Professional Documents
Culture Documents
KOSMICZNA PODRÓŻ
(Cosmic Voyage / wyd. orygin. 1996)
PROLOG
Kosmiczna podróż to książka opisująca dwa społeczeństwa znanego inteligentnego życia
pozaziemskiego. Praca ta jest wynikiem całych lat obserwacji obcych kultur, które w wyraźny
sposób zaznaczyły na Ziemi swoją działalność. Przedstawia historię dwóch innych światów,
które przeżyły katastrofę i zdołały ocalić swą cywilizację po przybyciu na Ziemię. Pozostali
przy życiu mają ogromne potrzeby i wymagają pomocy. Ale okazuje się, że wymagamy jej
również my – ludzie, a nasze trzy rasy dzielą wspólne przeznaczenie. Łączy nas wspólnota
doświadczeń – podobnie jak istoty pozaziemskie, my również doznamy wkrótce ekologicznej
katastrofy na skalę planetarną. To od ET nauczymy się, jak przetrwać na zniszczonej planecie
kurzu.
Badania przedstawione w tej książce prowadzone były przy użyciu rygorystycznych,
precyzyjnych protokołów teleobserwacji, opracowanych dla celów wywiadu armii Stanów
Zjednoczonych. Dane uzyskane tą metodą dokładnie odzwierciedlają rzeczywistość, a nie, jak
niektórzy mogą sądzić, wyobrażenia czy obrazy alegoryczne. Obrane przeze mnie metody są
nowymi, ale wyjątkowo wiarygodnymi narzędziami badawczymi, niezależnie od tego, czy
inni naukowcy uznają je czy nie.
W niniejszej pracy opisuję to, czego dowiedziałem się o istotach pozaziemskich w trakcie
mojego szkolenia i w miesiącach, które nastąpiły potem. W części I książki przedstawiam
zagadnienie i historię teleobserwacji. Opisuję również własne przeżycia, związane z
rozległym programem szkoleniowym w zakresie teleobserwacji i innych zaawansowanych
technik poszerzania świadomości. Sedno książki zawarte jest w części II, gdzie podaję
szczegóły wszystkich zebranych przez siebie danych i analiz dotyczących istot
pozaziemskich. Postanowiłem ująć materiał chronologicznie, żeby Czytelnik mógł
przynajmniej częściowo dzielić ze mną dreszczyk emocji związany z odkrywaniem nowych
rzeczy. W części III książki dokonuję analizy sytuacji rodzaju ludzkiego na tle szerszej
społeczności galaktycznej. Przedstawiam pewne propozycje odnośnie naszego uczestnictwa w
międzygatunkowej dyplomacji, w tym kurs dla dyplomatów, którzy będą reprezentować ludzi
w Federacji – kolektywnej organizacji galaktycznej. Życie pozaziemskie istnieje, i to w dużej
różnorodności. Książka ta udostępnia szerokim kręgom naszą obecną wiedzę na temat dwóch
cywilizacji pozaziemskich, które odwiedzają Ziemię. Nie są to spekulacje, lecz jak
najbardziej miarodajne fakty. Przedstawiam tu wyniki badań w tej dziedzinie, opatrzone moją
interpretacją.
Jest rzeczą naturalną, że nowatorskie badania nie trafiają do przekonania skostniałych
umysłów. Szerokie uznanie przychodzi z czasem; co do tego nie mam wątpliwości. Wkrótce
wyrośnie nowe pokolenie uczonych, którzy będą w stanie świeżym spojrzeniem ogarnąć
poruszane tu zagadnienia. W tak zwanym międzyczasie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby
stosować nowo odkryte metody, o ile tylko korzysta się z nich zgodnie z rygorami naukowych
norm.
Metody używane do zbierania danych w tej książce były kontrolowane tak samo
rygorystycznie, jak w przypadku każdego innego badania naukowego. Nie chcę przez to
powiedzieć, że ściśle przestrzegano tych samych zasad naukowych w procedurach zbierania
danych. Jak później wyjaśnię, odnosi się to zwłaszcza do zasady odtwarzalności wyników.
Ludzie odznaczają się zadziwiającą zdolnością odrzucania informacji, które nie pasują do ich
wcześniej wyrobionych pojęć na temat rzeczywistości. Ponieważ naukowcy są ludźmi, cierpią
z powodu tej samej sztywności umysłu, co każdy inny. W niektórych kręgach owe z góry
powzięte poglądy na temat świata znane są jako obowiązujące paradygmaty. Są to wzorce
informacyjne, coś w rodzaju szablonów, według których ocenia się wszelkie informacje z
zewnątrz. Informacje te mogą pochodzić z gazety, od przyjaciela, wykładowcy na
uniwersytecie, z książki, czy z jakiegoś innego źródła. Jeśli nie pasują one do przyjętego
wzorca informacyjnego, ludzie po prostu nie dają im wiary. Można nawet odnieść wrażenie,
że dobra jest każda wymówka, o ile tylko spełnia swój cel: utrzymanie w mocy raz przyjętego
paradygmatu.
Z powodu tego zjawiska w społeczeństwie ludzkim mnożą się sprzeczności. Znajdziecie na
przykład bardzo wielu fizyków, twierdzących, że nie ma żadnych dowodów na poparcie tezy,
iż telepatia jest możliwa. Z drugiej strony, równie łatwo ustalić, że ci sami fizycy regularnie,
przynajmniej raz na tydzień, uczęszczają ze swoimi rodzinami do miejsc kultu, właśnie po to,
by nawiązać telepatyczną łączność z istotami niefizycznymi. W rzeczywistości, a stanie się to
dla Was jasne po przeczytaniu tej książki, ogromna większość naukowców, którzy nie uznają
takich zjawisk jak telepatia czy teleobserwacja za realne, w najlepszym wypadku jest po
prostu źle poinformowana lub, co bardziej prawdopodobne, zbyt uprzedzona, żeby spojrzeć
na zagadnienie w sposób obiektywny.
Ale żeby nie było żadnych nieporozumień w tym względzie: przedstawiciele konserwatywnej
społeczności naukowej są w pełni świadomi istnienia przynajmniej niektórych zjawisk
telepatycznych. Można podać wiele przykładów ich naukowej weryfikacji. W 1994 roku, w
styczniowym wydaniu Biuletynu Psychologicznego ukazał się szczególnie godny uwagi
raport dwóch psychologów, Daryla J. Berna i Charlesa Honortona, na temat komunikacji
telepatycznej, jaką zaobserwowano między ludźmi w serii ściśle kontrolowanych
eksperymentów. Oczywiście wielu naukowców pozostaje sceptycznych. Jednak nie ma
wątpliwości co do ostatecznego wyniku debaty. Wraz z upływem czasu coraz więcej
uczonych zacznie “odkrywać" szeroki zakres zjawisk telepatycznych.
Wielki fizyk, Max Pianek zauważył kiedyś, że największy postęp w nauce ma miejsce nie
dlatego, że ktoś dokonuje ważnego odkrycia, a wszyscy pozostali ochoczo przyjmują nowe
koncepcje. To raczej zmiana w myśleniu całego pokolenia przyczynia się do postępu nauki.
Starsi naukowcy na ogół trzymają się intelektualnych paradygmatów, które obowiązywały w
czasie, gdy oni sami prowadzili badania i robili kariery. Społeczeństwo czeka więc, aż tych
starych uczonych zastąpi nowa generacja badaczy, którym przełamanie schematów
myślowych przyjdzie znacznie łatwiej, bowiem od początku swojej naukowej drogi są
zaznajomieni z pewnymi nowymi koncepcjami.
W ciągu ostatnich piętnastu lat, naukowe rozumienie teleobserwacji – zdolności dokładnego
odbioru informacji z dużych odległości, zarówno w przestrzeni, jak i w czasie – zrobiło
ogromny postęp, chociaż szerokie rzesze naukowców nie wyraziły jeszcze swojej pozytywnej
oceny. W historii ludzkości raz po raz zdarzały się jednostki obdarzone specyficznym darem
widzenia na odległość. Osoba taka potrafiła na przykład “oczami umysłu" zobaczyć dom
znajdujący się po drugiej stronie globu. Zjawiska tego typu kwestionowane są tylko dlatego,
że nauka nie potrafi wyjaśnić, dlaczego przytrafiają się jedynie niektórym “utalentowanym"
osobom. Obecnie jednak wszystko uległo zmianie. Okazało się, że nie musimy już polegać na
uzdolnionych jednostkach. Najbardziej znaczącym odkryciem ostatnich piętnastu lat jest to,
że telepatii można się nauczyć, a następnie z powodzeniem zastosować ją w różnych
badaniach, uzyskując określone wyniki. Co więcej, wiarygodność wyszkolonych osób jest na
ogół dużo większa niż wiarygodność najlepszego telepaty naturalnego. Kompetentnie
przeprowadzone badania mogą dać odtwarzalne wyniki, gwarantujące niemal stuprocentową
dokładność.
Tej formy teleobserwacji nauczyli się oficerowie wywiadu i członkowie prestiżowej jednostki
do zadań specjalnych w armii amerykańskiej. Pierwotnym celem szkolenia tych
“telepatycznych wojowników" było szpiegowanie domniemanych wrogów Stanów
Zjednoczonych. Jednakże po zakończeniu szkolenia, teleobserwatorzy zaczęli badać cele,
które na ogół były bardziej interesujące niż, powiedzmy, silosy z pociskami czy spotkania w
murach Kremla. Członkowie grupy poddawali teleobserwacji niezidentyfikowane obiekty
latające, próbując rozwiązać zagadkę istot pozaziemskich.
