiesza na haku kota, ktrego zadusi. To akt nielojalny i perwersyjny, bo stanowi przeskok ze wiata wewntrznego w zewntrzny, to jakby osaczanie siebie samego. Ale jest w tym jaka gboka konieczno duchowa. R.: Z tego jednak wida, e pan jest bardzo wiadomy tego co pan pisze. G.: Do pewnej granicy. Ksztatowanie si utworu we mnie jest chyba zasadniczo takie same, jak ksztatowanie si rzeczywistoci w moich utworach. We mnie te wsppracuje szereg elementw, ktrych nie zawsze jestem wiadomy. Skd mi si wzi, na przykad, ten dystans fizyczny w drugiej czci Kosmosu, ta echowo? Po co zmusiem ich do wyjazdu w gr y? R.: A wsadzanie palca w usta... naprzd trupowi Ludwika, a potem ksidzu? G.: Czy pan pyta, bo pana razi jaskrawo tych scen? Z punktu widzenia artystycznego jaskrawo jest bardzo podana; ten proces stwarzania formy, waciwy czowiekowi, bdzie tym wyraniejszy, im bardziej doprowadzi do czynw niesamowitych, dzikich, niesychanych. Aby sta si w peni wyczuwalny, musi przekroczy granice normalnoci. Dlaczego bohater Kosmosu wsadza palec w usta wisiel cowi? eby jest tego wiadomy poczy w sobie tym aktem wieszanie z ustami. Dotd to si dziao w nim na osobnych torach. Drczca go do szau asocjacja ust Leny z okropnymi ustami Katasi jako nie chciaa mu si poczy z owym wieszaniem, ktre

go osaczao jakby z innej strony. Wic teraz on sam to skojarzy w sobie wasnym swoim czynem, zapewne by sobie uatwi powieszenie Leny z powodu ust. To w nim dojrzao do skojarzenia. Naturalnie w takim zabiegu moe si ukrywa cae wowisko impulsw, mato take charakter aktu seksualnego itp. Interpretacje mog by rozmaite, wane dla mnie jest to, e istniej czyny, ktrych dokonujemy nie z jakich zewntrznych przyczyn, a dlatego, eby utorowa w nas samych drog pewnym skojarzeniom, pewnej organizacji rzeczywistoci. S to czyny dokon ywane na nas samych. Mnie w Kosmosie chodzio, wie pan, o wyodrbnienie tego nurtu Formy, eby ona ukazaa si sama w sobie, jak jaka czarna rzeka, pynca osobno, zbetana, coraz nowe kryjca w sobie moliwoci ksztatu, niezgbiona. W moim zamierzeniu to mia by utwr bardzo dramatyczny i myl, i w przyszoci takim si stanie... gdy mianowicie bezporednie wyczucie Formy, jako siy stwarzajcej, stanie si w nas silniejsze. Wtedy pojmiemy jej groz. Przygody z form s niezliczone! W Ferdydurke, w artobliwym rozdziale zatytuowanym Przedmowa do Filidora dzieckiem podszytego wymieniam casusy, jak skrt psychiczny, albo kiks, lub skos psychiczny. Byoby ciekawe, gdyby kto zada sobie trud sklasyfikowania tych wszystkich przygd z form na kartach moich ksiek. Moe wykryby w tym normy mnie nie znane. Ja daj si ponosi wyobrani i klasyfikacje mnie nie bawi. Ale rnice pomidzy poszczeglnymi wypadkami s trudne do ustalenia, gdy pojawiaj si zawsze w pewnym kontekcie duchowym, ich to jest rne. Mogoby si zdawa, e w Kosmosie wsadzenie palca trupowi w usta jest zabiegiem rwnie nielegalnym, co uprzednie powieszenie kota. A jednak nie albowiem to ju nie ten sam czowiek, on ju jest teraz po drugiej stronie, po stronie wi adomego stwarzania siebie. To z kotem, to bya nieudolna prba. Teraz on ju wie, czego mu trzeba, rozzuchwali si i chce mie siebie zdolnym do powieszenia Leny. R.: Czy analizy pana utworw, robione przez krytykw spod znaku strukturalizmu, trafiaj panu do przekonania? G.: Niezbyt. R.: Czytaem niedawno bardzo powan analiz Pornografii, spory esej ozdobiony wykresami, w ktrym mowa, e najwaniejsz postaci Pornografii jest Skuziak, w mody chopiec ze wsi, ktrego Fryderyk zabija w ostatniej chwili niejako gratis, bez wyranego powodu. Autor eseju twierdzi, e to jest najwiksze pana osignicie, e tu wyamuje si pan z formy powieciowej i daje pan powieci nowy wymiar. Akt pisania powieci wprowadza pan do powieci, ktr pan pisze. G.: Wyznaj, e formy powieciowe niewiele mnie interesuj. Jest chyba charakterystyczne dla kultur nadmiernie wyrafinowanych, jak paryska, e ten olbrzymi problem formy redukuje si im zbyt czsto do wypracowywania coraz to nowych modelw nowej powieci, do literatury i, co gorzej, do literatury o literaturze. Wtpi aby oni na tej drodze daleko zajechali. Znw antynomia: ten tylko bdzie wiedzia, czym jest forma, kto nie oddali si na cal od burzy ycia w caym jej ogromie. R.: Jak wic wyglda w paskich oczach to zamordowanie Skuziaka? G.: Dlaczego Fryderyk zabija go? On go zabija zupenie tak samo, jak wrzucamy do zupy kawaek misa: eby zupa bya smaczniejsza. On chce sobie zaprawi zup modym i zamordowanym, potrzebny mu smak modej mierci. Dziaa, jak reyser, to zreszt jego rola od pocztku, on chce doj do nowych rzeczywistoci, do nowych piknoci i czarw, zestawiajc ludzi, kombinujc modych ze starymi, to rodzaj Kolumba, ktry nie szuka Ameryki, lecz nowej rzeczywistoci i nowej poezji. Ten mody jest na uboczu, pta si nie wiadomo po co, trzeba go wczy w sytuacj. Jak? Zabi. To jeden wicej rym w tym poemacie, ale rym dla rymu, bez adnego innego uzasadnienia. Autor tej krytyki bardzo trafnie i rozumnie zauway, e ten akt jest w tym sensie wyjtkowy i wyamujcy si z toku powieci. Ale nie przypuszczam, aby mona byo naprawd poj co z tego, wyobraajc sobie, e ja podczas pisania gowiem si nad problemami nowych struktur powieciowych. C za nuda! Jaka anemia! Lepiej by zrobi ten przenikliwy badacz widzc mnie, autora, w moim dreniu, w moim zachwycie i wstydzie wobec krwawego uroku modej krwi. Trzeba uchwyci wszystkie prawdziwe, rzeczywiste, natenia pomidzy nami a Modoci. Przerabianie poezji na wykresy jest niewdzicznym zadaniem. Ja bym na miejscu tych panw tego si wstydzi. R.: Powrmy do rozrnienia, o ktrym wspomnia pan na pocztku. Powiedzia pan, e oprcz deformacji narzucanych sobie wzajemnie przez ludzi, istnieje deformacja, ktra nawet w samotnoci daje si we znaki, bdca wynikiem owego imperatywu formy, ktry nami rzdzi. Dotd mwilimy o czowieku samotnym. Co miaby pan do powiedzenia o czowieku wrd ludzi? G.: Nie chciabym powiedzie za duo. Wol, aby to wszystko stopniowo odsaniao si w cigu naszych rozmw. Krtko: czowiek narzucajcy swoj form jest aktywny, jest podmiotem formy, on j stwarza. Gdy forma jego dozna znieksztacenia w zetkniciu z form innych ludzi, wtedy jest w pewnej mierze stwarzany przez innych, jest obiektem. I nie s to wcale powierzchowne przeobraenia, gdy forma przenika nas a do gbi, wystarczy, abymy zmienili ton gosu, a ju pewne treci w nas nie bd mogy by wypowiedziane, nawet

pomylane, nawet moe odczute. Tutaj nasuwa si ogrom wariantw, ludzie s rozmaici, kombinacje midzy nimi s niewyczerpane. A do tego dochodzi potny nacisk form ju gotowych, wypracowanych przez kultur. Kada z trzech czci Ferdydurke koczy si eksplozj, wywoan zderzeniem form nie dajcych si pogodzi. Osobom, biorcym udzia w tych sytuacjach, brak wsplnego mianownika, formuy, interpretacji, czego co by pozwolio uj sytuacj. I wybucha Dysonans, Anarchia, Wielkie Rozprzenie. R.: Najciekawsza wydaje mi si w Ferdydurce rodkowa z tych trzech eksplozji, ta z nowoczesn pensjonark. I przecie ta cz Ferdydurke jest niezwykle aktualna, trudno uwierzy, e to byo pisane trzydzieci lat temu. Nowoczesna modo dopiero teraz dostpia ubstwienia. G.: Prorokuj, e modo jeszcze bardziej da si nam we znaki w przyszoci; gbiej, straszniej, bdzie si nam wdziera w odczuwanie *Te sowa zostay napisane w grudniu 1967, a wic na kilka miesicy przed rozptaniem si rewolucyjnych ruchw modzieowych tak na Wschodzie jak i na Zachodzie (uwaga Dominiquea de Roux) Bohater Fetdydurke walczy zaarcie z czarem nowoczesnej pensjonarki, poniewa to jest mitologia zwona, tania, niedojrzaa. Jego taktyka polega wic na konfrontowaniu pensjonarki z tym, co j przekracza. Pensjonarka uwielbiana przez starego Pimk? Owszem. Pensjonarka w objciach modego Kopyrdy? Tak. Ale pensjonarka w koszuli wobec Pimki i Kopyrdy jednoczenie, to ju co gupiego, niezrcznego, nie dajcego si zamkn w gotow sztanc, zwaszcza gdy doskakuj rodzice wprowadzajc jeszcze wikszy zamt. To pka. A poprzednio mj bohater, eby zepsu sobie pensjonark obrywa musze skrzydeka i t okalecza, bolejc much umieszcza w pokoiku pensjonarki. Pensjonarka nie wytrzyma tej muchy takie s jego kalkulacje gdy bl, choroba, okropno wiata nie mieszcz si w jej nowoczesnym stylu, zdobywczym, optymistycz nym stylu modoci i nowoczesnoci. Gdyby mi kto powiedzia, e to wszystko nie rni si tak bardzo od najzwyklejszego naruszenia konwenansu gdy kto przychodzi bez krawata na proszony obiad moe zgodzibym si, aby unikn dyskusji. Tylko, e u mnie to ma inn wag i staje si narzdziem stawania si ludzkiego. Nie zdziwibym si, gdyby czowiek przyszoci rozszerzy sobie olbrzymio swoje mo liwoci twrcze za pomoc takich metod takich rozsadza i konfrontacji w krlestwie Formy. Zreszt przykady, ktre zacytowaem to tylko abc tego alfabetu, nie znajcego granic. Potna to i bezmierna dynamika. Czowiek poddany midzyludzkiemu jest jak kawaek drzewa na wzburzonym morzu, wzbija si, spada, gry w odmtach, agodnie spywa po wietlistych zboczach, pochaniaj go rymy i rytmy zawrotne, boczne perspektywy; przeniknity ludmi, poprzez form, a do rdzenia, jest potniejszy od siebie i sobie nie znany, drogi jego, nieprzewidziane, otwieraj si same i on nieraz dosownie nie wie co si z nim dzieje. Jest funkcj napi powstaych w przypadkowych, zmiennych, ukadach, tworzonych przez ludzi, bdcych wypadkow wielu cinie... ten to twr midzyludzki, nieznany i nieuchwytny, wyznacza mu jego moliwoci. Duo by o tym gada! R.: Czy pan uwaa siebie za psychologa w sensie naukowym? G.: Nic podobnego. Widz i opisuj. Znalazoby si w nauce kilka koncepcji czowieka, z ktrych kada jest pod jakim wzgldem zbliona do mojej, ale adna nie jest akurat tym samym. Teoria to nie jest problem dla artysty, jego teoria obchodzi o tyle, o ile moe j wprowadzi w krew. R.: Jeszcze swko. Gdzie jest miejsce w tym pana wiecie zmiennych i przenikajcych si ksztatw na moralno? Niejednokrotnie krytycy nazywali pana moralist. Jak pan czy w sobie . kracowy relatywizm w widzeniu czowieka z postulatem moralnym? G.: Dla mnie moralno jest nieodzowna w literaturze. Bez moralnoci nie ma literatury. Moralno, to jakby sex appeal pisarza. R.: Hm... to brzmi... G.: Niemoralno jest odpychajca, a sztuka musi by przycigajca. R.: To wyznanie jest moralno-niemoralne! G.: Taki sobie kontrast. Jak zwykle w sztuce. Antynomie... Ale ja naprawd pragn by moralny. Tylko e w moim wiecie ten problem staje si bardziej kopotliwy, ma pan racj. Nasze dzisiejsze poczu cie moralne ma charakter indywidualistyczny, wywodzi si wci z pojcia duszy niemiertelnej, dla kadego osobnej, i niezbyt nadaje si do wiata ludzkiego, opartego na tak radykalnym stwarzaniu si czowieka poprzez ludzi. Coraz bardziej zdajemy sobie spraw, e co tu szwankuje. Przez ile rozmaitych moralnoci musi si przedrze kady z nas. Z ksidzem inna moralno, z kobiet inna. W wojsku co innego, w yciu cywilnym co innego. lepe posuszestwo, bez ktrego nie moe by wojska, jest zaprzeczeniem moralnoci cywilnej. W domu muchy bymy nie zabili, z aeroplanw spuszczamy napalm na mae dzieci. Nasze czasy pene s miejsc przewrotnych, gdzie z moralnoci wyrabiaj si istne cuda, kat powracajcy z barakw obozu

koncentracyjnego gaszcze czule pieska i sucha sowikw, a jego ona z doskona niewinnoci nakada na lamp abaur z ludzkiej skry. Czy oni s potworami moralnymi? Nie, to nie jest tak, wszyscy ju to czujemy, to jest jako inaczej. Nasze potpienie, nasze oburzenie moralne, chybiaj... To nie jest tak. R.: Zdaniem pana nie mona ustali jednej reguy moralnej dla wszystkich tych rzeczywistoci? G.: Nie da si... Chyba e to bd normy, tak oglne, e znajd wszdzie dowolne zastosowanie. Bdziemy musieli pogodzi si z tym, by moe, e tak zwana istota moralna, czy dusza, jest czym przekraczajcym pojedynczego czowieka, tworem skombinowanym wielu ludzkich istnie. RCzy wobec tego mona mwi o moralnoci? G.: Och, nie wiem. Prosz nie wymaga ode mnie odpowiedzi na wszystko. Zbyt czsto wymaga si od pisarza, eby da gotowy model wiata. Powtrz, co ju powiedzia em w moim dzienniku: literatura nie jest od rozwizywania zagadnie, ona je stawia. Ale pocieszmy si, e ju samo uwiadomienie sobie zagadnienia bywa wstpem do jego rozwizania. Ja take prbowaem teoretyzowa. I nawet to mi si niele ukadao. Powiedziaem sobie: jeli forma nas deformuje, to postulatem moralnym bdzie wycign z tego konsekwencje. By sob, broni si przed deformacj, mie dystans do najbardziej wasnych uczu, myli, o tyle, o ile one mnie nie wyraaj oto najpierwszy obowizek moralny. Proste, co? Ale tu fatalny szkopu. Albowiem, jeli zawsze jestem sztuczny, okrelony wasnymi koniecznociami formalnymi, tudzie innymi ludmi i kultura, to gdzie szuka tego mojego ja? Kim jestem naprawd i w jakim stopniu w ogle jestem? To pytanie, coraz bardziej palce w myli nowoczesnej, niepokoio mnie, gdym pisa Ferdydurke. R.: Tak, ma si wraenie, jakby ta powie oscylowaa wok jakiego centrum, nie dajcego si uj... cho pragnie by, od pierwszego do ostatniego sowa, afirmacj osobowoci. G: Nie zdobyem si na nic wicej, jak tylko na G. nie wiem, jaki jestem naprawd, ale tak odpowied: cierpi gdy mnie deformuj. A wic wiem przynajmniej, kim nie jestem. Moje ja to tylko moja wola, eby by sob, nic wicej. Ndzny paliatyw! Jeszcze jedna formua! Na szczcie, widzi pan, nie jestem teoretykiem, tylko artyst. Artysta nie jest rozumowaniem, jest wyadowaniem. W artycie wszystko dzieje si jednoczenie, wszystko wsppracuje, teoria z praktyk, myl z namitnoci, ycie z wartociowaniem i rozumieniem ycia, dza osobistego sukcesu z wymogami stwarzajcego si utworu, wymogi utworu z uniwersaln prawd, piknem, cnot, nie ma nic, co by krlowao nad reszt, wszystko jest funkcjonalne jak w kadym ywym organizmie. Ta rnorodno podej, to e artysta zawsze na kilku stokach naraz siedzi, zapewnia mu wiksz swobod manewru. Gdym si przekona, e teoria do niczego nie doprowadzi, wycofaem si w sfer ycia praktycznego. Do mdrkowania, trzeba wydoby z siebie t moralno, jak si ma, nie pytajc o uzasadnienie. Nie miaem innej. Uderzy w to, czym si gardzi, czego si nienawidzi, w gwat, w fasz, w okruciestwo, we wszelk nikczemno, tak, jaka jest w moim polu widzenia, jak ja j widz, nie szukajc ostatecznych racji. Ja siebie stwarzaem poprzez utwr. Naprzd uderz, potem dowiem si, jaki jestem. Niewtpliwie w samej naturze mego wysiku artystycznego tkwia jaka sprzeczno, moje utwory podwaajc form byy przecie stwarzaniem for my... i mnie osobicie te okrelay coraz bardziej. Ale sprzeczno, ktra jest mierci filozofa, jest yciem artysty. Trzeba jeszcze raz powiedzie, nie mona na to pooy do nacisku: sztuka rodzi si ze sprzecznoci. I moralno pisania sprowadza si w kocu do tak elementarnej maksymy, e prawie wstyd si przyzna: pisz tak, aby ten kto czyta mia ci za uczciwego czowieka. Nic wicej. Tylko to. Ale czy nie w ten sposb pisano od pocztku wiata? Literatura, sztuka, bardziej wspieraj si na swojej wietnej tradycji, ni na rozumowaniu. Nie, nie brak moralnoci mojej sztuce. Ale to moe nie ja jestem moralny, to moje utwory. Agresywno moralna Ferdydurke prawie mnie zdziwia; nie spodziewaem si tego po sobie. Moralno moich utworw jest silniejsza ode mnie, ja jej nie szukam, ona mn wada. R.: A osobicie prosz wybaczy czy pan uwaa siebie za czowieka moralnego? G.: Owszem... ale tchrzostwo mi w tym przeszkadza, tchrzostwo fizyczne. R.: Czy to, e pan w Argentynie przez dwadziecia lat z okadem biedowa w samotnoci byle nie odstpi na krok od swoich zaoe pisarskich, nie zrobi adnej koncesji... czy to uwaa pan za osignicie moralne? G.: Nie, to stao si samo przez si. R.: Czy gwatowny wysiek moralizatorski powojennej literatury marksici, egzystencjalici, katolicy, Sartre, Camus, Mauriac etc. wyda si panu stamtd, z Argentyny, przekonywujcy? G.: Nie, wcale. Za suche, sztywne, kracowe, nie wzbudzajce zaufania. Co si tyczy marksizmu, nie

wierz w skuteczno samogwatu, za pomoc ktrego buruje z urodzenia i wychowania przerabiaj siebie na mod proletariack, gdy tak chce teoria. To jest papier. I luksus... Owe analizy otchanne, doznania arcysubtelne, skrupuy zbyt dramatyczne, rozszczepianie wosa na czworo, zalatuj luksusem... a odr luksusu to nie odore sanctitatis. To troch jak z tymi wielkimi procesami sdowymi, ktre pasjonuj opini skazujecie niewinnego! ale gdy jeden szczliwiec staje si przedmiotem zaartych dyskusji, trwajcych latami bada, ekspertyz, apelacji, los setek mizernych zoczycw bywa zaatwiany w sdach w cigu p godziny poniewa jest jeszcze dziesi spraw na wokandzie. Jest prawie niepodobiestwem oddzieli moralno zbyt moraln od wysokiej stopy yciowej, wygd, wydelikacenia. Ta moralno arystokratyczna, czy po prostu bogata, jadca karet... ta grande dame jest dla mnie enujca, ja bym j wola codzienn, zwyk, zgrzebn, w zamcie ycia, pospieszn, zgubion nieco w powodzi zdarze, doran. Luksus, poza tym, zdaje si towarzyszy i w sensie bardziej konkretnym owej moralnoci. Do czeg doprowadzia ona Mauriaca? Do sawy, Akademii, Nobla, do wcale niezych przypuszczam dochodw. Czy nie dziki niej Sartre uzyska taki wpyw na mode po kolenie? To przecie i osobisty sukces. Czy przedstawiciele moralnoci komunistycznej, Aragon, Neruda, nie dorobili si w niemoralnym systemie kapitalistycznym sytuacji godnej zazdroci, zasobnych domkw, szacunku, szoferw, podziwu, azienek, mioci, stylowego umeblowania? Czy przeycia moralne Camusa nie przysporzyy mu Nobla zaraz po czterdziestce? Nie potpiam, ja ich rozumiem! Sam chciabym mie takie wille i zbiory muzealne, jak Neruda! Ale nie da si sprawi, iby dla artysty moralno nie bya czym w rodzaju sex appealu, on ni przyciga, usidla, ni upiksza siebie i swoje utwory. Czy wic jest wskazane, eby sztuka podchodzia do tego draliwego tematu bez naleytej dyskrecji? Sztuka jawnie moralizatorska, lub nadmiernie szlachetna, jest dla m nie zjawiskiem dosy denerwujcym. Owszem, pisarz niech bdzie moralny, ale niech pisze o czym innym. Moralno niechaj si rodzi sama przez si, na marginesie dziea. By moe, najwyszym moraem mojej literatury jest ten: osabi do tyla wszystkie konstrukcje moralnoci premedytowanej i inne midzyludzkie uzalenienia, by mg doj do gosu nasz najprostszy, najzwyczajniejszy, odruch moralny. R.: Dla tych konstruktorw bdzie pan destruktorem. G.: Co ja na to mog poradzi? R.: Jeszcze jedno: czy pan uwaa siebie w sztuce za optymist, czy pesymist? G.: Bywam zaliczany do pesymistw i nawet do tak zwanych katastrofistw. Ale to chyba z rozpdu. Krytycy przyzwyczaili si, e dzisiaj literatura pewnego poziomu musi by czarna. Moja nie jest Czarna , a nawet jest raczej reakcj na obowizujcy dzi powszechnie ton demoniczno-apokaliptyczny. Jestem jak baryton w Dziewitej symfonii: do tej pieni, inne niech zabrzmi tony! Co nie znaczy, ebym zaraz mia piewa hymny do radoci. Ale jki dzisiejsze ju mi si przejady. Trzeba odwiey problematyk, to kapitalne zadanie twrczej literatury. R.: Jakie problemy pan ma na myli? G.: mier, na przykad. eby tak troch zmieni sobie nastawienie, pomylmy: nieprawda, e ona jest dramatem, jestemy przystosowani do mierci od urodzenia a zarazem, cho codziennie nas zjada po troszeczku, nigdy nie spotkamy si z ni oko w oko, albowiem znany i suszny aforyzm gdy ona si zjawia, nas ju nie ma. Alienacja? Zboczmy z utartej drogi, sprbujmy prz yj, e to nie takie straszne, e jednak sny t alienacj mamy w palcach, jak mwi pianici, w tych naszych palcach rozumnych, technicznych, ktre oprcz alienacji przynosz robotnikowi wicej w cigu roku dni wolnych, wspaniaych, witecznych, ni d ni pracy. Pustka? Bezcelowo? Nico? Po c tak zaraz przesadza? Bg, czy ideay, wcale nie s potrzebne aby odkry najwysz warto, wystarczy nie je trzy dni, a kawaek chleba stanie si t wartoci; potrzeby nasze stanowi fundament wartoci naszych, i sensu, adu, ycia. Bomby atomowe? Kilka wiekw temu umierano przed trzydziestym rokiem, zarazy, ndza, diabe, czarownice, pieko, czyciec, tortury... czy wam si w gowie nie przewrcio od nadmiaru wygd, czy zapomnielicie czym bylicie wczoraj? Och, prawie si wstydz, e takie proste myli mi si mwi, czuj si, doprawdy, nie a la hauteur... Nie bd protestowa przeciw tragicznej wizji istnienia, nie jestem z tych co zaprawiaj sobie wiat na rowo. Ale nie mona klepa w kko tego samego. Oczekuj tej zmiany tonu od modego pokolenia, oby w kocu oni przestali by zrozpaczeni i zbuntowani! Najtragiczniejsz cech wielkich tragedii jest, e one prowadz do maych tragedii, a w tym wypadku do nudy, monotonii, i jakiego pytkiego i niezbyt urozmaiconego zaywania gbi. Rzucie swe pieni, inne niech zabrzmi tony!

