You are on page 1of 149

COURTNEY BROWN

KOSMICZNA PODRÓŻ
(Cosmic Voyage / wyd. orygin. 1996)

"Chociaż nie zawsze zdawaliśmy sobie sprawę z ich obecności,


to istoty pozaziemskie niejednokrotnie w historii pomagały nam.
Prawdziwym testem naszej dojrzałości będzie to,
czy potrafimy spojrzeć poza siebie i okazać współczucie
innym istotom potrzebującym pomocy.
Czy jesteśmy w stanie wziąć udział w wielkim spotkaniu
międzygwiezdnym, które zdarza się raz na tysiąclecia,
w tym wielkim akcie pomocy innym gatunkom
zmagającym się z ewolucyjnymi trudnościami?"
O AUTORZE
Wykorzystując “naukową teleobserwację" (SRV), stanowiącą współczesną wersję techniki
opracowanej przez armię amerykańską do odbierania oddalonych w czasie i przestrzeni
danych, Courtney Brown znalazł dowody istnienia inteligentnego życia pozaziemskiego.
Ta rewolucyjna książka odpowiada na zasadnicze pytania dotyczące ET i zjawiska “porwań".
Dowiadujemy się na przykład, że starożytną cywilizację na Marsie zniszczyła katastrofa
planetarna. Wysoko rozwinięte istoty zwane “Szarymi" (często wzmiankowane w literaturze
na temat porwań) uratowały Marsjan i przesiedliły ich na dzisiejszą Ziemię. Wspólnym
wysiłkiem, marsjańscy uchodźcy i Szarzy pomogą nam przygotować się do pozytywnej
współpracy z innymi sąsiadami galaktycznymi – będzie to ogromny krok w naszej ewolucji.
Teleobserwacja dostarcza również wstrząsającego wglądu w ludzką egzystencję. SRV działa
na zasadzie bezpośredniej, kontrolowanej łączności z najgłębszą częścią umysłu. To ogniwo z
“niefizyczną" jaźnią stanowi pierwszy, dający się uchwycić dowód istnienia ludzkiej duszy.
Poszerzająca horyzonty i inspirująca w swoim przesłaniu Kosmiczna podróż stanowi
doskonałą lekturę dla wszystkich zainteresowanych literaturą UFO i New Agę'u. Jednocześnie
szeroki wachlarz poruszonych w niej zagadnień sprawia, że książka ta wykracza poza ramy
obydwu gatunków.
Czytelnicy mogą skontaktować się z autorem wysyłając listy pod podanym niżej adresem.
Jeżeli ktoś pragnie dowiedzieć się czegoś więcej na temat profesjonalnego szkolenia w
zakresie SRV, powinien zwrócić się bezpośrednio do Instytutu Telepatii, który mieści się pod
tym samym adresem.
COURTNEY BROWN
The Farsight Institute
P.O. Box 49243
Atlanta, GA 30359
PODZIĘKOWANIA
Książka taka jak ta nie mogłaby powstać bez pomocy wielu ludzi. Bez wsparcia i porady
moich nauczycieli, którzy poprowadzili mnie po zupełnie nie znanych mi ścieżkach
świadomości, w ogóle nie zacząłbym swoich badań. Pokierowali oni moim rozwojem,
ukazując wiele ważnych aspektów istnienia, na które przedtem pozostawałem całkiem ślepy.
Moja świadomość, kim jestem i kim wszyscy jesteśmy, bardzo dojrzała od tamtego okresu
kompletnej niewiedzy.
Specjalne podziękowania należą się mojej agentce i przyjaciółce, Sandrze Martin.
Zaofiarowała się wylansować moją książkę, kiedy ta pozostawała jeszcze w sferze zamysłów,
i wspierała moje wysiłki w niepewnym, trudnym okresie przed jej ukończeniem. Wierzyła we
mnie, a jej wiara dodawała mi odwagi, by skończyć przedsięwzięcie, które, jak mogłem się
spodziewać, wywoła lawinę krytyki ze strony mych akademickich kolegów.
Jestem wdzięczny mojemu wydawcy z Penguin USA, Edwardowi Stacklerowi za to, że
zaryzykował publikację książki, kiedy inni wydawcy nie chcieli o niej słyszeć. Doceniam też
jego cenne wskazówki, by porzucić akademicki styl na rzecz prostoty i jasności. Robert
Durant, Jo Lenore Jordan i Dale Stevens również udzielili mi wielu cennych rad.
Moja żona i syn pomogli mi na swój własny sposób. Od kiedy zaczęło się to wszystko,
prowadzenie prostego, “normalnego" życia okazało się niemożliwe. Mimo to moja żona
wspierała mnie dzielnie przez cały ten czas. Co do syna, to pomógł mi dostrzec prawdziwy
sens życiowych wysiłków, co pozwoliło mi osadzić moje badania w szerszym kontekście.
Podziękowanie jestem winien również istotom pozaziemskim. Co do tego nie ma żadnych
wątpliwości. Nie zebrałbym danych ani nie napisał książki, gdyby ET nie współpracowali ze
mną i na swój sposób nie popierali moich wysiłków badawczych. Właściwie, książka ta jest w
równym stopniu ich dziełem, co moim. Przynajmniej w tym sensie, że opowiada ich
prawdziwą historię.
Na koniec pragnę z góry podziękować wszystkim Czytelnikom, którzy zrozumieją i docenią
to, co zrobiłem. Zawsze będą osoby gotowe do krytyki nowatorskich badań – postaram się
jakoś znieść ich krytykę. Jest dla mnie wielką niewiadomą, jak wielu ludzi przyjmie tę
książkę ciepło i uzna ją za użyteczną. Możecie być jednak pewni, że bez względu na to, ilu
Was będzie, pozostanę Warn głęboko wdzięczny. Jeżeli Wasze życie w jakikolwiek sposób
wzbogaci się dzięki temu, co tu napisałem, mój wysiłek warty był zachodu.

PROLOG
Kosmiczna podróż to książka opisująca dwa społeczeństwa znanego inteligentnego życia
pozaziemskiego. Praca ta jest wynikiem całych lat obserwacji obcych kultur, które w wyraźny
sposób zaznaczyły na Ziemi swoją działalność. Przedstawia historię dwóch innych światów,
które przeżyły katastrofę i zdołały ocalić swą cywilizację po przybyciu na Ziemię. Pozostali
przy życiu mają ogromne potrzeby i wymagają pomocy. Ale okazuje się, że wymagamy jej
również my – ludzie, a nasze trzy rasy dzielą wspólne przeznaczenie. Łączy nas wspólnota
doświadczeń – podobnie jak istoty pozaziemskie, my również doznamy wkrótce ekologicznej
katastrofy na skalę planetarną. To od ET nauczymy się, jak przetrwać na zniszczonej planecie
kurzu.
Badania przedstawione w tej książce prowadzone były przy użyciu rygorystycznych,
precyzyjnych protokołów teleobserwacji, opracowanych dla celów wywiadu armii Stanów
Zjednoczonych. Dane uzyskane tą metodą dokładnie odzwierciedlają rzeczywistość, a nie, jak
niektórzy mogą sądzić, wyobrażenia czy obrazy alegoryczne. Obrane przeze mnie metody są
nowymi, ale wyjątkowo wiarygodnymi narzędziami badawczymi, niezależnie od tego, czy
inni naukowcy uznają je czy nie.
W niniejszej pracy opisuję to, czego dowiedziałem się o istotach pozaziemskich w trakcie
mojego szkolenia i w miesiącach, które nastąpiły potem. W części I książki przedstawiam
zagadnienie i historię teleobserwacji. Opisuję również własne przeżycia, związane z
rozległym programem szkoleniowym w zakresie teleobserwacji i innych zaawansowanych
technik poszerzania świadomości. Sedno książki zawarte jest w części II, gdzie podaję
szczegóły wszystkich zebranych przez siebie danych i analiz dotyczących istot
pozaziemskich. Postanowiłem ująć materiał chronologicznie, żeby Czytelnik mógł
przynajmniej częściowo dzielić ze mną dreszczyk emocji związany z odkrywaniem nowych
rzeczy. W części III książki dokonuję analizy sytuacji rodzaju ludzkiego na tle szerszej
społeczności galaktycznej. Przedstawiam pewne propozycje odnośnie naszego uczestnictwa w
międzygatunkowej dyplomacji, w tym kurs dla dyplomatów, którzy będą reprezentować ludzi
w Federacji – kolektywnej organizacji galaktycznej. Życie pozaziemskie istnieje, i to w dużej
różnorodności. Książka ta udostępnia szerokim kręgom naszą obecną wiedzę na temat dwóch
cywilizacji pozaziemskich, które odwiedzają Ziemię. Nie są to spekulacje, lecz jak
najbardziej miarodajne fakty. Przedstawiam tu wyniki badań w tej dziedzinie, opatrzone moją
interpretacją.
Jest rzeczą naturalną, że nowatorskie badania nie trafiają do przekonania skostniałych
umysłów. Szerokie uznanie przychodzi z czasem; co do tego nie mam wątpliwości. Wkrótce
wyrośnie nowe pokolenie uczonych, którzy będą w stanie świeżym spojrzeniem ogarnąć
poruszane tu zagadnienia. W tak zwanym międzyczasie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby
stosować nowo odkryte metody, o ile tylko korzysta się z nich zgodnie z rygorami naukowych
norm.
Metody używane do zbierania danych w tej książce były kontrolowane tak samo
rygorystycznie, jak w przypadku każdego innego badania naukowego. Nie chcę przez to
powiedzieć, że ściśle przestrzegano tych samych zasad naukowych w procedurach zbierania
danych. Jak później wyjaśnię, odnosi się to zwłaszcza do zasady odtwarzalności wyników.
Ludzie odznaczają się zadziwiającą zdolnością odrzucania informacji, które nie pasują do ich
wcześniej wyrobionych pojęć na temat rzeczywistości. Ponieważ naukowcy są ludźmi, cierpią
z powodu tej samej sztywności umysłu, co każdy inny. W niektórych kręgach owe z góry
powzięte poglądy na temat świata znane są jako obowiązujące paradygmaty. Są to wzorce
informacyjne, coś w rodzaju szablonów, według których ocenia się wszelkie informacje z
zewnątrz. Informacje te mogą pochodzić z gazety, od przyjaciela, wykładowcy na
uniwersytecie, z książki, czy z jakiegoś innego źródła. Jeśli nie pasują one do przyjętego
wzorca informacyjnego, ludzie po prostu nie dają im wiary. Można nawet odnieść wrażenie,
że dobra jest każda wymówka, o ile tylko spełnia swój cel: utrzymanie w mocy raz przyjętego
paradygmatu.
Z powodu tego zjawiska w społeczeństwie ludzkim mnożą się sprzeczności. Znajdziecie na
przykład bardzo wielu fizyków, twierdzących, że nie ma żadnych dowodów na poparcie tezy,
iż telepatia jest możliwa. Z drugiej strony, równie łatwo ustalić, że ci sami fizycy regularnie,
przynajmniej raz na tydzień, uczęszczają ze swoimi rodzinami do miejsc kultu, właśnie po to,
by nawiązać telepatyczną łączność z istotami niefizycznymi. W rzeczywistości, a stanie się to
dla Was jasne po przeczytaniu tej książki, ogromna większość naukowców, którzy nie uznają
takich zjawisk jak telepatia czy teleobserwacja za realne, w najlepszym wypadku jest po
prostu źle poinformowana lub, co bardziej prawdopodobne, zbyt uprzedzona, żeby spojrzeć
na zagadnienie w sposób obiektywny.
Ale żeby nie było żadnych nieporozumień w tym względzie: przedstawiciele konserwatywnej
społeczności naukowej są w pełni świadomi istnienia przynajmniej niektórych zjawisk
telepatycznych. Można podać wiele przykładów ich naukowej weryfikacji. W 1994 roku, w
styczniowym wydaniu Biuletynu Psychologicznego ukazał się szczególnie godny uwagi
raport dwóch psychologów, Daryla J. Berna i Charlesa Honortona, na temat komunikacji
telepatycznej, jaką zaobserwowano między ludźmi w serii ściśle kontrolowanych
eksperymentów. Oczywiście wielu naukowców pozostaje sceptycznych. Jednak nie ma
wątpliwości co do ostatecznego wyniku debaty. Wraz z upływem czasu coraz więcej
uczonych zacznie “odkrywać" szeroki zakres zjawisk telepatycznych.
Wielki fizyk, Max Pianek zauważył kiedyś, że największy postęp w nauce ma miejsce nie
dlatego, że ktoś dokonuje ważnego odkrycia, a wszyscy pozostali ochoczo przyjmują nowe
koncepcje. To raczej zmiana w myśleniu całego pokolenia przyczynia się do postępu nauki.
Starsi naukowcy na ogół trzymają się intelektualnych paradygmatów, które obowiązywały w
czasie, gdy oni sami prowadzili badania i robili kariery. Społeczeństwo czeka więc, aż tych
starych uczonych zastąpi nowa generacja badaczy, którym przełamanie schematów
myślowych przyjdzie znacznie łatwiej, bowiem od początku swojej naukowej drogi są
zaznajomieni z pewnymi nowymi koncepcjami.
W ciągu ostatnich piętnastu lat, naukowe rozumienie teleobserwacji – zdolności dokładnego
odbioru informacji z dużych odległości, zarówno w przestrzeni, jak i w czasie – zrobiło
ogromny postęp, chociaż szerokie rzesze naukowców nie wyraziły jeszcze swojej pozytywnej
oceny. W historii ludzkości raz po raz zdarzały się jednostki obdarzone specyficznym darem
widzenia na odległość. Osoba taka potrafiła na przykład “oczami umysłu" zobaczyć dom
znajdujący się po drugiej stronie globu. Zjawiska tego typu kwestionowane są tylko dlatego,
że nauka nie potrafi wyjaśnić, dlaczego przytrafiają się jedynie niektórym “utalentowanym"
osobom. Obecnie jednak wszystko uległo zmianie. Okazało się, że nie musimy już polegać na
uzdolnionych jednostkach. Najbardziej znaczącym odkryciem ostatnich piętnastu lat jest to,
że telepatii można się nauczyć, a następnie z powodzeniem zastosować ją w różnych
badaniach, uzyskując określone wyniki. Co więcej, wiarygodność wyszkolonych osób jest na
ogół dużo większa niż wiarygodność najlepszego telepaty naturalnego. Kompetentnie
przeprowadzone badania mogą dać odtwarzalne wyniki, gwarantujące niemal stuprocentową
dokładność.
Tej formy teleobserwacji nauczyli się oficerowie wywiadu i członkowie prestiżowej jednostki
do zadań specjalnych w armii amerykańskiej. Pierwotnym celem szkolenia tych
“telepatycznych wojowników" było szpiegowanie domniemanych wrogów Stanów
Zjednoczonych. Jednakże po zakończeniu szkolenia, teleobserwatorzy zaczęli badać cele,
które na ogół były bardziej interesujące niż, powiedzmy, silosy z pociskami czy spotkania w
murach Kremla. Członkowie grupy poddawali teleobserwacji niezidentyfikowane obiekty
latające, próbując rozwiązać zagadkę istot pozaziemskich.
Moja współpraca z nimi zaczęła się, kiedy już odeszli z wojska, w nadziei szerszego
wykorzystania nowo nabytych umiejętności badawczych. W trakcie ich badań nad UFO
uderzyło mnie, jak bardzo koncentrowali się oni na istotach pilotujących statki. Moim
zdaniem powinni byli raczej skierować wysiłki na zrozumienie społeczeństw, które te statki
wysyłały. Zaoferowałem im swoje usługi jako socjolog, w nadziei, że będę w stanie
przyczynić się do uzyskania odpowiedzi na szerszy zestaw pytań związanych ze strukturą
życia w naszej galaktyce. Taka była geneza tej książki.
Aż do teraz, niewielu ludzi znało historię tego, co na temat zjawiska UFO odkryto dzięki
teleobserwacji. Książka ta stanowi próbę złożenia układanki na podstawie dostępnej obecnie
wiedzy. Nie jest to książka tylko i wyłącznie o UFO czy istotach pozaziemskich (ET). Jest to
raczej próba podjęcia badań przy użyciu nowego zestawu narzędzi do zbierania danych.
Można się spodziewać, że inni badacze, wykorzystujący te same narzędzia, dokonają
dalszych odkryć, oraz że nasze rozumienie życia ET będzie coraz lepsze i pełniejsze.
Wybór gatunków
Książka ta bada społeczeństwa i światy dwóch cywilizacji pozaziemskich. Jedna z nich –
starożytna cywilizacja, która kwitła na Marsie w czasie, gdy po Ziemi chodziły dinozaury,
obecnie jest populacją mocno zdziesiątkowaną; druga to grupa istot nazywanych Szarymi. Ich
wybór do prezentacji w niniejszej książce nie został podyktowany tym, że teleobserwatorzy
nie znaleźli żadnych innych form życia. Owszem, znaleźliśmy. Skupiam się na tych dwóch
cywilizacjach dlatego, bo odgrywają one szczególnie doniosłą rolę w ewolucji naszego
gatunku na Ziemi.
Również pewne kwestie praktyczne przemawiają za tym, że Marsjanie oraz cywilizacja
Szarych stanowią obecnie odpowiednie cele do badania. Mars fizycznie znajduje się
niedaleko nas i ludzie w naturalny sposób interesują się historią tej planety. W najbliższej
przyszłości będziemy mogli odwiedzić Marsa. Pozwoli nam to dokładnie zbadać
archeologiczne ruiny tej cywilizacji, co dostarczy fizycznych dowodów potwierdzających
przedstawione tu dane z teleobserwacji. Jeśli chodzi o Szarych, to od dłuższego czasu są oni
ściśle związani zarówno z Marsjanami, jak i z ludźmi.
Ta książka oparta jest na faktach, nie na fikcji. Wielokrotnie sprawdzałem dokładność swoich
obserwacji w różnorodnych warunkach zbierania danych, a w połowie 1995 roku inni
wyszkoleni teleobserwatorzy niezależnie potwierdzili wiele, być może nawet większość
moich podstawowych odkryć. Tak więc, odtwarzalność stanowi ważny element poczynionych
przeze mnie twierdzeń. Nadal pracuję z teleobserwatorami, żeby uzyskać dalsze
potwierdzenie danych.
Każda zdrowa na umyśle osoba może obecnie odbyć szkolenie, konieczne do niezależnego
odtworzenia moich wyników (szczegółowo opisuję ten program szkoleniowy w Rozdziale
35). Odtwarzalność stanowi podstawowe kryterium wszelkiej nauki. Naukowiec dokonujący
odkrycia musi jasno wytłumaczyć procedury, jakich użył podczas badania, po czym inni
badacze powinni dokładnie powtórzyć te procedury w celu zweryfikowania osiągniętych
rezultatów. Żadna krytyka uzyskanych wyników nie ma racji bytu, o ile nie została podjęta
próba powielenia pierwotnych doświadczeń. Odnosi się to do moich badań w równym
stopniu, co do badań fizyka, który twierdzi, że odkrył nową subatomową cząstkę przy użyciu
akceleratora cząstek.
To, co odkryłem w trakcie sesji teleobserwacji, okazało się bardziej niezwykłe niż fabuła
jakiejkolwiek powieści science fiction. Nigdy nie wymyśliłbym równie niesamowitej historii,
jak to, co dane mi było zobaczyć. Ta nowa wiedza postawiła pod znakiem zapytania
wszystkie moje wcześniejsze zapatrywania. Musiałem zmienić wiele swoich poglądów na
temat tego, co mnie otacza, a proces ten wcale nie był łatwy.
Publikując te materiały nie jestem naiwny. Doskonale zdaję sobie sprawę z ostrzału krytyki,
jaki z pewnością dosięgnie mnie po opublikowaniu tych odkryć. Co więcej, moja pozycja na
uniwersytecie może zostać przez to mocno nadszarpnięta. Cieszę się godną pozazdroszczenia,
zasłużoną reputacją z racji twórczych badań, w których stosuję skomplikowane nielinearne
matematyczne modele zjawisk społecznych. Bynajmniej nie chcę stracić tej reputacji, ale
osoba prawdziwie oddana nauce musi przyjąć odpowiedzialność, która się z nią wiąże. Praca
badacza nie polega na głoszeniu tego, co popularne czy, jak to teraz modnie ujmują,
“politycznie poprawne". Naukowiec musi zdawać relację z prawdy, jakakolwiek by ona nie
była, a potencjalna reakcja innych na tę prawdę nie powinna wpływać na jego decyzję o
opublikowaniu bądź nie opublikowaniu w pełni weryfikowalnych wyników kompetentnie
przeprowadzonych badań.
Gatunek ludzki znajduje się na rozdrożu swej historii. Niedługo mamy wejść do sfery życia
galaktycznego jako pełnoprawni członkowie społeczności światów. Wobec tak wielkiej
sprawy, osobista kariera jakiegokolwiek naukowca nie ma większego znaczenia.
Wierzę, że badania będą trwać nadal. Inni uczeni dorzucą swoje cegiełki do moich odkryć i
poprawią popełnione przeze mnie błędy. Jestem jednak pewien, że zasadnicze aspekty mojej
analizy zostaną podtrzymane, a ci, co ośmielą się posłać swe umysły tam gdzie ja, odnajdą
prawdę, która broni się sama.
ROZDZIAŁ 1: KRÓTKA HISTORIA PROGRAMU MILITARNEGO STANÓW
ZJEDNOCZONYCH,
DOTYCZĄCEGO WOJNY PSYCHOLOGICZNEJ
Książka ta opowiada o dwóch cywilizacjach pozaziemskich, które wkrótce wywrą ogromny
wpływ na życie ludzi na Ziemi. Nie jest to praca na temat naukowej teleobserwacji, ale
ponieważ przedstawione tu dane uzyskano właśnie tą metodą, wydaje mi się właściwym, aby
pokrótce naszkicować historię zagadnienia. W ten sposób Czytelnicy będą mogli lepiej
zrozumieć techniki zastosowane w tych badaniach (Pełniejszy opis wydarzeń zarysowanych
w tym rozdziale można znaleźć w książce Jima Marrsa pod tytułem 'Tajemne akta: prawdziwa
historia amerykańskiego programu psychicznych działań wojennych' Harmony 1995).
Zainteresowanie rządu Stanów Zjednoczonych parapsychologią wynikło z potrzeby zbierania
informacji na temat wrogów państwa. Pierwotne zainteresowanie tematem zrodziło się w CIA
w latach siedemdziesiątych ale ogromną część badań przeprowadzał wywiad armii
amerykańskiej, poczynając od ściśle tajnego projektu, którego celem było wyszkolenie
najlepszych oficerów.
Poważny problem, wynikający ze zbierania danych przez wywiad wojskowy stanowiło
ryzyko, jakie ponosili jego agenci w związku z trudnościami przekazywania informacji do
kwatery głównej. Urządzenia techniczne, nawet najlepszej jakości, mogły być w każdej
chwili odkryte, a życie agenta jak i sama informacja narażone na niebezpieczeństwo.
Potrzebny był nowy sposób komunikacji z Waszyngtonem – funkcjonujący bez pomocy
urządzeń fizycznych.
Zrodził się zatem pomysł opracowania jakiegoś telepatycznego nadajnika, który mógłby
przekazywać informacje do Pentagonu z dużej odległości, powiedzmy z Moskwy. Agentowi
powierzano by zadanie zdobycia podstawowej informacji, którą można by wyrazić
odpowiedzią tak lub nie. Załóżmy, że wojsko amerykańskie chce wiedzieć, czy Sowieci mają
nowy typ broni. Szpieg dysponujący takim telepatycznym nadajnikiem ma wszelkie szansę,
by doskonale wywiązać się z zadania, gdyż nawet w przypadku śledzenia go przez KGB
trudno zdobyć dowód, że przekazuje on informacje.
Kolejnym bodźcem do badań w tym kierunku była obawa wojska amerykańskiego, że
Sowieci dysponują już psychiczną bronią militarną. Amerykanie nie chcieli pozostawać w
tyle i w ten sposób narodziła się zimna wojna psychologiczna.
Ciekawe jest to, że Rosjanie faktycznie dysponowali już programem psychicznych działań
wojennych. Obrali jednak inną metodę działania – zrezygnowali z tworzenia odpowiedniego
programu szkoleniowego w tym względzie, a zaczęli testować ludność w celu wyłowienia
jednostek o największym potencjale zdolności telepatycznych. Kiedy jednak udało im się
zebrać odpowiednią drużynę, natrafili na te same problemy, które trapiły armię amerykańską
– mianowicie na opór najwyższych rangą urzędników. Po obydwu stronach starano się nie
dopuścić do badania pewnych szczególnych celów, takich jak UFO. Z drugiej strony problem
miał również szerszy charakter – sprzeciwiano się samej metodzie zbierania danych.
Wielu dowódców, tak po stronie amerykańskiej jak i rosyjskiej, reprezentuje konserwatywny
system wartości, często natury religijnej. Nawet niereligijne sprzeciwy nie pozostawiały
wątpliwości, że wielu ludzi uznaje wykorzystanie takich możliwości technicznych za
niedopuszczalne. Opór wyszedł poza dziedzinę wojskowości i objął szerokie kręgi. Sam
słyszałem o pewnym wysoko postawionym polityku cywilnym, podlegającym bezpośrednio
ministerstwu obrony, który zawzięcie protestował podczas poufnej odprawy na temat UFO,
gdzie podnoszono kwestie techniki pozaziemskiej i informacji uzyskiwanych na drodze
telepatii. Urzędnik ten twierdził, iż wiedzę taką posiądziemy po śmierci w chwili dostania się
do nieba, a do tego czasu nie należy zgłębiać tego typu zagadnień. Najwyraźniej u Rosjan
sytuacja wyglądała podobnie. Urzędnicy bali się tematu niczym zjawy i projekt nie zyskał
odpowiedniego poparcia.
Początkowe zaangażowanie CIA w sprawy przekazu na drodze telepatycznej zaczęło się od
pracy z naturalnymi telepatami. Z chwilą, gdy tajne zaminowanie portów nikaraguańskich
przez CIA zwróciło uwagę amerykańskiego Kongresu, agencja dokonała czystki we
wszystkich jednostkach i projektach, mogących prowadzić do dalszych skandali politycznych.
Na tym skończyło się zainteresowanie CIA wojną psychologiczną.
Chociaż program opracowania telepatycznego nadajnika nigdy się nie powiódł, wysiłki do
niego zmierzające zaowocowały badaniem zastosowań technik parapsychologicznych w
pracy wywiadu. Szczególnie godne uwagi są tutaj dwa przedsięwzięcia. Pierwsze z nich to
praca profesora Roberta Jahna z laboratorium Uniwersytetu w Princeton (PEAR), która, choć
nie dotowana przez wojsko czy wywiad, wzbudziła spore zainteresowanie w kręgach tego
ostatniego. Jednakże największą uwagę armii zwróciły badania w Laboratorium
Teleobserwacji w Międzynarodowym Instytucie Badawczym Stanforda pod kierownictwem
drą Harolda Puthoffa.
Armii amerykańskiej nie nękały takie troski jak CIA. Dla wojska liczy się jedynie wykonanie
zadania. Podczas gdy CIA uwikłała się w problemy parapsychologiczne, wojsko zaczęło
tworzyć ukryte, czyli “czarne" jednostki, które miały pomóc w rozwiązaniu niektórych
trudnych problemów wywiadowczych.
Jedna z tych jednostek specjalnych nosiła kryptonim Oddział G (od nazwy “Płomień Grilla") i
nie figurowała na żadnym schemacie organizacyjnym wojska. Pierwotnym zadaniem
Oddziału G było badanie zastosowań technik telepatycznych w celu penetracji najbardziej
tajnych planów wrogów Stanów Zjednoczonych.
Ze względu na niezwykły charakter owej jednostki, zebrane przez nią informacje docierały
jedynie do najwyższych rangą oficerów i polityków. Wkrótce stało się jasne, że
przedsięwzięcie dostarcza potrzebnych informacji. Żeby dojrzeć, projekt musiałby jednak
wyjść poza ustalone granice. Problem z rozszerzeniem projektu polegał na tym, że zjawisko
teleobserwacji nie zostało uznane przez naukę. Wojsko musiało znaleźć jakiś sposób nadania
mu większej wiarygodności naukowej, dzięki której wzrosłyby fundusze na ten cel. Zaczęto
więc sponsorować doświadczenia naukowe, zmierzające do uwiarygodnienia zjawiska.
Owe wczesne badania naukowe nie obejmowały teleobserwacji w jej dzisiejszej postaci.
Polegały one zwykle na tym, że telepata leżał na łóżku z przyłożonymi do głowy i stóp
elektrodami. Używano sprzętu elektronicznego w celu wykazania, że biegunowość napięcia
ciała badanego przesunęła się o 180 stopni, co zwykle wskazywało na osiągnięcie przezeń
odmiennego stanu świadomości. Inna osoba w pokoju, zwana “monitorem", miała za zadanie
nakierować telepatę na cel i notować jego spostrzeżenia.
Jakkolwiek eksperymenty te dostarczały cennych informacji, dane zbierane w ten sposób nie
zawsze pokrywały się z innymi sesjami czy informacjami dostarczanymi przez innych
badaczy. Żeby nabrać przekonania do wartości materiałów, wojsko potrzebowało większego
stopnia wiarygodności.
W 1982 roku naturalny telepata Ingo Swann dokonał wielkiego przełomu w teleobserwacji
poprzez opracowanie protokołów potwierdzających zbieranie wiarygodnego wywiadu. Swann
dokonywał swoich odkryć przez wiele lat, kiedy uczestniczył w szerokich eksperymentach
przeprowadzanych w różnych instytutach naukowych, w tym w Badawczym Instytucie
Stanforda (Swann 1991, str. 92-94). Opracował on formę tele-obserwacji, opartą na
zastosowaniu współrzędnych geograficznych. Forma ta znana jest pod nazwą “teleobserwacji
współrzędnej"(Innym naturalnym telepatą, który pracował z SRI Intemational jest Joseph
McMoneagle. Pan McMoneagle opublikował ostatnio bardzo poczytną książkę na temat
teleobserwacji. Praca ta, pt. 'Wędrujący umysł' zawiera rozdział opisujący jego własne
obserwacje przeszłe) cywilizacji na Marsie. Moje własne badania prowadzone w
kontrolowanych warunkach potwierdzają wiele spostrzeżeń McMoneagle'a dotyczących
starożytnej cywilizacji marsjańskiej).
Potem Swann dostał kontrakt na przeszkolenie w tych technikach ponad tuzina ludzi –
niektórzy z nich byli wojskowymi, inni – cywilami. Pierwotne szkolenie trwało rok. Aby
wprowadzić kursantów w temat zmienionej świadomości, wysyłano ich do Instytutu
Monroe'a w Wirginii, gdzie szkolili się w osiąganiu stanów wychodzenia z ciała.
Waszyngton nie byłby Waszyngtonem, gdyby raz na jakiś czas nie wybuchł w nim skandal
przyciągający uwagę prawników i prasy. Za każdym razem po większym skandalu czynniki
decyzyjne podejmują działania by uniknąć takich incydentów w przyszłości. W czasie fiaska
operacji Iran-Nikaragua-Oliver North, minister obrony wszczął wśród podległych sobie wojsk
poszukiwania wtyczki lub organizacji, które ze względu na brak właściwej kontroli mogłyby
okazać się politycznie kompromitujące dla prezydenta. Znalazł oddział teleobserwacji i
nakazał inspektorowi generalnemu przeprowadzić śledztwo. Ponieważ zespół
teleobserwacyjny miał być jednostką badawczą, cywilni inspektorzy uznali jego działalność
za “normalną".
Od tego momentu sprawy operacyjne przybierały coraz gorszy obrót dla najlepiej
wyszkolonych teleobserwatorów. Ich wpływy w Waszyngtonie, które nigdy nie były zbyt
silne, malały coraz bardziej.
Jednak wszyscy członkowie zespołu wiedzieli już wtedy, że są obdarzeni niezwykłym darem
– darem widzenia, który pociągał za sobą odpowiedzialność wykraczającą poza kwestie
narodowe. Świadomość tego faktu i potrzeba służenia większej sprawie sprawiły, iż ludzie ci
zwrócili swe wewnętrzne wejrzenie ku górze, w kierunku gwiazd. Kiedy cała ta historia
zaczęła się w latach osiemdziesiątych, nikt z nich nie przypuszczał, że jest to droga do misji,
która może zmienić ewolucyjny bieg samej ludzkości.
Wstecz / Spis treści / Dalej
ROZDZIAŁ 2: TELEOBSERWACJA
HISTORIA
Najlepszym źródłem informacji na temat historycznych początków teleobserwacji (tzn.
samych protokołów, a nie wojskowego programu ich użycia) wydaje się być książka napisana
przez Ingo Swanna, człowieka, który opracował pierwszą wersję aktualnych protokołów
teleobserwacji, używanych przez armię amerykańską. W książce tej, pt. Ponad umysł i
zmysły, Swann opisuje teoretyczne podstawy działania teleobserwacji. Należy zaznaczyć, że
poglądy Swanna to jedynie hipoteza czy też teoria teleobserwacji. Swann jest artystą
(malarzem) i niezwykle utalentowanym naturalnym telepatą, ale nie jest naukowcem. Nie
umniejsza to jednak wartości jego poglądów, stanowiących zbiór intuicyjnie zebranych
pomysłów w tej materii.
Czytelnicy powinni zrozumieć na wstępie, że teleobserwacja (w takim znaczeniu, w jakim
używa się jej tutaj) nie przypomina w niczym komercyjnych pokazów medialnych. Jest to
wymagająca dyscyplina, która obejmuje ściśle określony zbiór protokołów; wykorzystywać ją
do celów zbierania danych może jedynie osoba przeszkolona przez kompetentnego
nauczyciela. Czytelnikom radzę by, przynajmniej chwilowo, powstrzymali się od opinii (za
lub przeciw), opartych na swojej wcześniejszej wiedzy czy doświadczeniach z naturalnymi
telepatami. Książka niniejsza, zarówno pod względem metodologii jak i treści, zawiera
informacje, które dla przytłaczającej większości Czytelników, stanowić będą całkowitą
nowość.
NAUKOWA TELEOBSERWACJA
W wyniku postępu i udoskonaleń teleobserwacja ewoluowała od sztuki do nauki; i na odwrót
– rozwój teleobserwacji przyczynił się do usprawnień w technice i do wyjaśnienia pewnych
zjawisk. W latach osiemdziesiątych do procedur teleobserwacyjnych wprowadzono
innowację, która polegała na wyeliminowaniu potrzeby użycia współrzędnych
geograficznych. Stosując nowoczesną wojskową wersję teleobserwacji, można zebrać więcej
danych, które jakościowo przewyższają dane zbierane metodą wyznaczania współrzędnych.
Interesujące jest to, że prywatne firmy stosują procedury opracowane w wojsku. Co więcej,
procedury te są różnie nazywane, w zależności od tego, kto je wykorzystuje. Nawet mój
nauczyciel zmienił nazwę. Jednak z tego co wiem, owe różnie nazywane procedury są
identyczne bądź prawie identyczne z tymi, które zostały opracowane i do dziś pozostają w
użyciu armii amerykańskiej.
Formę teleobserwacji, jaką wykorzystałem do przeprowadzenia badań dla celów tej książki,
nazwałem “naukową teleobserwacja". Naukowa teleobserwacja (SRV) to również technika
wywodząca się z procedur opracowanych w wojsku. Różnią się one jednak sposobem i celem,
do jakiego są używane. SRV pokrywa się z nowoczesnymi technikami wojskowymi pod
względem struktury, jednakże sięga znacznie dalej, umożliwiając dwustronną komunikację
pomiędzy teleobserwatorem a istotami zdolnymi do odbioru telepatycznego. Wojskowa
wersja teleobserwacji polegała zawsze na technice biernego pozyskiwania danych – nigdy nie
wykorzystano jej do porozumiewania się. Tym niemniej, w poniższym omówieniu będę
opisywał strukturę teleobserwacji, nie zaś jej użycie. Tak więc, odwołując się do struktur SRV,
będę zarazem robił bardziej ogólne odniesienia do nowoczesnych technik, opracowanych w
wojsku.
SRV stanowi zbiór protokołów czy też procedur pozwalających “nieświadomemu umysłowi",
jak go się często określa, na komunikację z umysłem świadomym, dzięki czemu następuje
przekaz cennych informacji z jednego poziomu świadomości do drugiego. Informacje
pochodzące z umysłu nieświadomego uważa się na ogół za intuicję, czyli odczucie w
stosunku do spraw na których temat nie mamy żadnej określonej wiedzy. Typowy przykład
stanowi matka, która po prostu wie, że jej dzieci znajdują się w poważnych kłopotach. Czuje
to niejako w kościach, nawet jeżeli nie ma żadnych konkretnych podstaw, żeby tak sądzić.
Intuicja działa w czasie i przestrzeni bez pomocy jakiegokolwiek fizycznego środka przekazu
informacji. SRV systematyzuje odczytywanie intuicji i pozwala na jej dokładne przełożenie
na papier, w celu późniejszej analizy.
SRV pozwala na rejestrację informacji pochodzących z nieświadomości, zanim zostaną one
zakłócone przez normalne procesy intelektualne stanu czuwania, takie jak racjonalizacja czy
wyobraźnia. Niektóre z tych protokołów przypominają obrazy odległych przedmiotów,
opisanych w ocalałych źródłach historycznych (zobacz Swann, str. 73-114). Istotnie, obrazy
rysunkowe stanowią podstawowy komponent pierwszej i trzeciej fazy SRV, a
teleobserwatorzy szkoleni są w kierunku ich odszyfrowywania, co pozwala na zdobycie
podstawowych informacji na dany temat (tzn. na temat obiektu poddanego teleobserwacji).
Zasadniczo informacje na temat obiektu napływają do wyszkolonych jednostek poprzez ich
nieświadome umysły. W trakcie sesji teleobserwatorzy szybko je zapisują, trzymając się cały
czas ścisłej procedury protokołów. Zasady SRV umożliwiają teleobserwatorowi oderwanie się
od intelektualnych procesów świadomego umysłu do czasu zakończenia sesji. Nawet
nieznaczne odstępstwo od protokołów może spowodować ingerencję świadomego umysłu.
Postępowanie takie mogłoby okazać się fatalne w skutkach, jako że świadomy umysł
próbowałby od razu interpretować dane, pobudzając w ten sposób wyobraźnię umysłu. Z
doświadczeń wynika, iż tego rodzaju praktyki mają duży wpływ na dokładność danych – to
właśnie dlatego niewyszkoleni telepaci na ogół nie są wiarygodni jako jasnowidze.
Naczelna zasada SRV to nieanalizowanie danych przed ich zebraniem. W przypadku jej
nieprzestrzegania teleobserwacja niewiele różni się od fantazji na jawie (Dodatkowe
informacje na temat roli nieświadomości w przekazie informacji Czytelnicy znajdą w pracy
Targa i Puthoffa z 1977 roku, Wilbcra z 1977 i Mavromatisa z 1987 roku).
Kolejny punkt, który chcę poruszyć, jest bardzo ważny. Nie proszę nikogo, aby wierzył w to,
co opisuję w niniejszej książce, tak jak wierzy się w zbiór prawd religijnych. Książka ta
stanowi relację z moich badań. Jak każde inne badanie naukowe, moje również podlega
odtworzeniu i sprawdzeniu przez każdego, kto przeszedł przeszkolenie w zakresie protokołów
SRV. Zatem inni naukowcy mogą potwierdzić wszystko, co zostało tu napisane. Poza tym,
zadałem sobie dużo trudu zbierając i potwierdzając wszystkie przytoczone tu informacje.
Sposób, w jaki to robiłem, przedstawię w dalszej części rozdziału, natomiast w tym miejscu
pragnę mocno podkreślić, że w badaniu naukowym nie ma miejsca dla wiary. Jedyne, co się
tutaj liczy, to dane oraz ich inteligentna interpretacja. W swej książce przedstawiam i
interpretuję duży zasób danych, które z łatwością mogą potwierdzić inni naukowcy, o ile
tylko znane im są protokoły SRV.
WSPÓŁRZĘDNE CELU
Naukowa teleobserwacja zawsze obiera sobie jakiś cel. Cel ten stanowić może jakakolwiek
rzecz bądź osoba, o której chcemy się czegoś dowiedzieć. Na ogół są to miejsca, wydarzenia i
ludzie, ale można się również pokusić o trudniejsze cele, takie jak ludzkie sny czy nawet Bóg.
Nieświadomość dostarcza potrzebnych informacji w taki sposób, aby zrozumiał je umysł
świadomy.
Sesja SRV zaczyna się od przeprowadzenia kilku procedur przy użyciu współrzędnych celu.
Na ogół są to dwie wybrane na chybił trafił czterocyfrowe liczby przydzielone celowi, przy
czym teleobserwator nie musi wiedzieć jaki cel one reprezentują. Do współrzędnych
wygodnie jest używać liczb, ale mogą być również litery. Oczywiście współrzędne te nie
wskazują geograficznego położenia celu. Same liczby nie mają żadnego znaczenia dla
świadomego umysłu teleobserwatora.
Użycie liczb zamiast nazwy celu pomaga świadomemu umysłowi i wyobraźni oderwać się od
procesu zbierania danych, dzięki czemu utrudnione jest zgadywanie, czy inne formy
zaśmiecania danych. Co więcej, jak się okazało, nieświadomy umysł natychmiast rozpoznaje
cel, nawet gdy zna tylko jego liczby współrzędne. Niepotrzebne są żadne dodatkowe
informacje. Na podstawie tych danych teleobserwator stosuje następnie protokoły SRV w celu
uzyskania informacji na temat celu, przy czym tożsamość tego ostatniego pozostaje dla niego
nie znana aż do czasu zakończenia sesji.
Stosując współrzędne celu, teleobserwator przez cały czas trwania sesji przestrzega
protokołów SRV. Umysłowa łączność z celem tworzy coś w rodzaju sygnału. Teleobserwator
informacje pochodzące od celu jest w stanie odróżnić od szumów (takich jak wyobraźnia) na
zasadzie rozpoznania mentalnego “tonu" informacji.
Pod koniec każdej sesji przedstawia się teleobserwatorowi faktyczny opis obserwowanego
obiektu w celu porównania go z danymi uzyskanymi na drodze teleobserwacji. W ten sposób
kontroluje się proces zbierania danych.
PROTOKOŁY SRV
Protokoły SRV mają siedem charakterystycznych etapów. W każdym stadium uzyskuje się
różne rodzaje informacji na temat celu. Poszczególne fazy wprowadzane są do sesji SRV w
kolejności od 1 do 7, aczkolwiek często sesja kończy się na wcześniejszym etapie, o ile tylko
zostały zebrane potrzebne informacje.
Siedem faz protokołów SRV przedstawia się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 noszą nazwę “wstępnych", a celem ich jest ustanowienie wstępnego
kontaktu z miejscem. Dane o celu uzyskane w Fazie 1 – na przykład czy z miejscem celu
wiąże się jakaś struktura ludzka – są niekompletne.
• Faza 2: Faza ta zwiększa kontakt z miejscem. Informacje z tej fazy obejmują kolory, fakturę
powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki związane z celem.
• Faza 3: Faza ta dostarcza wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: Na tym etapie kontakt z celem jest całkiem bliski. W Fazie 4 nieświadomość cieszy
się pełną władzą w “rozwiązywaniu problemu". Pozwala się jej kierować przepływem
informacji do świadomego umysłu.
• Faza 5: Tutaj uzyskuje się szczegóły dotyczące poszczególnych struktur, takie jak na
przykład meble w pokoju. Fazę tę zwykle pomija się w sesjach SRV, chyba że potrzebne są
szczegółowe informacje na temat celu.
• Faza 6: Na tym etapie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania miejsca.
Może on sobie pozwolić na pewną, ograniczoną aktywność intelektualną w celu pokierowania
nieświadomością w wypełnianiu określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresu
czasu i położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również zaawansowane szkice.
• Faza 7: Ten etap dostarcza informacji słuchowych związanych z miejscem, takich jak np.
jego nazwa.
Kategorie danych teleobserwacji
Nie wszystkie dane z teleobserwacji są tego samego rodzaju. Faktycznie istnieją różne typy
danych, uzyskiwanych w bardzo różnych warunkach. Teleobserwacja w żadnych warunkach
nie jest łatwym zadaniem. Nie polega ona na tym, że zamyka się oczy i nagle “widzi się" cel.
Sesja trwa około godziny, a żeby dobrze określić obiekty, istoty, poglądy i inne dane
dotyczące celu, trzeba na ogół przeprowadzić wiele sesji.
Występuje sześć różnych typów danych teleobserwacyjnych. Cechą wyróżniającą różne typy
jest ilość informacji, jaką teleobserwator ma na temat celu przed rozpoczęciem sesji. Inną
podstawową cechę charakterystyczną stanowi to, czy teleobserwator pracuje z osobą zwaną
monitorem, co za chwilę bliżej wyjaśnię.
W zależności od celu sesji, może być, powiedzmy, sześćset rzeczy do zrobienia – jedna po
drugiej – obejmujących do siedmiu faz protokołów. Podstawowym założeniem, kryjącym się
za tymi wszystkimi zadaniami jest możliwie jak najszybsze zarejestrowanie (na papierze)
informacji o celu, zanim analityczna część umysłu zdąży je zniekształcić, zinterpretować czy
w inny sposób zanieczyścić. Pod koniec sesji teleobserwator ma około dwudziestu kartek
papieru z różnymi formami danych, które następnie są odszyfrowywane, interpretowane i
streszczane. Kontakt z celem podczas SRV ma czasami charakter intymny. Często zdarza się,
że mniej więcej w połowie sesji teleobserwator zaczyna doświadczać bilokacji, tzn. czuje, że
znajduje się w dwóch miejscach na raz. W tym punkcie dane otrzymywane na drodze sygnału
telepatycznego napływają bardzo szybko i teleobserwator musi zanotować możliwie jak
najwięcej w stosunkowo krótkim przedziale czasu.
Dane Typu 1
Kiedy teleobserwator sam przeprowadza sesję, warunki zbierania danych określa się mianem
50/0. Natomiast dane otrzymane podczas sesji solo, w której teleobserwator wybiera cel
(dysponując w ten sposób wcześniejszą wiedzą) nazywane są danymi Typu 1.
Posiadanie uprzedniej wiedzy na temat celu określa się mianem wstępnego naładowania.
Wstępne wprowadzanie danych jest często konieczne; niekiedy teleobserwator po prostu musi
wiedzieć coś na temat celu. Problem związany z tego typu sesją (dotykający głównie
nowicjuszy) polega na tym, że wyobraźnia teleobserwatora może łatwo zniekształcić dane o
celu, na którego temat ma on już być może z góry wyrobiony pogląd. Dlatego niezwykle
ważne jest dokładne przestrzeganie procedury protokołów teleobserwacji, co pozwala na
ograniczenie tego typu zniekształceń. Ryzyko zanieczyszczenia danych zmniejsza się
znacznie w miarę nabywania doświadczenia i ścisłego trzymania się protokołów.
Dane Typu 2
W przypadku początkującego teleobserwatora, ryzyko zniekształceń ogranicza Drugi Typ
danych. Na sesji tego typu teleobserwator pracuje solo, ale nie wybiera konkretnego celu. Cel
wybierany jest przez komputer na chybił trafił z wcześniej ustalonej listy celów; komputer
podaje teleobserwatorowi same współrzędne. Teleobserwator może być zaznajomiony z listą
celów (a nawet uczestniczyć w ich wyborze), ale tylko komputer wie, jakie współrzędne ma
dany cel. Ponieważ świadomy umysł teleobserwatora nie posiada tej wiedzy, w celu zdobycia
wszelkich informacji o badanym obiekcie musi on wykorzystywać swą nieświadomość. Mówi
się wtedy, że teleobserwator przeprowadza sesję w ciemno, co oznacza, iż nie ma on żadnej
wiedzy na temat celu.
Dane Typu 3
W przypadku danych Typu 3 mamy do czynienia z jeszcze innym rodzajem solowej sesji w
ciemno. Tutaj nie
teleobserwator określa cel, lecz ktoś z zewnątrz. Na przykład agencja teleobserwacyjna może
ze swej kwatery głównej rozesłać wiadomość dotyczącą współrzędnych celu do grupy
wyszkolonych teleobserwatorów, mieszkających w różnych częściach Stanów
Zjednoczonych. Kierownictwo zna cel, ale poszczególni teleobserwatorzy nie mają o nim
pojęcia. Nie utrzymują oni ze sobą żadnego kontaktu. Mogą otrzymać tylko pewne skąpe
informacje na temat celu – na przykład czy jest to miejsce, czy wydarzenie. Teleobserwatorzy
ci przeprowadzają sesje wykorzystując jedynie współrzędne, a wyniki przesyłają następnie
faksem do kwatery głównej. Doświadczenie uczy, że informacje potwierdzone przez wielu
teleobserwatorów wykazują zwykle sto procent dokładności. Co więcej, ponieważ
teleobserwatorzy mogą “wpadać na cel" w różnych punktach czasu czy przestrzeni, różne
sesje mogą odsłonić komplementarne aspekty celu, co pozwala na uzyskanie poszerzonego
obrazu.
Jednak przeprowadzanie sesji solo ma swoje wady. Kiedy teleobserwatorzy sami
przeprowadzają sesje, protokoły uniemożliwiają im pełne wykorzystanie analitycznej części
umysłu. W ten sposób mogą oni widzieć cel i nie wiedzieć, co robić dalej. Sesje solo
dostarczają cennych informacji na temat celu, lecz informacje bardziej szczegółowe i
dogłębne można uzyskać, kiedy ktoś inny prowadzi nawigację. Drugą osobę nazywa się
wtedy pomocnikiem czyli monitorem, zaś sesja monitorowana może stanowić niezwykle
interesujące wydarzenie.
Dane Typu 4
Istnieją trzy typy monitorowanych sesji SRV. Kiedy monitor zna cel, ale teleobserwatorowi
podaje jedynie jego współrzędne, mamy do czynienia z danymi Typu 4. Sesje tego typu są
wykorzystywane w dużym stopniu podczas szkolenia. Dane Typu 4 mogą być bardzo
pomocne z perspektywy badań, jako że monitor posiada maksymalną ilość informacji, za
pomocą których kieruje teleobserwatorem. Na sesjach tych monitor mówi teleobserwatorowi,
co ma robić, gdzie patrzeć, dokąd iść, a nawet o co pytać, w przypadku nawiązania kontaktu z
istotą posługującą się telepatią. Pozwala to teleobserwatorowi na prawie całkowite
nieangażowanie zdolności umysłowych, podczas gdy monitor przeprowadza całą analizę.
Monitor i teleobserwator nie muszą znajdować się w tym samym pokoju podczas sesji. W
celu umożliwienia komunikacji słownej często używa się słuchawek. Dzięki temu
monitorowana sesja może się odbyć nawet wtedy, gdy monitor i teleobserwator znajdują się w
całkiem różnych miejscach, oddalonych od siebie o tysiące mil. Niekiedy podczas takich sesji
można teleobserwatorowi przesłać faksem dane diagramowe w celu zapewnienia kontroli nad
przepływem informacji. Sytuacje takie określa się mianem sesji monitorowanych na
odległość. Wiele zamieszczonych w tej książce informacji pochodzi z takiego właśnie źródła.
Dane Typu 5
W sytuacjach szczególnie krytycznych badacze mogą życzyć sobie danych zebranych bez
pomocy monitora.
W przypadkach tych zarówno teleobserwator jak i monitor działają po omacku, a współrzędne
celu są im dane z zewnątrz przez agencję bądź wybiera je program komputerowy z listy celów
(Nie ma znaczenia czy monitor i teleobserwator znają zawartość listy, o ile jest ona długa.
Doświadczenie uczy, że jeżeli lista jest odpowiednio długa, świadomy umysł porzuca
wszelkie próby zgadywania tożsamości celu). Dane zebrane w ten sposób określa się mianem
danych Typu 5. Sesje przeprowadzane w tych warunkach cechuje wysoki stopień
wiarygodności. Natomiast ich wada polega na tym, że pochłaniają więcej czasu niż inne typy
teleobserwacji i nie pozwalają monitorowi na wybranie najbardziej użytecznych informacji
podczas sesji. To tak jakby prosić nawigatora lotu o rozpoczęcie pracy po wystartowaniu
samolotu. Lot będzie prawdopodobnie przebiegał mniej burzliwie, jeżeli jego ogólny plan
ustali się przed startem. Tym niemniej, dane Typu 5 są niezwykle użyteczne w niektórych
sytuacjach i mogą przydać wiarygodności ogólnym wynikom.
Dane Typu 6
Ostatni rodzaj danych – dane Typu 6 pochodzą z sesji, na których zarówno monitor jak i
teleobserwator są wstępnie “naładowani informacjami" na temat celu. Ten typ sesji
przeprowadza się jeśli teleobserwator musi zebrać więcej informacji na temat konkretnego
celu, ale nie odpowiadają mu sesje solo. W takim przypadku monitor przejmuje kontrolę
nawigacyjną, jednak wcześniej porozumiewa się z teleobserwatorem co do celów sesji.
STRESZCZENIE TYPÓW DANYCH
W skrócie kategorie teleobserwacji przedstawiają się następująco:
• Typ 1: Solo, wstępne podanie danych, cel wybierany przez teleobserwatora.
• Typ 2: Solo, w ciemno, cel wybierany przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej
z góry.
• Typ 3: Solo, w ciemno, cel określany przez kogoś z zewnątrz.
• Typ 4: Sesja monitorowana, teleobserwator nie zna danych, monitor ma podane dane
wstępne.
• Typ 5: Sesja monitorowana, ani teleobserwator, ani monitor nie znają danych, cel wybierany
przez komputer na chybił trafił z listy celów ustalonej z góry.
• Typ 6: Sesja monitorowana, zarówno monitor jak i teleobserwator mają wstępnie podane
dane.
Żaden typ danych nie jest lepszy od innych, a każdy z nich ma swoje zalety i wady.
LISTA CELÓW
Ogromna większość sesji SRV, które dostarczyły danych do tej książki, została
przeprowadzona w warunkach Typu 4. Oznacza to, że ja – teleobserwator, działałem w
ciemno, podczas gdy mój monitor znał cel. Większość celów została wybrana na chybił trafił
z listy czterdziestu pozycji, które opracowaliśmy wspólnie z monitorem. W trakcie badań
poprosiłem monitora o dodanie piętnastu innych pozycji i nieinformowanie mnie na ich temat.
Monitor mój nie udzielił mi żadnej wskazówki co do tego, czy cel, z jakim miałem nawiązać
łączność telepatyczną pochodził z listy pierwotnej, czy tej uzupełnionej o nowe, nie znane mi
pozycje.
Po rozpoczęciu sesji, celowo nie chciałem zaglądać na listę czterdziestu celów; pragnąłem
uniknąć śledzenia listy. A zatem zbieranie danych w ciemno nie oznacza, że nigdy nie
widziałem listy celów. Oznacza jedynie, że nie miałem pojęcia, z jakim celem będę miał do
czynienia w trakcie danej sesji.
Z punktu widzenia protokołów SRV chodzi o to, by z góry przekonać świadomy umysł, że
próby odgadywania informacji na temat celu są pozbawione sensu. W ten sposób zmusza się
go do tego, by całkowicie polegał na danych dostarczanych przez umysł nieświadomy. Kroki
te nie są konieczne w przypadku doświadczonych teleobserwatorów, biegłych w
przekazywaniu tylko tych informacji, których dostarcza nieświadomość, niezależnie od typu
danych. Zważywszy jednak na kontrowersyjną naturę przedmiotu tej książki, w celu
uzyskania jak największej wiarygodności, postanowiłem we wstępnym etapie badań w miarę
możliwości oprzeć się na danych Typu 4.
KRYTYCYZM ZRODZONY Z NIEWIEDZY
Krytycy teleobserwacji skupiają się zwykle na monitorowanych danych, twierdząc, że dane
takie (typy od 4 do 6) mogą być zniekształcane przez uprzedzenia i interpretacje samego
monitora. W szczególności wysuwają oni zastrzeżenia co do sytuacji, w której monitor
prowadzi teleobserwatora w sposób bardzo zbliżony do tego, w jaki ruchy ręki terapeuty,
celowo bądź bezwiednie, prowadzą do porozumienia dzieci autystycznych. Krytyka tego
rodzaju służy najczęściej do całkowitego zdyskredytowania danych zbieranych na drodze
SRV. Oskarżenia te są jednak bardzo płytkie.
Należy pamiętać, że większość danych SRV, wykorzystujących cele ziemskie, może zostać
potwierdzona w sposób niezależny, co zresztą miało miejsce na szeroką skalę w trakcie
opracowywania protokołów. Tak więc nie mamy tutaj do czynienia z kwestiami wiary bądź
niewiary. Dane po prostu są dokładne albo niedokładne. Jeżeli informacji na temat celu nie
sposób sprawdzić środkami fizycznymi, zawsze można poprosić kilku innych
teleobserwatorów o przeprowadzenie niezależnych sesji solo i w ciemno (dane Typu 3), które
potwierdzą lub nie prawdziwość zebranych danych. Prawdopodobieństwo uzyskania przez
wielu teleobserwatorów tych samych informacji w warunkach danych Typu 3 jest
nieskończenie małe i znacznie przewyższa statystyczne wymagania, przyjmowane
zwyczajowo w naukowych badaniach empirycznych.
Cóż, krytycyzm zawsze towarzyszy odkrywcom nowych zjawisk. Weźmy na przykład Jamesa
Bruce'a -jednego z pierwszych europejskich badaczy, którzy wkroczyli na teren Afryki znany
obecnie jako Etiopia. Jego odkrycia miały miejsce w drugiej połowie osiemnastego wieku i
obejmowały doświadczenia, w które współcześni mu Brytyjczycy po prostu nie mogli
uwierzyć. Ludzie
nazywali go kłamcą twierdząc, że to niemożliwe, by istniało tak dziwne miejsce. Nie zmieniło
to faktu, że Etiopia była Etiopią, a późniejsi badacze natrafili dokładnie na to samo, na co
natknął się James Bruce (patrz Hibbert 1982, str. 21-52). Chociaż było to pozbawione sensu,
ludzie jednak nadal nazywali Bruce'a kłamcą, nie mając żadnych ku temu podstaw prócz
własnego przeświadczenia, nie opartego na żadnym doświadczeniu. Jedynym sensownym
krokiem w tej sytuacji byłoby sprawdzenie tego, co mówił Bruce.
Niewiara tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w bezpośrednim badaniu jest powszechnym
zjawiskiem, które towarzyszy nam od zawsze. Spieranie się, czy coś jest możliwe czy nie,
argumentacja w obronie jakiegoś doświadczenia, co do którego są wątpliwości, nie ma
większego sensu. Najlepsze, co można uczynić w takiej sytuacji to poddać owo
doświadczenie sprawdzeniu.
OGRANICZENIA SRV
Naukowa teleobserwacja ma swoje ograniczenia. Niektóre z nich zdają się wynikać z natury
samego celu. Na przykład, wyszkolony teleobserwator może oczami umysłu zobaczyć
książkę i mieć pewne pojęcie na temat jej treści, ale czytanie jej może okazać się niemożliwe.
Ja osobiście widziałem insygnia na mundurze ET. Udało mi się stwierdzić, że mundur jest
biały, ale żeby zobaczyć dokładny zarys symbolu na emblemacie, musiałem poświęcić sporo
czasu. Podobnie trudno jest odczytać znaki drogowe i nazwy ulic, chociaż teleobserwator o
wysokim stopniu wyszkolenia jest w stanie tego dokonać.
Kolejne ograniczenie teleobserwacji wiąże się z określeniem miejsca w stosunku do jakiegoś
znanego punktu, Na przykład łatwo jest namierzyć drogę do ojczyzny cywilizacji istot
pozaziemskich, ale trudno ją określić w stosunku do naszego systemu słonecznego.
Teleobserwator może śledzić statek ET z Ziemi do ojczyzny ET, nie znając dokładnej drogi,
jaką ten się posuwa. Ograniczenia tego typu można pokonać, ale “cena" informacji (w
kategoriach czasu, wysiłku i nakładów) jest ogromna. Podam jeszcze inny przykład. W
trakcie naszych badań ustaliliśmy, że jedna grupa ET ma podziemną bazę na Ziemi,
usytuowaną pod okrągłą górą. Dzięki wspólnemu wysiłkowi wielu teleobserwatorów, w
końcu ustaliliśmy prawdopodobne miejsce bazy, ale było to zadanie niełatwe.
Przy odpowiedniej ilości czasu, wysiłku i nakładów, można przezwyciężyć większość
ograniczeń SRV. Ale do niedawna musieliśmy znosić ograniczenia całkiem odmiennej natury.
Czasami teleobserwatorowi zabraniano z zewnątrz nawiązywania łączności telepatycznej z
jakimś celem. Na przykład w literaturze na temat UFO niektóre istoty pozaziemskie określane
są mianem “Szarych". Istoty te są niskie, szczupłe, mają poszarzałą cerę i według doniesień
często przeprowadzają badania medyczne i dokonują operacji ginekologicznych na istotach
ludzkich, zabieranych na pokład statku kosmicznego. U wyszkolonych teleobserwatorów,
którzy próbowali przeniknąć do statków Szarych, następowała “blokada" widzenia, a
dokładniej, podsuwana im była wizja zastępcza.
Zwykle łatwo jest wykryć oszukańczy sygnał. Na przykład, kiedy Szarzy wytwarzają
zastępczą wizję, wielu teleobserwatorów otrzyma, o ile w ogóle się to stanie, bardzo
niewielkie potwierdzenie danych; nic nie będzie się pokrywać. (Ostatnio, co wyjaśnię w
rozdziale 14, cofnięty został nawet zakaz telepatycznego wywiadu na temat porwań przez
UFO).
Ostatnie ograniczenie, o którym warto wspomnieć to problem rozumienia. Teleobserwatorzy
przychodzą na sesję “tak jak są". Przypomina to bardzo sytuację kogoś, kto mając zawiązane
oczy trafia do zupełnie obcego miasta. Ściąga opaskę i rozgląda się dokoła. Nie ma pojęcia,
gdzie jest, ale zauważa budynki, ludzi, słyszy obce języki i doznaje wielu odczuć fizycznych.
Może wszystko postrzegać, ale niczego nie rozumieć.
Żeby było jasne, wszystkie dane uzyskane na podstawie teleobserwacji muszą się mieścić w
zasięgu intelektualnego doświadczenia teleobserwatora. Podczas gdy nieświadomy umysł
próbuje uczynić informację zrozumiałą dla umysłu świadomego, praca przebiega łatwiej, jeśli
świadomy umysł rozumie już podstawowe pojęcia związane z tymi danymi. Na przykład, ja
nie przydałbym się na wiele, próbując dotrzeć do szczegółów nowoczesnej techniki
pozaziemskiej. Po prostu nie wiedziałbym na co patrzę. Przy największych wysiłkach, mój
nieświadomy umysł prawdopodobnie nie byłby w stanie przekazać memu umysłowi
świadomemu nic więcej ponad podstawowe informacje na temat techniki. Natomiast
wyszkolony inżynier mógłby objąć myślą wszelkie ważne informacje, włącznie ze
szczegółami technicznymi. Techniczne wykształcenie inżyniera pomogłoby mu w
zrozumieniu postrzeganej rzeczywistości. Z drugiej strony, ponieważ jestem socjologiem,
mogę być bardzo pomocny w badaniu pozaziemskich społeczeństw. Łatwiej będzie mi
zrozumieć, w jaki sposób organizują się i sprawują rządy. To znaczy, mój świadomy umysł
bez trudu zrozumie to, co ukaże mu umysł nieświadomy, a ja będę w stanie wytłumaczyć to
innym. Podsumowując, nieświadomy umysł może postrzegać dosłownie wszystko, ale żeby
zrozumieć to, co się postrzega, trzeba oprzeć się na umyśle świadomym.
Ogółem biorąc, ograniczeń teleobserwacji jest stosunkowo niewiele, a ponieważ są one
konsekwencją naszych umiejętności i wyszkolenia, prawdopodobnie nie będą stanowić
problemu dla przyszłych pokoleń lepiej wyszkolonych teleobserwatorów. Jeśli chodzi o
ograniczenia narzucane nam przez istoty pozaziemskie, należy stwierdzić, że występują one
sporadycznie, a ich celem wydaje się być niedopuszczenie do ingerencji w ich życie, a także
ochrona nas – Ziemian przed czymś, na co nie jesteśmy w pełni przygotowani. Myślę, że
nawet te ograniczenia zostaną pokonane, gdyż rodzaj ludzki powoli dojrzewa do tego, by
stanąć w obliczu czegoś, co według naszej dzisiejszej wiedzy stanowi dość silną społeczność
galaktyczną.
UPRZEDZENIA WYSTĘPUJĄCE W OBSZERNEJ LITERATURZE NA TEMAT UFO
W porównaniu z obecnym stanem naszej wiedzy o działalności istot pozaziemskich na Ziemi
bądź w jej pobliżu, rozległa literatura na temat UFO zawiera liczne nie poparte naukowo
uprzedzenia. Wiele fałszywych wniosków, jakie można znaleźć w owej literaturze, nie wynika
bynajmniej z niekompetencji. W trakcie prowadzenia badań przedstawionych w niniejszej
pracy, czytałem książki i rozmawiałem z piszącymi je inteligentnymi ludźmi, którzy
naprawdę próbują rozwiązać niezwykle zawikłany problem. Zagadkę UFO trudno zrozumieć,
nawet jeżeli dysponuje się danymi zebranymi na drodze SRV. Natomiast bez tych danych w
ogóle nie sposób jej zgłębić. Jedyne dostępne publicznie źródła informacji opierają się na
naocznych relacjach obserwacji UFO, raportach z porwań – uzyskiwanych zazwyczaj od osób
zahipnotyzowanych – bądź na informacjach pochodzących z channelingu, w którym przyjaźni
kosmici rozmawiają z popierającymi ich istotami ludzkimi, przy czym te ostatnie znajdują się
w stanie podobnym do transu.
Jeżeli chodzi o naoczne zeznania z obserwacji UFO, raporty te po prostu nie zawierają
odpowiedniej liczby informacji, żeby mogły być użyteczne z naukowego punktu widzenia. Co
można bowiem powiedzieć o takim zeznaniu prócz tego, że zauważono niezwykły latający
obiekt? Nadal nie mamy żadnych informacji na temat użytkowników statku; nie wiemy też
nic o społeczeństwach, z których oni pochodzą.
Problemy związane z relacjami porwań są znacznie bardziej skomplikowane i wymagają
szerszego omówienia. Nie ma wątpliwości, że ludziom, którzy twierdzą, iż zostali porwani
przez UFO i zabrani na pokład ich statku, przydarzyło się to naprawdę. Obecnie dysponujemy
danymi SRV, potwierdzającymi wiele relacjonowanych wydarzeń.
Głównym wątkiem przewijającym się w tych relacjach jest to, iż ludzie są porywani i wbrew
swojej woli wykorzystywani jako inkubatory w czasie trzech pierwszych miesięcy ciąży
genetycznie spreparowanego potomstwa, które w części jest ludzkie, w części zaś kosmiczne.
Literatura sugeruje jakoby Szarzy, niezadowoleni ze swej obecnej postaci, poszukiwali dla
siebie nowych ciał. W ogromnej większości przypadków porwań u porwanego występuje
pewien stopień amnezji, którą dobry terapeuta może pokonać na drodze hipnozy.
Usystematyzowane raporty na temat tego zjawiska można znaleźć w pracach dwóch
naukowców: w Porwaniu napisanym przez harwardzkiego profesora Johna E. Macka (1994)
oraz w pracy profesora z Tempie University – Davida Jacobsa pod tytułem Sekretne życie:
udokumentowane relacje z pierwszej ręki na temat porwań przez UFO (1992).