Moja współpraca z nimi zaczęła się, kiedy już odeszli z wojska, w nadziei szerszego
wykorzystania nowo nabytych umiejętności badawczych. W trakcie ich badań nad UFO
uderzyło mnie, jak bardzo koncentrowali się oni na istotach pilotujących statki. Moim
zdaniem powinni byli raczej skierować wysiłki na zrozumienie społeczeństw, które te statki
wysyłały. Zaoferowałem im swoje usługi jako socjolog, w nadziei, że będę w stanie
przyczynić się do uzyskania odpowiedzi na szerszy zestaw pytań związanych ze strukturą
życia w naszej galaktyce. Taka była geneza tej książki.
Aż do teraz, niewielu ludzi znało historię tego, co na temat zjawiska UFO odkryto dzięki
teleobserwacji. Książka ta stanowi próbę złożenia układanki na podstawie dostępnej obecnie
wiedzy. Nie jest to książka tylko i wyłącznie o UFO czy istotach pozaziemskich (ET). Jest to
raczej próba podjęcia badań przy użyciu nowego zestawu narzędzi do zbierania danych.
Można się spodziewać, że inni badacze, wykorzystujący te same narzędzia, dokonają
dalszych odkryć, oraz że nasze rozumienie życia ET będzie coraz lepsze i pełniejsze.
Wybór gatunków
Książka ta bada społeczeństwa i światy dwóch cywilizacji pozaziemskich. Jedna z nich –
starożytna cywilizacja, która kwitła na Marsie w czasie, gdy po Ziemi chodziły dinozaury,
obecnie jest populacją mocno zdziesiątkowaną; druga to grupa istot nazywanych Szarymi. Ich
wybór do prezentacji w niniejszej książce nie został podyktowany tym, że teleobserwatorzy
nie znaleźli żadnych innych form życia. Owszem, znaleźliśmy. Skupiam się na tych dwóch
cywilizacjach dlatego, bo odgrywają one szczególnie doniosłą rolę w ewolucji naszego
gatunku na Ziemi.
Również pewne kwestie praktyczne przemawiają za tym, że Marsjanie oraz cywilizacja
Szarych stanowią obecnie odpowiednie cele do badania. Mars fizycznie znajduje się
niedaleko nas i ludzie w naturalny sposób interesują się historią tej planety. W najbliższej
przyszłości będziemy mogli odwiedzić Marsa. Pozwoli nam to dokładnie zbadać
archeologiczne ruiny tej cywilizacji, co dostarczy fizycznych dowodów potwierdzających
przedstawione tu dane z teleobserwacji. Jeśli chodzi o Szarych, to od dłuższego czasu są oni
ściśle związani zarówno z Marsjanami, jak i z ludźmi.
Ta książka oparta jest na faktach, nie na fikcji. Wielokrotnie sprawdzałem dokładność swoich
obserwacji w różnorodnych warunkach zbierania danych, a w połowie 1995 roku inni
wyszkoleni teleobserwatorzy niezależnie potwierdzili wiele, być może nawet większość
moich podstawowych odkryć. Tak więc, odtwarzalność stanowi ważny element poczynionych
przeze mnie twierdzeń. Nadal pracuję z teleobserwatorami, żeby uzyskać dalsze
potwierdzenie danych.
Każda zdrowa na umyśle osoba może obecnie odbyć szkolenie, konieczne do niezależnego
odtworzenia moich wyników (szczegółowo opisuję ten program szkoleniowy w Rozdziale
35). Odtwarzalność stanowi podstawowe kryterium wszelkiej nauki. Naukowiec dokonujący
odkrycia musi jasno wytłumaczyć procedury, jakich użył podczas badania, po czym inni
badacze powinni dokładnie powtórzyć te procedury w celu zweryfikowania osiągniętych
rezultatów. Żadna krytyka uzyskanych wyników nie ma racji bytu, o ile nie została podjęta
próba powielenia pierwotnych doświadczeń. Odnosi się to do moich badań w równym
stopniu, co do badań fizyka, który twierdzi, że odkrył nową subatomową cząstkę przy użyciu
akceleratora cząstek.
To, co odkryłem w trakcie sesji teleobserwacji, okazało się bardziej niezwykłe niż fabuła
jakiejkolwiek powieści science fiction. Nigdy nie wymyśliłbym równie niesamowitej historii,
jak to, co dane mi było zobaczyć. Ta nowa wiedza postawiła pod znakiem zapytania
wszystkie moje wcześniejsze zapatrywania. Musiałem zmienić wiele swoich poglądów na
temat tego, co mnie otacza, a proces ten wcale nie był łatwy.
Publikując te materiały nie jestem naiwny. Doskonale zdaję sobie sprawę z ostrzału krytyki,
jaki z pewnością dosięgnie mnie po opublikowaniu tych odkryć. Co więcej, moja pozycja na
uniwersytecie może zostać przez to mocno nadszarpnięta. Cieszę się godną pozazdroszczenia,
zasłużoną reputacją z racji twórczych badań, w których stosuję skomplikowane nielinearne
matematyczne modele zjawisk społecznych. Bynajmniej nie chcę stracić tej reputacji, ale
osoba prawdziwie oddana nauce musi przyjąć odpowiedzialność, która się z nią wiąże. Praca
badacza nie polega na głoszeniu tego, co popularne czy, jak to teraz modnie ujmują,
“politycznie poprawne". Naukowiec musi zdawać relację z prawdy, jakakolwiek by ona nie
była, a potencjalna reakcja innych na tę prawdę nie powinna wpływać na jego decyzję o
opublikowaniu bądź nie opublikowaniu w pełni weryfikowalnych wyników kompetentnie
przeprowadzonych badań.
Gatunek ludzki znajduje się na rozdrożu swej historii. Niedługo mamy wejść do sfery życia
galaktycznego jako pełnoprawni członkowie społeczności światów. Wobec tak wielkiej
sprawy, osobista kariera jakiegokolwiek naukowca nie ma większego znaczenia.
Wierzę, że badania będą trwać nadal. Inni uczeni dorzucą swoje cegiełki do moich odkryć i
poprawią popełnione przeze mnie błędy. Jestem jednak pewien, że zasadnicze aspekty mojej
analizy zostaną podtrzymane, a ci, co ośmielą się posłać swe umysły tam gdzie ja, odnajdą
prawdę, która broni się sama.
ROZDZIAŁ 1: KRÓTKA HISTORIA PROGRAMU MILITARNEGO STANÓW
ZJEDNOCZONYCH,
DOTYCZĄCEGO WOJNY PSYCHOLOGICZNEJ
Książka ta opowiada o dwóch cywilizacjach pozaziemskich, które wkrótce wywrą ogromny
wpływ na życie ludzi na Ziemi. Nie jest to praca na temat naukowej teleobserwacji, ale
ponieważ przedstawione tu dane uzyskano właśnie tą metodą, wydaje mi się właściwym, aby
pokrótce naszkicować historię zagadnienia. W ten sposób Czytelnicy będą mogli lepiej
zrozumieć techniki zastosowane w tych badaniach (Pełniejszy opis wydarzeń zarysowanych
w tym rozdziale można znaleźć w książce Jima Marrsa pod tytułem 'Tajemne akta: prawdziwa
historia amerykańskiego programu psychicznych działań wojennych' Harmony 1995).
Zainteresowanie rządu Stanów Zjednoczonych parapsychologią wynikło z potrzeby zbierania
informacji na temat wrogów państwa. Pierwotne zainteresowanie tematem zrodziło się w CIA
w latach siedemdziesiątych ale ogromną część badań przeprowadzał wywiad armii
amerykańskiej, poczynając od ściśle tajnego projektu, którego celem było wyszkolenie
najlepszych oficerów.
Poważny problem, wynikający ze zbierania danych przez wywiad wojskowy stanowiło
ryzyko, jakie ponosili jego agenci w związku z trudnościami przekazywania informacji do
kwatery głównej. Urządzenia techniczne, nawet najlepszej jakości, mogły być w każdej
chwili odkryte, a życie agenta jak i sama informacja narażone na niebezpieczeństwo.
Potrzebny był nowy sposób komunikacji z Waszyngtonem – funkcjonujący bez pomocy
urządzeń fizycznych.
Zrodził się zatem pomysł opracowania jakiegoś telepatycznego nadajnika, który mógłby
przekazywać informacje do Pentagonu z dużej odległości, powiedzmy z Moskwy. Agentowi
powierzano by zadanie zdobycia podstawowej informacji, którą można by wyrazić
odpowiedzią tak lub nie. Załóżmy, że wojsko amerykańskie chce wiedzieć, czy Sowieci mają
nowy typ broni. Szpieg dysponujący takim telepatycznym nadajnikiem ma wszelkie szansę,
by doskonale wywiązać się z zadania, gdyż nawet w przypadku śledzenia go przez KGB
trudno zdobyć dowód, że przekazuje on informacje.
Kolejnym bodźcem do badań w tym kierunku była obawa wojska amerykańskiego, że
Sowieci dysponują już psychiczną bronią militarną. Amerykanie nie chcieli pozostawać w
tyle i w ten sposób narodziła się zimna wojna psychologiczna.
Ciekawe jest to, że Rosjanie faktycznie dysponowali już programem psychicznych działań
wojennych. Obrali jednak inną metodę działania – zrezygnowali z tworzenia odpowiedniego
programu szkoleniowego w tym względzie, a zaczęli testować ludność w celu wyłowienia
jednostek o największym potencjale zdolności telepatycznych. Kiedy jednak udało im się
zebrać odpowiednią drużynę, natrafili na te same problemy, które trapiły armię amerykańską
– mianowicie na opór najwyższych rangą urzędników. Po obydwu stronach starano się nie
dopuścić do badania pewnych szczególnych celów, takich jak UFO. Z drugiej strony problem
miał również szerszy charakter – sprzeciwiano się samej metodzie zbierania danych.
