You are on page 1of 42

czął przełączać wszystkie systemy śledzące w tryb pasywny.

- Co to takiego ? - zapytał niecierpliwie dowódca. Nieprzewidziane zmiany


Skraj mgławicy Nubila w pieczołowicie zaplanowanej misji zawsze wprawiały go w zły nastrój.
Astropata zwlekał przez chwilę z odpowiedzią, chrząkając znacząco.
- To mentalne połączenie, przesyłane poprzez Osnowę. Nadchodzi z ekstre-
Dwa okręty przechwytujące klasy Faustus unosiły się bezgłośnie w malnie dalekiego zasięgu. Muszę je przechwycić i przesłać do Dowództwa
przestrzeni manewrując ostrożnie pomiędzy wirującymi skalnymi bryłami. Floty.
Niebieskie płomienie buchały z ich silników korekcyjnych przesuwając ok- - Dlaczego ? - irytacja LaHaina rosła z każdą sekundą.
ręty z miejsca w miejsce w miarę jak przemykały poprzez pole asteroidów. - To poufny transfer... o pierwszym stopniu tajności. Poziom Vermilion.
Szafranowa zasłona tworząca mgławicę Nubila Reach rozpościerała się Pełna niedowierzania cisza zapadła na pokładzie statku, przerywana je-
przed nimi na obszarze tysięcy kilometrów, tworząc mglistą kurtynę spowi- dynie miarowym pomrukiem pracujących na wolnym biegu silników, popis-
jającą krańce Światów Sabbat. kiwaniem czujników i cichym świstem wentylatorów.
Każdy z patrolowców był elegancką jednostką długości stu stóp, liczo- - Vermilion... - wyszeptał w końcu LaHain.
nych od ostrego nosa po zakończoną poziomymi statecznikami rufę. Faustu- Vermilion był najwyższym poziomem utajnienia danych stosowanym
sy przypominały kształtem katedralne iglice, smukłe i opływowe. Na ich przez kryptografów krucjaty. Praktycznie nigdy nie używany, był niemalże
opancerzonych burtach widniał stylizowany Imperialny Orzeł otoczony zie- mityczny. Nawet globalne plany układane przez imperialnych strategów
lonymi insygniami Floty Segmentu Pacificus. objęte były niższym poziomem Magenta. LaHain poczuł zimne ciarki bie-
Przesuwając wzrokiem po elektronicznych panelach rozmieszczonych gające po kręgosłupie, w odpowiedzi na ten dreszcz maszyny Faustusa od-
wokół fotela pilota w pierwszym patrolowcu, dowódca skrzydła Torten La- powiedziały chóralnym pomrukiem. Rutynowy patrol stał się bardzo
Hain poczuł, jak jego puls przyśpiesza machinalnie w odpowiedzi na wy- nietypowy i choć kapitan tego nie cierpiał, zdawał sobie sprawę z koniecz-
czuwalny wzrost obrotów plazmowego reaktora. Sprzężony neuralnie z ności zrobienia wszystkiego, co w jego mocy, by namierzona transmisja
okrętem, dzięki technologii Adeptus Mechanicus mógł zsynchronizować dotarła do przełożonych.
swój metabolizm z systemami statku, wyczuwając każdy niuans w jego ru- - Ile czasu potrzebujesz ? - zapytał marszcząc czoło.
chu, każdy skok i spadek mocy w silnikach. LaHain miał za sobą dwu- Kolejna chwila milczenia.
dziestoletni staż na patrolowcach. Pilotował Faustusy od tak dawna, że teraz - Rytuał potrwa dłuższą chwilę. Nie rozpraszaj mnie, gdy próbuję się skon-
postrzegał je jako naturalne przedłużenie swego organizmu. Popatrzył ze centrować. Musisz utrzymać pozycję do chwili, kiedy powiem ci, że skoń-
stanowiska dowódcy w dół, gdzie obserwator zmagał się z komputerem na- czyłem – poinstruował go zirytowany astropata. Jego głos stał się ledwie
wigacyjnym. zrozumiały, jakby mentat dławił się własną śliną. Po dłuższej chwili mru-
- I jak ? – zapytał LaHain przez zawieszony przy ustach interkom. Nawi- czane cicho słowa przeszły w nieludzki bełkot. Temperatura wewnątrz kabi-
gator spojrzał w górę na pochylonego wyczekująco kapitana, po czym wska- ny spadła zauważalnie. Coś się zaczynało dziać.
zał dłonią migoczące wskaźniki na swym panelu. LaHain zacisnął ręce na sterach Faustusa czując jak ramiona pokrywa mu
- Pięć stopni na sterburtę. Astropata kazał przelecieć ostatni raz wzdłuż gęsia skórka. Nienawidził czarodziejskich sztuczek psioników. W ustach
krawędzi mgławicy i wracać do domu. zrobiło mu się sucho, na czole dla odmiany skroplił mu się pot. Dalej, dalej,
Za plecami nawigatora rozległ się ledwie słyszalny pomruk potwierdze- ponaglał w myślach astropatę. To wszystko trwało za wolno, zbyt długo
nia. Siedzący na fotelu w kształcie małego tronu astropata zakołysał się ryt- stali w miejscu odsłonięci i podatni na niespodziewany atak. Pomruki
micznie. Dziesiątki kabli podłączonych do jego gładko wygolonej czaszki psionika nasiliły się. LaHain przesunął wzrokiem po morzu różowawej mgły
odchodziło gdzieś w tył, by zniknąć w obudowie masywnej aparatury. Każ- zalega-jącej w centrum nebuli miliard kilometrów dalej. Zimne odległe
dy przewód oznakowany był niewielką żółtą plakietką, opisaną niezrozu- światło sta-rych słońc przenikało przez nią niczym przez zwiewną kurtynę,
miałymi komunikatami, których LaHain nigdy nie miał ochoty przeczytać. rozpraszając mroczne chmury gazu kłębiące się w przestrzeni.
Wokół astropaty unosił się wyraźnie wyczuwalny zapach kadzidła i ludz- - Kontakty ! - wrzasnął nagle obserwator - Trzy ! Nie, cztery ! Idą jak bu-
kiego potu. rza, prosto na nas !
- Co on powiedział ? - zapytał LaHain. - Pozycja i czas wejścia w nasz zasięg ? - odkrzyknął LaHain.
- Kto wie ? Któż by chciał wiedzieć ? - odparł filozoficznie obserwator Obserwator przesłał na ekran komputera dowódcy parametry intruzów i
wzruszając ramionami. Faustus poruszył się nieznacznie w miejscu ustawiając smukły nos w ich
Umysł astropaty pracował w tym czasie intensywnie, przetwarzając stru- kierunku.
mień danych astronomicznych pompowanych bezustannie do jego mózgu - Ależ zasuwają ! Na Tron Ziemi, zaraz tu będą !
przez pracujące sensory. Przesiewając setki informacji sondował jednocześ- LaHain jednym pociągnięciem dłoni włączył rząd przycisków na swym
nie otaczającą go podprzestrzeń, szukając wszelkich budzących podejrzenia panelu.
anomalii. Małe statki patrolowe wyposażone w astropatów od dawna stano- - Systemy obronne uaktywnione ! Przygotować broń ! - nim jeszcze dokoń-
wiły system wczesnego ostrzegania floty. Służba taka niosła ze sobą poważ- czył komendę, automatyczne ładowniki w przedniej wieżyczce zaczęły
ne obciążenie dla umysłów psioników i chwilowe utraty świadomości bądź wprowadzać do komory amunicyjnej podwójnie sprzężonych działek
przejściowa katatonia nie należały do rzadkości. Tym razem było jeszcze pierwsze kasety z nabojami. Jedna z migoczących na panelu kontrolek sy-
gorzej. Przechodząc tydzień temu przez pole asteroidów bogatych w rudę gnalizowała gromadzenie energii w przygotowanych do strzału działach
niklu astropata dostarczył załodze niezapomnianych wrażeń, wpadł bowiem plazmowych, wbudowanych w nos patrolowca.
w stan niekontrolowanych spazmów, którym nikt nie potrafił zaradzić. - Skrzydło Dwa do Skrzydła Jeden ! - głos Moselle rozległ się w komu-
- Kontrola systemów - LaHain rzucił do interkomu rutynową komendę. nikatorze - Dopadli mnie ! Łamcie szyk i uciekajcie ! Łamcie i uciekajcie,
- Tylna wieżyczka sprawna ! - odpowiedział czuwający na rufie Faustusa na Imperatora !
serwitor. Drugi patrolowiec zmierzał w ich stronę na pełnej szybkości. Poprzez
- Inżynier lotu na stanowisku ! - zatrzeszczał głos oficera ukrytego w ma- skanery optyczne LaHain dostrzegł wyraźnie czarną sylwetkę nadlatującego
szynowni. statku Moselle, chociaż był od niego oddalony o blisko tysiąc kilometrów.
LaHain przełączył się na kanał zewnętrzny i wywołał swojego skrzyd- Za nim i powyżej, nadciągały mroczne wampiryczne cienie okrętów Cha-
łowego. osu. Płomienie ich potężnych silników pozostawiały za myśliwcami długie
- Moselle... ruszaj przodem i zaczynaj przeczesywanie. Idę za tobą jako smugi żółtego ognia.
ubezpieczenie. Robimy co trzeba i spływamy do domu. Krzyk Moselle, urwany nagle wpół, rozdarł ciszę panującą w interkomie.
- Przyjąłem - potwierdził pilot drugiego statku. Silniki jego Faustusa roz- Nadlatujący Faustus zniknął w nagłym rozbłysku, który po ułamku sekundy
błysły snopem niebieskiego ognia i patrolowiec skoczył do przodu po wy- przybrał postać kuli białego światła. Trzej napastnicy zmienili swój kurs tak,
znaczonym wcześniej kursie. LaHain przestawił komunikator w tryb pasy- by przeciąć ewentualną drogę ucieczki tkwiącego nadal w bezruchu patro-
wny i niemal poderwał się z miejsca na dźwięk dobiegających z interkomu lowca.
chrapliwych słów astropaty. Rzadko zdarzało się, by psionik mówił coś do - Idą na nas ! - LaHain poczuł jak krople potu kapią mu na kombinezon.
pozostałych członków załogi. Szarpnął silnikami zwiększając gwałtownie ich obroty i spojrzał desperacko
- Kapitanie, przemieść statek według następujących koordynatów i zatrzy- na astropatę - Ile jeszcze czasu ?!
maj. Przechwyciłem sygnał... To wiadomość... z nieznanego źródła. - Przejąłem całą wiadomość... Teraz wysyłam ją dalej... - wysapał wyczer-
LaHain przesunął dłońmi po panelu sterowniczym wprowadzając do pany psionik.
komputera nowe współrzędne. Seria białych rozbłysków oświetliła na mo- - Szybciej, szybciej, nie mamy już czasu ! - popędził go LaHain.
ment ciemny kadłub patrolowca i silniki korekcyjne skierowały go na wyz- Dwa silniki Faustusa grały nerwowo, niebieski ogień buzował na rufie
naczoną pozycję. Obserwator odsunął się od komputera nawigacyjnego i za- smukłego okrętu. Kapitan odnosił wrażenie, że jego krew burzy się w rytm
cz ich
ich pulsującego pomruku. Balansował na krawędzi mocy zdolnej wyrzucić
statek w przód. Alarmowe kontrolki rozbłyskiwały wszędzie wokół. Zgarbił
się nieco w fotelu przygotowując w myślach do nieuniknionego starcia. Darendala, 20 lat wcześniej
Siedzący w tylnej wieżyczce serwitor przeładował magazynki podwójnie
sprzężonych działek wypatrując celu. Nie widział samych przeciwników, ale
dostrzegał wyraźnie ich cienie: poruszające się szybko plamy czerni na tle Zimowy pałac został otoczony. W lesie na północnym krańcu zamarznię-
migoczącego kosmosu. Wieżyczka ożyła z jękiem serwomotorów i skiero- tego jeziora polowe działa Imperialnej Gwardii wyrzucały z siebie kolejne
wała lufy w kierunku nadlatujących napastników, działka wypluły w próżnię pociski. Wstrząsane odgłosem kanonady powietrze strącało z gałęzi drzew
strumień śmiercionośnej stali. płaty śniegu. Odrzut przesuwał koła dział z miejsca w miejsce, wytrącając je
Do błyskających rytmicznie kontrolek dołączył niski basowy jęk syreny z pieczołowicie podkładanych drewnianych podpór. Gorące łuski spadały z
alarmowej. Pasywne skanery sygnalizowały namierzanie Faustusa przez otwieranych rytmicznie komór prosto w płynną breję pod nogami
terminale celownicze rebelianckich myśliwców. Skulony nad swym kompu- artylerzys-tów topiąc ją z głośnym sykiem.
terem obserwator wykrzywił głowę w bok patrząc ponaglająco na kapitana. Wznoszący się na drugim końcu jeziora pałac przedstawiał żałosny wi-
Jego dłonie zawisły wyczekująco nad klawiaturą, gotowe do programowania dok. Jedno z jego pięknych skrzydeł runęło tworząc nieforemną stertę gruzu.
współrzędnych manewru skokowego. W interkomie rozległ się zniekształ- Wysokie mury zwieńczone łukami arkad nosiły na sobie szpecące piętno
cony głos inżyniera lotu Manusa, ale pomruk pracującego w maszynowni dziur wybitych ciężkimi pociskami. Każdy kolejny strzał obracał w perzynę
reaktora zagłuszył jego słowa. LaHain poczuł nagle ogromny spokój, odprę- następny fragment umocnień, pokrywając je warstwą brudnego śniegu. Nie-
żenie wynikłe ze świadomości tego, co stało się nieuniknione. które źle wymierzone pociski nie dolatywały do celu i spadały na lodową
- Czy już skończyłeś ? - zapytał astropatę. Mężczyzna zgarbił się na swym pokrywę jeziora wzbijając w powietrze fontanny lodowatej wody i mułu.
fotelu, bliski śmierci. Skrajne wyczerpanie poraziło jego ciało falą niekont- Komisarz generał Delane Oktar, najwyższy stopniem oficer polityczny
rolowanych dreszczy. hyrkańskiego regimentu, stał wyprostowany na dachu pokrytego zimowym
- Skończyłem - wychrypiał z wysiłkiem. kamuflażem gąsienicowego transportera i obserwował postępy artylerzy-
Faustus skoczył do przodu niczym dźgnięty ostrogami koń, mknąc stów przez polową lornetę. Kiedy dowództwo Floty wysłało Hyrkańczyków
wprost na napastników. LaHain nie liczył na to, by zdołał uciec, nie łudził do stłumienia powstania na Darendali, wiedział już, jaki będzie koniec tej
się też nadzieją na pokonanie przewyższających go liczebnością przeciw- kampanii. Krwawy i szybki. Ileż dał możliwości do złożenia broni secesjo-
ników. Ale obiecał sobie w duchu, że przynajmniej jednego z nich zabierze nistom ? Zbyt wiele, odpowiedziałby pułkownik Dravere, który dowodził
ze sobą. pancernymi brygadami wspierającymi Hyrkańczyków.
Przednia wieżyczka wyrzuciła z siebie serię tysiąca ciężkich pocisków, Oktar wiedział, że Dravere nie omieszka złożyć stosownego raportu na
po pięćset z każdej lufy. W ślad za nimi poleciała jaskrawa, fosforyzująca temat jego przesadnego humanitaryzmu. Pułkownik był niezwykle ambit-
kula plazmy. Jeden z mrocznych kształtów przeciął tę strugę ognia i eksplo- nym oficerem pochodzącym z arystokratycznego rodu. Wspinał się szybko
dował rozrzucając wokół wirujące szaleńczo szczątki. LaHain nie tracił cza- po szczeblach kariery, trzymając się jej kurczowo obiema rękami i kopiąc
su na podziwianie efektów swego strzału. Pełną mocą silników korekcyj- bez litości tych, którzy znajdowali się poniżej.
nych rzucił statek w ciasny skręt i przeciągnął serią po kadłubie drugiego Oktar nie dbał o to. Liczyło się zwycięstwo, a nie gloria. Komisarz gene-
myśliwca. Zdehermetyzowana maszyna pomknęła prosto przed siebie ciąg- rał posiadał ogromny autorytet i nikt nigdy nie ośmieliłby się zakwestio-
nąc z tyłu rosnący warkocz płomieni. nować jego lojalności wobec Imperium. Wierzył jednocześnie, że wojna to
Sekundę później deszcz pocisków w kształcie ostrych metalowych igieł prosty mechanizm, gdzie rozwaga i zdrowy rozsądek mogą zdziałać więcej
przestębnował burtę Faustusa od nosa po rufę. Miniaturowe głowice rozer- od brawury, a przy mniejszych stratach. Zbyt często spotykał się z odmien-
wały głowę nieprzytomnego astropaty i dosłownie unicestwiły obserwatora nym podejściem do tej kwestii. Wielu wysokich rangą oficerów Gwardii
wraz z jego komputerem. Inżynier lotu umarł w maszynowni, nawet nie uważało, że każdego przeciwnika można zmiażdżyć odpowiednią liczebnie
zdążył spostrzec rozbłysku eksplozji uszkodzonego reaktora. Dwie bilise- armią, a potencjał Gwardii w tym względzie był wręcz niewyczerpalny:
kundy później kadłub patrolowca wybrzuszył się od wewnątrz niczym nad- miliardowe zasoby mięsa armatniego w całej galaktyce.
muchana bańka i kula białego ognia pochłonęła smukły okręt wraz z jego Oktar nie cierpiał takiego podejścia do żołnierzy. Przez długi czas wpajał
twardo dzierżącym stery kapitanem. hyrkańskiej kadrze oficerskiej swoje zasady i przekonania. Nauczył generała
Fala uderzeniowa eksplozji rozeszła się wkoło na odległość ośmiu kilo- Caernavara i jego zastępców szacunku dla każdego podwładnego i znał nie-
metrów, po czym znikła w zwiewnej kurtynie mgławicy. mal wszystkich z sześciu tysięcy Hyrkańczyów, wielu z imienia. Był z nimi
od samego początku, od dnia założenia pierwszego regimentu na smaganych
wiatrem granitowych wyżynach ich rodzinnej planety. Sześć regimentów
tam powołano do służby, sześć dumnych jednostek, które rozsławiły nazwę
Hyrkanu wśród światów Imperium.
To byli dobrzy chłopcy. Oktar nie chciał ich tracić i nie zamierzał na to
pozwolić żadnemu ze swoich oficerów. Zeskoczył z dachu transportera i
szybkim krokiem ruszył poprzez głęboki w tym miejscu śnieg w kierunku
uwijających się jak w ukropie artylerzystów. Hyrkańczycy byli silnymi
ludźmi, choć postronnych obserwatorów mogłaby wprowadzić w błąd ich
mizerna postura i blady kolor skóry. Gęste brązowe włosy ścinali bardzo
krótko. Nosili szare ocieplane kombinezony z zarzuconymi na wierzch ka-
mizelkami kuloodpornymi i czarne czapki z daszkami. Stroju dopełniały
długie płaszcze i skórzane rękawice.
Żołnierze obsługujący działa zrzucili z siebie wierzchnie warstwy ubrań i
pracowali w samych podkoszulkach, ładując pociski w lufy armat. Strugi
potu ściekały po ich odkrytych ciałach. Niezwykłe wrażenie sprawiał widok
półnagich ludzi w ten mroźny dzień, gdy para ich zamarzających oddechów
unosiła się nad głowami.
Oktar znał każdą zaletę i słabość swoich żołnierzy. Wiedział doskonale,
którego z nich należy wysłać na rekonesans, którego jako snajpera, kto
nadaje się do przeprowadzenia błyskawicznego ataku, a kto do wyczysz-
czenia pola minowego, pasów zasieków, przesłuchania jeńców. Cenił i sza-
nował umiejętności każdego z nich. Nie chciał ich tracić. On i generał Caer-
navar umieli umiejętnie wykorzystywać swych ludzi i wygrywać, wygry-
wać, wygrywać, po stokroć częściej i szybciej niż ci, którzy swoje regimen-
ty traktowali jako zatyczki wpychane w wyrwy na skrwawionej linii frontu.
Ludzie tacy jak Dravere. Oktar czuł strach na myśl o czynach, jakich mógł-
by się dopuścić ten człowiek po dotarciu na odpowiednio wysokie stano-
wisko, chociażby takie jak to, które sprawował on sam. Uśmiechnął się na
myśl, że dzisiejsze zwycięstwo nie należało do dumnego bezdusznego puł-
kownika.
Rzucił lornetę w nadstawione ręce towarzyszącego mu sierżanta. największym pragnieniem od pierwszych dni w Schola Progenium. Wierzył
- Gdzie jest Chłopiec ? - zapytał. w sprawiedliwy osąd Oktara. Komisarz-generał osobiście wybrał go spośród
Sierżant wyszczerzył zęby w uśmiechu na myśl o tym, jak „Chłopiec” absolwentów elitarnej szkoły jako swego podopiecznego i przez ostatnie
nie cierpi swojego przezwiska. osiemnaście miesięcy stał się niemalże przybranym ojcem. Być może ojcem
- Nadzoruje baterie na szczycie urwiska, komisarzu generale - wyjaśnił w surowym i bezwzględnym, ale jednocześnie godnym zaufania.
lekko zniekształconym niskim gothicu, wypowiadając słowa z silnym hyr- - Widzisz zawalone skrzydło pałacu ? - zapytał Oktar - To droga do środka.
kańskim akcentem. Secesjoniści wycofali się zapewne do podziemi, by przeczekać ostrzał arty-
- Przyślij go do mnie - Oktar zatarł dłonie, by je nieco rozgrzać - Myślę, że lerii. Generał Caernavar i ja proponujemy wysłać kilka drużyn przez tę wyr-
nadszedł czas, by mógł się wreszcie wykazać. wę i zniszczyć ich centrum dowodzenia. Załatwisz to ?
Sierżant zasalutował i odszedł szybkim krokiem wykonać polecenie. Gaunt wstrzymał oddech czując jak serce zaczyna mu szybciej bić.
- Sir... chce pan, żebym ja...
* * * * * - Poprowadził ich. Owszem. Nie bądź taki zaskoczony, Ibramie. Często
prosiłeś mnie o możliwość wykazania się w dowodzeniu ludźmi w polu. Ko-
Hyrkański sierżant wspinał się stromym zboczem na szczyt urwiska, go chcesz zabrać ze sobą ?
ogołoconego z drzew podczas nalotu secesjonistów w ubiegłym tygodniu. - Mój wybór ? - upewnił się kadet.
Pod warstwą udeptanego dziesiątkami butów śniegu kryła się drzewna miaz- - Twój.
ga, jedyna pozostałość po gęstym sosnowym zagajniku, jaki rósł tu jeszcze - Żołnierzy z czwartej brygady. Tanhause ma świetnych specjalistów od
niedawno. Sierżant poczuł pewną ulgę na myśl o tym, że nie będzie już wię- walki w zamkniętych pomieszczeniach. Wezmę ich i drużynę wsparcia
cej nalotów. Maszyny secesjonistów bazowały na dwóch polowych lotnis- Rychlinda.
kach ukrytych w lasach na południe od zimowego pałacu, zajętych już przez - Dobrze wybrałeś, Ibramie - pochwalił go Oktar - Pokaż teraz, co potrafisz.
pancerne zagony pułkownika Dravere. Rebelianckie lotnictwo miało zaled-
wie jakieś sześćdziesiąt samolotów, starych turbośmigłowych maszyn z * * * * *
działkami wbudowanymi w skrzydła i pojedynczymi zaczepami bombo-
wymi, ale ich piloci byli naprawdę dobrzy. Pracowali ciężko, ryzykując ży- Poprzez zawalony fragment budowli dostali się na długie marmurowe
ciem za każdym razem, gdy bombardowali hyrkańskie pozycje pozbawieni korytarze, pokryte pyłem i śniegiem wpadającym do środka przez rozbite
wsparcia nowoczesnej aparatury celowniczej. Sierżant nie potrafił wymazać okna. Kadet Gaunt prowadził swych ludzi tak jak zrobiłby to na jego miejs-
z pamięci widoku wrogiego samolotu, który zniszczył centrum łączności cu Delane, trzymając laser w rękach. Miał na sobie czarny mundur z nie-
przedwczoraj o świcie. Nadleciał wolno balansując na granicy przeciągnię- bieskimi epoletami i naszywkami komisarza-kadeta.
cia, przebijając się przez kurtynę czarnych kłębków wybuchów pocisków W piątej sali natrafili na secesjonistów przygotowujących się do ostat-
przeciwlotniczych. Sierżant dostrzegł twarze obu pilotów, bo owiewka kabi- niego kontrataku. Laserowe wiązki przecięły pomieszczenie. Kadet Gaunt
ny została odrzucona, by nie ograniczała im pola widzenia. Brawurowi des- skoczył za stojącą pod jedną ze ścian sofę, Tanhause padł na brzuch tuż przy
peraci... większość z nich pewnie wiedziała jeszcze przed rozpoczęciem nim.
wojny, że ją przegrają, ale pragnęli spróbować oderwać się od Imperium za - Co teraz ? - zapytał szczupły hyrkański major kręcąc na wszystkie strony
wszelką cenę. Sierżant wiedział, że Oktar darzył skrytym podziwem tych przyciśniętą do podłogi głową.
ludzi. Sam podziwiał w głębi duszy Oktara, widząc jak komisarz generał - Daj mi granaty - zażądał Gaunt odpinając od pasa swoje.
próbuje przy każdej okazji skłonić buntowników do kapitulacji. Hyrkańczyk Tanhause szybko pozbawił ładunków leżących w pobliżu żołnierzy i
zgadzał się z nim całkowicie. Nie cierpiał bezsensownego zabijania. pchnął je w kierunku komisarza. Gaunt zawinął wszystkie dwadzieścia gra-
Sierżant wstrząsnął się bezwolnie na wspomnienie ciężkiej bomby o natów w kawałek jedwabnej draperii zerwanej z okna i uformował elegancki
wadze trzech tysięcy funtów, spadającej stromym łukiem prosto na płaski tobołek. Przesuwając dłonią po powierzchni materiału odbezpieczył jeden z
dach bunkra. Nim jeszcze na ziemię opadły rozrzucone eksplozją szczątki nich.
zniszczonej budowli, skoncentrowany ogień poczwórnie sprzężonych dzia- - Ściągnij tu Walthema - zażądał od majora.
łek przeciwlotniczych zamontowanych na Hydrach odstrzelił tylne statecz- Szeregowiec Walthem doczołgał się do nich ostrożnie. Gaunt wiedział,
niki przyśpieszającego bombowca. Maszyna wykonała niekontrolowany że potężny mężczyzna słynie w regimencie ze swej krzepy. Na Hyrkanie był
manewr przypominający próbę stanięcia na ogonie, po czym wpadła w kor- kiedyś mistrzem olimpijskim w rzucie oszczepem.
kociąg i ciągnąc za sobą warkocz gęstego dymu runęła na zalesione wzgó- - Poślij to tam, gdzie należy - powiedział komisarz wskazując tobołek.
rza. Walthem wyszczerzył zęby w uśmiechu i cisnął pakunek w kierunku ostrze-
Brnąc przez śnieg mężczyzna dotarł w końcu na szczyt wzniesienia i liwujących się zaciekle buntowników. Sześćdziesiąt kroków dalej korytarz
przystanął w miejscu szukając wzrokiem „Chłopca”. Młodzieniec uwijał się przestał istnieć.
pomiędzy artylerzystami, rzucając wyciągane z jaszczy pociski prosto w rę- Skoczyli poprzez kurz i ogień, gotowi do otwarcia ognia, dalszy rozlew
ce ładowniczych. Wysoki, bladoskóry, szczupły, ale muskularny – „Chło- krwi przestał być jednak konieczny. Morale secesjonistów zostało złamane.
piec” intrygował sierżanta. Jeśli śmierć nie upomni się o niego wcześniej, Ich przywódcę, Degredda, znaleźli martwego w jego prywatnym aparta-
któregoś dnia stanie się pełnoprawnym komisarzem, pomyślał Hyrkańczyk. mencie, z lufą lasera w ustach i wypaloną potylicą. Gaunt wysłał radiowy
Teraz, będąc w randze komisarza-kadeta, starał się z całej siły wykazać komunikat do generała Caernavara i komisarza-generała Oktara informując
przed swym mentorem, Delane Oktarem. Podobnie jak komisarz-generał, ich o wykonaniu misji, po czym przystanął po jedną ze ścian obserwując
„Chłopiec” nie był Hyrkańczykiem. Obserwując go spod lekko przymru- jeńców wychodzących z podziemi z rękami założonymi za głowy oraz Hyr-
żonych powiek sierżant po raz pierwszy uświadomił sobie, że nie wie nawet, kańczyków zabezpieczających porzuconą broń i amunicję.
skąd młody kadet pochodzi.
- Komisarz-generał chce cię widzieć - oświadczył podchodząc do zasapa- * * * * *
nego chłopaka. „Chłopiec” pochwycił kolejny pocisk leżący w pojemniku i
rzucił go w wyciągnięte ręce artylerzysty. - Co z nią zrobimy ? - zapytał Tanhause. Na dźwięk jego słów Gaunt od-
- Słyszałeś mnie ? - zapytał lekko zirytowany sierżant. wrócił się od automatycznego działka, które odpinał właśnie z zamontowa-
- Słyszałem - odparł komisarz-kadet Ibram Gaunt. nego na balkonie trójnoga.
Dziewczyna była śliczna. Miała białą skórę i gęste czarne włosy, świad-
* * * * * czące o czystym darendańskim pochodzeniu. Ręce złożyła za głową podob-
nie jak pozostali rebelianci eskortowani do wyjścia przez Hyrkańczyków.
Wiedział, że jest sprawdzany. Wiedział, że to jego decydujący egzamin i Kiedy ujrzała Gaunta, stanęła gwałtownie w miejscu zatrzymując całą ko-
znał konsekwencje ewentualnej porażki. Zdawał sobie sprawę z faktu, że lumnę. Zacisnął zęby oczekując potoku wściekłych wyzwisk pełnych złości
nadszedł czas udowodnienia Oktarowi prawa do noszenia insygniów impe- i nienawiści, tak często słyszanych z ust tych, których marzenia zostały
rialnego komisarza. Nie istniał oficjalny okres szkolenia kadetów. Po ukoń- zmiażdżone imperialnymi butami. Milczała, ale widok jej twarzy zmroził
czeniu Schola Progenium i podstawowym treningu Imperialnej Gwardii mu krew w żyłach. Oczy miała błyszczące niczym kawałki wypolerowanego
kadet wysyłany był na linię frontu, gdzie zdobywał doświadczenie do chwi- szkła. Patrzyła dziwnie i Gaunt zrobił znienacka krok w tył uświadamiając
li, w której jego przełożony uznawał go za wartego promocji. Oktar, i tylko sobie, że ta pierwszy raz spotkana kobieta jakimś niewytłumaczalnym spo-
Oktar, mógł go awansować lub zniszczyć. Wszystko zależało od samodys- sobem go znała.
cypliny, zdolności do poświęceń i bezgranicznego oddania wobec boskiego - Będzie ich siedem - powiedziała nagle w zaskakująco płynnym i pozba-
Imperatora. wionym lokalnego akcentu wysokim gothicu. Głos zdawał się nie należeć
Gaunt był bardzo młodym kadetem, ale funkcja komisarza stała się jego do niej. Był niski i chrapliwy, a jej usta nie poruszały się w rytm wypowia-
aaa aa
danych słów.
- Siedem kamieni mocy. Przerwij je, a staniesz się wolny. Nie zabijaj ich.
Lecz wpierw musisz znaleźć swoje duchy. Fortis Binary
- Dość tych bredni - warknął wytrącony z równowagi Tanhause i skinął ku
swym ludziom, by odprowadzili dziewczynę. Jej spojrzenie utraciło nagle
swą głębię i stało się dziwnie puste, z kącika ust pociekła strużka śliny. Zda- Nocne niebo było matowe i czarne, przypominające materiał kombine-
wała się wpadać w trans. Ludzie otoczyli ją kręgiem bojąc się podejść bliżej zonów, które nosili od tylu dni. Świt nadszedł bez ostrzeżenia, niczym nagłe
niż na odległość wyciągniętej ręki. Temperatura w korytarzu zaczęła zauwa- cięcie noża, wypełniając czerwienią wąski pas nieboskłonu tuż nad horyzon-
żalnie spadać, w powietrzu pojawiły się obłoczki pary wydychane przez żoł- tem. Słońce wysunęło się zza widnokręgu ociężale i zaczęło wspinać się
nierzy. Gaunt poczuł ostry zapach ozonu. Włosy uniosły mu się na karku, wolno w górę rzucając pierwsze promienie na biegnące we wszystkich kie-
ale nie potrafił oderwać zafascynowanego spojrzenia od mamroczącej coś runkach okopy. Gwiazda oświetlająca planetę była stara, ogromna i czer-
niezrozumiale dziewczyny. wona, przywodząca na myśl gigantyczną pomarańczę. Ciszę poranka przer-
- Inkwizycja się nią zajmie - syknął Tanhause - Jeszcze jedna nielicencjono- wał huk potężnej błyskawicy przecinającej niebo tysiąc kilometrów dalej.
wana wiedźma pracująca dla wroga. Colm Corbec obudził się i przeciągnął z trzaskiem. Ziewając szeroko
- Czekajcie ! - Gaunt zatrzymał eskortę i podszedł do czarownicy - Co to zwinął swój koc i spiął go klamrą, by nie zajmował cennego miejsca w oko-
znaczy ? Siedem kamieni ? Duchy ? pie. Zawiązał sznurówki w wysokich skórzanych butach, założył na głowę
Przewróciła oczami, gardłowe słowa wydostały się z jej krtani. znoszony beret. Corbec był potężnym mężczyzną po niewłaściwej stronie
- Osnowa zna cię, Ibramie. czterdziestki, muskularnie zbudowanym, ale zaczynającym już tyć. Jego
Odskoczył do tyłu, jakby uderzyła go pięścią. ramiona zdobiły niebieskie spiralne tatuaże. Nosił czarny tanithijski kombi-
- Skąd znasz moje imię ? - wyjąkał. nezon polowy i narzucony na niego płaszcz maskujący. Podobnie jak jego
Nie odpowiedziała. A przynajmniej nie w normalny sposób. Z jej ust ludzie, miał czyste niebieskie oczy i kruczoczarne włosy. Był pułkownikiem
popłynęła potępieńcza kakofonia nonsensownych słów i zwierzęcych wark- Pierwszego Regimentu Tanithu, zwanego Duchami Gaunta.
nięć, zaczęła pluć wokół gęstą śliną. Ziewnął ponownie. Wszędzie wokół w okopach zaczął się poranny ruch.
- Zabrać ją stąd ! - wrzasnął z odrazą major. Duchy wstawały powoli na nogi wysuwając się z legowisk urządzonych po-
Jeden z żołnierzy zrobił krok w stronę dziewczyny, by pchnąć ją dłonią. śród zwojów drutu kolczastego i we własnoręcznie wykopanych niszach,
Nawet go nie dotknęła, tylko spojrzała. Upadł na kolana, z nosa pociekła mu przeciągając się, mamrocząc, klnąc z cicha i pozdrawiając wzajemnie. Zasz-
struga krwi. Szepcząc trwożliwie modlitwy pozostali mężczyźni popędzili czękały mechanizmy spustowe w sprawdzanych karabinach. Paczki z racja-
czarownicę kolbami karabinów w stronę wyjścia. mi żywnościowymi zaczęły wędrować z rąk do rąk wzdłuż okopów, docie-
Gaunt patrzył pustym wzrokiem na ścianę korytarza przez pełne pięć mi- rając do najdalej położonych stanowisk. Corbec wyjrzał na przedpole forty-
nut po tym jak dziewczyna zniknęła z jego pola widzenia, wdychając głębo- fikacji obserwując spod przymrużonych powiek nadciągających w jego stro-
ko nadal mroźne powietrze. W końcu odwrócił się z niemym pytaniem w nę wartowników z nocnej zmiany, bladych i zmęczonych. Obejrzał się na
oczach do czekającego cierpliwie Tanhause’a. moment przez ramię. Jedenaście kilometrów za linią frontu olbrzymie masz-
- Nie przywiązuj do tego wagi - poradził hyrkański oficer próbując wyrwać ty służące do komunikacji międzyplanetarnej wznosiły się w niebo pomię-
młodego kadeta z szoku. Widział wyraźnie, jak bardzo całe zajście wstrząs- dzy gigantycznymi budowlami wykorzystywanymi jako doki stoczniowe,
nęło Ibramem. Brak doświadczenia, pomyślał. Jeszcze kilka lat, jeszcze kil- montażownie tytanów i magazyny Adeptus Mechanicus. Migoczące na
ka kampanii, i chłopak nauczy się wyrzucać z pamięci takie wspomnienia. szczytach masztów różnokolorowe światła ostrzegawcze przestały być już
Tylko w taki sposób można było spokojnie spać nocami. widoczne w promieniach słońca.
Gaunt pokręcił głową. Ciemne płaszcze maskujące wartowników, osławiona część uniformu
- Co ona chciała powiedzieć ? - zapytał jakby wierzył, że major zinterpre- Tanithijskiego Pierwszego, były pomięte i ubrudzone zaschniętym błotem.
tuje dziwne proroctwo. Mijający ich zmiennicy przystawali na moment przy zaspanych towarzy-
- To wszystko brednie. Proszę o tym zapomnieć, sir. szach wymieniając pozdrowienia i papierosy. Duchy powracające o świcie
- Tak. Zapomnieć. Dobrze. do swych grobów, pomyślał na ich widok Corbec.
Ale bez względu na to jak mocno próbował, Gaunt nigdy nie zdołał wy- Na dnie okopu opodal stanowiska pułkownika jeden z snajperów, Sza-
mazać z pamięci tego spotkania. lony Larkin, gotował coś pachnącego kawą na niewielkim przenośnym ko-
cherze. Przyjemny zapach wwiercił się natrętnie w nozdrza Corbeca.
- Daj spróbować, Larks - powiedział do snajpera. Żołnierz wyciągnął z kie-
szeni płaszcza poobijany blaszany kubek i nalał gorącego napoju do pełna.
Był niskim mężczyzną około pięćdziesiątki, o niezdrowo bladej twarzy,
trzech srebrnych kolczykach w lewym uchu i purpurowoniebieskim smoku
wytatuowanym na prawym policzku. Gdy podawał dowódcy naczynie, ten
dostrzegł w jego oczach troskę i coś, co można było uznać za cień strachu.
- Dzisiaj, jak myślisz, dzisiaj ? - zapytał.
- Kto wie... - odparł wymijająco Corbec pociągając łyk gorącego płynu.
Wysoko w górze na tle pomarańczowej troposfery odbiły się metalicz-
nym blaskiem dwa imperialne myśliwce, lecące wzdłuż linii frontu na pół-
noc. Corbec odprowadził je wzrokiem. Na horyzoncie w miejscu, gdzie
znikły z jego pola widzenia buchnął gęsty słup dymu, spowijający niebo po-
nad zbombardowanymi fabrykami Adeptus Mechanicus. Sekundę później
suchy wiatr przyniósł z północy odległy dźwięk serii detonacji.
Corbec dopił kawę do końca i oddał kubek Larkinowi.
- Tego potrzebowałem - powiedział ocierając usta.