6. ARGENTYNA

WITOLD GOMBROWICZ: Po Ferdydurke przerwa w moim pisaniu, lat dziesi. Dopiero w 1947-ym pojawi si lub. DOMINIQUE DE ROUX: Te dziesi lat, to dwa lata przedwojnia w Polsce, a potem wojna i Argentyna. G.: Tak. Na miesic przed wojn wyruszyem do Argentyny, gdzie byo mi sdzone przey dwadziecia trzy lata. Jak mi si wydarzya ta Argentyna? Czysty przypadek (przypadek?). Spotykam si w kawiarni Zodiak w Warszawie z pisarzem w moim wieku, Czesawem Straszewiczem. Mwi: Jad do Ameryki Poudniowej. Jak to? Za miesic wypywa do Buenos Aires nowy transatlantyk polski, Chrobry, to jego pierwsza podr. Zaproszono mnie, jako literata, ebym co o tym napisa do gazet. Co pan mwi, to moe i mnie by zaprosili? Niech pan sprbuje, zaproponuj im, moe si uda. We dwch bdzie przyjemniej. Udao si. Zdarza mi si czasem czyta w prasie, e uciekem przed wojn do Argentyny. Nic podobnego. Tak beztrosko przygotowywaem si do tej podry, i tylko przypadkowi (przypadkowi?) zawdziczam, e nie zostaem w Polsce. Ostatniego dnia przed wyjazdem zachodz do kawiarni, ju gotw do drogi, ze wszystkimi dokumentami w porzdku. Ale kto mi mwi: A ma pan zezwolenie wadz wojskowych? Mam paszport zagraniczny, zoyem wszystkie zawiadczenia z wojska, bez tego nie wydaj paszportu. To nie wystarcza! Trzeba mie jeszcze specjalne, dodatkowe, zezwolenie wadz wojskowych; to Cz ysta formalno, ale bez tego nie wpuszcz pana na statek. Patrz na zegarek. Sidma za dwadziecia. Urzd wojskowy zamykaj o sidmej. api takswk, pdz, wbiegam po schodach na czwarte pitro. Za pno! Drzwi zamknite. Trzy minuty po sidmej. Dobijam si. Wony. Biuro ju nieczynne. Prosz nie robi haasu. Drzwi si zamykaj. Zegnaj, Ameryko! Zaczynam schodzi melancholijnie, gdy wtem tupot. To druyna footballowa, ktra miaa jecha na mecz midzynarodowy do Danii. Te si spnili. Znw walen ie do drzwi. Tym razem wony nas wpuci i tytuem specjalnej aski poprzybijano nam odpowiedni piecztk. Jak pan widzi, moje dwadziecia trzy lata Argentyny to bya kwestia paru minut. R.: I pan myli, e to nie by przypadek? G.: Caa ta historia z wyjazdem to byo, wie pan, jakby jaka rka olbrzymia wzia mnie za konierz, wyja z Polski i przeniosa do tego ldu, zgubionego w oceanie, a jednak europejskiego... akurat na miesic przed wybuchem wojny. R.: A dlaczego Rka nie osadzia pana w za chodniej Europie? G.: Gdy to skoczyoby si wczeniej, czy pniej, na Paryu. Gdybym nie opuci Europy, prawie na pewno zamieszkabym po wojnie w Paryu. A tego Rka najwidoczniej sobie nie yczya. R.: Dlaczego? G.: Albowiem Pary zamieniby mnie a la longue w paryanina. A ja miaem by anty-paryaninem. Nie byem jeszcze wwczas do odporny. Moim przeznaczeniem byo pozosta jeszcze dugie lata na peryferiach Europy, z dala od jej stolic i z dala od mechanizmw literackich, pisa do szuflady, jak si dzi mwi w Polsce. Niech pan spojrzy na map. Z trudnoci mona by wybra lepsze miejsce, ni Buenos Aires. Argentyna to kraj europejski, tu si czuje silnie Europ, silniej ni w samej Europie, a jednoczenie jest si poza ni i w tej ojczynie krw nie ceni si literatury. To te mi byo potrzebne. Dystans do Europy i dystans do literatury. Magia. Ksztat, jakby zaprojektowany, ycia. Im bardziej jest si poza form, tym bardziej jest si w jej mocy. Zagadkowe przeciwiestwa, niedocieczone kontrasty. R.: Jak si uoyo ycie pana w Argentynie? G.: Dobilimy do Buenos Aires 22 (dwjka to moja cyfra) sierpnia 1939 (suma cyfr 22), po trzytygodniowej, lekkomylnej, podry. Sytuacja midzynarodowa miaa tendencj do odprenia. Nastpnego dnia po naszym wyldowaniu wiat zosta spiorunowany telegramami z Moskwy i Berlina, obwieszczajcymi niemiecko rosyjski pakt o nieagresji. Wojna! Jako po upywie tygodnia pierwsze bomby niemieckie spady na Warszaw. Wci mieszkaem na statku wraz z moim towa rzyszem, Straszewiczem. Na wiadomo o wybuchu woj ny, kapitan postanowi wraca do Anglii (do Polski ju nie mona byo si przedosta). Zrobilimy narad wojenn ze Straszewiczem. On zdecydowa si pyn do Anglii. Ja zostaem w Argentynie . R.: W powieci Trans-Atlantyk, jeszcze nie wydanej po francusku, opisuje pan te momenty. I przedstawia pan siebie, jako dezertera. G.: Nie bya to adna dezercja, gdy Polska tak czy owak bya ju niedostpna. Zameldowaem si w posel stwie polskim w Buenos Aires zaraz po opuszczeniu statku, a potem, gdy w Anglii poczto formowa wojsko polskie, stanem w stroju adamowym przed komisj poborow poselstwa... do, e pod wzgldem formalnym byem najzupeniej w porzdku. Przedstawiem siebie w Trans-Atlantyku jako dezertera, poniewa

w sensie duchowym byem dezerterem. Co tu gada, byem wstrznity, zdruzgotany, ale i szczliwy, e jakim cudem znajduj si za oceanem. Opisaem te pocztki argentyskiej egzystencji po trosze w Dzienniku (tom I. rozdz. 7). Dwiecie dolarw, caa moja fortuna, wystarczyy mi prawie na sze miesicy. Argentyna bya wtedy krajem wyjtkowo tanim. Mieszkaem po studencku w podrzdnych hotelikach, pomagali mi niektrzy Polacy, zaczem troch pisywa do gazet anonimowo, felietony przewanie przez jaki okres miaem bardzo skpy zasiek z naszego posel stwa. To wszystko nie wystarczao, nigdy nie wiedziaem z czego bd y za miesic, a nieraz musiaem poycza kilka pezw na obiad. Tak trwao a do roku 1947, odrobin gorzej, odrobin lepiej, zalenie od okolicznoci. Nastpny okres to bya siedmioletnia praca w Banco Polaco. To byo znacznie nudniejsze. Ale smak gorzki, tragiczny, poetyczny, pierwszego siedmiolecia nieatwo we mnie si zatrze. R.: Jak odczul pan wojn? G.: O tym za chwil. Jeszcze kilka sw o tych moich argentyskich inicjacjach. To si nie da opowiedzie... a jednak nie mona tego pomin... Mieszkaem, jak si rzeko, w najtaszych hotelikach, czasem w tak zwanych conventillos, wielkomiejskich ruderach, zapchanych biedot. Z jak pasj rzuciem si w niszo, ja, pan Gombrowicz! Odmodniaem nagle i gwatownie pod wzgldem psychicznym i fizycznym, na ulicy mwiono mi joven, jakbym nie mia dwudziestu piciu lat. Nigdy nie byem bardziej poet ni wtedy, na przepenionych, gorcych ulicach, doszcztnie zgubiony (zgubiony w tumie, ale i w tym, co dotyczyo losu mojego). Rj, mrowisko, korowd, wiata, szum olbrzymi, wyziewy, a moja bieda bya rozkosz, upadek mj by wzlotem. Wsikiem w to wielojzyczne koczowisko bez wahania, gadko, byem jednym z nich. A moi przygodni towarzysze, z ktrymi przyja powierzchowna i nieobowizujca przychodzia mi w sposb zdumiewajco naturalny (t naturalno odkryem w sobie, ja, sztuczny, jak skarb najcenniejszy, ask, wypoczynek, wyzwolenie) pomagali mi, jak mogli. Kiedy spacerujc z jednym z nich po ulicy Corrientes i gapic si na wystawy (co za zaszczyt dla pana Gombrowicza!) powiedziaem, e je mi si chce (co za zaszczyt!). Nic, powiedzia, nie przejmuj si, mam trupa, starczy dla dwch. Wsiedlimy do tramwaju i pojechalimy na przedmiecie, do jakiego domku w dzielnicy robotniczej, gdzie rzeczywicie nieboszczyk, nie wiem ju jakiej nacji, lea w trumnie, oboony kwiatami, a rodzina, krewni i znajomi egnali go w aobnym milczeniu. Pomodliwszy si przeszlimy do ssiedniego pokoju, gdzie by poczstunek dla aobnikw, bufet, kanapki, wino, jedlimy i opowiada, e nieraz wyszukuje sobie trupw w tym barrio, e najlepiej dowiedzie si od kocielnego. To mode, nieskoczenie eleganckie, jedzenie trupa uroso mi do jakiego bardzo gbokiego symbolu owych czasw... to zajadanie trupa z modym, wietnym, apetytem... do ktrego ja przecie, w moim wieku, ju nie miaem prawa... I caa ta moja naturalno to bya w kocu tylko sztuczno i gra... ale gra najdoniolejsza, najwspanialsza, jak mogem wie ze sob samym. Dziki temu paradoksalnemu rozmiowaniu w upadku przetrwaem wojn i ndz zwycisko. I dzi nie do wiadczam wyrzutw sumienia, i wwczas klska, nieszczcie moje, czy bliskich, czy poowy wiata, stao mi si pomostem do czego w rodzaju gorzkiej, przekltej, rozkoszy, nie, ja jako miaem do tego prawo... Ale buruazyjna ostrono mnie nie opuszczaa i nigdy nie daem si wcign w przedsiwzicia bardziej ryzykowne. Kilka razy cana (policja) mnie przyskrzynia, ale nie na dugo i bardziej wskutek sprawek moich przyjaci, ni za wasne przewiny. A oto inny obrazek, ktry te pozosta mi niczym symbol... W marcu czterdziestego drugiego roku waciciel mego hoteliku zbyt ju energicznie zacz domaga si zapaty szeciomiesicznej zalegoci i trzeba byo wia. Opuciem hotel w nocy, a mj ssiad, wielkoduszny don Antonio, podawa mi przez okn o walizki. Umieciwszy je w kawiarence, zasiadem przy stoliku i nie wiedziaem co robi, gdy wszystkie kredyty byy wyczerpane. Wtem sysz co pan tu robi? By to Polak, od dawna ju przebywajcy w Argentynie, dziennikarz nazwiskiem Taworski. Powiedziaem mu, co i jak. Wie pan co, powiedzia, ja mam teraz wsplnikw-kapitalistw, wynajlimy will pod Buenos Aires, w Morn, eby uruchomi warsztat wkienniczy, moe pan tam mieszka. Willa rzeczywicie bya adna, pi pokoi w ogrodzie, co prawda zupenie pustych, Taworski spa na jednym ku, a ja na stosie gazet. Na wstpie uprzedzi mnie tajemniczo: jakby kto do mieszkania wazi, choby przez okno, choby noc, niech pan bro Boe si nie nisza i znaku ycia nie daje. Kilka nocy przespaem spokojnie na moich gazetach; w kocu, okoo trzeciej nad ranem budz mnie szelesty i widz dwch drabw, wykrcajcych lampki i korki od elektrycznoci. Ani drgnem. Znikli. Jak si okazao, byli to wsplnicy Taworskiego, ktrzy nie mogc si na nim zemci, ani wyrzuci go z willi, nachodzili go w nocy by wyrzdzi mu wszystkie moliwe wistwa. A znw Taworski bdc ju skazany na wizienie z zawieszeniem za jak tam sprawk, nie mia pisn o czym oni dobrze wiedzieli. I te najcia ponocne, okrutne i pijane (bo przewanie byli pod gazem), i ta bezbronno nasza, te mi urastaj do wyyn patetycznego znaku o niewysowionym znaczeniu. Spdziem w tej willi, obdzieranej stopniowo ze wszystkiego, ze sze miesicy. Taworski, czek zacny, opiekowa si mn jak ojciec, jadalimy wycznie prawie wdzonk i kukurydz, ktre pitrasi na cay tydzie.

Cieszyem si w Morn wielk popularnoci, zarwno w piceryji, jak w kawiarni, gdzie by bilard i szachy. Litr mleka wypijaem codziennie z chlebem, w socu, siedzc na murawie i przygldajc si ulicy. W piceryji zaprzyjaniony ze mn moso dawa mi sandwicza za 20 centw, ale szynk kroi poczwrnej gruboci, by to prawie befsztyk. Naraz w literackim dodatku do dziennika La Nacin, cieszcego si wielkim powaaniem, ukazuje si na pierwszej stronie mj artyku. Od tej chwili moja sytuacja towarzyska w Morn ulega likwidacji, zaczto odnosi si do mnie z szacunkiem. R.: To ycie nie musiao by jednak takie atwe. G.: Mnie podtrzymywaa katastrofa. Katastrofa moja, Polski, Europy. R.: Ale jednoczenie pan dziaa na innym, wy szym, poziomie. G.: Tak. R.: Jakie byy stosunki pana z argentyskim wiatem literackim? G.: Bardzo lune. Z pocztku zrobiem pewien wysiek eby nawiza z nimi kontakt, szczerze mwic raczej ze wzgldw praktycznych, ale wkrtce daem temu pokj. Byem dla nich zjawiskiem za trudnym. Naprzd dlatego, e moje rzeczy nie tumaczone na adne jzyki byy im zupenie niedostpne. I dlatego, e byem nieznany w Paryu. I dlatego, e w pierwszych latach kiepsko mwiem po hiszpasku. I dlatego wreszcie, e pod wzgldem osobistym byem dla nich za mao konwencjonalny, gdybym umia si zdoby na rozmowy o nowych wartociach literackich w Polsce, lub we Francji, albo o wpywie Mallarmego na Valeryego, moe by mi si lepiej z nimi wiodo. R.: A Wiktoria Ocampo? G.: Nie chciabym powtarza tego, co ju napisaem w moim Dzienniku (tom 1). Jeli uzyskaem nieco sawy w Argentynie, to nie jako autor, ale jako jedyny zagraniczny literat, ktry nie odby pielgrzymki do pani Ocampo. Ale byem pewny, e zarwno moje pogldy, jak mj sposb bycia i moje utwory, byyby dla niej zbyt zaskakujce. Co si tyczy utworw, to ukazanie si Ferdydurke w Argentynie potwierdzio te moje przypuszczenia, gdy miesicznik Sur, przez ni wydawany, by chyba jedynym pismem literackim, ktre nie zauwayo tej ksiki. R.: A Borges? G.: Borges i ja, to przeciwiestwa. On jest osadzony w literaturze, a ja w yciu, jestem waciwie antyliteracki. By moe, i wskutek tego wanie moje zblienie z Borgesem mogoby okaza si podne, ale trudnoci techniczne stany na przeszkodzie. Spotkaem si z nim raz, czy dwa, i na tym si skoczyo. Borges mia ju wtedy swoj kapliczk nader czoobitn, on mwi, oni suchali. To co mwi wwczas nie wydao mi si najlepszej jakoci, to byo za ciasne, za literackie, jakie paradoksy, bons mots, smaczki, gatunek, sowem, ktrego wybitnie nie lubi. Jego inteligencja wcale mnie nie olnia, dopiero duo pniej, gdym zapozna si z jego utworami cile artystycznymi (opowiadania) musiaem mu przyzna wybitn przenikliwo umysu i ducha. Ale Borges mwiony, ten Borges z rozmw, wywiadw, odczytw, a take ten z esejw i krytyk, by dla mnie zawsze ciasny, niegboki, z kiepska epatujcy. Nieraz cytowano mi w Argentynie jakie znakomite wypowiedzi Borgesa i za kadym razem byem rozczarowany, bya to literatura, i tylko literatura, i nawet nie z tych najlepszych. R.: Jak pan sobie tumaczy t, tak jaskraw, rnic pomidzy jego sztuk a tymi innymi jego wypowiedziami? G.: Mam co do tego swoj teori. Moim zdaniem, nie do bierze si pod uwag lepot Borgesa. Ona to umoliwia mu owo wielkie skupienie wewntrzne, z ktrego urodziy si dziea artystyczne wysokiej jakoci. Ale ona rwnie skazaa go na egzystencj w pewnym, nader ograniczonym, kku ludzi -literatw, z ktrych aden nie mia dostatecznego formatu eby mu si przeciw-stawi, gdzie karmiono go md admiracj i stowarzyszano si z nim w coraz bardziej misternych arabeskach mylowych, w tej jego pseudoerudycji (kada erudycja jest i musi by pseudo; Borges-erudyta jest straszliwym ignorantem, ale jest te niezbyt inteligentny, poniewa erudycja z istoty swojej jest nieinteligentna). W rezultacie Borges stawa si w lepocie coraz gbszy, a na zewntrz, z ludmi, coraz pytszy. By to rozwj jak najbardziej godny szacunku zwaywszy, i czowiek dotknity lepot nie moe y yciem normalnym. Ale uwaam za bd ze strony jego wielbicieli, e nie rozrniaj midzy tymi dwoma Borgesami i z rwnym namaszczeniem traktuj jego inteligencj i jego nieinteligencj. Nieinteligencj, przejawiajc si rwnie dobrze w wydziubywaniu maniackim trzeciorzdnych okruchw literackich, co w takiej na przykad rewelacji: Co pan sdzi o pojedynku? Ja jestem cakowicie mu przeciwny, jeli zachodzi jakie nieporozumienie midzy dwoma osobami, to ono, moim zdaniem, nie ma nic wsplnego ze szpadami lub ze mierci jednej z nich (Entretiens avec Borges). R.: Mona by tu wysun jeden zarzut. Gdyby pewne ograniczenia, naiwnoci, czy dziwactwa umysowe Borgesa miay by wynikiem lepoty, to w dobie kiedy jeszcze wzrok jego nie by zbytnio osabiony, byby od nich wolny; a tymczasem Borges w pierwszym okresie swojej twrczoci by mniej oryginalny i bardziej chyba uwikany w estetyzmach. Zarwno w tym, co pisa, jak w tym, co mwi. G.: Ma pan racj. Moe wic naleaoby powiedzie, e lepota nie pozwolia mu przezwyciy na terenie dyskursywnym i w yciu tego, co przezwyciy dziki niej na terenie sztuki. Nie wiem... R.: A jednak o jego sztuce wyrazi si pan do surowo. W jednym z rozdziaw paskiego Dziennika,

drukowanych w Les Lettres Nouvelles, nazwa j pan cienk zupk dla literatw. G.: Wyraziem si niezrcznie. Mam wielki szacunek dla niego, jako dla artysty. Ale drani mnie jego zdolno przycigania erudytw, estetw, cyzelatorw, piknoduchw, smakoszw, bibliofilw, profesorw, glosatorw, i innych sybarytw i specjalistw. W nich celowaem moj cienk zupk, a nie w niego. Miaem sposobno pozna kilku admiratorw z jego najbliszego otoczenia, nie zadziwili mnie nadmiarem inteligencji, ani energii duchowej. I nic dziwnego, e niewiele zrozumieli z Ferdydurke, ktra wwczas ukazaa si po hiszpasku. Ale, gdyby nawet ci akolici Borgesa potrafili co nieco przekaza z niej Borgesowi (ktry sam nie jest w stanie czyta ksiek) niewiele by to pomogo. Ten czowiek w samotnoci swojej szczery i gboko ludzki, boi si ludzi w codziennym obcowaniu, dry o siebie, jego niemiao, jego wydelikacenie arystokratyczne zmuszaj go do nieszczeroci, do polityki. Jego rzekoma skromno jest pancerzem jego arystokratycznej wyniosoci. Skromny sir Jerzy Borges, Knight of the British Empire, Commandeur des Lettres et des Arts, Caballero de la Orden del Sol, kawaler orderu La Madonnina etc. z trudnoci chyba znalazby wsplny jzyk z niejakim zarozumiaym Gombrowiczem tout court. R.: A jak uoyo si panu wspycie z innymi literatami argentyskimi? G.: Nijak. Waciwie o jakim takim wspyciu moga by mowa dopiero po ukazaniu si Ferdydurke, gdy ju miaem za sob siedem lat Argentyny. Ale wtedy ju przyzwyczaiem si do mego anonimatu i raczej bimbaem sobie na rodowiska literackie, byem niezaleny, swobodny, kapryny i prowokacyjny. Przyzwyczaiem si, e nikt mnie nie bra na serio i nikogo nie braem na serio. Zreszt utwr, jak Ferdydurke, musiaby by naprzd zatwierdzony przez Pary, bez tego oni nie mogli mnie uzna. Wypucilimy ten potny pamflet, ja i grupa modych literatw, ktrzy wsppracowali w przekadzie, w nastroju raczej figlarnym. Ferdydurke znalaza sobie pewn ilo entuzjastw, gwnie wrd modych, miaa te sporo recenzji w prasie, ale wszystko w kocu rozeszo si po kociach. W tym czasie rozpoczem prac w Banco Polaco, wic ostatni motyw, jaki mg mnie czy z literatur argentysk, mianowicie perspektywa zaapania tu i wdzie jakiej poyczki, odpad. R.: Czy oni pomagali panu czasem w paskich tarapatach finansowych? G.: Opowiadano mi, i nie tak dawno attache ambasady argentyskiej w Paryu mia si wyrazi do attache ambasady polskiej: Gombrowicz jad nasz chleb przez wier wieku, a teraz wygaduje na Argentyn. Nieprawda. Nie wygaduj na Argentyn, tylko co najwyej troszk na buruazj argentysk, to nie jest to samo. A po wtre, chleb mj argentyski pochodzi z zagranicy, naprzd troch Polacy mi pomagali, potem Banco Polaco mi pacio, a wreszcie yem z moich zagranicznych wyda. O ile pamitam, raz jeden pewien argentyski literat-milioner obieca mi zostawi w kopercie trzysta pezw na wyjazd do Cordoby, w gry, ebym si podreperowa, bo byem po grypie. Zostawi kopert, ale znalazem w niej tylko 150 pezw. R.: A gdy w kocu zosta pan odkryty w Europie? Czy nastroje si zmieniy? Czy mona mwi o czym w rodzaju lekkiej konsternacji? G.: Nic podobnego. Przede wszystkim nie dowierzano tym pogoskom. Na rok przed opuszczeniem Argentyny a wic w pi lat mniej wicej po wydaniu Ferdydurke w Paryu, kiedy tumaczono mnie ju na wikszo jzykw europejskich spotkaem przypadkiem na ulicy poet Jorge Calvetti, ktry wsppracowa z najpowaniejszym dziennikiem La Prensa. Opowiedziaem mu o moich sukcesach i Calvetti wykropi wywiad ze mn na ten temat, na dwie szpalty. Ot inny wsppracownik tego dziennika, literat Manuel Peyrou, przyjaciel Borgesa, spotkawszy si z Calvettim w redakcji, zarzuci mu w tonie gwatownym, i da si nabra moim kamstwom. Zrobia si awantura i Calvetti poszed na skarg do naczelnego redaktora. Na szczcie przebywa wwczas w Buenos Aires Wladimir Weidle, znany krytyk z Parya, ktrego ksiki miay w Argentynie spory oddwik. Naczelny redaktor zaproponowa Calvettiemu by sprawdzi u niego swoje informacje i Weidle zawyrokowa, i rzeczywicie jestem znanym i powaa nym pisarzem w Europie, co zostao ogoszone w La Prensa. Podobno starcie pomidzy Calvettim a Peyrou byo tak gwatowne, i jednego z nich wsadzono do windy unieruchamiajc j midzy pitrami, w obawie by nie doszo do rkoczynw. Si non e vero... C ich mogo waciwie obchodzi, e cudzoziemiec wrd nich duszy czas zamieszkay, zawsze niewidoczny, ktrego nigdy nie spotykali na swoich herbatkach, galach, recepcjach, si wybi? Ze mnie, istoty zawsze prywatnej, aden nard nie moe mie pociechy, jestem outsider. Nie byem czonkiem ich druyny literackiej w midzynarodowym meczu. Chc jeszcze doda: owszem, znalazem jednak yczliwych, uczynnych, przyjaci. Virgilio Piniera, Kubaczyk dzi wybitny, i Humberto Rodriguez Tomeu, drugi Kubaczyk, wiele dla mnie zrobili, im przede wszystkim zawdziczam przekad Ferdydurke na hiszpaski. Cecylia Debenedetti, Alejandro Russovich, Jorg e Calvetti, Adolfo de Obieta, Roger Pla, oto niektre z nazwisk, zapisanych przeze mnie, jak mwi krl w Hamlecie do ksigi, ktr co dzie odczytuj. Moja przyja z Ernesto Sabato zacza si o wiele pniej, wtedy kiedy zafascynowaa mnie jego wielka ksika Sobre Heroes y tumbas (w Europie ukazaa si ona pod tytuem Alexandre). Dzieo naprawd niezwyke, w ktrym romantyzm, tradycja, historia, pewien tellurycz ny anachronizm i mroczna patologia poudniowoamerykaska cz si w przedziwny sposb z awangardowym modernizmem, ktry wyraa

dzisiejsz Argentyn. Bez wtpienia Sabato jest jednym z trzech wielkich Ameryki aciskiej obok Asturiasa i Borgesa. R.: Teraz lepiej widz pana w Argentynie. G.: To s anegdoty... eby da atmosfer... R.: I bez przerwy pan pisa? G.: Och, nie. Przez ca wojn nie napisaem ani sowa, oprcz felietonikw do gazet, dla zarobku, pod pseudonimem, oraz kilku artykuw w La Nacion. Niepodobiestwem byo pisa nie wiedzc z czego bd y za miesic. Dorywczo, w krtkich okresach wzgldnej stabilizacji, szkicowaem dramat lub, ale dopiero po wojnie go wykoczyem. Wojna to byy wakacje... R.: Wakacje, niech pan si przyzna, nie pozbawione momentw okropnego zaamania w tej samotnoci i ponieniu, za wod olbrzymi. G.: Tak, gdy czasami humor wisielczy mnie opuszcza... Tak, to byo jednak mczce, straszne, rozpaczliwe. Wojna zdruzgotaa mi rodzin, pozycj spoeczn, ojczyzn, przyszo, niczego nie miaem, niczym nie byem... A jednak. A jednak Argentyna... Jaki wypoczynek! Jakie wyzwolenie! O pierwszych moich, najciszych, latach w Argentynie, mgbym powiedzie za Mickiewiczem: Urodzony w niewoli, okuty w powiciu, Ja tylko jedn miaem tak wiosn w yciu... Tylko, e on odnosi te sowa do roku 1812, gdy Napoleon w pochodzie na Rosj wyzwoli, na jak krtko, Polsk. A ja mam na myli czas, gdy wraz z upadkiem Polski i wybuchem wojny wiatowej pko mi wszystko, wszystek ad jakim yem dotychczas. Forma si rozlunia! Wyjtkowa sposobno! Bogosawiona okazja, jedyna! Widzi pan, ci co brali udzia w wojnie natychmiast znaleli si w nowych, tak to nazw, formacjach bardziej sztywnych jeszcze w wojsku, w subie, w akcji. A mnie wojna zanurzya w odmt, ktry by szumem, oszoomieniem, tymczasowoci i prawie nicoci. Sam. Dowolny. Zgubiony. Wiedziaem dobrze, to bya sposobno, ktr mnie los obdarowa, abym mg na koniec zbliy si do najwikszych moich witoci, do tego co okrelam czasem jako niszo, albo jako d, albo jako wieo, prostot, albo niedojrzao, lub ciemny, nie nazwany ywio te nazwy nie wyraaj ani w przyblieniu natury owego sekretu, tej mety niejasnej, ktrej moje ksiki nie potrafiy dobrze odkry i wyrazi. W kadym razie byem o krok od gwnego otarza tego mojego nieosigalnego kocioa i skoczyem w odmt, jak kto komu pi si chce! Nie, Bogiem a prawd, nie byy to wakacje, ani wypoczynek. Jeli bieda, upokorzenie, wojna, klska, samotno, niepewno, buty dziurawe, zimno, pluskwy, t ysice przykroci i ndznych kopotw, jeli to wszystko stao si wprost niczym, to poniewa nigdy nie czuem si bliszy piknoci, pewnej szczeglnej piknoci i wtedy oddawaem si szalonej nadziei, e t pikno bd mg sobie przyswoi, e ona stanie si moj... Tak, miewaem tygodnie cale, ja, trzewy, takiego pijastwa poezj, e zdawao mi si i ju sam ni jestem! Fatamorgana... Nie, jakie tam wakacje! Uciliwa i drczca praca... bo, eby zbliy si do prostoty i naturalnoci musiaem nakada maski i to bya chytro, przebiego, zgrzyty, fasze, przecie mwi, e nie zdoaem niczego osign, a tylko zdobyem pewne przyblienie... przyblienie, ktre bardziej wyjaskrawiao m sztuczno! Biedny pajac! Bliski czterdziestki, wiodem ycie dwudziestolatka i poniekd byem dwudziestolatkiem w obliczu katastrofy wiatowej to jedno wystarczy, by uzmysowi karkoomno mego przedsiwzicia. Nie wiem. dania naszego ja s nieposkromione, s tak potne, i czasem skonny bybym uwierzy, e to trzsienie wiata po to tylko byo, ibym znalaz si w Argentynie i mg zanurzy si z powrotem w modoci mojego ycia, ktrej nie umiaem w swoim czasie dozna i wyzyska. Po to bya wojna i Argentyna i Buenos Aires.

