You are on page 1of 101

DE SADE

ZBRODNIE MI�O�CI

Tw�rczo�� literacka i filozoficzna markiza de Sade jest w dziejach my�li


ludzkiej zjawiskiem
wyj�tkowym, i niezwyk�ym nie tylko ze wzgl�du na jej cechy immanentne, ale
r�wnie�
z powodu niezwyk�ej i dramatycznej ewolucji poj�� i ocen jej dotycz�cych, kt�ra
nast�pi�a w
sto lat po �mierci os�awionego pisarza i my�liciela. Za �ycia i przez ca�y wiek
XIX Sade
uchodzi� powszechnie za szale�ca ogarni�tego mani� Z�a, propagatora zbrodni,
kt�rego imaginacja,
wsparta reminiscencjami ze swoich rzekomych w�asnych prze�y� i do�wiadcze�,
p�odzi�a odra�aj�ce wizje okrucie�stwa i upodlenia cz�owieka, celem
perwersyjnego rozkoszowania
si� kultem Z�a. Dzie�a Sade�a tropiono i niszczono ze zdumiewaj�c� zawzi�to�ci�,
zepchni�te zosta�y do literackich podziemi i dzieli� musia�y losy utwor�w
pornograficznych,
do kt�rych po�piesznie je zaliczono. Co prawda, idee i wizje Sade�a fascynowa�y
i niepokoi�y
ludzi XIX wieku tak dalece, �e trudno by�o jego pisma skaza� po prostu na
zapomnienie. W
roku 1834 Jules Janin przestrzega� na �amach �Revue de Paris� przed niebacznym
zainteresowaniem
dzie�ami pot�pionego pisarza ubolewaj�c: �Nie oszukujcie si�, markiz de Sade
jest
wsz�dzie! Znale�� go mo�na we wszystkich bibliotekach, w ukryciu na p�kach
pe�nych tajemnic;
to jedna z tych ksi��ek, kt�re stawia si� zazwyczaj za �wi�tym Janem
Chryzostomem,
Traktatem o moralno�ci Nicole�a albo My�lami Pascala. Zapytajcie kt�regokolwiek
z notariuszy,
w ilu to inwentarzach sporz�dzanych po �mierci testator�w nie umieszczali dzie�
markiza
de Sade!� Dopiero w ostatnich latach wnikliwe studia nad tw�rczo�ci� wielu
wybitnych pisarzy
epoki romantyzmu i naturalizmu udowodni�y, jak szeroki i tw�rczo zap�adniaj�cy
by� �wcze�nie
wp�yw idei i koncepcji artystycznych Sade�a. Niemniej jednak przez ca�e prawie
stulecie
dzie�a markiza uchodzi�y powszechnie za rodzaj drastycznego curiosum
literackiego,
kt�rego traktowa� mogli powa�nie tylko psychiatrzy i seksuolodzy. Poza kilku
mniejszymi
utworami o drugorz�dnym znaczeniu dzie�a Sade�a nigdzie nie ukazywa�y si�
legalnie;
wznawiane by�y przez pok�tnych ksi�garzy jako przedmiot spekulacji i sprzedawane
poufnie
jako najskandaliczniejsza literatura obsceniczna.
Zwrot ku powa�nemu zainteresowaniu koncepcjami filozoficznymi i wizj�
artystyczn� Sade�a
nast�pi� dopiero w pocz�tkach naszego stulecia. W roku 1909 Guillaume
Apollinaire
pisa�: �Wydaje si�, �e nadejdzie godzina dla tych idei, kt�re dojrzewa�y w
nies�awnej atmosferze
rozmaitych bibliotecznych piekie�, i cz�owiek ten, kt�ry by� niczym przez ca�y
wiek
XIX, mo�e zapanowa� nad wiekiem XX.� S�owa te mog�y si� wydawa� przekorn�
demonstracj�
subiektywnych pogl�d�w wielkiego poety, zirytowanego negatywnym stosunkiem
opinii publicznej do spu�cizny cz�owieka, kt�rego uwa�a� za jednego z
najwi�kszych my�licieli
i pisarzy w dziejach ludzko�ci; jednak�e ju� w �wier� wieku p�niej
przepowiednia ta
zacz�a si� sprawdza�. Zainteresowanie �yciem i tw�rczo�ci� Sade�a � i to z
wielu punkt�w
widzenia: historii literatury, historii my�li spo�ecznej, stosunk�w spo�ecznych
i obyczaj�w,
filozofii, seksuologii, psychologii � rosn�� pocz�o w wielu krajach Europy i w
Ameryce z
niespodziewan� si��. W ci�gu ostatniego �wier�wiecza powsta�o kilkaset prac
naukowych,
po�wi�conych rozmaitym aspektom ideologii i tw�rczo�ci Sade�a oraz wp�ywom jego
idei na
rozw�j koncepcji literackich i filozoficznych XIX i XX wieku. Wok� warto�ci i
sensu moralno-
filozoficznego jego dzie� trwaj� ci�gle dyskusje, chocia� drastyczne obscena,
zawarte w
najwybitniejszych utworach markiza, utrudniaj�, a nawet zupe�nie uniemo�liwiaj�
szersze ich
upowszechnienie.
Jednak�e spu�cizny literackiej Sade�a nikt ju� dzisiaj nie mo�e ignorowa�. I to
w�a�nie jest
najwi�kszym triumfem pisarza, kt�ry przed p�tora wiekiem umiera� w szpitalu w
Charenton,
skazany nie tylko na wzgard� i pot�pienie wsp�czesnych i potomnych, ale r�wnie�
na wieczne
� zdawa�o si� � zapomnienie, na ca�kowit� banicj� z historii francuskiej
literatury.
Donatien-Alphonse-Fran�ois markiz i hrabia de Sade urodzi� si� w Pary�u dnia 2
czerwca
1740 roku. Pochodzi� ze wspania�ego rodu prowansalskiego, korzeniami swoimi
si�gaj�cego
XIII wieku, bardzo ju� jednak zubo�a�ego. W czasie wojny siedmioletniej (1756-
1763) by�
oficerem kawalerii i odby� paroletni� kampani�. Po powrocie do Pary�a zas�yn��
ze skandalicznego,
rozpustnego trybu �ycia, a przede wszystkim z ostentacyjnego nonkonformizmu
ideowego: by� zdecydowanym materialist� i ateuszem, drwi� z chrze�cija�skiej
moralno�ci,
jako zdecydowany libertyn uwa�a� poszukiwanie rozkoszy zmys�owej za istotny cel
�ycia
cz�owieka. By� jednocze�nie cz�owiekiem o usposobieniu filozoficznym i
refleksyjnym;
wcze�nie zacz�� tworzy� sw�j niezwyk�y, arcypesymistyczny system filozofii,
kt�rego osi�
b�dzie koncepcja okrutnej i niszczycielskiej Natury, inspiruj�cej cz�owieka
(przez wszczepione
w jego �wiadomo�� i pod�wiadomo�� pop�dy) przede wszystkim do z�a i zbrodni,
sk�aniaj�cej
ka�d� jednostk� ludzk� do szukania wok� siebie, w ka�dej dziedzinie (r�wnie� w
dziedzinie stosunk�w seksualnych), nie partnera, ale ofiary...
Pod naciskiem rodziny Donatien de Sade po�lubi� Renat� Pelagi� de Montreui
(1763), c�rk�
prezydenta jednej z izb s�dowych parlamentu paryskiego. Wszed� w rodzin�
niedawno
uszlachcon�, pe�n� �nuworiszowskich� kompleks�w i ambicji, bogat� i wp�ywow�,
kt�ra z
szacunkiem patrzy�a na tarcz� herbow� m�odego oficera. Ale pogl�dy i tryb �ycia
markiza de
Sade doprowadzi�y rych�o do konfliktu; najwi�kszego wroga zyska� w matce swej
�ony, kobiecie
do�� ograniczonej, ale energicznej i wp�ywowej; prezydentowa de Montreuil przez
�wier� wieku b�dzie g��wn� inspiratork� wszystkich jego niedoli; ona to w�a�nie
wyrobi dla
niesfornego zi�cia kr�lewski lettre de cachet i spowoduje jego kilkunastoletnie
uwi�zienie.
Prezydentowej de Montreuil zawdzi�cza� Donatien de Sade, �e jego ekscesy � na
tle obyczaj�w
epoki w ko�cu nie tak niezwyk�e � zyska�y w ca�ej Francji ponury rozg�os. W roku
1768 zwabi� do swojej willi w Arcueil pod Pary�em niejak� R�� Keller,
trzydziestosze�cioletni�
kobiet� o dwuznacznej reputacji, i podda� j� wyrafinowanej ch�o�cie. Sta�o si�
do w
dzie� Wielkanocy, oskar�ony wi�c zosta� o blu�niercze parodiowanie M�ki
Pa�skiej. Musia�
opu�ci� Pary� i zamieszka� w swoim prowansalskim maj�tku, La Coste. Ale w roku
1772
zosta� (zreszt� zupe�nie bezpodstawnie) oskar�ony w Marsylii o �sodomi� i
otrucie kilku
prostytutek. Skazano go zaocznie na kar� �mierci, musia� zbiec za granic�,
ukrywa� si� we
W�oszech; wskutek stara� pani de Montreuil zosta� aresztowany i uwi�ziony w
alpejskiej
twierdzy Miolans, sk�d zreszt� uciek� po kilku miesi�cach. Podr�owa� po
W�oszech, wr�ci�
wreszcie do Francji. W roku 1777 osadzony zosta� w kr�lewskiej twierdzy
Vincennes. Przesiedzia�
w wi�zieniu (od roku 1784 w Bastylii) a� do pierwszych lat Rewolucji.
W wi�zieniu zacz�� pisa�. Tw�rczo�� jego wyrasta�a z najbardziej radykalnego
nurtu francuskiego
O�wiecenia, nawi�zywa�a do idei i postaw moralnych, kt�re nazywano wtedy
najog�lniej
libertynizmem, do najdalej id�cych koncepcji materialistycznych. By�a zarazem
negacj�
tego wszystkiego, co Wiek O�wiecony uzna� za sw�j najwa�niejszy drogowskaz
ideowy.
Koncepcje Sade�a by�y skrajnie pesymistyczne, pozostawa�y w zasadniczej
sprzeczno�ci
z wizj� Natury pogodnej, dobroczynnej i sprzyjaj�cej rodzajowi ludzkiemu, kt�ry
doprowadziwszy
sw� egzystencj� do zgodno�ci z jej zasadami m�g�by dzi�ki temu osi�gn�� pe�n�
szcz�liwo�� � jak to g�osili najs�awniejsi filozofowie epoki O�wiecenia. Wyk�ad
doktryny
filozoficznej i moralnej markiza de Sade nastr�cza zreszt� powa�ne trudno�ci.
Sade prawie
nigdy nie przemawia� wprost od siebie; zasadnicze wypowiedzi wk�ada� w usta
swoich bohater�w,
z regu�y postaci moralnie odra�aj�cych i przedstawionych w sytuacjach
doszcz�tnie je
kompromituj�cych; z wypowiedziami ich podejmowa� (przynajmniej pozornie)
zasadnicz�
polemik�. Nikt dot�d nie zdo�a� jeszcze wykaza�, jak dalece pisarz solidaryzowa�
si� z doktrynami
swoich bohater�w i po dzi� dzie� pozostaje kwesti� sporn�, czy idee im
przypisane
mo�na bez zastrze�e� uzna� za jego w�asne, za wyraz jego rzeczywistych pogl�d�w.
Wszystkie
dyskusje filozoficzne; przedstawione w najwa�niejszych dzie�ach Sade�a, obraca�y
si�
wok� idei Natury, pojmowanej jako zesp� czynnik�w biologicznych, fizycznych i
po cz�ci
spo�ecznych, determinuj�cych bezwzgl�dnie egzystencj� wszystkich istot �yj�cych,
a przede
wszystkim cz�owieka. Odrzucaj�c ide� Boga jako nierozumn� i spo�ecznie szkodliw�
fikcj�,
Sade przyznawa� jego rol� w �wiecie w�a�nie wszechmocnej Naturze. Natura ta jest
� z
punktu widzenia cz�owieka � okrutna i zbrodnicza, ale jakikolwiek op�r wobec jej
wskaza� i
nakaz�w jest bezcelowy i bezsensowny. Natura d��y do utrzymania nieustannego
ruchu i
zmienno�ci w �wiecie; unicestwianie byt�w ju� istniej�cych, aby ze sk�adaj�cej
si� na nie
materii tworzy� byty nowe, jest istot� jej aktywno�ci. Dlatego te� cz�owiek
podejmuj�cy
dzie�o zniszczenia spe�nia w�a�nie wol� Natury i idzie za jej wskazaniami.
Nagrod� za pos�usze�stwo
tej wszechmocnej inspiracji, kt�r� otrzymuje z r�k Natury, jest indywidualna
satysfakcja,
kt�rej najwy�szym stopniem jest fizyczna rozkosz. Poszukuj�c owej rozkoszy, bez
wzgl�du na jej spo�eczn� cen�, a raczej w�a�nie za cen� gwa�cenia norm �ycia
spo�ecznego,
istota ludzka, zdolna poj�� najwy�sze wskazania Natury, s�u�y najlepiej jej
woli. Zreszt� z
punktu widzenia Natury wszystkie czyny ludzkie � cnotliwe czy zbrodnicze � s�
jednak oboj�tne
i nie maj� �adnej moralnej warto�ci. Natura jest �okrutn� macoch�� ludzko�ci,
ale w�a�nie
dlatego wszystkie sk�onno�ci i pop�dy cz�owieka trzeba uzna� za ca�kowicie
r�wnouprawnione.
Natura nie mo�e dzia�a� przeciwko samej sobie; cz�owiek nie mo�e mie� w
swojej psychice niczego, co by od niej nie pochodzi�o; a wi�c zaspokojenie
wszystkich potrzeb
i realizacja wszelkich pop�d�w cz�owieka � cho�by najdziwniejszych i najbardziej
szokuj�cych
� jest nakazem Natury. Natura inspiruje cz�owieka do z�a i zbrodni; na tym
polega
tragiczny dylemat losu ludzkiego. Id�c za wskazaniami Natury cz�owiek wyzwala
si� wewn�trznie
i spe�nia swoje powo�anie, ale musi wej�� w konflikt z prawami spo�ecze�stwa,
opartymi po cz�ci na niewiedzy ludzkiej, po cz�ci za� na spisku indywidu�w
s�abych i przeci�tnych
przeciwko tym nielicznym, kt�rzy poj�li sens �wiata. Szanuj�c prawa spo�eczne
cz�owiek staje w sprzeczno�ci z Natur� i sam siebie unieszcz�liwia... Zreszt�
szanowa� te
prawa cz�owiek mo�e tylko w takim stopniu, w jakim zezwala mu na to Natura;
albowiem
wszystkie czyny ludzkie s� absolutnie zdeterminowane przez Natur� i jednostka
ludzka nie
mo�e ponosi� za nie �adnej odpowiedzialno�ci. Idea wolnej woli i indywidualnej
odpowiedzialno�ci
za swoje czyny jest w tym uk�adzie poj�� absurdalna i bezsensowna.
Z tej og�lnej, bardzo zreszt� rozbudowanej i nie zawsze jednoznacznej doktryny
filozoficznej
wynika konsekwentnie g�oszona przez bohater�w Sade�a koncepcja seksualizmu.
D���c
do wprowadzenia w �wiecie zewn�trznym zmian o najwi�kszym nasileniu, istota
ludzka
osi�ga maksimum satysfakcji seksualnej dzi�ki najg��bszemu poruszeniu jestestwa
partnera.
A wra�eniem, kt�re wstrz�sa najsilniej, jest prze�ycie b�lu. Dlatego te� �r�d�em
najg��bszych
prze�y� seksualnych jest okrucie�stwo. Prze�ycia te osi�gaj� swoje apogeum w
momencie
wprowadzenia do �wiadomo�ci istot ludzkich, po��czonych jakimkolwiek kontaktem o
charakterze
seksualnym, pierwiastka okrucie�stwa, terroru, grozy, l�ku, przymusu, gwa�tu.
Zjawiska
te s� �r�d�em najg��bszych wzrusze� przede wszystkim dla ich sprawcy, kt�ry
osi�gaj�c
pe�ni� w�adzy karz�cej czy niszczycielskiej nad drug� istot� wyzwala si�
ca�kowicie i realizuje
najwy�sze wskazania Natury. Ale mog� by� r�wnie� �r�d�em ekscytacji i rozkoszy
dla
istoty zagro�onej unicestwieniem, poddanej m�ce i b�lowi, kt�ra w ten w�a�nie
spos�b zdolna
jest ze swej strony wype�ni� nakaz Natury, oddaj�cej zawsze istot� moralnie
s�absz� na pastw�
istoty psychicznie silnej, doskonalszej... Studia nad zachowaniem seksualnym
istot ludzkich
b�d� przez ca�e �ycie jedn� z g��wnych pasji Sade�a a elementy seksu przepajaj�
w
mniejszym lub wi�kszym stopniu wszystkie jego dzie�a, dochodz�c czasami do
takiego nasilenia,
�e po dzi� dzie� s� � w po��czeniu zreszt� z problemami �ci�le moralnymi i
etycznymi
� przyczyn� powa�nych kontrowersji i w�tpliwo�ci dotycz�cych wp�ywu i sensu
udost�pniania
szerszemu og�owi dzie� Sade�a.
Poza kilkudziesi�ciu opowiadaniami i utworami dramatycznymi oraz pierwszymi
zarysami
swoich s�ynnych p�niej powie�ci Sade napisa� w wi�zieniu g�o�ne wyznanie wiary
ateisty:
Dialog mi�dzy ksi�dzem a umieraj�cym (wydany dopiero w 1926 roku) oraz niezwyk�e
stu-
dium psychpatologii seksualnej � 120 dni Sodomy, czyli Szko�a libertynizmu (wyd.
1905).
R�kopis tego ostatniego dzie�a utraci� zreszt� w chwili opuszczenia Bastylii i
przekonany by�,
�e zosta�o ono zniszczone; uwa�a� to za strat� niepowetowan� i przez reszt�
�ycia stara� si�
odtwarza� elementy tego utworu w swoich nast�pnych dzie�ach.
Markiz de Sade uwolniony zosta� z wi�zienia (przez ostatni rok przebywa� w
zak�adzie
specjalnym w Charenton) dopiero w kwietniu 1790 roku. Przez ca�y okres Rewolucji
przebywa�
w Pary�u. chocia� synowie jego emigrowali. W roku 1791 wyda� pierwsz� wersj�
swojej
s�ynnej powie�ci filozoficznej Justyna, czyli Nieszcz�cia cnoty. �y� w
niedostatku, chroni�
si� przed prze�ladowaniami politycznymi, demonstruj�c swoje patriotyczne uczucia
w broszurach
politycznych i wyst�pieniach na jednym ze zgromadze� dzielnicowych ludu Pary�a,
tzw. Sekcji Pik. Mimo to nie unikn�� uwi�zienia. Aresztowany zosta� 8 grudnia
1793 roku i
przez kilka miesi�cy wisia�a nad nim gro�ba gilotyny. Nale�a� do grupy wi�ni�w,
kt�rzy
stan�� mieli przed rewolucyjnym trybuna�em w dniu 27 lipca 1794 roku czyli 9
termidora
roku II... Ocali� go przed �mierci� dokonany w tym dniu antyjakobi�ski zamach
stanu, ko�cz�cy
epok� rewolucyjnego terroru we Francji.
Wyszed� na wolno�� w pa�dzierniku 1794 roku. Przez kilka nast�pnych lat �y� z
pi�ra.
Wyda� powie�� filozoficzn� Alina i Valcour (1795), w kt�rej przedstawi� mi�dzy
innymi wizj�
idealnego ustroju spo�ecznego, opartego na zasadach swojego rodzaju utopijnego
socjalizmu
oraz zbi�r dialog�w pt. Filozofia w buduarze (1795). Przyst�pi� wreszcie do
pracy nad
now� wersj� Justyny, znacznie poszerzon� i wzbogacon� o drug� cz��, Histori�
Julietty.
Nowa Justyna i Historia Julietty ukaza�y si� anonimowo w roku 1797, w dziesi�ciu
niewielkich
tomach. Jest to najwi�ksze i najwa�niejsze dzie�o w ca�ym dorobku literackim
markiza
de Sade. Ta okrutna opowie�� o dziejach dw�ch si�str � uparcie wyznaj�cej
�wiatopogl�d
chrze�cija�ski, usi�uj�cej i�� zawsze drog� cnoty, i w�a�nie dlatego
nieszcz�liwej i prze�ladowanej
Justyny oraz triumfuj�cej zawsze zbrodniarki Julietty � zawiera wyk�ad ca�ej
filozofii
Sade�a przedstawionej w wypowiedziach poszczeg�lnych bohater�w prze�ladowc�w
Justyny i wsp�lnik�w Julietty. Zawiera r�wnie� olbrzymie bogactwo studi�w i
obserwacji z
zakresu psychopatologii seksualnej, przedstawionych z obsceniczn� brutalno�ci�,
ale wplecionych
integralnie w struktur� dzie�a. Jest to utw�r szokuj�cy i drastyczny, a
jednocze�nie
przewrotny i sugestywny, pe�en niezwyk�ych, zaskakuj�cych wizji, oscyluj�cych
cz�sto na
granicy realizmu i nadrealizmu... Nowa Justyna i Historia Julietty cieszy�y si�
w czasach Dyrektoriatu
znaczn� poczytno�ci�, p�niej jednak zosta�y skazane na zej�cie do literackich
podziemi;
dopiero w ostatnich latach sta�y si� przedmiotem powa�nego zainteresowania
historyk�w
i krytyk�w literatury.
Sade nied�ugo przebywa� na wolno�ci; w marcu 1801 roku zosta� znowu aresztowany.
Przypuszczano do niedawna, �e powodem tego uwi�zienia by� przypisywany mu
drastyczny
pamflet obyczajowy pt. Zoloe i jej dwie akolitki, wymierzony przeciw �onie
Pierwszego
Konsula, J�zefinie Beauharnais, ale w �wietle nowszych bada� hipoteza ta okaza�a
si� b��dna.
Sade nie mia� nic wsp�lnego z tym utworem i o jego autorstwo nie by� �wcze�nie
podejrzewany.
Jednak�e na wolno�� ju� nie wyszed�; reszt� �ycia sp�dzi� w wi�zieniu,
pocz�tkowo w
Sainte-P�lagie i Bicetre, a od kwietnia 1803 roku w zak�adzie specjalnym w
Charenton.
By� to oficjalnie dom zdrowia dla umys�owo chorych, w rzeczywisto�ci za� co� w
rodzaju
obozu dla os�b, kt�re ze wzgl�d�w politycznych czy obyczajowych nie powinny �
zdaniem
w�adz � pozostawa� na wolno�ci, ale kt�rym trudno by�o wytoczy� proces
kryminalny. Regulamin
w Charenton by� stosunkowo �agodny. Korzystaj�c z tego Sade kontynuowa� prac�
pisarsk�, zajmowa� si� r�wnie� teatrem, organizuj�c przedstawienia amatorskie,
na kt�re
przybywali cz�sto go�cie z Pary�a. Jednak�e zbytni rozg�os tych imprez i jaki�
skandal, wywo�any
przez jedno z przedstawie� latem 1808 roku, sk�oni�y administracj� zak�adu do
pozbawienia
markiza dotychczasowej wzgl�dnej swobody. Od tej chwili otoczony zosta� surowym
nadzorem, kt�ry utrzymano a� do chwili jego �mierci.
Donatien de Sade zmar� w Charenton dnia 2 grudnia 1814 roku. Po jego �mierci
zniszczono
wi�kszo�� pozostawionych w r�kopisach dzie�, kt�re stworzy� w ci�gu kilkunastu
lat internowania.
Syn markiza, Donatien-Claude-Armand de Sade, stara� si� za wszelk� cen� zatrze�
pami�� o �yciu i tw�rczo�ci swojego ojca. Wsp�cze�ni i potomni uznali jego
dzie�a za haniebn�
pornografi� i dow�d zbrodniczego wynaturzenia umys�u, zara�onego straszliwymi
doktrynami materializmu i ateizmu, za przejaw szale�stwa imaginacji, podsycanej
okropnymi
wspomnieniami z w�asnego �zbrodniczego� �ycia.
W ca�ym dorobku pisarskim Sade�a tw�rczo�� nowelistyczna ma znaczenie
drugorz�dne,
ale warta jest na pewno wnikliwego zainteresowania. Sade dzieli� wyra�nie swoje
dzie�a na
dwa rodzaje: w jednych (wydawanych wy��cznie anonimowo albo zachowanych w
r�kopisach),
kt�rych autorstwa do ko�ca �ycia si� wypiera�, wyk�ada� ca�� swoj� doktryn�; w
innych
za�, dzi�ki kt�rym spodziewa� si� pozyska� uznanie literackiej opinii
publicznej, przedstawia�
bardzo z�agodzon� wersj� swojego systemu filozoficznego. Do pierwszej grupy
nale��
wszystkie wielkie powie�ci Sade�a (z wyj�tkiem Aliny i Valcoura), do drugiej za�
utwory
dramatyczne (pozbawione zreszt� wi�kszej warto�ci) oraz opowiadania r�nego
rodzaju, kt�rych
w ci�gu �ycia napisa� ponad 50, z czego zachowa�o si� do dzisiaj 37.
Wszystkie prawie opowiadania Sade�a (a przynajmniej pierwsze ich zarysy)
powsta�y w
Bastylii w latach 1785�1789. Po odzyskaniu wolno�ci markiz zamierza� wyda� je w
dw�ch
lub trzech zbiorach, kt�re mia�y nosi� tytu�y: Contes et Fa bliaux du XVIIIe
si�cle par un tromes
de l�Amour. Za �ycia autora ujrza� �wiat�o dzienne jedynie zbi�r oznaczony tym
ostatnim
tytu�em (1800). Wesz�o do� 11 opowiada� � obszerniejszych i osnutych wok�
dramatycznych
w�tk�w fabularnych � kt�rym dzisiaj przys�ugiwa�oby raczej miano nowel. Reszta
pozosta�a
w r�kopisach przez ca�e stulecie. W roku 1881 staraniem Anatola France�a
og�oszono
ubadour proven�al, Le Portefeuille d�un homme de lettres, Le Boccace fran�ais
lub Les Crijedno
z nie publikowanych dot�d opowiada� Sade�a, Dorci OU la Bizarrerie du sort.
Reszt�,
25 pozycji, wyda� dopiero w 1926 roku znakomity badacz �ycia i tw�rczo�ci
markiza de Sade,
Maurice Heine, pt. Historittes, Contes et Fabliaux.
Nowele ze zbioru Zbrodnie mi�o�ci s� studiami psychologicznymi, ukazuj�cymi
tragizm
los�w cz�owieka uwik�anego w konflikt mi�dzy w�asnymi nieokie�znanymi
nami�tno�ciami a
wskazaniami przyj�tego w spo�ecze�stwie systemu norm etycznych i moralnych.
Warto��
artystyczna tych utwor�w jest zreszt� nier�wna, a og�lnie stwierdzi� mo�na, i�
opowiadania
osnute na tle anegdot historycznych (jest ich w tym zbiorze cztery) znacznie
ust�puj� nowelom
o tematyce wsp�czesnej, osiemnastowiecznej, w�r�d kt�rych dwie uchodz� dzisiaj
za
warte w��czenia do ka�dej wi�kszej antologii nowelistyki �wiatowej. S� to
w�a�nie Floryille i
Courval oraz Eugenia de Franval.
We wszystkich prawie swoich dzie�ach Sade po�wi�ca� wiele uwagi problemowi
umowno�ci
wszystkich znanych z historii my�li ludzkiej system�w moralnych. System norm
moralnych,
kt�remu zmuszeni jeste�my si� podporz�dkowa�, nie ma � zdaniem Sade�a � �adnego
obiektywnego uzasadnienia, ani transcedentnego, ani racjonalnego. Jest po cz�ci
zupe�nie
przypadkowym, po cz�ci za� ukszta�towanym historycznie zbiorem nakaz�w i
zakaz�w, kt�re
dziedziczymy z pokolenia na pokolenie, nie mog�c oprze� si� sile tradycji,
chocia� � jak
wyobra�a� sobie markiz � rozumnego uzasadnienia dla wi�kszo�ci tych norm znale��
nie spos�b.
Najlepszym na to dowodem jest fakt rozbie�nej oceny moralnej tych samych postaw
lub
czyn�w ludzkich w rozmaitych spo�ecze�stwach, zale�nie od miejscowych warunk�w
naturalnych
ich egzystencji i w�asnej tradycji historycznej. Reguluj�cy �ycie spo�eczne
system
norm moralnych (Sade atakowa� tu przede wszystkim moralno�� chrze�cija�sk�)
prowadzi
nieuchronnie ku unieszcz�liwieniu znacznej liczby istot ludzkich. Teza ta jest
puent� obu
przedstawionych poni�ej opowie�ci Sade�a. �Czemu nieszcz�sna Florille � pyta
autor � istota
najcnotliwsza i godna prawdziwego szcz�cia, przez niepoj�ty zbieg fatalnych
okoliczno�ci
musi okaza� si� najpotworniejszym monstrum, jakie kiedykolwiek stworzy�a
Natura�? To
retoryczne pytanie nie znajduje w noweli odpowiedzi i � jak wyra�nie sugeruje
autor � znale��
jej w og�le nie mo�e. Jest bowiem tragicznym skutkiem obowi�zuj�cego w naszym
�wiecie, zupe�nie konwencjonalnego systemu moralnego, �e bohaterka opowie�ci,
dziewczyna
dotkni�ta w �yciu wielu nieszcz�ciami, ale przecie� godna szacunku i
wsp�czucia, okazuje
si� nagle w oczach w�asnych i w poj�ciu najbli�szych potworn� zbrodniark�, kt�ra
nie
mo�e ju� d�u�ej ud�wign�� ci�aru egzystencji � dlatego jedynie, �e wysz�y na
jaw utajone
dot�d zwi�zki rodzinne, ��cz�ce j� z innymi postaciami noweli, chocia� jej czyny
i prze�ycia
w istocie swojej pozosta�y niezmienione. Inny aspekt tego zagadnienia
przedstawiaj� dzieje
Franvala i jego c�rki Eugenii. Kazirodczy zwi�zek tej pary, utworzony przez
oboje z ca��
�wiadomo�ci� i przekonaniem. jest �r�d�em ich najwi�kszej i jedynej osobistej
satysfakcji,
wszelako przyj�ty spo�ecznie system poj�� uniemo�liwia egzystencj� takiego
zwi�zku, prowadzi
nieuchronnie do zbrodni i tragicznego ko�ca trojga bohater�w. Sade nie anga�uje
si�
bynajmniej w obron� Franvala i jego wyst�pnej c�rki Eugenii; przeciwnie �
wyst�puje jako
rzecznik przyj�tych powszechnie konwencji moralnych, przymierza ich czyny do
skali poj��,
uznanej w �wiecie chrze�cija�skim. Autorskie moralizatorstwo jest jednak
przesadnie natr�tne,
zgroza i oburzenie s� wyra�nie nieszczere, ko�cowa puenta d�wi�czy fa�szyw�
nut�...
Sade osi�gn�� zamierzony cel: zasia� w duszy czytelnika zw�tpienie w istotn�
warto�� norm i
poj��, do kt�rych przywyk� od najwcze�niejszego dzieci�stwa.
W poj�ciu ludzi epoki O�wiecenia �wiat by� maszyneri� stosunkowo prost� i
nietrudn� do
zrozumienia, a recepta na szcz�cie powszechnie wydawa�a si� �atwa do
zrealizowania. Nale�a�o
pozna� prawa Natury i zgodnie z nimi kszta�towa� �ycie spo�eczne, nale�a�o i��
drog�
Cnoty, kt�ra w ko�cu � bez wzgl�du na przypadkowe niepowodzenia tej czy innej
jednostki �
w skali spo�ecznej musia�a doprowadzi� do pomno�enia ludzkiego szcz�cia. Tej
radosnej i
optymistycznej ideologii epoki Sade przeciwstawi� swoj� wizj� � pesymistyczn� i
okrutn�.
Jako �rodek osi�gni�cia powszechnego uszcz�liwienia Cnota okazywa�a si� nie
wi�cej warta
ni� Wyst�pek, a poddanie si� woli Natury musia�o prowadzi� do skutk�w zupe�nie
odmiennych
od pogodnych wyobra�e� filozof�w Wieku O�wieconego.
Ale uzasadnienia i og�lnej dyskusji nad t� tez� nie znajdziemy w nowelach
markiza de Sade.
Przedstawi� nam j� mog� tylko prze�ladowcy Justyny i towarzysze zbrodni Julietty
i do
nich musimy si� zwr�ci�, je�li chcemy w pe�ni zrozumie�, jakie w�a�ciwie
znaczenie maj�
pogl�dy Franvala czy wypowiedzi przewrotnej opiekunki Florville, pani de
Verquin.
Jerzy �ojek
FLORVILLE I COURVALL
Pan de Courval uko�czy� pi��dziesi�t pi�� lat; rze�ki, dobrze si� trzymaj�cy,
m�g�
jeszcze liczy� na przynajmniej dwadzie�cia lat �ycia. Ze sw� pierwsz� �on�
do�wiadczy� jeno
zgryzoty; porzuci�a go przed laty, aby bez �enady po�wi�ci� si� libertynizmowi;
na podstawie
niepewnych sk�din�d �wiadectw by� przekonany, �e istota ta od dawna le�y ju� w
grobie,
postanowi� wi�c zwi�za� si� po raz drugi z osob� rozs�dn�, kt�ra zaletami
charakteru i nieskazitelno�ci�
obyczaj�w mog�aby umo�liwi� mu zapomnienie dawnych niedoli.
R�wnie� i dzieci nie przynios�y szcz�cia panu de Courval; mia� ich tylko dwoje,
dziewczynk�, kt�r� utraci� w wieku niemowl�cym, i ch�opca, kt�ry maj�c
pi�tna�cie lat opu�ci�
go za przyk�adem matki, wyznaj�c niestety te same rozpustne zasady. Przekonany,
i�
�adne wi�zy nie ��cz� go ju� z tym niegodziwcem, pan de Courval zamierza� syna
wydziedziczy�,
a ca�� fortun� pozostawi� w spadku dzieciom, kt�re mia� nadziej� sp�odzi� z nowo
po�lubion�
ma��onk�. Mia� pi�tna�cie tysi�cy liwr�w rocznej renty; zajmowa� si� kiedy�
interesami,
by�y to owoce jego w�asnej pracy, a korzysta� z nich � wzorem uczciwego
cz�owieka � razem
z kilku przyjaci�mi, kt�rzy wszyscy cenili go, powa�ali i odwiedzali cz�sto w
Pary�u, gdzie zajmowa�
�adne mieszkanie przy ulicy Saint-Marc, a zw�aszcza w ma�ej, a uroczej
posiad�o�ci ziemskiej
w pobli�u Nemours, gdzie pan de Courval sp�dza� zazwyczaj dwie trzecie roku.
Szlachetny �w cz�owiek zwierzy� si� przyjacio�om ze swoich zamiar�w, a widz�c
ich
aprobat� prosi� usilnie, aby poszukali w�r�d swoich znajomych osoby w wieku
trzydziestu do
trzydziestu pi�ciu lat, wdowy lub panny, kt�ra mog�aby by� dla niego stosown�
parti�.
Nazajutrz jeden z koleg�w o�wiadczy�, i� znalaz� kandydatk�, kt�ra powinna mu
odpowiada�.
� Panna, kt�r� ci swatam � m�wi� �w przyjaciel � ma dwie zasadnicze wady, od
kt�rych
powinienem zacz��, aby potem m�c ci� pocieszy�, opowiadaj�c o wszystkich jej
zaletach.
Nie ma niestety ani ojca, ani matki i nie wiadomo nawet, kim byli jej rodzice i
kiedy ich utraci�a.
Wiemy tylko � kontynuowa� przyjaciel � �e jest kuzynk� pana de Saint-Pr�t,
cz�owieka
szeroko znanego, kt�ry j� otacza opiek�, powa�a a z pewno�ci� wyg�osi bezstronn�
i w pe�ni
zas�u�on� pochwa�� jej zalet. Nie odziedziczy�a niczego po rodzicach, ma jednak
cztery tysi�ce
frank�w pensji dzi�ki panu de Saint-Pr�t, w kt�rego domu wychowa�a si� i
sp�dzi�a m�odo��.
To jej pierwsza wada; przejd�my do drugiej � m�wi� znajomy pana de Courval. �
Ot�
w wieku szesnastu lat prze�y�a przygod�, wynikiem kt�rej by�o dziecko, zreszt�
ju� nie�yj�ce;
ojca tego dzieci�cia nigdy ju� potem nie widzia�a. To wszystko, co mo�na o niej
z�ego
powiedzie�; teraz par� s��w o zaletach...
� Panna de Florville ma lat trzydzie�ci sze��, a wygl�da najwy�ej na dwadzie�cia
osiem;
trudno by znale�� buzi� wdzi�czniejsz� i milsz�; rysy �agodne i delikatne;
liliowa karnacja;
w�osy � a jest szatynk� � sp�ywaj� niemal do ziemi; �wie�e i pi�knie
ukszta�towane usta s�
wizerunkiem wiosennej r�y. Jest bardzo wysoka, ale �adnie zbudowana, a w
ruchach ma tyle
gracji, i� nie spos�b zarzuci� niczego jej figurze, chocia� bez tego wdzi�ku
wydawa�aby si�
mo�e troch� zbyt surowa. Jej ramiona, piersi i nog� s� pi�knie ukszta�cone, a
odznacza si�
tym szczeg�lnym rodzajem urody, kt�ra niepr�dko si� starzeje. Co do jej
konduity, to nie
spodoba ci si� mo�e skrajna surowo�� obyczaj�w. Nie lubi wielkiego �wiata, �yje
w odosobnieniu;
jest bardzo pobo�na, bardzo oddana praktykom klasztoru, w kt�rym zamieszkuje; a
je�li budzi podziw ca�ego otoczenia swoimi religijnymi cnotami, to r�wnie�
zachwyca
wszystkich wdzi�kiem swojego umys�u i s�odycz� charakteru... Jednym s�owem, jest
to anio�
zes�any na ziemi�, kt�rego niebiosa zachowa�y dla uszcz�liwienia twojej
staro�ci.
Pan de Courval by� zachwycony tak� okazj� i natarczywie uprasza� przyjaciela,
aby przedstawi�
go osobie, o kt�rej opowiada�.
� Nie dbam o jej urodzenie � m�wi�. � Skoro ma w sobie czyst� krew, czy wa�ne
jest, po
kim j� odziedziczy�a? Przygoda w wieku szesnastu lat r�wnie� mnie nie trwo�y;
odpokutowa�a
ten b��d latami rozs�dku. Po�lubi� j� po prostu jako wdow�; skoro zdecydowa�em
si�
wzi�� kobiet� trzydziesto- czy trzydziestopi�cioletni�, by�oby trudno i
�miesznie stawia� warunek
dziewictwa. Tak wi�c w twojej propozycji nie ma niczego, co by mnie odstr�cza�o;
pozostaje mi jedynie prosi� ci�, aby� pokaza� mi t� pann�.
Przyjaciel pana de Courval rych�o spe�ni� jego ��danie; w trzy dni potem wyda� u
siebie
obiad, na kt�ry zaprosi� pann� de Florville. Trudno by�o pozosta� oboj�tnym po
pierwszym
spotkaniu z t� zachwycaj�c� dziewczyn�; mo�na by s�dzi�, �e oto Minerwa we
w�asnej postaci
zechcia�a ukry� sw� wynios�o�� i powag� pod �agodnym wdzi�kiem. Poniewa�
wiedzia�a,
jaki by� cel tego spotkania, zachowywa�a si� z tym wi�ksz� rezerw�; jej
pow�ci�gliwo��,
opanowanie i szlachetno�� gestu, po��czone z tak� urod�, z usposobieniem tak
�agodnym,
z umys�owo�ci� tak zr�wnowa�on� i bogat�, do tego stopnia zawr�ci�y w g�owie
biednemu
Courvalowi, �e b�aga� przyjaciela, aby jak naj�pieszniej doprowadzi� do
ostatecznego
porozumienia.
Spotkali si� jeszcze par� razy, w tym samym domu, potem u pana de Courval i pana
de
Saint-Pr�t, wreszcie panna de Florville o�wiadczy�a po usilnych naleganiach, �e
nic nie mog�oby
bardziej jej pochlebi� ni� honor, kt�rym chce j� zaszczyci� pan de Courval, ale
delikatno��
nie pozwala jej przyj�� tej propozycji, p�ki nie zostanie on przez ni� sam�
powiadomiony
o ca�ej historii jej �ycia.
� Nie o wszystkim jeszcze panu wiadomo � m�wi�a ta czaruj�ca dziewczyna � a ja
nie
mog� zgodzi� si� na zwi�zek z panem, p�ki nie dowiesz si� reszty. Zbyt jest mi
drogi pa�ski
szacunek, abym mog�a ryzykowa� jego utrat�; z pewno�ci� bym na� nie zas�ugiwa�a,
gdybym
korzystaj�c z pa�skiego za�lepienia zgodzi�a si� zosta� twoj� �on�, zanim sam
nie os�dzisz,
czy jestem godna tego tytu�u.
Pan de Courval zapewnia� j�, �e wie ju� o wszystkim, �e podejmuje si� uspokoi�
wszystkie
jej obawy; a skoro mia� szcz�cie jej si� spodoba�, nie powinna o nic wi�cej si�
troszczy�.
Panna de Florville obstawa�a jednak przy swoim; o�wiadczy�a stanowczo, �e nie
zgodzi si� na
ma��e�stwo, p�ki pan de Courval nie zostanie dok�adnie powiadomiony o wszystkim,
cokolwiek
jej dotyczy. Trzeba by�o na to przysta�. Pan de Courval zdo�a� tylko wym�c zgod�
panny
de Florville na przyjazd do swego maj�teczku ko�o Nemours; postanowi� rozpocz��
zaraz
przygotowania do upragnionego �lubu, a skoro panna de Florville zwierzy mu si� z
ca�ej
swojej historii, nazajutrz p�jd� do o�tarza.
� Skoro wszystkie te przygotowania mog� jednak okaza� si� niepotrzebne � m�wi�a
dziewczyna � po co je podejmowa�? Je�eli przekonam pana, �e si� bynajmniej na
twoj� �on�
nie nadaj�?
� Tego jednego nie zdo�asz, o pani, nigdy mi dowie�� � odpowiedzia� szlachetny
Courval.
� Got�w jestem za�o�y� si�, �e nie potrafisz mnie przekona�. Jed�my, zaklinam
pani�: prosz�
nie sprzeciwia� si� moim zamierzeniom...
W tej sprawie nie spos�b by�o z nim dyskutowa�; wszystko zosta�o za�atwione,
wyjechali
do maj�tku Courvala. Wszelako udali si� tam tylko we dwoje, panna de Florville
stanowczo
tego za��da�a. Sprawy, o kt�rych mia�a opowiedzie�. mog�y by� ujawnione jedynie
cz�owiekowi,
kt�ry chcia� si� z ni� zwi�za�; nie dopuszczono wi�c nikogo obcego. Nazajutrz po
przyje�dzie ta niezwyk�a dziewczyna poprosi�a pana de Courval, aby zechcia� jej
wys�ucha� �
i tak oto zacz�a opowiada� dzieje swojego �ycia:
HISTORIA PANNY DE FLORVILLE
Zamiary, kt�re �ywi pan wobec mojej osoby; nie pozwalaj� mi w czymkolwiek ci�
zwodzi�;
pozna�e� pana de Saint-Pr�t, o kt�rym powiedziano ci, �e jest moim krewnym; on
sam
r�wnie� to potwierdzi�, a jednak w tej w�a�nie kwestii zosta� pan przez
wszystkich wprowadzony
w b��d. Nie znam swojego pochodzenia, nie uda�o mi si� dowiedzie�, komu
zawdzi�czam
swe istnienie; gdy mia�am zaledwie kilka dni, znaleziono mnie w ko�ysce z
zielonej
tafty pod bram� domu pana de Saint-Pr�t razem z listem anonimowym przyczepionym
do
ko�derki, w kt�rym by�o napisane tylko tyle:
�W ci�gu dziesi�ciu lat swego ma��e�stwa nie doczeka� si� pan dzieci, a
nieustannie ich
pragniesz. Zaadoptuj t� dziewczynk�; jest czystej krwi, to owoc najuczciwszego
hymenu,
bynajmniej nie liberty�skiej rozwi�z�o�ci; pochodzi z prawego �o�a. Je�eli
dzieci� to ci si� nie
spodoba, ka� je odnie�� do sieroci�ca. Nie czy� �adnych poszukiwa�, pozostan�
bezskuteczne,
nie zdo�asz niczego wi�cej o niej si� dowiedzie�.�
Szlachetni ludzie, u kt�rych zosta�am podrzucona, przyj�li mnie, wychowali,
otoczyli najstaranniejsz�
opiek� i mog� powiedzie�, �e zawdzi�czam im doprawdy wszystko. Poniewa�
nie mo�na by�o ustali� mojego prawdziwego nazwiska, pani de Saint-Pr�t nada�a mi
to, kt�re
nosz�: Florville.
Ko�czy�am w�a�nie pi�tnasty rok �ycia, kiedy spotka�o mnie nieszcz�cie: �mier�
mojej
opiekunki. Trudno wyrazi� b�l, kt�rym przej�a mnie ta strata. By�am jej tak
droga, �e umieraj�c
b�aga�a m�a, aby zapewni� mi cztery tysi�ce liwr�w renty i nigdy mnie nie
porzuci�;
pan de Saint-Pr�t spe�ni� skwapliwie obie te pro�by, a do swoich dobrodziejstw
doda� i t� �ask�,
�e uzna� mnie za kuzynk� swej zmar�ej �ony i w tym charakterze przyj�� do swojej
rodziny.
Nie mog�am jednak pozosta� d�u�ej w tym domu; pan de Saint-Pr�t da� mi to
wyra�nie do
zrozumienia.
� Jestem wdowcem i m�czyzn� jeszcze m�odym � powiedzia� �w cnotliwy cz�owiek. �
Gdyby� zamieszka�a ze mn� pod jednym dachem, da�oby to pow�d do podejrze�, na
kt�re nie
zas�ugujemy. Twoje szcz�cie i reputacja s� mi zbyt drogie, nie chc� ich
wystawia� na niebezpiecze�stwo.
Musimy si� rozsta�, Florville; oczywi�cie nie opuszcz� ci� do ko�ca �ycia i
nie chc�, aby� straci�a kontakt z moj� rodzin�; mam w Nancy owdowia�� siostr�,
po�l� ci� do
niej; r�cz� za jej przyja��. W ten spos�b pozostaniesz pod moj� opiek�, b�d�
m�g� nadal
czuwa� nad tob�, zapewni� ci edukacj� i ustali� potem tw�j los.
S�owa te wycisn�y mi �zy z oczu; ten nadmiar niedoli da� mi tym bole�niej
odczu� strat�,
jak� ponios�am wskutek �mierci swej opiekunki. Przekonana wszelako o s�uszno�ci
uwag
pana de Saint-Pr�t, postanowi�am p�j�� za jego rad�. Wyjecha�am do Lotaryngii
pod opiek�
pewnej damy, zamieszka�ej w tej prowincji, kt�rej zosta�am zarekomendowana i
kt�ra przekaza�a
mnie w r�ce pani de Verquin, siostry pana de Saint-Pr�t; u niej w�a�nie mia�am
zamieszka�.