* * * * *

Kilometr dalej, pośród wijących się niczym ślad żmii okopów, szerego-
wiec Fulke dostał napadu szaleństwa. Major Rawne, drugi rangą oficer regi-
mentu, zbudził się na odgłos strzelającego w pobliżu lasera. Wcisnął na gło-
wę beret i popędził transzeją w stronę źródła kanonady, słysząc za plecami
tupot butów swego adiutanta Feygora. Zrywający się z koców żołnierze klęli
wściekle trąc zaspane oczy i sięgając po broń.
Fulke zobaczył szczury. Wielkie tłuste szczury wielkości kotów, żarłocz-
nie pożerające jego starannie strzeżone zapasy żywności. Gdy Rawne do-
biegł do miejsca incydentu, ujrzał stadko gryzoni pierzchające w popłochu
na długich zajęczych łapach. Fulke strzelał z ustawionego na pełną moc ka-
rabinu do wygrzebanej w ścianie okopu dziury służącej mu za legowisko,
krzycząc przy tym histerycznie. Feygor dopadł go pierwszy, próbując wyr-
www
wać broń z rąk żołnierza. Ogarnięty szałem Fulke najwyraźniej nie rozpoz- równie głodnego jak ja. Jestem pewien, że Milo przygotował więcej jedz-
nał adiutanta, bo jednym ciosem pięści powalił go w błoto zalegające dno enia niż my dwaj moglibyśmy pochłonąć.
okopu, rozbijając nos. Rawne przeskoczył nad jęczącym podwładnym i Niczym na zawołanie, chłopiec wszedł do pokoju niosąc dwie ceramito-
wymierzył potężnego sierpowego w szczękę szeregowca. Rozległ się trzask we tace. Caffran wlepił wzrok w jeszcze parujące śniadanie nie bardzo wie-
pękającej kości i wrzeszczący z bólu żołnierz upadł na ziemię trzymając się dząc, co robić.
obiema dłońmi za twarz. - Dalej, żołnierzu. Nie co dzień masz okazję spróbować oficerskich racji –
- Wyjaśnić okoliczności zajścia i wyciągnąć konsekwencje - powiedział ponaglił go Gaunt gryząc tosta.
Rawne do podnoszącego się na nogi Feygora i zawrócił w kierunku swojego Caffran nie dał sobie więcej powtarzać. Na jego pełne policzki wychynął
stanowiska. błogi uśmiech. To była najlepsza wędlina, jaką jadł od sześćdziesięciu dni.
Przypominała mu odległe czasy, gdy był jeszcze pomocnikiem inżyniera w
* * * * * tartakach utraconego Tanith, przed Fundacją, przerwy śniadaniowe w
przesyconych zapachem mokrego drewna halach roboczych. Komisarz jadł
Szeregowiec Bragg zsunął się po ścianie okopu do środka. Olbrzymi wolno przyglądając się z tajemniczym uśmiechem podwładnemu.
mężczyzna, bez wątpienia największy pośród Duchów, był nadzwyczaj Gdy skończyli posiłek, Milo postawił na stoliku dwa kubki gorącej kawy.
dobrodusznym i prostolinijnym człowiekiem. Nazywano go „Spróbuj raz Nadszedł czas na interesy.
jeszcze, Bragg” ze względu na fatalne wyniki w strzelaniu. Wszystkie noce - No i co rozkazy mówią nam dziś rano ? - zapytał Gaunt.
w ostatnim tygodniu spędził na warcie i rozłożony w kącie transzei koc - Nie wiem - odparł Caffran sięgając po grubą kopertę schowaną pod bluzą
wabił go teraz nieodparcie. Idąc dnem okopu w stronę miejsca odpoczynku - Ja to tylko noszę, nigdy nie pytam.
wpadł na biegnącego z przeciwka szeregowca Caffrana i niemal go prze- - I bardzo dobrze, żołnierzu - komisarz dopił kawę i rozerwał kopertę wy-
wrócił impetem zderzenia. Silny uchwyt potężnej pięści olbrzyma poderwał ciągając poranne dyrektywy. Przesunął wzrokiem po zapisanych drobnym
padającego na ziemię żołnierza w powietrze. Młody Tanithijczyk wysapał drukiem kartkach marszcząc czoło.
przeprosiny i popędził dalej. Bragg spojrzał za nim i wzruszył ramionami. - Całe noce ślęczę nad tym terminalem - wskazał ponad ramieniem na po-
Teraz interesował go tylko sen. łyskujący zielonym światłem ekran taktyczny wbudowany w ścianę kwatery
Caffran przystanął na moment, by upewnić się, że nie stracił orientacji - a on nie potrafi odpowiedzieć na moje pytania.
pośród plątaniny okopów łącznikowych, po czym skręcił w trzeci kolejny Skończył czytać rozkazy i rzucił kartki na blat stołu.
przed sobą. Transzeja kończyła się niskim wejściem do podziemnego schro- - Zastanawiacie się pewnie, jak jeszcze długo będziemy tkwili zakopani po
nu, obłożonego grubymi kompozytowymi płytami i niewielkimi skrzyn- uszy w tym piekle. Powiem ci. To będą długie miesiące...
kami, zawierającymi przenośne recyrkulatory powietrza pozwalające oczyś- Caffran czuł się w tej chwili tak odprężony i zrelaksowany, że nawet
cić atmosferę w promieniu kilku metrów od urządzenia z niepożądanych wiadomość o śmierci matki zamordowanej przez zielonoskórych nie zdoła-
toksyn i gazów bojowych. Szeregowiec poprawił nie prasowany od miesięcy łaby nim specjalnie wstrząsnąć.
mundur i wszedł do środka schronu. - Sir ? - zaniepokojony czymś Milo stanął w progu pokoju.
Bunkier oficerski był głęboki, jego szkielet wykonano z grubych alumi- - Co się dzieje, Brin ? - zapytał Gaunt mrużąc oczy.
niowych rur. Sodowe lampy wypełniały wnętrze zimnym białym światłem. - Myślę... to znaczy... myślę, że zaraz zacznie się atak.
Podłogę stanowiły starannie ułożone metalowe płyty, a duszę przybysza cie- Caffran parsknął z niedowierzaniem.
szyły widoczne wokół oznaki cywilizacji w postaci szafek i półek, książek - Skąd możesz wiedzieć... - zaczął, ale komisarz przerwał mu gestem dłoni.
oraz zapachu świeżo parzonej kawy. Przechodząc przez przedpokój kwatery - W jakiś sposób Milo zawsze przeczuwa nadchodzący atak. Każdy. Wy-
Caffran wpadł na Brina Milo, szesnastoletnią maskotkę regimentu towarzy- daje mi się, że to zasługa jego wyczulonego słuchu - wyjaśnił - Chciałbyś
szącą im od dnia fundacji. Milo został uratowany z płomieni ich umierają- się założyć ?
cego świata przez samego Gaunta osobiście i od tego czasu pełnił rolę mu- Caffran otworzył usta, by odpowiedzieć i wtedy właśnie pierwsza salwa
zykanta regimentu i asystenta komisarza. Caffran nie przepadał zbytnio za spadła na okopy Tanithijczyków.
towarzystwem chłopca. Było coś w jego wzroku, co przypominało szere-
gowcowi stracony dom. * * * * *
Milo kończył właśnie przygotowywać śniadanie na małym rozkładanym
stoliku. Caffran zamrugał nerwowo oczami wciągając zniewalający zapach Gaunt zerwał się na nogi przewracając kolanem stolik, ceramitowe tace
w nozdrza. Smażone jajka z szynką i tosty. Szeregowiec poczuł lekkie ukłu- poleciały z trzaskiem na podłogę. Jego ruch bardziej zaskoczył Caffrana od
cie zazdrości na myśl o przywilejach towarzyszących randze dowódcy. świstu nadlatujących pocisków. Rozszerzonymi oczami patrzył jak komi-
- Czy komisarz dobrze się wyspał ? - zapytał Caffran. sarz chwyta leżący na jednej z półek pistolet i chowa go do kabury. Nie tra-
- Nie zmrużył oka - odparł Milo nie przerywając pracy - Przez całą noc cąc czasu dowódca sięgnął po ukryty między książkami ręczny moduł łącz-
przysłuchiwał się transmisjom rozpoznawczym z orbity. ności i włączył główny kanał komunikacyjny:
Caffran skinął mu dłonią i poszedł wąskim przejściem w stronę prywat- - Gaunt do wszystkich jednostek ! Do broni ! Do broni ! Przygotować się na
nej kwatery Gaunta. Szeregowiec był niskim młodzieńcem o kruczoczar- szturm wroga !
nych włosach i niebieskim tatuażu przedstawiającym smoka na skroni. Caffran nie czekał na dalsze instrukcje. Gdy pierwsze pociski rozerwały
- Wejdź i usiądź - Caffran pomyślał w pierwszej chwili, że to Milo nadszedł się wokół umocnień, szeregowiec był już pomiędzy asekurującymi wejście
w ślad za nim. Komisarz Ibram Gaunt odwrócił się od metalowej szafki sto- do bunkra recyrkulatorami powietrza. Grudki błota i ziemi spadły mu
jącej za drzwiami pomieszczenia i mrugnął do lekko zaskoczonego żołnie- gradem na głowę i ramiona, a pobliski okop wypełniły nagle przeraźliwe
rza. Oficer wyglądał na bladego nawet w nienaturalnym blasku sodowych krzyki rannych żołnierzy. Kolejny pocisk wybuchł z hukiem gdzieś z tyłu
lamp. Miał na sobie pełny regulaminowy uniform i czapkę imperialnego ko- wyrywając w ziemi krater wielkości kapsuły zrzutowej. Bryły błota i kamie-
misarza. Wskazał Caffranowi niewielki stolik pod jedną ze ścian i dostawił nie niemal powaliły Caffrana na kolana. Zerwał z ramienia laser, odbezpie-
tam zręcznie dwa polowe krzesła. Wyprostowany jak deska szeregowiec czył go i potoczył wzrokiem po okopie. Wszędzie panował chaos i panika,
usiadł na jednym z nich przyglądając się spod oka dowódcy. zaskoczeni żołnierze miotali się krzycząc coś niezrozumiale.
Gaunt był wysokim mężczyzną o twardych rysach twarzy, lekko po Czy to już, pomyślał zdezorientowany szeregowiec, czy to finałowy mo-
czterdziestce. Caffran przestudiował kiedyś uważnie biografię komisarza i ment tego długiego, męczącego konfliktu ? Wychylił się z okopu próbując
poznał doskonale jego dokonania na Balhaucie, na Formal Prime, służbę w dostrzec coś na przedpolu fortyfikacji i dalej, pośród odległych umocnień
Ósmym Hyrkańskim oraz udział w tragedii, która zakończyła się utratą obrońców, które trzymały imperialną armię w szachu od dobrych sześciu
Tanith. Gaunt wyglądał na znacznie bardziej zmęczonego niż Caffran, ale miesięcy. Jedyne co zobaczył to gęsta zasłona dymu.
szeregowiec poczuł w stosunku do niego niewytłumaczalne zaufanie. Jeśli Gdzieś opodal rozpętała się wściekła kanonada z laserów, towarzyszyły
ktokolwiek mógł uratować Duchy, był to właśnie Gaunt. Komisarz był rzad- jej dzikie krzyki. Z nieba spadły kolejne pociski, jeden z nich rozerwał się w
kim przykładem oficera politycznego, który za swe zasługi otrzymał pełno- sąsiednim okopie łącznikowym. Caffran wrzasnął z wstrętem i przerażeniem
prawne dowództwo nad imperialnym regimentem i rangę pułkownika. widząc, że tym razem oprócz błota obsypało go coś jeszcze. Dymiące
- Przepraszam, że przeszkadzam w śniadaniu, sir - usprawiedliwił się nie- okrwawione ludzkie szczątki. Klnąc plugawo wytarł rękawem zachlapany
śmiało żołnierz czując skrępowanie w obecności przełożonego. czarną breją celownik swojego karabinu. Gdzieś za plecami usłyszał niski,
- Wcale nie przeszkadzasz, Caffran. Przeciwnie, przyszedłeś w samą porę, władczy głos rozbrzmiewający pośród transzei. Odwrócił się na czas, by
by do mnie dołączyć. dostrzec wyskakującego ze swojego bunkra komisarza.
Szeregowiec nic nie odparł nie wiedząc, czy to przypadkiem nie jakiś Gaunt miał na sobie pełny polowy mundur i czarną czapkę z daszkiem,
przewrotny żart. jedynym odstępstwem od regulaminowego stroju komisarza był tanithijski
- Mówię serio - Gaunt zdawał się czytać w jego myślach - Wyglądasz na płaszcz kamuflujący zarzucony na ramiona. W jednej ręce trzymał pistolet
aaa ss
boltowy, w drugiej włączony łańcuchowy miecz. się obnosi ze swymi odznaczeniami, ale w końcu machnął na to ręką. Skoro
- W imię Tanith ! Wreszcie przyszło nam walczyć ! Trzymać szyki, nie był lordem generałem, mógł robić wszystko, na co miał ochotę.
strzelać, dopóki nie przejdą przez dym ! Pałac, na werandzie którego stali, wydawał się nietknięty pomimo sześ-
Caffran poczuł się pewniej słysząc głos dowódcy. Komisarz był z nimi, ciu miesięcy bombardowań, jakie spadły na tę okolicę i obróciły w stertę
więc musieli dać radę. Nie zdążył tego powiedzieć stojącemu obok Tanithij- kamieni i metalu wielką dolinę Diemos, niegdyś industrialne serce Fortis
czykowi, bo w tej samej chwili ziemia zatrzęsła mu się pod nogami pośród Binary, a teraz scenę krwawej kampanii. We wszystkich kierunkach, tak da-
przerażającego huku. Fala uderzeniowa poderwała ciało szeregowca w po- leko jak sięgnąć mogło ludzkie oko, rozciągały się przemysłowe kompleksy:
wietrze i cisnęła nim o ścianę okopu. wieże i hangary, magazyny i bunkry, składy broni i amunicji, huty i rafine-
Transzeja opodal otrzymała bezpośrednie trafienie. Dziesiątki żołnierzy rie. Gigantyczny ziggurat wznosił się daleko na północy, stanowiąc błysz-
zginęły na miejscu, inni leżeli na ziemi powaleni eksplozją. Caffran skulił czący złotem pomnik Adeptus Mechanicus. Budowla zdawała się rywalizo-
się na brzuchu plując błotem i charcząc. Czyjaś dłoń chwyciła go za wać, a może nawet przerastać, olbrzymią świątynię Eklezjarchii, poświęco-
kołnierz kombinezonu i pociągnęła w górę stawiając na nogi. Przetarł oczy i ną Bogu-Imperatorowi. Techkapłani demonstrowali w ten sposób objęcie
spojrzał prosto w twarz Gaunta. całej planety jurysdykcją kultu Boskiej Maszyny. Ziggurat stanowił admini-
- Drzemka po dobrym śniadaniu ? - zapytał ściszonym głosem komisarz. stracyjne serce całej społeczności Fortis Binary. To stąd kierowano pracą
- Nie, sir... ja... ja... - trzask laserów zagłuszył jego słowa. Strzelanina roz- dziewiętnastu miliardów mieszkańców przelewających pot w potężnych za-
gorzała teraz na całej linii obrony. Gaunt wskazał Caffranowi parapet oko- kładach zbrojeniowych. Teraz piękna budowla była zaledwie wypaloną sko-
pu. rupą. Stała się pierwszym celem rebeliantów.
- Myślę, że nadszedł nasz czas - oświadczył - i chciałbym, żeby wszyscy Na odległych wzgórzach wznoszących się ponad doliną, w ufortyfiko-
moi ludzie byli ze mną, kiedy pójdziemy do kontrataku. wanych fabrykach, opancerzonych magazynach i składach przywarował
- Jestem z panem, sir - odparł bez wahania szeregowiec - Od Tanith po wróg – liczący miliard dusz legion czcicieli demonów. Fortis Binary był
kraniec piekieł. przodującym imperialnym światem przemysłowym, rozwijającym się pręż-
Komisarz wspiął się zwinnie na szczyt parapet i stanął wyprostowany nie nie i elastycznie. Nikt nie miał pojęcia, w jaki sposób moce ciemności zdo-
bacząc na strzały wroga. Uniósł w górę swój miecz. łały zakorzenić się na jego powierzchni, ani w jakim stopniu skorumpowały
- Tanithijczycy ! - krzyknął - Chcecie żyć wiecznie ? mieszkańców planety wizje Upadłych Bogów. Osiem miesięcy wcześniej, w
Chóralna odpowiedź wydarta z setek gardeł utonęła pośród huku eks- przeciągu jednej nocy, pracujące pełną parą zakłady zbrojeniowe zostały
plozji, ale Gaunt wiedział, co krzyczeli jego ludzie. przejęte przez skażonych piętnem Chaosu pracowników, jeszcze niedawno
oddanych kultowi Boskiej Maszyny. Tylko garstka techkapłanów zdołała
* * * * * ujść z rzezi i ewakuować się z powierzchni pogrążonego w krwi i ogniu
świata.
W rejonie, gdzie hordy wroga zderzyły się z fortyfikacjami Imperialnej Przybyłe na Fortis Binary regimenty Imperialnej Gwardii znalazły się w
Gwardii pojawił się mur laserowego ognia, szeroki na dwieście kroków i niekorzystnym położeniu. Gigantyczne zakłady i infrastruktura pomocnicza
ponad dwadzieścia kilometrów długi. Z oddali wyglądało to niczym wojna były zbyt cenne dla imperialnych strategów, aby można było zrównać je z
wielkich mrowisk, wymieszanych ze sobą i walczących pośród gęstego dy- ziemią za pomocą orbitalnego bombardowania. Bez względu na koszty, dla
mu, błysku eksplozji i malutkich wiązek laserów. dobra Imperium świat musiał zostać odzyskany w jednym kawałku, poprzez
Lord Militant generał Hechtor Dravere odsunął twarz od swojego ozdob- mozolną i krwawą walkę na ziemi. I tak żołnierze Gwardii wylądowali na
nego teleskopu na pozłacanym trójnogu. Otrzepując nieskazitelnie czysty rę- Fortis Binary z rozkazem oczyszczenia planety ze buntowników i zabezpie-
kaw z wyimaginowanego pyłku skinął wypielęgnowanymi palcami w stronę czenia bezcennych kompleksów przemysłowych do czasu ponownego jej
swego towarzysza. zasiedlenia.
- Któż tam dzisiaj umiera ? - zapytał nienaturalnie cienkim głosem, który - Co kilka dni próbują kolejny raz, uderzając na inny fragment umocnień.
zdawał się zupełnie nie pasować do jego postury. Szukają słabego punktu w naszych liniach - skomentował lord generał
Pułkownik Flense, dowódca Jantyńskich Patrycjuszy, jednego z najstar- patrząc przez teleskop na masakrę dokonującą się piętnaście kilometrów
szych i najbardziej poważanych regimentów Imperialnej Gwardii, podniósł dalej.
się ze swego stołka i stanął wyprostowany niczym struna. Był wysokim, - Tanithijczycy to twardzi żołnierze, generale, przynajmniej tak mówią –
harmonijnie zbudowanym mężczyzną o łatwej do zapamiętania twarzy, ze- Flense przystanął obok Dravere i założył ręce za plecy w postawie ocze-
szpeconej dawno temu strumieniem tyranidzkiego kwasu. kiwania. Wytrawiona kwasem szeroka blizna pulsowała na jego policzku,
- Generale ? zdradzając skryte niezadowolenie - Wykazali się na wielu frontach, a Gaunt
- Ci... te mrówki tam daleko... - Dravere kiwnął głową w kierunku odległej sprawia wrażenie kompetentnego dowódcy.
kanonady - Chcę wiedzieć, kim są. - Znasz go ? - zapytał Dravere zerkając na pułkownika z ciekawością.
Flense przeszedł przez werandę w kierunku ściennej mapy taktycznej i - Ze słyszenia. Reputacja znacznie go wyprzedza - wycedził przez zęby
przesunął palcem po gładkiej szklanej tafli wyświetlacza rozbłyskującej róż- Flense - Raz spotkaliśmy się podczas transferu. Muszę przyznać, że jego
nokolorowymi sygnaturami. Ciągnąc dłonią po szkle skontrolował czterysta filozofia dowodzenia kłóci się z moją.
kilometrów frontu na Fortis Binary, zatrzymując się w końcu na plątaninie - Nie lubisz go, prawda, Flense ? - Dravere uśmiechnął się kącikami ust.
okopów oddzielających obróconą w perzynę strefę niczyją od zajętych kilka Potrafił bezbłędnie odczytywać emocje pułkownika i dostrzegał wyraźnie
miesięcy temu zniszczonych kompleksów fabrycznych. głęboki uraz, jaki Jantyńczyk żywił do komisarza Gaunta. Wiedział, jaka
- Zachodnie fortyfikacje - powiedział - To Pierwszy Regiment Tanithu. Zna jest jego przyczyna, czytał raporty. Wiedział też, dlaczego Flense nigdy
ich pan, sir. Banda Gaunta. Niektórzy wołają na nich Duchy, jak mi się otwarcie się do tego nie przyzna.
zdaje. - Szczerze ? Nie. To komisarz. Oficer polityczny, który dziwnym zbiegiem
Dravere zbliżył się do wielkiego czajnika i nalał do kubka gorącej smo- okoliczności otrzymał dowództwo nad imperialnym regimentem. Marszałek
listej kawy. Pociągnął łyk i przytrzymał płyn na chwilę w ustach, płucząc Slaydo zagwarantował mu to stanowisko na łożu śmierci. Rozumiem rolę
nim zęby. Flense skulił się na ten widok. Pułkownik Draker Flense widział spełnianą przez komisarzy w tej armii, ale razi mnie jego oficerska ranga.
wiele rzeczy, które okaleczyłyby umysł zwykłego człowieka. Na jego Sprawia wrażenie sympatycznego, gdy powinien być inspirujący, staje się
oczach konały całe legiony ludzi, pamiętał koszmarny obrazy żołnierzy po- inspirujący w sytuacjach, gdy powinien być dogmatyczny. Ale pomimo to...
żerających swych towarzyszy w nienaturalnym szaleństwie wywołanym jest oficerem, któremu chyba możemy zaufać.
przez moce ciemności. Widział planety wpadające w kolaps i umierające. A Dravere uśmiechnął się szerzej. Opinia pułkownika była instynktowna i
jednak w generale Dravere było coś, co budziło w duszy pułkownika jeszcze szczera, ale starannie złagodzona dyplomatycznym taktem, tak by skrywała
większą grozę. Jego niezachwiane przekonanie o swej wyższości. osobiste animozje.
Dravere przełknął w końcu kawę i odstawił kubek na stolik. - Ufam wyłącznie sobie, Flense, każde zwycięstwo wypracowuję własnymi
- Zatem Duchy zostały wyciągnięte z grobów tego pięknego poranka – oś- rękami. Twoi Patrycjusze czekają w rezerwie, o ile się nie mylę ?
wiadczył z lodowatą drwiną. - Tak jest, w starych silosach na zachodnim odcinku, gotowi do wyjścia w
Hechtor Dravere był niskim, silnie umięśnionym mężczyzną około sześć- każdej chwili.
dziesiątki, pucołowatym i mocno łysiejącym. Jego mundur zdawał się wy- - Postaw ich w stan gotowości - polecił lord generał. Podszedł do mapy tak-
magać niewyobrażalnych ilości proszków czyszczących i krochmalu każ- tycznej i przycisnął do jej powierzchni czubek świetlnego pióra. Kilka dot-
dego ranka. Całą pierś generała pokrywały rzędy baretek i medali. Nigdy ich kniętych markerem ikon zapaliło się zielonym światłem.
nie zdejmował. Flense nawet wszystkich nie znał, ale był dostatecznie roz- - Jesteśmy tu zbyt długo, zaczynam się niecierpliwić. Ta wojna powinna się
sądny, by o to nie pytać. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo żądny chwały i zakończyć dobre kilka miesięcy temu. Ile brygad zużyliśmy do przełamania
glorii jest jego przełożony. Czasami myślał nad tym, dlaczego generał tak tych przeklętych fortyfikacji ?
aaa
Flense nie był pewien. Dravere nigdy nie liczył się ze stratami. Z dumą Major Rawne rzucił się płasko do najbliższego krateru i niemal całkowi-
opowiadał, że może podbić nawet Oko Grozy, jeśli będzie miał odpowiednią cie zniknął pod powierzchnią wypełniającej go mlecznej wody. Krztusząc
ilość ciał, po których tam wmaszeruje. W ciągu kilku ostatnich tygodni lord się i plując podpełzł do krawędzi zagłębienia i wyjrzał na zewnątrz ponad
generał wyraźnie popadł w irytację, niezadowolony z braku postępów w lufą lasera. Powietrze wokół było gęste od czarnego dymu i latających na
ofensywie. Flense podejrzewał, że główną przyczyną tej frustracji była nie- wszystkie strony pocisków. Nim zdołał wypatrzyć jakiś cel, następne ciała z
możność wykazania się przed marszałkiem Macarothem, nowym naczelnym pluskiem runęły w bezpieczny krater: szeregowiec Neff, adiutant Feygor,
dowódcą krucjaty na Światach Sabbat. Macaroth i Dravere od dawna konku- szeregowcy Caffran, Varl i Lonegin. Był też szeregowiec Klay, ale już nie
rowali ze sobą o sukcesję po marszałku Slaydo. Przegrywając tę rywalizację żył. Krzyżowy ogień wroga sięgnął jego głowy w połowie skoku. Żaden z
Dravere stracił twarz i dumę, choć nigdy tego nie okazywał. W zamian jesz- Duchów nie spojrzał drugi raz na pogrążone w wodzie ciało martwego towa-
cze bardziej zawziął się, by wszystkim wokół udowodnić swą wartość. Mar- rzysza. Widzieli takie obrazy o tysiąc razy za często, by mogły wzbudzać
szałkowi Macarothowi w pierwszej kolejności. głębsze uczucia.
Flense słyszał pogłoski, że inkwizytor Heldane, jeden z najbardziej zau- Rawne użył swojego przenośnego peryskopu, by nie wychylając głowy z
fanych doradców lorda generała, przybył na Fortis Binary tydzień temu, aby krateru obejrzeć dokładnie okolicę. Gdzieś w pobliżu Shriveni ustawili cięż-
porozmawiać w cztery oczy z Dravere. Po spotkaniu tym Dravere zaczął ki karabin maszynowy, bo jego rytmiczne dudnienie wybijało się wyraźnie
sprawiać wrażenie, jakby mu bardzo zaczęło się gdzieś śpieszyć, jakby ponad krzyki szarżujących Duchów. Leżący obok Neff szamotał się ze swo-
nawet tak istotna kwestia jak odzyskanie Fortis Binary nagle przestała się ją bronią rozpraszając majora.
dla niego liczyć. - Co jest, żołnierzu ? - zapytał Rawne.
Lord generał odezwał się ponownie. - Brud w mechanizmie aktywującym, sir. Nie mogę go oczyścić.
- Shriveni uderzyli tego ranka znacznie większymi siłami niż dotychczas. Feygor bez słowa wyjął laser z rąk młodszego Tanithijczyka, wyciągnął z
Sądzę, że przegrupowanie i uzupełnienie amunicji po szturmie zajmie im broni akumulator i otworzył błyszczącą od oleju komorę energetyczną. Po-
osiem lub dziewięć godzin. Przeprowadzimy kontratak. Użyję Duchów jako dłubał w niej wskazującym palcem, splunął do środka i zatrzasnął silnie. Z
bufora do wybicia dziury w umocnieniach wroga. Z pomocą Imperatora po uśmiechem satysfakcji na twarzy włożył akumulator ponownie w slot. Neff
ich trupach wedrzemy się do serca heretyckiej linii obrony - głos Dravere patrzył z lekko otwartymi ustami jak adiutant odbezpiecza karabin, wysuwa
był zimny niczym lód, wykluczający całkowicie możliwość zakwestionowa- go z krateru i strzela w chmurę dymu spowijającą stanowiska Shrivenów.
nia wydanych rozkazów. - Działa - oświadczył oddając laser szeregowcowi. Ten skinął głową w po-
Flense zagryzł ze złością usta. Od początku kampanii na Fortis Binary dziękowaniu i podczołgał się bliżej majora.
zakładał, że jego regiment odegra fundamentalną rolę w oczyszczaniu pla- - Będziemy martwi, nim zdążymy przejść następny metr - oświadczył ponu-
nety. Myśl, że Gaunt mógłby odebrać mu ten przywilej nie mieściła się w ro Lonegin.
głowie pułkownika, napawała go pełną gniewu frustracją. Potrząsnął głową - Na fetha ! - splunął Varl - Przyciśnijmy im łby do ziemi - odpiął wiszące
odpędzając posępne wizje i zaczął zimno kalkulować szanse na wykorzysta- przy pasie granaty i podał je pozostałym Duchom niczym uczeń częstujący
nie dla własnych celów śmierci Gaunta i jego miernych szumowin. W końcu kolegów owocami. Wyjmowane zawleczki szczęknęły metalicznie wywołu-
uśmiechnął się złowrogo. Nigdy nie zaszkodzi wykazać nieco inicjatywy. jąc złowrogi uśmiech na twarzy majora.
Podszedł do ściennej mapy i wskazał jeden z punktów na jej powierzchni. - Varl ma rację, oślepmy ich - powiedział biorąc zamach prawą ręką. Ciś-
- Mamy tutaj duży płaski obszar, sir. Jeśli ludzie Gaunta... ulegną panice, nięte z całej siły granaty poleciały łukiem w powietrze. Były to ładunki od-
moi Patrycjusze będą mogli przebić się jednym zmotoryzowanym uderze- łamkowe, rozrzucające wokół miejsca upadku dziesiątki malutkich, ale ost-
niem zarówno przez nadwerężone linie Shrivenów jak i dezerterów. rych szrapneli.
Dravere cmoknął z namysłem. Ulegną panice – jakie subtelne określenie Seria detonacji wstrząsnęła ziemią.
dla tchórzostwa, użyte przez pułkownika w geście respektu przed Gauntem. - Ciekawe, czy się schowali ? - powiedział Caffran, ale kończąc pytanie
Klasnął w pulchne dłonie niczym dziecko cieszące się z urodzin. uświadomił sobie, że w kraterze już nikogo poza nim nie ma. Wyskoczył z
- Sygnaliści ! Oficer łącznikowy do mnie, natychmiast ! - drzwi wejściowe dziury sadząc wielkimi susami za resztą grupy.
na werandę otworzyły się z trzaskiem. Krępy żołnierz w znoszonym, ale Krzycząc ochryple pełnymi dymu gardłami Duchy skoczyły przez pas
czystym mundurze i wypolerowanych butach stanął na baczność w progu ziemi niczyjej w kierunku wypatrzonych wcześniej umocnień Shrivenów,
salutując obu oficerom. Nie zwracając na niego uwagi Dravere pisał coś będących płytkim, ale profesjonalnie wykonanym okopem wartowniczym.
pośpiesznie na kartce papieru. Skończywszy wydarł kartkę z notatnika, zło- Efekty eksplozji przeszły najśmielsze oczekiwania majora, bo wszystkie
żył w pół i podał oczekującemu w milczeniu żołnierzowi. granaty rozerwały się na obrzeżu uśmiercając znajdujących się w środku
- Wyślemy vitriańskich dragonów jako wsparcie dla Duchów. Razem być obrońców.
może odrzucą Shrivenów daleko w tył. Patrycjusze ruszą w momencie, gdy Rawne przyklęknął na moment przy okopie patrząc w dół. Po raz
linia obrony heretyków zostanie przełamana i wedrą się w głąb. Połączcie pierwszy od sześciu miesięcy na Fortis Binary miał okazję zobaczyć na
się z dowódcą Tanithijczyków. Ma przeć do przodu bez względu na straty. własne oczy wrogów. Byli bez wątpienia ludźmi, ale dziwnie zdeformowa-
Dziś nadszedł jego wielki dzień. Ma zdobyć okopy Shrivenów albo umrzeć. nymi. Martwe ciała były ubrane w pancerze osobiste przerobione z kombi-
Dopilnujcie, żeby potwierdził odbiór rozkazu. Nie ma prawa zatrzymać nezonów roboczych używanych w hutach, ochronne maski i ciężkie rękawi-
szturmu, powiedzcie mu to wyraźnie. Żadnego odwrotu. Wygra albo zginie. ce zdawały się zrastać z szorstką bladą skórą właścicieli. Rawne nie przyglą-
Flense ukrył starannie paskudny uśmieszek, jaki wykrzywił na moment dał im się długo. Widok trupów przypominał mu wszystkich tych ludzi, któ-
jego okaleczoną twarz. Gaunt został skazany na beznadziejną misję, która w rych zabił wcześniej.
ostatecznym efekcie opromieni chwałą Jantyńskich Patrycjuszy. Łącznik za- Krążąc pośród kłębów czarnego dymu znalazł dwóch poranionych od-
salutował ponownie, schował kopertę do zawieszonej na szyi torby i ruszył łamkami Shrivenów, zwijających się z bólu opodal okopu. Skończył z nimi
w stronę wyjścia. szybko, dwoma wiązkami lasera. Caffran podbiegł do dowódcy słysząc
- Jeszcze jedno - głos Dravere zatrzymał go w miejscu. Łącznik popatrzył odgłosy wystrzałów. Major zauważył, że młodym szeregowcem wyraźnie
nerwowym wzrokiem na przełożonego. Dravere wskazał upierścienionym wstrząsnął nieludzki wygląd przeciwników.
palcem czajnik. - Oni mają karabiny laserowe - wydyszał z wysiłkiem - i ciężkie kami-
- Niech ktoś przyniesie świeżą kawę. Ta nie nadaje się do picia. zelki...
Żołnierz rozchylił lekko usta. Z miejsca, w którym stał widział, że naczy- Neff zmaterializował się w dymie tuż obok. Przewrócił czubkiem buta
nie jest niemal całkowicie pełne. Regiment potrafił pić przez szereg dni to, jedno z ciał na plecy wskazując ręką pas opinający biodra zabitego.
co generał jednym gestem dłoni nakazał wylać. Skinął głową w milczeniu, - Patrz... granaty i zapasowe akumulatory... - obaj szeregowcy spojrzeli na
starannie zamknął podwójne drzwi i dopiero wtedy pozwolił sobie na pełne majora jakby oczekiwali jakiegoś komentarza. Rawne machnął niecierpliwie
pasji, choć ciche przekleństwo pod adresem człowieka odpowiedzialnego za ręką czując cieknącą po skroni strużkę potu.
wielomiesięczną krwawą łaźnię na Fortis Binary. - Twarde skurwysyny - oświadczył ocierając czoło - A czegoście oczeki-
Pułkownik Flense zasalutował również i ruszył w kierunku wyjścia. Wy- wali ? Trzymają nas tutaj w szachu od sześciu miesięcy.
jął spod ramienia swoją czapkę oficerską i założył ją na głowę. Lonegin, Varl i Feygor dołączyli do nich cicho. Skradając się wzdłuż
- Chwała Imperatorowi, lordzie generale - powiedział. transzei łącznikowej Tanithijczycy szli wolno w kierunku głównej linii wro-
- Co ? Ach tak, oczywiście - kiwnął dłonią Dravere siadając na swym fotelu ga. Podmuch wiatru rozpędził nagle zasłonę dymu przed majorem i oczom
i zapalając cygaro. Duchów ukazał się wielki metalowy silos. Zaskoczony Rawne machnął ręką
ostrzegawczo nakazując odsłoniętym nagle żołnierzom skok do transzei.
* * * * * W tej samej chwili wokół rozpętało się piekło laserowych strzałów. Varl
został trafiony w ramię, które znikło w chmurze czerwonej mgły. Upadł na
plecy z łomotem i przeciągnął swe ciało ponad krawędzią okopu za pomocą
aa
drugiej ręki. Potworny ból był tak zaskakujący, że szeregowiec nawet nie Dwadzieścia lat temu na Darendarze, z Oktarem i Hyrkańczykami...
krzyknął. Gaunt wydawał rozkazy analizując je z punktu widzenia swoich pod-
- Feth ! - warknął Rawne - Neff, sprawdź go ! władnych. W przeciwieństwie do lorda generała znał mechanizmy kontro-
Neff był medykiem plutonu. Pośpiesznie rozsunął zamek błyskawiczny lujące morale i inspirację. Zdobędą te cholerne okopy, bardziej na przekór
swojej torby i wysypał jej zawartość na ziemię poszukując opasek samoza- Dravere niż z jego polecenia. Śmiech komisarza był śmiechem gniewu i du-
ciskowych. Feygor i Caffran runęli w tym czasie na rzucającego się w kon- my ze swoich ludzi, próbujących dokonać niemożliwego. Milo podążał tuż
wulsjach Varla przygniatając go do dna okopu. Kolorowe wiązki laserów za Gauntem, ściskając oburącz laser. Mamy ich, krzyknął w myślach komi-
przelatywały ze świstem nad ich głowami nie pozwalając wychylić się spod sarz, złamaliśmy ich obronę !
osłony. Neff szybko opatrzył straszną ranę Varla i podskoczył w stronę ma- Dziesięć jardów dalej sierżant Blane szalał w okopie wraz ze swoimi Du-
jora. chami, zmagając się w krwawej walce wręcz. W półmroku fortyfikacji błys-
- Musimy go zabrać do tyłu, sir ! - wrzasnął próbując przekrzyczeć huk nęły srebrne tanithijskie noże i długie bagnety. Gaunt popatrzył z aprobatą w
kanonady. ich stronę, po czym odwrócił się do Brina i wyrwał mu z rąk karabin.
Rawne pokręcił umazaną błotem głową z wściekłym grymasem na twa- Ciśnięty na ziemię laser pogrążył się w błotnistej kałuży.
rzy. - Wydaje ci się, że jesteś żołnierzem, synku ? - wrzasnął komisarz.
- Nie teraz ! - odkrzyknął. - Tak jest, sir !
- Doprawdy ?
***** - Wie pan, że jestem !
Gaunt popatrzył z góry na szesnastoletniego chłopca i uśmiechnął się
Ibram Gaunt wskoczył do okopu łamiąc ciężkimi butami kark pierwsze- lekko.
go Shrivena, gapiącego się z zaskoczeniem na spadającego napastnika. Lą- - Być może i jesteś, ale teraz będziesz nam grał. Graj nam psalm zwy-
dując na lekko ugiętych nogach zamachnął się mieczem łańcuchowym wy- cięstwa.
prowadzając dwa pionowe cięcia, jedno w prawo, drugie w lewo. Stru- Milo ściągnął z pleców kobzę i dmuchnął z całej siły w ustniki. Instru-
mienie krwi bryznęły spod ostrza i dwaj następni obrońcy runęli na ziemię z ment wydał z siebie przeciągły dźwięk przypominający rzężenie konającej
rozpłatanymi wpół korpusami. Jakiś Shriven skoczył w stronę Gaunta wywi- owcy, po czym popłynął z niego marsz Waltrauba, stary tanithijski utwór,
jając nad głową wielkim zakrzywionym nożem. Nie czekając, aż przeciwnik który można było usłyszeć dawno temu w niemal wszystkich knajpach
podejdzie bliżej, komisarz podniósł trzymany w drugiej dłoni pistolet bolto- Tanith.
wy i jednym strzałem rozwalił na miazgę ukrytą pod przeciwgazową maską Sierżant Blane usłyszał muzykę i przystanął na moment ocierając ręka-
twarz. wem spocone czoło. Tuż obok radiooperator plutonu Symber zaczął śpiewać
To była najdziksza i najbardziej okrutna walka, jaką Gaunt i jego ludzie na całe gardło strzelając bez przerwy z lasera. Szeregowiec Bragg roześmiał
musieli stoczyć od chwili lądowania na Fortis Binary, rzeź pośród czarnego się do sobie tylko znanych wspomnień i załadował kolejną rakietę do wy-
dymu unoszącego się nad wrogimi umocnieniami. Skryty za plecami komi- rzutni. Chwilę później następny fragment shriveńskich umocnień rozleciał
sarza Brin Milo podniósł do strzału własną broń – mały kompaktowy auto- się z hukiem na strzępy.
mat, który otrzymał w prezencie od dowódcy kilka miesięcy temu. Wpako-
wał jedną kulę prosto między oczy nadbiegającego dnem okopu Shrivena, *****
potem zastrzelił drugiego, trafiając go w środek klatki piersiowej. Milo dy-
gotał na całym ciele. Otaczał go koszmar wojny, o którym często śnił, a Szeregowiec Caffran odetchnął z ulgą słysząc odległe dźwięki kobzy.
którego nigdy nie chciał oglądać. Ogarnięci szałem ludzie mordowali się za- Ludzie majora Rawne biegli skuleni w stronę źródła muzyki. Poruszali się w
ciekle w okopie szerokim na trzy metry, a na sześć głębokim. Shriveni byli milczeniu, z wyjątkiem Varla, który klął i płakał z bólu czując jak znieczu-
potworami, ich przyrośnięte do twarzy długie pomarszczone maski przeciw- lacz zaaplikowany przez Neffa przestaje działać.
gazowe przypominały makabryczne karykatury ziemskich słoni. Na szaro- Wtedy właśnie zaczęło się bombardowanie. Caffran poczuł tylko jak leci
zielonych pancerzach obwieszonych rozmaitymi rupieciami nosili wszech- w powietrzu, ciśnięty niczym szmaciana lalka falą uderzeniową pocisku,
obecny wizerunek pojedynczego oka, plugawy symbol kultu. który wyrwał w ziemi krater o dwudziestometrowej średnicy. Gdy spadł
Przygnieciony do ściany okopu przez upadające ciało, Milo ze zgrozą bezwładnie na ziemię, gruba warstwa błota niemal go pogrzebała. Leżał tak
przesunął wzrokiem po otaczających go trupach. Po raz pierwszy uświa- bez ruchu, obolały i przerażony. Nie potrafił przyjąć do wiadomości faktu,
domił sobie dokładnie, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia: zdeformo- że Neff, major Rawne, Feygor, Larkin, Lonegin, wszyscy pozostali – nie
wanymi na wskutek nieznanych mutacji ludźmi służącymi bogom ciemnoś- żyją, rozerwani wybuchem na strzępy. Gdy kolejne pociski zaczęły spadać
ci, istotami noszącymi z chlubą bluźniercze runiczne insygnia, namalowane ze świstem, Caffran wcisnął się jeszcze głębiej w błoto, modląc się gorąco,
na pancerzach lub wypalone w skórze. by jakaś cudowna siła zabrała go z tego piekła.
Jeden ze Shrivenów umknął spod wyjącego miecza Gaunta i runął na
unieruchomionego chłopca. Milo uchylił się w bok na tyle, na ile pozwalały *****
mu przygniecione nogi. Automat wypadł mu z ręki, ale zdążył wyrwać laser
z kurczowego uścisku leżącej obok wcześniejszej ofiary komisarza. Rosły Daleko od zasnutego dymem pola bitwy Lord Militant generał Dravere
Shriven nadział się na lufę podnoszonego karabinu i nie zdążył już odsko- wzdrygnął się na odgłos ciężkiej artylerii Shrivenów. Zrozumiał, że długo
czyć. Czerwony promień przeszył na wylot jego tors wypalając w ciele here- oczekiwany dzień jeszcze nie nadszedł. Mrucząc coś gniewnie pod nosem
tyka okrągłą dziurę. Konający mężczyzna przygniótł chłopca do ziemi wcis- napełnił kubek świeżą kawą z właśnie wymienionego czajnika.
kając jego głowę w wielką kałużę błota. Milo poczuł, jak grząska woda zale-
pia mu usta i nos. Zaszamotał się rozpaczliwie i wtedy poczuł, jak jakaś siła *****
unosi go w górę. Przecierając mokre oczy dostrzegł pochylającą się nad nim
olbrzymią postać szeregowca Bragga, największego pod względem rozmia- Pułkownik Corbec prowadził trzy plutony Duchów dnem krętych shri-
rów Ducha, który zdawał się zawsze czuwać nad adiutantem Gaunta. veńskich fortyfikacji. Bombardowanie rozpalało nieziemską poświatą niebo
- Kryj głowę ! - wrzasnął Bragg zarzucając na ramię przenośną wyrzutnię nad ich głowami od ponad dwóch godzin, anihilując wszystkich Tanithij-
rakiet. Milo upadł na kolana i zacisnął dłonie na uszach. Mrucząc pod no- czyków, którzy nie zdążyli opuścić na czas strefy niczyjej i schronić się
sem Litanię Celnego Strzału Bragg strzelił w głąb okopu. Fontanna błota i pośród okopów wroga. Zygzakowate transzeje, przez które szli były puste,
innych niezidentyfikowanych szczątków bryznęła wysoko w górę kilka- najwyraźniej w pośpiechu opuszczone. Umocnienia wykonane zostały sta-
naście metrów dalej. Szeregowiec często chybiał, ale w tych warunkach nie rannie i pieczołowicie, w myśl zaleceń najlepszych imperialnych podręcz-
mógł nie trafić. ników. Odstępstwem od inżynierskich przepisów były jedynie niewielkie
Po prawej Gaunt wycinał sobie za pomocą okrwawionego miecza drogę odrażające kapliczki umieszczone na każdym zakręcie czy ślepym końcu
poprzez grupę obrońców. Komisarz zaczął się śmiać szaleńczo, zbryzgany okopu. Corbec szedł przodem wraz z szeregowcem Skulane pilnując, aby
krwią powalonych przeciwników. Po każdym jego strzale z pistoletu kolejny jego miotacz płomieni spopielił każdy ołtarzyk, nim idący w tyle ludzie
Shriven padał martwy na ziemię. Rozsadzała go wściekłość. Rozkaz lorda zdążą zorientować się w naturze leżących w kapliczkach ofiar.
generała Dravere był drakoński i bezlitosny. Gaunt spodziewał się polecenia Zgodnie z sugestią sierżanta Currala, po dogłębnej analizie posiadanych
szturmu na pozycje wroga, ale rozkaz samobójczego ataku bez prawa od- map gwardziści zdecydowali się pójść w głąb pozycji nieprzyjaciela. Corbec
wrotu wzbudził w nim szał. Taka decyzja mogła się zrodzić tylko w czuł się nieprzyjemnie samotny, całkowicie odcięty od reszty regimentu
zimnym, nie znającym szacunku dla życia żołnierzy umyśle. Nigdy nie ży- przez dywanowe bombardowanie powodujące bezustanne drżenie umęczo-
wił sympatii do Dravere, od chwili ich pierwszego spotkania dwadzieścia lat nej ziemi.
temu, kiedy Dravere był jeszcze ambitnym pułkownikiem wojsk pancernych Pułkownik wysłał przodem swych zwiadowców, ludzi szybkich i czuj-
nych,
nych, doświadczonych w tym fachu: Baru, Colmara i sierżanta Mkolla. Za- Wszyscy trzej zaczęli oglądać z grozą swoje nogawki, dymiące na zmoczo-
pięli dokładnie swoje płaszcze kamuflujące i znikli w mrocznych transze- nej żrącą wodą powierzchni. Corbec poczuł oparzeliny tworzące się na
jach. Kłęby dymu i pyłu unosiły się wszędzie wokół, coraz bardziej ograni- udach i łydkach. Machnął ręką do patrzącego z drugiego brzegu krateru sier-
czając widoczność. Sierżant Blane pomachał pułkownikowi dłonią wskazu- żanta Currala.
jąc otaczające ich zwiewne zasłony. Corbec zrozumiał, że podoficer nie - Kieruj wszystkich wokół wody, nie pozwól nikomu do niej wejść ! I przy-
chce mówić, aby nie zaalarmować głosem mogących ukrywać się w okolicy ślij tu medyka !
obrońców, odgadł też treść pokazanego gestu. Shriveni z upodobaniem ko- Zgięci wpół żołnierze pośpiesznie okrążali niebezpieczny krater starając
rzystali z gazów bojowych niszczących płuca nieostrożnych ofiar. się nie wystawiać głów ponad szczyt okopu. Corbec i Curral sprawnie roz-
Pułkownik założył swój respirator i sprawdził go trzema szybkimi wy- lokowali ich pod ścianami umocnień zezwalając na krótki odpoczynek. Sa-
dechami powietrza. Reszta Duchów zarzuciła na ramiona lasery i powtó- nitariusz nadbiegł po chwili wyciągając z plecaka butlę płynu dezynfekują-
rzyła czynność dowódcy, wkładając maski. Pułkownik nienawidził respira- cego. Obmył starannie skórę poparzonych Duchów i posypał je znieczulają-
torów, do szału doprowadzała go ograniczona widoczność, klaustrofobiczny cym ból pudrem. Uczucie silnego pieczenia zelżało natychmiast, co trzej Ta-
ucisk gumowego kołnierza, płytkie oddechy wymuszone małą przepusto- nithijczycy skwitowali pełnymi ulgi westchnieniami. Corbec właśnie spraw-
wością ustnika. Zresztą gaz nie stanowił jedynego zagrożenia. Zryte bom- dzał swą broń, gdy z przodu okopu pojawił się sierżant Grell i jego ludzie.
bardowaniem morze błota kryło w sobie inne niespodzianki: tyfus, gangre- Posuwając się szybciej od głównej kolumny przemierzyli równoległy od-
nę, zwierzęce bakterie trawiące truchła zdechłych stworzeń, wreszcie tajem- cinek fortyfikacji i skręcili po pewnym czasie w bok, by ponownie dołą-
nicze mykotoksyny przekształcające organiczną materię w czarną breję. czyć do reszty Duchów. Posępna mina sierżanta wieściła kłopoty. Idąc w
Jako najwyższy rangą oficer tanithijski, Corbec miał dostęp do więk- ślad za Grellem wzdłuż szeregu odpoczywających żołnierzy Corbec zasta-
szości sztabowych danych. Wiedział doskonale, że blisko osiemdziesiąt nawiał się z niepokojem, cóż takiego chce mu pokazać milczący sierżant, że
procent strat Imperialnej Gwardii od dnia lądowania na Fortis Binary spo- uznał za konieczne osobiście zademonstrować dowódcy znalezisko, a nie
wodowane było skażeniem powietrza, zatruciami żywności i powikłaniami opowiedzieć o nim przy pozostałych żołnierzach.
po infekcji. Shriveński żołnierz z ustawionym na pełną moc laserem był Był to Colmar, jeden z wysłanych przodem zwiadowców. Wisiał grotes-
mniej niebezpieczny od patrolu w opustoszałej strefie niczyjej. kowo na ścianie okopu przyszpilony do niej wbitą w pierś żelazną piką
Zirytowany duszącą go maską przystanął na czele kolumny obserwując niczym wielki motyl do tekturowej podstawki. Przeszywający jego ciało
uważnie plątaninę okopów wijących się we wszystkich kierunkach i krzy- gruby pręt należał do narzędzi używanych przez hutników przy manipulo-
żujących ze sobą bez większego sensu. Wezwał sierżanta Grella, dowódcę waniu pojemnikami z płynną rudą. Martwy zwiadowca nie miał dłoni ani
piątego plutonu i nakazał mu wraz z trzema sekcjami Duchów skontrolować stóp, ktoś mu je odciął tępym ostrzem.
flanki oddziału. Patrząc jak trzydziestu Tanithijczyków znika pośród dymu Corbec patrzył na trupa swego podwładnego przez blisko minutę, potem
Corbec poczuł, że jego irytacja rośnie jeszcze bardziej. Żadne wieści nie rozejrzał się wokół. Chociaż do tej pory nie natrafili na ślad żywej istoty,
nadeszły od zwiadowców. Pułkownik czuł się równie ślepy i zagubiony jak stało się oczywiste, że nie są sami pośród tych okopów. Nie sposób było
przed ich wysłaniem. oszacować, ilu Shrivenów mogły skrywać mroczne transzeje i tunele, ale na-
Przyśpieszając kroku poprowadził pozostałą setkę żołnierzy szerokim leżało przyjąć, że grupy ich dywersantów krążyły gdzieś w pobliżu. Kipiący
okopem o ubitym starannie dnie. Dwaj szperacze wyprzedzali go o kilka furią pułkownik szarpnął za uchwyt piki pozwalając ciału Colmara spaść na
metrów przesuwając miarowo po ziemi wykrywaczami min w poszukiwaniu ziemię. Odczepił od plecaka swój koc i okrył nim starannie zwiadowcę, aby
shriveńskich niespodzianek. Wyglądało na to, że wróg wycofał się zbyt inni nie dostrzegli jego okaleczeń. Nie potrafił zmusić się do spalenia ciała,
raptownie, by przygotować bardziej złożone pułapki, ale co kilka jardów tak jak to zrobił z kapliczkami.
szperacze znajdowali świeże jeszcze ślady ludzkiej obecności: rozlaną - Idziemy - wydał rozkaz i ludzie Grella objęli prowadzenie wiodąc ko-
kałużę stygnącej kawy, rękawicę, opróżnioną do połowy manierkę. Czasami lumnę Tanithijczyków w głąb terytorium wroga. Zrobił krok, by ruszyć w
natrafiali na dziwnego bożka odlanego z rudy na kształt odrażającej bestii. ślad za nimi, ale nagły trzask w uchu zatrzymał go w połowie ruchu. Moduł
Corbec własnoręcznie rozwalił dwa pierwsze znaleziska strzałami z lasero- łącznościowy ożył znienacka. Przez sekundę pomyślał, że odzyskali łącz-
wego pistoletu. Za trzecim razem metalowa figurka wybuchła niespodzie- ność dalekiego zasięgu, ale natychmiast skorygował to przypuszczenie.
wanie siejąc na wszystkie strony ostrymi jak igła odłamkami. Szeregowiec Wiadomość pochodziła od sierżanta Mkolla, dowódcy zwiadowców.
Drayl, idący kilka kroków za pułkownikiem, został trafiony w szczękę. - Czy pan też to słyszy, sir ? - głos Mkolla był ledwie słyszalny pośród
Krzyknął głośno zaskoczony i usiadł na dnie okopu. Sierżant Curral natych- trzasku zakłóceń.
miast krzyknął przyciszonym głosem do komunikatora wzywając sanitariu- - Feth ! Co mam słyszeć ? - zapytał Corbec próbując wyłowić z otoczenia
sza. coś innego niż jednostajny grzmot nieustannego bombardowania i dźwięk
Corbec przeklinał w myślach swą głupotę. Bezmyślnie zapędził się tak pękającego pod wpływem wstrząsów betonu.
daleko w niszczeniu shriveńskich bożków, że osobiście zranił jednego z - Trąby - odparł z niedowierzaniem sierżant - Mógłbym przysiąc, że słyszę
własnych ludzi. trąby.
- Nic się nie stało, sir - zapewnił go Drayl mówiąc niewyraźnie przez res-
pirator, kiedy Corbec pomagał mu wstać - Przy Bramie Wodnej na Voltis *****
dostałem w udo bagnetem i żyję.
- A na Tanith ktoś rozharatał mu kiedyś cały bark rozbitą butelką podczas Brin Milo pierwszy usłyszał trąby. Gaunt już dawno nauczył się cenić
bijatyki w knajpie - dodał szeregowiec Coll stając na chwilę obok - Bywało nienaturalnie ostre zmysły adiutanta, ale czasami chłopiec wprawiał go w
z nim już gorzej. starannie ukrywane zakłopotanie. Było w nim coś, co przypominało komi-
Zgromadzeni w pobliżu żołnierze roześmiali się na te słowa, spod ich sarzowi kogoś innego. Dziewczynę spotkaną lata temu. Tę obdarzoną mocą.
masek przeciwgazowych popłynęły przytłumione syczące dźwięki. Pułkow- Tę, która spędzała mu sen z powiek tyle nocy.
nik wiedział, jaką sympatią otaczany był w kompanii Drayl. To on grał rolę - Trąby ! - wysyczał chłopiec i chwilę później Gaunt również usłyszał ten
polowego błazna, rozbawiając innych żartami i rubasznymi piosenkami. dźwięk.
- Mój błąd, Drayl - powiedział - Jestem ci winien drinka. Szli pomiędzy pustymi silosami i wypalonymi skorupami wielkich prze-
- Co najmniej jednego, sir - odparł szeregowiec i potrząsnął karabinem de- mysłowych hal wznoszących się za shriveńską linią frontu. Gruz i kawałki
monstrując gotowość do dalszego marszu. metalu zgrzytały pod ich butami. Żelazne gargoyle przymocowane do da-
chów budowli w roli piorunochronów leżały strącone na ziemi blokując dro-
***** gę. Gaunt posuwał się bardzo ostrożnie do przodu, wydarzenia tego poranka
wzbudziły w nim rosnący niepokój. Wniknęli znacznie głębiej za linię fron-
Corbec wstrzymał swych ludzi natrafiając na miejsce, gdzie okop został tu niż pierwotnie oczekiwał, dzięki nieoczekiwanemu łutowi szczęścia i dra-
trafiony monumentalnym pociskiem. W centrum wybuchu ział teraz olbrzy- końskiemu rozkazowi lorda generała Dravere. Przełamując umocnienia
mi krater o średnicy trzydziestu metrów. Mętna woda zdążyła już wypełnić Shrivenów komisarz z zaskoczeniem stwierdził, że generalnie zostały one
jego dno. Idąc wraz ze szperaczami pułkownik zanurzył nogi w tłustej cie- opuszczone, nie licząc niewielkiej grupy obrońców pełniących rolę tylnej
czy próbując przedostać się na drugą stronę zagłębienia. Gdy poziom wody straży. Gdy ognista nawała wrogiego bombardowania odcięła Duchy od
sięgnął jego podudzia, zatrzymał się gwałtownie. Nogi zdawały się płonąć reszty jednostek Gwardii, Gaunt uznał, że Shriveni popełnili karygodny błąd
żywym ogniem pomimo okrywających je spodni, dziwna mgiełka zaczęła wycofując się zbyt daleko w tył w celu uniknięcia zarówno atakujących
unosić się w miejscu, gdzie ciecz przeżerała syntetyczną tkaninę. Odwrócił gwardzistów jak i ognia własnej artylerii. W grę wchodziła albo ta ewentu-
się w miejscu i krzyknął do obserwujących go z nagłym przerażeniem żoł- alność albo jakiś niezrozumiały manewr taktyczny, którego sensu komisarz
nierzy, by okrążyli krater po suchych zboczach, po czym biegiem dołączył nie potrafił odgadnąć. Prowadził ze sobą dwustu trzydziestu Tanithijczyków
do wyskakujących na przeciwny brzeg szperaczy. i wiedział, że w przypadku zmasowanego kontrataku Shrivenów równie
aaaa
dobrze mógłby być sam. istniał żaden sposób, by z niego uciec. Parszywy pech, na fetha !
Skradając się przez opustoszały teren żołnierze kontrolowali każdą fab- Zerwał się na kolana i odbezpieczył pistolet słysząc jak coś ciężkiego
rykę, każdy magazyn i wieżę kontrolną w poszukiwaniu śladu wroga. Znaj- wpada znienacka do innego krateru tuż obok. Był to jeden z zauważonych
dowali jedynie łopoczące na wietrze podarte sztandary i trzaskające cicho wcześniej ubranych w szkło żołnierzy, który zdołał wyrwać się ze strefy
witryny rozbitych okien. Maszyny przemysłowe trwały w bezruchu, w wielu śmierci. Widząc wymierzoną w siebie lufę broni podniósł w górę obie ręce.
przypadkach rozłożone na części lub zdewastowane. Wszystko wokół nosiło - Gwardia ! Jestem z Gwardii, jak ty ! - opuścił jedną dłoń po to, by odsu-
na sobie niszczycielskie piętno wandalizmu – z wyjątkiem niewielkich shri- nąć przyłbicę hełmu i odsłonić młodą, przystojną twarz o skórze w kolorze
veńskich kapliczek. Podobnie jak pułkownik Corbec, Gaunt wysłał przodem ciemnego mahoniu - Szeregowiec Zogat z vitriańskiego regimentu. Wysłano
Ducha z miotaczem ognia, unicestwiającego wszelkie ślady bluźnierczego nas tutaj jako wasze wsparcie, ale połowa oddziału wpadła prosto pod lufy
kultu. ich dział.
Komisarz nie zdawał sobie sprawy, że jego grupa porusza się pośród - Miło mi poznać - oświadczył Caffran bez cienia uśmiechu chowając pis-
zrujnowanych zakładów w przeciwnym kierunku do marszruty obranej tolet do kabury. Wyciągnął dłoń w geście powitania udając, że nie widzi jak
przez Corbeca. Brak komunikacji sprawił, że oderwane od siebie elementy mężczyzna w metalicznym błyszczącym pancerzu gapi się na zdobiący jego
regimentu poruszały się po obcym terenie niczym dwaj ślepcy, nie wiedząc skroń niebieski tatuaż w kształcie smoka.
o sobie wzajemnie. - Szeregowiec Caffran, Pierwszy Tanithu - przedstawił się. Vitrianin z
Dźwięk trąb ciągle się nasilał. Gaunt przywołał swojego radiooperatora, wahaniem uścisnął jego rękę.
szeregowca Rafflana, i uparcie zaczął wzywać odpowiedzi na wszystkich Pocisk rozerwał się z hukiem opodal obryzgując ich błotem. Wstając z
pasmach radiowych, kręcąc podziałką noszonego na plecach mężczyzny na- klęczek popatrzyli wokół w milczeniu chłonąc wzrokiem apokaliptyczny
dajnika. widok ognistego piekła.
Trąby huczały niesamowitym wibrującym tonem. Pośród ich hałasu ko- - Zatem, przyjacielu - odezwał się w końcu Caffran - Zapraszam do mojej
misarz pochwycił ledwie słyszalną odpowiedź. W pierwszej chwili pomyś- dziury. Myślę, że będziemy musieli spędzić w tym kraterze znacznie więcej
lał, że transmisja jest zakodowana nieznanym mu szyfrem, ale po chwili czasu.
uświadomił sobie, że słyszy słowa wypowiadane w obcym języku. Powtó-
rzył ponownie swe wezwanie i po krótkiej, ale pełnej bolesnego oczekiwa- *****
nia chwili nadeszła odpowiedź w zniekształconym niskim gothicu.
- Tu pułkownik Zoren, vitriańscy dragoni. Idziemy do was z wsparciem. Na zachodzie zmotoryzowana kolumna Jantyńskich Patrycjuszy pod roz-
Nie strzelajcie. kazami pułkownika Flense toczyła się z rykiem silników w stronę frontu.
Gaunt potwierdził odbiór, przesłał swoją lokalizację i nakazał ludziom Gąsienicowe transportery Chimera sunęły bez przeszkód poprzez gęste
postój. Rozproszyli się szybko pośród ruin wielkiego magazynu odpoczy- błoto. Patrycjusze byli dumnymi żołnierzami, rosłymi mężczyznami w
wając w oczekiwaniu na następne rozkazy. Gdzieś za ich plecami coś błys- ciemnopurpurowych mundurach o zdobieniach koloru chromu. Pułkownika
nęło w świetle dnia i podnoszący do oczu lornetę komisarz dostrzegł syl- spotkał wielki zaszczyt, gdy sześć lat temu przekazano mu komendę nad
wetki żołnierzy idących w ich kierunku. Duchy wtopiły się w otoczenie tym regimentem. Jego żołnierze byli waleczni i uparci, wykonywali rozkazy
dzięki swym kamuflującym płaszczom dając komisarzowi pewność, że nie dowódcy z ogromnym zaangażowaniem. Historia regimentu sięgała piętnas-
zostaną spostrzeżone do ostatniej chwili. Tanithijczycy byli niedoścignio- tu generacji wstecz do czasu pierwszej Fundacji na Jant Normanidus Prime -
nymi mistrzami w ukrywaniu się i maskowaniu swej obecności. piętnastu generacji dumnych zwycięstw, osławionych oficerów i chwaleb-
Dragoni poruszali się zwartym szykiem, w formacji liczącej około trzy- nych kampanii. Tylko jedna skaza plamiła ich honorowe kroniki. Tylko jed-
stu ludzi. Gaunt uznał, że sprawiają wrażenie dobrze wyszkolonych i fizycz- na, ale to wystarczało, by dręczyć bezustannie duszę pułkownika. Obiecał
nie silnych żołnierzy, noszących pancerze przypominające wyglądem kol- sobie solennie, że to on ją zmaże. Tutaj, na Fortis Binary.
czugi, które połyskiwały dziwnie i zdawały się wchłaniać światło niczym Przyjrzał się poprzez lornetę strefie niczyjej. Miał ze sobą dwie kolumny
nie polerowany metal. Gaunt opatulił się szczelnie tanithijskim płaszczem i wozów i dziesięć tysięcy piechoty, gotowych do wbicia się niczym klin w
trwał w bezruchu oczekując, aż Vitrianie podejdą bliżej. Gdy pierwsi dra- linie Shrivenów. Liczył na to, że Tanithijczycy i Vitrianie odepchną obroń-
goni znaleźli się kilkanaście metrów od komisarza, wstał ukrywając uśmiech ców w tył, poza umocnienia, gdzie łatwiej będzie ich zniszczyć. W swych
zadowolenia na widok ich zaskoczonych min i ruszył na poszukiwanie do- kalkulacjach nie uwzględnił zaporowego bombardowania, które stworzyło
wodzącego oddziałem oficera. gigantyczną ścianę ognia pomiędzy pozycjami Gwardii i Shrivenów. Dwa
Oglądani z bliska, Vitrianie potwierdzili wcześniejsze obserwacje komi- kilometry przed Chimerą pułkownika ziemia zmieniła się w wulkaniczne
sarza. Ich pancerze osobiste wykonane były z zębatej metalicznej siateczki, piekło, wyrzucana w niebo olbrzymimi pociskach. Czarne błoto spadało na
która błyszczała niczym obsydian. Nosili kompozytowe hełmy ukrywające pojazdy Jantyńczyków niczym upiorny deszcz. Flense nie dostrzegał nigdzie
całą twarz, z przyciemnianymi przyłbicami. Lasery lśniły rażącą w oczy luki, przez którą mógłby wjechać za strefę ostrzału, a nawet nie dopuszczał
czystością. do siebie myśli, by zaryzykować szarżę przez ognistą zaporę. Lord generał
- Komisarz Ibram Gaunt z tanithijskiego Pierwszego i Jedynego – zasaluto- Dravere akceptował straty ponoszone dla wyższych celów i wielokrotnie de-
wał dowódca Duchów. monstrował to bez wahania, ale Flense nie zamierzał stać się heroicznym
- Zoren z vitriańskich dragonów - padła odpowiedź - Dobrze wiedzieć, że samobójcą. Blizna na jego twarzy pulsowała rytmicznie. Zaklął. Dzięki pro-
się jeszcze ktoś z was ostał. Baliśmy się, że idziemy z pomocą regimentowi, tekcji Dravere otrzymał swoją szansę, a teraz nie mógł jej wykorzystać.
który już nie istnieje. - Wycofać się ! – warknął do zawieszonego przy ustach mikrofonu. Łapiąc
- Trąby ? Czy to wasze... ? dłońmi za krawędź włazu poczuł jak jedna z gąsienic Chimery zaczyna
Zoren odsunął w tył hełmu swoją przyłbicę odsłaniając czarnoskórą przesuwać się w odwrotnym kierunku obracając transporter w miejscu.
twarz. Spojrzał na Gaunta ze zdziwieniem. Wielki jak niedźwiedź major Brochuss spojrzał pytająco z wnętrza pojazdu.
- Nie... na Imperatora, myśleliśmy, że to wasze instrumenty. - Wycofujemy się, pułkowniku ? – syknął, jakby odległe bombardowanie
Gaunt przesunął wzrokiem po zasnutych kłębami dymu konturach oko- nie robiło na nim żadnego wrażenia.
licznych budynków. Złowieszczy dźwięk zdawał się rosnąć z każdą sekun- - Zamknij się ! – Flense splunął na burtę Chimery i powtórzył rozkaz pat-
dą. Brzmiał teraz niczym piekielna orkiestra złożona z setek trąb... tysięcy... rząc jak pozostałe maszyny zaczynają zawracać w stronę pozycji, z których
rozbrzmiewających wszędzie wokół. Przy każdej trąbie trębacz, pomyślał kilkanaście minut wcześniej wyjechały.
Gaunt. Byli otoczeni i żałośnie nieliczni w obliczu wroga. - A co z Gauntem ? – nie ustępował Brochuss.
- A jak myślisz ? – Flense machnął ręką w stronę strefy śmierci – Nie okry-
***** jemy się dzisiaj chwałą, ale przynajmniej możemy się cieszyć myślą, że ten
przeklęty bękart jest martwy.
Caffran czołgał się przez błoto do chwili, w której znalazł sprawiający Brochuss pokiwał głową z zadowoleniem i mściwy uśmiech skrzywił
wrażenie bezpiecznego krater. Piekło bombardowania wokół ani na moment brutalne rysy jego twarzy. Żaden z weteranów nigdy nie zapomniał tego, co
nie słabło. Zgubił gdzieś swój karabin i większość ekwipunku, ale nadal wydarzyło się na Khedd 1173.
miał przy sobie srebrny tanithijski nóż i automatyczny pistolet, który wygrał Pancerny konwój Patrycjuszy zawrócił w miejscu i ruszył w drogę
kiedyś w karcianym turnieju. powrotną za linię imperialnych umocnień pędząc z łoskotem gąsienic przed
Zerkając poza krawędź krateru dostrzegł w oddali sylwetki ludzi w pan- posuwającą się w ślad za nim nawałą artyleryjską Shrivenów. Zwycięstwo
cerzach sprawiających wrażenie wykonanych ze szkła. Cały ich oddział może jeszcze trochę poczekać, pocieszył się rozczarowany Flense. Tanithij-
wpadł prosto pod ostrzał shriveńskiej artylerii... zostali zmasakrowani. Po- ski Pierwszy i Jedyny oraz wspierający go vitriański regiment zostały pozo-
ciski znów zaczęły spadać w pobliżu i Caffran zsunął się na dno krateru stawione samym sobie. O ile jeszcze ktokolwiek z nich żył, w co jantyński
zaciskając dłonie na pulsującej boleśnie głowie. Znalazł się w piekle i nie pułkownik szczerze wątpił.
aaa
Gylatus Decimus, 18 lat wcześniej Fortis Binary