7. LUB I TRANS-ATLANTYK WITOLD GOMBROWICZ: lub? Trans-Atlantyk? Opowiem o nich troch, zanim przejdziemy do mego Dziennika. Troch tylko, nie dlatego ebym im miejsce podrzdne wyznacza. Ale Ferdydurke, Dziennik i Pornografia lepiej moe wprowadzaj w moje ycie. lub zaczem ju podczas wojny. Komponowa mi si z wolna i dorywczo w mojej egzystencji argentyskiej z dnia na dzie. Wzorem by mi Faust i Hamlet, ale jako format jedynie; mnie szo o napisanie

wielkiego i genialnego dramatu, powracaem myl do tych dzie, nabonie w modoci czytanych. I mojej wielkiej ambicji towarzyszya jaka chytro, chytre domniemanie, e atwiej napisa dzieo wielkie, ni dobre. Genialno wydawaa mi si atwiejsza... Dlaczego? lub, jak wszystkie moje utwory zwrcone przeciw formie, jest parodi formy, parodi genialnego dramatu. Czy jednak parodiujc genialno nie daoby si przemyci odrobin wasnej genialnoci? Taka kontrabanda... Ukaza ludzko w jej przejciu od Kocioa Boskiego do Kocioa Ludzkiego. Ale ta idea nie bya dana mojemu utworowi od samego pocztku, ja na scen rzuciem naprzd gar wizji, zalkw, sytuacji, i powoli, kulawo, to mnie prowadzio do owej idei. Jeszcze w poowie drugiego aktu nie wiedziaem o co mi chodzi. A to kul awe, jakby pijane, czy senne, czy szalone, tworzenie si mojej Missa sollemnis z napi formy, z jej zwizkw, kombinacji, rymw, rytmw wewntrznych, wydawao mi si odpowiednikiem stwarzania si Historii, ktra te posuwa si naprzd, jak pijana i senna. Zdarzyo mi si wtedy, gdym pisa: WADZIO Nic. HENRYK Nic. OJCIEC Przeinaczone. MA TKA Wykrcone. WADZIO Zrujnowane. HENRYK Wypaczone. ...e rozpakaem si nagle, jak dziecko jedyny to raz zdarzyo mi si co podobnego nerwy, oczywicie. Gorzko kaem i zy kapay na papier. Nie sama poufna, dotyczca moich prywatnych katastrof, zawarto tych sw wypenia mnie tak rozpaczaj a to, e one tak gadko paday, rytm ich i rym poczuem jak kolec nie znajcy litoci, kaem przeraony wewntrzn skadnoci nieszczcia. Po czym przestaem ka i powrciem do pisania. DOMINIQUE DE ROUX: Jakie byy dzieje lubu? G.: Przetumaczyem go na hiszpaski przy pomocy mego przyjaciela Aleksandra Russoyicha i dziki pomocy Cecylii Debenedetti, oraz Stanisawa Odyca, zosta wydany w Buenos Aires. Nie zosta zauwaony przez sfery artystyczne tej stolicy. W 1963-im zainteresowa si nim Jerzy Layelli, mody argentyski reyser przebywajcy w Paryu. Wystawi go w Th eatre Recamier i ta wietna inscenizacja staa si pocztkiem jego szybkiej kariery, jako reysera. Potem lub znalaz innego wielkiego reysera w osobie Alfa Sjberga, ktry wprowadzi go na deski Krlewskiego Teatru Dramatycz nego w Sztokholmie. Sjberg woy ogromn prac i zapa w opracowanie lubu, a te potem Iwony, i obie sztuki odniosy wielki sukces. Trzecia realizacja lubu na wielk skal miaa miejsce w Schiller -Theater, w Berlinie, gdzie po premierze naliczono pidziesit jeden rideaux. To znw winienem reyserowi Ernestowi Schrderowi i wietnemu zespoowi aktorw. Niestety, tak si zoyo, e adnego z tych przedstawie widzie nie mogem. W ogle nie byem w teatrze od trzydziestu lat co najmniej, pisz sztuki, ale do teatru nie chodz... sam nie wiem dlaczego... z lenistwa... R.: Jak pan umieszcza swoje sztuki wobec teatru Becketta i Ionesco? G.: Ja ich nie umieszczam. Umieszczaj je krytycy. Kiedy Iwona i lub startoway w Paryu pisano, e to teatr absurdu Becketta i Ionesco. Ale Iwona to rok 1936, a lub 1946, kiedy jeszcze o tych autorach nikt nic nie sysza. Poza tym mj teatr nie jest absurdalny. Tak, lub jest i senny i pijany i szalony, ja sam nie umiabym odczyta go w caoci, tyle tu mroku. I ma racj reyser, ktry pozwala tej sfinksowej formie ksztatowa si dowolnie, rycze, szale, dbajc jedynie o jak prawie muzyczn jedno tego ceremoniau. Mimo to jednak lub ma akcj, ktra trzyma si kupy, i nie ma powodu, aby ona nie zostaa udostpniona widzowi. Chciabym, Dominiku, aby te nasze rozmowy mogy sta si czym w rodzaju przewodnika po moich utworach, wic opowiem, co lub opowiada. Moe z tego jaki reyser skorzysta. Co LUB opowiada. lub jest snem. Snem Henryka, onierza polskiego podczas ostatniej wojny, gdzie we Francji, w wojsku francuskim, walczcego z Niemcami. W tym nie dochodz do gosu lki Henryka o rodzin, pozostawion w Polsce, ale te niepokoje bardziej zasadnicze czowieka wspczesnego na przeomie epok. Ukazuje si Henrykowi jego dom rodzinny w Polsce, rodzice i narzeczona, Mania. Dom jest spodlony, zamieniony w karczm. Mania jest suc, dziewk karczemn. Ojciec jest karczmarzem. Ojciec przeladowany jest przez pijakw. Ale oto nastpuje kluczowa scena, w ktrej Ojciec bronic s wej czowieczej godnoci przed atakujcymi go pijakami wola, e jest nietykalny. Nietykalny, jak krl, woaj szyderczo pijacy. I wtedy Henryk we nie oddaje hod ojcu i ojciec przemienia mu si w krla. Ojciec -krl nie tylko podnosi Henryka do godnoci ksicia, ale i przyrzeka e moc swej wadzy krlewskiej nakae mu da lub godny, kocielny, ktry Mani, t dziewk karczemn, uczyni z powrotem czyst i nieskalan... jak dawniej.

Na tym koczy si akt pierwszy. Godno ludzka zdawaoby si jest uratowana. W akcie drugim odbywaj si przygotowania do owego godnego sakramentu lubnego, ktrego ma udzieli biskup. Ale tu spostrzegamy, e w sen Henryka zaczynaj wdziera si wtpliwoci. Cay ten obrzdek lubny zaczyna coraz bardziej chwia si, jakby zagroony przez Gupot jakby on, Henryk, ca dusz po stronie mdroci, godnoci, czystoci, nie ufa sobie... Przywdca pijakw znw wdziera si na sal, pijany jak bela! Dochodzi ju prawie do bezporedniej walki pomidzy nim a Henrykiem, gdy nagle (jak to zdarza si we nie) scena przeksztaca si w przyjcie dworskie. Pijak staje si ambasadorem wrogiego mocarstwa, namawia Henryka do zdrady. Zdrad ojca swego, krla oto co mniej wicej mwi pijak wszak biskup, krl, Koci, Bg, to stare przesdy. Sam ogo si wadc, a wtedy aden boski, ani inny, autorytet ci niepotrzebny, sam dasz sobie lub i zmusisz wszystkich eby go uznali i eby uznali Mani za nieskalan, tobie polubion. To klucz do metafory lubu. Przejcie od wiata, opartego na boskim autorytecie, boskim i ojcowskim, do nowego, w ktrym wola jego, Henryka, ma by bosk wol stwarzajc... jak wola Hitlera, Stalina. Henryk ulega namowie pijaka. Obala ojca-krla. Sam staje si wadc. Ale. wtedy nastpuje scena, w ktrej pijak prosi Wadzia, przyjaciela Henryka, aby kwiat nad gow Mani trzyma; i naraz kwiat usuwa, pozostawiajc ich W tej sztucznej pozycji, ju nie uzasadnionej kwiatem. I Henrykowi nasuwa si okropne podejrzenie, e Mania... z Wadziem... Kapanie-winio, ty poczye ich niszym, okropnym lubem! wybucha. Koniec aktu drugiego. W akcie trzecim Henryk jest dyktatorem, wszystkich pognbi nie wyczajc rodzicw. I znw przygotowuje si ceremonia lubu, ale bezbonego, majcego sankcj jedynie w jego absolutnej wadzy. Czuje wszake, e jego wadza nie bdzie rzeczywista, pki nie zostanie potwierdzona dobrowoln ofiar czyjej krwi. Dlatego domaga si od Wadzia aby si zabi dobrowolnie dla niego. To uspokoi jego zazdro, a jednoczenie uczyni go do potnym i przeraajcym aby urzeczywistni lub... i Mani jako nieskalan (a take by urzeczywistni sen... o co walczy od pocztku). Wadzio si zgadza. W ostatniej scenie Wadzio si zabija. Ale Henryk zaamuje si i cofa w przeraeniu przed swoim czynem. lub nie zostanie urzeczywistniony. G.: Taka jest ta historia. Prbuje ona odmalowa lki i zgrozy czowieka wobec wiata nadchodzcego, w ktrym on sam sobie bdzie Bogiem i panem. Bosko Henryka dokonuje si poprzez opanowanie innych ludzi, jak bosko Hitlera. W lubie daj si dostrzec mechanizmy nowoczesnego stawania si czowieka i ludzkoci. Nieustanna obecno Formy na scenie jest spiritus movens dramatu. Czowiek mwi co i przystosowuje si do tego, co powiedzia. Jedno sowo rodzi drugie. Jedna scena drug. Nieustanna konieczno organizowania rzeczywistoci w jaki ksztat dorzeczny przywieca temu stwarzaniu si dramatu na scenie. A ten, ktrego porywaj wiry tworzcej si Formy, cigle jest w miertelnej roz terce: czy to na serio? Czy to Mdro? Czy Gupota? Czy rzeczywisto, czy sen? Pomwmy teraz o Trans-Atlantyku. R.: Przede wszystkim trzeba by zaprotestowa przeciw przemienianiu paskiego Trans-Atlantyku na Transatlantyk, co si czsto zdarza w pr asie. G.: Mj Trans-Atlantyk to nie statek, a co jak poprzez Atlantyk. Powie zwrcona z Argentyny ku Polsce. Zawsze mnie mieszy ten Trans-Atlantyk... rozfiglowany, sklerotyczny, barokowy, absurdalny, w stylu gawdziarskim sprzed stu lat, ale zmieszanym z innymi gatunkami sowa, nieraz ze sowami przeze mnie wymylonymi... Najmniej znana z moich powieci, bo te harce jzykowe nieatwe do przeoenia. Nie ukaza si jeszcze we Francji. Pokrtce o nim opowiem. Zakoczenie wojny nie przynioso Polakom wyzwolenia, tam, w tej przesmutnej rodkowowschodniej Europie, stao si ono wymian jednej nocy na drug, wymian zbirw Hitlera na zbirw Stalina. Gdy w kawiarniach paryskich rozmaite szlachetne duchy witay radosnym pieniem wydobycie si ludu pols kiego z feudalnego ucisku, w Polsce po prostu ten sam zapalony papieros przechodzi z rki do rki by przypieka nadal czowiecz skr. Przygldaem si temu z Argentyny, przechadzajc si po Avenida Costanera. Swko do ju, ktre chyba musiao si rodzi na ustach kadego Polaka, zaczo domaga si we mnie konkretnych rozwiza. Jeli Pol ska, wskutek swojego pooenia geograficznego i swojej historii, bya skazana na wieczyste rozszarpywanie, czy nie daoby si zmieni czego w nas samych, w Polakach, aby uratowa nasze czowieczestwo? Niezalenie od potwornej brutalnoci tych faktw, co innego mnie niepokoio.., fasz, ktry temu towarzyszy, jaka zgrywa... Jedn z tajemnic Formy jest, i nie wiadomo jak i dlaczego w stosunku do pewnych zjawisk, pewnych ludzi, narodw, urabia si jaki rodzaj odczuwania wyjtkowo faszywy, niemdry, i gatunek frazeologii wrcz nieznony. Gdy w Polsce skra skwierczaa i wybijano zby, wiat oddawa si

nadal na nasz temat deklamacji o polskim romantyzmie i polskim idealizmie, recytowano komunay o Polsce mczennicy, albo mwiono o nas z niechci, z tpym lekcewaeniem i z t pym politowaniem. Widywaem w kinach, w Buenos Aires, Polakw na siwych koniach ze wzrokiem pomiennym, szarujcych... Wic nie do, e ludziom tam twarze rozbijano piciami, jeszcze im na szerokim i cywilizowanym wiecie t rozwalon twarz omieszano? To wydawao mi si wwczas groniejsze bodaj od samej klski i samego blu; ten symptom by niepokojcy. Jak si mwi, e ten i w ma z pras, tak o Polsce mona by powiedzie, e ma z poezj (i ile razy, czytajc o sobie pniej w gazetach europejskich, lub amerykaskich, wyawiaem ten sam kiepski bana, ktry dostawa mi si jako Polakowi, jakby o nas nie mona byo pisa zwyczajnie). Kto tu zawini? Pewien anachronizm, waciwy Polakom? Lenistwo duchowo-umysowe Zachodu, szukajce najtaszych frazesw? Co niedobrego, co spaczonego, byo w naszym stosunku ze wiatem i ja, artysta, poniekd czuem si odpowiedzialny za t fataln legend polsk i czuem e trzeba z tym jako skoczy... ale jak? Nie wierz w skuteczno drobnych poprawek, ata, ostronych ulepsze, w tych materiach artystycznych trzeba zdoby si na skok, nag, radykaln, zmian od podstaw. Jak? Polacy bdc narodem najbardziej uwikanym w mrzonk, iluzj, frazes, legend, deklamacj, byli te najblisi rzeczywistoci in crudo, sans phrases, tej co amie koci. To by atut do wyzyskania. Najostrzejszy realizm, to jedynie mogo nas wycign z bagna naszej legendy. Wierz w moc oczyszczajc rzeczywistoci. Potrzebna tu bya rzeczywisto, nie jaka wtrna, nie polska, ale ta najbardziej fundamentalna, po prostu czowiecza. Wydoby Polaka z Polski, eby sta si po prostu czowiekiem. Czyli zrobi z Polaka anty-Polaka. R.: Myl nienowa w panu, bo przecie ju piszc Ferdydurke gowi si pan nad czym podobnym. G.: Ta sama myl. Zawsze to samo. Dystans do formy. W tym wypadku do formy narodowej. Czy to bya myl ekscentryczna w naszych warunkach, na samym dnie katastrofy, myl nieprzytomna prawie, czy to by program ponad siy polskiej elity umysowej (i chyba jakiejkolwiek innej elity narodowej) Nie braem tego zupenie pod uwag. Najdziksza myl, raz wypowiedziana, cywilizuje si stokro szybciej, niby mogo si zdawa. Wiedziaem, e Polak dojrza do zmiany, e ma do, e nie chce by, jaki jest, e chce by inny. Wiedziaem o tym z ca pewnoci wbrew wszyst kiemu, co oni Polacy mogli gosi o sobie tym swoim jzykiem, odziedziczonym z przeszoci. To mi wystarczao. A druga rzecz, wie pan, to i u mnie program nie wyprzedza utworu, ale jawi si zawsze ex post... Ja po prostu siadem i zaczem pisa... i napisaem... ale akurat co wrcz odwrotnego temu co by napisa wypadao. Zamiast powagi miech, gupstwo, igraszka, zabawa! R.: Sublimacja na opak. Jakie mogy by racje tej tragicznej przekory? Zdarza si takie ukrywanie prowokacji w niewinnym na pozr figielku. Ale tutaj nie co innego, jak wanie rozfiglowanie paskiego Transatlantyku musiao by najwiksz prowokacj. To jak wybuch miechu podczas pogrzebu. G.: Nieprzyzwoite, co? Mnie samego to dziwi... w najczarniejszym momencie naszej historii, kiedy Requiem raczej naleao piewa... Moe jednak to wyraz mojej dumy narodowej? Znowu sprzeczno. Bo, wie pan, wielu moich rodakw uwaa mnie za pisarza bardzo, wyjtkowo, polskiego wic ja jestem jednoczenie jak si okazuje, bardzo antypolski i bardzo polski i moe dlatego tak polski, e tak antypolski, gdy polsko urzeczywistnia si we mnie bez premedytacji, swobodnie, o tyle, o ile jest moj koniecznoci. Wcale nie zdziwibym si, gdyby ten humor wisielczy by, mimowolnym prawie, wyrazem polskiej durny i swobody. A take... Pan wie, jak ja si boj wszelkiego nauczania, przewodnictwa duchowego... Nie chc eby uczono si ode mnie, jak od profesora, chc uczy sob, wasnym yciem, twrczoci, na mnie niech si ucz, a nie ode mnie. Wic cay mj program zawiera si przede wszystkim w tonie, w stylu, w tym moim bezczelnym rozemianiu si w nos tragedii, w bezceremonialnym podejciu do tysicletnich witoci. Literatura to nie szkka niedzielna, to stwarzanie w sowie faktu dokonanego. Kto zaczyna o czym mwi w inny sposb to jest wane. Niech pan posucha, jakie przeklestwo ciskam na Polsk: A pycie wy, pycie, rodacy do Narodu swego! Do Narodu swego witego, chyba przekltego! Pycie do Stwora tego w. Ciemnego, co od wiekw zdycha, a zdechn nie moe! Pycie, pycie, eby on wam ani y, ani Zdechn, nie pozwala, a na zawsze midzy Bytem i Niebytem trzyma! Pycie do Szaleca, Wariata waszego... eby on was szaami swymi mczy, drczy, dzieci wasze, ony, na mier na skazanie, sam konajc w konaniu swoim... Wystarczy. Za co takiego mona pobi... i wychodzc z Banco Polaco, po urzdowaniu, rozgldaem si nieznacznie, gdy kolonia polska w Buenos Aires jest liczna i skora do czynu. Nikt mnie nie pobi, moje przeklestwa miay bazeski strj. R.: Dziki ktremu mg pan przeszwarcowa spor ilo dynamitu. G.: Jakim wariactwem by ten Trans-Atlantyk! Pod kadym wzgldem! Gdy pomyl, e co takiego napisaem, ja, wyrzucony na brzeg amerykaski, bez grosza, zapomniany od Boga i ludzi! Przecie w moim pooeniu trzeba byo pisa na gwat co nadajcego si do przetumaczenia i wydania w obcych jzykach. Albo, jeli ju dla Polakw, to niechby przynajmniej nie obraao uczu narodowych. A ja zdobyem si na ten

szczyt niepoczytalnoci, e sfabrykowaem powie i niedostpn dla obcych z powodu trudnoci jzykowych i prowokujc emigracj polsk, jedyne rodowisko, na ktrego pomoc mogem liczy. Oto co si zdarza, gdy w najczarniejszej degrengoladzie wasnej i narodowej pisze si jednak i mimo wszystko dla przyjemnoci. Na jakie luksusy pozwalaem sobie w mojej ndzy! R.: I ten utwr zosta jednak wydany po polsku? G.: Tak, co przynosi zaszczyt paryskiej Kulturze, miesicznikowi, ktry mnie drukowa. Zastosowa no rodki ostronoci. Jzef Wittlin, wybitny i cieszcy si wielkim powaaniem pisarz polski na emigracji, zgodzi si napisa przedmow i pod skrzydami tego autorytetu Trans-Atlantyk wypyn na wody polskiej literatury. Przeknito jako. Nikt nie wzi tych cudactw zanadto na serio. Dynamit nie zosta dostrzeony. R.: Jaka jest akcja w Trans-Atlantyku? G.: U mnie akcja to co ubocznego, to tylko pretekst. Opowiadam starowiecko-gawdziarsk proz, jak to w przeddzie wojny w Argentynie wyldowaem, jak wybuch wojny tam mnie zapa. Ja, Gombrowicz, zawieram znajomo z puto (pedek) zakochanym w modym Polaku, i okolicznoci czyni mnie arbitrem sytuacji: mog pchn modzieca w objcia pederasty, lub sprawi, by przy ojcu zosta, zacnym i honorowym majorze polskim starej daty. Pchn go w objcia tego puto to wyda zboczeniu, zepchn na bezdroa, w odmt dowolnoci, w bezgraniczno anormalnoci. Wydrze go pederacie i przywrci ojcu to utrzyma go w dotychczasowej, tradycyjnej, bogobojnej postawie polskiej. Co wybra? Wierno przeszoci.., czy wolno dowolnego stwarzania si? Przyku do dawnego ksztatu... czy da swobod i niech robi ze sob co chce! Niech sam si stwarza! Dylemat koczcy si w powieci wybuchem powszechnego miechu, ktry i t form dylematu przezwycia. Jeszcze jedna konfidencja. Ju panu mwiem, e piszc lub zapatrzony byem w Hamleta i w Fausta. Ot Trans-Atlantyk rodzi mi si poniekd jako Pan Tadeusz a rebours. Ten poemat Mickiewicza, te na emigracji pisany sto lat temu z gr, arcydzieo naszej narodowej poezji, jest afirmacj polskoci z tsknoty poczt. W Trans-Atlantyku pragnem przeciwstawi si Mickiewiczowi. Jak pan widzi, zawsze urzdzam si tak by tworzy w dobrym towarzystwie!

8. DZIENNIK WITOLD GOMBROWICZ: Rok 1952. Byem wtedy sekretarzem dyrekcji Banco Polaco w Buenos Aires. aosny pan sekretarz! Pensja godowa okoo 100 dolarw na miesic wydajno zero. Antytalent wybitny do funkcji bankowych, nic nie mogem zrozumie z tych papierkw, godzin y bezsensowne, denerwujce, jaowe... Trans-Atlantyk prbowaem pisa, gdy prezes wchodzi chowaem pod biurko papiery, jak sztubak. Nawizaem wtedy wspprac z Kultur, o ktrej ju wspomniaem, czoowym miesicznikiem emigracji polskiej, wychodzcym w Paryu. Byy to pierwsze moje publiczne wystpienia w jzyku polskim po pitnastoletniej przerwie. Drugi, czy trzeci, z tych felietonikw napisaem w formie dziennika. List od Jerzego Giedroycia, redaktora, ten rodzaj panu odpowiada, moe by pan sprbowa tak dalej. Odtd do dzisiaj pisz ten dziennik do Kultury i uroso tego trzy tomy, z tysic stron, czwarty w przygotowa niu. Nie pisuj prawie artykuw, esejw, wszystko co mam do powiedzenia poza czyst sztuk, pakuj do dziennika. DOMINIQUE DE ROUX: Dziennik chyba mniej jest poczytny... G.: Wrd Polakw bardzo. Dziennik, cho zakazany w Polsce, jest tam naprawd rozrywany, zwaszcza przez mode pokolenie. Bardziej ni inne moje rzeczy. Ale w innych jzykach o wiele mniej. Ferdydurke, Pornografia, Kosmos, ukazay si ju w jakich pitnastu krajach, natomiast pierwszy tom Dziennika wydano, jak dotd, tylko we Francji, Niemczech i Holandii. Obecnie ma si ukaza w Stanach, Argentynie i we Woszech. Nastpne tomy jeszcze nie przetumaczone. R.: Dlaczego zainteresowanie Dziennikiem jest sabsze? Te wojownicze z cicha pk zapiski ukazuj pana i pask twrczo w nowym wietle, ale poza tym dla niejednego stay si wane, gdy stanowi prb kra cowej rewizji kultury z nowego, bardzo paskiego, punktu widzenia. Podkrelono to w prasie. I zgadzam si z tym krytykiem, ktry powiedzia, e dzi, zdawaoby si, wszystkie tabu zostay obalone, a tymczasem Dziennik odkrywa cale dziedziny kultury, nie tknite przez myl krytyczn. A jako lektura to zabawne, ywe, wiee... G.: Dziennik kupuje si dlatego, e autor sawny. A ja dziennik pisaem, eby sta si sawny. Oto cale qui pro quo. Poza tym ja... z moim yciem... Gdyby usun z dziennika Gidea biuteri nazwisk znakomitych, wtpi aby mia wielu nabywcw... Gdzie s moje spotkania z dAn nunziem, albo rozmowy z Claudelem, ja widywaem si w kawiarni Rex z moim przyjacielem Eislerem, z ktrego miaem dochd bijc go w szachy. Moje ycie szare... Gdyby mj dziennik nie zrobi si sam, niepostrzeenie, z miesica na miesic, nigdy bym

si na nie zdoby... Dziennik? Ja? Z moim yciem? C za pomys! R.: Ale ta druga strona medalu? Bo przecie y pan w Polsce i w Argentynie podwjnym, czy potrjnym, czy poczwrnym yciem? To mogoby by ciekawe. G.: Nie. Zbyt zawie, zbyt nieuchwytne... I moje ycie ukryte byo niedocignite, nie miao ostroci, barwy, ktrymi tryskaj pamitniki autentycznych wczgw. Musiabym nadrabia, sztukowa. Czym tedy nafaszerowa ten dziennik? In telektualnymi smakoykami w rodzaju, dajmy na to, paraleli midzy w. Janem od Krzya a Erazmem z Rotterdamu? Nie, to nie moja specjalno. eby chocia to mogo by nihilistyczne, apokaliptyczne, albo polityczne... Ale nic. Pusty sklepik. Tylko e, jak mwi, zaczo si powoli, z miesica na miesic... Dlatego wanie uwaam, e literatura jest nieheroiczna, wszystko w niej odbywa si z wolna i nieznacznie, granice, nawet najtrudniejsze do pokonania, s zatarte. Ach, jeszcze o jednej trudnoci zapomniaem. Dla artysty, ktry wyrobi sobie wzgldn pewno rki w okrelonym gatunku liryka, epika, groteska, przypumy jest bardzo niebezpieczne przej na tory innego wysowienia. A ju przewekslowanie z jzyka sztuki na zwyczajn proz moe sta si katastrof, taki manewr angauje cao czowieka piszcego. Baem si tego! Porzuci metafory, styl, pisa zwyczajnie? Miaem ju za sob dwadziecia lat pracy literackiej, a balem si tego, jak debiutant! R.: A jednak, mimo wszystko, to si stao. G.: Bo mnie bardzo a bardzo to byo potrzebne! Miaem ju za sob z dziesi opowiada, dwie sztuki teatralne, jedn powie. I jeli ywiem nadziej, u pocztku mojego pisania, e powoli stan si bardziej dostpny i zrozumiay, to teraz ju jasne stawao si, e ludzie wci nie wiedz, jak mnie czyta, czego we mnie szuka. Kt mg mnie udostpni, objani? Krytycy? W pewnej chwili chyba kady artysta odkrywa, e krytyka nie tylko na nic nie moe si przyda, ale e jest jedn wicej przeszkod na dr odze do czytelnika. Bardzo przygnbiajce odkrycie. Utwr artystyczny aspiruje do jedynoci, a krytyka, nawet najlepsza, z natury swojej kataloguje, klasyfikuje, niweluje, roztapia w iloci, w produkcji. To jest wbrew samej istocie sztuki, dlatego jest niemie i brzmi jako niemdrze. I nie wynaleziono dotd sposobu, by pan X, niewysoki duchem, nie przybiera tonu sdziego piszc w gazecie artykulik o Homerze to take razi. Nie ma chyba artysty, ktry by nie poapa si w kocu, e krytyk to wrg, nawet gdy chwali. Mnie tam, wtedy, w Argentynie, nad rzek olbrzymi, samotno cmentarna gniota. Sztuka dzisiejsza staje si, niestety, coraz trudniejsza. Ja byem trudny. Ju w Ferdydurke wziem na siebie rol komentatora, eby jako uatwi czytanie, ale te komentarze okazay si niewystarczajce. Ba, w najbardziej sprzyjajcych okolicznociach, gdybym na St. Germain de Pres mieszka i do Deux Magots chodzi, moje utwory musiayby ciko walczy; ale ja, awangardzista, nowator i zreszt dziwak, byem przywalony na domiar wojn, rewolucj, wygnaniem i dwudziestoma milionami krw Argentyny. Co robi? Co robi? Czy w tej sytuacji mogyby wystarczy delikatne glossy i subtelne interpretacje, przeznaczone dla wy szego milieu? Nie wiedziaem nikt nigdy mn si nie zainteresuje, pki nie wyjd poza obrb sztuki, nie odezw si zwykym gosem, nie wprowadz ludzi w moje zwyczajne sprawy. Nowatorzy paryscy mogli pozwoli sobie na ekskluzywno. Ja nie. Mnie nic nie izolowao od ulicy, od masy, nie miaem salonu. R.: Znowu to samo, co gdy pisa pan Ferdydurke. Zwiza sztuk z wasn rzeczywistoci. Walczy o siebie, narzuci si... G.: Znowu. Jeszcze raz. Ale tym razem w inny sposb, innymi rodkami. I stao si to od niechcenia... A jeszcze wicej czasu mino, zanim si spostrzegem, e ten mj felietonowy dziennik zaczyna przybiera charakter rozprawy ze wiatem. Te odcinki, drukowane w parysko-polskim miesiczniku, wywoyway protesty czytelnikw, ale nie przejmowaem si nimi, na og zanadto byy prymitywne. Po dwch latach trzeba byo opracowa cao do wydania ksikowego. Zastanawiaem si, czyby nie napisa przedmowy. Zamiast tego wziem piro i napisaem tytuem wstpu. Poniedziaek Ja. Wtorek Ja. roda Ja. Czwartek Ja. I ujrzaem siebie w opozycji najostrzejszej ze wszyst kimi tendencjami powojennymi, ktre wykly ja. To ja zostao ekskomunikowane przez Koci, jako niemoralne, przez Nauk, jako sprzeczne z obiektywizmem, przez Marksizm, przez wszystkie prdy epoki, domagajce si od czowieka by wzgardzi tym swoim egoistycznym, egocentrycznym, przestarzaym, antysocjalnym ja. Zewszd rozlegay si surowe upomnienia: jeste niczym, zapomnij o sobie, yj innymi! Gdym moje ja po raz czwarty napisa, poczuem si jak An teusz ziemi dotykajcy! Grunt odnalazem pod nogami! Utwierdzi si w tym ja wbrew wszystkiemu, z maksimum bezczelnoci, z jak upart niedbaoci, w sposb nie nadmierny, ale wanie naturalny to byo, ujrzaem, powoanie mojego Dziennika. Zaczynajc, rzecz jasna, od moich najbardziej osobistych potrzeb i koniecznoci.