Dom pani de Verquin r�ni� si� wielce od domu pana de Saint-Pr�t; o ile w tamtym
panowa�a
pow�ci�gliwo��, wiara i dobre obyczaje, o tyle tutaj p�ocho��, upodobanie w
rozkoszach
i niezale�no�� my�li mia�y swoje prawdziwe kr�lestwo.
Ju� po kilku dniach pani de Verquin powiedzia�a mi wprost, �e m�j wygl�d
skromnisi
wcale jej si� nie podoba, �e to nies�ychane przyje�d�a� z Pary�a z u�o�eniem tak
niezgrabnym...
z tak �miesznym upodobaniem do cnoty; �e je�eli chc� �y� z ni� w zgodzie,
powinnam
ca�kiem si� zmieni�. Taki pocz�tek wielce mnie zaniepokoi�; nie usi�uj�
bynajmniej przedstawi�
si� w pa�skich oczach lepsz�, ni� jestem naprawd�, ale wszelkie odst�pstwo od
religii i
dobrych obyczaj�w przez ca�e �ycie tak mn� wstrz�sa�o, by�am zawsze tak�
nieprzyjaci�k�
ka�dego, kto gardzi� cnot�, a zb��dzenia, w kt�re mimo woli popad�am, wtr�ci�y
mnie w tak
wielkie wyrzuty sumienia, �e � wyznaj� to szczerze � kto� usi�uj�cy wprowadzi�
mnie w
wielki �wiat odda�by mi doprawdy z�� przys�ug�. Nie jestem stworzona do takiego
�ycia, jestem
dzika i nietowarzyska; najdalsze odludzie odpowiada�oby najbardziej i stanowi
mej duszy;
i dyspozycjom umys�u.
Refleksje te, jeszcze nie uformowane, jeszcze niedojrza�e w wieku, w kt�rym
w�wczas si�
znajdowa�am, nie by�y w stanie uchroni� mnie przed niebezpiecznymi skutkami rad
pani de
Verquin ani przed z�em, w jakie jej uwodzicielskie starania musia�y mnie
wtr�ci�. �wiat, kt�ry
wok� siebie widzia�am, z�udne rozkosze, kt�rymi by�am otoczona, przyk�ad, jaki
mia�am
przed oczami, rozmowy, wszystko to w ko�cu mnie uwiod�o. Zapewniano mnie, �e
jestem
�adna, a ja na swoje nieszcz�cie o�mieli�am si� w to uwierzy�.
W Nancy stacjonowa� w�wczas regiment normandzki. Dom pani de Verquin by�
miejscem
spotka� jego oficer�w; wszystkie m�ode damy r�wnie� u niej si� zjawia�y i tutaj
w�a�nie zawi�zywano,
zrywano i znowu podejmowano g�o�ne w ca�ym mie�cie mi�osne intrygi.
Prawdopodobnie pan de Saint-Pr�t nie mia� poj�cia o tej stronie �ycia pani de
Verquin;
przy swojej surowo�ci obyczaj�w jak�e m�g�by si� zgodzi� na wys�anie mnie do
niej, gdyby
to wszystko by�o mu wiadome? My�l ta powstrzyma�a mnie przed napisaniem do niego
listu
ze skarg�; czy nale�a�o go o tym u�wiadamia�?! Zreszt� i sama coraz mniej si�
trapi�am; nieczyste
powietrze, kt�rym zmuszona by�am oddycha�, pocz�o bruka� m� dusz�; jak Telemak
na wyspie nimfy Calypso nie by�am ju� zdolna s�ucha� rad Mentora.
Bezwstydna pani de Verquin, od dawna usi�uj�ca mnie zdeprawowa�, zapyta�a
wreszcie
pewnego dnia, czy rzeczywi�cie przyjecha�am do Lotaryngii z czystym sercem, czy
nie
wzdycham za jakim� kochankiem pozostawionym w Pary�u?
� Doprawdy � odrzek�am � nie mam nawet poj�cia o grzechach, kt�re pani we mnie
podejrzewa,
a szanowny tw�j brat mo�e za�wiadczy� o mojej konduicie...
� Nie masz poj�cia o grzechach! � przerwa�a mi pani de Verquin. � Dopu�ci�a� si�
jednego,
i to ci�kiego: w tym wieku jeste� ci�gle tak naiwna! Mam jednak nadziej�, �e
si� poprawisz.
� O pani! Nie pojmuj�, co mog� znaczy� te s�owa w ustach osoby tak szanownej?
� Szanownej? Moja droga, zapewniam ci�, �e ze wszystkich sentyment�w, kt�re mog�
w
kimkolwiek wzbudzi�, najmniej mi zale�y w�a�nie na szacunku. Wol� wznieca�
mi�o��... W
moim wieku, mam nadziej�, jeszcze nie jestem skazana na szacunek. Id� w moje
�lady, kochanie,
a znajdziesz szcz�cie... A propos, czy zauwa�y�a� pana de Senneval? � dorzuci�a
ta
zwodnicza syrena, wspominaj�c pewnego m�odego, siedemnastoletniego ledwo
oficera, kt�ry
cz�sto j� odwiedza�.
� Tak, pani � odrzek�am, ale upewniam ci�, �e patrz� na� zupe�nie oboj�tnie.
� Ale�, moje dziecko, tego w�a�nie musisz si� wystrzega�; chcia�abym, aby�my
odt�d
dzieli�y si� swymi zdobyczami... Musisz mie� tego Sennevala; to moja sprawa,
postaram si�
go przysposobi�, kocha ci�; trzeba wi�c, aby� go mia�a...
� O pani! Gdyby� zechcia�a uwolni� mnie od tego zadania! Doprawdy, na nikim mi
nie
zale�y...
� To konieczne; postanowili�my tak z pu�kownikiem, kt�ry, jak ci wiadomo, pe�ni
teraz
funkcj� mojego d y � u r n e g o amanta.
� Zaklinam pani�, racz pozostawi� mi swobod� decydowania w tych sprawach o
w�asnym
losie! Nie odczuwam �adnych sk�onno�ci ku rozkoszom, kt�re tak bardzo cenisz!
� O, to si� zmieni; pewnego dnia polubisz je nie gorzej ode mnie; trudno ceni�
co�, czego
si� w og�le nie zna. Ale nie wolno r�wnie� odrzuca� okazji poznania tego, co
stworzone jest,
aby da� nam najwy�sze upojenie. Jednym s�owem, to sprawa przes�dzona; Senneval,
moja
panno, dzi� wieczorem wyzna ci swoj� mi�o��, a ty, z �aski swojej, nie
pozwolisz, aby zbyt
d�ugo wzdycha� bez pocieszenia. Inaczej si� pogniewamy... tym razem powa�nie.
Przyj�cie by�o wyznaczone na pi�t� po po�udniu; poniewa� dzie� by� bardzo
upalny, go�cie
zasiedli w ogrodzie do kart; wszystko zosta�o tak u�o�one, aby�my z panem de
Senneval
pozostali jedynymi osobami, kt�re nie bra�y udzia�u w grze; musieli�my wi�c
rozmawia�.
Nie chc� przed panem ukrywa�, �e skoro tylko �w m�odzian tak mi�y i pe�en zalet
umys�u
zwierzy� mi si� z nami�tno�ci, jak� w nim wzbudzi�am, poczu�am do� sk�onno��
trudn� do
opisania; kiedy chcia�am zda� sobie spraw� z istoty tej sympatii, nie mog�am
znale�� dla niej
w�a�ciwego wyt�umaczenia; zdawa�o mi si�, �e poci�g ten nie m�g� by� skutkiem
zwyk�ego
uczucia, jaka� mg�a przes�oni�a mi oczy i nie pozwoli�a rozezna� si� we
wszystkim, co si� na�
sk�ada�o. Z drugiej strony, w tej samej chwili, gdy serce wyrywa�o mi si� ku
panu de Senneval,
jaka� przemo�na si�a zdawa�a si� je powstrzymywa�; w tym tumulcie... w tym wirze
przyp�yw�w i odp�yw�w sprzecznych uczu� i my�li, nie mog�am poj��, czy powinnam
kocha�
Sennevala, czy te� uciec od niego jak najdalej.
Dano mu dosy� czasu, aby m�g� spokojnie wyzna� mi swoj� mi�o��... niestety! dano
mu
tego czasu nawet za wiele! Wyda�am mu si� czu�� i wra�liw�, umia� skorzysta� z
mego zak�opotania,
��da�, abym wyzna�a swe uczucia; okaza�am si� tak s�aba, �e zdo�a� wyrwa� mi
wyznanie, i� nie budzi we mnie bynajmniej odrazy. W trzy dni p�niej m�g� si�
ju� cieszy�
swoim pe�nym nade mn� zwyci�stwem.
Szczeg�lna jest doprawdy ta z�o�liwa rado��, kt�r� objawia wyst�pek, gdy uda mu
si� zatriumfowa�
nad cnot�; trudno opisa� uniesienie pani de Verquin, skoro tylko dostrzeg�a, �e
wpad�am w zastawion� przez ni� pu�apk�; drwi�a ze mnie, bawi�a si� moim kosztem,
a wreszcie
zapewni�a, �e czyn, kt�rego si� dopu�ci�am, jest w rzeczy samej najzwyklejszy i
arcyrozs�dny,
�e mog� co noc w jej domu przyjmowa� bez obawy swojego kochanka... �e przymknie
na wszystko oczy... Zreszt� b�dzie nadal podziwia� moj� cnot�, gdy� jest bardzo
prawdopodobne,
�e ogranicz� si� do tego jednego amanta; ona sama, zmuszona dawa� sobie rad� z
trzema kochankami, okaza�aby si� na pewno daleka od mojej rezerwy i skromno�ci!
Kiedy
o�mieli�am si� odpowiedzie�, �e taka swoboda wydaje mi si� ohydna, �e trudno
zachowa�
przy tym wra�liwo�� i uczucia, �e w ten spos�b p�e� nasza spada do poziomu
najnikczemniejszych
bestii, pani de Verquin wybuchn�a �miechem.
� O ty galijska heroino! � powiedzia�a. � Podziwiam ci� i wcale nie gani�.
Rozumiem, �e
w twoim wieku delikatno�� i uczucia s� b�stwami, na kt�rych o�tarzu po�wi�ca si�
ch�tnie
fizyczn� rozkosz. W moim natomiast wszystko wygl�da inaczej; gdy pozbywamy si�
z�udze�,
widma te trac� nad nami swoj� w�adz�, realne przyjemno�ci przek�ada si� nad
g�upstwa, kt�re
tak ci� entuzjazmuj�. I po c� to mia�yby�my zachowywa� wierno�� wobec ludzi,
kt�rzy na
pewno nie odp�ac� si� nam wzajemno�ci�? Skoro i tak jeste�my s�abe, czy musimy
by� r�wnie�
naiwne? Szalona by�aby kobieta, kt�ra pragn�aby subtelno�ci w stosunkach z
m�czyznami.
M�wi� ci, kochanie, szukaj coraz to nowych rozkoszy, skoro twe lata i wdzi�ki na
to
pozwalaj�, i od�� na bok swoj� chimeryczn� sta�o��, swoj� ponur� i dzik� cnot�,
kt�ra z
pewno�ci� nawet ciebie samej nie usatysfakcjonuje, a innych nie przekona.
Zadr�a�am s�ysz�c te pogl�dy, ale zda�am sobie spraw�, �e nie mam ju� prawa z
nimi dyskutowa�.
Zbrodnicze starania tej niemoralnej kobiety by�y mi teraz niezb�dne, musia�am
si� z
ni� liczy�. Jednym z najfatalniejszych skutk�w wyst�pku jest fakt, �e skoro si�
go dopu�cimy,
popadamy w zale�no�� od ludzi, kt�rymi inaczej mogliby�my g��boko pogardza�.
Zgodzi�am
si� wi�c na wszelkie wzgl�dy pani de Verquin; ka�dej nocy Senneval darzy� mnie
nowymi
dowodami swej mi�o�ci i sze�� miesi�cy up�yn�o pr�dko w takim upojeniu, �e
ledwo mia�am
czas, aby si� nad wszystkim zastanowi�.
Fatalne nast�pstwa tego trybu �ycia otworzy�y mi wreszcie oczy; zasz�am w ci���
i my�la�am,
�e umr� z rozpaczy widz�c si� w stanie, z kt�rego pani de Verquin jawnie
szydzi�a.
� Wszelako � powiedzia�a � trzeba ratowa� pozory; poniewa� nie przystoi, aby�
rodzi�a w
moim domu, pu�kownik regimentu Sennevala i ja podj�li�my odpowiednie starania.
Da on
urlop temu m�odemu cz�owiekowi; wyjedziesz do Metzu na kilka dni przed nim, on
po�pieszy
za tob�; tam pod jego opiek� wydasz na �wiat ten niepotrzebny owoc swojej
czu�o�ci; potem
wr�cicie tutaj jedno po drugim, podr�uj�c w podobny spos�b jak w tamt� stron�.
Musia�am by� pos�uszna; m�wi�am ju� panu, �e skoro zdarzy�o si� komu�
nieszcz�cie, i�
raz jeden da� fa�szywy krok, musi si� odt�d zda� na �ask� ludzi i hazard
sytuacji; prawa do
jego osoby przechodz� na w�asno�� ca�ego �wiata; staje si� niewolnikiem
wszystkiego, co
�yje i oddycha, skoro zapomnia� si� do tego stopnia, �e zosta� niewolnikiem
swoich nami�tno�ci.
Sprawy u�o�y�y si� tak, jak m�wi�a pani de Verquin; po trzech dniach spotka�am
si� w
Metzu z Sennevalem i zamieszka�am u pewnej akuszerki, kt�rej adres wzi�am ze
sob�
opuszczaj�c Nancy. Tutaj urodzi�am ch�opca. Senneval, kt�ry nie przesta�
okazywa� mi swoich
nami�tno�ci i subtelnych uczu�, zdawa� si� mi�owa� mnie jeszcze gor�cej, skoro �
jak
powiada� � istnia�am odt�d w dw�ch osobach; cieszy�am si� wszelkimi jego
wzgl�dami. Prosi�
mnie, abym zostawi�a mu syna, zaprzysi�g�, �e do ko�ca �ycia otacza� go b�dzie
najstaranniejsz�
opiek� i nie wr�ci do Nancy, p�ki nie spe�ni danego mi przyrzeczenia, i�
zabezpieczy
nale�ycie los dziecka.
Dopiero w chwili jego wyjazdu o�mieli�am si� da� mu do zrozumienia, jak bardzo
unieszcz�liwi�
mnie wyst�pek, kt�rego by� wsp�winowajc�, zaproponowa�am mu, aby�my naprawili
sw�j b��d ��cz�c si� u st�p o�tarza. Senneval, kt�ry nie oczekiwa� chyba tej
propozycji,
wielce si� zak�opota�.
� Niestety � powiedzia� � jak�e m�g�bym si� na to zdecydowa�? Jestem jeszcze
niepe�noletni,
musia�bym uzyska� najpierw zgod� ojca. Czym okaza�oby si� nasze ma��e�stwo bez
tej
niezb�dnej formalno�ci? A zreszt�, trzeba by si� najpierw zastanowi�, czy jestem
dla ciebie
odpowiedni� parti�. Jako siostrzenica pani de Verquin (tak przedstawiono mnie w
Nancy)
mo�esz liczy� na co� znacznie lepszego. Wierz mi, Florville, lepiej b�dzie
pu�ci� w niepami��
nasze zb��dzenia; mo�esz by� pewna mojej dyskrecji.
S�owa te, kt�rych doprawdy nie oczekiwa�am, w okrutny spos�b u�wiadomi�y mi ca�y
ogrom mojego wyst�pku. Duma nie pozwoli�a mi odpowiedzie�, ale cierpienie moje
sta�o si�
tym bole�niejsze. Je�li cokolwiek �agodzi�o dot�d groz� mojej sytuacji, to by�a
ni� � szczerze
panu wyznaj� � nadzieja naprawienia kiedy� swego b��du przez ma��e�stwo z
kochankiem.
�atwowierna dziewczyno! Nie wyobra�a�am sobie, mimo ca�ej przewrotno�ci pani de
Verquin,
kt�ra bez w�tpienia winna by�a mnie w tej mierze o�wieci�, i� mo�na uczyni�
sobie
zabaw� z uwiedzenia nieszcz�liwej dziewczyny, a potem beztrosko j� porzuci�;
nie rozumia�am,
�e honor, ten skarb w oczach m�czyzny tak bezcenny, nie ma wobec nas �adnego
zastosowania, i �e nasza s�abo�� mo�e usprawiedliwi� zniewag�, kt�r� m�czy�ni
mi�dzy
sob� op�aciliby cen� krwi. By�am wi�c nie tylko skrzywdzona, ale i oszukana
przez cz�owieka,
za kt�rego po tysi�ckro� odda�abym swe �ycie; nie wiele brakowa�o, by ten
straszny
wstrz�s wp�dzi� mnie do grobu. Senneval nie opu�ci� mnie zreszt�, troskliwo��
jego bynajmniej
si� nie zmniejszy�a, ale nie wspomina� ju� ani razu o mojej propozycji, a ja
by�am zbyt
dumna, by po raz drugi m�wi� mu o swojej nadziei. Odjecha� w ko�cu, gdy wr�ci�am
do
zdrowia.
By�am zdecydowana nie wraca� ju� do Nancy i przeczuwa�am, �e po raz ostatni
widz�
swego kochanka, tote� wszystkie rany mej duszy otworzy�y si� w chwili rozstania;
mia�am
jednak do�� si�y, aby znie�� i ten ostatni cios. Okrutny! Wyjecha�, wyrwa� si� z
mych obj��, a
ja nie dostrzeg�am w jego oczach nawet jednej �zy...
Oto co pozostaje z tych przysi�g i mi�osnych zakl��, w kt�re tak ob��dnie
zazwyczaj wierzymy!
Im bardziej jeste�my wra�liwe, tym pr�dzej opuszczaj� nas uwodziciele...
Przewrotni!
Porzucaj� nas w�a�nie z powodu wysi�k�w, kt�rych nie szcz�dzimy, aby ich przy
sobie zatrzyma�.
Senneval zabra� ze sob� dziecko i zostawi� je na wsi, w okolicy, kt�rej nie
uda�o mi si� odszuka�.
Chcia� mnie pozbawi� szcz�cia ogl�dania i wychowywania w�asnym staraniem tego
ukochanego owocu naszego zwi�zku. Podobno �yczy� sobie, bym zapomnia�a o
wszystkim,
cokolwiek mog�o nas jeszcze ze sob� wi�za�; zapomnia�am wi�c, a mo�e raczej
wm�wi�am
sobie, �e ju� nie pami�tam...
Postanowi�am wyjecha� natychmiast z Metzu i nie wraca� wcale do Nancy; nie
chcia�am
jednak obrazi� pani de Verquin; b�d� co b�d� by�a blisk� krewn� mego dobroczy�cy
i dlatego
chcia�am oszcz�dza� j� do ko�ca �ycia. Napisa�am wi�c do niej list w tonie
mo�liwie najserdeczniejszym;
aby wyt�umaczy� jako� odmow� powrotu do jej miasta, powo�a�am si� na
wstyd z powodu ha�by, kt�r� si� tam okry�am; prosi�am w ko�cu o pozwolenie na
wyjazd do
Pary�a, do domu jej brata. Odpisa�a mi niezw�ocznie, �e mog� robi�, co zechc�, i
zapewni�a i�
zachowa dla mnie na zawsze najszczersz� przyja��. Doda�a r�wnie�, �e Senneval
jeszcze nie
wr�ci�, �e nie wiedzieli wcale o jego ucieczce i �e by�abym doprawdy g�uptasem,
gdybym
przejmowa�a si� tymi strapieniami.
Odebrawszy ten list po�pieszy�am zaraz do Pary�a i pobieg�am rzuci� si� do n�g
panu de
Saint-Pr�t. Moje �zy i milczenie da�y mu pozna� ca�� moj� niedol�; baczy�am
jednak pilnie,
aby oskar�a� tylko siebie sam�; nigdy nie powiedzia�am mu o post�powaniu jego
siostry. Jak
wszyscy ludzie szlachetni, pan de Saint-Pr�t nie by� w stanie nawet podejrzewa�
jej o rozwi�z�o��,
uwa�a� j� za najuczciwsz� z kobiet; pozwoli�am mu zachowa� te z�udzenia, a
post�powanie
moje, o kt�rym pani de Verquin rych�o si� dowiedzia�a, zjedna�o mi jej
wdzi�czno�� i
umocni�o przyja��.
Pan de Saint-Prat zlitowa� si� nade mn�; da� mi odczu� ca�y ogrom mych b��d�w,
ale zako�czy�
przebaczeniem.
� Moje dziecko � m�wi� z �agodn� skromno�ci� cz�owieka uczciwego, jak�e odmienn�
od
ohydnego zadufania zbrodni � moja droga dziewczynko, widzisz sama, ile kosztuje
ci� zej�cie
z drogi uczciwo�ci... Przyzwyczajenie do cnoty jest tak potrzebne, jest ona tak
�ci�le zwi�zana
z ca�� nasz� egzystencj�, �e skoro tylko si� jej wyrzekniemy, zaraz �ci�gamy na
siebie naprzykrzejsz�
niedol�. Por�wnaj spok�j stanu niewinno�ci, w kt�rym opu�ci�a� m�j dom, ze
straszn� rozterk�, w jakiej teraz powracasz. Czy marne rozkosze, kt�rych
zakosztowa�a� w
czasie swego upadku, s� zdolne wynagrodzi� ci tortury rozdzieraj�ce teraz twoje
serce? Moje
dziecko, szcz�cie mo�na znale�� tylko na �onie cnoty; wszystkie sofizmaty jej
wrog�w nie s�
w stanie zast�pi� najmniejszej z jej rado�ci. Ach, Florville, ci wszyscy, kt�rzy
neguj� istnienie
tego szcz�cia, kt�rzy zwalczaj� rozkosze wywodz�ce si� z cnoty, te rado�ci tak
s�odkie i
przejmuj�ce, czyni� to, b�d� pewna, jeno przez zawi��, przez barbarzy�sk� ��dz�
wci�gni�cia
innych do tej otch�ani winy i nieszcz�cia, w kt�rej sami si� znale�li. S�
za�lepieni i chc�
wszystkich o�lepi�; s� oszukani i chc� innych oszuka�; gdyby�my mogli jednak
zajrze� w
g��b ich duszy, znale�liby�my tam jeno b�l i rozpacz; wszyscy aposto�owie
zbrodni to ludzie
niegodziwi i zdesperowani; nie masz w�r�d nich nikogo, kto by nie przyzna�,
chc�c by�
szczerym, �e ich trucicielskie dysputy i niebezpieczne pisma inspirowane s�
zawsze przez
nieokie�znane nami�tno�ci. A kt� m�g�by doprawdy twierdzi� z zimn� krwi�, �e
podstawy
moralno�ci mog� by� naruszone bez �adnego ryzyka? Kt� o�mieli�by si�
utrzymywa�, �e
ostatecznym celem cz�owieka nie powinno by� w�a�nie: pragn�� dobra i czyni�
dobro? A w
jaki spos�b kto�, kto chcia�by szerzy� wok� siebie tylko z�o, mo�e spodziewa�
si� szcz�cia
�yj�c w spo�ecze�stwie, kt�re usilnie d��y do tego, by nieustannie pomna�a�
dobro? Czy
zreszt� �w apologeta zbrodni sam by nie zadr�a�, gdyby naprawd� uda�o mu si�
wykorzeni� z
serc ludzkich jedyny fundament powszechnego bezpiecze�stwa, kt� by przeszkodzi�
jego
s�ugom w zrujnowaniu maj�tku swego pana, gdyby stracili nagle wiar� w sens
cnoty? Kto by
powstrzyma� jego w�asn� �on� przed okryciem go ha�b�, gdyby uwierzy�a, �e cnota
nie przydaje
si� na nic? Kt� by pow�ci�gn�� zab�jcz� d�o� w�asnych jego dzieci, gdyby
o�mieli� si�
by� zniszczy� posiew dobra w ich sercach? Czy jego wolno�� i w�asno�� by�yby
respektowane,
gdyby o�wiadczy� wielkim tego �wiata: mo�ecie liczy� na bezkarno��, cnota jest
tylko
czczym z�udzeniem? Kimkolwiek by�by �w nieszcz�nik, m�em czy ojcem, bogaczem
czy
ubogim, panem czy niewolnikiem, zewsz�d czyha�oby na� gro�ne niebezpiecze�stwo,
ze
wszystkich stron godzi�yby w jego pier� zab�jcze sztylety. Gdyby uda�o si�
komukolwiek
zniszczy� w duszy cz�owieka jedyny g�os zdolny zr�wnowa�y� wrodzon�
przewrotno��,
trudno w�tpi�, �e nieszcz�liwy pr�dzej czy p�niej sam pad�by ofiar� swego
strasznego systemu1
� Zapomnijmy na chwil� o religii, rozwa�my � jak chc� niekt�rzy � cz�owieka jako
takiego.
Czy znajdzie si� istota na tyle nierozs�dna, by uwierzy�, i� kto� �ami�cy
wszelkie prawa
spo�ecze�stwa b�dzie przez to zniewa�one spo�ecze�stwo pozostawiony w spokoju?
Czy� nie
le�y w interesie ludzko�ci i praw, kt�re formu�uje ona dla swego bezpiecze�stwa,
zniszczy�
natychmiast ka�dego, kto zak��ca ich dzia�anie albo wprost godzi w ich
egzystencj�? Pozycja
albo bogactwo mog� czasami zapewni� wyst�pnemu przelotny blask powodzenia; jak�e
kr�tkie
b�dzie wszelako jego panowanie! Rozpoznany i zdemaskowany, stanie si� wkr�tce
przedmiotem publicznej nienawi�ci i powszechnej pogardy; czy znajdzie wtedy
apologet�w
swego post�powania, a cho�by i zwolennik�w gotowych pocieszy� go w chwili
upadku? Nikt
ju� nie zechce przyzna� si� do niego; skoro nie b�dzie mia� niczego do
zaofiarowania. wszyscy
porzuc� go jak zbyteczny balast; nieszcz�cia spadn� na� ze wszystkich stron,
b�dzie j�cza�
w ha�bie i niedoli, a utraciwszy ostatnie oparcie w swym skalanym sercu, skona
wkr�tce
w opuszczeniu i rozpaczy. C� jest wi�c warte absurdalne rozumowanie naszych
przeciwnik�w?
Po c� te bezu�yteczne wysi�ki poni�enia cnoty, te argumenty, �e wszystko, co
nie jest
uniwersalne, jest tylko chimer�, a wi�c cnota, kt�ra jest zjawiskiem wcale nie
powszechnym,
w rzeczywisto�ci nie istnieje? I c� st�d? Nie masz cnoty, poniewa� ka�dy z
lud�w ma w�asne
o niej wyobra�enie? Poniewa� rozmaite klimaty i rozmaite temperamenty zmuszaj�
do
nak�adania ludziom odmiennych hamulc�w? Poniewa� cnota rozmno�y�a si� w
tysi�cznych
postaciach, mia�aby w og�le znikn�� z powierzchni ziemi? Mo�na by podobnie
zw�tpi� w
istnienie rzeki, gdy� rozdzieli�a si� ona na tysi�c odn�g i dop�yw�w. Ach! C�
dowodzi lepiej
i mo�liwo�ci cnoty, i powszechnego do niej d��enia ni� w�a�nie potrzeba serca
ludzkiego
kierowania si� jej wskazaniami w ka�dych warunkach obyczajowych, uczynienia z
niej podstawy
wszelkich obyczaj�w? Niech mi poka�� jakikolwiek lud nie znaj�cy poj�cia cnoty,
cho� jedno spo�ecze�stwo, kt�re nie uznawa�oby sprawiedliwo�ci i poszukiwania
dobra za
swoj� fundamentaln� wi�! Wi�cej powiem: niech mi poka�� cho�by towarzystwo
z�oczy�c�w,
kt�re nie by�oby zjednoczone przez jak�� z zasad cnoty... Wtedy dopiero
przestan� broni�
swojej sprawy... Skoro jednak wszystko dowodzi u�yteczno�ci cnoty, skoro nie
masz narodu,
stanu, spo�ecze�stwa, nawet samotnego indywiduum, kt�re mog�oby bez niej si�
obej��,
je�eli � jednym s�owem � cz�owiek nie mo�e �y� bez cnoty ani w szcz�ciu, ani w
bezpiecze�stwie,
czy� nie mam racji, drogie dzieci�, �e tak gor�co ci� upominam, aby� nigdy ju�
nie
zboczy�a z jej drogi? Popatrz, Florville � kontynuowa� m�j dobroczy�ca,
�ciskaj�c mnie w
ramionach � popatrz, dok�d zawiod�y ci� pierwsze twoje zb��dzenia; a je�li
wyst�pek jeszcze
ci� poci�ga, je�li twa s�abo�� lub zepsucie gotuj� ci nowe kl�ski, pomy�l o
dotychczasowych
nieszcz�ciach, pomy�l wreszcie o cz�owieku, kt�ry mi�uje ci� jak w�asn�
c�rk�... kt�remu
rozdzierasz serce swoimi grzechami; a w tych refleksjach znajdziesz na pewno
si�� potrzebn�
dla ukochania cnoty, kt�r� chcia�bym uczyni� dla ciebie przewodnikiem na ca�e
�ycie!
Pan de Saint-Pr�t, wyznaj�cy niezmiennie te same zasady, i tym razem nie
ofiarowa� mi
go�ciny w swoim domu. Zaproponowa� jednak, abym zamieszka�a u jego krewnej,
niewiasty
r�wnie ws�awionej swoj� wielk� pobo�no�ci�, jak pani de Verquin swoim wybrykami.
Po-
1 �Och m�j drogi, nigdy nie pr�buj deprawowa� osoby, kt�ra mi�ujesz; mo�e to
mie� skutki doprawdy
trudne do przewidzenia� � powiedzia�a pewna rozs�dna kobieta przyjacielowi,
kt�ry usi�owa� ja uwie��. Niewiasto
godna uwielbienia, pozw�l mi zacytowa� w tym miejscu swoje s�owa; tak dobrze
odbi�a si� w nich dusza
kobiety, kt�ra wkr�tce ocali�a �ycie temu samemu m�czy�nie, ze chcia�bym wyry�
t� wzruszaj�c� sentencj� na
�pi�owej tablicy w �wi�tyni pami�ci, gdzie cnoty twoje zapewni�y ci prawdziwie
poczesne miejsce!
mys� ten wielce mi si� spodoba�. Pani de Lerince bardzo ch�tnie mnie przyj�a,
przenios�am
si� do niej zaraz w pierwszym tygodniu mojego pobytu w Pary�u.
Och! Drogi panie, jak�e ta czcigodna dama r�ni�a si� od mojej poprzedniej
opiekunki! Je�li
wyst�pek i zepsucie za�o�y�y u tamtej swoje kr�lestwo, to serce tej kobiety by�o
schronieniem
wszelkich cn�t. O ile pierwsza przera�a�a mnie swoim zdeprawowaniem, o tyle
druga
pociesza�a wznios�ymi i buduj�cymi zasadami. S�uchaj�c pani de Verquin
gromadzi�am w
swej duszy gorycz i wyrzuty sumienia; obcuj�c z pani� de Lerince syci�am si�
rado�ci� i pocieszeniem...
Ach, prosz� mi pozwoli�, abym dok�adniej opisa�a panu t� uwielbian� istot�,
kt�r� na zawsze pokocha�am; serce moje winne jest ten ho�d jej cnotom; nie
potrafi� si�
oprze� temu pragnieniu!
Pani de Lerince mia�a w�wczas lat prawie czterdzie�ci, ale wygl�da�a jeszcze
bardzo m�odo;
prostota i skromno�� bardziej zdobi�y jej rysy ni� boskie proporcje, kt�rymi
obdarzy�a j�
Natura. Wskutek swej szlachetno�ci i powagi mog�a wyda� si� w pierwszej chwili
nieprzyst�pn�
i wynios��, ale pozory surowo�ci znika�y natychmiast, gdy tylko przem�wi�a do
swego
rozm�wcy. By�a to dusza tak pi�kna i czysta, pe�na tak doskona�ego spokoju, tak
prosta i
szczera, �e obcuj�c z ni� odczuwa�o si� mimo woli nie tylko podziw, kt�ry od
razu we
wszystkich wzbudza�a, ale r�wnie� serdeczne wzruszenie. Pobo�no�� pani de
Lerince wolna
by�a od jakiejkolwiek przesady czy zabobonu; by�a to po prostu wyj�tkowa
wra�liwo�� na
wszystko, co wi�za�o si� ze sprawami wiary. My�l o istnieniu Boga, kult nale�ny
Istocie
Najwy�szej by�y to najwy�sze rado�ci tej wspania�ej duszy. Cz�sto wyznawa�a
publicznie, �e
by�aby najnieszcz�liwszym ze stworze�, gdyby perfidna nauka zniszczy�a w niej
mi�o�� i
szacunek dla religii chrze�cija�skiej. Przywi�zana raczej do wznios�ej nauki
moralnej tej wiary
ni� do jej praktyk czy ceremonii, kierowa�a si� zasadami tej najdoskonalszej
moralno�ci we
wszystkich dziedzinach �ycia. Nigdy oszczerstwo nie skala�o jej warg; nie
pozwala�a sobie
nawet na �arty, kt�re mog�yby zrani� bli�nich. Pe�na dla nich mi�o�ci i
wsp�czucia, uwa�a�a
ludzi za godnych szacunku mimo wszelkich zb��dze� i grzech�w; stara�a si�
usilnie albo tai�
te wyst�pki, albo z ca�� s�odycz� naprawia� ich skutki. Gdy spotyka�a
nieszcz�liwych, nic
nie mia�o dla niej takiego uroku jak ul�enie ich niedoli; nie chcia�a, by ubodzy
przychodzili
do niej z b�aganiem o wsparcie, sama ich szuka�a, wykrywa�a, a rado�� sz�a w
�lad za ni�, gdy
uda�o si� jej pocieszy� wdow� lub zaopatrzy� sierot�, gdy wnosi�a dostatek pod
dach ubogiej
rodziny albo w�asnymi r�koma zrywa�a kajdany niewoli. A jednocze�nie nie by�a
nigdy ani
osch�a, ani surowa; je�eli proponowano jej jakie� zabawy, byle tylko niewinne i
czyste, oddawa�a
si� im z rozkosz�; sama je nawet wyszukiwa�a w obawie, by nie nudzono si� w jej
towarzystwie. Rozs�dna i �wiat�a w rozmowach z moralist�, g��boka w dysputach z
teologiem,
potrafi�a inspirowa� pisarza i natchn�� poet�, zdumiewa�a prawodawc� i polityka,
a
jednocze�nie umia�a bawi� si� beztrosko z dzieci�ciem. Posiada�a wszystkie
zalety umys�u, a
szczeg�lnie wyr�nia�a si� usilnym staraniem, nadzwyczajn� trosk�, aby ujawnia�
podobne
talenty u innych i znajdowa� je wsz�dzie. Upodobawszy sobie �ycie w
odosobnieniu, ciesz�c
si� przyja�ni� os�b wybranych, pani de Lerince � prawdziwy model doskona�o�ci
dla obu p�ci
� pozwala�a swemu otoczeniu radowa� si� spokojnym szcz�ciem, t� niebia�sk�
rozkosz�
obiecan� ludziom sprawiedliwym przez dobrego Boga, kt�rego prawdziwym
wizerunkiem
by�a na tym �wiecie.
Nie b�d� nudzi�a pana monotonnymi szczeg�ami mego �ycia w ci�gu siedemnastu
lat,
kt�re mia�am szcz�cie sp�dzi� u boku tej doskona�ej istoty. Rozmowy o sprawach
wiary i
moralno�ci, praktyki dobroczynne, w miar� mo�liwo�ci najcz�stsze, by�y to nasze
sta�e obowi�zki,
kt�rym po�wi�ca�y�my wszystkie dni.
� Ludzie nie l�kaliby si� religii, moja droga Florvillle � m�wi�a mi pani de
Lerince � gdyby
niezr�czni duszpasterze nie ukazywali im tylko jej wi�z�w i ci�ar�w, pomijaj�c
po�ytki i
s�odycze. Czy� mo�e istnie� cz�owiek na tyle nierozumny, aby otworzywszy szeroko
oczy na
ca�y ten �wiat o�mieli� si� utrzymywa�, i� wszystkie te cuda nie musz� by�
dzie�em jedynego
i wszechmocnego Boga? A je�li pozna t� najwa�niejsz� prawd�, czy potrzeba czego�
wi�cej
ponad szczery odruch serca, aby dostatecznie zosta� przekonanym? Jak okrutnym i
barbarzy�skim
musia�by okaza� si� taki cz�owiek, aby zdo�a� odm�wi� swego ho�du dobroczynnemu
b�stwu, kt�re wydoby�o go z nico�ci! Niepokoi nas rozmaito�� kult�w religijnych,
niekt�rzy
dopatruj� si� dowodu na fa�szywo�� wiary w�a�nie w ich mnogo�ci. Co za
sofistyka! Czy�
niezbitego dowodu egzystencji Istoty Najwy�szej nie mamy w�a�nie w tej
jednomy�lno�ci
lud�w, kt�re wszystkie uznaj� i czcz� jakie� b�stwo, w tym cichym wyznaniu
wiary, wyrytym
w sercu ka�dego cz�owieka i �wiadcz�cym dobitniej nawet ni� wznios�e cuda
Natury?
Jak�e to? Cz�owiek nie mo�e istnie� bez poj�cia Boga, nie mo�e wnikn�� w swe
jestestwo nie
znajduj�c natychmiast w sobie samym dowod�w jego dzia�ania, nie mo�e otworzy�
oczu nie
ogl�daj�c wsz�dzie �lad�w jego r�ki, a mia�by we� w�tpi�? Nie, Florville, nikt
nie mo�e by�
ateist� w dobrej wierze: pycha, up�r, nami�tno�ci, oto narz�dzia zniszczenia
wiary w Boga,
tego Boga, kt�ry od�ywa nieustannie w sercu i umy�le cz�owieka. A je�li ka�de
uderzenie
serca, ka�dy b�ysk �wiadomo�ci dowodzi mi egzystencji tej najpotrzebniejszej
istoty, jak�e
bym �mia�a odm�wi� jej swego ho�du, pozbawi� j� daniny, na kt�r� moja s�abo��
zdoby� si�
mo�e dzi�ki jej dobroci! Jak�e bym mog�a nie ukorzy� si� przed jej wspania�o�ci�
i nie b�aga�
o �ask� wytrzymania n�dzy swego �ycia i uczestniczenia kiedy� w jej chwale! Czy�
mog�abym
nie walczy� o szcz�cie pogr��enia si� w wieczno�ci na �onie Boga albo nara�a�
si� na
wtr�cenie w otch�a� nie ko�cz�cych si� m�czarni, tylko przez up�r w odrzucaniu
niew�tpliwych
dowod�w egzystencji Istoty Najwy�szej, kt�rymi zechcia�a ona zewsz�d mnie
otoczy�!
Moje dziecko, ta przera�aj�ca alternatywa nie pozwala nam nawet na chwil�
wahania. O wy,
kt�rzy z uporem gasicie �ar wzniecony przez Boga w g��bi waszych serc, cho�
przez chwil�
b�d�cie sprawiedliwymi i przynajmniej przez lito�� nad sob� przyznajcie racj�
niezbitemu
argumentowi Pascala: �Je�li nie ma Boga, c� wam szkodzi we� wierzy�, jakie z�o
mo�e wynikn��
z takiego za�o�enia? Albowiem je�li B�g istnieje, na jak straszne
niebezpiecze�stwo
wystawiacie si�, odmawiaj�c mu swej wiary!� Odpowiecie mi, niedowiarkowie, �e
trudno
wam wybra� rodzaj ho�du, jaki winni�cie z�o�y� Bogu, poniewa� mnogo�� religii
bardzo was
deprymuje. Dobrze wi�c, zbadajcie wszystkie, ch�tnie si� na to godz�, a potem
orzeknijcie w
dobrej wierze, w kt�rej znale�li�cie najwi�ksz� powag� i majestat. Chrze�cijanie
zaprzeczcie,
je�li to mo�liwe, �e w�a�nie ta, w kt�rej mieli�cie szcz�cie si� urodzi�,
przewy�sza wszystkie
inne walorami �wi�to�ci i wznios�o�ci! Gdzie spotkacie tak wielkie tajemnice,
dogmaty tak
czyste, tak podnios�� moralno��? Czy w nauce jakiegokolwiek innego wyznania uda
si� wam
odkry� bezgraniczn� ofiar� b�stwa na rzecz swego stworzenia? Pi�kniejsze
obietnice, rado�niejsz�
przysz�o��, doskonalsze i wznio�lejsze poj�cie Boga? Nie, nie zdo�asz tego
dokona�
modny filozofie; nie w twojej to mocy; niewolniku rozkoszy, kt�rego wiara
zmienia si� wraz
z fizycznym stanem nerw�w; bezbo�ny, gdy znajd� si� one w ogniu nami�tno�ci,
�atwowierny,
skoro tylko si� uspokoj�, nie jeste� zdolny do sta�ych pogl�d�w. Uczucie dowodzi
nieustannie
istnienia Boga, przeciw kt�remu buntuje si� tw�j rozum; jest on zawsze z tob�,
nawet
w�wczas, gdy pogr��asz si� w swoich b��dach. Stargaj wi�zy, kt�re przykuwaj� ci�
do
zbrodni, a nigdy ju� ten pot�ny i majestatyczny B�g nie opu�ci �wi�tyni, kt�r�
wzni�s� w
g��bi twego serca! Albowiem w argumentach serca, a nie rozumu, trzeba, droga
Florville szuka�
dowodu na istnienie Boga, aby zrozumie�, �e wszystko w �wiecie uzasadnia go i
wskazuje.
I serce w�a�nie przekonuje nas o potrzebie kultu, kt�remu si� po�wi�camy, i
tylko serce
dowiedzie ci, droga przyjaci�ko, �e najszlachetniejszy i najczystszy ze
wszystkich jest w�a�nie
ten, w kt�rym si� urodzi�y�my. Oddawajmy si� wi�c z zapa�em i rado�ci� praktykom
naszej wiary, pe�nej s�odyczy i pocieszenia, aby prze�y� w niej najpi�kniejsze
chwile i doszed�szy
drog� mi�o�ci do ostatniego momentu �ycia z�o�y� na �onie Przedwiecznego t�
dusz�
od niego otrzyman�, stworzon� po to tylko, aby radowa�a si� poznaniem Boga,
wierzy�a we� i
nieustannie go czci�a.
Oto jak przemawia�a do mnie pani de Lerince, oto jak umacnia�a m�j umys� swoimi
radami,
oto jak dusza moja doskonali�a si� pod jej �wi�t� opiek�. Wszelako, jak ju� panu
obieca�am,
pomin� milczeniem drobne szczeg�y mego �ycia w tym domu, aby zwr�ci� twoj�
uwag�
tylko na sprawy najwa�niejsze. Mam przecie� zwierzy� si� panu ze swoich upadk�w,
a
skoro niebiosa pozwoli�y mi �y� tam w spokoju i i�� drog� cnoty, wystarczy, �e
podzi�kuj�
im i reszt� przemilcz�.
Przez ca�y czas nie przesta�am korespondowa� z pani� de Verquin, regularnie
otrzymywa�am
od niej wiadomo�ci dwa razy w miesi�cu, a chocia� powinnam by�a niew�tpliwie
wyrzec
si� tej znajomo�ci, chocia� poprawa obyczaj�w i nowe zasady w pewnym sensie
wymaga�y
ode mnie ostatecznego z ni� zerwania, to jednak obowi�zek wdzi�czno�ci wobec
pana de Saint-
Pr�t, a co wi�cej � wyznam szczerze � potajemny sentyment do miejsc, z kt�rymi
tak
wiele drogich sercu wydarze� niegdy� mnie wi�za�o, a wreszcie nadzieja, �e by�
mo�e otrzymam
pewnego dnia jakie� wiadomo�ci od mego syna, wszystko to sk�ania�o mnie do
kontynuowania
przyja�ni kt�r� pani de Verquin ze swej strony starannie podtrzymywa�a.
Pr�bowa�am
j� nawr�ci�, zachwala�am s�odycze trybu �ycia, kt�ry teraz prowadzi�am, ale
uwa�a�a
to za chimer� i nie przestawa�a szydzi� z moich postanowie� albo wprost je
zwalcza�a trwaj�c
niezmiennie przy swoich przekonaniach. Upewnia�a mnie, �e nic na �wiecie nie
jest w stanie
os�abi� jej �wiatopogl�du; pisa�a mi o nowych prozelitkach, kt�re uda�o si� jej
pozyska�, stawia�a
ich poj�tno�� znacznie powy�ej mojej; ich liczne upadki � twierdzi�a ta
przewrotna kobieta
� by�y ma�ymi triumfami, kt�re dawa�y jej prawdziwe upojenie, a rozkosz
zaprawiania
tych m�odych serc do wyst�pku i rozpusty pociesza�a j� w strapieniu, i� nie
wszystko, co podsuwa�a
jej imaginacja, mog�o by� zrealizowane. Prosi�am cz�sto pani� de Lerince, aby
u�ycza�a
mi swego zr�cznego pi�ra dla obalania wywod�w mojej przeciwniczki, godzi�a si�
na to
z prawdziw� rado�ci�; pani de Verquin zawsze nam odpowiada�a, a jej sofizmaty,
niekiedy
bardzo zr�czne, zmusza�y nas do wspierania rozumu pot�nymi dowodami wra�liwego
serca,
w kt�re wierzy�a najbardziej pani de Lerince, i tu znajdowa�y�my nieodparte
argumenty,
zdolne poni�y� wyst�pek i zmiesza� niedowiarstwo. Prosi�am czasami pani� de
Verquin, aby
donios�a mi cokolwiek o losach cz�owieka, kt�rego nadal kocha�am, ale nie
potrafi�a czy nie
chcia�a nic mi napisa�.
Czas ju�, aby�my przeszli do drugiej katastrofy mojego �ycia, do tej krwawej
historii, kt�rej
wspomnienie za ka�dym razem rozdziera mi serce, a kt�ra � skoro tylko dowie si�
pan o
ohydnej zbrodni, jakiej si� dopu�ci�am � sk�oni ci� bez w�tpienia do rezygnacji
ze zbyt �askawych
dla mnie pa�skich zamiar�w.
Przy ca�ej surowo�ci obyczaj�w, panuj�cej w domu pani de Lerince, kt�r� ju� panu
opisa�am,
przyjmowa�a ona jednak u siebie nielicznych przyjaci�. Pani de Dulfort, dama w
podesz�ym
ju� wieku, niegdy� zwi�zana blisko z ksi�n� Piemontu, kt�ra cz�sto nas
odwiedza�a,
poprosi�a pewnego dnia pani� de Lerince, aby pozwoli�a przedstawi� sobie m�odego
cz�owieka
gor�co jej poleconego, kt�rego chcia�a wprowadzi� do jakiego� zacnego domu,
gdzie liczne
przyk�ady cnoty mog�yby przyczyni� si� do w�a�ciwego uformowania jego
charakteru.
Moja opiekunka chcia�a si� od tego wym�wi�, twierdzi�a, �e nigdy nie przyjmuje u
siebie
m�odych m�czyzn, ale uleg�a w ko�cu gor�cym pro�bom swojej przyjaci�ki i
zgodzi�a si�
pozna� kawalera de Saint-Ange. Zjawi� si� w naszym domu.