Oktar umierał powoli. Trwało to osiem dni. To nie same trąby budziły irytację Corbeca, tylko nieharmonijny rytm ich
Generał zażartował kiedyś, może na Darendarze, a może na Folionie, melodii. Zdawał się nie mieć żadnego sensu. Powtarzające się w nieregular-
Gaunt już zapomniał gdzie. Ale żart pamiętał dobrze: To nie wojna mnie za- nych odstępach czasu dęcie przypominało uderzenia pulsującego serca. Ryk
bije, tylko te przeklęte ceremonie na cześć zwycięstwa. Stali wtedy w peł- artyleryjskiej nawały nie słabł nawet na chwilę, ale teraz, blisko źródła pie-
nym tytoniowego dymu hallu, otoczeni tłumami wiwatujących i machają- kielnej muzyki, trąbienie zdawało się zagłuszać potężne eksplozje.
cych chorągiewkami ludzi. Oczy wielu hyrkańskich oficerów błyszczały al.- Corbec doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż jego ludzie są prze-
koholowym upojeniem. Sierżant Gurst rozebrał się do bielizny i wspiął na straszeni, zanim jeszcze stwierdził to otwarcie sierżant Curral. Wąskim ko-
marmurową statuę Imperialnego Orła, by na jego piersi zawiesić proporzec rytarzem łącznikowym z przodu nadbiegał właśnie sierżant zwiadowców
w barwach Hyrkanu. Ulice metropolii wypełniały tysiące śpiewających coś Mkoll. Przegapił rozkaz założenia masek przeciwgazowych i na widok
mieszkańców, ponad ich głosy wybijało się tryumfalne staccato wystrzałów swych towarzyszy bezwiednie sięgnął po wiszący przy pasie respirator,
z broni palnej. Atmosfera szalonej fiesty unosiła się nad wyzwoloną stolicą. wkładając go pośpiesznie na twarz.
Folion, zdecydowanie Folion. Kadet Gaunt roześmiał się wtedy słysząc - Meldunek ! – zażądał Corbec nie dając sierżantowi odetchnąć.
komentarz swego przełożonego. Nie mógł wiedzieć, że i tym razem Oktar - Wszędzie z przodu odkryta przestrzeń – wydyszał przez respirator zwia-
miał rację. Operacja oczyszczania Światów Gylatus z zielonoskórych najeź- dowca – Gęsto zabudowany obszar, same fabryki. Przeszliśmy przez ich for-
dźców trwała dziesięć miesięcy. Dziesięć miesięcy nieustannego zabijania tyfikacje prosto w serce tej sekcji przemysłowej. Nikogo nie zauważyłem...
na wszystkich otaczających planetę księżycach. Oktar wraz z Gauntem po- ale słyszałem trąby. Brzmią jakby ich były... tysiące wszędzie wokół. Już
prowadzili ostatni szturm na pozycje orków w Kraterze 9 na Tropis, rozbi- dawno powinni nas zaatakować. Na co czekają ?
jając ufortyfikowany obóz wodza Elgoza. Generał osobiście wbił sztandar Corbec wezwał szeregowca Skulane. Z trzymanego przez żołnierza obu-
regimentu w skrwawioną ziemię pośrodku krateru, przyszpilając do piachu rącz ciężkiego miotacza płomieni skapywał olej i tłuste krople petrolium.
czaszkę zielonoskórego przywódcy. Wciągając w nozdrza ostry zapach paliwa Corbec wskazał gwardziście
A potem nadszedł czas fiesty w gylatańskiej stolicy na Decimusie. Zwy- szereg wejść do fabrycznych pomieszczeń.
cięskie parady. Podziękowania ze strony ludności cywilnej. Niekończące się - Sierżant Grell będzie cię ubezpieczał - powiedział - Niczym się nie przej-
festiwale. Ceremonie wręczania odznaczeń. Bankiety... trucizna. muj i nie oglądaj za siebie. Po prostu idź i wypalaj po kolei każdą z tych
Przebiegłe posunięcie jak na orków. Wiedząc, iż stoją w obliczu nie- cholernych dziur.
uniknionej klęski, zielonoskórzy zatruli w ostatnich dniach okupacji zapasy Skulane potwierdził rozkaz i podkręcił palnik w miotaczu. Podszedł do
żywności. Testy przeprowadzone przez serwitorów wykryły i zneutralizo- pierwszej arkady, ubezpieczany przez ludzi Grella, poprawił pasy zawie-
wały większość skażonych produktów, ale z nieznanej przyczyny przeoczyli szonej na ramieniu broni. Jego palec powoli zacisnął się na spuście miota-
oni jedną małą butelkę wina. Jedną butelkę. Adiutant Broph znalazł ją dru- cza.
giej nocy festynu, ukrytą pośród sterty porzuconych orczych łupów w pała- To było uderzenie. Pojedyncze uderzenie. W jednej sekundzie ryczące w
cu zarekwirowanym na potrzeby generała Oktara i jego kadry oficerskiej. ekscentrycznym nieregularnym rytmie mechaniczne trąby odezwały się
Nikt niczego nie podejrzewał... Ośmiu zmarło, w tym Broph, nie wiedząc zgodnie niczym gigantyczny instrument.
nawet, co ich zabiło. Martwi w przeciągu sekund, powaleni konwulsjami, Głowa szeregowca Skulane eksplodowała. Runął na ziemię niczym cięż-
pobrudzeni śliną i krwią cieknącą z ust. Oktar zaledwie zanurzył usta w kie- ki worek, zaciskając palec na włączniku miotacza w spazmie umierającego
liszku, gdy wybuchł alarm. systemu nerwowego. Strumień żarłocznych płomieni wystrzelił z lufy broni
Jeden mały łyk. To oraz żelazny organizm utrzymały go przy życiu całe osmalając framugi portyku, po czym cofnął się łukiem po ścianie i sięgnął
osiem dni. Gaunt bawił się w koszarach na tyłach pałacu, gdy Tanhause trzech strzegących Skulane żołnierzy. Żywe pochodnie zaczęły krzyczeć w
przyniósł straszną wieść. Nic już nie można było zrobić. agonii, wydając z siebie mrożący krew w żyłach wrzask śmiertelnego bólu.
Ósmego dnia Oktar przypominał żywego trupa. Lekarze stali pod drzwia- Przerażeni Tanithijczycy rzucili się na wszystkie strony z wyrazem paniki
mi jego apartamentu kręcąc z rezygnacją głowami i rozkładając ręce. W na pobladłych twarzach. Corbec zawył przeciągle na ten koszmarny widok.
pałacu unosiła się wyczuwalna atmosfera żałoby i bezsilnej wściekłości. W momencie śmierci palec wskazujący Skulane zacisnął się konwulsyjnie
Gaunt siedział otępiały w przedpokoju generalskich komnat patrząc jak krą- na spuście broni i teraz jej lufa podskakiwała na podłodze pod wpływem siły
żący wokół starzy hyrkańscy weterani bez zażenowania wycierają ściekają- odśrodkowej tryskającej ze środka strugi petrolium, ziejąc na wszystkie
ce po policzkach łzy. strony ognistym smoczym oddechem. Płomienie pochłonęły następnych
- Chce, żeby przyszedł Chłopiec – oświadczył jeden z lekarzy wychodząc z dwóch żołnierzy, następnych trzech. Kompozytowa okładzina na ścianie
apartamentu. zaczęła się topić z sykiem.
Czując jak żołądek zmienia mu się w bryłę lodu kadet wszedł do środka. Corbec runął płasko na ziemię czujący szczypiący w oczy żar. Jego
W pokoju było gorąco i duszno. Podłączony do plątaniny przewodów syste- oszołomiony umysł nie nadążał za instynktowną reakcją organizmu. Bez-
mu podtrzymywania życia, otoczony kręgiem ułożonych na podłodze kadzi- wiednie chwycił granat i odbezpieczył go, wszystko to jednym płynnym
deł i lamp olejnych, Oktar balansował na cienkiej linii pomiędzy życiem i ruchem. Krzyknął do pozostałych Duchów, by skoczyli za osłonę, po czym
śmiercią. cisnął granat w płonące ciało operatora miotacza. Wybuch sięgnął przytro-
- Ibram... – jego głos był cichszy od szeptu, sprawiał upiorne wrażenie. czonego do pleców Skulane zbiornika z paliwem i kula białego ognia wy-
- Komisarzu-generale ? strzeliła na wszystkie strony zawalając fragment dachu.
- Nadszedł czas, aby to zakończyć. Zasłużony czas. Nie powinienem był Corbec upadł na ziemię przewrócony falą uderzeniową wybuchu, podob-
zwlekać, kazać ci czekać tak długo... nie jak większość jego żołnierzy. Ukryty w wyrwie sierżant Mkoll uniknął
- Czekać ? poparzenia. Osłonięty przed podmuchem gorącego powietrza zdołał zauwa-
- Prawda jest taka, że nie chciałem cię stracić... nie ciebie, Ibramie... zbyt żyć coś, co umknęło zaskoczonemu Corbecowi, chociaż dźwięk ryczących
dobry żołnierz, by pozwolić mu odejść po szczeblach kariery... Kim jesteś ? nierytmicznie trąb wyjątkowo przeszkadzał w koncentracji. Wiedział dob-
Gaunt przełknął ślinę niezbyt rozumiejąc sens pytania. rze, co zobaczył. Skulane został trafiony w tył głowy strzałem z lasera. Ścis-
- Kadet Ibram Gaunt, sir – odpowiedział. kając mocniej karabin sierżant odwrócił się w dołku próbując wypatrzyć
- Błąd. Od tej chwili jesteś komisarzem Ibramem Gauntem, promowanym ukrytego przeciwnika. Snajper, pomyślał, shriveński dywersant krążący po
na to stanowisko za niepodważalne zasługi na polu walki i odpowiedzial- ziemi niczyjej.
nym za opiekę nad hyrkańskim regimentem. Wezwij oficera notarialnego, Wszyscy żołnierze leżeli na brzuchach przykrywając dłońmi głowy.
musimy zarejestrować moje rozkazy oraz twoją przysięgę. Wszyscy z wyjątkiem szeregowca Drayla, który stał w miejscu z laserem w
Oktar znalazł w sobie dość siły, by przeżyć jeszcze siedemnaście minut ręku i uśmiechem na ustach.
po tym jak oficer polowy Administratum sporządził odpowiedni protokół i - Drayl ! – krzyknął ostrzegawczo sierżant i podniósł się z wyrwy. Gwar-
przyjął od Gaunta tekst imperialnej przysięgi. Komisarz-generał zmarł dzista spojrzał na niego pozbawionymi wyrazu oczami, podniósł karabin i
ściskając ręce Ibrama w swoich szponiastych wychudłych dłoniach. strzelił.
Gaunt nie bardzo pamiętał, co działo się z jego duszą w tamtej chwili. Mkoll runął na podłogę i pierwsza wiązka otarła się o jego grzbiet prze-
Czuł się dziwnie pusty, jakby brutalnie wydarto mu część serca. Kiedy z palając skórzany pas. Tocząc się z powrotem do wgłębienia poczuł tępy ból
kamienną twarzą wychodził z pałacu, nawet nie zauważył salutujących mu emanujący z okolic łopatki. Nie było śladu krwi. Energia ładunku wypaliła
żołnierzy. Wieści szybko się rozchodziły. powierzchowną ranę.
Wokół rozległy się przeraźliwe krzyki, pełne jeszcze większej paniki niż Nadszedł wieczór. Artyleryjska nawałnica Shrivenów nie ustawała mimo
przed momentem. Zawodząc dziwnym, mrożącym krew głosem Drayl zabił ciemności tworząc ryczący wał ognia i fontann ziemi szeroki na trzysta kilo-
dwóch najbliższych Duchów strzałami w potylice. Kiedy inni rozproszyli się metrów. Gaunt doszedł do wniosku, że przejrzał już taktyczne zagranie nie-
w poszukiwaniu schronienia, przestawił broń do trybu ognia seryjnego i przyjaciela. Był to podwójny manewr asekuracyjny.
zastrzelił dalszych pięciu, sześciu, siedmiu... Heretycy podjęli poranną ofensywę licząc na przełamanie imperialnej li-
Corbec podniósł się na kolana zdjęty grozą. Przyłożył karabin do ramie- nii frontu, ale utknęli na fortyfikacjach bronionych przez ludzi Gaunta. Nie
nia, wymierzył starannie i strzelił prosto w środek klatki piersiowej Drayla. potrafiąc złamać zaciekłego oporu lojalistów Shriveni wycofali się znacznie
Żołnierz zakaszlał chrapliwie i upadł na plecy machając rękami. dalej niż było to konieczne prowokując kontrofensywę chcących zająć ich
Zapadła cisza. umocnienia lojalistów... i wciągając ich w pole rażenia ciężkich baterii stac-
Corbec zrobił krok do przodu, podobnie jak Mkoll i ci Tanithijczycy, jonujących na wzgórzach.
którzy nie byli zajęci udzielaniem pomocy rannym towarzyszom. Lord Militant generał Dravere utrwalił Gaunta i innych oficerów Gwardii
- Na fetha ! – wydyszał pułkownik idąc w kierunku zabitego gwardzisty – w przekonaniu, że trwające trzy tygodnie dywanowe naloty lotnictwa mary-
Co mu się stało, do diabła ?! narki zmieniły nieprzyjacielską artylerię w sterty bezużytecznego metalu eli-
Mkoll nie odpowiedział. Skoczył do przodu i odepchnął dowódcę w bok minując ją całkowicie z użytku. I faktycznie lżejsze baterie polowe nękające
przewracając go na ziemię. ostrzałem pozycje lojalistów zamilkły raz na zawsze. Lecz Shriveni mieli
Drayl nie był całkowicie martwy. Coś dziwnego zaczęło poruszać się jeszcze znacznie cięższego kalibru artylerię ukrytą w podziemnych bunk-
wewnątrz jego ciała, pod naprężoną skórą. Wstał, najpierw na kolana, potem rach odpornych nawet na bezpośrednie bombardowanie orbitalne.
na równe nogi. Mierzył już prawie dwa razy więcej od człowieka, kombi- Prowadzące nawałę działa musiały być prawdziwymi lewiatanami, ale
nezon i tkanka wisiały na nim w strzępach rozdzierane zdeformowaną struk- fakt ten nie budził zbytniego zaskoczenia komisarza. Walczyli na świecie
turą rosnącego gwałtownie wewnątrz szkieletu. należącym niegdyś do Adeptus Mechanicus, a sami Shriveni, jakkolwiek
Corbec nie chciał na to patrzeć. Nie chciał widzieć istoty narodzonej z skorumpowani plugawymi dogmatami Chaosu, nie byli bynajmniej głup-
ciała Drayla. Wodnista krew i płyny ustrojowe tryskały z korpusu mężczyz- cami. Wywodzili się spośród inżynierów i robotników Fortis Binary, swe
ny, gdy stwór Chaosu rozerwał w końcu trupa i wydostał się ze swego kosz- wykształcenie odbierali pod okiem marsjańskich techkapłanów. Mogli bez
marnego więzienia. trudu wyprodukować wszelką potrzebną broń, a na przygotowania mieli
Drayl, a raczej istota, która nim kiedyś była, spojrzała w kierunku Tanit- dostatecznie wiele miesięcy.
hijczyków. Była wysoka na dwanaście stóp, tworząc groteskowy szkielet I tak powstała ta perfekcyjnie opracowana pułapka, wabiąca Tanithijczy-
zbudowany z kości i mięśni przypominających stal. Wielka głowa stwora ków, vitriańskich dragonów i Imperator jeden wie jakie jeszcze jednostki lo-
była zwieńczona wypolerowanymi rogami. Olej, krew i jakieś inne ciecze jalistów wabiąca w opuszczone fortyfikacje wroga, gdzie cofająca się wolno
kapały z kończyn i korpusu bestii. Sprawiała wrażenie, jakby się uśmiecha- ściana ognia unicestwiała metr po metrze wszystko, przez co się przetoczy-
ła. Pokręciła głową rozglądając się po pomieszczeniu. ła swym płomienistym walcem.
Corbec dostrzegł identyfikator Drayla wciąż wiszący na szyi stwora, je- Frontowa część shriveńskich umocnień już nie istniała. Zaledwie kilka
dyną pozostałość po żołnierzu. godzin wcześniej ludzie Gaunta musieli krwią i potem płacić za zdobycie
Stwór podniósł wielkie metaliczne szpony i zaryczał ku niebu. tych fortyfikacji. Zaprzepaszczony wysiłek tych zmagań budził bezradną
- Pod osłonę ! – wrzasnął Corbec do przerażonych żołnierzy i wszyscy wściekłość komisarza.
rzucili się w poszukiwaniu kryjówek. Pułkownik i Mkoll wpadli do stu- Duchy i towarzysząca im kompania vitriańskich dragonów zatrzymały
dzienki ściekowej. Sierżant był wstrząśnięty. W pobliskim kanale ścieko- się na krótki odpoczynek w zrujnowanych zakładach przemysłowych około
wym oficer zobaczył szeregowca Melyra, który obsługiwał zazwyczaj wy- kilometra od ściany nawały artyleryjskiej. Wszelka łączność z innymi im-
rzutnię rakiet. Gwardzista tkwił w miejscu, zbyt przerażony, by zrobić jaki- perialnymi jednostkami była zerwana. Naoczne dowody kazały przyjąć za-
kolwiek ruch. Corbec dopadł go brnąc przez gęstą wodę i chwycił za prze- łożenie, że okupująca zakłady grupa jest jedynym oddziałem lojalistów, któ-
wieszoną przez ramię broń. Oszołomiony Melyr nie chciał mu jej oddać. ry dotarł bezpiecznie w głąb nieprzyjacielskich pozycji. Nie można było li-
- Mkoll ! Pomóż mi, na fetha ! – krzyknął Corbec siłując się z operatorem czyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony sił sojuszniczych, na żaden manewr
wyrzutni. Wyszarpnął mu w końcu broń i trzymał ją teraz w rękach nie- ratunkowy. Gaunt łudził się wcześniej, że być może przeklęci Jantyńscy
pewnie, nienawykły do posługiwania się tak ciężkim sprzętem. Rzut oka na Patrycjusze czy nawet elitarni szturmowcy samego Dravere zostaną prze-
panel kontrolny upewnił go, że wyrzutnia jest załadowana i gotowa do rzuceni na flankę Duchów, ale nagłe bombardowanie pogrzebało raz na
odpalenia. Wielki cień padł na postać pułkownika. Bestia nie będąca już zawsze te nadzieje.
dłużej Draylem stała nad nim sycząc przez zaciśnięte metalowe zęby. Elektromagnetyczne wyładowania i zakłócenia radiowe wywołane nie-
Corbec cofnął się w tył i spróbował wycelować wyrzutnię, ale jego ustającym bombardowaniem uniemożliwiały nawiązanie łączności ze szta-
dłonie były mokre i śliskie. Poślizgnął się na błotnistym dnie kanału, zaczął bem ani jednostkami pozostającymi wciąż na linii frontu, a nawet zwykła
mamrotać modlitwę: Święty Imperatorze, ustrzeż nas przed złem Ciemności, komunikacja taktyczna na poziomie drużyny pełna była szumów radiowych
czuwaj nad bronią, która Ci służy... Święty Imperatorze, ustrzeż nas przed i przekłamań. Pułkownik Zoren ponaglał swojego oficera komunikacyjnego
złem Ciemności. Nacisnął spust. Nic. Błoto dostało się do wnętrza mecha- nakazując mu połączyć się z jakimś nasłuchującym na orbicie okrętem ma-
nizmu odpalającego. rynarki w nadziei na orbitalne rozpoznanie i określenie precyzyjnej pozycji
Stwór pochylił się nad kanałem i chwycił czubkami szponiastych palców lojalistów. Lecz po sześciu miesiącach nieustającej wojny górne warstwy at-
za bluzę oficera. Podniesiony w powietrze pułkownik zawisł na odległość mosfery planety przesycone były grubymi warstwami dymu, popiołów, ano-
wyciągniętej ręki od istoty Chaosu. Błoto wyciekło z przechylonej wyrzutni. malii energetycznych i Imperator jeden wie, czego jeszcze. Nic nie potrafiło
Pociągnął ponownie za spust i rakieta oderwała głowę stwora. się przebić przez ten ekran.
Wybuch cisnął Corbecem dwadzieścia kroków w tył, prosto w stertę Na jedyne dobiegające zewsząd dźwięki składał się grzmot artyleryjskiej
śmieci. Wyrzutnia zagrzechotała spadając na stertę gruzu.. kanonady i zgiełk porykujących nieustannie mosiężnych trąb.
Bezgłowy stwór stał przez moment w miejscu, po czym wpadł do stu- Gaunt spacerował po zajmowanej przez gwardzistów ciemnej hali. Żoł-
dzienki. Sierżant Grell dopadł otworu wraz z tuzinem żołnierzy, których ze- nierze siedzieli w niewielkich grupkach, opatuleni szczelnie swymi płasz-
brał przy sobie miotając na wszystkie strony plugawymi wyzwiskami. Sto- czami przed zimnem nocy. Komisarz zakazał korzystania z przenośnych ko-
jąc wokół studzienki strzelali do jej wnętrza, póki zdeformowany metalowy cherów i rozpalania ognisk w obawie przed rebelianckimi obserwatorami
szkielet bestii nie zmienił się w osmalony złom. wyposażonymi w urządzenia termowizyjne. Kompozytowe ściany zakładu
Corbec gapił się na dymiące szczątki przez dłuższą chwilę, potem usiadł stanowiły wystarczający ekran dla sygnatur cieplnych wydzielanych przez
nieporadnie pośród gruzowiska i przewrócił się na plecy. ludzkie organizmy.
Teraz pojął już wszystko. I nie potrafił zaprzeczyć rzucanym samemu so- W hali znajdowało się ponad stu vitriańskich dragonów więcej niż Du-
bie zarzutom o spowodowanie tej tragedii. Drayl został skażony odłamkiem chów, ale członkowie tego regimentu skupili się we własnej grupie po dru-
przeklętej roztrzaskanej statuetki. Weź się w garść, wysyczał przez zaciśnię- giej stronie pomieszczenia. Pomiędzy najbliżej siebie siedzącymi gwardzis-
te zęby oficer, twoi ludzie cię potrzebują. Zaszczękał zębami w nagłym tami nawiązały się luźne pogawędki, zazwyczaj ograniczone do wymiany
ataku dreszczy. Rebeliantom, bandytom, nawet odrażającym orkom potrafił pozdrowień i zwyczajowych pytań.
sprostać, ale to tutaj... Vitrianie stanowili dobrze wyszkolony i zdyscyplinowany oddział, Gaunt
Bombardowanie wciąż trwało, wszędzie wokół dudniły bez ustanku trą- słyszał zresztą wcześniej wiele pochlebnych uwag pod adresem stoickiego
by. Po raz pierwszy od upadku Tanith, zmęczony ponad wszelką miarę, puł- charakteru i stosunku do wojny charakteryzującego tych żołnierzy. Komi-
kownik Corbec poczuł płynące z oczu łzy. sarz zastanawiał się w myślach, czy owa kliniczna postawa Vitrian, równie
czysta i ostra jak błysk ich osławionych szklanych pancerzy osobistych, nie
***** potrzebowała bynajmniej odrobiny wewnętrznego ognia i zaangażowania
aaa
cechującego prawdziwą liniową jednostkę. Słysząc zbliżającą się coraz bar- Vitrianin nawet nie spojrzał na swego towarzysza niedoli.
dziej artyleryjską kanonadę zwątpił, by dane mu było uzyskać kiedyś odpo- - Życie to bieg ku śmierci, a nasza własna śmierć jest równie nieunikniona
wiedź na to pytanie. jak zagłada nieprzyjaciela.
Pułkownik Zoren odłożył w końcu słuchawkę radiokomunikatora i prze- Caffran zastanawiał się przez chwilę nad usłyszanymi słowami, potem
szedł między swymi żołnierzami w kierunku Gaunta. Ledwie widoczna w potrząsnął niepewnie głową.
półmroku hali, jego ciemnoskóra twarz była posępna i zacięta. - Coś ty za jeden, filozof ?
- I co robimy, komisarzu-pułkowniku ? – zapytał odwołując się do formal- Vitriański szeregowiec, Zogat, obrócił głowę i spojrzał na Ducha z lek-
nej szarży Gaunta – Będziemy czekać, aż śmierć przyjdzie po nas niczym po kim politowaniem. Wizjer jego hełmu był odsunięty, toteż Tanithijczyk do-
bezradnych starców ? strzegł podejrzliwy błysk w oczach żołnierza.
Przed ustami rozglądającego się po pomieszczeniu Gaunta unosiły się - Byhata, vitriańska sztuka toczenia wojen. To nasz kodeks, filozofia kasty
niewielkie obłoczki pary. Komisarz potrząsnął przecząco głową. wojowników. Nie oczekuję, byś zdołał to pojąć.
- Jeśli pisana jest nam śmierć – oświadczył – niech przynajmniej przyniesie Caffran wzruszył ramionami.
jakiś pożytek. Mamy tu prawie czterystu żołnierzy, pułkowniku. Los sam - Nie jestem taki głupi jak ci się wydaje. Mów dalej... jak to jest z tą sztuką
wybrał za nas kierunek działania. wojen ?
Zoren zmarszczył czoło. Vitrianin wyglądał na nieco zaniepokojonego pytaniem, najwyraźniej za-
- Co ma pan na myśli ? stanawiał się, czy intencją rozmówcy była zamierzona drwina. Lecz niski
- Odwrót zaprowadzi nas prosto pod artyleryjską nawałnicę, marsz zarówno gothic nie był bynajmniej językiem rodzinnym obu mężczyzn, a Caffran
w prawo jak i lewo to równie pewna zguba, ostrzał dopadnie nas prędzej czy wręcz wydawał się lepiej nim posługiwać W kwestii różnic kulturowych
później. Istnieje tylko jedna droga, w głąb terytorium nieprzyjaciela. Musi-światy pary gwardzistów musiały być do siebie podobne.
my uderzyć na ich nową linię frontu i poczynić tyle szkody, ile tylko zdo- - Byhata zawiera filozofię żołnierskiej kasty. Studiują ją wszyscy Vitrianie,
łamy. ponieważ stanowi wykładnię naszego postępowania na polu bitwy. Jej mąd-
Zoren milczał przez chwilę zamyślony, potem uśmiechnął się złowiesz- rość kieruje naszymi taktykami, siła umacnia wolę, czystość i przejrzystość
czo. Jego śnieżnobiałe zęby błysnęły w półmroku. Vitriański pułkownik naj- rozjaśnia umysły, a pojęcie honoru decyduje o zwycięstwie.
wyraźniej zaakceptował propozycję swego kolegi. Plan działania miał w - To musi być wyjątkowo obszerna księga – skomentował sardonicznym to-
sobie prostą logikę i element żołnierskiego honoru, który w skrytej opinii nem Caffran.
Gaunta mógł zaważyć na decyzji Zorena. - Bo i jest – wzruszył niechętnie ramionami Zogat.
- Kiedy wyruszymy ? – zapytał Vitrianin zakładając z powrotem swoje - Wyuczyłeś się jej na pamięć czy nosisz przy sobie ?
rękawice. Vitrianin rozsznurował swoją kamizelkę i pokazał Duchowi wierzch
- Shriveńskie bombardowanie obróci ten obszar w perzynę za godzinę, cienkiego tomu o szarych okładkach, noszony w kieszeni kombinezonu.
najwyżej dwie. Im wcześniej, tym lepiej. A najlepiej natychmiast. - Nosimy ją na sercach. Osiem milionów liter naniesionych na monokrysta-
Obaj oficerowie wymienili lekkie ukłony i szybko ruszyli pomiędzy swo- liczny papier.
ich ludzi podrywając ich z miejsc spoczynku. Caffran ledwie zdołał ukryć swe oszołomienie.
W przeciągu niecałych dziesięciu minut cała grupa była już gotowa do - Mogę ją obejrzeć ? – zapytał.
wymarszu. Tanithijczycy założyli do swych laserów nowe baterie, wymie- Zogat pokręcił przecząco głową i zasznurował kamizelkę.
niając w razie konieczności nadtopione lufy i zgodnie z poleceniem przesta- - Stronnice posiadają zakodowany wzór linii papilarnych właściciela, tylko
wiając Gaunta potencjometry broni na poziom połowy mocy. Srebrne tanit- on może otworzyć swój egzemplarz księgi. Poza tym napisano ją po vitriań-
hijskie noże podwiesili pod karabinami poczerniając ich ostrza sadzą i bło- sku, a wątpię, żebyś znał ten język. A jeśli nawet byłby ci znany, udostęp-
tem. Poprawiając maskujące płaszcze Duchy podzieliły się na niewielkie nianie obcych dostępu do tego świętego tekstu jest poważnym przestęp-
drużyny liczące nie więcej niż dwunastu mężczyzn, w tym przynajmniej stwem.
jed-nego operatora broni ciężkiej. Caffran przysiadł na piętach i rozmyślał nad czymś przez dłuższą chwilę.
Gaunt obserwował w milczeniu przygotowania Vitrian. Ich podoficero- - My Tanithijczycy... my nie mamy niczego podobnego. Żadnej wielkiej
wie objęli komendę nad większymi drużynami piechoty, liczącymi po dwu- sztuki wojennej.
dziestu żołnierzy i rzadko wyposażonymi w broń ciężką. Dragoni najwyraź- Vitrianin spojrzał na niego z ukosa.
niej faworyzowali karabiny plazmowe, Gaunt nie dostrzegał nigdzie śladu - Nie posiadacie żołnierskiego kodeksu ? Bitewnej filozofii ?
karabinów termicznych ani miotaczy ognia. Zdecydował, że to Duchy pójdą - Robimy to, co musimy – oświadczył Caffran – Działamy w myśl powie-
w forpoczcie grupy. dzenia „Walczmy twardo, kiedy trzeba i nie pozwólmy im nas dostrzec, gdy
Vitrianie podwiesili pod lufy laserów bagnety, w sposób przywodzący na nadchodzimy”. Nie jest to zbyt wiele, jak sądzę.
myśl choreograficzny układ niemal jednocześnie sprawdzili stan naładowa- Vitriański gwardzista rozważał przez chwilę słowa rozmówcy.
nia baterii i ustawili potencjometry broni na maksymalny poziom. Potem - Bez wątpienia... brakuje tu subtelnych podtekstów i głębszych myśli prze-
znów jednocześnie wszyscy żołnierze nacisnęli niewielkie przyciski na opla- wodnich naszej Sztuki Wojen – oświadczył w końcu.
tających ich biodra pasach. Z ledwie słyszalnym zgrzytem połyskliwe płytki Zapadła długa chwila ciszy.
vitriańskich pancerzy osobistych przesunęły się na drugą stronę ukazując Caffran parsknął i niemal jednocześnie obaj mężczyźni wybuchli szcze-
ciemną matową farbę. Gaunt z trudem zdołał ukryć swe zdumienie. Kombi- rym śmiechem. Przez kilka minut chichotali prawie przy tym płacząc, dając
nezony dragonów okazały się niespodzianką, posiadały bowiem funkcjonal- upust nagromadzonej w przeciągu dnia histerii. Pomimo trwającego cały
ny kamuflaż nocny, o którym komisarz nie miał wcześniej pojęcia. czas bombardowania, pomimo nieustannej obawy, że kolejny pocisk może
Grzmot bombardowania niósł się ponad ruinami, odległy i tak już znajo- wpaść wprost do krateru i unicestwić ich w ułamku sekundy, strach para-
my, że lojaliści przestali zwracać na niego uwagę. Gaunt skontrolował swój liżujący dotąd myśli żołnierzy wyraźnie zelżał.
słuchawkowy komunikator i wdał się w szybką wymianę zdań z Zorenem. Vitrianin odpiął od pasa manierkę, upił z niej łyk wody i podał naczynie
- Używajcie kanału Kappa – polecił – Kanał Sigma to rezerwa. Pójdę przo- Duchowi.
dem z Duchami. Nie zostawajcie zbyt daleko w tyle. - Wy Tanithijczycy... niewielu was pozostało, jak słyszałem ?
Zoren kiwnął głową poprzez halę dając komisarzowi znać, że zrozumiał Caffran skinął głową.
komunikat. - Zaledwie dwa tysiące. Tyle komisarz-pułkownik Gaunt zdołał zebrać w
- Widziałem, że twoi ludzie ustawili moc laserów na pełną – dodał Gaunt dniu naszej Fundacji. W dniu, kiedy nasz świat umarł.
pytającym tonem. - Mimo to posiadacie świetną reputację – dodał Zogat.
- Istnieje taki zapis w vitriańskiej sztuce wojny: „Uderz za pierwszym - Doprawdy ? Jeśli nawet, to jest to reputacja zdobyta dzięki wszystkim tym
razem tak, by zabić. Nie musisz się wówczas kłopotać drugim ciosem”. czarnym robotom jakie zrzuca się na grzbiety jednostek specjalnych. Wy-
Gaunt popadł na moment w zadumę, po czym odwrócił się i wyszedł z syłają nas do nieprzyjacielskich miast i cytadeli, na których inni łamią sobie
hali w ślad za swymi gwardzistami. zęby. Zastanawiam się nad tym, kogo będą do tej roboty przydzielać, gdy
zginą ostatni z nas.
***** - Często śni mi się mój ojczysty świat – oświadczył melancholijnym tonem
Zogat – Widzę wtedy miasta ze szkła, kryształowe pawilony. Chociaż jes-
Siedzącym w kryjówce ludziom wydawało się, że świat dokonał podziału tem przekonany, że nie ujrzę ich już nigdy więcej, wspomnienia koją duszę.
na dwie połowy: ciemność głębokiego krateru i oślepiającą łunę bombardo- To musi być straszne uczucie nie mieć własnego domu.
wania na zewnątrz. Szeregowiec Caffran i Vitrianin kulili się na dnie wyrwy Caffran wzruszył ramionami.
podczas gdy nad ich głowami szalała ognista pożoga. - Jak straszne może być ? Gorsze od samobójczego szturmu na pozycje
- Na fetha ! Nie sądzę, żebyśmy wyszli z tego żywi... wroga ? Gorsze od umierania ? Wszystko, co spotyka cię na gwardyjskiej
służbie jest
służbie jest na swój sposób straszne. Czasami brak własnego domu staje się Milo złapał Gaunta za rękaw i pociągnął ku sobie na ułamek sekundy
wręcz zaletą. przed pojawieniem się pierwszych rozbłysków detonacji, jakieś sześć kilo-
Zogat posłał w stronę towarzysza pytające spojrzenie. metrów na zachód od pozycji grupy komisarza.
- Nie mamy już nic do stracenia, nic nie może nas rozproszyć ani posiać w - Bliższa nawała ogniowa ? – zapytał chłopiec. Komisarz sięgnął po swą
nas zwątpienia. Oto jestem, szeregowiec Gwardii Dermon Caffran, sługa lornetę, okulary instrumentu zazgrzytały cichutko ustawiając automatycznie
Imperatora, niech władza Jego trwa wiecznie. ostrość konturów obserwowanych w oddali budowli.
- A widzisz, więc jednak posiadasz swą własną filozofię życia – odparł Vit- - Co to było ? – w słuchawce komunikatora rozległ się głos Zorena – To nie
rianin. Obaj żołnierze umilkli wsłuchując się przez dłuższą chwilę w grzmot ostrzał artyleryjski.
dział. - Zgadza się – odparł Gaunt. Polecił wstrzymać ruch oddziału i zabezpie-
- Jak... jak umarł twój świat, człowieku z Tanith ? – zapytał w końcu Zogat. czyć dotychczasowe pozycje, rząd niskich magazynów i warsztatów z rdze-
Caffran zamknął oczy zastanawiając się przez jakiś czas, sięgając umys- wiejącej blachy. Potem wraz z Brinem i dwójką innych Duchów cofnął się
łem po wspomnienia, które od dawna starał się wymazać z pamięci lub na spotkanie idącego w tyle Zorena.
przynajmniej ignorować. Westchnął. - Ktoś jeszcze znalazł się po niewłaściwej stronie muru – oświadczył vit-
- To stało się w dniu naszej Fundacji – zaczął. riańskiemu dowódcy komisarz – Te budowle zostały zniszczone za pomocą
ładunków burzących.
***** Zoren poparł usłyszane stwierdzenie kiwnięciem głowy.
- Obawiam się... – zaczął nieco zmieszanym tonem – że to żaden z moich
Nie mogli zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Nikt nie pomyślał o podwładnych. Vitriańska dyscyplina jest zbyt na to rygorystyczna. Bez wy-
przesuwającym się powoli bombardowaniu, to wstrząsające czyny Drayla muszonej nieznanymi mi powodami konieczności żaden dragon nie użyłby
wprawiły wszystkich w drżenie i lęk budząc w ludziach przemożną chęć w tej sytuacji materiałów wybuchowych. Te eksplozje to praktycznie flary
ucieczki z tego miejsca. sygnałowe dla obserwatorów wrogiej artylerii. Lada chwila zaczną ostrzeli-
Corbec wezwał sierżantów Grella i Currala rozkazując im podłożyć ła- wać tę część rejonu, bo pewnie też się zorientowali, że ktoś tam jest.
dunki wybuchowe w halach zakładu, by dzięki wysadzeniu obiektu w po- Gaunt podrapał się paznokciem po policzku. On też był przekonany, że
wietrze uciszyć choć część doprowadzających ludzi do szaleństwa trąb. Puł- seria wybuchów była dziełem Tanithijczyków. Rawne, Feygor, Curral...
kownik postanowił ruszyć w stronę linii nieprzyjaciela i poczynić tyle znisz- może nawet sam Corbec. Wszyscy z nich mieli skłonność do działania od
czenia, ile zdoła, zanim wróg go zatrzyma. czasu do czasu wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.
Kiedy kompania – po rzezi Drayla Corbecowi pozostało zaledwie stu Na oczach obu oficerów w powietrze wyleciał następny fragment odleg-
dwudziestu żołnierzy - kończyła ostatnie przygotowania do wymarszu, po- łego kompleksu produkcyjnego.
wrócił zwiadowca Baru, jeden z trzech szperaczy wysłanych na rozpoznanie - W takim tempie – warknął zdenerwowany komisarz – mogą równie dob-
przedpola grupy. Nie był sam. Uwięziony ostrzałem na dobre pół godziny rze zgłosić nieprzyjacielowi swe pozycje przez radio !
we wschodnim labiryncie okopów, zwiadowca stwierdził z niepokojem, że Zoren przywołał machnięciem ręki swego oficera łączności. Gaunt zaczął
drogę powrotną odcięła mu inna ściana ogniowej nawałnicy. Przez dłuższy kręcić tarczami radiokomunikatora wykrzykując do mikrofonu swój kod
czas Baru był święcie przekonany, iż nie zdoła odnaleźć ponownie swej wywoławczy. Dystans dzielący dragonów od miejsca tajemniczych wybu-
kompanii. Przekradając się między zasiekami, ziemnymi wałami i okopami chów nie był duży. Wciąż istniała nadzieja.
wpadł ku swemu zaskoczeniu na pięciu innych Tanithijczyków: Feygora,
Larkina, Neffa, Lonegina i majora Rawne. Piątka Duchów zdołała dobrnąć *****
tuż po rozpoczęciu bombardowania do sieci porzuconych przez wroga
umocnień i krążyła w nich bez celu niczym zgubione owce szukające reszty Ludzie Corbeca właśnie wysadzili w powietrze trzeci segment przemys-
stada. łowych budowli i weszli w labirynt wąskich przejść i pomostów łączniko-
Corbec ucieszył się szczerze widząc znajome twarze. Larkin był najlep- wych w obrębie kolejnego dużego zakładu, kiedy Lukas zawołał pułkowni-
szym strzelcem wyborowym w regimencie i jego pomoc w rychłym natarciu ka. Radiooperator złapał jakiś sygnał.
mogła okazać się wręcz nieoceniona. Feygor świetnie strzelał, a przy tym Corbec pobiegł w stronę podwładnego, jego buty rozpryskiwały war-
dorównywał skrytością działań zwiadowcom. Lonegin specjalizował się w stewkę wody zalegającą na kompozytowym chodniku. Odwrócił głowę w
materiałach wybuchowych, toteż pułkownik posłał go natychmiast do Grella kierunku sierżanta Currala polecając mu założyć kolejną serię ładunków bu-
i Currala. Neff dołączył do sanitariuszy grupy, a Rawne ku skrywanej uldze rzących, po czym sięgnął po słuchawki radiokomunikatora. Założył je na
Corbeca przejął bezpośrednie dowodzenie nad częścią sporej grupy gwar- uszy i zaczął uważnie nasłuchiwać. Niemal natychmiast usłyszał czyjś cien-
dzistów. ki zniekształcony głos, przerywany statycznymi trzaskami. Nie było mowy
Nocne przestworza pulsowały czerwoną poświatą, punktowane ognisty- o pomyłce, w słuchawkach rozbrzmiewał sygnał wywoławczy tanithijskiego
mi rozbłyskami synchronizowanymi w dziwaczny sposób z nieregularnym regimentu.
rytmem trąb. Grell podszedł do Corbeca meldując o podłożeniu ładunków. Ponaglany przez dowódcę Lukas przesunął mosiężne potencjometry ko-
Zegary detonatorów ustawiono na piętnaście minut. munikatora próbując wzmocnić sygnał. Corbec zaczął wykrzykiwać swój
Kompania ruszyła główną arterią komunikacyjną wiodącą z fabryki, w kod identyfikacyjny do mikrofonu.
dwóch kolumnach poprzedzanych przez sześcioosobową czujkę. Forpocztę - Corbec !... kowniku !... tórzyć ?! Minowan... órzyć... odsk...
grupy tworzyli sierżant Grell, snajper Larkin, zwiadowcy Mkoll i Baru, nio- - Proszę powtórzyć, komisarzu, tracę sygnał ! Proszę o powtórzenie !
sący wyrzutnię rakiet Melyr i wyposażony w pakiet szperacza Domor. Zada-
niem szóstki było przeczesanie terenu przed maszerującą szybko kolumną i *****
jego zabezpieczenie.
Opuszczone kilkanaście minut wcześniej przemysłowe hale zaczęły wy- Oficer komunikacyjny Zorena podniósł głowę znad radionadajnika i po-
latywać w powietrze. W ciemność nocy wystrzeliły wielkie słupy jaskrawe- kręcił nią przecząco.
go światła rozrywające mroczne sylwety budowli. Najbliżej położone trąby - Nic, komisarzu. Wyłącznie radiowe trzaski.
ucichły w pół dźwięku. Gaunt polecił mu próbować dalej. Istniała realna szansa na wzmocnienie
Kiedy huk detonacji ucichł, do uszu gwardzistów dobiegło zawodzenie liczebności grupy, jeśli tylko Corbec zaprzestałby kolejnych samobójczych
innych instrumentów. Zainstalowane w fabryce trąby swym hałasem masko- wyczynów przed celownikami nieprzyjacielskich baterii.
wały obecność reszty diabolicznej orkiestry. Niepokojący harmider targał - Corbec ! Tutaj Gaunt ! Zaprzestań dalszej demolki i natychmiast kieruj się
skołatanymi nerwami żołnierzy. Corbec splunął ze złością na ziemię, na wschód ! Co sił w nogach ! Corbec, potwierdź odbiór !
dźwięk trąb zaczynał budzić w nim zwierzęcą wściekłość. Zbyt przypominał
liczne noce spędzone w tanithijskich puszczach. Tak często wystarczyło na- *****
depnąć na ukrytego opodal ogniska cykotnika, by natychmiast setka innych
podjęła irytujący zew insekta. - Ładunki gotowe do odpalenia – zameldował sierżant Curral, ale umilkł
- Ruszać się – burknął do najbliższych Duchów – Niebawem ich znaj- widząc podniesioną dłoń pułkownika. Klęczący przy komunikatorze szere-
dziemy. Wykończymy ich wszystkich, do ostatniego. gowiec Lukas próbował usłyszeć coś pośród wypełniających słuchawki
Usłyszał krzepiące serce pomruki aprobaty. Kompania sunęła czujnie trzasków.
przed siebie. - Mamy przestać... każe nam natychmiast przemieścić się na wschód... mu-
simy...
***** Lukas spojrzał na Corbeca rozszerzonymi lękiem oczami.
- Komisarz twierdzi, że zaraz ściągniemy na siebie ogień artylerii.
Pułkownik odwrócił się powoli i spojrzał na ciemne przestworza, gdzie świata. Nie zamierzam stać z założonymi rękami i patrzeć jak banda niedo-
pociski wystrzeliwane z odległych fortyfikacji kreśliły ogniste smugi na tle bitków włóczy się za linią ziemi niczyjej rujnując moje plany działania.
czerni nocy. - Ty naprawdę traktujesz to bardzo osobiście, Flense – uśmiechnął się
- Na fetha ! – wydyszał pojmując znienacka ogrom bezmyślnego błędu, jaki drwiąco Dravere.
popełnił kierując się zwykłym ludzkim gniewem i frustracją. Jantyński pułkownik starał się ukrywać własne emocje, ale natychmiast
- Ruszać, się, ruszać ! – wrzasnął podrywając na nogi zdezorientowanych wyczytał zew sposobności w głosie przełożonego.
żołnierzy. Nie zwalniając szaleńczego kroku zaczął wymachiwać rękami, by - Generale, jeśli w linii bombardowania pojawi się wyłom, czy otrzymam
przywołać do siebie ludzi z rozstawionych po bokach wart. Wiedział, że ma pańskie pozwolenie na wykonanie szybkiego rajdu ? Mam w pełnej goto-
zaledwie sekundy na wyprowadzenie swych gwardzistów ze strefy ostrzału wości silną grupę zmotoryzowaną.
podświetlonej płomieniami wysadzonych w powietrze budynków, tworzą- Dravere zamyślił się na chwilę nad pytaniem oficera. Nadchodziła pora
cych jaskrawą strzałkę sygnalizującą wycelowaną prosto w ich tymczasowy posiłku, toteż trudno mu było skoncentrować się na aspektach taktycznych,
obóz. ale wizja rychłego zwycięstwa przeważyła.
Skierował się na wschód. Gaunt mówił coś o wschodzie. Jak daleko znaj- - Jeśli wygrasz dla mnie, Flense, nie zapomnę ci tego. Moja przyszłość
dowała się kompania komisarza ? Kilometr ? Dwa ? Ile jeszcze czasu pozo- skrywa wiele obietnic, byle tylko uwolnię się od tego przeklętego świata. Ty
stało do artyleryjskiej salwy ? Czy shrineńscy operatorzy ładowali już trzy- również mógłbyś wtedy z nich skorzystać.
tonowe pociski fosforowe w zamki swych olbrzymich dział, czy kalibrowali - Stanie się zgodnie z pańską wolą, lordzie generale.
wykonane z brązu dalmierze i obracali z metalicznym łoskotem tryby pod-
nośników luf kierując je w stronę nowego celu ? *****
Ludzie Corbeca pędzili przed siebie co sił w nogach. Nikt nie zaprzątał
sobie głowy przeczesywaniem terenu. Pułkownik mógł tylko ślepo ufać, iż Bystry oportunistyczny umysł pułkownika Flense przewidział możli-
w pobliżu nie kryli się żadni shriveńscy maruderzy. wość, że Shriveni przesuną linię bombardowania – albo jeszcze lepiej tylko
jedną jego sekcję – by ostrzelać obszar uwieczniony na zdjęciu satelitarnym
***** i pozbyć się uciążliwych intruzów krążących gdzieś za linią ostrzału. A to
otwarłoby mu oczekiwany wyłom.
Vitriański radiooperator odtworzył raz jeszcze ostatni zarejestrowany Wykorzystując komunikaty przesyłane z orbity do siedzącego w pierw-
sygnał i wzmocnił go oczyszczając nieco zapis z radiowych szumów. Gaunt szym czołgu astropaty Flense przemieścił swą zmotoryzowaną kolumną na
i Zoren obserwowali niecierpliwie jego wysiłki. zachód, wzdłuż linii rzeki i poprzez pontonowy most, wjeżdżając tak daleko
- Potwierdzenie, jak sądzę – stwierdził – Odebrali rozkaz. w głąb ziemi niczyjej jak mu na to pozwalał zdrowy rozsądek. Pociski
Gaunt pokiwał z aprobatą głową. artyleryjskie Shrivenów tworzyły nieustającą ścianę ognia przed frontem je-
- Pozostaniemy na tych pozycjach do chwili nawiązania kontaktu z Corbe- go pojazdów.
cem. Flense omal nie przegapił swej okazji. Ledwie zdążył rozstawić w szyku
W tym samym momencie obszar przemysłowych zabudowań na zacho- wszystkie swe maszyny, kiedy z przodu pojawił się wyłom. Długi na pół
dzie zapłonął jaskrawym blaskiem. Wielkie słupy ognia zaczęły wystrzeli- kilometra fragment ogniowej nawałnicy zniknął, by pojawić się kilkanaście
wać ku nocnemu niebu unicestwiając wszystko wokół. Eksplozje punktowa- sekund później w głębi ziemi niczyjej, w miejscu sfotografowanym przez
ły całą strefę w rytm kolejnych salw. Shriveni przesunęli jedną sekcję swej skanery marynarki.
artyleryjskiej nawały na trzy kilometry w głąb ziemi niczyjej próbując anihi- Powstała brama w wale nawałnicy, droga wiodąca do serca shriveńskich
lować wypatrzone moment wcześniej ślady życia. pozycji.
Gaunt mógł tylko patrzeć i czekać. Flense wykrzyczał do mikrofonu rozkaz. Wbijając pedały gazu do podłóg
kierowcy jantyńskich pojazdów ruszyli przed siebie podskakując i ślizgając
***** się na pobojowisku.