Dr Mack, profesor psychiatrii na Harwardzkiej Akademii Medycznej, zasugerował – opierając
się na spisach ludności – że ponad milion Amerykanów mogło być porwanych co najmniej
raz w życiu (Jacobs 1992, str. 9), a doświadczenia takie nie ograniczają się do mieszkańców
Stanów Zjednoczonych. Niektóre osoby, usiłują poradzić sobie z emocjonalnym szokiem,
szukając pomocy – zwykle w formie poradnictwa psychologicznego. Liczba tych ludzi jest
stosunkowo niewielka, ale powiedziano mi, że według nieformalnych szacunków niektórych
terapeutów sięga ona około czterdziestu pięciu tysięcy w samych Stanach Zjednoczonych.
Nie wiem, na ile liczby te są dokładne.
Wydaje się całkiem możliwe, a nawet prawdopodobne, że ludzie szukający porady to przede
wszystkim ci, którzy w szczególny sposób zostali poruszeni spotkaniem z istotami
pozaziemskim 5(Kwestia ta została podniesiona również przez Whitleya Striebera (1995) w
książce zatytułowanej Przełom: następny krok). Mogło się tak zdarzyć, gdyż niektóre ze
spotkań istot ludzkich z pozaziemskimi z niewiadomych przyczyn nie przebiegają gładko,
choć zdecydowana ich większość nie ma charakteru traumatycznego. Jeżeli tak jest, literatura
na temat porwań nie może być nastawiona życzliwie do mieszkańców kosmosu. To pierwsze
z pięciu głównych uprzedzeń, jakie znajduję w opracowaniach na temat UFO. Literatura ta,
wykorzystując niereprezentatywne przypadki porwań, nagina wyniki badań w kierunku
interpretacji pełnych strachu urazów. Jak można przewidzieć, lwią część takich dzieł
(wyłączając pracę Macka) wypełniają ostrzeżenia przed złymi kosmitami, którzy porywają
dorosłych i, niczym naziści, wyrywają płody w celu przeprowadzania genetycznych
eksperymentów. Nie chodzi o to, czy tak jest czy nie, ale o to, że nie da się określić
prawdziwego charakteru istot pozaziemskich, opierając się jedynie na relacjach tendencyjnie
wybranych jednostek, które doznały szoku. Bardziej wyważony wybór przypadków
obejmowałby te z nich, w których wzajemne relacje między ludźmi a przybyszami
przebiegały gładko. Jednakże podobne przypadki nie są znane terapeutom, gdyż osoby takie
nie szukają porad specjalisty.
Kolejne uprzedzenia w literaturze dotyczącej porwań nagromadziły się wokół kwestii
wykorzystywania hipnozy. Nie mam wątpliwości, że hipnoza jest bardzo pomocna porwanym
w ożywianiu wspomnień. Jeżeli jednak Szarzy posiadają zdolność wywierania tak głębokiego
wpływu na wywoływanie wspomnień, co sugeruje się w tego typu literaturze, istnieje duże
prawdopodobieństwo, iż owe wspomnienia również są niereprezentatywne. Co więcej, na
wierzch wypływają najprawdopodobniej wspomnienia, które zawierały największy ładunek
emocjonalny, czyli te związane z momentem szoku.
Tak więc mamy sytuację, w której niereprezentatywną próbkę wspomnień ożywia się w
umysłach niereprezentatywnej grupy porwanych. Na podstawie takich danych, nawet jeżeli są
one dokładne, nie sposób wyciągnąć ogólnych wniosków w stosunku do intencji istot
pozaziemskich. To tak jakby przybysze z kosmosu próbowali dowiedzieć się czegoś na temat
ludzi jedynie na podstawie wywiadów z ofiarami wypadków samochodowych. Wyniki
takiego badania wskazywałyby, że ludzie to istoty nieuważne, często pijane, sadystyczne, zły
gatunek, któremu sprawia radość przysparzanie sobie cierpień. Sytuacje takie mogą się
zdarzyć, jednak uznanie cierpienia jako reprezentatywnego dla całej kultury ludzkiej byłoby
w najwyższym stopniu mylące.
Trzecie uprzedzenie w literaturze na temat porwań ma związek z punktem widzenia samych
naukowców. Łatwo jest sympatyzować z osobami, które uważają się za ofiary porwania i
nadużycia. Jesteśmy gatunkiem wysoce uczuciowym, który identyfikuje się z ofiarami
traumatycznych wydarzeń. Nienawidzimy łajdaków i szukamy zemsty. Badacze, kiedy
prowadzą sesję hipnozy i przywołują ukryte wspomnienia, znajdują się jak gdyby w
emocjonalnej zupie wraz z ofiarami, a niewielu z nich ma odpowiednie przygotowanie
(wyłączywszy oczywiście Macka), by utrzymać uczuciowy dystans w stosunku do relacji
swoich pacjentów. Jedynie dobrze wyszkoleni fachowcy w dziedzinie poradnictwa
psychologicznego potrafią w sposób kompetentny pracować z tego typu stłumionymi
wspomnieniami, zachowując przy tym postawę obiektywną. Emocje są prawdziwe i należy
się z nimi obchodzić w sposób jak najbardziej kontrolowany i profesjonalny. Jest to wskazane
nie tylko ze względu na zdrowie pacjentów, ale i z punktu widzenia interpretacji ich przeżyć.
Wyciąganie wniosków na podstawie danych zebranych przez osoby nie posiadające
odpowiednich kwalifikacji terapeutycznych stanowi jedynie zaproszenie dla licznych
nieporozumień.
Kolejne uprzedzenie ma związek z klimatem kulturowym w którym rodzą się wzmiankowane
relacje. Jesteśmy społeczeństwem uwielbiającym przemoc. Widać to wyraźnie w naszych
codziennych programach informacyjnych. Rzadko można tam usłyszeć o spokojnych,
emocjonalnie zdrowych wydarzeniach. W wiadomościach dominują doniesienia o gwałtach,
morderstwach i wszelkiego rodzaju zbrodniach. Ofiary przedstawiane są zwykle w sposób
patetyczny, natomiast prawie nigdy nie wzmiankuje się o okolicznościach
usprawiedliwiających sprawcę przestępstwa. Na przykład o tym, że dana osoba stała się
psychicznie niestabilna po przeżytym w dzieciństwie wykorzystaniu seksualnym, czy też po
tym, jak została ofiarą zbiorowego gwałtu, dokonanego przez gang pośród slumsów. Rzadko
pytamy dlaczego wydarzyła się zbrodnia. Zadajemy raczej pytanie, jak karać tych, którzy ją
popełnili, w niedojrzały sposób odmawiając sobie wyrobienia bardziej wyważonego punktu
widzenia na temat zawiłych ścieżek życia.
W dodatku, kultura nasza znajduje przyjemność w rozwodzeniu się nad szczegółami zbrodni,
zarówno prawdziwej jak i wyimaginowanej. Przemoc to jeden z najbardziej kasowych
produktów przemysłu filmowego w Hollywood. Przenika do ogromnej ilości ekranowych
hitów. Jeżeli kiedykolwiek dojrzejemy jako społeczeństwo, umiłowanie przemocy będzie
jedną z pierwszych rzeczy, jakim będziemy musieli stawić czoło. Nie chcę przez to
powiedzieć, że porwani nie doświadczyli tego, co postrzegają jako nadużycie dokonane na
swej osobie. Być może jednak istnieje druga strona tej historii, którą przeoczyliśmy, skupiając
się tylko na relacjach o nadużyciu i rozdmuchując je do najwyższych granic, podczas gdy
nigdy nie zadajemy pytania, czy może istniał jakiś powód dla którego stało się tak a nie
inaczej. Pozwolę sobie użyć porównania. Podobnie jak dzieci nieuchronnie czują, te
naruszona została ich nietykalność osobista, kiedy są zabierane do lekarza na szczepienia, tak
my – istoty ludzkie możemy się czuć wykorzystani przez istoty pozaziemskie, jeżeli nie
rozumiemy szerszego tła na jakim dokonują się pewne czynności. Powtórzę raz jeszcze – nie
jest moim zamiarem pomniejszanie doświadczeń porwanych osób. Nawołuję jedynie do
przerwania nawałnicy strachu i nienawiści w celu wypracowania bardziej wyważonego
poglądu, który uchroni nas od wyciągania pochopnych wniosków co do rzekomych ataków
kosmitów.
Ostatnie uprzedzenie, o jakim chcę wspomnieć jest prawdopodobnie najbardziej
kontrowersyjne i wielu ludzi może emocjonalnie zareagować na moje poglądy. Uprzedzenie
to dotyczy stereotypów rasowych. Chciałbym być dobrze zrozumiany. Nie twierdzę, że
porwane osoby są rasistami. Problem stanowi to, jak społeczeństwo widzi istoty, które są inne
od nas samych.
Według pokaźnej części literatury na temat porwań, istoty pozaziemskie zamieszane w tę
działalność są dosłownie całkiem szare. Są małe, chude, mają duże zaokrąglone oczy, skórę
twardą jak podeszwa i na dodatek brakuje im uczuciowej głębi. Nie są wysokimi blondynami
o niebieskich oczach. Moim zdaniem, te zauważalne różnice wyzwoliły w naszych umysłach
automatyczny proces stereotypizacji w stosunku do istot pozaziemskich. Nie podnosiłbym tej
kwestii, gdyby nasze społeczeństwo było wyzbyte rasizmu. Jeżeli jednak mamy być uczciwi
w stosunku do samych siebie, musimy przyznać, że ludzkie społeczeństwo dręczy nieustanny
problem niesprawiedliwych zasad traktowania, opartych na rasizmie. Jeżeli prawdą jest, że
traktujemy źle innych przedstawicieli naszego gatunku, jakiej reakcji możemy spodziewać się
w stosunku do istot nie będących ludźmi?
Porwane osoby przynależą do naszej kultury, która zwykle nie postrzega innych istot w
pozytywnym świetle. Trudno się więc dziwić, że istoty te przedstawiane są jako uosobienie
zła. Z tej perspektywy istnieje duże prawdopodobieństwo, że my, ludzie, zabarwiamy
otrzymywane dane swoimi kulturowymi uprzedzeniami. Jeżeli mamy odgrywać poważną rolę
w społeczeństwie galaktycznym, będziemy prawdopodobnie musieli uczciwie rozprawić się z
własnymi problemami psychologicznymi oraz nauczyć się patrzeć na inne kultury przez
pryzmat większego obiektywizmu.
Pozwólcie, że podam typowy przykład rodzajów stereotypizacji, jakie nieustannie pojawiają
się w literaturze, a które świadczą o tym, że rasizm stanowi poważny problem w naszym
postrzeganiu wszechświata. Przykładem tym nie chcę wyróżniać negatywnie jednego
konkretnego pisarza. Nie stanowi on wyjątku, a jego nazwisko przytaczam jedynie w celu
nakreślenia bardziej ogólnego problemu. Przykład pochodzi z niedawno opublikowanej
książki C. Andrewsa. Autor przedstawia relację porwanego pisząc, że inni porwani
potwierdzają wiele jego spostrzeżeń. Twierdzi on, że Szarzy kontaktowali się z Hitlerem, że
produkują pożywienie z wydzielin gruczołów okaleczonych zwierząt, pracowali z CIA i
nazistami w celu wyodrębnienia wirusa HIV i robili wiele innych złych rzeczy. Natomiast ich
wrogowie (to jest dobrzy przedstawiciele istot pozaziemskich) mają szwedzką urodę
“wysokich blondynów". Istoty te są na ogół piękne i przystojne, niczym bohaterowie
westernów. Blondyni denerwują się na ludzi, ponieważ nasze rządy współpracują z Szarymi,
ich złymi, śmiertelnymi wrogami (Andrews, 1993, str. 41-64).
Tego typu uprzedzenia rasowe i stereotypowe uogólnienia są szczególnie nieprzydatne, jeżeli
chcemy dobrze zrozumieć zjawisko istot pozaziemskich. Jeszcze raz powtórzę: jedyne co się
liczy to uzyskanie dokładnych danych i ich inteligentne odczytanie. Do tej pory
otrzymywaliśmy na ogół dane pełne uprzedzeń, których interpretacja została poważnie
zniekształcona przez praktyki badawcze i nasze własne problemy kulturowe. Żeby rozwiązać
zagadkę istot pozaziemskich, musimy porzucić uprzedzenia i wypracować bardziej kompletny
obraz zjawiska.
Ostatnią metodą zbierania danych, o której wspomniałem, jest channeling, przez niektórych
uznawany za alternatywę w stosunku do teleobserwacji. Postaram się wytłumaczyć, dlaczego
tak nie jest. Channeling ma miejsce wtedy, gdy osoba popada w stan podobny do transu, w
czasie którego porozumiewa się telepatycznie z obcą istotą. Czasami twierdzi się, że aby
osiągnąć porozumienie, istota ta chwilowo “przejmuje kontrolę" nad ciałem i umysłem osoby
w transie.
Poza paroma wyjątkami, nie stwierdziłem aby channeling dorównywał dokładnością danym
uzyskanym na drodze SRV. Na ogół, telepaci channelingowi przedstawiają ludzi ich
pozaziemskim siostrom i braciom, którzy mieniąc się dobrymi, ostrzegają przed złymi
przedstawicielami swego gatunku. Istoty z którymi nawiązano łączność, udzielają następnie
różnorodnych informacji dotyczących przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, opatrzonych
ostrzeżeniami i napomnieniami. Jednakże materiał taki na ogół nie zgadza się ani z
informacjami uzyskanymi przez innych telepatów channelingowych, ani z wynikami
otrzymanymi przez teleobser-watorów. Za pomocą teleobserwacji, badacze mogą kontrolować
zarówno obiekt obserwacji jak i wyszkolenie obserwatora oraz warunki, w jakich uzyskuje się
dane. Za pomocą precyzyjnego ekranowania i procedur sprawdzających można wyizolować i
odrzucić niedokładne dane. Channeling nie pozwala na żadną z tych rzeczy. Po prostu wierzy
się telepacie lub nie, a wierzenia nie są zadowalającym substytutem obiektywnej obserwacji,
która podlega niezależnej weryfikacji.

ROZDZIAŁ 3: PODRÓŻ PRZEZ AKASZĘ


Moja praca w zakresie teleobserwacji istot pozaziemskich właściwie zaczęła się w styczniu
1992 roku, aczkolwiek wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Od tamtego czasu
doświadczyłem wielu spotkań z całym szeregiem istot pozaziemskich. Na ogół
nawiązywałem kontakt na drodze teleobserwacji. Nie sądzę jednak, bym zbliżył się do istot
pozaziemskich w sposób niezależny, bez ich wiedzy. Tak naprawdę żywię silne podejrzenie
(chociaż nie mam na to dowodu), że pewne sugestie zostały mi podsunięte, a ja początkowo
nie zdawałem sobie sprawy, że moje zainteresowanie sprawami świadomości ostatecznie
doprowadzi mnie do ET. Nie jestem pewien, kto mógł to zrobić, ale intuicja wyraźnie
podpowiada mi (a przemawia za tym sporo dowodów pośrednich), że byłem kierowany czy
też popychany w tym kierunku.
Moje badanie ludzkiej świadomości obejmowało trzy fazy szkolenia. Zacząłem od nauczenia
się zaawansowanej wersji Medytacji Transcendentalnej zwanej Sidhis. Drugi etap szkolenia
stanowił tygodniowy kurs w Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Kolejnym krokiem
było szkolenie w zakresie teleobserwacji. Każdy etap miał bezpośredni związek z moimi
badaniami dotyczącymi istot pozaziemskich, co wyjaśniam poniżej.
SIDHIS
W 1991 roku zacząłem szkolenie w Programie Medytacji Transcendentalnej (MT) Sidhis.
Podobnie jak Medytacji Transcendentalnej, Sidhis nauczają nauczyciele wyszkoleni przez
Maharashiego Mahesh Yogi. Omawiam tu swoje doświadczenia medytacyjne z dwóch
powodów. Po pierwsze, w trakcie badania istot pozaziemskich, natknąłem się na grupy
kosmitów, które najwyraźniej praktykują coś w rodzaju medytacji Sidhis. Po drugie, w trakcie
sesji teleobserwacji raz po raz doświadczałem świadomości pewnej grupy istot
pozaziemskich, która posiada zbiorową umysłowość. Owa grupowa świadomość kosmitów –
można by ją nazwać “zbiorowym umysłem" – przeżywa subiektywne doświadczenie zbliżone
do tego, jakiego ludzie doznają w czasie ćwiczeń Programu Medytacji Transcendentalnej
Sidhis.
Moje początkowe zainteresowanie tym programem korespondowało z publikacją
niezwykłego raportu w prestiżowym czasopiśmie naukowym. W 1988 roku, w grudniowym
numerze Dziennika Rozwiązywania Konfliktów ukazał się artykuł, w którym twierdzono, że
grupy praktykujące Medytację Transcendentalną, a zwłaszcza program Sidhis, mogą mieć
wpływ na poziom konfliktów w otaczającym ich terenie (Orme-Johnson i inni, 1988).
Zjawisko to nazwano “efektem Maharashiego" na cześć Maharashiego Mahesha. W chwili
jego opublikowania, artykuł uważano za kontrowersyjny. Z reakcji ludzi wynika, że nadal
wzbudza on dużo emocji.
Po ukazaniu się artykułu na temat Efektu Maharashiego, z całą otwartością swego umysłu
zdecydowałem się zbadać, czy medytacja rzeczywiście może przyczynić się do zmniejszenia
konfliktów w świecie. W tym celu zwróciłem się do Uniwersytetu Emory o dotację na
badania. Poprzez nauczenie się programu Sidhis chciałem zbadać efekt Maharashiego.
Przyznano mi dotację i wkrótce potem zostałem Sidhą (zaawansowanym medytującym).
Na samym początku pragnę wyraźnie podkreślić, że z ruchem Medytacji Transcendentalnej
nie łączy mnie żadna formalna więź. W żaden sposób go nie reprezentuję. Nigdy nie
otrzymałem od ruchu żadnych pieniędzy czy innych dóbr materialnych. W niniejszej książce
prezentuję wyniki jako niezależny socjolog, prowadzący badania na własną rękę. Wszystkie
moje komentarze odnośnie medytacji stanowią odzwierciedlenie moich własnych myśli i
doświadczeń, jako że dotyczą one moich badań nad cywilizacjami pozaziemskimi. Żeby
zrozumieć, o co tutaj chodzi, opierałem się jedynie na własnych umiejętnościach naukowca i
wyszkolonego obserwatora.
SUBIEKTYWNE DOŚWIADCZENIA Z PROGRAMEM MT-SIDHIS
W normalnej świadomości czuwania, umysł zalewany jest przez dane wejściowe pochodzące
z pięciu zmysłów fizycznych: wzroku, słuchu, zapachu, smaku i dotyku. Nasza aktywność
umysłowa w większości wykorzystuje informacje z tych zmysłów. Surowe dane wejściowe
uzyskiwane przez zmysły, karmią aktywność intelektualną podobnie jak logika czy
wyobraźnia. Jednak w trakcie medytacji, natężenie owych doznań zmysłowych stopniowo
zmniejsza się w umyśle, aż do całkowitego ich wyciszenia. W tym punkcie ustają również
logika i wyobraźnia. To co zostaje, nie jest pustym umysłem. Naprawdę jest to połączenie
umysłu z czymś, co medytujący nazywają “polem świadomości", które może pulsować
aktywnością. Z subiektywnego punktu widzenia wydaje się, że pole to zarówno zawiera jak i
odzwierciedla wewnętrzną świadomość wszystkich ludzi. W stanie głębokiej medytacji ludzie
w sposób bezpośredni doświadczają tego pola. Empiryczny kontakt z nim przesłaniają zwykle
sygnały pochodzące zarówno z pięciu fizycznych zmysłów, jak i z myśli, wspomnień i
emocji. Trzeba więc “przekroczyć" świadome przetwarzanie wrażeń zmysłowych przez
odwrócenie uwagi świadomości od zmysłów i skierowanie jej w stronę tego, co nie-fizyczne.
To, co niefizyczne jest oczywiście z definicji pozbawione cech fizycznych, tym niemniej
posiada pewną obiektywną rzeczywistość, którą można dokładnie zobaczyć, o ile tylko ma się
odpowiednio wrażliwy system nerwowy. Spostrzeżenia takie nie są wytworem wyobraźni
osoby uprawiającej medytację.
Ostatecznym celem medytacji jest ćwiczenie umiejętności odczuwania pola świadomości, aż
do osiągnięcia zwiększonej percepcji tego, co niefizyczne. Po ukończeniu tego procesu, nie
ma potrzeby dalszej medytacji. Osoba taka ma wysoce rozwiniętą świadomość i doznała
samorealizacji. Oznacza to, iż nie prowadzi ona już podwójnego życia, w którym normalna
świadomość ograniczona jest do postrzegania zewnętrznych zmysłów fizycznych, a nie sięga
jaźni wewnętrznej. Człowiek, który osiągnął samorealizację ma tylko jedną połączoną (to jest
wzajemnie połączoną) świadomość. Ponieważ pole świadomości łączy wszystkie aspekty
życia, postrzeganie pięciu fizycznych zmysłów jest zabarwione tym, co człowiek widzi z
szerszego poziomu. Bez tego rozumienie wszelkiego życia jest upośledzone. Medytacja
wtapia poczucie wewnętrznego istnienia w codzienną, normalną świadomość. W trakcie
swoich badań odkryłem ważną rzecz, mianowicie, że podstawową cechą, która odróżnia
typowe istoty ludzkie od wysoko rozwiniętych istot pozaziemskich jest to, iż kosmici w
większej swej części osiągnęli samorealizację, podczas gdy u ludzi zdarza się to nader rzadko.
W pełni zrealizowana osoba szybko uświadamia sobie różnorodność współistniejącego z
naszym życia niefizycznego. Wszelkie życie, zarówno fizyczne jak i niefizyczne, zamieszkuje
pewną przestrzeń. Niestety, angielskie określenie “space" – przestrzeń (tak jak “outer space" –
w przestrzeni zewnętrznej) ogranicza się do tego, co fizyczne. Szerszy termin definiujący
przestrzeń, obejmujący swym znaczeniem tak życie fizyczne jak i niefizyczne, znajdujemy w
sanskrycie – to słowo skoszą. Wszyscy istniejemy w akasha i wszystkie nasze podróże
zawierają się w akasha, niezależnie od tego czy podróżujemy statkiem kosmicznym czy przy
pomocy wyszkolonej świadomości. Tak naprawdę, starożytni jasnowidze byli pierwszymi
wielkimi astronautami, ponieważ przy pomocy swoich umysłów nieomal dosłownie
wędrowali po niebiosach. Na ogół osoby zaawansowane w medytacji, podobnie jak istoty
pozaziemskie, patrzą na naszą egzystencję z szerszej perspektywy życia w akaszy.
Moje pierwsze doświadczenia z Programem MT-Sidhis w dużej grupie nastąpiły podczas
medytacji na Międzynarodowym Uniwersytecie Maharashiego w pierwszym tygodniu 1992
roku. Zebrało się tam wtedy ponad dwa tysiące medytujących osób. Wszyscy ćwiczyliśmy
program MT-Sidhis.
Obecny program MT-Sidhis jest dość zagmatwany i nie ma potrzeby, żeby w tym miejscu
wdawać się w dokładny opis poszczególnych jego procedur. Powszechnie wiadomo, że część
programu obejmuje tak zwane “latanie jogina". Odbyło się wiele publicznych pokazów tego
zjawiska, a niektóre z nich były nawet transmitowane w telewizji. Na poziomie
powierzchniowym, latający jogini wyglądają jak gdyby podskakiwali po całym pokoju w
pozycji kwiatu lotosu, niejako przypominając żabę. Jednak nie chodzi tutaj o uprawianie
gimnastyki, a o to, by uprawiając specjalny typ aktywności pozostawać w stanie medytacji
ściśle związanym z polem świadomości.
W trakcie “nielatających" części tych medytacyjnych eksperymentów doznawałem
szczególnych odczuć, takich jak uspokojenie, zatapianie się, przemieszczanie świadomości.
Moja własna świadomość zdawała się gdzieś wędrować, bez jakiegokolwiek wysiłku z mej
strony. Rzeczywiście, jednym z najważniejszych aspektów właściwej medytacji jest to, że nie
może się ona odbywać w atmosferze wysiłku. Wysiłek bowiem uaktywnia związane ze
stanem czuwania czynności przetwarzania informacji, które z kolei przytłumiają postrzeganie
jakiegokolwiek sygnału z pola świadomości. Po osiągnięciu tego nowego stanu, następowało
charakterystyczne postrzeganie różnicy między stanem świadomości medytacyjnej a
normalnym stanem czuwania świadomości. Opisywanie wszystkich aspektów tej różnicy
wykraczałoby poza potrzeby niniejszej pracy, ale kilka uwag na pewno się przyda.
W stanie świadomości medytacyjnej miałem wyraźne poczucie mojej własnej jaźni, która
była czymś różnym od moich myśli. Pojawiały się w tym stanie myśli, ale było ich niewiele.
Co więcej, myśli jawiły się jako coś obcego mojej zasadniczej jaźni. W rzeczywistości,
dominującym aspektem percepcji było poczucie rozszerzonej świadomości. Z perspektywy
osoby trzeciej, moja świadomość nie tyle myślała myślami, ile po prostu była świadoma
siebie.
Jednakże ten stan poszerzonej świadomości nie pozostawał bezczynny. Wyraźnie
doświadczałem jakiegoś miejsca, a moja własna świadomość nie była jedyną, która dzieliła
owo doznanie. Doświadczenie to nie było też chwilowe. W rzeczywistości, trwało dobrych
parę minut zanim program przeszedł do następnego punktu, to jest do “latania jogina".
Panuje opinia, że z punktu widzenia stanu normalnego czuwania świadomości, stan
świadomości, którego doświadcza się w trakcie medytacji, jest bardzo subtelny. Moje osobiste
doświadczenia wydają się to potwierdzać. Jednak z perspektywy stanu poszerzonej
świadomości czynności w polu świadomości nie zawsze są subtelne. Właśnie podczas
“latania" pierwszy raz dostrzegłem coś, co można by nazwać “falą świadomości" i muszę
przyznać, że uderzyło mnie to niczym tona cegieł.
Fala świadomości powstaje, kiedy osoby medytujące w jednym miejscu manipulują polem
świadomości w taki sposób, że wszyscy medytujący postrzegają falę wpływu w tym samym
czasie. Doświadczenie to trudno ująć w słowa. Mogę jedynie stwierdzić, że przypomina ono
wielki przypływ energii.
Oczywiście nie wyszkolony uczestnik eksperymentu może odrzucić takie subiektywne
obserwacje. Ja jednak jestem wykształcony w zakresie obserwacji ludzkich zachowań i
pozostaję w wysokim stopniu uwrażliwiony na potrzebę odróżniania rzeczy zmyślonych od
rzeczywistych. Jestem głęboko przekonany, że w budynkach Uniwersytetu Maharashiego
działo się coś obiektywnego. Nie będę utrzymywał, że rozumiem fizykę owego
eksperymentu, ale był on dla mnie tak realny, jak gdybym dostał pięścią w twarz (przy czym
oczywiście, o wiele przyjemniejszy).
Dokładnie pamiętam swą początkową reakcję po pierwszym doświadczeniu medytacji w
dużej grupie. Żałowałem, że w budynkach tych nie byli obecni naukowcy z całego świata
wraz z całym możliwym zestawem narzędzi laboratoryjnych. Uważałem, że nauka powinna
zainteresować się zjawiskiem, które mnie tak poruszyło. Nie było ono fizyczne, ale jak
najbardziej prawdziwe i miało wpływ na obiekty fizyczne (na przykład na mnie). Wówczas
byłem przekonany, że coś tak silnego nie może umknąć naukowemu badaniu. Jednak nie
potrafiłem znaleźć żadnej odpowiedzi na pytanie: co się właściwie stało? Mój umysł zdawał
się przemieszczać na subtelny poziom świadomości, z którego czułem wielką aktywność i
potężne fale energii.
INSTYTUT MONROE'A
W dwadzieścia jeden miesięcy po tym, jak ukończyłem kurs programu MT-Sidhis, tuż przed
rozpoczęciem szkolenia w zakresie SRV, uczęszczałem na tygodniowy kurs programu
“Wędrówki przez Bramę" w Instytucie Monroe'a w Faber, w Wirginii. Program ten uczy
osiągania odmiennych stanów świadomości poprzez technikę ładowania fal mózgowych.
Zanim zapisałem się na ten kurs, spotkałem osobę, która miała uczyć mnie teleobserwacji i
zostać moim monitorem w trakcie relacjonowanych tu badań. Otóż osoba ta powiedziała mi,
że kurs w Instytucie Monroe'a stanowi warunek wstępny szkolenia w teleobserwacji dla
celów wojskowych. Chcąc powielić znaną drogę wojskowego programu szkoleniowego,
zapisałem się też na kurs programu “Wędrówki przez Bramę". Przedstawię ten kurs pokrótce.
Ludzie w Instytucie Monroe'a wynaleźli nieinwazyjny sposób wytwarzania fizycznych zmian
w mózgowych sygnałach elektrochemicznych. Ich technika oparta jest na wykorzystaniu
dźwięków w celu spowodowania różnych częstotliwości rezonansu między prawą a lewą
półkulą mózgową. Robert Monroe nazwał swą opatentowaną technikę “Hemi-Sync". Polega
ona na tym, że umieszcza się jeden ton w jednym uchu (na przykład ton 100-hercowy) i drugi
ton o częstotliwości tylko nieznacznie różnej od tonu pierwszego w drugim uchu (powiedzmy,
ton 104– -hercowy). W wyniku tego powstaje wibracja o bardzo niskiej częstotliwości, którą
nazywa się częstotliwością uderzenia (w tym przypadku 4 herce). Częstotliwości uderzeń
właściwie nie słyszy się w uszach, ale umysł może je rozpoznać. Sam mózg tworzy je na
drodze mieszania osobnych częstotliwości audio. W ten sposób używa się dźwięku do
wywołania elektrochemicznych zmian w mózgu, który rezonuje przy częstotliwości nie-
wykrywalnej dla ludzkiego ucha (z racji swej niskiej częstotliwości).
Naukowcy z Instytutu Monroe'a opracowali szereg wymyślnych mieszanek dźwięków Hemi-
Sync, które są niezwykle użyteczne w osiąganiu odmiennych stanów świadomości przez
słuchające ich osoby. Sporządzili oni “mapy" elektrochemicznej aktywności fal mózgowych
wielu osób, zdolnych do osiągania odmiennych stanów świadomości. Dopasowując mapy do
zmian, jakie zachodzą w technice Hemi-Sync, mogą oni, dosłownie za pomocą naciśnięcia
guzika, spowodować taki mechaniczny rezonans umysłu, jaki występuje u wielkiego
jasnowidza czy mistyka, który badaniu granic świadomości
poświęcił całe swoje życie. Najbardziej interesujące osiągnięcie Instytutu Monroe'a stanowi
odkrycie zestawu częstotliwości, pozwalającego postrzegać pełną bujnego życia sferę
egzystencji niefizycznej.
Używam słowa, które być może słyszeliście w telewizyjnym serialu Star Trek oraz w innych
filmach opisujących to miejsce: “subprzestrzeń". Jakaś część każdego z nas, podobnie jak w
przypadku innych istot, istnieje w subprzestrzeni. Ludzie, którzy nie zamieszkują już naszej
przestrzeni fizycznej “żyją" w subprzestrzeni. Określanie więc zmarłych mianem “martwych"
czy “nieżyjących" jest z gruntu niewłaściwe.
Na kursie “Bramy" w Instytucie Monroe'a podstawowy stan świadomości, pozwalający na
wejście do subprzestrzeni, nazywany jest stanem skupienia Focus 21. W tym stanie
świadomości można głęboko wniknąć w subprzestrzeń i porozumieć się z przebywającymi
tam istotami. W trakcie mojego drugiego doświadczenia ze stanem skupienia Focus 21,
wydarzyła się niezwykła rzecz, która zmieniła moje poglądy na temat istot pozaziemskich.
Leżałem na plecach w małym pokoju z łóżkiem i niezbędnym sprzętem elektronicznym,
słuchając przez słuchawki dźwięków Focus 21. Doznałem subiektywnego doświadczenia
umysłowego przeniesienia w jakieś miejsce. Wykorzystywana technika nie wymaga ze strony
słuchacza żadnego wysiłku wyobraźni. Umysł automatycznie dostraja się do częstotliwości
generowanej przez tony i przenosi się “tam". Po kilku minutach wydawało mi się, że
przybyłem w jakieś miejsce, które miało wejście, coś w rodzaju drzwi. Rozkład obrazów nie
był doskonały, ale mogłem odczuć, co się działo. Znajdowałem się u jakichś bram.
Przeszedłem przez wejście i znalazłem się w pokoju, który sprawiał wrażenie, jakby
brakowało w nim jednej ściany. Wszędzie było światło, jasne światło. Rozejrzałem się
dookoła i po swojej lewej stronie zobaczyłem jakąś istotę. Jej ciało sprawiało wrażenie
fluoryzującego i lekko przezroczystego. Wydawało się, że osobnik ten mnie obserwuje, tak
jakby nadzorował moją wizytę. Wszedłem do pokoju i, ku swojemu niezmiernemu
zdziwieniu, spotkałem trzech innych znanych mi ludzi. Byli tam mój dziadek, babcia i babcia
stryjeczna (siostra babci).
Na poziomie emocjonalnym, nie posiadałem się z radości. Wszyscy okazywali zadowolenie,
że mnie widzą. Mojego szczęścia nie da się wyrazić słowami. Miałem niejasne poczucie, iż z
mojego ciała fizycznego wydobywają się łzy, ale świadomość pozostawała z krewnymi.
Niedawno zmarła moja inna ciotka (druga siostra babci), więc rozejrzałem się wokół siebie,
pytając gdzie jest. Dokładnie pamiętam swoje pełne troski pytanie: “Ale gdzie jest Elsie?"
W tym momencie poczułem, jak jakaś inna – najwidoczniej potężna – subprzestrzeń pokrywa
mnie ciemną osłoną. Następnie zostałem podniesiony i przeniesiony w inne miejsce. W
trakcie tej wycieczki zapytałem, dlaczego nie mogę zobaczyć tego, co jest na zewnątrz.
(Zadałem to pytanie po prostu przez pomyślenie). W momencie w którym je zadałem,
podniósł się róg osłony i ujrzałem najjaśniejsze światło, jakie kiedykolwiek dane mi było
widzieć. To przypominało patrzenie prosto w słońce. Co więcej, czułem przemożne
pragnienie rozpłynięcia się w tym świetle. Wtedy ponownie opadła zasłona i zrozumiałem.
Chroniono mnie przed światłem. Odniosłem wrażenie, że wystawienie na bezpośrednie
działanie światła mogłoby być dla mnie szkodliwe, ponieważ nadal prowadziłem życie
fizyczne.
Wkrótce potem, podróż w subprzestrzeni skończyła się i zasłona została podniesiona. Moim
oczom ukazało się coś, co przypominało setki tysięcy Szarych. Były to istoty pozaziemskie, a
żyły w subprzestrzeni tak jak ludzie. Przybliżyłem się i wyciągnąłem rękę w ich kierunku. (W
jakiś sposób wydawało mi się, że jest to właściwe w tym momencie). To, czego doznałem,
przyprawiło mnie o zawrót głowy. Odczułem intensywny ból, psychiczny i uczuciowy – nie
fizyczny. Cofnąłem się szybko z powrotem do na wpół otwartej zasłony. Jednak nie chciałem
przepuścić takiej okazji, więc spróbowałem ponownie. Tym razem, zamiast odbierać nowe
wrażenia swymi ludzkimi zmysłami zrobiłem wysiłek, żeby odczuć świadomość Szarych, tak
jak odczuwali ją oni. Ku mojej uldze, doznanie było teraz inne.
Poczułem spokój, bezruch, milczenie. Czułem też, że moją świadomość w tym momencie
można by przyrównać jedynie do umysłowości drą Spocka ze Star Trek. To było tak, jakby
nie istniały żadne powierzchowne emocje, a tylko sama głębia. Wtedy zdałem sobie sprawę,
że moje pierwsze wrażenie bólu ukazywało, jak czułby się mój umysł, gdyby był zmuszony
żyć w świadomości Szarych. Proces przejściowy był zbyt ostry. Nadal czułem głęboki ból, ale
jeszcze nie wiedziałem, czy pochodził on od Szarych, czy ode mnie samego. Odnosiłem
niejasne wrażenie, że zarówno od jednego jak i od drugiego, ale wtedy nie byłem w stanie
tego określić.
Wówczas usłyszałem głos i już wiedziałem, kto przyprowadził mnie do Szarych. Głos
powiedział: “Tam są stworzenia, którym chcesz pomóc". Był to głos cioci Elsie.
Jeden z Szarych zbliżył się do mnie i zapytał, czy przyszedłem, aby im pomóc. Nie
wiedziałem co powiedzieć. Czułem, że mają problemy, ale początkowo odnosiłem wrażenie,
iż problemy te leżą daleko poza granicami moich możliwości pomocy.
Odpowiedziałem, że nie wiem. Zacząłem coś mamrotać. Wspomniałem, że może spróbuję.
Może będę mógł wrócić. Nie wiedziałem jakie zadanie mam do wykonania. Cokolwiek
jednak to było, czułem się przytłoczony. Kurczyłem się i odczuwałem smutek, głęboki
smutek. Ale czułem też, że nie jest to czas na niesienie pomocy i że muszę opuścić Szarych.
Znowu okryła mnie zasłona i zostałem odstawiony do drzwi wejściowych, gdzie czekali na
mnie krewni. Właściwie w ogóle nie zobaczyłem ciotki, ale już tego nie potrzebowałem.
Pożegnałem się i udałem do wejścia, gdzie nadal stała samotna istota subprzestrzenna, którą
widziałem na samym początku. Potem, ku swojemu zdziwieniu, ujrzałem około dwudziestu
ludzi trzymających się za ręce; ludzie ci minęli mnie i weszli przez drzwi do czegoś na kształt
tunelu prowadzącego w dół. Uznałem to za dziwne, ale nie rozmyślałem wtedy na ten temat.
W moim umyśle zaczęły się zmieniać sygnały dźwiękowe. Opuszczałem Focus 21. Po
powrocie, którego nie zakłóciły już żadne wypadki, usłyszałem przyjemny głos z budki
kontrolnej.
“Witamy z powrotem! Jesteś teraz całkowicie rozbudzony i czujny. Prosimy, dołącz do nas w
sali odpraw".
Wkrótce potem grupa biorąca udział w kursie “Bramy" spotkała się w dużej sali instytutu, w
celu omówienia swych doświadczeń. Pierwszą rzeczą, która pojawiła się w dyskusji było to,
że wielu uczestników zdecydowało się przejść przez doświadczenie jako grupa, niejako
trzymając się za ręce. Opowiadali o swych podróżach i powrocie przez bramę i już
wiedziałem, kogo ujrzałem przy wejściu do tunelu.
Jeśli chodzi o mnie, byłem zbyt odrętwiały żeby cokolwiek mówić. Po prostu słuchałem,
zastanawiając się, co się jeszcze wydarzy.
MOJE SZKOLENIE W ZAKRESIE TELEOBSERWACJI
Z racji kontrowersyjnego charakteru moich badań i natury szczegółów dotyczących
wojskowych operacji teleobserwacyjnych, zdecydowałem się utrzymać w sekrecie tożsamość
mojego nauczyciela. Być może w pewnym momencie człowiek ten sam zechce ogłosić, że był
moim nauczycielem i monitorem w trakcie tych badań, ale będzie to jego decyzja. Póki co,
będę nazywał go “moim nauczycielem" lub “monitorem". W przypadkach, gdy formy
językowe zmuszą mnie do użycia zaimka osobowego, będę używał określenia “jego" czy
“jemu" jedynie dla wygody, nie należy więc wyciągać z tego żadnych wniosków co do płci
mego nauczyciela.
Człowieka, który miał zostać moim nauczycielem teleobserwacji (były członek wojskowej
jednostki teleobserwacyjnej) spotkałem po raz pierwszy na konferencji. Długo z nim
rozmawiałem, dałem mu swą wizytówkę i błagałem, aby wziął mnie na przeszkolenie w
teleobserwacji. Powiedział mi, że w obecnej chwili jest to niemożliwe. Nie miał też większej
nadziei na rozpoczęcie nowego programu szkolenia. Szkolenie organizowano nadal według
początkowych wzorów, opracowanych przez Ingo Swanna dla kursantów wojskowych.
Mówiąc krótko, kosztowało to za dużo pieniędzy, czasu i potencjału ludzkiego. Brakowało
nauczycieli.
Mimo wszystko zachowałem numer telefonu tego człowieka, chociaż wiedziałem, że wkrótce
się zmieni ze względu na jego przeprowadzkę. Ale powiedział mi dokąd zamierza się
przenieść. Nie licząc literatury, jaką przysłał mi parę tygodni po konferencji, nie miałem od
niego wiadomości przez ponad rok.
Uczestniczyłem w tamtej konferencji tylko przez jeden pełny dzień, aż do lunchu dnia
następnego. Moja żona była w tym czasie w ciąży i żeby jej nie niepokoić, zdecydowałem się
nie mówić, że idę na spotkanie fachowców zainteresowanych istotami pozaziemskimi i UFO.
Nie pamiętam dokładnie, co jej w końcu powiedziałem, ale było to coś o konferencji
związanej z moimi badaniami.
Kiedy po konferencyjnym lunchu wróciłem do domu, zastałem swoją żonę bardzo czymś
poruszoną. Chciała koniecznie wiedzieć, co robiłem. Powiedziała mi, że podczas mojej
nieobecności miała gościa. Intuicyjnie czuła, że jego wizyta związana była z moją
działalnością, cokolwiek by to było. Opowiedziała mi jak siedziała sobie na ławce na dworze,
gdy nagle poczuła za swoimi plecami czyjąś obecność. Moja żona jest Sidhą i nauczycielką
Medytacji Transcendentalnej, więc wiedziałem, że posiada wysoce rozwinięte zdolności
dokładnego postrzegania. Stałem zatem spokojnie i słuchałem jej relacji.
Powiedziała mi następnie, że istota ta próbowała ją uśpić, żeby móc na nią popatrzeć. Czuła,
że to zainteresowanie wzbudziła jej ciąża, co jej się bardzo nie spodobało. Oparła się
przemożnej chęci spania i zamiast tego zaczęła obracać się w kierunku owej istoty. W tym
momencie istota ta pojawiła się przed moją żoną, tak że zdążyła ją zobaczyć. Po chwili
pomknęła szybko za pobliskie drzewo i najwyraźniej zniknęła. Opis istoty, jaki podała moja
żona, pasował do obrazu typowego Szarego. Należy zaznaczyć, że nigdy wcześniej nie
rozmawiałem z nią na te tematy.
Pierwszą myślą jaka przyszła mi do głowy było, że niektóre istoty pozaziemskie są w stanie
kontrolować rozmowy między ludźmi. Mogłem się jedynie domyślać, że ktoś słuchał mojej
rozmowy na konferencji, w której wspominałem, że chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej
o istotach pozaziemskich, a dokładniej, pragnę napisać książkę o nich i ich cywilizacji.
Podsłuchawszy rozmowę, istota pozaziemska przyszła dowiedzieć się czegoś więcej na mój
temat. Powiedziałem żonie wszystko o spotkaniach, na które chodziłem.
W jakieś piętnaście miesięcy po konferencji, medytowałem w swoim nowym mieszkaniu w
Ann Arbor, w Michigan. Zazwyczaj każdego lata jeżdżę na Uniwersytet w Michigan, żeby
prowadzić kurs matematyki nie-linearnej dla socjologów, którzy przyjeżdżają tam z różnych
krajów. W trakcie mojego porannego programu medytacyjnego miałem wyraźne odczucie,
jakby ktoś kazał mi posłuchać jednej z taśm Instytutu Monroe'a zaraz po zakończeniu
medytacji. Miałem wrażenie, że powinna to być taśmy wykorzystująca stan skupienia Focus
12. Uznawałem ją za szczególnie użyteczną w ułatwianiu łączności telepatycznej, bowiem
pozwalała ona na jednoczesne utrzymanie ścisłego kontaktu z rzeczywistością, w
przeciwieństwie do Focus 21, gdzie świadomość nieomal całkowicie przemieszcza się do
sfery niefizycznej. Zaraz po skończeniu medytacji, poszedłem do sypialni i cicho (żeby nie
przeszkadzać śpiącej żonie) wyjąłem taśmę i wróciłem do pokoju gościnnego. Nastawiłem
taśmę w przenośnym magnetofonie, założyłem słuchawki, nacisnąłem guzik i oparłem się,
żeby posłuchać i wypocząć.
Zaraz po tym, jak skończył się wstęp, zacząłem dostrzegać mentalny obraz świetlanej istoty.
Był to osobnik płci męskiej, ubrany w białą szatę. Miał dla mnie wiadomość. Powiedział mi,
że teraz nadszedł odpowiedni czas na skontaktowanie się z moim znajomym
teleobserwatorem wojskowym i na odbycie przeszkolenia w zakresie SRV. Podkreślił, że
powinienem zrobić to teraz. Taśma się skończyła, a ja zastanawiałem się, co począć.
Po zajęciach porannych, poszedłem do swego biura, żeby skontaktować się z
teleobserwatorem, którego tak dawno nie widziałem. Poprzednio, ile razy dzwoniłem, nigdy
nie udawało mi się z nim porozmawiać, gdyż zawsze natrafiałem na automatyczną sekretarkę.
Zresztą nic dziwnego – uprzedził mnie, że często nie ma go w biurze. Nie miałem jego
nowego adresu w mieście, pod który miał się przeprowadzić i nawet nie wiedziałem, czy
faktycznie się tam przeniósł. Nie mając innego wyboru, zdecydowałem się zadzwonić do
informacji telefonicznej. Ku mojemu zdumieniu, mieli na liście jego numer. Zadzwoniłem
więc, usłyszałem jego glos na sekretarce, zostawiłem swój numer i zacząłem przygotowywać
wykład na następne zajęcia.
Wkrótce zadzwonił. Powiedziałem mu, jak bardzo jestem szczęśliwy, że mogę z nim
rozmawiać i spytałem, czy jest jakaś szansa, żeby teraz uczył mnie teleobserwacji.
Wspomniałem o swym pragnieniu napisania książki na temat zjawiska istot pozaziemskich
oraz o tym, że potrzebuję teleobserwacji jako narzędzia zbierania danych. Ku mojemu
niezmiernemu zdziwieniu oznajmił, że właśnie skończył aktualizować program szkolenia w
teleobserwacji, dzięki czemu będzie mógł nauczyć mnie podstaw w trakcie siedmiodniowego
intensywnego kursu, po sześć godzin dziennie. Mogłem być drugim uczniem na jego nowym
kursie, który miał się zacząć za około siedem tygodni. Podał cenę i oznajmił, że będzie mnie
uczył. Fakt, że to on będzie moim nauczycielem, miał dla mnie duże znaczenie, bo w jego
towarzystwie dobrze się czułem. Powiedziałem, żeby mnie zapisał i ustalił kwestie finansowe.
Po odwieszeniu słuchawki pomyślałem o świetlistej istocie, która telepatycznie zbliżyła się do
mnie podczas mej porannej sesji z taśmą Monroe'a. Odnosiłem wrażenie, że to jeszcze nie
koniec niespodzianek i powiedziałem sobie, że lepiej się do tego przyzwyczaić.
Czas na szkolenie w teleobserwacji był doskonały. W czasie tygodni przed szkoleniem
mogłem uczęszczać na jednotygodniowy intensywny program “Wędrówki przez Bramę" w
Instytucie Monroe'a. Tamtego lata udało mi się również zrobić oferowany przez instytut
domowy kurs o nazwie “Doznanie Otwarcia Wrót". Jest to kurs wykorzystujący niektóre z
taśm używanych w trakcie tygodniowego kursu stacjonarnego. Tamtego lata spędziłem więc
dużo czasu słuchając taśm Focus 12. Domowy kurs bardzo wzbogacił moje doznania w
okresie jednotygodniowego programu stacjonarnego. Całe doświadczenie jakie zdobyłem w
Instytucie Monroe'a pomogło mi przygotować się na to, co miałem zobaczyć podczas kursu
teleobserwacji.
Moje szkolenie odbywało się w skromnym otoczeniu. Pokój szkoleniowy byt zasadniczo
szary, podobnie jak budynek, w którym się mieścił. W zasięgu wzroku kursanta nie było
żadnych jasnych kolorów. Nauczyciel nosił ubrania w naturalnych, stonowanych barwach,
żeby uniknąć pobudzania wyobraźni wizualnej swego ucznia, co prowadziłoby do
zniekształcania danych.
Ode mnie wymagano, abym w trakcie szkolenia był wypoczęty i nie głodny. Jest to bardzo
ważne, ponieważ teleobserwacja wykorzystuje niektóre aspekty autonomicznego systemu
nerwowego. Wszystko, co wpływa negatywnie na ten system (na przykład głód) może
pogorszyć ogólną jakość danych.
Mój nauczyciel był niezwykle cierpliwą osobą. Ważne jest, aby budować u ucznia pewność
siebie, pozwalającą mu nabrać na tyle zaufania do zbieranych danych, aby przed
przeniesieniem ich na papier nie uległy zmianie bądź nie zostały odrzucone przez jego
wątpiący, świadomy umysł. Byłem więc szczególnie wdzięczny za troskę, z jaką instruktor
mój prowadził szkolenie podczas tych pierwszych trudnych dni.
Stwierdziłem, że to, co dzieje się w trakcie teleobserwacji jest ściśle związane z doznaniami
w trakcie Medytacji Transcendentalnej, a nawet z wrażeniami uzyskiwanymi pod wpływem
procesów dźwiękowych Hemi-Sync w Instytucie Monroe'a. W świadomości umysłowej
przebija się i uzyskuje przewagę ta część umysłu, która podczas normalnego stanu czuwania
nie jest wykorzystywana. W rzeczywistości, dla medytującego Sidhy SRV to tylko sposób
dokładnego zapisu informacji – protokół zapisu.
ORGANIZACJA CZĘŚCI DRUGIEJ
W tym miejscu należy skreślić parę stów na temat sposobu, jaki wybrałem, aby przedstawić
materiał w niniejszej książce. W drugiej części relacjonuję wyniki wielu sesji SRV
przeprowadzonych w okresie dwóch lat. Aby ułatwić prezentację materiału, wyniki te
przedstawione są w formie przypominającej zapisy. Nie zamieszczam opisów licznych
procedur (stosowanych zarówno przy pomocy umysłu jak i pióra i papieru), które
wykonywałem w czasie sesji zgodnie z protokołami SRV. Procedury te byłyby niejasne dla
niewyszkolonych osób, a omawianie ich w tym miejscu utrudniałoby zrozumienie sesji.
Ponieważ niewyszkolone osoby mogą nie rozumieć, w jaki sposób jakieś procedury miałyby
wpływać na dostęp do informacji, niektóre z nich być może uznają je za czysty wymysł i
same zechcą sprawdzić dokładność moich relacji. Proszę zrozumcie, że jedynym powodem
dla którego inni ludzie nie mogą ujrzeć tych rzeczy jest fakt, iż nie przeszli odpowiedniego
przeszkolenia. Należy pamiętać, że szkolenie SRV, chociaż publicznie dostępne, nie jest ani
łatwe ani tanie. Ja zainwestowałem sporo czasu, wysiłku i pieniędzy, żeby nauczyć się jak
dokonywać tego, co tu prezentuję. Nikt nie powinien oczekiwać, że moje doświadczenia staną
się jego udziałem, o ile nie osiągnął podobnego do mojego stopnia wyszkolenia.
Druga część tej książki przedstawia ogrom danych i zaproponowanych przeze mnie ich
interpretacji. Miałem do wyboru, ułożyć książkę tematycznie według kategorii istot
pozaziemskich, albo w sposób chronologiczny, uwzględniający mój proces odkrywania.
Wybrałem podejście chronologiczne, jako że daje ono Czytelnikowi pewną namiastkę
dreszczyku emocji, jaki sam odczuwałem.
Kosztem tego podejścia rozdziały są cokolwiek chaotyczne z tematycznego punktu widzenia.
Z perspektywy czasu jednak wydaje mi się to łatwe do zaakceptowania; może denerwować
jedynie tych, którzy posiedli już dokładną wiedzę w kwestii istot pozaziemskich i ich związku
z naszą planetą. Tematyczna organizacja książki tego typu będzie miała sens dopiero za kilka
lat, kiedy ludzie zrozumieją podstawowe dane.
Zanim Czytelnik przystąpi do dalszego czytania, proponuję by przejrzał krótką listę terminów
SRV i innych słów, pomieszczonych w słowniczku na końcu książki. Terminy te pojawiają się
w opisach i analizach sesji SRV przedstawionych w drugiej części mojej pracy.
ROZDZIAŁ 4: MOJA PIERWSZA WIZYTA NA MARSIE
Znajduję się w biurze, które mój nauczyciel wykorzystuje do szkolenia w teleobserwacji. Jest
tu bardzo niewiele rzeczy, które mogłyby odciągnąć moją uwagę. Dominującym kolorem jest
szary. Na stoliku przede mną leży tylko pióro i ryza papieru. Pogoda jest wyśmienita. Kurs
przebiega dobrze. Mój ostatni cel stanowił most nad rzeką w Wietnamie podczas wojny.
Wybór celów jest urozmaicany po to, by mój umysł uniknął zgadywania. Za każdym razem aż
do zakończenia sesji nie wiem co i gdzie będę obserwował.
Mój nauczyciel rozpoczyna dzisiejszą sesję, podobnie jak inne. Siedzi naprzeciwko mnie przy
stoliku szkoleniowym. Pyta mnie czy jest mi wygodnie i czeka na moment, kiedy trzymane
przeze mnie pióro znajdzie się na kartce papieru. Mówię mu, że jestem gotowy, a on podaje
mi współrzędne celu.
Data: 29 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5987/9221
Zapisuję współrzędne na papierze, po czym przesuwam pióro na prawo od numerów. W tym
punkcie, mój autonomiczny system nerwowy zaczyna poruszać moją ręką i natychmiast
zaczynam szkicować rysunek. Rysunek ten jest następnie analizowany. Wszystko to wchodzi
w skład Pierwszej Fazy protokołów SRV.
Przechodząc do Fazy Drugiej protokołów, zaczynam zbierać informacje dotyczące kolorów,
faktury powierzchni, dźwięków, temperatury, smaków i zapachów związanych z celem.
Procedury Pierwszej i Drugiej Fazy pomagają mi ustalić umysłowy “klucz" do sygnału celu.
Na razie jestem nowicjuszem, więc wydzielenie sygnału pochłania mi trochę czasu. W końcu,
po jedenastu stronach danych wstępnych zaczynam doznawać bilokacji.
COURTNEY BROWN: “Wydaje się, że jest tu coś w rodzaju góry. Otaczający ląd stanowi
płaski, piaszczysty obszar. W miejscu tym wyczuwa się pewne poczucie wielkości. W tej
chwili nie widzę żadnych ludzi. Wygląda na to, że na płaskim obszarze znajduje się budowla
wzniesiona przez człowieka".
MONITOR: “W porządku. Zrób szkic Trzeciej Fazy. Zapisz to wszystko i przejdź do Fazy
4".
C.B.: “W porządku. Jestem w matrycy... Wszystko tu jest brązowe i piaszczyste. Widzę dom.
Co tu robi piramida? Pozwól, że wpiszę piramidę do kolumny AOL. To na pewno moja
wyobraźnia".
MONITOR: “Niczego nie oceniaj. Po prostu zapisz AOL".
C.B.: “Dom jest długi i wąski. Chyba jest zrobiony z drewna. Przykro mi, ale znowu widzę tę
piramidę. Jest naprawdę ogromna".
MONITOR: “Notuj dalej dane. Zapisz to wszystko w wyraźnych kolumnach. Co jeszcze
widzisz? Nadal trzymaj się matrycy".
C.B.: “Oho, teraz są ludzie. Mnóstwo ludzi. I zwierząt. Ludzie i zwierzęta... zapisuję
wszystko na matrycy. Ta piramida związana jest z jakimś rodzajem kultu. To chyba
nieuchwytne, co?"
MONITOR: “Tak. Kontynuuj".
C.B.: “Piramida jest wysoka, kamienna, twarda. Wokoło jest piasek i wieje wiatr. Piramida
sprawia wrażenie solidnej, ale jest spróchniała. O rany, ależ ona jest wysoka".
MONITOR: “OK. Wykonamy operację przeniesienia. Przygotuj pióro. W środku piramidy
powinno coś być".
C.B.: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, piaszczyste, kamienne. Jest chłodno,
ale nie zimno. Znajduję się w środku pokoju. Co my tu mamy? Podłoga, kamienne ściany.
Jakiś stolik, a na nim szklany kształt".
MONITOR: “Zapisz to wszystko we właściwych kolumnach".
C.B.: “Cel tego miejsca ma jakiś ponury charakter. Daje się odczuć determinację, wynikłą z
konieczności. Hmm. Widzę tunele. Przede mną znajduje się tunel".
MONITOR: “Idź wzdłuż tunelu".
C.B.: “Wszędzie na podłodze jest brud. Tunel jest ciemny. Prowadzi na zewnątrz. Jestem
teraz na zewnątrz, na powierzchni budowli. Widzę drogę otoczoną piaskiem. Znowu odnoszę
wrażenie, że cel tej konstrukcji jest jakiś mroczny".
“Widzę teraz dużo ludzi. Wyraźnie czuję, że budowla ta albo coś w jej pobliżu miało związek
z wielkim budowlanym przedsięwzięciem, wymagającym pomocy i wielu nakładów. W
trakcie budowy musiało zginąć wielu ludzi."
“W pobliżu jest miasto. O Boże. Widzę też górę, z której wylewa się lawa. Co się tam dzieje?
Nic mi nie wiadomo o wulkanach w pobliżu piramidy. Wygląda to jak Pompeje, ale koło
Pompei nie ma przecież piramid."
MONITOR: “Nie analizuj. Po prostu notuj, co widzisz. Idź dalej".
C.B.: “Dużo ludzi umarło i nadal umiera. Panuje zamieszanie. Ludzie biegają chaotycznie w
różnych kierunkach. Dominuje poczucie beznadziejności. To jest okropne!"
Zaczynam rysować szkic sceny. Wulkan znajduje się chyba na wschód od miasta, a większość
ludzi biegnie na północ.
“Przemieściłem się trochę w czasie. Ci, którzy przeżyli budują w pobliżu miasteczko. Nie
otrzymali znikąd pomocy. Panuje przeraźliwa nędza. Są tu chaty i namioty. To naprawdę
okropne."
“Hmm. Teraz widzę jakichś nowych ludzi odbudowujących miasto. Nie wyglądają na
tubylców. Chyba odbudowują miasto dla nowej grupy ludzi. Nadchodzą inni. Ci nowi ludzie
przybyli z bardzo daleka i sprawiają wrażenie, jakby za wszelką cenę chcieli pomóc
poprzednim mieszkańcom miasta. Z punktu widzenia tubylców ta akcja przybyszy
przypomina kandydowanie na posła w nieznanym okręgu wyborczym."
MONITOR: “W porządku. Na razie wystarczy. Zapisz godzinę i zakończymy sesję".
C.B.: “Gdzie to mogło być?" Mój nauczyciel podsuwa mi folder. Otwieram go i wyciągam
zrobione przez satelitę zdjęcie Cydonii na Marsie. Jak na dłoni, widnieje tam piramida. Na
prawo (wschód) od piramidy widoczne są oznaki aktywności wulkanicznej. “Chyba żartujesz.
Wysłałeś mnie poza Ziemię? Na Marsa?"
MONITOR: “Czemu by nie? Lubię tam wysyłać uczniów. To utrzymuje ich w czujności".
Komentarz
Wtedy po raz pierwszy dopuściłem myśl, że Mars rzeczywiście mógł kiedyś być
zamieszkany. Przedtem był to temat, który zaliczałem do science fiction. Przez resztę dnia i
cały wieczór próbowałem przyzwyczaić się do tego, że byłem świadkiem prawdziwego
fragmentu historii Marsjan.
ROZDZIAŁ 5: TELEOBSERWACJA PORWAŃ PRZEZ UFO
.Nauczyciel mój wspominał przy wielu okazjach, że teleobserwatorom na ogół nie udawało
się zobaczyć przypadków porwań ludzi przez UFO. Z nielicznymi wyjątkami, za każdym
razem, kiedy tego próbowali, zamiast danych o porwaniu otrzymywali sygnały zastępcze.
Często dane te można było odczytać jedynie w sposób symboliczny. Teleobserwator widział
coś, ale nie był to cel.
Na dobrą sprawę zebrane informacje mogły w ogóle nie przypominać celu. Gdy inni
teleobserwatorzy próbowali zobaczyć ten sam cel, w wynikach występowały rażące
rozbieżności. W paru przypadkach nie uzyskano żadnych danych.
Rozdział ten przedstawia relację z sesji, w której obiektem teleobserwacji było porwanie ludzi
przez istoty pozaziemskie. Incydent stanowiący cel zaczerpnięty został z książki Jacobsa pod
tytułem Tajemne życie.
Chociaż mój nauczyciel nigdy nie dawał teleobserwatorom takiego celu, był przekonany, że
zamiast porwania zostanę uraczony fałszywym sygnałem. Tymczasem otrzymałem sygnał,
dający symbolicznie do zrozumienia, że istoty pozaziemskie pragną, abym je zrozumiał. Być
może myślały, że samo porwanie zostałoby źle odebrane, przekazały więc symbole
wskazujące na cel i znaczenie kryjące się za porwaniem.
Oczywiście nie zostałem poinformowany co do charakteru faktycznego celu aż do czasu
zakończenia sesji.
Data: 30 września 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 2864/0576
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie.
C.B.: “Występują tutaj kolory ziemskie. Brązy, biele, kolor dębu. Jest ciepło. Jak na pustyni".
MONITOR: “Przejdź do szkicu w Fazie 3".
C.B.: “Widzę budynek, płot i coś w rodzaju linii kolejowej".
Zrobiłem rysunek. Mój nauczyciel kazał mi następnie wykonać trzy operacje
przemieszczenia, żebym zobaczył miejsce z różnych perspektyw.
“To sprawia wrażenie obiektu, w którym się coś przechowuje. Jest tu płot". Narysowałem
nieco zakrzywiony plot.
MONITOR: “W porządku. Przejdź do matrycy w punkcie 4".
C.B.: “Tak, z całą pewnością jest tutaj płot. To płaski, brudny obszar. Jakieś miejsce pracy. Za
ogrodzeniem znajdują się zwierzęta i kilkoro ludzi. To biali ludzie. Sprawiają wrażenie
zajętych robotą. Jeśli chodzi o zwierzęta, to widzę konie".
“To na pewno jest środowisko pracy, a ci ludzie wykonują powierzone im zadania. Są
przekonani, że muszą wykonać tę pracę. Daje się odczuć silną determinację. Przychodzi mi na
myśl walka byków."
MONITOR: “Zapisz to jako AOL linii sygnału: 'jak walka byków'. Nie interpretuj. Po prostu
zapisz dane".
C.B.: “Na zagrodzonym terenie są też ludzie. Odnoszę wrażenie, jakby popełniono jakieś
nadużycie. Ale są tu również rzędy ławek i widzowie. Ludzie patrzą na okrągły plac otoczony
płotem. Bardzo mi się to nie podoba".
MONITOR: “OK, Courtney. Zrób sobie przerwę".
Po przerwie.
C.B.: “W porządku. Jestem z powrotem w tym miejscu. Słychać wrzaski, krzyki, ale też
śmiechy. Ludzie na widowni to nowocześni, zwykli ludzie. Otacza ich aura rozrywki. Dla
nich to jakby rozgrywki sportowe w sobotni wieczór".
Nauczyciel każe mi wykonać operację przemieszczenia na wysokości pięciu tysięcy stóp nad
tym miejscem.
“Nie do wiary, tutaj jest inaczej. Srebrne i metalowe przedmioty. Szybki ruch. Odbieram silne
AOL statków kosmicznych ET. Co mam robić dalej? Zdaje się, że tam są pojazdy."
Mój nauczyciel poleca mi wykonać technikę siedzenia miejsca. Wykorzystując ją, mogę
podążyć za pojazdami aż do punktu, z którego wyruszyły.
“Statki przypominają samoloty, błyszczące, metalowe samoloty. Wygląda na to, że ich załoga
ma jakąś misję do spełnienia. W porządku, namierzyłem dwóch ludzi na pokładzie. Sprawiają
wrażenie nieprzystępnych. Punktem startowym jest miasto."
“W mieście jest dużo ludzi. Najwyraźniej ludzie z samolotu w jakiś sposób krzywdzą ludzi z
miasta. Tubylcy stanowią cel i wcale im się to nie podoba. Jest tu również dużo budynków.
Mokro i chłodno. Widzę lotnisko, z którego startują samoloty."
“Wróciłem do pierwszego miejsca. Zwierzęta wyraźnie czują się zagrożone. Wygląda na to,
że ludzie bawią się zwierzętami, które sprawiają wrażenie spanikowanych. Teraz czuję
wyraźnie, że ludzie za ogrodzeniem nie chcą skrzywdzić zwierząt. Są one dla nich źródłem
pewnego rodzaju rozrywki."
MONITOR: “Skup się na celu, jaki przyświeca tym ludziom".
C.B.: “Oni próbują sprawować nad zwierzętami kontrolę, tak jakby je wypasali. To obóz
szkoleniowy. Trenują zwierzęta do jakichś celów".
MONITOR: “Przenieś się trochę w czasie".
C.B.: “Zwierzęta już nie panikują. Trenerzy je karmią i kochają".
MONITOR: “OK. Zakończmy sesję. Oto twój cel".
Komentarz
Najlepsze, co mogę uczynić, to przedstawić moją własną interpretację tej sesji SRV. Być
może Czytelnicy zechcą inaczej odczytać moje doświadczenie. Tego typu sesja odbyła się
tylko w dwóch znanych mi sytuacjach. Pierwsza dotyczyła porwań przez UFO. Druga miała
miejsce wtedy, gdy teleobserwatorzy wojskowi usiłowali zaobserwować urządzenie z
niebezpieczną energią. W obydwu przypadkach ktoś podstawił fałszywy sygnał,
najwidoczniej nie chcąc, by ludzie uzyskali dostęp do pewnych informacji.
Wydaje się, że w tej sesji zwierzęta symbolizowały ludzi. Osoby za ogrodzeniem to istoty
pozaziemskie, które pracują z ludźmi, żeby przeszkolić ich do jakiegoś celu. Natomiast ludzie
w ławkach na widowni to być może widzowie z galaktyki. Samoloty przedstawiają statki
kosmitów, które prawdopodobnie mają związek z działalnością trenerów za ogrodzeniem.
Możliwe, że załoga statków wspiera tych, którzy działają na lądzie.
Jest to jedyny cel tego typu, jaki przedstawiam w niniejszej książce. Wszystkie inne cele
stanowią faktyczne obserwacje, które można poddać bezpośredniej analizie, bez uciekania się
do symboli.
Wiem teraz, że niektóre istoty pozaziemskie mogą tworzyć sygnał zastępczy, dostosowując go
do umysłu danego teleobserwatora w taki sposób, że przekaz staje się dlań bardziej
zrozumiały. Jednak przypadki takie są bardzo rzadkie.
ROZDZIAŁ 6: OCALENI MARSJANIE
\V dalszym ciągu przechodzę szkolenie. Siadam na krześle. Mój nauczyciel trzyma zamknięty
plik, zawierający nowy cel. Nadal kusi mnie, żeby zgadywać co stanowi cel, ale
powstrzymuję się. Nauczyciel wyjaśnia, że wkrótce, w miarę jak mój umysł przyzwyczai się
do tego, że otrzymuje bezpośrednie informacje, moja chęć zgadywania zaniknie w sposób
naturalny. Przypuszczam, że cierpliwość to cnota wyuczona. Wczoraj rano kazał mi
obserwować dziwaczną wystawę w muzeum, gdzie ze ściany wystawał widelec. Żartuję
sobie, zastanawiając się czy zamierza mnie wysłać do oczyszczalni ścieków w Fort Meade, w
Maryland, o której niekiedy wspomina. Siada po przeciwnej strome stolika i pyta mnie, czy
jestem gotowy. “Jestem gotowy. Mów."