Czy by�o to przeczucie, czy te� cokolwiek innego, trudno mi powiedzie�, ale gdy
ujrza�am
tego m�odzie�ca, przej�� mnie dreszcz, kt�rego przyczyny nie potrafi�am
odgadn��... by�am
bliska omdlenia. Nie analizuj�c �r�de� tego dziwnego uczucia przypisa�am je
jakiemu� wewn�trznemu
niedomaganiu i Saint-Ange przesta� mnie zajmowa�. Je�eli jednak �w m�ody
cz�owiek od pierwszego wejrzenia tak bardzo mnie poruszy�, to ja sama zrobi�am
na nim podobne
wra�enie... dowiedzia�am si� o tym p�niej z w�asnych jego ust. Saint-Ange
przej�ty
by� tak wielkim szacunkiem dla domu, do kt�rego zosta� wprowadzony, �e nie
o�mieli� si� w
�aden spos�b ujawni� wewn�trznego �aru, kt�ry si� w nim rozpali�. Min�y wi�c
trzy miesi�-
ce, zanim o�mieli� si� do mnie przem�wi�; ale wzrok jego wyra�a� tak wiele, �e
nie mog�am
si� myli�. Zdecydowana nie powt�rzy� ju� nigdy wyst�pku, kt�ry niegdy� sta� si�
przyczyn�
nieszcz�cia mego �ycia, umocniona przez wznios�e zasady, chyba ze dwadzie�cia
razy by�am
ju� gotowa uprzedzi� pani� de Lerince o nami�tno�ci, kt�r� zgadywa�am w tym
m�odym
cz�owieku; powstrzymana jednak przez obaw�, �e mog� go skrzywdzi�, zachowa�am w
ko�cu
milczenie. Fatalne, bez w�tpienia, by�o to postanowienie, skoro sta�o si�
przyczyn� przera�aj�cego
nieszcz�cia, o kt�rym chc� panu opowiedzie�.
Mia�y�my zwyczaj sp�dza� co roku sze�� miesi�cy w �adnej posiad�o�ci wiejskiej,
kt�r�
mia�a pani de Lerince o dwie mile ko�o Pary�a. Pan de Saint-Pr�t cz�sto nas tam
odwiedza�;
na moje nieszcz�cie tego roku unieruchomi�a go podagra nie by� w stanie
wyjecha� na wie�.
M�wi�: na moje nieszcz�cie, gdy� pok�adaj�c w nim naturalnie wi�ksze zaufanie
ni� w jego
kuzynce, wyzna�abym mu na pewno to wszystko, czego nie �mia�am powiedzie� innym,
a
takie zwierzenie zapobieg�oby bez w�tpienia tragicznemu wypadkowi, kt�ry wkr�tce
potem
nast�pi�.
Saint-Ange prosi� pani� de Lerince, aby m�g� towarzyszy� nam w podr�y, a
poniewa�
pani de Dulfort r�wnie� na to nalega�a, uzyska� w ko�cu zgod�.
Stara�y�my si� usilnie dowiedzie�, kim by� w�a�ciwie ten m�ody cz�owiek.
Pochodzenie
jego nie by�o ani pewne, ani okre�lone; pani de Dulfort przedstawi�a go nam jako
syna jakiego�
szlachcica z prowincji, kt�ry by� jej krewnym; on sam, zapominaj�c czasami o
tym, co
m�wi�a pani de Dulfort, wspomina� o sobie jako o Piemontczyku, co mog�o by�
prawd� zwa�ywszy
jego znajomo�� j�zyka w�oskiego. Niczym si� jeszcze nie zajmowa�, chocia� by� w
wieku, w kt�rym m�g� ju� co� robi�, i nie wydawa�o si� nam, aby na cokolwiek by�
zdecydowany.
Sk�din�d odznacza� si� pi�kn� figur�, by� bardzo przystojny, u�o�enie mia�
przyzwoite,
wyra�a� si� szlachetnie i wida� by�o, �e otrzyma� znakomit� edukacj�. Z tym
wszystkim
��czy� jednak nadmiern� �ywo�� i pewnego rodzaju porywczo��, kt�re to cechy
temperamentu
czasami nas przera�a�y.
Skoro pan de Saint-Ange znalaz� si� z nami na wsi, nami�tno�ci jego rozogni�y
si� do tego
stopnia wskutek hamulc�w, kt�re usi�owa� sobie na�o�y�, �e nie potrafi� ju� ich
przede mn�
utai�. Dr�a�am z przera�enia... ale na tyle jeszcze by�am zdolna nad sob�
panowa�, �e okazywa�am
mu tylko wsp�czucie.
� Doprawdy, m�j panie � m�wi�am � albo nie potrafisz zdecydowa� si�, w kt�r�
stron�
zwr�ci� swoje zainteresowania, albo masz du�o czasu do stracenia, skoro sp�dzasz
go na
wzdychaniu do kobiety dwa razy od ciebie starszej. Przypu��my nawet, �e by�abym
na tyle
szalona, aby ci� wys�ucha�; jakie� to �mieszne nadzieje o�mielasz si� wi�za� z
moj� osob�?
� Tylko nadziej� po��czenia si� z tob�, o pani, naj�wi�tszymi wi�zami
ma��e�stwa; jak�e
ma�o mnie szanujesz, je�li mog�a� przypuszcza� cokolwiek innego!
� Drogi panie, nie mam zamiaru robi� z siebie publicznego widowiska,
przedstawiaj�c
�wiatu kobiet� trzydziestoczteroletni�, kt�rej zachcia�o si� za m�a
siedemnastoletniego dzieciaka!
� Ach! Okrutna! Czy dostrzega�aby� te nieznaczne dysproporcje, gdyby w g��bi
twego serca
tli�a si� cho�by jedna tysi�czna tego �aru, kt�ry spala moje?
� To prawda, �e co do mnie, to jestem zupe�nie spokojna... spokojna od wielu lat
i b�d�
ni�, mam nadziej�, tak d�ugo, dop�ki spodoba si� Bogu zachowa� mnie przy �yciu.
� A wi�c odbierasz mi nawet nadziej� wzruszenia ci� cho�by w odleg�ej
przysz�o�ci?
� Wi�cej nawet, stanowczo zabraniam panu rozmawia� odt�d ze mn� o swoich
szalonych
pomys�ach.
� Ach! Pi�kna Florville! Chcia�aby� wi�c zosta� nieszcz�ciem mojego �ycia?
� �ycz� panu i szcz�cia i spokoju.
� Bez pani to niemo�liwe!
� Tak... p�ki nie st�umisz w sercu niedorzecznych sentyment�w, na kt�re nie
powiniene�
by� nigdy sobie pozwoli�; spr�buj je zwalczy�, postaraj si� opanowa�, a spok�j
tw�j powr�ci.
� Ju� nie potrafi�.
� Bo nie chcesz; musimy si� wi�c rozsta�, aby� m�g� odzyska� r�wnowag�. Je�li
nie b�dzie
mnie pan spotyka� przynajmniej przez dwa lata, niepok�j w tobie zga�nie,
zapomnisz o
mnie i znowu b�dziesz szcz�liwy.
� Nigdy! Nie masz dla mnie szcz�cia, jeno u twoich st�p...
W tym momencie przy��czy�a si� do nas reszta towarzystwa i trzeba by�o przerwa�
rozmow�.
W trzy dni p�niej Saint-Ange znalaz� okazj� spotkania mnie na osobno�ci i
chcia� wznowi�
niedawn� dyskusj�. Tym razem nakaza�am mu milczenie tak surowo, �e �zy pociek�y
obficie
z jego oczu. Po�egna� mnie szorstko o�wiadczaj�c, �e wtr�cam go w rozpacz i �e
rych�o
odbierze sobie �ycie, je�li nadal b�d� go traktowa�a w ten sam spos�b. Potem
zawr�ci� i podbieg�
do mnie jak szalony.
� Pani! zawo�a� � nie znasz jeszcze duszy, kt�r� zniewa�asz! Tak, nie znasz mnie
jeszcze...
Wiedz, �e zdolny jestem do najgorszego... do takich czyn�w, kt�rych nawet nie
potrafisz sobie
wyobrazi�! Tak, po tysi�ckro� posun� si� raczej do ostateczno�ci, a nie wyrzekn�
si�
szcz�cia, kt�re w tobie widz�.
I odszed� pogr��ony w przejmuj�cej rozpaczy. Nigdy nie odczu�am wi�kszej ni�
wtedy
pokusy, aby powiedzie� o wszystkim pani de Lerince, ale powstrzyma� mnie,
powtarzam panu,
l�k przed zaszkodzeniem temu m�odemu cz�owiekowi; wi�c milcza�am. Saint-Ange
przez
osiem dni starannie mnie unika�, zaledwie si� odzywa�, odsuwa� si� ode mnie przy
stole, w
salonie, na spacerach, po to niew�tpliwie, aby sprawdzi�, czy taka zmiana
zachowania zrobi
na mnie jakie� wra�enie. Gdybym podziela�a jego uczucia, sposoby te na pewno
okaza�yby
si� skuteczne, ale by�am od nich tak daleka, �e zachowa�am min�, jakbym ledwo
dostrzega�a
jego manewry.
W ko�cu przy�apa� mnie w g��bi ogrodu.
� Pani � powiedzia�, okazuj�c gwa�towne wzburzenie � zdo�a�em wreszcie si�
uspokoi�,
rady twoje sprawi�y po��dany skutek... widzisz, jak jestem spokojny... chcia�em
zobaczy� si�
z pani� na osobno�ci, aby ostatecznie si� po�egna�... tak, mam zamiar uciec
przed tob� na
zawsze... chc� uciec, nie zobaczysz ju� wi�cej cz�owieka, kt�rego darzysz tak�
nienawi�ci�!
O tak, nie zobaczysz mnie wi�cej!
� Zamys� pa�ski sprawia mi wielk� przyjemno��; ciesz� si�, �e odzyska�e�
rozs�dek. Ale �
doda�am z u�miechem � to nawr�cenie nie wydaje mi si� jako� szczere.
� W jaki wi�c spos�b mog� przekona� pani� o swojej oboj�tno�ci?
� Zachowaniem zgo�a odmiennym ni� dotychczas.
� Kiedy ju� mnie tutaj nie b�dzie... kiedy nie b�d� ju� sprawia� pani przykro�ci
swoim widokiem,
mo�e uwierzysz jednak w zmian�, kt�r� takim wysi�kiem stara�a� si� we mnie
wywo�a�?
� To prawda, �e dopiero taki krok zdo�a mnie przekona�; nie przestaj� doradza�
go panu
od dawna.
� Ach! Wydaj� si� wi�c pani a� tak odra�aj�cym?
� Jest pan bardzo mi�ym ch�opcem, kt�ry wszelako powinien zaj�� si� odpowiednimi
dla
siebie dziewcz�tami i zostawi� w spokoju kobiet�, kt�ra nie jest w stanie pana
wys�ucha�.
� Wys�uchasz mnie jednak! � zawo�a� z gniewem. � Tak, okrutna, wys�uchasz,
cho�by� nie
chcia�a, wszystkich p�omiennych uczu� zrodzonych w mej duszy, wys�uchasz
przysi�gi, �e
nie ma takiego czynu, na kt�ry bym si� nie odwa�y�, aby ci� pozyska�... albo
zmusi�! Chyba
nie wierzy pani � m�wi� porywczo � w m�j rzekomy wyjazd? Uda�em ten zamiar, aby
ci�
wypr�bowa�! Mia�bym odjecha�... mia�bym porzuci� miejsce, w kt�rym ty
przebywasz... po
tysi�ckro� da�bym raczej odebra� sobie �ycie! Przeklinaj mnie, perfidna,
przeklinaj, skoro
taki jest m�j nieszcz�sny los, ale nie �ud� si�, �e zdo�asz kiedykolwiek
zwalczy� we mnie
mi�o��, kt�r� �ywi� ku tobie...
Wymawiaj�c te s�owa Saint-Ange by� w takim stanie, �e w przedziwny i niepoj�ty
spos�b
zdo�a� do tego stopnia mnie wzruszy�, i� musia�am odwr�ci� si�, aby ukry� �zy;
zostawi�am
go w g��bi zaro�li, w kt�rych przed chwil� mnie zatrzyma�. Nie poszed� za mn�;
s�ysza�am, i�
upad� na ziemi� w przyst�pie jakiego� okropnego delirium. Ja sama, chocia� z
ca�� pewno�ci�,
mo�e mi pan wierzy�, nie �ywi�am �adnych mi�osnych uczu� dla tego m�odzie�ca,
by�am
do tego stopnia poruszona, czy to wsp�czuciem, czy wspomnieniami, �e nie
potrafi�am
powstrzyma� si� od szlochu.
� Niestety � m�wi�am sobie, oddaj�c si� bolesnym rozmy�laniom � tak samo m�wi�
niegdy�
do mnie Senneval... tymi samymi s�owami przekonywa� mnie o swoich p�omiennych
uczuciach... By�o to r�wnie� w ogrodzie... w takim samym jak tutaj... m�wi, �e
b�dzie mi�owa�
mnie wiecznie... a przecie� tak okrutnie mnie oszuka�! Bo�e sprawiedliwy! By� w
tym
samym wieku! Ach! Senneval, Senneval, czy�by� raz jeszcze chcia� odebra� mi
spok�j? Czy
po raz drugi zjawiasz si� przede mn� w uwodzicielskiej postaci tego ch�opca, aby
znowu
wci�gn�� mnie w przepa��? Uchod�, n�dzniku, przecz st�d, brzydz� si� nawet twoim
wspomnieniem!
Osuszy�am �zy i zamkn�am si� w swoim pokoju a� do kolacji; zesz�am wtedy na
d�, ale
Saint-Ange nie pojawi� si� przy stole; kaza� zawiadomi�, �e czuje si� chory, a
nazajutrz by�
ju� tak opanowany, i� z twarzy jego wyczyta�am tylko spok�j. Da�am si� oszuka�;
naprawd�
uwierzy�am, i� zdo�a� przem�c w sobie t� nieszcz�sn� nami�tno��. �udzi�am si�!
Perfidny!
Niestety! Nie wolno mi obrzuca� go inwektywami... ma ju� tylko prawo do moich
�ez, do
moich wiecznych wyrzut�w sumienia...
Saint-Ange m�g� zdoby� si� na taki spok�j tylko dlatego, �e u�o�y� ju�
ostatecznie swoje
plany. Min�y dwa dni; pod wiecz�r trzeciego obwie�ci� publicznie sw�j wyjazd;
um�wi� si�
podobno ze swoj� protektork�, pani� de Dulfurt, w sprawie wsp�lnych interes�w w
Pary�u.
Wszyscy pok�adli si� spa�... Zechce mi pan wybaczy� wzburzenie, w kt�re wtr�ca
mnie
my�l o tej strasznej katastrofie... nie potrafi� wraca� do tych wspomnie� nie
dygocz�c ze
zgrozy...
Poniewa� zapowiada�a si� noc nadzwyczaj gor�ca, le�a�am w �o�u prawie naga.
Pokoj�wka
wysz�a, zgasi�am �wiec�... Na nieszcz�cie zostawi�am obok pos�ania otwarty
koszyczek
do rob�t r�cznych, gdy� sko�czy�am w�a�nie wycina� owal, kt�rego nazajutrz
potrzebowa�am.
Ledwo zd��y�am przymkn�� oczy, gdy us�ysza�am jaki� szmer... zerwa�am si� �ywo i
usiad�am... gdy nagle uczu�am, �e obejmuje mnie czyje� rami�...
� Nie ujdziesz mi, Florville, � us�ysza�am g�os Saint-Ange�a, gdy� on to by�
w�a�nie �
Przebacz, ale to by�o ponad moje si�y... nie pr�buj si� wyrywa�... musisz by�
moja!
� Nikczemny uwodzicielu! � zawo�a�am � precz st�d natychmiast albo zadr�ysz
przed
skutkami mego gniewu!
� Boj� si� tylko jednego: �e mog� ci� nie mie�, okrutna dziewczyno! �
odpowiedzia� roznami�tniony
m�odzieniec, chwytaj�c mnie tak zr�cznie i z tak� si��, i� w chwil� potem by�am
ju� jego ofiar�, nie zdo�awszy podj�� obrony... Rozw�cieczona t� zuchwa�o�ci�,
zdecydowana
na wszystko, byle tylko nie dopu�ci� do dalszych skutk�w tej sytuacji, zdo�a�am
oswobodzi�
si� na tyle, �e mog�am uchwyci� no�yce le��ce u moich st�p. Mimo gniewu
panowa�am jednak
nad sob� i szuka�am w ciemno�ciach jego ramienia, aby tu jedynie ugodzi� i
raczej odstraszy�
go swoj� determinacj� ni� ukara� stosownie do winy. Czuj�c moje szamotanie
podwoi�
gwa�towno�� swoich wysi�k�w.
� Precz! Zdrajco! � wo�a�am, uderzaj�c, jak s�dzi�am, w jego rami� � precz st�d
natychmiast
i wstyd� si� tej zbrodni!
Och, panie de Courval! Fatalnie wymierzy�am swoje ciosy! Nieszcz�liwy
m�odzieniec
krzykn�� i osun�� si� na pod�og�. Zapali�am �wiec� i pochyli�am si� nad nim...
Bo�e sprawie-
dliwy! Przebi�am mu serce... umiera�! Rzuci�am si� na krwawi�ce cia�o,
przycisn�am je w
rozpaczy do piersi... z��czy�am z nim usta, usi�uj�c powstrzyma� uchodz�c�
dusz�; �zami zalewa�am
krwawi�c� jego ran�. O drogi! Kt�rego jedyn� zbrodni� by�a zbyt wielka mi�o�� do
mnie � wo�a�am w zamroczeniu � czy� zas�u�y� na tak� ka��? Mia�by� straci� �ycie
z r�ki
kobiety, kt�rej got�w by�e� je po�wi�ci�? Nieszcz�liwy m�odzie�cze... tak
podobny do cz�owieka,
kt�rego kiedy� uwielbia�am... je�eli moja mi�o�� mog�aby przywr�ci� ci �ycie, to
dowiedz
si� w tej strasznej chwili, kiedy nie mo�esz ju� mnie us�ysze�... dowiedz si�,
je�eli pozosta�a
w tobie cho� iskierka �wiadomo�ci, �e chcia�abym ci� o�ywi� nawet za cen� reszty
moich dni... dowiedz si�, �e nigdy nie by�e� mi oboj�tny, �e nie mog�am patrze�
na ciebie bez
wielkiego wzruszenia, a uczucia moje ku tobie by�y chyba szlachetniejsze od
marnej mi�o�ci,
kt�ra gorza�a w twym sercu!
Wo�aj�c tak upad�am bez zmys��w na zw�oki tego nieszcz�liwego m�odzie�ca;
pokoj�wka
us�ysza�a ha�as, wbieg�a do pokoju, pocz�a mnie cuci�, usi�owa�a przywr�ci� do
�ycia
biednego Saint-Ange�a. Niestety! Wszystko na pr�no! Wybieg�y�my z tego
fatalnego pokoju,
zamykaj�c starannie drzwi i zabieraj�c klucz, i wyjecha�y�my natychmiast do
Pary�a po
pana de Saint Pr�t. Kaza�am go obudzi�, wr�czy�am mu klucz do �miertelnej
sypialni, opowiedzia�am
straszn� przygod�. U�ali� si� nade mn�, pociesza� i mimo choroby uda� si�
natychmiast
do pani de Lerince: poniewa� z jej posiad�o�ci nie by�o daleko do Pary�a, uda�o
si�
wszystko za�atwi� tej samej nocy. M�j opiekun przyjecha� do swojej kuzynki o
�wicie, kiedy
w domu s�u�ba pocz�a dopiero wstawa� i nic jeszcze na jaw nie wysz�o. Najlepsi
przyjaciele,
najbli�si krewni nigdy nie zachowaliby si� szlachetniej; oboje dalecy byli od
na�ladowania
ludzi g�upich czy okrutnych, kt�rzy w takiej sytuacji rozg�aszaj� z rozkosz�
wszystko, co mo�e
pogn�bi� i unieszcz�liwi� ich samych i ca�e otoczenie; domownicy nawet nie
domy�lali
si� tego, co zasz�o w tym domu...
� A wi�c, panie de Courval � powiedzia�a panna de Florville, przerywaj�c
opowie�� z powodu
�kania, kt�re �cisn�o j� za gard�o � czy chcia�by� po�lubi� kobiet� zdoln� do
takiego
mordu? Czy �cierpia�by� w swoich ramionach istot�, kt�ra zas�u�y�a na najci�sz�
kar�? Nieszcz�nic�,
kt�r� torturuje nieustannie wspomnienie zbrodni? Kt�ra od tej strasznej chwili
ani
jednej nocy nie przespa�a spokojnie? Tak, prosz� pana, nie by�o odt�d nocy, aby
moja nieszcz�liwa
ofiara nie jawi�a mi s� sk�pana we krwi, kt�r� wytoczy�am z jej serca....
� Prosz� si� uspokoi�, zaklinam pani�! � odrzek� pan de Courval, ��cz�c swe �zy
z p�aczem
tej niezwyk�ej dziewczyny. � Znaj�c wra�liw� dusz�, kt�r� obdarzy�a ci� Natura,
rozumiem
twoje wyrzuty sumienia. Ale ca�a ta fatalna przygoda nie ma znamion zbrodni; bez
w�tpienia,
straszne to nieszcz�cie, ale tylko nieszcz�cie. Nie zamy�li�a� przecie�
zab�jstwa, nie kierowa�a�
si� ��dz� krwi, chcia�a� tylko obroni� si� przed okropnym zamachem... by�o to
jednym
s�owem, zab�jstwo przypadkowe, w obronie w�asnej... Rozchmurz si�, uspok�j,
��dam tego!
Najsurowszy z trybuna��w m�g�by tylko osuszy� twe �zy. Och! Jak�e si� mylisz,
je�li s�dzisz,
�e takie wydarzenie mog�oby pozbawi� ci� w mym sercu tych wszystkich praw. kt�re
przyzna�y
ci twe zalety! Nie, pi�kna Florville, przygoda taka, zamiast ci� zha�bi�,
objawia tylko
mym oczom wszystkie twoje cnoty; czyni ci� tym godniejsz� wspieraj�cego i
pocieszycielskiego
ramienia, kt�re powinno ci dopom�c w zapomnieniu tej rozterki.
� To wszystko, co w swojej dobroci raczy mi pan m�wi� � odrzek�a panna de
Florville �
powiada� r�wnie� pan de Saint-Pr�t. Ale wasze s�owa nie mog� jednak st�umi� mych
wyrzut�w
sumienia, cierpienia nie ukoj�. Mniejsza z tym. Chc� m�wi� dalej, zapewne jest
pan ciekawy
zako�czenia tej historii.
Trudno w�tpi�, �e pani de Dulfort by�a w rozpaczy; �w m�ody cz�owiek tak j�
interesowa�
i by� jej tak gor�co polecony, �e op�akiwa�a szczerze jego zgon. Rozumia�a
jednak potrzeb�
tajemnicy, wiedzia�a, �e rozg�os m�g�by mnie zgubi�, ale nie przywr�ci�by z
pewno�ci� �ycia
jej protegowanemu, wi�c milcza�a. Pani de Lerince, mimo ca�ej surowo�ci swoich
zasad i
obyczaj�w, post�pi�a jeszcze szlachetniej, gdy� roztropno�� i mi�osierdzie by�y
szczeg�lnymi
zaletami jej charakteru; rozg�osi�a przede wszystkim w domu, �e wskutek dziwnej
fantazji
zachcia�o mi si� wyjecha� w nocy do Pary�a, aby odetchn�� po drodze �wie�ym
powietrzem,
�e uprzedzi�am j� z g�ry o tym ekstrawaganckim pomy�le; �e zreszt� poczu�am si�
ju� o
wiele lepiej, wi�c jej zamiarem jest po�pieszy� teraz za mn� do stolicy i tam
zosta� do kolacji;
pod tym pretekstem zwolni�a na ten wiecz�r ca�� s�u�b�. Pozostawszy sama z
przyjaci�k� i
panem de Saint-Pr�t pos�a�a po ksi�dza; proboszcz pani de Lerince by� r�wnie�
jak ona cz�owiekiem
rozs�dnym i �wiat�ym; bez �adnych trudno�ci wyda� pani de Dulfort urz�dowe
za�wiadczenie
o naturalnym zgodnie i pochowa� osobi�cie, w tajemnicy i tylko przy pomocy
dw�ch swoich ludzi, nieszcz�liw� ofiar� mojego zapami�tania.
Po dokonaniu tego dzie�a wszyscy zaprzysi�gli utrzymanie tajemnicy, a pan de
Saint-Pr�t
po�pieszy� mnie uspokoi�, zdaj�c sobie spraw� ze wszystkiego, co zosta�o
dokonane, aby
czyn m�j pozosta� na zawsze w zupe�nym utajeniu. Chcia� mnie nam�wi�, abym
powr�ci�a
najzwyczajniej do pani de Lerince... by�a gotowa mnie przyj��... ale nie mog�am
si� na to
zdoby�; w�wczas doradzi� mi jak�kolwiek podr�. Pani de Verquin, z kt�r�
utrzymywa�am
ci�gle, jak ju� panu m�wi�am, przyjazn� korespondencj�, od dawna nalega�a, abym
odwiedzi�a
j� i sp�dzi�a u niej par� miesi�cy, powiedzia�am o tym jej bratu, zgodzi� si� i
w osiem
dni p�niej wyjecha�am do Lotaryngii.
Niestety, wspomnienie mej zbrodni sz�o za mn� wsz�dzie, nie mog�am si� uspokoi�.
Zrywa�am
si� w �rodku nocy, s�ysz�c j�ki i krzyk biednego Sain-Ange�a, widzia�am go nadal
skrwawionego u swoich st�p; zdawa�o mi si�, �e gorzko wypomina mi moje
okrucie�stwo, �e
przysi�ga, i� wspomnienie tego potwornego czynu �ciga� mnie b�dzie a� do grobu,
a zarazem
boleje, i� nie pozna�am si� na sercu, kt�re przebi�am morderczym ostrzem...
Pewnej nocy stan�� przede mn� Senneval, nieszcz�sny kochanek, kt�rego nie mog�am
zapomnie�,
gdy� tylko on wi�za� mnie jeszcze z Nancy, i pokaza� mi dwa trupy: Saint-Ange�a
i
jakiej� obcej mi zupe�nie kobiety2. Oblewa� je �zami i wskazywa� opodal trumn�
wys�an�
cierniami, kt�ra zdawa�a si� dla mnie otwiera�. Zbudzi�am si� w strasznym
podnieceniu, tysi�ce
mieszanych uczu� k��bi�y si� w mej duszy, jaki� wewn�trzny g�os m�wi� mi:
�Zawsze,
gdy za�niesz, ta nieszcz�sna ofiara b�dzie ci wyciska� z oczu krwawe i co dzie�
bole�niejsze
�zy. Cier� twych wyrzut�w sumienia b�dzie szarpa� ci� nieustannie i nigdy nie
st�pieje�...
W takim oto stanie ducha przyby�am do Nancy; oczekiwa�y mnie tam nowe i wielkie
strapienia;
skoro raz jeden r�ka losu przygniecie nas swoim ci�arem, ciosy jego pr�dko si�
pomna�aj�.
Zajecha�am zaraz do domu pani de Verquin; prosi�a mnie o to w swym ostatnim
li�cie, raduj�c
si� z g�ry � jak pisa�a � na my�l, �e znowu mnie zobaczy. Wielki Bo�e, w jakiej
sytuacji
by�o nam dane zakosztowa� wzajemnie tej rado�ci! Le�a�a na �o�u �mierci, chocia�
min�o
ledwo pi�tna�cie dni od chwili, gdy pisa�a do mnie... opowiada�a o swoich
aktualnych
rado�ciach i dzieli�a si� nadziej� na przysz�e... I c� s� warte plany
�miertelnik�w, skoro w
dniu, kiedy je uk�adaj�, w�r�d zabaw i rozkoszy bezlitosna �mier� przecina ni�
ich �ywota; i
nie zastanowiwszy si� nawet nad t� straszn� chwil�, �yj�c tak, jakby istnie�
mieli tutaj wiecznie,
odchodz� nagle w ciemn� otch�a� nie�miertelno�ci, niepewni losu, kt�ry ich tam
czeka!
Musz� przerwa� na chwil� histori� swego �ycia, aby opowiedzie� panu o tej
bolesnej stracie
i ukaza� ci przedziwny i straszny stoicyzm, z kt�rym ta kobieta wst�pi�a do
grobu.
Pani de Verquin, kt�ra by�a ju� osob� niem�od�, mia�a bowiem lat pi��dziesi�t
dwa, po jakiej�
szale�czej orgii skoczy�a do wody, aby si� och�odzi�, a wynios�a z niej chorob�,
kt�ra
rozwin�a si� w niebezpieczne cierpienie; nazajutrz wywi�za�o si� zapalenie
p�uc; sz�stego
dnia powiedziano jej, �e ma przed sob� najwy�ej dwadzie�cia cztery godziny
�ycia. Wiadomo��
ta wcale jej nie strwo�y�a; wiedzia�a, �e mam przyjecha�, wyda�a polecenia, aby
nale�ycie
mnie przyj�to. Przyjecha�am... i oto zaraz na progu powiedziano mi o orzeczeniu
lekarza,
�e tej samej nocy powinna skona�. Kaza�a si� po�o�y� w pokoju urz�dzonym z
najwy�-
2 Nale�y zapami�ta� te s�owa: �obcej mi zupe�nie kobiety�, aby nie zgubi� w�tku
opowie�ci. Florville
poniesie jeszcze inne kl�ski, zanim rozja�ni si� mrok i pozna imi� osoby, kt�ra
widzia�a we �nie.
szym smakiem i elegancj�; spoczywa�a w negli�u na rozkosznym �o�u, kt�rego
liliowe zas�ony
by�y wdzi�cznie uniesione przez girlandy �ywych kwiat�w, go�dziki, ja�miny, r�e
i tuberozy
zdobi�y wszystkie k�ty jej sypialni, kwiecie wysypywa�o si� z koszyk�w,
pokrywa�o
ca�y pok�j i �o�e. Gdy mnie ujrza�a, wyci�gn�a r�ce:
� Chod�, Florville � m�wi�a � u�ci�nij mnie, si�d� na tym kwietnym �o�u...
jak�e� wyros�a
i wypi�knia�a... Och! Doprawdy, moje dziecko, cnota jako� ci s�u�y... Wiesz ju�
o moim stanie...
m�wiono ci... Ja te� wiem... za par� godzin ju� mnie nie b�dzie; nie
przypuszcza�am, �e
na tak kr�tko si� spotkamy... � A dostrzegaj�c �zy w moich oczach u�miechn�a
si�: � Cicho,
g�uptasie, nie b�d� dzieckiem... My�lisz mo�e, �e jestem nieszcz�liwa? Czy� nie
dosy� nacieszy�am
si� �yciem? Niewiele trac�, tylko lata, kiedy i tak trzeba by by�o wyrzec si�
rozkoszy,
a jak�e ja bym si� bez niej obchodzi�a? Naprawd�, nie skar�� si�, �e nie do�yj�
staro�ci;
za par� lat �aden m�czyzna ju� by mnie nie zechcia�, a ja zawsze pragn�am �y�
tylko tak
d�ugo, p�ki w nikim nie budz� odrazy. Moje dziecko, tylko wierz�cy l�kaj� si�
�mierci; zawieszeni
stale mi�dzy piek�em a niebem, niepewni swojego ostatecznego przeznaczenia, s�
nieustannie przygnieceni trwog� i niepokojem. Ja nie spodziewam si� niczego,
pewna jestem,
�e po �mierci nie b�d� nieszcz�liwsza ni� przed urodzeniem, wi�c zasn� cicho na
�onie Natury,
bez �alu i b�lu, bez wyrzut�w sumienia i bez niepokoju. Kaza�am si� pochowa� pod
krzakiem
ja�minu, przygotowano ju� tam dla mnie miejsce, tam spoczn�, Florville, a
cz�stkami mego
rozpad�ego cia�a po�ywi� si� kwiaty, kt�re najbardziej ukocha�am. Widzisz �
u�miechn�a si�,
pieszcz�c moje policzki ga��zk� ja�minu � gdy w przysz�ym roku poczujesz zapach
tego krzewu,
oddycha� b�dziesz dusz� swojej starej przyjaci�ki. Cz�steczki kwiat�w przenikn�
do tkanek
twego m�zgu, natchn� ci� pi�knymi ideami i sk�oni�, by� znowu pomy�la�a o mnie.
Z oczu p�yn�y mi �zy... �ciska�am r�ce tej nieszcz�liwej kobiety, chcia�am
nak�oni� j�,
aby wyrzek�a si� tych strasznych idei materializmu na rzecz systemu mniej
bezbo�nego. Zaledwie
jednak ujawni�am to pragnienie, gdy pani de Verquin odtr�ci�a mnie ze zgroz�.
� Florvillle! � zawo�a�a � b�agam ci�, nie zatruwaj swoim przes�dami ostatnich
chwil mego
�ycia, pozw�l mi umrze� w spokoju. Nie po to gardzi�am nimi przez ca�e �ycie,
aby ulec
im w chwili �mierci!
Zamilk�am; c� by pomog�y moje s�abe argumenty w obliczu takiej sta�o�ci?
Op�akiwa�am wi�c
pani� de Verquin, nie pr�buj�c jej nawraca�; nie pozwala�o mi na to poczucie
ludzko�ci. Zadzwoni�a;
a wtedy pos�ysza�am d�wi�ki koncertu s�odkiego i melodyjnego, kt�ry brzmia� za
�cian�.
� Widzisz � powiedzia�a ta epikurejka � tak chcia�am umrze�! Czy� nie wi�cej to
warte ni�
konanie w otoczeniu ksi�y, kt�rzy zak��caj� ostatnie chwile �ycia niepokojem,
gro�bami i
rozpacz�? Nie, chc� pokaza� twoim bigotom, �e mo�na umrze� spokojnie nie
upodabniaj�c
si� do nich; chc� ich przekona�, �e nie religii potrzeba, aby skona� w
r�wnowadze ducha, ale
tylko odwagi i rozs�dku.
Dzie� si� nachyli� ku wieczorowi; przyszed� notariusz, kaza�a go wprowadzi�.
Muzyka
umilk�a; podyktowa�a swoj� ostatni� wol�; nie maj�c dzieci i od wielu lat �yj�c
we wdowie�stwie
by�a pani� du�ego maj�tku; zapisa�a znaczne legaty przyjacio�om i s�u�bie. Potem
kaza�a
poda� sobie ma�� szkatu�k� z sekretery stoj�cej obok �o�a.
� Oto co mi pozosta�o � rzek�a � troch� pieni�dzy i klejnot�w. Zabawmy si� przez
reszt�
wieczoru; jest was sze�cioro w tym pokoju, podziel� to na sze�� cz�ci; zrobimy
loteri�, wyci�gniecie
losy i ka�dy we�mie cz�stk�, kt�ra mu przypadnie w udziale.
Zdumiewa�am si� zimn� krwi� tej kobiety; niepoj�te by�o dla mnie, jak mo�na z
sumieniem
obci��onym tylu grzechami tak spokojnie oczekiwa� ostatniej chwili �ycia.
Potworne s�
skutki niedowiarstwa! Je�eli przejmuje nas zgroz� okropna �mier� niekt�rych
z�oczy�c�w,
bardziej jeszcze powinna was zatrwo�y� tak wielka zatwardzia�o�� w chwili zgonu!
Wszelako �yczeniu jej sta�o si� zado��. Kaza�a poda� wspania�� kolacj�,
skosztowa�a
wielu da�, pi�a hiszpa�skie wina i likiery; lekarz nie broni� jej tego m�wi�c,
�e w jej stanie nic
ju� nie mo�e zaszkodzi�.
Wyci�gn�li�my losy, wypad�o na ka�dego prawie po sto ludwik�w, b�d� w z�ocie,
b�d� te�
w klejnotach. Ledwo sko�czyli�my t� zabaw�, gdy schwyci� j� gwa�towny atak.
� A wi�c... czy to ju�? � zwr�ci�a si� do lekarza z niezmienn� pogod� ducha.
� L�kam si�, pani...
� Chod� wi�c, Florville � powiedzia�a, wyci�gaj�c do mnie r�ce � przyjmij moje
ostatnie
po�egnanie, chcia�abym skona� w obj�ciach cnoty... � Przytuli�a si� do mnie
kurczowo, a w
chwil� potem pi�kne jej oczy zamkn�y si� na zawsze.
By�am obca w tym domu i nic wi�cej ju� mnie z nim nie wi�za�o, opu�ci�am go wi�c
natychmiast...
domy�la si� pan, w jakim stanie... i jak wydarzenie to wstrz�sn�o moj�
imaginacj�.
Zbyt wiele dzieli�o spos�b my�lenia pani de Verquin od mojego �wiatopogl�du,
abym mog�a
j� szczerze mi�owa�; czy� nie by�a zreszt� pierwsz� przyczyn� mojego upadku i
wszystkich
jego konsekwencji? Wszelako ta niewiasta, siostra jedynego cz�owieka, kt�ry
opiekowa�
si� mn� przez ca�e �ycie, okazywa�a mi zawsze tyle wzgl�d�w, by�a dla mnie tak
�askawa
nawet w chwili zgonu, �e �zy moje by�y szczere, a gorycz ich pomno�ona
refleksj�, �e mimo
wszystkich swoich znakomitych zalet ta nieszcz�sna istota sama si� zgubi�a, a
teraz odrzucona
od tronu Przedwiecznego cierpi bez w�tpienia najokrutniejsze m�czarnie,
przeznaczone dla
dusz tak zdeprawowanych... Tylko my�l o niezmierzonej dobroci Boga pociesza�a
mnie w
tych rozpaczliwych rozwa�aniach; pada�am na kolana, o�miela�am si� b�aga�
Najwy�sz�
Istot� o zmi�owanie nad nieszcz�liw�. Ja, kt�ra tak bardzo potrzebowa�am
mi�osierdzia niebios,
chcia�am wyprosi� je dla innych! Aby za� w miar� swoich mo�liwo�ci z�agodzi�
gniew
nieba, przeznaczy�am na ja�mu�n� dziesi�� ludwik�w ze swego udzia�u w loterii
pani de Verquin
i kaza�am natychmiast rozdzieli� je w�r�d ubogich tej parafii.
Ostatnia wola zmar�ej zosta�a skrupulatnie wype�niona; zbyt starannie si�
zreszt� zabezpieczy�a,
aby mo�na by�o w czymkolwiek jej uchybi�. Pochowano zw�oki pod krzewem ja�minu,
a na p�ycie nagrobnej wyryte zosta�o tylko jedno s�owo: VIXIT.
Tak oto sko�czy�a siostra mojego najbli�szego przyjaciela; pe�na wiedzy i zalet
umys�u,
uformowana z samych wdzi�k�w i talent�w, pani de Verquin zdolna by�a przy innej
konduicie
zas�u�y� na szacunek i mi�o�� wszystkich, kt�rzy j� znali; niestety, wzbudza�a
tylko pogard�.
Rozwi�z�o�� jej wzmaga�a si� wraz z up�ywem lat; brak zasad nigdy nie jest
bardziej
niebezpieczny ni� w wieku, kiedy utraci�o si� ju� poczucie wstydliwo�ci;
zepsucie z�era serce,
wyrafinowanie pog��bia wyst�pki i niepostrze�enie dochodzi si� do zbrodni
s�dz�c, �e
pope�nia si� najwy�ej nieznaczne b��dy. Wszelako niewiarygodne za�lepienie jej
brata nie
przestawa�o mnie zdumiewa�; tak wielka jest moc dobroci i naiwno�ci! Ludzie
szlachetni
nigdy nie podejrzewaj� u innych z�a, do kt�rego sami nie s� zdolni i dlatego
w�a�nie padaj�
od razu ofiar� pierwszego nicponia, kt�ry zechce ich zwodzi�; st�d tak �atwo i
tak niegodziwie
jest ich oszukiwa�; bezczelny �otr, kt�ry godzi na ich cze�� lub mienie, musi
jeno dostatecznie
si� upodli�, a nie dowi�d�szy nawet swej bieg�o�ci w zbrodni, tym bardziej
przyczynia
si� do rozs�awienia cnoty.
Wraz ze �mierci� pani de Verquin postrada�am wszelk� nadziej� na otrzymanie
kiedykolwiek
jakich� wiadomo�ci o swym kochanku i swoim synu; pojmuje pan, �e nie mog�am
rozmawia�
z ni� o tych sprawach w tak strasznym stanie, w jakim j� zasta�am.
Zdruzgotana t� katastrof�, um�czona podr� kt�r� odby�am w kra�cowym upadku
ducha,
postanowi�am odpocz�� przez jaki� czas w Nancy; w ober�y, w kt�rej si�
zatrzyma�am, nie
spotykaj�c si� absolutnie z nikim, tym bardziej �e pan de Saint-Pr�t zdawa� si�
�yczy� sobie,
abym tai�a swoje nazwisko. St�d te� napisa�am do swego drogiego opiekuna,
zdecydowana
wyjecha� dopiero po otrzymaniu jego odpowiedzi.
�Nieszcz�liwa dziewczyna, kt�ra nic dla pana nie znaczy � pisa�am � kt�ra ma
prawo tylko
do twej lito�ci, ci�gle zak��ca spok�j twej egzystencji. Zamiast rozprawia� o
b�lu, w kt�rym
jest pan pogr��ony z powodu poniesionej straty, o�miela si� pisa� o swoich
k�opotach,
prosi� o twe wskazania i oczekiwa� rozkaz�w� etc.
Ale by�o wida� przeznaczone, �e nieszcz�cie ma �ciga� mnie wsz�dzie i �e
nieustannie
b�d� albo ofiar�, albo �wiadkiem jego z�owrogich dzia�a�!
Pewnego wieczoru wraca�am do�� p�no z przechadzki w towarzystwie swojej
s�u�ebnej;
sz�a ze mn� tylko ta dziewczyna i dochodz�cy lokaj, kt�rego naj�am po
przyje�dzie do Nancy;
w ober�y wszyscy ju� spali. Kiedy otwiera�am drzwi swego mieszkania, kobieta co
najmniej
ju� pi��dziesi�cioletnia, wysoka, bardzo jeszcze przystojna, kt�r� zna�am z
widzenia od
czasu, kiedy mieszka�am w tym samym hotelu, wybieg�a nagle ze swego pokoju
s�siaduj�cego
z moim i trzymaj�c w r�ku sztylet wpad�a do izby po drugiej stronie korytarza...
Wiedziona
naturalnym odruchem chcia�am zobaczy�, co si� dzieje... pobieg�am... za mn�
po�pieszyli
moi s�u��cy. W mgnieniu oka, zanim zdo�ali�my wszcz�� alarm czy po�pieszy� z
pomoc�, ta
nieszcz�nica rzuci�a si� na jak�� kobiet�, przebi�a j� no�em ze dwadzie�cia
razy, a potem
zawr�ci�a i wbieg�a do swego pokoju, nawet nas nie dostrzegaj�c. Wyda�o si� nam
wtedy, �e
by�a to ob��kana; nie rozumieli�my zbrodni, w kt�rej trudno by�o dopatrze� si�
jakiego� motywu.
Pokoj�wka i s�u��cy pocz�li krzycze�; nie zdaj�c sobie sprawy, czemu to czyni�,
stanowczym
ruchem nakaza�am im milczenie, schwyci�am za r�ce i wci�gn�am do swojego
pokoju, gdzie zaraz si� zamkn�li�my.
Z korytarza dobiega�y nas odg�osy straszliwego zamieszania; zraniona �miertelnie
kobieta
zdo�a�a dowlec si� do schod�w, wydaj�c przera�liwe wrzaski; zanim skona�a,
wyszepta�a
jeszcze nazwisko swojej morderczyni. Poniewa� za� wiedziano, �e tego wieczoru
jako ostatni
wr�cili�my do ober�y, zaaresztowano nas razem z przest�pczyni�. Zeznania
umieraj�cej nie
pozostawi�y co do nas �adnych w�tpliwo�ci, w�adze zadowoli�y si� wi�c nakazaniem
nam
jedynie, aby�my do zako�czenia procesu nie opuszczali ober�y. Zawleczona do
wi�zienia
zbrodniarka nie przyzna�a si� do niczego i broni�a si� przed oskar�eniem z
wielk� stanowczo�ci�;
opr�cz mnie i dwojga moich s�u��cych nie by�o innych �wiadk�w, trzeba wi�c by�o
stan��
przed s�dem... zeznawa�... i ukry� starannie niepok�j, kt�ry rozdziera� mi
dusz�. Przecie�
ja sama r�wnie� zas�u�y�am na �mier�, podobnie jak owa zbrodniarka, kt�r� moje
wymuszone
zeznania mia�y zaprowadzi� na szafot; dopu�ci�am si� podobnej zbrodni! Nie wiem,
ile
bym da�a, byle tylko unikn�� tych okrutnych zezna�; gdy je sk�ada�am, zdawa�o mi
si�, �e za
ka�dym s�owem wydzieraj� mi z serca po kropli krwi. Musia�am jednak m�wi�;
zeznali�my,
co�my widzieli. Aczkolwiek wszyscy przekonani byli o zbrodni tej kobiety, kt�ra
� jak si�
dowiedzia�am � zabi�a swoj� rywalk�, chocia� � powiadam � s�dziowie byli pewni,
�e jest
winna, okaza�o si� jednak, �e bez naszych zezna� nie mo�na by�o jej skaza�, gdy�
w afer� t�
zamieszany by� pewien m�czyzna podejrzanej konduity, kt�ry zbieg�, a �atwo m�g�
by� pos�dzony
o dokonanie tego mordu. Ale zeznania nasze, a zw�aszcza lokaja, kt�ry nale�a� do
personelu ober�y i zna� dobrze dom, w kt�rym pope�niono zbrodni�... te okrutne
zeznania,
kt�rych bez w�asnej kompromitacji nie mogli�my odm�wi�, przypiecz�towa�y wyrok
�mierci
na t� nieszcz�liw�.
W czasie ostatniej konfrontacji kobieta ta przypatrywa�a mi si� z wyra�nym
poruszeniem,
a potem zapyta�a, ile mam lat.
� Trzydzie�ci cztery � odrzek�am.
� Trzydzie�ci cztery? I pochodzisz z tej prowincji?
� Nie, pani.
� A nosisz nazwisko Florville?
� Owszem � odpowiedzia�am � tak si� nazywam.
� Nie zna�am pani � m�wi�a � ale jeste� osob� uczciw� i jak powiadaj�, szanowan�
w tym
mie�cie. To wystarczy, na moje nieszcz�cie... � I kontynuowa�a z przej�ciem: �
Widzia�am
pani� we �nie, w�r�d tych wszystkich okropno�ci... by�a pani razem z moim
synem... gdy�
jestem matk�, i to, jak widzi pani, nieszcz�liw�... mia�a� t� sam� posta�, ten
sam wzrost, t�
sukni�... a przede mn� wznosi� si� szafot...
