Tw�rczo�� literacka i filozoficzna markiza de Sade jest w dziejach my�li
ludzkiej zjawiskiem wyj�tkowym, i niezwyk�ym nie tylko ze wzgl�du na jej cechy immanentne, ale r�wnie� z powodu niezwyk�ej i dramatycznej ewolucji poj�� i ocen jej dotycz�cych, kt�ra nast�pi�a w sto lat po �mierci os�awionego pisarza i my�liciela. Za �ycia i przez ca�y wiek XIX Sade uchodzi� powszechnie za szale�ca ogarni�tego mani� Z�a, propagatora zbrodni, kt�rego imaginacja, wsparta reminiscencjami ze swoich rzekomych w�asnych prze�y� i do�wiadcze�, p�odzi�a odra�aj�ce wizje okrucie�stwa i upodlenia cz�owieka, celem perwersyjnego rozkoszowania si� kultem Z�a. Dzie�a Sade�a tropiono i niszczono ze zdumiewaj�c� zawzi�to�ci�, zepchni�te zosta�y do literackich podziemi i dzieli� musia�y losy utwor�w pornograficznych, do kt�rych po�piesznie je zaliczono. Co prawda, idee i wizje Sade�a fascynowa�y i niepokoi�y ludzi XIX wieku tak dalece, �e trudno by�o jego pisma skaza� po prostu na zapomnienie. W roku 1834 Jules Janin przestrzega� na �amach �Revue de Paris� przed niebacznym zainteresowaniem dzie�ami pot�pionego pisarza ubolewaj�c: �Nie oszukujcie si�, markiz de Sade jest wsz�dzie! Znale�� go mo�na we wszystkich bibliotekach, w ukryciu na p�kach pe�nych tajemnic; to jedna z tych ksi��ek, kt�re stawia si� zazwyczaj za �wi�tym Janem Chryzostomem, Traktatem o moralno�ci Nicole�a albo My�lami Pascala. Zapytajcie kt�regokolwiek z notariuszy, w ilu to inwentarzach sporz�dzanych po �mierci testator�w nie umieszczali dzie� markiza de Sade!� Dopiero w ostatnich latach wnikliwe studia nad tw�rczo�ci� wielu wybitnych pisarzy epoki romantyzmu i naturalizmu udowodni�y, jak szeroki i tw�rczo zap�adniaj�cy by� �wcze�nie wp�yw idei i koncepcji artystycznych Sade�a. Niemniej jednak przez ca�e prawie stulecie dzie�a markiza uchodzi�y powszechnie za rodzaj drastycznego curiosum literackiego, kt�rego traktowa� mogli powa�nie tylko psychiatrzy i seksuolodzy. Poza kilku mniejszymi utworami o drugorz�dnym znaczeniu dzie�a Sade�a nigdzie nie ukazywa�y si� legalnie; wznawiane by�y przez pok�tnych ksi�garzy jako przedmiot spekulacji i sprzedawane poufnie jako najskandaliczniejsza literatura obsceniczna. Zwrot ku powa�nemu zainteresowaniu koncepcjami filozoficznymi i wizj� artystyczn� Sade�a nast�pi� dopiero w pocz�tkach naszego stulecia. W roku 1909 Guillaume Apollinaire pisa�: �Wydaje si�, �e nadejdzie godzina dla tych idei, kt�re dojrzewa�y w nies�awnej atmosferze rozmaitych bibliotecznych piekie�, i cz�owiek ten, kt�ry by� niczym przez ca�y wiek XIX, mo�e zapanowa� nad wiekiem XX.� S�owa te mog�y si� wydawa� przekorn� demonstracj� subiektywnych pogl�d�w wielkiego poety, zirytowanego negatywnym stosunkiem opinii publicznej do spu�cizny cz�owieka, kt�rego uwa�a� za jednego z najwi�kszych my�licieli i pisarzy w dziejach ludzko�ci; jednak�e ju� w �wier� wieku p�niej przepowiednia ta zacz�a si� sprawdza�. Zainteresowanie �yciem i tw�rczo�ci� Sade�a � i to z wielu punkt�w widzenia: historii literatury, historii my�li spo�ecznej, stosunk�w spo�ecznych i obyczaj�w, filozofii, seksuologii, psychologii � rosn�� pocz�o w wielu krajach Europy i w Ameryce z niespodziewan� si��. W ci�gu ostatniego �wier�wiecza powsta�o kilkaset prac naukowych, po�wi�conych rozmaitym aspektom ideologii i tw�rczo�ci Sade�a oraz wp�ywom jego idei na rozw�j koncepcji literackich i filozoficznych XIX i XX wieku. Wok� warto�ci i sensu moralno- filozoficznego jego dzie� trwaj� ci�gle dyskusje, chocia� drastyczne obscena, zawarte w najwybitniejszych utworach markiza, utrudniaj�, a nawet zupe�nie uniemo�liwiaj� szersze ich upowszechnienie. Jednak�e spu�cizny literackiej Sade�a nikt ju� dzisiaj nie mo�e ignorowa�. I to w�a�nie jest najwi�kszym triumfem pisarza, kt�ry przed p�tora wiekiem umiera� w szpitalu w Charenton, skazany nie tylko na wzgard� i pot�pienie wsp�czesnych i potomnych, ale r�wnie� na wieczne � zdawa�o si� � zapomnienie, na ca�kowit� banicj� z historii francuskiej literatury. Donatien-Alphonse-Fran�ois markiz i hrabia de Sade urodzi� si� w Pary�u dnia 2 czerwca 1740 roku. Pochodzi� ze wspania�ego rodu prowansalskiego, korzeniami swoimi si�gaj�cego XIII wieku, bardzo ju� jednak zubo�a�ego. W czasie wojny siedmioletniej (1756- 1763) by� oficerem kawalerii i odby� paroletni� kampani�. Po powrocie do Pary�a zas�yn�� ze skandalicznego, rozpustnego trybu �ycia, a przede wszystkim z ostentacyjnego nonkonformizmu ideowego: by� zdecydowanym materialist� i ateuszem, drwi� z chrze�cija�skiej moralno�ci, jako zdecydowany libertyn uwa�a� poszukiwanie rozkoszy zmys�owej za istotny cel �ycia cz�owieka. By� jednocze�nie cz�owiekiem o usposobieniu filozoficznym i refleksyjnym; wcze�nie zacz�� tworzy� sw�j niezwyk�y, arcypesymistyczny system filozofii, kt�rego osi� b�dzie koncepcja okrutnej i niszczycielskiej Natury, inspiruj�cej cz�owieka (przez wszczepione w jego �wiadomo�� i pod�wiadomo�� pop�dy) przede wszystkim do z�a i zbrodni, sk�aniaj�cej ka�d� jednostk� ludzk� do szukania wok� siebie, w ka�dej dziedzinie (r�wnie� w dziedzinie stosunk�w seksualnych), nie partnera, ale ofiary... Pod naciskiem rodziny Donatien de Sade po�lubi� Renat� Pelagi� de Montreui (1763), c�rk� prezydenta jednej z izb s�dowych parlamentu paryskiego. Wszed� w rodzin� niedawno uszlachcon�, pe�n� �nuworiszowskich� kompleks�w i ambicji, bogat� i wp�ywow�, kt�ra z szacunkiem patrzy�a na tarcz� herbow� m�odego oficera. Ale pogl�dy i tryb �ycia markiza de Sade doprowadzi�y rych�o do konfliktu; najwi�kszego wroga zyska� w matce swej �ony, kobiecie do�� ograniczonej, ale energicznej i wp�ywowej; prezydentowa de Montreuil przez �wier� wieku b�dzie g��wn� inspiratork� wszystkich jego niedoli; ona to w�a�nie wyrobi dla niesfornego zi�cia kr�lewski lettre de cachet i spowoduje jego kilkunastoletnie uwi�zienie. Prezydentowej de Montreuil zawdzi�cza� Donatien de Sade, �e jego ekscesy � na tle obyczaj�w epoki w ko�cu nie tak niezwyk�e � zyska�y w ca�ej Francji ponury rozg�os. W roku 1768 zwabi� do swojej willi w Arcueil pod Pary�em niejak� R�� Keller, trzydziestosze�cioletni� kobiet� o dwuznacznej reputacji, i podda� j� wyrafinowanej ch�o�cie. Sta�o si� do w dzie� Wielkanocy, oskar�ony wi�c zosta� o blu�niercze parodiowanie M�ki Pa�skiej. Musia� opu�ci� Pary� i zamieszka� w swoim prowansalskim maj�tku, La Coste. Ale w roku 1772 zosta� (zreszt� zupe�nie bezpodstawnie) oskar�ony w Marsylii o �sodomi� i otrucie kilku prostytutek. Skazano go zaocznie na kar� �mierci, musia� zbiec za granic�, ukrywa� si� we W�oszech; wskutek stara� pani de Montreuil zosta� aresztowany i uwi�ziony w alpejskiej twierdzy Miolans, sk�d zreszt� uciek� po kilku miesi�cach. Podr�owa� po W�oszech, wr�ci� wreszcie do Francji. W roku 1777 osadzony zosta� w kr�lewskiej twierdzy Vincennes. Przesiedzia� w wi�zieniu (od roku 1784 w Bastylii) a� do pierwszych lat Rewolucji. W wi�zieniu zacz�� pisa�. Tw�rczo�� jego wyrasta�a z najbardziej radykalnego nurtu francuskiego O�wiecenia, nawi�zywa�a do idei i postaw moralnych, kt�re nazywano wtedy najog�lniej libertynizmem, do najdalej id�cych koncepcji materialistycznych. By�a zarazem negacj� tego wszystkiego, co Wiek O�wiecony uzna� za sw�j najwa�niejszy drogowskaz ideowy. Koncepcje Sade�a by�y skrajnie pesymistyczne, pozostawa�y w zasadniczej sprzeczno�ci z wizj� Natury pogodnej, dobroczynnej i sprzyjaj�cej rodzajowi ludzkiemu, kt�ry doprowadziwszy sw� egzystencj� do zgodno�ci z jej zasadami m�g�by dzi�ki temu osi�gn�� pe�n� szcz�liwo�� � jak to g�osili najs�awniejsi filozofowie epoki O�wiecenia. Wyk�ad doktryny filozoficznej i moralnej markiza de Sade nastr�cza zreszt� powa�ne trudno�ci. Sade prawie nigdy nie przemawia� wprost od siebie; zasadnicze wypowiedzi wk�ada� w usta swoich bohater�w, z regu�y postaci moralnie odra�aj�cych i przedstawionych w sytuacjach doszcz�tnie je kompromituj�cych; z wypowiedziami ich podejmowa� (przynajmniej pozornie) zasadnicz� polemik�. Nikt dot�d nie zdo�a� jeszcze wykaza�, jak dalece pisarz solidaryzowa� si� z doktrynami swoich bohater�w i po dzi� dzie� pozostaje kwesti� sporn�, czy idee im przypisane mo�na bez zastrze�e� uzna� za jego w�asne, za wyraz jego rzeczywistych pogl�d�w. Wszystkie dyskusje filozoficzne; przedstawione w najwa�niejszych dzie�ach Sade�a, obraca�y si� wok� idei Natury, pojmowanej jako zesp� czynnik�w biologicznych, fizycznych i po cz�ci spo�ecznych, determinuj�cych bezwzgl�dnie egzystencj� wszystkich istot �yj�cych, a przede wszystkim cz�owieka. Odrzucaj�c ide� Boga jako nierozumn� i spo�ecznie szkodliw� fikcj�, Sade przyznawa� jego rol� w �wiecie w�a�nie wszechmocnej Naturze. Natura ta jest � z punktu widzenia cz�owieka � okrutna i zbrodnicza, ale jakikolwiek op�r wobec jej wskaza� i nakaz�w jest bezcelowy i bezsensowny. Natura d��y do utrzymania nieustannego ruchu i zmienno�ci w �wiecie; unicestwianie byt�w ju� istniej�cych, aby ze sk�adaj�cej si� na nie materii tworzy� byty nowe, jest istot� jej aktywno�ci. Dlatego te� cz�owiek podejmuj�cy dzie�o zniszczenia spe�nia w�a�nie wol� Natury i idzie za jej wskazaniami. Nagrod� za pos�usze�stwo tej wszechmocnej inspiracji, kt�r� otrzymuje z r�k Natury, jest indywidualna satysfakcja, kt�rej najwy�szym stopniem jest fizyczna rozkosz. Poszukuj�c owej rozkoszy, bez wzgl�du na jej spo�eczn� cen�, a raczej w�a�nie za cen� gwa�cenia norm �ycia spo�ecznego, istota ludzka, zdolna poj�� najwy�sze wskazania Natury, s�u�y najlepiej jej woli. Zreszt� z punktu widzenia Natury wszystkie czyny ludzkie � cnotliwe czy zbrodnicze � s� jednak oboj�tne i nie maj� �adnej moralnej warto�ci. Natura jest �okrutn� macoch�� ludzko�ci, ale w�a�nie dlatego wszystkie sk�onno�ci i pop�dy cz�owieka trzeba uzna� za ca�kowicie r�wnouprawnione. Natura nie mo�e dzia�a� przeciwko samej sobie; cz�owiek nie mo�e mie� w swojej psychice niczego, co by od niej nie pochodzi�o; a wi�c zaspokojenie wszystkich potrzeb i realizacja wszelkich pop�d�w cz�owieka � cho�by najdziwniejszych i najbardziej szokuj�cych � jest nakazem Natury. Natura inspiruje cz�owieka do z�a i zbrodni; na tym polega tragiczny dylemat losu ludzkiego. Id�c za wskazaniami Natury cz�owiek wyzwala si� wewn�trznie i spe�nia swoje powo�anie, ale musi wej�� w konflikt z prawami spo�ecze�stwa, opartymi po cz�ci na niewiedzy ludzkiej, po cz�ci za� na spisku indywidu�w s�abych i przeci�tnych przeciwko tym nielicznym, kt�rzy poj�li sens �wiata. Szanuj�c prawa spo�eczne cz�owiek staje w sprzeczno�ci z Natur� i sam siebie unieszcz�liwia... Zreszt� szanowa� te prawa cz�owiek mo�e tylko w takim stopniu, w jakim zezwala mu na to Natura; albowiem wszystkie czyny ludzkie s� absolutnie zdeterminowane przez Natur� i jednostka ludzka nie mo�e ponosi� za nie �adnej odpowiedzialno�ci. Idea wolnej woli i indywidualnej odpowiedzialno�ci za swoje czyny jest w tym uk�adzie poj�� absurdalna i bezsensowna. Z tej og�lnej, bardzo zreszt� rozbudowanej i nie zawsze jednoznacznej doktryny filozoficznej wynika konsekwentnie g�oszona przez bohater�w Sade�a koncepcja seksualizmu. D���c do wprowadzenia w �wiecie zewn�trznym zmian o najwi�kszym nasileniu, istota ludzka osi�ga maksimum satysfakcji seksualnej dzi�ki najg��bszemu poruszeniu jestestwa partnera. A wra�eniem, kt�re wstrz�sa najsilniej, jest prze�ycie b�lu. Dlatego te� �r�d�em najg��bszych prze�y� seksualnych jest okrucie�stwo. Prze�ycia te osi�gaj� swoje apogeum w momencie wprowadzenia do �wiadomo�ci istot ludzkich, po��czonych jakimkolwiek kontaktem o charakterze seksualnym, pierwiastka okrucie�stwa, terroru, grozy, l�ku, przymusu, gwa�tu. Zjawiska te s� �r�d�em najg��bszych wzrusze� przede wszystkim dla ich sprawcy, kt�ry osi�gaj�c pe�ni� w�adzy karz�cej czy niszczycielskiej nad drug� istot� wyzwala si� ca�kowicie i realizuje najwy�sze wskazania Natury. Ale mog� by� r�wnie� �r�d�em ekscytacji i rozkoszy dla istoty zagro�onej unicestwieniem, poddanej m�ce i b�lowi, kt�ra w ten w�a�nie spos�b zdolna jest ze swej strony wype�ni� nakaz Natury, oddaj�cej zawsze istot� moralnie s�absz� na pastw� istoty psychicznie silnej, doskonalszej... Studia nad zachowaniem seksualnym istot ludzkich b�d� przez ca�e �ycie jedn� z g��wnych pasji Sade�a a elementy seksu przepajaj� w mniejszym lub wi�kszym stopniu wszystkie jego dzie�a, dochodz�c czasami do takiego nasilenia, �e po dzi� dzie� s� � w po��czeniu zreszt� z problemami �ci�le moralnymi i etycznymi � przyczyn� powa�nych kontrowersji i w�tpliwo�ci dotycz�cych wp�ywu i sensu udost�pniania szerszemu og�owi dzie� Sade�a. Poza kilkudziesi�ciu opowiadaniami i utworami dramatycznymi oraz pierwszymi zarysami swoich s�ynnych p�niej powie�ci Sade napisa� w wi�zieniu g�o�ne wyznanie wiary ateisty: Dialog mi�dzy ksi�dzem a umieraj�cym (wydany dopiero w 1926 roku) oraz niezwyk�e stu- dium psychpatologii seksualnej � 120 dni Sodomy, czyli Szko�a libertynizmu (wyd. 1905). R�kopis tego ostatniego dzie�a utraci� zreszt� w chwili opuszczenia Bastylii i przekonany by�, �e zosta�o ono zniszczone; uwa�a� to za strat� niepowetowan� i przez reszt� �ycia stara� si� odtwarza� elementy tego utworu w swoich nast�pnych dzie�ach. Markiz de Sade uwolniony zosta� z wi�zienia (przez ostatni rok przebywa� w zak�adzie specjalnym w Charenton) dopiero w kwietniu 1790 roku. Przez ca�y okres Rewolucji przebywa� w Pary�u. chocia� synowie jego emigrowali. W roku 1791 wyda� pierwsz� wersj� swojej s�ynnej powie�ci filozoficznej Justyna, czyli Nieszcz�cia cnoty. �y� w niedostatku, chroni� si� przed prze�ladowaniami politycznymi, demonstruj�c swoje patriotyczne uczucia w broszurach politycznych i wyst�pieniach na jednym ze zgromadze� dzielnicowych ludu Pary�a, tzw. Sekcji Pik. Mimo to nie unikn�� uwi�zienia. Aresztowany zosta� 8 grudnia 1793 roku i przez kilka miesi�cy wisia�a nad nim gro�ba gilotyny. Nale�a� do grupy wi�ni�w, kt�rzy stan�� mieli przed rewolucyjnym trybuna�em w dniu 27 lipca 1794 roku czyli 9 termidora roku II... Ocali� go przed �mierci� dokonany w tym dniu antyjakobi�ski zamach stanu, ko�cz�cy epok� rewolucyjnego terroru we Francji. Wyszed� na wolno�� w pa�dzierniku 1794 roku. Przez kilka nast�pnych lat �y� z pi�ra. Wyda� powie�� filozoficzn� Alina i Valcour (1795), w kt�rej przedstawi� mi�dzy innymi wizj� idealnego ustroju spo�ecznego, opartego na zasadach swojego rodzaju utopijnego socjalizmu oraz zbi�r dialog�w pt. Filozofia w buduarze (1795). Przyst�pi� wreszcie do pracy nad now� wersj� Justyny, znacznie poszerzon� i wzbogacon� o drug� cz��, Histori� Julietty. Nowa Justyna i Historia Julietty ukaza�y si� anonimowo w roku 1797, w dziesi�ciu niewielkich tomach. Jest to najwi�ksze i najwa�niejsze dzie�o w ca�ym dorobku literackim markiza de Sade. Ta okrutna opowie�� o dziejach dw�ch si�str � uparcie wyznaj�cej �wiatopogl�d chrze�cija�ski, usi�uj�cej i�� zawsze drog� cnoty, i w�a�nie dlatego nieszcz�liwej i prze�ladowanej Justyny oraz triumfuj�cej zawsze zbrodniarki Julietty � zawiera wyk�ad ca�ej filozofii Sade�a przedstawionej w wypowiedziach poszczeg�lnych bohater�w prze�ladowc�w Justyny i wsp�lnik�w Julietty. Zawiera r�wnie� olbrzymie bogactwo studi�w i obserwacji z zakresu psychopatologii seksualnej, przedstawionych z obsceniczn� brutalno�ci�, ale wplecionych integralnie w struktur� dzie�a. Jest to utw�r szokuj�cy i drastyczny, a jednocze�nie przewrotny i sugestywny, pe�en niezwyk�ych, zaskakuj�cych wizji, oscyluj�cych cz�sto na granicy realizmu i nadrealizmu... Nowa Justyna i Historia Julietty cieszy�y si� w czasach Dyrektoriatu znaczn� poczytno�ci�, p�niej jednak zosta�y skazane na zej�cie do literackich podziemi; dopiero w ostatnich latach sta�y si� przedmiotem powa�nego zainteresowania historyk�w i krytyk�w literatury. Sade nied�ugo przebywa� na wolno�ci; w marcu 1801 roku zosta� znowu aresztowany. Przypuszczano do niedawna, �e powodem tego uwi�zienia by� przypisywany mu drastyczny pamflet obyczajowy pt. Zoloe i jej dwie akolitki, wymierzony przeciw �onie Pierwszego Konsula, J�zefinie Beauharnais, ale w �wietle nowszych bada� hipoteza ta okaza�a si� b��dna. Sade nie mia� nic wsp�lnego z tym utworem i o jego autorstwo nie by� �wcze�nie podejrzewany. Jednak�e na wolno�� ju� nie wyszed�; reszt� �ycia sp�dzi� w wi�zieniu, pocz�tkowo w Sainte-P�lagie i Bicetre, a od kwietnia 1803 roku w zak�adzie specjalnym w Charenton. By� to oficjalnie dom zdrowia dla umys�owo chorych, w rzeczywisto�ci za� co� w rodzaju obozu dla os�b, kt�re ze wzgl�d�w politycznych czy obyczajowych nie powinny � zdaniem w�adz � pozostawa� na wolno�ci, ale kt�rym trudno by�o wytoczy� proces kryminalny. Regulamin w Charenton by� stosunkowo �agodny. Korzystaj�c z tego Sade kontynuowa� prac� pisarsk�, zajmowa� si� r�wnie� teatrem, organizuj�c przedstawienia amatorskie, na kt�re przybywali cz�sto go�cie z Pary�a. Jednak�e zbytni rozg�os tych imprez i jaki� skandal, wywo�any przez jedno z przedstawie� latem 1808 roku, sk�oni�y administracj� zak�adu do pozbawienia markiza dotychczasowej wzgl�dnej swobody. Od tej chwili otoczony zosta� surowym nadzorem, kt�ry utrzymano a� do chwili jego �mierci. Donatien de Sade zmar� w Charenton dnia 2 grudnia 1814 roku. Po jego �mierci zniszczono wi�kszo�� pozostawionych w r�kopisach dzie�, kt�re stworzy� w ci�gu kilkunastu lat internowania. Syn markiza, Donatien-Claude-Armand de Sade, stara� si� za wszelk� cen� zatrze� pami�� o �yciu i tw�rczo�ci swojego ojca. Wsp�cze�ni i potomni uznali jego dzie�a za haniebn� pornografi� i dow�d zbrodniczego wynaturzenia umys�u, zara�onego straszliwymi doktrynami materializmu i ateizmu, za przejaw szale�stwa imaginacji, podsycanej okropnymi wspomnieniami z w�asnego �zbrodniczego� �ycia. W ca�ym dorobku pisarskim Sade�a tw�rczo�� nowelistyczna ma znaczenie drugorz�dne, ale warta jest na pewno wnikliwego zainteresowania. Sade dzieli� wyra�nie swoje dzie�a na dwa rodzaje: w jednych (wydawanych wy��cznie anonimowo albo zachowanych w r�kopisach), kt�rych autorstwa do ko�ca �ycia si� wypiera�, wyk�ada� ca�� swoj� doktryn�; w innych za�, dzi�ki kt�rym spodziewa� si� pozyska� uznanie literackiej opinii publicznej, przedstawia� bardzo z�agodzon� wersj� swojego systemu filozoficznego. Do pierwszej grupy nale�� wszystkie wielkie powie�ci Sade�a (z wyj�tkiem Aliny i Valcoura), do drugiej za� utwory dramatyczne (pozbawione zreszt� wi�kszej warto�ci) oraz opowiadania r�nego rodzaju, kt�rych w ci�gu �ycia napisa� ponad 50, z czego zachowa�o si� do dzisiaj 37. Wszystkie prawie opowiadania Sade�a (a przynajmniej pierwsze ich zarysy) powsta�y w Bastylii w latach 1785�1789. Po odzyskaniu wolno�ci markiz zamierza� wyda� je w dw�ch lub trzech zbiorach, kt�re mia�y nosi� tytu�y: Contes et Fa bliaux du XVIIIe si�cle par un tromes de l�Amour. Za �ycia autora ujrza� �wiat�o dzienne jedynie zbi�r oznaczony tym ostatnim tytu�em (1800). Wesz�o do� 11 opowiada� � obszerniejszych i osnutych wok� dramatycznych w�tk�w fabularnych � kt�rym dzisiaj przys�ugiwa�oby raczej miano nowel. Reszta pozosta�a w r�kopisach przez ca�e stulecie. W roku 1881 staraniem Anatola France�a og�oszono ubadour proven�al, Le Portefeuille d�un homme de lettres, Le Boccace fran�ais lub Les Crijedno z nie publikowanych dot�d opowiada� Sade�a, Dorci OU la Bizarrerie du sort. Reszt�, 25 pozycji, wyda� dopiero w 1926 roku znakomity badacz �ycia i tw�rczo�ci markiza de Sade, Maurice Heine, pt. Historittes, Contes et Fabliaux. Nowele ze zbioru Zbrodnie mi�o�ci s� studiami psychologicznymi, ukazuj�cymi tragizm los�w cz�owieka uwik�anego w konflikt mi�dzy w�asnymi nieokie�znanymi nami�tno�ciami a wskazaniami przyj�tego w spo�ecze�stwie systemu norm etycznych i moralnych. Warto�� artystyczna tych utwor�w jest zreszt� nier�wna, a og�lnie stwierdzi� mo�na, i� opowiadania osnute na tle anegdot historycznych (jest ich w tym zbiorze cztery) znacznie ust�puj� nowelom o tematyce wsp�czesnej, osiemnastowiecznej, w�r�d kt�rych dwie uchodz� dzisiaj za warte w��czenia do ka�dej wi�kszej antologii nowelistyki �wiatowej. S� to w�a�nie Floryille i Courval oraz Eugenia de Franval. We wszystkich prawie swoich dzie�ach Sade po�wi�ca� wiele uwagi problemowi umowno�ci wszystkich znanych z historii my�li ludzkiej system�w moralnych. System norm moralnych, kt�remu zmuszeni jeste�my si� podporz�dkowa�, nie ma � zdaniem Sade�a � �adnego obiektywnego uzasadnienia, ani transcedentnego, ani racjonalnego. Jest po cz�ci zupe�nie przypadkowym, po cz�ci za� ukszta�towanym historycznie zbiorem nakaz�w i zakaz�w, kt�re dziedziczymy z pokolenia na pokolenie, nie mog�c oprze� si� sile tradycji, chocia� � jak wyobra�a� sobie markiz � rozumnego uzasadnienia dla wi�kszo�ci tych norm znale�� nie spos�b. Najlepszym na to dowodem jest fakt rozbie�nej oceny moralnej tych samych postaw lub czyn�w ludzkich w rozmaitych spo�ecze�stwach, zale�nie od miejscowych warunk�w naturalnych ich egzystencji i w�asnej tradycji historycznej. Reguluj�cy �ycie spo�eczne system norm moralnych (Sade atakowa� tu przede wszystkim moralno�� chrze�cija�sk�) prowadzi nieuchronnie ku unieszcz�liwieniu znacznej liczby istot ludzkich. Teza ta jest puent� obu przedstawionych poni�ej opowie�ci Sade�a. �Czemu nieszcz�sna Florille � pyta autor � istota najcnotliwsza i godna prawdziwego szcz�cia, przez niepoj�ty zbieg fatalnych okoliczno�ci musi okaza� si� najpotworniejszym monstrum, jakie kiedykolwiek stworzy�a Natura�? To retoryczne pytanie nie znajduje w noweli odpowiedzi i � jak wyra�nie sugeruje autor � znale�� jej w og�le nie mo�e. Jest bowiem tragicznym skutkiem obowi�zuj�cego w naszym �wiecie, zupe�nie konwencjonalnego systemu moralnego, �e bohaterka opowie�ci, dziewczyna dotkni�ta w �yciu wielu nieszcz�ciami, ale przecie� godna szacunku i wsp�czucia, okazuje si� nagle w oczach w�asnych i w poj�ciu najbli�szych potworn� zbrodniark�, kt�ra nie mo�e ju� d�u�ej ud�wign�� ci�aru egzystencji � dlatego jedynie, �e wysz�y na jaw utajone dot�d zwi�zki rodzinne, ��cz�ce j� z innymi postaciami noweli, chocia� jej czyny i prze�ycia w istocie swojej pozosta�y niezmienione. Inny aspekt tego zagadnienia przedstawiaj� dzieje Franvala i jego c�rki Eugenii. Kazirodczy zwi�zek tej pary, utworzony przez oboje z ca�� �wiadomo�ci� i przekonaniem. jest �r�d�em ich najwi�kszej i jedynej osobistej satysfakcji, wszelako przyj�ty spo�ecznie system poj�� uniemo�liwia egzystencj� takiego zwi�zku, prowadzi nieuchronnie do zbrodni i tragicznego ko�ca trojga bohater�w. Sade nie anga�uje si� bynajmniej w obron� Franvala i jego wyst�pnej c�rki Eugenii; przeciwnie � wyst�puje jako rzecznik przyj�tych powszechnie konwencji moralnych, przymierza ich czyny do skali poj��, uznanej w �wiecie chrze�cija�skim. Autorskie moralizatorstwo jest jednak przesadnie natr�tne, zgroza i oburzenie s� wyra�nie nieszczere, ko�cowa puenta d�wi�czy fa�szyw� nut�... Sade osi�gn�� zamierzony cel: zasia� w duszy czytelnika zw�tpienie w istotn� warto�� norm i poj��, do kt�rych przywyk� od najwcze�niejszego dzieci�stwa. W poj�ciu ludzi epoki O�wiecenia �wiat by� maszyneri� stosunkowo prost� i nietrudn� do zrozumienia, a recepta na szcz�cie powszechnie wydawa�a si� �atwa do zrealizowania. Nale�a�o pozna� prawa Natury i zgodnie z nimi kszta�towa� �ycie spo�eczne, nale�a�o i�� drog� Cnoty, kt�ra w ko�cu � bez wzgl�du na przypadkowe niepowodzenia tej czy innej jednostki � w skali spo�ecznej musia�a doprowadzi� do pomno�enia ludzkiego szcz�cia. Tej radosnej i optymistycznej ideologii epoki Sade przeciwstawi� swoj� wizj� � pesymistyczn� i okrutn�. Jako �rodek osi�gni�cia powszechnego uszcz�liwienia Cnota okazywa�a si� nie wi�cej warta ni� Wyst�pek, a poddanie si� woli Natury musia�o prowadzi� do skutk�w zupe�nie odmiennych od pogodnych wyobra�e� filozof�w Wieku O�wieconego. Ale uzasadnienia i og�lnej dyskusji nad t� tez� nie znajdziemy w nowelach markiza de Sade. Przedstawi� nam j� mog� tylko prze�ladowcy Justyny i towarzysze zbrodni Julietty i do nich musimy si� zwr�ci�, je�li chcemy w pe�ni zrozumie�, jakie w�a�ciwie znaczenie maj� pogl�dy Franvala czy wypowiedzi przewrotnej opiekunki Florville, pani de Verquin. Jerzy �ojek FLORVILLE I COURVALL Pan de Courval uko�czy� pi��dziesi�t pi�� lat; rze�ki, dobrze si� trzymaj�cy, m�g� jeszcze liczy� na przynajmniej dwadzie�cia lat �ycia. Ze sw� pierwsz� �on� do�wiadczy� jeno zgryzoty; porzuci�a go przed laty, aby bez �enady po�wi�ci� si� libertynizmowi; na podstawie niepewnych sk�din�d �wiadectw by� przekonany, �e istota ta od dawna le�y ju� w grobie, postanowi� wi�c zwi�za� si� po raz drugi z osob� rozs�dn�, kt�ra zaletami charakteru i nieskazitelno�ci� obyczaj�w mog�aby umo�liwi� mu zapomnienie dawnych niedoli. R�wnie� i dzieci nie przynios�y szcz�cia panu de Courval; mia� ich tylko dwoje, dziewczynk�, kt�r� utraci� w wieku niemowl�cym, i ch�opca, kt�ry maj�c pi�tna�cie lat opu�ci� go za przyk�adem matki, wyznaj�c niestety te same rozpustne zasady. Przekonany, i� �adne wi�zy nie ��cz� go ju� z tym niegodziwcem, pan de Courval zamierza� syna wydziedziczy�, a ca�� fortun� pozostawi� w spadku dzieciom, kt�re mia� nadziej� sp�odzi� z nowo po�lubion� ma��onk�. Mia� pi�tna�cie tysi�cy liwr�w rocznej renty; zajmowa� si� kiedy� interesami, by�y to owoce jego w�asnej pracy, a korzysta� z nich � wzorem uczciwego cz�owieka � razem z kilku przyjaci�mi, kt�rzy wszyscy cenili go, powa�ali i odwiedzali cz�sto w Pary�u, gdzie zajmowa� �adne mieszkanie przy ulicy Saint-Marc, a zw�aszcza w ma�ej, a uroczej posiad�o�ci ziemskiej w pobli�u Nemours, gdzie pan de Courval sp�dza� zazwyczaj dwie trzecie roku. Szlachetny �w cz�owiek zwierzy� si� przyjacio�om ze swoich zamiar�w, a widz�c ich aprobat� prosi� usilnie, aby poszukali w�r�d swoich znajomych osoby w wieku trzydziestu do trzydziestu pi�ciu lat, wdowy lub panny, kt�ra mog�aby by� dla niego stosown� parti�. Nazajutrz jeden z koleg�w o�wiadczy�, i� znalaz� kandydatk�, kt�ra powinna mu odpowiada�. � Panna, kt�r� ci swatam � m�wi� �w przyjaciel � ma dwie zasadnicze wady, od kt�rych powinienem zacz��, aby potem m�c ci� pocieszy�, opowiadaj�c o wszystkich jej zaletach. Nie ma niestety ani ojca, ani matki i nie wiadomo nawet, kim byli jej rodzice i kiedy ich utraci�a. Wiemy tylko � kontynuowa� przyjaciel � �e jest kuzynk� pana de Saint-Pr�t, cz�owieka szeroko znanego, kt�ry j� otacza opiek�, powa�a a z pewno�ci� wyg�osi bezstronn� i w pe�ni zas�u�on� pochwa�� jej zalet. Nie odziedziczy�a niczego po rodzicach, ma jednak cztery tysi�ce frank�w pensji dzi�ki panu de Saint-Pr�t, w kt�rego domu wychowa�a si� i sp�dzi�a m�odo��. To jej pierwsza wada; przejd�my do drugiej � m�wi� znajomy pana de Courval. � Ot� w wieku szesnastu lat prze�y�a przygod�, wynikiem kt�rej by�o dziecko, zreszt� ju� nie�yj�ce; ojca tego dzieci�cia nigdy ju� potem nie widzia�a. To wszystko, co mo�na o niej z�ego powiedzie�; teraz par� s��w o zaletach... � Panna de Florville ma lat trzydzie�ci sze��, a wygl�da najwy�ej na dwadzie�cia osiem; trudno by znale�� buzi� wdzi�czniejsz� i milsz�; rysy �agodne i delikatne; liliowa karnacja; w�osy � a jest szatynk� � sp�ywaj� niemal do ziemi; �wie�e i pi�knie ukszta�towane usta s� wizerunkiem wiosennej r�y. Jest bardzo wysoka, ale �adnie zbudowana, a w ruchach ma tyle gracji, i� nie spos�b zarzuci� niczego jej figurze, chocia� bez tego wdzi�ku wydawa�aby si� mo�e troch� zbyt surowa. Jej ramiona, piersi i nog� s� pi�knie ukszta�cone, a odznacza si� tym szczeg�lnym rodzajem urody, kt�ra niepr�dko si� starzeje. Co do jej konduity, to nie spodoba ci si� mo�e skrajna surowo�� obyczaj�w. Nie lubi wielkiego �wiata, �yje w odosobnieniu; jest bardzo pobo�na, bardzo oddana praktykom klasztoru, w kt�rym zamieszkuje; a je�li budzi podziw ca�ego otoczenia swoimi religijnymi cnotami, to r�wnie� zachwyca wszystkich wdzi�kiem swojego umys�u i s�odycz� charakteru... Jednym s�owem, jest to anio� zes�any na ziemi�, kt�rego niebiosa zachowa�y dla uszcz�liwienia twojej staro�ci. Pan de Courval by� zachwycony tak� okazj� i natarczywie uprasza� przyjaciela, aby przedstawi� go osobie, o kt�rej opowiada�. � Nie dbam o jej urodzenie � m�wi�. � Skoro ma w sobie czyst� krew, czy wa�ne jest, po kim j� odziedziczy�a? Przygoda w wieku szesnastu lat r�wnie� mnie nie trwo�y; odpokutowa�a ten b��d latami rozs�dku. Po�lubi� j� po prostu jako wdow�; skoro zdecydowa�em si� wzi�� kobiet� trzydziesto- czy trzydziestopi�cioletni�, by�oby trudno i �miesznie stawia� warunek dziewictwa. Tak wi�c w twojej propozycji nie ma niczego, co by mnie odstr�cza�o; pozostaje mi jedynie prosi� ci�, aby� pokaza� mi t� pann�. Przyjaciel pana de Courval rych�o spe�ni� jego ��danie; w trzy dni potem wyda� u siebie obiad, na kt�ry zaprosi� pann� de Florville. Trudno by�o pozosta� oboj�tnym po pierwszym spotkaniu z t� zachwycaj�c� dziewczyn�; mo�na by s�dzi�, �e oto Minerwa we w�asnej postaci zechcia�a ukry� sw� wynios�o�� i powag� pod �agodnym wdzi�kiem. Poniewa� wiedzia�a, jaki by� cel tego spotkania, zachowywa�a si� z tym wi�ksz� rezerw�; jej pow�ci�gliwo��, opanowanie i szlachetno�� gestu, po��czone z tak� urod�, z usposobieniem tak �agodnym, z umys�owo�ci� tak zr�wnowa�on� i bogat�, do tego stopnia zawr�ci�y w g�owie biednemu Courvalowi, �e b�aga� przyjaciela, aby jak naj�pieszniej doprowadzi� do ostatecznego porozumienia. Spotkali si� jeszcze par� razy, w tym samym domu, potem u pana de Courval i pana de Saint-Pr�t, wreszcie panna de Florville o�wiadczy�a po usilnych naleganiach, �e nic nie mog�oby bardziej jej pochlebi� ni� honor, kt�rym chce j� zaszczyci� pan de Courval, ale delikatno�� nie pozwala jej przyj�� tej propozycji, p�ki nie zostanie on przez ni� sam� powiadomiony o ca�ej historii jej �ycia. � Nie o wszystkim jeszcze panu wiadomo � m�wi�a ta czaruj�ca dziewczyna � a ja nie mog� zgodzi� si� na zwi�zek z panem, p�ki nie dowiesz si� reszty. Zbyt jest mi drogi pa�ski szacunek, abym mog�a ryzykowa� jego utrat�; z pewno�ci� bym na� nie zas�ugiwa�a, gdybym korzystaj�c z pa�skiego za�lepienia zgodzi�a si� zosta� twoj� �on�, zanim sam nie os�dzisz, czy jestem godna tego tytu�u. Pan de Courval zapewnia� j�, �e wie ju� o wszystkim, �e podejmuje si� uspokoi� wszystkie jej obawy; a skoro mia� szcz�cie jej si� spodoba�, nie powinna o nic wi�cej si� troszczy�. Panna de Florville obstawa�a jednak przy swoim; o�wiadczy�a stanowczo, �e nie zgodzi si� na ma��e�stwo, p�ki pan de Courval nie zostanie dok�adnie powiadomiony o wszystkim, cokolwiek jej dotyczy. Trzeba by�o na to przysta�. Pan de Courval zdo�a� tylko wym�c zgod� panny de Florville na przyjazd do swego maj�teczku ko�o Nemours; postanowi� rozpocz�� zaraz przygotowania do upragnionego �lubu, a skoro panna de Florville zwierzy mu si� z ca�ej swojej historii, nazajutrz p�jd� do o�tarza. � Skoro wszystkie te przygotowania mog� jednak okaza� si� niepotrzebne � m�wi�a dziewczyna � po co je podejmowa�? Je�eli przekonam pana, �e si� bynajmniej na twoj� �on� nie nadaj�? � Tego jednego nie zdo�asz, o pani, nigdy mi dowie�� � odpowiedzia� szlachetny Courval. � Got�w jestem za�o�y� si�, �e nie potrafisz mnie przekona�. Jed�my, zaklinam pani�: prosz� nie sprzeciwia� si� moim zamierzeniom... W tej sprawie nie spos�b by�o z nim dyskutowa�; wszystko zosta�o za�atwione, wyjechali do maj�tku Courvala. Wszelako udali si� tam tylko we dwoje, panna de Florville stanowczo tego za��da�a. Sprawy, o kt�rych mia�a opowiedzie�. mog�y by� ujawnione jedynie cz�owiekowi, kt�ry chcia� si� z ni� zwi�za�; nie dopuszczono wi�c nikogo obcego. Nazajutrz po przyje�dzie ta niezwyk�a dziewczyna poprosi�a pana de Courval, aby zechcia� jej wys�ucha� � i tak oto zacz�a opowiada� dzieje swojego �ycia: HISTORIA PANNY DE FLORVILLE Zamiary, kt�re �ywi pan wobec mojej osoby; nie pozwalaj� mi w czymkolwiek ci� zwodzi�; pozna�e� pana de Saint-Pr�t, o kt�rym powiedziano ci, �e jest moim krewnym; on sam r�wnie� to potwierdzi�, a jednak w tej w�a�nie kwestii zosta� pan przez wszystkich wprowadzony w b��d. Nie znam swojego pochodzenia, nie uda�o mi si� dowiedzie�, komu zawdzi�czam swe istnienie; gdy mia�am zaledwie kilka dni, znaleziono mnie w ko�ysce z zielonej tafty pod bram� domu pana de Saint-Pr�t razem z listem anonimowym przyczepionym do ko�derki, w kt�rym by�o napisane tylko tyle: �W ci�gu dziesi�ciu lat swego ma��e�stwa nie doczeka� si� pan dzieci, a nieustannie ich pragniesz. Zaadoptuj t� dziewczynk�; jest czystej krwi, to owoc najuczciwszego hymenu, bynajmniej nie liberty�skiej rozwi�z�o�ci; pochodzi z prawego �o�a. Je�eli dzieci� to ci si� nie spodoba, ka� je odnie�� do sieroci�ca. Nie czy� �adnych poszukiwa�, pozostan� bezskuteczne, nie zdo�asz niczego wi�cej o niej si� dowiedzie�.