You are on page 1of 76

Karol May Twierdza w grach

I
Powszechnie wiadomo, e nawet ustne opowieci wymagaj zwizoci, a powtarzanie tych samych rzeczy dziaa na sucha-czy nuco, opowiadanie czynic rozwlekym. Tym bardziej wic naley wymaga~ d autora utworu pisanego, aby unika zbdnego balastu sw, jeeli i tak ju niczego wyjani~ nie mog. Skoro jednak autor stawia sobie za zadanie osignicie pewnych celw, ktre, jak to ma miejsce u mnie, zwizane s z prawdziw wiar w Boga, poczuciem tego wszystkiego, co dobre, pikne i szlachetne, to w tym wypadku moe swoje myli i spostrzeenia, e uyj popularnego wyraenia, postarza do woli. Jednym z czsto u mnie wystpujcych spostrzee jest to, i losy, nie tylko narodw, lecz take poszczeglnych ludzi, pozostaj z sob w cisym zwizku, ktrego niedowiadczone oko zazwyczaj nie dostrzega, a mimo to istnieje w zwizek i wychodzi na jaw wwczas, gdy si go najmniej spodziewamy. Jak setki tysicy i miliony mil oddalone od siebie gwiazdy firmamentu powizane s ze sob na mocy wiecznych praw, tak te dziaalno czowieka i wydarzenia jego ycia, bez wzgldu na dzielcy je czasokres, cile si cz i do czsto w wydarzeniu wieku starczego da si zauway skutek pewne-go czynu, ktry mia miejsce kiedy w dawno minionej i zapomnianej modoci. Nie ma nic takiego, zarwno w wewntrznym, jak i w zewntrznym yciu czowieka, co by mona byo uwaa za cao, wyodrbnion z pord innych okolicznoci. Wszystko, co na powierzchni ycia wypywa, jest owocem ubiegego dnia, ktry zawiera w sobie jdro dalszego, ukierunkowanego rozwoju. Ukierunkowanego! Z rozmysem to podkrelam, gdy dobry uczynek moe zrodzi tylko dobro, a zy - zo. Jest to wieczne, niewzruszone prawo, ktre mona rnie tumaczy, ale ktrego jednak nie jestemy w stanie zmieni. Jake czsto si zdarza, i dzielny, dobry czowiek widzi nagle spadajce na konsekwencje jakiego dawno ju odaowanego i zapomnianego czynu; zdawao si, e nic go nie zdoa wskrzesi, a jednak towarzyszy czowiekowi w ukryciu przez cay czas. Wywiadczenie komu przyjacielskiej przysugi przynosi czstokro po wielu latach niespodzianie nagrod. Dlaczego waciwie tak filozofuj i moralizuj, zamiast po prostu rozpocz opowiadanie? Dobrze, wic do dziea! Miaem zamiar podj podr do Szirazu bezporednio po naszym powrocie z Birs Nimrud, wzgldnie w krtki czas potem. Natknlimy si jednak w Bagdadzie na przekupnia sprzedajcego znany w caej Mezopotamii ze swej niezwykej 6 dobroci balsam piknoci, ktry wyrabiano w okolicy Kirman-szah. Sprzedawca ofiarowywa swj towar w kawiarni, gdzie rwnie i do nas si zwrci. Przypuszczaem, e Halef pokae mu po prostu drzwi, ten jednak wda si z nim w rozmow, w czasie ktrej zapyta: - Czy moesz mi powiedzie, gdzie kupujesz ten zadziwiajcy rodek na pikno? - Nie mam adnych podstaw ku temu, by ci nie powiedzie, - odpar przekupie - gdy dumny jestem z tego, i wyrabiajca go niewiasta udzielia mi wycznego prawa sprzeday na t okolic. Mam od niej te pozwolenie odwiedzania jej dwa razy do roku dla nabywania owego balsamu. Gdy wracam, oczekuj mnie wszystkie haremy, aby wej w posiadanie cudownej maci. - Czy rzeczywicie spenia te nadzwyczajne cuda, o jakich si mwi? - O, czyni wicej, znacznie wicej, anieli mona opowiedzie! Wystarczy ni tylko dotkn twarzy, a znikn wszystkie zmarszczki, pryszcze i inne niedomagania, szpecce oblicze. - Przesadzasz! - Nie, na Allacha, nie! Moesz si uda do plemienia, z ktrego pochodzi owa kobieta, wyrabiajca ma, a przekonasz si, i wszystkie tamtejsze matki i panny maj lica jak nieg biae, a lnice jak blask jutrzenki! - A czy wiesz, z czego wyrabiany jest ten rodek? -Nie. Jak moge nawet pomyle, i wyrabiajca go bdzie tak nieostrona, by mi to powiedzie! Odziedziczya drogocenn tajemnic od swej prababki, a ta z kolei otrzymaa j w spadku od

swej praprababki. Ostatnia za te miaa prababk ktrej praprababka, niezwykle nabona kobieta, otrzymaa t ma nagrod za swe wielkie cnoty od archanioa Gabriela; ten za sprowadzi j z najwyszego niebiaskiego raju, gdzie ma t spreparowano dla wiecznej modoci prze-bywajcych tam bogosawionych. - Jak si nazywa owa kobieta? - Waciwego imienia nie znam, lecz nazywaj j Umm ed Damahl, Matka Piknoci. - Gdzie mieszka? - Nigdzie, gdy jej plemi nie prowadzi osiadego trybu ycia; raz mieszka tu, raz tam. Stanowi za cz skadow plemienia Idiz Bachtijarw i przebywaj najczciej po drugiej stronie Kirmanszah. -Ale kiedy ci potrzeba maci, musisz wiedzie, gdzie szuka tej niewiasty! - Tego si dowiaduj od aptekarza z Kirmanszah, ktry rwnie sprzedaje ten rodek i sam czsto zasiga informacji o miejscu jej pobytu. Nastpnie odszukuj Matk Piknoci i bior od niej, czego mi potrzeba. Powiadam ci, jest to stara kobieta, ale nie ma na jej twarzy najmniejszej zmarszczki. Ile pudeek chcesz kupi? - Ile kosztuje pudeko? - Jeden rijal. - W takim razie nic nie kupi. - Czemu? - Dlatego, e za drogo. - Za drogo! Albo zmysy postrada, albo jest sknera! Czowiek, dla ktrego tak maa suma dla upikszenia swego haremujest za wysoka, nie zasuguje na mj szacunek! Zrazu g stawiasz mi szereg pytafi, a gdy ci na nie z jak najwiksz gotowoci odpowiadam, okazujesz si niewdziczny i zarzu-casz mi zbyt wysok cen tak, e sponbym ze wstydu, gdyby to rzeczywicie byo prawd. Oby zczez, na Allacha! To rzekszy, przekupiefi si oddali. Ku mojemu zdumieniu, zapalczywy zazwyczaj Hadi przyj spokojnie skierowane dofi ostre sowa. Machn rk i rzek: - Nie kupibym tej marham ed damahl, nawet gdyby kosztowaa tylko para, gdy Hanneh, najbardziej nieporwna-na spord wszystkich ukochanych kobiet wiata, nie zgodzi-aby si na to. - Dlaczego? - zapytaem. - Poniewa ... hm! Zatrzyma si zakopotany i dopiero po chwili cign dalej, zapytujc: - A gdyby ci szczerze odpowiedzia, czy mylaby le o Hanneh, ktra jest najbardziej nieporwnan osob spord wszystkich innych kobiet? - Ale nie, na pewno nie, drogi Halefie. - A wic prosz ci, powiedz prawd! Czy Emmeh, wiecz-nie ponca zorza twego haremu, nie ma zmarszczek na twa-rzy? - Nie. - Ani jednej? - Ani jednej. - Jakesz to moliwe? adnej? Ani jednej, nawet malut-kiej, ledwie widocznej? - Nie. Nie ma. To pomyl, sidi! Jestem przekonany, e gdyby chwil 9 pomyla, na newno przypomniaby sobie choby jedn, jedy-n zmarszczk! Wiedziaem, co go skaniao do takiego przynaglania. Ko-biety wschodnie szybko si starzej, a Hanneh bya wszak kobiet orientaln, miaa zatem zmarszczki. To bynajmniej nie umniejszao jego gorcej mioci; bya dla jeszcze dzisiaj, jak przed laty, najpikniejsz z piknych. Dlatego, odpowie-dziaem te, chcc go oszczdzi:

- Moja Emmech rzeczywicie nie ma zmarszczek. Ale pomyl o szeregu lat, w cigu ktrych twoja Hanneh musiaa troszczy si o ciebie, o Kara Ben Halefa i cae plemi Hadde-dihnw! A troski, mj kochany, przynosz zmarszczki. Czcij je i szanuj! Odpar mi szybko tonem zadowolenia: - Effendi, jeste dobrym czowiekiem, rwnie jak ja do-brym czowiekiem! To si nie da ukry, a poniewa masz tak dobry wzrok, zauwaye, i u mojej Hanneh, acz jest najpik-niejsz z kobiet wiata, policzki zaczy si powoli marszczy. Od tego czasu jednak kocham j dwakro silniej! Wszystko czynia, aby przeszkodzi tym zmarszczkom, jednak daremnie. Wierzaj mi, zmarszczki s robactwem piknoci: wystarczy, i zjawi si jedna zmarszczka, a zaczynaj si, mnoy w niesko-czono. Zupenie jak mrwki; z pocztku widzi si jedn, potem dwie, potem trzy, nastpnie pidziesit, osiemdzie-sit, sto i wreszcie rozrastaj si i mno tysicami. Tak te jest z bruzdami i rowkami na twarzy; dochodz do takiej liczby, i przy ich bliszej obserwacji czek zaczyna si gubi. O, gdyby kada kobieta bya na tyle mdra, by nie dopuci do pojawie-nia si tej pierwszej zmarszczki na swej twarzy! Ale, jak ci wiadomo, kobiety nie posiadaj tej ostronoci, ktra jest znakomit waciwoci nas mczyzn. Oby nas Allah nie pozbawi tej znakomitej cechy charakteru! A poniewa twoja Emmeh, wdziczna ofiarodawczyni twej szczliwoci, nie po-siada jeszcze zmarszczek, nie masz wyobraenia o tym, jak gboko bruzdy twarzy weraj si w serce i dusz kobiety, zwaszcza, i nie ma takiej maci ani plastru, ktry by jakkol-wiek zmian na lepsze mg sprowadzi. Hanneh, najwspanialsza ra wrd wszystkich gatunkw r Wschodu i Za-chodu, doniosa mi, e po dugich i daremnych trudach, jedyna jej nadzieja odzyskania wspaniaej bogiej gadkoci lic spoczy-wa w znakomitej maci Matki Piknoci. Pd kobieta z plemie-nia Bachtjarw jest bowiem powszechnie znana dziki swej cudownej maci, po uyciu ktrej zmarszczki tak uciekaj, jak mrwki ze swej jamy, gdy do niej wla wod z cybucha. Ale c mi z tego, skoro jest tak daleko od nas do tej okolicy, w ktrej jej szuka naley! Dlatego te niezrwnana towarzyszka mego ycia ziemskiego bya zachwycona, dowiedziawszy si, e y-czysz sobie, abym si uda z tob do Persji. Udzielia mi te chtnie pozwolenia towarzyszenia ci w tej podry pod warun-kiem wszake, i przywioz jej tyle marham ed damahl, ile potrzeba do cakowitego usunicia zmarszczek z twarzy i przy-wrcenia jej poprzedniej gadkoci. - Mnie, niestety, sowem nie wspomniaa o tym swoim zamiarze! - Tobie? O, effendi, jake modym i niedowiadczonym jeste, gdy chodzi o osdzanie spraw haremu. Gdyby Hanneh, jedyne soneczko na firmamencie mojej siedziby kobiecej, dowiedziaa si, e ty rwnie spostrzege, t jedn jedyn chociaby zmarszczk na jej obliczu, pada by martwa ze wsty-du i zmartwienia. Jake wic moge nawet pomyle, i bdzie mwia o tym z tob! Zlituj si nad tob i powiem ci tajemni-c, bardzo wielk tajemnic haremow. Zwa dokadnie, co nastpuje: im wicej kobieta ma zmarszczek na twarzy, za tym gadsz chce uchodzi w twoich oczach. Jeeli wic ehcesz moliwie najduej zachowa szczcie domowe, nie zdrad si przenigdy przed twoj Emmeh, e zauway zmarszczki na jej twarzy. Nie powiniene ich widzie, nawet myle ci o nich nie wolno, jeeli ci drogim jest ycie i spokj oraz wygoda twego domowego zacisza! Wierz mi, znam si na tym, sidi! Bierz wic ze mnie przykad! Ja rwnie nie chc widzie wicej zmarsz-czek i mam nadziej, i cudowna ma mi w tym pomoe. Kupi marham ed damahl dla Hanneh i dla siebie. - Dla siebie take? - Oczywicie! Spjrz na mnie, a przekonasz si, e rwnie i moje czoo nie jest pozbawione zmarszczek, ktrych chtnie chciabym si pozby. Przeto jestem niezmiernie zadowolony, i si mogem dowiedzie od przekupnia, gdzie szuka Matki Piknoci. Pojedziemy natychmiast do Kirmaszah! - My? Kogo przez to rozumiesz? - Ciebie i siebie naturalnie! Nie sdz bowiem, i mnie pucisz samotnie, a sam bdziesz czeka, a powrc.

- To mi nawet przez myl nie przeszo! Nasza droga pro-wadzi przez Szirazu, nie za do Kirmaszah, dokd nie masz w ogle potrzeby jecha, mogc w tak atwy sposb tutaj na miejscu naby balsam. Dlaczeg go nie kupie? - Pytasz dlaczego? O sidi, jak wielki twj rozum mao zna si na dziaaniu cudownych balsamw! Kupi tutaj? Tego 12 wanie najsurowiej mi zabronia Hanneh, kobieca istota mej mskiej bogoci! Wierzaj mi, effendi, nie zawahabym si przed adn cen, gdybym by przekonany o oryginalnoci marham ed damahl. Sprzedawcy bowiem, chcc powikszy zasb swego towaru, faszuj go. Aby zarobiwicej pienidzy, robi z jednego pudeka sto; dodaj przy tym takie skadniki, ktre nie tylko, e s bezuyteczne, lecz czsto nawet szkodz, tak, i biedna niewiasta, ktra si takim balsamem posmaruje w bogiej nadzieji odzyskania klasycznej urody, zamiast straci siedem zmarszczek, ktre posiada, zdobywa nowych siedem-dziesit siedem. O Allah, Wallah, Tallah! Mame ciebie pos-dzi o to, i yczysz mojej Hanneh jedenastokrotnego powi-kszenia iloci zmarszczek na jej szlachetnym obliczu? Nie! Ona chce mie prawdziwy balsam i musi go otrzyma bezpo-redni z rk Umm-ed-Damahl. Musimy przeto natychmiast uda si c~o Kirmaszah! May Halef wypowiedzia sowa powysze tak pewnym i energicznym tonem, jak gdyby szo o ycie lub mier i zrozu-miaem, e wszystkie moje ewentualne zarzuty natrafiyby na stanowczy opr z jego strony. Wiedziaem z gry, i, rad nie rad, bd musia zrezygnowa z moich obiekcji, mimo to prbowaem go jeszcze przekona: - Halefie, chtnie chciabym przyj sowa twoje jako art, sysz jednak, e mwisz cakiem powanie. Czy zdajesz sobie spraw, jak daleko std do Kirmaszah? Na pewno upynie tydziefi, zanim znowu ujrzymy mury Bagdadu. Mamy wic taki szmat czasu powici, celem zdobycia balsamu o wtpliwej wartoci? - Sidi, nie chodzi przecie w tym wypadku o balsam, lecz odmodzenie, upikszenie i pozbawienie zmarszczek twarzy, ktra mi jest najukochafisz na caym wiecie. A co si tyczy wartoci balsamu? O, effendi, wy, Frankowie rocicie sobie zawsze prawo do wszechmdroci i wszechwiedzy; lecz Allah w bezgranicznej swej asce obdzieli nas darami, ktre wam s niedostpne. Syszae wszak, e archanio Gabriel sprowadzi ten balsam z najwyszego, a wie z sidmego nieba, a poniewa wy nie posiadacie sidmego nieba, wic nie jest wam dane posiadanie tej marham ed damahl. To jasne! A e balsam rzeczywicie pomaga, e skutek jego jest nadspodziewanie wielki i zdumiewajcy, moesz si o tym przekona z setek tysicy i milionw zmarszczek, ktre dziki niemu zniky. Wiesz, jak dalece ci wierz i ufam kademu twemu sowu, ale w kwestii balsamu nie chciej mnie przekonywa gdy na tym lepiej si rozumiem i znam, anieli ty. Chyba, e mi powiesz, e bye u praprababki owej praprababki, o ktrej mwi przedtem przekupiefi. - Nie - odparem zgodnie z prawd. - Czy prbowa jego skutecznoci? Czy kiedykolwiek dawae go kobietom haremowym do wyprbowania i przeko-nae si,. e zmarszczki nie zniky? - Nie. - A wic, prosz ci, dowiedz si o nim w haremach Mezopotamii i u wszystkich niewiast i ich crek caej okolicy; pytaj w Teheranie, Isfahanie, Kerindze i Hamadanie, a prze-konasz si, e pod dziaaniem balsamu Matki Piknoci znika kade niedomaganie twarzy. Kady o tym wie, ja sam syszaem o tym przeszo sto razy i prosz ci, nie doprowadzaj mnie do psji! Unis si gniewem. Wiedziaem, i bezcelowe jest dalsze przekonywanie go, sprbowaem wic w inny sposb odwie go od tego zamiaru, mwic: - Nasza droga prawdopodobnie zawiedzie nas z Szirazu do Isfahanu i T~heranu, bdziemy wic wracali przez Kirman-szah. Sdz, e wwczas jeszcze bdziemy mieli czas wywie-dzie si o tej, ktra wyrabia balsam.

- Czy jeste przekonany, e t drog odbdziemy? - Sdz. - Sdzisz! Jeeli tylko tak mylisz, to musz ci powiedzie, e ceni wyej swj basam, anieli twoje myli. A moe potra-fisz swoimi mylami usuwa~ zmarszczki? - Musz ci przyznae, e tego jeszcze nie prbowaem. - I susznie, gdy tego rodzaju prba na nic by si zdaa! Tuszcz uywany bowiem bywa do wyrabiania balsamw, a nie myli. A gdyby nawet byo rzecz pewn, i przybdziemy do Kirmanszah, czy moesz mnie poinformowa, ile to czasu upynie, liczc od dnia dzisiejszego? - W kadym razie kilka miesicy. - Kilka miesicy! Allah Kerhum. Co moe si sta w cigu tak dugiego czasu z ukochanego oblicza mojej Hanneh! Sy-szae przecie, e zmarszczki s robactwem piknoci. Czy chcesz wic temu robactwu da tyle czasu, aby tak si rozmno-yo, i potem trzeba bdzie zuy dziesi razy wicej balsa-mu, ni teraz?! A gdy przywioz mojej Hanneh balsam, mam-e dopiero czeka, a skutek zacznie si powoli okazywa? Chc po powrocie widzie rozkosz moich oczu bez zmarsz-czek! Musz jej wczeniej posa balsam, dlatego chc ju teraz jecha wprost do Kirmanszah i dlatego ju obecnie 15 poszukam synnej kobiety plemienia Bachtijarw, aby od niej zdoby~ sodk rozkosz oblicza mojej Hanneh. Ruszam w po-dr natychmiast i nieodwoalnie! Jeeli nie zechcesz mi to-warzyszy, pojad sam: Jednakowo dusza moja bdzie cier-piaa z tego powodu, e obojtnym ci jest serdeczne yczenie twego Halefa, ktry w kadej chwili byby gotw dla ciebie na ~mier wyruszy. To rzekszy, odwrci si ode mnie i zamilk. Nieszczsny przedstawiciel Matki Piknoci! Dlaczego mu-sia akurat w czasie naszej obecnoci przyj do kawiarni i przypomnie mojemu Hadiemu o zmarszczkach jego Han-neh! To nonsens dla kosmetyku przedsiwzi tak dalek, dugotrwa i niezupenie bezpieczn podr! Ale czowiek Wschodu nie ma zrozumienia dla drogocennoci czasu i Halef nie by w stanie poj, jakiej ofiary wymaga ode mnie. W rzeczywistoci wszake, nie mogem mwi o stracie czasu w cisym tego sowa znaczeniu. Przedsiwziem t podr, aby zebra wraienia i dowiadczenia, jako materia do powieci podrniczych i mogem sobie pozwoli na kilkudniow wy-cieczk bez wielkiego uszczerbku dla moich planw; tak; mo-na si byo nawet spodziewa rzeczy ciekawych na tym bocz-nym trakcie, ciekawszych anieli na gwnej uczszczanej dro-dze. Nazwawszy za t drog nie bardzo bezpieczn, nie mo-gem z drugiej strony twierdzi, e zamierzona podrb w d Tygrysu i przez zatok do Szirazu bya zupenie bezpieczna. Poza tym musiaem si liczy z charakterem mego Halefa. Kocha ponad wszystko swoj Hanneh i nie przepuciby na pewno adnej sposobnoci, aeby speni jej yczenie, zwasz-cza, e w tym wypadku szo nie o zwyke jej pragnienie, lecz o prob niezwykle wak. Zwamy, ile kosmetykw znajduje si w buduarze kobiety Zachodu! Wymagania jednak kobiety wschodniej pod tym wzgldem s znacznie wiksze. Niepoha-mowana dza kobiety, aby zewntrznie jak najkorzystniej si przedstawia, jest na Wschodzie o wiele silniejsza, ni na Zachodzie. Jake wic mogem dziwi si Hanneh, e staraa si wydawa~ moliwie pikn swemu Halefowi! Balsam Matki Piknoci - tu chodzio wszak o radykalny rodek na pik-no! Wolno mi o tym byo sdzi, co mi si ywnie podobao, wolno mi byo uwaa, e skuteczno tego balsamu jest rwna zeru, nie miaem jednak prawa przeszkadza Halefowi w uczy-nieniu tego, co miao Hanneh, a co zatem idzie i jemu, sprawi rado. Tylekro dla mnie naraa ycie - dla mnie teraz opuci on, syna i szczep swj i gotw by w kadej chwili zoy mi ofiar ze swej przyjani, wic czy mogem mu nie powici paru dni? Powd, e ja, jako stary westman, nie mam waciwego zrozumienia dla kosmetykw, nie wchodzi tu w rachub. Nadto, przypomniaem sobie, i wikszo szczepbw Bachtijarw naley do sekty Ali Ilahis, a wic do sekty, o ktrej wprawdzie wiele syszaem i czytaem, lecz ktrej adnego z przedstawicieli nie znaem dotd osobicie. Moe nadarzaa mi si teraz sposobno~ wypenienia powyszej luki w podry do Kirmanszah? Byo wic dosy powodw, aby zgodzi si na

yczenie Halefa, aczkolwiek wydawao mi si rzecz mieszn, aeby odby dugotrwa i mczc podr dla sprowadzenia balsamu od starej perskiej znachorki. Mimo wic wszystko, uczyniem jeszcze ostatni prb odwiedzenia Hadiego od jego zamiaru. - Czy znasz, Halefie, szczep Bachtijarw, do ktrego 17 naley Umm ed Damahl? - zapytaem go. - Nie - odrzek krtko. - Zdaje si, e nie posiada ludzi, kTorym mona zbytnio ufa. - Jake to? - Syszae przedtem od handlarza nazw idiz. Moe wiesz, jakie jest znaczenie tego wyrazu? - Nie wiem. -Idiz, to kurdyjski wyraz, a znaczy: zodziej. Udasz si wic na poszukiwanie rzezimieszkw? - Czemu nie? Wanie dlatego, e s lub te nazywaj si zodziejami, chc do nich si uda! Moe wreszcie u nich doznam jakich wrae. Przecie w tym celu podrujemy! Teraz dopiero podwjnie si ciesz z tej podry. Na pewno potem poaujesz, e mi nie towarzyszy. Powiedz, effendi, czy nie jeste w stanie tego poj, e Hanneh, ranna, poudniowa i wieczorna rozkosz kadego dnia mego ycia, chce uchodzi za tak pikn w moich oczach, jak to jest tylko moliwe? - Ach, doskonale to rozumiem! Lecz smarowanie policz-kw tuszczem nie mieci si jako w mojej mzgownicy. -R~ dobrze! Przecie tuszcz nie ma suy na mzgowni-c, lecz do policzkw! I twoja Emmeh wszelkimi siami stara ci si chyba spodoba? - Nie, poniewa wie, e i bez specjalnych ku temu wysikw z jej strony i tak mi si podoba. - Bo jej twarz jeszcze jest gadka i bez zmarszczek! Ale mimo to na pewno uywa rnych rodkw dla tym staranniej-szego podkrelenia swej urody? - Ja o niczym nie wiem. - Uywa chyba pomady do wosw? - Nie. Nie znosz zapachu pomady. - A pudru do twarzy? - Take nie. Zdrowa czerwiefi policzkw jest adna, a co jest adne, tego nie naley pokrywa warstw mki. - Ty rzeczywicie masz suszno, gdy mka suy do wypieku chleba, a nie do przykrywania kolorw. Ale przedni kredk twoja Emmeh na pewno czerwieni swe wargi? - Nie. Usta, ktrymi do mnie przemawia, nie powinny by pokryte faszem pomadki. - Ale cho czarnej farby uywa do oczu, aby powikszy wnikliwo swego wzroku? - I tego nie czyni. Jej adne, jasne oko unika kadego cienia. - A wic jakich perfum zazwyczaj uywa, aby poechta mionie twoje powonienie? - adnych. - A pimo, ktre pachnie w przecigu dwch tygodni? - Ach, nie wspominaj mi o nim. Wystarczy napomkn tylko o pimie, aebym zwia, gdzie pieprz ronie, tak nie znosz jego woni. Sztucznie spreparowane zapachy podtrzy-muj kamstwo. W moich oczach jest grzechem wyparcie si niewinnego i delikatnego zapachu swego zdrowego ciaa przez tego rodzaju sztuczne rodki. - Oh, sidi, jaki z ciebie barbarzyca! Gdyby w twojej Emmeh nie byo nic sztucznego, jakeby spdzaa ten pikny czas, jaki wszystkie kobiety trac ku wielkiej swojej radoci na staranne upikszanie swego ciaa? - Nie szkodzi, ma robot. Uczy mnie. -Allah akbar! Bg jest wielki! Ciebie? Ciebie? -Tak, mnie. - Sidi, to niemoliwe! Wszak ja ci znam! Jeste czowie-kiem niezwykle dowiadczonym i masz umys jasny i bogato wyposaony. Czego moesz si wic nauczy od Emmeh, twej duszy!

- Wanie tu tkwi wielki, niezrozumiay bd ludzkoci, e nie chce posya umysu swego do duszy na nauk! Nie zna si istoty obu tych czynnikw i sdzi faszywie, e nauczycielka powinna pobiera nauki u ucznia. - Nie pojmuj tego! - Niech ci to zbytnio nie smuci! Takich jest legion, ale im si wydaje, e lepiej od ciebie to rozumiej. Pozwalaj duszy marnie a upikszaj, maluj i perfumuj umys tak, e staje si eunuchem! - A wic najwspanialsze nawet wonie haremu nie maj dla ciebie adnej wartoci? -Te pytanie! W Ben Szirjest napisane:Allah bylnajpierw twrc a potem poetg. Stworrywsry ziemi, podarowa jej jako ukoronowarcie caego dziela swojego - Boski Wiersz, kobiet. I c powiesz na to, Halefie, e ten wiersz smaruje si pomad i mk, otacza si woni z torby pimowca, maluje si mu wargi, lica, oczy i rce i stara si w ogle wszelkimi siami zniszczyE bosk harmoni, jak woy we niebiafiski poeta, najwikszy znawca prawdziwego pikna? - Co mam na to powiedzie, sidi? Wszystkiego si zrzekn, za wyjtkiem jednej rzeczy, balsamu piknoci! - Nazwaem Hanneh wierszem. Jej zmarszczki, to jego strofy budzce wdziczno i szacunek. - A wic uwaasz marham ed damahl, ktr mam zamiar naby za zbyteczn? -Oczywicie! - Wobec tego stwierdzam, e zmarszczki ludzi Zachodu nie s tak bardzo godne smutku, jak zmarszczki ludzi Wscho-du. Wedug naszego smaku estetycznego wiersz bez bruzd jest zawsze adniejszy od wiersza ze zmarszczkami i gdybym by w stanie wrci mojej Hanneh gadko lic, chtnie zrzekbym si strof, budzcych cze. Ruszam wic zaraz w kierunku Kirmanszah, mimo przemiej naturalnoci twojej Emmeh. A teraz decyduj, czy mam t podr odby samopas, czy te nie! Mam nadziej, e twoja mio ku mnie nie jest mniejsza, ni moja ku tobie. - Pod tym wzgldem masz suszno, Halefie. Jedziemy razem. Sta z boku nadsany. przy ostatnich moich sowach odwr-ci si szybko i z byskiem w oczach zawoa: - Rzeczywicie? Czy to prawda? - Tak. - Nie kpisz? - Nie. - Hamdulillah! Zwyciyem, zwyciyem effendiego Ka-ra Ben Nemzi, ktrego dotychczas aden czowiek na wiecie nie pokona! Sidi, dziki ci, dziki z caego serca! Przywiezie-my ze sob nie tylko balsam piknoci, ale dokonamy rwnie czynw bohaterskich, ktrych sawa przejdzie z pokolenia na pokolenie, do naszych dzieci, wnukw i prawnukw! - Wraz z balsamem Matki Piknoci? - Zamilknij, sidi! Mam naturalnie na myli tylko nasze czyny bohaterskie! Chod, pjdziemy do binbasiego, ktry teraz zosta podniesiony do godnoci pukownika. Musimy mu opowiedzie, e wyruszamy jutro do Kirmanszah. Zobaczysz, bdzie si ju z gry cieszy czynami mstwa, ktrych dokona-my i dzieami odwagi i opisami zwycistw, o ktrych usyszy po naszym powrocie. Jake jestem szczliwy i radosny, e zdoa-em pokona twj upr. Albowiem - doda, rzuciwszy na mnie chytre spojrzenie - musz ci si przyzna, e nie pod-jbym nigdy tej podry, bez ciebie. - A, to sprytne. - Tak, jestem przebiegy; wiem to za dobrze nawet. Wa-ciwo t posiadam od urodzenia, cign dalej poufnym tonem - a od czasu, jak jestem wacicielem haremu, bardziej jeszcze si w tym kierunku wydoskonaliem. Teraz may Halef by znowu sob. Rzecz samo przez si zrozumia byo rwnie to, e zaraz powiza nasz podr do Kirmenszah z dzieami odwagi

i mstwa. Opucilimy kawiarni i udalimy si do naszego mieszka-nia. Przybywszy do domu, oznajmilimy nasze postanowienie, dotychczasowemu binbasiemu a obecnie pukownikowi. T~n zapyta o cel naszej wycieczki w persko-kurdyjskie gry. Halef, bez adnych osonek wszystko mu opowiedzia i ku mojemu wielkiemu zdumieniu, stary nie tylko, e si nie zdziwi, lecz nawet mu przyzna suszno~. I on rwnie zna saw Umm-ed-Damahl i zapewni mnie, e jest cakowicie uzasadniona. Sysza niejednokrotnie, e rodek ten dziaa zadziwiajco, a gruby Kepek, ktry si przysuchiwa naszej rozmowie, doda pewnym tonem, podkrelajc swe sowa przekonywujcymi gestami rk: - Tak, Umm-ed-Dzamahl zasuguje cakowicie na tak nazw! Jej balsam najpotworniejsz twarz czyni pikn i sy-szaem nieraz w kawiarniach, ktre odwiedzam, e mczyni nawet dowiadczyli na sobie doskonao tego balsamu. Ja jednak nie uywam tego kremu! Tak, dla niego by rzeczywicie zbyteczny, gdy sprzyjajcy los wypeni mu twarz tak obficie tuszczem, e istnienie na niej jednej choby zmarszczki naleao uwaa za absolutnie niemoliwe.

II
Podr, na ktr tak niechtnie si zgodziem, bya niezwy-kle ciekawa. Comy tam przeyli i czegomy dowiadczyli ostanie opowiedziane w innym miejscu, tak, e wystarczy teraz krtko tylko wspomnie, co nastpuje: Umm ed Da= mahl odnalelimy znacznie szybciej, anielimy to sdzili i to w roli szejka jednego ze szczepw jej plemienia. Dziki pomy-lnemu przypadkowi udao nam si wykorzysta sytuacj i wywiadczy jej przysug, za ktr bya nam niewymownie wdziczna. Bylimy gomi plemienia, ktrego wadczyni oka-zaa nam wiele przychylnoci i ten fakt bardzo mnie cieszy. Zanim rozstalimy si z tymi ludmi, Halef nie tylko e otrzy-ma od niej znaczny zapas balsamu, lecz take przydaa mu specjalnego posa, ktry miajej podarunek osobiciewrczy Hanneh. Mnie atoli przypada w udziale wiksza aska, albo-wiem Umm ed Damahl wyjawia mi, oczywicie w cztery oczy, 24 tajemnic przyrzdzania balsamu; objania mnie przy tym, e jeden z jej przodkw, synny na owe czasy lekarz, otrzyma to cudowne lekarstw od Szeherezady, ulubiennicy Haruna ar Raszida, w dowd wdzicznoci dla swej sztuki lekarskiej, dziki ktrej udao mu si j, synn i znakomit recytatork T~sica i jednej nocy, uratowa od niechybnej mierci. Gdy wreszcie egnalimy j oxaz cae plemi i wyjawilimy, e nie wracamy drog Kirmanszah, Kerind, Khanekin ze wzgldu na zbyt wielk przestrze, ktr wypadoby nam nad-oy, radzia nam Matka Piknoci ruszy w stron T~zaizu, dopywu Djali, ostrzegajc wszake przed zetkniciem si ze zbjeckimi Hamawandami i Dawuhdijehami, dwoma rwnie przedsibiorczymi jak i nikczemnymi plemionami kurdyj-skimi, ktre wanie wtedy byy we wrogich wzajemnie stosun-kach. Wyej wyuszczone powody czyniy, jej zdaniem, wspomnian okolic podwjnie niebezpieczn, tote mimo wszy-stko, radzia nam nadoy drogi. Aczkolwiek zdawalimy so-bie spraw, e ostrzeenie pynie z dobrego serca, nie mogli-my jednak nie ruszy we wskazan uprzednio drog naIzai-zu, tym bardziej, e uczynilibymy to i bez rady Umm ed Damahl. Odnonie za tego, e si Kurdw uwaa za rabu-siw i zbjw, mielimy, nasze wasne, osobiste zdanie, wypy-wajce z dowiadczenia, a wic sd bezstronny i obiektywny. Te czsto spotwarzane i w pismach europejskich napasto-wane plemiona okazuj podrnym, przyjanie wzgldem nich usposobionym, gecinno, zasugujc na najwiksze uznanie; nawet wrg miertelny tak dugo korzysta z ochrony w namiocie, wzgldnie w obozie plemienia nieprzyjaciel-skiego, pod ktrego piecz odda si z caym zaufaniem, jak 25 daleko siga wadza tego plemienia i przyrzeczenie. Rzecz zrozumiala, e kto przybywa w zamiarach wtpliwych lub, jak to czyni niektrzy, zwaszcza europejscy podrni, traktuje Kurdw jako upoledzonych, niej od siebie stojcych ludzi, skromnie uznajcych jego przewag i godzcych si na niepo-szanowanie ich zwyczajw i obyczajw, ten nie powinien si od nich spodziewa, e si przyczyni do chwalebnego wyra-ania o nich. Jeeli nawet daj od ludzi, przejedajcych przez ich terytorium, pewnego wynagrodzenia, to przecie nie mona ich z tego powodu gani.

