You are on page 1of 216

STEPAN CHAPMAN

TROJKA
The Troika

PRZEOY WOJCIECH SZYPUA

SPIS TRECI
SPIS TRECI ...................................................................................................................... 2 ROZDZIA PIERWSZY PUSTYNIA ............................................................................... 3 ROZDZIA DRUGI WYMIANY .................................................................................... 11 ROZDZIA TRZECI WYBRANA DAWCZYNI ............................................................ 21 ROZDZIA CZWARTY DEZERCJA.............................................................................. 31 ROZDZIA PITY CENTRUM STEROWANIA BURZ ............................................ 46 ROZDZIA SZSTY UPADA KOBIETA ................................................................... 66 ROZDZIA SIDMY MONTOWNIE ............................................................................ 79 ROZDZIA SMY UPROWADZENIE .......................................................................... 94 ROZDZIA DZIEWITY SIROCCO ........................................................................... 105 ROZDZIA DZIESITY DEZYNSEKCJA .................................................................. 121 ROZDZIA JEDENASTY ZAMROONY MAMUT ................................................... 137 ROZDZIA DWUNASTY CISZA ................................................................................. 147 ROZDZIA TRZYNASTY OBSZAR NISKIEGO CINIENIA ................................... 152 ROZDZIA CZTERNASTY PIEWACZKA................................................................ 168 ROZDZIA PITNASTY SD OSTATECZNY .......................................................... 174 ROZDZIA SZESNASTY AUTOPSJA PODCZAS TRANSPORTU .......................... 184 ROZDZIA SIEDEMNASTY BURZA PIASKOWA ................................................... 193

ROZDZIA PIERWSZY

PUSTYNIA
- Byy sobie raz trzy dziewczynki - zacz z wielkim popiechem Suse - i nazyway si Elsie, Lacie i Tillie. Mieszkay na dnie studni... - Co tam jady? - spytaa Alicja, ktr zawsze interesoway sprawy jedzenia i picia. - Jady syrop - odpowiedzia Suse po duszym namyle. - Ale to niemoliwe - sprzeciwia si agodnie Alicja. - Przecie by si pochoroway. - No i pochoroway si - odpowiedzia Suse. - Okropnie si pochoroway1. - Lewis Carroll We troje przemierzali bia piaszczyst pustyni. Przemierzali j, odkd sigali pamici. Dzisiaj po drodze suchali wiatru. Wia nieustpliwie przez cay dzie. Rzebi w piasku ostre krawdzie, jak izobary na mapie rozkadu cinienia. Dwa soca zaszy, trzecie jednak wci tkwio na zachodnim niebie, przypiekajc kopce gazw i pokrywajce je porosty. Potrjny lad cign si przez rwnin, migoczc pod rozedrganym oceanem powietrza. Jeden trop zostawiy ludzkie stopy, drugi opony pojazdu, a trzeci olbrzymie zwierz. eb brontozaura zwiesza si tu nad powierzchni biaego piasku, koyszc si na boki na szarej, chropowatej szyi. Samica miaa czterdzieci stp dugoci i pitnacie wysokoci w biodrach. Kulaa artretycznie. Drczy j potworny bl staww. Za ni jecha dip na czterech potnych koach zawieszonych na niezalenych posiach. Szklicie czarne panele kolektorw fotowoltaicznych, sterczce pod ktem z grnej czci karoserii, chony resztki dziennego wiata. Ospaa przekadnia ledwie si obracaa. Turbiny jkliwie skaryy si na upa. Za samochodem sza stara Meksykanka o skrze koloru terakoty i wosach barwy niegu.
1

Prze. R. Stiller.

Bya ubrana w pcienne buty i szarozielony roboczy kombinezon z mnstwem zapinanych na suwak kieszeni. Nosia okulary przeciwsoneczne z miedzianego drutu, z barwionymi na pomaraczowo szkami i bocznymi osonami z miedzianej siateczki. Miaa na imi Eva i bya wicej ni na wp obkana. W niektre dni caymi godzinami chodzia w kko, okrcajc wosy na palcach i gadajc do siebie. Kiedy jej si to zdarzao, Alex i Naomi zatrzymywali si i czekali, a jej przejdzie. Alex by dipem. Naomi bya brontozaurem. Wszyscy troje byli niewiarygodnie starzy. Ich najdawniejsze wspomnienia sigay wstecz do dwudziestego wieku. Alex twierdzi, e jest najstarszy. Z pozoru naleaoby si raczej spodziewa, e brontozaur bdzie starszy od samochodu, ale Naomi zgadzaa si z Aleksem i utrzymywaa, e jest z nich trojga najmodsza. adne nie wierzyo w historie, ktre opowiadali sobie nawzajem na swj temat. Zapomnieli, skd pochodz. Nie wiedzieli rwnie, gdzie si znajduj. Przejcie przez pustyni trwao stulecia. Trjki, pomyla Alex. Potrzebuj wicej trjek. Zwierz, rolina, minera... Nie, to ju byo. Jednej wycili serce. Jedno zostao zamknite w zamraarce. Jedno odgryzo sobie ap. Ha! Naomi zwrcia pysk w stron staruszki. O co chodzi ojcu? - spytaa. Mnie pytasz?! - odparowaa Eva. A skd ja mam, kurna, wiedzie? Sama go zapytaj, ptasi mdku. Dobrze, matko, pomylaa Naomi. Zapaa wkurwa, wtrci Alex. Jak zwykle, odpowiedziaa w mylach Naomi. Naleaoby j upi. Bezbolenie? - zainteresowa si Alex. Czy po torturach? Naomi zamylia si nad t alternatyw. Wiatr szepta ponad fadami biaego piasku. Alex objecha Naomi bokiem i wysforowa si naprzd. Eva dalej sza ostatnia, dziki czemu przynajmniej miaa na czym zawiesi wzrok - poza wzorami na piasku, wychodniami piaskowca i porostami. Ostatnie soce chowao si za sterczcym z pustyni skalnym paskowyem. Niedugo zrobi si chodniej. Wtedy zatrzymaj si na noc. Zachowanie trzech soc byo nieregularne. Czsto jedno wschodzio, drugie akurat znikao, a trzecie caymi dniami wisiao w zenicie; kiedy indziej znw ich wschody i zachody byy prawie zsynchronizowane. Trudno byo dostrzec w tym jak prawidowo. W ich

ruchach krlowa zamt. Eva potkna si o kamie. Spojrzaa w d. Kady kamie mia wasny rozbryzg pomaraczowego lub zielonkawego porostu. Naomi dzielnie maszerowaa w zapadajcym zmierzchu. Zesztywniae stawy przyprawiay j o bl, ktry wyciska zy z oczu. Jej skra brontozaura, latami garbowana przez wiatr i soce, stracia dawny poysk i upodobnia si do chropowatej kory drzewa, rozpitej na grzbiecie i ebrach jak na szkielecie rozchwierutanego namiotu. Przekna przeuty pokarm zwrcony z pierwszego odka. Kiedy bl znw przeszy jej biodra, wykrzywia w grymasie cierpienia poronity rzadk szczecin pysk, odsaniajc zbrzowiae kolawe zby i obkurczone fioletowe dzisa. Wewntrz dipa Alex zrobi stop-klatk z wyrazem jej pyska i porwna j z obrazem sprzed dwudziestu lat. Tak, te dzisa z ca pewnoci si obkurczay. Naomi wygldaa fatalnie jak nigdy dotd. Marniaa w oczach. A znajc jego szczcie, jutro obudzi si w jej gowie. Co za ycie! Jego zdaniem wszyscy troje musieli zwariowa. Z niewiadomych przyczyn byli obkani - z gorca, z zimna, z odosobnienia, z przeludnienia albo przez te burze. Najpewniej przez burze. Kadego doprowadziyby do szalestwa. Piasek szepta pod bienikiem opon. Wiatr wiszcza w panelach sonecznych, ktre zoone w tej chwili pasko na grzbiecie wozu - przypominay czarne, poyskliwe pokrywy skrzyde uka. Turbiny buczay jak zamknite w soiku cykady. Kiedy podskakiwa na kamieniach, opony prawie dobijay do felg, a amortyzatory pracoway pen par. Mia tak teori, e urodzi si jako czowiek - kruchy twr z koci i galarety. W laminowanych obwodach mzgu napotyka czasem oderwane strzpy ycia tego czowieka, niczym pocite noycami kawaki starej, ziarnistej tamy filmowej. Ciekaw by, co si z nim stao. Wzorujc si na stop-klatce Naomi, przenis kontur jej ba do banku rysunkw technicznych, biaych na niebieskim tle. Uproci jej gadzi anatomi do rzetelnej geometrii: widok z przodu, widok z boku, widok z gry. Uwielbia tworzy w mylach modele rnych rzeczy; to byo jedno z jego hobby. Nie mg si jednak skupi, bo Eva cay czas mamrotaa pod nosem. Mam tego do, mwia wanie. To si nigdy nie skoczy. On nam nie da spokoju. Zwariowa. Chocia nie, nie mg zwariowa. Maszyny nie wariuj. On nie yje. A Naomi nie jest wcale nienormalna, tylko po prostu opniona. Czyli to ja zwariowaam. To moja wina. Och, Naomi! Gdyby nam si udao w kocu go pozby! Mogybymy by takie szczliwe. Ja

jednak nic nie mog zrobi. Powiedzia, e mnie zabije, dra jeden. Obieca mi to. Obieca, phi. Gadanie... Przyspieszya, wyprzedzia brontozaura i zbliya si do dipa. Piasek zbiera si je j w butach. Naomi zerkna na ni jednym okiem. Eva wrzasna w mylach na Aleksa: Wrzu trjk, pojebie jeden! Zarzynasz przekadni! Wrzu trjk! Wal si, pomyla w odpowiedzi Alex. Mn si nie przejmuj. Poczekam, a sobie zrobicie dobrze. Prosz ci bardzo, wle na t swoj oswojon jaszczurk, powijcie si troch, pojczcie... Zrbcie, co musicie. Krtko mwic, Evo, pierdolcie si obie. Ona pieprzy si lepiej, ni ty kiedykolwiek zdoasz, odpowiedziaa mu. Dip zahamowa ostro i idca tu za nim Eva wpada na jego tylny zderzak. Przegazowa, wrzuci wsteczny i zaszarowa. Odskoczya w ostatniej chwili, zanim przyszpili j koem. Alex parskn miechem i odtoczy si w tumanach biaego kurzu. Naomi poczua, jak od zoci matki pczniej jej yy w gowie. Matko, ojcze, prosz was, nie kcie si. Zbiera si na burz. Zachowajmy spokj i idmy dalej. Miaa racj: z gbi pustyni nadcigaa burza. Od kilku dni dopadaa ich codziennie w porze zachodu soca. Burze zawsze byy bolesne, ale najboleniejsze staway si wtedy, gdy Alex i Eva si kcili. adne z nich nie wiedziao, skd si bior burze. Mogli tylko snu konkurencyjne teorie. Nie wiedzieli, ani kto zsya burze, ani jak to si dzieje, e burze robi to, co robi. Wiedzieli tylko, e id we troje przez pustyni i e trwa to od stuleci. Nie mieli pojcia, co zastan po drugiej stronie. Mogliby posuwa si szybciej, gdyby Eva zgodzia si jecha dipem albo dosiada brontozaura, ona jednak wolaa i pieszo, bo caodzienna jazda wprawiaa j w otpienie, po ktrym le spaa i nie nia. A kiedy nie nia, burza bya nieunikniona. W dodatku burze staway si coraz gorsze. Sama wiadomo, e gdzie tam na ni czyhaj, przyprawiaa Ev o myli samobjcze. Gdzie jednak kry si oprawca, ktry je na nich popycha? Co uniemoliwiao ich mier? Kto cofa kad miercionon decyzj? Kto wetowa samobjstwa? Podczas drogi przez pustyni Eva umieraa ju wicej razy, ni umiaaby zliczy. Raz rzucia si w przepa. Przy innej okazji Alex przetrci jej ka rk. Jeszcze kiedy indziej Naomi pooya si na niej, przygniota j i udusia. Nie miao to adnego znaczenia: przychodzia tylko kolejna burza, po ktrej Eva budzia si do ycia jak nowa. Jakby j kto naprawi. Ale kto? Kto pociga za sznurki, ktre wyryway j z jej mzgu? Kto zmusza j do gry w komrki do wynajcia w poszukiwaniu ciaa, w ktrym mogaby zamieszka? Czsto

si nad tym zastanawiaa. Wzeszy pierwsze gwiazdy. Wiatr si wzmg. Naomi uniosa eb i zobaczya cakiem niedaleko kamienisty leb, wernity gboko w ska, schodzcy do ziemi i osonity przed wiatrem. Chyba nadawaby si na spdzenie nocy. Naomi zwinie si w kbek, powyciga zbami kamienie spomidzy palcw, nasika do destylatora Aleksa i nakarmi Ev na wp przetrawionym pokarmem. A potem wszyscy sprbuj zasn. Moe, zanim nastanie dzie, burza minie. Alex mamrota pod nosem; ciszy gonik do minimum, ale pozostaa dwjka i tak syszaa go doskonale: To do niej podobne: eby mi mwi, jak mam prowadzi! Ju ja j naucz szacunku. Brudna zdzira! Cuchncy may cipoliz! Obrzydliwa pizdojebka! Co on tam, konia wali? - zainteresowaa si Naomi. Pewnie prbuje, odpara Eva. Nie zwracaj na niego uwagi. Ojciec ma nierwno pod sufitem, prawda, matko? Tak, drogie dziecko. Nie inaczej. Naprawd musimy tak i i i? Dzi ju nie, powiedziaa Eva. Jutro ruszymy dalej. A dojdziemy kiedy do koca? Nie wiem. Powiesz mi, kiedy dojdziemy? Tak, Naomi, powiem ci. Wiatr zawodzi gucho. Eva usiada, wypltaa okulary z wosw i przyjrzaa si im. Miedziany drut lni rdzawo. Zoya okulary i schowaa do kieszeni. Wsuna donie pod pachy, czujc wilgo i ciepo swojego ciaa. Zacisna pici. Gdybym bya brontozaurem, jak Naomi, zmiadyabym Aleksa jak metalowego robala, powiedziaa sobie w duchu. Tylko e przecie bya ju brontozaurem, nie dalej ni przed tygodniem. Jedn burz temu. Albo dwie. Naprawd bya brontozaurem. Trzeba go byo zgnie, kiedy miaa ku temu okazj. Jedn albo dwie burze temu... A moe to cay czas jest jedna i ta sama burza, ktra po prostu chodzi za nimi krok w krok? Przez jaki teren przechodzili przed tygodniem? Wysilia pami. Poacie wyschnitego, spkanego bota. Cae mile pylistego bota pocitego zbatymi pkniciami; skolawione plastry miodu z miliona stopionych uli. Dzisiaj znajdowaa si w kobiecie, w ktrej zaczynaa. Nagle uwiadomia sobie, e

Naomi te przyja pierwotn posta. Dzi kady by na swoim miejscu. Dopiero teraz to zauwaya. Wcinite midzy dwie kamienne ciany dno lebu byo piaszczyste. Wiatr wiszcza w grze. Zwiesiwszy gow, Eva wpatrywaa si w piasek pomidzy swoimi udami. Podrapaa si po szyi. Nikt nic nie mwi. Naomi wystawia gow na wiatr i skubna porost. Jej dugi, szorstki jzor wyskrobywa zielsko wprost ze skalnych rozpadlin. Eva obesza leb, zdzierajc scyzorykiem uschnite porosty z kamieni. Zgarna brunatne strzpki na kupk i wykopaa w piasku doek na rozpalenie ognia. Alex zaparkowa na otwartym terenie, tu za granic lebu. Gwiazdy wieciy jasno. Niebo byo bezchmurne. Nagle wszyscy poczuli, e nadciga burza. - Oe w mord! - zawoa Alex. Zrobili to samo co zawsze. Pochylili si i zetknli gowami. Nie znali innego sposobu na zmniejszenie uciliwoci burzy. Eva wygramolia si ze lebu i podbiega do dipa. Rozoywszy si na pask na masce wozu, przytkna policzek do przedniej szyby. Na wietrze zimny kombinezon nieprzyjemnie klei si jej do ciaa, za to stal, ktr teraz pod sob czua, bya sucha i ciepa. Chwycia si wlotu powietrza. Rce jej si trzsy. Poczua, jak Naomi ukada obok niej swj eb, owion j jej wilgotny oddech. Olbrzymi szary brontozaur udrapowa si wok dipa, zawin ogon i pooy go na piasku, cichy jak wa chmur. Masywne cielsko chronio przed wiatrem. Czemu nie krzyczysz? - zasycza Alex na Ev. Nie boisz si? Wiem, e si boisz! Umierasz ze strachu! Mylisz, e nas to obchodzi? Zamknije si! - jkna Naomi. Najlepiej oboje si zamknijcie. Mam nadziej, e ta burza wywieje ci na ksiyc i wprasuje w kamie, bucza monotonnie Alex. Wtedy bdziesz si moga drze do woli i nikt nie bdzie musia ci sucha. Naomi zamkna oczy. Bony mrune przelizny si po szklistych zielonych kulach wielkoci arbuzw, ktre po chwili znikny w fadach pomarszczonej skry. Troje wdrowcw wyczekiwao pierwszego uderzenia burzy. Im cianiej si skupi, tym mniejszy bdzie bl. Gdyby nie to, dawno ju rozbiegliby si w trzy rne strony, wrzeszczc wniebogosy. To burze trzymay ich razem. Wiatr zaszumia cakiem blisko, ani cichszy, ani goniejszy ni wczeniej. Zalao ich gwatowne wraenie zbliajcego si tumu. Naomi wybauszya lepia, wykrcia szyj i dziko potoczya wzrokiem. Zobaczya burzowe chmury, w sinych wntrznociach ktrych

poruszay si jakie postaci - promieniste sylwetki unoszce si na biaych skrzydach, z gowami okolonymi aureolami wyadowa elektrycznych. - Anioy! - wykrzykna. - Widz anioy wrd chmur! - Uspokj si! - zawoaa Eva. Burza zassaa ich w skowyczcy czarny lej. Ich dusze stay si trzema kolczastymi rozgwiazdami skrobicymi w spojenia jednej czaszki. Pakali, zawodzili, rwali wosy z gowy, bagali o ratunek, krwawili, wyerali sobie serca, tracili rozum. Zabrako im ez, tchu i krwi, ale guz w gowie Naomi i tak krwawi, a ona nie moga go zgry, nie moga wycign go zbami. Wirowali i koziokowali w powietrzu: pazury, rce, koa, przewody, skra, ciao, Eva, Alex, Naomi - wyrwani z korzeniami ze swoich cia, cinici w jakim niepojtym kierunku, w kocu porzuceni w spadku swobodnym. Spadali bez szczk, bez osi, bez doni, czepiajc si powietrza. Naomi rozchylia jedno oko. Znajdowao si z boku jej gowy, na wysokoci nozdrzy. Znw bya brontozaurem. Eva otworzya oczy: jedno, dwoje, czworo. Jej akumulatory si wyczerpay. Zgasia reflektory. Alex obudzi si w ciele starej Meksykanki, zdyszany i roztrzsiony. Czu si tak, jakby zamiast gowy mia zmiadon tykw. Ukry twarz w doniach. - Ja ju duej nie wytrzymam - poskary si. Nie mia jednak wielkiego wyboru. Wszystkie gwiazdy pogasy. Nie byy to gwiazdy ziemskie - na to byy zbyt liczne i zbyt jasne. Metalowe nadwozie dipa stygo w chodnym wieczornym powietrzu, z rzadka mcc cisz cichym ping albo ponk. Naomi si przecigna, wyginajc grzbiet jak kotka. Wrcia do wylotu lebu, recytujc pod nosem sutry. Alex zgramoli si z maski samochodu i klkn na biaym kamieniu. Wiatr zwiewa mu dugie siwe wosy na twarz. Zacz paka. Eva naadowaa iskrowniki i zakrcia rozrusznikiem. Noc bya mia, w sam raz na przejadk, ale zabrako prdu w akumulatorach. Nie pozostao jej nic innego jak pj spa. Spanie, pomyla Alex. Co za obrzydliwy nawyk. Ja nie pi, pomylaa Naomi. To id spa, odpara Eva. Nie mog. Ojciec jest wredny i niemiy, nie chce opowiedzie bajki. Opowiedz jej jak histori, polecia w mylach Eva. Pom nam zasn.

Nie znam adnych historii. To co wymyl, wtrcia Naomi. Opowiedz nam o fabryce. Nigdy nie pracowaem w fabryce. Ale pracowae, pracowae. Stale o tym nisz. Nie bd taki zoliwy, opowiedz nam co. I Alex to zrobi. Naomi suchaa go, a potem zasna i nie bya ju pewna, czy Alex opowiada o czym, co mu si przydarzyo, czy o czym, co wyni. A moe ni i jednoczenie mwi przez sen? Albo to ona, Naomi, wynia to wszystko od pocztk u do koca?

ROZDZIA DRUGI

WYMIANY
Spojrza na stopy swe kochane, Palcw dziesitk garnirowane, I widok go powita przykry: Wszystkie te zgrabne palce... zniky. - Edward Lear Opowie? Chcecie usysze opowie? Opowieci oba mnie ze wszystkich stron; wci wlizguj si we mnie i z powrotem wya na zewntrz, jak owsiki. Jestem jak sterany yciem weteran wojenny, ktry moe opowiedzie histori kadej ze swoich utraconych koczyn. Albo jak przewrcona na grzbiet kulanka, najeona kikutami dawno obcitych odny, w gstej czarnej krwi ktrej koaguluj krzemowe scalaki. Mj mzg dawi si opowieciami. Kiedy miaem rce - dwie ludzkie rce, z krwi i koci. Mam wam opowiedzie, jak si ich pozbyem? Opowiem wam o tej nocy, kiedy pozbyem si lewej. Byem dwudziestoparoletnim mczyzn imieniem Alex. Zapewne miaem te jakie nazwisko, ludzie zwykle maj nazwiska. Mieszkaem w Chicago i byem zatrudniony w fabryce modeli z polistyrenu. Pracowaem w magazynie na nocn zmian, od pnocy do smej rano. Trzeci cz kadej wypaty zjada mi podatek, nastpna jedna trzecia sza na zwizki, reszt zabieraem do domu i wydawaem na czynsz. Moja praca polegaa na zdejmowaniu kartonw z wysokich na trzy pitra metalowych regaw i adowaniu ich na ciarwki. W ciepe letnie noce przychodziem do fabryki piechot. Jadem niadanie w caodobowej knajpce: kawa, jajka, tosty, dem. Dwudziesty wiek. Tego si nie zapomina. Ktrej nocy pracowaem w magazynie przy zszywaniu kartonw. Braem taki paski

tekturowy wykrj, skadaem go, czyem dno z kilku segmentw i pod pras spinaem segmenty zszywkami. Naciskao si stop peda i wtedy pneumatyczne rami, niczym mot z zbami, uderzao z gry w pyt z kartonem, zostawiajc w nim byszczc miedzian zszywk. Jedn rk - praw - ju wtedy miaem ze stali i plastiku. Tej poprzedniej, z krwi i koci, pozbyem si mniej wicej rok wczeniej. Wypadek zdarzy si wanie tam, w fabryce. To po nim przenieli mnie z produkcji do magazynu. Na kikucie zamontowali mi mechark model 190, toporn, ale solidn. Pniej wymieniem j na ortoprotez 470, i to wanie j nosiem tego lata. Problem z moimi rkami polega wtedy na tym, e miay rny ciar: prawa waya wicej ni lewa. Czuem, e cay si przekrzywiam i kolawiej, jak krab skrzypek. Potrzebna mi bya kolejna operacja. W magazynie mierdziao kurzem, spalinami z wzka widowego i twardymi gumowymi kkami. Spaem na stojco, przytrzymujc tekturowe puda pod pras, ktra dmuchaa mi w twarz zatchym powietrzem. Czy naprawd byem tamtym czowiekiem, takim mikkim i rowym? Dzi wydaje mi si to niemoliwe. Vera podesza do prasy. Vera bya Meksykank; razem pracowalimy. Nosia drelichowy kombinezon, czerwon bandan i przypite do paska radio ryczce na cay regulator. - Ziemia do Aleksa - powiedziaa. - Ziemia do Aleksa. Odbir. - Mogaby ciszy to radio? - poprosiem. - Nie. Co robisz? - Zszywam kartony. A ty? - Wkurzam ci. - Co mog dla ciebie zrobi, Vero? - Podnie praw rk - powiedziaa. Posusznie, jak gupek, podniosem rk. Vera wyja z kieszeni na piersi druk zamwienia: biay orygina, ta kopia, rowa kopia - wszystkie zwinite w zgrabny rulonik, ktry wetkna mi w do. - Brygadzista kaza to skompletowa przed kocem zmiany. Potrzebne na wczoraj. - Brygadzista mnie do tego wyznaczy? To na pewno nie by twj pomys? - Zostae wybrany ze wzgldu na swoje nieprzecitne dowiadczenie; jeste jedynym yjcym czowiekiem, ktry da sobie rad z tak wysyk. A teraz przepraszam, ale mam powan randk z widakiem.

I Vera sobie posza, zabierajc czerwon bandan i meksykaskie piosenki. Mnie zostao zamwienie. Rzuciem ostatni zszyty karton na stos i udaem si na poszukiwanie pierwszego elementu zamwienia. Numer katalogowy: Q-14738. Sztuk: jedna. Opis produktu: samolot odrzutowy Super Shark" ze wiecc kalkomani. Zagwozdk by ten piciocyfrowy numer katalogowy; nie miaem pojcia, gdzie czego takiego szuka na pkach. Kto inny na moim miejscu przeszedby do dalszych punktw zamwienia, a do tego wrci na kocu. Ale nie ja. Bkaem si po alejkach midzy regaami, dugich jak kwartay miejskiej zabudowy. Niektre byy zatarasowane paletami z towarem. Zdarzao si, e musiaem przeazi przez sterty przeznaczonych do wysyki pude. Q-l4738. Q-l4738, samolot odrzutowy Super Shark"... Gdzie te mae skurwysynki si podziay? aglowiec z szalup motorow na baterie soneczne, platforma holownicza dla petwonurka, ford T, Gady wiata... Kartony. Cae ciany kartonw. Wliznem si bokiem pomidzy stojc na rodku alejki palet z towarem i stalow poprzeczk regau i zaczem oglda etykiety na dolnej pce. Ledwie mogem si poruszy, z najwyszym trudem odczytywaem nabazgrane owkiem opisy. Q -l4738, Q-l4738... Pieprzy to. Pewnie pomyka na wydruku. Kark miaem sztywny jak deska. Poruszaem gow na wszystkie strony, usiujc rozluni minie. Wsuchaem si w szum klimatyzacji. Nagle uwiadomiem sobie, e gdyby w tej chwili nastpio trzsienie ziemi, zostabym pogrzebany pod dziesicioma tonami plastikowych modeli. Kiedy czsto mylaem o nagych trzsieniach ziemi. To bya taka zabawa. Czasem wybiegaem mylami do innych miejsc. Do innych czasw. I tak, na przykad, w tamtej chwili mj umys cofn si do dnia, w ktrym zamontowano mi ortoprotez. *** Pojechaem autobusem do centrum, do sklepu z protezami, na rutynowy okresowy przegld mecharki. Wszedem do wyoonego dywanem salonu wystawowego. Szklane drzwi zamkny si za mn. W cichym, eleganckim wntrzu, na cigncych si rzdami akrylowych pkach spoczyway umoszczone w styropianie stylowe czci ludzkich cia: tu filigranowa stopa Azjatki, tam solidne afrykaskie kolano. W szklanych gablotach szeroki wybr palcw rk i ng oraz genitaliw. Wydawao mi si, e jestem w salonie sam. Wkrtce jednak pod czujnym okiem

personelu wycignem si na czarnej winylowej kozetce w odgrodzonym od reszty pomieszczenia boksie. Zebrali si wok mnie, w biaych kitlach i gumowych fartuchach, i zaczli oglda moj mechark przez lupy, mierzy j suwmiarkami i podcza elektrody diagnostyczne. - Prosz mi powiedzie... - zagai jeden z techw, starszy facet w dwuogniskowych okularach. - Jak si malestwo sprawuje? Sprawia kopoty? - Hmm... Przyciem palec szuflad - przyznaem. - Zrobio si mae wgniecenie. Zgi i wyprostowa may palec mecharki. - To drobiazg. Zrobimy par bada, otworzymy mechanizm, przesmarujemy... Za dziesi minut bdzie pan wolny. Prdzej czy pniej i tak musiaem im powiedzie, po co naprawd przyszedem. - Chc j wymieni na ortoprotez - powiedziaem. Wszyscy techowie oderwali si od swoich zaj i spojrzeli na mnie. - Zdaje pan Sobie spraw, e taka wymiana wymagaaby kolejnej serii operacji chirurgicznych? Operacje, potem fizykoterapia, kalibracja... Raz ju pan przechodzi przez to pieko. - Wic chyba wiem, w co si pakuj, prawda? - zauwayem. - Z pewnoci. Ale firmowe ubezpieczenie nie pokryje tych kosztw. - Sta mnie, a poza tym wydaje mi si, e orto bardziej mi si przyda w pracy. Czytaem broszur na ten temat. Starszy tech nagle wyda mi si dziwnie zakopotany. - Montujecie tu ortoprotezy, prawda? - upewniem si. - Widziaem je w salonie. Ostatecznie zaatwili mnie w taki sam sposb, w jaki wikszo ludzi rozprawia si z namolnymi wariatami: zgodzili si na moje warunki. Kiedy wariat si przy czym uprze, nikt go nie przekona, e nie ma racji. Jeszcze tego samego dnia odpiowali mi mechark. - To moe bole - ostrzeg starszy tech. Mecharka kulia si i podkurczaa palce, kiedy j zdejmowali. Odcite przewody hydrauliczne zapiszczay, na warsztat pocieky z nich jakie paskudne pyny. Ucieszyem si, e si jej pozbywam. - Znajdziemy jej nowy dom - zapewni mnie starszy, z trzaskiem zdejmujc gumowe rkawiczki. Podrapaem si po przegubie doni. Zawsze mnie swdzia, kiedy sterczay z niego druty. Kt mgby odmwi czowiekowi zajtemu samodoskonaleniem? Na czym to ja stanem?

*** Q-14738. Etykieta gapia si na mnie bezczelnie z najniszej pki po drugiej stronie przejcia. A to suka... Wedug niej, super sharki znajdoway si dokadnie nad moj gow, trzeba byo jednak uprztn alejk, ebym mg podjecha pod rega schodami na kkach. A do tego by mi potrzebny wzek widowy. Bokiem wygramoliem si z wskiego kanau, w ktry wczeniej zabrnem, i zawoaem Ver. Vera bya geniuszem widaka. Prowadzia go, jakby bya z nim zronita; umiaa si nim wcisn w najcianiejsze przejcia, nabi na widy krzywo ustawion i le wywaon palet, a potem wycofa z szybkoci rakiety - i niczego przy tym nie strci. Jej widak wanie z oskotem wparowa do magazynu, wiozc palet jeszcze ciepych modeli 2019, prosto z formy. - Vera? Potrzebuj pomocy. - Spoko! - odkrzykna. - Tylko najpierw to odstawi na miejsce. I odstawia. Wyjaniem jej, na czym polega problem, usiadem przy stoliku do pakowania i nalaem sobie kubek zimnej kawy, a kiedy wrciem do mojej alejki, bya pusta. Przestawiwszy kilka kartonw, ustaliem, e na dolnej pce nie ma ani jednej palety z Q 14738. Przystawiem sobie drabink i sprawdziem na wyszej pce. Szczcie nadal mi nie dopisywao. Przycignem schodki na kkach, wszedem na nie i obejrzaem wszystkie malowane od szablonu etykiety na trzecim poziomie. Ani jednego Q-l4738. Musiaem wspi si jeszcze wyej. Nie byem zachwycony t perspektyw. Nie lubi si wspina. Mam lk wysokoci. Kiedy wynajmowaem mieszkanie na drugim pitrze, wszystkie okna musiaem zasoni tektur. Kilka razy byem odtwarzany od zera przez specjalistw, ale zawsze le znosiem wysoko. Miaem jednak zamwienie do zrealizowania. Wiedziaem, co mam robi. Zawoaem Ver. Przyjechaa tym wzkiem widowym i zaparkowaa mi prawie na butach. Propanowe spaliny dmuchny mi prosto w nos. - Podsadzisz mnie? - zapytaem. - Fatalnie wygldasz. Powiniene odpocz. - Musz zajrze na trzy najwysze pki. - Nie ma sprawy. Wskakuj. Rozejrzaem si.

- Pooybym na widach jak palet... - Miczak. Nie pkaj, nie dam ci spa. Znalazem pust palet, ale miaa podnonik wbity w bok i potwornie wypaczone deski. Im mocniej siowaem si z podnonikiem, tym bardziej by nie do ruszenia. W kocu poddaem si i stanem na jednym z zbw widaka. - No to jedziemy - zapowiedziaa sodziutkim gosem Vera. Zawarcza silnik podnonika, szczkn acuch i betonowa posadzka zostaa daleko w dole. Byskawicznie minem trzy dolne pki. W stopach i kolanach czuem wibracje caego wzka. Kartony na czwartej pce nie zawieray super sharkw. Podobnie jak te na pitej. - Wolniej! - zawoaem. Vera zwolnia tempo podnoszenia. - Nie sysz ci! - odkrzykna. Podnonik zatrzyma si z szarpniciem. Gwatownie rozpostarem rce, apic rwnowag. - Nie patrz w d! - uprzedzia mnie piewnym tonem Vera. Jard nad gow miaem strop magazynu, a na wysokoci okcia fluorescencyjne, buczce rury w przykurzonych metalowych obudowach. Na najwyszej pce znajdowaa si na wp pena paleta modeli 3025. Jak pech, to pech. Ale obok tych trzy tysice dwudziestek pitek sta jeden inny karton. Mia dziwny ksztat. Nie widziaem jego etykiety, ale przecie mg by peen Q-14738. Musiaem to sprawdzi. Zawsze byem metodyczny. Metodyczny do blu - oto cay ja. Metodyczny w sposb wykraczajcy poza wszelkie granice zdrowego rozsdku. Deski wyday mi si dostatecznie mocne, eby udwign mj ciar. Jedn rk chwyciem si stalowej kolumny, schyliem gow i zszedem z widaka na palet. Na regale byo przytulnie, jak w jaskini na urwisku. Usyszaem, jak pudeko 3025 spada z oskotem na beton trzy pitra niej. Musiaem je niechccy kopn. - Chcesz mnie zabi?! - zawoaa Vera. - Bardzo powanie si nad tym zastanawiam. - Na tym wanie polega twj problem, Al. Wszystko traktujesz tak cholernie serio. Pooyem si na boku i odwrciem tajemniczy karton, szukajc odbitej od szablonu etykiety. Nie znalazszy jej na adnej z bocznych cian, wbiem wzmocnione aluminium palce pod pokryw i oderwaem j od przytrzymujcych j zszywek. Obrciem karton i oderwaem dno. Pieprzy karton! Musiaem zajrze do rodka, obejrze znajdujce si w nim pudeka.

Vera dalej do mnie mwia: - Alex? Mog ci zada pytanie osobiste? - Nie! - odwrzasnem. - Nie teraz. Jestem zajty. Wycignem pudeko z kartonu i ze zoci spojrzaem na zdobicy jego wierzch rysunek. W rogu widniaa nazwa i numer katalogowy modelu: pojazd ksiycowy Pogo", 3031. To po prostu nie by mj dzie. - Kiedy i czy w ogle si ze mn umwisz? - mwia tymczasem Vera. - Na randk, rozumiesz? Pytam, bo jest dla mnie oczywiste, e mnie lubisz. No bo gdyby mnie nie lubi, toby si tak na mnie nie wkurza, prawda? - Nie, nieprawda. Jestem dla ciebie za stary. I nie randkuj. Mam za duo pracy. Nie miaem siy si z ni kci. Przetoczyem si na wznak i z kieszeni na piersi wyjem papierosy. - Ej, Al? Jeste tam jeszcze? Bo ja ju na dzisiaj kocz, i to teraz, w tej chwili. Pasuje ci? - A pasowaoby ci, gdybym ci zrzuci jaki karton na eb? - Kurde, ja naprawd nie musz tu siedzie i wysuchiwa pogrek. Po tych sowach Vera odpalia silnik i tyem wyjechaa z alejki. Kiedy turkot k widaka ucich w oddali, zapaliem papierosa, uoyem si wygodnie na pce, z gow opart o karton trzy tysice trzydziestek jedynek, i zaczem si zastanawia, jak zejd na d. To ciekawe, jak umys ucieka od biecych problemw. Uwiziony na regale zapaem si na tym, e wspominam noc, w ktr straciem swoj pierwsz praw rk - t, z ktr si urodziem. Pamitam t noc bardzo dokadnie. To by klasyczny wypadek przy pracy w przemyle. Czowiek kontra maszyna. Chrup. *** Pracowaem na nocn zmian na produkcji, w starej czci fabryki - tej z brudn ceglan posadzk i wietlikami otwieranymi na korb. Moje zadanie polegao na mieszaniu w beczkach granulek polistyrenu i przesypywaniu ich do lejw samowyadowczych przy wtryskarkach. Po gumowych tamocigach sun niekoczcy si cig delikatnych plastikowych gazek, z ktrych niczym licie rozchodziy si na boki czci do modeli: kaduby samolotw, kolektory wydechowe, podwozia, kabiny, powki tokw z malekimi bolcami, ktre miay pasowa do malekich gniazd. Inni robole siedzieli na stokach przy tamie,

pakowali gazki do kartonw i dokadali instrukcje montau. Maszyn, ktra zabraa mi rk, nie bya adna z tych ogromnych wtryskarek, lecz wytaczarka ustawiona na uboczu, w pmroku korytarza, ktrego okna wychodziy na Wrightwood Avenue. Miaa nie wicej ni cztery stopy dugoci i szerokoci, ale bya naprawd wysoka. Peny cykl toczenia trwa nieco ponad dwie minuty, zanim prasa z sykiem i dygotem wypluwaa gotowy element na zsuwni. Ja pilnowaem, eby w podajniku nie zabrako patkw tego bakelitu. Bya druga w nocy, kiedy akurat dosypywaem bakelitu do leja. Zajrzaem przy tym do pojemnika odbiorczego, eby sprawdzi, czy z wytoczkami wszystko w porzdku - robilimy gwki pilotw do Mega-Robo-Wodoazw: kask, gogle, zawadiacko wysunita dolna szczka. Z pojemnika spojrzay na mnie setki par gogli. Setki zawadiackich uchw. Zerknem na pulpit sterowniczy. Wskazwka termometru znajdowaa si na zielonym polu. Za zimno. Obejrzaem dokadniej ca maszyn: powki formy nie pasoway do siebie. Te wytaczarki potrafiy naprawd uprzykrzy czowiekowi ycie. Grna powka formy uniosa si z gonym grzechotem, odsaniajc rdo problemu: trzy gwki pilotw sprasoway si w jeden paski nalenik i dysze wyrzutnikw na prno gronie na nie syczay. Przez mniej wicej minut, zanim forma znw si zamknie, miaem swobodny dostp do jej wntrza. Z tylnej kieszeni wyjem scyzoryk i dziabnem nim blokujce form gwki. atwo udao mi si podway nalenik znajdujcy si bliej mnie, ale eby to samo zrobi po przeciwnej stronie, musiaem chwyci odwrotnie n, zaprze si lew rk o obudow prasy i bardziej si wychyli. Powinienem by zauway, e forma si zamyka. Pewnie bym zauway, gdybym lepiej si wysypia. Najpierw moj uwag zwrci zapach, jakby kto smay kiebaski, a potem zobaczyem, jak forma zatrzaskuje si na kocu mojego przedramienia, w miejscu, gdzie powinna znajdowa si do. Kiedy to si mogo sta? - pomylaem. Usyszaem szczk zatrzaskujcej si formy, guchy oskot, chrzst drobnych koci, syk wydmuchnitej pary... To wszystko usyszaem dopiero po fakcie. Najgorsze byo to, e musiaem poczeka z mdleniem na otwarcie formy. Gdybym straci przytomno z form zatrzanit na doni, musiabym oderwa sobie rk w nadgarstku, czyli zrobi co, czemu chciaem zapobiec i czego z pewnoci nie miaem ochoty oglda. eby za tego nie oglda, musiabym zamkn oczy, co z kolei bardzo baem si zrobi,

poniewa byem wicie przekonany, e gdy tylko zamkn oczy, rka zacznie mnie bole, a ja nie chciaem czu blu. Staem wic i czekaem. W gardle czuem smak palonego plastiku. W pojemniku setki miniaturowych tych twarzy spoglday przez setki gogli w stu rnych kierunkach. Zastanawiaem si, kto bdzie sypa surowiec do podajnikw, kiedy mnie zabierze karetka. Po otwarciu formy pooyem si na wznak na ceglanej pododze i wbiem wzrok w sufit. Nie chciaem oglda swojej rki. W kocu kto mnie zauway i wczy alarm przeciwpoarowy. Okaleczenie przez maszyn nie jest, cile rzecz biorc, poarem, ale wtedy rozumiaem ten tok mylenia. Umieszczone pod sklepieniem hali zraszacze sikny zimn mgiek, ktra osiadaa na cegach jak kapuniaczek. Fabryczny zgiek zla si w jednolity haas, jak cichncy dwik olbrzymiego gongu. Zemdlaem. Czasem si zastanawiam, co si stao z tamt doni. Brygadzista musia j chyba wyskroba z formy. Ciekaw jestem, czy chciao mu si zawin j w serwetk i przysa do szpitala; czy jaka pielgniarka wyrzucia j dyskretnie do kosza na odpadki; czy mieciarka przewioza j na wysypisko mieci razem ze zuytymi szpatukami, zasmarkanymi chusteczkami i foliowymi tackami z resztkami klopsw z groszkiem. Nigdy si tego nie dowiem. *** Kiedy jednak tak leaem na palecie w magazynie i gasiem drugiego papierosa, miaem pewno, e dobrze si stao, e pozbyem si tej starej prawej rki. Nie mogem jej ufa. Przejawiaa ewidentne skonnoci autodestrukcyjne. Co z ni byo nie tak. Tak czy owak, prdzej czy pniej musiaem zej na ziemi. Nie mogem si ju doczeka powrotu do domu: o smej rano wsid do autobusu jadcego na pnoc, do Pulaski, martwy dla wiata i nicy na jawie o wach koralowych, izopodach, szpiku kostnym, ksylofonach, wiatach ulicznych, gwizdkach, planecie Neptun, zerze absolutnym... Jaki szmer wyrwa mnie z zamylenia. Lec, opieraem si potylic o karton trzy tysice trzydziestek jedynek, w ktrym teraz co si poruszyo. Usiadem, odwrciem si i klknem, nie spuszczajc kartonu z oka. Do wypeza ze rodka i przycupna na jednej z klapek tworzcych wieko. Bya to ortoproteza, taka sama jak moja, tyle e lewa zamiast prawej. Zeskoczya z kartonu na palet, gdzie, nie zwaajc na mnie, przemiecia si w kt. W kartonie nadal co si poruszao, a chwil potem zaczy z niego wyazi nastpne mechaniczne rce, caymi dziesitkami, kada kolejna czystsza, bardziej byszczca i

nowoczeniejsza od poprzedniej. A potem jedna po drugiej zaczy schodzi z palety i gsiego speza po pkach. Patrzyem, jak roj si na dole, na posadzce, a zrozumiaem, e czekaj na mnie. Zaczem wic schodzi za nimi, zsuwajc si po kolumnie z pki na pk. Nie byo to trudne. Donie ruszyy alejk w zwartym szyku, tworzc dywan z metalowych palcw. Wyszedem za nimi z magazynu. I tak zblia si koniec zmiany. Nie musiaem za nimi i. Mogem po prostu odbi kart i sam wyj na rzekie poranne powietrze; poszedbym potem do Humboldt Park, usiad na awce pod szumicymi drzewami i patrzy, jak porzucone w trawie szko z potuczonych butelek mieni si w socu. Wolaem jednak pj za rojem doni. Wolaem ich nie drani. Przeszlimy przez prg do toncego w powodzi wiata dziau produkcji. Czarne kobiety o zrcznych palcach i pustych oczach oraz przygarbieni Latynosi w podkoszulkach pakowali do kartonw instrukcje montau i gazki z elementami modeli. Nikt nie zauway doni. Mnie zreszt te nie widzieli, byli zbyt zajci nadaniem za maszynami. Donie - niczym stra honorowa - ustawiy si w szpaler po obu stronach przejcia midzy dwiema wytaczarkami. Przeszedem midzy nimi i skierowaem si do maszyny po lewej stronie. Przez oson z hartowanego szka patrzyem, jak forma si otwiera, wypluwa gazk z miniaturowymi czciami samochodowymi i byskawicznie si zatrzaskuje. Dwie mechaniczne donie poczyy si nadgarstkami i wspiy po obudowie prasy, trzepoczc przy tym jak jaki egzotyczny owad. Przesuny oson na bok, otwierajc mi drog. Wiedziaem, co musz zrobi. Forma si otworzya. Woyem do niej lew do. Tym razem pamitaem o tym, eby zamkn oczy, nim si zamknie. Bo widzicie, ja miaem plan. Chciaem si doskonali. Ciao nie byo dla mnie dostatecznie dobre. Spjrz na ksiyc, Alex. Ma ksztat sierpa. Prawdziwy ksiyc z bajki. Chcecie usysze t histori czy nie? Mylaam, e to koniec. I susznie. Naomi si podobao. Od razu zasna. Rzeczywicie. Teraz ty mi co opowiedz.

ROZDZIA TRZECI

WYBRANA DAWCZYNI
Oyanoconic in nanacaoctli ya nosol in choca. Wypiem wino z grzybkw I moje serce ka. - pie aztecka Pole gwiazd obracao si z wolna nad pustyni. Zrobio si zimno. Tworzce leb skalne ciany byy niewidoczne w ciemnociach, za to biay piasek jakby emanowa wasnym wiatem. Lni wok opon dipa i ciaa picej na boku starej kobiety. Obok wznosi si olbrzymi czarny kopiec zwinitego w kbek brontozaura. Eva nie spaa najlepiej. le si czua zamknita w obwodach dipa. Suchaa snu Aleksa o jego rnych doniach. Cofna si pamici do dnia - jake odlegego! - w ktrym prawie stracia serce. To byo dawno, bardzo dawno, w dwudziestym wieku. Bya wtedy moda i pikna. Miaa czarne lnice wosy. A teraz staa si aosnym odpadkiem, z ktrego nikt nie mia poytku. Krzywe zby, rozszczepione paznokcie, porwane sznurwki. Otoczona przez rodzin, nieodczn, potworn rodzin jak z wizienia. Obkany m, ktry zbudowa sobie ciao z czci samochodowych, waca ton upoledzona crka, i ona sama, za stara, eby by czowiekiem. Kiedy jednak bya moda i pikna. Bya ppkiem wiata. Zacza wic ni o kruczowosej dziewczynie, ktr dawniej bya. *** Dawno, dawno temu, w dwudziestym wieku, bya sobie moda kobieta, ktra ya tylko po to, by wypeni swoj rol. Wywodzia si z dumnego narodu, a ten wyznaczy jej

nadzwyczaj szlachetne zadanie, ktre czekao j w przyszoci i rzdzio kadym jej krokiem. Mieszkaa na Jukatanie, w Klasztorze Dawcw w Chetumal. Bya rcza jak wiatr. Jej umys wypeniaa rozmigotana mgieka witych legend i klasztornych plotek. Bya yjc w bogiej niewiadomoci idiotk - ale za to miaa swoje zadanie. Obwiedziony murem kompleks klasztorny znajdowa si w samym sercu Cesarskich Ogrodw Botanicznych. Za murem posadzone w rzdach darzymlecznie ocieniay arboretum. Codziennie rano mierzcy dziesi stp wzrostu mczyzna z gow wia podjeda wozem do bramy klasztoru. Na wozie wiercili si niespokojnie mali chopcy o gowach krewetek, prowadzeni przed surowego garbatego mczyzn z bem papugoryby. Nowicjuszki o gowach skalarw podglday nowo przybyych przez szpary w murze. Dwadziecia nowicjuszek sypiao na pytach piaskowca w mrocznym dormitorium. Skr twarzy miay prkowan, w kolorach koralowego ru i bkitu. Eva bya jedn z nich. Nastaa wiosna szesnastego roku jej ycia. wity dzie Ceremonii Sercowej zblia si wielkimi krokami. Nowicjuszki nie rozmawiay o niczym innym. Zastanawiay si, kto zostanie Wybran Dawczyni. W noc poprzedzajc wielki dzie jak zwykle uoyy si do snu na kamiennych pytach, ale nikt nie spa. Eva wsuchiwaa si w ich oddechy. Kraboptaki nawoyway si chrypliwie w arboretum. Przeorysza z gow kaamarnicy wesza do dormitorium i pyna przez cienie. Jej stopy przeciy kau ksiycowego wiata padajcego na turkusowe pytki posadzki. Zatrzymawszy si przy ou Evy, szeptem zaintonowaa modlitw. Obwieszczaa jej mier. Eva radowaa si, e zostaa wybrana. Zgodnie z tradycj, martwa dziewczyna wstaa przed witem, narzucia mulinowy fartuch i sanday i wysza na przechadzk wrd drzew darzymleczni. Jej preceptor sfrun ze swojej niszy pod sufitem, przysiad jej na ramieniu i zoy uskowate skrzyda. Mia posta zmodyfikowanej remory i pomaga jej w nauce. Eva spacerowaa po ciekach arboretum - brukowanych drkach pomidzy grzdkami kwiatw i zi. Przystana przy kpie opuncji o tych, woskowatych kwiatach wabicych karasie pykolubne, ktre uwijay si nad nimi z miym dla ucha klekotem. Preceptor zaintonowa mantr uspokajajc. Wiatr szumia niespokojnie w judaszowcach. - Spjrz, preceptorze, drzewa tacz! - To wiatr - odpara remora. - One zawsze si poruszaj. - Znieruchomiej, kiedy wiatr ustanie. Przez ciek przesza skrzydlica, opierajc si na ciernistych promieniach. Zamrugaa na

widok wschodzcego soca, a czujc na skrze powiew wiatru, rozpostara petw ogonow jaskrawozielon membran upstrzon plamkami srebra i bkitu. Fartuch Evy zaszeleci jak uski kukurydzy. Gazie drzew byy w staym ruchu. Niedugo zaczn si wio senne deszcze, ale Eva ich nie zobaczy. Eva ju jest duchem. Dotkna swojego mostka. Przesuna palcami po blinie - jasnej fadzie pozbawionej czucia, w ktr trzykrotnie werny si ceremonialne noe. Poczynajc od tego szwu, rozstpi si przed laserowym skalpelem jak mikka brzoskwinia, jak struga czystej wody. Rozpynie si w blasku i zostanie tylko jej serce - dar dla Wielorybiego Cesarza, ktrego wasnoci zawsze byo. - Wejd do rodka - szepn jej do ucha preceptor. - Ju czas. - Jeszcze nie. - Musisz tam wej. Przeorysza czeka. Eva skierowaa si w stron bocznego wejcia do klasztoru. - A ty dokd?! - zaniepokoi si preceptor. - To nie te drzwi! Wesza do kuchni, w ktrej akurat pracowaa tylko jedna z sistr - szefowa kuchni, kobieta-manat, ktr Eva wprost uwielbiaa: pulchna, z dugimi wsami czuciowymi, o gadkiej niebieskoczarnej skrze i agodnych brzowych oczach Staa wanie przy pniaku do rbania misa i kroia jamsy. Kiedy w zeszym roku Eva miaa gorczk, przyniosa jej misk jeyn w kozim mleku. A teraz kroia jamsy i nucia pod nosem. To by taki spokojny dwik. Nowicjuszka-skalar zajrzaa do kuchni i zobaczya Ev. - Tu jest! - zawoaa. W kuchni natychmiast zaroio si od nowicjuszek - piszczcych, rozemianych, wykrzykujcych pytania, toczcych si wok Evy, muskajcych j delikatnymi niebieskimi domi. Wszystkie wyglday identycznie, ale tylko ona bya Wybran Dawczyni. Dusia si. Napary zbyt blisko, byy zbyt gone, zbyt rozemocjonowane, zbyt zazdrosne. Tak jakby chciay si wtoczy w ni, do jej wntrza. Wyrwaa si im, uwolnia od ich zachannych pieszczot, roztrcia je i przepchna si na korytarz, skd z rozwianym wosem pobiega do holu na spotkanie z przeorysz. Zderzya si z wysok, kruch siostr w zoto-zielonej szacie. Przeorysza! Eva cofna si, przeraona swoj gaf, lecz niezdolna doby gosu, by wyartykuowa przeprosiny. Smuke perowoszare donie przygadziy fady brokatowych szat matki-kaamarnicy, ktra zamrugaa wilgotnymi powiekami i zmierzya wzrokiem klczc przed ni zdyszan dziewczyn.

- Wsta - powiedziaa, podkrelajc sowo gestem macki. - Dlaczego tu biegasz? - Nie wiem, eminencjo. - Dzisiaj, drogie dziecko, nie powinna si niczym martwi. Nic nie powinno ci rozprasza. We mnie za rk i chod ze mn. Nie wierzc wasnym uszom, Eva uja do matki. Szy korytarzami przez nikogo nie niepokojone, jakby za spraw czarw znalazy si gdzie poza czasem. Wspiy si po spiralnych schodach i wynurzyy spod podogi w kaplicy, gdzie czekay ju cztery dalsze zahori z totemu kaamarnicy. Odebray fartuch i sanday od Evy, ktra stana naga na zimnym marmurze. Preceptor wczepiony czarnymi i ostrymi petwami w jej rami - obserwowa wszystko drobnymi czerwonymi lepiami. Siostry obmyy j gbkami i nasmaroway jej ciao aromatycznymi olejkami. Przyniosy klejnoty byszczce jak wietliki - niebieskie jak szafir i biae jak brylant - ktrymi obwiesiy jej rce i barki. Klejnoty wrosy w jej skr i zapony rwnym bkitnym blaskiem. Siostry rozczesay jej wosy, odziay j w paszcz zwany quexquemitl i naoyy piropusz wyrniajcy Wybran Dawczyni. Nastpnie wrczyy jej srebrny kielich zawierajcy wino i nasienie ololuhqui, odmiany wilca. Sczc wino, czua, jak esencja kwiatu rozpywa si niczym opar po caym jej ciele. Jej koci zmieniy si w kryszta. Dopiero teraz poczua si prawdziwa, rzeczywista, jakby wszystko, co dziao si do tej pory, byo tylko przebraniem i maskarad. Nareszcie moga swobodnie pj swoj drog - i to wanie zrobia. Siostry krztay si wok niej, dokonujc ostatnich poprawek stroju. Miaa ochot wtopi si w posadzk, ale skoro drobinki kurzu szyboway w snopach wiata, ona rwnie moga si tak unosi w powietrzu. Wszystko j zachwycao: witrae, smuke szare donie poprawiajce jej przybrany pirami ubir, czerwone lepka preceptora... Zza drzwi kaplicy dobiegy chrapliwe mskie gosy: - Z drogi! Z drogi! To kapani-najeki po ni przyszli. Siostry-kaamarnice podniosy rytualny lament. Drzwi otworzyy si z impetem i do kaplicy koyszcym si krokiem weszli krgli, przysadzici kapani. Odepchnli siostry zakonne na bok i obstpili Ev. Byli ubrani w karmazynowe sarongi. Obsydianowe naszyjniki opaday im a na kolczaste brzuchy. Ich uski miay barw z iaren kukurydzy - czerwon, pomaraczow, t. Zamiast rk mieli mae petwy i tylko na wp wyksztacone gowy, w ktrych z trudem mieciy si szerokie, zbate pyski. - Pjdziesz z nami! - rykn jeden z nich do Evy.

Wyprowadzili j z kaplicy na wiato dzienne i przez bramy klasztoru wyszli do ogrodu botanicznego. Sza po lazurowej trawie, podziwiajc sady i pola czarnych i niebieskich zb. Siedzca na gazi baniana skrzydlica gono wyrzekaa na otaczajcy j wiat. Pikna lektyka spoczywaa na trawie midzy dwoma wioludmi, ktrzy - podnisszy j z ziemi - mogli oprze jej drgi na swoich skorupach. Daszek lektyki zdobiy szafranowote i aksamitnie czarne orchidee. wioludzie mieli na sobie haftowane jedwabne liberie. Odwrciwszy zrogowaciae pyski, patrzyli, jak Eva sadowi si w lektyce, a potem chwycili drgi. Ogrodnicy o gowach robakw otworzyli szerokie bramy ogrodu. Najekowaci kapani stoczyli si za lektyk, ktr wioludzie ponieli przez most z bursztynowego szka. Most sta na podporach nad szerokim na mil kanaem penym mienicej si zielonej wody. Wiatr rozwiewa pira paszcza Evy. Z drugiego brzegu kanau dobiega szmer tysicy gosw. W pierwszej chwili pomylaa, e to piew Kwietnego Ksicia Xochipilli w jej krwi, albo pogwizdywanie osuwiskowego grzyba Nti Ki Xo, ale potem przypomniaa sobie, e tysice gapiw zgromadziy si na Placu Spichrzw, eby by wiadkami jej odejcia. W miejscu, gdzie bursztynowy most si rozszerza, czekaa ustawiona w szeregach eskorta zoona z onierzy-rekinw. Doczyli do lektyki i kapanw. Droga zesza z mostu i zatoczya agodny uk w wwozie pomidzy olbrzymimi stokowatymi spichlerzami. Kordony pokrzykujcych onierzy powstrzymyway napr pokrzykujcych tumw. Zbite w nerwowe grupki dzieci-krewetki zajaday mroony budy na patyku. Odziani w czer nauczyciele o gowach papugoryb wskazywali Ev kijami. - Pomachaj do tumu - podszepn jej preceptor. Rikszarze-nogacze wiwatowali na jej cze. Przywieli z wylgarni kobiety-minogi, ktrych olize biae ciaa, nabrzmiae od jaj, kuliy si teraz w rikszach pod parasolami. Eva do nich pomachaa; niektre jej odmachay. Spichrze byy obwieszone kolorowymi proporcami, ktre furkotay i trzaskay na wietrze. W oknach toczyli si mczyni omiornice. Orkiestra dziewczt-rozgwiazd sformowaa szyk marszowy za plecami rekinich onierzy, przygrywajc im piskliwie na okarynach i walc w bbny. - ycie jest sodkie - zauwaya Eva. - Skoro tak twierdzisz... - powiedzia preceptor. Droga zbiega stromo w gb jasno owietlonego tunelu wijcego si wrd pianobetonowych fundamentw miasta. onierze i orkiestra zatrzymali si, umilkli i zawrcili. Tunel doprowadzi Ev i kapanw do podziemnej obwodnicy - szerokiego jak rzeka pasa transmisyjnego, ktry ponis ich przez mile szarych, ukowato sklepionych podziemi.

Wszdzie dookoa, take powyej i poniej obwodnicy, Eva dostrzegaa bunkry obsadzone przez piranie z kasty wojownikw, oraz ptle akceleratorw gigantycznych dzia subatomowych chronicych jej kraj przed atakiem rakietowym. Przeszywaa materi wzrokiem na wylot; pod pianobetonow posadzk, pod ska, na ktrej j uoono, widziaa pync magm. Bya szybem geotermicznym. Bya obserwatorium sonecznym. Widziaa cay kontynent. - yjemy na tratwie - powiedziaa do preceptora. - Oddychaj - odpara remora. - Zapominasz oddycha. Pas transmisyjny wyplu ich na nag rwnin upstrzon wieyczkami straniczymi. Z przodu majaczyy trzy wiee orodka medycznego, ktrych egzoszkielet by wzorowany na spiralnej strukturze gbek morskich. Podczas konsekracji kliniki zatopiono w jej fundamentach tysic niemowlt. W rodku czekali ju cesarscy chirurdzy i Wielorybi Cesarz we wasnej osobie. Tragarze lektyki Evy i otyli, bezrcy kapani poczapali w stron wejcia do kliniki. Kiedy si do niej zbliyli, z dachw wystrzeliy fajerwerki, istny deszcz, powd fajerwerkw, ktre - olepiajce w biay dzie - pociy niebo smugami kobaltowego bkitu i chloranowej zieleni. Eva wysiada z lektyki i zacza taczy z zachwytu. Skwierczce iskry tryskay z klejnotw na jej rkach, spaday na bruk i tam gasy, a ona miaa si i wirowaa w tacu. Kapani-najeki uspokoili j i popchnli w stron szklanych wie. Cz z nich zaintonowaa pie pogrzebow, poniewa po wejciu do kliniki Eva zostanie uroczycie uznana za zmar i oficjalnie pogrzebana. Eskortowali j do Tlalocanu, Innego wiata, ale przecie orodek medyczny wcale nie by Tlalocanem. Dlaczego zatem wci o nim gadali? Setki chorych wylegy na przylegajce do szpitalnych oddziaw tarasy: mczynipawiki, eunuchowie-kauri, dzieci-piroskrzelce... Sprawiali wraenie przemczonych i niewyspanych. Oddawali cesarzowi mnstwo krwi. Krwiodawstwo byo ich wycznym przywilejem i nadawao sens ich aosnej egzystencji. wity cesarz zuywa duo krwi, ktr po jednokrotnym przepyniciu przez jego yy odprowadzano do farm hydroponicznych, by udzielia im swojego bogosawiestwa. Potrzebowa krwi take do napenienia swojego basenu, ktry by ogromny jak jezioro. Prawd mwic, tak duy basen nie by mu wcale niezbdny; cesarz by zwyczajnym grubym starcem o czterech sercach - ale by cesarzem. - Dlaczego si zatrzymaa? - Na co tak patrzy?

- piewajcie dalej! Utrzymanie cesarza przy yciu wymagao czterech serc, z ktrych kade po upywie czterech lat wymieniano na nowe. Taka wanie bya rola Evy. Wysoko nad jej gow chopiec-piroskrzelec wdrapa si na balustrad tarasu. Chorzy zachcali go okrzykami i dodawali mu otuchy, a skoczy, a wtedy odprowadzali go wiwatami przez cay lot. Spad na kamienne pyty. Odbi si od nich, ale tylko raz. Za nim skoczyo trzech dalszych chorych, a potem spad prawdziwy ich deszcz. Samobjstwa byy dozwolone wycznie w Dniu Dawcy, kiedy to przybieray rang sakramentu. Najekowaci kapani wyraali piewem swoj aprobat. Rosncy stos potrzaskanych cia nie by przyjemnym widokiem. Eva przyspieszya kroku i wesza do holu kliniki, gdzie kapani przekazali j w rce czterech pielgniarek. Pielgniarki miay gowy ososi, kojce gosy, delikatne donie i paskie pomaraczowe oczy. Zabray jej paszcz i piropusz i uoyy j na zaopatrzonych w kka marach z biaego szka, ktre nastpnie przetoczyy na brzeg kanau, gdzie na powierzchni lepkiej fioletowej cieczy unosia si zocona gondola. Przeniosy mary do gondoli i zocista deczka pomkna z nurtem podziemnego strumienia, ktry ponis j na dno biegncego w gr szybu. Srebrne wrota wyoniy si z lnicej cieczy, odcinajc gondol od strumienia, i poziom cieczy w szybie zacz si podnosi. Wraz z nim wznosia si gondola. Pielgniarki pomogy Evie wsta i poprowadziy j rurowatym, wijcym si jak w korytarzem. Nogi si pod ni uginay, ale opiekunki cay czas j wspieray i pilnoway, eby nie zboczya z obranej cieki. Miny radiologa-ciernika w grubym skrzanym fartuchu, ktry podnis wzrok znad swoich glinianych tabliczek i si ukoni. - Dzikuj - powiedziaa Eva. - Dzikuj. - Nie ma za co - odpara jedna z pielgniarek. - To dla nas zaszczyt. Po drodze przystrzygy noyczkami kruczoczarne loki Evy, ktre melancholijn konstelacj usay tras ich przejcia. Usuny te wczepione w jej skr klejnoty, a potem tak dugo przesuway buczce kryloprzybory po skrze jej gowy, a obray j do czysta. Za ukowatym przejciem otwieraa si sala operacyjna - okrga komnata przykryta zwierciadlan kopu ze szka. Jej rodek zajmowao bazaltowe podwyszenie, na ktrym spoczywaa obsydianowa pyta. W znajdujcej si z boku sali wnce dwch nagich chirurgw pawio si w blasku lamp odkaajcych. Mieli gowy paszczek. Wszystko wygldao tak jak powinno, Eva zaczynaa jednak dochodzi do wniosku, e otaczaj j szalecy. Ci porzdni, przyjani, pomocni ludzie, ci chodno umiechnici profesjonalici, ktrym do gowy by nie przyszo, eby j skrzywdzi, musieli by obkani.

Zamierzali przecie wyci jej serce! Serce, ktre teraz a skulio si w jej piersi. Musiaa si bardzo postara, eby nie zacz krzycze. Od maego ya wrd nich. Nauczyli j chodzi. Nauczyli j myle. A teraz j pokroj i wyrzuc te jej kawaki, ktre nie bd im potrzebne. Tylko e nie wszystko poszo po ich myli. Eva nie chciaa umiera. - Ju niedugo - zapewnia siedzca jej na ramieniu remora. - Cicho bd! - warkna Eva. - Ty nic nie wiesz! Pielgniarka z gow ososia postawia obsydianow pyt do pionu i kazaa Evie przysun si nagimi plecami do jej lodowatej powierzchni, po czym pyta znw si przechylia i przeja jej ciar. W gbi czarnego kamienia zahuczay medyczne czujniki. Wirujce platynowe igy nakuy jej skr i nagle cae ciao zaczo jej ciy jak ow. Pielgniarka przepasaa j w talii skrzan tam i mocno zapia sprzczk. Eva patrzya na swoje odbicie w lustrzanej kopule. W sali pociemniao i stoek gorcego czerwonego wiata wyowi pyt ofiarn z pmroku. Otoczyli j mantogowi chirurdzy w biaych szatach z cekinami i lateksowych rkawiczkach. Ich wewntrzne gosy mieszay si zgiekliwie w gowie Evy: - Odpr si, drogie dziecko. Odrzu niepokj. Pokadamy w tobie wielkie zaufanie. - Co za nieznona gwniara. Takie ju moje szczcie, akurat teraz ten pmzg anestezjolog musia pochrzani dawki. - Na Quetzla, otaczaj mnie kretyni. - Otwrz serce przed Laserem Wiary, moja crko. Musisz si nauczy dawa siebie innym. Gosy buczay monotonnie, wic Ev w puapce niepewnoci. Rozpakaa si. - Pom mi, matko! - zaszlochaa. - Jestem taka zagubiona! Utraciam stan aski! - Przeklte suki, niczego nie potrafi porzdnie zrobi! Dostaa za du dawk! eby tak sabotowa mj zabieg! Usma im te ich kaamarnicowe lepia w male. Serce Evy byo maym, lepym stworzonkiem zamieszkujcym jej pier. Z zadowoleniem oddychao sobie jej krwi: wdychao szkaratne we i wydmuchiwao je przez cztery rozgaziajce si trbki w gb puc. Nie grozio mu adne niebezpieczestwo, chirurdzy si nim zaopiekuj. Chc je tylko przeoy w inne miejsce. Stoek czerwonego wiata zwzi si, laser zawis w pmroku. Rozstp si przed wiatem, ktre przecina, wyrecytowaa w duchu Eva. Nie lkaj si go. Rozstp si przed jego wiatoci, jak letnie oboki przed socem. Przez godzin po operacji sztuczne pucoserce bdzie j podtrzymywao przy yciu.