Pułkownik Flense należał do ludzi, którzy kształtowali swą przyszłość *****


korzystając z każdej ku temu sposobności i teraz ponownie dostrzegł taką
okazję, wieszczącą rychły tryumf. Głos szeregowca Caffrana wypełniał ciasną przestrzeń krateru, ledwie
Po przerwanym wypadzie Patrycjuszy późnym popołudniem oficer po- słyszalny ponad grzmotem bombardowania.
wrócił do sztabu rozpatrując w myślach dostępne taktyki alternatywne. Nie - Tanith było pięknym miejscem, Zogat. Leśny świat, wiecznie zielony,
mógł podjąć żadnych zdecydowanych działań, dopóki gigantyczne bombar- gęsty, tajemniczy. Te puszcze miały wręcz mistyczny charakter. Panował w
dowanie pustoszyło całą linię frontu, ale prędzej czy później musiało ustać nich niezwykły spokój... i były też dziwne na swój własny sposób. Drzewa,
albo przynajmniej złagodnieć nieco. Ziemia niczyja poddana tak intensyw- zwane przez nas nal, one... poruszały się, zmieniały pozycje, podążając za
nemu ostrzałowi stawała się bezludnym pustkowiem równie trudnym do słońcem, opadami deszczu, zewem potrzeb pulsujących w ich soku. Nigdy
utrzymania dla Shrivenów jak i imperialistów. To stwarzało idealne warunki nie próbowałem tego zrozumieć, po prostu wszyscy od zawsze to akcep-
dla precyzyjnego uderzenia pancernego. towaliśmy. I dlatego też na Tanith nigdy nie przyjęło się pojęcie stałości
O godzinie osiemnastej, gdy nad linią frontu zaczynał zapadać zmierzch, geograficznej. Szlak wiodący przez puszczę mógł zmienić się, zniknąć lub
Flense zgromadził na ulicach zrujnowanego nadrzecznego miasteczka swą pojawić na nowo w innym miejscu w przeciągu jednej nocy. Dzięki temu od
grupę uderzeniową. Osiem krótkolufych Leman Russów w wersji oblężni- stuleci mieszkańcy mojego świata obdarzeni byli instynktem wyczuwania
czej, cztery standardowe czołgi w wersji phaethońskiej, trzy gąsienicowe kierunku. Specjalizowali się w tropieniu i zwiadzie. Wszyscy jesteśmy w
moździerze Griffon i dziewiętnaście transporterów opancerzonych Chimera tym dobrzy. Myślę, że to właśnie dzięki tym wędrującym puszczom nasz
wiozących w przedziałach desantowych blisko dwustu uzbrojonych po zęby regiment zdobył reputację najlepszej jednostki zwiadowczej w Gwardii.
Jantyńskich Patrycjuszy. - Wielkie miasta Tanith też były na swój sposób piękne. Przemysł opierał
Flense znajdował się właśnie w siedzibie sztabu, debatując z generałem się na produkcji płodów rolnych, poza świat eksportowaliśmy zazwyczaj
Dravere na temat procedur operacyjnych i śledząc jednocześnie pracę anali- cenne gatunki drewna i wykonane z nich dzieła sztuki. Rzeźby tanithijskich
tyków próbując oszacować skalę ostatnich strat wśród żołnierzy tanithij- artystów słynęły szeroko. Miasta wznosiliśmy z bloków kamienia, wyrastały
skich i vitriańskich, kiedy do pomieszczenia wszedł oficer komunikacyjny wysoko pośród lasów. Mówiłeś o szklanych pałacach na twoim świecie. My
niosący w rękach sterty wydruków nadesłanych z pokładów jednostek impe- nie mieliśmy nic tak olśniewającego, tylko proste silne budowle z szarego
rialnej marynarki. kamienia.
Były to satelitarne zdjęcia strefy bombardowania. Inni sztabowcy obrzu- Zogat nic nie odpowiedział. Caffran przekręcił się na plecy obierając wy-
cili je pobieżnymi spojrzeniami, ale Flense zatrzymał na chwilę wzrok na godniejszą pozycję. Pomimo goryczy w swym głosie i sercu wyczuwał też
wybranym zdjęciu. Fotografia ukazywała serię detonacji wykwitających dziwną tęsknotę, która nie pojawiła się u niego już od wielu miesięcy.
około kilometra za główną linią ogniowej nawały. - Kiedyś nadeszła wieść, że Tanith ma wystawić trzy regimenty wojska dla
Flense pokazał zdjęcie generałowi i poprosił go na bok. Imperialnej Gwardii. Nasz świat po raz pierwszy otrzymał żądanie spełnie-
- Seria artyleryjskich niedolotów – skomentował Dravere. nia tego obowiązku, ale zawsze posiadaliśmy pod bronią spory garnizon
- Nie, sir, to nie pociski artyleryjskie... raczej efekt detonacji materiałów wyszkolonych milicjantów. Procedura Fundacji zajęła osiem miesięcy.
wybuchowych. Ktoś jest za linią nawały. Wyznaczeni do zaciągu ludzie czekali na specjalnie oczyszczonych z lasu
- A zatem ktoś jednak przeżył – wzruszył ramionami generał. polach na przybycie statków transportowych. Powiedziano nam, że dołączy-
Flense zachował beznamiętny wyraz twarzy. my do imperialnych wojsk walczących na Światach Sabbat, że zmierzymy
- Poświęciłem się misji przełamania tej sekcji frontu i zdobycia całego tego się ze sługusami Chaosu. Powiedziano nam też, że najpewniej już nigdy nie
świ z
ujrzymy ponownie Tanith, bo człowiek ślubujący wierność Gwardii musi Gaunt zatrzymał swoją kompanię w blaszanych barakach będących nieg-
podążać wciąż za kolejnymi przydziałami frontowymi, dopóki śmierć go nie dyś robotniczymi warsztatami. Wszyscy zdjęli z ulgą niewygodne maski
zabierze albo nie otrzyma pozwolenia na osiedlenie się w miejscu, do któ- przeciwgazowe. Podłogi w pomieszczeniach pokryte były miniaturowym
rego zawiodła go służba. Wy pewnie też to usłyszeliście. zielonkawym pyłem przypominającym w smaku żelazo lub krew, wszędzie
Zogat pokiwał głową, jego ciemnoskóra twarz przybrała wyraz tęsknej walały się roztrzaskane metalowe skrzynki. Gwardziści znaleźli się dobre
melancholii. Kolejna seria wybuchów wstrząsnęła powietrzem gdzieś opo- pięć kilometrów od ściany artyleryjskiej nawałnicy i posępne zawodzenie
dal, ziemia zadygotała pod nogami gwardzistów. trąb dobiegające z okolicznych budowli działało ludziom jeszcze silniej na
- No i czekaliśmy na tych polach – kontynuował Caffran – tysiące męż- nerwy.
czyzn w nowiutkich mundurach, obserwujących latające tam i z powrotem Corbec zdołał wyprowadzić swych żołnierzy ze strefy ostrzału dosłownie
orbitalne promy. Chcieliśmy jak najszybciej ruszyć w drogę, a zarazem pra- na ułamek chwili przed pierwszą salwą Shrivenów, chociaż wszyscy ucie-
wie każdy wzdragał się przed pożegnaniem z Tanith, ale świadomość, że kające Duchy zostały powalone na ziemię podmuchami fal uderzeniowych,
zawsze gdzieś za plecami będzie trwał nasz dom podnosiła wszystkich na a osiemnastu z nich na zawsze straciło słuch. Gwardyjscy medycy operujący
duchu. Ostatniego wieczoru dowiedzieliśmy się, że przyleciał komisarz za linią frontu mieli zapobiec ich kalectwo poprzez wszczepienie w czaszki
Gaunt, oficer Gwardii wyznaczony do nadzoru nad nami – Caffran westch- ofiar implantów słuchowych, ale wpierw należało za te linie dotrzeć. Na
nął przypominając sobie ostatnie chwile spędzone na tanithijskiej ziemi, polu bitwy osiemnastu głuchych mężczyzn sprawiało poważne kłopoty. Ko-
chrząknął lekko oczyszczając gardło – Gaunt miał dobrą reputację, spędził misarz zdecydował, że przed wymarszem w dalszą drogę upchnie wszyst-
wcześniej wiele lat z hyrkańskimi regimentami. Myśmy byli świeżym nabo- kich okaleczonych nieszczęśników głęboko w szeregi kolegów, by ci czu-
rem, niedoświadczonymi rekrutami wymagającymi twardej ręki. Sztab kruc- wali nad ich bezpieczeństwem i w porę alarmowali klepnięciami dłoni o
jaty najwyraźniej uznał, że dopiero oficer kalibru Gaunta zdoła z nas zrobić powstałym zagrożeniu. Uciekinierzy odnieśli też inne obrażenia, w tym
wartościowych żołnierzy. złamania rąk czy żeber, nikt jednak nie stracił zdolności poruszania się o
Caffran urwał na moment czując wzbierający gdzieś w głębi serca gniew własnych siłach.
i poczucie ulgi zarazem. Uświadomił sobie z zaskoczeniem, iż pierwszy raz Gaunt odprowadził Corbeca na ubocze. Komisarz potrafił z miejsca roz-
od chwili Upadku opowiada jego historię na głos. Duszę ściskały mu obcęgi poznać dobrego żołnierza, dlatego tym bardziej bolało go zawiedzione zau-
złości i goryczy. fanie. Zawsze przedkładał Corbeca nad majora Rawne. Obaj mężczyźni wy-
- Wszystko poszło źle tej ostatniej nocy, kiedy ładowano nas na pokłady walczyli sobie respekt i poważanie wśród tanithijskich żołnierzy, jeden po-
transportowców. Większość żołnierzy już siedziała w wahadłowcach na lą- przez sympatię, drugi dzięki lękowi, jaki budził.
dowisku albo zmierzała w stronę orbity parkingowej. Zwiad marynarki kos- - To do ciebie niepodobne popełnić tak rażący błąd – zaczął Gaunt.
micznej nie wykonał dobrze swej roboty i silna flotylla Chaosu, odłam ar- Corbec otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale niemal natychmiast zre-
mady umykającej przed pościgiem naszej floty, wszedł do systemu Tanith zygnował z tego pomysłu. Nie bardzo wiedział, jak mógłby się usprawiedli-
omijając wcześniej wszystkie blokady. Praktycznie nikt nas nie ostrzegł. wić przed komisarzem.
Mój rodzinny świat został unicestwiony w przeciągu jednej nocy. Gaunt go wyręczył w tym kłopotliwym dylemacie.
Caffran umilkł ponownie. Zogat patrzył na niego rozszerzonymi z wra- - Rozumiem, w jak wielkim znajdujemy się wszyscy stresie. Warunki dzia-
żenia oczami. łania należą do najbardziej ekstremalnych, a twoja jednostka ucierpiała z ich
- Gaunt miał przed sobą prosty wybór: wyładować żołnierzy i stoczyć powodu w największym stopniu. Słyszałem już o Draylu. Myślę też, że trą-
skazany na porażkę bój albo zabrać tylu, ilu tylko zdoła i uciec przed za- by, które próbowałeś zniszczyć z iście samobójczą determinacją potrafią do-
gładą. Wybrał drugą opcję. Nikt z nas jej nie zaakceptował, wszyscy chcie- prowadzić człowieka do szału. Prawdopodobnie wróg użył ich do budzenia
liśmy umrzeć walcząc za nasze domy i rodziny. Teraz myślę, że pozostając w nas dezorientacji. Prawdę mówiąc, stają się równie niebezpieczne jak
na Tanith zapisalibyśmy tylko pojedynczą kartę w historii Imperium. Gaunt zwykła broń. Shriveni chcą nas wykończyć za pomocą tych dźwięków.
nas ocalił. Zabrał nas z miejsca skazanego na zniszczenie, byśmy gnani Corbec pokiwał ciężko głową. Wydarzenia ostatnich kilku godzin wy-
własną dumą mogli wziąć udział w zniszczeniu na znacznie większą skalę. czerpały jego organizm, z trudem reagował na słowa przełożonego.
Oczy Zogata błyszczały w półmroku. - Jaki mamy plan ? Czekamy na zakończenie bombardowania i wracamy na
- Musisz go nienawidzić. wyjściowe pozycje ?
- Nie ! Tak, nienawidzę go tak jak nienawidziłbym każdego innego czło- Gaunt zaprzeczył ruchem głowy.
wieka zmuszającego mnie do biernego patrzenia na umierający dom, czło- - Skoro zaszliśmy już tak daleko, możemy zrobić coś pożytecznego. Za-
wieka poświęcającego go w imię wyższego dobra. czekamy tutaj na powrót zwiadowców.
- Czy to jest wyższe dobro ? Wysunięte w przód czujki powróciły po upływie trzydziestu minut.
- Walczyłem z Duchami na tuzinie frontów. Nigdy nie widziałem wyższego Zwiadowcy, po części Vitrianie, w większości jednak Tanithijczycy, uzu-
dobra ponad to. pełnili wzajemnie swoje raporty i szkice tworząc obraz przedpola na prze-
- Masz za co go nienawidzić. strzeni dwóch kilometrów.
- Podziwiam go. Pójdę za nim wszędzie, tyle tylko mogę powiedzieć. Największe zainteresowanie Gaunta wzbudziła budowla położona na za-
Opuściłem swój świat tej nocy, kiedy umarł i od tej pory wciąż walczę za chodzie.
jego pamięć. My Tanithijczycy jesteśmy wymierającym narodem. Zostało
nas niewiele ponad dwadzieścia setek. Gaunt uratował tylko tylu ludzi, że *****
zdołano z nich sklecić jeden regiment. Pierwszy Tanithu. Pierwszy i Jedyny.
To dlatego nazywają nas Duchami, teraz już to wiesz. Ostatnie dusze umar- Skradali się poprzez rozległą sieć wielkich rur przepompowni, pośród
łego świata. I myślę, że przyjdzie nam wciąż walczyć i walczyć do chwili, w mokrych od deszczu kompozytowych ramp pokrytych plamami oleju i ka-
której wszyscy zginiemy. wałkami gruzu. Gęste chmury kordytowej mgły osłaniały postępy grupy. Na
Caffran skończył swą opowieść i w kraterze zapadła cisza przerywana zachodzie szperacze dostrzegali zarys wielkiego wzniesienia terenu, na pół-
jedynie hukiem artyleryjskiej kanonady. Zogat milczał przez kilka minut, nocy w niebo strzelały kształty robotniczych habitatów wznoszących się
potem podniósł twarz ku jaśniejącemu nieznacznie niebu. ponad pasma oparów, straszące pustymi otworami tysięcy wbitych okien. W
- W ciągu dwóch godzin nadejdzie świt – oświadczył łagodnym tonem – tej części wrogiego terytorium słychać było mniej złowieszczych trąb, ale
Może wypatrzymy jakąś drogę odwrotu z tego miejsca, kiedy zrobi się już wokół wciąż nie sposób było dojrzeć żadnego śladu życia, nawet drobnych
jasno. miejskich gryzoni.
- Racja – kiwnął głową Caffran przeciągając się z trzaskiem kości – Żołnierze zaczęli mijać wielkie kompozytowe bunkry, wszystkie puste
Nawałnica wydaje się cofać. Kto wie, może nawet przeżyjemy tę przeklętą bez wyjątku. W ich wnętrzach poniewierały się jedynie metalowe wsporniki
noc. Feth, zdarzało się przecież widywać gorsze rzeczy. i palety z szarego plastiku. Na podestach za bunkrami walały się poobijane
żółte wózki transportowe.
***** - Magazyny amunicji – zasugerował Zoren – Dla celów tak intensywnego
bombardowania musieli zgromadzić spore zapasy pocisków. Te składy naj-
Słabe promienie słońca przebijały się z trudem przez grube warstwy wyraźniej już opróżnili.
burzowych chmur, podświetlanych od dołu łuną wciąż trwającego bombar- Gaunt uznał tę hipotezę za najbardziej prawdopodobną. Ruszyli w dalszą
dowania. Szare przestworza pocięte były ognistymi smugami pocisków wy- drogę, uważnie stawiając kroki i ściskając w rękach gotową do użycia broń.
strzeliwanych z odległych shriveńskich fortyfikacji. Niżej, nad powierzchnią Budowla zauważona przez zwiadowców była już blisko, na tle nieba ryso-
szerokiej, zrytej siatkami okopów doliny, kłęby dymu pochodzące z trwa- wała się bryła metalowej hali załadunkowej. Na jej górnym poziomie stało
jącej nieprzerwanie od dwudziestu jeden godzin kanonady tworzyły gęstą, mnóstwo dźwigów i suwnic przeznaczonych do opuszczania ładunku na dno
kremową zasłonę przypominającą mgłę, cuchnącą odorem kordytu i fosforu. głębokiego pomieszczenia.
Pierwsi gwardziści dostali się po niewielkich schodkach na metalową Tunel maglevu był dostatecznie szeroki, by mogło nim iść jednocześnie
platformę tworzącą coś na kształt peronu przy wylocie szerokiego, dobrze czterech mężczyzn, po dwóch z każdej strony magnetycznej szyny. Chociaż
oświetlonego tunelu niknącego gdzieś pod powierzchnią ziemi. Tunel miał przestrzeń budowli była dobrze oświetlona blaskiem wbudowanych w ścia-
cylindryczny kształt, pośrodku jego podstawy biegła pojedyncza wysoka ny niebieskich lamp, Gaunt posłał przodem Domora i kilku innych szpera-
szyna. Feygor i Grell studiowali uważnie wylot tunelu oraz opancerzony czy z zadaniem zlokalizowania potencjalnych bomb-pułapek.
punkt kontrolny znajdujący się tuż przy podziemnym wejściu. Nie napotykając na żadne przeszkody gwardziści przemierzyli dwa kilo-
- Linia maglevu – orzekł Feygor, próbujący dopasować swą wiedzę tech- metry we wschodnim kierunku, mijając kolejną opuszczoną stację kolejki
niczną do dziwnych technologii wypełniających punkt kontrolny – Ciągle oraz dwa skrzyżowania z innymi liniami maglevu. Powietrze było suche i
aktywna. Przywozili amunicję artyleryjską wózkami do hali, opuszczali ją w przesycone elektrostatyczną energią emitowaną przez wciąż aktywną szynę
dół dźwigami, a potem ładowali na składy kolejowe kursujące w stronę ba- kolejki. Od czasu do czasu twarze żołnierzy owiewały podmuchy gorącego
terii na wzgórzach. powietrza, niczym zwiastuny burzy, która nigdy nie miała nadejść.
Duch pokazał Gauntowi jeden z ekranów pulpitu sterowniczego. Na Na trzecim skrzyżowaniu Gaunt skierował kolumnę w nowy tunel, usta-
zielonym wyświetlaczu urządzenia błyszczała pokryta runicznymi symbo- lając marszrutę za pomocą szkicu w swym notesie. Gwardziści przeszli
lami mapa podziemnej sieci komunikacyjnej. zaledwie dwadzieścia metrów, gdy Milo pociągnął komisarza za rękaw uni-
- Mają tutaj cały system tranzytowy, łączący wszystkie zakłady i umożli- formu.
wiający błyskawiczne przewożenie potrzebnych materiałów. - Myślę, że powinniśmy natychmiast zawrócić do skrzyżowania – oświad-
- A tę stację porzucili, ponieważ wyczerpali już tutejsze zapasy amunicji – czył adiutant.
dodał Gaunt. Komisarz wyjął z kieszeni swój elektroniczny notes i zaczął do Gaunt nie zadawał żadnych pytań. Ufał instynktowi Brina bardziej niż
niego kopiować mapę kolejki maglevu. Kiedy skończył, nakazał żołnierzom swemu własnemu i wiedział, że chłopiec rzadko się myli. Kolumna pośpiesz-
dziesięciominutową przerwę i usiadł na krawędzi peronu porównując szkic z nie wycofała się z powrotem za zwrotnicę. Minutę później z bocznego tunelu
mapami industrialnego regionu przechowywanymi w pamięci notesu. Shri- buchnęła fala gorącego powietrza i z jego głębi pośród niskiego buczenia
veni wprowadzili szereg modyfikacji w samych zakładach, ale ich rozmiesz- nadjechał samobieżny pociąg towarowy. Kolejka przemknęła przez skrzyżo-
czenie wciąż pozostawało takie same. wanie. Był to automatyczny skład trakcyjny ciągnący sześćdziesiąt otwartych
Pułkownik Zoren usiadł obok komisarza. wagoników, pomalowanych w khaki i oznakowanych czarnożółtymi pasami
- Coś panu chodzi po głowie ? – mruknął pytająco. ostrzegawczymi. Każdy wagonik załadowany był do pełna pociskami artyle-
Gaunt wskazał dłonią wylot tunelu. ryjskimi, wiezionymi z odległych magazynów do głównych stanowisk ognio-
- To nasza droga, wiodąca prosto do serca głównych fortyfikacji Shrive- wych Shrivenów. Kiedy skład przelatywał obok żołnierzy, unosząc się tuż
nów. Nie zablokowali jej, ponieważ wciąż potrzebują przejezdnych szlaków nad powierzchnią szyny, wielu gwardzistów gapiło się na niego szeroko ot-
maglevu dla pociągów zaopatrujących baterie. wartymi oczami i kreśliło w powietrzu ochronne runy.
- Ale jest w tym wszystkim coś dziwnego, nie sądzi pan ? – Zoren odciąg- Gaunt zaczął analizować swoją prowizoryczną mapę. Trudno mu było
nął w tył hełmu swą przyłbicę. oszacować odległość dzielącą oddział od najbliższego skrzyżowania czy stac-
- Coś dziwnego ? ji, a bez znajomości częstotliwości, z jaką po trasie kursowała kolejka skazy-
- Ostatniej nocy uznałem, że pańska interpretacja taktyki nieprzyjaciela jest wał swych ludzi na pewną śmierć w przypadku spotkania pociągu w tunelu.
poprawna. Wrogowie spróbowali frontalnego ataku, a kiedy ten się nie po- Komisarz zaklął ze złością. Nie miał najmniejszej ochoty na odwrót w ta-
wiódł, zamarkowali swój głęboki odwrót, by zwabić nas w zasięg ciężkiej kiej chwili. Zaczął przyglądać się najbliższym żołnierzom wywołując z pa-
artylerii i unicestwić wszelki pościg. mięci ich indywidualne umiejętności i wykształcenie.
- Takie wnioski płynęły z analizy znanych nam faktów – oświadczył Gaunt. - Domor ! – zawołał i wezwany żołnierz podszedł pośpiesznie do przeło-
- Nawet teraz ? Przecież musieli się zorientować, że wciągnęli w pułapkę za- żonego.
ledwie kilka tysięcy lojalistów, a logika podpowiada, że zdecydowana więk- - Na Tanith ty i Grell byliście inżynierami, prawda ?
szość z nas powinna już być martwa. Dlaczego zatem wciąż strzelają ? Do Młody szperacz pokiwał głową.
kogo strzelają ? Takie działanie musi w zastraszającym tempie opróżniać ich - Byłem asystentem głównego nadzorcy linii tartacznej w Tanith Attica.
magazyny amunicji. Trwa to już ponad jeden dzień. I zwróćmy uwagę na to, Pracowałem z ciężkimi maszynami.
że porzucili zadziwiająco duży obszar własnego terytorium. - Gdybyś miał w tej chwili odpowiednie narzędzia, czy potrafiłbyś zatrzy-
Gaunt przytaknął słowom vitriańskiego oficera. mać taki pociąg ?
- To samo przyszło mi o świcie na myśl. Wcześniej sądziłem, że dokładają - Sir ?
wszelkich wysiłków, by zniszczyć oddziały wciągnięte w głąb ziemi niczy- - I uruchomić go potem ponownie ?
jej. Ale teraz ? Ma pan rację. Porzucili zbyt wiele własnego terenu, a prze- Domor podrapał się w zamyśleniu po policzku.
ciągające się bombardowanie nie ma już żadnego sensu. - O wysadzeniu samej szyny raczej zapomnijmy... trzeba zablokować albo
- Dopóki nie przyjmiemy założenia, że próbują nas odgonić albo przy- przerwać emisję energii zasilającej skład trakcyjny. O ile mi wiadomo, po-
trzymać w miejscu – powiedział czyjś głos. Do dwójki oficerów podszedł ciąg przemieszcza się po szynie pobierając energię z niej. Zasilanie odbywa
major Rawne. się za pomocą elektrycznego przewodnika. Potrzebujemy jakiegoś materia-
- Proszę rozwinąć tę myśl, majorze – powiedział Gaunt. łu, który nie przewodzi prądu, a przy tym jest dostatecznie płaski, by nie
Rawne wzruszył ramionami i splunął na peron. Jego czarne oczy zwęziły spowodować wykolejenia samego składu. A jaki ma pan pomysł, sir ?
się wyraźnie. - Chciałbym zatrzymać lub zwolnić następny przejeżdżający przez skrzyżo-
- Wszyscy wiemy, że pomiot Osnowy toczy wojny wedle odmiennych od wanie pociąg, załadować się na niego i ruszyć w dalszą podróż.
naszych taktyk. Tkwimy na tym froncie od miesięcy. Myślę, że wczoraj nie- - I wjechać prosto do garażu nieprzyjaciela ? - Domor wyszczerzył w
przyjaciel podjął ostatnią próbę złamania nas konwencjonalną ofensywą. uśmiechu zęby i rozejrzał się wokół, a potem podszedł do Corbeca i Zorena,
Te-raz postawili ścianę ognia, żeby się od nas odgrodzić na czas potrzebny debatujących nad jakimś problemem w chwili przymusowego odpoczynku.
im do przygotowania czegoś innego. Być może czegoś, co wymagało Gaunt ruszył w ślad za szperaczem.
miesięcy wcześniejszych przygotowań. - Przepraszam, sir – zasalutował Domor – Czy mógłbym przyjrzeć się bliżej
- A niby czego ? – zapytał niespokojnym tonem Zoren. pańskiemu pancerzowi ?
- Czegoś. Nie wiem. Może zamierzają wykorzystać moc Osnowy. Robią Vitriański pułkownik spojrzał na Ducha ze zdziwieniem i pewną dozą
coś ceremonialnego. Wszystkie te trąby... może one nie mają pełnić roli psy- podejrzliwości, ale dostrzegł natychmiast uspokajający gest Gaunta. Zdej-
chologicznej, tylko... są częścią jakiegoś złożonego... rytuału ? mując z dłoni rękawicę podał ją Domorowi. Tanithijczyk zaczął studiować
Wszyscy oficerowie milczeli przez dłuższą chwilę, potem Zoren roześ- ją uważnie.
miał się drwiąco. - Przepiękna robota. Czy te ząbki na wierzchu zostały wykonane ze szkła ?
- Rytualna magia ? - Tak, z miki. Można to nazwać szkłem. Małe płytki miki zostały złączone z
- Nie wolno drwić z czegoś, czego się nie pojmuje ! – upomniał go Gaunt – podstawowym materiałem za pomocą termicznego zgrzewania.
Rawne może mieć rację. Imperator jeden wie jak wiele heretyckiego sza- - Tworzywo nie przewodzące prądu – Domor pokazał rękawicę Gauntowi –
leństwa mieliśmy już okazję widzieć na swe oczy. Potrzebowałbym jakiś większy kawałek, być może kamizelkę... i może nie
Zoren nic nie odpowiedział. On też posiadał takie wspomnienia, obrazy wrócić do właściciela w całości.
rzeczy, które jego umysł desperacko próbował wymazać z pamięci. Gaunt zaczął się zastanawiać nad skróconą wersją wyjaśnień mając na-
Gaunt wstał i wskazał dłonią wylot tunelu. dzieję, że Zoren zgodzi się poprosić któregoś z podwładnych o potrzebny
- Tym bardziej zatem jest to nasza droga. I lepiej ruszać zaraz, bo jeśli fragment pancerza. Lecz zanim jeszcze cokolwiek powiedział, pułkownik
Rawne ma rację, jesteśmy najbliżej nieprzyjaciela, by mu przeszkodzić w zdjął swój hełm, podał go zastępcy, po czym rozpiął własną kamizelkę. Sta-
tym, co planuje. jąc w opinającym dobrze zbudowaną sylwetkę podkoszulku, odsłaniając
aaaaa
pierwszy raz krótko przycięte czarne włosy i ciemną skórę, Zoren wyjął z trafili na żaden ślad nieprzyjaciela. Stare industrialne obszary wydawały się
wewnętrznej kieszeni kamizelki cienką książeczkę o szarych okładkach i wyludnione i porzucone na pastwę losu.
po-dał pancerz Domorowi. Szarą książkę pieczołowicie ukrył za swym Flense polecił zatrzymać czołg i wyjrzał przez właz w wieżyczce chcąc
pasem. przeczesać za pomocą lornety swe otoczenie. Zrujnowane puste budynki
- Zakładam, że to część pańskiego nowego planu ? – zapytał, kiedy Domor przypominały mu zjawy majaczące pośród mgieł. Nieprzerwane zawodzenie
oddalał się pośpiesznie wzywając do siebie Grella i kilku innych Duchów. dziwnych trąb grało pułkownikowi na nerwach.
- Pokochasz go – odparł krótko Gaunt. - Kieruj się na wzgórza – polecił swemu kierowcy chowając się z powrotem
we wnętrzu czołgu – Nawet jeśli pozostało nam tylko uciszenie tych prze-
***** klętych baterii, i tak zapiszemy się w historii Imperium.

Podmuch ciepłego powietrza obwieścił przybycie następnego pociągu, *****


jadącego w odstępie siedemnastu minut od poprzedniego składu. Domor
umieścił kamizelkę Zorena na wierzchu szyny i przywiązał do niej pas Cztery kilometry podróży, pięć, kolejne mijane w biegu puste stacje i
wykonany ze skrawków materiału odciętych od własnego płaszcza. nieoświetlone rampy załadunkowe. Zakręt w lewo, potem drugi. Nerwowe
Kolejka wtoczyła się na skrzyżowanie i wszyscy wstrzymali na jej widok wyczekiwanie w trakcie trzyminutowego postoju na mijance ustępującego
oddech. Pierwszy wagon przesunął się ponad kamizelką, unosząc się kilka pierwszeństwa przejazdu innemu składowi. Potem znów znaleźli się w
centymetrów nad wierzchem szyny. Gaunt zastygł w bezruchu. Przez uła- ruchu.
mek chwili był przekonany, że jego plan spełzł na niczym. Napięcie szargało nerwy Gaunta. Wszystkie przemierzane tunele wyda-
Lecz kiedy tylko drugi wagonik znalazł się nad pancerzem, elektryczne wały się identyczne, w ich półmroku komisarz nie dostrzegał żadnych śla-
połączenie między szyną i składem trakcyjnym zostało zakłócone i pociąg dów alarmu, żadnego śladu żywych istot.
zwolnił drastycznie. Siła własna pędu pchała go jeszcze przez chwilę do Pociąg wjechał do rozległej podziemnej hali i zatrzymał się za dwoma in-
przodu i klęczący przy skrzyżowaniu Domor modlił się żarliwie, by skład nymi składami amunicyjnymi, właśnie rozładowywanymi przez dźwigi i
nie wyjechał przypadkiem poza przeszkodę w obwodzie. I wtedy skład sta- wózki widłowe. Pusty pociąg zawracał na pętli po drugiej stronie pomiesz-
nął w miejscu unosząc się w powietrzu dzięki energii własnego pola magne- czenia ruszając w drogę powrotną ku odległym magazynom amunicji.
tycznego. Hala była ogromna i pogrążona w mroku, jej przestrzeń rozświetlały ty-
Wśród żołnierzy rozległy się okrzyki radości. siące świeczników i ustawionych na podłodze przenośnych lamp. Powietrze
- Wskakiwać ! Tak szybko jak możecie ! – rozkazał Gaunt ruszając w stro- było gorące, w posmaku przywodziło na myśl wyziewy kowalskiej kuźni.
nę pociągu. Vitrianie i Tanithijczycy wskakiwali na wagoniki pomagając so- Fragmenty ścian znajdujące się w zasięgu wzroku lojalistów pokryte były
bie wzajemnie, szukając pewnego oparcia na skrzynkach z amunicją i siada- wielkimi insygniami Chaosu i proporcami. Wyszyte na nich znaki powo-
jąc okrakiem na obłych pociskach. Gaunt, Zoren, Milo, Bragg i sześciu vit- dowały łzawienie oczu lojalistów po zaledwie zerknięciu na nie, a dłuższe
riańskich dragonów wsiadło na pierwszy wózek, dołączyli do nich Mkoll, wpatrywanie się w bluźniercze emblematy wywoływało zawroty głowy. By-
Curral i Domor. Szperacz ściskał w dłoni koniec pasa materiału przywiąza- ły to nieczyste plugawe znaki, symbole plagi i rozkładu.
nego do kamizelki. W pociętej pomostami komunikacyjnymi kilkupiętrowej hali pracowało
- Dobra robota, żołnierzu – pochwalił go komisarz i podniósł w górę dłoń około dwustu Shrivenów, obsługujących dźwigi lub jeżdżących wózkami
sprawdzając wzrokiem, czy wszyscy żołnierze wsiedli bezpiecznie na wago- transportowymi. Żaden z nich nie spostrzegł nadprogramowego ładunku na
niki. Odpowiedziały mu krótkie okrzyki potwierdzeń. wagonikach ostatniego pociągu.
Opuścił dłoń. Domor pociągnął za pas. Materiał naprężył się, a potem Kompania Gaunta zeskoczyła z platform pociągu otwierając w biegu
wyskoczył spod pociągu wlokąc za sobą kamizelkę Zorena. W momencie ogień, wypełniając przestrzeń hali trzaskiem energetycznych wyładowań.
zamknięcia obwodu cały skład drgnął mocno i natychmiast ruszył z miejsca Niski szczęk ustawionych na pół mocy laserów Duchów mieszał się z ost-
nabierając prędkości. Światła tunelu zaczęły zmieniać się w oczach gwar- rym dźwiękiem strzelających z ustawionym do końca potencjometrem kara-
dzistów w stroboskopowe smugi. binów Vitrian. Komisarz zabronił swym ludziom używać broni termicznej,
Domor rozplątał supły na kamizelce i podał ją właścicielowi. Niektóre wyrzutni rakiet ani miotaczy ognia do momentu oczyszczenia hali przeła-
szklane płytki były porysowane i obite, ale sam materiał nie uległ uszko- dunkowej. Żaden z artyleryjskich pocisków nie wyglądał na uzbrojony, ale
dzeniu. Vitrianin odebrał swój pancerz z krótkim kiwnięciem głowy. ryzykowanie detonacją całego składu nie było najlepszym pomysłem.
Gaunt odwrócił głowę spoglądając w głąb tunelu. Sięgnął do kieszonki Dziesiątki Shrivenów padały w miejscu, gdzie zaskoczył ich ogień intru-
na pasie i wyjął z niej nowy magazynek do boltowego pistoletu. Mieszczący zów. Dwa wózki widłowe zgubiły swój ładunek, kiedy martwe ręce konwul-
szesnaście pocisków magazynek oznakowany był niebieskimi paskami syjnie pociągnęły za dźwignie sterownicze, po podłodze hali potoczyły się z
oznaczającymi amunicję zapalającą. Załadowawszy pistolet komisarz przy- hukiem obłe kształty pocisków. Jakiś elektryczny samochodzik skręcił
sunął do ust mikrofon swego komunikatora. wprost na ścianę pozbawiony kontroli ze strony zastrzelonego kierowcy,
- Przygotować broń. Jedziemy w paszczę piekieł i możemy się w niej zna- uderzył w nią rozbijając maskę. Trafiony serią dźwig wybuchł i przewrócił
leźć w każdej sekundzie. Przygotujcie się na nagłą i nieoczekiwaną konfron- się na szyny maglevu.
tację. Niech Imperator nad wami czuwa. Gwardziści ruszyli do przodu. Dragoni rozwinęli perfekcyjną formację,
Na wszystkich wagonikach syknęły ładowane lasery, szczęknęły wyrzut- przemieszczając się od osłony do osłony i ścinając wiązkami energii ucie-
nie rakiet, zabuczały włączane karabiny plazmowe, w półmroku tunelu za- kających Shrivenów. Tylko kilku heretyków zdołało odnaleźć jakąś broń,
płonęły końcówki dysz miotaczy ognia. ale ich próby stawienia oporu spełzły na niczym.
Gaunt biegł głównym podestem załadunkowym wraz ze swymi Tanithij-
***** czykami, strzelając w ruchu z boltowego pistoletu. Szalony Larkin i trójka
innych snajperów klęczeli na peronu wyłuskując precyzyjnymi strzałami
- Chodź – powiedział Caffran wdrapując się na szczyt wilgotnej dziury, obrońców miotających się na pomostach łącznikowych.
która posłużyła mu przez większość nocy za kryjówkę. Zogat poszedł w Szeregowiec Bragg taszczył ze sobą wielolufowy karabin maszynowy
jego ślady. Obaj mężczyźni zamrugali oślepieni słonecznym światłem. zdjęty kilka tygodni wcześniej z jakiegoś stacjonarnego stelaża. Gaunt nie
Bombardowanie wciąż jeszcze wstrząsało ziemią w oddali, a tumany gęs- miał nigdy wcześniej okazji widzieć człowieka strzelającego z takiej broni
tego dymu niosły się tuż nad powierzchnię zmaltretowanej ziemi niczyjej. bez pomocy kompensatorów odrzutu albo trójnoga, lecz Bragg tylko wy-
- Gdzie idziemy ? – zapytał Zogat, zdezorientowany brakiem widoczności. krzywił w grymasie wysiłku swą twarz. Miotany odrzutem sześciu wirują-
- Do domu – odparł Caffran – Byle dalej od tego piekła, jeśli tylko mamy cych błyskawicznie luf strzelał jeszcze gorzej niż zazwyczaj, ale i tak kładł
ku temu sposobność. trupem dziesiątki przeciwników, nie wspominając przy tym doszczętnie
Zaczęli brnąć przez grząskie błoto, potykając się co chwila o zwoje drutu zdemolowanego składu kolejki.
kolczastego i kawały potrzaskanego kompozytu. Duchy wysunęły się na prowadzenie ataku wypierając obrońców z hali
- Myślisz, że tylko my dwaj przeżyliśmy ? – spytał Zogat spoglądając przez załadunkowej w głąb kompozytowych ramp wiodących do podziemnej
ramię na ścianę ogniowej nawałnicy. jaskini. Nad świecącymi niebiesko lampami zaczęły unosić się smugi gęste-
- Całkiem możliwe. A to by oznaczało, że zostałem ostatnim żywym Tanit- go dymu.
hijczykiem. Natychmiast po oczyszczeniu hali załadunkowej Gaunt polecił wprowa-
dzić do użytku swoje karabiny termiczne, miotacze ognia i wyrzutnie rakiet.
***** Kompozytowe rampy zaczęły czernieć pod wpływem dotyku płomieni, ciała
Shrivenów topiły się tworząc na posadzkach oleiste kałuże.
Jantyńska kolumna zmotoryzowana parła poprzez ziemię niczyją poza U szczytu ramp, przy wielkich klatkach wind towarowych służących do
ścianą nawały, lecz mimo pokonania dwóch kilometrów gwardziści nie na- aa
transportu amunicji do położonych wysoko na szczytach wzgórz baterii drugi Żelazny Wojownik. Marine Chaosu górował ponad najwyższymi
artyleryjskich, lojaliści natrafili na pierwszy ślad zdeterminowanej obrony. gwardzistami, jego ciało okrywał podobny do skorupy insekta starożytny
Liczna grupa Shrivenów rzuciła się do kontrataku strzelając z laserów i pancerz siłowy, naznaczony licznymi diabolicznymi runami. Legionista roz-
automatycznych karabinków. Rawne wziął pod swoją komendę kilkunastu taczał wokół siebie potworny smród, a spod jego hełmu dobiegał ryk przy-
Duchów i ruszył z nimi w lewo obchodząc przeciwnika w taki sam sposób, pominający skamieniałemu Gauntowi pękające podczas dekompresji płuca.
w jaki uczynił to na prawej flance Corbec. Obrońcy dostali się w ogień krzy- Łańcuchowa rękawica Marine, skowycząca niczym żywe stworzenie,
żowy intruzów dziesiątkujący ich szeregi. rozpłatała Zapola wręcz machinalnym gestem ręki legionisty. Vitrianin
Pośrodku gromady heretyków Gaunt dostrzegł Marine Chaosu, wielką umarł w ułamku sekundy wypatroszony wibrującym błyskawicznie ostrzem.
rogatą bestię noszącą na swym pancerzu emblematy Legionu Żelaznych Seria z boltera Marine uśmierciła czterech najbliższych dragonów.
Wojowników. Monstrum popędzało swych zmutowanych poddanych zwie- Gaunt znalazł się tuż przed obliczem bestii. Nie mógł zrobić nic innego
rzęcym rykiem wydobywającym się z głębi hełmowego wzmacniacza. Jego jak tylko skoczyć do przodu i wbić ostrze swego miecza w opancerzony na-
antyczny, bogato ornamentowany bolter pluł stalą prosto w szeregi Tanithij- pierśnik heretyka. Zębata klinga wyła z bezsilnym protestem, potem zaczęła
czyków. Sierżant Grell zginął od pierwszego strzału, dwaj ludzie z jego dru- dymić. Oderwane ząbki wbijały się głęboko w mięśnie i organy wewnętrzne
żyny umarli chwilę później. wiekowego legionisty.
- Zdejmij go ! – krzyknął do Bragga Gaunt. Olbrzym odwrócił lufy swego Żelazny Wojownik cofnął się kilka kroków, rycząc z bólu i wściekłości.
cekaemu w stronę mniej więcej oznaczającą pozycję Marine, ale strumienie Zablokowany łańcuchowy miecz dymił wbity głęboko w jego klatkę pier-
ognia tryskające z broni Ducha nie wywarły na legioniście żadnego wraże- siową. Cuchnąca posoka obryzgała uniform komisarza i futrynę drzwi win-
nia. Wciąż parł do przodu masakrując celnymi strzałami nadbiegających vit- dy. Gaunt pojął, że nie zdoła zrobić nic więcej. Rzucił się na podłogę u stóp
riańskich dragonów. I wtem eksplodował. Pozbawiony głowy i rąk opance- ruszającej znów do przodu opancerzonej istoty, wierząc wbrew rozsądkowi
rzony korpus chwiał się przez chwilę na nogach, po czym runął z łoskotem w ratunek.
na ziemię. Jego modlitwy zostały wysłuchane. Marine został trafiony raz, drugi...
Gaunt wykrzywił usta w posępnym uśmiechu posłanym pod adresem czterema lub pięcioma precyzyjnie wymierzonymi wiązkami laserowego
szeregowca Melyra i jego rakietowej wyrzutni. W powietrzu śmigały kule i światła, które przebiły pancerz legionisty i powaliły go na jedno kolano.
wiązki energii wystrzeliwane przez Shrivenów ukrytych przy klatkach wind. Komisarz domyślał się, że to ukryty gdzieś z tyłu Szalony Larkin dał pokaz
Komisarz przykucnął za stertą palet spoglądając na dwóch klęczących obok swych snajperskich umiejętności.
niego dragonów, zajętych pośpieszną wymianą baterii w laserach. Marine Chaosu podniósł się z klęczek, górna część jego ciała przestęb-
- Ile wam zostało amunicji ? – zapytał Gaunt zakładając do pistoletu nowy nowana była celnymi trafieniami, kłęby dymu i czarna krew buchały z głę-
magazynek. bokich ran na twarzy, gardle i piersi. Jakiś oddany z bliska strzał na pełnej
- Połowa zużyta – odpowiedział jeden z dragonów, noszący naszywki kap- mocy syknął donośnie i oderwał głowę legionisty.
rala na ramionach. Gaunt obejrzał się przez ramię spoglądając na rannego kaprala Zeezo
Komisarz przytknął do ust mikrofon modułu łączności. stojącego przy barykadzie. Vitrianin uśmiechnął się pomimo bólu sprawia-
- Gaunt do Zorena ! nego obrażeniami.
- Słyszę pana, komisarzu-pułkowniku ! - Obawiam się, że złamałem rozkazy, sir – oświadczył – Zresetowałem
- Proszę nakazać swoim ludziom przestawienie potencjometrów laserów do ustawienia swojej broni na pełną moc.
połowy ! - Odnotowałem... i wybaczam. Świetna robota, żołnierzu.
- Dlaczego, komisarzu ?! Gaunt podniósł się z ziemi, spocony, umazany krwią i cuchnącymi
- Zbyt szybko zużywają swoje baterie ! Darzę szacunkiem pańskie doktryny płynami ustrojowymi. Jego Duchy i Vitrianie Zorena obsadzali stanowiska
taktyczne, pułkowniku, ale do zabicia Shrivena nie potrzeba strzału na peł- przy rampach zabezpieczając dojście do hali załadunkowej. Nad ich głowa-
nej mocy, a pańscy ludzie wymieniają akumulatory na nowe dwa razy szyb- mi, u szczytu szybów wind, stacjonował milion Shrivenów obsługujących
ciej od moich ! naziemne fortyfikacje i baterie artyleryjskie. Grupa komisarza znalazła się w
W komunikatorze zapadła pełna statycznych trzasków cisza, po czym samym sercu nieprzyjacielskiej cytadeli.
Gaunt usłyszał wydawane przez Zorena rozkazy. Spojrzał na dwóch drago- Ibram Gaunt uśmiechnął się szeroko.
nów przesuwających dźwignie mocy laserów do połowy.
- Baterie starczą na dłużej, to i więcej sukinsynów wyślecie do piekła. Nie *****
ma potrzeby roznoszenia ich na strzępy pojedynczymi strzałami – wyjaśnił z
lekkim uśmiechem – Jak się nazywacie ? Przegrupowanie i zabezpieczenie podziemnego dworca zajęło dalsze
- Zapol – przedstawił się bliższy Vitrianin. trzydzieści bezcennych minut. Zwiadowcy Gaunta odnaleźli wszystkie klat-
- Zeezo – oświadczył drugi, kapral. ki schodowe prowadzące do hali i zablokowali je, nie pomijając nawet szy-
- Idziecie ze mną, chłopcy ? – zapytał z wilczym uśmiechem Gaunt pod- bów wentylacyjnych i kanałów odpływowych.
nosząc pistolet w górę i uruchamiając na najwyższym biegu napęd łańcu- Gaunt z trudem panował nad zdenerwowaniem. Zegar już tykał i lada
chowego miecza. Obaj skinęli z aprobatą głowami, ściskając w silnych pew- chwila rzesze rebeliantów stacjonujące ponad podziemnym dworcem miały
nych dłoniach laserowe karabiny. zacząć się zastanawiać, dlaczego napływ amunicji z dołu nieoczekiwanie us-
Ubezpieczany przez dragonów Gaunt wyskoczył zza osłony palet. Znaj- tał. Lada chwila ktoś mógł pojawić się w hali, by to sprawdzić.
dował się w połowie drogi poprzez rampy ku windom. Krzyżowy ogień Atmosferę napięcia potęgowała sama hala, jej półmrok, posmak po-
Rawne zepchnął Shrivenów tuż pod windy, gdzie obrońcy desperacko pró- wietrza, bluźniercza ikonografia na ścianach. Sprawiała wrażenie jakiegoś
bowali znaleźć osłonę za niskimi płytami przeciwodłamkowymi, dziurawio- mistycznego miejsca, uświęconego, ale przesyconego zarazem aurą zła. Na
nymi wiązkami laserów i przypalanymi strumieniami termicznej energii. czołach żołnierzy perlił się lodowaty pot, w ich oczach dostrzec można było
Biegnąc w górę rampy Gaunt usłyszał za plecami huk kanonady naciera- lęk i niepokój.
jących posiłków. Nad trzaskiem snajperskich karabinów i zwykłych laserów Słuchawka komunikatora odezwała się cicho i komisarz ruszył pośpiesz-
górował ryk cekaemu Bragga. nie w stronę pomieszczenia kontrolnego dworca. Zoren, Rawne i kilku in-
- Celuj dobrze... – wydyszał przez zaciśnięte zęby komisarz dopadając wraz nych lojalistów już na niego czekało. Ktoś zdołał podnieść osłony na oknach
z dragonami ostatniej rubieży obrońców. Zeezo przewrócił się na twarz tra- pokoju po stronie przylegającej do ściany hali.
fiony laserową wiązką. Gaunt i Zapol przesadzili niskie barykady wpadając - W imię Imperatora, cóż to jest takiego ? – zapytał Zoren.
prosto pomiędzy ogarniętych paniką Shrivenów. Komisarz wystrzelał do - Myślę, że właśnie to musimy zatrzymać – odparł komisarz odrywając
końca magazynek pistoletu i zaczął szaleńczo wywijać swym mieczem. Za- wzrok od ciemnych szyb okienek.
pol przebijał bagnetem ludzkie ciała zrzucając je z lufy broni strzałami z Daleko pod ich nogami, w głębi odkrytej właśnie wielkiej pieczary sąsia-
przystawienia. dującej ściana w ścianę z kolejowym dworcem, wznosił się ogromny mega-
Oczyszczenie podejścia do wind zajęło dwie minuty, które zziajanemu lit, kamienny menhir mierzący dobre pięćdziesiąt metrów wysokości i dy-
Gauntowi wydały się całym życiem. Każda krwawa szaleńcza sekunda miący od wzbierającej w jego wnętrzu energii Osnowy. Esencja Chaosu
ciągnęła się niczym rok, ale kiedy dwie minuty dobiegły końca, obaj męż- zdawała się przenikać całą jaskinię rozpraszając i dekoncentrując obserwu-
czyźni znaleźli się pod drzwiami wind otoczeni bezwładnymi ciałami obroń- jących kamienną bryłę śmiertelników. Nikt nie potrafił skupić na niej spoj-
ców. Pięciu czy sześciu dragonów podbiegało do nich szybko z zamiarem rzenia. Wszyscy odnosili wrażenie, że menhir stoi na pryzmie poczernia-
wsparcia. łych ludzkich ciał. Lub ich kawałków.
Zapol odwrócił się w stronę komisarza z uśmiechem na twarzy. Major Rawne chrząknął i wskazał kciukiem w stronę sufitu hali.
Uśmiech ten okazał się przedwczesny. - Nie będą potrzebowali zbyt dużo czasu, by pojąć, że dopływ amunicji us-
Drzwi windy za plecami dragona otworzyły się szeroko i wypadł z nich tał całkowicie. Musimy się liczyć z poważnym kontruderzeniem wroga.
aa
Gaunt skinął głową, ale nic nie odrzekł. Przeszedł przez pokój kontrolny niższym trybie zasilania. Kilku dragonów pracowało w innych miejscach
do miejsca, w którym Feygor i vitriański sierżant o nazwisku Zolex próbo- menhiru zgrzewając zdjęte kamizelki pożyczonymi od Duchów termicznymi
wali uruchomić terminale informacyjne. Komisarz nie przepadał za Feygo- karabinami i mocując je na powierzchni obelisku.
rem. Wysoki szczupły Tanithijczyk był adiutantem Rawne i podzielał zło- - To nie działa – oświadczył Zoren.
wieszczą aurę otaczającą majora. Lecz mimo tej niechęci Gaunt wiedział Ekran faktycznie nie działał. Po kilku dalszych minutach szklista sub-
doskonale, jak spożytkować wiedzę Feygora na temat maszyn myślących. stancja pokrywająca wierzch vitriańskich kamizelek zaczęła topić się i spły-
- Przeszukaj rejestry terminala – polecił Duchowi – Przeczucie mi mówi, wać odsłaniając dolną warstwę materiału. Buchnęły języki ognia, w powiet-
że znajdziemy więcej takich obiektów. rzu rozszedł się zapach spalenizny.
Feygor nacisnął kilka runicznych klawiszy widniejących na wykonanym Gaunt odwrócił z rozczarowaniem twarz, marszcząc zatroskaną twarz.
z brązu i szkła pulpicie. - Co teraz ? – spytał zrezygnowanym tonem Zoren.
- Jesteśmy w tym miejscu – oświadczył gwardzista wskazując palcem Przetnij je, a będziesz wolny.
punkt na wyświetlonej mapie – A tutaj jest pomniejszenie skali. Ma pan Gaunt strzelił palcami.
rację. Ten menhir stanowi część łańcucha wbudowanego w pasmo wzgórz. - Nie wysadzimy go, tylko zmienimy jego położenie ! W ten sposób przer-
Jest ich w sumie siedem, tworzą wzór gwiazdy. Siedem cholernych wyna- wiemy krąg.
turzeń ! Nie mam pojęcia, co wróg chce z nimi zrobić, ale wszystkie wyka- Komisarz przywołał Tolusa, Lukasa i Bragga.
zują rosnące sygnatury energetyczne. - Załóżcie ładunki na kopcu pod menhirem. Wybuch nie może pójść na sam
- Ile ich jest ? – zapytał Gaunt, zbyt szybkim tonem, by uszło to uwadze obelisk. Zdetonujcie to tak, żeby skała się przewróciła albo zapadła w dół.
żołnierzy. - Na kopcu... – wymamrotał Lukas.
- Siedem – powtórzył Feygor – Dlaczego pan pyta ? - Tak, żołnierzu, na kopcu – powtórzył Gaunt – Umarli nie mogą cię
Komisarz poczuł szaleńczo kłębiące się myśli. skrzywdzić. Bierzcie się do roboty.
- Siedem kamieni mocy... – wymamrotał. W jego umyśle rozbrzmiał po- Z ociąganiem i lękiem gwardziści zaczęli schodzić w kierunku podstawy
nownie głos z przeszłości. Dziewczyna, wieszczka z Darendary. Nigdy nie obelisku. Gaunt przysunął do ust mikrofon komunikatora.
zdołał przypomnieć sobie jej imienia, chociaż usilnie próbował, lecz wciąż - Rawne, wyślij głowice na górę.
doskonale dostrzegał we wspomnieniach tę twarz majaczącą w półmroku - Potwierdzam.
pokoju śledczego. I słyszał jej głos. Zwyczajne sir chyba by go nie zabiło, pomyślał z przekąsem komisarz.
Kiedy dwa lata temu dziwaczne słowa dziewczyny na temat duchów U podstawy szybów komunikacyjnych żołnierze pod rozkazami majora
okazały się prawdą, przerażony komisarz spędził kilka bezsennych nocy na Rawne kończyli wtaczać do kabin wind wyładowane artyleryjskimi pociska-
próbach przypomnienia sobie pozostałych wieszczb. Kiedy obejmował ko- mi wózki.
mendę nad resztkami tanithijskich regimentów, Szalony Larkin nazwał - Cicho ! – syknął znienacka jeden z Vitrian. Wszyscy mężczyźni zastygli
swych towarzyszy Duchami Gaunta. Wówczas usilnie starał się zrzucić ów w bezruchu przerywając pracę. W ciszę wdarł się odległy przytłumiony
fakt na karb przypadku, ale też cały czas czuwał wypatrując innych śladów dźwięk przywodzący na myśl szybkie stukanie. Rawne chwycił za laser i
związanych z pamiętną Nocą Prawdy. wskoczył do windy. Szarpnął pośpiesznie dźwignię blokującą właz serwiso-
Przetnij je, a będziesz wolny, powiedziała wieszczka. Nie zabijaj ich. wy w suficie kabiny. Mroczny szyb windy otworzył się przed jego oczami
- Co robimy ? – zapytał Rawne. niczym gardziel wielkiej bestii. Spojrzał w ciemność próbując przeniknąć ją
- Mamy spory zapas min i granatów – odparł Zoren – Rozwalmy to w diab- niespokojnym wzrokiem.
ły. W ciemności coś się poruszało. Shriveni schodzili w dół opuszczając się
Nie zabijaj ich. niczym groteskowe nietoperze po wspornikach szybu.
Gaunt pokręcił przecząco głową. Kleszcze grozy ścisnęły serce majora.
- Nie ! Na coś takiego Shriveni są przygotowani. Mamy do czynienia z ja- - Nadchodzą ! – krzyknął i zatrzasnął z hukiem właz.
kimś złożonym rytuałem, industrialną magią. Poświęcili mu ogromne wy- W komunikatorze wybuchła feeria zdenerwowanych głosów meldują-
siłki, dlatego właśnie starali się trzymać nas za wszelką cenę na dystans. cych o stukocie za zamkniętymi drzwiami klatek schodowych wokół dwor-
Wysadzenie w powietrze fragmentu tego ceremonialnego kręgu może być ca. Łomocie setek, tysięcy pięści.
niewybaczalnym błędem. Kto wie, jaką nieczystą siłę moglibyśmy w ten Gaunt zaklął wyczuwając narastającą wśród jego ludzi panikę. Byli uwię-
sposób wyzwolić ? Nie, musimy w inny sposób przerwać krąg... zieni pod ziemią, otoczeni przez nadchodzącego zewsząd znienawidzonego
Przetnij je, a będziesz wolny. wroga. Głośniki na ścianach i konsoletach ożyły nieoczekiwanie, jakiś
Gaunt wyprostował się i poprawił przechyloną na bok czapkę. chrapliwy głos dobiegający z setki miejsc jednocześnie wypełnił halę nie-
- Majorze Rawne, proszę przytoczyć pod drzwi wind jak najwięcej wóz- zrozumiałym chorym bełkotem.
ków transportowych, załadować na nie pociski, założyć detonatory i przy- - Wyłącz to ! – krzyknął do Feygora Gaunt.
gotować się do wysłania przesyłki w górę na mój sygnał. Narobimy zamie- Duch miotał się rozpaczliwie przy terminalu.
szania na powierzchni za pomocą własnej broni wroga. Pułkowniku Zoren, - Nie potrafię ! – wrzasnął z desperacją.
potrzebuję tylu pańskich ludzi, ile zdołam otrzymać... a raczej potrzebuję Drzwi klatki schodowej gdzieś na wschodniej ścianie eksplodowały z hu-
ich pancerzy. kiem wpadając do hali. Ktoś krzyknął, syknęły wystrzały z laserów. Gdzieś
Major i pułkownik gapili się na Gaunta niemym wzrokiem. od północy w powietrze wystrzeliła następna kula ognia wieszcząca kolejne
- Potrzebujecie dodatkowej zachęty ? – warknął zdenerwowany komisarz. zniszczone drzwi. Shriveni zaczęli wbiegać do wnętrza dworcowej hali.
Obaj oficerowie natychmiast opuścili pokój kontrolny. Gaunt odwrócił się w stronę Corbeca. Z twarzy pułkownika odpłynęła
cała krew. Komisarz próbował myśleć, ale niezrozumiałe wrzaski dobiegają-
***** ce z głośników skutecznie mu to uniemożliwiały. Oficer warknął wściekle,
sięgnął po pistolet i zestrzelił ze ściany najbliższy głośnik. Spojrzał na Cor-
Gaunt pierwszy wszedł na rampę wiodącą w stronę menhiru. Kamienna beca.
bryła emitowała fale niewidzialnej energii, pod wpływem której mężczyź- - Rozpocznij odwrót. Wycofuj ludzi grupami, ubezpieczenie ogniowe.
nie cierpła skóra. Wyczuwał charakterystyczny zapach przywodzący na Corbec wybiegł z pomieszczenia. Gaunt przestawił tryb pracy komunika-
myśl mieszaninę zagotowanej krwi i ozonu. Żaden z towarzyszących mu tora na pasmo ogólne.
gwardzistów nie ważył się spojrzeć w dół, ku przerażającej stercie szcząt- - Gaunt do wszystkich jednostek ! Zarządzam natychmiastowy odwrót,
ków tworzących podstawę menhiru. maksymalny opór w trakcie odskoku ! – pobiegł w stronę przejścia do pie-
- Co zrobimy ? – zapytał stojący u boku Gaunta Zoren, wyraźnie zestreso- czary megalitu. W progu zachwiał się na moment uderzony falą potwornego
wany bliskością bluźnierczego obelisku. smrodu. Lukas, Tolus i Bragg właśnie wychodzili z jaskini, niemiłosiernie
- Przerwiemy krąg. Musimy zakłócić przepływ energii przez ciąg menhi- umazani cuchnącą czarną mazią. Wszyscy trzej byli nienaturalnie bladzi, w
rów bez ich niszczenia. ich oczach krył się lęk.
- Skąd ta pańska pewność ? - Gotowe – oświadczył Tolus.
- Informacje z dobrego źródła – Gaunt z trudem zmusił się do - To odpalaj ! Wynocha stąd ! – krzyknął Gaunt popychając swych oszoło-
pozbawionego wesołości uśmiechu – Zaufajcie mi. Bierzmy się do roboty. mionych ludzi w stronę środka dworca – Rawne !
Stojący przy komisarzu Vitrianie ruszyli do przodu widząc nakazujący - Już ! – odkrzyknął do mikrofonu major. Razem z stojącym obok Duchem
ruch głowy swego dowódcy. Idąc po metalowej platformie zaczęli ściągać mężczyźni poderwali w górę głowy słysząc huknięcie ciężkiego obiektu lą-
kamizelki i układać je wokół gładkiego kamienia. Zoren skonfiskował w dującego na dachu kabiny. Klnąc dziko Rawne wepchnął do windy ostatni
ten sposób pancerze osobiste blisko pięćdziesięciu gwardzistów, po czym wózek.
za-czął łączyć je ze sobą za pomocą karabinu termicznego pracującego na - Odskok ! Odskok ! – wrzasnął i uderzył dłonią w pulpit kontrolny windy.
naj-aa
Kabina drgnęła i ruszyła w górę szybu wioząc tykające bomby ku odleg- czycy i Vitrianie zaczęli wychodzić z tunelu mrugając rozpaczliwie oczami,
łym artyleryjskim umocnieniom. Znad klatki windy dobiegały przytłumione mrużąc je przed promieniami zachodzącego słońca. Większość siadała na
stuknięcia i dźwięk miażdżonych ciał Shrivenów. ziemi albo platformie załadunkowej, płacząc lub śmiejąc się szaleńczo.
Duchy i Vitrianie rzucili się do szaleńczej ucieczki. Gdzieś w górze ich Potworne zmęczenie wyssało z ludzi resztki sił.
ładunki dotarły do celu i eksplodowały z siłą dostatecznie dużą, by z sufitu Gaunt usiadł na pryzmie zaschłego błota i zdjął z głowy czapkę. Zaczął
podziemnego dworca posypały się wielkie kawały gruzu. Lampy przygasły śmiać się histerycznie, uwalniając z siebie wielomiesięczne napięcie i
zauważalnie. frustrację. Wojna dobiegła końca. Fortis zostało zdobyte.
Gaunt wyczuł narastającą gdzieś nad głowami reakcję łańcuchową i A dziewczyna, do diabła z jej zapomnianym imieniem, znów miała rację.
świadomość tego zagrożenia dodawała mu skrzydeł. Pędził w stronę tunelu
kolejki pośród gromady innych gwardzistów, pchając przed sobą oburącz
zdezorientowanego Bragga. Ostrzał Shrivenów ścigał uciekinierów. Jakiś
Duch runął na tor maglevu, inni przyklęknęli w miejscu odwracając się do
tyłu i odpowiadając ogniem. Krechy laserowego światła cięły półmrok
dworca.
W tyle, w pieczarze megalitu, eksplodowały ładunki założone przez dru-
żynę Domora. Pozbawiony stabilnej podstawy, wielki blok skały drgnął,
przechylił się i runął na bok. Głośniki na ścianach dworca umilkły raptow-
nie.
Zapadła absolutna cisza. Shriveni przestali strzelać. Ci, którzy wdarli się
na teren dworca stali w miejscu zgarbieni, pojękujący coś niezrozumiale.
Jedynym wyraźnym dźwiękiem wypełniającym halę był tupot butów i
zdyszane oddechy uciekających gwardzistów.
I wtedy ziemia zaczęła się trząść pod nogami lojalistów. Oślepiające zie-
lone płomienie wystrzeliły z pieczary menhiru, wielkie okna pokoju kontrol-
nego eksplodowały deszczem szklanych odłamków. Posadzka dworca po-
kryła się siatką pęknięć, kompozytowe płyty rozpadały się na kawałki.
- Wiać ! Wiać co sił ! – darł się obłąkańczo Ibram Gaunt.