Ajeeli odmawia im si tego wynagrodzenia i oni je gwatem wwczas wymuszaj, nie na-ley si im dziwi, e pobieraj wicej, anieli dali i znawca tutejszych stosunkw nie nazwie ich mimo to rabusiami. Po-jcie wyrazu grabie i pogld na t spraw w ogle s u tych ludzi cakiem odmienne, ni u nas. Jeeli nasze pogldy, w powyszej kwestii nie maj adnego znaczenia dla wikszej czci Wschodu, nie moemy wymaga li tylko od Kurdw, od dzikich Kurdw, aeby oni wanie ku nim si sklaniali z wasn szkod materialn. Przypomina mi si prowadzona razu pewnego przeze mnie rozmowa w tej wanie sprawie z tamtejszym wysokiem urzdnikiem. Na czynione zarzuty, od-powiedzia mi, umiechajc si przy tym dwuznacznie: - Grabie? upiecy? Chrofi ci Allah od niesprawied-liwoci! Znam jednego czowieka, ktry by u was w kraju i prcz tego wiele o was czyta; on mi te o was opowiedzia, a wic orientuje si troch w tych sprawach. U nas mamy do czynienia z prost, otwart, szczer grabie, ktra u nas wystpuje w formie grzecznej, skrytej i tajemniczej. Wy nazy-wacie to bankructwem, ruin, krachem, trustami, spekulacj i pod tym paszczykiem przynosicie szkod nie tylko innoplemieficom, lecz take i swoim wspziomkom. Wy skrycie wbi-jacie noe w piersi blinich, podczas gdy ci, ktrych tu, u nas nazywacie rabusiami, czyni tojawnie, mwico tym otwarcie, przy czym napadnitym jest zawsze obcokrajowiec, nieprzyja-ciel, nigdy za czowiek z wasnego narodu! Jacy wic rabusie zasuguj na wzgard i potpienie, nasi czy wasi? Czy mogem i czy moim obowizkiem byo zaprzeczy jego sowom? Ostatnimi czasy tak czsto z gorycz mwi si o Kurdach jako o narodzie rabusiw i im si przypisuje ca win za osawione zamieszki armefiskie! Mawiaem ju nieraz i teraz powtarzam, oczywicie w sensie oglnym ujmujc, e wol dziesiciokro~ Kurda, anieli Ormianina, aczkolwiek ten ostatni jest chrzecijaninem. Jeeli gdzie na Wschodzie ma miejsce jaka nikczemno, wwczas naley przypuszcza, e macza w tym palce Lewantyczyk, Grek albo, co jest bardziej, niestety, prawdopodobne, orlonosy Ormianin. Odnonie za wspomnianych przed chwil zamieszek, jest rzecz po-wszechnie wiadom, w jaki sposb i dla jakich celw powstaway, albo, lepiej powiedziawszy wywoane zostay! Jeeli usiuj w tym miejscu broni dobrego imienia Kur-dw, czyni to wycznie z punktu widzenia humanitaryzmu; jestem bowiem zdania, e naley kadego sdzi wedle okoli-cznoci, ktre go wychoway i ktre nim teraz jeszcze rzdz. Odnonie za mieszkaficw Kurdystanu mona by uwaa, e yj w takim systemie, w jakim mymy yli w epoce redniowie-cza, w czasach przemonego panowania prawa pici, kiedy niejeden z owych wielmow, panw bogatych zamczysk, 27 byby, wedug dzisiejszych poj, osdzony jako upieca..I czy z tego powodu jego potomkowie skrelili go z drzewa gene-alogicznego? Takim wanie rycerskim Baldwinem von Eulen-borst albo Brunonem von Felsenstein jest take Kurd, ktry uwaa swoje czyny za zgodne z prawem i na zarzut, e nie jest czowiekiem honoru, lecz podym zodziejem i bandyt, odpo-wiada nieubagan krwaw zemst. Bywaem przez Kurdw uwaany za wroga, nigdy jednak nie okradli mnie skrycie sposobem ormiaskim, nie wyzyskiwali czy oszukiwali. T~go samego zdania by rwnie Hadi Halef Omar, ktry mimo swoich pociesznych waciwoci, nie wydawa faszywego czy stronniczego sdu i chocia czsto na temat Kurdw rezono-wa, nigdy nie wyrazi si o nich jako o ludziach podych i bez honoru. Rzek te do mnie teraz, kiedy nas ostrzeono przed Da-wuhdijehami i Hamawandami: -To tak brzmi, sidi, jakbymy si mieli ich ba~! Wszak my chyba nie powinnimy si obawia ludzi, ktrzy wystpuj przeciw nam otwarcie z broni w rku, zdradzieckiego za tchrzostwa u nich nie spotkasz. Bybym nawet zadowolony, gdyby si nadarzya maa utarczka. Wiesz wszak, e nigdy nie unikam wesoej walki. - Ale powiniene unika! - odparem. - Czemu? - Czy rzeczywicie mam ci, Halefie, przypomnie o ostat-nim yczeniu twojej Hanneh?

- Ostatnim? Powiadam ci, effendi, e to nie jest jej ostat-nie yczenie, gdy bdzie ich miaa wicej po moim powrocie do domu! A co si tyczy tego yczenia, o ktrym ty mylisz, nie 28 jest ono skierowane przeciw znanej mojej odwadze, lecz jedy-nie przeciw nierozwadze, ktrej mamy unika. - My?! -Tak, my! - Czy przez my mam rozumie ciebie i siebie? - Oczywicie! - W takim razie musz ci powiedzie, e Hanneh nie mwia o nierozwadze z mojej strony. - Nie mwia? Rzecz jasna, tego na pewno nie uczynia. Rozkosz mojego ycia jest zbyt uprzejma, aby miaa ci o tym, effendi, wspomina. Ale miaa na myli jedynie ciebie i sdz, i jeste do mdry, aby samemu, bez moich wyjanie, to Poj. - A wic z ca pokor musz ci si przyzna, e nie posiadam te mdroci, o ktrej mwisz. - Rzeczywicie nie? Wobec tego rnocno auj, e mog uzna tylko dugo twojego rozumu, gdy na nieodzown dla szeroko, niestety, ju si nie rozciga. Mam wraenie, e, twoim zdaniem, yzenie mojej Hanneh, najukochaszej ze wszystkich kobiet na wiecie, odnosi si li tylko do mnie! - W kadym razie ja je tak zrozumiaem. - A wic sdzisz, e Hanneh uwaaa jedynie mnie za zdolnego do popenienia nierozwanego czynu? -Tak. - Sidi, nie bierz mi za ze, e wreszcie raz z tob pomwi szczerze i otwarcie! Milczaem ju do dugo, nie mog jed-nak tego znie, aeby mnie cigle miesza z sob i siebie ze mn! W jaki to sposb?

29
-Aeby ci to wytumaczy jasno i wyranie, musz ci zada~ kilka pyta. Czy odpowiesz mi na nie zgodnie z prawd? -Tak. - Dobrze! A wic: jeeli masz zapyta kogo o co, wtedy gdy w kto znajduje si przy tobie, czy zadasz mu pytanie bezporednio czy te uyjesz posaca, ktry by mu to zako-munikowa? Zrozumiaem, do czego zmierza, odpowiedziaem wszake: - Jeeli jest przy mnie, mwi mu to bezporednio. - Doskonale! Czy ja wic byem nieobecny, gdy ty si znajdowae u nas, w obozie Haddedihnw? - Nie. -Ja tam byem, u mojej Hanneh? -Tak. - Czy moga ze mn swobodnie rozmawia? -Tak. - Czy wic to, co tobie powiedziaa, mogo by skierowane do mnie? - Musisz si inaczej wyrazi, kochany Halefie! Skierowane byo do mnie, ale powiedziane dla ciebie. - Tym samym przeczysz wasnym sowom! Przed chwil powiedziae, e nie zaatwia si tego, co mona komu bez-porednio powiedzie, przez trzeci osob. A ja wszak byem na miejscu! Gdyby Hanneh chciaa mnie upomnie~ przed nieostronoci, powiedziaaby mi to osobicie, bezporednio. Ale ona zwrcia si z tym do ciebie, nie za do mnie, z czego wynika, e miaa na myli twoj osob, a nie mnie! - Ale wszak wspomniaa specjalnie twoje imi i mwia nie o mojej, lecz o twojej popdliwoci.

- To prawda, ale czy nie zastanawiae si nad tym, dlacze-go wanie tak mwia, a nie inaczej? - Aeby ciebie oszczdzi i nie smuci. Bya za delikatna, aby to tobie bezporednio powiedzie. - Za delikatna! Effendi, to suszne, jedynie suszne sowo, ale twoje komentarze do niego nie s suszne, ba, z gruntu faszywe! Albowiem nie wobec mnie, Iecz w stosunku do ciebie Hanneh, ta najbardziej niezrwnana kobieta na caej kuli ziemskiej, bya delikatna. Czy rozumiesz to? - Tak rozumiem, co mwisz i nawet znana mi przyczyna takiego ujmowania sprawy przez ciebie. - Nie chodzi o moje przyczyny, Iecz o powd, jakim si kierowaa Hanneh, gdy nie ja z tob mwiem i ostrzegaem ciebie, lecz ona! - Prawda. Ostrzegaa mnie, ale nie przed sob samym, lecz przed tob. - Sidi, ae stanowczo pomylie w tym wypadku osoby! ~ Mwia o mnie, miaa na myli jednak ciebie. Dziki swej wielkiej i nieporwnanej delikatnoci zamienia ciebie na mnie i mnie na ciebie, przypisujc w ten sposb nierozwag, o ktr ciebie posdzaa mnie. T~.voja odwaga wywoaa w jej sercu trosk i niepokj; chciaa ciebie prosi, aby by ostro-niejszy ni zazwyczaj. Ale poniewa obawiaa si, e sw pro-b moe ciebie zasmuci, wic postanowia pod paszczykiem troski o moje ycie da ci do zrozumienia, jak masz postpo-wa. Przeto mwia tylko z tob i to w mojej nieobecnoci. - Czy rzeczywicie wierzysz w to, o czym mwie, Halefie? - Wierz w to, jak w moj Hanneh, ktrej delikatno przewysza takt wszystkich innych ludzi na ziemi. - Ja rwnie uznaj jej takt. Okazaa go tym, e prob, ktra ciebie moga niepokoi, skierowaa do mnie, nie do ciebie. - Co ja sysz! O ubstwo rozumu! O faszywoci myle-nia! O bdnoci zrozumienia! Effendi, jaki mi to sprawia bl! Jeste wprawdzie niezwykle mdrym czowiekiem, ale powie-dziaem ci ju raz, e w twojej gowie jest miejsce, ktre musi by naprawione. Jake moesz przypisa takt mojej Hanneh mnie, a nie sobie! - Dlatego, e nie jest moj on, lecz twoj! Powinna wic by delikatn i taktown tylko wzgldem ciebie, a nie za innego mczyzny. Zrozumiae? - Allah! Nie mog ju ani sowa rzec przeciw temu, gdy prawd jest, e jej takt, przyzwoito i dobre uoenie li tylko do mnie nale. Gdyby chciaa innym tyle okaza czuoci, co mnie, musiabym ostro przeciw temu wystpi. Tylko ja jestem wycznym posiadaczem jej zalet i jej orzewiajcych waci-woci! - Doskonale, a wic wreszcie zgadzamy si! Jej troska tyczya si zatem li tylko ciebie, nie za mnie, a wic bya mowa nie o mojej, lecz jedynie o twojej nierozwadze. - Milcz, sidi. Ale zanim zamilkn cakowicie i zupenie, musz ci powiedzie, effendi, e mam wraenie, i odnone miejsce twego rozumu nagle zostao naprawione.Pdk, zwyci-ye mnie i opanowae taktem mojej Hanneh i musiabym teraz sam uwierzy we wasn nierozwag, gdybym nie by przewiadczony, e Hanneh w tym wzgldzie, a to bywa, omy-lia si. Czstokro opowiadalimy jej o naszych bohaterskich czynach, przy ktrych bye nadto odwany. Byo to ju do dawno i nie naley si dziwi, e wzia mnie za ciebie i w ten sposb pogmatwawszy i pomyliwszy osoby, wymienia moje imi zamiast twego. Jej wic wycznie naley przypisa win nieprzebaczalnego pomieszania, cofam przeto zarzut poprzednio tobie uczyniony. -Drogi Halefie, sdz, e ty jeste tym czowiekiem, ktry pomyli nasze osoby, a nie za Hanneh czy te ja. Mam nad-ziej, e to przyznasz? - Nie, przenigdy! Jeeli w dalszym cigu jeszcze nie przy-znajesz, e mam suszno, wic czuj si zmuszony, wyjani ci szczegowo, e ... - Czy nie chcia przedtem zamilkn cakowicie i zupe-nie! - przerwaem. ---- Rzeczywicie, tak mwiem przedtem - odrzek. - Wic prosz ci, zamilcz! W tej dyspucie milczenie bdzie dla ciebie paszczem, w ktrym ci doskonale bdzie do twarzy. dam przeto zupenie powanie, aby si szybko w nim znalaz.

- Dobrze, sidi! Ju zrobione, woyem go. Ale zobaczysz, e sam postarasz si ze mnie cign ten paszcz! Dla zewntrznego potwierdzenia swych sw, szczelnie za-kry si przednimi czciami swego burnusa, ktre przedtem byy rozchylone, opuci smutnie gow i odtd pogry si na duszy czas w burnusie i milczeniu. Ale gdymy przybyli nad brzeg wskiej, maej rzeczki, gdzie si zatrzymaem, aeby z uksztatowania lecego przed nami terenu wywnioskowa o jej dalszym biegu, nie wytrzyma i zapyta: - Czy sdzisz, e ten strumiefi naley do T~zaizu, o ktrym nam mwia Matka Piknoci? - Sdz, e masz milcze! - odrzekem. -Tak miao byE przedtem, gdy chodzio o pomylenie osb. Teraz jednak, gdy moe zdarzy si pogmatwanie okolic, mu-sz mwi. Zreszt, pytam do czego mamy oczy? - Do patrzenia. - A uszy? - Do syszenia. - Czy zamkniesz oczy i uszy, jeeli jest gdzie co do ogldania i syszenia? - Nie. - A e tak samo ma si i usta do mwienia, nie widz wic powodu, dla kTorego miabym milcze, jeeli zachodzi taka konieczno mwienia, jak teraz. Chc ci mianowicie oznaj-mi, e nie znam nazwy T~zaizu i jeszcze jej nie syszaem. - Ja rwnie nie. - Czy wic mamy go szuka i znale? - Czemuby nie? Nazwa jest dla nas rzecz drugorzdnej wagi. T~zaizu jest to turecko-kurdyjski wyraz. T~zai oznacza rzek; zu moe oznacza wod w oglnoci, jak wic rwnie rzek. Nazwa jest wic waciwie bardzo nieokrelona. Pra-wdopodobnie mamy tu do czynienia z czsto spotykanym przyzwyczajeniem nadawania rzeczom zupenie przypadko-wego pierwszego lepszego okrelenia. Dla Umm ed Damahl wspomniana rzeka bya tylko rzek, a jak waciwie si nazy-wa, to j nie obchodzio. W kadym razie chodzi o prawy dopyw Djali, a poniewa znajdujemy si wanie po tej stro-nie, natkniemy si na z cakowit pewnoci. Zatrzymaem si za w tym miejscu, aby zastanowi si, czy mamy ruszy wzdu tego strumienia, czy te nie. Prowadzi bowiem w lewo i to gboko w dolin, ktra zakrela daleki uk, podczas gdy wzgrze rozciga si w kienxnku prostym. Jeeli wic zosta-niemy na grze, natkniemy si prawdopodobnie znowu na ten strumie i to nawet dzi wieczorem, kiedy bdziemy szukali miejsca na obz i gdy bdzie nam trzeba wody. Jeeli za ruszymy wzdui strumienia, nadoymy zbytecznie drogi. - Pozostamy wic na grze. Opucilimy Bachtijarw z samego rana, a teraz byo ju po poudniu. Znajdowalimy si na szczycie Gr Kurdyjskich. Gry leay dokoa nas, jak stae w czas burzy fale morskie. Pokryte byy do obficie zieleni. Przed nami daleko w linii prostej, rozcigay si wzgrza, wprawdzie nie zarose lasem, lecz bujnymi krzewami; w t te stron udalimy si, gdy leaa na poudniowschodzie, czyli w kierunku, ktry miaa przyj nasza podr. Co si tyczy strumienia, okazao si, e cakiem trafnie okre~liem jego bieg. Dolina w ksztacie uku, po ktrej prze-pywa, rozpoczynaa si gdzie hen daleko, ale im duej jechalimy, tym bya nam blisza i gdy wreszcie osignlimy pod wieczr cel naszej grskiej podry, ujrzelimy strumiefi pyncy doem w poprzek doliny, aby poczy si z innym strumykiem, wypywajcym z prawej strony z jakiej bocznej kotliny. Oba strumienie tworzyy w tym poczeniu prawdopodobnie widy rzeki, ktr zamierzalimy odnale. Pojechalimy w gb doliny w poszukiwaniu miejsca, ktre nadawaoby si na obozowisko. Znalelimyje w pobliu zbie-gu obu strumieni. Zsiedlimy z koni, ktre natychmiast pocz-y pi wod, po czym umylimy je. By to nasz stary

zwyczaj, ktry stosowalimy po duszej podry, gdy zatrzymywalimy 35 si w miejscu, w ktrym si znajdowaa woda. Podczas gdy nigdy nie naley my koni ciep wod, to aimna woda jest tak niezbdna dla ich zdrowia, e niewykorzystanie odpowiedniej sposobnoci byoby wprost grzechem nie do darowania. Zre-szt, sam instynkt nakazuje w ten sposb postpowa. W zachodniej czci Stanw Zjednoczonych widywaem bardzo czsto dzikie mustangi, udajce si nawet w niezwykle zimne dni nad wod celem wypawienia si. Konie pucilimy na pastwisko, sami za uoylimy si pod grup drzew iglastych, ktrych gste wierzchoki daway gwa-rancj, e nie bdziemy naraeni na nocn ros. Wybralimy tak miejsce, e mielimy przed sob ca krzywizn gwnej doliny i moglimy take rzuci wzrokiem na otwr bocznej kotliny. Uwaali~my, za zbyteczne rozpalanie ogniska, nasza bowiem wieczerza skadaa si z zimnego misa, ktre otrzy-malimy od Umm ed Damahl, gdy wyruszylimy od niej w dalsz drog. Dym za by zbyteczny, gdy dokoa nie widziao si komarw, ktre naleaoby odstraszy. T~mperatura bya tak agodna, e nie trzeba nam byo sztucznego ciepa, a ogie pocignby za sob jedynie ten skutek, e jego wiato i zapach mogyby nas ewentualnie zdradzi. Wprawdzie nie wpado nam do gowy obawia si jakiegokolwiek spotkania, ale jeeli czowiek znajduje si w podobnej okolicy, czuje si najbezpieczniej w towarzystwie jedynie siebie samego. yczenie jednak, abymy si znajdywali we wasnym towa-rzystwie, nie miao si speni. Mielimy jeszcze zapewne z p godziny do zmierzchu, gdy zauwaylimy oddzia jedcw zbliajcych si ku nam z bocznej doliny. Byo ich szeciu, dobrze uzbrojonych mczyzn. Z ubioru wygldali na Kurdw. Wszyscy nosili czerwone szarawary, szczelnie do ciaa dopaso-wane kurtki, przepasane rzemiennymi pasami i na nich pasz-cze ciemnej barwy. U boku zwisay im krzywe szable; pistolety i noe mieli zatknite za pasami; prcz tego mieli dugie strzelby kurdyjskie, osadzone zaledwie do poowy lufy. Piciu z nich nosio czapki owego szczeglnego ksztatu, nadajce im wygld wygarbowanych olbrzymich pajkw, ktrych pkoli-ste ciao pokrywa gow, podczas gdy liczne odnogi zwisaj z tyu i z bokw. Szsty mia na gowie turban o szeciu niemal stopach rednicy. Podobniewielkie turbanyczsto si spotyka, zwaszcza w Kurdystanie. Warto przy okazji zaznaczy, i miast wyrazu turban waciwie winno si uywa sowo dylbend, co oznacza kawa mulinu, uywanego do okrcania fezu wzgld-nie, bezporednio do owijania gowy, celem uczynienia ze zawoju. Konie Kurdw, jak zdoalimy stwierdzi zaraz przy pier-wszym spojrzeniu, byy niezwykle dobre. Mieli mianowicie klacze rasy kurdyjskiej, odznaczajce si dugim, wytrzymaym oddechem oraz, co jest rzecz wagi pierwszorzdnej w okoli-cach grskich, pewnym i mocnym chodem. Tak, jak mymy od rau zauwayli owych jedcw i oni nas rwnie natychmiast spostrzegli, gdy midzy nami a nimi nie byo najmniejszej przeszkody, ktra uniemoliwiaaby wza-jemne widzenie si. Zwaszcza na pirwszy rzut oka mogli dojrze nasze konie i oceni ich warto, gdy pasy si pod grup drzew o par metrw przed nami. Potem dopiero Kur-dowie zwrcili uwag na nas. Zatrzymali si, obserwowali przez krtki czas, naradzali si chwil, po zym podjechali w nasz stron z gotowymi do strzau karabinami w rku; 37 waciciel turbanu na przedzie. Tiwarz jego, w przeciwiefistwie do towarzyszy, ktrzy mieli gste dugie brody, bya bez wo-sw. Kurdowie odnosili si dofi z duym szacunkiem tak, e nie ulegao dla nas adnej wtpliwoci, i jest ich przywdc. Nadmieniem ju poprzednio, e mieli nadzwyczaj dobre wierzchowce, mimo to jednak, nie zamienibym jednego na-szego konia na ich pidziesit, a nawet sto. Nasze rumaki nie posiaday w ogle wartoci zamiennej, gdy byy nieocenione. To rwnie spostrzegli Kurdowie. Ze zdumieniem przygldali si im, dzielc si przy tym wzajemnie uwagami. Zbliywszy si do nas na odlego blisko dwudziestu krokw zatrzymali si i obserwowali nas podejrzliwym wzrokiem. - Sallam! - pozdrowi nas przywdca.

Przywita nas nie po kurdyjsku, pozna zatem, e nie jeste-my Kurdami. Tak krtko, jak on, wita si jedynie niewiernych lub ludzi, ktrym si nie ufa. - Sallam! - odparem i ja oschym tonem, aczkolwiek zdawaem sobie spraw, e krtkie aaleikum wcale nie ubliy-oby mej godnoci, przeciwnie, odpowiadaoby bardziej for-mom grzecznoci, anieli powtrzenie owego krtkiego sal-lam. Gos przybysza odznacza si wysokim tenorem czy te gbokim altem, co byo w zupenej zgodzie z nieowosion twarz. Rysy jego niezwykle regularne, za mikkie na mczy-zn, byy kobieco niemal pikne. Tiwdno byo okreli jego wiek; na prno staraem si dociec przyczyny tego zjawiska. Mgbym nawet zdoby si na twierdzenie, e twarz ta nigdy nie bya golona. Przysza mi te do gowy myl, e gdyby czowiek ten nie siedzia tak pewnie w siodle i nie by ubrany 38 po msku, wzibym go bezsprzecznie za kobiet, aczkolwiek spojrzenie jego byo tak msko szczere, tak pewne siebie i spokojn, jak u czowieka, ktry zna sw godno i ktry przywyk do wykonywania jego woli. T~ rozmylania wszake nie zajy mi zbyt duo czasu i przeszy przez mj umys z ttyskawiczn szybkoci. Zaledwie pada moja krtka odpowied, Kurd gniewnie zmarszczy czoo i rzek: - Maszallah! Zdajecie si by dostojnymi panami, i tak oszczdny jeste w sowach przywitania! Posugiwa si take i teraz jzykiem arabskim. Odrzekem: - Sdzc wedle twojej oszczdnoci sw, naley i ciebie uwaa za nie mniej dostojnego ma, ni nas. - Powiedz lepiej, kim jestecie! To brzmiao wadczo, jak z ust przywykych do wydawania rozkazw. - Czy nie wiesz o tym - odrzekem, -e ten, ktry duej znajduje si na miejscu postoju, ma prawo do zadawania tych pytafi? Obowizkiem natomiast pniej przybyego jest na nie odpowiedzie! Odwrci si do swoich towarzyszy i rzuci szeptem jak uwag, po czym skierowa si ku mnie i rzek z umiechem na penych wargach: - Nie chodzi w tym przypadku oto, kto przyby wczeniej, a kto pniej, lecz zaley po prostu od tego, kim i czym si jest. Obowizkiem niej stojcego w hierarchii spoecznej jest odpowiedzie temu, ktry zajmuje wysze stanowisko. Przeto bdziecie musieli mi powiedzie, kim jestecie. Ja tego dam! Powiedzia to tak pewnym siebie tonem, e mj may Hadi Halef, ktrego waciwoci w tym wzgldzie s zapewne 39 czytelnikom znane, nie czeka na moj odpowied, lecz bardzo szybko i w szczeglnym uniesieniu zabra gos: - Co te ja sysz?! Musicie powiedzie? Ty tego dasz? Suchajcie, moi ludzie, on mwi o daniu, o wasnym da-niu! A wic wiedz, mj panie, e kto omiela si czego da~ i to w sposb tak wadczy, musi staE znacznie wyej od tego, ktremu stawia swe dania. Moe wic zechcesz mi z aski swojej powiedzie, o ile garbw wielbdzich stoisz od nas wyej?! - Tak znacznie ciebie przewyszam, e mog od ciebie da dowodw czci i posuszestwa! - Tak? Nawet dwch rzeczy jednoczenie? Czci i posu-szestwa razem? No, no! W takim razie mamy prawdopodob-nie zaszczyt widzie przed sob samego padyszacha, przez Allaha bogosawionego sutana i kalifa wszystkich wiernych? - Nie, nie jestem nim. -A zatem dostojnego szachinszacha, znakomitego wadc pastwa perskiego? - Nie. A moe w takim razie cesarza Szwajcarii, krla Krety, albo te niezrwnanego, o wiatowej sawie ksicia Alp i Chorwa-cji? -Take nie.

- Nie? Dziwne! Pozwalasz sobie stawia dania, jak gdy-by by najwikszym wadc ziemi, a okazuje si, e nie jeste adnym z tych, ktrych wymieniern. Ale powiadam ci: nawet gdyby by jednym z tych wysoko postawionych ludzi, choby i czy wsobie wadz ich wszystkich razem, nie byby jeszcze w stanie wymaga od nas czci i posuszestwa, o ktrych 40 mwie. Albowiem czci otaczamy jedynie siebie samych, nigdy za jakichkolwiek miertelnikw, a co si za tyczy po-suszestwa, to szukasz go u nas daremnie. Czynimy mianowicie zazwyczaj tylko to, czego sami chcemy, jeli kto zatem przypuszcza, e bdziemy postpowali zgodnie z jego wol, temu dajemy natychmiast do zrozumienia, i nie moe od nas w adnym wypadku niczego da. -Awic stawiacie sobie wyej, anieli padyszacha, a nawet szacha? - zamia si Kurd. - W takim razie omielam si was prosi w caej pokorze i unionoci, abycie z aski swojej zechcieli poinformowa waszego sug, z jakimi wysoko po-stawionymi osobistociami ma zaszczyt mwi. - Nie uczynimy tego wprzdy, zanim nie bdziemy wie-dzieli, kim wy jestecie. -Togo wam nie powiemy! - Wic i rny bdziemy milczeli. - Zmusimy was! - No, sprbjcie, moi panowie! - Nas jest szeciu, a was tylko dwch! - A gdyby was byo nawet szeciuset, czy sze tysicy, postpilibymy jednak tak, jak my uwaamy za stosowne! Na te sowa Kurd wybuchn raczej wesoym, ni gniewnym miechem, w czym mu jego towarzysze zgodnie wtrowali. Zsiad z kotia, przystpi bliej ku nam, podczas gdy my cigle jeszcLe siedzielirny na swoich miejscach, i rzek: - Obralimy z gry to miejsce na nocny wypoczynek. Ust-pcie zatem i zrbcie nam miejsce! - Nie, kochany, tu le trafi! - odpar Halef. - Zmusimy was!

41
- A czym, jeli mona zapyta? - Broni, ktr mamy ze sob. - T zostawcie, w imi Allaha! Nie ma na wiecie takiej broni, ktr by~cie mogli nas nastraszy! I gdyby nawet kady z was posiada po dziesi i wicej naadowanych dzia, mie-libymy si i tak z tego! - Masz le w gowie! Ju bym si od dawna na ciebie rozgniewa, gdybym nie widzia, e naleysz do litoci godnych ludzi, ktrych si powszechnie nazywa karami. Nie moesz zatem doprowadzi mnie do pasji, lecz jedynie obudzi uczu-cie litoci. A wic opucie dobrowolnie to miejsce, jeli nie chcecie, bymy was do tego zmusili! Widzisz, mbwi teraz cakiem powanie i nie artuj. Jeeli nie usuchacie natych-miast, zastrzel was jak psy! Tiz wycign pistolet zza pasa i odwid kurek. Powiedziaem ju raz, e nic nie mogo oburzy tak Halefa, jak fakt, e wytykano mu jego niski wzrost. To miao rwnie miejsce i w tym wypadku. Skoczy na rwne nogi szybciej, ni si nawet ja mogem po nirn tego spodziewa, wytrci Kurdo-wi pistolet z rki, pochwyci go za ramiona, rzuci obok mnie na ziemi, klkn na jego ciele, lew rk cisn mu gardo, praw za wycign n i gotujc si do pchnicia, zawoa: - otrze, poznaj kara! Ani mi si wa ruszy z miejsca! A jeeli, ludzie, ktry z was omieli si choby dotkn swej broni, natychmiast wsadz mu n w serce! Ja mam by kar-em! Powiadam wam, najmniejsza odrobina mego najmiejsze-go palca cakowicie starcza, abywam okaza, i jestecie wobec mnie jako niemowlta, nie mogce si broni! Najmniejszy ruch, choby ciefi oporu, a kad waszego przywdc trupem 42 na miejscu!

By to niezmiernie ciekawy widok, jak piciu Kurdw tkwi nieruchomo na koniach. Nie spodziewaem si po maym Halefie tak byskawicznego i gwatownego opanowania sytu-acji. Ostrze gotowe do pchnicia, energiczny ton jego gosu i byszczce oczy, ktrymi gronie na nich spoglda, zrobiy takie wraenie, e nie tylko siedzieli spokojnie na koniach i nawet palcem w bucie nie omieliliby si ruszy, lecz nie wayli si rwnie odezwa ani sowem. Thke przywdca nierucho-my ze strachu, lea cierpliwie pod kolanami i rk Hadiego, ktry przez cay czas bacznie go obserwujc cign dalej: - No teraz, bratku, zmu nas do opuszczenia tego miejsca, zmu nas do pozostawienia go wam! Bardzo jestem ciekaw, jak si do tego zabierzesz! Nie prbuj tylko si uwolni! Natychmiast bowiem pchn ci noem a po rkoje! Nie myl, e artuj! Jeeli przypuszczasz, e to zaley od wysoko-ci i szerokoci postaci, to musz ci powiedzieG, e si grubo mylisz! Ju si przede mn gboko w prochu tarzali najwiksi olbrzymi kuli ziemskiej, a ty znw nie jeste takim wielkim chopem, aeby si mg bawi kosztem innych. dam teraz, abycie mi natychmiast powiedzieli, kim jestecie. Nie zwle-kaj, w przeciwnym bowiem razie, n mj dziaa zacznie daleko szybciej, anieli twj jzyk! - Wprzdy pu mnie, gdy nie mog mwi! - wybeko-ta Kurd pod silnym naciskiem kolan Halefa. - Dobrze, popuszcz ci troch, ale tylko nie prbuj si uwolni! A wic gadaj! Kim jestecie? - Jestemy Kurdami - odrzek zapytany wyraniej nieco,. gdy Halef nie ucis~ka mu ju krtani. 43 - To widzimy. Ale chcemy raz ju wreszcie wiedzie, do jakiego plemienia naleycie! - Do plemienia Dumbeli. - Gdzie ono obecnie si znajduje? -Tii, w pobliu. Dokadnego miejsca nie znamy. Bylimy daleko, a teraz wracamy do domu. Dla uniknicia jednak zbyt dugiego szukania, postanowilimy stan tutaj, a std nas zabior. Musimy przeto pozosta w tym miejscu. Domagamy si zatem od was, abycie je opucili. Pu mnie wolno i we pod uwag, e po tym, jak wrogo si z nami obeszlicie, zemszcz si na was krwawo. -Pak si boimy zarwno waszych ludzi, jak i zemsty z ich strony, jak si do tej pory was balimy. Rozdziawie tak szeroko gb i omielie si dawa nam rozkazy, jak gdyby nie nalea do zwykych wojownikw swego plemienia. Jak wic jest z tob pod tym wzgldem? - Jestem wodzem. - Jak si nazywasz? - Nazywam si Adir Beg. - W takim razie powiadam ci co, Adir Beg! Jeeli usu-chasz, obdarz ci wolnoci, ale tylko z dobrej woli, a nie dlatego, e si was boimy. Posuchaj wic, co ci powiem! -Poczekaj jeszcze chwileczk! -przerwaem mu, gdy nie chciaem dopuci, aby sam co postanowi. Chodzio mi o zasad a rwnie i oto, e nie byo tak cakowicie pewne, jak si jemu zdawao, i jego decyzje uzyskaj moj aprobat. - Czy masz jaki zarzut? - zapyta. - Owszem. - Jaki?

44
- Ten czowiek nie powiedzia ci prawdy. To nie Kurd ze szczepu Dumbeli. - Uwaasz, i mnie oszuka? - Oczywicie. l~ke imi Adir Beg jest faszywe.

- To moje prwadziwe imi! - wmiesza si Kurd do roz-mowy. - A take szczep podaem zgodnie z prawd. Dlacze-g miabym podawa faszywe imiona? - Gdy ... ale o tym potem! Nas nie oszukasz! - Mwisz o oszukiwaniu? Jake wy moecie mnie poma-wia o kamstwo, wy, ktrzy nie jestecie Kurdami, a wic nie znacie naszych stosunkw! - Znam je prawdopodobnie lepiej, ni wy sami, - odrze-kem - dowiod ci tego, aczkolwiek nie widz takiej potrzeby. Pomimo, i teraz nie mwie po kurdyjsku, lecz po arabsku, ja jednak poznaj po twojej wymowie, e twj szczep posugu:;;;i;.: je si kurmandyjskim dialektem, a nie narzeczem Saza. Lu!

dzie jednak szczepu Dumbeli s Kurdami Saza, a i faszywe imi Adir, ktre przybrae, jest rwnie wyrazem Saza. - Jaki ty mdry! - odpar na poy zakopotany, na poy za szyderczo. - Zdajes si weale nie wiedzie o tym, i wyrazy zapoycza si z jednego dialektu do innych! - O tym doskonale jestem poinformowany. Ale z drugiej strony wiem rwnie bardzo dobrze, e Dumbeli nie znajduj si w tej okolicy, lecz bardzo daleko std. Osukae nas, a kto i nie jest z nami szczery, ten nie powinien liczy na pobaliw z naszej strony. Kurd chwil si waha, zanim udzieli odpowiedzi. Spogl-da mi badawczo w twarz, w kocu jednak rzek: - Wydaje mi si, i jeste dobrym czowiekiem! li ludzie 45 maj inne oczy, jak rwnie i rysy twarzy. Dlatego przyznam ci si szczerze, aczkolwiek czyni to wbrew sobie samemu, e nie powiedziaem wam prawdy. Nie mog jednak i teraz po-wiedzie kim jestemy. Uczynilimy ~lub Allahowi i to zmusza nas do milczenia. Czy wierzysz temu? -Tak. Chyba teraz mwisz prawd. Wierz w to. - Jeeli nas w dalszym cigu bdziesz zmusza do udziele-nia ci odpowiedzi, bdziemy, niestety, zmuszeni znowu ka-ma. Tylko to byo powodem, e nie powiedzielimy kim jeste-my. Innych przyczyn, skaniajcych nas do przemilczenia na-szego imienia i szczepu, nie ma. Przeciwnie, moemy jedynie by dumni z tego, kim i czym jestemy i mamy raczej powody ku temu, eby o tym mwi, ni przemilcza. Teraz, gdy to wszystko usysza, mam nadziej, i nie bdziesz si ju waha udzieli nam wyjaniefi co do waszych osb. Prosz ci o nie. Do jakiego plemienia naleysz? - Do adnego. - Jeste wszak Beduinem! Jeeli za ktrykolwiek z Bedui-nw nie naley do adnego plemienia, jest to dowodem, i zosta skazany na banicj z powodu niehonorowego zachowa-nia si i aden inny szczep go nie przyjmie. Ty za niewygldasz mi jako na banit! - Masz racj. Nie jestem Beduinem. - Wic Persem? - Nie. -Tiirkiem? -Take nie. Jestem chrzecijaninem. Pochodz z Zacho-du. - Pdm jest duo krajw noszcych najrnorodniejsze miana. Jak si nazywa twoja ojczyzna? - Dermanistan. - Dzermanistan? To znany kraj, o ktrym si u nas mwi. Sutan tego kraju zwa si Wirhem ? - Wilhelm, chciae zapewne powiedzie! - Jego wielki wezyr nazywa si Ben Bismara? - Bismarck.

- A jego wdz nazywa si Molekeh. - Nie Molekeh, lecz Moltke. - My nie moemy wymawia tych imion, jak wy to czynicie, ale wiele syszelimy o tych trzech osobach. Opowiada si u nas o niezrwnanych czynach przez nich dokonanych. Wyob-raam sobie, e w Dermanistanie jest wielu mnych ludzi. - Dlaczego tak sdzisz? - Gdy mielicie odwag walczy z potnym plemieniem Frankw, ktrego jeszcze adne plemi nie zwyciyo. Jest nam take znany synny Kara Ben Nemzi, ktry ma by woj ow-nikiem z waszego kraju. Zaledwie wypowiedzia to imi, Halef szybko zapyta: - Kara Ben Nemzi? Czy go nasz? -Tak. - Skd? - Ktby go nie zna, kto nie sysza o nim i o jego towa-rzyszu Halefie. Ci dwaj ludzie dopomogli niejednemu plemie-niu w walce przeciw jego wrogom i przyczynili si do odnie-sienia zwycistwa, gdy s niezwykle odwani. Kar Ben Nemzi i jego Halef nigdy nie zostali pokonani i ich imiona yj nie tylko w ustach ich przyjaci, lecz s take i przez wrogw wspominani z powaani~m.

47
Halef cigle jeszcze trzyma Kurda; gdy ten jednak wspo-mnia jego imi, zdj najpierw lew nog z jego piersi a przy sowach niezwykle odwani i praw, tak e oswobodzi le-cego na ziemi, ktry mg teraz podnie si i bez dotychcza-sowego ucisku dalej opowiada. N jednak cigle jeszcze trzyma w rku. Skoro wszake Kurd pod koniec wspomnia o powaaniu, may Halef cofn rwnie t gron brofi i rzek przyjaznym tonem: - Dlaczego tego od razu nie powiedzia, e znasz owych synnych na cay wiat bohaterw! Wwczas pomwilibymy z wami inaczej, ni dotychczas. Jeste wolny, zupenie wolny! - A wic i ty ich znasz? - zapyta si Kurd, szybko podno-szc si z pozycji siedzcej i schylajc po pistolet, aby go podnie~ z ziemi. Nie zwracajc uwagi na ostatni ruch Kurda, Halef odpowie-dzia: - Oczywicie, i znam obu i to nawet bardzo dobrze! - Syszelicie o nich? - Nie tylko to! - Nawet widzielicie ich moe? - Wicej jeszcze! - Co sysz! Mwilicie wic z nimi? - Jeszcze wicej! - W takim razie chyba z nimi podrowalicie, jedzilicie i znajdowalicie si przez duszy czas w ich towarzystwie? - Jeszcze nie wszystko! - Jeszcze nie wszystko? Przecie nic wicej ponad to, co ju wspomniaem, by nie moe! - Och znacznie wicej!