Data: 1 października 1993
Miejsce: Sala szkoleń
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 5664/1821
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z górą.
C.B.: “Widzę brązy i zielenie. Wieje wiatr i jest zimno. Słyszę jakieś świsty i furczenie. Czuję
zapach drzew. Hmm. Coś się tam dzieje".
MONITOR: “W porządku, Courtney, przejdź do szkicu Fazy 3".
Na czystej kartce papieru rysuję okrągłą górę. Wierzchołek góry jest łysy, ale trochę niżej
widać drzewa. Szczyt góry smaga wiatr. Przechodzę do Fazy 4.
C.B.: “Idę teraz według matrycy. Hmm. Są tu ludzie. Biali ludzie. Mam jakieś przeczucie.
Widzę ubrania tych ludzi. Znowu ta góra, i wiatr. O rany! Wyczuwam silny strach,
podniecenie i ulgę. Wygląda na to, że kłębią się tu różne emocje, różni ludzie doznają różnych
uczuć. Dostrzegam coś w rodzaju pojazdów przewiezionych drogą lotniczą. Jakąś szaleńczą
działalność".
MONITOR: “Wykonasz teraz operację przemieszczenia. Przygotuj się. Z wysokości tysiąca
stóp nad górą powinno być coś widać".
Wykonuję polecenie.
C.B.: “Odbywa się tu jakaś działalność, bardzo aktywna działalność. Trudno wyczuć, o co
chodzi".
MONITOR: “W porządku. Wracaj do ludzi. Co widzisz?"
C.B.: “Znowu jakieś zamieszanie, ale tym razem to ludzie się ruszają. Są bardzo podnieceni.
Hmm. Zaangażowani są w jakąś działalność, możliwe, że nie oni ją zaplanowali. Znowu
widzę górę. Ci ludzie naprawdę realizują jakiś plan, chociaż nadal nie wiem czy plan ten jest
ich własnym wymysłem. Są tam pojazdy. Widzę około dziesięciu ludzi".
MONITOR: “Przemieść się jeszcze raz". Instruuje mnie, jak dostać się na szczyt góry.
C.B.: “Dostrzegam ruch pętlowy, bardzo szybki. Schodzi na szczyt góry. To rodzaj ruchu
spiralnego. Przypomina liść opadający na wietrze albo ptaki krążące w porywistym wietrze w
trakcie obniżania lotu. O rany! Lepiej zapiszę to jako AOL. Natrafiłem na statek kosmitów.
Metalowy, błyszczący i ciepły".
MONITOR: “Zapisz to i przejdź do szkicu w Fazie 6".
C.B.: “Widzę teraz dużo gór. Wiele z nich jest okrągłych. Otaczają szczyt, na którym się teraz
znajduję. Po jednej stronie widać płaski obszar, dolinę oddzielającą mój szczyt od innych gór.
Na wschód rozciągają się płaskowyże, a wokół mnie, zwłaszcza na północ i południe,
wszędzie widzę góry".
MONITOR: “Kolejna operacja przemieszczenia. Wewnątrz obiektu powinieneś coś
zobaczyć".
C.B.: “W porządku. To przypomina lustro. Jest błyszczące i wypolerowane. Jest tu dużo
świateł. Ciepło. Czuję jakiś słodki, mdły zapach. Znowu pojawia się dźwięk furczenia. No
nie, to się rusza!"
MONITOR: “Szkic Fazy 6".
C.B.: “To coś idzie wprost na górę! Przelatuje na wylot! Co to jest?!"
MONITOR: “Trzymaj się procedury. Po prostu notuj dane. Zapisz wszystko. Przejdź do
matrycy Fazy 6".
C.B.: “W porządku. Widzę istoty na statku. Nie wszystkie są tego samego rodzaju. Są tu
ściany. Urządzenia. Odbieram coś z umysłów tych stworzeń. To wyprawa po zapasy. Nic
wielkiego. Wykonują rutynową misję. Istoty te przypominają laborantów. Wygląda na to, że
każda z nich nosi uniform".
“Jestem teraz w środku jakiejś jaskini czy dziury wewnątrz góry. Statek wylądował na środku.
To chyba hangar lub coś w tym rodzaju. Nie wiedzą, że tu jestem. Zdaje się, że niosą jakiś
cenny płyn. Wygląda obrzydliwie, jak szlam. Ten płyn ma jakieś znaczenie biologiczne. Jest
dla nich bardzo ważny. Konsystencją przypomina olej silnikowy."
“Rozglądam się dokoła. Pracuje tu dużo istot. Czuję, że mężczyźni wykonują ważną pracę,
która ma związek z przeprowadzaniem tych operacji. Istoty płci żeńskiej nie wykonują prac
technicznych. Spełniają chyba jakąś inną, mniej ważną funkcję. Są otoczone opieką przez
istoty męskie."
“Nadal się przemieszczam. Widzę dzieci. Są chore, bardzo chore. Kobiety panikują. Siedzą
cicho, ale są strasznie zdenerwowane. Bardzo przestraszone. Znowu widzę mężczyzn. Wiesz,
to chyba jakaś kultura naznaczona seksizmem."
MONITOR: “Zróbmy sobie przerwę, Courtney. Zapisz godzinę".
Dalszy ciąg sesji po lunchu.
C.B.: “Wróciłem do kobiet w żłobku. Dzieci nic nie mówią. Są przygnębione, senne albo
nieszczęśliwe. Coś tu nie gra. Widzę grupę młodych chłopców i dziewcząt. Wydaje się, że z
młodzieżą wszystko jest w porządku. Ale nie jest jej dużo. O wiele więcej jest dzieci, chorych
dzieci. Młodzi ludzie są nieświadomi problemu. Ale matki chyba wiedzą, co się dzieje".
“Istoty te sprawiają wrażenie, jakby musiały uciekać od swojej kultury czy więzi
społecznych; jakby zostały zamknięte w więzieniu. Sytuacja wymaga jakiegoś nowego
elementu czy składnika. Odnoszę wrażenie, że pomóc mógłby tu czynnik ludzki."
Nauczyciel mój koncentruje się następnie na rozwiązywaniu problemu.
“To problem genetyczny. Zdaje się, że nadal dokonywane są zmiany genetyczne w ich
ciałach. Wydaje mi się, że istoty te to Marsjanie – ci, którzy przeżyli. Nie mogą ustalić
swojego genetycznego wzorca. To stanowi ich wielki problem. Panuje ogólna desperacja."
“Ich zasoby i sprzęt nie są wystarczająco nowoczesne, żeby rozwiązać ten problem bez
pomocy z zewnątrz. Jeżeli chodzi o kobiety, to wydaje się, że utraciły już nadzieję. Po prostu
siedzą czekając, aż rozwiązanie znajdą mężczyźni. Mężczyźni natomiast ograniczają się do
swych prac. Są rozzłoszczeni i zawzięci. Chodzi o przetrwanie. Boże, te istoty są
zrozpaczone!"
MONITOR: “Courtney, dowiedz się czegoś więcej na temat płynu".
C.B.: “Płyn pochodzi z Marsa. Może powinienem to zapisać jako AOL. Nie wiadomo, kim ci
ludzie naprawdę są. Po prostu kojarzę ich z Marsem".
MONITOR: “Trzymaj się procedury. Po prostu zapisz. Nie analizuj".
C.B.: “Płyn jest brzydki. Brzydko pachnie i jest tłusty. Ale dla tych ludzi ma taką wartość jak
dla nas nasza krew. Płyn znajduje się w dużych cysternach. Pilnują go specjalne oddziały".
MONITOR: “Zobacz gdzie produkują ten płyn".
C.B.: “O rany! Gdzie ja jestem? Katapultowałem się dokądś. To było jak trzaśniecie z bicza,
jak gdyby ktoś wystrzelił mnie niczym pocisk".
“To miejsce jest czerwone, piaszczyste. Znajduje się tu jakaś budowla. Chyba widzę
zaplombowane drzwi. Czy mam wejść do środka?"
MONITOR: “Najpierw powiedz mi coś więcej o otoczeniu budynku".
C.B.: “To pustynia. Nic tu nie rośnie. Goło i zimno. Budynek sprawia wrażenie domu z cegły.
W środku znajdują się metalowe i plastikowe powierzchnie. Wszystko się błyszczy. To zakład
produkcyjny".
MONITOR: “Teraz się przemieścisz". Pauza. “Pięć kilometrów na wschód od budynku
produkcyjnego powinno być coś widać."
C.B.: “Hej, znowu jeden z tych statków. Przy obniżaniu lotu wykonuje jakieś szalone ruchy –
spirale i pętle. Wylądował dokładnie na szczycie budynku. Przeleciał przez dach!"
MONITOR: “Wróć do budynku i śledź pojazd. Dokąd on zmierza?"
C.B.: “Jestem już w budynku. Hmm. Statek wylądował. Pod budynkiem jest dużo
podziemnych pomieszczeń. Istoty na statku nie lubią wychodzić na zewnątrz budowli. Tam na
pewno jest dużo czerwieni i brązu. Nadal mam wrażenie, że to Mars".
MONITOR: “Wejdź do podziemnych pomieszczeń".
C.B.: “Miejsce jest nowoczesne, ale nie supernowoczesne. Widzę mężczyzn, jednak żadnych
kobiet. To pracownicy. Nie panują tu najlepsze warunki pracy. Ludzie ci są tutaj po
godzinach. Schodzę jeszcze niżej".
“Oni tu mieszkają. To jakby miasto. Widać dużo jaskiń i tuneli. Tutaj jest wygodniej niż w
jaskiniach pracy powyżej. Można tu żyć w spokoju. Wyczuwam jednak strach związany z
opuszczeniem tego miejsca."
MONITOR: “Dokąd oni wyjeżdżają?"
C.B.: “Nie ma tu dla nich przyszłości. To miejsce jest wymarłe".
MONITOR: “Opisz jak wyglądają ludzie".
C.B.: “Widzę teraz mężczyzn. Mają twarze podobne do ludzkich, ale są pozbawieni włosów.
Nie wyglądają jak zwykli ludzie. Sprawiają wrażenie innej rasy. Wydaje mi się też, że
posiadają coś w rodzaju urządzeń, które w jakiś sposób są podłączone do ich świadomości.
Nad tymi urządzeniami sprawują kontrolę za pomocą swoich umysłów. Same istoty mają
jasną skórę; w porównaniu z ludźmi wydają się dość kruche".
MONITOR: “OK. Kończymy sesję. Na razie wystarczy".
C.B.: “Ph! Długo to trwało. Dobra, powiedz mi teraz gdzie byłem?"
MONITOR: “W oczyszczalni ścieków w Fort Meade, w Maryland".
C.B.: “Co?"
MONITOR: “Żartowałem. Oto teczka. Rzuć okiem". Otwieram teczkę i wyciągam kartkę
papieru z takimi słowami: ..Ocaleni Marsjanie" Następuje długa pauza.
MONITOR: “Dobrze się czujesz?"
Komentarz
Trochę później tego samego dnia omawialiśmy szczegółowo kwestię Marsjan. Mój
nauczyciel wyjawił mi, że ma pewną koncepcję co do położenia góry, opartą na opisach
jakich dostarczyłem mu ja i inni teleobserwatorzy. Zasugerował, żebym przyjrzał się zdjęciom
pewnych gór niedaleko Santa Fe, w Nowym Meksyku. Kiedy to uczyniłem, doznałem
wewnętrznego olśnienia. Kolejne
sesje SRV, przeprowadzone przez innych teleobserwatorów zdawały się potwierdzać to
przypuszczenie. Materiały SRV wskazują mianowicie, że góra, o którą chodzi, to Santa Fe
Baldy, położona wewnątrz parku narodowego, niedaleko Santa Fe w Nowym Meksyku.
Marsjanie są na Ziemi, ale zanim naciśniemy guzik alarmowy, należy pomyśleć o
implikacjach takiego czynu. Marsjanie ci są zrozpaczeni. Najwidoczniej na Marsie panują
bardzo surowe warunki życia. Nie mogą żyć na powierzchni. Ich dzieci nie mają żadnej
przyszłości na Czerwonej Planecie. Ich dom jest zrujnowany; to planeta kurzu. W ostatnim
rozdziale tej książki przedstawiam swoje poglądy na temat pomocy, jakiej my -ludzie
moglibyśmy udzielić Marsjanom w momencie, kiedy jej tak potrzebują.
ROZDZIAŁ 7: SZCZYT CYWILIZACJI MARSJAN
Szkolenie przebiegało znakomicie. Wczorajszego popołudnia mój nauczyciel kazał mi
obserwować Zatokę Monterey w Kalifornii, co zakończyło się podglądaniem żaglówki.
Jednak tego ranka sesja ma inny charakter. Mamy przeprowadzić sesję w warunkach Typu 6,
w której zarówno monitor jak i teleobserwator dysponują pewnymi wstępnymi informacjami
na temat celu.
Ponieważ miałem znać cel z góry, wybrałem czas i miejsce, które pragnąłem zobaczyć:
cywilizację Marsjan u szczytu jej rozkwitu. Chciałem się dowiedzieć, jakiego rodzaju było to
społeczeństwo, zanim się rozpadło. (W jednym z kolejnych rozdziałów opisuję katastrofę,
która spowodowała ten upadek.)
To, co nastąpiło w trakcie sesji, przeszło moje wszelkie oczekiwania. Jedną z wielu nauk, jaką
miałem wynieść z owej sesji było to, jak ważną osobą jest doświadczony monitor, kiedy
przytrafiają się takie niespodzianki!
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 6
Współrzędne celu: 8567/7258
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
C.B.: “Widzę brązy i czerwienie. Jest tu piasek i wieje wiatr. Występują wahania temperatury:
od ciepła do chłodu. Słyszę głosy, muzykę, rozmowy. Słychać też gwar i jakieś bębnienie.
Atmosferą miejsce to przypomina nieco Stare Miasto Mombassy, starożytne miasto portowe
Swahili na wschodnim wybrzeżu Kenii".
MONITOR: “Przejdź do szkicu Fazy 3".
C.B.: “Mamy tu drogę, z budynkami po jednej stronie. Jakaś osoba stoi koło okrągłej
budowli, która sprawia wrażenie małego amfiteatru".
MONITOR: “W porządku. Zapisz to na razie jako AOL: 'jak amfiteatr'. Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Natrafiłem teraz na ludzi, sporą grupę ludzi. Na razie widzę samych mężczyzn.
Skupiam się na ich twarzach. Nie mają włosów, a ich oczy są większe od naszych. Ich skóra
jest jasna. Dostrzegam domy. Wydają się być zrobione z gliny lub wypalonej cegły. Ludzie ci
są biedni według naszych ziemskich norm, ale sprawiają wrażenie szczęśliwych. Ogólnie, jest
to chyba ciężkie miejsce do życia".
“Wszędzie tu pełno wody. Ci ludzie chyba lubią wodę. Dysponują podstawowymi
narzędziami. Ich sposób porozumiewania się wydaje się być dosyć prosty. Przypomina mi to
Afrykę".
MONITOR: “Zapisz w kolumnie AOL: 'jak Afryka'".
C.B.: “Skupiam się teraz na ich umysłach. Ci ludzie mają pewne zdolności telepatyczne.
Zlokalizowałem kobiety i dzieci. Większość kobiet przebywa w domach. Nie wychodzą zbyt
często z dziećmi".
MONITOR: “Możesz powiedzieć coś na temat ich kultury?"
C.B.: “Chyba organizują jakieś spotkania, coś w rodzaju wiejskich zebrań. Przyjrzę się
jeszcze mężczyznom".
MONITOR: “Zróbmy przerwę". Dalszy ciąg sesji pól godziny później.
C.B.: “Widzę teraz domy. Wchodzę do jednego z nich. Są tu trzy pokoje. Toaleta. Tutejsi
ludzie uważają to za wygodne życie. Widać naczynia, filiżanki. Mieszka tu rodzina. W
porządku, mam czworo ludzi, mężczyzn i kobiety. Odnoszę wrażenie, że panuje tu
poligamia".
MONITOR: “Sprawdź, czy nie ma jakichś symboli".
C.B.: “Co się stało? Przeniosłem się w czasie. Zostałem przerzucony do innego okresu. To
było jak trzaśniecie z bicza. Co się dzieje?"
MONITOR: “Nie analizuj. Zapisuj dane. Co widzisz?"
C.B.: “Patrzę na insygnia. Wokoło są błyszczące białe powierzchnie, metal, oraz w powietrzu
czarny i szary dym. W porównaniu z miejscem, w którym byłem wcześniej, nastąpił tu
niezwykle szybki postęp techniczny".
“Teraz widzę inne istoty. Są mniejsze, niższe. Sprawiają wrażenie pracowników
wypełniających jakąś misję. O rany, ależ oni mają motywację. Z jakiegoś powodu odczuwają
przemożną potrzebę szybkiego działania."
“Te inne istoty dysponują statkami, statkami kosmicznymi. Noszą mundury z insygniami.
Niektóre z nich są pilotami. Nie widzę teraz żadnych Marsjan."
MONITOR: “Spróbuj się dowiedzieć, gdzie są Marsjanie".
C.B.: “Otóż to. Marsjanie zniknęli. Ich domy opustoszały. Nadal jestem na Marsie, ale nie
licząc tych niskich, rozwiniętych istot, to wymarłe miasto".
“Niskie istoty zbudowały swoje domy. Są nowoczesne, przypominają pudełka. W ich
wnętrzach znajdują się jakieś urządzenia techniczne. Widzę pokoje, też nowoczesne."
MONITOR: “Skup się na celu jaki przyświeca niskim istotom".
C.B.: “Ich pobyt tutaj związany jest z pierwszą fazą większego przedsięwzięcia".
MONITOR: “W porządku. Przejdźmy do wykresu czasu w Fazie 6. Zaznacz na linii szczyt
ery". Pauza. “Teraz zaznacz punkt przybycia innych."
Okres szczytowy umieszczam po lewej stronie linii, a czas przybycia innych w połowie
strony na prawo. Na polecenie mojego nauczyciela spędzam sporo czasu na rysowaniu
insygniów widniejących na mundurach niskich istot. Mają one kształt serca walentynkowego
ze zwiniętym w środku wężem. Obramowanie serca jest złote, wewnętrzne tło – białe, a
głowa węża – czerwona.
MONITOR: “Dobrze. Teraz przejdź do matrycy Fazy 6".
C.B.: “Wyczuwam dwa różne typy istot. Sami Marsjanie uważali tych ludzi za inne
marsjańskie plemię, a nie przybyszów z kosmosu".
“Kiedy przybyły małe istoty, zapanowała panika i rozpacz. Marsjanie postrzegali je jako
bogów. Widzę czerwony płyn. Małe istoty wykorzystują go w jakiś sposób. Tak czy inaczej
Marsjanie pakują się, przygotowując na jakąś zmianę. To dziwne. Wygląda na to, że małe
istoty planują dokonać jakichś fizycznych zmian w ciałach Marsjan i w tym celu na pewien
czas umieszczają ich w zimnej przechowalni."
“Te małe, niskie istoty wyglądają jak Szarzy."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Kończymy sesję. Zapisz czas zakończenia".
Komentarz
Wskazówka, jakiej udzielił mi mój nauczyciel, abym poszukał symbolu, zaprowadziła mnie –
poprzez czas – w zupełnie niespodziewanym kierunku, do insygniów na mundurach Szarych.
Od tamtej pory miałem wiele takich doznań. Uczucie to przypomina gwałtowny ruch
fizyczny, ale w istocie jest to całkiem co innego. Czuje się nagłe przyspieszenie, po którym
następuje spokój i chwilowe poczucie dezorientacji.
U szczytu swego rozwoju społeczeństwo Marsjan dorównywało pod względem technicznym
starożytnemu Egiptowi. Byli to ludzie, którzy egzystowali w ciężkich warunkach. Ale
potrafili wyżywić swoje rodziny, żyli w miastach, tworzyli społeczności. Kobiety i mężczyźni
pełnili odmienne funkcje w społeczeństwie. Nie było ono egalitarne. Kobiety na ogół
pozostawały w domach z dziećmi. Co ciekawe, wydaje się, że ten aspekt ich kultury pozostał
nie zmieniony do dnia dzisiejszego.
Społeczeństwo Marsjan doświadczyło jakiejś wielkiej katastrofy. Wielu Marsjan umarło, a
niektórych uratowano, chociaż nie jestem pewny, czy warunki owego ocalenia przypadły im
do gustu.
Wybawcami były istoty, które znamy jako Szarych. Przybyli oni w ostatnich chwilach upadku
cywilizacji Marsjan. W jakiś sposób udało im się zachować genetyczną strukturę ginącego
gatunku.
Wszystko to wydarzyło się miliony lat temu. Po tej sesji, zastanawialiśmy się z moim
nauczycielem, w jaki sposób Marsjanie przybyli na Ziemię. Bowiem wszystkie dane z
teleobserwacji wskazują, że Marsjan poddano genetycznej “przebudowie" właśnie w celu
umożliwienia im życia w cięższej grawitacji i innych warunkach na naszej planecie.
Rozważaliśmy też postęp techniczny Marsjan. Dzisiejsi Marsjanie dysponują nowoczesną
techniką, ale nie dorównuje ona technice Szarych. Obecnie wiemy, że Szarzy posiadają
technikę, umożliwiającą ich statkom przekraczanie czasu i ogromnych odległości, to znaczy,
odległości na skalę galaktyczną. Marsjanie nie mają takich statków – gdyby tak było,
wróciliby na swoją planetę, cofając się do czasu przed katastrofą. Ich statki wykorzystują
nowoczesną technikę napędową, która umożliwia im przenikanie przez materię stałą.
Z tamtej sesji wyciągnęliśmy parę wstępnych wniosków:
(1) Marsjanie zostali uratowani przed całkowitym wyginięciem przez Szarych.
(2) Marsjanie zostali odtransportowani do czasów współczesnych po dokonaniu w ich
organizmach zmian genetycznych, okazały się one jednak niedoskonałe, powodując śmierć
wielu ich dzieci.
(3) Marsjanie zostali wyposażeni w technikę, która wyprzedza naszą o jakieś 150 lat.
(4) Obecnie, Marsjanie poza Ziemią nie mają innego miejsca schronienia.
W tym punkcie moich badań zacząłem się zastanawiać, czy istnieje powód, dla którego
Marsjanie mają nad nami pewną przewagę techniczną. Można odnieść wrażenie, że ktoś
celowo tak zaaranżował sytuację, aby pomiędzy ludźmi a Marsjanami nastąpiła współpraca.
Bowiem wzajemnie siebie potrzebujemy.
Przypomnijmy, że Szarzy przyszli Marsjanom na ratunek dopiero w ostatniej chwili. Jeżeli
mielibyśmy przepowiadać przyszłość, opierając się na danych z przeszłości, można by
przewidzieć katastroficzny kryzys na Ziemi. Kryzys taki zmusiłby ludzi do wyciągnięcia ręki
po pomoc, skądkolwiek by miała nadejść. W takiej sytuacji technika Marsjan mogłaby stać
się naszym ratunkiem.
ROZDZIAŁ 8: POMOCNICY Z SUBPRZESTRZENI
Tego samego dnia, 1.30 po południu. Właśnie wróciliśmy z moim nauczycielem z lunchu.
Odwiedziliśmy wyśmienitą, niedrogą restaurację chińską ze zdrowym jedzeniem
wegetariańskim. Był to dobry sposób na oderwanie myśli od intensywnej sesji z Marsjanami,
jaką odbyliśmy rano. Zacząłem sobie zdawać sprawę, że sytuacja istot pozaziemskich była
dużo bardziej skomplikowana niż początkowo sądziłem. Nie była to już tylko kwestia
kosmitów, krążących wokół Ziemi. Wiedziałem, że przynajmniej niektórzy Marsjanie
doświadczali niemałych trudności.
Zastanawialiśmy się jak im pomóc. Przez długi czas mieszkali pod ziemią, uciekając od
ciężkich warunków swojego nowego naturalnego środowiska i ludzkiej wrogości. Marsjanie
nie mieli środków na poprawę swojej sytuacji, ale żaden z nas nie potrafił określić, czego
dokładnie potrzebowali – wiedzieliśmy tylko, że potrzebowali szybkiej pomocy.
Ten rozdział przedstawia sesję SRV, w której mój nauczyciel wybierał cel, a ja działałem na
ślepo.
Data: 2 września 1993
Miejsce: Sala szkoleniowa
Dane: Typ 4
Współrzędne celu: 8976 / 6643
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest ze złożonymi budowlami, wzniesionymi przez
człowieka.
C.B.: “W porządku. Widzę dużo kolorów. Niebieski, czerwony; podstawowe kolory,
przeważnie odcienie czarnego i zielonego. Powierzchnie fakturą przypominają farbę. Są
gładkie, wypolerowane, błyszczące. Słyszę przemieszczające się powietrze. Jest tu ciepło,
wygodnie. Hmm. To miejsce sprawia wrażenie cywilizowanego. Jest dla mnie całkiem nowe i
czuję się trochę niezręcznie, tak jakbym tu miał i zarazem nie miał być".
MONITOR: “Przejdź do szkicu Fazy 3".
C.B.: “W porządku. Rozejrzyjmy się. Widzę coś czarnego i prostokątnego. Ruch na górze.
Dużo prostokątnych przedmiotów. Kurczę, tu jest jak w mieście".
MONITOR: “Zapisz to w kolumnie AOL 'jak miasto'. Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Widzę rozliczne budowle. Wszędzie są budynki. Dominuje tu jakby poczucie celu.
Wyczuwam też podniecenie pochodzące od czegoś lub od kogoś. I... to jest dziwne".
MONITOR: “Nie analizuj, tylko wypełnij matrycę. Zapisz swoje dane".
C.B.: “Ale właśnie odbieram sygnały, że cel ma dla mnie jakieś szczególne znaczenie. Nigdy
przedtem tego nie było. Wyczuwam czyjąś obecność, jakiejś istoty bezcielesnej".
MONITOR: “OK, zróbmy teraz krótką przerwę. Zapisz godzinę".
Po pięciu minutach.
C.B.: “Jestem znowu w pobliżu budynków. Są tu inne istoty. Wyczuwam u nich determinację
w dążeniu do jakiegoś celu".
MONITOR: “Jak sądzisz, gdzie powinieneś być?"
C.B.: “Czuję, że najpierw powinienem skierować się w stronę budynków".
MONITOR: “W porządku. Zacznij od budynków. Trzymaj się matrycy".
C.B.: “Jestem przy budynkach. Czuję, że miejsce to ma coś wspólnego z ratowaniem. To
jakby stacja ratownicza. Chyba powinienem wejść do środka".
MONITOR: “W takim razie wejdź do środka. Nadal trzymaj się matrycy. Wszystko zapisuj".
C.B.: “No nie! Tu naprawdę są jakieś istoty. To nie są istoty ludzkie. Można widzieć przez nie
na wylot. Co to za miejsce?"
MONITOR: “Zostań w matrycy. Nie analizuj. Szybko przeleć wzrokiem kolumny danych.
Idź dalej".
C.B.: “No cóż, jestem w pokoju. Są tu ściany, a przez ściany przedostaje się światło. Białe
światło. Teraz wydaje mi się, że już tu byłem, ale nie wiem kiedy".
“Oho. Robią mi powitanie. Te istoty wiedzą, że tu jestem. Patrzą prosto na mnie. Bardzo się
tym denerwuję."
MONITOR: “Zostań w strukturze. Trzymaj się matrycy".
C.B.: “Widzę drzwi. Oni tu mieszkają. Pracują. W pokoju znajduje się stół".
MONITOR: “A co jest na zewnątrz budynku? Co widzisz?"
C.B.: “Miasto. Są tu ulice, dużo ulic. Na zewnątrz jest głośno".
MONITOR: “Wróć do pokoju. Czym zajmują się te istoty?"
C.B.: “Promieniuje od nich jakieś podniecenie, być może z powodu mojego przybycia. Tak,
jakby spodziewali się, że przyjdę. Jeden z nich ma wielką ochotę odpowiedzieć na moje
pytanie. Wydaje się, że pracują z ludźmi. Ojej! Mówią mi, że pracują z duszami. To istoty o
wysokim stopniu rozwoju. Daje się odczuć duże podniecenie. Spotkanie z takimi istotami to
chyba nie lada gratka dla teleobserwatora".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Co to za praca?"
C.B.: Pełno tu światła. Oni nie używają narzędzi fizycznych. Mówią mi, że ich celem jest iść
naprzód, rozwijać się w sensie ewolucyjnym".
MONITOR: “W porządku. Zróbmy na chwilę przerwę. Wstań i rozprostuj kości. Możemy
wyjść na powietrze".
Po dwudziestu minutach.
MONITOR: “Dowiedz się czegoś więcej na temat ich przedsięwzięć".
C.B.: “Wygląda na to, że w przeszłości nazywano ich aniołami, ale to nie są anioły. Jestem
kierowany do korytarza i innych pomieszczeń. Znajdują się tu inne istoty. Ale są też ludzkie
ciała eteryczne czy też ciała subprzestrzenne".
MONITOR: “Dowiedz się, co zamierzają robić w przyszłości?"
C.B.: “Wygląda na to, że są tutaj nie z własnej woli. Hmm. Mówią mi, że nadchodzą złe
czasy, okres wielkiej walki. W tym czasie technika będzie się rozwijać powoli. Ludzie wrócą
do rzeczy podstawowych, ale nie prymitywnych".
MONITOR: “Zapytaj o Marsjan".
C.B.: “Mówią mi, że ludzie spotkają się z Marsjanami niedaleko siedziby tych ostatnich – w
pobliżu jaskiń Nowego Meksyku. Marsjanie odczuwają wielki strach. My, ludzie, musimy
pomóc im wyjść z jaskiń".
“Istoty te mówią mi, że uwalniając Marsjan musimy być asertywni, a jednocześnie bierni.
Należy postępować bardzo ostrożnie. To trudne zadanie. Marsjanie nie chcą wyjść. Obawiają
się agresji. Najwyraźniej z ich punktu widzenia nie jesteśmy całkiem cywilizowani. Jednak
musimy z nimi rozmawiać, negocjować."
“W porządku, rozmawiają ze mną bardzo bezpośrednio. Konieczne będą oficjalne rozmowy z
Marsjanami."
MONITOR: “Gdzie odbędą się te rozmowy?"
C.B.: “W domu, w domu należącym do ludzi. Ludzie wejdą do jaskiń dopiero wtedy, kiedy
Marsjanie będą gotowi do wyjścia, nie wcześniej. Mówią mi, że sami musimy tworzyć
asertywne kontakty. Musimy próbować je zbudować. Nie wolno nam ustawać w wysiłkach.
Jednak należy poruszać się małymi krokami. Wyraźnie dają mi do zrozumienia, że Marsjanie
w żaden sposób nam nie zagrażają. To my mamy do nich przyjść, a nie oczekiwać, że oni
przyjdą do nas".
MONITOR: “Jak mamy postępować?"
C.B.: “Mamy zacząć od szkolenia większej liczby ludzi. Wygląda na to, że szkolenie jest
bardzo ważne. Teleobserwacja stanowi jego część, ale to nie wszystko".
MONITOR: “Na razie wystarczy. Podziękuj im. Zakończmy tę sesję. Możesz teraz popatrzeć
na cel". Przysuwa mi kopertę. Otwieram ją i wyciągam kartkę papieru. “Midwayerowie" –
czytam ze zdumieniem.
C.B.: “Kim u diabła są 'Midwayerowie'?"
MONITOR: “To długa historia. Może zaczniemy od początku?
Komentarz
Przy obiedzie mój nauczyciel powiedział mi o początkach swoich kontaktów z Midwayerami.
W pierwszych latach wojskowych badań nad teleobserwacją, niektórzy członkowie grupy
teleobserwacyjnej chcieli zbadać pewne niefizyczne cele, z których jeden pochodził z Księgi
Urantii, książki na temat odkryć w dziedzinie duchowości. Grupa ta obrała sobie za cel istoty
z subprzestrzeni, zwane “Midwayerami". Chociaż według Księgi Urantii gęstość tych istot
zbliżona jest do gęstości ludzi, nigdy nie przybierają one formy fizycznej, a ich ciała znajdują
się poza zasięgiem naszego postrzegania. Owi “Midwayerowie" przypisani są Ziemi, żeby
towarzyszyć ludziom w sprawach dotyczących ludzkiej ewolucji duchowej.
Odkrycie, że Midwayerowie istnieją naprawdę stanowiło szok, który odbijał się na
świadomości wojskowej grupy SRV przez kilka lat. Z jednej strony, informacje na temat ich
istnienia były niewiarygodnie ważkie. Z drugiej jednak strony, nie było wiadomo, jak
wytłumaczyć to wszystko generałom, których bardziej obchodziło obliczanie ostrych naboi w
silosach pociskowych.
Samych Midwayerów nie można zaliczyć do istot pozaziemskich, jako że ich stałą siedzibę
stanowi Ziemia. Ale nie są też ludźmi, ani nie przyjmują ludzkiej postaci w sensie fizycznym.
Są to istoty subprzestrzenne, które żyją i pracują w ludzkim środowisku.
Midwayerowie pracują na Ziemi, ale ich dowództwo nie pochodzi z tej planety. Jak się
wydaje, stanowią oni jedną z wielu grup subprzestrzennych, które mają wiele zadań do
wypełnienia. Midwayerowie pracują razem jako jednostka na wzór drużyny wojskowej. Nie
są jednak militarystami. Współpracują z subprzestrzennymi postaciami ludzi, żeby pobudzać
ich potencjalny rozwój ewolucyjny. W bardzo realnym sensie wydają się spełniać “dobre
uczynki", a ja w żadnej mierze nie mogę pojąć, jaką mają motywację, aby nam pomagać.
Wygląda na to, że pracują dla wspólnego celu, ważnego tak dla nich samych jak i dla innych,
włącznie z ludźmi.
Upłynęło trochę czasu, zanim udało nam się wymyśleć, w jaki sposób moglibyśmy pomóc
Marsjanom wyjść z jaskiń. Skłonienie ich do oficjalnych rozmów z ludźmi wydaje się wielką
sztuką. Midwayerowie wyraźnie dali do zrozumienia, że w sprawie Marsjan powinniśmy
działać w sposób asertywny, a zarazem im nie zagrażający, co zakrawa na sprzeczność samą
w sobie. Po kilku tygodniach mojego szkolenia w SRV, przyszło mi na myśl, że jednym ze
sposobów zdopingowania Marsjan do bezpośredniej współpracy z ludźmi byłoby
rozpowszechnienie wiedzy na temat ich działalności, m.in. ujawnienie geograficznego
położenia ich domów w jaskiniach, w których chowają się przed ludźmi. Rozumowałem
następująco: jeżeli ludzie mieliby dowiedzieć się czegokolwiek na temat Marsjan i gdyby za
każdym razem mogli ich zlokalizować oraz śledzić ich ruchy, Marsjanie nie mieliby już
powodu dłużej się ukrywać. Rzeczywiście, w takich okolicznościach jedynym rozsądnym
wyborem działania byłoby rozpoczęcie negocjacji z ludźmi.
Jedną rzeczą jest jednak nakłonić Marsjan do rozmów z ludźmi, a całkiem inną namówić
ludzi do tego, by współpracowali z Marsjanami. Obydwaj z moim nauczycielem obawialiśmy
się, że ten ostatni problem będzie o wiele trudniejszy. Czuliśmy, że potrzebujemy pomocy w
rozwiązywaniu “ludzkiej strony" tego równania. Ale głęboko na poziomie intuicyjnym
byliśmy spokojni i przekonani, że wyjście się znajdzie. W jakiś sposób odnosiliśmy wrażenie,
że istnieje ktoś, kto obserwuje nasze poczynania i kiedy nadejdzie właściwy czas, udostępni
nam odpowiednie środki. Na razie, mogliśmy jedynie posuwać się naprzód, a posuwanie się
do przodu oznaczało wówczas zbieranie danych i układanie planu książki na ten temat.
ROZDZIAŁ 9: STRZAŁ Z NIEBA
21 sierpnia 1993 roku wystrzelona przez NASA sonda kosmiczna zbliżała się do Marsa, gdy
nagle między nią a kontrolą naziemną zanikł kontakt (New York Times, 24 sierpnia 1993).
Sonda o nazwie Obserwator Marsa przeznaczona była do robienia szczegółowych zdjęć
dużej, niemal całej powierzchni Marsa, w tym również obszarów, gdzie poprzednie zdjęcia
satelitarne ukazywały twory na powierzchni, w których można się było dopatrzeć budowli w
kształcie piramid i geologicznych rzeźb, przypominających twarze. Naukowcy i inżynierowie
z NASA nie potrafili wytłumaczyć niespodziewanego zerwania łączności z satelitą, który do
tej pory funkcjonował bez zarzutu.
Parę dni po tym wydarzeniu, New York Times donosił, że niektórzy ludzie z NASA
zastanawiali się wręcz, dlaczego Mars przynosi pecha. Pośród innych tajemniczych
wypadków dotyczących Marsa, można by wspomnieć radzieckiego satelitę, który zamilkł w
podobnych okolicznościach, w czasie zbliżania się do jednego z księżyców planety. Niektórzy
ludzie w agencji snuli podejrzenia – i nie był to do końca żart – że za serią niezwykłych
awarii technicznych w związku z Marsem kryją się istoty pozaziemskie. Po miesiącach badań
agencja ogłosiła, że sonda prawdopodobnie eksplodowała na skutek jakiejś awarii w związku
z paliwem. Badacze jednak nie byli pewni swej diagnozy i nie mieli żadnych danych na
poparcie postawionej tezy. Sprawa pozostała w sferze domysłów, ale w tamtym czasie nie
można było zrobić nic więcej.
Niniejszy rozdział wyjaśnia, co naprawdę stało się z Obserwatorem Marsa. Pragnę
przypomnieć Czytelnikom, że nie otrzymałem z góry żadnej informacji na temat natury celu,
ani przed sesją ani w jej trakcie. Co więcej, dane zostały zebrane podczas sesji monitorowanej
na odległość. Znaczy to, że sesja była monitorowana przez mojego nauczyciela, który
przebywał u siebie w domu, podczas gdy ja siedziałem w swoim biurze na Uniwersytecie
Emory w Atlancie, w Georgii. Monitorowanie takie wiąże się zarówno ze słowem, jak i z
obrazem. Po obydwu stronach używa się słuchawek, żeby utrzymać stały kontakt między
monitorem a teleobserwatorem. Ponadto, w trakcie sesji przesyła się faksem wyniki pośrednie
(włącznie ze szkicami i surowymi danymi), natomiast po jej zakończeniu wyniki końcowe.
Tak jak w przypadku wszystkich danych Typu 4, informacje na temat celu zostają
udostępnione teleobserwatorowi dopiero po skończonej sesji.
Data: 7 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6421/9054
Moje dane z Fazy 1 wskazywały na zbudowaną przez człowieka konstrukcję, z którą wiązał
się jakiś ruch.
C.B.: “Panuje tutaj duży ruch. Coś pędzi z ogromną prędkością. Hmm. Chyba widzę dwa
obiekty naraz. Jeden jest mały, twardy, solidny. Porusza się bardzo szybko. Drugi to duży,
bardziej złożony obiekt o nieregularnym kształcie".
“To dziwne. Zdaje się, że pod żadnym z nich nie ma ziemi. Nie wiem dlaczego nie widać
ziemi."
MONITOR: “Przejdź do matrycy Fazy 6 i zrób szkic. Zaznacz położenie obiektów za
pomocą X. Prześledź ruchy obiektów".
C.B.: “Mały obiekt wyłonił się z boku. Podążam teraz za nim do punktu wyjścia".
MONITOR: “Co masz? Trzymaj się struktury. Wejdź do matrycy".
C.B.: “To statek. Mały obiekt pochodzi ze statku pozaziemskiego. Najwyraźniej został
wystrzelony ze statku jak pocisk i uderzył w inny, większy cel, ten o nieregularnym kształcie.
Po co oni mieliby to robić?"
MONITOR: “Nie analizuj, tylko zbieraj dane. Co widzisz?"
C.B.: “Wchodzę teraz do środka statku. Hmm. Widzę jakieś istoty. Są łyse, chyba wszystkie
są łyse. Mają oczy. Szkicuję teraz ich twarze".
“Cały statek wygląda jak wielka metalowa budowla. Znajduję się w pokoju. Są tu jakieś
przedmioty, dużo przedmiotów, to akcesoria techniczne. Oprócz tego krzesła, stoły, terminale
komputerowe, i kilka istot."
MONITOR: “W porządku. Teraz zrobimy przerwę. Zapisz godzinę, prześlij mi faksem
dotychczasowe wyniki i zadzwoń do mnie. Na razie".
C.B.: “Dobra. Daj mi kilka minut". Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, wróć do swojego szkicu w Fazie 6. Chcę, żebyś prześledził ruch
statku z powrotem do jego punktu wyjścia".
C.B.: “OK. Mam punkt wyjścia. To dziura w ziemi, jaskinia. W jaskini znajduje się metalowy
pojazd. Te istoty wsiadają i wysiadają z pojazdu".
MONITOR: “Wyjdź na powierzchnię. Co widzisz?"
C.B.: “Wychodzę. Są tu czerwone piaszczyste powierzchnie, nierówny teren. Wygląda, że to
Mars".
MONITOR: “Zapisz to jako AOL. Przejdź przez matrycę. Notuj same dane. Wróć do
jaskini".
C.B.: “W tej jaskini są istoty, dużo istot. Wyglądają na Szarych. Pracują".
MONITOR: “Courtney, chcę, żebyś wybrał którąś z tych istot i wniknął do jej umysłu. Masz
coś?"
C.B.: “W porządku. Mam jednego z nich. O rany!"
MONITOR: “Zapisz to jako wrażenie estetyczne – AI. Kontynuuj. Dowiedz się czegoś na
ich temat. Dowiedz się, czy oni śpią".
C.B.: “A niech to. Teraz widzę wyraźnie. Szary wie, że tutaj jestem. Chyba nie ma nic
przeciwko temu. Możliwe, że nie śpi w taki sposób jak my. Dzieje się coś innego. Można by
to porównać do bardzo głębokiego cofania się świadomości. Nie jestem pewien, co to
oznacza. Czy mam śledzić jego świadomość?"
MONITOR: “Tak. Trzymaj się matrycy".
C.B.: “Uuuu. To bardzo, bardzo daleko. To próżnia – pustka, przestrzeń. Nie jest źle, ale nie
wiem co tu robić. Co mi radzisz?"
MONITOR: “Cofaj się w czasie razem z nim aż do punktu narodzin. Skąd on pochodzi?"
C.B.: “Teraz go mam. W pojemniku przypominającym kanister leży niemowlę. Znajduję się
teraz w nowym miejscu. Nie wiem gdzie to jest, ale wygląda jak laboratorium".
MONITOR: “Wyjdź na zewnątrz. Co widzisz?"
C.B. “To świat bez atmosfery. Widzę gwiazdy, kratery, skały. Lepiej zapiszę to jako AOL – to
wygląda jak Księżyc. Światło jest nieprawdopodobnie jaskrawe. Dużo gwiazd – bardzo
jasnych! Wszystko jest tu niesamowicie wyraźne. Rozglądam się. Na niebie jest jakaś planeta.
Wygląda, że to Ziemia. Widzę nawet chmury i wodę. Planeta jest niebieska. Dobra, zapiszę w
kolumnie AOL 'jak Ziemia'".
MONITOR: “Wróć do niemowlęcia w pojemniku. Co dokładnie znajduje się w pojemniku?"
C.B.: “Po prostu niemowlę, wyglądające na duży płód i gęsty płyn. Płyn jest zielony".
MONITOR: “Spróbuj tego płynu. Jak on smakuje?"
C.B.: “Fuj. Okropny, jak ropa".
MONITOR: “W porządku. Wróć z powrotem do istoty w jaskini, tam gdzie był statek.
Dowiedz się czegoś więcej na temat pracy i osobowości tej istoty".
C.B.: “Ten Szary – będę go nazywał Szarym, bo na takiego wygląda – według naszych norm
nie jest szczęśliwy. Pracuje".
“Wnikam teraz do jego umysłu. Wydaje się beznamiętny. Odnoszę wrażenie, jakby ktoś
skrzywdził go psychicznie."
“Nie mam dobrego odczucia w stosunku do tej istoty. Coś tu nie gra."
MONITOR: “Naszkicuj go".
C.B.: “OK. Skórę ma białą i twardą. Pomimo chudości, wydaje się całkiem silny. Odczuwam
dla niego dziwne współczucie. Znalazł się w przykrej sytuacji. Czuję to".
MONITOR: “W porządku. Musimy teraz zakończyć sesję. Zaczynasz wczuwać się w tę
istotę, a to może zniekształcić nam dane. Ale do tej pory było bardzo dobrze. Zapisz godzinę
zakończenia".
C.B.: “No cóż, ta sesja jest dla mnie prawdziwą zagadką. Nie mam pojęcia, jaki mógł być
cel".
MONITOR: “To był Obserwator Marsa, zaginiony w 1993 roku".
C.B.: “Żartujesz?"
MONITOR: “Nie. To był Obserwator".
C.B.: “A więc to był ten obiekt o nieregularnym kształcie. Został trafiony przez pocisk. Ale
po co, u diabła, mieliby to robić?"
MONITOR: “Dobre pytanie. Najwyraźniej nie chcieli, żeby satelita krążył i robił zdjęcia.
Nie wiem czego. Użycie urządzenia podobnego do armaty może wydawać się dziwne w dobie
laserów itd... Ale nie zapominaj, że radziecka sonda również zamilkła w tajemniczych
okolicznościach, a ostatni telemetryczną informacją przesłaną przez nią był obraz
zbliżającego się obiektu, czy też źródła energii. Wydaje mi się, że istoty pozaziemskie nie
chciały dopuścić do przecieku danych, więc fizycznie usunęły intruza. Zrobiono to tak, by
ludzie mogli podejrzewać uderzenie meteoru".
C.B.: “Wciąż jestem trochę odrętwiały. Trudno w to uwierzyć, ale wszystko pasuje".
MONITOR: “Dobra sesja".
C.B.: “Tak. Pozwól, że teraz chwilę odpocznę. Pogadamy później. Po prostu wciąż nie mogę
przejść nad tym do porządku dziennego".
MONITOR: “OK. Czekam na twój faks. Do usłyszenia wieczorem. Trzymaj się".
Komentarz
Ta sesja przyniosła mnóstwo informacji. Obserwator Marsa został zniszczony przez pocisk
wystrzelony z urządzenia znajdującego się w pobliżu statku ET. Statek powrócił do
podziemnego hangaru, najprawdopodobniej na Marsie. W hangarze były jakieś istoty,
zajmowały się czymś aktywnie. Niektóre z nich (choć nie wszystkie) przypominały typ
małych Szarych. “Śledziłem" jednego z nich do czasu jego narodzin i przekonałem się, że
“urodził się" w laboratorium. Być może stworzono go po to, by pracował. Trudno powiedzieć,
czy on sam czuje się wykorzystywany i zniewolony. Podczas okresów pozornego snu (w
takim znaczeniu, jak rozumieją to Szarzy) ich świadomość przebywa w jakimś pustym
miejscu, próżni przypominającej kosmos. Wydaje się, że istota, którą obserwowałem, nie
doznawała żadnych marzeń sennych. Laboratorium, gdzie się urodziła, znajduje się chyba na
naszym Księżycu w podziemnej budowli stanowiącej bazę. Przypominające płód niemowlę
jest odżywiane składnikami zanurzonymi w zielonej cieczy o konsystencji oleju.
Ta sesja postawiła tyle samo pytań, co dała odpowiedzi. Wiemy już, co stało się z sondą, którą
NASA wysłała na Marsa. Wciąż jednak nie wiemy, dlaczego ET nie chcieli, żeby satelita coś
odkrył czy sfotografował. Nie jest jasne, czy Szarzy z bazy na Marsie współpracowali w
innym miejscu z innymi Szarymi. Z obserwacji zdawało się wynikać, że Szarzy są
pracownikami, a inne humanoidalne istoty sprawują nad nimi kontrolę. Niestety, nie udało mi
się stwierdzić, co to za stworzenia.
ROZDZIAŁ 10: FEDERACJA GALAKTYCZNA
Rozległa literatura na temat UFO, oparta na relacjach porwań, nawiązuje często do
pozaziemskiej organizacji, nazywanej “Federacją Galaktyczną". Uważa się, że jest to
organizacja przypominająca ONZ, tyle że swym zasięgiem obejmuje całą galaktykę. Ta sesja
teleobserwacji miała nam dostarczyć więcej danych na ten temat. Jej wyniki były dla nas
takim zaskoczeniem, że przedstawiam je tutaj bez wstępnych komentarzy. Sesja opierała się o
dane Typu 4, co oznacza, że aż do jej zakończenia nie wiedziałem, że badam Federację.
Dane: 9 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3114/0029
Dane wstępne sugerowały, że cel związany jest ze sztuczną konstrukcją, ruchem i dużym
natężeniem energii.
C.B.: “Wyczuwam tu dużo energii. Sygnał ten wydaje się szczególnie silny. Widać bardzo
dużo jasnych świateł – żółtych, białych, niebieskich. Miejsce robi wrażenie gładkiego, a
nawet puszystego. Panują zarówno wysokie jak i niskie temperatury; daje się odczuć
ekspansywną, promieniującą energię".
MONITOR: “W porządku. Przejdź do szkicu Fazy 3".
C.B.: “Rysuję coś twardego i okrągłego w środku, otoczonego przez jasne światło – żółte,
niebieskie i białe. Wokół światła unosi się coś puszystego, jakby chmury. Ta rzecz w środku
jest metalowa albo ma w sobie, bądź na sobie, coś metalowego. Cały ten obiekt przywodzi mi
na myśl tornado, bo wokół twardego jądra wyczuwam jakieś zawirowania. To chyba wir
energetyczny. Niesamowita energia".
MONITOR: “W porządku. Zapisz 'tornado' w kolumnie AOL i przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Znowu widzę dużo światła. Coś okrągłego. Odbieram też świadomość. Jakąś istność
duchową".
MONITOR: “Zapisz to wszystko w matrycy, a potem zrobimy przerwę. Prześlij mi faksem
dotychczasowe dane i zadzwoń".
C.B.: “W porządku. Pogadamy za kilka minut".
Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, przenieś się na powierzchnię twardego obiektu, a potem kontynuuj
matrycę Fazy 4".
C.B.: Wykonuję... O rany! Muszę zapisać to wszystko na AOL. Bardzo silna energia".
MONITOR: “Dobrze. Poczekaj aż minie to wrażenie i kontynuuj".
C.B.: “Znowu widzę ulotne światło, niebieskie i białe. Znowu dużo energii. Znajduję się teraz
na powierzchni. W jakimś miejscu. Być może tamten okrągły obiekt był planetą. Wszystko
spowija mgła. Światło znajduje się powyżej. Na powierzchni panuje chłód. Wyczuwam w
powietrzu gorzki smak amoniaku".
“Widzę rzeczy, które unoszą się do góry. Niech no przyjrzę się bliżej... Jestem teraz koło
czegoś, co jest twarde i metalowe. To budynek albo jakaś inna konstrukcja. Spełnia
szczególny cel. Widzę wejście, może to drzwi. Czy mam tam wejść?"
MONITOR: “Zanim to zrobisz, cofnij się trochę żebyś mógł ogarnąć wzrokiem całą
konstrukcję".
C.B.: “Już to robię... Ta budowla naprawdę jest bardzo duża, powiedziałbym niebotyczna.
Wykonano ją chyba z metalu. Nie widzę w pobliżu innych budynków".
MONITOR: “W porządku. Teraz wejdź do budowli".
C.B.: “Jestem z powrotem przy wejściu. Wchodzę do środka... OK, są tu jakieś istoty, dużo
istot. To dziwne miejsce. Oni wszyscy są łysi".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Uważaj z AOL. Wypełnij matrycę".
C.B.: “Wszystkie te istoty noszą białe szaty przypominające szlafroki. Mają bardzo gładką
skórę, a cerę białą lub kremową. Mam wrażenie, że to ważne miejsce"
MONITOR: “Naszkicuj twarz jednego z nich".
C.B.: “Dobra... Te istoty są podobne do ludzi, a miejsce przypomina mi klasztor Zeń".
MONITOR: “Zapisz to w odpowiedniej rubryce: 'jak klasztor Zeń'. Idź dalej".
C.B.: “Oni porozumiewają się telepatycznie i słownie. Czuję wyraźnie, że to jakiś rodzaj
rady, która ma scentralizowaną strukturę. Wydają się nie wiedzieć, że ich obserwuję. Są chyba
zaprzątnięci sprawami państwa czy rządu".
“Skupiam się teraz bardziej na członkach rady. Ci ludzie dobrowolnie wykonują swoją pracę.
To bardzo prestiżowa praca, którą niełatwo otrzymać."
“Teraz odkryłem, że jest tu przewodniczący, który kieruje całą radą. Inni go popierają. Można
by go nazwać prezydentem, przewodniczącym lub premierem".
MONITOR: “Co się dzieje?"
C.B.: “Wygląda na to, że myliłem się, sądząc, że oni nie zdają sobie sprawy z mojej
obecności. Witają mnie. Cieszą się, że przybyliśmy. Mówią mi, że od tej chwili stajemy się
pełnoprawnymi członkami rady".
“Prowadzą mnie do przewodniczącego. Patrzy mi prosto w twarz. Siedzi na krześle i ma na
sobie biały czy może niebieskawo-biały szlafrok. Sprawia wrażenie trochę ociężałego."
MONITOR: “Jesteś teraz sam, Courtney. Po prostu trzymaj się struktury. Notuj wszystko".
C.B.: “Ten gość jest poważny, ale gdzieś w środku wyczuwam u niego poczucie humoru. Nie
zagraża mi w najmniejszym stopniu. Wiesz, to tak jakbyś miał spotkanie z mistrzem
duchowym, takim jak Budda".
MONITOR: “Zapisz to w kolumnie AOL. Słuchaj jego wskazówek".
C.B.: “On mnie wita w swoim umyśle. Chce, żebym wniknął do jego umysłu, ponieważ jest
to najłatwiejszy sposób porozumiewania się. Co mam robić?"
MONITOR: “Wejdź do jego umysłu. Skup się na pojęciu 'przewodnictwa' i zobacz, co on
zrobi".
C.B.: “Jak tylko wniknąłem do jego umysłu, ponownie znalazłem się w przestrzeni. Znajduję
się poza Mleczną Drogą i spoglądam na nią z zewnątrz. Nad obrazem narysowane są
kropkowane linie, które dzielą galaktykę."
“Dowiaduję się, że potrzebują pomocy. Potrzebują nas. Odnoszę wrażenie, że potrzebują nas
w jakimś galaktycznym sensie, ale chyba to do mnie nie trafia. Oni są o wiele potężniejsi od
ludzi; nie mam pojęcia, dlaczego mieliby nas potrzebować."
“Przywódca wyczuwa mój opór i kieruje mnie z powrotem na Ziemię. Mówi mi, że w
przyszłości ludzie opuszczą swoją planetę. Teraz tłumaczę gestalty na słowa. Wynika z nich
jasno, że ludzie na Ziemi są obecnie zbyt niepohamowani i przykrzy. Wymagają 'obróbki'. Nie
ulega wątpliwości, że zanim opuścimy Ziemię musimy się zmienić."
MONITOR: “Zapytaj, czy mają jakieś praktyczne sugestie co do tego, jak możemy im
pomóc".
C.B.: “Mówią mi, że mam bezwzględnie ukończyć książkę. Inni zrobią resztę.
Zaangażowanych w ten plan jest wielu ludzi. Wiele gatunków, przedstawicieli, grup".
MONITOR: “Zapytaj, z kim jeszcze powinniśmy się spotkać przy pomocy teleobserwacji
lub innej techniki?"
C.B.: “Tylko z Marsjanami. Mówią mi, że nasz kontakt z istotami pozaziemskimi ograniczy
się na razie tylko do Marsjan, przynajmniej w najbliższej przyszłości".
MONITOR: “Zapytaj, czy są jakieś nowe informacje, coś, o czym powinniśmy wiedzieć, a
czego jeszcze nie wiemy?"
C.B.: “Ten gość jest bardzo cierpliwy. Wie, że to dla mnie trudne. Mówi, iż czeka nas wiele
problemów. Z całą pewnością wydarzy się katastrofa planetarna, a może powinienem
powiedzieć katastrofy. Nastąpi chaos, niepokoje, koniec obecnego porządku politycznego.
Będąc takimi, jakimi jesteśmy obecnie, nie poradzimy sobie z tą nową rzeczywistością. Mówi
wręcz, że jeżeli chcemy posunąć się naprzód, w centrum naszego zainteresowania winna
znaleźć się świadomość".
“On teraz podsłuchuje twoje (mojego monitora) myśli. To tak jakby cię namierzał, czy coś w
tym rodzaju. Twierdzi, że ty spełniasz w tym wszystkim bardzo ważną rolę. Musimy tu
wrócić – do ich świata – w późniejszym terminie. Będziemy przedstawicielami ludzi,
wybranymi z racji naszej świadomości. To świadomość zdecydowała o naszym przybyciu do
nich w tym punkcie. I jeszcze coś. Nie jesteśmy zbawcami, a tylko wstępnymi
reprezentantami. Chce, żeby co do tego nie było wątpliwości."
“Zależy mu na tym, abyśmy zrozumieli, że ponosimy odpowiedzialność za godne
reprezentowanie naszego gatunku. Nie należy zwlekać. To nasze zadanie na teraz. Każdy z
nas ma jakąś rolę do spełnienia. Do mnie na przykład należy zapisywanie wszystkiego, co tu
doświadczam."
“Podoba mu się twoje poczucie humoru. Mówi, że w przyszłości będzie okazja do podobnych
spotkań. Na razie jednak musimy skupić się na książce. Książka jest ważna, bo oni ją
wykorzystają."
MONITOR: “Podziękuj mu. Musimy teraz kończyć".
C.B.: “Podziękowałem. On już zresztą wiedział, że czas na mnie".
MONITOR: “Zapisz godzinę zakończenia, Courtney".
Długa pauza.
C.B.: “Mógłbyś mi już powiedzieć jaki był cel".
MONITOR: Śmieje się nerwowo. “Federacja".
C.B.: “Rozumiem".
Komentarz
Implikacje tej sesji sięgają sfery praktycznej, lecz także wzniosie filozoficznej. Czytelnicy
sami zdecydują, jak ocenić moją interpretację.
Istnieje galaktyczna organizacja rządowa. Nie wiem, jak zhierarchizowana czy
scentralizowana jest jej władza, ani ile gatunków czy kultur planetarnych ją reprezentuje. Nie
wiem też, czy jakieś grupy lub kultury zdecydowały się nie wstąpić do organizacji ani czy
komuś odmówiono członkostwa. Czuję jednak wyraźnie, że ludzie z Ziemi przygotowywani
są do dołączenia do niej. Wygląda na to, że moje pierwsze wystąpienie w radzie zostało
odczytane jako pozytywne. Być może jedną z dróg prowadzących do członkostwa jest
świadome poszukiwanie tej organizacji przy pomocy odpowiednich środków. Rzeczywiście,
na podstawie tego, co powiedziałem, ludzie mogą już w jakimś sensie uważać się za
przedstawicieli Federacji, chociaż wątpię, żebyśmy – mój monitor czy ja – czuli się
szczególnie dobrze, reprezentując kogoś więcej niż samych siebie.
Członkowie Federacji odznaczają się bardzo wysokim poziomem świadomości. Znaczy to, że
całkowicie rozumieją świadomość – zarówno w jej aspekcie fizycznym jak i
subprzestrzennym. Uważają oni, iż ogólne podniesienie ludzkiego rozumienia świadomości
jest niezbędnym warunkiem naszego uczestnictwa w życiu galaktyki. Jeszcze raz pragnę
podkreślić, jak ważne było w czasie obecnej sesji poczucie rozwiniętego rozumienia
świadomości. Niewykluczone, że to właśnie mój wzrost świadomości pozwolił mi dotrzeć do
rady, ale nie dysponuję żadnym obiektywnym miernikiem, aby ocenić, na ile jest to prawdą.
Nie ulega jednak wątpliwości, że według członków Federacji, rozwój świadomości stanowi
cel, do którego wszyscy powinniśmy dążyć. To najpilniejsza
potrzeba i wymóg, jakiemu musimy sprostać. Co więcej, wygląda na to, że ludzie powinni
zacząć badać świadomość z bardziej praktycznej i naukowej perspektywy, a nie patrzeć na nią
przez zniekształcające dwuogniskowe soczewki intelektu, które oddzielają nasze rozumienie
rzeczywistości fizycznej od niefizycznej. Moim zdaniem, dopóki nie wyrośniemy z
krótkowzroczności w tej kwestii, pozostaniemy najprawdopodobniej dość prymitywnym
społeczeństwem, a z punktu widzenia planetarno-kulturalnego – “galaktycznym
wstecznikiem".
Literatura dotycząca porwań przez UFO pełna jest relacji spotkań ET i ludzi, w których
przedmiot rozmowy stanowią przyszłe katastrofy planetarne na Ziemi. Przyczyny katastrof są
zwykle natury ekologicznej lub nuklearnej, a częstotliwość, z jaką te ostrzeżenia się
pojawiają, budzi wątpliwości. Ta sesja dostarczyła mi z bezpośredniego źródła wskazówki, że
takie problemy istotnie mogą wystąpić. Jednak w tym punkcie moich badań nie byłem w
stanie określić, w jaki sposób łączyły się one z ewentualnym opuszczeniem Ziemi przez ludzi.
Pod koniec sesji, pierwszą rzeczą, co do której zgodziliśmy się z moim monitorem było to, że
aby zrozumieć tę coraz bardziej komplikującą się sytuację, potrzebujemy więcej danych.
Dziwiliśmy się, jak mogliśmy być tak naiwni, gdy zaczynaliśmy nasze badania. Pomysł
zidentyfikowania latających w spodkach ET wydawał się teraz bardzo płytki.
ROZDZIAŁ 11: UMYSŁOWOŚĆ SZARYCH
Żeby poznać sposób myślenia Szarych, zdecydowaliśmy się dokonać teleobserwacji ich
świadomości, co wymagało z mojej strony wniknięcia do umysłu przynajmniej jednego z
nich. Przygotowując się do monitorowanej sesji (Typ 4), postanowiłem najpierw sam zbadać
pojęcie zbiorowej świadomości Szarych. Proszę pamiętać, że przy danych Typu 4, monitor
nie informuje teleobserwatora na temat celu aż do czasu zakończenia sesji. Może to być cel
wybrany na chybił trafił z opracowanej wcześniej listy, bądź całkiem inny, wybrany przez
monitora cel, o którym teleobserwator nie ma najmniejszego pojęcia.
Jednak przy danych Typu 1, pracuję sam i z góry wiem, jaki jest cel. W czasie takiej sesji
solo, kiedy podane są wstępne warunki związane z Typem 1, bardzo ważne jest, aby ściśle
trzymać się procedury protokołów SRV. Narzuca to pewne ograniczenia na to, co mogę robić
po zlokalizowaniu celu.
W tym rozdziale przytaczam wyniki dwóch sesji – w trakcie jednej z nich sam obserwowałem
cel – “zbiorowy umysł Szarych", druga sesja była monitorowana, a cel niemal identyczny.
Materiał z sesji solo przedstawiam w formie dialogu wewnętrznego.
Data: 27 listopada 1993
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 7119/5108
Piętnaście minut danych wstępnych wskazywało na duży ruch i energię.
Dostrzegam kolory szary i biały. Powierzchnie są błyszczące, przypominają stal. Odczuwa się
tutaj intensywne ciepło. Słyszę dziwny ćwierkający dźwięk.
Co do wymiarów, wyczuwam coś bardzo szerokiego i/lub otwartego. Wydaje się to
nieskończone, czy może ekspansywne, uniwersalne albo po prostu ogromne. Odnoszę
nieodparte wrażenie, że to coś, cokolwiek to jest, trwa i trwa. To coś nieskończonego,
nieograniczonego.
Dostrzegam ruch. Wygląda to tak, jakby przedmioty i/lub energia wchodziła i wychodziła z
centralnego miejsca.
Teraz odbieram coś, co trudno przełożyć na słowa. Można by użyć określeń miłość i troska,
ale pojęcia te, tak jak je na ogół rozumiemy, w żaden sposób nie oddają tego szczególnego,
niepomiernie bardziej wszechogarniającego doznania. Wyczuwa się obecność opiekuna,
matki lub właściciela czegoś cennego. Jest to swego rodzaju dom, dom przekraczający
wymiary, w którym panuje poczucie nieskończonej wolności.
Posuwając się dalej, odkrywam również troskę o bezpieczeństwo. Coś jest nie w porządku.
Panuje tu strach, i to dosyć silny. Coś się dusi. Dostrzegam ruch statków, bardzo
nowoczesnych statków. I znowu czuję strach i troskę o bezpieczeństwo innych.
Odnoszę wrażenie, że Szarzy ugrzęźli. Przypomina to narodziny, podczas których dziecko
utknęło w kanale rodnym. Strach związany jest z tym stanem uwięzienia. Poczucie strachu
otacza jednak płaszcz spokoju.
Komentarz
Zbiorowa świadomość Szarych ochrania ich i odżywia. Jednocześnie, od wewnątrz paraliżuje
ich głęboki strach, który wiąże się z poczuciem uwięzienia. To tak jakby Szarzy
bezskutecznie usiłowali wyłonić się z jakiegoś stanu. Cisza otaczająca strach w jakiś sposób
stabilizuje zbiorowy intelekt (umożliwiając przetrwanie fizyczne) i pozwala na mniej straszną
codzienną egzystencję. Poczucie miłości i ochrony dobywające się z ich umysłu jest nieomal
przytłaczające z ludzkiego punktu widzenia. Ja osobiście zareagowałem na nie smutkiem i
chyba współczuciem.
W dwa i pół miesiąca po tej sesji mój monitor postanowił, że będę pracował nad celem w
ciemno. Jak Czytelnicy będą mieli okazję zaobserwować, pod koniec tej sesji zmienił on
pewien szczegół dotyczący celu, zachęcając mnie w ten sposób do nieco innego podejścia do
sprawy. Po podłączeniu się do słuchawek, gawędziliśmy sobie jak zwykle (to znaczy
gadaliśmy o wszystkim, poczynając od nowego kawału, który usłyszał mój monitor, do
perspektyw znalezienia wydawcy dla mojej książki), a potem zaczęliśmy sesję.
Data: 11 lutego 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4 sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4384/8296
Dane wstępne wskazywały na poczucie płynności i ruch.
C.B.: “OK. Widzę kolory w rodzaju turkusu i niebieskiego. Dużo płynu. Powierzchnie
skaliste i gładkie. Odczuwam zarówno ciepło, jak i chłód. Czuję smak czegoś słonego i jakby
zapach ryb. Cokolwiek to jest, robi wrażenie szerokiego i ogromnego, bardzo głębokiego.
Wyczuwam też energię".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “Robię rysunek... Naszkicowałem linię poziomą w poprzek kartki. W rubryce AOL
zapisuję 'ryba i ocean".
MONITOR: “W porządku. Zapisz AOL. Faza Czwarta".
C.B.: “Widzę płyn. Dużo płynu. Ten płyn to żywe środowisko. Odnoszę wrażenie, że jest to
miejsce narodzin. Tutaj jest życie. Organizmy. To miejsce podlega ochronie".
“Poniżej płynu widzę jakiś pokój. To chyba laboratorium. Zapiszę to jako AOL."
“W porządku. W pokoju jest Szary. Wpatruje się we mnie. Szkicuję teraz jego twarz. Wygląda
na osobnika męskiego. Czuję, że powinienem wejść do jego umysłu. Co mam robić?"
MONITOR: “Pozwól, żeby ten problem rozwiązała twoja nieświadomość".
C.B.: “W porządku. Wchodzę... O rany!"
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Zostań w matrycy. Co widzisz? Zapisz to".
C.B.: “Panuje tutaj pustka. Głęboka pustka. Ale jednocześnie umysł przepełnia wielka
świadomość, powiedziałbym nawet uczucie totalnej świadomości, czymkolwiek ona jest. Ten
gość ma do wykonania zadanie. Jest pochłonięty pracą. Nie odczuwam tu obecności żadnych
powierzchownych uczuć charakterystycznych dla ludzi. Kiedy myślę o jakimś porównaniu,
przychodzi mi na myśl Stan Skupienia Focus 15 w Instytucie Monroe'a".