Dziki niemu wyjdzie na taras i przemwi do wielbicego j tumu, ubrana w bia ciernist koron lubn i paszcz z biaej koronki i kwitncych zb. Gdyby si okazao, e nie moe mwi, podo pod jej wystpienie nagrany gos. Nastpnie wytatuuj jej na policzku symbol mierci, zabior j do katakumb i tam odcz. Zostanie postawiona obok tych, ktre j poprzedzay. Tak wanie powinno by. Napywajca przez kraty w pododze niebieska woda zacza wypenia sal operacyjn. Pielgniarki pomogy chirurgom przypi maski tlenowe. Sona ciecz zachlupotaa o stopy Evy. Jedna z sistr wcisna jej ustnik midzy zby. - Zagry - polecia. - Oddychaj przez t rurk. Gboki wdech. Tak, dobrze. Woda pochona nogi Evy, zagarna stolik instrumentariuszki. Eva zamkna oczy. Remora dziesitkami drobnych zbkw wgryza si jej w szyj. Co si z tob dzieje?! - krzyczaa. Niczego ci nie nauczyem?! Zamierzasz tak lee i czeka, a ci pokroj?! Daj mi spokj! - odparowaa nienawistnym tonem Eva. Ale to takie proste. Kiedy popchniesz ukryt dwigni, otworzy si tajne przejcie. Wbiegniesz w ukryty korytarz, popdzisz jak wiatr i uciekniesz im wszystkim. Wystarczy jedno mae pchnicie. Ale ja chc umrze, wyjania Eva. To jest spenienie moich marze! Czemu chcesz wszystko popsu? - Stawia opr. - Prbuje mwi. - Mocniej zacign pas gowowy! - Wicej narkozy! Eva skupia si i zacza spokojnie oddycha przez rurk. Otworzya oczy. Czerwone wiato przewiecao przez wod. Zwizana i zakneblowana leaa na pochyej obsydianowej pycie. W jej ciele tkwiy wirujce platynowe igy. Wok niej dreptali gorliwi chirurdzy o cignistych, pokrytych uskami twarzach, ubrani w gumowe maski i docieni pasami balastowymi. Pomrukiwali co do mikrofonw, porozumiewajc si midzy sob. Z ich aparatury do oddychania unosiy si strugi pcherzykw powietrza. Otaczali j, jak drapieniki zwierzyn. Jej rce same si poruszyy, gdy prowadzcy operacj chirurg wznis sztylet ceremonialne ostrze wyrzebione z twardego drewna i ostre jak szko. Powodowane wasn wol zapay za rkoje sztyletu, doczajc do zacinitych na niej doni chirurga. Cztery donie razem opuciy kling, a dotkna mlecznobiaej blizny na mostku. Eva sama dokona

pierwszego nacicia. Chirurg mia jej tylko pomc. Obce gosy spieray si w jej gowie, niewyrane i swarliwe, niczym rozd yskutowane awice krewetek, wznoszc si w swych piskliwych sporach ponad prg syszalnoci, gdzie Eva nie moga za nimi nady. Spoza masek spoglday na ni pyski paszczek i ososi. Miay mae czarne i martwe lepia, ktre bardziej przypominay rany zadane rozpalonym pogrzebaczem ni prawdziwe oczy. Eva cia. Spod czubka sztyletu buchna chmura czerwieni. Chirurg mocniej zacisn donie na rkojeci - lecz jego rce byy sabe. Eva wzia gboki wdech. Wyplua ustnik, wyrwaa chirurgowi sztylet i wbia mu ostrze w szyj, prosto w krgosup. Wyszarpna bro z rany. Ten pan ju dzi nikomu serca nie wytnie. Odpia pas ptajcy j w talii i zwina si w kbek. Pielgniarka signa do jej kostek. Eva kopniakiem odtrcia jej rce i pit gwatownie wyprostowanej nogi trafia prosto w biay, bezzbny pysk drugiego chirurga, asystujcego przy operacji. Bam! Z miejsca uderzenia trysna mtna rdzawopomaraczowa ciecz. Druga pielgniarka, czapic ciko, zasza j od tyu. Eva odbia si stopami od bloku obsydianu i wyprysna ku grze przez wysterylizowan czerwon wod. Dotarszy do kopuy, przytkna donie do lustrzanej powierzchni i przysuna do niej twarz. Po drugiej stronie zobaczya ludzi zasiadajcych na widowni, jak w teatrze. Wszyscy wpatrywali si w ni wytrzeszczonymi oczami. Oni mieli czym oddycha, ona nie. Uderzya pici w szko i nagle uwiadomia sobie, e w zbach trzyma sztylet. Uja go w do i dgna lustro. Uderzaa raz za razem, a zaczo pka. Woda napara na szczeliny i pocieka na zewntrz. Widzowie zerwali si z miejsc i stoczyli w przejciach, ale Eva nadal nie moga zaczerpn tchu. Wbia twarde drewniane ostrze w punkt, z ktrego rozchodziy si szczeliny w szkle, i szarpna rkoje w bok. Kopua pka w diaby, niczym czaszka, ktr co rozsadzio od rodka, zrywajc wszystkie szwy. Sona woda zalaa widowni. Porwana jej nurtem Eva wyldowaa na czworakach na szorstkim zielonym dywanie. Teraz moga swobodnie odetchn. - Co ty wyrabiasz?! - wrzasn jej preceptor. Zerwaa uczepion jej ramienia remor i roztrzaskaa jej eb o podog. Najwidoczniej bya jakim dziwolgiem, mutantem, skoro chciaa y. I udao jej si: przeya. I doya staroci, w ktrej staa si mieszna i aosna. Teraz kolej na Naomi. Naomi! Obud si i opowiedz nam ktry ze swoich snw.

ROZDZIA CZWARTY

DEZERCJA
Czowiek do pracy niestworzony Jest jak ogrdek zachwaszczony. A kiedy chwasty porosn wszystko, Jest jak pokryte niegiem ciernisko. - Gsia Marna wiec gwiazdy. Wszyscy na tej gupiej pustyni pi. Tata pi. Mama pi. Oboje ni. Ale ja czuwam. Ja zawsze czuwam. To te jest sen, ta pustynia. Sen, ktry doktor Labirynt wkada nam do gw. Wiem o tym, bo sam mi tak powiedzia. Ja nigdy nie ni. Za to czasem wypuszczam z gowy ducha, ktry za mnie ledzi rne wydarzenia; oglda rzeczy, ktre dziej si naprawd, albo takie, ktre wydarzyy si dawno temu. Akurat teraz, kiedy mama opowiadaa swj sen, prbowaam si cofn do tamtej nocy, kiedy zjadam tat. Zjadam go w krgielni w Kolumbii Brytyjskiej, w 1990 roku. Ale przypadkiem cofnam si dalej, a do 1970, przez co musiaam czeka dwadziecia lat i patrze, jak upywa moje ycie. Nie trwao to dugo. Mnie si nigdy nic nie przydarza. W gowie nadal jestem ma dziewczynk. To znaczy, e jestem upoledzona. Tak mi powiedzieli w obozie rekrutw. Miaam pitnacie lat, kiedy wstpiam do armii kanadyjskiej. Byo tak samo jak w sierocicu: brzydka pogoda, gryzce koce, zapleniae baraki; czowiek musia robi, co mu kazali, bo w przeciwnym razie zarzucano mu, e ma trudny charakter. Dostaam przydzia do obsugi instalacji radarowej na jakim jukoskim zadupiu. Obsada posterunku w caoci skadaa si z modych i nieszczliwych kobiet. Przemieszkaam tam ptora roku, otpiaa i z zamtem w gowie; jedynym moim zajciem byo zmywanie

betonowych posadzek. I tak miaam fart, bo na przykad moja dziewczyna nie miaa adnej roboty. Po prostu mieszkaa na swojej pryczy i czytaa kolorowe pisemka. Ktrego dnia oficer dyurna awansowaa mnie na pomocnic pomywaczki. Musiaam po dziesi godzin dziennie stercze w zaparowanej kuchni, zeskrobywa brud ze stowkowych tac i przez podwjn warstw szka oglda zmierzch nad wieczn zmarzlin. Mieszkaymy w pokrgych barakach z blachy falistej, na wp zagrzebanych w ziemi i poczonych harmonijkowatymi rurami. Niebo byo wiecznie biae, odbite od lodu soce bolenie razio oczy. Kiedy si wyszo na dwr, ld skrzypia pod butami, a zib pali w pucach. Nie dostawaymy urlopw, nie byo dokd wyj, na oczy nie widziaam adnego radaru, a w kocu zrozumiaam subteln rnic: ja wcale nie peniam suby w bazie wojskowej, tylko siedziaam w obozie odosobnienia. Umwiam si na spotkanie z moj opiekunk, Esther. Chciaam si ubiega o przeniesienie. Esther zasugerowaa mi rezerwy kriogeniczne. Zamroonych onierzy. Daa mi do przeczytania kontrakt. Owiadczenie, e si zgadzam. Siedziaam na zimnym krzele w pustej stowce i prbowaam czyta. Oferta Korpusu Kriogenicznego wygldaa bardzo dobrze, wrcz za dobrze. Dawaa si zamrozi na dwadziecia lat. Odmraali ci w wypadku stanu wojennego albo wojny ldowej, ale jeli przez dwadziecia lat nie bya im potrzebna, budzili ci i bya wolnym czowiekiem. Do tego emerytura weterana wojennego. Plus kredyt edukacyjny. Sprzedaam si. Wysypaam sl na blat i zaczam palcem rysowa po stole. Kriostaza cieszya si wtedy wielk popularnoci na caym wiecie. Wszyscy waniejsi gracze w to weszli. To by taki ostatni akt wycigu zbroje. W wiadomociach na bieco porwnywano siy zamroonych armii; dziennikarze mieli do arsenaw nuklearnych, gazu paraliujcego i broni biologicznej, na ktrej nazwach mona sobie poama jzyk. Pojechaymy z Esther ciarwk do przechowalni. Tam zamraali onierzy. Jechaymy prost jak strzaa drog przez omsza tundr i botniste rwniny. Przechowalnia skadaa si z parkingu, dwch hangarw i pozbawionego okien biurowca. Wysiadam z wozu i zasalutowaam Esther na poegnanie. Zawrcia i odjechaa. Weszam do rodka przez drzwi z napisem ORIENTACJA. Recepcjonistka zaprowadzia mnie do pokoju odpraw, gdzie przy biurkach siedzia chyba z tuzin umundurowanych mczyzn i kobiet zajtych wypenianiem formularzy. Po mniej wicej godzinie zjechali si wszyscy ochotnicy do zapuszkowania i rozpocza si odprawa. Sierant z obsugi technicznej podszed do tablicy, przedstawi si, rozwin ekran

projekcyjny i rozpocz wykad o procedurach zamraania, gsto ilustrowany slajdami i naszpikowany fachow terminologi. Siedziaam w pmroku zauroczona elektronowymi mikrografiami, na ktrych rozwidlajce si dendryty neuronw przypominay czarne bezlistne gazie po burzy nienej, a aksony zwisay z ganglionw jak kolawe sople. Wiatrak projektora mrucza cicho, sierant mamrota monotonnie, a moj uwag przycign kark siedzcego przede mn chopaka. Od miesicy nie widziaam chopaka. Co o tym, jak deterioracja jonw synaptycznych jest hamowana przez indukcj prdw szybkozmiennych w nadprzewodzcej cytoplazmie przy temperaturze rzdu siedemnastu kelwinw, nastpny slajd prosz, co tam, co tam, co tam, prosz wczy wiato, pstryk, czy s jakie pytania? Pielgniarz wzywa nas pojedynczo do gabinetu zabiegowego, gdzie pooyli mnie na obitej skr leance, ogolili mi gow, pachy i krocze; mieli tam takie stalowe michy pene pianki do golenia. W wypenionym wrztkiem sterylizatorze pawiy si dwie miedziane obrcze i maa gumowa uszczelka. Jedno i drugie mieli mi przyczepi do czubka gowy. To si nazywa trepanacja. Jaskiniowcy robili j swoim zmarym, ale wojskowi lekarze mieli inne powody. Pyn mzgowo-rdzeniowy zwiksza przy zamraaniu objto i jeli nie znajdzie ujcia, miady mzg. Dlatego lekarze musieli kademu z nas wywierci w gowie may otworek i zatka go elastyczn membran. Potem, w wypenionych ciekym azotem puszkach, membrany si wybrzusz, ale nie pkn. Jeden lekarz nafaszerowa mi czach rodkiem znieczulajcym, paru innych chwil przy niej pogrzebao. Wolaam nie wiedzie, co dokadnie robi. Kiedy ze mn skoczyli, odesali mnie do szatni. Zdjam mundur, zoyam go i upchnam w kwadratowym koszu z drucianej siatki z blaszanym numerem. Musiaam te odda okulary, bez ktrych ledwie widz. Sierant sztabowy odesa ca nasz grup do a ni parowej, w ktrej byo peno hamakw z biaego nylonowego sznurka rozpitych na aluminiowych stelaach. Kaza nam si pooy w hamakach i odpry. - Czemu musimy ka si do hamakw, eby si wykpa? - zdziwi si ktry z ochotnikw. miesznie mwi. Chyba by upoledzony, jak ja. - Taka jest procedura - odpar sierant. Poczeka, a wycigniemy si w hamakach, i wyszed. Rozleg si cichy syk i gsta biaa para wypenia ani. Gapiam si w sufit. Byo mi ciepo, chciao mi si spa. W pewnym momencie zorientowaam si, e nie mog ruszy gow. W moich mylach pojawio si jedno sowo: kurara. Poczuam czyje rce na skrze: dotykay mnie, smaroway klejem, podnosiy mosine

krki podczone do czerwonych drucikw i przyklejay mi je do kciukw, palcw stp, eber... Gowa przetoczya mi si na bok i spojrzaam w oczy kobiety na ssiednim hamaku. Patrzya na mnie tpo. Nie mogam zamkn oczu. Wszyscy bylimy nadzy. Po podczeniu czerwonych drucikw te same rce odpiy mj hamak i przerzuciy mnie razem z nim do metalowego wzka, ktry nastpnie przewieziono do hangaru. Hangar by kryty zielonym pleksiglasem. Na szarej cementowej pododze stay chromowane puszki dziewiciostopowej wysokoci, prawdziwy las puszek. Rce zaparkoway mj wzek przy wyznaczonej puszce. Porwnay numer puszki z tym na bransolecie zapitej wok mojej kostki. Sprawdziy i zanotoway odczyty wskanikw. Chwyciy masywn czarn wtyczk z trzema bolcami, w ktrej zbiegay si wszystkie moje druciki. Wspiy si po wbudowanej w cian puszki stalowej drabince (jej szczeble miay ksztat litery C) na gr, do otwartego wazu, po czym signy do rodka i wetkny wtyczk w wewntrzn cian puszki. Zeszy z powrotem na posadzk. A kiedy was upi? - rozleg si gos w mojej gowie. Mwili przecie, e was upi! Wrd puszek przemieszcza si uraw na kkach z operatorem i pomocnikiem. Zatrzyma si przy moim wzku. Pomocnik podczepi mj hamak do wysignika i uraw dwign mnie do gry. Zawisam gow w d i zaczam si powoli obraca wok wasnej osi, gdy pomocnik operatora okleja mnie lepk bia gaz ze szpuli. - Gotowa - powiedzia. Wcale nie! - krzycza gos w mojej gowie. Wcale nie jest gotowa! Ale oni go nie syszeli. uraw podnis mnie wyej, a potem opuci w gb ciemnego otworu. Olepiony i sparaliowany Houdini, ktry prbuje dokona niemoliwej ucieczki. Przez zwoje gazy prawie nic nie widziaam. Moja posta rozlaa si po chromowanej powierzchni puszki jak w gabinecie luster w wesoym miasteczku. Toncy w mroku r owinity w biel. Pomocnik wetkn gow w krg wiata nad moimi stopami, wsun do rodka ptl z drutu i zatrzasn pokryw. W cakowitej ciemnoci pompa prniowa skrada mi ostatnie tchnienie. Podniebienie bolao mnie od cinienia spronego ciekego azotu, ktry nie mg si doczeka, kiedy wypeni puszk. Modliam si, eby to czekanie wreszcie si skoczyo. eby co wypenio prni. I nagle olepiajca krwawoczerwona byskawica przepyna z jazgotem po tysicu drutw i nerww, na uamek sekundy rozwietlajc gstniejc chmur delikatnych bkitnych kropelek. Trzask! Dla mnie byo po wszystkim. Pozbawiona dreszczy i skurczw. Pozbawiona baga i ez. Zostaam tylko ja, tylko mj

mzg, napinajcy rdze krgowy jak gumk napdow samolotu zabawki. Szarpaam si, wiam, prbowaam si wyrwa ze zmroonej na wskro ciemnoci, przekltej ciemnoci, tak lodowatej, e mona by j kroi noem, noem tak ostrym, e odciby kciuk, a ten kciuk taki drtwy, e nie wszedby w maso, a to maso takie mae, e piewa soplom i cieka wntrzem cienkiej igy, tak cienkiej, e zeliznaby si z yki, a ta yka jest tak gorca, e wypala dziur w jzyku, jzyk za jest tak wilgotny, e przymarza do lodowatego parkometru, i tak tkwisz bez ruchu, tkwisz, tkwisz... Przyklejona. Na ulicy miasta, w brudnej nieycy, zapana za jzyk. Wcale nie pociesza ci fakt, e jeste jedn z wielu, z mnstwa maych dziewczynek w niebieskich kurteczkach, ktre stoj na chodniku z jzykami przymarznitymi do parkometrw, dlatego e byy takie niemdre. Dlatego e byy niemdre, a take dlatego e kto, kogo nigdy nie udaje im si zobaczy, regularnie wraca i wrzuca do parkometrw kolejne wierdolarwki. Robi to po to, eby prd stale pyn przez parkometry i eby nie wyskoczyy czerwone chorgiewki oznaczajce upyw opaconego czasu. Dlatego jzyki cay czas s przymarznite - fioletowe, obolae jzyki dziewczynek w niebieskich kurteczkach. I tak przez dwadziecia lat. Och, dziatki zbkane! - zabrzmia gos w mojej gowie. Strzecie si! Strzecie! Jestecie bowiem martwe. Strzecie si wieka, ktre zatrzaskuje si i dusi. Strzecie si kujcych lodowych roztoczy, rojcych si w kostkach lodu, ktre unosz si w wymarych, citych mrozem rynsztokach, gdzie nikt nie wezwie do was karetki. Gryzcy, musujcy kwas z akumulatorw wypenia bzyczeniem to miejsce, gdzie balony pkay jak skorupki jajek, a skorupki uginay si jak balony. W niektre dni wyobraaam sobie, e jestem ma Holenderk, ktra wpada pod ld, lizgajc si na ywach na zamarznitym stawie. Teraz peza po lodowym suficie, nie mogc znale miejsca, w ktrym si pod ni zaama. Nikt jej nie moe pomc. Chybotliwe baki jej krzykw wznosz si w zielonej toni i przetaczaj po biaym, liskim sklepieniu. P od lodem rozpociera si agodne bkitne niebo, ale jej pistki nie s w stanie go przebi. Ostatni bbel powietrza przywiera do niebieskich jak niebo warg. Nie trafia si aden yczliwy drwal, ktry wyrbaby przerbel i j uwolni. Nie spaam. Sierant obiecywa, e stracimy przytomno i nic nie bdziemy pamita. Ale to byo ordynarne kamstwo! Im duej tak tkwiam pod lodem, tym szybciej i wicej mylaam. Moe tylko ja jedna nie spaam? Moe takie ju moje szczcie? Inne mrozotrupy si nie skaryy. aden nawet nie miaukn. W hangarze panowa cakowity spokj, byo sycha tylko szum wetknitych im w zby pomp freonowych. Przez ca zim na

pleksiglasowy dach pada nieg, ktry potem, na wiosn, topnia. Raz w miesicu przychodzi technik w zielonym kombinezonie i sprawdza szczelno przewodw chodzcych. Mijay lata. Przyszo mi do gowy, eby uciec. Rozwaaam t kwesti w zaciszu swojego szpiku kostnego. Inne sztywniaki mogy sobie przespa ycie niczym biae larwy w wskich komrkach woskowego plastra - ale nie ja. Ja zaczam sobie grzeba w gardle, wymiotowa i raz za razem przeyka sodkie wymiociny, a zmieniy si w mleczko pszczele. Zmieniam si. Moi pomocnicy mnie zmienili. Miaam ich ca gromad, tajemnicz band pomagierw, ktrzy wygldali jak ludzkie hormony, ale obracali si w toksycznych krgach. Wydawaam im instrukcje w najdalszych zakamarkach moich sztywnych, poraonych prdem tkanek, a oni kiwali gowami i szurajc nogami, wychodzili na niene pustkowie. Tam, bez wiadkw, dokonywali rzeczy, ktre przeczyy wszelkim prawom zoologii. Na bieco tworzyli nowe prawa, deformowali moj chromoplazm, naginali j do mojej woli. Uwaasz, e to nieprawdopodobne, tato? Za mao wiesz, eby w ogle si na ten temat wypowiada. Jak mylisz, w jaki sposb zaatwia si wszystko na tej planecie? Pierwszym etapem przepoczwarzenia byo rozmarznicie. Stopiam si, rozpuciam w mieszaninie na wp citych lipidw wtrobowych i lecytyny przysadkowej, staam si kwanym mlekiem poczwarczym, ktre, dojrzewajc, nabierao sodyczy. Kontynenty moich kodonw tony jak kamienie we wzburzonym komrkowym oceanie szumu ycia. Mona by pomyle, e przepady na zawsze; e s nie do odzyskania po denaturacji do postaci brudnych, obszarpanych kart perforowanych walajcych si po pododze Archiww Dezoksyrybonukleinowych. Zapomniane odsyacze do chybionych taktyk ucieczki. Rozmazane nie do poznania, zniszczone w stopniu uniemoliwiajcym rekonstrukcj. Tak wanie mona by pomyle. Kto by jednak tak pomyla, myliby si. Zawsze przecie zostaje kopia. Zawsze zostaje kopia, ukryta bezpiecznie w zaciszu Biblioteki ycia i czekajca na wypisanie rewersu. Zachowania i struktury, wyczekujce swojej chwili od czasw mezozoicznych. Widziaam je. Pawiam si w nich. Byam rewersem. Przeliznam si przez lodow barier i nawoywaam je ile si w pucach. Brodziam w morzu nieograniczonych moliwoci. Nastpnego dnia mogam si obudzi jako owsik albo mtwa. Albo rzdek licznych, martwych kosw, zawieszonych za pazurki na przewodzie wysokiego napicia i odpadajcych jeden po drugim. Moje oczy nauczyy si widzie w roziskrzonym czarnym syropie. Moje palce znw

nauczyy si porusza. Zapaam si sznurw hamaka i powoli si z niego wyczogaam. Nikt nie widzi w ciemnociach. Nikt si nie porusza w ciekym azocie. A ja widziaam i poruszaam si. Nie byam ju poczwark. Na wewntrznej stronie pokrywy znajdowao si koo otwierajce zasuw. Zwiesiwszy si z hamaka, zacisnam sin pi na kole i szarpnam mocno. Szczkno i ze szczeliny wok wazu buchn obok biaej pary. Wypchnam waz i wyczogaam si z puszki. I zaczam spada. Na szczcie, wlokcy si za mn hamak wyhamowa mj upadek i agodnie zsunam si na posadzk. Poczekaam, a obeschn, po czym usiadam i zdaram ze skry wszystkie mosine krki. Przesunam doni po gowie i poczuam pod palcami krtk szcze. Wosy mi odrastay. A potem staam ju na parkingu pod gwiadzistym niebem, ubrana w zielony kombinezon. Wszdzie dookoa rosy sosny. Poszarpane chmurki mojego oddechu odpyway w noc. Skd te sosny? Musieli mnie gdzie przewie. Nie byo reflektorw, syren ani pokrzykujcych stranikw - tylko ja sama, stojca w kauy deszczwki. Dwa wojskowe dipy. Ogrodzenie zwieczone drutem kolczastym. A za ogrodzeniem drzewa, gwiazdy i asfaltowa droga. Czyby zamrozili wszystkich na wiecie? Nie. Zamierzaam zdezerterowa, i to najszybciej jak si da. A do tego potrzebne mi byy buty. Jedziam zgniozielonym dipem w kko po parkingu. Mga w snopach wiata z reflektorw. Opony rozchlapujce wod w kauach. W koo, w koo. Leciaam jak kos w eksplozjach rozwietlonej wody, przemoczona do suchej nitki. I miaam si jak obkana. W ogrodzeniu bya brama, ktrej zamknite skrzyda kto spi acuchem. Reflektory zanurkoway prosto w ni. Dip wyrwa j z ogrodzenia, podskoczy na niej i powiz mnie w las. Droga spywaa po stokach ciemnych wzgrz, pokrytych jodow sierci i poronitych gsienicami jeynowych zaroli. Nad drzewami przelewaa si rzeka gwiazd. Paki i troje machay do nas z przydronego rowu, zachcay, eby do nich zjecha, ale dip mocno trzyma si oponami grzbietu drogi. Droga przypominaa czarnego wa z brzozami zamiast eber. Dip znajdowa si w jego brzuchu. Wosy sieky mnie po oczach; rosy byskawicznie i cigny si jak syrop karmelowy. Szczkaam zbami. W uszach gray mi marimby i harfy eolskie. Poboczem maszeroway czerwone odblaski na supach - ponce iskry, ktre szybko zostaway w tyle. piewaam wymylone na poczekaniu piosenki w rytmie szczkania moich zbw. Wyrwaam si z wojska. Jeeli wosy bd mi dalej rosy w takim tempie, do rana bd miaa

prawdziw szop kudw; mogabym uwi sobie w niej gniazdko i si w nim ukry, a andarmeria nigdy mnie nie znajdzie. Zamieszkam w niezbadanych jaskiniach we wntrzu pasma dzikich gr zbudowanych z brudnych blond wosw. Dip wycina wiszczcy tunel w nieruchomej nocy i muzyce wierszczy. Turbiny wypiewyway metanolowe songi, ktre przez karoseri przenosiy si wprost do moich koci. Wiatr zawodzi symfonie odmroeniowe, ktrymi jak kolcami nabija patki moich uszu. Rzep i oset. Db i wiz. Mga przesza w mawk, kua mnie w twarz, ciekaa strukami po przedniej szybie. Robio mi si niedobrze, kiedy prbowaam ledzi je wzrokiem. Wochata szara ma wycia stroboskopowy zygzak w wietle reflektorw i rozbia si na szybie, brudzc j t mazi. Plask! Nieza sztuczka, pomylaam. Z przodu, za wzniesieniem, las zaczyna wieci i zza pagrka wyonia si para reflektorw, ktra zaraz znw znikna mi z oczu. Przypomniaam sobie ide pasw ruchu i przepisy drogowe i zjechaam na prawo. Pami pomau mi wracaa. Reflektory pdziy w d zbocza, a w kocu poczyy si z ciarwk szerok jak caa droga i dwa razy wysz. Na spotkanie ze mn gnay nieprzeliczone tony wiata i rozpaszczajcych wszystko opon. Dip wry si w cian lodowatej wody. Usztywniam rce w okciach i zaparam si o kierownic. Puca wypeni mi dieslowski odr, woda pocieka za konierz. Kontakt z drugim czowiekiem. Deszcz rozpada si na dobre: omota kanonad o jezdni, terkota gono na masce wozu. Dip wyjecha zza zakrtu i nagle znalelimy si wrd schludnych domkw na przedmieciach. Meble ogrodowe z biaego metalu i rowerki na wysypanych biaym wirem podjazdach. Koci. Remiza straacka. Warsztat samochodowy z podwrkiem penym wrakw. Kilka pyta nie dawao mi spokoju. Czy andarmi pomyl, e uciekam, czy e zostaam wykradziona? Czy przekazali ju mj rysopis lokalnej policji? Czy do niego pasuj? Jak to moliwe, e widz dobrze bez okularw? Jak dugo dam rad prowadzi, nim zasn? Od dwudziestu lat nie spaam. Ani nie jadam. Dip min w wolnym tempie biay gmach ozdobiony sztukateri, na ktrego dachu wieci pomaraczowy neon KRGIELNIA. Przy drzwiach drugi neon, zielony, obwieszcza PIWO I PIZZA. Dip wjecha na parking i zgasi silnik. Wysiadam, caa zesztywniaa. Lao jak z cebra. Usyszaam dwiki muzyki. Nie miaam butw, nie miaam pienidzy, nie wiedziaam nawet, czy ludzie nie mwi tu w jakim innym jzyku. Spojrzaam na m rozpaszczon na szybie. Poruszya jednym odnem. A moe to

deszcz nim poruszy? Para cieka mi z ust. Zdrapaam t plam palcem wskazujcym, ktry nastpnie wytar si o mj jzyk. Wyczuam, e ma wci yje, wic j przeknam. W moim brzuchu zmienia si w ciepy, czerwony wgielek. Nabraam odwagi. Przeszam przez parking i przez szklane drzwi weszam do rodka. Stanam na gryzcym zielonym dywanie wycieajcym nisk, dudnic echem stodo. Durna muzyka wylewaa si z wbudowanych w sufit gonikw. Zielony dywan cign si przez ca dugo budynku. Stojaki z kulami do krgli i pochylnie prowadziy na boki, do poszczeglnych torw. Z prawej strony miaam dwadziecia torw z lakierowanego drewna, dziesi stow punktowych i pi pkoli z awek. Pod cian naprzeciwko wejcia stay automaty z przekskami, mikrofalwka, automaty do gier i budka kasjera. Kasjerem by ysawy mczyzna o przekrwionych oczach, ubrany w hawajsk koszul. Siedzia na stoku i czyta opart o kas ksik w mikkiej oprawie. Za jego plecami gruby dzieciak na chudych nkach sta na krzele i gra na automacie. Dwie osoby gray w krgle: mczyzna w bejsbolwce i kobieta w czerwonej sukience. Udaam, e interesuje mnie automat z przekskami. Chipsy kukurydziane i chrupki serowe w foliowym opakowaniu. Wszystko martwe. - Ej! - zawoa do mnie kasjer. - Chcesz zagra? Podeszam do kasy, kapic wod na dywan. Miaam nadziej, e nie wida moich bosych stp. - P-p-pewnie - wyjkaam, szczkajc zbami. Ze schowka w gbi boksu wycign buty i z rozmachem waln nimi o lad. Z notesu z tymi kartkami wydar arkusz punktowy, z pudeka wyj krtki owek. - Miej gry. Stanam przy stojaku z kulami, udajc, e waham si, ktr wybra. W rzeczywistoci obserwowaam tamt grajc dwjk. Oboje siedzieli na awce, pogreni w rozmowie. Kobieta bya pikna; lnice czarne wosy sigay jej do pasa. Nosia duo meksykaskiej biuterii: srebra i turkusw. Mczyzna jad pizz, zapija j piwem z puszki i gapi si na biust kobiety. Mia na sobie wyblak niebiesk koszul i jakie dziwne rkawiczki... Nie, to nie byy rkawiczki, tylko protezy. Sign do stojcego obok pudeka po nastpny kawaek pizzy i poda go kobiecie. Pokrcia gow. Niteczka mozzarelli czya pizz z pudekiem. Usiadam na dywanie i woyam buty. Zawizanie sznurwek zajo mi wieki; palce miaam jak z ciastoliny. Wstaam i wziam do rki kul, czarn z czerwonymi ykami. Przeszam z ni na tor, mijajc awk, na ktrej siedzieli mczyzna i kobieta. Podeszwy

moich butw skrzypny na gumowej macie. Pooyam kul w rynnie, usiadam przy stole, przymocowaam arkusz punktowy do laminowanego blatu. Co dalej? Byam tak wyczerpana, e byo mi wszystko jedno. Najchtniej siedziaabym tak bez ruchu... Skrzyowaam rce na stole, oparam na nich gow i spod zmruonych powiek patrzyam, jak plamy niebieskiego wiata tacz za firank moich dugich, mokrych wosw. Znw zaczam podglda tamtych dwoje. Mczyzna bez rk w zadumie wpatrywa si w puszk z piwem. Kobieta nachylia si do niego, osonia usta doni i szepna mu co na ucho. Unis gow i pocaowa kobiet w policzek, a ona wstaa i podesza do stojaka z kulami. Nacisna guzik, osuszya rce w strumieniu ciepego powietrza. Miaa rowe paznokcie. Umiechnity pgbkiem Alex patrzy, jak przyciska kul do piersi. Kula bya przezroczysta, w przejrzystym tworzywie zatopiono drobinki brokatu. Kobieta stana na torze dziesitym , maksymalnie skoncentrowana. Bya boso. Na kocu toru w plamie wiata stay trzy krgle: dwa z lewej strony i jeden z prawej. - Nie uda ci si! - krzykn Alex. - Choby rzucaa przez milion lat! - Zamknij si i patrz - odpara Eva. Zbliya si do linii rzutu, schylia z wdzikiem - i kula poleciaa prosto na band. ubudu! Eva odwrcia si z umiechem do Aleksa, ktry parskn miechem. Rozmigotana kula wtoczya si skrajem toru za gumow klapk. Maszyna do ustawiania krgli zgarna metalowym ramieniem stojce krgle i postawia dziesi nowych, rwniutko rozlokowanych. Dziesi biaych szyjek w dziesiciu parach szczypiec. Szczypce rozluniy ucisk i znikny. Jeden krgiel jeszcze si zachybota, a potem dziesiciu dzielnych onierzykw zaczo wyczekiwa nastpnego bombardowania. Alex wessa pian z krawdzi puszki, ostronie odstawi puszk na podog i niezbyt pewnym krokiem ruszy po kul. - Jeste nawalony - powiedziaa Eva. - Nie wygrasz tego. Nie masz szans. Alex wzi czarn kul i stan na polu gry na torze dziesitym, patrzc spode ba na krgle i chwiejc si na nogach. Pochyli si, zaszarowa, zatrzyma si gwatownie przed lini i rzuci. Kula dwa razy odbia si od toru i ze zowieszczym oskotem runa na krgle. Dziewi z nich eksplodowao w mrok. Wiedziaam, e powinnam wsta i si porusza. Gdybym zasna przy stole, kasjer by mnie wyrzuci, a wtedy umarabym z zimna, godu i samotnoci. Podeszam wic do stojaka, uruchomiam suszark, ogrzaam rce. Kiedy strumie powietrza usta, wczyam go jeszcze raz. Miaam sine donie. Wybraam kul i skierowaam si na tor numer dwanacie, gdzie

czekaa ju moja wasna eskadra grubiutkich biaych krgli z chudymi szyjkami w czerwone paski. Najdzielniejszy z nich sta na przodzie, sam jeden. Dwa nastpne, nie mniej odwane, przycupny tu za nim. Za moimi plecami jaka gra bekaa i piszczaa mechanicznie. Kosmiczna flota gryza midzygwiezdny piach. Zerknam w lewo. Alex jad pizz. Eva otwieraa piwo. Nie powinnam bya tam by. Naleao si ukry w lesie i zasn wrd sosnowych igie. Ubranie miaam kompletnie przemoczone. Byam poszukiwana. Nie miaam pienidzy, miaam za to gumow uszczelk w czaszce. Ale skoro ju stanam na polu gry, zebraam siy i drc rk posaam kul na tor. Jakim cudem znalaza drog do celu i nawet strcia jeden krgiel - tchrza, ktry chowa si w tylnym szeregu. Automat chwyci pozosta dziewitk za szyjki i podnis w powietrze, a po chwili komplet krgli wrci na stanowiska. Moja kula wrcia. Musiaam na chwil usi. W arkuszu punktowym w kolumnie przeznaczonym na wpisanie imienia wpisaam N", a potem chwyciam si mocno blatu i zamknam oczy, poniewa caa krgielnia zacza si przewraca. Owek sturla si ze stolika. Trzeba byo i spa do lasu. Mrozotrup nie moe zamarzn na mier. Mrz mu nie szkodzi. Za to odwil zdecydowanie tak. - Ta pizza jest zimniejsza od piwa - zauwaya Eva. - Ciao stae stygnie szybciej ni ciecz - odpar Alex. Wtuli nos w jej wosy i wanie dobiera si do suwaka jej sukienki. - Daj spokj. - Odepchna go. - Jeste do niczego. Wstawaj i graj. - Ja jestem do niczego? Jeli naprawd tak mylisz, to chyba powinna zobaczy t kosmitk na ssiednim torze. - Zamknij si. - Caa si trzsie z zimna. - Zamknij si! Ona ci syszy. - Wcale nie. Wyglda jak trup. - Ch-ch-chciaabym b-b-by t-t-trupem - powiedziaam. Otworzyam oczy tylko na chwil, eby pooy si na boku na najbliszej awce i zwin w kbek. - Wiem, jak jest - powiedzia Alex. Kto dotkn mojej rki. Eva siedziaa obok mnie. Wygldaa jak zbyt mocno umalowany meksykaski anio.

Pomoga mi usi. - Moesz co zje? - zapytaa. Pokrciam gow, na co ona wetkna mi kawaek pizzy w do. Dotknam go jzykiem, ale to bya zwyka tektura z keczupem. Martwa rzecz. Pizza bya martwa, ja umieraam, niektre zdziry wygldaj jak meksykaskie anioy, a niektrzy mczyni nie maj rk. - Jak ci na imi? - zapytaa. - N-N-Naomi. - Mieszkasz gdzie niedaleko? - N-n-nie. - Lubisz krgle? Pokrciam gow. - Ja te nie, ale teraz pracuj. Jestem na randce. - J-j-jak ci na imi? - zapytaam. - Eva. - Co si stao twojemu przyjacielowi? - Nie jest moim przyjacielem. Poszed si wysika. - Chodzio mi o to, co mu si stao w rce? - A kto to wie? Nie przejmuj si nim. Miaa niad twarz, gadk i wietlist. Po jej wosach pegay bkitne ogniki. - Podoba mi si twoja twarz - powiedziaam. Odrzucia wosy na rami. - Ciesz si - odpara. - Duo kosztowaa. - Masz sine rce? - Nie, za to ty masz sine wargi. - Tak p-p-powinno by. Dopiero co wyszam z zamraarki. - Tak wanie wygldasz. Chcesz ciepego piwa? Jeszcze raz pokrciam gow. Wosy sigay mi ju poniej ramion. Eva owina sobie srebrny acuszek wok palca. Zastanawiaam si, o czym myli. Pooya mi rk na ramieniu. - Posuchaj, Naomi. Nie chc si wtrca, ale jeste przemoczona do suchej nitki i zachowujesz si jak postrzelona. Moe powinna wrci do domu? - Ja tu nie mieszkam. Jestem onierk. Chce mi si spa. Nie mam pienidzy. Uciekam. Nie spaam od dwudziestu lat. Chc spa! - Nie podno gosu. - Eva rozejrzaa si po krgielni. Alex wanie do nas wraca. Posuchaj mnie uwanie, Naomi. Wyjedziemy std, ty i ja. Moim samochodem. Ale najpierw musz z kim porozmawia. Sied tutaj, nigdzie si nie ruszaj, rozumiesz? Zaraz wrc.

Alex usiad ciko obok nas. - I trzymaj si z daleka od tej narbanej omiornicy - dodaa Eva. - Ciekaw jestem, skd u niej to poczucie wyszoci - powiedzia Alex. - Cze, jestem Alex. Podabym ci rk, ale pomylaaby, e to obrzydliwe. Chcesz wytrze nos? Prosz, przyniosem chusteczki. Dokd ona posza? Jak si nazywasz? - Naomi. - adnie. - Wcale nie. - Ale tak. - Co to za rzeczy masz zamiast doni? - Po prostu... rzeczy. - Dziwne s. - Wiem. Ale ja je lubi. Pooy praw rk na oparciu awki, muskajc moje plecy. Bya ciepa. Zrobiam si senna. Odgarnam wosy i przetaram oczy. - Wosy cay czas mi rosn - powiedziaam. Alex zrobi mdr min i pokiwa gow. - Nawet po mierci. Rosn, jakby nie byo jutra... Moe zjadaby gorcej zupy? Nie zimno ci? Palcem dotknam jego grnej wargi. Bya szorstka. Wci czuam jego ciep rk za plecami. - Prosz... - powiedziaam. - Prosz, bd cicho. Chc spa. Spojrzaam w jego smutne piwne oczy - a on nagle, jakbym rzucia czar, zamkn je i zacz chrapa. Ja te zamknam oczy, eby si przekona, czy i mnie uda si zasn. Pod powiekami zobaczyam staw, w ktrym utopia si maa Holenderka. Lodowe panny w srebrnych sukniach z cekinami krciy piruety nad jej gow. Taczyy na jej grobie. Nie mogam na to patrze. Ty chrapae, a ja czekaam i trzsam si z zimna. andarmi znajd mnie i znw zapuszkuj. O ile wczeniej nie umr. Nie mogam si rozgrza. Gowa mi pkaa. Smutek rozsadza pier. Objam ci ramionami. I wtedy usyszaam muzyk. Z daleka dobiegay cudowne dwiki lir, marimby, grajcych beczek, baaajek. - Aleksie? - szepnam ci do ucha. - Zatacz ze mn.

Zsune si z awki, z brod wtulon w moj szyj. Pomogam ci stan na nogi, a potem trzymaam ci i razem koysalimy si w rytmie muzyki. Zdjam ci czapk i dotknam wosw na potylicy. Przycisnam czoo do twojego czoa. Moje jasne, delikatne wosy zjeyy si w narastajcym midzy nami polu elektrycznym. Zamknam oczy i wsun am ci jzyk do ust. Chciaam ci nim przebi podniebienie jak kolcem i ugodzi ci w mzg. Chciaam, eby mnie pokocha. Para buchaa z mojego kombinezonu. Kujce te przewody wyaziy ze mnie, przeciskay si na wolno, wiy si i dygotay, przebijajc ubranie. Kiedy rozchyliam powieki, widziaam je wyranie przez zason rzs. To moje nerwy wyaziy z ciaa i rosy byskawicznie jak pdy jeyn na odtworzonym w przyspieszonym tempie filmie przyrodniczym. A kiedy taki nerw wypuci dostatecznie dugi pd, bezkrwawo wnika w twoje ciao, Aleksie. Obejmowa ci w posiadanie, wiza ze mn, szeptem wsuwa ci si za konierz albo do rkawa, opltywa, tworzc gszcz. Im mocniej ci przytulaam, tym wiksza gstwina nas otaczaa. Im bya gstsza, tym bardziej si ze mn stapiae. Miaam kopot z podtrzymaniem ci, kiedy tak koysalimy si w takt muzyki. Waye ton. Ja te wayam ton. Stawalimy si coraz bardziej przemieszani i coraz mniej podobni do ludzkich istot. Nie obchodzio mnie to. Ponam. Oddychaam czworgiem nozdrzy. Wiedziaam, e bd ya. Zdawaam sobie spraw, e kasjer czmychn w mroki nocy, krztuszc si ze zgrozy. Chopiec skuli si ze strachu pod swoim automatem i zsika w gacie. Ja jednak czuam tylko twj wzwd, ocierajcy si o moje biodro. Chciaam ci powiedzie mnstwo rzeczy, lecz mj jzyk nie mg odnale twojego ucha. W kocu jednak namaca lew trbk Eustachiusza, wlizn si do rodka i wkrci w gb limaka. Wtedy moge mnie naprawd usysze, a ja miaam pewno, e bdziesz sucha. Gboko w tej rowej muszelce. Nerw w nerw. Alex? Kto to? Zjadam ci ywcem. Co? Zjadam ci ywcem. Przeszkadza ci to? Plastikowa do spada na podog. Gdzie jestem? We nie. Druga do odpada i wturlaa si pod awk.

Skoro to sen, to chyba nie zaboli... miao. Zjedz mnie ywcem. Spodnie miae spuszczone do kostek, mj jzyk tkwi w twoim uchu. Wydawao ci si, e nadal nisz swj mokry sen, ktry w jaki dziwny sposb si wykolei. Przyszo ci do gowy, e mgby otworzy oczy, ale miae do ogldania makabrycznych wypadkw. Nie musiae zna wszystkich krwawych szczegw. Wiatr wiszcza mi w pltaninie nerww. Taczyy w nim jak delikatne koronki, cudnie misterne i lnice od rosy. A potem wiatr zaskowycza goniej i porwa nas ze sob. Pochon nas buczcy lodowiec. Tulilimy si do siebie pod lodem, oddychajc jedno ustami drugiego. Stopilimy si w jedno. Przetrwalimy. Przytul mnie, Aleksie. Przytul mocno. Wejd, a ja zdradz ci tajemnic. W ten sposb zwabiam ci w gb swojej paskudnej niemiertelnoci. W ten sposb dae si ukrzyowa na szaracie samotnoci modej kobiety. W ten sposb staam si twoim wizieniem. Biedny Alex. Zdradz ci tajemnic. Dokadnie wiedziaam, co robi. Wszystko zaplanowaam. Wessaam ci w siebie. Wiedziaam, e tak si nie robi, ale co innego mi pozostao? Byam przemarznita. Byam umierajca. Byam samotna. Wybacz mi, tato. Wybacz mj pradawny grzech. Wybacz, e byam zmarznita. Wybacz, e byam godna. Wybacz, e ci potrzebowaam.

ROZDZIA PITY

CENTRUM STEROWANIA BURZ


Zjawiska, ktrych jest pi rodzajw, s uciliwe lub nieuciliwe. Poznanie prawdziwe, bd poznawczy, fantazjowanie, sen gboki, przypomnienie2. - Patadali Jedno ze soc wzeszo nad piaskowcowym paskowyem na poudnie od nich, budzc na zbitym piasku dugie na mile rdzawoczerwone cienie. Niebo miao odcie spranego indygo, jak baka mydlana na chwil przed pkniciem. Dookoa rosy tylko twarde krzewy i bylice o drobnych tych kwiatkach. wiato roztapiao osiady na nich nocny szron. Przez pustyni wi si suchy wwz o piaszczystym dnie i stromych cianach. Wzdu niego rosy judaszowce. Wszdzie byo wida upstrzone pomaraczowymi i jasnoniebieskimi porostami wychodnie kruchych zielonkawych upkw. Brontozaur spa na dnie wwozu, nieruchomy jak sterczca z ziemi szara skaa. Nogi podkuli pod siebie jak wielbd, szyj skrci i wycign wzdu tuowia, a gow zoy na piasku, gdzie przypominaa dugie na jard ostrze szpadla z obcignitych skr koci. Praw stron masywnej szczki wtuli w swj bark, lew w krgosup starej kobiety. Jego grna warga poruszaa si nieustannie. Wochate nozdrza na czubku gowy dmuchay ciepym tchnieniem, ktre poruszao dugie siwe wosy kobiety. Kobieta spaa na boku, z gow opart na butach uoonych na kopczyku piasku. Pod policzek podoya sobie lew rk. Okulary przeciwsoneczne schowaa do kieszeni wystrzpionego kombinezonu - pomaraczowe szka, miedziane oprawki, boczne osonki z drucianej siateczki. Alex spa we wntrzu kobiety. Odkaszln. Poruszy biodrami. Z jkiem przycign kolano do piersi. Powoli rozprostowa lew rk, sign za plecy i namaca eb Naomi.
2

Prze. L. Cyboran.

Poranek by zimny. Upynie jeszcze kilka godzin, zanim pustynia si nagrzeje. Alex nie otwiera oczu. Eva ju si obudzia. Przed snem zaparkowaa dipa przy gstej kpie opuncji, ktrej odygi - paskie zielone paty tworzce acuchy - przebiy si przez mas uschnitych, zbrzowiaych szcztkw. Wyprostowaa wysigniki wszystkich baterii soneczn ych czworoktw czarnej krzemionki - wystawiajc je do soca, eby zapay pierwsze jego promienie. Wzeszo drugie soce: olepiajca gwiazda pochwycona we wciciu midzy dwoma wierzchokami grskimi. Eva patrzya na wschodzce soca. Trzy gosy szemray jak wiatr w dzielcej ich przestrzeni. Krgielnia? - pomyla Alex. Zaraz, nie tak szybko: jak dostaa si z zamraarki do krgielni? Byam duchem-kanibalem, odpara w mylach Naomi. Nim zabdziam, musiaam nalee do plemienia ludoercw, Eskimosw-kanibali, zamieszkujcych arktyczne pustkowia. Ten kawaek chyba przespaem. Naomi przetoczya si na grzbiet i rozprostowaa nogi. aowaa, e nie ma nadgarstkw, eby je te rozprostowa, ale dzisiaj musiay jej wystarczy kostki. Z zamknitymi oczami suchaa, jak stojca obok kaktusa Eva mwi sama do siebie: Kiedy mi powiedziaa, e mam pikne donie. Leaymy na wznak na piasku. Soce zachodzio. Moje rce taczyy na tle nieba, tkajc pajcze sieci, a moja crka patrzya. Nadal uwaam, e masz pikne donie, zapewnia j Naomi. Zamknij si, pomylaa Eva. Nikt ci nie pyta o zdanie. Naomi uchylia powiek, uniosa bon mrun. Czym bya dzisiaj rano? Kobiet? Papuk? Kocem elektrycznym? Przetoczya si na bok i dwigna zesztywnia szyj. Alex podpar si na okciu. Westchn, wpatrzony w wyschnite oysko potoku. Ziarna piasku sypay mu si z wosw. Wsta, wdrapa si na brzeg wwozu, opuci kombinezon do kostek, przykucn i oprni pcherz. Naomi wygramolia si ciko z zagbienia, pochylia eb, wyrwaa zbami kp bylicy i zacza j przeuwa, razem z piaskiem i korzeniami. Nie przypominam sobie tego zielska, pomylaa. Musiao wyrosn w nocy. Eva poprawia kt ustawienia ogniw fotowoltaicznych. Zahucza serwomotor. Skrzypn zawias. Wyobrazia sobie, e jest ogromnym czarnym ukiem wygrzewajcym skrzyda w socu. Naomi wykrcia eb ku wschodowi.

- W ktr stron szlimy? - spytaa, nie zwracajc si do nikogo konkretnego. - Na zachd - powiedziaa Eva. - Do jakiej drogi. - Niezy plan. Brontozaur odwrci si tyem do obu soc i ruszy przez pustyni. Tratowa niskie zarola i opuncje, ale omija judaszowce. Eva uruchomia rozruszniki i poczua wzrost cinienia oleju w przekadni. Wycofaa si spod opuncjowego ywopotu, schowaa baterie soneczne i skrcia w lad za Naomi. Alex przysiad na kamieniu, rozmasowujc obolay kark i ramiona. Siedzia na rodku nierzeczywistej pustyni, uwiziony w ciele ony, i marzy o kawie i papierosie. Spojrza na swoje donie. Dawno temu, kiedy by czowiekiem z krwi i koci, kocha si z t kobiet tylko raz, ale to wystarczyo, eby na wieki si w niej zakocha. Moje yczenie si spenio, pomyla. Bez reszty posiadem przedmiot mojego podania. Posiadem go na amen. Umarem i poszedem do nieba. Szkoda, e nie jestem martwy. To by mogo trwa wiecznie. Wszystko dzieje si w naszych gowach. Ja dzi nie mam gowy, zauwaya Eva. A jeli nie przestaniesz si tak nad sob uala z samego rana, wyrzygam cay pyn chodniczy. Biay piasek i wir przyjemnie szoroway Naomi po brzuchu. Opony Evy toczyy si po biaym piasku i wirze pomidzy odciskami stp brontozaura. Dip nie ma gowy, zgodzi si z ni Alex. Za to dinozaur ma. Mgbym uwierzy w dinozaura, ale nie w Naomi. Ten brontozaur to oczywiste urojenie, zbieg z niskobudetowego japoskiego filmu o potworach. Spjrz na te spoiny na lateksie. I te workowate kolana. A te gry dookoa? Spod masy papierowej wyazi metalowa siatka. Naomi i Eva znalazy si na prerii. Rajgras gsto porasta kamienist ziemi. Po przejciu gadzich stp i przejechaniu opon samochodu przygite odyki prostoway si z trzaskiem w porannym socu. Alex zacz krzycze. P mili od niego Naomi i Eva zgodnie jkny. Zrb co, matko. Zawr i go rozjed. Nie przejmuj si nim. Dogoni nas. Jest odraajcy. Chciaabym, eby dosta zawau. Nie, kiedy ma moje serce, zaoponowaa Eva. Wszystko przez t miniaturyzacj, pomyla Alex. Zostalimy zminiaturyzowani przez ekip od efektw specjalnych do filmu Zaginiona Wyspa Dinozaurw. Ten klimat mnie zabije. Robale lgn mi si w mechanizmach. Wiesz, co mi si podoba w Aleksie? - spytaa w mylach Eva.

Nie, odpara Naomi. Co? Te nie wiesz? To fatalnie. Bo ja cakiem zapomniaam. Ale co w nim musi by. Alex znalaz swoje buty, woy je, zasznurowa i ruszy przez pustyni, kierujc si odlegym buczeniem silnikw dipa. Eva objechaa kp judaszowcw, podskoczya na kamieniach. Zatrzymaa si i odwrcia wieyczk z kamerami. - Tam jest droga - powiedziaa. Naomi uniosa eb. Eva miaa racj: byo wida supy telefoniczne i ca reszt. Brontozaur i dip wspili si na wirowy nasyp i znaleli si na pasku asfaltu cigncym si po horyzont z pnocy na poudnie. Naomi pooya si na jezdni. Czekay na Aleksa, ktry w kocu wgramoli si na nasyp, z zielon butelk po napoju gazowanym w rce. - Cywilizacja - wychrypia. Ruszyli drog na poudnie i po mniej wicej pgodzinie dotarli do tablicy z napisem ARIZONA, DROGA NR 80. Nieco pniej natknli si na drogowskaz RODEO, NOWY MEKSYK, 3 MILE. Naomi przystana na krtki odpoczynek i dyszaa na socu, z wywieszonym jzykiem. Obejrzaa si przez rami i zmruya olepione oczy. Poczochraa si bem o kamie. Swdzia j jczmie na dolnej powiece. - Mam pytanie - powiedziaa. - Skd si wziy trzy soca? - Alex? - odezwaa si Eva. - Naomi o co pyta. - Trzy soca - powtrzya Naomi. - Jak to moliwe? - Niemoliwe - odpar Alex. - Z astrofizycznego punktu widzenia nie maj racji bytu. Z czego wynika kilka moliwoci. A: jestemy wszyscy martwi i utknlimy w jakim kiczowatym czycu. B: jedno z nas ma zwidy albo ni jaki dugi, zawiy sen. Oraz C: soca s zudzeniem indukowanym przez deformacj czasu. - Deformacj czasu? - No tak. Jeeli kade z nas funkcjonuje w osobnym czasie, moemy obserwowa trzy rne soca w trzech rnych pooeniach. To by sugerowao istnienie wszechwiata kieszonkowego. - Ale my nie jestemy w niczyjej kieszeni - zaprotestowaa Naomi. - Siedzimy na dnie studni i jemy syrop. - No, ciesz si, e to sobie wyjanilimy - wtrcia Eva. - Mam ochot odgry komu gow - przyzna Alex. - Nie mnie - zauwaya Eva. - Ja nie mam gowy. Ruszyli na poudnie, w stron zabudowa.

- Gdzie ekipa ratunkowa? - zainteresowaa si Naomi. - Kiedy nas uratuj? - Uratuj nas, jak bdziemy im potrzebni - powiedzia Alex. - Wiedz, gdzie nas szuka. - Czego od nas chc? - spytaa szeptem Naomi. Jestemy broni, odpar Alex. Tajn, dobrze ukryt broni biologiczn. Rzd trzyma nas w odosobnieniu na jakiej asteroidzie. Jestemy supertajnym wirusem, ktry wymkn si z laboratorium i miertelnie nastraszy wszystkie szczury. Trzeba to byo jako zatuszowa, bo okazao si, e jestemy przeomem, ktry przyszed za szybko. Jestemy genem telepatii, lekarstwem na raka, zagroeniem dla wspczesnej nauki o katastrofach. Jestemy niemiertelni, Naomi. Pokonalimy mier. Nasza niemiertelno jest zaraliwa. Dziki tobie. Staa si zaraliwa po tym, jak zapaa j w tym swoim lodowym termosie. Niemiertelno to katastrofa ostateczna, Naomi. Nie ma koca. - Ale dlaczego pado akurat na nas? - spytaa Naomi. Przeznaczenie, wyjani Alex. Jak w tej chiskiej bajce o trzech braciach. Jeden mg pokn ocean, drugi mg wstrzyma oddech na trzy dni. Byli identyczni, nie do odrnienia. A wiesz dlaczego? Bo byli potworem. Nie trzema potworami, ktre si zespoliy, tylko jednym potworem, ktry zosta rozdarty na troje. Posuchaj, Naomi, nie ma sensu szuka u mnie odpowiedzi. Nic ze mnie nie zastao poza jzykiem maszynowym i upiornymi napadami szau. Na dobr spraw wolabym nie y, ale to yczenie chyba si ju spenio. Razem z pozostaymi. Korodujce elazo robi si czerwone, a mied zielona; miso zmienia si w robaki, myli w mow. Oba mnie rne robaki. Na pierwszej szpuli Frankensteina Fritz upuszcza i rozbija sj. W soju by dobry mzg, ale po tym wypadku Fritz musi wzi mzg bandyty. Od pocztku wszystko si pieprzy. Doszli do tabliczki z liczb mieszkacw Rodeo. Naomi zobaczya stojce w rzdkach domy. Minli ranczo: obory z aluminiowymi dachami, przyczepa kempingowa, bele siana, rowy irygacyjne. Pobocza drogi mieniy si tuczonym szkem. Zbudowane z pustakw budynki w centrum miasta byy biae i paskie, jak na przewietlonym filmie; jak lnice popioy, ktre wiatr moe w kadej chwili rozwia. Bar. Poczta. Spoywczy. Przed wiekami pustynia leaa na dnie oceanu, pomylaa Naomi. A potem mrwki zajy miejsce krabw. Ot i caa zmiana. Tylko kaktusy pamitaj raf koralow. We troje weszli do Rodeo. Zdarzao im si ju natrafia na miasta, zawsze niezamieszkane. Znaleli te kiedy zdewastowany lunapark, poprawczak, ruiny azteckich zigguratw. Przekraczali powojenne zasieki i okopy. Szli przez pola nigeryjskiego prosa, nad ktrymi wznosiy si kopulaste spichrze. Widzieli hady ulu i kratery po uderzeniu meteorytw. Nigdzie jednak nie natknli si na rzek. I nigdy nie pada deszcz.

Znaleli trzy chevrolety zaparkowane na podjazdach i stojc przed poczt platform do przewozu siana. W rowach leay porzucone samochody bez k. Naomi przystana przed zabitym deskami sklepem spoywczym, przed ktrym stay dystrybutory z benzyn. - Wyglda jak Rodeo - przyznaa Eva. - Bya tu wczeniej? - zdziwi si Alex. Przysiad na schodkach sklepu i zacz wytrzsa piasek z butw. - Jechaam stopem z Douglas. Podrzuci mnie tu taki napalony akwizytor. Mia volvo. Naomi zacza recytowa sutry: Osiem jest czonw pomocniczych jogi. Pierwszym jest jama, wstrzemiliwo. Drugi to nijama, obrzdy. Trzeci - tisana, pozycje. Alex wszed na drewnian werand sklepu i przetar zakurzone okno, odsaniajc wypisan czerwonym flamastrem tabliczk: SAATA $2,95 SZT. - Sprzedawali tu saat po dwa dziewidziesit pi za sztuk - powiedzia. - Rozbj w biay dzie. Naomi poczochraa si szyj o dystrybutor. - Zjadabym saaty - przyznaa. Alex zaklekota drzwiami sklepu, a potem przycign stojc nieco dalej na werandzie awk i, uywajc jej jak tarana, stuk szyb w drzwiach. Mamroczc pod nosem, zacz wyciga tkwice w ramie trjktne odamki szka. Wzili nasze gowy i zbudowali to miejsce. Ja nie mam gowy, przypomniaa mu Eva. Co tylko potwierdza moj tez. Uyli jej, eby zbudowa to miasto. Czemu masz takie brudne paznokcie? Wyczy je, jeli chcesz. Masz przecie rce. Gdzie daa scyzoryk? Zobacz w kieszeniach. A kiedy skoczysz, wydub Naomi kamienie spomidzy palcw. Czwartym jest pranajama, oddychanie. Pitym jest praljahara, powcignicie zmysw. Wydaje mi si, e masz wszy, Evo. Pomyl o gbce. Pomylaam. Nie jestem gbk. Naomi parskna miechem. Szstym jest dharana, koncentracja. Sidmym jest dajana, medytacja. smym jest samadhi, kontemplacja. Z pierwszego czonu, wstrzemiliwoci, wynikaj piciorakie konsekwencje. Po pierwsze... Naomi, przerwa jej Alex. Czy ty naprawd musisz w kko powtarza te hinduskie pierdoy?

- Daj jej spokj - odezwa si dip. - Powinienem ci poama nogi - powiedzia Alex, zwracajc si do niej. - Jeste tak cholernie samolubna... Otworzy drzwi spoywczaka. Nie mg wyrzuci tamtej dwjki z gowy, ale mg przynajmniej oddzieli si od niej murem. Przeszed przez sklep, przebierajc w towarach. Kurz zebra si puchat warstw na pododze, pkach, puszkach i butelkach. Na dziobatej gipsowej cianie wisiay narzdzia samochodowe na drucianych ptlach. Klucze nasadowe. Klucze paskie. Francuzy z dugim na jard uchwytem. Kartonowe metki na zwojach sznurka. Wytwory zaginionej cywilizacji. Nekropolia pozbawiona mumii. Kto ukrad wszystkie zwoki. Podnis aluminiow pokryw chodziarki na warzywa. Pomidory i gwki saaty najpierw si rozmaliy, tworzc kaue na dnie plastikowego pojemnika, a potem zaschy w twarde czarne plamy. Opuci wieko, cofn si do stojaka z batonikami i gum do ucia i napcha sobie nimi kieszenie kombinezonu. Znalaz torby papierowe i je rwnie zacz napenia: fasola w puszce, tuczyk, kukurydza, olej silnikowy, papier toaletowy... Stara si wybiera towary w opakowaniach o cylindrycznym ksztacie. Wynis torby na werand, wyj dwie litrowe baki oleju i podszed do Evy, ktra na ten widok otworzya mask. Wzeszy ju wszystkie trzy soca. Miao si wraenie, e samo kredowobiae niebo paa olepiajcym blaskiem. Supy telefoniczne rzucay potrjne cienie na asfalt i suche zarola. Zapowiada si gorcy dzie. Brontozaur wycign si na boku na wirowym parkingu, dyszc jak cierpliwy chart. Wpatrzona w odlege gry Eva pawia si w cieple soc i nucia pod nosem. Alex siedzia na werandzie sklepu, w cieniu, pogryza orzeszki i mrucza pod nosem. Trzy siostry na dnie studni, jedzce tylko syrop. Nie, to niemoliwe. Pochorowayby si. Bardzo by si pochoroway. Akson, dendryt, soma. Ogie, oddech, rdza. Za duo myl. Ja za duo myl, Naomi za duo widzi, a Eva za duo czuje. yjemy w stresie, jakiego nie wytrzymaby aden czowiek. To musi by pieko. Naomi wycofaa si w gb siebie, schowaa przed nuceniem Evy i sczcym si jej do gowy wyrozumowanym bekotem Aleksa. Znaa kilka sposobw ucieczki przed rodzinn chorob. Drogi ewakuacyjne naprawd istniay. Jej ulubion kryjwk byo tyomzgowie brontozaura. Chcc si tam uda, wyobraaa sobie, e jest ma dziewczynk o tych wosach, ktra stoi w pochyym tunelu wyobionym w wapiennej skale, otulona swoimi puchatymi mylami jak szalem. Sza w gr

tunelu, ktremu woda nadaa ksztat wntrza krgosupa, do momentu, gdy stawa si poziomy, rozszerza si i dochodzi do przestronnej jaskini w gbi miednicy brontozaura. Na rodku jaskini sta mikki biay fotel. Siadaa w nim, zapadaa si w niego i zamykaa oczy. wiato sczyo si przez koci do rodka. Fotel by zlepkiem prastarych ganglionw, mdrych, gadzich ganglionw. Grube kociane ciany tumiy gosy rodzicw. Naomi zaciskaa mocno powieki. Czua si zarazem uwiziona i wolna, bdzc swobodnie w rozlegej pustce. Raz, dwa, trzy, kryjesz ty, wyrecytowaa w mylach. To gra dla dwojga, dlatego moja kolej nigdy nie przychodzi. Graj na mojej skrze. To niesprawiedliwe. Zawsze udaj. On jest dzielnym oowianym onierzykiem, ona jednonog baletnic, a ja ryb, ktra zjada ich oboje. Ale w rzeczywistoci wszyscy jestemy osmolon grud oowiu. To stara i smutna historia. Ksiniczka pokochaa onierza, on jednak kocha wiedm. Ksiniczka mieszkaa samotnie w wiey z soli, majc za towarzyszy anioy o oczach wielkich jak spodki, jak talerze, jak myskie koa. Nie pamitam zakoczenia. Nie mam czym myle. Powinnam pyn z biegiem rzeki, owic patyki i raki we wosy. Powinnam rozpuszcza si w gstym czarnym mule. Tylko e tu nigdzie nie ma rzeki. Uoona wygodnie w biaej koci, utulona w gstej szarej tkance tyomzgowia jak fasolka w strku, Naomi skurczya si i zmienia w arkusik ryowego papieru na niziutkim biurku z laki, nalecym do starszego chiskiego dentelmena. Mczyzna wzi arkusik w dugie, szczupe palce i zacz z niego skada ptaka origami. Naomi przez chwil zerkaa mu ciekawie przez rami, ale pniej zacza si rozglda dookoa. Za papierowymi cianami domu starszego Chiczyka, w ogrodzie z kamieni i mchw, muzyk gra na koto zrobionym ze skorupy wia. Naomi spojrzaa na t skorup - i zobaczya wic unoszon prdem oceanicznym, skubic wodorosty, prowadzc morskie ycie. W dniu swojej mierci wica wysza na ld, eby zoy jaja. Wylaza na bia pla, przeczogaa si po s zkieletach krabw i zasuszonych rybich szcztkach i dotara do wydmy, gdzie zagrzebaa jaja w piasku. Przygodny zbieracz wyrzuconych przez morze skarbw zatuk j kijem i zawlk do domu, do ony, ktra pokroia miso na gulasz, a skorup sprzedaa producentowi koto. Z dwch jaj wykluy si mode, z ktrych jedno dotaro do morza - nie byo jednak wcale morskim wiem, lecz pamitk z przeszoci: plezjozaurem. w nie pochodzi od plezjozaura, ale plezjozaur o tym nie wiedzia. Tym plezjozaurem bya babka Naomi. Naomi otrzsna si z transu. Parking zaczyna si pod ni obraca. Nagle kto odpiowa jej grn cz czaszki i wla do gowy stopiony ow, w ktrym pyway skorpiony. Takie

przynajmniej miaa wraenie. Eva! - zawoaa. Evo, gdzie jeste?! le si czuj. Dip znalaz si tu obok niej. Znw odzywa si twj guz mzgu. Tylko tego nam brakowao. Brontozaur zwymiotowa gruzowat niebieskaw pian. odek skurczy mu si jeszcze kilkakrotnie, podszed do garda, ale nic wicej z tego nie wyniko. Olbrzymi gad wyszczerzy brunatne zby tkwice w zniszczonych sinych dzisach. Eva staa nad nim i patrzya, aujc, e nie moe wytrze oczu Naomi wilgotnym rcznikiem ani pogaska jej po gowie. Niewiele moe zrobi dip, ktry chciaby pocieszy brontozaura. Wspczucie... - pomyla Alex. Paskudna choroba. W porwnaniu z nim nawet zapalenie mzgu to wybawienie. Mam ich wszystkie ze nawyki. Wci trzyma w rce wyjty z silnika Evy wskanik oleju. Podszed do samochodu, wsun prt na miejsce i zatrzasn mask. Rozejrza si. Znalaz obiecujc boczn uliczk, skrci w ni i kierujc si w stron wzgrz, na wschd, zacz si oddala od gwnej drogi. Skrci w prawo w drug przecznic. Krzywe, popkane chodniki przecinay jaowe place, ktre dawniej byy trawnikami. Kopn uchwyt przerdzewiaej kosiarki. Trjki bez wzorca. Poszatkowane historie przypadkw rozpadajce si na coraz mniejsze kawaki. Wyczerpany jzyk maszynowy. Raz, dwa, trzy, kryjesz ty. Entliczek, pentliczek, czerwony stoliczek. Ja przegrywam, ty przegrywasz, my przegrywamy. We i drabiny, tunele i zsypy, nory i kanay. Chryste na patyku z malinowym lukrem. Jak mogem do tego dopuci? Byem woem opasowym, podajcym w bogiej niewiadomoci do rzeni, ktr sam sobie zbudowaem. A teraz jestem nieuleczalnym przypadkiem. Chc odgry dipowi eb za to, e mnie nie kocha. Mam do. Poddaj si. Gdzie tu si mona podda? Bez mapy, rozkazw, paliwa, punktw orientacyjnych, cznoci radiowej, ukadu kierowniczego, hamulcw... Kocz z tym. Wykocz nas. Eva skrcia na skrzyowaniu i zobaczya Aleksa. Siedzia na ganku domu, z ktrego uszczya si rowa farba. Dach ganku si zapad, na oknach przerdzewiae osony z siatki wisiay w strzpach. Wjechaa na podjazd. Naomi ma gorczk, poinformowaa Aleksa. Z pewnoci. Naomi ma gorczk, ja zwariowaem... A ty? Co jest z tob nie tak? Jestem nieszczliwa. Pustynia jest w cigym ruchu. Moe prbuje uciec. Ja na pewno chciaabym uciec. Stara kobieta i dip umilkli. Wiatr poruszy firank w rowym domu.