� We �nie! � zawo�a�am � we �nie, o pani.. � Wtedy dopiero przypomnia�am sobie
w�asny
sen sprzed niejakiego czasu; uderzy�y mnie rysy twarzy tej kobiety; rozpozna�am
w niej posta�,
kt�ra ukaza�a mi si� razem z Sennevalem obok cierniowej trumny... Oczy zwil�y�y
mi
si� �zami; im bardziej przygl�da�am si� tej kobiecie, tym usilniej pragn�am
odwo�a� swoje
zeznania... nawet przyj�� na siebie jej wyrok �mierci... Chcia�am ucieka�, a nie
mog�am si�
poruszy�. Dostrze�ono moje zmieszanie, ale trybuna� by� prze�wiadczony o mojej
niewinno�ci,
wi�c zadowoli� si� przerwaniem naszej rozmowy... Wr�ci�am do siebie zdruzgotana,
pe�na
sprzecznych uczu�, kt�rych �r�d�a nie potrafi�am sobie wyt�umaczy�. Nazajutrz
poprowadzono
t� nieszcz�nic� na �mier�.
Tego samego dnia otrzyma�am odpowied� od pana de Saint-Pr�t; zobowi�za� mnie do
powrotu.
Po tych fatalnych wydarzeniach Nancy nie by�o dla mnie przyjemnym miejscem
pobytu,
opu�ci�am je wi�c niezw�ocznie i pod��y�am do stolicy, �cigana teraz przez widmo
tej
kobiety, kt�re zdawa�o si� wo�a� za mn�: �To ty, nieszcz�sna, pos�a�a� mnie na
szafot, a nie
wiesz nawet, kogo skaza�a� na �mier�!�
Wstrz��ni�ta tylu ciosami, przygnieciona takim strapieniem, prosi�am pana de
Saint-Pr�t,
aby wyszuka� mi jakie� schronienie, gdzie mog�abym dokona� �ywota w najg��bszym
osamotnieniu,
oddaj�c si� tylko pokutom i spe�nianiu religijnych obowi�zk�w. Wskaza� mi
klasztor, w kt�rym mnie pan znalaz�; zamieszka�am tutaj w tym samym tygodniu,
zdecydowana
opuszcza� jego mury tylko dla odwiedzenia dwa razy w miesi�cu swojego opiekuna i
sp�dzenia zarazem kilku dni u pani de Lerince. Ale niebiosa, kt�re nie
szcz�dzi�y mi cierpie�,
nie pozwoli�y r�wnie� radowa� si� d�ugo szcz�ciem obcowania z t� ostatni�
przyjaci�k�;
utraci�am j� w ubieg�ym roku. By�a dla mnie zbyt dobra, abym opu�ci�a j� w tych
ostatnich
okrutnych chwilach; ona tak�e umar�a na moich r�kach.
Ale czy uwierzy pan? Nie mia�a tak spokojnej �mierci jak pani de Verquin; tamta
niczego
si� nie spodziewa�a i nie ba�a si� wszystkiego utraci�; ta za� zdawa�a si� l�ka�
utraty wszelkiej
nadziei. Nie widzia�am najmniejszych wyrzut�w sumienia u kobiety, kt�ra powinna
by�a
ugina� si� pod ich ci�arem; u tej natomiast, kt�ra wolna by�a od wszelkiego
grzechu, pojawi�y
si� one przed zgonem, Pani de Verquin w chwili �mierci �a�owa�a jedynie, �e nie
dosy�
grzeszy�a; pani de Lerince kona�a wyrzucaj�c sobie, i� czyni�a za ma�o dobra.
Pierwsza okry�a
si� kwiatami, op�akuj�c jedynie utrat� rozkoszy; druga chcia�a umrze� na
pokutniczym �o�u,
rozpaczaj�c na wspomnienie godzin, kt�re zaniedba�a po�wi�ci� cnocie.
Zastanowi�y mnie te przeciwie�stwa i troch� zw�tpienia wkrad�o si� do mej duszy.
� I
czemu� to � m�wi�am sobie � spok�j w ostatniej chwili �ycia nie jest udzia�em
cnoty, ale raczej
grzechu i wyst�pku? � Ale w tej samej chwili umocni� mnie jaki� wewn�trzny g�os,
pochodz�cy
z g��bi serca. � Czy przystoi mi � pomy�la�am � bada� zamiary Przedwiecznego?
To, co widzia�am: winno mnie jeszcze bardziej umocni� w wierze: trwoga pani de
Lerince
by�a niepokojem cnoty, natomiast okrutna apatia pani de Verquin ostatnim dowodem
skutk�w
zbrodni. Ach! Gdybym mog�a wybra� dla siebie rodzaj �mierci, niechby B�g
przyzna� mi
�ask� niepokoju tej pierwszej, a ustrzeg� przed ot�pieniem tamtej...
Taki jest koniec mojej historii. Od dw�ch lat mieszkam w klasztorze
Wniebowzi�cia, gdzie
umie�ci� mnie m�j dobroczy�ca. Tak, prosz� pana, �yj� tam ju� dwa lata, a nie
mia�am jeszcze
ani chwili ukojenia; ka�dej nocy jawi si� przede mn� wizerunek nieszcz�liwego
Saint-
Ange�a i tej biednej kobiety, kt�r� w Nancy pos�a�am na �mier�. W takim stanie
ducha spotykam
teraz pana; to by�y tajemnice, z kt�rych mia�am ci si� zwierzy�. Czy� nie by�o
moim
obowi�zkiem powiedzie� ci o wszystkim zanim ulegniesz uczuciom, kt�re tak ci�
zwodz�?
Widzi pan sam, czy mog� by� ciebie godna... czy ta dusza rozdarta cierpieniem
mo�e przynie��
ci w �yciu jak�kolwiek rado��... Ach! Drogi panie, pozb�d� si� tych z�udze� i
pozw�l
mi wr�ci� do surowej samotni, kt�ra jedyna teraz mi przystoi. Gdyby� wyrwa� mnie
stamt�d,
to mia�by� wiecznie przed sob� straszne widowisko wyrzut�w sumienia, bole�ci i
niedoli!
Panna de Florville zako�czy�a swoj� opowie�� w stanie wielkiego wzburzenia. Z
natury
�ywa, wra�liwa i delikatna, nie potrafi�a wspomina� swoich nieszcz�� nie
prze�ywaj�c ich
od nowa.
Pan de Courval, kt�ry w ostatnich wydarzeniach jej �ycia nie dopatrzy� si�
bynajmniej argument�w
zdolnych zniweczy� jego zamiary, stara� si� usilnie uspokoi� ukochan�
dziewczyn�.
� Powtarzam pani � m�wi� � w tym wszystkim, co� mi opowiedzia�a, wiele jest
zdarze�
dziwnych i fatalnych, ale nie widz� ani jednego, kt�re mog�oby naprawd�
niepokoi� twe sumienie
albo szkodzi� twej reputacji... Ta przygoda w wieku lat szesnastu... smutna,
przyznaj�,
ale tyle by�o przecie� okoliczno�ci zdolnych ci� usprawiedliwi�... M�odo��,
wp�yw pani de
Verquin... �w m�ody cz�owiek, zapewne bardzo przystojny... kt�rego chyba nigdy
ju� potem
nie widzia�a�? � dorzuci� pan de Courval z niepokojem w g�osie � i kt�rego
zapewne nigdy
wi�cej nie zobaczysz...
� O nigdy, na pewno! � odrzek�a Florville, zgaduj�c pow�d niepokoju pana de
Courval.
� A wi�c, o pani, dojd�my do porozumienia; zako�czmy t� spraw�! Zaklinam pani�,
pozw�l
si� przekona�, �e w historii twego �ycia nie masz niczego, co mog�oby w sercu
uczciwego
cz�owieka umniejszy� najwy�szy szacunek nale�ny twoim cnotom albo uj�� cokolwiek
z podziwu, kt�ry budz� twoje powaby.
Panna de Florville poprosi�a jednak o pozwolenie powrotu do Pary�a, aby po raz
ostatni
zasi�gn�� rady swojego opiekuna; przyrzek�a, �e z jej strony nie b�dzie ju� na
pewno �adnych
trudno�ci. Pan de Courval nie m�g� nie zgodzi� si� na spe�nienie tej zacnej
powinno�ci; wyjecha�a,
a po o�miu dniach wr�ci�a razem z panem de Saint-Pr�t. Pan de Courval przyj�� go
z
nies�ychan� go�cinno�ci�; okazywa� wyra�nie, jak bardzo pochlebia mu zwi�zek z
dziewczyn�,
kt�r� Saint-Pr�t raczy� otoczy� sw� opiek�, prosi� go, aby na zawsze zechcia�
zachowa�
tytu� kuzyna tej uroczej osoby. Saint-Pr�t odpowiada� r�wnie uprzejmie i nadal
wystawia�
zaletom i charakterowi panny de Florville jak najpochlebniejsze �wiadectwo.
Nadszed� wreszcie dzie� tak upragniony przez Courvalla; odby�a si� ceremonia
za�lubin, a
przy odczytaniu intercyzy ma��onek wielce si� zdumia�; gdy okaza�o si�, �e nie
uprzedzaj�c
nikogo pan de Saint-Pr�t dorzuci� do pensji panny de Florville cztery tysi�ce
liwr�w rocznej
renty i zapisa� jej ponadto w testamencie darowizn� w wysoko�ci stu tysi�cy
frank�w.
Ta niezwyk�a dziewczyna rozp�aka�a si� przyjmuj�c nowe dobrodziejstwa od swojego
opiekuna, w g��bi duszy by�a jednak rada, �e mo�e ofiarowa� cz�owiekowi, kt�ry
tak wysoko
j� oceni�, fortun� co najmniej r�wn� maj�tkowi, jaki dot�d posiada�.
Serdeczno��, najczystsza rado��, dowody wzajemnego szacunku i przywi�zania ze
strony
obojga ma��onk�w towarzyszy�y obrz�dom tego hymenu... hymenu fatalnego, nad
kt�rym
zbiera�y si� gro�ne chmury...
Podobnie jak wszyscy przyjaciele nowo za�lubionej pary pan de Saint-Pr�t sp�dzi�
u Courval�w
osiem dni, ale ma��onkowie zdecydowali si� nie wraca� z nim do Pary�a;
postanowili
pozosta� na wsi a� do nadej�cia zimy, aby uporz�dkowa� nale�ycie swoje interesy
i doprowadzi�
je do stanu umo�liwiaj�cego utrzymanie w stolicy przyzwoitego domu. Pan de
Saint-Pr�t obci��ony zosta� zadaniem wyszukania w swoim s�siedztwie jakiej�
�adnej nieruchomo�ci,
aby mogli si� wzajemnie jak najcz�ciej odwiedza�. Raduj�c si� nadziej�
szcz�liwej
przysz�o�ci pa�stwo de Courval prze�yli razem ju� trzy miesi�ce, spodziewali si�
nawet
potomstwa, o czym donie�li natychmiast panu de Saint-Pr�t, gdy nagle
nieprzewidziane wydarzenie
zdruzgota�o brutalnie ich szcz�liwe po�ycie i zmieni�o w cmentarne cyprysy
wszystkie r�e hymenu.
Pi�ro wypada mi z r�ki... winienem b�aga� czytelnik�w o �ask� i zmi�owanie,
zaklina� ich,
aby powstrzymali si� przed dalsz� lektur�... Tak... aby odrzucili natychmiast t�
ksi��k�, je�eli
nie chc� zadr�e� ze zgrozy... Tragiczna jest dola cz�owieka na tym �wiecie...
okrutne s� skutki
igraszek losu... Czemu nieszcz�sna Florville, istota najcnotliwsza i godna
prawdziwego
szcz�cia, przez niepoj�ty zbieg fatalnych okoliczno�ci musi okaza� si�
najpotworniejszym
monstrum, jakie kiedykolwiek stworzy�a Natura?
Pewnego wieczoru spoczywa�a u boku m�a, czytaj�c romans angielski pe�en
niewiarygodnych
okropno�ci, kt�ry cieszy� si� �wcze�nie wielkim rozg�osem.
� Doprawdy � powiedzia�a odk�adaj�c ksi��k� � oto historia prawie tak samo
tragiczna jak
moja w�asna.
� Tak tragiczna jak twoja! � zawo�a� pan de Courval, obejmuj�c czule ma��onk�. �
O
Florville, my�la�em, �e� ju� zapomnia�a o swoich nieszcz�ciach! Widz�, �e si�
myli�em...
czemu dopiero teraz o tym si� dowiaduj�?
Pani de Courval pogr��y�a si� w zadumie; nie odpowiedzia�a ani s�owem na
pieszczoty
m�a, bezwolnym ruchem odepchn�a go ze zgroz� i upad�a na sof� t�umi�c �kanie.
Na pr�no
�w szlachetny ma��onek ukl�k� u jej st�p. Zaklina� ukochan� kobiet� aby si�
uspokoi�a
albo ujawni�a mu chocia� przyczyn� tego ataku rozpaczy. Pani de Courval wci�� go
odpycha�a
i odwraca�a g�ow�, gdy pr�bowa� osuszy� jej �zy, do tego stopnia, �e Courval,
przekonany,
i� smutne wspomnienie dawnej mi�o�ci ponownie j� rozp�omieni�o, nie m�g�
powstrzyma�
si� od gorzkich wyrzut�w. Pani de Courval wys�ucha�a go w milczeniu.
� Nie � odpowiedzia�a wreszcie wstaj�c � nie, to nie to... mylisz si� t�umacz�c
w ten spos�b
cierpienie, kt�rego sta�am si� ofiar�. To nic wspomnienia tak mn� wstrz�sn�y,
ale smutne
przeczucia... Jestem z tob� szcz�liwa... bardzo szcz�liwa... i niegodna tego
szcz�cia.
Niemo�liwe, aby trwa�o ono d�ugo; urodzi�am si� pod fataln� gwiazd�; jutrzenka
rado�ci zawsze
by�a dla mnie tylko b�yskawic�, kt�ra poprzedza uderzenie gromu... Boj� si�, �e
nie jeste�my
przeznaczeni do wsp�lnego szcz�cia i to mnie przera�a. Dzisiaj jestem twoj�
�on�, jutro
� by� mo�e � ju� ni� nie b�d�... Ci�gle brzmi w mej duszy tajemny g�os, kt�ry
m�wi, �e ta
rado�� jest tylko z�udzeniem, kt�re rozpadnie si� pr�dko jak kwiat przekwitaj�cy
w ci�gu jednego
dnia. Nie oskar�aj mnie o kaprys czy ozi�b�o��; je�lim winna, to jeno zbytniej
wra�liwo�ci;
nieszcz�cia nauczy�y mnie widzie� wszystko z najgorszej strony...
Pan de Courval kl�cza� u st�p ma��onki, na pr�no usi�owa� uspokoi� j�
pieszczotami i
perswazjami; gdy nagle...
Zbli�a�a si� godzina si�dma, zapad� wczesny pa�dziernikowy zmierzch... Wszed�
lokaj i
oznajmi�, �e jaki� nieznajomy domaga si� usilnie rozmowy z panem de Courval.
Florville
zadr�a�a... mimowolnie �zy �ciek�y jej po twarzy, zachwia�a si�, chcia�a m�wi�,
ale g�os zamar�
jej w gardle.
Pan de Courval, zaniepokojony stanem �ony, kaza� poprosi� go�cia, aby zechcia�
zaczeka�
i po�pieszy� jej z pomoc�; jednak�e pani de Courval; kt�ra obawia�a si�, �e
zemdleje wskutek
wewn�trznego poruszenia, i usi�owa�a za wszelk� cen� ukry� wra�enie, jakie
zrobi�a na niej
niespodziewana wiadomo��, unios�a si� z wysi�kiem i powiedzia�a:
� To nic... to nic... niech on wejdzie. Lokaj wyszed� i wr�ci� po chwili,
prowadz�c m�czyzn�
w wieku trzydziestu siedmiu lub trzydziestu o�miu lat, kt�rego fizjonomia,
sk�din�d
wcale przyjemna, zdradza�a jednak zakorzeniony g��boko smutek.
� Ojcze! � zawo�a� nieznajomy, rzucaj�c si� do n�g panu de Courval. � Czy
poznajesz syna
utraconego przed dwudziestu dwoma laty, a za swe b��dy a� nadto ukaranego przez
nieszcz�cia,
kt�re od tamtej chwili nieustannie go prze�ladowa�y?
� M�j syn! Wielki Bo�e! Patrz jakie to zrz�dzenie losu... niewdzi�czniku, kt�
ci przypomnia�
o starym ojcu?
� Serce, ojcze, to wyst�pne serce, kt�re wszelako nigdy nie przesta�o ci�
mi�owa�! Wys�uchaj
mnie, ojcze... wys�uchaj mnie, mam wiele do opowiedzenia, racz usi���... a ty,
pani �
m�wi� m�ody Courval, zwracaj�c si� do ma��onki swego rodzica � wybacz, �e ju�
przy pierwszym
spotkaniu zmuszony jestem ods�oni� przed tob� straszne nieszcz�cie rodziny,
kt�rych
wszelako nie wolno mi tai� przed ojcem.
� Prosz�, niech pan m�wi � wyszepta�a pani de Courval zd�awionym g�osem,
rzucaj�c
b��dne spojrzenie na swego pasierba. � Nieszcz�cie jest mi nieobce,
do�wiadczy�am go wiele
od czas�w dzieci�stwa!
Podr�nik utkwi� wzrok w pani de Courval i odrzek� z mimowolnym wzruszeniem:
� Do�wiadczy�a� nieszcz�cia, o pani? Wielki Bo�e! Niepodobna, aby� by�a ci�ej
od nas
dotkni�ta!
Usiedli... Trudno opisa� stan pani de Courval... co chwila podnosi�a wzrok na
kawalera,
potem wbija�a go w ziemi�... ci�ko dysza�a. Pan de Courval ociera� �zy, syn
pr�bowa� go
uspokoi�, prosi�, aby zechcia� skupi� uwag� Podj�li wreszcie rozmow�.
� Tyle mam do opowiedzenia ci, ojcze � rozpocz�� m�ody Courval � �e pozw�l mi
pomin��
szczeg�y i zaj�� si� jedynie najwa�niejszymi faktami. Przyrzeknij mi, a ty, o
pani, zechciej
da� r�wnie� swoje s�owo, �e nie przerwiecie, p�ki nie sko�cz� ca�ej historii.
� Rozsta�em si� z tob� ojcze, maj�c lat pi�tna�cie; pierwszym moim odruchem by�o
po�pieszy�
za matk�, kt�r� w za�lepieniu swoim bardziej ni� ciebie mi�owa�em. Porzuci�a ci�
przed wielu laty; odszuka�em j� w Lyonie, ale jej rozwi�z�o�� przerazi�a mnie do
tego stopnia,
�e ratuj�c resztki winnego jej szacunku zmuszony by�em czym pr�dzej stamt�d
ucieka�. Pojecha�em
do Strasburga, gdzie stacjonowa� �wcze�nie regiment normandzki... � W tym
miejscu
pani de Courval spojrza�a na� z przera�eniem, ale zdo�a�a si� opanowa�. � Uda�o
mi si� zainteresowa�
swoim losem dow�dc� tego pu�ku; ofiarowa� mi szar�� podporucznika; po roku
znalaz�em si� z ca�� formacj� w garnizonie Nancy... I tam zakocha�em si� w
kuzynce niejakiej
pani de Verquin... uwiod�em t� m�od� osob�, mia�em z ni� syna, a potem
niegodziwie j� porzuci�em...
S�ysz�c te s�owa pani de Courval zadr�a�a; g�uchy j�k wydar� si� z jej piersi,
ale nie poruszy�a
si� i siedzia�a nadal znieruchomia�a w fotelu.
� Ta nieszcz�sna przygoda by�a przyczyn� wszystkich moich niedoli. Odda�em
dziecko tej
biednej panny do pewnej kobiety, zamieszka�ej w pobli�u Metzu, kt�ra przyrzek�a
mi otoczy�
je starann� opiek�, i po pewnym czasie wr�ci�em do swojego pu�ku. Pot�piono
powszechnie
moje zachowanie, a poniewa� owa panna nie pokaza�a si� ju� wi�cej w Nancy,
spad�y na
mnie oskar�enia o spowodowanie jej zguby. By�a tak �adna, �e interesowa�o si�
ni� wielu
m�czyzn w tym mie�cie, znalaz�a wi�c m�cicieli. Musia�em stan�� do pojedynku,
zabi�em
swego przeciwnika, a potem uszed�em do Turynu razem z synem, kt�rego zabra�em
przeje�d�aj�c
w pobli�u Metzu. Dwana�cie lat s�u�y�em kr�lowi Sardynii. Nie b�d� ju� opowiada�
o
nieszcz�ciach, kt�rych tam do�wiadczy�em, by�y doprawdy niezliczone; dopiero
porzucaj�c
Francj� zaczynamy j� ceni�! Tymczasem m�j syn r�s� i zapowiada� si� obiecuj�co.
Pozna�em
w Turynie pewn� Francuzk�, kt�ra towarzyszy�a jednej z naszych ksi�niczek
wydanej za
m�� na tamtejszym dworze; ta czcigodna dama zainteresowa�a si� moj� niedol�,
o�mieli�em
si� wi�c prosi� j�, aby zabra�a mego syna do Francji celem wydoskonalenia jego
edukacji.
Obieca�em, �e w ci�gu sze�ciu lat na tyle uporz�dkuj� swoje interesy, �e b�d�
m�g� przyjecha�
po ch�opca i zabra� go znowu do siebie. Zgodzi�a si� i zawioz�a do Pary�a to
nieszcz�liwe
dzieci�, nie zaniedbuj�c odt�d niczego, co by�o niezb�dne dla jego wychowania, i
donosz�c
mi stale o jego post�pach.
Wr�ci�em do Francji na rok przed um�wionym terminem, po�pieszy�em do owej damy,
pe�en s�odkiej nadziei na spotkanie ze swoim synem, na u�ciskanie w ramionach
tego owocu
mi�o�ci zdradzonej... ale nadal p�on�cej w mym sercu. � Tw�j syn ju� nie �yje �
o�wiadczy�a
mi niespodziewanie ta szlachetna przyjaci�ka, zalewaj�c si� �zami. � Pad�
ofiar� tej samej
nami�tno�ci, kt�ra unieszcz�liwi�a jego ojca. Zabrali�my go na wie�; tam
zakocha� si� w
pewnej uroczej dziewczynie, kt�rej nazwisko przysi�g�am utai�; porwany
gwa�townym uczuciem
chcia� wydrze� jej si�� to, czego obro�c� by�a jej cnota... cios z jej r�ki,
wymierzony dla
odstraszenia napastnika, ugodzi� go w serce i spowodowa� �mier�...
Pani de Courval zapad�a w rodzaj os�upienia, kt�re przez chwil� zdawa�o si�
nawet grozi�
jej �yciu; oczy jej znieruchomia�y, krew zastyg�a w �y�ach. Pan de Courval,
kt�ry a� nadto
dobrze poj�� tragiczny zwi�zek mi�dzy tymi nieszcz�snymi wypadkami, przerwa�
synowi i
pochwyci� �on� w ramiona. Odzyska�a przytomno�� i z heroiczn� determinacj�
zawo�a�a:
� Pozw�l mu m�wi�, jeszcze nie dope�ni�a si� miara mych nieszcz��!
Co prawda m�ody Courval nie zrozumia� zainteresowania tej damy faktami, kt�re
dotyczy�y
jej � jak s�dzi� � tylko po�rednio, ale zgaduj�c co� niezwyk�ego w zachowaniu
ma��onki
ojca, patrzy� na ni� z wyra�nym niepokojem. Pan de Courval �cisn�� za r�k� syna
i odwracaj�c
jego uwag� od zrozpaczonej Florville, nakaza� mu kontynuowa� opowie��,
zatrzymuj�c
si� wszelako jedynie przy sprawach najwa�niejszych i pomijaj�c szczeg�y, gdy�
jego historia
zawiera tajemnicze okoliczno�ci, kt�re trzeba jak naj�pieszniej wyja�ni�.
� Zrozpaczony �mierci� syna � podj�� podr�nik � nie maj�c we Franci j i nikogo,
kto
m�g�by mnie zatrzyma�... poza ojcem, kt�rego nie �mia�em jednak odwiedzi�,
l�kaj�c si�
jego gniewu... postanowi�em wyjecha� do Niemiec: Nieszcz�sny ojcze! � zawo�a�
m�ody Courval,
zraszaj�c �zami r�ce swego rodziciela � zbierz odwag�, b�agam ci�, pozostaj� mi
do
opowiedzenia fakty najokropniejsze...
� Ledwo przyby�em do Nancy, gdy us�ysza�em, �e niejaka pani Desbarres.. a by�o
to nazwisko,
kt�re przyj�a matka, skoro tylko uwierzy�e� w jej �mier�.. dowiedzia�em si�, i�
owa
pani Desbarres zosta�a wtr�cona do wi�zienia pod zarzutem zasztyletowania swojej
rywalki, a
nazajutrz zostanie zapewne stracona na szafocie.
� Widzisz! � zawo�a�a pani de Courval, z rozdzieraj�cym szlochem obejmuj�c m�a
za
szyj�. � Widzisz teraz ogrom moich nieszcz��?
� Tak, droga pojmuj� wszystko � wyszepta� pan de Courval. � Ale zaklinam ci�,
pozw�l
memu synowi sko�czy� opowiadanie.
Florville zamilk�a; oddycha�a z wysi�kiem, straszliwe napi�cie malowa�o si� w
skurczonych
rysach jej twarzy.
� M�w, synu, m�w dalej � powiedzia� nieszcz�liwy ojciec. � Za chwil� wszystko
ci wyja�ni�.
� Us�yszawszy t� nowin� � kontynuowa� m�ody Courval � upewni�em si� od razu, czy
nie
ma jakiej� pomy�ki w nazwisku. Niestety, okaza�o si�, �e t� zbrodniark� by�a
naprawd� moja
matka. Za��da�em widzenia, uzyska�em zgod� w�adz, pad�em w jej ramiona. �
Umieram winna
zbrodni � powiedzia�a mi ta nieszcz�liwa kobieta � ale w zbiegu okoliczno�ci,
kt�ry zaprowadzi�
mnie na szafot, jest co� doprawdy niesamowitego. Kto inny m�g� by� pos�dzony o
to zab�jstwo, szukano go nawet, wskazywa�y go wszystkie poszlaki; ale jaka�
kobieta i jej
s�u��cy, kt�rych przypadek sprowadzi� w�wczas do ober�y, widzieli zbrodni�,
chocia� ja sama
w wielkim wzburzeniu nie zdo�a�am ich dostrzec. Zeznania ich sta�y si� jedyn�
podstaw�
wydanego na mnie wyroku �mierci. Trudno! Nie tra�my czasu na pr�ne narzekania!
Mam ci
powierzy� wa�n� tajemnic�, s�uchaj wi�c, synu... Skoro tylko oczy moje zamkn�
si� na zawsze,
pojedziesz do mego m�a a swojego ojca; powiesz mu, �e w�r�d licznych moich
zbrodni
jest jedna, o kt�rej nigdy si� nie dowiedzia�, a do kt�rej chc� mu si�
przyzna�... Mia�e� siostr�
synu... Przysz�a na �wiat w rok po twoim urodzeniu... Uwielbia�am ci�, l�ka�am
si�, �e ta
dziewczyna mo�e kiedy� umniejszy� twe prawa; �e w chwili wydania za m�� trzeba
b�dzie
da� jej posag z maj�tku, kt�ry winien do ciebie nale�e�. Aby wi�c zachowa� tylko
dla ciebie
ca�e dziedzictwo, pod nieobecno�� ojca postanowi�am pozby� si� tej dziewczynki i
postara�
si�, aby w przysz�o�ci m�j m�� nie uzyska� ju� �adnego potomstwa z naszego
ma��e�stwa.
Rozwi�z�o�� wtr�ci�a mnie wkr�tce we wszelkie rodzaje wyst�pku, kt�re zapobieg�y
skutkom
tych zamierze�, chocia� wci�gn�y mnie w inne, najokropniejsze zbrodnie. Co do
tej dziewczynki,
to zdecydowana by�am skaza� j� bez lito�ci na �mier�. Zabiera�am si� ju� do
wykonania
tego haniebnego planu razem z mamk�, kt�r� hojnie op�aci�am, ale owa kobieta
o�wiadczy�a
mi, �e zna pewnego m�czyzn�, od dawna ju� �onatego, kt�ry wszelako daremnie
oczekuje upragnionego potomstwa; ofiarowa�a si� uwolni� mnie od c�rki bez
pope�nienia
zbrodni, i to w spos�b, kt�ry w przysz�o�ci zapewni dziecku prawdziwe szcz�cie.
Zgodzi�am
si� bez wahania; tej samej nocy podrzucono dziewczynk� pod bram� domu tego
cz�owieka, ze
stosownym listem w�o�onym do ko�yski... Skoro mnie ju� nie b�dzie, udaj si�
�piesznie do
Pary�a i b�agaj ojca, aby zechcia� mi przebaczy�, aby nie przeklina� mojej
pami�ci i odzyska�
dla siebie to dzieci�.
� M�wi�c to matka �ciska�a mnie... usi�owa�a ukoi� rozterk�, kt�r� wywo�a�a we
mnie jej
opowie��... Ojcze, stracono j� nazajutrz! Niebezpieczna choroba omal nie
wtr�ci�a mnie do
grobu; dwa lata by�em mi�dzy �yciem a �mierci�, nie maj�c ni si�y, ni odwagi,
aby do ciebie
napisa�. Skoro tylko odzyska�em zdrowie, postanowi�em natychmiast rzuci� ci si�
do n�g,
b�aga� o przebaczenie dla nieszcz�liwej ma��onki i ujawni� nazwisko osoby, u
kt�rej winiene�
szuka� informacji o mojej siostrze; to pan de Saint-Pr�t...
Pan de Courval by� prawie nieprzytomny; postrada� niemal zmys�y, zamar�y w nim
wszystkie si�y ducha; stan jego by� doprawdy przera�aj�cy.
Florville, od kwadransa rozdzierana nieopisanym cierpieniem, wsta�a nagle ze
spokojem
zdradzaj�cym ostateczn� determinacj�.
� Tak, m�j drogi! � zwr�ci�a si� do Courvala. � Czy wierzysz teraz, �e na ca�ym
�wiecie
nie ma ohydniejszej zbrodniarki ni� n�dzna Florville?... Sp�jrz na mnie,
Senneval! Poznajesz
swoj� siostr�? Dziewczyn�, kt�r� uwiod�e� w Nancy? Morderczyni� naszego syna,
�on� w�asnego
ojca, niegodziw� istot�, kt�ra rodzon� matk� zawiod�a na szafot... Tak, panowie,
straszne s� moje zbrodnie... Na kt�regokolwiek z was o�miel� si� spojrze�, widz�
jeno przyczyn�
zgrozy... Widz� kochanka we w�asnym bracie, m�a w rodzonym ojcu... a kiedy
pomy�l�
o sobie, dostrzegam odra�aj�ce monstrum, kt�re przebi�o no�em serce swojego
dziecka i
skaza�o na �mier� w�asn� matk�... Czy wszystkie m�czarnie piek�a mog� by� dla
mnie dostateczn�
kar�? S�dzicie mo�e, i� zdo�am �y� dalej z tak wielk� m�k� w duszy? O nie!...
jeszcze
tylko jednej zbrodni nie mam na sumieniu, ale ta pom�ci was wszystkich...
W mgnieniu oka nieszcz�liwa rzuci�a si� na pistolety Sennevala, wyrwa�a mu bro�
i wystrzeli�a
sobie w g�ow�, zanim ktokolwiek zdo�a� przejrze� jej zamiary. Skona�a za chwil�,
nie
wym�wiwszy ani s�owa.
Pan de Courval straci� przytomno��; syn, wstrz��ni�ty widokiem tej strasznej
sceny, wo�a�
rozpaczliwie o pomoc. Ale dla Florville nie by�o ju� ratunku; cie� �mierci
po�o�y� si� na jej
twarzy; w zniekszta�conych rysach dostrzec mo�na by�o cierpienie gwa�townego
zgonu i beznadziejn�
rozpacz... p�awi�a si� w ka�u�y krwi.
Zaniesiono do ��ka nieprzytomnego pana de Courval; przele�a� dwa miesi�ce w
najniebezpieczniejszym
stanie. Syn jego rozchorowa� si� r�wnie�, ale swoimi staraniami i czu��
opiek� zdo�a� jednak przywr�ci� ojcu zdrowie i si�y. Wszelako po tylu okrutnych
ciosach postanowili
obaj usun�� si� od �wiata. Odleg�a samotnia skry�a ich na zawsze przed
ciekawo�ci�
przyjaci�; tam te� na �onie cnoty i wiary zako�czyli �ycie tragiczne i ponure,
dowodz�c
swoim przyk�adem, �e tylko w wiecznej ciemno�ci grobu dane jest cz�owiekowi
odnale��
spok�j, kt�ry wydziera mu nieustannie na tym �wiecie z�o�liwo�� bli�nich, splot
w�asnych
nami�tno�ci, a nade wszystko fatalizm losu.
EUGENIA DE FRANVAL
OPOWIE�� TRAGICZNA
Pouczy� i przyczyni� si� do poprawy obyczaj�w � oto jest jedyny sens tej
opowie�ci. Niechaj
uka�e ona ogrom niebezpiecze�stwa, na kt�re wystawia si� ka�dy, kto got�w jest
na
wszystko dla nasycenia swej ��dzy! Czy� cz�owiek taki mo�e s�dzi�, �e
wykszta�cenia, bogactwa,
talent�w i dar�w Natury mo�na u�y� na co innego ni� b��dzenie po manowcach,
skoro
nie wspieraj� ich i nie nadaj� im w�a�ciwego waloru w jego oczach
pow�ci�gliwo��, dobre
obyczaje, rozs�dek i skromno��? Tej w�a�nie prawdy zamierzamy dowie�� w toku
niniejszej
opowie�ci. Niech wybaczone nam b�d� potworne szczeg�y zbrodni, o kt�rych musimy
rozprawia�!
Czy by�oby jednak mo�liwe wpojenie odrazy do podobnych wyst�pk�w, gdyby zabrak�o
nam odwagi przedstawienia ich w ca�ej odra�aj�cej nago�ci?
Rzadko si� zdarza, aby wszystko sprzyja�o powodzeniu tej czy innej ludzkiej
istoty. Kto�
jest faworytem Natury, ale Fortuna odmawia mu swoich dar�w; innego znowu Fortuna
darzy
szczodrze �askami, ale zn�ca si� nad nim Natura. Wydaje si�, �e zamiarem
Opatrzno�ci by�o
przedstawienie w losach ka�dego indywiduum tej wielkiej prawdy, �e zasada
powszechnej
r�wnowagi jest najwa�niejszym prawem Wszech�wiata, kt�re okre�la byt
wszystkiego, co
pojawia si�, istnieje, oddycha.
Franval by� mieszka�cem Pary�a, gdzie zreszt� si� urodzi�, a z czterystu
tysi�cami liwr�w
rocznej renty ��czy� pi�kn� postaw�, ujmuj�c� powierzchowno�� i rozmaite
talenty. Pod t�
uwodzicielsk� mask� ukrywa�y si� jednak sk�onno�ci do najgorszych wyst�pk�w,
przede
wszystkim za� te, kt�re tolerowane i podsycane wiod� tak pr�dko ku jawnej
zbrodni. G��wn�
wad� Franvala by� nieopisany przerost imaginacji. Nie�atwo jest wyzby� si� tej
cechy,
zw�aszcza gdy jej skutki wi��� si� z pomniejszaniem si�. Im mniej kto� mo�e
dokona�, tym
usilniej si� o to stara. Im mniej kto� dzia�a, tym wi�cej my�li. Ka�dy rok �ycia
podsuwa mu
nowe pomys�y, a przesyt zmys��w nie ostudza go bynajmniej, lecz przeciwnie,
rodzi w nim
najfatalniejsze wyrafinowanie.
Tak wi�c Franval obdarzony by� wszystkimi powabami m�odo�ci i znakomitymi
talentami,
ale jednocze�nie gardzi� g��boko obowi�zkami moralnymi i religijnymi; wychowawcy
na
pr�no starali si� wpoi� mu te zasady. W czasach gdy najniebezpieczniejsze
ksi��ki trafiaj�
do r�k dzieci r�wnie �atwo jak do r�k ich rodzic�w i guwerner�w, gdy zuchwa�o��
pogl�d�w
uchodzi za filozofi�, niedowiarstwo za si�� ducha, a libertynizm za bogat�
imaginacj�, �artowano
pocz�tkowo z pogl�d�w m�odego Franvala, po trosze go potem ganiono, a wreszcie i
pochwalono. Ojciec Franvala, zagorza�y wielbiciel modnych sofizmat�w, sam
zach�ca� syna,
by we wszystkich sprawach kierowa� si� rozs�dkiem. Sam podsuwa� mu dzie�a, kt�re
mia�y
przy�pieszy� zepsucie m�odego umys�u. W tej sytuacji �aden nauczyciel nie
o�miela� si�
oczywi�cie uczy� m�odzie�ca zasad sprzecznych z pogl�dami pana domu, kt�remu
zmuszony
by� ulega�.
Wszelako Franval wcze�nie straci� oboje rodzic�w; mia� zaledwie lat
dziewi�tna�cie, gdy
stary wuj, kt�ry zreszt� umar� wkr�tce potem, przekaza� mu w chwili ma��e�stwa
ca�y maj�tek,
nale�ny prawem dziedzictwa.
Z tak� fortun� pan de Franval winien �atwo znale�� stosown� parti�. Proponowano
mu
wiele panien, ale uprosi� wuja, aby wyszuka� mu dziewczyn� m�od� i w miar�
mo�no�ci pozbawion�
licznej rodziny. Stary opiekun postara� si� zadowoli� swojego siostrzana;
zapozna�
go z pann� de Farneille, c�rk� pewnego finansisty, kt�ra by�a ju� zreszt�
p�sierot�, wychowywan�
przez matk�, dziewczyn� bardzo m�od�, ledwie pi�tnastoletni�, obdarzon�
najbardziej
urocz� buzi� w ca�ym Pary�u, i co wi�cej, sze��dziesi�ciu tysi�cami liwr�w
rocznej
renty. By�a to jedna z tych niewinnych dziewcz�cych postaci, w kt�rych wszelkie
powaby
��cz� si� z naiwno�ci�, widoczn� w delikatnych i wdzi�cznych rysach twarzyczki.
Pi�kne
jasne w�osy sp�ywa�y jej do pasa, mia�a wielkie niebieskie oczy natchnione
czu�o�ci� i
skromno�ci�, figur� szczup�� i gibk�, liliow� karnacj� i �wie�o�� r�anego
p�czka. Odznacza�a
si� licznymi talentami, usposobieniem �ywym, ale nieco melancholijnym,
sk�onno�ci�
do owego szczeg�lnego smutku, kt�ry ka�e mi�owa� ksi��ki i samotno��; s� to
cechy, kt�rymi
Natura zdaje si� obdarza� jedynie istoty przeznaczone ku nieszcz�ciu, jakby
staraj�c si� z
g�ry odj�� im zgorzknienie, a wpoi� zdolno�� do rozkoszy sm�tnej i wzruszaj�cej,
w kt�rej z
wolna poczynaj� gustowa�, przek�adaj�c �zy nad frywoln� rado�� jawnego
szcz�cia, mniej
przejmuj�c� i mniej w ko�cu realn�.
Pani de Farneille, kt�ra na kr�tko przed ma��e�stwem c�rki uko�czy�a lat
trzydzie�ci dwa,
by�a osob� pe�n� wdzi�ku i zalet umys�u, ale by� mo�e nieco zbyt surow� i
sk�onn� do rezerwy.
Pragn�c szcz�cia jedynej swojej c�rki dopytywa�a si� wielu os�b w Pary�u, co
my�l� o
zamierzonym ma��e�stwie. Nie mia�a jednak zbyt wielu krewnych, a dla
zasi�gni�cia rady
mog�a uda� si� tylko do paru ozi�b�ych przyjaci�, dla kt�rych w ko�cu wszystko
by�o jednakowo
warte. Przekonano j�, �e m�ody cz�owiek staraj�cy si� o jej c�rk� jest bez
w�tpienia
najlepsz� parti� w Pary�u i �e dopu�ci�aby si� niewybaczalnej ekstrawagancji,
gdyby przeszkodzi�a
temu zwi�zkowi. Odby� si� wi�c �lub. M�odzi ludzie, dostatecznie bogaci, aby od
razu za�o�y� w�asny dom. zamieszkali osobno od pierwszych chwil ma��e�stwa.
M�ody Franval wolny by� od tych wszystkich wad lekkomy�lno�ci, nierozwagi i
nieustatkowania,
kt�re nie pozwalaj� m�czy�nie osi�gn�� pe�nej dojrza�o�ci przed uko�czeniem
trzydziestu lat. Troszczy� si� o swoj� pozycj�, lubi� porz�dek, umia� doskonale
zarz�dza�
swoim maj�tkiem; je�eli chodzi o t� stron� �yciowego powodzenia, Franval mia�
wszelkie
niezb�dne kwalifikacje do pe�nego szcz�cia. Jego wady polega�y na czym�
zupe�nie innym,
przejawia�y si� raczej w wyst�pkach wieku dojrza�ego ni� w zb��dzeniach
m�odo�ci. Wyr�nia�
si� zr�czno�ci� w intrydze, niech�ci� do ludzi, ponurym stosunkiem do �wiata,
egoizmem,
przesadnym politykowaniem, szalbierstwem; ukrywa� to wszystko nie tylko dzi�ki
wspomnianym wy�ej talentom i osobistemu urokowi, lecz r�wnie� dzi�ki elokwencji,
niesko�czenie
bystremu umys�owi i umiej�tno�ci jednania ludzi. Takim by� cz�owiek, kt�rego
mamy przedstawi�.
Zgodnie ze zwyczajem panna de Farneille pozna�a swego m�a zaledwie na miesi�c
przed
�lubem, nic wi�c dziwnego, �e zwiedziona tymi fa�szywymi blaskami �atwo da�a si�
oszuka�.
Dni by�y dla niej zbyt kr�tkie, by mog�a nasyci� si� szcz�ciem obcowania z
m�em, ub�stwia�a
go do tego stopnia, �e egzaltacja m�odej osoby wzbudzi�aby chyba niepok�j
otoczenia,
gdyby pewne wypadki nie zatru�y rych�o s�odyczy hymenu, w kt�rym � jak m�wi�a �
znalaz�a najwi�ksze szcz�cie.
Franval traktowa� kobiety podobnie jak wszystkie inne zjawiska: filozoficznie;
patrzy� na
t� czaruj�c� istot� ch�odno i spokojnie.
� Kobieta, kt�ra do nas nale�y � powiada� � jest stworzeniem oddanym nam przez
powszechny
zwyczaj w zupe�n� niewol�. Powinna by� �agodna, pos�uszna i rozs�dna... Nie
dlatego,
bym przywi�zywa� jakiekolwiek znaczenie do rozmaitych przes�d�w na temat
kompromitacji
i ha�by, kt�r� mo�e okry� si� �ona, na�laduj�c m�skie wybryki; po prostu
dlatego, �e
nie lubi�, aby kto� obcy wchodzi� w moje prawa. Reszta nie ma znaczenia; nic nie
dodaje, ani
nie ujmuje pe�nemu szcz�ciu.
Skoro m�� �ywi� takie sentymenty, �atwo zgadn��, �e droga nieszcz�snej
dziewczyny, kt�r�
z nim zwi�zano, nie by�a bynajmniej us�ana r�ami. Uczciwa i wra�liwa, cnotliwa
i zakochana,
stara�a si� zaspokaja� wszystkie ��dze jedynego m�czyzny, kt�rego dostrzeg�a w
swoim �wiecie. Przez kilka lat pani de Franval d�wiga�a kajdany nie czuj�c nawet
ich ci�aru.
�atwo by�o zauwa�y�, i� �ywi�a si� tylko resztkami pozosta�ymi po mi�osnych
biesiadach; i
to jednak uszcz�liwia�o ja tak dalece, �e jedyn� trosk� by�o usilne staranie,
aby w nielicz-
nych chwilach po�wi�conych czu�o�ci Franval m�g� znale�� to wszystko, co uwa�a�a
za niezb�dne
dla satysfakcji swego ukochanego ma��onka.
Franval nie zawsze uchyla� si� od ma��e�skich obowi�zk�w, czego najlepszym
dowodem
by�o dziecko, ma�a dziewczynka jeszcze pi�kniejsza ni� matka, kt�r� pani de
Franval urodzi�a
po roku ma��e�stwa, nie maj�c jeszcze siedemnastu lat. Ojciec nazwa� j� od razu
Eugeni�...
Eugeni�, kt�ra mia�a si� okaza� jednocze�nie cudem i potworem Natury.
Niew�tpliwie ju� w chwili narodzin tego dziecka pan de Franval u�o�y� swoje
ohydne plany.
Oddzieli� j� przede wszystkim od matki. A� do si�dmego roku �ycia Eugenia
powierzona
by�a trosce kobiet, kt�rych wierno�ci Franval by� ca�kiem pewny i kt�re
ograniczaj�c swoje
zabiegi wychowawcze do troski o zdrowie i temperament dziecka, a nauk� do
pocz�tk�w
czytania, strzeg�y j� pilnie, by nie przenikn�y do jej �wiadomo�ci �adne zasady
religijne czy
moralne, o jakich dziewczynka w tym wieku jest zwykle pouczana.
Pani de Farneille i jej c�rka by�y oburzone tym post�powaniem i cz�sto czyni�y
Franvalowi
gorzkie wyrzuty; odpowiada� im ch�odno, �e postanowi� zapewni� szcz�cie swojej
c�reczce,
a wi�c nie ma zamiaru zatruwa� jej umys�u chimerami, kt�re zdolne s� tylko
trwo�y�
cz�owieka, nie b�d�c mu w niczym u�yteczne. Dziewczyna powinna jedynie umie� si�
podoba�;
mo�e natomiast ignorowa� bzdury, kt�re komplikuj�c �ycie, nie wzbogac� z
pewno�ci�
jej strony moralnej ani o jedn� prawd�, a tym bardziej jej strony fizycznej o
jakikolwiek powab.
Pogl�dy takie gorszy�y wielce pani� de Farneille, kt�ra tym bardziej oddawa�a
si� my�lom
o wieczno�ci, im dalej odsuwa�a si� od przyjemno�ci tego �wiata. Dewocja jest
s�abo�ci�
w�a�ciw� pewnym, okresom �ycia czy stanom zdrowia. W tumulcie nami�tno�ci
odleg�a
przysz�o�� zazwyczaj ma�o nas zajmuje. Gdy jednak nami�tno�ci s�abn�, gdy zbli�a
si�
chwila ostateczna, gdy ca�y �wiat wreszcie nas opuszcza, zaczynamy szuka� Boga,
o kt�rym
m�wiono nam w dzieci�stwie; a je�li nawet, wedle twierdze� filozofii, s� to
iluzje r�wnie
fantastyczne jak wiele innych, z pewno�ci� s� mniej od innych niebezpieczne.
Te�ciowa Franvala
nie mia�a rodziny, nie mia�a autorytetu, mia�a za to, jak ju� m�wili�my, kilku
przypadkowych
przyjaci�, kt�rzy zazwyczaj niech�tnie anga�uj� si� w konflikt; zmuszona do
walki
ze swym bogatym zi�ciem, cz�owiekiem m�odym, ujmuj�cym, wsz�dzie mile widzianym,
dosz�a do rozs�dnego wniosku, �e w tej sytuacji lepiej ograniczy� si� do
perswazji ni� szuka�
sposob�w radykalnych, gdy� pr�ba si� z takim cz�owiekiem mog�aby doprowadzi�
tylko do
ruiny matki i uwi�zienia gdzie� na odludziu nieszcz�liwej c�rki. O�mieli�a si�
na troch� napomnie�
i w ko�cu zamilk�a widz�c, �e s�owa jej nie zdaj� si� na nic.