Wielu dowódców, tak po stronie amerykańskiej jak i rosyjskiej, reprezentuje konserwatywny
system wartości, często natury religijnej. Nawet niereligijne sprzeciwy nie pozostawiały
wątpliwości, że wielu ludzi uznaje wykorzystanie takich możliwości technicznych za
niedopuszczalne. Opór wyszedł poza dziedzinę wojskowości i objął szerokie kręgi. Sam
słyszałem o pewnym wysoko postawionym polityku cywilnym, podlegającym bezpośrednio
ministerstwu obrony, który zawzięcie protestował podczas poufnej odprawy na temat UFO,
gdzie podnoszono kwestie techniki pozaziemskiej i informacji uzyskiwanych na drodze
telepatii. Urzędnik ten twierdził, iż wiedzę taką posiądziemy po śmierci w chwili dostania się
do nieba, a do tego czasu nie należy zgłębiać tego typu zagadnień. Najwyraźniej u Rosjan
sytuacja wyglądała podobnie. Urzędnicy bali się tematu niczym zjawy i projekt nie zyskał
odpowiedniego poparcia.
Początkowe zaangażowanie CIA w sprawy przekazu na drodze telepatycznej zaczęło się od
pracy z naturalnymi telepatami. Z chwilą, gdy tajne zaminowanie portów nikaraguańskich
przez CIA zwróciło uwagę amerykańskiego Kongresu, agencja dokonała czystki we
wszystkich jednostkach i projektach, mogących prowadzić do dalszych skandali politycznych.
Na tym skończyło się zainteresowanie CIA wojną psychologiczną.
Chociaż program opracowania telepatycznego nadajnika nigdy się nie powiódł, wysiłki do
niego zmierzające zaowocowały badaniem zastosowań technik parapsychologicznych w
pracy wywiadu. Szczególnie godne uwagi są tutaj dwa przedsięwzięcia. Pierwsze z nich to
praca profesora Roberta Jahna z laboratorium Uniwersytetu w Princeton (PEAR), która, choć
nie dotowana przez wojsko czy wywiad, wzbudziła spore zainteresowanie w kręgach tego
ostatniego. Jednakże największą uwagę armii zwróciły badania w Laboratorium
Teleobserwacji w Międzynarodowym Instytucie Badawczym Stanforda pod kierownictwem
drą Harolda Puthoffa.
Armii amerykańskiej nie nękały takie troski jak CIA. Dla wojska liczy się jedynie wykonanie
zadania. Podczas gdy CIA uwikłała się w problemy parapsychologiczne, wojsko zaczęło
tworzyć ukryte, czyli “czarne" jednostki, które miały pomóc w rozwiązaniu niektórych
trudnych problemów wywiadowczych.
Jedna z tych jednostek specjalnych nosiła kryptonim Oddział G (od nazwy “Płomień Grilla") i
nie figurowała na żadnym schemacie organizacyjnym wojska. Pierwotnym zadaniem
Oddziału G było badanie zastosowań technik telepatycznych w celu penetracji najbardziej
tajnych planów wrogów Stanów Zjednoczonych.
Ze względu na niezwykły charakter owej jednostki, zebrane przez nią informacje docierały
jedynie do najwyższych rangą oficerów i polityków. Wkrótce stało się jasne, że
przedsięwzięcie dostarcza potrzebnych informacji. Żeby dojrzeć, projekt musiałby jednak
wyjść poza ustalone granice. Problem z rozszerzeniem projektu polegał na tym, że zjawisko
teleobserwacji nie zostało uznane przez naukę. Wojsko musiało znaleźć jakiś sposób nadania
mu większej wiarygodności naukowej, dzięki której wzrosłyby fundusze na ten cel. Zaczęto
więc sponsorować doświadczenia naukowe, zmierzające do uwiarygodnienia zjawiska.
Owe wczesne badania naukowe nie obejmowały teleobserwacji w jej dzisiejszej postaci.
Polegały one zwykle na tym, że telepata leżał na łóżku z przyłożonymi do głowy i stóp
elektrodami. Używano sprzętu elektronicznego w celu wykazania, że biegunowość napięcia
ciała badanego przesunęła się o 180 stopni, co zwykle wskazywało na osiągnięcie przezeń
odmiennego stanu świadomości. Inna osoba w pokoju, zwana “monitorem", miała za zadanie
nakierować telepatę na cel i notować jego spostrzeżenia.
Jakkolwiek eksperymenty te dostarczały cennych informacji, dane zbierane w ten sposób nie
zawsze pokrywały się z innymi sesjami czy informacjami dostarczanymi przez innych
badaczy. Żeby nabrać przekonania do wartości materiałów, wojsko potrzebowało większego
stopnia wiarygodności.
W 1982 roku naturalny telepata Ingo Swann dokonał wielkiego przełomu w teleobserwacji
poprzez opracowanie protokołów potwierdzających zbieranie wiarygodnego wywiadu. Swann
dokonywał swoich odkryć przez wiele lat, kiedy uczestniczył w szerokich eksperymentach
przeprowadzanych w różnych instytutach naukowych, w tym w Badawczym Instytucie
Stanforda (Swann 1991, str. 92-94). Opracował on formę tele-obserwacji, opartą na
zastosowaniu współrzędnych geograficznych. Forma ta znana jest pod nazwą “teleobserwacji
współrzędnej"(Innym naturalnym telepatą, który pracował z SRI Intemational jest Joseph
McMoneagle. Pan McMoneagle opublikował ostatnio bardzo poczytną książkę na temat
teleobserwacji. Praca ta, pt. 'Wędrujący umysł' zawiera rozdział opisujący jego własne
obserwacje przeszłe) cywilizacji na Marsie. Moje własne badania prowadzone w
kontrolowanych warunkach potwierdzają wiele spostrzeżeń McMoneagle'a dotyczących
starożytnej cywilizacji marsjańskiej).
Potem Swann dostał kontrakt na przeszkolenie w tych technikach ponad tuzina ludzi –
niektórzy z nich byli wojskowymi, inni – cywilami. Pierwotne szkolenie trwało rok. Aby
wprowadzić kursantów w temat zmienionej świadomości, wysyłano ich do Instytutu
Monroe'a w Wirginii, gdzie szkolili się w osiąganiu stanów wychodzenia z ciała.
Waszyngton nie byłby Waszyngtonem, gdyby raz na jakiś czas nie wybuchł w nim skandal
przyciągający uwagę prawników i prasy. Za każdym razem po większym skandalu czynniki
decyzyjne podejmują działania by uniknąć takich incydentów w przyszłości. W czasie fiaska
operacji Iran-Nikaragua-Oliver North, minister obrony wszczął wśród podległych sobie wojsk
poszukiwania wtyczki lub organizacji, które ze względu na brak właściwej kontroli mogłyby
okazać się politycznie kompromitujące dla prezydenta. Znalazł oddział teleobserwacji i
nakazał inspektorowi generalnemu przeprowadzić śledztwo. Ponieważ zespół
teleobserwacyjny miał być jednostką badawczą, cywilni inspektorzy uznali jego działalność
za “normalną".
Od tego momentu sprawy operacyjne przybierały coraz gorszy obrót dla najlepiej
wyszkolonych teleobserwatorów. Ich wpływy w Waszyngtonie, które nigdy nie były zbyt
silne, malały coraz bardziej.
Jednak wszyscy członkowie zespołu wiedzieli już wtedy, że są obdarzeni niezwykłym darem
– darem widzenia, który pociągał za sobą odpowiedzialność wykraczającą poza kwestie
narodowe. Świadomość tego faktu i potrzeba służenia większej sprawie sprawiły, iż ludzie ci
zwrócili swe wewnętrzne wejrzenie ku górze, w kierunku gwiazd. Kiedy cała ta historia
zaczęła się w latach osiemdziesiątych, nikt z nich nie przypuszczał, że jest to droga do misji,
która może zmienić ewolucyjny bieg samej ludzkości.
Wstecz / Spis treści / Dalej
ROZDZIAŁ 2: TELEOBSERWACJA
HISTORIA
Najlepszym źródłem informacji na temat historycznych początków teleobserwacji (tzn.
samych protokołów, a nie wojskowego programu ich użycia) wydaje się być książka napisana
przez Ingo Swanna, człowieka, który opracował pierwszą wersję aktualnych protokołów
teleobserwacji, używanych przez armię amerykańską. W książce tej, pt. Ponad umysł i
zmysły, Swann opisuje teoretyczne podstawy działania teleobserwacji. Należy zaznaczyć, że
poglądy Swanna to jedynie hipoteza czy też teoria teleobserwacji. Swann jest artystą
(malarzem) i niezwykle utalentowanym naturalnym telepatą, ale nie jest naukowcem. Nie
umniejsza to jednak wartości jego poglądów, stanowiących zbiór intuicyjnie zebranych
pomysłów w tej materii.
Czytelnicy powinni zrozumieć na wstępie, że teleobserwacja (w takim znaczeniu, w jakim
używa się jej tutaj) nie przypomina w niczym komercyjnych pokazów medialnych. Jest to
wymagająca dyscyplina, która obejmuje ściśle określony zbiór protokołów; wykorzystywać ją
do celów zbierania danych może jedynie osoba przeszkolona przez kompetentnego
nauczyciela. Czytelnikom radzę by, przynajmniej chwilowo, powstrzymali się od opinii (za
lub przeciw), opartych na swojej wcześniejszej wiedzy czy doświadczeniach z naturalnymi
telepatami. Książka niniejsza, zarówno pod względem metodologii jak i treści, zawiera
informacje, które dla przytłaczającej większości Czytelników, stanowić będą całkowitą
nowość.