� Szlachetni ludzie, u kt�rych zosta�am podrzucona, przyj�li mnie, wychowali, otoczyli najstaranniejsz� opiek� i mog� powiedzie�, �e zawdzi�czam im doprawdy wszystko. Poniewa� nie mo�na by�o ustali� mojego prawdziwego nazwiska, pani de Saint-Pr�t nada�a mi to, kt�re nosz�: Florville. Ko�czy�am w�a�nie pi�tnasty rok �ycia, kiedy spotka�o mnie nieszcz�cie: �mier� mojej opiekunki. Trudno wyrazi� b�l, kt�rym przej�a mnie ta strata. By�am jej tak droga, �e umieraj�c b�aga�a m�a, aby zapewni� mi cztery tysi�ce liwr�w renty i nigdy mnie nie porzuci�; pan de Saint-Pr�t spe�ni� skwapliwie obie te pro�by, a do swoich dobrodziejstw doda� i t� �ask�, �e uzna� mnie za kuzynk� swej zmar�ej �ony i w tym charakterze przyj�� do swojej rodziny. Nie mog�am jednak pozosta� d�u�ej w tym domu; pan de Saint-Pr�t da� mi to wyra�nie do zrozumienia. � Jestem wdowcem i m�czyzn� jeszcze m�odym � powiedzia� �w cnotliwy cz�owiek. � Gdyby� zamieszka�a ze mn� pod jednym dachem, da�oby to pow�d do podejrze�, na kt�re nie zas�ugujemy. Twoje szcz�cie i reputacja s� mi zbyt drogie, nie chc� ich wystawia� na niebezpiecze�stwo. Musimy si� rozsta�, Florville; oczywi�cie nie opuszcz� ci� do ko�ca �ycia i nie chc�, aby� straci�a kontakt z moj� rodzin�; mam w Nancy owdowia�� siostr�, po�l� ci� do niej; r�cz� za jej przyja��. W ten spos�b pozostaniesz pod moj� opiek�, b�d� m�g� nadal czuwa� nad tob�, zapewni� ci edukacj� i ustali� potem tw�j los. S�owa te wycisn�y mi �zy z oczu; ten nadmiar niedoli da� mi tym bole�niej odczu� strat�, jak� ponios�am wskutek �mierci swej opiekunki. Przekonana wszelako o s�uszno�ci uwag pana de Saint-Pr�t, postanowi�am p�j�� za jego rad�. Wyjecha�am do Lotaryngii pod opiek� pewnej damy, zamieszka�ej w tej prowincji, kt�rej zosta�am zarekomendowana i kt�ra przekaza�a mnie w r�ce pani de Verquin, siostry pana de Saint-Pr�t; u niej w�a�nie mia�am zamieszka�. Dom pani de Verquin r�ni� si� wielce od domu pana de Saint-Pr�t; o ile w tamtym panowa�a pow�ci�gliwo��, wiara i dobre obyczaje, o tyle tutaj p�ocho��, upodobanie w rozkoszach i niezale�no�� my�li mia�y swoje prawdziwe kr�lestwo. Ju� po kilku dniach pani de Verquin powiedzia�a mi wprost, �e m�j wygl�d skromnisi wcale jej si� nie podoba, �e to nies�ychane przyje�d�a� z Pary�a z u�o�eniem tak niezgrabnym... z tak �miesznym upodobaniem do cnoty; �e je�eli chc� �y� z ni� w zgodzie, powinnam ca�kiem si� zmieni�. Taki pocz�tek wielce mnie zaniepokoi�; nie usi�uj� bynajmniej przedstawi� si� w pa�skich oczach lepsz�, ni� jestem naprawd�, ale wszelkie odst�pstwo od religii i dobrych obyczaj�w przez ca�e �ycie tak mn� wstrz�sa�o, by�am zawsze tak� nieprzyjaci�k� ka�dego, kto gardzi� cnot�, a zb��dzenia, w kt�re mimo woli popad�am, wtr�ci�y mnie w tak wielkie wyrzuty sumienia, �e � wyznaj� to szczerze � kto� usi�uj�cy wprowadzi� mnie w wielki �wiat odda�by mi doprawdy z�� przys�ug�. Nie jestem stworzona do takiego �ycia, jestem dzika i nietowarzyska; najdalsze odludzie odpowiada�oby najbardziej i stanowi mej duszy; i dyspozycjom umys�u. Refleksje te, jeszcze nie uformowane, jeszcze niedojrza�e w wieku, w kt�rym w�wczas si� znajdowa�am, nie by�y w stanie uchroni� mnie przed niebezpiecznymi skutkami rad pani de Verquin ani przed z�em, w jakie jej uwodzicielskie starania musia�y mnie wtr�ci�. �wiat, kt�ry wok� siebie widzia�am, z�udne rozkosze, kt�rymi by�am otoczona, przyk�ad, jaki mia�am przed oczami, rozmowy, wszystko to w ko�cu mnie uwiod�o. Zapewniano mnie, �e jestem �adna, a ja na swoje nieszcz�cie o�mieli�am si� w to uwierzy�. W Nancy stacjonowa� w�wczas regiment normandzki. Dom pani de Verquin by� miejscem spotka� jego oficer�w; wszystkie m�ode damy r�wnie� u niej si� zjawia�y i tutaj w�a�nie zawi�zywano, zrywano i znowu podejmowano g�o�ne w ca�ym mie�cie mi�osne intrygi. Prawdopodobnie pan de Saint-Pr�t nie mia� poj�cia o tej stronie �ycia pani de Verquin; przy swojej surowo�ci obyczaj�w jak�e m�g�by si� zgodzi� na wys�anie mnie do niej, gdyby to wszystko by�o mu wiadome? My�l ta powstrzyma�a mnie przed napisaniem do niego listu ze skarg�; czy nale�a�o go o tym u�wiadamia�?! Zreszt� i sama coraz mniej si� trapi�am; nieczyste powietrze, kt�rym zmuszona by�am oddycha�, pocz�o bruka� m� dusz�; jak Telemak na wyspie nimfy Calypso nie by�am ju� zdolna s�ucha� rad Mentora. Bezwstydna pani de Verquin, od dawna usi�uj�ca mnie zdeprawowa�, zapyta�a wreszcie pewnego dnia, czy rzeczywi�cie przyjecha�am do Lotaryngii z czystym sercem, czy nie wzdycham za jakim� kochankiem pozostawionym w Pary�u? � Doprawdy � odrzek�am � nie mam nawet poj�cia o grzechach, kt�re pani we mnie podejrzewa, a szanowny tw�j brat mo�e za�wiadczy� o mojej konduicie... � Nie masz poj�cia o grzechach! � przerwa�a mi pani de Verquin. � Dopu�ci�a� si� jednego, i to ci�kiego: w tym wieku jeste� ci�gle tak naiwna! Mam jednak nadziej�, �e si� poprawisz. � O pani! Nie pojmuj�, co mog� znaczy� te s�owa w ustach osoby tak szanownej? � Szanownej? Moja droga, zapewniam ci�, �e ze wszystkich sentyment�w, kt�re mog� w kimkolwiek wzbudzi�, najmniej mi zale�y w�a�nie na szacunku. Wol� wznieca� mi�o��... W moim wieku, mam nadziej�, jeszcze nie jestem skazana na szacunek. Id� w moje �lady, kochanie, a znajdziesz szcz�cie... A propos, czy zauwa�y�a� pana de Senneval? � dorzuci�a ta zwodnicza syrena, wspominaj�c pewnego m�odego, siedemnastoletniego ledwo oficera, kt�ry cz�sto j� odwiedza�. � Tak, pani � odrzek�am, ale upewniam ci�, �e patrz� na� zupe�nie oboj�tnie. � Ale�, moje dziecko, tego w�a�nie musisz si� wystrzega�; chcia�abym, aby�my odt�d dzieli�y si� swymi zdobyczami... Musisz mie� tego Sennevala; to moja sprawa, postaram si� go przysposobi�, kocha ci�; trzeba wi�c, aby� go mia�a... � O pani! Gdyby� zechcia�a uwolni� mnie od tego zadania! Doprawdy, na nikim mi nie zale�y... � To konieczne; postanowili�my tak z pu�kownikiem, kt�ry, jak ci wiadomo, pe�ni teraz funkcj� mojego d y � u r n e g o amanta. � Zaklinam pani�, racz pozostawi� mi swobod� decydowania w tych sprawach o w�asnym losie! Nie odczuwam �adnych sk�onno�ci ku rozkoszom, kt�re tak bardzo cenisz! � O, to si� zmieni; pewnego dnia polubisz je nie gorzej ode mnie; trudno ceni� co�, czego si� w og�le nie zna. Ale nie wolno r�wnie� odrzuca� okazji poznania tego, co stworzone jest, aby da� nam najwy�sze upojenie. Jednym s�owem, to sprawa przes�dzona; Senneval, moja panno, dzi� wieczorem wyzna ci swoj� mi�o��, a ty, z �aski swojej, nie pozwolisz, aby zbyt d�ugo wzdycha� bez pocieszenia. Inaczej si� pogniewamy... tym razem powa�nie. Przyj�cie by�o wyznaczone na pi�t� po po�udniu; poniewa� dzie� by� bardzo upalny, go�cie zasiedli w ogrodzie do kart; wszystko zosta�o tak u�o�one, aby�my z panem de Senneval pozostali jedynymi osobami, kt�re nie bra�y udzia�u w grze; musieli�my wi�c rozmawia�. Nie chc� przed panem ukrywa�, �e skoro tylko �w m�odzian tak mi�y i pe�en zalet umys�u zwierzy� mi si� z nami�tno�ci, jak� w nim wzbudzi�am, poczu�am do� sk�onno�� trudn� do opisania; kiedy chcia�am zda� sobie spraw� z istoty tej sympatii, nie mog�am znale�� dla niej w�a�ciwego wyt�umaczenia; zdawa�o mi si�, �e poci�g ten nie m�g� by� skutkiem zwyk�ego uczucia, jaka� mg�a przes�oni�a mi oczy i nie pozwoli�a rozezna� si� we wszystkim, co si� na� sk�ada�o. Z drugiej strony, w tej samej chwili, gdy serce wyrywa�o mi si� ku panu de Senneval, jaka� przemo�na si�a zdawa�a si� je powstrzymywa�; w tym tumulcie... w tym wirze przyp�yw�w i odp�yw�w sprzecznych uczu� i my�li, nie mog�am poj��, czy powinnam kocha� Sennevala, czy te� uciec od niego jak najdalej. Dano mu dosy� czasu, aby m�g� spokojnie wyzna� mi swoj� mi�o��... niestety! dano mu tego czasu nawet za wiele! Wyda�am mu si� czu�� i wra�liw�, umia� skorzysta� z mego zak�opotania, ��da�, abym wyzna�a swe uczucia; okaza�am si� tak s�aba, �e zdo�a� wyrwa� mi wyznanie, i� nie budzi we mnie bynajmniej odrazy. W trzy dni p�niej m�g� si� ju� cieszy� swoim pe�nym nade mn� zwyci�stwem. Szczeg�lna jest doprawdy ta z�o�liwa rado��, kt�r� objawia wyst�pek, gdy uda mu si� zatriumfowa� nad cnot�; trudno opisa� uniesienie pani de Verquin, skoro tylko dostrzeg�a, �e wpad�am w zastawion� przez ni� pu�apk�; drwi�a ze mnie, bawi�a si� moim kosztem, a wreszcie zapewni�a, �e czyn, kt�rego si� dopu�ci�am, jest w rzeczy samej najzwyklejszy i arcyrozs�dny, �e mog� co noc w jej domu przyjmowa� bez obawy swojego kochanka... �e przymknie na wszystko oczy... Zreszt� b�dzie nadal podziwia� moj� cnot�, gdy� jest bardzo prawdopodobne, �e ogranicz� si� do tego jednego amanta; ona sama, zmuszona dawa� sobie rad� z trzema kochankami, okaza�aby si� na pewno daleka od mojej rezerwy i skromno�ci! Kiedy o�mieli�am si� odpowiedzie�, �e taka swoboda wydaje mi si� ohydna, �e trudno zachowa� przy tym wra�liwo�� i uczucia, �e w ten spos�b p�e� nasza spada do poziomu najnikczemniejszych bestii, pani de Verquin wybuchn�a �miechem. � O ty galijska heroino! � powiedzia�a. � Podziwiam ci� i wcale nie gani�. Rozumiem, �e w twoim wieku delikatno�� i uczucia s� b�stwami, na kt�rych o�tarzu po�wi�ca si� ch�tnie fizyczn� rozkosz. W moim natomiast wszystko wygl�da inaczej; gdy pozbywamy si� z�udze�, widma te trac� nad nami swoj� w�adz�, realne przyjemno�ci przek�ada si� nad g�upstwa, kt�re tak ci� entuzjazmuj�. I po c� to mia�yby�my zachowywa� wierno�� wobec ludzi, kt�rzy na pewno nie odp�ac� si� nam wzajemno�ci�? Skoro i tak jeste�my s�abe, czy musimy by� r�wnie� naiwne? Szalona by�aby kobieta, kt�ra pragn�aby subtelno�ci w stosunkach z m�czyznami. M�wi� ci, kochanie, szukaj coraz to nowych rozkoszy, skoro twe lata i wdzi�ki na to pozwalaj�, i od�� na bok swoj� chimeryczn� sta�o��, swoj� ponur� i dzik� cnot�, kt�ra z pewno�ci� nawet ciebie samej nie usatysfakcjonuje, a innych nie przekona. Zadr�a�am s�ysz�c te pogl�dy, ale zda�am sobie spraw�, �e nie mam ju� prawa z nimi dyskutowa�. Zbrodnicze starania tej niemoralnej kobiety by�y mi teraz niezb�dne, musia�am si� z ni� liczy�. Jednym z najfatalniejszych skutk�w wyst�pku jest fakt, �e skoro si� go dopu�cimy, popadamy w zale�no�� od ludzi, kt�rymi inaczej mogliby�my g��boko pogardza�. Zgodzi�am si� wi�c na wszelkie wzgl�dy pani de Verquin; ka�dej nocy Senneval darzy� mnie nowymi dowodami swej mi�o�ci i sze�� miesi�cy up�yn�o pr�dko w takim upojeniu, �e ledwo mia�am czas, aby si� nad wszystkim zastanowi�. Fatalne nast�pstwa tego trybu �ycia otworzy�y mi wreszcie oczy; zasz�am w ci��� i my�la�am, �e umr� z rozpaczy widz�c si� w stanie, z kt�rego pani de Verquin jawnie szydzi�a. � Wszelako � powiedzia�a � trzeba ratowa� pozory; poniewa� nie przystoi, aby� rodzi�a w moim domu, pu�kownik regimentu Sennevala i ja podj�li�my odpowiednie starania. Da on urlop temu m�odemu cz�owiekowi; wyjedziesz do Metzu na kilka dni przed nim, on po�pieszy za tob�; tam pod jego opiek� wydasz na �wiat ten niepotrzebny owoc swojej czu�o�ci; potem wr�cicie tutaj jedno po drugim, podr�uj�c w podobny spos�b jak w tamt� stron�. Musia�am by� pos�uszna; m�wi�am ju� panu, �e skoro zdarzy�o si� komu� nieszcz�cie, i� raz jeden da� fa�szywy krok, musi si� odt�d zda� na �ask� ludzi i hazard sytuacji; prawa do jego osoby przechodz� na w�asno�� ca�ego �wiata; staje si� niewolnikiem wszystkiego, co �yje i oddycha, skoro zapomnia� si� do tego stopnia, �e zosta� niewolnikiem swoich nami�tno�ci. Sprawy u�o�y�y si� tak, jak m�wi�a pani de Verquin; po trzech dniach spotka�am si� w Metzu z Sennevalem i zamieszka�am u pewnej akuszerki, kt�rej adres wzi�am ze sob� opuszczaj�c Nancy. Tutaj urodzi�am ch�opca. Senneval, kt�ry nie przesta� okazywa� mi swoich nami�tno�ci i subtelnych uczu�, zdawa� si� mi�owa� mnie jeszcze gor�cej, skoro � jak powiada� � istnia�am odt�d w dw�ch osobach; cieszy�am si� wszelkimi jego wzgl�dami. Prosi� mnie, abym zostawi�a mu syna, zaprzysi�g�, �e do ko�ca �ycia otacza� go b�dzie najstaranniejsz� opiek� i nie wr�ci do Nancy, p�ki nie spe�ni danego mi przyrzeczenia, i� zabezpieczy nale�ycie los dziecka. Dopiero w chwili jego wyjazdu o�mieli�am si� da� mu do zrozumienia, jak bardzo unieszcz�liwi� mnie wyst�pek, kt�rego by� wsp�winowajc�, zaproponowa�am mu, aby�my naprawili sw�j b��d ��cz�c si� u st�p o�tarza. Senneval, kt�ry nie oczekiwa� chyba tej propozycji, wielce si� zak�opota�. � Niestety � powiedzia� � jak�e m�g�bym si� na to zdecydowa�? Jestem jeszcze niepe�noletni, musia�bym uzyska� najpierw zgod� ojca. Czym okaza�oby si� nasze ma��e�stwo bez tej niezb�dnej formalno�ci? A zreszt�, trzeba by si� najpierw zastanowi�, czy jestem dla ciebie odpowiedni� parti�. Jako siostrzenica pani de Verquin (tak przedstawiono mnie w Nancy) mo�esz liczy� na co� znacznie lepszego. Wierz mi, Florville, lepiej b�dzie pu�ci� w niepami�� nasze zb��dzenia; mo�esz by� pewna mojej dyskrecji. S�owa te, kt�rych doprawdy nie oczekiwa�am, w okrutny spos�b u�wiadomi�y mi ca�y ogrom mojego wyst�pku. Duma nie pozwoli�a mi odpowiedzie�, ale cierpienie moje sta�o si� tym bole�niejsze. Je�li cokolwiek �agodzi�o dot�d groz� mojej sytuacji, to by�a ni� � szczerze panu wyznaj� � nadzieja naprawienia kiedy� swego b��du przez ma��e�stwo z kochankiem. �atwowierna dziewczyno! Nie wyobra�a�am sobie, mimo ca�ej przewrotno�ci pani de Verquin, kt�ra bez w�tpienia winna by�a mnie w tej mierze o�wieci�, i� mo�na uczyni� sobie zabaw� z uwiedzenia nieszcz�liwej dziewczyny, a potem beztrosko j� porzuci�; nie rozumia�am, �e honor, ten skarb w oczach m�czyzny tak bezcenny, nie ma wobec nas �adnego zastosowania, i �e nasza s�abo�� mo�e usprawiedliwi� zniewag�, kt�r� m�czy�ni mi�dzy sob� op�aciliby cen� krwi. By�am wi�c nie tylko skrzywdzona, ale i oszukana przez cz�owieka, za kt�rego po tysi�ckro� odda�abym swe �ycie; nie wiele brakowa�o, by ten straszny wstrz�s wp�dzi� mnie do grobu. Senneval nie opu�ci� mnie zreszt�, troskliwo�� jego bynajmniej si� nie zmniejszy�a, ale nie wspomina� ju� ani razu o mojej propozycji, a ja by�am zbyt dumna, by po raz drugi m�wi� mu o swojej nadziei. Odjecha� w ko�cu, gdy wr�ci�am do zdrowia. By�am zdecydowana nie wraca� ju� do Nancy i przeczuwa�am, �e po raz ostatni widz� swego kochanka, tote� wszystkie rany mej duszy otworzy�y si� w chwili rozstania; mia�am jednak do�� si�y, aby znie�� i ten ostatni cios. Okrutny! Wyjecha�, wyrwa� si� z mych obj��, a ja nie dostrzeg�am w jego oczach nawet jednej �zy... Oto co pozostaje z tych przysi�g i mi�osnych zakl��, w kt�re tak ob��dnie zazwyczaj wierzymy! Im bardziej jeste�my wra�liwe, tym pr�dzej opuszczaj� nas uwodziciele... Przewrotni! Porzucaj� nas w�a�nie z powodu wysi�k�w, kt�rych nie szcz�dzimy, aby ich przy sobie zatrzyma�. Senneval zabra� ze sob� dziecko i zostawi� je na wsi, w okolicy, kt�rej nie uda�o mi si� odszuka�. Chcia� mnie pozbawi� szcz�cia ogl�dania i wychowywania w�asnym staraniem tego ukochanego owocu naszego zwi�zku. Podobno �yczy� sobie, bym zapomnia�a o wszystkim, cokolwiek mog�o nas jeszcze ze sob� wi�za�; zapomnia�am wi�c, a mo�e raczej wm�wi�am sobie, �e ju� nie pami�tam... Postanowi�am wyjecha� natychmiast z Metzu i nie wraca� wcale do Nancy; nie chcia�am jednak obrazi� pani de Verquin; b�d� co b�d� by�a blisk� krewn� mego dobroczy�cy i dlatego chcia�am oszcz�dza� j� do ko�ca �ycia. Napisa�am wi�c do niej list w tonie mo�liwie najserdeczniejszym; aby wyt�umaczy� jako� odmow� powrotu do jej miasta, powo�a�am si� na wstyd z powodu ha�by, kt�r� si� tam okry�am; prosi�am w ko�cu o pozwolenie na wyjazd do Pary�a, do domu jej brata. Odpisa�a mi niezw�ocznie, �e mog� robi�, co zechc�, i zapewni�a i� zachowa dla mnie na zawsze najszczersz� przyja��. Doda�a r�wnie�, �e Senneval jeszcze nie wr�ci�, �e nie wiedzieli wcale o jego ucieczce i �e by�abym doprawdy g�uptasem, gdybym przejmowa�a si� tymi strapieniami. Odebrawszy ten list po�pieszy�am zaraz do Pary�a i pobieg�am rzuci� si� do n�g panu de Saint-Pr�t. Moje �zy i milczenie da�y mu pozna� ca�� moj� niedol�; baczy�am jednak pilnie, aby oskar�a� tylko siebie sam�; nigdy nie powiedzia�am mu o post�powaniu jego siostry. Jak wszyscy ludzie szlachetni, pan de Saint-Pr�t nie by� w stanie nawet podejrzewa� jej o rozwi�z�o��, uwa�a� j� za najuczciwsz� z kobiet; pozwoli�am mu zachowa� te z�udzenia, a post�powanie moje, o kt�rym pani de Verquin rych�o si� dowiedzia�a, zjedna�o mi jej wdzi�czno�� i umocni�o przyja��. Pan de Saint-Prat zlitowa� si� nade mn�; da� mi odczu� ca�y ogrom mych b��d�w, ale zako�czy� przebaczeniem. � Moje dziecko � m�wi� z �agodn� skromno�ci� cz�owieka uczciwego, jak�e odmienn� od ohydnego zadufania zbrodni � moja droga dziewczynko, widzisz sama, ile kosztuje ci� zej�cie z drogi uczciwo�ci... Przyzwyczajenie do cnoty jest tak potrzebne, jest ona tak �ci�le zwi�zana z ca�� nasz� egzystencj�, �e skoro tylko si� jej wyrzekniemy, zaraz �ci�gamy na siebie naprzykrzejsz� niedol�. Por�wnaj spok�j stanu niewinno�ci, w kt�rym opu�ci�a� m�j dom, ze straszn� rozterk�, w jakiej teraz powracasz. Czy marne rozkosze, kt�rych zakosztowa�a� w czasie swego upadku, s� zdolne wynagrodzi� ci tortury rozdzieraj�ce teraz twoje serce? Moje dziecko, szcz�cie mo�na znale�� tylko na �onie cnoty; wszystkie sofizmaty jej wrog�w nie s� w stanie zast�pi� najmniejszej z jej rado�ci. Ach, Florville, ci wszyscy, kt�rzy neguj� istnienie tego szcz�cia, kt�rzy zwalczaj� rozkosze wywodz�ce si� z cnoty, te rado�ci tak s�odkie i przejmuj�ce, czyni� to, b�d� pewna, jeno przez zawi��, przez barbarzy�sk� ��dz� wci�gni�cia innych do tej otch�ani winy i nieszcz�cia, w kt�rej sami si� znale�li. S� za�lepieni i chc� wszystkich o�lepi�; s� oszukani i chc� innych oszuka�; gdyby�my mogli jednak zajrze� w g��b ich duszy, znale�liby�my tam jeno b�l i rozpacz; wszyscy aposto�owie zbrodni to ludzie niegodziwi i zdesperowani; nie masz w�r�d nich nikogo, kto by nie przyzna�, chc�c by� szczerym, �e ich trucicielskie dysputy i niebezpieczne pisma inspirowane s� zawsze przez nieokie�znane nami�tno�ci. A kt� m�g�by doprawdy twierdzi� z zimn� krwi�, �e podstawy moralno�ci mog� by� naruszone bez �adnego ryzyka? Kt� o�mieli�by si� utrzymywa�, �e ostatecznym celem cz�owieka nie powinno by� w�a�nie: pragn�� dobra i czyni� dobro? A w jaki spos�b kto�, kto chcia�by szerzy� wok� siebie tylko z�o, mo�e spodziewa� si� szcz�cia �yj�c w spo�ecze�stwie, kt�re usilnie d��y do tego, by nieustannie pomna�a� dobro? Czy zreszt� �w apologeta zbrodni sam by nie zadr�a�, gdyby naprawd� uda�o mu si� wykorzeni� z serc ludzkich jedyny fundament powszechnego bezpiecze�stwa, kt� by przeszkodzi� jego s�ugom w zrujnowaniu maj�tku swego pana, gdyby stracili nagle wiar� w sens cnoty? Kto by powstrzyma� jego w�asn� �on� przed okryciem go ha�b�, gdyby uwierzy�a, �e cnota nie przydaje si� na nic? Kt� by pow�ci�gn�� zab�jcz� d�o� w�asnych jego dzieci, gdyby o�mieli� si� by� zniszczy� posiew dobra w ich sercach? Czy jego wolno�� i w�asno�� by�yby respektowane, gdyby o�wiadczy� wielkim tego �wiata: mo�ecie liczy� na bezkarno��, cnota jest tylko czczym z�udzeniem? Kimkolwiek by�by �w nieszcz�nik, m�em czy ojcem, bogaczem czy ubogim, panem czy niewolnikiem, zewsz�d czyha�oby na� gro�ne niebezpiecze�stwo, ze wszystkich stron godzi�yby w jego pier� zab�jcze sztylety. Gdyby uda�o si� komukolwiek zniszczy� w duszy cz�owieka jedyny g�os zdolny zr�wnowa�y� wrodzon� przewrotno��, trudno w�tpi�, �e nieszcz�liwy pr�dzej czy p�niej sam pad�by ofiar� swego strasznego systemu1 � Zapomnijmy na chwil� o religii, rozwa�my � jak chc� niekt�rzy � cz�owieka jako takiego. Czy znajdzie si� istota na tyle nierozs�dna, by uwierzy�, i� kto� �ami�cy wszelkie prawa spo�ecze�stwa b�dzie przez to zniewa�one spo�ecze�stwo pozostawiony w spokoju? Czy� nie le�y w interesie ludzko�ci i praw, kt�re formu�uje ona dla swego bezpiecze�stwa, zniszczy� natychmiast ka�dego, kto zak��ca ich dzia�anie albo wprost godzi w ich egzystencj�? Pozycja albo bogactwo mog� czasami zapewni� wyst�pnemu przelotny blask powodzenia; jak�e kr�tkie b�dzie wszelako jego panowanie! Rozpoznany i zdemaskowany, stanie si� wkr�tce przedmiotem publicznej nienawi�ci i powszechnej pogardy; czy znajdzie wtedy apologet�w swego post�powania, a cho�by i zwolennik�w gotowych pocieszy� go w chwili upadku? Nikt ju� nie zechce przyzna� si� do niego; skoro nie b�dzie mia� niczego do zaofiarowania. wszyscy porzuc� go jak zbyteczny balast; nieszcz�cia spadn� na� ze wszystkich stron, b�dzie j�cza� w ha�bie i niedoli, a utraciwszy ostatnie oparcie w swym skalanym sercu, skona wkr�tce w opuszczeniu i rozpaczy. C� jest wi�c warte absurdalne rozumowanie naszych przeciwnik�w? Po c� te bezu�yteczne wysi�ki poni�enia cnoty, te argumenty, �e wszystko, co nie jest uniwersalne, jest tylko chimer�, a wi�c cnota, kt�ra jest zjawiskiem wcale nie powszechnym, w rzeczywisto�ci nie istnieje? I c� st�d? Nie masz cnoty, poniewa� ka�dy z lud�w ma w�asne o niej wyobra�enie? Poniewa� rozmaite klimaty i rozmaite temperamenty zmuszaj� do nak�adania ludziom odmiennych hamulc�w? Poniewa� cnota rozmno�y�a si� w tysi�cznych postaciach, mia�aby w og�le znikn�� z powierzchni ziemi? Mo�na by podobnie zw�tpi� w istnienie rzeki, gdy� rozdzieli�a si� ona na tysi�c odn�g i dop�yw�w. Ach! C� dowodzi lepiej i mo�liwo�ci cnoty, i powszechnego do niej d��enia ni� w�a�nie potrzeba serca ludzkiego kierowania si� jej wskazaniami w ka�dych warunkach obyczajowych, uczynienia z niej podstawy wszelkich obyczaj�w? Niech mi poka�� jakikolwiek lud nie znaj�cy poj�cia cnoty, cho� jedno spo�ecze�stwo, kt�re nie uznawa�oby sprawiedliwo�ci i poszukiwania dobra za swoj� fundamentaln� wi�! Wi�cej powiem: niech mi poka�� cho�by towarzystwo z�oczy�c�w, kt�re nie by�oby zjednoczone przez jak�� z zasad cnoty... Wtedy dopiero przestan� broni� swojej sprawy... Skoro jednak wszystko dowodzi u�yteczno�ci cnoty, skoro nie masz narodu, stanu, spo�ecze�stwa, nawet samotnego indywiduum, kt�re mog�oby bez niej si� obej��, je�eli � jednym s�owem � cz�owiek nie mo�e �y� bez cnoty ani w szcz�ciu, ani w bezpiecze�stwie, czy� nie mam racji, drogie dzieci�, �e tak gor�co ci� upominam, aby� nigdy ju� nie zboczy�a z jej drogi? Popatrz, Florville � kontynuowa� m�j dobroczy�ca, �ciskaj�c mnie w ramionach � popatrz, dok�d zawiod�y ci� pierwsze twoje zb��dzenia; a je�li wyst�pek jeszcze ci� poci�ga, je�li twa s�abo�� lub zepsucie gotuj� ci nowe kl�ski, pomy�l o dotychczasowych nieszcz�ciach, pomy�l wreszcie o cz�owieku, kt�ry mi�uje ci� jak w�asn� c�rk�... kt�remu rozdzierasz serce swoimi grzechami; a w tych refleksjach znajdziesz na pewno si�� potrzebn� dla ukochania cnoty, kt�r� chcia�bym uczyni� dla ciebie przewodnikiem na ca�e �ycie! Pan de Saint-Pr�t, wyznaj�cy niezmiennie te same zasady, i tym razem nie ofiarowa� mi go�ciny w swoim domu. Zaproponowa� jednak, abym zamieszka�a u jego krewnej, niewiasty r�wnie ws�awionej swoj� wielk� pobo�no�ci�, jak pani de Verquin swoim wybrykami. Po- 1 �Och m�j drogi, nigdy nie pr�buj deprawowa� osoby, kt�ra mi�ujesz; mo�e to mie� skutki doprawdy trudne do przewidzenia� � powiedzia�a pewna rozs�dna kobieta przyjacielowi, kt�ry usi�owa� ja uwie��. Niewiasto godna uwielbienia, pozw�l mi zacytowa� w tym miejscu swoje s�owa; tak dobrze odbi�a si� w nich dusza kobiety, kt�ra wkr�tce ocali�a �ycie temu samemu m�czy�nie, ze chcia�bym wyry� t� wzruszaj�c� sentencj� na �pi�owej tablicy w �wi�tyni pami�ci, gdzie cnoty twoje zapewni�y ci prawdziwie poczesne miejsce! mys� ten wielce mi si� spodoba�. Pani de Lerince bardzo ch�tnie mnie przyj�a, przenios�am si� do niej zaraz w pierwszym tygodniu mojego pobytu w Pary�u. Och! Drogi panie, jak�e ta czcigodna dama r�ni�a si� od mojej poprzedniej opiekunki! Je�li wyst�pek i zepsucie za�o�y�y u tamtej swoje kr�lestwo, to serce tej kobiety by�o schronieniem wszelkich cn�t. O ile pierwsza przera�a�a mnie swoim zdeprawowaniem, o tyle druga pociesza�a wznios�ymi i buduj�cymi zasadami. S�uchaj�c pani de Verquin gromadzi�am w swej duszy gorycz i wyrzuty sumienia; obcuj�c z pani� de Lerince syci�am si� rado�ci� i pocieszeniem... Ach, prosz� mi pozwoli�, abym dok�adniej opisa�a panu t� uwielbian� istot�, kt�r� na zawsze pokocha�am; serce moje winne jest ten ho�d jej cnotom; nie potrafi� si� oprze� temu pragnieniu! Pani de Lerince mia�a w�wczas lat prawie czterdzie�ci, ale wygl�da�a jeszcze bardzo m�odo; prostota i skromno�� bardziej zdobi�y jej rysy ni� boskie proporcje, kt�rymi obdarzy�a j� Natura. Wskutek swej szlachetno�ci i powagi mog�a wyda� si� w pierwszej chwili nieprzyst�pn� i wynios��, ale pozory surowo�ci znika�y natychmiast, gdy tylko przem�wi�a do swego rozm�wcy. By�a to dusza tak pi�kna i czysta, pe�na tak doskona�ego spokoju, tak prosta i szczera, �e obcuj�c z ni� odczuwa�o si� mimo woli nie tylko podziw, kt�ry od razu we wszystkich wzbudza�a, ale r�wnie� serdeczne wzruszenie. Pobo�no�� pani de Lerince wolna by�a od jakiejkolwiek przesady czy zabobonu; by�a to po prostu wyj�tkowa wra�liwo�� na wszystko, co wi�za�o si� ze sprawami wiary. My�l o istnieniu Boga, kult nale�ny Istocie Najwy�szej by�y to najwy�sze rado�ci tej wspania�ej duszy. Cz�sto wyznawa�a publicznie, �e by�aby najnieszcz�liwszym ze stworze�, gdyby perfidna nauka zniszczy�a w niej mi�o�� i szacunek dla religii chrze�cija�skiej. Przywi�zana raczej do wznios�ej nauki moralnej tej wiary ni� do