48
- Cb zatem? - e si zawsze w ich towarzystwie znajdujemy! - Mylisz chyba czasami, a nie zawsze! - Nie, wanie e zawsze!

- W takim razie i dzisiaj, nawet teraz jestecie z nimi? - Wanie! Teraz te jestemy w ich towarzystwie. -Jak? Rzeczywicie, naprawd?! Gdzie w takim razie oni s? Powiedz prdko, bardzo prodko! Oddalili si na krtki czas i zaraz powrc? Oczekujecie ich? - Nie. - Wic jake? - S tutaj! - W takim razie musielibymy ich widzie! - No tak, widzicie ich wanie. - Widzimy tylko was! Czy si gdzie ukryli? Czy si cofnli na nasz widok? - Nie. Znajduj si w tym miejscu. T~ krtkie pytania i odpowiedzi nastpoway szybko po sobie. Przywdca Kurdw wykazywa szczegln gorliwo i ton jego stawa si coraz to natarczywszy. ~raz rzuci kolejne spojrzenie na Halefa i na mnie; nie wiedzia, co ma powie-dzie. Nagle jeden z jego towarzyszy zawoa: - Konie, konie, ktremy podziwiali! Kt mg by mie takie konie? Pobudzony tym okrzykiem, wdz odwrci si do naszych wierzchowcw; szyb~o jednak skierowa si w nasz stron i krzykn: - Halef ma by bardzo may, a Kara ... - May z postaci, ale niezwykle wielki odwag i mstwem!

49
- szybko dorzuci Hadi. - A Kara Ben Nemzi - cign dalej Kurd, ledwie Halef skoficzy, - nosi podobno na szyi zby zabitych przez siebie niedwiedzi, lww, tygrysw i panter! Ty jeste may, a twj towarzysz, jak widz, ma taki dwurzdny naszyjnik! Czyby-cie ... Ze zdumienia zatrzyma si. - Czybycie ... ? Co? - spyta Halef. - Czyby~cie ... wy ... wic nimi byli?! - Czemu nie? - ~ jeste Hadi Halef Omar? - Thk. - Najwyszy szejk Haddedihnw ... ? Z wielkiego plemie-nia Szammarw? - Oczywicie! - A on, to Kara Ben Nemzi? - Naturalnie! - Czy to prawda? Czy to nie kamstwo? - Moesz wierzy w to, co mwi. - A wic niechaj bdzie bogosawiona chwila, ktra was do nas sprowadzia! Widz tych ludzi, ktrych ujrzenie byo rnoim najwikszym pragnieniem! Spotykamy was w chwili i miejscu, kiedy wasza rada bdzie dla nas nieoceniona i mile widziana! Zsiadajcie z koni i powitajcie obu tych dowiadczo-nych i niepokonanych mw! Ucinijcie im donie, jak si wita dobrych, serdecznych przyjaci, ktrych widok raduje serce! Powstalimy. Kurdowie zsiedli ze swych koni, odoyli brofi i potrzsali tak serdecznie naszymi rkoma, jak gdybymy byli ich kochanymi, starymi, od dawna nie widzianymi kolegami i przyjacimi, ktrych nieoczekiwane ujrzenie podwjnie ura-dowao ich serca. Nastpnie wygodnie ulokowali swe konie i zasiedli przy nas, poprosiwszy uprzednio o pozwolenie. I tak sytuacja, zapowiadajca si zrazu do wojowniczo, w jednej chwili cakowicie si odmienia.

Wdz zasiad naprzeciw mnie. Interesowa mnie bardzo i chtnie bym go obserwowa, aby sobie wyrobi o nim pewne zdanie, niestety jednak, byo ju na to za ciemno, gdy wieczr zapada, a Kurdowie owiadczyli, e pjd za naszym przyka-dem i nie rozpal ogniska. Naturalnie, szo nam teraz o to, aby si przede wszystkim dowiedzie, z jakiegi szczepu Kurdowie pochodz. Halef wy-razi to yczenie w swj specyficzny sposb: - Chcielicie nas zmusi, by wam powiedzie kim jestemy. Wycie si tego dowiedzieli, aczkolwiek nie dalimy si zmusi do uczynienia tego, czegocie si tak bardzo od nas domagali. Poniewa jednak waszemu yczeniu stao si zado, winnicie nam teraz zda spraw o sobie i mam nadziej, e nie bdziecie si nadal otaczali tajemnic, jak paszczem, przez ktry dopie-ro wwczas mona patrze, kiedy jest stary i podarty. Na to odpowiedzia przywdca: - Ju was poinformowalimy, e uczynilimy luby i dlate-go zmuszeni jestemy milcze. Moemy wam jedynie powie-dzie, gwoli prawdy, e naleymy do plemienia Kurdw Ha-mawandi. - Czy jeste szejkiem tego plemienia? - Nie, nie jestem nim, lecz bliskim jego krewnym. - A twoje imi? - Wybacz, to take tajemnica. Nazwij mnie ... - myla kilka chwil, po czym doda: - nazwij mnie Adzy; bd pami-ta, i to o mnie chodzi. Kurd, by moe, mia na myli turecki wyraz adzys, oznacza-jcy tyle, co bez imienia. Halef kiwn mu przytakujco gow i rzek: - ubu nie naley ama; dlatego starczy, e nam wymie-niasz pierwsze lepsze imi. Bylimy u Bachtijarw, a teraz zamierzamy wrci do Bagdadu. Poniewa wam o takich rze-czach opowiadam, moe wic od ciebie si dowiem, w ktr stron si udajecie? - Wanie w tej sprawie zacigniemy waszej rady. Waci-wie, caa ta podr jest rwnie tajemnic, ale tak niebezpie-czn, e nie musz si wcale zastanawia nad tym, czy wolno mi j wam opowiedie. Dlatego te ucieszyem si niezmier-nie, e dzisiaj wanie was spotkaem, dwch tak dowiadczo-nych i odwanych mw o wybitnym rozumie, e mogoby to dla nas stanowi wielk korzy, gdybycie zechcieli nam po-wiedzie, jakbycie postpili na naszym miejscu. Przede wszy-stkim jednak chciabym usysze, jakie jest wasze zdanie o Kurdach Dawuhdijeh. - Nasze zdanie w tej sprawie? Hm! Co my o nich sdzimy? Take, hm! -odrzek Halef, po raz pierwszy wykazujc pewn ostrono. Po czym odezwa si, zwrciwszy w moj stron: - Wol, eby ty mwi zamiast mnie, effendi. Wszak wiesz, e staram si zazwyczaj jak najmniej mwi, zwlaszcza, gdy nie wiem dokadnie, jak i co mam powiedzie. Tym samym przerzuci ciar odpowiedzialnoci na moje barki. Nie miaem pojcia, jak mwi, aeby zachowa w tej 52 sprawie rol dyplomaty, gdy nie wiedziaem, czy Hamawan-dowie yli wtedy wanie w zgodzie z Dawuhdijehami, czy te przeciwnie, znajdowali si we wrogich stosunkach. Postano-wiem przeto wypowiedzie swoje zdanie zgodnie z prawd: - Dawuhdijehowie nie uwaaj rabunku za wstyd; s od-wani i okrutni. Ich szejk Izma el Beg jest rwnie odwany; wiksza jednak od jego odwagi jest chytro, ktrej nieraz dawa przykady. - Zb prawda, najoczywistsza prawda, effendi! Czy go ju kiedy widzia? - Nie. - A on ciebie? - Rwnie nie. Ale do o nim syszaem, by mc go sobie wyobrazi. - Zapewne go widzisz takim, jak ja go sobie wyobraam.

Musz ci bowiem powiedzie, e i ja nie miaem dotd sposob-noci ujrzenia go. A teraz wanie udajemy si do niego. -Tak! Czywasze plemi cz zjego plemieniem przyjazne stosunki? - Przyjacimi nie jestemy, ale rwnie nie jestemy w chwili obecnej ich wrogami. Ostatni wypadek krwawej zemsty naszych szczepw zosta wyrwnany, wic te jego plemi nie ma nic do naszego. Jednakowo, jeeli midzy ludmi tyle krwi si wylao, co midzy nami i nimi, to w kadej chwili istnieje moliwo, i znowu zajdzie potrzeba krwawej zemsty. - A zatem skoro zemsta ustaa, wasza podr do nich nie jest znowu tak bardzo niebezpieczna. - O, znacznie niebezpieczniejsza, ni to sobie wyobraasz. Jestemy nawet gboko przekonani, i naraamy nasze ycie, 53 udajc si w poblie Dawuhdijehw. Ale musimy to uczyni, gdy dowiedziaem si, e uwizili u siebie mego brata. - Dlaczeg to? -T~go nie wiem. - Z jakiego jednak powodu znalaz si u nich, skoro wiedzia, jak mao pewny jest w ich rkach? - Musia si do nich uda, aeby uratowa ycie swego syna, ktry zrani si zatrut broni. - Sprawa dla mnie niejasna. Prosz ci, opowiedz mi j zrozumialej! - Chtnie speni twe yczenie. Mam starszego brata, kt-ry si nazywa Szewin. Allah obdarzy go synem, kochanym, piknym, silnym chopcem, ktry jest dum i radoci swego ojca i swej matki. Chopak nazywa si Khudyr. Na skutek nieostronoci rodzicw, chopcu udao si dosta do rki zatruty sztylet z Indii. Wiesz zapewne, jak niebezpieczny jest jad, ktry u nas zw antszar. -Tak, wiem. Nazywa si rwnie upas albo czettik i wywo-uje silne kurcze, a potem mier, jeeli dostaje si poprzez ran do krwi. - Sysz, e wiesz o co chodzi. Wszyscy wiedz, e ta trucizna jest najniebezpieczniejsza ze wszystkich na wiecie. Antszar ronie na drzewie, znajdujcym si w Dolinie mierci i rozsiewa swoje zgubne tchnienie na odlego kilku mil, tak, e adne drzewo, aden najmniejszy krzaczek, aden kwiat nie moe na caej tej przestrzeni zakiekowa i wyrosn. Kade zwierz, przybye w poblie tego drzewa, natychmiast pada martwe pod dziaaniem zabjczego zapachu; umiera te kady czowiek, ktry si omieli skierowa w tamt stron swe 54 kroki. - No, nie jest jeszcze tak le! - Nie? Jeeli tak twierdzisz, to nie znasz dokadnie dziaa-nia tej trucizny! Powiadam ci, najczystsz prawd jest to, i kady czowiek, kade zwierz i kada rolina w okolicy tego mierciononego drzewa natychmiast gin. Dlatego te Doli-na mierci tak gsto pokryta jest trupami ludzi i zwierzt i koci ich wszdzie pokrywaj ziemi. - Zaraz ci dowiod, e jeste w bdzie. - Tego nie dokaesz! - Nawet bez najmniejszego trudu. Utrzymujesz zatem, e kady czowiek, ktry si omiela podej ku Dolinie mierci, musi natychmiast zgin? -1ak. Natychmiast i nieodwoalnie. - Czy wiesz o tym, e tysice ostrzy sztyletw i strza jest przepojonych i nasyconych jadem, o ktrym mwisz? - Oczywicie! - Widisz wic, i musieli by tacy ludzie, ktrzy t trucizn
,.

sprowadzili, a zatem byli w Dolinie mierci, a nie umarli jednak! Jak powiesz logicznie twoje poprzednie twierdzenie
?

z tym faktem

- Doprawdy, effendi, nie wiem, co mam odpowiedzie. Co sysza ode mnie, opowiadali mi to inni i kady z nich wto wierzy. - Dla twego usprawiedliwienia powiem ci, i bajka o Dolinie mierci jest rwnie opowiadaniem i u nas na Za-chodzie i wielu, bardzo wielu ludzi, ktrzy nie zadaj sobie trudu zastanowienia si nad tym, wierz w ni niezomnie. Nie ma Doliny mierci ani te jakiego drzewa upas, ktre by 55 wydawao swe zgubne tchnienie, natomiast ronie na Jawie i szeregu innych tamtejszych wysp duo takich drzew, krzeww i pnczy, z ktrych mlecznego soku sporzdza si upas czy te antszar. Tlr drzewa i roliny przyjmuj si najlepiej w takich miejscach, gdzie wydobywaj si podziemne trujce gazy. T~ gazy s cisze od powietrza; nie ulatuj przeto w gr, lecz pozostaj na dole, blisko ziemi i to zwaszcza w dolinach, do ktrych wiatr nie ma dostpu, a tym samym nie moe ich unie ze sob. Kto za oddycha tymi gazami, musi umrze. Dlatego te i tylko dlatego, spotyka si do czsto w takich dolinach trupy zwierzt i ludzi, ktrzy padli pod wpywem tych zabjczych gazw, nigdy jednak przez trujce roliny, ktre w rzeczy samej do obficie rosn w takich miejscach, lecz staj si jednak dopiero wtedy szkodliwe, kiedy ich sok dostaje si do krwi czy to przez cios zatrut broni, czy te bodaj przez ukucie si ni. Tak si przedstawia prawda tych bajek, ktre si nie tylko syszy, ale ktre si nawet do czsto spotyka w ksikach. Mimo to jednak nie naley utrzymywa, i ten jad mniej jest szkodliwy, ni si opowiada. Ja sam byem wiad-kiem, kiedy rana zadana zatrut broni, sprowadzia w prze-cigu bardzo krtkiego czasu mier. -Tiwoje twierdzenie zapewne zgadza si z prawd, a jest rzeczywicie to potwierdzone, i ten jad dziaa zabjczo. Cho-piec, o ktrym mwiem, Khudyr, zadrasn si tylko sztyle-tem, wzitym nieopatrznie bez wiedzy rodzicw, a jednak chwyciy go zaraz okropne kurcze, ktre mal~a o mao nie przyprawiy o mierE. Powtarzay si do czsto, a z kadym razem by bliski mierci. Wyglda przy tym strasznie podczas takich atakw: Tirudno mi doprawdy opisa i wyrazi strach i 56 trosk jego rodzicw. - Czycie nie uywali adnego antidotum? - Przecie, jak powiadaj, nie ma adnego rodka! Mimo to, sprowadzilimy z bliskich i z dalekich okolic wszystkich lekarzy i znachorw, aden jednak z nich nie mg mu udzieli danej pomocy. Jedna jedyna jest bowiem kobieta, ktra zna waciwe lekarstwo, lecz udanie si do niej zwizane jest z wielkim niebezpieczestwem. - Czy z tego powodu, e droga jest zbyt uciliwa? - Nie. Znajdowaa si i znajduje jeszcze w chwili obecnej u Kurdw Dawuhdijeh, z ktrymi bylimy wwczas, kiedy t chopiec si zrani, srodze powanieni. Rozumiesz wic, i wobec takiego stanu rzeczy nikt z nas nie mg si do niej uda. Dla dobra chopca staralimy si wszelkimi siami doprowa-dzi do zawarcia pokoju. Wprawdzie czynili nam trudnoci, ale osignlimy wreszcie cel i moglimy przystpi do odszu-kania owej kobiety, celem otrzymania od niej lekarstwa. - Czy jestecie przekonani, i rzeczywicie zna i posiada waciwe lekarstwo? - Oczywicie! Potrafi bowiem leczy kad chorob, a wic rwnie i zatrut ran! - Hm! To moliwe, ale w kadym razie musz ci przyzna, i to mnie dziwi. Byoby dla was znacznie lepiej, gdyby mnie wczeniej spotka. - Ciebie?.- spyta zainteresowany. - Tak, mnie. - Czy i ty znasz to lekarstwo? - Nie mog utrzymywa, i moje lekarstwo jest takie samo dobre jak owej kobiety. Ale jest rzecz cakowicie pewn i dowiedzion, e moje lekarstwo pomaga. -Maszallah! Czy to tajemnica, czy te moesz mi je wska-za?

- Nie czyni z tego adnej tajemnicy. Skada si na sok dabahh i sukutan, ktrymi naley nasmarowa ran; jedno-czenie naley wypi~ szklank wrzcej wody, w ktrej zaparzo-no dziki kurat. - I to effendi pomaga, na pewno pomaga? -Tak. Nie ulega adnej wtpliwoci. - O, gdybymy to przedtem wiedzieli! A moe jeszcze i teraz czas! Moliwe, i stara posiada lekarstwo, ktre nie pomaga. W takim razie jestem przekonany, e Allah ciebie do nas przysa, aeby uratowa ycie naszego ... naszego ... na-szego Khudyra! Kurd mia na ustach inne okrelenie dla chopca, w ostat-niej jednak chwili cofn je i poda tylko jego imi. Rzuci mi si w oczy take fakt, e mwi o nim z tak mioci, z tak trosk, jakiej si zwykle w normalnych warunkach nie napo-tyka u krewnych w krajach na wp dzikich jak Kurdystan i okolice. - Mego lekarstwa nie mona stosowa tak szablonowo, jak ci si wydaje - zauwayem. - Tirzeba widzie pacjenta, by dokadnie zbada~ ran, ktra teraz prawdopodobnie ju nie jest otwarta. Poza tym rwnie trzeba wiedzie, w jakich ilo-ciach stosowa soki obu rolin, o ktrych ci poprzednio wspomniaem, gdy dabahh posiada mniej mocy, ni sukutan, a co si tyczy kurat, to te niejednokrotnie naley stosowa go w odmiennych ilociach. - Znaczy to, i sam musiaby dopatrzy przyrzdzania 5g tych lekw? -Pak, to bardzo podane, jeeli nawet nie konieczne. - A wic prosz ci, effendi, opromie nas sw ask i pozosta u nas! - To bardzo miae yczenie! - odparem szczerze. - Tak, zdaj sobie cakowicie z tego spraw, albowiem jeste tak znakomitym czowiekiem, i trzeba, doprawdy, mie bardzo duo miaoci i odwagi, aeby ... - Nie o to mi szo! - przerwaem. - Wyraz miay nie odnosi si do mojej osoby, lecz do tego, e ode mnie da, abym pozosta u was, aczkolwiek nie wiesz, czy mam po temu czas i ch, a powtre nie zdye jeszcze mi opowiedzie, dokd si teraz udajesz i co zamierzacie. Powstrzymaj na razie twoje yczenie a opowiedz nam raczej dalej o tym chopcu. - Dobrze, zastosuj si do twego yczenia. Ale uprzedzam ci, i potem ponownie powrc do mojej proby. Kiedy wreszcie zlikwidowano powody knwawej zemsty, wwczas ..., wwczas Szewin wybra si wraz z chopcem do starej kobiety. Po raz drugi ju zajkn si w swojej opowieci; prawdo-podobnie wic i tym razem chcia wymieni inne okrelenie, zamiast imienia. Interesowao mnie to bardzo, mimo to nie rzekem ani sowa, nie przerywaem i pozwoliem mu dalej mwi. - Szewin wzi ze sob paru najlepszych wojownikw, aby nie pozostawa bez obrony czy to w drodze, czy to u Dawuh-dijehw. Wiedzielimy, jak dugo trwa podr w jedn i w drug stron i kiedy prawdopodobnie moemy spodziewa si jego powrotu. Min tymczasem ten okres, upyn jeszcze tydzie dodatkowo, a on nie wraca. Zaniepokojeni oczywicie 59 o niego, wysalimy paru wojownikw na zwiady; aby si do-wiedzie, co wpywa na takie opnienie jego powrotu. Kiedy wywiadowcy wrcili, dowiedzielimy si, e Szewin nie moe powrci, albowiem uwiziono go wraz z chopcem i towarzy-szcymi mu wojownikami. - Jaka bya przyczyna jego uwizienia? -T~go nie wiemy. - Czy wysannicy nie mogli si niczego w tej sprawie dowiedzie? - Nie, niczego. - Dziwne, bardzo dziwne! - Co takiego? - To, e wy wszyscy, cho jestecie zainteresowani, nie wiecie tego, a ja obcy, cudzoziemiec, domylam si przyczyny.

- Ty? Domylasz si? Thk, prawda, opowiadaj o bystroci twego umysu, dla ktrego nie ma nic ukrytego, ale wprost nie dowierzam, aeby mg trafi w tym wypadku w sedno rzeczy. To byby cud! - Cud? Zupenie nie! Najzwyklejsza w wiecie rzecz, trze-ba tylko logicznie myle. Kto potrafi konsekwentnie rozumo-wa i jedn myl wysnuwa z drugiej, odkrywa fakty ktre innym staj si jasne dopiero pniej, albo te nigdy wiadome nie bd. - Czy wolno wiedzie, effendi, w jakim kierunku id twoj e domysy? -Tak, aczkolwiek wymagasz ode mnie, abym by w stosun-ku do ciebie bardziej szczery, anieli ty bye wobec mnie. - Ty ... bardziej szczery? Jake mam to rozumie, effendi? - Zaraz si tego dowiesz. Na razie odpowiedz mi na moje pytanie zgodnie z prawd. Czy ten, ktrego nazywasz swoim bratem, a wic ojciec chopca, rzeczywicie si nazywa Szewin? - Dlaczego zadajesz mi to pytanie? - odrzek wymijajco. - Dlatego, e jest to niezmiernie wane. Kurdyjski wyraz szewin oznacza tyle co pasterz. Jeeli mam przyj, e wojow-nik kurdyjski, ktryjest synemwodza, lub w kadym raziejego bliskim krewnym, rzeczywicie tak si nazywa, lub te przybra sobie to pokojowe imi, aeby ukry swoje prawdziwe i bar-dziej wojowniczo brzmice imi, t raczej skaniam si ku drugiej hipotezie, ni ku pierwszej. Twj tak zwany przez ciebie brat nie nazywa si Szewin, lecz nosi inne imi. Gdyby byo widno, na pewno zauwaybym na obliczu Kur-da wyraz zdumienia. Poniewa jednak pod drzewami panowa-y wprost egipskie ciemnoci, niczego nie mogem dojrze, tylko dusza przerwa w jego odpowiedzi kazaa mi si domy-le, e sowa te wywary zamierzony skutek. I rzeczywicie, przywdca odezwa si nagle gosem szybkiego zdecydowania: - Dobrze, zamy, e masz suszno! Co z tego wynika w stosunku do Dawuhdijehw? - Przede wszystkim pozwala wnioskowa, i wasze plemi czsto si stykao z ieh plemieniem. - To suszne. - W kadym za razie znakomitsi wasi wojownicy s im znani? . - Oczywicie! - Szewin jest jednym z takich wojownikw? - Naturalnie! - Dawuhdijehowie znaj jego prawdziwe imi? - Thk.

61
- Awic pomyl; znaj go, wiedz, jakiejestjego prawdzi-we imi; a oto teraz przychodzi do nich w zupenie innym charakterze, anieli dotychczas wzgldem nich wystpowa i do tego przybiera sobie inne, faszywe imi! C6 mieli pomy-lee? C im pozostao uczyni? Kurd szybko odpowiedzia, zaniepokojony; - Effendi, wyrazie przed chwil obaw, ktra mnie nie daje spokoju od paru dni! Wyznam ci, e si rzeczywicie inaczej nazywa, e zatem przybra faszywe imi. - I dlaczeg to uczyni? - Aeby uatwi sobie zadanie, aeby mniej uwagi na siebie zwraca. - Ale musia wszak sobie powiedzie, e moe wywoa tym wprost przeciwny skutek! - Wanie tego nie przewidzia. Uwaa, e, jeeli pozo-stanie nieznany, bd si nim mniej interesowali, ni gdyby wiedziano, kim jest. - Ale musieli go przecie pozna, gdy jest osub znan i mona byo przewidzie, e przypisz cakiem inne powody jego ostronoci. Chyba przyznasz mi suszno! - Rzeczywicie, masz racj. Niestetyjednak, ta myl przy-sza mi dopiero wtedy do gowy, gdy ju byo za pno, aeby cokolwiek dao si jeszcze zmieni, albowiem Szewina ju wtedy nie byo.

Na szczcie, nie jest tak le, jak sdzisz. Poniewa nie ma doprawdy zych zamiarw, mog go trakto-wa nieufnie, ale nie wrogo. - Czy ma, czy nie ma zych zamiarw, to rzecz drugorzd-na. U ludzi takich, jak Dawuhdijehowie, wystarezy samo po-dejrzenie jego zych zamiarw, aby los jego by przesdzony.

62
I stosunek do niego wyra bezwzgldnie na podstawie swego mniemania, nie za zgodnie z rzeczywistymi zamiarami Szewi-na. - To ju brzmi gorzej, ni przypuszczaem, ale przy tym wszystkim jest jeszcze jedna pocieszajca myl; stara kobieta nie znajduje si bezporednio u Dawuhdijehw, lecz zostaa im powierzona, celem pilnowania jej. Pozostaje pod kontrol Tizrkw i zawsze ma przy sobie kilku Dawuhdijehw, ktrzy maj baczy, aby nie zmienia wyznaczonego jej miejsca poby-tu. Kto wic do niej zda, nie ma potrzeby szuka jej bezpo-rednio u plemienia Dawuhdijehw. - Mimo, i ta stara kobieta niezmiernie mnie interesuje, to jednak do jej osoby powrc pniej. Teraz natomiast musz si zaj sprzecznociami, ktre spostrzegem tak w twoim zachowaniu si, jak i w mowie twojej. - O jakie sprzecznoci, effendi, ci chodzi? - Wynajdujesz wszystkie moliwe okolicznoci celem po-cieszenia si i uspokojenia, a mwie mi wszak, e Szewin wpad w rce Dawuhdijehw, ktrzy go nie puszczaj od sie-bie. Ba, zdajesz si ju nawet by w drodze w celu jego uwol-nienia. W jaki wic sposb pogodzisz jedno z drugim? Prosz bardzo, moe mi to szczerze wyjanisz. - Pojmiesz to natychmiast, skoro ci powiem, e zatrzymali wprawdzie Szewina, ale nie mi mu nic zego zrobi, gdy nie mog mu dowie niczego z tego, o co go podejrzewaj. Lecz nie w tym tkwi sk. Jeeli jeden choby z naszych Hamawan-dw pozwoli by sobie nieopatrznie uczyni najmniejsz szko-d jakiemu Dawuhdijehowi, co si przecie w kadej chwili moe zdarzy, natychmiast skierowali by ca zemst przeciw Szewinowi.ib jest ta smutna prawda, ktra mi przysparza tyle niepokoju o niego. Jest wszak moim starszym bratem! A e i chopiec wwczas rwnie znalaz by si w niebezpieczefi-stwie, to zdaje si, nie ulega te najmiejszej wtpliwoci. Take teraz gos jego zdradza tak silne wzruszenie, i dziwi mnie ten stosunek kurdyjskiego stryja do bratanka. - Czy waszym wysannikom udao si skomunikowa bez-porednio z Szewinem? - zapytaem. - C tobie przychodzi do gowy! Wszak to zupenie niemoliwe! - Czemu niemoliwe? - Wywiadowca moe si zbliy jedynie skrycie i zasiga jzyka bardzo ostronie. W jaki wic sposb mgby si zbli-y do osoby, o ktrej losy ma si wywiedzie, kiedy j ukryto? - Co si tego tyczy, ju nieraz chodziem na zwiady i wiem, czego mona dokaza w takich wypadkach. Czy ludzie wasi widzieli go przynajmniej? - Nie. - Ale zasignli o nim wiadomoci? - Thk. - Czy si dowiedzieli, gdzie go ukryto? - Niezupenie cile, gdy to, co mi mogli w tej kwestii powiedzie, brzmi raz tak, drugi raz inaczej. W kadym razie jest rzecz najzupeniej pewn, e go nie puszczono i nie puszcz tak szybko. - Awic Dawuhdijehowie poznali go? - Prawdopodobnie. Wyruszyo nas trzystu ludzi, aeby go odbi. - Co te powiadasz? - zapytaem zdumiony. -T3rzysta 64 osb? Wszak to na stosunki tego kraju i tej okolicy cae wojsko! - Thk wanie jest! Dla jego oswobodzenia adna liczba nie jest za dua.

- W takim razie naley przypuszcza, i jest bardzo zna-komitym czonkiem waszego plemienia, a poniewa ty jeste jego bratem, wic std wynika, e i ty rwnie nie naleysz do zwykych wojownikw? - Masz racj. Thke tych piciu mczyzn, ktrych widzisz przy mnie, zaliczamy do rady naszego pelmienia. Wyjechali-my na czele naszego wojska jako przywdcy i bystre oczy, za ktrymi pozostali wojownicy zdaj w pewnej odlegoci. Nastpia pauza, w czasie ktrej nie rzekem ani sowa, zastanawiajc si nad rwytworzon sytuacj. Dlatego te Adzy odezwa si po chwili: - Milczysz. Jeste czowiekiem Zachodu i dlatego nie oceniasz tego, co ma tutaj miejsce, tak jak my. Czy masz jakiekolwiek zastrzeenie do tego, com ci tu powiedzia czy te uczyni? - Tak; nie zgadzam si z wami co do liczby trzystu Hama-wandw. Wybacz, e ci to mwi! - C masz przeciw temu? , - Zaledwie udao si wam zaagodzi krwaw zemst, a ju podejmujecie pochd, ktry moe atwo spotgowa i rozpomieni do niebywaych rozmiarw nienawi i zemst waszych szczepw. Oto mi tylko chodzio. - Wprawdzie to jeszcze teraz nie jest pochd wojenny, ale moe atwo si w niego zamieni. Jeeli Dawuhdijehowie speni jednak nasze danie i wydadz Szewina oraz jego

3 - Twicrdis w grach 65
towarzyszy, wwczas zawrcimy do domu w spokoju. - Czy wiadomo wam, dlaczego go zatrzymali? Moe uczy-ni co takiego, co dao im podstaw do tego kroku? - T~go nie przypuszczam. Gotowi jestemy zachowa po-kj, ale rwnie moemy wypowiedzie wojn. W obu wypad-kach bdziemy uwaali za pomoc zesan nam przez Allaha, jeeli Kara Ben Nemzi effendi i Hadi Halef Omar zechc askawie ruszy razem z nami. - W obu wypadkach? - Thk. - W jaki to sposb? - Jeeli wy pooycie wasze sowo na szali pokoju, bdzie ono stanowio daleko wicej, ni gdybymy my wszyscy za tym byli. A jeeli dojdzie do bitwy, to twoja czarodziejska brofi, o ktrej czsto i wiele syszelimy, przyczyni si bezwzgldnie do naszego zwycistwa. Widzisz, jestem szczery. Bardzo ci wic prosz, effendi, zechciej wzi udzia w naszej wyprawie! Bardzo chytrze pomylane! Ale poniewa nie mogem otwarcie powiedzieE co myl o tym naiwnym yczeniu, odpar-em wymijajco: - Spenienie twojej proby sprawioby nam wielk przyje-mno i zapewne byoby te potem piknym wspomnieniem; niestetyjednak, nie moemy pj za tw wol z powodu braku czasu. - Z powodu braku czasu ... ? - powtrzy Adzy tonem ywego zdumienia, gdy mieszkaniec Wschodu ma zawsze czas, nie majc najmniejszego zrozumienia dla wartoci, jak przedstawia dla kadego czowika najdrobniejsza choby go-dzina jego ycia.

66
- Tak, z powodu braku czasu - powtrzyem. - Zabawi-limy u Bachtijarw duej, ni zamierzalimy i ... - Cocie dla nich uczynili, moecie i dla nas zrobi! - przerwa. - W Bagdadzie, niestety czekaj na nas przyjaciele ... - Mog poczeka jeszcze troch! - A prcz tego nie ruszamy konno z Bagdadu, lecz mamy w porcie wsi na okrt aby dotrze do Basry. - Okrt te moe poczeka! - Okrt nie czeka, lecz wyrusza z przystani punktualnie o oznaczonej godzinie.

- No, to ruszy za nim przecie drugi! aden czowiek nie umiera wczeniej, ni tego chce Allah i wy te nie przybdzie-cie ani o chwil wczeniej czy pniej do Basry, ni powinni-cie. Wszystko albowiem dokadnie jest oznaczone w ksidze ywota. - Nie mylisz o tym, i nie jestem muumaninem, lecz chrzecijaninem. Mam wic odnonie kismetu zupenie inne zdanie, ni ty. - Uwaam nasz wiar za lepsz od naszej, aczkolwiek chrzecijafistwa nie znam. Lecz wydajecie mi si by mdrymi ludmi, gdy i staruszka, ktra ma uleczy ran naszego cho-pca, jest rwnie wyznawczyni proroka z Nazaretu. - Chrzecijanka? A moe wiesz z jakicho kolic? - T~go nie wiem, ale powiadaj, i jest tu obc. Ma podo-bno by tak stara, e nie mona nawet zliczy jej lat. Jej twarz jest uosobieniem mierci, a warkocz jej dugich biaych wo-sw, zdaje si pochodzi z czasw, kiedy Mahomet prorok Allaha, wdrowa jeszcze po ziemi. Ledwo Kurd wyrzek te sowa, Halef zawoa potnym ze zdumienia gosem: - Sidi, sidi, czy sysza? Hamdulillah, znowu zobaczymy t, o ktrej od dawna sdzilimy, i znajduje si ju w krainie mierci! 1d bowiem stara kobieta jest ... - Milcz! - przerwaem, zanim zdoa wypowiedzie jej imi. - Milcze? Dlaczego mam siedzie cicho i milcze wtedy, gdy serce moje pene radoci? Nie rozumiesz mnie; nie wiesz, o kogo mi chodzi! Tdm, gdzie trzeba zgadywa, dugo twoje-go rozumu siga zazwyczaj dalej, ni szeroko mojego, mam jednak wraenie, e tym razem moja szeroko bardziej, zna-cznie bardziej si popisaa, anieli twoja dugo. Wiem, o ktrej staruszce mowa; wiem to z ca pewnoci, ty atoli, effendi, dotd tego nie odgad i ... - Prosz, ci, - przerwaem powtrnie - by mocno trzyma osawion szerko swojego rozumu, gdy grozi de-zercj! Powiedz, czy zdarzyo si kiedykolwiek, aebym ci przerywa w poowie zdania bez jakiejkolwiek przyczyny? - Nie - odpar, spuszczajc nieco z tonu. - A dodafkowo wydaje ci si, e mnie przewyszasz zro-zumieniem, przyrwnywujc szeroko swego rozumu do dugoci mojego? Kochany Halefie, pozwolisz, e ci wspo-mn o twojej drogiej dobrej Hanneh! A moe to zbyteczne? Teraz mnie zrozumia. Poj, e byo dla nas rzecz najod-powiedniejsz nie dawa Hamawandom pozna, i znamy t kobiet: lte odpowiedzia: - Tak, sidi, wspominaj mi czsto o tej, ktra jest nie tylko najwonniejsz z r, lecz rwnie najmdrzejsz wacicielk najbardziej godnych uwag ust kobiecych. W kadym razie jest tysickro pikniejsz i modsz od tej starej chrzecijanki, ktrej wygld opisany zosta jako oblicze mierci. Kurd, ktry nie zrozumia sensu naszej krtkiej wymiany zdafi, podchwyci sposobno opowiadania dalej o wygldzie staruszki: - Tak. Ma podobno wygld trupa z grobu wycignitego. By moe, i bya ju rzeczywicie w grobie i dusza jej znalaza si w krainie zmarych, lecz potem znowu powrcia do ciaa. Ona bowiem potrafi mwi o tamtym yciu tak, jak gdyby je znaa, a prcz tego widzi i syszy to, co dla zwykego miertel-nika jest niedostpne. - To brzmi zdumiewajco! -wtrciem tonem niedowie-rzajcym, aeby go pobudzi do dalszego opowiadania, ktre-go byem ciekaw. - Nie, to nie tylko brzmi, ale tak jest w rzeczywistoci - potwierdzi swoje okrelenie. - e widzi i syszy rzeczy nadziemskie? - pytaem dalej. - Tak. Czy uwaasz to za niemoliwe? - B6g codziennie czyni cuda. - Czyni je nie tylko Allah, lecz take i ludzie za jego spraw. Mahomet, prorok prorokw, sam wszak by czowie-kiem, a jednak dokaza wiele, wiele cudw. To samo opowia-daj o naszym Iza Ben Marryam; mia te dokona wiele cudw, nie dorwnywujcych jednak pod wzgldem wielkoci, wspaniaoci i doniosoci czynom Mahometa.

- Mylisz si! Nie bdziemy wszake wiedli sporu na temat religii, lecz jedno musz ci bezwzgldnie zaznaczy. Chrystus powiedzia: Mnie dana jest caa wadza na niebie jako i na ziemi.