Czyli, przede wszystkim, uzyska prawo do gosu. Gdy, zgodnie z obowizujcym konwenansem, artysta ma by czciowo niemy. Wolno mu piewa, ale nie wolno mwi; ma by zwrcony twarz do sztuki, nie do ludzi; byoby nietaktem, gdyby ten kapan celebrujcy przed otarzem zatroszczy si naraz, co z nim ludzie wyrabiaj i zacz, dajmy na to, wykca si o tak, czy inn, kwalifikacj jego dzie i osoby (jedno czy si z drugim). Artysta jest zatem czciowo bezbronny. R.: To te tkwio w panu od dawna. Paska duma... G..: Duma? To jest prawo do samoobrony najnaturalniejsze w wiecie! Jaka tam duma! Jest wanie na opak. Dumna jest owa koncepcja, ktr nazwabym asep tyczno-arystokratyczn, wedle ktrej artycie-kapanowi nie wolno si znia, on musi udawa e te sdy nie mog go dotkn. I dumna take jest koncepcja, ktr nazwabym arystokratyczno-socjalistyczn, wedle ktrej artysta ma prawo i nawet obowizek zwrci si twarz do ludzi, ale tylko jako nauczyciel, przewodnik, kar miciel duchowy, sowem istota wysza. Czy wie pan, co jest u rda tej niemonoci zejcia z cokou? To i artycie nie wolno si przyzna, e walczy o wasn wyszo z ludmi. On piewa. Ale to, e piewa aby si wybi, fe, o tym ani mru-mru! A jednak kade dzieo sztuki ma te dwa oblicza. Jest bezinteresowne, powstaje z czystej kontemplacji, ale jest te tworem ambicji, dzy wywyszenia si, artysta do-maga si aby go uznano; a jeli nawet jest bezinteresowny i czysty, jak za, to przecie i owa czysto sprzyja powodzeniu dziea i jest narzdziem osobistej ekspansji. Pomin dyskretnym milczeniem ten drugi aspekt sztuki, to j zuboy, sfaszowa, i... i... do diaba!... czy ja, autor, mam cicho siedzie i pozwala eby mnie kady deformowa, jak mu si ywnie zechce? W Ferdydurke te o to walczyem: o prawo do wasnej twarzy. Ale w Dzienniku odkryem, jaka jest wymowa zwykej prozy. Gdy to, co w Ferdydurce byo jednak sztuk, stao si wrcz nieprzyzwoitoci, gdy zostao za-referowane w sposb zwyczajny w Dzienniku. Co?! Jaki poktny autorzyna, ktry nie chce cicho siedzie i czeka a go pochwal, ale sam siebie wypycha do gry?! Ktry roztrbia wszem wobec swoje prywatne gusta i guciki, jakby to kogo interesowao? Co to jest?! Autoreklama? Mania wielkoci? Kpiny? Niejeden z moich kolegw po pirze, Polakw na emigracji, gotw by mnie pomwi o nieuczciw konkurencj. R.: To dzi w paskim Dzienniku ju troch mniej gorszy, gdy jest pan uznanym pisarzem. Wtedy to musiao by bardzo irytujce. Naruszy pan co wicej ni moralno, konwenans. Pycha tym bardziej nieznona, e jako tak atwo panu przychodzca... G.: Pycha tak wielka, e tylko dziki mojej wyjtkowej skromnoci staa si moliwa. Ten kto mwi o sobie chc by wielki jest mniej do siebie przywizany, traktuje siebie z wikszym dystansem, ni ten kto rumiecem si oblewa na sam myl o takim wyznaniu. Ten kto ujawnia wasny subiektywizm, jest bardziej obiektywny. R.: Paska metoda, jeli dobrze rozumiem, sprowadza si do ujawniania. Ujawni swoj niedojrzao. Ujawni swoj dz wyszoci, dojrzaoci. Jawno, szczero to paskie haso. G.: Nic podobnego! R.: Wymyka si pan, jak piskorz. G.: To nie ja si wymykam, to literatura. C by si stao z piskorzem, gdyby pan go zapa? Zjadby go pan. Literatura i piskorz pty yj, pki si wymykaj. Szczero... Niczego nie lkam si bardziej, jako pisarz. Naiwna, prostolinijna szczero w literaturze jest do niczego. I oto znw jedna z dynamicznych antynomii sztuki: im bardziej jest si sztucznym, tym bardziej mona by szczerym, sztuczno pozwala artycie na zblienie si do prawd wstydliwych. A co do Dziennika... Czy widzia pan kiedykolwiek dziennik szczery? Dziennik szczery to wanie dziennik skamany, poniewa szczero nie jest z tego wiata. I przecie szczero to nudziarstwo. To nieefektowne! Wic co? Dziennik musia by jednak szczery, a jednak nie mg by szczery. Jak wybrn? Sowo, to lune sowo mwicego, ma jedn pocieszajc waciwo; jest bliskie szczeroci, ale nie w tym, co wyznaje, a w tym czego chce, do czego dy. Wic trzeba byo odebra Dziennikowi charakter zwierze, on musia mnie ukaza w akcji, w mojej intencji narzucenia si ludziom w ten sposb, a nie w inny, w moim ksztatowaniu si na oczach ludzi. Takim chc by dla was, a nie taki jestem. R.: To zamierzenie w gbi ducha kadego, piszcego dziennik. G.: By moe. Ale w gbi. Wedug mnie, literatura nowoczesna to ta, ktra stawia kropki nad i. R.: Mwimy cigle o tych prywatnych waciwociach paskiego Dziennika. A jednak jego tematyka jest bez porwnania obszerniejsza. Mona z grubsza rozrni kilka gwnych wtkw. Ciekawym, czy pan zgodzi si z moj klasyfikacj. a) Co pan o sobie pisze, eby siebie uwypukli, wytumaczy, eby sob zgorszy, zaskoczy, zadziwi... na przykad impresje, wspomnienia, relacje z podry, wyznania i zwierzenia (jednak!). b) Komentarze do wasnej twrczoci i wojna z krytyk.

c) Wojna z literatur i sztuk w ogle; ataki na poezj czyst; ataki na malarstwo, atak na Pary... d) Wojna z filozofi, a w szczeglnoci z egzystencja lizmem, katolicyzmem, marksizmem i, ostatnio, ze strukturalizmem. e) Wojna z Polsk i problematyka kultur drugorzdnych. f) O paskim czowieku, takim, jak pan go widzi: jako wytwrc i niewolnika formy; jako istot niedo (niedostateczn, niedojrza). g) Ekscentrycznoci, igraszki, figle, mistyfikacje. Za bawa z czytelnikami. h) Strony o charakterze wycznie artystycznym humor lub liryzm przewanie. G.: Nic nie mam przeciw takiej segregacji, pod warunkiem eby te punkty razem pomiesza. Bo mj Dziennik to groch z kapust i prawie kade zdanie kilku bogom naraz suy. Gdy zastanawiam si nad Dziennikiem, prbuj zrozumie, dlaczego to moje zwyczajne ja, raz wypuszczone na wolno, tak agresywno wykazao. Bo ja, wie pan, cho ju w poprzednich, artystycznych, podach byem wojowniczy, to przecie dopiero tutaj zdobyem si na konsekwentn opozycj wobec caej prawie kultury wspczesnej. Dziwi mnie moja miao. I nonszalancja tego ataku. I jego zacieko. Czy nie dlatego, e to moje ja byo tak malekie za olbrzymim oceanem, marginesowe, anonimowe, prywatne? Pisaem na wariata. Nie miaem nic do stracenia. Mogem wypisywa, co mi si zachciao, bo nikt si tym nie przejmowa. I jeli nawet byem wwczas (nie uznanym) artyst, poet, to jednak nie byem literatem, jeli pod tym okreleniem rozumie bdziemy kogo, kto jest wprowadzony w wiat literacki, ma pewn ogad waciw temu rodowisku i pewn szko... nie tylko intelektualn, wicej majc wsplnego z dobrym wychowaniem... bez ktrej trudno by czonkiem, uyj tej metafory, wiatowego Zwizku Literatw. To e moja naturalna skonno do egzystencji prywatnej, wycznie na wasny rachunek, znalaza nagle poparcie w mojej sytuacji spoeczne;, w moim argentyskim wygnaniu i odosobnieniu, to wanie byo u korzenia agresji, jak sta si Dziennik prawie mimowolnie. Byem niczym, wic mogem pozwoli sobie na wszystko. Ot tak si dzieje w kulturze, e pki przestrzegamy regu gry wszystko jest, jak trzeba, szanowne i godne uznania. Natomiast, gdy raz wyamiemy si z regu, psuje si partia. Czowiek kulturalny rano, po niadaniu, przeglda kulturalny tygodnik i z pasj czyta donios polemik strukturalisty z egzystencjalist. Jest to tak inteligentne, e nie da si wprost stwierdzi, e gupie... gupie, poniewa obaj myliciele udaj mdrzejszych, ni s, g dy Bogiem a prawd, wiedz co tam pite przez dziesite, popiesznie, dorywczo, po ebkach (czy mona dzi wiedzie inaczej?). Nasz homo sapiens, po przeczytaniu z nudzcym go zainteresowaniem owej gupio-mdrej polemiki, wychodzi na miasto eby obejrze wystaw dzie Picassa, albo, jeli pan woli, Tycjana. I chonie Pikno w skupieniu, ale jakby w roztargnieniu; zachwyca si, ale jakby go to nic nie obchodzio; pada na kolana, ale jakby nie pada. Po czym odrywa si od Pikna z alem, ale z ulg. Powrciwszy do domu rzuca si na najnowoczeniejszy roman i czyta, ale jakby nie czyta. Ziewn. Przez okno spojrza. Odoy roman, bierze z biblioteki Ulissesa i czyta nie czytajc, wstaje, wychodzi na niadanie i w kulturalnym gronie oddaje si rozmowie na wysokim poziomie i bez szczypty snobizmu, szczerej, skromnej, ale... Wystarczy. Ju pan chwyta. Chodzi o to ale nie mieszczce si w grze. Mj Dziennik nie po to, eby kultur pogbia, wzbogaca, a tylko eby sprawdzi, czy ona na nasz miar skrojona i z nami na ziemi przebywa, czy te oderwaa si i na wysokociach buja zmuszajc nas do zadzierania nosa. Nie kultura, a stosunek nasz do niej mnie interesuje. Mj punkt wyjcia jest perfidnie symplistyczny: kady udaje mdrzejszego i dojrzalszego, ni jest. R.: To prawie wyglda na zwyke demaskowanie snobizmu. G.: Snobizm? Owszem, take, ale tu idzie o co waniejszego. O alienacj gorsz moe, ni ta ktr maszyny powoduj. Mechanizmy tego pitrzenia si i wzbijania kultury s skomplikowane i dokonuj si poza nami, w sferze midzyludzkiej. Ja ze wsi jestem i to te co nieco na moich inklinacjach zawayo. Niech pan sobie wyobrazi mj Dziennik jako wdarcie si w kultur europejsk wieniaka, czy szlachcica, szlachcica polskiego ze wsi, z nieufn oci wieniaka, z chopskim zdrowym rozumem, z chopskim realizmem. Ja to wyniosem z domu i ten styl szlachecki jest czym niesamowicie odpornym, wci jestem, pomimo tylu lat obczyzny i miasta, tym polskim hreczkosiejem z prowincji. Zanotowaem kiedy w Dzienniku, e w modoci byem z intelektualistamieby ich zdenerwowaobywatelem ziemskim, a z moj rodzin i ssiadami eby ich zdenerwowa artyst, cyganem, intelektualist. Zanotowaem te, e jak tak po kulturze spaceruj, jak szlachcic po sadzie na swoim folwarku i prbujc gruszki, albo liwki, mwi: ta dobra, a ta nie smakuje... Nie przecz, taka sybarytyczno-paska przechadzka po sadzie moe zdenerwowa, a ju najbardziej tych co tworz, produkuj, spalaj si na otarzu wyszych wartoci; ale jeli mj dziennik moe przyda si na co, to gwnie jako przeciwstawienie wiejskiego rozlunienia tym wszystkim nateniom, pitrzcym si bez wytchnienia w onie milionowych stolic Europy i Ameryki. Mgbym okreli siebie jako szlachcica polskiego, ktry odkry swoj racj bytu uniwersaln w tym, co nazywam dystansem do formy (wic i do kultury). Szlachcic polski zjawisko nieco anachroniczne nie

cieszy si na og sympati wiata. Tym lepiej! W to mi graj! Poka, jak si moe mie szlac hecka krytyka wartoci! Co jest moj si? Ale to, e wszystko w yciu jest takie sobie... byle jakie... niezupene... pomieszane... niedostateczne... Ze to jest prawdziwy jzyk ycia, a nie ten wypolerowany, wysilony, wywindowany, jakim wy operujecie! Jestem jak aspiryna, ktra usuwa skurcz. R.: Przepraszam! Aspiryna moe, ale szlachcic! Szlachcic autorem Ferdydurke, lubu, Pornografii? Pan jest rewolucjonista, burzyciel, blunierca i awangardzista, a nie szlachcic! G.: Awangarda robiona przez szlachcica w miar konserwatywnego jest moe bardziej godna zaufania. Nie jest zdrowo, gdy fryzjer jest akurat taki jak wszyscy fryzjerzy, bardziej trafia do przekonania, gdy fryzjer ma opinie i sposb zachowania si pukownika, a pukownik upodabnia si d o farmaceuty. Lepiej dla sztuki, eby nie wywodzia si bezporednio z gremium, do ktrego naley autor. Jeszcze raz powtrz, czenie przeciwiestw jest najlepsz metod twrcz. I nie widz dlaczego szlachcic nie miaby by najnowoczeniejszym czowiekiem wiata... jeli potraktuje siebie w sposb naprawd nowoczesny. Kad nacisk na moj wiejsko, bo to, przynajmniej w Dzienniku, wydaje mi si bardziej twrcze, z tej pozycji mog krytykowa. Cho, trzeba przyzna ta krytyka... to nie jest takie proste, jak by si zdawao. Bo przecie ten mj atak na intensywno nie mg by intensywny, mj Dziennik nie mg sta si tym, co pragn podway, z czym walczy, ta moja krytyka musiaa by niedbaa, nonszalancka, rozluniona... ale nawet w tym nie moga by natona, nawet w niedbaoci... R.: Zatem atak, ktrego sia polega na saboci? G.: Paradoksalne, nieprawda? Ale od dawna znaem nico argumentacji i wiedziaem, e rozumowaniem niewiele mona zdziaa, e raczej trzeba wabi, zaraa pewnym tonem, sposobem bycia duchowego, postaw. Wic niead Dziennika, pomieszanie materii wanych z drobiazgami, to unikanie wszelkiego maximum, to spacerowanie, wszystko to jest na wabia, eby znci, skusi do pewnego stylu i pewnej tonacji. Wiedziaem, to o wiele waniejsze. Do mego stolika kawiarnianego sporo modziey si przysiadao, i w Pol sce, i potem w Argentynie. Niektrzy bojowo byli nastrojeni i siln mi robili opozycj. Ot dugo nie mogem zrozumie, dlaczego niejeden z tych oponentw tak by niechtny i opieszay, gdy nasuwaa si sposobno zapoznania mnie z jego rodzin, czy kompanami. W kocu odkryem sekret: oponent przyswaja sobie mj ton i nawet moje dowcipy i odnosi znakomite tryumfy za moimi plecami. Gdy przypadkiem zdarzao mi si pozna kuzynk oponenta, wykrzykiwaa: ale pan mwi zupenie tym samym tonem, co Alberto! Wwczas ju niestraszne mi byy argumenty Alberta, wiedziaem e go zdobyem! Daleki jestem od myli, e Sartre, lub Foucault, zaczn mi robi kiedykolwiek podobne trudnoci ze swoimi kuzynkami, ale powolutku tu i wdzie przenikn. Nie chc by fal, ktra uderza o skal, chc by (w Dzienniku) wod, ktra sczy si, przenika, przecieka...

9. PORNOGRAFIA WITOLD GOMBROWICZ: Czas leci. Rok 1955. Ja wci peni funkcje, al si Boe, sekretarza Banco Polaco. Coraz gorzej to znosz. Ju nie mog duej. W ataku rozpaczliwego bohaterstwa rzucam bank. By to skok w niewiadome. Moje oszczdnoci wynosiy ze dwa tysice dolarw, adnej posady w perspektywie, nic czego mgbym si uczepi. I oto te dwa lata pobankowe stay si rozkoszne! Co dzie wito, niedziela od rana do wieczora. A Rka, losem moim zarzdzajca, okazaa si askawa, akurat po opuszczeniu banku uzyskaem z kilku rde drobne zasiki, dziki ktrym miaem zapewnione bardzo minimalne minimum egzystencji. Mogem wic zabra si do pisania. A e jednoczenie obalono w Argentynie dyktatur Perona, wiatr wolnoci owiewa mnie ze wszystkich stron! Pisa? Znw pisa? Co pisa? Jak zawsze, zaczem co babra na papierze w niepewnoci, w niewiedzy, w okropnym ubstwie, ktre wszystkie moje pocztki nawiedza. Powoli bogacio si to, natao, i tak powsta nowy ksztat, nowy utwr, powie, ktr nazwaem Pornografi. Wtedy by to tytu nie taki zy, dzi wobec nadmiaru pornografii sta si banalny i w kilku jzykach zmieniono go na Uwiedzenie. W owym czasie kupiem maszyn do pisania, nowiusiekiego Remingtona semi-portatil, szlachetnie matowego, i to byo, jakbym Rolls-Roycea sobie sprawi! Trzy dni walczyem ze sob, czy go kupi, czy te zadowoli si uywan Olivetti, ktr mi proponowano. Na tym Remingtonie wystukaem Pornografi. DOMINIQUE DE ROUX: Od razu na maszynie? G.: Nie, pisz pirem, nie umiabym inaczej, a na maszynie przepisuj tekst ju gotowy, wprowadzajc drobne ulepszenia.

R.: Dlaczego Pornografia wtedy si panu napisaa? G.: Dobrze powiedziane, bo mnie utwory si pisz... Ale Pornografia bya jednak koniecznoci na mojej drodze. U pierwocin wszystkiego, co moe powiedzie artysta, kryje si sekret pewnej piknoci takiej, a nie innej i to jest, by moe, jego zasadniczy wybr. Niewtpliwie, wszedem w literatur oczarowany, uwiedziony, pewnym rodzajem urody, ktra zawaya na moich, najbardziej nawet oderwan ych, spekulacjach mylowych. Musia wic nadej moment, ebym w sztuce przedsiwzi wypraw do owego uroczyska, gdzie si wiciy moje czary i uroki. Pan wie z mego Dziennika, jak ciko przeyem ostateczne zerwanie z modoci, ktre nastpio bardz o pno, bo do czterdziestego roku ycia wygldaem i czuem si modo. Nale do ludzi, ktrzy nigdy nie zaznali redniego wieku, smak staroci poczuem od razu po rozstaniu si z modoci. Nie przypuszczam, abym w moich z piknoci i modoci przygodach by odosobniony. Wygldam na egotyst, zamknitego w swojej wiey, ale chyba ju udao mi si wykaza, jak bardzo jestem synem mojego czasu. Wszystkie te, wie pan, gbokie przesunicia w sferze naszej poufnej mitologii, gustw, inklinacji, cechujce czasy obecne, dziki ktrym Modo uzyskaa ostatnio przewag i Syn wzi gr nad Ojcem, dosigny mnie u swego zarania, bodaj podczas pierwszej wojny wiatowej, kiedy zaledwie daway zna o sobie. Ju wtedy znalazem si w dotkliwych kleszczach tej metamorfozy, pamitam to jakby zawstydzenie, czy zdziwienie, e owe bd dorosy, jakim mnie czstowano, nie budzio we mnie sympatii i e ja, mody, modo lubiem, jakbym by stary. W pniejszym yciu nacisk modoci na mnie wzrs niepomiernie, ale zaczem spostrzega, e nie ja jeden jestem jego ofiar. Naokoo mnie co si dziao w ludziach z modoci... moe i doniose dla rozwoju ludzkoci s takie zmiany, dokonujce si w narcyzmie naszym? Dalsze przygody moje z dwiema boginiami, modoci i piknoci, mgbym zawrze moe w czterech tezach, bardzo dla mnie odkrywczych. Pierwsza: Modo to Niszo. Druga: Modo to Pikno. Trzecia (jake ekscytujca!): A wic Pikno to Niszo Czwarta (dialektyczna): Czowiek jest rozpity pomidzy Bogiem, a Modym. R.: Czy doszed pan do nich stopniowo? G.: Raczej tak. Jak zawsze. Ale, o ile inne idee narastay we mnie spokojnie, te zwizane z modoci nieraz dosigay mnie jak chwilowe olnienia, prawie dramatyczne, wprawiaj ce w wielkie poruszenie najbardziej mroczne zakamarki mojej istoty. Jeli mwi, e jednak powoli do nich dochodziem, to dlatego, e nawiedzay mnie i znikay, eby znw powrci. Do prawdy, e Modo to Niszo, dotarem bardzo wczenie i od razu, jak do czego niewtpliwego. Tak, by modym oznaczao by sabszym, gorszym, nie zrobionym, niedostatecznym, niedojrzaym... by, zatem, poniej wszelkiej wartoci... i (uwaga!) nawet poniej siebie samego (w przyszoci). A wic Mody musi by poddany Dorosemu i suszne jest panowanie Dorosego nad Modym. I na pewno Modo, nie co innego, pchna mnie ku wszelkiej innej niszoci, spoecznej, czy nawet duchowej. Potem objawio mi si, e Modo to Pikno. Mwi objawio, poniewa wielka jest rnica midzy zwykym uwiadomieniem sobie jakiego komunau a wdarciem si w jego tre yw, stwarzajc. Jeden z byskw tej iluminacji wydarzy mi si w Tatrach pamitam w lecie, byem ju dobrze po dwudziestce, wyjechaem kolejk linow z Zakopanego na Kasprowy Wierch i spdziem noc w schronisku, gdzie nikogo nie byo, ciany tylko, wyoone dwoma rzdami lek, mas materacw, chmury wczce si po ziemi i zalepiajce wzrok, zimno, wilgo, jakie obawanienie... Trzeciego dnia rozjanio si i w ostroci oywczej powietrza i wiata zeszedem, jeli si nie myl, na Hal Gsienicow (dzi ju gubi si w tych grach) i tam, w schronisku, zastaem dwie wycieczki modziey szkolnej, jedn esk, a drug msk. Chopcy i dziewczynki, nic nadzwyczajnego, ale bkaa si po nich jaka moliwo uwiedzenia... i niedorozwinicie, drobno ich, szczupo dziecinna jeszcze zamiast osabi to wraenie sprawio wanie w jakim nagym przeinaczeniu, e ta moliwo uwodzicielska staa si tym potniejsza i te dwie grupy przetworzyy si w dwa chry i piew wytrysn olbrzymi, natchniony i przemieni si w Pikno. A te byo co wewntrznego w tym piewie bezgonym i wyniosem z tego take t myl, e pikno, utajona w modoci gatunku ludzkiego, jest czym nader specjalnym, czym wewntrznym. R.: Wewntrznym? G.: W przeciwiestwie do piknoci wiata zewntrznego. Czytaem niedawno zwierzenia pewnego malarza, e dla niego stara i brzydka kobieta jest pikniejsza od modej i piknej. Nie przecz, gra wiata na pryszczach i zmarszczkach jest bogatsza... ale c to za spec nie rozrniajcy pomidzy tym rodzajem piknoci a t, ktr gatunek ludzki sam w sobie wyhodowa i nieprze rwanie powtarza w uwodzicielskim ksztacie dziewczyny, modzieca? T mamy w sobie, ona jest nasza i wymaga od nas czego innego, innego podejcia. Pomieszanie tych dwu piknoci jest moim zdaniem jedn z przyczyn, dla ktrych wspczesne malarstwo stao si fataln szko estetyczn i duchow.

Ale jak to? Wic modo, ktra jest gorsza, nisza, jest jednak pikniejsza? No tak, zrozumiae z punktu widzenia biologicznego, e sabszy, podrzdny, ten potrzebujcy opieki, ten lichy i nieumiejtny, musi zjedna sobie ask mocniejszego. Mczyzna dorosy nie potrzebuje uwodzi, jest silny, gruje, panuje. Wdzik i pikno s broni kobiety, modzieca i dziecka, istot sabszych. Z tego jednak wynikaoby, e.;. e... Pikno to Niszo Prosz zauway, jak wystrzela co naprawd wanego dla artysty z zestawienia dwch poj. Myli mi si chronologia tych wtajemnicze. Chyba ju pod koniec mego pobytu w Argentynie, przypadkowo, w rozmowie, nasuna mi si ta formua, ktra przecie przebywaa we mnie od dawna... i poczuem e trafia w moje sedno. Artysta pracuje w piknoci, jak inni w ubezpieczeniach, lub w agronomii, ale dobrze nie wie, jaka jest ta jego pikno... i ot to zdanko przypadkowe wyjaniao mi wiele, wiele rzeczy. Znalazem racj wystarczajc wielu moich fobii, to dlatego nienawidziem malarstwa kocielnego, gdzie pikno czy si z cnot, urody wychuchanej elegantek od Diora, czystej poezji, abstrakcyjnej sztuki, std take braa si alergia moja na punkcie wsw i brody! Dlatego Pikno musiaa by dla mnie jak kamie drogocenny, osadzona w ponieniu. I... i... o ile w tej postaci bya bardziej pasjonujca, to jej odbierao md harmoni, nudn doskonao, jake stawaa si liryczna i dzika nawet, jaka prno nieobliczalna w bogini strconej i przykutej do modoci! I czy nie to odpowiadao najbardziej skonnociom, nie wyznanym jeszcze w peni, mojego czasu, epoki? Czy nie to byo marzeniem skrytym wchodzcego w ycie pokolenia? Wysiki sztuki wspczesnej by nas raczy piknem obiektywnym i abstrakcyjnym wyday mi si w tej perspektywie prawdziwie strusi polityk tchrza. Mwi, jak artysta. Kto powiedzia nie sposb walczy z tym, co dusza sobie wybierze. Pisze pan o tym w dwch rozdziaach Dziennika z 1956 roku, powiconych dzielnicy portowej Buenos Aires, Retiro. G.: Wtedy byem skonny uj modo, jako rodzaj wartoci samej w sobie: modo jest poniej wszelkiej wartoci, jedyn wartoci modoci jest modo. I pewnie dlatego, gdym pisa krtk przedmow do wydania francuskiego Pornografii, nasuno mi si pod piro takie zdanko: Czowiek jest midzy Bogiem a Modym. Co si wykada: czowiek ma dwa ideay, bosko i modo. Chce by doskonay, niemiertelny, wszechpotny chce by Bogiem. Chce by kwitncy, wiey, wstpujcy w ycie chce by Mody. Pragnie doskonaoci, ale lka si jej, bo wie, e jest mierci. Nie chce niedoskonaoci, ale przyciga go ona, bo jest yciem i piknoci. I znowu, nic nadzwyczajnego, taka sobie myl... a dla mnie jaka lampa rozwietlajca! Albowiem w pisaniu moim istnieje tendencja poniekd konspiracyjna, nielegalna by naturalny rozwj ludzki od niedojrzaoci do dojrzaoci uzupeni deniem wrcz odwrotnym, prcym w d, z gry do dou, od dojrzaoci do niedojrzaoci. Ju w Ferdydurke wida, jak bardzo, walczc o moj dojrzao, jestem jednak zadurzony w mej niedojrzaoci. To mnie korcio zawsze: czowiek ma dwie mety, jest rozpity midzy dwoma biegunami. Tak, zapewne, Dorosy jest nauczycielem, mistrzem, panem Modego. Ale czy ten Dorosy nie uczszcza po cichu do innej szkoy, gdzie Mody nad nim rzdy obejmuje? Czy wcieka dynamika ycia, to sprenie, zdawienie, stanowice o jego energii, byoby bez tego moliwe? Pisaem w dzienniku: wojny nasze s wojnami chopcw, porzdek spoeczny oparty jest na gwacie, ktremu na imi pobr do wojska, ktry jest zniewoleniem chopcw do lepego posuszestwa, poddaniem ich woli. oficera, to e jedni ludzie uzyskuj wadz nad innymi moe sta si tylko dziki gitkoci, lekkoci chopca; ale lepe posuszestwo jes t w gruncie rzeczy dwustronne i oboplne, ten co rozkazuje staje si niewolnikiem niewolnika. I w owym zdawieniu wzajemnym powstaj adunki energii, odwaga, miao, furia, nadludzko, nieludzko, tu si rodz, zabarwione lekkoci, niewinnoci. Udzia Modoci w naszym yciu dorosym, udzia niedojrzaoci, nie zosta dostatecznie wydobyty na wiato dzienne. Teraz moemy ju pomwi o Pornografii. R.: Jeszcze jedno pytanie. W wielu krajach mamy dzi do czynienia z prawdziwym buntem m odych. To zdaje si potwierdza w sposb do zastanawiajcy wszystko co pan pisa od lat o zmieniajcym si stosunku dorosych do modych i vice versa, co wedug pana bdzie z czasem coraz bardziej dramatyczne i podne. Czy pan odnajduje te swoje myli w niedawnych wypadkach, chociaby paryskich? * * K. A. Jeleski, najwnikliwszy wrd Polakw znawca dzie Gombrowicza, w eseju powiconym buntowi modziey (Kultura, czerwiec/lipiec 1968) napisa: Nikt nie przewidzia wybuchu rewolucji studentw to prawda. Nikt z politykw, nikt z socjologw, nikt z tak licznych dzi specjalistw ruchw modzieowych. Istnieje natomiast dzieo literackie, bdce od trzydziestu lat zapowiedzi tej rewolucji. Jest nim oczywicie dzieo Gombrowicza. Zanim odkryje t zbieno uczona krytyka, oto jej gwne zarysy: Pochwaa niedojrzaoci, odmowa ostatecznej formy, odmowa upupienia, krytyka zniewalajcej kultury, bratanie si Mitusa z parobkiem (Ferdydurke). Walka Synczyzny z Ojczyzn (Trans-Atlantyk).