Franval by� pewny swojej przewagi, a skoro dostrzeg�, �e tak si� go l�kaj�,
przesta� w
og�le si� kr�powa�; zadowoliwszy si� jedynie marnymi pozorami dla uspokojenia
opinii publicznej,
zmierza� prosto do swego strasznego celu.
Kiedy Eugenia uko�czy�a siedem lat, Franval zaprowadzi� j� do �ony; czu�a matka,
kt�ra
nie widzia�a swego dziecka od chwili, gdy wyda�a je na �wiat, nie mog�a nasyci�
si� pieszczotami;
dwie godziny przyciska�a j� do piersi, okrywa�a poca�unkami, oblewa�a �zami.
Chcia�a pozna� wszystkie jej talenty; ma�a Eugenia umia�a jednak tylko biegle
czyta�, cieszy�a
si� znakomitym zdrowiem i by�a pi�kna jak anio�. Pani de Franval prze�y�a
g��boki
wstrz�s, gdy stwierdzi�a, �e jej c�rka nie zna nawet podstawowych zasad wiary
chrze�cija�skiej.
� Czy�by� chcia� wychowa� j� tylko dla tego �wiata? � m�wi�a z oburzeniem do
m�a. �
Nie zastanawiasz si�, �e podobnie jak my prze�yje tutaj jeno chwil�, aby
pogr��y� si� potem
w wieczno�ci, jak�e straszliwej, gdy pozbawisz j� szansy radowania si�
szcz�ciem u st�p
Boga, kt�remu zawdzi�cza swe istnienie?
� Je�eli Eugenia nie pozna tej wiary, je�li ukryje si� przed ni� starannie owe
maksymy �
odpowiedzia� Franval � nie do�wiadczy nigdy nieszcz�cia. Je�li wiara twoja jest
s�uszna,
Najwy�sza Istota zbyt jest sprawiedliwa, aby kara� j� za ignorancj�. Je�eli za�
wszystko to
jest fa�szem, po co mamy jej o tym opowiada�? Co do innych stron jej edukacji,
prosz� ci�,
aby� mi zaufa�a. Sam b�d� odt�d jej wychowawc� i r�cz� ci, �e za par� lat twoja
c�rka przewy�szy
niesko�czenie wszystkie dzieci w tym samym wieku.
Pani de Franval chcia�a nalega�, wezwa�a wszelkie racje swego serca na pomoc
rozumowi;
�zy �wiadczy�y o jej uniesieniu. Ale Franval, bynajmniej nie wzruszony, zdawa�
si� nawet ich
nie dostrzega�. Kaza� odprowadzi� Eugeni� i o�wiadczy� �onie, �e je�li o�mieli
si� sprzeciwi�
w czymkolwiek zamierzonej edukacji c�rki lub je�li wpaja� jej b�dzie zasady
odmienne od
tych, kt�re on sam jej podsuwa, zostanie pozbawiona szcz�cia jej ogl�dania, a
dziewczynk�
wy�le si� do jednego z odleg�ych zamk�w, kt�rego nigdy ju� nie opu�ci. Pani de
Franval pos�usznie
zamilk�a. B�aga�a m�a, aby nie rozdziela� jej z najdro�szym dzieci�ciem, i
p�acz�c
przyrzek�a, i� nie b�dzie si� miesza� do edukacji, jak� dla niej obmy�li�.
Od tej chwili panna de Franval zamieszka�a w pi�knym apartamencie tu� obok pokoi
ojca,
razem z inteligentn� guwernantk�, jej pomocnic�, pokoj�wk� i dwoma ma�ymi
dziewczynkami
w tym samym wieku, kt�rych jedynym zadaniem by�o s�u�y� jej za towarzyszki
zabaw.
Dobrano jej starannie nauczycieli pisania, rysunku, poezji, historii naturalnej,
deklamacji,
geografii, astronomii, anatomii, greki, angielskiego, niemieckiego, w�oskiego,
szermierki,
ta�ca, jazdy konnej i muzyki. Bez wzgl�du na por� roku Eugenia wstawa�a
codziennie o
si�dmej rano. Wybiegaj�c do ogrodu bra�a ze sob� �niadanie: wielk� kromk�
razowego chleba.
Wraca�a o �smej, sp�dza�a kilka chwil w apartamencie ojca, kt�ry bawi� si� z ni�
lub
uczy� stosownych gier towarzyskich; o dziewi�tej przygotowywa�a si� do swoich
codziennych
obowi�zk�w, zjawia� si� pierwszy nauczyciel. Przyjmowa�a ich kolejno pi�ciu, a�
do
godziny drugiej po po�udniu. Proszono j� wtedy do sto�u razem z obu kole�ankami
i guwernantk�.
Obiad jej sk�ada� si� z jarzyn, ryb, ciast i owoc�w; nie jad�a nigdy mi�sa ani
zupy, nie
zna�a smaku wina, likieru czy kawy. Mi�dzy trzeci� a czwart� Eugenia wraca�a do
ogrodu,
aby pobawi� si� troch� z ma�ymi towarzyszkami. Gra�y w pi�k�, w kr�gle, w
wolanta, w klasy.
Ubrane by�y swobodnie; nic nie kr�powa�o im talii, nie opinano ich nigdy owymi
�miesznymi
fiszbinami, niebezpiecznymi dla klatki piersiowej i �o��dka, kt�re utrudniaj�c
oddychanie
m�odej istoty nieuchronnie szkodz� jej p�ucom. Mi�dzy czwart� a sz�st� panna de
Franval
spotyka�a si� znowu ze swymi wychowawcami: poniewa� nie wszyscy mogli zmie�ci�
si� w
tym samym dniu, pozostali przychodzili nazajutrz. Trzy razy w tygodniu Eugenia
je�dzi�a z
ojcem do teatru, do zas�oni�tej lo�y, kt�r� Franval abonowa� dla niej przez ca�y
rok. O dziewi�tej
wraca�a na kolacj�; podawano jej wieczorem tylko jarzyny i owoce. Cztery razy w
tygodniu,
mi�dzy godzin� dziesi�t� a jedenast�. Eugenia bawi�a si� ze swoimi damami,
czyta�a
powie�ci, wreszcie k�ad�a si� spa�. W pozosta�e dni, kiedy Franval nie jad�
kolacji poza domem,
przychodzi�a sama do pokoju ojca; by�y to chwile, kt�re Franval nazywa� swoimi
konferencjami.
W�wczas to wpaja� c�rce w�asne pogl�dy na sprawy religii i moralno�ci;
przedstawia�
jej najpierw to wszystko, co ludzie zazwyczaj my�l� w tej materii, a potem
wyk�ada�
swoje racje i argumenty.
Je�eli we�mie si� pod uwag� wielk� inteligencje dziewczynki, jej szerok� wiedz�,
�ywe
usposobienie i nami�tno��, kt�ra pocz�a si� w niej rozpala�, to �atwo poj��,
jak znaczny post�p
dokonywa� si� w duszy Eugenii dzi�ki takiemu systemowi edukacji. Jednak�e
niegodziwy
Franval nie ogranicza� si� bynajmniej do konstruowania jej �wiatopogl�du;
konferencje
jego rzadko ko�czy�y si� bez szczeg�lnego roznami�tnienia serca dziewczynki. �w
straszny
cz�owiek umia� podoba� si� swojej c�rce; zjedna� j� sobie z tak� zr�czno�ci�,
sta� si� tak
u�yteczny w jej nauce i zabawie, tak gorliwie i skutecznie dowodzi� swej
wy�szo�ci nad ka�dym,
kto m�g� si� wyda� jej mi�ym, �e Eugenia, obracaj�c si� w naj�wietniejszym
towarzystwie,
nie potrafi�a dostrzec nikogo r�wnie uroczego jak w�asny jej ojciec. Zanim
Franval
ujawni� swe zamiary, niewinne i wra�liwe stworzenie zebra�o ju� dla� w swoim
m�odym sercu
tyle uczu� przyja�ni, wdzi�czno�ci i czu�o�ci, �e nieuchronnie przerodzi� si� to
musia�o w
najgor�tsz� mi�o��. Widzia�a w �wiecie tylko Franvala, tylko ojciec wyr�nia�
si� ponad
wszystkich; burzy�a si� na my�l, �e ktokolwiek m�g�by ich rozdzieli�. By�a
gotowa mu po-
�wi�ci� ju� nawet nie sw�j honor, czy urod�, bo takie ofiary wydawa�y si� jej
zbyt n�dzne
wobec ukochanego b�stwa, ale nawet krew i �ycie, gdyby �w najdro�szy przyjaciel
kiedy�
tego za��da�.
Swojej czcigodnej i nieszcz�liwej matce panna de Franval nie okazywa�a jednak
podobnych
poryw�w serca. Ojciec m�wi� jej wprost, �e pani de Franval, korzystaj�c ze
swoich praw
�ony, domaga�a si� od niego stara�, kt�re cz�sto przeszkadza�y mu w czynieniu
dla swej drogiej
dziewczynki tego wszystkiego, do dyktowa�o mu serce. Potrafi� w ten spos�b
zasia� w
duszy m�odej istoty zazdro�� i nienawi��, kt�re wypar�y uczucia szacunku i
mi�o�ci, nale�ne
bez w�tpienia takiej matce.
� M�j drogi, m�j ukochany � m�wi�a czasami Eugenia do Franvala, kt�ry nie �yczy�
sobie,
aby c�rka zwraca�a si� do niego w inny spos�b � kobieta, kt�r� nazywasz swoj�
�on�, ta
istota, kt�ra jak powiadasz, wyda�a mnie na �wiat, jest chyba bardzo wymagaj�ca,
skoro ��da
nieustannie, aby� sp�dza� przy niej tyle czasu i pozbawia mnie szcz�cia
przebywania razem z
tob�. Wiem dobrze, �e wolisz j� od swojej Eugenii. A ja nie potrafi�abym mi�owa�
kogo�, kto
by odbiera� mi twoje uczucia!
� Moja droga przyjaci�ko � odpowiada� Franval � nie ma na �wiecie nikogo, kto
wobec
mnie m�g�by poszczyci� si� prawami r�wnymi twoim. Wi�zy ��cz�ce t� kobiet� z
twoim
najlepszym przyjacielem s� skutkiem zwyczaju i konwencji spo�ecznych; traktuj�
je zgodnie
ze wskazaniami rozumu; nigdy nie dor�wnaj� wi�zom, kt�re nas po��czy�y. Eugenio,
b�dziesz
zawsze mia�a pierwsze�stwo; zawsze b�dziesz moim anio�em i �wiat�o�ci� moich
dni,
schronieniem mej duszy i natchnieniem mego istnienia! � Och, najdro�szy, m�w
tak, m�w
cz�sto! � zawo�a�a Eugenia. � Jak�e drogie s� mi twoje s�owa! Gdyby� wiedzia�,
jak raduje
mnie ka�dy dow�d twej czu�o�ci!
Schwyci�a d�o� Franvala i przycisn�a do serca.
� Patrz, czuj� je tutaj, tu je zachowam na zawsze!
� Oby wr�ci�y do mnie w twoich czu�ych pieszczotach � odrzek� Franval �ciskaj�c
j� w
ramionach.
I w ten spos�b, wolny od wyrzut�w sumienia, dope�nia� powoli dzie�a uwiedzenia
tej nieszcz�snej.
Eugenia sko�czy�a wreszcie czterna�cie lat. Chwil� t� przeznaczy� Franval na
dokonanie
zbrodni. Zadr�yjcie! Sta�o si�!
[Dzie�3 jej urodzin sp�dzili na wsi, z dala od krewnych i natr�t�w. Hrabia4
kaza� jej tego
dnia ubra� si� wspaniale, na wz�r dziewic, kt�re po�wi�cano niegdy� w �wi�tyni
Afrodyty. O
jedenastej rano wprowadzi� j� do rozkosznego salonu, kt�rego okna przys�oni�te
by�y cienkimi
firankami, a meble us�ane kwieciem. W �rodku wznosi si� tron ustrojony r�ami.
Franval
podszed� do jego stopni prowadz�c c�rk� za r�k�.
� Eugenio � powiedzia�, ka��c jej usi��� � b�d� dzisiaj moj� kr�low�, pani� mego
serca,
pozw�l, abym uwielbia� ci� na kolanach.
� Ty mia�by� mnie uwielbia�, najdro�szy? Mnie, kt�ra wszystko ci zawdzi�czam,
kt�r�
stworzy�e�, kt�r� wychowa�e�? Ach, pozw�l raczej, bym pad�a ci do n�g! Tam jest
moje
miejsce, jedyne, kt�rego przy tobie pragn�!
� Ukochana moja Eugenio � m�wi� hrabia sadowi�c si� obok niej na ukwieconym
piedestale,
kt�ry mia� mu pos�u�y� za o�tarz triumfu � je�eli rzeczywi�cie s�dzisz, �e
cokolwiek mi
zawdzi�czasz, je�eli uczucia, kt�re objawiasz, s� naprawd� tak szczere, jak
m�wisz, czy zdajesz
sobie spraw�, jakim sposobem mo�esz mnie o tym przekona�?
3 Fragment�w umieszczonych w nawiasach brak w piewodruku. Odnalaz� je dopiero w
roku 1926, w r�kopisie
nr 4010 paryskiej Bibliotheque Nationale, znakomity badacz tw�rczo�ci markiza de
Sade, Maurice Heine.
4 We fragmencie tym autor nazywa Franvala �hrabi�� ( le comte). Tytu�u tego
pozbawi� go przygotowujac
nowel� do druku (przyp. t�um.).
� Jakim, najdro�szy? Powiedz mi pr�dko, abym mog�a si� nim natychmiast
pos�u�y�...
� Musisz po�wi�ci� mi bez reszty ca�� urod�, kt�r� Natura tak hojnie ci�
obdarzy�a,
wszystkie dary, kt�re od niej otrzyma�a�...
� I tylko tego ��dasz? Czy nie jeste� panem mnie ca�ej? Czy dzie�o twoje nie do
ciebie nale�y?
Czy kto� inny mia�by korzysta� z tego, co� stworzy�?
� Znasz wszelako ludzkie przes�dy...
� Nie kry�e� ich przede mn�.
� Nie chc� wi�c odrzuca� ich bez twojej zgody.
� Gardzisz nimi chyba na r�wni ze mn�?
� Z pewno�ci�, ale nie chc� by� twoim tyranem. a tym bardziej uwodzicielem.
Szcz�cie,
kt�rego pragn�, chc� zawdzi�cza� jedynie mi�o�ci. Znasz �wiat, nie tai�em przed
tob� jego
powab�w. By�oby to niegodnym mnie podst�pem, gdybym ukry� innych m�czyzn przed
twoim wzrokiem i dopu�ci�, aby� widzia�a tylko mnie jednego. Je�eli wi�c
istnieje cz�owiek,
kt�rego by� ode mnie wola�a, wymie� mi natychmiast jego nazwisko: poszukam go
nawet na
ko�cu �wiata i niezw�ocznie przywiod� w twe obj�cia. Kochanie, pragn� tylko
twojego szcz�cia,
dro�sze jest mi ono nad w�asne. Rozkosze, kt�rymi mo�esz mnie obdarzy�, nie
by�yby
dla mnie nic warte, gdyby nie okaza�y si� darem twej mi�o�ci. Zdecyduj sama,
Eugenio. Zbli�a
si� chwila, w kt�rej musisz z�o�y� z siebie ofiar�. Wska� jednak sama cz�owieka,
kt�ry ma
j� przyj��. Zrzekn� si� rozkoszy, kt�r� masz ofiarowa� swemu ukochanemu, je�li
nie dasz mi
jej z duszy i serca. Chc� zosta� na zawsze godnym twej mi�o�ci; je�li wybierzesz
kogo� innego,
kogo potrafisz pokocha�, z pewno�ci� ci go przyprowadz�; chocia� utrac� twoje
serce,
zostanie mi przynajmniej twa wdzi�czno�� b�d� przyjacielem Eugenii, skoro nie
b�dzie mi
danym zosta� jej kochankiem.
� B�dziesz dla mnie wszystkim, ukochany! � zawo�a�a Eugenia, p�on�c mi�o�ci� i
po��daniem.
� B�dziesz wszystkim! Komu� mia�abym z�o�y� si� w ofierze, je�li nie jedynemu,
kt�rego
uwielbiam! Czy jest na �wiecie kto� od ciebie godniejszy posiadania tych
mizernych
powab�w, kt�rych tak pragniesz... kt�re rozpalone twe r�ce badaj� tak
nami�tnie... Nie widzisz,
�e ogarnia mnie p�omie�, �e r�wnie gor�co chc� pozna� rozkosz, o kt�rej m�wisz?
Ach, nasy� si� mn�, najdro�szy, m�j ukochany! Niechaj twa Eugenia stanie si�
twoj� ofiar�!
Z�o�ona na o�tarzu twymi najdro�szymi r�koma b�d� zawsze zwyci�ska i
triumfuj�ca!
Rozp�omieniony Franval, kt�ry zreszt� zdolny by� do takiej subtelno�ci jedynie
dlatego, i�
sz�o mu o jak najdoskonalsze zrealizowanie uwodzicielskich zamiar�w, nadu�y� bez
zw�oki
�atwowierno�� swej c�rki. Zasady, kt�rymi karmi� j� od dawna, sztuka, kt�r�
pos�u�y� si� w
krytycznym momencie, wszystko to usun�o ostatnie przeszkody. Dokona� swego
perfidnego
podboju i sam sta� si� bezkarnym niszczycielem przybytku dziewictwa, kt�rego
obron� powierzy�a
mu Natura i zwyczaje.
Kilka dni sp�dzili we wsp�lnym upojeniu. Eugenia by�a ju� zdolna pozna� rozkosze
mi�o�ci,
a o�mielona przez wyznawane pogl�dy, oddawa�a si� im z ca�ym uniesieniem.
Franval
uczy� j� wszystkich tajemnic, by� jej przewodnikiem na wszystkich drogach. Im
dalej posuwa�
swe starania, tym mocniej utwierdza� panowanie. Pragn�a przyjmowa� ho�dy
jednocze�nie w
tysi�cu �wi�ty�; oskar�a�a imaginacj� swego kochanka o opiesza�o�� i
rozleniwienie; zdawa�o
si� jej, �e co� przed ni� ukrywa. �ali�a si� na sw� m�odo�� i naiwno��, kt�re
czyni�y j� nie
do�� poci�gaj�c�. Pragn�a wszystkiego si� nauczy�, aby �aden ze sposob�w
rozpalania nami�tno�ci
ukochanego nie pozosta� jej nie znanym.]
Wr�cili do Pary�a; zbrodnicze rozkosze, kt�rymi upaja� si� �w przewrotny
cz�owiek, zbyt
zadowala�y go fizycznie i moralnie, aby niesta�o��, ko�cz�ca zazwyczaj wszystkie
mi�osne
intrygi Franvala, mog�a zerwa� zadzierzgni�te wi�zy. By� �miertelnie zakochany,
a niebezpieczna
nami�tno�� spowodowa�a oczywi�cie zupe�nie ju� zaniedbanie jego nieszcz�snej
�ony.
Biedna ofiara Pani de Franval mia�a w�wczas lat trzydzie�ci jeden, by�a w pe�ni
rozkwitu
swej urody; wyraz melancholii wywo�anej gryz�cymi strapieniami dodawa� jej nawet
wdzi�-
ku. Sp�akana i osamotniona, z d�ugimi w�osami bezw�adnie sp�ywaj�cymi na
alabastrow�
pier�, z portretem swego ukochanego tyrana, kt�ry nierzadko okrywa�a
poca�unkami, przypomina�a
owe dziewcz�ce postacie, malowane przez Micha�a Anio�a, w bolesnej zadumie.
Nie zna�a jeszcze ogromu swego nieszcz�cia, ale gn�bi�y j� nieustanne troski;
porz�dek edukacji
Eugenii, sprawy wiary i moralno�ci, kt�re ukrywano przed dziewczyn� lub
przedstawiano
je po to tylko, aby uczy� nienawi�ci; pewno��, �e Franval nigdy nie pozwoli swej
c�rce na
spe�nianie obowi�zk�w, kt�re darzy� tak g��bok� pogard�; brak czasu na spotkania
z c�rk�
obawa, aby niezwyk�a edukacja nie doprowadzi�a jej pr�dzej czy p�niej do jawnej
zbrodni;
wreszcie oboj�tno�� Franvala, jego codzienna surowo�� wobec niej, wobec istoty,
kt�rej jedynym
staraniem by�o zawsze uprzedza� jego �yczenia, kt�ra nie zna�a innej rado�ci,
jak podoba�
mu si� i zyskiwa� jego pochwa�y... Jak straszliwe cierpienie czeka�o t� czu�� i
wra�liw�
dusz� w chwili, gdy mia�a si� o wszystkim dowiedzie�!
Tymczasem edukacja Eugenii post�powa�a nadal bez wi�kszych zmian; sama za��da�a,
aby wszyscy nauczyciele kszta�cili j� a� do uko�czenia szesnastego roku �ycia.
Niezwyk�e
zdolno�ci dziewczyny, coraz rozleglejsza jej wiedza, wdzi�k rozwijaj�cy si� z
dnia na dzie�,
wszystko to przykuwa�o do niej Franvala z coraz wi�ksz� si��; �atwo poj��, �e
nikogo w �yciu
nie darzy� przedtem podobn� mi�o�ci�.
W porz�dku dnia panny de Franval zmieni�y si� tylko terminy k o n f e r e n c j
i. Te czu�e
spotkania sam na sam z ojcem powtarza�y si� teraz znacznie cz�ciej, a nierzadko
przeci�ga�y
si� do p�na w nocy. Jedynie guwernantka Eugenii zna�a ca�� prawd� o tych
spotkaniach;
Franval ufa� jej tak dalece, �e nie l�ka� si� niedyskrecji. Eugenia jada�a teraz
posi�ki razem z
rodzicami, siada�a do sto�u obok zaproszonych go�ci. W domu tak licznie
odwiedzanym
pr�dko zwr�cono na ni� uwag�; by�a pi�kn� pann� na wydaniu, wielokrotnie
proszono o jej
r�k�. Franval by� jednak pewny serca swej c�rki i nie l�ka� si� tych ofert; nie
zastanawia� si�
jednak, �e taki nat�ok ma��e�skich propozycji mo�e w ko�cu doprowadzi� do
ujawnienia ca�ej
tajemnicy.
Pewnego dnia pani de Franval, korzystaj�c z okazji spotkania i rozmowy z c�rk�,
kt�r� to
�ask� przyznawano jej tak rzadko, powiadomi�a Eugeni�, �e pan de Colunce chce j�
poj�� za
�on�.
� Znasz tego pana, c�reczko � m�wi�a pani de Franval. � Kocha ci�, jest m�ody,
mi�y; b�dzie
kiedy� bogaty; czeka tylko na twoj� zgod�... wystarczy jedno s�owo, Eugenio...
Co mam
mu odpowiedzie�?
Zaskoczona Eugenia zarumieni�a si� i odrzek�a, �e nie czuje �adnej sk�onno�ci do
ma��e�stwa,
ale poradzi si� ojca; jego zdanie b�dzie dla niej zawsze ostatecznym wyrokiem.
Pani de Franval dopatrzy�a si� w tej odpowiedzi jedynie dziewcz�cej prostoty.
Poczeka�a
par� dni, a znalaz�szy wreszcie okazj� rozmowy z m�em, zakomunikowa�a mu
intencje rodziny
m�odego pana de Colunce i jego w�asne pro�by, wspomnia�a na koniec o odpowiedzi
c�rki.
�atwo zgadn��, �e Franval wiedzia� ju� o wszystkim; nie da� jednak pozna� tego
po sobie i
o�wiadczy� sucho:
� Prosz� ci� stanowczo, aby� nie miesza�a si� do losu Eugenii. Ze stara�, kt�re
poczyni�em,
�eby oddali� j� od ciebie, powinna� zrozumie�, jak bardzo mi zale�y, aby
wszystko, co
jej dotyczy, nie mia�o z tob� �adnego zwi�zku. Raz jeszcze zwracam ci uwag� na
moj� decyzj�
w tej sprawie. Mam nadziej�, �e wi�cej si� ju� nie zapomnisz?
� Wi�c co mam odpowiedzie�, skoro si� do mnie zwracaj�?
� Powiesz, �e jestem niesko�czenie wdzi�czny za honor, kt�ry mnie spotyka, ale
na urodzeniu
mojej c�rki ci��� pewne okoliczno�ci, kt�re uniemo�liwiaj� jej jakikolwiek
zwi�zek
ma��e�ski.
� Ale te okoliczno�ci, to przecie� nieprawda! Dlaczego ��dasz, abym k�ama�a?
Dlaczego
chcesz pozbawi� swoje jedyne dziecko szcz�cia, kt�re mo�e znale�� w
ma��e�stwie?
� Czy�by ma��e�stwo tak ci� uszcz�liwi�o?
� Je�eli mnie, niestety, nie uda�o si� zdoby� twego przywi�zania, nie znaczy to,
�e podobny
los czeka ka�d� kobiet�. A mo�e � doda�a z westchnieniem � nie wszyscy m�czy�ni
s� do
ciebie podobni.
� Kobiety... fa�szywe, zazdrosne, kapry�ne, kokietki albo dewotki...
M�czy�ni... perfidni,
niestali, okrutni, despotyczni... Oto wzory wszystkich istot ludzkich na tym
�wiecie! Nie s�d�,
�e uda ci si� znale�� jakiego� feniksa.
� Jednak�e wszyscy si� �eni�.
� Tak, g�upcy i niedojdy. Ludzie zawieraj� ma��e�stwa, jak powiedzia� pewien
filozof, albo
nie wiedz�c, co czyni�, albo dlatego, �e nie wiedz�, co pocz��.
� Ludzko�� ma wi�c wygin��?
� Mog�aby z pewno�ci�! Ro�lina, kt�ra rodzi jeno jad, nied�ugo powinna czeka� na
wyplenienie!
� Eugenia nie b�dzie ci wdzi�czna za ten nadmiar surowo�ci.
� Czy to ma��e�stwo j� poci�ga?
� Powiedzia�a, �e tw�j rozkaz jest dla niej najwy�szym prawem.
� Dobrze! M�j rozkaz brzmi: przesta� marzy� o tym zwi�zku.
I pan de Franval wyszed� z pokoju, ponawiaj�c raz jeszcze surowe upomnienie, aby
�ona
nie o�mieli�a si� nigdy wspomina� mu o tej sprawie.
Pani de Franval nie omieszka�a powt�rzy� matce ca�ej rozmowy ze swym m�em; pani
de
Farneille, bystrzejsza i lepiej od swej c�rki obeznana ze skutkami ludzkich
nami�tno�ci, od
razu zacz�a podejrzewa�, �e kryje si� za tym wszystkim co� niezwyk�ego.
Eugenia rzadko widywa�a si� ze swoj� babk�; od czasu do czasu sp�dza�a z ni�
godzin�,
zawsze pod czujnym okiem Franvala. Pani de Farneille szuka�a sposobu wyja�nienia
tajemnicy;
poprosi�a wreszcie zi�cia, by przys�a� jej wnuczk� na ca�e popo�udnie, gdy�
chcia�aby w
jej towarzystwie rozerwa� si� troch� i pozby� ataku migreny, gn�bi�cej j�
bole�nie tego dnia.
Franval o�wiadczy� cierpko, �e Eugenia niczego tak si� nie l�ka jak widoku
wapor�w; zawiezie
j� wszelako do babki, ale pod warunkiem, �e d�ugo u niej nie zabawi; gdy�
um�wiona jest
tego wieczoru na wyk�ad fizyki, kt�r� pilnie od niejakiego czasu studiuje.
Zjawili si� oboje u pani de Farneille, kt�ra od razu wyrazi�a zi�ciowi swoje
zdumienie z
powodu odrzucenia tak korzystnej propozycji ma��e�skiej.
� S�dz�, �e nie masz nic przeciwko temu � doda�a � aby twoja c�rka sama
wyja�ni�a mi,
jakie to okoliczno�ci uniemo�liwiaj� jej, twoim zdaniem, wst�pienie w zwi�zki
ma��e�skie?
� Czy okoliczno�ci te s� rzeczywiste, czy zmy�lone � odrzek� Franval, nieco
zdumiony
natarczywo�ci� te�ciowej � jest faktem, �e ma��e�stwo jej za du�o by mnie
kosztowa�o. Jestem
jeszcze zbyt m�ody, aby godzi� si� na podobn� ofiar�. Kiedy sko�czy dwadzie�cia
pi��
lat, post�pi wedle swojej woli. Do tego czasu w niczym nie mo�e na mnie liczy�.
� A ty, Eugenio, podzielasz pogl�dy ojca? � spyta�a pani de Farneille.
� Nie we wszystkim � odrzek�a panna de Franval z niezwyk�� stanowczo�ci�. �
Ojciec godzi
si�, bym wysz�a za m�� maj�c dwadzie�cia pi�� lat. Ja za� o�wiadczam i jemu, i
tobie,
pani, �e do ko�ca �ycia nie skorzystam z tego pozwolenia. Przy moich pogl�dach
by�oby to
najwi�kszym nieszcz�ciem mego �ycia.
� W twoim wieku nie ma si� jeszcze pogl�d�w, moja panno � powiedzia�a surowo
pani de
Farneille. � W tym wszystkim kryje si� co� niezwyk�ego, co zmusza mnie, abym si�
tob� zaj�a.
� Ostrzegam pani� przed tym pomys�em � rzek� Franval, kieruj�c si� z c�rk� ku
wyj�ciu. �
Prosz� raczej poszuka� pomocy swego spowiednika i wsp�lnie z nim rozwi�zywa�
zagadk�.
Gdy razem dobrze pomy�licie i dojdziecie do w�a�ciwego wniosku, prosz� wtedy mi
powiedzie�,
czy mia�em racj� przeciwstawiaj�c si� ma��e�stwu Eugenii.
Ironiczna uwaga na temat duchownych doradc�w pani de Farneille dotyczy�a pewnej
czcigodnej
osobisto�ci, kt�r� trzeba w tym miejscu przedstawi�, gdy� w dalszych wypadkach
odegra�a powa�n� rol�.
Chodzi�o o spowiednika pani de Farneille i jej c�rki, jednego z najcnotliwszych
kap�an�w
w ca�ej Francji. Ksi�dz de Clervil by� szlachetny, uczynny, pe�en rozs�dku i
prostoty; obce
mu by�y wszystkie wady stanu duchownego, s�yn�� jako wspomo�yciel ubogich,
szczery
przyjaciel mo�nych, pocieszyciel nieszcz�liwych. Czcigodny �w m�� jednoczy� w
sobie zalety
osobistego uroku z cnotami m�dro�ci.
Zapytany, co my�li o post�powaniu pana de Franval, Clervil odpowiedzia� jak
cz�owiek
rozs�dny: �e zanim dojdzie si� do jakichkolwiek wniosk�w nale�y wyja�ni� powody,
sk�aniaj�ce
go do sprzeciwu wobec ma��e�stwa c�rki. I chocia� pani de Farneille nie by�a
daleka
od podejrzewania intrygi, kt�ra w rzeczy samej istnia�a a� nadto realnie,
rozwa�ny kap�an
odrzuci� jej supozycje, a uznaj�c je za zbyt obel�ywe i dla pani de Franval, i
dla jej m�a
wzdryga� si� ze wstr�tem na ich wspomnienie.
� By�oby to czym� r�wnie ohydnym jak morderstwo � powiada� �w szlachetny
cz�owiek. �
Jest tak ma�o prawdopodobne, aby kto� rozs�dny zrywa� �wiadomie wszystkie tamy
wstydliwo�ci
i hamulce cnoty, �e przypisywanie komukolwiek podobnych wyst�pk�w budzi we
mnie najskrajniejsz� odraz�. Unikajmy podejrze� o zbrodni�; s� one zazwyczaj
p�odem naszej
mi�o�ci w�asnej, prawie zawsze wynikiem nie�wiadomego por�wnywania, kt�re
przeprowadzamy
w g��bi duszy; chcemy u innych dopatrze� si� z�a, aby mie� prawo uwa�ania si� za
lepszych. Dobrze si� jednak zastanowiwszy, czy nie s�dzi pani, �e lepiej jest
dopu�ci�, aby
potajemny grzech nigdy na jaw nie wyszed�, ni� w niewybaczalnej lekkomy�lno�ci
domy�la�
si� rzekomych wyst�pk�w i bez �adnego powodu krzywdzi� w ten spos�b w naszych
oczach
ludzi, kt�rych oskar�a jeno nasza pycha? Czy� zasada taka nie jest
po�yteczniejsza? Nale�y
przede wszystkim przeszkadza� w dokonaniu i rozprzestrzenianiu zbrodni, a mniej
troszczy�
si� o jej ukaranie. Pozostaj�c w ciemno�ciach, kt�rych tak poszukuje, nie jest�e
owa zbrodnia
niemal unicestwiona? Skandal �atwo jest wywo�a�; opowie�ci o zbrodni burz�
zawsze nami�tno�ci
tych, kt�rzy sk�aniaj� si� do podobnych wyst�pk�w. Nieuchronne za�lepienie
zbrodniarza ka�e mu wierzy�, i� b�dzie mia� wi�cej szcz�cia ni� sprawca w�a�nie
wykryty;
to ju� nawet nie lekcja, kt�rej mu udzielamy, to wprost zach�ta. Pope�nia wi�c
ekscesy, kt�rych
nigdy by si� nie dopu�ci�, gdyby nie �w fatalny rozg�os, b��dnie uznany za akt
wymiaru
sprawiedliwo�ci, a wywodz�cy si� z nies�usznej surowo�ci lub tajonej pr�no�ci
innych.
W czasie tej pierwszej narady zapad�o wi�c tylko postanowienie, �e ustali si�
dok�adnie
przyczyny niech�ci Franvala wobec ewentualnego ma��e�stwa c�rki i powody
sk�aniaj�ce
Eugeni� do podzielania jego pogl�d�w. Zdecydowano niczego nie przedsi�wzi��,
p�ki te
motywy nie zostan� ca�kowicie wyja�nione.
� Widzisz Eugenio � powiedzia� wieczorem Franval do c�rki � chc� nas
rozdzieli�...
Dziecko moje drogie, czy uda si� im tego dokona�? Czy zdo�aj� zerwa� te
najdro�sze dla
mnie wi�zy?
� Nie l�kaj si�, ukochany, nigdy, przenigdy tego nie osi�gn�! Te wi�zy, kt�re
tak ci� raduj�,
s� mi r�wnie drogie. Nie pr�bowa�e� mnie oszuka�, m�wi�e� mi, zanim si�
po��czyli�my,
do jakiego stopnia stosunek nasz wstrz��nie obyczajami. Nie l�ka�am si�
pogardzi�
umownymi zwyczajami. kt�re tak r�ni� si� w ka�dym klimacie, �e nie powinny by�
niczym
u�wi�cone. Pragn�am tych wi�z�w, sama je zadzierzgn�am i nie czuj� wyrzut�w
sumienia.
Nie l�kaj si� wi�cej, �e zechc� je zerwa�.
� Niestety! Kt� mo�e wiedzie�? Colunce jest ode mnie m�odszy; ma wszystkie
zalety,
kt�rych potrzeba, by ci� oczarowa�. Nie upieraj si�, Eugenio, przy tej resztce
uczu�, kt�ra ci�
jeszcze za�lepia! Z czasem rozs�dek w tobie przewa�y, rozwieje si� omamienie,
zrodzi si�
�al, kt�ry z�o�ysz wielkim ci�arem na mojej piersi. A ja nigdy sobie nie
wybacz�, �e sta�em
si� jego przyczyn�!
� Nie � odpowiedzia�a twardo Eugenia � nie! Zdecydowa�am, �e b�d� kocha�a tylko
ciebie.
Gdybym mia�a dosta� m�a, by�abym najnieszcz�liwsz� z kobiet... Ja � m�wi�a z
gorycz�
� ja mia�abym si� po��czy� z obcym, kt�ry nie maj�c tak jak ty podw�jnych
powod�w, by
mnie kocha� traktowa�by mnie wedle swych sentyment�w, a mo�e tylko swego
po��dania? A
potem opuszczona, pogardzona przez niego, kim bym zosta�a? Dewotk� czy
ladacznic�? Och,
nigdy! Wol� by� zawsze twoj� kochank�, najdro�szy! Stokro� wol� by� z tob� ni�
stoczy� si�
do jednej z tych dw�ch haniebnych pozycji w wielkim �wiecie!
� Ale dlaczego o tym m�wimy? � dopytywa�a si� Eugenia z rozdra�nieniem. � Czy
co�
nam grozi? Co si� sta�o? Czy�by twoja �ona?... Tak, ona jedna by�aby zdolna...
Jej nieprzytomna
zazdro��... Bez w�tpienia to jedyne �r�d�o nieszcz��, kt�re mog� nam zagrozi�!
Ach,
nie pot�piam jej! Wszystkim si� mo�na pos�u�y�, gdy trzeba walczy�, by ciebie
przy sobie
zatrzyma�. Na c� bym ja si� nie odwa�y�a, gdybym by�a na jej miejscu, a
chcieliby odebra�
mi twe serce?
Franval, do g��bi poruszony, u�ciska� gor�co sw� c�rk�, a ta, o�mielona
zbrodniczymi
pieszczotami, rozwijaj�c coraz �mielej sw� okrutn� imaginacj�, z niewybaczalnym
bezwstydem
odwa�y�a si� powiedzie� ojcu, �e jedynym dla nich sposobem uchronienia si� przed
niepo��dan�
obserwacj� by�oby wyszukanie kochanka dla matki. Pomys� ten rozweseli� zrazu
Franvala; okrutniejszy jednak od c�rki, a pragn�c r�wnie� zasia� w jej sercu
wi�ksz� jeszcze
nienawi�� do swej �ony, odpowiedzia�, �e zemsta taka by�aby chyba zbyt s�odka;
jest wiele
innych sposob�w ukarania kobiety, kt�ra zatruwa �ycie swemu m�owi.
Min�o kilka tygodni, zanim Franval i Eugenia zdecydowali si� wreszcie
wypr�bowa� plan
uknuty dla wtr�cenia cnotliwej ma��onki n�dznika w nieszcz�cie i desperacj�.
S�dzili nie bez
racji, �e przed u�yciem jeszcze niegodziwszych metod przyda� si� mo�e pomys� z
kochankiem,
nie tylko wygodny jako punkt wyj�cia dla innych podst�p�w, ale przede wszystkim,
w
wypadku powodzenia, wtr�caj�cy od razu pani� de Franval w takie po�o�enie, �e
nie mog�aby
odt�d interesowa� si� grzechami innych, sama maj�c cokolwiek na sumieniu. W celu
realizacji
tego pomys�u Franval pocz�� rozgl�da� si� w�r�d swoich m�odych znajomych, a po
dojrza�ym
namy�le doszed� do wniosku, �e w tym celu nadawa�by si� jedynie pan de Valmont.
Valmont mia� lat trzydzie�ci, czaruj�c� powierzchowno��, sporo dowcipu i bujnej
imaginacji,
a za to �adnej z zasad moralnych. By� wobec tego znakomitym kandydatem do roli,
jak� mu przeznaczano. Pewnego dnia Franval zaprosi� go na obiad.
� M�j drogi � powiedzia�, gdy wstali od sto�u i zostali sami � zawsze s�dzi�em,
�e jeste�
godny mej przyja�ni. Mo�esz mi teraz dowie��, �e si� nie myli�em. Chcia�bym
dowodu twych
uczu�... Dowodu co prawda do�� szczeg�lnego...
� O co ci chodzi? M�w ja�niej. Nie w�tpi�e� chyba nigdy, �e zawsze jestem got�w
we
wszystkim ci s�u�y�?
� Co powiesz o mojej �onie?
� Doprawdy urocza! Gdyby kto� inny by� jej m�em, od dawna stara�bym si� zosta�
jej
kochankiem.
� Dzi�ki ci za te wzgl�dy, ale wcale mi na nich nie zale�y.
� Jak to?
� B�dziesz zdumiony... W�a�nie dlatego, �e jeste� moim przyjacielem... dlatego,
�e jestem
m�em pani de Franval, prosz� ci�, �eby� zosta� jej kochankiem.
� Jeste� szalony?
� Nie, ale troch� dziwak i troch� fantasta... Znasz mnie z tej strony od dawna.
Chc� doprowadzi�
cnot� do upadku i pragn�, aby� ty schwyta� j� w pu�apk�.
� Co za niedorzeczno��!
� Bynajmniej, to arcydzie�o rozs�dku.
� Wi�c chcesz, �ebym ja...
� Tak, chc�, ��dam i ostrzegani, �e przestan� uwa�a� ci� za przyjaciela, je�eli
odm�wisz
mi tej przys�ugi. Wszystko ci za�atwi�, wszystko przygotuj�... a ty skorzystasz.
Kiedy za�
b�d� ju� pewien swego losu, rzuc� ci si� je�li za��dasz, do n�g, aby dzi�kowa�
za dobrodziejstwo.
� S�uchaj, Franval, nie dam ci si� nabra�; za tym kryje si� co� niezwyk�ego. Nie
przyst�puj�
nigdy do dzia�ania, je�li nie znam wszystkich okoliczno�ci.
� Tak... Ale wiem, �e� troch� skrupulant, nie s�dz� te�, by� mia� do�� si�y
ducha, aby pozna�
ca�� prawd�. Zawsze jakie� przes�dy... rycerskie uniesienia... chyba si� nie
myl�? Gdybym
ci wszystko wyjawi�, zadr�a�by� jak wystraszone dziecko i nie chcia� w og�le
zabra� si�
do rzeczy.
� Ja mia�bym zadr�e�? Jestem twoim os�dem doprawdy zdumiony. Dowiedz si�, m�j
drogi,
�e nie ma w ca�ym �wiecie takiego szale�stwa, nie ma wyst�pku, kt�ry by�by w
stanie
mnie poruszy�, kt�ry m�g�by cho� na chwil� zak��ci� bicie mego serca!
� Valmont, widzia�e� Eugeni�?
� Twoj� c�rk�?
� Moj� kochank�, je�li wolisz...
� Och, �otrze! Rozumiem teraz...
� Po raz pierwszy w �yciu widz� ci� cokolwiek poruszonym.
� Jak�e to? na honor, �yjesz ze swoj� c�rk�?
� Tak, przyjacielu, jak biblijny Loth! Zawsze by�em przej�ty tak wielkim
respektem dla
Pisma �wi�tego, zawsze wierzy�em, �e niebo stoi otworem przed tymi, kt�rzy
na�laduj� bohater�w
tej �wi�tej ksi�gi... Ach, m�j drogi! Nie dziwi mnie ju� szale�stwo Pigmaliona.
Czy�
historia �wiata nie jest pe�na przyk�ad�w podobnych s�abostek? Nie trzeba� by�o
od tego zacz��,
aby zaludni� ziemi�? A w jaki spos�b mog�o to sta� si� zbrodni�, je�li w�wczas
ni� nie
by�o? Co za niedorzeczno��! M�oda dziewczyna nie mo�e mnie podnieca�, poniewa�
mia�em
nieszcz�cie przyczyni� si� do wydania jej na �wiat? To co winno najbardziej j�
do mnie zbli�y�,
ma by� powodem oddalenia? Mam patrze� na ni� ch�odno i oboj�tnie, poniewa� jest
do
mnie podobna, poniewa� p�ynie w niej moja krew, a wi�c dlatego, �e jednoczy w
sobie
wszystkie zalety zdolne wzbudzi� najgor�tsz� mi�o��? Co za sofizmaty, co za
bzdury! Zostawmy
g�upcom obowi�zek poszanowania tych �miesznych zakaz�w; nie dotycz� one umys��w
takich jak nasze. Kr�lestwo pi�kna i �wi�te prawa mi�o�ci nie maj� nic wsp�lnego
z
n�dznymi konwencjami spo�ecznymi. Usuwaj� je precz swoim blaskiem, podobnie jak
promienie
s�o�ca oczyszczaj� ziemi� z mgie�, kt�rymi spowi�a j� noc. Zdepczmy te okrutne
przes�dy,
stoj�ce na drodze szcz�cia! Je�li zdarzy�o si� im kiedykolwiek przewa�y� nad
racjami
rozumu, dzia�o si� to zawsze kosztem najdoskonalszych rado�ci. Niech b�d� przez
nas
wzgardzone i pot�pione na wieki!
� Przekona�e� mnie � o�wiadczy� Valmont. � Przyznaj�, �e twoja Eugenia mo�e by�
wspania��
kochank�. Jest wyra�niejszym od swej matki typem urody, a chocia� nie wida� u
niej,
jak u twojej �ony, owego rozmarzenia, kt�re tak rozkosznie ogarnia dusz�, ma za
to w sobie
co� podniecaj�cego i zniewalaj�cego, co� zdolnego z�ama� ka�dy op�r. Tamta
ulega, ta ��da;
tamta przyzwala, ta si� oddaje; przyznaj�, �e jest w tym wi�cej uroku.
� Pami�taj, �e ofiaruj� ci nie Eugeni�, ale jej matk�.
� Doprawdy, c� ci� do tego sk�ania?
� Moja �ona jest zazdrosna, przeszkadza mi, �ledzi nas. Chce wyda� Eugeni� za
m��. Musi
wi�c poczu� si� winna, abym m�g� dzi�ki temu os�oni� swoje winy. Trzeba, aby� j�
posiad�...
zabawi� si� z ni� przez czas jaki�, a potem j� zdradzi�... Przy�api� j� w twych
ramionach i ukarz�,
a przynajmniej za cen� tego odkrycia kupi� sobie spok�j i wzajemn� tolerancj�
naszych
wsp�lnych b��d�w... Tylko si� nie zakochaj; b�agam. ci� Valmont, zachowaj zimn�
krew;
zdob�d� j� i nie pozw�l nad sob� panowa�. Je�li wmieszaj� si� w to jakie�
sentymenty, moje
plany diabli wezm�!
� B�d� spokojny, by�aby to w moim �yciu pierwsza kobieta, kt�ra by poruszy�a me
serce.
Dwaj zbrodniarze uzgodnili wi�c swoje zamierzenia; postanowiono, �e w ci�gu paru
dni
Valmont zacznie uwodzi� pani� de Franval, mog�c u�ywa� wszelkich sposob�w, nawet
ujawnienia jej romansu Franvala jako najsilniejszego argumentu zdolnego nak�oni�
t� szlachetn�
niewiast� do poszukiwania zemsty.
Eugenia, kt�r� powiadomiono o u�o�onym projekcie, nadzwyczaj si� uradowa�a;
niegodziwa
istota o�mieli�a si� nawet ��da�, aby � je�li Valmontowi si� powiedzie � mog�a
dope�ni�
swego szcz�cia, ogl�daj�c na w�asne oczy upadek matki; chcia�a widzie� t�
bohaterk�
cnoty jawnie poddaj�c� si� urokom rozkoszy, z tak� surowo�ci� dot�d przez ni�
pot�pianych.
Nadszed� wreszcie dzie�, kiedy najcnotliwsza i najnieszcz�liwsza z kobiet mia�a
nie tylko
otrzyma� straszliwy cios, ale r�wnie� zosta� zniewa�on� i opuszczon� przez swego
zbrodniczego
ma��onka, wydana w r�ce cz�owieka, kt�ry na jego w�asne ��danie mia� go
znies�awi�...
Co za szale�stwo! Jakie� cele mo�e mie� Natura tworz�c serca tak zdeprawowane!