69
A e rzeczywicie posiada t wadz, dowid tego swymi cudami ... - A wic uwaasz, e stoi wyej od Mahometa? - Oczywicie! - W takim razie Jerozolima, wite miasto chrzecijan, twoim zdaniem, stoi wyej od Mekki, przedmiotu naszej czci? - Czy mamy si spiera o to, ktre z tych dwch miast stoi wyej? - Nie! Ale jedyn wartoci Jerozolimy jest to, e tam odbdzie si Sd Ostateczny. Poza tym Mekka stoi niesko-czenie wyej, gdy tam, jak ci zapewne wiadomo, znajduje si nasza wita Kaaba. Na og niechtnie wdaj si w bezuyteczne rozprawy na temat najwyszych, bo religijnych spraw, gdy zazwyczaj brak ku temu dostatecznego czasu, aby mc poprze, odpowiedni-mi dowodami wypowiedziane pogldy. Nigdy natomiast nie przepuszczam sposobnoci takiej, jak obecna, aby rzuci wiato na ten osobliwy szczeg, e w samej nauce i tradycjach islamu bywaj miejsca, wskazujce na wyszo chrystianizmu nad mahometanizmem. Sprawia mi to gbok, acz nie mani-festowan, przyjemno ogldanie miny muzumanina, ktry zmuszony jest wysucha, cytowanych mu przeze mnie ust-pw Koranu i nie moe nic przeciwko temu powiedzie. Dla-tego te i teraz rzekem: - Odnionie miejsca, w ktrym odbdzie si Sd Ostate-czny, istniej u muzumanw dwa wzajem siebie przeciwstaw-ne pogldy. Wedug jednego, Chrystus w bw dziefi zstpi z nieba do meczetu Ommajadw w Damaszku, aeby tam os-dzi kadego umarego czy ywego. A wic uczyni to Chrystus, 7^ nie Mahomet; tak mwi wasza wasna religia. Kt wic stoi wyej? - Effendi, nie mog od razu na to pytanie odpowiedzie; musz przedtem pomyle! - Dobrze, namyl si! A wedug drugiego pogldu Sd Ostateczny odbdzie si w Jerozolimie. Gdy rozebrzmi owe-go dnia trby, dusze wszystkich ludzi zbior si w dolinie Jzefata, a midzy nimi znajdzie si rwnie Mahomet; znak na murze wskazuje ju dzisiaj na to miejsce, gdzie on ma stan. Wysoko za nad nim i zebranymi duchami bdzie krlowa Chrystus z Gry Oliwnej, tak e wszystko bdzie widzia, a nikt nie ujdzie jego wzroku, gdy oddzieli owce od kozw. Wwczas to zbyteczny bdzie Most mierci, o ktrym Koran wspomina w innym miejscu, albowiem dusze bd musiay przechodzi na dugiej linie, rozcignitej wzdu do-liny. Anioowie bd z obu stron podtrzymywali i prowadzili wiernych i pobonych tak, e oni szczliwie przebd drog; natomiast niewierni i bezboni nie bd mieli wiatych przewodnikw, a wic spadn w przepa i straszliw otchafi. Widzisz wic, e i tu Chrystus krluje nad Mahometem. Wszak sam wasz Koran tak twierdzi! - Zdajesz si zna nie tylko wasz, ale take i nasz religi, effendi. Pomimo to, przyznasz mi chyba, e nasza Kaaba w Mekce jest najwiksz witoci na ziemi. - Nie, nawet w tyxn punkcie nie mog ci t~stpi. - To zrozumiae! Jeste przecie chrzecijaninem! Gdyby by muzuhnaninem, przyznaby mi cakowit suszno. - Aeby wykaza ci, e si mylisz, stan teraz na stanowi-sku muzumanina, nie za chrzecijanina. Sdz, e jeste 71 obeznany z prawami grzecznoci, obowizujcymi w stosun-kach midzy ludmi? - Naturalnie.

- Jeeli spord dwch ludzi, z ktrych jeden zajmuje wysze hierarchiczne stanowisko, jeden ma odwiedzi drugie-go, ktry z nich obowizany jest zoy drugiemu wizyt? - Q~zywicie ten, ktry zajmuje nisze stanowisko. - A wic ten, ktremu wizyt skadaj, stoi wyej? Odpo-wiedz zgodnie z prawd: - Tak, ten stoi wyej, jest dostojniejszy i bardziej szano-wany. - W takim razie powiem ci jeszcze, co nastpuje: wito mahometan w Jerozolimie nazywa si Haram esz Szerif i w witych waszych ksigach powiedziane jest, i w dniu Sdu Ostatecznego Kaaba z Mekki przyjdzie do Jerozolimy, aeby odwiedzi Haram esz Szerif i wraz z nim towarzyszy bdzie przy Sdzie Ostatecznym. Czy dobrze to rozumiesz? - Czy to prawda, effendi? - Tak. Szczera prawda. Przekonaj si, a stwierdzisz, i jest tak, jak mwi. - wita Kaaba odwiedzi Haram esz Szerif! Tego jeszcze nie wiedziaem! - Kto wic stoi wyej, Kaaba czy Haram esz Szerif? - Haram esz Szerif. - Ktre miejsce jest waniejsze, Mekka wite miasto muzuman, czy te Jerozolima, wite miasto chrzecijan? - Jerozolima ... - Czy i teraz bdziesz jeszcze utrzymywa, e cuda Chry-stusa nie mog si rwna z cudami Mahometa?

72
- Effendi, nie jestem w starue prowadzi z tob dysputy, gdy nie posiadam dostatecznego ku temu zasobu sw. - Tobie nie brak sw, lecz dowodw. Wy znacie cuda Chrystusa, podczas gdy my nie znamy ani jednego cudu, jakie-go mia dokona Mahomet. Cuda Mahometa s tylko opowia-dane z pokolenia na pokolenie. Natomiast cuda Chrystusa s potwierdzone przez samego Mahometa i opowiedziane w witej ksidze, z ktrej czerpa wiedz Mahomet. Powiedze mi teraz, czyje cuda s bardziej wiarygodne? - Zamilcz, effendi, prosz ci gorco! A moe chodzi ci o to, aeby pozbawi mnie mojej wiary? Nie chciaem przecie mwi o cudach Izy Ben Marryam, lecz o tych, ktre si przypisuje owej starej kobiecie u Dawuhdijehw. - Przypisuje si! Ale nie s prawdziwe! - S prawdziwe! Widziaem nieuleczalnie chorych, kt-rych uzdrawiaa jedynie modlitw i przykadaniem rki do gowy. Zna najtajniejsze myli kadego czowieka. Najgorszy te czlowiek staje si wobec niej najpokorniejszym jagni-ciem, ba, nawet zwierzta jej ulegaj! - Jak si nazywa owa kobieta? - Nie znam jej imienia; nigdy go jeszcze nie syszaem. Nazywaj j Es-Sahira, Czarodziejka. - Czy znasz jej kraj rodzinny? - Nie, jednak powiadaj, i zapewne pochodzi z okolic Hakkiari czy te Rowandiz, gdy wymienia czasami nazwy miejscowoci tam si znajdujcych. Ale co pewnego mgby tylko wiedzie pasza Sulejmanii. - Ten? Nazywasz go pasz? Gdyby si o tym dowiedzia, byby niezmiernie uradowany, i zosta podniesiony na tak 73 wysokie stanowisko. Dlaczego uwaasz, e on powinien zna ojczyzn staruszki? - Albowiem on j zmusi do zamieszkania w wiey stra-niczej, ktrej nigdy jej nie wolno opuszcza. - Nie trzyma jej u siebie w Sulejmanii?

- Nie. Tak blisko siebie nie chce jej mie, gdy si jej obawia. Kaza j umieci w grach, gdzie znajduj si grube mury twierdzy, zbudowanej jeszcze przed wielu, wielu laty dla pilnowania granic. Pdm biedna starowina jest pod cis kon-trol Dawuhdijehw, ktrych zadaniem jest strzec jej, aby si nie oddalia. - Jest zatem w niewoli? - Thk. - A jednak mwisz, i leczy chorych i czyni cuda? - Tak powiedziaem i nie minem si z prawd. - Z tego jednak wynika, e niezbyt surowo jej strzeg? - Nie dopuszczaj nikogo do wiey. Jeeli kto chce si z ni rozmwi, ona musi podej do drzwi, za porad za Dawuhdijehowie pobieraj podarki. - Wobec tego naley sdzi, e waciwie nie powinni nikogo do niej dopuszcza, nie stosuj si jednak cile do tego przepisu ze wzgldu na bakszysz. Szczeglna to rzecz, e gu-bernator nie kaza jej pilnowa onierzom, lecz Dawuhdije-hom. - Powodu tego zarzdzenia nie znam. - Jak dugo ju Es-Sahira przebywa w twierdzy? - Thgo nie wiem. W kadym razie wiele j u czasu upyno, kiedym zasysza o niej po raz pierwszy. - Jakim mwi jzykiem?

74
- Mona z ni mwi po arabski, turecku, kurdyjsku i persku. - Czy znasz okolic, w ktrej znajduje si twierdza? - Tak. - Ale tak dokadnie, aeby mi mg posuy za przewod-nika? - Tak. Bylimy ju tam przedtem, zanim twierdza zostaa oprniona, a Es-Sahira osadzona za jej warownymi murami. - To dobrze, e j znacie, gdy mnie nie jest znana. - Czy chcesz si tam uda? - zapyta szybko. - Tak. Mam wraenie, e nie mia czasu! - Susznie! Mam rzeczywicie tak mao czasu, e w nor-malnych warunkach nie da bym si nakoni bez wyjtkowych powodw do zboczenia z drogi a tym samym opnienia po-wrotu do Bagdadu; ale warto zdoby si na ofiar, aeby pozna kobiet czynic cuda. - A wic ruszycie z nami? - Pak. - Hamdulillah! Jeeli tak, moemy by pewni, e sprowa-dzimy Szewina wraz z chopcem i towarzyszami. Dzikuj ci, effendi! Nie moge mi sprawi wikszej przyjemnoci! Teraz mog Dawuhdijehowie snu plany, jakie im si ywnie pod-obaj, nie mamy si bowiem o co troszczy. Jeeli dojdzie nawet do walki, zwycistwo przechyli si teraz bezwzgldnie na nasz stron! - Co si tego tyczy, nie mog si powstrzyma od powie-dzenia ci kilku niezbdnych sw. Syszae o nas wiele, jak to sam przedtem przyznae. Prawdopodobnie rwnie syszae, 75 e cho jestemy dosy odwanymi ludmi, to kochamy jednak pokj i unikamy jak najskrztniej kadej walki czy nieprzyjani bodaj. I teraz take tak si zachowamy. - A jeeli Dawuhdijehowie bd mniej przyjanie uspo-sobieni i zmusz nas do walki? - W takim razie pozostaje jeszcze przebiego, dziki ktrej mona czsto znacznie wicej osign bez ofiar z krwi i ycia, ni przez natychmiastowe chwytanie za bro. Niejed-nokrotnie moglimy si o tym przekona.

- Susznie. Nie obstajemy te przy tym, aeby gwatem wymusza to, co si da bez przemocy osign. Zabraem ze sob trzystu wojownikw jedynie dlatego, eby by gotowym na wszelki wypadek. - Doskonale wic zgadzam si z tob i moemy omwi konieczne kroki, ktre naley poczyni. - O jakie kroki ci chodzi? - Chodzi mi o to, e przede wszystkim musimy wszak wiedzie dokd mamy si uda, aeby odnale poszukiwa-nych. - 1ak, to prawda. Nie wiemy, niestety gdzie si znajduj. Powiedziaem ci ju, e pogldy i domysy zwiadowcw s w tym punkcie sprzeczne. - Hm! Wobec tego sprawa tak si ma, jak gdybycie dotd nie wysyali zwiadowcw. Uwaam, e ci ludzie nie powinni byli raczej wcale wraca, jeeli si nie dowiedzieli, gdzie si znajduj poszukiwani; tak przynajmniej, jak sdz, czyni do-bry zwiadowca! Tiwdno! O ile orientuj si w tej sprawie, to wiadomo mi, i istniej tak koczujcy Dawuhdijehowie, jak i tacy, ktrzy stale zamieszkuj pas pomidzy Bazian i Kafri. A 76 o jakich tu chodzi? - O jedych i drugich, gdy osiadli czsto si cz z koczu-jcymi, jeeli chodzi o korzystn wypraw. Rnica midzy nimi jest niewielka. - Gdzie naley teraz szuka koczujcych? - Na pnoco-zachd od Sulejmanii. - A gdzie znajduje si twierdza, w ktrej przebywa Es-Sa-hira? - Std prosto na wschd, mniej wicej o dziefi drogi. - Kiedy pojawi si twoi wojownicy? - Przybd tu jutro rano w godzin po nastaniu dnia. - Kiedy za chcecie opuci to miejsce? - Rano skoro tylko nastanie dziefi. - A wic nim wasi wojownicy jeszcze tu przybd? - Tak. - A czy bd wiedzieli, dokd maj pocign za wami? - Tak. Omwilimy szereg znakw. - Dokd wy, przywdcy, jutro rano udalibycie si, gdyby-cie nas nie napotkali? - Zamierzalimy to dopiero dzisiaj wieczorem omwi. - A wic postanwcie to teraz! Ciekaw jestem, do jakich konkluzji dojdzieci. - Czy nie zechcesz dopomc nam rad? - Chc najpierw wiedzie, co uczynilibycie, gdyby nas nie byo. Moliwe, e wam potem powiem co o tym sdz. Nie bdziemy jednak przeszkadzali wam w naradzie i oddalimy si na krtki czas. Chod, Halefie! Wstalimy i powoli skierowali swe kroki w kierunku wody. Gdymy si oddalili na odlego suchu od Hamawandw, may Hadi rzek: Dobrze, e uye tego pozoru, aeby si od nich na pewien czas oddali! Teraz moemy swobodnie pomwi, nie obawiajc si, aby nas usyszeli. Bye zy, gdy chciaem wymie-ni jej imi? - Zy, nie. - A kazae mi milcze! - Thk. Czy dziwisz si temu? - Uwaaem, e to rzecz obojtna, i Kurdowie bd wiedzieli jak dobrze znamy ow kobiet. - Przy spotkaniu z takimi ludmi nigdy nie moe by obojtne co si mwi czy te czyni. Widzisz wic, i nie jeste zbyt przezorny. Dlaczego bowiem ja zamilkem? Dlaczego nie wymieniem jej imienia? - Mylaem, e nie zgadujesz, kim jest owa kobieta.

-Tak mao mnie znasz? Zazwyczaj przecie pojmuj po-dobne rzeczy daleko szybciej, ni ty. T~go si moge od razu domyle. Zreszt, nie jest tak bardzo pewne, e to ona. Moliwe, i si mylimy. - Jake? S jeszcze wtpliwoci? - ~ak. - e to Marah Durimeh? - Tak. - Sidi, jeeli to nie ona, to jestem najwikszym gupcem na wiecie! Bezwzgldnie, nie mog si myli! - I ja sdz, e nie jeste w bdzie, ale s wszak jeszcze i inne stare kobiety w Kurdystanie. - Stuletnie? - Prawdopodobnie. - Chrzecijanki? - Tak. = I pochodz z okolic Hakkiari? - Tak. - Moliwe, e tak. Ale mam jak najgbsze wewntrzne przekonanie, i Kurd mia na myli jedynie nasz Marah Du-rimeh! - I ja tak sdz, cho przysidz na to nie mona. A jeeli nawet to ona, to te nie trzeba si zbytnio pieczy, aby si przyznawa do tego, e j znamy. Nie wiemy przecie, jaki obrt caa ta sprawa przyjmie. Marah Durimeh jest za uwi-ziona. Uwaaj j za czarodziejk. Ale jaki jest ich stosunek do niej samej? Przyjazny czy te wrogi? Zwaszcza, e jest chrzecijank! Musimy j w kadym razie stamtd wydosta. Czy mamy to powiedzie Hamawandom? A moe zdradz nasze zamiary Dawuhdijehom, aeby za t cen wydosta swoich ludzi? Widzisz wic, i sprawa nie jest tak zupenie prosta, jak ci si wydawao i e nie trzeba tak bezkrytycznie si do niej odnosi; jake ty to czyni. Tylko ostrono moe nam przynie korzy, Halefie. Pamitaj o Hanneh! - Sidi, o niej pamitam w kadej chwili mego ycia; nie zapominam o Hanneh ani na mgnienie oka, gdy ona jest najradonijesz istot bogoci i wszelakiej rozkoszy, istniej-cej na Wschodzie i Zachodzie wiata. - Na razie mw tylko o Wschodzie, gdy co si tyczy Zachodu, to on jeszcze nie zdy pozna nawet powabu mojej Emmeh. - No dobrze. Niechaj bdzie jak chcesz! A teraz mi po-wiedz, w jaki sposb dostaniemy si do wiey, do Marah 79 Durimeh? - Thgo jeszcze sam nie wiem. - Nie wiesz? Miaem wraenie, e osawiona dugo twe-go rozumu przyjdzie ci w tym wypadku w sukurs! - Jeeli bd mi potrzebne myli, to ju same przez si przyjd; na razie s mi zbyteczne. - A jednak! - Nie! Przede wszystkim musimy pozna wszystkie okoli-cznoci. - Jeeli bdziesz robi tyle okolicznoci z okolicznociami, to one si zamieni w niedogodnoci! - 1b mia by dowcip? Szkoda tylko, e troch za ciki. Nie moemy wszak ju teraz czyni jakich postanowie, sko-ro nic prawie nie wiemy. W pierwszym rzdzie musimy pozna t twierdz. Zanim jej nie obejrzymy, nie moemywypracowa najprostszego choby planu dziaania. Tylko bez zbytecznych obaw, drogi Halefie! Pozostaw ca t spraw mnie, a wszystko si dobrze uoy. A teraz chod! Wdz Hamawandw nas przywoywa. Gdy zbliylimy si dofi, powiedzia: - Jestemy ju gotowi, po naszej naradzie effendi i zako-munikujemy wam, comy postanowili. - Sucham.

- Nie ruszamy jutro skoro wit, lecz zaczekamy tu, a nasi wojownicy nadcign. - Czemu? - Gdy powinni was zobaczy. Chc aby si naocznie przekonali, jak rzadkich i znakomitych spotkalimy mw, ktrych w dodatku moemy zaliczy do naszych najlepszych przyjaci. Musz by przy tym, aby zobaczy, jak si z tej wiadomoci bd radowa, gdy nie chc pomin~ tak wyjt-kowej okazji, jaka mi si teraz nadarza. - Susznie, zgadzam si z tym, aebymy czekali ich przy-bycia, jednak nie ze wzgldw osobistych, lecz poniewa tak nakazuje rozsdek. Wielka bowiem liczba wojownikw tak lilisko za wami, moe nam wszystko popsu. - Jakelto? - Czy sam nie rozumiesz, o co mi chodzi? - Nie. Dotychczas uwaaem, i zabrawszy ze sob trzystu wojownikw, dziaaem bardzo ostronie i przezornie, a tu od razu sysz, i przemawiasz przeciw temu ze wzgldu na nakaz rozumu! - Pak, czyni to i mam ku temu najzupeniejsze prawo. Powiedz mi, dlaczego nie wyruszylicie od razu z waszymi trzystu wojownikami, lecz najpierw wysalicie ludzi na zwia-dy? - Chcielimy, rzecz jasna, wiedzie wczeniej, jak si ma sprawa z naszymi zaginionymi przyjacimi. - A czy teraz ju wiecie? - Jeszcze nie. Nie moglimy si nic ponadto dowiedzie, i s uwizieni przez Dawuhdijehw. - A wic, pomimo i wasi wysannic,y nie osignli tego, co mieli osign, uczynilicie to, czegocie przedtem nie zamierzali uczyni i czego w rzeczywistoci nie powinnicie byli czyni, zanim wywiadowcy nie spenili swego zadania. Powiadasz, e nie byoby rozsdne wyrusza z trzystu ludmi, nie poznawszy uprzednio warunkw wyprawy, a jednak sam wyruszye w tak licznej asycie, mimo i nie wiadome ci s 81 dotd zasadnicze rzeczy. Czy bd pierwotny przez to zosta naprawiony? - Effendi, potrafisz tak zadawa pytania, e si musi dawa takie odpowiedzi, jakich oczekujesz! - No dobrze, to mi wystarczy! A wic przyznajesz mi suszno. To, co pokwapili wasi wywiadowcy, musi by konie-cznie naprawione. Wy szeciu, w zupenoci moecie zadaniu podoa. Uwaam nawet, e dla takich akcji jest czsto lepiej zabiera jak najmniej ludzi. Ci jednak, ktrym si zadanie to porucza, musz by bezwzgldnie dowiadczeni, ostroni i przebiegli. Szeciu to dla mnie ju i tak za duo. Miast wic wyj z tego zaoenia, cigniecie jeszcze za sob a trzystu wojownikw. Powiadam ci, przypominacie mi pewnych zwiadowcw na rzece, ktrzy byli wprawdzie tak rozsdni, aeby wybra jak najmniejsz i jak najszybsz d, ale przywizali do niej cik tratw, ktr z wielkim trudem musieli za sob cign. Thk! Musicie by cakowicie niczym nieskrpowani
,

tak lekcy i tak niezaleni, jak to jest tylko moliwe, abycie, stosownie do wymaga chwili, mogli skierowywa si niepost-rzeenie w kad stron. Tymczasem jednak jestecie przywi-zani do tych trzystu ludzi, jak chye rumaki, zaprzeone do ciko naadowanych nierogacizn wozw! - Jeste wic zdania, aeby zawrci naszych wojownikw i potraktowa siebie samych jako wywiadowcw. - Tak. O to mi wanie chodzi. - A wic dokd mamy si uda? Przecie nie wiemy, gdzie Szewin jest ukryty! - I wanie dlatego bd byby jeszcze wikszy, gdybycie zabrali ze sob a tylu wojownikw! Czy, dziki towarzystwu 82 tych ludzi, dowiecie si tego, o czym jeszcze nie jestecie poinformowani, a co jednak wiedzie musicie?

- Nie. - Nie pomylelicie zatem, wydaje si, dokadnie o wszy-stkich problemach caej tej wyprawy. Ja na waszym miejscu wiedziabym, dokd si uda. - A wic moe ty nas wanie owiecisz w tym kierunku? - To bardzo proste, do twierdzy, gdzie znajduje si stara Sahira. - Tam? Dlaczeg to? - Jedynie dlatego, i ta kobieta wanie si tam znajduje. Nie mam pojcia, dlaczego tak zwany pasza Sulejmanii j tam przetrzymuje; ale to, e kaza Sahir uwizi wanie w tej wiey straniczej, jest dla mnie ju dostatecznym powodem do mniemania, i to miejsce jest najwaciwsze dla takich celw w caej okolicy. O tym, naturalnie wiedz rwnie dobrze Da-wihdijehowie, kfrym powierzono piecz nad uwizion; std te wynika zupenie wyranie, i sprowadzili tam rwnie Szewina, albowiem, po pierwsze, nie ma odpowiedniejszego ku temu miejsca, po wtre, nie zachodzi ju potrzeba wyzna-czania nowych specjalnych wartownikw. - Effendi, ta myl jest dobra, bardzo dobra! Dziwi si, emy na ni nie wpadli, mimo i ona jest wtym wypadku najwaciwsza! - Widzisz zatern, i miaem cakowit suszno twierdzc, ecie nie przemyleli tej sprawy dostatecznie. W swoim gnie-wie na Dawuhdijehw natychmiast zebralicie trzystu wojownikw, nie dowiadujc si nawet, dlaczego uwizili Szewina i nie chcc przyj do wiadomoci tej elementarnej zasady, i przemocy uywa si dopiero wtedy, gdy si przekonao, e ani dobro, ani chytro nie doprowadz do celu. Ja, na waszym miejscu, pozostawibym tutaj owych trzystu wojownikw, a sam udabym si przede wszystkim do twierdzy, aeby si przekona naocznie, jak sprawy stoj. To jest wszak w kadym razie pewny punkt oparcia i gdybym nawet tam nie zasta Szewina i jego towarzyszy, monaby byo przecie znale dostateczn ilo wskazwek, ktre zaprowadziyby na miej-sce, gdzie go trzymaj. - Susznie, zgadzam si z tob, effendi! Dochodz coraz bardziej do przekonania, i spotkalimy was ku naszej wielkiej korzyci. Powiedz mi raz jeszcze, prosz ci bardzo, czy zech-cesz z nami pozosta i towarzyszy nam w tej wypawie? - Co raz powiedziaem, tego nie cofam. Pozostaj z wami! - Dzikuj ci serdecznie! Jeeli bdziemy was mieli przy sobie wszystko pjdzie dobrze. Jestem o tym gboko prz-wiadczony. Dlatego te nie uczyni adnego kroku, nie zapy-tawszy ci przedtem o rad. - W takim razie dobrze zrobisz. Lecz pozwolisz teraz, i otwarcie powiem, e uwaam was za bardziej nieostronych, ni to dotd wam dawaem do zrzumienia. - No, to jestem przewiadczony, i twoje zaoenie jest z gruntu faszywe! Nie jestemy niedoSwiadczonymi pastucha-mi, lecz wywiczonymi i walecznymi wojownikami, a jeeli popeniem bd, uznawszy za suszne od razu wystpi z tak wielkim oddziaem wojownikw, to by to raczej mj pogld na t spraw, anieli rzeczywisty bd. Wprawdzie zbytecz-no tego kroku stwierdzie, ale nie popar swego zdania najmniejszymi choby dowodami. Moe si przeto jeszcze 4 okaza, i moje zarzdzenie byo suszne! Zniechcony ton, ktrym wypowiedzia te sowa, dowid, i wzi mi za ze to, co o nim powiedziaem. Gdybym nie by Kara Ben Nemzi, otrzymabym za to ostr nagan. Owych sze~ciu wojownikw, byli to znakomici ludzie swego plemie-nia, posiadali przeto bardzo wysubtelnione poczucie godno-ci; nie powinienem by zatem ich obraa. Ale gdy wdz mi powiedzia, i zawsze przedtem zasignie naszej rady zanim co postanowi, dwaj spord nich chrzknli w sposb majcy okaza niezadowolenie, tak e nie pozostao mi nic innego, jak wykaza im, i nie mieli adnych podstaw, aeby wtpi w nasze dobre zamiary. Tote, chcc dowie bezpodstawnoci jego sprzeciwu, odrzekem:

- T~go, o czym teraz chc ci wspomnie, nie mog stwier-dzi z caa pewnoci, gdy domylam si tylko; mimo to jednak ~est rzecz koriieczn zapyta ci o to. Powiadasz, e wasi zwiadowcy zasigali jzyka? - 1ak, uczynili to. - U kogo? U Dawuhdijehw. U kog innego bowiem mogli by si tego dowiedzie? - Pytajc si o kogo, jest si zmuszonym wymieni jego nazwisko, opisac go, poda jakie blisze szczegy o nim? - No, tak. - I tak te zapewne uczynili wasi wysannicy? - Oczywicie! - Bybym niezmiernie rad, gdyby mi mg poda, kiedy, gdzie i u kogo zasigali tych informacji? - Rozstali si w pobliu tego miejsca, umwiwszy si 85 uprzednio gdzie si znowu maj spotka; kady z nich mia wypytywa na wasn rk Dawuhdijehw, na ktrych spo-dziewali si natkn. - I c uczynili ci Dawuhdijehowie? - Jak to rozumiesz? - Czy sdzisz, e tylko udzielili informacji twoim lu-dziom? - A c innego? - Przede wszystkim, jest rzecz mocno wtpliw, czy po-wiedzieli prawd; ja osobicie nigdy nie odpowiedziabym prosto z mostu pierwszemu lepszemu czowiekowi; ktrego nie znam. Po wtre, ci Dawuhdijehowie nie tylko zapewne odpowiedzieli na zadane pytania, lecz rwnie wycignli z tego jakie wnioski. Nie ulega wic dla mnie adnej wtpliwo-ci, i kady z nich popieszy opowiedzie innym Dawuhdije-hom o nagabywaniach obcych jakich ludzi i w ten sposbb doszo do oglnej wiadomoci, e ... Powiedz, ilu byo zwia-dowcw? - Omiu. - Biada! A tylu?! A wic w ten sposb doszo do wiado-moci Dawuhdijehw, i ~omiu cudzoziemcw pytao si u rnych ludzi w rozmaitych miejscach o te same osoby. To musiao, naturalnie, zwrci uwag, wzbudzajc podejrzenie i dlatego jestem jak najmocniej-przekonany, i Dawuhdijeho-wie zgadli, kim byli owi cudzoziemcy. Byliby zreszt wielkimi gupcami, gdyby nie wycignli z tego faktu daleko idcych wnioskw. Dlatego te, moesz by prawie pewny, i s zupe-nie przygotowani do odpowiedniego potraktowania twoich trzystu wojownikw. - Effendi, czy to rzeczywicie twoje mniemanie? -szybko zapyta zafrasowanym gosem. - Oczywista! T przecie zupenie jasne. - W takim razie bylibymy ju w drodze naraeni na niebezpieczestwo? - 1b trzeba byo od dawna sobie uprzytomni, a wydaje mi si tymczasem, e zupenie o tym nie myla. Ja, na twoim miejscu, pozwolibym mylom pj nawet jeszcze dalej. - Dokd? - Przede wszystkirn do waszych obozowisk. - 1allah! A to czemu? - Wysuchaj mnie uwanie! Przypu~my, i ja jestem szej-kiem Dawuhdijehw. Bylimy przez duszy czas z Hamawan-dami w napronych stosunkach na skutek krwawej zemsty, ktra dopiero co zostaa zaegnana. I oto przybywaj do nas Hamawandowie z chopcem, ktrego ... - Tiz musz ci przemva! - rzek. - Szewin i jego towa-rzysze nie przyznali si do tego, i nale do plemienia Hama-wandw. - Ach, to stwarza jeszcze gorsz sytuacj! Na skutek tego kamstwa wzbudzili tym wiksz nieufno i dlatego te zatrzy-mali ich. Bardzo moliwe, i doszo przy tym do scen, ktre mnie jako szejka Dawuhdijehw, ywo dotkny, pobudzajc jednoczenie ch zemsty. Po tym

wszystkim, zjawia sijeszcze jeden po drugim omiu moich wojownikw, ktrzy mi meldu-j, e paru jakich cudzoziemcw dopytywao si w rnych miejscach o uwizionych przez nas Hamawandw. Natural-nie, nie wahabym si wcale, co do tego, i pytajcy rwnie by-li Hamawandami. Teraz musiaem wobec tego wszystkiego 87 wywnioskowa, i ci wywiadowcy donios swoim to jest Ha-mawandom, i si odniosem wrogo do ich ziomkw i e ich uwiziem. Wiem rwnie, e Hamawandowie postanowi przyj z pomoc swoim ludziom. C mi tedy pozostaje czy-ni? Zrazu Kurd milcza, gdy powtrzyem jednak pytanie, od-rzek: - Chcesz mnie zasmuci, effendi! - Chc ci tylko przedstawi twoje pooenie w takim wietle, w jakim je powiniene zobaczy; o nic wicej mi nie chodzi. - Uwaasz zatem, i Dawuhdijehowie s przekonani, e-my przeciw nim wyruszyli i e spodziewaj si nas? - Tak. - I e si ... przygotowali? - Tak. Pochodz wprawdzie z Zachodu, ale znam tutejsze kraje i ich ludy co najmniej tak dobrze, jak ty. Wierzaj mi, cudzoziemiec czsto lepiej i wicej widzi, anieli tubylec. Po-stawiwszy si w pooeniu Dawuhdijehw, co i ty winiene by uczyni, a zapomniae, wiem, co i jak myl i jak postpi. Gdyby si nie przygotowali do odparcia waszego napadu, byliby warci, aeby kady z nich z osobna otrzyma rzgi. Uwaam ich jednak za do rozsdnych i przewidujcych, aby unika mogli takich bdw. - A ja sdziem, e ich bd mg zaj~ znienacka. - No, jeeli tak uwaae, to ich nie docenie. Nie chc nawet przypuszcza, i mogli si na wasze przybycie wcale nie przygotowywa, g~iy jednej tej moliwoci przeciwstawia si dziewidziesit dziewi procent pewnoci, i was oczekuj. Gotw jestem nawet si z tob zaoy, e wyruszyby wraz ze swoimi trzystu wojownikami na pewne stracenie, gdyby nie mia obecnie moliwoci przedsiwzicia wszelkich moli-wych rodkw, jakie dyktuje ci po tym wszystkim, com powie-dzia, ostrono. - Jeste wic zdania, e powinnimy zawrci? - Nie. - Ale uwaasz wszak, i nas oczekuj, i e natkniemy si na nich, skoro tylko udamy si w dalsz drog! - Wszak mwiem, aeby pozostawi tutaj swoich wojow-nikw. - A nas szeciu? C my mamy uczyni? - Pojedziecie wraz z nami do twierdzy. - 1b przecie jeszcze bardziej niebezpieczne! A w niebez-pieczefistwie szeciu czy trzystu dobrze uzbrojonych wojowni-kw, to chyba do spora rnica! - Prawda, ale ta rnica wypadnie na wasz korzy. Sze osb, a waciwie wraz z nami osiem, moe atwiej i bardziej-niepostrzeenie si przekra, anieli trzystu zbrojnych. Przy-znasz mi chyba suszno? - Chodzi ci zatem o utrzymanie naszej wyprawy w taje-mnicy? - 1ak, o nader staranny, a ostrony wywiad. Gwny od-dzia pozostanie tutaj, aby nie nam pomoc w razie koniecz-noci, my za wyruszymy sami. Innego wyjcia nie ma. - Thk, nie ma innego wyjcia! - potwierdzi Halef. - Jeeli pjdziecie za rad mego effendiego, nic zego wam si nie stanie; wiemy bowiem doskonale, jak naley postpowa w takich wypadkach. Przedsibralimy ju takie wyprawy 89 niejednokrotnie, a poniewa, jak zaobserwowalimy i wasze konie nie s najgorsze, przeto nie macie si czego obawia. Mu obaj mamy niezomne postanowienie udania si do wiey. Jeeli macie stracha, moecie zawrci do domu. Nie bdzie-my was gwatem przytrzymywali.

Na to Kurd szybko zawoa: - Co ty mwisz! My si nigdy i nikogo nie boimy. - A jednak tak wygldao! - odpar Hadi spokojnym gosem. - Prosz ci, nie powtarzaj wicej takich rzeczy. Nie znaj-dziesz bowiem Hamawanda, ktry by si czego obawia, nie wspominajc ju o tym, e Szewina i towarzyszy jego nie moemy pozostawi w niebezpieczefistwie! - Jedziecie wic z nami? - Tak. - No, to wam musz co zakomunikowa. - Co takiego? - Czy macie dobre uszy? - Thk - odpar Adzy, nie wiedzc, do czego Halef zmierza swoim pytaniem. - My rwnie. Nasze uszy s nie tylko dobre, lecz take bardzo delikatne i niezwykle czue. Bywaj jednak pewne szmery, ktrych nie moemy znie, jak na przykad pewnego rodzaju chrzkanie. Mam nadziej, i wiesz ju, o co mi cho-dzi! - Niestety, nie wiem. - Nie? Czy musz ci koniecznie to powiedzie? - Jeeli to wane, tak. Prosz ci o to! - Wane, bardzo wane! Przedtem, gdy rzeke, i niczego 90 nie przedsiwemiesz bez naszej rady, ci oto dwaj mowie, siedzcy obok mnie, zaczli chrzka i szemra. Zazwyczaj tego rodzaju chrzkania dochodz u nas po uszach do rk, ktre w tych wypadkach z dawien dawna przywyke s czy-ni pewne ruchy, majce t zalet, i odzwyczajaj na przy-szo od podobnego chrzkania. Jeeli mamy zatem razem jecha, byoby podane, abymy wicej podobnych szemrafi nie syszeli; w przeciwnym bowiem razie cigniecie na siebie szereg nieprzyjemnoci. Zrozumiae mnie dobrze? Czy te mam ci powtrzy wyraniej swe yczenie? - Nie, wystarczy w zupenoci to, co ju powiedzia, - odpar Adzy zakopotany. - Przypisujesz tym szmerom zna-czenie, ktrego wcale nie posiaday. - Moliwe! Ale zawsze wol, kiedy nie mam nic wogle do przypisywania. Przestudiowaem bowiem wszystkie szmery wiata i wiem co kady z nich oznacza. Bdcie przeto na przyszo ostroniejsi, bo gdy ja uczyni jaki szmer, to bdzie on tak wyrany, e nie pozostawi nikomu adnych wtpliwo-ci! Mae to intermezzo, wprowadzone przez bardzo czuego na punkcie honoru Hadiego, cakowicie zmienio nastrj. Ko-sztowao mnie te wiele trudu, zanim mogem doprowadzi do poprzedniej harmonii. Gdy, nastpnie i Halef odzyska hu-mor, by na tyle askaw, i uj w swe rce ca konwersacj. To oczywicie, nie oznacza nic innego, ponad to, i otworzywrota swych ust i j opowiada, opowiada o naszych wielkich bohaterskich czynach. Odnonie naszej podry w kierunku twierdzy nie byo ju nic do dodania, tote Kurdowie byli bardzo ciekawi usysze z 91 moich czy te Halefa ust potwierdzenia tego wszystkiego, co o nas syszeli. Co si tyczy mnie, to, swoim zwyczajem nie braem udziau w tej caej opowieci, natomaist Halef by w swoim ywiole, ja za nic nie czyniem, aby mu w tym przeszko-dzi. To co opowiada, nie tylko e z nim razem przeywaem, ale te ju niejednokrotnie syszaem z jego ust. Nie mogo wic mnie do tego stopnia interesowa, aebym ca uwag pocha-niajego sowa, jak to czynili Kurdowie. Oddaliem si przeto, aby zajrze do koni, co zwykem czyni stale przed snem. Owinem si nastpnie w swj haik i uoyem do snu. Zasn jednak nie mogem, gdy dobiegajca mnie opowie Hadie-go, przerywana okrzykami zdumienia ze strony suchaczy, brzmiaa w moich uszach, jak nieustanny szum potoku; prbcz tego myl o jutrzejszej podry nie pozwalaa mi te zmruy oka.