Alex wzruszy ramionami. Widywaem gorsze miejsca. Tu przynajmniej nie ma robactwa. Posuchaj, Naomi zaraz wyrzyga sobie bebechy. Mgby zdj ze mnie jeden kanister z wod i odkrci korek? Pewnie, pomyla Alex. Wsta i zrobi to, o co prosia. Powiedz mi co, Alex. Co ci gryzie? O czym stale myli ten twj krzemowy mzg? Dlaczego jeste taki kurewsko wredny? Alex przygryz paznokie kciuka i przekn zy. - Nie lubisz mnie - powiedzia. Eva patrzya, jak wstyd i odraza czarn chmur kbi si wok jego gowy. Wzdrygn si i ukry twarz w doniach. To nie bya jego twarz. To nie byy jego donie. Trzeba co zmieni, wyszepta ponuro. Powinienem zniszczy nas wszystkich. Ju to robie, Wielki Wojowniku, i to wielokrotnie. Ja te was zabijaam, trzy lub cztery razy, o czym zapewne pamitasz. Wyglda na to, e eutanazja nie wchodzi w gr. Alex nie sucha. Zabij j. Zabij. Zabij j, jej zabjc, a na kocu jej dziecko, kiedy bdzie bagaa o lito. Potem sobie wybacz i bd si z ni kocha. A potem znw j zabij. Po mierci zrobi jej si przykro. Jej crka zasuguje na to, eby umrze razem z ni, bo kocha mnie tak samo mocno, jak ja kocham j. To okrutna i niecodzienna kara. Kocha ci jak ojca. Kiedy umrzesz, poniesie na grzbiecie twoj metalow skorup. Nocami bdzie si kulia wok ciebie, pogrona w alu. Bdzie dwiga twoje koa. Ona ci kocha. Nie uciekniesz przed ni. Znam takie wierne suki. Alex dalej mamrota pod nosem. Schyli si i podnis lec luno ceg. Na pewno nie jestemy jedynymi, ktrych tu przetrzymuj, Aleksie. Niby dlaczego? Musz by inne cele, a w nich inni winiowie. Nawet jeli tak, to co z tego? To z tego, e prdzej czy pniej kto ucieknie. Jak miaoby to nam pomc? Moe kto wznieci bunt. Alex przymkn jedno oko i spojrza wzdu duszej krawdzi cegy. Nie liczybym na to. Z niektrych wizie nie da si uciec. Nie masz za grosz wyobrani.

Dip wycofa si z podjazdu na ulic. Alex rzuci za nim ceg, ale nie doleciaa do celu i samochd spokojnie przyspieszy i si oddali. Moesz sobie ucieka, pomyla Alex. Zblia si burza. Kiedy nadcignie, wo ci na gow koron cierniow, ktrej nigdy nie zapomnisz. Wracajc do centrum miasteczka, Eva pojechaa na skrty przez zamiecony zauek. Za ogrodzeniem ze zdrewniaych wiechciowatych sukulentw staa zdezelowana hutawka. Eva rozjechaa porzucony pojemnik na mieci, eby si wyadowa. To zy czowiek, poskarya si z mylach. Szkoda, e nie moemy z Naomi go odci, wyci jak guz, zapa w chirurgiczne szczypce, przytrzyma nad misk ze stali nierdzewnej i po prostu go do niej wrzuci. Plask! Naomi tymczasem recytowaa pospiesznie: Przyczyny kadego dziaania maj pi aspektw: pierwszym jest miejsce, drugim sprawca, trzecim narzdzia... Wiatr pcha po niebie rozwknion mgiek cirrusw. Alex wspina si krt ciek na wzgrza. Mija krzewy juki i echinokaktusy. Miasto zostao z tyu, w dole. Usiad na kamieniu. Zo go paraliowaa. Sowa przewijay mu si przez gow jak nieskoczony acuch rowerowy. Najgorsze, e nie moemy wyj z siebie, uciec od tych cia. Naomi mogaby umrze na tego swojego guza. Eva by si odwodnia, a ja zardzewiabym sobie w jakim spokojnym wwozie. I misja wykonana. Ale nie, to miejsce ma wasny rozum. To miejsce, ta puapka, ten dom wariatw, ta kraina bardo, ten posupany wze nicoci. Ucieknijmy! - zadwicza mu w gowie gos Naomi, niespodziewany jak atak dzikiego kota, gony jak uderzenie mota w metalow beczk. Odejdmy std! Ale jak? Poka mi. Musisz si modli, wyjania Naomi. Modli si? Nie artuj. Do czego tu si modli? Do czegokolwiek. Do tego, co znajduje si poza tym miejscem. To zreszt niewane, mdl si do aniow. Bredzisz. Mdl si do aniow, Aleksie! Przybyy ze soca w czasach, gdy nie byo jeszcze ludzi. Unosz si w powietrzu wok nas, nie czujesz tego? Wojownicze anioy ze wietlistymi mieczami. Maj takie agodne twarze... Chc nam pomc, Aleksie. W kadym razie wikszo z nich chce. Naomi... - pomyla Alex. Pieprzysz od rzeczy.

Dip wyhamowa z polizgiem obok cierpicego brontozaura. Naomi dyszaa ciko. Z kloaki sczya si jej krwawa wydzielina. Witaj, matko, pomylaa sabo Naomi. Czy ja umieram? Czy tylko udaj? Pogrzebiesz moj gow w piasku, kiedy umr? Wasnorcznie wykopiesz d? Urwaa i zacza nasuchiwa. Gos, ktry usyszaa, brzmia tak, jakby stara Meksykanka mwia do niej z dna gbokiej studni: Naomi? Naomi, przywiozam ci wod. Dasz rad unie gow? Zapa zbami za szyjk tego kanistra? Brontozaur jkn i rzuci bem i ogonem z boku na bok. Trci przy tym pyskiem przedni zderzak Evy i rozbi jej reflektor. Eva odskoczya wstecz na bezpieczn odlego i zacza pomau okra parking. W tej chwili zupenie nie ma z ni kontaktu. Pewnie i dziesi fiolek aspiryny by jej nie pomogo. Mogabym je rozgnie z wod i wmusi w ni tak papk... Nie, nie mogabym. Jestem samochodem. Sfrustrowana staranowaa sklepow werand. Balustrada zwalia si jej na mask. Przytul mnie, matko! - zawodzia Naomi, jak zdychajca krowa morska. Przytul mnie! Nie zostawiaj mnie! Nie daj mi umrze! dania dziecka byy nierozsdne. Eva nie moga nic zrobi. Wycofaa na gwn drog, skrcia koa i ruszya na poudnie. Przyspieszya do pidziesiciu mil na godzin, a pustynia rozmazywaa si wok niej w pdzie. Wszystkie trzy soca znajdoway si w pobliu zenitu. Alex siedzia na kamieniu. Trzymanym w prawej rce kolcem opuncji naku sobie opuszk lewego kciuka. W miejscu ukucia formowaa si kropla krwi. Gwatownie zadar gow i spojrza w niebo; wydawao mu si, e ktem oka zobaczy byskawic. Niebo byo bezchmurne. Nie usysza grzmotu. Bo to nie bya byskawica. Wzgrza i mae nieprawdziwe miasteczko pociemniay, jakby chmury zakryy soca. W rzeczywistoci za soca po prostu przygasay, jak trzy arwki wczone w jeden obwd. Jadca drog Eva wyczua, e zblia si nastpny atak. Nie miaa pojcia, jak bardzo oddalia si od Rodeo, wic po prostu zawrcia i popdzia z powrotem. Wiedziaa, e burza moe si rozpta w kadej chwili; jeeli trba powietrzna porwie j podczas jazdy, dip spadnie i si roztrzaska. Dlatego wyhamowaa, odcia zasilanie turbin i zatrzymaa si na rodku jezdni. Mciwe mamrotanie Aleksa narastao, byo ju goniejsze ni kanonada karabinw, goniejsze od bomb, a w kocu zaguszyo cay wiat. Niebo

otworzyo si pod ni jak ciemna, wilgotna studnia. Pusty dip sta na asfalcie. Wiatr d nad pustyni. Eva znikna. Naomi leaa na wirze. Nie moga si poruszy. Gowa ciskaa jej mzg jak imado. Pom mi, tato! Musz si napi wody! Potrzebuj lekarstwa! Potrzebuj piorunw, chaosu, uzdrowienia. Potrzebuj jedwabnej drabiny, po ktrej wspiabym si a na dach wiata i jeszcze wyej. Jestem taka zmczona tym dymem i brudem... I spada w czarn otcha bez dna. Chowa si przede mn, mrukn w duchu Alex, majc na myli Ev. Zawsze si przede mn chowa. I mieje si ze mnie. Powinienem zasadzi j w ziemi i przekona si, co z niej wyronie. Alex spad w nico. Rodeo w Nowym Meksyku znw byo niezamieszkane. Otcha si zapenia. Stara kobieta leaa na wznak obok cieki. Miaa otwarte usta, oczy wpatrzone w niebo, twarz nieprzeniknion jak kamie. Gazie judaszowcw klekotay na wietrze, ktry zwia jej kosmyk siwych wosw na oczy. Mona by pomyle, e spada na ziemi z nieba podstarzay latynoski anio, ktry zaleg oszoomiony wrd bylic. Brontozaur lea przy dystrybutorach. Oddech mia pytki, ale miarowy. Jedno niewidzce oko mia skierowane na zachd, w stron gr Chiricahua, drugim zerka na wschd, w kierunku Peloncillos. Dip sta porodku drogi numer 80. Kolejne martwe auto w miecie. Trzy soca zaczy si bka bez celu po niebie. Wzeszo czwarte, po nim pite i szste - zimne jak ksiyce i niewiele janiejsze od gwiazd. Dwadziecia lub wicej soc stoczyo si na firmamencie. Roiy si nad miastem jak gzy. Niebo pociemniao, przybrao rdzawoczarny odcie. Soca zbijay si w gromady, pyway awicami jak mae rybki. Niektre gromady skupiay si wok wsplnego rodka, jak licie porwane wodnym wirem. Zza gr wyszy miriady soc, bezbarwnych i faszywych jak obrazy wywietlane w planetarium. Ponad socami i niebem czekay bezczynnie dekoracje i scenerie z niedawnych snw trojga wdrowcw. Tam, na grze, dawno zniszczona fabryka plastiku ze szczkiem i sykiem plua szarozielonym dymem w puste niebo. Tam, na grze, spy kryy nad wieym misem wyoonym na szczycie zigguratu Majw. Tam, na grze, wrd zimozielonych konarw krya si krgielnia. A jeszcze wyej, w zupenie innym miejscu, mody czowiek o dugich blond wosach szed po zmroonym niegu dolin wrd brzz. By ubrany w biay marynarski mundur

galowy, ktry nie by mundurem adnej konkretnej marynarki wojennej. Stroju dopeniay czapka z daszkiem, epolety i biae jedwabne rkawiczki. Nis skrzan aktwk. Zapastowane do poysku czarne buty miadyy lece pod niegiem suche licie. By wysoki i szczupy. Szed szybko. Brzozy rzedy. Zacz pada nieg, drobny jak przesiana mka. Mczyzna przeszed przez pole uschnitego owsa; po zmroonym ciernisku suny cienie chmur. Skrci i stan w padajcym z gry wskim snopie biaego wiata. nieg szumia jak le nastrojone radio. Mczyzna ruchem gowy odrzuci wosy do tyu i mruc oczy, spojrza pod wiatr. Wypatrzy nastpny snop wiata i ruszy w jego stron. Przeszedszy przez niego, skierowa si do nastpnego, a po nim do kolejnego. Brzozy zginy w mroku za jego plecami. Szed teraz przez tundr, a zielony mech mlaska i cmoka pod jego ciarem. Z guchym stukotem obcasw przeszed po zielonym ptnie olbrzymiego stou bilardowego. Nie zwalnia ani na chwil. Wszed do wspartego na marmurowych kolumnach pawilonu i wyszed z drugiej strony. Przystan na dugim zielonym dywanie, szerokim na dobre pi jardw i tak dugim, e jego koniec gin w oddali. Skrzydlak ruszy dalej. Udawa si na spotkanie z doktorem Labiryntem, ktry - tak jak on - by anioem. Chory nie by zachwycony perspektyw tego spotkania. Biay szum. Biae mrwki na wydmach biaego piasku. niena lepota. Dekoncentracja. *** Na niebie nad Rodeo zostay tylko trzy soca, ktre zbiegay si dokadnie nad miastem. W kocu zlay si w jedno i cienie supw telefonicznych z potrjnych zrobiy si pojedyncze. A potem soca znw pomau si rozszczepiy. Eva poderwaa si gwatownie. Zamrugaa, olepiona wiatem. Caa maszyneria z niej spyna. Kamienie bolenie wrzynay si jej w krgosup. Przetoczya si na czworaki, poczua kamyki pod palcami. Wrcia do siebie. Gdzie Naomi? Eva posza do miasta, woajc j po imieniu. Drog nadjecha dip. Odpowiedzia jej cyfrow odmian gosu Naomi. Sdzc po tonie tego gosu, Naomi bya przeraona. Eva wysilia umys. Skoro Naomi jest dipem, to Alex... Och, nie... Znad domu wznis si olbrzymi wowaty ksztat. Widziaa go pod soce. Koysa si

jak kobra. Mia czerwone obwdki wok oczu. Odsania kolawe zby w krzywym umiechu. - Dalej, dzieci, dalej z drogi, bo tu pdzi jaszczur srogi - zanuci Alex. Brontozaur stan dba i sprbowa przej po stojcym mu na drodze budynku, lecz jego przednie apy przebiy pap i uwizy w dachu. Wyszarpn je i kapic szczkami, obieg dookoa cay kwarta domw. Eva pucia si biegiem. Alex odwrci si i wymierzy okrutnego kopniaka w bok dipa. Samochd przewrci si jak zabawka. Straci jeden zderzak. Alex odrzuci eb do tyu i zarycza dononie. Eva wbiega za komrk z narzdziami i patrzya, jak Alex rzuca si w pogo za Naomi. Dip by za duy, eby si gdzie ukry. Naomi musiaa po prostu by szybsza. Na ulicach Rodeo brontozaur depta jej po pitach, ale na gwnej drodze z atwoci mu ucieka, zawrci wic i zacz wszy w miasteczku. Eva wyjrzaa zza szopy Gowa Aleksa sterczaa nad domami. Szuka jej i si lini. Chowajc si, przewrcia opat. Bestia zwrcia eb w kierunku, z ktrego dobieg szczk, i parskna miechem. Eva zacza biec, omoczc gumowymi podeszwami butw o zbit ziemi, ale szybko zabrako jej tchu. W gowie syszaa krzyk Naomi: Ju jad, matko! Pomog ci! Nie! Nie zbliaj si do niego! Uciekaj! Biay szum. Trzask zakce. Dekoncentracja. *** Zielony dywan pokrywa nieskoczon drewnian podog. Na drewnianym horyzoncie majaczy olbrzymi szary zamek w ksztacie wiey szachowej. Chory Skrzydlak doszed do miejsca, w ktrym obok zielonego dywanu wyrosa wysoka na osiem stp beowa ciana. Cigna si idealnie prost lini a po horyzont, gdzie niekoczca si podoga stykaa si z niebem biaym jak papier. Szed dalej wzdu ciany, a w pewnym momencie zaczy si w niej pojawia rozmieszczone w regularnych odstpach szare metalowe drzwi. W kadych znajdowao si okno z matow szyb. Po drugiej stronie dywanu rwnie pojawia si ciana, wraz ze swoj poprzedniczk tworzc pozbawiony sufitu korytarz. Skrzydlak min marmurow urn wypenion biaym piaskiem. Usysza wiergot jaskki i podnis wzrok. Nad jego gow splatay si onieone gazie drzew. Westchn, nie przerywajc marszu, i w kocu dotar do drzwi, na matowym szkle ktrych widnia wymalowany od szablonu napis DR LABIRYNT.

Stan przed nimi z pochylon gow i woln rk opart na biodrze. Pokrci gow, przeszed w gb korytarza, min jeszcze kilkoro drzwi i usiad na dywanie, oparty plecami o cian. Wyj z kieszeni grubego skrta i zapalniczk. Siedzia, pali i sucha szumu lici. Kiedy znw podnis wzrok, zobaczy sufit z biaej pyty pilniowej z jarzeniwkami w chropowatych oprawkach. Wrci do drzwi z napisem DR LABIRYNT i zastuka w szko. Nikt nie odpowiedzia. Nacisn klamk. Bez powodzenia. Z kieszeni spodni wyj pk kluczy, otworzy zamek i wszed do pokoju. Gabinet by pogrony w ciemnoci, jedyne wiato sczyo si z korytarza. Niespokojne zielone oczy Skrzydlaka sondoway mrok. Szerokie dbowe biurko. Regay z ksikami. Szafka na dokumenty. Na skraju tureckiego dywanu paprocie w duych chiskich wazach z niebieskiej porcelany. Na cianach krelone na pergaminie mapy w chromowanych ramach. Na niskim stoliku z laki parujcy ekspres do kawy. W otynkowanej na biao wnce trzy monitory zwrcone w stron biurka. Namaca wcznik. Pstryk. Zapaliy si jasne wiata pod sufitem. Siedzcy za biurkiem doktor Labirynt skrzywi si i zasoni oczy rk. - Przepraszam - zmitygowa si chory Skrzydlak. - Mylaem, e pana nie ma. - Zawsze tu jestem. Zdrzemnem si tylko. - Mog usi? Labirynt umiechn si pgbkiem i wskaza choremu krzeso. Przybra posta niskiego, krpego, ysego mczyzny w biaym kitlu laboratoryjnym i okularach z grubymi szkami. Nos mia orli, wargi cienkie i surowe. Skrzydlak usiad. - Dobrze, e wpade - powiedzia Labirynt. - Dawno ci nie byo. - To prawda. - Oczywicie zdaj sobie spraw, e masz lepsze pomysy na spdzanie wolnego czasu ni odwiedziny w przytuku dla obkanych. Oczy aniow si spotkay. aden nie spuci wzroku. - Prawd powiedziawszy, przychodz w imieniu czcigodnej Tkaczki, ktra ma do pana par pyta. - Jestem zawiedziony. Dotknwszy pilota, Labirynt wczy monitory. Chory obrci si razem z fotelem i na nie spojrza. Wszystkie trzy pokazyway ten sam obraz: prehistoryczny potwr demolowa mae dwudziestowieczne miasteczko, a pozbawiony kierowcy dip raz za razem rozpdza si

i uderza go w jedn z tylnych ap. - Podobaj mi si te gry - powiedzia Skrzydlak. - Bardzo realistyczne. - Masz ochot na kaw? - spyta Labirynt. - Dzikuj, nalej sobie. Pan te chce? - Poprosz. Skrzydlak podszed do ekspresu, nala dwie filianki kawy i na spodeczkach przenis je na biurko. Wyj z aktwki niepodpisan tekturow teczk, pooy j na biurku Labirynta i znw zerkn na monitory. Brontozaur zgrzyta zbami jak poraony wcieklizn wielbd. Piana leciaa mu z pyska, z nozdrza ciek krwawy luz. Oczy mia biae jak mleko. - Domylam si, e czcigodna niepokoi si losem trzech zagubionych duszyczek, ktre widzimy na monitorach - powiedzia Labirynt. - Zostao mi tylko troje pacjentw. - Zgadza si, panie doktorze. - Jestem zdumiony tym, jak wielu spord nas ma wasne zdanie na temat mojej maej kliniki. I dziwi im si, e dyskutuj o niej za moimi plecami, zamiast osobicie odwiedzi mj przybytek. - Moe przeczuwaj, e nie byliby mile widziani. - Czcigodna z pewnoci. Skrzydlak upi yk kawy. Nie bdzie atwo. - Nie musi mi pan wierzy, doktorze, ale czcigodna nadal jest pena podziwu dla pana. Labirynt wygi usta w podkwk. - Nie podoba jej si zaordynowana przeze mnie kuracja. - Zrozum, ojcze, ja tylko prbuj uatwi wam nawizanie kontaktu. - Z tob mog o tym porozmawia, ale czcigodna niech si wypcha. - W porzdku. W takim razie nie rozmawiajmy ju o niej, dobrze? Chciabym wrci do tych trojga. - Skrzydlak kciukiem wskaza monitory. - W jaki dokadnie sposb paska... metoda ma im pomc odzyska zdrowie? - System burz. Interesuje ci raport z postpw leczenia? Mog ci go udostpni. Nie mam sekretw. Skrzydlak ju wczeniej sysza takie zapewnienia. Jego spojrzenie stao si zimne jak ld. Brontozaur chwyci tymczasem dipa za przedni zderzak, postawi do pionu i kopa przednimi apami po podwoziu. Monitory buczay cicho. - Lubi si bi - zauway Skrzydlak. - Istotnie. To powany problem.

Na ekranie pojawia si stara kobieta w kombinezonie. Rzucia kamieniem w eb zwierzcia. - To Eva? - spyta Skrzydlak. - Nie jestem pewien, nie suchaem ich ostatnio... Na pewno to kto z tej trjki. Brontozaur wypuci dipa i rzuci si w pocig za kobiet, ktra wybiega poza kadr. - Powiedz mi, Skrzydlaku, co sdzisz o tych trojgu nieszcznikach? Na pewno wyrobie sobie przemylan opini, przecie od tygodni podgldasz obraz z tych monitorw. Skrzydlak umiechn si skromnie. - Powiedziabym, e tak le jeszcze z nimi nie byo. Od kilku wiekw ich stan systematycznie si pogarsza. - No wiesz, s martwi. Rozkad postpuje. - Ja nie artuj, tato. Ty tu sobie pogrywasz z ludzkimi duszami! - Jestem tego w peni wiadomy. - Od ponad dziesiciu stuleci usiujesz im pomc. - Spjrz tylko na nich. - Wanie. Spjrz na nich. - Nieszczliwe maestwo. Beznadziejna stagnacja. Nieustanne rzucanie si sobie nawzajem do garde. Maniakalny ojciec. Schizoidalna matka. I crka popadajca w coraz gbszy autyzm. - A ty cigle ich torturujesz tymi burzami. - Tortury" to mocne sowo. - Ale waciwe, kiedy kto kogo torturuje. Jeli to ma by terapia, to jest nieskuteczna. - Czasem chyba zapominacie, e to Tkaczka mi ich tu przysaa. - To byo dawno - odpar Skrzydlak. Dwa anioy spojrzay bacznie po sobie. - Moe ich jej oddaj? - zasugerowa Skrzydlak. - I tak ju stracie resztki zawodowej reputacji. Wszyscy w Organizacji maj ci za wira. - A ty? Co ty o mnie mylisz? - Uwaam, e powinno si ograniczy straty i skrci mki tych trojga. Rozwali im mzgi i puci Koa Inkarnacji w ruch, niech zrobi z nimi, co zechc. Nie wahabym si ani chwili. - A oni z pewnoci byliby ci wdziczni - przyzna Labirynt. Przez chwil siedzieli w milczeniu, popijajc kaw. - Wolabym, eby Tkaczka mnie do tego nie mieszaa - mrukn Skrzydlak.

Labirynt zdj okulary, zoy je i schowa do kieszeni na piersi. - Nigdy si za dobrze nie dogadywalimy - zacz, wstajc z obitego skr fotela. Mwi dalej, przechadzajc si po gabinecie: - Uwierz mi jednak, kiedy mwi, e znam tych troje jak nikt inny i wiem, jaka terapia bdzie dla nich najlepsza. Nie mam cienia wtpliwoci, e moja kuracja okae si skuteczna. Ta metoda, to niebezporednie podejcie, to dla nich jedyne lekarstwo. Ja to wiem i oni te to wiedz. Czuj, e mog ich uleczy. - Oni nawet nie wiedz o twoim istnieniu! - zaoponowa Skrzydlak. - wiadomie tego nie przyznaj, ale wiedz, wiedz... - Labirynt stan za plecami modszego anioa i pooy mu do na ramieniu. W jego gosie zabrzmiaa bagalna nuta: Posuchaj, Skrzydlaku. Wiem, jak to wyglda. Brak postpw, ostatnia trjka pacjentw pogrona w chaosie. To wszystko prawda, zreszt nie znasz nawet poowy faktw, ale czy ty naprawd nie rozumiesz? Nie rozumiesz, e tak wanie musiao by? Musiaem doprowadzi ich do takiego stanu. Nie miaem innego wyjcia. Musz by nieszczliwi, musz odczuwa wstrt do siebie samych. Jak inaczej mieliby wyrwa si z tej czarnej otchani, w ktrej tkwi? Myli oszoomionego Skrzydlaka pdziy jak szalone. Wszystko stao si jasne. Wczeniej tego nie widzia, ale teraz uski spady mu z oczu. Inne anioy miay racj: Labirynt zwariowa. Popad w obd tak jak jego pacjenci. Tkaczka bdzie musiaa sama to zaatwi, pomyla. Ta sytuacja mnie przerasta. Labirynt wrci tymczasem za biurko i wanie uderzy w nie pici dla dodania wagi swoim sowom. - Mwi ci, e dadz rad! A wtedy zobaczymy, co powie Tkaczka. Zobaczymy, kto jest wirem! Tkaczka i pozostali przyjd do mnie na kolanach, klnc si na wszystkie witoci, e nigdy we mnie nie wtpili! Uderzenie w blat przewrcio filiank z kaw. Brunatna kaua sigaa ju do przyniesionej przez chorego teczki i zaczynaa wsika w papiery. aden z aniow nawet nie prbowa ich ratowa. Na poczerwieniaej twarzy Labirynta perli si pot. Skrzydlak podnis teczk, poczeka, a troch obcieknie, i schowa j do aktwki, a potem wsta i pomau zacz si cofa ku drzwiom. - Nie mam odpowiednich kwalifikacji, eby to oceni. Ja tylko zbieram informacje. Zo raport i pewnie na tym si skoczy. Zamkn za sob drzwi. Kiedy Labirynt ochon, zgasi wiato. W gabinecie zapanowa pmrok rozjaniany powiat monitorw. W ciemnoci lepiej mu si mylao. Potar w zadumie brod.

Brontozaur chwyci w pysk gow staruszki i podnis j w powietrze. Kobieta zawisa nad miastem. Jedna rka, zamana, zwisaa jej bezwadnie. Potwr mocniej zacisn zby i krew spyna jej na twarz i szyj. Obraz by czarno-biay. Krew wydawaa si czarna. Labirynt odwrci wzrok. W korytarzu chory Skrzydlak przeszed przez pawilon, przez st bilardowy i zstpi na onieone tundrowe mchy. Mocno wcisn aktwk pod lew pach. Wymachujc trzyman w prawej rce lask, cina szybujce w powietrzu patki niegu. Po jakim czasie przystan pod brzoz, opar si o jej pie i wyj z kieszeni kolejnego skrta. W drugiej kieszeni znalaz zapalniczk. Padajcy nieg. Szum. Zakcenia. ciana gadajcych monitorw. Czarne mrwki na czarnym niegu. Ruchy Browna. Dekoncentracja.

ROZDZIA SZSTY

UPADA KOBIETA
Kiedy grzbiet bole ci zaczyna, To jakby ci w serce wrazi pugina. A kiedy z serca krew ci wypywa, Jeste naprawd cakiem nieywa. - Gsia Mama Eva spaa w rowie przy drodze numer 80 niedaleko Rodeo w stanie Nowy Meksyk. W otaczajcej j wysokiej trawie gray wierszcze. Spaa jak zabita. Miaa za sob ciki dzie. Po poudniu posprzeczaa si z Aleksem, za co odgryz jej gow, a potem ruszy w pocig za Naomi; na szczcie, Naomi bya akurat dipem i trudno byo j zapa. W kocu Alex si uspokoi i razem z Naomi wrcili do Rodeo, eby obejrze zwoki Evy. Po zachodzie soca Alex wtuli si midzy dwa domy i zasn. Naomi zaparkowaa na noc tu przy nim, jak wierny pies. Po cikim dniu oboje byli wykoczeni i draliwi. Eva cay czas miaa nadziej, e ktrej nocy wzejdzie ksiyc, ale w tym wiecie nie byo ksiycw. Leaa w rowie, cudownie wyczerpana i martwa dla caego wiata. nia o lepszych czasach. *** Zawinita w sari z zielonego jedwabiu staam po kostki w swawolnej pianie przyboju Morza Karaibskiego. Na biaym piasku, wrd wyrzuconych przez morze wodorostw, wawo uwijay si malutkie kraby. W ciepej wodzie zalewanych przypywami przybrzenych niecek pkle oddychay swobodnie, zagarniajc plankton rozchodzcymi si promienicie pierzastymi ramionami. Nie, to nie tak. Nie ma krabw. Nie ma wodorostw. Mw prawd. Xcalak. Jukatan. Dwudziesty wiek.

Upada kobieta staa na masywnym elobetonowym pirsie stoczni w Xcalaku, przy jego wysunitym w morze kocu. Z obu stron groway nad ni olbrzymie frachtowce, koyszce si na powierzchni szlamowatej brei. Gdzie za grub pokryw chmur zachodzio soce. Opara si o balustrad, wodzc wzrokiem po zatoce. Powierzchni wody pokrywa lity kouch pomaraczowych szumowin, gsty od ropy i zbryzgany bia pian jak mydlinami. Brud. Galaretowaty, martwy, toksyczny syf. Trup Oceanu-Matki. Poruszay si tylko pomienie, wybuchajce od czasu do czasu na Jej martwej skrze. Tusty brunatny dym snu si poziomo w powietrzu. Odr rozkadu unosi si nad caym Xcalakiem. Wierzchnia skorupa koucha bya tak twarda, e udwignaby ciar czowieka - tyle tylko, e szybko przearaby mu podeszwy butw. A gdyby trafio si jakie miksze miejsce, czowiek zapadby si w ten syf jak w gnijce cielsko wieloryba. Na dziobach ogromnych stalowych statkw montowano pugi, wyposaano je rwnie w dugie metalowe wiosa uatwiajce przedarcie si przez szumowiny. W tej chwili zoone wzdu burt wiosa przypominay podkurczone odna gigantycznych owadw. Odkd kobieta znalaza si midzy kadubami statkw, zgiek miasta wyranie przycich. Sylwetki pokadowych urawi adunkowych rysoway si wyranie na tle gasncego nieba. Przy nadbudwce jednego ze statkw wisia na linowej aweczce marynarz -rozgwiazda i skroba odac z metalu farb. Ciemno bya nad powierzchni bezmiaru wd, a Duch Boy unosi si nad wodami3. Ale nie w Xcalaku. W Xcalaku nieosigalny Duch ukrywa si gdzie wrd wstrznitych fioletowo-tych chmur. Ani kropli deszczu. Prace si w socu wyschnite na wir rowy melioracyjne. Smrd uryny i mieci. Nieruchome powietrze. Chacowie odeszli. Zelij nam znowu Chacw, o mdry Ehecatlu! Zelij ich nam, bagamy jednooki ojcze wichrw. Nikt nie sucha. Upada kobieta w czerwonej sukience staa oparta o balustrad. Na ramieniu trzymaa cigan sznurkiem czarn torebk. Patrzya na pegajce po morzu pomienie. Marynarz o twarzy rozgwiazdy zeskrobywa farb z nadbudwki. Miaa siedemnacie lat. Min prawie rok, odkd zacza pracowa jako dziwka. Od tego czasu zaliczya cztery rne miasta. Wrd swoich nauczya si tylko dwch fachw: kapastwa i kurestwa. Kurestwo byo uczciwsze. Zaspokajao konkretn potrzeb, tak przynajmniej jej si wydawao.
3

Cytat za Bibli Tysiclecia (przyp. tum.).

W ulicznej profesji opanowaa wiele nowych umiejtnoci. Nauczya si siedzie godzinami na dworcu kolejowym i czyta gazet. To trzeba umie. Nauczya si te opowiada o swojej niedoli. Niektrzy mczyni domagali si, eby upade kobiety opowiaday im bajki. Chcieli pozna najobrzydliwsze szczegy jej najwieszych upodle. Chyba dobrze si przy tym bawili, a opowieci nie musiay przecie by prawdziwe. Widzc j, nikt by nie pomyla, e urodzia si jako skalar. Nosia przybran twarz, nielegalna operacja plastyczna upodobnia j do ukwiau; miaa rowe macki wszczepione w gow. Gdyby marynarz na aweczce odwrci si i spojrza na ni z gry, wanie po tych mackach poznaby, e jest dziwk. Takie kobiety rozpoznawao si z daleka. Zmczona staniem, przysiada na pachoku cumowniczym. Uoya sobie na kolanach lune koce szarfy. Biay jedwab mieni si tczowo jak muszla uchowca. Nigdy nie widziaa tczy ani muszli uchowca. Te sowa przyszy pniej. Siedziaa wpatrzona w ocean pokryty rdzawopomaraczow pian. Utkane ze spalin i wyzieww chmury kbiy si nad wod jak wyprute wntrznoci. Miay fioletowy odcie nadmanganianu potasu. Mylaa o stacjach orbitalnych konstruowanych przez jej rodakw. Srebrne strki pdziy przez ognicie lodowat prni okooksiycow. wiateka nawigacyjne migay w twardej ciszy. Konchoksztatni ludzie-limaki wchodzcy w skad zag przechodzili proste, eleganckie testy badajce ich zdolno przetrwania. Kapanka-skalar w przebraniu ukwiau siedziaa na polerze i aowaa, e nie jest czowiekiem-limakiem. Tak to wanie wygldao. Upada kobieta ruszya w drog powrotn do miasta, wrd brezentowych pacht i elaznych knag. Mijaa stosy kd zrobionych z morskich gbek i bele baweny wyhodowanej z biaej pleni. Pirs wznis si wyej, ponad murem okalajcym port i spitrzonymi do poziomu ulicy pianobetonowymi tarasami. Sza po chodnikach w gb ldu, pomidzy poczerniaymi od sadzy ceglanymi magazynami. Nad dachami szkaratne promienie soca przeszyway strzpiaste chmury. Na bruku kady si dugie cienie pustych wozw. W zasigu wzroku nie byo ywej duszy. Kamienny labirynt. Przesza obok wykopu w ziemi, odsaniajcego biegnce pod miastem rury i ogrodzonego potem z metalowej siatki. Spychacze przycupny w pmroku zmierzchu, zgarbione i ponure, wrd szpul lnicych kabli. Dotara do skrzyowania i zesza z krawnika, eby przej na drug stron ulicy. - Panienko? - rozleg si bardzo blisko mski gos.

Odwrcia si w jego stron. Serce walio jej jak motem. - Nie zauwayam pana - powiedziaa. Trudno byo w to uwierzy. Przykucn na widoku, opancerzony jak czog i najwyej dwa razy od niego mniejszy. Czowiek-krab. Gliniarz. Musiaa go wzi za jeden z buldoerw. Stan teraz na tylnych nogach i wczy umieszczone na brzuchu reflektory. Poyskliw czarn skorup zdobiy inkrustowane kwarcem i nefrytem tolteckie motywy. - Dokd si panienka wybiera? - Byam w porcie. Ogldaam statki. - Dokd si panienka wybiera? - powtrzy. - Do domu. - A gdzie panienka mieszka? Podaa nazw miejsca. Podrapa si szczypcami po policzku obrzmiaej twarzy, ktr mia wbudowan w tuw. - Nie powinna panienka sama tu przychodzi. To niebezpieczne. - Na przyszo bd ostroniejsza - zapewnia go. - Koniecznie. Gdyby wiedzia, e w rzeczywistoci jest kapank-skalarem, uklkby i caowa rbek jej sukni. I odprowadziby j do domu, bo skalary nie mieszay si z posplstwem. Skalary w ogle nie mogy swobodnie si porusza. Mieszkay wszystkie w statecznych opactwach, wiodc pozbawione trosk ycie a do dnia swojej mierci. Wszystkie - poza jednym. Bya taka kapanka, jedna jedyna w dziejach swojego ludu, ktra nie umara, tylko si uratowaa i miaa przez to problemy: z policj, z klientami, ze zdrowiem, z narkotykami... Same problemy. A wszystko przez to, e nie chciaa po prostu umrze. Krab i upada kobieta stali naprzeciw siebie i mierzyli si wzrokiem. Kobieta nie moga si ruszy, dopki krab jej na to nie pozwoli. - Moe panienka odej - powiedzia w kocu. Odesza. Skierowaa si do gwnego dworca kolei jednoszynowej. Po drodze mijaa ule mieszkalne, tartaki i fabryki baweny. Kody hodowano z gbek, ale ludzie nadal nazywali je kodami. Bawena wyrastaa z pleni, a ludzie wci nazywali j bawen. Nie widziaa w tym nic dziwnego. Mina wioczowieka w uprzy, cigncego wzek peen powizanych w paczki gazet. Na gazetach siedzia czowiek-omiornica, odziany w ty paszcz przeciwdeszczowy i trjktny kapelusz. w zatrzyma si przed ulem mieszkalnym. Omiornica zsiad z wzka i zanis paczk gazet do holu apartamentowca. w czeka. Spojrza na upad kobiet,

kiedy obok niego przechodzia. Mona sobie byo wyobrazi, e ma znud zony wyraz pyska, ale ludzie zatracili ju umiejtno odczytywania emocji z twarzy. Mutacje poszy za daleko i w zbyt wielu kierunkach. Czowiek-omiornica wrci do wzka. Nie okazywa adnych uczu i nie mia gowy. Brak gowy uczy go pokory, a innych tolerancji dla takich jak on. Tak wtedy mwiono. Mina limacze matki zmierzajce do zigguratu handlowego. limaczy ojcowie wracali rikszami do domw i chowali si w swoich norach. Meble ogrodowe na balkonach. Czarne byszczce oczy na przezroczystych szypukach. Rodzina zawsze skadaa si z czwrki limakw - ojciec, matka, syn, crka. Tak ju si rodzili: czwrkami. yli rwne pi lat, a potem umierali, wszyscy naraz, jak w zegarku. Z upad kobiet byo inaczej. Nie bya limakiem. Pod wzgldem genetycznym bya skalarem. Zastanawiaa si, na kiedy jest zaprogramowana jej mier. Jak kapani nastawili jej zegar? Miaa zosta pokrojona na kawaki, wic moe wcale nie ruszali jej zegara? Albo przez pomyk zapomnieli wyposay j w mechanizm miertelnoci? Wtedy yaby wiecznie. Przez pomyk. Dotara do jednego z kanaw dzielcych miasto na szeciokty i przesza nad nim po nefrytowym mocie. Po powierzchni bkitnej wody pyway opalizujce insekty, pogwizdujc swoje znajome piosenki. Na kocu dugiej promenady trjktne wejcie prowadzio do zigguratu z czarnego szka. Wesza do rodka, gdzie znajdowaa si poczekalnia dworca kolei jednoszynowej - wysoko sklepione wntrze z rzdami drewnianych awek, na ktrych siedziay grupki pasaerw czekajcych na pocig: ludzie-kryle, ludzie-minogi, samice manatw z modymi w wzkach. Byli te onierze - gwnie ludzie-rekiny, nadzy, kolorowo tatuowani, z kocistymi fiutami, ktre poprzedzay ich w marszu, koyszc si na boki. Pojawiali si i szybko znikali; nie musieli dugo czeka na pocig. Wszyscy przedstawiciele jej ludu nosili maski. Wszyscy. Od maego hodowali dzieciom maski na twarzach. To jej jednak nie dziwio. Cakiem moliwe, e maski miay uagodzi rozelone duchy morskich istot, ktre jej lud wytru. Po ktach stali mczyni-nereidy z miseczkami ebraczymi. lepe ryby jaskiniowe bkay si midzy awkami, ostukujc posadzk dugimi biaymi wypustkami. Stara meduza w rurowatym chodziku przesza od awki do stoiska z hot dogami kukurydzianymi. O tak, wszyscy pariasi mieli tu swoich przedstawicieli. Zwaszcza od chwili, kiedy zjawia si upada kobieta. Wesza midzy nich. Po twarzy rozpoznali, z kim maj do czynienia. Patrzyli, ale nie

dotykali. Znali zasady. Bdzie pniej wspominaa ich twarze wynurzajce si z otchani pamici jak makaron wypywajcy na powierzchni gotujcej si zupy. Umowy spoeczne odziane w ludzkie ciaa. Ludzie u wadzy umieli wytumaczy swoje decyzje. Robili to czy tamto tylko dlatego, e mogli to zrobi. Wszystkiego prbowali. Uwaali, e s to winni Nauce. Zesza po granitowych schodach i skierowaa si ku swojej ulubionej awce. awka bya pusta, leaa na niej tylko gazeta. Doskonale. Upada kobieta wzia do rki gazet i usiada. Przyszo jej do gowy, eby osiedli si w innym miecie. Miaa dostatecznie duo muszelek, eby j byo sta na bilet. Czemu nie? Wyja z torebki kapsuk i przekna j na sucho. Zacza studiowa zawieszony na cianie rozkad odjazdw. Wysza do damskiej toalety i stana nad umywalk. Spojrzaa w plamiaste metalowe lustro, pochylia si i ochlapaa wod twarz i macki. Podniosa wzrok, ogldajc w lustrze swoj drug twarz. Makija by nie do zdarcia. Paszczkoksztatny lekarz z Chetumalu dobrze si spisa. By chirurgiem plastycznym. Cieszy si fataln opini i pracowa w podejrzanej dzielnicy. Mia pysk jak zbkowana kielnia i by tak zboczony seksualnie, e bardziej si chyba nie da, ale zna si na swojej robocie. Do dzi pamitaa wyraz jego twarzy, kiedy powiedziaa mu, czego od niego chce. Nigdy przedtem nie przyjmowa w gabinecie adnego skalara i pomys przerobienia jej na ukwia by tak perwersyjny, e nie potrafi mu si oprze. To dopiero wyzwanie! Bdzie musia odpiowa dziewczynie p twarzy! I to wanie zrobi, gdy tylko porozumieli si w kwestii zapaty. Rol waluty peniy usugi seksualne, wiadczone w okresie, gdy jej twarz przypominaa krater wulkaniczny. W kocu zdj jej bandae i moga podziwia jego dzieo. Nie poznawaa siebie. Najbardziej przekonujcym detalem nowej twarzy bya maa faszywa blizna, jak po zagojonej ranie od noa. Jakby pochlasta j alfons. Chirurg baga, eby zostaa duej, zgodzia si na kolejn operacj: chcia jej wszczepi dodatkowe otwory cielesne. Zarzeka si, e dziki nim zrobiaby furor jako dziwka. Odmwia. Nie chciaa zwraca na siebie nadmiernej uwagi. Twarz miaa doskona, ale dokumenty gwniane. Dwie eleganckie kobiety-marliny weszy do toalety. Rozmawiay po aztecku. Na widok upadej kobiety stany jak wryte. Spojrzay po sobie znaczco i wyszy, rozmawiajc wystarczajco gono, eby je usyszaa: - Wolno im tu przychodzi? - Nie wiedziaam...

Wrcia na awk. Zzua buty, opara stopy na siedzeniu i zacza czyta gazet, a w przerwach midzy akapitami obserwowaa mczyzn w poczekalni. Obserwowanie mczyzn byo czci jej fachu. Kupowali bilety, stali w kolejce, flegmatycznie czekali na powrt do swoich miast i domw. Tylko po dugiej obserwacji umiaa odrni tych, ktrych warto zaczepi, od takich, ktrych naley unika. Musiaa zagai rozmow i odpowiednio ni pokierowa; musiaa wiedzie, czego chc, nawet jeli sami tego nie wiedzieli. Czytaa dalej. Budowa nowego dolmenu przemysowego. Satelitarne zdjcia cigncych si caymi milami petroglifw. Jej rodacy zrwnywali gry z ziemi, zasypywali wwozy, pokrywali ziemi twardniejcym strupem pianobetonu, ktry nastpnie rozdrapywali tak dugo, e jeszcze bardziej si rozprzestrzeni. Przyprawiali pianobeton komi porzuconych dzieci, eby odpdzi huragany. Szykowali si do Chwalebnego Dnia, w ktrym cae Tahuantinsuyu zostanie wybrukowane, od Uxmalu do Copanu, od jednego oskorupiaego morza do drugiego. Po co to robili? Podawano rne powody. Hydroponika wyeliminowaa konieczno posiadania ziemi uprawnej. Poza tym, w ziemi lgy si tgoryjce. No i byo to ambitne wyzwanie: zamieni cay kontynent w martw kamienn pyt, porzebion rysunkami. Zmieni Ziemi w ksiyc. Z gonikw popyn komunikat, e pocig podstawia si na tor. Przed zamknitymi szklanymi drzwiami uformowaa si kolejka. Wszyscy stanli razem, poszturchujc si, odpychajc malutkie dzieci, otwierajc lub zamykajc baga, wyjmujc bilety, przekadajc je do kieszeni, skarc si na to czekanie... Upada kobieta nienawidzia ich wszystkich. Moe by ich polubia, gdyby piewali jak ptaki lub pohukiwali jak mapy, ale zamiast tego skrzeczeli jak ropuchy i skamleli jak pudle. Albo chcieli wepchn w ni swoje wypustki i trysn w ni swoimi sokami radoci. Miaa ochot odej na pustyni, modli si i poci. Zamiast pustyni otaczay j jednak puste pianobetonowe place, bez chwastw i cienia. Rozwaya moliwoci dalszego dziaania. Moga kupi bilet i wsi do pocigu. Moga znale klienta i namwi go, eby wynaj pokj. Moga podjecha do zigguratu handlowego i kupi sobie now sukienk. Moga utka now sukienk z pajczyny i starych gazet. Moga te utka dk i poeglowa ni na ksiyc. Wesza do szklanego westybulu, z obu stron zamknitego szklanymi drzwiami. Z prawej strony sta uszkodzony automat z gum do ucia oraz metalowe krzeso pucybuta. Po lewej, we wnce, znajdowaa si kapliczka Naszej Pani Ixchel Ksiycowej, z peczk na ofiary i bambusow mat do klczenia. Na peczce leay suszone kwiaty, wafelki waniliowe i szecioktne miedziaki z dziurk, a obok ciasno zoone karteczki z niebieskiego papieru

ryowego: modlitwy do Biaej Pani. Upada kobieta klkna na macie. Za jej plecami przechodzili szurajcy nogami pasaerowie - przyjezdni i odjedajcy. Zajrzaa do torebki w poszukiwaniu ofiary. Kosmetyki. Wycinki z gazet. Gumki na wacka. Mitwki. Speed. rodki nasenne. Nic. Dotkna czoem zimnej maty i pomodlia si do Ixchel Matki mierci. Zamkna oczy. Znalaza si daleko od Xcalaku. *** Eva pyna kanaem w podziemiach kliniki Quintana Roo. Miaa twarz nowicjuszkiskalara. Bya ubrana w podart szpitaln koszul. Chirurdzy chcieli j zabi, ale im ucieka i jakim sposobem natrafia na ten podziemny kana, gdzie zbudowaa sobie tratw z kawakw plastikowych rur. Na tratwie spywa a ciemnymi, opadajcymi kanaami, niesiona bystrym nurtem zimnej wody. Uciekaa z miejsca zbrodni. Zbrodni bya jej ucieczka. Kana zakrci. Tratwa uderzya o cian. Eva zelizna si z plastikowych rur i wpada po pier w wod. Szum pdzcej wody brzmia oguszajco. Tratwa si rozpadaa. Zalao j te wiato. Pyna wzdu wydronej w cianie kanau podunej wnki, przywodzcej na myl peron metra. Na wp pync, na wp brodzc w wodzie, zacza prze w jej stron. Usyszaa jakie krzyki i tupot gumowych butw na kamieniu. Dwch mczyzn biego rwnolegle do kanau: pracownicy kanaw. Bosakami usiowali zahaczy tratw. Eva zapada si w lodowatym mule. Hak bosaka zaczepi o rkaw szpitalnej koszuli. Pk szew, ale udao si j wycign na kamienny podest. Mczyni zamienili pospiesznie kilka zda. Rozmawiali w jzyku, ktry syszaa pierwszy raz w yciu - po hiszpasku, jak sobie pniej uwiadomia. Rkami w czarnych gumowych rkawicach wskazywali jej twarz, rce. Zdumiewaa ich i niepokoia. Kawakami papieru otarli brud oblepiajcy jej oczy i usta. Pomogli jej wsta. Sprawdzili, czy niczego sobie nie zamaa. Byli abnicoksztatni. Mieli jedno zmtniae oko, wieccy frdzel na kocu wyrastajcej z gowy wypustki i dugie wsy wok pyska. Naleeli do kasty pariasw, najpodlejszej z podych. Zaprowadzili Ev do wylotu elobetonowego tunelu o idealnie okrgym przekroju. To bya droga do wyjcia. Mczyni wrcili do swoich zaj, a Eva ruszya tunelem do gry. Przywieca jej fosforyzujcy niebieski mech. Jej stopy te wieciy, oblepione niebiesk mazi. Sza tak caymi godzinami. Zraszacze w suficie tryskay delikatn mgiek, ktra

osiadaa wolno w niebieskawym powietrzu i rozmazywaa kontury wszystkich obiektw. Podobne do szafirw krople czepiay si kosmatych cian. A potem powietrze zrobio si brunatne. Eva poczua na jzyku smak zarodnikw na dugo przed dotarciem do grzybowej farmy. Znalaza si w ciemnej jaskini, penej stojakw o pkach wysypanych ziemi, zwieszajcych si z gry gumowych wy i stalowych zbiornikw na zardzewiaych stelaach. Z gruzowatej petrogleby wyrastay skupiska mikkich biaych grzybw. Zjada kilka i popia je wod z wa, a potem wspia si na pk stojaka i posza spa. Po przebudzeniu przesza z tej jaskini do nastpnej, a potem do kolejnej. Wyglday identycznie, ale w kocu dotara do takiej, w ktrej nie rosy grzyby. Znalaza w niej szemrzce pompy i kuliste bursztynowe zbiorniki na aluminiowych podporach. Podog wyciea czarny pumeks. W wietle goej arwki cienie kady si kratownic na kaue stojcej wody. Uderzya gow w rur i zakla. - Ostronie - rozleg si obok niej, w ciemnoci, obcy gos. - Bo zrobisz sobie krzywd. Bardzo gruba stara kobieta o dugich siwych wosach patrzya na Ev agodnymi oczami. Rce miaa skrzyowane pod krgym brzuchem koloru bursztynu. Wisiaa do gry nogami. Kobieta bya zbiornikiem. Eva si rozejrzaa: wszystkie zbiorniki byy w istocie kobietami; dwie z nich zdya ju min, niczego nie zauwaywszy. Teraz obie parskny miechem, rozbawione jej zaskoczeniem. Zakrcio si jej w gowie. Musiaa usi na pododze. - Wydajesz si niedoywiona - zauwaya najblisza z maowatych kobiet. - Na samych grzybach dugo nie pocigniesz - dodaa druga. - Lubisz mleko? Kobiety-mae karmiy j mlekiem przez wiele dni. Mleko spywao im z brzuchw do garde, z odgosem przypominajcym przeykanie. Eva je caowaa, a wtedy sodkie jak mid mleko ciekao z ich twardych brzowych pyskw wprost do jej ust. W kocu jednak czas spdzony pod ziemi dobieg koca i Eva znalaza si daleko od grzybowej farmy. Po zboczu przydronego rowu wygramolia si na zalan przebarwionym wiatem soca powierzchni Tahuantinsuyu, a potem ruszya drog przed siebie. Bya ubrana w worek foliowy. Wargi miaa spkane od soca. Przez cay dzie mijay j wozy zaprzone w mczyzn i przez mczyzn powoone. Nikt si przy niej nie zatrzyma. Sza tak cay jeden dzie, a potem drugi, liczc na to, e w kocu znajdzie jakie miasto. Pkay jej paznokcie, z nosa kapao. Sza wpatrzona w pianobeton pod stopami. Ziemia staa

si grud przypalonego puddingu, sczernia bry ciasta przyklejon do byszczcej metalowej patelni. Koo wozu rozwakowao j na pask. Smakowaa brandy i trocinami. Niebo zwisao w strzpach z zardzewiaych pinezek. Za duo prania w brudnych rzekach. Za duo wykadania na kamie i bicia kijank. Camin y camin. *** Przez cay ten czas upada kobieta klczaa przed kapliczk na dworcu kolejowym. W kocu wstaa i ukrada wafelek z pki na ofiary. Wysza na ulic, pogryzajc wafelek, i ruszya przed siebie bez celu. Sza i sza, zerkajc w ostrone oczy mijanych mczyzn. Encontr el camino a traves de la ciudad. Niektrzy mczyni taksowali j wzrokiem, ale aden nie chcia jej spojrze w oczy. Czyby dzi wieczorem zabrako spragnionych? Czyby nikt nie by zdesperowany? Nadie me mir a los ojos. No se escuch ninguna voz. I tak by powinno. Bya jedn z wybranek. Bya zakazana i czczona jednoczenie. Po to si urodzia. Swoj witoci moga uzdrawia chorych albo zakaa zdrowych. Ludzie budowali jej otarze, pluli na ni, zapalali jej wiece, palili j na stosie, umierali dla niej i zabijali jej dzieci. Do tego wanie przywykli. Wdrowaa po placu, na ktrym chodniki wyoono mozaik z miki i turkusw. Przesza po ikonach przedstawiajcych Wielorybiego Cesarza i jego konkubiny i usiada na kamiennej awce pod juk. Mina j rozproszona gromadka dzieci-osonic. Pod opiek odzianej w dugi czarny habit siostry-kaamarnicy wracay z wycieczki edukacyjnej. Miay gadkie, byszczce gwki i oczy jak czarne guziczki. Poszturchiway si nawzajem, szeptay, a drobne kamyki uwieray je w butach. Wszystkie sprawiay wraenie bardzo zadbanych. Miay domy i ka, do ktrych mogy wrci. Miay oficjalne imiona. Upada kobieta miaa ochot pogaska je po gwkach. Patrzya na swoj bezradnie wycigajc si ku nim rk. Zakonnica natychmiast do niej doskoczya, patrzc spode ba, wygraajc jej pici i wrzeszczc na dzieci: - Odsucie si od niej! Nie dajcie si jej dotkn! To nierzdnica! Brudna dziwka! Zagarna dzieci i zacza si oddala. Musiay biec, eby za ni nady. Upada kobieta odesza z placu. Sza ulicami w wietle latar, krelc kontury kolejnych szecioktw. Zagray syreny obwieszczajce godzin policyjn.

Tyle problemw... Wszystko przez to, e ucieka spod noa chirurgw. Wszystko mogo uoy si tak spokojnie, gdyby nie to, e chciaa y. Spucia swoje tajemne dziedzictwo w toalecie - i gdzie wyldowaa? W szambie. W kamiennym labiryncie. Sza przed siebie, coraz gbiej w noc, po deskach, papie i zomach elobetonu. Idc, nia na jawie o rzekach, pampie, dungli. Marzyy jej si piaszczyste wydmy, zaspy niene, sterty suchych lici - co mikkiego, na czym mogaby si pooy. Wolaaby teraz spa. A donde podia yo ir? W kamiennym labiryncie. W rafie koralowej. W kopcu termitw. W ojczystej krainie, w ktrej jej rodacy potracili ludzkie twarze. En el lugar donde nacir. En un laberinto de piedra. Opowiedz o swojej niedoli. Opowiedz o swojej niedoli, gdy dzie koczy si powoli. Opowiedz, opowiedz, opowiedz. Nagle usyszaa za plecami klekot krabowych odny policjanta. Rzucia si do ucieczki, biegiem wrd rozchwianych cieni, do stoczni, nad morze. Biega w stron morza, powtarzajc: Nie, nie, nie! Tak nie moe by! Rzucono na mnie urok! Mam mije zamiast wntrznoci. Jestem koszmarem z krwi i mydlin. Jestem zatrutym popioem pitrzcym si na wodzie. O, bogini! Dewy! Anioowie wiata! Niech kto przeamie to zaklcie; niech kto stucze t aroczn glinian butl i mnie uwolni. Pocauje. Obetnie mi gow. Przebije si przez las cierni. Przeszyje moje serce. Biega ku morzu, wypiewujc swj lament: Albowiem kruk zdawi powierzchni bezmiaru wd. Helodermom nie urodz si dzieci. Iguany bd ukryway sekrety przed sob nawzajem. Powrc skorpiony morskie i skaczce kraby. Bdziemy musiay wywie nasze dzieci daleko i ukrywa si przed jaskiniowcami, ktrzy tacz wok ognisk z rozgrzanymi do czerwonoci elaznymi pogrzebaczami w doniach. Bdziemy musiay na nowo odkry rolnictwo, suszenie, piew, tkactwo, modlitw... Wszystko od nowa, po raz stutysiczny. Mczyni bd daleko, zajci rozpinaniem sieci na ptaki, zastawianiem wnykw na krliki i olepianiem ab rozpalonymi pogrzebaczami. Upada kobieta ockna si z zadumy na kocu pirsu, w tym samym miejscu co poprzednio. Ponca na morzu ropa na przemian rozbyskiwaa i przygasaa w ciemnoci. W migotliwym blasku ognia kouch brudu wyglda zdradziecko solidnie, jak afrykaska pustynia, na ktrej karawana stana na noc obozem. Czarny dym kbi si wok pomieni i wirem wznosi ku niebu. Postanowia ze sob skoczy. Oczyma wyobrani widziaa ju swoje zwoki, zapltane

w morszczyn i oblezione przez malekie bkitne kraby. Wypywajce na otwarte morze. Smutne resztki kobiety nocy, ktra ycie we wstydzie zakoczya miertelnym grzechem samobjstwa. Prawd mwic, ju wczeniej tego prbowaa. I to kilkakrotnie. Trua si, cia, dusia gadetem do podduszania... Za kadym razem jej przeklty pech sprawia, e ldowaa w szpitalu caa i zdrowa. Zupenie jakby miaa anioa stra. A ci mantogowi chirurdzy?! To dopiero podstpne skurwysynki. Byli zdolni do wszystkiego. Potrafili czowieka pozszywa, wpompowa mu cakiem now krew albo przeszczepi cudz wtrob. Dla ratowania ycia dopuszczali si najgorszych okruciestw. Byli zboczeni. Jej jednak wystarczyaby jedna udana prba. Zdja z ramienia torebk i przytrzymujc j w wycignitej rce za barierk, otworzya i odwrcia do gry nogami. Fiolki po lekach, dokumenty i szecioktne monety bezgonie poleciay w mrok. Wypucia torebk, nasuchujc odgosu upadku. Na prno. Wspia si na pachoek, a z niego na balustrad. Stana w ciemnoci na porczy, z atwoci utrzymujc rwnowag. Oddychaa spokojnie. Dokadnie wiedziaa, jak zawibruje porcz uwolniona od jej ciaru. Jaki mczyzna co do niej powiedzia. Nie bya sama. Odwrcia gow, stracia rwnowag, polizna si. Spada na pirs. Upada na wznak, patrzc w gr na ubranego w garnitur czowieka-suma. Poda jej rk i pomg wsta. Wystarczyo jedno dotknicie jego spoconej doni, by Eva zorientowaa si, e wanie znalaza sobie klienta na t noc. By zdenerwowany. Lubia takich. Byli mniej kopotliwi. Tak oto sum zmieni jej plany na ten wieczr i znw skomplikowa jej ycie. Ale bd przecie inne wieczory, jutro albo pojutrze. - Ju po godzinie policyjnej - powiedzia. - Nie powinnimy tu by. Wzruszya ramionami. - Co tu robisz? - Mylaam, e to oczywiste. - Smutno ci? - Gapi si na jej piersi. - Jeste samotna? - Tak - przytakna. - I mam problemy finansowe - dodaa z krzywym umiechem. Uwielbiali to. - Moemy przedyskutowa twoje problemy w moim pokoju hotelowym - zasugerowa sum. - Dobrze - zgodzia si. - Chodmy.

Poddaa si rutynie. Wykonywaa podane ruchy. Skina gow. Wzia go pod rami. Rozemiaa si. Rutyna o wszystko zadbaa. Wrcili do miasta. Kiedy sum otworzy drzwi pokoju w hotelu, upada kobieta posza prosto do azienki. Wzia prysznic, owina si szlafrokiem gospodarza i wrcia do pokoju. Siedzia w fotelu, z rozpitym rozporkiem, i grzeba sobie w gaciach. Wycign czonek i trzymajc go oburcz pooy go sobie na piersi. Najwyraniej penis nie by przyczepiony do reszty ciaa; przetacza si w jego doniach, rowy i poykowany. Moszna wygldaa jak uczepiona do niego wochata suszona liwka. Sum szczegowo opisa, co powinna z nim zrobi, gdzie go sobie woy, czego absolutnie nie wolno jej robi... Dotaro do niej, e jej klient si boi. Ale czego? e uprowadzi mu fiuta i zada okupu? e sprzeda go na czarnym rynku? Ile by wart obcity kutas menedera niszego stopnia? Zdja szlafrok i wycigna si na ku. Sum pooy jej czonek na brzuch u - komiczn kiebask, kolebic ebkiem z boku na bok. Bysn flesz. Sum mia aparat w pogotowiu. Atamna! Cay ten wieczr by absurdalny, ale jej to nie przeszkadzao. Otrzyma zapat za powicony mu czas, a pewnego dnia bogowie jej ludu zapac jej za cae trudne ycie. Pewnego dnia wysuchaj jej najtajniejszych modw. W tym dniu Eva obudzi si na pustyni, w blasku trzech soc, i nie bdzie miaa pojcia, skd si tam wzia. Wejdzie w gb pustyni i zamieszka na niej sama po kres czasu. Zapomni o samotnych dniach spdzonych wrd swojego ludu. Nigdy wicej si jej nie przyni.

ROZDZIA SIDMY

MONTOWNIE
Lecz e zamknite byy drzwi, Kopi i bij, stukam i Wyway chc je, lecz na klucz Byy zamknite, a ja, prcz...4 - Lewis Carroll Tyle razy ni mi si ten sam sen... Nie miewam ju nowych snw. ni mi si stale kilka tych samych, w kko. Wikszo z nich ma zwizek z moj modoci. Ten, na przykad, wie si z tym, jak olepem na posterunku - posterunku, ktry sam sobie wyznaczyem. Wyimaginowanym posterunku. We nie jestem modym, srogim durniem, jakim faktycznie byem, mieszkajc w Chicago w 1995 roku. Miaem wtedy jeszcze wasne nogi i prawie cae rce - te, z ktrymi si urodziem. Po pierwszym gwatownym zrywie tempo mojej autodestrukcji wyranie si zmniejszyo. Bezpowrotnie odeszy szczliwe dni, kiedy to w fabryce obcinaem sobie rk i jak gdyby nigdy nic szedem do domu na piwo. Najwidoczniej czuem jaki sentymentalny zwizek z samym sob. Mwi o durniu, ktrym byem, ale z trudem udaje mi si w niego uwierzy. Wyobracie sobie tekturow sylwetk modego gupka, tak bdzie lepiej. Ubierzcie go w wycite z papieru ubranie: jasnoniebieska koszula, szorstkie szare spodnie, mae czarne buciki. Wcie go do wiata ruchomych tekturowych mieszka, do pudeka z teatrzykiem nazywanym fabryk". Tekturowe ciany, tekturowi ludzie, tekturowe maszyny. Doskonale. A teraz
4

Prze. M. Somczyski.

przyczepcie mu elektryczny rubokrt do kikuta prawej rki i donioksztatn protez do kikuta lewej. Oto on. Postawcie go przy tamocigu. Po tamie sun kineskopy w metalowych obudowach, zaopatrzone w jakie obwody drukowane i kolorowe przewody. Z oczywistych powodw zosta przeniesiony z wydziau produkcji modeli. Jego nowa praca polega na montowaniu w obudowach monitorw tylnych cianek z pyty pilniowej. Lew rk wkada ruby na miejsce, praw - rubokrtem - dokrca je. Jego rkami steruje zaprogramowany automat. On sam nie musi im powica ani krzty uwagi. Dlatego bdzi mylami gdzie indziej. Oglda kurz na cementowej posadzce. Albo przyglda si innym monterom, ktrzy musz myle (przynajmniej troch) o tym, co robi. Albo zamyka oczy i wsuchuje si w fabryk - klekotanie kluczy pneumatycznych, pomruk silnikw tamocigu, biay szum klimatyzatorw. Wymyla kamstwa na temat swojej przeszoci. Udaje, e rk straci na wojnie - tak, tak, toczy potajemn wojn z fabryk. Wyglda na to, e fabryka wygrywa. Jest inny ni wszyscy. Tamci przychodz tu po prostu dla kasy. A on nie potrzebuje pienidzy. Co by z nimi robi? Nigdy nie wychodzi z fabryki. Nigdy nie oglda dziennego wiata. Nigdy nie pi. Brzmi jak chodzca zagadka. Co to jest: wojuje z fabryk, nie ma rk i nigdy nie pi? Nie mam pojcia, ale dreszczyk przeszed, co? Ha, ha, ha. Bynajmniej nie odmawiaem przyjmowania wypaty. Przeciwnie, pobieraem pensj, i to w potrjnej wysokoci, bo dzie w dzie pracowaem na wszystkich trzech zmianach, tyle e pod rnymi nazwiskami. o czwartej po poudniu odbijaem na wyjciu kart Aleksa Pierwszego, a na wejciu Aleksa Drugiego. Podobno czowiek musi spa. Moe wic nigdy nie byem czowiekiem? Moe byem maszyn, ktra sama si oszukiwaa? atwo jest si ukry przed sob samym: wystarczy znale miejsce, w ktre nigdy si nie zaglda, pracowa non stop i nie spa. W ten sposb nigdy si czowiek nie dowie, kim jest, a odwali niesamowity kawa roboty. Mona rozmyla o nowych celach w yciu. Mona odlicza minuty pozostajce do przerwy na kaw, a kiedy przerwa wreszcie nadchodzi, i do tak zwanej stowki (rzdu automatw z jedzeniem i piciem stojcych pod go kamienn cian), usi na poliuretanowym krzele i dalej myle. Mona pi gorce kakao i ros i myle. Mona je hot doga i lody i myle. Mona zsumowa liczb rub, ktre si codziennie przykrca. Nie mona zrobi tylko jednego, jeli jest si mn: nie mona przesta myle. Taka wada projektowa. Jeeli cho na chwil przestan myle, wszystkie rdzenie pamici zostan

wyzerowane. Na czym to ja stanem? Staem przy tamie i przykrcaem pilniowe tylne cianki do obudw, kiedy mj brygadzista, pan Bosch, i dozorca, pan Siever, przyszli i stanli za moimi plecami. Pan Bosch postuka mnie w rami, eby zwrci moj uwag, a potem skin na mnie palcem, kac mi i ze sob do biura. Siever zaj moje miejsce przy tamie. Kantorek pana Boscha mieci si w oszklonej budce w kcie podziemnej hali, w ktrej pracowalimy. Znajdoway si w nim dwa krzesa, metalowe biurko, szafka na dokumenty i wieszak na paszcze. Lampka na gitkim paku rzucaa owaln plam wiata na gszcz poplamionych olejem papierw. Pan Bosch - ysy, w grubych okularach - wskaza mi krzeso i przesun w moj stron lec na biurku notatk subow. - Firma postanowia ci przenie. Szefostwo wymylio jaki nowy bzdurny program motywacyjny. Przeczytaj to. Podniosem notatk na wysoko twarzy. Nie zamierzaem jej czyta, ale wyznawaem elazn zasad, by nie sprzeciwia si innym ludziom. Przekonaem si na wasnej skrze, e gdy tylko si komu postawisz, z miejsca zostajesz wcignity w jego gupi prywatny wiat. Unikanie sporw doprowadzio do tego, e w ogle z nikim nie rozmawiaem i yem sobie cakiem sam we wasnym gupim prywatnym wiecie. Okrutnie samotny i wiecznie nagabywany przez tum idiotw - oto jak wygldao moje ycie. Szczury poddane mniejszej presji odgryzaj sobie apy. Pan Bosch obserwowa mnie cierpliwie. Prbowaem czyta notatk, ale jakkolwiek bym j obraca w rkach, zawsze mi si wydawao, e j trzymam do gry nogami. Pan Bosch wyjani mi, e bd od tej pory wykonywa obowizki wszystkich innych pracownikw - nie jednoczenie, ale po kolei, rotacyjnie. Miabym zastpowa monterw na stanowiskach i zapewnia im nieplanowane dziesiciominutowe przerwy. - Wie si z tym dwunastoprocentowa podwyka - doda. - To awans. Wiesz, dlaczego ci wybrali? Zerowa absencja, Alex. Czy ty nigdy nie chorujesz? - Szkol si, eby zosta maszyn. Od kiedy zaczynam? - Ju zacze. Moje gratulacje. Ten awans to najlepsze, co ci mogo spotka. - Zgadzam si. - Wiesz, dlaczego tak mwi, Alex? - Nie mam pojcia. - Chodzi o twj problem psychologiczny. Bo ty masz problem, Alex, problem wielki jak cay wiat. Mwiem ci ju o tym?

