Professional Documents
Culture Documents
* * * * *
Kilometr dalej, pośród wijących się niczym ślad żmii okopów, szerego-
wiec Fulke dostał napadu szaleństwa. Major Rawne, drugi rangą oficer regi-
mentu, zbudził się na odgłos strzelającego w pobliżu lasera. Wcisnął na gło-
wę beret i popędził transzeją w stronę źródła kanonady, słysząc za plecami
tupot butów swego adiutanta Feygora. Zrywający się z koców żołnierze klęli
wściekle trąc zaspane oczy i sięgając po broń.
Fulke zobaczył szczury. Wielkie tłuste szczury wielkości kotów, żarłocz-
nie pożerające jego starannie strzeżone zapasy żywności. Gdy Rawne do-
biegł do miejsca incydentu, ujrzał stadko gryzoni pierzchające w popłochu
na długich zajęczych łapach. Fulke strzelał z ustawionego na pełną moc ka-
rabinu do wygrzebanej w ścianie okopu dziury służącej mu za legowisko,
krzycząc przy tym histerycznie. Feygor dopadł go pierwszy, próbując wyr-
www
wać broń z rąk żołnierza. Ogarnięty szałem Fulke najwyraźniej nie rozpoz- równie głodnego jak ja. Jestem pewien, że Milo przygotował więcej jedz-
nał adiutanta, bo jednym ciosem pięści powalił go w błoto zalegające dno enia niż my dwaj moglibyśmy pochłonąć.
okopu, rozbijając nos. Rawne przeskoczył nad jęczącym podwładnym i Niczym na zawołanie, chłopiec wszedł do pokoju niosąc dwie ceramito-
wymierzył potężnego sierpowego w szczękę szeregowca. Rozległ się trzask we tace. Caffran wlepił wzrok w jeszcze parujące śniadanie nie bardzo wie-
pękającej kości i wrzeszczący z bólu żołnierz upadł na ziemię trzymając się dząc, co robić.
obiema dłońmi za twarz. - Dalej, żołnierzu. Nie co dzień masz okazję spróbować oficerskich racji –
- Wyjaśnić okoliczności zajścia i wyciągnąć konsekwencje - powiedział ponaglił go Gaunt gryząc tosta.
Rawne do podnoszącego się na nogi Feygora i zawrócił w kierunku swojego Caffran nie dał sobie więcej powtarzać. Na jego pełne policzki wychynął
stanowiska. błogi uśmiech. To była najlepsza wędlina, jaką jadł od sześćdziesięciu dni.
Przypominała mu odległe czasy, gdy był jeszcze pomocnikiem inżyniera w
* * * * * tartakach utraconego Tanith, przed Fundacją, przerwy śniadaniowe w
przesyconych zapachem mokrego drewna halach roboczych. Komisarz jadł
Szeregowiec Bragg zsunął się po ścianie okopu do środka. Olbrzymi wolno przyglądając się z tajemniczym uśmiechem podwładnemu.
mężczyzna, bez wątpienia największy pośród Duchów, był nadzwyczaj Gdy skończyli posiłek, Milo postawił na stoliku dwa kubki gorącej kawy.
dobrodusznym i prostolinijnym człowiekiem. Nazywano go „Spróbuj raz Nadszedł czas na interesy.
jeszcze, Bragg” ze względu na fatalne wyniki w strzelaniu. Wszystkie noce - No i co rozkazy mówią nam dziś rano ? - zapytał Gaunt.
w ostatnim tygodniu spędził na warcie i rozłożony w kącie transzei koc - Nie wiem - odparł Caffran sięgając po grubą kopertę schowaną pod bluzą
wabił go teraz nieodparcie. Idąc dnem okopu w stronę miejsca odpoczynku - Ja to tylko noszę, nigdy nie pytam.
wpadł na biegnącego z przeciwka szeregowca Caffrana i niemal go prze- - I bardzo dobrze, żołnierzu - komisarz dopił kawę i rozerwał kopertę wy-
wrócił impetem zderzenia. Silny uchwyt potężnej pięści olbrzyma poderwał ciągając poranne dyrektywy. Przesunął wzrokiem po zapisanych drobnym
padającego na ziemię żołnierza w powietrze. Młody Tanithijczyk wysapał drukiem kartkach marszcząc czoło.
przeprosiny i popędził dalej. Bragg spojrzał za nim i wzruszył ramionami. - Całe noce ślęczę nad tym terminalem - wskazał ponad ramieniem na po-
Teraz interesował go tylko sen. łyskujący zielonym światłem ekran taktyczny wbudowany w ścianę kwatery
Caffran przystanął na moment, by upewnić się, że nie stracił orientacji - a on nie potrafi odpowiedzieć na moje pytania.
pośród plątaniny okopów łącznikowych, po czym skręcił w trzeci kolejny Skończył czytać rozkazy i rzucił kartki na blat stołu.
przed sobą. Transzeja kończyła się niskim wejściem do podziemnego schro- - Zastanawiacie się pewnie, jak jeszcze długo będziemy tkwili zakopani po
nu, obłożonego grubymi kompozytowymi płytami i niewielkimi skrzyn- uszy w tym piekle. Powiem ci. To będą długie miesiące...
kami, zawierającymi przenośne recyrkulatory powietrza pozwalające oczyś- Caffran czuł się w tej chwili tak odprężony i zrelaksowany, że nawet
cić atmosferę w promieniu kilku metrów od urządzenia z niepożądanych wiadomość o śmierci matki zamordowanej przez zielonoskórych nie zdoła-
toksyn i gazów bojowych. Szeregowiec poprawił nie prasowany od miesięcy łaby nim specjalnie wstrząsnąć.
mundur i wszedł do środka schronu. - Sir ? - zaniepokojony czymś Milo stanął w progu pokoju.
Bunkier oficerski był głęboki, jego szkielet wykonano z grubych alumi- - Co się dzieje, Brin ? - zapytał Gaunt mrużąc oczy.
niowych rur. Sodowe lampy wypełniały wnętrze zimnym białym światłem. - Myślę... to znaczy... myślę, że zaraz zacznie się atak.
Podłogę stanowiły starannie ułożone metalowe płyty, a duszę przybysza cie- Caffran parsknął z niedowierzaniem.
szyły widoczne wokół oznaki cywilizacji w postaci szafek i półek, książek - Skąd możesz wiedzieć... - zaczął, ale komisarz przerwał mu gestem dłoni.
oraz zapachu świeżo parzonej kawy. Przechodząc przez przedpokój kwatery - W jakiś sposób Milo zawsze przeczuwa nadchodzący atak. Każdy. Wy-
Caffran wpadł na Brina Milo, szesnastoletnią maskotkę regimentu towarzy- daje mi się, że to zasługa jego wyczulonego słuchu - wyjaśnił - Chciałbyś
szącą im od dnia fundacji. Milo został uratowany z płomieni ich umierają- się założyć ?
cego świata przez samego Gaunta osobiście i od tego czasu pełnił rolę mu- Caffran otworzył usta, by odpowiedzieć i wtedy właśnie pierwsza salwa
zykanta regimentu i asystenta komisarza. Caffran nie przepadał zbytnio za spadła na okopy Tanithijczyków.
towarzystwem chłopca. Było coś w jego wzroku, co przypominało szere-
gowcowi stracony dom. * * * * *
Milo kończył właśnie przygotowywać śniadanie na małym rozkładanym
stoliku. Caffran zamrugał nerwowo oczami wciągając zniewalający zapach Gaunt zerwał się na nogi przewracając kolanem stolik, ceramitowe tace
w nozdrza. Smażone jajka z szynką i tosty. Szeregowiec poczuł lekkie ukłu- poleciały z trzaskiem na podłogę. Jego ruch bardziej zaskoczył Caffrana od
cie zazdrości na myśl o przywilejach towarzyszących randze dowódcy. świstu nadlatujących pocisków. Rozszerzonymi oczami patrzył jak komi-
- Czy komisarz dobrze się wyspał ? - zapytał Caffran. sarz chwyta leżący na jednej z półek pistolet i chowa go do kabury. Nie tra-
- Nie zmrużył oka - odparł Milo nie przerywając pracy - Przez całą noc cąc czasu dowódca sięgnął po ukryty między książkami ręczny moduł łącz-
przysłuchiwał się transmisjom rozpoznawczym z orbity. ności i włączył główny kanał komunikacyjny:
Caffran skinął mu dłonią i poszedł wąskim przejściem w stronę prywat- - Gaunt do wszystkich jednostek ! Do broni ! Do broni ! Przygotować się na
nej kwatery Gaunta. Szeregowiec był niskim młodzieńcem o kruczoczar- szturm wroga !
nych włosach i niebieskim tatuażu przedstawiającym smoka na skroni. Caffran nie czekał na dalsze instrukcje. Gdy pierwsze pociski rozerwały
- Wejdź i usiądź - Caffran pomyślał w pierwszej chwili, że to Milo nadszedł się wokół umocnień, szeregowiec był już pomiędzy asekurującymi wejście
w ślad za nim. Komisarz Ibram Gaunt odwrócił się od metalowej szafki sto- do bunkra recyrkulatorami powietrza. Grudki błota i ziemi spadły mu
jącej za drzwiami pomieszczenia i mrugnął do lekko zaskoczonego żołnie- gradem na głowę i ramiona, a pobliski okop wypełniły nagle przeraźliwe
rza. Oficer wyglądał na bladego nawet w nienaturalnym blasku sodowych krzyki rannych żołnierzy. Kolejny pocisk wybuchł z hukiem gdzieś z tyłu
lamp. Miał na sobie pełny regulaminowy uniform i czapkę imperialnego ko- wyrywając w ziemi krater wielkości kapsuły zrzutowej. Bryły błota i kamie-
misarza. Wskazał Caffranowi niewielki stolik pod jedną ze ścian i dostawił nie niemal powaliły Caffrana na kolana. Zerwał z ramienia laser, odbezpie-
tam zręcznie dwa polowe krzesła. Wyprostowany jak deska szeregowiec czył go i potoczył wzrokiem po okopie. Wszędzie panował chaos i panika,
usiadł na jednym z nich przyglądając się spod oka dowódcy. zaskoczeni żołnierze miotali się krzycząc coś niezrozumiale.
Gaunt był wysokim mężczyzną o twardych rysach twarzy, lekko po Czy to już, pomyślał zdezorientowany szeregowiec, czy to finałowy mo-
czterdziestce. Caffran przestudiował kiedyś uważnie biografię komisarza i ment tego długiego, męczącego konfliktu ? Wychylił się z okopu próbując
poznał doskonale jego dokonania na Balhaucie, na Formal Prime, służbę w dostrzec coś na przedpolu fortyfikacji i dalej, pośród odległych umocnień
Ósmym Hyrkańskim oraz udział w tragedii, która zakończyła się utratą obrońców, które trzymały imperialną armię w szachu od dobrych sześciu
Tanith. Gaunt wyglądał na znacznie bardziej zmęczonego niż Caffran, ale miesięcy. Jedyne co zobaczył to gęsta zasłona dymu.
szeregowiec poczuł w stosunku do niego niewytłumaczalne zaufanie. Jeśli Gdzieś opodal rozpętała się wściekła kanonada z laserów, towarzyszyły
ktokolwiek mógł uratować Duchy, był to właśnie Gaunt. Komisarz był rzad- jej dzikie krzyki. Z nieba spadły kolejne pociski, jeden z nich rozerwał się w
kim przykładem oficera politycznego, który za swe zasługi otrzymał pełno- sąsiednim okopie łącznikowym. Caffran wrzasnął z wstrętem i przerażeniem
prawne dowództwo nad imperialnym regimentem i rangę pułkownika. widząc, że tym razem oprócz błota obsypało go coś jeszcze. Dymiące
- Przepraszam, że przeszkadzam w śniadaniu, sir - usprawiedliwił się nie- okrwawione ludzkie szczątki. Klnąc plugawo wytarł rękawem zachlapany
śmiało żołnierz czując skrępowanie w obecności przełożonego. czarną breją celownik swojego karabinu. Gdzieś za plecami usłyszał niski,
- Wcale nie przeszkadzasz, Caffran. Przeciwnie, przyszedłeś w samą porę, władczy głos rozbrzmiewający pośród transzei. Odwrócił się na czas, by
by do mnie dołączyć. dostrzec wyskakującego ze swojego bunkra komisarza.
Szeregowiec nic nie odparł nie wiedząc, czy to przypadkiem nie jakiś Gaunt miał na sobie pełny polowy mundur i czarną czapkę z daszkiem,
przewrotny żart. jedynym odstępstwem od regulaminowego stroju komisarza był tanithijski
- Mówię serio - Gaunt zdawał się czytać w jego myślach - Wyglądasz na płaszcz kamuflujący zarzucony na ramiona. W jednej ręce trzymał pistolet
aaa ss
boltowy, w drugiej włączony łańcuchowy miecz. się obnosi ze swymi odznaczeniami, ale w końcu machnął na to ręką. Skoro
- W imię Tanith ! Wreszcie przyszło nam walczyć ! Trzymać szyki, nie był lordem generałem, mógł robić wszystko, na co miał ochotę.
strzelać, dopóki nie przejdą przez dym ! Pałac, na werandzie którego stali, wydawał się nietknięty pomimo sześ-
Caffran poczuł się pewniej słysząc głos dowódcy. Komisarz był z nimi, ciu miesięcy bombardowań, jakie spadły na tę okolicę i obróciły w stertę
więc musieli dać radę. Nie zdążył tego powiedzieć stojącemu obok Tanithij- kamieni i metalu wielką dolinę Diemos, niegdyś industrialne serce Fortis
czykowi, bo w tej samej chwili ziemia zatrzęsła mu się pod nogami pośród Binary, a teraz scenę krwawej kampanii. We wszystkich kierunkach, tak da-
przerażającego huku. Fala uderzeniowa poderwała ciało szeregowca w po- leko jak sięgnąć mogło ludzkie oko, rozciągały się przemysłowe kompleksy:
wietrze i cisnęła nim o ścianę okopu. wieże i hangary, magazyny i bunkry, składy broni i amunicji, huty i rafine-
Transzeja opodal otrzymała bezpośrednie trafienie. Dziesiątki żołnierzy rie. Gigantyczny ziggurat wznosił się daleko na północy, stanowiąc błysz-
zginęły na miejscu, inni leżeli na ziemi powaleni eksplozją. Caffran skulił czący złotem pomnik Adeptus Mechanicus. Budowla zdawała się rywalizo-
się na brzuchu plując błotem i charcząc. Czyjaś dłoń chwyciła go za wać, a może nawet przerastać, olbrzymią świątynię Eklezjarchii, poświęco-
kołnierz kombinezonu i pociągnęła w górę stawiając na nogi. Przetarł oczy i ną Bogu-Imperatorowi. Techkapłani demonstrowali w ten sposób objęcie
spojrzał prosto w twarz Gaunta. całej planety jurysdykcją kultu Boskiej Maszyny. Ziggurat stanowił admini-
- Drzemka po dobrym śniadaniu ? - zapytał ściszonym głosem komisarz. stracyjne serce całej społeczności Fortis Binary. To stąd kierowano pracą
- Nie, sir... ja... ja... - trzask laserów zagłuszył jego słowa. Strzelanina roz- dziewiętnastu miliardów mieszkańców przelewających pot w potężnych za-
gorzała teraz na całej linii obrony. Gaunt wskazał Caffranowi parapet oko- kładach zbrojeniowych. Teraz piękna budowla była zaledwie wypaloną sko-
pu. rupą. Stała się pierwszym celem rebeliantów.