*****

Artyleryjska kanonada zelżała, zaraz potem umilkła całkowicie. Caffran i


Zogat przerwali swój marsz poprzez strefę niczyją i spojrzeli za plecy.
- A niech mnie feth ! – sapnął Tanithijczyk – W końcu...
Wzgórza za linią shriveńskich fortyfikacji eksplodowały. Gigantyczna
fala uderzeniowa powaliła obu gwardzistów w błoto, potoczyła ich po ziemi.
Pasmo wzniesień uniosło się ku górze pośród chmur dymu i pyłu, po czym
zaczęło się zapadać z głuchym grzmotem.
- Tronie Imperatora ! – wydyszał Zogat pomagając Duchowi podnieść się
na nogi. Obaj nie potrafili oderwać oczu od gigantycznego grzyba dymu
wzbijającego się w przestworza.
- Ha ! – mruknął Caffran – Idę w zakład, że ktoś właśnie coś wygrał !

*****

Odpoczywający w swej rezydencji lord Militant generał Dravere odłożył


trzymaną w dłoni filiżankę na blat stołu i patrzył ze zdumieniem na podska-
kujące naczynie. Wyszedł pośpiesznie na werandę i przyłożył do oczu lorne-
tę, chociaż tak naprawdę nie była mu ona potrzebna. Gigantyczna chmura
żółtawego dymu przywodząca na myśl odwrócony dzwon wypełniała niebo
ponad niedawną fortecą Shrivenów. Seria błyskawic przecięła przestworza.
Pudło radiokomunikatora ustawione w kącie werandy zapiszczało przenikli-
wie i zgasło. Łańcuch eksplozji wtórnych, prawdopodobnie wybuchających
składów amunicji, zaczął punktować linię shriveńskich umocnień, obracając
w perzynę resztki cytadeli.
Dravere chrząknął, wyprostował się i spojrzał na jednego ze swych adiu-
tantów.
- Zorganizuj mi transport na orbitę. Skończyliśmy tutaj robotę.

*****

Fala uderzeniowa eksplozji przetoczyła się z hukiem nad pancerną ko-


lumną pułkownika Flense. Kiedy ziemia przestała dygotać pod gąsienicami
pojazdów, dowódca Jantyńskich Patrycjuszy wygramolił się nieporadnie
przez właz w wieżyczce i spojrzał na zapadające się pod ziemię wzgórza.
- Nie... – jęknął patrząc szeroko otwartymi oczami na przerażający katak-
lizm.
- Nie !

*****

Podmuch detonacji cisnął ciałami uciekinierów w powietrze, wielu z nich


zginęło w ciemnym tunelu dopadniętych przez ścianę zielonych płomieni.
Reszta zabłądziła w nagłych ciemnościach pełnych modlitw, przekleństw i
chrapliwego kaszlu.
Dotarcie do dworca amunicyjnego zajęło gwardzistom prawie pięć go-
dzin. Gaunt prowadził osobiście grupę szperaczy. Ocaleli z rajdu Tanithij-
ccc
Blenner podniósł się z klęczek i podszedł do młodszego chłopca.
- Brzmi nieźle – oświadczył.
Ignatius Cardinal, 29 lat wcześniej - Nieźle ?
- Gwardyjska heroika i cała ta reszta. A jak to dokładnie było ?
Ibram Gaunt spojrzał chłodno na ucznia i Blenner zadrżał nieznacznie
- Co… - chłopięcy głos zawahał się na moment, wyraźnie zmieszany. czując przenikliwe spojrzenie nowego kadeta.
- Co ty takiego robisz ? - Czemu cię to tak interesuje ? A jak umarli twoi rodzice ?
Uczeń Blenner podniósł wzrok znad płytek posadzki, na której klęczał. Blenner cofnął się o krok prostując dumnie ciało.
W progu kaplicy stał inny chłopiec, przyglądający mu się z zabawną fascy- - Mój ojciec był Kosmicznym Marine. Zginął zabijając tysiąc demonów na
nacją. Blenner nie poznał go, chociaż obcy miał na sobie czarny mundurek Futharku. Bez wątpienia musiałeś słyszeć o tym chwalebnym zwycięstwie.
Schola Progenium. Nowy chłopiec, uznał w myślach. Matka na wieść o jego śmierci odebrała sobie z miłości życie.
- A jak myślisz, co ja takiego robię ? – zapytał cierpkim tonem – Na co - Rozumiem – oświadczył wolno Gaunt.
niby to wygląda ? - A więc ? – ponaglił go Blenner.
Chłopiec milczał na chwilę. Był wysoki i szczupły, na oko miał jakieś - Co więc ?
dwanaście lat; rok, góra dwa lata młodszy od samego Blennera. Lecz w - Jak on zginął ? Twój ojciec ?
jego ciemnych oczach kryło się coś niewiarygodnie dorosłego i posępnego - Nie wiem. Nie chcą mi tego powiedzieć.
zarazem. Blenner umilkł na dłuższą chwilę.
- Wygląda na to – oświadczył w końcu – że czyścisz szpary między podło- - Nie chcą powiedzieć ?
gowymi płytkami za pomocą szczoteczki do ubrań. - To podobno... utajnione.
Blenner parsknął i wycelował w przybysza dzierżonym w dłoni narzę- Obaj chłopcy ucichli wpatrując się w strugi deszczu ściekające po fasa-
dziem. Była to niewielka szczotka służąca na co dzień do czyszczenia guzi- dzie budynku ozdobionej wielką płaskorzeźbą w kształcie Imperialnego
ków i metalowych klamer. Orła.
- Myślę, że właśnie odpowiedziałeś sobie na własne pytanie – uczeń opłu- - Och. Nazywam się Blenner, Vaynom Blenner – oświadczył starszy kadet
kał szczotkę w misce z zimną wodą, po czym zaczął zaciekle atakować na- odwracając się w stronę nowego kolegi i podając mu dłoń. Gaunt uścisnął ją
stępną szczelinę pomiędzy płytkami – Miło się gadało, ale mam jeszcze trzy krótko.
strony tego kwadratu do opucowania. - Ibram Gaunt – przedstawił się – Być może powinieneś powrócić...
Chłopiec zamilkł na kilka długich minut, ale nie wyszedł z kaplicy. - Kadecie Blenner ! Czyżbyś się ociągał z pracą ?! – przez kaplicę przeto-
Blenner pracował czując na karku świdrujące spojrzenie obcego. Obejrzał czył się czyjś gromki głos. Blenner padł na kolana, porwał za leżącą w mis-
się ponownie. ce szczotkę i z nagłym zapałem zaczął szorować kamienne płytki.
- Chciałeś coś jeszcze ? Wysoka postać w powłóczystych szatach przeszła przez kaplicę, zatrzy-
Przybysz kiwnął potakująco głową. mała się nad Blennerem i zaczęła studiować wzrokiem rezultaty jego pracy.
- Dlaczego to robisz ? - Każdy centymetr, uczniu, każdy bok i zagłębienie między płytkami.
Blenner wrzucił szczotkę do miski i usiadł na skrzyżowanych nogach - Tak jest, mistrzu nauczycielu.
rozprostowując z trzaskiem zdrętwiałe palce. Mistrz nauczyciel Flavius odwrócił się i spojrzał w stronę gościa.
- Byłem dość nieostrożny, by użyć ostrej amunicji w trakcie ćwiczeń strze- - Tyś jest uczeń-elekt Gaunt – było to raczej stwierdzenie niż pytanie –
leckich i w jakiś sposób całkowicie zniszczyłem cel treningowy. Pan Fla- Chodź ze mną, chłopcze.
vius wcale nie okazał się tym zachwycony. Ibram Gaunt ruszył w ślad za wykładowcą uczelni. Zerknął na moment
- A więc to kara ? przez ramię. Blenner klęczał trzymając głowę wysoko ku górze, przecią-
- To kara – przytaknął Blenner. gając palcem po gardle w geście podcinania i wywieszając z całej siły język.
- Więc chyba będzie lepiej jak cię zostawię przy pracy – oświadczył z Młodziutki Gaunt roześmiał się po raz pierwszy w tym roku.
głębokim namysłem chłopiec – Podejrzewam, że nawet nie powinienem z
tobą rozmawiać. *****
Obcy podszedł do otwartej ściany kaplicy i wyjrzał na zewnątrz. Posadz-
ki starożytnej uczelni wyłożone były mozaiką przedstawiającą dwugłowego Gabinet wielkiego mistrza nauczyciela był cylindrycznym pomieszcze-
imperialnego Orła. Powietrze pełne było drobin zimnego deszczu, wiatr niem o ścianach złożonych z książek, obiegały go wkoło rzędy półek ugina-
chłostał nim kamienne mury budowli. Ponad dachem kaplicy wznosiły się jących się pod ciężarem tysięcy opasłych ksiąg i elektronicznych notesów.
kopuły i wieżyce antycznej uczelni, zdobiące je płaskorzeźby i kamienne Dziwaczna szyna złożona z licznych kół zębatych tworzyła spiralę zaczy-
gargulce były już niemal całkowicie nieczytelne wskutek tysięcy lat postę- nającą się przy podłodze i biegnącą po ścianach gdzieś ku odległemu sufi-
pującej nieubłaganie erozji. Za murami dzielnicy Schola Progenium w nie- towi komnaty. Jej zastosowanie wykraczało całkowicie poza granice zrozu-
bo strzelały kształty samej metropolii, stolicy Ignatiusa. Ponad wschodnią mienia chłopca.
linią horyzontu widniała czarna bryła pałacu Eklezjarchii o wieżach wyso- Stał samotnie pośrodku pokoju cztery minuty. Po ich upływie zjawił się
kich na ponad dwa kilometry i masztach sygnalizacyjnych strzelających w wielki mistrz Boniface.
zimne przestworza koloru cyan. Przełożony uczelni był potężnie zbudowanym mężczyzną około pięć-
Cała ta okolica sprawiała wrażenie mokrego, zimnego i odstręczającego dziesiątki – a raczej byłby nim, gdyby nie trwałe kalectwo w postaci utraty
miejsca. Ibram Gaunt nie potrafił pozbyć się uczucia zimna przenikającego obu nóg, jednej ręki i połowy twarzy. Wjechał do pokoju na wyposażonym
jego kości od chwili wyjścia z wahadłowca na płycie stołecznego lądo- w kółka fotelu o mosiężnej konstrukcji, uzupełnionym o niewielki generator
wiska. Z tego właśnie lodowatego świata Ministorum rządziło żelazną ręką pola antygrawitacyjnego wbudowany w oparcie mebla. Okaleczone ciało
sporym segmentem kosmosu. Chłopiec dowiedział się już wcześniej, że po- wykładowcy przemieszczało się w sferze migotliwego światła.
winien poczytywać sobie za zaszczyt możliwość edukacji na Ignatiusie, ale - Ty jesteś Ibram Gaunt ? – głos mężczyzny był ochrypły, miał metaliczny
choć ojciec wpoił dziecku miłość do Imperatora, mały Ibram jakoś nie po- podźwięk.
trafił znaleźć w sobie wdzięczności za ten boski dar. - Tak, mistrzu – odparł chłopiec stając na baczność w sposób, którego na-
Wyglądający przez pozbawione szyb okna chłopiec wiedział, że starszy uczył go wujek.
od niego, tęgawy uczeń gapi się w milczeniu na jego plecy. - Masz sporo szczęścia, chłopcze – oświadczył Boniface posługując się
- Chciałeś o coś zapytać ? – odezwał się nie odwracając głowy. elektronicznym wzmacniaczem wszczepionym w jego gardło – Schola
- O to, co zwykle – odparł uczeń – Jak oni umarli ? Progenium Prime na Ignatiusie nie przyjmuje w swe mury każdego chętne-
- Kto ? go.
- Twoja matka, twój ojciec. Muszą już nie żyć. Nie trafiłbyś do sierocińca, - Jestem świadom tego zaszczytu, mistrzu. Generał Dercius wyjaśnił mi to,
gdyby nie odeszli w chwale. kiedy zaproponował moją kandydaturę.
- To jest Schola Progenium, nie sierociniec. Wielki mistrz spojrzał na ekran notesu ustawionego na podstawce przy
- Na jedno wychodzi. Ta czcigodna instytucja to szkoła misjonarska. Ci, poręczy fotela, zastukał w klawiaturę urządzenia metalowymi palcami.
którzy tutaj trafiają są sierotami praworządnych sług Imperatora. Więc jak - Dercius. Dowódca jantyńskich regimentów. Bezpośredni przełożony two-
oni umarli ? jego ojca. Widzę. Jego rekomendacja znajduje się tuż pod podaniem o przy-
Ibram Gaunt odwrócił się w stronę rozmówcy. jęcie cię do akademii.
- Moja matka umarła, kiedy się urodziłem. Tata był pułkownikiem w - Wujek... generał Dercius powiedział, że zatroszczycie się o mnie teraz,
Imperialnej Gwardii. Zginął ostatniej jesieni podczas akcji przeciwko orkom kiedy mojego taty już nie ma.
na Kentaurze. Boniface zesztywniał lekko, po czym odwrócił się w stronę Gaunta. Jego
oschła aparycja złagodniała zauważalnie, a w samotnym oku pojawił się
nagły błysk zrozumienia.
- Oczywiście, że się o ciebie zatroszczymy, Ibramie. Cracia, Pyrites
Boniface podjechał swoim wózkiem do ściany pokoju i ustawił go tak,
by wystające z boku mebla zębate koła połączyły się z szyną obiegającą spi-
ralnie gabinet. Nacisnął jakiś przełącznik i fotel ruszył w górę, między bib- Imperialna Igła potrafiła zrobić wrażenie, uznał leniwie pułkownik Colm
lioteczne półki, krążąc ponad zadartą głową chłopca. Wykładowca zatrzy- Corbec. Wznosiła się ponad Cracią, największą i najstarszą metropolią Py-
mał się na wysokości trzeciej półki i zdjął z niej książkę. ritesu – mierząca trzy tysiące metrów wieża z czarnego żelaza, zbudowana
- Siłą Imperatora... ? Dokończ cytat. czterysta lat temu po części w wyrazie hołdu wobec Imperatora, przede
- Jest ludzkość, a siłą ludzkości jest Imperator. Kazania Sebastiana Thora, wszystkim jednak dla uczczenia inżynierskich talentów Pyritesjan. Była
tom dwudziesty trzeci, rozdział sześćdziesiąty drugi. wyższa od wieżyc prefektury Arbites, przytłaczała swymi rozmiarami nawet
Boniface podjechał do innej półki, sięgnął po kolejną księgę. bliźniacze iglice Pałacu Eklezjarchii. W bezchmurne dni całe miasto stawało
- Cel wojny ? się gigantycznym zegarem słonecznym, a jego mieszkańcy mogli precyzyj-
- Zwycięstwo – odparł bez wahania Gaunt – Lord Militant Gresh, pamięt- nie określić godzinę, jeśli tylko wiedzieli, na które ulice metropolii pada
niki, rozdział dziewiąty. właśnie cień Igły.
- Jak mogę pytać Imperatora, co jest mi winien ? Ten dzień nie należał do bezchmurnych. W Cracii panował sezon zimo-
- Skoro wszystko, co posiadam należy do Złotego Tronu i służbą muszę to wy i przestworza nad miastem miały ciemną matową barwę przywodzącą na
spłacić. Sfera Rozważań inkwizytora Ravenora, tom... trzeci ? myśl ekran wyłączonego telewizora. Płatki śniegu spadały z ołowianych nie-
Boniface zjechał z powrotem na poziom podłogi i spojrzał uważnie na bios osiadając na gotyckich gontach starych szarych budynków, na dekora-
ucznia. cyjnych ornamentach, obiciach z żelaza i brązu, wysokich kominach i po-
- Tom drugi. wierzchni szklanych zadaszeń.
Gaunt próbował nie okazywać swego zmieszania na widok groteskowo Na ulicach metropolii panowało ciepło. Schowane pod szklanymi dacha-
okaleczonej twarzy inwalidy. mi arterie komunikacyjne i chodniki były ogrzewane. Wiele kilometrów pod
- Czy masz jakieś pytania, chłopcze ? ulicami metropolii starożytne turbiny pompowały gorące powietrze do sys-
- Jak zginął mój ojciec ? Nikt nie chce mi tego powiedzieć, nawet wu... temu szybów wentylacyjnych obiegających większość miasta. Płaszcz pól
generał Dercius. siłowych emitowanych na wysokości pierwszych pięter budynków po-
- Dlaczego chcesz to wiedzieć, synu ? wstrzymywał opady deszczu i śniegu przed zaleganiem na szklanych da-
- Spotkałem w kaplicy chłopca. Nazywa się Blenner. On wie jak odeszli chach przejść.
jego rodzice. Ojciec zginął walcząc z Nieprzyjacielem na Futharku, a matka Corbec siedział z rozpiętą oficerską bluzą na tarasie kafejki, popijając pi-
zabiła się z miłości. wo i huśtając się ospale na tylnych nogach żelaznego krzesła. Miejscowi
- To właśnie ci powiedział ? najwyraźniej lubowali się w czarnym żelazie. Robili z niego praktycznie
- Tak, mistrzu. wszystko. Tanithijczyk odnosił wrażenie, że nawet w piwie wyczuwa cha-
- Rodzina ucznia Blennera zginęła podczas wirusowego bombardowania na rakterystyczny metaliczny posmak.
świecie ogarniętym genokradzką rewoltą. Blenner był w tym czasie poza Duch cieszył się odprężeniem organizmu. Piekło Fortis Binary zostało
planetę, odwiedzał jakiegoś członka rodziny. Chyba ciotkę. Jego ojciec był daleko za jego plecami, nie musiał już zaprzątać sobie głowy błotem, szczu-
skrybą Administratum. Uczeń Blenner zawsze słynął z bujnej wyobraźni. rami, nieprzyjacielskim ostrzałem. Senne koszmary wciąż prześladowały go
- Użycie ostrej amunicji ? W trakcie treningu ? Przyczyna jego kary ? od czasu do czasu i zrywał się wtedy zlany potem nasłuchując wyimagino-
- Uczeń Blenner został przyłapany w latrynie na wypisywaniu niepochleb- wanego ryku artyleryjskiej nawały. Lecz tutaj, przy piwie, na krześle usta-
nych komentarzy pod adresem przełożonego tej uczelni. Oto powód wionym obok ruchliwej przyjaznej ulicy, czuł, że znów powraca do normal-
nałożonej na niego kary. Uśmiechasz się, Gaunt. Dlaczego ? nego życia.
- Bez powodu, mistrzu. Jakiś cień wielki niemal tak jak sama Imperialna Igła padł na twarz koły-
Zapadła długa chwila ciszy, przerywana jedynie trzaskiem energetyczne- szącego się z przymkniętymi oczami pułkownika.
go pola otaczającego dolną część wózka. - Możemy iść ? - zapytał szeregowiec Bragg.
- Jak umarł mój ojciec, mistrzu ? Corbec przeciągnął się i spojrzał na twarz olbrzyma, największego czło-
Boniface zamknął z głośnym trzaskiem swój elektroniczny notes. wieka służącego dotąd pod jego rozkazami.
- To utajniona informacja. - Jeszcze za wcześnie. Miejscowi mówią, że miasto gwarantuje świetną za-
bawę nocą, ale wpierw trzeba do tej nocy doczekać.
- Dla mnie ta okolica jest jakaś martwa. Żadnych ciekawych rozrywek –
zmarszczył nos Bragg.
- Ciesz się, żeśmy trafili na Pyrites, a nie Guspedin. Tam nie ma nic oprócz
brudu, popiołów, śmieci i zatłoczonych fabrycznych dystryktów.
Lampy na ulicach i estakadach miasta zaczęły zapalać się po kolei włą-
czane automatycznym systemem kontrolującym cykl doby, chociaż nocne
ciemności jeszcze nie zapadły.
- Tak sobie rozmawialiśmy – zaczął Bragg.
- My, czyli kto ? - wtrącił Corbec.
- No, Larks i ja... i Varl. I Blane – Bragg wzruszył lekko ramionami –
Słyszeliśmy o jednym takim lokalu. Może być ciekawie.
- Spoko.
- Jest tylko jeden problem.
- Jaki ? - zapytał pułkownik domyślając się już z grubsza powodu zakłopo-
tania szeregowca.
- Jest w zimnej strefie.
Corbec wstał z krzesła i rzucił na blat stolika kilka lokalnych monet. Me-
talowe krążki wylądowały obok pustego kufla.
- Żołnierzu, wiecie doskonale, że zimne strefy są wyjęte spod prawa – po-
wiedział oschle – Regiment otrzymał cztery dni przepustki na tym świecie,
ale ten urlop jest obwarowany kilkoma restrykcjami. Odpowiednie zachowa-
nie wobec mieszkańców tej szacownej metropolii. Nakaz korzystania wy-
łącznie z licencjonowanych barów, klubów i burdeli. Absolutny zakaz
opuszczania ciepłych stref miasta, dotyczący całego personelu Imperialnej
Gwardii. Zimne strefy są wyjęte spod prawa.
Bragg potrząsnął głową.
- No tak... ale tutaj jest pięćset tysięcy gwardzistów, przewalających się tam
i z powrotem przez wszystkie lokale Cracii. Każdy z nich przeszedł przez
prawdziwe piekło w ostatnich miesiącach. Naprawdę myślisz, że wszyscy
sss
będą się grzecznie i wzorowo zachowywać ? miał na sobie mundur Duchów i wyglądał na wyjątkowo nieszczęśliwego.
Corbec przygryzł wargi i westchnął ciężko. - Milo ? Myślałem, że pojechałeś rozerwać się z resztą ludzi ? Corbec obie-
- Nie, Bragg, nie wierzę w to. Powiedz mi, gdzie jest to miejsce, o którym cał mi, że cię ze sobą zabierze. Co robisz w tym gnieździe snobów ?
rozmawialiście. Muszę nad czymś pomyśleć. Spotkamy się później. W mię- Milo wyjął z kieszeni na udzie niewielki elektroniczny notes.
dzyczasie trzymaj się z dala od kłopotów. - Wiadomość przyszła po pańskim odlocie. Oficer porządkowy Kreff uznał,
że najlepiej będzie dostarczyć ją prosto do pana. A ponieważ jestem pańs-
***** kim adiutantem... no, dobra, zrzucił mi to na głowę.
Gaunt omal się nie uśmiechnął słysząc sarkastyczny ton chłopca. Zabrał
W wyłożonym lustrami, pełnym tytoniowego dymu barze Polar Imperial, mu notes i uruchomił urządzenie.
jednego z bardziej ekskluzywnych hoteli w Cracii stojącego tuż przy cent- - Co to takiego ? - zapytał.
ralnej siedzibie Administratum, komisarz Vaynom Blenner opowiadał właś- - Wiadomo mi tylko, że to korespondencja prywatna, nadana szyfrowanym
nie o zniszczeniu rebelianckiego pancernika Eradicusa. Była to bardzo zło- kanałem czterdzieści... – urwał na moment zerkając na tarczę swego zegarka
żona opowieść, pełna wyrafinowanych przerywników w postaci zapalanego - Czterdzieści siedem minut temu.
cygara, ekspresyjnych gestów i zwiększających napięcie odgłosów dźwięko- Komisarz przesunął wzrokiem po bezsensownym bełkocie wypełniają-
wych. cym ekran notesu, po czym przytknął swój palec wskazujący do płytki iden-
Przy stolikach ustawicznie rozlegały się śmiechy i okrzyki aprobaty dla tyfikatora linii papilarnych. Rozkodowana wiadomość zapaliła się ciągiem
historii komisarza. zielonych literek przed jego zmrużonymi oczami.
Ibram Gaunt siedział obserwując bez słowa monolog mężczyzny. Często “Ibramie. Jesteś jedynym przyjacielem w pobliżu, który może mi pomóc.
pogrążał się w milczeniu, co onieśmielało i odstraszało potencjalnych roz- Udaj się na Bulwar Cienia Igły 1034. Użyj naszego starego hasła. Gra idzie
mówców. o wysoką stawkę. Stawkę w barwach vermilionu. Fereyd”.
Blenner od dziecka wyróżniał się krasomówczym talentem, od czasów Gaunt spojrzał zaskoczony przed siebie, zatrzasnął notes niczym przy-
wspólnej edukacji w Schola Progenium. Gaunt zawsze szukał okazji do łapany na gorącym uczynku winowajca. Jego serce tłukło się w piersi. Tro-
przynajmniej krótkiego z nim spotkania. Traktował starego szkolnego towa- nie Terry, ileż to lat upłynęło od ostatniego razu, kiedy czuł ów charakterys-
rzysza jak przyjaciela i niezmiennie czerpał otuchę z widoku jego twarzy, tyczny skurcz żołądka – czy to naprawdę był lęk ? Fereyd. Stary wierny
stanowiącej pewną stałą w morzu przewijających się ustawicznie, znikają- przyjaciel pozyskany w krwi tamtych...
cych ludzkich obliczy. Lecz zarazem Blenner był też wyjątkowo dekadenc- Milo spoglądał uważnie na zmieszaną twarz swego dowódcy.
ką jak na komisarza personą i zbytnio rozsmakował się w przyjemnościach - Kłopoty ? - zapytał podejrzliwie.
życia. Przez ostatnie dziesięć lat służył z Trzecim Regimentem Greygorianu. - Zadanie... - wymruczał Gaunt. Komisarz otworzył ponownie notes i nacis-
Jego żołnierze byli bystrzy, dobrze wyszkoleni i wyjątkowo lojalni wobec nął klawisz kasujący komunikat z pamięci urządzenia – Potrafisz prowadzić
otrzymywanych rozkazów. Brak problemów dyscyplinarnych zmiękczył du- samochód ? - zapytał chłopca.
szę Blennera. - Mogę ? - pisnął uradowany adiutant. Oficer uspokoił go stanowczym klaś-
Komisarz przywołał gestem ręki przechodzącego obok kelnera i polecił nięciem w dłonie.
mu przynieść następną tacę drinków dla swych słuchaczy. Spojrzenie Gaun- - Idź na hotelowy parking i załatw mi jakiś transport. Najlepiej samochód
ta wędrowało po pomieszczeniu będącym miejscem pogawędek i relaksu dla wyższych szarż. Powiedz strażnikom, że cię przysłałem.
oficerów wielu gwardyjskich jednostek. Milo wyszedł pośpiesznie z holu. Gaunt stał przez dłuższą chwilę w mil-
Po przeciwnej stronie baru, pod wielkim olejnym obrazem przedstawiają- czeniu. Odetchnął dwukrotnie głęboko i wtedy nieoczekiwane klepnięcie
cym kroczące do boju Tytany, siedziała grupa oficerów w mundurach pur- między łopatki omal nie przewróciło go na podłogę.
pury i chromu noszonych przez Jantyńskich Patrycjuszy. Pośród męskich - Bram ! Łobuzie ! Znowu próbujesz uciec z imprezy ? - zakrzyknął Blen-
sylwetek dominowała wysoka postać o twarzy oszpeconej kwasem – twarzy ner.
doskonale komisarzowi znanej. Pułkownik Draker Flense. - Vay, mam pewną pilną sprawę...
Wzrok obu mężczyzn spotkał się na moment. Wymiana spojrzeń była - Nie, nie, nie – pokiwał głową zaczerwieniony od nadmiaru alkoholu ko-
równie ciepła i przyjacielska jak procedura wzajemnego namierzania się misarz i poprawił sobie wysoki kołnierz skórzanego płaszcza – Ile razy ma-
przez automatyczne systemy celownicze. Gaunt zmełł w ustach przekleń- my okazję powspominać stare czasy ? No, co ile ? Co dziesięć przeklętych
stwo. Gdyby wiedział, że jantyńska kadra oficerska wybrała ten hotel za swą lat ! Nie pozwolę ci teraz wyjść, dobrze wiem, że już nie wrócisz z pow-
kwaterę, nawet by tu nie zajrzał. Konfrontacja była teraz najmniej pociąga- rotem !
jącą go perspektywą. - Vay, to naprawdę kwestia służbowa...
- Komisarz Gaunt ? - No to jadę z tobą. Przynajmniej załatwimy to w o połowę krótszym cza-
Oficer podniósł wzrok. Przy jego krześle stał ubrany w elegancki uni- sie. Dwaj komisarze razem ? Przerazimy na śmierć każdego niepokornego
form portier, trzymający głowę w pozycji po części grzecznej, po części peł- malkontenta, mówię ci !
nej wyniosłości. Nadęty dupek, pomyślał Gaunt, kocha Gwardię za to, że ta - Jesteś zmęczony... a to bardzo męcząca sprawa...
ratuje mu skórę, ale wystarczy wejść do jego hotelu po odrobinę relaksu, że- - To i dobrze, że pojedziemy razem ! Będzie ci łatwiej, prawda ? – oświad-
by zaraz zaczął szukać rys i zadrapań na furniturze. czył Blenner i odchylił połę swego płaszcza demonstrując schowaną w
- Przyszedł tutaj chłopiec, sir – oświadczył tonem zamaskowanej przygany i wewnętrznej kieszeni butelkę wina. Oprócz Gaunta mieli ją sposobność
niesmaku portier – W recepcji czeka chłopiec, który życzy sobie z panem ujrzeć wszyscy inni stojący w holu goście.
rozmowy. Jeszcze chwila i skompromitujemy się całkowicie, pomyślał z desperacją
- Chłopiec ? - mruknął pytająco Gaunt. tanithijski dowódca, po czym chwycił Blennera pod ramię i niemal siłą wy-
- Kazał mi to przekazać – mężczyzna wyciągnął przed siebie urękawicz- wlókł go na chodnik przed recepcją hotelu.
nioną dłoń i zademonstrował trzymany pomiędzy kciukiem i palcem wska- - Możesz ze mną jechać – wysyczał do ucha podpitego przyjaciela –
zującym srebrny tanithijski kolczyk. Tylko... zachowuj się odpowiednio. I nic nie gadaj !
Komisarz skinął głową, wstał ze swego miejsca i udał się w ślad za por-
tierem. Flense śledził go wzrokiem poprzez zatłoczoną przestrzeń baru, po- *****
tem przywołał kiwnięciem palca swego adiutanta Ebzana.
- Znajdź majora Brochussa i kilku chłopaków z jego kliki. Mam dla nich Dziewczyna wyginająca swe ciało na rurze w rytm głośnej muzyki była
pewną sprawę do załatwienia. bardzo ładna i niemal kompletnie naga, ale major Rawne nie poświęcił jej
nawet chwili uwagi. Obserwował pogrążony w półmroku przyciemnionego
***** baru blat stolika i ruchy Vulnora Habshepta kal Geela napełniającego ole-
istym ciemnym likierem dwa spore puste kieliszki.
Gaunt szedł za wyprężonym służbiście portierem poprzez marmurową Geel budziłby stosowne wrażenie nawet jako szkielet, lecz jego ciało wa-
posadzkę hotelowego foyer. Jego niechęć do tego miejsca wzrastała z każdą żyło dobre trzysta kilogramów, co sprawiało, że nawet Bragg wydawał się
sekundą. Pyrites był rozlazły, leniwy, oddalony od wszelkich stref fronto- przy tym kolosie niepozorny. Major Rawne wiedział, że potężny gangster
wych. Jego mieszkańcy płacili sowite podatki i w zamian całkowicie ignoro- trzykrotnie przewyższa go masą własną, ale nie budziło to w nim cienia
wali mroczną prawdę ukrytą za granicami ich planety. Nawet stacjonujący obaw.
tutaj imperialny garnizon zdawał się przesiąkać rozprzężeniem i brakiem - Napijmy się, żołnierzyku – powiedział grubym pyritesjańskim akcentem
dyscypliny. Geel i ujął w swą gargantuiczną dłoń jeden z kieliszków.
Gaunt przerwał ponure rozmyślania i skierował się w stronę Brina Milo - Napijmy się – kiwnął głową oficer podnosząc własne szkło – Ale wolał-
stojącego pod jedną z umieszczonych w wielkich donicach palm. Chłopiec bym, żebyś się do mnie zwracał per majorze Rawne, chłoptasiu od kontra-
miał na sobie bandy.z
bandy. Blenner pociągnął dwa łyki z tulonej przez piersi butelki i roześmiał się do
W barze zapadła nieprzenikniona cisza. Dziewczyna zamarła w niemym siebie samego.
oczekiwaniu na swej rurze. - Milo – powiedział do mikrofonu komisarz – Nie tak szybko. Nie chcę na
Geel roześmiał się ubawiony. siebie zwracać uwagi, ale to niemożliwe, jeśli ty próbujesz pobić lokalne re-
- Dobrze ! Dobrze ! Pocieszny z ciebie człowiek ! Ha ha ! - jednym ruchem kordy.
ręki rekieter wlał sobie w gardło całą zawartość kieliszka. Bar ponownie - Rozumiem, sir – odparł młodziutki kierowca.
wypełnił gwar rozmów i dźwięk muzyki. Siedzący w przedniej części limuzyny Brin uśmiechnął się pod nosem i
Rawne wypił swojego drinka w powolny demonstracyjny sposób, a po- poprawił uchwyt rąk na kierownicy. Prędkość pojazdu spadła. Bardzo nie-
tem chwycił za butelkę i bez mrugnięcia pociągnął z niej prawie litr silnego znacznie.
alkoholu. Major wiedział, że ostry trunek posiada skład chemiczny zbliżony Gaunt zignorował podany mu przez Blennera kieliszek i otworzył map-
do odmrażaczy używanych w gwardyjskich Chimerach. Wiedział też jak nik przedstawiający plan drogowy miasta. Potem ponownie włączył mikro-
działają cztery zażyte przed wejściem do baru tabletki antytoksyczne. Cztery fon.
tabletki kosztujące fortunę na czarnym rynku, ale warte swej ceny. Czuł się - Na następnym skrzyżowaniu w lewo, Milo, a potem prosto aż do Placu
jakby pił zwykłą wodę. Zorna.
Geel siedział przez moment z otwartymi ustami, ale szybko opamiętał się - Ale... ale to nas zaprowadzi prosto do zimnej strefy, komisarzu – zaopo-
i powrócił do swej pozy. nował adiutant.
- Major Rawne potrafi pić jak prawdziwy Pyritesjanin – oświadczył pełnym - Otrzymałeś rozkaz, żołnierzu – odparł szorstko Gaunt i wyłączył komuni-
aprobaty tonem. kator.
- Nie chcielibyście wiedzieć jak potrafi pić major Rawne – odparł oficer – - To nie jest żadna gwardyjska sprawa, prawda, stary ? - zapytał poważ-
A teraz do interesów. niejącym tonem Blenner.
- Chodź ze mną – Geel podniósł się ze swojego miejsca. Rawne ruszył w - Nie zadawaj pytań, a nie będziesz potem musiał kłamać, Vay. Mówiąc
ślad za nim, czując za plecami obecność czterech asekurujących go musku- szczerze, nie wystawiaj się na widok i udawaj, że cię tutaj nie ma. Odwiozę
larnych ochroniarzy gangstera. cię do baru za jakąś godzinę.
Wszyscy barowi bywalcy odprowadzili idącą w stronę tylnego wyjścia A przynajmniej taką mam nadzieję, dodał w myślach tanithijski dowód-
grupkę wzrokiem. Przechylona przez swą rurę tancerka właśnie skończyła ca.
ściągać ostatni element stroju i owijała swoje majtki wokół wskazującego
pacea zamierzając cisnąć je w tłum. Kiedy spostrzegła, że nikt na nią nie *****
patrzy, fuknęła ze złością i zbiegła ze sceny.
Rawne ominął róg budynku przelatując z rykiem silnika przez ciasne
***** skrzyżowanie. Sześć opon zatańczyło niebezpiecznie na mokrym śniegu.
Trzymające się tylnego zderzaka ciężarówki samochody pościgu wpadły w
W zaśnieżonej alejce za klubem stała szara sześciokołowa ciężarówka. poślizg, ale zaraz zaczęły odrabiać stracony dystans.
- Alkohol. Papierosy. Pornograficzne gazety. Wszystko, czego szukałeś – - To jest zła droga ! - wybuchnął Rawne – Jedziemy w głąb zimnej strefy !
oświadczył Geel. - Nie mamy zbyt dużego wyboru – odparł Corbec – Zaganiają nas na swój
- Jesteś słownym człowiekiem – odparł Rawne. teren. Czyżbyś nie zaplanował drogi ucieczki ?
- A teraz zapłata. Dwa tysiące imperialnych kredytów. Nawet nie zawracaj Major nic nie odpowiedział, skoncentrowany na szaleńczych obrotach
mi głowy lokalnym złomem. Dwa tysiące imperiali. kierownicy. Ciężarówka pokonała kolejny niebezpieczny zakręt.
Rawne kiwnął głową i strzelił palcami. Szeregowiec Feygor wyślizgnął - A co ty tu właściwie robisz ? - zapytał w końcu Rawne.
się z ciemności alejki niosąc w ręce wypchany plecak. - Właśnie miałem cię zapytać o to samo – westchnął teatralnie Corbec – Po-
- Mój pomocnik, pan Feygor – przedstawił swego towarzysza Rawne – Po- myślałem, że powinienem zachować się jak dobry dowódca regimentu, któ-
każ mu forsę, Feygor. ry dostał krótką przepustkę po piekielnej kampanii i zrobić mały wypad do
Duch postawił plecak na śniegu, otworzył go. I wyjął ze środka odbez- nielegalnej strefy w poszukiwaniu trunków i używek dla swoich ludzi. Żoł-
pieczony laserowy pistolet. nierze doceniają przełożonych, którzy się o nich troszczą.
Pierwsze dwa strzały trafiły Geela w twarz i klatkę piersiową, przewra- Walczący z kierownicą Rawne pozwolił sobie na krótkie prychnięcie.
cając wielkiego gangstera na plecy. Przesuwając wprawnie broń Feygor - Potem zauważyłem ciebie i tego twojego oprycha i pojąłem, co robi w
przestrzelił głowy wszystkich sięgających po pistolety ochroniarzy. Rawne tym miejscu taki cwany bystrzak jak ty. Próbuje podprowadzić trochę
doskoczył do ciężarówki, otworzył drzwiczki i wdrapał się do kabiny wozu. kontra-bandy, żeby ją potem sprzedać swoim towarzyszom. No i
- Wskakuj ! postanowiłem się dołączyć. Przyszedłeś po to samo co ja, a wiedziałem, że
Feygor obiegł ciężarówkę z drugiej strony i wskoczył na jej pakę w bez mojej pomocy pan major Rawne będzie przed świtem pływał w
chwili, gdy major nacisnął pedał gazu. Pojazd runął w stronę wylotu alejki. stołecznej rzece z poder-żniętym gardłem.
Kiedy uciekinierzy przejeżdżali pod łukiem arkady na końcu alei, jakiś wiel- - Twojej pomocy ? - gdyby Rawne miał dostatecznie sporo miejsca, pewnie
ki ciemny kształt spadł z niej wprost na pakę ciężarówki, pomiędzy owinięte plułby pod nogi. Tylne okienko kabiny rozprysło się znienacka uderzone
brezentem paki z kontrabandą. Trzymający się skrzynek Feygor dostrzegł kulami. Obaj gwardziści schylili głowy.
kątem oka nieoczekiwanego pasażera na gapę i zamachnął się w jego stronę - Owszem – Corbec wyjął spod kurtki automatyczny pistolet – Jestem dużo
pięścią, ale potężny cios w głowę posłał go nieprzytomnego na podłogę lepszym strzelcem od tego patałacha Feygora.
paki. Pułkownik otworzył boczne drzwiczki, wychylił się przez nie i posłał kil-
Siedzący za kierownicą Rawne ujrzał w tylnym lusterku ciało padającego ka strzałów w stronę ścigających ciężarówkę limuzyn. Przednia szyba jed-
adiutanta i krzyknął mimowolnie z przestrachu, gdy intruz wtargnął mu do nego z czarnych samochodów eksplodowała, wóz skręcił gwałtownie w bok,
kabiny przez drzwiczki pasażera. zderzył się z drugim samochodem, odbił od niego wpadając na pobliski mur
- Majorze – przywitał się Corbec. i zaczął koziołkować po ulicy sypiąc na wszystkie strony kawałkami szkła i
- Corbec ! - wybuchnął Duch – Ty ! Tutaj ?! metalu.
- Na twoim miejscu skupiłbym się na jeździe – oświadczył pułkownik spo- - Masz jakieś uwagi ? - zapytał Corbec siadając z powrotem na fotelu.
glądając w tylne lusterko – Ludzie Geela chyba chcą coś z tobą wyjaśnić. - Zostało jeszcze trzech ! - warknął Rawne.
Ciężarówka pędziła śliską nawierzchnią ulicy. W ślad za nią zbliżały się - Prawda – pułkownik zaczął wymieniać magazynek pistoletu – Ale ja też
cztery niskie czarne limuzyny. jestem bystrzak i wziąłem sporo zapasowej amunicji.
- O kurwa – skomentował major.
*****
*****
Gaunt polecił adiutantowi zaparkować przy krańcu Bulwaru Cienia Igły.
Wielka czarna limuzyna jechała bulwarem prześlizgując się w poświacie Wysiadł z samochodu wciągając w płuca zimne nocne powietrze.
żelaznych lamp. Wóz płynnie zmieniał pasy wyprzedzając innych użytkow- - Zostań w środku – rzucił do Blennera, a drugi komisarz z aprobatą poki-
ników drogi. Cywilne samochody skwapliwie usuwały się na boki ustępując wał mu dłonią – Ty też – dodał do wysiadającego w ślad za dowódcą Brina.
pierwszeństwa złowieszczej maszynie o potężnym silniku i wielkim emble- - Ma pan broń, sir ? - zapytał chłopiec.
macie dwugłowego orła na masce. Gaunt uświadomił sobie, że jest bezbronny. Potrząsnął przecząco głową.
Siedzący za opancerzonymi szybami kabiny pasażerskiej Gaunt pochylił Milo wyjął swój srebrny tanithijski nóż i podał go oficerowi.
się w fotelu i nacisnął włącznik pokładowego mikrofonu. Rozparty obok - Człowiek nigdzie nie może czuć się bezpieczny – zauważył cicho.
aaaa
Komisarz podziękował chłopcu ruchem głowy i poszedł pod wskazany - Najprawdopodobniej tak – zgodził się sucho komisarz.
adres. - Jestem częścią tej siatki. Podobnie jak teraz ty, chociaż jeszcze nie zdajesz
Zimne strefy były złowieszczym symbolem podziałów społecznych w sobie z tego sprawy. Odkryta przez nas prawda jest przerażająca. Na gór-
Cracii. W sercu metropolii wznosiła się imponująca siedziba Eklezjarchii i nych szczeblach dowodzenia tej gigantycznej operacji trwają zaciekłe walki
osławiona Igła. Otaczające je dzielnice komercyjne i rezydencje klasy wyż- o władzę i wpływy, mój przyjacielu.
szej były patrolowane, strzeżone, ogrzewane i zadbane tworząc miniaturowe Gaunt poczuł napływ gniewnej niecierpliwości. Nie przyjechał tutaj po
enklawy komfortu i bezpieczeństwa. Ich mieszkańcy cieszyli się rozliczny- to, by wysłuchiwać ciągu spekulacji i domysłów.
mi przywilejami życia. - Dlaczego miałbym się tym przejmować ? Nie należę do górnych szczebli
Lecz pozostała część metropolii nie mogła się takimi luksusami poch- sztabu. A niech sobie tamci wbijają nawzajem noże...
walić. Kilometry kwadratowe podniszczonych, walących się habitatów ma- - Jesteś gotów sprzeniewierzyć to wszystko ? Dziesięć lat wojny ? Zwycię-
jących tysiące lat, stojących pomiędzy pajęczyną ciemnych, kiepsko oświet- stwa marszałka Slaydo ?
lonych ulic, na których zalegały śnieżne zaspy. Przestępczość kwitła w tych - Nie – oświadczył wolno Gaunt.
dzielnicach, a arbitratorzy nawet tam nie zaglądali. Kontrola służb specjal- - Spisek zagraża temu wszystkiemu. Jak można kierować taką krucjatą, jeśli
nych kończyła się na granicy zimnych stref. Otaczające centrum dystrykty jej przywódcy wiszą sobie u gardeł ? Jak walczyć z wrogiem, jeśli oni wal-
były istnym ludzkim zoo, industrialną dżunglą otaczającą opływającą w luk- czą pomiędzy sobą ?
susy cywilizację. Obraz ten przypominał Gauntowi samo Imperium – mo- - Po co tutaj jestem ? - zapytał komisarz.
carstwo o bogatym centrum otoczonym przerażającą rzeczywistością, o - On powiedział, że będziesz ostrożny.
której koszmarach nikt stamtąd nie chciał słuchać. Ani też specjalnie się ni- - Kto ? Fereyd ?
mi nie przejmował. Mężczyzna milczał przez chwilę, potem odezwał się, ale nie udzielił
Lekki mokry śnieg sypał się z nocnego nieba. Powietrze było zimne, ale oczekiwanej odpowiedzi.
czyste. - Dwie noce temu moi pomocnicy w Cracii przechwycili sygnał nadany
Gaunt przemierzał popękane płytki chodnikowe bulwaru. Numer 1034 przez astropatę z pokładu okrętu zwiadowczego w obszarze Nubila Reach.
okazał się niewyobrażalnie starym reliktem budownictwa. Na wysokości Komunikat adresowany był do sztabu głównego lorda Militanta generała
szóstego piętra w jednym z okien pulsowała słaba poświata lamp. Dravere. Jego poziom tajności to vermilion.
Komisarz wszedł do budynku. Klatka schodowa cuchnęła zgnilizną i Gaunt zamrugał nerwowo. Poziom vermilion.
pleśnią. Oświetlenie nie działało, ale Gaunt szybko odnalazł schody, ponie- Nieznajomy wyciągnął z kieszonki swojej kurtki niewielki kryształ i pod-
waż ktoś ułożył na ich stopniach zapalone świece schowane wewnątrz szkla- niósł go na dłoni tak, by fioletowy blask lampy podświetlił trzymany ostroż-
nych butelek. Powietrze wydawało się żółtawe i gęste w migotliwym blasku nie przedmiot.
płomieni. - Dane zostały zapisane w tym kryształowym nośniku. Przechwycenie syg-
Docierając do trzeciego piętra usłyszał dźwięki muzyki. Była to jakaś nału kosztowało życie dwóch mentatów. Dravere nie może go odzyskać.
stara taneczna ballada. Zużyty odtwarzacz płyt pojękiwał i zacinał się bu- Mężczyzna wyciągnął rękę podając kryształ Gauntowi. Komisarz cofnął
dząc upiorne wrażenie. się o krok.
Szóste piętro. Odarte z tapet ściany straszyły odłażącym tynkiem, dywa- - Dlaczego dajesz to mnie ?
ny na korytarzach znikły bez śladu. Gdzieś w ciemnościach słychać było po- - Zaraz po przechwyceniu wiadomości moja siatka w Cracii została rozer-
piskiwanie szczurów. Muzyka była teraz głośniejsza, dobiegała z pokoju, w wana na strzępy. Szpiedzy Dravere depczą nam po piętach, chcą za wszelką
stronę którego zmierzał komisarz. Zza uchylonych drzwi apartamentu cenę zdobyć kryształ. Nie mam już tutaj nikogo, kto mógłby mi pomóc.
sączy-ła się silna poświata elektrycznej lampy. Skontaktowałem się z przełożonym spoza tego świata, a on kazał mi czekać
Komisarz zacisnął palce na rękojeści trzymanego pod płaszczem noża i na zaufanego sojusznika. Kimkolwiek jesteś, przyjacielu, zostałeś wysoko
wszedł do pokoju. oceniony. Obdarzono cię ogromnym zaufaniem. W tej tajemnej wojnie to
bardzo dużo znaczy.
***** Gaunt odebrał kryształ z lekko drżącej dłoni rozmówcy. Nie bardzo wie-
dział, co powiedzieć. Nie chciał tej złowieszczej rzeczy, ale powoli zaczynał
Pomieszczenie pozbawione było jakichkolwiek mebli, na jego podłodze sobie uświadamiać ogrom stawki, o jaką toczyła się niebezpieczna gra.
walały się sterty starych papierzysk i śmieci. Odtwarzacz płyt stał na stercie Starszy mężczyzna uśmiechnął się do Ducha i otworzył usta chcąc coś
zakurzonych książek. Ustawiona w rogu przenośna lampa rzucała fioletowy powiedzieć.
poblask na pozostałe kąty pokoju. Ściana za jego plecami eksplodowała pośród jaskrawego rozbłysku
- Jest tu ktoś ? - zapytał Gaunt przestraszony echem swego własnego głosu. światła i latających na wszystkie strony kawałków cegieł. Dwie niebieskie
Jakiś cień pojawił się w progu sąsiadującej z pokojem łazienki. wiązki laserowego ognia omiotły pokój przecinając ciało nieznajomego na
- Podaj hasło. trzy oddzielne części.
- Co ?
- Nie mam czasu na gierki. Podaj hasło. *****
- Orle Pióro – powiedział Gaunt używając słowa kodowego, z którego ko-
rzystał razem z Fereydem wiele lat temu na Pashenie 69. Gaunt skoczył w stronę drzwi apartamentu, wyszarpując spod ubrania
Sylwetka rozmówcy najwyraźniej się odprężyła. Krępy starszy mężczyz- otrzymany od Brina nóż.
na w pobrudzonym cywilnym ubraniu wszedł do pokoju stając tak, by Gaunt Od strony schodów dobiegł go pośpieszny tupot butów.
mógł dostrzec w świetle lampy jego rysy twarzy. W opuszczonej wzdłuż Ze swego miejsca w progu pokoju ujrzał dwóch ciężko opancerzonych
uda ręce trzymał niewielki pistolet o grubej lufie, nieznanego komisarzowi żołnierzy wskakujących do pomieszczenia przez wybitą w ścianie dziurę.
typu. Serce Gaunta zabiło mocniej. To nie był Fereyd. Mieli na sobie czarne, pozbawione wszelkich identyfikatorów pancerze bo-
- Coś ty za jeden ? - zapytał oschle. jowe, w rękach trzymali kompaktowe ciężkie lasery. Magnetyczne rzepy na
Mężczyzna uniósł w odpowiedzi brwi. ich nakolannikach i nałokietnikach zdradzały sposób, w jaki wspięli się po
- W zaistniałych okolicznościach nazwiska nie mają najmniejszego znacze- murze budynku na szóste piętro i wysadzili ładunkami wybuchowymi ścia-
nia. nę.
Nieznajomy podszedł do odtwarzacza i włączył inną płytę. Z głośnika Omietli wzrokiem pokój przeczesując go zielonymi promieniami lasero-
popłynęła kolejna stara miłosna piosenka, pełna sentymentalnych rymów i wych celowników. Jeden spostrzegł ukrytego za progiem komisarza i po-
melancholijnego brzmienia. ciągnął za spust. Wiązka energii przepaliła futrynę drzwi i wyżłobiła wielką
- Jestem obserwatorem, kurierem, a także najpewniej martwym człowie- szramę w ścianie korytarza.
kiem – oświadczył obcy – Masz jakiekolwiek pojęcie o skali i znaczeniu ca- Gaunt uskoczył w bok, za róg futryny. Był martwy, całkowicie martwy,
łej tej sprawy ? chyba że...
Gaunt wzruszył przecząco ramionami. Pistolet zabitego kuriera leżał tuż za progiem apartamentu, przed nosem
- Nie. Nie wiem nawet, o jaką sprawę mnie pytasz. Ale zaufałem mojemu komisarza. Broń musiała wypaść z ręki przewracającego się mężczyzny i
staremu przyjacielowi Fereydowi. To mi wystarcza. Dzięki jego potwier- ślizgając się po podłodze dotarła aż do tego miejsca. Gaunt pochwycił go
dzeniu zdaję sobie sprawę z powagi i autentyczności sprawy, lecz jej szcze- bez namysłu, odciągnął dźwignię bezpiecznika i wychylił się nieznacznie za
góły są mi całkowicie nieznane. futrynę chcąc odpowiedzieć napastnikom ogniem. Pistolet był mały, ale
Mężczyzna studiował go przez chwilę wzrokiem. sprawiał wrażenie cennej specjalistycznej broni. Jak się okazało, miał też
- Wywiad marynarki stworzył na Światach Sabbat sieć wywiadowczą nad- odrzut porównywalny z kopnięciem muła i wydawał huk przywodzący na
zorującą przebieg krucjaty. myśl wystrzał z Basiliska.
Pierwszy strzał zaskoczył w równym stopniu Gaunta, co i dwóch za- Limuzyna mknęła ulicami zimnej strefy zmierzając w kierunku bezpiecz-
maskowanych morderców, wyrywając ogromną dziurę w zewnętrznej ścia- nego centrum metropolii. Siedzący z tyłu Blenner rozlał wódkę do dwóch
nie pomieszczenia. Drugi, oddany sekundę później, zwalił z nóg jednego z dużych szklanek. Tym razem Gaunt nie odmówił poczęstunku, wychylił
żołnierzy. swój trunek do dna.
Niewielka runiczna ikona na rękojeści pistoletu zmieniła się z V na III. - Nie musisz mi mówić, o co poszło, Bram. Nie, jeśli tego nie chcesz.
Gaunt westchnął z rozpaczą. Broń najwyraźniej nie należała do modeli o Gaunt westchnął lekko.
ergonomicznych akumulatorach. - A gdybym się zdecydował, wysłuchałbyś mnie ?
Tupot butów na schodach przybrał na sile, u ich szczytu pojawili się trzej - Jestem lojalny wobec Imperatora i podwójnie lojalny wobec starych przy-
dalsi żołnierze w anonimowych pancerzach i kaskach, miażdżący pod stopa- jaciół. Co jeszcze chciałbyś ode mnie usłyszeć ?
mi świece. Gaunt przypadł na kolana i pociągnął za spust urywając pierw- Tanithijski dowódca uśmiechnął się i podsunął towarzyszowi swoje
szemu z nich głowę. Pozostali dwaj zareagowali z profesjonalną wprawą ot- szkło, by ten mógł napełnić je ponownie.
wierając ogień ze swoich laserów, dołączył do nich morderca przyczajony w - To pewnie by mi wystarczyło.
apartamencie. Krzyżowy ostrzał z trzech szybkostrzelnych laserów przestęb- Blenner pochylił się nad siedzeniem, nieoczekiwanie poważny, pozba-
nował korytarz. Gaunt rzucił się płasko na brzuch uderzając ręką o podłogę i wiony śladu pijackiego rozbawienia.
wypuszczając z dłoni pistolet, który z metalicznym szczękiem zniknął - Słuchaj, Bram... może i wyglądam w twoich oczach na starego opoja,
gdzieś w ciemności. tyjącego w luksusach służby u boku niemal perfekcyjnego regimentu... ale
Po kilku sekundach kanonada ustała i zabójcy zaczęli skradać się do wciąż nie zapomniałem tego jak wygląda prawdziwa akcja. I nie zapom-
przodu w poszukiwaniu ofiar. Dym i kłęby pyłu wypełniały korytarz. Nie- niałem tego, dlaczego tu jestem. Możesz mi zaufać i posłać do piekła, a na
które z energetycznych wiązek nadpaliły podłogę tuż przy komisarzu, ale pewno stamtąd wrócę. Dla ciebie.
szczęśliwym trafem żadna go nie dosięgła. - I dla Imperatora – przypomniał z grymasem rozbawienia Gaunt.
Kiedy żołnierz z apartamentu wysunął ostrożnie głowę za próg drzwi, - I dla cholernego Imperatora – zgodził się Blenner, po czym obaj komi-
ciśnięty z całej siły tanithijski nóż przebił mu bok hełmu i czaszkę. Zama- sarze stuknęli się szklankami.
chowiec runął na podłogę drgając konwulsyjnie i podrygując. Gaunt rzucił - Hmm – odezwał się chwilę potem Blenner – Dlaczego twój chłopiec zwal-
się w jego stronę. Jedna, może dwie sekundy i miałby w rękach upuszczony nia ?
karabin zabitego. Milo przyhamował. Dwa blokujące mu przejazd gąsienicowe pojazdy
Lecz dwaj mordercy na schodach mieli czyste pole ostrzału. Coś błysnęło miały włączone na światłach drogowych reflektory, ale mimo ich oślepiają-
przed oczami komisarza i opuszczając wzrok dostrzegł na swym sercu dwie cego blasku adiutant wciąż dostrzegał lakier w barwach Jantyńskich Patryc-
szmaragdowe plamki laserowych celowników. Powietrzem wstrząsnął juszy. Grupa wysokich mężczyzn o gładko wygolonych czaszkach zmierza-
szczęk serii wystrzałów, do nozdrzy oficera dotarł ostry zapach spalenizny. ła w stronę limuzyny z pałkami i narzędziami w rękach.
Blenner wdrapał się na ostatni stopień schodów, starannie przekraczając Gaunt wysiadł z auta, gdy tylko Milo wyhamował do końca. Śnieg zaczął
dwa dymiące ciała pod swoimi nogami. W jego dłoni tkwił laserowy pisto- mu padać na mundur. Komisarz spojrzał na podchodzących do niego ludzi.
let. - Brochuss – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
- Znudziło mnie czekanie ? - westchnął lekko – Wyglądało na to, że potrze- - Pułkownik-komisarz Gaunt – odpowiedział major Brochuss z Jantyńskich
bujesz małej pomocy, Bram. Patrycjuszy postępując o krok w stronę rozmówcy. Mężczyzna był rozeb-
rany od pasa w górę, sploty jego mięśni błyszczały od wtartego w nie
***** olejku. Dzierżona w jednej ręce drewniana pałka uderzała z trzaskiem w
spód dru-giej dłoni.
Szara ciężarówka, ścigana przez ostatni sprawny jeszcze wóz gangste- - Oto okazja do wyrównania rachunków – wysyczał major – Ty i twoje su-
rów, uderzyła z metalicznym jękiem w nawierzchnię ulicy spadając na zaś- kinsyny ukradliście nam zwycięstwo na Fortis. Skurwiele. Bawiliście się w
nieżony asfalt po kilku sekundach lotu w powietrzu. żołnierzyków tam, gdzie potrzeba było prawdziwych profesjonalistów. Mie-
- Co teraz ? - wrzasnął Rawne odzyskując kontrolę nad pojazdem i szarpiąc liście wszyscy wyzdychać na drutach kolczastych.
kierownicą. Gaunt westchnął szczerze.
- Miejscowi mówią na to blokada – odezwał się Corbec. - To nie jest prawdziwy powód tego spotkania, co, Brochuss ? Och, pewnie
Kilkadziesiąt metrów z przodu ulica zimnej strefy przegrodzona była rzę- boli was przegrana na Fortisie, ale tutaj chodzi o coś innego. W przeciwnym
dem podpalonych kanistrów paliwa, betonowych bloków i zwojów drutu razie nie bylibyście aż tacy niezadowoleni z wyniku tej kampanii. To stara
kolczastego. Jakieś uzbrojone sylwetki czekały na nadjeżdżającą ciężarów- sprawa, prawda ? Kwestia honoru, którą chciałbyś spłacić wraz z Flense.
kę. Obaj jesteście idiotami. Nie ma śladu honoru w mordzie na ulicach zimnej
- Z drogi ! Z drogi ! - krzyknął Corbec, a potem przechylił się na siedzeniu i strefy, gdzie nikt nie znajdzie naszych ciał przez kilka miesięcy.
pociągnął mocno za kierownicę. Samochód skręcił ociężale ślizgając się po - Nie sądzę, żebyś był w sytuacji pozwalającej na snucie dysput – warknął
śniegu i wyrżnął maską w zabite deskami drzwi jakiegoś starego porzuco- Brochuss – My z Jantu odbieramy nasze długi w krwi wszędzie tam, gdzie
nego magazynu. Po kilkunastu metrach zatrzymał się wśród wypełnionej ka- nadarzy się okazja. To miejsce jest równie dobre jak wszystkie inne.
paniem wody mrocznej przestrzeni budynku, jego silnik zacharczał i zgasł. - Więc zamierzasz użyć haniebnych metod, by pomścić skazę na swym ho-
- Co robimy ? - syknął major. norze ? Brochuss, ty skończony dupku, żebyś tylko potrafił dostrzec ironię
- Ty, ja i Feygor – zaczął Corbec wskazując palcem szeregowca podnoszą- we własnych słowach. W tamtej sprawie nie było żadnej plamy na honorze,
cego się z paki ciężarówki – Trzy Duchy Gaunta, ludzie z najlepszego regi- skorygowałem jedynie zaistniały wcześniej błąd. Sam doskonale znasz jego
mentu Gwardii ! Jesteśmy ekspertami od skrytej roboty i popatrz tylko ! źródło. Ukarałem akt tchórzostwa w szeregach Jantyńczyków.
Trafiliśmy do bardzo ciemnego magazynu. - Bram ! - syknął do ucha tanithijskiego dowódcy Blenner – Nigdy nie by-
Pułkownik przeładował swój automat. Rawne uśmiechnął się drapieżnie i łeś dobrym dyplomatą. Ci ludzie pragną krwi. Obrażając ich nie polepszasz
wyjął zza pasa własny pistolet. naszej sytuacji.
- Zróbmy to – oświadczył szczerząc zęby. - Poradzę sobie, Vay – wycedził sucho Gaunt.
Jeszcze wiele lat później w klubach craciańskich zimnych stref za tę hi- - Nie, nie ty, ja to zrobię – Blenner odepchnął na bok przyjaciela i zwrócił
storię słuchacze stawiali hojnie drinki. Podczas kanonady w magazynie ro- się w stronę jantyńskiego oficera – Majorze, jeśli oczekuje pan po tym spot-
dziny Vinchy oddano tysiące strzałów, w przeważającej mierze z karabin- kaniu solidnej bijatyki, nie zamierzam pana rozczarowywać... przepraszam
ków automatycznych noszonych przez dwudziestu mężczyzn będących naj- na momencik – komisarz podniósł znacząco palec wstrzymując konwer-
groźniejszymi żołnierzami gangu podziemnego barona Vulnora Habshepta sację, po czym cofnął się do Mila i zaczął szeptać z nim pośpiesznie.
kal Geela. Gangsterzy ci weszli tamtej nocy do opuszczonego magazynu w - Chłopcze, jak szybko potrafisz prowadzić ten wóz ?
poszukiwaniu kilku złodziei-obcoświatowców. - Dostatecznie szybko, sir – odparł adiutant – I wiem doskonale, gdzie je-
Wszyscy zginęli. W huku kanonady usłyszano dwadzieścia innych chać...
wystrzałów, część z nich z broni laserowej, część z ciężkiego automatu Blenner odwrócił się z powrotem do jantyńskich osiłków stojących w
kulowego. Dwadzieścia, nie mniej, nie więcej. Nikt już nie ujrzał owych snopach światła rzucanych przez reflektory i posłał im przepraszający uś-
obcoświatowców ani też nie odnalazł skradzionej ciężarówki z kontrabandą, miech.
która była przyczyną masakry. - Po konsultacjach z moim kolegą mogę oświadczyć, majorze Brochuss,
że... możesz mnie pocałować w dupę, ty arogancki skurwielu !
***** Blenner skoczył w stronę otwartych drzwiczek kabiny, wciągając za sobą
nieco zaskoczonego Gaunta. Milo uruchomił silnik limuzyny w tym samym
momencie, gdy rozjuszeni gwardziści dopadali pojazdu. Trzy sekundy póź-
aa
niej samochód Gaunta pędził już z rykiem oblodzoną, zaśnieżoną ulicą. Kl- Gaunt uśmiechnął się szczerze.
nąc i pokrzykując Brochuss popędził swoich ludzi do stojących na jałowym - Nie, chcę ci postawić drinka – odpowiedział kiwając palcem na
biegu wozów podejmując pościg. zmęczonego barmana – Chociaż chętnie bym ci też o czymś opowiedział. I
- Cieszę się, że jesteś ze mną, Vay – oświadczył Gaunt – Sam nigdy nie zrobię to we właściwym czasie. Czy jesteś lojalny, Colmie Corbecu ?
załatwiłbym tego w tak dyplomatyczny sposób. Pułkownik najwyraźniej poczuł się głęboko dotknięty tym
nieoczekiwanym pytaniem.
***** - Za Imperatora oddałbym życie – oświadczył bez chwili namysłu.
- Ja też – kiwnął głową Gaunt – Nasza przyszłość może się okazać
Szeregowiec Bragg pocałował swoje szczęśliwe kostki i cisnął wszystki- naprawdę ciężka. Cieszę się, że mam cię u boku.
mi trzema po powierzchni stołu. Wokół blatu rozległy się okrzyki aprobaty, Corbec nic nie odrzekł, wyciągnął swą szklankę w kierunku komisarza.
w stronę żołnierza powędrowała sterta żetonów. Gaunt stuknął w nią własnym szkłem. Naczynia szczęknęły cicho,
- Dawaj dalej, Bragg ! - roześmiał się stojący obok gwardzisty Szalony Lar- dźwięcznie.
kin – Zrób to znowu, stary ! - Za Pierwszy i Ostatni – powiedział Corbec.
Bragg zaśmiał się i sięgnął po kostki. Gaunt uśmiechnął się łagodnie.
To jest prawdziwe życie, pomyślał. Z dala od linii frontowej Fortis, - Za Pierwszy i Jedyny – odwzajemnił toast.
wśród tytoniowych oparów wypełniających kasyno jednej z zimnej stref
Cracii, z kilkoma szczerymi przyjaciółmi u boku i gromadką miłych dziew-
cząt spoglądających na rosnące góry żetonów.
Znienacka tuż przy graczu pojawił się Varl. Jego powitalne klepnięcie w
plecy w zamierzeniu miało być łagodne, ale się takie nie okazało – Varl
wciąż miał kłopoty z zapanowaniem nad siłą fizyczną generowaną przez
mechanizmy cybernetycznej kończyny wszczepionej mu przez polowych
medyków na Fortis Binary.
- Gra może zaczekać, Bragg. Mamy sprawę do załatwienia.
Bragg i Larkin ucałowali swoje niedawno poznane przyjaciółki i poszli w
ślad za Varlem w stronę tylnych drzwi kasyna, na pogrążoną w nocnym pół-
mroku rampę towarową. Byli tam już Suth, Meryn, Melyr, Caffran, Curral,
Coll, Baru, Mkoll, Raglon... ponad dwudziestu mężczyzn w mundurach
Duchów.
- Co jest grane ? - zapytał Bragg.
Melyr wskazał kciukiem na Corbeca, Rawne i Feygora wyładowujących
z poobijanej sześciokołowej ciężarówki skrzynki z butelkami piwa i sztangi
papierosów.
- Pułkownik załatwił nam nadprogramowe przydziały, niech będzie błogo-
sławiona jego tanithijska dusza !
- Świetnie – Bragg oblizał łakomie wargi, chociaż niepokoiły go nieco roz-
czarowane miny majora i jego adiutanta. Corbec obejrzał się w stronę swych
podwładnych i uśmiechnął szeroko.
- Ściągnijcie resztę chłopaków ! Robimy balangę dla wszystkich Duchów !
W gromadzie mężczyzn rozległy się okrzyki aprobaty i zachęcające
gwizdy. Varl otworzył nożem jedną ze skrzynek i zaczął podawać najbliżej
stojącym gwardzistom butelki piwa.
- Hej ! - krzyknął znienacka Raglon wskazując ręką w głąb zaśnieżonej
ciemności za tyłami klubu – Ktoś tu jedzie !
Czarna limuzyna zaparkowała tuż za ciężarówką Corbeca, przy rampie
towarowej lokalu. Wyskakujący z jej kabiny Gaunt został powitany rykiem
aplauzu, ktoś rzucił mu jedną z butelek. Komisarz otworzył ją i pociągnął
solidny łyk alkoholu, a później wskazał dłonią coś ukrytego w nocnej ciem-
ności za swym samochodem.
- Chłopcy ! Będziecie mi na chwilę potrzebni... - zaczął mściwym tonem.