jej praktyk czy ceremonii, kierowa�a si� zasadami tej najdoskonalszej moralno�ci we wszystkich dziedzinach �ycia. Nigdy oszczerstwo nie skala�o jej warg; nie pozwala�a sobie nawet na �arty, kt�re mog�yby zrani� bli�nich. Pe�na dla nich mi�o�ci i wsp�czucia, uwa�a�a ludzi za godnych szacunku mimo wszelkich zb��dze� i grzech�w; stara�a si� usilnie albo tai� te wyst�pki, albo z ca�� s�odycz� naprawia� ich skutki. Gdy spotyka�a nieszcz�liwych, nic nie mia�o dla niej takiego uroku jak ul�enie ich niedoli; nie chcia�a, by ubodzy przychodzili do niej z b�aganiem o wsparcie, sama ich szuka�a, wykrywa�a, a rado�� sz�a w �lad za ni�, gdy uda�o si� jej pocieszy� wdow� lub zaopatrzy� sierot�, gdy wnosi�a dostatek pod dach ubogiej rodziny albo w�asnymi r�koma zrywa�a kajdany niewoli. A jednocze�nie nie by�a nigdy ani osch�a, ani surowa; je�eli proponowano jej jakie� zabawy, byle tylko niewinne i czyste, oddawa�a si� im z rozkosz�; sama je nawet wyszukiwa�a w obawie, by nie nudzono si� w jej towarzystwie. Rozs�dna i �wiat�a w rozmowach z moralist�, g��boka w dysputach z teologiem, potrafi�a inspirowa� pisarza i natchn�� poet�, zdumiewa�a prawodawc� i polityka, a jednocze�nie umia�a bawi� si� beztrosko z dzieci�ciem. Posiada�a wszystkie zalety umys�u, a szczeg�lnie wyr�nia�a si� usilnym staraniem, nadzwyczajn� trosk�, aby ujawnia� podobne talenty u innych i znajdowa� je wsz�dzie. Upodobawszy sobie �ycie w odosobnieniu, ciesz�c si� przyja�ni� os�b wybranych, pani de Lerince � prawdziwy model doskona�o�ci dla obu p�ci � pozwala�a swemu otoczeniu radowa� si� spokojnym szcz�ciem, t� niebia�sk� rozkosz� obiecan� ludziom sprawiedliwym przez dobrego Boga, kt�rego prawdziwym wizerunkiem by�a na tym �wiecie. Nie b�d� nudzi�a pana monotonnymi szczeg�ami mego �ycia w ci�gu siedemnastu lat, kt�re mia�am szcz�cie sp�dzi� u boku tej doskona�ej istoty. Rozmowy o sprawach wiary i moralno�ci, praktyki dobroczynne, w miar� mo�liwo�ci najcz�stsze, by�y to nasze sta�e obowi�zki, kt�rym po�wi�ca�y�my wszystkie dni. � Ludzie nie l�kaliby si� religii, moja droga Florvillle � m�wi�a mi pani de Lerince � gdyby niezr�czni duszpasterze nie ukazywali im tylko jej wi�z�w i ci�ar�w, pomijaj�c po�ytki i s�odycze. Czy� mo�e istnie� cz�owiek na tyle nierozumny, aby otworzywszy szeroko oczy na ca�y ten �wiat o�mieli� si� utrzymywa�, i� wszystkie te cuda nie musz� by� dzie�em jedynego i wszechmocnego Boga? A je�li pozna t� najwa�niejsz� prawd�, czy potrzeba czego� wi�cej ponad szczery odruch serca, aby dostatecznie zosta� przekonanym? Jak okrutnym i barbarzy�skim musia�by okaza� si� taki cz�owiek, aby zdo�a� odm�wi� swego ho�du dobroczynnemu b�stwu, kt�re wydoby�o go z nico�ci! Niepokoi nas rozmaito�� kult�w religijnych, niekt�rzy dopatruj� si� dowodu na fa�szywo�� wiary w�a�nie w ich mnogo�ci. Co za sofistyka! Czy� niezbitego dowodu egzystencji Istoty Najwy�szej nie mamy w�a�nie w tej jednomy�lno�ci lud�w, kt�re wszystkie uznaj� i czcz� jakie� b�stwo, w tym cichym wyznaniu wiary, wyrytym w sercu ka�dego cz�owieka i �wiadcz�cym dobitniej nawet ni� wznios�e cuda Natury? Jak�e to? Cz�owiek nie mo�e istnie� bez poj�cia Boga, nie mo�e wnikn�� w swe jestestwo nie znajduj�c natychmiast w sobie samym dowod�w jego dzia�ania, nie mo�e otworzy� oczu nie ogl�daj�c wsz�dzie �lad�w jego r�ki, a mia�by we� w�tpi�? Nie, Florville, nikt nie mo�e by� ateist� w dobrej wierze: pycha, up�r, nami�tno�ci, oto narz�dzia zniszczenia wiary w Boga, tego Boga, kt�ry od�ywa nieustannie w sercu i umy�le cz�owieka. A je�li ka�de uderzenie serca, ka�dy b�ysk �wiadomo�ci dowodzi mi egzystencji tej najpotrzebniejszej istoty, jak�e bym �mia�a odm�wi� jej swego ho�du, pozbawi� j� daniny, na kt�r� moja s�abo�� zdoby� si� mo�e dzi�ki jej dobroci! Jak�e bym mog�a nie ukorzy� si� przed jej wspania�o�ci� i nie b�aga� o �ask� wytrzymania n�dzy swego �ycia i uczestniczenia kiedy� w jej chwale! Czy� mog�abym nie walczy� o szcz�cie pogr��enia si� w wieczno�ci na �onie Boga albo nara�a� si� na wtr�cenie w otch�a� nie ko�cz�cych si� m�czarni, tylko przez up�r w odrzucaniu niew�tpliwych dowod�w egzystencji Istoty Najwy�szej, kt�rymi zechcia�a ona zewsz�d mnie otoczy�! Moje dziecko, ta przera�aj�ca alternatywa nie pozwala nam nawet na chwil� wahania. O wy, kt�rzy z uporem gasicie �ar wzniecony przez Boga w g��bi waszych serc, cho� przez chwil� b�d�cie sprawiedliwymi i przynajmniej przez lito�� nad sob� przyznajcie racj� niezbitemu argumentowi Pascala: �Je�li nie ma Boga, c� wam szkodzi we� wierzy�, jakie z�o mo�e wynikn�� z takiego za�o�enia? Albowiem je�li B�g istnieje, na jak straszne niebezpiecze�stwo wystawiacie si�, odmawiaj�c mu swej wiary!� Odpowiecie mi, niedowiarkowie, �e trudno wam wybra� rodzaj ho�du, jaki winni�cie z�o�y� Bogu, poniewa� mnogo�� religii bardzo was deprymuje. Dobrze wi�c, zbadajcie wszystkie, ch�tnie si� na to godz�, a potem orzeknijcie w dobrej wierze, w kt�rej znale�li�cie najwi�ksz� powag� i majestat. Chrze�cijanie zaprzeczcie, je�li to mo�liwe, �e w�a�nie ta, w kt�rej mieli�cie szcz�cie si� urodzi�, przewy�sza wszystkie inne walorami �wi�to�ci i wznios�o�ci! Gdzie spotkacie tak wielkie tajemnice, dogmaty tak czyste, tak podnios�� moralno��? Czy w nauce jakiegokolwiek innego wyznania uda si� wam odkry� bezgraniczn� ofiar� b�stwa na rzecz swego stworzenia? Pi�kniejsze obietnice, rado�niejsz� przysz�o��, doskonalsze i wznio�lejsze poj�cie Boga? Nie, nie zdo�asz tego dokona� modny filozofie; nie w twojej to mocy; niewolniku rozkoszy, kt�rego wiara zmienia si� wraz z fizycznym stanem nerw�w; bezbo�ny, gdy znajd� si� one w ogniu nami�tno�ci, �atwowierny, skoro tylko si� uspokoj�, nie jeste� zdolny do sta�ych pogl�d�w. Uczucie dowodzi nieustannie istnienia Boga, przeciw kt�remu buntuje si� tw�j rozum; jest on zawsze z tob�, nawet w�wczas, gdy pogr��asz si� w swoich b��dach. Stargaj wi�zy, kt�re przykuwaj� ci� do zbrodni, a nigdy ju� ten pot�ny i majestatyczny B�g nie opu�ci �wi�tyni, kt�r� wzni�s� w g��bi twego serca! Albowiem w argumentach serca, a nie rozumu, trzeba, droga Florville szuka� dowodu na istnienie Boga, aby zrozumie�, �e wszystko w �wiecie uzasadnia go i wskazuje. I serce w�a�nie przekonuje nas o potrzebie kultu, kt�remu si� po�wi�camy, i tylko serce dowiedzie ci, droga przyjaci�ko, �e najszlachetniejszy i najczystszy ze wszystkich jest w�a�nie ten, w kt�rym si� urodzi�y�my. Oddawajmy si� wi�c z zapa�em i rado�ci� praktykom naszej wiary, pe�nej s�odyczy i pocieszenia, aby prze�y� w niej najpi�kniejsze chwile i doszed�szy drog� mi�o�ci do ostatniego momentu �ycia z�o�y� na �onie Przedwiecznego t� dusz� od niego otrzyman�, stworzon� po to tylko, aby radowa�a si� poznaniem Boga, wierzy�a we� i nieustannie go czci�a. Oto jak przemawia�a do mnie pani de Lerince, oto jak umacnia�a m�j umys� swoimi radami, oto jak dusza moja doskonali�a si� pod jej �wi�t� opiek�. Wszelako, jak ju� panu obieca�am, pomin� milczeniem drobne szczeg�y mego �ycia w tym domu, aby zwr�ci� twoj� uwag� tylko na sprawy najwa�niejsze. Mam przecie� zwierzy� si� panu ze swoich upadk�w, a skoro niebiosa pozwoli�y mi �y� tam w spokoju i i�� drog� cnoty, wystarczy, �e podzi�kuj� im i reszt� przemilcz�. Przez ca�y czas nie przesta�am korespondowa� z pani� de Verquin, regularnie otrzymywa�am od niej wiadomo�ci dwa razy w miesi�cu, a chocia� powinnam by�a niew�tpliwie wyrzec si� tej znajomo�ci, chocia� poprawa obyczaj�w i nowe zasady w pewnym sensie wymaga�y ode mnie ostatecznego z ni� zerwania, to jednak obowi�zek wdzi�czno�ci wobec pana de Saint- Pr�t, a co wi�cej � wyznam szczerze � potajemny sentyment do miejsc, z kt�rymi tak wiele drogich sercu wydarze� niegdy� mnie wi�za�o, a wreszcie nadzieja, �e by� mo�e otrzymam pewnego dnia jakie� wiadomo�ci od mego syna, wszystko to sk�ania�o mnie do kontynuowania przyja�ni kt�r� pani de Verquin ze swej strony starannie podtrzymywa�a. Pr�bowa�am j� nawr�ci�, zachwala�am s�odycze trybu �ycia, kt�ry teraz prowadzi�am, ale uwa�a�a to za chimer� i nie przestawa�a szydzi� z moich postanowie� albo wprost je zwalcza�a trwaj�c niezmiennie przy swoich przekonaniach. Upewnia�a mnie, �e nic na �wiecie nie jest w stanie os�abi� jej �wiatopogl�du; pisa�a mi o nowych prozelitkach, kt�re uda�o si� jej pozyska�, stawia�a ich poj�tno�� znacznie powy�ej mojej; ich liczne upadki � twierdzi�a ta przewrotna kobieta � by�y ma�ymi triumfami, kt�re dawa�y jej prawdziwe upojenie, a rozkosz zaprawiania tych m�odych serc do wyst�pku i rozpusty pociesza�a j� w strapieniu, i� nie wszystko, co podsuwa�a jej imaginacja, mog�o by� zrealizowane. Prosi�am cz�sto pani� de Lerince, aby u�ycza�a mi swego zr�cznego pi�ra dla obalania wywod�w mojej przeciwniczki, godzi�a si� na to z prawdziw� rado�ci�; pani de Verquin zawsze nam odpowiada�a, a jej sofizmaty, niekiedy bardzo zr�czne, zmusza�y nas do wspierania rozumu pot�nymi dowodami wra�liwego serca, w kt�re wierzy�a najbardziej pani de Lerince, i tu znajdowa�y�my nieodparte argumenty, zdolne poni�y� wyst�pek i zmiesza� niedowiarstwo. Prosi�am czasami pani� de Verquin, aby donios�a mi cokolwiek o losach cz�owieka, kt�rego nadal kocha�am, ale nie potrafi�a czy nie chcia�a nic mi napisa�. Czas ju�, aby�my przeszli do drugiej katastrofy mojego �ycia, do tej krwawej historii, kt�rej wspomnienie za ka�dym razem rozdziera mi serce, a kt�ra � skoro tylko dowie si� pan o ohydnej zbrodni, jakiej si� dopu�ci�am � sk�oni ci� bez w�tpienia do rezygnacji ze zbyt �askawych dla mnie pa�skich zamiar�w. Przy ca�ej surowo�ci obyczaj�w, panuj�cej w domu pani de Lerince, kt�r� ju� panu opisa�am, przyjmowa�a ona jednak u siebie nielicznych przyjaci�. Pani de Dulfort, dama w podesz�ym ju� wieku, niegdy� zwi�zana blisko z ksi�n� Piemontu, kt�ra cz�sto nas odwiedza�a, poprosi�a pewnego dnia pani� de Lerince, aby pozwoli�a przedstawi� sobie m�odego cz�owieka gor�co jej poleconego, kt�rego chcia�a wprowadzi� do jakiego� zacnego domu, gdzie liczne przyk�ady cnoty mog�yby przyczyni� si� do w�a�ciwego uformowania jego charakteru. Moja opiekunka chcia�a si� od tego wym�wi�, twierdzi�a, �e nigdy nie przyjmuje u siebie m�odych m�czyzn, ale uleg�a w ko�cu gor�cym pro�bom swojej przyjaci�ki i zgodzi�a si� pozna� kawalera de Saint-Ange. Zjawi� si� w naszym domu. Czy by�o to przeczucie, czy te� cokolwiek innego, trudno mi powiedzie�, ale gdy ujrza�am tego m�odzie�ca, przej�� mnie dreszcz, kt�rego przyczyny nie potrafi�am odgadn��... by�am bliska omdlenia. Nie analizuj�c �r�de� tego dziwnego uczucia przypisa�am je jakiemu� wewn�trznemu niedomaganiu i Saint-Ange przesta� mnie zajmowa�. Je�eli jednak �w m�ody cz�owiek od pierwszego wejrzenia tak bardzo mnie poruszy�, to ja sama zrobi�am na nim podobne wra�enie... dowiedzia�am si� o tym p�niej z w�asnych jego ust. Saint-Ange przej�ty by� tak wielkim szacunkiem dla domu, do kt�rego zosta� wprowadzony, �e nie o�mieli� si� w �aden spos�b ujawni� wewn�trznego �aru, kt�ry si� w nim rozpali�. Min�y wi�c trzy miesi�- ce, zanim o�mieli� si� do mnie przem�wi�; ale wzrok jego wyra�a� tak wiele, �e nie mog�am si� myli�. Zdecydowana nie powt�rzy� ju� nigdy wyst�pku, kt�ry niegdy� sta� si� przyczyn� nieszcz�cia mego �ycia, umocniona przez wznios�e zasady, chyba ze dwadzie�cia razy by�am ju� gotowa uprzedzi� pani� de Lerince o nami�tno�ci, kt�r� zgadywa�am w tym m�odym cz�owieku; powstrzymana jednak przez obaw�, �e mog� go skrzywdzi�, zachowa�am w ko�cu milczenie. Fatalne, bez w�tpienia, by�o to postanowienie, skoro sta�o si� przyczyn� przera�aj�cego nieszcz�cia, o kt�rym chc� panu opowiedzie�. Mia�y�my zwyczaj sp�dza� co roku sze�� miesi�cy w �adnej posiad�o�ci wiejskiej, kt�r� mia�a pani de Lerince o dwie mile ko�o Pary�a. Pan de Saint-Pr�t cz�sto nas tam odwiedza�; na moje nieszcz�cie tego roku unieruchomi�a go podagra nie by� w stanie wyjecha� na wie�. M�wi�: na moje nieszcz�cie, gdy� pok�adaj�c w nim naturalnie wi�ksze zaufanie ni� w jego kuzynce, wyzna�abym mu na pewno to wszystko, czego nie �mia�am powiedzie� innym, a takie zwierzenie zapobieg�oby bez w�tpienia tragicznemu wypadkowi, kt�ry wkr�tce potem nast�pi�. Saint-Ange prosi� pani� de Lerince, aby m�g� towarzyszy� nam w podr�y, a poniewa� pani de Dulfort r�wnie� na to nalega�a, uzyska� w ko�cu zgod�. Stara�y�my si� usilnie dowiedzie�, kim by� w�a�ciwie ten m�ody cz�owiek. Pochodzenie jego nie by�o ani pewne, ani okre�lone; pani de Dulfort przedstawi�a go nam jako syna jakiego� szlachcica z prowincji, kt�ry by� jej krewnym; on sam, zapominaj�c czasami o tym, co m�wi�a pani de Dulfort, wspomina� o sobie jako o Piemontczyku, co mog�o by� prawd� zwa�ywszy jego znajomo�� j�zyka w�oskiego. Niczym si� jeszcze nie zajmowa�, chocia� by� w wieku, w kt�rym m�g� ju� co� robi�, i nie wydawa�o si� nam, aby na cokolwiek by� zdecydowany. Sk�din�d odznacza� si� pi�kn� figur�, by� bardzo przystojny, u�o�enie mia� przyzwoite, wyra�a� si� szlachetnie i wida� by�o, �e otrzyma� znakomit� edukacj�. Z tym wszystkim ��czy� jednak nadmiern� �ywo�� i pewnego rodzaju porywczo��, kt�re to cechy temperamentu czasami nas przera�a�y. Skoro pan de Saint-Ange znalaz� si� z nami na wsi, nami�tno�ci jego rozogni�y si� do tego stopnia wskutek hamulc�w, kt�re usi�owa� sobie na�o�y�, �e nie potrafi� ju� ich przede mn� utai�. Dr�a�am z przera�enia... ale na tyle jeszcze by�am zdolna nad sob� panowa�, �e okazywa�am mu tylko wsp�czucie. � Doprawdy, m�j panie � m�wi�am � albo nie potrafisz zdecydowa� si�, w kt�r� stron� zwr�ci� swoje zainteresowania, albo masz du�o czasu do stracenia, skoro sp�dzasz go na wzdychaniu do kobiety dwa razy od ciebie starszej. Przypu��my nawet, �e by�abym na tyle szalona, aby ci� wys�ucha�; jakie� to �mieszne nadzieje o�mielasz si� wi�za� z moj� osob�? � Tylko nadziej� po��czenia si� z tob�, o pani, naj�wi�tszymi wi�zami ma��e�stwa; jak�e ma�o mnie szanujesz, je�li mog�a� przypuszcza� cokolwiek innego! � Drogi panie, nie mam zamiaru robi� z siebie publicznego widowiska, przedstawiaj�c �wiatu kobiet� trzydziestoczteroletni�, kt�rej zachcia�o si� za m�a siedemnastoletniego dzieciaka! � Ach! Okrutna! Czy dostrzega�aby� te nieznaczne dysproporcje, gdyby w g��bi twego serca tli�a si� cho�by jedna tysi�czna tego �aru, kt�ry spala moje? � To prawda, �e co do mnie, to jestem zupe�nie spokojna... spokojna od wielu lat i b�d� ni�, mam nadziej�, tak d�ugo, dop�ki spodoba si� Bogu zachowa� mnie przy �yciu. � A wi�c odbierasz mi nawet nadziej� wzruszenia ci� cho�by w odleg�ej przysz�o�ci? � Wi�cej nawet, stanowczo zabraniam panu rozmawia� odt�d ze mn� o swoich szalonych pomys�ach. � Ach! Pi�kna Florville! Chcia�aby� wi�c zosta� nieszcz�ciem mojego �ycia? � �ycz� panu i szcz�cia i spokoju. � Bez pani to niemo�liwe! � Tak... p�ki nie st�umisz w sercu niedorzecznych sentyment�w, na kt�re nie powiniene� by� nigdy sobie pozwoli�; spr�buj je zwalczy�, postaraj si� opanowa�, a spok�j tw�j powr�ci. � Ju� nie potrafi�. � Bo nie chcesz; musimy si� wi�c rozsta�, aby� m�g� odzyska� r�wnowag�. Je�li nie b�dzie mnie pan spotyka� przynajmniej przez dwa lata, niepok�j w tobie zga�nie, zapomnisz o mnie i znowu b�dziesz szcz�liwy. � Nigdy! Nie masz dla mnie szcz�cia, jeno u twoich st�p... W tym momencie przy��czy�a si� do nas reszta towarzystwa i trzeba by�o przerwa� rozmow�. W trzy dni p�niej Saint-Ange znalaz� okazj� spotkania mnie na osobno�ci i chcia� wznowi� niedawn� dyskusj�. Tym razem nakaza�am mu milczenie tak surowo, �e �zy pociek�y obficie z jego oczu. Po�egna� mnie szorstko o�wiadczaj�c, �e wtr�cam go w rozpacz i �e rych�o odbierze sobie �ycie, je�li nadal b�d� go traktowa�a w ten sam spos�b. Potem zawr�ci� i podbieg� do mnie jak szalony. � Pani! zawo�a� � nie znasz jeszcze duszy, kt�r� zniewa�asz! Tak, nie znasz mnie jeszcze... Wiedz, �e zdolny jestem do najgorszego... do takich czyn�w, kt�rych nawet nie potrafisz sobie wyobrazi�! Tak, po tysi�ckro� posun� si� raczej do ostateczno�ci, a nie wyrzekn� si� szcz�cia, kt�re w tobie widz�. I odszed� pogr��ony w przejmuj�cej rozpaczy. Nigdy nie odczu�am wi�kszej ni� wtedy pokusy, aby powiedzie� o wszystkim pani de Lerince, ale powstrzyma� mnie, powtarzam panu, l�k przed zaszkodzeniem temu m�odemu cz�owiekowi; wi�c milcza�am. Saint-Ange przez osiem dni starannie mnie unika�, zaledwie si� odzywa�, odsuwa� si� ode mnie przy stole, w salonie, na spacerach, po to niew�tpliwie, aby sprawdzi�, czy taka zmiana zachowania zrobi na mnie jakie� wra�enie. Gdybym podziela�a jego uczucia, sposoby te na pewno okaza�yby si� skuteczne, ale by�am od nich tak daleka, �e zachowa�am min�, jakbym ledwo dostrzega�a jego manewry. W ko�cu przy�apa� mnie w g��bi ogrodu. � Pani � powiedzia�, okazuj�c gwa�towne wzburzenie � zdo�a�em wreszcie si� uspokoi�, rady twoje sprawi�y po��dany skutek... widzisz, jak jestem spokojny... chcia�em zobaczy� si� z pani� na osobno�ci, aby ostatecznie si� po�egna�... tak, mam zamiar uciec przed tob� na zawsze... chc� uciec, nie zobaczysz ju� wi�cej cz�owieka, kt�rego darzysz tak� nienawi�ci�! O tak, nie zobaczysz mnie wi�cej! � Zamys� pa�ski sprawia mi wielk� przyjemno��; ciesz� si�, �e odzyska�e� rozs�dek. Ale � doda�am z u�miechem � to nawr�cenie nie wydaje mi si� jako� szczere. � W jaki wi�c spos�b mog� przekona� pani� o swojej oboj�tno�ci? � Zachowaniem zgo�a odmiennym ni� dotychczas. � Kiedy ju� mnie tutaj nie b�dzie... kiedy nie b�d� ju� sprawia� pani przykro�ci swoim widokiem, mo�e uwierzysz jednak w zmian�, kt�r� takim wysi�kiem stara�a� si� we mnie wywo�a�? � To prawda, �e dopiero taki krok zdo�a mnie przekona�; nie przestaj� doradza� go panu od dawna. � Ach! Wydaj� si� wi�c pani a� tak odra�aj�cym? � Jest pan bardzo mi�ym ch�opcem, kt�ry wszelako powinien zaj�� si� odpowiednimi dla siebie dziewcz�tami i zostawi� w spokoju kobiet�, kt�ra nie jest w stanie pana wys�ucha�. � Wys�uchasz mnie jednak! � zawo�a� z gniewem. � Tak, okrutna, wys�uchasz, cho�by� nie chcia�a, wszystkich p�omiennych uczu� zrodzonych w mej duszy, wys�uchasz przysi�gi, �e nie ma takiego czynu, na kt�ry bym si� nie odwa�y�, aby ci� pozyska�... albo zmusi�! Chyba nie wierzy pani � m�wi� porywczo � w m�j rzekomy wyjazd? Uda�em ten zamiar, aby ci� wypr�bowa�! Mia�bym odjecha�... mia�bym porzuci� miejsce, w kt�rym ty przebywasz... po tysi�ckro� da�bym raczej odebra� sobie �ycie! Przeklinaj mnie, perfidna, przeklinaj, skoro taki jest m�j nieszcz�sny los, ale nie �ud� si�, �e zdo�asz kiedykolwiek zwalczy� we mnie mi�o��, kt�r� �ywi� ku tobie... Wymawiaj�c te s�owa Saint-Ange by� w takim stanie, �e w przedziwny i niepoj�ty spos�b zdo�a� do tego stopnia mnie wzruszy�, i� musia�am odwr�ci� si�, aby ukry� �zy; zostawi�am go w g��bi zaro�li, w kt�rych przed chwil� mnie zatrzyma�. Nie poszed� za mn�; s�ysza�am, i� upad� na ziemi� w przyst�pie jakiego� okropnego delirium. Ja sama, chocia� z ca�� pewno�ci�, mo�e mi pan wierzy�, nie �ywi�am �adnych mi�osnych uczu� dla tego m�odzie�ca, by�am do tego stopnia poruszona, czy to wsp�czuciem, czy wspomnieniami, �e nie potrafi�am powstrzyma� si� od szlochu. � Niestety � m�wi�am sobie, oddaj�c si� bolesnym rozmy�laniom � tak samo m�wi� niegdy� do mnie Senneval... tymi samymi s�owami przekonywa� mnie o swoich p�omiennych uczuciach... By�o to r�wnie� w ogrodzie... w takim samym jak tutaj... m�wi, �e b�dzie mi�owa� mnie wiecznie... a przecie� tak okrutnie mnie oszuka�! Bo�e sprawiedliwy! By� w tym samym wieku! Ach! Senneval, Senneval, czy�by� raz jeszcze chcia� odebra� mi spok�j? Czy po raz drugi zjawiasz si� przede mn� w uwodzicielskiej postaci tego ch�opca, aby znowu wci�gn�� mnie w przepa��? Uchod�, n�dzniku, przecz st�d, brzydz� si� nawet twoim wspomnieniem! Osuszy�am �zy i zamkn�am si� w swoim pokoju a� do kolacji; zesz�am wtedy na d�, ale Saint-Ange nie pojawi� si� przy stole; kaza� zawiadomi�, �e czuje si� chory, a nazajutrz by� ju� tak opanowany, i� z twarzy jego wyczyta�am tylko spok�j. Da�am si� oszuka�; naprawd� uwierzy�am, i� zdo�a� przem�c w sobie t� nieszcz�sn� nami�tno��. �udzi�am si�! Perfidny! Niestety! Nie wolno mi obrzuca� go inwektywami... ma ju� tylko prawo do moich �ez, do moich wiecznych wyrzut�w sumienia... Saint-Ange m�g� zdoby� si� na taki spok�j tylko dlatego, �e u�o�y� ju� ostatecznie swoje plany. Min�y dwa dni; pod wiecz�r trzeciego obwie�ci� publicznie sw�j wyjazd; um�wi� si� podobno ze swoj� protektork�, pani� de Dulfurt, w sprawie wsp�lnych interes�w w Pary�u. Wszyscy pok�adli si� spa�... Zechce mi pan wybaczy� wzburzenie, w kt�re wtr�ca mnie my�l o tej strasznej katastrofie... nie potrafi� wraca� do tych wspomnie� nie dygocz�c ze zgrozy... Poniewa� zapowiada�a si� noc nadzwyczaj gor�ca, le�a�am w �o�u prawie naga. Pokoj�wka wysz�a, zgasi�am �wiec�... Na nieszcz�cie zostawi�am obok pos�ania otwarty koszyczek do rob�t r�cznych, gdy� sko�czy�am w�a�nie wycina� owal, kt�rego nazajutrz potrzebowa�am. Ledwo zd��y�am przymkn�� oczy, gdy us�ysza�am jaki� szmer... zerwa�am si� �ywo i usiad�am... gdy nagle uczu�am, �e obejmuje mnie czyje� rami�... � Nie ujdziesz mi, Florville, � us�ysza�am g�os Saint-Ange�a, gdy� on to by� w�a�nie � Przebacz, ale to by�o ponad moje si�y... nie pr�buj si� wyrywa�... musisz by� moja! � Nikczemny uwodzicielu! � zawo�a�am � precz st�d natychmiast albo zadr�ysz przed skutkami mego gniewu! � Boj� si� tylko jednego: �e mog� ci� nie mie�, okrutna dziewczyno! � odpowiedzia� roznami�tniony m�odzieniec, chwytaj�c mnie tak zr�cznie i z tak� si��, i� w chwil� potem by�am ju� jego ofiar�, nie zdo�awszy podj�� obrony... Rozw�cieczona t� zuchwa�o�ci�, zdecydowana na wszystko, byle tylko nie dopu�ci� do dalszych skutk�w tej sytuacji, zdo�a�am oswobodzi� si� na tyle, �e mog�am uchwyci� no�yce le��ce u moich st�p. Mimo gniewu panowa�am jednak nad sob� i szuka�am w ciemno�ciach jego ramienia, aby tu jedynie ugodzi� i raczej odstraszy� go swoj� determinacj� ni� ukara� stosownie do winy. Czuj�c moje szamotanie podwoi� gwa�towno�� swoich wysi�k�w. � Precz! Zdrajco! � wo�a�am, uderzaj�c, jak s�dzi�am, w jego rami� � precz st�d natychmiast i wstyd� si� tej zbrodni! Och, panie de Courval! Fatalnie wymierzy�am swoje ciosy! Nieszcz�liwy m�odzieniec krzykn�� i osun�� si� na pod�og�. Zapali�am �wiec� i pochyli�am si� nad nim... Bo�e sprawie- dliwy! Przebi�am mu serce... umiera�! Rzuci�am si� na krwawi�ce cia�o, przycisn�am je w rozpaczy do piersi... z��czy�am z nim usta, usi�uj�c powstrzyma� uchodz�c� dusz�; �zami zalewa�am krwawi�c� jego ran�. O drogi! Kt�rego jedyn� zbrodni� by�a zbyt wielka mi�o�� do mnie � wo�a�am w zamroczeniu � czy� zas�u�y� na tak� ka��? Mia�by� straci� �ycie z r�ki kobiety, kt�rej got�w by�e� je po�wi�ci�? Nieszcz�liwy m�odzie�cze... tak podobny do cz�owieka, kt�rego kiedy� uwielbia�am... je�eli moja mi�o�� mog�aby przywr�ci� ci �ycie, to dowiedz si� w tej strasznej chwili, kiedy nie mo�esz ju� mnie us�ysze�... dowiedz si�, je�eli pozosta�a w tobie cho� iskierka �wiadomo�ci, �e chcia�abym ci� o�ywi� nawet za cen� reszty moich dni... dowiedz si�, �e nigdy nie by�e� mi oboj�tny, �e nie mog�am patrze� na ciebie bez wielkiego wzruszenia, a uczucia moje ku tobie by�y chyba szlachetniejsze od marnej mi�o�ci, kt�ra gorza�a w twym sercu! Wo�aj�c tak upad�am bez zmys��w na zw�oki tego nieszcz�liwego m�odzie�ca; pokoj�wka us�ysza�a ha�as, wbieg�a do pokoju, pocz�a mnie cuci�, usi�owa�a przywr�ci� do �ycia biednego Saint-Ange�a. Niestety! Wszystko na pr�no! Wybieg�y�my z tego fatalnego pokoju, zamykaj�c starannie drzwi i zabieraj�c klucz, i wyjecha�y�my natychmiast do Pary�a po pana de Saint Pr�t. Kaza�am go obudzi�, wr�czy�am mu klucz do �miertelnej sypialni, opowiedzia�am straszn� przygod�. U�ali� si� nade mn�, pociesza� i mimo choroby uda� si� natychmiast do pani de Lerince: poniewa� z jej posiad�o�ci nie by�o daleko do Pary�a, uda�o si� wszystko za�atwi� tej samej nocy. M�j opiekun przyjecha� do swojej kuzynki o �wicie, kiedy w domu s�u�ba pocz�a dopiero wstawa� i nic jeszcze na jaw nie wysz�o. Najlepsi przyjaciele, najbli�si krewni nigdy nie zachowaliby si� szlachetniej; oboje dalecy byli od na�ladowania ludzi g�upich czy okrutnych, kt�rzy w takiej sytuacji rozg�aszaj� z rozkosz� wszystko, co mo�e pogn�bi� i unieszcz�liwi� ich samych i ca�e otoczenie; domownicy nawet nie domy�lali si� tego, co zasz�o w tym domu... � A wi�c, panie de Courval � powiedzia�a panna de Florville, przerywaj�c opowie�� z powodu �kania, kt�re �cisn�o j� za gard�o � czy chcia�by� po�lubi� kobiet� zdoln� do takiego mordu? Czy �cierpia�by� w swoich ramionach istot�, kt�ra zas�u�y�a na najci�sz� kar�? Nieszcz�nic�, kt�r� torturuje nieustannie wspomnienie zbrodni? Kt�ra od tej strasznej chwili ani jednej nocy nie przespa�a spokojnie? Tak, prosz� pana, nie by�o odt�d nocy, aby moja nieszcz�liwa ofiara nie jawi�a mi s� sk�pana we krwi, kt�r� wytoczy�am z jej serca.... � Prosz� si� uspokoi�, zaklinam pani�! � odrzek� pan de Courval, ��cz�c swe �zy z p�aczem tej niezwyk�ej dziewczyny. � Znaj�c wra�liw� dusz�, kt�r� obdarzy�a ci� Natura, rozumiem twoje wyrzuty sumienia. Ale ca�a ta fatalna przygoda nie ma znamion zbrodni; bez w�tpienia, straszne to nieszcz�cie, ale tylko nieszcz�cie. Nie zamy�li�a� przecie� zab�jstwa, nie kierowa�a� si� ��dz� krwi, chcia�a� tylko obroni� si� przed okropnym zamachem... by�o to jednym s�owem, zab�jstwo przypadkowe, w obronie w�asnej... Rozchmurz si�, uspok�j, ��dam tego! Najsurowszy z trybuna��w m�g�by tylko osuszy� twe �zy. Och! Jak�e si� mylisz, je�li s�dzisz, �e takie wydarzenie mog�oby pozbawi� ci� w mym sercu tych wszystkich praw. kt�re przyzna�y ci twe zalety! Nie, pi�kna Florville, przygoda taka, zamiast ci� zha�bi�, objawia tylko mym oczom wszystkie twoje cnoty; czyni ci� tym godniejsz� wspieraj�cego i pocieszycielskiego ramienia, kt�re powinno ci dopom�c w zapomnieniu tej rozterki. � To wszystko, co w swojej dobroci raczy mi pan m�wi� � odrzek�a panna de Florville � powiada� r�wnie� pan de Saint-Pr�t. Ale wasze s�owa nie mog� jednak st�umi� mych wyrzut�w sumienia, cierpienia nie ukoj�. Mniejsza z tym. Chc� m�wi� dalej, zapewne jest pan ciekawy zako�czenia tej historii. Trudno w�tpi�, �e pani de Dulfort by�a w rozpaczy; �w m�ody cz�owiek tak j� interesowa� i by� jej tak gor�co polecony, �e op�akiwa�a szczerze jego zgon. Rozumia�a jednak potrzeb� tajemnicy, wiedzia�a, �e rozg�os m�g�by mnie zgubi�, ale nie przywr�ci�by z pewno�ci� �ycia jej protegowanemu, wi�c milcza�a. Pani de Lerince, mimo ca�ej surowo�ci swoich zasad i obyczaj�w, post�pi�a jeszcze szlachetniej, gdy� roztropno�� i mi�osierdzie by�y szczeg�lnymi zaletami jej charakteru; rozg�osi�a przede wszystkim w domu, �e wskutek dziwnej fantazji zachcia�o mi si� wyjecha� w nocy do Pary�a, aby odetchn�� po drodze �wie�ym powietrzem, �e uprzedzi�am j� z g�ry o tym ekstrawaganckim pomy�le; �e zreszt� poczu�am si� ju� o wiele lepiej, wi�c jej zamiarem jest po�pieszy� teraz za mn� do stolicy i tam zosta� do kolacji; pod tym pretekstem zwolni�a na ten wiecz�r ca�� s�u�b�. Pozostawszy sama z przyjaci�k� i panem de Saint-Pr�t pos�a�a po ksi�dza; proboszcz pani de Lerince by� r�wnie� jak ona cz�owiekiem rozs�dnym i �wiat�ym; bez �adnych trudno�ci wyda� pani de Dulfort urz�dowe za�wiadczenie o naturalnym zgodnie i pochowa� osobi�cie, w tajemnicy i tylko przy pomocy dw�ch swoich ludzi, nieszcz�liw� ofiar� mojego zapami�tania. Po dokonaniu tego dzie�a wszyscy zaprzysi�gli utrzymanie tajemnicy, a pan de Saint-Pr�t po�pieszy� mnie uspokoi�, zdaj�c sobie spraw� ze wszystkiego, co zosta�o dokonane, aby czyn m�j pozosta� na zawsze w zupe�nym utajeniu. Chcia� mnie nam�wi�, abym powr�ci�a najzwyczajniej do pani de Lerince... by�a gotowa mnie przyj��... ale nie mog�am si� na to zdoby�; w�wczas doradzi� mi jak�kolwiek podr�. Pani de Verquin, z kt�r� utrzymywa�am ci�gle, jak ju� panu m�wi�am, przyjazn� korespondencj�, od dawna nalega�a, abym odwiedzi�a j� i sp�dzi�a u niej par� miesi�cy, powiedzia�am o tym jej bratu, zgodzi� si� i w osiem dni p�niej wyjecha�am do Lotaryngii. Niestety, wspomnienie mej zbrodni sz�o za mn� wsz�dzie, nie mog�am si� uspokoi�. Zrywa�am si� w �rodku nocy, s�ysz�c j�ki i krzyk biednego Sain-Ange�a, widzia�am go nadal skrwawionego u swoich st�p; zdawa�o mi si�, �e gorzko wypomina mi moje okrucie�stwo, �e przysi�ga, i� wspomnienie tego potwornego czynu �ciga� mnie b�dzie a� do grobu, a zarazem boleje, i� nie pozna�am si� na sercu, kt�re przebi�am morderczym ostrzem... Pewnej nocy stan�� przede mn� Senneval, nieszcz�sny kochanek, kt�rego nie mog�am zapomnie�, gdy� tylko on wi�za� mnie jeszcze z Nancy, i pokaza� mi dwa trupy: Saint-Ange�a i jakiej� obcej mi zupe�nie kobiety2. Oblewa� je �zami i wskazywa� opodal trumn� wys�an� cierniami, kt�ra zdawa�a si� dla mnie otwiera�. Zbudzi�am si� w strasznym podnieceniu, tysi�ce mieszanych uczu� k��bi�y si� w mej duszy, jaki� wewn�trzny g�os m�wi� mi: �Zawsze, gdy za�niesz, ta nieszcz�sna ofiara b�dzie ci wyciska� z oczu krwawe i co dzie� bole�niejsze �zy. Cier� twych wyrzut�w sumienia b�dzie szarpa� ci� nieustannie i nigdy nie st�pieje�... W takim oto stanie ducha przyby�am do Nancy; oczekiwa�y mnie tam nowe i wielkie strapienia; skoro raz jeden r�ka losu przygniecie nas swoim ci�arem, ciosy jego pr�dko si� pomna�aj�. Zajecha�am zaraz do domu pani de Verquin; prosi�a mnie o to w swym ostatnim li�cie, raduj�c si� z g�ry � jak pisa�a � na my�l, �e znowu mnie zobaczy. Wielki Bo�e, w jakiej sytuacji by�o nam dane zakosztowa� wzajemnie tej rado�ci! Le�a�a na �o�u �mierci, chocia� min�o ledwo pi�tna�cie dni od chwili, gdy pisa�a do mnie... opowiada�a o swoich aktualnych rado�ciach i dzieli�a si� nadziej� na przysz�e... I c� s� warte plany �miertelnik�w, skoro w dniu, kiedy je uk�adaj�, w�r�d zabaw i rozkoszy bezlitosna �mier� przecina ni� ich �ywota; i nie zastanowiwszy si� nawet nad t� straszn� chwil�, �yj�c tak, jakby istnie� mieli tutaj wiecznie, odchodz� nagle w ciemn� otch�a� nie�miertelno�ci, niepewni losu, kt�ry ich tam czeka! Musz� przerwa� na chwil� histori� swego �ycia, aby opowiedzie� panu o tej bolesnej stracie i ukaza� ci przedziwny i straszny stoicyzm, z kt�rym ta kobieta wst�pi�a do grobu. Pani de Verquin, kt�ra by�a ju� osob� niem�od�, mia�a bowiem lat pi��dziesi�t dwa, po jakiej� szale�czej orgii skoczy�a do wody, aby si� och�odzi�, a wynios�a z niej chorob�, kt�ra rozwin�a si� w niebezpieczne cierpienie; nazajutrz wywi�za�o si� zapalenie p�uc; sz�stego dnia powiedziano jej, �e ma przed sob� najwy�ej dwadzie�cia cztery godziny �ycia. Wiadomo�� ta wcale jej nie strwo�y�a; wiedzia�a, �e mam przyjecha�, wyda�a polecenia, aby nale�ycie mnie przyj�to. Przyjecha�am... i oto zaraz na progu powiedziano mi o orzeczeniu lekarza, �e tej samej nocy powinna skona�. Kaza�a si� po�o�y� w pokoju urz�dzonym z najwy�- 2 Nale�y zapami�ta� te s�owa: �obcej mi zupe�nie kobiety�, aby nie zgubi� w�tku opowie�ci. Florville poniesie jeszcze inne kl�ski, zanim rozja�ni si� mrok i pozna imi� osoby, kt�ra widzia�a we �nie. szym smakiem i elegancj�; spoczywa�a w negli�u na rozkosznym �o�u, kt�rego liliowe zas�ony by�y wdzi�cznie uniesione przez girlandy �ywych kwiat�w, go�dziki, ja�miny, r�e i tuberozy zdobi�y wszystkie k�ty jej sypialni, kwiecie wysypywa�o si� z koszyk�w, pokrywa�o ca�y pok�j i �o�e. Gdy mnie ujrza�a, wyci�gn�a r�ce: � Chod�, Florville � m�wi�a � u�ci�nij mnie, si�d� na tym kwietnym �o�u... jak�e� wyros�a i wypi�knia�a... Och! Doprawdy, moje dziecko, cnota jako� ci s�u�y... Wiesz ju� o moim stanie... m�wiono ci... Ja te� wiem... za par� godzin ju� mnie nie b�dzie; nie przypuszcza�am, �e na tak kr�tko si� spotkamy... � A dostrzegaj�c �zy w moich oczach u�miechn�a si�: � Cicho, g�uptasie, nie b�d� dzieckiem... My�lisz mo�e, �e jestem nieszcz�liwa? Czy� nie dosy� nacieszy�am si� �yciem? Niewiele trac�, tylko lata, kiedy i tak trzeba by by�o wyrzec si� rozkoszy, a jak�e ja bym si� bez niej obchodzi�a? Naprawd�, nie skar�� si�, �e nie do�yj� staro�ci; za par� lat �aden m�czyzna ju� by mnie nie zechcia�, a ja zawsze pragn�am �y� tylko tak d�ugo, p�ki w nikim nie budz� odrazy. Moje dziecko, tylko wierz�cy l�kaj� si� �mierci; zawieszeni stale mi�dzy piek�em a niebem, niepewni swojego ostatecznego przeznaczenia, s� nieustannie przygnieceni trwog� i niepokojem. Ja nie spodziewam si� niczego, pewna jestem, �e po �mierci nie b�d� nieszcz�liwsza ni� przed urodzeniem, wi�c zasn� cicho na �onie Natury, bez �alu i b�lu, bez wyrzut�w sumienia i bez niepokoju. Kaza�am si� pochowa� pod krzakiem ja�minu, przygotowano ju� tam dla mnie miejsce, tam spoczn�, Florville, a cz�stkami mego rozpad�ego cia�a po�ywi� si� kwiaty, kt�re najbardziej ukocha�am. Widzisz � u�miechn�a si�, pieszcz�c moje policzki ga��zk� ja�minu � gdy w przysz�ym roku poczujesz zapach tego krzewu, oddycha� b�dziesz dusz� swojej starej przyjaci�ki. Cz�steczki kwiat�w przenikn� do tkanek twego m�zgu, natchn� ci� pi�knymi ideami i sk�oni�, by� znowu pomy�la�a o mnie. Z oczu p�yn�y mi �zy... �ciska�am r�ce tej nieszcz�liwej kobiety, chcia�am nak�oni� j�, aby wyrzek�a si� tych strasznych idei materializmu na rzecz systemu mniej bezbo�nego. Zaledwie jednak ujawni�am to pragnienie, gdy pani de Verquin odtr�ci�a mnie ze zgroz�. � Florvillle! � zawo�a�a � b�agam ci�, nie zatruwaj swoim przes�dami ostatnich chwil mego �ycia, pozw�l mi umrze� w spokoju. Nie po to gardzi�am nimi przez ca�e �ycie, aby ulec im w chwili �mierci! Zamilk�am; c� by pomog�y moje s�abe argumenty w obliczu takiej sta�o�ci? Op�akiwa�am wi�c pani� de Verquin, nie pr�buj�c jej nawraca�; nie pozwala�o mi na to poczucie ludzko�ci. Zadzwoni�a; a wtedy pos�ysza�am d�wi�ki koncertu s�odkiego i melodyjnego, kt�ry brzmia� za �cian�. � Widzisz � powiedzia�a ta epikurejka � tak chcia�am umrze�! Czy� nie wi�cej to warte ni� konanie w otoczeniu ksi�y, kt�rzy zak��caj� ostatnie chwile �ycia niepokojem, gro�bami i rozpacz�? Nie, chc� pokaza� twoim bigotom, �e mo�na umrze� spokojnie nie upodabniaj�c si� do nich; chc� ich przekona�, �e nie religii potrzeba, aby skona� w r�wnowadze ducha, ale tylko odwagi i rozs�dku. Dzie� si� nachyli� ku wieczorowi; przyszed� notariusz, kaza�a go wprowadzi�. Muzyka umilk�a; podyktowa�a swoj� ostatni� wol�; nie maj�c dzieci i od wielu lat �yj�c we wdowie�stwie by�a pani� du�ego maj�tku; zapisa�a znaczne legaty przyjacio�om i s�u�bie. Potem kaza�a poda� sobie ma�� szkatu�k� z sekretery stoj�cej obok �o�a. � Oto co mi pozosta�o � rzek�a � troch� pieni�dzy i klejnot�w. Zabawmy si� przez reszt� wieczoru; jest was sze�cioro w tym pokoju, podziel� to na sze�� cz�ci; zrobimy loteri�, wyci�gniecie losy i ka�dy we�mie cz�stk�, kt�ra mu przypadnie w udziale. Zdumiewa�am si� zimn� krwi� tej kobiety; niepoj�te by�o dla mnie, jak mo�na z sumieniem obci��onym tylu grzechami tak spokojnie oczekiwa� ostatniej chwili �ycia. Potworne s� skutki niedowiarstwa! Je�eli przejmuje nas zgroz� okropna �mier� niekt�rych z�oczy�c�w, bardziej jeszcze powinna was zatrwo�y� tak wielka zatwardzia�o�� w chwili zgonu! Wszelako �yczeniu jej sta�o si� zado��. Kaza�a poda� wspania�� kolacj�, skosztowa�a wielu da�, pi�a hiszpa�skie wina i likiery; lekarz nie broni� jej tego m�wi�c, �e w jej stanie nic ju� nie mo�e zaszkodzi�. Wyci�gn�li�my losy, wypad�o na ka�dego prawie po sto ludwik�w, b�d� w z�ocie, b�d� te� w klejnotach. Ledwo sko�czyli�my t� zabaw�, gdy schwyci� j� gwa�towny atak. � A wi�c... czy to ju�? � zwr�ci�a si� do lekarza z niezmienn� pogod� ducha. � L�kam si�, pani... � Chod� wi�c, Florville � powiedzia�a, wyci�gaj�c do mnie r�ce � przyjmij moje ostatnie po�egnanie, chcia�abym skona� w obj�ciach cnoty... � Przytuli�a si� do mnie kurczowo, a w chwil� potem pi�kne jej oczy zamkn�y si� na zawsze. By�am obca w tym domu i nic wi�cej ju� mnie z nim nie wi�za�o, opu�ci�am go wi�c natychmiast... domy�la si� pan, w jakim stanie... i jak wydarzenie to wstrz�sn�o moj� imaginacj�. Zbyt wiele dzieli�o spos�b my�lenia pani de Verquin od mojego �wiatopogl�du, abym mog�a j� szczerze mi�owa�; czy� nie by�a zreszt� pierwsz� przyczyn� mojego upadku i wszystkich jego konsekwencji? Wszelako ta niewiasta, siostra jedynego cz�owieka, kt�ry opiekowa� si� mn� przez ca�e �ycie, okazywa�a mi zawsze tyle wzgl�d�w, by�a dla mnie tak �askawa nawet w chwili zgonu, �e �zy moje by�y szczere, a gorycz ich pomno�ona refleksj�, �e mimo wszystkich swoich znakomitych zalet ta nieszcz�sna istota sama si� zgubi�a, a teraz odrzucona od tronu Przedwiecznego cierpi bez w�tpienia najokrutniejsze m�czarnie, przeznaczone dla dusz tak zdeprawowanych... Tylko my�l o niezmierzonej dobroci Boga pociesza�a mnie w tych rozpaczliwych rozwa�aniach; pada�am na kolana, o�miela�am si� b�aga� Najwy�sz� Istot� o zmi�owanie nad nieszcz�liw�. Ja, kt�ra tak bardzo potrzebowa�am mi�osierdzia niebios, chcia�am wyprosi� je dla innych! Aby za� w miar� swoich mo�liwo�ci z�agodzi� gniew nieba, przeznaczy�am na ja�mu�n� dziesi�� ludwik�w ze swego udzia�u w loterii pani de Verquin i kaza�am natychmiast rozdzieli� je w�r�d ubogich tej parafii. Ostatnia wola zmar�ej zosta�a skrupulatnie wype�niona; zbyt starannie si� zreszt� zabezpieczy�a, aby mo�na by�o w czymkolwiek jej uchybi�. Pochowano zw�oki pod krzewem ja�minu, a na p�ycie nagrobnej wyryte zosta�o tylko jedno s�owo: VIXIT. Tak oto sko�czy�a siostra mojego najbli�szego przyjaciela; pe�na wiedzy i zalet umys�u, uformowana z samych wdzi�k�w i talent�w, pani de Verquin zdolna by�a przy innej konduicie zas�u�y� na szacunek i mi�o�� wszystkich, kt�rzy j� znali; niestety, wzbudza�a tylko pogard�. Rozwi�z�o�� jej wzmaga�a si� wraz z up�ywem lat; brak zasad nigdy nie jest bardziej niebezpieczny ni� w wieku, kiedy utraci�o si� ju� poczucie wstydliwo�ci; zepsucie z�era serce, wyrafinowanie pog��bia wyst�pki i niepostrze�enie dochodzi si� do zbrodni s�dz�c, �e pope�nia si� najwy�ej nieznaczne b��dy. Wszelako niewiarygodne za�lepienie jej brata nie przestawa�o mnie zdumiewa�; tak wielka jest moc dobroci i naiwno�ci! Ludzie szlachetni nigdy nie podejrzewaj� u innych z�a, do kt�rego sami nie s� zdolni i dlatego w�a�nie padaj� od razu ofiar� pierwszego nicponia, kt�ry zechce ich zwodzi�; st�d tak �atwo i tak niegodziwie jest ich oszukiwa�; bezczelny �otr, kt�ry godzi na ich cze�� lub mienie, musi jeno dostatecznie si� upodli�, a nie dowi�d�szy nawet swej bieg�o�ci w zbrodni, tym bardziej przyczynia si� do rozs�awienia cnoty. Wraz ze �mierci� pani de Verquin postrada�am wszelk� nadziej� na otrzymanie kiedykolwiek jakich� wiadomo�ci o swym kochanku i swoim synu; pojmuje pan, �e nie mog�am rozmawia� z ni� o tych sprawach w tak strasznym stanie, w jakim j� zasta�am. Zdruzgotana t� katastrof�, um�czona podr� kt�r� odby�am w kra�cowym upadku ducha, postanowi�am odpocz�� przez jaki� czas w Nancy; w ober�y, w kt�rej si� zatrzyma�am, nie spotykaj�c si� absolutnie z nikim, tym bardziej �e pan de Saint-Pr�t zdawa� si� �yczy� sobie, abym tai�a swoje nazwisko. St�d te� napisa�am do swego drogiego opiekuna, zdecydowana wyjecha� dopiero po otrzymaniu jego odpowiedzi. �Nieszcz�liwa dziewczyna, kt�ra nic dla pana nie znaczy � pisa�am � kt�ra ma prawo tylko do twej lito�ci, ci�gle zak��ca spok�j twej egzystencji. Zamiast rozprawia� o b�lu, w kt�rym jest pan pogr��ony z powodu poniesionej straty, o�miela si� pisa� o swoich k�opotach, prosi� o twe wskazania i oczekiwa� rozkaz�w� etc. Ale by�o wida� przeznaczone, �e nieszcz�cie ma �ciga� mnie wsz�dzie i �e nieustannie b�d� albo ofiar�, albo �wiadkiem jego z�owrogich dzia�a�! Pewnego wieczoru wraca�am do�� p�no z przechadzki w towarzystwie swojej s�u�ebnej; sz�a ze mn� tylko ta dziewczyna i dochodz�cy lokaj, kt�rego naj�am po przyje�dzie do Nancy; w ober�y wszyscy ju� spali. Kiedy otwiera�am drzwi swego mieszkania, kobieta co najmniej ju� pi��dziesi�cioletnia, wysoka, bardzo jeszcze przystojna, kt�r� zna�am z widzenia od czasu, kiedy mieszka�am w tym samym hotelu, wybieg�a nagle ze swego pokoju s�siaduj�cego z moim i trzymaj�c w r�ku sztylet wpad�a do izby po drugiej stronie korytarza... Wiedziona naturalnym odruchem chcia�am zobaczy�, co si� dzieje... pobieg�am... za mn� po�pieszyli moi s�u��cy. W mgnieniu oka, zanim zdo�ali�my wszcz�� alarm czy po�pieszy� z pomoc�, ta nieszcz�nica rzuci�a si� na jak�� kobiet�, przebi�a j� no�em ze dwadzie�cia razy, a potem zawr�ci�a i wbieg�a do swego pokoju, nawet nas nie dostrzegaj�c. Wyda�o si� nam wtedy, �e by�a to ob��kana; nie rozumieli�my zbrodni, w kt�rej trudno by�o dopatrze� si� jakiego� motywu. Pokoj�wka i s�u��cy pocz�li krzycze�; nie zdaj�c sobie sprawy, czemu to czyni�, stanowczym ruchem nakaza�am im milczenie, schwyci�am za r�ce i wci�gn�am do swojego pokoju, gdzie zaraz si� zamkn�li�my. Z korytarza dobiega�y nas odg�osy straszliwego zamieszania; zraniona �miertelnie kobieta zdo�a�a dowlec si� do schod�w, wydaj�c przera�liwe wrzaski; zanim skona�a, wyszepta�a jeszcze nazwisko swojej morderczyni. Poniewa� za� wiedziano, �e tego wieczoru jako ostatni wr�cili�my do ober�y, zaaresztowano nas razem z przest�pczyni�. Zeznania umieraj�cej nie pozostawi�y co do nas �adnych w�tpliwo�ci, w�adze zadowoli�y si� wi�c nakazaniem nam jedynie, aby�my do zako�czenia procesu nie opuszczali ober�y. Zawleczona do wi�zienia zbrodniarka nie przyzna�a si� do niczego i broni�a si� przed oskar�eniem z wielk� stanowczo�ci�; opr�cz mnie i dwojga moich s�u��cych nie by�o innych �wiadk�w, trzeba wi�c by�o stan�� przed s�dem... zeznawa�... i ukry� starannie niepok�j, kt�ry rozdziera� mi dusz�. Przecie� ja sama r�wnie� zas�u�y�am na �mier�, podobnie jak owa zbrodniarka, kt�r� moje wymuszone zeznania mia�y zaprowadzi� na szafot; dopu�ci�am si� podobnej zbrodni! Nie wiem, ile bym da�a, byle tylko unikn�� tych okrutnych zezna�; gdy je sk�ada�am, zdawa�o mi si�, �e za ka�dym s�owem wydzieraj� mi z serca po kropli krwi. Musia�am jednak m�wi�; zeznali�my, co�my widzieli. Aczkolwiek wszyscy przekonani byli o zbrodni tej kobiety, kt�ra � jak si� dowiedzia�am � zabi�a swoj� rywalk�, chocia� � powiadam � s�dziowie byli pewni, �e jest winna, okaza�o si� jednak, �e bez naszych zezna� nie mo�na by�o jej skaza�, gdy� w afer� t� zamieszany by� pewien m�czyzna podejrzanej konduity, kt�ry zbieg�, a �atwo m�g� by� pos�dzony o dokonanie tego mordu. Ale zeznania nasze, a zw�aszcza lokaja, kt�ry nale�a� do personelu ober�y i zna� dobrze dom, w kt�rym pope�niono zbrodni�... te okrutne zeznania, kt�rych bez w�asnej kompromitacji nie mogli�my odm�wi�, przypiecz�towa�y wyrok �mierci na t� nieszcz�liw�. W czasie ostatniej konfrontacji kobieta ta przypatrywa�a mi si� z wyra�nym poruszeniem, a potem zapyta�a, ile mam lat. � Trzydzie�ci cztery � odrzek�am. � Trzydzie�ci cztery? I pochodzisz z tej prowincji? � Nie, pani. � A nosisz nazwisko Florville? � Owszem � odpowiedzia�am � tak si� nazywam. � Nie zna�am pani � m�wi�a � ale jeste� osob� uczciw� i jak powiadaj�, szanowan� w tym mie�cie. To wystarczy, na moje nieszcz�cie... � I kontynuowa�a z przej�ciem: � Widzia�am pani� we �nie, w�r�d tych wszystkich okropno�ci... by�a pani razem z moim synem... gdy� jestem matk�, i to, jak widzi pani, nieszcz�liw�... mia�a� t� sam� posta�, ten sam wzrost, t� sukni�... a przede mn� wznosi� si� szafot... � We �nie! � zawo�a�am � we �nie, o pani.. � Wtedy dopiero przypomnia�am sobie w�asny sen sprzed niejakiego czasu; uderzy�y mnie rysy twarzy tej kobiety; rozpozna�am w niej posta�, kt�ra ukaza�a mi si� razem z Sennevalem obok cierniowej trumny... Oczy zwil�y�y mi si� �zami; im bardziej przygl�da�am si� tej kobiecie, tym usilniej pragn�am odwo�a� swoje zeznania... nawet przyj�� na siebie jej wyrok �mierci... Chcia�am ucieka�, a nie mog�am si� poruszy�. Dostrze�ono moje zmieszanie, ale trybuna� by� prze�wiadczony o mojej niewinno�ci, wi�c zadowoli� si� przerwaniem naszej rozmowy... Wr�ci�am do siebie zdruzgotana, pe�na sprzecznych uczu�, kt�rych �r�d�a nie potrafi�am sobie wyt�umaczy�. Nazajutrz poprowadzono t� nieszcz�nic� na �mier�. Tego samego dnia otrzyma�am odpowied� od pana de Saint-Pr�t; zobowi�za� mnie do powrotu. Po tych fatalnych wydarzeniach Nancy nie by�o dla mnie przyjemnym miejscem pobytu, opu�ci�am je wi�c niezw�ocznie i pod��y�am do stolicy, �cigana teraz przez widmo tej kobiety, kt�re zdawa�o si� wo�a� za mn�: �To ty, nieszcz�sna, pos�a�a� mnie na szafot, a nie wiesz nawet, kogo skaza�a� na �mier�!� Wstrz��ni�ta tylu ciosami, przygnieciona takim strapieniem, prosi�am pana de Saint-Pr�t, aby wyszuka� mi jakie� schronienie, gdzie mog�abym dokona� �ywota w najg��bszym osamotnieniu, oddaj�c si� tylko pokutom i spe�nianiu religijnych obowi�zk�w. Wskaza� mi klasztor, w kt�rym mnie pan znalaz�; zamieszka�am tutaj w tym samym tygodniu, zdecydowana opuszcza� jego mury tylko dla odwiedzenia dwa razy w miesi�cu swojego opiekuna i sp�dzenia zarazem kilku dni u pani de Lerince. Ale niebiosa, kt�re nie szcz�dzi�y mi cierpie�, nie pozwoli�y r�wnie� radowa� si� d�ugo szcz�ciem obcowania z t� ostatni� przyjaci�k�; utraci�am j� w ubieg�ym roku. By�a dla mnie zbyt dobra, abym opu�ci�a j� w tych ostatnich okrutnych chwilach; ona tak�e umar�a na moich r�kach. Ale czy uwierzy pan? Nie mia�a tak spokojnej �mierci jak pani de Verquin; tamta niczego si� nie spodziewa�a i nie ba�a si� wszystkiego utraci�; ta za� zdawa�a si� l�ka� utraty wszelkiej nadziei. Nie widzia�am najmniejszych wyrzut�w sumienia u kobiety, kt�ra powinna by�a ugina� si� pod ich ci�arem; u tej natomiast, kt�ra wolna by�a od wszelkiego grzechu, pojawi�y si� one przed zgonem, Pani de Verquin w chwili �mierci �a�owa�a jedynie, �e nie dosy� grzeszy�a; pani de Lerince kona�a wyrzucaj�c sobie, i� czyni�a za ma�o dobra. Pierwsza okry�a si� kwiatami, op�akuj�c jedynie utrat� rozkoszy; druga chcia�a umrze� na pokutniczym �o�u, rozpaczaj�c na wspomnienie godzin, kt�re zaniedba�a po�wi�ci� cnocie. Zastanowi�y mnie te przeciwie�stwa i troch� zw�tpienia wkrad�o si� do mej duszy. � I czemu� to � m�wi�am sobie � spok�j w ostatniej chwili �ycia nie jest udzia�em cnoty, ale raczej grzechu i wyst�pku? � Ale w tej samej chwili umocni� mnie jaki� wewn�trzny g�os, pochodz�cy z g��bi serca. � Czy przystoi mi � pomy�la�am � bada� zamiary Przedwiecznego? To, co widzia�am: winno mnie jeszcze bardziej umocni� w wierze: trwoga pani de Lerince by�a niepokojem cnoty, natomiast okrutna apatia pani de Verquin ostatnim dowodem skutk�w zbrodni. Ach! Gdybym mog�a wybra� dla siebie rodzaj �mierci, niechby B�g przyzna� mi �ask� niepokoju tej pierwszej, a ustrzeg� przed ot�pieniem tamtej... Taki jest koniec mojej historii. Od dw�ch lat mieszkam w klasztorze Wniebowzi�cia, gdzie umie�ci� mnie m�j dobroczy�ca. Tak, prosz� pana, �yj� tam ju� dwa lata, a nie mia�am jeszcze ani chwili ukojenia; ka�dej nocy jawi si� przede mn� wizerunek nieszcz�liwego Saint- Ange�a i tej biednej kobiety, kt�r� w Nancy pos�a�am na �mier�. W takim stanie ducha spotykam teraz pana; to by�y tajemnice, z kt�rych mia�am ci si� zwierzy�. Czy� nie by�o moim obowi�zkiem powiedzie� ci o wszystkim zanim ulegniesz uczuciom, kt�re tak ci� zwodz�? Widzi pan sam, czy mog� by� ciebie godna... czy ta dusza rozdarta cierpieniem mo�e przynie�� ci w �yciu jak�kolwiek rado��... Ach! Drogi panie, pozb�d� si� tych z�udze� i pozw�l mi wr�ci� do surowej samotni, kt�ra jedyna teraz mi przystoi. Gdyby� wyrwa� mnie stamt�d, to mia�by� wiecznie przed sob� straszne widowisko wyrzut�w sumienia, bole�ci i niedoli! Panna de Florville zako�czy�a swoj� opowie�� w stanie wielkiego wzburzenia. Z natury �ywa, wra�liwa i delikatna, nie potrafi�a wspomina� swoich nieszcz�� nie prze�ywaj�c ich od nowa. Pan de Courval, kt�ry w ostatnich wydarzeniach jej �ycia nie dopatrzy� si� bynajmniej argument�w zdolnych zniweczy� jego zamiary, stara� si� usilnie uspokoi� ukochan� dziewczyn�. � Powtarzam pani � m�wi� � w tym wszystkim, co� mi opowiedzia�a, wiele jest zdarze� dziwnych i fatalnych, ale nie widz� ani jednego, kt�re mog�oby naprawd� niepokoi� twe sumienie albo szkodzi� twej reputacji... Ta przygoda w wieku lat szesnastu... smutna, przyznaj�, ale tyle by�o przecie� okoliczno�ci zdolnych ci� usprawiedliwi�... M�odo��, wp�yw pani de Verquin... �w m�ody cz�owiek, zapewne bardzo przystojny... kt�rego chyba nigdy ju� potem nie widzia�a�? � dorzuci� pan de Courval z niepokojem w g�osie � i kt�rego zapewne nigdy wi�cej nie zobaczysz... � O nigdy, na pewno! � odrzek�a Florville, zgaduj�c pow�d niepokoju pana de Courval. � A wi�c, o pani, dojd�my do porozumienia; zako�czmy t� spraw�! Zaklinam pani�, pozw�l si� przekona�, �e w historii twego �ycia nie masz niczego, co mog�oby w sercu uczciwego cz�owieka umniejszy� najwy�szy szacunek nale�ny twoim cnotom albo uj�� cokolwiek z podziwu, kt�ry budz� twoje powaby. Panna de Florville poprosi�a jednak o pozwolenie powrotu do Pary�a, aby po raz ostatni zasi�gn�� rady swojego opiekuna; przyrzek�a, �e z jej strony nie b�dzie ju� na pewno �adnych trudno�ci. Pan de Courval nie m�g� nie zgodzi� si� na spe�nienie tej zacnej powinno�ci; wyjecha�a, a po o�miu dniach wr�ci�a razem z panem de Saint-Pr�t. Pan de Courval przyj�� go z nies�ychan� go�cinno�ci�; okazywa� wyra�nie, jak bardzo pochlebia mu zwi�zek z dziewczyn�, kt�r� Saint-Pr�t raczy� otoczy� sw� opiek�, prosi� go, aby na zawsze zechcia� zachowa� tytu� kuzyna tej uroczej osoby. Saint-Pr�t odpowiada� r�wnie uprzejmie i nadal wystawia� zaletom i charakterowi panny de Florville jak najpochlebniejsze �wiadectwo. Nadszed� wreszcie dzie� tak upragniony przez Courvalla; odby�a si� ceremonia za�lubin, a przy odczytaniu intercyzy ma��onek wielce si� zdumia�; gdy okaza�o si�, �e nie uprzedzaj�c nikogo pan de Saint-Pr�t dorzuci� do pensji panny de Florville cztery tysi�ce liwr�w rocznej renty i zapisa� jej ponadto w testamencie darowizn� w wysoko�ci stu tysi�cy frank�w. Ta niezwyk�a dziewczyna rozp�aka�a si� przyjmuj�c nowe dobrodziejstwa od swojego opiekuna, w g��bi duszy by�a jednak rada, �e mo�e ofiarowa� cz�owiekowi, kt�ry tak wysoko j� oceni�, fortun� co najmniej r�wn� maj�tkowi, jaki dot�d posiada�. Serdeczno��, najczystsza rado��, dowody wzajemnego szacunku i przywi�zania ze strony obojga ma��onk�w towarzyszy�y obrz�dom tego hymenu... hymenu fatalnego, nad kt�rym zbiera�y si� gro�ne chmury... Podobnie jak wszyscy przyjaciele nowo za�lubionej pary pan de Saint-Pr�t sp�dzi� u Courval�w osiem dni, ale ma��onkowie zdecydowali si� nie wraca� z nim do Pary�a; postanowili pozosta� na wsi a� do nadej�cia zimy, aby uporz�dkowa� nale�ycie swoje interesy i doprowadzi� je do stanu umo�liwiaj�cego utrzymanie w stolicy przyzwoitego domu. Pan de Saint-Pr�t obci��ony zosta� zadaniem wyszukania w swoim s�siedztwie jakiej� �adnej nieruchomo�ci, aby mogli si� wzajemnie jak najcz�ciej odwiedza�. Raduj�c si� nadziej� szcz�liwej przysz�o�ci pa�stwo de Courval prze�yli razem ju� trzy miesi�ce, spodziewali si� nawet potomstwa, o czym donie�li natychmiast panu de Saint-Pr�t, gdy nagle nieprzewidziane wydarzenie zdruzgota�o brutalnie ich szcz�liwe po�ycie i zmieni�o w cmentarne cyprysy wszystkie r�e hymenu. Pi�ro wypada mi z r�ki... winienem b�aga� czytelnik�w o �ask� i zmi�owanie, zaklina� ich, aby powstrzymali si� przed dalsz� lektur�... Tak... aby odrzucili natychmiast t� ksi��k�, je�eli nie chc� zadr�e� ze zgrozy... Tragiczna jest dola cz�owieka na tym �wiecie... okrutne s� skutki igraszek losu... Czemu nieszcz�sna Florville, istota najcnotliwsza i godna prawdziwego szcz�cia, przez niepoj�ty zbieg fatalnych okoliczno�ci musi okaza� si� najpotworniejszym monstrum, jakie kiedykolwiek stworzy�a Natura? Pewnego wieczoru spoczywa�a u boku m�a, czytaj�c romans angielski pe�en niewiarygodnych okropno�ci, kt�ry cieszy� si� �wcze�nie wielkim rozg�osem. � Doprawdy � powiedzia�a odk�adaj�c ksi��k� � oto historia prawie tak samo tragiczna jak moja w�asna. � Tak tragiczna jak twoja! � zawo�a� pan de Courval, obejmuj�c czule ma��onk�. � O Florville, my�la�em, �e� ju� zapomnia�a o swoich nieszcz�ciach! Widz�, �e si� myli�em... czemu dopiero teraz o tym si� dowiaduj�? Pani de Courval pogr��y�a si� w zadumie; nie odpowiedzia�a ani s�owem na pieszczoty m�a, bezwolnym ruchem odepchn�a go ze zgroz� i upad�a na sof� t�umi�c �kanie. Na pr�no �w szlachetny ma��onek ukl�k� u jej st�p. Zaklina� ukochan� kobiet� aby si� uspokoi�a albo ujawni�a mu chocia� przyczyn� tego ataku rozpaczy. Pani de Courval wci�� go odpycha�a i odwraca�a g�ow�, gdy pr�bowa� osuszy� jej �zy, do tego stopnia, �e Courval, przekonany, i� smutne wspomnienie dawnej mi�o�ci ponownie j� rozp�omieni�o, nie m�g� powstrzyma� si� od gorzkich wyrzut�w. Pani de Courval wys�ucha�a go w milczeniu. � Nie � odpowiedzia�a wreszcie wstaj�c � nie, to nie to... mylisz si� t�umacz�c w ten spos�b cierpienie, kt�rego sta�am si� ofiar�. To nic wspomnienia tak mn� wstrz�sn�y, ale smutne przeczucia... Jestem z tob� szcz�liwa... bardzo szcz�liwa... i niegodna tego szcz�cia. Niemo�liwe, aby trwa�o ono d�ugo; urodzi�am si� pod fataln� gwiazd�; jutrzenka rado�ci zawsze by�a dla mnie tylko b�yskawic�, kt�ra poprzedza uderzenie gromu... Boj� si�, �e nie jeste�my przeznaczeni do wsp�lnego szcz�cia i to mnie przera�a. Dzisiaj jestem twoj� �on�, jutro � by� mo�e � ju� ni� nie b�d�... Ci�gle brzmi w mej duszy tajemny g�os, kt�ry m�wi, �e ta rado�� jest tylko z�udzeniem, kt�re rozpadnie si� pr�dko jak kwiat przekwitaj�cy w ci�gu jednego dnia. Nie oskar�aj mnie o kaprys czy ozi�b�o��; je�lim winna, to jeno zbytniej wra�liwo�ci; nieszcz�cia nauczy�y mnie widzie� wszystko z najgorszej strony... Pan de Courval kl�cza� u st�p ma��onki, na pr�no usi�owa� uspokoi� j� pieszczotami i perswazjami; gdy nagle... Zbli�a�a si� godzina si�dma, zapad� wczesny pa�dziernikowy zmierzch... Wszed� lokaj i oznajmi�, �e jaki� nieznajomy domaga si� usilnie rozmowy z panem de Courval. Florville zadr�a�a... mimowolnie �zy �ciek�y jej po twarzy, zachwia�a si�, chcia�a m�wi�, ale g�os zamar� jej w gardle. Pan de Courval, zaniepokojony stanem �ony, kaza� poprosi� go�cia, aby zechcia� zaczeka� i po�pieszy� jej z pomoc�; jednak�e pani de Courval; kt�ra obawia�a si�, �e zemdleje wskutek wewn�trznego poruszenia, i usi�owa�a za wszelk� cen� ukry� wra�enie, jakie zrobi�a na niej niespodziewana wiadomo��, unios�a si� z wysi�kiem i powiedzia�a: � To nic... to nic... niech on wejdzie. Lokaj wyszed� i wr�ci� po chwili, prowadz�c m�czyzn� w wieku trzydziestu siedmiu lub trzydziestu o�miu lat, kt�rego fizjonomia, sk�din�d wcale przyjemna, zdradza�a jednak zakorzeniony g��boko smutek. � Ojcze! � zawo�a� nieznajomy, rzucaj�c si� do n�g panu de Courval. � Czy poznajesz syna utraconego przed dwudziestu dwoma laty, a za swe b��dy a� nadto ukaranego przez nieszcz�cia, kt�re od tamtej chwili nieustannie go prze�ladowa�y? � M�j syn! Wielki Bo�e! Patrz jakie to zrz�dzenie losu... niewdzi�czniku, kt� ci przypomnia� o starym ojcu? � Serce, ojcze, to wyst�pne serce, kt�re wszelako nigdy nie przesta�o ci� mi�owa�! Wys�uchaj mnie, ojcze... wys�uchaj mnie, mam wiele do opowiedzenia, racz usi���... a ty, pani � m�wi� m�ody Courval, zwracaj�c si� do ma��onki swego rodzica � wybacz, �e ju� przy pierwszym spotkaniu zmuszony jestem ods�oni� przed tob� straszne nieszcz�cie rodziny, kt�rych wszelako nie wolno mi tai� przed ojcem. � Prosz�, niech pan m�wi � wyszepta�a pani de Courval zd�awionym g�osem, rzucaj�c b��dne spojrzenie na swego pasierba. � Nieszcz�cie jest mi nieobce, do�wiadczy�am go wiele od czas�w dzieci�stwa! Podr�nik utkwi� wzrok w pani de Courval i odrzek� z mimowolnym wzruszeniem: � Do�wiadczy�a� nieszcz�cia, o pani? Wielki Bo�e! Niepodobna, aby� by�a ci�ej od nas dotkni�ta! Usiedli... Trudno opisa� stan pani de Courval... co chwila podnosi�a wzrok na kawalera, potem wbija�a go w ziemi�... ci�ko dysza�a. Pan de Courval ociera� �zy, syn pr�bowa� go uspokoi�, prosi�, aby zechcia� skupi� uwag� Podj�li wreszcie rozmow�. � Tyle mam do opowiedzenia ci, ojcze � rozpocz�� m�ody Courval � �e pozw�l mi pomin�� szczeg�y i zaj�� si� jedynie najwa�niejszymi faktami. Przyrzeknij mi, a ty, o pani, zechciej da� r�wnie� swoje s�owo, �e nie przerwiecie, p�ki nie sko�cz� ca�ej historii. � Rozsta�em si� z tob� ojcze, maj�c lat pi�tna�cie; pierwszym moim odruchem by�o po�pieszy� za matk�, kt�r� w za�lepieniu swoim bardziej ni� ciebie mi�owa�em. Porzuci�a ci� przed wielu laty; odszuka�em j� w Lyonie, ale jej rozwi�z�o�� przerazi�a mnie do tego stopnia, �e ratuj�c resztki winnego jej szacunku zmuszony by�em czym pr�dzej stamt�d ucieka�. Pojecha�em do Strasburga, gdzie stacjonowa� �wcze�nie regiment normandzki... � W tym miejscu pani de Courval spojrza�a na� z przera�eniem, ale zdo�a�a si� opanowa�. � Uda�o mi si� zainteresowa� swoim losem dow�dc� tego pu�ku; ofiarowa� mi szar�� podporucznika; po roku znalaz�em si� z ca�� formacj� w garnizonie Nancy... I tam zakocha�em si� w kuzynce niejakiej pani de Verquin... uwiod�em t� m�od� osob�, mia�em z ni� syna, a potem niegodziwie j� porzuci�em... S�ysz�c te s�owa pani de Courval zadr�a�a; g�uchy j�k wydar� si� z jej piersi, ale nie poruszy�a si� i siedzia�a nadal znieruchomia�a w fotelu. � Ta nieszcz�sna przygoda by�a przyczyn� wszystkich moich niedoli. Odda�em dziecko tej biednej panny do pewnej kobiety, zamieszka�ej w pobli�u Metzu, kt�ra przyrzek�a mi otoczy� je starann� opiek�, i po pewnym czasie wr�ci�em do swojego pu�ku. Pot�piono powszechnie moje zachowanie, a poniewa� owa panna nie pokaza�a si� ju� wi�cej w Nancy, spad�y na mnie oskar�enia o spowodowanie jej zguby. By�a tak �adna, �e interesowa�o si� ni� wielu m�czyzn w tym mie�cie, znalaz�a wi�c m�cicieli. Musia�em stan�� do pojedynku, zabi�em swego przeciwnika, a potem uszed�em do Turynu razem z synem, kt�rego zabra�em przeje�d�aj�c w pobli�u Metzu. Dwana�cie lat s�u�y�em kr�lowi Sardynii. Nie b�d� ju� opowiada� o nieszcz�ciach, kt�rych tam do�wiadczy�em, by�y doprawdy niezliczone; dopiero porzucaj�c Francj� zaczynamy