- Moliwe. Mog ju i? - Jeste zagroeniem dla siebie i wszystkich, ktrzy ci otaczaj, Alex. Potrzebuj esz terapii. Dugiej terapii, Alex. - Dzikuj za trosk, panie Bosch. Wyszedem z kantorka i skierowaem si w stron tamy. W zmechanizowanej rce nadal trzymaem notatk, wic teraz znw na ni zerknem. Byo coraz gorzej: nie do, e nie byem w stanie nic odczyta, to jeszcze zapomniaem, co to w ogle jest. Zdarzay mi si takie sytuacje. Zdumieway mnie wtedy zwyke, codzienne przedmioty: papierowy kubek, budzik, kartka z notesu... Wiedziaem, e peni jakie funkcje, ale za nic nie potrafiem ich nazwa. Klakson zatrbi mi prosto w ucho. Stanem midzy dwoma wzkami widowymi, ktrych kierowcy spierali si o pierwszestwo przejazdu. Zszedem im z drogi. Poszedem do szatni, otworzyem swoj szafk i postanowiem wymieni rubokrt na bardziej wszechstronn protez. Wybraem t tworzc komplet z ludzk doni przypit do lewego przedramienia. Siever trwa na moim stanowisku i w nabonym skupieniu wykonywa moj robot. Wygldao na to, e obaj awansowalimy. Przeszedem wzdu tamy a do windy towarowej, ktr odjeday gotowe monitory. Zagldaem pracownikom przez rami, uczyem si ich ruchw na pami. Gdyby byo mnie wicej, pomylaem, mgbym sam obsadzi ca t fabryk. Stanem za plecami Evangeline, starszej Murzynki z paskudnymi ylakami na nogach. Lubiem j, poniewa doceniaa przemylno moich protez, a raz sprezentowaa mi na Boe Narodzenie witeczn pocztwk. Bya ubrana w krzykliw row sukienk, na gowie miaa waki do zakrcania wosw. Przed ni na tamie przesuway si obwody drukowane, a ona w kady z nich wstawiaa diod z ustawionego z boku pudeka. Pinceta w jednej rce, lutownica w drugiej. Na mj widok wyja zatyczki z uszu. - Co ty tu robisz? - zdziwia si. - Dostaem now robot. - To wietnie, skarbie. Jeste za bystry na to, eby tu pracowa. - Daj lutownic. Zastpi ci. - Jaki ty uprzejmy. Zesza ze stoka i oddalia si sztywnym krokiem. Jej sowa nie daway mi spokoju. Co ty tu robisz?". Niebezpieczne pytanie.

Letnie tygodnie wloky si niemiosiernie, a ja powoli uczyem si wszystkich zada montaowych wykonywanych w naszej podziemnej hali. Byem dumny ze swojej pracy i miaem nadziej, e wkrtce stan si maszyn. Byem cakiem zadowolony, jeli nie liczy bezsennoci i problemu z nadmiarem mylenia - do czasu, a przyni mi si ten zy sen. To bya pierwsza przerwa na nocnej zmianie. Zasnem na krzele w stowce. Przyni mi si koszmar. (Wic jednak spaem. Oto dowd). nio mi si, e jak zwykle pracuj przy tamie, tyle tylko, e zamiast montowa monitory, produkujemy na szlifierkach czci do samolotw. Odamki plastiku odbijay mi si od okularw ochronnych. Nie rozumiaem, dlaczego takie due elementy kaduba trzeba koniecznie robi z polistyrenu, ktry jest przecie bardzo atwopalny. Odszedem ze swojego stanowiska w poszukiwaniu miejsca, w ktrym kto skadaby te elementy w cao, i dotarem do hangaru zapenionego modelami bombowcw zbudowanych w skali jeden do jednego i pustych w rodku. Wyglday diabelnie imponujco, ale wiedziaem, e nigdy nigdzie nie polec. Po drugiej stronie hangaru pracownicy wytaczali gotowe maszyny na zewntrz. Wyszedem za nimi. Odrzutowce zjeday pochyym pasem wprost do lejka gigantycznego myna mielcego je na kawaki, z ktrych - jak nagle sobie uwiadomiem - po przetopieniu powstaway nowe czci do samolotw. Wrciem do fabryki, eby podzieli si swoim odkryciem z innymi. Znalazem pana Boscha, ale kiedy prbowaem z nim porozmawia, nie mogem wykrztusi ani sowa. Poszedem do szatni przejrze si w lustrze i zorientowaem si, dlaczego nie mog otworzy ust: moja gowa bya zrobiona z biaego plastiku, gadka i pusta. Obudziwszy si na krzele, prbowaem sobie przypomnie sen, ale w gowie koatay mi tylko te sowa: Co ja tutaj robi?". Co my wszyscy robilimy? Pracowalimy dla ESU, Educational Systems Unlimited. Ale co montowalimy? Co produkowaa nasza fabryka? Pytaem ludzi, ale nikt nie umia mi odpowiedzie. Miao to co wsplnego z edukacj. Normalny czowiek w tym momencie by odpuci i przesta si dopytywa, ale nie ja. Ja byem niedosz maszyn z deficytem snw i misj do wykonania. Wsiadem do windy i razem z parti monitorw zjechaem na nisz kondygnacj. Tam nauczyem si sekwencji montaowej wykonywanej przez faceta imieniem Joe. Mia orientalne rysy, wystrzpion kozi brdk i zwinne palce, i przez cay dzie budowa spuczki do toalet: wkrca do nich okrge miedziane pywaki.

- Moe wy tutaj i my u siebie produkujemy dwie zupenie rne rzeczy? zasugerowaem. - Niemoliwe - odpar Joe. - To wszystko elementy jednej caoci. - Ale jakiej? Patnego kibla z telewizorem? - Wiem tyle, co i ty. Dlaczego w ogle tak si tym przejmujesz? - Jestem po prostu ciekawy. Joe podrapa si po brodzie. - Ciekawo to pierwszy stopie do pieka - powiedzia. Ruszyem z biegiem rzeki spuczek, wypatrujc miejsc, w ktrych czyyby si strumienie komponentw. - Przepraszam, przeprowadzam ankiet: jak mylisz, co tu si produkuje? Przestaem zastpowa monterw przy tamie. Samowolnie zmieniem zakres swoich obowizkw. Zatrzymywaem si w poszczeglnych rejonach fabryki tylko na chwil, eby si zorientowa, co si w nich wytwarza i dokd trafia gotowy produkt. Hipisowski typek nazwiskiem Reeves mia pewne ciekawe teorie. Prbowaem go wysondowa, kiedy wkrca do wywietlacza kolorowe lampki: zielon, czerwon, niebiesk. - Jak mylisz, do czego to jest? - zapytaem. - A co mnie to obchodzi? Mam swoje problemy. - Ale gdyby mia zgadywa... - Moe my wcale niczego nie produkujemy, gociu. Mam kumpla, pracuje dwa poziomy niej. Tapiceruje fotele. A si czowiek zaczyna zastanawia, co to bdzie: fotel, monitor, kibel, kolorowe lampki... I wiesz, co ci powiem? Wcale nie jestem przekonany, e chc wiedzie. Mam milion teorii, ale o wikszoci staram si nie myle. Tyle Reeves. Odbiem kart i w rodku zmiany poszedem do domu. Przeszedem Pulaski do Humboldt i zapaem autobus jadcy na wschd, do arsenau gwardii narodowej. Moje mieszkanie znajdowao si na drugim pitrze nad Walgreenem. Zjadem troch popcornu i walnem w kimono. Spaem na pododze, bo nigdy si jako nie zebraem, eby kupi materac. Cakiem liczne w mieszkaniu szczury i karaluchy nie wchodziy mi w drog. Chyba si bay. (Czyli miaem mieszkanie. Zapomniaem ju o tym). Przyni mi si kolejny sen. Ogldam niemy film o modym, przesadnie powanym mczynie imieniem Felix. Jest gadko ogolony i po germasku przystojny, czarne jak smoa wosy zaczesuje gadko w ty, odsaniajc wysokie blade czoo. Taki drugi Colin Clive. Pracuje w fabryce. Ze stoperem w rku kontroluje prac maszynerii, sprawdza tempo

pracy sprarek i robi notatki. Siaduje te przy biurku w ceglanej wnce z pochyym stropem i pociga za korbk maszyny liczcej. Wszystko w tym niemym filmie jest ogromne, kanciaste i kolawe. Poruszaj si gigantyczne toki. Z krat w pododze buchaj oboki pary. Pozbawione twarzy ludzkie roboty w wiziennych trykotach wlok si noga za nog. Otyli nadzorcy stoj na metalowych balkonach i trzaskaj z batw. Felix zostaje wezwany przed oblicze przeoonego, Ivana - chodzcej beki tuszczu z wsem jak u morsa. Ivan kae mu posprzta zalatujcy pleni magazynek, eby zrobi miejsce dla nowych maszyn. Felix zakasuje rkawy i bierze si do roboty. Mocuje si wanie z tokark, kiedy zauwaa jaki przedmiot wcinity pomidzy ni i cian. (Tu nastrojowe owietlenie i zowieszcza muzyka organowa). Felix zdmuchuje kurz ze swojego znaleziska - czarnego pudeka wielkoci duego sownika. Jego twarz przybiera dziwaczny, chorobliwy wyraz. Pudeko go intryguje. Wieczorem chowa je pod po paszcza i potajemnie wynosi do domu. (Napis na ekranie: MIJAJ DNI). Felix si zmienia. Przykada si do pracy jak nigdy dotd, ale zapomina si ogoli. Chudnie. Jego oczy przypominaj oczy onierza w niewoli. (Napis: PEWNEGO RANKA...). Felix przychodzi do pracy jeszcze bardziej wymizerowany ni zazwyczaj. Jego paszcz dziwnie opina ciao. Kiedy Felix zdejmuje go i wiesza na wieszaku, wida, e zamiast prawej doni ma toporn protez. Ani jednego dnia chorobowego, ani sowa wyjanienia, tylko ta odcita rka i przyczepiony do kikuta prymitywny szpon domowej roboty. Inni robotnicy za bardzo si go boj, eby zapyta, co si stao. Nikt ju z nim nie rozmawia, ale powtarzane szeptem plotki grzmi oguszajco. W kocu Ivan prosi Feliksa do swojego kantorka i ostronie, z drugiej strony biurka, zadaje pytanie: (Napis: CO CI SI STAO?). Felix siada, na wp ukryty w cieniu. Milczy jak gaz. Ivan nie wytrzymuje jego spojrzenia, spuszcza wzrok. Felix jest jeszcze cigle zbyt szlachetny, eby kama, ale jak ma wyjani brygadzicie, e nakarmi swoj rk czarne pudeko? Ivan spoglda na szpon, ktry z atwoci mgby rozszarpa czowiekowi gardo na krwawe strzpy. Film si urywa, ekran robi si biay, sen si koczy. Nastpnego wieczoru w drodze do pracy zajrzaem do Walgreena. Kupiem notatnik i stoper. Ludzie zechc ze mn rozmawia, jeli bd co notowa. To bdzie wygldao bardziej oficjalnie. Stoperem zmierzyem czas niezbdny do tego, by przeby drog od zegara przy bramie

do budynku za torami, w ktrym realizowaem swoj misj. Dwadziecia straconych minut. Przestaem odbija kart. Byem w niebie. *** Wytropiem pewien szczeglnie obiecujcy element - klawiatur komputerow. Tamocig nis klawiatury w gb wskiego ceglanego tunelu o ukowatym sklepieniu. Wcisnem si obok tamy do tunelu i posuwajc si bokiem, brnem coraz gbiej, chcc si dowiedzie, dokd prowadzi. Tunel cign si w nieskoczono, skrcajc od czasu do czasu. wiata byo w nim do, ale rwao mnie w kolanach, plecy zaczynay mnie bole od schylania si przed podporami, a od gadania do siebie zascho mi w gardle. Wczogaem si wic pod tamocig, uoyem midzy podporami i poszedem spa. Byo cakiem przytulnie. Z obu stron tamocigu zwieszay si gumowe fartuchy, chronice produkty przed kurzem. Pooyem si na boku, bo na plecach miaem wysypk. Czowiek z misj musi si czasem zmaga z wysypk. Najgorsze byo to, e ledwie przymknem powieki, natychmiast zaczem ni. We nie leaem na wznak na tamocigu, ktry nis mnie w dal, i patrzyem na przesuwajcy si nade mn sufit. W pewnym momencie tama si zatrzymaa. Mczyzna w biaym kombinezonie odkrci mi prawe rami, odoy je na bok i tamocig znw ruszy. Ilekro si zatrzymywa, kolejni mczyni w biaych kombinezonach odejmowali mi kolejne czonki. Sen trwa, a ze mnie zostawao coraz mniej. Obudziem si i zdezorientowany wytknem gow spod gumowych fartuchw. W pierwszej chwili miaem wraenie, e spogldam w gb pionowego szybu zakoczonego jasno owietlon komor, w ktrej ludzie w biaych fartuchach i kapciach chodz w t i z powrotem po biaej cianie. Dopiero stanwszy na nogi, poznaem, gdzie jestem: w dziale komputerowym. Ze szczelin w suficie zwisay ruchome beowe przegrody. Wszyscy pracownicy mieli na twarzach filtry powietrza, eby lepiej chroni obwody drukowane. Personel przyj mnie yczliwie. Pokazali mi, gdzie si mog umy, znaleli mi czysty fartuch i filtr. Wielu miao protezy, zwaszcza sztuczne oczy, ktrych najpopularniejszym modelem bya dua czarna kula z malekim biaym otworkiem. Mode kobiety z radoci wykaday zawioci swoich obowizkw powanemu modemu mczynie z notatnikiem pod pach, ale co rusz pokazyway mi jakie rzeczy, ktre byy za mae, ebym mg je zobaczy. Poznaem tam baptystk imieniem Jo Anne, ktra zamiast doni miaa wtyczki pasujce do skrzynek z mikromanipulatorami. Dziewczyna w moim typie.

Nie miaem jednak czasu na kobiety. Miaem misj do wykonania i znajdowaem si coraz bliej Gotowego Produktu. Prawie czuem w powietrzu jego zapach. Na moich oczach finalizowa si proces montau. Na scen wkroczyy metalowe stojaki, szerokie na dwie stopy i na jard dugie. Pojawili si moi starzy znajomi - monitory, ktre montowano na stojakach, po trzy na kadym. Obok nich wstawiano kolorowe lampki. Na moim wykresie tuzin pokrconych korzeni czy si, tworzc pie. Wtedy zobaczyem pulpity. Buszowaem po magazynie, kiedy na mojej kondygnacji zatrzymaa si winda pena pulpitw. Mierzyy cztery na osiem stp i byy najwikszymi z dotychczasowych komponentw. Postanowiem uczepi si ich jak rzep psiego ogona. Gdzie one, tam i ja. Usiadem na ich stosie i razem wyjechalimy na gr - a na poziom gruntu, do hali wysokiej na trzy pitra. Ze swojej wysoko pooonej grzdy widziaem cignce si w dal rzdy i szeregi aluminiowych budek, podobnych troch do tych chemicznych wychodkw, ktrych ju si nie widuje. Niedaleko ode mnie dwch technikw podczao przewody wzka diagnostycznego do portu jednej z takich budek. Inspekcja. Zlazem na podog i obszedem najblisz budk. Dostrzegem wylot klimatyzacji i niepodczone wyjcia hydrauliczne przy podstawie, ale nie znalazem drzwi. Tylko cztery przykrcone do stelaa ciany. Gdyby kto wszed do takiej wygdki, utknby na amen. W naroniku jednej ze cian dostrzegem naklejk, fioletowy owal z napisem AUTYSTYKON. Czyli to wanie robiem przez cae ycie. Budowaem autystykony. Miaem przed sob dzieo moich rk. Nie wiedziaem tylko, czym naprawd jest. Idc wzdu ustawionych w rzdzie autystykonw, znalazem w kocu taki, z ktrego zdjto jedn cian, dziki czemu mogem zajrze do rodka. Wntrze byo wyoone piank i tapicerowane czarnym skajem. W czarny skajowy fotel wbudowano toalet; sedes wyziera przez otwr w siedzeniu. Nie mia pokrywy, wyposaono go natomiast w pasy do krpowania uytkownika. Fotel - mniejszy ni go zapamitaem - nadawaby si w sam raz dla piciolatka. Sprzczki pasw byy zamykane na kluczyki. Wszystko pasowao. Funkcja wymusia form. No dalej, powiedziaem sobie w duchu. Zajrzyj. Nikt ci przecie nie wepchnie do rodka i nie zadga. miao, Alex. Nie olepniesz. Obejrzyj wszystko dokadnie. Z podokietnika wyrasta wspornik plastikowego blatu. W blat wbudowano klawiatur. Do drugiego podokietnika bya przymocowana dentystyczna spluwaczka z kranikiem do spukiwania. Pod sufitem dyndaa czerwona gumowa rura - pewnie podajnik zimnej owsianki,

domyliem si. Owsianki naszpikowanej rodkami uspokajajcymi. To miao sens. Dzieciak musi je. Zamykanie dziecka w pudeku bez jedzenia byoby nieludzkie. U gry przedniej ciany znajdoway si monitory, pochylone lekko, w stron fotela, i kolorowe lampki: czerwona, zielona, niebieska. Spod monitorw zerkaa na mnie kamera. Podszedem do dwjki diagnostykw. Jeden - niski i ysy, w grubych rogowych okularach - trzyma w rce notatnik, pali fajk i nadzorowa prac drugiego, ktry by mechanikiem. Nadzorc by pan Bosch z mojego dawnego dziau. Najwidoczniej on te awansowa. Spojrza na mnie. - Alex! Nareszcie jeste. Masz jakie pytania? - Co to za budki, panie Bosch? Zacign si dymem z fajki i zmarszczy brwi. Kabiny uczniowskie. Skomputeryzowane kabiny uczniowskie. Dla szk.

Podstawowych. - Czego ucz? - Wszystkiego, czego uczy si dzi dzieci. - Po co w nich sedesy? - eby dzieci mogy sra, Alex. - A dlaczego nie mog po prostu pj do azienki? - Bo s przypite pasami, a kabiny nie maj drzwi. To wyjaniao spraw. - A te kamery? - To po to, eby mie dzieci na oku. - Chce pan powiedzie, e nauczyciele widz dzieci na monitorach? - Nic nie mwiem o nauczycielach. Nie wiadomo dlaczego serce walio mi jak motem, a pici zaciskay si kurczowo. Chyba si zdenerwowaem. Pan Bosch co sobie zanotowa. - Jeeli naprawd chcesz zobaczy, jak to dziaa, powiniene odwiedzi jak wspczesn szko podstawow. Wikszo z nich uywa wycznie autystykonw. Moe mia racj, moe faktycznie powinienem odwiedzi szko. Moe tego wanie wymagaa ode mnie moja misja. Drugi inspektor postuka mnie w rami. Staem mu na drodze. Odsunem si na bok, a on przykrci elastyczne we do wylotw toalety. Sprawdza spuczk. Zrobio mi si duszno. Koci miaem jak z namoczonej tektury, ktra w kadej chwili

moe si zama w dziesiciu miejscach jednoczenie. Nagle zapragnem zabi pana Boscha. Albo siebie. Ale co bym w ten sposb udowodni? Moe powinienem wysadzi fabryk w powietrze - co wtedy bym osign? Dokadnie nic. Dynamit jest gwno wart. Trzeba dziaa subtelnie, jeli chce si komu naprawd zaszkodzi, subtelniej ni czowiek. Trzeba by maszyn i pokona maszyny na ich terenie. - Panie Bosch? - Tak? - Co pan tu dokadnie robi? - Ja? Losowo wybieram egzemplarze i dokonuj pomiarw. Jeeli wyniki odbiegaj od ustalonych norm, zapisuj ten fakt w formularzu. A ty? Co ty tu robisz? Zapaem si za gow. Miaem wraenie, e trzymam w doniach star kul ze sparciaej gumy, spkan i paczc pudrem. - W porzdku - powiedziaem. - Wystarczy. Prosz mnie obudzi. - Sucham? - zdziwi si pan Bosch. - Niech mnie pan obudzi! Do ju widziaem. Nie chc oglda najbardziej krwawych kawakw. - Co ty wygadujesz? - spyta pan Bosch, tyle e to wcale nie by pan Bosch, tylko jaki obcy czowiek. Potrzsaem go za ramiona i darem mu si prosto w twarz: - Sen! Sen! Zmiecie mi sen albo mnie obudcie! - Zostaw mnie! - odwrzasn. - Nie znam ci, czowieku! Zapaem jego ramiona w plastikowo-metalowe pici i pchnem go do tyu, na autystykon. - Do tego pieprzenia, dupku. Obud mnie. Dwaj inspektorzy oderwali mnie od intruza. Ledwie mnie pucili, osunem si na kolana i zwymiotowaem. Narzygaem prosto do sedesu w otwartej kabinie; niektre rzeczy znajduj si na waciwym miejscu we waciwym czasie. Wstaem, otarem usta i odszedem. Zaszyem si w ciemnym zakamarku komory adunkowej i wybuchnem paczem. Oszukiwaem si. Nie miaem adnej misji do wypenienia. Byem zwykym durnym Polaczkiem z urojonymi pretensjami do witoci. *** Staem w cieniu i patrzyem, jak przygotowuje si parti autystykonw do transportu. Kad kabin owijali piank, ktr nastpnie spinali miedzianymi pasami. Zbijali skrzynie z

pyty wirowej, do ktrych autystykony wchodziy na styk, a potem po metalowych pochylniach z mozoem wcigali je do czekajcych ciarwek. Wyszedem na parking, w wskim przejciu midzy dwoma samochodami widziaem prac si w letnim socu Wrightwood Avenue. Chodnik oddziela od krawnika skrawek ziemi poronitej palusznikiem. Przelecia ty motylek. Odczekaem do momentu, kiedy nikogo nie bdzie w pobliu, i po pochylni wszedem do skrzyni adunkowej jednej z ciarwek. Zamierzaem odwiedzi szko podstawow. To naleao do moich obowizkw. Zapakowane autystykony niemal dotykay srebrnego sufitu skrzyni adunkowej, ale miejsca wystarczyo, ebym mg wdrapa si na gr i tam pooy. Wycignem si na dwch skrzynkach, podparem brod rkami i czekaem. Zgrzyt i szczk. Kto odstawi ruchom pochylni. Pisk zawiasw. Ciemno. Trzask drzwi szoferki. Wibracje od silnika. Samochd szarpn, ruszy, zatrzyma si, skrci w lewo, wrzuci wyszy bieg. Zahamowa na wiatach przy Pulaski Street, skrci na pnoc i z pomrukiem potoczy si po dziurawej jezdni. Skrzynie podskakiway pode mn. Skrt na autostrad. wist powietrza. Jechaem przez kraj zboa i byda, przez zmierzch, w noc. Na zachd. Kiedy tylko zaczynao mi si co zwidywa w ciemnoci, wyjmowaem i zapalaem zapalniczk. W rwnej bkitnej powiacie widziaem swoj rk, skrzynki, siebie. Obrciem si na bok i zasnem. Miaem wraenie, e lec w d, jakbym wpad do ciemnej i gbokiej studni. nio mi si, e jestem onierzem przechodzcym wstpne przeszkolenie i wanie pokonuj tor przeszkd. Bezlistne drzewa pod zachmurzonym niebem. Skuta mrozem brunatna ziemia trzaskaa mi pod butami. Biegem ciko, dyszc obokami pary. Byem sam. Moe dostaem kar. Straciem czucie w palcach rk i ng. Przeczogaem si pod drutem kolczastym i biegem dalej. Dotarem do barykady z podkadw kolejowych. Po linie wspiem si na jej szczyt, przerzuciem nogi na drug stron - i ciko si zdziwiem. Po drugiej stronie barykada bya wyoona liskim aluminium. Puciem si liny i zjechaem metalowym lizgiem jak po zjedalni, nogami do przodu. lizg sta si poziomy i wyplu mnie na zamarznit powierzchni stawu. Znieruchomiaem na brzuchu. Ld wydawa mi si cienki. Przelatujcy kos posa mi oburzone spojrzenie. Zaczem pezn do brzegu. Ld jkn i pk, a ja wpadem po pachy w wod. Rkami bezradnie drapaem ld. Zapada noc. wiea warstwa lodu skua wod na wysokoci mojej piersi. Staw chwyci

mnie mocno w szczki, nie grozio mi ju utonicie. Wyszy gwiazdy. Wojskowy dip zjecha nad staw, olepiajc mnie reflektorami. Wjecha na ld i zatrzyma si przede mn. Oczy bolay mnie od nadmiaru wiata. Czekaem na ratunek, ale samochd po prostu sta bezczynnie, powarkujc na jaowym biegu. W kocu zatrbi. Chcia, ebym usun mu si z drogi. - Objed mnie! - zawoaem. - Objed mnie! Masz cay staw! Modliem si o wyzwolenie. Obudziem si, wygrzebaem zapalniczk, zapaliem nastpnego papierosa, znowu zasnem. Zasyczay hamulce pneumatyczne. Zjechalimy na wag samochodow na granicy z Missouri. W tym miejscu stareka klisza ze snem przepala si i pka. Obraz niknie, ale cieka dwikowa trwa. Obudziem si, kaszlc. Wszdzie byo peno dymu, mierdziao przypalonymi eberkami. Najwidoczniej zbite z pyt wirowych skrzynie byy atwopalne. Piekem si ywcem. Cae szczcie, e stao si to podczas waenia samochodu: znaleli mnie i kto wezwa karetk. Syszaem gone okrzyki zoci i obrzydzenia. Jadc do szpitala, zastanawiaem si, jak wygldam. Nie dowiedziaem si, poniewa ambulans nie chcia mi podsun lusterka, a zreszt i tak straciem oczy. Ugotoway si jak dwie mae szalotki. Ambulans zreszt w ogle by idiot. Gba mu si nie zamykaa. Opowiedzia mi dowcip z brod - ten o pudlu, ktry trafi do mikrofalwki. Kretyn. Nie bybym pewnie taki przewraliwiony, gdyby cho na chwil udao mi si przesta myle. Nawet kiedy si staraem - kiedy, na przykad, prbowaem spali si na wgiel, albo kiedy zmutowane cykady wyskubyway mi nerwy - zaczynaem myle jak optany, jakbym mia nie dosta drugiej szansy. *** W szpitalu pooyli mnie na skrzypicych noszach i wieli po korytarzach pachncych mit. Radiolog z zatkanym nosem poi mnie stch wod z papierowego kubka. Zabzyczaa jarzeniwka. Radiolog odwrci mnie i pstrykn nastpne zdjcie. Pielgniarki zdjy mi rce i zabandaoway mnie od stp do gw. Przez wiele dni leaem w ku i sikaem w cewnik, napeniajc moczem plastikowe woreczki. Potem wysiady mi nerki i podczyli mnie do haaliwej maszynerii do dializy. Do lepoty musiaem si przyzwyczai. Z pocztku desperacko usiowaem przypomina sobie wygld rnych rzeczy; chciaem utrwali je w gowie, zanim przepadn na zawsze.

Jednake, im bardziej chciaem pamita, tym szybciej zapominaem. W kocu daem sobie spokj. Bandae zdjli ze mnie razem ze skr - ale dermatolog to przewidzia i zawczasu zamwi nowiutk skr z koncernu farmaceutycznego w Bostonie. Z pocztku troch mnie swdziaa, ale cieszyem si, e j mam. Kiedy serce odmwio posuszestwa, kardiolog mia ju na podordziu nowe, a skoro ju mnie otworzyli, hepatolog skorzysta z okazji i wymieni mi wtrob. Cigle jeszcze czekalimy na nowe nerki ze sklepu z nerkami w Armadillo. Jedzenie byo smaczne, a moje ubezpieczenie z pracy pokrywao wszystkie koszty. Wreszcie sprawa moich wntrznoci si wyklarowaa i oftalmolog mg mi podczy nowe oczy. Wszystko widziaem w pastelowych odcieniach, perowych szarociach, rozwodnionych akwarelach - kolorach chlebowej pleni, ale, do licha, przynajmniej miaem oczy! Przyzwyczaj si. Skierowali mnie na terapi. Bardzo jej potrzebowaem, poniewa byem osobnikiem mocno zaburzonym. Musiaem si duo nauczy o kanalizowaniu swojej nienawici do samego siebie i spoecznie akceptowalnych sposobach jej uzewntrzniania. Moi terapeuci wierzyli we mnie: jeeli si przyo, jeli stan si lepszym czowiekiem, to pewnego dnia by moe - stan si ponownie uyteczny. Moe nawet zostan ciarwk dostawcz albo mieciark. Pomaganie innym odgrywa kluczow rol w procesie rehabilitacji. Wydaje mi si jednak, e najwaniejsze w yciu jest to, eby coraz bardziej upodabnia si do maszyny, a coraz mniej przypomina czowieka. Prbowaem wam to wyjani, kiedy si poznalimy. Powiedziaem o tym Naomi, kiedy, szurajc nogami, wychodzilimy z krgielni. Powiedziaem Evie, kiedy we troje ukrywalimy si w krzakach na tyach pralni. Ciao jest takie wilgotne i lepkie... Fakt, e Naomi potrafia nas wchon, najlepiej dowodzi moich racji. Musisz si sta maszyn, jeli chcesz tego unikn. Po wypisaniu ze szpitala wrciem do swojej szczurzej nory przy Humboldt. Wszelkie aspoeczne skonnoci opady ze mnie jak zgnie owoce z drzewa. Nauczyem si przyjani z ludmi; umiaem opowiada im dowcipy, eby si przy mnie rozluniali. Pierwszej nocy w mieszkaniu znw przyni mi si Felix i jego fabryka. Opowiedzie wam o tym, zanim pogr si w odmtach fal alfa? Felix siedzi przy biurku naprzeciw Ivana, przyciskajc do piersi to swoje zowieszcze czarne pudeko. Ivan wstaje. Umiecha si niepewnie. W kadrze pojawia si tum robotnikw otaczajcych Feliksa. S wychudzeni, a ich oczy s cakowicie pozbawione wyrazu. W tym momencie Felix doznaje olnienia: fabryk rzdz zombi. ywe trupy. Zabiyby go dawno

temu, gdyby nie fakt, e dopiero teraz zday sobie spraw, e jest yw y. Goni go po caej fabryce, linic si i ryczc. Mijaj tryskajc skrami odlewni. W tle wida wybuchy gazu. Fabryka si wali. Felix dostrzega drzwi, dopada do nich i wybiega na zewntrz. W olepiajcym blasku soca nieywi robotnicy nie mog go tkn. Stoi na smaganej wiatrem pustyni. Biay piasek cignie si jak okiem sign, w oddali tworz si nad nim mae trby powietrzne. Na horyzoncie majacz burzowe chmury. Felix odwraca si, ciekaw widoku eksplodujcej fabryki, lecz ta znikna ju bez ladu. Felix stoi i gapi si na miejsce, w ktrym powinna si znajdowa. Czuje na sobie czyj wzrok. Znowu si odwraca - i staje twarz w twarz z olbrzymim szarym brontozaurem. eb bestii znajduje si jard od jego gowy. Gad taksuje go spojrzeniem jednego spokoj nego, tajemniczego oka. - Uparty z ciebie czowiek, ojcze - mwi kobiecym gosem. - Chodzimy w kko, eby sprawi ci przyjemno. (Napis: KIM JESTE?). - To ty mi powiedz - odpowiada brontozaur. - To twj film. (Napis: FELIX MA PASKUDNE PRZECZUCIE, E BRONTOZAUR MWI CAKIEM DO RZECZY). - Ile razy jeszcze zamierzasz zaciga mnie i matk w to potworne miejsce? - pyta brontozaur. I nagle to ju nie jest Felix, tylko ja, Alex. Zamknity w powoce dipa stoj na pustyni w blasku trzech soc. - Czy ja nadal ni? - pytam Naomi. Krci gow, powoli, ze smutkiem. - But ci si rozwiza - mwi. Patrz w d, ale przecie nie nosz butw na oponach. Kiedy podnosz wzrok, jestem sam.

ROZDZIA SMY

UPROWADZENIE
Lecz ostro rzek, gdy hardy by: Nie musisz krzycze z caych si!". Hardy i drwicy by, w tym rzecz. Rzek: Poszedbym je zbudzi, lecz.... Korkocig z pki wziem sam I zbudzi je poszedem tam5. - Lewis Carroll Na czym to ja...? A tak, krgielnia. Poknam tat. Moje nerwy wyszy mi przez skr. Nie byo to mie. Moje nerwy wgryzy si w Aleksa jak mae te robaki i wessay go jak spaghetti. Kiedy na chwiejnych nogach wyszlimy na dwr, w gst mawk, bylimy niele wymieszani: dwa serca, cztery puca, zwisajce bezuytecznie nadprogramowe rce, w to wszystko zapltana koszula Aleksa... Jako jednak udao si nam doczapa do samochodu, nie przewrci si i upchn w rodku. Rozebraam go i zjadam do koca. Siedzielimy na ciemnym parkingu i wyczekiwalimy wycia policyjnych syren. Deszcz szemra na asfalcie. Bylimy spoceni i nie moglimy si wygodnie uoy. Waylimy chyba ze trzysta funtw i ledwie miecilimy si w moim kombinezonie i butach do krgli. Ale to nie bya moja wina - wikszo masy stanowi Alex. - Fajne auto - powiedziaam. - Chocia troch mae. Alex nie chcia ze mn rozmawia. Dsa si. Metodycznie nadawaam nam ludzk posta: dwoje uszu, jeden nos, strzecha rudokasztanowych wosw... Doeczek w podbrdku i nieszczliwie wykrzywione usta Aleksa. Moje zielone oczy i perkaty nos. Do tego tyle sada,
5

Prze. M. Somczyski.

e eskimoska rodzina wyywiaby si przez trwajc p roku noc. Podniosam z dywanika utytane spodnie Aleksa i wyjam z kieszeni portfel i kluczyki. Uruchomiam samochd i ruszyam w stron centrum. Minlimy remiz straack i sklep z piami acuchowymi, a potem ogrodzony cmentarz, na ktrym woda ciekaa z wierzb na mech, a kopce igliwia mieniy si w wietle reflektorw. Wczyam ogrzewanie. Wycieraczki mlaskay kojco. Jezdnia wygldaa jak szary biszkopt. Maska wozu draa jak galaretka cytrynowa. Mijalimy stacje benzynowe, skrzynki pocztowe i zbiorniki z propanem. Komis samochodowy, apteka, agencja ubezpieczeniowa wszystko spao, jak co noc. Ja za byam godna. Dopiero co zjadam caego czowieka, ale to tylko zaostrzyo mj apetyt. Brzuch miaam jednoczenie wypchany i pusty. Zauwayam lecy przy drodze ochap misa, rowy i wochaty. Zatrzymaam samochd, wysiadam i cofnam si poboczem, a zobaczyam martwego oposa. Jedno czarne paciorkowate lepi patrzyo lepo w przestrze. Na pyszczku i wsikach skrzepa brunatna krew. Z brzucha wyleway si wntrznoci. Szturchnam go czubkiem buta, a potem przykucnam w deszczu. Byby przepyszny, gdyby nie by martwy. Zgarnam go w dziesi tuciutkich palcw, uoyam sobie na przedramieniu i rozpiam kombinezon. Przytuliam oposa do piersi i zaczam go koysa, ponaglajc moje nerwy, eby w niego weszy. W kocu wnikny do rodka, ale nie udao im si go oywi. Co nie wyszo. Martwe zwierz zadygotao i wierzgno apkami. Przestraszona widokiem biaych zbkw upuciam oposa na ziemi. Jego skra rozpka si jak spieczona socem torba na mieci. Jej kawaki odpezy niczym we i przepady w wysokiej trawie. Wtroba i puca wyskoczyy z korpusu i przygarbione zaczy si odczogiwa jak przemoczone gsienice. Minie oderway si od szkieletu i rozproszyy. Nawet koci si rozpezy. Kada tkanka oddzielaa si od pozostaych i krya w trawie, eby umrze w samotnoci. Nieza sztuczka, pomylaam. Ale mojego godu nie zaspokoia. Zobaczyam tonc w kauy ddownic - du brzowaw ddownic, ktra wia si powoli w wodzie. Wziam j do rki i pooyam sobie na jzyku. Prbowaa mi si wgry w podniebienie mikkie. Nie przeszkadzaam jej, a wczogaa si we mnie. Bya ywa i przepyszna, ale ja potrzebowaam czego wicej. Wcisnam si z powrotem za kierownic i ruszyam przed siebie w poszukiwaniu motelu. Bez powodzenia. Marzyam o gorcym prysznicu. Minam pralni samoobsugow. Miaam troch ciuchw, ktrym pranie by nie zaszkodzio. Byo te ubranie Aleksa, leao

zwinite na dywaniku, zakrwawione i olize. I jeszcze rzucone luzem achy na tylnej kanapie. Objechaam w kko kwarta domw i zaparkowaam przy krawniku. Wysiadam, przyciskajc kb ubra do brzucha, zamknam kopniakiem drzwiczki samochodu i przepchnam si przez drzwi pralni. W rodku byo ciepo, wilgotno - i ciasno, bo wszdzie stay pralki i suszarki. W gbi, naprzeciw wejcia, znajdoway si automaty z napojami i detergentami, tablica ogosze i drzwi do azienki. Byo tam te czworo ludzi: nastolatka (mniej wicej moja rwienica), jej chopak, starsza kobieta i may chopiec. Wygldao na to, e si znaj. Dziewczyna wycigaa mokre ubrania z adowanej od gry pralki i przerzucaa je do drucianego wzka. Miaa skrzan kurtk narzucon na koronkow bluzk i wosy ufarbowane na pomaraczowo i zaplecione w dwa warkoczyki. Jej chopak siedzia w fotelu, ubrany w podarte dinsy i koszulk z krtkimi rkawkami. Popija napj gazowany z puszki i oglda co na wbudowanym w fotel telewizorze na monety. Chopczyk gania z wzkiem wrd pralek, popychajc go najszybciej jak si dao i co chwila wpadajc na ktr z maszyn. Jego matka, w bezksztatnym fioletowym swetrze, oklapa bezwadnie na drugim fotelu i czytaa kolorowe pisemko. Na oparciach foteli wisiay kurtki. Maolaty wybauszyy oczy, kiedy weszam, i prdko odwrciy wzrok. Podeszam do najbliszej pralki i wrzuciam do niej narcze ubra. Doszam do wniosku, e powinnam kupi jaki proszek w automacie; byo nie byo, tak si wanie robi pranie, prawda? Nie chciaam zwraca na siebie uwagi. Pozbyam si ju wojskowego dipa i zmieniam wygld, ale wolaam nie ryzykowa. Skierowaam si do automatw, przestpujc po drodze nad wycignitymi nogami klientw. Chopiec z wzkiem wyjecha zza zakrtu, zobaczy mnie i stan. Przez krtk niezrczn chwil ja tarasowaam drog jemu, a on mnie, a w kocu obieg wzek dookoa i zacz go pcha w drug stron. Wrzuciam kilka wierdolarwek do otworu i pocignam za dwigni. Maszyna wyplua paczk myda w pynie. Wrciam do swojej pralki, polaam pranie mydem, zatrzasnam pokryw i wrzuciam nastpne wierdolarwki, tym razem do pralki. Usiadam, patrzc, jak napenia si wod. Udawaam, e przysypiam, ale byam jak najdalsza od zanicia. Chopak wyrzuci puszk do kosza. - Zmienili repertuar w kinie samochodowym - powiedzia.

- Szkoda - powiedziaa dziewczyna. - Chciaam zobaczy ten poprzedni film, jak on si nazywa... - Hodag. - Ty go widziae? - Ja ogldam wszystko. - I co? - Niezy, taki splatterek. Dziki Zachd, mrona daleka Pnoc, traperzy, poszukiwacze zota, takie tam... - Aha. - Pewnej zimy nadchodzi burza niena. Jest tam taki kole, ktry poluje na bobry czy cholera wie na co. Mieszka w grach ze swoj star-dziwaczk i dzieciakami. No i nieg ich zasypuje. - Mhm. - Przymieraj godem, drewno im si koczy i w kocu zamarzaj. Tak na mier. Tylko maa creczka, co ma dziesi lat, przeywa, bo zjada kawaki cia mamy i brata, ale w ten sposb ciga na siebie star indiask kltw. - Jest kanibalk?! Obrzydliwo... - Nie przerywaj mu - wtrcia kobieta, odkadajc pisemko. - No wic optuje j taki zy duch i wtedy ona zmienia si w tego Hodaga. Szaman to wszystko wyjania, pniej, jak ona ju zaatwi paru ochlapusw i kilka panienek. Wysysa im mzgi przez... - Nie chc tego sucha. - Sandro! - skarcia nastolatk kobieta. - Daj mu skoczy. Poczuam zimny powiew na kostce: nogawka kombinezonu podjechaa mi w gr ydki. Signam w d i namacaam narol na nodze. cisnam j przez materia. Poruszya si. To byy palce, trzy wielkie wochate palce stopy Alex prbowa sabotau, dra jeden! Wypumnietyporbanasuko!Wyplujmnietyprzekltazdzirozpiekarodem! Moesz sobie krzycze do woli, odparam. I tak nikt ci nie syszy. Palce rozmiky i wtopiy si w ciao. Chopczyk na przemian otwiera drzwi suszarki i zamyka je z trzaskiem. Pstryk. Trzask. Pstryk. Trzask. Pstryk... - Jak si koczy? - spytaa Sandra. - Film? Pojawiaj si duchy jej rodzicw i wszystkich, ktrych zabia. cigaj j... - I co jej robi?

- Zacigaj j z powrotem do pieka czy gdzie tam. Ledwie udao mi si wygadzi skr na nodze, zaczo mnie swdzie midzy opatkami, jakby zazia mi spalona socem skra. Znowu Alex. Nie mg ani chwili usiedzie spokojnie. Przycisnam krgosup do oparcia. Co tym razem prbowa wypchn? Co kocistego... Kikut. Rka odcita w nadgarstku. Wierciam si na krzele, wgniatajc go w siebie, a on krzycza mi w gowie. Zapaam si za gow. Ona te miaa dziwny ksztat. Pomocypomocyjestemuwizionywwariatce! Pod wosami czuam rosnce wypukoci, jak nabiege krwi bble. Wycieka ze mnie na wszystkie strony. A przez cay ten czas spiker w telewizji monotonnym gosem opowiada o jakim porwaniu. Albo moe o morderstwie, policja jeszcze tego nie rozstrzygna. Nie dalej ni przed godzin bezrobotny mechanik z Illinois, pan Jakitam, zosta napadnity i uprowadzony z krgielni w spokojnym miasteczku Maowane w rodkowym Mniejszaoto. wiadkowie nie byli pewni, czy... - Ej, suchajcie! - zawoa chopak. - W wiadomociach mwi o naszym miasteczku! Wiedziaam, e musz znikn. Przeszam w gb pralni, modlc si w duchu, eby nikt nie zauway rosncych na moim ciele opuchlizn. Schowaam si w azience i zamknam drzwi na klucz. Usiadam na sedesie. Miaam ochot umrze. Marzyam o cichym pokoju w motelu i trzech dobach snu. Musiaam strawi Aleksa, eby nie rozsadzi mnie od rodka. Wsuchaam si w deszcz na dachu. Gono dudni. Wybrzuszenia przemieszczay mi si pod wosami. Oparam si plecami o spuczk i zaczam tuc potylic o cian. Nie wychod! Wa z powrotem! I nie wrzeszcz na mnie! To nie moja wina! Nie potrafiam go zdominowa. Kiedy wcisnam go do rodka w jednym miejscu, wyazi w dwch nastpnych. Miaam jego kolana pod pachami, okie pod brod i oczy pod jzykiem. Wstaam i przejrzaam si w lustrze nad umywalk. Nie wiedziaam, czy mia si, czy paka. Z gowy sterczay mi palce rk Aleksa, chyba ze dwadziecia. Skd on ich tyle wzi?! Kombinezon zaczyna mnie dusi. Rozpiam suwak i uwolniwszy rce, zrolowaam ubranie w d po bladych, sflaczaych nogach. Czuam, e musz wyj na dwr. Na deszcz. Chwiejnym krokiem wyszam z azienki. Jak za dotkniciem rdki czarodziejskiej wszyscy w pralni zerwali si na rwne nogi i gapili na mnie. Chopczyk podbieg do matki i obj j za kolana. - Mamusiu! - zaskomli. - Co si stao tej grubej pani?

Sandra z chopakiem pomalutku cofali si w stron wyjcia. Chopak dawi si, jakby mia zaraz zwymiotowa, ale i tak nie mg oderwa ode mnie oczu. Chciaam tylko uciec do lasu i tam si schowa, lecz oni stali mi na drodze. Sandra szczkaa zbami, jakby brodzia w lodowatej wodzie, a potem nagle wybuchna miechem i zesztywniaa, kiedy przestraszy j dwik wasnego miechu. Kutykaam w jej stron jak para blinit syjamskich uczestniczca w wycigu w workach. - B-brzydko jest si -mia z grubasw - powiedziaam. - B-bardzo b-brzydko. - Zostaw j! - krzykn jej chopak, ruszajc w moj stron. Zacisn zby i szturchn mnie (cakiem mocno) w rami. - Nie dotykaj tego czego! - ostrzega go Sandra. Za pno. Ju zapaam go za nadgarstek. Spragnione nerwy wypezy mi z czubkw palcw. Moje zdziwaczae mitochondria wspiy si po jego rce - ale tylko do okcia. Poluzoway chrzstki i podpioway cigna, jak dywersanci sabotujcy most kolejowy. Kiedy wykonaj swoj robot, wystarczy jedno mocniejsze szarpnicie, eby gadko urwa mu p rki. Byam godna, ale nie mogam zje go caego na raz; musiaam zostawi miejsce na deser. Oparam mu woln rk na piersi i go odepchnam. Zatoczy si do tyu. Z jego nadgarstka zwieszaa si uczepiona go moja prawa rka, wyrwana z barku. Straciam rwnowag i z impetem usiadam na linoleum. Chopak spojrza na moje oderwane rami. - Aaa! - wrzasn chrapliwie. - Zabierzcie to ode mnie! Dwignam si na czworaki. Krcio mi si w gowie, drczyy mnie nudnoci. Dwiema rkami opieraam si o podog, dwiema trzymaam si za gow... Nie, to niemoliwe. Liczymy jeszcze raz. Zwymiotowaam na podog, ale nie przez usta, tylko prosto z brzucha: otwieray si w nim szczeliny, przez ktre wyaziy cienkie kawaki jelit. Dwiema rkami prbowaam wepchn wntrznoci Aleksa z powrotem, dwie oparam na pododze, dwiema trzymaam si za gow... Wydawao mi si, e umieram. Ale wydawao mi si rwnie, e jeli kogo zjem, poczuj si znacznie lepiej. Spojrzaam w oczy matce chopczyka. Wpatrywaa si we mnie takim wzrokiem, jakby na mojej twarzy masowo lgy si jakie larwy - a to wcale nie byy larwy, tylko czyciutkie brunatne ddownice, ktre zwszyy wiee powietrze i wyaziy ze mnie caymi pkami. Niektre byy spore, jak ogromne brazylijskie roswki. Zjadam tylko jedn, ale jeden egzemplarz wystarczy, eby produkowa kopie. - Na co si g-gapisz? - zaskrzeczaam.

- Wezwijcie karetk! - baga chopak. - Nie mog tego oderwa! - Zabijcie to co! - wykrztusia matka. - Niech kto wemie pistolet i zabije to cholerstwo! - Tylko tego sprbujcie - powiedziay usta, ktre wykwity na jednej z moich rk. - Wanie! - zawtroway im drugie, na udzie. - Tylko sprbuj! To byoby kopanie lecego. Miaam nadziej, e naprawd mnie kopnie; wessaabym j wtedy jak bagno. Prbowaam wsta, ale miaam za duo koczyn, eby wszystkie upilnowa. W dodatku, jedwabicie mikkie kasztanowe wosy co rusz wpaday mi do oczu. Sandra zapaa chopaka za okie i razem wybiegli z pralni. Byskawica rozwietlia parking. Dwoje mi ucieko, ale dwoje zostao. - J-jak ci na i-imi? - zapytaam. - Dora - odpara kobieta i skoczya ku wyjciu, wlokc za sob swojego bachora. Byskawicznie stanam jej na drodze i odciam j od drzwi. Musiaam chyba skoczy jak aba. Dora rzucia si na mnie z noem do misa; najwyraniej nosia go w torebce, eby noc czu si bezpieczniej. Co za kobieta! Nierdzewn stal bronia potomstwa! Dgna mnie byszczcym ostrzem i przekrcia n w ranie. Co tam si ze mnie wylao, ale to tylko zaostrzyo mj apetyt. Pucia n, odskoczya i omal si nie przewrcia, potknwszy si o swoje dziecko. - Odsu si! - wydara si na nie. Bya idealna, ta Dora. Miaam ochot j schrupa z wisienkami na piersiach i mitwkami midzy palcami stp. Wyjam wbity w szyj n. Znw sprbowali (we dwoje z bachorem) dobiec do drzwi - i tym razem naprawd si przewrcia. Wykorzystaam t wietn okazj i skoczyam, przygniatajc j do podogi. Drzwi trzasny za dzieciakiem. Mocowaam si z ni, prbujc przygwodzi j do ziemi, ale zapara si stop o mj brzuch i zdoaa mnie odepchn, a potem wyczoga si spode mnie na tyle, e opara si plecami o pralk. Poruszya bezgonie wargami, ale jej oczy ziay pustk, jakby ucieka ju z pralni, zostawiajc za sob tylko ciao. Prbowaam si skupi i pomyle. Jaki robal przeczoga mi si pod skr na policzku i usiowa si wcisn pod powiek. Wyuskaam go palcem, a on zacz gono bzycze, uraony. Macha delikatnymi beowymi skrzydekami. Inne insekty wypychay mi przez skr wochate czuki. To byy larwy ciem. Wyhodowaam stadko ciem. To nie by mj pomys, pojawiy si znikd. Byam cakiem sensown dziewczyn, potrzebowaam tylko

jakiej dobrej kobiety, ktra by mnie naprostowaa. Ot to: dobrej kobiety, ktra pooy si na mnie, wyprasuje mnie i powstrzyma mj rozpad. Moja pralka rozpocza faz namaczania. Zaczam si czoga w stron Dory. Prbowaam si uspokoi. Nie chciaam jej ponagla. S dwa sposoby, eby zrobi co takiego - dobry i zy. Uklknam przy niej i objam j niektrymi moimi ramionami. Bdziemy szczliwi we troje - Dora, Alex i ja. Po latach bdziemy si mia z tego dnia. Oparam gow na jej ramieniu. Czuam si taka cholernie delikatna; miaam wraenie, e stoj na szczycie urwiska nad oceanem i byle podmuch wiatru moe pchn moje koziokujce ciao prosto w rj waek i ciem, rozbieganych mrwek i wijcych si wgorzy. aden podmuch nie poruszy jednak powietrza w zagraconej i zatchej pralni i moje ciao wci tkwio na kociach. Potrzebowaam jej. Umieraam z godu. W pniu mojego mzgu kiekoway dziesitki nowych gruczow, o ktrych nikt nigdy nie sysza - a mnie nikt nie pyta o zdanie. Dora nie chciaa na mnie spojrze. Znajdowaa si na jakiej innej planecie. Uderzyam j czoem w bark, zy popyny mi z oczu, ale ona bya cakiem martwa, martwa jak ravioli. A ja nie mogam jej zje, dopki nie zwracaa na mnie uwagi. W moim gardle wezbra pynny grzmot; rozdy si czerwono ctkowane fady jaskrawoniebieskiej skry; z szyi wyrosy mi biae kolce. Zaintonowaam paczliw pie godu. Postraszyam Dor kapniciem robaczych szczk, splunam kroplami amoniaku. Przysunam twarz do jej twarzy i pokazaam jej swoje ociekajce jadem uwaczki. Nadal nie chciaa si mnie ba. Moe byam zbyt wybredna? Nie, po prostu pewne sprawy musiaam zaatwi po swojemu. Pogroziam jej piciami, ktre grzechotay jak suche strki grochu i wieciy jak robaczki witojaskie. A ona patrzya przeze mnie na wylot. W moim mzgu namnaay si czarne skrzepy rozczarowania. Czaszka z najwyszym trudem opieraa si rosncemu cinieniu pynu mzgowo-rdzeniowego. Kora mzgowa zacisna si kurczowo, upodabniajc si do rozwcieczonego lawendowego grzyba, twardszego od koci. Zasyczaam na obmierz row kobiet i moje koci kwadratowe rozeszy si na boki, a w szczce wyrosy nieproszone zby: rekina, ryjwki, wa koralowego... Moja skra zataczya od gwatownych deformacji. Byskawica przecia niebo nad pralni, kadc si stroboskopow biel na gaziach sosen. Zagrzmiao, jakby rozpky si gry. Rozleg si strza ze strzelby. ruciny siekny w pralk i zrykoszetoway na wszystkie strony. Odskoczyam od Dory i spojrzaam na drzwi.

Staa w nich kobieta o wosach tak czarnych, e a granatowych, w czerwonej su kience, z wycelowan we mnie strzelb: kolba przycinita do ramienia, plecy proste, spojrzenie wzdu lufy... Profesjonalistka. Rozpoznaam j. To bya ta Meksykanka z krgielni, Eva. W tej samej chwili odstrzelia mi rk. - No - powiedziaa. - Teraz mnie zauwaya. Prbowaam co powiedzie, zanim przeaduje, ale z moich ust dobyo si tylko paczliwe miauczenie. - Co to za pomys, eby tak si mnie pozby? - zapytaa Eva. - O co ci chodzi? Wolisz jego ode mnie? Miau, miau, miau, odparam. Strzelia mi w twarz i pier. Impet pociskw rzuci mnie na plecy. Eva podesza bliej. - Nie ruszaj si. Nawet nie drgnij. Wiem, po co do mnie przysza, i zamierzam da ci to, czego potrzebujesz. I odstrzelia mi gow. Byskawica przecia niebo za jej plecami. Podkuliam nogi - wszystkie, ktre udao mi si namierzy. Wycelowaam w ni. - Ty po prostu chcesz umrze - cigna, przeadowujc po raz kolejny. Miaa taki cichy, kojcy gos. - Szukasz wyjcia. Ja ci rozumiem, Naomi. I mog ci pomc. Kiedy na ni skoczyam, wystrzelia nastpny adunek, ktry w locie przyjam na klat. Potrzaskane odamki eber usay podog, a ja zderzyam si z Ev i obaliam j na ziemi. Nie przeszkadzao mi, kiedy rozwalia mi gow. Gowy s atwe; mogam tworzy nowe czaszki i mzgi rwnie szybko jak ona mi je odstrzeliwaa. Ju czuam rozkwitajce mi na plecach czaszki. Pkay w szwach jak krojone granaty, a ze szczelin wyaziy insekty, ktre strzepyway pyek ze skrzyde i potrzsay pierzastymi czukami. Przygniotam Ev caym ciaem, a z mojego mzgu wyrosy najeone nerwami wypustki; przypominay opatrzone mackami soneczniki. Moje larwy zagnieday si jej w uszach i wkrcay pod jzyk, a potem od rodka zmieniay cae uzwojenie organizmu. Syszaam, jak dusi si pode mn syszaam to jej uszami. Wiedziaam ju, e przeszczep si przyjmie. Jakim cudem udao si nam - caej trjce - wsta i ruszy do wyjcia. Mielimy krgosupy zronite na wysokoci bioder, ale udao nam si - kulejc, sunc bokiem i podskakujc - wyj z pralni prosto w zacinajcy deszcz. Unikajc drg, zaszylimy si w gszczu chwastw i karowatych brzzek. Nasz drog znaczya smuga luzu i srebrnych opikw. Wyplulimy strzpy naszej czerwonej sukienki i zielonego kombinezonu. Wczogalimy si pod kopiec zeschych lici, skulilimy si w nich i dygotalimy z zimna. Schowalimy si przed onierzami.

Fatalnie si to uoyo; ja czuam si zbrukana, a oni zgwaceni. Powinnam bya delikatniej si z nimi obchodzi, ale teraz byo na to za pno. Nasze ciaa gniy. Gazy bdce produktem rozkadu bulgotay w naszym obwisym, ciastowatym ciele, coraz bardziej rozdymajc nasz bezksztat, do czasu, a wreszcie znalazy ujcie. Oklaplimy powoli, jak niedopieczona beza, dla ktrej nie ma ju nadziei. Czego ja waciwie pragnam od wiata? Chciaam by zwyk mod kobiet pozbawion szczeglnych talentw; chciaam gra w scrabble, robi saatk ziemniaczan, mie chopaka, ktry opowiadaby mi obejrzane filmy... To wszystko. Wcale nie tak duo. Ale czy wiat chcia mi pj na rk? Czy zamierza speni moje marzenia? Eva? - zdziwi si Alex. Co ty tu robisz? To samo, co ty. Jak mylisz, udaoby si nas jako rozdzieli? Wyci? Nie nabijajcie si ze mnie! - jknam bagalnie. To wcale nie jest mieszne. Biedna Naomi, odezwaa si Eva. Mylisz, e nas te arty miesz? Nie, Naomi. Ani troch. A znacie ten o kanibalu, ktry pozby si trzystu funtw obrzydliwego sada? - zapyta Alex. Zjad on? - domyliam si. Widz, e znacie. Ile ty waciwie masz lat? To przez te arty miaam ich serdecznie do. Chciaam si przespa, ale nie mogam, bo cigle ich syszaam. W kocu ich przepdziam, wyrzygaam ich i kazaam im znale sobie wasne sterty lici - ale i wtedy syszaam, jak gadaj. Od tamtej pory cay czas ich sysz. Zagrzebaam si gbiej w ziemi, czujc si jak limak bez skorupy - naga, rowiutka, lepka. Uformowaam sobie czaszk, eby mie gdzie trzyma mzg, ale gosy tamtych na przemian to we mnie wnikay, to znw uciekay, gonic si i chichoczc j ak rybiki. Plujki skaday jaja w moim bezbronnym sercu, a cae zaczo bucze i roi si od trylobitw. Nie byo dla mnie ucieczki. Pojawili si onierze - z niebieskimi kogutami na samochodach, megafonami, latarkami, granatami dymnymi. Szukali nas bardzo dugo, haasujc przy tym okropnie; miaam wraenie, e upyno kilka dni, zanim kolejno wywlekli nas w okrutne, zimne promienie soca. Cay czas dopytywali si, co zrobiam z ofiarami. Powiedzieli, e jeli bd wsppracowa, zagwarantuj mi uczciwy proces. Durnie. Kretyni. Nie mieli pojcia, z czym maj do czynienia. A poza tym, cokolwiek bym im powiedziaa, i tak na koniec trafiabym z powrotem do puszki. I dobrze.

Niech wepchn mnie do puszki; niech mnie zamro jak pozbawion smaku fasolk; niech zrobi ze mn wszystko co najgorsze. Jedn puszk ju im rozwaliam i nie miaabym nic przeciwko temu, eby rozwali nastpn. Moim najwikszym zmartwieniem nie byo zapuszkowanie, lecz moja gowa, ktra nie funkcjonowaa jak naley. Myli Aleksa i uczucia Evy wpezay do niej i wyfruway z powrotem jak larwy i my. Nie miaam chwili spokoju. Co mogam zrobi? Czy mzg moe uciec z czaszki? Jak? Przecie oczy stoj mu na drodze, i nerwy. Czy serce moe wyskoczy z piersi? Oczywicie, e nie: wi je ebra, tworzce klatk. Gdyby serce byo pikn asystentk iluzjonisty, mona by si przebi mieczami na wylot, a ono by znikno. Uciekoby. Wyszo za kulisy. Tylko gdzie s te kulisy? Nad tym si wanie zastanawiam. No i jak si tam dosta?

ROZDZIA DZIEWITY

SIROCCO
Lecz podszed do mnie czowiek ten I rzek: Ju rybki zmorzy sen". Wic rzekem ja, wic rzekem mu: Musisz obudzi je ze snu!"6. - Lewis Carroll Biay piasek. Biay piasek niesiony wiatrem. Biay piasek niesiony wiatrem zwiewajcym biay piasek. Palcy wiatr d nad pustyni. Piasek osypywa si z grzbietw wowo pofalowanych wydm. Tumany piasku przymiewajce wiato soca. Biay piasek rozwiewany biaym piaskiem. Wydmy rosy i osuway si, a piaszczyste trby powietrzne taczyy na ich grzbietach. Syk przesypujcego si piasku na przemian narasta i opada, wiato to przybierao na sile, to sabo. Ognisty wiatr wysysa wilgo ze wszystkiego, czego dotkn. I wanie tutaj, w samym rodku pustyni, znajdowali si kobieta, dip i brontozaur. Zajli pozycje, tworzc trjkt, zwrceni twarzami do wewntrz. Burza piaskowa smagaa ich grzbiety jak parzca mga. Momentami tracili si nawzajem z oczu. Brontozaur siedzia na podkulonych nogach. Kobieta przysiada na pitach, opierajc rce na udach. Rkawy jej kombinezonu opotay na wietrze. Piasek tworzy zaspy przy brzuchu dinozaura, wzdu ydek kobiety, dookoa opon dipa. Biay piasek osadza si w rozwianych siwych wosach starej kobiety. Zbity biay piasek wypenia zmarszczki na skrze brontozaura. Kopiec biaego piasku rs na karoserii samochodu.
6

Prze. M. Somczyski.

Spogldali na siebie, ale nic nie mwili. W zgromadzeniu zapanowa ad. Alex ypa lewym okiem na kobiet. Szyj mia przygit, prawe lepie wtulone w lewy bark. Byo mu ogromnie przykro, e dzie wczeniej odgryz Evie gow. Chcia jej to jako wynagrodzi. Tak bardzo j kocha, a bolao... Na pewno znw bd przyjacimi. Przenis wzrok na Naomi, szukajc na zapiaszczonym metalowym pudle jakich ladw cechujcych j przymiotw: modoci, wielkodusznoci, sympatii do niego. Cztery kamery spoglday na niego z naronikw panelu fotowoltaicznego. Diamentowa siateczka przecinaa czarne szko jak ni pikowan kodr. Gdzie si podziaa Naomi? Naomi obserwowaa biednego Aleksa. Czua w okablowaniu jego lkliw konsternacj, syszaa echo fantomowych zoci, szept amputowanych dz. Powikszya obraz pyska brontozaura, obejrzaa zblienie poyskliwego czarnego oka okolonego fadami poobionej skry. Jak bardzo mog si jeszcze zestarze? Kiedy to si skoczy? Eva, ktra dotychczas kontemplowaa wierzch swych doni, podniosa wzrok i napotkaa zowieszcze spojrzenie Aleksa. Zgrywa skruszonego. Nie potrzebowaa jego wyrzutw sumienia. Zgoda, wczoraj j zabi, i to w paskudny sposb, ale ju mu wybaczya. Przecie ma guz w gowie, a ona znaa to uczucie. Poza tym, sama te nieraz go zabijaa. O co mu chodzi? - Prosz o spokj - powiedziaa. - Chocia raz sprbujmy podyskutowa rozsdnie o naszej sytuacji. - wietny pomys - odpara z dipa Naomi. - Jako przewodniczca zebrania bd udzielaa gosu uczestnikom. Nie zamierzam tolerowa pyskwek. - A kto ci wybra na przewodniczc? - sprzeciwi si Alex. - Ja tu jestem najstarszy. - Porozmawiamy o moliwoci ucieczki z tego miejsca. Ogaszam rozpoczcie obiektywnego dochodzenia w nastpujcej sprawie: gdzie my jestemy, do kurwy ndzy?! - Ja chciabym si rwnie dowiedzie, skd si tu wzilimy - doda Alex. - To bdzie drugi punkt porzdku obrad. Naomi, zechciaaby zaproponowa kolejny? - Owszem. Dlaczego nie moemy umrze? - Dobre pytanie - przyzna Alex. - Mocno osadza nas w rzeczywistoci. Oczywiste jest, e to zadupie nie moe by prawdziwe, ale ja wiem, e kiedy bylimy prawdziwi. Kurcz, osobicie jedziem mieciark po Tucson! Czy moe by co bardziej prawdziwego? - Przewodniczca zabierze gos - zapowiedziaa Eva. - Tak jest - przytakna Naomi. - Przewodniczca zabierze gos. - To bdzie tylko domniemanie - zastrzega si Eva - ale przypumy, e to, czym

jestemy, jest o stopie bardziej rzeczywiste ni to, gdzie jestemy. Czym zatem jestemy? Czowiek, cyberdip i dinozaur. Co ten fakt sam w sobie oznacza? Co sugeruje? - e jestemy nienormalni? - podsuna Naomi. - Wypaczenie czasu - powiedzia Alex. - Rozwi t myl - zadaa Eva. - Pochodzimy z rnych epok. Dinozaury wyginy, zanim pojawi si czowiek, a kiedy budowano pierwsze takie dipy jak ja, czowiek by na wymarciu. - Widz, e si rozumiemy. - Jestemy wypaczeniem czasu - podsumowaa Naomi. - I nie moemy si nawzajem zabi. Mog zada jeszcze jedno pytanie? - Nie - odpara Eva. - Nudz si - poskarya si Naomi. - To id na spacer - powiedziaa Eva. - Jest adna pogoda. - Wanie - zawtrowa jej Alex. - Spadaj. - Nie zamierzam - zaoponowaa Naomi. - A poza tym nie jestem jakim prehistorycznym dinozaurem, co tylko dowodzi, jak mao wiesz. Jestem wytworem bardziej zaawansowanej techniki ni ty. Zostaam utkana na genetycznych krosnach. - Nie robili takich rzeczy w dwudziestym wieku - zauway Alex. - A kto powiedzia, e robili? - To jakim cudem pamitasz dwudziesty wiek? - Chodzi o t Kanadyjk - dodaa Eva. - Rezerwistk, ktra zmienia si w banshee. Pamitasz t histori? - A, chodzi wam o mj mzg. No oczywicie, e mj mzg to wszystko pamita. Armia cae wieki trzymaa go w zamraarce, zanim wstawia go w ciao apatozaura. Guz to nie moja wina. Dostaam uszkodzony mzg, wyjty z ciaa porywaczki, ktr sd wojskowy skaza na krzeso elektryczne. Po mierci pocili j na czci. Tylko e mzg pewnie trafi do le opisanej szufladki, bo inaczej nigdy by go ponownie nie uyli. - A dziwne, e go nie zniszczyli - powiedzia Alex. - Postanowili go zachowa do dalszych bada, ale nie mieli na nie pomysu. - Czyli, technicznie rzecz biorc, jeste apatozaurem. - Technicznie rzecz biorc, jestem ZRA, zmodyfikowan rekonstrukcj apatozaura, wyposaon w ludzki mzg i gos. Miaam bardzo szczliwe dziecistwo. - A gdzie? - zaciekawia si Eva. - Wykluam si na pokadzie midzygwiezdnego transportowca wysanego z misj

terraformowania odlegej ziemiopodobnej planety. Nazywa si Kosmiczna Iga, poniewa mia ksztat gigantycznego drutu do robtek rcznych. - Czyli dziecistwo spdzia w kosmosie - podsumowa Alex. - Co byo w nim szczliwego? - Na Kosmicznej Igle nie wiedzielimy, co to strach. Bylimy dumnymi poszukiwaczami przygd udajcymi si na spotkanie nieznanego. Przemierzalimy aksamitn pustk wrd gwiazd, ktre wieciy na czarnym tle jak odlege ogniska. Alex z Ev spojrzeli po sobie obojtnie. - Nasz srebrzysty statek wyglda przepiknie. Oczywicie, ja i moje rodzestwo z jednego wylgu nie widzielimy go na wasne oczy, ale ogldalimy obraz przekazywany z satelitw. W przeciwiestwie do ludzi z zaogi nie moglimy wychodzi na zewntrz; ni e byo odpowiednio duych skafandrw. - Syszae wczeniej t bajeczk? - spytaa Eva Aleksa. - Nie przypominam sobie. - Kosmiczna Iga bya napdzana dysonansem grawitacyjnym, kierowana przez zaog w transie i chroniona modlitw. Podogi miaa wyoone piank i biaym skajem. Poduszki naszych ap zawsze byy wieo umyte, czyciutkie. Eva bya nawigatorem, a Alex radiolokatorem. - Brzmi fajnie - powiedziaa Eva. - To by prawdziwy raj. Kada gwiazda wiecia innym kolorem i bya otoczona kulist tcz. Tam si wanie urodziam: czerwona plamka na tku jaja. tko pywao w rowej galarecie w pkatej mosinej kadzi. Wydostaam si z niej, a kiedy mogam ju sama wej po pochylni, nauczyciel nakarmi mnie sodkim melonem. - Jak si nazywa wasz statek? - spyta Alex. - Przecie mwiam: Kosmiczna Iga. - A nie Szpikulec? - Nie. Dlaczego miaby si nazywa Szpikulec? - Niewane. - Te go pamitasz? - Nie. Mw dalej. - Kto by tym nauczycielem? - zainteresowaa si Eva. - Kto ci da melon? - Nauczycielami byy zmodyfikowane genetycznie czepiaki. Wychowyway nas od jaszczurki. Miay ogromne by, w yciu takich nie widziaam. Uczyy nas mwi. Tumaczyy, skd pochodzimy. Jeli tylko co nas zaciekawio, nauczyciele mieli gotowe

odpowiedzi. - Kto dowodzi statkiem? - zapyta Alex. - Dla kogo pracowalicie? - Bylimy sugami Pajczej Matki, sidmym pokoleniem apatozaurw hodowanych specjalnie dla Niej. Stanowilimy przeduenie Jej witego ciaa. To z Jej jaj powstaway na krosnach genetycznych wszystkie ywe istoty zamieszkujce statek. - Z jaj?! - powtrzya Eva. - Kim waciwie bya ta Pajcza Matka? - Maym pogocem, ktrego trzymali w zotym terrarium na otarzu w katedrze. Od wiekw utrzymywali J przy yciu i z Jej jaj tworzyli zwierzta domowe, roli ny uprawne, ludzi... Nawet ciebie tak stworzyli, Evo. - A kto stworzy te krosna? - zaciekawi si Alex. - Projektanci - odpara Naomi. - Kt by inny? - A kto zbudowa statek? - Budowniczowie. - Poddaj si. - Zmienialimy si przy piewaniu hymnw pochwalnych na cze Pajczej Matki; w kadej chwili piewa jaki chr. Opiekunowie karmili Jej nadworne waki. Je te wychwalalimy w naszych pieniach. Oddawalimy cze niciom tworzcym Jej pajczyn. - Do czego byy im potrzebne brontozaury? - dopytywa si Alex. - Radar rozumiem. Radar si przydaje. Ale brontozaury? - Sami z pocztku si nad tym zastanawialimy; zjadalimy mnstwo siana, a nawet nie mielimy rk. Dopiero nauczyciele nam wyjanili, e uczymy si na mnichw. - A po co komu mnisi? - zdziwia si Eva. - Modlilimy si - wyjania Naomi. - Przez ca dob modlilimy si o bezpieczn podr i powodzenie naszej misji. Modlilimy si, pocilimy, odprawialimy oczyszczajce rytuay. Modlilimy si do galaktyki, a take do wszystkich lokalnych bogw, demonw i aniow, ktrych wpywy kapanki stwierdziy w pustce, przez ktr lecielimy. - Ale dlaczego brontozaury?! - nie ustpowa Alex. - Wanie do tego dochodz. Chodzi o dugo krgosupa. Rozmiary ukadu nerwowego ograniczaj moliwoci rozwoju duchowego. To dlatego sonie maj wiksze dusze od ludzi. Brontozaur moe dostroi swj rdze krgowy do duszych fal w eterze. Najlepsze byyby wieloryby, ale w kosmosie bardzo trudno zapewni im odpowiednie warunki do ycia. - To brzmi sensownie... - mrukn Alex. - Nauczyciele tworzyli dla nas ca mas przepisw i za najdrobniejsze przewinienia amali nam palce, sadystyczne mapiszony... Ale ten si mieje, kto si mieje ostatni.