Par�
wst�pnych wizyt poprzedzi�o t� scen�. Valmont by� zreszt� tak blisko
zaprzyja�niony z Franvalem,
�e matka Eugenii, przyzwyczajona ju� do pozornie niegro�nego towarzystwa tego
cz�owieka, nie mog�a si� obawia� pozostania z nim sam na sam.
Byli we troje, w salonie, gdy nagle Franval podni�s� si� z fotela.
� Wychodz� � powiedzia�. � Musz� za�atwi� piln� spraw�. B�dziesz z Valmontem tak
bezpieczna, jak pod opiek� swojej guwernantki � doda� z u�miechem � to cz�owiek
bardzo
rozs�dny... Gdyby si� jednak zapomnia�, winna� mi zaraz o tym powiedzie�; lubi�
go, ale nie
na tyle, by dzieli� si� z nim swoimi prawami...
I wyszed�.
Po kilku zdaniach nawi�zuj�cych do �artu Franvala Valmont zauwa�y�, i�
przyjaciel jego
zmieni� si� wyra�nie od sze�ciu miesi�cy.
� Nie mia�em �mia�o�ci pyta� o powody � doda� � wydaje si� jednak, �e ma jakie�
zmartwienia.
� Pewne jest tylko � odrzek�a pani de Franval � �e jest nieustann� przyczyn�
zmartwie�
swoich bliskich.
� O nieba! czego si� dowiaduj�? Czy�by m�j przyjaciel krzywdzi� pani�?
� Lepiej o tym nie m�wi�.
� Prosz� mi si� zwierzy�; zna pani moj� gorliwo��, moje niewzruszone
przywi�zanie...
� Ci�gle te straszliwe doktryny, to zepsucie obyczaj�w, najr�niejsze
przykro�ci... Uwierzy
pan? Proponowano naszej c�rce najkorzystniejszy maria�, nie zgodzi� si�...
W tym miejscu zr�czny Valmont spu�ci� oczy i przybra� min� cz�owieka, kt�ry
wie... kt�ry
wsp�czuje... i kt�ry boi si� powiedzie�.
� I c� � podj�a pani de Franval � pana to nie dziwi? Szczeg�lne jest to
pa�skie milczenie.
� Ach, pani! Lepiej jest milcze� ni� m�wi� i sta� si� przyczyn� rozpaczy
ukochanej istoty...
� Co to za zagadki? Prosz� mi wyja�ni�, zaklinam pana!
� Chcia�aby pani, bym nie dr�a�, gdy mara otworzy� ci oczy � m�wi� Valmont,
�ciskaj�c
jak w gor�czce r�k� tej niezwyk�ej kobiety.
� Albo przestaniemy rozmawia� � odpowiedzia�a �ywo pani de Franval � albo
wyja�ni mi
pan dok�adnie swoje aluzje. ��dam tego! Nie mo�e mnie pan zostawi� w tej
strasznej sytuacji.
� Sytuacja, w kt�rej znalaz�em si� dzi�ki pani, jest mo�e jeszcze straszniejsza!
� zawo�a�
Valmont, spogl�daj�c na swoj� przysz�� ofiar� wzrokiem pe�nym p�omiennej
mi�o�ci.
� Co jednak znaczy to wszystko? Najpierw mnie pan przera�a, zmusza do ��dania
wyja�nie�,
potem o�miela si� m�wi� rzeczy , kt�rych nie chc� i nie powinnam s�ucha�, chyba
po to
jedynie, aby odj�� mi mo�liwo�� dowiedzenia si� wreszcie, co mia� pan na my�li
tak okrutnie
mnie niepokoj�c. Prosz� mi powiedzie� albo wp�dzi mnie pan w ostateczn� rozpacz!
� Skoro pani tego ��da, b�d� wyra�a� si� ja�niej, cho�bym mia� rozedrze� ci
serce. A wi�c
pozna pani straszn� tajemnic�, dla kt�rej Franval odrzuci� starania pana de
Colunce. Eugenia...
� C� Eugenia?
� Franval j� uwielbia. Nie jest ju� dla niej ojcem, ale kochankiem. Wola�by
wyrzec si� �ycia
ni� tej dziewczyny...
S�ysz�c to niesamowite wyja�nienie pani de Franval dozna�a takiego wstrz�su, �e
na
chwil� straci�a zmys�y. Valmont podtrzyma� j�; po minucie otworzy�a oczy.
� Widzi pani � kontynuowa� � ile ci� kosztuje poznanie tej prawdy, kt�rej si�
domaga�a�.
Gdybym wiedzia�...
� Niech pan mnie zostawi! � zawo�a�a pani de Franval, kt�rej stan trudno by�o
opisa� �
niech pan odejdzie! Po takim strasznym wstrz�sie musz� by� chwil� sama!
� Chcia�aby�, abym zostawi� ci� w takim stanie? Ach, zbyt okrutnie dotyka mnie
tw�j b�l,
abym nie mia� ci� b�aga� o �ask� podzielenia z tob� twego cierpienia. Sta�em si�
jego przyczyn�,
pozw�l, abym je ukoi�!
� M�j m�� zakochany we w�asnej c�rce! Wielki Bo�e! To stworzenie, kt�re nosi�am
pod
sercem, odbiera mi go teraz tak niegodziwie! Taka zbrodnia! Ach, panie de
Valmont! Czy to
mo�liwe? Czy pan jest pewny?
� Gdybym mia�, pani, jakiekolwiek w�tpliwo�ci, milcza�bym jak gr�b. Wola�bym
zostawi�
ci� w nie�wiadomo�ci ni� na pr�no niepokoi�. Niestety, wiem o tej ha�bie od
samego Franvala,
zwierzy� mi si�. Cokolwiek si� jednak sta�o, b�agam pani� o spok�j! Rozwa�ymy
zaraz
sposoby zerwania tej intrygi i ukarania winnych. Ty jedna mo�esz wymierzy� mu
sprawiedliw�
kar�...
� Niech pan m�wi, co robi�! Taka zbrodnia mnie przera�a.
� M�czyzna o usposobieniu Franvala nie da si� nawr�ci� przyk�adem cnoty.
Ma��onek
pani gardzi kobietami. Wszystko, co czyni� one, by nas zjedna�, utrzymuje
Franval, jest skutkiem
ich ambicji albo temperamentu; nie chodzi im o to, by nam si� podoba� lub nas
zobowi�za�,
ale po prostu o w�asne zadowolenie. Wybaczy pani, ale nie b�d� ukrywa�, �e w tej
materii podzielam jego mniemanie. Nigdy nie widzia�em, by jakiejkolwiek kobiecie
uda�o si�
swoj� cnot� sprowadzi� m�a z drogi wyst�pku. Franvala zabola�oby raczej
post�powanie
podobne do jego w�asnego; to by�by spos�b na przywr�cenie pani mi�o�ci m�a.
Zazdro�� to
najlepszy i niezawodny �rodek ponownego rozniecenia mi�o�ci. Gdyby m�� pani
poj��, �e ta
cnota, do kt�rej tak przywyk� i kt�r� o�mieli� si� pogardzi�, jest raczej
skutkiem refleksji ni�
oboj�tno�ci albo braku temperamentu, nauczy�by si� pani� ceni� w�a�nie dlatego,
�e uzna�by
ci� za zdoln� do jej porzucenia. Franval s�dzi... o�miela si� nawet opowiada�,
�e je�li nie
mia�a� nigdy kochank�w, to dlatego jedynie, i� nikt ci� nie po��da� i nie
atakowa�. Dowied�
mu, �e mo�esz ich mie�, ilu zapragniesz; �e mo�esz si� zem�ci� za jego zdrady i
pogard�.
Zapewne w �wietle surowych pani zasad b�dzie to troch� niegodziwe; pami�taj
jednak, ilu
grzechom przez to zapobiegniesz, jakiego m�czyzn� nawr�cisz! Ta niewielka
obraza uwielbionego
b�stwa cnoty przywiedzie do jej �wi�tyni nie byle jakiego odszczepie�ca! Ach,
pani!
Apeluj� do twego rozs�dku! Post�powaniem, kt�re o�mielam si� radzi�, na zawsze
przywi��esz
do siebie Franvala, zjednasz go do �mierci. Odsuwa si� od ciebie, bo� zbyt
cnotliwa;
wymyka ci si�, by mo�e ju� nigdy nie powr�ci�. Tak, twierdz� stanowczo, �e je�li
kocha pani
swego m�a, nie powinna� si� waha�!
Pani de Franval, zdumiona tym przem�wieniem, przez kilka chwil trwa�a w
milczeniu.
Przypomnia�a sobie gor�ce spojrzenia i pierwsze zdania Valmonta.
� Panie de Valmont � powiedzia�a wreszcie patrz�c na� uwa�nie � za��my, �e
chcia�abym
p�j�� za pa�sk� rad�. Jak pan s�dzi, na kogo powinnam zwr�ci� uwag�, aby
zaspokoi� swego
m�a?
� Ach, pani! � zawo�a� Valmont, nie dostrzegaj�c zastawionej pu�apki. �
Najdro�sza, boska
przyjaci�ko! Sp�jrz na cz�owieka, kt�ry kocha ci� jak nikogo na �wiecie! Kt�ry
uwielbia ci�
od chwili poznania i przysi�ga u twych st�p, �e odda �ycie na ka�de skinienie!
� Prosz� st�d wyj�� � zawo�a�a z oburzeniem pani de Franval � i nigdy nie
pokazywa� mi
si� na oczy! Przejrza�am pa�ski podst�p! O�mieli�e� si� oskar�y� mego m�a o
zbrodni�, kt�rej
nie by�by zdolny pope�ni�, aby doprowadzi� do skutku swoje perfidne zamiary!
O�wiadczam
panu, �e gdyby nawet by� winien, sposoby, kt�re mi doradzasz, uwa�am za tak
odra�aj�ce,
�e niezdolna by�abym pos�u�y� si� nimi nawet przez chwil�. B��dy m�a nigdy nie
usprawiedliwi� grzech�w �ony! W�a�nie dlatego musi by� tym bardziej czysta i
cnotliwa, aby
sprawiedliwy B�g pow�ci�gn�� sw�j gniew i nie rzuci� na miasto wyst�pku
p�omieni, kt�re
winny je poch�on��!
Z tymi s�owy pani de Franval wysz�a z salonu; zawo�a�a s�u�b� Valmonta i
poprosi�a, aby
opu�ci� jej dom, co i uczyni�, pe�en wstydu i upokorzenia.
Aczkolwiek ta niezwyk�a kobieta wykry�a podst�pne zamiary przyjaciela pana de
Franval,
to jednak s�owa jego tak bardzo zgadza�y si� z jej obawami i domys�ami matki, �e
postanowi�a
u�y� wszelkich sposob�w, aby doj�� wreszcie do najgorszej nawet prawdy.
Pojecha�a do
pani de Farneille i opowiedzia�a ca�e wydarzenie; wr�ci�a stamt�d zdecydowana na
krok, kt�ry
uzna�a za najw�a�ciwszy.
Od dawna powiadaj�, i chyba s�usznie, �e najgorszych wrog�w mamy we w�asnej
s�u�bie.
Zawsze zazdro�ni, zawsze zawistni, lokaje zdaj� si� szuka� sposobu ul�enia swemu
losowi w
�ledzeniu wszelkich wyst�pk�w, kt�re poni�aj�c nas w ich oczach, pochlebiaj�
niejako ich
pr�no�ci i przywracaj� im poczucie moralnej przewagi, odebrane przez los i
sytuacj�.
Pani de Franval zdo�a�a przekupi� jedn� z pokoj�wek Eugenii. Za obietnic�
bezpiecznej
ucieczki i korzystnej zmiany posady, za upewnienie, i� s�u�y dobrej sprawie,
kreatura ta zdecydowa�a
si� pokaza� nast�pnej nocy pani de Franval bezsporne dowody jej nieszcz�cia.
Nadesz�a oczekiwana chwila. Nieszcz�sna matka ukry�a si� w gabinecie
s�siaduj�cym z
pokojem, w kt�rym jej perfidny ma��onek zniewa�a� ka�dej nocy sakrament
ma��e�stwa. Eugenia
wesz�a tam razem z ojcem. Na kominku pali�y si� �wiece w wielkim kandelabrze,
o�wietla�y wyra�nie miejsce zbrodni... O�tarz by� ju� przygotowany, ofiara
z�o�y�a si� na nim
z u�miechem, zbli�y� si� do niej zbrodniczy kap�an... Pani de Franval zebra�a w
sobie ca��
odwag�, wszystkie si�y, kt�re czerpa�a z desperacji i zniewa�onej mi�o�ci;
otworzy�a drzwi i
wdar�a si� do sypialni. Tam, zalana �zami, pad�a do n�g kazirodcy.
� O ty, kt�ry sta�e� si� nieszcz�ciem mego �ycia! � wo�a�a do Franvala �
kt�remu nic nie
zawini�am... kt�rego nawet teraz uwielbiam jeszcze mimo krzywd i b�lu... Patrz
na me �zy i
nie odtr�caj mnie! B�agam ci� o zmi�owanie nad t� nieszcz�liw�, kt�ra
zwiedziona sw� s�abo�ci�
i twoimi uwodzicielskimi zabiegami s�dzi, �e znalaz�a szcz�cie na �onie zbrodni
i
bezwstydu... Eugenio, Eugenio! Czy�by� chcia�a uderzy� �elazem w �ono, kt�re
wyda�o ci�
na �wiat? Nie g�d� si� d�u�ej na wsp�lnictwo zbrodni, kt�rej ohyd� przed tob�
utajono! Uciekaj
st�d! Uciekaj! Przyjm� ci� z najwi�ksz� rado�ci�! Widzisz u swych st�p
nieszcz�liw�
matk�, kt�ra zaklina ci�, by� przesta�a zniewa�a� i honor, i prawo Natury... Ale
je�li odrzucisz
me b�agania � m�wi�a dalej zdesperowana niewiasta, przyciskaj�c do piersi ostrze
sztyletu �
oto jakim sposobem uwolni� si� od ha�by, kt�r� chcesz mnie okry�! Niechaj obleje
was moja
krew; tylko na moich zw�okach b�dziecie mogli dope�ni� swej strasznej zbrodni!
Kto zrozumia� ju� nieczu�� dusz� Franvala, �atwo pojmuje, �e widok ten z�oczy�cy
bynajmniej
nie wzruszy�. Trudno jednak uwierzy�, �e serce Eugenii r�wnie� nie drgn�o.
� Pani � powiedzia�a z okrutnym spokojem ta zdeprawowana dziewczyna � nie
pojmuj�,
jak mo�esz godzi� ze zdrowym rozs�dkiem t� �mieszn� scen�, kt�r� robisz swojemu
m�owi!
Czy� nie jest on panem swojego post�powania? A je�li pochwala moje, jakie masz
prawo nas
gani�? Czy my �ledzimy twoje swawole z panem de Valmont? Przeszkadzamy ci w
twoich
rozkoszach? Racz wi�c respektowa� nasze, a w przeciwnym wypadku nie dziw si�, �e
pierwsza
b�d� prosi�a twojego m�a, aby zastosowa� �rodki, kt�re ci� do tego zmusz�...
W tym momencie sko�czy�a si� cierpliwo�� pani de Franval. Ca�y jej gniew zwr�ci�
si�
przeciwko niegodziwej istocie, kt�ra do tego stopnia wobec niej si� zapomnia�a.
Rzuci�a si�
ku niej z w�ciek�o�ci�. Ale okrutny Franval schwyci� �on� za w�osy, odci�gn�� j�
z furi� od
c�rki i wywl�k� z pokoju; pchn�� j� z ca�� si�� po schodach, tak �e stoczy�a si�
zemdlona i
skrwawiona a� na pr�g pokoju jednej ze s�u��cych, kt�ra zbudzona okropnym
ha�asem wybieg�a
z izdebki i os�oni�a po�piesznie sw� pani� przed gniewem okrutnika, zbiegaj�cego
ju�
na d�, aby doko�czy� zemsty... Wci�gn�a j� do siebie, zamkn�a drzwi, zacz�a
cuci�... Natomiast
potw�r, kt�ry z tak� w�ciek�o�ci� j� maltretowa�, wr�ci� do swojej towarzyszki,
aby
sp�dzi� z ni� noc tak spokojnie, jak gdyby nie upodobni� si� przed chwil� do
najdzikszej bestii
bezlitosnymi zniewagami, potwornym upokorzeniem ofiary, jednym s�owem czynami
tak
odra�aj�cymi, �e wstyd nas ogarnia, i� musieli�my je. ods�oni�.
Sko�czy�y si� z�udzenia biednej pani de Franval. Nie mog�a d�u�ej si� oszukiwa�;
by�o a�
nadto jasne, �e odebrano jej najdro�szy skarb ca�ego �ycia, serce m�a... I kt�
tego dokona�?
Istota winna jej najg��bszy szacunek, kt�ra jednak o�mieli�a si� przemawia� do
niej z tak nies�ychan�
zuchwa�o�ci�! Domy�la�a si� r�wnie�, �e ca�a przygoda z Valmontem by�a szkaradn�
pu�apk�, maj�c� na celu wp�dzenie jej w wyst�pek, a przynajmniej stworzenie
pozor�w,
zdolnych zr�wnowa�y�, i usprawiedliwi� czyny tysi�ckro� ohydniejsze.
Trudno by�o w to w�tpi�. Franval, powiadomiony o niepowodzeniu Valmonta, kaza�
mu
zast�pi� niepomy�ln� prawd� k�amstwem i oszczerstwem, to jest g�osi� publicznie,
�e jest
kochankiem pani de Franval. Postanowiono r�wnie� w tym godnym towarzystwie
przygotowa�
sfa�szowane listy o haniebnej tre�ci, kt�re dowiod�yby jak najbardziej
jednoznacznie istnienie
stosunk�w, do jakich nieszcz�liwa �ona Franvala nie chcia�a si� przyzna�.
Rozpacz i doznane obra�enia wtr�ci�y rych�o pani� de Franval w ci�k� chorob�.
M�� nie
�yczy� sobie jej widywa�, nie raczy� nawet informowa� si� o stanie jej zdrowia.
Wyjecha� z
Eugeni� na wie� pod pretekstem, �e panuj�ca w domu gor�czka mo�e by� dla
dziewczyny
niebezpieczna.
Podczas choroby pani de Franval Valmont kilkakrotnie sk�ada� jej wizyty, nie by�
jednak�e
ani razu przyj�ty. Otoczona opiek� przez matk� i ksi�dza de Clervil nie chcia�a
nikogo widzie�.
Dopiero po czterdziestu dniach wr�ci�a do zdrowia dzi�ki staraniom tych
najbli�szych
sobie os�b, jedynych przyjaci�, kt�rzy jej pozostali. Franval odwi�z� wtedy
c�rk� z powrotem
do Pary�a i spotka� si� z Valmontem, aby obmy�le� sposoby prze�amania
fortyfikacji,
jakimi pani de Franval obwarowa�a si� z pomoc� przyjaci� przed ich zakusami.
Franval zjawi� si� u �ony w chwili, gdy uzna�, �e jest w stanie z nim rozmawia�.
� Nie masz chyba z�udze� co do moich pogl�d�w na sw�j stan zdrowia � powiedzia�
ch�odno. � Nie ukrywam, �e tylko tej okoliczno�ci zawdzi�czasz pow�ci�gliwo��
Eugenii.
By�a gotowa wnie�� przeciwko tobie bezwzgl�dn� skarg� z powodu tak brutalnego
jej potraktowania.
Chocia� zdaje sobie spraw�, �e winna jest ci szacunek, nale�ny zazwyczaj matce
od c�rki, nie mo�e jednak ignorowa� faktu, �e ta matka sama postawi�a si� w
najgorszym
�wietle, rzucaj�c si� na c�rk� ze sztyletem w d�oni. Podobne uniesienia mog�
otworzy� oczy
wymiarowi sprawiedliwo�ci na twoj� konduit� i pewnego dnia zaszkodzi� fatalnie
twojej dobrej
s�awie i twojej wolno�ci osobistej.
� Nie spodziewa�am si� takich oskar�e� � odrzek�a pani de Franvall. � Jak�e to,
moja c�rka,
uwiedziona przez ciebie, splamiona jednocze�nie kazirodztwem, cudzo��stwem,
libertynizmem
i najohydniejsz� niewdzi�czno�ci� wobec tej, kt�ra wyda�a j� na �wiat... O nie,
nie wydaje
mi si�, abym wobec tych okropno�ci mia�a obawia� si� jakiej� skargi! Trzeba mie�
tw�j
talent i z�o�liwo��, aby wybaczaj�c tak bezczelnie zbrodnie, oskar�a�
niewinno��!
� Zdaj� sobie spraw�, �e pretekstem do tamtej sceny by�y twoje najdziwaczniejsze
wobec
mnie podejrzenia. Ale chimeryczne przewidzenia nie usprawiedliwiaj� zbrodni. To,
czego�
si� domy�la�a jest z�udzeniem; natomiast to, czego� si� dopu�ci�a, jest niestety
faktem. By�a�
zdumiona wyrzutami, kt�re czyni�a ci moja c�rka w zwi�zku z twoim romansem z
panem de
Valmont. Dowiedz si�, �e twoje nieprzystojne prowadzenie si� jest g�o�ne w ca�ym
Pary�u.
Te konszachty s� tak powszechnie znane, dowody, niestety, tak niew�tpliwe, �e
m�wi� ci o
tym jest mo�e nieostro�no�ci�, ale w �adnym wypadku nie kalumni�.
skandalu nie jest zadaniem zdradzonego m�a. Cierpi on i stara si� jak najd�u�ej
utai� dowody.
Skoro jednak tego ��dasz, z pewno�ci� ci nie odm�wi�, � Si�gn�� do portfela. �
Usi�d�,
prosz�, trzeba to sprawdzi� spokojnie; z�o�� i uniesienie zaszkodz� ci, a mnie
nie przekonaj�.
Przeczytaj, prosz� i podyskutujemy z zimn� krwi�.
� Ja... ja... � m�wi�a nieszcz�liwa, w oburzeniu unosz�c si� na ��ku � ja
mia�abym z
Valmontem... Bo�e sprawiedliwy! I ty to m�wisz! Niewdzi�czny! � zala�a si�
�zami. � Oto
jest zap�ata za moj� czu�o��! Oto nagroda za to: �em ci� tak pokocha�a!
Niekontent jeste� z tej
okrutnej krzywdy; nie dosy� ci, �e� uwi�d� w�asn� c�rk�; chcesz jeszcze
usprawiedliwi� swe
zbrodnie zarzucaj�c mi czyn, kt�ry by�by dla mnie straszniejszy od �mierci!
Powiadasz, �e
masz dowody mojego romansu! Poka� je wszystkim! ��dam, aby znano je powszechnie!
Zmusz� ci�, aby� je opublikowa�, je�eli mi ich zaraz nie poka�esz!
� Moja droga, nie b�d� ich wszystkim pokazywa�, bo zazwyczaj rozg�aszanie
takiego
Pani de Franval by�a tak pewna swojej niewinno�ci, �e nie poj�a, co maj�
znaczy� te
dziwne s�owa. Zdumienie i zgroza przej�y j� dreszczem.
� Oto jak widzisz � m�wi� Franval, wyjmuj�c z portfela plik papier�w � ca�a
twoja korespondencja
z panem de Valmont z ubieg�ych sze�ciu miesi�cy. Nie oskar�aj tego m�odego
cz�owieka o niedyskrecj� lub nieostro�no��; zbyt jest rycerski, aby w
czymkolwiek o�mieli�
si� ci uchybi�. Ale jeden z jego s�u��cych, zr�czniejszy od swego pana, znalaz�
spos�b na
dostarczenie mi tych cennych dowod�w twojej nadzwyczajnej skromno�ci i
znakomitej cnoty.
� Przerzuci� listy roz�o�one na stole i wyj�� jeden. � Pozwolisz, �e w�r�d tych
rozmaitych
paplanin kobiety roznami�tnionej... roznami�tnionej przez m�czyzn� bez
w�tpienia wielce
przystojnego... wybior� list, kt�ry wyda� mi si� najbardziej charakterystyczny i
beztroski. Oto
jego tre��:
�Nudziarz wyje�d�a dzi� wieczorem do swojej podmiejskiej willi razem z t� n�dzn�
kreatur�.
Nie pojmuj�, jak mog�am wyda� j� na �wiat! Przybywaj, najdro�szy, pocieszy� mnie
po
strapieniach, kt�rych nie szcz�dz� mi te dwa potwory. Czy zreszt� nie oddaj� nam
teraz najwi�kszych
us�ug? Ta intryga przeszkadza mojemu m�owi w dostrze�eniu naszej mi�o�ci.
Niech wyprawia z t� dziewczyn�, co mu si� podoba, byleby nie wa�y� si� targn��
na najdro�sze
zwi�zki, ��cz�ce mnie z cz�owiekiem, kt�rego uwielbiam jak nikogo na �wiecie.�
� I c� na to powiesz?
� Doprawdy, podziwiam ci� � odrzek�a pani de Franval. � Ka�da nasza rozmowa
wzmaga
moje niewiarygodne wprost dla ciebie uznanie. Przyznam si� jednak, �e w�r�d
znakomitych
twoich zdolno�ci nie dostrzeg�am jeszcze talent�w fa�szerza i oszczercy!
� Ach, wi�c zaprzeczasz?
� Bynajmniej. ��dam tylko, aby mi to udowodniono. Wezwiemy s�dzi�w, powo�amy
ekspert�w.
I za��damy, je�li si� zgodzisz, najsurowszej kary dla tego z nas dwojga, kto
oka�e si�
naprawd� winnym...
� Oto co mo�na nazwa� prawdziw� bezczelno�ci�! Dobrze, wol� nawet �ledztwo od
nieustannego
cierpienia. Poszukajmy dalej � m�wi� Franval, wyjmuj�c z portfela drugi plik
papier�w.
� Nic dziwnego, �e masz kochanka... z tak� urod� i m�em n u d z i a r z e m...
Ale
pozwolisz, �e uznam raczej za niezwyk�e, i� w twoim wieku ju� musisz go
utrzymywa�, i to
na m�j koszt! Oto weksle i rachunki prawie na sto tysi�cy talar�w, p�acone przez
ciebie albo
�yrowane na korzy�� pana de Valmont. Obejrzyj je sobie, prosz� bardzo � dorzuci�
�w n�dznik
pokazuj�c jej z daleka jeden z dokument�w.
�Pan Zaide, jubiler... Przekazuj� panu przy niniejszym sum� dwudziestu dw�ch
tysi�cy
liwr�w jako pokrycie zobowi�zania pana de Valmont. Farneille de Franval.�
� Jametowi, handlarzowi koni: sze�� tysi�cy liwr�w.. To za ten ekwipa�, kt�rym
chlubi si�
dzisiaj Valmont w ca�ym Pary�u Tak, pani, nazbiera�o si� tego w sumie na trzysta
tysi�cy
dwie�cie osiemdziesi�t trzy liwry i dziesi�� sold�w. z czego jedn� trzeci�
jeste� jeszcze winna,
a reszt� lojalnie posp�aca�a�. Co o tym s�dzisz?
� Zbyt prymitywne jest to fa�szerstwo, abym cho� przez chwil� mog�a si� go
obawia�. Potrafi�
zawstydzi� niegodziwych, kt�rzy wymy�lili to wszystko, aby mnie zgubi�... ��dam,
aby
ludzie; kt�rym jak powiadasz, p�aci�am rzekomo te rachunki, przyszli tutaj i
zaprzysi�gli, �e
ode mnie dostawali pieni�dze.
� Przyjd�, pani, mo�esz w to nie w�tpi�. Czy donie�liby mi z w�asnej woli o
twoim post�powaniu,
gdyby nie byli gotowi podtrzyma� swoich zezna�? Jeden z nich chce nawet ju�
dzisiaj,
bez mojego wp�ywu, wnie�� przeciw tobie pozew do s�du...
Gorzkie �zy p�yn�y z oczu nieszcz�liwej kobiety. Opu�ci�a j� odwaga, ogarn�o
zw�tpienie;
przera�aj�ce by�y symptomy jej rozpaczy, bi�a w zapami�taniu g�ow� w marmurowe
kolumny,
rani�a sobie twarz.
� Zlituj si� nade mn�! � zawo�a�a, rzucaj�c si� m�owi do n�g. � Je�li chcesz
si� mnie pozby�,
mo�esz tego dokona� sposobem mniej okrutnym i bezlitosnym! Skoro moje istnienie
przeszkadza w radowaniu si� zbrodni�, po�� mu kres jednym ciosem! Nie wtr�caj
mnie do
grobu tak powolnie i podst�pnie! Czy to moja wina, �e ci� kocha�am? �e burzy�am
si� przeciwko
temu, co tak brutalnie pozbawia�o mnie twych uczu�? Dobrze. Ukarz mnie,
z�oczy�co,
we� to �elazo � m�wi�a w gor�czce, chwytaj�c szpad� m�a � i przebij mnie bez
lito�ci!
Niech chocia� umr� godna twego szacunku, niech zabior� do mogi�y jedyne
pocieszenie, wiar�,
�e w twoich oczach niezdolna by�am do wyst�pk�w, o jakie mnie oskar�asz... po to
jedynie,
aby ukry� swe w�asne...
Kl�cz�c u st�p Franvala �ciska�a pokrwawionymi r�kami obna�one ostrze, usi�uj�c
ugodzi�
si� nim w pier�. P�naga, z rozpuszczonymi w�osami, zalana potokami �ez, by�a
patetycznym
i wyrazistym uosobieniem rozpaczy. Nigdy chyba cierpienie nie ukaza�o si� w
postaci
r�wnie szlachetnej, wzruszaj�cej i pi�knej.
� Nie, pani � powiedzia� Franval, wydzieraj�c jej szpad�. � Nie zale�y mi na
twojej �mierci,
chc� tylko sprawiedliwej kary. Pojmuj� twoj� skruch�, �zy wcale mnie nie dziwi�;
szalejesz
z rozpaczy, �e zosta�a� zdemaskowana. �al tw�j bardzo mnie cieszy, mog� mie�
nadziej�
na pokut� i popraw�... kt�r� przy�pieszy niew�tpliwie los, jaki ci teraz
przeznaczam... Zwr�c�
w tym kierunku wszystkie swoje starania.
� Wstrzymaj si�! � zawo�a�a nieszcz�liwa. � Nie rozg�aszaj chocia� swojej
ha�by, niech
�wiat si� nie dowie, �e jeste� jednocze�nie krzywoprzysi�c�, fa�szerzem,
kazirodc� i
oszczerc�! Chcesz si� mnie pozby�, wyjad�, poszukam schronienia, gdzie nawet
wspomnienie
o tobie zniknie z mej pami�ci... B�dziesz wolny, b�dziesz grzeszy� bezkarnie...
zapomn� ci�...
je�eli potrafi�... A je�li nawet twego bolesnego wizerunku nie zdo�am wyrwa� ze
swego serca,
je�eli b�dzie mnie prze�ladowa� i na odleg�ym wygnaniu, to si� go nie pozb�d�,
niegodziwy...
nie, to by�oby ponad moje si�y... ale ukarz� si� za w�asne za�lepienie i z�o��
w�wczas do
grobu t� zha�bion� �wi�tyni�, w kt�rej by�e� tak uwielbiony...
Uniesienie wyczerpa�o si�y pani de Franval, os�abionej niedawn� chorob�; osun�a
si� i
zemdla�a. Ch�odny cie� �mierci po�o�y� si� na jej r�anej karnacji, tak
wyniszczonej przez
cierpienie. Cia�o jej by�o ju� prawie nieczu�� bry��, kt�rej wszelako nie
opuszcza� jeszcze
wdzi�k, wstyd i pi�kno... wszystkie atrybuty cnoty. N�dznik wyszed�, aby wraz ze
swoj� wyst�pn�
c�rk� radowa� si� odra�aj�cym triumfem, kt�ry zbrodnia odnios�a nad szcz�ciem i
niewinno�ci�.
Szczeg�y tego zaj�cia nadzwyczaj uradowa�y c�rk� Franvala; �a�owa�a nawet, i�
nie mog�a
by� jego �wiadkiem. By�a zdania, �e nale�a�o posun�� si� dalej i skorzysta� z
okazji, aby
Valmont m�g� wreszcie zatriumfowa� nad surowo�ci� jej matki, a Franval ich
przychwyci�.
Gdyby tak si� sta�o, c� mog�aby mie� na swoje usprawiedliwienie ich biedna
ofiara? Nie
trzeba by�o pozbawi� jej ostatnich argument�w? Takie to rozwa�ania snu�a Eugenia
de Franval!
Nieszcz�liwa kobieta mia�a na pociech� tylko serce swej matki; nie zwleka�a te�
z przedstawieniem
jej nowych powod�w troski. Pani de Farneille wpad�a na pomys�, aby u�y�
po�rednictwa
ksi�dza de Clervil, kt�rego stan, wiek i powaga mog�y, jak s�dzi�a, wywrze�
jaki�
wp�yw na jej zi�cia. Nikt nie jest tak ufny, jak cz�owiek dotkni�ty
nieszcz�ciem. U�wiadomi�a
czcigodnego kap�ana o wszystkich wybrykach Franvala, przekona�a go o faktach, w
kt�re
dawniej nie chcia� wierzy�, prosi�a wreszcie, aby w rozmowie ze z�oczy�c� u�y�
perswazji
apeluj�cej raczej do serca ni� do rozumu. Je�eli za� powiedzie mu si� z tym
przewrotnym
cz�owiekiem, prosi�a, aby porozmawia� tak�e z Eugeni� i w podobny spos�b
przekona� t� nieszcz�sn�
istot�, jaka przepa�� przed ni� si� otwiera, a wreszcie przywi�d� j�, je�li to
mo�liwe,
z powrotem na �ono matki i cnoty.
Franval dowiedzia� si� do�� wcze�nie, �e Clervil zamierza prosi� o rozmow� z nim
i z Eugeni�;
mia� wi�c dosy� czasu, aby si� z c�rk� porozumie� i u�o�y� odpowiedni plan
dzia�ania.
Powiadomili spowiednika pani de Farneille, �e oboje gotowi s� go wys�ucha�.
Naiwna pani
de Franval wierzy�a mocno w si�� argument�w powa�nego kap�ana; nieszcz�liwi
gorliwie
uganiaj� si� za chimerami, a t�skni�c za powodzeniem, kt�rego rzeczywisto�� im
odmawia,
chwytaj� si� �apczywie wszelkich iluzji!
Clervil zjawi� si� o godzinie dziewi�tej rano: Franval przyj�� go w tym samym
apartamencie,
gdzie zazwyczaj sp�dza� noce ze swoj� c�rk�. Kaza� go urz�dzi� z wytwornym
przepychem,
zostawiaj�c tam wszelako pewien subtelny nie�ad, kt�ry �wiadczy� o ich
wyst�pnych
rozkoszach. Ukryta w s�siedztwie Eugenia mog�a s�ysze� ca�� rozmow�, aby lepiej
przygotowa�
si� do roli, jaka mia�a z kolei jej przypa��.
� O�mielam si� zjawi� u pana � powiedzia� Clervil � bardzo si� obawiaj�c, �e
mog� zak��ci�
spok�j tego domu. Ludzie mojego stanu s� zazwyczaj tak niemile widziani w�r�d
os�b,
kt�re jak pan oddaj� si� przede wszystkim rozkoszom tego �wiata, �e mam wyrzuty
sumienia,
i� uleg�em namowom pani de Farneille i prosi�em pana o chwil� rozmowy.
� Zechce ksi�dz usi���. P�ki rozs�dek i poczucie sprawiedliwo�ci b�d� dominowa�
w
ksi�dza wypowiedziach, p�ty nie ma obawy, abym si� znudzi� lub zniecierpliwi�.
� Jest pan przedmiotem uwielbienia m�odej ma��onki, pe�nej wdzi�ku i cn�t, kt�ra
jednak�e
uwa�a pana za sprawc� swoich nieszcz��. �atwo sobie wyobrazi�, jak straszne
jest jej
po�o�enie, skoro mo�e si� powo�a� tylko na swoj� naiwno�� i niewinno��, skoro ma
jedyne
oparcie w matce; a ub�stwia pana mimo tych wszystkich krzywd...
� Chcia�bym, aby�my od razu przeszli do fakt�w � przerwa� Franval. � Wydaje mi
si�, �e
za bardzo wik�a ksi�dz ca�� spraw�. Jaki jest cel tej misji?
� Przywr�ci� panu szcz�cie, Je�li to jeszcze mo�liwe.
� A je�eli oka�e si�, �e jestem ca�kiem szcz�liwy, nie b�dzie mia� ksi�dz nic
wi�cej mi do
powiedzenia?
� Niepodobna, aby szcz�cie mog�o wywodzi� si� ze zbrodni!
� Zgadzam si�! Ale kto�, kto po g��bokich rozwa�aniach i dojrza�ym namy�le
wzni�s� si�
na tak wysoki poziom �wiadomo�ci, �e potrafi zrozumie�, i� z�o nie istnieje,
potrafi spogl�da�
z ca�ym spokojem na wszystkie czyny ludzkie i traktowa� je jako nieuchronne
skutki nacisku
obiektywnej si�y, kt�ra dobra czy z�a, ale zawsze przemo�na inspiruje nas do
dzia�a� zar�wno
przez spo�ecze�stwo pochwalanych, jak i pot�pianych, ale w rzeczywisto�ci
jednako jej oboj�tnych,
czy� taki cz�owiek, powiadam, nie mo�e by� r�wnie szcz�liwy prowadz�c m�j tryb
�ycia, jak ksi�dz wype�niaj�c obowi�zki swojego stanu? Szcz�cie jest poj�ciem
idealnym,
jest tworem imaginacji; to po prostu w�a�ciwa nam formu�a wzruszenia, kt�ra
zale�y wy��cznie
od naszego sposobu widzenia i odczuwania �wiata zewn�trznego. Poza zaspokojeniem
elementarnych potrzeb nie ma rzeczy , kt�ra by�aby wszystkim ludziom r�wnie do
szcz�cia
potrzebna. Codziennie ogl�damy indywidua znajduj�ce rado�� w sytuacjach, jakie w
kim�
innym wzbudzi�yby odraz�. Nie ma wi�c obiektywnej formu�y szcz�cia, nie mo�e
istnie�
inna jego koncepcja ni� ta, kt�r� ka�dy z nas tworzy na sw�j u�ytek stosownie do
w�asnych
zasad i organicznych potrzeb.
� Pojmuj�, o co panu chodzi, ale je�li nawet rozum nasz b��dzi, to sumienie
nigdy nas nie
zawiedzie. Jedyna to ksi�ga, w kt�rej Natura spisa�a wszystkie nasze powinno�ci!
� Doprawdy, czy� z tym sumieniem nie wyprawiamy wszystkiego, co nam si� podoba?
Poddaje si� ono naciskowi przyzwyczaje�, jest w naszych. r�kach jak mi�kki wosk,
kt�remu
umiemy nada� dowoln� form�. Gdyby ksi�ga ta, o kt�rej ksi�dz m�wi, zawiera�a
prawa niewzruszone,
czy sumienie ludzkie nie by�oby wsz�dzie jednakowe? Czy� od bieguna do bieguna
wszystkie dzia�ania ludzkie na tej ziemi nie by�yby tak samo oceniane? A jak si�
dzieje
naprawd�? Czy Hotentot wzdraga si� przed tym samym co Francuz, a Francuz nie
czyni codziennie
tego za co na przyk�ad w Japonii poni�s�by surow� kar�? Nie, drogi ksi�e, nie
ma
na tym �wiecie zasad niewzruszonych; nic nie jest godne nagany lub uwielbienia,
nic nie zas�uguje
ani na kar�, ani na nagrod�; nie ma czynu, kt�ry tutaj uznany za niegodny nie
by�by
usprawiedliwiony o pi��set mil dalej. Jednym s�owem, nie ma obiektywnego z�a i
nie ma zarazem
niezmiennego dobra.
� Niech pan w to nie wierzy, cnota nie jest z�udzeniem! Nie trzeba wiedzie�, co
dobre jest
tutaj, a z�e o ile� tam mil st�d, aby umie� niezawodnie rozr�ni� wyst�pek od
cnoty i znale��
w�a�ciw� drog� prowadz�c� ku szcz�ciu. Cz�owiek mo�e znale�� szcz�cie jedynie
w ca�kowitym
podporz�dkowaniu si� prawom swojego kraju. Musi je szanowa� albo stacza si� w
otch�a�; nie mo�e stan�� w po�owie drogi mi�dzy nieszcz�ciem a �amaniem prawa.
Nie dlatego
spadaj� na nas kl�ski, gdy dopuszczamy si� czyn�w zakazanych, by by�y one z�em
samym
w sobie; czyny te, w istocie swojej z�e czy dobre, nie ma to znaczenia, s�
jednak zniewag�
konwencji spo�ecznych w�a�ciwych dla rzeczywisto�ci, w kt�rej �yjemy. Nic w tym
z
pewno�ci� z�ego, �e przek�ada kto� przechadzk� po bulwarach nad spacer po Polach
Elizejskich.
Gdyby jednak wydano edykt, zakazuj�cy obywatelom pokazywania si� na bulwarach,
kto� �ami�cy to prawo by�by sam sprawc� ca�ego �a�cucha godz�cych w siebie
nieszcz��,
chocia� przekraczaj�c ten zakaz niczego z�ego w istocie by si� nie dopu�ci�.
Sk�din�d przyzwyczajenie
�amania drobnych zakaz�w prowadzi pr�dko do zrywania najwa�niejszych hamulc�w;
i tak od wyst�pku do wyst�pku dochodzi si� wreszcie do zbrodni, kt�re jednakowo
s� karane na wszystkich kontynentach, gdy� budz� groz� we wszystkich istotach
rozumnych,
niezale�nie od szeroko�ci geograficznej, pod kt�r� �y� im wypad�o. Je�li wi�c
rodzaj ludzki
nie zna sumienia uniwersalnego, zna przecie� sumienia regionalne, zale�ne od
warunk�w
bytu, jakimi obdarowa�a nas Natura, sumienia, w kt�re jej r�k� wszczepione
zosta�y zasady,
jakich nie mo�emy odrzuci� bez nara�ania si� na najwi�ksze niebezpiecze�stwo. Na
przyk�ad
rodzina pa�ska oskar�a ci� o kazirodztwo. Jakich sofizmat�w by nie u�y� dla
usprawiedliwienia
tej zbrodni i pomniejszenia jej grozy, jakimi wykr�tnymi rozumowaniami by si�
nie
pos�u�y�, na jakie autorytety i przyk�ady zaczerpni�te z innych spo�ecze�stw by
si� nie powo�a�,
pozostanie zawsze faktem, �e stosunki te, uznane w�r�d niekt�rych lud�w, s�
przecie�
niebezpieczne tutaj, gdzie prawa ich zakazuj�. A jest nie mniej pewne, �e mog�
poci�gn�� za
sob� najbole�niejsze konsekwencje i dalsze zbrodnie... zbrodnie, powiadam,
niew�tpliwe i
wszystkich przera�aj�ce. Gdyby po�lubi� pan swoj� c�rk� nad brzegami Gangesu,
gdzie ma��e�stwa
takie s� dozwolone, by� mo�e dopu�ci�by si� niewielkiego grzechu. Ale w kraju,
gdzie zwi�zki takie s� zakazane, przedstawiaj�c te gorsz�ce sceny ca�emu
spo�ecze�stwu... a
tak�e oczom ma��onki, kt�ra pana uwielbia i kt�r� perfidia taka wp�dza do grobu,
pope�niasz
bez w�tpienia czyn przera�aj�cy, zbrodni� godz�c� w naj�wi�tsze prawa Natury,
wedle kt�rych
c�rka pa�ska winna w sprawcy swego istnienia budzi� jedynie uczucia
najgodniejsze i
najcnotliwsze. Nak�oni� pan swoj� c�rk� do pogardy dla �wi�tych obowi�zk�w;
nauczy� j�
pan nienawi�ci do kobiety, kt�ra nosi�a j� w �onie. Przygotowa� pan w ten
spos�b, zapewne
tego nie dostrzegaj�c, bro�, kt�ra mo�e zwr�ci� si� przeciwko tobie. Nie ukaza�
jej pan �adnego
systemu my�lenia, nie wpoi� ani jednej zasady, z kt�rej nie musia�oby zrodzi�
si� w
przysz�o�ci pa�skie pot�pienie. Je�li jej rami� podniesie kiedy� sztylet
przeciwko panu, b�d�
pewien, �e� sam uku� to ostrze.
� Pogl�dy ksi�dza, tak r�ne od wyznawanych zazwyczaj przez ludzi twojego stanu
� odpowiedzia�
Franval � wzbudzaj� we mnie zaufanie. M�g�bym zaprzeczy� tym oskar�eniom;
tym bardziej wi�c moja szczero�� powinna zobowi�za� ksi�dza do potraktowania z
ca�� powag�
uchybie� mojej �ony, gdy je przedstawi� tak samo bez os�onek jak swoje w�asne
post�powanie.
Przyznaj�, �e kocham swoj� c�rk�; mi�uj� j� nami�tnie, jest moj� kochank�, �on�,
siostr�, powiernic�, przyjaci�k�, moim jedynym b�stwem na tym �wiecie; nie ma
takiego
ho�du, na jaki by nie zas�ugiwa�a, a ja sk�adam jej wszystkie z g��bi serca.
Uczucia te gasn�
we mnie tylko razem z �yciem; na pewno winienem si� z nich usprawiedliwi�, skoro
nie potrafi�
si� ich wyrzec. Pierwszym obowi�zkiem ojca wobec c�rki � m�wi� dalej Franval �
jest
bezspornie, zgodzi si� ksi�dz ze mn�, zapewnienie jej mo�liwie najwi�kszego
szcz�cia. Je�eli
tego nie dokona, pozostanie na zawsze jej d�u�nikiem; je�eli natomiast uda mu
si� to
osi�gn��, nikt nie ma prawa czyni� mu wyrzut�w. Nie uwiod�em i nie zgwa�ci�em
Eugenii;
jest to wa�ne stwierdzenie, prosz� je zapami�ta�. Nie ukrywa�em przed ni�
�wiata, ukazywa�em
jej zar�wno r�e i ciernie ma��e�stwa; da�em wreszcie Eugenii mo�no�� swobodnego
wyboru i czas do namys�u. Nie waha�a si�, twierdzi�a stanowczo, �e czuje si�
szcz�liwa tylko
ze mn�. Czy mog�em wobec tego odm�wi� uszcz�liwienia jej zwi�zkiem, kt�ry z
ca�� �wiadomo�ci�
prze�o�y�a nad inne?
� Te sofizmaty nie s� w stanie pana usprawiedliwi�. Nie wolno by�o panu
pozwoli�, aby
c�rka twoja jedynego �r�d�a swojego szcz�cia pocz�a dopatrywa� si� w zwi�zku z
cz�owiekiem,
kt�rego wybra� zamiast innych mog�a tylko dopuszczaj�c si� zbrodni. Czy nie
cofn��by
si� pan przed ofiarowaniem komukolwiek najpi�kniejszego owocu, b�d�c pewnym, �e
pod t�
zwodnicz� pow�ok� ukrywa si� trucizna i niechybna �mier�? Nie, m�j panie,
rozpoczynaj�c t�
nieszcz�sn� afer� siebie tylko mia�e� na my�li; uczyni�e� c�rk� swoj� ofiar� i
wsp�lniczk�
zarazem. Niewybaczalne jest takie post�powanie... A c� mo�e pan zarzuci�
cnotliwej i czu�ej
ma��once, kt�rej serce rozdzierasz z takim upojeniem? Jakie winy widzisz w niej,
bezbo�ny
cz�owiecze? O co j� oskar�asz, poza tym, �e o�mieli�a si� pana uwielbia�?