*****

Major Brochuss przykleił nos do przedniej szyby swego samochodu pró-


bując przebić wzrokiem śnieżną zasłonę.
- Teraz go mamy ! Zaparkował przy tamtym budynku !
Brochuss wyciągnął lewą dłoń i uderzył w nią swą pałką.
I wtedy ujrzał tłum mężczyzn w mundurach Duchów kłębiący się wokół
rampy towarowej budynku. Stu... dwustu.
- O kurwa – jęknął jantyński major.

*****

Bar był już prawie pusty, na zewnątrz budynku nadchodził blask


kolejnego poranka. Ibram Gaunt wysączył do końca zawartość swej szklanki
i spojrzał na Vaynoma Blennera, śpiącego z twarzą na blacie kontuaru.
Komisarz sięgnął do wewnętrznej kieszonki swego uniformu i wyjął z niej
ukryty tam kryształ. Podrzucił go w dłoni raz, drugi.
U boku oficera pojawił się Corbec.
- Długa noc, komisarzu ?
Gaunt zerknął na swego zastępcę ukrywając kryształ w zaciśniętej pięści.
- Chyba najdłuższa z wszystkich, pułkowniku. Słyszałem, że mieliście ostrą
zabawę ?
- Owszem, chociaż Rawne pewnie nie byłby zadowolony, gdyby okazywał
pan swe rozbawienie po jej wysłuchaniu. Chce pan ze mną o czymś
porozmawiać ?
łamania kodów.
- Mój tata też ma taki ?
Manzipor, 29 lat wcześniej Chwila ciszy.
- Oczywiście.
- Czy tata wraca do domu ? Przyleciał z tobą, wujku ?
Dom wznosił się na zboczu Mount Resyde, jego wielkie kolumny strze- - Posłuchaj, Ibramie, jest coś...
lały w niebo przy spienionych kataraktach górskiej rzeki. Przestworza nad Chłopiec obracał w palcach pierścień studiując go wzrokiem.
rezydencją miały barwę czystego złota do chwili wschodu słońca, wtedy bo- - Mogę naprawdę to zatrzymać, wujku ? To dla mnie ?
wiem zdawały się płonąć. Ruchome lampki, najeżone miniaturowymi tar- Malec podniósł głowę znad prezentu i ujrzał wpatrzone w siebie spojrze-
czami baterii słonecznych, uwijały się każdego wieczoru w atrium domu. nia wszystkich mężczyzn.
Mały Ibram wyobrażał sobie wówczas, że patrzy na Nawigatorów wytycza- - Przecież go nie ukradłem ! - zastrzegł się zmieszany.
jących sekretne ścieżki w otchłani tajemniczej Osnowy. - Oczywiście, że możesz go zatrzymać. Jest twój – Dercius przykucnął
Bawił się zazwyczaj po słonecznej stronie rezydencji, otulonej delikatną obok chłopca ze ściągniętą twarzą, wyraźnie czymś zatroskany.
mgiełką pochodzącą z wodospadów spadających w głąb ośmiokilometrowe- - Posłuchaj, Ibramie, muszę ci coś powiedzieć... o twoim tacie.
go kanionu Północnej Szczeliny. Z okien tamtej części budowli można było
czasami dostrzec imperialne statki lądujące lub podrywające się z płyt kos-
modromu na Polach Lanatre. Z tej odległości wyglądały identycznie jak
latające lampy oświetlające pogrążone w półmroku zmierzchu atrium.
Ibram wskazywał je niezmiennie palcami obwieszczając przylot ojca.
Jego opiekun i wychowawca Benthlay uparcie poprawiał swego podo-
piecznego. Człowiek ten pozbawiony był wyobraźni, co więcej, nie miał na-
wet rąk ! Wskazywał przemykające w przestworzach punkty światła swoimi
warczącymi mechanicznymi kończynami i tłumaczył cierpliwie, że wracają-
cy do domu ojciec Ibrama na pewno wysłałby wcześniej informację o swym
przybyciu.
Lecz Oric, jeden z kucharzy, potrafił zrozumieć uczucia dziecka. Podno-
sił chłopca swymi wielkimi rękami w górę, ku niebu, pozwalając ścigać
wzrokiem każdy maleńki kształt kosmicznego statku. Ibram nie rozstawał
się z miniaturowym dreadnoughtem z plastiku wyrzeźbionym kiedyś przez
wujka Derciusa. Siedząc na karku Orica markował zaciekłą walkę pomiędzy
kroczącą machiną, a odległymi plamkami światła.
Oric nosił na lewym przedramieniu tatuaż w postaci wielkiej błyskawicy,
niezmiennie fascynujący chłopca.
- Imperialna Gwardia – wyjaśnił kiedyś pytającemu go o tatuaż malcowi –
Jantyński Trzeci przez osiem lat. Znak honoru.
Nigdy nie mówił nic więcej. Kiedy stawiał chłopca z powrotem na nogi i
wracał do kuchni, Ibram zastanawiał się zawsze nad pochodzeniem dziw-
nego dźwięku dobiegającego spod ubrania kucharza. Warkot ów był bardzo
podobny do hałasu wydawanego przez mechaniczne ręce wychowawcy
chłopca.
Tamtej nocy, gdy do domu przybył wujek Dercius, jego wizyty nie zapo-
wiedziała żadna nadesłana wcześniej wiadomość.
Oric bawił się razem z chłopcem wykonaną przez siebie drewnianą fre-
gatą. Na dźwięk głosu Derciusa Ibram zerwał się na nogi i popędził w stronę
sali przedpokoju. Uderzył w nogi Derciusa niczym meteoryt i przycisnął się
do nich z całej siły.
- Ibramie, Ibramie ! Cóż za silny chwyt ! Cieszysz się, że widzisz wujka ?
Dercius sprawiał wrażenie wysokiego na tysiąc metrów w swym mauve
jantyńskim mundurze. Uśmiechnął się do chłopca, ale w jego oczach czaił
się jakiś cień.
Oric wszedł do pomieszczenia mrucząc pośpieszne usprawiedliwienia.
- Muszę wracać do kuchni, sir – oświadczył.
Wujek Dercius zrobił coś, co zaskoczyło Ibrama: podszedł do Orica i uś-
cisnął go serdecznie.
- Dobrze cię znów ujrzeć, stary przyjacielu.
- I pana, sir. Tyle lat minęło.
- Przywiozłeś mi jakąś zabawkę, wujku ? - wtrącił Ibram strząsając ze
swych ramion dłonie zatroskanego czymś wychowawcy.
Dercius powrócił do chłopca.
- Jak mógłbym cię rozczarować ? - zaśmiał się i zdjął z małego palca lewej
dłoni sygnet – Wiesz, co to takiego ?
- Pierścień !
- Mądry chłopak ! Lecz to coś więcej – Dercius ostrożnie poruszył wpra-
wionym w sygnet oczkiem, które odskoczyło niczym wieczko. Z wnętrza
schowka wyskoczyła niezwykle cienka nitka laserowego światła – Wiesz, co
to jest ?
Ibram pokręcił przecząco głową.
- To klucz. Oficerowie tacy jak ja potrzebują narzędzia do otwierania pew-
nych tajemnic. Sekretnych rozkazów. Słyszałeś o czymś takim ?
- Mój tata mi opowiadał ! Są rozmaite kody... mówi się na to “stopnie auto-
ryzacji”.
Dercius i pozostali mężczyźni roześmiali się słysząc oświadczenie chłop-
ca, ale w ich śmiechu rozbrzmiewał jakiś fałszywy ton.
- Masz rację. Kody takie jak Panther, Esculis, Cryptox czy stare szyfry ko-
lorowe: cyjan, szkarłat, magenta i vermilion – powiedział Dercius zamyka-
jąc wieczko sygnetu – Generałowie tacy jak ja używają tych pierścieni do
;;;;
dostąpił mogąc podróżować na pokładzie Absaloma, być gościem tajemni-
czego bractwa czcicieli Boga Maszyny.
Osnowa Z okienka wahadłowca dostrzegł szesnaście kilometrów szarej metalowej
architektury przywodzącej na myśl podłużną katedrę, otoczoną punktami
światła znaczącymi trajektorię promów przywożących na pokład lewiatana
Gaunt rozmawiał z Fereydem. Siedzieli razem przy służącym za piecyk kolejne grupy pasażerów. Ornamentowany kadłub kolosa najeżony był po-
podpalonym koszu na śmieci w półmroku opuszczonej rezydencji na terenie dobiznami paszczy gargulców, z głębi których wystawały lufy wieżyczek
strefy zdemilitaryzowanej największego miasta Pashenu 96. Przebrany za strzeleckich. Mętne zielone światło wypełniało tysiące wąskich okienek.
pracownika plantacji Fereyd, noszący na sobie gruby czerwony kombinezon Niewielki orbitalny holownik, kanciasty i poczerniały od żaru ustawicznie
z wełny niezmiernie popularny na Pashenie, opowiadał o swej pracy wywia- używanych silników korekcyjnych, sunął przed dziobem gigantycznego ma-
dowczej. Były to pełne niedomówień historie, którymi szpieg lubił dzielić sowca.
się ze swym zaufanym przyjacielem. Tworzyli niezwykłą parę: imperialny Poprzedni okręt Gaunta, fregata Navarre, został odesłany do pełnienia
komisarz i imperialny szpieg, jeden wysoki, szczupły, o jasnych włosach; służby wartowniczej na obrzeżach Nebula Reach i z tego właśnie powodu
drugi krępy i ciemnowłosy. Rzuceni zbiegiem okoliczności w wir walki stali Duchy otrzymały nakaz załadunku na Absaloma. Komisarz tęsknił za ostry-
się przybranymi braćmi pomimo tak ogromnych różnic w metodach działa- mi liniami smukłego kadłuba fregaty i jej załogą, w szczególności za ofice-
nia i służbowych obowiązkach. rem porządkowym Kreffem, który tak ciężko pracował starając się zadowo-
Grupa wywiadowcza Fereyda, infiltrująca skrycie agromiasta Pashenu, lić swych nietypowych pasażerów.
wpadła na trop lokalnej agentury Chaosu – i będących jej pionkami ofice- Absalom był zupełnie odmiennym rodzajem jednostki, prawdziwym be-
rów imperialnej marynarki kosmicznej. Niszczycielska w skutkach akcja hemotem. W jego przepastnym brzuchu zmieściło się dziewięć pełnych
floty będąca odpowiedzią na zbyt szybkie ujawnienie śledztwa doprowadzi- gwardyjskich regimentów, w tym Tanithijczycy, cztery dywizje Jantyńskich
ła do wybuchu otwartej wojny domowej na całym Pashenie, co z kolei po- Patrycjuszy i trzy zmechanizowane bataliony wraz z kompletem pojazdów.
ciągnęło za sobą interwencję Gwardii. Los sprawił, że to właśnie Gaunt po- Ciężkie promy transportowe przewoziły z powierzchni Pyritesu gwardyjskie
prowadził rajd hyrkańskiego oddziału mającego uwolnić Fereyda z rąk czołgi umieszczając je w przedziałach towarowych masowca.
pasheńskich zdrajców. Działając ramię w ramię, Gaunt i Fereyd wytropili i Po ukończeniu załadunku statek ruszył w drogę – w sześciodniowy
obalili zbuntowanego barona Sylaga, po czym wykonali na nim egzekucję. tranzyt poprzez Osnowę do grupy frontowych światów zwanych Menazoid
Toczyli przy piecyku dysputy na temat lojalności i zdrady. Fereyd mó- Clasp, będących kolejnym etapem ofensywy marszałka wojny Macarotha.
wił, że tylko czujność służb wywiadowczych utrzymuje w ryzach prywatne Gaunt liczył skrycie na przydział do korpusu mającego wylądować na Me-
ambicje i animozje wysokich stopniem oficerów Imperium. Gaunt z trudem nazoidzie Sigma, stołecznej planecie układu obsadzonej przez silny garnizon
nadążał za słowami przyjaciela, zmieszany zmianami, jakim ulegała twarz Nieprzyjaciela.
jego rozmówcy. Czasami wyglądał jak Oktar, potem przybierał nieoczeki- Lecz w grę wchodził też Menazoid Epsilon, mroczny nieprzyjazny świat
wanie rysy Derciusa lub ojca Ibrama. na krańcach systemu. Gaunt wiedział, że sztabowcy Macarotha planują in-
Przewracając się na bok komisarz pojął, że to tylko sen. Pożegnał się w wazję również na ten świat. Wiedział, że część gwardyjskich jednostek
myślach z przyjacielem i otworzył oczy. otrzyma przydział do tej właśnie strefy frontowej.
Powietrze było nieprzyjemnie gęste, duszne. Kabina komisarza nie miała Nikt nie chciał trafić na Epsilon. Nikt nie chciał umierać.
imponujących rozmiarów, na jej niskim suficie paliły się słabo płyty oświet- Podniósł głowę ku przeźroczystemu sufitowi Szklanej Kopuły, spojrzał
leniowe, przygaszone prawie do końca przez kładącego się spać mężczyznę. w głąb chorobliwego kalejdoskopu świateł podprzestrzeni i wyszeptał bez-
Wstał z łóżka i zaczął się ubierać zbierając po podłodze rozrzucone elemen- głośną prośbę do Boga-Imperatora: ustrzeż nas Panie przed Menazoidem
ty uniformu: spodnie, podkoszulek, buty, skórzaną kurtkę z wysokim kołnie- Epsilon.
rzem ozdobionym insygniami dwugłowego orła. Ze względu na systemy Jego myśli zaprzątały też inne, znacznie mroczniejsze wątpliwości, zwią-
pokładowych zabezpieczeń w jego powieszonej na ściennym haku kaburze zane z przeklętym bezcennym kryształem otrzymanym w Cracii. Tajemnica
nie było pistoletu, ale cały czas nosił swój tanithijski nóż. skrywana w tym przedmiocie wypalała umysł komisarza na podobieństwo
Otworzył właz pomieszczenia i wyszedł na ciemny korytarz. Powietrze postrzału z termicznej broni. Jak dotąd nie otrzymał żadnej dalszej wiado-
w przejściu również było gorące i gęste, ale przynajmniej poruszało się nie- mości od Fereyda, żadnego sygnału czy chociaż drobnej sugestii dotyczącej
znacznie pod wpływem układów wentylacyjnych zamontowanych pod per- dalszego postępowania. Został kurierem, lecz jak długo miał pełnić tę rolę ?
forowanymi płytami podłogi. Skąd miał wiedzieć, czy może zaufać temu, kto się zgłosi po odbiór prze-
Komisarz uznał, że mały spacer dobrze mu zrobi. syłki ? A może oczekiwano od niego czegoś innego, może dalsze instrukcje
Na pokładzie obowiązywał cykl nocny i standardowe oświetlenie ledwie zostały wysłane, tylko nie zdołały dotrzeć do adresata ? Pomimo wielolet-
się żarzyło. Wszędzie wokół rozlegał się cichutki, ale nieustanny pomruk niej przyjaźni Gaunt przeklął w myślach Fereyda. Tego rodzaju komplikacje
generatorów mocy, pod którego wpływem wydawało się wibrować nawet były mu wybitnie nie na rękę w obliczu zwykłych służbowych obowiązków.
powietrze, nie tylko metalowe ściany korytarza. Postanowił strzec kryształu do chwili otrzymania jasnych instrukcji od
Gaunt przechadzał się dobre piętnaście minut po ciemnych korytarzach samego Fereyda, ale w głębi duszy gryzł się przeczuciem, że uczestniczy w
nie natrafiając na ślad żywej istoty. Na jednym ze skrzyżowań przystanął sprawie o niezwykłej wadze, a czas ucieka mu nieubłaganie.
przy głównym szybie komunikacyjnym, wstukał na klawiaturze swój kod Podszedł do niskiej barierki pod ścianą sali i oparł się o nią ciężko. Głę-
dostępu przywołując najbliższą wolną windę. Kiedy wszedł do kabiny, w jej biny podprzestrzeni wirowały przed jego oczami, mleczne smugi ektoplaz-
ścianach rozległ się szum zamykanych drzwi i trzysekundowy zaśpiew, któ- my niczym opary mgły lizały zewnętrzną powierzchnię przeźroczysty ścian.
rego nie wydały ludzkie gardła, sygnalizujący rozpoczęcie jazdy. Na mo- Szklana Kopuła była jednym z trzech obserwatoriów Immaterium na pokła-
siężnej tablicy informacyjnej zaczęły się zapalać kolejne runiczne kontrolki dzie Absaloma. W nich właśnie Nawigatorzy i klerycy Departmento Astro-
wskazujące piętra, do dwudziestej włącznie. graphicus mogli gołym okiem obserwować otaczającą ich przestrzeń. Po-
Kolejny zaśpiew elektronicznego chóru. Drzwi kabiny otworzyły się z ci- środku sali wznosiła się rozległa platforma pełna wysięgników, przekładni i
chym szumem. kół zębatych poruszających całą kolekcją sensorów, wzmacniaczy aury i
Gaunt wszedł do Szklanej Kopuły. Wykonana z superwytrzymałego pan- elektronicznych rejestratorów skanujących Osnowę, zapisujących zebrane
cernego szkła sala miała jakieś sto metrów średnicy i oferowała najbardziej dane, przetwarzających je i transmitujących poprzez pasma światłowodów
spokojne schronienie na całym okręcie. Za szklanymi ścianami migotały na główny mostek Absaloma położony osiem kilometrów dalej, na szczycie
oszałamiające obrazy, filtrowane przez szereg ochronnych pól mentalnych. głównej wieży masowca.
Ciemność przecinana smugami światła, wirujące kształty w kolorach, któ- Obserwatoria nie były zamknięte dla osób postronnych, ale oferowanych
rych człowiek nie potrafił jednoznacznie nazwać, przechodzące z jednego przez nie wrażeń nie polecano osobom z brakiem doświadczenia w
odcienia w drugi z niewiarygodną prędkością. kosmicznych podróżach. Plotki mówiły, że bez działających ustawicznie
Podprzestrzeń. Osnowa. Odmienny od rzeczywistości wymiar, przez któ- ekranów ochronnych czysty nieprzefiltrowany widok Osnowy mógłby w
ry sunął teraz masowiec Absalom. ułamku chwili wypaczyć i zniszczyć najsilniejsze umysły astrografów.
Pierwszy raz komisarz ujrzał Absaloma w małym okienku wspinającego Śpiewny komunikat nadawany przez kabinę windy był formą ceremonial-
się na orbitę wahadłowca. Do tej pory pamiętał swój nabożny wręcz podziw. nego ostrzeżenia przed tym niebezpieczeństwem, lecz Gaunt miał już spo-
Spoglądał wtedy na jeden ze starożytnych statków Adeptus Mechanicus, sobność widywać Immaterium wcześniej, w trakcie swych niezliczonych
prawdziwie antyczny relikt. Marsjańscy Tech-Lordowie skierowali znaczące tranzytów przez Osnowę. Drugi wymiar nie budził w mężczyźnie bezrozum-
zasoby swej organizacji do wsparcia pacyfikacji Fortis, a w akcie wdzięcz- nego lęku, co więcej, jego przefiltrowany kalejdoskop barw i kształtów
ności za udzieloną im pomoc wypożyczyli na potrzeby Gwardii część swych wydawał się koić nerwy człowieka. Tutaj komisarz potrafił spokojnie myś-
kosmicznych jednostek. Gaunt zdawał sobie sprawę z zaszczytu, jakiego leć.
aaaa
Wzdłuż dolnej krawędzi kopuły biegł pas żelaznych płyt, na powierzchni - Nie bądź głupcem ! Zła interpretacja ! Nasze spotkanie nie ma nic wspól-
których wygrawerowano imiona i nazwiska zasłużonych dla Imperium ofi- nego z jakąś gwardyjską rywalizacją !
cerów Gwardii i marynarki kosmicznej. Pod każdym nazwiskiem znajdo- - Doprawdy ?
wała się niewielka metalowa plakietka opisująca najważniejsze dokonania - Chyba jednak umysł ci szwankuje. Pomyśl, dlaczego się tu spotkaliśmy.
uczczonego nią człowieka. Niektóre z tych nazwisk Gaunt znał, pojawiały Chcę, byś dobrze zrozumiał powody, dla których tutaj umrzesz – ucisk
się jeszcze w podręcznikach Schola Progenium na Ignatiusie. Na innych ostrza na skórze gardła zmienił się nieznacznie. Nacisk na skórę nie zelżał,
inskrypcje były tak stare, że ledwie czytelne, sięgające wiekiem tysięcy lat, ale zmienił się nieco kąt ustawienia noża. Gaunt pojął, że swym komenta-
dawno już zapomniane. Komisarz zaczął spacerować wzdłuż rzędu płyt stu- rzem zmylił na ułamek sekundy przeciwnika.
diując wzrokiem ich opisy. Zdążył prawie do połowy obejść salę, zanim na- To była jego jedyna szansa. Uderzył jednym łokciem w tył, w tors mor-
trafił na nazwisko człowieka, którego znał osobiście: marszałka wojny Slay- dercy, wysuwając się jednocześnie spod ostrza i odtrącając drugim ramie-
do, poprzednika Macarotha, poległego w trakcie wyzwalania Balhautu w niem uzbrojoną rękę przeciwnika. Nóż rozciął mu skórę na cuff, ale zdołał
dziesiątym roku krucjaty na Światach Sabbat. odskoczyć od napastnika.
Gaunt oderwał spojrzenie od metalowej plakietki. W oddali syknęły Ledwie zdołał się odwrócił w stronę mordercy, gdy ten uderzył. Szczepili
drzwi innej windy, ponownie zaśpiewały mechaniczne ostrzegawcze głosy. się razem upadając na podłogę, chwytając wzajemnie za ręce, cięcie noża
Z klatki windy wyszła jakaś postać: człowiek w ubraniu szeregowego mary- rozpruło lewy rękaw kurtki komisarza. Zapierając się butami o podłogę
narza, niosący na ramieniu niewielką torbę narzędziową. Przybysz spojrzał Gaunt wymierzył przeciwnikowi silny cios pięścią w brodę, odrzucił go z
w stronę opartego o barierkę człowieka, po czym odwrócił się w drugim kie- siebie i skoczył na równe nogi sięgając po wetknięty za pas tanithijski nóż.
runku i zniknął gdzieś za obudową szybu windy. Kontrola techniczna, po- Po raz pierwszy ujrzał wyraźnie swego wroga. Marynarz, niski szczupły
myślał leniwie Gaunt. mężczyzny w nieokreślonym wieku. Było w nim coś dziwnego, osobliwy
Powrócił do metalowej płytki odczytując raz jeszcze wyryte na niej ins- kontrast pomiędzy wykrzywionymi w grymasie determinacji ustami i wy-
krypcje. W jego myślach pojawiły się wspomnienia Balhautu, o ognistym razem rozszerzonych oczu, w których wydawało się kryć... błaganie ? Mary-
sztormie, który rozpalił ciemności nocy unicestwiając czcicieli Chaosu. Ra- narz zerwał się z łopatek jednym szarpnięciem wygiętego wpół ciała i wylą-
zem ze swymi wiernymi Hyrkanami trafił w sam środek tego piekła, na błot- dował na ugiętych nogach, skulony, ze skierowanym ku sufitowi ostrzem
niste równiny, przez które żołnierze brnęli z trudem, pochylając się pod cię- trzymanego w prawej ręce noża.
żarem wiszących na twarzach masywnych pochłaniaczy powietrza. Slaydo Czy zwykły marynarz mógł poruszać się w taki sposób ? Gaunt poczuł
został ojcem tego sukcesu jako głównodowodzący operacją, lecz krwią i narastający niepokój. Zwinne ruchy, perfekcyjne zachowywanie równowagi,
potem zwycięstwo wywalczył właśnie Gaunt. Była to godzina jego najwięk- błyskawiczne nieme reakcje – wszystko to zdradzało wyszkolonego zabójcę,
szego tryumfu i zarazem czyn, za który otrzymał przedśmiertny dar Slaydo. adepta sztuki skrytobójstwa. Lecz przyglądając się bliżej przeciwnikowi
W myślach wciąż słyszał warkot nieprzyjacielskich machin szturmo- komisarz widział jedynie szeregowego technika marynarki, z mundurem
wych, brnących poprzez błoto na długich hydraulicznych łapach, tnących wybrzuszającym się nieznacznie przy pasie i wieszczącym przyrost tkanki
powietrze wiązkami czerwonej laserowej energii, siejących śmierć i znisz- tłuszczowej. Czy to tylko kamuflaż ? Naszywki na uniformie sprawiały wra-
czenie wśród lojalistycznych żołnierzy. Wzdłuż kręgosłupa oficera przebiegł żenie autentycznych.
lekki dreszcz na wspomnienie niewyobrażalnego wręcz zmęczenia i bólu, Ostrze przeciwnika było krótkie, miało kształt liścia osadzonego na dłuż-
kiedy najlepsze hyrkańskie oddziały uderzyły na Bramę Oligarchii wyprze- szej od klingi rękojeści z karbowanej gumy. Szereg geometrycznych otwo-
dzając nawet zakonnych braci Adeptus Astartes, przełamując lawiną lasero- rów w powierzchni ostrza redukował wydatnie jego ciężar przy jednoczes-
wego ognia i granatów obronne instalacje wroga. nym zachowaniu integralności struktury broni. Noża nie wykonano z meta-
Przed oczami ujrzał majora Tanhause oddającego swój osławiony strzał, lu, miał matowoniebieski, ceramiczny kolor, niewidoczny dla skanerów
po dziś dzień wspominany w hyrkańskich koszarach: pojedynczy wystrzał z systemu zabezpieczeń statku.
laserowego karabinu, który przebił wizjer w sarkofagu dreadnoughta Cha- Gaunt spojrzał w szeroko otwarte oczy mordercy próbując dostrzec w
osu i zdetonował system zasilający bluźnierczej machiny. Zobaczył Veitcha nich ślad kontaktu. Wzrok napastnika miał w sobie coś z mieszaniny despe-
zabijającego sześciu przeciwników ciosami bagnetu po wyczerpaniu do racji i rozpaczy, dziwnie nie pasującej do złowieszczych ruchów ciała.
końca amunicji. W jego myślach Wieża Plutokraty przewróciła się ponow- Zaczęli okrążać się powoli, ostrożnie. Gaunt utrzymywał skuloną posta-
nie pod skoncentrowanym ostrzałem hyrkańskich żołnierzy. wę, wyuczoną podczas treningów z użyciem bagnetów w hyrkańskich ko-
Ujrzał twarze niezliczonych poległych towarzyszy broni, wynurzające się szarach, lecz ostrze tanithijskiego noża trzymał luźno w prawej dłoni, skie-
spod grząskiej warstwy błota, spomiędzy jęzorów ognia. rowane w dół ku swemu ciału. Z niezmiennym zainteresowaniem obserwo-
Otworzył oczy i odległe wspomnienia znikły niczym płomień zgaszonej wał charakterystyczne techniki posługiwania się bronią białą Duchów i
świecy. Immaterium kotłowało się przed twarzą komisarza kryjąc za mlecz- poświęcił jeden długi tydzień w trakcie tranzytu na Navarre na intensywne
nymi wstęgami energii swe tajemnice i sekrety. Uznał, że czas najwyższy na ćwiczenia z Corbecem. Metoda walki Tanithijczyków wykorzystywała spe-
powrót do swojej kabiny. cyfikę ciężaru i długości ostrza ich noży. Lewą rękę wysunął do przodu w
Wtedy na jego gardle pojawiło się ostrze noża. geście boku, ale nie trzymał jej otwartej na sposób praktykowany przez Hyr-
kańczyków i zaadoptowany właśnie przez swego przeciwnika, lecz w pos-
***** taci zaciśniętej pięści. Lepiej zatrzymać ostrze ręką niż gardłem, powiedział
mu wiele lat temu Tanhause. Lepiej połamać na ostrzu palce niż dać sobie
Nie wyczuwał żadnego śladu czyjejś obecności za swymi plecami – cie- rozciąć spód dłoni, sprecyzował technikę Corbec.
nia, ciepła, dźwięku czy zapachu oddechu. Można wręcz było odnieść wra- - Chcesz mnie zabić ? - wysyczał komisarz.
żenie, że metalowy obiekt pod jego podbródkiem pojawił się sam z siebie. - To nie jest moim podstawowym zadaniem. Gdzie jest kryształ ?
W ułamku chwili komisarz pojął, iż znalazł się całkowicie na łasce niezna- Gaunt wzdrygnął się słysząc słowa mężczyzny. Chociaż usta przeciwnika
nego napastnika. poruszały się miarowo, dźwięk nie pochodził z jego krtani. Ruch warg roz-
Lecz nie pozwolił ogarnąć się do końca rozpaczy. Jeśli posiadacz noża mówcy nie synchronizował się z treścią odpowiedzi. Komisarz widział już
chciałby go zabić, już byłby trupem. Istniało coś, co czyniło komisarza bar- kiedyś coś takiego, wiele lat temu. Wyglądało na... opętanie. Po kręgosłupie
dziej wartościowym w postaci żywego człowieka. I był pewien, że wie, co oficera przebiegł dreszcz lęku, nie przed walką na śmierć i życie, tylko
to takiego jest. wiedźmimi sztuczkami. Przed psioniką.
- Czego chcesz ? - zapytał lodowatym tonem. - Komisarz-pułkownik nie może ot tak sobie zniknąć – oświadczył pozornie
- Żadnych gierek – odparł czyjś głos za jego plecami. Napastnik mówił nis- spokojnym głosem.
kim melodyjnym tonem, nieco niższym od szeptu, ale wyraźniejszym. Na- Marynarz wzruszył nieznacznie ramionami jakby wskazywał bezmiar
cisk ostrza na gardło zwiększył się nieznacznie – Masz opinię inteligentnego pustki rozciągający się poza szklanymi ścianami obserwatorium.
człowieka. Wprawionego w defensywnych sztuczkach. - Nikt nie jest ważny aż tak bardzo, by nie można się go było pozbyć, nawet
Gaunt skinął nieznacznie głową. Jeśli miał przeżyć najbliższe minuty, marszałek wojny.
miał rozegrać tę potyczkę w idealny sposób. Zdążyli do tej pory trzykrotnie obejść się wkoło.
- To nie jest dobra metoda na rozwiązanie sprawy, Brochuss – oświadczył - Gdzie jest kryształ ? - zapytał ponownie marynarz.
zdecydowanie. - Jaki kryształ ?
Chwila ciszy. - Ten, który dostałeś w Cracii – odparł zabójca spokojnym, monotonnym
- Co ? tonem – Oddaj go teraz, a może zapomnimy o całym tym niefortunnym
- I kto teraz bawi się w gierki ? Wiem dobrze, o co chodzi. Przykro mi, że spotkaniu.
twoi koledzy stracili twarz na Pyritesie, a przy tym i kilka zębów, lecz wy- - Kto cię przysłał ?
brałeś złe rozwiązanie. - Nic w znanym świecie nie zmusi mnie do odpowiedzi na to pytanie.
- Nie mam żadnego kryształu. Nie wiem, o czym mówisz. się wpierw na kolana, potem zaś padając na twarz. Jego nabite na nóż ciało
- Kłamstwo. wygięło się niczym tropik groteskowego namiotu.
- A nawet jeśli to kłamstwo, czy masz mnie za takiego głupca, bym nosił go Gaunt zatoczył się chwytając za poręcz barierki, dysząc ciężko i próbując
przy sobie ? nie ulec przeraźliwemu bólowi paraliżującemu całe ciało. Otarł zakrwawio-
- Przeszukałem dwukrotnie twoją kabinę. Tam go nie ma, musisz go mieć ną dłonią pobladłe czoło i spojrzał na leżącą w rosnącej karmazynowej kału-
przy sobie. Może go połknąłeś ? Znam się na wiwisekcji. ży sylwetkę marynarza. Poczuł coraz silniejsze drżenie nóg. Z gardła wydarł
Gaunt otworzył usta chcąc odpowiedzieć na pogróżkę przeciwnika, gdy mu się przywodzący na myśl kaszel śmiech. Kiedy tylko natrafi na Colma
ten nieoczekiwanie runął do przodu wyprowadzając szerokie cięcie, które na Corbeca, kupi mu największą...
grubość włosa ominęło ramię komisarza. Tanithijski dowódca zamierzył Marynarz zaczął podnosić się z podłogi.
uderzyć swym nożem w kontrze, ale powracające ostrze broni przeciwnika Mężczyzna dźwignął się na kolana rozchlapując wokół kałużę własnej
zmusiło go do zmiany punktu ciężkości ciała. Morderca nacisnął niewielki krwi, wyprostował korpus rozkładając na boki ręce. Wciąż pozostając na
przycisk ukryty w rękojeści noża i krótkie dotąd ostrze wydłużyło się nie- klęczkach odwrócił głowę w stronę oniemiałego Gaunta. Jego twarz była
oczekiwanie z pneumatycznym syknięciem. Schowana w podłużnej ręko- pusta, beznamiętna, w oczach nie kryło się już żaden zagadkowe błaganie o
jeści klinga zahaczyła swym czubkiem o uniesione w geście bloku lewe pomoc. Prawdę mówiąc, oczy mordercy znikły całkowicie. Wewnątrz jego
przedramię komisarza, rozcięła skórę. Na posadzkę sali trysnęły kropelki czaszki płonęło jaskrawe szmaragdowe światło czyniące z oczodołów zama-
gorącej krwi. chowca dwa gorejące nadnaturalnym ogniem punkty.. Usta marynarza otwo-
Gaunt odskoczył w tył z gniewnym przekleństwem, ale jego przeciwnik rzyły się szeroko, wypełnioną tą samą zielonkawą poświatą podświetlającą
nie dawał ofierze chwili wytchnienia prąc tuż za nią, obracając w biegu od środka czerń wyszczerzonych zębów. Jednym krótkim ruchem mężczyz-
ostrze tak, by wystawało pionowo ku górze z jego zaciśniętej pięści. Gaunt na wyrwał ze swej piersi tkwiące w niej ostrze. Z rany nie pociekła nawet
sparował kolejne uderzenie klingą swego noża i kopnął dziko nogą trafiając kropla krwi, przebijał się przez nią jedynie upiorny blask.
napastnika w lewe kolano. Gaunt pojął w ułamku chwili, że sterowana mentalnie marionetka jeszcze
Zabójca szybko odzyskał równowagę, ale nie powrócił już do początko- nie zakończyła swej misji. Mężczyzna działający uprzednio pod wpływem
wego stylu walki polegającego na okrążaniu przeciwnika. Cały ten pojedy- niewolącego go uroku został po śmierci reanimowany bluźnierczą mocą.
nek nie przypominał już lekcji pobranych przez komisarza w hyrkańskich Stwór mógł funkcjonować w ten sposób przez długi czas.
koszarach, tańca wokół antagonisty w poszukiwaniu jego słabych punktów, Wystarczający do uśmiercenia swej ofiary.
okazyjnych ciosów i ripost. Marynarz reagował na każdy manewr komisa- Komisarz próbował zapanować nad odmawiającym posłuszeństwa cia-
rza, każdy jego ruch i unik, uderzając obracanym w dłoni ostrzem raz z do- łem. Czuł, że zaraz straci przytomność. Morderca ruszył na niego niczym
łu, raz z góry, czasami zaś wyprowadzając proste dźgnięcia i przekształca- zombi z dawnych legend o nieumarłych, z błyszczącymi oczami i pustą twa-
jąc je w ukośne cięcia podczas ruchu powrotnego uzbrojonej w nóż dłoni. rzą, z tanithijskim ostrzem odpowiedzialnym za zgon napastnika w zaciśnię-
Gaunt przeżył osiem, dziewięć, dziesięć takich potencjalnie śmiertelnych tej spazmatycznie ręce.
ataków jedynie dzięki swemu świetnemu refleksowi oraz brakowi wiedzy Ożywieniec podniósł dłoń, by zadać śmiertelne uderzenie.
napastnika w dziedzinie specyficznej techniki walki tanithijskim nożem.
Zderzyli się ze sobą ponownie i tym razem komisarz uderzył nie ostrzem, *****
a swoją lewą dłonią, mierząc nią prosto w broń przeciwnika. Klinga rozcięła
mu do kości palce, ale nie zważając na ból oplótł dłonią nadgarstek morder- Dwie laserowe wiązki trafiły stwora w boki torsu, dwie dalsze wypaliły
cy i rzucił się na niego chcąc przewrócić mężczyznę ciężarem swego ciała. wielkie otwory w jego plecach na wysokości łopatek. Szmaragdowe światło
Lewa dłoń przeciwnika zacisnęła się na gardle Ducha, zaczęła miażdżyć je rozlało się w półmroku pomieszczenia. Piąty strzał dosięgnął głowy zama-
w żelaznym uścisku. Gaunt zakrztusił się, zacharczał, przed jego oczami po- chowca powalając go na podłogę niczym worek śmieci.
jawiły się czarne plamy. Trzymający w dłoni pistolet Colm Corbec przebiegł przez Szklaną Kom-
Ogarnięty rozpaczliwą desperacją pchnął napastnika na metalową barier- natę i spojrzał pod nogi na dymiący ludzki kształt, pokryty pełgającymi zie-
kę. Marynarz zdołał obrócić nóż w dłoni i wysunął jego ostrze w dół rozci- lonymi ognikami pożerającymi jego organiczną tkankę.
nając ceramiczną klingą nadgarstek lojalisty. Oficer nie pozostał dłużny Gdzieś w głębi okrętu zaczęły zawodzić syreny detektorów broni palnej.
przeciwnikowi przebijając własnym nożem triceps duszącej go ręki. Opierając się na metalowej barierce Gaunt prawie stanął ponownie na no-
Odskoczyli od siebie na bezpieczny dystans, krew kapała z ran na ich ra- gi, zanim Corbec do niego doskoczył.
mionach i dłoniach. Gaunt dyszał ciężko, twarz miał wykrzywioną w gry- - Spokojnie, komisarzu...
masie bólu. Morderca nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, jakby nie od- Gaunt próbował odpędzić pułkownika machnięciem dłoni, rozpryskując
czuwał cierpienia albo umiejętnie je ignorował. tym ruchem kropelki krwi.
Marynarz skoczył ponownie do przodu. Gaunt ugiął nogi w próbie wyko- - Pańskie wyczucie czasu... - wydyszał – jest po prostu perfekcyjne... puł-
nania zastawy, ale napastnik w ostatniej chwili przerzucił nóż z prawej ręki kowniku.
do lewej, przesuwając jednocześnie ostrze za pomocą przełącznika na drugą Corbec wskazał ręką za swoje plecy. Gaunt podniósł wzrok we wskaza-
stronę rękojeści. Uderzenie wyglądające na wysokie cięcie z prawej prze- nym kierunku i dostrzegł stojącego przy kabinie windy Brina Milo.
mieniło się nieoczekiwanie w niskie pchnięcie z lewej. Ostrze wbiło się w Chłopiec wyglądał na zdenerwowanego i wystraszonego zarazem.
prawe ramię Gaunta, tylko częściowo zatrzymane grubą skórzaną kurtką. - Dzieciak miał sen – oświadczył Corbec ignorując sprzeciwy przełożonego
Igły porażającego bólu przeszyły ciało komisarza. i ujmując go zdecydowanym ruchem pod ramię – Przybiegł do mnie, kiedy
Klinga ceramicznego noża wysunęło się z mlaśnięciem z rany, w ślad za nie znalazł pana w kabinie.
nią trysnęła kolejna struga krwi. Gorący życiodajny płyn pociekł wnętrzem Milo podszedł szybkim krokiem do pary oficerów.
rękawa kurtki i okleił ściskaną kurczowo rękojeść tanithijskiego noża powo- - Te rany wymagają natychmiastowego opatrzenia, sir – powiedział zatros-
dując ślizganie się broni w palcach. Gaunt zerknął kątem oka na skapującą z kanym tonem.
ostrza noża i kciuków krew. Jeśli krwawienie miało utrzymać się w takim - Zabierzmy go do pokładowego apothecarionu – polecił pułkownik.
tempie, nawet pokonując w najbliższym czasie przeciwnika skazywał się na - Nie – odparł zdecydowanym tonem Milo i Gaunt omal się nie roześmiał
poważne ryzyko śmierci. słysząc autorytarny dźwięk głosu adiutanta w stosunku do zastępcy dowód-
Marynarz znów przełamał gardę Ducha, wymachując rękami na boki i cy regimentu – Wracamy na nasz pokład. Skorzystamy z własnych medy-
ustawicznie zmieniając przy tym kąt natarcia swego noża. Wprowadził ofia- ków. Nie sądzę, by komisarz chciał wszczęcia oficjalnego dochodzenia w
rę w błąd markując niskie cięcie w brzuch, po czym przypadł do komisarza. sprawie tego incydentu.
Gaunt zasłonił się własną klingą w próbie sparowania drugiego cięcia w Corbec spojrzał podejrzliwie na Brina, ale Gaunt natychmiast pokiwał z
brzuch i czubek jego noża utkwił w jednym z geometrycznych otworów aprobatą głową. Z doświadczenia wiedział, że opór wobec sugestii adiutanta
znaczących ceramiczne ostrze. mógłby mu tylko zaszkodzić. Chociaż Milo nigdy nie wnikał w sferę pry-
Działając pod wpływem impulsu komisarz przekręcił z całej siły ostrze watnego życia swego przełożonego, zdawał się instynktownie odczytywać
swego noża i szarpnął nim w bok. Sekundę później broń mordercy śmignęła jego potrzeby i życzenia. I chociaż komisarz nie zwykł dzielić się z nim
w powietrzu i spadła z trzaskiem gdzieś poza polem widzenia antagonistów. swymi sekretami, pokładał w chłopcu ogromne zaufanie i cenił jego wska-
Rozbrojony w nieoczekiwany sposób, marynarz zamarł na moment w bez- zówki.
ruchu. Gaunt natychmiast to wykorzystał wbijając tanithijski nóż w tors Odwrócił głowę w stronę Corbeca.
przeciwnika aż po kręgosłup. - Brin ma rację. Sprawa jest poważna. Wytłumaczę wam potem wszystko,
Marynarz ugiął się na nogach, zaczął oddychać spazmatycznie. Srebrne ale władze tej jednostki nie mogą się o niczym dowiedzieć, dopóki nie będę
ostrze tkwiło głęboko w jego piersi. Jasnoczerwona krew pociekła z rany, pewien, komu mogę zaufać.
zapieniła się w kącikach ust zabójcy. Mężczyzna runął na pokład, osuwając Wycie alarmów przybrało na sile.
ss
- W takim razie lepiej się stąd wynieśmy... - zaczął Corbec. wet odrobina nie skazi pokładu tej bezcennej jednostki. Wszystkie odkrycia
Jego słowa utonęły w syku otwierających się drzwi windy i śpiewie me- zgłaszać bezpośrednio do mnie, bez względu na to jak będą się wam wyda-
chanicznego chóru. Sześciu żołnierzy służb bezpieczeństwa marynarki w wały błahe i nieistotne. Po opatrzeniu ran stawię się osobiście u lorda kapi-
ciężkich kompozytowych karapaksach i płaskich owalnych hełmach wpadło tana Grasticusa, by złożyć mu wyczerpujący raport w tej sprawie.
do sali przyklękając w biegu i kierując w stronę trójki gwardzistów lufy Lekulanzi najwyraźniej nie wiedział, co z siebie wykrztusić.
strzelb. Jeden z nich powiedział coś cicho do wiszącego przy ustach komu- Korzystając z ramienia Corbeca Gaunt opuścił Szklaną Komnatę. Odwra-
nikatora. Z otwartej kabiny windy wyszedł jakiś oficer. Jego uniform rów- cając w ślad za nim głowę Lekulanzi napotkał spojrzenie stojącego przy
nież nosił szmaragdowe barwy floty Segmentum Pacificus, ale mężczyzna windzie chłopca i zadrżał mimowolnie.
nie miał na sobie pancerza. Był wysoki i niezwykle szczupły, jego twarz Kiedy winda ruszyła w dół, Milo spojrzał ostrzegawczo na komisarza.
miała niezdrowy blady odcień skóry. - Jego oczy przypominają ślepia węża. Nie można mu ufać.
Gwiezdny wędrowiec, pomyślał Corbec. Zapewne od kilkunastu lat nie Gaunt pokiwał głową. Zmienił zdanie na temat swojej roli w całym tym
postawił nogi na ziemi żadnego świata. incydencie. Jeszcze kilka minut temu uważał się za kuriera Fereyda, strażni-
Oficer obrzucił ich uważnym wzrokiem: brodatego olbrzyma z nielegal- ka kryształu, sytuacja uległa jednak drastycznej zmianie. Bezczynne oczeki-
nie wniesionym na pokład pistoletem w dłoni, rannego mężczyznę opartego wanie było błędem, musiał działać, w przemyślany i zdecydowany sposób,
o ramię strzelca i plamiącego posadzkę strużkami krwi, chłopca o dziwnych wejść do tej tajemniczej gry, rozpracować jej zasady i zwyciężyć.
oczach. Lecz wpierw musiał poznać zawartość kryształu.
Wydął w zamyśleniu usta, powiedział coś do własnego komunikatora, a
potem nacisnął guzik na rękojeści trzymanej w dłoni laseczki. Alarmowe sy- *****