Solidarno modoci potgujca si w gwacie (Pornografia). Wreszcie Operetka. W ostatniej sztuce Gombrowicza ruina ksit Himalajw, spaczona rewolucja Hufnagla s poetyckim wyrazem wypadkw, ktre ju si zdarzyy. Ale w tej sztuce, opartej na historii, zmartwychwstanie Albertynki wyraa wiar w potencjaln si modoci: O zbawienie! Witaj nagoci wiecznie moda! O, witaj, zwyka, witaj niemiertelna Nagoci wiecznie moda witaj! Modoci wiecznie naga witaj! G.: By moe. Jak ju powiedziaem, dla mnie modo jest niedostatecznoci i niszoci we wszystkim, oprcz w jednej jedynej rzeczy: w tym, e si jest modym, w modoci jako takiej... Nic dziwnego wic, e ich poczynania s partactwem o tyle, o ile s programem politycznym, spoecznym, ideologicznym. Ale one s o wiele wicej lepym wyadowaniem poza wszelk ideologi, rodzajem wybuchu. To tak, to jest modo. Aby mnie zrozumie trzeba przyjrze si temu bardziej ocza mi artysty, ni moralisty. Chopiec rzucajcy kamienie, tak, to dobre, to artystycznie nie razi. Chopiec wygaszajcy mowy i dajcy przebudowy wiata, nie, to ze, to naiwne i pretensjonalne. Niestety! Obok pewnej autentycznoci, jaka atmosfera duszca gupstwa i frazesu! A dlaczego? Poniewa ten bunt jest o wiele wicej dzieem dorosych ni modych. Prosz: kilka setek studentw zaczyna robi chryje w Nanterre, czy gdzie indziej, z takiej czy innej przyczyny, i przy okazji wyadowuje swoje pretensje do spoeczestwa. Nic tak wanego. Ale wtedy prasa, radio, telewizja rzucaj si na temat z tych podniecajcych, nadajcych si do omawiania, felietonici, socjologowie, filozofowie, politycy zabieraj gos: Duch nowego pokolenia, Co mam odpowiedzie mojemu synowi?, Jaka jest ich tajemnica?, Modzie nas oskara, Pokolenie bez busoli. To brzmi dobrze. Gbokie. Dobrze si czyta. Powiedziano e za Carmichaelem w Stanach Zjednoczonych stao na pocztku piciuset Murzynw i pi tysicy dziennikarzy; z Cohn -Benditem dziao si to samo. I w tym wieku trudno nie poczu si narzdziem historii, gdy si figuruje na pierwszej stronie wszystkich tygodnikw. Modzi uwierzyli. Nadli si. A doroli, spietrani, oklapli. Potwr modoci, taki jak si nam ukazuje w tej chwili, jest naszego wasnego wyrobu. Ten kryzys jest o wiele bar dziej kryzysem dorosych ni modych. Dowodzi przede wszystkim zadziwiajcego osabienia czowieka dorosego w obliczu modziey. R.: A to jak pan sobie tumaczy? G.: My, starsi, dobrze zdajemy sobie spraw, e nasze przewagi si wykaczaj. Zasada aut orytetu ojcowskiego, ktra od wiekw utrzymywaa syna w biernym posuszestwie, zaczyna trzeszcze. Modzie coraz bardziej ukazuje si nam jako sia twrcza w swoim rodzaju, dziaajca swoimi rodkami. Ale natura tej siy i jej rola nam si wymykaj. Problem rnicy wieku, fazy wstpujcej i zstpujcej ycia, dojrzaoci i niedojrzaoci, wyszoci i niszoci, nie, to nie jest atwe, to nawet bardzo trudne i niejasne. Dorosy jest zagroony modym, trawiony jak odmienn przenikajc go rzeczywistoci.., ktrej dziaanie daoby si okreli moe jako dopyw nieustanny niedojrzaoci, albo jako redukcja... albo jako nacisk... cigajcy, streszczajcy, dynamizujcy... zostawmy to. W kadym razie dorosy utraci swoj spokojn wyszo, ktra wynika po prostu z faktu, e jest bardziej rozwinity. mieszni ci wszyscy profesorowie, myliciele, przeraeni, obawanieni, w kurczowych wysikach by zrozumie modzie i nady historii. Co za tchrzostwo i jaka ndza! Zamiast ujrze w tej rewolucji hec na wielk skal, przypisuj jej cele wiadome i grne: my jestemy starzy, spnieni, a oni przyszo, nowa fala! Wszystko to sprowadza si do nastpujcej karykatury: z jednej strony Miody potny, grony, prorok, natchniony, mciciel, anio lub demon, a z drugiej Dorosy roztrzsiony, chuderlawy, gubicy portki. I kady z nich czuje si mieszny wobec drugiego. To moe jest najwaniejsze, jak dla mnie. To dowodzi e jeszcze raz kiepska, spartaczona forma wdziera si pomidzy pokolenia. Dlaczego spartaczona? Gdy nie odpowiada rzeczywistoci. Jaka jest rzeczywisto? Nie pytajcie, nie jestem w stanie udzieli penej odpowiedzi. Ale jedno mog stwierdzi z ca pewnoci: jeli autentyczna obecno Modego da si odczu, to nie na gruncie spoecznym, zbiorowym, politycznym lub ideologicznym. Dzi moda eby widzie jedynie aspekt spoeczny czowieka. Ale nie. To bardzo powierzchowne i ciasne. Wiele spraw dzieje si na terenie prywatnym i sekretnym i tu wanie Miody ukazuje si jako niebezpieczny zwiastun pewnej poezji, pewnej specyficznej piknoci... i jako cigajcy w niszo. Nic pewniejszego jednak e lisy polityki nie omieszkaj owadn t si, ktra na ulicy wykazaa swoj skuteczno. Te ndzne kokieterie sfaszuj jeszcze bardziej wspycie modych z dorosymi. Oto czemu jestem pesymist, trzeba si przygotowa na dugi okres faszu, bzdury, mdlcej frazeologii, zego samopoczucia, nieudolnoci, niezrcznoci... Co zawsze si zdarza, gdy forma za, irytujca, sztuczna, ustala si midzy dwiema osobami, lub pokoleniami.

Tyle miabym do powiedzenia... z mego punktu widzenia, formalnego. Chc jeszcze doda e bunty modziey w krajach za kurtyn nie maj nic z tym wsplnego. Te s z przesytu. Tamte z ndzy. R.: Jeszcze swko. Ju od pewnego czasu mnie intryguje, e tak rzadko dotd wspomina pan o niedojrzaoci, ktra jest, obok formy, przecie najwaniejsz pana ide. Ale wyglda jakby pan kad nacisk teraz o wiele wikszy na form. G.: Wydaje mi si, i moe atwiej wnikn w mj wiat od tej strony. I zmczyy mnie te grube nieporozumienia z niedojrzaoci, ktra, biedaczka, zbyt czsto staje si pretekstem dla lenistwa mylowego: Och u Gombrowicza sensu nie ma, to takie infantylne, niedojrzae. Moe te troch wpyw strukturalizmu; ktry jest moim wrogiem o tyle, e wywodzi si z nauki, gdy ja, czowiek sztuki, jestem z istoty swojej antynaukowy, antyobiek tywny; ale jest te moim sprzymierzecem, gdy czy nas ta sama fascynacja form. Powitaem strukturalizm z radoci, jak przedtem egzystencjalizm, poniewa to s nurty, ktrymi i ja pyn. Przejdmy do Pornografii. Bohater tej powieci, Fryderyk, jest Krzysztofem Kolumbem, wyruszajcym na odkrycie ldw nieznanych. Czego szuka? Tej wanie nowej piknoci i nowej poezji, utajonych pomidzy dorosym a chopcem. To poeta o wielkiej, kracowej, wiadomoci, takim go chciaem mie w powieci. Ale jake trudno porozumie si w dzisiejszych czasach! Niektrzy krytycy ujrzeli w nim szatana, ni mniej, ni wicej, a znw inni Anglosasi przewanie zadowolili si naklejk bardziej trywialn, voyeur. Mj Fryderyk nie jest ani szatanem, ani voyeurem, natomiast ma w sobie co z reysera, czy nawet z chemika, ktry kombinujc ludzi midzy sob usiuje wytworzy z nich alkohol nowego uroku. C si dzieje w Pornografii? My, Fryderyk i ja, dwch starszych panw, ujrzelimy park, chopca i dziewczyn, jakby stworzonych dla siebie, skutych wzajemnym, bij cym w oczy, sex appealem. Ale oni jakby o tym nie wiedzieli, tonie to jako w ich modzieczym nieurzeczywistnieniu (nieumiejtno waciwa wiekowi). Nas, starszych, korci to i podnieca, chcielibymy aby urok si ucieleni. I ostronie, z zachowaniem pozorw, zaczynamy im dopomaga. Na nic nasze zabiegi, rozbijaj si one o t faz przedwitu, wstpn, o ten ich przedpokj bytu. A dalej? Pomimy chytre podstpy Rajfura-Reysera, ktry jest take Voeyrem, ale voyeurem-poet). Dymy bijce z tego uroczyska coraz bardziej nas odurzaj, a w kocu, rozpaleni ich obojtnoci, odkrywamy e w braku zespolenia fizycznego grzech, grzech wsplny, jej i jego, moe ich poczy i o, radoci nawet nas z nimi zczy, mimo rnicy wieku. W kocu wytwarza si taka sytuacja (w tej powieci, rzuconej na krwawe to Polski wojennej, przez Niemcw zgwaconej), e my, Doroli, mamy zabi pewnego wybitnego czonka podziemnej organizacji, walczcej z Niemcami, ktry zaama si i moe zdradzi. Czyn przerastajcy siy nas, dorosych, wiedzcych czym jest mier, nas, wiadomych, nas, powanych. Ale kto lekki dokona go lekko i chopcu powierzamy to morderstwo, ktre w jego rkach stanie si chopice. Fryderyk organizuje t zbrodni modziecz wcigajc w ni i dziewczyn, ten grzech wsplny, dorosomody, ktry nas zespoli. A w ostatniej chwili Rajfur-Reyser nie wiedzc jak wczy w to innego chopca, ktry si pta nie zatrudniony na boku, po prostu zabija go. Aby lepiej smakowao, eby zupa bya lepsza z tym kawaem modego misa dodatkowym, eby wzmocni t za krwawion chopicoci chopico tamtego, rwienika... Rozpaczliwa walka dojrzaej woli urzeczywistnienia z ow odciajc waciwoci modoci, lekkiej, lekkomylnej, nieodpowiedzialnej. Wola tym silniejsza, im bardziej to, w co uderza, nie stawia oporu. Ale sabo silniejsza jest od siy. I w samym finale siedemnastoletnia lekko odbiera wag zbrodniom, grzechom, powie koczy si nieurzeczywistnieniem. R.: O tym finale pisano, e brak mu intensywnoci. G.: Przecie o to wanie mi chodzio, fina ma si rozpyn w nic. Moe i le robi podajc tutaj takie schematy. Autor nie powinien za duo dopowiada. Ale jak uchroni si w inny sposb od zupenie faszywych, zgoa dowolnych interpretacji? Nieche czytelnik wie, przynajmniej w najgrubszym zarysie, jak mnie si taka powie ukada, i z czego si rodzi. Gdyby mnie kto solidnie przydusi pytaniem, jaka jest ta pikno, za ktr Fryderyk ugania si w Pornografii, odpowiedziabym: dobrze nie wiadomo. Dla wielu takie wywyszenie chopca bd zie dowodem moich homoseksualnych skonnoci i trudno mi si z tym nie zgodzi. Zauwa tylko: czy na pewno mczyzna najbardziej mski, z kobiet zwizany, jest zupenie nieczuy na wdzik i pikno Modszego? A take: czy homoseksualizm, odwieczny, nagminny, cigle si odradzajcy, jest jedynie zboczeniem?... czy raczej zboczenie staje si tak powszechne i nieustannie obecne dlatego, e wyrasta na gruncie istotnego czaru? Czy nie jest tak, e mczyzna urzeczony modoci, na zawsze oczarowany chopcem i jemu poddany, woli skry si w ramiona kobiety, ktra jest dla niego poniekd chopcem dozwolonym? W tym twierdzeniu jest sporo przesady i jaka czsteczka prawdy.

10.KOSMOS WITOLD GOMBROWICZ: Chyba ju za dugo trwaj te zwierzenia. Pomwmy jeszcze o Kosmosie i Operetce. Grypa azjatycka w 1957-ym pooya koniec mojej euforii pobankowej. Odtd astma zacza mnie przydusza, cho pki co delikatnie, a i wiek dawa si we znaki. Moje utwory toroway sobie powoli drog w Europie. Jak dugo jeszcze Argentyny? Sze lat. Sze latek jeszcze, zanim porosem w pierze o tyle, e mogem wyfrun. Kwiecie 1963. Fundacja Forda zaprasza mnie na roczny pobyt w Berlinie, wraz z kilkoma innymi pisarzami z rozmaitych krajw. Tysic piset dolarw miesicznie, adnych zobowiza. To mi rozwizywao problem finansowy. Jad! Zegnaj, Argentyno! Kiedy wstpowaem na pokad Federico w Buenos Aires, miaem za sob 23 lata 226 dni Argentyny (obliczyem), a ze sob, w walizce, skrypt nie ukoczonej powieci, Kosmosu. Czwarta po Ferdydurce, Trans-Atlantyku i Pornografii. DOMINIQUE DE ROUX: To ona przyniesie panu Midzynarodow Nagrod Literack, najwiksz po Noblu. G.: O czym pojcia nie miaem taczc z ni razem na wodach Atlantyku. Nagrody dotd omijay m nie starannie, dobijaem szedziesitki, a nie zaznaem nigdy ich smaku, przyzwyczaiem si do myli, e nie nadaj si do nagrd. Kosmos? Ju mnie zaczyna troch nudzi to wakowanie moich utworw, a chyba i pan ma dosy. Koczmy. Kosmos dla mnie jest czarny, przede wszystkim czarny, co jak czarny rozbetany nurt peen wirw, zahamowa, rozlewisk, czarna woda unoszca tysice odpadkw, a w ni zapatrzony czowiek zapatrzony w ni i ni porwany usiujcy odczyta, zrozumie, powiza w jak cao... Czer, groza i noc. Noc przeszyta gwatown namitnoci, skaon mioci. Bg raczy wiedzie... mnie si zdaje, e groza Kosmosu zostanie odczytana ale nie tak prdko. R.: Kosmos jest surowy, oszczdny, o wiele mniej tu zabawy ni w innych pana rz eczach. G.: Nie tylko dlatego. Dawniej, wie pan, Tostoj, czy Balzak, mogli pisa mniej wicej dla wszystkich, ale dla dzisiejszego literata to prawie niemoliwe, poniewa nie mamy ju wsplnego wiata, jest z dziesi osobnych wiatw, ktre sobie naszych czytelnikw wydzieraj. Jak znale jzyk, ktry by przemwi jednoczenie do konserwatysty-katolika, do niewierzcego egzystencjalisty, do normalnego realisty, do kogo, czyja wiadomo przeorana jest Husserlem, lub Freudem, do kogo, kto swoj wraliwo wyksztaci na surrealizmie? Rne rzeczywistoci, inne widzenie, inne odczuwanie. I w tych przernych panoramach wyywa si caa rozmaito naszych temperamentw. Min czas czytania zwykego. Mnie Kosmos zdolny jest zaniepokoi i nawet przerazi dlaczego? Gdy w cigu mojego ycia wyrobiem sobie szczegln wraliwo na Form i ja naprawd lkam si tego, e mam pi palcw u rki. Dlaczego pi? Dlaczego nie 328584598208854? A dlaczego nie wszystkie iloci naraz? I dlaczego w ogle palec? Nic dla mnie bardziej fantastycznego, jak e tu i teraz jestem jaki jestem, okrelony, konkretny, taki akurat, a nie inny. I boj si jej, Formy, jak dzikiego zwierza! Czy inni podzielaj moje niepokoje? O ile? Jeli kto nie czuje Formy, jak ja, jej autonomii, jej dowolnoci, jej furii stwarzajcej, kaprysw, perwersji, spitrze i rozpadw, niepohamowania i bezgranicznoci, nieustannego splatania si i rozplatania, c Kosmos mu moe powiedzie? W przyszoci, jeliby takie odczucie formy stao si bardziej rozpowszechnione, moe zdoa przyprawi o dreszczyk. W ogle trzeba powiedzie, e powodzenie mojej literatury uzalenione jest od pewnej ewolucji odczuwania... ktra nastpi, albo nie. R.: Ju ostatniej wojnie zawdzicza pan niemao, po niej zaczto pana czyta zupenie inaczej. Ale tej nowej ewolucji, ktra Kosmos uczyni bliszym czytelnikowi, nie jest pan taki pewny? G.: Pewny? Prawie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi o tym wiadcz, kryzys ideologii, wzrastajce zainteresowanie form, tendencje najnowsze sztuki. Tylko, e mnie to nie wystarcza. Jeli ten wzrastajcy formalizm nie zostanie zrwnowaony humanizmem, to jest czowiekiem, to jest ludzkim blem, poezj, pasj, na tej nowej Saharze zgin, ja i moje utwory. Nie ja jeden, zreszt. R.: Obawia si pan... G.: Dopuszczam t moliwo ze wzgldu na wzrastajc mechanizacj kultury... taka na przykad fabrykacja w ogromnych ilociach przez uniwersytety profesorw, doktorw, specjalistw od sztuki... ale nie przypuszczam eby to mogo trwa dugo. R.: Atakuje pan malarzy. Ale niech pan przyzna, e paskie traktowanie formy jest zblione do tego, co dzi robi malarstwo. G.: Malarz dzisiejszy nauczy si rozkada wiat widziany na elementy barwy i ksztatu i z nich zestawia now, arbitraln, kompozycj. Ja robi mniej wicej to samo, cho u mnie wiat nie rozpada si nigdy cakowicie. ! dodajmy, pdzel malarza tu si zatrzymuje, malarz nie moe przywrci tak rozbitego wiata

czowiekowi, kae mu si raczy gr czyst owej formy i koniec na tym. Natomiast sowo jest narzdziem bez porwnania bogatszym, potniejszym, ni pdzel, o kilku odmiennych sposobach dziaania, i pene zaycie sowa czyni moliwym ponowne uczowieczenie formy. Powiedziano, e malarstwo wyprzedzio literatur o sto lat. Biada literaturze, gdyby wstpia na drog malarstwa. Zuboenie najnowszej literatury francuskiej trzeba przypisa wanie temu, malarstwo jest zym nauczycielem dla pisarza. W literaturze, ktra na szczcie nie jest czyst sztuk, ktra na szczcie jest czym wicej, ni sztuk mona zdoby si na to co robi malarstwo i na co waniejszego jeszcze, na co akurat przeciwnego. Mona by tym bardziej ludzkim, im bardziej jest si nieludzkim, tym bardziej konkretnym, im bardziej abstrakcyjnym. Sprzeczno, wie pan, przekora, to nieodzowne dla ducha! Zycie jeszcze raz musi by przeciwstawione sztuce. I formie. W Kosmosie nie tylko mog za pomoc sowa da rozpad wiata na elementy formy. Mog rwnie odtworzy reakcj czowieka, najzwyklejszego, na taki proces rozkadowy, jego lk, rozpacz, przypumy, i w ten sposb znowu czowiek, a nie forma, staj si moim centrum. U mnie forma moe jeszcze by piekem, lub rajem, u malarza musi by forma jako taka. Gdyby obraz mg da zarazem form jako tak tudzie nud czowieka, ktry si w ni wpatruje, nie miabym powodu do zastrzee. Od tego ponownego uczowieczenia nieludzkoci zaley, moim zdaniem, czy literatura przyszoci bdzie dynda w prni, wyczyniajc przerne esy-floresy, czy te stanie na nogach. Jeli mam racj, wygram, a jeli nie.., moe te wygram, tylko e bd inaczej czytany. Wyzwolilimy besti Formy, teraz trzeba j wzi za rogi. R.: Czy nie z tego podwjnego u pana stosunku do formy ktr pan jednoczenie wyzwaa i poddaje czowiekowi wywodz si sprzeczne opinie o Kosmosie? S tacy, dla ktrych bieg zdarze w Kosmosie jest nienaturalny, chropowaty, sztuczny. A znw inni skar si, na odwrt, e powie utrzymana jest w tonie zanadto realistycznym i przypominajcym klasyczne utwory. G.: Chropowato? Sztuczno? To mwi ci, co nie zauwayli, e Kosmos nie jest zwyk powieci, ktra opowiada jak histori dajmy na to tragicznej mioci. Ta powie jest o samym stwarzaniu si tej historii, o stwarzaniu si historii, o stwarzaniu si rzeczywistoci, o tym jak ona niezdarnie, kulawo, rodzi si ze skojarze naszych... jakeby takie formowanie nie miao wywoa zgrzytw, oporw, faszw, co chwila niezdarna konstrukcja zapada si w chaos. Kosmos jest powieci, ktra sama si stwarza, podczas pisania. Realizm? Klasycyzm? To zarzut tych, co nie spostrzegli, e Kosmos jest najzwyklejsz relacj zwykego studenta, ktry swoje przygody opowiada. Student zamieszka w pensjonacie, pozna dwie kobiety, jedn o ustach spotworniaych wskutek wypadku samochodowego, drug o ustach powabnych, te usta mu si kojarz, staj si obsesj, poza tym zobaczy wrbla powieszonego na drucie i patyk wiszcy na nitce... i to wszystko, troch z nudw, troch z ciekawoci, troch z mioci, z gwatownej namitnoci, zaczyna go wciga w pewn akcj... ktrej oddaje si nie bez sceptycyzmu. C w tym takiego nadzwyczajnego? Kademu moe si zdarzy. Dlaczeg aby to opowiedzie miabym ucieka si do czego wicej, ni zwyke opowiadanie? Kosmos wprowadza w sposb zwyky w wiat niezwyky, niejako za kulisy wiata. R.: Tu jeszcze raz si pokazuje, e pan jest konserwatywnym awangardzist i awangardowym konserwatyst. Znw przekora, znw sprzeczno. Trzeba przyzna, e pan zawsze tak si urzdzi, eby by pomidzy. G.: Moja literatura oparta jest na wzorach klasycz nych. Ferdydurke jest poniekd parodi opowiadania filozoficznego w stylu wolterowskim. Trans-Atlantyk parodi starowieckiej gawdy. Pornografia nawizuje do dobrodusznej polskiej powieci wiejskiej. Kosmos jest po trosze kryminalnym romansem. Mj teatr parodiuje Szekspira, a ostatnia moja sztuka jest utrzymana w formie operetki. Posuguj si formami klasycznymi, bo s najdoskonalsze i do nich czytelnik si przyzwyczai. Ale prosz nie zapomina wane e u mnie forma jest zawsze parodi formy. Posuguj si ni, ale umieszczam si poza ni. Tak, coraz bardziej szukam powizania pomidzy tymi dawnymi, czytelnymi, gatunkami literackimi a moliwie najwieszym, najnowszym, przeyciem wiata. Przewozi najaktualniejsz kontraband takimi landarami, jak Trans-Atlantyk lub Pornografia, to mi odpowiada! R.: Nie jest pan zdania, e tre i forma to jedno i to samo? G.: Och, nie. Wcale. W sensie bardziej ograniczonym, moe tak, ale nie w sensie najgbszym, nie tam, gdzie czowiek przeciwstawia si formie. R.: Co pan myli o nowoczesnej powieci, nie, nie jedynie o nouveau roman francais, o wszystkich tych prbach wypracowan ia nowej formy powieciowej? Chciabym, eby pan da, jeli to moliwe, malek analiz krytyczn. G.: Niemoliwe. Nie jestem krytykiem i za nic nie chciabym nim zosta. Moje krytyczne podejcie do nowych powieci wyraa si w fakcie, decydujcym i d efi nitywnym, jak kady fakt, e nie mog tego czyta. Dlaczego? Bo mnie nudzi. Zanadto mnie nudzi. Oto stan faktyczny, na ktry nic nie mog poradzi. Nudzi mnie i koniec. Mgbym co najwyej zastanowi si, skd mi si bierze ta nuda i czy ma jakie bar dziej obiektywne uzasadnienie. Ale taka analiza, zgodzi si pan, Dominiku, nie moe by bardzo gruntowna, poniewa trudno