j� ceni�! Tymczasem m�j syn r�s� i zapowiada� si� obiecuj�co. Pozna�em w Turynie pewn� Francuzk�, kt�ra towarzyszy�a jednej z naszych ksi�niczek wydanej za m�� na tamtejszym dworze; ta czcigodna dama zainteresowa�a si� moj� niedol�, o�mieli�em si� wi�c prosi� j�, aby zabra�a mego syna do Francji celem wydoskonalenia jego edukacji. Obieca�em, �e w ci�gu sze�ciu lat na tyle uporz�dkuj� swoje interesy, �e b�d� m�g� przyjecha� po ch�opca i zabra� go znowu do siebie. Zgodzi�a si� i zawioz�a do Pary�a to nieszcz�liwe dzieci�, nie zaniedbuj�c odt�d niczego, co by�o niezb�dne dla jego wychowania, i donosz�c mi stale o jego post�pach. Wr�ci�em do Francji na rok przed um�wionym terminem, po�pieszy�em do owej damy, pe�en s�odkiej nadziei na spotkanie ze swoim synem, na u�ciskanie w ramionach tego owocu mi�o�ci zdradzonej... ale nadal p�on�cej w mym sercu. � Tw�j syn ju� nie �yje � o�wiadczy�a mi niespodziewanie ta szlachetna przyjaci�ka, zalewaj�c si� �zami. � Pad� ofiar� tej samej nami�tno�ci, kt�ra unieszcz�liwi�a jego ojca. Zabrali�my go na wie�; tam zakocha� si� w pewnej uroczej dziewczynie, kt�rej nazwisko przysi�g�am utai�; porwany gwa�townym uczuciem chcia� wydrze� jej si�� to, czego obro�c� by�a jej cnota... cios z jej r�ki, wymierzony dla odstraszenia napastnika, ugodzi� go w serce i spowodowa� �mier�... Pani de Courval zapad�a w rodzaj os�upienia, kt�re przez chwil� zdawa�o si� nawet grozi� jej �yciu; oczy jej znieruchomia�y, krew zastyg�a w �y�ach. Pan de Courval, kt�ry a� nadto dobrze poj�� tragiczny zwi�zek mi�dzy tymi nieszcz�snymi wypadkami, przerwa� synowi i pochwyci� �on� w ramiona. Odzyska�a przytomno�� i z heroiczn� determinacj� zawo�a�a: � Pozw�l mu m�wi�, jeszcze nie dope�ni�a si� miara mych nieszcz��! Co prawda m�ody Courval nie zrozumia� zainteresowania tej damy faktami, kt�re dotyczy�y jej � jak s�dzi� � tylko po�rednio, ale zgaduj�c co� niezwyk�ego w zachowaniu ma��onki ojca, patrzy� na ni� z wyra�nym niepokojem. Pan de Courval �cisn�� za r�k� syna i odwracaj�c jego uwag� od zrozpaczonej Florville, nakaza� mu kontynuowa� opowie��, zatrzymuj�c si� wszelako jedynie przy sprawach najwa�niejszych i pomijaj�c szczeg�y, gdy� jego historia zawiera tajemnicze okoliczno�ci, kt�re trzeba jak naj�pieszniej wyja�ni�. � Zrozpaczony �mierci� syna � podj�� podr�nik � nie maj�c we Franci j i nikogo, kto m�g�by mnie zatrzyma�... poza ojcem, kt�rego nie �mia�em jednak odwiedzi�, l�kaj�c si� jego gniewu... postanowi�em wyjecha� do Niemiec: Nieszcz�sny ojcze! � zawo�a� m�ody Courval, zraszaj�c �zami r�ce swego rodziciela � zbierz odwag�, b�agam ci�, pozostaj� mi do opowiedzenia fakty najokropniejsze... � Ledwo przyby�em do Nancy, gdy us�ysza�em, �e niejaka pani Desbarres.. a by�o to nazwisko, kt�re przyj�a matka, skoro tylko uwierzy�e� w jej �mier�.. dowiedzia�em si�, i� owa pani Desbarres zosta�a wtr�cona do wi�zienia pod zarzutem zasztyletowania swojej rywalki, a nazajutrz zostanie zapewne stracona na szafocie. � Widzisz! � zawo�a�a pani de Courval, z rozdzieraj�cym szlochem obejmuj�c m�a za szyj�. � Widzisz teraz ogrom moich nieszcz��? � Tak, droga pojmuj� wszystko � wyszepta� pan de Courval. � Ale zaklinam ci�, pozw�l memu synowi sko�czy� opowiadanie. Florville zamilk�a; oddycha�a z wysi�kiem, straszliwe napi�cie malowa�o si� w skurczonych rysach jej twarzy. � M�w, synu, m�w dalej � powiedzia� nieszcz�liwy ojciec. � Za chwil� wszystko ci wyja�ni�. � Us�yszawszy t� nowin� � kontynuowa� m�ody Courval � upewni�em si� od razu, czy nie ma jakiej� pomy�ki w nazwisku. Niestety, okaza�o si�, �e t� zbrodniark� by�a naprawd� moja matka. Za��da�em widzenia, uzyska�em zgod� w�adz, pad�em w jej ramiona. � Umieram winna zbrodni � powiedzia�a mi ta nieszcz�liwa kobieta � ale w zbiegu okoliczno�ci, kt�ry zaprowadzi� mnie na szafot, jest co� doprawdy niesamowitego. Kto inny m�g� by� pos�dzony o to zab�jstwo, szukano go nawet, wskazywa�y go wszystkie poszlaki; ale jaka� kobieta i jej s�u��cy, kt�rych przypadek sprowadzi� w�wczas do ober�y, widzieli zbrodni�, chocia� ja sama w wielkim wzburzeniu nie zdo�a�am ich dostrzec. Zeznania ich sta�y si� jedyn� podstaw� wydanego na mnie wyroku �mierci. Trudno! Nie tra�my czasu na pr�ne narzekania! Mam ci powierzy� wa�n� tajemnic�, s�uchaj wi�c, synu... Skoro tylko oczy moje zamkn� si� na zawsze, pojedziesz do mego m�a a swojego ojca; powiesz mu, �e w�r�d licznych moich zbrodni jest jedna, o kt�rej nigdy si� nie dowiedzia�, a do kt�rej chc� mu si� przyzna�... Mia�e� siostr� synu... Przysz�a na �wiat w rok po twoim urodzeniu... Uwielbia�am ci�, l�ka�am si�, �e ta dziewczyna mo�e kiedy� umniejszy� twe prawa; �e w chwili wydania za m�� trzeba b�dzie da� jej posag z maj�tku, kt�ry winien do ciebie nale�e�. Aby wi�c zachowa� tylko dla ciebie ca�e dziedzictwo, pod nieobecno�� ojca postanowi�am pozby� si� tej dziewczynki i postara� si�, aby w przysz�o�ci m�j m�� nie uzyska� ju� �adnego potomstwa z naszego ma��e�stwa. Rozwi�z�o�� wtr�ci�a mnie wkr�tce we wszelkie rodzaje wyst�pku, kt�re zapobieg�y skutkom tych zamierze�, chocia� wci�gn�y mnie w inne, najokropniejsze zbrodnie. Co do tej dziewczynki, to zdecydowana by�am skaza� j� bez lito�ci na �mier�. Zabiera�am si� ju� do wykonania tego haniebnego planu razem z mamk�, kt�r� hojnie op�aci�am, ale owa kobieta o�wiadczy�a mi, �e zna pewnego m�czyzn�, od dawna ju� �onatego, kt�ry wszelako daremnie oczekuje upragnionego potomstwa; ofiarowa�a si� uwolni� mnie od c�rki bez pope�nienia zbrodni, i to w spos�b, kt�ry w przysz�o�ci zapewni dziecku prawdziwe szcz�cie. Zgodzi�am si� bez wahania; tej samej nocy podrzucono dziewczynk� pod bram� domu tego cz�owieka, ze stosownym listem w�o�onym do ko�yski... Skoro mnie ju� nie b�dzie, udaj si� �piesznie do Pary�a i b�agaj ojca, aby zechcia� mi przebaczy�, aby nie przeklina� mojej pami�ci i odzyska� dla siebie to dzieci�. � M�wi�c to matka �ciska�a mnie... usi�owa�a ukoi� rozterk�, kt�r� wywo�a�a we mnie jej opowie��... Ojcze, stracono j� nazajutrz! Niebezpieczna choroba omal nie wtr�ci�a mnie do grobu; dwa lata by�em mi�dzy �yciem a �mierci�, nie maj�c ni si�y, ni odwagi, aby do ciebie napisa�. Skoro tylko odzyska�em zdrowie, postanowi�em natychmiast rzuci� ci si� do n�g, b�aga� o przebaczenie dla nieszcz�liwej ma��onki i ujawni� nazwisko osoby, u kt�rej winiene� szuka� informacji o mojej siostrze; to pan de Saint-Pr�t... Pan de Courval by� prawie nieprzytomny; postrada� niemal zmys�y, zamar�y w nim wszystkie si�y ducha; stan jego by� doprawdy przera�aj�cy. Florville, od kwadransa rozdzierana nieopisanym cierpieniem, wsta�a nagle ze spokojem zdradzaj�cym ostateczn� determinacj�. � Tak, m�j drogi! � zwr�ci�a si� do Courvala. � Czy wierzysz teraz, �e na ca�ym �wiecie nie ma ohydniejszej zbrodniarki ni� n�dzna Florville?... Sp�jrz na mnie, Senneval! Poznajesz swoj� siostr�? Dziewczyn�, kt�r� uwiod�e� w Nancy? Morderczyni� naszego syna, �on� w�asnego ojca, niegodziw� istot�, kt�ra rodzon� matk� zawiod�a na szafot... Tak, panowie, straszne s� moje zbrodnie... Na kt�regokolwiek z was o�miel� si� spojrze�, widz� jeno przyczyn� zgrozy... Widz� kochanka we w�asnym bracie, m�a w rodzonym ojcu... a kiedy pomy�l� o sobie, dostrzegam odra�aj�ce monstrum, kt�re przebi�o no�em serce swojego dziecka i skaza�o na �mier� w�asn� matk�... Czy wszystkie m�czarnie piek�a mog� by� dla mnie dostateczn� kar�? S�dzicie mo�e, i� zdo�am �y� dalej z tak wielk� m�k� w duszy? O nie!... jeszcze tylko jednej zbrodni nie mam na sumieniu, ale ta pom�ci was wszystkich... W mgnieniu oka nieszcz�liwa rzuci�a si� na pistolety Sennevala, wyrwa�a mu bro� i wystrzeli�a sobie w g�ow�, zanim ktokolwiek zdo�a� przejrze� jej zamiary. Skona�a za chwil�, nie wym�wiwszy ani s�owa. Pan de Courval straci� przytomno��; syn, wstrz��ni�ty widokiem tej strasznej sceny, wo�a� rozpaczliwie o pomoc. Ale dla Florville nie by�o ju� ratunku; cie� �mierci po�o�y� si� na jej twarzy; w zniekszta�conych rysach dostrzec mo�na by�o cierpienie gwa�townego zgonu i beznadziejn� rozpacz... p�awi�a si� w ka�u�y krwi. Zaniesiono do ��ka nieprzytomnego pana de Courval; przele�a� dwa miesi�ce w najniebezpieczniejszym stanie. Syn jego rozchorowa� si� r�wnie�, ale swoimi staraniami i czu�� opiek� zdo�a� jednak przywr�ci� ojcu zdrowie i si�y. Wszelako po tylu okrutnych ciosach postanowili obaj usun�� si� od �wiata. Odleg�a samotnia skry�a ich na zawsze przed ciekawo�ci� przyjaci�; tam te� na �onie cnoty i wiary zako�czyli �ycie tragiczne i ponure, dowodz�c swoim przyk�adem, �e tylko w wiecznej ciemno�ci grobu dane jest cz�owiekowi odnale�� spok�j, kt�ry wydziera mu nieustannie na tym �wiecie z�o�liwo�� bli�nich, splot w�asnych nami�tno�ci, a nade wszystko fatalizm losu. EUGENIA DE FRANVAL OPOWIE�� TRAGICZNA Pouczy� i przyczyni� si� do poprawy obyczaj�w � oto jest jedyny sens tej opowie�ci. Niechaj uka�e ona ogrom niebezpiecze�stwa, na kt�re wystawia si� ka�dy, kto got�w jest na wszystko dla nasycenia swej ��dzy! Czy� cz�owiek taki mo�e s�dzi�, �e wykszta�cenia, bogactwa, talent�w i dar�w Natury mo�na u�y� na co innego ni� b��dzenie po manowcach, skoro nie wspieraj� ich i nie nadaj� im w�a�ciwego waloru w jego oczach pow�ci�gliwo��, dobre obyczaje, rozs�dek i skromno��? Tej w�a�nie prawdy zamierzamy dowie�� w toku niniejszej opowie�ci. Niech wybaczone nam b�d� potworne szczeg�y zbrodni, o kt�rych musimy rozprawia�! Czy by�oby jednak mo�liwe wpojenie odrazy do podobnych wyst�pk�w, gdyby zabrak�o nam odwagi przedstawienia ich w ca�ej odra�aj�cej nago�ci? Rzadko si� zdarza, aby wszystko sprzyja�o powodzeniu tej czy innej ludzkiej istoty. Kto� jest faworytem Natury, ale Fortuna odmawia mu swoich dar�w; innego znowu Fortuna darzy szczodrze �askami, ale zn�ca si� nad nim Natura. Wydaje si�, �e zamiarem Opatrzno�ci by�o przedstawienie w losach ka�dego indywiduum tej wielkiej prawdy, �e zasada powszechnej r�wnowagi jest najwa�niejszym prawem Wszech�wiata, kt�re okre�la byt wszystkiego, co pojawia si�, istnieje, oddycha. Franval by� mieszka�cem Pary�a, gdzie zreszt� si� urodzi�, a z czterystu tysi�cami liwr�w rocznej renty ��czy� pi�kn� postaw�, ujmuj�c� powierzchowno�� i rozmaite talenty. Pod t� uwodzicielsk� mask� ukrywa�y si� jednak sk�onno�ci do najgorszych wyst�pk�w, przede wszystkim za� te, kt�re tolerowane i podsycane wiod� tak pr�dko ku jawnej zbrodni. G��wn� wad� Franvala by� nieopisany przerost imaginacji. Nie�atwo jest wyzby� si� tej cechy, zw�aszcza gdy jej skutki wi��� si� z pomniejszaniem si�. Im mniej kto� mo�e dokona�, tym usilniej si� o to stara. Im mniej kto� dzia�a, tym wi�cej my�li. Ka�dy rok �ycia podsuwa mu nowe pomys�y, a przesyt zmys��w nie ostudza go bynajmniej, lecz przeciwnie, rodzi w nim najfatalniejsze wyrafinowanie. Tak wi�c Franval obdarzony by� wszystkimi powabami m�odo�ci i znakomitymi talentami, ale jednocze�nie gardzi� g��boko obowi�zkami moralnymi i religijnymi; wychowawcy na pr�no starali si� wpoi� mu te zasady. W czasach gdy najniebezpieczniejsze ksi��ki trafiaj� do r�k dzieci r�wnie �atwo jak do r�k ich rodzic�w i guwerner�w, gdy zuchwa�o�� pogl�d�w uchodzi za filozofi�, niedowiarstwo za si�� ducha, a libertynizm za bogat� imaginacj�, �artowano pocz�tkowo z pogl�d�w m�odego Franvala, po trosze go potem ganiono, a wreszcie i pochwalono. Ojciec Franvala, zagorza�y wielbiciel modnych sofizmat�w, sam zach�ca� syna, by we wszystkich sprawach kierowa� si� rozs�dkiem. Sam podsuwa� mu dzie�a, kt�re mia�y przy�pieszy� zepsucie m�odego umys�u. W tej sytuacji �aden nauczyciel nie o�miela� si� oczywi�cie uczy� m�odzie�ca zasad sprzecznych z pogl�dami pana domu, kt�remu zmuszony by� ulega�. Wszelako Franval wcze�nie straci� oboje rodzic�w; mia� zaledwie lat dziewi�tna�cie, gdy stary wuj, kt�ry zreszt� umar� wkr�tce potem, przekaza� mu w chwili ma��e�stwa ca�y maj�tek, nale�ny prawem dziedzictwa. Z tak� fortun� pan de Franval winien �atwo znale�� stosown� parti�. Proponowano mu wiele panien, ale uprosi� wuja, aby wyszuka� mu dziewczyn� m�od� i w miar� mo�no�ci pozbawion� licznej rodziny. Stary opiekun postara� si� zadowoli� swojego siostrzana; zapozna� go z pann� de Farneille, c�rk� pewnego finansisty, kt�ra by�a ju� zreszt� p�sierot�, wychowywan� przez matk�, dziewczyn� bardzo m�od�, ledwie pi�tnastoletni�, obdarzon� najbardziej urocz� buzi� w ca�ym Pary�u, i co wi�cej, sze��dziesi�ciu tysi�cami liwr�w rocznej renty. By�a to jedna z tych niewinnych dziewcz�cych postaci, w kt�rych wszelkie powaby ��cz� si� z naiwno�ci�, widoczn� w delikatnych i wdzi�cznych rysach twarzyczki. Pi�kne jasne w�osy sp�ywa�y jej do pasa, mia�a wielkie niebieskie oczy natchnione czu�o�ci� i skromno�ci�, figur� szczup�� i gibk�, liliow� karnacj� i �wie�o�� r�anego p�czka. Odznacza�a si� licznymi talentami, usposobieniem �ywym, ale nieco melancholijnym, sk�onno�ci� do owego szczeg�lnego smutku, kt�ry ka�e mi�owa� ksi��ki i samotno��; s� to cechy, kt�rymi Natura zdaje si� obdarza� jedynie istoty przeznaczone ku nieszcz�ciu, jakby staraj�c si� z g�ry odj�� im zgorzknienie, a wpoi� zdolno�� do rozkoszy sm�tnej i wzruszaj�cej, w kt�rej z wolna poczynaj� gustowa�, przek�adaj�c �zy nad frywoln� rado�� jawnego szcz�cia, mniej przejmuj�c� i mniej w ko�cu realn�. Pani de Farneille, kt�ra na kr�tko przed ma��e�stwem c�rki uko�czy�a lat trzydzie�ci dwa, by�a osob� pe�n� wdzi�ku i zalet umys�u, ale by� mo�e nieco zbyt surow� i sk�onn� do rezerwy. Pragn�c szcz�cia jedynej swojej c�rki dopytywa�a si� wielu os�b w Pary�u, co my�l� o zamierzonym ma��e�stwie. Nie mia�a jednak zbyt wielu krewnych, a dla zasi�gni�cia rady mog�a uda� si� tylko do paru ozi�b�ych przyjaci�, dla kt�rych w ko�cu wszystko by�o jednakowo warte. Przekonano j�, �e m�ody cz�owiek staraj�cy si� o jej c�rk� jest bez w�tpienia najlepsz� parti� w Pary�u i �e dopu�ci�aby si� niewybaczalnej ekstrawagancji, gdyby przeszkodzi�a temu zwi�zkowi. Odby� si� wi�c �lub. M�odzi ludzie, dostatecznie bogaci, aby od razu za�o�y� w�asny dom. zamieszkali osobno od pierwszych chwil ma��e�stwa. M�ody Franval wolny by� od tych wszystkich wad lekkomy�lno�ci, nierozwagi i nieustatkowania, kt�re nie pozwalaj� m�czy�nie osi�gn�� pe�nej dojrza�o�ci przed uko�czeniem trzydziestu lat. Troszczy� si� o swoj� pozycj�, lubi� porz�dek, umia� doskonale zarz�dza� swoim maj�tkiem; je�eli chodzi o t� stron� �yciowego powodzenia, Franval mia� wszelkie niezb�dne kwalifikacje do pe�nego szcz�cia. Jego wady polega�y na czym� zupe�nie innym, przejawia�y si� raczej w wyst�pkach wieku dojrza�ego ni� w zb��dzeniach m�odo�ci. Wyr�nia� si� zr�czno�ci� w intrydze, niech�ci� do ludzi, ponurym stosunkiem do �wiata, egoizmem, przesadnym politykowaniem, szalbierstwem; ukrywa� to wszystko nie tylko dzi�ki wspomnianym wy�ej talentom i osobistemu urokowi, lecz r�wnie� dzi�ki elokwencji, niesko�czenie bystremu umys�owi i umiej�tno�ci jednania ludzi. Takim by� cz�owiek, kt�rego mamy przedstawi�. Zgodnie ze zwyczajem panna de Farneille pozna�a swego m�a zaledwie na miesi�c przed �lubem, nic wi�c dziwnego, �e zwiedziona tymi fa�szywymi blaskami �atwo da�a si� oszuka�. Dni by�y dla niej zbyt kr�tkie, by mog�a nasyci� si� szcz�ciem obcowania z m�em, ub�stwia�a go do tego stopnia, �e egzaltacja m�odej osoby wzbudzi�aby chyba niepok�j otoczenia, gdyby pewne wypadki nie zatru�y rych�o s�odyczy hymenu, w kt�rym � jak m�wi�a � znalaz�a najwi�ksze szcz�cie. Franval traktowa� kobiety podobnie jak wszystkie inne zjawiska: filozoficznie; patrzy� na t� czaruj�c� istot� ch�odno i spokojnie. � Kobieta, kt�ra do nas nale�y � powiada� � jest stworzeniem oddanym nam przez powszechny zwyczaj w zupe�n� niewol�. Powinna by� �agodna, pos�uszna i rozs�dna... Nie dlatego, bym przywi�zywa� jakiekolwiek znaczenie do rozmaitych przes�d�w na temat kompromitacji i ha�by, kt�r� mo�e okry� si� �ona, na�laduj�c m�skie wybryki; po prostu dlatego, �e nie lubi�, aby kto� obcy wchodzi� w moje prawa. Reszta nie ma znaczenia; nic nie dodaje, ani nie ujmuje pe�nemu szcz�ciu. Skoro m�� �ywi� takie sentymenty, �atwo zgadn��, �e droga nieszcz�snej dziewczyny, kt�r� z nim zwi�zano, nie by�a bynajmniej us�ana r�ami. Uczciwa i wra�liwa, cnotliwa i zakochana, stara�a si� zaspokaja� wszystkie ��dze jedynego m�czyzny, kt�rego dostrzeg�a w swoim �wiecie. Przez kilka lat pani de Franval d�wiga�a kajdany nie czuj�c nawet ich ci�aru. �atwo by�o zauwa�y�, i� �ywi�a si� tylko resztkami pozosta�ymi po mi�osnych biesiadach; i to jednak uszcz�liwia�o ja tak dalece, �e jedyn� trosk� by�o usilne staranie, aby w nielicz- nych chwilach po�wi�conych czu�o�ci Franval m�g� znale�� to wszystko, co uwa�a�a za niezb�dne dla satysfakcji swego ukochanego ma��onka. Franval nie zawsze uchyla� si� od ma��e�skich obowi�zk�w, czego najlepszym dowodem by�o dziecko, ma�a dziewczynka jeszcze pi�kniejsza ni� matka, kt�r� pani de Franval urodzi�a po roku ma��e�stwa, nie maj�c jeszcze siedemnastu lat. Ojciec nazwa� j� od razu Eugeni�... Eugeni�, kt�ra mia�a si� okaza� jednocze�nie cudem i potworem Natury. Niew�tpliwie ju� w chwili narodzin tego dziecka pan de Franval u�o�y� swoje ohydne plany. Oddzieli� j� przede wszystkim od matki. A� do si�dmego roku �ycia Eugenia powierzona by�a trosce kobiet, kt�rych wierno�ci Franval by� ca�kiem pewny i kt�re ograniczaj�c swoje zabiegi wychowawcze do troski o zdrowie i temperament dziecka, a nauk� do pocz�tk�w czytania, strzeg�y j� pilnie, by nie przenikn�y do jej �wiadomo�ci �adne zasady religijne czy moralne, o jakich dziewczynka w tym wieku jest zwykle pouczana. Pani de Farneille i jej c�rka by�y oburzone tym post�powaniem i cz�sto czyni�y Franvalowi gorzkie wyrzuty; odpowiada� im ch�odno, �e postanowi� zapewni� szcz�cie swojej c�reczce, a wi�c nie ma zamiaru zatruwa� jej umys�u chimerami, kt�re zdolne s� tylko trwo�y� cz�owieka, nie b�d�c mu w niczym u�yteczne. Dziewczyna powinna jedynie umie� si� podoba�; mo�e natomiast ignorowa� bzdury, kt�re komplikuj�c �ycie, nie wzbogac� z pewno�ci� jej strony moralnej ani o jedn� prawd�, a tym bardziej jej strony fizycznej o jakikolwiek powab. Pogl�dy takie gorszy�y wielce pani� de Farneille, kt�ra tym bardziej oddawa�a si� my�lom o wieczno�ci, im dalej odsuwa�a si� od przyjemno�ci tego �wiata. Dewocja jest s�abo�ci� w�a�ciw� pewnym, okresom �ycia czy stanom zdrowia. W tumulcie nami�tno�ci odleg�a przysz�o�� zazwyczaj ma�o nas zajmuje. Gdy jednak nami�tno�ci s�abn�, gdy zbli�a si� chwila ostateczna, gdy ca�y �wiat wreszcie nas opuszcza, zaczynamy szuka� Boga, o kt�rym m�wiono nam w dzieci�stwie; a je�li nawet, wedle twierdze� filozofii, s� to iluzje r�wnie fantastyczne jak wiele innych, z pewno�ci� s� mniej od innych niebezpieczne. Te�ciowa Franvala nie mia�a rodziny, nie mia�a autorytetu, mia�a za to, jak ju� m�wili�my, kilku przypadkowych przyjaci�, kt�rzy zazwyczaj niech�tnie anga�uj� si� w konflikt; zmuszona do walki ze swym bogatym zi�ciem, cz�owiekiem m�odym, ujmuj�cym, wsz�dzie mile widzianym, dosz�a do rozs�dnego wniosku, �e w tej sytuacji lepiej ograniczy� si� do perswazji ni� szuka� sposob�w radykalnych, gdy� pr�ba si� z takim cz�owiekiem mog�aby doprowadzi� tylko do ruiny matki i uwi�zienia gdzie� na odludziu nieszcz�liwej c�rki. O�mieli�a si� na troch� napomnie� i w ko�cu zamilk�a widz�c, �e s�owa jej nie zdaj� si� na nic. Franval by� pewny swojej przewagi, a skoro dostrzeg�, �e tak si� go l�kaj�, przesta� w og�le si� kr�powa�; zadowoliwszy si� jedynie marnymi pozorami dla uspokojenia opinii publicznej, zmierza� prosto do swego strasznego celu. Kiedy Eugenia uko�czy�a siedem lat, Franval zaprowadzi� j� do �ony; czu�a matka, kt�ra nie widzia�a swego dziecka od chwili, gdy wyda�a je na �wiat, nie mog�a nasyci� si� pieszczotami; dwie godziny przyciska�a j� do piersi, okrywa�a poca�unkami, oblewa�a �zami. Chcia�a pozna� wszystkie jej talenty; ma�a Eugenia umia�a jednak tylko biegle czyta�, cieszy�a si� znakomitym zdrowiem i by�a pi�kna jak anio�. Pani de Franval prze�y�a g��boki wstrz�s, gdy stwierdzi�a, �e jej c�rka nie zna nawet podstawowych zasad wiary chrze�cija�skiej. � Czy�by� chcia� wychowa� j� tylko dla tego �wiata? � m�wi�a z oburzeniem do m�a. � Nie zastanawiasz si�, �e podobnie jak my prze�yje tutaj jeno chwil�, aby pogr��y� si� potem w wieczno�ci, jak�e straszliwej, gdy pozbawisz j� szansy radowania si� szcz�ciem u st�p Boga, kt�remu zawdzi�cza swe istnienie? � Je�eli Eugenia nie pozna tej wiary, je�li ukryje si� przed ni� starannie owe maksymy � odpowiedzia� Franval � nie do�wiadczy nigdy nieszcz�cia. Je�li wiara twoja jest s�uszna, Najwy�sza Istota zbyt jest sprawiedliwa, aby kara� j� za ignorancj�. Je�eli za� wszystko to jest fa�szem, po co mamy jej o tym opowiada�? Co do innych stron jej edukacji, prosz� ci�, aby� mi zaufa�a. Sam b�d� odt�d jej wychowawc� i r�cz� ci, �e za par� lat twoja c�rka przewy�szy niesko�czenie wszystkie dzieci w tym samym wieku. Pani de Franval chcia�a nalega�, wezwa�a wszelkie racje swego serca na pomoc rozumowi; �zy �wiadczy�y o jej uniesieniu. Ale Franval, bynajmniej nie wzruszony, zdawa� si� nawet ich nie dostrzega�. Kaza� odprowadzi� Eugeni� i o�wiadczy� �onie, �e je�li o�mieli si� sprzeciwi� w czymkolwiek zamierzonej edukacji c�rki lub je�li wpaja� jej b�dzie zasady odmienne od tych, kt�re on sam jej podsuwa, zostanie pozbawiona szcz�cia jej ogl�dania, a dziewczynk� wy�le si� do jednego z odleg�ych zamk�w, kt�rego nigdy ju� nie opu�ci. Pani de Franval pos�usznie zamilk�a. B�aga�a m�a, aby nie rozdziela� jej z najdro�szym dzieci�ciem, i p�acz�c przyrzek�a, i� nie b�dzie si� miesza� do edukacji, jak� dla niej obmy�li�. Od tej chwili panna de Franval zamieszka�a w pi�knym apartamencie tu� obok pokoi ojca, razem z inteligentn� guwernantk�, jej pomocnic�, pokoj�wk� i dwoma ma�ymi dziewczynkami w tym samym wieku, kt�rych jedynym zadaniem by�o s�u�y� jej za towarzyszki zabaw. Dobrano jej starannie nauczycieli pisania, rysunku, poezji, historii naturalnej, deklamacji, geografii, astronomii, anatomii, greki, angielskiego, niemieckiego, w�oskiego, szermierki, ta�ca, jazdy konnej i muzyki. Bez wzgl�du na por� roku Eugenia wstawa�a codziennie o si�dmej rano. Wybiegaj�c do ogrodu bra�a ze sob� �niadanie: wielk� kromk� razowego chleba. Wraca�a o �smej, sp�dza�a kilka chwil w apartamencie ojca, kt�ry bawi� si� z ni� lub uczy� stosownych gier towarzyskich; o dziewi�tej przygotowywa�a si� do swoich codziennych obowi�zk�w, zjawia� si� pierwszy nauczyciel. Przyjmowa�a ich kolejno pi�ciu, a� do godziny drugiej po po�udniu. Proszono j� wtedy do sto�u razem z obu kole�ankami i guwernantk�. Obiad jej sk�ada� si� z jarzyn, ryb, ciast i owoc�w; nie jad�a nigdy mi�sa ani zupy, nie zna�a smaku wina, likieru czy kawy. Mi�dzy trzeci� a czwart� Eugenia wraca�a do ogrodu, aby pobawi� si� troch� z ma�ymi towarzyszkami. Gra�y w pi�k�, w kr�gle, w wolanta, w klasy. Ubrane by�y swobodnie; nic nie kr�powa�o im talii, nie opinano ich nigdy owymi �miesznymi fiszbinami, niebezpiecznymi dla klatki piersiowej i �o��dka, kt�re utrudniaj�c oddychanie m�odej istoty nieuchronnie szkodz� jej p�ucom. Mi�dzy czwart� a sz�st� panna de Franval spotyka�a si� znowu ze swymi wychowawcami: poniewa� nie wszyscy mogli zmie�ci� si� w tym samym dniu, pozostali przychodzili nazajutrz. Trzy razy w tygodniu Eugenia je�dzi�a z ojcem do teatru, do zas�oni�tej lo�y, kt�r� Franval abonowa� dla niej przez ca�y rok. O dziewi�tej wraca�a na kolacj�; podawano jej wieczorem tylko jarzyny i owoce. Cztery razy w tygodniu, mi�dzy godzin� dziesi�t� a jedenast�. Eugenia bawi�a si� ze swoimi damami, czyta�a powie�ci, wreszcie k�ad�a si� spa�. W pozosta�e dni, kiedy Franval nie jad� kolacji poza domem, przychodzi�a sama do pokoju ojca; by�y to chwile, kt�re Franval nazywa� swoimi konferencjami. W�wczas to wpaja� c�rce w�asne pogl�dy na sprawy religii i moralno�ci; przedstawia� jej najpierw to wszystko, co ludzie zazwyczaj my�l� w tej materii, a potem wyk�ada� swoje racje i argumenty. Je�eli we�mie si� pod uwag� wielk� inteligencje dziewczynki, jej szerok� wiedz�, �ywe usposobienie i nami�tno��, kt�ra pocz�a si� w niej rozpala�, to �atwo poj��, jak znaczny post�p dokonywa� si� w duszy Eugenii dzi�ki takiemu systemowi edukacji. Jednak�e niegodziwy Franval nie ogranicza� si� bynajmniej do konstruowania jej �wiatopogl�du; konferencje jego rzadko ko�czy�y si� bez szczeg�lnego roznami�tnienia serca dziewczynki. �w straszny cz�owiek umia� podoba� si� swojej c�rce; zjedna� j� sobie z tak� zr�czno�ci�, sta� si� tak u�yteczny w jej nauce i zabawie, tak gorliwie i skutecznie dowodzi� swej wy�szo�ci nad ka�dym, kto m�g� si� wyda� jej mi�ym, �e Eugenia, obracaj�c si� w naj�wietniejszym towarzystwie, nie potrafi�a dostrzec nikogo r�wnie uroczego jak w�asny jej ojciec. Zanim Franval ujawni� swe zamiary, niewinne i wra�liwe stworzenie zebra�o ju� dla� w swoim m�odym sercu tyle uczu� przyja�ni, wdzi�czno�ci i czu�o�ci, �e nieuchronnie przerodzi� si� to musia�o w najgor�tsz� mi�o��. Widzia�a w �wiecie tylko Franvala, tylko ojciec wyr�nia� si� ponad wszystkich; burzy�a si� na my�l, �e ktokolwiek m�g�by ich rozdzieli�. By�a gotowa mu po- �wi�ci� ju� nawet nie sw�j honor, czy urod�, bo takie ofiary wydawa�y si� jej zbyt n�dzne wobec ukochanego b�stwa, ale nawet krew i �ycie, gdyby �w najdro�szy przyjaciel kiedy� tego za��da�. Swojej czcigodnej i nieszcz�liwej matce panna de Franval nie okazywa�a jednak podobnych poryw�w serca. Ojciec m�wi� jej wprost, �e pani de Franval, korzystaj�c ze swoich praw �ony, domaga�a si� od niego stara�, kt�re cz�sto przeszkadza�y mu w czynieniu dla swej drogiej dziewczynki tego wszystkiego, do dyktowa�o mu serce. Potrafi� w ten spos�b zasia� w duszy m�odej istoty zazdro�� i nienawi��, kt�re wypar�y uczucia szacunku i mi�o�ci, nale�ne bez w�tpienia takiej matce. � M�j drogi, m�j ukochany � m�wi�a czasami Eugenia do Franvala, kt�ry nie �yczy� sobie, aby c�rka zwraca�a si� do niego w inny spos�b � kobieta, kt�r� nazywasz swoj� �on�, ta istota, kt�ra jak powiadasz, wyda�a mnie na �wiat, jest chyba bardzo wymagaj�ca, skoro ��da nieustannie, aby� sp�dza� przy niej tyle czasu i pozbawia mnie szcz�cia przebywania razem z tob�. Wiem dobrze, �e wolisz j� od swojej Eugenii. A ja nie potrafi�abym mi�owa� kogo�, kto by odbiera� mi twoje uczucia! � Moja droga przyjaci�ko � odpowiada� Franval � nie ma na �wiecie nikogo, kto wobec mnie m�g�by poszczyci� si� prawami r�wnymi twoim. Wi�zy ��cz�ce t� kobiet� z twoim najlepszym przyjacielem s� skutkiem zwyczaju i konwencji spo�ecznych; traktuj� je zgodnie ze wskazaniami rozumu; nigdy nie dor�wnaj� wi�zom, kt�re nas po��czy�y. Eugenio, b�dziesz zawsze mia�a pierwsze�stwo; zawsze b�dziesz moim anio�em i �wiat�o�ci� moich dni, schronieniem mej duszy i natchnieniem mego istnienia! � Och, najdro�szy, m�w tak, m�w cz�sto! � zawo�a�a Eugenia. � Jak�e drogie s� mi twoje s�owa! Gdyby� wiedzia�, jak raduje mnie ka�dy dow�d twej czu�o�ci! Schwyci�a d�o� Franvala i przycisn�a do serca. � Patrz, czuj� je tutaj, tu je zachowam na zawsze! � Oby wr�ci�y do mnie w twoich czu�ych pieszczotach � odrzek� Franval �ciskaj�c j� w ramionach. I w ten spos�b, wolny od wyrzut�w sumienia, dope�nia� powoli dzie�a uwiedzenia tej nieszcz�snej. Eugenia sko�czy�a wreszcie czterna�cie lat. Chwil� t� przeznaczy� Franval na dokonanie zbrodni. Zadr�yjcie! Sta�o si�! [Dzie�3 jej urodzin sp�dzili na wsi, z dala od krewnych i natr�t�w. Hrabia4 kaza� jej tego dnia ubra� si� wspaniale, na wz�r dziewic, kt�re po�wi�cano niegdy� w �wi�tyni Afrodyty. O jedenastej rano wprowadzi� j� do rozkosznego salonu, kt�rego okna przys�oni�te by�y cienkimi firankami, a meble us�ane kwieciem. W �rodku wznosi si� tron ustrojony r�ami. Franval podszed� do jego stopni prowadz�c c�rk� za r�k�. � Eugenio � powiedzia�, ka��c jej usi��� � b�d� dzisiaj moj� kr�low�, pani� mego serca, pozw�l, abym uwielbia� ci� na kolanach. � Ty mia�by� mnie uwielbia�, najdro�szy? Mnie, kt�ra wszystko ci zawdzi�czam, kt�r� stworzy�e�, kt�r� wychowa�e�? Ach, pozw�l raczej, bym pad�a ci do n�g! Tam jest moje miejsce, jedyne, kt�rego przy tobie pragn�! � Ukochana moja Eugenio � m�wi� hrabia sadowi�c si� obok niej na ukwieconym piedestale, kt�ry mia� mu pos�u�y� za o�tarz triumfu � je�eli rzeczywi�cie s�dzisz, �e cokolwiek mi zawdzi�czasz, je�eli uczucia, kt�re objawiasz, s� naprawd� tak szczere, jak m�wisz, czy zdajesz sobie spraw�, jakim sposobem mo�esz mnie o tym przekona�? 3 Fragment�w umieszczonych w nawiasach brak w piewodruku. Odnalaz� je dopiero w roku 1926, w r�kopisie nr 4010 paryskiej Bibliotheque Nationale, znakomity badacz tw�rczo�ci markiza de Sade, Maurice Heine. 