You are on page 1of 5

Zazdro czyni lepym

Soce ukazao si ju nad horyzontem, ciepymi promykami owietlajc kady skrawek ziemi. Po niebie leniwie suny nienobiae oboczki, poganiane delikatnymi podmuchami wiatru. Kropelki rosy na dbach traw tworzyy malutkie lusterka, w ktrych miao przeglday si rnobarwne kwiaty oraz dziko rosnce chwasty. Porodku niewielkiej polanki sycha byo rechotanie ab i akompaniujcy im szum pyncej wody. Wtem w oglny spokj wkrad si czyj wesoy miech. Wraz ze miechem na ono przyrody zawita niewielki, na oko dziesicioletni chopiec. Podskakiwa energicznie, raz po raz wydajc z siebie radosne okrzyki. Dzieciak podbieg do pokanej skay i wskoczy na, woajc: - Tato, tato, chod tutaj! Zote kosmyki okalay jego rozemian twarz, a orzechowe oczy byszczay pogodnie. Osob, do ktrej zwrci si malec, by wysoki, dorosy mczyzna z brzowymi, zwichrzonymi przez wiatr wosami. - Gdzie si tak spieszysz, Rakoczy? spyta przyjemnym dla ucha barytonem przecie moesz wdrowa sam. W kocu znasz te tereny jak wasn kiesze. - A mog pj do lasu? Chc zbiera grzyby! oznajmi blondynek, zakadajc rce na piersi. Mczyzna umiechn si pobaliwie. - Wtpi, eby znalaz choby jednego muchomora, ale jeli masz tak ochot - wzruszy ramionami. - Dzikuj, tato! krzykn malec, po czym zeskoczy ze skay i zerwa si pdem. Bieg przed siebie, zwinnie przeskakujc przez wszystkie przeszkody, jakie napotka na swojej drodze. Zatrzyma si dopiero wtedy, gdy poczu w nozdrzach przyjemny, odprajcy zapach lasu. Odetchn gboko, przymykajc powieki. Sta chwil w bezruchu, uwanie wsuchujc si w ptasie trele. Otworzy oczy w momencie, gdy usysza dochodzcy z niedaleka szelest lici. Podnis gow, rozgldajc si wokoo, jednak nie dostrzeg niczego niepokojcego. Wznowi wdrwk. Tym razem jednak szed spokojniej, by nie wystraszy adnych lenych stworze. Po pgodzinie marszu, kiedy musia przyzna, e o tej porze roku grzyby faktycznie nie rosn, wrci na polan, gdzie czeka na niego ojciec. * Jeli istnia zapach, ktry, zdaniem Rakoczego, mg konkurowa z orzewiajcym lenym powietrzem, z pewnoci by to nieziemski aromat plackw ziemniaczanych, przyrzdzanych przez jego mam, Florentyn. Wanie siedzia przy stole, czekajc, a danie bdzie gotowe, gdy do jadalni wszed ciemnowosy Alek. Towarzyszy mu wysoki, lekko patykowaty rudzielec oraz czarnowosa dziewczynka w fioletowej sukience. Wszyscy troje zajli miejsca obok Rakoczego, ktry umiechn si lekko.