MONITOR: “Czy wyczuwasz jakąś wyższą istotę?"
C.B.: “Sam umysł jest zwierzchnikiem. To zbiorowa umysłowość. Zbiorowa umysłowość
pełni funkcję kontrolującą. Żaden umysł nie jest ważniejszy od innych. Wszyscy Szarzy mają
ten sam umysł. Są jednym i wszystkim".
MONITOR: “Czy mają jakiś cel?"
C.B.: “Podstawowy cel to przetrwanie i ewolucja. To jeden zbiorowy organizm, więc
przetrwanie stanowi dla niego wartość nadrzędną, tak jak w przypadku każdego organizmu.
Nie istnieją żadne różnice między poszczególnymi osobnikami".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6. Zrób wykres. .Zaznacz linię czasu w miejscu, w którym
teraz jesteś z tą istotą. Potem zaznacz punkt rozpoczęcia tej sesji. Umieść na linii czasu ważne
punkty, a następnie przejdź do matrycy Fazy 6".
C.B.: “W porządku..." Pauza. “Jestem teraz w matrycy. Odnoszę wrażenie, że znajduje się tu
zbiorowość wielu Szarych. Teraz czuję bardzo silne oddziaływanie. Tak jakby chcieli uwolnić
się od swoich fizycznych dal. To desperackie dążenie które oznacza dla nich życie lub śmierć.
Sprawa absolutnie najwyższej wagi dla przetrwania ich umysłu ...organizmu. Umysł jest teraz
zamknięty. Bezwzględnie musi uciekać. Gdzieś bardzo głęboko zbiorowość ta odczuwa
panikę, ale nie jest to panika w naszym rozumieniu tego słowa".
“Szarzy pracują z ludźmi i innymi na rzecz ucieczki. To przypomina wydostawanie się z
tonącego statku. Z całą pewnością towarzyszy temu panika."
MONITOR: “Jakie środowisko spełniałoby ich potrzeby?"
C.B.: “Będą mieć swoją planetę. Nie Ziemię. Oni mają zdolność tworzenia planet i
podróżowania w każde miejsce. Nie wyrzucą ludzi z Ziemi. Wszechświat jest na to za duży".
MONITOR: “A co z ich współpracą z Federacją?"
C.B.: “Szarzy są cieszącymi się dużym poważaniem członkami Federacji. Uczestniczą w
wielu przedsięwzięciach. Na swój sposób są dumni ze swej umiejętności współpracy z
wieloma gatunkami Federacji".
MONITOR: “Czy ludzie mogą pomóc w ewolucji Szarych?"
C.B.: “Nie technicznie. Konieczna pomoc leży w zakresie genetyki. Widzę również, że
istnieją inne sposoby pomocy, ale Szarzy nie są ich świadomi".
MONITOR: “Czy Szarzy znają pojęcie wolnego czasu?"
C.B.: “Nie rozumieją oni pojęcia wolnego czasu tak jak my. Dla Szarych czas stanowi
kontinuum. Czas wolny nawiązuje do potrzeby odpoczynku. W tym względzie dysponują oni
czymś innym".
MONITOR: “Jaka jest długość ich życia według naszych norm?"
C.B.: “Szarzy mają pełną świadomość tego, że nie umierają. Ich ciała fizyczne są przez nich
postrzegane jak ubranie albo skorupa. Śmierć nie jest dla nich tak znaczącym pojęciem, jak
dla nas".
MONITOR: “Jak długo żyje zatem ciało typowego Szarego?"
C.B.: “To zależy. Za. średnią można jednak uznać dwieście lat życia na Ziemi".
MONITOR: “Skup się raz jeszcze na idealnym środowisku dla Szarych".
C.B.: “Cóż, nie jest to fizyczna planeta – taką mogliby mieć w każdej chwili. Idealne
środowisko to ewolucyjnie nowy zestaw indywidualnych ciał. Szarzy przechodzą proces
powtórnych narodzin. Przygotowują się do wyjścia ze zbiorowej tożsamości, którą zastąpią
połączone ze sobą, lecz indywidualne istoty".
“Wchodzę teraz głębiej... To interesujące. Oni odczuwają strach i zdziwienie w związku z
tym, że ludzie istnieją i prosperują jako indywidualne jednostki. Wiedzą coś na ten temat i
potrzebują tego, ale jednocześnie są przerażeni."
MONITOR: “Spróbuj się dowiedzieć czegoś na temat fizycznych spotkań Szarych z
ludźmi".
C.B.: “Odbywa się obecnie wiele takich spotkań, ale na ogół ludzie nie uczestniczą w nich
świadomie".
MONITOR: “Jakie są warunki takiego spotkania, dotyczące miejsca i wymagań?"
C.B.: “Nawet Szarzy nie mają jasności w tej sprawie. Wiedzą, że spotkanie jest konieczne, ale
nie wiedzą, co zrobić, żeby do niego doszło. Na swój sposób obawiają się obcowania z
ludźmi-barbarzyńcami. Nie cha zrezygnować z poczucia kontroli czy też władzy. Zdają sobie
jednak sprawę, że potrzebują pomocy, bo utknęli w martwym punkcie".
“Właśnie mnie zapytali, czy nie wiem, jak taka pomoc powinna wyglądać. Co im
odpowiedzieć?"
MONITOR: “Powiedz, że nad tym popracujemy".
C.B.: “W porządku. Powiedziałem. Na swój sposób to doceniają".
MONITOR: “Zapytaj, czy w tę pomoc powinni też zaangażować się Marsjanie?"
C.B.: “Z ich strony nie może nadejść żadna pomoc, gdyż Marsjanie muszą uporać się z
własnymi problemami. Są chorzy i mają za mało czasu i środków, aby pomóc w tak
skomplikowanym przedsięwzięciu".
“Właśnie zaproponowałem Szarym spotkanie na neutralnym gruncie, ale moja propozycja
została odrzucona".
MONITOR: “Zapytaj, czy wobec tego nie zechcieliby spotkać się z nami na warunkach,
które sami by określili".
C.B.: “Przystali na ten pomysł. Z entuzjazmem. Powiedzieli, że od razu zabiorą się za
opracowywanie planu".
MONITOR: “Dobra, Courtney. Czas uciekać. Zapisz końcowy czas".
C.B.: “Fiu! To było coś. Będę potrzebował chwili wytchnienia po tej sesji. Dobra, możesz mi
teraz powiedzieć, jaki był cel?"
MONITOR: “Świadomość Szarych".
C.B.: “Nie jestem zaskoczony".
MONITOR: “Tak. Musimy to przemyśleć".
C.B.: “Pozwól, że zrobię sobie przerwę i zadzwonię później. Zaraz prześlę ci dane faksem.
Wkrótce pogadamy".
Komentarz
Chociaż nie rozumiem dlaczego, wydaje się, że planeta, na której wylądowałem na początku
sesji, ma duże znaczenie dla Szarych. Faktycznie, pod wieloma względami przypomina ona
świat Szarych, zwłaszcza jeśli chodzi o oceny. Nie wiem jednak, czy to naprawdę to samo
miejsce. Odnoszę również wrażenie, że planeta ta jest w jakiś sposób połączona ze
świadomością tych
istot, ale nie wiem na jakiej zasadzie.
W oparciu o własne badania teleobserwacyjne, jak również na podstawie licznych relacji
porwań przez UFO twierdzę, że Szarzy porozumiewają się telepatycznie. Z grupami Szarych
często utożsamia się poczucie zbiorowego umysłu czy zbiorowej świadomości. O ile
kiedykolwiek mamy współpracować z Szarymi, musimy postarać się zrozumieć ich
mentalność. Jeżeli Szarzy naprawdę są zaangażowani w program inżynierii genetycznej,
obejmujący zarówno ludzi jak i inne gatunki, być może potrzebują ludzkiej pomocy podczas
tego szczególnie trudnego okresu swej ewolucji. Dlatego musimy mieć otwarte umysły i
pozbyć się w tym względzie wszelkich uprzedzeń.
Tak jak z całą pewnością twierdzę, że świadomość Szarych ma charakter mentalności
zbiorowej, widzę też wyraźnie, że muszą oni ewoluować i przejść do nowego etapu.
Zbiorowy intelekt Szarych ma wiele aspektów pozytywnych. Najwyraźniej poszczególni
członkowie ich społeczności nie rywalizują ze sobą w ewolucyjnej, darwinowskiej batalii o
przewagę. Po prostu toną albo płyną razem. Ludzie mogliby się tego od nich nauczyć.
Biorąc pod uwagę sposób, w jaki literatura (patrz Jacobs 1992 i Mack 1994) opisuje spotkania
ludzi z Szarymi, trudno się dziwić, że działalność tych ostatnich z punktu widzenia Ziemian
może być odbierana jako wroga. Równie dobrze może się jednak okazać, że Szarzy bardziej
przypominają uciekającą kawalerię niż nacierającą armię. Być może robią rzeczy, których nie
rozumiemy bądź nam się nie podobają, ale nie są źli – tego jestem pewien. Po prostu, jak na
razie nie rozumiemy tego gatunku.
Moje doświadczenia w zakresie teleobserwacji w żaden sposób nie wskazują na to, jakoby
Szarzy byli do nas wrogo usposobieni. Być może obawiają się ludzi i tego co reprezentujemy,
ale tak samo nas potrzebują, zarówno w sensie duchowym, jak i fizycznym. Jeśli nie
osądzimy ich zbyt pochopnie, być może pomogą nam w naszym ewolucyjnym przetrwaniu.
Krótko mówiąc, musimy dowiedzieć się znacznie więcej o nich, o sobie i o roli, jaką mamy
do odegrania w tym interesującym dramacie. Myślę, że postąpimy mądrze nie osądzając
innych ras przynajmniej do czasu, gdy zapoznamy się z całą galaktyczną społecznością istot
rozumnych.
ROZDZIAŁ 12: PRZECHOWALNIA LUDZI
Zarówno ja, jak i mój monitor słyszeliśmy wiele relacji porwanych osób, które utrzymywały,
że przynajmniej część istot pozaziemskich pochodzi z gwiazdozbioru Plejad. Nie
wiedzieliśmy, skąd wzięła się ta informacja, o ile w ogóle była to informacja, nie zaś nie
poparta niczym pogłoska. W ramach testu, zdecydowaliśmy się więc dokonać teleobserwacji
gwiazdozbioru Plejad w poszukiwaniu zdolnego do odczuwania życia. Jak się okazało, był to
wysiłek warty zachodu.
Data: 10 marca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 2805/2070
Dane wstępne wskazywały na silną energię i solidne, sztuczne konstrukcje.
C.B.: “Widzę bardzo jasne światło. Ostrą biel i żółć. Panują wysokie temperatury. Czuję smak
spalenizny i zapach dymu. Słyszę też jakiś płacz. Gdziekolwiek jestem, miejsce to wydaje się
olbrzymie, przestronne, obdarzone dużą energią, promienne i okrągłe. W jakiś sposób jest
ważne i... dziwne".
MONITOR: “Faza 3"
C.B.: “Szkicuję horyzont; coś pali się na ziemi, a niebo jaśnieje dziwnym blaskiem".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Jestem w matrycy. Nadal odbieram światło, spaleniznę i wysokie
temperatury. To coś na niebie jest okrągłe i ogniste. Jestem teraz na ziemi. Wypatrzyłem dwa
typy istot. Jeden typ znajduje się na ziemi, a drugi w powietrzu, prawdopodobnie w jakimś
pojeździe".
“Teraz odbywa się tu jakaś intensywna praca. Istoty w powietrzu, blisko światła, są bardziej
rozwinięte niż te na ziemi. Ależ to światło jest jasne! Nie mogę wykoncypować, co oni tam
robią. Być może są w jakimś pojeździe, ale za każdym razem gdy spoglądam w górę, poraża
mnie światło."
“Skupiam się teraz na ziemi; jest tu kurz, trawa i ludzie noszący zwykłe amerykańskie
ubrania. Pozwól, że to sprawdzę. Tak. Spodnie, skarpety, buty... Ludzie są dość wzburzeni.
Wyczuwa się strach i słychać plącz. Ludzie sprawiają wrażenie oślepionych i przerażonych
świecącym na niebie obiektem."
“Nadal jestem z ludźmi na ziemi. Wygląda na to, że tworzą rodzinę – kobieta, mężczyzna i
dziecko. Dziecko płacze."
“Patrzę teraz w górę i śledzę inne istoty... Znajdują się w obiekcie, nie w tym świecącym
czymś. Wchodzę teraz do środka. Obiekt ma okrągłe wnętrze. Widzę istoty i przybliżam się,
żeby im się przyjrzeć. Przypominają Szarych."
MONITOR: “Courtney, przejdź do Fazy 6. Zrób wykres czasu. Zaznacz czas celu na linii, a
potem nanieś czas bieżący". Pauza. “Teraz zaznacz rok 2000." Zaznaczam rok 2000 nieco
później niż czas celu. “Wejdź do matrycy. Teraz skoncentruj się na jakichś ważnych
wydarzeniach dotyczących ludzi."
C.B.: “Wygląda na to, że ludzie tu wyemigrowali".
MONITOR: “A co z tym płaczem?"
C.B.: “Płacz mogło wywołać pojawienie się obiektu świetlnego. W każdym razie, kiedy
ludzie patrzą w górę, są zdenerwowani. Chociaż niewykluczone, że denerwuje ich pojazd
Szarych. Cokolwiek by to nie było, jest związane z czymś na niebie".
MONITOR: “Opisz ludzi".
C.B.: “Mają białą skórę. Wyglądają na farmerów, ale nie są prymitywni. Jest im wygodnie,
być może mieszkają tu lub odwiedzają pobliskie miasto czy wioskę. Naprawdę przypominają
przeciętnych Amerykanów".
MONITOR: “Wróć do tego, co jest na niebie".
C.B.: “Jest to albo jeden bardzo jasny pojazd, chociaż to mało prawdopodobne, albo dwa
oddzielne obiekty, z których jeden jest pojazdem, a drugi czymś bardzo jasnym. Trudno
stwierdzić, ponieważ to coś góruje nad wszystkim. Cokolwiek to jest, pojazd jest zawieszony
ponad ludźmi na lądzie, a istoty nim kierujące nie zamierzają nikogo krzywdzić".
MONITOR: “Spróbuj poznać zamiary istot w pojeździe".
C.B.: “One spełniają tu jakąś misję. To dla nich rutynowa praca. Czy mam wrócić do wnętrza
pojazdu?"
MONITOR: “Zamiast tego skup się na zadaniu 'odwiedzanie innych miejsc i czasów'".
C.B.: “W porządku... O rany! Odrzuciło mnie na dużą odległość. Tak jakby ktoś pociągnął
mnie za sznurek. Jestem teraz tysiące mil od powierzchni planety typu Ziemia. Są tu chmury,
woda, oceany i ląd. Nie do wiary! Pierwszy i drugi cel wydają sią być oddzielone od siebie
czasem, przestrzenią, wszystkim".
MONITOR: “Na diagramie Fazy 6 za pomocą małego kółka zaznacz położenie tej planety.
Potem postaw kółko na papierze w miejscu, gdzie, jak ci się wydaje, znajduje się cel
pierwotny". Przerywa, podczas gdy ja rysuję. “Teraz zbadaj piórem, w którym miejscu na
kole znajduje się nowa planeta i powiedz mi, ile ma słońc."
C.B.: “Tylko jedno".
MONITOR: “W porządku. Teraz zbadaj, gdzie znajduje się pierwotny cel i powiedz, ile on
ma słońc".
C.B.: “Do licha. Ma dwa słońca, jedno duże, żółte, i mniejsze, białe, karłowate. Jak to
możliwe?"
MONITOR: “Nie analizuj. Trzymaj się struktury. Courtney, wróć do swojego diagramu z
Fazy 3, na którym miałeś jasny obiekt na niebie. Zbadaj ten obiekt i wrzuć dane do matrycy
Fazy 6".
C.B.: “Poczekaj... Kiedy spoglądam w górę, wygląda to jak meteor. Emituje dużo energii. To
jest jasne, jaśniejsze od naszego słońca".
MONITOR: “Zróbmy sobie przerwę. Prześlij mi faksem dotychczasowe dane, a potem
zadzwoń".
C.B.: “W porządku. Zadzwonię za parę minut".
Po przerwie.
MONITOR: “Courtney, chcę żebyś zdobył więcej informacji na temat ludzi na lądzie".
C.B.: “W porządku... Znów jestem z ludźmi. Oni nie dostrzegają mojej obecności. To
rodzina: mężczyzna, kobieta i dziecko. Dziecko znowu płacze. Wyglądają i odczuwają tak
samo jak ludzie, a nawet Amerykanie. Mężczyzna ma brodę, długą, kędzierzawą brodę.
Kobieta ma blond włosy. Noszą kolorowe ubrania. Panuje tu przyjemna temperatura, jest
ciepło. Mężczyzna jest teraz zdezorientowany. Naprawdę nie rozumie, co się dzieje".
MONITOR: “Dobrze. Teraz skup się na istotach w obiekcie".
C.B.: “To są Szarzy. Oczywiście wiedzą o ludziach. Hmmm. To dziwne. Szarzy wiedzą, że
tutaj jestem. Właśnie zwrócili na mnie uwagę. Próbują przekazać mi jakieś informacje. Jak
dla mnie, trochę za szybko".
“Szarzy są odrobinę zdezorientowani. Tak jakby coś innego zajęło ich uwagę. Wygląda na to,
że się w czymś nie zgadzają. Być może usiłują wymyśleć jakiś sposób przekazania mi
informacji."
“Wszystko się wyjaśniło. Ci ludzie pochodzą z Ziemi. Przesiedlili ich tutaj Szarzy. Ludzie nie
wiedzą wszystkiego. Nie wiedzą nawet, gdzie się znajdują."
MONITOR: “Jaki jest powód przesiedlenia?"
C.B.: “Stawką jest przetrwanie gatunku. Po katastrofach klimatycznych potrzebne będzie
nowe miejsce do życia".
MONITOR: “Badaj dalej. Dowiedz się czegoś więcej".
C.B.: “W punkcie czasowym celu nadal odbywa się przesiedlanie, ale w naszym czasie
bieżącym jeszcze do niego nie doszło. Obecnie trwają tylko przygotowania. Czekając, aż
ludzie sami się zniszczą. Szarzy przygotowują planetę klasy M".
MONITOR: “Co jeszcze jest przesiedlane?"
C.B.: “Dominuje materiał genetyczny. Potrzebują zróżnicowanego materiału genetycznego,
żeby zapewnić przetrwanie bardziej rozwiniętego banku genów".
MONITOR: “Idź za wskazówką 'konieczne zmiany genetyczne'".
C.B.: “Musi nastąpić silniejsza łączność pomiędzy duchem a ciałem. Obecnie istniejące geny
pomniejszają tę więź. Taka struktura genów była konieczna do przetrwania w przeszłości, ale
na obecnym etapie wzrostu i przetrwania potrzebne będą nowe lub zmodyfikowane geny".
MONITOR: “W porządku, Courtney, zakończymy w tym miejscu. Zapisz czas zakończenia".
C.B.: “Zrobione. No dobra, co to było?"
MONITOR: “To był gwiazdozbiór i kultury Plejad".
Tu nastąpiła długa przerwa w naszej rozmowie.
C.B.: “Nie żartujesz?"
MONITOR: “Słowo. To były Plejady".
C.B.: “Czy zdajesz sobie sprawę, co to oznacza?"
MONITOR: “Courtney, jestem w tym biznesie na tyle długo, że nic mnie już nie dziwi. Ale
to jest naprawdę coś".
Komentarz
Cel tej sesji doprowadził nas do planety klasy M, okrążającej podwójne słońce około roku
2000. Przed tą sesją miałem wątpliwości, czy w zasięgu podwójnej gwiazdy może istnieć
życie. Niewykluczone, że Szarzy umieścili jakiś rodzaj ochrony środowiskowej na planecie
lub w jej pobliżu, tak aby można ją było zamieszkiwać.
W bliskiej przyszłości na planecie tej znajdą się ludzie, przesiedleni tam z Ziemi przez
Szarych. Nie wiem, czy inni mieszkańcy Ziemi będą tego świadomi w trakcie lub po tym
wydarzeniu. Może się to odbyć po cichu, a wtedy jedynym źródłem informacji na temat tego
nowego świata może okazać się teleobserwacja. W badanym przez nas punkcie czasowym
ludzie byli przestraszeni, zdezonentowani i nie wiedzieli gdzie się znajdują.
Celem przesiedlenia jest zachowanie banku genów ludzi, to znaczy utrzymanie możliwie
największego zasobu genetycznego. W późniejszym okresie konieczna będzie pewna
manipulacja genetyczna, by u przyszłej rasy ludzkiej nastąpiło wzmocnienie łączności
pomiędzy ciałem a umysłem. Ten brak łączności jest prawdopodobnie skutkiem naszych
obecnych tendencji destrukcyjnych, tendencji które prowadzą całą ludzkość do ekologicznych
i klimatycznych katastrof na skalę całej planety. Wygląda więc na to, że niektórzy wybrani
znajdą bezpieczne schronienie w kosmosie, podczas gdy reszta ludzkości dopełni żywota w
bratobójczych walkach na Ziemi.
To był pierwszy raz, gdy od jednego z Szarych otrzymałem informacje na temat naszych
przyszłych problemów, niestety nadal nie znam dat zagrażających ludzkości katastrof. Mój
monitor zapoznał mnie z innymi danymi teleobserwacyjnymi, potwierdzającymi, że Szarzy
zaopatrują się także w próbki ziemskich roślin i zwierząt. Jeżeli to prawda, należy sądzić, iż
dokonują biologicznej adaptacji planety w systemie Plejad.
Zachodzę w głowę, ile gatunków w naszej galaktyce skorzysta z takich międzygwiezdnych
akuszerek jak Szarzy. I co stanie się z ludźmi, którzy pozostaną na Ziemi? Czy zginą, czy
będą ewoluować w inny sposób niż przesiedleni na Plejady ich bracia i siostry?
ROZDZIAŁ 13: SPRAWDZIAN WIARYGODNOŚCI #1
Dotychczas opisałem wyniki dziesięciu sesji SRV. (Dwie sesje zostały zaprezentowane w
rozdziale na temat umysłowości Szarych). Przedstawiłem tak wiele nowych koncepcji i
odkryć, że Czytelnicy zapewne zastanawiają się, czy to wszystko nie jest przypadkiem
wytworem mojej fantazji. Również teleobserwatorzy są zaskoczeni. W odpowiedzi na
ewentualne zarzuty tego typu obraliśmy cel, który nazywamy “skalowaniem celu". To coś, co
można z łatwością sprawdzić i służy przede wszystkim jako miernik wiarygodności
protokołów SRV.
Postanowiliśmy z moim monitorem poddać analizie kilka celów skalujących. Obecna sesja
zawiera dane Typu 4, co oznacza, że nie miałem żadnej informacji na temat celu, ani przed,
ani w trakcie sesji. Sesja była monitorowania na odległość, a trwała około dwudziestu pięciu
minut.
Data: 1 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4933/4876
Dane wstępne wskazywały na złożoną budowlę, wzniesioną przez człowieka.
C.B.: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są nierówne, jak cement. Jest ciepło. Dostrzegam
coś masywnego, ciężkiego, nawet ogromnego. Domyślam się, że to miasto, więc pozwól, że
zapiszę to jako AOL".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “W porządku. Mam diagram, który wygląda jak plan miasta. W środku znajduje się
główna budowla, a dwie inne po bokach".
MONITOR: “Dobra. Znajdź budowlę celu i wykonaj operację przemieszczenia".
Długa pauza.
C.B.: “Dostrzegam teraz kolory – szary i biały. Powierzchnie są gładkie i błyszczące. Panuje
przyjemne ciepło. Słyszę jakieś dźwięki – furkotania albo bzyczenia. Figury są różne: niskie,
szerokie, wąskie, a nawet pękate".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “Właśnie zrobiłem szkic kwadratu. To może być wszystko, poczynając od pokoju, na
pudełku kończąc".
MONITOR: “Faza 4".
C.B.: “Wypełniam teraz matrycę. Widzę rzeczy przypominające papier. Jest tu coś płaskiego i
poziomego. Wygląda na biuro".
MONITOR: “Idź za wskazówką 'działalność'".
C.B.: “W porządku. W pobliżu chodzą ludzie. Mają na sobie ubrania biznesmenów. Tak
mężczyźni jak i kobiety noszą marynarki i spodnie. W pokoju znajduje się biuro. Zdaje się, że
na nim leży jakaś księga".
“Przy biurku siedzi mężczyzna. O rany! To ważny gość".
MONITOR: “Wpisz to 'o rany' do kolumny AOL i idź dalej".
C.B.: “Tak, lepiej zapiszę to jako AOL. Gapię się na prezydenta Clintona. Patrzę mu prosto w
twarz, kiedy tak siedzi przy swoim biurku".
MONITOR: “Przerywamy sesję. Celem był 'Gabinet Owalny / Biały Dom, Waszyngton'".
Chichot po obu stronach słuchawki.
C.B.: “To by było na tyle, jeśli chodzi o utrzymanie tajemnic państwowych".
MONITOR: “Mogłem kazać ci wniknąć do umysłu prezydenta, ale byłoby to naruszenie
prywatności. Poza tym, wypełniliśmy właściwy cel tej sesji".
C.B.: “Materiał zaraz prześlę ci faksem".
MONITOR: “Świetnie. Doskonała sesja, Courtney. Trzymaj się".
Komentarz
Implikacje tej sesji w sprawach dotyczących utrzymania tajemnic państwowych są oczywiste.
Ale jest i inna kwestia. Teraz powinno być jasne, skąd ET wiedzą o nas tak dużo, a my na ich
temat tak niewiele.
Trudno o coś bardziej zakłócającego spokój agencji rządowych niż fakt, że cały nasz obecny
tajny aparat jest przestarzały. Podejrzewam, że istoty pozaziemskie chcą, byśmy doznali
niepokoju w tym względzie. Niepokojąc nas, zwracają naszą uwagę na coś, co jest bardzo
ważne dla naszego rozwoju. Jeżeli rzeczywiście mają taki plan, mogę tylko stwierdzić, że
wydaje się on w najwyższym stopniu sprytny w swoim zamyśle. Zastanawiam się, nie bez
nadziei, jakie są szansę jego powodzenia.
ROZDZIAŁ 14: PRZEŁOM DYPLOMATYCZNY
Pewnego dnia mój monitor doniósł mi, że w trakcie sesji SRV pewnej kobiecie udało się
dotrzeć do własnego porwania. (Najwidoczniej została porwana przez UFO, wiele lat
wcześniej, w klasyczny sposób. Sesja, do której nawiązywał mój monitor, została
przeprowadzona w ściśle kontrolowanych warunkach danych Typu 4 (teleobserwator nic nie
wie, monitor zna wstępne dane). Niezwykłe w tej sesji było to, że w ogóle udało się
zaobserwować porwanie przez UFO. (Poprzednio nie było to możliwe, gdyż za każdym
razem otrzymywano fałszywy sygnał.) Wówczas nie wyciągaliśmy jeszcze żadnych
wniosków z tego wydarzenia. Kilka dni po naszej rozmowie, dowiedzieliśmy się, dlaczego
stało się to możliwe.
Data: 31 maja 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3701/5475
Dane wstępne wskazywały na cel związany z suchym lodem i budowlą wzniesioną przez
człowieka.
C.B.: “Widzę odcienie brązu, nierówne, drewniane powierzchnie. Przyjemnie ciepło. Czuję
zapach jakby terpentyny, dochodzący z zewnątrz, od strony lasu. Zapiszę to na AOL jako
'las'".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 3, a potem do Czwartej".
C.B.: “Widzę drewnianą budowlę, coś jakby dom. Wchodzę do środka. Jest tu drewniany stół,
nie pierwszej młodości. Wewnątrz miejsce to przypomina kwadrat, no, może prostokąt. To
bardzo proste mieszkanie".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6. Wykonaj operację przemieszczenia". Przenoszę się na
wysokość 500 metrów nad budynkiem.
C.B.: “Niedaleko budowli znajduje się góra i droga. W pobliżu jest również rzeka i
wodospad. Chcesz, żebym to zbadał?" Monitor nakazuje mi wykonać różne procedury,
mające na celu określenie położenia budowli względem pobliskich punktów orientacyjnych.
MONITOR: “Courtney, wróć do Fazy 4 i wejdź do budowli. Pozwól rozwiązać ten problem
nieświadomości".
C.B.: “Daj mi sekundę. Dobra, wewnątrz domu czuję silny strach. Jest noc; doznałem małego
przemieszczenia w czasie. Wyczuwam działalność ET – chodzi o porwanie. Zapisuję to jako
AOL, ale z linii sygnału".
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Kontynuuj".
C.B.: “Nadal widzę stół i drewnianą podłogę. Ale teraz pełno tu Szarych. Niektórzy z nich
wydają się unosić w powietrzu. Noszą uniformy i przemieszczają się szybko, tak jakby mieli
do wykonania jakiś plan, który wypełniają w wielkim pośpiechu".
“Dostrzegłem teraz kobietę. Wygląda na to, że znajduje się w centrum ich zainteresowania.
Lewitują ją przez okno. Nie wydaje mi się żeby okno było otwarte. Ona przez nie
przeniknęła! Wychodzę na zewnątrz za nią i za Szarymi."
“Świeci tu bardzo jasne światło. Rozglądam się. Szarzy zabierają kobietę na duży statek ET.
Szkicuję teraz statek. Rysuję też scenę jaka rozegrała się wewnątrz domu."
MONITOR: “Przeniknij do umysłu jednego z Szarych. Dowiedz się, co zamierzają".
C.B.: “Poczekaj. To projekt przetrwania, to ich praca. Oni z tego żyją".
MONITOR: “Teraz wejdź do umysłu kobiety. Zostań w matrycy Fazy 4".
C.B.: “Ona przeżywa tę sytuację na kilku poziomach. Na zewnątrz wydaje się spokojna. W
głębi jest przerażona. Dalej w głąb, na poziomie podświadomości, jest szczęśliwa, można
nawet powiedzieć, że nie posiada się z radości".
MONITOR: “Jakie są kryteria selekcji?"
C.B.: “Ona sama siebie wybrała. Zgłosiła się na ochotnika".
MONITOR: “Wejdź na pokład statku. Zostań w Fazie 4".
C.B.: “Wchodzę. O rany!"
MONITOR: “Wrzuć wrażenia estetyczne do matrycy i idź dalej".
C.B.: “Pełno tu Szarych. Widzę dużo stołów operacyjnych. To rozległe miejsce, o dużej
aktywności. Wszyscy Szarzy są bardzo zajęci. Na pokładzie znajdują się inni ludzie,
najwyraźniej wszyscy zostali przywiezieni przez Szarych".
MONITOR: “Czy na pokładzie są jakieś inne rodzaje istot pozaziemskich?"
C.B.: “Na tym statku są tylko ludzie i Szarzy. Kobieta z drewnianego domu leży teraz na
stole. Krzyczy. Wysoki Szary zagląda jej między nogi. Badają ją i coś robią".
“Wygląda na to, że zostałem zauważony. Ktoś chce żebym zobaczył pewne rzeczy. Czuję się
tak, jakby mnie przepychano przez przejście lub przez drzwi. Mam wrażenie, że ktoś usilnie
chce, żebym coś zobaczył."
“Znajduję się teraz w macicy kobiety. Jest tu płód. Wyczuwam światło, być może sztuczne,
które oświetla to miejsce. Płód znajduje się u wylotu. Przyglądam się usuwaniu płodu. Płód
jest już poza ciałem kobiety. Ona jest bardzo spokojna, wyczerpana, być może bezradna.
Możliwe, że zemdlała. Płód zostaje szybko umieszczony w czystym zbiorniku z płynem".
MONITOR: “Jak długo płód przebywa w zbiorniku?"
C.B.: “W tym konkretnym przypadku krótko. Informuje mnie o tym Szary, który wciąż stoi
obok mnie. Spełnia chyba funkcję pielęgniarki albo akuszerki – swego rodzaju stróża. Szary
mówi mi, że dzieci są wyciągane, kiedy dojrzeją. Potem idą do wielkiego zbiornika i
pozostają tam aż do chwili, gdy są całkowicie gotowe. Ostatecznie, wyjęcie przypomina
normalny poród".
MONITOR: “Od jak dawna to trwa?"
C.B.: “Dowiaduję się, że ostatnio nastąpił wielki przełom w stosunkach z ludźmi. Podjęto
decyzję, żeby wyjaśnić ludziom (to znaczy nam) całe przedsięwzięcie. Szarzy nie będą już
przeszkadzać w naszych próbach teleobserwacji. Możemy teraz do woli oglądać tak zwane
porwania. Oni mają nadzieję na zmianę stosunków między ludźmi a Szarymi i ze swojej
strony robią to wielkie ustępstwo (chociaż może nie jest to najlepsze słowo). Chcą
współpracować z Ziemianami".
“Ich obecna wzmożona działalność wiąże się z nową operacją. Przedsięwzięcie przyjęło nowy
kierunek, który pozwoli Szarym i ludziom na samostanowienie."
“Najwidoczniej zmiana ta została podyktowana nowymi decyzjami Federacji. Od Szarych
wymaga się niesienia pomocy ludziom. Panuje absolutne poczucie wdzięczności za to, co
ludzie – dobrowolnie – zrobili dla Szarych."
MONITOR: “W porządku, na razie wystarczy. Kończ sesję".
C.B.: “Trochę to trwało. Jestem wyczerpany. Dobra, powiedz mi, jaki był cel".
MONITOR: “Federacja / obecnie operacja na Ziemi".
C.B.: “Hmm. Zdaje się, że wszystko od tej pory będzie wyglądało inaczej".
Komentarz
Należy zauważyć, że sesja ta odbyła się zaledwie w parę tygodni po wypuszczeniu na rynek
książki Johna Macka na temat zjawiska porwań przez ET. W obszernej literaturze tego typu
podejście Macka wyróżnia się przychylnym nastawieniem do Szarych. Być może Szarzy
zdecydowali się na zmianę taktyki w stosunku do teleobserwacji, ponieważ doszli do
wniosku, że jesteśmy już w stanie zrozumieć zjawisko porwań bez strachu, tak typowego dla
naszych poprzednich reakcji na ich działalność. Może też stwierdzili, że nie da się ukryć ich
działalności przed teleobserwatorami wziąwszy pod uwagę fakt, że tak dużo informacji
zostało już odkrytych przy pomocy podstawowego narzędzia badawczego, jakim jest hipnoza.
Pozostaje jednak możliwość, że Szarzy pozwolą nam śledzić swoje poczynania dzięki
pozytywnemu wydźwiękowi książki Macka, w przekonaniu, że mogą teraz liczyć na uczciwą
ocenę swoich działań.
Po tej sesji mój monitor współpracował z wieloma teleobserwatorami, którzy badali porwania
przez ET w ściśle kontrolowanych warunkach Typu 4. Wynika z nich, że w maju 1994 roku
Szarzy zmienili swoje podejście do współpracy z ludźmi, co stanowi bardzo ważny akt,
świadczący o ewolucyjnej zmianie w ich sposobie myślenia o ludziach. Teraz w większym
stopniu uważają nas za równych sobie, przynajmniej w tym sensie, że możemy dowolnie
obserwować ich działalność. Podejrzewam, że jest to zwiastun dużo bardziej rozbudowanej
współpracy w przyszłości.
Być może najważniejsze w tej całej sesji było to, że przynajmniej jedna porwana osoba
poddała się porwaniu dobrowolnie. W skomplikowanej strukturze świadomości tej kobiety
można było wyróżnić kilka warstw. Na głębokim poziomie zdawała sobie sprawę z porwania
i chciała w nim uczestniczyć. Jednak jej świadomy umysł nie pamiętał żadnej uprzedniej
zgody na takie uczestnictwo, ani nie chciał brać udziału w dalszym ciągu tego, co wydawało
się jej okropne.
Biorąc pod uwagę wielowarstwową strukturę ludzkiej świadomości, jestem w stanie
zrozumieć pewną dezorientację Szarych i to, że ich sposób dokonywania porwań może nam
się wydawać bezduszny. Możliwe, że Szarzy nie przejmują się ludzką paniką, ponieważ
pozostają świadomi pierwotnej zgody danej osoby na uczestnictwo (która mogła mieć miejsce
jeszcze przed narodzinami fizycznymi). Prawdopodobnie zakładają, że zostanie im to
wybaczone, jak tylko umrze fizyczne ciało porwanego, a jego osobowość uwolni się od
poplątanego wpływu świadomości fizycznej.
Wygląda na to, że ostatnie działania ludzi zachęciły Szarych do zmiany w zachowaniu. Jeżeli
Szarzy naprawdę starają się pomóc ludziom tak samo jak sobie, mogą dużo zyskać, traktując
nas jak aktywnych partnerów w swoim przedsięwzięciu.
ROZDZIAŁ 15: JEZUS
W miarę jak nasze badania posuwały się naprzód, coraz bardziej stawało się dla mnie jasne,
że ich implikacje będą fundamentalne dosłownie dla całej ludzkości. Postanowiłem więc
dodać do naszej listy parę nowych celów. Cele te stanowiły osoby, które prowadziły ludzkość
w krytycznych momentach naszej historii – nauczyciele, do których wielu zwracało się o
radę. Jedną z takich osób był bez wątpienia Jezus.
Na początku mój monitor wahał się, czy należy to uczynić. Myślę, że miał ku temu kilka
powodów. Podchodziłbym do celu w ciemno, w tym sensie, że znałbym jedynie numery
współrzędne sesji, mogłoby się więc wydawać, że nie jest to najwłaściwszy sposób zwracania
się do Jezusa. Najbardziej jednak obawialiśmy się tego, że Jezus mógłby nie zechcieć wziąć
udziału w naszych badaniach i że zignorowałby naszą prośbę o rozmowę. Szczerze mówiąc,
nie wiedzieliśmy co może się wydarzyć.
Problem jeszcze bardziej komplikował fakt, że rozszerzyliśmy cel SRV w stosunku do jego
pierwotnej struktury. Pierwotnym celem SRV było uzyskanie opisowej informacji na temat
miejsca fizycznego poprzez bierny akt obserwacji. Z chwilą, gdy zaczęliśmy poddawać
teleobserwacji istoty myślące, świadomie staraliśmy się z nimi porozumieć. Nie było powodu,
żeby przypuszczać, że nie da się tego dokonać, ponieważ byliśmy w stanie nawiązać kontakt
z istotami niefizycznymi, na które przypadkowo natknęliśmy się podczas teleobserwacji.
Jednak nigdy przedtem dialog nie stanowił celu sesji. Zatem sesja ta pomogła dokonać
znaczącego postępu w rozwoju SRV. Obecnie wiemy z całą pewnością, że naukowej
teleobserwacji można z powodzeniem użyć jako wiarygodnego środka komunikacji.
Rozdział ten obejmuje dane z dwóch sesji, w których naszym celem był Jezus. Prawdę
mówiąc, druga sesja okazała się konieczna, ponieważ mój monitor pod koniec sesji stracił
głowę. Zanim zdążyłem zadać Jezusowi choćby jedno pytanie – przerwaliśmy doświadczenie.
Gdy potem podał mi identyfikację celu, ja również byłem zaskoczony. Nie mogliśmy się
nadziwić, że Jezus nie ma nic przeciwko temu, że zwracamy się do niego o radę w ściśle
kontrolowanych warunkach Typu 4. Zainteresowało nas również to, że chętnie przystał na
rolę nauczyciela w ramach protokołów SRV, w tym sensie, że zanim spotkaliśmy się z nim
twarzą w twarz, urządził dla nas swego rodzaju pokaz.
Data: 2 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8863/8473
Dane wstępne początkowo wskazywały, że cel związany jest z mocną budowlą, wzniesioną
przez człowieka.
C.B.: “Słyszę jakąś maszynerię. Jest ciepło, czuć gorzki smak i zapach dymu. Wyczuwam
tutaj dużo energii i aktywności, skupionych w jednym miejscu. Zapisuję to na AOL jako
'miejsce budowy'".
Przechodzę do szkicu Fazy 3. Rysuję scenerię z budowlami. dymem, pojazdami i czymś w
rodzaju szybu".
MONITOR: “Zapisz to jako własne wnioski i przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Czuję dym, spaleniznę, smród. Miejsce wydaje się zatłoczone. Odbywa
się tu jakaś działalność. Jeśli chodzi o atmosferę emocjonalną, odczuwam gorączkowy
niepokój".
“Widzę teraz co najmniej jeden pojazd. W środku są jakieś istoty. Noszą ubrania – robocze
rzeczy, dżinsy. Na głowach mają kapelusze. Co do emocji, to znowu odbieram panikę
związaną z tym miejscem. Nadal wydaje mi się, że jest to miejsce budowy. Zapiszę to jako
AOL linii sygnału."
MONITOR: “Skup się na budowli".
C.B.: “Poczekaj... Ci ludzie coś robią. Budowlani się spieszą. Przenoszę się teraz w czasie do
przodu... Widzę duży, błyszczący budynek. Odbieram silne AOL linii sygnału. To wygląda jak
ta nowa przychodnia, którą budują tutaj w Uniwersytecie Emory".
MONITOR: “Wejdź do budynku i przeniknij do umysłów ludzi, których tam spotkasz".
C.B.: “Mają tu ważki problem zdrowotny, zmartwienie na skalę planety. Wydaje się, że
istnieje jakieś połączenie między umysłami tych ludzi a Centrum Kontroli Chorób. Doznaję
bardzo silnego AOL. Znam ten budynek. To nowy szpital, który jest w budowie w Emory,
zaraz obok CDC".
MONITOR: “Możesz to zapisać jako AOL. Potem zajmij się problemem zdrowia".
C.B.: “Jest wiele problemów w wielu miejscach świata. To połączenie głodu z chorobą.
Rozwinęły się nowe choroby, nowe formy bakterii, nowe wirusy, nawet mutacje
popromienne. Ludzie w szpitalu usiłują wymyśleć jakieś sposoby opanowania sytuacji, która
wymyka im się spod kontroli".
MONITOR: “Skup się na motywie przewodnictwa / pomocy".
C.B.: “OK. Poczekaj. Ludzie muszą wrócić do podstaw życia. Wychodzi na to, że doraźna
pomoc techniczna na nic się nie przyda".
“Poczekaj, coś się dzieje. Teraz widzę, że informacje z całej sesji pochodzą od jakiejś istoty.
Podchodzę do niej. Hmm. Jest półprzeźroczysta. Ma na sobie szatę, a jej włosy sprawiają
wrażenie utkanych ze światła. Czuję potężną obecność duchową. Ten człowiek to chyba
Jezus. Zapiszę to jako AOL linii sygnału. Odczuwam teraz wielką miłość, promieniującą od
tej postaci."
“Mówi mi, że sytuacja została tak zaaranżowana, by nie istniało żadne rozwiązanie problemu.
Chodzi o to, żeby wyrwać ludzi z ich fizycznej matni i w ten sposób ocalić rasę."
Komentarz
W tym punkcie sesji dało się zauważyć zmianę w głosie mojego monitora. Wydawał się
zdenerwowany i szybko zdecydował o zakończeniu sesji. Zapytałem go, jaki był cel, a on po
chwili odpowiedział: “Jezus".
Wciąż jeszcze będąc w stanie bilokacji, odparłem:
“Jezus? Nie żartujesz? Tym celem naprawdę był Jezus? Co on tam robił?"
Mój monitor powiedział mi tylko, że to wielka chwila w jego życiu i w rozwoju
teleobserwacji, oraz że musi przerwać rozmowę telefoniczną i przemyśleć następstwa tego
wydarzenia.
Zanim odłożył słuchawkę, wypaliłem: “Ale ten człowiek wydawał się raczej przyjazny i
wyczułem u niego poczucie humoru. Miałem też wrażenie, że chciałby się ze mną spotkać
ponownie. Przecież nie zdążyłem Go zapytać ani o Marsjan, ani o Szarych!"
Mój monitor chciał się wyłączyć i przemyśleć to wszystko, więc się wycofałem. Kiedy
powróciłem ze stanu bilokacji, zacząłem sobie zdawać sprawę z doniosłości tej sesji. Po
pierwsze pokazała, że można z powodzeniem obrać za cel osobę, która kiedyś istniała
fizycznie i umarła. Po drugie okazało się, że SRV to świetny sposób porozumiewania się
między dwoma istotami (to znaczy między teleobserwatorami i kimś innym). Po trzecie stało
się oczywiste, że obierana za ceł osoba może czasami kontrolować przepływ informacji jakie
docierają do teleobserwatora. W tym konkretnym przypadku, Jezus, zanim się ujawnił, zabrał
mnie w podróż ukazującą zdrowotne problemy planety. Chciał nauczyć nas czegoś przy
pomocy doświadczenia, a nie wykładu, zaaranżował więc pouczającą sytuację. Zdawałem
sobie sprawę, że również inne osobistości, które dodaliśmy do listy mogą zdecydować się na
zastosowanie podobnych technik porozumiewania się. Nie miałem pojęcia, kiedy mój monitor
zaskoczy mnie nowymi celami, ale byłem pewny, że mogę oczekiwać kolejnej niespodzianki.
Zaprezentowana nam lekcja sama w sobie ma ogromne znaczenie. Najwyraźniej istnieje jakiś
związek pomiędzy problemami zdrowotnymi, jakim ludziom przyjdzie stawić czoło, a
działalnością na Ziemi ET. Wydawało się, że ktoś rozpisał już role w tym skomplikowanym
przedstawieniu obejmującym wiele postaci i grup. A chodzi o to, by zmusić ludzi do zmiany
zachowania i podejścia do pewnych spraw, aby potem wprowadzić ich do szerszej
społeczności galaktycznej i wdrożyć do obowiązków obywateli galaktyki. Ale wówczas były
to jedynie spekulacje. Żeby wyciągnąć ostateczne wnioski, musiałem dowiedzieć się czegoś
więcej.
W około dwa tygodnie po pierwszej, monitorowanej sesji, której celem był Jezus,
zdecydowałem sieją powtórzyć, tym razem w warunkach danych Typu 1 (solo i w oparciu o
dane wstępne). W tym czasie już dość biegle posługiwałem się protokołami SRV, a moje
umiejętności uzyskania dokładnych danych Typu 1 nie pozostawiały wątpliwości. Tak jak
podczas innych sesji wykorzystujących dane Typu 1, przedstawiam informacje w formie
narracji.
Data: 14 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Moje początkowe wrażenia wiązały się z kolorami: niebieskim, białym i żółtym. Miejsce było
przestronne. Wyczułem coś rozległego i łukowatego. W późniejszych etapach sesji
odbierałem ogromną energię, której towarzyszyło niezwykłe poczucie spokoju. Początkowy
obraz stanowiło duże okrągłe ciało, tworzące świetlną i promieniującą energią poświatę.
Podążyłem za sygnałem do światła.
Niedługo potem, zacząłem dostrzegać istoty i wyraźnie zrozumiałem, że na mnie czekają.
Znowu owładnęło mną panujące wokół poczucie spokoju. Czułem się, jakbym przebywał w
jakiejś strefie chronionej, miejscu zdrowienia (z czego, nie wiem).
Idąc dalej za sygnałem, zbliżyłem się do twarzy przypominającej ludzką. Było tam pięć
innych istot. Wszystkie nosiły białe, prześwitujące szaty, przez które wszystko można było
zobaczyć. Namierzyłem centralną postać i zadałem pytanie, czego ode mnie chcą. Dali mi do
zrozumienia, że chcą mnie gdzieś zabrać i żebym poszedł za nimi.
Udaliśmy się do dużego pomieszczenia o półprzeźroczystych ścianach. Było tam wiele
innych istot. W tym momencie doznałem silnego AOL, że była to kwatera główna Federacji,
którą odwiedziłem wcześniej. Zdałem sobie sprawę, że obraz, jaki pojawił się na początku
sesji w formie dużego, okrągłego, promieniującego energią ciała przypominał ciało, które
dostrzegłem, zbliżając się do kwatery głównej w poprzedniej sesji. Wszyscy w pokoju nosili
takie same półprzeźroczyste szaty jak owe pięć istot, które spotkałem wcześniej.
W tym momencie doznałem dwóch silnych impulsów typu AOL. Po pierwsze, wydawało mi
się, że była to jakaś główna sala dowodzenia. Po drugie, odniosłem nieodparte wrażenie, że
była to kwatera główna typu wojskowego, w której wydawano rozkazy i sprawowano
kontrolę nad różnymi działaniami. W sali były też stoły i krzesła.
Stanąłem twarzą w twarz z tym samym ociężałym człowiekiem, przypominającym Buddę, z
którym miałem do czynienia w czasie mojej poprzedniej wizyty w kwaterze głównej
Federacji. Odniosłem wrażenie, że w jakiś sposób zarządzał tym miejscem. Kazał mi
przeniknąć do swego umysłu, co zaraz uczyniłem.
Po wejściu do jego umysłu, znalazłem się jednocześnie w innym wymiarze czy innej sferze.
To było tak, jakby jeden wymiar znajdował się za drugim. W tym innym miejscu skupiłem się
na pojęciu przewodnictwa, gdyż to właśnie ono doprowadziło moją nieświadomość do Jezusa
w trakcie poprzedniej sesji. Wtedy ujrzałem jego twarz. Czułem wyraźnie, że był zadowolony,
iż sam wróciłem, żeby się z nim spotkać (to znaczy w sesji solo).
Żeby uzyskać informacje od Jezusa w ramach struktury protokołów SRV, skupiłem się na
stosunkach ludzi z Szarymi. Odpowiedź, jaką otrzymałem, była bardzo wyraźna, a nawet
autorytatywna. Powiedział, że wszelkie spotkania ludzi z innymi istotami leżą w jego planie.
Następnie stwierdził, że mamy pomóc jego dzieciom, kiedy do nas przyjdą.
Nie rozumiałem, co Jezus miał na myśli, mówiąc o “swoim planie" czy “swoich dzieciach".
Być może użył słów zrozumiałych dla szerszego grona, z którego część uważa go za postać
religijną. Podejrzewam, że znaczenie jego słów nie było takie proste czy dosłowne.
Czytelnicy mogą je różnie interpretować.
Jezus powiedział następnie, że my – ludzie jesteśmy obdarzeni wolną wolą i umiejętnością
wyboru, która sprawi, że będziemy wiedzieć, jak postąpić z Szarymi. Odniosłem jednak
wyraźne wrażenie, że wybory, jakich dokonamy, w dużym stopniu określą naszą przyszłość.
Skoncentrowałem się następnie na naszych relacjach z Marsjanami i uzyskałem podobną
odpowiedź, jak w przypadku Szarych.
Potem skupiłem uwagę na pojęciu umysł i Sidhis. Jezus dał na to bardzo jasną odpowiedź.
Powiedział, że istnieją niezliczone sposoby doprowadzania ducha do źródła. Przypomina to
rzekę i jej dopływy. Nie ma jednej drogi, a praktykowanie Sidhis nie stanowi jedynego
sposobu duchowej ewolucji człowieka. Dodał jednak, że medytacja jest korzystna dla
ludzkiego umysłu, aczkolwiek niektóre jego typy widzą niefizyczną rzeczywistość bez
uciekania się do ćwiczeń typu Sidhis. Metoda Sidhis jest zdecydowanie pożyteczna dla ludzi,
natomiast nie dowiedziałem się, czy ma ona zastosowanie w układach pozaludzkich.
Skierowałem teraz nieświadomość na niebezpieczeństwa i otrzymałem odpowiedź, że
chciwość jest śmiercią dla człowieka. Nie idzie w parze z pozostałymi sferami życia. Miłość i
chciwość są jak olej i woda – nigdy się ze sobą nie zmieszają. Nie odniosłem wrażenia,
jakoby Jezus moralizował. To było zwykłe stwierdzenie życiowej prawdy.
Jeżeli chodzi o ekologię, Jezus powiedział, że Bóg może tworzyć i odtwarzać życie. Celem
życia jest ewolucja. Podążając tym tropem, zapytałem o Federację Galaktyczną. Jezus
odrzekł, że istoty zaangażowane w Federację stoją na wyższym poziomie ewolucyjnym niż
ludzie. Pracują one nad podniesieniem własnej ewolucji, a działalność ich jest tak samo
ważna jak nasza. Co więcej, podkreślił, że nie pracują one specjalnie dla niego. Pracują dla
siebie, dla swojego wzrostu. Jednak w większym stopniu niż ludzie postrzegają swój postęp
jako drogę prowadzącą do przeznaczenia boskiego.
Zapytałem następnie Jezusa, dlaczego znalazłem do niego drogę poprzez istoty z Federacji.
Odparł, że stało się tak z powodu książki, którą piszę. Chciał mi w tym pomóc, ponieważ
stanowi ona mój wkład w ewolucję. Poczułem, że jest to maty czyn, który może pomóc wielu
innym. Nikt nie może posunąć się do przodu, o ile nie pomoże innym, którzy chwilowo
pozostają w tyle. To prawo ewolucji; egoizm i chciwość są jego przeciwieństwem.
Zapytałem następnie, czy ludzie powinni współczuć Szarym i Marsjanom. Odpowiedź
brzmiała: tak. To idea pomocy innym. Chęć niesienia pomocy nie powinna znać żadnych
granic. To jedno z najbardziej podstawowych przykazań. Uprzedzenia – rasowe, gatunkowe
czy jakiekolwiek inne – po prostu nie mają prawa bytu u bardziej rozwiniętych form. Oto
wyzwanie dla ludzi:
wyrosnąć ponad własne intelektualne ograniczenia i nawyki przeszłości, które w ostatecznym
rozrachunku okaleczają naszą wolność.
W tym momencie podziękowałem Jezusowi i zakończyłem sesję. W moich notatkach z sesji
podkreśliłem, że ogólny jej wydźwięk miał przełożenie praktyczne.
Komentarz
Jezus jest mocno zatroskany ewolucyjnym wzrostem ludzi. Co więcej, gotów jest
bezpośrednio uczestniczyć przynajmniej w niektórych ludzkich przedsięwzięciach, mających
na celu ustanowienie kontaktu.
Z racji tego, że jest on ważną postacią historyczną, posługując się SRV, zasięgnąłem jego
opinii co do doniosłych wydarzeń naszych czasów. Z odpowiedzi, jakiej mi udzielił,
wynikało, że nic wielkiego się nie dokonało, a wyniki, które uzyskałem, w żaden sposób nie
stanowią wyzwania dla istniejących koncepcji religijnych. Na przykład, nie trzeba koniecznie
wierzyć, że Jezus stanowi chrześcijańską koncepcję Boga, żeby uznać jego poglądy za
interesujące. Wiara taka niczego tu nie zmienia. Jezus istniał kiedyś na Ziemi jako istota
fizyczna, a jego postać subprzestrzenna nadal żyje i ma się dobrze. Zjawisko to dotyczy
zresztą każdego z nas – nasze subprzestrzenne postacie przeżyją swoje fizyczne ciała.
Następne rozdziały przedstawiają dane dotyczące spotkań z takimi postaciami, jak Budda i
Guru Dev. Mój stosunek do nich wynika częściowo z szacunku dla roli, jaką odegrali w
rozwoju ludzkiej kultury na przestrzeni wieków. Przede wszystkim jednak uważam, że
mądrze jest pytać o radę światłych ludzi.
W dalszych rozdziałach kontynuuję wątek rad, jakich udzielił nam Jezus odnośnie ET i
sposobu, w jaki możemy wpływać na własną ewolucję. Na razie niech wystarczy, jeśli
powiem, że nie milczy w tej sprawie. Pragnie, abyśmy współpracowali z Szarymi i
Marsjanami, przy czym nie powiedział mi, że to jest po prostu dobry pomysł. Otrzymałem
bardzo wyraźne przesłanie, którego nie sposób porównać do żadnych przekazów, jakie do tej
pory udało mi się uzyskać w trakcie teleobserwacji. Rzecz nie w tym, że powinniśmy
współpracować z ET. My musimy to robić.
ROZDZIAŁ 16: PRZYCZYNA UPADKU WCZESNEJ CYWILIZACJI SZARYCH
Jednym z podstawowych celów moich badań jest zrozumienie wczesnej cywilizacji Szarych.
Chciałem dowiedzieć się czegoś o ich świecie, najważniejszych wydarzeniach w ich historii i
największych wyzwaniach, jakie stanęły przed nimi jako kulturą.
Rozdział ten prezentuje dane z trzech oddzielnych sesji. Pierwsza z nich była monitorowaną
sesją w ciemno (dane Typu 4), w której hasło brzmiało “Szarzy / wczesna cywilizacja". Dwie
pozostałe sesje zostały przeprowadzone solo w ramach danych Typu 1. Druga sesja, którą
relacjonuję, była w zasadzie pierwsza w kolejności – miała miejsce około sześć miesięcy
przed sesją w ciemno, którą odbyłem z monitorem.
Data: 16 czerwca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4923/8216
Dane wstępne wskazywały na złożony cel, na który składał się suchy ląd, ciało płynne i
sztuczne budowle.
C.B.: “Widzę kolory niebieski i czarny. Powierzchnie są mokre i błotniste. Chłodno. Czuję
smak soli. Unosi się zapach ryb i słychać odgłosy rozbryzgującej się wody".
“Na płaskiej powierzchni znajduje się jakaś budowla. Rysuję ją w szkicu Fazy 3.
Powierzchnia wydaje się mokra; to chyba zbiornik wody. Budowla jest mocna."
Monitor każe mi się przemieścić na szczyt budowli.
“Pod budowlą wyczuwam silną spiralną energię. Jakby przewód wentylacyjny."
Rysuję kolejny szkic Fazy 3, przedstawiający konstrukcję na powierzchni wody. Pod
konstrukcją widać duży wir spiralnej wody, przypominający wir wodny. Woda wokół
konstrukcji (na zewnątrz wiru) jest bardzo wzburzona.
MONITOR: “Courtney, przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Jestem teraz w matrycy. Nie ma wątpliwości. To jest wir. Pełno tu wody i
dużo mocy. Są tu również jakieś istoty. Odnoszę wrażenie, że wykonują określoną robotę
związaną z przystosowaniem środowiska".
“Posuwam się w kierunku wiru. Uwalnia się tu ogromna energia spowodowana olbrzymią
objętością wody. Wir zasysa w dół."
“Te istoty przypominają ludzi. Wchodzę teraz na konstrukcję. To jakiś obiekt ET, może statek,
ale niekoniecznie kosmiczny. Wracam do istot. Ich praca związana jest z oceanami. Dotyczy
zróżnicowania ryb w zależności od środowiska oceanicznego. Chodzi o uratowanie lub
przechowanie czegoś, albo przygotowanie się do jakiejś zmiany. Wyczuwam pewien niepokój
związany z niszczeniem środowiska biologicznego."
“Jestem teraz w budowli, przyglądam się jej od wewnątrz. Znajduje się tu komputer czy
tablice kontrolne, ale nie tak skomplikowane jak na innych statkach ET. Wygląda na to, że
wnętrze statku jest gościnne i sterylne. Pachnie czystością."
“Przyglądam się teraz istotom. To z całą pewnością humanoidzi. Przybliżam się.
Przypominają Szarych, chociaż w ich wyglądzie jest jakaś różnica. Nie mają takich dużych
oczu, ale to na pewno Szarzy. Ich oczy są zapadnięte."
“Chyba mnie zauważyli. Wydają się zaskoczeni moją obecnością. To niezwykle. Nigdy
przedtem nie dziwiłem żadnego Szarego."
“Mam wrażenie, że odnoszą się do mojej wizyty z szacunkiem i że zostali pouczeni przez
zwierzchników, żeby ze mną współpracować."
MONITOR: “Co możesz powiedzieć na temat ich ubrania? Co oni noszą?"
C.B.: “Mają na sobie uniformy, a nawet insygnia. Szkicuję je teraz. Hmm. Takie same
insygnia widziałem na mundurach Szarych, którzy uratowali Marsjan na Marsie. Coś o
kształcie serca z wężem w środku. Insygnia te są symbolem ich jednostki albo korpusu".
“Wnikam teraz do ich umysłów. Czuję jakąś pustkę, tak jakby moje rozumienie nie pasowało
do ich mentalności. Ale to poczucie pustki nie jest tak silne jak w przypadku Szarych, z
którymi miałem do czynienia wcześniej."
MONITOR: “Spróbuj wydobyć od nich informację, gdzie przebywają".
C.B.: “W porządku... Są trochę zaniepokojeni. Obawiają się, że taka informacja mogłaby
spowodować jakieś zamieszanie i być może przysporzyłaby im kłopotów. Nie naciskam, ale
czuję, że mógłbym to zrobić. W każdym razie nie jest to Ziemia".
Monitor każe mi się przemieścić do macierzystego portu statku.
“Mam coś na kształt miasta, o dużych przestrzeniach, które widać z mojej obecnej
perspektywy. Są tu budynki, gładkie i błyszczące. Wiele budynków kończy się szpicem, jak
wieże. Unosi się cierpki zapach sadzy. Odbieram silne AOL, że to jest dom Szarych."
MONITOR: “Courtney, zbadaj znaczenie insygniów na mundurach".
C.B.: “Insygnia stanowią symbol korpusu ratowniczego. Wydarzyła się jakaś
katastrofa/klęska i ta jednostka próbuje coś uratować. Wyczuwam wyraźnie, że ta konkretna
jednostka lub korpus ma swoje początki w okresie upadku wczesnej cywilizacji Szarych".
MONITOR: “Zbadaj ten upadek".
C.B.: “Poczekaj. Czuję zapach spalenizny, ostry i śmierdzący. Tu następuje jakieś ogromne
zanieczyszczenie środowiska".
MONITOR: “A co z ich przewodnictwem?"
C.B.: “To społeczeństwo Szarych ma orientację bardzo egoistyczną. Zinstytucjonalizowało
pogoń za zyskiem. Panuje przekonanie, że to normalne brać, czego się pragnie, nie zważając
w ogóle na dobro ogółu. Odbieram dziwne AOL. Wydaje mi się, że w subprzestrzeni nastąpił
jakiś bunt. Zapiszę to jako AOL linii sygnału, 'coś podobnego do Buntu Lucyfera'"(Niektórzy
teleobserwatorzy uzyskali dane, z których wynika, że Lucyfer i Szatan są (a może byli)
dwiema prawdziwymi, oddzielnymi istotami zamieszanymi w wojnę w subprzestrzeni, co nie
wyszło im na dobre. Wcześni mistycy najwyraźniej widzieli niektóre z tych wydarzeń i
odnotowali je w swoich pismach. Później włączono je do wierzeń religijnych).
MONITOR: “Po prostu to zapisz. Nie próbuj niczego interpretować. Idź dalej. Zbadaj
pojęcie klęski / ratunku / wyzdrowienia".
C.B.: “Społeczeństwo same zmobilizowało korpus ratowniczy. To ci, którzy nosili insygnia.
Poczekaj, coś się zmienia... Złapałem teraz bezpośredni kontakt z Szarym, który ma za
zadanie pomóc mi zrozumieć, co się dzieje. Spostrzegł, że jestem trochę zdezorientowany w
tej sesji i uważa, że Szarzy powinni wyjaśnić mi najważniejsze sprawy. Znowu widzę
budynki. Robię teraz lepszy szkic tego miejsca".
“Podążając za sygnałem, skupiam się na upadku środowiska. Ma tu miejsce totalne
zanieczyszczenie. Te istoty dosłownie pływają w swoich odchodach. Cała ich świadomość
skierowana jest na samozadowolenie."
“Badam teraz kwestię seksu. Wygląda na to, że ma on dla nich znaczenie podstawowe."
“Teraz jedzenie. Jedzenie produkuje się masowo. Dużo istot trzeba wyżywić, dosłownie
biliony. Z czasem jedzenie na skutek stosowania nowoczesnych technologii zaczęło odbiegać
od pożywienia naturalnego. Pierwotnie źródłem pożywienia były oceany. Wydaje mi się, że
oni jedzą ryby."
“Znowu podążam za sygnałem. Czuję, że te istoty uległy demoralizacji z powodu jakiejś
subprzestrzennej wojny. Tak jakby uwiódł je jakiś arogancki, buntowniczy i bardzo potężny
przywódca. Potem poczuli się zdradzeni, ale zniszczenie posunęło się już za daleko. Sami
musieli leczyć się z ran."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Zakończmy sesję".
C.B.: “A celem było...?"
MONITOR: “Szarzy / wczesna cywilizacja".
Przedstawione powyżej dane zostały potwierdzone w sesji solo (dane Typu 1), którą
przeprowadziłem, nagrałem sześć miesięcy później, 3 grudnia 1993 roku. Podczas
poprzedniej sesji widziałem bardzo przeludnione i zanieczyszczone miasto. Panująca w
świecie Szarych atmosfera wydawała się przykra, według norm ziemskich nawet zgryźliwa i
to było nienaturalne.
Jeśli chodzi o samych Szarych, to w ich wczesnym społeczeństwie odnotowałem pewne
wyrażenia dźwiękowe. Z ich ust wydobywały się ciekawe, szczebiocące dźwięki. Odniosłem
też wrażenie, że psychika Szarych tamtej ery była bardziej zbliżona do psychiki ludzkiej.
Wcześniejsi Szarzy mieli oczy mniejsze niż Szarzy działający obecnie na Ziemi. Ich skóra
była jasna i gładka, i marszczyła się pod wpływem dotyku. Nie zauważyłem u nich żadnych
włosów. Co do seksualności, wcześni Szarzy odznaczali się bardzo silnym temperamentem,
co zawężało ich wrażliwość na inne sfery życia.
W trakcie poprzedniej sesji zobaczyłem też, że dzieci Szarych mają kłopoty zdrowotne w
wyniku zanieczyszczeń środowiska. Szarzy zaczęli odczuwać problemy związane z
prokreacją. Rodzili, lecz z wielką trudnością. Poza tym, nie zdawali sobie dokładnie sprawy z
sytuacji, w jakiej się znaleźli, ponieważ stanowili społeczeństwo dość naiwne, jeśli idzie o
świadomość własnych problemów (podobnie jak ludzie dzisiaj).
Po monitorowanej sesji, zdecydowałem się już po raz trzeci obrać ten sam cel, aby uzupełnić
parę istotnych szczegółów, które umknęły mi wcześniej. Tak więc, w warunkach Typu 1, 20
czerwca 1994 roku ponownie namierzyłem cel “Szarzy / wczesna cywilizacja".
Na początku sesji ponownie zlokalizowałem wir w oceanie, który widziałem w czasie sesji
monitorowanej. Bardziej szczegółowe badanie ujawniło, że było to urządzenie do produkcji
pożywienia. Skupiając się na Szarych w budowli, stwierdziłem, że według ziemskich norm,
mają dość małe genitalia. Zarówno mężczyźni jak i kobiety pracowali razem, na, jak się
wydawało, partnerskich układach. Prowadzili co najmniej ożywione życie seksualne.
Rzeczywiście, aktywność seksualna ludzi zdecydowanie blednie wobec seksu Szarych, tak
pod względem częstotliwości współżycia, jak i ilości partnerów. Szarzy mieli znakomicie
rozwiniętą telepatię, co znacznie wzbogacało akt seksualny.
Co do samego świata, w którym żyli, zauważyłem, że została skażona atmosfera. Zdrowie
Szarych było wystawione na duże niebezpieczeństwo, nie tylko z powodu zanieczyszczenia,
lecz również wskutek promieniowania.
W tym punkcie sesji solo, zacząłem badać przyczynę problemów Szarych ze środowiskiem.
Było jasne, że zaszła jakaś pomyłka ewolucyjna. Skupienie się na jaźni w celu osiągnięcia
samozadowolenia doprowadziło do dysfunkcji w zachowaniu ogromnej większości Szarych.
Wydaje się, że nie istniało nic, co mogłoby zrównoważyć pęd w kierunku fizycznej
przyjemności, jaki dominował w ich psychice.