osdzi co czego si nie przeczytao. Dopuszczam moliwo, e w tym kryje si sekret odpornoci tych dzie na krytyk. Tak s nudne, e s nieczytelne, wic nie mona ich skrytykowa. R.: Zoliwo. G.: Bro Boe! Takie proste stwierdzenia, jak moje, mog przyda si na co tylko, gdy s szczere i powane. Jako zoliwostki, nic nie s warte. I mnie naprawd do jest nieprzyjemnie, e musz w sposb tak bezceremonialny potraktowa autorw bezinteresownych, o wielu wietnych przymiotach... Ale fakt jest faktem, trudno i darmo, ja mam wielki szacunek dla faktw. R.: Przyjmuj do wiadomoci, e pan wasnym sdom nie ufa, bo pan tych ksiek nie przeczyta. Ale prosz mimo to powiedzie co panu si w nich nie podoba. G.: Bardzo prosz. To uzasadnia moj nud. Nie wiem, czy nada si do uzasadnienia paskiej. Primo. Teoretyczne. Intelektualne. Wykoncypowane. Z naukowej inspiracji. Abstrakcyjne. Sztuka na kolanach przed nauk i dajca si przez ni wodzi za nos. Secundo. Ciasne. Jeden dla drugiego pisze, jeden drugiego chwali. Tertio. Ubogie. Ich deniem bdzie zawsze oszczdno, czysto, esencja, sztuka dla sztuki, literatura dla literatury, sowo dla sowa. Quarto. Naiwne. Wiara w sztuk. Wiara w mit jestem twrc, jestem artyst. Quinto. Monotonne. Wszyscy robi mniej wicej to samo. Sexto. Ksiyc. Oderwanie od ziemi. Upr. Solipsyzm. Onanizm. Nielojalno wobec rzeczywistoci. To mi si nasuwa, tak grosso modo... Niech pan sobie wyobrazi inteligentnego studenta z wielkim respektem dla nauki, z gow pen koncepcji, teorii, poj oderwanych, obcujcego z takimi, jak on, mylicielami, skoncentrowanego, pilnego, uczciwego, cnotliwego, o, wanie, cnotliwego.., ktry poczu wol bo do tworzenia artystycznego. Przystpi on do fabrykacji nowych modelw sztuki, jak inynier do fabrykacji samochodu. Zakorkowany w swoim laboratorium, czeg bdzie si lka? ycia. Wyycia si. Zabawy. Rozkoszy. Swobody. Jego dzieo bdzie go nudzi miertelnie, nic, piszmy, teoria lepiej wie ni praktyka co dobre! Jego dzieo bdzie nudzi miertelnie innych, nic to, piszmy, w myl teorii to czytelnik musi si przystosowa do dziea, a nie dzieo do czytelnika. I czy nie tak zawsze byo, e sztuka, dzi nieczytelna, stawaa si czytelna jutro? Tak byo i bdzie! Piszmy! Z tej to ascezy, niezdolnej si wyy, nie umiejcej si bawi, nie szukajcej rozkoszy wasnej, ani cudzej, nie dbajcej o korzy osobist, z tej cnotliwej sumiennoci zawsze gotowej si powici powstaj owe ksiki mczeskie i mczce. Macie to, na co zasuylicie. Pty gnbilicie owo nieszczsne ja, a doczekalicie si literatury nieosobistej, wic niekonkretnej, wic nierzeczywistej, wic niepraktycznej, wic nieyciowej, wic tchrzliwej, wic przemdrzaej, wic wymczonej, wysuszonej, pozbawionej siy, rozmachu, wieoci, oryginalnoci i zacietrzewionej w nudzeniu. Ach, dawne, dobre czasy, kiedy to Rabelais pisa jak dziecko zaatwia si pod krzakiem, eby sobie uly! Czasy dawne, kiedy to Literatura oddychaa pen piersi, tworzc si na swobodzie, midzy ludmi, dla ludzi! R.: Zaraz! Przepraszam. Ostro pan sobie poczyna! A ich ksiki wiksze maj nakady od paskich. G.: Nakady? Nakady dowodz tylko, e sztucznemu twrcy odpowiada sztuczny odbiorca. To si kupuje, ale tego si nie czyta. R.: Wicej podobiestwa midzy panem a nimi, ni rnic. Czy pan nie jest trudny? Piszcy dla przyszoci? Z teoriami? Z koncepcjami? Czy to te nie jest literatura eksperymentalna? G.: Jestem humorysta, pajac, linoskoczek, prowokator, moje utwory na gowie staj eby si spodoba, jestem cyrk, liryzm, poezja, groza, walka, zabawa czeg pan chce wicej? Jestem trudny, to prawda, tam gdzie nie mona inaczej, ale jeli kto pisze w miertelnym strachu, e znudzi, to ja! Zdumiewaj mnie owe sesje, na ktrych literaci odczytuj na gos swoje pody. Ja bym nie by w stanie przeczyta jednej strony mego maszynopisu, tak si boj ziewania! Dzi, w biurokratycznej atmosferze, aforyzm francuski tous les genres sont bons, sauf les genres ennuyeux przesta straszy. Szkoda! Ba, lepiej siedziabym cicho! Po c z nimi wojuj? Jestem z nimi blisko spokrewniony, wrd nich znajduj najlepszych przyjaci i odbiorcw... i, na pewno, to mi zaszkodzi, w Paryu przede wszystkim, wszak opanowali krytyk parysk... i tak przyjemnie byoby powiedzie sobie, no c, wielkie rze czy, jest miejsce dla kadego, rozmaito jest podana i w ogle czy kady w swoim kku, co kae duch boy, a cao sama si zoy... takie ewangeliczne maksymy s jednak dobre na trawienie, co? Ale. W kawiarni Rex, do ktrej chodziem na szachy, w Buenos Aires, widywaem pewnego modego Brazylijczyka, bardzo chudego, chorobliwie niemiaego, ktry mwi tak cicho, e nikt dobrze nie wiedzia, co mwi. Przez delikatno odpowiadano mu byle co i tak jako toczy si ten dialog. Przystpiem do nieg o i powiedziaem: Czy pan wie, e z nikim nigdy pan w yciu swoim nie rozmawia? Ze wszyscy pana nabieraj? Zdziwi si... i zamamrota co, czego nie dosyszaem. Ot artysta, wie pan, jest istot systematycznie okamywan od pierwszego sowa, jakie napisa. Nawet ja nie zdobybym si na okruciestwo, eby powiedzie osobie, ktra wrczya mi utwr krwawym potem

dugotrwaego wysiku oblany i zawierajcy najdrosze nadzieje, e nie przeczytaem, nie mogem przeczyta. Wic zawsze co w rodzaju tak, tak, miejscami niezwykle ciekawe, pod pewnymi wzgldami nawet moe do pewnego stopnia bardzo... cho moe... itd. C robi? Czowiek wie, e kamie, i wie, e inni te skami, i e ten biedak ycie zmarnuje karmic si kamstewkami, ktre z biegiem czasu coraz bardziej bd go spowija, i e one nawet doprowadz go w kocu do jakiej pozornej realizacji w wiecie artystycznym, ktra znw nowe wywoa kamstwa etc. etc. etc. Nawet najlepsi z nas bez przerwy s okamywani. Kamstwo nieprzerwane nas dry. Krytyk, przyjaciel, obcy, wydawca, znawca, wielbiciel... kami, kami, kami... Odkama choby odrobin, taki jest dzi najwy szy postulat sztuki. 11. ZAKOCZENIE 22 kwietnia 1963 dobiem do Europy, w Barcelonie. Nastpnego dnia pdziem Mistralem z Cannes do Parya. Wysiadem na Gare de Lyon i ja, anonimowy Gombrowicz argentyski, wcieliem si bez trudu w Gombrowicza-pisarza, ktry tu po cichu dojrzewa ju od do dawna i czeka na mnie. Ale okno otwieraem w moim hotelowym pokoiku, niedaleko Opery... bo brakowao mi powietrza, coraz gorzej byo z oddychaniem. Nie wiedziaem dotd dokadnie dlaczego rozstanie z Argentyn byo takie rozdzierajce. Teraz zaczynaem rozumie. Europa, dla mnie, to bya mier. Ten powrt mi mwi: ju si stae. Jeste skoczony. Berlin. Dotarem na koniec do miejsca demonicznego, ktre i mnie ongi zrujnowao. Wytrwaem w Berlinie rok okrgy z wtpliwym umieszkiem na ustach, o krok od Polski, ciszony i spopielay. Grypa. Bya to grypka niewielka, z ma gorczk, ale lekarz mi mwi, niech pan przeniesie si na kilka dni do kliniki, atwiej mi bdzie pana leczy, wic ja dwudziestego drugiego lutego (dwa) 1964 -go (suma cyfr 20) przenosz si do kliniki. Na par dni? Na dwa miesice. Ta grypka maleka nie chciaa ustpi, nie jedna a cztery grypy przewiny si przeze mnie, skombinowane z innymi przypadociami, wreszcie struty antybiotykami 20 kilo straciem wyfrunem do Francji, ledwie ywy. Po paromiesicznym pobycie w Royaumont pod Paryem, w Vence zamieszkaem na zboczu Alpes Maritimes, nad morzem, midzy Cannes a Nice. Powoli wracaem do si. Argentyskie biedowanie si skoczyo. Mj dochd miesiczny przekroczy wreszcie sto pidziesit dolarw. Soneczny zachd, pikna jesie, obfity plon. Coraz wicej wyda w obcych jzykach, Prix International de Litterature. Wygody, mieszkanko, samochodzik; kobieta, ycie rodzinne... Tak, otom pisarz, przekroczywszy szedziesitk mogem powiedzie o sobie co normalny student mwi po uzyskaniu dyplomu lekarza, inyniera: jestem kim, zrobiem siebie. C kiedy Rka (ktra wydobya mnie z wojny i wsadzia w Argentyn) sprawia e te smakoyki mogem liza tylko przez szyb... Szyb zrobion z braku... z braku powietrza. Rka zmusia mnie do ascezy i przyjem to bez protestu, przewiadczenie e moja literatura nie moe mi dostarczy materialnych korzyci byo we mnie zakorzenione od samego pocztku; nie liczyem na to. OPERETKA. Kosmos wykoczyem ju w Vence. Trzeci tom Dziennika (lata 196 166) ukaza si po polsku (ale nie w Polsce, gdzie wci jestem na indeksie). Ku memu zdziwieniu moje sztuki teatralne, puszczone w ruch przez Lavellego w Paryu, przedostay si na inne sceny i wcale niele zaczy dawa sobie rady. Wycignem tedy bruliony Operetki, sztuki ktr zaczem pisa kiedy jeszcze w banku pracowaem i zarzuciem potem znw si z ni ueraem w Tandilu i znw odoyem... Raf o ktr rozbijay si moje wysiki byo, e styl operetkowy, bosko idiotyczny i doskonale sklerotyczny, jak wszystkie monumentalne i skrystalizowane style nie toleruje niczego co by w nim nie miecio si bez reszty. W operetce postacie musz by operetkowe, akcja operetkowa, wiat operetkowy, mity operetkowe, a ja usiowaem wadowa w ni za duo. Dopiero wic gdym te treci zawar w metaforach cile operetkowych, jak strj, rewia md, wszystko bardziej skadnie mi si zamkno. Operetka jeszcze nie przedostaa si do teatru, tumaczenia jeszcze nie s ukoczone. Ci, co j czytali, rozmaicie mwi: jedni, e okrutne i tragiczne, drudzy, e wypenione optymistyczn wiar w odywajc nieskoczenie nag ludzkoci modo. POLITYKA. Wie pan, otrzymaem list od jednego z moich przyjaci, peen oburzenia, e Operetka jest antylewicowa, czyli prawicowa! Pierwszy raz zdarza mi si co takiego, nigdy jak dotd moje dziea nie byy interpretowane w sensie politycznym.., przynajmniej na Zachodzie. Operetka nie jest naturalnie ani z prawa, ani z lewa, jest na to zgoda proklamacj bankructwa wszelkiej ideologii politycznej, bankructwa stroju. R.: Czy jednak pan rzeczywicie jest apolityczny? G.: Jako artysta? Jakeby sztuka moga by polityczna? Chce pan eby posg Fidiasza wygosi mow

przeciw imperializmowi, eby Mozartowska symfonia podpisywaa protesty, eby Gioconda zabraa gos w sprawie murzyskiej? Zostawcie w spokoju garstk wizjonerw, marzycieli, poetw, niech robi swoje. Sta ludzko, mimo wszystko, na alpinistw i nikt nie wymaga eby taki sportowiec ze szczytu Mont Blanc wypowiada si za rewolucj, albo przeciw. Zezwlcie wic garstce artystw eby po swojemu wyazia na szczyty, z ktrych widok jest rozlegy, zamglony i raczej sub specie aeternitatis. Zostawmy artyst sam na sam z utworem. Bdmy dyskretni. Sztuka to przedsiwzicie delikatne, ktre dokonuje si po ciemku. R.: Ale przecie pan nie jest zwolennikiem czystej sztuki. G.: To prawda. Jako literat nie bardzo mam prawo powoywa si na Giocond, lub Mozarta, gdy zgoda literatura jest sztuk nieczyst, czowiek wypowiada si w sowie obszerniej, to wykracza poza czyst form. Jednake literatura jest take sztuk; i trzeba jednak odda, co boskiego, Bogu, a dopiero reszta jest dla Cezara. Jeli czyje piro artystyczne zabdzi na tereny ideologii politycznej to raczej nie znajdzie we mnie czytelnika (wol w tym wypadku traktat, rozpraw, zwyke rozumowanie), ale niech tam, nie mam ostatecznie nic przeciwko temu. Gdyby mnie samemu co takiego si zdarzyo, czubym si zuboony w tym co mam najbardziej wasnego i najsilniejszego, w mojej prywatnej autonomii. Jeli literatura pikna nie jest czyst sztuk, to jest jednak gosem jednostki, indywiduum, czowieka prywatnego. Wielkie to i wspaniae urzdzenie e kademu wystarczy piro i kawaek papieru by pisa co mu si spodoba we wasnym tylko imieniu na wasny rachunek dla wasnej satysfakcji bez adnych kodeksw, uzalenie, ogranicze. Ba! Nikt lepiej ode mnie nie wie, jak zwodnicza jest ta niezaleno, ale mimo wszystko to jeszcze najbardziej zblia nas do naszej prywatnej rzeczywistoci. I w spoeczestwie, ktre by skasowao wolno i dowolno literatury, nikt by po prostu nie wiedzia co si w czowieku prywatnym, pojedynczym, dzieje. R.: Piknie. To dotyczy pana, jako literata. Ale jako czowiek? Przecie musi pan mie jakie przekonania polityczne. G.: Owszem, jak kady dyletant mam swoje dyletanckie opinie. Jednemu wydaje si e prawica lepsza, drugiemu e lewica, no wic mnie rwnie co tam si zdaje. R.: Wanie. Wic? G.: Umieszczam siebie na skrajnej lewicy. R.: Pan? O ile wiem, jest pan wrogiem komunizmu. G.: Jestem po stronie proletariatu i tylko dlatego jestem wrogiem komunizmu. Mwi to szczerze i jak najpowaniej. Jestem ateista, bez przesdw, poza tym filosemita, poza tym autor awangardowy i nawet burzyciel poniekd... jake mgbym by ciasnym konserwatyst? Przez wier wieku yem w biedzie i, jeli idzie o moje osobiste interesy, mgbym tylko zyska na przewrocie spoecznym, moi koledzy po pirze w socjalistycznych krajach lepiej s urzdzeni ode mnie. W mojej obecnej sytuacji nie ma nic co by mnie wizao z klas kapitalistyczn. Musiabym by potworem, gdybym w tych wa runkach, ot tak, z czystego upodobania, wola wyzysk od sprawiedliwoci. To moe sta si tylko, gdy wiadomie lub niewiadomie, wchodz w gr egoistyczne pobudki, lub gdy si jest w szponach atawistycznych obcie. Och tak, jestem z proletariatem, to jest raczej jestem przeciw niemu, bo dam eby znik z oblicza ziemi! Tylko e... on znika szybciej w krajach kapitalistycznych Zachodu, gdy na Wschodzie masy robotnicze, jak si mrowiy, tak si mrowi, i nie wida eby w najbliszej przyszoci co mogo zmieni si na lepsze. Trudno mi wdawa si w zawie dyskusje ekonomiczne, do ktrych nie mam przygotowania. Chc likwidacji haby, zwanej proletariatem, wic jestem po stronie systemu, ktry lepiej j likwiduje. czy mnie z komunistami cel wsplny, a dzieli tylko kwestia wyboru metod. Dlatego nazywam siebie lewicowcem. I, jelibymy komunist okrelili jako czowieka pragncego znie wyzysk klasowy, to najskrajniejszy konserwatysta moe by uznany za komunist, gdy szczerze wierzy e ostrona polityka zachowawcza lepiej przysuy si temu celowi ni rujnujce i okrutne rewolucje. To eby wykaza wzgldno pojcia lewica. Poza tym... Jeli Freud i Marks wiele zdemaskowali, to czy nie naleaoby dzisiaj zajrze za parawan zjawiska, zwanego lewic? Mnie razi e lewica staje si zbyt czsto parawanem dla nader liberalnych i zgoa egoistyczno-imperialistycznych osobistych interesw. Polityk zainteresowany w swojej karierze, pisarz pragncy aby jego sowo lepiej dwiczao, gazeta wiadoma e opozycja przynosi wiksze nakady, modzieniec pragncy wyadowa wrodzon burzliwo.., czy nie bd w sposb naturalny ciy ku lewicy? Socjalizm staje si narzdziem w rkach skrytego za nim liberalizmu. Mnie liberalizm, jako taki, nie przeraa, ale mistyfikacja na zbyt wielk skal tak... Dlatego myl, e uczciwi ludzie lewicy powinni j pod tym wzgldem skontrolowa. Pora na zbadanie nie tylko uwarunkowa wiadomoci rekinw kapitalizmu, ale i studenta, ktry wyywa si na wiecu. Ale ja na pewno tej roli si nie podejm. Jestem przeciwnikiem wszelkich rl, a ju najbardziej roli pisarza zaangaowanego. Bardzo mi przykro, tutaj naprawd nie mog si przyda. I zbyt silne jest we mnie przekonanie e ju niezadugo nauka i technika zdmuchn nam sprzed nosa cay ten rozam na prawic i lewic,

i postawi wobec innych zgoa zagadnie. Polityka? Moja polityka, to osabienie form obojtne, czy z prawa, czy z lewa. FRANCJA. Pyta pan, czy dobrze si czuj we Francji. Owszem. Jakeby nie! Francja nie jest krajem w stylu zamknitym, tu si yje form, tu si j stwarza. A jednoczenie nikt nie jest bardziej umiejtny od Francuza w podwaaniu i rozlunianiu formy, obojtne, artem czy powag. Ja wic wcale niele si czuj we Francji. Ale, powiedziabym, czuj si jeszcze lepiej poniewa Francja moe raczej Pary jest w samym centrum kryzysu formy, ktry przeywamy i tu wszystkie jej schorzenia staj si najjaskrawsze i najbardziej irytujce. Pary mnie drani, a to take zdrowe, zwaszcza dla ludzi w pewnym wieku. Wie pan, o ile dawni wasi artyci i pisarze s dla mnie niezrwnan witamin, o tyle najnowsza literatura francuska mogaby dla mnie nie istnie. Nie tylko francuska zreszt; ale przede wszystkim francuska. Sartre, wybitny Francuz, jest chyba niez ilustracj tego co nazywam kryzysem formalnym Francji... przynajmniej jeli idzie o lini kartezjask waszego rozwoju. Gdy si czyta Byt i Nico odnosi si wraenie, ktre daj tylko twrcze dziea, e ksika celuje akurat w ciebie, ciebie ma na oku... i ja natychmiast siebie w niej odkryem, gdy mi wpada w rce tam, w Argentynie. Ten byt dla siebie wywodzcy si wprost z Kartezjusza, nie jest e najbardziej radykalnym postawieniem problemu Formy? Subiektywizm, nico i wolno, stwarzanie wartoci... czy to nie jest wanie dystans do formy? I czy nie jest zachwycajce, e egzystencjalne denie Sartrea do konkretu (u mnie: do rzeczywistoci) jest tragicznie rozdwojone, rozamane, tym swkiem dla i przepojone dystansem, Nicoci? Czowieka, wynikaoby z tego, trzeba szuka poza form. A znw byt dla innych czy nie jest rwnie radykalnym stwierdzeniem e jestemy obiektem czyjej formy, e jestemy deformowani przez form? Oto czemu (i take z wielu innych przyczyn) Sartre wyda mi si kodyfikatorem moich wasnych odczu. Ale na dalszych stronach tego dziea jakie rozczarowanie! Gdy Sartre, doprowadziwszy swojego czowieka do tak radykalnej wolnoci, kompromitujcej wszelki ksztat (gdzie byt w sferze dla siebie jest ju tylko stwarzaniem bytu) wycofuje si nagle z subiektywizmu i dalsza droga jego myli to ju narzucanie czowiekowi coraz cilejszych norm, to zamykanie go w jesz cze jednym, jake okrelonym, ksztacie. Ba! Poczuem si prawie jak Husserl wobec fatalnego zwrotu Descartesa, gdy filozofia Kartezjuszowa daa susa w stron Boga i wiata. Czyby po raz drugi kartezjanizmowi fran cuskiemu zdarzya si ta sama przygoda: zdradzi siebie, przeraony sob? Z mojego punktu widzenia w kartezjanizmie tkwi zarwno moliwo formy, jak i dystansu do formy, moliwo radykalnego subiektywizmu, jak i najbardziej suchego rygoru obiektywnego. Obie te tendencje wyznaczaj yw dialektyk duszy francuskiej. Dlatego gdy Sartre zbacza z tej drogi, gdy daje si wcign jednostronnie w system, w kodeks, w form, gdy LEtre et le Neant, nie mwic o innych jego pracach, przetwarza si w rodzaj traktatu moralnego, ten jego odwrt staje si tak charakterystyczny dla kryzysu formy we Francji. Istnieje Francuz-logik i Francuz-artysta, Francuz systematyczny i Francuz bezporedni, Francuz umiechnity i Francuz powany, Francuz-producent i Francuz-konsument. Poprzez nauk, marksizm i egzystencjalizm zmarksizowany wszystko, co we Francji jest antyartystyczne (bo antysubiektywne) i suche, cerebralne, wykoncypowane, doznao straszliwego pobudzenia. A rozlunienie Francji, ta jej wieo z Montaignea, z Rimbauda, ulega stumieniu i zahamowaniu. Francja yje pki potrzeba formy jest zrwnowaona uchylaniem si formie. Co si psuje ostatnio w tej gbokiej filuterii francuskiej. Surrealizm, najgwat owniejszy protest ducha francuskiego, zagroonego form, ju jest skaony intelektem, spragniony logiki i szukajcy oparcia w spekulacji mylowej, naukowej i filozoficznej. Najazd nauki na sztuk nie spotka si z istotnym oporem poniewa artysta nie potrafi przeciwstawi dostatecznej pasji, namitnoci, poezji, ani dostatecznie konkretnej rzeczywistoci, ani dostatecznego rozbawienia i lekkomylnoci. A do tego przyczyy si wszystkie mechanizmy coraz bardziej zmechanizowanej kultury, dziki czemu sztuka zacza stawa si coraz bardziej sztuczna, poeta coraz bardziej poet, malarz malarzem, geniusz geniuszem i jzyk wywindowany zapanowa tak dalece nad mow swobodn, e dzi w Paryu nieraz ju nie bardzo si wie, co si mwi. Pikno te si wykacza! Nieraz powracam do pytania, dlaczego tak nie lubi Prousta. To szlafrokowo-frakowa atmosfera jego dziea mnie odpycha, on ani na moment nie wydobywa si naprawd ze swego milieu, ten mczennik pozna mier i cierpienie i zasadzki ycia, ale w tym co si tyczy piknoci i wdziku nie zdoa si wyzwoli. Do mia energii aby uczyni z Montesquiou Charlusa; ale w sferze estetycznej pozosta do koca wasalem Montesquiou. Jego gbia, ostro, przenikliwo dobrze funkcjonuj; ale jego piknoci, powaby, uroki, maj zapach perfumy i lka, s z choroby i z salonu, s wydelikacone. Pikno francuska bya, w moim pojciu, zawsze krucha i w pewnym sensie ryzykowna, gdy jest bardziej produktem cywilizacji, ni natury. Wersal to, owszem, pikno; ale jake podejrzana; ocierajca si o mieszno i brzydot, bo sztuczna i wyrafinowana. Wic losy piknoci francuskiej zale od tego, czy owym produktom wyszej cywilizacji, sztucznym i zmanierowanym, zdoa oprze si lekko zdolna je wymin i

nawiza do najzwyklejszego ycia. Pod tym wzgldem bardzo jest pouczajce i jedyna pikno, ktr Proust naprawd uwielbia, to jest pikno zwyczajnego chopca, ani razu nie przedostaje si na karty jego dziea, ani bezporednio, ani porednio; ta wanie pikno, najwaniejsza, zostaje przemilczana, nie mieci si w stylu. Na przykadzie Sartrea i Prousta widzimy, jak Francja w myli swojej i sztuce coraz bardziej oddaa si od wieoci swych rde. I Francuz, ktry do niedawna by znany z tego, e chcia si podoba, dzi robi, co moe, eby si nie podoba przynajmniej w literaturze i sztuce. I ta kultura, najbardziej pobudzajca i odwieajca w dziejach, staje si coraz bardziej odstrczajca. Czy Francuz zdoa jeszcze nawiza styczno bezporedni z drugim Francuzem? Czy te bdzie si ustawia wobec produktw wasnej swojej i cudzej kultury? To chyba jest najwaniejsze. Prosz: ich powieci pisane s nie dla czytelnika, a dla krytyki; ich sztuka jest dla teorii; ich moralno tako; nawet ich denie do twrczoci, spontanicznoci i swobody jest premedytowane i poddane reguom. Surrealizm nie jest ostatnim fajerwerkiem buntu przeciw zesztywnieniu. I dzi nie brak zbuntowanych, rzucajcych si szaleczo, niczym ryby wyjte z wody. Ich hasem jest bezporednio, wolno, twrczo. Ale c to za bunty? Cech tych buntw jest, e s kurczowe, spazmatyczne, brutalne i zimne; i to nie jest adne rozlunienie a tylko dalsze brnicie w spazm, w skurcz, w coraz wiksze natenie. Brak powietrza. Wszystko si nata, nic nie folguje. To mnie fascynuje w dzisiejszej Francji. To zduszenie. To zagroenie. To jednak jest podniecajce. R.: Jaki jest pana stosunek do strukturalizmu? G.: Oczekiwaem tego pytania. Ale tak, jestem poniekd strukturalist, jak jestem egzystencjalist. czy mnie z nim wsplne przejcie si form. Czy u mnie osobowo ludzka tworzc si midzy ludmi, w ukadach ludzkich, ktre j wyznaczaj, nie jest funkcj systemu uzalenie, pokrewnych strukturze? Znajdzie pan w moich rzeczach, jeszcze przed wojn pisanych, zwroty, ktre teraz weszy do ich jzyka. Nie dalej szukajc prosz przypomnie sobie cytat z Ferdydurke, na ktry powoaem si w jednej z poprzednich naszych rozmw, gdzie radz abymy zamiast ja wierz, czuj, myl, mwi wyraali si raczej mnie si wierzy, czuje, myli, mwi. Albo w lubie Henryk: to nie my mwimy sowa, to sowa nas mwi. Przypadkowe zbienoci? Nie. wiat ich jest nieomal moim wiatem. Nieomal. Gdy jest te ich przeciwiestwem. Wiecznie ta sama wojna z nauk. Strukturalizm wyrasta z etnologii, lingwistyki, matematyki, nawet w najszerszym ujciu, jak u Foucaulta, jest epistemologi. A mj, artystyczny, jest z ulicy i z codziennej rzeczywistoci, jest praktyczny. I bdc praktyczny, jest te zaprawiony lkiem i namitnoci, oni wykrywaj Form na zimno, a ja na gorco, ja si jej boj! I ja si ni bawi! Powiem szczerze, cho moe bdzie mi to poczytane za ch upieczenia wasnej pieczeni przy ich zimnym ogniu: fakt e dotd aden z tych uczonych nie rzuci nawet przelotnie okiem na moje utwory, wydaje mi si niedopatrzeniem; gdy moja literatura nie jest wtrnym wytworem strukturalizmu (jak to si dzi zdarza), ale czym samorodnym, powstaym z dala i niezalenie od tej szkoy, jest dojciem do podobnych uj z innej pozycji, w innym duchu, z innych dowiadcze, na innym planie. I, jeliby przyj e to we mnie nie jest skamane, lecz autentyczne, to przecie dla ludzi nauki nie powinno by obojtne e czowiek sztuki posuwa si w tym samym kierunku niczym pasaer pocigu na osobnym torze. Ale to, co nas dzieli, jest silniejsze ni to, co nas czy. Ja, czowiek prywatny i konkretny, nienawidz struktur i jeli po swojemu wykrywam form, to eby si broni! G.: Uff!. Te entretiens zabray jednak wicej czasu, ni przewidywalimy. Zawsze tak bywa. R.: I jeszcze sporo roboty z przetumaczeniem i korekt ustpw, ktre pan wola po polsku dyktowa. G.: Rola pana nie bya atwa. Bo i moja francuszczyzna daleka jest od doskonaoci i niektre moje utwory jeszcze nie przetumaczone nie s panu znane. Bardzo jestem wdziczny, e pan da mi si wypowie dzie swobodnie. Zamiast prowadzi mnie za rk, tylko od czasu do czasu dawa mi pan lekkiego prztyczka bym nie oddala si zanadto od tematw, ktre naleao omwi. Jeszcze tylko kilka sw, ot, dla ostronoci, eby si zabezpieczy. I prba bilansu. SKROMNO I NIESKROMNO. Musz przeprosi czytelnika e nie zdoaem ani w przyblieniu odda wielkoci, potgi, majestatu, grozy, mojego ycia. Oczywicie ycie moje, jak ycie kadego czowieka, jest sto razy bardziej olbrzymie. Wybaczcie nadmiern SKROMNO, ktra do tak skromnych doprowadzia rezultatw. Musz te przeprosi za moj NIESKROMNO. Albowiem wysmayem co w rodzaju VIE ROMANCEE, upikszajc, dramatyzujc szaro i niko mojego ycia. To eby nie nudzi czytelnika. Te rozmowy przeznaczone s dla szerszej publicznoci, chciaem eby byy przystpne i, o ile to moliwe, barwne. Jeliby mi kto powiedzia e UDAJ GENIUSZA (nie przypuszczam aby to mogo si zdarzy, ale nie jest cakowicie wykluczone) odpowiem, e na zarzuty zbyt gupie si nie odpowiada.