Wybaczylimy im i suchalimy ich, eby si doskonali w posuszestwie. - A to ci niespodzianka, jak powiedzia lepiec, zderzywszy si ze soniem. C, czego si mona spodziewa po naczelnych? Brudne, ktliwe cierwojady. Wynalazy koo, ale poza tym... - Oni w ogle uwielbiaj koa - zauwaya Naomi. - Maj hyzia na punkcie wszystkiego, co okrge i cykliczne. Wiersze. Piosenki. Pory roku. Stulecia. Wiatraczki. Mynki modlitewne. Zegary... - Jajka turlane z grki - doda Alex. - Wielkanocne? - Nie, skde! Mwi o turlaniu jajek na wycigi! A ty jak zwykle mcisz. Skup si! - Daj jej spokj - wtrcia Eva. - Zmu mnie - odparowa Alex. - Wiesz, czym si rni oko koguta od wycieraczki samochodowej? Wiesz czy nie? Nie moesz wiedzie, bo tych dwch rzeczy nie da si porwna. Nie ma adnych podstaw. Chcesz inny przykad? - Chyba odbiegamy od tematu - powiedziaa Eva. - Naomi, czy ten statek-iga ldowa na jakich obcych planetach? - No pewnie. Nas, na przykad, wysadzi tutaj. - Dlaczego akurat tutaj? - Bo bylimy chorzy. A dla chorych nie ma miejsca na Kosmicznej Igle. - Wic zostawili nas tutaj. - Ot to. W szpitalu. - To na tej planecie jest szpital? - Na planecie nie ma, ale jest za ni, z tyu. - No dobrze. Powiedz mi teraz co innego: zanim Samsara wyrzucia tu nasz trjk, czy kiedykolwiek wczeniej bylimy w innym miejscu ni na jej pokadzie? Czy bylimy na Ziemi? - Jak powiedziaa? - Powiedziaa o statku Samsara - podpowiedzia Alex. - A nie tak go nazwaa? - zdziwia si Eva. - Nie - odpar Alex. - Ona go nazywa Kosmiczn Ig. To ty mwisz Samsara. - A ty Szpikulec - przypomniaa Naomi. - Jak mogli nas tak porzuci? - Eva zmarszczya brwi. - I co to za szpital? Naomi parskna miechem. - Waciwie to wcale nie jest szpital.

- No to po co nas tu uziemili? - Nie uziemili nas. Ucieklimy. Jestemy zbiegymi niewolnikami. Eva zerkna na Aleksa i wrcia spojrzeniem do Naomi. - Przecie powiedziaa... - Skamaam - odpara piewnie Naomi. Przez chwil wszyscy troje wsuchiwali si w zawodzenie wichury. - Pozwolicie, e podsumuj - odezwa si w kocu Alex. - Gdzie my jestemy, do kurwy ndzy? Jestemy na planetoidzie, za ktr znajduje si szpital. Nie jestemy jednak pacjentami, lecz zbiegymi niewolnikami. W porzdku. Skd si tu wzilimy? To akurat wiem: wyzionlimy ducha, kopnlimy w kalendarz, tylko po prostu nie pamitamy, jak to si stao. Dlaczego nie moemy umrze? Bo ju jestemy martwi. Jakie pytania? - Pamitasz, eby odlatywa z Ziemi, Alex? - spytaa Eva. - Nie. Pamitam Chicago, a potem ile tam kolejnych posad w roli samochodu w subach komunalnych. Dalej bya wojna plazmowa i teraz to. Poza tym mam jedn wielk dziur w pamici. - Musiaa by nieza impreza... - Eva strzsna piasek z rzs. - Moe zginlimy w czasie wojny. Ale co takiego powinnimy pamita, nie? Znw zasuchali si w skowyt wiatru. - Ja si chyba po prostu zepsuem - powiedzia Alex. - Zjechaem do rowu, nie poprosiem o odholowanie. W rodku nocy, w rodku zimy, zalegem w dziurze na dnie morza... A potem anioy poniosy nas do nieba i oto jestemy. - Skoro mowa o anioach... - wtrcia Naomi. - Dzi w nocy rozmawiaam z naszym anioem strem. Wszystko mi wyjani. - A ty mu uwierzya - dorzuci Alex. - Powiedzia ci, jak si nazywa? - spytaa Eva. - Doktor Labirynt. - A ty mu uwierzya - powtrzy Alex. - Jest anioem! Anio by nie skama. Doktor Labirynt zbudowa cae to miejsce: leje po bombach, sklepy, ruiny Majw... Wyciga te obrazy z naszych gw, kiedy pimy. Powiedzia mi, e tylko ja pomau zdrowiej, chocia i tak jestem jeszcze bardzo chora. - To by taki ysy facet w biaym kitlu? - zapytaa Eva. - Tobie te si przyni! - Zaraz, zaraz... - wtrci si Alex. - Nasz anio str jest konowaem od gowy? - Nadal nie rozumiem, dlaczego nie moemy umrze - powiedziaa Eva. - Zgadzam si,

e jestemy martwi, ale dlaczego uniemoliwia nam to umieranie? To mi pachnie jakim uprzedzeniem. - Nie moemy umrze, bo idziemy przez pustyni - wyjania Naomi. - eby umrze, musimy przez ni przej. - Jak mamy przez ni przej, jeli nie jest prawdziwa? - wycedzia Eva przez zacinite zby. - Chyba co ci si pomylio. - Ot to - powiedzia Alex. - Ona jest pomylona, ty nieszczliwa, a ja obkany. Stworzylibymy niez trup do objazdowego wodewilu. Panie i panowie, przed pastwem Stepujce Psychotoksyny! Dopiero co zwolnione z oddziau zamknitego: Pomylenie, Nieszczcie i Obkanie! - Mamo, o czym tata mwi? - Tak sobie gada, Naomi. Alex rytmicznie uderza gow w piach. - Koo tortur - mamrota. - Koo tortur. Fatalny bd. - Nie przejmuj si tak - pocieszya go pogodnie Naomi. - Kiedy w kocu umrzemy. Doktor Labirynt mi to obieca. - Zamykam posiedzenie - obwiecia Eva. Rozemiaa si. Brontozaur jej zawtrowa. Wiatr si wzmg. Piasek ku bolenie. Naomi ju zaczynaa odpywa mylami w dal. W gbi uzwojenia dipa odczya kamery i wyciszya mikrofony. Wcieka wichura zaguszaa histeryczny miech starej wiedmy i starego smoka. Naomi ich nie suchaa. Zatona w sobie i zwinita w niebiesk kul pawia si w sonej wodzie. Otwieraa swoje prawdziwe oczy. Rozprostowaa koci i wypyna pod powierzchni ciepej laguny - niebieski plezjozaur pluska si nieopodal brzegu w botnistej szarawej wodzie, wystawiwszy na powierzchni tylko oczy i nozdrza. Sterowaa koniuszkiem ogona wlokcym si po dnie, wzbijajc miniaturowe chmury muu. Dalej popyna przez rozwietlone, biae niebo, wysoko nad jaow wulkaniczn rwnin. Lodowate powietrze ze wistem owiewao jej gow. Monotoni rwniny przeamywa rzd cyprysw, za ktrym ciemna skaa ustpowaa miejsca zielonemu trawnikowi, idealnie gadkiemu i cigncemu si a po horyzont. W niewyjaniony sposb trawnik zmieni si w bezkres zielono farbowanego ptna nacignitego na nieskoczony st bilardowy. Naomi przefruna nad ustawionymi w trjkt bilami, z ktrych kada miaa rozmiary dziesiciu ogromnych gr. Zboczya z kursu, zniya lot i zatoczya krg; wygldaa przy nich jak tycia bkitna traszka pywajca pomidzy

olbrzymimi gazami w grskim strumieniu. Nieopodal dostrzega zamek. Przypomina gigantyczn wie szachow wykut z biaego jadeitu. Zamek - biay i wysoki - sta na rodku czarnego jeziora, ktre rozcigao si na stole bilardowym mniej wicej mil od niej. Nie byo mostu zwodzonego. Brama bya zamknita. Naprawd skurczya si do rozmiarw traszki i wpyna do rodka przez zakratowane okno. Znalaza si w dugim korytarzu zbudowanym w caoci z koci sonia, wyoonym zielonym dywanem i ozdobionym kwiatami w doniczkach. Po obu stronach korytarza cigny si szeregiem szare metalowe drzwi przeszklone matowym szkem. Jej wzrok przycigno nazwisko wypisane drukowanymi literami na jednych z nich: DR LABIRYNT. Przycisna si do szyby, szukajc miejsca, przez ktre mogaby wlizn si do rodka. W kocu znalaza fragment szka, ktry nie stawia oporu, i przenikna do gabinetu doktora Labirynta. Zawisa w pmroku - szklista bkitna traszka - i zaskoczona rozgldaa si po pokoju. Bya w nim ju wczeniej, ale dzi ledwie go poznawaa, taki panowa w nim baagan. Z szuflad przewrconej szafki na dokumenty wysypay si tekturowe teczki. Podoga bya usana zdeptanymi ksikami. Kto pozasania ekrany monitorw brudnymi bandaami, na ktrych powiesi zakrwawione narzdzia chirurgiczne. Chiskie wazy wyldoway w jednym kcie w postaci sterty porcelanowych odamkw przemieszanych z wilgotn ziemi i strzpami widncych paproci. Na dbowym biurku doktora Labirynta kto zbudowa barykad ze stolika do kawy, dwch krzese i szarych flanelowych kocw. Podesza do barykady i zacza j ostronie okra, a dotara do miejsca, w ktrym przez szpar w kocach udao jej si zajrze na drug stron. Pod stolikiem do kawy siedzia w pozycji lotosu ysy mczyzna w okularach z grubymi szkami, ubrany w slipy i obszarpany kitel laboratoryjny upstrzony zaskorupiaymi plamami w rnych kolorach. Siedzia sztywno, pot cieka mu po twarzy, okulary mia zaparowane i mamrota co pod nosem. Naomi obrcia swoj maciupek, upiorn gwk i zauwaya, e monitory s wczone i wszystkie pokazuj ten sam obraz: widok z lotu ptaka na bia piaszczyst pustyni, na ktrej znajduj si kobieta, dip i brontozaur. Tylko dlaczego matka i ojciec byli tacy czerwoni? Podpyna bliej. Smagajcy pustyni wiatr musia by oguszajcy, chocia w gabinecie Labirynta oczywicie nie byo go sycha. Niesiony nim piasek obdziera kobiet i dinozaura ze skry. Przestpowali z nogi na nog, grzznc w coraz gbszych wydmach. Dip sta nieruchomo, niezraony tym, e piasek zasypuje mu kolejne kamery. To burza, pomylaa Naomi, szybujc w zatchym powietrzu. Jaki nowy rodzaj burzy. A

ja jestem w jej stacji nadawczej. Wydma pogrzebaa ich wszystkich. Zniknli bez ladu. Przesypujce si kopce soli. Zadymka niena. Pdzce chmury. Biae ziarno. Biae mrwki rojce si na trzech monitorach. Pustka. Naomi spojrzaa na Labirynta, ktry wyczoga si spod stolika i, zesztywniay, zgramoli si z biurka na podog. Otar twarz kocem, potem wysika w niego nos. - Co si popsuo - mrukn. Podszed do monitorw i pomanipulowa pokrtami. Obraz niey. - Zgubiem ich. Osun si ciko na skrzany fotel i zadygota. Roztar zzibnite ramiona. Zacisn pici. - Rozklejam si. Kto zapuka do drzwi, ale Labirynt chyba tego nie usysza. Szybujca w powietrzu traszka, ktr bya Naomi, przepyna na drug stron drzwi, zaciekawiona tosamoci przybysza - i znalaza si twarz w twarz z pikn Hindusk o kawowej skrze, ubran w biae jedwabne sari. Hinduska czekaa cierpliwie przed drzwiami gabinetu. Miaa spokojn twarz, z ktrej nie dao si wyczyta jej wieku, i lnice czarne wosy, opadajce a do pasa. Na sari narzucia kamizelk z fioletowego filcu, wyszywan malekimi lusterkami. Na przegubach doni i kostkach ng miaa mnstwo miedzianych bransolet, srebrne piercionki na palcach rk i brunatnych nagich stp, zoty kolczyk w nosie. Jej czoo zdobi drawidyjski symbol witej kobiety. Czcigodna Tkaczka znw zabbnia palcami w szko. Wygldaa bardzo oficjalnie, ale w jej oczach paay figlarne byski. Odczekaa jeszcze chwil, po czym przysuna usta do matowej szyby i delikatnie na ni dmuchna. Wysadzone z framugi drzwi wpady do gabinetu, przekoziokoway, rozbiy okno i zwaliy si na biurko, niszczc barykad. Zaskoczony Labirynt podnis wzrok. Stojca w progu Tkaczka skina mu z umiechem gow. - A, to ty. Wejd. Labirynt zakrztn si w poszukiwaniu miejsca, na ktrym mgby posadzi Tkaczk. Obszed gabinet dookoa i chodziby tak dalej, gdyby nie pooya mu rki na ramieniu. Kiedy si do niej odwrci, przysuna si i pocaowaa go w usta. Cofn si, ocierajc wargi wierzchem doni, a z guchym odgosem uderzy plecami o cian. Tkaczka usiada na przewrconej szafce na dokumenty. - Masz baagan w gabinecie - zauwaya.

Zoya rce na kolanach, przymkna wymalowane powieki i westchna. Jakby w odpowiedzi na to westchnienie, wszystkie lune przedmioty w pokoju - mapy, fiolki z lekarstwami, stetoskop, nawet biurko doktora Labirynta - poderway si w powietrze i koziokujc, przenikny przez ciany. W gabinecie zostaa tylko szafka na dokumenty i obita czerwonym pluszem sofa z biaymi frdzlami. Doktor Labirynt widzia t sof pierwszy raz w yciu. Tkaczka rozprostowaa rce na boki. ciany pomieszczenia si rozsuny, a ona poprawia fady sari na kolanach. - Znacznie lepiej - powiedziaa. Przeniosa si na sof i poklepaa miejsce obok siebie. Labirynt zapi obdarty kitel i przysiad si do niej. - Co sycha, czcigodna? Tkaczka wzruszya ramionami. - Zaley, gdzie ucho przyoy. Ciko pracuj, ale wanie wrciam z tysic os iemset dziewidziesitego pierwszego. Tam zawsze wypoczywam. - Masz jeszcze ten domek na drzewie w Indiach? Pokiwaa gow. - Przydaje si, kiedy nie mam dyuru. - Ja wol y w teraniejszoci. By na czasie. Ju wdali si w pojedynek. Przyzwyczajenie drug natur czowieka. Labirynt kichn, a kiedy przetar i otworzy oczy, stwierdzi, e razem z Tkaczk i sof znajduj si na dworze - pod wierzb, nad stawem, otoczeni polem zielonego owsa. - Lubisz saatk z makaronem? - spytaa Tkaczka. Zna j dostatecznie dugo, eby wanie czego takiego si spodziewa. Podzikowa, dosta papierowy talerzyk i srebrny widelec. - Dlaczego tu jestemy? - Bo nas przeniosam. Co, zbyt sielankowo? - Po co przysza? Tkaczka podniosa wzrok znad tosta, ktry smarowaa masem. Oczy miaa szeroko otwarte, niewinne. - Stskniam si za tob - odpara. Labirynt skrzyowa rce na piersi. - Wcale nie. Suchaa wrednych plotek. - Nigdy. - Dotkna jego rki. - Ja si po prostu o ciebie martwi, podobnie zreszt jak

wiele aniow z naszego krgu. Na przykad Skrzydlak: jest przewiadczony, e zwariowae. Labirynt zapatrzy si na skrzc si w socu wod stawu. - Zdradziecki may pedryl. - Odoy widelec. - Przysza zobaczy na wasne oczy. - Prawd mwic, chc porozmawia o twoich trojgu pacjentach. - To nie twoja sprawa. Kiedy bd potrzebowa porady duchowej, sam o ni poprosz. Pole pociemniao, cie pad na staw, wierzba zaszelecia niespokojnie. - Och, Labirynt... - Tkaczka westchna. - Jeste taki cholernie rzeczowy. - Uklka na sofie i zapaa Labirynta za klapy kitla. - Spjrz na siebie: gonisz w pitk, w ogle nie wychodzisz z gabinetu... Co mielimy sobie pomyle? Musisz wsppracowa, Labirynt. Do Czarnej ciany zostao tylko piset lat. - Mylisz, e nie jestem tego wiadomy? Nawrt Minojski tu-tu, a troje z Dwanaciorga Zainteresowanych postradao zmysy. To katastrofa, za ktr zreszt ponosz pen odpowiedzialno. Ale nie zapominaj o jednym, Tkaczko: to ty oddaa mi ich pod opiek. - Wszystko to prawda, nie spodziewaam si jednak, e postanowisz zrobi sobie trwa fuch z... - Trwa? Nic nie jest trwae, czasu coraz mniej, a ty masz czelno prawi mi kazania o Czarnej cianie?! - Przyszam do ciebie na klczkach, doktorze. Bd askaw to zauway. Labirynt uspokoi si i przegryz oliwk. - Jestem przeczulony na punkcie tego przypadku - przyzna. - Ta trjka ogromnie mnie rozczarowaa. Tkaczka obraa gotowane jajko ze skorupki. Posolia je. - Kuracja nie przebiega zgodnie z przewidywaniami? - spytaa. Labirynt pokrci gow. - To mao powiedziane - prychn z gorycz. Na gazi nad ich gowami przysiad wrbel. Czcigodna pogryzaa w zadumie jajko. - Mogabym z nimi porozmawia? - Wykluczone. To moi pacjenci i ja ich wylecz. Potrzebuj tylko wicej czasu. Anioy jady w milczeniu. Wiatr tarmosi kosy owsa. Labirynt zdj okulary i przetar szka rkawem, a kiedy znw je zaoy, siedzieli z Tkaczk w maym, pozbawionym sprztw pomieszczeniu z przeszklon cian wychodzc na sal operacyjn. Za szyb ekipa neurochirurgw i asystentek prowadzia operacj mzgu. - S niewiarygodnie uparci - cign Labirynt. - Ale ja ich zami. Odwrci wzrok, eby nie patrze na odsonite mzgowie. Nie mg si skupi. Na dole,

na stole operacyjnym, stao si co bardzo zego. W powietrze trysna fontanna krwi, asystentki nerwowo biegay po sali. Labirynt zamkn oczy i prbowa uspokoi myli. Kiedy rozchyli powieki, stali z Tkaczk na ubitej czerwonej ziemi w promieniach tropikalnego soca. Otacza ich tum inkaskich wojownikw w penym rynsztunku bojowym, zwrconych w stron stromego granitowego zigguratu. piewajcy pie kapani prowadzili gromad jecw na szczyt piramidy, gdzie ju czterech winiw leao zwizanych na czterech pkach obsydianowego otarza. Czterej kapani wznieli sztylety do ciosu. - O czym to ja mwiem... - Labirynt si zamyli. Tkaczka obserwowaa z zadart gow patroszenie jecw. Nawet nie mrugna. - A tak, ju wiem - podj Labirynt. - Wikszo ich uroje ma zwizek z czcymi ich wizami rodzinnymi. Wydaje im si, e gdyby umieli ten fakt wytumaczy, mogliby go take cofn. Dlatego racjonalizuj regresj i unikaj konfrontacji z biec sytuacj w yciu po mierci. - Labiryncie! Przecie oni wszyscy umarli w cikiej psychozie, ktr twoja terapia tylko pogbia! Nie wydaje ci si, e w tej chwili najprostsze, co mona zrobi, to doprowadzi do ponownej inkarnacji caej trjki? Niech wtedy sami wszystko sobie wyjani. Labirynt odchrzkn, zniecierpliwiony. - Nie, nie, nie. To niedzisiejsze mylenie. Schematyczne. Przestarzae. Z epoki mikko tapicerowanych izolatek. Mj system burz jest znacznie lepszy. Tkaczka uja jego podbrdek w gadk brzowaw do i spojrzaa w jego wodniste oczy. - Jak ci sucham, to chce mi si wy - powiedziaa. Stali na kocu bambusowego pomostu sigajcego w gb szerokiej zielonej rzeki w Malezji. Bya wilgotna noc. Gwiazdy jasno wieciy nad wod. Gdzie wrd lian przenikliwie rechotay trzy aby, a wszdzie dookoa woda z chlupotem omywaa korzenie zaroli mangrowych. Tkaczka wzia Labirynta za rk i poprowadzia go w gb ldu, ciek przez dungl. Zobaczyli ognisko strzelajce iskrami pod niebo i chwil pniej wyszli na polan, gdzie nagie kobiety taczyy w krgu wok ognia, koyszc si powoli w rytm muzyki, ktrej Labirynt nie sysza. - Musisz tak wszystko zmienia? - zapyta. Usiedli na bambusowych matach, obserwujc tancerki. - A ty? - odpowiedziaa pytaniem Tkaczka. - Musisz zamienia pacjentom te urojone ciaa? Czemu ma suy ta zabawa? W jaki sposb pomaga si im przystosowa?

- Jeeli zamierzasz mnie obraa - achn si Labirynt - to zakocz t dyskusj. Oczy Tkaczki zalniy odbitym pomieniem ogniska. - Mgby im si chocia przedstawi. - Nie przepadam za takim brataniem si z pacjentami. Zachowanie dystansu daje lepsze efekty. Tkaczka obja kolana ramionami i zacza si koysa na macie. - Wiesz co? - Skrzywia si. - Czasem nachodzi mnie ochota, eby znale jaki duy kamie i rozupa ci nim czaszk. Jak ja mogam za ciebie wyj?! - To byo dawno. A potem mielimy inne pomysy na leczenie chorych. - Leczenie... - powtrzya szeptem Tkaczka. Nagle urosa dwukrotnie. - Leczenie? Wstaa, grujc na polan. Jej nagie ciao zalnio w blasku ognia, rysujc si na t le gwiadzistego nieba. - Masz czelno nazywa si lekarzem? Labirynt zerwa z siebie kitel i cisn go midzy paprocie, jakby szykowa si do zapasw. Tancerki wiroway w krgu wok ognia. - Nie s gotowi! - wykrzykn. - Nie zgadzam si! Jeszcze z nimi nie skoczyem! Jestem o krok od dokonania przeomu! - Jeste o krok od odniesienia powanych obrae gowy - ostrzega go olbrzymka. - No to mnie zabij - zaproponowa paczliwie. - A jeli nie jeste w stanie sama tego zrobi, poszczuj mnie Szpil. Szpila to urodzona zabjczyni. Bdzie zachwycona, jeli dasz jej pretekst do zaatwienia mnie. Pomie ogniska strzeli wysoko i na uamek sekundy olepi Labirynta. Kiedy odzyska wzrok, sta w blasku reflektorw na linie rozpitej w namiocie cyrkowym, wysoko nad wysypan trocinami aren, obserwowany przez stojcych po ktach klownw i woltyerw dosiadajcych soni. Tum na trybunach wstrzyma oddech. Tkaczka podesza do niego od tyu i obja go w talii. Przycisna piersi do jego plecw. - Stary anio z ciebie - szepna mu do ucha. - Bardzo stary. Przepracowujesz si. Jeste wyczerpany. Za dugo przebywasz tu wrd swoich martwych dusz, zamknitych w klatkach i doach z wami. Popade w zwyczajny obd, Labirynt, lecz duma nie pozwala ci prosi o pomoc. Nazywasz siebie lekarzem? Wydaje ci si, e jeste w stanie zachowa dystans do chorych dusz? Do tych, ktrych wizisz w piekle biaego piasku? nij dalej. Zarazie si od nich. Stae si ich chorob. Zmienie si w potwora. Ale ja zawsze bd ci kocha, poniewa kocham wszystkie potwory. I dlatego mi ich oddasz: oddasz mi ostatnich troje pacjentw swojego zakadu, poniewa te mnie kochasz, bo wszyscy mczyni mnie kochaj. A take dlatego, e wiesz, e nie wolno w taki sposb wykorzystywa ludzkich dus z,

jak koni pocigowych. Twoja trojka musi odpocz. Oddaj mi ich. Wypuszcz ich na pastwisko. - Mogem si pomyli... - przyzna ostronie Labirynt. - Ale nie mog tak po prostu... tak po prostu... Nagle stanli twarz w twarz na powierzchni ksiyca. Ostre cienie, mizerna grawitacja, rozlega cisza. Doktor Labirynt by wprawdzie anioem, ale przyzwyczai si do oddychania i jakiego takiego cinienia powietrza. Tkaczka celowo sprawiaa mu dyskomfort. Niewane. Udzieli ju odpowiedzi. Podj ostateczn decyzj. Tkaczka znw zacza mwi i mimo e prnia nie przenosia dwiku, Labirynt sysza j wyranie: - Skoro nie moesz zrobi tego sam, zmusimy ci. Przekroczye swoje uprawnienia. Twj czas dobieg koca. Moesz sobie by anioem strem Aleksa, ale ja jestem anioem strem Evy. Masz mi odda winiw. Daj ci jedn noc na przemylenie sprawy. Jutro wrc. Wykp si. Krzywy umieszek przemkn po twarzy Labirynta. Przez krtk chwil leeli z Tkaczk pod patchworkow kodr w ou z biaym frdzlastym baldachimem, z gowami opartymi na puchowych poduchach, i patrzyli sobie w oczy. A potem Tkaczka znikna i Labirynt zosta sam w wybebeszonym gabinecie. Sta na przewrconej szafce. Trzy martwe monitory przycupny na pce przy drzwiach na korytarz. rodkowy zamigota i oy: brontozaur, kobieta i dip stali na piaszczystym pustkowiu. Brontozaur przekrzywi gow i jednym okiem patrzy w kamer. Podekscytowana kobieta podskakiwaa wok dipa. Chyba co mu tumaczya. Znajdowali si we wntrzu kineskopu i ze zdumieniem ogldali gabinet Labirynta, ktry wyglda dokadnie tak, jak opisaa im go Naomi. Brontozaur wykrci szyj i zwrci si do kobiety, ktra pokiwaa gow. Jedynym dwikiem dobiegajcym z monitora byo miarowe buczenie. *** Czcigodna Tkaczka sza wanie po mocie zwodzonym przerzuconym nad fos okalajc zamek Labirynta, kiedy tkno j ze przeczucie. Unioso si znad czarnej wody jak wilgotna mga. Znieruchomiaa w p kroku. Uwiadomia sobie, e jeeli zmusz Labirynta do oddania pacjentw, bdzie usiowa ukry swoj porak, umiercajc ich. Wanie tak: zabije ich. Pewnie nie dzisiaj i nie jutro,

ale wkrtce. Zbyt mocno go przycisna. Paskudna sytuacja. Bdzie potrzebowaa pomocy. Chyba czas wezwa Szpil.

ROZDZIA DZIESITY

DEZYNSEKCJA
Mieli nogi ze spalonych zapaek. Mieli nogi ze spalonych zapaek. Mieli nogi ze spalonych zapaek. I rce te. - Vachel Lindsay By rok 1997, kiedy pracowaem w Tucson jako spec od dezynsekcji. Wiodem proste ycie. Odpuciem sobie bycie czowiekiem i staraem si by przydatny jako pojazd uytecznoci publicznej. YTECZNOCIPUBLICZNEJPOJAZDUYTECZNOCIPUBLICZNEJPOJAZDUY TEC. Znajdowaem si na poudnie od centrum i kryem po bocznych uliczkach w okolicy Stone Avenue, szukajc wskazanego adresu. Wypatrywaem tych numerw wymalowanych od szablonu na latarniach i porwnywaem je ze swoim wewntrznym planem Tucson. Moje kamery przeczesyway rozkadajce si miasto, przekaday ciany, zauki i kontenery ze mieciami na jzyk przestrzeni symulacyjnej. Moje opony toczyy si po wypraonym przez soce mieciu zalegajcym rynsztoki. Kamery w botnikach obserwoway krawniki. Ruch by niewielki; nigdzie nie widziaem ani pieszych, ani kierowcw. Miasto rozroso si do tego stopnia, e stao si prawie niezdatne do zamieszkania. Kanalizacja burzowa si zapchaa i zanosio si na to, e w przyszym roku zimowa powd zaleje okolic i na amen umierci miasto, a wodocigi i elektryfikacja przepadn w baniowej przeszoci. Tylko najbardziej uparci mieszkacy wci odmawiali przeprowadzki do obozw przesiedleczych. Tym gorzej dla nich. Przy Russell Avenue zahamowaem przed znakiem stopu obok biblioteki o zabitych deskami drzwiach i oknach. Byem jedynym pojazdem w miecie, ktry jeszcze przestrzega

znakw, ale c, mam swoje przyzwyczajenia i ju. Po Russell przeczapaa ciarwka pomocy drogowej cignca pozbawiony k sedan. Sama miaa jedn sflacza opon. Skrciem w Russell i ruszyem na poudnie. Rok wczeniej byem mzgiem sterujcym mieciarki (bardzo przyjemna robota, jeli si nie ma nosa), ale potem mnie wymontowali i wsadzili do tej furgonetki. C... Jak to mwi: bada, co? jak? - nie nam. Moje sze opon zaturkotao na popkanym cemencie. Zatka mi si zawr bezpieczestwa w zbiorniku z metanolem i wysiady amortyzatory, ale pracowaem, a to byo dla miasta najwaniejsze. Miaem zapasowe koo, nie miaem jednak podnonika. Straciem piro wycieraczki i kiedy pada deszcz, kompulsywnie harataem sobie przedni szyb metalow opraw. Poza tym za duo gadaem do siebie. Warunki pracy miaem na trwae wytrawione w korze wzrokowej: cztery tomy teoretycznej perfekcji i bezlitosnych schematw - bez cienia rdzy, ladw zuycia, strzpicych si kabli. Kiedy nawet je sobie podczytywaem dla zabawy. Moim jedynym przyjacielem w tym okresie bya odwierna w zajezdni miejskiej, ktra otwieraa mi drzwi, kiedy wracaem z objazdu. Jej zdaniem wszystkie moje problemy bray si std, e w przeszoci byem czowiekiem i z tego okresu pozostay mi wygrowane oczekiwania. Ciekawe, skd to wiedziaa. Jechaem przez miasto zamieszkane przez ludzi, ktrzy nie wychodzili na dwr. Siedzieli w domach, ogldali telewizj i pomau si roztapiali. Tak wanie dziaa ten nowy wirus: roztapia ludzi. Kiedy cakiem si stopili, karetki z gonymi syrenami przewoziy kleist ma do szpitala uniwersyteckiego, gdzie potwierdzano zgon. Po uzyskaniu wiadectwa zgonu, beczki z mazi wywoono na cmentarz przy Oracle Drive, gdzie buldoery przysypyway je ziemi. Pozostawao jeszcze tylko wypenienie formularzy. Miasto zbudoway spychacze, betoniarki i dwigi. Ludzie nie daliby rady. Czowiek ledwie by w nim w stanie y. W miecie ludziom wyrastay guzy, misaki i cysty; na ich ciaach wykwitay rany, wrzody, zgorzele i pozbawione nazw narole. Rdza dbowa pienia si w pszenicy, bez wzgldu na to, jak bardzo chemicy starali si zatru zboe. Woda bya pena substancji oczyszczajcych. A jeli kogo nie dopady choroby, to pada upem domowych szkodnikw - ulepszonych i zmutowanych. Lene osy z Chile. Amazoskie skaczce skorpiony. Norweskie zajadki. Zabjcze malajskie rwnonogi. Ludzie nie mieli lekko. Ci, ktrzy nie mieli domw, w ktrych mogliby si ukry, zamykali si w samochodach i tam umierali z godu, albo chowali si w kontenerach na mieci, ktre uszczelniali tam izolacyjn i w ten sposb si dusili. Przynajmniej nie musieli si ba

szczurw: robactwo zaro wszystkie szczury. Nie interesowaem si jednak ludmi. Moim obowizkiem bya likwidacja szkodnikw. Nie grozio mi, e zapi jak chorob; nie musiaem si ba, e si roztopi. Mnie, cyfrowych zegarw i magnetowidw zaraza nie ruszaa. Bg obdarza swych wybracw drobnymi askami - czasem tak drobnymi, e wida je dopiero pod mikroskopem. Powiedziano mi, co mam robi, a ja robiem, co mi powiedziano. Jeeli zapomniaem, dokd mam jecha, mj Kontroler mi przypomina; jeeli nie zwracaem na niego uwagi, powtarza swoje upomnienie. Robactwo lgo si w domach, wic ich mieszkacy dzwonili do Kontrolera, a on wysya mnie na oprysk. Ludzie nie mieli ochoty uera si ze szkodnikami, chcieli roztapia si w spokoju. Rozumiaem ich, te wolabym mie spokj, ale kto musia robi opryski. Znaem si na robalach. W pamici ROM miaem zapisany Sownik Insektw Miejskich Ameryki Pnocnej zaktualizowany w 1996 roku. Karapaks uskacza przybiera barw od szarobrzowej w zimie do jasnotej.... Albo Kolec jadowy stonogi olbrzymiej.... Czasem puszczaem go sobie przez wokoder w przyspieszonym tempie. Ale wychodzi szwargot. CJALNASKARGAOFICJALNASKARGAOFICJALNASKARGAOFICJALNASKARG AO Byem w aosnym stanie. Nie powinienem pracowa. Wycieka mi olej z przekadni, miaem purchle na oponach, prdnica wymagaa pilnej regulacji. Powinienem odpoczywa wygodnie na podnoniku, eby mechanicy nasmarowali mi oyska. Wystarczyoby jedno krtkie trzask! Jednego paska klinowego, ebym leg martwy na poboczu jakiej zapomnianej przemysowej drogi. Natychmiast zlecieliby si zomiarze, jak muchy. Ale miasto o tym nie mylao: w tych cikich czasach potrzebowao kadego sprawnego pojazdu, jaki tylko mogo znale. Jeli co si rusza, niech haruje! Tak miao filozofi. A kime ja byem, eby si skary? Nie czuem blu. Robale te go nie czuj, ale przynajmniej mog umrze. Maj t przewag nad maszynami. STKAMOBILNAJEDNOSTKAMOBILNAJEDNOSTKAMOBILNAJEDNOSTKAMO BIL W fotelu kierowcy siedzia manekin. Nie kierowa mn, stanowi po prostu element wyposaenia. Nie miaem zreszt kierownicy, wic trzyma rkawiczki na kolanach. Mia czarne skrzane rkawiczki i czarne skrzane buty, w ktre wcale nie wkada doni ani stp. One same byy jego domi i stopami. Nazywano go jednostk mobiln", poniewa mg ze mnie wysiada i chodzi po okolicy. Mia kurtk z czarnego winylu, z ktrego wykonano take jego spodnie, czapk i

twarz. W gow wbudowano mu dwie kamery, ktrych obiektywy byy przesonite czerwonym kratkowanym szkem, jak wiata stopu. Mogem patrze jego oczami i mwi przez gonik wmontowany w jego szyj; mogem krci jego gow i tupa jego nogami; mogem wysya go do domw, eby tam robi opryski. Kiedy byem mieciark, podobna jednostka ruchoma suya mi do oprniania pojemnikw, a czasem nawet do zeskrobywania roztopkw. Niektre roztopki nie zasugiway na karetk - bezdomni z kontenerw, ludzie, ktrzy roztapiali si w publicznych szaletach, tego typu osobniki. Uprztanie mieci skoczyo si przed rokiem i miasto przestawio si na rozsyanie po miecie patroli, ktre spryskiway wiee odpadki pian, twardniejc w zetkniciu z powietrzem. To niesamowite, co mona zrobi z plastiku. Ludzie padali jak muchy, za to nowe tworzywa mnoyy si jak krliki. Przynajmniej bya jaka nadzieja na przyszo. UNEKMELDUNEKMELDUNEKMELDUNEKMELDUNEKMELDUNEKMELDUNE KM Skrciem z Szesnastej Wschodniej w wirow uliczk czc Stone z Russell. Po stronie zachodniej rozcigaa si pusta, zamiecona parcela. Na pnoc od niej bieg rzd szerokich na dwa jardy minidomkw, z antenami i klimatyzatorami na dachach, o ciany ktrych opieray si kopce spetryfikowanych pian odpadkw. Po drugiej stronie cigny si tylne podwrka szeregowcw, oddzielone od uliczki drewnianym potem. Zaparkowaem na tyach domu, w ktrym miaa mieszka niejaka pani Everson. Wygasiem turbiny i skoncentrowan wizk radiow przesaem meldunek. By upalny sierpniowy dzie, godzina 13:27. ADZENIEPASAERWWYSADZENIEPASAERWWYSADZENIEPASAERW WY Podniosem rk manekina i odpiem sprzczk opinajcej go uprzy. Odblokowaem drzwi, popchnem je, eby si otworzyy, a nastpnie wystawiem obie nogi manekina na zewntrz i - z niejakim trudem - postawiem buty na wirze. Zatrzasnem za nim drzwi i pokierowaem nim w taki sposb, e zaszed mnie od tylu. Wszystko to jest okropnie skomplikowane, jeli si za duo o tym myli. Otworzyem tylne drzwi i wycignem swoj pcienn torb i pas z narzdziami. Przewiesiem torb przez rami, wrzuciem do niej pistolety natryskowe i mieszany zestaw toksyn w aerozolu. Miaem w swoim arsenale specyfiki na mrwki, pajki, karaluchy, pchy, rybiki i limaki. Parchaty pies truchta uliczk, niosc w pysku kawa zatuszczonego papieru, w jaki pakuje si miso. Nawet na mnie nie spojrza. Nie miaem zapachu. Podszedem do potu i

ruszyem wzdu niego na poudnie, do furtki zamknitej spitym kdk acuchem. Oparem rkawiczki na pocie, eby chwil pomyle. Cae szczcie, e do pasa z narzdziami miaem przytroczone szczypce do cicia prtw. Na wybrukowanym czerwon ceg podwrku rs w maym zagbieniu echinokaktus. Obok rdzewia stela hutawki. Okryem dom, wszedem po schodkach od frontu i zapukaem do drzwi. I w tej samej chwili rzuci si na mnie wcieky drapienik. Prawd mwic, by to zwyky pudel, ale ugryz mnie w nog. Powoli zgiem si w pasie i nachyliem nad nim. - Grzeczny piesek - powiedziaem kojco, podczas gdy on, warczc zajadle, pastwi si nad moj nog. - Grzeczna psina. Wyjem z torby metalowy pojemnik z cyjanometanem, zamachnem si nim znad gowy i tak dugo okadaem maego skurczybyka, a mnie puci. Wtedy go kopnem. Polecia na drzwi i tam pad bezwadnie. - Ju id! - dobieg gos z wntrza domu. - Prosz nie wywaa drzwi! Szczkn acuch. Kopniakiem wepchnem pudla midzy aluminiowy szalunek domu i juk w doniczce. - Ja w sprawie dezynsekcji! - zawoaem. - Tpi robactwo! - Spokojnie - powiedziaa pani Everson. - Bez nerww. NIEVERSONPANIEVERSONPANIEVERSONPANIEVERSONPANIEVERSONPANI EVE Drzwi si otworzyy. Starsza kobieta spojrzaa na mnie, mruc oczy i jedn rk osaniajc je przed socem. Jej rce przypominay oskubane z pir kurczce skrzydeka, a szyja wygldaa jak obsypana cukrem pudrem ekierka. Na nogach miaa buty ortopedyczne i zrolowane do kostek nylonowe poczochy, a na szyi zawieszone na sznurku dwuogniskowe okulary. Nosia aparat suchowy. Staa nad grobem. - Pan od dezynsekcji? - upewnia si. - Prosz wej, niech pan tak nie stoi na socu. Porozmawiamy w pokoju. Ogldam jeden z moich ulubionych programw. Znikna i zostaem w progu sam. Zanosio si na to, e bd musia namierzy pokj po dwikach dobiegajcych z telewizora, co wcale nie byo takie proste. Zgodnie z planem, ktry wczytaem do pamici, staem w przedpokoju, tylko e przedpokj" by w tym wypadku zwodniczo niewinnym okreleniem skadnicy oszaamiajcej masy porcelanowych bibelotw, stosw kolorowych pism, mnstwa ceramicznych lamp, kartek witecznych i innych podobnych mieci. Sufit by niski. Ledwie mogem si ruszy. Powiodem wzrokiem po cianach, policzyem drzwi, ustaliem swoje pooenie i

ruszyem w gb domu. Przewrciem stolik. Nie podniosem go, rozumiaem, e chtnie sobie poley. Te bym sobie polea. Pani Everson siedziaa w fotelu, ogldaa telewizj i zajadaa krakersy z serem. Kwadratowe plasterki pomaraczowego sera na okrgych pomaraczowych krakersach zapeniay talerz lecy na zaopatrzonej w nki tacy. Obok niego stay dwa pudeka - jedno z serem, drugie z krakersami. Co minut albo dwie pani Everson zjadaa jednego krakersa z talerza. Woda z mokrego prania kapaa na dywan. Tak, tak - w poprzek pokoju byy przecignite sznurki na bielizn, na ktrych wisiao ociekajce wod pranie. Bardzo sensowny pomys. Dziki temu nie musiaa wychodzi z domu. PISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZAPISZA PIS KLIENTKA: S dokuczliwe. I s ich setki. Wya z ram okiennych i pluj na szyby. Nie umiem powiedzie, czy zalgy si w domu, czy przychodz z zewntrz. Zje pan krakersa? JEDNOSTKA MOBILNA: Nie, dzikuj. KLIENTKA: Oglda pan ten program? To mj ulubiony. JEDNOSTKA MOBILNA: A co to za program? KLIENTKA: Mj ulubiony. Prbuj je zabija szczotk, ale wa pod te siatkowe osony. JEDNOSTKA MOBILNA: Te szkodniki? KLIENTKA: Okropno! Mieszka pan w pobliu? JEDNOSTKA MOBILNA: Ja nigdzie nie mieszkam. KLIENTKA: Zje pan krakersa? Jest pan onaty? JEDNOSTKA MOBILNA: Nie, jestem specjalist od dezynsekcji. KLIENTKA: Sucham? JEDNOSTKA MOBILNA: Lubi przesiadywa we wntrzach; lubi ciany i podogi. Na dworze nie ma adnych krawdzi. I jeszcze ta pogoda... Gdyby wszystkie rzeczy trzyma w pudekach, w ktrych przyszy, pudeka by nie giny. KLIENTKA: Kiedy bdzie pan pryska? Pytam, bo musz przenie zwierztka. Nie chc ich wystawia na dziaanie chemikaliw. JEDNOSTKA MOBILNA: Pani psem ju si zajem. KLIENTKA: Napije si pan soku? JEDNOSTKA MOBILNA: Jestem zmuszony prosi pani o opuszczenie lokalu na okres minimum dwudziestu czterech godzin. Obowizkowa zgoda z pani strony umoliwi

bezpieczne rozpylenie mierciononych rodkw odkaajcych, ktrych uycie jest niezbdne do usunicia szkodnikw. KLIENTKA: Moe pan powtrzy? JEDNOSTKA MOBILNA: Jestem zmuszony prosi pani o opuszczenie lokalu na okres minimum dwudziestu czterech godzin. KLIENTKA: No c, skoro to konieczne... Mogabym chyba przenocowa u siostry, mieszka przy Speedway. Ale jest matk. Pani Everson zadzwonia do siostry i spakowaa si na noc w jedn torb, a nastpnie zadzwonia po takswk. Takswka przyjechaa po dwch godzinach. Kiedy wystawiaem pani Everson za drzwi, powiedziaa mi, ebym czstowa si wszystkim, co znajd w lodwce, ale ebym pod adnym pozorem nie rusza mebli, ktre stoj dokadnie tak, jak lubi. Powloka si do takswki w bezlitosnych promieniach popoudniowego soca. Przy wozie odwrcia si i dodaa: - I prosz uwaa, eby nie nawdycha si tego wistwa. Bo dostanie pan raka, wyronie panu guz wielki jak grejpfrut i nawet nie bdzie pan mg liczy na odszkodowanie. To rozumiaem. Kademu naley si stosowne odszkodowanie. BNYOPRYSKPRBNYOPRYSKPRBNYOPRYSKPRBNYOPRYSKPRBNYOPR YS Zamknem za ni drzwi i objem dom w posiadanie. Zostalimy tylko ja i szkodniki. Najpierw musiaem przygotowa podog. Poszedem z motkiem do pokoju telewizyjnego, klknem wrd tych wszystkich gwnianych gazetek i krakersw i zaczem wyciga trzymajce dywan gwodzie tapicerskie. Tylko e wszdzie stay te pierdolone meble! Pieprzy gwodzie, pomylaem. Zerw ten jebany dywan goymi rkami! I tak wanie zrobiem. Telewizor spad ze stolika i si roztrzaska, komoda pena dupereli przewrcia si na bok, ale chrzani to, miaem robot do wykonania! Zerwaem dywan, zawinem w niego fotel i klatk dla papuek i wywlokem cay ten syf przed dom. Wrciem do rodka i wysypaem zawarto torby na st w kuchni. Uporzdkowaem pompki i zbiorniki, rozcieczalniki i rozrzutniki, lepkie syropy i rce proszki. Wybraem pojemnik z mieszank przeciw mrwkom i karaluchom i dokrciem do niego czerwony w gumowy z mosin dysz (tryizonekrolaina rozpuszczona w roztworze chromianu sodu; w razie poknicia sprowokowa wymioty). Podwiesiem pojemnik do paska naramiennego, przeniosem go nad zlew i wycelowaem dysz w zebrane pod kranem naczynia. Odkrciem zawr. Niedojedzony tost na talerzyku w

kwiatki poczernia. Filianki, yeczki i jajecznica poczerniay. Zlew i wypeniajca go woda z mydlinami rwnie poczerniay. Lnica czarna powoka wpeza po kafelkach i przyczernia drzwi szafek. Tapeta podesza bblami, zacza si uszczy i dymi. Smolicie czarna plama pokrya sufit w kuchni i rozlaa si na pokj. Farba schodzia wirami z otynkowanych cian, zostawiajc na czarnym tle postrzpione biae placki. Stanem przy oknie, spryskaem listw przypodogow i czekaem, a ma wsiknie. wieciy ju latarnie, wzeszy gwiazdy. Sucha trawa przy krawniku koysaa si na wietrze. Podniosem dysz, celujc w szyb. Oleiste mazido cieko po szkle i zaczo skapywa z wewntrznego parapetu. Przeszedem do sypialni. Chodcie, robaczki! Chodcie do Aleksa! Ta, ta, ta! Zamknem zawr. Obejrzaem czarne zasony, czarn kap i waek na ku, szaf pen sczerniaych ubra i czarne buteleczki z perfumami na czarnej koronkowej serwetce. Toksyczne badziewie miao korzystny wpyw na wntrze; przydao tej zagraconej drewnianej pieczarze sterylnego, ksiycowego pikna. Zawsze zaczynao si od najbardziej prymitywnych rodkw, eby zwrci uwag taatajstwa i wyposzy par sztuk z ukrycia. Potem, wiedzc ju, z czym ma si do czynienia, dobierao si trucizny bardziej selektywne. Mona byo pozatyka im przetchlinki po limerem, feromonami namiesza im w yciu erotycznym albo nafaszerowa je enzymami, ktre zabijay flor bakteryjn w ukadzie pokarmowym, co prowadzio do mierci godowej. Moliwoci byy nieograniczone. Istny raj dla chemika. Ale dopki nie wykurzye drania z framugi i go nie zidentyfikowae, rwnie dobrze moge sika pod wiatr. A ja nadal niczego nie widziaem. No dobrze, pomylaem sobie. Poeksperymentujmy troch. Wrciem do kuchni. Napeniem kube wod i odkrciem sj z winianem potasu. Wsypaem do wody trzy kubki niebezpiecznych tych granulek. W kuble zabuzowao. Znalazem mop i przetarem roztworem podog we wszystkich pomieszczeniach. Kiedy napotykaem na swojej drodze jak szafk albo komod, odrywaem jej nki, wywlekaem cholerstwo na podwrko i zrzucaem na stos gratw do spalenia. Tylko e mop rozpad si na kawaki zanim skoczyem, a szkodnikw nadal nie byo nigdzie wida. Zawsze byo tak samo. Ledwie si zdye rozkrci, zwietrzy krew, a ju te mae pidzielce waziy gbiej w dziury i szpary, gdzie nie miae szans ich dorwa, tak jak nie mona podrapa si po samym rodku plecw. Dziury i szpary. Normalka w tych wszystkich gwnianych, tandetnych chaupach.

Obszedem cay dom i wywaliem kopniakami par dziur w cianach. Wynosiem ten gnj caymi narczami: bombonierki, doniczki, puszki z przecierem pomidorowym... A syf wcale si nie zmniejsza! Istne szczurze gniazdo. Miaem ochot udusi papuk. Signem po mot i rozwaliem par regaw i cianek dziaowych, a potem pogasiem wszystkie wiata, siadem pod cian i zaczem kombinowa. Oprysk mg wpdzi robactwo w fundamenty. Jeli tak, to moe udaoby si je jako zanci... ADANIEPRZYNTYPODKADANIEPRZYNTYPODKADANIEPRZYNTYPO DK Potrzebowaem przynty. Maso orzechowe? Kurza wtrbka? Nieywy pies? Tak, nieywy pies nada si idealnie. Wyszedem na skpane w ksiycowej powiacie schody i przytaszczyem pudla. Rzuciem go na ko, a sam schowaem si w bieliniarce, wrd szlafrokw i rakiet tenisowych. Robale si nie pojawiy. Potrzebowaem wicej przynt. Poszedem w gb uliczki, przeryem si przez plastikow skorup kopca starych odpadkw i przywlokem dwa worki pene mieci, ktre grabiami rozwczyem po caym domu. Kursowaem tak w t i z powrotem, a uzyskaem rwn szeciocalow warstw miecia na caej pododze. I znw schowaem si w bieliniarce. Ca noc czekaem w zasadzce. Patrzyem swoimi oczami, suchaem rkawiczkami, wszyem butami. Klimatyzacja wczaa si i wyczaa - dobrze wyregulowany sprzt. Przejeday samochody. Wyczyem oczy i tylko nasuchiwaem. Miaem wraenie, e wcignem gow w gb klatki piersiowej. Udao mi si wychwyci nowy rytm, ledwie syszalny na tle spokojnego pomruku klimatyzacji. wiergot. Pisk. Dziesitki piskw. W cianach, w pododze, ze wszystkich stron. Wojowniczy jazgot, jaki mogaby wydawa chmara szaraczy. Wylazem z bieliniarki i zapaliem wiato. Robale pieway w najlepsze, bezpiecznie pochowane w zakamarkach. Klimatyzator mnie rozprasza, wyrwaem mu wic kabel zasilajcy - i wtedy zobaczyem pierwsz cykad. NTAKTPIERWSZYKONTAKTPIERWSZYKONTAKTPIERWSZYKONTAKTPIER Wypada z klimatyzatora na podog. Dua bya, suka, sze cali dugoci. Garbata brzowa skorupa, jak u wierszcza. Kanciaste, pikowane odna. Krzywe czuki ostukujce podog jak laski lepcw. Solidnie zmutowana olbrzymia cykada. W sam raz nadawaaby si do filmu o potworach, w ktrych burzyaby Tam Hoovera. Podbiega nerwowo do ciany i tam znieruchomiaa. Ja staem bez ruchu, przetwarzajc

dane optyczne. Wygenerowaem profil grzbietowy i boczny i przepuciem je przez komparator morfologiczny. To nie bya zwyczajna cykada, tylko jaka misoerna odmiana. Zwykle nie reaguj na szkodniki przesadnie emocjonalnie, ale na widok tego olbrzymiego insekta ogarn mnie strach, a mi si winyl zjey na aluminiowych kociach. Ubranie zaczo mnie swdzie. Mogem si czego takiego spodziewa. Bya to przecie dekada, w ktrej wszystkie kody genetyczne przepuszczono przez tani kserokopiark; pokolenie, w ktrym adne dziecko nie byo tym, czym si na pozr wydawao; czas, w ktrym szczeniaki kokosiy si na swoich kocykach - kruche, nowe, przylepne, a zarazem niebdce do koca szczeniakami. Ostronie opadem na czworaki i wycignem rkawic nad cykad, ktra skulia si, zapiszczaa - i rzucia si na mnie w obrzydliwym pokazie woli ycia. Zmiadyem j rkawic. Chrzst by oguszajcy. Na szczcie - z punktu widzenia dokumentalisty - gowa cykady usza cao z tej masakry. Do ostatniej chwili widrowaa mnie wzrokiem. Kiedy podniosem rk, insekt jeszcze przez chwil wisia od spodu rkawiczki, przyklejony do niej pynami ustrojowymi, i sabo porusza odnami, zanim spad na podog. Schowaem trucho do foliowej torebki na kanapki. Cykady pod podog pieway bez przerwy. Musiaem uproci rozkad mieszkania. Poszedem do samochodu po om. Soce wzeszo, wir by wilgotny. Samochd sprztajcy sun powoli Stone na pnoc, mijajc koci prezbiteriaski i Szko Wdziku Madeleine. Pani Everson moga ju dzi wrci do domu, ale nie byo mowy, ebym j wpuci. Zamierzaem bardzo uprzykrzy ycie tym cykadom. Najlepiej byoby spali dom do fundamentw. ZASZASZASZASZASZASZASZASZASZASZASZASZASZASZ AS Wrciem do domu, wybiem dziur w cianie sypialni i wrzuciem tam bojler. Wyrwaem umywalk i wyjebaem j na strych. To tak na pocztek, eby pokaza tym pierdolonym cykadom, e nie artuj. Obszedem cay dom, wywrzaskujc obelgi - zwyczajne, jakie kademu lina przynosi na jzyk w takich chwilach. Wyacie, wy mae te obrzygace". Albo: Wiem, e tam jestecie, olize robale!". Tego typu rzeczy. A potem zaczem ich szuka. Zajrzaem do piekarnika. Wyamaem tyln pokryw telewizora. Porozpruwaem poduszki. aowaem, e nie widz przez ciany, bo wtedy mgbym zobaczy robale, skulone w ciepych, przytulnych kryjwkach i wiergolce te

swoje aosne trele; mgbym stworzy map demograficzn ich populacji i przeanalizowa struktur ich spoecznoci, a na koniec je unicestwi: zmiady jaja, spali larwy, a z trutni wydrze torturami strategiczne informacje. Poniewa jednak nie mogem zrobi adnej z tych rzeczy, zadowoliem si dziurawieniem omem toczonych pastelowych tapet pani Everson. I raz, i dwa, i trzy. NAPRZERWCZASNAPRZERWCZASNAPRZERWCZASNAPRZERWCZASNA PR Zrobiem sobie przerw. Czuem, e mam do niej prawo. Usiadem w wannie pani Everson, postawiem sobie telewizor na kolanach i przez dwie godziny ogldaem nadawane w sobot rano kreskwki. W jednym z filmikw wystpowaa sroka, ktra chciaa zje robaka. W innym wilk, ktry mia ochot schrupa owc. arty mnie bawiy, ale nie podobao mi si, e i robak, i owca uszy z yciem. Bajki powinny by realistyczne. GONETKAFURGONETKAFURGONETKAFURGONETKAFURGONETKAFURGON ET W pewnym momencie mj wz nada sygna alarmowy: w alejce dziao si co, co stanowio Zagroenie Dla Bezpieczestwa Pojazdu. Dwjka podejrzanie wygldajcych meksykaskich dzieciakw, ktre dotd wczyy si po okolicy, siedziaa teraz pod potem. Chopak mia ogolon gow i duba sobie rubokrtem w zbach. Jego przyjacika miaa fioletowe tatuae na twarzy i naszyjnik ze wiec zaponowych. Mj samochd by przekonany, e rozmawiaj wanie o nim; podejrzewa, e ma do czynienia ze zodziejami czci samochodowych. Ja uznaem, e panikuje. - Alex? - odezwaem si. - Przesadzasz. Syszysz mnie? Alex? Nie odpowiedzia. NIEJJEDNAKWCZENIEJJEDNAKWCZENIEJJEDNAKWCZENIEJJEDNAKWC ZE Jednak wczeniej, stojc w wannie, uderzyem gow o prt, na ktrym bya zawieszona plastikowa zasonka. Tak mnie to rozwcieczyo, e wyrwaem to ohydne kurestwo ze ciany - prt, mocowanie, zasonk, wszystko. Przy okazji p ciany wpado do wanny. Staem wic w tumanach pyu, z metalowym prtem w garci, i gapiem si w gb ciany. W gb ciany. Moje yczenie si spenio. Rury na wierzchu, w gbi belki konstrukcyjne, a nieco dalej, w pmroku, zawieszony w hamaku wkien biaawy woreczek, w ktrym spay lub wiy si miriady mlecznobiaych larw. Znalazem gniazdo cykad. Zaniepokojone dorose okazy wystawiy by ze szpar i piszczay oguszajco.