NAUKOWA TELEOBSERWACJA
W wyniku postępu i udoskonaleń teleobserwacja ewoluowała od sztuki do nauki; i na odwrót
– rozwój teleobserwacji przyczynił się do usprawnień w technice i do wyjaśnienia pewnych
zjawisk. W latach osiemdziesiątych do procedur teleobserwacyjnych wprowadzono
innowację, która polegała na wyeliminowaniu potrzeby użycia współrzędnych
geograficznych. Stosując nowoczesną wojskową wersję teleobserwacji, można zebrać więcej
danych, które jakościowo przewyższają dane zbierane metodą wyznaczania współrzędnych.
Interesujące jest to, że prywatne firmy stosują procedury opracowane w wojsku. Co więcej,
procedury te są różnie nazywane, w zależności od tego, kto je wykorzystuje. Nawet mój
nauczyciel zmienił nazwę. Jednak z tego co wiem, owe różnie nazywane procedury są
identyczne bądź prawie identyczne z tymi, które zostały opracowane i do dziś pozostają w
użyciu armii amerykańskiej.
Formę teleobserwacji, jaką wykorzystałem do przeprowadzenia badań dla celów tej książki,
nazwałem “naukową teleobserwacja". Naukowa teleobserwacja (SRV) to również technika
wywodząca się z procedur opracowanych w wojsku. Różnią się one jednak sposobem i celem,
do jakiego są używane. SRV pokrywa się z nowoczesnymi technikami wojskowymi pod
względem struktury, jednakże sięga znacznie dalej, umożliwiając dwustronną komunikację
pomiędzy teleobserwatorem a istotami zdolnymi do odbioru telepatycznego. Wojskowa
wersja teleobserwacji polegała zawsze na technice biernego pozyskiwania danych – nigdy nie
wykorzystano jej do porozumiewania się. Tym niemniej, w poniższym omówieniu będę
opisywał strukturę teleobserwacji, nie zaś jej użycie. Tak więc, odwołując się do struktur SRV,
będę zarazem robił bardziej ogólne odniesienia do nowoczesnych technik, opracowanych w
wojsku.
SRV stanowi zbiór protokołów czy też procedur pozwalających “nieświadomemu umysłowi",
jak go się często określa, na komunikację z umysłem świadomym, dzięki czemu następuje
przekaz cennych informacji z jednego poziomu świadomości do drugiego. Informacje
pochodzące z umysłu nieświadomego uważa się na ogół za intuicję, czyli odczucie w
stosunku do spraw na których temat nie mamy żadnej określonej wiedzy. Typowy przykład
stanowi matka, która po prostu wie, że jej dzieci znajdują się w poważnych kłopotach. Czuje
to niejako w kościach, nawet jeżeli nie ma żadnych konkretnych podstaw, żeby tak sądzić.
Intuicja działa w czasie i przestrzeni bez pomocy jakiegokolwiek fizycznego środka przekazu
informacji. SRV systematyzuje odczytywanie intuicji i pozwala na jej dokładne przełożenie
na papier, w celu późniejszej analizy.
SRV pozwala na rejestrację informacji pochodzących z nieświadomości, zanim zostaną one
zakłócone przez normalne procesy intelektualne stanu czuwania, takie jak racjonalizacja czy
wyobraźnia. Niektóre z tych protokołów przypominają obrazy odległych przedmiotów,
opisanych w ocalałych źródłach historycznych (zobacz Swann, str. 73-114). Istotnie, obrazy
rysunkowe stanowią podstawowy komponent pierwszej i trzeciej fazy SRV, a
teleobserwatorzy szkoleni są w kierunku ich odszyfrowywania, co pozwala na zdobycie
podstawowych informacji na dany temat (tzn. na temat obiektu poddanego teleobserwacji).
Zasadniczo informacje na temat obiektu napływają do wyszkolonych jednostek poprzez ich
nieświadome umysły. W trakcie sesji teleobserwatorzy szybko je zapisują, trzymając się cały
czas ścisłej procedury protokołów. Zasady SRV umożliwiają teleobserwatorowi oderwanie się
od intelektualnych procesów świadomego umysłu do czasu zakończenia sesji. Nawet
nieznaczne odstępstwo od protokołów może spowodować ingerencję świadomego umysłu.
Postępowanie takie mogłoby okazać się fatalne w skutkach, jako że świadomy umysł
próbowałby od razu interpretować dane, pobudzając w ten sposób wyobraźnię umysłu. Z
doświadczeń wynika, iż tego rodzaju praktyki mają duży wpływ na dokładność danych – to
właśnie dlatego niewyszkoleni telepaci na ogół nie są wiarygodni jako jasnowidze.
Naczelna zasada SRV to nieanalizowanie danych przed ich zebraniem. W przypadku jej
nieprzestrzegania teleobserwacja niewiele różni się od fantazji na jawie (Dodatkowe
informacje na temat roli nieświadomości w przekazie informacji Czytelnicy znajdą w pracy
Targa i Puthoffa z 1977 roku, Wilbcra z 1977 i Mavromatisa z 1987 roku).
Kolejny punkt, który chcę poruszyć, jest bardzo ważny. Nie proszę nikogo, aby wierzył w to,
co opisuję w niniejszej książce, tak jak wierzy się w zbiór prawd religijnych. Książka ta
stanowi relację z moich badań. Jak każde inne badanie naukowe, moje również podlega
odtworzeniu i sprawdzeniu przez każdego, kto przeszedł przeszkolenie w zakresie protokołów
SRV. Zatem inni naukowcy mogą potwierdzić wszystko, co zostało tu napisane. Poza tym,
zadałem sobie dużo trudu zbierając i potwierdzając wszystkie przytoczone tu informacje.
Sposób, w jaki to robiłem, przedstawię w dalszej części rozdziału, natomiast w tym miejscu
pragnę mocno podkreślić, że w badaniu naukowym nie ma miejsca dla wiary. Jedyne, co się
tutaj liczy, to dane oraz ich inteligentna interpretacja. W swej książce przedstawiam i
interpretuję duży zasób danych, które z łatwością mogą potwierdzić inni naukowcy, o ile
tylko znane im są protokoły SRV.
WSPÓŁRZĘDNE CELU
Naukowa teleobserwacja zawsze obiera sobie jakiś cel. Cel ten stanowić może jakakolwiek
rzecz bądź osoba, o której chcemy się czegoś dowiedzieć. Na ogół są to miejsca, wydarzenia i
ludzie, ale można się również pokusić o trudniejsze cele, takie jak ludzkie sny czy nawet Bóg.
Nieświadomość dostarcza potrzebnych informacji w taki sposób, aby zrozumiał je umysł
świadomy.
Sesja SRV zaczyna się od przeprowadzenia kilku procedur przy użyciu współrzędnych celu.
Na ogół są to dwie wybrane na chybił trafił czterocyfrowe liczby przydzielone celowi, przy
czym teleobserwator nie musi wiedzieć jaki cel one reprezentują. Do współrzędnych
wygodnie jest używać liczb, ale mogą być również litery. Oczywiście współrzędne te nie
wskazują geograficznego położenia celu. Same liczby nie mają żadnego znaczenia dla
świadomego umysłu teleobserwatora.
Użycie liczb zamiast nazwy celu pomaga świadomemu umysłowi i wyobraźni oderwać się od
procesu zbierania danych, dzięki czemu utrudnione jest zgadywanie, czy inne formy
zaśmiecania danych. Co więcej, jak się okazało, nieświadomy umysł natychmiast rozpoznaje
cel, nawet gdy zna tylko jego liczby współrzędne. Niepotrzebne są żadne dodatkowe
informacje. Na podstawie tych danych teleobserwator stosuje następnie protokoły SRV w celu
uzyskania informacji na temat celu, przy czym tożsamość tego ostatniego pozostaje dla niego
nie znana aż do czasu zakończenia sesji.
Stosując współrzędne celu, teleobserwator przez cały czas trwania sesji przestrzega
protokołów SRV. Umysłowa łączność z celem tworzy coś w rodzaju sygnału. Teleobserwator
informacje pochodzące od celu jest w stanie odróżnić od szumów (takich jak wyobraźnia) na
zasadzie rozpoznania mentalnego “tonu" informacji.
Pod koniec każdej sesji przedstawia się teleobserwatorowi faktyczny opis obserwowanego
obiektu w celu porównania go z danymi uzyskanymi na drodze teleobserwacji. W ten sposób
kontroluje się proces zbierania danych.
PROTOKOŁY SRV
Protokoły SRV mają siedem charakterystycznych etapów. W każdym stadium uzyskuje się
różne rodzaje informacji na temat celu. Poszczególne fazy wprowadzane są do sesji SRV w
kolejności od 1 do 7, aczkolwiek często sesja kończy się na wcześniejszym etapie, o ile tylko
zostały zebrane potrzebne informacje.
Siedem faz protokołów SRV przedstawia się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 noszą nazwę “wstępnych", a celem ich jest ustanowienie wstępnego
kontaktu z miejscem. Dane o celu uzyskane w Fazie 1 – na przykład czy z miejscem celu
wiąże się jakaś struktura ludzka – są niekompletne.
• Faza 2: Faza ta zwiększa kontakt z miejscem. Informacje z tej fazy obejmują kolory, fakturę
powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki związane z celem.
• Faza 3: Faza ta dostarcza wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: Na tym etapie kontakt z celem jest całkiem bliski. W Fazie 4 nieświadomość cieszy
się pełną władzą w “rozwiązywaniu problemu". Pozwala się jej kierować przepływem
informacji do świadomego umysłu.
• Faza 5: Tutaj uzyskuje się szczegóły dotyczące poszczególnych struktur, takie jak na
przykład meble w pokoju. Fazę tę zwykle pomija się w sesjach SRV, chyba że potrzebne są
szczegółowe informacje na temat celu.