Szczeglnie interesowaa mnie Es-Sahira, o ktrej ju po-przednio wspominaem. Kto czyta moje opowieci, ten wie, i w czasie bytnoci w maej twierdzy Amadijah miaem sposob-no ocali pewn mod Kurdyjk od miertelnego zatrucia wilczymijagodami. Przy tej to okazji zapoznaem si z przeszo sto lat liczc jej krewn, imieniem Marah Durimeh, ktra niegdy bya krlow. Td ostatnia chcc mnie wynagrodzi za szczliwe wyleczenie dziewczyny, obdarzya mnie niezwyk wdzicznoci, ktrej wielkie dla mnie korzyci mogem do-piero w dugi czas potern oceni. Moje zetknicie si z Ruthi Kulian, bogosawicym Duchem Jaskini, byo nie tylko wa-nym przeyciem dla naszej wczesnej podry, lecz miao rwnie wpyw na moje wewntrzne ycie, tote do dnia 92 dzisiejszego niezmiernie je ceni. O tej wic starej tak mi drogiej krlowej musiaem teraz myle. Nigdy w yciu przedtem, ani te potem nie znalazem osoby, ktra si okazaa by tak godna czci, jak owa staruszka z dusz pogron bardziej w przyszym ni doczesnym yciu. Z ziemi czyy j jedynie pena powicenia mio do ludzi i miosierdzie, poza tym zaliczaa si do tych, o ktrych Chry-stus mwi, e przeszli do mieszkafi siedziby mego ojca. Dla tego ycia rozstaem si wwczas z ni, ya jednak w mym sercu nadal, tak duchowo czysto, jasno i wysoko. A teraz miaem j niespodzianie znowu spotka. Ale czy to ona bya napewno, a nie kto inny? Adzy mwi o bardzo starej kobiecie, ktrej lat zliczy nie mona. 1 si zgadzao.lake inne jego uwagi mogy si raczej odnosi do niej, ni do innej nieznanej mi staruszki, aczkolwiek okrelenie Es-Sahira, Czarodziejka, - nie odpowiadao Marah Durimeh. Ale to okrelenie byo tylko wynikiem przyziemnego punktu widzenia, z ktrego Kurdowie j sdzili i obsenwowali. Istota i caa dziaalno staruszki bya dla nich niezrozumiaa i obca, a co si czowie-kowi natury wydaje niezrozumiae, zwyk to okrela mianem czarodziejstwa. Byo wprawdzie moliwe, jak ju wspomina-em Halefowi, e nie widzielimy jeszcze nigdy owej kobiety, byem atoli niezomnie przekonany, e to spotkanie zetknie nas znowu z Duchem Jaskini. Pod wpywem tych myli oyy we mnie wczesne przeycia, owe bitwy przy rzece Zab z czcicielami diaba, z mahometanami i chrzecijanami, a zwa-szcza moje wejcie do jaskini Ruhi Kulian i czste rozmowy z duchem. Przypomniaem sobie sowa tamtejszego meleka: Odwiedzi ci, effendi, jutro w porze poobiedniej w moim 93 domu, gdy ona ciebie lubi, jak gdyby by jej synem lub wnukiem. I zaprawd! Gdy nastpnego dnia siedziaa ze mn na stoku grskim w niezakconej, uroczystej samotnoci, powiedziaa: - Panie, spjrz, tam pomidzy poudniem a wschodem! Spjrz na to sofice! Przynosi wiosn i jesiefi, przynosi lato i zim; jego lata przeszy wicej ni sto razy nad moj gow. Spjrz na t gow. Nie posiada ju siwizny wieku starczego, lecz biel mierci. Powiedziaam ci wtedy w Amadijah, e ju nie yj; powiedziaam prawd. Jestem ... duchem ... Jam ... Ruhi Kulian! - Przerwaa. A gos jej brzmia gucho, jak gdyby rzeczywicie zza grobu; ale wibrowa, wibrowa pod dziaaniem yjcego serca, oczy za skierowane na niebo skrzy-y wilgotnym byskiem gbokiego duchowego wzruszenia. - Wiele, wiele widziaam i syszaam - cigna dalej. - Widziaam upadek wielkiego a wywyszenie maego; widzia-am triumfujcego zbrodniarza, a rwnoczenie obserwowa-am czowieka dobrego, okrytego hafib; syszaam jak szcz-liwy paka, a nieszczliwy si radowa. Nogi odwanego dray ze strachu, trwoliwy za czu w swoich yach odwag lwa. Pakaam i miaam si wraz z nimi; podnosiam si i upadam wraz z nimi ... A nadszed czas, kiedy si nauczyam myle. I znalazam, e wielki Bg tym wszystkim rzdzi, e kochajcy ojciec wszystkich wiedzie za rk, tak bogacza jak i ubogiego, tak radujcego si jak i paczcego ... Ale wiele odefi odpado; wymiewaj Go. Inni znowu nazy-waj si Jego dziemi, ale s raczej dziemi tego, ktry zamie-szkuje dehennah, pieko. Przeto te ziemia, a wraz z ni i ludzie cierpi okrutnie, albowiem staraj si uciec kary Boej.

94
A jednak nie nastpi drugi potop, gdy Bg nie znalazby ju Noego, ktryby mg si sta ojcem lepszego, milszego poko-lenia ... Znowu uczynia pauz. Jej sowa, ton jej gosu, to matrwe, a jake mwice spojrzenie, jej powolne zmczone, a tak znamienne odruchy wywary na mnie gbokie wraenie. Za-czem pojmowa duchow wadz, jak ta kobieta wywieraa nad intelektualnie ubogimi mieszkacami tego kraju.Ij~mcza-sem cigna dalej: - Dusza moja draa, a serce mao e nie pko. Litowa-am si nad biednym ludem. Byam bogata, bardzo bogata w ziemskie dobra, a w moim sercu y Bg, ktrego oni odtrcili. ycie moje doczesne umaro, ale Bg askawy we ntnie nie zamar.Powoa mnie do suenia mu. I oto wdruj z miejsca na miejsce z lask wiary w rku, aby sawi i kaza o Wszech-mocnym i Wszechdobrym, Wszechmdrym i Wszechmiosier-nym, aby kaza nie sowami, ktre wymiano by, lecz czynami, ktre bogosawico spywaj na tych, ktrym potrzeba aski ojca. Stara Marah Durimeh i Ruhi Kulian byy dla ciebie zagadk. Czy i teraz jeszcze s ni dla ciebie, mj synu? Czy te zaczynasz ju mnie pojmowa? Tak, zaczem wwczas j rozumie i im duej o niej my-laem, tym janiejsz si dla mnie stawaa jej istota i wola. Bya dziaajc w ludzkiej postaci rk Boga, ktra wycigaa si z tryskajc miosiern mioci, aby bdzcych nawrci na drog cnoty, a kacerzy sprowadzi do zbawienia, przezna-czonego dla wszystkich, nie tylko dla wybranych. Tak, miaa racj! Nie nalec ju do ziemi, naleaa do swej przebogatej mioci do caej ludzkoci!

95
Leaem pogrony w sobie i widziaem tak wyranie jej posta przed mymi zamknitymi oczami, jak gdyby rzeczywi-cie przede mn si znajdowaa. Gos opowiadajcego Halefa brzmia dla mych uszu jako bardzo daleki cichy szept. - I przypomniay mi si sowa, jakimi mnie podwczas egnaa Marah Durimeh: - Synu mj, kiedy opucisz t dolin, oko moje ju nigdy wicej ciebie nie ujrzy, ale Ruhi Kulian bdzie si zawsze za ciebie modli i bogoslawi ci tak dugo, a te oczy, ktre teraz widzisz otwartymi, zamkn si na wieki dla ycia doczesnego. - I syszc teraz w gbi duszy te sowa czuem jednoczenie, jak rozpostara nade mn bogosawico swe rce; wstpio we mnie radosne uczucie szczcia i spoko-ju. Przymknem oczy do snu, a zostaem z miejsca przeniesio-ny w nieskoficzon jasn dal, znan tylko nicemu oku, nigdy za rzeczywitoci.

III
- Sidi, obud si, wstafi! Ju dawno dziefi i wojownicy z plemienia Hamawandw wkrtce przybd! Gdy obudziem si na ten zew maego Hadiego, ujrzaem, i byem jedynym, ktry jeszcze lea. Dziefi ju by z godzin, zerwaem si wic zawstydzony niemal, e tak dugo spaem. Halef siedzia z Kurdami przy niadaniu; jedli cienkie pla-cki, ktre byy w ten sposb przyrzdzone, e rozlepiano szeroko rozwakowane ciasto na cianach prymitywnych pie-cw, skd same odpaday, gdy si upieky. Z.aledwie te obmy-em si w jeziorze, zostaem rwnie zaproszony do tego luksusowego niadania. Gdymy zakoficzyli je, dojrzaem w uku bocznej doliny oczekiwanych wojownikw. Zdumieli si na nasz widok, gdy nie spodziewali si zasta tu swoich szeciu ziomkw i to do tego w towarzystwie dwch obcych mw, ktrych ubir

4 - TwierdTa w grach 97
wskazywa na to, i nie s Kurdami. Pomijam scen przywitania, ktra nastpia. Nasze nazwi-ska byy znane im wszystkim, moglimy to dojrze i usysze. Okazali nam szacunek, ktrym Halef czu si bardzo wzruszo-ny. Wykorzysta te odpowiedni chwil, aeby mi szepn~: - Effendi, czy zauway, z jakim respektem ci Hamawan-dowie si do nas odnosz? Wyprostuj si dumnie i trzymaj fason! Musimy im da do zrozumienia naszym zachowaniem si, jaki to honor dla nich mwi z tak znakomitymi wojowni-kami, jak my. Przybysze mieli na og dobre konie i jak na tamtejsze stosunki, byli stosunkowo do dobrze uzbrojeni. Syszelimy, e oczekiwali ufnie i bez adnych obaw spotkania z Dawuh-dijehami, gdy byli przekonani, e zaskocz nagle wroga. Dla-tego te byli troch rozczarowani, gdy Adzy zakomunikowa im, co wczoraj wieczr powiedziaem w tej sprawie. Odbya si krtka narada szar, jeeli wolno mi si tak wyrazi, w ktrej mymy rwnie wzili udzia, a na ktrej postanowiono przy-j do wiadomoci i zastosowa si do moich wskazwek. Ti~zystu wojownikw pozostawao wic tutaj. Mieli porozsta-wia strae i otrzymali nakaz zatrzymywania a do naszego powrotu, wzgldnie a do chwili otrzymania od nas dalszych instrukcji, kadej zbliajcej si osoby, im samym wydano surowy zakaz pokazywania si komukolwiek. Wiedziano, e Dawuhdijehowie znali teraniejsze obozowiska Hamawan-dw dokadnie i e inn drog do naszego miejsca wskutek rozgazienia gr nie mona byo si przedosta. Naleao wic z zupen pewnoci spodziewa si, e Dawuhdijehowie bd oczekiwali ataku, wzgldnie te szykuj si do obrony 98 jedynie z tej strony, z ktrej nadcigali rzeczywicie Hama-wandowie. Nie powstrzymao mnie to jednak od powiedzenia Hamawandom, aby rwnie uwaali i na tyy, gdy trzeba byo rwnie wzi pod uwag ewentualno niespodzianego obej-cia ze strony wrogw. Po tych i kilku jeszcze innych mniej wanych wskazwkach ruszylimy w drog. My, to znaczy szeciu Kurdw, ktrych wczoraj spotkalimy, Halef i ja. Hadi umiecha si nieznacz-nie do siebie. Gdy go spyi~em o przyczyn, odpar: - Sidi, jeeli rzeczywicie istnieje kismet, w co zreszt nie wierz od czasu poznania ciebie, to kismet w i to nie tylko twj, lecz take i mj, ma co najmniej dziesi tysicy spryn w ciele. Albowiem kismet nasz, nie tylko e sam nigdy nie zaznaje spokoju, ale i nam go nie daje. A i to ciao ze spry-nami jest z gumy, nie ma bowiem staego miejsca, nigdy si nie zatrzymuje i cigle si zmienia. Skacze i plsa to tu, to tam, toczy si i krci raz tu, raz tam, a my plczemy si cigle w lad za nim. Wczoraj bylimy przewiadczeni, e jedziemy bezpo-rednio do Bagdadu, a dzisiaj szukamy jakiej twierdzy, ktra znajduje si w zupenie innym kierunku, anieli ten, do ktre-go zmierzalimy. Dokd nas ten kismet zawiedzie? Nie wiem, lecz powiadam ci, e lubi to, bardzo lubi; rzeczywicie, podoba mi si to nadzwyczajnie! Uwagi jego nie byy zupenie pozbawione susznoci, acz-kolwiek nie zawadzioby, gdyby przedstawi nasz kismet w nieco idealniejszym wietle. Rozumie si samo przez si, e nie zamierzalimy bynaj-mniej poda cigle w kierunku jeziora, gdy to zaprowadzi-oby nas dokadnie w ramiona Dawuhdijehw. Adzy, jak za-pewnia, zna okolic, w ktrej znajdowaa si twierdza. We-dug niego moglimy pozostawa na tej samej drodze a do pory obiadowej, nastpnie za winnimy si skierowa bar-dziej na prawo, w gry, poprzez ktre prowadzia linia prosta do wiey. Na jaki teren napotkamy po drodze, tego nie wiedzia, naleao jednak przypuszczaE, e droga nie bdzie zbyt dogodna. Aczkolwiek towarzysze nasi byli przyzwyczajeni do podobnych wycieczek wywiadowczych i potrafili zachowa wszelkie rodki ostronoci, to jednak nie znali nadzwyczajnej, e tak powiem, wyrafinowanej uwagi, ktrej si nauczyem u Indian,

a ktra polegaa na tym, i wane jest kade bodaj dbo trawy, czy te kady powiew powietrza. Nawet Halef, ktry mnie widzia niejednokrotnie przy takim zajciu, nie by zdolny do podjcia wywiadu, bdcego rzecz zupenie prost dla kadego dorosego Indianina. Hadi zreszt ju to prbowa niejednokrotnie a zawsze ze szkod dla sprawy. Mogem przeto obecnie polega jedynie na sobie samym, tote jadc na przodzie, miaem oczy na wszystkie strony zwrcone i nie przepuszczaem najmniejszej z pozoru rzeczy, dla mniejednak godnej uwagi. Przy tym wszystkim miaem jednak do swobodnego czasu, aby mc obserwowa jadcego obok mnie Adzyego. Wczoraj, gdy go widziaem po raz pierwszy, nie byo ju do widno, a poza tym jego towarzysze odwrcili od niego moj uwag, tak e dokadna obserwacja nie bya moliwa; mimo to wywar na mnie silne wraenie. I teraz oto, gdy go miaem u swego boku w jasny soneczny dzie, to wraenie niepomiernie si potgowao. Sposb siedzenia na koniu, postawa i ruchy Kurda wskazyway albowiem na to, e jest 100 I doskonaym, zwinnym jedcem. Ca sw postaci czyniwra-enie czowieka o wielkiej sile fizycznej przy niespoytej jed-noczenie duchowej energii; sowem, by mczyzn! Wszela-ko, gdy obserwowaem, wprawdzie skrycie, lecz bystro, jego twarz, byo mi trudno nada mu miano mczyzny. Wskie niskie czoo, z ktrego turban si zsun, agodnie zaokrglone policzki i take podbrdek, brak brody i pene wargi, a nade wszystko mikkie spojrzenie jego wielkich oczu, gdy sdzi e nie jest obserwowany, to wszystko razem wzite nie byo m-skie, przeciwnie, znamionowao kobiet, mimo caej energii, ktra si jednoczenie zarysowaa na jego twarzy. Pake gos, ktry by wprawdzie gboki i mia ton rozkazujcy;brzmia niezupenie jak gos mczyzny. Do tego naley doda lekki ciefi u brzegw powiek i tpe, jakgdyby wytrawione malowa-niem, dugie rzsy. To wskazywao na przyzwyczajenie kobiet Wschodu do malowania rzs ciemnym tuszem, aeby nada oku wikszego blasku i okazaej wielkoci. Teraz farba bya starta, przez co rzsy otrzymay nieokrelony, tpy wygld. Pobudzony tymi spostrzeeniami, zwrciem teraz bacz-niejsz uwag na ciao Kurda. Rka bya kobieca i na wewn-trznej jej stronie spostrzegem lad henny, ktrej tak atwo nie mona byo zmy. Teraz wystarczyo rzuci jeszcze jedno spoj-rzenie na ca posta aby si przekona, e obok mnie jechaa kobieta, a nie mczyzna. A gdy to si stao dla mnie jasne, natychmiast te wiedzia-em, kim bya. Najznakomitszym podwczas wodzem Hama-wandw, synniejszym jeszcze od znanego przywdcy Hussein Agi, by szejk Jamir, ktry wprawdzie pochodzi z rodziny zwykych prostych wojownikw, lecz dziki swej niezwykej odwadze i wojskowym zaletom, dobi si do takiego uznania i wadzy, e on to wanie by najwyszym rozkazodawc i dusz kadego przedsiwzicia swego plemienia. W tym deniu do osignicia wybitnego stanowiska nie by samotny; mia w swej niezwykle utalentowanej onie oddan i wiern mu pomocni-c, odwan towarzyszk, ktra wspomagaa go we wszystkich jego przedsiwziciach i dodawaa otuchy, nigdy go nie opu-szczajc, nawet na wojnie. Kurd otacza odwag wielk czci i jeeli kobieta w normalnych warunkach korzysta u niego z wikszego powaania i swobody, ni u innych narodw Wschodu, to nic dziwnego, e ona Jamira miaa daleko wi-ksze, ni zazwyczaj na stosunki wschodnie, znaczenie. aden Hamawand nigdyby si nie odway nie usucha jej rozkazw, wiedziano bowiem, e ukaraaby podobny opr daleko sroej, ni mczyzna.

Nie ulegao dla mnie adnej wtpliwoci, e mam teraz obok siebie t rzadk kobiet, a wiedzc o tym, tym samym teraniejsza podr otrzymaa w moich oczach zupenie inn tre i charakter. Awic dlatego nazwaa siebie Adzy, Bez Imienia! Rozumia-o si samo przez si, e Szewin, ktrego bratem si mianowa-a, nie by nikim innym, jak Jamirem, jej mem. A Khudyr, zatruty jadem chopak, by ich wsplnym synem. Teraz take zrozumiaem pseudonim Szewina, ktry przez to imi, ozna-czajce pastucha, chcia si przedstawi jako zwyky przecitny a pokojowo usposobiony pasterz. W kadym razie, byo nie-zmiernie podane, aby nie znalaz si nikt wrd Dawuhdije-hw, ktrygo znaby osobicie i mg zdradzi jego waciwe imi. 102 Jak pod tym wzgldem sprawa staa, tego nie mogem wie-dzie. Po tym jednak wszystkim, co dotychczas syszaem, na-leao raczej przypuszcza, e poznano go, a wobec podania przezefi faszywego imienia, uznano za podejrzanego i uwi-ziono. O tym dowiedziaa si jego maonka i wyruszya, aby go uwolni. Jej pomys natychmiastowego udania si wraz z wojownikami do kraju Dawuhdijehw by wprawdzie bardzo miay, ale te wiadczy jednoczenie o jej wraliwoci kobie-cej, kacej jej pj za popdem serca, nie za~ za gosem rozsdku. Zdecydowaa bowiem o wyprawie, nie przekona-wszy si uprzednio, gdzie si Jamir znajduje. Niezmiernie si interesowaem t kobiet i postanowiem wszelkimi siami postara si o to, aby jej zwrci ma i dziecko. Mimo to zaleao mi na tym, aby si nie dowiedziaa, e j poznaem. Nie chciaem wic tego wyjawi Halefowi, gdy ten may m-gby si z tym wyrwa w chwili wzruszenia i odkry tajemnic; dlatego te nie wolno mu jej byo zawierzy. Teraz wszystko byo dla mnie jasne i miaem do tego do~ niebezpiecznego przedsiwzicia dziesi razy wicej chci, anieli poprzednio. Jeeli czowiek zdobywa si na jaki ryzykowny czyn, to zawsze lepiej, aby wiedzia, dla kogo to czyni. Ta matka, postanowi-em, musi bezwzgldnie odzyska swe dziecko! Bylimy ju w drodze z dobre dwie godziny, gdy zacza ona tworzy wiele zakrtw i dolin; musiaem skupi ca sw uwag, gdy za kadym takim zakrtem moga na nas czyha niezbyt wesoa niespodzianka. Nie byem w stanie ukry mojej ostrono~ci. Adzy wymiewa si z niej i uwaa za zbyteczn strat czasu zatrzymywa si przed kadym zakrtem dla prze-konania si, czy si za nim nie ukrywa jaki Dawuhdijeh. 103 Przyjem to jego odnoszenie si z cakowitym spokojem, nie bronic nawet swego stanowiska, a zwaajc nadal na wszy-stko, dopki droga nie wyrwnaa si i nie przybraa cakowi-cie prostego kierunku. Koniec tej prostej drogi czy si z boczn dolin, przez ktr przepywaa rzeka, wpadajca do tej, wzdu ktrej zdalimy. Poniewa w caej okolicy nie byo nic podejrzanego, jechalimy szybko naprzd i prawie przebylimy ju ca odlego, gdy nagle spostrzegem co, co mnie skonio do natychmiastowego zatrzymania konia w bo-cznych krzakach. -Tiitaj do mnie, szybko! - zawoaem do towarzyszy. Halef, ktry zna mj sposb postpowania, natychmiast usucha; ale Kurdowie si wahali, a Adzy dowiadywa si, pozostajc cigle na widoku: - Dlaczeg mamy si ukry, powiedz, effendi? - Poniewa z dou kto przybywa do tej doliny przed nami, albo ju tam nawet jest, - odparem. Schowajcie si tutaj szybko, zanim zostaniemy spostrzeeni! Nareszcie usuchali mnie, nie pieszc si jednak zbytnio. Upewniem si, e nie mog by zauwaeni, po czym zwrci-em si do nich: - Jeeli od was na przyszo zadam nagle, abycie si ukryli, musicie to natychmiast uczyni~, nie zwlekajc i o nic nie pytajc. Zapamitajcie to sobie! - Czy kogo zauway? - zapyta Adzy. -Pak.

- Kogo? - Dwa asafiry. - Dwa asafiry? I dla tych ptaszt mielimy si ukry? 104 -Tak. - Ja take je widziaem. To bya para zib, ktra leciaa w nasz stron. Gdy nas jednak zauwaya, ucieka na drzewa. - Wanie chodzi mi o te ziby. - Jaka wic jest przyczyna twej troski? - Bardzo powana! Ptaki mi powiedziay, e tam, w doli-nie, znajduj si prawdopodobnie ludzie. - Maszallah! Syszaem tylko dwukrotne bojatiwe wier-kanie. Czy rozumiesz mow ptakw? Spyta tonem ironicznym. Odparem mimo to: - W tym wypadku j rozumiem. Nie masz si czego umie-cha; twoje arty s nie na miejscu. - Tak, umiechasz si! - dorzuci Halef cicho ale gniew-nie. - Powiadam ci, jeeli mj effendi twierdzi, e zna mow ptakw, moesz by pewny, e nie kamie. On rozumie wszy-stkie jzyki ludzi, zwierzt i rolin, a kto w to wtpi, przekona si pniej, i si grubo myli! Zsiadem z konia i skierowaem si do brzegu krzakw, aeby wyjrze. Nie zauwayem jeszcze nikogo, przeto mogem dalej objania Kurda: -Ptaki przyfruny z prawej strony bocznej doliny. Zauwa-yem to, gdy mam wzrok bystrzejszy od was i widz lepiej, ni wy. Chciay si posun prosto przed siebie, omijajc nasz dolin, nagle jednak szybko zawrciy na lewo, kierujc si na nas. A teraz powiedz, Adzy, czy doleciay a do nas? - Nie - odpar ten, ktrego oznaczam cigle jeszcze jako mczyzn, gdy chcia za takiego uchodzi w naszych oczach. - Czemu to? - Dlatego, e nas spostrzegy i ucieky midzy drzewa. 105 - A wic dlatego, e nas zauwayy, zboczyy z drogi? -Tak. - licznie! A teraz, z tego samego zaoenia wychodzc, co wywnioskowaby z tego, e przedtem rwnie raptownie skr-ciy w bok? - e ... ach, czy o to chodzi, e tam rwnie kogo zauwa~~?

- Tak, o to mi wanie chodzi. Kiedy ptak tak nagle zmienia swj prostolinijny lot, e jego droga stwarza kt ostry, wtedy mona z cakowit prawie pewnoci twierdzi, i uczyni to z bojani, ze strachu. Ziby natknly si dopiero co na ludzi, to twierdz; moesz sobie w to wierzy lub nie! - Effendi, gdyby to bya prawda, to nie opowiedziano nam o tobie zbyt wiele! - Tak, to prawda, zreszt nie trzeba si temu zbytnio dziwi, trzeba tylko troch pomyle, aeby z zachowania si ptakw wysnuwa wnioski o obecnoci ludzi. Teraz jednak uwaajcie! Zsidcie z koni i przytrzymajcie ich za pyski! Widz ludzi; zbliaj si w nasz stron! U ujcia rzeki ukazao si dwunastu kurdyjskich jedcw, ktrzy jechali obok siebie dwbjkami i trjkami w gr rzeki, a wic w naszym kierunku. Mwili ze sob tak gono, e ju z dala dochodziy nas ich gosy. Teraz nasi jedcy szybko usuchali moich wskazwek. A poniewa jechalimy dotd po kamienistym wale, nie pozosta-wilimy poza sob widocznych ladw. Indianin wprawdzie byby je natychmiast spostrzeg, ale nie miaem potrzeby si tego spodziewa ze strony tych Kurdw. Przybywali bardzo spokojnie i powoli jak gdyby mieli wiele czasu; rwni tak samo powoli przejechali obok nas, nie spostrzegajc niczego. Przysuchiwaem si uwanie ich rozmowie, nie

syszaem jednak nic takiego, co by mogo mie dla nas jak warto. Gdy ko jadcego na przedzie zrobi kiIka szybszych krokw, jeden z Kurdw, jadcy za nim, zawoa na wp artobliwie: -Achdele-mehke! Znaczy to tyle, co: Nie piesz si zbyt-nio! Std, jak w ogle z caej ich powolnoci mona byo wywnio-skowa, i nie uwaali swej jazdy za tak naglc, aby trzeba byo a koni przypiesza. Poza tym usyszaem co o avik eduduahn, o drugim jeziorze albo o drugiej wodzie i take o jakim rycoda gumgurhuk, co znowu oznacza miejsce, gdzie s jaszczurki. Byy to dla mnie sowa bez wielkiego znaczenia, a wyowiem je spord rozmw, prowadzonych w rnych gru-pach przez przejedajcych. AIe gdy nas minli i zapytaem Adzyego, czy to byli Kurdo-wie Dawuhdijeh, odpar mi: -Tak, to byli oni, effendi, a udaj si do miejsca, gdziemy nocowali i gdzie si teraz znajduj moi wojownicy. - Skd to wiesz? - Mwili o tym; wspomnieli nazw tego miejsca: yrcoda gumgumuk. Najprawdopodobniej zamierzaj si tak ukry i obserwowa, kiedy przybdziemy, aby zaraz o tym donie swojemu szejkowi. - Aha! Widzisz wic, i moje zaoenia byy zupenie su-szne. S zatem przekonani, e przybdziecie tutaj. Mam nad-ziej, i twoi ludzie bd si dobrze pilnowali i schwytaj tych wywiadowcw? - Na pewno to uczyni. Jestem o tym gboko przekonany. 107 Gdybymy tylko wiedzieli, gdzie si znajduje gwna kwatera Dawuhdijehw, ktrzy z pewnoci czekaj na moich Hama-wandw, aby ich napa. - Znalelibymy to miejsce, gdyby nam ta wiadomo bya potrzebna, ale nie wolno nam teraz tego czyni, skoro przede wszystkim naszym zadaniem jest dosta si do twierdzy. -Masz racj effendi. Czy moesz jednak zgadn, gdzie si znajduj teraz Dawuhdijehowie? - Oczywicie. - Nawet wziwszy pod uwag fakt, e jeszcze w tej okolicy nigdy nie bye? -Pak. - Effendi, zdumiewam si! - Nie trzeba si wcale zdumiewa! - zauway Halef do gono. - Wobec niezmiernej dugoci rozumu, jak posiada mj effendi i wobec nieskoficzonej szerokoci mojego umysu musz nam by wiadome wszystkie rzeczy na wiecie, ktre dla pozostaych ludzi stanowi wiecznie nieodkryt tajemnic. - Jeeli taki mdry i to wiesz, to powiedz - rzekem do niego, chcc go ukara za samochwalstwo. W odpowiedzi na to uczyni odpychajcy ruch rkoma i zawoa: - Kogo pytano, mnie czy ciebie? A kto twierdzi, e moe zgadn, ja czy ty? Powiedz wic ty, co wiesz, a ja to potwier-dz! Tym daniem pokry swe zakopotanie. Ja, jako stary, za-wsze porzdany go, nie chciaem go przecie tak otwarcie zasypywa, wyjaniem wic oczekujcemu odpowiedzi Kur-dowi: 108 - Nie ulega adnej wtpliwoci, zwaszcza e tych dwuna-stu wywiadowcw tdy przechodzio, i Dawuhdijechowie roz-oyli obz w dolnym biegu tej rzeki, a musi to by w takim miejscu, gdzie kilkuset jedcw nie tylko moe si cakowicie ukry, lecz musi take mie dostateeznie miejsca na stoezenie walki. Moe wam znane jest takie miejsce, rozszerzenie lub rozgazienie tej doliny? - S tylko dwa takie miej sca i znam j e oba - odrzek Adzy.

- Ale ktre to? Zaraz si tego dowiesz. - Od ciebie? -Tak. - Pomimo, e nie znasz okolicy? -Tak, mimo to. - Effendi, czy jeste wszechwiedzcy? - Nie. cz tylko w pewien logiczny zwizek przesanki, co i ty zreszt mgby uczyni. Czy gotw jeste potwierdzi, e tych dwunastu wywiadowcw, ktrych widzielimy przed chwil, dzisiaj wyjechao z miejsca, gdzie si znajduje gwna kwatera Dawuhdijehw, oczekujcych waszego przybycia? -Pdk, inaczej by nie moe. - Czy widzia bukiecik z koniczyny; ktry by zatknity za turbanem jadcego na przedzie? -Tak. Czy wiesz jakie ten bukiet ma znaczenie? - Znam je. To zabobon. - Nie, to nie aden zabobon, tak rzeczywicie jest! Sam si o tym niejednokrotnie ju przekonaem. Kto chce co przed-siwzi, musi ze sob zabra bukiecik el-chilel; wtedy zamie-rzenie si udaje, gdy duchy, lubice el-chilel, wspomagaj go. -Tak? 1 powiedz mi, prosz, po co Dawuhdijeh dzisiaj przypi sobie ten bukiet? - Aeby jego wywiad przeciwko nam si powid. - I wierzysz , e mu si uda? - Nie, na pewno dostanie si do naszej niewoli wraz ze swoimi ludmi. - A wic, el-chilel pomoe? - Nie ... Effendi, z tob doprawdy nie mona si sprzecza! - Doskonale, e si o tym przekonae; zapamitaj to sobie! - Dlaczego w ogle mwie o tym bukiecie? - Zaraz si o tym dowiesz. Chodzi mi o to, czy znam dobrze ten zabobon. Kiedy wic ten jedziec urwa bukiet? - Bezporednio przed wyruszeniem w drog. - .A wic bukiet akurat ma tyle godzin, jak dugo trwa podr? -1ak. - To wiedz, e ta rolina el-chilel zostaa zerwana przed prawie trzema godzinami, a w kadym razie niewiele wcze-niej, ale te i niewiele pniej. - Z czego to wnosisz, effendi? - Widz to. Posiadam, widzisz, troch dowiadczenia pod tym wzgldem, gdy czsto musiaem okrela na podstawie waciwoci zerwanych gazi, zdeptanej trawy lub zwidej roliny, czas, kiedy ta rolina zostaa zerwana, zdeptana lub zwida. Wiem na pewno, e si i teraz nie myl. Ci Dawuh-dijehowie rozpoczli sw podr przed trzema godinami, tyle wic czasu trzeba powici, aby osign to miejsce, gdzie obozuj wasi nieprzyjaciele, jeeli naturalnie bdzie si 110 cigle jechao w d tej rzeki z tak sam szybkoci, jak to czynili wywiadowcy. - Ale, sidi, to si zgadza co do najdrobniejszych szczeg-w! 1dm si znajduje pienvsze z tych miejsc, o ktrych wzmiankowaem. Dolina skrca ukiem na Iewo, podczas gdy prawa jej strona idzie prosto. T~n el-chilel powiedzia ci pra-wd! Przekonuje si coraz bardziej, i przed kadym przedsi-wziciem naley ciebie zapyta o rad i wskazwki! Tix Halef przerwa mu pytaniem: - Czy i teraz kto bdzie szemra przeciw nam? Aeby zatrze wraenie, wywoane ironi Hadiego, szybko rzekem:

- Wymiewali~cie si przeto z mojej ostronoci, ktr uwaalicie za zbyteczn. A teraz chyba przyznacie, e bya konieczna? - l~k, effendi - odrzek Adzy. - Przyznaj to chtnie i szczerze, i bez ciebie wpadlibymy w rce tych dwunastu Dawuhdijehw i musielibymy niechybnie stoczy~ walk. - ~go uniknli~my dziki prostemu spostrzeeniu, jakie poczyniem w zwizku z lotem ptakw. A co zwyky bukiet mi zdradzi, rwnie syszae. Widzisz zatern, i zawsze w czasie zwiadu, czy te podczas podrby w ogle, trzeba na wszystko zwraca baczn uwag. Najmniejsza drobnostka moe spro-wadzid mier lub te kogo od niej uchroni. eraz jednak chciabym si dowiedzie, czy jeste przekonany, i twoi wo-jownicy speni obowizek i e nie dadz si podej Dawuh-dijehom? - Pochwyc ich bezwzgldnie, sidi. - Lecz jeeli bd tak nieostroni i poka si przedtem 111 Dawuhdijehom, wwczas wszak nie dostan ich w swoje rce! - Pewny jestem, i nie popeni adnego bdu, znam ich. A zreszt, wiedz, e maj pokaza Kara Ben Nemzi effendie-mu i jego Hediemu Halefowi, e s dzielnymi wojownikami, zachowaj si przeto bezwzgldnie bez zarzutu. - Dobrze, moemy wic ruszy dalej. - Ale ju nie tak daeko w d rzeki; jak poprzednio zamierzalimy. - Susznie! Chcielimy dopiero w poudnie skrci w pra-wo, ale wobec tego, e Dawuhdijehowie s od nas oddaleni zaledwie o trzy godziny, moemy to uczyni wczeniej. - Kiedy wic i gdzie? - Jak tylko gry nam na to zezwol. - A moe ju teraz pojedziemy t boczn dolin, lec przed nami? - Nie, to byoby zbyt wczenie. A prcz tego, mam wrae-nie, i nie prowadzi ona nasz drog. Nie szkodzi, moemy tak dugo jecha, a znajdziemy odpowiednie przejcie! Wyprowadzilimy konie zza krzakw, dosiedlimy ich i ru-szylimy w dalsz drog. Okazao si jednak, i wspomniana boczna dolina skrcaa na pnoco-wschd, miast na pnoco-zachd; ta droga nie odpowiadaa zatem naszym zamierze-niom. Z powodu koniecznej w takich wypadkach ostronoci, nie moglimy si tak szybko posuwa naprzd, jakbymy sobie tego yczyli. Upynla te przeszo godzina, zanim ujrzelimy przed sob drog otwart w prawo. I tu nastpio spotkanie, ktrego obaj, to znaczy Haef i ja, nigdybymy si nie spodzie-wali. Znajdowalimy si mianowicie w miejscu, gdzie jezioro wciskao si bardzo gboko w skay; musielimy wic pod drzewami jecha przez duszy czas, a dostaimy si na wy-sokie wybrzee. Rosy tu przewanie dby. Chcielimy znowu dosta si na drug stron, gdzie dolina bya szersza; gdy oto 113 nagle ujrzelimy dwie niewiecie postacie, ktre siedziay na dole, trzymajc przed sob koszyki. Zdaway si odpoczywa. Znajdowalimy si od nich w zbyt wielkiej odlegoci, abymy mogli dojrze ich twarze zwaszcza, i miay gboko na gow zsunite chusty. Zatrzymalimy si naturalnie, aeby naradzi si nad naszym pooeniem. -To s kobiety, ktre nas nic nie obchodz - rzek Adzy tonem pogardliwym. - Czemu to? - odparem. - Tii nawet mae dziecko mogoby sta si dla nas niebezpieczne, gdyby nas zdradzio, a c dopiero dorose niewiasty. - Ale to s wszak zwyke zbieraczki odzi, ktre si wcale nie myl nami interesowa. Biedne to wszak kobiety! - e s biedne, nie trudno wnioskowa z ich ubioru. Uwaam jednak, e nie s zbieraczkami odzi. Godzi si tu jednak zaznaczy, i w Kurdystanie, odzie s szeroko wykorzystywane do rnych celw, a wic moje powiedzenie mogo brzmie co najmniej jako mocno wtpli-we.