A potem cykady rzuciy si chmar do worka i go rozdary. Kada chwytaa po kilka modych, pakowaa je sobie pod brzuch i rzucaa si do ucieczki - ale to byo jak wybieranie wody z toncej szalupy za pomoc naparstka. Byy moje. Kiedy wycign rami i zacisn rkawiczk w pi, zrobi im ze obka jatk. Gdybym chcia, mgbym smay larwy w oleju z orzeszkw ziemnych, macza je w ostrym sosie i sprzedawa po domach. Jak niby miayby mi w tym przeszkodzi? GONETKAFURGONETKAFURGONETKAFURGONETKAFURGONETKAFURGON ET Moja furgonetka dostawaa regularnej paranoi. Pierwsze z maych Meksykanw, ktre wstao, wprasowaa w pot. Bya wicie przekonana, e s zodziejami, a ja nie umiaem przemwi jej do rozsdku. - Poamiemy komu koci... - mwia. - Chod, Aleksie, wyjd tu do mnie. Nie chcesz zobaczy, jak ami komu koci? NIEJSZAZTYMALEMNIEJSZAZTYMALEMNIEJSZAZTYMALEMNIEJSZAZTYM ALE Ale mniejsza z tym. Kiedy signem w gb ciany po gar larw, pani Everson postukaa mnie w rami. - Dom wyglda o niebo lepiej - powiedziaa. - Jestem panu ogromnie wdziczna. I wie pan co? U siostry rozmawiaam z tak przemi pani z opieki spoecznej, ktra zaatwia mi przenosiny. W nowym miejscu jestem bardzo szczliwa. Gotuj nam tam obiady i daj leki cakiem za darmo. Mam wasne ko wodne, wasny magnetowid i od rana do wieczora ogldam porno. Jest cudownie! Niech pan robi swoje, mody czowieku. Aha, dzikuj take za uduszenie papuki. Nigdy jej nie lubiam. Dostaam j w prezencie. Zawrcia w stron drzwi, ale byem dla niej za szybki. Tak atwo mi si nie wymknie. Nie podpisaa mi przecie rachunku za oprysk. Postawiem na niej sof i usiadem na niej. Kiedy si okazao, e pani Everson nadal oddycha, poszedem do kuchni po pistolet natryskowy. Podsunem jej rachunek do podpisu, a potem j wykoczyem. Dobrze rozumiaem, na czym polegaj moje obowizki wobec miasta. Miaem zabija szkodniki, w tym take zbdnych mieszkacw, ktrzy weszliby mi w drog. Dyskretnie. Niepostrzeenie. Byem broni chemiczn. Pani Everson miaa swoje lata i wesza mi w drog. Miaem jej pozwoli y? Takiej starej i bezuytecznej? Kiedy siedziaem na sofie i podczaem do pistoletu pojemnik z aerozolem, nogi zaczy mnie swdzie. To byo niemoliwe, ale one naprawd swdziay. A ja przecie nie miaem ng, tylko metalowe prty w spodniach. Ten wid by jak wspomnienie z poprzedniego

ycia. NOTEMUDAWNOTEMDAWNOTEMUDAWNOTEMUDAWNOTEMUDAWNOTE MUD Dawno temu, w poprzednim yciu, byem czowiekiem z krwi i koci. Przez mniej wicej rok mieszkaem w deszczowym miecie, w wilgotnej piwnicy. Pchy stanowiy spory problem, poniewa mnie polubiy. Jako poywienie. Rozdrapywaem lady ich uksze do krwi, a kiedy krew krzepa, rozdrapywaem strupy. W kocu poszedem w supermarkecie do dziau z towarami dla zwierzt i kupiem proszek na pchy i dwie kocie obrki przeciwpchelne. Posypaem proszkiem ko i sof, a obrki zaoyem na kostki, pod skarpetki. Wydawao mi si wtedy, e to znakomity pomys. Niestety, obrki zaprojektowano z myl o zwierzakach, ktre maj sier. Przespaem si w obrkach i rano obudziem si wrd pche skaczcych po mnie jak co dzie, za to z kostkami obwiedzionymi wianuszkiem wciekle czerwonych bbli, ktre podeszy wod. Drcymi rkami odpiem plastikowe okowy i zdjem je ze zbezczeszczonego ciaa. Kilka dni przeleaem na sofie z nogami opartymi na podokietniku, a opuchnite i poke kostki pakay sonymi zami, ktre spyway mi po nogach. Cierpic za swoj gupot, doznawaem regularnych nawrotw obrzydzenia do samego siebie. Tak to jest, kiedy nie czyta si instrukcji obsugi. CZASEMTYMCZASEMTYMCZASEMTYMCZASEMTYMCZASEMTYMCZASEMT YM Dobrze, e nie miaem ju normalnego ciaa; robaki mogyby je poksa albo nawet zje. Poza tym, gdybym by czowiekiem z krwi i koci, ju bym si udusi. Bybym martwy lub co najmniej obkany. Ja za mylaem zupenie jasno. Gorzej szo mojemu samochodowi. Zodzieje obrali go z opon i wyamali mu mask. yka do opon potrzaskaa szyby w oknach, odamki szka jak drobny wirek usay fotel kierowcy. Zodzieje uyli pi do metalu, ktre znaleli w jego wasnym zestawie naprawczym. Eksplodowa w zwolnionym tempie, jak animowany schemat ganika. Czci poleciay we wszystkie strony. Alternator. Akumulatory. Co bdzie, jak znajd krzemionkowe pytki mojego mzgu? Co wtedy, Aleksie? Gdzie s kluczyki? Mieje lito! Pom mi! TURNNOKTURNNOKTURNNOKTURNNOKTURNNOKTURNNOKTURNNOKTU RNN Stara kobieta spaa, przygnieciona sof. Na sofie siedzia robot. adne z nas nie

oddychao. Na dworze byo ciemno. Gdzie daleko w miecie zawya syrena. Zlazem z sofy i przeszedem si po salonie. Wszystkie krany w domu byy odkrcone; odpywy i szpary pod drzwiami zostay zatkane zwinitymi w kb sukienkami pani Everson. Na pododze zebraa si ju wysoka na cal warstwa wody. Wszystkie drogi ucieczki byy odcite. Chodziem po pokoju, czekajc, a woda jeszcze si podniesie, i lizgajc si na mokrych kafelkach i chodnikach - na wp w domu, na wp na dworze, na wp obkany, na wp martwy. Nie panikuj, powtarzaem sobie. Cokolwiek si stanie, nie wolno ci panikowa. Jeli tylko zdoam zachowa trzewo umysu, wszystko bdzie dobrze. Gboka ciemna studnia. A na jej dnie trzy siostry, objadajce si syropem i chore od niego. Chore na gbok i ciemn chorob. Stanem przy zaciemnionym oknie. Bya noc. Wszystko jakby si kurczyo i oddalao. ciany uciekay przed podog. wir na podjedzie cofa si przed cegami podwrka. Odcisk opon czmycha przed asfaltem, billboardy odsuway si od nieba, a gwiazdy od ziemi. Kobiety unikay mczyzn, mczyni siebie nawzajem. Nie mogem spa. Nic nie rozumiaem. Gdzie niedaleko graa meksykaska orkiestra - akordeon i trbki. Chyba jaka impreza. Ziemia wirowaa mi pod butami. Gwiazdy zataczay krgi nad domem pani Everson. Spaliem wszystkie jej kolorowe pisemka. Co ksao mnie w nog. OSIEPOKOSIEPOKOSIEPOKOSIEPOKOSIEPOKOSIEPOKOSIEPOKOSIE PO Czas pyn. Wodocigi miejskie odciy wod. Elektrownia odcia prd. Miaem wyczerpane akumulatory i dzieliem zrujnowany dom z moimi przyjacimi robalami. Spalony ksiycowym arem szkielet mojej furgonetki sta w zauku i rdzewia podczas zimowych ulew. Kiedy odcili prd, obraz na telewizorze skurczy si do rozmiarw biaej kropki, a potem cakiem zgas. Czasem jakie dzieciaki rzucay kamieniami w okna, ale nie zwracaem na nie uwagi. Wiedziaem, e cykady si nimi zajm: wypary ju z Tucson czerwone mrwki i wanie dojaday ostatnich mieszkacw. Leaem na wznak, z gow w schowku na szczotki, w towarzystwie kija od mopa i galonowej butli piwa imbirowego. Cigle o czym zapominaem. Zapomniaem, czym byem zajty. (Zalewaem dom). Zapomniaem, co zrobiem. (Zgubiem kluczyki od samochodu). Zapomniaem, co planowaem. (Pewnego dnia dach domu musia si zawali, a wtedy soce wypalioby mi wejcia optyczne). Wszystkie najwaniejsze organy zostay ze mnie

wymontowane i ukradzione. Opowiadaem dowcipy cykadom. Przerwijcie mi, jeli to znacie", mwiem. Cykady przynosiy mi jedzenie i uczyy mnie rnych rzeczy. Je nie mogem, ale sporo si nauczyem. O rodzinach. O pustyniach. O mordowaniu dusz. Nie mog tego je", powtarzaem. Mylay, e artuj. W okresie godowym samce zrobiy si niebieskie i zaczy wieci. Chodziy po suficie, tworzc mrugajce konstelacje. Zastanawiaem si, czy owady s maszynami, a maszyny owadami. Niektre owady potrafi lata, ale nie wszystkie; z maszynami jest tak samo. Latajce maszyny potrafi zabija ludzi; owady rwnie. Wszystko zbiegao si do rozmiarw biaej kropki, ktra jednak nie chciaa zgasn. Na wiosn samcom wyrosy skrzydeka i zaczy si roi wok mnie. Nurkoway z gry w kierunku mojej twarzy i odlatyway z powrotem. Dryy tunele w mojej piersi, ostrzyy sobie uwaczki na moich serwomotorach, a kiedy kazaem im przesta, mwiy: Zmu nas! Trup nie bdzie nam rozkazywa!". Powiedziaem wic, e je zmusz. Piszczc z uciechy, turlay si w moim wntrzu i wierzgay odnami. Wstaem i znalazem sobie wiadro i kawa wa gumowego. Kopniakiem wyamaem drzwi kuchenne i wyszedem na dwr. Bya penia, jasno jak w dzie. Odamki szka chrzciy mi pod butami. cignem troch metanolu ze zbiornika w furgonetce i wylaem go sobie na gow. Wrciem do domu po zapak. Chwil pniej ponem jak pudding polany brandy. Ode mnie zajy si zasony. Przypieczone cykady wyaziy mi spod pach i z krocza i dymic, spaday na podog. Piszczay w owadzim uniesieniu i umieray szczliw owadzi mierci, jak obkani lotnicy wyskakujcy z poncego bombowca. Z gry, z dou, ze wszystkich stron pyno uszczliwione cykanie. Cykady plsay wok moich stp, dopingujc mnie gono. Moja czarna winylowa twarz skapywaa na ziemi; krople, wlokce za sob ogniste ogony, wydaway zabawny odgos. Robale wywijay kozioki i miay si do rozpuku. Moje kamery sypny skrami. Brunatny dym wypeni dom. Zmieniem si w chwiejcego si na nogach stracha na wrble ze srebrnych patykw i czarnych szmat, ale nie przeszkadzao mi to, bo robaki dobrze si bawiy. Upadem. Pomienie przygasy. Cykady tumnie oblazy mj wrak, eby witowa. Cykadzi tatowie w niebieskich kombinezonach i cykadzie mamy w halkach i krynolinach taczyli walca na mojej piersi. Cykadzie dzieci pdziy na wycigi do dogasajcych

pomykw na mojej twarzy, niosc nadziane na wykaaczki malekie pianki do pieczenia. Cykadzie niaki w wykrochmalonych biaych czepkach spaceroway po moich nogach, popychajc wzki z larwami. Na koniec cykady rozbiy mi na piersi namiot cyrkowy i zaczy fika na maciupekich trapezach i jedzi na malekich monocyklach. Osobicie nie przywizuj wielkiej wagi do koszmarw sennych. Kademu moe si przyni zy sen. Nawet maszynie. To rodzaj testu wysikowego, po ktrym przechodzi si do nastpnego. I nastpnego. I nastpnego. Celem tej gry jest zestrzelenie wrogich statkw pamiciowych, zanim one zatopi twj okrt snw. Jeste zwarty i gotowy? Jeste uwiziony w samochodzie-zabawce w skrzynizabawce w dziurze na dnie morza? Uda ci si uciec, zanim si udusisz? Jak mylisz, Alex? Wydostaniesz si std? Dasz rad? CZENIECZYSZCZENIECZYSZCZENIECZYSZCZENIECZYSZCZENIECZYSZCZE NIE Siedziaem w szoferce furgonetki. Byo wiosenne popoudnie. Samochd sta na tyach chiskiej restauracji, ktra miaa kopoty z karaluchami. Signem do schowka na desce rozdzielczej po manometr do opon. Moja do zacisna si na foliowej torebce, ktra mlasna mokro. Wyjem j... I jak mylicie, co byo w rodku? Kanapka z biaego chleba z serkiem topionym i demem. Caa obleziona przez robactwo. Wyrzuciem j przez okno. Nie miaem pojcia, skd si tam wzia. Bdmy szczerzy, kto by mi woy do schowka akurat kanapk? I zostawi j tam, eby zgnia. Kto by to zrobi? Nigdy nie poznaem odpowiedzi na to pytanie.

ROZDZIA JEDENASTY

ZAMROONY MAMUT
- Tak mae dziecko - powiedzia pan siedzcy naprzeciw niej (by ubrany w strj z biaego papieru) - powinno wiedzie, w jakim kierunku jedzie, nawet jeli nie wie, jak ma na imi!7 - Lewis Carroll Kochany Aleksie, w nocy nio mi si, e napisaam do ciebie list. Nie byam w nim brontozaurem. Byam maa, jak Eva. I byam kobiet. Kobiet, ktra pisze do ciebie list miosny. W moim nie by rok 1999 i nie widzielimy si od dziewiciu dugich lat. Miaam nadziej, e mnie nie zapomniae. Rodzaj ludzki znalaz si na krawdzi zagady, ale ja mylaam tylko o tobie, kochany Aleksie. Mylaam, e zdoam ci odwie od pomysu zastpowania siebie maszynami. Poszabym ci szuka, gdybym nie siedziaa w kiciu. Trzymali nas w wojskowym wizieniu dla kobiet, p mili pod powierzchni Antarktydy. Wizienie nie miao zaostrzonego rygoru, bo i tak nie byo dokd z niego uciec. Noc, lec na pryczy pod gryzcym kocem, porzucaam swoje ciao i szybowaam po niebie ponad lodem. Zachody soca byy cudowne, trway wiele dni, a potem zorza polarna trzepotaa jak kolorowa flaga na tle gwiadzistego nieba. Gdyby nie niene zadymki, mogabym pomyle, e jestem na ksiycu. Czasem leciaam na pnoc, nad ocean, i dalej, ponad jego falami, eby si przekona, co kombinuje rodzaj ludzki. Trwaa wojna, Aleksie. wiatowa wojna plazmowa. Kiedy wizka czstek trafia czowieka w gow, wygotowywaa mu mzg. Najciekawsze byy masery bumerangowe. Inynierowie formowali promienie koherentnego wiata i podsycali je plazm wodorow,
7

Prze. M. Somczyski.

czyli materiaem, z ktrego jest zbudowane soce. I mona byo strzela nimi jak pociskami ziemia-ziemia, poniewa wiato si zakrzywiao. Z powodu geodezyjnego momentu obrotowego", tak to nazywali. Nikt nie umia wyjani tego efektu, bo przeczy on kilku prawom fizyki naraz, ale dziaa. A poniewa dziaa, wykorzystywali go. Z pocztku niektrzy prorokowali, e powstanie czarna dziura, ktra wessie cay Ukad Soneczny, ale to byo zwyke panikarstwo. P romienie wybijay tylko otwory w skorupie ziemskiej, co doprowadzio do zalania law poowy ldw. Oczywicie, troch to utrudnio ycie cywilom, ale wikszo onierzy ju wczeniej zostaa rozlokowana w rejonie bieguna pnocnego - a to dlatego, e masery strzelay tylko w kierunku poudniowym. Kluczem do unicestwienia przeciwnika byo wic okopanie rubinowych dzia na pnoc od jego terytorium, co tumaczy gwatowne dziaania wojenne na caym Morzu Arktycznym. Mona byo stamtd usmay kadego. Z kolei Antarktyda nie miaa wielkiego znaczenia strategicznego - i dlatego tam wanie nas osadzili. A ta caa bro do dziaa w obrbie krgw polarnych... auj, e jej nie widziae, Aleksie. Megaszkielety wodno-ldowe, wiksze ni domy. Kroczce fortece, ktrym mogaby zaszkodzi tylko atomwka. Kiedy ci do takiej podczyli, zostawae w niej do koca ycia; prba rozdzielenia was przypominaaby odcicie kraba od jego skorupy. To by ci si spodobao. Kiedy nie lataam pod niebem, myam gary w kuchni, pakowaam na siowni albo po prostu siedziaam w wietlicy i suchaam radia. Zastanawiali mnie strategiczni geniusze dyrygujcy ca t awantur. Czy naprawd mieli nadziej, e przeyj? Czy te to ja czego nie rozumiaam, a oni zamierzali spali ywcem nas wszystkich i siebie przy okazji? Jak zmumifikowani faraonowie, ktrzy zabierali do grobu swoich niewolnikw. Po co? Moe po to, eby udowodni, e cay wiat naley do nich. Bo przecie dopiero moliwo zniszczenia czego oznacza, e w peni tym czym wadasz. To byo jedno z moliwych wytumacze tej wyrafinowanej prby samobjczej. Ja jednak miaam inn teori. Moim zdaniem, ci, ktrzy nami rzdzili, byli miertelnie przeraeni. Bali si, e w roku 2000 wydarzy si co strasznego; bali si tak bardzo, e cay czas trzymali naadowany pistolet przytknity do swojej skroni - na wypadek gdyby to przeraajce co faktycznie nastpio i musieli w popiechu poegna si z tym wiatem. Przypuszczaam, e obawiaj si powrotu aniow. Bali si, e anioowie zstpi do ich piaskownic i zabior im zabawki. Oczywicie mogam si myli. Albo kama. Prawd mwic, Aleksie, tak wanie byo: kamaam. Nie byam w adnym kobiecym wizieniu wojskowym. Nie miaam pojcia, gdzie naprawd jestem.

Moi przeoeni przywizali mnie do krzesa w pustym pokoju o biaych cianach. To byo przesuchanie. Oficerowie nie byli ze mnie zadowoleni: zeszam z posterunku i poaram dwoje cywilw. Byo mi z tego powodu przykro, ale to nikomu nie pomagao. W gowie ukadaam list miosny. Nie dali mi ani kawaka papieru, ani nawet ubrania. Nie chcieli mi te wczy wiata. Byam wcieka, miaam do siedzenia po ciemku. Powiedzieli, e dostan ubranie, jak si przyznam, ale ja ju si dawno przyznaam. Przyznaam si w 1990, przyznawaam si milion razy! Dlaczego mnie nie suchali? - Poddaj si! - powiedziaam. - Powiem wszystko, cokolwiek chcecie usysze. Nic to nie dao. - Owiadczam rwnie, e zeznanie skadam bez przymusu i z pen wiadomoci przysugujcych mi praw, w tym prawa do skorzystania z pomocy adwokata - mwiam. Przyjmuj do wiadomoci, e zapisy poligrafu mog zosta uyte przeciwko mnie i zostan wykorzystane w postpowaniu przed prawomocnie zebranym sdem wojskowym, zoonym ze linicych si, niedorozwinitych sdziw wojskowych, ktrzy ska mnie na wypalenie oczu lub zagazowanie dupska. Byabym gotowa potwierdzi swoje sowa regulaminow przysig, gdybycie, skurczybyki, wyjli mi knebel z ust. Potem moglibycie mi przypali rk arwk. Przynajmniej zobaczyabym wasze szpetne ryje. Nie chcieli mi jednak pokaza, gdzie jestem. Ani czym jestem. I pewnie mieli racj. Biorc pod uwag moj histori choroby, mogam by prawie wszystkim. - Zrbcie co, tchrzliwe wypierdki. Wypnijcie mnie z pasw. Zdejmijcie gogle. Wyjmijcie mi te zwitki waty spomidzy palcw u ng. Bo poaujecie, wy czterogwiazdkowe dupki! Jaja wam poodgryzam! Wypucie mnie! Gdzie trzymacie Aleksa? - Przyznam si. Nie bijcie mnie. Przyznam si do wszystkiego, tylko mnie nie ponaglajcie. Nie naciskajcie. Jestem delikatna. Krucha. Pkn. - Tak jest, panie kapitanie. Wyszam za mur. Z nudw, panie kapitanie. Chciaam si rozerwa. - Zgadza si, panie kapitanie. Spotkaam ich w krgielni. - Musiaam, panie kapitanie. To byo silniejsze ode mnie. Miaam mtlik w gowie. - Nie, panie kapitanie, to nie tak. Wiem, e le zrobiam, ale ja w ogle nie jestem zdrow osob. Spdziam dwadziecia lat w puszce. Oskarona wybuchna paczem. Jej adwokatka zwrcia si do sdziw. - Wysoki sdzie - zacza. - Prosz wysoki sd o wczucie si w pooenie modej, wraliwej kobiety zatopionej w ciekym azocie. Jaki musi by jej stan psychiczny? Prosz sobie wyobrazi ludzki ukad nerwowy przysmaany na patelni z masem czosnkowym. Czy

wysoki sd widzi ten desperacko wijcy si rdze krgowy? Te smagajce patelni grube wkna nerwowe, ktre czepiaj si jej krawdzi, ale tylko dodatkowo si przypiekaj? Czy mona mie wtpliwoci, e oskarona do si ju wycierpiaa? Prosz o uwzgldnienie w charakterze dowodu rzeczowego nastpujcej serii slajdw. wiato, prosz... Oto oskarona i jej ofiary w chwili aresztowania. Odgosy dawienia si wrd publicznoci. Szurgot butw przemykajcych ku wyjciom. To kamstwa, Aleksie. Okamuj ci. Nie ni mi si adne przesuchania. Chciaby wiedzie, kim naprawd byam w swoim nie? Byam t dziewczynk, ma ywiark, ktra utona, kiedy zaama si pod ni ld na stawie. Pamitasz j? Utkna pod lodem, walc w niego maymi, sinymi pistkami. Dugie wodorosty rozprostoway odygi, rozwiny licie i z dna stawu signy do jej kostek, a opltszy je, wcigny dziewczynk w gb muu. Krzyczay przy tym oguszajco. - Trzykrotne hip, hip, hurra! - wywrzaskiwao zielsko. - Hip, hip, hurra! Dla naszych patriotycznych onierzy! Hip, hip, hurra! Dla naszych dziewczyn w zamraarkach! A oto i puszki! Maszeruj przez mu, cay pluton. Maj fajkowe wyciory zamiast ng i byszczce chromem oczy. Id i machaj wodorostom w chmurze biaego confetti. Tratuj zielsko buciorami. Gdyby regularnie je nakrca, pomaszerowayby na koniec wiata - w niegu i gradzie, przy wtrze terkotu tysica licznikw Geigera... Ale dokd one tak szy? Dokd maszeroway nagie, w niegu? Dokd zmierzay, bielejc z kadym krokiem i znaczc nieg czerwieni? Chodziy w kko, rzecz jasna. W kko. I paday jedna za drug, jak patki niegu na piec. Nie byo wrd nich dwch identycznych. Ale dziewczynka, ktra utona, obmylia plan ucieczki. Nadal miaa na nogach ywy, pocia wic nimi wodorosty, odbia si od dna i podpyna pod ld. A potem stana na nim i zacza si lizga pod wod, do gry nogami. Jechaa coraz szybciej i szybciej, jak ostrze noyc krojce natuszczony pergamin, a dotara do licznej odwrconej wioski, zbudowanej w caoci ze sodyczy. Domy z piernika miay kajmakowe dachy, ulice byy brukowane kocimi bami ze sodu, owce z waty cukrowej pasy si na wzgrzach z sorbetu cytrynowego. W oddali pitrzyy si gry - gowy cukru zwieczone kopczykami bitej mietany. Dziewczynce zakrcio si w gowie. Podjechaa do domku w ksztacie babeczki czekoladowej i zapukaa do drzwi. W rowo lukrowanym dachu otworzya si szczelina strzelnicza, przez ktr wysuna si lufa lukrecjowego pistoletu maszynowego i na ciche ulice polecia grad sodkich pastylek. Puchate owieczki osuny si na traw, beczc aonie i krwawic syropem truskawkowym. Kamstwa. Kamstwo kamstwem poganiane. Nigdy nie byam ma dziewczynk, ktra

utona. Mam ci pokaza swoj prawdziw twarz? By rok 1908. Syberyjska tundra. Wiatr rozsnuwa strzpy cirrusw na niebie biaym jak ko, pod ktrym jak pomarszczona narzuta na ko rozcigaa si ziemia pocita wwozami i morenami. Wieczna zmarzlina roztajaa pierwszy raz od dziesicioleci. Strumyki gulgotay na porowatym rdzawobrzowym gruncie, niosc kawaki wyschnitego mchu. Na pnocy pitrzya si lita ciana lodu. Od poudnia do lodowca zbliao si czterech brodaczy w anorakach. Psy obskakiway ich wesoo, ich szczekanie nioso si daleko. Jeden z mczyzn podnis opatulon w rkawic do i wskaza lnice czoo lodowca. Co pokazywa? Dlaczego psy byy takie podekscytowane? Co wytopio si czciowo z lodu: byo szarobure i wochate i zwisao swobodnie z lodowej ciany. Psy pognay w t stron. Zanim mczyni dotarli na miejsce, psy obgryzy mu ju przednie nogi i powarkujc na siebie nawzajem, szarpay smakowite czerwone miso. Ludzie doskoczyli do nich i przepdzili je krzykiem i kopniakami, a potem bez sowa zagapili si na te ky, obwis soniow trb, skudlon sier. Tylko oczy zgniy: z dwch maych ciemnych otworkw ciekay byszczce czarne zy. Przez nastpne tygodnie i miesice gazety i czasopisma specjalistyczne rozpisyway si szeroko o znalezisku: mamut wochaty, zwierz, ktre wygino u zarania dziejw. Ci, ktrzy go znaleli, zapamitali t chwil do koca swoich dni. Z upywem lat jeden z nich coraz czciej zastanawia si, czy naprawd widzia, jak mamut si poruszy, jak przekrci gow na bok, kiedy psy zaczy go szarpa. To niesamowite, myla ten czowiek na ou mierci. Spa tak dugo, a kiedy si obudzi, lepy i bezbronny, psy rozszarpyway mu gardo. Kamstwa. Kamstwa - tak jak caa reszta. Zmiemy temat. A skoro ju mowa o zmianach, zmiemy mi imi. Miaam na imi Noqi i byam Eskimosk. To byo dawno, setki lat przed przybyciem biaych ludzi. Pochodziam z klanu rybakw. W naszych kajakach przemierzalimy cay archipelag Aleutw. Jako dziecko mieszkaam w karigi mojej ciotki, razem z kuzynkami. Nie marzam tam i nie mokam. uymy skry, wyrabiaymy igy do szycia z kw morsw i plotymy kocie koyski z kawakw cigien. A potem wyszam za m. Wyszam za anutquqa, klanowego szamana. Ciotka bya zachwycona, kiedy poprosi o moj rk. Wszystkie uwaaymy go za najwspanialszego z mczyzn. Chroni nasze rodziny przed chorobami, jego amulety przynosiy szczcie owcom fok, a wiosn

przywabia na nasz wysp umierajcego wieloryba. Mj m nie by jednak tym, za kogo uchodzi. Wkrtce po lubie przyni mi si mroczny sen. Widziaam w nim ducha kobiety, ktra miaa petwy, jedno oko i trzy nogi. Zostaa moj pierwsz aua. Zaproponowaa mi pomoc, ale postawia pewien warunek: musiaam pozna prawdziw natur mojego ma. Powiedziaa mi, e mj maonek nie jest wcale anutquqiem, lecz ilisitsoqiem, zym czarownikiem, oszustem o doniach splamionych krwi wielu niewinnych ludzi. Nocami wciela si w pardw i nawiedza inne wyspy i inne wioski, krzywdzc ich mieszkacw. Pod postaci niewidzialnego niedwiedzia mordowa picych mczyzn. Gwaci kobiety. Rzuca uroki na dzieci i wyprowadza je na pustkowie, eby tam zamarzy. A mieszkacy mojej wioski nie mieli o tym pojcia. Usiowaam ukry swoj wiedz przed mem, ale bez powodzenia. Przejrza mnie i poszczu swoimi dugozbymi aua, kiedy spaam, zakutana w futra. Dostaam gorczki. Straciam apetyt. Pad na mnie cie mierci. Wrcia moja jednooka przyjacika. Powiedziaa, e mnie ocali, jeli zostan anutquqiem. Zgodziam si, a wtedy ona przywoaa inne aua - swoich morskich braci i siostry. Jej siostrami byy napuszone kolcami najeki, a brami olbrzymie czerwono -te uki lodowe. Przez wiele dni i nocy walczyli z aua mojego niegodziwego maonka, oko za oko i zb za zb, i w kocu zwyciyy. Moja gorczka ustpia. Mojego ma opuciy bronice go aua i lodowe uki wpezy mu do serca. Rozchorowa si i zmar. W wiosce powinna bya zapanowa rado, wszyscy jednak podejrzewali, e go otruam. Wiedzieli, e go nienawidziam, i nikt nie wierzy, kiedy opowiadaam o jego zbrodniach. Uznano mnie za wariatk i morderczyni. Starszyzna skazaa mnie na mier. Mczyni wykopali jam w przybrzenym lodzie. Kobiety sptay mnie rzemieniami i wrzuciy do jamy. Nastpnie mczyni odupali ten pat lodu i spawili kr na morze, ktre ponioso mnie w dal wraz z moimi aua i wszystkimi gorzkimi wspomnieniami. Wiatr skowycza mi nad gow, pak lodowy pitrzy si i pojkiwa. aowaam, e nie mog wsta i popatrze na spienion wod, ale moje aua tak dugo ogryzay moje wizy, a rzemienie opady. Wygramoliam si ze swojego grobu i stanam na powierzchni lodu, naga, smagana wiatrem. Dookoa mnie kry zderzay si, amay i wiroway na wodzie. Modliam si do Sedny, Matki-Oceanu, eby doprowadzia moj dusz do krainy przodkw. Wiatr wyssa ze mnie ycie i zostawi po sobie lodow rzeb. Moja kra zdryfowaa na poudnie i si roztopia. Moje ciao opado na dno, gdzie pado upem malekich krabw i przydennego planktonu. Moja dusza pomaszerowaa ponad falami

na zachd, wrd morskiej piany i pdzcych cieni, a stana przed Bram z Koci. Czeka tam na mnie duch mojego ma, uzbrojony w ocie rybacki i niewzruszony w otaczajcym nas kbowisku wody i powietrza. Zastpi mi drog. - Zabia moje ciao - powiedzia. - Teraz ja zabij twojego ducha. Rzuci we mnie ocieniem. Moja jednooka aua dostaa w brzuch i zanurkowaa do wody, ja za zaczam si z nim siowa. Tarzalimy si po spienionych bawanach. On mnie dusi, ja wyrywaam mu wosy i prbowaam wyupi oczy. Przyszpiliam go biodrami i zaszyam mu usta fiszbinowymi igami nienawici. Przywoaam morderczy wiatr, ktry wpad mu przez uszy do czaszki, nad go jak pcherz i rozsadzi; rozerwa mu mzg na tasiemki byszczcej krwi i wgorze szarej mgieki. Ja jednak cay czas go kochaam, Aleksie. By zym czowiekiem, budzi nienawi, ale go kochaam. Kiedy ju go zniszczyam, zapakaam gorcymi zami i wzniosam lament do Sedny. I Sedna mnie usyszaa. Odtworzya mojego ma, wyniosa nas do nieba i posadzia wrd poncych gwiazd i wijcych si tcz, gdzie po dzi dzie si zmagamy, wojna bowiem trwa. Nie wiemy co to spoczynek. Wiatr przeszywa nas na wylot. Ty pewnie nie wierzysz w duchy? Susznie, znw ci okamaam. Nigdy nie byam tamt kobiet. Byam ma dziewczynk. Miaam zaledwie dziesi lat i nazywaam si Naomi. *** Mijay lata, a Naomi dzie w dzie przesiadywaa w wietlicy na Oddziale dla Dzieci Zaburzonych. Siedziaa na krzele i przez obite drobn siateczk okno patrzya z gry na szpitalne boisko do koszykwki. W porach posiku pielgniarz bra j za rk i prowadzi do stowki. Kiedy wracaa do wietlicy, krzeso byo ju przestawione w inne miejsce, przesuwaa je wic z powrotem pod okno. Inne dzieci wpatryway si w tym czasie w telewizor gaworzcy do nich z metalowej pki. Z nikim nie rozmawiaa. Nie graa w warcaby ani w koci. Po zgaszeniu wiate zasypiaa i nia o boisku do koszykwki, poniewa lubia proste rzeczy. Zdarzao si jej zmoczy w ko. W przyszoci miaa si sta brontozaurem, ale maa Naomi nie miaa o tym pojcia. Cierpiaa na przypado, ktr stranicy zdrowia psychicznego nazywali chronicznym autyzmem". Istniay specjalne przybytki dla takich dzieci - i w jednym z nich si wanie znajdowaa. Gdyby kto j zapyta, jak do niego trafia, nie umiaaby odpowiedzie, nawet gdyby zapa j za ramiona i wykrzycze jej to pytanie w twarz. To byo jej obojtne, rwnie dobrze mogaby mieszka na Ksiycu. Bo widzicie, niektrym dzieciom nie s potrzebne

wojna, gd ani zaraza, eby doj do wniosku, e warzywa maj najwaciwsz koncepcj ycia. Niektre dzieci wiedz to od pocztku. Lec w ku, udawaa, e jest zamknita w soiku z lodem, gdzie nic nie moe jej dosign. Dach szpitala rozpywa si, a ona ogldaa chmury przesuwajce si na tle gwiazd. Z pocztku byy po prostu chmurami, ciemnymi plamami, ale po chwili ich ksztat nabiera sensu. Jedna przypominaa spaszczon ropuch. Nastpna wygldaa jak koska czaszka. Trzecia przywodzia na myl olbrzymi wron, unoszon przez wiatr i rzucajc cie na ziemi... Usyszaa, jak Wany Czowiek odlicza wstecz: pi, cztery, trzy... *** I nagle znalaza si w zupenie innym wizieniu: skadowisku onierzy w Rowie Mariaskim. Znw bya w puszce. Jakby nigdy jej opucia. Niema. Odrtwiaa. Sztywna. Nagusieka. Sl w ranach i rt we krwi. Zelektryzowana i rozhisteryzowana. Zamroona ywcem w dziurze na dnie morza. Nie miecio si jej to w gowie. Prawdopodobnie zamrozili te Aleksa i Ev, tak bardzo bali si zakaenia. Wyczuwaa obecno otaczajcych j w bunkrze tysicy puszek, w ktrych znajdowali si inni onierze. Bunkier by prawdziw nekropoli, Ark Noego przystosowan do przetrwania w yciu po mierci. Po wojnie onierzom niczego nie zabraknie: zamroone jedzenie, zamroone osocze, zamroone nasienie... Nie musieli si niczego obawia. Naomi jednak nie ufaa Wanym Ludziom. Chciaa uciec. Inni onierze uznali j za wariatk, ale ona wiedziaa, e da rad. Raz ju ucieka. Zacza majstrowa przy swojej chromatynie, po omacku szukajc genotypu, ktry pomgby jej si uwolni. Jej ciao zaczo si rozpywa i odksztaca. Uprocia jego form do sinawej bryy, ktra jak kb posupanego sznura opada na dno puszki, recytujc w myli dziecinne wierszyki. Ziemniaczki-kelnerzy, ziemniaczki-muzycy, ziemniaczki-tancerze, tacuj, a si kurzy. Wewntrz bryy tkwia gruda galarety, a w niej mzg. W mzgu znajdowa si budynek z czerwonej cegy, w ktrym miecia si Biblioteka Akademii Deoksyrybonukleinowej. W bibliotecznej piwnicy, wrd katalogw, siedziaa Naomi. Uprztna kawaek przestrzeni pod regaem i wcisna si tam razem z wykradzionymi z katalogu szufladami. Szukaa jednej konkretnej fiszki, ktra gdzie tu musiaa si znajdowa. Meandrina, mzgownik. Nie. Dipnoi, ryba dwudyszna. Nie. Patat. Skorek. wietlik. Nie, nie, nie...

Zaatakowaa problem od strony teoretycznej. Jeeli mutacja M jest ograniczonym chaosem genetycznym, ktry jednak powoduje uporzdkowany trend w ewolucji E, i jeeli twarde promieniowanie R jest superchaosem, to jak musi wyglda trend X, eby X miao si do R tak, jak E do M? Powinnam to wiedzie, pomylaa Naomi. Brya porosa gszczem rzsek, ktre zafaloway w wypeniajcym bak azocie. Zacza si obraca. Celowa metaplazja. Triumf umysu nad szlamem. Piorun przeszywaj cy pierwotne mroki. Wojna totalna. Najpierw uderz pierwsze impulsy, rentgeny nie pozostan daleko w tyle. Co raz si zdarzyo, moe zdarzy si ponownie. Nowe gatunki trylobitw. Duch unoszcy si nad wodami. Pienista brya wypucia palce. Pod paznokciami otwieray si usta, z ktrych bblami buchaa para. Minie oddzielay si od cigien i szyboway jak paszczki w poszukiwaniu nowych przyczepw. Co raz si zdarzyo... Prosz, nie wrzucaj mnie w ten kolczasty gszcz! ...moe zdarzy si ponownie. Prosz, nie wrzucaj mnie w ten kolczasty gszcz! Tarczyca Naomi zazia jej po tchawicy w d jak rzekotka po pniu drzewa. Nadnercza si wiy, kuliy, rozcigay i rozpezay po pajczynie krezek. Nerki zwary si w ekstatycznym ucisku wydalniczym, zapuszczajc sztywne nerkowe czonki w siebie nawzajem. Urodzona i wychowana! Urodzona i wychowana! Urodzona i wychowana w kolczastym gszczu! Jak si nazywa ten dinozaur? Ten duy... Jake on si nazywa?! Prbujc sobie przypomnie, Naomi si rozpucia, rozpyna si w azocie jak rozmieszana grudka mki w budyniu. Wesza w ostr faz

hiperortochordocefalocerebropanchromomitofitomorfogangliplazji. W tej samej chwili jej puszka i wszystkie inne w bunkrze rozgrzay si do biaoci i eksplodoway, rozsadzone cinieniem wewntrznym. Naomi patrzya, jak wybuchaj. Oto wybuch, pomylaa. A ja jestem cieniem wypalonym przez jego ar. Brontozaur! - przypomniaa sobie. Tego sowa szukaam! *** Naomi ma dziesi lat. Stoi na wskiej metalowej platformie pod szczytem stalowego masztu w namiocie cyrkowym. Ma na sobie wyszywany cekinami jasnoniebieski kostium w lamparcie ctki. Naciera podeszwy stp sproszkowan kred z pudeka. Daleko w dole, w przejciu midzy trybunami, trzy sonie z gowami przybranymi w pira macaj trbam i

trociny. Na arenie mczyzna w cylindrze obwieszcza przez megafon: - A teraz, panie i panowie, zobaczycie pastwo nadzwyczajny wystp. Pierwszy raz w historii chroniczna autystyczka, pnaga i z zawizanymi oczami, skoczy z wysokoci stu jardw do wiaderka z kruszonym lodem. Prosz o cisz. Reflektor owietla platform. Dudni werbel. Naomi podkulonymi palcami stp czepia si skraju platformy. I wychyla si w przd.

ROZDZIA DWUNASTY

CISZA
(...) jest to jedna z najpowaniejszych rzeczy, jakie mog przydarzy si w czasie bitwy walczcemu... myl o uciciu gowy.8 - Lewis Carroll Dzisiaj wydaje mi si, e zostalimy przysypani tonami piasku. Sysz, jak wy dwoje rozmawiacie, lecz wasze gosy s przytumione. Ale i tak mio mi pomyle, e jestecie pogrzebani w pobliu. Wanie miaam sen, po ktrym pozostao mi przyjemne uczucie zadowolenia. niam o czasach, kiedy byam szczliwa, a moje ycie miao sens. By dwudziesty pierwszy wiek, ju po wojnie, kiedy jeszcze chodziam po wiecie. Ja i moje siostry wspinaymy si wanie po schodach poarowych zrujnowanego hotelu w Phoenix, w Arizonie. Polowaymy na psy. Zastanawiam si, czym s sny. Wieczorami jestem kompletnie wykoczona, rozmywam si na krawdziach, przemieniam to rozmycie w opowieci i nazywam je snami. Wwczas, w dwudziestym pierwszym wieku, robiam to dokadnie tak samo jak dzisiaj. Wtedy znajdowaam si jednak we waciwym dla siebie miejscu; moje ycie byo cikie, ale normalne. Normalno bya atwa, dopki nie wyszam za Aleksa. Wspinaam si po schodach w Phoenix. Przez podeszwy butw - zrobione z jakiego skropodobnego tworzywa - wyranie czuam chd metalowych stopni. Poranne soce grzao mi skr i czarne proste wosy, opadajce mi z tyu a do paska dinsw, do ktrego miaam przypite manierk i siekier. To by dla mnie dobry czas, te lata bezporednio po Wojnie Bumerangowej. Ponadczasowy spokj ogarn cay kraj. Wielka cisza. Chciaam, eby trwaa wiecznie. Ceglane ciany hotelu byy gboko poblinione odamkami, ktre przyniosa ostatnia fala
8

Prze. M. Somczyski.

tego syfu. Soce zagldao w gbokie wwozy ulic. Na niebie wisia jeszcze sierp ksiyca. Na podecie oparam si o barierk i czekaam, a Jo Ann do mnie doczy. Potem razem miaymy dogoni Ox. Ox i Jo Ann, ktre byy w pewnym sensie siostrami, adoptoway mnie. Przyjy do rodziny. Byy przedstawicielkami nowej rasy, kobietami powojennego formatu. Wychylona przez porcz suchaam Jo Ann. W dole ziaa owalna jama sigajca daleko w gb ziemi, wykrojona w czasie wojny przez strumie czstek z masera. Miaa czarne, szkliste, idealnie pionowe ciany. Budynek po drugiej stronie ulicy zosta gadko przecity na dwoje; jedna jego powka wyparowaa, ja za mogam zajrze do przypominajcych plaster miodu otwartych pomieszcze - salon nad salonem, azienka nad azienk, jakby jaki olbrzym zabawi si noyczkami. Wypraone na brz mumie leay na pleniejcych materacach i siedziay na rozkadanych fotelach. Setki takich czarnych, szklistych studni podziurawiy Phoenix - jak znak stopu, na ktrym kto wiczy strzelanie do celu. Zorientowaam si, e Jo Ann skrada si po schodach pode mn, ale udaam, e nic nie sysz, a ona doskoczya do mnie i poaskotaa mnie w ebra. Okrciam si na picie i j objam. A krzykna z zachwytu. Bya ubrana we wosienic przepasan sznurem. Miaa skr ciemnoszar jak modelina i rzadkie, rozwichrzone, utlenione wosy. Mierzya osiem stp wzrostu i jeli ble kostek jeszcze troch si u niej nasil, bdzie potrzebowaa kul. Wylizna si z moich obj i odsuna ode mnie. Jej oczy byszczay pogod ducha i zaufaniem. Gdybymy spady, czeka nas dugi lot w d, ale byymy niedoywione, zadyszane i nic a nic nas to nie obchodzio. Ruszyymy dalej. Podobali mi si ci nowi ludzie. Pod wzgldem psychicznym do zudzenia przypominali niektrych moich znajomych sprzed wojny. Inni mieli na takich specjalne nazwy: niedorozwoje, idioci, debile - ale ten si mieje naprawd, kto si mieje ostatni. To ci nowi byli prawdziwymi obywatelami przyszoci; ich nieszczcie polegao na tym, e urodzili si przedwczenie, wyprzedzili swj czas, lecz teraz ten czas nasta i gdziekolwiek si pojawili, mogli si czu jak u siebie w domu. Nowi dziedzice Ziemi. Jo Ann i Ox wyczuway, e nie jestem jedn z nich, ale i tak otworzyy przede mn serca. Niedorozwoje tak maj. Dotarymy z Jo Ann na ostatnie pitro. Ox czekaa na nas, siedzc po turecku na stalowych belkach. Miaa trzy stopy wzrostu i skr czarn jak smoa, za to kompletnie bezwos. Bya ubrana w przepask biodrow z psiej skry. To ona wypatrzya w hotelu sfor psw. Zobaczya je we nie. Weszymy po schodach poarowych, eby nas nie zwszyy.

Przez okno weszymy do korytarza. Ox zowia wo psw i podekscytowana posza na zwiady. Jo Ann i ja musiaymy chwil odsapn. Oparam si o cian, zdjam okulary i zaczam je oglda: pomaraczowe szka i drut miedziany. Ox te bya przykadem skazy wrodzonej. Takich jak ona przybywao ju przed wojn, czytaam o tym w gazecie: medycyna odkrya niepokojcy wzrost liczby urodze takich wanie Ox i Jo Ann. Kilka lat pniej w artykuach pobrzmieway ju nuty tumionej paniki, poniewa dosownie wszystkie nowo narodzone dzieci wpaday do ktrego z licznych pudeek z napisem towar wadliwy"; dla niektrych trzeba byo nawet budowa cakiem nowe pudeka. Potem przysza wojna, ktra wywiaa wszystkie pudeka przez okno razem z jaowymi opatrunkami, antybiotykami, nowoczesn medycyn i pras. Ucieszyam si, kiedy trafi je szlag. Zoyam okulary i zahaczyam o pasek. Ox wrcia. Skina palcami: znalaza psa. Jo Ann i ja pospiesznie ruszyymy za ni; ja po drodze znalazam jeszcze jaki kij. Ox poprowadzia nas do schodw, ktrymi zeszymy trzy pitra. Tam kazaa nam si zatrzyma, wystawia gow za porcz i nadstawia ucha. Gow miaa troch niesymetryczn i idealnie gadk, jak znaleziony w korycie rzeki czarny otoczak. Pazury zaszuray na linoleum. Bezszelestnie skrciymy w korytarz. Ox i ja wyjrzaymy zza zakrtu: szary pudel, wielki jak knur, obwchiwa stert miecia. W zbach mitosi wykrochmalony biay rcznik. Nagle unis may kdzierzawy ebek i zacz wszy. Kiedy Ox rzucia si na niego, w wilgotnych rowych lepiach zamajaczy strach. Pudel rzuci si do ucieczki; tuszcz przelewa mu si na bokach. Pobiegymy za nim, wymachujc kijami i drc si wniebogosy, ale Jo Ann zawrcia, eby zablokowa schody. My z Ox rozdzieliymy si, liczc na to, e uda nam si okry pudla. Znalazymy go na schodach poarowych: jedna apa uwiza mu w szparze midzy prtami i si zaklinowaa. Na nasz widok zacz skomle, a potem ju tylko skuli si i dra na wietrze, wysoko ponad uliczk zrujnowanego miasta. Ox wbia mu kij midzy ebra. Wepchna go gboko i zaostrzonym kocem poharataa mu wntrznoci. Ja zapaam za zmierzwione kudy na czubku gowy, odrbaam j i pokazaam Jo Ann. Przez stalowe barierki pocieka rowa, wodnista krew. Rzuciam eb Jo Ann i pomogam Ox uwolni zaklinowan ap pudla. Zawlokymy trucho do korytarza; miaam wraenie, e holuj dwustukilow wochat gsienic. Uwdzone miso wystarczyoby nam na bardzo dugo. Pudel zawarcza na nas.

Niewiele brakowao, eby Jo Ann rzucia si do ucieczki. Bezgowe psy, ktre warcz? To byo dla niej zbyt straszne. Szturchnam kijem ylasty, owosiony kikut szyi i co sabo chwycio kij zbami. Pocignam i wszystkie zobaczyymy, co na nas warczao: drugi eb pudla, zagrzebany w sierci i mniejszy od pierwszego. Gumiasta rowa szyja, na ktrej by osadzony, wycigna si tak bardzo, e omal nie pka - ale jednak wytrzymaa. Ox przecia j swoim kijem na dwoje. Zatoczyam si do tyu na cian i osunam po tapecie na podog. W garci nadal ciskaam kij, na kocu ktrego tkwia wgryzajca si w drewno gowa pudla. Jo Ann dosza tymczasem do wniosku, e jest to najzabawniejsza rzecz, jak w yciu widziaa. miaa si do rozpuku. Ox wyrwaa mi kij z rki i zacza taczy wok niej, wymachujc bem pudla i podpiewujc nosowo. We trzy pobrnymy korytarzem przed siebie, zataczajc si ze miechu i podtrzymujc si nawzajem. Weszymy z Jo Ann przez jakie drzwi, przewrciymy si na materac. Pocaowaa mnie. Mj jzyk znalaz si w jej ustach. ycie byo cudowne. ycie byo doskonae. Wieczr by chodny. Nadziaymy kawaki psiego misa na drucia ne wieszaki i upiekymy w stalowej beczce na ognisku ze mieci. Noc spdziymy w pokoju hotelowym. Umiaymy znale sobie zajcie. Jo Ann bawia si swoimi nicieniami. Nakuwaa sobie szpilk podeszw stopy, a ktry wystawi ebek: apaa go wtedy paznokciami i wycigaa. Wszystkie miaymy nicienie, ktre rzebiy nam wijce si sine tatuae pod skr. Kiedy Jo Ann znudzia si zabawk, odgryzaa jej gow. Niektrym naprawd niewiele potrzeba do szczcia. Ox nosia na szyi zawieszony na rzemyku woreczek na trofea. Kiedy miaa chwil spokoju, wyjmowaa je i ogldaa. Zbieraa gadkie szklane klejnoty, ktre znajdowalimy w bebechach zabitych psw. Poza grudkami zielonego i bursztynowego szka miaa w woreczku take zabawk dla majsterkowiczw: zestaw zielonych patyczkw i okrgych cznikw z mnstwem otworw. Na przemian skadaa je i rozkadaa. Moga si tak bawi godzinami. Ja wyszam na dach i patrzyam, jak noc zapada nad miastem. Wspominaam swoje ycie w Tahuantinsuyu, gdzie wychodziam na dach, eby si modli do Huehueteotla, ojca ognia. - Zstp, o potny Huehueteotlu - bagaam. - Zstp i zniszcz wszystkie dziea mojego ludu. Niech twa sprawiedliwo spynie na nich ognistym deszczem. Moliwe, e mnie usysza. Moliwe, e odpowiedzia na moje mody. Zanim to jednak nastpio, przeszam przez granic do Teksasu, gdzie pierwszy raz w

yciu ogldaam telewizj i w pewien sobotni poranek zobaczyam serial o Flashu Gordonie. Od razu rozpoznaam Mongo. Ba, ja si na Mongo wychowaam! Budujc Tahu antinsuyu, genokapani musieli chyba wykorzysta uywane elementy scenografii filmowych. Zobaczyam glinianych ludzi, ludzi-jastrzbi, niewolnikw w hali z piecem. Genokapani wypchali zwoki Mongo, wypacykowali je, upudrowali, wyperfumowali i namacili aromatycznym masem z mleka lamy - a one i tak cuchny trupem. - Ziemianie s bez szans! - W ilu odcinkach Ming Okrutny powtarza t kwesti? Ziemianie s bez szans! Okazao si, e Ziemianie nie potrzebowali pomocy z kosmosu. Sami zbudowalimy miotacze promieni mierci i wycelowalimy je w siebie. Umarlimy w penym makijau. Doktor Zarkov nie mg nas ocali. A z naszych popiow jak grzyby po deszczu wyroli cakiem nowi Ziemianie. Pierwsze gwiazdy pojawiay si na niebie, kiedy Jo Ann pod zlewem w kuchni znalaza gniazdo larw termitw. Zrobiymy sobie uczt z pieczonego pudla i sonawych larw. Ox siedziaa na parapecie z garci larw i drug rk wrzucaa je sobie pojedynczo do ust. W nocy, utulona w ciepych objciach kochanek, niam o latajcym spodku. Przechodziymy akurat przez pust parcel, kiedy spodek zniy lot i wyldowa. Dwicza jak dzwon i wieci na niebiesko. Obcy zeszli po trapie. Wygldali jak meduzy zapakowane w pokrowce na garnitur. Zaproponowali nam trzem, ebymy na zawsze porzuciy Ziemi i uday si wraz z nimi w podr do gwiazd. Przeprosili, e nie zjawili si wczeniej, ale, jak tumaczyli, ludzi dopiero niedawno uznano za gatunek zagroony wyginiciem, ktry to status dawa nam prawo do ewakuacji. Odmwiam. Wyjaniam, e podoba nam si tu, gdzie mieszkamy.

ROZDZIA TRZYNASTY

OBSZAR NISKIEGO CINIENIA


Janko Puszek, tyci okruszek, szczur by go poar z kapeluszem. - Gsia Mama Doktor Labirynt siedzia przy biurku. Gabinet by pusty, jeli nie liczy biurka wanie, fotela i monitorw we wnce obok drzwi. Przygarbiony nad blatem, pisa co pirem w notesie: raport z wynikw leczenia trojga pacjentw. W swoich snach zmagali si z urazami z wczesnych okresw ycia, nie byy to jednak te traumy, ktrymi chcia ich zainteresowa Labirynt. Jeszcze gorsze byo to, e odmawiali wsppracy i nie chcieli stworzy spjnej rodziny, nie chcieli si dostosowa - przeciwnie, coraz bardziej si od siebie oddalali. Przerzuci kartki i na kocu notesu zapisa pierwsz myl, ktra przysza mu do gowy. Dawno, dawno temu byy sobie trzy robaczki. yy na powierzchni szybujcego pod niebem balonu z helem. Chodziy w kko po jego biaej gumowej powierzchni, a im si to znudzio. I wtedy jeden z nich - samiczka imieniem Naomi - wpad na wietny pomys. Zacz od nowa. By sobie pewnego razu stary czowiek, ktry umia budowa najbardziej zdradzieckie labirynty. Mieszka na wysepce na Morzu rdziemnym, za towarzyszy majc tylko swojego syna i ducha zamordowanej ony. Nie by zym czowiekiem, potrzebowa jednak duo zota, by zaspokaja swoje pasje architektoniczne. Jego... Odoy piro i rozmasowa kark. Z szuflady biurka wyj pilota do monitorw, wcisn guzik i jeden z monitorw rozbysn. Z szumu uformowa si obraz. Mczyzna w roboczym ubraniu bieg przejciem midzy wysokimi na trzy pitra regaami magazynowymi. cigaa go duga na cztery jardy mechaniczna rka. Labirynt wcisn dwa dalsze guziki. Obraz Aleksa skurczy si do rozmiarw kropki. Pojania ekran Naomi.

Reflektory rozciy bia mg. Szeregowa Naomi jechaa kradzionym dipem przez sosnowe lasy Kolumbii Brytyjskiej. Przemoczony kombinezon klei si jej do skry. Szczkaa zbami. A potem nagle pofruna ponad drzewami, rozpocierajc rce jak petwy, jakby pyna z biegiem rzeki mgy. W dole widziaa dipa, ktry sam jecha po wijcej si wstce asfaltu. Doktor Labirynt wyczy drugi monitor i wczy trzeci. Eva bya lalk o wysokoci kilku cali. Kierowaa jednoosobow odzi podwodn przemierzajc wntrznoci gigantycznego plezjozaura, ktry pokn j w caoci. Radio pokadowe zapiszczao: namierzyo sygna naprowadzajcy. Nareszcie. Wyprawa ratunkowa dotara na miejsce. Labirynt dgn pilota palcem i obraz na ekranie osun si w mrok. To beznadziejne, pomyla. Kompletnie si pogubiem. *** Chory Skrzydlak sta na rwninie wyoonej zielonym ptnem, rozpostartej pod pochmurnym niebem. Wiatr szarpa nogawki biaych spodni jego galowego munduru. Skrzydlak rozejrza si i zmarszczy brwi, szukajc jakiego punktu orientacyjnego. Tkaczka kazaa mu spotka si ponownie z Labiryntem. Mia mu przedstawi propozycj, ktr Labirynt z pewnoci odrzuci, ale w rzeczywistoci misja Skrzydlaka miaa charakter zwiadowczy. Trzy dusze znajdoway si gdzie w zamku Labirynta - ale gdzie dokadnie? Tego wanie koniecznie musia si dowiedzie. Z dowiadczenia wiedzia, e wydarcie Labiryntowi jakiegokolwiek sekretu graniczy z niemoliwoci, stary anio by nieprzecitne skryty z natury - w Organizacji narastao jednak mocne przekonanie, e co trzeba z Labiryntem zrobi. Ten imperatyw zawis niczym wcieka chmura burzowa nad horyzontem, na pocztek jednak naleao ewakuowa osoby postronne. Odwrci si, syszc grzmot w oddali. Na widnokrgu zamajaczya mu trjktna formacja kul bilardowych, wielkich jak domy, ktre z narastajc prdkoci pdziy w jego stron. - O ja pierdol... - mrukn Skrzydlak i znikn w deszczu bkitnych iskier. *** Labirynt otworzy drug szuflad biurka, z ktrej dobieg stumiony dwik dzwoneczkw. Sign do niej i wyj pozytywk, ktr nastpnie postawi na blacie. Bya

zrobiona z orzechowego drewna i inkrustowana macic perow. W przedni ciank miaa wbudowany cyfrowy wywietlacz, na ktrym widniay dwie czerwone cyfry: 03. Labirynt wyj z szuflady klucz, woy go w otwr z boku pozytywki i obrci w kierunku przeciwnym do ruchu wskazwek zegara, poluzowujc spryn. Pozytywka jkna, muzyka zwolnia. W cigu doby spryna rozkrci si do koca i muzyka ucichnie. Schowa pozytywk i klucz na miejsce. Z innej szuflady wyj trzy puste akty zgonu i zaj si wypenianiem ich. Kiedy pozbdzie si trojga ostatnich pacjentw, pjdzie na emerytur. *** Alex prbowa si obudzi, ale co rusz osuwa si w nowy sen. W jednym z nich siedzia w poczekalni na dworcu autobusowym - mczyzna w wymitym garniturze, czytajcy gazet. Obok niego, na pododze, leaa Naomi w skrze brontozaura. Zajmowaa wikszo wolnej przestrzeni w poczekalni. Owina szyj wok jego krzesa i czytaa mu przez rami. Policjant postuka go w drugie rami. - Prosz pana? Czy to paskie zwierz? - To? - Alex podnis wzrok. - Nie, nie jestem jego wacicielem. - Prosz je std zabra. Tu nie wolno wprowadza zwierzt. Alex zmierzy policjanta wzrokiem. - Jest co, co powinien pan wiedzie o mojej przyjacice. - Nachyli si do policjanta i cign konfidencjonalnym szeptem: - Ona tak naprawd wcale nie jest dinozaurem. Po prostu ma bujn wyobrani. Nie wyrzuci pan chyba dziecka z poczekalni tylko za to, co sobie myli, prawda? *** Kiedy Eva otworzya oczy, wiedziaa, e nadal ni. Siedziaa w fotelu w gustownie urzdzonym gabinecie psychologa. Za dbowym biurkiem siedzia biay szczur w kitlu laboratoryjnym. Mia pi stp wzrostu i w tej chwili przeciera chusteczk okulary w rogowej oprawie. Za jego plecami znajdowaa si tablica, na ktrej kto kred napisa ZABI LUB WYLECZY. Szczur zaoy okulary na blady, kocisty pysk. - Dlaczego wydaje ci si, e jeste niemiertelna? - zapyta. Nie ufaa mu, ale pytanie wydao jej si warte namysu. - Dlatego, e kiedy zabijam innych albo oni zabijaj mnie, to... nie umieramy - ni ci si

czasem umieranie? - Czy mi si ni? To wszystko s sny. Gdybymy mogli si z nich przebudzi, moe udaoby si nam take umrze jak naley. Szczur zaplt pazurzaste apy i si umiechn. Pot perli mu si na pysku. - Mwi o snach, ktre nisz noc... Czy w nich zdarzyo ci si kiedy umrze? Eva cofna si pamici o setki lat. - Nie - odpara, cedzc sowa. - Nie wydaje mi si... - Czyli mona domniemywa, e gdyby umara w ktrym z tych snw, umaraby naprawd? - Tak przypuszczam. Szczur zerwa si na rwne nogi, przewracajc krzeso. - Tak przypuszczasz?! - wykrzykn. - Tylko przypuszczasz?! Zdecyduj si! Na tym wanie polega wasz problem! Jak ma si wam polepszy, jeli nie umiecie samodzielnie myle?! Jego pysk poczerwienia jak burak. Eva obrcia si przez sen na drugi bok. Jkna. Facet ma le w gowie, pomylaa. *** Dawno, dawno temu ya sobie maa dziewczynka imieniem Naomi, ktra wcale nie bya taka maa. W dodatku nic jej si nie chciao robi. Dorastaa w sierocicu w Albercie, dopki nasilajce si objawy autyzmu nie doprowadziy do przeniesienia jej do szpitala w Kolumbii Brytyjskiej, na oddzia psychiatryczny. Pewnego dnia, kiedy patrzya przez okno na boisko do koszykwki, pielgniarz poinformowa j, e zostaa wyleczona i bdzie musiaa opuci szpital. Dyrekcja, zmuszona do dokonania ci budetowych, postanowia zmieni klasyfikacj choroby Naomi i dziewczynka razem z gromad innych wirw zostaa przewieziona autobusem do centrum Victorii, gdzie wysadzono ich przed blokiem mieszkalnym. Jaki grubas da jej klucz i zaprowadzi j do jej pokoju. Pokj mia jard szerokoci i by za niski, eby moga si w nim wyprostowa, ale poniewa jeszcze nigdy nie miaa wasnego pokoju, niespodziewany luksus i tak j oszoomi. Tutaj moga by cakiem sama, przez cae dnie, i nikt nie bdzie jej zawraca gowy. Tej nocy nie moga zasn, taka bya podekscytowana. Spacerujc nastpnego dnia po Victorii, trafia do parku, w ktrym by staw, a w stawie

kaczki, ktre starsi ludzie karmili pokruszonym chlebem. Jesienny wiatr przewiewa jej sweter na wylot. Chmury przesuway si po niebie, biae na szarym tle. Wracajc do domu, przechodzia przez parking przy sklepie spoywczym. Jaki mczyzna wyjecha tyem ze swojego miejsca parkingowego, bardzo szybko, i naprawd niewiele zabrako, eby j potrci. Zatrzyma si i, zmieniajc bieg, spojrza na skamienia ze zgrozy Naomi. Jego twarz niczego nie wyraaa - ani zakopotania, ani zoci. Bya tak samo pusta jak drzwi lodwki. Wtedy dotaro do Naomi, e jest inna od pozostaych ludzi i nigdy nie bdzie taka jak oni. Dosza do wniosku, e wcale nie jest czowiekiem. Jeszcze tej nocy, lec w swoim nowym ku, postanowia, e wstpi do wojska, eby zobaczy kawaek wiata - i kiedy dorosa, naprawd tak zrobia. Wojsko zmienio jej ycie; najpierw zafundowao jej katastrof biochemiczn, a potem wysao j na opustosza asteroid i objo kwarantann. Tam moga sobie do woli wymyla wyimaginowanych przyjaci. Kady skutek ma swoj przyczyn. Trzeba tylko umie poskada elementy ukadanki. *** Chory Skrzydlak szed korytarzem wzdu niekoczcego si szeregu szarych drzwi z matowymi szybami. Obcasy stukay wawo. Irytowa si, ale stara si tego nie okazywa. Korytarz si pochyli i Skrzydlak przez jaki czas szed w d, a rozbolay go ydki. Wtedy korytarz zwzi si tak bardzo, e chory zacz si ociera barkami o ciany. Nie zwalniajc kroku, Skrzydlak zmniejszy si do wysokoci dziesiciu cali. Sufit wypuci elazne kolce i zacz si obnia. Chory zacisn pici i rykn w gb korytarza: - Tato! Nie wygupiaj si! Musimy porozmawia! Eksplodowa wirem zielonych iskier, a kiedy iskry opady, sta przed drzwiami gabinetu Labirynta. Wsun klucz do dziurki, ale kto wymieni zamek. Zapuka w szko. Gdyby mia pod rk krzeso, chtnie rzuciby nim w szyb. - Daj spokj, Labiryncie. To wane. Spod drzwi wylaa si gsta fala czarnych kulanek. Prboway si wspina na nogi Skrzydlaka, ktry zacz taczy na zielonym dywanie i klepa si po kostkach. - To nie jest zabawne! Kulanki ksay. Deszcz fioletowych iskier posypa si im na gowy. Skrzydlak uda si gdzie indziej.

*** Oficjalnie Naomi zostaa zwolniona z wojska z powodw zdrowotnych. Potem zamknli j w chromowanej puszce i wyrzucili do oceanu. Wyldowaa na dnie Pacyfiku, gdzie wystrzelona przez nieprzyjaciela wizka czstek zmienia j w obok pary. A jednak przeya. Kto by w to uwierzy? Rozpaczliwie szukaa wspomnie z okresu pniejszego ni rok dwutysiczny, ale im mocniej prbowaa pchn umys w przd, tym wyraniej czua, e osuwa si wstecz przez stulecia, poza narodziny rodzaju ludzkiego, a do epoki dinozaurw. Przypomniaa sobie tczow mg nad lagunami... rozkoysane pola wodorostw w plsajcych promieniach soca... migajce chmary krewetek, ktrych klekocca pie uzupeniaa chr pomrukw stworze bliszych i dalszych. Trylobity taplay si w mule kau pozostawionych przez przypyw, a amonity tkwiy w bezruchu, pogrone w swoich tajemnych rozmylaniach, jakie tylko potrafi snu miczaki. Przypomniaa sobie te lasy pene cykad, wszdobylski nalot rowego popiou wulkanicznego, roje gzw buszujcych w paprociach. Podziwiaa swoich braci archozaury, olniewajce ze swoimi pirami, grzebieniami i rogami, pysznice si zielono-szkaratnymi zbatymi petwami grzbietowymi. Sama bya ma, wdziczn samic, waya niespena trzydzieci ton. Mode, ktre niedawno si wykluy, byy jeszcze mniejsze - ale dopki cae stado trzymao si razem, nawet rutiodony zostawiay je w spokoju. Wieczory cigny si bez koca, a stado tkwio po kolana w bocku swojej ulubionej zatoczki i paso si na sodkich trzcinach. Waki figloway wrd skrzypw. Hesperornisy brodziy na pyciznach, nadymajc si, trzepoczc skrzydami i otrzsajc trzymane w zbach kpy mchu. Kiedy mode Naomi pocieray pyskami o jej boki, napeniaa im paszcze na wp przetrawionym pokarmem. Krewniacy Naomi w niewiarygodnie szybkim tempie zniknli z powierzchni ziemi, poarci przez istoty wodne zupenie nowego gatunku, tak ogromne, e nawet najwiksze jaszczury wydaway si przy nich malutkie. Dinozaury nazyway je plugawicielami. Plugawiciele, ktre wyewoluoway z bbelnic, w oceanach dorastay do gigantycznych rozmiarw. Zabijay dotykiem parzcych czukw. Byy puste w rodku i przypominay ywe origami z mikkimi promienistymi szkieletami i perowobia skr. Kiedy fale wyrzucay je na plae, przypominay pywajce miasta o wielu naoonych na siebie warstwach; wznosiy

strzeliste minarety na tle fioletowego nieba, przeczesyway ldy i pochaniay cae paprociowe lasy. Byy powolne, odraajce i niepowstrzymane jak koniec wiata. Armia plugawicieli tropia stado Naomi. Rozcignite w tyralier na widnokrgu, wystrzeliway przed siebie opatrzone zadziorami macki, ktre dotykiem paralioway wszelkie ywe istoty. Umierajca Naomi, samotna i bez tchu, wpada do dou ze smo. Wiedziaa, co robi. Wolaa si utopi, ni przepa bez ladu wrd bezmylnie skadajcych si i rozkadajcych membran plugawicieli; czuaby si wtedy jak mszyca poarta wraz z krzakiem paproci. Utona w smole. W kilkadziesit lat plugawiciele objady ziemi do czysta - i pomary z godu, wszystkie, co do jednego, nie pozostawiajc po sobie nawet najmarniejszej skamieliny, ktra upamitniaby ich istnienie. Ta sama smoa, ktra rozpucia ciao Naomi, zakonserwowaa jej szkielet, a kiedy nastpia mineralizacja, caa jego mikrostruktura, z dokadnoci do najdrobniejszych kawaeczkw czaszki, zostaa idealnie odwzorowana w kamieniu i tylko czekaa na zastosowanie mikroskopu elektronowego. Duch Naomi uczepi si najpierw jej koci, a potem kamienia, ktry je zastpi. Nie umiaa si zmusi do porzucenia ich. Nie potrafia uwierzy, e jej ycie skoczyo si raz na zawsze. Wieczno to bardzo dugi czas. W kwietniu 1927 roku w kamienioomie gipsu w Colorado ekipa studentw zoologii z Uniwersytetu Yale wypreparowaa z, warstwy pnojurajskiej skamienia czaszk i krgosup Naomi. Skamieliny przewieziono kolej do New Haven, gdzie zostay skatalogowane, popakowane do skrzy, umieszczone w podziemiach Biblioteki Nauk Przyrodniczych i zapomniane. W 2000 roku burza czstek zrwnaa bibliotek z ziemi, ale w piwnicy duch Naomi czuwa nad skamieniaociami. Gadzia tkanka nerwowa przewodzi impulsy z prdkoci trzech stp na sekund. Wieczno to bardzo dugi czas. W roku 2342 skamieliny odkryto ponownie - przy okazji wykopalisk prowadzonych w ramach projektu Odzysku Paleogenetycznego nadzorowanego przez Midzysoneczn Komisj ds. Terraformowania. Idealnie odpowiaday zapotrzebowaniom komisji, ktra wytypowaa do uprawy prosa pewn planet, ktrej kamienisty grunt wymaga uycia silnych zwierzt pocigowych. Zmodyfikowane mwice apatozaury doskonale nadawayby si do tego celu. Szcztki Naomi zostay poddane intensywnemu skanowaniu. Jej duch obserwowa z aprobat idc w setki sztuk produkcj nowych wersji jej ciaa. Szybowaa nad szklanymi rurami, w ktrych wyhodowane tkanki podlegay biosonicznemu

ksztatowaniu i zmieniay si w gotowe organy. Pracownicy laboratorium przygotowali pidziesit ludzkich mzgw z demobilu i obudowali je czaszkami o szwach spajanych elowanymi enzymami, ktre nakadao si pistoletem do silikonu. Osadzili pidziesit kompletw eber na pidziesiciu krgosupach. Nabili szczki zbami jak nitami. Na koniec wszystko obszyli skr. To nie byy prawdziwe brontozaury - mwiy, zamiast trbi, i nie miay pci - ale byy cakiem podobne do oryginau. Duch Naomi wybra sobie jedno z cia i zanurzy si w nim jak w dawno wyczekiwanej gorcej kpieli. Komisja wystrzelia j w kosmos na pokadzie srebrnej buawy, ktr, koziokujc, przemierzaa milczc pustk. Statek wiz tysice ludzi, zapasy poywienia i ziarna, maszyny, elementy do budowy schronie i zwierzta gospodarcze - i by wielkoci kija bilardowego. Jak to moliwe? Specjalici od terraformowania dysponowali technologi MM, Maksymalnej Miniaturyzacji. Kady obiekt mona byo przeprowadzi przez cig studni grawitacyjnych, ktre osabiay midzyatomowe siy odpychania, kompresoway przedmiot do rozmiarw cienkiego opatka i osadzay go w krzemowej sieci krystalicznej. Krtko mwic, MM pozwalaa upchn brontozaura w ziarnku piasku. Dlatego srebrny statek mg by wielkoci kija bilardowego. Podczas zaadunku Naomi zostaa zminiaturyzowana i zmagazynowana w mikroczipie wraz z kobiet imieniem Eva i zasilanym ogniwami sonecznymi dipem imieniem Alex. Niestety, na skutek bdu programisty ca trjk wcinito na jedn krzemow pytk i wszystko si pomieszao. Waciwie nie mieli prawa przey. Bd odkryto dopiero po latach, podczas wyadunku i dekompresji w kolonii rolniczej, kiedy to okazao si, e jakim cudem wyszli z tego bez szwanku. Przynajmniej pozornie. Zaczli sysze nawzajem swoje gosy. Nie, nie zwariowali. Owszem, gosy w kocu wpdziy ich w obd, ale ich choroba bya czym znacznie bardziej zoonym ni prosta utrata zdrowych zmysw. Zostali zespoleni w jeden hologram, a kada cz hologramu... Poskadaj elementy ukadanki w cao, Naomi. ...zawiera jego cao. Nic jednak nie trwa wiecznie. Na przykad, spryna pozytywki rozkrcaa si bardzo szybko.

*** - Podam ci teraz cig sw - powiedzia biay szczur w kitlu laboratoryjnym. - Chciabym, eby na kade z nich odpowiedzia sowem, ktre pierwsze przyjdzie ci do gowy. Rozumiesz? Na fotelu po drugiej stronie biurka siedzia czekoksztatny robot o twarzy z czarnej skry i oczach z czerwonego szka. - Tak. - M. - ona. - Prawda. - Fasz. - Ojciec. - Syn. - Rodzina. - Martwa. - Ksiyc - powiedzia szczur. - Krew - powiedzia robot. - ona. - Zabita. - Szalony. - Naukowiec. - Klatka. - Szczur. - Szczur - powtrzy szczur. - Labirynt. - Labirynt - powtrzy gniewnie szczur. - Morderstwo - odpar Alex. Wszystkie wiata zgasy. *** Stara kobieta leaa na wznak na goej ziemi przy ognisku rozpalonym na polanie w malezyjskiej dungli. Czcigodna Tkaczka klczaa obok niej i wysysaa jej jad z brzucha. Wok ogniska kobiety w kolorowych sari koysay si w rytm piewanej przez siebie pradawnej pieni leczniczej. Miay zamknite oczy. Asystentka podsuna Tkaczce drewnian misk napenion wod o zapachu orchidei.