Podążając dalej za sygnałem, skupiłem się na duchowości. W tym momencie sesja uległa
zmianie. Zacząłem dostrzegać świetlaną istotę z subprzestrzeni. Czułem, że ta bezpostaciowa
istota była bardzo potężna w jakiś nie znany mi sposób. Początkowo dostrzegałem w niej
zarówno ciemne jak i jasne miejsca, przy czym sama istota nie wydawała się życzliwa.
Następnie skoncentrowałem się na czynnikach zewnętrznych, odpowiedzialnych za problemy
Szarych i doznałem przemieszczenia. Znalazłem się w miejscu, które potrafię opisać jedynie
jako warstwę życia subprzestrzeni, w którym przebywały tłumy istot niefizycznych. W tej
warstwie życia panował ogromny ruch, przypominający scenę z Grand Central Station na
Manhattanie w godzinie szczytu. Ogrom tej aktywności i chaos, jaki panował w tej warstwie
życia, był przytłaczający. Badając związek między tymi subprzestrzennymi istotami a
Szarymi, doszedłem do wniosku, że istoty owe były Szarymi przed ich narodzinami w ciałach
fizycznych.
Odkryłem strukturę organizacyjną wśród istot zamieszkujących subprzestrzeń i podążając w
tym kierunku, odkryłem, że panuje u nich sztywny i hierarchiczny porządek społeczny.
Kontrola ich życia w ramach tej hierarchii miała nieomal charakter wojskowy. Otrzymywali
rozkazy i wypełniali je. Co dziwne, nakazywano im pobłażanie samym sobie i unicestwienie
(zarówno w subprzestrzeni jak i po narodzinach fizycznych).
Idąc dalej za sygnałem, natrafiłem na przywództwo organizacji. Znalazłem się w centrum,
dowodzenia i kontroli subprzestrzeni. W tym czasie było tam około dziesięciu istot.
Wydawało się, że cztery lub pięć z nich sprawuje większą władzę niż pozostałe. Wewnętrzny
układ budynku zorganizowany był na podobieństwo biura i stało się jeszcze bardziej
oczywiste, że dominuje tu sztywny wojskowy dryg. Podążałem dalej za sygnałem, aż
dotarłem do przywódcy organizacji. Była to ta sama bezpostaciowa istota o jasnych i
ciemnych cechach, którą widziałem wcześniej.
Wniknąłem do jej umysłu i stwierdziłem, że jest on niewiarygodnie mroczny. Coś tu nie
grało. Tak jakby istota ta była psychicznie chora.
Zacznę od tego, że patologicznie bała się śmierci. W swoim sposobie myślenia uważała, że
walka militarna i podbój są koniecznymi elementami przetrwania. Wiedziała, że zostały
popełnione błędy i bała się kary. Przywódca ten zdawał się być niezdolny do obmyślenia
planu pojednania, bowiem na przeszkodzie stał jego strach. Potem stało się dla mnie jasne, że
był on terrorystą.
Badając dalej umysł subprzestrzennego terrorysty dowiedziałem się, że miał zamiar zniszczyć
świat Szarych. Jego celem było zaszczepienie strachu w innych częściach królestwa, co
osłabiłoby siły opozycji. Strach był jego kluczową bronią. Intencje przywódcy można by
wyrazić, porównując dusze Szarych do zakładników, przetrzymywanych w czasie kryzysu.
Ów ciemny umysł chciał wynegocjować układ, dający mu prawo do zachowania osobowości,
a jednocześnie dokonywania w niej dowolnych zmian. Sprawowałby kontrolę nad swą własną
dominacją. Chciał uczynić się władcą – absolutnym dyktatorem.
Naprawdę przywódca pragnął uwielbienia swojej osoby. Potrzeba ta wiązała się ze słabością
w strukturze jego osobowości. Potrzebował uwielbienia, żeby dopomóc swej rozdartej
osobowości. Miał problemy z niską samooceną.
Gdy dokonywałem obserwacji, poczułem, jak istota ta zwraca na mnie swą uwagę. Żeby mnie
odnaleźć, musiała przenieść się w czasie i przestrzeni. Potem poczułem jak “zstępuje" do
mojego biura, niczym ciemna plama i otacza mnie siedzącego przy biurku.
Ku swojemu zaskoczeniu, nie czułem żadnego strachu. Po prostu ją badałem, a ona badała
mnie. Po paru sekundach obserwacji (może po trzydziestu) odeszła. Byłem dla niej byle kim,
istotką bez znaczenia, która nie zagraża jej działalności czy rządom. Krótko mówiąc byłem
dla niej chwastem.
Komentarz
Upadek cywilizacji Szarych ma najwyraźniej związek z subprzestrzenią. Chociaż nie
rozumiem wszystkich wydarzeń, które doprowadziły do upadku, nie mam wątpliwości, że to
Szarzy “zabili" swoją planetę. Potem musieli obmyśleć strategię przetrwania. Ponieważ ich
obecny wygląd fizyczny różni się od tego we wcześniejszym okresie, należy przypuszczać, że
za tę metamorfozę są odpowiedzialne późniejsze doświadczenia. Wzrost wielkości ich oczu
sugeruje, że zaczęli żyć w ciemniejszym środowisku, np. pod ziemią, co wydaje się logiczne,
zważywszy, że środowisko na powierzchni ich świata znajdowało się w stanie rozkładu.
Obecny brak aktywności seksualnej Szarych sugeruje, iż pozbyli się oni tego fizjologicznego
procesu. Rzeczywiście, sprawiają wrażenie genetycznie wykastrowanych. Być może
powodem tego była konieczność kontrolowania populacji. Jednakże oznacza to również, że
rozwinęli inne sposoby prokreacji, wykorzystując najróżniejsze środki podtrzymywania
płodu. Koncepcja ta koresponduje z relacjami o dzieciach z probówek i płodach w
inkubatorach, które pojawiają się ciągle w literaturze na temat porwań przez UFO (patrz
Mack 1993 i Jacobs 1992).
Być może jednak skreślili oni seksualność z innego powodu. Bo nie tylko przestali rozmnażać
się seksualnie, ale także wykorzenili psychiczny popęd, który kazałby im angażować się w
działalność seksualną. Według mnie, doświadczenia Szarych w czasie upadku ich wczesnej
cywilizacji zmusiły ich do przemyślenia, co kryło się za tą dysfunkcyjnością.
Prawdopodobnie uznali, że był to nadmierny popęd seksualny, że to on doprowadził do tych
kłopotów. Projekt manipulacji genami – początkowo mający na celu szybką adaptację do
nowego, trudniejszego środowiska – mógł zostać rozszerzony na seksualne funkcjonowanie
ich umysłów.
Na koniec pragnę zauważyć, że niektóre z moich obserwacji i analiz korespondują z
koncepcjami Royala i Priesta (1992), którzy oparli swe badania na danych z channelingu.
Pozostaje wiele pytań związanych z upadkiem wczesnej cywilizacji Szarych. Mało wiemy na
temat przywódcy buntu, który, jak się wydaje, układał scenariusz upadku. Wygląda na to, że
sam upadek był aktem terroru. Ale przeciwko komu walczył przywódca buntu? Jakie
popełniono błędy, że szukał on sposobu przetrwania właśnie w buncie? Pozostaje również
niejasne, w jaki sposób aktywność subprzestrzeni uległa przełożeniu na świat fizyczny.
Możliwe, że fizjologia wczesnych Szarych pozwalała na bardziej swobodne przenikanie z
jednego wymiaru do drugiego.
Trudno również stwierdzić, kim były istoty, które wykonywały rozkazy terrorysty? Formą
przypominały nieco ludzi, ale nie da się tego powiedzieć o samym przywódcy buntu. Czy
bezpostaciowa forma w większym stopniu umożliwiała przywódcy szerzenie terroru?
Po prostu nie znam odpowiedzi na te pytania. Ale jedna rzecz jest pewna. Upadek wczesnej
cywilizacji Szarych nie był procesem prostym. Złożyły się nań zarówno aspekty fizyczne jak i
subprzestrzenne. A my postąpilibyśmy mądrze, gdybyśmy przez wzgląd na własne
przetrwanie, wyciągnęli lekcje z wszystkich ich błędów. W obydwu wymiarach.
ROZDZIAŁ 17: STAR TREK A TRANSFORMACJA LUDZKIEJ KULTURY
Podczas ostatnich dwóch lat, w czasie których prowadziłem badania do tej książki, często
uderzały mnie podobieństwa między wieloma koncepcjami, prezentowanymi w telewizyjnym
serialu Star Trek: następne pokolenie a danymi o działalności prawdziwych ET, uzyskanymi
na drodze teleobserwacji. Po telewizyjnej transmisji ostatniego odcinka wiosną 1994 roku,
poprosiłem mojego monitora o wpisanie na naszą listę nowego celu, który pomógłby
rozwiązać kwestię wpływu ET na serial Star Trek.
Moim pierwotnym zamiarem było dowiedzieć się, czy ET w jakiś sposób manipulują
umysłami pisarzy, podsuwając im pomysły. Przypuszczałem, że istoty pozaziemskie pragną,
by ludzka kultura stała się bardziej otwarta na zawiłości życia galaktyki, a popularny
telewizyjny hit był jednym ze sposobów, w jaki mogły one pośrednio kształtować zbiorową
mentalność szerszej publiczności w tym względzie. Oglądany przez tak wielu młodych ludzi
Star Trek był filmem, który świetnie się do tego nadawał. Pojawiające się w nim koncepcje
trafiały do przekonania i w jakiś sposób kształtowały świadomość ludzi. Jak się okazało, mój
monitor podejrzewał tego typu manipulację ET na hollywoodzkich produkcjach już od
dłuższego czasu, a niektórzy członkowie wojskowej grupy teleobserwatorów podzielali jego
zdanie.
Rozdział niniejszy przedstawia wyniki dwóch sesji teleobserwacji. Pierwsza z nich to
monitorowana sesja w ciemno, w której w warunkach Typu 4 wyznaczono mi cel związany ze
Star Trek. Druga to sesja solo, przeprowadzona w układzie Typu 1. Przeprowadziłem ją, żeby
uzyskać odpowiedzi na parę ważnych pytań, które wynikły podczas pierwszej sesji.
Data: 1 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8074/7435
Dane wstępne (tym razem aż do początku Fazy 4) wskazywały, że są dwa miejsca
bezpośrednio związane z celem. Jednym z nich był świat Szarych. Monitor polecił mi najpierw
skierować uwagę na drugie miejsce.
C.B.: “Widzę kolory: czarny, szary i brązowy. Powierzchnie są nierówne i gładkie, niektóre
płaskie, inne o bogatym ulistnieniu. Jest ciepło, a w niektórych miejscach chłodno. Czuję
lekki smak soli i zapach kurzu".
Szkicuję scenę z konstrukcją przypominającą budynek oraz jakieś ulistnienie, a następnie
przechodzę do Fazy 4, żeby uzyskać bardziej szczegółowe dane.
“W porządku. Mamy tu drzewa. Jakiś lasek, nieduży. Jest tu również woda, przypominająca
rzekę lub strumień. Nurt jest dość silny."
“Widzę też jakąś budowlę. Wchodzę do niej. Widzę jakieś istoty. Dużo istot. To ludzie.
Wszyscy noszą modne garnitury biznesmenów. Hmm. Rozszerzam teraz świadomość, gdyż
zauważyłem, że w pokoju znajduje się też wiele istot niefizycznych. O rany, ile tu aktywności
subprzestrzennej. Czuję, że niefizyczne istoty wiedzą, że się tu znajduję, ale nie jestem w
centrum ich zainteresowania. Są zajęte pracą z ludźmi."
“Wygląda na to, że istoty subprzestrzenne interesują się nie tyle znajdującymi się w budowli
ludźmi, co czynnościami, które oni wykonują. W jakiś sposób działalność ta wiąże się ze
zmianami na Ziemi, zarówno na lepsze jak i na gorsze."
MONITOR: “Ile jest istot subprzestrzennych?"
C.B.: “Dużo. Może dziesięć lub więcej. Wyglądem przypominają ludzi. Noszą białe,
świecące szaty".
Monitor nakazuje mi przenieść się do drugiego miejsca, wskazanego we wstępnych
procedurach sesji. To miejsce również znajduje się w świecie Szarych. Docierając tam,
doznaję przemieszczenia w czasie. Czytelnikom pragnę przypomnieć, że w subprzestrzeni
czas jest symultaniczny i wydarzenia z przeszłości lub przyszłości w jednym miejscu mogą
bez trudu oddziaływać na teraźniejszość w miejscu zupełnie innym.
W Fazie 6, zaczynam badać, co łączyło świat Szarych z istotami niefizycznymi i ludźmi w
budowli na Ziemi.
“Istoty niefizyczne znajdujące się w budowli były kiedyś ludźmi. Widzę, że ściśle
współpracują z Szarymi w przedsięwzięciu dotyczącym fizycznych ludzi na Ziemi."
“Ze świata Szarych widzę ogromną ilość subprzestrzennej energii, jaką wyzwala się w celu
wsparcia przedsięwzięcia. Wiąże się z tym dużo białego światła. Nie mam pojęcia, co to
wszystko znaczy."
“Poczekaj, te subprzestrzenne istoty w pomieszczeniu zwróciły teraz uwagę na mnie.
Wszystko się zmienia. Ktoś kazał im poinformować mnie, co się tutaj dzieje. Są naprawdę
zajęci i odnoszę wrażenie, że zmagają się z trudnym zadaniem. Nie mają ochoty porzucić tego
co robią, ale przekazano im, że najpierw muszą mnie oświecić. Reszta może poczekać."
“Dobra, wiem już co się dzieje. Mówią mi, że w najbliższej przyszłości Ziemia nie będzie
dobrym miejscem do ewolucji, jeżeli nie zostanie naprawione środowisko biologiczne – w
szerokim znaczeniu tego słowa. Musimy pilnie współpracować z Szarymi, aby skierować
ludzką świadomość na stojące przed nami problemy planety i naszego społeczeństwa."
MONITOR: “Skup się na sprawie ludzkiej świadomości".
C.B.: “Najważniejszym elementem w tej przyspieszonej transformacji ludzkiej kultury jest
rozbudzenie świadomości życia niefizycznego. Właśnie się dowiedziałem, że strona fizyczna
istnieje po to, by pomóc w ewolucji subprzestrzeni, a nie na odwrót".
“Teraz zajmę się kwestią energii w świecie Szarych. Wydaje się, że maszyneria potrzebna do
obsługi takiej ilości energii dostępna jest jedynie w świecie Szarych. Statki ET nie są
wykorzystywane do generowania energii o takiej mocy."
“Do przenoszenia energii ze świata Szarych na Ziemię wykorzystuje się skomplikowaną
technikę; po to, by mogli jej użyć ludzie niefizyczni. Energia przekazywana jest swego
rodzaju rurociągiem czy kanałem do sfery subprzestrzeni ludzi. Między dwoma grupami
zachodzi aktywna współpraca. Szarzy w krótkim czasie potrafią wyprodukować energię
potrzebną do transformacji całej planety."
“Energia wykorzystywana jest dosłownie do kąpania całej Ziemi w subprzestrzennej
poświacie. Można powiedzieć, że nasza planeta jest napromieniowywana energią
subprzestrzenną, co ma na celu zwiększenie intuicji u ludzi fizycznych, aby mogli odbierać
więcej informacji ze swych niefizycznych jaźni."
“Chodzi o to, że ludzie fizyczni nie są w stanie rozpoznawać własnych subprzestrzennych
jaźni, a udzielana im energia wzmacnia ich bardzo słabą łączność pomiędzy ciałem a
umysłem."
“Poczekaj, właśnie dostałem dziwną informację. Wygląda na to, że ludzie w jakiś sposób
zostali zdeprawowani przez tę słabość. To brzmi dziwnie, ale czuję, że w subprzestrzeni były
jakieś zakłócenia i ludzie zeszli ze swojej ścieżki ewolucji. Odbieram coś w rodzaju buntu
albo Incydentu z Lucyferem jako AOL linii sygnału."
MONITOR: “Wróć do ludzi w budowli".
C.B.: “Ci ludzie to prawdziwe szychy. Są do szpiku zepsuci. Żyją w fałszywym świecie
samozadowolenia. Wygląda na to, że przysparzają innym sporo problemów. Istoty w
subprzestrzeni niepokoją się ich przyszłością, ale nie ma to teraz pierwszoplanowego
znaczenia. Oni (fizyczni ludzie w budowli) mogą się zabić, jeśli chcą, ale nie wolno im
niszczyć innych".
“To wszystko jest konsekwencją czegoś, co można by określić Buntem Lucyfera. Nie proś
mnie o wyjaśnienie; po prostu to czuję. Ci ludzie są bardzo podobni do Szarych sprzed
upadku ich wczesnej cywilizacji, kiedy na skutek chaosu w subprzestrzeni ich świat się
zawalił."
MONITOR: “Courtney, skup się na wpływie, jaki istoty z subprzestrzeni wywierają na
fizycznych ludzi przebywających w budowli".
C.B.: “Chodzi o to, by uzyskać zmianę paru ich decyzji. Istoty z subprzestrzeni wprowadzają
pewne myśli w podstępne, chytre i złe umysły ludzi fizycznych".
“Zaszczepione idee będą żyły bardzo krótko, tylko w czasie tego spotkania. Wkrótce znów
zatriumfuje egoizm, ale przynajmniej ludzie podejmą kilka ważnych i słusznych decyzji, nie
wiedząc nawet, czemu tak zrobili."
“Istoty z subprzestrzeni wykonują wiele różnych zadań. Nasycenie planety subprzestrzennym
światłem to również ich działalność. Całe przedsięwzięcie polega na tym, by poprzez
zwiększanie środowiska subprzestrzeni oddziaływać pozytywnie na jak największą liczbę
ludzi, a jednocześnie uniemożliwiać złym jednostkom podejmowanie decyzji, które mogłyby
zniewalać i niszczyć innych."
MONITOR: “Dobra, Courtney. Zakończmy sesję. Oto twój cel 'Star Trek /geneza pomysłu'".
Komentarz
Zaraz po sesji zrobiłem streszczenie z interpretacji otrzymanych danych. Zrobiłem to od razu,
kiedy sesję miałem jeszcze świeżo w pamięci. W streszczeniu tym i komentarzach
interpretacyjnych zanotowałem, że nasycanie Ziemi pochodzącym ze świata Szarych
światłem subprzestrzennym zmierza do tego, by ludność (a zatem i widownia) w większym
stopniu umiała odbierać idee Star Treku i im podobne. O tym, jaki zafundować show,
decydują grube ryby. Mój monitor zauważył po sesji, że ludzie mający głos w branży
rozrywkowej często spotykają się na osobności i w miejscowościach turystycznych, gdzie
podejmują decyzje. Bez widoków na zysk, żaden show nie dostanie funduszy na produkcję.
Decydenci nie mają żadnego powodu, by wspierać programy takie jak Star Trek, jeżeli nie
wyjdą na tym dobrze i nie nabiją kasy.
Opisaną wyżej sesję należy interpretować ściśle w kategoriach konkretnego celu. Chodzi tu
raczej o oddziaływanie całego serialu, a nie pojedynczych jego odcinków. Wydaje mi się, że
istoty pozaziemskie wymyśliły serial Star Trek po to, by w jakiś sposób wpłynąć na zmianę
mentalności rodzaju ludzkiego. Jednocześnie zadbały o to, by swoim pomysłom nadać
ciekawą, trafiającą do przekonania formę, która zapewniłaby pozytywny oddźwięk u
szerokiej widowni.
Być może niektórzy Czytelnicy sprzeciwią się mojej analizie, twierdząc, że serial Star Trek
nie był oglądany przez cala planetę, a więc nie mógł mieć znaczącego wpływu na
transformację i rozwój kultury ludzkiej. Moim zdaniem, założenie, że Star Trek stanowi
jedyny przejaw wpływu ET, czy innych istot subprzestrzeni, jest błędne. Wyniki tej sesji
należy potraktować jako analizę zaledwie jednego z prawdopodobnie wielu sposobów
manipulowania naszą kulturą.
Moja sesja nie wyjaśniła, czy i jak istoty pozaziemskie bezpośrednio wpływają na konkretne
treści programów telewizyjnych takich jak Star Trek, które ukazują się regularnie w formie
odcinków. Postanowiłem uzyskać dokładniejsze dane i przeprowadziłem dodatkową sesję
solo. Tak więc obrany przeze mnie cel brzmiał “Star Trek: następne pokolenie/ geneza
pomysłu".
Data: 11 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3850/3054
Kierując się danymi wstępnymi SRV, zacząłem dostrzegać odcienie brązu. Powierzchnie byty
z drewna i z cementu. Było ciepło i unosił się jakiś cierpki zapach. Odniosłem wrażenie, że
znalazłem się w płaskim i rozległym miejscu. Mój szkic z Fazy 3 przypominał rozbudowane
miasto.
W Fazie 4 ujrzałem przeludnione miasto i doznałem silnego AOL, że to Los Angeles, a
konkretnie Hollywood. Wykonałem operację przemieszczenia do miejsca znajdującego się
trzy stopy za celem i znalazłem się w sypialni obok śpiącego białego mężczyzny. Wykonałem
jego szkic.
Kiedy wniknąłem do umysłu tego człowieka, przekonałem się, że śni. W jego mózgu
odkryłem wszczepiony obiekt i zacząłem go badać uważniej. Próbowałem określić, w jaki
sposób obiekt ten znalazł się w mózgu mężczyzny. Kiedy cofnąłem się w czasie udało mi się
stwierdzić, że został on tam umieszczony przez Szarego, przy użyciu długiej igły
chirurgicznej w trakcie porwania przez UFO.
Powróciwszy do śpiącego mężczyzny, ponownie wniknąłem do jego umysłu i obserwowałem
stan jego snu. Był kontrolowany, w tym sensie, że dominowały w nim informacje pochodzące
od wszczepionego obiektu. Urządzenie to regularnie emitowało różne myśli, przy czym
większa część jego aktywności przypadała na czas snu. Człowiek ów nie wiedział, skąd bierze
się u niego natchnienie, nie miał też najmniejszego pojęcia o urządzeniu w swoim mózgu.
Po przebudzeniu mężczyzna ten czuł zawsze ożywienie w związku z nowymi pomysłami.
Zasługi przypisywał oczywiście własnym zdolnościom twórczym.
Przemieściłem się następnie do miejsca, które znajdowało się tysiąc stóp od punktu wyjścia
transmisji, przekazywanych do umysłu człowieka. Znalazłem się blisko jakiegoś jasnego,
okrągłego światła. Na początku myślałem, że jest to światło na statku ET, jako że miało
wyraźną linię sygnalną nowoczesnego urządzenia pozaziemskiego. Jednak po dokładniejszym
zbadaniu zobaczyłem, że jest to raczej małe (jak na statek ET) urządzenie mechaniczne, nie
do zobaczenia w normalnym sensie fizycznym. Urządzenie było zbudowane z materii o
gęstości niezauważalnej dla ludzkiego oka. Odznaczało się zdolnością szybkiego poruszania i
miało dostęp do imponującej ilości energii.
Kiedy wniknąłem w nie swoim umysłem, wyczułem wyraźnie obecną tam świadomość. W
urządzeniu nie było żadnych istot, ale ono samo działało na zasadzie korytarza
transmitującego świadomość (czy też może myśli). Był to swego rodzaju aparat
przekaźnikowy.
Przechodząc do Fazy 6, śledziłem transmisje nadawane z okrągłego, świecącego jasno
urządzenia do śniącego umysłu śpiącego mężczyzny. Prześledziłem drogę powrotną do
urządzenia, a następnie podążyłem za przepływem transmisji do punktu wyjścia.
Na tym etapie znalazłem się w budowli na jakiejś planecie. Były tam istoty, zarówno Szarzy
jak i inni humanoidzi, przy czym niektórzy z nich całkiem przypominali ludzi z Ziemi.
Podczas gdy Szarzy wyglądali na zbudowanych z materii, większość tych innych stanowiły
różne świetlne istoty, co oznaczało, iż generalnie pochodziły one z subprzestrzeni. Nie będący
Szarymi humanoidzi mieli na sobie białe szaty. Odniosłem wrażenie, że odbywa się tu jakaś
operacja Federacji. Udało mi się ustalić, że operacja ta była wspólnym przedsięwzięciem
wielu gatunków.
Badając dalej, ustaliłem, że samo miejsce było formalnie związane z władzami Federacji.
Rzeczywiście, istoty zaangażowane w przedsięwzięcie zdawały relację bezpośrednio do
kwatery głównej Federacji. Czułem wyraźnie, że faktycznie znajduję się w kwaterze głównej,
tyle że w innym pokoju, niż kiedyś w przeszłości.
Skierowałem uwagę na treść samej transmisji i ustaliłem, że przekaz zawiera ogromną liczbę
szczegółów. Transmisja obejmowała pomysły na fabułę, postaci, konkretne sceny,
wyobrażenia planet, statków i istot. Zawartość stanowiły dane, które później trafiały do
pisanego przez ludzi scenariusza konkretnego odcinka Star Trek: następne pokolenie. Nie
chodziło o to, by ukazać ET w postaci, w której faktycznie występują, ale by po prostu
przyzwyczaić ludzi do różnorodności kosmicznych form i kultur.
Komentarz
Pragnę wyraźnie podkreślić, że nie mam pojęcia, kim była obserwowana przeze mnie osoba z
implantem w mózgu. Nie wiem, czy człowiek ten jest scenarzystą czy kimś innym,
związanym z procesem produkcyjnym serialu Star Trek: następne pokolenie. Mógł on być
nawet przyjacielem lub małżonkiem kogoś związanego z tworzeniem fabuły. To też
pozwalałoby sugerować fabułę i inne pomysły ludziom bezpośrednio tworzącym serial. Nie
wiem, do którego odcinka odnosiła się ta sesja SRV. Mogła dotyczyć jednego lub wielu
odcinków. Nie badałem dokładniej tej kwestii.
ET z całą pewnością są zaangażowani w kształtowanie opinii publicznej na Ziemi w taki
sposób, który ułatwi uznanie przez nas życia pozaziemskiego i skłoni do współpracy. Żywię
silne przekonanie, że serial Star Trek to jeden z wielu przekazów, zaaranżowanych przez ET.
Pragną oni pomóc ludziom przyzwyczaić się do myśli, iż nie jesteśmy sami we
wszechświecie i zrozumieć, że wraz z innymi tworzymy wielkie społeczeństwo galaktyczne.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że w związku z tym przedsięwzięciem nie zauważyłem
żadnych drastycznych prób kontroli umysłu. ET wsłuchiwali się raczej w koncepcje rodzące
się w umyśle pisarza i podczas snu niejako karmili go nowymi pomysłami. Autor nie był w
żaden sposób zmuszany do akceptowania owych pomysłów. Mając wolną wolę, mógł je
przyjąć bądź odrzucić, ale dobrowolnie decydował się je wykorzystać ze względu na
zainteresowanie widowni. W rzeczywistości nie posiadał się z radości, gdy po przebudzeniu
miał gotową koncepcję scenariusza. Nie podejrzewał nawet, że pomysły zostały mu
podsunięte.
Trudno mi określić, w jakim stopniu ET ingerują w ludzką kulturę. Na podstawie własnych
obserwacji mogę stwierdzić, że prawdopodobnie istnieje znacznie więcej przypadków
angażowania się istot pozaziemskich w sprawy telewizji czy produkcji filmów science fiction.
Zbadanie tej kwestii mogłoby stanowić wyzwanie dla następnego pokolenia uczonych –
teleobserwatorów.
ROZDZIAŁ 18: POWRÓT DO JEZUSA
Na tym etapie moich badań, Szarzy wprowadzili mnie w dezorientację. Mogłem zrozumieć,
że ich program genetyczny służy różnorodnym ważnym celom. Ale wszystkie moje wysiłki
zbadania sprawy na drodze teleobserwacji wskazywały, że uzyskanie różnych elektrycznych /
chemicznych / mechanicznych form związane było z czymś więcej niż tylko z dobrą zabawą.
Tak naprawdę, kiedy obserwowałem umysłowość Szarych, przekonałem się że jest dotknięta
paniką. Jakby chodziło o sprawę życia lub śmierci.
Pragnąłem teraz bezpośredniej rozmowy na temat tego, co przygotowywali Szarzy.
Potrzebowałem pomocy w interpretacji niektórych danych z moich poprzednich sesji.
Chciałem otrzymać jakąś mądrą radę. Dowiedzieć się, na czym tak naprawdę zależy Szarym?
Przygotowując się do tej sesji, opracowałem listę pytań, które pomogłyby mi zrozumieć sens
rozwijania partnerskich układów pomiędzy ludźmi a Szarymi. Zasadniczo chciałem wiedzieć,
czy ludzie powinni pomagać Szarym. Mówiąc bez ogródek, jaki ludzkość ma w tym interes?
Żeby uzyskać odpowiedzi na te pytania, postanowiłem raz jeszcze zwrócić się do Jezusa.
Ponieważ już wcześniej miałem kontakt z celem, zdecydowałem, że będzie to sesja solo, w
warunkach Typu 1. Kiedy ostatnio rozmawiałem z Jezusem, nie zadałem pytań, na które teraz
potrzebowałem odpowiedzi. Czułem, że jest to istotny moment w moich badaniach.
Potrzebowałem porady, która z ostatnio uzyskanych informacji na temat Szarych, pomogłaby
mi złożyć jakąś całość.
Czytelnicy powinni wiedzieć, że musiałem sformułować pytania przed sesją, ponieważ w
trakcie sesji SRV nie można angażować świadomego umysłu w takim stopniu, jaki byłby
wymagany do natychmiastowego ułożenia pytań, bez narażania jakości danych. Tak więc
rozpocząłem sesję poszukując odpowiedzi na pytania z listy. Nie miałem żadnych oczekiwań
co do wyniku sesji. Jak przystało na prawdziwą sesję SRV, byłem gotowy przyjąć dane
każdego rodzaju, analizę odkładając na potem.
Data: 11 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 8863/8473
Tym razem dane wstępne wskazywały, że spotkam Jezusa w odległej przeszłości. W Fazie 4
zobaczyłem go jako świetlaną istotę, ale wydawał się być otoczony ludźmi fizycznymi. Jak się
okazało, prowadził czy też obserwował w tym czasie jakieś spotkanie. Wyszedł ze spotkania i
spojrzał prosto w moją subprzestrzenną twarz. Czułem wyraźnie, że wiedział o moich
pytaniach i gotów był na nie odpowiedzieć.
Zacząłem od pytania, czy Jezus chce, abyśmy [my – ludzie] brali udział w genetycznym
przedsięwzięciu Szarych. Jego odpowiedź zabrzmiała jak rozkaz. Kategorycznie stwierdził,
że musimy z nimi współpracować. Oni są dziećmi Boga tak samo jak my, ludzie.
Zapytałem go, czy przedsięwzięcie Szarych ma coś wspólnego z większym celem
ewolucyjnym, jak połączenie się z Bogiem. Odpowiedział twierdząco. Program ma umożliwić
im odzyskanie fizyczno-umysłowej równowagi, niezbędnej do indywidualnego rozwoju
osobowości. Rozwój taki jest konieczny, by osiągnąć świadomość Boga, aczkolwiek, na swój
sposób. Szarzy są już blisko Jezusa i Boga.
Czując, że za tą odpowiedzią coś się kryje, zapytałem, czy osiągnięcie pełni indywidualnego
rozwoju osobowości jest warunkiem ewolucji Szarych w kierunku Boga. Odpowiedź na to
brzmiała: tak i nie. Bóg ich kocha i będzie się o nich troszczył. Dokonali wyboru ewolucji,
żeby być blisko Niego. Bóg nie pozwoli im zginąć. Ale wybrali drogę indywidualizacji
osobowości. Zaimponowało im życie indywidualności, z którymi mieli do czynienia i dla
siebie pragną takiej samej drogi spełnienia. Koniecznie chciałem zrozumieć, co dokładnie
oznacza “połączenie się z Bogiem". Zadałem Jezusowi pytanie, jak to jest połączyć się z
Bogiem. Odparł mi, że nie wiąże się to z żadną natychmiastową zmianą osobowości.
Podstawowa różnica tkwi w stopniu rozszerzenia percepcji człowieka.
Zapytałem, czy stopienie się z Bogiem to to samo, co osiągnięcie boskiej świadomości czy też
świadomości Boga jako siły odczuwającej życie we wszystkich jego przejawach. Jezus
powiedział na to, że świadomość Boga jest jedna, nieważne w jaki sposób osiągnięta. Albo się
Boga postrzega, albo nie. Nie można postrzegać Boga, nie będąc połączonym z Bogiem.
Zapytałem, czy medytacja może prowadzić do stopienia się z Bogiem. Odparł, że medytacja
prowadzi do celu, ale nie stanowi jedynego, a nawet pierwszego sposobu, w jaki go można
osiągnąć. Normalna droga obejmuje wiele doświadczeń życiowych i wymaga długiego czasu.
Medytacja jest wartościowa tylko w tym sensie, że skraca ów proces. Dotyczy to zarówno
ludzi, jak i innych istot.
Powracając do tematu Szarych, zapytałem, czy oni w pełni połączyli się z Bogiem. Jezus
odparł, że jeszcze nie. Nie osiągnęli odpowiedniego stopnia rozwoju osobowości, by w pełni
dzielić doświadczenie Boga. Muszą odmienić swoją sytuację, żeby w pełni złączyć się z
Bogiem.
Powiedziałem następnie Jezusowi, że tak do końca nie rozumiem czym jest chrześcijaństwo.
Czy nie-chrześcijanie muszą wierzyć w Jezusa, aby w pełni się rozwinąć? Jego odpowiedź
wskazywała na rozdrażnienie, a był to jedyny raz, gdy widziałem go tak zdenerwowanego.
Dość gwałtownie stwierdził, że nazwa nic nie znaczy. Wszystko zależy od rozwoju
osobowości, na który składa się zdolność głębokiego postrzegania i miłości. Pod tym
względem Sidhis są wartościowi, a przecież nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem.
Liczy się rozumienie i miłość Boga. To one są motorem ewolucji.
W tym momencie czuję, że powinienem dodać, iż Jezus nie powiedział mi dokładnie, jak
dochodzi się do miłości Boga, ani nawet kim lub czym Bóg jest. Czułem jednak wyraźny
przekaz od Niego, że twierdzenie, iż jest On cudowny, nie ma nic wspólnego z tym, o czym
Jezus mówi. Niestety, przed rozpoczęciem sesji nie przyszło mi do głowy zapytać o te rzeczy,
w związku z czym nie byłem w stanie wymyśleć ich na poczekaniu, w trakcie sesji (z powodu
strukturalnych ograniczeń SRV).
Zapytałem potem, czy Bóg chce połączenia z Szarymi, a Jezus stwierdził, że to Szarzy go
pragną. Jest to największy akt ich wolnej woli. Bóg oferuje możliwość pojednania, ale Szarzy
dobrowolnie dokonali takiego wyboru. Następnie Jezus stwierdził z naciskiem, że
przeznaczenie Szarych jest jasne: oni połączą się z Bogiem (Używane przeze mnie określenia,
takie jak “połączenie" czy “stopienie się" (z Bogiem) nie są ścisłe i wynikają przede
wszystkim z ograniczeń językowych. Gdy robię takie odniesienia, mam na myśli zdolność
postrzegania i produktywnego obcowania z wszystkimi poziomami życia, nawet z tymi, które
nie mieszczą się w sferze istnienia fizycznego i subprzestrzennego).
ROZDZIAŁ 19: NIE WSZYSCY SZARZY SĄ RÓWNI
Kolejna sesja była nie planowana, w tym sensie, że cel nie znajdował się na liście celów. Mój
monitor postanowił, że będzie to sesja w ciemno, monitorowana, przeprowadzana w
warunkach Typu 4, gdyż intuicja podpowiadała mu, że powinniśmy dowiedzieć się czegoś
więcej na temat porwań. Ciekawa rzecz, kiedy stało się jasne, że możemy już bez przeszkód
przeprowadzać teleobserwację porwań przez UFO, zainteresowanie tego typu celem znacznie
spadło tak u niego, jak i u mnie. Być może działo się tak dlatego, że mój monitor pragnął
zrozumieć głębsze pobudki kryjące się za porwaniami. Moja własna nieświadomość podeszła
do celu w sposób, który odsłonił nam nowy, nieznany wcześniej aspekt społeczności Szarych.
Sesja ta dała coś więcej niż tylko zrozumienie zjawiska porwań. Pomogła pełniej zrozumieć
niektóre zawiłości społeczeństwa Szarych i odkryć, dlaczego istnieje tak szerokie spektrum
doświadczeń związanych z porwaniami.
Data: 13 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7646/1231
Dane wstępne wskazywały wyraźnie, że znajduję się na planecie z dużym oceanem słonej
wody. Moim początkowym miejscem była powierzchnia wody. W zasięgu wzroku nie było
żadnego lądu. Postępując zgodnie ze wstępnymi procedurami sesji, odkryłem istoty pracujące
pod powierzchnią wody. Potem natknąłem się na podwodną budowlę.
C.B.: “To jakaś budowla. Jest metalowa i wygląda jak komora. Wewnątrz są rury i podłoga.
Na widok tego miejsca przechodzą mnie ciarki. Jest naprawdę dziwne. Lepiej zapiszę to jako
wrażenie estetyczne (A i L). Cała konstrukcja przypomina łódź podwodną. Właściwie jest to
całkiem silne AOL linii sygnału".
“Mam teraz więcej szczegółów... Powierzchnie w środku są głównie metalowe, ale występuje
też jakiś materiał skórzany."
“Wewnątrz budowli przebywają cztery istoty. To chyba ludzie. Badam teraz ich ubrania. Mają
ubrania robocze; podkoszulki bez rękawów, zwykłe spodnie itp.... Z całą pewnością wykonują
jakąś ciężką pracę; pocą się."
MONITOR: “Skup się na ich działalności. Na czym polega ich zajęcie?"
C.B.: “Poczekaj... Ryby. To ma coś wspólnego z rybami. Wszyscy pracownicy są
mężczyznami. Właściwie tak naprawdę nie rozumieją nic z tego, co robią, czy w co są
zaangażowani. To bardzo skomplikowane. Oni pracują jak roboty. Nie są nawet świadomi
swego otoczenia".
Monitor nakazuje mi przejść do Fazy 6, gdzie badam czas, w którym się to dzieje. Wcześniej
na linii czasu napotykam na jednostki o normalnym stanie umysłu. Potem cofam się w czasie
i namierzam je przed narodzinami w ciałach fizycznych. Następnie wnikam do umysłów ludzi
w budowli, żeby uzyskać bardziej wyraźny obraz ich stanu umysłowego.
“Ryby znajdują się na zewnątrz budowli, a ludzie się nimi zajmują. Ale wyczuwa się w tym
jakiś fałsz. Oni myślą, że opiekują się rybami, lecz prawdziwy cel ich działalności jest inny.
Nie ma bezpośredniego związku pomiędzy rybami a ludźmi."
“Ludzie ci mogą być jeńcami. Ich własne umysły nie kontrolują ciał. Nie sprawują kontroli
ani nad sobą, ani nad swym otoczeniem."
“Ich umysły sprawiają wrażenie pogrążonych w transie. Pracują gorączkowo, ale ich
świadomość o tym nie wie. Są wykorzystywani. Przypominają niewolników, chociaż może
lepszym określeniem byłyby świnki morskie."
“W porządku, poszerzam teraz widzenie. Wyczuwam obecność istot pozaziemskich. Jest tu
bardzo duży statek ET, mający związek z tymi ludźmi. Istoty pozaziemskie to Szarzy. Statek
jest bardzo nowoczesny i ma wiele technicznych gadżetów. Właściwie technika jest nieco
dziwna, w tym sensie, że nie jest aż tak nowoczesna, by ludzie mieli problemy ze
zrozumieniem oprzyrządowania. Nie zawsze odnosiłem takie wrażenie w przypadku statków
Szarych. Tak czy owak, kontrola znajduje się na statku."
MONITOR: “Courtney, skup się na pierwszych kontaktach między Szarymi a ludźmi".
C.B.: “Było to porwanie, przynajmniej w przypadku jednego z tych ludzi. Był on wtedy
bardzo młody. Tak samo mogło to wyglądać w przypadku innych, ale teraz skupiam uwagę na
tym jednym".
“Wygląda na to, że Szarzy mieli do czynienia z tym człowiekiem, kiedy był on jeszcze w
fazie prenatalnej. Idąc za sygnałem, znalazłem jego matkę. Jestem teraz w miejscu, które
prawdopodobnie znajduje się na Ziemi, niedaleko wybrzeża. Szarzy umieszczają płód w
łonie. Hmm. To stosunkowo prymitywni Szarzy. Fizycznie włożyli płód do łona. Do jego
wszczepienia nie użyli żadnych skomplikowanych narzędzi. Była to raczej prymitywna
operacja ginekologiczna, jaką ludzie mogli przeprowadzać w odległej przeszłości."
“Ci Szarzy wydają się stać na niższym szczeblu ewolucji. Mają tendencję do popełniania
błędów w stosunkach z ludźmi, bezwiednie ich raniąc. Oni po prostu nie rozumieją. W jakiś
sposób są pozbawieni ludzkiego współczucia."
MONITOR: “Skieruj nieświadomość na koncepcję DNA".
C.B.: “Hmm. Wygląda na to, że eksperymentują z ludzkim genotypem. Ich DNA jest prawie
w stu procentach pochodzenia ludzkiego, ale część jest inna, prawdopodobnie pochodzi od
Szarych".
“Poczekaj. Szarzy uświadomili sobie teraz moją obecność. Dziwne, jak długo to trwało."
“Badam dalej Szarych... Pracują nad niewielkimi zmianami w strukturze genetycznej ludzi.
Nowe geny niekoniecznie pochodzą od Szarych. Równie dobrze mogą być skądkolwiek. Ale
zmiany są naprawdę małe i wybiórcze. To ten sam program genetyczny, który widzieliśmy już
wcześniej, ale przeprowadzany na bardziej prymitywnym poziomie. Być może są to ich próby
wstępne."
MONITOR: “Chcesz powiedzieć, że są różne grupy Szarych?"
C.B.: “Nie do końca chodzi o frakcje, ale są różni. Ta grupa jest najbardziej prymitywna
spośród wszystkich grup pracujących z ludźmi. Wykorzystują ludzi jak świnki morskie, żeby
obserwować, jak przebiegają owe małe zmiany genetyczne. Te zmiany są bezpośrednio
zorientowane na kontrolę umysłu i/lub porozumiewanie telepatyczne".
MONITOR: “Po co oni to robią?"
C.B.: “Żeby zmodyfikować ludzki genotyp tak, by na dłuższą metę pomógł im
wyprodukować nowy nośnik Szarych. Właściwie, słowo nośnik ma większy sens niż słowo
ciało. Wygląda na to, że Szarych przede wszystkim interesuje rozwijanie świadomości
grupowej w ludzkich genach, tak jakby zakładali olbrzymi ludzki telefon towarzyski. To
wydaje się stanowić bezwzględny priorytet".
MONITOR: “W porządku, zakończmy sesję. Cel brzmi 'natalna / prenatalna łączność między
ludźmi a Szarymi'".
C.B.: “Huh. Skąd się wziął taki cel?"
MONITOR: “To była jedna z moich niespodzianek, żebyś pozostawał czujny".
Komentarz
Dane z tej sesji wskazały na dwa fascynujące elementy w zjawisku porwań. Po pierwsze,
niektóre porwania nie są tak łagodne jak inne. Nie mam żadnych danych dowodzących
złośliwości ze strony Szarych. Łatwo pomylić niekompetencję ze złośliwością; osoby
porwane mogą czuć, że ich spotkanie z Szarymi jest po prostu złe, dla tych ostatnich zaś może
to być bez znaczenia. Wydaje się, że niekompetencja niektórych Szarych stanowi powód nie
najlepszych stosunków, jakie mają oni z ludźmi. Oni nie robią krzywdy świadomie; rzecz w
tym, że przynajmniej niektórzy Szarzy nie umieją obcować z emocjonalnie złożonymi
istotami, jakimi są ludzie. Prawdopodobnie nie widzą niczego złego w swoich działaniach,
które nam kojarzą się z łapaniem do niewoli i eksperymentowaniem na świnkach morskich.
Biorąc pod uwagę, że Szarzy, jakich obserwowałem, odznaczają się pewnym brakiem
emocjonalnej elastyczności, należy przyjąć, iż traktują oni ludzi mniej więcej tak samo jak
traktują samych siebie. Czytelnicy zechcą sobie przypomnieć, że pojęcie jednostkowego
samookreślenia jest im zupełnie obce.
Drugi fascynujący element, jaki wyłonił się z tej sesji to fakt, że najwidoczniej istnieją różne
kategorie Szarych obcujących z ludźmi. Moglibyśmy wymienić kategorię (1) prymitywną, (2)
rozwiniętą i (3) superrozwiniętą. (Do czasu tej sesji nie zaobserwowałem jeszcze żadnych
superrozwiniętych Szarych, ale natknąłem się na nich w sesji późniejszej). Szarzy w tej sesji
sprawiali wrażenie prymitywnych, ale nie należy ich mylić z bardzo wczesną odmianą
Szarych, którzy żyli we własnym, pierwotnym świecie przed upadkiem swej cywilizacji. Z
tego, co wiem, ci bardzo wcześni Szarzy w ogóle nie mieli do czynienia z ludźmi.
Czy wszystkie trzy podstawowe typy Szarych obcują ze sobą? Jak się organizują? Kiedy się
ma do czynienia z istotami, które bez najmniejszych trudności technicznych podróżują w
czasie, aż korci, aby wyobrazić sobie ich wszystkich w jednym miejscu. Mogę tylko
zgadywać. że ET, którzy osiągnęli wysoki poziom techniczny, są przyzwyczajeni do takich
sytuacji i w końcu ustalą robocze protokoły wzajemnego porozumienia.
Zakończyłem tę sesję w głębokim przekonaniu, jak wiele, my – ludzie, musimy się jeszcze
dowiedzieć na temat złożoności życia galaktycznego. Nie chodzi tylko o to, by poznać inne
społeczeństwa, rozsiane po całej galaktyce. Musimy również zrozumieć, w jaki sposób różne
gatunki i kultury oddziaływują na siebie na przestrzeni czasu.
ROZDZIAŁ 20: ADAM I EWA
We wcześniejszym rozdziale relacjonowałem monitorowaną sesję, w której celem byli
Midwayerowie. W czasach wojskowej teleobserwacji, pomysł namierzenia Midwayerów
brzmiał jak dobry żart. Ktoś przeczytał Księgę Urantii, zapis domniemanych rewelacji na
temat organizacji życia w subprzestrzeni, i postanowił przeprowadzić test. W Księdze Urantii
Midwayerowie stanowią grupę istot subprzestrzennych, które żyją i pracują na Ziemi. Nikt w
wojsku nie wiedział, czy pomysł ten traktować poważnie. Ale ku zaskoczeniu wszystkich,
wielokrotne próby przeprowadzone w warunkach danych Typu 4 potwierdziły te informacje.
Okazało się, że subprzestrzenne istoty naprawdę istnieją. Odkrycie tych stworzeń wśród
wyższego rangą personelu wojskowego doprowadziło do szeregu problemów związanych z
wiarygodnością. Ludziom pokroju generałów i admirałów było już wystarczająco ciężko
wytłumaczyć, że wyszkoleni w SRV telepaci potrafią policzyć pociski w silosie. Ale
przekonać ich, że istnieje grupa niewidzialnych, acz przyjacielskich ludzików, które chcą
pomagać ludziom w ich ewolucji – to przekraczało możliwości perswazyjne
teleobserwatorów.
Pragnę wyraźnie zaznaczyć, że w żaden sposób nie podpisuję się pod Księgą Urantii. Nie
wiem, na ile jest ona prawdziwa. Moje własne badania w tej kwestii wskazują, że duża część
zawartych w niej informacji się potwierdza, choć nie wszystkie. Książka wydaje się zawierać
informacje fałszywe poprzetykane prawdziwymi, a jedne od drugich trudno oddzielić bez
rozległych badań teleobserwacyjnych. Przykładowo, autor rozpisuje się, zaprzeczając
możliwości przeszłego życia, co według danych SRV (nie zamieszczonych tutaj) absolutnie
nie jest prawdą.
Tym niemniej, ponieważ dyskusja nad Adamem i Ewą w Księdze Urantii wyraźnie wskazuje
na działalność ET, postanowiliśmy z moim monitorem wciągnąć tę słynną parę na naszą listę
celów. Jeżeli książka nie myliła się w swoich sądach na temat Adama i Ewy, wyjaśniłoby to
długofalową interwencję ET w sprawy ewolucji na Ziemi, a namierzenie takiego celu
okazałoby się co najmniej warte zachodu. Był to ryzykowny strzał w ciemno, w tym sensie,
że dysponowaliśmy ograniczonym czasem i zmarnowanie sesji na jakąś oszukańczą historię
byłoby nieodżałowane. Jak się jednak okazało, historia Adama i Ewy w Księdze Urantii
ukazana jest zgodnie z prawdą. Przytaczam tutaj dwie sesje, w których cel stanowili Adam i
Ewa. Jedna z nich została przeprowadzona w warunkach danych Typu 4, a druga w
warunkach Typu 1. Drugą sesję przeprowadziliśmy po to, by znaleźć odpowiedzi na kilka
pytań, jakie nasunęły wcześniejsze dane.
Niektórzy Czytelnicy mogą się zastanawiać, czemuż to religijne postaci Adama i Ewy
stanowią przedmiot badań w książce na temat cywilizacji pozaziemskich. Główny powód
mojego zainteresowania tym tematem zasadza się na hipotezie, że wiele ludzkich mitów może
mieć podstawy w historii. Nie chodzi o to, że mity ściśle odpowiadają faktycznemu biegowi
wydarzeń, ale że zawierają pewne dane na temat ludzi i wydarzeń, o których wczesne
cywilizacje miały nikłe pojęcie. Badanie mitów przy użyciu teleobserwacji może czasami
wyjaśnić subtelne zależności pomiędzy faktyczną przeszłością a historiami na jej temat, które
przekazywano na przestrzeni wieków. Księga Urantii potwierdza to na przykładzie Adama i
Ewy. Było moim pragnieniem znaleźć taką analogię pomiędzy mitem a rzeczywistością, która
mogłaby pomóc wyjaśnić niektóre kwestie podniesione w literaturze naukowej na temat
nagłych zmian w ewolucyjnej ścieżce ludzkości.
Nie zakładam, że Czytelnikom znana jest historia Adama i Ewy z Księgi Urantii. Nie uważam
też, aby było to konieczne. Wspominam o książce tylko w celu określenia źródła mojego
pierwotnego pytania.
Data: 14 lipca 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5328/6080
Dane wstępne aż do szkicu w Fazie 3 wskazywały, że początkowo cel wiązał się z zalesionym
obszarem w pobliżu góry. Nad górą znajdowała się szybko poruszająca się konstrukcja.
C.B.: “Dostrzegam jakiś obiekt, który ma związek z energią. Jest szybki i okrągły. Porusza się
po zakrzywionym torze z góry na dół, zmierzając do czegoś, co wygląda jak częściowo
zalesiona góra. Widzę jodłę. Odbieram AOL linii sygnału, że może to być miejsce koło Santa
Fe Baldy w Nowym Meksyku".
“Sam obiekt jest sztuczną konstrukcją. Mocną i estetyczną. Są tu okna i tarasy widokowe.
Widzę teraz pilotów w środku."
“To nie są Szarzy. Poczekaj. Nie są to również Marsjanie. Przypominają ludzi, ale nie
współczesnych."
MONITOR: “Skup się na płci".
C.B.: “To są zarówno kobiety jak i mężczyźni. Mają na sobie mundury. Zapiszę 'rozwinięte
istoty ludzkie' jako AOL linii sygnału. To chyba ludzie z przyszłości".
MONITOR: “Skoncentruj się na celu".
C.B.: “Ci ludzie są tu dla celów obserwacyjnych. W żaden sposób nie interweniują ani nie
kontaktują się z ludźmi. Zdają raporty bezpośrednio przed Federacją. Nie są też świadomi
tego, że ich obserwuję".
MONITOR: “Co jeszcze widzisz w związku ze statkiem?"
C.B.: “Statek wypełnia głównie aparatura umożliwiająca lot. Jedyny sprzęt medyczny, jaki się
tu znajduje trzymają na wypadek, gdyby coś się stało".
MONITOR: “Wróć do ludzi. Dowiedz się, dlaczego tam są i jak żyją".
C.B.: “Ci ludzie znajdują się na wysokim stopniu rozwoju, ale nie różnią się aż tak bardzo od
nas. Najwyraźniej są wegetarianami. Zaopatrzyli statek w jedzenie w swojej bazie. Żywność
pochodzi z organicznych źródeł wegetatywnych, z ogrodów w przestrzeni kosmicznej i na
planetach oraz ze znajdujących się tam magazynów. Zdobycie jedzenia na Ziemi przedstawia
dużo problemów. Kłopoty wynikają z chorób".
Monitor każe mi przejść do Fazy 6, gdzie na linii czasu umieszczam punkt czasowy celu.
Obecny czas sesji jest bardzo bliski czasowi celu. Zaczynam badać pojęcie czasu w
odniesieniu do tych istot.
“Oni nie dysponują możliwością podróżowania w czasie. Nie są tacy jak Szarzy. Odbywają
regularne wizyty obserwacyjne na Ziemi, jednak w porównaniu z Szarymi, nie zajmują się
tym regularnie."
MONITOR: “Zaznacz na linii czasu ich pierwszą wizytę".
C.B.: “Poczekaj. O rany! To dopiero AI! Dostaję mocne AOL linii sygnału Adama i Ewy. Te
istoty bywają na Ziemi i obserwują nas od dłuższego czasu".
MONITOR: “Skup się na ich pierwotnym kontakcie z Ziemią".
C.B.: “Początkowo ludzie ci byli bardzo naiwni, nie-wyszkoleni. Mieli niewielkie
doświadczenie. Właściwie, ich poprzednie ludzkie ciała nie różnią się wiele od tych które
mają obecnie. Wydaje się, że nastąpiły nieznaczne zmiany ewolucyjne. Naprawdę czuję, że to
naukowi menadżerowie albo jacyś inżynierowie".
“Mój umysł wędruje teraz w stronę konkretnej pary. Doznaję bardzo silnego AOL linii
sygnalnej Adama i Ewy. Nie wiem, czy mogę kontynuować sesję przy tak silnym AOL."
MONITOR: “W porządku. Możemy zakończyć sesję. Oto cel: 'Adam i Ewa'".
Parę minut później wciąż czułem, że potrzebuję więcej informacji na temat Adama i Ewy.
Chciałem wiedzieć, kim byli i co robili? Przeprowadziłem więc sesję solo w warunkach
danych Typu 1, której celem był “Adam i Ewa / pierwotna działalność na Ziemi".
Data: 16 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 6957/4096
Dane wstępne wskazywały, że z celem związane jest znaczne przemieszczenie w czasie, stały
ląd i parę budowli, wzniesionych przez człowieka. Temperatury dość wysokie. Towarzyszył mi
zapach ludzi. Słyszałem dźwięk głosów,
Podążając za danymi wstępnymi, zauważyłem, że klimat był przyjemny i zasadniczo suchy.
Miejsce przypominało Bliski Wschód, basen śródziemnomorski. Zauważyłem dwa typy ludzi,
o jasnej i ciemnej skórze.
Niedługo potem poczułem, że w pobliżu miejsca celu znajduje się potężne źródło ogromnej
energii. AOL linii sygnału wskazywało na reaktor nuklearny.
Wraz z myślą o skoncentrowanej energii, pojawiło się poczucie, że niektóre z istot koło tego
miejsca być może nie są szczęśliwe. Otrzymałem AOL linii sygnału o obozie niewolników i
represjach. Nie podążyłem za tą myślą, a AOL nie wróciło już do końca sesji.
Wokół miejsca znajdowały się jakieś niewielkie maszyny, kamienie i budynki. Większość
mieszkańców wydawała się wieść spokojne życie. Nie odczuwało się żadnego kryzysu.
Wszystko toczyło się spokojnie, ale w powietrzu wisiało jakieś napięcie.
Skupiłem się na tym napięciu i zlokalizowałem świetlaną istotę związaną z tym miejscem.
Ten ktoś wyglądał na przywódcę wojskowego. W pobliżu były też inne istoty
subprzestrzenne.
Z przywódcą wiązała się myśl, że ostatnio nastąpił rozłam. Z linii sygnału odebrałem AOL
wojny. Wybuchł jakiś gorący spór i wielu ludzi opowiedziało się po jednej ze stron.
Planeta znajdowała się bardzo daleko od cywilizacji, jaką znały owe istoty. Jedna strona
uważała, że sami powinni o sobie stanowić, lekceważąc odległą władzę. Utworzyły się dwa
obozy. Obóz mniejszościowy pozostawał lojalny w stosunku do dalekich władz i wykazał się
znaczną dzielnością w stosunkach z drugą stroną konfliktu. Nastąpił długi okres rezerwy, jako
że obie strony zerwały ze sobą kontakty.
Wykonałem następnie operację przemieszczenia, która umieściła mnie trzy stopy od
konkretnego celu. Znalazłem się na czymś, co przypominało plażę nad morzem. Byli tam
kobieta i mężczyzna. Trochę dalej ujrzałem cały szereg innych rozwiniętych i, jak się
wydawało, miłych istot.
Skierowałem myśli na umysł mężczyzny. W jakiś sposób czuł się odizolowany. Był samotny,
zakochany, ale nie na sposób szczenięcy. Cechowała go dojrzałość. Gdy skupiłem się na
umyśle kobiety, dowiedziałem się, że spełniała funkcję jakby menedżera. Była bardzo dobrym
pracownikiem, a zarazem oddaną żoną. Z drugiej jednak strony, odczuwała silną potrzebę
popychania męża do robienia większej kariery; uważała, że nie posuwa się naprzód
wystarczająco szybko.
Następnie skupiłem się na sytuacyjnym problemie w tym miejscu. Nastąpiło jakieś zakłócenie
subprzestrzeni. Znajdowali się tam desperaci, którzy czuli potrzebę przerwania sprawnego
przebiegu operacji. Kiedy zbadałem pojęcie przywództwa, wyczułem strukturę militarną, a
AOL linii sygnału wskazywało na Bunt Lucyfera. Nie poszedłem za tą myślą, ale miałem
wyraźne poczucie, iż miejsce to jest odległe od centrum władz, a bunt ma przede wszystkim
charakter oportunistyczny. Kierując uwagę z powrotem na kobietę i mężczyznę na plaży,
dostrzegłem, że obydwoje byli wyszkoleni i zorganizowani. Idąc za tym sygnałem, odkryłem,
że pracują z miejscowymi humanoidami. Uczyli przedmiotów związanych z zachowaniem
prokreacyjnym i dobieraniem się w pary. Nauczali też praktycznych umiejętności, głównie po
to, by wzbudzić zainteresowanie lekcjami na temat prokreacji. Mieli dobre intencje jako
nauczyciele, w tym sensie, że nie przejawiali żadnej złośliwości, ale ich celem było
wychowywanie w innym porządku niż naturalny.
Skoncentrowałem się na celu ich działalności i odkryłem, że chcieli wykreować nową,
unikalną rasę. Nie mogli po prostu złożyć w banku swoich własnych genów. Planowali raczej
przyspieszenie procesów naturalnych bez wymuszania nadmiernej kontroli nad ewolucją;
jednym pociągnięciem chcieli uzyskać wynik wielu naturalnych mutacji i selekcji.
Problem polegał na tym, że program wymknął się spod kontroli. Przedsięwzięcie od początku
zostało źle zaplanowane. Był to wysiłek o niewielkim nakładzie i bardzo małym lub żadnym
nadzorze. Pokładano zbyt dużo zaufania w jednostkowej lojalności i zdrowym rozsądku.
Ludzie zostali ulokowani na prowincji i stracili intelektualną orientację.
Kiedy skupiłem się na celu programu, odniosłem wyraźne wrażenie, że istoty te bawiły się w
Boga. Chciały w pośpiechu zmienić rzeczy według własnych upodobań. Ale głęboko w ich
umysłach czaił się również strach.
Bały się, że Bóg, pozostawiony sam sobie, może stworzyć istoty od nich większe. W
projekcie ich przedsięwzięcia tkwiła pewna pompatyczność. Napięcie, które potem
eksplodowało miało swoją przyczynę w rysie na pierwotnym planie. Motywacja, leżąca u
podstaw przyspieszenia ewolucji była błędna. Spowodowało to kryzys w zbiorowej
świadomości owych istot, tak że pewna ich część wpadła w prawdziwy nałóg produkowania
rozwiniętych istot czujących. Istoty te uległy chorobie i zepsuciu, mijając się z pierwotnym
celem ewolucji. W jakimś sensie chore jednostki chciały przekonać tak siebie, jak i innych o
swojej wartości przez forsowanie ewolucji innych ras w podobnym kierunku. Uważały siebie
za końcowy produkt ewolucji.
Adam i Ewa byli po stronie mniejszości, która pozostała lojalna wobec odległej władzy. Bunt
był krótkotrwały.
Komentarz
Adam i Ewa byli menadżerami przedsięwzięcia w programie genetycznej korekty ludzi na
Ziemi. Nie byli nagimi, biegającymi po lesie prostaczkami. Mity, które ich otaczają zrodziły
się z przeczuć jasnowidzów, którzy posiadali naturalne zdolności widzenia na odległość, lecz
nie potrafili zrozumieć “działalności pierwszej pary". Świat poznał ich jako założycieli
ludzkiej rasy. Myślę, że w pewnym sensie odpowiada to prawdzie, bowiem ostatecznie byli
oni zaangażowani w przedsięwzięcie przebudowy ludzkiego zasobu genetycznego.
Adam i Ewa nadal żyją, zarówno w subprzestrzeni jak i fizycznie. Prawdopodobnie nie
ingerują w działalność Szarych z powodu zasad Federacji. Przejawiają jednak głębokie
zainteresowanie wynikiem naszej obecnej drogi genetycznej. Oczywiście ich ciała nie
wyglądają tak samo jak kiedyś. Ciekawe jednak, że nie odnotowałem znaczącego postępu
ewolucyjnego ich fizycznych form.
Wyraźnie czułem, że coś z nimi jest nie tak, chociaż nie jestem pewien, czy by się ze mną
zgodzili.
W każdym razie jedno jest pewne. Genetyczna manipulacja gatunkiem ludzkim nie stanowi
novum. Trwa od bardzo dawna. Co więcej, być może jest jednym z najważniejszych
powodów zjawiska, określanego przez biologów mianem ewolucji przerywanej, w której tor
ewolucji dość niespodziewanie obiera nowy kierunek. Należy przeprowadzić znacznie więcej
badań (wykorzystując zarówno teleobserwację, jak i tradycyjne metody naukowe) w celu
potwierdzenia tej wstępnej hipotezy.
ROZDZIAŁ 21: GURU DEV
W trakcie naszych badań, obydwaj z moim monitorem zaczynaliśmy nabierać przekonania, że
w przedsięwzięciu tym chodziło o coś więcej niż tylko o dochodzenie, kto lata w spodkach.
Do lata 1994 roku otrzymaliśmy metodą SRV potwierdzenie zjawiska porwań, i już dość
dobrze poznaliśmy zasadnicze założenia programu genetycznego Szarych oraz problemy,
wobec których stanęli Marsjanie. Po długich dyskusjach zgodziliśmy się dołączyć kolejne
cele. Na naszej liście obok Jezusa znalazły się inne mądre osoby, mogące dopomóc nam w
interpretacji danych. Rozdział ten jest wynikiem spotkania z jedną z takich postaci, w trakcie
przeprowadzonej przeze mnie sesji solo w układzie Typu 1.
Guru Dev był nauczycielem medytacji Maharashiego Mahesh Yogi. Podczas wielu miesięcy
moich badań w zakresie SRV czułem wyraźnie, że muszę zadać Guru Devowi parę pytań. Inni
teleobserwatorzy namierzyli grupę Marsjan, którą nazwali “duchowieństwem". Wydawało się,
że Marsjanie ci praktykowali podróże poza ciało i posiadali zdolności telepatycznego
porozumiewania się, a mój monitor uważał, że być może uprawiają oni Sidhis. Marsjańskie
kapłaństwo znajdowało się na naszej długiej liście celów i wiedziałem, że wcześniej czy
później dostanę ten cel do zbadania. Zanim to jednak nastąpi, chciałem zdobyć trochę
informacji na ich temat. Jeżeli uprawiali Sidhis, musiałem o tym wiedzieć, i to szybko. Tak
więc, pewnego ranka latem 1994 roku w Ann Arbor, w stanie Michigan, obrałem za cel Guru
Deva. Jako że była to sesja solo, relacjonuję ją w formie narracji, omijając w ten sposób
niemal cały żargon protokołów SRV.
Data: 24 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 1
Współrzędne celu: 3745/4021
Dane wstępne wskazywały na energię, ląd i coś, co zostało wykonane przez człowieka.
Najpierw zarejestrowałem kolory: niebieski, biały i brązowy. Powierzchnie były przestronne.
I znowu, podobnie jak we wszystkich rodzajach sesji, niezależnie od typu danych, nie miałem
pojęcia, jak dotrę do Guru Deva czy w jakim znajdę go otoczeniu. Protokoły SRV
ustanowiono po to, by zmusić do podejmowania decyzji nieświadomość. Można powiedzieć,
że mój świadomy umysł, biernie uczestniczył w tej przejażdżce.
Panowała przyjemna temperatura. Zacząłem odczuwać słodki smak i słyszeć dźwięki muzyki
hinduskiej, zwanej Gandarvą. W “powietrzu" subprzestrzeni unosił się delikatny zapach
kadzidła. Zacząłem chichotać pod nosem: wyglądało na to, że Guru Dev przygotowuje scenę.
W miarę jak posuwałem się z protokołami, znalazłem się w miejscu, które przypominało
bardziej subprzestrzeń niż wymiar fizyczny. Topografia sprawiała wrażenie regularnie
ukształtowanej, z pochyleniami i dziurami, niczym baseny odpływowe wzdłuż plaż Afryki
Wschodniej. Ale nie było wody. Nad głową ujrzałem niebo.
Nieco z boku mojego pola widzenia, patrzyła na mnie świetlana istota. Zobaczyłem, że jest to
mój cel i przybliżyłem się. Czułem, że to naprawdę jest Guru Dev. Czekał na mnie.
Zanim wdałem się z nim w rozmowę, rozejrzałem się dookoła. Uważnie obserwowałem
otaczające mnie środowisko. Było dosyć kolorowe i złapałem się na tym, że to miejsce
wydaje mi się dziwne. Ogólna atmosfera była bardzo przyjemna, ale nigdy przedtem nie
wyobrażałem sobie miejsca, które byłoby tak fizyczne i subprzestrzenne zarazem. Z całą
pewnością było to miejsce o specjalnym znaczeniu, chociaż do dzisiaj nie wiem, gdzie się
znajdowało.
Kiedy ponownie skierowałem swoją uwagę na Guru Deva, zauważyłem, że owinięty jest
białym materiałem. Właściwie nie był to idealnie biały kolor. W rzeczywistości, szata mieniła
się wieloma odcieniami świetlnych barw. Telepatycznie przekazałem mu, że mam parę pytań.
Wydawał się o tym wiedzieć i dał mi do zrozumienia, że mogę zaczynać.
Pozostając w granicach protokołów SRV, zapytałem Guru Deva, czy istnieje kapłaństwo
Marsjan. Odpowiedź była jasna: tak, istnieje. Zapytałem następnie, czy ich kapłani uprawiają
Sidhis. Najwyraźniej nie. Natychmiast zadałem pytanie, jaki kult uprawiają. Interesująca
rzecz. Guru Dev zasugerował, że powinienem dowiedzieć się tego od nich samych. Uważał,
że powinienem doświadczyć tego bezpośrednio.
Zapytałem potem Guru Deva, czy członkowie rady Federacji uprawiają Sidhis. Wyczułem, że
w tym momencie spoważniał i poinformował mnie, że robią coś podobnego, ale niezupełnie
jest to Sidhis. Praktykują coś, co odpowiada ich poziomowi i doświadczeniu.