• Faza 6: Na tym etapie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania miejsca.
Może on sobie pozwolić na pewną, ograniczoną aktywność intelektualną w celu pokierowania
nieświadomością w wypełnianiu określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresu
czasu i położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również zaawansowane szkice.
• Faza 7: Ten etap dostarcza informacji słuchowych związanych z miejscem, takich jak np.
jego nazwa.
Kategorie danych teleobserwacji
Nie wszystkie dane z teleobserwacji są tego samego rodzaju. Faktycznie istnieją różne typy
danych, uzyskiwanych w bardzo różnych warunkach. Teleobserwacja w żadnych warunkach
nie jest łatwym zadaniem. Nie polega ona na tym, że zamyka się oczy i nagle “widzi się" cel.
Sesja trwa około godziny, a żeby dobrze określić obiekty, istoty, poglądy i inne dane
dotyczące celu, trzeba na ogół przeprowadzić wiele sesji.
Występuje sześć różnych typów danych teleobserwacyjnych. Cechą wyróżniającą różne typy
jest ilość informacji, jaką teleobserwator ma na temat celu przed rozpoczęciem sesji. Inną
podstawową cechę charakterystyczną stanowi to, czy teleobserwator pracuje z osobą zwaną
monitorem, co za chwilę bliżej wyjaśnię.
W zależności od celu sesji, może być, powiedzmy, sześćset rzeczy do zrobienia – jedna po
drugiej – obejmujących do siedmiu faz protokołów. Podstawowym założeniem, kryjącym się
za tymi wszystkimi zadaniami jest możliwie jak najszybsze zarejestrowanie (na papierze)
informacji o celu, zanim analityczna część umysłu zdąży je zniekształcić, zinterpretować czy
w inny sposób zanieczyścić. Pod koniec sesji teleobserwator ma około dwudziestu kartek
papieru z różnymi formami danych, które następnie są odszyfrowywane, interpretowane i
streszczane. Kontakt z celem podczas SRV ma czasami charakter intymny. Często zdarza się,
że mniej więcej w połowie sesji teleobserwator zaczyna doświadczać bilokacji, tzn. czuje, że
znajduje się w dwóch miejscach na raz. W tym punkcie dane otrzymywane na drodze sygnału
telepatycznego napływają bardzo szybko i teleobserwator musi zanotować możliwie jak
najwięcej w stosunkowo krótkim przedziale czasu.
Dane Typu 1
Kiedy teleobserwator sam przeprowadza sesję, warunki zbierania danych określa się mianem
50/0. Natomiast dane otrzymane podczas sesji solo, w której teleobserwator wybiera cel
(dysponując w ten sposób wcześniejszą wiedzą) nazywane są danymi Typu 1.
Posiadanie uprzedniej wiedzy na temat celu określa się mianem wstępnego naładowania.
Wstępne wprowadzanie danych jest często konieczne; niekiedy teleobserwator po prostu musi
wiedzieć coś na temat celu. Problem związany z tego typu sesją (dotykający głównie
nowicjuszy) polega na tym, że wyobraźnia teleobserwatora może łatwo zniekształcić dane o
celu, na którego temat ma on już być może z góry wyrobiony pogląd. Dlatego niezwykle
ważne jest dokładne przestrzeganie procedury protokołów teleobserwacji, co pozwala na
ograniczenie tego typu zniekształceń. Ryzyko zanieczyszczenia danych zmniejsza się
znacznie w miarę nabywania doświadczenia i ścisłego trzymania się protokołów.
Dane Typu 2
W przypadku początkującego teleobserwatora, ryzyko zniekształceń ogranicza Drugi Typ
danych. Na sesji tego typu teleobserwator pracuje solo, ale nie wybiera konkretnego celu. Cel
wybierany jest przez komputer na chybił trafił z wcześniej ustalonej listy celów; komputer
podaje teleobserwatorowi same współrzędne. Teleobserwator może być zaznajomiony z listą
celów (a nawet uczestniczyć w ich wyborze), ale tylko komputer wie, jakie współrzędne ma
dany cel. Ponieważ świadomy umysł teleobserwatora nie posiada tej wiedzy, w celu zdobycia
wszelkich informacji o badanym obiekcie musi on wykorzystywać swą nieświadomość. Mówi
się wtedy, że teleobserwator przeprowadza sesję w ciemno, co oznacza, iż nie ma on żadnej
wiedzy na temat celu.
Dane Typu 3
W przypadku danych Typu 3 mamy do czynienia z jeszcze innym rodzajem solowej sesji w
ciemno. Tutaj nie
teleobserwator określa cel, lecz ktoś z zewnątrz. Na przykład agencja teleobserwacyjna może
ze swej kwatery głównej rozesłać wiadomość dotyczącą współrzędnych celu do grupy
wyszkolonych teleobserwatorów, mieszkających w różnych częściach Stanów
Zjednoczonych. Kierownictwo zna cel, ale poszczególni teleobserwatorzy nie mają o nim
pojęcia. Nie utrzymują oni ze sobą żadnego kontaktu. Mogą otrzymać tylko pewne skąpe
informacje na temat celu – na przykład czy jest to miejsce, czy wydarzenie. Teleobserwatorzy
ci przeprowadzają sesje wykorzystując jedynie współrzędne, a wyniki przesyłają następnie
faksem do kwatery głównej. Doświadczenie uczy, że informacje potwierdzone przez wielu
teleobserwatorów wykazują zwykle sto procent dokładności. Co więcej, ponieważ
teleobserwatorzy mogą “wpadać na cel" w różnych punktach czasu czy przestrzeni, różne
sesje mogą odsłonić komplementarne aspekty celu, co pozwala na uzyskanie poszerzonego
obrazu.
Jednak przeprowadzanie sesji solo ma swoje wady. Kiedy teleobserwatorzy sami
przeprowadzają sesje, protokoły uniemożliwiają im pełne wykorzystanie analitycznej części
umysłu. W ten sposób mogą oni widzieć cel i nie wiedzieć, co robić dalej. Sesje solo
dostarczają cennych informacji na temat celu, lecz informacje bardziej szczegółowe i
dogłębne można uzyskać, kiedy ktoś inny prowadzi nawigację. Drugą osobę nazywa się
wtedy pomocnikiem czyli monitorem, zaś sesja monitorowana może stanowić niezwykle
interesujące wydarzenie.
Dane Typu 4
Istnieją trzy typy monitorowanych sesji SRV. Kiedy monitor zna cel, ale teleobserwatorowi
podaje jedynie jego współrzędne, mamy do czynienia z danymi Typu 4. Sesje tego typu są
wykorzystywane w dużym stopniu podczas szkolenia. Dane Typu 4 mogą być bardzo
pomocne z perspektywy badań, jako że monitor posiada maksymalną ilość informacji, za
pomocą których kieruje teleobserwatorem. Na sesjach tych monitor mówi teleobserwatorowi,
co ma robić, gdzie patrzeć, dokąd iść, a nawet o co pytać, w przypadku nawiązania kontaktu z
istotą posługującą się telepatią. Pozwala to teleobserwatorowi na prawie całkowite
nieangażowanie zdolności umysłowych, podczas gdy monitor przeprowadza całą analizę.
Monitor i teleobserwator nie muszą znajdować się w tym samym pokoju podczas sesji. W
celu umożliwienia komunikacji słownej często używa się słuchawek. Dzięki temu
monitorowana sesja może się odbyć nawet wtedy, gdy monitor i teleobserwator znajdują się w
całkiem różnych miejscach, oddalonych od siebie o tysiące mil. Niekiedy podczas takich sesji
można teleobserwatorowi przesłać faksem dane diagramowe w celu zapewnienia kontroli nad
przepływem informacji. Sytuacje takie określa się mianem sesji monitorowanych na
odległość. Wiele zamieszczonych w tej książce informacji pochodzi z takiego właśnie źródła.
Dane Typu 5
W sytuacjach szczególnie krytycznych badacze mogą życzyć sobie danych zebranych bez
pomocy monitora.
W przypadkach tych zarówno teleobserwator jak i monitor działają po omacku, a współrzędne
celu są im dane z zewnątrz przez agencję bądź wybiera je program komputerowy z listy celów
(Nie ma znaczenia czy monitor i teleobserwator znają zawartość listy, o ile jest ona długa.
Doświadczenie uczy, że jeżeli lista jest odpowiednio długa, świadomy umysł porzuca
wszelkie próby zgadywania tożsamości celu). Dane zebrane w ten sposób określa się mianem
danych Typu 5. Sesje przeprowadzane w tych warunkach cechuje wysoki stopień
wiarygodności. Natomiast ich wada polega na tym, że pochłaniają więcej czasu niż inne typy
teleobserwacji i nie pozwalają monitorowi na wybranie najbardziej użytecznych informacji
podczas sesji. To tak jakby prosić nawigatora lotu o rozpoczęcie pracy po wystartowaniu
samolotu. Lot będzie prawdopodobnie przebiegał mniej burzliwie, jeżeli jego ogólny plan
ustali się przed startem. Tym niemniej, dane Typu 5 są niezwykle użyteczne w niektórych
sytuacjach i mogą przydać wiarygodności ogólnym wynikom.
Dane Typu 6
Ostatni rodzaj danych – dane Typu 6 pochodzą z sesji, na których zarówno monitor jak i
teleobserwator są wstępnie “naładowani informacjami" na temat celu. Ten typ sesji
przeprowadza się jeśli teleobserwator musi zebrać więcej informacji na temat konkretnego
celu, ale nie odpowiadają mu sesje solo. W takim przypadku monitor przejmuje kontrolę
nawigacyjną, jednak wcześniej porozumiewa się z teleobserwatorem co do celów sesji.