PRAWDA. Nie sdz, mimo wszystko, abym zanadto oddali si od prawdy. Wiem, nic niebezpieczniejszego ni takie oprowadzanie po wasnych utworach. Sztuka jest zawsze czym wicej i wanie w tym, co przekracza interpretacj, jest najbardziej sob. Zacieniem j, zuboyem... ale autor tak le czytany, jak ja, niewiele ma do stracenia. Ta ksieczka moe by poytecznym przewodnikiem, ale nie trzeba od niej za duo wymaga. Najwiksz jej wad jest chyba, e koncentrujc si na formie, nie do wprowadza w inn moj sfer, w Niedojrzao. Przyznam si nawet: podczas tego dialogu towarzyszyo mi cigle wraenie e moje utwory dziej si zupenie gdzie indziej. Chc powiedzie: gdyby one miay suy wycznie tej wizji czowieka i wiata, musiayby by napisane nieco inaczej. Owszem, ta wizja w nich si zawiera, ale one nie po to zostay napisane, moje pisanie jest gr, jest pozbawione intencji, planu, zamierzenia. Dlatego nie tak atwo wyuska z niego schemat ideowy. To schemat, powtarzam, ex post. BILANS. Ile stron zapisaem w cigu mojego ycia? Niecae 3000. Jaki rezultat, jeli idzie o mnie osobicie? Przypominam, zaczem od tego, w tych naszych Entretiens, e chc zwiza moj literatur z moim yciem. Co wic mi day te zapisane strony? Co? Prawie si wstydz. Moje zamachy na form do czeg mnie doprowadziy? Do formy wanie. Tak dugo j rozbijaem, a staem si pisarzem, ktrego tematem jest forma oto mj ksztat i moja definicja. I dzisiaj ja, prywatny, ywy, jestem sug tego oficjalnego Gombrowicza, tego ktrego zrobiem. Mog ju tylko dopowiada. Moje dawniejsze fermenty, gaffy, dysonanse, ta caa niedojrzao mczca... gdzie to jest? Na staro ycie stao mi si atwiejsze. Manewruj wcale zrcznie mymi sprzecznociami, gos mj si ustali, tak, tak, mam ju moje miejsce, funkcj, jestem sug. Czyim? Gom browicza. Czy mj bunt dawniejszy oyje w czyjej modej, zdobywczej wyobrani? Nie wiem. Ale ja? Czy zdoam zbuntowa si jeszcze raz, na stare lata, tym razem przeciw niemu, Gombrowiczowi? Wcale nie jestem tego pewny. Przemyliwam nad rozmaitymi podstpami by wydosta si spod tej tyranii, ale choroba i wiek mnie osabiy. Odrzuci precz Gombrowicza, skompromitowa go, zniszczy, tak, to byoby oywiajce... ale najtrudniej walczy z wasn skorup. Powrci do prapocztku, skry si znowu w gszczu owej Niedojrzaoci wstpnej (ktra, obok Formy, bya i jest naczelnym moim hasem; ale o ktrej mao w tych dialogach, bo o tym trudno mwi, bo tego ju trzeba szuka w ywym organizmie jeli on ywy moich utworw artystycznych). Zbuntowa si? Ale jak? Ja? Suga?

Dominique DE ROUX Gombrowicz odprenie i napicia

Larvatus prodeo mwi Gombrowicz id naprzd zamaskowany. Przypomnijmy sobie Goethego Goethego troch w cieniu, gdzie za Faustem. W tych rozmowach Gombrowicz jest uosobionym odpreniem. Sam to mwi; zreszt jest to jeden z tematw, jakie przewijaj si przez jego wyznania tchnce dobrodusznoci i beztrosk, jak skwapliwoci moe przebieg. Nie chciaem go jej pozbawia. Zreszt artysta ten wstydzi si mwi o swej twrczoci, tote powinnimy uszanowa jego wstrzemiliwo. Czy jednak ta twrczo istotnie jest w oczach czytelnika odpreniem? A moe niesie napicie? Czy nie by-loby wskazane, ba, moe nawet konieczne, ukaza j w caej jej intensywnoci, w jej wewntrznym rozedrganiu? Twrczo Gombrowicza zawiera, midzy innymi, taki mniej wicej sens: nikt nie moe by naprawd sob, wszyscy jestemy mniej lub bardziej sztuczni, zafaszowani; a jednak nie ma wyjcia musimy by sob, to kwestia by albo nie by, ycia lub mierci. W Ferdydurke jaskrawo ukazuje absurd permanentnego zafaszowania. Poprzez Dziennik obserwujemy, jak wypracowuje sobie wasn prywatn autentyczno. W Pornografii szuka, jak si wydaje, zbawienia w penym wdziku odmodzeniu. W Kosmosie pokazuje nam chwiejne struktury Rzeczywistoci. Ale... czym jest to wszystko zatwardziaym subiektywizmem, czy te przenikliwym obiektywizmem? Pasj czy obojtnoci? Obojtnoci, ktra w jego przypadku byaby odpreniem, ktra wszelako wydaje si raczej okrutnym narzdziem destrukcji.

Wanie cnota czy te anty-cnota obojtnoci bywa nieraz orodkiem skupiajcym i organizujcym procedury zastosowane w dziele literackim oraz wyjaniajcym jego dydaktyk. Tak wanie si odkrywamy u Gombrowicza, spitrzon gdzie w gbi jego tajemnicy. Albowiem jest w Gombrowiczu tajemnica, w istocie o wiele aktualniejsza od przelotnej zaciekoci paru rewolucjonistw, tym aoniejszych, e s tylko zwykym przypadkiem literackim. Czy krocz w awangardzie, czy te nie, strojni s tylko w pyszne zbroje sw. Nasuwaj na myl trupy Indian dryfujce w d rzeki w swych cuchncych pirogach, spowite w szychowe maty, jakie latami splatali za ycia, ogarnici uniesieniem na myl, e jeli kiedy zgnij, to nie pod wpywem soca. Jaki jest wic sekret obojtnoci Gombrowicza? Czy to odmowa kogo, kto abdykuje, dezerteruje? Bynajmniej; to stan wyszej natury. Kady, kto zna z dowiadczenia cieki najniebezpieczniejsze, od razu spostrzega lady pozostawione na nich przez tego, kto ju je przeby, przekroczy granic. Wdzik by po tamtej stronie. Wic i ja byem po tamtej stronie mwi w Pornografii. Ten, ktrego yciowym celem jest ju jedynie niszczenie w sobie mrokw i zapau dziaania, pisze tylko po to (jak zreszt czyni to zawsze), by rujnowa, obraca w popi ostatnie szanse jakiegokolwiek pisania. Ale zawsze w taki wanie sposb co w tych umysach si przebija na powierzchni, odmienia, wybucha. Poprzez literatur, poprzez jakie zobojtnienie nie oznaczajce absolutnie niezgody na otaczajc rzeczywisto. By obecnym, jako wyraa falowanie teraniejszoci; albo tylko udawa. Dc do celw nigdy nie dajcych si uchwyci sowem; w tej dziedzinie Gombrowicz jest mistrzem, ktrego cie na ziemi ciele si coraz duszy. Tak jakby nie chodzio zawsze o w odwieczny wysiek, by wyj z tego cienia, ktrego poziomy ontologiczne s wzajem do siebie niesprowadzalne. A moe dlatego, i yem w epoce, ktra co pi minut zdobywa si na nowe hasa i grymasy i konwulsyjnie wykrzywia oblicze swe, jak tylko moe w epoce przejciowej?... pisze Gombrowicz w Ferdydurke (1937). W literaturze, podobnie jak gdy chodzi o plany zawadnicia wiatem, licz si tylko zamierzenia dugofalowe. W tych dziedzinach jest to rdo zarwno wszelkiej moliwej skutecznoci jak i wszelkich nieporozumie. Nieporozumie ale zarazem hojnej rozrzutnoci! Gombrowicz zauwaa K.A. Jeleski w swej przedmowie do Ferdydurke (a to, co mwi, trzyma si k upy) przyczyni si do zachowania w Polsce, w okresie stalinowskim, wolnoci ludzkiej, a to dziki czemu w rodzaju katharsis poprzez inteligencj i humor. Pniej jednak polscy krytycy zarzucali mu sprowadzanie wszystkiego do kwestii stylu i elegancji o raz sparaliowanie co inteligentniejszych czytelnikw obojtnoci wobec wszelkiej treci. I tak Andrzej Kijowski w znakomitym artykule zamieszczonym w Twrczoci (1957) mwi: Dziedzictwo Ferdydurke zarysowuje nam si teraz w peniejszym obrazie. Ferdydurke daje kategori i poddaje stylistyczn zasad tworzenia nowych kategorii, zmitologizowania i rozoenia kadej rzeczywistoci. Ale jednoczenie rozbraja intelektualnie: stylem zastpuje mylenie. Jeli zachowasz styl mylenia moesz pj na wszystko bez obawy, e stracisz godno. Przeciwnie: godno moesz utraci uerajc si o tre angaujesz si w pustk. Tracisz styl. Uwaaj! Jeli dzi jeste gotw powanie broni biaej prawdy, jutro przekonasz si na serio do prawdy czarnej jeste stracony, gupstwo ma ju do ciebie wolny przystp. [...] Tak wic Ferdydurke staa si pociech ludzi obdarzonych poczuciem humoru, bya odtrutk na idiotyzm, pomagaa w dobie szalestwa formy zachowa poczucie wewntrznej niezalenoci, ale jednoczenie staa si ideologi intelektualnej biernoci, kondotierstwa i co tu gada cynizmu. Wszelako dodaje K.A. Jeleski Kijowski, doszukujcy si wszdzie wartoci i uwikany w dominujcy obecnie w Polsce nurt powrotu do Kanta, zapomina, e Gombrowicz nie ma nic z cynika i e jego wizja wolnoci jest po prostu bardzo ambitna, tak e odmawia on jej podporzdkowania wartociom. Ponad wszystkim kontynuuje Gombrowicz, i jest to zdanie kluczowe ludzkie spotka si kiedy z ludzkim. Kluczowe zdanie! Wicej: alchemiczny aksjomat caej twrczoci Gombrowiczowskiej. A przecie to ludzkie ponad wszystkim spotka si kiedy z ludzkim powinno zosta zrozumiane w wymiarze absolutnym. Tu wanie ley trudno badawczego, analitycznego podejcia do pisarstwa Gombrowicza: nie tylko bezustannie myli ono wszelkie tropy, ale wrcz z gry odrzuca teoretyczn egzegez, dopuszczajc jedynie bezporednie, cige dowiadczenie, lektur ponadczasow, ktra koniec kocw uniewania zarwno jasn jak i ciemn stron Gombrowiczowskiej prawdy. Nikt nigdy w sposb bardziej otwarty nie podminowywa literatury po to, by sama z siebie eksplodowaa. Nigdy bezdenna ndza organicznej niemocy literatury nie zostaa obnaona z tak zaciekoci, z rwnie jadowit elegancj. Wszystko tutaj jest pozorne, a tym samym naraone na mierteln puapk. Zreszt wyranie o tym mwi w Pornografii sam Gombrowicz: to samo, co zawsze, to z gry wiadome [...] Ale nie to samo! I nie to samo, dlatego wanie, e to samo! A kilka stron dalej: bo wkrado si w pejza jakie nadwtlenie i znw wydao mi si, e wszystko, bdc tym samym, jest czym innym zgoa... I znw wszystko

u Gombrowicza jest szyfrem. Sytuacje w wiecie kontynuuje s szyfrem. Niepojty bywa ukad ludzi i w ogle zjawisk. To, tutaj... przeraajco wymowne, ale nie dawao si zrozumie, odcyfrowa w peni. W kadym razie wiat zakbi si w jakim przedziwnym sensie. Odszyfrowanie tego wiata, bezporedni z nim i peny kontakt wydaje si Gombrowiczowi moliwy je dynie poprzez jakie zerwanie z rzeczami bd z samym sob, do tego stopnia, e staje si ono czym na ksztat aski. Laska. Cud niepojty: dlaczego niewano ta staa si wana? (Pornografia). I tame: C za okieznanie, jakie uspokojenie, co za boga ulga, tu, w tej odwiecznoci kamiennej, chop znw stawa si chopem, pan panem, msza msz, kamie kamieniem i wszystko powracao do siebie! Sowa ponad wszystkim ludzkie powinno kiedy spotka ludzkie to z pewnoci maksyma fundamentalna. Jej analiza objawia tez, ktr wypada nam okreli mianem filozofii gombrowiczowskiej, mianem samym w sobie zupenie opacznym, gdy jeli kiedykolwiek Gombrowicz wyrzyga z siebie ca filozofi, to zrobi to wanie tu, w tym utworze. Spotkanie ludzkiego z ludzkim, ponad wszystkim, koresponduje z owym powrotem do samego siebie, w wyniku czego kamie znw staje si kamieniem, msza msz, chop chopem, a pan panem. Powrt ten implikuje wielki powrt do mdroci staroytnego pogastwa, do instynktu ludw pierwotnych, dziki ktremu potrafi one stwarza rzeczy nazywajc je. Powrt zakadajcy jaki niejasny udzia we wspczesnym spustoszeniu, jak podejrzan alienacj. Stosownie do diagnozy samego Gombrowicza wolno bo daj mniema, e nasze czasy to chyba rwnie czasy jego twrczoci, e przywaszczaj sobie one jej sil. Jeli tak, to napicie przenikajce jego pisarstwo zmierzaoby do czego wyszego, tragiczniejszego i lecego gdzie jeszcze dalej ni sama ta twrczo. Jej substancja koniec kocw rozpywa si wobec nadziei powrotu do ycia. Czy jednak ten powrt do siebie, bdcy powrotem do ycia, jest moliwy? Gombrowicz wie, e nie ma na tym wiecie ani spontanicznoci, ani prostoty, e wszystko w nim jest komplikacj i sztucznoci. Jestemy zdeformowani przez form. By czowiekiem to by aktorem. Deformujemy naszych blinich i sami a do gbi naszego jestestwa jestemy deformowani przez nich. Ba, nie wiemy nawet, kim jestemy. Jake w tych warunkach ludzkie mogoby si spotka z ludzkim? Ot takie spotkanie moe nastpi jedynie w sposb wzgldny, poprzez wyostrzanie wiadomoci i przenikliwoci. Nie, sob nie bdziemy nigdy. Uwiadamiajc sobie wszelako wasn sztuczno, dowiemy si przynajmniej, jeeli nie tego, czym jestemy to czym nie jestemy. Dwa urywki z Dziennika: teza Problem, dotyczcy ludzkoci, moe by rozwizany tylko myl ludzkoci, nie jednostki. Ale ta myl ludzkoci, potniejsza od naszej wasnej, upaja nas i oszaamia pcha w dziedzin rozstrzygni pozaindywidualnych. Mascolowi zdarzyo si co nastpuje: e, aby opanowa wiat, uciek si do myli silniejszej, ni wasna; ale tej wanie myli nie jest w stanie opanowa i ona to, teraz, rzuca go na wiat. antyteza By konkretnym czowiekiem. By indywiduum. Nie dy do przemiany wiata jako caoci y w wiecie, przerabiajc go o tyle tylko, o ile to ley w zasigu mojej natury. Urzeczywistnia si zgodnie z moimi potrzebami potrzebami indywidualnymi. Nie chc powiedzie, e tamta myl zbiorowa, abstrakcyjna e Ludzko, jako taka, nie jest wana. Ale musi by przywrcona rwnowaga. Najbardziej nowoczesny kierunek mylenia to ten, ktry znw odkryje pojedynczego czowieka. (1954) Pornografia synteza: Trzeba wspdziaa w Hipa akcji podziemnej. Nie zdradzajc, e nasza akcja podziemna jest inna . I tak bdzie zawsze, a do koca wiata. Albowiem w istocie chodzi tu moe tylko o spowodowanie koca wiata drog poniekd podkopywania go, bd te uywajc sw samego Gombrowicza poprzez tajemna3 wyzwalajc alchemi. A wic trzeba kontynuowa odcyfrowywanie. Przekracza form i wszelki porzdek. To nie kanony moralnoci odsuwaj od nas wielk obojtno, lecz gboka tre moralnoci. Co nam pozostaje? upiny po naszych decyzjach, po naszych wielce subtelnych dezercjach i faszywych uspokojeniach zdobytych drog alienacji i kosztem takiego trudu; odar ci z wszystkiego stajemy wobec bezksztatnych idei masowych i wadztwa zwierzcoci. Trzeba zatem atakowa od dou, ucieka si do wybiegw z pozoru dziecinnych. Gra, ale na zimno, ze mierci w sercu, mierci waciw pewnej formie dekadencji. Gra w t gr, aby nad ni zapanowa, udawa

wspdziaanie. Taki jest istotny, powany cel Por nografii, niemal anonimowego brewiarza wszelkich wojen partyzanckich, wszelkich przyszych maquis i arystokratycznych guerrillas. Trzeba przecie zna drogi na skrty. Gombrowicz wie, e ocalenie jednostki moliwe jest tylko pod warunkiem podejcia w sposb filozoficzny do kwestii wyzwolenia powszechnego, ktr naley rozegra strategicznie. Powszechno bowiem dopty nie bdzie moga marzy o definitywnym pokoju ani w kategoriach ycia i nadziei wyraa filozoficznego projektu Pax profunda, dopki choby w jednym zaktku tego, czy te innych wiatw trwa bdzie najmniejszy bodaj cie haby. Ocali czowieka to ocali drog ludzkoci w caej jej tajemnicy. Ocali jednostk to zachowa nietknite jej korzenie jak najszerzej rozpostarte, ochroni jej najwysze niebo, czyli jej tradycj. Podobnie wyzwolenie wiata wymaga wyzwolenia kadej wiadomoci oraz przedrenia egzystencji tunelami. Jeli jednak, jak powiada Rabbi Mojesz Loeb, ogie kryje si ju tylko w popioach, to jedynymi gwarantami zbawienia musz sta si w rwnym stopniu mier czowieka (echo mierci Boga w nas), jak i nieodwracalna deprawacja samego wiata. Istnieje przejcie droga pena prb midzy spalaniem i ogniem, midzy beznamitnoci i krzykiem, midzy agoni i narodzinami, midzy czci i caoci: to idea ciaa i ciao ywe, yjce midzy niedojrzaoci wiecznej modoci a ostatecznym dojrzeniem wiadomoci odpowiedzialnej za sam siebie. To przejcie jest czym na ksztat odcyfrowywania, objawienia. Jego prawa rzdz po rwni stosunkami midzy literatur a mierci, jak i literatur a yciem. Dziennik, 1954: Nie ma innych idei, jak ucielenione. Nie ma sowa, ktre by nie byo ciaem. Pornografia: Bo jeli mody zabije starszego, to tu starszy zabije modego chwyta pan? To stwarza cao (podkrelenie autora). Wielkie, eksperymentalne pisarstwo Witolda Gombrowicza postawi sobie za cel wyswobodzenie jednostki i sfery midzyludzkiej od tego, co inny gnostyk, Orygenes, nazywa apokatastasis. Pierwsz drog do tego celu jest Ferdydurke, drug Pornografia. Co si tyczy ich ewen tualnej dialektycznej integracji, ulega ona doprecyzowaniu w Dzienniku. Doda by mona, e w Rozmowach to samo usiowanie jawi si w aspekcie powrotu do siebie: wychodzc od teraniejszoci docieramy do ycia wyobraonego, pamici wiedzy trudnej, zawierajcej w sobie, jak przeczuwamy, popioy, namuy, poamane kadki, ktremy z rozmysem zrywali w tej lub innej chwili. Kiedy idzie o wyswobodzenie i to gwnie od niego samego wiata o takim stopniu komplikacji, e nie potrafi on ju si cofn, bd te o odwoanie si, gwoli ocalenia, do instynktu, w gr wchodzi moe jeszcze tylko poerajcy ogie i namitno. Dzisiaj wolno jest spustoszeniem. Ci, ktrzy za przykadem Gombrowicza wszczepiaj sobie w rdze mechanizmw naszej samozagady rzekomo niewinne zarazki, musz, aby ocali wszystko, zatraci si sami. Ofiary ekspiacyjne, acz dobrowolne, rozkosznie pawi si w gupocie, zachwycone perspektyw zguby, ktra pochonie je same. Mroczna to rozkosz o piorunujcym epilogu, pomieniste to gody Koza Ofiarnego i Konia Trojaskiego, Sodoma i Gomora ze wszelkich moliwych stron. Moe zreszt sam wysadzi si w powietrze ten ofiarnik wielkiego wyzwolenia, onierzyk najszczytniejszej pornografii, tyle e uczyni to w sercu Pentagonu bd w bunkrze innych, i w ich towarzystwie.. Co takiego mona domniemywa z kontr strategii Gombrowicza, ktry nieporuszony w swym obojtnym fanatyz mie i w prywatnych pogldach tudzie w swej lodowatej zaciekoci nie stawia sobie za cel ani zwycistwa (bagatela!), ani uruchomienia serii bliej nie okrelonych opatrznociowych poraek, lecz tylko klsk wykorzenionego wiata. W wiecie organicznie podporzdkowanym grzechowi deformacji (sowo grzech ma tu sens jedynie alegorycz ny) aska moe umocni grzech, tylko wic co w rodzaju supergrzechu zdolne chyba byoby jeszcze raz wszystko poda w wtpliwo. Spowodowaby on samopoeranie si grzechu, przypieszyby jego spalanie, stonowaby cay proces. Rozniecajc coraz wiksze szalestwa, wnet by go unieszkodliwi. Pord tej powszechnej fermentacji, ktr twrczo Gombrowicza jakoby chce opisywa (podczas gdy w istocie autor nieznuenie celebruje liturgi systemowej autodekompozycji), jeszcze tylko maska stanowi jak szans szczeroci. Niestety, nasze konwulsje cho tak ju anemiczne si stay mijaj, ale jeszcze powrc; i kt potrafi zapobiec temu, by nasze gesty codzienne, bdce ju tylko gestami, mapoway jedynie ponur niemoc, nic wicej? Przeczuwa j Antonin Artaud mwic: olbrzymi posg mierci trzyma w doni mae dziecko.

Czas Generalnego Odwrotu

Niech przybdzie tu zaraz, natychmiast, trzeci czowiek, obcy, nieznany, chodny i zimny, i czysty, daleki i neutralny, jak fala morska niech uderzy swoj obcoci w t swojsko parujc, niech mnie oderwie od Zosi... O, trzeci, przyjd, daj mi podstaw oporu, dozwl, bym z ciebie zaczerpn, przyjd tchnienie oywcze, przyjd, sio, odczep mnie, odtr i oddal! Lecz Zosia przytulia si czulej, cieplej i tkliwiej. Dlaczego woasz i krzyczysz? Jestemy sami... I podaa mi gb swoj. A mnie zbrako si, sen napad jaw i nie mogem musiaem ucaowa swoj gb jej gb, gdy ona swoj gb moj ucaowaa gb. (Ferdydurke) Na to, by ludzkie znw naprawd stao si ludzkim, by ludzko odzyskaa w kocu sw jednorodno porzucajc wynaturzajce j peregrynacje trzeba, eby indywiduum przeszo z nicoci, w ktrej dokonuje codziennie samobjstwa, do rzeczywistoci wiadomej jawy. Na szczcie poczucie mierci nie utosamia si bez reszty z mentalnym otpieniem, przeciwnie, wiad czy o wigorze wiadomoci. Dla Gombrowicza ta mier wiadomoci oznacza w kontekcie jego systemu irracjonaln konfrontacj, w ktrej cieraj si i l jzykiem stajennego z jednej strony pulsujca yciem i swobod niedojrzao, z drugiej forma, skorupa, ten Chiski Mur. Definicje, zaraz po wypowiedzeniu, krzepn w kamie. Dla Gombrowicza forma to ostatni stopie sualczej ulegoci wobec potgi sowa . Nasuwa ona na myl owe wiry, w ktrych poruszaj si statki kosmiczne, powszechn wspln mogi, do ktrej zawsze wpada kada twrcza modo, znuenie nawiedzajce wizjonerskie obsesje Ezry Pounda. Czy wszelka forma nie polega na eliminacji, konstrukcja nie jest uszczupleniem, czy wyraz moe odda co innego jak tylko cz rzeczywistoci? Reszta jest milczeniem. Czy wreszcie my stwarzamy form, czy ona nas stwarza? Odsoniwszy w ten sposb swoje karty, Gombrowicz wprowadza w ycie swj dugofalowy plan. Oto ju przeszo trzydzieci lat temu obmyli wasn metod wojny podjazdowej z form i jej sposobami. Ferdydurke to pierwsza i jak dotychczas jedyna ksieczka, ktrej prawda wolna jest od ladw przeszoci i bawochwalczego kultu. To maa Biaa Ksiga tych, ktrzy znw chc y po swojemu, jak im si ywnie podoba. Czy zreszt nie byby to powrt do natury? Oto ju nadszed czas, ju wybia godzina na zegarze dziejw starajcie si przezwyciy form, wyzwoli si z formy pisze Gombrowicz w swojej maej Biaej Ksidze, instynktownie odnajdujc rytm i formu sloganu z broszur politycznych mnocych si lawinowo w chwilach jakiego historycznego przeomu. Wyzwalajcie si z Formy oto haso. Gombrowicz tak streszcza swoj doktryn: (Ustp ten cytowa on ju w Rozmowach, warto jednak przytoczy go tutaj obszerniej). Przestacie utosamia si z tym, co was okrela. Wy, artyci, prbujcie uchyli si wszelkiemu swemu wyrazowi. Nie ufajcie wasnym sowom. Miejcie si na stray przed wiar wasz i nie dowierzajcie uczuciom. Wycofajcie si z tego, czym jestecie na zewntrz, i niech lk was ogarnie przed wszelkim uzewntrznieniem, tak wanie, jak ptaszka drenie ogarnia wobec wa. Albowiem ale nie wiem, doprawdy, czy ju dzisiaj mog o tym napomkn me wargi jest bdny postulat, jakoby czowiek mia by okrelony, to znaczy niewzruszony w swoich ideach, kategoryczny w swoich deklaracjach, niewtpliwy w swej ideologii, stanowczy w swych gustach, odpowiedzialny za sowa i czyny, ustalony raz na zawsze w caym swoim sposobie bycia. Rozpatrzcie bliej chimeryczno tego postulatu. ywioem naszym jest wieczysta niedojrzao. Co dzisiaj mylimy, czujemy, bdzie nieuniknienie gupstwem dla wnukw. Lepiej tedy, abymy ju dzisiaj uznali w tym porcj gupstwa, ktr przyniesie czas... i ta sia, ktra was zmusza do przedwczesnej definicji, nie jest, jak sdzicie, si cakowicie ludzk. Niezadugo zdamy sobie spraw, e ju nie to jest najwaniejsze: umiera za idee, style, tezy, has a, wiary; i nie to take: utwierdza si w nich i zamyka; ale co innego, ale to: wycofa si o krok i zdoby dystans do wszystkiego, co nieustannie wydarza si z nami. Odwrt. Przeczuwam (ale nie wiem, czy ju mog to wyzna me wargi), e wkrtce nastpi czas Generalnego Odwrotu. Zrozumie syn ziemi, e nie wyraa si w zgodzie ze swoj najgbsz istot, lecz tylko i zawsze w for mie sztucznej i bolenie z zewntrz narzuconej, bd przez ludzi, bd te przez okolicznoci. Pocznie przeto lka si tej formy swojej i wstydzi si jej, jak dotd czci j i ni si pyszni. Wkrtce poczniemy obawia si naszych osb i osobowoci, stanie si nam jasne bowiem, e one bynajmniej nie s w peni nasze. I zamiast rycze: w to wierz ja to czuj ja taki jestem ja tego broni powiemy z pokor: Mnie si w to wierzy mnie si to czuje mnie si to powiedziao, uczynio, pomylao. Duga i cika bdzie to droga. Ta tragiczna konkluzja Ferdydurke to jednoczenie przyznanie si do klski, przypiecztowanej aktem bezwarunkowej kapitulacji wobec chaotycznego spektaklu nieludzkoci, odraajcej gby, koszmaru czowieczestwa powiartowanego, wyzutego ze swej tajemnicy i wdziku, ze swej plastycznoci, pognbionego przez samotno, skdind niezbdn dla rytmu ycia. Ohyda, ohyda, panowie, ohyda, ohyda i jeszcze raz ohyda czytamy w Ferdydurke. Ohyda wszake to