- Myślę, że nadszedł nasz czas - oświadczył - i chciałbym, żeby wszyscy Na odległych wzgórzach wznoszących się ponad doliną, w ufortyfiko-
moi ludzie byli ze mną, kiedy pójdziemy do kontrataku. wanych fabrykach, opancerzonych magazynach i składach przywarował
- Jestem z panem, sir - odparł bez wahania szeregowiec - Od Tanith po wróg – liczący miliard dusz legion czcicieli demonów. Fortis Binary był
kraniec piekieł. przodującym imperialnym światem przemysłowym, rozwijającym się pręż-
Komisarz wspiął się zwinnie na szczyt parapet i stanął wyprostowany nie nie i elastycznie. Nikt nie miał pojęcia, w jaki sposób moce ciemności zdo-
bacząc na strzały wroga. Uniósł w górę swój miecz. łały zakorzenić się na jego powierzchni, ani w jakim stopniu skorumpowały
- Tanithijczycy ! - krzyknął - Chcecie żyć wiecznie ? mieszkańców planety wizje Upadłych Bogów. Osiem miesięcy wcześniej, w
Chóralna odpowiedź wydarta z setek gardeł utonęła pośród huku eks- przeciągu jednej nocy, pracujące pełną parą zakłady zbrojeniowe zostały
plozji, ale Gaunt wiedział, co krzyczeli jego ludzie. przejęte przez skażonych piętnem Chaosu pracowników, jeszcze niedawno
oddanych kultowi Boskiej Maszyny. Tylko garstka techkapłanów zdołała
* * * * * ujść z rzezi i ewakuować się z powierzchni pogrążonego w krwi i ogniu
świata.
W rejonie, gdzie hordy wroga zderzyły się z fortyfikacjami Imperialnej Przybyłe na Fortis Binary regimenty Imperialnej Gwardii znalazły się w
Gwardii pojawił się mur laserowego ognia, szeroki na dwieście kroków i niekorzystnym położeniu. Gigantyczne zakłady i infrastruktura pomocnicza
ponad dwadzieścia kilometrów długi. Z oddali wyglądało to niczym wojna były zbyt cenne dla imperialnych strategów, aby można było zrównać je z
wielkich mrowisk, wymieszanych ze sobą i walczących pośród gęstego dy- ziemią za pomocą orbitalnego bombardowania. Bez względu na koszty, dla
mu, błysku eksplozji i malutkich wiązek laserów. dobra Imperium świat musiał zostać odzyskany w jednym kawałku, poprzez
Lord Militant generał Hechtor Dravere odsunął twarz od swojego ozdob- mozolną i krwawą walkę na ziemi. I tak żołnierze Gwardii wylądowali na
nego teleskopu na pozłacanym trójnogu. Otrzepując nieskazitelnie czysty rę- Fortis Binary z rozkazem oczyszczenia planety ze buntowników i zabezpie-
kaw z wyimaginowanego pyłku skinął wypielęgnowanymi palcami w stronę czenia bezcennych kompleksów przemysłowych do czasu ponownego jej
swego towarzysza. zasiedlenia.
- Któż tam dzisiaj umiera ? - zapytał nienaturalnie cienkim głosem, który - Co kilka dni próbują kolejny raz, uderzając na inny fragment umocnień.
zdawał się zupełnie nie pasować do jego postury. Szukają słabego punktu w naszych liniach - skomentował lord generał
Pułkownik Flense, dowódca Jantyńskich Patrycjuszy, jednego z najstar- patrząc przez teleskop na masakrę dokonującą się piętnaście kilometrów
szych i najbardziej poważanych regimentów Imperialnej Gwardii, podniósł dalej.
się ze swego stołka i stanął wyprostowany niczym struna. Był wysokim, - Tanithijczycy to twardzi żołnierze, generale, przynajmniej tak mówią –
harmonijnie zbudowanym mężczyzną o łatwej do zapamiętania twarzy, ze- Flense przystanął obok Dravere i założył ręce za plecy w postawie ocze-
szpeconej dawno temu strumieniem tyranidzkiego kwasu. kiwania. Wytrawiona kwasem szeroka blizna pulsowała na jego policzku,
- Generale ? zdradzając skryte niezadowolenie - Wykazali się na wielu frontach, a Gaunt
- Ci... te mrówki tam daleko... - Dravere kiwnął głową w kierunku odległej sprawia wrażenie kompetentnego dowódcy.
kanonady - Chcę wiedzieć, kim są. - Znasz go ? - zapytał Dravere zerkając na pułkownika z ciekawością.
Flense przeszedł przez werandę w kierunku ściennej mapy taktycznej i - Ze słyszenia. Reputacja znacznie go wyprzedza - wycedził przez zęby
przesunął palcem po gładkiej szklanej tafli wyświetlacza rozbłyskującej róż- Flense - Raz spotkaliśmy się podczas transferu. Muszę przyznać, że jego
nokolorowymi sygnaturami. Ciągnąc dłonią po szkle skontrolował czterysta filozofia dowodzenia kłóci się z moją.
kilometrów frontu na Fortis Binary, zatrzymując się w końcu na plątaninie - Nie lubisz go, prawda, Flense ? - Dravere uśmiechnął się kącikami ust.
okopów oddzielających obróconą w perzynę strefę niczyją od zajętych kilka Potrafił bezbłędnie odczytywać emocje pułkownika i dostrzegał wyraźnie
miesięcy temu zniszczonych kompleksów fabrycznych. głęboki uraz, jaki Jantyńczyk żywił do komisarza Gaunta. Wiedział, jaka
- Zachodnie fortyfikacje - powiedział - To Pierwszy Regiment Tanithu. Zna jest jego przyczyna, czytał raporty. Wiedział też, dlaczego Flense nigdy
ich pan, sir. Banda Gaunta. Niektórzy wołają na nich Duchy, jak mi się otwarcie się do tego nie przyzna.
zdaje. - Szczerze ? Nie. To komisarz. Oficer polityczny, który dziwnym zbiegiem
Dravere zbliżył się do wielkiego czajnika i nalał do kubka gorącej smo- okoliczności otrzymał dowództwo nad imperialnym regimentem. Marszałek
listej kawy. Pociągnął łyk i przytrzymał płyn na chwilę w ustach, płucząc Slaydo zagwarantował mu to stanowisko na łożu śmierci. Rozumiem rolę
nim zęby. Flense skulił się na ten widok. Pułkownik Draker Flense widział spełnianą przez komisarzy w tej armii, ale razi mnie jego oficerska ranga.
wiele rzeczy, które okaleczyłyby umysł zwykłego człowieka. Na jego Sprawia wrażenie sympatycznego, gdy powinien być inspirujący, staje się
oczach konały całe legiony ludzi, pamiętał koszmarny obrazy żołnierzy po- inspirujący w sytuacjach, gdy powinien być dogmatyczny. Ale pomimo to...
żerających swych towarzyszy w nienaturalnym szaleństwie wywołanym jest oficerem, któremu chyba możemy zaufać.
przez moce ciemności. Widział planety wpadające w kolaps i umierające. A Dravere uśmiechnął się szerzej. Opinia pułkownika była instynktowna i
jednak w generale Dravere było coś, co budziło w duszy pułkownika jeszcze szczera, ale starannie złagodzona dyplomatycznym taktem, tak by skrywała
większą grozę. Jego niezachwiane przekonanie o swej wyższości. osobiste animozje.
Dravere przełknął w końcu kawę i odstawił kubek na stolik. - Ufam wyłącznie sobie, Flense, każde zwycięstwo wypracowuję własnymi
- Zatem Duchy zostały wyciągnięte z grobów tego pięknego poranka – oś- rękami. Twoi Patrycjusze czekają w rezerwie, o ile się nie mylę ?
wiadczył z lodowatą drwiną. - Tak jest, w starych silosach na zachodnim odcinku, gotowi do wyjścia w
Hechtor Dravere był niskim, silnie umięśnionym mężczyzną około sześć- każdej chwili.
dziesiątki, pucołowatym i mocno łysiejącym. Jego mundur zdawał się wy- - Postaw ich w stan gotowości - polecił lord generał. Podszedł do mapy tak-
magać niewyobrażalnych ilości proszków czyszczących i krochmalu każ- tycznej i przycisnął do jej powierzchni czubek świetlnego pióra. Kilka dot-
dego ranka. Całą pierś generała pokrywały rzędy baretek i medali. Nigdy ich kniętych markerem ikon zapaliło się zielonym światłem.
nie zdejmował. Flense nawet wszystkich nie znał, ale był dostatecznie roz- - Jesteśmy tu zbyt długo, zaczynam się niecierpliwić. Ta wojna powinna się
sądny, by o to nie pytać. Zdawał sobie sprawę, jak bardzo żądny chwały i zakończyć dobre kilka miesięcy temu. Ile brygad zużyliśmy do przełamania
glorii jest jego przełożony. Czasami myślał nad tym, dlaczego generał tak tych przeklętych fortyfikacji ?
aaa
Flense nie był pewien. Dravere nigdy nie liczył się ze stratami. Z dumą Major Rawne rzucił się płasko do najbliższego krateru i niemal całkowi-
opowiadał, że może podbić nawet Oko Grozy, jeśli będzie miał odpowiednią cie zniknął pod powierzchnią wypełniającej go mlecznej wody. Krztusząc
ilość ciał, po których tam wmaszeruje. W ciągu kilku ostatnich tygodni lord się i plując podpełzł do krawędzi zagłębienia i wyjrzał na zewnątrz ponad
generał wyraźnie popadł w irytację, niezadowolony z braku postępów w lufą lasera. Powietrze wokół było gęste od czarnego dymu i latających na
ofensywie. Flense podejrzewał, że główną przyczyną tej frustracji była nie- wszystkie strony pocisków. Nim zdołał wypatrzyć jakiś cel, następne ciała z
możność wykazania się przed marszałkiem Macarothem, nowym naczelnym pluskiem runęły w bezpieczny krater: szeregowiec Neff, adiutant Feygor,
dowódcą krucjaty na Światach Sabbat. Macaroth i Dravere od dawna konku- szeregowcy Caffran, Varl i Lonegin. Był też szeregowiec Klay, ale już nie
rowali ze sobą o sukcesję po marszałku Slaydo. Przegrywając tę rywalizację żył. Krzyżowy ogień wroga sięgnął jego głowy w połowie skoku. Żaden z
Dravere stracił twarz i dumę, choć nigdy tego nie okazywał. W zamian jesz- Duchów nie spojrzał drugi raz na pogrążone w wodzie ciało martwego towa-
cze bardziej zawziął się, by wszystkim wokół udowodnić swą wartość. Mar- rzysza. Widzieli takie obrazy o tysiąc razy za często, by mogły wzbudzać
szałkowi Macarothowi w pierwszej kolejności. głębsze uczucia.
Flense słyszał pogłoski, że inkwizytor Heldane, jeden z najbardziej zau- Rawne użył swojego przenośnego peryskopu, by nie wychylając głowy z
fanych doradców lorda generała, przybył na Fortis Binary tydzień temu, aby krateru obejrzeć dokładnie okolicę. Gdzieś w pobliżu Shriveni ustawili cięż-
porozmawiać w cztery oczy z Dravere. Po spotkaniu tym Dravere zaczął ki karabin maszynowy, bo jego rytmiczne dudnienie wybijało się wyraźnie
sprawiać wrażenie, jakby mu bardzo zaczęło się gdzieś śpieszyć, jakby ponad krzyki szarżujących Duchów. Leżący obok Neff szamotał się ze swo-
nawet tak istotna kwestia jak odzyskanie Fortis Binary nagle przestała się ją bronią rozpraszając majora.
dla niego liczyć. - Co jest, żołnierzu ? - zapytał Rawne.
Lord generał odezwał się ponownie. - Brud w mechanizmie aktywującym, sir. Nie mogę go oczyścić.
- Shriveni uderzyli tego ranka znacznie większymi siłami niż dotychczas. Feygor bez słowa wyjął laser z rąk młodszego Tanithijczyka, wyciągnął z
Sądzę, że przegrupowanie i uzupełnienie amunicji po szturmie zajmie im broni akumulator i otworzył błyszczącą od oleju komorę energetyczną. Po-
osiem lub dziewięć godzin. Przeprowadzimy kontratak. Użyję Duchów jako dłubał w niej wskazującym palcem, splunął do środka i zatrzasnął silnie. Z
bufora do wybicia dziury w umocnieniach wroga. Z pomocą Imperatora po uśmiechem satysfakcji na twarzy włożył akumulator ponownie w slot. Neff
ich trupach wedrzemy się do serca heretyckiej linii obrony - głos Dravere patrzył z lekko otwartymi ustami jak adiutant odbezpiecza karabin, wysuwa
był zimny niczym lód, wykluczający całkowicie możliwość zakwestionowa- go z krateru i strzela w chmurę dymu spowijającą stanowiska Shrivenów.
nia wydanych rozkazów. - Działa - oświadczył oddając laser szeregowcowi. Ten skinął głową w po-
Flense zagryzł ze złością usta. Od początku kampanii na Fortis Binary dziękowaniu i podczołgał się bliżej majora.
zakładał, że jego regiment odegra fundamentalną rolę w oczyszczaniu pla- - Będziemy martwi, nim zdążymy przejść następny metr - oświadczył ponu-
nety. Myśl, że Gaunt mógłby odebrać mu ten przywilej nie mieściła się w ro Lonegin.
głowie pułkownika, napawała go pełną gniewu frustracją. Potrząsnął głową - Na fetha ! - splunął Varl - Przyciśnijmy im łby do ziemi - odpiął wiszące
odpędzając posępne wizje i zaczął zimno kalkulować szanse na wykorzysta- przy pasie granaty i podał je pozostałym Duchom niczym uczeń częstujący
nie dla własnych celów śmierci Gaunta i jego miernych szumowin. W końcu kolegów owocami. Wyjmowane zawleczki szczęknęły metalicznie wywołu-
uśmiechnął się złowrogo. Nigdy nie zaszkodzi wykazać nieco inicjatywy. jąc złowrogi uśmiech na twarzy majora.
Podszedł do ściennej mapy i wskazał jeden z punktów na jej powierzchni. - Varl ma rację, oślepmy ich - powiedział biorąc zamach prawą ręką. Ciś-
- Mamy tutaj duży płaski obszar, sir. Jeśli ludzie Gaunta... ulegną panice, nięte z całej siły granaty poleciały łukiem w powietrze. Były to ładunki od-
moi Patrycjusze będą mogli przebić się jednym zmotoryzowanym uderze- łamkowe, rozrzucające wokół miejsca upadku dziesiątki malutkich, ale ost-
niem zarówno przez nadwerężone linie Shrivenów jak i dezerterów. rych szrapneli.