STRESZCZENIE TYPÓW DANYCH
W skrócie kategorie teleobserwacji przedstawiają się następująco:
• Typ 1: Solo, wstępne podanie danych, cel wybierany przez teleobserwatora.
• Typ 2: Solo, w ciemno, cel wybierany przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej
z góry.
• Typ 3: Solo, w ciemno, cel określany przez kogoś z zewnątrz.
• Typ 4: Sesja monitorowana, teleobserwator nie zna danych, monitor ma podane dane
wstępne.
• Typ 5: Sesja monitorowana, ani teleobserwator, ani monitor nie znają danych, cel wybierany
przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z góry.
• Typ 6: Sesja monitorowana, zarówno monitor jak i teleobserwator mają wstępnie podane
dane.
Żaden typ danych nie jest lepszy od innych, a każdy z nich ma swoje zalety i wady.
LISTA CELÓW
Ogromna większość sesji SRV, które dostarczyły danych do tej książki, została
przeprowadzona w warunkach Typu 4. Oznacza to, że ja – teleobserwator, działałem w
ciemno, podczas gdy mój monitor znał cel. Większość celów została wybrana na chybił trafił
z listy czterdziestu pozycji, które opracowaliśmy wspólnie z monitorem. W trakcie badań
poprosiłem monitora o dodanie piętnastu innych pozycji i nieinformowanie mnie na ich temat.
Monitor mój nie udzielił mi żadnej wskazówki co do tego, czy cel, z jakim miałem nawiązać
łączność telepatyczną pochodził z listy pierwotnej, czy tej uzupełnionej o nowe, nie znane mi
pozycje.
Po rozpoczęciu sesji, celowo nie chciałem zaglądać na listę czterdziestu celów; pragnąłem
uniknąć śledzenia listy. A zatem zbieranie danych w ciemno nie oznacza, że nigdy nie
widziałem listy celów. Oznacza jedynie, że nie miałem pojęcia, z jakim celem będę miał do
czynienia w trakcie danej sesji.
Z punktu widzenia protokołów SRV chodzi o to, by z góry przekonać świadomy umysł, że
próby odgadywania informacji na temat celu są pozbawione sensu. W ten sposób zmusza się
go do tego, by całkowicie polegał na danych dostarczanych przez umysł nieświadomy. Kroki
te nie są konieczne w przypadku doświadczonych teleobserwatorów, biegłych w
przekazywaniu tylko tych informacji, których dostarcza nieświadomość, niezależnie od typu
danych. Zważywszy jednak na kontrowersyjną naturę przedmiotu tej książki, w celu
uzyskania jak największej wiarygodności, postanowiłem we wstępnym etapie badań w miarę
możliwości oprzeć się na danych Typu 4.
KRYTYCYZM ZRODZONY Z NIEWIEDZY
Krytycy teleobserwacji skupiają się zwykle na monitorowanych danych, twierdząc, że dane
takie (typy od 4 do 6) mogą być zniekształcane przez uprzedzenia i interpretacje samego
monitora. W szczególności wysuwają oni zastrzeżenia co do sytuacji, w której monitor
prowadzi teleobserwatora w sposób bardzo zbliżony do tego, w jaki ruchy ręki terapeuty,
celowo bądź bezwiednie, prowadzą do porozumienia dzieci autystycznych. Krytyka tego
rodzaju służy najczęściej do całkowitego zdyskredytowania danych zbieranych na drodze
SRV. Oskarżenia te są jednak bardzo płytkie.
Należy pamiętać, że większość danych SRV, wykorzystujących cele ziemskie, może zostać
potwierdzona w sposób niezależny, co zresztą miało miejsce na szeroką skalę w trakcie
opracowywania protokołów. Tak więc nie mamy tutaj do czynienia z kwestiami wiary bądź
niewiary. Dane po prostu są dokładne albo niedokładne. Jeżeli informacji na temat celu nie
sposób sprawdzić środkami fizycznymi, zawsze można poprosić kilku innych
teleobserwatorów o przeprowadzenie niezależnych sesji solo i w ciemno (dane Typu 3), które
potwierdzą lub nie prawdziwość zebranych danych. Prawdopodobieństwo uzyskania przez
wielu teleobserwatorów tych samych informacji w warunkach danych Typu 3 jest
nieskończenie małe i znacznie przewyższa statystyczne wymagania, przyjmowane
zwyczajowo w naukowych badaniach empirycznych.
Cóż, krytycyzm zawsze towarzyszy odkrywcom nowych zjawisk. Weźmy na przykład Jamesa
Bruce'a -jednego z pierwszych europejskich badaczy, którzy wkroczyli na teren Afryki znany
obecnie jako Etiopia. Jego odkrycia miały miejsce w drugiej połowie osiemnastego wieku i
obejmowały doświadczenia, w które współcześni mu Brytyjczycy po prostu nie mogli
uwierzyć. Ludzie
nazywali go kłamcą twierdząc, że to niemożliwe, by istniało tak dziwne miejsce. Nie zmieniło
to faktu, że Etiopia była Etiopią, a późniejsi badacze natrafili dokładnie na to samo, na co
natknął się James Bruce (patrz Hibbert 1982, str. 21-52). Chociaż było to pozbawione sensu,
ludzie jednak nadal nazywali Bruce'a kłamcą, nie mając żadnych ku temu podstaw prócz
własnego przeświadczenia, nie opartego na żadnym doświadczeniu. Jedynym sensownym
krokiem w tej sytuacji byłoby sprawdzenie tego, co mówił Bruce.
Niewiara tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w bezpośrednim badaniu jest powszechnym
zjawiskiem, które towarzyszy nam od zawsze. Spieranie się, czy coś jest możliwe czy nie,
argumentacja w obronie jakiegoś doświadczenia, co do którego są wątpliwości, nie ma
większego sensu. Najlepsze, co można uczynić w takiej sytuacji to poddać owo
doświadczenie sprawdzeniu.
OGRANICZENIA SRV
Naukowa teleobserwacja ma swoje ograniczenia. Niektóre z nich zdają się wynikać z natury
samego celu. Na przykład, wyszkolony teleobserwator może oczami umysłu zobaczyć
książkę i mieć pewne pojęcie na temat jej treści, ale czytanie jej może okazać się niemożliwe.
Ja osobiście widziałem insygnia na mundurze ET. Udało mi się stwierdzić, że mundur jest
biały, ale żeby zobaczyć dokładny zarys symbolu na emblemacie, musiałem poświęcić sporo
czasu. Podobnie trudno jest odczytać znaki drogowe i nazwy ulic, chociaż teleobserwator o
wysokim stopniu wyszkolenia jest w stanie tego dokonać.
Kolejne ograniczenie teleobserwacji wiąże się z określeniem miejsca w stosunku do jakiegoś
znanego punktu, Na przykład łatwo jest namierzyć drogę do ojczyzny cywilizacji istot
pozaziemskich, ale trudno ją określić w stosunku do naszego systemu słonecznego.
Teleobserwator może śledzić statek ET z Ziemi do ojczyzny ET, nie znając dokładnej drogi,
jaką ten się posuwa. Ograniczenia tego typu można pokonać, ale “cena" informacji (w
kategoriach czasu, wysiłku i nakładów) jest ogromna. Podam jeszcze inny przykład. W
trakcie naszych badań ustaliliśmy, że jedna grupa ET ma podziemną bazę na Ziemi,
usytuowaną pod okrągłą górą. Dzięki wspólnemu wysiłkowi wielu teleobserwatorów, w
końcu ustaliliśmy prawdopodobne miejsce bazy, ale było to zadanie niełatwe.
Przy odpowiedniej ilości czasu, wysiłku i nakładów, można przezwyciężyć większość
ograniczeń SRV. Ale do niedawna musieliśmy znosić ograniczenia całkiem odmiennej natury.
Czasami teleobserwatorowi zabraniano z zewnątrz nawiązywania łączności telepatycznej z
jakimś celem. Na przykład w literaturze na temat UFO niektóre istoty pozaziemskie określane
są mianem “Szarych". Istoty te są niskie, szczupłe, mają poszarzałą cerę i według doniesień
często przeprowadzają badania medyczne i dokonują operacji ginekologicznych na istotach
ludzkich, zabieranych na pokład statku kosmicznego. U wyszkolonych teleobserwatorów,
którzy próbowali przeniknąć do statków Szarych, następowała “blokada" widzenia, a
dokładniej, podsuwana im była wizja zastępcza.
Zwykle łatwo jest wykryć oszukańczy sygnał. Na przykład, kiedy Szarzy wytwarzają
zastępczą wizję, wielu teleobserwatorów otrzyma, o ile w ogóle się to stanie, bardzo
niewielkie potwierdzenie danych; nic nie będzie się pokrywać. (Ostatnio, co wyjaśnię w
rozdziale 14, cofnięty został nawet zakaz telepatycznego wywiadu na temat porwań przez
UFO).
Ostatnie ograniczenie, o którym warto wspomnieć to problem rozumienia. Teleobserwatorzy
przychodzą na sesję “tak jak są". Przypomina to bardzo sytuację kogoś, kto mając zawiązane
oczy trafia do zupełnie obcego miasta. Ściąga opaskę i rozgląda się dokoła. Nie ma pojęcia,
gdzie jest, ale zauważa budynki, ludzi, słyszy obce języki i doznaje wielu odczuć fizycznych.
Może wszystko postrzegać, ale niczego nie rozumieć.