- Cze, Alek! zagai do modszego brata z umiechem na twarzy mama powiedziaa, e zrobi dzi na obiad placki, wiesz? Ciemnowosy chopiec spojrza na z iskierkami w oczach. - To ja chc duo cukru pudru! powiedzia gono, do czego zaraz doczy si rudzielec, kiwajc energicznie gow Swoj drog, chyba jeszcze nie zdyem przedstawi ci moich przyjaci. To jest Norbert i Helena. Mieszkaj niedaleko nas, wiesz? Norbert umiecha si nieco gupkowato, jednak sprawia wraenie cakiem miego. Helena natomiast stanowia jego przeciwiestwo spogldajc na Rakoczego spode ba, wygldaa, jakby chciaa go pogry. Wtem do jadalni wesza kobieta o dugich blond wosach splecionych w gruby warkocz. Ubrana bya w letni sukienk w kwiaty oraz przybrudzony mk fartuch. W rkach trzymaa wielki talerz obadowany plackami ziemniaczanymi, ktry postawia na stole. Rakoczy, Alek i jego towarzysze od razu zabrali si za paaszowanie. - Mamo, bd mg pj dzisiaj z tat na spacer? spyta Rakoczy, mlaskajc. - Jeli go adnie poprosisz, to moe si zgodzi odpowiedziaa. - A ja te bd mg pj? wtrci si Alek, patrzc proszco na mam. Kobieta westchna cicho. - Jeste jeszcze za may, kochanie. Zgubiby si, a za kilka godzin bdzie zmierzcha powiedziaa stanowczo. Alek obruszy si, marszczc brwi. - Wcale nie! Ja te chc pj! Czemu tylko Rakoczy moe?! Nie jest tak duo starszy ode mnie! krzykn buntowniczo, zakadajc rce na piersi. - Nie podno gosu upomniaa go matka odprowad swoich znajomych do domu. Nie chc, by ich rodzice si martwili. Alek prychn, lecz posusznie wsta od stou i razem z przyjacimi opuci jadalni, na odchodne rzucajc mamie i Rakoczemu gniewne spojrzenie. * Jest prawd powszechnie znan, e dla ywioowego dziecka nie ma nic lepszego ni beztroskie bieganie po polach i kach. Tako dla Rakoczego nie byo czynnoci przyjemniejszej. Dziki uyciu konkretnych argumentw (jeli wyjd na wiee powietrze, to na pewno urosn i moe nawet w ogle nie bd chorowa!), z konwersacji z ojcem wyszed zwycisko. Wdrujc po lesie, nuci pod nosem weso, skoczn piosenk. Nagle, pord otaczajcej go zieleni, dostrzeg czerwie. Zamruga parokrotnie, gdy zrozumia, e to, co pocztkowo bra za zwyky kolor, okazao si niedu plam krwi. Przeraajca barwa szkaratu rozlewaa si porodku trawy w nienaturalny dla zwierzcych oww sposb. Kiedy wzrokiem odnalaz rdo smutnego potoku, natkn si na icie okropny widok. Struchlae, zwinite, martwe ciao, pokryte rudym futerkiem leao niezgrabnie na cice. Niewidzce