- A ja jestem przekonany, i maj w swych koszykach odzie - bstawa Adzy przy swoim twierdzeniu. - Ja rwnie, ale to wanie czyni w moich oczach kobiety owe, mocno podejrzanymi. - Dlaczego? - Ktry to rozsdny czowiek zbiera teraz odzie, ktre s zupenie niezdatne do uytku na skutek przesiknicia wilgoci? Kto, kto to wic czyni, robi to tylko dla pozoru, a ma przy tym zupenie inny cel. Znam pnocne plemiona kurdyjskie, ktre uywaj kobiet do celw wywiadowczych. 114 - Uwaasz wic, e ...? -Nie myl nic ponad to, i s dla mnie bardzo podejrzane wanie z powodu tych odzi i e wskutek tego musimy je wzi w krzyowy ogiefi pytafi. - Gdy zobacz jednak, e si do nich zbliamy, dadz natychmiast drapaka. - Nic strasznego! Wobec tego, naszym obowizkiem jest nie da si im wpierw zobaczy zanim nie bdziemy pewni ich schwytania. Ja z Halefem zsidziemy z koni, podkradniemy si do nich i dopiero wwczas, gdy je bdziemy mieli pewnie w garci, wy nadcigniecie. A wic naprzd, Halefie! Ty pozosta-niesz po tej stronie doliny, ja natomiast udam si na drug stron. - Hamdulillah! - krzykn may Hadi. - Wreszcie do-czekaem si jakiej zmiany, a doprawdy gnaty mnie ju bol od cigej jazdy konnej! Bdziemy wic polowaE na kobiety. Sidi, ja je obie upoluj! Moesz nawet palcem w bucie nie kiwn! - Tylko bez adnych nieostronych wybrykw, Halefie! - ostrzegem go. - Co te ty o mnie mylisz! Jeeli jestem do ostrony wobec Hanneh, najukochafiszego odzia na ... o Allah, prze-bacz mi! Co te mwi! ... Chciaem powiedzie, najukochafi-szego kwiatu wrd wszystkich r, kwiatw i rolin wiosen-nych, to jakim si wic oka w stosunku do tych obcych niewiast! Moesz by o mnie zupenie spokojny. Najmniejsza troska nie powinna mie do ciebie, effendi, przystpu! Puci si do przodu pod drzewami. Ja natomiast musiaem zawrci, a dopiero nastpnie przeskoczy przez wod. Mg 115 wic wczenej ode mnie przyby na waciwe miejsce. Zamiast te czeka na mnie, skoczy szybko pod drzewami w kierunku kobiet z podniesionym noem w rku. Spostrzegem ten ma-newr i przypieszyem kroku, aby i ze swej strony uniemoliwi niewiastom ewentualn ucieczk. Natychmiastprzekonaem si wszake, e to byo zbyteczne, gdy kobiety wprawdzie podskoczyy ze swych miejsc, nie uczyniy jednak ani jednego kroku naprzd, chyba ze strachu. Ku mojemu jednak wielkiemu zdumieniu Halef rwnie stan jak skamieniay. Nie uczyniem najmniejszego ruchu, cho przystan z gronie wzniesionym noem. Po chwili, gdy mnie zauway, krzykn dononym gosem: - Przybd, sidi! Przybd prdko! Prdko, byskawicznie, szybko! Zaraz jednak zacz w moj stron wymachiwa rkoma i zawoa silnym gosem: - Stop, stop, stop! Stafi! Nie dalej, nie dalej, ani kroku dalej, ani jednego kroku dalej! Stanem wic, gdy uwaaem, i jeli tego ode mnie wy-maga, musi by pewny, e niewiasty nam si nie wymkn. Byem wszake ciekaw, czemu miaem pierwej tak szybko przybywa, a teraz znowu tak nagle si cofn. W kadym razie bya to jaka niespodzianka, ale jaka? - Sidi, - rzek teraz Halef z byszczcym obliczem i pro-mieniejcymi radoci oczyma - zawsze zgadujesz wszystko dziki niecodziennej dugoci twego rozumu. Wymagam wic od ciebie, aeby i obecnie troch pomyla! - Nad czym? - zapytaem. Zamiast mi odpowiedzie, krzykn na obie kobiety, ktre 116 usioway odwrci si w moj stron:

- Stop! Nie odwraca~ si, nie odwraca si! Nie powinien zobaczy waszych twarzy! Nie spogldajcie w jego kierunku, jeeli nie chcecie zatru mi rozkoszy tej chwili. Prosz was, nie ruszajcie si z miejsca! A zwracajc si znowu w moj stron, dawa mi wyj anienia, miejc si: - Pytasz, nad czym masz pomyle? Naturalnie, nad tym, kim s te niewiasty! - To nadwyrenie umysu do niczego nie doprowadzi, gdy nie mam adnego punktu oparcia. - adnego punktu oparcia? O, sidi, jak moesz mwi co podobnego! adnego punktu oparcia! Tii wszak stoj ja, twj znakomity towarzysz i obrofica! Czy nie jestem dla ciebie punktem oparcia? - Czy ty jeste tym, nad ktrym mam si zastanawia? - Nie, gdy mimo caego natenia twoich si duchowych nie dojdziesz do tego. aby zdoa~ wymierzy wysoko mojej wartoci i oceni gbi mego rozumu. Ale mniejsza z tym. Teraz masz si zastanowi~ nad tymi niewiastami, o co ci ju raz zupenie wyranie prosiem. - Mam wic zgadn~, kim one s? - O tak, tak! Powiedz to prdko, prdko, sidi! Mg dobrze gada, gdy mia ich twarze przed sob, pod-czas gdy ja widziaem tylko ubogie ubranie i to od tyu, przy czym odzie ich bya tak szeroka i fadzista, e w aden ywy sposb nie moga mi da wyobraenia o ksztacie ciaa tych kobiet. Przeto nie mogem te nic wicej powiedzie, jak: - Nie mog zgadn tak dugo, jak dugo mi nie dajesz adnej wskazwki, adnego punktu wyjcia. - Wskazwki? Allah akbar! Przecie stoj i wszystkimi dziesicioma palcami na nie ci cigle wskazuj! Czy tego jeszcze mao! A punkt wyjcia? Przecie rozporzdzasz tu wszystkimi punktami i moesz nimi wchodzi i wychodzi! I ty twierdzisz, e nie masz adnego punktu?! Chciajeszcze dalej mwi, ale jedna z kobiet mu przerwaa. Syszaem, jak rzeka: - Ty jest Hadi Halef Omar, ktregomy polubiy. Pozna-am ci od razu! Kim jednakjest 6w sidi, z ktrym rozmawiasz, a na ktrego nam nie wolno spojrze? - Zgadnij to sama! - Allah! Jaka byaby to rozkosz, jakie szczcie, gdyby to by 6w czowiek, o ktrym myl! - No, o kim wic mylisz? - Czy to 6w effendi z Dermanistanu, ktry wwczas u nas by w twoim towarzystwie? -Tak, to on. Zgada! - Jake wic moesz ode mnie da, aebym na nie spojrzaa! Czy zmysy postrada? Czy oszala? Dusza moja za nim bezustannie tsknia, jak tskni mka za wod, aeby dziki niej zamieni si w ciasto, a gdy wreszcie spenio si moje najgortsze yczenie, mam teraz nie spojrze na tego, ktrego dusza moja pokochaa? Daj spokj! Obejrz si! Jej gos brzmia niezwykle energicznie. Taki rwnie by jej zwrot, ktry uczynia w moj stron. Ujtzaem j; widziaem jej twarz i w tej samej chwili odyy we mnie wszystkie wspo-mnienia o Marah Durimeh. Zanim jednak wymieni wreszcie to imi, o ktre Halef 118 mnie nagabywa, musz kilka sw powiedzie o tej, ktra teraz przede mn staa. A wic: Byo to owego dnia, kiedy, o czym ju poprzednio wspomi-naem, udaem si do groty, aeby zobaczy tajemniczego Ducha Jaskini. Byem w niewoli i znajdowaem si w kamien-nej chacie, ktra leaa blisko wsi Szohord w dzikim wwozie. ~m; w chacie, tr~rmano mni~ ~w~~T~ne~o do Pala. Stara kobieta miaa peni stra przy mnie. Nazywaa si Madana. W mym wczesnym sprawozdaniu opisaem j w nastpujcy sposb: Madana oznacza to po prostu pietruszka. Jak staruszka dosza do tego imienia, nie wiem, ale gdy teraz staa do blisko mnie, zalatywao od niej nie tylko pietruszk, lecz wytwarzaa dokoa siebie

atmosfer, na ktr si skaday zmieszane za-pachy czosnku, zgniych ryb, zdechych szczurw, mydlin i wdzonego ledzia. T~ pikna mieszkanka doliny Zab, odziana bya w pikny krtki paszcz, ktry u nas mgl by suyjedynie za cierk. Brzeg tego paszcza siga zaledwie kolan, wysta-wiajc na pokaz par upiornych przeraliwych ng, ktrych widok mg wzbudzi~ zupenie naturalne refleksje, i nie byy myte od dugich, dugich lat ... Blisko mnie ujrzaem obok miednicy penej wody wielk skorup, ktra niegdy prawdo-podobnie bya czci skadow dzbana, terazjednake suya jako miska, a zawieraa mas zoon zapewne na poy z kleju stolarskiego, na poy za z ddownic albo pijawek ... Potem, gdy byem ze staruszk sam na sam, zapytaa mnie: - Czy chcesz je? - Nie - odrzekem ze wstrtem. - A pi? 119 -Take nie. Wwczas woniejca Pietruszka podesza ku mnie, siada swobodnie w pobliu mego biednego nosa i wzia na kolana wzgardzon przeze mnie skorup. Widziaem, i wsadzia wszystkie pi palcw prawej rki do tajemniczej mieszaniny, po czym rozdziawia bezzbne usta, jak walizk z czarnej skry ... Nie, nie mogem dalej patrze i zamknem oczy, a przez dugi czas dochodzio do moich uszu straszliwe siorbanie i mlaskanie. Nastpnie usyszaem owo mie potarcie, powsta-jce wtedy, gdy jzyk suy za serwetk, po czym rozlego si dugie, zadowolone chrzknicie, pochodzce z upojnej roz-koszy duszy ludzkiej! ... O Pietruszko, przysmaku ycia, czemu nie rozsiaa swych woni nieco dalej ode mnie! ... Jednakowo byoby bdem sdzi, i dusza owej Kurdyjki podobna bya do jej zewntrznego wygldu. Przeciwnie, Ma-dana bya dzieln, serdeczn niewiast. Ulya mej doli ponad swoje siy, a gdy potem byem wolny, tak mnie pokochaa, e przy rozstaniu poegnaa mnie tymi sowami: - Bd zdrw, panie! Ruhi Kulian dowid, ijeste jego ulubiecem, a ja ci rwnie zapewniam, e jestem twoj przyjacik! ... Bd zdrw, effendi!

V
Od owego czasu upynlo szereg lat. Nie powrciem w tamte okolice i aczkolwiek, chciabym j jeszcze w yciu spot-ka, to jednak uwaaem to za rzecz niemoliw, za fantazj. I oto staa teraz tu przede mn w caym swym blasku i w caej swej okazaoci kochana, wdziczna, sodka Pietruszka, pod-starzaa ju wprawdzie, ale niezmieniona od owego czasu, kiedy j widziaem po raz ostatni przed sob z pustym dzba-nem w rku, ktrego zawarto smacznie wylizywaa. Suknie, ktr teraz miaa na sobie, bya wprawdzie dusza, ale rwnie brudna i nie lepsza, ni wwczas. Zaledwie rzucia na mnie okiem, podesza do mnie szybkim krokiem, uchwycia mnie za obie rce, przycisna je do serca i radosnym gosem zawoaa: - To ty rzeczywicie, panie! Widz to! Co za rozkosz! Co za szczcie! Od czasu jak nas opucie, nie przeszed ani 121 jeden dziefi, aebymy o tobie nie mylay! Cigle o tobie mwiymy, wspominaymy wszystko, co uczyni, wspomina-ymy kade twoje sowo po tysic razy. Syszaymy, e znowu by w Mezopotamii, jak rwnie i w naszym Kurdystanie, ale nie w tej okolicy, gdzie mieszkaj ci, ktrzy ciebie kochaj i ubstwiaj. Zrezygnowaymy ju z tego, aeby ciebie jeszcze spotka kiedy w tym yciu, gdy dobry askawy B6g jednako-wo pozwoli, aeby twj widok sta si rozkosz dla naszych oczu. O effendi, nie jestem w stanie ci powiedzie, jak dalece twoje przybycie nas uszczliwio! Ingda, czemu jeszcze tam stoisz i nie ruszasz si z miejsca? Ile to razy skrycie o nim mylaa i gono go wspominaa! A gdy wreszcie znajduje si midzy nami,

stoisz z daleka, jakby go wcale nie znaa! Ingda! Tak, to ona bya, pikna crka Nedir Beja, raisa z Szohrd, ktry wtedy sta si moim przyjacielem, bdc uprze-dnio najzacitszym wrogiem. Nie zna byo po niej, e ju przeszy lata cae od czasu, gdymy si widzieli po raz ostatni. Staa obok Halefa akurat w tej samej niemiaej pozie, wjakiej j ujrzaem, gdymy si po raz pierwszy spotkali i ten sam pomie wstydu dzisiaj rwnie okrasi jej mikkie brzowe policzki. I ona rwnie miaa na sobie ubog sukni, co cz-ciowo byo przyczyn jej zakopotania, ale mimo to nawet ten, kto j widzia po raz pierwszy, mg z atwoci stwierdzi, e nie bya przyzwyczajona do tego stroju. Ona, pikna i zamona crka beja musiaa mie w tym jaki szczeglnie wany powd, e odziaa si w podobne szaty. Pozostawaa dotd na swoim miejscu, jak gdyby nie mogc ruszy nogami. Zbliyem si do niej, ujem jej rce i rzekem: - Bd pozdrowiona, ty przyjaciko czasw przeszych! I 122 ja o was mylaem i jestem bardzo i szczerze rad, e was widz. Czemu nic nie mwisz? Czy si nie cieszysz, jak ja? Pod wpywem tych sw twarz jej ywiej zapona; opucia gow, na prno jednak szukajc sw, po czym rozpakaa si. Byem gboko wzruszony; Hadi rwnie. Ale on nie by w stanie opanowa, tak jak ja, wzruszenia i na swj sposb zacz do niej przemawia: - Po co si odwrciycie! T~n effendi z ca dugoci swego rozumu, nie byby si pierwej dowiedzia, kim jestecie, zanim by tego sam nie zgad, nawet gdyby by zmuszony sta pogrony w swoich mylach dziesi tysicy lat! Teraz pikna tajemnica zostaa zdradzona i wywpynlycie na to, e miaem szczcie dowiedzie si o tym, czego on mimo bezuytecznego swego rozsdku poj nie by w stanie. No, miej si Mada-na, gdy Ingda pacze! Teraz z kolei jeden z nas dwch musi paka, podczas gdy drugi bdzie si mia. Czemu jednakowo ma pyn potok ez, gdy odczuwamy jedynie rado? Nie widz przyczyny, dlaczego ... Sidi, odwr si! - Dlaczego? - zapytaem, aczkolwiek doskonale wiedzia-em, e na prno usiowa powstrzyma zy, napywajce mu do oczu. - Powiedziaem raz: odwr~ si! - zawoa ostrzej. - Nie wolno ci widzie, e Hadi Halef Omar, naszelny szejk Had-dedihnw, nie moe si powstrzyma od paczu na widok ez u swojej przyjaciki. A wic w ty zwrot, w przeciwnym bo-wiem razie zaraz odjedam i nigdy ju wicej nie zobaczysz mnie na swoje oczy! Odwrciem si wreszcie i wwczas ujrzaem zbliajcych si ku nam Hamawandw. Nie mogli duej pozostawa w 123 niepewnoci oczekiwania, gdy byli ciekawi dowiedzie si, jakie powody skoniy nas do takiego zachowania si w stosun-ku do napotkanych niewiast. - Widzisz, e miaem suszno - rzek Adzy, wskazujc na koszyki. - Powiedziaem, e znajduj si tam na pewno odzie. - A jednak ja rwnie miaem suszno - odrzekem, - te kobiety bowiem nie s zbieraczkami odzi. - C wic, znasz je moe? - Tak. S naszymi przyjacikami. Pochodz z grskiej krainy grnego Zabu. - W jakim celu przebyy tak wielki szmat drogi? Zanim mogem odpowiedzie, M~dana zabraa gos: - Rzeczywicie, o tym winna wam byam powiedzie prze-de wszystkim. Jake si ciesz, ciesz, ciesz, e was spotka-am! Nie tylko dlatego, i jestecie nam tak drodzy, lecz rw-nie i z tej przyczyny, e Bg was zesa, aeby nam dopomc. Dziwicie si zapewne, emy si tak daleko oddaliy od naszych siedzib i e widzicie nas jako zbieraczki odzi, czym przecie nigdy nie byymy. - Rozumiem, e bardzo wane zapewne miaycie powody, ktre potrafiy was nakoni~ do takiego kroku, zwaszcza pik-n Ingd - odparem. -Tak, bardzo wane powody - przytakna. - Jake si przestraszycie, jeeli je wam podam.

- Nie przestraszymy si, gdy je znamy. - Ju? W jaki sposb? Skd przybywacie? - Z Persji. - W takim razie jest rzecz niemoliw, aebycie je znali. 124 - A ja ci powiadam, e znamy nie tylko powody waszej podry, lecz zmierzamywanie do tej, kTorej wysanniczkami wy jestecie. - Wysanniczkami? - powtrzya zdumiona. - Zgadu-jesz wic, dlaczego si znaj dujemy w tej okolicy j ako zbieraczki odzi? Tak, powiadasz nawet, e udajecie si do kogo! Czy mona wiedzie, o kogo ci chodzi? - O nasz Marah Durimeh. - Mj Boe! Prawda, ty wiesz o wszystkim! - Wiem nawet, gdzie ona przebywa. - To my rwnie wiemy! O effendi, co za szczcie, e wanie z tob moemy o tym pomwi! I jake rais si uradu-je, gdy si dowie, e si tu znajdujesz! - Jaki rais? - Ale ten z Szohrd, ojciec mojej Ingdy! - Nedir Bey rwnie si tutaj znajduje? -Pak! Musz ci wyjawi, dlaczego, ale pozwolisz e pier-wej usid. Rado naszego spotkania zwala mnie z ng, tak e nie mog sta. - Czuj, e twoja rado bya bardzo dua - potwierdzi Halef, - gdy uderzya nie tylko do twoich ng, lecz stamtd powdrowaa i do moich podpr. Pozwl, e sid u twojego boku. Gdy usadowili si obok mnie, Madana cignla dalej: - Wiadomo wam, e Marah Durimeh nie ma staego miej-sca pobytu. Raz jest tu, drugi raz tam, zawsze bowiem tam si ukazuje, gdzie potrzebna jej pomoc. Powiadaj, i jest ulubie-nic Ruhi Kulian i posanniczk jego do szczeglnych zlecefi. Madana nie wiedziaa i teraz jeszcze, e Marah Durimeh, sama jest Duchem Jaskini. Mwia tymczasem dalej: -Poniewa nigdy niejest wiadome, kiedy przyjdzie, a kiedy odejdzie i gdzie si znajduje przez ten cay czas, jest nam trudno, prawie e niemoliwe, czuwa nad jej zdrowiem i bezpieczefistwem. Moe nawet kiedy zemrze na jakim od-ludnym miejscu i nikt by si o tym nawet nie dowiedzia. Oczywicie tam, gdzie j tylko znaj, kochaj j i czcz; w takich miejscowociach moe wdrowa z zupenym spoko-jem, jakby pod okiem Boga. Jednake tam, gdzie jest niezna-na, moe si jej atwo przytrafijakie nieszczcie. Przeto te uprosilimy j, aby nas zawiadamiaa zawsze, kiedy ma zamiar wyrusza w drog co do bezpieczefistwa ktrej nie jest zupe-nie pewna. W ostatnich latach czsto to czynia, ale ani razu nie trzeba si byo niepokoi o jej bezpieczefistwo. Pn te jesieni ubiegego roku bya u nas po raz ostatni w Szohrd. Gdy egnaa si z nami, zapewniaa nas, e nie powinnimy si o ni niepokoi, gdy udaje si li tylko do znajomych i ju po kilku dniach wrci. Dziefi jednak przechodzi za dniem, a jej nie byo wida; przeszy tygodnie a nawet miesice, a ona nie wracaa. Wwczas zaniepokoilimy si o ni nie na arty. Ty, effendi, wiesz, czym ta kobieta jest dla nas wszystkich i nie bdziesz si wic dziwi, skoro ci powiem, i wszystkie miej-scowoci powstay, aby i na jej poszukiwanie. Przeszukali-my cay kraj a do gry Dudi i przez ca zim zajci bylimy szukaniem Marah Durimeh, niestety nie natrafilimy jednak na aden najmniejszy choby lad. Zupenie zgina i opaki-walimy j ju jako zmar gdzie w drodze, w nieznanym jakim miejscu, przez wszystkich opuszczon. I oto zjawi si u nas ktrego dnia pewien kupiec wdrowny z Khormadu i 126 on nam opowiedzia o staruszce, zamieszkujcej w okolicy Sulejmanii w twierdzy, a czynicej nadzwyczajne cuda. Nie widzia jej, ale duo o niej sysza i to, co nam opowiedzia, pozwalao przypuszcza, e ow kobiet musi by Marah Du-rimeh. Natychmiast naturalnie wysalimy posw do Sulejma-nii, gdzie udao si dowiedzie naszym

ludziom, e owa kobie-ta jest w niewoli u Dawuhdijehw, przez nich surowo strzeo-na i e najprawdopodobniej jest to przez nas poszukiwana Marah Durimeh. Kto chcia mie do niej dostp, musia uzy-ska~ pozwolenie od Szejka Dawuhdijehw, ktry za to da podarunkw stosownych do majtku petenta. Nasi posowie nie mogli si do uda, przeciwnie, musieli si przed nim szczeglnie ukrywa, gdy midzy nami a nimi panoway sto-sunki nieprzyjacielskie. Gdy na chwil przerwaa, skorzystaem, by zasign infor-macji: - Czycie si dowiedzieli, dlaczego uwiziono ow kobiet w twierdzy? - Nie. Sdz, e to tajemnica znana kilku zaledwie Iu-dziom. - Mam nadziej, ecie natychmiast postanowili nie jej pomoc? -Tak te byo. Wodzowie plemion z naszej krainy zebrali si na narad. Pochd wojenny by wykluczony, gdy chodzio o urzdnikw padyszacha, rzdzcych w Sulejmanii. Postanowilimy przeto dziaa przebiegoci. Mwiono o tobie, wspominano o tym, jak wydobye z wizienia w Amadijah Amada eI Ghandur i mylano o tym, jak ty by postpi, aeby Marah Durimeh przywrci swobod. Postanowiono wysac kilku dowiadczonych wojownikw, aby sprbowali, czy da si to przebiegoci uczyni. Zdawalimy sobie spraw, e ich ilo musi by nieznaczna, aby si mogli w razie potrzeby ukrywa. Jako wywiadowcy miay wyruszy kobiety, nie za mczyni, gdy niewiasty rzadko wzbudzaj podejrzenie i najczciej mog przej niepostrzeone. Gdy miano przyst-pi do wyboru dowdcy, rais Szohrdu dobrowolnie ofiarowa swe usugi. To miaa by dla pokuta za dawne czasy, kiedy on, jak ci wiadomo, szed z drog i wwczas to wanie by twoim wrogiem. Jednogonie przyjto jego usugi, a gdy to usyszaa Ingda, jego crka, ktra bya zawsze faworyt Marah Duri-meh, zadaa od ojca, aby j zabra ze sob jako wywiadowc; nie chciaa innej zostawi tego przywileju aby rwnie mc przyczyni si do uwolnienia swej ukochanej, czcigodnej opie-kunki. Wreszcie, po pewnym wahaniu rais udzieli jej swego zezwolenia; nie mogam si ja, jej Madana, przecie zdoby na to, aby puci sam Ingd na takie niebezpieczefistwo. Prosi-am j wic o to, aby mi pozwolia sobie towarzyszy, a ona spenia me yczenie. - A twj m nie mia nic przeciw temu? - zdziwiem si szczerze. - Nie, sam nawet by za tym. Podwczas nie poznae go dostatecznie, aby mc by z niego zadowolonym, teraz dopie-ro byby uradowany, tak nie do poznania si zmieni. Od owego wieczora, gdy poprowadzi naszych wadcw na gr do Ruhi Kulian panuje cakowita zgoda midzy tymi, ktrzy poprzednio si zwalczali z powodu rnic pochodzenia i reli-gii. Poczynajc od owej chwili, nie byo midzy nimi adnego sporu. 128 - Ile osb jest was tutaj? - informowaem si dalej. - Dziesiciu mczyzn z raisem wcznie i dwie kobiety, a rnianowicie Ingda i ja. Uznalimy t liczb za dostateczn, albowiem zamierzalimy, za twoim przykadem, dziaa nie przemoc, lecz przebiegoci. - Czycie mieli powodzenie? - Jak dotychczas, to jeszcze nie. Twierdz odnalelimy. Wiemy rwnie, e kobieta, ktra si tam znajduje, to Marah Durimeh; wszelako, wziwszy pod uwag, e nie wolno si nam byo pokazywa, na prno prbowalimy si tam dosta lub przynajmniej da jej znak jaki. - Ale, jak syszaem, cakowicie obcy ludzie maj do niej dostp. - l~k, mymy to rwnie zaobserwowali. Przybywaj lu-dzie, chccy si z ni rozmwi; nie wpuszczaj ich wszak do rodka, lecz dopuszczaj do wrt, poprzez ktre z ni rozma-wiaj, po czym musz si oddali, niebdcjednakwpuszczeni do wiey. Gdymy raz przy takiej sposobnoci ukryy si w pobliu, ujrzelimy j i std wiemy e to ona. - Wic nikt nie moe si do niej dosta?

- Nikt. Byymy wiadkami jednego tylko wypadku, e ludzie przybyli do twierdzy, ale ci ju stamtd nie wyszli. Mam wraenie, e ich i-wnie uwiziono. - Czy wiecie, co to za jedni byli? - Nie znalimy ich, ae zna byo po nich, e s Kurdami. Mieli przy sobie maego chopca. Teraz Adzy szybko wtrci: - To oni, to oni! ... To by Szewin z Khudyrem i naszymi ludmi. Czy wiesz moe, dlaczego nie wrcili stamtd?

5 - Twierd~a w grach
- Nie. Jake moemy to wiedzie, skoro musimy si ukry-wa i nie moemy zasiga informacji. Prawdopodobie Da-wuhdijehowie sami nikomu tego te nie powiedz. Adzy postawi teraz szereg pyta, ktre wprawdzie wiad-czyy o jego boleci, dla nas jednak nie miay najmniejszego znaczenia, poprosiem go przeto: - Pozw6l, e ja sam pomwi z Madan. Pytasz sercem a nie rozumem. Ilu Dawuhdijehw strzee wiey? - Pocztkowo byo ich dwudziestu - odpara Pietruszka. -Tl;raz jednak, od chwili gdy owi cudzoziemcy tam si znaj-duj, jest ich dwa razy tyle. - Czy stranicy znajduj si wewntrz wiey? - 1ak. Dwch jednak z nich zawsze stoi na stray przed wrotami. - W dziefi i w nocy? - W dzie jest ich dwch, ale gdy tylko mrok zapada, rozpalaj przed wejciem ognisko, dookoa ktrego siedzi szeciu a czsto nawet i omiu ludzi. - Czy ludzie ci maj staego dowdc? -Pak. To nie jest Kurd, lecz turecki oficer, ktry ma przy sobie piciu onierzy. - Ach! Marah Durimeh jest wic rzeczywicie w niewoli u tak zwanego paszy Sulejmanii a Dawuhdijehowie maj powie-rzon jedynie stra nad ni, musz wic by posuszni temu oficerowi. Gdzie ley twierdza? - Moesz si znale przy niej nawet za godzin. - Tylko godzina drogi? - zwrciem si do Adzyego. - Widzisz wic, jak mao moge polega na swoich wysanni-kach! A byo ich omiu. Gdybymy teraz nie spotkali Ingdy i 130 Madany, ruszylibymy zupenie z drog. Winnimy szczerze dzikowa Bogu, emy przy okazji nie wpadli w rce naszych nieprzyjaci. Czy mona si tam konno przedosta? - pyta-em dalej. - Thk - odpara Madana. - Chcecie si tam uda? - Oczywicie! Nie mam zamiaru opuci tego kraj u, dop-ki nie wydostaniemy Marah Durimeh ... - Razem z naszymi ludmi! - poprosi Adzy. - Syszae, e rwnie s uwizieni w wiey. Jak jednak przystpisz do ich uwolnienia? - Tego teraz jeszcze nie mog wiedzie. Musz przede wszystkim pozna twierdz i jej okolice, jak rwnie rodki ostronoci, jakie zarzdzi Tlirek. Jest take podane przed-tem pomwi z raisem Szohrdu i wysucha jego pogldw. Dopiero potem, gdy si dowiem o wszj~stkim, czego dowie-dzie si mona, potrafi sobie stworzy obraz caego pooe-nia i powzi okrelony plan dziaania, co w chwili obecnej jest jeszcze przedwczesne. Nie mog ci wic odpowiedzie na two-je pytanie. - W takim razie powiedz mi przynajmniej, czy uwaasz za moliwe wykonanie naszego przedsiwzicia? - Ono jest moliwe, gdy je rzeczywicie przedsiwezm. Powiedziaem wszak, e przedtem std nie wyrusz.

- Dzikuj ci! Zdje mi tymi sowami ciar z serca. Wykonanie bdzie prawdopodobnie trudne. - Odnonie twej sprawy, spjrz na mego Hadiego Halefa Omara. Jego twarz jest formalnie opromieniona przekona-niem o powodzeniu naszych zamysw. - Czy twarz moja rzeczywicie promienieje? - zapyta 131 miejc si Halef. - Powiadam wam, odkd wiem, e chodzi o czyn, zwizany z odwag i przebiegoci, nowe ycie we mnie wstpio! Nie boimy si oficera, jego piciu asakerw i czterdziestu Dawuhdijehw. Najwiksz wie wiata bya wszak wiea Babel, zwana Birs Nimrud. Niedawno bylimy w cie-mnym wntrzu tej wiey, aby stoczy walk ze smokiem mordu i przemytnictwa. Pokonalimy te potwory i wypynlimy z powrotem na wiato dzienne jako synni bohaterowie. Jeeli wic nie obawialimy si owej wiey Babel, jake moe nas napawaE strachem wasz may kulluk? Jest tak nieznaczny, e wystarzy sign tam tylko jedn rk, aby wydosta wszy-stkich, ktryh przed nami ukryto! Tizeba byo usysze, jak ten may Halef wymawia te sowa, zwaszcza, e jego suchacze byli ludmi Wschodu i jako tacy, nie zwracali uwagi na sposb jego wyraania si. Z drugiej za strony rwnie i mnie wykonanie naszego dziea nie wydawao si zwizane ze zbyt wielkimi trudnociami, zwaszcza, e cho-dzio tu o tureckiego oficera, ktremu mogem zaimponowa swoimi dokumentami. Odnonie za uwizionych Hamawan-dw, naleao si uprzednio poinformowa, czy nie doszo midzy nimi a Dawuhdijehami do jakiego starcia, ktre mog-o wywoa krwawy konflikt, co w znacznej mierze utrudnioby nasze zadanie. Spytaem przeto Madany: - Czy ludzie, ktrych sprowadzono wraz z chopcem do wiey, byli uzbrojeni? . - Nie - odrzeka. - Czy przyjechali konno? - Oni nie, na koniach byli jedynie odprowadzajcy ich Dawuhdijehowie. 132 - Obchodzono si wic z nimi, jak z jec;ami? - Tak. Kady z nich by uwizany u sioda jadcego przy nim Dawuhdijeha. - Czy ktokolwiek z nich by ranny? - Tegomy nie widzieli. - Jak si zachowywali? Czy stawiali opr? - Nie. Nie wzbraniali si zupenie, gdy ich wprowadzano do wiey. Jeden z nich, niocy chopca na rku, wyglda nie na przecitnego wojownika, comy zreszt stwierdzili ze sw jakie wypowiedzia. - Co rzek mianowicie? - Kiedy go odwizano od konia i mia przej przez wrota, wykrzykn, groc: Przybylimy w pokoju i dlatego oddali-my wam bro. Nie zatrzymujcie nas dugo w wizieniu, w przeciwnym bowiem razie moe przyj Jamir i z broni w rku zada wydania nasl -1~ sowa ja sama syszaam. - To dziaa na mnie uspakajajco, albowiem moemy z tego wnioskowa, i nie zaszo nic takiego, co mogoby wywo-a zemst. Gdzie przebywa rais ze swoimi ludmi? - W pobliu kulluku. Znalelimy tam dla siebie i dla naszych koni doskonae ukrycie, ktre zaledwie z trudnoci mona byoby zauway.. - W jaki wic sposb wy obie mogycie si od nich tak bardzo oddali? - Chciaymy obserwowa wywiadowcw, ktrzy niedaw-no tdy przechodzili. - Wywiadowcw? Skd wiecie, e ci ludzie byli wywiadow-cami? - Podsuchalimy Dawuhdijehw. Obozuj oni pod 133 dowdztwem swego szejka Ismaela Bega na dole przywodzie, w dalszym zakrcie tej doliny. Oczekuj tam napadu Kurdw Hamawandi. -Tocie same sysay?

- Tak, Ingda i ja. Dawuhdijehowie odkryli, e byli tu wywidowcy Hamawandw i dlatego te wysali swoich szpie-gw do ich obozu. Std dowiedzieli si, e Hamawandowie maj przyby z oddziaem trzystu ludzi. Gdy przynieli t wiadomo, Ismael Beg zebra swoich Dawuhdijehw, aby przyj godnie nieprzyjaci w grze doliny, a dzisiaj za mia wysa znowu wywiadowcw, ktrych zadaniem jest donie mu natychmiast o zblianiu si Hamawandw. Obserwoway-my rano tych wojownikw, albowiem chciaymy si dowiedzie, w ktr stron si udadz. - Do czego wam bya potrzebna ta wiadorno? - Aeby si dowiedzie, gdzie si znajduj Hamawando-wie. Chciaymy ich ostrzec, albowiem, poniewa nam si jeszcze dotychczas nie udao uwolni Marah Durimeh, uwaa-ymy, e Kurdowie z wdzicznoci dopomog nam w jej os-wobodzeniu. Ale teraz, kiedymy ciebie spotkay, jest nam ta pomoc zbyteczna. - Dowiedz si jednak, e i to yczenie wasze si spenio, gdy wojownicy, ktrych widzisz tu obok nas, nale do ple-mienia Hamawandw. Spotkaem ich wczoraj wieczorem. Opowiedzieli mi o uwizionych swoich towarzyszach jak rw-nie o starej kobiecie, strzeonej w kulluku. Od razu pomyla-em, e ow kobiet jest nasza Marah Durimeh, przeto przy-czylimy si do Hamawandw, aby razem z nimi pojecha do twierdzy. Dziki temu wanie, natknlimy si na was po 134 drodze. - Bg tak zdziaa, effendi, a poniewa jeste teraz z nami, jestem przewiadczona, e Marah Durimeh wkrtce opuci wie. Jake niewymownie bd si nasi wojownicy radowali, gdy zobacz ciebie i Hadiego Halefa Omara. Wprost nie zechc uwierzy, e to wy. Czy mamy ju,was teraz do nich zaprowadzi? -Tak, prosz o to. Mam nadziej, e okolica, przez ktr bdziemy przejedali, jest bezpieczna? - Nie naley si spodziewa spotkania po drodze z Dawuh-dijehami. - Mimo to bdziemy ostroni. Czy Ingda zna rwnie dobrze, jak ty, drog? -Pak. - Nieche wic zostanie przy nas, aby nas poprowadzi, ty za pjdziesz naprzd, aby nas ostrzec w razie, gdyby kogo zauwaya. - Susznie, tak bdzie najlepiej, effendi. I tak te uczynimy. Wysypaa zawarto koszw, wstawia jeden w drugi, wzila je na plecy i popieszya do obozu. Jeden z Hamawandw zsiad z konia i zaofiarowa swe miejsce Ingdy. Zgodzia si na t grzeczn propozycj, po czym ruszylimy z miejsca w lad za wonn Pietruszk. Droga bya tak wska, e tylko dwa konie mogy razem przejeda. Tak si wic urzdziem, e Ingda znalaza si obok mnie. Dotychczas zachowywaa si zupenie cicho, nie rzeka dotd jeszcze ani sowa. Teraz wcignem j w rozmo-w, ktra niestety nie miaa tak oywionego przebiegu, jakbym sobie yczy. Wci milczaa. Zawao si, e sprawia jej wi-ksz przyjemno nie odzywa si wcale i dlatego w kocu byem zadowolony, gdy przejedajc przez wskie przejcie pozostaa w tyle za mn. Halef wykorzysta t sposobno i gdy znalelimy si na szerszym miejscu, przyczy si do nas. May Hadi umiera wprost z pragnienia wyraenia swej rado-ci z dzisiejszego spotkania. Uczyni to w ten sposb, e prawie sam podtrzymywa rozmow. adna to bya satysfakcja dla niego, czego mu te bynajmniej nie zazdrociem. W pewnym momencie Ingda nakazaa nam zsi z koni, 136 aby nas przeprowadzi przez gr, po drugiej stronie ktrej znowu miaa by dobra droga. Musielimy wic poprowadzi xonie za uzdy. Na razie jednak droga miejscami bya tak fatalna, e potykalimy si czsto wraz z kofimi, gdymyjednak dotarli do szczytu, byo ju znacznie lepiej, albowiem zbocze gry byo po drugiej stronie mniej strc ~e. Poza tym znalelimy dolin, zaros jedynie traw, be~ drzew i krze-ww, po ktrej moglimy si puci galopem. Tu dogonilimy Madan, ktra przez cay czas sza pieszo; aby jej da do czasu do zawiadomienia nas w razie jakiego nieprzewidzianego wypadku, mielimy nadal posuwa si po-woli.

Nadobna Pietruszka nie oddalia si jeszcze nazbyt od nas, gdy stana i zacza nam ywo dawa znaki, abymy si zatrzy-mali. Byo ju jednak za pno, po pierwsze dlatego, e znalelimy si zbyt blisko zarwno niej, jak i rda jej zanie-pokojenia, a po wtre, nie byo dookoa nas adnego wznie-sienia czy krzakw, za ktrymi moglibymy si ukry. Spo-strzeglimy te wkrtce powd, dla ktrego kazaa si nam zatrzyma; z boku, naprzeciw nam, przybywa jedziec na koniu i zdawa si zadowolony, e napotka kogokolwiek. Skierowa te konia wjej stron. Poniewa bylimy przekona-ni, e nas ju zauway, a ona moga mu da odpowied, ktra nie byaby po naszej myli, pucilimy si galopem naprzeciw i przybytimy w tej samej chwili, kiedy on si do Madany zbliy. By to oficer w randze kapitana. Zwrci si te nie do niej, kobiety, lecz do nas, mczyzn, z krtkim wojskowym zapytaniem: - Czy naleycie do plemienia Dawuhdijehw? 137 -Tak - odpar zawsze skory do paplania Halef. Przyznam jednak, i byem zadowolony z takiego obrotu sprawy, gdy w ten sposb wyrczy mnie w kamstwie. - Znacie chyba swego szejka Ismael Bega? - Oczywicie! - Potwierdzi miao Halef. - Szukaem go w jego obozie, nikogo tam jednak nie zastaem. Gdzie si teraz wasz szejk znajduje? - Jest z naszymi wojownikami w tyle za rzek; oczekuje Hamawandw, ktrzy maj nas zaatakowa. - C to znowu? T~ psy nigdy nikomu spokoju nie daj! Chciaem, aeby mnie zaprowadzi do twierdzy, w ktrej wi-ziona jest stara wiedma. Przybywam wanie w tej sprawie z Kerkuk. lzamtejszy pasza mnie tu przysa, aebym zluzowa oficera, ktry ze starej nic wydoby nie umie. Ten czowiek by nieostronie szczery! Do tej pory Halef zachowa si bez zarzutu; odtd ja musiaem jednak spraw wzi w swe rce, aeby unikn ewentualnego bdu. Dlatego spytaem ficera: - Czy by u Kaimakana Sulejmani, przed ktrym oficer jest odpowiedzialny? Kapitan obejrza mnie uwanie od stp do gowy, aby si przekona, czy jestem tym czowiekiem, ktremu naley na powysze pytanie odpowiedzie. Rezultat ogldzin wypad najprawdopodobniej na moj korzy, gdy odpowiedzia: - Naturalnie, e byem. Przedoyem mu upowanienie paszy, na ktrym przyoy swj podpis; mam je przedstawi oficerowi. - Czy to konieczne? Czy oficer nie zna ci osobicie? - Nie. 138 - Mimo to przecie sdz, e choby wrd naszych was-nych wojownikw znajd si tacy, ktrzy ci znaj? - Nie przypuszczam, gdy jestem u was po raz pierwszy. - A wic masz zluzowa oficera? -Tak. - A on ma wraca? -1ak. - ~~y? - Zaraz dzisiaj jeszcze, albo te jutro, co zreszt od niego zaley. Nic poza tym nie ma do powiedzenia. Nie by w stanie wydoby tajemnicy z tej kobiety, nad ktr powierzono mu piecz. Kaimakam opisa rni wasze obozowisko, ale nikogo tam nie zastaem. Udaem si wic na poszukiwanie wiey, okazuje si jednak, e musiaem zbdzi. Sdz, e wy wiecie, gdzie si znajduje? - Oczywicie!