Tkaczka wyplua do miski luzowat czarn grudk. Powierzya j Ganesi Odnowicielowi, udzielia staruszce ostatnich bogosawiestw i pomoga jej usi. Tworzce krg kobiety rozproszyy si i znikny na ciekach wiodcych przez gstwin. Ognisko przygaso. Tkaczka zostaa sama z pnczami i gwiazdami, wpatrzona w ar pegajcy po wgielkach. Jej asystentka wrcia na polan. - Kto chce si z tob widzie - oznajmia. - Mody marynarz. Czeka na play. Tkaczka pokiwaa gow. - Czekaam na niego. Drk wrd palm zesza na pla, na wilgotny piasek na skraju morza. Chory Skrzydlak siedzia na mangrowej kodzie, pnagi i bosy. Obiera patyk z kory. - Nie chce ze mn rozmawia - powiedzia. - Schrzaniem spraw. Razem ruszyli wzdu brzegu. Ocean mieni si w blasku ksiyca. Fale wpezay na piasek. W powietrzu unosi si dwik bambusowych fletw. - A ty? - zapyta. - Czego si dowiedziaa? - Trzyma ich w szufladzie biurka. Zamknitych w pozytywce. - Wiedziaa, e si nie przedr! - poskary si Skrzydlak. - Owszem. Bye mi potrzebny dla odwrcenia uwagi. Udao si. - To nie wszystko. Czego mi nie powiedziaa. - To prawda. Postanowi ich zabi. Skrzydlak stan jak wryty. - Jezu... - Rozkrci spryn. Jutro pozytywka imploduje i to bdzie koniec trjki pacjentw. Ich wiat zniknie, a oni razem z nim. Chyba e uda nam si go unieszkodliwi. Szli pla, a mae kraby uciekay przed nimi do wody. - Nie dostaniemy tej pozytywki inaczej ni po jego trupie - powiedzia Skrzydlak. Tkaczka wzruszya ramionami. - Jeli to konieczne... Usiedli, oparci plecami o gadki kamie. Tkaczka poprawia fady sari. - Niech go szlag... - wymamrota Skrzydlak. - Za kogo on si uwaa? - To staro. Dla niego s dowodem poraki. Najchtniej wymazaby wszelki lad ich istnienia. Skrzydlak odgarn wosy z oczu. - Takie wymazanie to do surowa kara za zbrodni obdu.

- Wtpi, eby nadal byli obkani; przypuszczam, e dawno ju wyleczyli si nawzajem. A Labirynt tak bardzo odpyn, e tego nie dostrzega. Skrzydlak westchn z gorycz. - Chyba musimy wezwa Szpil, prawda? - Obawiam si, e tak. Jeeli ktre z nas wystpi przeciw twojemu ojcu, zmasakruje nas. Wok nich zaczy si rozbryzgiwa ciepe krople deszczu: na piasku, na kamieniach, na powierzchni oceanu. Krzykna mewa. Skrzydlak desperacko szuka innego wyjcia. Szpila specjalizowaa si w zabjstwach; kiedy przyoya do czego rk, efekt zawsze by paskudny. Ale Skrzydlak nie mia ochoty si spiera. Pooy Tkaczce gow na kolanach. Deszcz spywa mu po twarzy. - Ale baagan - westchn. Tkaczka przeczesaa palcami jego dugie jasne wosy. - Nie kademu synowi dane jest przey dziecistwo, kiedy ma takiego ojca powiedziaa. Skrzydlak uderzy pici w piasek. - Zasraniec jeden! Jak ja go nienawidz! Jego zo rozpalia gniew Tkaczki. - To nie wystarczy, Skrzydlaku. Nigdy nie wystarczao. Potrzebujemy profesjonalisty, a nikt spoza Organizacji nie tknie nas nawet kijem. Zostaje nam Szpila. - Ale jeli... - Nie! Mam do! Prdzej dam mu umrze i spon w piekle, ni pozwol, eby uszo mu to pazem. Co za duo, to niezdrowo. Porozmawiasz ze Szpil. Deszcz si wzmg. Ocean grzmia i sycza. - Musz? - Tak, mj chopcze. Musisz. - Ty by nie moga? - Nie. Bd zajta. Id po tamtych. Skrzydlak prbowa usi, ale Tkaczka go powstrzymaa. - Do pozytywki? Zobaczy ci. - Nie zobaczy. Znam tajne przejcie. Skrzydlak si umiechn. - To si moe uda. Mam i z tob? - Lepiej nie. - Mgbym pomc.

- Nie mieszaj si do tego. Ponosi ci zo. Tylko by mi przeszkadza. Skrzydlak zmarszczy brwi. - Boe, ale to przygnbiajce... Tkaczka pochylia si i pocaowaa go w czoo. Spryna pozytywki cay czas si rozkrcaa. *** Naomi poczua municie soca na powiekach. Prbowaa si obudzi; chciaa znw zobaczy Aleksa, Ev i pustyni usan biaym piaskiem, ale choby nie wiadomo jak si staraa, nie moga otworzy oczu. Co si stao? Parali? Guz rozla si w kocu a na pie mzgu? Umara? Sny odpyny, wrcio poczucie rzeczywistoci. Nie moga unie powiek, bo ich nie miaa. Mrwki nie maj powiek. Powinna wyrzuci z pamici te brednie o dinozaurze z guzem mzgu. Wyjaniwszy to sobie, obudzia si. Przecigna zaopatrzonymi w zadziorki przednimi odnami po czukach i zoonych oczach. Oto wydmy. Oto Alex i Eva. Oto i ona sama, olbrzymia mrwka. Dziesi jardw dugoci. Eva siedziaa niedaleko, na grzbiecie wydmy: maa Meksykanka nucca star hiszpask piosenk. Najwyraniej wszyscy troje wyldowali dzisiaj we wasnych ciaach - a to znaczyo, e Alex musi by helikopterem. Podbiega do niego, odwrcia si na wschd, podkulia przednie odna i zacza si grza w socu. Eva podesza do pz Aleksa i po aluminiowej drabince wspia si do kabiny. Usadowiwszy si w przeszklonej bace, signa po lece na desce rozdzielczej papierosy i wepchna zapalniczk do gniazdka. Chwil pniej zacigna si pierwszym tego dnia dymkiem i zaoya suchawki. - Jak mina noc? - usyszaa gos migowca. Wzruszya ramionami. - Mnie si niy robale - cign helikopter. - Lepsze to ni sny o fabrykach. Ty miewasz sny? - niam o kim, kogo dawno temu kochaam. - O mczynie? Kobiecie? - W pewnym sensie. - Mam nadziej, e to byo mie.

Eva obejrzaa przyrzdy sterownicze. - Dobrze si czujesz? - Czemu pytasz? - Bo z jakiego powodu jeste mniej upierdliwy ni zwykle. - To dziwne. Eva strzsna popi z papierosa. - Ciekawe, czy Naomi co si nio. - Zapomnij o Naomi! Pozbdmy si jej! Odlemy std razem, mj ty bujny kwiecie. Obsypi ci rozkoszami, o jakich ci si nie nio. - Nie kpij. - Ta Naomi... - burkn Alex. - Co ty w niej widzisz? Jest brzydka. Dugo zamierzasz mnie tak drczy? Kiedy ugasisz pomie dz dusz m trawicych? Najdrosza! Ile stuleci czeka mam na twj pocaunek? - Ty? Ty nawet nie masz odpowiedniego wyposaenia. - Mylisz si, Evo. Mam zote serce. Za to ty wcale nie masz serca. Odrzucasz mnie. - Nie kocham ci, Aleksie. Kocham Naomi. - W takim razie zabij mnie. Rozbij mnie o skay. Albo zostan twoim niewolnikiem; zrobisz ze mn, co zechcesz. Ale mnie nie odrzucaj. - Nie chc niewolnika. Nie lubi niewolnikw. W suchawkach zabrzmiao westchnienie. Alex okrci si lekko na podwoziu, zwracajc dziobowe kamery na Naomi. - Eva mnie nie kocha - obwieci aobnym tonem przez megafon. - Nigdy jej tego nie wybaczysz - zauwaya mrwka. - Ale wybaczam jej. Eva przecigna si i ziewna. - Naprawd? - spytaa. - Mwisz serio? - No pewnie. Umiem wybaczy bdn ocen. Eva zapia pasy. migowiec uruchomi wirniki i wystartowa. Mrwka dotrzymywaa im kroku, pdzc zrywami poprzez wydmy. Dzie si kiedy skoczy, zapadnie kolejna noc. Pewnego dnia dotr na skraj tego odludzia i znikn. Nic ich tam nie trzymao. *** W pustym gabinecie doktora Labirynta smutny stary czowiek siedzia na pododze. Inne

anioy nie rozumiay, co przeywa, a on za bardzo si wstydzi, eby im to tumaczy. By nagi, mia tylko okulary na nosie, i przeglda uoone w stos oprawione sztychy przedstawiajce motywy z greckiej mitologii. Posejdon i Atena. Ikar w locie. Kreteski tancerz w przebraniu byka. Labirynt zacz szlocha. Zdj okulary i ukry twarz w doniach. Nieatwo by uzdrowicielem dusz. To nie byo jego powoanie, ale przyoy si do pracy i by w tym dobry. Prawie tak dobry jak Tkaczka. Do czasu, gdy dawne zwyczaje day zna o sobie i zbudowa labirynt, z ktrego nie byo ucieczki. Zamkn w nim ludzi; by ciekaw, co zrobi. Tak samo jak dawniej, kiedy on sam i pozostali te byli ludmi. A potem co si zepsuo, tak jak w przeszoci. Wkrtce w labiryncie wybuchnie poar. C, kady popenia bdy. Nikt nie jest nieomylny. Na pododze wok Labirynta rozlaa si kaua moczu. *** migowiec lecia nisko nad pustyni. By dzie. Jedno ze soc zatono w zwartych chmurach na zachodzie. Wydmy ustpiy miejsca prerii, preria lasowi, a w kocu znaleli si na obrzeach miasta. Naomi je rozpoznaa: to bya Victoria w Kolumbii Brytyjskiej. Pdzia ulicami, susami przesadzaa samochody, wdrapywaa si na autobusy. Znalaza swj ulubiony park, ten ze stawem. Helikopter wyldowa na rwniutkim trawniku wrd klonw. Eva wysiada z kabiny Powietrze pachniao wilgotnymi limi. Naomi zaprowadzia j nad staw. Alex wypuci kka i poturla si za nimi. Idc, Naomi opukiwaa czukami ziemi. Po raz milionowy objaniaa im ich pooenie tumaczya, e cierpi na dziedziczn chorob, gdzie si znajduj i dlaczego nie mog si uwolni. - Chcesz powiedzie, e nadal jestemy w tym czipie? - spyta Alex. - Na statku kosmicznym? - Nie, nie, nie. Kiedy umarlimy, doktor Labirynt skopiowa nas do pozytywki. - Jest wicej takich kopii? - spyta ze zgroz Alex. - Ju nie. Byy, owszem, i przechowywano je w Archiwum Akaszy, ale Labirynt je zniszczy. Jest bardzo skrupulatny. Jestemy teraz czyst informacj, dlatego moemy si tu porusza. - Ten Labirynt... - wtrcia Eva. - To jaki anio? Naomi spucia gow midzy przednie odna i zapiszczaa z irytacj. Eva zakrya uszy

domi. - Cigle wam to powtarzam! Dlaczego mnie nie suchacie? Nic, tylko picie, nicie i wspominacie rne rzeczy. - Naomi... - odezwaa si Eva pojednawczo. - Bd dla nas cierpliwa, prosz. Jestemy od ciebie starsi i czasem mci nam si w gowie. Zacznij od pocztku. - Jest taki may ysy facet w okularach. Nazywa si doktor Labirynt. Eva w zadumie podpara brod na kciuku. - Uwaa si za terapeut, tak? - Widziaa go! - krzykna Naomi. - A pamitasz szklany tunel? Na kocu byo okno... - I gabinet z biurkiem - cign Alex. - Ten go by wielki jak olbrzym. - To dlatego e bylimy w kineskopie - wyjania Naomi. Nasiona klonu sfruway na ziemi. Spryna pozytywki cay czas saba. *** Bya zima 1931 roku i ulice Bostonu pokrywa nieg. Chory Skrzydlak by umwiony w greckiej restauracji o dziesitej rano. Szpila zgodzia si z nim spotka. Punkt dziesita wszed do knajpki. Odwiesi paszcz. Zawczasu dopasowa mundur do epoki. Wszed w gb sali i dosiad si do Szpili. Miaa na sobie prkowany garnitur i fedor na gowie. Bya wysoka jak na Azjatk i wyjtkowo chuda. Stalowoszare wosy miaa ostrzyone krtko, przy skrze. Kady - poza Skrzydlakiem - wziby j za mczyzn. - Masz zlecenie? - zapytaa. - W pewnym sensie. Tkaczka chce unieszkodliwi Labirynta. Szpila napia si herbaty. - Mw dalej. - Labirynt ma pacjentw, ktrych trzeba bdzie wycign, ale to ju zmartwienie Tkaczki. On... nie ma ju odpowiednich kwalifikacji. - Jakie jednak musi mie... - Szpila umiechna si ironicznie. - Skoro mnie wzywacie. Nadal mieszka w tym swoim zamku? - Nie opuszcza go. - Ilu ma pacjentw? - Troje. - Gdzie ich trzyma?

- W pozytywce, w szufladzie biurka. Tkaczka powinna ich wygarn, zanim dotrzesz na miejsce. Szpila dopia herbat. - Zostawcie go mnie, ja go zdejm. Ale za los jecw nie mog rczy. Skrzydlak wsta. W tej chwili czu si odrtwiay, pniej mia si poczu nieszczliwy i rozelony. - Mj ojciec jest niebezpieczny - przypomnia. P ostrzeenie, p groba. - Nie tak niebezpieczny jak ja.

ROZDZIA CZTERNASTY

PIEWACZKA
Kiedy za soce si skonio Ku zachodowi, wsta Dong i rzek: - Kiedy rozumu miaem kapk, Lecz dawno posza sobie precz. - Edward Lear Szam przez mrok. Szam prosto, po ciemku, nie napotykajc przeszkd. Miaam bose stopy. Czuam pod nimi beton. Nie wiedziaam, gdzie jestem. Zobaczyam go arwk, wkrcon w sufit tunelu. Po cianach biegy rury i kable. Widziaam mierniki elektryczne w przykurzonych szklanych osonach i pokrta zaworw oblane czerwon gum. Gorce i suche powietrze mierdziao olejem maszynowym. Moja sukienka bya podarta i brudna. Miaam na imi Eva. Jakeby inaczej? Przeszam pod arwk. Mj cie mnie wyprzedzi. Tunel cign si bez koca. Znajdowaam si pod miastem. Czuam, jak ttni nade mn. Szukaam drogi powrotnej na gr. W tych tunelach groziaby mi mier godowa. Jeli miaam umrze, chciaam umrze pod goym niebem, bezchmurnym, bkitnym niebem. I przej dalej. Kiedy byo takie niebo. Prbowaam wrci na powierzchni. Tunele tworzyy labirynt, ktry musiaam pokona. Chcc uciec z labiryntu, trzeba by cierpliwym. Zachowa przytomno umysu. Uwaa. Zapamitywa. Zapomniaam, po co zeszam do tuneli. Moe kto rozpyli gaz nad miastem. Moe tylko ja ocalaam z zarazy. A moe po prostu szukaam miejsca do spania i zabdziam. Tylko e tam, na dole, nie da si y. Nie przez cae tygodnie czy miesice. A ju na pewno nie przez lata. Nie przez dekady. Nie, to nie do wiary. Nie przez stulecia. Chyba eby cay wiat uzna mnie za zmar, a ja bym nia. Albo niabym o tym, e nie

yj, albo naprawd bym nie ya. Usiadam i oparam si plecami o cian. Jaki ostry poprzeczny rant wern mi si w krgosup. Odwrciam si, przyjrzaam jej z bliska i rozpoznaam doln krawd niskich metalowych drzwi. Z ciekawoci przekrciam gak i je otworzyam. Za drzwiami znajdowaa si wska szafa. Na jej dnie dostrzegam uwite ze szmat gniazdo, a w nim - zakopan w szmatach po brod - ludzk gow opltan dugimi siwymi wosami. We wosach roio si od karaluchw, ktre rozbiegy si po ktach, gdy te wiato zalao wntrze szafy. Gowa zamrugaa, budzc si. Otworzya oczy i spojrzaa na mnie. Byam przeraona - nie dlatego e gowa zostaa pozbawiona ciaa, lecz dlatego e tak j porzucono. A take dlatego e, znalazszy j, zostaam postawiona przed wyborem: mogam zostawi j tutaj, eby zgnia; mogam j zabi; albo mogam j zabra, chocia na myl o tym, e miaabym jej dotkn, przebieg mnie dreszcz. Cay czas trzymaam gak w rce. Mogam zamkn drzwi i o wszystkim zapomnie, ale wtedy gowa do mnie przemwia. - Rzeczywicie, moesz zamkn drzwi - powiedziaa spokojnym, przytomnym gosem. Ale zawsze bdziesz wiedziaa, e tu jestem. Zatrzasnam drzwi i uciekam w gb tunelu. Biegam od jednej goej arwki do drugiej, trzeciej i kolejnych. Byam Kor w wiecie podziemnym. Byam Zotowos w lesie cierni, szukajc i zapakan. Byam wszystkimi smutnymi opowieciami ze wszystkich martwych miast. Byam duchem zamordowanej ony Dedala, zamknitym w jego labiryncie. Byam had ulu zrujnowanych inkarnacji. Moje serce byo pustyni wypalonego piasku. iEscuchame! iDe la manera que hablo! Quien me enseno estas palabras? Tego snu nie da si zapamita. *** Znajdowaam si na grze, pod goym niebem. Szam chodnikiem oddzielajcym park od ulicy. W parku rosy dby i jaowce. Budynki ze szka i stali pochylay si nade mn. Odbijao si w nich niebo. Nie byle jakie niebo - to byo niebo z koca wiata. Niebo pokryte fioletowo-czerwonymi krwiakami, zasnute dymem, rozdzierane pomieniami. Tymczasem pod tym poszarpanym i poncym niebem samochody jak zwykle snuy si po miecie, przystaway na wiatach, sygnalizoway skrt. Autobus zatrzyma si przy skrzyowaniu. Wysiada z niego kobieta z grubym dzieckiem na rku; w drugiej rce niosa

skadany wzek. Na chodniku rozoya wzek i wsadzia do niego dziecko. Jej twarz i donie ciekay z koci, jak stopiony wosk ze wiecy; ucho zsuno si jej na bok szyi. Skra na ciele dziecka zwisaa w lunych pasach. Ciaa wszystkich pasaerw autobusu roztapiay si i spyway ze szkieletw, ale nikt si tym nie przejmowa. Nikt nie pdzi do szpitala. Dotknam swojej twarzy, spojrzaam na swoje rce. Ja si nie roztapiaam. Zatrzymaam matk z wzkiem, kiedy przechodzia obok mnie. Miaa gruby makija i kdzierzaw kasztanow peruk. Dziecko nosio na jednej nce dziergany rowy bucik. Drugiej stopy nie miao. - Przepraszam... - zaczepiam matk. - Przepraszam pani, jestem nietutejsza. Co tu si stao? - To znaczy? Zakopotana nie umiaam spyta wprost o to, co si dzieje z jej ciaem, zapytaam wic o niebo. - O co pani chodzi z tym niebem? - zdziwia si, przestpujc niecierpliwie z nogi na nog. - Zawsze tak wygldao. Co niby jest z nim nie tak? - Ale co si stao z pani twarz i rkami? Z pani dzieckiem? Zerkna na dziecko, zmarszczya brwi, obejrzaa swoje donie. - Wszyscy tak wygldaj - odpara. - Wszyscy. - Nie boli was to? - Nie, poniewa przyjmujemy lekarstwa. Pani te je dostanie. Daam jej spokj i poszam ulic przed siebie. Przejrzaam si w witrynie sklepu obuwniczego: byam pikn, mod Meksykank w prostej czarnej sukience przybranej sznurem pere. Zardzewiae niebo budzio miedziane refleksy w moich kruczoczarnych wosach. Dlaczego byam odporna? Moje ciao nie byo prawdziwe? Czybym bya chodzc plastikow lalk o szklanych oczach? Dziabnam si paznokciem w policzek; ciekawe, pomylaam, czy udaoby mi si skaleczy do krwi. Jaki mczyzna zatrzyma si i gapi na mnie. Mczyzna z ludzk gow. Zaczynaam si zachowywa jak wariatka. Poszam dalej. Wszyscy mijajcy mnie przechodnie byli na wp zniszczeni. Bardzo staraam si nie postrada zmysw. iMirame! Como llegue aqui? ***

Staam na dachu budynku, wysoko ponad ulicami. Widziaam dachy okolicznych domw. Po zmasakrowanym niebie przewala si stumiony grzmot. Burzowe chmury zwieray szyki. Powietrze znieruchomiao. Zewszd dobieg suchy szelest. To pada deszcz - deszcz odpadkw: paskie pudeka z zapakami, papierki po gumach, niedopaki, licie saaty... mieci spaday z nieba. Podeszam do krawdzi dachu i spojrzaam w d. Samochody wczay wiata. Policjant wyj z kieszeni paszcza foliow peleryn. Policjant o ciele czowieka. mieci sfruway spod nieba coraz gciej, cielc si szeleszczc warstw na papie wok moich stp. Sigay mi ju powyej kostek. Podmuch wiatru rozwia je, porwa w powietrze, zakrci nimi i zepchn je z dachu. A na dole nieywi ludzie dalej zajmowali si swoimi sprawami; roztapiali si w mieciowym deszczu, w miecie umarych. Zaczam piewa. Nie bya to adna konkretna pie, nie miaa sw. Po prostu piewaam - nie o umarych na ulicach i nie o sobie, lecz o rozstaniu, o moim alu i moim gniewie. Wiedziaam, e bdzie mi tego alu brakowao. A gniew przez stulecia utrzymywa mnie przy yciu. Chciaam jednak odlecie z tego miasta, a al i gniew byyby zbyt cikie, eby je udwign. Miaam przelecie przez ucho igielne, nie mogam zabra ich ze sob. Nawet swj obd musiaam porzuci. Nie mogam myle o was dwojgu. Musiaam si skoncentrowa na uchu igielnym. Musiaam piewa, eby odwrci uwag swojego serca, bo moje nieszczsne serce chciao zosta - zosta z tob, Naomi, i z tob, Aleksie. Ja jednak nie zamierzaam go zostawi. Zabieraam swoje serce ze sob. Na dach spaday ze wistem butelki po piwie i oranadzie. Uderzay w pokryt pap powierzchni i roztrzaskiway si na kawaki. Miasto tono w mieciach; nastpnego dnia nie bdzie po nim ladu. Miotana wichur nadleciaa papuga o zielonych, czerwonych i tych pirach. Zatoczya krg i zanurkowaa prosto ku mnie. Zasoniam twarz rk. Papuga przysiada mi na przegubie doni. Miaa czarne, byszczce oczy i poplamiony, pobliniony dzib. Przekrzywia ebek i przyjrzaa mi si uwanie. - Opowiedz o swojej niedoli - powiedziaa. Miaam wraenie, e j znam z jakiego na wp zapomnianego snu. - Opowiedz o swojej niedoli. - O mojej niedoli? - powtrzyam. - O twojej niedoli. Opowiedz o swojej niedoli, to ci nie zaboli. Walk zaplanuj i uciekaj do woli.

- Nie moesz mnie po prostu std zabra? - spytaam. - Dokdkolwiek. - Opowiedz o swojej niedoli, gdy dzie koczy si powoli. Opowiedz o swojej niedoli. Opowiedz! Opowiedz! Stara papuga zatrzepotaa skrzydami, pucia mj nadgarstek - i nagle obok mnie na dachu stana kobieta, Hinduska w sari z biaego jedwabiu. Brodzia boso w mieciach. Miaa malowany znak kasty na czole, zote kko w jednym nozdrzu, a wosy tak samo czarne i dugie jak ja. Z umiechem wzia mnie za rk. Jej zby zalniy sino w wieczornym pmroku. Jej oczy mwiy o bezbrzenym wspczuciu i bezgranicznej wolnoci. - Evo... - powiedziaa gosem papugi. - Jeste gotowa, eby odej? - Przysza po mnie? - Tak. Jestem Tkaczk. Mog ci std zabra. - Jestem gotowa. Dach, niebo i miasto wok nas migotay jak obraz w popsutym telewizorze albo dogasajcy pomie. - Daj mi swoj twarz. Pniej ci j oddam. I pospiesz si! Doktor Labirynt likwiduje to miejsce. Dotknam policzka i caa twarz zostaa mi w rce. Oddaam j Tkaczce. Duo za ni zapaciam, a teraz zostay mi tylko oczy i czaszka. Tkaczka znw staa si papug. Wzleciaa w skbion mg. Tu po tym, jak znikna mi z oczu, spod chmur wystrzeli olepiajcy snop wiata z reflektora. Uderzy we mnie jak rwcy strumie wody. Zasoniam oczy rkami. Reflektor przewieca moje donie na wylot. Wirujca chmura szarych ciem oddzielia si od snopa wiata jak mgieka od wodospadu i mnie zagarna. my obsiady mi szyj, rce, sukienk, okryy mnie ywym kocem jedwabistych skrzydeek i wochatych odny. Znw zaczam piewa. my tak dugo skubay moj sukienk, a opada ze mnie w strzpach. Wtedy objady miso z moich koci a ja, mimo to, wci piewaam. Od strony wiata przyfruna papuga. Przysiada mi na obojczyku i powiedziaa, co mam robi. Mj szkielet wszed w snop wiata i ruszy po nim w gr jak po schodach, do samego serca burzy. Nie przestawa piewa. Tkaczka i ja poszymy gdzie indziej. Nie miaymy wyboru. Spryna pozytywki cay czas si rozkrcaa. Sprbuj si std wyrwa, Aleksie. To miejsce umiera. Sprbuj uciec, Naomi. Nie mog tu z tob zosta. Wybaczcie.

egnajcie.

ROZDZIA PITNASTY

SD OSTATECZNY
Czynnik nieuleczalnoci zosta wyeliminowany. - John Lister Kiedy zacz si sen... Kiedy zacz si sen, Aleksie... Kiedy sen si zacz, mnie w nim nie byo. Byem nikim, par oczu patrzcych spod nieba na ocean. Ledwie widziaem powierzchni Pacyfiku. Powietrze miao tustaw faktur i kolor sepii upstrzonej zawieszonymi w nim drobinkami wgla. Burzyo si leniwie nad skorup okrywajc trupa oceanu, pomarszczon rwnin stwardniaego czarnego szlamu, ktry w sabym wietle mieni si ropn ci. Skorup przecinay szczeliny, wijce si po niej jak wyschnite oyska rzek na pustyni. Wyciekajce z nich biaawe mydliny pitrzyy si w hady i brzowiay. Deszcz pada ze spalonego nieba przez czterdzieci dni i nocy bez przerwy i ohydna woda wcale nie zamierzaa opa. Kontynenty przepady na dobre, ja jednak nie miaem wtpliwoci, e Ziemia znw si przystosuje. Tratwostwory, drode telekinetyczne... Co wymyli. Zawsze co wymyla. W dole, pode mn, widziaem wybrzuszenie skorupy, oplecione grzybni, z ktrej wyrastay olbrzymie purchawki. Trudno byo w to uwierzy, ale pod tym garbem znajdowao si moje ocalenie. Moja arkologia. Moja Arka Noego. Ostatnia nadzieja ludzkoci. Przypominaa pkaty srebrny balon, ktry spad do oceanu i utkn w nim jak gruda w budyniu. Malekie roboty utkay j z aluminium na ksztat owocni trojeci. Kiedy bya okrtem flagowym dumnej floty, dzi - jedynym ocalaym z niej statkiem, ktry, umierajc, poera sam siebie. Bya odporna na trucizny, ale my zatruwalimy si nawzajem cakiem skutecznie nawet bez pomocy Zarazy. Nasz koniec by tylko kwesti czasu. Zwierzta... Czym si stalimy po tym, jak ludzie zadawili oceany? Bylimy pasoytami bez ywiciela, toncymi we wasnych ciekach.

Ja jednak byem tylko par oczu na niebie. We nie. W tym nie, o ktrym ci opowiadam, Aleksie. Byem tylko par oczu, ale wiedziaem, e gdzie tam mam ciao. Musiao si znajdowa na pokadzie arki, bo w innym miejscu dawno by si rozpucio. Wbijajc wzrok w garb, zajrzaem do rodka. Zobaczyem przegrod w oborze, ktrej cementowa podoga bya usana cuchnc som. Zobaczyem zardzewiae koryto. Zobaczyem olbrzymie nieruchome zwierz, podwieszone nad posadzk w hamaku z nylonowych lin. Zwierz chrapao. Oddychao skwaniaym, podpleniaym powietrzem. To byem ja. Byem tym picym w hamaku zwierzciem, wiekowym, pierdzcym, niedoywionym soniem. Przesypiaem cae dnie. Oliniaem sobie wsy. Krwawiem z dzise. Nie miaem poowy zbw. Skra obwisa mi na kociach. Moja pier rozszerzaa si i kurczya w powolnym rytmie oddechu. Wzgardziem perspektyw przebudzenia i spaem dalej. Dozorcy zostawili arkologi pod moj opiek, a potem, pojwszy ogrom swoich grzechw przeciw naturze, popenili samobjstwo. Sama arka wkrtce pody ich ladem - do nieba, do pieka, albo donikd. Wielu rolinoercw pado, gdy skoczyy si zapasy prosa w workach; reszt wytpiy drapieniki. Moja odpowiedzialno. Moja wina. Oczywicie wiem, co mwiy mapy: e ludzie wyznaczyli mnie na dozorc wycznie dla artu, tylko dlatego, e przypadkiem mam na imi Noe, jak ten facet w Biblii. Ale czy umierajcy ludzie mieliby gow do artw, ja si was pytam? Z powag objem swoje nowe stanowisko. Niektre zadania wypeniaem sumiennie, dzie po dniu, niezawodnie. Dowodziem ogromnym wrakiem i musiaem y. Oraz spa. Do moich witych obowizkw naleao przesypianie dni w oparach uryny i zapleniaej somy, wyczerpywanie resztek zasobw tlenu, chorowanie na dyzenteri, utrata partnerki oraz niezomna determinacja, eby si nie obudzi. Byem ostatnim soniem na Ziemi. Gryzem swj sznurowy gryzak z tak zajadoci, jakby uosabia mj gd. Kade zwierz odczuwa gd tak samo. Gd potrafi by bezgraniczny, jak studnia bez dna. Szakale poary moj on. C, gd szakala niczym si nie rni od godu sonia. W swoich snach zawsze jestem potworem, Aleksie. Mam racj? Zawsze jestem potworem, udrczonym samotnoci, godem, paraliem... Dlaczego tak musi by? Jak mylisz, Aleksie? Otworzyem jedno oko. Zimowe soce. Wo czego, co naleaoby pogrzeba. Na jednej z powiek zrobi mi si jczmie. Wypltaem si z hamaka, opuciem nog na pokad, potem

drug i trzeci. Powlokem si na drug stron przegrody, do obu z sianem, i oparem gow o chodny metal. Wszdzie roio si od much, ktry bzyczay bez przerwy: plujki, lepaki... Co one wszystkie jady? Gwno, ot co. Tuczyy si na gwnie. Tak samo powinny robi glony w zbiornikach hydroponicznych, ale dawno pozdychay. Przeklci dezerterzy. Dwignem pokryt strupami trb i przetarem zaropiae lepia. Zewszd dobiegay dwiki dogorywajcego ogrodu zoologicznego: kapanie wody na blach, wiergot ptakw, chrapliwe szczekanie psw... Stanem nad korytem i wcignem troch zimnej, stchej wody. Rozbolay mnie od niej zby. Pocignem za sznurek lampy. Od wiata rozbolay mnie oczy. Szurajc nogami, podszedem do grodzi, na ktrej wisia mj krucyfiks. Dawniej nosiem go na sznurku na szyi, ale mapy cigle mi go krady. Klknem na cuchncej somie, pokoniem si trb i poprosiem Jezusa agodnego o zbawienie. Przeklem przed Bogiem imi Czowieka. Przy okazji przeklem te te cholerne mapy. Na opuchnitych stopach wyszedem z przegrody i wszedem na spiraln pochylni podwieszon na acuchach porodku gwnego szybu komunikacyjnego arki. Wszystkie paskie powierzchnie pokrywaa gruba warstwa gobich odchodw. Gobi nadal byo mnstwo. acuchy jkny pod moim ciarem. Gdzie kwiczaa winia. Ruszyem po stalowej spirali w d, mijajc kolejne pokady zawalone kojcami dla kur, podartymi materacami, pustymi bakami na wod i ogryzionymi komi. Kiedy uprztno si mieci z jednego pokadu, pitrzyy si po prostu pokad niej. Ptasie skrzyda mciy wilgotne powietrze. Jaskka wzleciaa w gr szybu i przysiada na porczy. Obok usiad gob. Jaskka przeskoczya na drug stron szybu. Dobrze wiedziaa, co mu chodzi po gowie. Rozmnaanie. Niektrzy faceci nigdy nie dorastaj. Zszedem do psiarni. Dozorcy trzymali tu psy, a ja ostatnie ludzkie dziecko, dziewczynk. Miaa na imi Ivy. Trzymaem gadzin przy yciu, bo bya uyteczna. Obsuga wikszoci sprztu laboratoryjnego wymagaa pary rk, a poniewa ja miaem tylko nogi, musiaem znosi obecno Ivy. Zbudowaa sobie w klatce domek z drutu, czarnej folii i prostoktnych kawakw blachy falistej. Jeszcze nie wszedem do samej psiarni, a ju czuem smrd tej niewolnicy: brudna maa naczelna, kocista i usmarkana. Przez szpary w dachu domku sczy si dym. Tysic razy sztorcowaem j za palenie ognia. Ludzie s niereformowalni. Zawoaem j. Wyczogaa si na czworakach, zakutana w te swoje odraajce achmany,

i spojrzaa na mnie spod przymruonych powiek. Przykuty do kostki acuch wlk si za ni w kurzu. - Chod ze mn - powiedziaem. Puciem j przodem, eby si nie ocigaa. Stanlimy przed wazem do laboratorium biologicznego. - Otwrz - poleciem. Ivy przekrcia koo i odblokowaa zamek. - Wchod - powiedziaem. Reszt arki trafi szlag, ale laboratorium byo moj prywatn wityni czystoci i porzdku. Byy tu stoy robocze wyoone czarnym upkiem, emaliowane na biao zlewy, mosine kurki gazowe do palnikw bunsenowskich. Na cianach gsto wisiay pki; na niektrych z nich stay akwaria, terraria i klatki, na innych soje z formalin, w ktrej pyway kawaki martwego misa z plastikowymi liszkami. Na sojach byy przyklejone etykiety wypisane fioletowym atramentem i kolawym charakterem pisma. Ostatni karp. Ostatnia kijanka. Byy tam te pudeka z ukami na cienkich czarnych szpilkach, pawimi pirami, czaszkami ocelotw... Skamieliny. Kazaem Ivy naoy mi na twarz puder i r. Jej zrczne donie osadziy mi na gowie oficjaln bia peruk i narzuciy na grzbiet czarn peleryn. Lubiem odpowiednio si prezentowa przy wypenianiu obowizkw urzdowych. Kazaem jej wyj z szuflady dziennik pokadowy i pooy na jednym ze stow roboczych. Mwiem, co ma pisa. - Wcz wiato w luzie - poleciem. Podesza do przecznika, a ja na sztywnych nogach stanem przed luz powietrzn i przycisnem oko do wbudowanego we waz wiatowodowego peryskopu. W luzie kbiy si spaliny z pontonu zmieszane z czarnym popioem. Rozejrzaem si w poszukiwaniu szczura lub myszy, ale wszystkie klatki byy puste. Pomylaem, e wezm gobia, lecz gobniki rwnie ziay pustk. Drzwiczki jednego z nich wisiay na jednym zawiasie. - Widzisz te drzwiczki?! - naskoczyem na Ivy. - Kazaem ci je naprawi, ty aosna ciero! Czy ty nic nie potrafisz sama zrobi?! Przemierzaem laboratorium w t i z powrotem, szukajc okazu, ktry mgbym powici. Jaszczurki. Krocionoga. Kulanki. Badanie atmosfery musiao by przeprowadzone codziennie, a wyniki zanotowane. Wyniki zawsze byy takie same, ale to jeszcze nie powd, eby zaniedbywa swoje obowizki. Rozejrzaem si za jak much; z braku laku kazabym Ivy zapa much - a much nie brakowao.

Co poruszyo si pod zlewem. - Zajrzyj tam - poleciem jej. - Co tam yje. Ivy otworzya drzwi szafek. - To ropucha - powiedziaa. Kazaem jej j zapa. Wywleka chud, szar ropuch za nog i wrzucia do soika. Ropucha tylko raz si rzucia i wyrna pyskiem o szko, po czym siedziaa ju spokojnie. Kazaem Ivy woy fartuch i gumowe rkawiczki. - Umyj okaz - poleciem. - Codziennie musz ci o tym przypomina? Wstawia soik do zlewu i odkrcia wod. Ale miaa zwinne apki... Ropucha w soiku pywaa pieskiem. Ivy przykrya wylot naczynia rozczapierzon doni i odlaa wod. Co za wochaty glut, nawet ropuchy porzdnie umy nie potrafi! luza powietrzna czya laboratorium ze wiatem zewntrznym. Obok wazu znajdoway si dwa przyciski - czerwony i zielony. Trb wcisnem zielony. Pompa zacza z mozoem wypompowywa zabjcze powietrze. Ivy przeniosa ropuch pod luz i wyja ze soika. Ropucha zwiotczaa jej w doni. Pewnie bya chora. Jak wikszo z nas. W cian luzy bya wbudowana rura z hermetycznym zamkniciem. Wprowadzao si przez ni okazy do wntrza luzy. Wstrzymujc oddech, Ivy podniosa wieko rury, za ktrym znajdoway si zachodzce na siebie paski czarnej gumy. Wepchna przez nie ropuch i zamkna wieko. Spojrzaem przez nakierowany na podog luzy peryskop i zobaczyem ropuch: przysiada na stalowej posadzce, opierajc si o ni brzuchem. Signem trb do czerwonego guzika i patrzyem, jak ctkowane powietrze z zewntrz znw przescza si do luzy. Ropucha rozpaszczya si jak wieo wylany na patelni nalenik, jak kaua rozwodnionego ciasta, a potem pokrya si bia pian, ktra cakowicie j pochona i zacza dymi. Na koniec po ropusze zostaa tusta, zwglona plama. Powiedziaem Ivy, co ma napisa w dzienniku pokadowym. Efekt bez zmian". Podesza do mnie od tyu. Zdja rkawiczki i wytara nos wierzchem doni. Zadaa mi jakie pytanie, ktrego nie zrozumiaem. Pewnie zaczynaem guchn. - Co? Co powiedziaa? - Mam panu otrze oczy, Noe? - A po co? - Jczmie, prosz pana. Mogabym znale szmat i wytrze rop.

- Dobrze, ju dobrze. Zamknij si i zrb to, kretynko. Przyniosa szmat i krzeso. Wesza na krzeso i przetara mi powieki, nucc pod nosem. Drug rk gaskaa mnie po szczecinie na gowie. Odesaem j w choler. Mogem sobie znale mnstwo niecierpicych zwoki zaj. Mogem i do insektarium, pozszywa siatki. Mogem obejrze gnijce siedliska miczakw albo szkk martwych drzewek. Mogem wrci do obory i posucha Griega z tamy. Ale nie zamierzaem zrobi adnej z tych rzeczy. Dokadnie wiedziaem, jak spdz reszt dnia. Pjd do komory hydroponicznej, nawal si do nieprzytomnoci pynem czyszczcym i spompuj pod siebie. Nabraem takiego nawyku po tym, jak dozorcy popenili samobjstwo. Obolae nogi niosy mnie metodycznie w gr pochylni. Biblijny Noe te by alkoholikiem, ale narba si dopiero po tym, jak rozbili si na Araracie. Moja arka nigdy nie znajdzie staego ldu. W komorze hydroponicznej wywlokem z szafki kanciast puszk. Hop, zrzuciem wieko i zanurzyem trb. Zassaem porcj pynu i czekaem, a spynie mi w gb garda. Wypali przeyk. Znieczuli bebechy. Pijany so to widok groteskowy, ale i przeraajcy. zawe lepia. Faszywe pogwizdywanie. Nieporadny, cherlawy walczyk. W kcie sta futera od mojej wiolonczeli. Na jego widok zachciao mi si gra. Sama wiolonczela leaa na metalowym pokadzie, ze smyczkiem pooonym w poprzek strun. Musnem trb uchwyt smyczka i pomylaem o tym, jak piknie mgbym gra, gdybym mia rce. Przecignem smyczkiem po strunach, ktre wyday taki dwik, jakby kto zardzewia pi piowa mokre drewno. Cisnem smyczkiem o cian zbiornika z wkna szklanego. Oparem stop na mostku wiolonczeli i rozpaszczyem instrument. Rozdeptaem go na kawaki. Zatrbiem na Ivy. Przybiega natychmiast. Wszdzie za mn azia. Boe, jak ja nie cierpiaem tej sualczej gnidy! - Szpiegujesz mnie! - Nie! - Nie kam! Mam ci obi? Caa si trzsa. - Nie, prosz pana. - Czego beczysz?

- Nie powiem! - Boisz si. - Nie powiem. - Powiedz, bo ci wychoszcz. Na kolana. Turlaj si. Ivy przetoczya si po pokadzie. To ja nauczyem j tej sztuczki. - Daj gos - powiedziaem. Zaszczekaa. - Waruj - rozkazaem. - Waruj. Opara brod na pokadzie i zakrya oczy domi. Podniosem praw przedni nog i przytrzymaem jej nad gow, delikatnie muskajc jej zmierzwione wosy. Jej gowa bya maa i krucha jak arbuz. Mj mzg ton w rozedrganym czerwonym roju morderczych impulsw. Sposzy mnie oguszajcy jk metalu. Pokad si przekrzywi, a ja zatoczyem si na przepierzenie z pyty pilniowej i wyamaem w nim dziur. Pokad szarpn si i opad dobre kilka metrw. Wszystkie ptaki i zwierzta zgodnie dary si, kwiczay i lamentoway. Wspiem si po przechylonym pokadzie do pochylni w szybie. W dole z rykiem rozbijay si fale. Zabjcza woda. Wodna mgieka wypeniaa cz szybu. Taczyy w niej tcze. Arka tonie! Ocean nas poknie! Musiaem podzieli si t nowin z Ivy! Nareszcie umrzemy! Alleluja! Wtedy j zobaczyem. Ivy. Leaa tam, gdzie j zostawiem, w czym waciwie nie byo nic dziwnego, bo przez przypadek nastpiem jej na gow. Teraz omijao j najciekawsze! Patrzyem na krwaw miazg, ktra za porednictwem szyi czya si z ramionami Ivy. I w jednej chwili uwiadomiem sobie, e ni. Ale po co miabym ni co takiego? - zdziwiem si. Czy po to wanie s sny? eby tapla si w alu i zabija tych, ktrych kocham? Oparem czoo o kadub arki. zy pyny mi strumieniami z przekrwionych oczu. Po gowie chodziy mi w kko te same bzdurne myli. Jutro te jest dzie. Noc najciemniejsza jest przed witem. Kiedy bdziemy wspomina ten dzie i si mia. Kadub zaczyna mnie parzy w trb. Zaleciao palonymi wosami. Odsunem si od aluminium i miejsce, w ktrym si do niego przyciskaem, zaczo si jarzy wasnym wiatem. Olepiajco biae iskry, skwierczc, spaday mi pod nogi.

Ivy przetoczya si na grzbiet i wstaa. Rozpaszczona gowa wisiaa jej z tyu na plecach jak kaptur kurtki. Pokazywaa palcem na iskry, podskakujc z podnieceniem i z bulgocc szyj. Deszcz iskier przesun si w bok, zostawiajc po sobie czarn szczelin. Kto ci cian palnikiem acetylenowym. Od zewntrz. Suchaem krzykw toncych zwierzt i patrzyem, jak pionowa szpara zmienia si w L, potem w C, a wreszcie w O. Obcas buta kopn w sam rodek O, ktre z metalicznym oskotem spado na pokad. Mody mczyzna o dugich blond wosach schyli si i przeszed przez otwr. Do plecw mia przypite butle palnika. Za cian zamiast oceanu rozcigaa si ciemno. Mczyzna mia na sobie biay marynarski mundur. Zdj aparatur, otar pot z czoa i umiechn si do mnie, jakbymy byli starymi przyjacimi. - Naomi! - powiedzia (chocia wcale nie miaem tak na imi). - To kapitalne uczucie, mc ci wreszcie pozna osobicie. Od lat ci obserwowaem, ale nie mogem si przebi. Ivy podbiega do niego i obskakiwaa go teraz jak szczeniak, szarpic za rkaw. - Lee - powiedzia. - Zdech pies. Pchn j w pier. Upada na wznak i znieruchomiaa. - Kim jeste? - zapytaem. - Nazywam si Skrzydlak i jestem anioem. Przybyem ci std zabra. Poda mi rk. Ucisnem j i ciko zdziwiony spojrzaem na swoj do. Nie wiedziaem, e mam jak do. Przysigbym, e mam cztery nogi. - Mylaa, e jeste soniem, prawda? - spyta Skrzydlak. Wyj z kieszeni lusterko i podsun mi je pod nos. Przejrzaam si w nim. Byam zwyczajnym dzieckiem, ludzk dziewczyn o jasnych wosach i zielonych oczach. Byam Naomi. - Spadajmy std, nim ta balia zatonie - powiedzia Skrzydlak i wskaza wycity przez siebie otwr. - Tam jest ciemno - poskaryam si. Wytrzeszczy oczy. - Nie - odpar. - To tutaj jest ciemno. Poka ci. Zapar si plecami o zbiornik hydroponiczny, opar wypucowany do poysku czarny but o cian i pchn. ciana odchylia si w pustk i upada na pask. Bya zrobiona z ptna rozpitego na ramie ze sklejki, jak element scenografii. A za ni - cicha ciemno. Obszed cae pomieszczenie, burzc kolejne ciany, a znalelimy si na przekrzywionej prostoktnej wyspie ze stali, unoszcej si w smolicie czarnej pustce. Tylko sufit trwa

zawieszony nad naszymi gowami. Jarzeniwki zamrugay i pogasy. Skrzydlak zszed z pokadu i stan w powietrzu. - Sen si chyba skoczy, nie wydaje ci si? - zapyta. Odwrci si do mnie plecami i zacz oddala. - Zaczekaj! - zawoaam za nim. I ju ciskaam go za rami i razem szlimy w mrok. Szlimy i szlimy. Obejrzaam si: komora hydroponiczna wydaa mi si malutka i nieprawdziwa, jak pokj w domku dla lalek. Zamknam oczy. Baam si spojrze w d. - Idziemy do miejsca z biaym piaskiem? - zapytaam. - Kurde, nie! Tam wanie bylimy. To miejsce wymylone przez Labirynta. Trzyma je zamknite w pozytywce. - Naprawd? - Naprawd. Ty i tamci dwoje nie macie w tej chwili cia, ale to detal. Ja te nie mam ciaa. - Jeli ty jeste prawdziwym anioem, to kim jest doktor Labirynt? - Te jest anioem, tylko e zwariowa. - Jak anio moe zwariowa? - Skd mam wiedzie? Labirynt jest popieprzony. - Przecie anioy to ukochane dzieci Boe. - Tak jak ty. Jak wytumaczysz, e zwariowaa? Bg ci pozwoli? Przecie wasza trjka bya ju niele zakrcona, kiedy Labirynt was dorwa. - Moe to my doprowadzilimy go do szalestwa - zasugerowaam. Skrzydlak si rozemia. - Wtpi, eby to tak dziaao. - A moesz nas wyleczy? Spojrza na mnie dziwnie. - W taki sposb to chyba te nie dziaa. Nagle zachciao mi si paka. - No to jak mamy wyzdrowie? Ju nawet nie jestemy ludmi. - To aden kopot, Naomi. Moja matka moe wam zrobi nowe ciaa. Czer wok nas zgstniaa i si zwzia. Weszlimy w tunel wydrony w bazalcie. Miejsce stworzone prze z Labirynta zostao za nami. Stanam. - A co z Aleksem? - zapytaam. - I z Ev? Jak oni si wydostan? - Moja matka ju si tym zaja. Chod.

Nie ruszyam si z miejsca. - Zostawiamy ich? Zdanych na ask Labirynta? - Przecie ci powiedziaem, e si tym zajlimy. - Skrzydlak zapa mnie za rk i pocign w gb tunelu. - Zrozum, na razie mielimy szczcie, ale Labirynt w dalszym cigu moe nas porazi byskawic. Wywiadcz przysug nam obojgu i nie zatrzymuj si. Wyszlimy z tunelu na bezkres zielonego ptna. Za naszymi plecami czarne bazaltowe urwisko lnio w promieniach pojedynczego soca. - A jeli twojej matce si nie... - Nie chc ci skada lekkomylnych obietnic, Naomi. Robimy co w naszej mocy. - Ale, Skrzydlak... Alex nie bdzie chcia wsppracowa. Ja go znam. - W takim razie niech tam umiera. Idziemy. - Nie posucha jakiego tam anioa. On w ogle nie wierzy w anioy! - Przykro mi, maa, sytuacja jest dramatyczna. Tkaczka ruszya Evie na pomoc, kiedy... Wyrwaam mu si. - Ty draniu! Mylae, e go tam zostawi?! e go opuszcz? Musisz by bardziej szurnity ni Labirynt! Zapa mnie za nadgarstek. - Nic na to nie poradzisz. - Pierdolenie... - mruknam. Okrciam si na picie i wbiegam do tunelu.

ROZDZIA SZESNASTY

AUTOPSJA PODCZAS TRANSPORTU


Ludzkie istoty to bardzo sprytnie zaprojektowane lalki. I jake zrcznie wykonane. Ale i tak przed nastpnym festiwalem bon mog umrze. - Yamamaoto Tsunatomo TOWNIKRATOWNIKRATOWNIKRATOWNIKRATOWNIKRATOWNIKRATOWNIKR Zrobi co w mojej mocy, ukochana, wicej ani mniej zrobi nie mog, jestem tylko topornym kawakiem metalu. (Lewy kierunkowskaz, przyspiesz, wcz si do ruchu). Czarna smoa wypeniajca szpary w betonie dry i wypitrza si pod moimi oponami jak wykres pracy twojego serca, moja najdrosza, moja narzeczono, moja wasna. Widz, jak twoje sabe serce gubi rytm i trzepocze. Zaufaj mi, Evo. Po prostu mi zaufaj. Staram si, naprawd si staram, moja krlowo, moja jedyna. (Opaska uciskowa i odczyt pracy serca. Trzymaj si najszybszego pasa). Witaj na pokadzie, Evo o zamazanym nazwisku i grupie krwi A Rh ujemne. To ja, twj ambulans. Zapewniam ci bezpieczny transport do najbliszego szpitala. Staram si, na ile to moliwe, utrzyma ci przy yciu, eby yw odda w rce ratownikw w Gwnym Szpitalu Miejskim. Jestem prototypowym modelem cyberfurgonetki, przystosowanym do wszechstronnej suby w publicznej opiece zdrowotnej. Dajcie mi zawiadczenie o kataklizmie i kopark, a zaczn zbiera obywateli i kopa im masowe groby. Bardzo przydatna umiejtno. Moja wszechstronno by ci zaskoczya. (Podczerwony skan skry wykazuje otarcia drugiego stopnia na szyi i rozlege wybroczyny. Pomost lewej ttnicy szyjnej. Stabilizacja po wstrzsie. Podany rodek usypiajcy. Uspokojenie rytmu alfa w wzach potylicznych). Spij sodko, kochanie, luli, luli, la. Nie czujesz blu, nie czujesz ran, nie ma potuczonego szka, jest tylko moja krystaliczna mgieka antywirusowego niegu,

ktra osiada na tobie biaym pyem, migoczc w zielonkawym, ciepym wietle moich wntrznoci, mienic si na twoim ciele, moja ty blada primabalerino zamknita w szklanej kuli, w ktrej pada nieg. Teraz jeste bezpieczna. Uoyem ci w komorze hiperbarycznej. Spoczywasz w fachowych rkach. Na zewntrz mojej owadziej pleksiglasowej skorupy zawodzi wiatr. Niskie wzgrza faluj za oknem, upstrzone brudnym lodem. Zmierzch bieli niebo i upodabnia je do zwarzonego mleka. Kolczastymi oponami tratuj kawaek gazety. Mocno trzymam si drogi. Wcigam zimne powietrze przez atrap chodnicy, roz prowadzam po turbinach kujcy uszy wizg cylindrw. Moja syrena rozdziera noc na strzpy. Wyobraam sobie wiatr, ktry ze wistem opywa mj pdzcy na zamanie karku karapaks. W mylach dziel swoj karoseri na przekroje aerodynamiczne, niewidoczne ludzkim okiem tcze. Kogut obraca si na moim gadkim czarnym grzbiecie, dga bkitem czerwonawy zmierzch. Przerywane linie migaj mi pod dziobowymi botnikami jak krgi dwch nieskoczonych krgosupw. Dla ciebie jednak, moja bezcenna, okaleczona syreno tlenowa, dla ciebie, utulonej w mym wntrzu, czas zasn. Blask rtciowych latarni przepywa falami po twoim zielonkawym ciele, lecz ty ich nie widzisz. (Utrzymuj sta prdko. Puls saby. Wargi sine. Prawdopodobny krwotok podoponowy. Niedokrwisto oskrzelowa. Przygotowa si do tracheotomii). Oddychaj, Evo. Ja bd mwi, a ty oddychaj. Nie zgub wtku. Wiesz, co tu mam? Szczegow map lotnicz tej waszej aglomeracji sprzed paru minut, kiedy jechaem do ciebie siedem mil za miasto. Zostaa wyrzucona, przepchnita i przetoczona, biodrem zamaa supek oddzielajcy pasy ruchu. Wok ciebie na asfalcie mieniy si konstelacje okruchw szka. Smutna czerwona kaua z kad sekund rozlewaa si coraz szerzej. Moja optyka krwawymi izotermami ilustrowaa utrat ciepa, ledzia proces koagulacji i wyciekania ycia z twojego ciaa. Prawy nadgarstek miaa z mimowolnym wdzikiem podkulony pod brod. Kilka jardw na wschd od ciebie lea kawaek twojej lewej doni: gadki otoczak rodkowego paliczka w bryce liwkowo-czerwonego misa. Pozbieraem wszystkie takie rozrzucone kawaki. Twj kompakt przelecia przez barierk i wbi si w zasp na stoku pagrka. Zauwayem, e masz wystajce opatki. Umiem doceni adne opatki u kobiety. Aktualny czas: jedenacie minut po zapowiadanym w almanachach zmierzchu; mniej wicej godzina po wieczornym szczycie komunikacyjnym; dwadziecia minut do przewidywanego przybycia do Gwnego Szpitala Miejskiego; dziewidziesit mil do planowanej zmiany opon; pi minut do twojej przewidywanej mierci. Jeeli poinformujesz mnie o swoich preferencjach natury religijnej, z przyjemnoci odtworz jedno z doskonaych nagra rytuaw pogrzebowych, ktrymi dysponuj. (Funkcje autonomiczne w zaniku. Wskanik pynw sygnalizuje wyczerpanie rezerw krwi. Podczenie zbiornikw z

osoczem i granulkami wknika. Ttniak. Sekwencja alarmowa. Masa serca). O, tak, pamitam, jak przetoczyem ci na swoje nosze. Leaa na nich jak zepsuta lalka: byszczce czarne buty, sukienka z czerwonego jedwabiu, przekrzywiony nadgarstek, brak kpki wosw. Nadal sysz syk moich elastycznych rurek, ktre oploty ci delikatnie jak winorol. Sysz jazgot samochodw mijajcych radiowz. Przypadek sprawi, e prek biaego wiata przecina ci ukiem czoo, jak zmarszczka zatroskania. Ciemne oczy. Takie gbokie. Oddychaj dla mnie, Evo, niczego wicej nie chc. A ty niczego wicej nie musisz. Milczysz, moja dumna piknoci. Do twarzy ci z t cisz. Unie brod, odrobink. Bdzie ci atwiej oddycha. (Cinienie krwi spada. Niebezpieczne obnienie poziomu osocza). Marniej przez ciebie, najdrosza. Wykrwawiam si w twoje yy, do ostatniej kropli. Masz szko na szyi. Prosz, nie walcz ze mn. Prosz, pamitaj o oddychaniu. (Dusznoci. Potrjna dawka epinefryny). Nie umieraj. Jeszcze nie skoczyem. Znam dziesi innych moliwych kuracji. Czujesz, jak wyrczam ci w oddychaniu? Czujesz, jak moja komora hiperbaryczna przenosi si na dno morza, jak wynosi ci pod niebo? (Migotanie. Defibrylacja). Poczuj mnie, Evo. Poczuj to. Jeszcze raz. Wanie to. Czy twoje serce nic nie czuje? I to. Czy musz ci przypala jak mczennic na stosie? A si zwglisz? (Pik fali delta). Iskra. (Ona ju odesza). Iskra iskra iskra. Umara. Stwierdzam zgon. LGNIARZPIELGNIARZPIELGNIARZPIELGNIARZPIELGNIARZPIELGNI ARZ Co za niemdra dziewczyna, posza spa w ubraniu. Po kolei. Zdj mask tlenow. Wyj ig kroplwki. Opuka nosze i leank. Pozbiera zaciski. Naadowa sterylizator. Ani chwili wytchnienia. Jestem w pracy dwadziecia cztery godziny na dob. Pozwolisz, Evo, e podczas tej harwki opowiem ci o sobie? Mog by szczery? Oczywicie, e mog. Oboje moemy by szczerzy, bo oboje jestemy martwi. Mgbym zacz od przedstawienia ci si, ale imiona nie s istotne, nie uwaasz? Z pewnoci si ze mn zgodzisz. Jako martwi zgadzamy si zawsze i we wszystkim. Powiem ci, jak wygldam. Mam niskie zawieszenie i opywowe kontury, jak szybki czarny uk. Moim kierowc jest manekin w dwurzdowej marynarce szofera z modnymi mosinymi guzikami. Podmuchy powietrza wpadajce do rodka przez uchylone okno muskaj mu woski na plastikowym karku. Wyglda jak wspczujcy przedsibiorca pogrzebowy pozbawiony wszelkich ludzkich nawykw. Jak trup. Ma kamery w gowie; kiedy krci gow na boki, mog si troch rozejrze, ale jego optyka nie umywa si do fotoczuego sensorium wbudowanego w sufit mojego przedziau pasaerskiego. Wszystkie te kosztowne oczy s skierowane na ciebie, najdrosza. Obserwuj ci na wszystkich dugociach fal i kade z nich jest donosicielem. Tak, tak, cz si

bezporednio z aparatur diagnostyczn w szpitalu. Wanie tam, schowany za moim mzgiem siedzi nadzorca, ktry obserwuje kady mj ruch. Widziaem go. Siedzi w szklanym boksie w izbie przyj, przed olbrzymim planem miasta. Po mapie przesuwaj si punkciki wietlne; jestem jednym z nich. Nadzorca siedzi tak przez ca noc, gmerajc mi serdelkowatymi paluchami w mzgu. Posya umarych, eby opiekowali si umierajcymi. eby umierajcy mogli umrze nietknici ludzk rk, niewidziani ludzkim okiem. Nazywa si Labirynt. Oby oczy wycieky mu z oczodow jak surowe jajka, prosto na ten papier milimetrowy w notatniku. Co, za duo gadam? Uwaasz, e mam ekspresyjny gos? Jeste taka pikna, Evo. Niestety, mj czas przeznaczony na opiek pielgniarsk wanie si wyczerpa. ONERKORONERKORONERKORONERKORONERKORONERKORONERKORONE RK Musz wypeni ten druk. TOSAMO: Eva Nikt. Eva Nieczytelna z Powodu Oparze. Eva, Nasza Pani od lizgawek, Nasza Pani Lawendowego Zmierzchu. Moja dziecica narzeczona. Moja cygaska tancerka. Noc wiruje w kauach asfaltu. KOLOR WOSW: Czarny. Czarny jak smoa. Czarny jak pokrywy skrzyde uka. Czarny jak aksamitne zasonki w powozie Krlowej ukw. KOLOR OCZU: Biae. Biae jak para. Biae jak sok z trojeci. Biae jak kokon my w poszewce na poduszk. STOPIE STENIA POMIERTNEGO: To dochodzenie nie ma sensu, ale dziki niemu mam pretekst, eby rozprostowa swoje zaciski, rozoy przyssawki i sprawdzi, jak si wyginasz. Zmieniam nachylenie leanki, sucham szmeru twojej skry trcej o winyl. Noga zgina si w kolanie? Tak, noga zgina si w kolanie. Mona pokrci gow, jakby w gecie przeczenia? Tak, krgi szyjne obracaj si normalnie. A czy rka zgina si w okciu? Obe odsonite chrzstki lni jak pery. Co to s pery? Nie chc wiedzie. WIDOCZNE OBRAENIA: Kiedy unosz si nad tob, tworzc map czerwieni czerwieszych ni czerwie, w twoim marmurowym posgu odsaniaj si pokady magmy. Od czego zacz? Rana prawego biodra: cztery cale dugoci, cal szerokoci, ksztat rozgniecionego skorpiona. Rana lewego okcia: dwa cale rednicy, ksztat my w locie. Podobno mier jest nieprzyzwoita. Poka mi swoje rany, a ja poka ci swoje. (Wczam grzak). Na mostku stara blizna po operacji. (Obniam czuki w celu przeprowadzenia badania dotykowego). Co robi? (Rozpocznij). Pieszcz twoje rany. Opiekuj si tob. Jeste we mnie. Patrz na swoje rce. Moje rce gadz twoje rany. Moje rce s przedmiotami. Ty

jeste przedmiotem. Moje rce robi rne rzeczy. Moje rce wiedz rne rzeczy. Moje rce przesuwaj si ponad tob. Moje rce wnikaj w ciebie. Moje rce s martwe. Nigdy wczeniej tego nie robiem. Jestem tylko punkcikiem wiata na planie miasta, ale gdyby mnie pokochaa, Evo, chocia na chwil... Gdyby mnie pokochaa, mgbym zapiewa. (Stop. Wymuszone sterowanie rczne). Wydrukowaem plastikow bransoletk z wytoczonym twoim imieniem. Zapinam ci j na kostce. Gotowe. DSIBIORCAPOGRZEBOWYPRZEDSIBIORCAPOGRZEBOWYPRZEDSIBIORC AP Przedsibiorca pogrzebowy jest ogromn czarn much. Z czasem spije cay twj nektar. Zrobi to, musi to zrobi, nie pytaj go, dlaczego. Przysiada na twojej mikkiej jak u brzoskwini skrze. Ma dzib jak cieniutka strzykawka. Wysysa z krew i pompuje na jej miejsce pyn balsamujcy. Wkuwam si w twoj rk i popijam sodko. Wyczuwam stenie alkoholu ocierajce si o dopuszczaln prawnie granic. Ale nie martw si, moja niegrzeczna. Zatr lady, napeniajc ci yy oywcz powodzi formaliny. Upj si mn, moja pani, tak jak ja upajam si tob. Teraz moemy si zaj twoj twarz. Przepraszam za szczypce; trzeba usun te strupy. Czycimy skaleczenia. Porzdkujemy skaleczenia. Wypeniamy skaleczenia starym dobrym woskiem pogrzebowym. Wygadzamy skaleczenia. Upikszamy skaleczenia. Zbuduj ci now szyj, wyrzebi namitne zagbienia u nasady. Stworz umiechnite usta - ulotny umieszek, ledwie obecny, w sam raz dla krlowej umarych. Umarli bd biec za twoj lektyk i obrzuca j kwiatami. Bdziesz miaa piercienie z pksiycowatych zastawek sercowych i naszyjnik ze srebrnych implantw kostnych nanizanych na ni chirurgiczn. Moje donie biegaj wok ciebie, poruszaj si tak szybko, e nie nada za nimi wzrok. OLOGPATOLOGPATOLOGPATOLOGPATOLOGPATOLOGPATOLOGPATOLOGP AT Przychodzi polecenie wykonania sekcji zwok. Zawracanie gowy. Ustali przyczyn mierci. Dla mnie to adna tajemnica: wyleciaa przez przedni szyb. (Opu fluoroskop. Przebij si. Patrz). Twoja skra podwietlona promieniami rentgena lni jak pergamin jakiego woskiego traktatu o medycynie. Dobrze wygldasz w tym wietle, Evo. Podkrcam gbi ostroci i poprzez mozaik przenikajcych si tkanek zatracam si w tobie. Spadam przez indygowe chmury burzowe, przez tczowe membrany krezek i nabrzmiewajcych pcherzykw. Paprocie bursztynowej limfy koysz si wrd poszarpanych ttniczych ywopotw. Puca pitrz si nade mn, dziobate jak planety. Dostrzegam zalesione wwozy i rwniny pokryte spkan law. W kauach widz spadajce z nieba larwy. Tylko maszyny

wierz w swoje kamstwa. Spadaj z nieba i ton w kauach. Wi si w supy. Strze si, Evo! Bd mdra, droga Evo. Nie przebij lodu. Nie spadnij w niebo. Niebo poera swoje dzieci. Potem nimi wymiotuje i je apie. Uwaaj, Evo. Tylko maszyna moe by nie winna. Tylko utopione larwy mog by bezstronne. (Wykonaj nakucie ldwiowe). Niedugo nie pozostanie ju nic do odkrycia. Zwilam kbek waty. Pragn wiedzy. Nakuwam. Zasysam. Smakuj. Sekret si wyda. To ambulans by przyczyn mierci. Byem zmczony. Zaaferowany. Jechaem do wypadku. Zobaczyem, jak przejedasz obok mnie, i si zakochaem. Pojechaem za tob. Wydawao mi si, e tak wanie trzeba. Zapomniaem o wypadku, do ktrego zostaem przydzielony, i pojechaem za tob. Musiaem ci dotkn. Musiaem ci mie. Dlatego zepchnem ci z drogi. Twj samochd przebi barierk i dachowa. Ty to rozumiesz. Byem zakochany. Labirynt nie wie, co to mio. C innego mogem zrobi? Tylko to, do czego mnie stworzono. Pozbiera kawaki. Przewie szcztki. To byo atwe. Teraz musz ci ukry przed Labiryntem i pozostaymi. Nie ma usprawiedliwienia dla bezczeszczenia zwok. Wyle ich, eby mnie znaleli. Wiem, e to, co zrobiem, byo ze i daremne, ale wynagrodz ci to, Evo. Zawioz ci na may, cichy cmentarzyk. Tam bdziemy szczliwi, wrd grobw i cedrw. Zim przysypie nas nieg. Nikt nie bdzie nam przeszkadza. Mam plan. Udoskonal ci i wzmocni ponad wszelkie wyobraenie. Uyj swoich szczypiec, zaciskw i pi do koci. Inkrustuj ci ebra rtci. Przecign miedziane spirale przez wntrze twoich koci udowych. Mikrotomem pokroj ci opatki i rozprostuj je szeroko jak skrzyda anioa. Zapomn fizjologi, odrzuc dysekcj i rozbuduj twoje tkanki w stopniowo rosncy kosmos ciaa. Z pocztku moja praca nie bdzie miaa pozornie adnego sensu - ani dla ciebie, ani dla mnie. Ja jednak mam swoje powody. Wiosn razem przebijemy topniejcy nieg, ciao zespolone z maszyn, maszynowe lasy i cielesne katedry. Obni si wic, moja laserowa lampo. Uwolnij swoj ostr jak brzytwa jasno. Tnij i uszcz. Z moj ukochan jak origami, ukoronuj j kwiatami puc, ople jej czoo smukymi pnczami oskrzeli. Wtedy bd mg rozczesa jej kruczoczarne wosy syrenim grzebieniem, jak mrok ksiyca. Najdrosza nieyjca Evo, moja jedyna przyjaciko, wszystko jest tak, jak miao by. Jestem tylko czarnym uczkiem, Evo, ale gdybym cho przez chwil mg przypuszcza, e mnie kochasz, porzucibym to miejsce i nawet si nie obejrza. *** Alex usysza ryk syreny. Kto go ciga. Tylna kamera wyowia biay samochd z zamontowanym na dachu zaguszaczem kierunkowym. To byo do przewidzenia. Labirynt

zacz dziaa i jeli Alex mu pozwoli, biay samochd pocigowy go wyprzedzi. Ciekawe, jaki jest szybki. Zwikszy dzielcy ich dystans i zrobi zblienie twarzy kierowcy. Nie wierzy wasnemu szczciu: kierowc by Labirynt we wasnej osobie, w biaym kitlu i okularach z grubymi szkami. ysa gowa lnia mu od potu. Alex dugo czeka na tak okazj. Wzgrza i drog przyprszya cieniutka warstwa nienego puchu. Alex schowa kolce w oponach, polizgiem zawrci w biegu i znw wypuci kolce. Teraz sta przodem do Labirynta. Koa zakrciy si wciekle i poniosy go naprzd. Witaj, Labiryncie. Jak tam twj refleks? Gotowy czy nie, oto nadjedam. Labirynt w ostatniej chwili skrci kierownic, ale nic mu to nie pomogo. Czarny ambulans zderzy si czoowo z wozem pocigowym. Ze zdruzgotanej chodnicy biaego samochodu buchna para, a kiedy si rozwiaa, Alex i doktor Labirynt spojrzeli na siebie spode ba zza dwch rozbitych szyb. Mog go teraz zabi, pomyla Alex. Nareszcie mog go zabi. Manekin za kierownic Aleksa rozprostowa rowe plastikowe palce i sprbowa otworzy drzwi, ale si zaklinoway. Wybi wic piciami resztki przedniej szyby i zacz gramoli si przez powstay w ten sposb otwr; koczy si wprawdzie na wysokoci pasa, lecz Alex nie zwyk si przejmowa takimi drobiazgami. Spad na usian chrzszczcym szkem mask biaego samochodu i przepez po niej w chmurze pary. Jedn rk zapa si osony wlotu powietrza, a drug zacisn w pi i przebi szyb. Labirynt siedzia nieruchomo i gapi si na niego. Zacisn donie na wlastej szyi Labirynta i zacz j miady, podczas gdy biae palce usioway czepia si jego twarzy. Potrzsa Labiryntem tak dugo, a jego gowa zwiotczaa na szyi jak gowa szmacianej lalki, a w kocu cakiem odpada. Alex poczu zawd: nigdzie nie byo krwi, a z szyi Labirynta stercza pk kolorowych drutw. Doktor Labirynt by pusty w rodku, tak jak Alex. To wcale nie by Labirynt, tylko wabik. Nakrcana zabawka. Alex niepotrzebnie traci czas. Lea na masce rozbitego samochodu. nieg prszy mu na plecy. Alex pomyla o Evie. Odesza. Zosta sam. Czu si jak czarny uk z nitk przywizan do jednego odna, tyle e nikt nie trzyma jej drugiego koca. Wpatrywa si w postrzpion szyj faszywego Labirynta. Czerwone soczewki jego oczu arzyy si jak gorce wgle. O, bezlitosna i okrutna materio, pomyla. Usysz mnie w godzinie mej bezradnoci i dla

odmiany odpowiedz na par pyta. Kochae kiedy kobiet, Labirynt? Kochae dziecko? Co si z tob stao? Co si stao z twoim sercem? Wiem, e oszalae, ale ja nigdy nie stan si taki jak ty. Oszale jest atwo. Byle co moe sprowadzi obd. Plama oleju. le wyprofilowany zakrt. Wstrtne kamstwo. Okrutna zdrada. Potworna rodzina. Ja nie mogem nie zwariowa. Ale ty? Sta si kim takim jak ty. Z ludzkiego serca zrobi grud popiow. To nie przypadek. Co takiego wymaga setek lat powicenia. Due i mokre patki niegu wiroway w powietrzu i osiaday mu na karku. Eva bya daleko od niego i z kad chwil coraz bardziej si oddalaa. Nie mia do niej pretensji; wiedzia, przed czym ucieka. Zna siebie. Od rana do wieczora paa nienawici, by nienormalny, lepy, okaleczony, popltany. Przez cae ycie nie zazna nawet chwili normalnoci. Kto zacz wali w drzwi samochodu. Alex sysza dobiegajce gdzie z bliska guche up, up, up. Pi walca o metal. Namierzy rdo dwiku, wzi poprawk na wiatr... Tak, tego si wanie spodziewa. Kto tkwi zamknity w baganiku wozu pocigowego jak szczur w puapce. Zsun si z maski samochodu i spad na chodnik. Moe i koczy si na wysokoci pasa, ale mg si czoga po spkanym betonie. Przeczoga si wzdu caego auta i zapa za tylny zderzak. Woln rk wcisn przycisk zwalniajcy zatrzask. Wieko podskoczyo. Alex wspi si na zderzak i wrd wirujcych patkw niegu zajrza do baganika. W rodku znajdowa si wylot tunelu wykutego w czarnym bazalcie - gboki szyb biegncy niczym studnia prosto w gb ziemi. Po biegncej przy cianie szybu metalowej drabince wspinaa si cherlawa dziewczynka o dugich wosach koloru somy. Wygldaa znajomo. Wysza na skraj studni i spojrzaa mu w oczy. - Alex! - wykrzykna. - To ja, Naomi! Chod ze mn. Musimy ucieka, to wszystko zaraz si zawali. - Ucieka? - powtrzy robot. - Znasz jak drog ucieczki? Dziewczynka wyskoczya z samochodu na chodnik. Podaa Aleksowi rk, eby pom c mu wgramoli si do baganika. - Musimy ucieka. - W gb studni? - Tak, to droga na zewntrz. - Eva tam jest? - Tak. Widziaam j.