nie wiadomo naszej wewntrznej mierci, ale maska noszca pitna naszej abdykacji, a nawet gorzej maski naszego akcesu do szeregw zwierzcej tuszczy, wrd ktrej zostaje unicestwiona wszelka nadzieja i wszelkie oczekiwanie. Trzeba by tu nadmieni, jakie rozdarcie wyraaj ostatnie linijki Ferdydurke, gdzie caa batalia si koczy, kiedy bohater ksiki, cakiem ju znuony, rozpoznaje si jako obcy wobec innych, i kiedy gba, ta karykatura mierci, zostaje mu przyprawiona z niezmiern wrcz czuoci, sodycz i znawstwem spraw miosnych, skutkiem czego gest ten staje si wzorcowy: Musiaem ucaowa swoj gb jej gb, gdy ona swoj gb moj ucaowaa gb. A teraz przybywajcie, gby! Nie, nie egnam si z wa mi, obce i nieznane facjaty obcych, nie znanych facetw, ktrzy mnie czyta bdziecie, witam was, witam, wdziczne wizanki czci ciaa, teraz niech si zacznie dopiero przybdcie i przystpcie do mnie, rozpocznijcie swoje mitoszenie, uczycie mi now gb, bym znowu musia ucieka przed wami w innych ludzi i pdzi, pdzi, pdzi przez ca ludzko. Gdy nie ma ucieczki przed gb, jak tylko w inn gb, a przed czowiekiem schroni si mona jedynie w objcia innego czowieka. Przed pup za w ogle nie ma ucieczki. cigajcie mnie, jeli chcecie. Uciekam z gb w rkach. Pniej, poczynajc od Pornografii, w nastpstwie nie jakiej wewntrznej przemiany, lecz czego w rodzaju mylowego dryfu Gombrowicz jakby dystansuje si nieco od pesymizmu Ferdydurke. Pornografia nie dotyczy ju literatury jako takiej, wykonujcej ostatnie drgawki i zdolnej przeto zainteresowa jedynie handlarzy literatur. Gombrowicz cakiem po prostu zaczyna stara si o to, by pod pozorami polskiej powieci prowincjonalnej przygotowa Zachd do ustanowienia nowych, twrczych relacji midzy Niedojrzaoci a Dojrzaoci, midzy modym i dorosym. Podwjna zagadka ziemi i krwi, swoiste pikno zdefi niowane jako metoda poznawcza, sposb na spenienie i zawadnicie, niedojrzae ciao, ktre trzeba obedrze ze skry i rozplata, by za cen krwi wyjedna wstawiennictwo, niebiask i aobn komuni inicjowanych, poczwrna ofiara starcw i dzieci, co wzajemnie si zabijaj, krwawe gody ksiyca i soca, ycia i mierci, wewntrznego upienia i palcej jawy tych, ktrzy zadaj i przyjmuj obrzdow wielk mier. Jake nie rozpozna w tym wszystkim ducha i litery innego porzdku duchowego? Gombrowicz, osobowo nieposkromiona, dranica, ironiczna, kto, kto nigdy nie nagi si do adnej mody ani nie zaprzeda adnej partii, ucielenia jednoczenie antywiadka, ktrego na plewy nie wemiesz, oraz profesjonalnego niedorostka, ktrego sama obecno pord nas jest niezgod na wspczesne moralnoci i na wszelkie formalizmy przebrane w Ecriture er Revolution, wylakierowane i przechadzajce si triumfalnie po akademickim targowisku. Awanturnik, rzecz jasna egoistyczny, i samotnik przeznaczony do tego, by igra sobie z orem i dzi kimi bestiami, Witold Gombrowicz pord sprzecznoci porusza si jak w sferze Wolnoci. W Polsce zmuszony by do milczenia, przez dwadziecia lat bynajmniej nie rozpieszczany w Buenos Aires, rwnie we Francji zbyt izolowany. Ten niezwyky zupenie zbrodniarz poza Dobrem i Zem ma sportowy wygld anglosaskiego kierowcy wycigowego, bywalca Indianapolis i sonych jezior, ktrych obszary przemierza jednym skokiem, nie wstajc od stou. I dodajmy: niezwykle grony dialektyk, finezyjny logik, superarchitekt, jednoczenie za bywalec dzielnic portowych i hacjend... Czyta Gombrowicza wymykajc si zasadzkom naszej codziennoci nocnej albo dziennej to odkrywa skulon gdzie w spoistej gbi jego twrczoci, grawitujcej jedynie w stron dungli bd podziemi tragedii najbardziej uporczyw zuchwao monarchy, mistrza ceremoniau. wiato nigdy nie byo wane; liczyo si tylko to, jak ono wieci bd olepi a. tumaczy Ireneusz Kania
Jerzy JARZBSKI

Dziwna historia Testamentu Intelektualna przyja zadzierzgnita przez Gombrowicza z Dominikiem de Roux domaga si uwagi biografw. De Roux1 Dominique de Roux (19351977) zaoyciel i w latach 19611974

szef wydawnictwa Cahiers de lHerne, w latach 19661971 doradca literacki Presses de la Cite, wspzaoyciel wydawnictwa Christian Bourgois, kierownik literacki w wydawnictwach Julliard i Plon, redaktor serii 10/18. Od 1972 producent i dziennikarz telewizji francuskiej, a od 1973 doradca polityczny Jonasa Savimbi, przywdcy angolaskiej partii UNITA. wschodzca w latach szedziesitych gwiazda francuskiej krytyki literackiej by czowiekiem o wielkiej erudycji, inteligencji za ywej, cho skonnej do nadmiernych moe wybuchw egzaltacji i rozpoetyzowania krytycznego stylu. Tym cechom mylenia i pisania towarzyszyy, o dziwo, niebywale roz -

winite zdolnoci organizatorskie i wielka aktywno tak krytycznoliteracka, jak edytorska. Pisarz i krytyk rozpoczli korespondencj bodaj w 1963 roku, przy okazji wydawania tomu zbiorowego powiconego Borgesowi, o ktrym artyku-wspomnienie chcia de Roux wydbi od Gombrowicza. Rzeczywiste zblienie nastpio dopiero w roku 1967, kiedy to, wiosn, de Roux zwrci si do Gombrowicza z propozycj nagrania rozmw, ktre nastpnie miayby zosta opublikowane w wydawnictwie Pierre Belfond, w serii podobnych rozmw z wielkimi twrcami wspczesnoci. 8 kwietnia 1967 Gombrowicz odpowiada listownie na t propozycj: z wielkim entuzjazmem przyjem moliwo rozmw z Panem. Wydaje mi si to czym bardzo nccym, ale jednoczenie troch ryzykownym, tym bardziej e dotd nigdy jeszcze tego nie robiem. A wic jak to si robi? Czy bdzie Pan rejestrowa moje sowa na magnetofonie? Czy bd mia do wgldu tekst ostateczny, by mc wyeliminowa nieporozumienia, ktre mogyby si tam wlizn Wszystkie cytaty z korespondencji Gombrowicz de Roux w tumaczeniu Ireneusza Kani Dwaj panowie umawiaj si ostatecznie na pocztek czerwca, ale dopiero pod koniec miesica de Roux poja wia si na razie jednak bez koniecznych urzdze technicznych. Wraenia z tego spotkania przekazuje we waciwym sobie hiperbolicznym stylu w licie do pisarza z 25 czerwca: W pocigu Mistral, ktrego podmuch unosi mnie ku Paryowi, ponownie w caoci czytaem Paski Dziennik, jak gdyby pragnc zapamita lepiej Paskie napicie, a te wszystkie krgi Paskiej absolutnej ciemnoci. Bo przecie jest Pan Wielkim Gombrowiczem rozpalonym a do biaoci jak wszelka nadobfito. No i ten Paski styl uadzony, o fundamencie mocnym jak u Tacyta, ten straszliwy ruch gdzie w mrocznej czeluci, to spojrzenie, pod ktrym rozpada si scena, widownia i cay teatr... Jeli powiem, e tych kilka dni spdzonych z Panem wstrzsno mn a do najsekretniejszych moich gbi, znaczy to jedynie, e Paska bezlitosna, kipica energi twrczo oddziaaa na mnie w sposb tak potny jak rzadko ktra. eby zacz wszystko od nowa, potrzebujemy okruciestwa . eby zapobiec urzeczywistnieniu si chaosu, potrzebujemy kogo, kto bdzie wszystko wiartowa, potrzebujemy dyktatury marzenia. Krtko mwic, uwaam za konieczne rozpropagowanie Pana jeszcze bardziej Pana, ktry potrafi zej do najtajniejszych, najgbszych zakamarkw, dotykalnie, obie ktywnie, z nieufnoci. Tyle si mwi o rewolucjonistach w zwizku z t czy inn rozpraw teoretyczn, o rewolu cjach sownych, tymczasem za Pan, wanie Pan, jest rewolucjonist prawdziwym, cakowicie wolnym, ktry swoj pogodn wolno okupuje cen milczenia panujcego wok Paskiej twrczoci, podczas gdy w modzie s jeszcze epigoni. Co jak co, ale takie sowa musiay Gombrowiczowi smakowa! Od tamtej chwili peni on pocz wobec modego Francuza rol preceptora i Mistrza. Pisarz i krytyk spotkali si ponownie 17 lipca: de Roux przyby do Vence z wielkim magnetofonem, posadzi przed nim Gombrowicza z mikrofonem pod nosem i tu nastpia kompletna klska: Gombrowicz do mikrofonu mwi nie umia i sytuacji takiej nie znosi Niech nas nie myli informacja o magnetofonowym trybie zapisu Rozmw, jak Gombrowicz zawar w sowie wstpnym do drukowanych sukcesywnie w Kulturze fragmentw ksiki w wersji polskiej. W istocie tekst zosta (w niejakiej konspiracji przed wydawc) napisany ucharakteryzowany jedynie na swobodn konwersacj dla potrzeb serii wydawniczej, w ktrej z zasady miay si ukazywa rozmowy z pisarzami. Po tej nieudanej prbie de Roux wraz z urzdzeniem odesany zosta do domu, a Gombrowicz zdecydowa napisa wszystko tzn. pytania i odpowiedzi na nie sam. Sprawozdania z tej pracy pojawiay si w korespondencji z krytykiem nader czsto: 3 sierpnia Prbuj pisa nasze rozmowy, ale co chwil kto wpada; 4 wrzenia Mam ju 50 stron maszynopisu Rozmw; 9 wrzenia mam ju cztery rozdziay: dziecistwo, tom opowiada, Iwon i Ferdydurke, w sumie jakie 50 stron. [...] Jak Pan wie, pisz poow kadego rozdziau, drug poow ma by nasz dialog. Usiuj powiza cile swoje ycie ze swoim pisarstwem, tak by wszystko to byo naprawd ywe i autentyczne. Myl, e ten tekst bdzie raczej interesujcy i wprowadzi czytelnika w moj problematyk nie nuc go zbytnio. W styczniu 1968 mowa ju o gotowej wersji francuskiej znacznej czci tekstu Gombrowicza, nad ktrym obaj panowie mieli jeszcze popracowa. 16 stycznia de Roux pisze: Tydzie temu Koukou Koukou Chanska ten do dziwaczny pseudonim nosia tumaczka literatury polskiej na francuski Jadwiga Kukuczanka, ktra wraz z Francois Marie przeoya Rozmowy. wrczya mi okoo stu stron, nastpnych 25 bdzie wkrtce. W pitek jem niadanie z wydawc Belfondem, bdziemy zaatwia problemy zwizane z przekadem. Przekad trzeba by przejrze. Poprawiam wanie owkiem pewne zwroty, jednoczenie spisuj sobie na kartce wasne pytania. Myl, e nie powinno si rozmaitymi wtrceniami zaburza rytmu narratora. Pytania powinny by zgrupowane na kocu rozdziaw; w ten sposb uwydatniony bdzie charakter rozmowy, unikniemy te groby zmarnowania tego wywiadu, co dzieje si nader czsto, gdy wywiadowca cigle przerywa pisarzowi w najlepszych miejscach, tak e zostaje on przytoczony i zaczyna si szamota. Ta ksika jest dziki Panu wprost wzorcowa. Dziki gitkoci i ywoci swej myli

bezustannie panuje Pan nad tekstem, a Paska ksika, tak pena refleksji i nowych idei, zmusza nas do wysiku. Jake daleko jestemy od mandarynw Tj. od koryfeuszy sztuki i literatury w dawnym stylu aluzja do tytuu ksiki Simone de Beauvoir Mandaryni. Teraz po literatach przychodzi majestat krlewski. Oto dlaczego staje Pan na czele caej odnowy. Ju teraz jest Pan jedn z duchowych potg tej przyszej epoki. Gombrowicz odpowiada natychmiast (17 stycznia) dugim listem na temat koncepcji Rozmw i wsppracy z de Roux: WSPPRACA. Napisaem pierwsze rozdziay nie formuujc pyta. W rozdziaach nastpnych wprowadziem pytania bardzo zwize i neutralne i tak samo chciaem zrobi w dalszych rozdziaach, gdy o wiele atwiej pisze si w formie dialogu. Dlatego niezbyt szczliwy wydaje mi si Paski pomys, aby pytania zostay pogrupowane na kocu rozdziaw (jeli znaczy to, e maj by wydzielone i umieszczone na kocu). Poza tym byoby to zbyt sztuczne. Proponuj, abymy t ksik zrobili w sposb nastpujcy: 1) Niech Pan dokona rewizji pyta. Myl, e wikszo z nich mona pozostawi bez zmian, gdy s neutralne. Niektre nie spodobaj si Panu albo moe znajdzie Pan dla nich jakie lepsze, oryginalniejsze ujcie. Prosz, niech Pan to robi, ale jednak cile zachowujc ich sens, bo stanowi one ni przewodni naszej rozmowy. 2) Paski istotny wspudzia moe polega na: a) napisaniu przedmowy o mnie i mojej twrczoci; b) pisaniu czego w rodzaju wprowadzenia do kadego rozdziau. Wyobraam sobie, e trzeba by tu koncentrowa si na szczegach raczej zewntrznych. Na przykad: Jestem u G. Mieszkanie. On sam. Wol nie zadawa pyta, pozwalam mu mwi... Jego sposb mwienia, itd.)) Krtko mwic, wszystko, co moe przyda wywiadowi namacalnej konkretnoci (prosz kama!); c) zamieszczaniu na kocu kadego rozdziau kilkustronicowego komentarza, w ktrym zdawaby Pan spraw ze swoich wrae, komentowa stosunek midzy tym, co mwi, a moj twrczoci albo rozbienoci midzy mn a Paryem... Zreszt, co Pan tylko zechce. Jeli na przykad uwaa Pan, e mona by posuy si mn do gwatownego ataku na nouveau roman albo na mandarynizm itp. to tu wanie ma Pan do tego okazj; d) zakoczeniu ksiki posowiem, czym w rodzaju podsumowania na 10. 15 stron, myl... Tak by to wygldao. Czyli: Paski wspudzia powinien by komentarzem. Jeli ponadto chciaby Pan zada mi par konkretnych pyta, zgadzam si. Taki podzia pracy ma jeszcze t zalet, e umoliwia swo bodniejsze wykorzystanie naszych rnych przecie stylw wypowiedzi. Pan bdzie mg przyda wicej barwy i agresywnoci moim wypowiedziom, raczej prostym i spokojnym. Co do mnie, chciabym, aby byo to co w rodzaju przewodnika po mojej twrczoci prostego, przejrzystego, przystpnego i ukazujcego jedno mojego pisarstwa. Jeli Pan si zgadza, prosz zacz od pierwszego rozdziau (proponuj zostawi go w obecnej formie, bez pyta) i przysa mi go jak najszybciej, abym si przekona, czy dobrze si zrozumielimy. Wpierw jednak niech Pan przeczyta wszystko, co przetumaczya Koukou, dla naleytej orientacji. I prosz powiedzie mi od razu, czy zgadza si Pan na zachowanie pyta i na kontynuowanie przeze mnie tej samej formy (dialogu). Niewiele wic swobody pozostawia Gombrowicz swemu rozmwcy, ale niebawem i w tamte dziedziny zapuszcza si zaborcza osobowo pisarza. 15 lutego przestrzega: Radzibym Panu nie rozpisywa si zbytnio, zanim nie zapozna si Pan z caym tekstem, ktry zreszt wnet bdzie gotw, gdy ukoczyem ju rozdzia o Pornografii, a obecnie zabieram si do rozdziau o Kosmosie i Operetce. To bdzie wszystko. Niedawno posaem Koukou dwa rozdziay (1. lub i Trans-Atlantyk, 2. Dziennik). Jedynie cao tekstu pozwoli Panu zapanowa nad t poniekd zniuansowan problematyk. Ponadto radzibym Panu rwnie przesa mi prbk swego tekstu, gdy bdzie Pan go ju mia, tak bymy mogli uzgodni sposb pisania. Mj drogi, prosz nie uwaa mnie za pedanta; chodzi mi tylko o wzgldy praktyczne, o to, by nasza wsppraca od samego pocztku ukadaa si moliwie najbardziej harmonijnie. 21 kwietnia przynosi reakcj na nadesan w midzyczasie przedmow de Roux: Widzi Pan, cay drcy czekaem na zderzenie si Paskiego apokaliptycznego umysu z duchem raczej wieniaczym, jaki przenika Rozmowy. Tymczasem wszystko jest w idealnej zgodzie! Paski tekst, wibrujcy wiel kim napiciem, stanowi niezbdn przeciwwag dla tonu przyjtego przeze mnie. Daje on odmienn

perspektyw. Ale uwaga! 1) Trzeba go naleycie uzgodni z moim tonem. 2) . Rnice midzy moj interpretacj i Pask s niekiedy zbyt wyrane. Zaczem poprawia Pask przedmow i widz, e wprowadzajc to tu, to tam drobne retusze bdzie mona dostosowa j znakomicie zarwno do moich dzie jak i do tego, co mwi w Rozmowach. Pozostawiajc jej przy tym konieczn autonomi. Myl, e taki zabieg nie bdzie dla Pana szokujcy; stosuj go, by mnie lepiej zrozumiano, skoro wskutek dzielcej nas odlegoci nie moemy tej sprawy przedyskutowa. Baczno! Moja francuszczyzna nie jest doskonaa, ale te poprawki s bardzo precyzyjne i, jak mi si wydaje, nieodzowne. Niech Pan przemyli je dobrze i uwzgldni wszystkie, oto moja ojcowska rada. Jeli tak Pan postpi, osigniemy znakomite rezultaty. Byem zdumiony widzc, jak wskutek zmiany jednego sowa albo usunicia jednego zdania zbliamy si do siebie. W kolejnym, nie datowanym licie, przesya Gombrowicz ju konkretne, bardzo niekiedy szczegowe poprawki i sugestie dotyczce przedmowy de Roux: proponuje inne brzmienie tytuu, zdania rozpoczynajcego tekst, nastpnie skrela, dopisuje, zmienia, koczc niewinnie: JA NIE NARZUCAM, TYLKO PROPONUJ. Sam autor tekstu odnis si zreszt do tych ingerencji z aprobat i tak, po paru kolejnych miesicach wymiany listw i dalszych uzgodnie, Rozmowy po francusku ukazuj si wreszcie w listopadzie 1968 (w licie z 25 XI de Roux donosi, e na spotkaniu z czytelnikami podpisywa ksik w Genewie). Nie na tym jednak koniec epopei, ktr przeszo to ostatnie wiksze dzieo autora Ferdydurke. Napisane niemal od A do Z przez samego Gombrowicza, Rozmowy funkcjonoway przecie na ksigarskim rynku jako ksika Dominika de Roux. W par lat po mierci Gombrowicza i niedugo przed wasn przedwczesn mierci de Roux przyzna publicznie, e by nie tyle autorem, ile akuszerem Gombrowiczowskiego expose. Ksika zmienia tytu i sygnatur: z Entretiens avec Gombrowicz autorstwa de Roux przedzierzgna si w 1977 r. w Testament. Entretiens avec Dominique de Roux, firmowany ju nazwiskiem Gombrowicza i w takiej wersji publikowana bya take w tumaczeniach na obce jzyki. Jeszcze dziwniej byo z wersj polsk dziea. Pomidzy padziernikiem 1967 a grudniem 1968 Gombrowicz chorowa i nie mia ju si na regularn prac nad Dziennikiem, do czego nakania go Jerzy Giedroyc. 11 lipca 1967 napisa wic do redaktora Kultury: chciabym Ci sfabrykowa nowy dziennik, ale wci jestem zawalony robot, tym bardziej e znw choroby mnie napady i prawie miesic leaem z gorczk. Myl, e pki co trzeba bdzie przyj system zamieszczania w dzienniku tekstw dla innych gazet pisanych. Zaczam ten wywiad dla Quinzaine. Jeli chcesz, mgbym to przetumaczy i zamieci w dzienniku usuwajc pewne powtrzenia ten wywiad sporo haasu narobi i ju w kilku jzykach zosta ogoszony, a te ma t zalet, e przystpnie wykada pewne moje literackie credo. Giedroyc nie przejawia entuzjazmu dla idei drukowania w Kulturze tekstw ju uprzednio gdzie indziej publikowanych. Gombrowicz wic postanowi wypenia cykl Fragmentw z dziennika kolejnymi rozdziaami powstajcych wanie Rozmw z Dominikiem de Roux (taki tytu nosz te teksty w Kulturze). Jednoczenie wszelako, chcc utrzyma rys aktualnoci waciwy dziennikowym zapiskom oraz bliski kontakt z czytelnikami, dodawa do Rozmw krtkie teksty opowiadajce o swych materialnych dostatkach (kosztowna willa, dziea sztuki), o oczekiwaniu na wizyt swego nielubnego, spodzonego z pewn Mulatk syna, ktrego imienia nie zna lub (co gorsza!) nie pamita, i przez kilka dziennikowych odcinkw prbowa je ustali. Te wyssane z palca rewelacje przeznaczone byy dla typowego czytelnika emigracyjnego, rozliczajcego Gombrowicza chtnie z obowizkw, ktre przystoj polskiemu pisarzowi na obczynie, na zmian zawistnego o cudze powodzenia i potpiajcego cynizm lub szarganie ideaw. W ten sposb powsta tekst hybryda o co najmniej podwjnym adresie: z jednej strony zaczepki i prowokacje kierowane do starej daty emigracyjnego establishmentu spod znaku Londynu czy Wiadomoci, z drugiej nader powany wywd o charakterze duchowej autobiografii, ktry mia trafi do czytelnika o bardziej nowoczesnych pogldach i preferencjach estetycznych. Pierwodruk ksikowy polskiej wersji Rozmw ukaza si w Instytucie Literackim w roku mierci pisarza i jeszcze jako ksika Dominique de Roux Rozmowy z Gombrowiczem. Dopiero krajowe wydanie Res Publiki (Warszawa 1990) nadaje dzieu tytu Testament i przywraca autorstwo Gombrowicza. W 1992 r. Wydawnictwo Literackie pod redakcj Jana Boskiego i niej podpisanego wydaje Rozmowy w wersji, w jakiej ukazyway si pierwotnie w Kulturze, tzn. jako Dziennik (19671969). Edycja ta zawiera wszystkie prowokacje pod adresem czytelnikw-emigrantw, przywraca wic ksice jej podwjny adres i uwikanie w emigracyjn aktualno, odbiera jednak z kolei charakter czystego w tonie i kompozycji tekstu -wyznania, jakim wielki pisarz zamyka sw twrczo i zwraca si do potomnych. O czym wic na koniec jest w tekst-jdro, rzeczywisty testament Gombrowicza, ktry dzi publikujemy w wersji czystej? Skonstruowa go pisarz na pozr bardzo tradycyjnie wedug modelu ycie i twrczo i w porzdku chronologicznym. Znajdziemy wic tam zrazu opis rodzinnego domu pisarza, lat

szkolnych, pierwszych prb pisarskich potem niezbywalnym elemen tem biografii twrcy staj si jego kolejne ksiki, bdce z jednej strony odpowiedzi na problemy, ktre pitrzy przed Gombrowiczem ycie, z drugiej strony istotnymi faktami yciorysu, ktre budz silny oddwik rodowiska i w sposb znaczcy zmieniaj sytuacj autora. Rozmowy nie wymagaj zapewne streszcze, komentarzy czy egzegezy: tumacz si same jako hi storia osobista pisarza i historia narastania jego dziea na tle historycznych i duchowych przemian stulecia. Ale jest w tej ksice ta sama dramatyczna sprzeczno, ktra tkwi te w intelek tualnym programie Gombrowicza: przedstawiajc dzieje czowieka zasadniczo i na cae ycie skconego z wszelk form czy formu, dy ona zarazem w naturalny sposb do syntezy, domknicia ksztatu, spuentowania logicznych wywodw. Autor dostrzega to doskonale i w miar jak dochodzi do zakoczenia, owo zamknicie narracji staje mu si coraz naturalniej i bardziej nieuchronnie wejciem na ostatni prost, z ktrej wida ju met-mier. U szczytu wiatowego powodzenia Gombrowicz kreuje wic w sowach swj pomnik w nadziei, e przetrwa wieki trwalszy od spiu, ale w jego tonie sycha ju coraz wyraniej nuty rozczarowania i rezygnacji: Moje zamachy na form do czeg mnie doprowadziy? Do formy wanie. Tak dugo j rozbijaem, a staem si pisarzem, ktrego tematem jest forma oto mj ksztat i moja definicja. I dzisiaj ja, prywatny, ywy, jestem sug tego oficjalnego Gombrowicza, tego ktrego zrobiem. Mog ju tylko dopowiada. Moje dawniejsze fermenty, gaffy, dysonanse, ta caa niedojrzao mczca... gdzie to jest? Na staro ycie stao mi si atwiejsze. Manewruj wcale zrcznie mymi sprzecznociami, gos mj si ustali, tak, tak, mam ju moje miejsce, funkcje, jestem sug. Czyim? Gombrowicza. Spis treci 1. RODOWD 2. PAMITNIK Z OKRESU DOJRZEWANIA 3. IWONA 4. FERDYDURKE 5. DIALOG O FORMIE 6.ARGENTYNA 7. LUB I TRANS-ATLANTYK 8. DZIENNIK 9. PORNOGRAFIA 10. KOSMOS 11. ZAKOCZENIE Gombrowicz odprenie i napicia Dominique de Roux (tum. Ireneusz Kania) Dziwna historia Testamentu Jerzy Jarzbski

You might also like