Kontynuując, zapytałem Guru Deva, czy medytacja Sidhis przydałaby się w kursie
dyplomacji dla ludzkich przedstawicieli rady Federacji. Na to pytanie otrzymałem
jednoznaczną odpowiedź. Guru Dev z naciskiem odparł:
tak. Rzeczywiście, ćwiczenie Sidhis bardzo pomoże ludziom w ich kontaktach z członkami
rady Federacji. Otrzymałem coś w rodzaju ostrzeżenia, że nie powinniśmy zawracać głowy
Federacji, przysyłając do kwatery głównej byle kogo. To tak jakby Stany Zjednoczone
wysłały niewyszkoloną osobę, aby została ambasadorem w Moskwie. Nikt nie brałby takiego
człowieka serio, a Rosjanie zaczęliby się w końcu zastanawiać, czy Amerykanie są
poważnym narodem. Do izb Federacji ludzie muszą wysłać reprezentantów, aktywnie
zaangażowanych w swój własny przyspieszony rozwój świadomości. Dojrzali i szybko
ewoluujący przedstawiciele ludzkości będą w stanie godnie przemówić w imieniu obywateli
Ziemi.
Zapytałem następnie Guru Deva, czy widzi on jakieś problemy związane z
wykorzystywaniem SRV jako sposobu porozumiewania między reprezentantami a radą
Federacji. Odparł, że ta metoda komunikacji nie jest optymalna i zmieni się, w miarę
dojrzewania ludzkiego społeczeństwa. Na razie jednak to jedyny możliwy sposób.
W tym momencie zabrakło mi pytań. Po prostu spojrzałem na niego i zapytałem, czy ma
dalsze uwagi. On również spojrzał na mnie, a właściwie we mnie. Był spokojny, bardzo,
bardzo spokojny. Podziękowałem mu i zakończyłem sesję.
Komentarz
Po tej sesji nabrałem pewności, że jestem w stanie opracować ogólny kurs dla dyplomatów,
którzy będą reprezentować w Federacji ludzkie interesy. Ludzie nie są jeszcze pełnymi
członkami Federacji, ale mając dobrze wyszkolonych dyplomatów moglibyśmy pokusić się
wkrótce o utworzeniu oficjalnego przedstawicielstwa. Opracowany przez siebie kurs
dyplomacji galaktycznej nakreśliłem w ogólnych zarysach w jednym z kolejnych rozdziałów.
ROZDZIAŁ 22: BÓG
Muszę coś wyznać moim Czytelnikom: ani ja, ani mój monitor nie potrafiliśmy ominąć tego
tematu. Przez długi czas staraliśmy się trzymać z dala od zagadnień religijnych. Ale gdzie
byśmy nie spojrzeli, pojawiała się idea ewolucji w kierunku pewnego centralnego punktu. Co
więcej, motywy religijne nakładały się na to co, jak myśleliśmy, stanowiło tylko zagadnienie
ET.
Wcześniej, monitor mój nie miał odwagi, by za cel sesji SRV obrać Boga. W końcu jednak
nabrał śmiałości i w ciemno dał mi zestaw liczb współrzędnych i monitorował sesję, której cel
stanowił Bóg.
Okazało się jednak, że pojęcie Boga jest tak złożone i szerokie, że bezpośrednie informacje na
Jego temat nieświadomość może przekazać naszemu świadomemu rozumieniu jedynie za
pomocą metafor i przykładów. Najwyraźniej Bóg nie jest starcem z długą białą brodą
siedzącym na tronie w pałacu. Zachęcam Czytelników, aby wykazali cierpliwość zapoznając
się z wynikami jakie otrzymaliśmy. Inni teleobserwatorzy będą pracować nad tym celem w
niedalekiej przyszłości i nasza wiedza o Nim zapewne wzrośnie. Na razie jednak wszystko co
mamy to sesja, którą prezentuję poniżej.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3590/6110
Dane wstępne wskazywały, że początkowo cel związany był ze sztucznymi konstrukcjami i
płynem.
C.B.: “Widzę kolory: brązowy, niebieski i biały. Jest błotniste, brudno i miękko. Ciepło.
Czuję smak soli. Unosi się zapach spalenizny, gryzący, podobny do dymu. Słyszę jakąś
maszynerię". Naszkicowałem konstrukcję koło zbiornika wody.
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4". (Przez pozostałą część sesji mówił bardzo niewiele.)
C.B.: “W porządku. Dostrzegam Szarego – a właściwie wielu Szarych. Tutaj dzieje się coś
niezwykłego. Ci Szarzy to chyba wcześni Szarzy. Ich oczy są nieco mniejsze, a skóra na
twarzy trochę dziobowata. Mają genitalia. Pracują".
“O rany. Właśnie uchwyciłem wrażenie emocjonalne. Oni są w rozpaczy. Panuje ogromny
strach i poczucie desperacji. Odbieram od nich mieszaninę emocji. Są przekonani, że “świat
się wali". Czuję wyraźnie, że ten moment swej historii uważają za koniec swojego świata. Nie
ma wątpliwości, że nastąpiła tu katastrofa."
“O Boże, żal mi tych istot. Zapisuję to jako własne wrażenie estetyczne i idę dalej."
“O rany, tutaj panuje prawdziwe piekło. Następuje gwałtowny rozpad ekosystemu ich planety,
a oni nie potrafią sobie z tym poradzić. Toczy się powszechna walka. Tak, toczą się jakieś
wojny. Nie takie jak u ludzi, ale jednak wojny."
“Trwa wojna biologiczna. Odbieram poczucie pustki."
“Właśnie doznałem nagiego przemieszczenia w czasie. Do przodu. Nie wiem dlaczego.
Kontynuuję."
“Jestem teraz w opuszczonym świecie. Wydaje się, że w pobliżu było trochę wody, ale
wyschła. Znajduję się na lądzie. Szarzy odeszli z powierzchni planety. Są tu podziemne
mieszkania. Szarzy przenieśli się do podziemi. Walki ustały, a wojujące strony ogłosiły
rozejm. Teraz w gorączkowym tempie chcą ulepszyć technikę. Ostatecznie pragną przenieść
całą planetę."
“O rany. Na swoim poziomie cywilizacyjnym oni są pozbawieni możliwości rozwoju. Badają
swą zasadniczą naturę. To właśnie wtedy zaczęli modyfikować strukturę swoich genów."
“Poznali nowe sposoby generowania energii, zarówno fizycznej jak i subprzestrzennej. Są
również bliscy wynalezienia subprzestrzennego transportu. Szukają jakiejś ucieczki z tej
sytuacji i świata, w jakim się znajdują."
“Szarzy żyją teraz pod ziemią i odczuwają ogromną chęć ujrzenia światła. Tu na dole nie ma
żadnego naturalnego źródła światła, więc naukowcy badają 'światło wewnętrzne'. Odkrywają
nowy wszechświat w subprzestrzeni, czysty i pierwotny, gdzie, jak się wydaje, cywilizacje są
lepsze i bardziej zrównoważone niż ich własna. Są przekonani, że poprzez ucieczkę do tego
innego wymiaru, uda im się pozbyć swych fizycznych bolączek. Że nie dotkną ich
wcześniejsze kłopoty. Popełnili błąd, sądząc iż ich podstawowy problem leży w ich
fizycznym istnieniu i inne wymiary uwolnią ich od wszelkich trosk. Odnoszę wrażenie, że oni
chcą uciec do subprzestrzennego nieba."
“W porządku. Coś nowego. Obserwuje mnie teraz ten sam stary, mądry Szary, który pojawiał
się w wielu moich sesjach. Ale nie uczestniczy czynnie w sesji. Po prostu patrzy."
“Skupiani się teraz na planie ucieczki. OK. Początkowo panuje euforia. Widać tu wielki
postęp duchowy. Ale oni zabrnęli w ślepą uliczkę. Przypominają kulturystę, który ćwiczy
mięśnie tylko jednej nogi czy ręki, podczas gdy druga jest w atrofii."
“Istoty te są teraz nieszczęśliwe. Widzą u innych rozwiniętych istot szczęście i spełnienie,
którego im brakuje. Uważają, że nie ma dla nich innego wyboru jak ruszyć w długą i
niebezpieczną (z ich punktu widzenia) podróż do własnej przeszłości. Ale zobowiązują się nie
wracać do swego poprzedniego stanu. Boją się przeszłości . Nie dadzą się już złapać w
ewolucyjną pułapkę."
“Mam wrażenie, że genetyczne przedsięwzięcie tych istot stanowi nowy rodzaj bardzo
długiego exodusu. Przypominają mi się Izraelici na pustyni podczas długoletniej ucieczki z
Egiptu."
“Skupiam się teraz na pojęciu rasy / przeznaczenia." Jednosekundowa przerwa. “Właśnie
przeniosłem się w czasie do przodu. O rany! Co to jest?"
“Poczekaj. Jakie piękne istoty! Nie do wiary! Całe to miejsce przepełnia mnie mnóstwem
wrażeń estetycznych. To niesamowite! Ci Szarzy z przyszłości wyglądają prawie tak jak
ludzie, a jednocześnie są inni od wszystkich ludzi, jakich kiedykolwiek spotkałem."
“Oni mają zdolności telepatyczne. Ale to nie wszystko. Nauczyli się kochać. To podstawowe
uczucie na jakie kładli nacisk w swoim genetycznym przedsięwzięciu. Istoty te wypełnia
przytłaczająca miłość. Tę ich potrzebę spełnia teraz elektrochemiczna maszyneria."
“Odbieram AOL Jezusa. Nie w takim sensie, że Jezus jest tu obecny, ale tak jakby cała planeta
była pełna Jezusów. Główna różnica polega na tym, że kiedy dokonywałem teleobserwacji
Jezusa, miał on poczucie panowania czy władzy, podczas gdy ci Szarzy po prostu emanują
miłością, bez tego dodatkowego elementu."
“Widzę tu mężczyzn i kobiety. Nie są pozbawieni płciowości. Są bardzo zdrowi, a kobiety
rodzą same (to znaczy nie ma narodzin w zbiornikach). Ludzie ci stoją na wysokim szczeblu
rozwoju ewolucyjnego i są duchowo zjednoczeni."
MONITOR: “W porządku, Courtney, możesz teraz zakończyć sesję. Tak na marginesie, to
jedna z najpiękniejszych sesji, jakie słyszałem w twoim wydaniu. Przeprowadzona z
niesamowitą werwą. Co o tym myślisz?"
C.B.: “Prawdę mówiąc było bardzo ciekawie. Ale nie mam pojęcia, co mogło być celem. Nie
wyglądało to na żaden cel z naszej pierwotnej listy. Co to było?"
MONITOR: “Oczyszczalnia ścieków w Fort Meade, w Maryland".
C.B.: “Dobra, dobra. Co to było?"
MONITOR: “Bóg".
C.B.: “Co?"
MONITOR: “Bóg. Taki był cel".
Komentarz
Moim zdaniem, Bóg może mieć wiele postaci, które, na swój sposób, możemy tylko
częściowo poznać w danym czasie. Nasza zdolność rozumienia każdej postaci Boga zależy od
poziomu ewolucji w kierunku tego, co niektórzy nazywają “świadomością Boga".
Wydaje się, że Bóg jest istotą czującą i że dosłownie istnieje w każdej formie ewoluującego
życia i w każdym innym miejscu. Tak jakby czerpał On radość z tworzenia materii i życia z
własnej substancji, a potem przeżywania tego życia poprzez doświadczenia różnych
gatunków. Sesja ta pozostawia otwartą kwestię, w jaki sposób Bóg stworzył sam siebie w
pierwszej chwili kreacji.
Jedną z charakterystycznych cech Boga wydaje się być objawiająca się na różne sposoby
inteligencja. Inteligencja może być świadoma, w sensie myślenia, ale też, z naszego punktu
widzenia jako obserwatorów, automatyczna, co przejawia się w automatycznej naturze
naszego systemu odpornościowego czy w kosmicznym tańcu gwiazd.
Inteligencja ta wyłania się w formie fragmentarycznej w postaci żywych i myślących istot.
Kiedy już się to stanie, żywe stworzenia, po osiągnięciu pewnego progu samoświadomości,
zaczynają odczuwać pragnienie połączenia się ze swoim źródłem. Dziwną rzeczą jest to, że
owe żywe istoty początkowo wydają się być zupełnie nieświadome, że dosłownie powstały z
substancji źródła. Tak więc mniej rozwinięte stworzenia wydają się nie rozumieć, że bać się
Boga znaczy tyle samo, co bać się samego siebie. Jednak ewolucję istot czujących ostatecznie
określa się w kategoriach ich zdolności do odkrywania związku między pierwotnym źródłem
Boga a własną jaźnią. Kiedy to następuje, motywem przewodnim staje się miłość. Można
kochać samego siebie i wszystkich pozostałych, ponieważ wszystko inne utkane jest z tego
samego materiału. W jakiś sposób, miłość jest motywem Boga, klejem, który spaja
wszechświat. Ale tylko wysoko rozwinięte istoty zdają sobie sprawę z pełnego zasięgu
rzeczywistości.
Nie twierdzę, że wiem, dlaczego miłość jest spoiwem wszechświata. O miłości jesteśmy
skłonni myśleć jak o uczuciu bzdurnym. Z moich sesji SRV, dotyczących wysoko
rozwiniętych istot, wynika, że ludzkie pojęcie miłości jest bardzo prymitywne, ale naprawdę
nie znam żadnego innego słowa, które mogłoby oddać to, co odczuwam. Cokolwiek oznacza
miłość dla tych rozwiniętych istot, nie jest ona bzdurna. Idzie w parze z jasnym myśleniem i
efektywnymi czynami. Można im tylko pozazdrościć wspaniałego życia.
Ponieważ miłość jest przyjemna, uważam, że mamy dużo szczęścia. Z moim ograniczonym
rozumieniem egzystencji, nie widzę żadnego logicznego powodu, dla którego Bóg nie miałby
odczuwać innych emocji – nawet nienawiści – jako uniwersalnej stałej, poza tym, że mogłoby
się to skończyć samozagładą istnienia. Jestem pewien, że istnieje ważny powód dominacji
miłości. Po prostu go nie znam. Ale mam pewną wskazówkę.
Wydaje się, że Bóg doświadcza istnienia poprzez swoją kreację. Ponieważ wszystko powstaje
z substancji Boga, nasze uczucia i doświadczenia są jego udziałem. W jakimś prymitywnym
sensie, jesteśmy niczym komórki w nieskończenie wielkim ciele, a owo nieskończenie
wielkie ciało doświadcza wszystkich aspektów istnienia każdej komórki. Miłość jest
przewodnim motywem wszechświata, ponieważ dla Boga jest naturalną rzeczą kochać
samego siebie (cokolwiek to znaczy), nie na zły, lecz zdrowy, konstruktywny i ekspansywny
sposób.
Proszę zauważyć, że w trakcie mojej sesji Szarzy okazali się wysoko rozwiniętymi istotami,
przepełnionymi uczuciem miłości, co było dla mnie nieco przytłaczające. Ale zwróćcie,
proszę, uwagę, że Szarzy nie rozpłynęli się na powrót w swoim źródle ani nie przestali
istnieć, kiedy zdali sobie sprawę, iż stanowią część większej istoty. Stali się raczej podobni
Bogu w jego najskrytszej natu-rae i nadal przejawiali się we wszechświecie jako oddzielne
jego fragmenty.
Wnioskuję z tego, że Bóg nie nosi się z zamiarem zniszczenia różnorodności, naturalnej przy
jego rozległej jaźni. Wydaje się raczej, że plan Boga zakłada dalszą ekspansję wszechświata,
pełnego małych oczyszczonych cząstek Boga.
Co więcej, proces ewolucyjny może nie mieć końca. Dlaczego miałby się skończyć? Jeżeli
wszystko stanowi cząstkową manifestację Boga, czemu Bóg miałby chcieć przerwać
ekspansję własnego istnienia? Czyż nie ma większego sensu stwierdzenie, że będzie On
chciał wzrastać w swej różnorodności przez cala wieczność?
Są to jedynie spekulacje. Ale opierając się na wszystkich swoich obserwacjach SRV, nie
dostrzegam we wszechświecie niczego, co miałoby wskazywać, iż Bóg planuje zakończyć
swą działalność. Ostatecznie najbardziej rozwinięte istoty wiedziałyby coś na ten temat.
Doprowadziłoby to do ogólnej frustracji i prób przeciwstawienia się planowi Boga. Byłoby to
jak rak, prowadzący do ogólnych tendencji samobójczych.
Nigdzie jednak nie widzę oznak takiego zjawiska. Gdziekolwiek nie spojrzę, widzę istoty
usiłujące się doskonalić, znaleźć znaczenie istnienia. I zawsze napotykam rozwinięte istoty,
których życie opromienia intuicyjne poczucie miłości, a nie panika, będąca nieuniknioną
konsekwencją strachu przed śmiercią.
Myślę, że Bóg ma zamiar zatrzymać nas na zawsze. Wniosek ten opieram na swych
obserwacjach. Dostrzegam, że my sami stanowimy przejaw Boga w bardzo realnym sensie.
Być może obecnie jesteśmy prymitywni w porównaniu z niektórymi bardziej rozwiniętymi
istotami we wszechświecie, ale znajdujemy się na ścieżce prowadzącej w górę, a nasza walka
na śmierć i życie w fizycznej egzystencji wytwarza w nas silne pragnienie zrozumienia istoty
swej natury, kierując tym samym naszą uwagę w kierunku źródła, a ostatecznie w kierunku
naszych jaźni w kosmicznym lustrze.
Szczerze mówiąc, nie dowiedziałem się dużo więcej na temat Boga. Podejrzewam, że z
radością będę podejmował próby zgłębienia tego problemu w najbliższej przyszłości. Żywię
szczerą nadzieję, że tajemnice Boga są nieskończone, bo gdybym czuł, że wiem wszystko o
Bogu, a zatem i o sobie, jaki sens miałoby dalsze życie? Teraz jednak przypominam sobie, że
naprawdę nie mam pojęcia, jakie niespodzianki przyniesie dzień jutrzejszy.
ROZDZIAŁ 23: KAPŁAŃSTWO MARSJAN
Dawno temu, kiedy wojskowi teleobserwatorzy zaczęli śledzić tor statków marsjańskich
przylatujących z Czerwonej Planety na Ziemię, zauważyli grupę Marsjan, która odgrywała
wyjątkową rolę w marsjańskim społeczeństwie. Wyglądali na lekarzy albo szamanów.
Cieszyli się ogromnym szacunkiem i, co mogło wydać się dość złowrogie, zdawali się
posiadać zdolność odrywania swej subprzestrzennej postaci od ciała fizycznego, pozwalającą
im uczestniczyć w zebraniach podobnych im istot. Prawdę mówiąc, wystraszyło to armię
amerykańską.
W końcu zbadałem te tajemnicze istoty, które w kręgach teleobserwatorów uzyskały
przydomek marsjańskich kapłanów. (Guru Dev powiedział mi, że nie uprawiają oni Sidhis,
ale poza tym nie wiedziałem nic na ich temat.) Sesja ta była monitorowana w normalnych
warunkach Typu 4.
Data: 27 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 8711/3454
Dane wstępne sugerowały, że cel znajduje się na suchym lądzie i w sztucznych budowlach.
C.B.: “Widzę czerwienie i brązy. Teren wydaje się piaszczysty i kamienisty. Jest zimno,
zimno, zimno. Wygląda to na Marsa. Pozwól, że zapiszę to jako AOL".
“Jestem w szkicu Fazy 3. Widzę jakieś niskie pagórki, niewielkie obniżenie terenu z przodu i
z mojej prawej strony oraz jakiś kanał przebiegający ukośnie przez środek. Może koryto rzeki
lub coś w tym stylu. Czy mam sprawdzić wodę?"
MONITOR: “Po prostu przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Jestem teraz w matrycy. Widzę dużo skał, czerwonych skał. To
zasadniczo płaski obszar, to znaczy nie ma stromych gór. Nie ma tu powietrza. Na ogołoconej
powierzchni brak oznak jakiegokolwiek życia. To bardzo surowe środowisko. Właściwie
czuję teraz trochę powietrza. Jest bardzo rzadkie i suche".
“Muszę dodać, że miejsce to jest surowe i bardzo piękne, ale raczej dla wycieczkowicza."
“Dostrzegam teraz jakieś istoty. To nie są Szarzy. Prędzej Marsjanie. Zapisuję to jako AOL
linii sygnału. Widzę kobiety i mężczyzn. Są bardzo chudzi, drobni i mają trochę wiotkich
włosów. Spróbuję teraz ustalić ich miejsce. Poczekaj."
“Są w pomieszczeniach. Znajduję się teraz w jednym z nich. Miejsce to nie jest zbyt
nowoczesne. Widać tu rzeczy niezbędne do przetrwania. Te mieszkania znajdują się pod
ziania. Co mam robić?"
MONITOR: “Skup się na władzy".
C.B.: “W porządku. Te istoty mają prymitywną strukturę organizacyjną. Nie uczestniczą na
szeroką skalę w polityce. Panuje tu chyba hierarchia klanowa. Starsi cieszą się szacunkiem i
sprawują władzę. Warunki przetrwania nie pozwalają na tworzenie mechanizmów
demokracji. To hierarchiczna, apodyktyczna struktura. Szczebel sprawowanej władzy
uzależniony jest od zdobytego doświadczenia oraz głosowania wśród starszej elity".
MONITOR: “Spróbuj dowiedzieć się czegoś na temat ich religii".
C.B.: “Odbywają się tu praktyki religijne. Cementują one społeczeństwo, zważywszy na
trudne warunki fizycznej egzystencji. Dzieci potrzebują religii, podobnie matki. Jednak
starszyzna nie jest do niej przekonana. Ale wypowiadają frazesy, żeby wspierać innych, a
także w nadziej, że pomoże to podtrzymać tradycje. Tak więc religia w jakimś stopniu
pomaga każdemu, tyle że na różnym poziomie".
“Skupiam się teraz na kwestii przywództwa religijnego, gdyż czuję sygnał z tego kierunku.
Oni przypominają księży lub zakonników. Stoją na szczycie społecznego słupa totemicznego.
Czuję, że używają symboli i magii. Mają prymitywne, lecz prawdziwe rozumienie, że istnieje
coś więcej niż sfera fizyczna. Odnoszę wrażenie, że pod pewnymi względami przypominają
irańskich mułłów, zwłaszcza jeżeli chodzi o organizację wewnętrzną. Mają wpływ zarówno
na rząd, jak i na społeczeństwo.
Ale wydają się być bardziej szamanami aniżeli rozwiniętymi duchowo istotami."
“Podążam za kwestią ich magii. Poczekaj. Są tu przedmioty, jak totemy czy fetysze. Tak,
wyglądają jak totemy z Afryki Zachodniej. Praktykują również wychodzenie z ciała, co
wydaje się wzmacniać ich wierzenia religijne. Wygląda na to, że jeden z takich księży właśnie
zorientował się, że go obserwuję."
MONITOR: “Zlokalizuj przywództwo religijne".
C.B.: “Oni są wszędzie, lecz pozostają w ukryciu. Spełniają również rolę aparatu
bezpieczeństwa. Przy użyciu własnego wywiadu szpiegują innych, by utrzymać kontrolę nad
masami".
“To ciekawe. Pozwól, że sprawdzę granice kontroli tego przywództwa. Czekaj... Istnieją dwie
warstwy społeczne. Przywódcy religijni sprawują kontrolę nad niższą z nich. Biurokratyczno-
techniczna hierarchia toleruje ich, gdyż nie ma obecnie żadnej innej zastępczej struktury
wiary dla mas."
“Jeżeli chodzi o ich miejsce pobytu, są również na Ziemi. Poczekaj... to interesujące. W
czasie przeprowadzki z Marsa na Ziemię wywiązuje się walka. Na Ziemi Marsjanie mogą
całkowicie opuścić swoich przywódców religijnych."
“To autentyczna walka o utrzymanie marsjańskich tradycji. Oni obawiają się zniszczenia
tradycji, która powoduje, że są tym kim są, to znaczy Marsjanami."
MONITOR: “Dowiedz się, co dla przeciętnego kapłana oznacza wyjście poza ciało".
C.B.: “Dobra, daj mi chwilę... Podobnie jak ludzie, mają trudności z działaniem między
dwoma poziomami, fizycznym i subprzestrzennym. Subprzestrzeń używana jest do
porozumiewania się, chociaż kapłani porozumiewają się też fizycznie. Stan wyjścia poza ciało
służy wzmacnianiu jedności stanu kapłańskiego oraz utrzymywaniu pospólstwa w bojaźni.
Pomaga również wzmocnić poczucie odrębności w odniesieniu do tradycji ludzkich. Zdaje się
nauczają, że stan ten jest specyficzną zdolnością ich gatunku. Wiedzą, że to nieprawda, ale
pozwala im to kontrolować masy".
MONITOR: “A co z symbolami przywództwa?"
C.B.: “Widzę je teraz. Zrobię rysunek... Zabawne, to chyba ten sam symbol, co na mundurach
Szarych, którzy dawno temu przyszli na ratunek Marsjanom. Ciekawe, skąd to mają?"
MONITOR: “Skup się na spotkaniach ludzi i Marsjan".
C.B.: “Kapłaństwo Marsjan jest raczej prymitywne. Chyba nie lubią nas – ludzi. Chcą
odizolować swoją ludność na Ziemi. Hmm. Wygląda na to, że są zdenerwowani przebiegiem
wydarzeń, nad którymi tracą kontrolę".
“W porządku, mam coś. Spotkanie nastąpi wkrótce. Będzie to spotkanie z biurokratyczno-
techniczną hierarchią, a nie z duchowieństwem. Odnoszę wyraźne wrażenie, że ta hierarchia
nie chce, abyśmy mieli do czynienia z kapłanami, gdyż nie sprzyjałoby to dobrym stosunkom
między ludźmi a Marsjanami. Dla luda kontakt z duchowieństwem marsjańskim oznaczałby
tyle, co spotkanie Marsjan z papieżem, zamiast z ONZ."
MONITOR: “W porządku, Courtney, dobra robota. Zakończ sesję".
C.B.: “A celem było...?"
MONITOR: “Marsjańskie duchowieństwo".
Komentarz
Sesja ta dostarczyła odpowiedzi na szereg pytań, które od jakiegoś czasu nurtowały
teleobserwatorów. Po pierwsze, duchowieństwo nie stanowi oficjalnego aparatu władzy w
społeczeństwie Marsjan. Nie wiem, w jakim stopniu konkurencyjne w stosunku do siebie
duchowieństwo i świecka biurokracja podzieliły społeczeństwo. Intuicyjnie czuję, że wpływy
wśród mas przechylają się bardziej w kierunku przywódców świeckich, ale ci ostatni nadal
nie mogą ignorować duchowieństwa.
W tym punkcie moich badań, dysponuję jedynie tym szkicem podwójnej władzy w
społeczeństwie Marsjan. Jednak wydaje się oczywiste, że istnieją dwa odrębne poziomy mas
oraz że dominująca strefa wpływów duchowieństwa sięga warstwy niższej. Pozostaje dla
mnie niejasne, co określa obydwie warstwy. Nie wygląda na to, by kryterium stanowiło
bogactwo. Jest to jakiś inny czynnik. Mógłbym w tym miejscu spekulować, że o
przynależności do danej warstwy decyduje wykształcenie, ale mogę się mylić, jako że nie ma
powodu, by Marsjanie odmawiali równego prawa do wykształcenia wszystkim członkom
swojego społeczeństwa, zważywszy na konieczność przygotowania wszystkich do ostatecznej
(przynajmniej teoretycznie) migracji na Ziemię.
ROZDZIAŁ 24: INCYDENT W ROSWELL
Doniesienia w środkach masowego przekazu sugerowały, jakoby w okolicach Roswell, w
Nowym Meksyku, doszło w 1947 roku do katastrofy latającego spodka, którego pasażerowie
– kosmici zostali wzięci do niewoli przez armię amerykańską. Niektórzy twierdzili, że co
najmniej jeden przybysz, zanim zmarł z niewyjaśnionych przyczyn, przez długi czas
przetrzymywany był jako więzień w bazie wojskowej, oraz że przynajmniej jeden statek
przewieziono do laboratoriów wojskowych w celu dokonania jego badań.
Będąc w wojsku, mój monitor próbował kiedyś dowiedzieć się z wojskowych źródeł, czy
Incydent w Roswell rzeczywiście miał miejsce. Największy problem polegał na tym, że nie
można było znaleźć ciał kosmitów ani ich statku. Jednak bardzo wielu ludzi na terenie
Nowego Meksyku, a także niektórzy wojskowi wydawali się całkiem szczerzy, przywołując
na pamięć ów incydent. To go zaintrygowało.
W końcu, wojskowym teleobserwatorom przydzielono zadanie zbadania Incydentu w
Roswell. Początkowo nie wszystko szło dobrze. Kiedy teleobserwatorzy badali wydarzenie,
zobaczyli nie statki, lecz świetlne kule, krążące nisko po niebie. Dało się jednak odczuć
obecność istot pozaziemskich, co sugerowało, że w jakiś sposób były one w incydent
zamieszane.
Po przełomie, jaki nastąpił w przypadku porwań, postanowiliśmy z moim monitorem dodać
do naszej długiej listy celów Incydent w Roswell. Logika podpowiadała, że skoro istoty
pozaziemskie zmieniły zdanie, pozwalając nam zobaczyć, co działo się podczas porwań,
zapewne zmieniły też zdanie co do innych rzeczy.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 7633/4128
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z płaskim, suchym lądem i sztucznymi
budowlami.
C.B.: “Widzę głównie odcienie brązu. Powierzchnie są piaszczyste, zalesione. Wieje wiatr.
Ciepło. Gdziekolwiek się znajduję, to miejsce jest piękne. Naszkicuję je teraz w Fazie 3". Mój
monitor każe mi się przemieścić na pozycję pięciuset stóp nad celem.
“W porządku, to miejsce jest piaszczyste i skaliste, całkiem suche, ciepłe i gorące. Narysuję
jeszcze jeden rysunek w Fazie 3."
Szkicuję rysunek konstrukcji w powietrzu oraz innej konstrukcji na ziemi. Szkicuję też
niektóre ważniejsze cechy topograficzne. Monitor każe mi wykonać operację
przemieszczenia, przenoszącą mnie do konstrukcji, która znajduje się w powietrzu.
“Dominują kolory czarny i zielony oraz lśniące i czyste, wypolerowane, gładkie
powierzchnie. Słyszę glosy. Toczy się rozmowa, ale nie wiem o czym. Miejsce wydaje się
bardzo ruchliwe. Bardzo gęsto zorganizowane na małej powierzchni, ciasno upakowane."
Rysuję kolejny szkic wnętrza konstrukcji, potem monitor sugeruje, żebym przeszedł do Fazy
4 protokołów SRV. “Hmm. Są tu jakieś pokoje. Z całą pewnością zamieszkują je istoty.
Pracują i to gorączkowo, nie panikują, ale są tego bliscy. Odbieram silne AOL, że to Incydent
w Roswell."
MONITOR: “Trzymaj się struktury. Daj to na matrycę jako AOL i idź dalej".
C.B.: “Widzę tu cztery istoty. Są naprawdę przerażone. Coś się stało. Zepsuły się maszyny. To
Szarzy i mam nieodparte wrażenie, że chodzi o Incydent w Roswell".
W tym momencie wydaje się, że moja nieświadomość nie pozwoli na dalszy przebieg sesji, o
ile nie dostanie potwierdzenia, że celem jest rzeczywiście Incydent w Roswell. Ponieważ
doświadczam już bilokacji, nie ma żadnej innej możliwości, jak potwierdzić rzecz oczywistą.
MONITOR: “Tak, to Incydent w Roswell. Trzymaj się struktury. Przejdź szybko przez Fazę
4. Wrzuć szkic do matrycy wnętrza statku".
C.B.: “W porządku". W słuchawkach na chwilę zalega cisza, podczas gdy ja szkicuję tak
szybko, jak tylko potrafię.
“Spodek zachowuje się nieprawidłowo. Tracą kontrolę. Odczuwają strach. Wiedzą, że nie
można ich uratować."
MONITOR: “Wrzuć to do matrycy i przejdź do Fazy 6. W swoich notatkach z Fazy 6
narysuj na środku strony małe kółko o średnicy jednego cala. Zaznacz je jako punkt wyjścia
misji. Następnie narysuj strzałkę w kierunku punktu przeznaczenia. Zbadaj to, a potem wrzuć
to co masz do matrycy".
C.B.: “W porządku. Badam punkt wyjścia. To skaliste miejsce, kratery. Znowu mam silny
sygnał potwierdzający AOL. To jest Księżyc. Jestem tam teraz i spoglądam w górę. Ziemia
znajduje się na niebie. W porządku. Podążam teraz torem do punktu przeznaczenia. Wiem
tylko, że była to misja na Ziemi".
MONITOR: “Skup się na celu misji".
C.B.: “Poczekaj. To dziwne. Wydaje się, jakby misją miała być katastrofa. Przeznaczeniem
była Ziemia, a cel stanowiło rozbicie się statku i skłonienie ludzi do podjęcia badań nad
istotami pozaziemskimi. Nie mogę wprost w to uwierzyć".
MONITOR: “Nie analizuj. Wrzuć to do kolumny wrażeń estetycznych: 'Wprost trudno
uwierzyć.' Idź dalej".
C.B.: “Ideą misji było pokazać, że ET są po pierwsze: istotami fizycznymi, po drugie:
podatne na zranienie, po trzecie: naprawdę nie różnią się od ludzi i po czwarte: mogą
popchnąć błędy. Znali przyszłość, a więc wiedzieli, że się rozbiją. Ale wiedza na temat
przyszłości niekoniecznie zmienia bieg niepomyślnych wydarzeń. Maszyna zepsuła się
naprawdę, a ET naprawdę panikowali, rozbili się i fizycznie umarli".
MONITOR: “Przenieś się w czasie do przodu i zapisz, co widzisz".
C.B.: “Teraz mam ludzi na ziemi. To wojskowi. Sprawiają wrażenie bliskich paniki. Jeden z
nich dosłownie biega dookoła i zbiera każdy kawałek rozbitego statku. Wkładają te rzeczy do
pudeł i toreb".
“Panuje przekonanie, że jest to sprawa najwyższej wagi. Ludzie na stanowiskach robią
wszystko, żeby utrzymać wydarzenie w sekrecie. Mam wrażenie, że opracowują plany
zatuszowania całej sprawy. Sięga to najwyższych kręgów wojskowych. Wydaje mi się, że
ustnie poinformowano też prezydenta."
MONITOR: “W notatkach z Fazy 6 narysuj linię czasu z trzema punktami: A, B i C. Punkt A
zaznacz tam, gdzie ET panikowali, punkt B to moment katastrofy, a punkt C nanieś w
miejscu, kiedy na ziemi nie było już żadnych szczątków. Potem wykonasz operację
przemieszczenia". Przenoszę się do punktu C na wykresie czasu, tysiąc stóp nad celem.
C.B.: “Czuję palące się ciało. Słyszę silniki. Nad ziemią' błądzą pojazdy. Wojskowe pojazdy.
Odkryłem również w powietrzu pojedynczy statek ET. Zapisuję to na szkicu Fazy 3".
“Przenoszę się do statku. Wydaje się, że jego załoga nie potrafi bądź nie chce interweniować.
Statek porusza się bez zakłóceń. Jego pasażerowie wpadli w panikę z powodu tego, co dzieje
się na dole. Odnoszę wrażenie, że obserwują jak 'barbarzyńcy' zabierają ich kolegów."
Komentarz
Przez pozostałą część sesji monitor kazał mi badać koncepcję zakładającą, że ET być może
manipulowali czasem wydarzenia. Po sesji wyjaśnił mi, że wojskowi nie mieli żadnych
fizycznych dowodów katastrofy. Zasugerował jakoby ET znając przyszłość pozwolili, by
wypadek obył się bez interwencji. Ale potem, kiedy to się stało, wrócili w czasie, by zapobiec
katastrofie i wyeliminować wydarzenie.
Ostro protestowałem przeciwko tej hipotezie, gdyż przeprowadziłem teleobserwację
wydarzenia i widziałem to, co widziałem. Jednak nauczyciel mój nadal twierdził, że mogły
istnieć dwa wymiary czasu, jeden, w którym wydarzenie miało miejsce i dzięki temu mogłem
je zobaczyć, oraz drugi, w którym wydarzenie nie nastąpiło i w związku z tym nie było
żadnych dowodów rzeczowych.
Znowu zaprotestowałem, że nie mogło tak być, bo przecież ludzie wciąż żywo pamiętają
incydent, tak jakby wydarzył się w ich własnym życiu. Na to mój monitor odparł, iż
niefizyczne postaci tych ludzi mogły doświadczyć obydwu wymiarów czasowych, jeden po
drugim, i w ten sposób zapamiętać wydarzenie. Byłoby to raczej zjawisko deja vu niż
wyraźne wspomnienie.
Nadal nie zgadzałem się z tą hipotezą, ale musiałem przyznać, że istoty pozaziemskie, ze
swoją znajomością podróży w czasie, były w stanie tego dokonać. Pomyślałem, że jest
bardziej prawdopodobne, iż ET potajemnie odzyskali później resztki pozostałe po katastrofie,
wraz z ciałami poległych kolegów. Jeżeli mogli potajemnie porywać ludzi w środku nocy, z
całą pewnością mogli też odzyskać rozbity statek, gdziekolwiek nie byłby on
przechowywany.
Pozostało wiele pytań, ale ani ja, ani mój monitor nie planowaliśmy pracować nad tym
problemem w celu włączenia go do książki. Chcieliśmy po prostu sprawdzić czy wydarzenie
w ogóle miało miejsce. Miało. ET mogą popełniać błędy i się rozbić, a Incydent w Roswell
był prawdziwy.
Mój monitor poinformował mnie również, że ostatnio dwaj inni teleobserwatorzy dokładnie
namierzyli Incydent w Roswell, potwierdzając uzyskany przeze mnie materiał. W jaki sposób
“wymazano" wydarzenie i dlaczego nie ma po nim żadnego fizycznego śladu, pozostaje dla
nas zagadką. Moglibyśmy iść tropem wydarzenia, ale szczerze mówiąc, wydaje się ono raczej
mało istotne w porównaniu z innymi kwestiami, które próbujemy zbadać. Jestem pewien, że
pewnego dnia historycy teleobserwacji odnotują wszystkie szczegóły wypadku w Roswell. Z
biegiem czasu i wysiłku, teleobserwatorzy znajdą też odpowiedź na pytanie, czy ET
manipulowali czasem w celu “zlikwidowania" wydarzenia, czy ukryli dowody katastrofy w
jakiś mniej drastyczny sposób.
Postscriptum do Incydentu w Roswell
Na pierwszej stronie krajowego wydania New York 77-mesa z 18 września 1994 roku został
opisany Incydent w Roswell. W artykule przytacza się źródła rządowe, które twierdzą, że
teraz mogą ujawnić prawdę na temat tego tajemniczego wydarzenia. Utrzymują, iż pierwotna,
oficjalna wersja wydarzenia, jakoby była to katastrofa balonu była oszustwem, ale prawdą
jest, że kraksę spowodował inny rodzaj balonu, który wykorzystywano w tajnym planie
obrony o nazwie Mogul. Dalej artykuł opisuje, jak to naukowcy zaangażowani w projekt,
przez całe lata musieli milczeć na temat swej działalności, co spowodowało, iż zaczęły
mnożyć się i rozkwitać historie o rzekomym latającym spodku. W końcu jednak nie można
było dłużej ukrywać prawdy.
Nie twierdzę, że projekt obrony Mogul nigdy nie istniał. Nie twierdzę też, że balon rządowy
się nie rozbił. Istnieje jednak duża różnica pomiędzy nie wiem jak skomplikowanym balonem
a obcym statkiem kosmicznym z żywymi czy martwymi istotami pozaziemskimi. Nie jest
możliwe aby ktoś pomylił przypominającego człowieka ET z fragmentem balonu.
ROZDZIAŁ 25: PRZYSZŁE ŚRODOWISKO NA ZIEMI
Niemal w każdej poważnej dyskusji na temat istot pozaziemskich, pojawia się temat
zniszczenia środowiska ziemskiego przez ludzi. Jest to główna cecha pochodzących od ET
informacji w Porwaniu Johna Macka (1994). Jest to również jeden z powodów, dla których
zdecydowałem się dokonać teleobserwacji.
Kilka lat wstecz paru teleobserwatorów wzięło udział w prywatnie sponsorowanym
przedsięwzięciu, które badało długofalowy wpływ na nasze życie powiększającej się dziury
ozonowej. W trakcie przedsięwzięcia, teleobserwatorzy byli świadkami radykalnej przemiany
życia na planecie oraz wydatnego zmniejszenia populacji ludzkiej. Donosili również o dużych
kopułach, ulokowanych w środowiskach pustynnych, które chroniły pozostałych przy życiu
przedstawicieli Homo sapiens. Szczegóły projektu nadal są utajnione, a jego fundatorzy nie
udostępnili ich opinii publicznej. Wzmiankuję o tym, by Czytelnicy zrozumieli pobudki, jakie
popychały nas do badania długofalowej przyszłości naszego środowiska;
Jak zwykle w przypadku danych Typu 4, nie otrzymałem z góry żadnej wskazówki. Nie
wiedziałem, że celem sesji jest przyszły ekosystem naszej planety.
Data: 28 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6121/6026
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i sztucznymi budowlami.
C.B.: “Widzę kolory czarny i biały. Powierzchnia przypomina chodnik. Wahania temperatur:
od chłodu do mrozu. Czuję jakby smak smoły i zapach spalenizny. Słyszę też odgłosy ognia.
Moje wstępne odczucia krążą wokół energii i szybkiego ruchu. Muszę to zapisać jako
wrażenie estetyczne: nie podoba mi się atmosfera tego miejsca. Na AOL zapisuję 'atmosfera
śmierci'".
MONITOR: “Faza 3".
C.B.: “Robię rysunek. Mam dwie ukośne strzałki biegnące ostro w dół do czegoś okrągłego
lub w kształcie elipsy. Na AOL odbieram 'koniec Ziemi'".
MONITOR: “Zapisz to jako AOL i przejdź do Fazy 4".
C.B.: “W porządku. Na początek, badam strzałki z Fazy 3. Mam coś w matrycy Fazy 4. To
coś jest szybkie, błyszczące, szare, jakby ze stal»?^W konstrukcji znajdują się jakieś istoty,
pomieszczenia. Wygląda to na zbiornik. Gwałtownie uderza w powierzchnię. Zaraz po
zderzeniu następuje pożar. Istoty przeżyły, ale cierpią".
MONITOR: “Przejdź do Fazy 6 i zbuduj wykres czasu. Nanieś na nim bieżący czas, a potem
zaznacz wydarzenie, które widzisz. Przy użyciu metody przyrostu oszacuj różnicę czasu".
Długa przerwa.
C.B.: “Wydarzenie nastąpi za około 290 lat od chwili obecnej".
Monitor każe mi się przenieść do okresu, który stanowi jedną czwartą drogi między
teraźniejszością a czasem wydarzenia. Zaznaczamy to jako punkt A na linii czasu. Potem daje
mi kolejne polecenie przemieszczenia; tym razem do czasu wydarzenia, w miejsce znajdujące
się nad celem, co pozwoli mi opisać wrażenia zmysłowe.
“To miejsce śmierdzi. Teraz jest inaczej. Naprawdę odbieram silny sygnał AOL, że to Los
Angeles. Jest bardzo zanieczyszczone, czuć smak spalenizny, słychać dźwięki silników,
klaksonów, hałas miejski. To środowisko miejskie, które niczym pajęczyna cały czas się
rozrasta. Mam odczucie wielkiego marnotrawstwa."
MONITOR: “Przesuń się dalej na linii czasu, do połowy drogi między czasem tej sesji a
czasem kryzysu. Zaznacz to jako punkt B. Wrażenia zmysłowe z tego punktu wrzuć do
matrycy".
C.B.: “Powierzchnia przypomina błoto, jest czarna. Temperatury dość wysokie: od ciepła do
gorąca. Czuję smak spalenizny i amoniaku. Śmierdzi tu jak w piekle. Nie widzę oznak życia.
To opuszczone, wymarłe miejsce".
MONITOR: “Wróć do punktu A na linii czasu i skup się na pięciu głównych przyczynach
zmiany, która nastąpi od czasu obecnego do punktu A. Wykonaj to tak szybko, jak tylko
potrafisz. Utrzymaj tempo".
C.B.: “W porządku. Skupiam się na pierwszej przyczynie. Wnioskuję, że to Los Angeles; w
każdym razie jest to na pewno miejsce na Ziemi. Widzę dużo ludzi, ruch. To bardzo ruchliwe
miasto. Teraz przyczyna numer dwa. Jest za dużo ludzi – system nie może temu podołać.
Występują problemy zdrowotne, wysoki poziom zachorowań; choroby rozwinęły się wskutek
zanieczyszczeń, ludzie cierpią na całkiem nowe schorzenia. Przyczyna numer trzy: problem z
żywnością. Wygląda na to, że nie ma wystarczająco dużo surowców, żeby wyżywić ludzi i
zapewnić im mieszkania. Przyczyna numer cztery: problem promieniowania. Rośliny i
zwierzęta nie rozwijają się prawidłowo. Wiele miejsc zamienia się w pustynie. Szerzy się
niszczenie drzew, glonów, planktonu, ryb, całego łańcucha pokarmowego. Przyczyna numer
pięć: problemy z energią. Stwarza to sytuację przypominającą 'paragraf 22'. Im gorsze są inne
problemy, tym więcej potrzeba energii do ich rozwiązania, co z kolei stwarza dalsze
problemy. Największy problem stanowi ludzka pogarda dla każdej innej formy życia, innej
niż własna. Wszędzie załamuje się ekosystem, a ludzie nadal próbują podtrzymać wadliwy
układ".
MONITOR: “Spróbuj zlokalizować jakieś sanktuarium, które może istnieć w punkcie A na
linii czasu".
Od razu czuję silny zryw w kierunku nowego sygnału.
C.B.: “Widzę kolor beżowy, cementową powierzchnię. Temperatury są zróżnicowane: od
chłodu do ciepła, słyszę odgłos furkotania. Co do wymiarów, to występują kształty
kwadratowe, kanciaste i bardzo duże".
Następnie monitor poleca mi przenieść się do miejsca położonego tysiąc stóp nad
sanktuarium. Z tej perspektywy robię szkic jakiejś ogrodzonej murem budowli czy
kompleksu. Wydaje się on rozciągać głęboko pod ziemią i łączyć z licznymi tunelami.
Konstrukcja ta ma jakby pokrywę. Przechodzę następnie do wyszczególniającej fazy SRV i
zaczynam wrzucać dane szczegółowe.
“To bardzo złożona konstrukcja. Sprawia wrażenie świeżo zbudowanego podziemnego
miasta. Jest otoczona murem. Mur służy do ochrony mieszkańców przed najeźdźcami. Na
linii sygnału AOL mam scenariusz Szalonego Maksa. Zapisuję to. Miejsce to wybudowano w
celu ochrony mieszkańców przed włóczącymi się gangami."
“Zauważam u siebie dziwną reakcję. Czuję, że w jakiś sposób nie podoba mi się ten plan.
Zapiszę to jako wrażenie estetyczne. Idę dalej... O tym, kto zamieszkał w budowli,
zdecydowała elita. Wygląda na to, że Szarzy mieli swój udział w planie budowli i / lub
wyborze mieszkańców. Rozważali kwestię z genetycznego punktu widzenia. Z kolei ludzie
decydowali, kto ma żyć w sanktuarium. Inni, na zewnątrz, zdani na samych siebie musieli
sobie jakoś radzić."
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję, gdyż wzywały go jego własne
sprawy. Powiedział mi, że celem był “Ekosystem Ziemi w bliskiej przyszłości". Ponieważ
jednak osiągnąłem już stan bilokacji, postanowiłem kontynuować sesję solo. Pozostałe dane
dotyczące celu zostały zebrane w warunkach sesji solo.
Powróciłem do kompleksu, który znalazłem w punkcie A na linii czasu. Stwierdziłem, że
wybudowano go niedawno. Został wzniesiony, by umożliwić długofalowe przetrwanie
wybranej grupie ludzi. W związku z tym ogarnęło mnie przykre uczucie kontroli
sprawowanej przez elitę. To, że jednych wybrano, a drugich nie, prawdopodobnie było
związane z zamożnością i wpływami tych pierwszych.
Wróciłem do swego początkowego szkicu strzałek i do elipsy, wskazującej na jakąś
katastrofę. Musiałem się dowiedzieć, co działo się w tym punkcie czasu – sam fakt, że
odkryła go moja nieświadomość, świadczył o tym, że był on ważny.
Badając kształt elipsy, który pojawił się w szkicu Fazy 3, odkryłem pomieszczenia i salę
dowodzenia. Niektórzy mieszkańcy nosili mundury, była tam też broń i jakieś bunkry.
Badając dwie ukośne strzałki skierowane na elipsę, natknąłem się na pojazd, właściwie statek
kosmiczny, znajdujący się na torze kolizyjnym z salą dowodzenia. Wewnątrz pojazdu
panowała atmosfera desperacji.
Przemieszczając się z powrotem do kompleksu w punkcie kryzysu, stwierdziłem, że
urządzenie było stare, a ludność rozważała wyjście na powierzchnię planety. Strzałki w
kierunku elipsy nie oznaczały ataku, lecz nieudaną próbę lądowania. Nie było żadnego
poczucia wrogości. Katastrofa miała miejsce na górze lub w pobliżu kompleksu. Załoga
statku pochodziła z grupy w kompleksie.
Punkt katastrofy na wykresie czasu (za 290 lat od teraz, czyli 1994 roku) to moment wyjścia
mieszkańców sanktuarium na powierzchnię planety. Skupiłem się na misji statku przed próbą
lądowania i stwierdziłem, że członkowie załogi zajmowali się obserwacją stanu biosfery
planety. Z orbitalnego statku dokonywali pomiarów warunków powierzchniowych, odczytów
atmosferycznych, poziomu napromieniowania i czystości wód. Najwyraźniej kraksa nie
zniszczyła kompleksu w poważnym stopniu. Przemieszczając się nieco w czasie do przodu,
zauważyłem, że kompleks został nie zmieniony, a mieszkańcy zajęci byli zwykłymi,
codziennymi sprawami.
Komentarz
Sesja ta miała dla mnie ogromne znaczenie. Pół godziny później odpoczywałem na łóżku,
będąc jeszcze w stanie lekkiej bilokacji. Miałem wrażenie, że Marsjanie i Szarzy nauczą nas
jak przetrwać pod ziemią. Ale faktycznie żyć pod ziemią będziemy z Marsjanami.
Implikacje tej sesji, jeśli chodzi o mój pogląd na ewolucję ludzkości, były ogromne. Wydaje
się, że naprawdę zmierzamy ku ciężkim czasom. Wykorzystując metodę przyrostu w SRV,
mogę oszacować, że punkt A na linii czasu nastąpi za około siedemdziesiąt dwa lata.
Oznaczałoby to, że około roku 2065 sytuacja pogorszy się do tego stopnia, że konieczne
okaże się zbudowanie sanktuarium. W kolejnym stuleciu nastąpi seria katastrof, jedna po
drugiej. Do 2150 roku zapanuje chaos. Nie wiem, co ostatecznie zmniejszy liczbę ludności;
najpewniej wojna, choroby i głód. Ale wydaje się jasne, że populacja ludzka nie utrzyma się
na swoim obecnym wysokim poziomie. Za trzysta lat ludzie ponownie pojawią się na
powierzchni Ziemi, żeby rozpocząć odbudowę biosfery. Niektórzy teleobserwatorzy widzieli
Szarych, jak zbierali dużą i być może kompletną kolekcję próbek biologicznych z całej
planety. Mogę się jedynie domyślać i mieć nadzieję, że materiał ten zostanie wykorzystany do
wskrzeszenia życia na całym globie.
Ciekawe czy długi okres życia pod ziemią przyzwyczai ludzi do tego typu środowiska
mieszkalnego. Robert Monroe donosi, że podczas jednej ze swoich wędrówek poza ciało
widział ludzi (a dotyczy to okresu za tysiąc lat) nie mieszkających na powierzchni Ziemi
(Monroe 1994 i 1985). Według relacji Monroe'a, mieszkali oni w podziemiu, odwiedzając
regularnie powierzchnię, gdzie istniało pierwotne, naturalne środowisko życia. W tej chwili
nie wiem, na ile okaże się to prawdą. Nie przeprowadzałem jeszcze teleobserwacji w tak
odległym czasie.
To smutne, że ludzie będą musieli zapłacić taką cenę, zanim nauczą się cenić inne formy
życia. Nie zrozumcie mnie źle. Jestem w pełni świadomy faktu, że ludzie są mocno
zaniepokojeni sposobem traktowania środowiska. Niektórzy próbują aktywnie wpływać na
bieg naszych spraw, żeby uniknąć przyszłości, która, jak intuicyjnie czują, nieuchronnie się
zbliża. Ale takich wrażliwych ludzi jest niewielu, a ich wysiłki nie są wystarczające,
zważywszy na zasięg zjawiska. Naprawdę, nie widzę nic, co mogłoby zmienić nieszczęsną
wizję naszej bliskiej przyszłości. Wydaje się, że ciężkie doświadczenia są przeznaczeniem
naszej rasy, że jest ona skazana na zniszczenie swego świata po to, by zrozumieć jego
wartość.
Cudownie będzie doczekać dnia, kiedy ludzie zapomną o chciwości i walkach w imię
egoizmu, a zaczną poszukiwać innego sensu życia, który połączy nas z resztą stworzenia.
Moment ten zwiastować będzie jaśniejszą przyszłość naszego gatunku. Z pewnością nie
ominie nas cierpienie, ale zmiana zbiorowej świadomości, jaka się dzięki temu dokona,
doprowadzi nas do lepszej egzystencji, wypełnionej sensem istnienia wszelkiego życia.
Przynajmniej taką mam nadzieję.
ROZDZIAŁ 26: ORGANIZACJA SZARYCH W RAMACH FEDERACJI
Jak ukaże to niniejszy rozdział, Szarzy mają złożoną strukturę organizacyjną. Jestem
socjologiem i analiza jakiejkolwiek grupy jednostek z punktu widzenia ich zbiorowych
działań nie jest mi obca. Typowe problemy socjologiczne dotyczą istot, które porozumiewają
się za pomocą telefonu, gazet, telewizji i radia. Rządzenie w takich okolicznościach jest
stosunkowo proste. Społeczeństwo tworzy pewną instytucję, taką jak parlament, która uznaje
się za ciało rządzące, a socjolog pragnący badać takie społeczeństwo rozpoczyna swe zadanie
od obserwacji rządu. Zbiera dane przez normalne kanały komunikacyjne, takie jak publikacje
i wywiady z przywódcami rządu, a potem bada też analizy głosowania ludności.
W przypadku Szarych sytuacja nie jest jednak tak prosta. Ponieważ nie wiedziałem za bardzo,
od czego zacząć, postanowiłem dodać do naszej listy ogólny cel, mający pomóc w
rozpoznaniu podstawowych aspektów organizacji społeczeństwa Szarych. Cel ten brzmiał
“Szarzy / obecna organizacja rządów". Nie miałem żadnych oczekiwań i nie wiedziałem, jak
zacząć analizę otrzymanych danych. Na szczęście, a jest to charakterystyczna cecha
teleobserwacji, moja nieświadomość ułożyła materiał w taki sposób, że ostatecznie nabrał on
sensu również w moim świadomym umyśle.
Sesja ta była monitorowana i jak zwykle w tego typu przypadkach nie otrzymałem żadnych
wstępnych informacji na temat celu. Przedstawione tu dane są na tyle złożone, że Czytelnicy
z łatwością zrozumieją, jak użyteczne jest monitorowanie w przypadku takich ogólnych
celów. Podczas sesji nieświadomość przeniosła mnie do właściwego miejsca, ale do zebrania
wszystkich potrzebnych szczegółów, potrzebna okazała się pomoc monitora, który w
prowadzenie mnie włożył sporo wysiłku.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1443/7114
Dane wstępne od razu wskazywały, że cel znajduje się w innym czasie lub wymiarze. Z celem
związane było niebieskie i białe światło, a także pojęcie ekspansywności i nieskończoności.
W szkicu Fazy 3 rysuję światło. Wydaje mi się, że jestem w pobliżu kwatery głównej
Federacji. Dostaję polecenie wykonania operacji przemieszczenia, która przenosi mnie do
środka celu. Przechodzę do Fazy 4.
C.B.: “Jestem w dużej budowli i wszystko wydaje się znajome. Odbieram silne AOL linii
sygnału, że to kwatera główna Federacji. Jestem teraz wewnątrz budynku".
“Stoję przed wyglądającym na Buddę Szarym, z którym miałem wcześniej do czynienia. On z
cala pewnością wie, że tutaj jestem."
MONITOR: “Skup się na związku między Federacją a Szarymi".
C.B.: “Mówi mi, że nie powinienem tak bardzo wątpić w to, co mówią Szarzy. Wydaje się
być szczęśliwy, ale również nieco rozdrażniony naszym powolnym postępem". W tym
momencie wyrażam swoją irytację. Uważam, że posuwam się całkiem szybko, zważywszy na
moje inne obowiązki. Wygląda na to, że ..Budda" nie zwraca uwagi na mój wybuch.
MONITOR: “Skup się na formacji władzy".
C.B.: “W porządku. Szarzy są członkami Federacji. Faktycznie cieszą się dużym respektem.
Cała Federacja zaangażowana jest obecnie w akcję pomocy Szarym. Z nawiązką spłacili
swoje długi. Zasługują na szansę. Ogromnie pomogli ludziom, zarówno teraz, w niezmiernie
ważnej kwestii ewolucji duchowej, jak i w przeszłości. To bardzo dobrze zachowujący się
gatunek, który ewoluuje na pięknych i jeszcze bardziej wartościowych członków i
przywódców Federacji".
Przechodzę do Fazy 6 SRV.
“Ten stary mądry Szary, z który pracowałem wcześniej, właśnie włączył się do rozmowy."
Stosuję zaawansowaną technikę SRV, w której badam strukturę organizacji Szarych
względem Federacji (zobacz rysunek 1.). Na szkicu przedstawiam strukturę rządów trzech
oddzielnych grup Szarych, wszystkie w relacji do Federacji. Górne szczeble owych trzech
grup Szarych to władze, odpowiednio reprezentujące swoje populacje. Ogólnie, Szarych,
którzy obecnie mają do czynienia z ludźmi, można sklasyfikować jako prymitywnych,
nowoczesnych i rozwiniętych. Każda grupa współpracuje z Federacją niezależnie od dwóch
pozostałych.

Rysunek 1 Struktura organizacji Szarych, w ramach Federacji


“Odnoszę wrażenie, że jest jeszcze parę mniejszych grup renegatów, które w przeciwieństwie
do trzech dużych grup Szarych, nie pracują z Federacją."
“Wydaje mi się również, że te trzy podstawowe grupy Szarych oddzielają poziomy
ewolucyjne. To znaczy są to ci sami Szarzy, ale pochodzą z różnych punktów w czasie.
Jednak wszystkie trzy populacje działają symultanicznie tutaj, na Ziemi."
MONITOR: “Courtney, zbadaj populację Szarych oznaczoną numerem jeden".
C.B.: “O rany! To na pewno jest AI (wrażenie estetyczne)! Pozwól, że zapiszę to w matrycy.
W tej kategorii mieści się największa liczba Szarych. Są stosunkowo prymitywni. Mają duże
oczy i odczuwają bardzo powierzchowne emocje. Odznaczają się mentalnością mrówek.
Obsługują bardzo duże statki i bardzo niewielu z nich pozostaje we własnym świecie".
MONITOR: “Zbadaj rządy w tej populacji".
C.B.: “Właściwie mają rządy hierarchiczne. Postrzegam tu wyższych i niższych rangą".
MONITOR: “Zbadaj populację numer dwa".
C.B.: “Tych też jest bardzo dużo. Różnią się fizycznie od pierwszej grupy. Ci Szarzy czasami
pracują z ludźmi i innymi stworzeniami, czego nie można powiedzieć o grupie pierwszej".
MONITOR: “Zbadaj ich sposób rządzenia".
C.B.: “Rządy są 'pełniejsze' niż w przypadku pierwszej grupy. We wszystkich sprawach
istnieje porozumienie telepatyczne. Osiąga się consensus. Nadal nie ma pojęcia
indywidualnych opinii, wymagających głosowania. Jednak i tu występuje hierarchia, tak jak
w grupie numer jeden".
MONITOR: “Zbadaj populację Szarych numer trzy".
C.B.: “Jest ich wielu, ale nie tak dużo jak w pierwszej czy drugiej grupie. Od innych grup
różnią się także pod względem charakteru. Zdobyli bądź odzyskali pewną elastyczność
emocjonalną. Nie są tacy jak ludzie, ale bardzo im bliscy".
MONITOR: “Zbadaj rządy tej populacji".
C.B.: “Ich indywidualność jest na tyle rozwinięta, iż mają zróżnicowane opinie i ciekawe
osobowości. Głosują w pewien telepatyczny sposób, ale ogólne tendencje zmierzają do
consensusu".
MONITOR: “Zbadaj obowiązki i wymogi członkostwa Federacji w przypadku pierwszej
populacji Szarych".
C.B.: “Postarali się o członkostwo. Najpierw nadano im status tymczasowy. Pracowali przez
bardzo długi czas, pomagając w wielu akcjach. Zwrócili się o pomoc w swoim własnym
przedsięwzięciu. Zaczęli od obserwacji innych, bardziej rozwiniętych gatunków Federacji.
Zobaczyli możliwość uzyskania zdolności, umiejętności i potencjalnego rozwoju, jakimi
cieszą się inne istoty. Ale pragnęli czegoś wyjątkowego. Cenią się i czują, że pewna korekta
genów pomoże im stworzyć biologiczną maszynę, która okaże się przydatna tak dla nich
samych, jak i dla innych. Federacja zgodziła się na ich plan. Na główny bank genów wybrano
Ziemię".
W tym momencie mój monitor musiał zakończyć sesję i zająć się innymi sprawami. Ponieważ
znajdowałem się już w stanie bilokacji, postanowiłem kontynuować sesję solo.
Wróciłem przed oblicze gościa z Federacji, który przypominał Buddę i próbowałem uzyskać
informacje dotyczące struktury rządów Federacji. Powiedział mi, że to skomplikowana
organizacja. Odbywają się realne fizyczne spotkania. Nie takie jak w przypadku Narodów
Zjednoczonych na Ziemi. Nie jest to silna władza centralna, lecz zorganizowana współpraca
gatunków, światów, grup itd... Wpływy Federacji nie sięgają całej galaktyki. Istnieją inne
organizacje galaktyczne, ale kontakt z nimi jest ograniczony. Sytuacja przypomina tę znaną ze
Star Trek: następne pokolenie.
Federacja powoli się rozwija. Członkowie Federacji pragną, by w jej szeregach znaleźli się
Ziemianie. Taki jest cel. Żeby tak się jednak stało. Ziemia musi mieć światowy rząd. Jest to
najważniejsze kryterium członkostwa w Federacji. Federacja nie chce mieć do czynienia z
planetarnymi odłamami. Jest to wbrew zasadom Federacji, chyba że owe odłamy – tak jak u
Szarych – istnieją w różnym czasie.
Chciałem teraz dowiedzieć się czegoś na temat przywództwa. Szary o wyglądzie Buddy
powiedział mi, że sytuacja jest nagląca. Wykształceni ludzie muszą nauczać na temat
Federacji. Już niedługo wydarzenia na Ziemi potoczą się w szybkim tempie. Podstawowe
więzi z Federacją należy zadzierzgnąć teraz, tak by można było utrzymać kontakt w latach
walki, śmierci i chaosu. Zostałem z naciskiem poinformowany, że Federacja nie rozwiąże
naszych problemów, ale udzieli nam rady, jeśli o nią poprosimy.
Idąc dalej za sygnałem zrozumiałem wyraźnie, że musimy wkrótce ubiegać się o członkostwo
w Federacji. Starania można zacząć na wiele sposobów. Światowy rząd musi po prostu podjąć
w myśli decyzję, że chce członkostwa w Federacji, a Federacja zajmie się całą resztą.
Federacja zacznie wtedy działać otwarcie.
Podziękowałem podobnemu do Buddy Szaremu i zakończyłem sesję.
Później tego dnia zadzwoniłem do mojego monitora i dowiedziałem się, że celem byli
“Szarzy / obecna organizacja rządowa".
Komentarz
Kluczem do zrozumienia społecznej struktury Szarych jest uznanie faktu, że w subprzestrzeni
nie ma czasu linearnego. Czas linearny stanowi jedną z wielu postaci naszej egzystencji we
wszechświecie fizycznym. Ale ma on sens tylko w obrębie struktury fizycznej. Rozległa
teleobserwacja, praktykowana na przestrzeni lat przez wielu teleobserwatorów pokazała, że
czas linearny nie istnieje poza światem fizycznym. Wszystkie wydarzenia toczą się
jednocześnie. Koncepcja taka jest dla większości z nas trudna do przyjęcia, bowiem na Ziemi
czas ma charakter ciągły.
Teleobserwatorzy mogą przenikać czas równie łatwo jak przestrzeń, a obserwowanie
wydarzeń w różnych punktach czasowych daje odczucie faktycznego bycia w danym miejscu
i w danym czasie. W rzeczywistości teleobserwator może się stać częścią wydarzenia, zaś
inny teleobserwator oglądający to samo wydarzenie, może dostrzegać subprzestrzenną postać
pierwszego teleobserwatora, bowiem on również ogląda to wydarzenie.
Wiemy teraz, że Szarzy od dawna dysponują technicznymi możliwościami przemieszczania w
czasie swych statków oraz ciał. Nie rozumiem jak się to odbywa, ale możliwe, że chodzi o
tymczasowe przesunięcie obecności z przestrzeni fizycznej do subprzestrzeni, wykonanie
ruchu zarówno w czasie jak i w przestrzeni, i ostateczne pojawienie się w nowym czasie i
miejscu fizycznego wszechświata. Teleobserwatorzy nie dysponują żadnymi danymi, które
sugerowałyby, że ET mają zdolności pokonywania ograniczeń prędkością światła w
fizycznym wszechświecie bez uprzedniego opuszczenia tego ostatniego. Zatem, z czysto
fizycznej perspektywy, napotykają na te same relatywistyczne prawa co my.
Ponieważ społeczeństwo Szarych, rozumiane w sposób linearny, ma techniczne możliwości
poruszania się w czasie, nie jest pozbawiona sensu teoria, iż odwiedzają nas grupy Szarych z
różnych przedziałów czasowych. Co jest jednak najbardziej interesujące to to, że ewolucja
czy oddzielenie w czasie wydaje się działać na istoty fizyczne podobnie jak oddzielenie
geograficzne. Wygląda na to, że stosunkowo prymitywni Szarzy nie są zachwyceni
współpracą z Szarymi nowoczesnymi, a żadna z dwu wcześniejszych grup Szarych nie
współpracuje z grupą rozwiniętą. Generalnie, trzy poziomy Szarych przypominają do
złudzenia różne narodowości pośród ludzi. Często stwierdzamy, że nasze wspólne
doświadczenia narodowe pozostają niezrozumiałe dla innych nacji. Występują różnice
językowe i zwyczajowe, a czasami po prostu inaczej patrzymy na świat niż bliźni po drugiej
stronie granicy. Podobnie Szarzy z jednego czasu nie rozumieją w pełni Szarych z innego
okresu, a kiedy spotykają się w tym samym punkcie czasowym, tak jak obecnie na Ziemi,
zachowują między sobą dystans.
Spróbuję osadzić to zjawisko w szerszej perspektywie, która przyda naszej dyskusji nieco
jasności. Teleobserwatorzy wiedzą obecnie, że Ziemię odwiedzają też inni goście. Są to
prawdopodobnie ludzie z przyszłości, którzy również posiedli techniczne możliwości
podróżowania w czasie. Zatem jest całkiem możliwe, że żyjący teraz ludzie mogą być
świadkami lotu statku, pilotowanego przez późniejszą wersję samych siebie. Gdyby taki
statek miał wylądować na moim podwórku, a z jego luku miałaby się wyłonić moja przyszła
jaźń, nie jestem pewien, czy wiedziałbym, co robić. W zależności od tego, z jak dalekiej
przyszłości pochodziłaby moja przyszła jaźń, nie wiem, na ile dobrze bym się czuł, obcując z
nim lub nią.