4 We fragmencie tym autor nazywa Franvala �hrabi�� ( le comte). Tytu�u tego pozbawi� go przygotowujac nowel� do druku (przyp. t�um.). � Jakim, najdro�szy? Powiedz mi pr�dko, abym mog�a si� nim natychmiast pos�u�y�... � Musisz po�wi�ci� mi bez reszty ca�� urod�, kt�r� Natura tak hojnie ci� obdarzy�a, wszystkie dary, kt�re od niej otrzyma�a�... � I tylko tego ��dasz? Czy nie jeste� panem mnie ca�ej? Czy dzie�o twoje nie do ciebie nale�y? Czy kto� inny mia�by korzysta� z tego, co� stworzy�? � Znasz wszelako ludzkie przes�dy... � Nie kry�e� ich przede mn�. � Nie chc� wi�c odrzuca� ich bez twojej zgody. � Gardzisz nimi chyba na r�wni ze mn�? � Z pewno�ci�, ale nie chc� by� twoim tyranem. a tym bardziej uwodzicielem. Szcz�cie, kt�rego pragn�, chc� zawdzi�cza� jedynie mi�o�ci. Znasz �wiat, nie tai�em przed tob� jego powab�w. By�oby to niegodnym mnie podst�pem, gdybym ukry� innych m�czyzn przed twoim wzrokiem i dopu�ci�, aby� widzia�a tylko mnie jednego. Je�eli wi�c istnieje cz�owiek, kt�rego by� ode mnie wola�a, wymie� mi natychmiast jego nazwisko: poszukam go nawet na ko�cu �wiata i niezw�ocznie przywiod� w twe obj�cia. Kochanie, pragn� tylko twojego szcz�cia, dro�sze jest mi ono nad w�asne. Rozkosze, kt�rymi mo�esz mnie obdarzy�, nie by�yby dla mnie nic warte, gdyby nie okaza�y si� darem twej mi�o�ci. Zdecyduj sama, Eugenio. Zbli�a si� chwila, w kt�rej musisz z�o�y� z siebie ofiar�. Wska� jednak sama cz�owieka, kt�ry ma j� przyj��. Zrzekn� si� rozkoszy, kt�r� masz ofiarowa� swemu ukochanemu, je�li nie dasz mi jej z duszy i serca. Chc� zosta� na zawsze godnym twej mi�o�ci; je�li wybierzesz kogo� innego, kogo potrafisz pokocha�, z pewno�ci� ci go przyprowadz�; chocia� utrac� twoje serce, zostanie mi przynajmniej twa wdzi�czno�� b�d� przyjacielem Eugenii, skoro nie b�dzie mi danym zosta� jej kochankiem. � B�dziesz dla mnie wszystkim, ukochany! � zawo�a�a Eugenia, p�on�c mi�o�ci� i po��daniem. � B�dziesz wszystkim! Komu� mia�abym z�o�y� si� w ofierze, je�li nie jedynemu, kt�rego uwielbiam! Czy jest na �wiecie kto� od ciebie godniejszy posiadania tych mizernych powab�w, kt�rych tak pragniesz... kt�re rozpalone twe r�ce badaj� tak nami�tnie... Nie widzisz, �e ogarnia mnie p�omie�, �e r�wnie gor�co chc� pozna� rozkosz, o kt�rej m�wisz? Ach, nasy� si� mn�, najdro�szy, m�j ukochany! Niechaj twa Eugenia stanie si� twoj� ofiar�! Z�o�ona na o�tarzu twymi najdro�szymi r�koma b�d� zawsze zwyci�ska i triumfuj�ca! Rozp�omieniony Franval, kt�ry zreszt� zdolny by� do takiej subtelno�ci jedynie dlatego, i� sz�o mu o jak najdoskonalsze zrealizowanie uwodzicielskich zamiar�w, nadu�y� bez zw�oki �atwowierno�� swej c�rki. Zasady, kt�rymi karmi� j� od dawna, sztuka, kt�r� pos�u�y� si� w krytycznym momencie, wszystko to usun�o ostatnie przeszkody. Dokona� swego perfidnego podboju i sam sta� si� bezkarnym niszczycielem przybytku dziewictwa, kt�rego obron� powierzy�a mu Natura i zwyczaje. Kilka dni sp�dzili we wsp�lnym upojeniu. Eugenia by�a ju� zdolna pozna� rozkosze mi�o�ci, a o�mielona przez wyznawane pogl�dy, oddawa�a si� im z ca�ym uniesieniem. Franval uczy� j� wszystkich tajemnic, by� jej przewodnikiem na wszystkich drogach. Im dalej posuwa� swe starania, tym mocniej utwierdza� panowanie. Pragn�a przyjmowa� ho�dy jednocze�nie w tysi�cu �wi�ty�; oskar�a�a imaginacj� swego kochanka o opiesza�o�� i rozleniwienie; zdawa�o si� jej, �e co� przed ni� ukrywa. �ali�a si� na sw� m�odo�� i naiwno��, kt�re czyni�y j� nie do�� poci�gaj�c�. Pragn�a wszystkiego si� nauczy�, aby �aden ze sposob�w rozpalania nami�tno�ci ukochanego nie pozosta� jej nie znanym.] Wr�cili do Pary�a; zbrodnicze rozkosze, kt�rymi upaja� si� �w przewrotny cz�owiek, zbyt zadowala�y go fizycznie i moralnie, aby niesta�o��, ko�cz�ca zazwyczaj wszystkie mi�osne intrygi Franvala, mog�a zerwa� zadzierzgni�te wi�zy. By� �miertelnie zakochany, a niebezpieczna nami�tno�� spowodowa�a oczywi�cie zupe�nie ju� zaniedbanie jego nieszcz�snej �ony. Biedna ofiara Pani de Franval mia�a w�wczas lat trzydzie�ci jeden, by�a w pe�ni rozkwitu swej urody; wyraz melancholii wywo�anej gryz�cymi strapieniami dodawa� jej nawet wdzi�- ku. Sp�akana i osamotniona, z d�ugimi w�osami bezw�adnie sp�ywaj�cymi na alabastrow� pier�, z portretem swego ukochanego tyrana, kt�ry nierzadko okrywa�a poca�unkami, przypomina�a owe dziewcz�ce postacie, malowane przez Micha�a Anio�a, w bolesnej zadumie. Nie zna�a jeszcze ogromu swego nieszcz�cia, ale gn�bi�y j� nieustanne troski; porz�dek edukacji Eugenii, sprawy wiary i moralno�ci, kt�re ukrywano przed dziewczyn� lub przedstawiano je po to tylko, aby uczy� nienawi�ci; pewno��, �e Franval nigdy nie pozwoli swej c�rce na spe�nianie obowi�zk�w, kt�re darzy� tak g��bok� pogard�; brak czasu na spotkania z c�rk� obawa, aby niezwyk�a edukacja nie doprowadzi�a jej pr�dzej czy p�niej do jawnej zbrodni; wreszcie oboj�tno�� Franvala, jego codzienna surowo�� wobec niej, wobec istoty, kt�rej jedynym staraniem by�o zawsze uprzedza� jego �yczenia, kt�ra nie zna�a innej rado�ci, jak podoba� mu si� i zyskiwa� jego pochwa�y... Jak straszliwe cierpienie czeka�o t� czu�� i wra�liw� dusz� w chwili, gdy mia�a si� o wszystkim dowiedzie�! Tymczasem edukacja Eugenii post�powa�a nadal bez wi�kszych zmian; sama za��da�a, aby wszyscy nauczyciele kszta�cili j� a� do uko�czenia szesnastego roku �ycia. Niezwyk�e zdolno�ci dziewczyny, coraz rozleglejsza jej wiedza, wdzi�k rozwijaj�cy si� z dnia na dzie�, wszystko to przykuwa�o do niej Franvala z coraz wi�ksz� si��; �atwo poj��, �e nikogo w �yciu nie darzy� przedtem podobn� mi�o�ci�. W porz�dku dnia panny de Franval zmieni�y si� tylko terminy k o n f e r e n c j i. Te czu�e spotkania sam na sam z ojcem powtarza�y si� teraz znacznie cz�ciej, a nierzadko przeci�ga�y si� do p�na w nocy. Jedynie guwernantka Eugenii zna�a ca�� prawd� o tych spotkaniach; Franval ufa� jej tak dalece, �e nie l�ka� si� niedyskrecji. Eugenia jada�a teraz posi�ki razem z rodzicami, siada�a do sto�u obok zaproszonych go�ci. W domu tak licznie odwiedzanym pr�dko zwr�cono na ni� uwag�; by�a pi�kn� pann� na wydaniu, wielokrotnie proszono o jej r�k�. Franval by� jednak pewny serca swej c�rki i nie l�ka� si� tych ofert; nie zastanawia� si� jednak, �e taki nat�ok ma��e�skich propozycji mo�e w ko�cu doprowadzi� do ujawnienia ca�ej tajemnicy. Pewnego dnia pani de Franval, korzystaj�c z okazji spotkania i rozmowy z c�rk�, kt�r� to �ask� przyznawano jej tak rzadko, powiadomi�a Eugeni�, �e pan de Colunce chce j� poj�� za �on�. � Znasz tego pana, c�reczko � m�wi�a pani de Franval. � Kocha ci�, jest m�ody, mi�y; b�dzie kiedy� bogaty; czeka tylko na twoj� zgod�... wystarczy jedno s�owo, Eugenio... Co mam mu odpowiedzie�? Zaskoczona Eugenia zarumieni�a si� i odrzek�a, �e nie czuje �adnej sk�onno�ci do ma��e�stwa, ale poradzi si� ojca; jego zdanie b�dzie dla niej zawsze ostatecznym wyrokiem. Pani de Franval dopatrzy�a si� w tej odpowiedzi jedynie dziewcz�cej prostoty. Poczeka�a par� dni, a znalaz�szy wreszcie okazj� rozmowy z m�em, zakomunikowa�a mu intencje rodziny m�odego pana de Colunce i jego w�asne pro�by, wspomnia�a na koniec o odpowiedzi c�rki. �atwo zgadn��, �e Franval wiedzia� ju� o wszystkim; nie da� jednak pozna� tego po sobie i o�wiadczy� sucho: � Prosz� ci� stanowczo, aby� nie miesza�a si� do losu Eugenii. Ze stara�, kt�re poczyni�em, �eby oddali� j� od ciebie, powinna� zrozumie�, jak bardzo mi zale�y, aby wszystko, co jej dotyczy, nie mia�o z tob� �adnego zwi�zku. Raz jeszcze zwracam ci uwag� na moj� decyzj� w tej sprawie. Mam nadziej�, �e wi�cej si� ju� nie zapomnisz? � Wi�c co mam odpowiedzie�, skoro si� do mnie zwracaj�? � Powiesz, �e jestem niesko�czenie wdzi�czny za honor, kt�ry mnie spotyka, ale na urodzeniu mojej c�rki ci��� pewne okoliczno�ci, kt�re uniemo�liwiaj� jej jakikolwiek zwi�zek ma��e�ski. � Ale te okoliczno�ci, to przecie� nieprawda! Dlaczego ��dasz, abym k�ama�a? Dlaczego chcesz pozbawi� swoje jedyne dziecko szcz�cia, kt�re mo�e znale�� w ma��e�stwie? � Czy�by ma��e�stwo tak ci� uszcz�liwi�o? � Je�eli mnie, niestety, nie uda�o si� zdoby� twego przywi�zania, nie znaczy to, �e podobny los czeka ka�d� kobiet�. A mo�e � doda�a z westchnieniem � nie wszyscy m�czy�ni s� do ciebie podobni. � Kobiety... fa�szywe, zazdrosne, kapry�ne, kokietki albo dewotki... M�czy�ni... perfidni, niestali, okrutni, despotyczni... Oto wzory wszystkich istot ludzkich na tym �wiecie! Nie s�d�, �e uda ci si� znale�� jakiego� feniksa. � Jednak�e wszyscy si� �eni�. � Tak, g�upcy i niedojdy. Ludzie zawieraj� ma��e�stwa, jak powiedzia� pewien filozof, albo nie wiedz�c, co czyni�, albo dlatego, �e nie wiedz�, co pocz��. � Ludzko�� ma wi�c wygin��? � Mog�aby z pewno�ci�! Ro�lina, kt�ra rodzi jeno jad, nied�ugo powinna czeka� na wyplenienie! � Eugenia nie b�dzie ci wdzi�czna za ten nadmiar surowo�ci. � Czy to ma��e�stwo j� poci�ga? � Powiedzia�a, �e tw�j rozkaz jest dla niej najwy�szym prawem. � Dobrze! M�j rozkaz brzmi: przesta� marzy� o tym zwi�zku. I pan de Franval wyszed� z pokoju, ponawiaj�c raz jeszcze surowe upomnienie, aby �ona nie o�mieli�a si� nigdy wspomina� mu o tej sprawie. Pani de Franval nie omieszka�a powt�rzy� matce ca�ej rozmowy ze swym m�em; pani de Farneille, bystrzejsza i lepiej od swej c�rki obeznana ze skutkami ludzkich nami�tno�ci, od razu zacz�a podejrzewa�, �e kryje si� za tym wszystkim co� niezwyk�ego. Eugenia rzadko widywa�a si� ze swoj� babk�; od czasu do czasu sp�dza�a z ni� godzin�, zawsze pod czujnym okiem Franvala. Pani de Farneille szuka�a sposobu wyja�nienia tajemnicy; poprosi�a wreszcie zi�cia, by przys�a� jej wnuczk� na ca�e popo�udnie, gdy� chcia�aby w jej towarzystwie rozerwa� si� troch� i pozby� ataku migreny, gn�bi�cej j� bole�nie tego dnia. Franval o�wiadczy� cierpko, �e Eugenia niczego tak si� nie l�ka jak widoku wapor�w; zawiezie j� wszelako do babki, ale pod warunkiem, �e d�ugo u niej nie zabawi; gdy� um�wiona jest tego wieczoru na wyk�ad fizyki, kt�r� pilnie od niejakiego czasu studiuje. Zjawili si� oboje u pani de Farneille, kt�ra od razu wyrazi�a zi�ciowi swoje zdumienie z powodu odrzucenia tak korzystnej propozycji ma��e�skiej. � S�dz�, �e nie masz nic przeciwko temu � doda�a � aby twoja c�rka sama wyja�ni�a mi, jakie to okoliczno�ci uniemo�liwiaj� jej, twoim zdaniem, wst�pienie w zwi�zki ma��e�skie? � Czy okoliczno�ci te s� rzeczywiste, czy zmy�lone � odrzek� Franval, nieco zdumiony natarczywo�ci� te�ciowej � jest faktem, �e ma��e�stwo jej za du�o by mnie kosztowa�o. Jestem jeszcze zbyt m�ody, aby godzi� si� na podobn� ofiar�. Kiedy sko�czy dwadzie�cia pi�� lat, post�pi wedle swojej woli. Do tego czasu w niczym nie mo�e na mnie liczy�. � A ty, Eugenio, podzielasz pogl�dy ojca? � spyta�a pani de Farneille. � Nie we wszystkim � odrzek�a panna de Franval z niezwyk�� stanowczo�ci�. � Ojciec godzi si�, bym wysz�a za m�� maj�c dwadzie�cia pi�� lat. Ja za� o�wiadczam i jemu, i tobie, pani, �e do ko�ca �ycia nie skorzystam z tego pozwolenia. Przy moich pogl�dach by�oby to najwi�kszym nieszcz�ciem mego �ycia. � W twoim wieku nie ma si� jeszcze pogl�d�w, moja panno � powiedzia�a surowo pani de Farneille. � W tym wszystkim kryje si� co� niezwyk�ego, co zmusza mnie, abym si� tob� zaj�a. � Ostrzegam pani� przed tym pomys�em � rzek� Franval, kieruj�c si� z c�rk� ku wyj�ciu. � Prosz� raczej poszuka� pomocy swego spowiednika i wsp�lnie z nim rozwi�zywa� zagadk�. Gdy razem dobrze pomy�licie i dojdziecie do w�a�ciwego wniosku, prosz� wtedy mi powiedzie�, czy mia�em racj� przeciwstawiaj�c si� ma��e�stwu Eugenii. Ironiczna uwaga na temat duchownych doradc�w pani de Farneille dotyczy�a pewnej czcigodnej osobisto�ci, kt�r� trzeba w tym miejscu przedstawi�, gdy� w dalszych wypadkach odegra�a powa�n� rol�. Chodzi�o o spowiednika pani de Farneille i jej c�rki, jednego z najcnotliwszych kap�an�w w ca�ej Francji. Ksi�dz de Clervil by� szlachetny, uczynny, pe�en rozs�dku i prostoty; obce mu by�y wszystkie wady stanu duchownego, s�yn�� jako wspomo�yciel ubogich, szczery przyjaciel mo�nych, pocieszyciel nieszcz�liwych. Czcigodny �w m�� jednoczy� w sobie zalety osobistego uroku z cnotami m�dro�ci. Zapytany, co my�li o post�powaniu pana de Franval, Clervil odpowiedzia� jak cz�owiek rozs�dny: �e zanim dojdzie si� do jakichkolwiek wniosk�w nale�y wyja�ni� powody, sk�aniaj�ce go do sprzeciwu wobec ma��e�stwa c�rki. I chocia� pani de Farneille nie by�a daleka od podejrzewania intrygi, kt�ra w rzeczy samej istnia�a a� nadto realnie, rozwa�ny kap�an odrzuci� jej supozycje, a uznaj�c je za zbyt obel�ywe i dla pani de Franval, i dla jej m�a wzdryga� si� ze wstr�tem na ich wspomnienie. � By�oby to czym� r�wnie ohydnym jak morderstwo � powiada� �w szlachetny cz�owiek. � Jest tak ma�o prawdopodobne, aby kto� rozs�dny zrywa� �wiadomie wszystkie tamy wstydliwo�ci i hamulce cnoty, �e przypisywanie komukolwiek podobnych wyst�pk�w budzi we mnie najskrajniejsz� odraz�. Unikajmy podejrze� o zbrodni�; s� one zazwyczaj p�odem naszej mi�o�ci w�asnej, prawie zawsze wynikiem nie�wiadomego por�wnywania, kt�re przeprowadzamy w g��bi duszy; chcemy u innych dopatrze� si� z�a, aby mie� prawo uwa�ania si� za lepszych. Dobrze si� jednak zastanowiwszy, czy nie s�dzi pani, �e lepiej jest dopu�ci�, aby potajemny grzech nigdy na jaw nie wyszed�, ni� w niewybaczalnej lekkomy�lno�ci domy�la� si� rzekomych wyst�pk�w i bez �adnego powodu krzywdzi� w ten spos�b w naszych oczach ludzi, kt�rych oskar�a jeno nasza pycha? Czy� zasada taka nie jest po�yteczniejsza? Nale�y przede wszystkim przeszkadza� w dokonaniu i rozprzestrzenianiu zbrodni, a mniej troszczy� si� o jej ukaranie. Pozostaj�c w ciemno�ciach, kt�rych tak poszukuje, nie jest�e owa zbrodnia niemal unicestwiona? Skandal �atwo jest wywo�a�; opowie�ci o zbrodni burz� zawsze nami�tno�ci tych, kt�rzy sk�aniaj� si� do podobnych wyst�pk�w. Nieuchronne za�lepienie zbrodniarza ka�e mu wierzy�, i� b�dzie mia� wi�cej szcz�cia ni� sprawca w�a�nie wykryty; to ju� nawet nie lekcja, kt�rej mu udzielamy, to wprost zach�ta. Pope�nia wi�c ekscesy, kt�rych nigdy by si� nie dopu�ci�, gdyby nie �w fatalny rozg�os, b��dnie uznany za akt wymiaru sprawiedliwo�ci, a wywodz�cy si� z nies�usznej surowo�ci lub tajonej pr�no�ci innych. W czasie tej pierwszej narady zapad�o wi�c tylko postanowienie, �e ustali si� dok�adnie przyczyny niech�ci Franvala wobec ewentualnego ma��e�stwa c�rki i powody sk�aniaj�ce Eugeni� do podzielania jego pogl�d�w. Zdecydowano niczego nie przedsi�wzi��, p�ki te motywy nie zostan� ca�kowicie wyja�nione. � Widzisz Eugenio � powiedzia� wieczorem Franval do c�rki � chc� nas rozdzieli�... Dziecko moje drogie, czy uda si� im tego dokona�? Czy zdo�aj� zerwa� te najdro�sze dla mnie wi�zy? � Nie l�kaj si�, ukochany, nigdy, przenigdy tego nie osi�gn�! Te wi�zy, kt�re tak ci� raduj�, s� mi r�wnie drogie. Nie pr�bowa�e� mnie oszuka�, m�wi�e� mi, zanim si� po��czyli�my, do jakiego stopnia stosunek nasz wstrz��nie obyczajami. Nie l�ka�am si� pogardzi� umownymi zwyczajami. kt�re tak r�ni� si� w ka�dym klimacie, �e nie powinny by� niczym u�wi�cone. Pragn�am tych wi�z�w, sama je zadzierzgn�am i nie czuj� wyrzut�w sumienia. Nie l�kaj si� wi�cej, �e zechc� je zerwa�. � Niestety! Kt� mo�e wiedzie�? Colunce jest ode mnie m�odszy; ma wszystkie zalety, kt�rych potrzeba, by ci� oczarowa�. Nie upieraj si�, Eugenio, przy tej resztce uczu�, kt�ra ci� jeszcze za�lepia! Z czasem rozs�dek w tobie przewa�y, rozwieje si� omamienie, zrodzi si� �al, kt�ry z�o�ysz wielkim ci�arem na mojej piersi. A ja nigdy sobie nie wybacz�, �e sta�em si� jego przyczyn�! � Nie � odpowiedzia�a twardo Eugenia � nie! Zdecydowa�am, �e b�d� kocha�a tylko ciebie. Gdybym mia�a dosta� m�a, by�abym najnieszcz�liwsz� z kobiet... Ja � m�wi�a z gorycz� � ja mia�abym si� po��czy� z obcym, kt�ry nie maj�c tak jak ty podw�jnych powod�w, by mnie kocha� traktowa�by mnie wedle swych sentyment�w, a mo�e tylko swego po��dania? A potem opuszczona, pogardzona przez niego, kim bym zosta�a? Dewotk� czy ladacznic�? Och, nigdy! Wol� by� zawsze twoj� kochank�, najdro�szy! Stokro� wol� by� z tob� ni� stoczy� si� do jednej z tych dw�ch haniebnych pozycji w wielkim �wiecie! � Ale dlaczego o tym m�wimy? � dopytywa�a si� Eugenia z rozdra�nieniem. � Czy co� nam grozi? Co si� sta�o? Czy�by twoja �ona?... Tak, ona jedna by�aby zdolna... Jej nieprzytomna zazdro��... Bez w�tpienia to jedyne �r�d�o nieszcz��, kt�re mog� nam zagrozi�! Ach, nie pot�piam jej! Wszystkim si� mo�na pos�u�y�, gdy trzeba walczy�, by ciebie przy sobie zatrzyma�. Na c� bym ja si� nie odwa�y�a, gdybym by�a na jej miejscu, a chcieliby odebra� mi twe serce? Franval, do g��bi poruszony, u�ciska� gor�co sw� c�rk�, a ta, o�mielona zbrodniczymi pieszczotami, rozwijaj�c coraz �mielej sw� okrutn� imaginacj�, z niewybaczalnym bezwstydem odwa�y�a si� powiedzie� ojcu, �e jedynym dla nich sposobem uchronienia si� przed niepo��dan� obserwacj� by�oby wyszukanie kochanka dla matki. Pomys� ten rozweseli� zrazu Franvala; okrutniejszy jednak od c�rki, a pragn�c r�wnie� zasia� w jej sercu wi�ksz� jeszcze nienawi�� do swej �ony, odpowiedzia�, �e zemsta taka by�aby chyba zbyt s�odka; jest wiele innych sposob�w ukarania kobiety, kt�ra zatruwa �ycie swemu m�owi. Min�o kilka tygodni, zanim Franval i Eugenia zdecydowali si� wreszcie wypr�bowa� plan uknuty dla wtr�cenia cnotliwej ma��onki n�dznika w nieszcz�cie i desperacj�. S�dzili nie bez racji, �e przed u�yciem jeszcze niegodziwszych metod przyda� si� mo�e pomys� z kochankiem, nie tylko wygodny jako punkt wyj�cia dla innych podst�p�w, ale przede wszystkim, w wypadku powodzenia, wtr�caj�cy od razu pani� de Franval w takie po�o�enie, �e nie mog�aby odt�d interesowa� si� grzechami innych, sama maj�c cokolwiek na sumieniu. W celu realizacji tego pomys�u Franval pocz�� rozgl�da� si� w�r�d swoich m�odych znajomych, a po dojrza�ym namy�le doszed� do wniosku, �e w tym celu nadawa�by si� jedynie pan de Valmont. Valmont mia� lat trzydzie�ci, czaruj�c� powierzchowno��, sporo dowcipu i bujnej imaginacji, a za to �adnej z zasad moralnych. By� wobec tego znakomitym kandydatem do roli, jak� mu przeznaczano. Pewnego dnia Franval zaprosi� go na obiad. � M�j drogi � powiedzia�, gdy wstali od sto�u i zostali sami � zawsze s�dzi�em, �e jeste� godny mej przyja�ni. Mo�esz mi teraz dowie��, �e si� nie myli�em. Chcia�bym dowodu twych uczu�... Dowodu co prawda do�� szczeg�lnego... � O co ci chodzi? M�w ja�niej. Nie w�tpi�e� chyba nigdy, �e zawsze jestem got�w we wszystkim ci s�u�y�? � Co powiesz o mojej �onie? � Doprawdy urocza! Gdyby kto� inny by� jej m�em, od dawna stara�bym si� zosta� jej kochankiem. � Dzi�ki ci za te wzgl�dy, ale wcale mi na nich nie zale�y. � Jak to? � B�dziesz zdumiony... W�a�nie dlatego, �e jeste� moim przyjacielem... dlatego, �e jestem m�em pani de Franval, prosz� ci�, �eby� zosta� jej kochankiem. � Jeste� szalony? � Nie, ale troch� dziwak i troch� fantasta... Znasz mnie z tej strony od dawna. Chc� doprowadzi� cnot� do upadku i pragn�, aby� ty schwyta� j� w pu�apk�. � Co za niedorzeczno��! � Bynajmniej, to arcydzie�o rozs�dku. � Wi�c chcesz, �ebym ja... � Tak, chc�, ��dam i ostrzegani, �e przestan� uwa�a� ci� za przyjaciela, je�eli odm�wisz mi tej przys�ugi. Wszystko ci za�atwi�, wszystko przygotuj�... a ty skorzystasz. Kiedy za� b�d� ju� pewien swego losu, rzuc� ci si� je�li za��dasz, do n�g, aby dzi�kowa� za dobrodziejstwo. � S�uchaj, Franval, nie dam ci si� nabra�; za tym kryje si� co� niezwyk�ego. Nie przyst�puj� nigdy do dzia�ania, je�li nie znam wszystkich okoliczno�ci. � Tak... Ale wiem, �e� troch� skrupulant, nie s�dz� te�, by� mia� do�� si�y ducha, aby pozna� ca�� prawd�. Zawsze jakie� przes�dy... rycerskie uniesienia... chyba si� nie myl�? Gdybym ci wszystko wyjawi�, zadr�a�by� jak wystraszone dziecko i nie chcia� w og�le zabra� si� do rzeczy. � Ja mia�bym zadr�e�? Jestem twoim os�dem doprawdy zdumiony. Dowiedz si�, m�j drogi, �e nie ma w ca�ym �wiecie takiego szale�stwa, nie ma wyst�pku, kt�ry by�by w stanie mnie poruszy�, kt�ry m�g�by cho� na chwil� zak��ci� bicie mego serca! � Valmont, widzia�e� Eugeni�? � Twoj� c�rk�? � Moj� kochank�, je�li wolisz... � Och, �otrze! Rozumiem teraz... � Po raz pierwszy w �yciu widz� ci� cokolwiek poruszonym. � Jak�e to? na honor, �yjesz ze swoj� c�rk�? � Tak, przyjacielu, jak biblijny Loth! Zawsze by�em przej�ty tak wielkim respektem dla Pisma �wi�tego, zawsze wierzy�em, �e niebo stoi otworem przed tymi, kt�rzy na�laduj� bohater�w tej �wi�tej ksi�gi... Ach, m�j drogi! Nie dziwi mnie ju� szale�stwo Pigmaliona. Czy� historia �wiata nie jest pe�na przyk�ad�w podobnych s�abostek? Nie trzeba� by�o od tego zacz��, aby zaludni� ziemi�? A w jaki spos�b mog�o to sta� si� zbrodni�, je�li w�wczas ni� nie by�o? Co za niedorzeczno��! M�oda dziewczyna nie mo�e mnie podnieca�, poniewa� mia�em nieszcz�cie przyczyni� si� do wydania jej na �wiat? To co winno najbardziej j� do mnie zbli�y�, ma by� powodem oddalenia? Mam patrze� na ni� ch�odno i oboj�tnie, poniewa� jest do mnie podobna, poniewa� p�ynie w niej moja krew, a wi�c dlatego, �e jednoczy w sobie wszystkie zalety zdolne wzbudzi� najgor�tsz� mi�o��? Co za sofizmaty, co za bzdury! Zostawmy g�upcom obowi�zek poszanowania tych �miesznych zakaz�w; nie dotycz� one umys��w takich jak nasze. Kr�lestwo pi�kna i �wi�te prawa mi�o�ci nie maj� nic wsp�lnego z n�dznymi konwencjami spo�ecznymi. Usuwaj� je precz swoim blaskiem, podobnie jak promienie s�o�ca oczyszczaj� ziemi� z mgie�, kt�rymi spowi�a j� noc. Zdepczmy te okrutne przes�dy, stoj�ce na drodze szcz�cia! Je�li zdarzy�o si� im kiedykolwiek przewa�y� nad racjami rozumu, dzia�o si� to zawsze kosztem najdoskonalszych rado�ci. Niech b�d� przez nas wzgardzone i pot�pione na wieki! � Przekona�e� mnie � o�wiadczy� Valmont. � Przyznaj�, �e twoja Eugenia mo�e by� wspania�� kochank�. Jest wyra�niejszym od swej matki typem urody, a chocia� nie wida� u niej, jak u twojej �ony, owego rozmarzenia, kt�re tak rozkosznie ogarnia dusz�, ma za to w sobie co� podniecaj�cego i zniewalaj�cego, co� zdolnego z�ama� ka�dy op�r. Tamta ulega, ta ��da; tamta przyzwala, ta si� oddaje; przyznaj�, �e jest w tym wi�cej uroku. � Pami�taj, �e ofiaruj� ci nie Eugeni�, ale jej matk�. � Doprawdy, c� ci� do tego sk�ania? � Moja �ona jest zazdrosna, przeszkadza mi, �ledzi nas. Chce wyda� Eugeni� za m��. Musi wi�c poczu� si� winna, abym m�g� dzi�ki temu os�oni� swoje winy. Trzeba, aby� j� posiad�... zabawi� si� z ni� przez czas jaki�, a potem j� zdradzi�... Przy�api� j� w twych ramionach i ukarz�, a przynajmniej za cen� tego odkrycia kupi� sobie spok�j i wzajemn� tolerancj� naszych wsp�lnych b��d�w... Tylko si� nie zakochaj; b�agam. ci� Valmont, zachowaj zimn� krew; zdob�d� j� i nie pozw�l nad sob� panowa�. Je�li wmieszaj� si� w to jakie� sentymenty, moje plany diabli wezm�! � B�d� spokojny, by�aby to w moim �yciu pierwsza kobieta, kt�ra by poruszy�a me serce. Dwaj zbrodniarze uzgodnili wi�c swoje zamierzenia; postanowiono, �e w ci�gu paru dni Valmont zacznie uwodzi� pani� de Franval, mog�c u�ywa� wszelkich sposob�w, nawet ujawnienia jej romansu Franvala jako najsilniejszego argumentu zdolnego nak�oni� t� szlachetn� niewiast� do poszukiwania zemsty. Eugenia, kt�r� powiadomiono o u�o�onym projekcie, nadzwyczaj si� uradowa�a; niegodziwa istota o�mieli�a si� nawet ��da�, aby � je�li Valmontowi si� powiedzie � mog�a dope�ni� swego szcz�cia, ogl�daj�c na w�asne oczy upadek matki; chcia�a widzie� t� bohaterk� cnoty jawnie poddaj�c� si� urokom rozkoszy, z tak� surowo�ci� dot�d przez ni� pot�pianych. Nadszed� wreszcie dzie�, kiedy najcnotliwsza i najnieszcz�liwsza z kobiet mia�a nie tylko otrzyma� straszliwy cios, ale r�wnie� zosta� zniewa�on� i opuszczon� przez swego zbrodniczego ma��onka, wydana w r�ce cz�owieka, kt�ry na jego w�asne ��danie mia� go znies�awi�... Co za szale�stwo! Jakie� cele mo�e mie� Natura tworz�c serca tak zdeprawowane! Par� wst�pnych wizyt poprzedzi�o t� scen�. Valmont by� zreszt� tak blisko zaprzyja�niony z Franvalem, �e matka Eugenii, przyzwyczajona ju� do pozornie niegro�nego towarzystwa tego cz�owieka, nie mog�a si� obawia� pozostania z nim sam na sam. Byli we troje, w salonie, gdy nagle Franval podni�s� si� z fotela. � Wychodz� � powiedzia�. � Musz� za�atwi� piln� spraw�. B�dziesz z Valmontem tak bezpieczna, jak pod opiek� swojej guwernantki � doda� z u�miechem � to cz�owiek bardzo rozs�dny... Gdyby si� jednak zapomnia�, winna� mi zaraz o tym powiedzie�; lubi� go, ale nie na tyle, by dzieli� si� z nim swoimi prawami... I wyszed�. Po kilku zdaniach nawi�zuj�cych do �artu Franvala Valmont zauwa�y�, i� przyjaciel jego zmieni� si� wyra�nie od sze�ciu miesi�cy. � Nie mia�em �mia�o�ci pyta� o powody � doda� � wydaje si� jednak, �e ma jakie� zmartwienia. � Pewne jest tylko � odrzek�a pani de Franval � �e jest nieustann� przyczyn� zmartwie� swoich bliskich. � O nieba! czego si� dowiaduj�? Czy�by m�j przyjaciel krzywdzi� pani�? � Lepiej o tym nie m�wi�. � Prosz� mi si� zwierzy�; zna pani moj� gorliwo��, moje niewzruszone przywi�zanie... � Ci�gle te straszliwe doktryny, to zepsucie obyczaj�w, najr�niejsze przykro�ci... Uwierzy pan? Proponowano naszej c�rce najkorzystniejszy maria�, nie zgodzi� si�... W tym miejscu zr�czny Valmont spu�ci� oczy i przybra� min� cz�owieka, kt�ry wie... kt�ry wsp�czuje... i kt�ry boi si� powiedzie�. � I c� � podj�a pani de Franval � pana to nie dziwi? Szczeg�lne jest to pa�skie milczenie. � Ach, pani! Lepiej jest milcze� ni� m�wi� i sta� si� przyczyn� rozpaczy ukochanej istoty... � Co to za zagadki? Prosz� mi wyja�ni�, zaklinam pana! � Chcia�aby pani, bym nie dr�a�, gdy mara otworzy� ci oczy � m�wi� Valmont, �ciskaj�c jak w gor�czce r�k� tej niezwyk�ej kobiety. � Albo przestaniemy rozmawia� � odpowiedzia�a �ywo pani de Franval � albo wyja�ni mi pan dok�adnie swoje aluzje. ��dam tego! Nie mo�e mnie pan zostawi� w tej strasznej sytuacji. � Sytuacja, w kt�rej znalaz�em si� dzi�ki pani, jest mo�e jeszcze straszniejsza! � zawo�a� Valmont, spogl�daj�c na swoj� przysz�� ofiar� wzrokiem pe�nym p�omiennej mi�o�ci. � Co jednak znaczy to wszystko? Najpierw mnie pan przera�a, zmusza do ��dania wyja�nie�, potem o�miela si� m�wi� rzeczy , kt�rych nie chc� i nie powinnam s�ucha�, chyba po to jedynie, aby odj�� mi mo�liwo�� dowiedzenia si� wreszcie, co mia� pan na my�li tak okrutnie mnie niepokoj�c. Prosz� mi powiedzie� albo wp�dzi mnie pan w ostateczn� rozpacz! � Skoro pani tego ��da, b�d� wyra�a� si� ja�niej, cho�bym mia� rozedrze� ci serce. A wi�c pozna pani straszn� tajemnic�, dla kt�rej Franval odrzuci� starania pana de Colunce. Eugenia... � C� Eugenia? � Franval j� uwielbia. Nie jest ju� dla niej ojcem, ale kochankiem. Wola�by wyrzec si� �ycia ni� tej dziewczyny... S�ysz�c to niesamowite wyja�nienie pani de Franval dozna�a takiego wstrz�su, �e na chwil� straci�a zmys�y. Valmont podtrzyma� j�; po minucie otworzy�a oczy. � Widzi pani � kontynuowa� � ile ci� kosztuje poznanie tej prawdy, kt�rej si� domaga�a�. Gdybym wiedzia�... � Niech pan mnie zostawi! � zawo�a�a pani de Franval, kt�rej stan trudno by�o opisa� � niech pan odejdzie! Po takim strasznym wstrz�sie musz� by� chwil� sama! � Chcia�aby�, abym zostawi� ci� w takim stanie? Ach, zbyt okrutnie dotyka mnie tw�j b�l, abym nie mia� ci� b�aga� o �ask� podzielenia z tob� twego cierpienia. Sta�em si� jego przyczyn�, pozw�l, abym je ukoi�! � M�j m�� zakochany we w�asnej c�rce! Wielki Bo�e! To stworzenie, kt�re nosi�am pod sercem, odbiera mi go teraz tak niegodziwie! Taka zbrodnia! Ach, panie de Valmont! Czy to mo�liwe? Czy pan jest pewny? � Gdybym mia�, pani, jakiekolwiek w�tpliwo�ci, milcza�bym jak gr�b. Wola�bym zostawi� ci� w nie�wiadomo�ci ni� na pr�no niepokoi�. Niestety, wiem o tej ha�bie od samego Franvala, zwierzy� mi si�. Cokolwiek si� jednak sta�o, b�agam pani� o spok�j! Rozwa�ymy zaraz sposoby zerwania tej intrygi i ukarania winnych. Ty jedna mo�esz wymierzy� mu sprawiedliw� kar�... � Niech pan m�wi, co robi�! Taka zbrodnia mnie przera�a. � M�czyzna o usposobieniu Franvala nie da si� nawr�ci� przyk�adem cnoty. Ma��onek pani gardzi kobietami. Wszystko, co czyni� one, by nas zjedna�, utrzymuje Franval, jest skutkiem ich ambicji albo temperamentu; nie chodzi im o to, by nam si� podoba� lub nas zobowi�za�, ale po prostu o w�asne zadowolenie. Wybaczy pani, ale nie b�d� ukrywa�, �e w tej materii podzielam jego mniemanie. Nigdy nie widzia�em, by jakiejkolwiek kobiecie uda�o si� swoj� cnot� sprowadzi� m�a z drogi wyst�pku. Franvala zabola�oby raczej post�powanie podobne do jego w�asnego; to by�by spos�b na przywr�cenie pani mi�o�ci m�a. Zazdro�� to najlepszy i niezawodny �rodek ponownego rozniecenia mi�o�ci. Gdyby m�� pani poj��, �e ta cnota, do kt�rej tak przywyk� i kt�r� o�mieli� si� pogardzi�, jest raczej skutkiem refleksji ni� oboj�tno�ci albo braku temperamentu, nauczy�by si� pani� ceni� w�a�nie dlatego, �e uzna�by ci� za zdoln� do jej porzucenia. Franval s�dzi... o�miela si� nawet opowiada�, �e je�li nie mia�a� nigdy kochank�w, to dlatego jedynie, i� nikt ci� nie po��da� i nie atakowa�. Dowied� mu, �e mo�esz ich mie�, ilu zapragniesz; �e mo�esz si� zem�ci� za jego zdrady i pogard�. Zapewne