Dravere cmoknął z namysłem. Ulegną panice – jakie subtelne określenie Seria detonacji wstrząsnęła ziemią.
dla tchórzostwa, użyte przez pułkownika w geście respektu przed Gauntem. - Ciekawe, czy się schowali ? - powiedział Caffran, ale kończąc pytanie
Klasnął w pulchne dłonie niczym dziecko cieszące się z urodzin. uświadomił sobie, że w kraterze już nikogo poza nim nie ma. Wyskoczył z
- Sygnaliści ! Oficer łącznikowy do mnie, natychmiast ! - drzwi wejściowe dziury sadząc wielkimi susami za resztą grupy.
na werandę otworzyły się z trzaskiem. Krępy żołnierz w znoszonym, ale Krzycząc ochryple pełnymi dymu gardłami Duchy skoczyły przez pas
czystym mundurze i wypolerowanych butach stanął na baczność w progu ziemi niczyjej w kierunku wypatrzonych wcześniej umocnień Shrivenów,
salutując obu oficerom. Nie zwracając na niego uwagi Dravere pisał coś będących płytkim, ale profesjonalnie wykonanym okopem wartowniczym.
pośpiesznie na kartce papieru. Skończywszy wydarł kartkę z notatnika, zło- Efekty eksplozji przeszły najśmielsze oczekiwania majora, bo wszystkie
żył w pół i podał oczekującemu w milczeniu żołnierzowi. granaty rozerwały się na obrzeżu uśmiercając znajdujących się w środku
- Wyślemy vitriańskich dragonów jako wsparcie dla Duchów. Razem być obrońców.
może odrzucą Shrivenów daleko w tył. Patrycjusze ruszą w momencie, gdy Rawne przyklęknął na moment przy okopie patrząc w dół. Po raz
linia obrony heretyków zostanie przełamana i wedrą się w głąb. Połączcie pierwszy od sześciu miesięcy na Fortis Binary miał okazję zobaczyć na
się z dowódcą Tanithijczyków. Ma przeć do przodu bez względu na straty. własne oczy wrogów. Byli bez wątpienia ludźmi, ale dziwnie zdeformowa-
Dziś nadszedł jego wielki dzień. Ma zdobyć okopy Shrivenów albo umrzeć. nymi. Martwe ciała były ubrane w pancerze osobiste przerobione z kombi-
Dopilnujcie, żeby potwierdził odbiór rozkazu. Nie ma prawa zatrzymać nezonów roboczych używanych w hutach, ochronne maski i ciężkie rękawi-
szturmu, powiedzcie mu to wyraźnie. Żadnego odwrotu. Wygra albo zginie. ce zdawały się zrastać z szorstką bladą skórą właścicieli. Rawne nie przyglą-
Flense ukrył starannie paskudny uśmieszek, jaki wykrzywił na moment dał im się długo. Widok trupów przypominał mu wszystkich tych ludzi, któ-
jego okaleczoną twarz. Gaunt został skazany na beznadziejną misję, która w rych zabił wcześniej.
ostatecznym efekcie opromieni chwałą Jantyńskich Patrycjuszy. Łącznik za- Krążąc pośród kłębów czarnego dymu znalazł dwóch poranionych od-
salutował ponownie, schował kopertę do zawieszonej na szyi torby i ruszył łamkami Shrivenów, zwijających się z bólu opodal okopu. Skończył z nimi
w stronę wyjścia. szybko, dwoma wiązkami lasera. Caffran podbiegł do dowódcy słysząc
- Jeszcze jedno - głos Dravere zatrzymał go w miejscu. Łącznik popatrzył odgłosy wystrzałów. Major zauważył, że młodym szeregowcem wyraźnie
nerwowym wzrokiem na przełożonego. Dravere wskazał upierścienionym wstrząsnął nieludzki wygląd przeciwników.
palcem czajnik. - Oni mają karabiny laserowe - wydyszał z wysiłkiem - i ciężkie kami-
- Niech ktoś przyniesie świeżą kawę. Ta nie nadaje się do picia. zelki...
Żołnierz rozchylił lekko usta. Z miejsca, w którym stał widział, że naczy- Neff zmaterializował się w dymie tuż obok. Przewrócił czubkiem buta
nie jest niemal całkowicie pełne. Regiment potrafił pić przez szereg dni to, jedno z ciał na plecy wskazując ręką pas opinający biodra zabitego.
co generał jednym gestem dłoni nakazał wylać. Skinął głową w milczeniu, - Patrz... granaty i zapasowe akumulatory... - obaj szeregowcy spojrzeli na
starannie zamknął podwójne drzwi i dopiero wtedy pozwolił sobie na pełne majora jakby oczekiwali jakiegoś komentarza. Rawne machnął niecierpliwie
pasji, choć ciche przekleństwo pod adresem człowieka odpowiedzialnego za ręką czując cieknącą po skroni strużkę potu.
wielomiesięczną krwawą łaźnię na Fortis Binary. - Twarde skurwysyny - oświadczył ocierając czoło - A czegoście oczeki-
Pułkownik Flense zasalutował również i ruszył w kierunku wyjścia. Wy- wali ? Trzymają nas tutaj w szachu od sześciu miesięcy.
jął spod ramienia swoją czapkę oficerską i założył ją na głowę. Lonegin, Varl i Feygor dołączyli do nich cicho. Skradając się wzdłuż
- Chwała Imperatorowi, lordzie generale - powiedział. transzei łącznikowej Tanithijczycy szli wolno w kierunku głównej linii wro-
- Co ? Ach tak, oczywiście - kiwnął dłonią Dravere siadając na swym fotelu ga. Podmuch wiatru rozpędził nagle zasłonę dymu przed majorem i oczom
i zapalając cygaro. Duchów ukazał się wielki metalowy silos. Zaskoczony Rawne machnął ręką
ostrzegawczo nakazując odsłoniętym nagle żołnierzom skok do transzei.
* * * * * W tej samej chwili wokół rozpętało się piekło laserowych strzałów. Varl
został trafiony w ramię, które znikło w chmurze czerwonej mgły. Upadł na
plecy z łomotem i przeciągnął swe ciało ponad krawędzią okopu za pomocą
aa
drugiej ręki. Potworny ból był tak zaskakujący, że szeregowiec nawet nie Dwadzieścia lat temu na Darendarze, z Oktarem i Hyrkańczykami...
krzyknął. Gaunt wydawał rozkazy analizując je z punktu widzenia swoich pod-
- Feth ! - warknął Rawne - Neff, sprawdź go ! władnych. W przeciwieństwie do lorda generała znał mechanizmy kontro-
Neff był medykiem plutonu. Pośpiesznie rozsunął zamek błyskawiczny lujące morale i inspirację. Zdobędą te cholerne okopy, bardziej na przekór
swojej torby i wysypał jej zawartość na ziemię poszukując opasek samoza- Dravere niż z jego polecenia. Śmiech komisarza był śmiechem gniewu i du-
ciskowych. Feygor i Caffran runęli w tym czasie na rzucającego się w kon- my ze swoich ludzi, próbujących dokonać niemożliwego. Milo podążał tuż
wulsjach Varla przygniatając go do dna okopu. Kolorowe wiązki laserów za Gauntem, ściskając oburącz laser. Mamy ich, krzyknął w myślach komi-
przelatywały ze świstem nad ich głowami nie pozwalając wychylić się spod sarz, złamaliśmy ich obronę !
osłony. Neff szybko opatrzył straszną ranę Varla i podskoczył w stronę ma- Dziesięć jardów dalej sierżant Blane szalał w okopie wraz ze swoimi Du-
jora. chami, zmagając się w krwawej walce wręcz. W półmroku fortyfikacji błys-
- Musimy go zabrać do tyłu, sir ! - wrzasnął próbując przekrzyczeć huk nęły srebrne tanithijskie noże i długie bagnety. Gaunt popatrzył z aprobatą w
kanonady. ich stronę, po czym odwrócił się do Brina i wyrwał mu z rąk karabin.
Rawne pokręcił umazaną błotem głową z wściekłym grymasem na twa- Ciśnięty na ziemię laser pogrążył się w błotnistej kałuży.
rzy. - Wydaje ci się, że jesteś żołnierzem, synku ? - wrzasnął komisarz.
- Nie teraz ! - odkrzyknął. - Tak jest, sir !
- Doprawdy ?
***** - Wie pan, że jestem !
Gaunt popatrzył z góry na szesnastoletniego chłopca i uśmiechnął się
Ibram Gaunt wskoczył do okopu łamiąc ciężkimi butami kark pierwsze- lekko.
go Shrivena, gapiącego się z zaskoczeniem na spadającego napastnika. Lą- - Być może i jesteś, ale teraz będziesz nam grał. Graj nam psalm zwy-
dując na lekko ugiętych nogach zamachnął się mieczem łańcuchowym wy- cięstwa.
prowadzając dwa pionowe cięcia, jedno w prawo, drugie w lewo. Stru- Milo ściągnął z pleców kobzę i dmuchnął z całej siły w ustniki. Instru-
mienie krwi bryznęły spod ostrza i dwaj następni obrońcy runęli na ziemię z ment wydał z siebie przeciągły dźwięk przypominający rzężenie konającej
rozpłatanymi wpół korpusami. Jakiś Shriven skoczył w stronę Gaunta wywi- owcy, po czym popłynął z niego marsz Waltrauba, stary tanithijski utwór,
jając nad głową wielkim zakrzywionym nożem. Nie czekając, aż przeciwnik który można było usłyszeć dawno temu w niemal wszystkich knajpach
podejdzie bliżej, komisarz podniósł trzymany w drugiej dłoni pistolet bolto- Tanith.
wy i jednym strzałem rozwalił na miazgę ukrytą pod przeciwgazową maską Sierżant Blane usłyszał muzykę i przystanął na moment ocierając ręka-
twarz. wem spocone czoło. Tuż obok radiooperator plutonu Symber zaczął śpiewać
To była najdziksza i najbardziej okrutna walka, jaką Gaunt i jego ludzie na całe gardło strzelając bez przerwy z lasera. Szeregowiec Bragg roześmiał
musieli stoczyć od chwili lądowania na Fortis Binary, rzeź pośród czarnego się do sobie tylko znanych wspomnień i załadował kolejną rakietę do wy-
dymu unoszącego się nad wrogimi umocnieniami. Skryty za plecami komi- rzutni. Chwilę później następny fragment shriveńskich umocnień rozleciał
sarza Brin Milo podniósł do strzału własną broń – mały kompaktowy auto- się z hukiem na strzępy.
mat, który otrzymał w prezencie od dowódcy kilka miesięcy temu. Wpako-
wał jedną kulę prosto między oczy nadbiegającego dnem okopu Shrivena, *****
potem zastrzelił drugiego, trafiając go w środek klatki piersiowej. Milo dy-
gotał na całym ciele. Otaczał go koszmar wojny, o którym często śnił, a Szeregowiec Caffran odetchnął z ulgą słysząc odległe dźwięki kobzy.
którego nigdy nie chciał oglądać. Ogarnięci szałem ludzie mordowali się za- Ludzie majora Rawne biegli skuleni w stronę źródła muzyki. Poruszali się w
ciekle w okopie szerokim na trzy metry, a na sześć głębokim. Shriveni byli milczeniu, z wyjątkiem Varla, który klął i płakał z bólu czując jak znieczu-
potworami, ich przyrośnięte do twarzy długie pomarszczone maski przeciw- lacz zaaplikowany przez Neffa przestaje działać.
gazowe przypominały makabryczne karykatury ziemskich słoni. Na szaro- Wtedy właśnie zaczęło się bombardowanie. Caffran poczuł tylko jak leci
zielonych pancerzach obwieszonych rozmaitymi rupieciami nosili wszech- w powietrzu, ciśnięty niczym szmaciana lalka falą uderzeniową pocisku,
obecny wizerunek pojedynczego oka, plugawy symbol kultu. który wyrwał w ziemi krater o dwudziestometrowej średnicy. Gdy spadł
Przygnieciony do ściany okopu przez upadające ciało, Milo ze zgrozą bezwładnie na ziemię, gruba warstwa błota niemal go pogrzebała. Leżał tak
przesunął wzrokiem po otaczających go trupach. Po raz pierwszy uświa- bez ruchu, obolały i przerażony. Nie potrafił przyjąć do wiadomości faktu,
domił sobie dokładnie, z jakim przeciwnikiem ma do czynienia: zdeformo- że Neff, major Rawne, Feygor, Larkin, Lonegin, wszyscy pozostali – nie
wanymi na wskutek nieznanych mutacji ludźmi służącymi bogom ciemnoś- żyją, rozerwani wybuchem na strzępy. Gdy kolejne pociski zaczęły spadać
ci, istotami noszącymi z chlubą bluźniercze runiczne insygnia, namalowane ze świstem, Caffran wcisnął się jeszcze głębiej w błoto, modląc się gorąco,
na pancerzach lub wypalone w skórze. by jakaś cudowna siła zabrała go z tego piekła.
Jeden ze Shrivenów umknął spod wyjącego miecza Gaunta i runął na
unieruchomionego chłopca. Milo uchylił się w bok na tyle, na ile pozwalały *****
mu przygniecione nogi. Automat wypadł mu z ręki, ale zdążył wyrwać laser
z kurczowego uścisku leżącej obok wcześniejszej ofiary komisarza. Rosły Daleko od zasnutego dymem pola bitwy Lord Militant generał Dravere
Shriven nadział się na lufę podnoszonego karabinu i nie zdążył już odsko- wzdrygnął się na odgłos ciężkiej artylerii Shrivenów. Zrozumiał, że długo
czyć. Czerwony promień przeszył na wylot jego tors wypalając w ciele here- oczekiwany dzień jeszcze nie nadszedł. Mrucząc coś gniewnie pod nosem
tyka okrągłą dziurę. Konający mężczyzna przygniótł chłopca do ziemi wcis- napełnił kubek świeżą kawą z właśnie wymienionego czajnika.
kając jego głowę w wielką kałużę błota. Milo poczuł, jak grząska woda zale-
pia mu usta i nos. Zaszamotał się rozpaczliwie i wtedy poczuł, jak jakaś siła *****
unosi go w górę. Przecierając mokre oczy dostrzegł pochylającą się nad nim
olbrzymią postać szeregowca Bragga, największego pod względem rozmia- Pułkownik Corbec prowadził trzy plutony Duchów dnem krętych shri-
rów Ducha, który zdawał się zawsze czuwać nad adiutantem Gaunta. veńskich fortyfikacji. Bombardowanie rozpalało nieziemską poświatą niebo
- Kryj głowę ! - wrzasnął Bragg zarzucając na ramię przenośną wyrzutnię nad ich głowami od ponad dwóch godzin, anihilując wszystkich Tanithij-
rakiet. Milo upadł na kolana i zacisnął dłonie na uszach. Mrucząc pod no- czyków, którzy nie zdążyli opuścić na czas strefy niczyjej i schronić się
sem Litanię Celnego Strzału Bragg strzelił w głąb okopu. Fontanna błota i pośród okopów wroga. Zygzakowate transzeje, przez które szli były puste,
innych niezidentyfikowanych szczątków bryznęła wysoko w górę kilka- najwyraźniej w pośpiechu opuszczone. Umocnienia wykonane zostały sta-
naście metrów dalej. Szeregowiec często chybiał, ale w tych warunkach nie rannie i pieczołowicie, w myśl zaleceń najlepszych imperialnych podręcz-
mógł nie trafić. ników. Odstępstwem od inżynierskich przepisów były jedynie niewielkie
Po prawej Gaunt wycinał sobie za pomocą okrwawionego miecza drogę odrażające kapliczki umieszczone na każdym zakręcie czy ślepym końcu
poprzez grupę obrońców. Komisarz zaczął się śmiać szaleńczo, zbryzgany okopu. Corbec szedł przodem wraz z szeregowcem Skulane pilnując, aby
krwią powalonych przeciwników. Po każdym jego strzale z pistoletu kolejny jego miotacz płomieni spopielił każdy ołtarzyk, nim idący w tyle ludzie
Shriven padał martwy na ziemię. Rozsadzała go wściekłość. Rozkaz lorda zdążą zorientować się w naturze leżących w kapliczkach ofiar.