� W tej w�a�nie materii chc� r�wnie� ksi�dzu si� zwierzy� i oczekuj�
zrozumienia. Po
swoim szczerym przyznaniu si� do zarzut�w, kt�rymi mnie obci��ono, mam chyba
prawo
spodziewa� si� zaufania.
Franval wyj�� i pokaza� ksi�dzu de Clervil rzekome listy i bileciki swej �ony,
upewniaj�c,
�e dokumenty te s� r�wnie autentyczne, jak bezsporna jest mi�osna intryga pani
de Franval z
ich adresatem.
Clervil wiedzia� jednak o wszystkim.
� Czy� nie m�wi�em, �e grzech pozornie nic nie znacz�cy � zawo�a� w uniesieniu �
przyzwyczaja
nas jednak do �amania wszelkich zasad i prowadzi w ko�cu do najgorszych
eksces�w,
zbrodni i niegodziwo�ci? Zacz�� pan od czyn�w w poj�ciu swoim nic nie
znacz�cych... i
oto dla ich usprawiedliwienia czy ukrycia musi si� pan ucieka� do
najhaniebniejszych
oszustw! Radz� z ca�ego serca, wrzu�my w ogie� te wszystkie kalumnie i
zapomnijmy o nich
raz na zawsze...
� Te dokumenty s� autentyczne!
� S� sfa�szowane.
� S�dz�, �e w tej sprawie mo�e mie� ksi�dz najwy�ej w�tpliwo�ci; czy to
wystarcza dla tak
stanowczego zaprzeczenia?
� Drogi panie, za ich autentyczno�ci� przemawia tylko pa�skie o�wiadczenie; a
jest pan
jak najbardziej zainteresowany w podtrzymaniu swych oskar�e�. Z drugiej strony
szczere
wyznania pa�skiej ma��onki upewniaj� mnie o fa�szywo�ci tych papier�w; gdyby
by�y autentyczne,
w jej w�asnym interesie le�a�oby wyznanie mi ca�ej prawdy... Oto podstawa mego
rozumowania... Wszystkimi czynami cz�owieka rz�dzi w�asny interes; gdziekolwiek
go dostrzeg�,
zapala si� dla mnie pochodnia prawdy. Czterdzie�ci lat rozumuj� w my�l tej
zasady i
nigdy si� jeszcze nie pomyli�em. Czy zreszt� cnota pa�skiej ma��onki nie jest
zdolna sama
przez si� unicestwi� tej szkaradnej kalumnii? Wyst�pki te godzi�y�by si� z jej
szczero�ci�,
naiwno�ci� i mi�o�ci�, kt�r� ku tobie �ywi? Nie m�j panie, nie tak wygl�daj�
pocz�tki zbrodni...
pan, kt�ry znasz jej mechanizm, lepiej powiniene� uk�ada� te intrygi...
� Ksi�e, to s� obelgi!
� Przepraszam, ale gdy widz� niesprawiedliwo��, oszczerstwo i libertynizm, nie
jestem w
stanie opanowa� wzburzenia, w jakie wp�dzaj� mnie te niegodziwo�ci. Spalmy te
papiery,
b�agam pana raz jeszcze jak najusilniej... spalmy je, aby ocali� tw�j honor i
spok�j!
� Nie przypuszcza�em � powiedzia� Franval wstaj�c z fotela � �e godno��
kap�a�ska tak
�atwo pozwoli ksi�dzu zosta� apologet� i protektorem rozwi�z�o�ci i cudzo��stwa.
�ona moja
kompromituje mnie i wp�dza w ruin�, pokaza�em dowody... wszelako w swoim
za�lepieniu
woli ksi�dz obrzuca� mnie oskar�eniami i uwa�a� za oszczerc� ni� przypuszcza�,
�e kobieta
ta mo�e by� perfidn� i rozpustn�. Dobrze! Wyrok sprawiedliwo�ci rozstrzygnie t�
spraw�!
Rozg�osz� swoje krzywdy we wszystkich trybuna�ach Francji, przedstawi� dowody,
opublikuj�
sw� ha�b�! Zobaczymy w�wczas, czy naiwno��, a raczej g�upota ksi�dza pozwoli mu
nadal popiera� przeciw mnie t� bezwstydn� istot�!
� Wychodz�, nie mam nic wi�cej do powiedzenia � rzek� Clervil, r�wnie� si�
podnosz�c. �
Nie s�dzi�em, �e zb��kanie pa�skiego umys�u tak dalece zatruje r�wnie� i twe
serce i �e za�lepiony
��dz� niesprawiedliwej zemsty b�dziesz z zimn� krwi� obstawa� przy k�amstwie,
kt�re mog�o si� zrodzi� w gniewie i uniesieniu! Ach; jak�e to wszystko umacnia
mnie w
przekonaniu, �e skoro cz�owiek raz podepcze naj�wi�tsze prawa, wkr�tce wyrzeka
si� wszelkich
zasad... Gdyby si� jednak pan zastanowi�, racz mnie natychmiast powiadomi�; a
ja, i
rodzina pa�ska zawsze b�dziemy gotowi wyci�gn�� r�ce do skruszonego... Mam
jeszcze
pro�b�: czy m�g�bym porozmawia� chwil� z pann� Eugeni�?
� Nie mam nic przeciwko temu. Prosz� nawet ksi�dza, aby u�y� wobec niej ca�ej
swojej
elokwencji i najsilniejszych argument�w dla przedstawienia jej owych niezbitych
prawd, w
kt�rych ja osobi�cie mia�em nieszcz�cie dopatrzy� si� jeno za�lepienia i
sofizmat�w...
Clervil przeszed� do pokoju Eugenii. Oczekiwa�a go w eleganckim i zalotnym
negli�u. Podobny
bezwstyd, wynik zapami�tania i wyst�pku, przebija� ze wszystkich gest�w i
spojrze�
dziewczyny; perfidna istota, zniewa�aj�c dary Natury, kt�re zdobi�y j� mimo
haniebnego zachowania,
��czy�a w sobie wszystko, co zdolne by�o rozpali� wyst�pne ��dze i oburzy�
cnot�.
Poniewa� dla m�odej dziewczyny nie by�o bezpieczne wdawa� si� w dyskusj�
problem�w
tak zawi�ych, jakie m�g� roztrz�sa� bieg�y filozof Franval, Eugenia odpowiada�a
Clervilowi
tylko szyderstwem. Jednocze�nie stara�a si� usilnie podra�ni� kap�ana swoj�
urod�. Skoro
jednak dostrzeg�a, �e prowokacje jej s� bezskuteczne, a cz�owiek tak pobo�ny jak
jej rozm�wca
nie daje si� schwyta� w pu�apk�, rozerwa�a nagle zapi�cie szaty, kt�ra os�ania�a
jej
wdzi�ki i stan�wszy p�naga przed Clervilem zacz�a krzycze�, zanim kap�an
zdo�a� w og�le
poj��, o co jej chodzi:
� Pu�� mnie, n�dzniku! Zabierzcie st�d tego potwora! O Bo�e! Niech si� chocia�
ojciec nie
dowie!... My�la�am, �e przyszed� do mnie z pobo�nymi naukami... a ten �otr godzi
na m�j
honor i cnot�! Patrzcie � wo�a�a do s�u�by, kt�ra zbieg�a si� s�ysz�c jej
przera�liwe krzyki �
oto w jakim stanie zostawi� mnie ten bezwstydnik! Widzicie, do czego s� zdolni
ci dobrotliwi
s�udzy bo�y! Zgorszenie, rozpusta, wyuzdanie... oto ich obyczaje! A my, oszukani
ich rzekom�
cnot�, w g�upocie swojej ci�gle jeszcze ich czcimy!
Clervil, zirytowany skandalem, zdo�a� jednak ukry� swoje zak�opotanie. Z zimn�
krwi� odsun��
otaczaj�cych go lokai i kieruj�c si� ku wyj�ciu zawo�a�:
� Oby B�g ocali� t� nieszcz�liw�! Oby skruszy� jej serce, je�li to jeszcze
mo�liwe... I niechaj
nikt w tym domu bardziej ode mnie nie obrazi jej cnotliwych uczu�, kt�re
zamierza�em
na pewno nie zniewa�y�, lecz umocni� w jej duszy!
Taki by� jedyny skutek negocjacji, z kt�r� pani de Farneille i jej c�rka wi�za�y
tyle nadziei.
Nie mia�y poj�cia o spustoszeniach, kt�re czyni wyst�pek w duszach zbrodniarzy;
przera�anie
innych jeszcze ich o�miela i nawet w szlachetnych upomnieniach potrafi� oni
znale�� inspiracj�
do z�a.
Od tej chwili konflikt bardzo si� zaostrzy�; Franval i Eugenia zdawali sobie
spraw�, �e
trzeba ponad wszelk� w�tpliwo�� udowodni� pani de Franval jej rzekome
uchybienia, a z
drugiej strony pani de Farneille, w porozumieniu ze sw� c�rk�. zacz�a serio
rozwa�a� plan
porwania i uwi�zienia Eugenii. Porozumia�y si� z ksi�dzem de Clervil; szlachetny
przyjaciel
odm�wi� jednak udzia�u w realizacji tak drastycznych posuni��; spotka�y go ju� �
powiedzia�
� takie przykro�ci, �e nie jest w stanie uczyni� nic innego ni� modli� si� za
grzesznik�w.
Gorliwie obstawa� za zmi�owaniem nad wyst�pkami i stanowczo odm�wi�
jakichkolwiek innych
us�ug czy po�rednictwa. Niecz�sta to wznios�o�� uczu�, czemu� tak rzadko
spotykana
w�r�d ludzi tego stanu! Tymczasem Franval nie zaniedbywa� swoich stara�. Pewnego
dnia
zjawi� si� u niego Valmont.
� Cymba� jeste� � o�wiadczy� mu wyst�pny kochanek Eugenii. � Niegodzien zwa� si�
moim uczniem! Je�eli nast�pnym razem nie dasz sobie rady z moj� �on�,
skompromituj� ci�
w oczach ca�ego Pary�a. Musisz j� mie�, i to z ca�ym arsena�em dowod�w; trzeba,
abym
przekona� si� naocznie o jej upadku. Niechbym wreszcie pozbawi� t� wstr�tn�
kreatur�
wszystkich sposob�w obrony i usprawiedliwienia!
� Ale je�li b�dzie si� opiera�? � pyta� Valmont.
� To pos�u�ysz si� gwa�tem... moja w tym g�owa, aby nikogo w�wczas w domu nie
by�o.
Nastrasz j�, gro� jej, r�b, co chcesz. Usprawiedliwi� wszystkie sposoby, kt�re
mog� ci� doprowadzi�
do triumfu.
� Pos�uchaj! � rzek� Valmont. � Zgadzam si� na twoj� propozycj�, daj� ci s�owo,
�e twoja
�ona mi ulegnie. Ale stawiam warunek; nic z ca�ej umowy, je�li odm�wisz. Wiesz
dobrze, �e
w naszych stosunkach zazdro�� nie powinna odgrywa� �adnej roli. ��dam wi�c, aby�
pozwoli�
mi sp�dzi� kwadrans sam na sam z Eugeni�... Nie pojmujesz, czym by�aby dla mnie
kr�tka
rozmowa z twoj� c�rk�.
� Ale�, Valmont...
� Rozumiem twoje obawy. Je�li jednak uwa�asz mnie za przyjaciela, s� one dla
mnie obraz�.
Pragn� jedynie ujrze� ca�� urod� Eugenii i porozmawia� z ni� minut�.
� Valmont � rzek� Franval nieco zdumiony � troch� za drogo cenisz swoje us�ugi.
Pojmuj�
nie gorzej od ciebie �mieszno�� zazdro�ci, ale uwielbiam t� dziewczyn� i pr�dzej
wyrzek�bym
si� ca�ej fortuny ni� jej �ask!
� Nie ubiegam si� o nie, b�d� spokojny. Franval zdawa� sobie spraw�, �e w�r�d
jego znajomych
�aden nie nadawa� si� r�wnie jak Valmont do spe�nienia wyznaczonego zadania, ale
opiera� si� �ywo jego ��daniu.
� Powtarzam ci � m�wi� z rozdra�nieniem � �e cena twoich us�ug jest za wysoka.
Stawiaj�c
ten warunek pozbawiasz si� prawa do mej wdzi�czno�ci.
� Och! wdzi�czno�� jest nagrod� za uczciwe przys�ugi. Nie zrodzi si� w twym
sercu za to,
czego ode mnie si� domagasz. Za dwa miesi�ce b�dziemy pewnie sk��ceni, znam
ludzi, m�j
kochany... Znam ich s�abo�ci, ich grzeszki i konsekwencje st�d wynikaj�ce.
Postaw cz�owieka,
to niegodziwe zwierz�, najz�o�liwsze ze wszystkich, w dowolnej sytuacji, a ja ci
nieomylnie
przepowiem wszystkie skutki twoich za�o�e�. Chc� by� wynagrodzony z g�ry albo
nic z
tego!
� Zgadzam si� � rzek� po chwili Franval.
� �wietnie � zawo�a� Valmont � od ciebie teraz wszystko zale�y; jestem got�w na
us�ugi.
� Potrzeba mi teraz troch� czasu na przygotowania � powiedzia� Franval. �
Najwy�ej za
cztery dni zawiadomi� ci�.
Pan de Franval wychowa� sw� c�rk� w taki spos�b, �e m�g� by� pewny, i�
wstydliwo�� jej
nie stanie na przeszkodzie realizacji planu u�o�onego z przyjacielem. By� jednak
zazdrosny, o
czym Eugenia dobrze wiedzia�a; skoro zrozumia�a, o co w�a�ciwie chodzi, wyzna�a
Franvalowi,
�e bardzo si� obawia, aby to spotkanie z Valmontem nie mia�o jakich� przykrych
konsekwencji.
Ojciec, kt�ry s�dzi�, �e dostatecznie zna swego przyjaciela, aby by� pewnym, i�
ca�a ta historia mo�e mu najwy�ej zawr�ci� troch� w g�owie, ale w �adnym wypadku
nie poruszy
serca, rozwia� jednak obawy c�rki i przygotowania sz�y dalej swoim torem.
Nagle Franval dowiedzia� si� od ludzi wiernych i zupe�nie sobie oddanych,
kt�rych op�aca�
w domu te�ciowej, �e Eugenii grozi wielkie niebezpiecze�stwo, gdy� pani de
Farneille mia�a
lada chwila uzyska� zgod� w�adz na jej wywiezienie. Nie w�tpi�, �e spisek ten
jest dzie�em
Clervila. Na razie od�o�y� wi�c na bok spraw� Valmonta i zaj�� si� przede
wszystkim usuni�ciem
nieszcz�snego kap�ana, kt�rego tak mylnie pos�dza� o pod�eganie do zamachu na
wolno��
Eugenii. Sypa� z�otem; wk�ada� to pot�ne narz�dzie wyst�pku w dziesi�tki i
setki r�k;
wkr�tce mia� na swoje rozkazy sze�ciu zaufanym zbir�w.
Pewnego wieczoru, gdy Clervil, cz�sto wieczerzaj�cy u pani de Farneille,
powraca� pieszo
i samotnie do domu, otoczyli go i pojmali nieznani ludzie, kt�rzy przedstawili
si� jako agenci
kr�lewskiej policji. Sprezentowano ksi�dzu fa�szywy nakaz aresztowania, wsadzono
do karety;
wywieziony zosta� po�piesznie do dalekiego zamku Franvala, le��cego gdzie� w
g��bi
Arden�w. Biedaka oddano tutaj w r�ce zarz�dcy d�br jako rzekomego przest�pc�,
kt�ry usi�owa�
godzi� na �ycie pana tego zamku. Podj�to te� zaraz najpilniejsze starania, aby
�w cz�owiek,
kt�rego win� by�a jedynie zbytnia pob�a�liwo�� wobec swych prze�ladowc�w, nigdy
ju� nie zobaczy� �wiat�a dziennego.
Pani de Farneille by�a w rozpaczy; nie w�tpi�a, �e cios ten spotka� j� z r�ki
zi�cia. Poszukiwania
Clervila musia�y op�ni� uwi�zienie Eugenii; stara kobieta mia�a zbyt nik�e
wp�ywy i
mierne �rodki, aby zaj�� si� jednocze�nie obiema tak trudnymi sprawami;
posuni�cie Franvala
zaskoczy�o j�. My�la�a na razie tylko o uwolnieniu swego spowiednika; wszystkie
poszukiwania
okaza�y si� jednak bezskuteczne; z�oczy�ca tak sprytnie zorganizowa� porwanie,
�e nie spos�b by�o niczego si� dowiedzie�. Pani de Franval nie mia�a odwagi
zapyta� wprost
swego m�a, nie rozmawiali zreszt� ze sob� ani razu od ostatniej dramatycznej
sceny. Wszelako
znaczenie sprawy wzi�o g�r� nad obaw�; zebra�a si� na odwag� i zapyta�a tyrana,
czy
zamiarem jego jest dorzuci� do bezmiaru krzywd, kt�rych by� sprawc�, r�wnie� i
odebranie
jej matce najlepszego z przyjaci�. N�dznik zaprzeczy�, by mia� z tym wszystkim
cokolwiek
wsp�lnego; posun�� sw� ob�ud� a� do ofiarowania w�asnych us�ug w poszukiwaniu
zaginionego
duchownego. Zdawa� sobie spraw�, �e dla przygotowania zamachu Valmonta nale�y
z�agodzi� nieco gniew �ony, upewnia� wi�c gor�co, �e do�o�y wszelkich stara�,
aby odszuka�
Clervila. Pos�u�y� si� nawet pieszczotami, wyznaj�c �atwowiernej ma��once, �e
chocia� nie
mo�e przebole� jej niewierno�ci, nie potrafi jednak wyrzec si� uwielbienia,
kt�re �ywi dla
niej w g��bi serca. Pani de Franval, jak zawsze �agodna i czu�a, by�a
uszcz�liwiona t� nag��
zmian� w duszy cz�owieka, kt�ry ci�gle by� dla niej najdro�sz� istot� na ziemi;
znowu spe�nia�a
gorliwie wszystkie �yczenia przewrotnego ma��onka, uprzedza�a je i z serca
dzieli�a, nie
�miej�c zreszt� skorzysta� z okazji i wym�c przynajmniej na grzeszniku
przyzwoitszego post�powania,
kt�re by nie wp�dza�o jej z dnia na dzie� w coraz wi�ksz� otch�a� cierpienia i
smutku. Gdyby nawet tego pr�bowa�a, czy� usi�owania jej przynios�yby jaki�
skutek? Franval,
zawsze tak ob�udny, nie by�by w tej sprawie z pewno�ci� uczciwszy, skoro
najwi�ksze
zadowolenie czerpa� w�a�nie z �amania zasad i obietnic. Z pewno�ci� wszystko by
przyrzek�
dla samej rozkoszy z�amania p�niej tych przyrzecze�; mo�e nawet pragn��by, aby
��dano
ode� przysi�gi, chc�c dorzuci� rozkosz krzywoprzysi�stwa do swych potwornych
rado�ci.
Tymczasem, zupe�nie swobodny, my�la� tylko o swoich planach. Jego m�ciwe,
niesforne i
gwa�towne usposobienie sk�ania�o go do odpowiadania zemst� na ka�d� zaczepk�.
Pragn�� za
wszelka cen� spokoju i bezpiecze�stwa, ale niestety przedsi�bra� dla ich
zapewnienia �rodki
zdolne jedynie wp�dzi� go w jeszcze gorsz� sytuacj�. Czy mog�o mu si� zreszt�
powie��?
Wszystkich swych talent�w i zasob�w u�ywa� tylko dla szkodzenia innym; �y�
zawsze w napi�ciu,
gdy� albo musia� zwalcza� podst�py przeciwnik�w, albo z kolei sam obmy�la�
intrygi.
Nadesz�a wreszcie chwila spe�nienia warunku Valmonta; prawie przez godzin�
przebywa�
sam na sam z Eugeni� w jej apartamencie.
W udekorowanej sali Eugenia pojawi�a si� na podwy�szeniu w postaci m�odej
Indianki,
zm�czonej polowaniem i wspartej o pie� palmy, kt�rej wynios�e ga��zie ukrywa�y
liczne �r�d�a
�wiat�a, tak skierowane, aby blaski skupia�y si� na postaci pi�knej dziewczyny i
ukazywa�y
ca�� jej urod�. Ma�a scenka, na kt�rej stan�a ta o�ywiona statua, otoczona by�a
kana�em
szerokim na sze�� st�p i wype�nionym wod�, kt�ry odgradza� od �wiata m�od�
dzikusk� i nie
pozwala� do niej w �aden spos�b si� zbli�y�. Na brzegu tego obwarowania
ustawiono fotel
dla kawalera; obok zwisa� jedwabny sznur. Ci�gn�c za to urz�dzenie mo�na by�o
obraca�
piedesta� w po��dany spos�b, aby obiekt podziwu ukazywa� si� z coraz to innej
strony;
dziewczyna przybra�a tak� poz�, aby zwr�cona w jakimkolwiek b�d� kierunku by�a
zawsze
wdzi�cznym widowiskiem. Hrabia, ukryty za dekoracj�, m�g� jednocze�nie widzie� i
sw�
kochank�, i przyjaciela, a egzamin mia� trwa�, wed�ug ostatecznego porozumienia,
przynajmniej
p� godziny. Valmont zasiad� w fotelu... by� upojony widokiem, nigdy jeszcze �
wyznawa�
� tak przepyszne wdzi�ki nie ukaza�y si� jego oczom. Poddawa� si�
roznami�tnieniu; ci�gn�c
bez przerwy za sznur odkrywa� co chwila nowe uroki. Nie m�g� si� zdecydowa�,
kt�ry
element tej wspania�ej statuy uzna� za najdoskonalszy; Eugenia by�a tak
doskonale pi�kna!
Minuty p�yn�y; w takich okoliczno�ciach czas pr�dko ucieka. Zegar wybi�
godzin�, kawaler
sk�oni� si� i najgor�tsze pochwa�y sp�yn�y do st�p b�stwa, kt�rego sanktuarium
by�o dla�
niestety niedost�pne... Spad�a zas�ona, trzeba by�o wycofa� si� z sali.]
� No i co? Zadowolony jeste� � zapyta� Franval zbli�aj�c si� do przyjaciela.
� To przepi�kna dziewczyna! � zawo�a� Valmont. � Radz� ci jednak Franval, nie
wa�y� si�
na podobny eksperyment z kimkolwiek innym; mo�esz sobie powinszowa� moich
przyjacielskich
sentyment�w, kt�re jedynie s� zdolne uchroni� ci� przed wszelkim
niebezpiecze�stwem.
� Licz� na to � rzek� do�� surowo Franval. � Teraz zabierz si� jak najpr�dzej do
roboty.
� Jutro zaczn� przygotowywa� twoj� �on�... rozumiesz, �e trzeba najpierw
wst�pnej rozmowy...
mo�esz liczy� na mnie, �e w cztery dni b�dzie po wszystkim.
U�cisn�li sobie d�onie i rozstali si�. Jednak�e po tym spotkaniu Valmont, jak
mo�na by�o
przewidzie�, przesta� my�le� o pani de Franval, a zacz�� marzy� o podboju, kt�ry
mia� w jego
oczach znacznie wi�cej uroku. Eugenia zrobi�a na nim tak wielkie wra�enie, i�
nie umia� wyrzec
si� my�li o jej zdobyciu. Postanowi� poj�� j� za �on�, zap�aci� za to najwy�sz�
nawet
cen�. Stosunki Eugenii z w�asnym jej ojcem bynajmniej go nie odstr�cza�y;
rozwa�aj�c spokojnie
swoje szanse by� pewny, �e skoro fortun� dor�wnywa� panu de Colunce, m�g� �mia�o
pretendowa� do tego zwi�zku. Wyobrazi� sobie, �e prosz�c o r�k� dziewczyny nie
m�g� spotka�
si� z odmow�; gdyby dzia�a� z dostateczn� energi�, a zw�aszcza upewni� rodzin�,
�e najlepszy
to spos�b zerwania kazirodczych stosunk�w Eugenii, zdoby�by niechybnie przedmiot
swego uwielbienia... za cen� konfliktu z Franvalem, z kt�rego jednak dzi�ki swej
odwadze i
zr�czno�ci spodziewa� si� wyj�� zwyci�zc�. Dwadzie�cia cztery godziny
wystarczy�y mu do
podj�cia decyzji; uradowany swoim pomys�em Valmont uda� si� do pani de Franval.
Spodziewa�a si� tej wizyty; pami�tamy, �e od ostatniego spotkania z m�em by�a
ju� prawie
przejednana, a w ka�dym razie da�a si� oszuka� podst�pnym zabiegom tego
perfidnego
cz�owieka; nie mog�a wi�c odm�wi� rozmowy z Valmontem. Mia�a mu co prawda za z�e
te
rzekome listy mi�osne i konszachty, kt�re wypomina� jej Franval; jednak�e m��
zdawa� si�
wi�cej ju� o tym nie my�le� i zapewnia� j� nawet, �e najlepszym sposobem
udowodnienia
fa�szywo�ci wszelkich oskar�e� by�oby w�a�nie przyjmowanie pana de Valmont jak
zwyczajnego
znajomego. Nie godzi� si� na jego wizyty � m�wi� � znaczy�oby to usprawiedliwia�
dawne podejrzenia... Najlepszym dowodem niewinno�ci, na jaki mo�e zdoby� si�
kobieta �
przekonywa� Franval swoj� ma��onk� � s� dalsze nie ukrywane kontakty z
cz�owiekiem, w
kt�rym dopatrywano si� jej kochanka. Szczeg�lna by�a to sofistyka, pani de
Franval doskonale
to rozumia�a, mia�a jednak nadziej�, �e wyja�nienia Valmonta na co� si�
przydadz�.
Chcia�a go wi�c zobaczy�, l�ka�a si� gniewu m�a; wszystko to kaza�o jej
przymkn�� oczy na
wzgl�dy, kt�re powinny by�y j� sk�oni� do odmowy spotkania z m�odym cz�owiekiem.
Przyby� wi�c, a Franval znowu wyszed� po�piesznie z domu, zostawiaj�c ich sam na
sam
jak ostatnim razem. W takiej sytuacji wyja�nienia i przeprosiny powinny zaj��
sporo czasu;
jednak�e Valmont, przej�ty swoimi pomys�ami, przeszed� od razu do rzeczy.
� Pani, racz nie dopatrywa� si� ju� we mnie tego samego cz�owieka, kt�ry
ostatnim razem
tak zawini� w twych oczach � m�wi� przyjmuj�c pokorn� postaw�. � By�em w�wczas
wsp�lnikiem
wyst�pk�w twego m�a, dzisiaj chc� naprawi� te krzywdy. Prosz� mi zaufa�. Daj�
s�owo honoru, �e nie przyszed�em pani ok�amywa� ani ci� czymkolwiek zwodzi�.
Opowiedzia� jej ca�� histori� sfa�szowanych list�w i dokument�w, b�aga� o
przebaczenie,
�e o�mieli� si� wzi�� w tym udzia�; wyzna� pani de Franval, jakich to nowych
podst�p�w od
niego wymagano, wreszcie dla udowodnienia swojej szczero�ci wyzna� uczucia dla
Eugenii,
ujawni� wydarzenia ostatnich tygodni, zobowi�za� si� zerwa� ca�� intryg�,
odebra� Eugeni�
Franvalowi i wywie�� j� do maj�tku pani de Farneille w Pikardii, je�eli tylko
obie damy zezwol�
na to i przyrzekn� mu w nagrod� ma��e�stwo z dziewczyn�, kt�r� wydob�dzie z
przepa�ci.
Valmont m�wi� to wszystko tak szczerze i otwarcie, �e pani de Franval nie mog�a
si� waha�.
Pan de Valmont by� dla jej c�rki znakomit� parti�; czy� mo�na by�o spodziewa�
si� takiej
szansy po rozg�oszeniu niegodziwej konduity Eugenii? Valmont got�w by� sam zaj��
si�
ca�� spraw�, nie by�o zreszt� innego sposobu unicestwienia potwornej zbrodni,
kt�ra pani� de
Franval doprowadza�a do rozpaczy. Sk�din�d spodziewa�a si� nawet odzyskania
uczu� ma��onka,
gdy zerwana zostanie jedyna intryga rzeczywi�cie dla obojga niebezpieczna. Racje
te
przewa�y�y, zgodzi�a si� ale pod warunkiem, �e Valmont da jej uroczyste s�owo
honoru, i�
nie b�dzie walczy� z broni� w r�ku przeciwko panu de Franval, a po wywiezieniu
Eugenii do
maj�tku pani de Farneille zabierze j� za granic� i pozostanie tam tak d�ugo p�ki
nami�tno�ci
Franvala nie ostygn� na tyle, by zdolny by� przebole� zerwanie swoich
przest�pczych mi�ostek
i przysta� na ma��e�stwo c�rki. Valmont zgodzi� si� na wszystko; pani de Franval
zar�czy�a
ze swej strony za zgod� matki i zapewni�a, i� nie sprzeciwi si� ona z pewno�ci�
porozumieniu,
kt�re tutaj zawarli. Valmont wyszed�, raz jeszcze wyra�aj�c niezmierny �al, i�
got�w
by� niedawno podj�� si� przeciw pani de Franval tego wszystkiego, czego ��da�
wyst�pny
jej ma��onek.
Nazajutrz pani de Farneille wyjecha�a do Pikardii. Franval, zaj�ty przede
wszystkim sw�
sta�� nami�tno�ci�, ufny w przyja�� Valmonta, wolny od l�ku przed Clervilem,
wpad� od razu
w zastawion� pu�apk�, okazuj�c nie mniejsz� �atwowierno�� ni� wszyscy, kt�rych
swego czasu
chwyta� w swoje sid�a.
Od sze�ciu miesi�cy Eugenia, kt�ra mia�a nied�ugo uko�czy� siedemna�cie lat,
wychodzi�a
cz�sto sama lub najwy�ej w towarzystwie paru swoich przyjaci�ek. W wigili�
dnia, wyznaczonego
Valmontowi przez Franvala na ostateczny atak przeciwko cnocie jego ma��onki,
pojecha�a wieczorem zupe�nie sama na przedstawienie nowej sztuki w Komedii
Francuskiej.
Wracaj�c z teatru mia�a uda� si� do zacisznej willi na spotkanie z ojcem;
zamierzali pojecha�
potem we dwoje na kolacj�. Zaledwie jednak pow�z panny de Franval min��
przedmie�cie
Saint-Germain, gdy otoczy�o go dziesi�ciu zamaskowanych ludzi. Zatrzymali konie,
otworzyli
drzwi, wyci�gn�li przemoc� Eugeni� i wsadzili do karetki pocztowej, gdzie
Valmont
przytrzyma� j� i zakneblowa�, aby zd�awi� krzyk i protesty dziewczyny. Na rozkaz
kawalera
pojazd ruszy� galopem i w mgnieniu oka znalaz� si� poza granicami Pary�a.
Nie uda�o si� jednak zatrzyma� powozu i ludzi Eugenii, wskutek czego Franval
musia� od
razu o wszystkim si� dowiedzie�. Valmont liczy� jednak na niepewno�� Franvala co
do kierunku,
w kt�rym uwi�ziono Eugeni�, a tak�e na dwie czy trzy godziny przewagi nad
ewentualnym
po�cigiem. Chodzi�o mu tylko, aby zd��y� na czas do maj�tku pani de Farneille,
gdy�
tam oczekiwa�a Eugeni� zaprz�gni�ta kareta i dwie zaufane kobiety, kt�re mia�y
wywie�� j�
bezzw�ocznie za granic�, w miejsce nieznane nawet Valmontowi, kt�ry ze swej
strony mia�
natychmiast zbiec do Holandii, a wr�ci� dopiero na �lub z Eugeni�, kiedy pani de
Farneille i
jej c�rka dadz� mu zna�, �e nic ju� nie stoi na przeszkodzie. Kapry�na Fortuna
sprawi�a jednak,
�e rozs�dnie pomy�lany plan zawi�d� z powodu potwornej zawzi�to�ci zbrodniarza,
przeciw kt�remu by� wymierzony.
Powiadomiony o wszystkim Franval nie straci� ani chwili; po�pieszy� natychmiast
na stacj�
pocztow� i za��da� informacji, w kt�r� stron� wyprawiono pojazdy od godziny
sz�stej wieczorem
poczynaj�c. O si�dmej wyjecha� dyli�ans do Lyonu, o �smej po�pieszna karetka w
stron� Pikardii. Franval nie waha� si�, dyli�ans do Lyonu nie interesowa� go,
natomiast karetka
pocztowa zmierzaj�ca w stron� prowincji, gdzie le�a�y dobra pani de Farneille,
by�a bez
w�tpienia poszukiwanym �ladem. Za��da� natychmiast o�miu najlepszych koni do
swego powozu,
kaza� da� wierzchowce swoim ludziom, a zanim oporz�dzono pojazd zd��y� jeszcze
kupi� i nabi� odpowiednie pistolety. W chwil� potem p�dzi� jak szalony traktem,
po kt�rym
wiod�a go mi�o��, desperacja i ��dza zemsty.
Przy zmianie koni na stacji w Senlis dowiedzia� si�, �e karetka pocztowa ledwie
co opu�ci�a
miasto. Franval rozkaza� wydusi� z koni wszystkie si�y. Niestety, zdo�ali
dop�dzi� uciekaj�cy
pojazd. Z pistoletami w gar�ciach ludzie Franvala zatrzymali pocztyliona
wynaj�tego
przez pana de Valmont. Rozw�cieczony Franval wdar� si� do karety, a skoro
rozpozna� swojego
przeciwnika, wystrzeli� mu w g�ow�, zanim �w zdo�a� chwyci� za bro�.
Wyci�gn�� na p� �yw� z przera�enia Eugeni�, wskoczy� wraz z ni� do powozu,
kaza� zawr�ci�
w stron� Pary�a. Znale�li si� w mie�cie przed godzin� dziesi�t� rano. Nie
przej�ty
bynajmniej wydarzeniem na trakcie, Franval indagowa� �piesznie Eugeni�. Czy
zdrajca Valmont
nie usi�owa� skorzysta� z sytuacji? Czy jest mu nadal wierna, a wyst�pne ich
zwi�zki
nie zosta�y naruszone? Panna de Franval uspokoi�a ojca. Valmont opowiedzia� jej
tylko o
swoich zamiarach, a pe�en nadziei pr�dkiego jej po�lubienia strzeg� si� przed
sprofanowaniem
o�tarza, na kt�rym chcia� z�o�y� pierwsz� w swym �yciu czyst� ofiar�. Franval
odetchn�� s�ysz�c
przysi�g� Eugenii. A jego �ona... czy wiedzia�a o tych machinacjach. Przy�o�y�a
si� do
nich? Eugenia, kt�ra zd��y�a wszystkiego si� dowiedzie�, zapewnia�a, �e porwanie
jest w�a�ciwie
dzie�em jej matki, kt�rej nie szcz�dzi�a najgorszych epitet�w; to fatalne
spotkanie,
kt�re wedle mniemania Franvala mia�o by� wst�pem do triumfu Valmonta, w
rzeczywisto�ci
sta�o si� dla� okazj� do najbezwstydniejszej zdrady.
� Ach! gdyby mia� nie jeden, a tysi�c �ywot�w! � zawo�a� rozjuszony Franval. �
Wydziera�bym
mu jeden po drugim! Moja �ona! Chcia�em si� z ni� pojedna�, a ona pierwsza mnie
oszuka�a! Ta istota uwa�ana za tak �agodn�, ten anio� cnoty! Ach pod�a
zdrajczyni, zap�aci mi
za sw� zbrodni�! Zemsta moja wymaga krwi, a je�li trzeba b�dzie, wytocz� j�
w�asnymi r�koma
z jej �y�! Uspok�j si�, Eugenio � m�wi� Franval w uniesieniu � tak! Uspok�j si�!
Musisz
teraz odpocz��.
Tymczasem pani de Farneille, kt�ra rozstawi�a na trakcie swoich szpieg�w,
nied�ugo czeka�a
na wiadomo�� o nieszcz�liwym obrocie wypadk�w: dowiedziawszy si�, �e wnuczka
jej
zosta�a odbita, a Valmont zgin��, po�pieszy�a natychmiast do Pary�a.
Rozw�cieczona, zwo�a�a
niezw�ocznie rodzinn� narad�. Zdawa�o si� jej, �e zab�jstwo Valmonta oddaje
Franvala w jej
r�ce, �e jego wp�ywy, kt�rych tak si� obawia�a, musz� teraz zgasn��, �e lada
dzie� uzyska
pe�ni� w�adzy nad sw� c�rk� i Eugeni�. Doradzano jej wszelako, aby unika�a
skandalu; celem
niedopuszczenia do haniebnego procesu powinna wystara� si� o dekret, kt�ry
m�g�by po cichu
za�atwi� spraw� jej zi�cia.
Franval dowiedzia� si� zaraz o tych radach i poczynaniach, kt�re mog�y z nich
wynikn��;
powiadomiono go r�wnie�, �e sprawa nabiera rozg�osu, a te�ciowa czeka tylko na
jego wyra�n�
kl�sk�, aby nareszcie zatriumfowa�. Po�pieszy� wi�c do Wersalu, przeprowadzi�
rozmow�
z ministrem, zwierzy� si� mu z ca�ej afery; w odpowiedzi poradzono mu, aby ukry�
si�
�piesznie w swoich dobrach w Alzacji albo na szwajcarskim pograniczu.
Franval nie zapomnia� jednak o zem�cie i zamiarze ukarania �ony za niedawn�
zdrad�;
chcia� poza tym mie� nadal pod r�k� osob� tak blisk� sercu pani de Farneille,
aby ta �miertelna
nieprzyjaci�ka nie wa�y�a si�, przynajmniej oficjalnie. podejmowa� �adnych
przeciwko
niemu krok�w. Postanowi� wyjecha� do Valmoru, maj�tku, o kt�rym wspomnia�
minister,
tylko w towarzystwie �ony i c�rki. Czy jednak pani de Franval zgodzi si� na t�
podr�? Czuj�c
si� winn� zdrady, kt�ra spowodowa�a ostatnie nieszcz�cia, czy nie b�dzie si�
ba�a tak
oddali� od Pary�a? Czy odwa�y si� odda� bez l�ku w r�ce rozgniewanego ma��onka?
W�tpliwo�ci
te niepokoi�y Franvala; aby wyja�ni� sytuacj� uda� si� do �ony, kt�ra zreszt� o
wszystkim ju� wiedzia�a.
� Pani � o�wiadczy� jej z zimn� krwi� � przez swoje nierozwa�ne post�powanie
wp�dzi�a�
mnie w otch�a� nieszcz��. Pot�piaj�c bezwzgl�dnie skutek, nie mog� jednak gani�
twych
intencji. Rozumiem, �e przyczyn� tego post�powania by�a z pewno�ci� mi�o�� do
c�rki i do
mnie. Skoro jednak moje b��dy poprzedzi�y twoje, powinienem ci wybaczy�. Droga i
najbli�sza
mi istoto! � zawo�a� kl�kaj�c u st�p �ony � zechciej zgodzi� si� na pojednanie,
kt�rego ju�
nic odt�d nie zak��ci! Prosz� ci� o przebaczenie, a oto co ci ofiaruj� dla jego
przypiecz�towania...
Z�o�y� u n�g pani de Franval wszystkie sfa�szowane listy i dokumenty, ca��
rzekom� korespondencj�
Valmonta.
� Spal to zaraz, moja droga, b�agam ci� � kontynuowa� zdrajca udaj�c �kanie � i
wybacz
niegodziwo�ci, do kt�rych przywiod�a mnie zazdro��. Pozb�d�my si� wzajemnego
rozgoryczenia...
przyznaj�, �e wielkie by�y moje winy... kt� jednak wie, czy Valmont, usi�uj�c
za
wszelk� cen� zrealizowa� swoje zamys�y, nie oczerni� mnie przed tob� bardziej
ni� zas�ugiwa�em.
Je�li o�mieli� si� powiedzie�, �e przesta�em ci� kocha�... �e nie jeste� ju� dla
mnie
najdro�sz� i najczcigodniejsz� istot� na �wiecie... ach! aniele m�j!... je�li
splami� si� takimi
oszczerstwami, jak�e s�usznie uwolni�em �wiat od podobnego szalbierza i k�amcy.
� Och! � m�wi�a ze �zami pani de Franval. � Jak�e mog�e� zmy�li� przeciwko mnie
podobne
okropno�ci! Czy po tym wszystkim mo�na jeszcze ��da� ode mnie zaufania?
� Pragn�, aby� mnie znowu pokocha�a, o najdro�sza i najlepsza z �on! Chcia�bym,
�eby�
za ten bezmiar b��d�w oskar�a�a tylko m�j umys�, aby� wierzy�a, i� serce
wieczy�cie ci oddane
nie mog�o nigdy ci� zdradzi�! Tak... ka�dy z tych wyst�pk�w jednak mnie do
ciebie przybli�a�...
Im bardziej odsuwa�em si� od swojej ukochanej ma��onki, tym trudniej by�o mi
znale��
satysfakcj� i uspokojenie; rozkosze i mi�ostki nie mog�y mi zast�pi� dawnego
szcz�cia...
�ciskaj�c tw�j portret op�akiwa�em utrat� jego pierwowzoru! Najdro�sza moja!
Gdzie� mo�na
znale�� serce do twego podobne? Gdzie� do�wiadczy� rozkoszy zdolnych dor�wna�
upojeniu,
kt�re prze�ywa si� w twych obj�ciach? Przeklinam swoje ob��kanie, chc� odt�d �y�
tylko
dla ciebie... aby w twojej zgn�bionej duszy odbudowa� mi�o�� zniszczon� przez
niegodziwo�ci,
kt�rych wspomnienia nawet chc� si� wyrzec!
Niepodobna, aby pani de Franval mog�a oprze� si� tak czu�ym b�aganiom cz�owieka,
kt�rego
nadal kocha�a. Czy mo�na darzy� cho�by najsprawiedliwsz� nienawi�ci� przedmiot
swojej mi�o�ci? Wra�liwa i czu�a dusza tej niezwyk�ej kobiety nie mog�a pozosta�
oboj�tna na
widok cz�owieka ukochanego, upokorzonego i przygniecionego wyrzutami sumienia.
�kanie
wydar�o si� z jej piersi.
� Ja... ja... � m�wi�a, przyciskaj�c do serca r�ce swego ma��onka � nigdy nie
przesta�am
uwielbia� ci�, okrutniku, chocia� tak strasznie i bez powodu nade mn� si�
zn�ca�e�... B�g mi
�wiadkiem, �e ze wszystkich cios�w, jakie mog�y mnie spotka� z twej r�ki,
najbole�niejszy
by� strach przed utrat� twej mi�o�ci, przed podejrzeniem, kt�re ci si�
nasuwa�o... Kim si� pos�u�y�e�
jako narz�dziem mojej krzywdy i zniewagi? W�asn� moj� c�rk�! W jej d�onie
k�ad�e�
sztylet, kt�rym rozdziera�a mi serce... Czy chcesz zmusi� mnie do znienawidzenia
istoty, kt�r�
prawo Natury uczyni�o tak mi drog�?
� Przyprowadz� j� i ka�� rzuci� ci si� do n�g! � zawo�a� Franval w uniesieniu. �
Chc�, �eby
razem ze mn� wyrzek�a si� swego bezwstydu i grzechu, aby r�wnie� wyb�aga�a twoje
przebaczenie! B�dziemy odt�d we troje budowa� nasze wsp�lne szcz�cie. Zwr�c� ci
c�rk�, a
ty zwr�cisz mi �on�... potem uciekniemy!
� Uciekniemy? Wielki Bo�e, dlaczego?
� Moja przygoda nabra�a rozg�osu; jutro mog� by� ju� zgubiony. Przyjaciele i
minister radz�
mi wyjazd do Valmoru. O ukochana, gdyby� zechcia�a towarzyszy� mi w tej podr�y!
Czy w chwili gdy u twych st�p �ebrz� o przebaczenie, b�dziesz zdolna przebi� mi
serce swoj�
odmow�?
� Przera�asz mnie! Jak to, ta sprawa...
� M�wi�, �e to by� mord, a nie pojedynek.
� Bo�e! I to ja by�am przyczyn�... M�w... m�w, co mam robi�! Pojad� z tob�,
je�li trzeba,
nawet na koniec �wiata. Och! jestem chyba najnieszcz�liwsz� z kobiet!
� Powiedz raczej: najszcz�liwsz�, gdy� odt�d ka�da chwila mego �ycia po�wi�cona
b�dzie
zamienianiu w r�e cierni, kt�re rzuca�em pod twe stopy! Czy dwojgu kochaj�cym
si�
istotom nie wystarczy nawet pustynia? A zreszt� wygnanie nie b�dzie wieczne;
prosi�em ju�
przyjaci�, rozpoczynaj� starania...
� A moja matka? Chcia�abym si� z ni� zobaczy�.
� Nie r�b tego, ukochana! Mam niezbite dowody, �e to w�a�nie ona podjudza
przeciwko
mnie krewnych Valmonta, �e doradza im, jak przygotowa� moj� zgub�!
� Ona jest niewinna, przesta� �ywi� wobec niej te ohydne podejrzenia. Jej czu�e
serce nigdy
nie zna�o ob�udy; nie umia�e� jej doceni�... och, gdyby� zdolny by� pokocha� j�
tak samo
jak ja! Znale�liby�my u jej boku najprawdziwsze szcz�cie na ziemi! To anio�
pokoju, kt�rego
zes�a�o ci niebo, aby wypleni� grzechy twojego �ycia; odtr�ci�e� j�, nie
chcia�e� czu�o�ci i
przyja�ni, przez kaprys czy rozwi�z�o��, przez niewdzi�czno�� czy libertynizm
wyrzek�e� si�
dobrowolnie najlepszej przyjaci�ki, jak� los postawi� na twej drodze. A
wi�c?... nie mog� si�
ju� z ni� spotka�?
� Nie! nalegam na to jak najusilniej! Nie ma ani chwili do stracenia. Napiszesz
do niej,
przedstawisz moj� skruch�. Mo�e zlituje si� nad moimi wyrzutami sumienia... mo�e
zdo�am
jeszcze odzyska� kiedy� jej szacunek i uczucie. Wszystko z czasem si� uspokoi,
wr�cimy,
b�dziemy w jej ramionach radowa� si� przebaczeniem i mi�o�ci�. Ale teraz musimy
wyjecha�
jak naj�pieszniej... najp�niej za godzin� powinni�my by� w drodze, karety
czekaj�...
Przera�ona pani de Franval nie o�mieli�a si� protestowa�. Zacz�a przygotowywa�
si� do
podr�y. �yczenie Franvala by�o dla niej rozkazem. Zdrajca pobieg� tymczasem po
c�rk�,
przywi�d� j� do st�p matki. Ob�udna dziewczyna rzuci�a si� jej do n�g z perfidi�
r�wn� ojcowskiej;
zalewa�a si� �zami, b�aga�a o przebaczenie, kt�re oczywi�cie otrzyma�a. Pani de
Franval obj�a j� i uca�owa�a; trudno jest zapomnie�, �e jest si� matk�, cho�by
winy dzieci
by�y nawet najwi�ksze! W czu�ej i wra�liwej duszy odzywa si� zawsze przemo�ny
g�os Natury,
a jedna �za ukochanego dziecka wystarcza, by wymaza� z pami�ci nawet dwadzie�cia
lat
jego grzech�w i wyst�pk�w.