reny zgasły nieoczekiwanie.
- Jestem oficer porządkowy Lekulanzi. Odpowiadam za bezpieczeństwo na - Zrobiłem wszystko, co mogłem – mruknął główny oficer medyczny
tej jednostce z upoważnienia lorda kapitana Grasticusa. Zawsze podejrzewa- Duchów Dorden wskazując przepraszającym gestem ściany lazaretu. Pokła-
łem, że znajdzie się jakieś gwardyjskie ścierwo, które złamie zakaz wnosze- dowy szpital Tanithijczyków składał się z trzech niskich sal przylegających
nia broni na te święte pokłady. Bardziej od tego wykroczenia nie lubię jedy- do pasażerskiej ładowni zajętej przez żołnierzy regimentu. Ściany i sufity
nie strzelania z takiej broni na pokładzie. pomieszczeń pokryte były odłażącą zieloną farbą, posadzki wyłożono czer-
- To nie tak jak na to wygląda... - Corbec postąpił krok do przodu z uspo- wonymi kamiennymi płytkami. Na ustawionych wokół metalowych półkach
kajającym uśmiechem. Sześć luf zmieniło kąt ustawienia mierząc prosto w piętrzyły się wielkie szklane butelki oznakowane żółciejącymi naklejkami,
ciało pułkownika. Strzelby były bronią krótkolufą, ręcznie przeładowywaną, pełne gęstych płynów, medycznych past, proszków i tabletek. Zestawy
przeznaczoną do toczonych w ciasnych przestrzeniach walk na bezpośred- narzędzi chirurgicznych leżały na wysuwanych metalowych blatach niskich
nim dystansie. Składające się na amunicję drobiny szkła, metalowych szrap- stołów operacyjnych, zatęchłe prześcieradła i rolki bandaży wystawały z
neli i drutów po wystrzeleniu tworzyły małą chmurę odłamków zdolnych ro- niewielkich skrzynek pełniących zarazem rolę siedzeń. W pierwszej sali stał
zerwać na strzępy delikatne ludzkie ciało, ale w przeciwieństwie do pocis- na mosiężnych nogach wielki zestaw lamp, dwa fotele dentystyczne z błysz-
ków boltowych i wiązek lasera nie groziły ryzykiem przebicia kadłuba. czącymi metalowymi obręczami na kończyny pacjentów oraz mały stolik z
- Żadnych zbytecznych ruchów. Żadnych pośpiesznych wyjaśnień – po- przymocowanymi do krawędzi blatu próbnikami. Powietrze w lazarecie było
wiedział wolno Lekulanzi – Przyjdzie czas na pytania i odpowiedzi, w trak- duszne, stęchłe, na podłodze można było dostrzec jakieś plamy.
cie formalnego postępowania karnego. Zostaliście wcześniej ostrzeżeni, że - Jak pan sam widzi, nie jesteśmy przesadnie wyposażeni – dodał zmęczo-
użycie nielegalnej broni palnej na pokładzie okrętu Adeptus Mechanicus nym tonem lekarz. Opatrzył obrażenia komisarza wykorzystując medyka-
grozi sądem wojennym. Poddajcie się. menty wyjęte z własnego zestawu pierwszej pomocy, ustawionego na jednej
Corbec wysunął ostrożnie dłoń podając najbliższemu żołnierzowi swój ze skrzynek. Nie ufał sterylności żadnych środków przechowywanych w
pistolet. Marynarz podniósł się z kolan ruszając w stronę Ducha. okrętowym lazarecie.
- To bezsensowne – oświadczył znienacka Gaunt. Lufy strzelb przesunęły Rozebrany do pasa Gaunt siedział na jednym z metalowych łóżek biegną-
się w jego stronę – Wiesz, kim jestem, Lekulanzi ? cych rzędem przez środek pomieszczenia, przytwierdzonym do zaczepów w
Oficer porządkowy zesztywniał słysząc swe nazwisko bez poprzedzają- wyłożonej płytkami posadzce. Rama łóżka trzeszczała i trzaskała głośno pod
cego go formalnego stopnia. Zmrużył osadzone głęboko oczy. Gaunt zrobił ciężarem zmieniającego pozycję oficera, próbującego usiąść wygodniej na
krok do przodu wyzwalając się z uścisku Corbeca. cuchnącym stęchlizną materacu.
- Jestem komisarz-pułkownik Ibram Gaunt. Dorden wysterylizował rozcięcie na ramieniu dowódcy, posmarował całą
Oficer porządkowy Lekulanzi skamieniał. Bez kurtki, czapki, służbo- rękę niebieskim dezynfekującym żelem i zszył krawędzie rany za pomocą
wych insygniów Gaunt nie wyróżniał się niczym spośród najniższych rangą bakelitowych klamer przywodzących na myśl łepki niewielkich insektów.
żołnierzy Gwardii. Gaunt napiął mięśnie próbując zgiąć rękę.
- Podejdź tutaj – polecił Gaunt. Dowódca grupy zawahał się na moment, ale - Nie rób czegoś takiego – odezwał się pośpiesznie Dorden – Założyłbym
ruszył do przodu, szepcząc coś jednocześnie do mikrofonu komunikatora. na rozcięcie warstwę syntetycznej skóry, ale jej nie mam, poza tym rana
Żołnierze ochrony zerwali się natychmiast z klęczek i stanęli na baczność musi oddychać. Mówiąc szczerze, najchętniej wysłałbym pana na główny
zawieszając broń na ramionach. pokład medyczny.
- Tak dużo lepiej – uśmiechnął się Corbec. Gaunt zaoponował ruchem głowy.
Komisarz położył dłoń na ramieniu oficera marynarki wyczuwając wy- - Kawał dobrej roboty – powiedział. Dorden uśmiechnął się nieznacznie.
raźnie gniew upokorzonego tym zbyt poufałym gestem mężczyzny. Drugą Nie zamierzał dalej naciskać na komisarza w kwestii przeniesienia do okrę-
ręką wskazał coś leżącego na posadzce, plamę zielonkawego śluzu, oleiste- towego szpitala, Corbec uprzedził go, że Gaunt chce zachować swą chwilo-
go i gęstego. wą niedyspozycję w tajemnicy.
- Czy wiesz, co to takiego ? Dorden był niewielkim mężczyzną, przewyższającym wiekiem wszyst-
Lekulanzi potrząsnął przecząco głową. kich pozostałych członków regimentu. Miał szarą brodę i ciepłe łagodne
- To pozostałości po mordercy, który urządził tu na mnie zasadzkę. Do wy- oczy. Prawie całe dorosłe życie pracował jako lekarz w rolniczych osadach
korzystania broni palnej doszło w chwili, gdy mój zastępca ratował mi ży- Beldane oraz w puszczańskich wioskach dystryktu Pryze. Do Gwardii zgło-
cie. Zamierzam formalnie udzielić mu nagany za ukrycie egzemplarza tej sił się odpowiadając na wezwanie Administratum skierowane pod adresem
broni podczas wchodzenia na pokład pańskiego okrętu. wykwalifikowanego personelu medycznego. Jego żona zmarła rok przed za-
Gaunt uśmiechnął się złowieszczo dostrzegając kroplę potu zaczynającą ciągiem, jedyny syn służył jako szeregowiec w dziewiątym plutonie. Córka,
ściekać po czole wyraźnie zdenerwowanego oficera ochrony. jej mąż i ich pierworodne dziecko zginęli w płomieniach umierającego Ta-
- To był jeden z waszych ludzi, Lekulanzi. Marynarz. Lecz padł ofiarą nith. Dorden nie pozostawił za sobą nic prócz głębokiego przekonania o
mrocznych sił, które uczyniły z niego swego pionka, narzędzie. Nie lubisz słuszności obranego powołania i obowiązku wobec ostatnich żyjących jesz-
nielegalnej broni na swym okręcie, tak ? A co powiesz na nielegalnych cze współziomków. Stanowczo odmawiał wzięcia do ręki broni, toteż był
psioników ? jedynym Duchem, na którym Gaunt nie mógł polegać w walce... lecz o to
Niektórzy z żołnierzy ochrony wymamrotali coś pod nosami, nakreślili w akurat komisarz nie dbał. Miał pod swoją komendą blisko siedemdziesięciu
powietrzu palcami runiczne znaki protekcji. ludzi, którzy nie dotrwaliby obecnego dnia bez pomocy Dordena.
- Lecz kto... - wyjąkał zaskoczony Lekulanzi – Kto chciał pana zabić, sir ? - Zrobiłem badania pod kątem obecności trucizny. Miał pan szczęście,
- Jestem żołnierzem. Odnoszącym sukcesy żołnierzem – odparł chłodno ko- ostrze było czyste. Rzekłbym, że czystsze nawet od mojego własnego skal-
misarz – Cały czas zyskuję sobie nowych wrogów. pela – roześmiał się pod nosem lekarz wywołując podobną reakcję u swego
Gaunt wskazał dłonią szczątki zamachowca. pacjenta – To dość niezwykłe... - dodał medyk i umilkł.
- Weźcie próbki do analizy, potem spalcie wszystko. Upewnijcie się, że na- - Dlaczego ? - uniósł brwi Gaunt.
aa
- Słyszałem, że profesjonalni zabójcy lubią pokrywać swą broń warstwą - Słyszałem już kiedyś to określenie. Gdzieś... - Gaunt podniósł się z łóżka
trucizny, by zyskać pewność zadania śmiertelnego ciosu – wyjaśnił Dorden. szukając i stanął na podłodze – Skąd ktoś obcy może znać takie słowo ?
- Nigdy nie powiedziałem, że to był zabójca. Zresztą, nieważne – podniósł ręce chcąc naciągnąć na tors podkoszulek, ale
- Nie było takiej potrzeby. Nie muszę być żołnierzem liniowym, a może i uświadomił sobie, że ubranie jest zakrwawione i rozdarte, toteż cisnął je na
jestem starym głupcem, ale też nie urodziłem się wczoraj. ziemię – Milo, przynieś z mojej kwatery nowe ubranie.
- Nie troskaj się tym, Dorden – powiedział Gaunt napinając ponownie Milo podszedł do komisarza podając mu trzymany dotąd za plecami
wbrew zaleceniom lekarza mięśnie swej zranionej ręki. Skrzywił usta w gry- czysty podkoszulek. Dorden uśmiechnął się nieznacznie, kącikami ust.
masie bólu – Jesteś mistrzem swej medycznej magii. Trzymaj się na uboczu. Gaunt złagodniał, choć nie wypowiedział żadnego słowa. Skinął w geście
Nie daj się w to wciągnąć. podziękowania głową i zaczął się ubierać.
Dorden zanurzył chirurgiczne instrumenty w misce wypełnionej odkaża- Zarówno Milo jak i oficer medyczny widzieli szereg zabliźnionych ran
jącym płynem. pokrywających muskularny tors Gaunta, żaden z nich nie pozwolił sobie na
- Trzymaj się na uboczu ? Chcesz coś mi powiedzieć, Ibramie Gauncie ? komentarz. Ile frontów trzeba przejść, ile bezlitosnych konfrontacji przeżyć,
Komisarz zamrugał szybko, jakby trafiony w twarz uderzeniem otwartej by zebrać na swym ciele tak liczne ślady ucieczki przed śmiercią ?
dłoni. Nikt nie przemawiał do niego równie pełnym ojcowskiego protekcjo- Lecz kiedy komisarz wstał z łóżka, Dorden po raz pierwszy dostrzegł
nalizmu tonem od czasu ostatniego spotkania z wujkiem Derciusem. Nie... długą bliznę na brzuchu Gaunta i nie zdołał na ten widok powstrzymać
nie ostatniego... okrzyku zdumienia. Szrama była długa, szeroka, o poszarpanych krawę-
Dorden odwrócił się, by wytrzeć instrumenty bawełnianą ścierką. dziach.
- Proszę mi wybaczyć, komisarzu. Trochę się zagalopowałem. - Święty feth ! - powiedział zbyt głośno Dorden – Gdzie...
- Mów, co ci leży na sercu, przyjacielu. Gaunt potrząsnął głową.
Lekarz uniósł szczupły palec wskazując nim poprzez przestrzeń pokładu - To stara blizna. Bardzo stara – wcisnął podkoszulek w spodnie i rana
w stronę ładowni zajmowanej przez tanithijskich gwardzistów. znikła z oczu obserwatorów. Komisarz sięgnął po kurtkę.
- Już tylko oni mi pozostali. Żałosna garstka rozbitków noszących w żyłach - Lecz jakim cudem...
tanithijską krew, jedyna więź z przeszłością i zielonym światem, który tak Gaunt zmierzył Dordena ostrzegawczym spojrzeniem.
bardzo kochałem. Będę dbał o nich, leczył, składał z kawałków i zszywał, - Dość tej rozmowy.
dopóki wszyscy nie odejdą, ja nie umrę lub nie zawali się cały ten świat. I Zapiął guziki kurtki i wślizgnął się w trzymany przez Brina skórzany
chociaż wiem, że nie jesteś rodowitym Tanithijczykiem, wiem też, że wielu płaszcz. Na głowę założył swą czapkę.
moich traktuje cię już jak ziomka. Ja sam nie jestem tego wciąż pewien. Po- - Wszyscy dowódcy drużyn gotowi ? - zapytał Mila.
wiedziałbym, że zbyt wiele w tobie chulana. - Zgodnie z pańskim rozkazem.
- Koolana ? Gaunt ukłonił się lekko Dordenowi i wyszedł z lazaretu.
- Chulana. Przepraszam, użyłem rodzimego dialektu. Chulan to obcy, czło-
wiek z zewnątrz, tajemnica. Nie sposób tego słowa przełożyć w jednoznacz- *****
ny sposób.
- Rozumiem. Przez dłuższą chwilę zastanawiał się, komu może zaufać, lecz po kilku
- To nie była obelga. Może i nie urodziłeś się na Tanith, ale należysz do minutach doszedł do wniosku, że warci są tego wszyscy, od pułkownika
naszego grona. I myślę, że jesteś pełen troski. Troszczysz się o swoje Du- Corbeca po zwykłych szeregowców. Pewną dozę ostrożności musiał zacho-
chy, komisarzu. Wierzę, że zrobisz wszystko, co w twojej mocy dla tych wać jedynie w przypadku majora Rawne i grupki otaczających go malkon-
ludzi, poprowadzisz ich do zwycięstwa i pokoju. W to właśnie chcę wierzyć tentów z trzeciego plutonu.
każdego wieczoru, kiedy kładę się spać, kiedy zaczyna się kolejne bombar- Opuszczając lazaret udał się najbliższym korytarzem łącznikowym wio-
dowanie albo zrzut desantu albo chłopcy muszą biec na następne druty kol- dącym do ładowni pasażerskiej regimentu. Corbec już na niego czekał.
czaste. Tylko to się liczy. Colm Corbec spędził przed wejściem do lazaretu dobrą godzinę. Pozosta-
Gaunt wzruszył ramionami – i niemal natychmiast pożałował tego zim- wiony samemu sobie w ciszy i bezruchu, miał sporo czasu na rozmyślenia
nego gestu. pod adresem swych nielicznych fobii i znienawidzonych szczerze spraw.
- Czy to ma takie znaczenie ? Pierwszą i największą z nich były kosmiczne tranzyty.
- Rozmawiałem z lekarzami służącymi w innych regimentach. Chociażby Corbec był synem mechanika pracującego całe życie w warsztacie
na Fortis. Zbyt wielu mówiło, że ich komisarze nie dbają wcale o swych wzniesionym w osadzie przy pierwszym szerokim łuku rzeki Pryze. Jego oj-
podwładnych. Że traktują ich jak zwykłe mięso armatnie. Czy ty postrzegasz ciec większość czasu spędzał na remontowaniu i konserwacji urządzeń tar-
nas w taki sam sposób ? tacznych: pił tarczowych, spalinowych strugów i heblarek. Colm jako dziec-
- Nie. ko często przesiadywał w kanałach naprawczym przyświecając ojcu latarką,
- Ja też tak sądzę. To czyni cię rzadkim wyjątkiem. Kimś, na kim warto po- gdy ten dłubał w podwoziu któregoś z dwudziestokołowych transportów
legać dla dobra tych nieszczęsnych Duchów. Feth, może i nie jesteś Tanit- służących do przewozu świeżo pociętego drewna do tartaków w Beldane i
hijczykiem, ale jeśli zaczynają cię nękać zabójcy, pora się martwić. Martwić Sottres.
o ciebie dla dobra Duchów. Kiedy dorósł, podjął pracę w zakładach w Sottres, gdzie niejednokrotnie
Dorden umilkł. widywał ludzi z odciętymi palcami, dłońmi czy nogami, okaleczonych
- Zatem będę pamiętał, by stale informować cię o rozwoju sytuacji – wskutek chwili nieuwagi przez pracujące nieustannie tartaczne maszyny.
oświadczył Gaunt szukając wzrokiem swego podkoszulka. To tam nabawił się pylicy, która nawet teraz dręczyła go od czasu do czasu
- Dziękuję. Jak na chulana, jesteś dobrym człowiekiem, Ibramie Gauncie. krótkotrwałymi napadami kaszlu. Potem wstąpił do milicji w Tanith Magna,
Niczym stary anroth na Tanith. powodowany po części bólem złamanego serca i tak przyszło mu patrolo-
Gaunt zesztywniał nieoczekiwanie. wać trakty świętej puszczy dystryktu Pryze County w poszukiwaniu rabu-
- Co takiego powiedziałeś ? siów i przemytników.
Dorden spojrzał na komisarza. To było dobre życie. Czarna ziemia pod nogami, w górze strzeliste pnie
- Anroth. Powiedziałem anroth. To również nie była obelga. drzew i migoczące ponad ich koronami światełka gwiazd. Szybko przyswoił
- Co oznacza to słowo ? sobie sztukę puszczańskiej włóczęgi, tajniki tropienia i utrzymywania orien-
Dorden zawahał się tacji w ustawicznie zmieniającym kształt lesie. Nauczył się walczyć nożem i
- Anroth... cóż, to duch opiekuńczy domowego ogniska. To taki stary tanit- czerpać przyjemność z polowania. Był szczęśliwy czując grunt pod nogami i
hijski mit. Nasi przodkowie wierzyli, że anrothy to duchy pochodzące z in- śledząc wzrokiem rozgwieżdżone przestworza.
nych światów, przepięknych światów ładu i porządku, przybywające na Lecz ta ziemia już nie istniała, przepadła na zawsze. Podobnie jak ostry
Tanith, by czuwać nad naszymi rodzinami. Taka stara legenda. Puszczański żywiczny zapach drzew, woń gnijących liści i ściółki, aromat rozkwitają-
przesąd. cych pąków. Śpiewał pod tymi gwiazdami piosenki, słał w ich kierunku
- Dlaczego to dla pana takie ważne, komisarzu ? - zapytał czyjś głos. bezgłośne modlitwy, czasami nawet przeklinał. Tak długo jak tylko były od
Gaunt i Dorden odwrócili w jego kierunku głowy. Milo odwzajemnił ich niego daleko. Nigdy nie sądził, że przyjdzie mu kiedyś podróżować pomię-
spojrzenie siedząc na brzegu łóżka tuż przy wejściu do lazaretu. dzy nimi.
- Od jak dawna tutaj jesteś ? - zapytał ostro Gaunt, w głębi duszy sam zas- Corbec bał się tych tranzytów, podobnie jak wielu innych jego towarzy-
koczony gniewem pobrzmiewającym w swym głosie. szy broni, nawet po tak licznych już doświadczeniach kosmicznych podróży.
- Od kilka minut. Anrothy to część tanithijskiej mitologii, podobnie jak Opuścić ziemię, pozostawić za plecami ją i morza i niebieskie przestworza i
strzegące drzew driady i mieszkające w strumieniach nyridy. Dlaczego tak stać się częścią przemierzającej wszechświat Krucjaty. Od samego początku
pana zaniepokoiły ? wizja ta szczerze nim wstrząsała.
Wiedział, że Absalom to wytrzymały solidny okręt. Miał okazję rzucić Sala odpraw była starą przybudówką przylegającą do ścian pokładowego
okiem na jego masywny kadłub z okienka wspinającego się na orbitę Fortis lazaretu. Niskie schodki wiodły w dół okrągłej sali wypełnionej trzema rzę-
wahadłowca. Lecz zarazem pamiętał doskonale wielkie barki roztrzaskujące dami drewnianych krzeseł otaczających stojącą na środku pomieszczenia
się na skałach i tonące w bystrym nurcie rzek Beldane. Statki pływały sobie konsoletę. Ustawiony na podwyższeniu terminal, brzydki i kopulasty ni-
tam i z powrotem, dopóki nie natrafiały na przeszkodę zbyt wielką nawet czym wypolerowany metalowy grzyb, pełnił kiedyś rolę wyświetlacza tak-
dla nich, a wtedy przestawały istnieć. tycznego, szklana płyta na jego wierzchu była elementem holoprojektora
Z całego serca nienawidził tranzytu. Nie cierpiał stęchłego powietrza, pozwalającego emitować trójwymiarowe obrazy w powietrzu ponad urzą-
chłodu metalowych ścian, efektów ubocznych sztucznie generowanej grawi- dzeniem. Terminal był wiekowy i od dawna już zepsuty, Gaunt wykorzystał
tacji, ustawicznego pomruku podprzestrzennych silników – wszystkich ele- go w roli siedzenia.
mentów składających się na kosmiczną podróż. Tylko głęboka troska o ży- Wezwani żołnierze weszli do pomieszczenia: Corbec, Dorden, za nimi
cie i zdrowie komisarza zdołała przełamać jego fobię i zmusiła pułkownika dowódcy plutonów Meryn, Mkoll, Curral, Lerod, Hasker, Blane, Folore...
do zapuszczania się na obszar Szklanej Komnaty, ale przebywając w obser- trzydziestu dziewięciu mężczyzn. Jako ostatni w grupie pojawił się Varl,
watorium Corbec z całej siły koncentrował swą uwagę na Gauncie, żołnie- dopiero niedawno awansowany do stopnia sierżanta. Milo zamknął jedynie
rzach, idiocie w uniformie oficera porządkowego – na wszystkim, byle nie drzwi prowadzące do sali odpraw i oparł się o nie plecami. Żołnierze roz-
na przywołującej szaleństwo i nocne koszmary przestrzeni za pancernymi siedli się na drewnianych krzesełkach spoglądając wyczekująco na swego
szybami Komnaty.. dowódcę.
Tęsknił za warstwą ziemi pod butami. Za świeżym powietrzem. Za wiat- - Co się dzieje, sir ? - zapytał Varl. Gaunt uśmiechnął się nieznacznie. Bę-
rem i deszczem i szelestem kołyszących się gałęzi drzew. dąc nowym członkiem odpraw taktycznych Varl wykazywał charakterys-
- Corbec ? tyczny brak znajomości zwyczajowych procedur obowiązujących w trakcie
Pułkownik stanął na baczność widząc wychodzącego z lazaretu Gaunta. takich spotkań. Powinienem był go awansować znacznie wcześniej, skarcił
Milo szedł tuż za komisarzem. siebie samego w myślach komisarz.
- Sir ? - To całkowicie nieformalne zebranie. Związane z Duchami, ale nieoficjal-
- Pamiętasz, co takiego mówiłem ci w barze na Pyritesie ? ne. Zamierzam zapoznać was z aktualną sytuacją, abyście mogli odpowied-
- Niezbyt dokładnie, sir... byłem już nieźle wstawiony. nio reagować na rozwój wydarzeń. Lecz wszystko, co tutaj powiem nie
Gaunt błysnął zębami w krótkim uśmiechu. może wydostać się poza ściany sali. Przekażecie swym ludziom tylko tyle
- Dobrze. Zatem również dla ciebie będzie to niespodzianka. Wszyscy do- informacji, ile będą wymagali do wykonania podstawowych działań, nie
wódcy na miejscu ? wolno wam wprowadzać ich w szczegóły całej sprawy.
Corbec potwierdził ruchem głowy. Żaden z milczących mężczyzn nie odrywał od niego skupionego wzroku.
- Z wyjątkiem majora Rawne, tak jak pan rozkazał. - Nie będę się bawił w zawiłe opisy. Tak daleko jak sięga moja wiedza, a
Gaunt zdjął na moment czapkę, przeczesał palcami krótko przycięte wło- nie jest to zasięg większy od tego, na który mógłbym rzucić Braggiem, mam
sy i założył ją z powrotem na głowę. pewność istnienia pewnego konfliktu wpływów. Spisku zagrażającego sta-
- Za chwilę dołączę do was w sali odpraw. bilności całej Krucjaty. Wszyscy słyszeliście zapewne o walkach politycz-
Wyminął pułkownika i ruszył w głąb korytarza przekraczając po chwili nych mających miejsce po śmierci marszałka Slaydo. Wiecie jak wielu lor-
próg ładowni pasażerskiej. dów Militantów próbowało przejąć jego schedę.
Duchy otrzymały na czas tranzytu ładownię numer trzy, istny labirynt - A udało się to temu szczwanemu wyżłowi Macarothowi – uśmiechnął się
mrocznych pomieszczeń sypialnych uzupełnionych o trzy sale ćwiczebne i pod nosem Corbec.
skąpo wyposażone pomieszczenie rekreacyjne. Wszystkie czterdzieści plu- - To marszałek szczwany wyżeł Macaroth, pułkowniku – poprawił go
tonów, ponad dwa tysiące tanithijskich żołnierzy, znalazło kwatery w tej Gaunt. Kilku żołnierzy zachichotało cicho. Świetnie, dobry humor znacznie
jednej ładowni. ułatwi przejście do sedna odprawy, pomyślał komisarz – Macarotha można
Z wnętrza gigantycznej sali buchał odór potu, tytoniowego dymu i stęch- lubić albo i nie, lecz to on teraz tutaj rządzi. A to upraszcza pewne kwestie.
lizny. Rawne, Feygor i pozostali ludzie z trzeciego plutonu stali u podstawy Podobnie jak ja, jesteście związani przysięgą lojalności z Imperium, a zatem
rampy wiodącej do wejścia na korytarz zewnętrzny. W chwili otrzymania bezpośrednio z obecnym marszałkiem wojny. Slaydo wybrał go na swego
rozkazu prowadzili walkę ćwiczebną na broń białą i każdy z mężczyzn sukcesora. Słowo Macarotha jest słowem Złotego Tronu, stoi za nim autory-
wciąż trzymał w rękach pałkę wstrząsową. Elektryczne porażacze były jedy- tet samej Terry.
ną formą uzbrojenia legalnie dostępną na pokładach Absaloma. Pozwalały Gaunt przerwał na moment swój wywód. Tanithijczycy spoglądali na
na uproszczony fechtunek, ćwiczenie uników, a nawet strzelanie za pomocą niego wyczekująco.
silnie skondensowanych elektrycznych ładunków w niezbyt odległe tarcze - Lecz ktoś nie jest z tego zbytnio zadowolony, prawda ? - zapytał posęp-
poruszające się ze zgrzytem metalu w źle naoliwionych prowadnicach sal nym tonem stojący pod drzwiami Milo. Gwardziści spojrzeli zgodnie w
treningowych. stro-nę chłopca, po czym odwrócili z powrotem głowy słysząc
Gaunt zasalutował majorowi. Wszyscy żołnierze wyprężyli się na bacz- nieoczekiwany śmiech komisarza.
ność widząc gest powitania. - Prawda. Wiele osób poczuło się urażonych wyborem Slaydo. Jedną z nich
- Jak pan postrzega integralność tych kwater, majorze ? znamy wszyscy, przynajmniej ze słyszenia. To lord Militant generał Dra-
Rawne zawahał się na moment. vere. Ten sam człowiek, który dowodzi naszą częścią krucjaty.
- Komisarzu ? - Co pan chce zasugerować, sir ? - wykrztusił zdumiony Lerod. Był to mus-
- Uważa pan je za bezpieczne ? kularnie zbudowany sierżant o gładko ogolonej czaszce i symbolu imperial-
- Mamy tu osiem wind komunikacyjnych i dwie pośpieszne do hangaru nego orła wytatuowanym pośrodku czoła. Służył wcześniej w milicji miejs-
oraz kilka wejść technicznych. kiej Tanith Ultima, świątynnej metropolii swego utraconego świata i podob-
- Proszę rozdzielić ludzi i zabezpieczyć wszystkie przejścia. Nikt nie może nie jak pozostali pochodzący z Ultimy żołnierze wyróżniał się wyjątkową
opuścić tych kwater ani też wejść na ich obszar bez mojej wiedzy. religijnością. Gaunt już wcześniej założył, iż to właśnie Leroda najtrudniej
Rawne nadal wyglądał na zatroskanego. będzie mu przekonać do swego planu – Czy chce pan powiedzieć, że lord
- A czym niby mamy zatrzymać potencjalnych intruzów, sir, skoro odebra- generał Dravere kieruje się renegackimi pobudkami ? Że jest... nielojalny ?
no nam broń ? Lecz to przecież nasz bezpośredni zwierzchnik, sir !
Gaunt wyjął z ręki szeregowca Neffa pałkę i posłał gwardzistę na pod- - Dlatego właśnie spotykamy się tutaj nieformalnie. Jeśli faktycznie mam
łogę za pomocą szybkiego, choć niezbyt mocnego ciosu w brzuch. rację, do kogo miałbym się z takimi podejrzeniami zwrócić ?
- Proponuję użyć właśnie tego – zasugerował – Składać raport co pół go- Żołnierze przyjęli jego pytanie z pełnym niepokoju milczeniem.
dziny, niezależnie od tego chcę mieć na bieżąco informacje o nazwiskach - Dravere nigdy nie ukrywał przekonania, że Slaydo obraził go obierając na
tych, którzy będą próbowali uzyskać dostęp do naszych kwater – Gaunt swego następcę młodszego Macarotha. Tak ambitnego oficera bardzo mu-
wpatrywał się jeszcze przez moment w twarz majora chcąc zyskać pewność, siała zaboleć konieczność służby pod rozkazami człowieka, który kiedyś
że oficer doskonale zrozumiał wszystkie niuanse wydanego mu rozkazu, po znajdował się poniżej niego na drabinie hierarchii. Jestem całkowicie pe-
czym odwrócił się i wyszedł z ładowni. wien, że Dravere zamierza obalić rzekomego uzurpatora.
- Co on kombinuje ? - zapytał majora Feygor, gdy tylko komisarz zniknął - To niech walczą między sobą ! - odezwał się głośno Varl, kilku mężczyzn
za progiem rampy. Rawne pokręcił bezwiednie głową. Miał zamiar jak naj- poparło go pomrukami aprobaty – Co dla nas znaczy jakiś martwy oficer... z
szybciej przejrzeć ukryte motywy swego dowódcy, na razie jednak musiał całym szacunkiem, sir.
zorganizować posterunki strażnicze. Gaunt uśmiechnął się nieznacznie.
- Powtarzacie moją pierwszą opinię na temat tej sprawy, sierżancie. Lecz
***** trzeba dobrze to przemyśleć. Jeśli Dravere rzuci swe siły przeciwko Maca-
sss
rothowi, osłabi militarnie całą krucjatę. Osłabi ją w krytycznym momencie metody szpiegowskiej. Od tej chwili nie możecie ufać nikomu oprócz człon-
wymagającym konsolidacji sił przed uderzeniem na głębiej położone, silniej ków własnego regimentu. Nikomu. Nie sposób teraz stwierdzić, kto jest po
bronione światy nieprzyjaciela. Czy możemy być równorzędnym przeciwni- naszej stronie, a kto po stronie spiskowców.
kiem dla wroga, jeśli jednocześnie będziemy walczyć pomiędzy sobą ? Jeśli Dowódcy plutonów wyglądali na podekscytowanych, ale i niepewnych.
do tego dojdzie, taki konflikt uczyni nas bezbronnymi, otwartymi na cios... i Gaunt wiedział, że rzucił na ich barki zadanie wykraczające poza zakres
gotowymi pójść pod nóż. Plany Dravere zagrażają całej naszej przyszłości. obowiązków i doświadczenie żołnierzy liniowych. Wyszli z sali odpraw po-
Zapadła kolejna chwila ciężkiego milczenia. Gaunt potarł dłonią poli- grążeni w posępnej zadumie.
czek. Gaunt spojrzał na trzymany w dłoni kryształ.
- Jeśli Dravere dopnie swego, możemy wszystko zaprzepaścić. Wszystko, Co takiego ukrywasz w swoim wnętrzu, pomyślał.
co zdobyliśmy w przeciągu dziesięciu lat wojen o Światy Sabbat.
Komisarz zmienił pozycję, pochylił się nieznacznie do przodu. *****
- Jest coś jeszcze. Gdybym to ja zamierzał obalić marszałka wojny, chciał-
bym mieć po swojej stronie atuty znacznie większe od kilku lojalnych regi- Komisarz powrócił do swej kwatery w towarzystwie milczącego całą
mentów Gwardii. Potrzebowałbym czynnika zdolnego zadecydować o moim drogę Brina. Przy drzwiach kabiny natrafili na dwóch Duchów wyznaczo-
zwycięstwie. nych przez Corbeca do służby wartowniczej pod pokojem tanithijskiego do-
- O ten właśnie czynnik tutaj chodzi, prawda ? - Lerod poprawnie zinterpre- wódcy. Gaunt usiadł przy ustawionym pod jedną ze ścian terminalem i za-
tował ton wypowiedzi dowódcy. czął przeglądać wszystkie dostępne na poziomie jego uprawnień informacje.
- Oczywiście. Dravere zapamiętale czegoś szuka. Czegoś potężnego. Cze- Linie zielonych literek zapalały się rzędami na ciemnej powierzchni ekranu.
goś mogącego zrównać go mocą z marszałkiem wojny, a może nawet wy- Komisarz miał nadzieję na uzyskanie dostępu do listy pasażerów statku i
nieść ponad Macarotha. I w tym momencie na scenie pojawia się nasza wytypowanie wśród nich potencjalnych źródeł zagrożenia, ale baza danych
nieszczęsna garstka – Gaunt umilkł na moment. posiadała wiele luk i nieścisłości. Brakowało w niej nawet pełnych infor-
- Będąc na Pyritesie wszedłem w posiadanie tego przedmiotu. macji na temat tożsamości innych przewożonych na pokładzie gwardyjskich
Uniósł dłoń demonstrując zebranym trzymany w niej kryształ. regimentów. Na wykazie figurowali Patrycjusze oraz grupa wojsk zmotory-
- Informacje zakodowane w tym nośniku danych są kluczem do całej tajem- zowanych stanowiąca część bovaniańskiego Dziewiątego. Gaunt wiedział
nicy. Siatka szpiegowska Dravere zdobyła je i nadała transmisję do sztabu doskonale, że na pokładzie znajdują się jeszcze przynajmniej dwa inne regi-
lorda generała, ale przekaz został przechwycony i przekierunkowany. menty Gwardii, lista nie zawierała jednak ich nazw. Komisarz próbował też
- Przez kogo ? - zapytał Lerod. przejrzeć spis członków stałej załogi Absaloma i pasażerów liniowca należą-
- Lojalnych wobec Macarotha agentów wywiadu próbujących infiltrować cych do innych instytucji imperialnych niż Gwardia, ale jego kody dostępy
konspirację Dravere. Ludzie ci działają w śmiertelnym niebezpieczeństwie, nie pozwalały na otwieranie plików szyfrowanych programami kodującymi
są bezbronni w obliczu przewagi spiskowców, ale w obecnej chwili stano- marynarki.
wią jedyną siłę próbującą krzyżować plany lorda generała. W dziedzinie wiedzy informatycznej komisarz nigdy nie czuł się pewnie.
- Dlaczego wybrali pana ? - spytał cicho Dorden. Oparł się plecami o fotel i westchnął ciężko. Zraniona ręka pulsowała nara-
Gaunt umilkł ponownie. Nawet teraz nie mógł im zdradzić całej prawdy. stającym bólem. Kryształ leżał na blacie terminalu opodal dłoni Gaunta.
- Znalazłem się na właściwym miejscu, byłem obdarzony zaufaniem. Nie Nadszedł czas na zgłębienie jego zawartości. Zdecydował, że odłoży nośnik,
rozumiem tak naprawdę ich motywów. Mój stary przyjaciel stanowi część jeśli nie zdoła przełamać jego blokad. Wstał z miejsca.
wywiadowczej siatki. Skontaktował się ze mną prosząc o pieczę nad krysz- Milo przysypiał na krzesełku ustawionym obok drzwi wejściowych kabi-
tałem. Mam wrażenie, że w tamtej chwili nie było na Pyritesie nikogo bar- ny, nieoczekiwany ruch przełożonego wyrwał go z drzemki.
dziej ode mnie przydatnego do tej misji. - Sir ?
Varl poprawił się w fotelu, rozluźnił przekładnie mechanicznej kończy- Gaunt bezceremonialnie wyszarpywał ze ściennej szafki swoją podróżną
ny. torbę.
- I co dalej ? Co jest w krysztale ? - Miejmy nadzieję, że stary człowiek nie kłamał – powiedział do adiutanta
- Nie mam pojęcia – oświadczył Gaunt – Jest zakodowany. nie odwracając głowy.
Lerod otworzył usta, by coś powiedzieć, ale Gaunt ubiegł go dodając: Milo nie miał pojęcia, o jakim starym człowieku wspomina jego dowód-
- Zakodowany na poziomie utajnienia vermilion. ca.
Sala pogrążyła się w głębokim milczeniu, w którym wyraźnie dał się sły- Gaunt przedzierał się zapamiętale przez swe bagaże. Na podłogę kabiny
szeć przeciągły gwizd sierżanta Blane. poleciał owinięty w płachtę materiału galowy uniform, w ślad za nim spadły
- Teraz rozumiecie ? - spytał komisarz. książki i elektroniczne notesy wyrzucane z szeroko otwartych walizek.
- Co musimy zrobić ? - odezwał się ponurym tonem Varl. Milo był zafascynowany tym widokiem. Gaunt zawsze osobiście pako-
- Wpierw odkryjemy sedno tej sprawy. Potem zdecydujemy, co dalej. wał swe bagaże i chłopiec nie miał dotąd sposobności rzucenia okiem na
- Ale jak... - zaczął Meryn. Gaunt przerwał mu podnosząc dłoń. prywatny dobytek tanithijskiego dowódcy. Ujrzał pudełeczka na medale za-
- To mój problem i chyba wiem, jak sobie z nim poradzić. W zasadzie to pakowane w miękką tkaninę. Jeden z nich wypadł na łóżko – duża srebrna
będzie proste. Po tym wszystkim... Dobrze, dlatego właśnie chciałem wam gwiazda na welwetowym tle. Tuż obok wylądowała polowa czapka z hyr-
to wszystko opowiedzieć. Do tej pory agenci Dravere dwukrotnie próbowa- kańskimi insygniami, przeźroczysty pojemnik pełen tabletek przeciwbólo-
li mnie zabić i przejąć kryształ, raz na Pyritesie, drugi raz na pokładzie tego wych, naszyjnik wykonany z tuzina wielkich pożółkłych kłów, najwyraźniej
właśnie statku. Potrzebuję was, byście stali przy mnie, strzegli tego bezcen- orczego pochodzenia, zabytkowy teleskop w drewnianym pudle, pędzel do
nego przedmiotu, chronili go przed szpiegami Dravere. Musicie mnie ubez- golenia i srebrny kubek, talia kart, które wysypały się ze swego opakowania.
pieczać, dopóki nie rozwikłam tej zagadki i nie zdecyduję o dalszym działa- Tekturowe kartoniki pokryte były ręcznie wykonanymi ilustracjami, przed-
niu. stawiającymi sceny z tryumfalnej fiesty w miejscu zwanym Gylatus Deci-
Cisza. mus. Milo rzucił się na kolana, by ochronić je przed stratowaniem butami
- Jesteście ze mną ? - zapytał Gaunt. Cisza nabrała wręcz namacalnego cha- zaaferowanego komisarza. Karty były nowe, nigdy nie używane. Na wiecz-
rakteru. Żołnierze wymieniali między sobą badawcze, pytające spojrzenia. ku opakowania widniały dwie litery: D.O.
W końcu to Lerod zabrał głos. Gaunt szczerze się ucieszył, że był to właśnie Szukający czegoś Gaunt wyrzucił z walizki całe naręcze ubrań. Milo
Lerod. uśmiechnął się pod nosem. Zachowanie dowódcy sprawiło mi dziwną satys-
- Musiał pan o to pytać, komisarzu ? - odparł krótko sierżant. fakcję, poczuł się dopuszczony do kontaktu z prywatnym życiem komisarza,
Gaunt ukrył pośpiesznie uśmiech ulgi. Zeskoczył z wierzchu terminala i z jego ukrytym za barierami dyscypliny ludzkim ja.
podszedł do wstających z krzeseł gwardzistów. Wtedy coś innego spadło z trzaskiem na podłogę kabiny i Milo zastygł
- Bierzmy się do roboty. Rawne już rozesłał pierwsze patrole na poziomie na moment w bezruchu. Był to zabawkowy pancernik, niezgrabnie
tego pokładu. Wesprzeć jego pluton. Chcę mieć absolutną pewność, że nikt wyrzeźbio-ny w kawałku plastiku. Warstwa emalii łuszczyła się na
nie wtargnie na nasze terytorium. Każdego zatrzymanego intruza przypro- powierzchni zabaw-ki, niektóre z wieżyczek połamały się, urwały. Milo
wadzić bez zwłoki do mnie. Jeśli wasi ludzie będą zadawać pytania, po- odwrócił pośpiesznie twarz. Było w tej zabawce coś przejmująco smutnego,
wiedzcie im, że podejrzewamy kłopoty ze strony Patrycjuszy. Terra jedyna coś pozwalającego wejrzeć mu głębiej w prywatny świat Ibrama Gaunta,
wie, czy to aby nie prawda, Patrycjuszy jest na pokładzie czterokrotnie wię- niżby tego sobie życzył.
cej niż nas, a idę w zakład, że wszyscy siedzą już w kieszeni Dravere. Chłopiec poczuł się zaskoczony własną reakcją. Wycofał się nieznacznie
- Chcę też przeszukania całego poziomu pod kątem obecności urządzeń wkładając trzymane w rękach karty do pudełka i ciesząc się, że znalazł dzię-
monitorujących. Hasker, Varl, wyznaczcie do tej roboty ludzi mających od- ki nim skupiające uwagę zadanie.
powiednią wiedzę techniczną. Wróg bez wątpienia ubiegnie się do każdej Gaunt odwrócił się nieoczekiwanie od rozrzuconych chaotycznie bagaży,
aaa a
w jego oczach lśniły ogniki tryumfu. Podniósł w górę ściskany palcami stary Zoren skinął głową, ale Gaunt z miejsca wyczuł, że vitriański oficer coś
sygnet. przed nim ukrywa.
- Czy tego pan szukał, komisarzu ? - zapytał Milo czując konieczność wy- - Kiedy dowiedziałem się, że trafiliśmy na ten sam statek co Tanithijczycy,
rażenia jakiegokolwiek komentarza. przyszła mi do głowy myśl o zorganizowaniu okolicznościowego spotkania.
- Tak. Drogi stary wujek Dercius, ten przeklęty sukinsyn. Sprezentował mi Wciąż mamy do uczczenia wspólne zwycięstwo. Lecz...
go dla odwrócenia uwagi tej nocy, kiedy... - Gaunt urwał nieoczekiwanie, na - Lecz ?
jego twarzy pojawił się posępny grymas. - Zostałem zaatakowany w swojej kwaterze dzisiejszego ranka – Zoren zni-
Przysiadł na łóżku obok Mila i spojrzał na trzymane w rękach chłopca żył głos – Mężczyzna w nieoznakowanym uniformie marynarki przeszuki-
pudełko kart. Roześmiał się cicho na widok panującego wokół bałaganu, ale wał moje bagaże. Zaskoczyłem go swoim przybyciem. Doszło do bójki, ale
w śmiechu tym rysowały się żal i gorycz. zdołał mi uciec.
- Pamiątki. Imperator jeden wie, dlaczego wciąż je trzymam. Przez całe lata Gaunt poczuł narastający gniew i wzburzenie.
ich nie oglądam, a kiedy już to robię, zawsze przywodzą na myśl smutne - Mów dalej.
wspomnienia. - Najwyraźniej czegoś szukał i myślał, że mogę to mieć właśnie ja, jeśli nie
Wziął do ręki kilka kart, przetasował je i pokazał Brinowi, wciąż śmiejąc znalazł nigdzie indziej. Uznałem, że powinienem pana o tym z miejsca poin-
się bez cienia wesołości. Chłopiec nie potrafił zrozumieć powodu posępnego formować.
rozbawienia dowódcy. Jedna z kart przedstawiała hyrkańską flagę zwisającą Milo, Uan i reszta stojących na korytarzu mężczyzn, w tym również sam
z wysokiej wieży, druga heraldyczny znak z wkomponowaną w niego orczą Zoren, nie przewidziałaby nigdy następnego posunięcia Gaunta. Komisarz
czaszką, jeszcze inna księżyc uderzany błyskawicą miotaną z dzioba impe- chwycił vitriańskiego pułkownika za przód mundurowej bluzy i wciągnął go
rialnego orła. do pokoju zatrzaskując za sobą z hukiem drzwi.
- Siedemdziesiąt dwa powody dla puszczenia w niepamięć chwalebnego Ograniczając niepożądane towarzystwo Gaunt spojrzał ostro na Zorena,