generała Dravere był drakoński i bezlitosny. Gaunt spodziewał się polecenia Zgodnie z sugestią sierżanta Currala, po dogłębnej analizie posiadanych
szturmu na pozycje wroga, ale rozkaz samobójczego ataku bez prawa od- map gwardziści zdecydowali się pójść w głąb pozycji nieprzyjaciela. Corbec
wrotu wzbudził w nim szał. Taka decyzja mogła się zrodzić tylko w czuł się nieprzyjemnie samotny, całkowicie odcięty od reszty regimentu
zimnym, nie znającym szacunku dla życia żołnierzy umyśle. Nigdy nie ży- przez dywanowe bombardowanie powodujące bezustanne drżenie umęczo-
wił sympatii do Dravere, od chwili ich pierwszego spotkania dwadzieścia lat nej ziemi.
temu, kiedy Dravere był jeszcze ambitnym pułkownikiem wojsk pancernych Pułkownik wysłał przodem swych zwiadowców, ludzi szybkich i czuj-
nych,
nych, doświadczonych w tym fachu: Baru, Colmara i sierżanta Mkolla. Za- Wszyscy trzej zaczęli oglądać z grozą swoje nogawki, dymiące na zmoczo-
pięli dokładnie swoje płaszcze kamuflujące i znikli w mrocznych transze- nej żrącą wodą powierzchni. Corbec poczuł oparzeliny tworzące się na
jach. Kłęby dymu i pyłu unosiły się wszędzie wokół, coraz bardziej ograni- udach i łydkach. Machnął ręką do patrzącego z drugiego brzegu krateru sier-
czając widoczność. Sierżant Blane pomachał pułkownikowi dłonią wskazu- żanta Currala.
jąc otaczające ich zwiewne zasłony. Corbec zrozumiał, że podoficer nie - Kieruj wszystkich wokół wody, nie pozwól nikomu do niej wejść ! I przy-
chce mówić, aby nie zaalarmować głosem mogących ukrywać się w okolicy ślij tu medyka !
obrońców, odgadł też treść pokazanego gestu. Shriveni z upodobaniem ko- Zgięci wpół żołnierze pośpiesznie okrążali niebezpieczny krater starając
rzystali z gazów bojowych niszczących płuca nieostrożnych ofiar. się nie wystawiać głów ponad szczyt okopu. Corbec i Curral sprawnie roz-
Pułkownik założył swój respirator i sprawdził go trzema szybkimi wy- lokowali ich pod ścianami umocnień zezwalając na krótki odpoczynek. Sa-
dechami powietrza. Reszta Duchów zarzuciła na ramiona lasery i powtó- nitariusz nadbiegł po chwili wyciągając z plecaka butlę płynu dezynfekują-
rzyła czynność dowódcy, wkładając maski. Pułkownik nienawidził respira- cego. Obmył starannie skórę poparzonych Duchów i posypał je znieczulają-
torów, do szału doprowadzała go ograniczona widoczność, klaustrofobiczny cym ból pudrem. Uczucie silnego pieczenia zelżało natychmiast, co trzej Ta-
ucisk gumowego kołnierza, płytkie oddechy wymuszone małą przepusto- nithijczycy skwitowali pełnymi ulgi westchnieniami. Corbec właśnie spraw-
wością ustnika. Zresztą gaz nie stanowił jedynego zagrożenia. Zryte bom- dzał swą broń, gdy z przodu okopu pojawił się sierżant Grell i jego ludzie.
bardowaniem morze błota kryło w sobie inne niespodzianki: tyfus, gangre- Posuwając się szybciej od głównej kolumny przemierzyli równoległy od-
nę, zwierzęce bakterie trawiące truchła zdechłych stworzeń, wreszcie tajem- cinek fortyfikacji i skręcili po pewnym czasie w bok, by ponownie dołą-
nicze mykotoksyny przekształcające organiczną materię w czarną breję. czyć do reszty Duchów. Posępna mina sierżanta wieściła kłopoty. Idąc w
Jako najwyższy rangą oficer tanithijski, Corbec miał dostęp do więk- ślad za Grellem wzdłuż szeregu odpoczywających żołnierzy Corbec zasta-
szości sztabowych danych. Wiedział doskonale, że blisko osiemdziesiąt nawiał się z niepokojem, cóż takiego chce mu pokazać milczący sierżant, że
procent strat Imperialnej Gwardii od dnia lądowania na Fortis Binary spo- uznał za konieczne osobiście zademonstrować dowódcy znalezisko, a nie
wodowane było skażeniem powietrza, zatruciami żywności i powikłaniami opowiedzieć o nim przy pozostałych żołnierzach.
po infekcji. Shriveński żołnierz z ustawionym na pełną moc laserem był Był to Colmar, jeden z wysłanych przodem zwiadowców. Wisiał grotes-
mniej niebezpieczny od patrolu w opustoszałej strefie niczyjej. kowo na ścianie okopu przyszpilony do niej wbitą w pierś żelazną piką
Zirytowany duszącą go maską przystanął na czele kolumny obserwując niczym wielki motyl do tekturowej podstawki. Przeszywający jego ciało
uważnie plątaninę okopów wijących się we wszystkich kierunkach i krzy- gruby pręt należał do narzędzi używanych przez hutników przy manipulo-
żujących ze sobą bez większego sensu. Wezwał sierżanta Grella, dowódcę waniu pojemnikami z płynną rudą. Martwy zwiadowca nie miał dłoni ani
piątego plutonu i nakazał mu wraz z trzema sekcjami Duchów skontrolować stóp, ktoś mu je odciął tępym ostrzem.
flanki oddziału. Patrząc jak trzydziestu Tanithijczyków znika pośród dymu Corbec patrzył na trupa swego podwładnego przez blisko minutę, potem
Corbec poczuł, że jego irytacja rośnie jeszcze bardziej. Żadne wieści nie rozejrzał się wokół. Chociaż do tej pory nie natrafili na ślad żywej istoty,
nadeszły od zwiadowców. Pułkownik czuł się równie ślepy i zagubiony jak stało się oczywiste, że nie są sami pośród tych okopów. Nie sposób było
przed ich wysłaniem. oszacować, ilu Shrivenów mogły skrywać mroczne transzeje i tunele, ale na-
Przyśpieszając kroku poprowadził pozostałą setkę żołnierzy szerokim leżało przyjąć, że grupy ich dywersantów krążyły gdzieś w pobliżu. Kipiący
okopem o ubitym starannie dnie. Dwaj szperacze wyprzedzali go o kilka furią pułkownik szarpnął za uchwyt piki pozwalając ciału Colmara spaść na
metrów przesuwając miarowo po ziemi wykrywaczami min w poszukiwaniu ziemię. Odczepił od plecaka swój koc i okrył nim starannie zwiadowcę, aby
shriveńskich niespodzianek. Wyglądało na to, że wróg wycofał się zbyt inni nie dostrzegli jego okaleczeń. Nie potrafił zmusić się do spalenia ciała,
raptownie, by przygotować bardziej złożone pułapki, ale co kilka jardów tak jak to zrobił z kapliczkami.
szperacze znajdowali świeże jeszcze ślady ludzkiej obecności: rozlaną - Idziemy - wydał rozkaz i ludzie Grella objęli prowadzenie wiodąc ko-
kałużę stygnącej kawy, rękawicę, opróżnioną do połowy manierkę. Czasami lumnę Tanithijczyków w głąb terytorium wroga. Zrobił krok, by ruszyć w
natrafiali na dziwnego bożka odlanego z rudy na kształt odrażającej bestii. ślad za nimi, ale nagły trzask w uchu zatrzymał go w połowie ruchu. Moduł
Corbec własnoręcznie rozwalił dwa pierwsze znaleziska strzałami z lasero- łącznościowy ożył znienacka. Przez sekundę pomyślał, że odzyskali łącz-
wego pistoletu. Za trzecim razem metalowa figurka wybuchła niespodzie- ność dalekiego zasięgu, ale natychmiast skorygował to przypuszczenie.
wanie siejąc na wszystkie strony ostrymi jak igła odłamkami. Szeregowiec Wiadomość pochodziła od sierżanta Mkolla, dowódcy zwiadowców.
Drayl, idący kilka kroków za pułkownikiem, został trafiony w szczękę. - Czy pan też to słyszy, sir ? - głos Mkolla był ledwie słyszalny pośród
Krzyknął głośno zaskoczony i usiadł na dnie okopu. Sierżant Curral natych- trzasku zakłóceń.
miast krzyknął przyciszonym głosem do komunikatora wzywając sanitariu- - Feth ! Co mam słyszeć ? - zapytał Corbec próbując wyłowić z otoczenia
sza. coś innego niż jednostajny grzmot nieustannego bombardowania i dźwięk
Corbec przeklinał w myślach swą głupotę. Bezmyślnie zapędził się tak pękającego pod wpływem wstrząsów betonu.
daleko w niszczeniu shriveńskich bożków, że osobiście zranił jednego z - Trąby - odparł z niedowierzaniem sierżant - Mógłbym przysiąc, że słyszę
własnych ludzi. trąby.
- Nic się nie stało, sir - zapewnił go Drayl mówiąc niewyraźnie przez res-
pirator, kiedy Corbec pomagał mu wstać - Przy Bramie Wodnej na Voltis *****
dostałem w udo bagnetem i żyję.
- A na Tanith ktoś rozharatał mu kiedyś cały bark rozbitą butelką podczas Brin Milo pierwszy usłyszał trąby. Gaunt już dawno nauczył się cenić
bijatyki w knajpie - dodał szeregowiec Coll stając na chwilę obok - Bywało nienaturalnie ostre zmysły adiutanta, ale czasami chłopiec wprawiał go w
z nim już gorzej. starannie ukrywane zakłopotanie. Było w nim coś, co przypominało komi-
Zgromadzeni w pobliżu żołnierze roześmiali się na te słowa, spod ich sarzowi kogoś innego. Dziewczynę spotkaną lata temu. Tę obdarzoną mocą.
masek przeciwgazowych popłynęły przytłumione syczące dźwięki. Pułkow- Tę, która spędzała mu sen z powiek tyle nocy.
nik wiedział, jaką sympatią otaczany był w kompanii Drayl. To on grał rolę - Trąby ! - wysyczał chłopiec i chwilę później Gaunt również usłyszał ten
polowego błazna, rozbawiając innych żartami i rubasznymi piosenkami. dźwięk.
- Mój błąd, Drayl - powiedział - Jestem ci winien drinka. Szli pomiędzy pustymi silosami i wypalonymi skorupami wielkich prze-
- Co najmniej jednego, sir - odparł szeregowiec i potrząsnął karabinem de- mysłowych hal wznoszących się za shriveńską linią frontu. Gruz i kawałki
monstrując gotowość do dalszego marszu. metalu zgrzytały pod ich butami. Żelazne gargoyle przymocowane do da-
chów budowli w roli piorunochronów leżały strącone na ziemi blokując dro-
***** gę. Gaunt posuwał się bardzo ostrożnie do przodu, wydarzenia tego poranka
wzbudziły w nim rosnący niepokój. Wniknęli znacznie głębiej za linię fron-
Corbec wstrzymał swych ludzi natrafiając na miejsce, gdzie okop został tu niż pierwotnie oczekiwał, dzięki nieoczekiwanemu łutowi szczęścia i dra-
trafiony monumentalnym pociskiem. W centrum wybuchu ział teraz olbrzy- końskiemu rozkazowi lorda generała Dravere. Przełamując umocnienia
mi krater o średnicy trzydziestu metrów. Mętna woda zdążyła już wypełnić Shrivenów komisarz z zaskoczeniem stwierdził, że generalnie zostały one
jego dno. Idąc wraz ze szperaczami pułkownik zanurzył nogi w tłustej cie- opuszczone, nie licząc niewielkiej grupy obrońców pełniących rolę tylnej
czy próbując przedostać się na drugą stronę zagłębienia. Gdy poziom wody straży. Gdy ognista nawała wrogiego bombardowania odcięła Duchy od
sięgnął jego podudzia, zatrzymał się gwałtownie. Nogi zdawały się płonąć reszty jednostek Gwardii, Gaunt uznał, że Shriveni popełnili karygodny błąd
żywym ogniem pomimo okrywających je spodni, dziwna mgiełka zaczęła wycofując się zbyt daleko w tył w celu uniknięcia zarówno atakujących
unosić się w miejscu, gdzie ciecz przeżerała syntetyczną tkaninę. Odwrócił gwardzistów jak i ognia własnej artylerii. W grę wchodziła albo ta ewentu-
się w miejscu i krzyknął do obserwujących go z nagłym przerażeniem żoł- alność albo jakiś niezrozumiały manewr taktyczny, którego sensu komisarz
nierzy, by okrążyli krater po suchych zboczach, po czym biegiem dołączył nie potrafił odgadnąć. Prowadził ze sobą dwustu trzydziestu Tanithijczyków
do wyskakujących na przeciwny brzeg szperaczy. i wiedział, że w przypadku zmasowanego kontrataku Shrivenów równie
aaaa
dobrze mógłby być sam. istniał żaden sposób, by z niego uciec. Parszywy pech, na fetha !
Skradając się przez opustoszały teren żołnierze kontrolowali każdą fab- Zerwał się na kolana i odbezpieczył pistolet słysząc jak coś ciężkiego
rykę, każdy magazyn i wieżę kontrolną w poszukiwaniu śladu wroga. Znaj- wpada znienacka do innego krateru tuż obok. Był to jeden z zauważonych
dowali jedynie łopoczące na wietrze podarte sztandary i trzaskające cicho wcześniej ubranych w szkło żołnierzy, który zdołał wyrwać się ze strefy
witryny rozbitych okien. Maszyny przemysłowe trwały w bezruchu, w wielu śmierci. Widząc wymierzoną w siebie lufę broni podniósł w górę obie ręce.
przypadkach rozłożone na części lub zdewastowane. Wszystko wokół nosiło - Gwardia ! Jestem z Gwardii, jak ty ! - opuścił jedną dłoń po to, by odsu-
na sobie niszczycielskie piętno wandalizmu – z wyjątkiem niewielkich shri- nąć przyłbicę hełmu i odsłonić młodą, przystojną twarz o skórze w kolorze
veńskich kapliczek. Podobnie jak pułkownik Corbec, Gaunt wysłał przodem ciemnego mahoniu - Szeregowiec Zogat z vitriańskiego regimentu. Wysłano
Ducha z miotaczem ognia, unicestwiającego wszelkie ślady bluźnierczego nas tutaj jako wasze wsparcie, ale połowa oddziału wpadła prosto pod lufy
kultu. ich dział.