- Wic zaprowadcie mnie tam! To brzmiao tak rozkazaujco, e odparem: - Zdaje ci si zapewne, e moemy na byle co traci drogocenny czas? - Macie czas, czy nie, to mnie nie obchodzi! Macie mnie tam zaprowadzi~ najkrtsz drog i basta! Jestem oficerem paszy. Zrozumiano? - Wedug rozkazu! Suchamy! Jego wysoko raczy aska-wie jecha obok mnie! Skinem na Madan. Ruszya naprzd swymi dugimi kro-kami; my za ni. Kapitan zdawa si by bardzo dumnym i zarozumiaym czowiekiem. Nie zamieni przez reszt drogi sowa. Byem z tego niezmiernie rad, co zreszt jest cakowicie 139 zrozumiae, albowiem pytaniami swymi mg mnie wprowa-dzi w najwiksze zakopotanie. Naleao sobie teraz jedynie yczy, aby nas nikt nie spotka, gdy powsta we mie plan, ktry staby si niewykonalny pod wpywem zetknicia si z Dawuhdijehami, a tego bym nigdy nie mg odaowa. Lecz w tym wypadku sam kapitan poszed mi na rk. Gdymy tak mianowicie ju do~ dugi czas jechali obok siebie, kapitan wreszcie uzna za stosowne zamieni ze mn par sw. Zapyta: - Czy jeste zwykym Kurdem? - Nie - odrzekem. - Poznaem to po tobie, aczkolwiek kady z was byby zdolny wyprze si nawet siebie samego: Rabusie pozostaj rabusiami! To znowu byo wielk nieostronoci z jego strony! Pra-wdopodobnie czu si nietykalny w swoim mundurze. Jake jednak, mimo wszystko, Kurd byby mu na moim miejscu odpowiedzia? Bezwzgldnie ostro. Mnie rwnie te obelywe sowa day podniet do postpienia z nim, tak jak mi to byo wygodne celem przeprowadzenia obmylonego planu, to jest tak, jak si tego najmniej mg spodziewa. Mielimy ju dolin poza sob, a teraz znw rozpocz si las. Widziaem, jak Madana dofi skrcia z bocznej drogi, przystana na skraju i szczeglnym znakiem daa mi do zrozumienia, i zbliamy si do celu. Zanim jednake tam si znajdziemy, musiaem si zaatwi z kapitanem, tak mi bo-wiem nakazyway wzgldy ostronoci. Scena spotkania z Ne-dir Bejem, ktra nas czekaa, musiaa by kapitana przekona, 140 i nie jestamy Dawuhdijehami i dlatego te byo podane, aby ju teraz go unieszkodliwi. Przeto odpowiedziaem: - Rabusie? Czy tym mianem okrelasz nas? - ~ak - zamia si bez najmniejszego zakopotania. - A czy wiesz, jak wojownik kurdyjski zwyk odpowiada na takie obelgi? ~ Wiem. Kurd w takich razach nic nie odpowiada, gdy wie, e to prawda. -1ak, nic nie odpowiada, ale za to co robi! - Co mianowicie? Przy tym sowie zamachnem si i uderzyem go pi~ci w kark tak, e pad przedni czci ciaa naprzd i wypuci nogi ze strzemion. Teraz pochwyciem go z tyu, cignem z sioda i rzuciem obok konia na ziemi, gdzie pozosta, nie bdc w stanie poruszy si z miejsca, tak ze strachu jak i z oszoomie-nia. -Dobrze mu tak, effendi! -wrzasnHalef, zeskoczywszy z sioda. - Niechaj pozna pi zbjeck Dawuhdijeha! C6 z nim teraz uczynimy? - Przede wszystkim zabierz mu bro i zaknebluj usta, aeby nie mg krzycze, a potem przywiesz mu obie rce do mego strzemienia. Przy najmniejszym oporze z jego strony, zabij go jak psa. Wycignem rewolwer i skierowaem luf na oficera, kt-rego Halef pochwyci i unis z ziemi. Tiuek nie broni si zupenie. Ujrzawszy mbj rewolwer wybekota tylko: - Kurd ... i rewolwer ... Maszallah! Cud Boski!

- Kto jest tak bezczelny, aeby domaga si od wolnego 141 Kurda grzecznoci tonem przeoonego i miast podzikowa-nia, obdarza go w dodatku mianem rabusia, ten moe z atwo-ci doSwiadczy jeszcze wikszych cudw, - odparem. - Czy pasza nie mg przysa mdrzejszego i przezorniejszego czowieka? Dla twego uspokojenia dodam, e nie jestemy bynajmniej rabusiami i nic zego ci si nie stanie, jeeli uczy-nisz to wszystko, czego od ciebie zadam. A teraz naprzd! Czowiek wprawdzie odwany jest skromny w przeciwie-stwie do tchrza, ktrego charakter waciwy ujawnia si w wypadkach powanych. Suszno tych sw okazaa si i tym razem. Kapitan bowiem nie okaza mi najmniejszej chci oporu, pozwalajc sobie zaknebaowa usta, przywiza si do mego strzemienia i bez oporu odtd biega za mym koniem. Jeden z Hamawandw, ktry uprzednio ustpi swego konia Ingdy, dosiad teraz jego rumaka. Postpujc cigle w lady Madany, skrciem w skaliste ocienione drzewami iglastymi miejsce, ktre na pierwszy rzut oka zdawao si niedostpne, po chwili jednak okazao si, e zawiera nawet do dogodne przejcie. Zna byo jednak, e jeszcze nikt tdy nie przejeda konno. Potem droga bya tak stroma, e znowu musielimy prowadzi konie, ktre niekiedy lizgay si nawet na tylnych nogach, a wreszczie dotarlimy do miejsca, gdzie przedtem znajdowao si mae jezioro, staw raczej, ktre wyscho prawdopodobnie dlatego, ejego dopyw przyj inny kierunek. Tiz Ingda si zatrzymaa, wskazaa rk naprzd i rzeka: -Pdm za zarolami znajduj si nasi ludzie. Czy syszysz ich, effendi? Madana im powiedziaa, kogomy spotkay. Rzeczywicie, usyszaem podniecone, wesoe gosy; gazie 142 trzaskay, a pierwszy si ukaza mym oczom dugi olbrzymi rais we wasnej osobie, ojciec Ingdy, ktry przed laty tak wrogo si do mnie odnis, a potem pod zbawiennym wpywem Ruhi Kalian zmieni cay swj stosunek do mnie. Ti~rarz jego promienia~a, gdy wycign teraz ku mnie obie rce ze sowami: - Effendi, azali nie ni? Czy to ty zaprawd? Ty przyby, ty? Czy mam rzeczywicie w to uwierzy? I twj Hadi Halef rwnie z tob? Chodcie, chodcie prdko, aeby was wszyscy ujrzeli! W przeciwnym bowiem razie mog wtpi, czy to wy jestecie! - Naturalnie, e to my, a tym samym prawda to, e jam jest wraz z moim sidim, - zauway Halef. Kiedy to bowiem widziano effendiego beze mnie, bez ktrego nie moe y, bez ktrego nie dokona niczego rozsdnego?! Tak, masz racj, chodmy, aby i inni rwnie mogli napawa swj wzrok ogl-daniem naszych znakomitych postaci! Byoby nas to zbyt daleko zaprowadzio, gdybym teraz chcia szczegowiej opisa~ scen przywitania, czy te choby poda krzyujce si wzajem pytania i odpowiedzi. Musiaem uy wszystkich si, aeby powstrzyma dzielnych ludzi od zbytniego wywntrzania si albowiem nie byo dane, aby pojmany kapitan dowiedzia si, kim s napotkani, Halef i ja. Gdy wreszcie towarzysze raisa si uspokoili zasiedlimy ra-zem, rais opowiedzia nam o znikniciu Marah Durimeh i o daremnych prbach wydobycia jej z wiey. Podawa zreszt te same szczegy, ktremy ju syszeli z ust Madany. Oficera przywizano wic do drzewa tak daleko od nas, aby nie mg sysze, co rais opowiada. Po skoficzonym sprawozdaniu, 143 ojciec Ingdy zapyta mnie: - Madana powiedziaa, e chcesz nam dopomc. Czy to prawda, effendi? - Tak - odrzekem. - Mymy sobie ciebie wzili za wzr; chcielimy na twj sposb dziaa przebiegle; ale co pomoe mdro, jeeli ... jeeli ... jeeli ... ... jeeli si jej nie posiada! - dokoficzy, miejc si, Halef. Zamiast wzi Hadiemu ten dowcip za ze, rais szczerze potwierdzi: -Tak, prawie e to chciaem powiedzie! Siedzimy bowiem ju tu tak dugo, a aden plan dziaania jeszcze nam do gowy nie przyszed.

- A ledwie mj sidi si ukaza, ju ma gotowy pomys. Poznaj to po nim. Zawsze, kiedy mruy jedno oko, ma jakie-go chytrego talaba, lisa w gowie. Czy mam racj, effendi? Skinem gow. - Widzicie? cign jedno oko, wie ju zatem, co mu wypada uczyni. A i sam pomysjego jest w tej chwili na pewno wesoy. Znam t twarz! - Czy Halef rzeczywicie zgad? - spyta rais. -Thk - odparem, - ale e zdradzam swoje myli dziki mimice, tego naprawd nie wiedziaem! Na przyszo bd zwraca na siebie baczniejsz uwag. - Pozwl wic, effendi, e wyra swoje zdumienie! Mymy bezustannie zastanawiali si nad wynalezieniem wykonalnego planu, ale na prno. A ty, ledwie przybye ju znalaze rozwizanie sprawy i to po kilkuminutowym pobycie u nas? 144 - Miaem ju to rozwizanie, gdy do was przybyem. To bynajmniej nie wiadczy o jakiej mojej wyszoci rozumu, lecz zawdziczam je szczliwemu zbiegowi okolicznoci. Ha-lef, czy przypominasz sobie pytania, jakie uprzednio stawia-em kapitanowi? -Tak, sidi. - Wobec tego powiniene wiedzie, e jest nie tylko nie-znany Dawuhdijehom, lecz oficer z twierdzy rwnie go nie zna. Kapitan ma natomiast przy sobie papiery, ktre tamten oficer musi respektowa. Czy wic nie jest zupenie zrozumia-e, e to ja powinienem na jego miejscu uda si do twierdzy? - Ty ... zamiast niego? ... Jako kapitan? ... Effendi, to rzeczywicie pomys takiej wielkoci i tak nieskoficzonej wzniosoci, jak gdyby nie powsta w twojej, ale w mojej go-wie! To genialne! - Dzikuj ci za nadzwyczajne uznanie, kochany Halefie. Nie moge mnie ju bardziej pochwali. Jestem z tego nie-skoczenie dumny. - Wierz w to, gdy wiem, e dla ciebie najwzniolejsze uczucie, to posi moje uznanie. Ale czy nie sdzisz, sidi, e byoby lepiej, gdybym ja tak si sta, zamiast ciebie, tureckim kapitanem? - Nie. - Czemu nie? Czy uwaasz, e jestem na to za gupi? - Gupi? Wiesz, e zawsze widz w tobie uosobienie m-droci, ale spjrz na posta kapitana! Czy jego ubranie bdzie na ciebie dobre? Czy zaradzi temu twj rozum? - Tak, na Allaha! Masz rzeczywicie shzszno! Kto chce zamiast niego uda si do twierdzy, ten musi wle w to 145 ubranie, ktre nie bardzo by mi odpowiadao ze wzgldu na sw dugo i szeroko. - Widzisz sam, e ja musz na si wzi t niewdziczn rol. Ale zanim to uczyni, winienem przedtem zobaczy kul-luk Jak daleko std si znajduje? - T~lko o kwadrans drogi - odpar rais. - Chtnie gotw jestem z tob si tam uda. Jest do blisko tego ukrycia, wynalezionego przez Madan. A ma jeszcze t zalet, i Da-wuhdijehowie nie maj pojcia o istnieniu tego miejsca. -1b dobrze! Zaprowad mnie tam. Inni niechaj tu pozo-stan, dopki nie wrcimy. Halef chcia rwnie pj. Odmwiem mu wszake, gdy wolaem go nie mie przy sobie. Im mniej wiedzia, tym mniej-sze istniao niebezpieczestwo, e wpadnie na jaki samowol-ny, niepodany pomys. Musiaem dba o to, aby mi w niczym nie przeszkadza i niczego nie zepsu swym gorcym charakte-rem. Musielimy przej okoo dwustu krokw wzdu wyschni-tego basenu, zanim dotarlimy do jego dawnego wypywu. Tiworzy wsk, wygit w kilku miejscach i wyobion w skalistym gruncie przez wod szczelin, tak zaros paproci i drzewiastymi krzewami, e mona byo atwo przejobok, nie ~rzypuszczajc zgoa, jaki plac najduje si za tym na pierwszy rzut oka nieprzeniknionym gszczem. Gdy wreszcie przedar-limy si przezefi, ujrzelimy krtki wwz,

sigajcy doliny, po drugiej stronie ktrej znajdowa si szukany kulluk By to ogromny szecian z mocnymi murami, zaopatrzony-mi w wskie strzelnice; do niego przytykaa wysoka, okrga wiea z czciowo zapadymi blankami. Na pierwszy rzut oka 146 nie mona byo jednak tego zauway, gdy sta temu na przeszkodzie gsty las. Podeszlimy dalej, prawie a do miej-sca, gdzie rozpoczynaa si droga, wiodca do baszty. Oczywi-sta, nie moe by mowy o drodze w naszym europejskim tego sowa znaczeniu; byo tylko widoczne, e przechodzono i prze-j edano tdy w ostatnich czasach. Stare mury leay tak cicho i na pozr sprawiay wraenie tak niezamieszkaych, e gdyby nie pewna wiadomo~ o wizieniu w nich Marah Durimeh i Hamawandw, bybym przekonany, i ywej duszy w nich nie ma. Dookoa nie wida byo ani czowieka, ani zwierzcia, ani te adnej ywej istoty, dalej za w gb nie chcielimy si zapuszcza z tej prostej przyczyny, eby nie zdradzi swojej obecnoci. Powrcilimy wic tak ostronie, jak przybylimy, do naszego ukrycia, gdzie Halef naturalnie nie omieszka zaraz si poinformowa~, co widziaem i co postanowiem. Nie uwaaem za wskazane zaspakaja jego ciekawoci. Na razie starczao w zupenoci, i wiedzia, e mam zamiar uda si do twierdzy w charakterze tureckiego oficera. O pozostaych sprawach najlepiej byo go uwiadomi dopiero wtedy, gdy ju bdzie po wszystkim. Mimo to, chcia si koniecznie czym przyoy do mojego planu, od czego jednak musiaem go z miejsca powstrzyma. Zaproponowa mi co nastpuje: - Sidi, poniewa krawiec kapitana nie uszy munduru dla mojej szanownej postaci, lecz nada mu tak obszerne ksztaty, e w aden sposb nie mog sobie pozwoli na to, aby wej z nimi w bliszy stosunek, przeto moesz sam wle w cudze nogawki i rkawy. Ale pozwl, e uczyni teraz w tym kierun-ku niektre przygotowania. - Jakie to przygotowania? 147 - Udam si do kapitana i powiem mu, aeby natychmiast oprni swj mundur. Potem ci go przynios, aeby go mg woy. - Dlaczego to ja nie sam mam si uda do niego? - Dlatego, e nie rozporzdzasz dostatecznym darem wy-mowy, aby go mg przekona o niezbdnoci tego nakazu. - Kochany Halefie, bd tak askaw i poczekaj ze swoimi wielkimi czynami, a ich od ciebie bd wymaga! Nie znasz wcale sposobu, w jaki naley zaatwi to, co chcesz uczyni. - Czy potrzebny do tego jaki specjalny sposb? -Tak. A gdyby nawet tak nie byo, to przecie samo przez si zrozumiae jest, e nie potrzebna mi pod tym wzgldem najmniejsza opieka! - Opieka! O, effendi, jak dalece nie uznajesz ofiarnej mioci, ktr si zazwyczaj kieruj, aby ci uly w niedogod-nociach ycia! - Zamilcz! Chcesz gra rol pana i wadcy, o nic innego ci nie chodzi. Uznaj tw gotowo do suenia mi w kadej chwili i dowiod tego, powierzajc ci teraz wysoce zaszczytny urzd. - Wysoce zaszczytny? - zapyta szybko, rozjaniajc za-chmurzon ju twarz. - Tak, powierz mi go! Moesz by przekonany, e nikt inny lepiej by go ode mnie nie wykona. - Tak, to wiem i dlatego te powierzam go tobie, nie za komu innemu. Uwaam ci mianowicie za doskonaego bu-downiczego, kochany Halefie. -Ja ... bu ... budowniczym? -zapyta z takim zdumieniem, e o mao nie parsknem miechem. -Tak, budowniczym - potwierdziem powanie. 148 - Czy tu ma by co wybudowane? - lak.
- ~?

- Wizienie. - Rzeczywicie? Wizienie? I dla kog to, sidi?

- Dla kapitana, milazima i onierzy paszy oraz dla Da-wuhdijehw znajdujcych si w kulluku. -1b znaczy, e dla pidziesiciu osb bez maa? - Co w tym rodzaju. Widzisz, mam na myli te masy maych i duych kamieni dokoa. Wystarczy je uoy szczelnie jedne na drugich, a cho zaprawy nie ma, mona bdzie si i bez niej obej. Wizienie musi starczy na pidziesit osb, a ma by gotowe do jutra rano, chocia byoby jednak lepiej, aby je wykaficzy ju dzisiaj wieczr. Mczyni dopomog ci w pracy. Plan za budowli musisz sam wypracowa, gdy ja, niestety, nie mam ku temu czasu, gdy ... Nie da mi dalej mwi, przerywajc: - A gdyby nawet, sidi, mia czas, nie ~cierpiabym, aby si miesza do moich zaj~! Powiadam ci, zupenie susznie uzna-jesz mj nieprzecitny talent w sztuce budowania wizie. Wznios budowl, ktrej wspaniaoci bdziesz si zdumie-wa. Czy ma rwnie by opalana? ---Pak. - Aczkolwiek to znacznie utrudnia zadanie, bdziesz ze mnie zupenie zadowolony. Zbuduj palenisko, a nad nim komin. Z czego jednak ma by sporzdzony dach tego olbrzy-miego paacu wiziennego? - Rozstrzygnicie tego zagadnienia pozostawiam ju ta-bie, albowiem ty jest tym budowniczym, ktremu nie omiel 149 si wszak udziela wskazwek. - Masz suszno, effendi, zupen suszno! Nie dabym sobie w tej sprawie najmniejszego sowa powiedzie, albo-wiem bd polega jedynie na zaletach wasnego ducha. Czy masz jeszcze jakie yczenie? - Tylko to jedno, aby wszystko si odbyo w zupenej ciszy. Mieszkacy twierdzy, znajdujcej si w zbyt wielkim pobliu nas, nie powinni usysze najmniejszego choby szmeru. - T si samo przez si rozumie! Bdziemy tak cicho pracowali, e sami nawet nie usyszymy najmniejszych oznak wydajnej roboty. Spu si tylko na mnie! Czy ciebie w mi-dzyczasie przy nas nie bdzie? - Nie, gdy udaj si do wiey. A wic zapamitaj sobie, e nie wolno ci liczy na mnie. Widzisz przeto, jak dalece ci ufam, kochany Halefie. - Nie szkodzi, nie zawiod pokadanych we mnie nadziei. Nie masz wprost pojcia, jakie wzniose i wakie myli to zadanie wzbudzio ju teraz w mojej gowie. Musz si nimi zaj i uporzdkowa je. Pozwolisz, e oddam si samotnoci, gdy tylko w odosobnieniu od zwykej gawiedzi mog powsta wzniose dziea sztuki i prace rk ludzkich! Bd zdrw; effen-di! Oddali si i zacz niezmordowanie przechadza si tam i z powrotem pod drzewami, nie zdajc sobie zupenie sprawy, e zamianowaem go architektem jedynie w tym celu, aby go unieszkodliwi przynajmniej na pewien czas. Wiedziaem bo-wiem, e w ten sposb nie bdzie mg troszczy si o wie. Teraz za, gdy si ju cakowicie z jego strony zabezpieczyem, mogem si uda~ do kapitana. 150 - dam natychmiastowego uwolnienia mnie z wizw! - rzek ten do mnie. -Bdziecie mocno aowali, ecie mnie uwizili! Pasza was srogo ukarze! - Nie tak ostro! - ostrzegem go. - Grobami niczego u nas nie zyskasz. Czy mylisz, emy ciebie nie przejrzeli? Nie jeste przecie wcale tym, za jakiego si podajesz. Oficer, wy-sany przez pasz do Dawuhdijehw, nie jest tak gupi, aby im rzuci w twarz takie oszczerstwo, jak to, e s rabusiami. - Ja mam nie by oficerem? Co te ci wpada do gowy?! Signij do grnej lewej kieszeni mojej kurtki, a znajdziesz pisemny rozkaz kaimakama wystawiony na moje nazwisko z zaznaczeniem rangi!

Postpiem zgodnie z jego wol, gdy o nic innego mi przecie nie szo. Rozkaz nie by zapiecztowany, wic go mogem swobodnie odczyta, nie naruszajc dokumentu. By tak zredagowany, jak tego sobie wanie yczyem. Teraz, gdy nie miaem ju z tym czowiekiem adnych wsplnych, osobis-tych spraw, wyraziem raisowi swoja wol. Odprowadzono oficera na stron, aby si rozebra, po czym musia si zado-woli jedynie swoim paszczem. Wszcz wrzask piekielny, ktrym jednak mnie zupenie wzruszy. Nie chciaem si zbyt-nio z nim ~acka, gdy byo mi wiadome, e onierze, osiadli w Iraku, nale do kategorii ludzi nieokrzesanych i brutalnych, a e on nie by bynajmniej wyjtkiem, tego da cakiem wymowny przykad. Gdy wreszcie przyodziaem si w jego mundur, rais owiad-czy mi, e nikt by nie przypuszcza, i nie jestem urodzonym tureckim subist za wyjtkiem chyba tych ludzi, ktrzy mnie znaj. Halef za zawoa do mnie z dala: 151 - Kady wemie ci za tego, za jakiego chcesz uchodzi. Wicej ci nie mog powiedzie, gdy nie mam czasu! Bd zatem askaw mi wybaczy. W gowie miesza mi si i krci, jak w karuzeli, a skacz w niej wizienie z dachem, mury i wysoki komin! Poniewa musiaem zabra ze sob uzbrojenie kapitana, zostawiem przeto swoj bro pod troskliw opiek raisa, zatrzymujcjedynie przy sobie rewolwer. Zapytany o zlecenia, jakie daj, odpowiedziaem, e nie widz potrzeby do jakich specjalnych porucze. Natomiast wydaem zakaz opuszczania ukrycia i prosiem, aeby si starano nie wywoywa haasu. Poza tym nie miaem nic do powiedzenia. Gdy wreszcie wypro-wadziem konia kapitana i zamierzaem ju pj, drog mi zastpiy Madana i Ingda z prob, abym si nie naraa na zbyt wielkie niebezpieczefistwo. Przyrzekem im, e zastosuj si do ich proby, aczkolwiek zdawaem sobie jasno spraw, e nie ley w mojej mocy uczyni odwiedzin w wiey mniej nie-bezpiecznymi, ni byy. Musiaem wspi si na strome wzgrze, ktre przebylimy przedtem, po czym poprowadziem rumaka na prawo do w-wozu, przez ktry przechodziem wraz z raisem do wiey. Bd szczery i powiem, e gdy zauwayem przed sob kcilluk, zro-bio mi si troch nieprzyjemnie na duszy. Wej atwo, ale czy ja si kiedykolwiek stamtd wydostan? Zadanie moje, zapra-wd, byo daleko znacznie trudniejsze, ni to sobie pierwej wyobraaem. W kadym razie, postanowiem raczej way si na wszystko, ni pozwoli si przez Dawuhdijehw uwizi. Czujno tych ostatnich nie wydawaa mi si zbyt wielka, gdy zbliyem si prawie pod wie, nie napotkawszy adnego 152 ze sttanikw. Miaem jeszcze przed sob kilka rozoystych dbbw, a gdy je minem, ujrzaem si przed wrotami. Po obu stronach bramy leeli na ziemi Kurdowie, ujrzawszy mnie teraz,s~bko skoczyli na rwne nogi. Obejrzeli mnie krtko, po czytn czterech z nich wyszo mi naprzeciw. Pity znik we ~t~Zu, chcc zapewne da znad o moim przybyciu. W tej chwiu ~S niepokj, ktrego przedtem dowiadczyem, prys-n. Obawa przed niebezpieczefistwem bywa zazwyczaj wi-~~, anieli samo niebezpieczefistwo. -Jestecie Kurdami plemienia Dawuhdijehw? - zapy-taem~tko, zeskakujc z konia, rzuciwszy cugle jednemu z nich. ~Idk, aga! - odrzek. --Macie tu swego dowdc? ~.Idk, panie. Jest nim Rebat. ~ Zgadza si. A gdzie on teraz? ~. Wewntrz w stranicy. --A milazim? ~I~raz odprawia swj zwyky kef, drzemk poobiedni. C~y mamy go obudzi?

--Nie, sam to ju zrobi. Zaprowadcie mnie do niego! W midzyczasie zjawi si dugi i chudy chop, obwieszony rozmaitego rodzaju broni, stan tu przy mnie i rzek penym szacanku tonem: ~ Bd pozdrowiony, o yuzbasi. Jestem Rebat, ktremu tu obecni wojownicy s winni posuszefistwo. ~ O tym ju wiem. Tobie zapewne jest wiadome, gdzie si tera2 znajduje Ismael Beg, wasz szejk? ~ Tak, panie. Czeka na ... na ... 153 Zawaha si, nie wiedzc co powiedzie. Prawdopodobnie nie by pewny, czy ma mi poda odnone wiadomoci, czy te raczej je przemilcze. Przeto dokoficzyem za niego: - Chcesz powiedzie, e czeka na trzystu Hamawandw? A wic przelizy si! Wasi wysannicy mogli by lepiej uwaa. Mam waciwie wam poda bardzo wan i nag wiadomo. Nie mog jej wszake przedtem zakomunikowae, zanim si nie przekonam, e tu wszystko w porzdku. Zaprowad mnie do milazima! - W tej chwili, o yuzbasi! Pozwl, e ja pjd naprzd! Przeszlimy przez wrota do wntrza szeciennej budowli i stanlimy w czworoktnym dziedzicu, otoczonym ze wszech stron uszkodzonymi dachami, sigajcymi wysokoci czowie-ka. Z prawej i lewej strony dziedzifica stay konie. Po obu stronach wrt a take naprzeciwko wejcia siedzieli Kurdowie we wszystkich moliwych pozycjach. Gdy mnie ujrzeli, po-wstali ze swoich miejsc. To uszanowanie, oddawane memu mundurowi, podziaao na mnie uspakajajco, mogem si bowiem spodziewa z ich strony bezwzgldnego posuchu. Rebat wstpi na stopnie, wiodce do bramy wiey; pody-em za nim. Z prawej strony widniay schody ze zniszczonymi stopniami, nieco dalej, wejcie, pokryte star zason. Prze-dnia poowa lewej strony ubita bya z gliniastego gruntu, na ktrym znajdowao si kilka powrozw. Do czego suyy, o tym dowiedziaem si pniej. Nastpnie zjawi si przed nami wielki gboki czworoktny otwr, z ktrego wydostawaa si odraajca wofi stchlizny i wilgoci. Kurd wskaza na zason, mwic: -Pam jest oficer. Czy mam pj razem z tob? 154 - Nie. Czekaj na dziedzificu, a do was przyjdziemy. Przy-sano mnie abym go zluzowa; on sam to wam powie. Paszowie Kerkuk i Sulejmanii gniewaj si, i nie jestecie w stanie otworzy gby starej wiedmie. To musi si skoczy! Czy nie potraficie sobie poradzi ze star kobiet? Mj dugi towarzysz zaama si pod wpywem tych sw i ledwie wybekota na swe usprawiedliwienie: - Ale pomyl, kapitanie, e ona jest czarownic! Moe okropnie pomci najmniejsz choby obraz! - Gupstwa! - 1ak, ona na pewno to potrafi. Wiemy wszak o tym dobrze! Wierzaj mi! Widzimy to przecie po ludziach, ktrzy do niej przybywaj z probami. Wszystko, co mwi, spenia si. Pasza bynajmniej nie powinien ... Przerwa przestraszony i opucijeszcze niej, ni przedtem, gow. Zreszt, nie byo to dla mnie zbyt trudn rzecz odgad-n czemu nie dokoczy swych sw. Zuytkowaem te te wiadomoci natychmiast, rzekszy moliwie najsurowszym to-nem: - Co te ja sysz! Przybywaj ludzie, ktrych si dopuszcza do owej niewiasty? -Tak, panie! Prosilimy milazima, a on nam na to zezwoli. Mamy nadziej, e i ty rwnie nie odmwisz nam tego, zwa-ywszy, i bdziesz tak, jak on, otrzymywa cz przez nas pobiernych podarkw.

Nagle kto zakl za zakrtem schodw: - Kto tam tak gono rozmawia? Czy nie wiecie, e dla mnie teraz czas odpoczynku! - To gos milazima! - objani mnie cicho Kurd. - Nie 155 ma go zatemwjego pokoju; czsto bowiem przebywa na grze, gdzie jak powiada, powietrze jest lepsze. -Zaczekaj na mnie na dziedzificu. Pjd do niego na gr. Oddali si chtnie, a ja powoli zaczem si wspina po schodach. Milazim sysza wida tylko, e kto rozmawia, ale nic z rozmowy nie pochwyci, gdy na pewno inaczej by si zachowa. To, co usyszaem od dugiego Kurda, doskonale si nadawao do wykonania moich planw. Cudotwrczo Ma-rah Durimeh powstaa tylko w fantazji Kurdw, ktrzy opo-wiadali o niej cuda, aby mc zebra jak najwicej podarkw. Zbte zaufanie do samego siebie znacznie u mnie wzroso. Wspiem si zaledwie na par stopni, gdy usyszaem znowu gniewny gos: - Kto mie tu przychodzi? Wiecie wszak, e chc mie teraz spokj. Oczywicie, mimo to szedem dalej. Gdym min nowy zakrt schodw, ujrZaem milazima wycignitego w caej swej okazaoci na brudnej ziemi z rkoma podpartymi pod gow. Wznis gniewnie twarz, by zagrzmie. Poznaem to po nim. Spostrzegszy jednak mnie, obcego przybysza, zamiast spo-dziewanego Dawuhdijeha, zerwa si na rwne nogi i przez duszy czas sta nieruchomo, nie mogc wyrzec ni sowa. Takie oczy, tak twarz i tak brod mg mie tylko oficer Iraku. By to ju niemody mczyzna, ktry suc wojskowo, jak to byo po nim zna, stale uiywany bywa do podobnych dzisiejszemu celw, nie majcych nic wsplnego ze sub frontow, czy te ambicjami prawdziwego oficera. - Musisz wybaczy~, e ci przeszkadzam w tym odpoczynku - rzekem. - Przy czym z miejsca zaznaczam, i ta przerwa 156 bdzie daleko dusza, ni ci si wydaje - dodaem, wstpujc do pokoju. Teraz wreszcie staem ju przy nim i obserwowaem go uwanie. Zrozumiaem te od razu, e nie bd z nim mia zbyt ciikiej przeprawy. - Przepraszam bardzo - wyjani. - Ja ... ja ... my~laem, e ... e tu Kurd! - Omylie si, jak widzisz. Spjrz na to, a przekonasz si, kim jestem! Wycignem dokument z kieszeni i podaem mu go. Dugo studiowa, zanim si upora z przeczytaniem pisma. Po czym opuci rk w ktrej trzyma rozkaz i rzek: - Mam i std precz? Ty za przybywasz na moje miejsce? Waciwie, to jestem z tego bardzo zadowolony. Wol raczej goci wrd duchw, ni by w pobliu podobnej kobiety, ktrej si trzeba obawia, jak przeklefistwa. - Zdumiewajca odwaga - zauwayem zoliwie. - Ti;raz tak mwisz, po kilku jednak dniach pobytu z ni bdziesz ju zupehtie innego zdania! Speniaem szczerze swj obowizek, chciaem j wybada, kiedy c? Ma wygld mier-ci, a milczy jak grb. I ty rwnie niczego si od niej nie dowiesz! Jake chtnie pragnem si dowiedzie, do czego odnosio si owo badanie. Nie wolno mi bylo jednak zdradzi si z t ochot, gdy najmniejsza uwaga czy te pytanie z mojej strony narazioby mnie na niebezpieczestwo wykazania swojej zu-penej ignorancji w tej materii. Dlatego te zaniechaem uwag, a wolaem przybra rol indagujcego: - Pozwalae jednak obcym ludziom z ni rozmawia? Milcza. - I za to pobierae podarki? I teraz nie odpowiedzia.

- Odpowiedz! Syszysz pr~ecie, e ci pytam! -Tak, czyniem to - przyzna spokojnie. - A wierzaj mi i ty tak samo bdziesz postpowa wkrtce, oczywicie nie w pierwszych dniach swego urzdowania. Ogarnie ci ta sama okropna nuda, jaka moj dusz ogarnta i wwczas bdziesz zadowolony, jeeli j potrafisz czymkolwiek zaguszy. Jestem te dlatego niewymownie szczliwy, e si pozbywam tej samotnoci i cigego przebywania w towarzystwie ywego trupa. Czy oskarysz mnie przed pasz? - Nie. Nie przyczyni si do ukarania adnego z kolegw. - Dzikuj ci! Kiedy xiiam std wyruszy? - Kiedy chcesz. - A wic rnoliwie jak najrychlej! - Dobrze; przedtem jednak musisz mi tak zda swj urzd, jak go sam obje. - Uczyni to chtnie i to natychmiast. Objem tylko ko-biet. Hamawandowie, ktrych szejk tu przysa, waciwie nas nie obchodz. Ale i ich rwnie ci przeka. - Jak si zachowuj? - Dumnie, cho spokojnie. Nie maj najmniejszego za-miaru spenia dafi szejka i odzyskiwa wolnoci za cen trzystu karabinw jedynie dlatego, e bez jego wiedzy wkro-czyli na terytorium Dawuhdijehw i wpadli w ich rce. Maj zreszt suszno; rozbroiliby si przez to czciowo i osabili-by swoje siy w stosunku do Dawuhdijehw. S zreszt prze-konani, e ich ludzie przybd, aby ich uwolniE. al mi ich, 158 gdy musz tak siedzie w brudzie i zaduchu. - Wiesz rwnie, rzecz jasna, kim s? - Tak, jak ty. Szejk przecie nie mg tego ukry przede mn. Jamir popeni nieprzebaczalny bd, e przyby tu, pod-szywajc si pod faszywe imi. Tak znakomity wdz musi by zawsze przygotowany na to, e zostanie poznany. Jego te obowizkiem byo o tym zawczasu pomyle. - Ganisz go, a przecie masz go rwnie na swoim sumie-niu. - Ja? -Pak, ty. - W jaki to sposb? Ja ... - Thk. Gdybycie nie byli pucili pogoski, e starowina czyni cuda, nie nadcigaoby do was tylu ludzi, a i Jamir midzy innymi. - Pogosk rozpucili Dawuhdijehowie na swj wasny rachunek. Jak im tego nie kazaem czyni. - Ale tolerowae to! - C miaem robi? Wszak udzia w podarunkach, jakie otrzymywaem by jedyn moj pensj. Wiesz przecie to sam doskonale, jak jest z naszym odem. Otrzymujemy go tak rzadko ... A e czowiek przecie y musi, czy mu dadz par tych ndznych groszy, czy te nie, jest przeto zmuszony zapew-ni sobie dochody w jakikolwiek sposb. - Sdz; e kobieta mimo wszystko nie wiedziaa, i ucho-dzi za uzdrawiaczk chorych i cudotwrczyni? - Nie, tego si nie dowiedziaa. -Jake wic moga przebywaE z ludmi, nie dowiedziawszy si o tym. 159 - Zostawialimy j w wierze, e ci ludzie yczyli sobie, aby si za nimi wstawia. Podchodzia przeto jedynie do bramy, ale nie wolno jej byo z nimi rozmawia. Kada im rce na gowy i bogpsawia. To byo wszystko, co czynia. Czy chciaby, ebym ci j teraz pokaza? - Dobrze. Czy znasz jej waciwe imi? - Nie. Nie wolno mi o nie pyta. A ty? - Tak, znam je. - A wic jeste ode mnie bardziej wtajemniczony, z czego wnosz, e przysa ci nie kaimakam, lecz sam pasza. Czy moesz mi co o niej powiedzie? - Nie. Poniewa nie znasz jej imienia, nie mog ci go wyjawi.