w �wietle surowych pani zasad b�dzie to troch� niegodziwe; pami�taj jednak, ilu grzechom przez to zapobiegniesz, jakiego m�czyzn� nawr�cisz! Ta niewielka obraza uwielbionego b�stwa cnoty przywiedzie do jej �wi�tyni nie byle jakiego odszczepie�ca! Ach, pani! Apeluj� do twego rozs�dku! Post�powaniem, kt�re o�mielam si� radzi�, na zawsze przywi��esz do siebie Franvala, zjednasz go do �mierci. Odsuwa si� od ciebie, bo� zbyt cnotliwa; wymyka ci si�, by mo�e ju� nigdy nie powr�ci�. Tak, twierdz� stanowczo, �e je�li kocha pani swego m�a, nie powinna� si� waha�! Pani de Franval, zdumiona tym przem�wieniem, przez kilka chwil trwa�a w milczeniu. Przypomnia�a sobie gor�ce spojrzenia i pierwsze zdania Valmonta. � Panie de Valmont � powiedzia�a wreszcie patrz�c na� uwa�nie � za��my, �e chcia�abym p�j�� za pa�sk� rad�. Jak pan s�dzi, na kogo powinnam zwr�ci� uwag�, aby zaspokoi� swego m�a? � Ach, pani! � zawo�a� Valmont, nie dostrzegaj�c zastawionej pu�apki. � Najdro�sza, boska przyjaci�ko! Sp�jrz na cz�owieka, kt�ry kocha ci� jak nikogo na �wiecie! Kt�ry uwielbia ci� od chwili poznania i przysi�ga u twych st�p, �e odda �ycie na ka�de skinienie! � Prosz� st�d wyj�� � zawo�a�a z oburzeniem pani de Franval � i nigdy nie pokazywa� mi si� na oczy! Przejrza�am pa�ski podst�p! O�mieli�e� si� oskar�y� mego m�a o zbrodni�, kt�rej nie by�by zdolny pope�ni�, aby doprowadzi� do skutku swoje perfidne zamiary! O�wiadczam panu, �e gdyby nawet by� winien, sposoby, kt�re mi doradzasz, uwa�am za tak odra�aj�ce, �e niezdolna by�abym pos�u�y� si� nimi nawet przez chwil�. B��dy m�a nigdy nie usprawiedliwi� grzech�w �ony! W�a�nie dlatego musi by� tym bardziej czysta i cnotliwa, aby sprawiedliwy B�g pow�ci�gn�� sw�j gniew i nie rzuci� na miasto wyst�pku p�omieni, kt�re winny je poch�on��! Z tymi s�owy pani de Franval wysz�a z salonu; zawo�a�a s�u�b� Valmonta i poprosi�a, aby opu�ci� jej dom, co i uczyni�, pe�en wstydu i upokorzenia. Aczkolwiek ta niezwyk�a kobieta wykry�a podst�pne zamiary przyjaciela pana de Franval, to jednak s�owa jego tak bardzo zgadza�y si� z jej obawami i domys�ami matki, �e postanowi�a u�y� wszelkich sposob�w, aby doj�� wreszcie do najgorszej nawet prawdy. Pojecha�a do pani de Farneille i opowiedzia�a ca�e wydarzenie; wr�ci�a stamt�d zdecydowana na krok, kt�ry uzna�a za najw�a�ciwszy. Od dawna powiadaj�, i chyba s�usznie, �e najgorszych wrog�w mamy we w�asnej s�u�bie. Zawsze zazdro�ni, zawsze zawistni, lokaje zdaj� si� szuka� sposobu ul�enia swemu losowi w �ledzeniu wszelkich wyst�pk�w, kt�re poni�aj�c nas w ich oczach, pochlebiaj� niejako ich pr�no�ci i przywracaj� im poczucie moralnej przewagi, odebrane przez los i sytuacj�. Pani de Franval zdo�a�a przekupi� jedn� z pokoj�wek Eugenii. Za obietnic� bezpiecznej ucieczki i korzystnej zmiany posady, za upewnienie, i� s�u�y dobrej sprawie, kreatura ta zdecydowa�a si� pokaza� nast�pnej nocy pani de Franval bezsporne dowody jej nieszcz�cia. Nadesz�a oczekiwana chwila. Nieszcz�sna matka ukry�a si� w gabinecie s�siaduj�cym z pokojem, w kt�rym jej perfidny ma��onek zniewa�a� ka�dej nocy sakrament ma��e�stwa. Eugenia wesz�a tam razem z ojcem. Na kominku pali�y si� �wiece w wielkim kandelabrze, o�wietla�y wyra�nie miejsce zbrodni... O�tarz by� ju� przygotowany, ofiara z�o�y�a si� na nim z u�miechem, zbli�y� si� do niej zbrodniczy kap�an... Pani de Franval zebra�a w sobie ca�� odwag�, wszystkie si�y, kt�re czerpa�a z desperacji i zniewa�onej mi�o�ci; otworzy�a drzwi i wdar�a si� do sypialni. Tam, zalana �zami, pad�a do n�g kazirodcy. � O ty, kt�ry sta�e� si� nieszcz�ciem mego �ycia! � wo�a�a do Franvala � kt�remu nic nie zawini�am... kt�rego nawet teraz uwielbiam jeszcze mimo krzywd i b�lu... Patrz na me �zy i nie odtr�caj mnie! B�agam ci� o zmi�owanie nad t� nieszcz�liw�, kt�ra zwiedziona sw� s�abo�ci� i twoimi uwodzicielskimi zabiegami s�dzi, �e znalaz�a szcz�cie na �onie zbrodni i bezwstydu... Eugenio, Eugenio! Czy�by� chcia�a uderzy� �elazem w �ono, kt�re wyda�o ci� na �wiat? Nie g�d� si� d�u�ej na wsp�lnictwo zbrodni, kt�rej ohyd� przed tob� utajono! Uciekaj st�d! Uciekaj! Przyjm� ci� z najwi�ksz� rado�ci�! Widzisz u swych st�p nieszcz�liw� matk�, kt�ra zaklina ci�, by� przesta�a zniewa�a� i honor, i prawo Natury... Ale je�li odrzucisz me b�agania � m�wi�a dalej zdesperowana niewiasta, przyciskaj�c do piersi ostrze sztyletu � oto jakim sposobem uwolni� si� od ha�by, kt�r� chcesz mnie okry�! Niechaj obleje was moja krew; tylko na moich zw�okach b�dziecie mogli dope�ni� swej strasznej zbrodni! Kto zrozumia� ju� nieczu�� dusz� Franvala, �atwo pojmuje, �e widok ten z�oczy�cy bynajmniej nie wzruszy�. Trudno jednak uwierzy�, �e serce Eugenii r�wnie� nie drgn�o. � Pani � powiedzia�a z okrutnym spokojem ta zdeprawowana dziewczyna � nie pojmuj�, jak mo�esz godzi� ze zdrowym rozs�dkiem t� �mieszn� scen�, kt�r� robisz swojemu m�owi! Czy� nie jest on panem swojego post�powania? A je�li pochwala moje, jakie masz prawo nas gani�? Czy my �ledzimy twoje swawole z panem de Valmont? Przeszkadzamy ci w twoich rozkoszach? Racz wi�c respektowa� nasze, a w przeciwnym wypadku nie dziw si�, �e pierwsza b�d� prosi�a twojego m�a, aby zastosowa� �rodki, kt�re ci� do tego zmusz�... W tym momencie sko�czy�a si� cierpliwo�� pani de Franval. Ca�y jej gniew zwr�ci� si� przeciwko niegodziwej istocie, kt�ra do tego stopnia wobec niej si� zapomnia�a. Rzuci�a si� ku niej z w�ciek�o�ci�. Ale okrutny Franval schwyci� �on� za w�osy, odci�gn�� j� z furi� od c�rki i wywl�k� z pokoju; pchn�� j� z ca�� si�� po schodach, tak �e stoczy�a si� zemdlona i skrwawiona a� na pr�g pokoju jednej ze s�u��cych, kt�ra zbudzona okropnym ha�asem wybieg�a z izdebki i os�oni�a po�piesznie sw� pani� przed gniewem okrutnika, zbiegaj�cego ju� na d�, aby doko�czy� zemsty... Wci�gn�a j� do siebie, zamkn�a drzwi, zacz�a cuci�... Natomiast potw�r, kt�ry z tak� w�ciek�o�ci� j� maltretowa�, wr�ci� do swojej towarzyszki, aby sp�dzi� z ni� noc tak spokojnie, jak gdyby nie upodobni� si� przed chwil� do najdzikszej bestii bezlitosnymi zniewagami, potwornym upokorzeniem ofiary, jednym s�owem czynami tak odra�aj�cymi, �e wstyd nas ogarnia, i� musieli�my je. ods�oni�. Sko�czy�y si� z�udzenia biednej pani de Franval. Nie mog�a d�u�ej si� oszukiwa�; by�o a� nadto jasne, �e odebrano jej najdro�szy skarb ca�ego �ycia, serce m�a... I kt� tego dokona�? Istota winna jej najg��bszy szacunek, kt�ra jednak o�mieli�a si� przemawia� do niej z tak nies�ychan� zuchwa�o�ci�! Domy�la�a si� r�wnie�, �e ca�a przygoda z Valmontem by�a szkaradn� pu�apk�, maj�c� na celu wp�dzenie jej w wyst�pek, a przynajmniej stworzenie pozor�w, zdolnych zr�wnowa�y�, i usprawiedliwi� czyny tysi�ckro� ohydniejsze. Trudno by�o w to w�tpi�. Franval, powiadomiony o niepowodzeniu Valmonta, kaza� mu zast�pi� niepomy�ln� prawd� k�amstwem i oszczerstwem, to jest g�osi� publicznie, �e jest kochankiem pani de Franval. Postanowiono r�wnie� w tym godnym towarzystwie przygotowa� sfa�szowane listy o haniebnej tre�ci, kt�re dowiod�yby jak najbardziej jednoznacznie istnienie stosunk�w, do jakich nieszcz�liwa �ona Franvala nie chcia�a si� przyzna�. Rozpacz i doznane obra�enia wtr�ci�y rych�o pani� de Franval w ci�k� chorob�. M�� nie �yczy� sobie jej widywa�, nie raczy� nawet informowa� si� o stanie jej zdrowia. Wyjecha� z Eugeni� na wie� pod pretekstem, �e panuj�ca w domu gor�czka mo�e by� dla dziewczyny niebezpieczna. Podczas choroby pani de Franval Valmont kilkakrotnie sk�ada� jej wizyty, nie by� jednak�e ani razu przyj�ty. Otoczona opiek� przez matk� i ksi�dza de Clervil nie chcia�a nikogo widzie�. Dopiero po czterdziestu dniach wr�ci�a do zdrowia dzi�ki staraniom tych najbli�szych sobie os�b, jedynych przyjaci�, kt�rzy jej pozostali. Franval odwi�z� wtedy c�rk� z powrotem do Pary�a i spotka� si� z Valmontem, aby obmy�le� sposoby prze�amania fortyfikacji, jakimi pani de Franval obwarowa�a si� z pomoc� przyjaci� przed ich zakusami. Franval zjawi� si� u �ony w chwili, gdy uzna�, �e jest w stanie z nim rozmawia�. � Nie masz chyba z�udze� co do moich pogl�d�w na sw�j stan zdrowia � powiedzia� ch�odno. � Nie ukrywam, �e tylko tej okoliczno�ci zawdzi�czasz pow�ci�gliwo�� Eugenii. By�a gotowa wnie�� przeciwko tobie bezwzgl�dn� skarg� z powodu tak brutalnego jej potraktowania. Chocia� zdaje sobie spraw�, �e winna jest ci szacunek, nale�ny zazwyczaj matce od c�rki, nie mo�e jednak ignorowa� faktu, �e ta matka sama postawi�a si� w najgorszym �wietle, rzucaj�c si� na c�rk� ze sztyletem w d�oni. Podobne uniesienia mog� otworzy� oczy wymiarowi sprawiedliwo�ci na twoj� konduit� i pewnego dnia zaszkodzi� fatalnie twojej dobrej s�awie i twojej wolno�ci osobistej. � Nie spodziewa�am si� takich oskar�e� � odrzek�a pani de Franvall. � Jak�e to, moja c�rka, uwiedziona przez ciebie, splamiona jednocze�nie kazirodztwem, cudzo��stwem, libertynizmem i najohydniejsz� niewdzi�czno�ci� wobec tej, kt�ra wyda�a j� na �wiat... O nie, nie wydaje mi si�, abym wobec tych okropno�ci mia�a obawia� si� jakiej� skargi! Trzeba mie� tw�j talent i z�o�liwo��, aby wybaczaj�c tak bezczelnie zbrodnie, oskar�a� niewinno��! � Zdaj� sobie spraw�, �e pretekstem do tamtej sceny by�y twoje najdziwaczniejsze wobec mnie podejrzenia. Ale chimeryczne przewidzenia nie usprawiedliwiaj� zbrodni. To, czego� si� domy�la�a jest z�udzeniem; natomiast to, czego� si� dopu�ci�a, jest niestety faktem. By�a� zdumiona wyrzutami, kt�re czyni�a ci moja c�rka w zwi�zku z twoim romansem z panem de Valmont. Dowiedz si�, �e twoje nieprzystojne prowadzenie si� jest g�o�ne w ca�ym Pary�u. Te konszachty s� tak powszechnie znane, dowody, niestety, tak niew�tpliwe, �e m�wi� ci o tym jest mo�e nieostro�no�ci�, ale w �adnym wypadku nie kalumni�. skandalu nie jest zadaniem zdradzonego m�a. Cierpi on i stara si� jak najd�u�ej utai� dowody. Skoro jednak tego ��dasz, z pewno�ci� ci nie odm�wi�, � Si�gn�� do portfela. � Usi�d�, prosz�, trzeba to sprawdzi� spokojnie; z�o�� i uniesienie zaszkodz� ci, a mnie nie przekonaj�. Przeczytaj, prosz� i podyskutujemy z zimn� krwi�. � Ja... ja... � m�wi�a nieszcz�liwa, w oburzeniu unosz�c si� na ��ku � ja mia�abym z Valmontem... Bo�e sprawiedliwy! I ty to m�wisz! Niewdzi�czny! � zala�a si� �zami. � Oto jest zap�ata za moj� czu�o��! Oto nagroda za to: �em ci� tak pokocha�a! Niekontent jeste� z tej okrutnej krzywdy; nie dosy� ci, �e� uwi�d� w�asn� c�rk�; chcesz jeszcze usprawiedliwi� swe zbrodnie zarzucaj�c mi czyn, kt�ry by�by dla mnie straszniejszy od �mierci! Powiadasz, �e masz dowody mojego romansu! Poka� je wszystkim! ��dam, aby znano je powszechnie! Zmusz� ci�, aby� je opublikowa�, je�eli mi ich zaraz nie poka�esz! � Moja droga, nie b�d� ich wszystkim pokazywa�, bo zazwyczaj rozg�aszanie takiego Pani de Franval by�a tak pewna swojej niewinno�ci, �e nie poj�a, co maj� znaczy� te dziwne s�owa. Zdumienie i zgroza przej�y j� dreszczem. � Oto jak widzisz � m�wi� Franval, wyjmuj�c z portfela plik papier�w � ca�a twoja korespondencja z panem de Valmont z ubieg�ych sze�ciu miesi�cy. Nie oskar�aj tego m�odego cz�owieka o niedyskrecj� lub nieostro�no��; zbyt jest rycerski, aby w czymkolwiek o�mieli� si� ci uchybi�. Ale jeden z jego s�u��cych, zr�czniejszy od swego pana, znalaz� spos�b na dostarczenie mi tych cennych dowod�w twojej nadzwyczajnej skromno�ci i znakomitej cnoty. � Przerzuci� listy roz�o�one na stole i wyj�� jeden. � Pozwolisz, �e w�r�d tych rozmaitych paplanin kobiety roznami�tnionej... roznami�tnionej przez m�czyzn� bez w�tpienia wielce przystojnego... wybior� list, kt�ry wyda� mi si� najbardziej charakterystyczny i beztroski. Oto jego tre��: �Nudziarz wyje�d�a dzi� wieczorem do swojej podmiejskiej willi razem z t� n�dzn� kreatur�. Nie pojmuj�, jak mog�am wyda� j� na �wiat! Przybywaj, najdro�szy, pocieszy� mnie po strapieniach, kt�rych nie szcz�dz� mi te dwa potwory. Czy zreszt� nie oddaj� nam teraz najwi�kszych us�ug? Ta intryga przeszkadza mojemu m�owi w dostrze�eniu naszej mi�o�ci. Niech wyprawia z t� dziewczyn�, co mu si� podoba, byleby nie wa�y� si� targn�� na najdro�sze zwi�zki, ��cz�ce mnie z cz�owiekiem, kt�rego uwielbiam jak nikogo na �wiecie.� � I c� na to powiesz? � Doprawdy, podziwiam ci� � odrzek�a pani de Franval. � Ka�da nasza rozmowa wzmaga moje niewiarygodne wprost dla ciebie uznanie. Przyznam si� jednak, �e w�r�d znakomitych twoich zdolno�ci nie dostrzeg�am jeszcze talent�w fa�szerza i oszczercy! � Ach, wi�c zaprzeczasz? � Bynajmniej. ��dam tylko, aby mi to udowodniono. Wezwiemy s�dzi�w, powo�amy ekspert�w. I za��damy, je�li si� zgodzisz, najsurowszej kary dla tego z nas dwojga, kto oka�e si� naprawd� winnym... � Oto co mo�na nazwa� prawdziw� bezczelno�ci�! Dobrze, wol� nawet �ledztwo od nieustannego cierpienia. Poszukajmy dalej � m�wi� Franval, wyjmuj�c z portfela drugi plik papier�w. � Nic dziwnego, �e masz kochanka... z tak� urod� i m�em n u d z i a r z e m... Ale pozwolisz, �e uznam raczej za niezwyk�e, i� w twoim wieku ju� musisz go utrzymywa�, i to na m�j koszt! Oto weksle i rachunki prawie na sto tysi�cy talar�w, p�acone przez ciebie albo �yrowane na korzy�� pana de Valmont. Obejrzyj je sobie, prosz� bardzo � dorzuci� �w n�dznik pokazuj�c jej z daleka jeden z dokument�w. �Pan Zaide, jubiler... Przekazuj� panu przy niniejszym sum� dwudziestu dw�ch tysi�cy liwr�w jako pokrycie zobowi�zania pana de Valmont. Farneille de Franval.� � Jametowi, handlarzowi koni: sze�� tysi�cy liwr�w.. To za ten ekwipa�, kt�rym chlubi si� dzisiaj Valmont w ca�ym Pary�u Tak, pani, nazbiera�o si� tego w sumie na trzysta tysi�cy dwie�cie osiemdziesi�t trzy liwry i dziesi�� sold�w. z czego jedn� trzeci� jeste� jeszcze winna, a reszt� lojalnie posp�aca�a�. Co o tym s�dzisz? � Zbyt prymitywne jest to fa�szerstwo, abym cho� przez chwil� mog�a si� go obawia�. Potrafi� zawstydzi� niegodziwych, kt�rzy wymy�lili to wszystko, aby mnie zgubi�... ��dam, aby ludzie; kt�rym jak powiadasz, p�aci�am rzekomo te rachunki, przyszli tutaj i zaprzysi�gli, �e ode mnie dostawali pieni�dze. � Przyjd�, pani, mo�esz w to nie w�tpi�. Czy donie�liby mi z w�asnej woli o twoim post�powaniu, gdyby nie byli gotowi podtrzyma� swoich zezna�? Jeden z nich chce nawet ju� dzisiaj, bez mojego wp�ywu, wnie�� przeciw tobie pozew do s�du... Gorzkie �zy p�yn�y z oczu nieszcz�liwej kobiety. Opu�ci�a j� odwaga, ogarn�o zw�tpienie; przera�aj�ce by�y symptomy jej rozpaczy, bi�a w zapami�taniu g�ow� w marmurowe kolumny, rani�a sobie twarz. � Zlituj si� nade mn�! � zawo�a�a, rzucaj�c si� m�owi do n�g. � Je�li chcesz si� mnie pozby�, mo�esz tego dokona� sposobem mniej okrutnym i bezlitosnym! Skoro moje istnienie przeszkadza w radowaniu si� zbrodni�, po�� mu kres jednym ciosem! Nie wtr�caj mnie do grobu tak powolnie i podst�pnie! Czy to moja wina, �e ci� kocha�am? �e burzy�am si� przeciwko temu, co tak brutalnie pozbawia�o mnie twych uczu�? Dobrze. Ukarz mnie, z�oczy�co, we� to �elazo � m�wi�a w gor�czce, chwytaj�c szpad� m�a � i przebij mnie bez lito�ci! Niech chocia� umr� godna twego szacunku, niech zabior� do mogi�y jedyne pocieszenie, wiar�, �e w twoich oczach niezdolna by�am do wyst�pk�w, o jakie mnie oskar�asz... po to jedynie, aby ukry� swe w�asne... Kl�cz�c u st�p Franvala �ciska�a pokrwawionymi r�kami obna�one ostrze, usi�uj�c ugodzi� si� nim w pier�. P�naga, z rozpuszczonymi w�osami, zalana potokami �ez, by�a patetycznym i wyrazistym uosobieniem rozpaczy. Nigdy chyba cierpienie nie ukaza�o si� w postaci r�wnie szlachetnej, wzruszaj�cej i pi�knej. � Nie, pani � powiedzia� Franval, wydzieraj�c jej szpad�. � Nie zale�y mi na twojej �mierci, chc� tylko sprawiedliwej kary. Pojmuj� twoj� skruch�, �zy wcale mnie nie dziwi�; szalejesz z rozpaczy, �e zosta�a� zdemaskowana. �al tw�j bardzo mnie cieszy, mog� mie� nadziej� na pokut� i popraw�... kt�r� przy�pieszy niew�tpliwie los, jaki ci teraz przeznaczam... Zwr�c� w tym kierunku wszystkie swoje starania. � Wstrzymaj si�! � zawo�a�a nieszcz�liwa. � Nie rozg�aszaj chocia� swojej ha�by, niech �wiat si� nie dowie, �e jeste� jednocze�nie krzywoprzysi�c�, fa�szerzem, kazirodc� i oszczerc�! Chcesz si� mnie pozby�, wyjad�, poszukam schronienia, gdzie nawet wspomnienie o tobie zniknie z mej pami�ci... B�dziesz wolny, b�dziesz grzeszy� bezkarnie... zapomn� ci�... je�eli potrafi�... A je�li nawet twego bolesnego wizerunku nie zdo�am wyrwa� ze swego serca, je�eli b�dzie mnie prze�ladowa� i na odleg�ym wygnaniu, to si� go nie pozb�d�, niegodziwy... nie, to by�oby ponad moje si�y... ale ukarz� si� za w�asne za�lepienie i z�o�� w�wczas do grobu t� zha�bion� �wi�tyni�, w kt�rej by�e� tak uwielbiony... Uniesienie wyczerpa�o si�y pani de Franval, os�abionej niedawn� chorob�; osun�a si� i zemdla�a. Ch�odny cie� �mierci po�o�y� si� na jej r�anej karnacji, tak wyniszczonej przez cierpienie. Cia�o jej by�o ju� prawie nieczu�� bry��, kt�rej wszelako nie opuszcza� jeszcze wdzi�k, wstyd i pi�kno... wszystkie atrybuty cnoty. N�dznik wyszed�, aby wraz ze swoj� wyst�pn� c�rk� radowa� si� odra�aj�cym triumfem, kt�ry zbrodnia odnios�a nad szcz�ciem i niewinno�ci�. Szczeg�y tego zaj�cia nadzwyczaj uradowa�y c�rk� Franvala; �a�owa�a nawet, i� nie mog�a by� jego �wiadkiem. By�a zdania, �e nale�a�o posun�� si� dalej i skorzysta� z okazji, aby Valmont m�g� wreszcie zatriumfowa� nad surowo�ci� jej matki, a Franval ich przychwyci�. Gdyby tak si� sta�o, c� mog�aby mie� na swoje usprawiedliwienie ich biedna ofiara? Nie trzeba by�o pozbawi� jej ostatnich argument�w? Takie to rozwa�ania snu�a Eugenia de Franval! Nieszcz�liwa kobieta mia�a na pociech� tylko serce swej matki; nie zwleka�a te� z przedstawieniem jej nowych powod�w troski. Pani de Farneille wpad�a na pomys�, aby u�y� po�rednictwa ksi�dza de Clervil, kt�rego stan, wiek i powaga mog�y, jak s�dzi�a, wywrze� jaki� wp�yw na jej zi�cia. Nikt nie jest tak ufny, jak cz�owiek dotkni�ty nieszcz�ciem. U�wiadomi�a czcigodnego kap�ana o wszystkich wybrykach Franvala, przekona�a go o faktach, w kt�re dawniej nie chcia� wierzy�, prosi�a wreszcie, aby w rozmowie ze z�oczy�c� u�y� perswazji apeluj�cej raczej do serca ni� do rozumu. Je�eli za� powiedzie mu si� z tym przewrotnym cz�owiekiem, prosi�a, aby porozmawia� tak�e z Eugeni� i w podobny spos�b przekona� t� nieszcz�sn� istot�, jaka przepa�� przed ni� si� otwiera, a wreszcie przywi�d� j�, je�li to mo�liwe, z powrotem na �ono matki i cnoty. Franval dowiedzia� si� do�� wcze�nie, �e Clervil zamierza prosi� o rozmow� z nim i z Eugeni�; mia� wi�c dosy� czasu, aby si� z c�rk� porozumie� i u�o�y� odpowiedni plan dzia�ania. Powiadomili spowiednika pani de Farneille, �e oboje gotowi s� go wys�ucha�. Naiwna pani de Franval wierzy�a mocno w si�� argument�w powa�nego kap�ana; nieszcz�liwi gorliwie uganiaj� si� za chimerami, a t�skni�c za powodzeniem, kt�rego rzeczywisto�� im odmawia, chwytaj� si� �apczywie wszelkich iluzji! Clervil zjawi� si� o godzinie dziewi�tej rano: Franval przyj�� go w tym samym apartamencie, gdzie zazwyczaj sp�dza� noce ze swoj� c�rk�. Kaza� go urz�dzi� z wytwornym przepychem, zostawiaj�c tam wszelako pewien subtelny nie�ad, kt�ry �wiadczy� o ich wyst�pnych rozkoszach. Ukryta w s�siedztwie Eugenia mog�a s�ysze� ca�� rozmow�, aby lepiej przygotowa� si� do roli, jaka mia�a z kolei jej przypa��. � O�mielam si� zjawi� u pana � powiedzia� Clervil � bardzo si� obawiaj�c, �e mog� zak��ci� spok�j tego domu. Ludzie mojego stanu s� zazwyczaj tak niemile widziani w�r�d os�b, kt�re jak pan oddaj� si� przede wszystkim rozkoszom tego �wiata, �e mam wyrzuty sumienia, i� uleg�em namowom pani de Farneille i prosi�em pana o chwil� rozmowy. � Zechce ksi�dz usi���. P�ki rozs�dek i poczucie sprawiedliwo�ci b�d� dominowa� w ksi�dza wypowiedziach, p�ty nie ma obawy, abym si� znudzi� lub zniecierpliwi�. � Jest pan przedmiotem uwielbienia m�odej ma��onki, pe�nej wdzi�ku i cn�t, kt�ra jednak�e uwa�a pana za sprawc� swoich nieszcz��. �atwo sobie wyobrazi�, jak straszne jest jej po�o�enie, skoro mo�e si� powo�a� tylko na swoj� naiwno�� i niewinno��, skoro ma jedyne oparcie w matce; a ub�stwia pana mimo tych wszystkich krzywd... � Chcia�bym, aby�my od razu przeszli do fakt�w � przerwa� Franval. � Wydaje mi si�, �e za bardzo wik�a ksi�dz ca�� spraw�. Jaki jest cel tej misji? � Przywr�ci� panu szcz�cie, Je�li to jeszcze mo�liwe. � A je�eli oka�e si�, �e jestem ca�kiem szcz�liwy, nie b�dzie mia� ksi�dz nic wi�cej mi do powiedzenia? � Niepodobna, aby szcz�cie mog�o wywodzi� si� ze zbrodni! � Zgadzam si�! Ale kto�, kto po g��bokich rozwa�aniach i dojrza�ym namy�le wzni�s� si� na tak wysoki poziom �wiadomo�ci, �e potrafi zrozumie�, i� z�o nie istnieje, potrafi spogl�da� z ca�ym spokojem na wszystkie czyny ludzkie i traktowa� je jako nieuchronne skutki nacisku obiektywnej si�y, kt�ra dobra czy z�a, ale zawsze przemo�na inspiruje nas do dzia�a� zar�wno przez spo�ecze�stwo pochwalanych, jak i pot�pianych, ale w rzeczywisto�ci jednako jej oboj�tnych, czy� taki cz�owiek, powiadam, nie mo�e by� r�wnie szcz�liwy prowadz�c m�j tryb �ycia, jak ksi�dz wype�niaj�c obowi�zki swojego stanu? Szcz�cie jest poj�ciem idealnym, jest tworem imaginacji; to po prostu w�a�ciwa nam formu�a wzruszenia, kt�ra zale�y wy��cznie od naszego sposobu widzenia i odczuwania �wiata zewn�trznego. Poza zaspokojeniem elementarnych potrzeb nie ma rzeczy , kt�ra by�aby wszystkim ludziom r�wnie do szcz�cia potrzebna. Codziennie ogl�damy indywidua znajduj�ce rado�� w sytuacjach, jakie w kim� innym wzbudzi�yby odraz�. Nie ma wi�c obiektywnej formu�y szcz�cia, nie mo�e istnie� inna jego koncepcja ni� ta, kt�r� ka�dy z nas tworzy na sw�j u�ytek stosownie do w�asnych zasad i organicznych potrzeb. � Pojmuj�, o co panu chodzi, ale je�li nawet rozum nasz b��dzi, to sumienie nigdy nas nie zawiedzie. Jedyna to ksi�ga, w kt�rej Natura spisa�a wszystkie nasze powinno�ci! � Doprawdy, czy� z tym sumieniem nie wyprawiamy wszystkiego, co nam si� podoba? Poddaje si� ono naciskowi przyzwyczaje�, jest w naszych. r�kach jak mi�kki wosk, kt�remu umiemy nada� dowoln� form�. Gdyby ksi�ga ta, o kt�rej ksi�dz m�wi, zawiera�a prawa niewzruszone, czy sumienie ludzkie nie by�oby wsz�dzie jednakowe? Czy� od bieguna do bieguna wszystkie dzia�ania ludzkie na tej ziemi nie by�yby tak samo oceniane? A jak si� dzieje naprawd�? Czy Hotentot wzdraga si� przed tym samym co Francuz, a Francuz nie czyni codziennie tego za co na przyk�ad w Japonii poni�s�by surow� kar�? Nie, drogi ksi�e, nie ma na tym �wiecie zasad niewzruszonych; nic nie jest godne nagany lub uwielbienia, nic nie zas�uguje ani na kar�, ani na nagrod�; nie ma czynu, kt�ry tutaj uznany za niegodny nie by�by usprawiedliwiony o pi��set mil dalej. Jednym s�owem, nie ma obiektywnego z�a i nie ma zarazem niezmiennego dobra. � Niech pan w to nie wierzy, cnota nie jest z�udzeniem! Nie trzeba wiedzie�, co dobre jest tutaj, a z�e o ile� tam mil st�d, aby umie� niezawodnie rozr�ni� wyst�pek od cnoty i znale�� w�a�ciw� drog� prowadz�c� ku szcz�ciu. Cz�owiek mo�e znale�� szcz�cie jedynie w ca�kowitym podporz�dkowaniu si� prawom swojego kraju. Musi je szanowa� albo stacza si� w otch�a�; nie mo�e stan�� w po�owie drogi mi�dzy nieszcz�ciem a �amaniem prawa. Nie dlatego spadaj� na nas kl�ski, gdy dopuszczamy si� czyn�w zakazanych, by by�y one z�em samym w sobie; czyny te, w istocie swojej z�e czy dobre, nie ma to znaczenia, s� jednak zniewag� konwencji spo�ecznych w�a�ciwych dla rzeczywisto�ci, w kt�rej �yjemy. Nic w tym z pewno�ci� z�ego, �e przek�ada kto� przechadzk� po bulwarach nad spacer po Polach Elizejskich. Gdyby jednak wydano edykt, zakazuj�cy obywatelom pokazywania si� na bulwarach, kto� �ami�cy to prawo by�by sam sprawc� ca�ego �a�cucha godz�cych w siebie nieszcz��, chocia� przekraczaj�c ten zakaz niczego z�ego w istocie by si� nie dopu�ci�. Sk�din�d przyzwyczajenie �amania drobnych zakaz�w prowadzi pr�dko do zrywania najwa�niejszych hamulc�w; i tak od wyst�pku do wyst�pku dochodzi si� wreszcie do zbrodni, kt�re jednakowo s� karane na wszystkich kontynentach, gdy� budz� groz� we wszystkich istotach rozumnych, niezale�nie od szeroko�ci geograficznej, pod kt�r� �y� im wypad�o. Je�li wi�c rodzaj ludzki nie zna sumienia uniwersalnego, zna przecie� sumienia regionalne, zale�ne od warunk�w bytu, jakimi obdarowa�a nas Natura, sumienia, w kt�re jej r�k� wszczepione zosta�y zasady, jakich nie mo�emy odrzuci� bez nara�ania si� na najwi�ksze niebezpiecze�stwo. Na przyk�ad rodzina pa�ska oskar�a ci� o kazirodztwo. Jakich sofizmat�w by nie u�y� dla usprawiedliwienia tej zbrodni i pomniejszenia jej grozy, jakimi wykr�tnymi rozumowaniami by si� nie pos�u�y�, na jakie autorytety i przyk�ady zaczerpni�te z innych spo�ecze�stw by si� nie powo�a�, pozostanie zawsze faktem, �e stosunki te, uznane w�r�d niekt�rych lud�w, s� przecie� niebezpieczne tutaj, gdzie prawa ich zakazuj�. A jest nie mniej pewne, �e mog� poci�gn�� za sob� najbole�niejsze konsekwencje i dalsze zbrodnie... zbrodnie, powiadam, niew�tpliwe i wszystkich przera�aj�ce. Gdyby po�lubi� pan swoj� c�rk� nad brzegami Gangesu, gdzie ma��e�stwa takie s� dozwolone, by� mo�e dopu�ci�by si� niewielkiego grzechu. Ale w kraju, gdzie zwi�zki takie s� zakazane, przedstawiaj�c te gorsz�ce sceny ca�emu spo�ecze�stwu... a tak�e oczom ma��onki, kt�ra pana uwielbia i kt�r� perfidia taka wp�dza do grobu, pope�niasz bez w�tpienia czyn przera�aj�cy, zbrodni� godz�c� w naj�wi�tsze prawa Natury, wedle kt�rych c�rka pa�ska winna w sprawcy swego istnienia budzi� jedynie uczucia najgodniejsze i najcnotliwsze. Nak�oni� pan swoj� c�rk� do pogardy dla �wi�tych obowi�zk�w; nauczy� j� pan nienawi�ci do kobiety, kt�ra nosi�a j� w �onie. Przygotowa� pan w ten spos�b, zapewne tego nie dostrzegaj�c, bro�, kt�ra mo�e zwr�ci� si� przeciwko tobie. Nie ukaza� jej pan �adnego systemu my�lenia, nie wpoi� ani jednej zasady, z kt�rej nie musia�oby zrodzi� si� w przysz�o�ci pa�skie pot�pienie. Je�li jej rami� podniesie kiedy� sztylet przeciwko panu, b�d� pewien, �e� sam uku� to ostrze. � Pogl�dy ksi�dza, tak r�ne od wyznawanych zazwyczaj przez ludzi twojego stanu � odpowiedzia� Franval � wzbudzaj� we mnie zaufanie. M�g�bym zaprzeczy� tym oskar�eniom; tym bardziej wi�c moja szczero�� powinna zobowi�za� ksi�dza do potraktowania z ca�� powag� uchybie� mojej �ony, gdy je przedstawi� tak samo bez os�onek jak swoje w�asne post�powanie. Przyznaj�, �e kocham swoj� c�rk�; mi�uj� j� nami�tnie, jest moj� kochank�, �on�, siostr�, powiernic�, przyjaci�k�, moim jedynym b�stwem na tym �wiecie; nie ma takiego ho�du, na jaki by nie zas�ugiwa�a, a ja sk�adam jej wszystkie z g��bi serca. Uczucia te gasn� we mnie tylko razem z �yciem; na pewno winienem si� z nich usprawiedliwi�, skoro nie potrafi� si� ich wyrzec. Pierwszym obowi�zkiem ojca wobec c�rki � m�wi� dalej Franval � jest bezspornie, zgodzi si� ksi�dz ze mn�, zapewnienie jej mo�liwie najwi�kszego szcz�cia. Je�eli tego nie dokona, pozostanie na zawsze jej d�u�nikiem; je�eli natomiast uda mu si� to osi�gn��, nikt nie ma prawa czyni� mu wyrzut�w. Nie uwiod�em i nie zgwa�ci�em Eugenii; jest to wa�ne stwierdzenie, prosz� je zapami�ta�. Nie ukrywa�em przed ni� �wiata, ukazywa�em jej zar�wno r�e i ciernie ma��e�stwa; da�em wreszcie Eugenii mo�no�� swobodnego wyboru i czas do namys�u. Nie waha�a si�, twierdzi�a stanowczo, �e czuje si� szcz�liwa tylko ze mn�. Czy mog�em wobec tego odm�wi� uszcz�liwienia jej zwi�zkiem, kt�ry z ca�� �wiadomo�ci� prze�o�y�a nad inne? � Te sofizmaty nie s� w stanie pana usprawiedliwi�. Nie wolno by�o panu pozwoli�, aby c�rka twoja jedynego �r�d�a swojego szcz�cia pocz�a dopatrywa� si� w zwi�zku z cz�owiekiem, kt�rego wybra� zamiast innych mog�a tylko dopuszczaj�c si� zbrodni. Czy nie cofn��by si� pan przed ofiarowaniem komukolwiek najpi�kniejszego owocu, b�d�c pewnym, �e pod t� zwodnicz� pow�ok� ukrywa si� trucizna i niechybna �mier�? Nie, m�j panie, rozpoczynaj�c t� nieszcz�sn� afer� siebie tylko mia�e� na my�li; uczyni�e� c�rk� swoj� ofiar� i wsp�lniczk� zarazem. Niewybaczalne jest takie post�powanie... A c� mo�e pan zarzuci� cnotliwej i czu�ej ma��once, kt�rej serce rozdzierasz z takim upojeniem? Jakie winy widzisz w niej, bezbo�ny cz�owiecze? O co j� oskar�asz, poza tym, �e o�mieli�a si� pana uwielbia�? � W tej w�a�nie materii chc� r�wnie� ksi�dzu si� zwierzy� i oczekuj� zrozumienia. Po swoim szczerym przyznaniu si� do zarzut�w, kt�rymi mnie obci��ono, mam chyba prawo spodziewa� si� zaufania. Franval wyj�� i pokaza� ksi�dzu de Clervil rzekome listy i bileciki swej �ony, upewniaj�c, �e dokumenty te s� r�wnie autentyczne, jak bezsporna jest mi�osna intryga pani de Franval z ich adresatem. Clervil wiedzia� jednak o wszystkim. � Czy� nie m�wi�em, �e grzech pozornie nic nie znacz�cy � zawo�a� w uniesieniu � przyzwyczaja nas jednak do �amania wszelkich zasad i prowadzi w ko�cu do najgorszych eksces�w, zbrodni i niegodziwo�ci? Zacz�� pan od czyn�w w poj�ciu swoim nic