zwycięstwa na Gylatusie – oświadczył szyderczym tonem komisarz. najwyraźniej nieco obrażonego tak obcesowym zachowaniem, ale bynaj-
- A pierścień ? - zapytał Milo. mniej nie zaskoczonego.
Gaunt odłożył na łóżko karty. Nacisnął palcem oczko sygnetu otwierając - To było cholernie pewne siebie stwierdzenie, pułkowniku.
wiszące na zatrzasku wieczko. Z wnętrza pierścienia wystrzelił krótki wąski - Oczywiście.
snop laserowego światła. - Zacznij gadać z sensem, Zoren, albo możesz zapomnieć o naszej przyjaź-
- Feth ! Bateryjka wciąż działa, po tylu latach ! ni.
Milo uśmiechnął się niepewnie. - Nie musisz być nieuprzejmy, Gaunt. Wiem o tej sprawie więcej, niż mógł-
- To klucz kodowy oficerskiego poziomu. Pozwala wyższym stopniem żoł- byś sądzić i mogę cię zapewnić, że jestem przyjacielem.
nierzom na otwieranie zastrzeżonych plików i łamanie szyfrów. Taka zaba- - Czyim ?
weczka generałów. Ten egzemplarz należał do naczelnego wodza jantyń- - Twoim, Tronu Terry oraz pewnego wspólnego znajomego, który dla mnie
skiej armii, wpływowego arystokraty. A ten stary sukinsyn podarował go na nazywa się Bel Torthute. Ty znasz go jako Fereyda.
Manziporze małemu chłopcu.
Gaunt chwycił kryształ i uniósł go ponad trzymany w drugiej dłoni syg- *****
net. Zerknął z ukosa na adiutanta. W oczach mężczyzny błyszczała taka
młodzieńcza ekscytacja, że Milo nie zdołał zapanować nad wybuchem - Jest... - zaczął pułkownik Draker Flense – Jest sporo kwestii do prze-
szczerego śmiechu. myślenia.
- No to start – powiedział komisarz i przytknął podstawę kryształowego Odpowiedziało mu parsknięcie, które w najmniejszym stopniu nie przy-
nośnika do pierścienia. Przedmioty pasowały do siebie idealnie. Umocowa- czyniło się do poprawy samopoczucia zdenerwowanego oficera. Źródłem
ny na oczku sygnetu, kryształ sprawiał teraz wrażenie integralnej części dźwięku była wysoka, zakapturzona postać stojąca w rogu pomieszczenia,
łamacza kodów, jego wnętrze iluminowała wątła nić laserowego promienia. majacząca na tle wielkiego okna rozświetlanego kalejdoskopem barw
- Dalej, dalej – wymruczał Gaunt. Immaterium.
Coś zaczęło się formować kilka centymetrów ponad powierzchnią krysz- - Jesteś żołnierzem, Flense. Nigdy nie sądziłem, że w zakres twoich
tału – migotliwy obraz rozświetlający półmrok ciasnego pomieszczenia. kwalifikacji wchodzi również myślenie.
Niewielkie holograficzne napisy zapaliły się w powietrzu wyświetlając krót- Flense ugryzł się w język powstrzymując ciętą odpowiedź. Bał się czło-
ki tekst: “Dostęp zabroniony. Ten dokument może być otwarty wyłącznie na wieka stojącego w poświacie Osnowy, bardzo się bał. Zmienił nieznacznie
poziomie dostępu vermilion zgodnie z rozkazem Senthisa, elektora Admini- pozycję ciała desperacko pożądając choć haustu świeżego powietrza, czując
stratum, kalendarz Pacificus 403457.M41. Wszelkie próby złamania wypełniającą gardło suchość. Sala pełna była oparów obscury, sączących się
blokady na niższym poziomie datownika zakończą się samoczynnym nieustannie z ustawionej obok wejścia fajki wodnej. Słodki dym unosił się
wykasowaniem zawartości nośnika”. wokół pułkownika przesycając otaczające go powietrze, wywołując zawroty
Gaunt zaklął głośno i zdjął kryształ z pierścienia. głowy.
- Zbyt stary, cholera, zbyt stary ! A już myślałem, że go mam ! Oficer porządkowy Lekulanzi, stojący po drugiej stronie fajki, oraz trzej
- Nie rozumiem, sir. zakapturzeni astropaci zbici w grupkę w półmroku po lewej stronie Jantyń-
- Poziomy kodów bezpieczeństwa pozostają zawsze takie same, lecz w re- czyka, najwyraźniej nie zwracali na opary żadnej uwagi. Astropaci stanowili
gularnych odstępach czasu zmienia się sekwencje aktywujące łamacze zamkniętą, rządzącą się własnymi prawami kastę, a patrząc na Lekulanziego
kodów. Sygnet Derciusa bez wątpienia otworzyłby plik zakodowany vermi- z miejsca rozpoznał charakterystyczne objawy zdradzające wieloletnie uza-
lionem trzydzieści lat temu, ale sekwencja klucza została od tego czasu leżnienie od obscury. Wiele lat temu Flense dowodził szturmem na przeżartą
zmieniona. Mogłem się domyślić, że Dravere wykorzysta najnowsze wersje narkotykami metropolię na Poscolu i nigdy nie zapomniał ani specyficznego
szyfratora. Cholera ! słodkawego zapachu ani pozbawionej determinacji ospałej obrony buntow-
Gaunt zamierzał wyrzucić z siebie dalszy ciąg przekleństw, ale przerwało ników.
mu nieoczekiwane pukanie do drzwi. Podniósł szybko kryształ i schował go Stojąca dotąd przy oknie postać podeszła bliżej pułkownika. Flense, mie-
do kieszonki kurtki. Otworzył drzwi i spojrzał na szeregowca Uana, jednego rzący ponad dwa metry wzrostu, nieoczekiwanie znalazł się w pozycji zmu-
z wartowników. szającej go do zadarcia w górę głowy. Spoglądał w głąb mroku wypełniają-
- Sierżant Blane przyprowadził gości, sir. Przeszukaliśmy ich, są czyści. cego wnętrze kaptura.
Chce się pan z nimi widzieć ? - I co, pułkowniku ? - z głębi kaptura dobiegł niski szept.
Gaunt skinął głową sięgając jednocześnie po wiszący na ścianie płaszcz i - Ja... nie wiem, czego się ode mnie oczekuje, panie.
czapkę. Wyszedł pośpiesznie na korytarz, a kiedy ujrzał czekających tam Inkwizytor Golesh Constantine Pheppos Heldane parsknął ponownie.
gości, machnął swoim żołnierzom ręką nakazując opuścić broń. Podniósł ku twarzy ciężkie od pierścieni palce i odciągnął w tył kaptur.
Pułkownik Zoren i trzech oficerów vitriańskiego regimentu. Flense zamrugał rozpaczliwie. Twarz Heldane była podłużna i szczupła,
- Miłe spotkanie, komisarzu – powiedział Zoren. Podobnie jak pozostali przywodząca na myśl koński łeb. Wilgotne wąskie usta szczerzyły rzędy
Vitrianie miał na sobie żółtawy kombinezon i beret. ostrych zębów, wyżej lśniły okrągłe mroczne oczy. Wypełnione cieczami
- Nie miałem pojęcia, że jesteście na pokładzie – odparł zaskoczony Gaunt. przewody i neuralne kable zwisały z czaszki człowieka niczym grube war-
- Zmiana planu w ostatniej chwili. Mieliśmy lecieć na Japhet, ale pojawił koczyki. Wielka głowa mężczyzny była pozbawiona owłosienia, ale Flense
się problem z załadunkiem. Skierowali nas tutaj, a regimenty mające lecieć dostrzegał gęste futerko pokrywające kark i gardło inkwizytora. Jantyńczyk
Absalomem poszły w tranzyt na Japhet. Moje plutony zakwaterowały się za stał przed człowiekiem, który dopuścił wobec siebie chirurgicznych zabie-
waszą ładownią. gów mających za zadanie budzić przerażenie i posłuszeństwo w sercach
- Cieszę się, że pana widzę, pułkowniku. tych nieszczęśników, którzy mieli pecha stać się obiektami studiów Hel-
dane.
dane. Flense pragnął z całego serca wierzyć, że jest to rezultat operacji chi- - Wciąż niezdecydowany ? - Heldane pochylił się nad skulonym w embrio-
rurgicznych. nalnej pozycji oficerem.
- Wygląda pan na zaniepokojonego, pułkowniku ? Czy to wina otoczenia - Może jeszcze jedno spojrzenie w Osnowę ? - zaproponował.
czy też moich słów ? Z ust Flense wydarł się rozpaczliwy skowyt.
Flense z trudem znalazł w miarę neutralną odpowiedź.
- Nigdy wcześniej nie otrzymałem zaproszenia do sacrosanctorium, mój *****
panie – oświadczył.
Heldane rozpostarł szeroko swe ramiona – zbyt szeroko jak na zwykłego - Chcieli się nas pozbyć – przerwał ciszę Feygor.
śmiertelnika, co wywołało u Jantyńczyka mimowolny dreszcz – by ogarnąć Rawne posłał w stronę adiutanta rozzłoszczone spojrzenie, ale zdawał so-
nimi przestrzeń komnaty. Rozmówcy znajdowali się w jednej z pokłado- bie doskonale sprawę z racji w stwierdzeniu Ducha. Minęły cztery godziny
wych enklaw astropatów, pomieszczeń ekranowanych przed wszelkimi for- od chwili, kiedy pozostali dowódcy drużyn i oficerowie zostali wezwani na
mami inwigilacji. W ściany sali wbudowane były pola siłowe chroniące spotkanie z Gauntem. Cóż za niezwykły zbieg okoliczności, że to właśnie
wnętrze komnaty zarówno przed wymiarem rzeczywistym jak i skowyczącą pluton majora nie załapał się na odprawę. Rzecz jasna, jeśli podejrzenia
pustką Osnowy. Dźwiękoszczelne, mentaloszczelne, kontrolowane usta- Corbeca były słuszne i faktycznie istniało zagrożenie ze strony współpasa-
wicznie enklawy zarezerwowane były dla sług Adepta Astra Telepathica, żerów, silne warty stanowiły priorytet, ale zgodnie z normalnym harmono-
stanowiły obszar wyjęty spod imperialnego prawa. Tylko bezpośrednie za- gramem to pluton sierżanta Folore, szesnastka, miał objąć tę właśnie zmianę
proszenie mogło pozwolić zwykłemu ślepakowi na wejście w obręb ich strażniczą.
ścian. Rawne burknął coś pod nosem i nakazał piątce swych ludzi udać się w
Ślepak. Flense nie polubił tego określenia, zresztą nie był nawet świadom stronę następnego skrzyżowania korytarzy. Od rozpoczęcia warty zdążyli
jego istnienia, dopóki nie użył go w obecności pułkownika Lekulanzi. skontrolować ten obszar już sześciokrotnie. Nic, tylko ciemne korytarze,
Slepak. Stosowany przez psioników termin określający ludzi pozbawionych puste magazyny, zakurzone podłogi i zamknięte na kłódki włazy. Major
psionicznego talentu. Ślepak. Flense oddałby wszystko, żeby tylko znaleźć spojrzał na chronometr. Radiowy przekaz od Leroda, odebrany dwadzieścia
się teraz w innym miejscu. W jakimkolwiek innym miejscu. minut temu, informował o zmianie warty w przeciągu najbliższej godziny.
- Wprawiasz w dyskomfort moich kuzynów – oświadczył Heldane wskazu- Rawne ziewnął szeroko. Wiedział, że towarzyszący mu żołnierze są zmęcze-
jąc dłonią mamroczących coś niezrozumiale astropatów – Wyczuwają twoją ni, zziębnięci, żądni odpoczynku i kofeiny. Cała pięćdziesiątka gwardzis-
niechęć do tego miejsca. Do ich stygmatów. tów, patrolująca pokłady w pięcioosobowych zespołach, bez wątpienia była
- Nie żywię żadnych uprzedzeń, mój panie. już zdemoralizowana, głodna i zła.
- Owszem, żywisz. Wyczuwam je. Gardzisz tymi, którzy posiadają dar. Majorowi przyszedł ponownie na myśl Gaunt. Często rozmyślał o komi-
Wzdrygasz się na myśl o darze astropatów. Jesteś ślepakiem, Flense, poz- sarzu i jego motywach postępowania. Od samego początku, od krwawej
bawionym talentu organicznym wrakiem. Mam ci pokazać, co takiego utra- godziny Fundacji, Rawne nie okazywał swemu przełożonemu cienia lojal-
ciłeś ? ności. Nie posiadał się wręcz ze zdumienia, kiedy komisarz awansował go
- Nie ma takiej potrzeby, inkwizytorze ! - zaprzeczył ruchem głowy Flense. do stopnia majora i uczynił trzecim pod względem rangi oficerem regi-
- Tylko odrobinkę ? To może być zabawne – parsknął Heldane, po jego zę- mentu. Wyśmiał wpierw szyderczo tę promocję, potem ochłonął nieco i uz-
bach pociekły kropelki śliny. nał, że być może Gaunt z miejsca poznał się na jego zdolnościach przy-
Flense wzruszył bezradnie ramionami. Heldane odwrócił się od niego, po wódczych. Dopiero jakiś czas potem Feygor, jedyny człowiek w jednostce
czym znienacka gwałtownie spojrzał na pułkownika. W czaszce oficera za- postrzegany przez majora za kogoś na podobieństwo przyjaciela, przypom-
płonął oślepiający ogień. Przez krótką sekundę ujrzał cały wszechświat. niał mu brutalnie o starym powiedzeniu “Trzymaj blisko siebie przyjaciół, a
Dostrzegał zagięcia czasoprzestrzeni, nakładające się na materialny wymiar. jeszcze bliżej wrogów”.
Bezkres otchłani Osnowy, płynne spazmy ektoplazmy. Swoją matkę i Z Gwardii nie było ucieczki, toteż Rawne starał się jak najlepiej wykony-
siostrę, od dawna już nie żyjące. Światłość i ciemność i nicość. Kolory, któ- wać swe służbowe obowiązki, ale chciał nie umiał pojąć postawy Gaunta.
rych nie potrafił nazwać. Pełne cierpień narodziny genokrada, którego żrąca Gdyby to on był pułkownikiem-komisarzem, mając za plecami takie zagro-
krew oszpeciła mu kiedyś twarz. Siebie na ćwiczebnym placu uczelni na żenie jak Rawne z miejsca wezwałby najbliższy pluton egzekucyjny.
Primagenitorze. Eksplozję krwi. Znajomej krwi. Zaczął krzyczeć. Widział Idący przodem grupy szeregowiec Lonegin zaczął sprawdzać kłódki na
kości pogrzebane w gęstym czarnym błocie. Pojął, że patrzy na swe własne drzwiach starego magazynu. Rawne spojrzał przez ramię w głąb pustego ko-
szczątki. Zajrzał w głąb pustych oczodołów i dostrzegł gnieżdżące się tam rytarza, którym właśnie przeszła cała grupa.
robaki. Krzyknął jeszcze głośniej, zaczął wymiotować. Ujrzał ciemnoczer- Feygor obserwował swego dowódcę z ukosa. Rawne utrzymywał ze
wone niebo lśniące miriadami słońc, ujrzał umierającą gwiazdę, ujrzał... swym adiutantem dobre stosunki – wywodzące się jeszcze z czasów wspól-
Zbyt wiele. nej służby w miejskiej milicji w Tanith Attica. Wiedli całkiem dostatnie
Draker Flense runął na posadzkę komnaty, mocząc sobie mimowolnie życie, dopóki cholerne Imperium nie zwaliło im się na głowy i wszystkiego
spodnie i pojękując żałośnie. nie pokrzyżowało. Feygor był nieślubnym synem obrotnego przemytnika,
- Cieszę się, że możemy przejść do sedna sprawy – oświadczył Heldane toteż tylko dzięki bystrości umysłu i walorom fizycznym zdołał dostać się
zaciągając z powrotem swój kaptur – Pozwól na kilka słów wyjaśnienia. najpierw w szeregi milicji, później zaś Gwardii. Decyzję majora wymusiły
Służę Dravere podobnie jak ty. Dla niego będę pętał gwiazdy. Dla niego inne okoliczności. Nie mówił na ten temat zbyt wiele, ale Feygor wiedział
pogrążę w ogniu całe planety. Dla niego ujarzmię to, co jest nieujarzmialne. dobrze, że rodzina Rawne należała do grupy wpływowych rodów kupiec-
Flense wyjęczał coś cicho. kich, silnie angażujących się również w życie polityczne planety. Major nie
- Wstawaj. I słuchaj mnie. Najcenniejszy artefakt wszechświata czeka na narzekał nigdy na brak pieniędzy, systematycznie zasilany stypendiami fun-
naszego pana w układzie Menazoid Clasp. Jego opis znajduje się w rękach dowanymi przez kontrolującego liczne kompleksy tartaczne ojca, lecz będąc
komisarza Gaunta. Wydrzemy mu ten sekret. Już wykorzystałem część trzecim synem swego rodzica nie mógł liczyć na formalne odziedziczenie
swych zasobów próbując tego dokonać. Ten Gaunt jest... sprytnym czło- majątku. Służba wojskowa i związany z nią prestiż wydał się majorowi naj-
wiekiem. Pozwolisz się wykorzystać w roli narzędzia przeciwko niemu. Ty i lepszym wyjściem z impasu.
twoi Patrycjusze. Już macie z nimi poważny zatarg. Feygor nie darzył Rawne zaufaniem. Feygor nie ufał nikomu. Lecz zara-
- Nie tak... nie tak... - wycharczał Flense. zem nie uważał też majora za człowieka złego. Co najwyżej... cynicznego.
- Dravere pochlebnie się o tobie wypowiadał. Pamiętasz, co powiedział ci To właśnie cynizm przeżarł psychikę majora, cynizm obecny w jego otocze-
na Fortis ? niu od wczesnych lat życia.
- N-nie... Podobnie jak Feygor, również pozostali członkowie plutonu majora nale-
Głos Heldane zmienił się nieoczekiwanie przechodząc w perfekcyjną żeli do grona tanithijskich wichrzycieli i malkontentów. Garnęli się do oto-
kopię głosu Dravere. czenia Rawne instynktownie wyczuwając w nim przywódcę, a Rawne selek-
- Jeśli wygrasz dla mnie, Flense, nie zapomnę ci tego. Moja przyszłość cjonował ich uważnie dobierając najbardziej lojalnych i niebezpiecznych
skrywa wiele obietnic, byle tylko uwolnię się od tego przeklętego świata. Ty popleczników do swej własnej drużyny.
również mógłbyś wtedy z nich skorzystać. Któregoś dnia, pomyślał Feygor, któregoś dnia Rawne zabije Gaunta i
- Teraz nadeszła ta chwila, Flense – Heldane powrócił do swego własnego zajmie jego miejsce. Gaunta, Corbeca i każdego innego oponenta. Rawne
głosu – Korzystaj z możliwości. Pomóż mojemu panu zyskać to, czego po- zabije Gaunta albo zginie z jego ręki. Bez względu na końcowy rezultat, tak
żąda, a znajdzie się dla ciebie miejsce w pochodzie chwały. Miejsce u boku ostatecznie rozstrzygnie się ten konflikt. Szeptane po kątach plotki mówiły,
nowego marszałka wojny. że major próbował już zamordować komisarza.
- Proszę ! - krzyknął rozdzierająco Flense. Pułkownik słyszał pogardliwy Feygor otworzył usta, by zaproponować cofnięcie się do serii magazy-
śmiech astropatów. nów po lewej stronie pokładu, gdy szeregowiec Lonegin krzyknął głośno i
aaa
upadł na podłogę, trafiony czymś od tyłu. Skulił się targany konwulsjami i Gaunt kiwnął głową uśmiechając się nieznacznie.
wtedy Feygor dostrzegł rękojeść krótkiego noża sterczącą pomiędzy żebra- - Pracujący w tak niesprzyjających warunkach, samotny i pozbawiony
mi mężczyzny. wsparcia, nasz wspólny znajomy zwykł szukać pomocy w instytucjach po-
Rawne krzyknął ostrzegawczo w tej samej chwili, gdy napastnicy wyło- strzeganych przez niego za wolne od korupcji. Walcząc ze spiskiem mają-
nili się z mroku otoczenia. Dziesięciu mężczyzn w roboczych uniformach cym korzenie w strukturach imperialnej biurokracji, nie mógł obdarzyć za-
Jantyńskich Patrycjuszy dzierżyło w rękach noże i pałki wykonane z urwa- ufaniem ani Administratum ani Ministorum ani żadnego wyższego rangą
nych nóg stołowych. W ciasnym przejściu rozgorzała zaciekła i brutalna lokalnego dygnitarza, potencjalnego członka konspiracji. Powiedział mi kie-
konfrontacja. dyś, że najlepszych sojuszników znajdował zawsze w Gwardii, w ludziach
Szeregowiec Colhn poleciał na ścianę trafiony w skroń pałką, osunął się skierowanych wbrew własnej woli w strefę kryzysową, zawodowych żołnie-
bez jęku na podłogę nie mając nawet okazji spojrzeć na przeciwnika. Szere- rzy nie związanych w żaden sposób z miejscowymi problemami. Z tego
gowiec Freul uderzył jednego z napastników porażaczem zwalając go z nóg właśnie powodu nawiązał kontakt ze mną i moją kadrą oficerską. Sporo cza-
pośród kaskad iskier, ale w tej samej chwili ostrza trzech noży wbiły się su zajęło nam zdobycie jego zaufania, jeszcze dłużej przyszło nam zaufać
głęboko w jego ciało zmieniając Ducha w zakrwawioną martwą kukiełkę. jemu. W dniach będących apogeum rozruchów Vitrianie stali się jedyną siłą,
Feygor ujrzał dwóch Patrycjuszy dobijających ciosami pałek bezbronnego na jakiej mógł polegać. Wojna Głodowa została zainscenizowana przez rzą-
Lonegina. dowych notabli związanych z Departmento Munitorium. Mieli pod swoją
Adiutant zdzielił najbliższego Jantyńczyka swym porażaczem spopiela- komendą dwa przeciągnięte na stronę buntowników gwardyjskie regimenty.
jąc spory fragment jego bluzy, wyrwał z pochwy srebrny nóż. Wywrzas- Zdołaliśmy ich pokonać.
kując obsceniczne obelgi skoczył do przodu i jednym cięciem otworzył od - Bitwa o Altathę. Czytałem jakieś opracowanie na ten temat. Nie miałem
ucha do ucha czyjeś gardło. Obrócił się zwinnie w sposób wyuczony na pojęcia, że za Wojną Głodową stała skorumpowana imperialna admini-
ciemnych uliczkach Tanith Attica, powalił innego Patrycjusza podcięciem stracja.
nóg, odciął ściskającą nóż dłoń następnego na wysokości nadgarstka. Zoren uśmiechnął się posępnie.
- Rawne ! Rawne ! - krzyknął próbując przycisnąć do ust mikrofon komuni- - Takie informacje najczęściej się utajnia. Dla dobra morale. Pełniliśmy rolę
katora. Ktoś uderzył go od tyłu. Oszołomiony silnym ciosem stracił równo- sojuszników Fereyda. Nigdy nie sądziłem, byśmy kiedykolwiek spotkali się
wagę, posypały się na niego kolejne uderzenia pięści i kopniaki. Poczuł jak ponownie.
coś gorącego wbija mu się głęboko w klatkę piersiową. Zawył targany Gaunt usiadł na krawędzi swego łóżka, oparł łokcie na kolanach.
bólem i wściekłością, ale dźwięk furii stłumiła wypełniająca jego usta krew. - Lecz mimo to odnowiliście kontakty ?
Rawne powalił ciosem porażacza jednego napastnika, wirując wokół - Otrzymałem zaszyfrowaną wiadomość w trakcie opuszczania Pyritesu.
swej osi i parując grad uderzeń. Klął plugawo z każdym pośpiesznie chwy- Wkrótce potem doszło do spotkania.
tanym oddechem. Jakieś ostrze rozcięło jego bluzę rysując na skórze pod- - Osobistego ?
łużną krwawiącą ranę. Niedostrzeżony w porę cios w czoło odebrał mu na - Nie – pokręcił głową Zoren – Przez pośrednika.
chwilę wzrok, zamglił spojrzenie. Major upadł na podłogę. - Skąd wiedziałeś, że możesz zaufać kurierowi ?
Próbował się podnieść, ale jego ciało nie odpowiadało na słane z mózgu - Użył pewnych identyfikatorów. Słów kodowych, z których Bel Torthute
rozkazy. Czuł zimny dotyk posadzki na policzku i ustach, po karku ciekło korzystał w akcji na Idolwilde. Sylab z języka bitewnego Vitrian, których
mu coś ciepłego. Skoncentrował rozbiegany wzrok na ledwie widocznej znaczenie tylko on mógł znać. Torthute poświęcił wiele wysiłku na zgłę-
postaci potężnie zbudowanego Patrycjusza stojącego ponad nim z uniesio- bienie tajników Byhaty, Sztuki Wojen. Tylko on mógł nadać tak zakodowa-
nym kluczem francuskim, gotowym do zmiażdżenia czaszki Tanithijczyka. ną wiadomość.
- Wstrzymaj się, Brochuss ! - polecił czyjś głos i klucz zamarł w niechęt- - To Fereyd. Zatem jesteś moim sojusznikiem ? Mam wrażenie, że lepiej
nym bezruchu. orientujesz się w sytuacji ode mnie, Zoren.
Unieruchomiony Rawne przeklinał swe ograniczone pole widzenia. Inna Vitriański pułkownik spoglądał w milczeniu na wysokiego mężczyznę w
postać zastąpiła masywną sylwetę napastnika. Obraz w oczach majora wciąż uniformie komisarza siedzącego w zamyśleniu na skraju łóżka. Czuł podziw
wirował i rozmywał się ustawicznie. Pochylający się nad nim człowiek wobec tego człowieka zrodzony w ogniu walk na Fortis Binary, a komunikat
przypominał oficera. Fereyda zawierał kilka dodatkowych informacji dotyczących Gaunta. Z
Pułkownik Flense spojrzał na leżącego w oszołomieniu majora, przesunął treści przekazu wynikało jasno, że imperialny agent pokłada w Ibramie
wzrokiem po zakrwawionych włosach. Gauncie większe zaufanie, niż w jakiejkolwiek innej sile w całym sektorze.
- Nie widzisz naszywek, Brochuss ? - powiedział – To major, Rawne. Nie Większą niż we mnie, pomyślał pułkownik.
zabijaj go. Przynajmniej jeszcze nie teraz. - Oto co wiem, Gaunt. Grupa wysokich rangą konspiratorów w sztabie na-
czelnym krucjaty na Światach Sabbat poszukuje usilnie czegoś niezwykle
***** dla nich cennego. Czegoś tak istotnego, że gotowi są doprowadzić do zała-
mania dotychczasowych działań militarnych, byle tylko osiągnąć swój cel.
- Co o nim wiesz ? - zapytał Gaunt. Klucz stanowiący rozwiązanie tej zagadki został im nieoczekiwanie ukra-
Pułkownik Zoren wzruszył nieznacznie ramionami, w charakterystycznie dziony sprzed nosa i przekazany pod twoją opiekę, ponieważ byłeś jedynym
dla Vitrian oszczędny sposób. agentem Fereyda zdolnym poradzić sobie w tym momencie ze skalą proble-
- Zapewne tyle samo, co ty. Przypadkowe spotkanie, starannie wypraco- mu.
wane zaufanie, nieformalne stosunki robocze w okresie kryzysu. Gaunt podniósł się rozgniewany z łóżka.
Gaunt podrapał się po policzku, potrząsnął lekko głową. - Nie jestem niczyim agentem ! - warknął.
- Jeśli ta rozmowa ma nas gdziekolwiek doprowadzić, musisz zagłębić się Zoren przyłożył dłoń do ust w geście powszechnie oznaczającym nie-
w szczegóły. Faktycznie pojmując ogromną wagę tej sprawy, z pewnością umyślne przejęzyczenie. Komisarz przypomniał sobie, że niski gothic nie
rozumiesz, dlaczego tak drobiazgowo kontroluję wiarygodność ludzi ze był ojczystym językiem Vitrianina.
swojego otoczenia. - Zaufanym partnerem – poprawił się Zoren – Fereyd utrzymywał szeroki
Zoren kiwnął z aprobatą głową. Rozejrzał się po kwaterze komisarza, krąg zaufanych przyjaciół, na których mógł polegać w razie takiej ko-
jakby chciał oszacować wzrokiem stopień dyskrecji rozmowy, ale żaden nieczności. Okazałeś się jedyną spośród nich osobą mogącą przejąć i zabez-
element skąpo umeblowanego pomieszczenia nie przyciągnął na dłużej jego pieczyć ukryty na Pyritesie klucz. Po serii dalszych manipulacji upewnił się,
spojrzenia. że trafię na ten sam środek transportu, co wy. Jak myślisz, czy przez przy-
- Spotkaliśmy się w czasie Wojny Głodowej na Idolwilde, jakieś trzy lata padek znaleźliśmy się na Absalomie. Sądzę, że Fereyd i jego współpracow-
temu. Moi dragoni zostali wysłani do stołecznej metropolii Kenadie w celu nicy w Dowództwie Floty narazili się na spore ryzyko pociągając za odpo-
utrzymania porządku na ulicach. Przylecieliśmy tuż przed wybuchem rozru- wiednie sznurki, bez wątpienia groziło im i nadal grozi zdemaskowanie ze
chów i upadkiem lokalnego rządu. Człowiek, którego znasz pod mianem strony spiskowców.
Fereyda podszywał się pod kupca zbożowego Bela Torthute, zasiadającego - Co jeszcze powiedział ci kurier ? - spytał Gaunt.
w stołecznym senacie. Jego przykrywka była perfekcyjna, nie miałem poję- - Żebym udzielił ci wszelkiego wsparcia, również działając poza lub wbrew
cia, że to obcoświatowiec, a nie tubylec. Opanował biegle miejscowy dia- rozkazom moich bezpośrednich przełożonych.
lekt, zwyczaje, mowę ciała... W pomieszczeniu zapadła długa chwila ciszy. Obaj oficerowie myśleli
- Znam metody pracy Fereyda. Wtapianie się w otoczenie to jego specjal- nad prawdziwym znaczeniem tego nakazu i jego potencjalnymi konsekwen-
ność. cjami.
- Więc znasz również jego modus operandi. Skłonności do współpracy z - Co jeszcze ? - odezwał się w końcu Gaunt.
osobnikami, których zwykł określać mianem “godnej zaufania soli Impe- - Instrukcje zapewniały, że podejmiesz właściwą decyzję. Że Fereyd, nie
rium”. mogący obecnie uczestniczyć bezpośrednio w operacji, ufa, iż zastosujesz
aaa
odpowiednie środki do chwili, w której on zdoła odtworzyć kanały kontak- - Potrzebuję dostępu do mostka. Do samego kapitana. Pułkowniku Zoren ?
towe. Że będziesz reagował zgodnie ze zmianami rozwoju sytuacji. - Tak ? - vitriański pułkownik podszedł bliżej, w najmniejszym stopniu nie
Komisarz zaśmiał się w pozbawiony wesołości sposób. spodziewając się nagłego ciosu pięścią, który rozciął mu wargi i powalił na
- Ale ja nic nie wiem ! Nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi, ani gdzie jest cel podłogę lazaretu.
poszukiwań ! Nie jestem dobry w tych szpiegowskich gierkach ! - Proszę zgłosić ten incydent – powiedział Gaunt. Jego plan nabrał ostatecz-
- Ponieważ jesteś żołnierzem ? nego kształtu.
- Co masz na myśli ?
- Ponieważ jesteś żołnierzem ? - powtórzył Zoren – Podobnie jak ja sku- *****
piasz się na realizacji bezpośrednich rozkazów. To nie ułatwia nam wykona-
nia poleceń Fereyda. “Sól Imperium” może jest godna zaufania i chętna do Główny oficer medyczny Galen Gartell, przełożony sekcji lekarskiej Jan-
pomocy, ale brakuje jej szerszego spojrzenia na sedno tego konfliktu. Nie tyńskich Patrycjuszy, odwrócił się powoli od leżącego w jaskrawo oświet-
wygramy tej wojny dzięki miotaczom ognia i koordynacji szturmu poszcze- lonym i klinicznie czystym lazarecie pacjenta. Czuł do tego człowieka nie-
gólnych drużyn. chęć od pierwszej chwili, kiedy go zobaczył. Ludzki śmieć, barbarzyńca. Je-
Gaunt przeklął głośno imię Fereyda. Zoren poszedł w jego ślady, po den z Tanithijczyków, poinformował lekarza któryś z jantyńskich sanitariu-
czym roześmiali się obaj jednocześnie. szy.
- Ale ty chyba ją wygrasz – powiedział nagle vitriański pułkownik. Pacjent był szczupłym, ale proporcjonalnie zbudowanym mężczyzną o
- Dlaczego ? przystojnych rysach twarzy i tatuażu w kształcie niebieskiej gwiazdy pod
- Dlaczego ? Ponieważ on ci ufa. Ponieważ dopiero na drugim planie jesteś okiem. Jego oblicze oszpecone było zaschniętą krwią i siniakami.
pułkownikiem Gwardii, w pierwszej zaś kolejności komisarzem, oficerem - Utrzymaj go przy życiu ! - wysyczał major Brochuss pomagając umieścić
politycznym. A cała ta sprawa to wojna polityczna. Spisek i intrygi. Obaj rannego na łóżku.
byliśmy na Pyritesie, Gaunt. Dlaczego przekazał klucz w twoje ręce, a nie Takie obrażenia... i taki barbarzyńca... Gartell wydął usta biorąc się do
moje ? Dlaczego to ja jestem tu z misją wsparcia, a nie na odwrót ? czyszczenia i zszywania ran. Nie lubił marnować swego talentu do leczenia
Gaunt przeklął raz jeszcze Fereyda, tym razem jednak zrobił to ciszej i z takich bezwartościowych śmieci jak ten pacjent, lecz uznał, że jego szla-
tonem goryczy. chetni przełożeni mają zamiar okazać gest miłosierdzia wobec schwytanego
Otworzył usta, by coś powiedzieć, ale przerwał mu nieoczekiwany łomot na pirackim rajdzie renegata i po opatrzeniu jego ran odeślą pacjenta do
po drugiej stronie drzwi. Otworzył błyskawicznie i spojrzał w twarz Corbe- własnej jednostki w geście niepodzielnej dominacji nad gwardyjskimi
ca, wykrzywioną w grymasie wzburzenia i zawziętej determinacji. szczurami zamieszkującymi sąsiednie pokłady.
- Co się dzieje ? - spytał Gaunt. Do oderwania się od pracy zmusił go głos stojącego za plecami pułkow-
- Lepiej niech pan ze mną pójdzie, sir. Mamy trzech zabitych i jednego nika Flense.
człowieka w stanie krytycznym. Jantyńczycy odkryli karty. - Będzie żył, doktorze ?
- Owszem. Wyznam szczerze, że nie mam pojęcia, dlaczego marnujemy
***** cenne medykamenty na ratowanie życia takiego degenerata.
Flense mruknął coś i przestąpił próg lazaretu. W ślad za nim do środka
Corbec zaprowadził Gaunta, Zorena i resztę grupy do lazaretu, gdzie cze- pomieszczenia weszła inna postać.
kał już na nich Dorden. Gartell cofnął się o krok na jej widok. Obcy mierzył ponad dwa metry
- Colhn, Freul, Lonegin... - oświadczył Dorden wskazując dłonią ułożone wzrostu, a jego wysoką sylwetkę otaczało coś na podobieństwo dymu,
na podłodze nieruchome kształty przykryte białymi płachtami materiału – zniekształcającego szczegóły ubioru i aparycji. Któż to taki, zachodził w
Feygor jest tutaj. głowę zdumiony oficer medyczny. Gość miał na sobie płaszcz cieni, nie-
Gaunt spojrzał na adiutanta Rawne, leżącego pod respiratorem na łóżku zwykle rzadki artefakt dostępny jedynie dla wysoko postawionych dygni-
w kącie pomieszczenia. tarzy Imperium.
- Rana kłuta. Zadana nożem. Ma przebite płuca. Została mu godzina życia, - Czego potrzebujesz, panie ? - Flense skierował pytanie w stronę zamasko-
jeśli nie uzyskam dostępu do lepszego sprzętu i medykamentów. wanej postaci. Obcy minął Gartella i spojrzał na rozciągniętego na łóżku
- A Rawne ? - spytał Gaunt. pacjenta.
Corbec przystanął obok komisarza. - Zaciski tętnicze, próbnik neuralny, może kilka długich skalpeli o jedno-
- Jak już wspomniałem, sir, żadnego śladu. To był nagły atak i odskok. Mu- stronnym ostrzu – odparł głuchym tonem intruz.
sieli zabrać go ze sobą. Ale na miejscu zostawili to, żebyś wiedzieli, czyja to - Co ? - zdziwił się Gartell – Cóż takiego w imię Imperatora chcesz z tym
robota. człowiekiem zrobić ?
Corbec pokazał komisarzowi jantyńską odznakę. - Nauczyć go. Dobrze go nauczyć – odparła postać wyciągając jedną dłoń i
- Przybili ją do czoła Colhna – powiedział nienawistnym tonem. przeciągając palcami po czole Ducha. Jej paznokcie były zakrzywione i
Zoren zdumiał się niepomiernie. brązowe, przywodziły na myśl pazury.
- Skąd taka otwarta demonstracja siły ? - zapytał kręcąc z niedowierzaniem Gartell poczuł rosnący w sercu gniew.
głową. - Ja jestem tutaj głównym oficerem medycznym ! Nikt nie będzie prowadził
- Jantyńczycy stanowią część spisku, ale też od dawna mają z Duchami na w tym lazarecie żadnych zabiegów przed...
pieńku. Jeśli cała sprawa wyjdzie na jaw, będzie wyglądała na efekt zwyk- Postać wyrzuciła w bok jedno ramię.
łego zatargu pomiędzy rywalizującymi regimentami. Pojawią się sankcje i Galen Gartell pojął znienacka, że gapi się na czubki swych butów. Resztę
reprymendy, ale tylko zamaskują prawdziwe intencje konspiratorów. Potrze- jego kończącego się nieoczekiwanie życia zajęło zrozumienie faktu, że coś
bują zasłony dymnej... a pod przykrywką tego zatargu mogą zrobić prak- jest nie w porządku. Dopiero, gdy bezgłowe ciało oficera runęło na posadz-
tycznie wszystko. kę lazaretu, pojął... jego głowa... odcięta... skurwysyn... nie...
Gaunt pojął, że wszyscy zebrani w lazarecie mężczyźni spoglądają na - Flense ? Posprzątaj tutaj, proszę – inkwizytor Heldane wskazał leżące u
niego wyczekująco. Jego serce biło jak oszalałe. swych stóp zwłoki krótkim machnięciem zakrwawionego skalpela, po czym
- Zatem użyjemy ich metod. Colm, utrzymaj częstotliwości patroli na pok- odwrócił się w stronę pacjenta.
ładach, ale podwój ich liczebność. Zorganizuj też rajd na strefę Jantyńczy- - Witam, majorze Rawne – powiedział miękkim tonem – Pokaż mi prag-
ków. Sam go poprowadzisz. Zabij dla mnie kilku. nienia twego serca.
Na twarzy Corbeca pojawił się szeroki uśmiech.
- Wykorzystamy ich własną grę przeciwko nim, doktorze – komisarz *****
spojrzał na Dordena – Będzie pan potrzebował mojej autoryzacji do zdo-
bycia medykamentów niezbędnych w przypadku krytycznego zagrożenia Poprawiając się nieznacznie w wielkim skórzanych fotelu, lord kapitan
życia pacjenta. Itumade Grasticus, dowódca masowca Adeptus Mechanicus Absalom, pod-
- Co chce pan zrobić ? - spytał oficer medyczny wycierając szmatką dłonie. niósł ogromną tłuściutką dłoń ściskającą laseczkę kontrolną i wskazał nią
Gaunt myślał desperacko. Potrzebował dobrze przemyślanego planu, jeden z wielu unoszących się w powietrzu hololitycznych wyświetlaczy,
alternatywnej opcji w obliczu bezsilnego łamacza kodów Derciusa. Przeklął przypominających gromadę boi sygnałowych utrzymywanych siłą antygra-
nadmierne zaufanie pokładane w sygnecie kodowym. Sytuacja robiła się co- witacyjnych układów na powierzchni niewidzialnej fali. Ciemny matowy
raz groźniejsza, musieli teraz zabezpieczyć w równym stopniu własne plecy ekran wyświetlacza zapalił się natychmiast, wypełnił powoli rzędami bur-
i zgłębić jak najszybciej tajemnicę kryształu. Lecz Gaunt był dostatecznie sztynowych znaków runicznych. Grasticus przestudiował dokładnie infor-
zdeterminowany, by sięgnąć po efektywne metody i przenieść wojnę na macje dotyczące bieżącej fluktuacji pływów Osnowy, po czym przywołał do
terytorium wroga. siebie inny wyświetlacz, zawierający komunikat o poziomie stabilności sek-
aa
cji napędowej statku.
Poprzez grube metalowe kable zwisające pękami spod sufitu, kryjące się
pod fotelem i w jego oparciu, Grasticus czuł swój statek. Neuralne kable,
oklejone papierowymi karteczkami pełnymi kodów identyfikacyjnych i wer-
sami modlitw, biegły ponad oparciem fotela wnikając poprzez cyberne-
tyczne gniazda w potylicy, karku, kręgosłupie i pulchnych policzkach kapi-
tana do układu nerwowego człowieka. Zapewniały człowiekowi nieprzer-
wany napływ informacji o stanie integralności jednostki, składzie wewnęt-
rznej atmosfery, wszelkich potencjalnych nieprawidłowościach. Dzięki tym
złączom mógł bezpośrednio kontrolować pracę każdego marynarza i każde-
go serwitora na pokładzie masowca, a odległy rytm pracujących miarowo
silników integrował się z biciem jego własnego serca.
Grasticus posiadał budzącą respekt aparycję, trzysta kilogramów mięk-
kiej tkanki mięśniowej wypełniało obszerny skórzany fotel kapitański. Męż-
czyzna rzadko opuszczał swe miejsce pracy, rzadko wychodził poza bez-
pieczne ściany opancerzonego strategium wbudowanego w serce tętniącego
życiem mostka na szczycie tylnej wieży Absaloma.
Sto trzydzieści terrańskich lat temu, kiedy przejmował komendę nad stat-
kiem od lorda kapitana Ulbenida, był wysokim szczupłym mężczyzną. Nie-
chęć do intensywnego ruchu i uzależniająca więź z jaźnią statku przykuła go
na dobre do dowódczego tronu. Jego ciało, jakby wyczuwając instynktownie
połączenie w jedną całość z ogromną konstrukcją masowca, zwolniło zna-
cząco procesy metabolizmu i zaczęło jednocześnie przybierać na masie
tłuszczowej, parodiując w ten sposób metalową sylwetę gigantycznego
transportera. Statki towarowe Adeptus Mechanicus nie przypominały w ni-
czym okrętów imperialnej marynarki kosmicznej. Niewyobrażalnie stare i
wielokrotnie znacznie większe od swych odpowiedników w marynarce
Imperium, jednostki te zbudowano z myślą o przewożeniu poprzez całą ga-
laktykę konstruowanych na Marsie machin wojennych. Ich kapitanowie
przypominali Princepsów Tytanów, sprzężonych neuralnie ze swymi
kroczącymi narzędziami destrukcji – byli żywymi statkami.
Grasticus przywołał kolejny ekran i spojrzał na swoich Nawigatorów,
ludzkie kształty uwięzione na roboczych fotelach, oplątane pajęczyną kabli,
spoczywające w niewielkiej alkowie tuż pod mostkiem. Ich mentalny śpiew
przekazywał kapitanowi koordynaty zanurzonego w Osnowie statku, formu-
jąc się w stały potok informacji przelewających się poprzez umysł Grasticu-
sa. Nasłuchiwał przez chwilę, po czym odprężył się zadowolony. Zaszła ko-
nieczność niewielkiej korekty dotychczasowego kursu, której szczegóły z
miejsca przekazał głównemu sternikowi. Menazoid Clasp znajdował się w
odległości zaledwie dwóch cykli dziennych. Immaterium nie zdradzało śla-
du obecności sztormu podprzestrzennego ani mentalnych wirów, a sygnał
Astronomiconu, którego psioniczne światło wiodło poprzez Osnowę wszyst-
kie okręty Imperium, był wyjątkowo czysty i przejrzysty.
- Błogosławione są pieśni Navis Nobilitae - wymruczał grubym głosem
Grasticus rozpoczynając pierwszą zwrotkę Błogosławieństwa Navis – gdyż
dla nich błyszczy Promień Nadziei, który oświetla nam Złotą Ścieżkę.
Kapitan zmarszczył nieoczekiwanie czoło. Na zewnątrz jego ciasnego
sanktuarium wybuchło jakieś zamieszanie, podniesione ludzkie głosy mie-
szały się ze sobą

You might also like