Komisarz nie zdawał sobie sprawy, że jego grupa porusza się pośród - Miło mi poznać - oświadczył Caffran bez cienia uśmiechu chowając pis-
zrujnowanych zakładów w przeciwnym kierunku do marszruty obranej tolet do kabury. Wyciągnął dłoń w geście powitania udając, że nie widzi jak
przez Corbeca. Brak komunikacji sprawił, że oderwane od siebie elementy mężczyzna w metalicznym błyszczącym pancerzu gapi się na zdobiący jego
regimentu poruszały się po obcym terenie niczym dwaj ślepcy, nie wiedząc skroń niebieski tatuaż w kształcie smoka.
o sobie wzajemnie. - Szeregowiec Caffran, Pierwszy Tanithu - przedstawił się. Vitrianin z
Dźwięk trąb ciągle się nasilał. Gaunt przywołał swojego radiooperatora, wahaniem uścisnął jego rękę.
szeregowca Rafflana, i uparcie zaczął wzywać odpowiedzi na wszystkich Pocisk rozerwał się z hukiem opodal obryzgując ich błotem. Wstając z
pasmach radiowych, kręcąc podziałką noszonego na plecach mężczyzny na- klęczek popatrzyli wokół w milczeniu chłonąc wzrokiem apokaliptyczny
dajnika. widok ognistego piekła.
Trąby huczały niesamowitym wibrującym tonem. Pośród ich hałasu ko- - Zatem, przyjacielu - odezwał się w końcu Caffran - Zapraszam do mojej
misarz pochwycił ledwie słyszalną odpowiedź. W pierwszej chwili pomyś- dziury. Myślę, że będziemy musieli spędzić w tym kraterze znacznie więcej
lał, że transmisja jest zakodowana nieznanym mu szyfrem, ale po chwili czasu.
uświadomił sobie, że słyszy słowa wypowiadane w obcym języku. Powtó-
rzył ponownie swe wezwanie i po krótkiej, ale pełnej bolesnego oczekiwa- *****
nia chwili nadeszła odpowiedź w zniekształconym niskim gothicu.
- Tu pułkownik Zoren, vitriańscy dragoni. Idziemy do was z wsparciem. Na zachodzie zmotoryzowana kolumna Jantyńskich Patrycjuszy pod roz-
Nie strzelajcie. kazami pułkownika Flense toczyła się z rykiem silników w stronę frontu.
Gaunt potwierdził odbiór, przesłał swoją lokalizację i nakazał ludziom Gąsienicowe transportery Chimera sunęły bez przeszkód poprzez gęste
postój. Rozproszyli się szybko pośród ruin wielkiego magazynu odpoczy- błoto. Patrycjusze byli dumnymi żołnierzami, rosłymi mężczyznami w
wając w oczekiwaniu na następne rozkazy. Gdzieś za ich plecami coś błys- ciemnopurpurowych mundurach o zdobieniach koloru chromu. Pułkownika
nęło w świetle dnia i podnoszący do oczu lornetę komisarz dostrzegł syl- spotkał wielki zaszczyt, gdy sześć lat temu przekazano mu komendę nad
wetki żołnierzy idących w ich kierunku. Duchy wtopiły się w otoczenie tym regimentem. Jego żołnierze byli waleczni i uparci, wykonywali rozkazy
dzięki swym kamuflującym płaszczom dając komisarzowi pewność, że nie dowódcy z ogromnym zaangażowaniem. Historia regimentu sięgała piętnas-
zostaną spostrzeżone do ostatniej chwili. Tanithijczycy byli niedoścignio- tu generacji wstecz do czasu pierwszej Fundacji na Jant Normanidus Prime -
nymi mistrzami w ukrywaniu się i maskowaniu swej obecności. piętnastu generacji dumnych zwycięstw, osławionych oficerów i chwaleb-
Dragoni poruszali się zwartym szykiem, w formacji liczącej około trzy- nych kampanii. Tylko jedna skaza plamiła ich honorowe kroniki. Tylko jed-
stu ludzi. Gaunt uznał, że sprawiają wrażenie dobrze wyszkolonych i fizycz- na, ale to wystarczało, by dręczyć bezustannie duszę pułkownika. Obiecał
nie silnych żołnierzy, noszących pancerze przypominające wyglądem kol- sobie solennie, że to on ją zmaże. Tutaj, na Fortis Binary.
czugi, które połyskiwały dziwnie i zdawały się wchłaniać światło niczym Przyjrzał się poprzez lornetę strefie niczyjej. Miał ze sobą dwie kolumny
nie polerowany metal. Gaunt opatulił się szczelnie tanithijskim płaszczem i wozów i dziesięć tysięcy piechoty, gotowych do wbicia się niczym klin w
trwał w bezruchu oczekując, aż Vitrianie podejdą bliżej. Gdy pierwsi dra- linie Shrivenów. Liczył na to, że Tanithijczycy i Vitrianie odepchną obroń-
goni znaleźli się kilkanaście metrów od komisarza, wstał ukrywając uśmiech ców w tył, poza umocnienia, gdzie łatwiej będzie ich zniszczyć. W swych
zadowolenia na widok ich zaskoczonych min i ruszył na poszukiwanie do- kalkulacjach nie uwzględnił zaporowego bombardowania, które stworzyło
wodzącego oddziałem oficera. gigantyczną ścianę ognia pomiędzy pozycjami Gwardii i Shrivenów. Dwa
Oglądani z bliska, Vitrianie potwierdzili wcześniejsze obserwacje komi- kilometry przed Chimerą pułkownika ziemia zmieniła się w wulkaniczne
sarza. Ich pancerze osobiste wykonane były z zębatej metalicznej siateczki, piekło, wyrzucana w niebo olbrzymimi pociskach. Czarne błoto spadało na
która błyszczała niczym obsydian. Nosili kompozytowe hełmy ukrywające pojazdy Jantyńczyków niczym upiorny deszcz. Flense nie dostrzegał nigdzie
całą twarz, z przyciemnianymi przyłbicami. Lasery lśniły rażącą w oczy luki, przez którą mógłby wjechać za strefę ostrzału, a nawet nie dopuszczał
czystością. do siebie myśli, by zaryzykować szarżę przez ognistą zaporę. Lord generał
- Komisarz Ibram Gaunt z tanithijskiego Pierwszego i Jedynego – zasaluto- Dravere akceptował straty ponoszone dla wyższych celów i wielokrotnie de-
wał dowódca Duchów. monstrował to bez wahania, ale Flense nie zamierzał stać się heroicznym
- Zoren z vitriańskich dragonów - padła odpowiedź - Dobrze wiedzieć, że samobójcą. Blizna na jego twarzy pulsowała rytmicznie. Zaklął. Dzięki pro-
się jeszcze ktoś z was ostał. Baliśmy się, że idziemy z pomocą regimentowi, tekcji Dravere otrzymał swoją szansę, a teraz nie mógł jej wykorzystać.
który już nie istnieje. - Wycofać się ! – warknął do zawieszonego przy ustach mikrofonu. Łapiąc
- Trąby ? Czy to wasze... ? dłońmi za krawędź włazu poczuł jak jedna z gąsienic Chimery zaczyna
Zoren odsunął w tył hełmu swoją przyłbicę odsłaniając czarnoskórą przesuwać się w odwrotnym kierunku obracając transporter w miejscu.
twarz. Spojrzał na Gaunta ze zdziwieniem. Wielki jak niedźwiedź major Brochuss spojrzał pytająco z wnętrza pojazdu.
- Nie... na Imperatora, myśleliśmy, że to wasze instrumenty. - Wycofujemy się, pułkowniku ? – syknął, jakby odległe bombardowanie
Gaunt przesunął wzrokiem po zasnutych kłębami dymu konturach oko- nie robiło na nim żadnego wrażenia.
licznych budynków. Złowieszczy dźwięk zdawał się rosnąć z każdą sekun- - Zamknij się ! – Flense splunął na burtę Chimery i powtórzył rozkaz pat-
dą. Brzmiał teraz niczym piekielna orkiestra złożona z setek trąb... tysięcy... rząc jak pozostałe maszyny zaczynają zawracać w stronę pozycji, z których
rozbrzmiewających wszędzie wokół. Przy każdej trąbie trębacz, pomyślał kilkanaście minut wcześniej wyjechały.
Gaunt. Byli otoczeni i żałośnie nieliczni w obliczu wroga. - A co z Gauntem ? – nie ustępował Brochuss.
- A jak myślisz ? – Flense machnął ręką w stronę strefy śmierci – Nie okry-
***** jemy się dzisiaj chwałą, ale przynajmniej możemy się cieszyć myślą, że ten
przeklęty bękart jest martwy.
Caffran czołgał się przez błoto do chwili, w której znalazł sprawiający Brochuss pokiwał głową z zadowoleniem i mściwy uśmiech skrzywił
wrażenie bezpiecznego krater. Piekło bombardowania wokół ani na moment brutalne rysy jego twarzy. Żaden z weteranów nigdy nie zapomniał tego, co
nie słabło. Zgubił gdzieś swój karabin i większość ekwipunku, ale nadal wydarzyło się na Khedd 1173.
miał przy sobie srebrny tanithijski nóż i automatyczny pistolet, który wygrał Pancerny konwój Patrycjuszy zawrócił w miejscu i ruszył w drogę
kiedyś w karcianym turnieju. powrotną za linię imperialnych umocnień pędząc z łoskotem gąsienic przed
Zerkając poza krawędź krateru dostrzegł w oddali sylwetki ludzi w pan- posuwającą się w ślad za nim nawałą artyleryjską Shrivenów. Zwycięstwo
cerzach sprawiających wrażenie wykonanych ze szkła. Cały ich oddział może jeszcze trochę poczekać, pocieszył się rozczarowany Flense. Tanithij-
wpadł prosto pod ostrzał shriveńskiej artylerii... zostali zmasakrowani. Po- ski Pierwszy i Jedyny oraz wspierający go vitriański regiment zostały pozo-
ciski znów zaczęły spadać w pobliżu i Caffran zsunął się na dno krateru stawione samym sobie. O ile jeszcze ktokolwiek z nich żył, w co jantyński
zaciskając dłonie na pulsującej boleśnie głowie. Znalazł się w piekle i nie pułkownik szczerze wątpił.
aaa
Gylatus Decimus, 18 lat wcześniej Fortis Binary
Oktar umierał powoli. Trwało to osiem dni. To nie same trąby budziły irytację Corbeca, tylko nieharmonijny rytm ich
Generał zażartował kiedyś, może na Darendarze, a może na Folionie, melodii. Zdawał się nie mieć żadnego sensu. Powtarzające się w nieregular-
Gaunt już zapomniał gdzie. Ale żart pamiętał dobrze: To nie wojna mnie za- nych odstępach czasu dęcie przypominało uderzenia pulsującego serca. Ryk
bije, tylko te przeklęte ceremonie na cześć zwycięstwa. Stali wtedy w peł- artyleryjskiej nawały nie słabł nawet na chwilę, ale teraz, blisko źródła pie-
nym tytoniowego dymu hallu, otoczeni tłumami wiwatujących i machają- kielnej muzyki, trąbienie zdawało się zagłuszać potężne eksplozje.
cych chorągiewkami ludzi. Oczy wielu hyrkańskich oficerów błyszczały al.- Corbec doskonale zdawał sobie sprawę z faktu, iż jego ludzie są prze-
koholowym upojeniem. Sierżant Gurst rozebrał się do bielizny i wspiął na straszeni, zanim jeszcze stwierdził to otwarcie sierżant Curral. Wąskim ko-
marmurową statuę Imperialnego Orła, by na jego piersi zawiesić proporzec rytarzem łącznikowym z przodu nadbiegał właśnie sierżant zwiadowców
w barwach Hyrkanu. Ulice metropolii wypełniały tysiące śpiewających coś Mkoll. Przegapił rozkaz założenia masek przeciwgazowych i na widok
mieszkańców, ponad ich głosy wybijało się tryumfalne staccato wystrzałów swych towarzyszy bezwiednie sięgnął po wiszący przy pasie respirator,
z broni palnej. Atmosfera szalonej fiesty unosiła się nad wyzwoloną stolicą. wkładając go pośpiesznie na twarz.
Folion, zdecydowanie Folion. Kadet Gaunt roześmiał się wtedy słysząc - Meldunek ! – zażądał Corbec nie dając sierżantowi odetchnąć.
komentarz swego przełożonego. Nie mógł wiedzieć, że i tym razem Oktar - Wszędzie z przodu odkryta przestrzeń – wydyszał przez respirator zwia-
miał rację. Operacja oczyszczania Światów Gylatus z zielonoskórych najeź- dowca – Gęsto zabudowany obszar, same fabryki. Przeszliśmy przez ich for-
dźców trwała dziesięć miesięcy. Dziesięć miesięcy nieustannego zabijania tyfikacje prosto w serce tej sekcji przemysłowej. Nikogo nie zauważyłem...
na wszystkich otaczających planetę księżycach. Oktar wraz z Gauntem po- ale słyszałem trąby. Brzmią jakby ich były... tysiące wszędzie wokół. Już
prowadzili ostatni szturm na pozycje orków w Kraterze 9 na Tropis, rozbi- dawno powinni nas zaatakować. Na co czekają ?
jając ufortyfikowany obóz wodza Elgoza. Generał osobiście wbił sztandar Corbec wezwał szeregowca Skulane. Z trzymanego przez żołnierza obu-
regimentu w skrwawioną ziemię pośrodku krateru, przyszpilając do piachu rącz ciężkiego miotacza płomieni skapywał olej i tłuste krople petrolium.
czaszkę zielonoskórego przywódcy. Wciągając w nozdrza ostry zapach paliwa Corbec wskazał gwardziście
A potem nadszedł czas fiesty w gylatańskiej stolicy na Decimusie. Zwy- szereg wejść do fabrycznych pomieszczeń.
cięskie parady. Podziękowania ze strony ludności cywilnej. Niekończące się - Sierżant Grell będzie cię ubezpieczał - powiedział - Niczym się nie przej-
festiwale. Ceremonie wręczania odznaczeń. Bankiety... trucizna. muj i nie oglądaj za siebie. Po prostu idź i wypalaj po kolei każdą z tych
Przebiegłe posunięcie jak na orków. Wiedząc, iż stoją w obliczu nie- cholernych dziur.
uniknionej klęski, zielonoskórzy zatruli w ostatnich dniach okupacji zapasy Skulane potwierdził rozkaz i podkręcił palnik w miotaczu. Podszedł do
żywności. Testy przeprowadzone przez serwitorów wykryły i zneutralizo- pierwszej arkady, ubezpieczany przez ludzi Grella, poprawił pasy zawie-
wały większość skażonych produktów, ale z nieznanej przyczyny przeoczyli szonej na ramieniu broni. Jego palec powoli zacisnął się na spuście miota-
oni jedną małą butelkę wina. Jedną butelkę. Adiutant Broph znalazł ją dru- cza.
giej nocy festynu, ukrytą pośród sterty porzuconych orczych łupów w pała- To było uderzenie. Pojedyncze uderzenie. W jednej sekundzie ryczące w
cu zarekwirowanym na potrzeby generała Oktara i jego kadry oficerskiej. ekscentrycznym nieregularnym rytmie mechaniczne trąby odezwały się
Nikt niczego nie podejrzewał... Ośmiu zmarło, w tym Broph, nie wiedząc zgodnie niczym gigantyczny instrument.
nawet, co ich zabiło. Martwi w przeciągu sekund, powaleni konwulsjami, Głowa szeregowca Skulane eksplodowała. Runął na ziemię niczym cięż-
pobrudzeni śliną i krwią cieknącą z ust. Oktar zaledwie zanurzył usta w kie- ki worek, zaciskając palec na włączniku miotacza w spazmie umierającego
liszku, gdy wybuchł alarm. systemu nerwowego. Strumień żarłocznych płomieni wystrzelił z lufy broni
Jeden mały łyk. To oraz żelazny organizm utrzymały go przy życiu całe osmalając framugi portyku, po czym cofnął się łukiem po ścianie i sięgnął
osiem dni. Gaunt bawił się w koszarach na tyłach pałacu, gdy Tanhause trzech strzegących Skulane żołnierzy. Żywe pochodnie zaczęły krzyczeć w
przyniósł straszną wieść. Nic już nie można było zrobić. agonii, wydając z siebie mrożący krew w żyłach wrzask śmiertelnego bólu.