Wyjechali wi�c do Valmoru. Nadzwyczajny po�piech, z jakim trzeba by�o
przedsi�wzi��
t� podr�, usprawiedliwi� w oczach pani de Franval, nadal �atwowiernej i
za�lepionej, nie-
wielk� liczb� s�u�by, kt�r� ma��onek jej zabra� na wie�. Zbrodnia l�ka si�
rozg�osu... unika
�wiadk�w; spowija si� w mroki tajemnicy, gdy zamierza przyst�pi� do dzia�ania.
Na wsi nic nie zapowiada�o na razie gro��cego niebezpiecze�stwa. Franval sili�
si� na
oznaki respektu, dowody czu�o�ci, nadskakiwa� �onie, okazywa� jej najgor�tsz�
mi�o��; �atwo
oszuka� nieszcz�sn� pani� de Franval. Wywieziona daleko od Pary�a, znalaz�szy
si� niemal
na pustkowiu, bez mo�liwo�ci skomunikowania si� z matk�, by�a jednak szcz�liwa,
skoro �
jak powiada�a � uda�o si� jej odzyska� serce m�a, a c�rka, nadal pe�na skruchy
i pokory,
stara�a si� ze wszystkich si� zyskiwa� jej uznanie.
Apartamenty Eugenii i jej ojca teraz ju� nie s�siadowa�y ze sob�. Franval
mieszka� w najbardziej
oddalonej cz�ci zamku, Eugenia tu� obok matki. Paryska rozwi�z�o�� zast�piona
zosta�a w Valmorze pow�ci�gliwo�ci�, przystojno�ci� i umiarkowaniem. Franval
udawa� si�
ka�dej nocy do sypialni ma��onki; korzystaj�c z jej niewinno�ci, naiwno�ci i
rozkochania �otr
bezwstydnie podnieca� w sobie nadziej� przysz�ej zemsty. Szczere i gor�ce
pieszczoty, kt�rymi
hojnie darzy�a go ta najcnotliwsza z kobiet, nie by�y w stanie u�agodzi�
Franvala; w
p�omieniach nami�tno�ci rozpala� �w zbrodniarz sw� ��dz� okrucie�stw.
�atwo zgadn��, �e stosunki Franvala i Eugenii mimo pozor�w nie zosta�y
bynajmniej zerwane.
Codziennie rano, gdy matka zaj�ta by�a toalet�, Eugenia w g��bi ogrodu spotyka�a
si�
z ojcem. Otrzymywa�a wtedy od niego polecenia stosowne do sytuacji i cieszy�a
si� najintymniejszymi
wzgl�dami, kt�rych nie zamierza�a wcale wyrzec si� na korzy�� swej rywalki.
Min�o zaledwie osiem dni od przyjazdu w te okolice, gdy Franval otrzyma� z
Pary�a wiadomo��,
i� rodzina Valmonta �ciga go z nies�ychan� zawzi�to�ci�, a ca�a sprawa zaczyna
przybiera� gro�ny obr�t. Niepodobna � pisa� jeden z przyjaci� � uzna� starcia z
Valmontem
za pojedynek, zbyt wielu by�o niestety �wiadk�w tego wydarzenia. Poza tym
ustalono ponad
wszelk� w�tpliwo�� � dodawa� � i� pani de Farneille stan�a na czele wrog�w
swojego zi�cia
i dok�ada stara�, aby go zgubi�, uwi�zi�, a przynajmniej zmusi� do opuszczenia
Francji, a
wreszcie odzyska� opiek� nad dwiema drogimi istotami, z kt�rymi zosta�a przez
Franvala
roz��czona.
Franval pokaza� list swojej �onie. Schwyci�a natychmiast za pi�ro, aby uspokoi�
matk� i
sk�oni� j� do zmiany pogl�d�w, aby przedstawi� jej szcz�cie, kt�rym cieszy�a
si� od chwili,
gdy nie�aska Fortuny poruszy�a serce jej nieszcz�liwego ma��onka. Zapewni�a
ponadto, �e
wszelkie pr�by nak�onienia jej do powrotu wraz z c�rk� do Pary�a b�d� daremne,
gdy� jest
zdecydowana nie opuszcza� Valmoru, p�ki sprawy jej m�a nie zostan� ostatecznie
za�atwione.
Je�eli za� z�o�liwo�� nieprzyjaci� lub g�upota s�dzi�w doprowadzi do skazania
Franvala,
gotowa jest razem z nim porzuci� Francj�.
Franval gor�co podzi�kowa� �onie. Nie mia� jednak zamiaru oczekiwa� bezczynnie
losu,
kt�ry mu szykowano; uprzedzi� �on�, i� wyjedzie teraz na jaki� czas do
Szwajcarii; zostawia
jej Eugeni� i zaklina, aby obie nie oddala�y si� z Valmoru, p�ki jego przysz�o��
nie zostanie
wyja�niona. Skoro za� to nast�pi, przyjedzie do Valmoru bez wzgl�du na sytuacj�,
sp�dzi ze
sw� ukochan� �on� przynajmniej ca�� dob� i ustali z ni� razem, kiedy wr�c� do
Pary�a, je�eli
nic nie b�dzie temu sta�o na przeszkodzie, lub te�, w przeciwnym razie, dok�d
udadz� si� na
bezpieczne wygnanie.
Podj�wszy t� decyzj� Franval, kt�ry bynajmniej nie zapomnia�, i� nieostro�no��
jego �ony
w post�powaniu z Valmontem by�a jedyn� przyczyn� nieszcz��, jakie na� spad�y, i
kt�ry
marzy� ci�gle o zem�cie, kaza� powiadomi� c�rk�, i� czeka na ni� w g��bi parku.
Zamkn�� si�
z Eugeni� w samotnym pawilonie, kaza� jej zaprzysi�c �lepe pos�usze�stwo w
wykonaniu
wszystkiego, cokolwiek jej zleci, a potem u�ciska� j� gor�co i rzek�:
� Utracisz mnie nied�ugo, moja c�reczko... mo�e na zawsze... � A widz�c �zy
Eugenii m�wi�
dalej: � Uspok�j si� aniele, odrodzenie naszego szcz�cia od ciebie tylko
zale�y. Mo�emy
je odnale�� we Francji czy gdziekolwiek indziej. S�dz�, Eugenio, �e jeste�
dostatecznie przekonana,
i� twoja matka by�a jedyn� sprawczyni� wszystkich naszych nieszcz��. Wiesz do-
brze, �e nie przestaj� my�le� o zem�cie; znasz doskonale i aprobujesz powody,
dla kt�rych
musia�em ukrywa� si� przed t� kobiet� ze swoimi prawdziwymi uczuciami; pomog�a�
mi
znale�� sposoby jej oszukania. Zbli�amy si� do kresu tej gry, Eugenio, trzeba
teraz dzia�a�.
Zale�y od tego i tw�j, i m�j spok�j. Mam nadziej�, �e mnie zrozumiesz; obdarzona
jeste� zbyt
wielk� si�� ducha, aby to, co mam ci powiedzie�, mog�o cho� na chwil� wzbudzi� w
tobie
niepok�j. Tak, c�reczko musimy dzia�a�, dzia�a� bez zw�oki i bez wahania; to
b�dzie twoim
zadaniem... Twoja matka chcia�a ci� unieszcz�liwi�; zbruka�a wi�zy hymenu, na
kt�re ci�gle
si� powo�uje, straci�a wszystkie wynikaj�ce z nich prawa. Odt�d jest dla ciebie
nie tylko obc�
kobiet�, ale nawet �mierteln� nieprzyjaci�k�. Prawo Natury, wszczepione g��boko
w nasze
serca i dusze, nakazuje nam uwalnia� si� zawsze, je�li mo�emy, od istot, kt�re
przeciw nam
spiskuj�. �wi�te to prawo, kt�re nieustannie nas inspiruje i kieruje naszym
post�powaniem,
nie ka�e nam bynajmniej �ywi� dla bli�niego mi�o�ci wi�kszej ni� ta, kt�r� winni
jeste�my
sobie samym... Najpierw my, potem inni... oto jest odwieczny porz�dek Natury! A
wi�c �adnego
respektu dla innych... nie wolno nam ich oszcz�dza�, zw�aszcza gdy si� okazuje,
i� nasze
nieszcz�cia i zguba s� jedynym celem ich dzia�ania. Gdyby�my chcieli inaczej
post�powa�,
znaczy�oby to, �e stawiamy interes innych wy�ej od w�asnego, a to by�oby
przecie� absurdalne!
Rozumiesz mnie... Przejd�my wi�c do motyw�w, kt�re winny ci� sk�oni� do
dzia�ania,
jakie chc� ci doradzi�.
� Zmuszony jestem wyjecha�, wiesz dobrze dlaczego. Je�li zostawi� ci� z t�
kobiet�, to
przed up�ywem miesi�ca op�tana przez sw� matk� wywiezie ci� do Pary�a, a
poniewa� po
ostatnim skandalu nie mo�na ju� liczy� na wydanie ci� za m��, b�d� pewna, �e te
dwie okrutne
istoty nie zawahaj� si� przed do�ywotnim zamkni�ciem ci� w klasztorze, gdzie
b�dziesz
mog�a op�akiwa� swoj� s�abo�� i nasze rado�ci. Twoja babka, Eugenio; �ciga mnie
sw� ��dz�
zemsty; po��czy�a si� z moimi wrogami, aby dopi�� swego celu i mnie zniszczy�.
Czy mo�e
mie� inne plany ni� zyska� nad tob� wy��czn� w�adz� i na zawsze pozbawi� ci�
wolno�ci? Im
bardziej wik�aj� si� moje sprawy, tym wi�ksz� si�� i znaczenie zyskuje koteria
sprzysi�ona
na nasz� zgub�. Trudno w�tpi�, �e twoja matka stoi potajemnie po stronie tej
koterii, �e z��czy
si� z ni� otwarcie, skoro tylko mnie tutaj zabraknie. Spisek ten d��y do mojej
zguby po to
jedynie, aby uczyni� ciebie najnieszcz�liwsz� z kobiet. Trzeba wi�c �pieszy�
si� z przeciwdzia�aniem;
najlepszy spos�b na pozbawienie tej wrogiej nam koterii zasadniczej si�y, to
wyrwanie
z jej grona pani de Franval. Czy mo�emy przedsi�wzi�� cokolwiek innego? M�g�bym
ci� zabra� ze sob�, ale w�wczas twoja matka do g��bi rozj�trzona, zgodzi�aby si�
od razu na
propozycje pani de Farneille, a to by�by koniec naszego spokoju. Szukali by nas,
�cigali, w
�adnym kraju nie znale�liby�my bezpiecznego schronienia, �aden zak�tek na kuli
ziemskiej
nie by�by nietykalny i godzien uszanowania w oczach tych zbrodniarzy, kt�rzy
prze�laduj�
nas swoj� zawzi�to�ci�. Wiesz dobrze, jak daleko potrafi si�gn�� rami�
despotyzmu i tyranii,
gdy wsparte jest si�� z�ota. a kierowane zbrodniczym za�lepieniem. Je�eli jednak
twoja matka
umrze, pani de Farneille, kt�ra kocha j� niew�tpliwie bardziej ni� ciebie i jej
interes ma
przede wszystkim na my�li, dojdzie do wniosku, �e istotny motyw jej dzia�ania
ju� nie istnieje,
porzuci wi�c z pewno�ci� ca�� spraw� i przestanie podjudza� moich wrog�w.
przestanie
ich wspiera�... Potem sprawy mog� przybra� dwojaki obr�t: albo afera Valmonta
zostanie
jako� zatuszowana i nic nie b�dzie sta�o na przeszkodzie naszemu powrotowi do
Pary�a, albo
te� afera ta zaogni si�, a wtedy zmuszeni do ucieczki za granic�, b�dziemy
przynajmniej wolni
od m�ciwych prze�ladowa� pani de Farneille, kt�ra � powtarzam � za �ycia twej
matki
b�dzie d��y�a zawsze do zupe�nego unieszcz�liwienia nas, gdy� wyobra�a sobie,
�e uratowanie
jej c�rki wymaga koniecznie naszej wsp�lnej zguby. Z kt�rejkolwiek b�d� strony
spojrzysz
wi�c na nasz� sytuacj�, nie mo�esz w�tpi�, i� �ona moja jest g��wnym wrogiem
naszego
spokoju, a jej n�dzny �ywot najwi�ksz� przeszkod� na drodze do naszego
szcz�cia.
� Eugenio, najdro�sza Eugenio! � zawo�a� w uniesieniu Franval, �ciskaj�c r�ce
swej c�rki
� kochasz mnie... czy mog�aby� wi�c przez swe wahanie lub strach przed czynem,
tak ko-
niecznym dla ratowania wsp�lnych naszych interes�w, zgubi� cz�owieka, kt�ry ci�
uwielbia?
Najdro�sza, najukocha�sza moja przyjaci�ko! Mo�esz ocali� tylko jedno z dwojga
twoich
rodzic�w... zdecyduj sama! Musisz by� zab�jczyni� jednego z nas dwojga, wybierz
sama
ofiar�, kt�rej serce przebijesz morderczym sztyletem! Albo zginie twoja matka,
albo musisz
wyrzec si� mnie na zawsze... musisz w�asn� r�k� dope�ni� mej zguby. Czy� m�g�bym
zreszt�
�y� bez ciebie? S�dzisz, �e by�bym zdolny istnie� dalej bez ukochanej Eugenii?
Pozosta� sam
na sam ze wspomnieniami rozkoszy, kt�rych zakosztowa�em w twoich ramionach...
rozkoszy
tak przejmuj�cych, a na zawsze wydartych mym zmys�om? Zbrodnia twoja, Eugenio,
b�dzie
identyczna w jednym czy drugim wypadku... Albo usuniesz z tego �wiata matk�,
kt�ra ci�
nienawidzi i dyszy tylko ��dz� wtr�cenia ci� w nieszcz�cie, albo zabijesz ojca,
kt�ry �yje
jeno dla ciebie... Wybieraj... wybieraj wi�c, Eugenio! Je�eli mnie ska�esz na
�mier�, nie wahaj
si� niewdzi�cznico, ugod� bez lito�ci w to serce, kt�re zawini�o jedynie
nadmiarem mi�o�ci;
b�ogos�awi� b�d� cios twoj� r�k� zadany, a w ostatnim moim tchnieniu us�yszysz
jeszcze
s�owa uwielbienia!
Franval zamilk� i czeka� na odpowied� c�rki. Pogr��y�a si� przez chwil� w
g��bokiej zadumie...
Wreszcie rzuci�a si� w obj�cia ojca.
� Najdro�szy! � zawo�a�a � ciebie b�d� kocha� do ostatniej chwili swego �ycia!
Czy mo�esz
w�tpi�, po czyjej stan� stronie? Czy podejrzewasz moj� determinacj� i odwag�?
W��
zaraz bro� w moje d�onie, a ta, kt�ra godzi na tw�j spok�j i bezpiecze�stwo,
padnie natychmiast
pod moim ciosem! Naucz mnie, ojcze, co mam czyni�, wyznacz mi zadania i uciekaj,
skoro jest to konieczne dla twego ocalenia... B�d� walczy�a sama, b�d� ci o
wszystkim donosi�a...
Czy jednak sprawy twoje zako�cz� si� kl�sk� czy zwyci�stwem, nie wolno ci
zostawi�
mnie samej w tym zamku, gdy zginie nasza nieprzyjaci�ka... Musisz po mnie
przyjecha�,
��dam tego, albo przynajmniej zawiadomi� mnie niezw�ocznie, dok�d mam
po�pieszy�, aby
si� znowu z tob� po��czy�.
� Ukochana! � zawo�a� Franval, �ciskaj�c w ramionach t� potworn� istot�, kt�r�
tak zr�cznie
potrafi� sobie zjedna� � wiedzia�em, �e znajd� w tobie mi�o�� i sta�o�� zdolne
zapewni�
nam wsp�lne szcz�cie! We� t� szkatu�k�... ukryta jest w niej �mier�!
Eugenia schwyci�a pude�ko ze �mierciono�n� zawarto�ci� i przytuli�a si� do ojca,
ponawiaj�c
najgor�tsze przysi�gi. Uzgodnili dalsze post�powanie; Eugenia mia�a zaczeka� na
wynik
procesu wytoczonego Franvalowi i dokona� zamierzonej zbrodni, je�eli wyrok
trybuna�u
b�dzie dla ojca niepomy�lny... Rozstali si�; Franval po�pieszy� po�egna� si� z
�on�; posun��
sw� ob�ud� i czelno�� do tego stopnia, �e zalewa� si� �zami i nie zdradzaj�c
swych uczu�
przyjmowa� od tego anio�a dobroci wzruszaj�ce i naiwne pieszczoty, kt�rymi
chcia�a mu
os�odzi� rozstanie. Upewniwszy si� wreszcie, �e pani de Franval pozostanie z
c�rk� w Alzacji
bez wzgl�du na wynik procesu, n�dznik wskoczy� na konia i �piesznie opu�ci�
Valmor... opu�ci�
cnot� i niewinno��, tylekro� zniewa�an� przez jego zbrodnie!
Zatrzyma� si� w B�le, aby chroni�c si� przed po�cigiem i prze�ladowaniami, by�
jednocze�nie
jak najbli�ej Valmoru i w czasie swej nieobecno�ci utrzymywa� z Eugeni� sta��
korespondencj�
B�le le�y w odleg�o�ci dwudziestu pi�ciu mil od Valmoru, ale komunikacja mi�dzy
tymi miejscowo�ciami jest dosy� �atwa, chocia� ��cz�ca je droga biegnie przez
�rodek
Czarnego Lasu; w ka�dym razie Franval m�g� otrzymywa� listy od c�rki
przynajmniej raz w
tygodniu. Na wszelki wypadek zabra� ze sob� powa�ne kapita�y, przede wszystkim
jednak nie
gotowizn�, ale papiery warto�ciowe. Zostawmy go na razie w Szwajcarii i wracajmy
do jego
�ony...
Intencje tej niezwyk�ej kobiety by�y najczystsze i najszczersze. Obieca�a
m�owi, �e pozostanie
na wsi a� do otrzymania nowych jego rozkaz�w, nic wi�c nie by�o w stanie zmieni�
tego postanowienia; codziennie upewnia�a o tym Eugeni�. Niestety, dziewczyna
by�a daleka
od zaufania, jakie winna wzbudza� w niej czcigodna matka; podziela�a wszystkie
uprzedzenia
Franvala, kt�ry podnieca� je zreszt� swoimi poufnymi listami; by�a przekonana,
�e na ca�ym
�wiecie nie mog�a mie� gro�niejszej nieprzyjaci�ki ni� w�asna matka. Pani de
Franval stara�a
si� ze wszystkich si� przezwyci�y� odraz�, kt�r� ta niewdzi�cznica �ywi�a dla
niej w g��bi
serca. Darzy�a j� przyja�ni�, obsypywa�a pieszczotami, cieszy�a si� w jej
obecno�ci ze szcz�liwego
pogodzenia z m�em; do tego stopnia posuwa�a sw� s�odycz i gorliwo��, i�
dzi�kowa�a
nawet za to Eugenii i przyznawa�a jej ca�� zas�ug� nawr�cenia Franvala.
Rozpacza�a
wreszcie, i� sta�a si� niechc�cy przyczyn� nowych nieszcz��, gro��cych m�owi;
daleka by�a
od przypisywania Eugenii jakiejkolwiek winy, oskar�a�a si� sama i przyciskaj�c
c�rk� do
piersi pyta�a ze �zami, czy zdolna b�dzie kiedykolwiek jej to wybaczy�...
Okrutne serce Eugenii
by�o jednak niewra�liwe na te anielskie s�owa; ta perfidna dusza og�uch�a na
g�os Natury,
wyst�pek zamkn�� wszystkie drogi, kt�rymi m�g� on do niej dotrze�... Ch�odno
wysuwa�a si�
z obj�� matki, patrzy�a na ni� wzrokiem pe�nym nienawi�ci i m�wi�a sobie w duchu
dla dodania
odwagi: �Jak�e fa�szywa jest ta kobieta... jak przewrotna! Pie�ci�a mnie r�wnie�
i tego
dnia, kiedy kaza�a mnie porwa�.� Te niesprawiedliwe pretensje by�y jednak tylko
ohydnymi
sofizmatami, kt�rymi tak ch�tnie wspiera si� zbrodnia, gdy chce st�umi� g�os
sumienia. Pani
de Franval kaza�a porwa� Eugeni� dla jej szcz�cia i w�asnego spokoju, w
interesie cnoty;
mia�a wi�c prawo utai� swe zamierzenia. Podst�p taki mo�e spotka� si� z
pot�pieniem tylko
ze strony wyst�pnych, kt�rych zwodzi; nie obra�a bynajmniej uczciwo�ci. Eugenia
opiera�a
si� czu�o�ciom pani de Franval, poniewa� pragn�a dopu�ci� si� wobec niej
strasznego czynu,
bynajmniej nie z powodu grzech�w matki, kt�ra z pewno�ci� wobec swej c�rki
niczym nie
zawini�a.
Pod koniec pierwszego miesi�ca pobytu w Valmorze pani de Franval otrzyma�a list
od
matki z wiadomo�ci�, �e proces jej m�a przybiera coraz gro�niejszy obr�t, a
wobec niebezpiecze�stwa
haniebnego wyroku powinna natychmiast wr�ci� do Pary�a razem z Eugeni�,
aby po�o�y� kres kr���cym plotkom i razem z pani� de Farneille rozpocz��
starania zmierzaj�ce
do u�agodzenia trybuna�u i za�atwienia sprawy Franvala bez konieczno�ci
wydawania go
w r�ce w�adz.
Pani de Franval, kt�ra postanowi�a nie mie� przed c�rk� �adnych tajemnic,
pokaza�a jej
natychmiast ten list. Eugenia popatrzy�a uwa�nie na matk� i zapyta�a spokojnie,
jak zamierza
post�pi� wobec tych smutnych nowin.
� Nie wiem � odpowiedzia�a z wahaniem pani de Franval. � Prawd� jest, �e tutaj
na nic si�
nie przydajemy. Czy pomoc moja nie by�aby dla twego ojca o wiele u�yteczniejsza,
gdybym
posz�a za rad� swej matki?
� Ty decydujesz, mamo � odrzek�a Eugenia � ja mam obowi�zek s�ucha� ci� we
wszystkim,
mo�esz by� pewna �e b�d� pos�uszna...
Powiedzia�a to jednak tak oschle, �e pani de Franval zrozumia�a, i� rozwi�zanie
takie nie
podoba si� c�rce; odrzek�a wi�c, �e jeszcze zaczeka, a tymczasem odpisze pani de
Farneille;
Eugenia mo�e by� pewna, �e je�li uchybi nakazom m�a, to jedynie wtedy, gdy
przekona si�
ostatecznie, i� b�dzie mu bardziej pomocna w Pary�u ni� w Valmorze.
Min�� drugi miesi�c, Franval pisywa� stale do �ony i c�rki i otrzymywa� od nich
listy jak
najbardziej go zadowalaj�ce, gdy� w jednych dostrzega� zupe�n� uleg�o�� wobec
swych �ycze�
, w drugich za� niewzruszon� sta�o�� i gotowo�� pope�nienia zamierzonej zbrodni,
skoro
tylko wymaga� b�dzie tego sytuacja albo gdy pani de Franval zacznie ulega�
naciskowi swej
matki. �Je�li za� � pisa�a Eugenia w jednym z list�w � twoja �ona b�dzie nadal
lojalna i
szczera, a przyjaciele w Pary�u doprowadz� twoje sprawy do szcz�liwego ko�ca,
przeka�� w
twoje r�ce zadanie, kt�rym mnie obarczy�e�, i sam go dope�nisz, gdy b�dziemy
razem, a
uznasz to za stosowne; chyba �eby� znowu kaza� mi dzia�a� i uwa�a� to za
konieczne; w�wczas
wezm� wszystko na siebie, mo�esz by� pewny.�
W odpowiedzi Franval raz jeszcze potwierdzi� to wszystko, co uprzednio nakaza�
c�rce.
By�y to ostatnie listy, kt�re mi�dzy sob� wymienili. Nast�pna poczta nie
przynios�a od Eugenii
�adnych wiadomo�ci. Franval zacz�� si� niepokoi�; kolejny kurier r�wnie� nie
przywi�z�
listu; Franval wpad� w desperacj�, jego �ywe usposobienie nie pozwala�o mu
czeka�. Zdecydowa�
si� pojecha� osobi�cie do Valmoru i przekona� si�, jakie by�y powody tego
milczenia,
kt�re tak okrutnie go niepokoi�o.
Wyruszy� konno razem z wiernym s�u��cym. Zamierza� przyby� do zamku nast�pnego
dnia, jeszcze pod os�on� nocy, aby unikn�� rozpoznania. Jednak�e na skraju boru,
kt�ry otacza
Valmor i ��czy si� od wschodu z Czarnym Lasem, zatrzyma�o ich sze�ciu
uzbrojonych
m�czyzn. Za��dali sakiewki... Z�oczy�cy byli dobrze poinformowani, wiedzieli, z
kim maj�
do czynienia, wiedzieli r�wnie�, �e Franval, uwik�any w niebezpieczn� afer� nie
rusza si� w
drog� bez dobrze wypchanego portfela i znacznej ilo�ci z�ota. S�u��cy stawi�
bandytom op�r;
w chwil� potem run�� bez �ycia pod kopyta swego konia. Franval zeskoczy� z
siod�a ze szpad�
w d�oni, rzuci� si� na n�dznik�w, zrani� trzech, ale zosta� obezw�adniony przez
pozosta�ych.
Zabrali mu wszystko, co mia� przy sobie, cho� nie zdo�ali wyrwa� broni.
Dokonawszy
rabunku z�odzieje znikn�li w lesie. Franval pr�bowa� ich �ciga�, ale bandyci
pognali tak
szybko ze swym �upem i zrabowanymi ko�mi, �e nie zdo�a� nawet zauwa�y�, w jakim
kierunku
si� udali.
Zapad�a ponura noc. D�� mro�ny wicher, pada� grad, wszystkie si�y Natury zdawa�y
si�
jednoczy� przeciwko temu nieszcz�nikowi. Mo�na by s�dzi�, �e w niekt�rych
wypadkach
Natura wzburzona zbrodniami cz�owieka, kt�rego �ciga swym gniewem, chce
przygnie�� go
przed ostatecznym unicestwieniem wszystkimi ciosami, jakie ma w swej mocy.
Franval, w
podartym ubraniu, ze szpad� w d�oni, oddala� si� �piesznie od miejsca
tragicznego wydarzenia
i przedziera� w stron� Valmoru. Zna� jednak s�abo te okolice, w kt�rych
przebywa� dot�d
tylko raz jeden, zb��dzi� mi�dzy ciemnymi �cie�kami tego wielkiego i obcego
lasu...
Wyczerpany zm�czeniem, przygnieciony b�lem, rozdarty niepokojem, smagany burz�,
upad� wreszcie na ziemi�. Po raz pierwszy w �yciu oczy jego zwil�y�y si�
szczerymi �zami.
� Wszystko sprzysi�g�o si�, aby zdruzgota� mnie nieszcz�snego! � zawo�a�. � R�ka
Opatrzno�ci przebi�a cierpieniem moj� dusz�! Zwiedziony u�ud� powodzenia nie
zna�em dot�d
nieszcz�cia... O ukochana, kt�r� tak ci�ko dot�d krzywdzi�em, kt�ra w tej
chwili jeste�
ju� mo�e ofiar� mej zawzi�to�ci i okrucie�stwa... �ono uwielbiana! Czy �wiat
cieszy si� jeszcze
twoim istnieniem? Czy r�ka Opatrzno�ci zdo�a�a wstrzyma� cios przeze mnie
przygotowany?...
Eugenio, dziewczyno �atwowierna, niegodnie zwiedziona moimi haniebnymi
podst�pami...
czy g�os Natury skruszy� twoje serce, czy zapobieg� skutkom mojej namowy, a twej
s�abo�ci? Czy jeszcze jest czas? Czy mam jeszcze czas, Bo�e sprawiedliwy?
Nagle dobieg� go z dala pos�pny i majestatyczny d�wi�k licznych dzwon�w...
Odbijaj�c
si� od niskiego sklepienia chmur przejmowa� jego dusz� zgroz�. Zamilk�
przera�ony.
� Co to? � zerwa� si� z ziemi. � C�rko niegodziwa! Czy to ju� �mier�? Zemsta!?
Czy�by
piek�o doko�czy�o mego dzie�a? Te dzwony... gdzie jestem? Sk�d je s�ysz�? Dobij
mnie. Bo�e!
Dobij wyst�pnego! � A padaj�c na kolana zawo�a�: � Wielki Bo�e! dopu��, bym
z��czy�
sw�j g�os z b�aganiem tych wszystkich, kt�rzy w tej chwili wzywaj� twego
zmi�owania! Widzisz
me wyrzuty sumienia i moje cierpienie, przebacz, �e ci� dot�d nie zna�em... Racz
wys�ucha�
b�agania... pierwszego b�agania, kt�re o�mielam si� zwr�ci� ku tobie!
Istoto Najwy�sza! Ocal cnot�, ratuj t�, kt�ra by�a twym najpi�kniejszym obrazem
na ziemi!
Niechaj te dzwony... te straszne dzwony nie oka�� si� sygna�em zbrodni, kt�ra
przejmuje
mnie przera�eniem!
Franval, niemal oszala�y, nie�wiadomy, co czyni, powl�k� si� drog�, wyrzucaj�c z
siebie
bez�adne s�owa... Nagle us�ysza� daleki t�tent... kto� zbli�a� si� ku niemu;
wyt�y� s�uch; drog�
p�dzi� na koniu jaki� je�dziec.
� Kimkolwiek jeste� � zawo�a� Franval, rzucaj�c si� ku nadje�d�aj�cemu �
kimkolwiek jeste�,
zlituj si� nad nieszcz�snym, zdruzgotanym przez cierpienie! Got�w jestem targn��
si� na
swe �ycie! Pom� mi, ratuj mnie, je�li� cz�owiekiem i masz Boga w sercu! Ocal
mnie przed
w�asnym moim ob��kaniem!
� Bo�e! � odpowiedzia� mu g�os dobrze znajomy. � To pan? Tutaj?! O nieba!
Wstrzymaj
si�!
I Clervil... gdy� by� to w�a�nie Clervil, szlachetny kap�an uwolniony z
wi�zienia Franvala,
kt�rego los zes�a� na pomoc nieszcz�liwemu w najtragiczniejszej chwili �ycia,
zeskoczy� z
konia i schwyci� w obj�cia swego zawzi�tego wroga.
� A wi�c to ty ksi�e � wyszepta� Franval, przyciskaj�c do piersi czcigodnego
starca � to
ty, wobec kt�rego tak strasznie zawini�em...
� Niech si� pan uspokoi! Prosz� si� uspokoi�! Uwolni�em si� od nieszcz��, kt�re
na mnie
spad�y, nie my�l� ju� i o tych, kt�re pan na mnie �ci�gn��, skoro z woli bo�ej
mog� s�u�y�
panu swoj� pomoc�.. .Okrutna to b�dzie us�uga, kt�r� mam panu odda�, ale
niestety konieczna...
Usi�d�my... Spocznijmy u st�p tego cyprysa, przystoi ci teraz tylko �a�obny
wieniec z
jego li�ci. Drogi panie de Franval, jak�e straszne s� wie�ci, kt�re ci
przynosz�! P�acz, przyjacielu,
�zy ul�� twemu cierpieniu; niestety, musz� ci zada� jeszcze wi�kszy b�l...
Min�y dni
rado�ci, przepad�y dla ciebie jak pi�kny sen, zosta�y ci teraz jeno dni rozpaczy
i cierpienia.
� Rozumiem, ksi�e... Te dzwony...
� Zanosz� do st�p Najwy�szej Istoty �al i mod�y zrozpaczonych mieszka�c�w
Valmoru,
kt�rym Przedwieczny zes�a� anio�a po to tylko, aby go op�akiwali i �a�owali...
S�ysz�c te s�owa Franval opar� o pier� ostrze szpady i chcia� przeci�� ni� swego
�ywota.
Ale Clervil odepchn�� bro� i zawo�a�:
� Nie, przyjacielu, nie �mierci winiene� teraz szuka�, lecz pokuty i zado��
uczynienia za
swe zbrodnie! Wys�uchaj mnie, wiele mam ci do powiedzenia, musisz si� uspokoi�,
by zrozumie�,
co zasz�o w zamku Valmor...
� M�w, ksi�e, s�ucham! Wbijaj mi powoli sztylet w serce, godzi si�, bym prze�y�
te same
m�czarnie, kt�re chcia�em zadawa� innym...
� Nie b�d� si� rozwodzi� nad swoj� histori� � m�wi� Clervil. � Po
kilkumiesi�cznym pobycie
w strasznym wi�zieniu, do kt�rego kaza� mnie pan wtr�ci�, uda�o mi si� wzruszy�
mojego
stra�nika. Pewnej nocy otworzy� mi bramy. Poleci�em mu, aby jak najstaranniej
utai�
przed �wiatem niesprawiedliwo��, kt�rej si� pan wobec mnie dopu�ci�. B�dzie
milcza�, drogi
panie de Franval, nie zdradzi si� ani s�owem...
� Och! drogi ksi�e...
� Prosz� mnie s�ucha�, powtarzam, mam wa�ne rzeczy do opowiedzenia: Po powrocie
do
Pary�a dowiedzia�em si� o nieszcz�snej pa�skiej aferze, o twoim wyje�dzie...
P�aka�em razem
z pani� de Farneille, �zy jej by�y szczere, mo�e mi pan wierzy�... Dok�ada�em
wsp�lnie z ni�
stara�, aby nak�oni� pani� de Franval do odwiezienia do nas Eugenii;
potrzebniejsze by�y w
Pary�u ni� w Alzacji. Nie pozwoli� jej pan jednak opuszcza� Valmoru... by�a
pos�uszna, zawiadomi�a
nas o tym rozkazie, zwierzy�a si� z odrazy, jak� budzi�a w niej my�l o jego
z�amaniu.
Waha�a si� d�ugo... Ale wreszcie zapad� w pana sprawie wyrok skazuj�cy... Jeste�
pot�piony,
Franval... Masz ponie�� kar� �mierci jako winny morderstwa na publicznym
trakcie.
Ani zabiegi pani de Farneille, ani starania twych krewnych i przyjaci� nie by�y
w stanie powstrzyma�
miecza sprawiedliwo�ci. Jeste� zrujnowany, wszystkie twoje dobra b�d�
skonfiskowane...
Widz�c gwa�towne poruszenie Franvala Clervil zawo�a�:
� S�uchaj mnie! ��dam tego jako pokuty za twe zbrodnie! ��dam w imieniu niebios,
kt�re
skrucha twoja mo�e jeszcze przeb�aga�! A wi�c � m�wi� dalej � skoro to
nast�pi�o, napisali�my
natychmiast list do pani de Franval, przedstawili�my jej ca�� sytuacj�. Matka
powiadomi�a
j�, �e powr�t do stolicy sta� si� teraz konieczny; wys�a�a mnie do Valmoru, abym
nak�oni�
j� do wyjazdu. D��y�em w �lad za kurierem, kt�ry wi�z� nasz list; niestety,
przyby� do
zamku wcze�niej ode mnie. Przyjecha�em za p�no... tw�j potworny spisek uda� si�
ca�kowicie.
Zasta�em pani� de Franval na �o�u �mierci. Och! co za zbrodnia!... Ze wzgl�du na
pa�ski
stan daruj� ci ju� te wyrzuty... S�uchaj dalej! Eugenia nie wytrzyma�a tego
widoku. Kiedy
przyjecha�em do zamku, pogr��ona by�a w rozpaczy, zalana �zami, rozszlochana...
Panie de
Franval, jak�e opisa� ci t� straszn� scen�... �ona twoja kona�a, wstrz�sana
potwornymi konwulsjami...
Eugenia krzycza�a w zapami�taniu, wyznawa�a, �e jest winna, b�aga�a o �mier�,
chcia�a targn�� si� na swoje �ycie, czo�ga�a si� u naszych st�p, obejmowa�a
matk� za szyj� i
chcia�a o�ywi� j� w�asnym oddechem, ocuci� �zami, wzruszy� swymi okropnymi
wyrzutami
sumienia... Taki to bolesny widok przedstawi� si� moim oczom. Kiedy wszed�em do
sypialni,
pani de Franval pozna�a mnie... Chwyta�a mnie za r�ce, chcia�a m�wi�... Zdo�a�a
wyszepta�
kilka s��w, kt�re z trudem zrozumia�em, kt�re z wysi�kiem wydoby�y si� z jej
piersi, zd�awionej
atakiem jadu... Przebacza�a ci... prosi�a Boga o zmi�owanie nad tob�, b�aga�a
przede
wszystkim o �ask� dla c�rki... Widzisz, bezbo�ny cz�owiecze... Ostatnie s�owa,
ostatnie westchnienie
kobiety, kt�r� zabi�e�, by�y do ciebie zwr�cone... Stara�em si� j� ratowa�,
czuwa�em
nad s�u�b�, pos�a�em po najlepszych lekarzy. Pociesza�em Eugeni�; stan jej by�
tak okropny,
�e nie potrafi�em odm�wi� jej swego mi�osierdzia... Na nic to si� nie zda�o.
Twoja nieszcz�liwa
�ona zmar�a w konwulsjach, w m�czarniach trudnych do opisania. W tym tragicznym
momencie by�em �wiadkiem niespodziewanego skutku wyrzut�w sumienia, jakiego
nigdy
przedtem nie widzia�em. Eugenia posz�a w �lad za matk�, zmar�a w chwil� po niej.
My�leli�my
pocz�tkowo, �e tylko zemdla�a... Ale zgas�y w niej wszystkie oznaki �ycia...
zmys�y jej
dozna�y szoku, kt�ry j� zabi� umar�a naprawd� wskutek gwa�townego wstrz�su
spowodowanego
wyrzutami sumienia, bole�ci� i rozpacz�... Tak, przyjacielu, straci�e� obie! Te
dzwony,
kt�rych d�wi�k brzmi ci jeszcze w uszach, odprowadzaj� na wieczny spoczynek dwie
istoty
zrodzone dla twego szcz�cia, kt�re pad�y ofiar� twych zbrodni i swojego do
ciebie przywi�zania...
ich krwawe wspomnienie �ciga� ci� b�dzie a� do grobu!
� Drogi panie de Franval! � zawo�a� Clervil. � Czy nie mia�em racji, nak�aniaj�c
ci� swego
czasu, aby� cofn�� si� znad przepa�ci, w kt�r� spycha�y ci� nami�tno�ci?
O�mielisz si� nadal
gani� i wyszydza� bojownik�w cnoty? Czy nies�usznie dumni s� oni ze swej
postawy, skoro
widz� wok� zbrodni i grzechu tyle nieszcz�� i kl�sk?
Clervil zamilk�. Spojrza� na Franvala; nieszcz�sny siedzia� nieruchomo ze
wzrokiem wbitym
w ziemi�, z oczu p�yn�y mu �zy, nie odzywa� si� ani s�owem. Ksi�dz zacz�� go
wypytywa�,
w jaki spos�b znalaz� si� w lesie, i to w ubraniu tak poszarpanym. Franval w
paru s�owach
opowiedzia� mu swoj� przygod�.
� Ach! panie de Franval! � zawo�a� szlachetny kap�an � jak�e czuj� si�
szcz�liwy, �e po�r�d
tylu kl�sk mog� chocia� w ma�ym stopniu przyczyni� si� do z�agodzenia twego
losu!
Jecha�em do B�le, aby znale�� pana i o wszystkim powiadomi�, aby ofiarowa� ci
pomoc...
Przyjmij j�, zaklinam ci�! Wie pan dobrze, �e nie jestem bogaty... ale oto sto
ludwik�w, to
wszystkie moje oszcz�dno�ci; we� je! ��dam tego od pana!
� Cz�owieku wspania�omy�lny! � zawo�a� Franval, padaj�c do n�g tego szlachetnego
i nie
zwyk�ego przyjaciela. � Mnie to ofiarujesz? Bo�e! Czy� potrzebuj� czegokolwiek
po stratach,
kt�re ponios�em? I to ksi�dz... ksi�dz, z kt�rym tak niegodziwie si� obszed�em!
Ty �pieszysz
mi z pomoc�?
� Trzeba zapomnie� o w�asnych krzywdach, kiedy nieszcz�cie przygniata ich
sprawc�;
jedyna zemsta, kt�ra przystoi nam w takiej sytuacji, to po�pieszy� mu z pomoc�!
Jak�e si�
nad nim zn�ca�, skoro i tak rozdarty jest cierpieniem i wyrzutami sumienia? Oto
g�os Natury!
Widzi pan teraz, �e kult Istoty Najwy�szej w niczym mu si� nie sprzeciwia,
chocia� dawniej
tak s�dzi�e�, �e sk�onno�ci, kt�re w nas inspiruje, s� w rzeczy samej
naj�wi�tszymi prawami
boskimi...
� Nie, ksi�e � odpowiedzia� Franval, podnosz�c si� z ziemi � niczego mi ju� nie
trzeba.
B�g zostawiaj�c mi ten ostatni skarb � wskaza� na szpad� � pouczy� mnie, jaki
mam z niego
zrobi� u�ytek... Drogi przyjacielu � m�wi� �ciskaj�c szpad� w d�oni � to jest ta
sama bro�,
kt�r� moja ukochana ma��onka schwyci�a pewnego dnia, aby przebi� sobie ni�
pier�, kiedy
nie mog�a ju� znie�� moich oszczerstw i niegodziwo�ci. Ta sama... mo�e jeszcze
wida� na
klindze kropelki jej zasch�ej krwi... Trzeba, abym obmy� j� w�asn�... Chod�my!
Znajdziemy
jak�� chat�, gdzie b�d� m�g� podyktowa� ci swoj� ostatni� wol�... a potem
rozstaniemy si� na
zawsze.
Ruszyli... Szukali drogi, kt�ra mog�a ich zaprowadzi� do najbli�szego osiedla.
Noc okrywa�a
coraz ci�szym kirem opustosza�y las... Z daleka da�y si� s�ysze� jakie� ponure
pie�ni
nik�y blask kilkunastu pochodni rozja�ni� mrok; migoc�ce p�omienie dodawa�y
grozy ca�ej tej
scenerii, mog�aby ona przej�� dreszczem dusze czu�e i wra�liwe... Dalekie dzwony
bi�y znowu
coraz mocniej... ponure ich g�osy miesza�y si� z grzmotami, kt�re blaskiem
b�yskawic
przecina�y niebo i gin�y w oddali. Ognie niebieskie rozrywaj�ce co chwila
chmury i przygaszaj�ce
blask pochodni zdawa�y si� odmawia� mieszka�com ziemi prawa z�o�enia do grobu
tej, kt�r� wi�z� niesamowity kondukt. Groza panowa�a doko�a, las dysza�
rozpacz�, mo�na by
s�dzi�, �e wieczysta �a�oba okry�a natur�.
� Co to?� zawo�a� z przera�eniem Franval. � Nic... nic... � odpowiedzia�
Clervil, �ciskaj�c
d�o� nieszcz�liwego i pr�buj�c sprowadzi� go z drogi.
� Nic? Oszukujesz mnie, ksi�e, ja wiem, co to za poch�d �pieszy t� drog�...
Pobieg� naprz�d... zobaczy� trumn�.
� Bo�e sprawiedliwy! � zawo�a�. � To ona! To ona, B�g pozwoli�, abym raz jeszcze
m�g�
j� zobaczy�!
Clervil widz�c, �e niepodobna powstrzyma� nieszcz�nika, skin�� na kap�an�w,
usun�li si�
w milczeniu. Oszala�y Franval rzuci� si� na trumn�, wyci�gn�� z niej �miertelne
szcz�tki kobiety,
kt�r� tak bole�nie zniewa�y�; �ciskaj�c zw�oki w ramionach zawl�k� je pod
drzewo,
z�o�y� na trawie i pad� obok w szale rozpaczy.
� O najdro�sza! � wo�a� odchodz�c od zmys��w � zamordowa�em ci�, uwielbiona! A
teraz
b�agam u twych st�p przebaczenia i zmi�owania! Nie po to, bym mia� ci�
prze�y�... ale w nadziei,
�e Przedwieczny wzruszy si� tw� niewinno�ci� i raczy, je�li to mo�liwe,
przebaczy� mi
tak samo, jak ty mi wybaczy�a�... Masz prawo do mojej krwi, umi�owana! Potrzeba
ci krwi,
aby� by�a pomszczona... i zostaniesz pomszczona w tej godzinie! Patrz na moje
�zy, na moj�
skruch�! P�jd� za tob�, najdro�sza... kto jednak przyjmie moj� udr�czon� dusz�,
je�eli ty nie
wstawisz si� za ni�? Odrzucona przez Boga i przez ciebie, mia�a�by cierpie�
wieczyste m�ki
piekielne, chocia� tak jest rozdarta najszczersz� skruch� i �alem za swe
zbrodnie? Przebacz,
ukochana, przebacz me niegodziwo�ci i patrz, jak zostan� pomszczone.
Odwr�ci� si� ty�em do Clervila, zwr�ci� przeciw sobie ostrze szpady i pchn�� si�
straszliwie,
przebijaj�c pier� na wylot; krew buchn�a na zw�oki ofiary; zdawa�a si� by� dla
nich bardziej
zniewag� ni� zado��uczynieniem.
� Umieram, przyjacielu � wyszepta� do Clervila. � Umieram w najstraszliwszych
wyrzutach
sumienia. Powiedz moim najbli�szym, jak n�dzny by� koniec moich zbrodni...
powiedz,
�e tak w�a�nie winien umiera� niewolnik nami�tno�ci, pod�y zbrodniarz, zdolny
st�umi� w
swym sercu g�os obowi�zku i Natury. Z��cie mnie w trumnie obok nieszcz�liwej
ma��onki,
niegodzien by�bym tej �aski, gdyby nie �al i skrucha... one tylko daj� mi prawo
do wiecznego
razem z ni� spoczynku... B�agam o to! �egnaj, ksi���...
Clervil wys�ucha� pro�by nieszcz�nika... kondukt ruszy� dalej. Grobowiec skry�
na wieki
�miertelne szcz�tki dwojga ma��onk�w zrodzonych dla wzajemnej mi�o�ci,
przeznaczonych
dla wsp�lnego szcz�cia, kt�rego na pewno by zakosztowali, gdyby zbrodnia i
szale�cza rozwi�z�o��
nie zmieni�a wyst�pn� r�k� jednego z nich wszystkich r� �ywota w jady i
ciernie.
Zacny duchowny zawi�z� do Pary�a relacj� o tym tragicznym ko�cu trojga istot.
Nikt nie
�a�owa� Franvala, ale �ona jego by�a powszechnie op�akiwana; ubolewano nad jej
losem. Czy
mo�na w�r�d kobiet wytwornych i zwracaj�cych ku sobie wzrok m�czyzn znale��
podobn�,
kt�ra by po to jedynie czci�a i praktykowa�a wszelkie cnoty ziemskiego �ywota,
aby spotyka�
na ka�dym kroku tylko nieszcz�cie i cierpienie?
Wst�p
Florville i Courval
Eugenia de Franval
SPIS RZECZY

You might also like