Żeby było jasne, wszystkie dane uzyskane na podstawie teleobserwacji muszą się mieścić w
zasięgu intelektualnego doświadczenia teleobserwatora. Podczas gdy nieświadomy umysł
próbuje uczynić informację zrozumiałą dla umysłu świadomego, praca przebiega łatwiej, jeśli
świadomy umysł rozumie już podstawowe pojęcia związane z tymi danymi. Na przykład, ja
nie przydałbym się na wiele, próbując dotrzeć do szczegółów nowoczesnej techniki
pozaziemskiej. Po prostu nie wiedziałbym na co patrzę. Przy największych wysiłkach, mój
nieświadomy umysł prawdopodobnie nie byłby w stanie przekazać memu umysłowi
świadomemu nic więcej ponad podstawowe informacje na temat techniki. Natomiast
wyszkolony inżynier mógłby objąć myślą wszelkie ważne informacje, włącznie ze
szczegółami technicznymi. Techniczne wykształcenie inżyniera pomogłoby mu w
zrozumieniu postrzeganej rzeczywistości. Z drugiej strony, ponieważ jestem socjologiem,
mogę być bardzo pomocny w badaniu pozaziemskich społeczeństw. Łatwiej będzie mi
zrozumieć, w jaki sposób organizują się i sprawują rządy. To znaczy, mój świadomy umysł
bez trudu zrozumie to, co ukaże mu umysł nieświadomy, a ja będę w stanie wytłumaczyć to
innym. Podsumowując, nieświadomy umysł może postrzegać dosłownie wszystko, ale żeby
zrozumieć to, co się postrzega, trzeba oprzeć się na umyśle świadomym.
Ogółem biorąc, ograniczeń teleobserwacji jest stosunkowo niewiele, a ponieważ są one
konsekwencją naszych umiejętności i wyszkolenia, prawdopodobnie nie będą stanowić
problemu dla przyszłych pokoleń lepiej wyszkolonych teleobserwatorów. Jeśli chodzi o
ograniczenia narzucane nam przez istoty pozaziemskie, należy stwierdzić, że występują one
sporadycznie, a ich celem wydaje się być niedopuszczenie do ingerencji w ich życie, a także
ochrona nas – Ziemian przed czymś, na co nie jesteśmy w pełni przygotowani. Myślę, że
nawet te ograniczenia zostaną pokonane, gdyż rodzaj ludzki powoli dojrzewa do tego, by
stanąć w obliczu czegoś, co według naszej dzisiejszej wiedzy stanowi dość silną społeczność
galaktyczną.
UPRZEDZENIA WYSTĘPUJĄCE W OBSZERNEJ LITERATURZE NA TEMAT UFO
W porównaniu z obecnym stanem naszej wiedzy o działalności istot pozaziemskich na Ziemi
bądź w jej pobliżu, rozległa literatura na temat UFO zawiera liczne nie poparte naukowo
uprzedzenia. Wiele fałszywych wniosków, jakie można znaleźć w owej literaturze, nie wynika
bynajmniej z niekompetencji. W trakcie prowadzenia badań przedstawionych w niniejszej
pracy, czytałem książki i rozmawiałem z piszącymi je inteligentnymi ludźmi, którzy
naprawdę próbują rozwiązać niezwykle zawikłany problem. Zagadkę UFO trudno zrozumieć,
nawet jeżeli dysponuje się danymi zebranymi na drodze SRV. Natomiast bez tych danych w
ogóle nie sposób jej zgłębić. Jedyne dostępne publicznie źródła informacji opierają się na
naocznych relacjach obserwacji UFO, raportach z porwań – uzyskiwanych zazwyczaj od osób
zahipnotyzowanych – bądź na informacjach pochodzących z channelingu, w którym przyjaźni
kosmici rozmawiają z popierającymi ich istotami ludzkimi, przy czym te ostatnie znajdują się
w stanie podobnym do transu.
Jeżeli chodzi o naoczne zeznania z obserwacji UFO, raporty te po prostu nie zawierają
odpowiedniej liczby informacji, żeby mogły być użyteczne z naukowego punktu widzenia. Co
można bowiem powiedzieć o takim zeznaniu prócz tego, że zauważono niezwykły latający
obiekt? Nadal nie mamy żadnych informacji na temat użytkowników statku; nie wiemy też
nic o społeczeństwach, z których oni pochodzą.
Problemy związane z relacjami porwań są znacznie bardziej skomplikowane i wymagają
szerszego omówienia. Nie ma wątpliwości, że ludziom, którzy twierdzą, iż zostali porwani
przez UFO i zabrani na pokład ich statku, przydarzyło się to naprawdę. Obecnie dysponujemy
danymi SRV, potwierdzającymi wiele relacjonowanych wydarzeń.
Głównym wątkiem przewijającym się w tych relacjach jest to, iż ludzie są porywani i wbrew
swojej woli wykorzystywani jako inkubatory w czasie trzech pierwszych miesięcy ciąży
genetycznie spreparowanego potomstwa, które w części jest ludzkie, w części zaś kosmiczne.
Literatura sugeruje jakoby Szarzy, niezadowoleni ze swej obecnej postaci, poszukiwali dla
siebie nowych ciał. W ogromnej większości przypadków porwań u porwanego występuje
pewien stopień amnezji, którą dobry terapeuta może pokonać na drodze hipnozy.
Usystematyzowane raporty na temat tego zjawiska można znaleźć w pracach dwóch
naukowców: w Porwaniu napisanym przez harwardzkiego profesora Johna E. Macka (1994)
oraz w pracy profesora z Tempie University – Davida Jacobsa pod tytułem Sekretne życie:
udokumentowane relacje z pierwszej ręki na temat porwań przez UFO (1992).
Dr Mack, profesor psychiatrii na Harwardzkiej Akademii Medycznej, zasugerował – opierając
się na spisach ludności – że ponad milion Amerykanów mogło być porwanych co najmniej
raz w życiu (Jacobs 1992, str. 9), a doświadczenia takie nie ograniczają się do mieszkańców
Stanów Zjednoczonych. Niektóre osoby, usiłują poradzić sobie z emocjonalnym szokiem,
szukając pomocy – zwykle w formie poradnictwa psychologicznego. Liczba tych ludzi jest
stosunkowo niewielka, ale powiedziano mi, że według nieformalnych szacunków niektórych
terapeutów sięga ona około czterdziestu pięciu tysięcy w samych Stanach Zjednoczonych.
Nie wiem, na ile liczby te są dokładne.
Wydaje się całkiem możliwe, a nawet prawdopodobne, że ludzie szukający porady to przede
wszystkim ci, którzy w szczególny sposób zostali poruszeni spotkaniem z istotami
pozaziemskim 5(Kwestia ta została podniesiona również przez Whitleya Striebera (1995) w
książce zatytułowanej Przełom: następny krok). Mogło się tak zdarzyć, gdyż niektóre ze
spotkań istot ludzkich z pozaziemskimi z niewiadomych przyczyn nie przebiegają gładko,
choć zdecydowana ich większość nie ma charakteru traumatycznego. Jeżeli tak jest, literatura
na temat porwań nie może być nastawiona życzliwie do mieszkańców kosmosu. To pierwsze
z pięciu głównych uprzedzeń, jakie znajduję w opracowaniach na temat UFO. Literatura ta,
wykorzystując niereprezentatywne przypadki porwań, nagina wyniki badań w kierunku
interpretacji pełnych strachu urazów. Jak można przewidzieć, lwią część takich dzieł
(wyłączając pracę Macka) wypełniają ostrzeżenia przed złymi kosmitami, którzy porywają
dorosłych i, niczym naziści, wyrywają płody w celu przeprowadzania genetycznych
eksperymentów. Nie chodzi o to, czy tak jest czy nie, ale o to, że nie da się określić
prawdziwego charakteru istot pozaziemskich, opierając się jedynie na relacjach tendencyjnie
wybranych jednostek, które doznały szoku. Bardziej wyważony wybór przypadków
obejmowałby te z nich, w których wzajemne relacje między ludźmi a przybyszami
przebiegały gładko. Jednakże podobne przypadki nie są znane terapeutom, gdyż osoby takie
nie szukają porad specjalisty.
Kolejne uprzedzenia w literaturze dotyczącej porwań nagromadziły się wokół kwestii
wykorzystywania hipnozy. Nie mam wątpliwości, że hipnoza jest bardzo pomocna porwanym
w ożywianiu wspomnień. Jeżeli jednak Szarzy posiadają zdolność wywierania tak głębokiego
wpływu na wywoływanie wspomnień, co sugeruje się w tego typu literaturze, istnieje duże
prawdopodobieństwo, iż owe wspomnienia również są niereprezentatywne. Co więcej, na
wierzch wypływają najprawdopodobniej wspomnienia, które zawierały największy ładunek
emocjonalny, czyli te związane z momentem szoku.
Tak więc mamy sytuację, w której niereprezentatywną próbkę wspomnień ożywia się w
umysłach niereprezentatywnej grupy porwanych. Na podstawie takich danych, nawet jeżeli są
one dokładne, nie sposób wyciągnąć ogólnych wniosków w stosunku do intencji istot
pozaziemskich. To tak jakby przybysze z kosmosu próbowali dowiedzieć się czegoś na temat
ludzi jedynie na podstawie wywiadów z ofiarami wypadków samochodowych. Wyniki
takiego badania wskazywałyby, że ludzie to istoty nieuważne, często pijane, sadystyczne, zły
gatunek, któremu sprawia radość przysparzanie sobie cierpień. Sytuacje takie mogą się
zdarzyć, jednak uznanie cierpienia jako reprezentatywnego dla całej kultury ludzkiej byłoby
w najwyższym stopniu mylące.