Ósmego dnia Oktar przypominał żywego trupa. Lekarze stali pod drzwia- Przerażeni Tanithijczycy rzucili się na wszystkie strony z wyrazem paniki
mi jego apartamentu kręcąc z rezygnacją głowami i rozkładając ręce. W na pobladłych twarzach. Corbec zawył przeciągle na ten koszmarny widok.
pałacu unosiła się wyczuwalna atmosfera żałoby i bezsilnej wściekłości. W momencie śmierci palec wskazujący Skulane zacisnął się konwulsyjnie
Gaunt siedział otępiały w przedpokoju generalskich komnat patrząc jak krą- na spuście broni i teraz jej lufa podskakiwała na podłodze pod wpływem siły
żący wokół starzy hyrkańscy weterani bez zażenowania wycierają ściekają- odśrodkowej tryskającej ze środka strugi petrolium, ziejąc na wszystkie
ce po policzkach łzy. strony ognistym smoczym oddechem. Płomienie pochłonęły następnych
- Chce, żeby przyszedł Chłopiec – oświadczył jeden z lekarzy wychodząc z dwóch żołnierzy, następnych trzech. Kompozytowa okładzina na ścianie
apartamentu. zaczęła się topić z sykiem.
Czując jak żołądek zmienia mu się w bryłę lodu kadet wszedł do środka. Corbec runął płasko na ziemię czujący szczypiący w oczy żar. Jego
W pokoju było gorąco i duszno. Podłączony do plątaniny przewodów syste- oszołomiony umysł nie nadążał za instynktowną reakcją organizmu. Bez-
mu podtrzymywania życia, otoczony kręgiem ułożonych na podłodze kadzi- wiednie chwycił granat i odbezpieczył go, wszystko to jednym płynnym
deł i lamp olejnych, Oktar balansował na cienkiej linii pomiędzy życiem i ruchem. Krzyknął do pozostałych Duchów, by skoczyli za osłonę, po czym
śmiercią. cisnął granat w płonące ciało operatora miotacza. Wybuch sięgnął przytro-
- Ibram... – jego głos był cichszy od szeptu, sprawiał upiorne wrażenie. czonego do pleców Skulane zbiornika z paliwem i kula białego ognia wy-
- Komisarzu-generale ? strzeliła na wszystkie strony zawalając fragment dachu.
- Nadszedł czas, aby to zakończyć. Zasłużony czas. Nie powinienem był Corbec upadł na ziemię przewrócony falą uderzeniową wybuchu, podob-
zwlekać, kazać ci czekać tak długo... nie jak większość jego żołnierzy. Ukryty w wyrwie sierżant Mkoll uniknął
- Czekać ? poparzenia. Osłonięty przed podmuchem gorącego powietrza zdołał zauwa-
- Prawda jest taka, że nie chciałem cię stracić... nie ciebie, Ibramie... zbyt żyć coś, co umknęło zaskoczonemu Corbecowi, chociaż dźwięk ryczących
dobry żołnierz, by pozwolić mu odejść po szczeblach kariery... Kim jesteś ? nierytmicznie trąb wyjątkowo przeszkadzał w koncentracji. Wiedział dob-
Gaunt przełknął ślinę niezbyt rozumiejąc sens pytania. rze, co zobaczył. Skulane został trafiony w tył głowy strzałem z lasera. Ścis-
- Kadet Ibram Gaunt, sir – odpowiedział. kając mocniej karabin sierżant odwrócił się w dołku próbując wypatrzyć
- Błąd. Od tej chwili jesteś komisarzem Ibramem Gauntem, promowanym ukrytego przeciwnika. Snajper, pomyślał, shriveński dywersant krążący po
na to stanowisko za niepodważalne zasługi na polu walki i odpowiedzial- ziemi niczyjej.
nym za opiekę nad hyrkańskim regimentem. Wezwij oficera notarialnego, Wszyscy żołnierze leżeli na brzuchach przykrywając dłońmi głowy.
musimy zarejestrować moje rozkazy oraz twoją przysięgę. Wszyscy z wyjątkiem szeregowca Drayla, który stał w miejscu z laserem w
Oktar znalazł w sobie dość siły, by przeżyć jeszcze siedemnaście minut ręku i uśmiechem na ustach.
po tym jak oficer polowy Administratum sporządził odpowiedni protokół i - Drayl ! – krzyknął ostrzegawczo sierżant i podniósł się z wyrwy. Gwar-
przyjął od Gaunta tekst imperialnej przysięgi. Komisarz-generał zmarł dzista spojrzał na niego pozbawionymi wyrazu oczami, podniósł karabin i
ściskając ręce Ibrama w swoich szponiastych wychudłych dłoniach. strzelił.
Gaunt nie bardzo pamiętał, co działo się z jego duszą w tamtej chwili. Mkoll runął na podłogę i pierwsza wiązka otarła się o jego grzbiet prze-
Czuł się dziwnie pusty, jakby brutalnie wydarto mu część serca. Kiedy z palając skórzany pas. Tocząc się z powrotem do wgłębienia poczuł tępy ból
kamienną twarzą wychodził z pałacu, nawet nie zauważył salutujących mu emanujący z okolic łopatki. Nie było śladu krwi. Energia ładunku wypaliła
żołnierzy. Wieści szybko się rozchodziły. powierzchowną ranę.
Wokół rozległy się przeraźliwe krzyki, pełne jeszcze większej paniki niż Nadszedł wieczór. Artyleryjska nawałnica Shrivenów nie ustawała mimo
przed momentem. Zawodząc dziwnym, mrożącym krew głosem Drayl zabił ciemności tworząc ryczący wał ognia i fontann ziemi szeroki na trzysta kilo-
dwóch najbliższych Duchów strzałami w potylice. Kiedy inni rozproszyli się metrów. Gaunt doszedł do wniosku, że przejrzał już taktyczne zagranie nie-
w poszukiwaniu schronienia, przestawił broń do trybu ognia seryjnego i przyjaciela. Był to podwójny manewr asekuracyjny.
zastrzelił dalszych pięciu, sześciu, siedmiu... Heretycy podjęli poranną ofensywę licząc na przełamanie imperialnej li-
Corbec podniósł się na kolana zdjęty grozą. Przyłożył karabin do ramie- nii frontu, ale utknęli na fortyfikacjach bronionych przez ludzi Gaunta. Nie
nia, wymierzył starannie i strzelił prosto w środek klatki piersiowej Drayla. potrafiąc złamać zaciekłego oporu lojalistów Shriveni wycofali się znacznie
Żołnierz zakaszlał chrapliwie i upadł na plecy machając rękami. dalej niż było to konieczne prowokując kontrofensywę chcących zająć ich
Zapadła cisza. umocnienia lojalistów... i wciągając ich w pole rażenia ciężkich baterii stac-
Corbec zrobił krok do przodu, podobnie jak Mkoll i ci Tanithijczycy, jonujących na wzgórzach.
którzy nie byli zajęci udzielaniem pomocy rannym towarzyszom. Lord Militant generał Dravere utrwalił Gaunta i innych oficerów Gwardii
- Na fetha ! – wydyszał pułkownik idąc w kierunku zabitego gwardzisty – w przekonaniu, że trwające trzy tygodnie dywanowe naloty lotnictwa mary-
Co mu się stało, do diabła ?! narki zmieniły nieprzyjacielską artylerię w sterty bezużytecznego metalu eli-
Mkoll nie odpowiedział. Skoczył do przodu i odepchnął dowódcę w bok minując ją całkowicie z użytku. I faktycznie lżejsze baterie polowe nękające
przewracając go na ziemię. ostrzałem pozycje lojalistów zamilkły raz na zawsze. Lecz Shriveni mieli
Drayl nie był całkowicie martwy. Coś dziwnego zaczęło poruszać się jeszcze znacznie cięższego kalibru artylerię ukrytą w podziemnych bunk-
wewnątrz jego ciała, pod naprężoną skórą. Wstał, najpierw na kolana, potem rach odpornych nawet na bezpośrednie bombardowanie orbitalne.
na równe nogi. Mierzył już prawie dwa razy więcej od człowieka, kombi- Prowadzące nawałę działa musiały być prawdziwymi lewiatanami, ale
nezon i tkanka wisiały na nim w strzępach rozdzierane zdeformowaną struk- fakt ten nie budził zbytniego zaskoczenia komisarza. Walczyli na świecie
turą rosnącego gwałtownie wewnątrz szkieletu. należącym niegdyś do Adeptus Mechanicus, a sami Shriveni, jakkolwiek
Corbec nie chciał na to patrzeć. Nie chciał widzieć istoty narodzonej z skorumpowani plugawymi dogmatami Chaosu, nie byli bynajmniej głup-
ciała Drayla. Wodnista krew i płyny ustrojowe tryskały z korpusu mężczyz- cami. Wywodzili się spośród inżynierów i robotników Fortis Binary, swe
ny, gdy stwór Chaosu rozerwał w końcu trupa i wydostał się ze swego kosz- wykształcenie odbierali pod okiem marsjańskich techkapłanów. Mogli bez
marnego więzienia. trudu wyprodukować wszelką potrzebną broń, a na przygotowania mieli
Drayl, a raczej istota, która nim kiedyś była, spojrzała w kierunku Tanit- dostatecznie wiele miesięcy.
hijczyków. Była wysoka na dwanaście stóp, tworząc groteskowy szkielet I tak powstała ta perfekcyjnie opracowana pułapka, wabiąca Tanithijczy-
zbudowany z kości i mięśni przypominających stal. Wielka głowa stwora ków, vitriańskich dragonów i Imperator jeden wie jakie jeszcze jednostki lo-
była zwieńczona wypolerowanymi rogami. Olej, krew i jakieś inne ciecze jalistów wabiąca w opuszczone fortyfikacje wroga, gdzie cofająca się wolno
kapały z kończyn i korpusu bestii. Sprawiała wrażenie, jakby się uśmiecha- ściana ognia unicestwiała metr po metrze wszystko, przez co się przetoczy-
ła. Pokręciła głową rozglądając się po pomieszczeniu. ła swym płomienistym walcem.
Corbec dostrzegł identyfikator Drayla wciąż wiszący na szyi stwora, je- Frontowa część shriveńskich umocnień już nie istniała. Zaledwie kilka
dyną pozostałość po żołnierzu. godzin wcześniej ludzie Gaunta musieli krwią i potem płacić za zdobycie
Stwór podniósł wielkie metaliczne szpony i zaryczał ku niebu. tych fortyfikacji. Zaprzepaszczony wysiłek tych zmagań budził bezradną
- Pod osłonę ! – wrzasnął Corbec do przerażonych żołnierzy i wszyscy wściekłość komisarza.
rzucili się w poszukiwaniu kryjówek. Pułkownik i Mkoll wpadli do stu- Duchy i towarzysząca im kompania vitriańskich dragonów zatrzymały
dzienki ściekowej. Sierżant był wstrząśnięty. W pobliskim kanale ścieko- się na krótki odpoczynek w zrujnowanych zakładach przemysłowych około
wym oficer zobaczył szeregowca Melyra, który obsługiwał zazwyczaj wy- kilometra od ściany nawały artyleryjskiej. Wszelka łączność z innymi im-
rzutnię rakiet. Gwardzista tkwił w miejscu, zbyt przerażony, by zrobić jaki- perialnymi jednostkami była zerwana. Naoczne dowody kazały przyjąć za-
kolwiek ruch. Corbec dopadł go brnąc przez gęstą wodę i chwycił za prze- łożenie, że okupująca zakłady grupa jest jedynym oddziałem lojalistów, któ-
wieszoną przez ramię broń. Oszołomiony Melyr nie chciał mu jej oddać. ry dotarł bezpiecznie w głąb nieprzyjacielskich pozycji. Nie można było li-
- Mkoll ! Pomóż mi, na fetha ! – krzyknął Corbec siłując się z operatorem czyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony sił sojuszniczych, na żaden manewr
wyrzutni. Wyszarpnął mu w końcu broń i trzymał ją teraz w rękach nie- ratunkowy. Gaunt łudził się wcześniej, że być może przeklęci Jantyńscy
pewnie, nienawykły do posługiwania się tak ciężkim sprzętem. Rzut oka na Patrycjusze czy nawet elitarni szturmowcy samego Dravere zostaną prze-
panel kontrolny upewnił go, że wyrzutnia jest załadowana i gotowa do rzuceni na flankę Duchów, ale nagłe bombardowanie pogrzebało raz na
odpalenia. Wielki cień padł na postać pułkownika. Bestia nie będąca już zawsze te nadzieje.
dłużej Draylem stała nad nim sycząc przez zaciśnięte metalowe zęby. Elektromagnetyczne wyładowania i zakłócenia radiowe wywołane nie-
Corbec cofnął się w tył i spróbował wycelować wyrzutnię, ale jego ustającym bombardowaniem uniemożliwiały nawiązanie łączności ze szta-
dłonie były mokre i śliskie. Poślizgnął się na błotnistym dnie kanału, zaczął bem ani jednostkami pozostającymi wciąż na linii frontu, a nawet zwykła
mamrotać modlitwę: Święty Imperatorze, ustrzeż nas przed złem Ciemności, komunikacja taktyczna na poziomie drużyny pełna była szumów radiowych
czuwaj nad bronią, która Ci służy... Święty Imperatorze, ustrzeż nas przed i przekłamań. Pułkownik Zoren ponaglał swojego oficera komunikacyjnego
złem Ciemności. Nacisnął spust. Nic. Błoto dostało się do wnętrza mecha- nakazując mu połączyć się z jakimś nasłuchującym na orbicie okrętem ma-
nizmu odpalającego. rynarki w nadziei na orbitalne rozpoznanie i określenie precyzyjnej pozycji
Stwór pochylił się nad kanałem i chwycił czubkami szponiastych palców lojalistów. Lecz po sześciu miesiącach nieustającej wojny górne warstwy at-
za bluzę oficera. Podniesiony w powietrze pułkownik zawisł na odległość mosfery planety przesycone były grubymi warstwami dymu, popiołów, ano-
wyciągniętej ręki od istoty Chaosu. Błoto wyciekło z przechylonej wyrzutni. malii energetycznych i Imperator jeden wie, czego jeszcze. Nic nie potrafiło
Pociągnął ponownie za spust i rakieta oderwała głowę stwora. się przebić przez ten ekran.