Nie ulega wątpliwości, że należy przeprowadzić więcej badań na tym polu. Powoli
zaczynamy sobie uświadamiać, jak złożone są nasze kontakty z Szarymi i z Federacją.
Musimy teraz poszerzyć swą wiedzę na temat kultur oddzielonych od nas nie tylko
przestrzenią, ale i czasem. Zrozumienie czasowej symultaniczności kontaktów galaktycznych
może okazać się naszym największym wyzwaniem intelektualnym.
ROZDZIAŁ 27: BUDDA
We wczesnym okresie naszych badań nad zagadką ET, w tym samym czasie, kiedy
zaproponowałem mojemu monitorowi przeprowadzenie przy pomocy SRV wywiadu z
Jezusem, postanowiliśmy dołączyć do listy celów Guru Deva i Buddę. Sam Budda był mi nie
znany. Prawdę mówiąc, chciałem go wpisać na listę, ponieważ interesowały mnie rozmowy z
największymi przywódcami duchowymi. Nie znaczy to jednak, że cokolwiek o nim
wiedziałem. Chociaż przeczytałem kilka książek na temat Buddy i buddyzmu, nie oświeciły
mnie one w kwestii roli, jaką odegrał on na Ziemi. Mówiąc krótko, był mi nie znany i
chciałem mieć go na liście celów jedynie z uwagi na Jego reputację wybitnego przywódcy
duchowego. (Czuję się nieco zażenowany tym, że moje pierwotne pobudki były tak płytkie.)
Budda nie wydawał się jednak urażony moim brakiem wiedzy co do jego osoby. Co więcej, z
tego co wiem, wielu buddystów może uznać, iż mój kontakt z nim nie był przypadkowy. W
moim rozumieniu zawsze stanowił on jakąś tajemniczą osobę. W trakcie sesji, którą
przedstawiam w niniejszym rozdziale, pozostaje taką osobą, lecz jednocześnie uczy o
znaczeniu istnienia więcej, niż mógłbym nauczyć się sam w ciągu całego swego życia.
Słowem sesja SRV, na której oparty jest ten rozdział, była najpiękniejszym doświadczeniem,
jakiego doznałem w czasie teleobserwacji.
Była to sesja w ciemno. Jak Czytelnicy zauważą, mój monitor był na początku nieco
zaskoczony. Budda to prawdziwy mistrz. Byliśmy kompletnie nie przygotowani na to, co
wydarzyło się pewnej letniej nocy w Michigan.
Data: 30 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 1842/3355
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się w miejscu bardzo gorącym.
C.B.: “Widzę kolory: czarny, biały i beżowy. Cokolwiek to jest, wydaje się płaskie, szerokie,
okrągłe i bardzo rozległe". Rysuję prosty szkic w Fazie 3, na który składa się duży owal.
“Przechodzę do Fazy Czwartej. Mam czerń i biel, gorąco i zimno, dużo kontrastu w świetle i
temperaturze. To jest okrągłe, szybkie, energiczne, a teraz dostrzegam, że wiruje. Czuję jakąś
spaleniznę, jakby dym. Ale ten dym jest w wirze. To może być coś innego niż dym, ale to jest
w wirze. Przynajmniej tak to odbieram."
MONITOR: “Skup się na wirze i na tym, co jest w środku".
C.B.: “W porządku. O RANY! Jakie wrażenie estetyczne! Odbieram coś, o czym słyszałem
dawno temu – rozszerzanie się świadomości Buddy do wielkich rozmiarów, a potem
gwałtowne jej kurczenie się do rozmiarów molekuł. Czuję, że moja świadomość naprawdę się
rozszerza., to znaczy jest rozciągnięta tak, jak świadomość Buddy. Odbieram też bardzo silną
energię".
“Mam wrażenie, że znajduję się na bardzo dużym obszarze, prawie tak dużym jak galaktyka,
a dookoła wirują jakieś małe cząstki. Czuję się jakbym był rozciągnięty, ale nie jest to
niewygodne. Odnoszę wrażenie, że ten obraz dany mi jest po to, żebym coś zrozumiał.
Doznaję również czegoś na kształt alegorycznego AOL. Mam wstępny obraz Szarego z
kwatery głównej Federacji, który przypominał Buddę. Obecna sytuacja przypomina mi, jak
wniknąłem w jego umysł, a on pokazał mi obraz galaktyki."
“Ale to obecne odczucie nie dotyczy galaktyki. To bardzo dziwne. Wiąże się raczej ze
stwarzaniem. Nie ma jeszcze życia. Obecna jest istota życia, ale samo życie jeszcze się nie
pojawiło. Nastąpi to wkrótce." “Co mam teraz robić?"
MONITOR: “Sam nie wiem. Masz jakiś pomysł"
C.B.: “Zapytam mojej nieświadomości. Skupię się na pojęciu sugestii w matrycy".
MONITOR: “Idź za głosem intuicji. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy".
C.B.: “Chyba należałoby skupić się na Boga. Tak zrobię. Poczekaj... Odnoszę teraz wrażenie,
że idę do osobistości, którą znam, do Jezusa. Kieruję nieświadomość na Jezusa. W porządku.
Mam Jezusa. Skupiam się na tym, gdzie się obecnie znajduje".
“Sygnał jest wyraźny. Jestem w punkcie, w którym zaczęło się życie. Spróbuję się
dowiedzieć, dlaczego tu jestem."
“Poinformowano mnie, że muszę poznać pierwotną przyczynę życia. To bardzo silny sygnał.
Skupiam się teraz na pytaniu, co powinienem robić."
“Jezus mówi mi, że powinienem się wyzwolić. Powinienem wejść w wir. Dobrze, że cię
poznałem, bracie. Wchodzę do środka."
“O Boże. Co za wrażenie estetyczne! Jestem teraz w środku. Bóg spędził całą wieczność w
samotności. Jego ewolucja sięgnęła takiego pułapu, w którym nie mógł już znieść
odosobnienia. Ostatnią deską ratunku było stworzyć siebie na nowo, zapoczątkowując tym
samym tworzenie nowych bogów, nowych własnych jaźni, istot, które by o Niego dbały i o
które On by się troszczył. Kocha nas, ponieważ przerwaliśmy jego samotność, której wprost
nie sposób opisać słowami."
“Temu, co stworzył nigdy nie pozwoli zginąć, gdyż wróciłby tym samym do swojej
przeszłości, a to oznacza więzienie. Przyszłość jest skazana na wieczną ekspansję."
“O rany. To zwala z nóg! Właśnie doświadczyłem gwałtownego przemieszczenia. Są tu
galaktyki, nieskończona różnorodność, wszystko się rozszerza. Panuje ogromna radość,
radość w nowym istnieniu Boga. Wielka radość!"
“Pytam teraz, czy jeszcze coś powinienem wiedzieć. Jestem wstrząśnięty. Nie wiem, czy
powinienem kontynuować."
“Jezus mówi mi, że to koniec. Mogę teraz odpocząć. Żegna się. Dokąd mnie posłałeś tym
razem?"
MONITOR: ,“Courtney, to nie ja cię posłałem. Celem był Budda".
C.B.: “Budda?!"
Zaraz po zakończeniu monitorowanej sesji, kontynuowałem krótką sesję solo. Skupiłem się
na facecie z Federacji, który przypominał Buddę. Odczuwałem bijące od niego ciepło.
Trzymając się protokołów SRV, zapytałem go czy jest Buddą. Pozostawił to bez odpowiedzi.
Powiedział mi, że nie ma sensu udzielenie konkretnej odpowiedzi, bo każdy powinien
odnaleźć go sam na swój własny sposób. Lecz mój świadomy umysł miał w tym względzie
jasność. To był Budda, a ja obcowałem z nim od dawna, zupełnie o tym nie wiedząc.
“Spytałem go, czy powinienem zamieścić o nim informację w swojej książce. Odparł, że sam
powinienem zdecydować. Włączyłem więc ten wątek, chociaż nigdy nie będę w stanie oddać
słowami błogości, jakiej doznałem w trakcie tamtej pamiętnej sesji.
Komentarz
Budda nie chciał powiedzieć mi wprost, kim Jest; chciał, bym doświadczył odpowiedzi na
swoje pytanie. Chociaż może się to wydać nieprawdopodobne, Budda zasiada w radzie
Federacji, która pomaga kontrolować sprawy ludzi na Ziemi. Do dnia dzisiejszego sprawuje
nad nami pieczę.
Budda chciał, żebym się sam wyzwolił, tak bym mógł się rozwijać i doświadczać esencji
Boga, jaką jest tworzenie i moment tworzenia. To ta intymna wiedza oparta na doświadczeniu
przekonała mnie, że Budda i mój nauczyciel / przyjaciel z Federacji to jedna i ta sama osoba.
Dzięki niemu uświadomiłem sobie pewną ogólną zasadę: Objawienie się to infantylna droga
do wiedzy. Drogą dojrzałą jest doświadczenie.
Najwyraźniej Budda czuł, że muszę znać przyczynę samego życia. Przesłanie zawarte w tym
rozdziale stanowi odpowiednik przesłania z rozdziału na temat Boga. Dowiedziałem się, że
życie istnieje, ponieważ Bóg pragnął je stworzyć, by w ten sposób zakończyć swą samotność.
Poczucie samotności, jakiego doświadczyłem w trakcie tej sesji, było niewypowiedzianie
głębokie i przejmujące; było to doznanie, którego nigdy wcześniej nie potrafiłbym sobie
wyobrazić. Natomiast radość, jaką odczuwał Bóg, gdy stwarzał czas, materię fizyczną i nas
przypominała najczystszą, najbardziej cudowną radość, jaka może istnieć.
Teraz rozumiem, co znaczą słowa, że jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga. Nie oznacza
to, że Bóg ma ręce i stopy. Znaczy to, że odczuwa tak jak my odczuwamy, albo raczej my
odczuwamy tak jak On. Uczucie, bogata krew doświadczenia, pochodzi od Boga. Teraz
można zrozumieć, dlaczego Szarzy tak bardzo chcą ewoluować, jeśli idzie o ich ciała fizyczne
i mózgi – pragną doświadczać emocji, zwłaszcza miłości. Chcą posunąć się w kierunku
swego ostatecznego przeznaczenia – zjednoczenia z Bogiem.
Na podstawie wszystkich moich doświadczeń w teleobserwacji, mogę z całym przekonaniem
stwierdzić, że Szarzy wiedzą dużo na temat faktycznej, “naukowej" struktury Boga. Ale
wiedza to nie wszystko. Ci sami Szarzy pragną i potrzebują doświadczać Boga, a tego nie
udało im się jeszcze dokonać.
Jakże inaczej patrzę teraz na ewolucyjne wysiłki Szarych, zmierzające do rozwoju. Mają
technikę, która jest cudem galaktyki, a jednak ich nie zadowala. Posiedli zdolność
przemieszczania się w czasie i przestrzeni, ale podróże te ich nie cieszą. Potrafią doskonale
porozumiewać się za pomocą telepatii, lecz od swoich umysłów oczekują czegoś więcej.
Mają wszystko, co wprawia nas w pełne obawy zdumienie, a poruszyliby niebo i ziemię, aby
posiąść pewną naszą cząstkę. Oni znowu pragną czuć. A Bóg znowu pragnie czuć poprzez
nich.
Teraz jest to dla mnie bardziej zrozumiałe niż kiedykolwiek przedtem. My i wszelkie życie
zostaliśmy stworzeni jakby z ciała Boga. Ponieważ jesteśmy cząstkami Boga, doświadcza On
życia poprzez nas, a my doświadczamy życia, bo taka jest natura Boga. Kiedyś bałem się, że
pewnego dnia Bóg zechce cofnąć się do swego pierwotnego stanu i że wtedy moja
egzystencja subprzestrzenna na zawsze się skończy. Mój strach oparty był na przekonaniu, że
nieskończoność to wystarczająco długi czas, by mogło się wydarzyć dosłownie wszystko.
Teraz już się tego nie boję. Bóg nie cofnie się do punktu wyjścia, ponieważ wróciłby wtedy
do swej samotności, którą cierpiał całą wieczność. Ponieważ ja nie chciałem tracić swego
istnienia. Bóg również tego nie chciał. Bóg nie wróciłby dobrowolnie do własnego piekła.
Przyszłością Boga jest raczej wieczna ekspansja, ciągłe przejawianie swej złożoności poprzez
nieskończoność. Bóg będzie rozwijał się w miarę jak my się rozwijamy i być może to stanowi
odpowiedź na pytanie, dlaczego nas – ludzi pociąga bardziej rozwój niż stagnacja. Naturą
Boga jest rosnąć i rozszerzać się w swej ewolucji. Ponieważ jesteśmy stworzeni z Jego ciała,
jest to również udziałem naszej natury. Głęboko w naszej świadomości tkwi ten sam strach
przed izolacją i samotnością, która jest przeciwieństwem wzrostu, kreacji i ekspansji.
Jesteśmy, całkiem dosłownie, wykapanymi dziećmi Boga. Jesteśmy stworzeni na Jego obraz i
podobieństwo. Postępujemy tak jak On postępuje. Poszukujemy jeszcze nie znanych
możliwości istnienia. W rzeczywistości, nasza walka o przetrwanie jest walką Boga o to, by
być.
ROZDZIAŁ 28: KULTURA MARSJAN NA ZIEMI
Jako socjolog interesuję się kulturą. Jedną z pierwszych rzeczy, o jakich wspomniałem
mojemu monitorowi, kiedy się z nim poznałem, było to, że w moim przekonaniu
teleobserwację mogliby wykorzystać socjolodzy do badania innych kultur. Odnosiłem
wówczas wrażenie, że militarna orientacja mojego nauczyciela zawęziła nieco jego
horyzonty. Wojskowi teleobserwatorzy wydawali się bardziej zainteresowani logistyką
operacji ET – kto co pilotował, gdzie i jak – niż społeczeństwami, które te operacje
przeprowadzały.
Kierując się swymi naturalnymi zainteresowaniami socjologicznymi, jako jeden z pierwszych
celów na naszej liście umieściłem współczesną kulturę Marsjan. Chciałem się dowiedzieć, jak
obecnie wygląda społeczeństwo Marsjan. Wiedzieliśmy, że Marsjanie pilotują statki
kosmiczne, czyli osiągnęli wysoki poziom rozwoju technicznego. Ale np. Stany Zjednoczone
również dysponują rozwiniętą techniką, co jednak komuś z zewnątrz niewiele mówi na temat
życia ludzi w miastach Ameryki. Tak więc potrzebowałem więcej informacji. Pragnąłem też
dowiedzieć się czegoś więcej na temat zwykłych ludzi – kim są, gdzie mieszkają, co robią?
Pod koniec lipca 1994 roku, mój monitor wyznaczył mi kulturę Marsjan jako cel. Oczywiście
była to sesja w ciemno. Chodziło o to abym rozpoczął sesję bez przewodnika, nieświadomy
tego, że cel miał cokolwiek wspólnego z kulturą Marsjan.
Po zakończeniu tej sesji monitor powiedział mi, że inni pracujący z nim teleobserwatorzy
potwierdzili uzyskane przeze mnie dane. Następnie podał mi wiele szczegółów dotyczących
sposobu wspierania obserwowanych przeze mnie Marsjan i zakończyliśmy sesję miłym
stwierdzeniem jak to dobrze współpracuje się ekspertowi logistyki z socjologiem.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4731/8279
Dane wstępne wskazywały, że z celem związany jest ruch i solidna sztuczna budowla.
C.B.: “Kolory szary i stalowy. Błyszczące powierzchnie. Panuje bardzo wysoka temperatura.
Widzę coś, co się szybko porusza; odbieram też pojęcie linearności – być może ruch – i silną
energię".
W szkicu Fazy 3 rysuję coś, co wygląda na szybko poruszający się statek ET. Przechodzę do
Fazy 4, gdzie zbieram niewielką, lecz wystarczającą liczbę danych potwierdzających, iż
konstrukcja znajduje się na statku ET.
Wykonuję operację przemieszczenia, w wyniku której trafiam pięćdziesiąt stóp powyżej
punktu docelowego statku.
“Pod sobą mam jakąś złożoną konstrukcję. Przeważają brązy i odcienie czerwiem.
Powierzchnie są zarówno gładkie, jak i chropowate. Ciepło. Czuję, że coś się pali; dym.
Panuje tu dość duży hałas. Jeśli chodzi o ogólne odczucia, to jest tu szeroko i płasko. Pode
mną widać dużo krzywych linii."
Robię nowy szkic Fazy 3. Wygląda to na kompleks jednopiętrowych domków, ulokowanych
w sąsiedztwie pustego obszaru.
“Przechodzę znowu do Fazy 4. Odnoszę wrażenie, że miejsce to jest jakieś surowe, a nawet
prymitywne. Jest tu dużo istot, a z linii sygnału odbieram AOL wskazujące na starą wioskę z
dawnych czasów. Nie twierdzę jednak, że dzieje się to w przeszłości. Po prostu takie sprawia
wrażenie. Budowle to domy mieszkalne o drewnopodobnej fakturze. Przybliżam się. Tak, to
stosunkowo prymitywne domy mieszkalne."
“Z samymi istotami wszystko wydaje się w porządku, to znaczy są spokojne. Życie toczy się
tu wolno i bez zakłóceń – nie ma żadnego bezpośredniego zagrożenia."
“Z perspektywy, miejsce to wygląda na umiarkowanie duże miasto, zamieszkane przez
przypominające ludzi istoty. Jednak gdy przyjrzeć im się uważniej, widać, że nie są to zwykli
ludzie. Jest coś dziwnego – poczekaj... Oni są jakby niżsi, ale to nie wszystko."
Wykonuję kolejną operację przemieszczenia, dzięki której jestem teraz na wysokości dwustu
stóp nad tym, co okazuje się być miastem. Znowu wracam do Fazy 4, gdzie wchodzę do
środka jednej z budowli. Pozwalam, by nieświadomość sama zadecydowała, do którego
budynku mam wejść.
“Jestem teraz w dużym pokoju. Być może jest to budynek o jednym dużym pomieszczeniu.
Przynajmniej ten pokój dominuje nad całą resztą. To jakiś magazyn. Przechowuje się tu
drewniane pudła. Pudła mają skoble. Badam jedno z nich. Czy mam zajrzeć do środka?"
MONITOR: “Spróbuj".
C.B.: “Są tu lekarstwa, przybory medyczne, tego typu rzeczy. Ktoś je tu przywiózł w ramach
akcji pomocy. Jest to coś w rodzaju amerykańskiego wsparcia dla Somalii". Monitor każe mi
wrócić do szkicu Fazy 3 i zbadać, co znajduje się we wnętrzach kilku innych jednostek
mieszkalnych.
“W budynkach tych mieszkają ludzie, którzy wiodą bardzo proste życie. Mają rodziny, dzieci.
Gotują. Środki medyczne w pierwszej budowli pochodzą prawdopodobnie od bardziej
rozwiniętej kultury."
Przechodzę do Fazy 6, gdzie rysuję schematyczne wyobrażenie lotu pierwotnego statku ET od
jego startu do punktu przeznaczenia. Następnie podążam za statkiem z powrotem do punktu
wyjścia.
“To bardzo nowoczesne urządzenie. Są tu jakieś istoty, które noszą mundury. Urządzenia
przypominają te, których używali ocaleni Marsjanie w jaskiniach Nowego Meksyku."
Wracam do punktu docelowego statku, lokując się tysiąc stóp ponad obserwowanym terenem.
“Jest tu dużo roślinności, prawie jak w dżungli. W pobliżu widać góry, być może stary
wulkan. Jest też dużo polanek. Wygląda to na obszar w pobliżu lasu tropikalnego."
“Domy mieszkalne są niskie i proste. Położone są w zalesionym, odizolowanym od ludzi
środowisku. Odbieram silne AOL linii sygnału, że jest to obóz marsjańskich uchodźców.
Położony jest chyba gdzieś na południu, może w Ameryce Łacińskiej."
MONITOR: “Umieść to wszystko w odpowiednim miejscu w matrycy i kontynuuj. Pamiętaj,
że jesteś w Fazie 4. Niech twoja nieświadomość rozwiąże ten problem".
C.B.: “Badam koncepcję obozu / wioski. Tak, to uchodźcy. Są trochę zaniepokojeni, ale
wiedzą, że wszystko idzie jak najlepiej, przynajmniej na razie. Wiedzą kim są, ale chyba nie
wiedzą wszystkiego. Możliwe, że celowo wymazano im część pamięci, aby mogli lepiej
przystosować się do otoczenia".
“Z rysów twarzy przypominają Indian południowoamerykańskich. Domy mieszkalne
wzniesiono po to, by zamaskować przedsięwzięcie. W pewnym momencie w ich umysłach
coś się wyzwoli i ich wspomnienia wrócą z całą siłą. To naprawdę fascynujące: noszą swą
kulturę ukrytą głęboko w umysłach i nie znają jej."
W tym punkcie, mój monitor był prawie gotów zakończyć sesję. Kazał mi przejść do notatek
Fazy 6, gdzie narysowałem flagę kraju, w którym znajduje się wioska. Potem zakończył sesję
i powiedział mi, że celem byli “Marsjanie / obecna kultura".
Komentarz
Monitor powiedział mi, że sesje SRV przeprowadzone przez innych teleobserwatorów,
zarówno monitorowane jak i solo, dostarczyły takich samych danych. Właściwie moja sesja
potwierdziła to, co już wiedzieliśmy: jakie jest ogólne położenie wioski.
Oczywiście nie chcę powiedzieć, że cała rasa ludzi zamieszkująca Amerykę Łacińską to
Marsjanie. Jest to raczej mała grupka (może paręset istot) pozostająca w sprytnie
przygotowanym ukryciu i zintegrowana z większą populacją ludzi.
Moją pierwszą reakcją po sesji było iść do biura podróży, zakupić bilet i od razu tam lecieć.
Ale przypomniano mi w czas, że trwały tam akurat polityczne zamieszki. Zagrożenie
stanowili też dobrze zorganizowani i uzbrojeni handlarze narkotyków, którym trudno byłoby
wytłumaczyć, że podróżujemy po ich terytorium w poszukiwaniu Marsjan. Przypomniałem
sobie, że mam rodzinę i postanowiliśmy poczekać na inną okazję, kiedy będziemy mogli
odwiedzić społeczność Marsjan bez narażania życia. Jedno było pewne. Marsjanie wybrali
doskonałe miejsce. Nie zagrażali im turyści, nawet ci, którzy wiedzieli kim są i gdzie
przebywają. Nie mogliśmy do nich dotrzeć, chociaż żyli na naszej planecie.
Marsjanie, których obserwowałem w południowo-amerykańskiej wiosce nie są jedynymi
żyjącymi przedstawicielami swej rasy. Wygląda na to, że są oni wspierani przez innych,
bardziej technicznie zorientowanych rodaków. Moja własna analiza wskazuje, że Marsjanie z
wioski są ochotnikami w akcji podjętej w celu ocalenia pierwotnej marsjańskiej kultury.
Początki tej kultury prawdopodobnie sięgają zniszczenia ekosystemu Marsa i ratunku
udzielonego im przez Szarych. Ich pełne dziedzictwo kulturowe zachowane jest w umysłach,
a oni sami czekają na sygnał, który uwolni te wspomnienia.
Plan jest zadziwiająco dobrze skonstruowany. Marsjanie muszą przetrwać. Ale co dokładnie
wymaga ocalenia? Wydaje się, że nie ma powodu, dla którego subprzestrzenne postaci
Marsjan nie mogłyby się ponownie narodzić jako ludzie. Ale wtedy byliby ludźmi, a
wszystko, co pierwotnie marsjańskie, by przepadło. To, co wymaga ocalenia to wspomnienia
Marsjan. Musi zostać zachowana pierwotna kultura Marsjan oraz niektóre aspekty ich
genetyki. Niestety, ich ciała na Ziemi zaadaptowały się już do nowych warunków.
Spowodowała to panująca tu większa grawitacja. Co do kultury, ta miała szansę przetrwać w
mniej więcej nienaruszonym stanie w ukrytych wspomnieniach, do których nie miałoby
dostępu silne środowisko ludzkie.
Ulokowanie tych Marsjan, powiedzmy, w środku Nowego Jorku spowodowałoby
prawdopodobnie taką lawinę nowych bodźców psychologicznych, że wszelki plan
wskrzeszenia ich marsjańskiej tożsamości spaliłby z pewnością na panewce. Natomiast
wioska rolnicza, w której kontakty z ludźmi są w naturalny sposób ograniczone, stanowiła
świetne miejsce dla uchodźców. Osobiście uważam tę wioskę za skansen kultury Marsjan.
Wygląda więc na to, że marsjański plan emigracji na Ziemię jest dość złożony. Z jednej
strony, zainstalowano tu bank kultury, historii i tożsamości, mający służyć zachowaniu
wiedzy o tym, kim byli Marsjanie i skąd się wywodzili. Z drugiej strony wiemy, że są inni
Marsjanie, zaangażowani w inne rodzaje migracji. To ci, którzy latają supernowoczesnymi
statkami i zajmują się rozwiązywaniem problemów genetycznych.
Należy przypomnieć, że według danych z innej sesji SRV, pewnego dnia duża flotylla statków
marsjańskich wyląduje z uchodźcami z Marsa na Ziemi. Wielu z tych Marsjan przebywa
obecnie w podziemnych schronach na Marsie i ochoczo wyczekuje sygnału podróży. Wielu z
nich nie osiągnęło wysokiego poziomu technicznego. Ich ulubiony styl życia (włączając
upragniony klimat) przypomina do złudzenia życie w wiosce marsjańskiej na Ziemi, które
obserwowałem w trakcie tej sesji.
Tak więc można chyba założyć, że przebudzenie kulturowe Marsjan z wioski nastąpi tuż
przed przybyciem ich rodaków z Marsa. Osiadli na Ziemi Marsjanie będą świetnymi
nauczycielami dla nowo przybyłych ziomków. Będą w stanie przekazać im, jak przetrwać na
tej planecie. Będą stanowić kulturową oazę w obcym świecie.
Postanowiłem nie podawać do publicznej wiadomości, gdzie znajduje się owa wioska.
Sytuacja bowiem jest tam całkiem różna od sytuacji Marsjan, mających bazę w Nowym
Meksyku, w podziemiach góry Santa Fe Baldy. W przypadku bazy, żywię nadzieję, że
ujawnienie jej położenia zachęci Marsjan do poszukiwania otwartego dialogu z rządowymi
przywódcami. Inaczej rzecz się ma w przypadku Marsjan z wioski. Nie chciałbym narażać aa
szwank ich działalności. Publiczne ujawnienie
położenia wioski mogłoby poważnie zagrozić bezpieczeństwu jej mieszkańców. Poza tym,
podstawową racją jej istnienia jest zachowanie kultury marsjańskiej. Gromada ludzi
wkraczających w tę misternie przygotowaną przystań jest ostatnią rzeczą, jakiej potrzebują.
Sytuacja taka mogłaby uniemożliwić technicznie wyszkolonym Marsjanom udzielenie wiosce
koniecznej pomocy.
Żywię nadzieję, iż pewnego dnia będę w stanie wyperswadować ważnym politykom ze
Stanów Zjednoczonych lub z innych krajów, że dyskretna wizyta w marsjańskiej wiosce może
okazać się pomocna w nawiązaniu dyplomatycznych kontaktów pomiędzy ludźmi a
Marsjanami. Uzyskanie zgody na taką wizytę od technicznie rozwiniętych Marsjan z Santa Fe
nie powinno przedstawiać większego problemu.
ROZDZIAŁ 29: SPRAWDZIAN WIARYGODNOŚCI #2
Rozdział ten opisuje drugą z dwu sesji SRV, w której wykorzystałem cel skalowania. Celem
pierwszej takiej sesji był Gabinet Owalny w Białym Domu. Przypominam, że celów
skalowania używa się po to, by sprawdzić dokładność protokołów SRV. Cele takie podlegają
łatwej weryfikacji, a sesje SRV w tych warunkach spełniają funkcję dostrajania
teleobserwacji.
Był to jeden z ostatnich celów, nad którymi pracowałem w trakcie pobytu w Ann Arbor, w
Michigan podczas lata 1994. W czasie dwóch tygodni poprzedzających tę sesję
przeprowadziłem dużo sesji teleobserwacji, doświadczając wszystkiego – od radości
ostatecznego przybycia Marsjan, gdy ich flotylla kierowała się ku Ziemi, do intensywnej
miłości Boga, kiedy stwarzał wszechświat. Mój system nerwowy wchłonął ogromną ilość
danych z nieświadomości. Teraz nadszedł czas odpoczynku.
Mój monitor powiedział, że ma prosty cel. Jedyną informacją, jakiej mi udzielił było to, że
rzecz dotyczy przeszłości. Nie powiedział mi, czy jest to miejsce, wydarzenie, osoba czy coś
innego. Czekała mnie niespodzianka, a sama sesja powiedziała nam wiele na temat
współpracy pomiędzy stanem czuwania świadomości a umysłem nieświadomym.
Data: 31 lipca 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3102/2137
Dane wstępne wskazywały, że cel znajduje się na suchym lądzie. Na lądzie były sztuczne
obiekty, ale nie wyglądały na budynki.
C.B.: “Widzę kolory beżowy i brązowy. Powierzchnie są brudne, suche, ale jest też coś
mokrego. Ciepło".
W Fazie 3 rysuje szkic dużej, otwartej przestrzeni z przecinającym ją ruchem. Wykonuję
operację przemieszczenia, żeby dostać się do środka miejsca celu.
“Widzę te same kolory i powierzchnie, co przedtem, ale teraz słyszę też głosy."
Na wysokości tysiąca stóp nad celem, robię podobny do poprzedniego szkic Fazy 3 i
przechodzę do Fazy 4.
“Dostrzegam ludzi. Odbieram jakieś AOL linii sygnału, ale nie może się przebić. Przypomina
mi się gra w piłkę nożną, ale wiem, że nie o to chodzi, więc po prostu zapiszę to jako AOL.
Jest tu coś dziwnego."
“Schodzę na powierzchnię tego miejsca. Są tu ludzie. Noszą jakieś mundury. Widzę dużo
kolorów. Uprawia się tu również jakąś działalność. Nie wyczuwam u tych luda żadnych
emocji. Kompletna pustka. Tak jakby byli kompletnie wyprani z uczuć. Biegają w kółko,
próbując zaradzić jakimś kłopotom."
“Czuję teraz, że coś się pali. Czuję też smak potu i słyszę krzyki. Tu na dole panuje ogromne
zamieszanie i dezorientacja. Nie ma jednego spójnego sygnału. Wielu ludzi wykonuje jakieś
dziwne rzeczy, ale nie dzieje się nic konstruktywnego. Odbieram teraz silne AOL linii
sygnału, że to jakaś bitwa."
W tym punkcie mój monitor sugeruje, żebym zbadał cos innego.
“No cóż, nadal widzę ludzi w jakichś kostiumach. Są tu wszystkie kolory. Nadal panuje
ogólna dezorientacja i napięcie. Kłopot w tym, że ci ludzie nie wiedzą, co tu właściwie robią.
Następuje jakiś konflikt i walka. Wszystko jest pomieszane. Trwa ogólny chaos."
“Zbadam teraz cel tej aktywności. Odnoszę wrażenie, że nastąpił jakiś wybuch. Pomimo
trudności ludzie usiłują coś zmienić. Czuję, że wielu z nich poniesie klęskę. Ale oni tego nie
widzą. Przypomina mi to sytuację, kiedy oszukiwane jednostki wierzą, iż wydarzy się jakiś
cud. Ale cud nie następuje."
“Mój umysł opiera się, odmawia przyjęcia tych danych. Cokolwiek to jest, nie chce tego
oglądać. Przesuwam się nieco do przodu w czasie, żeby wyrwać się z tego zamieszania.
Poczekaj... To była bitwa. Ilu martwych! Są wszędzie. Ciała na polu, broń, mundury."
“Odbieram silne AOL linii sygnału, że jest to związane z Konfederacją. To była
najważniejsza– bitwa wojny. Znam tę scenę. To największa bitwa Wojny Domowej, w której
zginęło więcej ludzi niż w jakiejkolwiek innej bitwie. To Getysburg!"
MONITOR: “W porządku, Courtney. Zakończ sesję. Cel brzmiał 'Bitwa pod Getysburgiem'".
Komentarz
Poza tym, że z powodzeniem zidentyfikowałem cel skalowania, w sesji tej mój nieświadomy
umysł współpracował z umysłem świadomym, by ochronić mnie przed bezpośrednimi
doznaniami z pola bitwy. Ciekawe, że nie potrafiłem dokładnie zidentyfikować sceny aż do
czasu, gdy bitwa się zakończyła, a emocje opadły. Dopiero wtedy mój nieświadomy i
świadomy umysł na tyle otwarły się na dialog, że mogłem zobaczyć i odczuć wszystko, co
działo się na miejscu. Mówiąc krótko, nie byłem przygotowany na to, co zaistniało na
początku sesji i musiałem poczekać, aż mój umysł znajdzie takie położenie w czasie i
przestrzeni, które pozwoli przekazać potrzebne informacje, a jednocześnie nie przeciąży
mojego systemu nerwowego. Należy podkreślić, że wszystko to działo się automatycznie, bez
podejmowania jakichkolwiek świadomych decyzji z mojej strony.
Ostatnia rzecz dla historyków. Rzeczywista bitwa pod Getysburgiem była dużo gorsza od
wyobrażenia o niej. Była to naprawdę straszna rzeź, którą trudno wyrazić słowami. Szczerze
mówiąc, żeby ją zrozumieć, należałoby tam być. Osobiście uważam, że historycy mogliby
pokusić się o ponowne zbadanie tego strasznego wydarzenia przy pomocy SRV.
ROZDZIAŁ 30: SANTA F E BALDY
Pod Santa Fe Baldy, górą w Nowym Meksyku, niedaleko Santa Fe znajduje się baza Marsjan,
która służy za centrum ich operacji planetarnych. W poprzednich rozdziałach przedstawiłem
dużo danych na poparcie tej tezy. Żeby to jednak udowodnić, postanowiłem zrobić coś
specjalnego. Dodałem mianowicie do listy cel, który identyfikował samą górę, a nie tylko
Marsjan. Miało to wyeliminować możliwość, że ja i inni patrzymy na coś, co wygląda bardzo
podobnie, ale w rzeczywistości nie jest górą Santa Fe Baldy.
Przeprowadziliśmy sesję w ciemno, w warunkach Typu 4. Oceniając te dane, należy pamiętać,
że nieświadomość jest bardzo inteligentna. Nie wykonuje tylko poleceń dotyczących danych;
wie dobrze, czego potrzebuje teleobserwator. Zawsze nakieruje go na właściwą odpowiedź,
nawet jeżeli świadomy umysł nie uważa jej za prawidłową. W tym konkretnym przypadku,
chciałem wiedzieć, czy Santa Fe Baldy faktycznie jest górą, pod którą znajduje się baza.
Tymczasem nieświadomość doprowadziła mnie do tej informacji na drodze fascynującego
strumienia danych, który wyszedł poza wąskie ramy geograficznej precyzji i niespodziewanie
odsłonił przed nami związaną z bazą, szeroko pojętą działalność ludzi i Marsjan.
Data: 2 sierpnia 1994
Miejsce: Ann Arbor, Michigan
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4471/3621
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem i sztucznymi budowlami.
C.B.: “Dostrzegam kolory: czerwony, brązowy i beżowy. Powierzchnie są chropowate, a
niektóre gładkie. Jest chłodno. Nie czuję na razie żadnego zapachu".
Mój szkic z Fazy 3 przedstawia obszar, który wydaje się być pokryty szeregiem budowli.
Przemieszczam się następnie na wysokość stu stóp nad cel.
“Znajduję się nad budynkiem o okrągłym kształcie."
W kolejnym szkicu Fazy 3 rysuję zarys budynku, który wielu teleobserwatorów łączyło z
Marsjanami. (Inne, nie przytaczane tu sesje, wskazywały, iż w budynku tym odbędą się
rozmowy na wysokim szczeblu pomiędzy ludźmi a Marsjanami.)
Monitor każe mi następnie przejść bezpośrednio do Fazy 6, gdzie rysuję małą podobiznę
budynku na środku kartki papieru. Następnie badam miejsce wokół budynku, żeby
zorientować się w otaczającym środowisku. W pobliżu okrągłej budowli znajdują się inne,
mniejsze budynki. Kilka mil na wschód od grupy budynków natrafiam na las i górę. Centrum
mieszkalne leży na zachód. Góra wydaje się być ściśle związana z okrągłą budowlą.
“Wchodzę teraz do dużego okrągłego budynku. Wewnątrz znajduję urządzone na wzór biura
przestronne pomieszczenie. Ściany biura, tak jak cały budynek, są zakrzywione. W pokoju są
drzwi, które prowadzą do korytarza, mieszczącego dużo małych biur. Po powrocie do dużej
sali, zauważam, że znajduje się tu miejsce na prezentacje, tak jakby przód audytorium. Są też
rzędy pochyłych krzeseł."
“Skupiam teraz uwagę na ludziach w pokoju. Noszą zwykłe garnitury biznesmenów. Sam
budynek wydaje się być związany z jakąś produkcją. Odnoszę wrażenie, że przynajmniej
część prowadzonej tu działalności związana jest z oprogramowaniem komputerowym."
Na linii czasu zaznaczam dzień dzisiejszy i cztery ważne punkty w przyszłości. Badając
oddzielne punkty czasu, w drugim punkcie (około dwa lata od chwili obecnej) pod
konstrukcją w pobliżu okrągłego budynku znajduję dużą, nowoczesną prostokątną budowlę.
Niektóre mniejsze budynki zostały rozebrane, żeby zrobić miejsce dla tej nowej większej
budowli. We wszystkich dalszych punktach na linii czasu, prostokątna budowla wyraźnie
dominuje nad otoczeniem.
Wracając do teraźniejszości, zauważam plan konstrukcji większego budynku.
MONITOR: “Courtney, wróć jeszcze raz do dużej budowli w przyszłości i dowiedz się, co
robią w niej ludzie".
C.B.: “Dobra. Poczekaj... Jestem teraz w dużym prostokątnym budynku. W środku znajdują
się terminale komputerowe, stoły laboratoryjne, przewody i sprzęt laboratoryjny. To
laboratorium naukowe. Mam wrażenie, że przedmiot badań obejmuje genetykę i
biotechnologię".
Monitor każe mi śledzić jednego z pracowników, gdy ten wychodzi z budynku pod koniec
dniówki. Musi przejść przez frontową bramę dużego kompleksu, przy której stoi strażnik.
Podążam za pracownikiem, kiedy jedzie do domu, położonego na zachodzie, w dużym
centrum mieszkalnym. Krajobraz wzdłuż drogi daje mi silne AOL linii sygnału, że miejsce to
znajduje się niedaleko Santa Fe.
MONITOR: “Wróć jeszcze raz do dużej budowli i dowiedz się, co znajduje się na każdym z
pięter".
C.B.: “Moja nieświadomość ciągnie mnie do podziemia".
MONITOR: “OK".
C.B.: “O rany. Dużo tu martwych ciał, skąpo odzianych w kolorowe ubrania. To nie jest
dobre miejsce. Śmierć tych ludzi ma pozostać w sekrecie. Zginęli, wypełniając swoje
obowiązki. Inni musieli składować ciała, żeby szybko usunąć je z drogi. To oni ostatecznie
zdecydują, co zrobić z ciałami. Problem stanowi tutaj kwestia bezpieczeństwa".
MONITOR: “Co masz na myśli mówiąc 'zginęli wypełniając obowiązki'?"
C.B.: “To byli naukowcy. Zabiła ich praca".
MONITOR: “Co robili?"
C.B.: “Zajmowali się jakimiś niebezpiecznymi eksperymentami naukowymi. Znali ryzyko,
ale to ich nie powstrzymało. Nie byli nadzorowani przez nikogo z zewnątrz. Tę działalność
prowadzono w zaciszu, nawet w sekrecie".
MONITOR: “Co to była za działalność?"
C.B.: “Badania obejmowały promieniowanie i genetyczne mutacje organizmów. Tych ludzi
zabiły produkty lub produkty uboczne z ich własnych laboratoriów. Wygląda na to, że
brakowało im właściwego BHP". “Mój umysł ciągnie mnie teraz na wschód, do góry."
MONITOR: “A więc idź tam".
C.B.: “Jestem teraz w górze. Są tu jaskinie, a w jaskiniach jakieś istoty. To baza Marsjan, ale
widzę zmiany. Teraz w jaskiniach znajdują się pojazdy na kołach. Miejsce jest nowoczesne,
ale nie supernowoczesne. W tej chwili nie ma tu statków ET. Widzę tunel. Prowadzi na
zachód i łączy się z powierzchnią, a na zewnątrz jest zamaskowany. Na razie tunel
wykorzystywany jest jako otwór odpowietrzający, ale jest bardzo duży. Bez problemu
przejechałyby przez niego pojazdy".
“Jest tu dużo pracowników. Wyglądają prawie tak jak ludzie. Właściwie oni są ludźmi! Mają
na sobie jednoczęściowe białe uniformy."
“O rany, to ciekawe. Zapiszę to jako AI. Wydaje się, że suterena ze zmarłymi połączona jest z
pomieszczeniami na górze."
“To miejsce jest bardziej aktywne, niż kiedykolwiek przedtem. Jest tu dużo budowli. Wygląda
na to, że pracownicy je rozbudowują."
“Przemieszczam się teraz w czasie do przodu. W bliskiej przyszłości budowa zostaje
zakończona, lecz nikt tam nie mieszka, jeśli nie liczyć nadzorujących. Jeszcze dalej w
przyszłość jest pełna Marsjan – uchodźców. Niektórzy z nich są brudni. Słychać dużo głosów,
prawdziwa paplanina, tumult, coś się dzieje. Marsjanie zapełniają pomieszczenie dziećmi i
dorosłymi, którymi targają silne emocje – strach, podniecenie, ale i nadzieja."
“Marsjanie chcą wydostać się na powierzchnię. Są naprawdę szczęśliwi i podekscytowani!"
MONITOR: “Courtney, wróć do obecnego czasu i zobacz, czy ludzie w okrągłej budowli
wiedzą coś na temat tego, co ma się wydarzyć. Potem przenieś się do przyszłości i zbadaj,
kiedy nastąpi świadomość zmiany".
C.B.: “Obecnie ludzie w okrągłej budowli nie wiedzą nic. W drugim punkcie na linii czasu,
rząd podjął decyzję umieszczenia osiedla niedaleko Santa Fe. W tym czasie napływają spore
ilości pieniędzy. Rodzi się pomysł, by wykorzystać rozbudowaną podziemną bazę Marsjan
jako ośrodek przyjmowania nowych Marsjan".
MONITOR: “W porządku, Courtney. Wystarczy. Zakończmy sesję. Celem był ostatni
wieczór kawalerski Hugh Hefhera..."
C.B.: “Daj spokój..."
MONITOR: “Cel brzmiał 'Santa Fe Baldy (Ocaleni Marsjanie / jaskinie w Nowym
Meksyku'".
Komentarz
Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, gdzie przybędą uchodźcy marsjańscy i jak baza Marsjan pod
Santa Fe Baldy zostanie przekształcona w imigracyjny ośrodek przyjęć. Wielu z tych Marsjan
wyglądało na całkiem zwyczajnych. Ogólnie, nie były to typy stojące na wysokim szczeblu
rozwoju technicznego – matki, dzieci, przeciętni dorośli Marsjanie i tak dalej. Właściwie
odniosłem wrażenie, że ich imigracja do Stanów Zjednoczonych pod wieloma względami nie
różni się wiele od imigracji innych grup etnicznych. Jestem pewien, że kiedy ludzie
przywykną do sytuacji i przestanie być ona nowością, Marsjanie mają wszelkie szansę, by
traktowano ich jak przyjaznych sąsiadów.
ROZDZIAŁ 31: OFICJALNE SPOTKANIE Z MARSJANAMI
W umyśle Czytelnika rodzi się zapewne pytanie, w jaki sposób zaczniemy porozumiewać się
z Marsjanami. Jak już wspominałem, ludzie nawiążą oficjalne kontakty z Marsjanami
wcześniej niż z Szarymi, chociaż nie jestem w stanie określić, ile czasu upłynie między
jednym a drugim wydarzeniem. Otwarta propozycja Narodów Zjednoczonych, by spotkać się
z Szarymi, mogłaby wszystko przyspieszyć. Jednak spotkanie z Marsjanami nastąpi jako
pierwsze, a to znacznie przyczyni się do zwrócenia ludzkiej świadomości w kierunku gwiazd.
Pierwotnym zamierzeniem sesji, na której opiera się niniejszy rozdział było dowiedzieć się, w
jakim stopniu Marsjanom udało się zintegrować z kulturą ludzką. Nie tylko dostarcza ona
odpowiedzi na to pytanie, ale, jak w przypadku wielu doświadczeń teleobserwacyjnych,
odsłania całe bogactwo innych ważnych informacji. Te dodatkowe dane zawierają
wskazówki, jak powinny (lub będą) wyglądać pierwsze kroki w oficjalnym spotkaniu Marsjan
z ludźmi.
Sesja prowadzona była w ciemno, w warunkach Typu 4, a miała miejsce po dłuższej przerwie
w monitorowanej obserwacji, która była mi potrzebna, by odpocząć. Teraz, wracając do
teleobserwacji, czułem się naładowany nową energią i byłem ciekaw, co też niezwykłego tym
razem wyciągnie na światło dzienne moja nieświadomość.
Data: 26 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 6068/0004
Dane wstępne wskazywały, że z celem związana jest wzniesiona przez człowieka budowla na
suchym lądzie.
C.B.: “Widzę odcienie brązu. Powierzchnie są z drewna i cementu. Ciepło, naprawdę bardzo
ciepło. Czuję smak potu i słyszę ludzkie głosy. W miejscu celu dostrzegam coś okrągłego i
płaskiego".
Przechodzę do Fazy 3, żeby zrobić szybki szkic czegoś, co wygląda na okrągłą budowlę z
płaskim dachem.
MONITOR: “Przejdź do Fazy 4".
C.B.: “Jestem teraz w matrycy. Dokładnie widzę budynek. Słyszę głosy w budynku, więc
wchodzę. Toczy się tu rozmowa. Rozmawiają ludzie. Budynek jest okrągły i mam wrażenie,
że już go kiedyś widziałem. Na chwilę przenoszę się na zewnątrz. Wokół budynku rosną
drzewa. Już jestem z powrotem".
“O rany! Jakie wrażenie estetyczne! Właśnie skupiłem uwagę na ludziach rozmawiających w
budynku – to bardzo wpływowa grupa. Odbywa się tu spotkanie na najwyższym szczeblu.
Pozwól, że przeniknę do ich umysłów. Poczekaj... Oni mówią o istotach pozaziemskich."
“Ci ludzie mają na sobie mundury wojskowe. Są to generałowie, admirałowie, elita
wojskowa; jest również cywil. Wygląda jak prezydent Stanów Zjednoczonych. Pozwól, że
znowu napiszę 'O RANY!' w kolumnie AL"
MONITOR: “Dobra. Wrzuć to do kolumny AI i kontynuuj. Utrzymaj szybkie tempo. Dobrze
ci idzie". Monitor każe mi przejść od razu do Fazy 6. Wydaje mi polecenie zastosowania
techniki SRV, która oddziela pierwotne elementy tematu od obserwowanej rozmowy.
C.B.: “Dyskusja toczy się na bardzo praktycznym poziomie. W centrum uwagi znajduje się
kwestia, jak nawiązać kontakt z ET. Ludzie wiedzą, że można tego dokonać za pomocą
świadomości, ale chcą czegoś bardziej fizycznego. Cała zabawa zaczęła się od kontaktu
świadomości, ale teraz potrzebują czegoś innego. Pada między innymi propozycja użycia
radia. Próbują wymyśleć, jak to zrobić".
“Przedmiotem rozmowy nie są Szarzy. Ci ludzie mówią o Marsjanach. To prawdziwy
problem komunikacji międzyplanetarnej. Teraz skupiają się na radiu."
Konstruuję linię czasu Fazy 6, za pomocą której mogę zbadać naukowe punkty w przyszłości.
“W porządku, znalazłem punkt, w którym ludzie zaczęli rozmawiać z Marsjanami. Nazwę go
punktem komunikacji. Wydaje się, że używają radioteleskopów – nie jednego, lecz wielu. Są
one na całym świecie."
“Ludzie zaczynają od nastawienia radioteleskopów na Marsa i nasłuchiwania. Wygląda na to,
że usłyszeli niewiele. Potem zmieniają taktykę i zaczynają nadawać. Istnieje wiele kwestii,
które wymagają rozwiązania. Podstawowa kwestia to w jakim języku się porozumiewać.
Potem trzeba opracować protokoły komunikacji."
“Szarzy obserwują to wszystko, ale nie uczestniczą aktywnie. Sprawiają wrażenie
zainteresowanych, ale w sposób bierny."
“Ludzie próbują również nadawać do baz ET na Księżycu. Jednak większość wysiłków
kierują na Marsa. ET na Księżycu milczą."
“Początkowo Marsjanie na Marsie też milczą. Czują, że zostali odkryci i zastanawiają się, co
robić i jaka będzie reakcja ludzi. Zawsze wiedzieli, że w końcu nastąpi taki dzień. Czują się
nieco zagubieni."
“Przesuwając się w czasie do przodu, widzę, że Marsjanie postanawiają podjąć dialog.
Przesyłają sygnał, głośny i wyraźny. Wykorzystują chyba te same protokoły radiowe, które
zapoczątkowali ludzie."
“Jestem trochę wstrząśnięty wyglądem tych Marsjan. Podążyłem za sygnałem radiowym na
Marsa i teraz jestem tutaj. Marsjanie są humanoidami i w tej chwili bardzo przypominają
ludzi. Mają nawet włosy. Ci konkretni Marsjanie to w przeważającej części osobnicy płci
męskiej. Noszą jakieś mundury, ale nie stanowią żadnej walczącej grupy militarnej. Agresja
nie leży w ich naturze. Cała ich obrona wydaje się być zbudowana wokół ukrywania się, a nie
walki. Ich skóra jest jasna."
“W sensie subprzestrzennym Marsjanie ci nie różnią się chyba od swoich przodków, ale mają
ciała porównywalne z ciałami ludzi na Ziemi."
MONITOR: “Przesuń się w czasie do przodu. Gdzie są Marsjanie?"
C.B.: “Poczekaj... Są na Ziemi. Pracują ze swoimi tubylczymi grupami, tymi, które
migrowały wcześniej. Dostają wsparcie od rządu ludzi, po to by mogli kontynuować swą
pracę. Pracują teraz na zewnątrz, na otwartym powietrzu. A niech to! Oni naprawdę
wyglądają jak ludzie".
MONITOR: “Gdzie są Szarzy?"
C.B.: “Szarzy zajmują się własnymi sprawami. W tym punkcie czasu w przyszłości ich
przedsięwzięcie genetyczne jest już wykonane lub bliskie końca. Zostały tylko drobne
poprawki. Jeszcze nie komunikują się z ludźmi bezpośrednio".
MONITOR: “OK, Courtney. Mamy to, czego potrzebowaliśmy. Celem byli 'Marsjanie /
przyszła kultura'".
Komentarz
Marsjanie, z którymi przyjdzie nam obcować w przyszłości będą do nas bardzo podobni, być
może nawet nie do odróżnienia. Prawdziwe różnice w porównaniu z ludźmi mieszkającymi na
Ziemi ujawnią się w technice i kulturze. Jeżeli zależy nam na udanych kontaktach •z
Marsjanami, będziemy musieli zrozumieć ich potrzeby. Ale oni nie przyjdą do nas jako “małe
zielone ludziki". Nie musimy obawiać się pierwszego spotkania z kulturą pozaziemską,
przynajmniej pod tym jednym fizycznym kątem. Istoty pozaziemskie będą wyglądać tak jak
my.
ROZDZIAŁ 32: NIŻSZE FORMY ŻYCIA NA ZIEMI
Poniższą sesję przeprowadziłem bez żadnej wcześniejszej wiedzy na temat celu, który tym
razem stanowimy “Formy elementarne". Był to jeden z kompletnie nie znanych mi celów
spoza listy, które mój monitor wyznaczał mi dosyć często. Nigdy nawet nie omawiał ze mną
ogólnego tematu. Powodem, dla którego tak robił było dodatkowe zabezpieczenie danych
przez powstrzymywanie mnie od prób zgadywania cech celu, co mogłoby prowadzić do
mylnego AOL. W praktyce jednak mój własny poziom dyscypliny umysłowej w trakcie
teleobserwacji jest już na tyle wysoki, że mój monitor rzadko martwi się o jakość zdobytych
przeze mnie danych. Tym niemniej woli się zabezpieczyć, a jego praktyka podrzucania mi
niespodziewanych celów faktycznie utrzymuje mnie w stanie czujności podczas sesji.
Monitor obrał dla mnie taki cel, ponieważ od dawna frapowało go, co dzieje się z pozostałą
częścią życia subprzestrzennego, w czasie gdy ludzie tak bardzo niszczą środowisko fizyczne.
Wszystkie nasze wysiłki w SRV skierowane były na istoty przypominające człowieka. Ale
mojego monitora obchodził też los wielu innych, niehumanoidalnych subprzestrzennych
stworzeń, które osobiście widział podczas własnych sesji teleobserwacji. Jemu jawiły się one
jako “Formy elementarne". To określenie, jakiego używa w odniesieniu do większości
stworzeń niehumanoidalnych. Większość tych istot jest mniejsza od ludzi, a ich zachowanie
często odznacza się nieprzewidywalnością. Nie wiedział, czy stworzenia te mają
odpowiedniki fizyczne ani czy same występowały kiedyś w postaci fizycznej (co może
oznaczać jedno i to samo). Wiedział tylko, że żyją wokół nas i zastanawiał się, czy ludzka
działalność w jakikolwiek sposób im szkodzi. Krótko mówiąc, czy ludzka destruktywność w
stosunku do środowiska fizycznego wpływa negatywnie na większą społeczność życia w
subprzestrzeni? Mój monitor martwił się, że jeżeli okazałoby się to prawdą, mógłby to być
zaledwie czubek góry lodowej, kryjącej ogrom zniszczenia planety, dokonującego się tak
obecnie, jak i w przyszłości.
Oczywiście, sesja ta została przeprowadzona w warunkach Typu 4. Zaraz po danych
wstępnych, zdałem sobie sprawę, że jest to cel całkowicie niespodziewany. Nie wiedziałem,
że nie figuruje na liście celów. Po prostu zauważyłem, że nie miałem żadnych wcześniejszych
oczekiwań co do tego, gdzie kieruje mnie nieświadomość. Cokolwiek to było, poczułem od
razu, że zobaczę coś, czego nigdy wcześniej nie widziałem.
Data: 28 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 3660/1161
Dane wstępne wskazywały, że cel obejmuje powierzchnię pomiędzy suchym lądem a cieczą.
C.B.: “Widzę kolory niebieski i biały. Powierzchnie są błotniste i mokre. Dość zimno. Czuję
jakby smak ryby i zapach wody morskiej. Gdziekolwiek jestem, to miejsce jest szerokie,
rozległe, płaskie i bardzo głębokie".
Rysuję następnie szkic Fazy 3, który wydaje się przedstawiać suchy kawałek lądu obok
dużego zbiornika płynu. Zaczynam też dostrzegać i rysować coś. co wygląda na rodzaj
sztucznej, podwodnej budowli.
“Przechodzę do Fazy 4 i wciąż widzę dużo cieczy. To wygląda jak wielki ocean. No cóż,
mogę przynajmniej powiedzieć, że znajduję się na jakiejś planecie. Ta planeta wydaje mi się
znajoma, ale nie odwiedzałem jej wcześniej w tym punkcie czasowym. Ten płyn to chyba
woda, bardzo głęboka."
“W pobliżu znajduje się suchy kawałek lądu. Udaję się tam. Badam ...Ziemia jest jałowa. Nic
na niej nie rośnie. Jest naturalna, ale odnosi się wrażenie, że znajduje się pod silnym
wpływem jakiejś cywilizacji. Miejsce jest jałowe niczym Mars, ale to nie Mars. Występują
inne kolory i jest atmosfera."
“Wracam teraz do wody. W wodzie znajduje się chyba jakaś konstrukcja. Jest naprawdę
wielka. Wchodzę do wody, żeby ją zbadać. Poczekaj..."
“Konstrukcja jest dość nowoczesna, ale nie według norm ET. Zbudowana jest przede
wszystkim z metalu i chyba ze stali nierdzewnej. Widać nowoczesną technikę, bardziej
zaawansowaną niż obecnie na Ziemi, ale nie jest to poziom najwyższy."
“W budowli znajdują się istoty. Wchodzę do środka, żeby im się lepiej przyjrzeć. Hmm. Oni
mają na sobie zwykłe ludzkie ubrania. Skupiam teraz uwagę na samych istotach. Mają ludzkie
twarze, zarówno mężczyźni jak i kobiety. Oczy są małe, jak u ludzi. Wygląda na to, że to są
ludzie, ale nie rozumiem scenerii. Nie znam miejsca tego typu, w którym przebywaliby
ludzie."
“W budowli jest wiele pięter. Znajdują się tu podobne do wind kanały, do pionowego ruchu w
budowli. Są też duże otwory, prowadzące na zewnątrz do wody."
MONITOR: “Powstrzymaj się od analizy. Po prostu umieść dane w matrycy i idź dalej".
C.B.: “Ludzie się martwią, odczuwają strach. Ta budowla przypomina wielką łódź podwodną
o śmiesznym kształcie. Skupiam się teraz na czynnościach ludzi. Wydaje się, że nie są
szczęśliwi, robiąc to, co robią. To harówka, związana ze zdobywaniem i przetwarzaniem
jedzenia, żeby przetrwać. Pracują, bo nie mają wyboru, a jeśli już, to jest on ograniczony. Ich
praca z całą pewnością związana jest z przetrwaniem".
“Wydaje się, że istnieje wyższy cel ich działalności. Kłopot polega na tym, że ludzie ci mogą
nie dożyć czasów, gdy zostanie on osiągnięty. Ich sytuacja jest raczej beznadziejna. Pracują
dla następnej generacji, swoich dzieci i dzieci ich dzieci."
MONITOR: “Wróć na ląd. Co widzisz?"
C.B.: “W porządku. Ziemia nie może podtrzymać życia. Jest to wynikiem zagłady. Jest
jałowa, po prostu sam kurz i kamienie. Powierzchnia jest naturalna, ale nosi znamiona
sztucznej ingerencji. Moja nieświadomość popycha mnie z powrotem ku budowli w wodzie".
MONITOR: “Więc idź tam".
C.B.: “Na zewnątrz konstrukcji nie widzę żadnego życia. Woda jest tak jałowa jak ląd. Nie
ma tu nic, zupełnie nic. Czuję, że powinienem przenieść się w czasie do przodu".
“Hmm. Teraz to miejsce roi się od życia, przynajmniej w wodzie. To ciekawe. Występuje tu
zarówno subprzestrzeń, jak i życie fizyczne. Sprawdzam jeszcze raz w pierwotnym czasie.
Nie było ani subprzestrzeni, ani życia fizycznego. Dziwne. Tam gdzie nie ma życia
fizycznego, nie ma też subprzestrzeni. Tak jakby te dwa światy istniały równolegle,
współpracowały ze sobą. Jeden nie istnieje bez drugiego, albo przynajmniej życie
subprzestrzenne nie pojawia się, jeśli nie ma życia fizycznego."
MONITOR: “Co masz na myśli mówiąc 'życie w subprzestrzeni'? Jakiego rodzaju życie?"
C.B.: “Wszędzie są małe zwierzęta subprzestrzenne. Wyglądają jak duchy ryb. To duchy ryb
czy też ich subprzestrzennych postaci. Między zwierzętami fizycznymi a ich
subprzestrzennymi postaciami istnieje silny związek. To tak jakby należały do jednego stada
albo trzody, w zależności od zwierzęcia. Kiedy zostało zniszczone środowisko fizyczne,
ucierpiało zarówno życie fizyczne jak i subprzestrzenne. Gdy środowisko doszło do siebie,
obydwa światy znów mają się dobrze. Wydaje się również, że działalność ludzi w budowli
miała coś wspólnego z uzdrawianiem środowiska. Nie zdołali zrobić wszystkiego, ale mieli
swój udział w szczęśliwym zakończeniu".
MONITOR: “W porządku. Courtney, celem były 'Formy elementarne'".
C.B.: “Co? Przecież tego nie ma na liście! Co to są formy elementarne? Wiesz, że nie mam
już czasu na takie ciekawostki. Książka musi być wkrótce złożona u wydawcy i... Co to są
formy elementarne?"
MONITOR: “Wytłumaczą ci, Courtney. To bardzo ważne, byśmy rozumieli formy
elementarne. Ja widzę je od lat. One występują wszędzie i nie można ich ignorować tylko
dlatego, że nie są humanoidami". Mój monitor przechodzi do wyjaśnienia, czym są formy
elementarne i dlaczego się nimi interesuje. Pochłania mi to pozostałą część dnia, ale w końcu
uświadamiam sobie, że jego troska jest uzasadniona, oraz że muszę wspomnieć o tych
formach życia w mojej książce. Uzyskałem również dane SRV, które sugerują, że wiele istot
pozaziemskich w równym stopniu troszczy się o te inne formy życia, co o nas.
Komentarz
Literatura na temat porwań przez UFO ciągle donosi, jakoby Szarzy mówili ludziom, że nie
mogą bezczynnie przyglądać się, jak niszczymy życie fizyczne i toczące
się obok, związane z nim życie “w innym wymiarze". Szczerze mówiąc, dotychczas nie
rozumiałem, co to oznacza. Wydaje się, że ludzie są ogólnie nieświadomi tego szerokiego
spektrum niższego poziomu życia nie-fizycznego i pozostają całkiem ślepi na subtelną więź,
jaka istnieje między fizycznymi i niefizycznymi postaciami tego życia.
Po części, ludzka niewiedza wynika z problemów, jakie sprawia nam postrzeganie
subprzestrzennego (lub niefizycznego) życia w ogóle. W wielu kręgach kwestia, czy ludzie
mają dusze czy nie, pozostaje kontrowersyjna. Większość ludzi, gdy ich o to zapytać,
odpowiada, że dusza istnieje, ale naukowcy rzadko próbowali ją zbadać. Przy takim wysokim
stopniu dezorientacji, jaki panuje wśród elity naukowej w kwestii naszych ludzkich postaci
subprzestrzennych, nie należy się dziwić, że nawet nie zaczęliśmy zadawać pytania, czy inne
formy życia mają niefizyczne odpowiedniki.
Ludzie ogólnie nie postrzegają samych siebie jako strażników życia na tej planecie; skłonni są
raczej uważać się za właścicieli ogrodu, który mają do dyspozycji. Nic dziwnego, że przy
takich poglądach na inne życie, kwestia istnienia subprzestrzeni całego życia, tak ludzkiego
jak i nieludzkiego, jest rzadko podnoszona. Ale teraz wiem, że pytanie to jest na tyle ważne,
by je zadawać. Poznałem też na nie odpowiedź.
Całe życie subprzestrzenne zależy od życia fizycznego. Nie znam wszystkich aspektów tej
zależności, ale wiem, że ona istnieje. Gdy niszczymy nasze środowisko fizyczne, gdy
niszczymy gatunki, utrudniamy życie lub zadajemy ból innym niż ludzka formom istnienia,
hamujemy zdolność subprzestrzennego życia do ewoluowania. Życie fizyczne i niefizyczne
przebiegają równolegle; jedno nie toczy się bez drugiego. Jeżeli my – ludzie mamy stać się
prawdziwymi obywatelami galaktyki, będziemy musieli zmienić swoje poglądy na inne życie,
na całe życie. A może się to okazać trudniejsze do zaakceptowania niż fakt, że istnieją istoty
pozaziemskie.
ROZDZIAŁ 33: WYDARZENIE, KTÓRE ZNISZCZYŁO MARSA
Jeżeli na Marsie istniał kiedyś ekosystem, to co go zniszczyło? Dane SRV z okresu
poprzedzającego jego zagładę nie wskazują na to, że Marsjanie posiadali technikę zdolną
zniszczyć całe swoje środowisko, nie mówiąc już o atmosferze planety. Opierając się na
danych przedstawionych w poprzednich rozdziałach, wiemy już, że Szarzy zniszczyli swój
świat przez nierozważne działania, oraz że ludzie najwyraźniej idą podobną drogą. Ale Mars
to co innego. Jak wydaje się od samego początku naszych badań, upadek środowiska tej
planety związany jest z jakąś katastrofą naturalną. Wielu różnych teleobserwatorów doszło do
wniosku, że katastrofa nastąpiła po jakimś astronomicznym wydarzeniu, związanym być
może z kometą lub asteroidem.
Obraliśmy zatem cel, który miał zidentyfikować przyczynę upadku cywilizacji Marsjan. Jak
się okazało, ta sesja SRV była jedną z dwu ostatnich, które przewidzieliśmy dla celów tej
książki. Przypomnę Czytelnikom, że po opracowaniu wstępnej listy celów wiele miesięcy
wcześniej, skrupulatnie unikałem zaglądania na listę, żeby nie pobudzać swego świadomego
umysłu do formułowania opinii przed faktycznymi sesjami. Nasza skłonność do ciągłego
powiększania listy przez dodawanie celów ad hoc była jednak na tyle silna, że nigdy nie
kusiło mnie, by myśleć o celach, które nie zostały mi jeszcze przydzielone. Ale kiedy
nadszedł czas przedostatniej sesji, pamiętałem, że jeszcze nie korzystałem z celu
identyfikującego upadek cywilizacji Marsjan (sytuacja, która nie zdarzyła mi się przy żadnym
innym celu). Kiedy sesja się zaczęła, wstępny sygnał od celu wskazywał, że celem sesji
faktycznie byli Marsjanie. Tak więc, sesja ta, która zaczęła się w warunkach Typu 4,
faktycznie przeprowadzona została w warunkach mieszanych Typu 4 i Typu 6.
Data: 29 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 5966/2695
Dane wstępne wskazywały, że cel związany jest z ruchem i twardym, naturalnym lądem.
C.B.: “Dostrzegam kolory brązowy i beżowy. Powierzchnie są kamieniste, a temperatura
bardzo niska. Słyszę niesamowite odgłosy wiatru, jakby huraganu. Dostrzegam też coś
okrągłego i na AOL odbieram katastrofę na Marsie".
MONITOR: “Po prostu trzymaj się struktury i przejdź do Fazy 3".
Mój szkic Fazy 3 jest prostym wyobrażeniem dwu okrągłych obiektów.
C.B.: “Przechodzę do Fazy 4. Wydaje się, że przynajmniej jeden z okrągłych obiektów jest
planetą. Nadal widzę brązy, kamieniste powierzchnie i wyczuwam coś zimnego. Odczuwam
też silne zaburzenia atmosferyczne, zwłaszcza ruch wirowy. Z planetą tą związani są ludzie,
którzy obecnie znajdują się w stanie panicznego przerażenia. Tu na dole panuje niesamowite
poruszenie. Odbieram na AOL dwie rzeczy, obydwie z linii sygnału. Jedna z nich przypomina
księżyc lub asteroid, a druga to Mars".
MONITOR: “Courtney, przejdź od razu do Fazy 6. Masz właściwy cel. To katastrofa na
Marsie. Po prostu zostań w strukturze i kontynuuj".
Monitor każe mi naszkicować planetę i mniejszy z obiektów. Zaznaczam Ziemię w stosunku
do tych dwóch obiektów i wykorzystuję technikę SRV, która pozwala mi zidentyfikować
kierunek ruchu mniejszego obiektu względem Marsa. Rysuję również linię czasu tego
wydarzenia.