oczka patrzyy w dal, puste i bez ycia. Gardo chopca cisno si ze strachu, a z jego rozszerzonych oczu zaczy pyn zy. - Nie - wyszepta cicho, cho gos mu si ama t-to niemoliwe Nie mg wydusi z siebie kolejnych sw. Wzrok bez udziau jego woli co chwila powraca do tego odstrczajcego obrazu. Martwy. Martwe zwierz. Obrci si na picie, po czym zacz biec przed siebie. Zaledwie po kilkudziesiciu metrach opad z si. Przytrzyma si drzewa, by nie upa. Powoli spocz na lenym runie, skupiajc si na szaleczym biciu swojego serca. Przycisn donie do klatki piersiowej, gwatownie zaciskajc oczy. Jednak obrazy i koszmarne wizje nie chciay go opuci. To bya wiewirka. Kiedy na pewno skakaa po drzewach. Zbieraa orzechy. A teraz jest martwa. Rakoczy wzdrygn si. W jego umyle raz po raz dostrzega krwaw posok, sczc si z rany zwierzcia. Gono przekn lin. Kto mg to zrobi? Ta myl dostaa si do jego gowy zupenie niespodziewanie. Przecie rano tamtdy przechodzi. Doskonale to pamita. Na pewno nie przeoczyby czego tak widocznego! Nie byo moliwoci, aby wiewirka zostaa zabita przez dzikie stworzenie yjce w lesie. To z ca pewnoci bya robota czowieka. Rakoczy stan na nogi, podpierajc si o drzewo. Odetchn gboko. Przypomnia sobie, e zawsze w chwilach stresu mama kazaa mu liczy do dziesiciu. Jeden Dwa Trzy Czterypiszesiedemosiemdziewidziesi. Nie poskutkowao. Ale podj decyzj. Musia tam wrci. Sprawdzi, co si stao. Odkry, kto by w stanie zrobi co tak okrutnego. Na trzscych si koczynach ruszy w drog, gdzie jak mu si zdawao napotka owo trucho. Po kilkunastu minutach sta w odlegoci zaledwie metra od martwej wiewirki. Zebra ca si woli i zbliy si do nieruchomego ciaa. Delikatnie dotkn niezwykle mikkiego, rudawego futerka. Pogaska zwierz, dostrzegajc, e wci jest ciepe. Z pewnoci zgino krcej ni godzin temu. Czujc ch zwymiotowania, Rakoczy szybko odsun si na bezpieczniejsz odlego. Przymkn oczy. Kto by potencjalnym morderc? Las ten znajdowa si daleko od terenw mieszkalnych. Zreszt, najblisza wioska bya ponad trzy kwadranse drogi std, a najblisza ludzka siedziba naleaa wanie do jego rodziny. Ale zawanie krgu do mamy, taty i brata Chwila! A - H-Helena i Norbert - wyjka cicho wyszli z naszego domu okoo godzin temu Na pewno mieli do czasu, eby Teraz wszystko stawao si oczywiste. Norberta nawet nie podejrzewa z pewnoci chopak nie nalea do najbystrzejszych ludzi. Helena Cay czas patrzya na niego spode ba. - Ale czemu miaaby to robi? spyta sam siebie. Nie mg wymyli adnej odpowiedzi. Musia przyapa j na gorcym uczynku. Lecz najpierw musia co zrobi z truchem Wypadaoby je pochowa. Rakoczy ponownie zbliy si do wiewirki, po czym domi wykopa obok sporej wielkoci d, w ktrym umieci ciao. Kiedy pochowa martwe stworzenie, zoy rce jak do modlitwy i powiedzia cicho: - Boe, zaopiekuj si t malutk wiewirk. Daj jej szczliwe ycie gdzie daleko, daleko std rzek powanie, z namaszczeniem przymykajc oczy.

Nastpnie wsta, otrzepa si z ziemi i wytar donie z resztkami krwi w spodnie. Jego umys da prawdy. Z silnym postanowieniem, e zapie tego, kto mia tak zbruka przyrod, ruszy na obchd lasu. Wdrujc, rozglda si dookoa. Reagowa na kady najmniejszy bodziec nawet szum lici czy drgnicie gazek powodowao u niego natychmiastowe spinanie mini. Gdzie tu pewnie czai si morderca. Szczeglnie mocno wypatrywa czarnych wosw oraz fioletowej sukienki, w ktr Helena bya ubrana. Wtem gdzie z oddali usysza wrogie miauczenie. Obrci si w kierunku dwikw i zacz biec w stron, z ktrej dochodziy. Po kilkunastu sekundach odgos usta, jednake Rakoczy nie zwalnia kroku. Miny prawie dwie minuty, nim znalaz si na maej polance, skd sysza miauczenie. Rozejrza si wokoo. Nietrudno byo mu dostrzec lece nieruchomo stworzenie. Postpi kilka krokw naprzd. Dotaro do niego, i by to kot dachowiec. Przekn gono lin. Czarna sier zwierzcia pozlepiana bya krwi, a jego oczy nie wyraay zupenie nic. Rakoczy uklkn przy nim, po czym pooy do na jego klatce piersiowej. Nie poruszaa si. Nie czu take pulsu.