Wybuch cisnął Corbecem dwadzieścia kroków w tył, prosto w stertę Na jedyne dobiegające zewsząd dźwięki składał się grzmot artyleryjskiej
śmieci. Wyrzutnia zagrzechotała spadając na stertę gruzu.. kanonady i zgiełk porykujących nieustannie mosiężnych trąb.
Bezgłowy stwór stał przez moment w miejscu, po czym wpadł do stu- Gaunt spacerował po zajmowanej przez gwardzistów ciemnej hali. Żoł-
dzienki. Sierżant Grell dopadł otworu wraz z tuzinem żołnierzy, których ze- nierze siedzieli w niewielkich grupkach, opatuleni szczelnie swymi płasz-
brał przy sobie miotając na wszystkie strony plugawymi wyzwiskami. Sto- czami przed zimnem nocy. Komisarz zakazał korzystania z przenośnych ko-
jąc wokół studzienki strzelali do jej wnętrza, póki zdeformowany metalowy cherów i rozpalania ognisk w obawie przed rebelianckimi obserwatorami
szkielet bestii nie zmienił się w osmalony złom. wyposażonymi w urządzenia termowizyjne. Kompozytowe ściany zakładu
Corbec gapił się na dymiące szczątki przez dłuższą chwilę, potem usiadł stanowiły wystarczający ekran dla sygnatur cieplnych wydzielanych przez
nieporadnie pośród gruzowiska i przewrócił się na plecy. ludzkie organizmy.
Teraz pojął już wszystko. I nie potrafił zaprzeczyć rzucanym samemu so- W hali znajdowało się ponad stu vitriańskich dragonów więcej niż Du-
bie zarzutom o spowodowanie tej tragedii. Drayl został skażony odłamkiem chów, ale członkowie tego regimentu skupili się we własnej grupie po dru-
przeklętej roztrzaskanej statuetki. Weź się w garść, wysyczał przez zaciśnię- giej stronie pomieszczenia. Pomiędzy najbliżej siebie siedzącymi gwardzis-
te zęby oficer, twoi ludzie cię potrzebują. Zaszczękał zębami w nagłym tami nawiązały się luźne pogawędki, zazwyczaj ograniczone do wymiany
ataku dreszczy. Rebeliantom, bandytom, nawet odrażającym orkom potrafił pozdrowień i zwyczajowych pytań.
sprostać, ale to tutaj... Vitrianie stanowili dobrze wyszkolony i zdyscyplinowany oddział, Gaunt
Bombardowanie wciąż trwało, wszędzie wokół dudniły bez ustanku trą- słyszał zresztą wcześniej wiele pochlebnych uwag pod adresem stoickiego
by. Po raz pierwszy od upadku Tanith, zmęczony ponad wszelką miarę, puł- charakteru i stosunku do wojny charakteryzującego tych żołnierzy. Komi-
kownik Corbec poczuł płynące z oczu łzy. sarz zastanawiał się w myślach, czy owa kliniczna postawa Vitrian, równie
czysta i ostra jak błysk ich osławionych szklanych pancerzy osobistych, nie
***** potrzebowała bynajmniej odrobiny wewnętrznego ognia i zaangażowania
aaa
cechującego prawdziwą liniową jednostkę. Słysząc zbliżającą się coraz bar- Vitrianin nawet nie spojrzał na swego towarzysza niedoli.
dziej artyleryjską kanonadę zwątpił, by dane mu było uzyskać kiedyś odpo- - Życie to bieg ku śmierci, a nasza własna śmierć jest równie nieunikniona
wiedź na to pytanie. jak zagłada nieprzyjaciela.
Pułkownik Zoren odłożył w końcu słuchawkę radiokomunikatora i prze- Caffran zastanawiał się przez chwilę nad usłyszanymi słowami, potem
szedł między swymi żołnierzami w kierunku Gaunta. Ledwie widoczna w potrząsnął niepewnie głową.
półmroku hali, jego ciemnoskóra twarz była posępna i zacięta. - Coś ty za jeden, filozof ?
- I co robimy, komisarzu-pułkowniku ? – zapytał odwołując się do formal- Vitriański szeregowiec, Zogat, obrócił głowę i spojrzał na Ducha z lek-
nej szarży Gaunta – Będziemy czekać, aż śmierć przyjdzie po nas niczym po kim politowaniem. Wizjer jego hełmu był odsunięty, toteż Tanithijczyk do-
bezradnych starców ? strzegł podejrzliwy błysk w oczach żołnierza.
Przed ustami rozglądającego się po pomieszczeniu Gaunta unosiły się - Byhata, vitriańska sztuka toczenia wojen. To nasz kodeks, filozofia kasty
niewielkie obłoczki pary. Komisarz potrząsnął przecząco głową. wojowników. Nie oczekuję, byś zdołał to pojąć.
- Jeśli pisana jest nam śmierć – oświadczył – niech przynajmniej przyniesie Caffran wzruszył ramionami.
jakiś pożytek. Mamy tu prawie czterystu żołnierzy, pułkowniku. Los sam - Nie jestem taki głupi jak ci się wydaje. Mów dalej... jak to jest z tą sztuką
wybrał za nas kierunek działania. wojen ?
Zoren zmarszczył czoło. Vitrianin wyglądał na nieco zaniepokojonego pytaniem, najwyraźniej za-
- Co ma pan na myśli ? stanawiał się, czy intencją rozmówcy była zamierzona drwina. Lecz niski
- Odwrót zaprowadzi nas prosto pod artyleryjską nawałnicę, marsz zarówno gothic nie był bynajmniej językiem rodzinnym obu mężczyzn, a Caffran
w prawo jak i lewo to równie pewna zguba, ostrzał dopadnie nas prędzej czy wręcz wydawał się lepiej nim posługiwać W kwestii różnic kulturowych
później. Istnieje tylko jedna droga, w głąb terytorium nieprzyjaciela. Musi-światy pary gwardzistów musiały być do siebie podobne.
my uderzyć na ich nową linię frontu i poczynić tyle szkody, ile tylko zdo- - Byhata zawiera filozofię żołnierskiej kasty. Studiują ją wszyscy Vitrianie,
łamy. ponieważ stanowi wykładnię naszego postępowania na polu bitwy. Jej mąd-
Zoren milczał przez chwilę zamyślony, potem uśmiechnął się złowiesz- rość kieruje naszymi taktykami, siła umacnia wolę, czystość i przejrzystość
czo. Jego śnieżnobiałe zęby błysnęły w półmroku. Vitriański pułkownik naj- rozjaśnia umysły, a pojęcie honoru decyduje o zwycięstwie.
wyraźniej zaakceptował propozycję swego kolegi. Plan działania miał w - To musi być wyjątkowo obszerna księga – skomentował sardonicznym to-
sobie prostą logikę i element żołnierskiego honoru, który w skrytej opinii nem Caffran.
Gaunta mógł zaważyć na decyzji Zorena. - Bo i jest – wzruszył niechętnie ramionami Zogat.
- Kiedy wyruszymy ? – zapytał Vitrianin zakładając z powrotem swoje - Wyuczyłeś się jej na pamięć czy nosisz przy sobie ?
rękawice. Vitrianin rozsznurował swoją kamizelkę i pokazał Duchowi wierzch
- Shriveńskie bombardowanie obróci ten obszar w perzynę za godzinę, cienkiego tomu o szarych okładkach, noszony w kieszeni kombinezonu.
najwyżej dwie. Im wcześniej, tym lepiej. A najlepiej natychmiast. - Nosimy ją na sercach. Osiem milionów liter naniesionych na monokrysta-
Obaj oficerowie wymienili lekkie ukłony i szybko ruszyli pomiędzy swo- liczny papier.
ich ludzi podrywając ich z miejsc spoczynku. Caffran ledwie zdołał ukryć swe oszołomienie.
W przeciągu niecałych dziesięciu minut cała grupa była już gotowa do - Mogę ją obejrzeć ? – zapytał.
wymarszu. Tanithijczycy założyli do swych laserów nowe baterie, wymie- Zogat pokręcił przecząco głową i zasznurował kamizelkę.
niając w razie konieczności nadtopione lufy i zgodnie z poleceniem przesta- - Stronnice posiadają zakodowany wzór linii papilarnych właściciela, tylko
wiając Gaunta potencjometry broni na poziom połowy mocy. Srebrne tanit- on może otworzyć swój egzemplarz księgi. Poza tym napisano ją po vitriań-
hijskie noże podwiesili pod karabinami poczerniając ich ostrza sadzą i bło- sku, a wątpię, żebyś znał ten język. A jeśli nawet byłby ci znany, udostęp-
tem. Poprawiając maskujące płaszcze Duchy podzieliły się na niewielkie nianie obcych dostępu do tego świętego tekstu jest poważnym przestęp-
drużyny liczące nie więcej niż dwunastu mężczyzn, w tym przynajmniej stwem.
jed-nego operatora broni ciężkiej. Caffran przysiadł na piętach i rozmyślał nad czymś przez dłuższą chwilę.
Gaunt obserwował w milczeniu przygotowania Vitrian. Ich podoficero- - My Tanithijczycy... my nie mamy niczego podobnego. Żadnej wielkiej
wie objęli komendę nad większymi drużynami piechoty, liczącymi po dwu- sztuki wojennej.
dziestu żołnierzy i rzadko wyposażonymi w broń ciężką. Dragoni najwyraź- Vitrianin spojrzał na niego z ukosa.
niej faworyzowali karabiny plazmowe, Gaunt nie dostrzegał nigdzie śladu - Nie posiadacie żołnierskiego kodeksu ? Bitewnej filozofii ?
karabinów termicznych ani miotaczy ognia. Zdecydował, że to Duchy pójdą - Robimy to, co musimy – oświadczył Caffran – Działamy w myśl powie-
w forpoczcie grupy. dzenia „Walczmy twardo, kiedy trzeba i nie pozwólmy im nas dostrzec, gdy
Vitrianie podwiesili pod lufy laserów bagnety, w sposób przywodzący na nadchodzimy”. Nie jest to zbyt wiele, jak sądzę.
myśl choreograficzny układ niemal jednocześnie sprawdzili stan naładowa- Vitriański gwardzista rozważał przez chwilę słowa rozmówcy.
nia baterii i ustawili potencjometry broni na maksymalny poziom. Potem - Bez wątpienia... brakuje tu subtelnych podtekstów i głębszych myśli prze-
znów jednocześnie wszyscy żołnierze nacisnęli niewielkie przyciski na opla- wodnich naszej Sztuki Wojen – oświadczył w końcu.
tających ich biodra pasach. Z ledwie słyszalnym zgrzytem połyskliwe płytki Zapadła długa chwila ciszy.
vitriańskich pancerzy osobistych przesunęły się na drugą stronę ukazując Caffran parsknął i niemal jednocześnie obaj mężczyźni wybuchli szcze-
ciemną matową farbę. Gaunt z trudem zdołał ukryć swe zdumienie. Kombi- rym śmiechem. Przez kilka minut chichotali prawie przy tym płacząc, dając
nezony dragonów okazały się niespodzianką, posiadały bowiem funkcjonal- upust nagromadzonej w przeciągu dnia histerii. Pomimo trwającego cały
ny kamuflaż nocny, o którym komisarz nie miał wcześniej pojęcia. czas bombardowania, pomimo nieustannej obawy, że kolejny pocisk może
Grzmot bombardowania niósł się ponad ruinami, odległy i tak już znajo- wpaść wprost do krateru i unicestwić ich w ułamku sekundy, strach para-
my, że lojaliści przestali zwracać na niego uwagę. Gaunt skontrolował swój liżujący dotąd myśli żołnierzy wyraźnie zelżał.
słuchawkowy komunikator i wdał się w szybką wymianę zdań z Zorenem. Vitrianin odpiął od pasa manierkę, upił z niej łyk wody i podał naczynie
- Używajcie kanału Kappa – polecił – Kanał Sigma to rezerwa. Pójdę przo- Duchowi.
dem z Duchami. Nie zostawajcie zbyt daleko w tyle. - Wy Tanithijczycy... niewielu was pozostało, jak słyszałem ?
Zoren kiwnął głową poprzez halę dając komisarzowi znać, że zrozumiał Caffran skinął głową.
komunikat. - Zaledwie dwa tysiące. Tyle komisarz-pułkownik Gaunt zdołał zebrać w
- Widziałem, że twoi ludzie ustawili moc laserów na pełną – dodał Gaunt dniu naszej Fundacji. W dniu, kiedy nasz świat umarł.
pytającym tonem. - Mimo to posiadacie świetną reputację – dodał Zogat.
- Istnieje taki zapis w vitriańskiej sztuce wojny: „Uderz za pierwszym - Doprawdy ? Jeśli nawet, to jest to reputacja zdobyta dzięki wszystkim tym
razem tak, by zabić. Nie musisz się wówczas kłopotać drugim ciosem”. czarnym robotom jakie zrzuca się na grzbiety jednostek specjalnych. Wy-
Gaunt popadł na moment w zadumę, po czym odwrócił się i wyszedł z syłają nas do nieprzyjacielskich miast i cytadeli, na których inni łamią sobie
hali w ślad za swymi gwardzistami. zęby. Zastanawiam się nad tym, kogo będą do tej roboty przydzielać, gdy
zginą ostatni z nas.
***** - Często śni mi się mój ojczysty świat – oświadczył melancholijnym tonem
Zogat – Widzę wtedy miasta ze szkła, kryształowe pawilony. Chociaż jes-
Siedzącym w kryjówce ludziom wydawało się, że świat dokonał podziału tem przekonany, że nie ujrzę ich już nigdy więcej, wspomnienia koją duszę.
na dwie połowy: ciemność głębokiego krateru i oślepiającą łunę bombardo- To musi być straszne uczucie nie mieć własnego domu.
wania na zewnątrz. Szeregowiec Caffran i Vitrianin kulili się na dnie wyrwy Caffran wzruszył ramionami.
podczas gdy nad ich głowami szalała ognista pożoga. - Jak straszne może być ? Gorsze od samobójczego szturmu na pozycje
- Na fetha ! Nie sądzę, żebyśmy wyszli z tego żywi... wroga ? Gorsze od umierania ? Wszystko, co spotyka cię na gwardyjskiej
służbie jest
służbie jest na swój sposób straszne. Czasami brak własnego domu staje się Milo złapał Gaunta za rękaw i pociągnął ku sobie na ułamek sekundy
wręcz zaletą. przed pojawieniem się pierwszych rozbłysków detonacji, jakieś sześć kilo-
Zogat posłał w stronę towarzysza pytające spojrzenie. metrów na zachód od pozycji grupy komisarza.