C.B.: “Mniejszy obiekt ma nieregularny kształt, jest przechylony. Ma niezmiernie rzadką
atmosferę," mierzalną jedynie na poziomie molekularnym. Obiekt ten przeszedł przez
krawędź atmosfery większego obiektu. Atmosfera planety była stosunkowo gęsta i obiekt
przebił się dalej przez stratosferę. Obszar, gdzie obiekt przebił atmosferę będę nazywał
obszarem przecięcia".
“Badam teraz planetę. Początkowo nie było wielkiego zniszczenia atmosfery. Duże
zaburzenia występowały w pobliżu obszaru przecięcia. Gdzie indziej prawie nic się nie
działo, występowało jedynie drżenie atmosfery całej planety. W miarę zbliżania się do
obszaru przecięcia, nasila się poziom zaburzeń."
“Po początkowej turbulencji, obiekt spowodował falowanie atmosfery, podobnie jak
wrzucony do wody kamień tworzy na niej rozbiegające się kręgi. Ta fala rozrosła się do
atmosferycznej fali pływowej."
“Zaburzenia atmosferyczne początkowo nie miały większego wpływu na zjawiska
powierzchniowe. Nie przypominało to trzęsienia ziemi, w którym wszystko ulega zniszczeniu
od razu."
“Fala przeszła przez atmosferę i spotkała się z drugim swoim końcem. Odbiła się lub przeszła
przez samą siebie, a następnie wróciła do obszaru przecięcia i powtórzyła zjawisko odbicia
czy przejścia, wytwarzając wibrujące drganie. Wywołało to rezonans. Rezonans stał się
podstawowym motorem zmiany warunków atmosferycznych. Zagłuszył wszystkie inne źródła
wpływu, takie jak np. ciepło słoneczne. Najwyraźniej, grawitacja nie była na tyle silna, by
szybko wytłumić drgania. Tak więc trwały one przez długi czas."
“Istoty na planecie były atakowane stopniowo. Zmieniły się wszystkie wzorce pogodowe.
Warunki na planecie zaczęły się powoli pogarszać. Wyżywienie stało się problemem,
ponieważ nie rosły żadne zboża. Problem przedstawiał też deszcz. Początkowo były zarówno
powodzie jak i susze."
“Atmosfera przez długi czas była na tyle gęsta, że pozwalała na oddychanie, ale ciągłe
falowanie stopniowo rozrzedzało atmosferę. Siła przyciągania planety nie była w stanie
przeciwdziałać kinetycznej energii falowania."
MONITOR: “W porządku, Courtney. Wystarczy. Cel brzmiał 'Marsjanie / upadek cywilizacji
(wydarzenie)'. To fascynujące. Będzie to całkiem nowy obszar poszukiwań dla naukowców,
badających turbulencję i dynamikę cieczy w atmosferach planet".
Komentarz
Proces, którego byłem świadkiem, był absolutnie fascynujący. To coś po prostu nie mogłoby
wydarzyć się na Ziemi, ze względu na większą grawitację, jaka tutaj panuje. Grawitacja
szybko wytłumiłaby fale atmosferyczne, powstałe w wyniku przejścia asteroidu czy komety.
Na Marsie jednak, duże fale powstawały przez dłuższy czas, być może cale lata. Wystarczyło
więc czasu, aby Marsjanie zdali sobie sprawę, że z ich planetą dzieje się coś poważnego, a
Federacja wysłała złożoną z Szarych brygadę ratunkową.
ROZDZIAŁ 34: PRZYSZŁA KULTURA NA ZIEMI
.Poniższy rozdział prezentuje dane z ostatniej sesji, którą wykorzystaliśmy do naszych badań.
Chociaż cel znajdował się na pierwotnej liście celów, opracowanej przeze mnie i mojego
monitora w trakcie tej sesji, w przeciwieństwie do poprzedniej, dotyczącej Marsa, zupełnie o
nim zapomniałem. Wyniki sesji zaskoczyły mnie, jak się okazało, przyjemnie. Muszę
przyznać, że do czasu jej zakończenia miałem dość pesymistyczną wizję przyszłości ludzi na
Ziemi. Zastanawiałem się nawet, dlaczego istoty pozaziemskie wkładają tyle Wysiłku w
pomaganie nam, skoro jesteśmy gatunkiem zmierzającym do samobójstwa. Na szczęście,
wiem teraz, że istnieje powód ich wysiłków.
Data: 30 września 1994
Miejsce: Atlanta, Georgia
Dane: Typ 4, sesja monitorowana na odległość
Współrzędne celu: 4395/0241
Dane wstępne do Fazy 2 wskazywały, że cel związany jest z suchym lądem, płynem i
sztucznymi konstrukcjami. Od razu miałem też wrażenie przemieszczenia w czasie.
Mój szkic w Fazie 3 przypomina wirującą kulę. Wykonuję operację przemieszczenia SRV,
która przenosi mnie bezpośrednio na miejsce celu. Znajduję się w gęstym i skomplikowanym
środowisku.
C.B.: “Mam poczucie złożonego ekosystemu. Są tu istoty, jacyś humanoidzi. To miejsce
przypomina dżunglę z obfitą roślinnością. Wszystko jest powiązane czy uzależnione od
reszty, jak w naczyniach połączonych lub w środowisku biologicznym dżungli. Odbieram
AOL Ogrodu w Edenie, ale nie jest to Ogród w Edenie. Po prostu sprawia takie wrażenie.
Miejsce jest zadbane".
Przechodzę do Fazy 6, gdzie konstruuję i badam linię czasu. Zaznaczam czas celu i trzy inne
ważne punkty pomiędzy czasem celu a dniem sesji.
“Wydaje się, jakby między chwilą obecną a czasem celu była różnica trzystu lat. W punkcie
czasowym celu widzę, że humanoidzi to z całą pewnością ludzie. Noszą zwykłe ubrania i
zdaje się, wykonują pracę związaną ze środowiskiem."
“Pierwszy pośredni punkt w czasie wskazuje na poważną degenerację środowiska na szeroką
skalę. W punkcie trzecim następuje początek regeneracji środowiska. Poczekaj chwilę,
sprawdzę inne punkty..."
“W punkcie czasowym celu ekosystem zaczyna się umacniać, w tym sensie, że staje się
samowystarczalny. Wrażenie złożoności, jakie odniosłem na początku sesji związane było z
dosłowną złożonością roślinności w ekosystemie."
“Nadal jestem w punkcie czasowym celu; nie wygląda na to, żeby ludzie mieli jakieś schrony
na powierzchni.
Poruszają się bez pomocy pojazdów o napędzie benzynowym. Już nie dewastują środowiska.
Doglądają go. Ich mentalność zorientowana jest na przetrwanie, a nie eksploatację. Mają
głębokie poczucie, że przeszli przez najgorszy okres, a teraz mogą odbudować planetę.
Wcześniej zawsze istniały jakieś wątpliwości."
MONITOR: “Skup się na różnorodności biologicznej".
C.B.: “Nie ma tyle gatunków, co obecnie, ale powiedzmy, tyle, ile było sto lat przed punktem
czasowym celu. Ludzie kierują swoje wysiłki głównie na stworzenie złożonego,
interaktywnego systemu planetarnego".
MONITOR: “Skup się na kwestii Federacji / wzajemnego oddziaływania".
C.B.: “Współdziałanie między tymi ludźmi a Federacją trwa przez cały okres od chwili
obecnej do punktu czasowego celu. Wygląda na to, że Federacja obserwuje i ofiarowuje swe
przewodnictwo, ale jeszcze nie pomaga ludziom wyjść z kłopotów. Ludzie muszą zrobić to
sami".
MONITOR: “Skup się na kwestii przedstawicielstwa".
C.B.: “W punkcie czasowym celu, jak również wcześniej, istnieje subprzestrzenna
reprezentacja ludzi. Ale wkrótce po naszej obecnej sesji, nastąpi dialog pomiędzy fizycznymi
ludźmi a Federacją. W miarę upływu czasu, fizyczni ludzie staną się działaczami,
przedstawicielami, czy może ścisłymi współpracownikami Federacji. Mam wrażenie, że
ludzie upodabniają się do pierwotnego Adama i Ewy, menedżerów gatunków we wczesnym
projekcie genetycznej ewolucji na Ziemi. Tym razem jednak owi menedżerowie będą
wywodzić się z naszej planety".
“W punkcie czasowym celu, ludzie przestają być właścicielami Ziemi, a stają się jej
strażnikami. Jeszcze nie nastąpiła całkowita regeneracja planety, ale widać już ogrody, połacie
kwitnącego życia, które będą coraz większe."
“Ekosystemy są na ogół otwarte, ale tworzy się też enklawy dla jeszcze nie wprowadzonych
gatunków."
MONITOR: “Skup się na środowiskach ludzkich".
C.B.: “Poczekaj... W czasie obecnej sesji nie ma żadnych szczególnych środowisk. W
pierwszym punkcie pośrednim na linii czasu następują kłopoty, ale ludzie dopiero zaczynają
myśleć o stworzeniu specjalnych sanktuariów. W punkcie następnym zaczyna się scenariusz
Szalonego Maksa. Następuje krańcowe spustoszenie terenu. Nadal występuje życie, ale na
ogół pustynne lub w najlepszym wypadku w środowisku zbliżonym do sawanny. W punkcie
trzecim pełną parą działają specjalne ludzkie środowiska typu sanktuarium".
MONITOR: “Skup się na ludzkich protokołach do dialogu z Federacją".
C.B.: “W porządku. Kieruję nieświadomość na protokoły... Nic specjalnego. Federacja zna
angielski, podobnie jak inne języki. Nie oczekują niczego nadzwyczajnego. Federacja
przygotuje wszystkie ogniwa potrzebne do porozumienia. Ludzie muszą tylko
zasygnalizować, że są gotowi".
MONITOR: “Zbadaj bezpośrednio koncepcję pomocy ze strony Federacji".
C.B.: “Oni udzielają jedynie nieformalnej pomocy. Ludzie sami muszą znaleźć wyjście z
zaistniałej sytuacji. Wkład Federacji jest bierny, w tym sensie, że ona jedynie obserwuje; ale i
czynny, bo jednocześnie ukazuje ludziom cel, do którego powinni dążyć. Nie uwolnią nas od
problemów wpłacając kaucję. Musimy być gatunkiem dojrzałym i pomocnym, a nie zależnym
od innych, dojrzałość zaś przychodzi wraz z doświadczeniem".
MONITOR: “W porządku. Jeśli zechcemy poznać przeznaczenie będziemy chyba musieli
poczekać do następnego projektu. Zakończmy sesję. Courtney, znowu jest nadzieja. Celem
była 'Ziemia / przyszła kultura'".
C.B.: “Naprawdę? Całkiem o tym zapomniałem; upłynęło sporo czasu, od opracowywania
listy 'Ziemia / przyszła kultura'... Wygląda na to, że moja nieświadomość wiedziała, co
jeszcze będzie mi potrzebne do książki. Ludzkość otrzyma drugą szansę. Dobra nasza!"
Komentarz
Ludzie się zmienią. Będziemy świadkami zniszczenia naszej własnej planety – naszego domu.
Dla ludzkości nastąpi długi okres ciężkich doświadczeń. Jednak strata ta nie pójdzie na
marne. Wspólnie nauczymy się czegoś Niektórzy Czytelnicy mogą nie przyjmować do
wiadomości, że Ziemia stanie się planetą kurzu, po czym, pod rządami ludzi mądrzejszych,
odrodzi się niczym Feniks z popiołów. Nie zmienia to jednak faktu, że dane SRV wyraźnie
wskazują, iż taka faza nastąpi, a gdyby rozpatrzeć sprawę z punktu widzenia logiki i wiedzy
na temat ludzkiego umysłu, wniosek musiałby być taki sam. Problem nie polega na tym, że na
Ziemi żyje za dużo ludzi w stosunku do jej ograniczonej powierzchni. Planeta mogłaby
utrzymać o wiele większą populację niż obecnie. Kłopot w tym, że z natury swej ludzie
pragną życia co najmniej tak dobrego, jakim cieszą się zamożne elity. Będziemy bez
opamiętania eksploatować surowce naturalne, żeby zaspokoić wyszukane pragnienia. Nikła
łączność pomiędzy naszym umysłem świadomym a jego subprzestrzenną postacią nie
pozostawia nam innego wyboru, jak gonić za szczęściem na drodze fizycznych zmysłów.
Większa część ludzkości będzie nadal walczyć, by w nieskończoność polepszać swój fizyczny
dobrobyt, aż w końcu nasza planeta odmówi nam posłuszeństwa, niszcząc dużą część
ludzkości. Na szczęście nie całą. To w tym momencie zacznie się tak zwany scenariusz
Szalonego Maksa, a ludzie zaczną rozważać swoje życie w kategoriach przetrwania.
Federacja nas nie uratuje. Jeżeli nie powstrzymała Szarych od autodestrukcji, dlaczego
miałaby robić to w przypadku ludzi? Ale spójrzmy na sprawę z innego punktu widzenia. Ile
dobrego wynikło z obecnego kierunku ewolucji Szarych, dzięki ich przeszłym
doświadczeniom? Z takich trudów rodzi się wielkość, która z całą pewnością jest też
przeznaczeniem naszego gatunku.
Zdaję sobie sprawę, że większość Czytelników widzi czarno ten scenariusz najbliższej
przyszłości. Ale prawda jest taka, że nasza przyszłość, jako gatunku, jest świetlana. Ciężar
nadchodzących wyzwań nie powinien przesłonić wizji czekającej nas potem chwały. Niemal
we wszystkich sesjach SRV, jakie przedstawiłem w niniejszej książce, skupiałem uwagę na
problemach ściśle związanych z naszą obecną sytuacją. Problemy te obejmują kłopoty ze
środowiskiem, słabość więzi pomiędzy umysłem a ciałem u naszego gatunku oraz wzajemne
relacje między ludźmi. Federacją, Szarymi a Marsjanami. Rzeczywiście, wszystko, czego
byłem świadkiem podczas sesji SRV, wiąże się z ogólną ideą wielu gatunków, próbujących
rozwiązać wspólne problemy. Było to konieczne, acz chyba zrozumiałe, ograniczenie moich
badań.
Jednakże obecna sesja każe nam spojrzeć dalej w przyszłość. Gdzieś około roku 2000 my –
ludzie w znacznym stopniu otrząśniemy się z problemów, jakie sobie sami stworzyliśmy. Jako
grupa lepiej sobie z nimi poradzimy;
staniemy się dojrzalszym gatunkiem. Skierujemy uwagę na otaczający nas wszechświat, i tak
jak kiedyś, będziemy pomagać walczącemu życiu. Nauczymy się też kochać w szerzej
pojętym sensie tego słowa.
Ponieważ nie posłałem swego umysłu dalej niż trzysta lat od chwili obecnej, mogę tylko
przypuszczać, że taki nowy i mądrzejszy gatunek ludzki nie będzie siedział z założonymi
rękami. We wcześniejszych sesjach członkowie Federacji dali mi do zrozumienia, że pragną,
by ludzie dołączyli do szeregów organizacji jako jej pełnoprawni członkowie i pomagali
Federacji w zasiedlaniu galaktyki. U istot, które obserwowałem podczas ostatniej sesji,
wyczułem świadomość, która nie pasowała do wojowniczego typu badaczy galaktyki. Byli to
raczej “czciciele" życia. Kiedy przyszli ludzie staną się łagodnymi, ale nie biernymi istotami,
a destruktywność nie będzie już ich wiodącą cechą, nasza dobrowolna więź z Federacją stanie
się pełnowartościowa.
Podejrzewam, że ludzie roku 2000 stanowią prototyp jeszcze bardziej rozwiniętych istot,
które, jak ufam, do 3000 roku osiągną szczyty rozwoju. Trudno wyobrazić sobie rolę, jaką
przyjdzie nam odgrywać w dramatach galaktycznych, które odsłonią się przed nami w miarę
obcowania z innymi gatunkami. Czuję się mały, kiedy pomyślę, w jak niewielu miejscach i
czasach był mój umysł. Nie mam pojęcia, w co my, ludzie, zaangażujemy się za dwa tysiące
lat albo w jeszcze odleglejszej przyszłości. Czy zostaniemy w końcu przywódcami Federacji?
Czy pomożemy Federacji w zasiedleniu pozostałej części Mlecznej Drogi? Czy ostatecznie
sięgniemy po inne sfery naszego wszechświata, które leżą w odległych i obcych galaktykach?
Wszystkie moje wysiłki w teleobserwacji przekonały mnie, nie pozostawiając co do tego
cienia wątpliwości, że naprawdę jesteśmy czymś więcej niż tylko ciałami fizycznymi. Nasze
połączone osobowości, fizyczna i subprzestrzenna, nigdy nie zakończą swego ewolucyjnego
marszu. Odczuwam czystą radość, gdy pomyślę o całym szeregu nieznanych jeszcze
możliwości istnienia. Gdy poradzimy sobie z wyzwaniami i trudami, czeka nas pełna cudów,
bezkresna przyszłość. Doprawdy, Bóg był hojny, dając ludziom w podarunku życie.
Za kilka lat nauczymy się żyć z Marsjanami. Potem zaczniemy otwarcie nawiązywać
kontakty z innymi gatunkami, nie wyłączając Szarych. W końcu, przy pomocy własnych
statków odważymy się opuścić Ziemię, przywróciwszy ją wcześniej do stanu kwitnącego
zdrowia i pełni życia. Nie wiem, co jeszcze będziemy robić. Ale będę tam, podobnie jak
każdy z was, a pewnego dnia wszyscy razem odkryjemy dalszą przyszłość. Na razie nadszedł
czas, by uwolnić się od strachu i niechęci i spojrzeć w kierunku Marsa. To następny krok w
ewolucji naszego gatunku (Być może dane z teleobserwacji mogłyby pomóc w określeniu
natury przyszłych wydarzeń. Wówczas wystarczyłoby zmienić swoje zachowanie tak, by
stworzyć nowy wymiar czasu, w którym wydarzenia te nie doszłyby do skutku. Biorąc jednak
pod uwagę obecną genetyczną dysfunkcjonalność ludzi – zwłaszcza naszą słabą łączność
pomiędzy ciałem a umysłem – wątpię, abyśmy byli w stanie odsunąć ponure widmo
katastrofy ekologicznej). W ten sposób zbliżymy się do wielkiej galaktycznej rodziny... Jak
najszybciej podjąć dialog z Marsjanami – to nasze najbliższe zadanie.
ROZDZIAŁ 35: SZKOLENIE DYPLOMATÓW
Jeżeli ludzie kiedykolwiek mają wejść do sfery galaktycznej, kwestią o podstawowym
znaczeniu jest uznanie, że istnieją (co najmniej) dwie formy życia – fizyczna i
subprzestrzenna. Jesteśmy istotami mieszanymi. Nasze formy fizyczne zamieszkują formy
życia subprzestrzeni. Fizyczne formy życia to tymczasowe stworzenia, w tym sensie, że
ostatecznie umierają. Subprzestrzenne postaci tych form nie umierają nigdy. Nasze ludzkie
“dusze" to po prostu subprzestrzenne jaźnie, które żyją nadal, kiedy nasze fizyczne ciało
ulegnie rozkładowi.
Zdolne do odczuwania, rozwinięte rasy rozumieją to wszystko i aktywnie porozumiewają się
tak w sferze fizycznej, jak i niefizycznej. Mogą one postrzegać obydwa światy równocześnie,
wykorzystując swe fizyczne i subprzestrzenne systemy nerwowe. Ludzie, być może na skutek
unikalnej struktury genetycznej, normalnie nie dysponują takimi zdolnościami, ale mogą
wyrobić je w sobie na drodze treningu. Kompetentne i profesjonalne szkolenie nie jest tanie,
dlatego radzę podejmować je tylko tym, którym przyda się ono do komunikacji i zbierania
danych. Dyplomaci galaktyczni są idealnymi kandydatami do takiego szkolenia. Naukowcy i
historycy to kolejne grupy, które mogłyby z niego skorzystać.
W rozdziale niniejszym przedstawiam zarys kursu wzajemnej komunikacji fizyczno-
subprzestrzennej. Kurs składa się z trzech oddzielnych części. Pierwsza z nich obejmuje
naukę specyficznej techniki medytacji i polecam ją jako wstępny, minimalny poziom
szkolenia dla każdego, kto pragnie sięgać dalej, poza zmysły fizyczne. W tym wstępnym
szkoleniu nie są potrzebne żadne środki ostrożności. Wydaje mi się nawet, że na tym etapie
byłoby dobrze zacząć szkolić dzieci. Być może do-szłyby do wniosku, że jest to bardziej
“klawe" niż pojedynkowanie się za pomocą “laserowych strzelawek".
Drugi poziom nauki polega na wprowadzaniu uczniów w odmienne stany świadomości.
Armia amerykańska uważała to za warunek wstępny szkolenia w teleobserwacji. W zakres
tego drugiego etapu kursu wchodzi praca z opracowaną przez Instytut Monroe'a techniką
Hemi-Sync.
Trzeci poziom szkolenia to formalny instruktaż w SRV.
Pragnę zwrócić uwagę Czytelników, że żadna z instytucji czy grup, które formalnie bądź
nieformalnie tutaj wymieniam, nie podpisuje się pod proponowanym przeze mnie
programem. Nie jest to również reklama ich produktów jako pomocnych w badaniu UFO i
ET. Niniejszy program szkoleniowy zrodził się w wyniku moich własnych badań. Żadna z
firm czy grup nie szkoli ludzi na galaktycznych dyplomatów. Mimo to doświadczenie
wskazuje, że umiejętności, których uczą, można połączyć, osiągając dobry efekt końcowy.
Podkreślam jednak, że to moje opinie w tej kwestii, a nie grup faktycznie prowadzących
szkolenia.
Poszczególne części kursu, które przedstawiam poniżej, świetnie się uzupełniają, ale należy
praktykować je oddzielnie. Muszę też ostrzec Czytelników, że kompletny kurs może zawierać
pewne ryzyko. W przypadku niektórych jednostek zachodzi bowiem możliwość niedobrego
wpływu szkolenia, a nie wiem, na ile zjawisko to jest częste. Tak więc pełnemu kursowi
powinny poddawać się tylko osoby, mające wsparcie instytucji, które dają właściwy wgląd
psychologiczny we wszystkie sprawy związane z rozwojem ucznia. Szkolenie otwiera
człowieka na takie rodzaje doznań, które całkowicie odbiegają od standardowych
doświadczeń w naszym życiu. Na przykład, niektórzy studenci mogą przeżyć szok, gdy
doświadczą telepatycznego odbioru myśli. Bez właściwego przewodnictwa, uczeń może
popaść w paranoję, podejrzewając, że wszystkie jego myśli w rzeczywistości są
manipulowane przez niewidzialne istoty. Ludzie muszą być na to przygotowani, a po
zakończeniu szkolenia, pozostawać pod uważną obserwacją, aby w szczególnie trudnych
chwilach mogli uzyskać właściwą poradę doświadczonych nauczycieli.
Poniższy opis programu proszę potraktować jak wzór na przyrządzenie prochu strzelniczego.
Wzór ten jest dostępny dla każdego, a wobec braku nadzoru, zawsze może trafić w ręce ludzi,
którzy będą go mieszać we własnej piwnicy i niechcący wysadzą się w powietrze.
Encyklopedia, w której wzór został podany, nie ponosi winy za ich nieszczęście, ponieważ w
wolnym społeczeństwie samej wiedzy nie można i nie należy ukrywać przed opinią
publiczną. Podobnie, każdy, kto odbywa przedstawiany tu przeze mnie kurs, powinien mieć
zapewniony odpowiedzialny nadzór. Każda grupa, firma czy instytucja zachęcająca do tego
kursu lub stawiająca go jako warunek zatrudnienia musi po prostu wliczyć koszt nadzoru w
ogólne koszty całego programu. Grupy, które faktycznie przeprowadzają szkolenie, na ogół
nie zapewniają nadzoru. Trenujący i pracodawcy muszą tego dopilnować.
Wszystkie osoby podejmujące kurs, robią to na własne ryzyko. Nie jestem wyszkolonym
psychiatrą ani nie mam żadnego formalnego przeszkolenia w sprawach, które pozwoliłyby mi
dostrzec u kogoś cechy wskazujące, że kurs stanowi zagrożenie dla jego lub jej stanu
umysłowego. Tym niemniej, zaprojektowałem kurs w taki sposób, by był on jak najbardziej
bezpieczny, a w obecnej chwili nie znam nikogo na Ziemi, kto zbadał te kwestie bardziej
dogłębnie niż ja.
Opracowałem ten kurs na własne ryzyko. Nie miałem żadnego psychiatry, który
obserwowałby moje postępy. Z drugiej jednak strony, byłem bardzo ostrożny, mając na
uwadze własną świadomość. Najpierw nauczyłem się Medytacji Transcendentalnej, która dała
mi wgląd we własną złożoność subprzestrzenną. Następnie przeszedłem przeszkolenie w
programie MT-Sidhis, a dopiero potem sięgnąłem po możliwości, jakie oferował Instytut
Monroe'a. Na końcu opanowałem SRV. Jednak pomimo tego stopniowania doświadczenia te
wstrząsnęły mną do szpiku kości. W przeciągu zaledwie dwóch lat, runęła cała fasada moich
wyobrażeń na temat świata. Dotarło do mnie, że nie jesteśmy sami we wszechświecie i że tę
wymiarową rzeczywistość dzielą ze mną niefizyczne istoty. Dowiedziałem się, że w
niedalekim sąsiedztwie powstawały i upadały cywilizacje istot pozaziemskich, a niektóre z
nich podróżują w czasie z taką łatwością, jak ja przechodzę przez ulicę. Musiałem na nowo
zdefiniować swoje rozumienie Boga i całej religii. Nie sposób zrelacjonować, jak bardzo
musiałem się przystosować i rozwinąć, żeby stawić czoło otwierającej się przede mną
rzeczywistości.
Tak więc, mam konserwatywne podejście do rozwoju, a program pomyślany jest w taki
sposób, by pozwolić na stopniowe doświadczanie osobistego wzrostu. Ta bezpieczna droga
jest również drogą najbardziej efektywną. Kurs zaczyna się od bezpiecznego i bezpośredniego
doświadczenia własnej egzystencji niefizycznej, dalej rozwija świadomość w kierunku
telepatii i wychodzenia z ciała, a kończy się profesjonalnym programem SRV. Jeszcze ostatnia
uwaga. Zaprojektowałem kurs w sposób ciągły, gdzie po każdej części następuje kolejna, ale
nie wiem, czy jest to absolutnie konieczne. Jak sądzę, ważne jest, by studenci ukończyli
wszystkie trzy części w rozsądnym okresie czasu, nawet gdyby szkolenie w SRV wypadło
jako pierwsze.
KURS NA GALAKTYCZNYCH DYPLOMATÓW
Część I
Zachęcam studentów, by nauczyli się Medytacji Transcendentalnej i programu MT-Sidhis.
Istnieje wiele form medytacji, ale tylko niektóre z nich faktycznie prowadzą do
bezpośredniego doznania własnej niefizycznej jaźni. Pewne czynności, określane mianem
medytacji to po prostu wyobrażenia mentalne lub, co gorsza, wywołujące stres praktyki, które
mogą doprowadzić do nieszczęścia. MT i jego zaawansowana wersja w postaci programu
MT-Sidhis służą do wprowadzania człowieka w stan bezpośredniej świadomości swojej
własnej jaźni. Praktykowanie tej medytacji jest naprawdę pozbawione stresu i daje szereg
naukowo udokumentowanych pozytywnych skutków ubocznych, takich jak poprawa
równowagi umysłowej, większe zadowolenie z życia, poprawa fizjologii i lepsza intuicja.
Nauczyciele MT są świetnie wyszkoleni, a kurs przebiega identycznie, bez względu na to, kto
jest nauczycielem, czy gdzie odbywa się nauka. Standaryzacja instruktażu i dostępność kursu
to elementy o podstawowym znaczeniu w każdym większym programie, w którym
konsekwencja stanowi podstawowy czynnik.
Organizacja MT może się nie podpisać pod moją propozycją wykorzystania MT do pomocy
osobom w ich stawaniu się obywatelami galaktyki. To raczej moje osobiste obserwacje
wskazują, że ludzie praktykujący MT osiągają świadomość bardzo zbliżoną do świadomości
rozwiniętych istot pozaziemskich i ludzi przyszłości. Na wykładach publicznych, wielu
nauczycieli MT tradycyjnie skupia uwagę na fizjologicznych korzyściach, płynących z
uprawiania Medytacji Transcendentalnej. Wynika to prawdopodobnie z ich doświadczeń, w
których natrafiają na opór w stosunku do niefizycznych aspektów oddziaływania medytacji.
W naszym społeczeństwie łatwiej jest powiedzieć ludziom, że uprawianie MT poprawi ich
ciśnienie krwi niż oznajmić im, że wkrótce staną się świadomi własnych dusz.
Tym niemniej, prace Maharashiego Mahesh Yogi nie pozostawiają wątpliwości w tym
względzie. Według Maharashiego, wszystkie istoty, fizyczne i niefizyczne, zamieszkują sferę
życia zwaną relatywną. W sferze tej istnieją różne poziomy. Przy takim założeniu, zarówno
poziom fizyczny, jak i subprzestrzenny, mieszczą się w obrębie sfery względnej. Maharashi
wyróżnia również pole, nazywane absolutem, z którego biorą początek wszystkie rzeczy na
poziomach względnych. Co więcej, konsekwentnie nawiązuje on do potrzeby połączenia
dwóch oddzielnych postaci (postaci względnej i absolutu) istnienia każdego człowieka. Jeżeli
nauczyciele MT nie kładą na to nacisku podczas instruktażu, nie jest to ich winą ani próbą
ukrycia czegokolwiek. Każdy musi poznać swą całkowitą jaźń przez bezpośrednie
doświadczenie. MT to praktyka empiryczna. Ponieważ zwykła percepcja większości z nas
ogranicza się do fizycznych zmysłów, mówienie o własnej subprzestrzeni i postaciach
absolutu jest dla większości ludzi nie znających doświadczenia medytacyjnego pozbawione
sensu.
W MT każdy dzień zaczyna się i kończy dwudziesto-minutową medytacją. Chociaż
medytacja nie przedstawia większych trudności, bardzo ważne jest, aby nauczyć się jej od
kompetentnego i wykwalifikowanego nauczyciela. Poza tym, kurs MT obejmuje sesje
powtórkowe, które gwarantują, że wszystka odbywa się właściwie.
Przydarzyło mi się kiedyś, że jakaś kobieta zapytała mnie, dlaczego ma płacić za kurs
medytacji, skoro może to robić sama we własnym domu za darmo. Najpierw jej nie
zrozumiałem. Myślałem, że pyta mnie, dlaczego w ogóle należy płacić za instruktaż.
Powiedziałem jej, że nauczyciele MT zarabiają w ten sposób na życie i muszą się utrzymać,
jak każdy inny. Ale potem zdałem sobie sprawę, że pytanie miało na celu zupełnie coś innego.
Kobieta ta zakładała, że medytacja to coś, co można samemu wymyśleć przy pomocy swojej
jaźni lub wyczytać w książce. Tak więc odpowiedziałem jej nieprawidłowo.
Czytelnicy tej książki muszą zrozumieć, że właściwe uprawianie medytacji nie jest czymś, co
można samemu wykoncypować, ani czymś, czego można nauczyć się z książki. Kurs MT
wyłonił się z prób i błędów na przestrzeni całych stuleci. MT to prosta, lecz zarazem wysoce
wyrafinowana i subtelna praktyka. Ci, którzy usiłują opracować swoją własną procedurę,
próbują na nowo wymyśleć koło, kiedy dokoła jeżdżą sportowe samochody.
Czytelnicy muszą zrozumieć, że uprawianie MT i programu MT-Sidhis bardzo różni się od
teleobserwacji. W teleobserwacji uzyskuje się bezpośrednią wiedzę z innego miejsca i / lub
czasu przez wykorzystanie połączenia mentalnego między subprzestrzenią a danym
miejscem. Można tego dokonać jedynie dlatego, że jesteśmy również istotami niefizycznymi.
Jednakże w MT i programie MT-Sidhis nie wykorzystuje się tego połączenia. W trakcie
medytacji, człowiek na bazie własnego doświadczenia uczy się być świadomym swej całej
jaźni, zarówno fizycznej jak i subprzestrzennej. Zatem regularna medytacja prowadzi do
rozwoju osobowości kompletnej, w tym sensie, że staje się ona świadoma całego swojego
zakresu. Ta empiryczna wiedza może dostarczyć w życiu dużo osobistego zadowolenia,
ponieważ nie trzeba już gonić za fizycznymi przyjemnościami poprzez zmysł dotyku, wzroku,
powonienia, słuchu czy smaku, by doświadczyć wewnętrznego poczucia szczęścia, spełnienia
i satysfakcji. Do sfery subprzestrzennej nie można dotrzeć bezpośrednio przez zmysły, tak
więc fizyczna pogoń ostatecznie ponosi klęskę. Bezpośrednie doświadczanie własnej drugiej
połowy dwa razy na dzień jest niezwykle odprężającym uczuciem i może przyczynić się do
tego, że następne doświadczenia fizyczne przyniosą więcej zadowolenia, ponieważ nie będą
już podszyte ukrytym pragnieniem kontaktu z subprzestrzenią.
Dla celów kursu dyplomacji galaktycznej, uczniowie powinni przeszkolić się zarówno w MT,
jak i w programie MT-Sidhis. Kursy odbywają się w centrach MT (które ostatnio zostały
rozszerzone i przyjęły nazwę Wedyjskich Uniwersytetów Maharashiego) w większości
dużych miast w wielu stanach w całym kraju. Nauka odbywa się wieczorami lub w weekendy.
Cały kurs trwa około tygodnia, natomiast program MT-Sidhis zajmuje trochę więcej czasu.
Po nauce MT (nie trzeba czekać na ukończenie Sidhis) należy przeczytać dwie książki
Maharishiego. Pierwsza z nich to Nauka bycia i sztuka życia, dostępna we wszystkich
ośrodkach MT i w większości księgarń. Radzę czytać ją powoli, nie więcej niż dwadzieścia
stron na dzień. Ważne punkty w tej książce na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie
nieistotnych, a szybkie czytanie może przynieść tylko frustrację. Druga książka to
tłumaczenie i komentarz Maharashiego do pierwszych sześciu rozdziałów Bhagawad-Gity.
Obydwie pozycje zawierają dużo informacji na temat złożonej natury ludzkiej egzystencji.
Część II
Ta część składa się z dwóch etapów. Pierwszy to wysłuchanie w domu trzydziestu sześciu
taśm oferowanych przez Instytut Monroe'a, znajdujący się w Faber, w Wirginii. Taśmy noszą
wspólną nazwę “Otwieranie Bram", a z mojego doświadczenia wynika, że stopniowo
prowadzą one ucznia poprzez wstępne doświadczenia telepatii do technik komunikacji
subprzestrzennej i manipulowania energią. Zalecam słuchanie każdej z taśm dwukrotnie,
jeden raz rano, a drugi wieczorem. Pierwszą naszą czynnością po przebudzeniu powinna być
medytacja, ale słuchanie taśm w dogodnym czasie po medytacji to dobry pomysł.
Przy założeniu, że przestrzegamy zasady codziennego słuchania dwa razy tej samej taśmy i
mamy czas na odpoczynek i nieprzewidziane okoliczności, kurs domowy winien zamknąć się
w okresie dwóch, trzech miesięcy. Potem proponuję wysłuchanie dwóch szczególnych taśm,
każdą jeden raz w ciągu dnia przez kolejne trzy do czterech tygodni. Między słuchaniem
jednej i drugiej taśmy powinna być przerwa kilku godzin, żeby umysł zdążył oczyścić się z
jednego doświadczenia, zanim wejdzie w następne. Zatem idealny rozkład zakłada słuchanie
jednej taśmy rano, a drugiej po południu (bądź wieczorem). Taśmy oznakowane są jako
“Misja 12" i “Dalecy Wędrowcy", i obydwie znajdują się w zbiorze trzydziestu sześciu taśm
domowego kursu “Otwierania Bram". Opierając się na własnym doświadczeniu mogę
powiedzieć, że wielokrotne wysłuchanie taśmy “Misja 12" pomaga rozwinąć zdolności
telepatycznego porozumiewania się, a regularne słuchanie “Dalekich Wędrowców" pomaga
intuicyjnie zaznajomić się ze zmianą biegunowości, tak częstą w odmiennych stanach
świadomości.
Po miesiącu intensywnego poddawania się działaniu tych dwu taśm, radzę na stałe zaniechać
ich używania, żeby uniknąć wytworzenia się uzależnienia od nich. Również w przypadku
pojawienia się psychicznego stresu w trakcie ciągłego korzystania z taśm, należy natychmiast
przerwać ich słuchanie i zasięgnąć porady przed powzięciem decyzji, czy kontynuować
pozostałą część kursu.
Druga faza szkolenia obejmuje faktyczne odwiedziny w Instytucie Monroe'a i odbycie kursu
“Wędrówka przez Bramę". Wyższych poziomów świadomości, jakich naucza się na tym
kursie, nie można osiągnąć przy pomocy taśm kursu domowego. Doświadczanie tych stanów
wymaga nadzoru wyszkolonego personelu w instytucie. Całkowicie popieram tutaj zakaz
sprzedaży tych taśm szerokim kręgom. Wyższe poziomy świadomości zamieszkuje cały
szereg istot niefizycznych. Nie chodzi o to, że istoty te są niebezpieczne, ale że spotkanie z
nimi może być dla niektórych prawdziwym szokiem. Ogólnie rzecz biorąc, wyższe poziomy
świadomości obejmują stany, których normalnie doznaje się po śmierci fizycznej. Stacjonarny
kurs w instytucie w bezpieczny sposób uczy, jak doświadczać tych stanów na długo przed
ostateczną podróżą w zaświaty.
Jeżeli chodzi o lekturę dodatkową, polecam trzy książki Roberta Monroe'a. Są to Podróże
poza ciałem. Dalekie podróże i Najdalsza podróż (wydane również w Polsce). Wszystkie trzy
książki można dostać w księgarniach lub zamówić w Instytucie Monroe'a.
Część III
Trzecia część tego kursu składa się z dwóch etapów. Pierwszy etap obejmuje tygodniowy
intensywny kurs SRV, prowadzony przez wykwalifikowanego nauczyciela. Wielu
teleobserwatorów zatrudnionych wcześniej w wojsku, obecnie indywidualnie naucza
wojskowej wersji teleobserwacji. Również Instytut Telepatii, szkoła SRV w Atlancie, może z
dobrym skutkiem kształcić studentów. Instytut ten oferuje programy monitorowania i
szkolenia nauczycieli.
Następnie, wykwalifikowany monitor pracuje z uczniem nad przeprowadzeniem własnego
projektu. Monitor pomaga uczniowi przejść przez co najmniej dziesięć do piętnastu
monitorowanych sesji. Nie ma znaczenia, czy sesja jest monitorowana na miejscu czy na
odległość. Doświadczenie pracy z monitorem przez większą liczbę sesji SRV pomaga
osiągnąć poziom profesjonalizmu, potrzebny w przyszłej naukowej i dyplomatycznej pracy.
Ostatni powód użycia całego programu
Przy namierzaniu łatwo rozpoznawalnych celów fizycznych (takich jak Gabinet Owalny w
Białym Domu), teleobserwacja dostarcza strumienia danych z rzeczywistości. Zbieranie
informacji o takich celach jest na ogół prostą sprawą. Nieświadomy umysł dociera na miejsce
i widzi się, to, co się widzi.
Jednak cele ET nie zawsze są równie łatwe. Dane SRV są prawdziwe, ale zdarza się, że cel
przedstawia głębsze pojęcie, które tylko nieświadomość potrafi zrozumieć. W takich
przypadkach nieświadomość często dostarcza danych, które stanowią odpowiedź na ukryty
program, kryjący się za określonym celem. Teleobserwator musi umieć spojrzeć na dane z
większej perspektywy. Ponieważ nieświadomość ma dostęp do wszystkich informacji,
zarówno w świecie fizycznym jak i nie-fizycznym, uzyskane przez nią dane mogą wydać się
tajemnicze, o ile teleobserwator nie osiągnął poszerzonej świadomości. Owa poszerzona
świadomość stanowi strukturę, do której trafiają wszelkie informacje zdobyte na drodze
teleobserwacji. Naiwnemu teleobserwatorowi dane takie mogłyby się jawić jako symboliczne
czy alegoryczne, podczas gdy w rzeczywistości nieświadomość jest jak najbardziej dosłowna.
Zatem żeby zrozumieć dane, trzeba odznaczać się rozwiniętą świadomością, i od tego
wymogu naprawdę nie ma odwołania.
ROZDZIAŁ 36: ZAANGAŻOWANIE LUDZKIEGO RZĄDU
Jedną z najczęstszych skarg, jakie padają z ust ludzi zainteresowanych UFO jest milczenie
rządu w tej sprawie. Jedyną rzeczą, która wprawia ich w jeszcze większą wściekłość są próby
rządu, zmierzające do ośmieszenia, stłumienia bądź odrzucenia relacji o UFO. Ja też
przeszedłem przez etap, w którym uważałem, że rząd nie czyni swojej powinności,
utrzymując informacje na ten temat w tajemnicy przed ludźmi, którzy, bądź co bądź,
przyczynili się do jego wyboru. Zmieniłem jednak zdanie i może dobrze będzie, jeśli
przedstawię swój punkt widzenia w tej materii.
Na początku pragnę przypomnieć Czytelnikom, że jestem profesorem nauk społecznych.
Jedną z moich specjalności w ramach tej dyscypliny stanowi opinia publiczna i zachowania
mas, co bezpośrednio wiąże się z niepokojem rządu w kwestii ET i UFO. Rząd z całą
pewnością jest świadomy działalności ET na Ziemi i w jej pobliżu. Zostało opublikowanych
kilka książek, które podają informacje odtajnione przez rząd amerykański na mocy Aktu
Wolności Informacji (patrz np. Good 1987). Ale nie trzeba daleko sięgać, by uzyskać
potwierdzenie, że władze zdają sobie sprawę z faktu, że ET działają na naszej planecie.
Osobiście rozmawiałem z emerytowanymi wojskowymi, którzy bez ogródek twierdzili, że
sami byli zamieszani w prowadzoną na wysokim szczeblu tajną działalność zbierania danych
na temat UFO, oraz że rząd starał się jak mógł opanować cały ten bałagan – niestety bez
powodzenia. Rozmawiałem ponadto z członkami personelu lotniczego, którzy opowiedzieli
mi, jak to za odrzutowcami wielokrotnie pojawiało się UFO. W niektórych przypadkach, po
wylądowaniu, pilotów nachodzili wysoko postawieni agenci służb bezpieczeństwa. Wówczas
na odprawach piloci otrzymywali ścisłe wytyczne, by o tych sprawach z nikim nie
rozmawiać. Niektórzy piloci nie zastosowali się do takich rozkazów, ale inni to robili.
Rząd wie o istotach pozaziemskich, ale nie mówi o tym swoim obywatelom. Dlaczego miałby
to robić? Weźmy na przykład rząd w moim kraju. Uważnie rozważcie sytuację, w jakiej
znaleźlibyście się na miejscu prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jesteście świadomi, że
istoty pozaziemskie, nie prosząc o pozwolenie, dowolnie najeżdżają wasze terytorium. Co
więcej, przynajmniej niektóre z nich robią waszym obywatelom coś, co nie bardzo im się
podoba, a rząd – z całym swoim wojskiem i aparatem bezpieczeństwa – nie może na to nic
poradzić. Absolutnie nic. Co byście zrobili? Czy wystąpilibyście w telewizji i ogłosili
przybycie ET? Co jeszcze moglibyście dodać do stwierdzenia: “Oni tutaj są, a wy możecie
panikować według własnego uznania?"
Moglibyście ewentualnie ujawnić, jacy goście przybyli i powiedzieć, że rząd stara się
nawiązać z nimi otwarte stosunki dyplomatyczne. Ale jak długo można by się tym wykręcać,
gdyby istoty pozaziemskie nie podejmowały rozmów?
Być może nie była to właściwa strategia, ale pozwalała uniknąć rozdmuchania problemu do
czasu, gdy rząd będzie miał okazję uporać się z tą kwestią z większym powodzeniem. Żaden
przywódca państwowy nie chce ogłaszać klęski, o ile nie ma najmniejszej nadziei na sukces.
Nie wiem dokładnie, jak dużo wiedział rząd przez całe lata. Ale wiem, że przywódcy narodu
nie posiadają pełnych informacji, które udało nam się zebrać na drodze teleobserwacji. Zatem
informacje zawarte w tej książce mogą okazać się pomocne w ustanowieniu nowej fazy
stosunków między ludźmi a istotami pozaziemskimi. Nie widzę jednak żadnej korzyści w
atakowaniu obecnych i poprzednich urzędników państwowych z racji niegdysiejszej polityki
w sprawie zjawiska ET. Możliwe, że popełniano błędy, ale biorąc pod uwagę okoliczności,
trudno doszukać się tu jakiegoś idealnego wyjścia.
Z drugiej strony, mocno wierzę, że nadszedł czas, by poważnie rozważyć zmianę poprzedniej
polityki zaprzeczania. Historycznie rzecz biorąc, ludzie zawsze byli bierni w kontaktach z ET.
Obserwowaliśmy, jak przelatują ich statki, a niektórzy z nas zostali nawet porwani. Ale to ET
zawsze do nas przychodzili, a my tylko patrzyliśmy, co się dzieje. Teraz mamy możliwość
przejść do etapu działania w badaniu życia międzygwiezdnego. Wraz z tą nową możliwością
musi przyjść nowe pojmowanie naszej potrzeby odpowiedzialnego uczestnictwa w ramach
większego społeczeństwa. Tak jak istoty pozaziemskie badały nasze społeczeństwo, teraz my
możemy zacząć badać ich. Informowanie szerokich kręgów na temat ET stanowi pierwszy
krok w kierunku ustanowienia wzajemnych stosunków dyplomatycznych.
Marsjanie
Kolejny krok w kierunku aktywnego uczestnictwa ludzi w kontaktach z istotami
pozaziemskimi należeć musi do naszych przywódców rządowych. Wspomniałem już, że
będzie to fizyczny kontakt z ocalonymi Marsjanami, a nie z Szarymi. Kiedyś w przyszłości
przyjdzie nam bezpośrednio współpracować z Szarymi, na odpowiadających nam warunkach,
ale dzień ten jeszcze nie nastał. Obecnie natomiast nic nie stoi na przeszkodzie, żeby
nawiązać porozumienie z Marsjanami.
Po pierwsze należy zrozumieć, że jakikolwiek kontakt z Marsjanami musi być, przynajmniej
częściowo, usankcjonowany przez przywódców naszego planetarnego rządu, jak słaby by on
w danej chwili nie był. W sprawie tych kontaktów należy skonsultować się przynajmniej z
ONZ. Co więcej, żadna próba spotkania z Marsjanami się nie uda, o ile naród czy organizacja
w nie zaangażowana, nie będzie przekazywała relacji z porozumienia bezpośrednio do Rady
Bezpieczeństwa Narodów Zjednoczonych. Skoro tylko spotkanie takie zostanie
przedsięwzięte, muszą być poinformowane o tym wszystkie państwa członkowskie.
Nie jest to moje widzimisię, lecz podstawowy warunek sukcesu. Marsjanie chcą przybyć na
Ziemię, ale nie przyznają się do swego istnienia, dopóki nie uzyskają pewności, że pracują z
przedstawicielami całej planety. Ich najlepszą obroną przed zmiennym i często gwałtownym
gatunkiem, do którego należy człowiek, zawsze było milczenie i tajność. Utrzymają tę linię
obrony, jeżeli nie będą widzieli szansy osiągnięcia swych celów poprzez akceptację większej
części ludzkości. Nie zechcą narażać swego przyszłego bytu na Ziemi przez sprawianie
wrażenia, że paktują tylko z jednym narodem lub z jedną frakcją.
Jednak przy wszystkim, co tu powiedzieliśmy, jest tylko jeden naród na Ziemi, mający
wystarczającą bazę polityczną i możliwości techniczne, aby nakłonić Marsjan do wyjścia z
ukrycia. Moim zdaniem narodem tym są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Dane z
teleobserwacji sugerują, że wstępny oficjalny kontakt z Marsjanami odbędzie się za
pośrednictwem radia. Stany Zjednoczone posiadają już potrzebny do takiego przedsięwzięcia
sprzęt, a w razie potrzeby mogą uzyskać pomoc innych narodów. Próbując nawiązać otwarty
dialog z Marsjanami, można skierować radioteleskopy zarówno na Marsa, jak i na Księżyc. Z
moich danych wynika, że jeśli na Księżycu mają bazę jakieś istoty pozaziemskie, to będą one
milczeć; mimo to należy włączyć je do obwodu transmisji, ponieważ Marsjanie na Marsie
prawdopodobnie zechcą skontaktować się z nimi w sprawie jakiejkolwiek transmisji z Ziemi.
Proponuję, by prezydent Stanów Zjednoczonych przygotował (przy aprobacie ONZ) apel do
Marsjan uwzględniający zaproszenie ich do bezpośrednich rozmów z ludźmi na Ziemi. W
apelu takim należy dać do zrozumienia, że ludzie ciepło przyjmą pomysł współdziałania z
Marsjanami w sprawach interesujących obie strony. Przesłanie winno też sugerować, że
szybka odpowiedź Marsjan potraktowana zostanie jako wyraz ich chęci podjęcia sąsiedzkiej
współpracy z ludźmi, oraz że byłoby to bardzo pomocne w przyszłych stosunkach pomiędzy
dwiema planetarnymi kulturami. Podejście takie można uznać za uprzejmy, dyplomatyczny
sposób wykręcenia im rąk, ale nie mamy dużego wyboru. W naturze Marsjan leży postawa
tajności i trzeba ich przekonać, by się przełamali i zaczęli współpracować z nami otwarcie.
Pozostaje kwestia, który prezydent ma przygotować apel. Czuję wyraźnie, że powinno to się
odbyć jak najprędzej, tak więc byłoby stosowne, by uczynił to aktualny prezydent Stanów
Zjednoczonych. Jednak niezależnie od tego, kto będzie urzędował w Białym Domu w czasie
transmisji apelu, jedno jest pewne. Przywódca, który zainicjuje udane porozumienie
pomiędzy ludźmi a Marsjanami wywrze wielki wpływ na rozwój ludzkiej kultury, a wpływ
ten będzie trwać przez tysiąclecia.
Nie ma wydarzenia, które bardziej wpłynęłoby na przyszłość ewolucji ludzi niż kontakt z
cywilizacją pozaziemską. Kto okaże się na tyle odważny, by zaryzykować tak niezwykłą
rzecz jak nadawanie na Marsa prośby o rozpoczęcie planetarnego dialogu, będzie długo
pamiętany zarówno na Ziemi, jak i w całej galaktyce. Akt ten ostatecznie da sygnał
wyczekującej społeczności galaktyki, że ludzie są już wystarczająco dojrzali, by stać się
pełnoprawnymi członkami galaktycznej społeczności. Członkostwa tego nie dostaje się w
podarunku – trzeba na nie zapracować, to znaczy wykazać zbiorową dojrzałość i przyjąć do
wiadomości fakt, kim jesteśmy: bardzo złożonymi istotami we wszechświecie wypełnionym
życiem.
Po transmisji i ewentualnej odpowiedzi Marsjan, trzeba będzie pomyśleć o przyjęciu Marsjan,
których jeszcze na Ziemi nie ma. Proponuję, by zaoferować przekształcenie obecnej
podziemnej bazy Marsjan w Nowym Meksyku na ośrodek przyjęć. Jestem pewien, że
marsjańska technika medyczna stoi na wystarczająco wysokim poziomie, by zagwarantować,
że w wyniku przyjazdu Marsjan na Ziemię nie rozniosą się nowe choroby. Gdyby faktycznie
miały wystąpić jakiekolwiek problemy zdrowotne, już by to nastąpiło, jako że wielu Marsjan
od dawna u nas mieszka. Nie oznacza to jednak, że mamy pozostawać bierni. Nasi lekarze
powinni być w pełni świadomi zawiłości fizjologii i psychiki Marsjan. Zatem będziemy
musieli przyjąć uchodźców marsjańskich tak samo, jak przyjmujemy uchodźców z innych
kultur na Ziemi.
Wystąpi kwestia obywatelstwa. Najpierw należy uznać, że wszystkie marsjańskie dzieci
urodzone na Ziemi powinny automatycznie uzyskać obywatelstwo kraju, w którym się
urodziły. Na przykład Marsjanie urodzeni w jaskiniach pod Santa Fe Baldy w Nowym
Meksyku automatycznie staliby się obywatelami Stanów Zjednoczonych. Ponadto, ich
bezpośredni krewni (tacy jak np. rodzice) mają prawo do przyspieszonego stałego
zamieszkania w Stanach Zjednoczonych. Podobnie Narody Zjednoczone muszą wywierać
nacisk na inne rządy, by przyznawały obywatelstwo Marsjanom urodzonym na ich terytorium
i rozszerzały prawo stałego pobytu na członków rodzin tychże Marsjan. ONZ stanie wobec
kwestii wielu Marsjan – imigrantów, którzy nie mają dzieci urodzonych na Ziemi, a nasze
światowe rządy będą musiały wspólnie opracować plan stałego lokowania i przyjmowania
tych podróżników, ożywionych nadzieją znalezienia nowego domu.
Należy z całą mocą podkreślić, że zachowanie ludzi na tym nowym etapie naszego życia na
Ziemi jest bardzo ważne. Dosłownie cała galaktyka będzie obserwować, jak my – ludzie
zachowamy się w stosunku do naszych planetarnych sąsiadów będących w potrzebie. Chociaż
nie zawsze zdawaliśmy sobie z tego sprawę, istoty pozaziemskie niejednokrotnie pomagały
nam w naszej historii. Prawdziwym testem naszej dojrzałości będzie to, czy potrafimy
spojrzeć poza siebie i okazać współczucie innym istotom potrzebującym pomocy. Czy
jesteśmy w stanie wziąć udział w wielkim spotkaniu międzygwiezdnym, które zdarza się raz
na tysiąclecia, w tym wielkim akcie pomocy innym gatunkom zmagającym się z
ewolucyjnymi trudnościami?
Z przeprowadzonej przeze mnie teleobserwacji wynika, że obecnie jesteśmy w stanie
osiągnąć ten poziom altruistycznego zachowania. Z całego serca żywię nadzieję, że nie
pomyliłem się w tej delikatnej kwestii.
Szarzy
Moim zdaniem Szarzy nie są jeszcze gotowi, by fizycznie pracować z większą liczbą ludzi.
Mają niezwykle rozwinięte zdolności telepatyczne i trudno byłoby im przywyknąć do
intensywności naszych emocji. Poza tym, kiedy znajdujemy się w pobliżu Szarych, od razu
jesteśmy skłonni reagować niepohamowaną paniką, trudno się więc dziwić, że telepatycznie
wrażliwe istoty, jakimi są Szarzy, nie znajdują przyjemności w przebywaniu w naszym
bliskim sąsiedztwie w nie kontrolowanym środowisku.
Nie oznacza to jednak, że nie powinniśmy podejmować innych prób nawiązania kontaktu z
Szarymi. W rzeczywistości jak najszybszy kontakt wyjdzie na korzyść tak nam samym, jak i
Szarym. Jako sposób komunikacji z Szarymi polecam dyplomatom naukową teleobserwację.
Uważam, że ludzie powinni nawiązać kontakt zarówno z subprzestrzennymi, jak i fizycznymi
Szarymi spośród wszystkich ewolucyjnych typów, jakie działają dzisiaj w pobliżu Ziemi.
Z prowadzonych doświadczeń wynika, że Szarzy całkiem dobrze znoszą również kontakt z
subprzestrzennymi ludźmi. Oznacza to, że ludzie są w stanie “dogadać się" z Szarymi
bezpośrednio na drodze tego niefizycznego kontaktu. Byłoby to szczególnie użyteczne, bo
jeżeli Szarzy mają przerwać swój dawny zwyczaj potajemnej pracy z ludźmi, muszą się
przekonać, że mają do czynienia z istotami w pełni świadomymi. Szarzy potrzebują naszej
pomocy tak samo, jak my ich, przy czym oni w przeszłości wykazali już dobrą wolę i włożyli
sporo wysiłku, by ulżyć naszym kłopotom. Na wypadek gdybyśmy nie pamiętali ich zasług,
pozwolę sobie przypomnieć, że dysponujemy materiałami, zebranymi przez różnych
teleobserwatorów, które świadczą o tym, iż Szarzy dbają o utrzymanie tak skutecznie
niszczonego przez nas środowiska, skrzętnie przechowując próbki naszych roślin i zwierząt.
W przyszłości, kiedy zaczniemy odbudowywać naszą planetę, będziemy im bardzo wdzięczni
za te depozyty. Związek pomiędzy ludźmi a Szarymi jest bardzo złożony i wymaga dużo
cierpliwości i wytrwałości z naszej strony, żeby doprowadzić do otwartego porozumienia.
Być może najlepszym sposobem przyspieszenia komunikacji pomiędzy ludźmi a Szarymi jest
użycie naukowej teleobserwacji i zapytanie Szarych wprost, jak moglibyśmy im pomóc w
genetycznym przedsięwzięciu, związanym z ewolucją ich własnego gatunku. W przeszłości
nie było mowy o świadomej i dobrowolnej pomocy ze strony ludzi. Szarzy musieli pracować
z ludźmi, którzy w ogóle lub tylko w niewielkim stopniu rozumieli złożoność życia
subprzestrzennego.
Podejrzewam, że takie próby porozumienia nie zaowocują natychmiastową odpowiedzią
Szarych – ich statki nie wylądują koło budynku ONZ w momencie, gdy usłyszą pytanie
dyplomaty, czy możemy im jakoś pomóc. Jednak wielokrotne próby mogą przynieść dobre
efekty. W końcu Szarzy już od długiego czasu czekają byśmy dojrzeli na tyle, aby spokojnie
się z nimi porozumieć.
Federacja Galaktyczna
Tak jak w przypadku Szarych, będziemy musieli wykorzystać SRV do ustanowienia stałej
ludzkiej reprezentacji w Federacji Galaktyki. Istnieją fizyczne sposoby, za pomocą których
ludzie mogliby skontaktować się z władzami Federacji i jestem pewien, że środki te zostaną
niedługo użyte. Jednakże SRV jest niezbędne w tej chwili z jednego ważnego powodu:
Federacja Galaktyczna to przede wszystkim organizacja subprzestrzenna.
Jest wprost niemożliwe, by galaktyką rządziły istoty fizyczne, ponieważ są one jedynie
efemerycznymi stworzeniami, które uczestniczą w życiu fizycznego świata przez bardzo
krótki okres. Ponadto, dużą część życia tych fizycznych istot pochłania dzieciństwo i starość,
i na dobrą sprawę zaledwie parę lat dorosłości można uznać za naprawdę produktywne, nawet
w przypadku ludzi długowiecznych. Z drugiej strony, galaktyka ewoluuje w obrębie czasu,
którego nie sposób ogarnąć z perspektywy pojedynczego ludzkiego życia. Żeby kontrolować i
pomagać w ewolucji życia galaktyki, trzeba mieć aktywną pamięć, która obejmuje znacznie
więcej niż, powiedzmy, siedemdziesiąt lat. Dramaty ewolucji jednego tylko gatunku trwają na
przestrzeni tysiącleci i jeżeli Federacja angażuje się w pomoc gatunkom, to istoty biorące
udział w tym przedsięwzięciu muszą być aktywne przez bardzo długi czas. Leży to poza
zasięgiem możliwości istot fizycznych.
Życie fizyczne to coś, w czym wszyscy bierzemy udział. Czasami nazywa się je szkołą, w
której istoty niefizyczne uczą się, jak stać się lepszymi pod jakimś względem. W
rzeczywistości jednak życie fizyczne to dużo więcej niż szkoła dla subprzestrzennych
stworzeń. To bardzo realny wymiar istnienia. Podstawowa różnica między egzystencją
fizyczną a niefizyczną polega po prostu na tym, że ta pierwsza jest jedynie chwilowa i każdy
przeżywa ją w pośpiechu, by potem odejść z tego świata. Tym niemniej jest to autentyczny
sposób życia, niezależnie od tego, jak tymczasowy jest w nim nasz udział.
Umieszczenie Federacji Galaktycznej w ramach fizycznego wszechświata byłoby
samobójstwem tak dla organizacji, jak i dla wielu gatunków. Zważywszy na kaprysy fizycznej
ewolucji społecznej, kto może przewidzieć jak zmienią się fizyczne społeczeństwa? Istoty
fizyczne mogą szybko zmienić zdanie, jeżeli, powiedzmy, któregoś roku ich gospodarka
przestanie prawidłowo funkcjonować. Galaktyką nie mogą rządzić tak niestałe osobowości.
Rządzenie galaktyką wymaga dłuższej perspektywy, a jedynymi istotami, które mogą to
zapewnić dzięki swej długowieczności są formy niefizyczne. Zatem nie jest przypadkiem, że
Federacja Galaktyczna to organizacja subprzestrzenna. Nie mogło być inaczej.
Nadejdzie czas, kiedy ludzie osiągną technikę, która przerzuci most między sferą fizyczną a
niefizyczną. Ale dopóki to nie nastąpi, do nawiązania kontaktu z władzami Federacji musi
nam wystarczyć nasz własny system nerwowy, przeszkolony w postrzeganiu sfery nie-
fizycznej. Właściwie można uznać, że nasza obecność w Federacji zaczęła się z chwilą, gdy
do komunikacji z nią zaczęliśmy wykorzystywać naszą ludzką świadomość. Obydwaj z moim
monitorem byliśmy jednymi z pierwszych uczestników w tym procesie. Teraz nadszedł czas,
by fizyczne władze formalnie autoryzowały takie przedstawicielstwo. Nastała chwila, by
kosmiczni wędrowcy i badacze, tacy jak ja i moi koledzy przeprowadzający teleobserwację,
ustąpili miejsca wyszkolonym przedstawicielom ludzkiego rządu planetarnego. Nadszedł
czas, by Narody Zjednoczone formalnie usankcjonowały oficjalne rozmowy pomiędzy ludźmi
a Federacją.
Żeby nie było tu żadnej niejasności. Marsjanie, Szarzy ani władze Federacji nie zrobią nic,
żeby zmusić nas do dialogu. Czekają, aż wykonamy pierwszy krok. Nasza zdolność do
uznania, kim jesteśmy i wśród kogo żyjemy będzie sygnałem dla całej galaktyki, że jesteśmy
gatunkiem wystarczająco dojrzałym, by zasłużyć na formalny głos w społeczności światów.
Nie jesteśmy już dziećmi. Jesteśmy gatunkiem, który ma przeznaczenie. Przekroczmy dumnie
tę nową granicę naszego przeznaczenia. Porzućmy cynizm i strach. Przemówmy w końcu do
tych, którzy tak długo i cierpliwie na nas czekają.
SŁOWNICZEK NIEKTÓRYCH WYRAŻEŃ
AOL linii sygnału (AOL/S) – AOL, które obserwator postrzega jako pochodzące
bezpośrednio ze strumienia danych, napływających w trakcie sesji teleobserwacji. Zwykle
AOL tego typu niesie ze sobą znaczenie w szczególny sposób powiązane z interpretacją celu.
Bardzo często wskazuje ono na cel właściwy.
Atmosfera emocjonalna (El) – termin ten odnosi się do emocji związanych z miejscem,
które mogą pochodzić od przebywających w nim istot. Zdarza się jednak, że atmosfera
emocjonalna wiąże się z przeszłym wydarzeniem, bądź z wydarzeniami, które dopiero
nastąpią. El zwykle nie odnosi się do emocji doświadczanych przez teleobserwatora. Te
ostatnie określane są mianem wrażeń estetycznych (AI).
Bilokacja – stan, osiągany w trakcie sesji SRV, w którym uwaga teleobserwatora jest tak
mocno skupiona na celu, że jego świadomość doznaje rozdwojenia i przebywa w dwóch
miejscach jednocześnie – w jego / jej miejscu fizycznym, oraz w miejscu celu.
Cel – obiekt, na którego temat chcemy uzyskać informacje przy pomocy SRV. Typowe cele
sesji SRV stanowią miejsca, wydarzenia i ludzie. Trudniejsze cele mogą obejmować fantazje
jakiejś osoby, przyczynę wydarzenia czy nawet Boga.
Energetyka – odczucie, że w miejscu celu wydzielana jest duża ilość energii. Może to być
energia każdego typu, na przykład kinetyczna (tak jak w przypadku szybko poruszającego się
statku kosmicznego), czy świetlna (pochodząca z jakiegoś źródła energii, na przykład słońca).
Fazy 1 do 7 – oddzielne fazy protokołów SRV. Konkretne fazy przedstawiają się następująco:
• Faza 1: Fazy 1 i 2 określane są w tej książce mianem “wstępnych", a ich zadaniem jest
ustalić wstępny kontakt z celem. Dane uzyskane w Fazie 1 mają charakter ogólny: mówią na
przykład, czy z celem związana jest budowla wzniesiona przez człowieka.
• Faza 2: Ta faza zwiększa kontakt z celem. Informacje uzyskane w Fazie 2 obejmują kolory,
fakturę powierzchni, temperaturę, smaki, zapachy i dźwięki.
• Faza 3: W zakres tej fazy wchodzi rysowanie wstępnego szkicu celu.
• Faza 4: W tej fazie kontakt z celem jest już dość bliski. Pełną władzą w “rozwiązywaniu
problemu" cieszy się nieświadomość. Pozwala się jej kierować przepływem informacji do
świadomego umysłu.
• Faza 5: Faza ta dostarcza szczegółów dotyczących poszczególnych struktur, np. mebli w
pokoju.
• Faza 6: W tej fazie teleobserwator może dokonywać kontrolowanego badania celu. Może on
pozwolić sobie na pewną ograniczoną aktywność intelektualną, kierując nieświadomością w
celu wypełnienia pewnych określonych zadań. To tutaj dokonuje się analizy wykresów czasu
oraz położenia geograficznego. W fazie tej rysowane są również bardziej złożone szkice.
• Faza 7: W fazie tej uzyskuje się informacje słuchowe związane z miejscem celu, takie jak na
przykład nazwa celu.
Matryca – zbiór oznakowanych rubryk na kartce papieru. W trakcie sesji wprowadza się dane
do odpowiednich kolumn.
Operacja przemieszczenia – procedura SRV przenosząca teleobserwatora do nowego
położenia względem współrzędnych celu.
Potwierdzenie AOL – silne AOL, wskazujące, że dokonano właściwego rozpoznania obrazu
mentalnego. Zdarza się to dosyć rzadko.
SRV – naukowa teleobserwacja.
Struktura – formalne procedury SRV. “Pozostawanie w strukturze" oznacza, że
teleobserwator ściśle trzyma się tych procedur w trakcie sesji SRV.
Sygnał / linia sygnału – strumień danych pochodzących z nieświadomego umysłu podczas
sesji SRV.
Warstwa analityczna (AOL) – wniosek, jaki nasuwa się w trakcie sesji SRV. Zazwyczaj
wynika on z “logicznej" analizy, która niekoniecznie musi być poprawna. Protokoły SRV
wymagają, żeby teleobserwator informował o wszystkich swoich wartwach analitycznych, co
pozwala na oczyszczenie z nich umysłu.
Wskazówka – jedno lub więcej słów używanych w różnych fazach sesji SRV w celu takiego
pokierowania nieświadomością, by uzyskała ona informacje dotyczące celu lub jakiegoś
konkretnego jego aspektu. Początkowo wskazówki wiążą się z numerami współrzędnymi,
których używa się w Fazie 1 protokołów SRV. Kolejne wskazówki wprowadza się do matrycy
SRV w celu udoskonalenia strumienia danych. Stosuje się je dopiero po osiągnięciu przez
teleobserwatora stanu bilokacji w miejscu celu. W niniejszym tłumaczeniu termin “iść za
wskazówką" stosowany jest zamiennie ze słowem “skupiać się".
Wydarzenie – wskazówka używana do kierowania nieświadomości na miejsce celu podczas
zachodzenia jakiejś ważnej aktywności.

You might also like