Trzecie uprzedzenie w literaturze na temat porwań ma związek z punktem widzenia samych
naukowców. Łatwo jest sympatyzować z osobami, które uważają się za ofiary porwania i
nadużycia. Jesteśmy gatunkiem wysoce uczuciowym, który identyfikuje się z ofiarami
traumatycznych wydarzeń. Nienawidzimy łajdaków i szukamy zemsty. Badacze, kiedy
prowadzą sesję hipnozy i przywołują ukryte wspomnienia, znajdują się jak gdyby w
emocjonalnej zupie wraz z ofiarami, a niewielu z nich ma odpowiednie przygotowanie
(wyłączywszy oczywiście Macka), by utrzymać uczuciowy dystans w stosunku do relacji
swoich pacjentów. Jedynie dobrze wyszkoleni fachowcy w dziedzinie poradnictwa
psychologicznego potrafią w sposób kompetentny pracować z tego typu stłumionymi
wspomnieniami, zachowując przy tym postawę obiektywną. Emocje są prawdziwe i należy
się z nimi obchodzić w sposób jak najbardziej kontrolowany i profesjonalny. Jest to wskazane
nie tylko ze względu na zdrowie pacjentów, ale i z punktu widzenia interpretacji ich przeżyć.
Wyciąganie wniosków na podstawie danych zebranych przez osoby nie posiadające
odpowiednich kwalifikacji terapeutycznych stanowi jedynie zaproszenie dla licznych
nieporozumień.
Kolejne uprzedzenie ma związek z klimatem kulturowym w którym rodzą się wzmiankowane
relacje. Jesteśmy społeczeństwem uwielbiającym przemoc. Widać to wyraźnie w naszych
codziennych programach informacyjnych. Rzadko można tam usłyszeć o spokojnych,
emocjonalnie zdrowych wydarzeniach. W wiadomościach dominują doniesienia o gwałtach,
morderstwach i wszelkiego rodzaju zbrodniach. Ofiary przedstawiane są zwykle w sposób
patetyczny, natomiast prawie nigdy nie wzmiankuje się o okolicznościach
usprawiedliwiających sprawcę przestępstwa. Na przykład o tym, że dana osoba stała się
psychicznie niestabilna po przeżytym w dzieciństwie wykorzystaniu seksualnym, czy też po
tym, jak została ofiarą zbiorowego gwałtu, dokonanego przez gang pośród slumsów. Rzadko
pytamy dlaczego wydarzyła się zbrodnia. Zadajemy raczej pytanie, jak karać tych, którzy ją
popełnili, w niedojrzały sposób odmawiając sobie wyrobienia bardziej wyważonego punktu
widzenia na temat zawiłych ścieżek życia.
W dodatku, kultura nasza znajduje przyjemność w rozwodzeniu się nad szczegółami zbrodni,
zarówno prawdziwej jak i wyimaginowanej. Przemoc to jeden z najbardziej kasowych
produktów przemysłu filmowego w Hollywood. Przenika do ogromnej ilości ekranowych
hitów. Jeżeli kiedykolwiek dojrzejemy jako społeczeństwo, umiłowanie przemocy będzie
jedną z pierwszych rzeczy, jakim będziemy musieli stawić czoło. Nie chcę przez to
powiedzieć, że porwani nie doświadczyli tego, co postrzegają jako nadużycie dokonane na
swej osobie. Być może jednak istnieje druga strona tej historii, którą przeoczyliśmy, skupiając
się tylko na relacjach o nadużyciu i rozdmuchując je do najwyższych granic, podczas gdy
nigdy nie zadajemy pytania, czy może istniał jakiś powód dla którego stało się tak a nie
inaczej. Pozwolę sobie użyć porównania. Podobnie jak dzieci nieuchronnie czują, te
naruszona została ich nietykalność osobista, kiedy są zabierane do lekarza na szczepienia, tak
my – istoty ludzkie możemy się czuć wykorzystani przez istoty pozaziemskie, jeżeli nie
rozumiemy szerszego tła na jakim dokonują się pewne czynności. Powtórzę raz jeszcze – nie
jest moim zamiarem pomniejszanie doświadczeń porwanych osób. Nawołuję jedynie do
przerwania nawałnicy strachu i nienawiści w celu wypracowania bardziej wyważonego
poglądu, który uchroni nas od wyciągania pochopnych wniosków co do rzekomych ataków
kosmitów.
Ostatnie uprzedzenie, o jakim chcę wspomnieć jest prawdopodobnie najbardziej
kontrowersyjne i wielu ludzi może emocjonalnie zareagować na moje poglądy. Uprzedzenie
to dotyczy stereotypów rasowych. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie twierdzę, że
porwane osoby są rasistami. Problem stanowi to, jak społeczeństwo widzi istoty, które są inne
od nas samych.
Według pokaźnej części literatury na temat porwań, istoty pozaziemskie zamieszane w tę
działalność są dosłownie całkiem szare. Są małe, chude, mają duże zaokrąglone oczy, skórę
twardą jak podeszwa i na dodatek brakuje im uczuciowej głębi. Nie są wysokimi blondynami
o niebieskich oczach. Moim zdaniem, te zauważalne różnice wyzwoliły w naszych umysłach
automatyczny proces stereotypizacji w stosunku do istot pozaziemskich. Nie podnosiłbym tej
kwestii, gdyby nasze społeczeństwo było wyzbyte rasizmu. Jeżeli jednak mamy być uczciwi
w stosunku do samych siebie, musimy przyznać, że ludzkie społeczeństwo dręczy nieustanny
problem niesprawiedliwych zasad traktowania, opartych na rasizmie. Jeżeli prawdą jest, że
traktujemy źle innych przedstawicieli naszego gatunku, jakiej reakcji możemy spodziewać się
w stosunku do istot nie będących ludźmi?
Porwane osoby przynależą do naszej kultury, która zwykle nie postrzega innych istot w
pozytywnym świetle. Trudno się więc dziwić, że istoty te przedstawiane są jako uosobienie
zła. Z tej perspektywy istnieje duże prawdopodobieństwo, że my, ludzie, zabarwiamy
otrzymywane dane swoimi kulturowymi uprzedzeniami. Jeżeli mamy odgrywać poważną rolę
w społeczeństwie galaktycznym, będziemy prawdopodobnie musieli uczciwie rozprawić się z
własnymi problemami psychologicznymi oraz nauczyć się patrzeć na inne kultury przez
pryzmat większego obiektywizmu.
Pozwólcie, że podam typowy przykład rodzajów stereotypizacji, jakie nieustannie pojawiają
się w literaturze, a które świadczą o tym, że rasizm stanowi poważny problem w naszym
postrzeganiu wszechświata. Przykładem tym nie chcę wyróżniać negatywnie jednego
konkretnego pisarza. Nie stanowi on wyjątku, a jego nazwisko przytaczam jedynie w celu
nakreślenia bardziej ogólnego problemu. Przykład pochodzi z niedawno opublikowanej
książki C. Andrewsa. Autor przedstawia relację porwanego pisząc, że inni porwani
potwierdzają wiele jego spostrzeżeń. Twierdzi on, że Szarzy kontaktowali się z Hitlerem, że
produkują pożywienie z wydzielin gruczołów okaleczonych zwierząt, pracowali z CIA i
nazistami w celu wyodrębnienia wirusa HIV i robili wiele innych złych rzeczy. Natomiast ich
wrogowie (to jest dobrzy przedstawiciele istot pozaziemskich) mają szwedzką urodę
“wysokich blondynów". Istoty te są na ogół piękne i przystojne, niczym bohaterowie
westernów. Blondyni denerwują się na ludzi, ponieważ nasze rządy współpracują z Szarymi,
ich złymi, śmiertelnymi wrogami (Andrews, 1993, str. 41-64).
Tego typu uprzedzenia rasowe i stereotypowe uogólnienia są szczególnie nieprzydatne, jeżeli
chcemy dobrze zrozumieć zjawisko istot pozaziemskich. Jeszcze raz powtórzę: jedyne co się
liczy to uzyskanie dokładnych danych i ich inteligentne odczytanie. Do tej pory
otrzymywaliśmy na ogół dane pełne uprzedzeń, których interpretacja została poważnie
zniekształcona przez praktyki badawcze i nasze własne problemy kulturowe. Żeby rozwiązać
zagadkę istot pozaziemskich, musimy porzucić uprzedzenia i wypracować bardziej kompletny
obraz zjawiska.
Ostatnią metodą zbierania danych, o której wspomniałem, jest channeling, przez niektórych
uznawany za alternatywę w stosunku do teleobserwacji. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego
tak nie jest. Channeling ma miejsce wtedy, gdy osoba popada w stan podobny do transu, w
czasie którego porozumiewa się telepatycznie z obcą istotą. Czasami twierdzi się, że aby
osiągnąć porozumienie, istota ta chwilowo “przejmuje kontrolę" nad ciałem i umysłem osoby
w transie.
Poza paroma wyjątkami, nie stwierdziłem aby channeling dorównywał dokładnością danym
uzyskanym na drodze SRV. Na ogół, telepaci channelingowi przedstawiają ludzi ich
pozaziemskim siostrom i braciom, którzy mieniąc się dobrymi, ostrzegają przed złymi
przedstawicielami swego gatunku. Istoty z którymi nawiązano łączność, udzielają następnie
różnorodnych informacji dotyczących przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, opatrzonych
ostrzeżeniami i napomnieniami. Jednakże materiał taki na ogół nie zgadza się ani z
informacjami uzyskanymi przez innych telepatów channelingowych, ani z wynikami
otrzymanymi przez teleobser-watorów. Za pomocą teleobserwacji, badacze mogą kontrolować
zarówno obiekt obserwacji jak i wyszkolenie obserwatora oraz warunki, w jakich uzyskuje się
dane. Za pomocą precyzyjnego ekranowania i procedur sprawdzających można wyizolować i
odrzucić niedokładne dane. Channeling nie pozwala na żadną z tych rzeczy. Po prostu wierzy
się telepacie lub nie, a wierzenia nie są zadowalającym substytutem obiektywnej obserwacji,
która podlega niezależnej weryfikacji.