- Nie mamy już nic do stracenia, nic nie może nas rozproszyć ani posiać w - Bliższa nawała ogniowa ? – zapytał chłopiec. Komisarz sięgnął po swą
nas zwątpienia. Oto jestem, szeregowiec Gwardii Dermon Caffran, sługa lornetę, okulary instrumentu zazgrzytały cichutko ustawiając automatycznie
Imperatora, niech władza Jego trwa wiecznie. ostrość konturów obserwowanych w oddali budowli.
- A widzisz, więc jednak posiadasz swą własną filozofię życia – odparł Vit- - Co to było ? – w słuchawce komunikatora rozległ się głos Zorena – To nie
rianin. Obaj żołnierze umilkli wsłuchując się przez dłuższą chwilę w grzmot ostrzał artyleryjski.
dział. - Zgadza się – odparł Gaunt. Polecił wstrzymać ruch oddziału i zabezpie-
- Jak... jak umarł twój świat, człowieku z Tanith ? – zapytał w końcu Zogat. czyć dotychczasowe pozycje, rząd niskich magazynów i warsztatów z rdze-
Caffran zamknął oczy zastanawiając się przez jakiś czas, sięgając umys- wiejącej blachy. Potem wraz z Brinem i dwójką innych Duchów cofnął się
łem po wspomnienia, które od dawna starał się wymazać z pamięci lub na spotkanie idącego w tyle Zorena.
przynajmniej ignorować. Westchnął. - Ktoś jeszcze znalazł się po niewłaściwej stronie muru – oświadczył vit-
- To stało się w dniu naszej Fundacji – zaczął. riańskiemu dowódcy komisarz – Te budowle zostały zniszczone za pomocą
ładunków burzących.
***** Zoren poparł usłyszane stwierdzenie kiwnięciem głowy.
- Obawiam się... – zaczął nieco zmieszanym tonem – że to żaden z moich
Nie mogli zostać w tym miejscu ani chwili dłużej. Nikt nie pomyślał o podwładnych. Vitriańska dyscyplina jest zbyt na to rygorystyczna. Bez wy-
przesuwającym się powoli bombardowaniu, to wstrząsające czyny Drayla muszonej nieznanymi mi powodami konieczności żaden dragon nie użyłby
wprawiły wszystkich w drżenie i lęk budząc w ludziach przemożną chęć w tej sytuacji materiałów wybuchowych. Te eksplozje to praktycznie flary
ucieczki z tego miejsca. sygnałowe dla obserwatorów wrogiej artylerii. Lada chwila zaczną ostrzeli-
Corbec wezwał sierżantów Grella i Currala rozkazując im podłożyć ła- wać tę część rejonu, bo pewnie też się zorientowali, że ktoś tam jest.
dunki wybuchowe w halach zakładu, by dzięki wysadzeniu obiektu w po- Gaunt podrapał się paznokciem po policzku. On też był przekonany, że
wietrze uciszyć choć część doprowadzających ludzi do szaleństwa trąb. Puł- seria wybuchów była dziełem Tanithijczyków. Rawne, Feygor, Curral...
kownik postanowił ruszyć w stronę linii nieprzyjaciela i poczynić tyle znisz- może nawet sam Corbec. Wszyscy z nich mieli skłonność do działania od
czenia, ile zdoła, zanim wróg go zatrzyma. czasu do czasu wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi.
Kiedy kompania – po rzezi Drayla Corbecowi pozostało zaledwie stu Na oczach obu oficerów w powietrze wyleciał następny fragment odleg-
dwudziestu żołnierzy - kończyła ostatnie przygotowania do wymarszu, po- łego kompleksu produkcyjnego.
wrócił zwiadowca Baru, jeden z trzech szperaczy wysłanych na rozpoznanie - W takim tempie – warknął zdenerwowany komisarz – mogą równie dob-
przedpola grupy. Nie był sam. Uwięziony ostrzałem na dobre pół godziny rze zgłosić nieprzyjacielowi swe pozycje przez radio !
we wschodnim labiryncie okopów, zwiadowca stwierdził z niepokojem, że Zoren przywołał machnięciem ręki swego oficera łączności. Gaunt zaczął
drogę powrotną odcięła mu inna ściana ogniowej nawałnicy. Przez dłuższy kręcić tarczami radiokomunikatora wykrzykując do mikrofonu swój kod
czas Baru był święcie przekonany, iż nie zdoła odnaleźć ponownie swej wywoławczy. Dystans dzielący dragonów od miejsca tajemniczych wybu-
kompanii. Przekradając się między zasiekami, ziemnymi wałami i okopami chów nie był duży. Wciąż istniała nadzieja.
wpadł ku swemu zaskoczeniu na pięciu innych Tanithijczyków: Feygora,
Larkina, Neffa, Lonegina i majora Rawne. Piątka Duchów zdołała dobrnąć *****
tuż po rozpoczęciu bombardowania do sieci porzuconych przez wroga
umocnień i krążyła w nich bez celu niczym zgubione owce szukające reszty Ludzie Corbeca właśnie wysadzili w powietrze trzeci segment przemys-
stada. łowych budowli i weszli w labirynt wąskich przejść i pomostów łączniko-
Corbec ucieszył się szczerze widząc znajome twarze. Larkin był najlep- wych w obrębie kolejnego dużego zakładu, kiedy Lukas zawołał pułkowni-
szym strzelcem wyborowym w regimencie i jego pomoc w rychłym natarciu ka. Radiooperator złapał jakiś sygnał.
mogła okazać się wręcz nieoceniona. Feygor świetnie strzelał, a przy tym Corbec pobiegł w stronę podwładnego, jego buty rozpryskiwały war-
dorównywał skrytością działań zwiadowcom. Lonegin specjalizował się w stewkę wody zalegającą na kompozytowym chodniku. Odwrócił głowę w
materiałach wybuchowych, toteż pułkownik posłał go natychmiast do Grella kierunku sierżanta Currala polecając mu założyć kolejną serię ładunków bu-
i Currala. Neff dołączył do sanitariuszy grupy, a Rawne ku skrywanej uldze rzących, po czym sięgnął po słuchawki radiokomunikatora. Założył je na
Corbeca przejął bezpośrednie dowodzenie nad częścią sporej grupy gwar- uszy i zaczął uważnie nasłuchiwać. Niemal natychmiast usłyszał czyjś cien-
dzistów. ki zniekształcony głos, przerywany statycznymi trzaskami. Nie było mowy
Nocne przestworza pulsowały czerwoną poświatą, punktowane ognisty- o pomyłce, w słuchawkach rozbrzmiewał sygnał wywoławczy tanithijskiego
mi rozbłyskami synchronizowanymi w dziwaczny sposób z nieregularnym regimentu.
rytmem trąb. Grell podszedł do Corbeca meldując o podłożeniu ładunków. Ponaglany przez dowódcę Lukas przesunął mosiężne potencjometry ko-
Zegary detonatorów ustawiono na piętnaście minut. munikatora próbując wzmocnić sygnał. Corbec zaczął wykrzykiwać swój
Kompania ruszyła główną arterią komunikacyjną wiodącą z fabryki, w kod identyfikacyjny do mikrofonu.
dwóch kolumnach poprzedzanych przez sześcioosobową czujkę. Forpocztę - Corbec !... kowniku !... tórzyć ?! Minowan... órzyć... odsk...
grupy tworzyli sierżant Grell, snajper Larkin, zwiadowcy Mkoll i Baru, nio- - Proszę powtórzyć, komisarzu, tracę sygnał ! Proszę o powtórzenie !
sący wyrzutnię rakiet Melyr i wyposażony w pakiet szperacza Domor. Zada-
niem szóstki było przeczesanie terenu przed maszerującą szybko kolumną i *****
jego zabezpieczenie.
Opuszczone kilkanaście minut wcześniej przemysłowe hale zaczęły wy- Oficer komunikacyjny Zorena podniósł głowę znad radionadajnika i po-
latywać w powietrze. W ciemność nocy wystrzeliły wielkie słupy jaskrawe- kręcił nią przecząco.
go światła rozrywające mroczne sylwety budowli. Najbliżej położone trąby - Nic, komisarzu. Wyłącznie radiowe trzaski.
ucichły w pół dźwięku. Gaunt polecił mu próbować dalej. Istniała realna szansa na wzmocnienie
Kiedy huk detonacji ucichł, do uszu gwardzistów dobiegło zawodzenie liczebności grupy, jeśli tylko Corbec zaprzestałby kolejnych samobójczych
innych instrumentów. Zainstalowane w fabryce trąby swym hałasem masko- wyczynów przed celownikami nieprzyjacielskich baterii.
wały obecność reszty diabolicznej orkiestry. Niepokojący harmider targał - Corbec ! Tutaj Gaunt ! Zaprzestań dalszej demolki i natychmiast kieruj się
skołatanymi nerwami żołnierzy. Corbec splunął ze złością na ziemię, na wschód ! Co sił w nogach ! Corbec, potwierdź odbiór !
dźwięk trąb zaczynał budzić w nim zwierzęcą wściekłość. Zbyt przypominał
liczne noce spędzone w tanithijskich puszczach. Tak często wystarczyło na- *****
depnąć na ukrytego opodal ogniska cykotnika, by natychmiast setka innych
podjęła irytujący zew insekta. - Ładunki gotowe do odpalenia – zameldował sierżant Curral, ale umilkł
- Ruszać się – burknął do najbliższych Duchów – Niebawem ich znaj- widząc podniesioną dłoń pułkownika. Klęczący przy komunikatorze szere-
dziemy. Wykończymy ich wszystkich, do ostatniego. gowiec Lukas próbował usłyszeć coś pośród wypełniających słuchawki
Usłyszał krzepiące serce pomruki aprobaty. Kompania sunęła czujnie trzasków.
przed siebie. - Mamy przestać... każe nam natychmiast przemieścić się na wschód... mu-
simy...
***** Lukas spojrzał na Corbeca rozszerzonymi lękiem oczami.
- Komisarz twierdzi, że zaraz ściągniemy na siebie ogień artylerii.
Pułkownik odwrócił się powoli i spojrzał na ciemne przestworza, gdzie świata. Nie zamierzam stać z założonymi rękami i patrzeć jak banda niedo-
pociski wystrzeliwane z odległych fortyfikacji kreśliły ogniste smugi na tle bitków włóczy się za linią ziemi niczyjej rujnując moje plany działania.
czerni nocy. - Ty naprawdę traktujesz to bardzo osobiście, Flense – uśmiechnął się
- Na fetha ! – wydyszał pojmując znienacka ogrom bezmyślnego błędu, jaki drwiąco Dravere.
popełnił kierując się zwykłym ludzkim gniewem i frustracją. Jantyński pułkownik starał się ukrywać własne emocje, ale natychmiast
- Ruszać, się, ruszać ! – wrzasnął podrywając na nogi zdezorientowanych wyczytał zew sposobności w głosie przełożonego.
żołnierzy. Nie zwalniając szaleńczego kroku zaczął wymachiwać rękami, by - Generale, jeśli w linii bombardowania pojawi się wyłom, czy otrzymam
przywołać do siebie ludzi z rozstawionych po bokach wart. Wiedział, że ma pańskie pozwolenie na wykonanie szybkiego rajdu ? Mam w pełnej goto-
zaledwie sekundy na wyprowadzenie swych gwardzistów ze strefy ostrzału wości silną grupę zmotoryzowaną.
podświetlonej płomieniami wysadzonych w powietrze budynków, tworzą- Dravere zamyślił się na chwilę nad pytaniem oficera. Nadchodziła pora
cych jaskrawą strzałkę sygnalizującą wycelowaną prosto w ich tymczasowy posiłku, toteż trudno mu było skoncentrować się na aspektach taktycznych,
obóz. ale wizja rychłego zwycięstwa przeważyła.
Skierował się na wschód. Gaunt mówił coś o wschodzie. Jak daleko znaj- - Jeśli wygrasz dla mnie, Flense, nie zapomnę ci tego. Moja przyszłość
dowała się kompania komisarza ? Kilometr ? Dwa ? Ile jeszcze czasu pozo- skrywa wiele obietnic, byle tylko uwolnię się od tego przeklętego świata. Ty
stało do artyleryjskiej salwy ? Czy shrineńscy operatorzy ładowali już trzy- również mógłbyś wtedy z nich skorzystać.
tonowe pociski fosforowe w zamki swych olbrzymich dział, czy kalibrowali - Stanie się zgodnie z pańską wolą, lordzie generale.
wykonane z brązu dalmierze i obracali z metalicznym łoskotem tryby pod-
nośników luf kierując je w stronę nowego celu ? *****
Ludzie Corbeca pędzili przed siebie co sił w nogach. Nikt nie zaprzątał
sobie głowy przeczesywaniem terenu. Pułkownik mógł tylko ślepo ufać, iż Bystry oportunistyczny umysł pułkownika Flense przewidział możli-
w pobliżu nie kryli się żadni shriveńscy maruderzy. wość, że Shriveni przesuną linię bombardowania – albo jeszcze lepiej tylko
jedną jego sekcję – by ostrzelać obszar uwieczniony na zdjęciu satelitarnym
***** i pozbyć się uciążliwych intruzów krążących gdzieś za linią ostrzału. A to
otwarłoby mu oczekiwany wyłom.
Vitriański radiooperator odtworzył raz jeszcze ostatni zarejestrowany Wykorzystując komunikaty przesyłane z orbity do siedzącego w pierw-
sygnał i wzmocnił go oczyszczając nieco zapis z radiowych szumów. Gaunt szym czołgu astropaty Flense przemieścił swą zmotoryzowaną kolumną na
i Zoren obserwowali niecierpliwie jego wysiłki. zachód, wzdłuż linii rzeki i poprzez pontonowy most, wjeżdżając tak daleko
- Potwierdzenie, jak sądzę – stwierdził – Odebrali rozkaz. w głąb ziemi niczyjej jak mu na to pozwalał zdrowy rozsądek. Pociski
Gaunt pokiwał z aprobatą głową. artyleryjskie Shrivenów tworzyły nieustającą ścianę ognia przed frontem je-
- Pozostaniemy na tych pozycjach do chwili nawiązania kontaktu z Corbe- go pojazdów.
cem. Flense omal nie przegapił swej okazji. Ledwie zdążył rozstawić w szyku
W tym samym momencie obszar przemysłowych zabudowań na zacho- wszystkie swe maszyny, kiedy z przodu pojawił się wyłom. Długi na pół
dzie zapłonął jaskrawym blaskiem. Wielkie słupy ognia zaczęły wystrzeli- kilometra fragment ogniowej nawałnicy zniknął, by pojawić się kilkanaście
wać ku nocnemu niebu unicestwiając wszystko wokół. Eksplozje punktowa- sekund później w głębi ziemi niczyjej, w miejscu sfotografowanym przez
ły całą strefę w rytm kolejnych salw. Shriveni przesunęli jedną sekcję swej skanery marynarki.
artyleryjskiej nawały na trzy kilometry w głąb ziemi niczyjej próbując anihi- Powstała brama w wale nawałnicy, droga wiodąca do serca shriveńskich
lować wypatrzone moment wcześniej ślady życia. pozycji.
Gaunt mógł tylko patrzeć i czekać. Flense wykrzyczał do mikrofonu rozkaz. Wbijając pedały gazu do podłóg
kierowcy jantyńskich pojazdów ruszyli przed siebie podskakując i ślizgając
***** się na pobojowisku.
*****
*****
*****
*****
*****
*****