- Susznie. A wic chod! Ona jest na grze. Teraz pragnem jedynie, aby Marah Durimeh mnie nie poznaa, albo poznawszy, nie daa tego pozna po sobie. Ofi-cer zaprowadzi mnie o jeszcze jedno pitro wyej. ~ znajdo-way si sporzdzone z tarcic drzwi, potrzymywane przez dwie krzyujce si belki. Uchyli ich. Przed nami ukaza si obszerny, mocno brudny pokj, do ktrego dochodzio wiato i powietrze z dwu w-skich szpar strzelniczych. Tii spoczywaa staruszka na starej poszarpanej kodrze pod cian. Miaa zoone rce i zdawaa si by pogrone w gbokiej modlitwie. Tak, to bya ona, to bya Marah Durimeh! Jak ongi, siedzia-a spowita w ciemny paszcz, z ktrego sterczaa jej chuda, jak mier, twarz. I dzisiaj take jej grube nienobiae warkocze zwisay prawie e do samej ziemi, gdy powoli wstaa, ujrzawszy nas wchodzcych. 160 Gdy usyszaa odgos krokw, oczekiwaa przybycia tylko milazima. A oto ujrzaa oprcz niego jeszcze jak drug osob, dlatego te skierowaa na mnie swj badawczy wzrok. adna rzsa, adna zmarszezka na ja twarzy nie zadrgaa. A jednak jej spojrzenie zdawao si do mnie zblia z niezmie-rzonej dali, a jej wargi poruszay si bezszelestnie. Zdawao si, e wcale nie oddycha. Wraenie, jakie wywieraa, nie byo wraeniem trupa, jak utrzymywa milazim; byo to uczucie zetknicia si z czym nadziemskim, jaki~ ... Nie, nie ma waciwego sowa na okrelenie wyrazu jej twarzy! Uczuem gbok, prawie e wit cze~, miast grozy, jak mi to wry turecki oficer. - Ten kapitan przyby, aby mnie zastpiE i strzec ciebie - rzek do niej oficer. - Mam nadziej, e mu sprawisz rwnie mao trosk, jak mnie. Gos jego dra lekko. Zna byo, e jej si obawia. - Niech bdzie bogosawione jego przybycie! - odpara powoli gbokim, tonem, z czego mogem wywnioskowa, e mnie jednak poznaa. - Czy masz jakie yczenie? - zapytaem. Opucia powoli gow i przysuchiwaa si memu gosowi. Jak ukochany dugo oczekiwany dwik dostaje si do nadsu-chujcego ucha, sprawiajc rzeteln rado, tak przelizgn si po jej twarzy spokojny szczliwy umiech. Po czym dopie-ro odpowiedziaa: - Moim jedynym yczeniem jest Bg. Kto yje w Nim i w Jego mioci temu nie trzeba innych ycze. - Rzeka prawd! Bg zna waciw chwil dla wszystkie-go, co suy ku uldze ludzkoci.

6 - Twicrdza w grach
Po tych sowach odwrciem si i wyszedem. Milazim po-szed za mn i zamkn drzwi. Po czym poprowadzi mnie na d, do lochu. Rzek: -Tiz trzymani s Hamawandowie. Nie dojrzysz i nie usy-szysz ich, gdy d jest gboki i ciemny, a oni s tak dumni, e nie powiedz choby gonego sowa. Tylko od czasu do czasu daje si sysze na chwil jczcy gos cierpicego chopca. - Zostali opuszczeni na d przy pomocy tych powrozw? - dowiadywaem si. - Tak. - A jak jest z jedzeniem dla nich i piciem? - Spuszczamy im raz dziennie bani z wod oraz chleb, wypiekany przez jednego z Kurdw z mki i wody na otwartym ogniu. Czy mam ci jeszcze jakich wiadomoci udzieli? - Nie, te mi starcz. Wiem j u wszystko, czego si chciaem dowiedzie. Jeste wic goTow do przejcia tej suby? Tak.

- A ja ju mog wyruszy? - Nawet zaraz, jeli chcesz tego. - A wic, prosz ci, daj mi pokwitowanie z przejcia winiw. - Zgoda. Dam ci pokwitowanie wraz z pismem kaimaka-ma. - Dobrze. A teraz prosz ci, wejd ze mn do pokoju, aby mg je napisa. Uchyli na bok uprzednio wspomnian ju przeze mnie, a suc mu za zason kotar i wkroczylimy do maego pokoi-ku, ktry nic absolutnie, formalnie nic nie zawiera poza ma 162 poduszk, ktra za dnia suya milazimowi za siedzenie a noc jako posanie. Paszcz by tu jedynym nakryciem. Pak wyglda prawdziwy pokj wartowniczy oficera Kurdystanu! - Widzisz, e w paacu nie bdziesz mieszka - zamia si gorzko. - Jestem zadowolony, e mog odjecha, tote zale-dwie mi napiszesz pokwitowanie, poegnam ci. - Czy masz atrament? - Nie. Czego tak drogocennego nie znajdziesz tutaj. Wziem ze sob notes nie dlatego, i si spodziewaem, e bdzie mi potrzebny, lecz dlatego, e nie chciaem go zosta-wia w otwartej kieszeni marynarki. Wewntrz notesu znajdo-wa si owek, ktrym skreliem par wierszy w yczliwym dla milazima tonie. Przeczyta je, schowa papier, poda mi rk i rzek: - To s prawdziwie koleeskie sowa, dzikuj ci za nie. Teraz nic mnie ju tu wicej nie zatrzymuje. Wyszlimy na dziedziniec; gdzie kapitan wyda rozkaz osiodania swego konia. W midzyczasie za skin na Rebata i wyjani mu gromkim gosem, tak e wszyscy syszeli: - Ten odwany i synny yuzbasi zosta przysany przez pasz, aby zaj moje stanowisko. Posiada zaufanie i przychyl-no szejka i bdzie dla was dobrym wadc. Ja za chtnie si rozstaj z tym miejscem. Pozostacie w opiece Allaha! Tak yczliwe polecenie byo wdzicznoci za par moich przyjaznych sw. Po kilku minutach poda mi rk i odjecha. Przechadzaem si tam i z powrotem po dziedzicu, ogldajc konie Kurdw a jednoczenie obserwujc ich spojrzenia rzu-cane ukradkiem na mnie. Chcieli wywnioskowa z mego wy-gldu i zachowania si, jak bd z nimi postpowa. 163 Rebat szed obok mnie, aby mc odpowiada na pytania, ktre mu zadawaem od czasu do czasu. Zdawa si co mie na sercu, ale nie wyjawi mi tego, dopki mj przyjacielski stosunek do niego nie doda mu odwagi: - Panie, czy nie mwi o bardzo wanej dla nas wiadomo-ci, ktra jest rwnie nag? Prosz ci, powiedz mi o niej! - Racja - odparem. - Wasz szejk mi j zawierzy, ale rozmyliem si, gdy jestecie mi potrzebni i nie mog pozwo- li wam odej. - Mielibymy std pj? - Tak. Ale nie mog was puci. - Susznie. Lecz powiedz, dlaczego my, mielibymy std odej? - nastawa. - Dlatego, e szejk si dowiedzia, i wasi wysannicy si omylili. Przybywa mianowicie nie trzystu Hamawandw lecz znacznie wikszy oddzia z on Jamira na czele. A znacie j wszak! Szejk oczekuje ich przybycia jeszcze dzisiaj po poud-niu. -Iallah! On przecie ma za mao ludzi przy sobie! - Tego samego zdania jest wasz szejk - potwierdziem. - Czy nie wysa posw do bratnich szczepw? - Uczyni to, ale czy pomoc na czas nadejdzie, to bardzo wtpliwe! - A zapewne i o nas te ci wspomnia? Rebat pon cay. Ti~ke i pozostali Dawuhdijehowie cisn-li si koo mnie.

- Naturalnie. O was rwnie mwi - odparem powoli. - Chcia nawet do was wysa posa, poniewa jednak ja was miaem zobaczy, a on niechtnie si rozstawa z jednym choby wojownikiem ze wzgldu na tak wielk przewag nie-przyjaci, skorzysta przeto ze sposobnoci, aby mnie poru-czy to poselstwo do was. - C wic rozkaza? Czego chcia? Co mamy uczyni? Powiedz prdko, powiedz prdko! - ebycie jak najpieszniej dofi przybywali, gdy tak silny oddzia, jak wasz, nie moe bawi bezczynnie w kulluku, pod-czas gdy inni bd zmuszeni stoczy walk z dwakro silniej-szym nieprzyjacielem. Zaledwie to powiedziaem, Rebat krzykn gniewnie na mnie: -R~ ... to nam miae powiedzie, a mwisz dopiero teraz, gdy ju od godziny szejkowi naszemu z pomoc moglimy popieszy! - PopieszyE z pomoc? Co te wam wpada do gowy! Jestecie mi potrzebni! Nie mog ani jednego z was puci~! Pasza ... - Zamilcz o paszy! Co nas obchodzi pasza, gdy nasi bracia, gdy nasi wojownicy s zagroeni przez przewaajce siy nie-przyjaci. Musimy zaraz wyruszy! ... ona Jamira? To diab-lica! Nie moemy czeka tu ani chwili duej. Hej, ludzie, osioda szybko konie! Walka wzywa! Ruszamy! Walczyem pozornie przeciw temu postanowieniu jak lew, otrzymujc w zamian jedynie gar nieprzyjemnych sw, a gdy wreszcie omieliem si wycign szabl, by wyda im ostry zakaz, Rebat zagrzmia: - Zamilcz! Czy mylisz, e si boimy twojej klingi?! Je-stemy wolnymi i niezalenymi Dawuhdijehami, ktrym a-den turecki oficer nie ma nic do rozkazywania! Winiowie 165 r tutejsi s w bezpiecznym ukryciu i nie mog uciec z lochu i masz zreszt do czasu naszego powrotu swoich piciu onie-rzy; to wicej ni dosy. Przy ich pomocy moesz broni kullu-ku caymi miesicami! Zamilcz wic, gdy szkoda kadego twego sowa. Ruszamy! Bogosawiony bd o zacny Rebacie! Oto mi wszak wanie chodzio! Ruszaj z Bogiem! Oponowaem jednak, mimo wszy-stko, zaciekle dalej, ale nikt ju na mnie nie zwaa. Mogem mwi i czyni, co mi si ywnie podobao; im pieszno byo do swoich. Wkrtce te zjechali z gry, zostawiajc jedynie mnie z moimi piciu kochanymi, wiernymi onierzami. Jakie powodzenie! W cigu zaledwie godziny wyruszy mi-lazim wraz z drogocennymm pismem, a zaraz za nim poszli wszyscy Dawuhdijehowie. Pozostawali jeszcze jedynie asake-rzy, z ktrych miny pozna byo, e i oni najchtniej by si te gdzie ukryli. Stali przy bramie i tsknie spogldali za Kurda-mi. O nich nie dbaem. Nie wygldali mi na takich, po ktrych spodziewa si mogem zbyt wielkiego oporu w przeprowa-dzeniu swoich zamierze. Wygldali tak niezdolni do czynu, jak ich chude szkapiny, ktre pozostaway dotd wraz z moim rumakiem na dziedzificu. Tak, asakerw umieszkodliwi nie byo rzecz trudn!

VII
Przede wszystkim udaem si znowu do wiey, do Marah Durimeh. Odsunem belki, otworzyem drzwi i wszedem do pokoju. Staa wyprostowana na rodku izby, wycignwszy w moim kierunku rce, rzeka: - Wiedziaam, e wrcisz! Bd pozdrowiony i bogosa-wiony, effendi! Bg ci zsya we waciwym czasie, gdy wiem, e wkrtce rusz w bezmiern dal, gdzie znajd tylko niena-wi i niesprawiedliwo, miast mioci i sprawiedliwoci. eg-naam si ju raz z tob na cae ycie, a okazuje si, e miaam ciebie jeszcze zobaczy. Co za szczcie! Jeste wszak moim synem, moim dzieckiem, cho nie ze wzgldu na ciao, lecz ze wzgldu na wsplne denia mojej i

twojej duszy, ze wzgldu na duchowy tryb ycia, ktry nas wiedzie do jednego i tego samego celu tam w grze. Przeto te spotykaj si nasze ziemskie drogi znowu i przeto te ty zostae zesany, aby mnie odprowadzi z powrotem na ziemi. Nie pytam, skd ani jak 167 przybye do tych, w ktrych mioci jeszcze yjesz, nie pytam rwnie, jak i dokd mnie zaprowadzisz; jeste tu, a ja za tob pjd. 1ak, we mnie za rk! Chod, mj synu! Ujem j pod rami i wiodem nie mwic sowa, na dzie-dziniec, gdzie rozkazaem asakerom, aby utworzyli ze swoich paszczy, ktre ju od dawna nie zasugiway na to miano, co w rodzaju poduszki, na ktrej usadowiem Marah Durimeh. Teraz piciu biednych diabw musiao i za mn na gr, gdzie dotd wiziona bya krlowa. Asakerzy mieli jedpnie sztylety u boku. Gdy weszli do izby i spojrzeli na mnie peni oczekiwania, wycignem rewolwer, skierowaem luf w ich stron i stanwszy za drzwiami, rzekem do nich: - Zamykam teraz drzwi i odchodz z jeficami. Zachowuj-cie si do wieczora zupenie spokojnie, po czym bdziecie mogli wyama~ drzwi. Przyjdzie to wam do atwo dzihi waszym ostrym sztyletom. Z chwil, gdy bdziecie wolni, mo-ecie czyni, co si wam ywnie podoba. Ja nie mam nic przeciwko temu. Nikt z nich si nie poruszy. Moje zachowanie si byo dla nich cakowicie niezrozumiae i nieoczekiwane. Zawarem drzwi bez adnej przeszkody, podparem je i znowu zszedem na parter. 1u leay powrozy. Syy zaopatrzone w wzy do wdrapywania si, a na kocach miay nawet mocne ptle. - Jamir! - zawoaem, pochylajc si nad otworem. - Odpowiedz! Czy mnie nie syszysz? aden gos mi nie odpowiedzia. Mwiem wic dalej: -Tiwoja ona przybya tu z nami. Wiem od niej, e o mnie , sysza. Jestem Kara &n Nemzi effendi i przybyem, aby was uwolni~. Podstpem wysaem std milazima i Dawuhdijehw, 168 a teraz spuszcz wam na d lin. Przede wszystkim przywi-cie do niej mocno chopca, aebym go mg wycign; wy wyjdziecie za nim. - Nie! - zawoa gos. - Zanim ci go zawierz, musz ci pierwej zobaczyE. Sam zatem wyjd. Ti~zymaj mocno sznury! Spuciem lin, a grny jej koniec okrciem dookoa wy-stajcego kamienia ciennego u skrzyde jednych ze drzwi. Po paru chwilach stan przede mn Kurd, po ktrym kady mg od razu pozna, i nie jest zwykym czowiekiem, lecz kim wysoko postawionym. Wbi badawczo swj wzrok w moj twarz. - Nazwae si Szewinem, cho jeste Jamirem, niepra-wda? - zapytaem, wytrzymujc jego wzrok. - Tak - odpar. - A ty chcesz by Kara Ben Nemzi? Dowied tego! - Jake mog tego dowie? Rozejrzyj si, a przekonasz, i tu ju nie ma ani jednego z waszych stranikw. - Wiem, e Kara Ben Nemzi ma na szyi siln blizn po gbokim ciciu noem. Poka mi j! Ustawiem si tak, e pado na blizn wiato. -Rzeczywicie nim jeste! Hamdulillah! I mwisz, e moja ona te jest tutaj? -Pak. - Wiedziaem, e przybdzie! Gdzie jest? - Chwilow niedaleko std, w ukryciu. - Jak i gdzie ci spotkaa i jak to si stao, e sam tutaj jeste, a ... - Prosz ci, nie zadawaj mi teraz adnych pytafi. Bd wszak musia rwnie i innym opowiedzie to, czego si chcesz

7 - TwietdTa w grach 169


dowiedzie, a wol raz tylko o tym mwi. Popieszmy si lepiej, aby jak najprdzej std si wydosta. Masz, przytrzymaj lin! Pomoemy innym! Kilka przezefi wyrzeczonych sw do towarzyszy, przekona-lo ich, e wierzy w prawdziwo sw moich. Pomogli nam przede wszystkim wycign Khudyra, po czy sami wyleli. Wygldali nie najlepiej, cierpieli bowiem z brudu i stchego powietrza bardziej jeszcze, ni z godu i pragnienia. Teraz zarzucili mnie mnstwem pytafi, na ktre miaem odpowiedzie; poprosiem o troch cierpliwoci i o natych-miastowe opuszczenia wraz ze mn kulluku. Nie wiedzieli nic dotd o obecnoci Marah Durimeh, tote zdumieli si, przy-bywszy na dziedziniec, wygldem przeszo stuletniej staruszki. - Kim jest ta kobieta? - zapyta mnie Jamir. -Take uwiziona - odparem. - Jej ojczyzn jest oko-lica grnego Zabu. - A moe Lizan, Raola, Szohrd i inne miejscowoci tam si znajdujce? - Tak. Zbliy si szybko ku niej, klkn i poprosi: - Nie jeste wszak nikim innym, jak Marah Durimeh, ulubienic niebios i anioem wszystkich ludzi! Pobogosaw mnie, o pani! Marah Durimeh zdawaa si jakby obudzona z gbokiej wewntrznej zadumy. Cudowny, nieziemski umiech zakwit na jej obliczu, gdy pooya rce na jego gowie. Rzeka: - Kto pragnie Boego bogosawiestwa, jest ju przez to samo yczenie bogosawiony. Niechaj Pan bdzie przy tobie teraz i czasu wszelkiego! Oby ci owiay skrzyda Jego posw i oby nigdy twoja cieka nie zawioda ci do czeluci tych, ktrzy s przeciw tobie. Tego ci yczy Marah Durimeh, mj synu! Uklknicie dumnego ma byo tak naturalne i zrozumia-e, a sowa staruszki tak uroczyste i wzruszajce, e caa scena wywara na mnie niezwykle gbokie wraenie.

~III
W pobliu wrbt stay oparte o mur karabiny uwizionych onierzy. Kurdowie je zabrali nie majc wasnej broni. Nie mieli natomiast najmniejszej ochoty wzbogacenia si drog zabrania starych wyndzniaych koby asakerw; pozostay przeto wasnoci padyszacha. Usadowilimy Marah Durimeh na koniu, na ktrym tutaj przybyem; dwch za Hamawandw poprowadzio go z wiel-k troskliwoci. Tak ruszylimy z gry. Gdym przyby do kulluku, miaem wprawdzie nadziej, e dzieo moje si uda, ale nie wyobraaem sobie, e dokonam tego tak szybko i atwo. Rzecz jasna, i ie byo to jedynie moj zasug; najwiksz rol grao tu zetknicie si z kapitanem. Jak naleao okreli to spotkanie? Jako przypadek moe? Wol nie uywa tego wyrazu! Znalazszy si u stp wzgrza, skrcilimy do wwozu.

172
..

Chciaem zaoszczdzi Marah Durimeh uciliwego wspina-nia si po grze i dlatego zatrzymaem si tam, gdzie by niegdy odpyw jeziora. Tii zsiada z konia. Aby, unikn wi-doku wielkiego radosnego zdumienia, poprosiem moich to-warzyszy podry, aby si zatrzymali w tym miejscu i zaczekali, a po nich nie przyjd rodacy. Po czym przelizgnem si midzy skaami i paprociami do naszego ukrycia. Zaledwie zauwayem przed sob plac, ktrymy zajmowa-li, nie mogem si

powstrzyma od gonego i serdecznego miechu. C tu byo za czynne ycie i ruch! Wszyscy obecni, wyczajc jedynie kapitana; ktry by przywiany do drzewa, cignli w pocie czoa kamienie, aby je uoyjedne na drugich wedle planu Hadiego. Uformowano tak olbrzymi prostokt, jak gdyby miano tam zamkn co najmniej cae plemi Kur-dyjskie. Okrelenie w pocie czoa naley wzi nie w znacze-niu przenomym, lecz dosownie, gdy zaiste pot im kropli si na twarzy! Najbardziej za mieszya mnie gboka cisza, ide-alne milczenie, ktre byo wprost mk dla pracujcych. Na-wet Halef nic nie mwi, wydawa rozkazy gestykulujc jedy-nie, a osign przez to daleko wiksz wydajno, ni mow. Przelatywa wanie z jednego miejsca na drugie, zabra si jednym sowem do dziea z takim namaszczeniem, jak gdyby od tego dziea zaleao co najmniej-zbawienie jego duszy. Usyszawszy nagle mj miech, odwrci si. A gdy mnie za-uway, opuci z rk duy, ciki kamiefi, ktry wanie zamie-rza przenie na miejsce przeznaczenia i zawoa: - Znowu jeste tu, sidi? miejesz si i to tak go~no? Czy nie rozkaza sam, aebymy zachowali kompletn cisz i nie dawali ni szeptem pozna, i si tu ukrywamy?!

173
- Moecie ju mwi gono, ba, nawet krzycze - odpar-em. - Przekonaem si, e Dawuhdijehowie was nie sysz. - Dziki niechaj bd Allahowi! da od czowieka, ktry tak ciko pracuje, a nie jestem wszak niemow, aby nic nie mwi przez tak dugi czas, to troch za duo! 5pjrz na moje dzieo. Azali nie zdumiewasz si? Czy kady poszcze-glny z tych kamieni z osobna nie wiadczy o moich nieprze-citnych, ba, genialnych wprost zdolnociach umysowych? Czy to wizienie nie stanie si pomnikiem mojego rozumu w caej jego szerokoci? Czy dugo twego rozsdku mogaby kiedykolwiek zdoby si na podobn budowl? Prosz ci, daj szybk odpowied na moje pytania! - Masz racj, kochany Halefie! Dae mi teraz sposobno poznania ci w caej twej okazaoci. Powiniene by bez-wzgldnie obra sobie zawd budowniczego. - Dzikuj i, sidi! Cho mwie to, co me serce samo wyczuwa, musz ci w wielkiej tajemnicy wyzna, i czuj si znacznie lepiej, jako szejk Haddedihnw. Przenoszenie ci-kich kamieni szkodzi zarwno rwnowadze mego serca jak i niweczy przewiadczenie o mym dobrym zdrowiu. Wystarczy, i uznajesz moje wysokie uzdolnienia. Pa ~nyl dodaje mi odwagi do pozostania nadal szejkiem Haddedihnw. A co sycha u ciebie? Miae wszak uda si do twierdzy. Czy by ju tam? -hak. - I powrcie! Prawdopodobnie Dawuhdijehowie wahali si troch, czy ci maj przyj z wszelkimi honorami, nale-nymi kapitanowi. Cho, na ich usprawiedliwienie, musz ci powiedzie, e to twoja wasna wina. Chciaby zawsze robi 174 wszystko sam bez niczyjej pomocy. Gdyby by mnie zabra ze sob, moja odwaga sowa i cigi wymusiy by szacunek przed tob. Ale twoim wiecznym lekkomylnym postpowaniem zniweczye moliwo powodzenia naszego tak piknego przedsiwzicia! - Niezupenie! - Jak? Niezupenie? Znaczy to, e jeszcze istnieje moli-wo ... ? -Tak. - No, ale teraz to bezwzgldnie ja mam rwnie ci towa-rzyszy! - Oczywicie! - Doskonale! licznie! C mam uczyni? - Przede wszystkim masz si uda wraz z naszymi towarzy-szami na owo miejsce, skd teraz przybywam. Teraz usuniecie przy pomocy noy zarola tak, aeby zrobi~ wolne przejcie. Ale niedugo si grzebcie, czas ju wyruszy! Zaley na popie-chu!

- Dobrze, zaraz to uczynimy. Chodcie tu, wy mni wo-jownicy Kurdystanu, pozostawcie kamienie i za mn! Musimy wytkn drog, aeby uatwi wzitym do niewoli Dawuhdije-hom dostanie si do naszego wizienia. Popchn przed siebie Hamawandw, ktrzy go chtnie usuchali. Pozosta przy mnie jeno Adzy, zbyt wielce stroskany, aby ruszy z Halefem. Zapyta te mnie po chwili: - Effendi, czy si dowiedzia czego o moim bracie Sze-winie i o jego synu Khudyrze? - Nie znlazem czowieka imieniem Szewin - odparem. - A wic osoby, ktreh szukamy, niestety, nie znajduj si 175 w kulluku! Musimy przeto uda si szybko dalej, effendi, aby ich odnale. - Jake moesz mie powodzenie przy szukaniu osb, o ktrych cay czas nie mwisz prawdy? - Nie mwi prawdy? Co przez to rozumiesz? - Czy twj brat rzeczywicie nazywa si Szewin? - Nie. - A czy to rzeczywicie twj brat? -Pak. - A twoje imi prawdziwe to Adzy? -Tak. - Wobec tego mocno aluj, e nie mog ci zadowoli. Tak, rzeczywicie, znalazlem w kulluku winiw i to do znanych ale to nie te osoby, ktrych ty szukasz. Zastaem w kulluku mianowicie synnego bohatera kurdyjskiego z jego maym synkiem oraz paroma wojownikami. -Allah bsmillah ! Czy znasz jego imi? Powiedz prdko - zapyta Adzy gorczkowo w wielkim napiciu. - Znam. Nazywa si Jamir. - Jamir ... Jamir! By w kulluku? O Allah! A teraz ju go tam nie ma? Gdzie wic jest? Powiedz mi prdko, powiedz szybko. effendi! - Dobre to mi! Szukaj go sama! Jeeli masz tak mao zaufania do Kara Ben Nemzi, i dasz tylko jego pomocy, a cigle ukrywasz przed nim waciwy swj stan i nazwisko, nie powinna si temu dziwi, e odwraca od ciebie sw pomocn rk. Czy uwaasz, i mam tak mao bystre oko, e nie potra-fi odrni mczyzny od kobiety? Prosz ci, aby od tej chwili robia, co ci si ywnie podoba, ja wicej nie mam nic 176 wsplnego z Szewinem! Opuciem j zakopotan a zbliyem si do Ingdy, ktra staa na uboczu wraz z Madan i przypatrywaa si gorliwie pracujcym mczyznom. - Mam prob - rzekem do niej. - Czy mog mie nadziej, e j spenisz? - Effendi, po co pytasz? Wiesz wszak sam, i speni j bardzo chtnie, jeeli tylko, naturalnie, bd moga. - Moesz! Przecinij si poprzez naszych ludzi a do miej-sca midzy skaami. T~m oczekuje ci mia niespodzianka, ktr ci zgotowaem. Teraz wreszcie skierowaem si do miejsca, gdzie uprzednio zostawiem swoje ubranie i przebraem si. Jeszcze nie byem cakowicie gotw gdy usyszaem wesoe woania i radosne okrzyki. Nadesza wida chwila spotkania. Swoim zwyczajem, usunem si w ciefi, gdy jedynie sercu naley si pierwsze najwysze prawo. Ale ju w krtki czas potem nadbieg prze-jty i zasapany Halef, skaczc poprzez zarola tak, e mnie o mao co nie przewrci. Krzykn te na mnie, cay czerwony z oburzenia: - Zy czowiek z ciebie, effendi! Nigdy bym nie przypusz-cza, i jeste zdolny do takiego kamstwa, do takiej zdrady! - Ja do kamstwa? Jakiego to? - Nie mwic ani sowa, sprztne mi z przed nosa ca saw!

- Czy j ju mia pod nosem? -Tak! Czy kulluk nie lea akurat tak przed moim nosem, jak przed twoim? Czy koniecznie sam musia uwolni tych ludzi i to nie zabrawszy mnie z sob? - A czy mundur kapitana by dla ciebie dobry? - Nie. Ale to jeszcze wszak nie powd, aby mia takiego czynu dokona w mojej nieobecnoci! Powiniene by konie-cznie wzi mnie z sob! - A tymczasem przegapi sposobno? Tak, tak Halefie, biedni nieszczliwi ludzie mogliby w takim razie do koca ycia pozostawa w wiey. Halef, jaki z ciebie ... zy czowiek! Jaki zy! - Ja?! - l~k. Ty! Nazwae mnie przedtem zym, a sam nim jednak jeste~! Kto dla dogodzenia swej wasnej pysze pozostawia bez pomocy cierpicych blinich i to tym bardziej wtedy gdy mog by zaraz uratowani, a czyni to dopiero potem, gdy ten pikny czyn pokrywa si z jego mioci wasn, ten jest niedohrym, samolubnym czowiekiem, jest ... z gruntu zym czowiekiem! A teraz ju wiesz, kto zasuguje na to miano, ja czy ty? Zostawiem go i oddaliem si, wiedzc dobrze, e wkrtce udobrucha si i bdzie spoglda na mnie zupenie innymi oczyma. Gdy wyszedem wreszcie z mojego prowizorycznego budu-aru, przybiega do mnie Ingda z byszczcymi oczyma, ucis-na mi rce i rzeka: - To bya wielka, bezmierna rado, effendi! Dziki twej asce byam pierwsza, ktra moga powita z dugiej niewoli Marah Durimeh i innych uratowanych. Dzikuj ci z caego serca! Madana, wdziczna a nadobna Pietruszka, rwnie nadesz-a. Jej zachwyt by tak ogromny, i nie bya w stanie go opano-wa. Prosia, abym jej pozwoli da si uciska, a poniewa 178 pietruszka nie jest misoern rolin, lecz bardzo poyteczn i aromatyczn, pozwoliem jej na to. Wkrtce zjawi si take Adzy, ktrego miao mog nadal nazywa waciwym imieniem i zoy mi nastpujce owiad-czenie: - Effendi, niesprawiedliwie, bardzo niesprawiedliwie si do ciebie odniosam! Przekonae mnie, i cae moje zachowa-nie musiao ci obrazi. Miae na wzgldzie jedynie moje dobro i waye si na wszystko, aby uratowa mego ma i syna, a ja ci za to odpacaam cay czas nieufnoci i kam-stwem. Dzikuj ci teraz z caego serca, z caej duszy i bagam ci jednoczenie, aby zechcia mi to cae zo wybaczy! Prosz ci o to, effendi! Powiedziaem jej naturalnie, i si bynajmniej wcale a wcale nie czuem dotknity, a nagana, jakiej jej udzieliem, pozornie tylko bya nagan. Tymczasem nadeszli i pozostali Kurdowie. Wszyscy na mnie napierali. Przechodziem, jeeli mona si tak wyrazi, z rk do rk. Jednak opis tej arcyciekawej sceny zaprowadzi by nas zbyt daleko. Wol go przeto przemilcze. Przede wszystkim chcieli si dowiedzie, w jaki sposb udao mi si w cigu tak krtkiego czasu osign tak wielkie, i zupene powodzenie. Opowiedziaem wszystko po krtce. Szczegy sytuacji tak si wzajem sploty w korzystny dla nas sposb, i trzeba byo tylko wycign energiczn rk, aby zerwa owoce tych okolicznoci. Towarzysze moi nie chcieli tego jednak uzna. Jamir przyzna popenione przez siebie bdy, ktre ja naprawiem i zapewni mnie o swej dozgonnej przyjani i wdzicznoci. Najgoniej za oczywicie zachowy-wa si Halef, ktry wcale nie myla pozosta tam, gdzie go 179 usadowiem. By cay czas przy mnie, wysucha mojego spra-wozdania i wykorzysta te pierwsz nadarzajc si sposob-noc, aby zawoa dononym gosem: - Posuchajcie, wy odwani niezwycieni mowie i wy o wdziczne niezrwnane niewiasty, co wam powiem! Lew nieprzyjani wyszed z godnym sykiem i cign do swego legowiska wiele znacznych upw. I powsta wielki pacz w grach i rozlegy si gone skargi w dolinach Kurdystanu! Albowiem szukano zaginionych, nie mogc ich wszelako odnale. I wyruszono zewszd na ich poszukiwanie: niektrzy jednak obrali faszyw drog, inni natomiast leeli w pobliu jaskini lwa, nie mogc, niestety zdoby wejcia. I oto przybyli i~ dwaj synni mowie, ktrzy nie bali si lwa, nie bali pantery i i ;! w ogle adnego zwierzcia, jak rwnie adnego czowieka. i Byli to nieporwnany Kara Ben Nemzi effendi ze swym nie-i zwycionym Hadi

Halefem Omarem, najwyszym szejkiem Haddedihnw z wielkiego plemienia Szammarw. I ci oto dwaj bohaterowie, synni na cay wiat, zasyszeli o grzechach lwa nieprzyjani i postanowili go za to ukara i pozbawi upw. I stao si tak. Kara Ben Nemzi, odprowadzony napo-mnieniami i dobrymi wskazwkami swego Hadiego Halefa Omara, uda si do jaskini lwa, zmusi go chytroci do ucie-czki i wydoby nieszczsne ofiary, znajdujce si dotd w niezdobytej jego twierdzy. Hadi Halef Omar, ktrego pomysom naley zawdzicza to powodzenie, wybudowa wielkie ka-mienne wizienie, ktre wprawdzie nie jest jeszcze wykoczo-ne i na razie stoi puste, w przyszoci jednak bdzie wspania-ym pomnikiem jego wielkich czynw. Chwaa obu mom, ktrzy tego dokonali! Ich sawa przejdzie wszystkie ldy i morza, a prawnuki potomkw waszych potomkw, gdy na to miejsce przybd, bd w wielkim zdumieniu podziwiali te mury, wiadezce o moim niezwykym utalentowaniu a pracowitoci waszych rk. Powiedziaem! A teraz koniec z Dawuh-dijehami! Skoezywszy w sposb tak oglnikowy i zabjczy z caym plemieniem Kurdw, odwrci si i oddali w dumnej postwie hiszpaskiego granda oraz najwyszego przywdcy Haddedih-nw. By ju wielki czas postpi wedle nakazu chwili. Nie byo albowiem wskazane pozostawa duej na tym miejscu, zwa-szcza e Jamir ze swoimi ludmi musia moliwie jak najpr-dzej osign tak zwane Miejsce Jaszezurek, gdziemy pozo-stawili jgo trzystu Hamawandw. Raisa z Szohrd rwnie nic tu duej nie wstrzymywao, poprosi mnie przeto, abym od-prowadzi go i Marah Durimeh do ojczyzny. Aczkolwiek cht-nie bym to uczyni, musiaem jednak na razie odmwi, daem jednak sowo, e na pewno go odwiedz pod koniec naszej perskiej podry, ktra nas i tak poprowadzi przez Kurdystan. Chwilowo zamierzalimy wszyscy odby cz drogi po-wrotnej z Hamawandami, a potem, pod wieczr, wyszuka jakie bezpieczne miejsce na obozowisko, aby odoy rozsta-nie si nasze do nastpnego ranka. Kapitana uwolniono z powrozw i teraz mg wcign swj mundur. Nie rzek przy tym ani sowa, troch z gniewu, troch za ze wstydu. Podajc mu nastpnie jego bro, rze-klem: - Teraz poznae mnie rabusia, ale nie opowiadaj tego nikomu, gdy ci wymiej. Sdz, e pojedziesz do kulluku.

181
Wejd tam na drugie pitro i otwrz drzwi, aeby wypuci zamknitych asakerw, a wwczas poznaj oni prawdziwego waciciela tego munduru. To bdzie jedyny twj czyn bohater-ski, o ktrym bdziesz mg szeroko rozpowiada. A jeeli jednak omieliby si tu dzisiaj jeszcze powrci, dostaniesz kulk w eb. Teraz moesz pj! Niechaj Allah obdarzy tw gow tym, czego jej dotychczas cakowicie brakowao. A mia-nowicie ... odrobin rozumu! I teraz nie wyrzek ni sowa, mimo e go obraziem. Gdy wyruszy, patrzyem za nim przez pewien czas i zauwayem, e rzeczywicie skierowa konia w stron kulluku. Zaraz te potem i my~my ruszyli w drog. Rais sprowadzi ze sob z domu
; , s dla Marah Durimeh agodnego mua. Natomiast Hamawandowie nie wszyscy mogli jecha, gdy nie mielimy pod dostatkiem koni. Wprawdzie mieli nadziej, i bd mogli przywaszczy sobie wierzchowce owych dwunastu Dawuhdijehw, wysanych na zwiady, a ktrzy rano przejechali obok nas i prawdopodobnie zostali ujci przez Hamawandw. Gdy zapytaem, jakie bd na przyszo panoway stosunki midzy obu plemionami, Jamir odrzek, i jego zdaniem, powinien nastpi szczliwy powrt Hamawandw i Dawuhdijehw do domostw, gdy nie przelano przecie krwi. aowa tylko, e podr jego bya daremna, jeeli chodzi o ran chopca. Wwczas matka Khudyra przypomniaa sobie lekarstwo, o ktrym

mwiem. Podaem im szczegowy opis sposobu przyrzdzania i zmieszania rolin sukatan, dabahh i kurat, dziki ktrym osignito rzeczywicie podany skutek. Kto bowiem przybdzie w tamtejsze okolice, moe si z atwoci przekona, na jakiego cielenie i duchowo zdrowego modzieficawyrs may

182 Khudyr. O Jamirze, jego ojcu, musz niestety powiedzie, i bogo-sawiestwo Marah Durimeh nie sprawdzio si na nim. Dal-sze jego losy s powszechnie znane, wobec czego wspomn tylko krtko, e po zaszczytnej karierze, zaszczytnej w zrozu-mieniu Kurdw, zosta zdradziecko zamordowany w namiocie ksicia perskiego Sill-i-Sutana, a potem krwawo pomszczony przez sw maonk, ktra stana na czele Hamawandw. To ju jednak nie nai ~y do niniejszej opowieci. Jechalimy czciowo t sam drog, ktr poprzednio przybylimy, po czym rozstalimy si z Jamirem i jego ludmi. Nastpnie skierowalimy si na pnoc, a na krtko przed wieczorem rozoylimy si obozem na polanie lenej. Cay wieczr i prawie caa noc byy powicone rozmowie mojej z Marah Durimeh.

KONIEC

You might also like