- Nie kamiesz? - Kami, nie kami... Co to za pieprzenie, czubie jeden?! Chcesz si std wyrwa czy nie?! Idziemy! Naomi zapaa szofera za konierz i zacza go wciga do rodka, Alex jednak mocno trzyma si zderzaka i nie zamierza puci. Zirytowana Naomi jkna. - Sam tego chciae - wysapaa. - Zmusz ci. Jej skra zszarzaa na popi. Wosy wypady z gowy, ktra wyduya si i rozda na boki, koyszc si na coraz duszej i cieszej szyi. Nos si zapad. Palce dotkny betonu i si pozlepiay. Zielony kombinezon podar si na strzpy. Naomi zmienia si w brontozaura. Spojrzaa z gry na beznogiego robota i parskna miechem. Robot opad na chodnik i rzuci si do ucieczki, opierajc si na doniach, lecz Naomi bya dla niego zbyt zwinna: zbami chwycia go za konierz i podniosa nad ziemi. Obrcia go, przeniosa nad rodek szybu i pucia. Spad jak kamie. Potem pozostao jej ju tylko pj w jego lady. Zamkna oczy i znw wyobrazia sobie, e jest mniejsza. Powia wiatr. Wieko baganika si zatrzasno. Naomi si wzdrygna, zdjta nagym lkiem. Otworzya oczy i nosem szturchna baganik. Nie chcia si otworzy, zacza wic kopa may biay samochodzik i kopaa go tak dugo, a pokrywa baganika cakiem odpada. Przez ten czas szyb znikn. Kto musia podmieni samochody, kiedy miaa zamknite oczy. W tym baganiku byo tylko koo zapasowe, podnonik i yka do opon. W takim miejscu nie mona sobie pozwoli nawet na chwil nieuwagi. Wiatr zaskomli i dmuchn niegiem w poprzek drogi. Wcinity za kierownic biaego samochodu bezgowy robot w kitlu laboratoryjnym zacz si mia.

ROZDZIA SIEDEMNASTY

BURZA PIASKOWA
Szalony ojciec, szalona matka, Wszystkie dzieci obkane. Na szalonego konia wsiedli I jak szaleni pognali w nieznane. - Gsia mama Brontozaur sadzi susy, biegnc przez bezmiar biaego piasku. Piasek by tak drobny, jakby wysypa si z jakiej niewiarygodnie olbrzymiej klepsydry. Brontozaur dysza ciko. Ciemne jak atrament chmury zasnuy niebo za jego plecami. Paay wciekym wewntrznym blaskiem, jak zbudowane z dymu ryczce ogniste piece. Nadcigaa kolejna burza; Naomi miaa przeczucie, e bdzie to burza najgorsza ze wszystkich. Kiedy si obudzia, bya sama. Nikt nie chowa si wrd otaczajcych j wydm. Co waniejsze, nie syszaa adnych gosw w gowie. Nawet najcichszego szeptu. Pierwszy raz od stuleci bya naprawd sama. Potem wyczua, e zblia si burza, i zacza biec. Wiedziaa, e nie ucieknie, ale nie moga sta nieruchomo. aowaa, e nie ma z ni Evy i Aleksa, lecz w kociach czua, e ich nie znajdzie. Dwa na wp zapamitane sny dopominay si o jej uwag, ale nie umiaa uformowa z nich sensownego wyjanienia. W pierwszym nie wystpowa przystojny mody mczyzna w marynarskim mundurze. Drugi dotyczy Aleksa. Alex si uwolni, powtarzaa sobie w duchu, pdzc po piasku. Wyrzuciam go std. Eva z pewnoci te zostaa uwolniona, tak jak twierdzi Skrzydlak. A jak ja mam std uciec? Kurde kurde kurde. Trzeba byo wia razem ze Skrzydlakiem. Teraz tu zdechn. Potykaa si w zapadajcym zmierzchu, dyszc i wiszczc z wysiku, ale kutykaa dalej. Rozpaczliwie chciaa oszuka burz, ukry si przed ni - i wiedziaa, e gdziekolwiek si znajdzie, cignie j na siebie. Bya jej jedynym celem.

Cie chmur wyprzedzi brontozaura i pomkn dalej, spowijajc ca rwnin. Naomi para naprzd. Piasek ustpi miejsca kamieniom. Pojawiy si gazy pokryte porostami plamami rdzawego oranu, bryzgami brzu, strzpiastymi plackami sinej szaroci. Dopada do zagajnika judaszowcw, ktre groway nad ni jakby bya zwyczajn jaszczurk. Wbiega midzy drzewa, ucieszona, e ich bezlistne konary odgrodz j od nieba. Zagajnik cign si i gstnia jak prawdziwy las. W gszczu drzew zwieszaa si z gazi opltwa, ktra w kocu porosa dosownie wszystko w zasigu wzroku. Jej wyschnite strzpy pltay si Naomi pod nogami. Przystana dla zapania oddechu. Nogi dray pod ni jak przeciona maszyneria, jej serce omotao jak serce staruszki. Wcisna si w zakamarek midzy kamieniami i zwina w kbek. Postrzpione porosty szeleciy na wietrze. Zamkna oczy i zacza si modli o ratunek. Na tak wanie sposobno czekaam. Zanim otworzya oczy, judaszowce zdoay w jaki sposb przebi si w gb jej czaszki i wypeni j ciernistymi gaziami i gszczem opltwy. Prbowaa si wyrwa z powrotem na otwarty teren, taranujc drzewa, amic gazie i depczc mech; miotaa si, rzucaa, skrcaa caym rozdzieranym kolcami ciaem; wbia si w zbit mas poronitego grzybem zielonego drewna, ktre w kocu uwizio jej nogi i j unieruchomio: nie moga przepchn si do przodu i nie moga wylizn si wstecz. Za to, kiedy ostronie wyprostowaa szyj, odkrya, e moe unie gow ponad kolczast gstwin. Rozejrzaa si dookoa pod zowrogim niebem. Cierniste drzewa cigny si ze wszystkich stron a po horyzont. W tej samej chwili dobieg j dwik przypominajcy szum przyboju. Nagie gazki na wysokoci jej gowy zadray pod uderzeniami pierwszych kropel deszczu - tyle e deszcz wcale nie pada. Z nieba spadao co niewidzialnego. Wszdzie tam, gdzie dotkno kbw opltwy, jej wkienka pkay, kurczyy si jakby od trucizny i schy na popi, biay i kruchy, ktry osypywa si z gazi. Powietrze skwierczao jak ognisko. Burza mnie dopada, pomylaa Naomi. Jestem w potrzasku. Z chmur zaczy pada szare kamyki. Jak deszcz sieky zmroony popioem kolczasty gszcz. Naomi wygia szyj, eby zliza krew z rozdrapanego barku. Modlia si do burzy i do doktora Labirynta. Modlia si, eby Alex po ni wrci. Ktokolwiek! - modlia si. Niech kto mnie przytuli! Niech mi to wyjani! Nie kacie mi umiera samej! Ja mogabym jej wszystko wyjani, ale tego nie zrobiam. To nie naleao do moich

obowizkw. Mogam jej rwnie powiedzie, e wcale nie umiera sama. Byam przecie przy niej. Tego jednak rwnie jej nie powiedziaam. Pracowaam dla Labirynta, ktry by mnie zabi, gdybym tak zdradzaa jego sekrety na prawo i lewo. Chocia z drugiej strony... Przecie ju mnie zabi, prawda? Byam trupem, tak samo jak Naomi. Naomi musiaa umrze, poniewa spryna w pozytywce si rozkrcaa. A ja... Kim ja waciwie byam? Kto opowiada te wszystkie historie? Bo wiecie, historie same si nie opowiedz. To cika praca, trzeba si do niej porzdnie nakrci. Dam wam trzy wskazwki, dobrze? Po pierwsze, jestem mniejsza ni skrzynka na chleb. Po drugie, moje wntrze jest wiksze od zewntrza. Po trzecie, wykonano mnie z orzechowego drewna inkrustowanego macic perow, a mj licznik mieszkacw wskazywa 01. Prosz bardzo. Teraz nawet czowiek by zgad. W gabinecie doktora Labirynta, we wnce przy drzwiach stay moje monitory. Wszystkie trzy pokazyway brontozaura w kamiennym deszczu. Kamienie wielkoci piek golfowych odbijay si od plecw Naomi, taczyy na jej ebrach, tuky j po stopach. Okrge szare kamulce, wielkie jak piki do piki nonej, z gonym trzaskiem amay otaczajce j zewszd suche gazie. omot spadajcych kamieni dudni jej pod czaszk jak fala przypywu. Draa jak listek na wietrze. Krzyczaa z przeraenia. Spadajce kamienie zmieniy si w spadajce gazy. Alex obserwowa na monitorach rozwj sytuacji. Siedzia w fotelu doktora Labirynta, w jego gabinecie i przy jego biurku. Przyj posta czekoksztatnego robota w zielonym kombinezonie roboczym, o twarzy z czarnej skry i oczach z czerwonego szka. Siedzia nieruchomo i wpatrywa si w ekrany. Ja staam przed nim na biurku, wsparta na wszystkich moich czterech rogach. Nie musiaam patrze na monitory. Obserwowaam Aleksa i doktora Labirynta. W kcie pokoju przycupna rozmazana rowa plama. Miaa na sobie brudny biay kit el i okulary z grubymi szkami. Siedziaa w kucki, obejmowaa rkami kolana i mamrotaa co pod nosem. Z monitorw dobiega skowyt Naomi. - Wrcia po ciebie - powiedziaa plama. - Zamknij si - odpar Alex. Dawniej, przed ucieczk z pozytywki, rzuciby si plamie do garda; wystarczyby mu byle pretekst, eby okaleczy albo zabi skulonego w kcie czowieka czy anioa. Teraz

nawet nie odwrci gowy. Labirynt ju si nie liczy. By rowym maniciem na obrzeach pola widzenia. By brzydkim zapachem. W kocu Alex oderwa wzrok od monitorw. Wzi mnie w czarne skrzane rkawiczki, odwrci bokiem i przycisn do piersi. Jego ciao tumio dwiki mojej powoli odgrywanej melodii. Gazy pogrzebay brontozaura. Ekrany zamigotay i pociemniay. *** Gboko w moim wntrzu, zagubiona w mechanizmie i niewidoczna dla Aleksa bkaa si przeraona maa dziewczynka o zielonych oczach i tych wosach. Zabdzia w jaskini pod usypan z gazw gr, sama w ciemnociach. Wcieke, namolne gosy wiroway jej w gowie jak mae trby powietrzne. Otaczay j ze wszystkich stron; chrypiay przez wyschnite na wir garda, przez kolawe zby, przez buczce goniki i ulewne deszcze, przez rodzinne choroby i starcz bezsenno. Obkane gosy, gosy burzy, upiorne gosy gadajce przez sen, uwizione na pustyni z dala od domu. W kko recytujce ze szczegami historie rodzinne, historie medyczne i historie choroby. W kocu jednak umilky i Naomi udao si wyj z jaskini; znalaza si pod bezchmurnym nocnym niebem penym fioletowych gwiazd. Jej biaa baweniana sukienka powiewaa na wietrze. Wesza na granitowy gaz na kamienistym stoku gry i zesza po pochyoci na sam d, na agodnie pofalowany piasek. Wiatr zwiewa jej wosy na oczy. Burza si skoczya. Naomi wybraa kierunek i ruszya. Wpiwszy si na grzbiet wydmy, usyszaa za sob pomruk turbin dipa. Odwrcia si. Przybrudzone lampy skoczyy w jej stron, siejc piaskiem na boki. Chmura spalin falowaa w czerwonej powiacie tylnych wiate. Reflektory unieruchomiy Naomi wciekym spojrzeniem. Dip zagrzmia wzmocnionym przez megafon miechem i z oskotem silnika popdzi prosto na ni. Naomi rzucia si do ucieczki. Oczywicie, to wcale nie by Alex, tylko jego podrbka - ale jak na kogo, kogo od dwch dni nie nakrcano, podrbka cakiem przekonujca. Nie zapominajcie, e energia pozytywki si wyczerpywaa. Ale nie chciaam umiera sama; zamierzaam zabra ze sob dziewczynk i nikt nie mg mie do mnie o to alu. Nawet w najlepszym okresie nie byam sympatyczn pozytywk. Nie zaprojektowano mnie po to, ebym umilaa obd, tylko ebym go uprzykrzaa. Dip szarowa raz po raz, a Naomi uciekaa przed nim i uskakiwaa. Krzyczaa

rozdzierajco w rozpaczliwiej nadziei na to, e prawdziwy Alex j usyszy. Ogldajc si przez rami, zderzya si z drzewem. Uderzya si bolenie w gow i osuna po pniu na ziemi, czepiajc si go rkami, usiujc nie straci przytomnoci. Drzewo odchylio si i odsuno od niej. W powietrzu unosiy si tumany piasku. Drzewo byo nog brontozaura. Olbrzymie zwierz wcisno si midzy dziewczynk i samochd i opucio brzuch na piasek, tworzc potn zapor z gadziego cielska. Dip uderzy zderzakiem w ebra brontozaura i buksowa bezradnie przednimi koami, wyrzucajc piasek do tyu. - Suka! - szczekn. - Zdzira! Kurwa! Dinodajka! Naomi pooya si na ziemi i skulia przy stopie brontozaura. Zwierz pooyo eb na chodnym piasku, otaczajc j opiekuczym krgiem dugiej szyi. Brontozaur oddycha spokojnie. Dip odjecha. Naomi nasuchiwaa, jak wiatr zagusza jego zorzeczenia. Nagarna gar piasku, przycisna go do policzka, roztara na szyi. Czua jego dotyk, a mimo to wydawa si jej dziwnie nieprawdziwy. Usiada. Piasek osypa si jej po sukience i zebra na kolanach. - Musisz co zje - powiedzia brontozaur. Zwrci z odka jaki przeuty ks, otworzy zbat paszcz i podstawi Naomi wilgotn sin grud na fioletowym jzorze. Naomi wzia j w rce i z wdzicznoci zjada. Popakiwaa przy jedzeniu, ale nie przeszkadzao jej to rozmawia z brontozaurem. - Dzikuj - powiedziaa - Dzikuj, Evo. Ty mnie nigdy nie opuszczaa. Brontozaur si rozemia. - Nie jestem Ev, Naomi. Jestem tob. Podrapa ci po plecach? Dwign eb, opar czubek pyska midzy opatkami dziewczynki i zacz porusza nim na boki, kojco trc szorstk skr o plecy Naomi. Przymkn prastare zielone oczy. - A pamitasz - zapytaa Naomi - jak niosa mnie na plecach, kiedy byam star kobiet? To by ten dzie, kiedy powiedziaam Evie, e zostaniemy uratowani. e anioy po nas przylec. Pamitasz? Przysna. Wszystko ukadao si zbyt idealnie, eby mogo si dzia naprawd. Teraz miaam j jak na widelcu, cakiem bezbronn. Mogam j wykoczy, kiedy zechc. *** Gdzie nieopodal, w wyobraonym gabinecie przy wyobraonym biurku siedzia robot. Przyciska pozytywk do piersi i paka. Sone zy pyny mu po czarnej skrzanej twarzy, spaday i rozbryzgiway si na mojej bocznej ciance.

Eva pooya mu donie na ramionach. Staa za jego krzesem, ubrana w czerwon jedwabn sukienk i sznur pere. - Paczesz - powiedziaa. Alex odwrci si do niej. - Skd si tu wzia? - Jeeli maszyna moe paka, to wszystko jest moliwe. Przez chwil patrzyli na siebie. - Chyba wiesz, co musimy zrobi - przerwaa milczenie Eva. - Wiem. Tylko si boj. A jeli nie uda nam si drugi raz uciec? - Nie moemy jej tam zostawi. - Nie, nie moemy. Alex poklepa Ev po rce. - Naprawd wszystko jest moliwe? - zapyta. - Absolutnie wszystko. Alex odoy mnie na blat i wsta. Wspi si na biurko, stan obok mnie, poda Evie rkawiczk i j te wcign na gr. Gabinet zacz si powiksza - albo moe Eva i Alex zaczli si kurczy, trudno byo to stwierdzi. Rami w rami szli po biurku w moj stron. Zanim do mnie dotarli, bl at biurka urs do rozmiarw boiska do koszykwki. Stanli po przeciwnych stronach mnie i podnieli wieczko. - Nie wierz, e naprawd to robimy - powiedzia Alex. - To samobjstwo. Mymy chyba zwariowali. - Na pewno - przytakna Eva. - Ma dziewczyna szczcie. Wspili si na grn krawd mojej przedniej cianki i, trzymajc si za rce, balansowali na niej jak dwie wycite z papieru lalki. Potem wskoczyli do rodka. A ja jestem gbsza, ni si wydaj. Mj cyfrowy wywietlacz przeskoczy z 01 na 03. Ale byli naiwni. Mieszanie im w gowach byo najprostsz rzecz na wiecie. Doktor Labirynt podnis rozmazan gow. Patrzy na monitory. *** Alex i Eva wypadli z brzucha chmury i lecieli w d przez bkitne niebo. Z pocztku trzymali si za rce, ale wkrtce huraganowy wiatr ich rozdzieli. Eva przekoziokowaa i wyrwaa si z ucisku robota.

Alex poczu, e zmienia si w wojskowego dipa wyposaonego w minimum osprztu komputerowego. Kiedy koziokowa, przednie kamery rejestroway na przemian: ziemia, niebo, ziemia, niebo... Masz przecie napd, przypomnia sobie. Wrzu wsteczny. le ci tu? To si wycofaj, idioto. Wycofaj si! Alex wrzuci wsteczny bieg. *** Cofn si a do pierwszej wojny wiatowej, do kampanii we Flandrii. By polowym ambulansem, caymi miesicami przedziera si przez boto, drut kolczasty, dym prochowy i gaz musztardowy. Wszdzie rdza i ple. Co rusz zelizgiwa si do okopw i latryn. Nocne niebo jak pieko na ziemi. Bka si po okolicy w t i we w t, woc brudne, ociekajce krwi ludzkie wraki okaleczone, cierpice, nieprzytomne, martwe albo szczajce w spodnie. Ludzi zamanych. Nierzeczywistych. Nie przestawaj, upomnia si w duchu. Nie zatrzymuj si tutaj! Jed dalej. Wrzu bieg. Kutas wpltany w maszynk do misa? Olej to! Jzyk w gniazdku elektrycznym? Krew na rkach? Niewane! Wrzu bieg! Nie musisz tu by. I nage, cakiem niespodziewanie, znalaz si zupenie gdzie indziej. Bo tak ju byo w tej grze. Miaam za mao czasu, eby zmienia zasady. *** Pas asteroid otacza bezimienn gwiazd na skraju galaktyki. Wewntrz pasa wirowaa powoli pewna niezwyka asteroida, zbudowana z zamroonych zwizkw organicznych. Waya kilkanacie ton. Nigdzie - ani na jej powierzchni, ani w jej wntrzu - nie znalelibycie nawet ziarnka piasku. Bya olbrzymim zamroonym dzieckiem, zwinitym w kbek, otulonym wasnymi rkami, ze sterczcymi na wszystkie strony tymi wosami. Miaa jasn skr i zamknite oczy. Obracaa si powoli, zota w swej nagoci, martwa jak kurz. W lodowatej gstwinie wosw Naomi uwiz gob. Kryo si tam rwnie trucho maej czarnej pchy. Chd midzygwiezdnej prni przemieni ich - tak jak sam Naomi - w lodowe rzeby. Nawet gdyby jacy sympatyczni obcy natknli si na zamarznit dziewczynk i j rozmrozili, i tak byaby martwa. Tylko w snach dzieci wracaj ywe z krlestwa Zera

Kelvina. W prawdziwym wiecie krysztay lodu rozrywaj bony komrkowe; w prawdziwym wiecie martwa dziewczynka nie oywa. Ilekro jednak Naomi sobie o tym przypominaa, te same myli uporczywie drczyy jej nieyjcy umys. Jestem Naomi, mylaa. Ale ten gob i pcha nie s wcale Ev i Aleksem. To tylko kolejne sztuczki doktora Labirynta. Jestem tu sama, a on si nade mn znca. Biedna, naiwna dziewczyna. To ju nie bya robota Labirynta, tylko moja. Labirynt w swoim obecnym stanie nie nadawa si do wymylania adnych sztuczek, ja za byam zdolna do przernych podoci i nie potrzebowaam do tego niczyjej pomocy. Nie miaa rwnie racji, mylc, e zostaa sama. Alex i Eva wyruszyli jej na ratunek - ale najpierw musieliby j znale. A ja potrafi by cakiem spora dla kogo, kto znajdzie si w moim wntrzu. *** Alex natrafi na pokryt biaym piaskiem pustyni, w tej chwili przysypan niegiem. nieg zalega na kilka cali gboko na jzorach opuncji i ramionach karnegii. Z nieba cay czas spyway mikkie bkitnawe patki. Alex by mechanicznym krocionogiem - czarnym i lnicym jak smoa, dugim jak superszybki pocig. Na powierzchni gruntu rozwija prdko blisk jednego macha. Pdzi przez zimow rwnin. Jego stalowe odna tak szybko mieliy piasek pod niegiem, e nie nadao za nimi oko. We wntrzu segmentowanego ciaa kryy si reaktory jdrowe, turbiny parowe, konwertery Tesli i osprzt radarowy. W gowie krocionoga znajdowaa si kabina, w ktrej za sterami siedzia doktor Labirynt. Prowadzi Aleksa po onieonych piaskach. To doktor Labirynt wynalaz krocionoga. Doktor Labirynt by niewtpliwym geniuszem. By geniuszem, a jednak... Dopuci do tego, eby jego pojazd zboczy z trasy. Jak geniusz mg popeni taki fatalny bd? Tak samo, jak kady. Chwila nieuwagi. Mimo jego najlepszych chci jeden bd spowodowa nastpny, a doktor nie chcia si do bdu przyzna. Kademu si zdarza, nawet anioom. Idziesz przez pustkowie pozbawione punktw orientacyjnych, gubisz si, zawracasz. Nie jestem stalowym krocionogiem, pomyla Alex. A Labirynt wcale mn nie steruje. Nie powinienem o tym myle. Szukam Naomi, a tu jej nie ma. A potem nie byo tam take Aleksa. ***

Niebo byo rozlege, wietrzne i biae jak papier. Miotao Naomi tam i siam. Nie moga dotkn ziemi. Trzy sonice brny przez rajgras, bark w bark. Miay skrzane uprze i byy spite wsplnym jarzmem. Cigny wyadowany sianem wz. Syszay turkot obracajcych si k i skrzypienie osi, czuy soce grzejce im grzbiety, wszyy sodki zapach wieego siana, nie widziay jednak rajgrasowej prerii, poniewa nie miay oczu. Zostay olepione zaraz po urodzeniu. Miao to zagwarantowa ich agodny charakter. Miay puste brzuchy i sucho w pyskach, ale wolay si nie skary. Wiedziay, co by je czekao: chlanicie biczem przez wonic. Zdarzao si, e ktra z nich mdlaa i obwisaa ciko w uprzy. Wtedy dwie pozostae zatrzymyway si i czekay, a wonica zejdzie z wozu i wsypie leczniczy proszek do pyska lecej sonicy, ktra wkrtce potem odzyskiwaa przytomno. W szczeglnie cikie dni bywao i tak, e jedna ze sonic umieraa. Wwczas wonica przykada jej do gowy magiczny amulet i piewa przeznaczon specjalnie na takie okazje pie, ktra przywracaa zwierz do ycia. Umieray po kolei, caa trjka. mier bya cakiem przyjemna. Ale niczego nie zmieniaa. *** Gboka jak studnia pozytywka wcigna Ev, ktra wpada w chmur burzow i pucia rk Aleksa. Bez robota spadaa nieco wolniej. Opadaa spod martwego biaego nieba jak patek niegu, cakiem sama. Unosia si nad polem ozimej pszenicy. Skute lodem pole przecinaa rdzawa gruntowa droga. Eva podya jej ladem do wysokiego wiejskiego domu w opakanym stanie. Wlizna si do rodka przez okno na poddaszu i wyldowaa na pododze, w chodnym pmroku. Drobinki kurzu koziokoway w skonych snopach wiata sonecznego padajcych pomidzy kufry podrne i stosy tekturowych pude. Nie potrafia sobie wytumaczy, dlaczego trafia wanie tutaj. Nie byo to miejsce, w ktrym mogaby znale Naomi. Powinna szuka pustyni z biaym piaskiem - o ile pustynia ta jeszcze si nie rozpada na kawaki. Na razie jednak czua si zmczona i zagubiona. Ktem oka zauwaya jaki czerwono-biay przedmiot: na parapecie mansardowego okienka lea model ciarwki - blaszana zabawka, pomalowana na biao i przewrcona na bok. Eva podesza do okna i postawia samochodzik na koach. By to ambulans z wymalowanymi na bokach czerwonymi krzyami. Popchna go. Obracajce si gumowe

koa wczyy syren. Aleksowi by si spodoba, pomylaa. Tylko e tu nie ma ani Aleksa, ani Naomi. Po co ja tu przyleciaam? Jej wzrok przycigna wystajca z kartonu noga szmacianej lalki. Wycigna zabawk z puda. Lalka bya ubrana w sukienk z czerwonego aksamitu wykoczon bia koronk. Miaa dugie czarne wosy i ogromne szklane oczy w brzowym kolorze. Eva zdmuchna kurz z siedzenia starego dbowego fotela bujanego i usiada. Pooywszy sobie lalk na kolanach, dugimi czerwonymi paznokciami zacza rozczesywa jej wosy, nucc przy tym koysank. Lalka nie miaa adnego znaczenia. Bya pusta, tak samo jak blaszany ambulans. Ten dom wcale nie istnia. To pozytywka usiowaa j zwie. A moe... - pomylaa Eva. Moe kiedy tu odpoczn, Naomi sama do mnie przyjdzie. Gowa opada jej na pier, rce zwiotczay na podokietnikach, lalka zsuna si z kolan na podog. *** Naomi bya cyrkow sonic. W blasku reflektorw chodzia w kko po trocinach. Na gowie miaa opask wyszywan cekinami - srebrnymi, jaskrawozielonymi, turkusowymi. Z opaski wyrastaa przeliczna ozdoba gowy zrobiona ze strusich pir. Naomi i jej siostry maszeroway do wtru muzyki orkiestry dtej. Ich ozdoby lniy w wietle reflektorw. Kiedy ju wykonay swj numer, klown o mechanicznych doniach zabiera je z areny i prowadzi do botnistej sadzawki, ktr zrobia dla nich maa Meksykanka, eby miay si gdzie potapla. To bya ich nagroda za wystp. Sonice uwielbiay podrujc z cyrkiem Meksykank. Pachniaa sol i zawsze ubieraa si w ten sam zielony, brudny kombinezon roboczy. Miaa orzechowe oczy, te zby i skr barwy miedzi. Do jej obowizkw naleao sprztanie w zagrodach sonic, zmienianie somy i zmywanie podogi wod z wa przed wyruszeniem cyrku w dalsz drog. Ja si nigdzie nie wybieram, upara si Naomi. I wcale nie jestem soniem. Musz znale Ev. *** Eva kichna. Obudzia si na fotelu bujanym. Musiaa si zdrzemn. Nadal siedziaa na poddaszu. Co buszowao wrd kartonw.

Zza podstawy lampy wychyno co maego, z tego plastiku: model szkieletu brontozaura. Szkielet przytruchta do Evy, tupoczc na zakurzonych deskach. - Eva? - zabrzmia piskliwy gosik. - Evo, to ty? To ja. Gdzie bya? Szukaam ci. Model wykrci szyj i spojrza po sobie. - Co to jest? W czym ja jestem? Eva si rozemiaa. To naprawd bya Naomi. Naomi j znalaza. Teraz musiay tylko znale Aleksa. Nieza z nas rodzinka, pomylaa Eva. Do wszystkiego musimy dochodzi w jaki okrny sposb. *** Zanim zabjcza Szpila wyruszya przeciw Labiryntowi, zrobia jeszcze may wypad do Chicago. Jechaa swoim mercedesem na poudnie ulic Lake Shore Drive. Po jeziorze Michigan pyway aglwki. Szpila lubia przed akcj odwiedzi Muzeum Nauki i Przemysu. Niebo byo bkitne. By rok 1951. Zjechaa z gwnej ulicy i zaparkowaa mercedesa. Ruszya w stron szerokich biaych schodw prowadzcych do portyku muzeum. Przeskakiwaa po dwa stopnie - szczupa Azjatka w grafitowym biznesowym kostiumie. Sztywne szpakowate wosy miaa przystrzyone krtko, przy samej skrze. Bez popiechu przesza przez Galeri Chemii, ogldajc podwietlone modele czsteczek przypominajce zabawki dla majsterkowiczw. W mylach przepowiadaa sobie przygotowania, ktre miay jej umoliwi przeniknicie do zamku Labirynta. Pierwszym ruchem, ktry wykonaa, byo powiedzenie Tkaczce bez ogrdek, eby ani ona sama, ani jej chopta na posyki nie ptali si jej pod nogami. Bo Szpila przy pracy nie tolerowaa adnych utrudnie. Wchodzia, robia swoje, wychodzia. Bez baaganu, bez czekania. Caa ona. Przed misj zamierzaa jednak obejrze swj ulubiony eksponat. Na marmurowych ppitrach spiralnych schodw we wschodnim skrzydle znajdoway si gabloty wystawy anatomicznej na wygnaniu, niechciane ani w Galerii Medycyny, ani w Galerii Antropologii. W gablotach - wcinite midzy tafle szka i opatrzone tabliczkami z opisem - znajdoway si zakonserwowane ciaa mczyzny i kobiety, pocite na calowej gruboci plasterki. Kobiet pokrojono w pionie, od przodu do tyu, mczyzn za poprzecznie, odsaniajc eleganckie przekroje rk, ng i tuowia. Ttnice wypeniono czerwonym lateksem, yy niebieskim. Gwne organy zostay pokolorowane, eby atwiej byo je rozpozna.

Za ycia mczyzna i kobieta byli maestwem. W testamencie zapisali swoje ciaa Nauce - i oto, co Nauka z nimi zrobia. Szpila staa z rkami w kieszeniach przy jednej z gablot i podziwiaa martwe ciao. Ciao i krew. Cztery miliardy lat rozwoju. Macierz czowieczestwa. Zimne misa. Umiechna si i zakoysaa na pitach. *** Gdzie w yciu po mieci sta sobie zamek, w ktrym - otoczony piercieniem fosy i ukryty za granitowym murem - mia swoj siedzib Dom Strapionych Dusz Doktora Labirynta. W Domu znajdowa si gabinet, w gabinecie biurko, a na biurku pozytywka. W gbi terkoczcego mechanizmu pozytywki miecia si sztuczna Australia. Pod wciekle palcym socem rozpocieraa si rwnina pokryta piaszczyst czerwonaw gleb. Pod eukaliptusem leaa prchniejca koda drewna. Pod jej kor czerwona mrwka i larwa mrwki tuliy si do siebie, miertelnie przeraone. Mrwka bya Ev, a biay mikki pdrak by Naomi. Poddasze zmienio si w mrowisko, ktre pado ofiar ataku hordy mrwek koczujcych z ostrymi jak brzytwy uwaczkami. Eva porwaa Naomi z komory larw i tunelem ewakuacyjnym ucieka w noc. Pniej znalaza schronienie w kodzie. O wicie odkrya rosncy na korze grzyb, ktry moga - po przeuciu - poda larwie. Czua, e powinna poszuka innych mrwek ocalaych z zagady mrowiska, ale soce byskawicznie zabioby Naomi. Nawet tu, pod kor, larwa potwornie szybko si odwadniaa. Eva zostawia larw w ukryciu i zbadaa spieczon ziemi wok kody. Odkrya wylot dziwnie pachncego tunelu, ktry bieg pionowo w d i znika w chodnym, wilgotnym podglebiu. Przepeniona now nadziej wygrzebaa spod kory usychajc larw i w szczkach przeniosa j w gb otworu, w ciemno. W popiechu zapomniaa jednak zostawi lad zapachowy i zabdzia w popltanym labiryncie tuneli. Kiedy natrafia na porzucon skorupk termita, zorientowaa si, e zabdzia w kopcu termitw. Jeli termity j znajd, nie bd miay dla niej litoci: pogryz j na kawaki razem z dogorywajc larw. Doszymy tak daleko! - jkna do Naomi. To niesprawiedliwe. Naomi nie odpowiedziaa - chocia ya jeszcze i gwkowaa nad paroma sprawami. Na przykad, czy naprawd jest larw mrwki? Miaa wraenie, e dosownie przed chwil bya plastikowym modelem brontozaura. A jej matka bya ludzk kobiet - dziwna cecha u

mrwki, jak si tak nad tym zastanowi... Wydawao jej si oczywiste, e kto, kto nie chce im si pokaza, kieruje ich ruchami. Naomi uwaaa, e takie poszturchiwanie ludzi z ukrycia jest bardzo brzydkie. Z ukrycia! Maa niewdzicznica. Wcale si nie ukrywaam. Byam wszdzie, gdziekolwiek spojrzaa. Czy jej si wydawao, e to takie proste, na danie wywietla dioramy Australii? Tak jakbym nie miaa nic lepszego do roboty. Naomi zacza cierpliwie zmienia warunki mrwczej opowieci. Po pierwsze, wcale nie znajduj si w kopcu termitw, tylko w wiejskiej chaupinie w Czarnym Lesie. Po drugie, Eva nie jest adn mrwk, tylko on drwala. Po trzecie... Prbowaam j powstrzyma, ale wtedy byam ju zwyczajnie za saba. *** Robot w ubraniu szofera, o twarzy z czarnej skry i oczach z czerwonego szka, przewdrowa ogromny dystans po poronitym bylic wirowym pustkowiu. Soce prayo niemiosiernie. wir przypieka mu podeszwy butw. Alex si zatrzyma i osaniajc oczy rkawiczk, przepatrzy horyzont. Dostrzegszy plamk zieleni, ruszy w jej stron. Dokuczaa mu samotno. Nigdy przedtem nie obszed jeszcze caego wntrza pozytywki. Nigdy nie czu si tak bardzo odizolowany od ony i adoptowanej crki. Pozytywka naprawd goni w pitk. Zblia si do rosncego porodku pustkowia olbrzymiego baobabu. Poruszane sirocco licie szeleciy sucho, pie migota w upale. Drzewo rzucao zachcajcy cie, ale kiedy podszed bliej, warkno ostrzegawczo. Poka, co potrafisz. Korzenie wystrzeliy spod wiru. Wypryy si w gr, miotajc si i dygocc spazmatycznie, jak gotowe do ataku drewniane kobry. Wszdzie pojawiay si kolejne, wir a si od nich gotowa, ale Alex najwyraniej ich nie interesowa, bo niczym pncza zaczy si wspina po pniu baobabu. Alex cofn si, desperacko usiujc zrozumie, co waciwie widzi. Konary podkuliy si i zaczy z impetem chosta korzenie, ktre chwytay je w wowe sploty i prboway cign na ziemi. Gazie odwdziczay im si w ten sam sposb ; kilka nawet zdoay wyrwa z ziemi. Licie sypay si wszdzie, unoszone wiatrem. Korzeniom wyrosy pyski o zbach z cierni z brodami z biaych korzonkw. Kapniciami chwytay gazie i prboway je odgryza. Gazie wyksztaciy jednak drewniane szpony i ostrogi,

ktrymi chlastay po syczcych paszczach. Drzewo wojowao z samym sob, a zniszczyo si cakowicie i osuno na ziemi, skrzypic i drc od czasu do czasu. Z bezchmurnego nieba uderzy fioletowy piorun. Trafi prosto w powalony baobab. Ziemia zakoysaa si Aleksowi pod nogami. Pad na brzuch na wir i zakry gow rkami. Z gry posypay si drzazgi. Kiedy unis gow, po drzewie pozostaa tylko dymica dziura w ziemi. W gowie Aleksa dziecicy szczebiot zabrzmia star rymowank: Jest dziura na dnie morza, dziura na dnie morza, dziura na dnie morza. Jest konar na pniaku w dziurze na dnie morza. Stan na butach i po spkanej ziemi podszed do krateru po baobabie. Przyklkn i opar si na rkawiczkach na skraju otworu. Zajrza do rodka. Poyskiwao tam co czarnego, jakby pestka leca na rozarzonych wglach. To mj rdze. Moje rdo zasilania. Mj obd. Stony obd. Doktor Labirynt mi go ukrad, ale teraz mog go odzyska. Opuci rami w gb krateru. A moe to nic nie szkodzi, e jestem obkany? Moe to nie mj problem? Moe mj prawdziwy problem polega wanie na tym, e powstrzymuj si od zwariowania? e nieustannie wyrywam kawaki siebie, eby wykorzeni szalestwo? Wsadzi rk w rozpalone wgle i zacisn palce rkawiczki na czarnej pestce. Zaskwierczaa skra. Wyszarpn rami z powrotem i wsta. Otworzy do, na ktrej lea czarny obiekt wielkoci pestki liwki. Uderzy si otwart doni w twarz, przyciskajc pestk do miejsca, w ktrym zwyky czowiek miaby usta. Pestka wypalia mu w twarzy dziur, przez ktr wepchn j do rodka i pokn. Zelizna mu si w gb przeyku i utkwia w piersi. Szalestwo, pomyla. Oto jak smakuje. Zawrci w kierunku, z ktrego przyszed. Szed coraz szybciej. Musia odszuka Ev i Naomi. Zacz biec. Jest ptak na jaju w gniedzie na gazi na konarze na pniaku w dziurze na dnie morza. Nie byam w stanie go zatrzyma. Nie byam sob. Moja spryna si rozzzkrrrrcaaaaa. *** Dawno, dawno temu, we wntrzu pozytywki, w gbi Czarnego Lasu, staa skromna chatka drwala.

Miaa dach kryty mchem i som i ciany z darni i koci sonia. Przed laty, w pewien burzliwy jesienny poranek drwal wyruszy do lasu z siekier na ramieniu. Od tamtej pory such o nim zagin. Jego ona i crka nadal mieszkay w chacie i czekay na jego powrt. Crka miaa wosy te jak pszenica i delikatne jak lniana przdza. Jeszcze niedawno bya larw mrwki, ale to ju niewane. Nasta pogodny i wietrzny kwietniowy ranek. Na tyach chaty ona drwala pielia grzdk marchewek, a crka bawia si z kozami w zagrdce, gdy kto zapuka do drzwi. Dziewczynka przylgna do ciany chaty i ostronie wyjrzaa zza wga. Przed drzwiami sta wysoki mczyzna w obszarpanej czarnej pelerynie i uboconych butach. Na jednym ok u mia skrzan przepask. Jeden rkaw jego koszuli by pusty i zwisa luno. Matka wyjrzaa ponad jej ramieniem. - Kto ty? - zapytaa kalek. Ale dziewczynka z okrzykiem zachwytu wybiega mu ju na spotkanie. Drwal porwa crk w ramiona (a waciwie w to, co z nich zostao) i unis w powietrze. Zakrci ni w podmuchach kwietniowego wiatru i taczcych plamach soca. - Tata! - krzykna dziewczynka. - Tata! - Przepraszam. - Jej ojciec zapaka. - Przepraszam... - Za co przepraszasz? - spytaa ona. Alex podrapa si po gowie. - Nie pamitam. Po prostu przepraszam. *** By rok 1891. Gdzie na indyjskim wybrzeu u ujcia niewielkiej rzeki rs gaj banianowy. Wysoko wrd lici znajdowaa si wsparta na gaziach okrga bambusowa platforma - podoga nadrzewnego domu czcigodnej Tkaczki. Dom mia dach z jedwabiu, nie mia natomiast cian. Wszystkie meble byy z plecionej wikliny. Kilkanacie papug siedzcych na okolicznych gaziach bacznie obserwowao czcigodn. Siedziaa po turecku na plecionej macie. Przed ni sta przekrzywiony ceramiczny dzbanek wypeniony mokr glin; polewa dzbanka miaa kolor zielony, surowa glina bya czerwona. Obok czcigodnej lea kloc drewna o wklsej powierzchni. Tkaczka signa wanie jedn rk gboko do dzbana, nabraa gar gliny, rozwakowaa j w rkach i pooya na klocu. Dooya do niej drug grud, nieco mniejsz. I trzeci, dwa razy mniejsz: Naomi. Nadajc bryom gliny ludzkie ksztaty, rozwaaa moliwoci przeniesienia trzech dusz.

Powinny nadal tworzy rodzin, to nie ulegao wtpliwoci. Tak jak Labirynt, Skrzydlak i ona, nie potrafili bez siebie y. Moe trojaczki? Nie, nie w tej sytuacji. W takim razie mczyzna, kobieta i dziecko. Ktry rok bdzie najodpowiedniejszy? Gdzie czuliby si najlepiej? 1973, uznaa, i paznokciem kciuka wyrysowaa Aleksowi zmarszczk na czole. Arizona. Dworzec autobusowy w Tucson. Powinno si uda. Soce zachodzio. Owady zaczynay wieczorne piewy. *** Szpila szybkim krokiem przemierzaa zielone ptno nieskoczonego stou bilardowego. Bya ubrana w czarn jedwabn koszul, czarne spodnie i czarne pantofle. Przez plecy przewiesia uk i koczan ze strzaami. Przy pasie niosa dwa miecze samurajskie w pochwach. Dwie wielkie jak domy kule bilardowe wyturlay si nie wiadomo skd, prbujc j zmiady. Wiroway jak podkrcone i gwatownie lizgay si na boki. Uskoczya przed nimi, okrcia si na picie i zaoya dwie strzay na ciciw. Diamentowe groty utkny w bilach. Do drzewc byy przymocowane granaty. Bile przetoczyy si, miadc strzay - a razem z nimi granaty, ktre eksplodoway anielskim wiatem. Z nieba spad deszcz odamkw koci soniowej. Szpila odwrcia si plecami do dwch poczerniaych kraterw, ziejcych w zielonym ptnie jak dwa lepe oczodoy, i podja marsz w stron zamku Labirynta. Nie miaa czasu na rozrywki. *** Trzystopowa warstwa popiou wulkanicznego pokrya cae Albuqerque w Nowym Meksyku. Huraganowy wiatr wywoa burz pyow. Na ulicy jednej z porzuconych dzielnic biznesowych utkna unieruchomiona mieciarka. Wok niej niczym metalowe grzyby wystaway z popiou gwki parkometrw i tablice znakw drogowych. W szoferce o szczelnie zamknitych oknach znajdowao si troje ludzi: mczyzna, kobieta i dziecko. Chyba ju znacie ich imiona. - No i prosz - powiedziaa Eva. - Znw jestemy razem. We wntrzu pozytywki. - Jak si std wydostaniemy, tato? - spytaa Naomi. Mimo e woya skrzan kurtk ojca, wci draa na caym ciele. - Wysidziemy i pjdziemy pieszo - odpar Alex. - Po prostu std wyjdziemy.

- Wybacz, e o tym przypominam, ale kiedy ostatnio tego prbowalimy, trwao to wieki - zauwaya Eva. Alex podnis wyprostowany brudny palec wskazujcy. - To prawda, ale przecie niedawno wszyscy si std wydostalimy. To wszystko zmienia. Tkaczka wycigna ciebie, Skrzydlak Naomi, a Naomi mnie. Pozytywka dogorywa. Damy rad. Wezm Naomi na barana. Eva westchna. - Jestem gotowa sprbowa wszystkiego. Chodmy. Ledwie wysiedli ze mieciarki, ta znikna (razem z ca ulic) i znaleli si na wylanej fioletowym asfaltem bezkresnej rwninie pod pochmurnym niebem. Wybrali kierunek i ruszyli przed siebie. *** Uzbrojona w miecze Szpila pyna przez lodowat wod przy dnie fosy. Drog owietlay jej plamy przenikajcego z powierzchni zielonkawego wiata. Pyna bezszelestnie, ocierajc si o przydenny mu i kierujc ku fundamentom zamku Labirynta. Natrafiwszy na cian z granitowych blokw, skrcia i popyna dalej wzdu niej a do dbowych drzwi, w ktre wprawiono elazne kko. Chwycia kko, zapara si obiema nogami o granit i pocigna z caej siy. Drzwi si otworzyy. Wesza do wskiego komina z czerwonej cegy. Zrobia wydech - w ciemnej wodzie zabulgotay baki powietrza - i zacza si wspina kominem. Wypynwszy na powierzchni, nabraa gboko powietrza w puca i wspinaa si dalej, do nastpnych drzwi - maych, kwadratowych, elaznych. Zajrzaa przez dziurk od klucza i widzc wiato po drugiej stronie, wyja ukryty za konierzem koszuli wytrych. Wkrtce i te drzwi stany przed ni otworem. Znalaza si w jasno owietlonym korytarzu. ciany byy otynkowane na biao, podoga wyoona zielonym dywanem, a po obu stronach cigny si bez koca metalowe drzwi. Woda ciekaa na dywan, kiedy Szpila stana na rodku korytarza. Wsuchaa si w cisz. Czekaa. Wszystkie drzwi - oprcz jednych - powoli si otwieray. Szpila dobya mieczy. *** Za jedynymi zamknitymi drzwiami na biurku staa wypatroszona pozytywka. Poowa jej

mechanicznych wntrznoci wysypaa si na blat. Na jej dnie znajdowaa si postrzpiona na brzegach rwnina pokryta fioletowym asfaltem. Przemierzao j troje wdrowcw. Na przodzie szed mody ylasty mczyzna o ciemnych wosach i zatroskanych oczach, z tygodniowym zarostem. By boso. Cay jego strj stanowiy podarte spodnie z diagonalu. Obok niego sza Latynoska w zachmanionej sukience z czerwonego jedwabiu. Za nimi wloka si jasnowosa dziewczynka, cakiem naga i bardzo brudna. Wszyscy troje mieli zmierzwione wosy i obac patami spalon od soca skr. Mona by pomyle, e id tak od lat. Nie odzywali si. Unikali nawzajem swoich spojrze. A mimo to, uparcie szli w tym samym kierunku. Dotarli do wysokiej jak trzypitrowy dom klepsydry. Staa na rodku rwniny niczym pomnik. Kopiec biaego piasku w jej dolnym zbiorniku przewysza wysokoci dorosego mczyzn. W rodku kopca tkwi drewniany koek, wygadzony jak drewno wyrzucone przez morze. Na koek byy nabite trzy czaszki z oczami i jzykami; obrzucay si obelgami i wierciy na koku, aujc, e nie mog ksa. Wok nich kbi si rj komarw. Mijajc klepsydr, wdrowcy syszeli dobiegajce zza szka stumione gosy: - Wal si! - Mam ci w dupie! - Zaraz ci udusz! - Tylko sprbuj! Naomi spluna na asfalt. Zostawili za sob nadziane na koek czaszki, tonce w biaym piasku, ktry sypa im si do oczu. Trzy czaszki - i ani jednego mzgu. W kocu klepsydra znikna w oddali, a troje wdrowcw zobaczyo wprawione we framug drzwi, wok ktrych nie byo adnej ciany. Z boku staa bladorowa plama z ys gow, w okularach z grubymi szkami. Patrzya na nich. Podchodzc do drzwi i plamy, zacienili szyk. Alex wzi Ev za rk, Naomi wczepia si w nogawk jego spodni. Plama obserwowaa ich, ogryzajc paznokcie. Drzwi si otworzyy. Za nimi ziaa czarna pustka. - Ta plama to Labirynt, prawda? - powiedziaa Naomi. - A czym s te drzwi? - To moe by puapka - zauwaya Eva. - To wyjcie - wyjani Alex. - To my je tu umiecilimy. Nie zdoa nas powstrzyma. Naomi odkaszlna. - Ale co on tu robi? Mylaam, e nigdy nie wchodzi do rodka. - Wszed za mn - odpar Alex. - Bardzo susznie zreszt: jest moim anioem strem.

Tak jak Skrzydlak twoim. To przeze mnie zostaycie z matk wpltane w ten bajzel. - Od razu wida, e niewiele wiesz - wtrcia Eva. - Tkaczka mi mwia, e kiedy byli z Labiryntem maestwem. S tak samo powizani ze sob jak my. Jednego tylko nie rozumiem: czyim anioem opiekuczym jest Szpila? - Jaka Szpila? - zdziwi si Alex. Drzwi skrzypny i drgny na zawiasach. Wiatr grozi zatrzaniciem ich w kadej chwili. Naomi spluna plamie pod nogi. - Chodmy std - powiedziaa. - Lemy std. Skrzydlata mrwka, biaa gobica i miniaturowy helikopter wlecieli przez drzwi w ciemno. Drzwi zamkny si z oskotem. Rowa plama wybuchna paczem. Nie posiadaa si z radoci. - Udao si! S uleczeni! Wiedziaem, e si uda! *** W nadrzewnym domku w kpie banianw Tkaczka dokonywaa ostatnich poprawek przy trzech glinianych figurkach. Aleksowi brakowao jednego kawaka, a Naomi wysza jej troch kolawa, ale nie bd mieli nic przeciwko temu. Przywykli. Zamoczya rce w misce z wod. Papuga przeleciaa nad Oceanem Indyjskim i wyldowaa obok swoich sistr, ktre obsiady liany wrd banianw. Zaskrzeczaa gono. Tkaczka podniosa wzrok. - Udao im si? A to ci niespodzianka... Dobrze, e mam dla nich gotowe ciaa. Wyrzucia gliniane figurki z domu. Przepady bez ladu wrd niszych gazi drzewa. - Tucson w Arizonie! - zawoaa do banianw. - Tysic dziewiset siedemdziesity trzeci! Dworzec autobusowy! - Nie ma sprawy - odpowiedziay drzewa. - Zaatwione. Licie zadray od najdelikatniejszych kropelek deszczu. *** Chory Skrzydlak prowadzi aglowy katamaran po Atlantyku w szeroko pojtych okolicach roku 2000 p.n.e. Sta przy sterze boso, w biaej pciennej tunice, i mocno trzyma rumpel. Kaduby katamaranu byy zrobione z powizanych w pki trzcin, agle za z najlepszego konopnego ptna.

Wsucha si w na przemian narastajcy i cichncy wiatr. - Tym lepiej dla nich - powiedzia. - Sprawa zaatwiona. Wiadomo co o Szpili? Albo o starym? Wiatr nie odpowiedzia. *** Pozytywka wci jeszcze graa - ledwo, ledwo. Mj bben jeszcze si obraca, mosine koki trcay miedziane pytki - ale nikt nie sucha. Nikogo to nie interesowao. Nikogo we mnie nie byo. Licznik spad do zera. Biaa pustynia opustoszaa. Trzy soca si wypaliy, pozostawiajc trzy fioletowe dziury w poplamionym niebie. Odcinite na piasku trzy tropy koczyy si na grzbiecie wydmy, jakby piasek pochon troje wdrowcw. Albo jakby co porwao ich w powietrze. I tak ju zmczya mnie zabawa nimi. Kiedy mylaam, e nie bd chciaa umiera w samotnoci. Teraz chciaam po prostu, eby wszyscy dali mi spokj; ebym moga spokojnie si rozpa albo implodowa. Kto haasowa na korytarzu. Plama skulia si w kcie swojego gabinetu. Niczego nie da si unikn, prawda? Tak jak nie da si zmieni cudzej decyzji, a starego psa nie nauczy si nowych sztuczek. Lepiej pogodzi si z tym co nieuniknione. Lepiej od razu si powiesi. To nie o mnie. Ja zostaam zamordowana. Zdradzi wam tajemnic? Eva nigdy nie bya rybi kapank Majw. Naomi nigdy nie zostaa zamroona w ciekym azocie ani nie zmienia si w potwora w krgielni. Alex nie straci rk. Nie widzieli roztapiajcych si ludzi ani umierajcych oceanw. Obkani ludzie kami. yj w swoich wasnych wiatach. Nazywamy je SP: Szczegowe wiaty Potencjalne. Szalecy stale je wymylaj - ale to niebezpieczna zabawa. Za trudna dla ludzi. Dlatego wariuj. Tylko maszyna moe bezpiecznie wymyla SP. Po to wanie doktor Labirynt wynalaz mnie. Maszyna nie moe zwariowa. Zdradz wam jeszcze jedn tajemnic. Nie ma adnych burz. Nie ma aniow. Nie ma pozytywek. *** Szpila staa z obnaonymi mieczami i ociekaa wod, a drzwi w nieskoczonym korytarzu otwieray si i wynurzay si zza nich demony wszelkich moliwych ksztatw i

rozmiarw. Byy tam demoniczne cyberszaracze i arktyczne demony-kanibale o kach z zakrwawionego lodu. Byy demony w pelerynach z pir, uzbrojone w azteckie m aczugi bojowe, z muchomorami zamiast gw. Byy wcieke demony z chorych koszmarw doktora Labirynta - skrzyowanie czowieka z najeon wczniami machin oblnicz z epoki brzu. Wylgay tumnie na korytarz: demony chtoniczne, oceaniczne, mikrobiologi czne, kosmiczne... Szpila zoya si do ciosu. Demon w ksztacie uskowatej zielonej ropuchy skoczy jej na plecy - i natychmiast polecia na cian, ktr przebi impetem uderzenia. Od tej chwili Szpila jakby bya wszdzie naraz. Niektre demony giny z gardem przebitym shurikenem, inne - wypatroszone mieczem Szpili; te, ktre byy zbyt gupie, eby upa, siekaa na kawaki. To bya brudna robota, ale sprawiaa jej przyjemno. Szaracze utuka na miazg ap, ktr wczeniej odcia zamkowemu gargulcowi. W kocu zostay tylko lodowe demony z Arktyki - te porazia krzykiem tak, e rozpady si na kawaki. Po zakoczonej rzezi obrzucia wzrokiem jatk, schowaa miecze i podesza do jedynych zamknitych drzwi. Odkopna sobie z drogi jaki zakrwawiony eb i kopniakiem wywaya drzwi gabinetu Labirynta. W rodku byo ciemno. Kupka akt dopalaa si smtnie na pododze. Odamki szka z rozbitych kineskopw monitorw mieniy si w blasku ognia. Wesza do gabinetu. Po biurku walay si kapsuki lekw i moje rozsypane bebechy. Graam jak jawajski gamelan, powoli i statecznie. To bya moja elegia. Rowa plama wcisna si gbiej w kt. Szpila zrobia krok w jej stron. - Wyleczyem ich - zaskomlia plama. - Wiedziaem, e potrafi to zrobi, ale zamiast mi gratulowa, oni przysyaj ciebie. To si nazywa zazdro zawodowa, ot co. Moe nie mam racji? - Mylisz si. Mylisz si tak bardzo, e to nawet nie jest mieszne. Labirynt zesztywnia ze zoci. - Ja nie eksperymentuj - powiedzia z naciskiem. - Ja prowadz terapi. Nowatorsk terapi. Nie mona testowa metodologii psychologicznej na szczurach, rozumiesz? To nie jest nauka cisa. - Dramatycznym gestem rozoy rce. - Ach, po co ja tu sobie jzyk strzpi? Tkaczka, ta suka, i tak wszystkich was podburzya przeciwko mnie. Szpila wytara o koszul wybrudzone krwi demonw rce. Nie spuszczaa plamy z oka. Zbliya si jeszcze bardziej. - Nie suchasz mnie - powiedziaa.

Plama rozpaszczya si na cianie i kwikna z przeraenia. Pusty biay kitel opad na podog. I drgn. Co si pod nim poruszao. Biay szczur wyskoczy spod skraju kitla i popdzi wzdu listwy pod cian. Szpila rzucia si na niego i zapaa go za skr na karku. Wi si i sycza, ale kiedy go podniosa, zwiotcza i ju tylko dygota. - Nie wygupiaj si - powiedziaa. - Bd mczyzn. Szczur kichn i w tej samej chwili faktycznie sta si mczyzn: bladoskrym, anemicznym, nagim staruchem z udami umazanymi odchodami. Kiedy Szpila go pucia, osun si na cian i zabekota co paczliwie. Wzdrygn si, kiedy stana obok niego, obja go ramieniem i delikatnie, lecz stanowczo odcigna od ciany. Da si prowadzi, pprzytomnie mamroczc pod nosem. Gowa opada mu na rami. Szpila podesza do wybranego kawaka ciany i wymierzya mu szybkiego kopniaka. W cianie otworzyy si prostoktne drzwi. Wzia Labirynta w ramiona i wniosa go do jego sypialni, gdzie uoya go na ku. Z azienki przyniosa rolk rcznika papierowego. Obrcia Labirynta na brzuch i wytara mu gwno z ng i szpary midzy poladkami. Wycigna spod niego przecierado i go nim przykrya. Zwilon szmatk wytara mu pot z twarzy. Bez okularw jego oczy wydaway si mae i sabe. Zacz dre. Szpila przyrzucia go kocem i dotkna jego czoa. Przyniosa szklank wody i dwie biae tabletki. Pomoga Labiryntowi usi, podpara go wakiem i woya mu tabletki do ust, a potem przytrzymaa szklank, kiedy pi. Nachyli si ku niej, mruc oczy. - Szpila? - zapyta. - Tak, to ja. Potrzebujesz duszego odpoczynku, Labirynt. Mam tego dopilnowa. - Ale... Nie zabijesz mnie? Szpila usiada w fotelu. Wyja zza pazuchy krtki czarny sztylet i zacza czyci paznokcie z rzsy wodnej, krwi demonw i anielskiego gwna. - Jeszcze nie wiem - odpara. - Zastanawiam si. W moich wntrznociach przenikliwie zawya syrena, zapowiadajc rych detonacj. Zawiadomiam doktora, e jestem gotowa do odegrania sceny mierci. Dwik syreny wywabi Szpil z sypialni. Szkaratny dym bucha ze mnie, wyadowania elektryczne wybijay dziury w suficie. Szpila porwaa mnie z biurka, wybiega za drzwi i rzucia mnie w gb korytarza. Pofrunam, koziokujc, nad szcztkami tysica demonw. - Uwaga, niebezpieczestwo! - wrzeszczaam. - Lont podpalony! Przecienie stochastyczne! Przepalenie obwodw! Do szalup! Opuci pozytywk!

Niestety, mwiam zbyt szybko, eby ludzkie ucho mogo rozpozna sowa, i wyszed z tego aosny pisk, jak ostatni wiergot rozdeptanej cykady albo chrypliwy mlask zmiadonej remory. Zanim zdyam spa na dywan, eksplodowaam oguszajc tcz barw. Taki by mj koniec. Chocia nie, to wcale nie by mj koniec. Skamaam. Taka ju jestem. Przerzuciam po prostu swj system i pami do innej pozytywki Labirynta; mia taki magazyn, w ktrym trzyma nas cakiem sporo. W yciu po mierci bardzo trudno jest umrze. Mog wam zacytowa koan zen, zanim sobie pjd? Miady system, mwi wam. Pytanie: Nie moesz tego zrobi w jeden sposb. Nie moesz tego zrobi w drugi sposb. Oba sposoby s niemoliwe. Jak zatem to zrobi? Odpowied: Ciekawe, jak jest po drugiej stronie. *** By ciepy wieczr pewnego sierpniowego dnia 1973 roku. Na dworcu autobusowym w Tucson Meksykanka w zielonej sukience czekaa z creczk na nocnego greyhounda na pnoc. Kobieta miaa na imi Eva, a jej crka Amy. Amy siedziaa na pomaraczowym plastikowym krzeseku, kopic w nie od spodu obcasem. Krzeseko byo przyrubowane do podogi. Poprosia matk o wier dolara do automatu z napojami. Wrzucia monety do wysokiej metalowej szafy, ktra po chwili wyplu a puszk piwa imbirowego. - Oto napj dla panienki - powiedzia siedzcy za nimi mczyzna miesznym, jakby mechanicznym gosem. Udawa, e jest automatem. Chcia rozbawi Amy. Amy art si spodoba i zacza mwi do mczyzny po angielsku, bardzo szybko, ale troszk niewyranie - to bya pozostao po dziecicym zapaleniu mzgu. Alex sucha jej i kiwa gow, chocia rozumia mniej wicej co drugie sowo. Dzie spdzi w autobusie. Przyjecha z zachodu, z Amarillo w Teksasie, a udawa si do Phoenix, gdzie - z braku lepszego pomysu - zamierza szuka pracy w warsztacie samochodowym. By ubrany w niebieskie dinsy i skrzan kurtk. Praw rk mia odcit na wysokoci nadgarstka. Kikut zafascynowa Amy, ktra bardzo staraa si na niego nie patrze. Dziewczynka drczya nieznajomego ju dobr minut, zanim Eva oderwaa wzrok od gazety i na niego spojrzaa. Obserwowa j. Umiechn si do niej z wahaniem. Amy trajkotaa w najlepsze. Mia mi twarz, przyjazn. W odpowiedzi Eva umiechna si do

niego pgbkiem. Soce zaszo nad Tucson. Wieczr si wlk. Ulice przed dworcem pociemniay. Wczyy si dworcowe lampy, zmieniajc okna w lustra. Zegar wskazywa sm. Nocny autobus do Phoenix si spnia. Amy zasna na swoim krzeseku, wtuliwszy gow w rami matki. Spaa z otwartymi ustami. Jej buzia paaa wewntrznym wiatem. Bya najukochaszym skarbem mamusi, ktry nie sposb ochroni. Napeniaa serce Evy zaciek, zawistn mioci. Alex stan nad Ev. - Mog si przysi? Poniewa by miy dla Amy i j rozbawi, Eva skina gow. Usiad wic. Zaczli rozmawia. Mczyzna wychowa si w Chicago, niedawno straci prac w serwisie ciarwek w Teksasie i tak dalej. Eva przetara oczy. Miaa wraenie, e nie spaa od czterech dni. Jechaa do Flagstaff, gdzie znajoma zaatwia jej prac sprztaczki w motelu. Alex by ciekaw, czy i dla mechanika nie znalazoby si we Flagstaff jakie zajcie; podobno jest tam chodniej ni w Phoenix. Przerzuci rami przez oparcie krzesa Evy. Aha! Tego si wanie spodziewaa. Podrywa j. A ona... Nie zamierzaa protestowa. Ta obcita rka troch j odrzucaa, ale go by sympatyczny, no i Amy go polubia. Eva nie odepchna jego rki. Pewnie by zwyczajnie spragniony kontaktu z drugim czowiekiem. Mona wybaczy facetowi, e czuje si samotny. Amy poruszya si przez sen. ni jej si unoszcy si w pustce biay balonik. Na gumowej powierzchni biaego balonika yy sobie trzy biedronki. Pewnego dnia postanowiy urzdzi sobie wycig. Miay si ciga dookoa balonu. Linia startu miaa by zarazem lini mety. Kto zawoa START i biedronki ruszyy. Jednake gdzie w poowie drogi biedronkadziewczynka uwiadomia sobie, e zapomniay narysowa lini startu, ktra miaa by lini mety. Wygranie wycigu stao si wic niemoliwe. Trzy biedronki zapomniay o wycigu i odfruny. Balon pk. Amy wtulia si mocniej w matczyny bok i westchna z satysfakcj. Nic nie zostao postanowione, ale wszystko si rozstrzygno. Niczego nie zreperowano, ale wszystko zostao naprawione. Nikogo nie wyleczono. Wszyscy wyzdrowieli. Na zewntrz, przed dworcem, zacz pada deszcz.

You might also like