Martwy.
Z jego oczu ponownie zaczy pyn zy. Zadra. Zacz si naprawd ba. Kot wci by ciepy, tote Rakoczy nawet nie pomyla, by take i jemu wyprawi naleyty pogrzeb. Przeegna si tylko, po czym ruszy dalej, gdzie, jak mu si zdawao, moga kry si Helena. Przebieg ca polan, a nastpnie kontynuowa powoln wdrwk. Mylami wci powraca do wizji, podsyanych mu przez wasny mzg. Wiewirka i kot, to ju dwie ofiary. Wci jeden zabjca. To wszystko byo tak nierealne, jak jego gry na komputerze, gdzie mona byo usun niechciany pionek i nikt nie robi z tego jakiego wikszego problemu. Teraz mia przeczucie, e ju nigdy wicej nie bdzie mia ochoty na tak gr. Mino okoo p godziny i Rakoczy ju by w stanie stwierdzi, e morderca uciek, kiedy ponownie co usysza. Piski zwierzcia. Okrelenie kierunku zajo chopakowi mniej ni trzy sekundy. Biegnc, modli si, aby zdy. Na miejsce kolejnej planowanej zbrodni dotar w jeszcze krtszym czasie, lecz zamiast Heleny, zobaczy tam - To ty?! krzykn, widzc Alka. Ciemnowosy chopak z zacit min mierzy noem ku przeraonej wiewirce, szamoczcej si w jego doni. Na dwik gosu Rakoczego poderwa gow, upuszczajc stworzenie, ktre czym prdzej ucieko, wskakujc na najblisze drzewo. - Tak, to ja powiedzia powanie, a wyraz jego twarzy nie pozostawia wtpliwoci. - Ale przecie to Helena To ona miaa - Helena? Alek zamia si nieprzyjemnie tak, ona wyglda na tak osob, ale niby po co miaaby to robi? Rakoczy, wci bdc w szoku, wyszepta tylko: - W takim razie dlaczego ty to zrobie? Alek rzuci mu wcieke spojrzenie.

- To wszystko przez ciebie! Gdyby nie ty, te zwierzta mogyby y! One nic mi nie zrobiy, ale to ty zawsze je tak kochae! Zawsze wolae i z tat do lasu ni si ze mn pobawi! krzycza, wskazujc na niego oskarycielsko palcem a tata nigdy nie chcia pj ze mn! To zawsze ty bye najwaniejszy! Oczy blondyna rozszerzyy si. - Co ty mwisz? Przecie to wcale - zacz. - Ale wanie tak byo! Dzisiaj te nie mogem pj! A wszystko przez to, e rodzice bardziej ciebie kochaj! W kocu jeste starszy! jego oczy zaszkliy si, a policzki nabray odcienia purpury. Rakoczy nie wiedzia, co powiedzie. Otwiera usta i je zamyka, nie mogc wydoby z siebie odpowiednich sw. Co w jego umyle krzyczao, e przecie powinien by wcieky, zabi go, rozszarpa, ale Druga strona podpowiadaa, i nie byoby to duo lepsze od tego, co robi Alek. Nabra powietrza w puca. Gdy poczu w nozdrzach przyjemn wo lasu, jego myli uspokoiy si. Nagle wiedzia ju, co powinien zrobi. Zbliy si do swego brata, z ktrego oczu wypyway zy. Bez sowa go przytuli. - Przepraszam Wiem, e to za mao, ale przepraszam Nie byem dobrym starszym bratem - szepta mu do ucha. - Ale Przecie powiniene mnie nienawidzi Zabiem tamte zwierzta! - zaooponowa cicho Alek, drc na caym ciele. Rakoczy tylko wzmocni ucisk. Stara si nie myle o wszystkich konsekwencjach, jakie mog z tego wynikn. Kto przecie mgby zobaczy tamto kocie trucho i prowadzi ledztwo na wasn rk albo po prostu zobaczy lady krwi na spodniach Alka. - To nic wyszepta to nic Przez chwil stali w milczeniu. Alek otoczy ramionami Rakoczego, a z jego oczu ponownie popyny zy. Brudne od ziemi donie blondyna zaciskay si kurczowo na plecach modszego brata. - Znasz to uczucie, kiedy doroli mwi ci, e wszystko bdzie dobrze, ale wiesz, e pewnie kami, eby poczu si lepiej? - gos Rakoczego zakci cisz. - T-tak - Zatem wszystko bdzie dobrze powiedzia stanowczo Rakoczy.

You might also like