nie znacz�cych... i oto dla ich usprawiedliwienia czy ukrycia musi si� pan ucieka� do najhaniebniejszych oszustw! Radz� z ca�ego serca, wrzu�my w ogie� te wszystkie kalumnie i zapomnijmy o nich raz na zawsze... � Te dokumenty s� autentyczne! � S� sfa�szowane. � S�dz�, �e w tej sprawie mo�e mie� ksi�dz najwy�ej w�tpliwo�ci; czy to wystarcza dla tak stanowczego zaprzeczenia? � Drogi panie, za ich autentyczno�ci� przemawia tylko pa�skie o�wiadczenie; a jest pan jak najbardziej zainteresowany w podtrzymaniu swych oskar�e�. Z drugiej strony szczere wyznania pa�skiej ma��onki upewniaj� mnie o fa�szywo�ci tych papier�w; gdyby by�y autentyczne, w jej w�asnym interesie le�a�oby wyznanie mi ca�ej prawdy... Oto podstawa mego rozumowania... Wszystkimi czynami cz�owieka rz�dzi w�asny interes; gdziekolwiek go dostrzeg�, zapala si� dla mnie pochodnia prawdy. Czterdzie�ci lat rozumuj� w my�l tej zasady i nigdy si� jeszcze nie pomyli�em. Czy zreszt� cnota pa�skiej ma��onki nie jest zdolna sama przez si� unicestwi� tej szkaradnej kalumnii? Wyst�pki te godzi�y�by si� z jej szczero�ci�, naiwno�ci� i mi�o�ci�, kt�r� ku tobie �ywi? Nie m�j panie, nie tak wygl�daj� pocz�tki zbrodni... pan, kt�ry znasz jej mechanizm, lepiej powiniene� uk�ada� te intrygi... � Ksi�e, to s� obelgi! � Przepraszam, ale gdy widz� niesprawiedliwo��, oszczerstwo i libertynizm, nie jestem w stanie opanowa� wzburzenia, w jakie wp�dzaj� mnie te niegodziwo�ci. Spalmy te papiery, b�agam pana raz jeszcze jak najusilniej... spalmy je, aby ocali� tw�j honor i spok�j! � Nie przypuszcza�em � powiedzia� Franval wstaj�c z fotela � �e godno�� kap�a�ska tak �atwo pozwoli ksi�dzu zosta� apologet� i protektorem rozwi�z�o�ci i cudzo��stwa. �ona moja kompromituje mnie i wp�dza w ruin�, pokaza�em dowody... wszelako w swoim za�lepieniu woli ksi�dz obrzuca� mnie oskar�eniami i uwa�a� za oszczerc� ni� przypuszcza�, �e kobieta ta mo�e by� perfidn� i rozpustn�. Dobrze! Wyrok sprawiedliwo�ci rozstrzygnie t� spraw�! Rozg�osz� swoje krzywdy we wszystkich trybuna�ach Francji, przedstawi� dowody, opublikuj� sw� ha�b�! Zobaczymy w�wczas, czy naiwno��, a raczej g�upota ksi�dza pozwoli mu nadal popiera� przeciw mnie t� bezwstydn� istot�! � Wychodz�, nie mam nic wi�cej do powiedzenia � rzek� Clervil, r�wnie� si� podnosz�c. � Nie s�dzi�em, �e zb��kanie pa�skiego umys�u tak dalece zatruje r�wnie� i twe serce i �e za�lepiony ��dz� niesprawiedliwej zemsty b�dziesz z zimn� krwi� obstawa� przy k�amstwie, kt�re mog�o si� zrodzi� w gniewie i uniesieniu! Ach; jak�e to wszystko umacnia mnie w przekonaniu, �e skoro cz�owiek raz podepcze naj�wi�tsze prawa, wkr�tce wyrzeka si� wszelkich zasad... Gdyby si� jednak pan zastanowi�, racz mnie natychmiast powiadomi�; a ja, i rodzina pa�ska zawsze b�dziemy gotowi wyci�gn�� r�ce do skruszonego... Mam jeszcze pro�b�: czy m�g�bym porozmawia� chwil� z pann� Eugeni�? � Nie mam nic przeciwko temu. Prosz� nawet ksi�dza, aby u�y� wobec niej ca�ej swojej elokwencji i najsilniejszych argument�w dla przedstawienia jej owych niezbitych prawd, w kt�rych ja osobi�cie mia�em nieszcz�cie dopatrzy� si� jeno za�lepienia i sofizmat�w... Clervil przeszed� do pokoju Eugenii. Oczekiwa�a go w eleganckim i zalotnym negli�u. Podobny bezwstyd, wynik zapami�tania i wyst�pku, przebija� ze wszystkich gest�w i spojrze� dziewczyny; perfidna istota, zniewa�aj�c dary Natury, kt�re zdobi�y j� mimo haniebnego zachowania, ��czy�a w sobie wszystko, co zdolne by�o rozpali� wyst�pne ��dze i oburzy� cnot�. Poniewa� dla m�odej dziewczyny nie by�o bezpieczne wdawa� si� w dyskusj� problem�w tak zawi�ych, jakie m�g� roztrz�sa� bieg�y filozof Franval, Eugenia odpowiada�a Clervilowi tylko szyderstwem. Jednocze�nie stara�a si� usilnie podra�ni� kap�ana swoj� urod�. Skoro jednak dostrzeg�a, �e prowokacje jej s� bezskuteczne, a cz�owiek tak pobo�ny jak jej rozm�wca nie daje si� schwyta� w pu�apk�, rozerwa�a nagle zapi�cie szaty, kt�ra os�ania�a jej wdzi�ki i stan�wszy p�naga przed Clervilem zacz�a krzycze�, zanim kap�an zdo�a� w og�le poj��, o co jej chodzi: � Pu�� mnie, n�dzniku! Zabierzcie st�d tego potwora! O Bo�e! Niech si� chocia� ojciec nie dowie!... My�la�am, �e przyszed� do mnie z pobo�nymi naukami... a ten �otr godzi na m�j honor i cnot�! Patrzcie � wo�a�a do s�u�by, kt�ra zbieg�a si� s�ysz�c jej przera�liwe krzyki � oto w jakim stanie zostawi� mnie ten bezwstydnik! Widzicie, do czego s� zdolni ci dobrotliwi s�udzy bo�y! Zgorszenie, rozpusta, wyuzdanie... oto ich obyczaje! A my, oszukani ich rzekom� cnot�, w g�upocie swojej ci�gle jeszcze ich czcimy! Clervil, zirytowany skandalem, zdo�a� jednak ukry� swoje zak�opotanie. Z zimn� krwi� odsun�� otaczaj�cych go lokai i kieruj�c si� ku wyj�ciu zawo�a�: � Oby B�g ocali� t� nieszcz�liw�! Oby skruszy� jej serce, je�li to jeszcze mo�liwe... I niechaj nikt w tym domu bardziej ode mnie nie obrazi jej cnotliwych uczu�, kt�re zamierza�em na pewno nie zniewa�y�, lecz umocni� w jej duszy! Taki by� jedyny skutek negocjacji, z kt�r� pani de Farneille i jej c�rka wi�za�y tyle nadziei. Nie mia�y poj�cia o spustoszeniach, kt�re czyni wyst�pek w duszach zbrodniarzy; przera�anie innych jeszcze ich o�miela i nawet w szlachetnych upomnieniach potrafi� oni znale�� inspiracj� do z�a. Od tej chwili konflikt bardzo si� zaostrzy�; Franval i Eugenia zdawali sobie spraw�, �e trzeba ponad wszelk� w�tpliwo�� udowodni� pani de Franval jej rzekome uchybienia, a z drugiej strony pani de Farneille, w porozumieniu ze sw� c�rk�. zacz�a serio rozwa�a� plan porwania i uwi�zienia Eugenii. Porozumia�y si� z ksi�dzem de Clervil; szlachetny przyjaciel odm�wi� jednak udzia�u w realizacji tak drastycznych posuni��; spotka�y go ju� � powiedzia� � takie przykro�ci, �e nie jest w stanie uczyni� nic innego ni� modli� si� za grzesznik�w. Gorliwie obstawa� za zmi�owaniem nad wyst�pkami i stanowczo odm�wi� jakichkolwiek innych us�ug czy po�rednictwa. Niecz�sta to wznios�o�� uczu�, czemu� tak rzadko spotykana w�r�d ludzi tego stanu! Tymczasem Franval nie zaniedbywa� swoich stara�. Pewnego dnia zjawi� si� u niego Valmont. � Cymba� jeste� � o�wiadczy� mu wyst�pny kochanek Eugenii. � Niegodzien zwa� si� moim uczniem! Je�eli nast�pnym razem nie dasz sobie rady z moj� �on�, skompromituj� ci� w oczach ca�ego Pary�a. Musisz j� mie�, i to z ca�ym arsena�em dowod�w; trzeba, abym przekona� si� naocznie o jej upadku. Niechbym wreszcie pozbawi� t� wstr�tn� kreatur� wszystkich sposob�w obrony i usprawiedliwienia! � Ale je�li b�dzie si� opiera�? � pyta� Valmont. � To pos�u�ysz si� gwa�tem... moja w tym g�owa, aby nikogo w�wczas w domu nie by�o. Nastrasz j�, gro� jej, r�b, co chcesz. Usprawiedliwi� wszystkie sposoby, kt�re mog� ci� doprowadzi� do triumfu. � Pos�uchaj! � rzek� Valmont. � Zgadzam si� na twoj� propozycj�, daj� ci s�owo, �e twoja �ona mi ulegnie. Ale stawiam warunek; nic z ca�ej umowy, je�li odm�wisz. Wiesz dobrze, �e w naszych stosunkach zazdro�� nie powinna odgrywa� �adnej roli. ��dam wi�c, aby� pozwoli� mi sp�dzi� kwadrans sam na sam z Eugeni�... Nie pojmujesz, czym by�aby dla mnie kr�tka rozmowa z twoj� c�rk�. � Ale�, Valmont... � Rozumiem twoje obawy. Je�li jednak uwa�asz mnie za przyjaciela, s� one dla mnie obraz�. Pragn� jedynie ujrze� ca�� urod� Eugenii i porozmawia� z ni� minut�. � Valmont � rzek� Franval nieco zdumiony � troch� za drogo cenisz swoje us�ugi. Pojmuj� nie gorzej od ciebie �mieszno�� zazdro�ci, ale uwielbiam t� dziewczyn� i pr�dzej wyrzek�bym si� ca�ej fortuny ni� jej �ask! � Nie ubiegam si� o nie, b�d� spokojny. Franval zdawa� sobie spraw�, �e w�r�d jego znajomych �aden nie nadawa� si� r�wnie jak Valmont do spe�nienia wyznaczonego zadania, ale opiera� si� �ywo jego ��daniu. � Powtarzam ci � m�wi� z rozdra�nieniem � �e cena twoich us�ug jest za wysoka. Stawiaj�c ten warunek pozbawiasz si� prawa do mej wdzi�czno�ci. � Och! wdzi�czno�� jest nagrod� za uczciwe przys�ugi. Nie zrodzi si� w twym sercu za to, czego ode mnie si� domagasz. Za dwa miesi�ce b�dziemy pewnie sk��ceni, znam ludzi, m�j kochany... Znam ich s�abo�ci, ich grzeszki i konsekwencje st�d wynikaj�ce. Postaw cz�owieka, to niegodziwe zwierz�, najz�o�liwsze ze wszystkich, w dowolnej sytuacji, a ja ci nieomylnie przepowiem wszystkie skutki twoich za�o�e�. Chc� by� wynagrodzony z g�ry albo nic z tego! � Zgadzam si� � rzek� po chwili Franval. � �wietnie � zawo�a� Valmont � od ciebie teraz wszystko zale�y; jestem got�w na us�ugi. � Potrzeba mi teraz troch� czasu na przygotowania � powiedzia� Franval. � Najwy�ej za cztery dni zawiadomi� ci�. Pan de Franval wychowa� sw� c�rk� w taki spos�b, �e m�g� by� pewny, i� wstydliwo�� jej nie stanie na przeszkodzie realizacji planu u�o�onego z przyjacielem. By� jednak zazdrosny, o czym Eugenia dobrze wiedzia�a; skoro zrozumia�a, o co w�a�ciwie chodzi, wyzna�a Franvalowi, �e bardzo si� obawia, aby to spotkanie z Valmontem nie mia�o jakich� przykrych konsekwencji. Ojciec, kt�ry s�dzi�, �e dostatecznie zna swego przyjaciela, aby by� pewnym, i� ca�a ta historia mo�e mu najwy�ej zawr�ci� troch� w g�owie, ale w �adnym wypadku nie poruszy serca, rozwia� jednak obawy c�rki i przygotowania sz�y dalej swoim torem. Nagle Franval dowiedzia� si� od ludzi wiernych i zupe�nie sobie oddanych, kt�rych op�aca� w domu te�ciowej, �e Eugenii grozi wielkie niebezpiecze�stwo, gdy� pani de Farneille mia�a lada chwila uzyska� zgod� w�adz na jej wywiezienie. Nie w�tpi�, �e spisek ten jest dzie�em Clervila. Na razie od�o�y� wi�c na bok spraw� Valmonta i zaj�� si� przede wszystkim usuni�ciem nieszcz�snego kap�ana, kt�rego tak mylnie pos�dza� o pod�eganie do zamachu na wolno�� Eugenii. Sypa� z�otem; wk�ada� to pot�ne narz�dzie wyst�pku w dziesi�tki i setki r�k; wkr�tce mia� na swoje rozkazy sze�ciu zaufanym zbir�w. Pewnego wieczoru, gdy Clervil, cz�sto wieczerzaj�cy u pani de Farneille, powraca� pieszo i samotnie do domu, otoczyli go i pojmali nieznani ludzie, kt�rzy przedstawili si� jako agenci kr�lewskiej policji. Sprezentowano ksi�dzu fa�szywy nakaz aresztowania, wsadzono do karety; wywieziony zosta� po�piesznie do dalekiego zamku Franvala, le��cego gdzie� w g��bi Arden�w. Biedaka oddano tutaj w r�ce zarz�dcy d�br jako rzekomego przest�pc�, kt�ry usi�owa� godzi� na �ycie pana tego zamku. Podj�to te� zaraz najpilniejsze starania, aby �w cz�owiek, kt�rego win� by�a jedynie zbytnia pob�a�liwo�� wobec swych prze�ladowc�w, nigdy ju� nie zobaczy� �wiat�a dziennego. Pani de Farneille by�a w rozpaczy; nie w�tpi�a, �e cios ten spotka� j� z r�ki zi�cia. Poszukiwania Clervila musia�y op�ni� uwi�zienie Eugenii; stara kobieta mia�a zbyt nik�e wp�ywy i mierne �rodki, aby zaj�� si� jednocze�nie obiema tak trudnymi sprawami; posuni�cie Franvala zaskoczy�o j�. My�la�a na razie tylko o uwolnieniu swego spowiednika; wszystkie poszukiwania okaza�y si� jednak bezskuteczne; z�oczy�ca tak sprytnie zorganizowa� porwanie, �e nie spos�b by�o niczego si� dowiedzie�. Pani de Franval nie mia�a odwagi zapyta� wprost swego m�a, nie rozmawiali zreszt� ze sob� ani razu od ostatniej dramatycznej sceny. Wszelako znaczenie sprawy wzi�o g�r� nad obaw�; zebra�a si� na odwag� i zapyta�a tyrana, czy zamiarem jego jest dorzuci� do bezmiaru krzywd, kt�rych by� sprawc�, r�wnie� i odebranie jej matce najlepszego z przyjaci�. N�dznik zaprzeczy�, by mia� z tym wszystkim cokolwiek wsp�lnego; posun�� sw� ob�ud� a� do ofiarowania w�asnych us�ug w poszukiwaniu zaginionego duchownego. Zdawa� sobie spraw�, �e dla przygotowania zamachu Valmonta nale�y z�agodzi� nieco gniew �ony, upewnia� wi�c gor�co, �e do�o�y wszelkich stara�, aby odszuka� Clervila. Pos�u�y� si� nawet pieszczotami, wyznaj�c �atwowiernej ma��once, �e chocia� nie mo�e przebole� jej niewierno�ci, nie potrafi jednak wyrzec si� uwielbienia, kt�re �ywi dla niej w g��bi serca. Pani de Franval, jak zawsze �agodna i czu�a, by�a uszcz�liwiona t� nag�� zmian� w duszy cz�owieka, kt�ry ci�gle by� dla niej najdro�sz� istot� na ziemi; znowu spe�nia�a gorliwie wszystkie �yczenia przewrotnego ma��onka, uprzedza�a je i z serca dzieli�a, nie �miej�c zreszt� skorzysta� z okazji i wym�c przynajmniej na grzeszniku przyzwoitszego post�powania, kt�re by nie wp�dza�o jej z dnia na dzie� w coraz wi�ksz� otch�a� cierpienia i smutku. Gdyby nawet tego pr�bowa�a, czy� usi�owania jej przynios�yby jaki� skutek? Franval, zawsze tak ob�udny, nie by�by w tej sprawie z pewno�ci� uczciwszy, skoro najwi�ksze zadowolenie czerpa� w�a�nie z �amania zasad i obietnic. Z pewno�ci� wszystko by przyrzek� dla samej rozkoszy z�amania p�niej tych przyrzecze�; mo�e nawet pragn��by, aby ��dano ode� przysi�gi, chc�c dorzuci� rozkosz krzywoprzysi�stwa do swych potwornych rado�ci. Tymczasem, zupe�nie swobodny, my�la� tylko o swoich planach. Jego m�ciwe, niesforne i gwa�towne usposobienie sk�ania�o go do odpowiadania zemst� na ka�d� zaczepk�. Pragn�� za wszelka cen� spokoju i bezpiecze�stwa, ale niestety przedsi�bra� dla ich zapewnienia �rodki zdolne jedynie wp�dzi� go w jeszcze gorsz� sytuacj�. Czy mog�o mu si� zreszt� powie��? Wszystkich swych talent�w i zasob�w u�ywa� tylko dla szkodzenia innym; �y� zawsze w napi�ciu, gdy� albo musia� zwalcza� podst�py przeciwnik�w, albo z kolei sam obmy�la� intrygi. Nadesz�a wreszcie chwila spe�nienia warunku Valmonta; prawie przez godzin� przebywa� sam na sam z Eugeni� w jej apartamencie. W udekorowanej sali Eugenia pojawi�a si� na podwy�szeniu w postaci m�odej Indianki, zm�czonej polowaniem i wspartej o pie� palmy, kt�rej wynios�e ga��zie ukrywa�y liczne �r�d�a �wiat�a, tak skierowane, aby blaski skupia�y si� na postaci pi�knej dziewczyny i ukazywa�y ca�� jej urod�. Ma�a scenka, na kt�rej stan�a ta o�ywiona statua, otoczona by�a kana�em szerokim na sze�� st�p i wype�nionym wod�, kt�ry odgradza� od �wiata m�od� dzikusk� i nie pozwala� do niej w �aden spos�b si� zbli�y�. Na brzegu tego obwarowania ustawiono fotel dla kawalera; obok zwisa� jedwabny sznur. Ci�gn�c za to urz�dzenie mo�na by�o obraca� piedesta� w po��dany spos�b, aby obiekt podziwu ukazywa� si� z coraz to innej strony; dziewczyna przybra�a tak� poz�, aby zwr�cona w jakimkolwiek b�d� kierunku by�a zawsze wdzi�cznym widowiskiem. Hrabia, ukryty za dekoracj�, m�g� jednocze�nie widzie� i sw� kochank�, i przyjaciela, a egzamin mia� trwa�, wed�ug ostatecznego porozumienia, przynajmniej p� godziny. Valmont zasiad� w fotelu... by� upojony widokiem, nigdy jeszcze � wyznawa� � tak przepyszne wdzi�ki nie ukaza�y si� jego oczom. Poddawa� si� roznami�tnieniu; ci�gn�c bez przerwy za sznur odkrywa� co chwila nowe uroki. Nie m�g� si� zdecydowa�, kt�ry element tej wspania�ej statuy uzna� za najdoskonalszy; Eugenia by�a tak doskonale pi�kna! Minuty p�yn�y; w takich okoliczno�ciach czas pr�dko ucieka. Zegar wybi� godzin�, kawaler sk�oni� si� i najgor�tsze pochwa�y sp�yn�y do st�p b�stwa, kt�rego sanktuarium by�o dla� niestety niedost�pne... Spad�a zas�ona, trzeba by�o wycofa� si� z sali.] � No i co? Zadowolony jeste� � zapyta� Franval zbli�aj�c si� do przyjaciela. � To przepi�kna dziewczyna! � zawo�a� Valmont. � Radz� ci jednak Franval, nie wa�y� si� na podobny eksperyment z kimkolwiek innym; mo�esz sobie powinszowa� moich przyjacielskich sentyment�w, kt�re jedynie s� zdolne uchroni� ci� przed wszelkim niebezpiecze�stwem. � Licz� na to � rzek� do�� surowo Franval. � Teraz zabierz si� jak najpr�dzej do roboty. � Jutro zaczn� przygotowywa� twoj� �on�... rozumiesz, �e trzeba najpierw wst�pnej rozmowy... mo�esz liczy� na mnie, �e w cztery dni b�dzie po wszystkim. U�cisn�li sobie d�onie i rozstali si�. Jednak�e po tym spotkaniu Valmont, jak mo�na by�o przewidzie�, przesta� my�le� o pani de Franval, a zacz�� marzy� o podboju, kt�ry mia� w jego oczach znacznie wi�cej uroku. Eugenia zrobi�a na nim tak wielkie wra�enie, i� nie umia� wyrzec si� my�li o jej zdobyciu. Postanowi� poj�� j� za �on�, zap�aci� za to najwy�sz� nawet cen�. Stosunki Eugenii z w�asnym jej ojcem bynajmniej go nie odstr�cza�y; rozwa�aj�c spokojnie swoje szanse by� pewny, �e skoro fortun� dor�wnywa� panu de Colunce, m�g� �mia�o pretendowa� do tego zwi�zku. Wyobrazi� sobie, �e prosz�c o r�k� dziewczyny nie m�g� spotka� si� z odmow�; gdyby dzia�a� z dostateczn� energi�, a zw�aszcza upewni� rodzin�, �e najlepszy to spos�b zerwania kazirodczych stosunk�w Eugenii, zdoby�by niechybnie przedmiot swego uwielbienia... za cen� konfliktu z Franvalem, z kt�rego jednak dzi�ki swej odwadze i zr�czno�ci spodziewa� si� wyj�� zwyci�zc�. Dwadzie�cia cztery godziny wystarczy�y mu do podj�cia decyzji; uradowany swoim pomys�em Valmont uda� si� do pani de Franval. Spodziewa�a si� tej wizyty; pami�tamy, �e od ostatniego spotkania z m�em by�a ju� prawie przejednana, a w ka�dym razie da�a si� oszuka� podst�pnym zabiegom tego perfidnego cz�owieka; nie mog�a wi�c odm�wi� rozmowy z Valmontem. Mia�a mu co prawda za z�e te rzekome listy mi�osne i konszachty, kt�re wypomina� jej Franval; jednak�e m�� zdawa� si� wi�cej ju� o tym nie my�le� i zapewnia� j� nawet, �e najlepszym sposobem udowodnienia fa�szywo�ci wszelkich oskar�e� by�oby w�a�nie przyjmowanie pana de Valmont jak zwyczajnego znajomego. Nie godzi� si� na jego wizyty � m�wi� � znaczy�oby to usprawiedliwia� dawne podejrzenia... Najlepszym dowodem niewinno�ci, na jaki mo�e zdoby� si� kobieta � przekonywa� Franval swoj� ma��onk� � s� dalsze nie ukrywane kontakty z cz�owiekiem, w kt�rym dopatrywano si� jej kochanka. Szczeg�lna by�a to sofistyka, pani de Franval doskonale to rozumia�a, mia�a jednak nadziej�, �e wyja�nienia Valmonta na co� si� przydadz�. Chcia�a go wi�c zobaczy�, l�ka�a si� gniewu m�a; wszystko to kaza�o jej przymkn�� oczy na wzgl�dy, kt�re powinny by�y j� sk�oni� do odmowy spotkania z m�odym cz�owiekiem. Przyby� wi�c, a Franval znowu wyszed� po�piesznie z domu, zostawiaj�c ich sam na sam jak ostatnim razem. W takiej sytuacji wyja�nienia i przeprosiny powinny zaj�� sporo czasu; jednak�e Valmont, przej�ty swoimi pomys�ami, przeszed� od razu do rzeczy. � Pani, racz nie dopatrywa� si� ju� we mnie tego samego cz�owieka, kt�ry ostatnim razem tak zawini� w twych oczach � m�wi� przyjmuj�c pokorn� postaw�. � By�em w�wczas wsp�lnikiem wyst�pk�w twego m�a, dzisiaj chc� naprawi� te krzywdy. Prosz� mi zaufa�. Daj� s�owo honoru, �e nie przyszed�em pani ok�amywa� ani ci� czymkolwiek zwodzi�. Opowiedzia� jej ca�� histori� sfa�szowanych list�w i dokument�w, b�aga� o przebaczenie, �e o�mieli� si� wzi�� w tym udzia�; wyzna� pani de Franval, jakich to nowych podst�p�w od niego wymagano, wreszcie dla udowodnienia swojej szczero�ci wyzna� uczucia dla Eugenii, ujawni� wydarzenia ostatnich tygodni, zobowi�za� si� zerwa� ca�� intryg�, odebra� Eugeni� Franvalowi i wywie�� j� do maj�tku pani de Farneille w Pikardii, je�eli tylko obie damy zezwol� na to i przyrzekn� mu w nagrod� ma��e�stwo z dziewczyn�, kt�r� wydob�dzie z przepa�ci. Valmont m�wi� to wszystko tak szczerze i otwarcie, �e pani de Franval nie mog�a si� waha�. Pan de Valmont by� dla jej c�rki znakomit� parti�; czy� mo�na by�o spodziewa� si� takiej szansy po rozg�oszeniu niegodziwej konduity Eugenii? Valmont got�w by� sam zaj�� si� ca�� spraw�, nie by�o zreszt� innego sposobu unicestwienia potwornej zbrodni, kt�ra pani� de Franval doprowadza�a do rozpaczy. Sk�din�d spodziewa�a si� nawet odzyskania uczu� ma��onka, gdy zerwana zostanie jedyna intryga rzeczywi�cie dla obojga niebezpieczna. Racje te przewa�y�y, zgodzi�a si� ale pod warunkiem, �e Valmont da jej uroczyste s�owo honoru, i� nie b�dzie walczy� z broni� w r�ku przeciwko panu de Franval, a po wywiezieniu Eugenii do maj�tku pani de Farneille zabierze j� za granic� i pozostanie tam tak d�ugo p�ki nami�tno�ci Franvala nie ostygn� na tyle, by zdolny by� przebole� zerwanie swoich przest�pczych mi�ostek i przysta� na ma��e�stwo c�rki. Valmont zgodzi� si� na wszystko; pani de Franval zar�czy�a ze swej strony za zgod� matki i zapewni�a, i� nie sprzeciwi si� ona z pewno�ci� porozumieniu, kt�re tutaj zawarli. Valmont wyszed�, raz jeszcze wyra�aj�c niezmierny �al, i� got�w by� niedawno podj�� si� przeciw pani de Franval tego wszystkiego, czego ��da� wyst�pny jej ma��onek. Nazajutrz pani de Farneille wyjecha�a do Pikardii. Franval, zaj�ty przede wszystkim sw� sta�� nami�tno�ci�, ufny w przyja�� Valmonta, wolny od l�ku przed Clervilem, wpad� od razu w zastawion� pu�apk�, okazuj�c nie mniejsz� �atwowierno�� ni� wszyscy, kt�rych swego czasu chwyta� w swoje sid�a. Od sze�ciu miesi�cy Eugenia, kt�ra mia�a nied�ugo uko�czy� siedemna�cie lat, wychodzi�a cz�sto sama lub najwy�ej w towarzystwie paru swoich przyjaci�ek. W wigili� dnia, wyznaczonego Valmontowi przez Franvala na ostateczny atak przeciwko cnocie jego ma��onki, pojecha�a wieczorem zupe�nie sama na przedstawienie nowej sztuki w Komedii Francuskiej. Wracaj�c z teatru mia�a uda� si� do zacisznej willi na spotkanie z ojcem; zamierzali pojecha� potem we dwoje na kolacj�. Zaledwie jednak pow�z panny de Franval min�� przedmie�cie Saint-Germain, gdy otoczy�o go dziesi�ciu zamaskowanych ludzi. Zatrzymali konie, otworzyli drzwi, wyci�gn�li przemoc� Eugeni� i wsadzili do karetki pocztowej, gdzie Valmont przytrzyma� j� i zakneblowa�, aby zd�awi� krzyk i protesty dziewczyny. Na rozkaz kawalera pojazd ruszy� galopem i w mgnieniu oka znalaz� si� poza granicami Pary�a. Nie uda�o si� jednak zatrzyma� powozu i ludzi Eugenii, wskutek czego Franval musia� od razu o wszystkim si� dowiedzie�. Valmont liczy� jednak na niepewno�� Franvala co do kierunku, w kt�rym uwi�ziono Eugeni�, a tak�e na dwie czy trzy godziny przewagi nad ewentualnym po�cigiem. Chodzi�o mu tylko, aby zd��y� na czas do maj�tku pani de Farneille, gdy� tam oczekiwa�a Eugeni� zaprz�gni�ta kareta i dwie zaufane kobiety, kt�re mia�y wywie�� j� bezzw�ocznie za granic�, w miejsce nieznane nawet Valmontowi, kt�ry ze swej strony mia� natychmiast zbiec do Holandii, a wr�ci� dopiero na �lub z Eugeni�, kiedy pani de Farneille i jej c�rka dadz� mu zna�, �e nic ju� nie stoi na przeszkodzie. Kapry�na Fortuna sprawi�a jednak, �e rozs�dnie pomy�lany plan zawi�d� z powodu potwornej zawzi�to�ci zbrodniarza, przeciw kt�remu by� wymierzony. Powiadomiony o wszystkim Franval nie straci� ani chwili; po�pieszy� natychmiast na stacj� pocztow� i za��da� informacji, w kt�r� stron� wyprawiono pojazdy od godziny sz�stej wieczorem poczynaj�c. O si�dmej wyjecha� dyli�ans do Lyonu, o �smej po�pieszna karetka w stron� Pikardii. Franval nie waha� si�, dyli�ans do Lyonu nie interesowa� go, natomiast karetka pocztowa zmierzaj�ca w stron� prowincji, gdzie le�a�y dobra pani de Farneille, by�a bez w�tpienia poszukiwanym �ladem. Za��da� natychmiast o�miu najlepszych koni do swego powozu, kaza� da� wierzchowce swoim ludziom, a zanim oporz�dzono pojazd zd��y� jeszcze kupi� i nabi� odpowiednie pistolety. W chwil� potem p�dzi� jak szalony traktem, po kt�rym wiod�a go mi�o��, desperacja i ��dza zemsty. Przy zmianie koni na stacji w Senlis dowiedzia� si�, �e karetka pocztowa ledwie co opu�ci�a miasto. Franval rozkaza� wydusi� z koni wszystkie si�y. Niestety, zdo�ali dop�dzi� uciekaj�cy pojazd. Z pistoletami w gar�ciach ludzie Franvala zatrzymali pocztyliona wynaj�tego przez pana de Valmont. Rozw�cieczony Franval wdar� si� do karety, a skoro rozpozna� swojego przeciwnika, wystrzeli� mu w g�ow�, zanim �w zdo�a� chwyci� za bro�. Wyci�gn�� na p� �yw� z przera�enia Eugeni�, wskoczy� wraz z ni� do powozu, kaza� zawr�ci� w stron� Pary�a. Znale�li si� w mie�cie przed godzin� dziesi�t� rano. Nie przej�ty bynajmniej wydarzeniem na trakcie, Franval indagowa� �piesznie Eugeni�. Czy zdrajca Valmont nie usi�owa� skorzysta� z sytuacji? Czy jest mu nadal wierna, a wyst�pne ich zwi�zki nie zosta�y naruszone? Panna de Franval uspokoi�a ojca. Valmont opowiedzia� jej tylko o swoich zamiarach, a pe�en nadziei pr�dkiego jej po�lubienia strzeg� si� przed sprofanowaniem o�tarza, na kt�rym chcia� z�o�y� pierwsz� w swym �yciu czyst� ofiar�. Franval odetchn�� s�ysz�c przysi�g� Eugenii. A jego �ona... czy wiedzia�a o tych machinacjach. Przy�o�y�a si� do nich? Eugenia, kt�ra zd��y�a wszystkiego si� dowiedzie�, zapewnia�a, �e porwanie jest w�a�ciwie dzie�em jej matki, kt�rej nie szcz�dzi�a najgorszych epitet�w; to fatalne spotkanie, kt�re wedle mniemania Franvala mia�o by� wst�pem do triumfu Valmonta, w rzeczywisto�ci sta�o si� dla� okazj� do najbezwstydniejszej zdrady. � Ach! gdyby mia� nie jeden, a tysi�c �ywot�w! � zawo�a� rozjuszony Franval. � Wydziera�bym mu jeden po drugim! Moja �ona! Chcia�em si� z ni� pojedna�, a ona pierwsza mnie oszuka�a! Ta istota uwa�ana za tak �agodn�, ten anio� cnoty! Ach pod�a zdrajczyni, zap�aci mi za sw� zbrodni�! Zemsta moja wymaga krwi, a je�li trzeba b�dzie, wytocz� j� w�asnymi r�koma z jej �y�! Uspok�j si�, Eugenio � m�wi� Franval w uniesieniu � tak! Uspok�j si�! Musisz teraz odpocz��. Tymczasem pani de Farneille, kt�ra rozstawi�a na trakcie swoich szpieg�w, nied�ugo czeka�a na wiadomo�� o nieszcz�liwym obrocie wypadk�w: dowiedziawszy si�, �e wnuczka jej zosta�a odbita, a Valmont zgin��, po�pieszy�a natychmiast do Pary�a. Rozw�cieczona, zwo�a�a niezw�ocznie rodzinn� narad�. Zdawa�o si� jej, �e zab�jstwo Valmonta oddaje Franvala w jej r�ce, �e jego wp�ywy, kt�rych tak si� obawia�a, musz� teraz zgasn��, �e lada dzie� uzyska pe�ni� w�adzy nad sw� c�rk� i Eugeni�. Doradzano jej wszelako, aby unika�a skandalu; celem niedopuszczenia do haniebnego procesu powinna wystara� si� o dekret, kt�ry m�g�by po cichu za�atwi� spraw� jej zi�cia. Franval dowiedzia� si� zaraz o tych radach i poczynaniach, kt�re mog�y z nich wynikn��; powiadomiono go r�wnie�, �e sprawa nabiera rozg�osu, a te�ciowa czeka tylko na jego wyra�n� kl�sk�, aby nareszcie zatriumfowa�. Po�pieszy� wi�c do Wersalu, przeprowadzi� rozmow� z ministrem, zwierzy� si� mu z ca�ej afery; w odpowiedzi poradzono mu, aby ukry� si� �piesznie w swoich dobrach w Alzacji albo na szwajcarskim pograniczu. Franval nie zapomnia� jednak o zem�cie i zamiarze ukarania �ony za niedawn� zdrad�; chcia� poza tym mie� nadal pod r�k� osob� tak blisk� sercu pani de Farneille, aby ta �miertelna nieprzyjaci�ka nie wa�y�a si�, przynajmniej oficjalnie. podejmowa� �adnych przeciwko niemu krok�w. Postanowi� wyjecha� do Valmoru, maj�tku, o kt�rym wspomnia� minister, tylko w towarzystwie �ony i c�rki. Czy jednak pani de Franval zgodzi si� na t� podr�? Czuj�c si� winn� zdrady, kt�ra spowodowa�a ostatnie nieszcz�cia, czy nie b�dzie si� ba�a tak oddali� od Pary�a? Czy odwa�y si� odda� bez l�ku w r�ce rozgniewanego ma��onka? W�tpliwo�ci te niepokoi�y Franvala; aby wyja�ni� sytuacj� uda� si� do �ony, kt�ra zreszt� o wszystkim ju� wiedzia�a. � Pani � o�wiadczy� jej z zimn� krwi� � przez swoje nierozwa�ne post�powanie wp�dzi�a� mnie w otch�a� nieszcz��. Pot�piaj�c bezwzgl�dnie skutek, nie mog� jednak gani� twych intencji. Rozumiem, �e przyczyn� tego post�powania by�a z pewno�ci� mi�o�� do c�rki i do mnie. Skoro jednak moje b��dy poprzedzi�y twoje, powinienem ci wybaczy�. Droga i najbli�sza mi istoto! � zawo�a� kl�kaj�c u st�p �ony � zechciej zgodzi� si� na pojednanie, kt�rego ju� nic odt�d nie zak��ci! Prosz� ci� o przebaczenie, a oto co ci ofiaruj� dla jego przypiecz�towania... Z�o�y� u n�g pani de Franval wszystkie sfa�szowane listy i dokumenty, ca�� rzekom� korespondencj� Valmonta. � Spal to zaraz, moja droga, b�agam ci� � kontynuowa� zdrajca udaj�c �kanie � i wybacz niegodziwo�ci, do kt�rych przywiod�a mnie zazdro��. Pozb�d�my si� wzajemnego rozgoryczenia... przyznaj�, �e wielkie by�y moje winy... kt� jednak wie, czy Valmont, usi�uj�c za wszelk� cen� zrealizowa� swoje zamys�y, nie oczerni� mnie przed tob� bardziej ni� zas�ugiwa�em. Je�li o�mieli� si� powiedzie�, �e przesta�em ci� kocha�... �e nie jeste� ju� dla mnie najdro�sz� i najczcigodniejsz� istot� na �wiecie... ach! aniele m�j!... je�li splami� si� takimi oszczerstwami, jak�e s�usznie uwolni�em �wiat od podobnego szalbierza i k�amcy. � Och! � m�wi�a ze �zami pani de Franval. � Jak�e mog�e� zmy�li� przeciwko mnie podobne okropno�ci! Czy po tym wszystkim mo�na jeszcze ��da� ode mnie zaufania? � Pragn�, aby� mnie znowu pokocha�a, o najdro�sza i najlepsza z �on! Chcia�bym, �eby� za ten bezmiar b��d�w oskar�a�a tylko m�j umys�, aby� wierzy�a, i� serce wieczy�cie ci oddane nie mog�o nigdy ci� zdradzi�! Tak... ka�dy z tych wyst�pk�w jednak mnie do ciebie przybli�a�... Im bardziej odsuwa�em si� od swojej ukochanej ma��onki, tym trudniej by�o mi znale�� satysfakcj� i uspokojenie; rozkosze i mi�ostki nie mog�y mi zast�pi� dawnego szcz�cia... �ciskaj�c tw�j portret op�akiwa�em utrat� jego pierwowzoru! Najdro�sza moja! Gdzie� mo�na znale�� serce do twego podobne? Gdzie� do�wiadczy� rozkoszy zdolnych dor�wna� upojeniu, kt�re prze�ywa si� w twych obj�ciach? Przeklinam swoje ob��kanie, chc� odt�d �y� tylko dla ciebie... aby w twojej zgn�bionej duszy odbudowa� mi�o�� zniszczon� przez niegodziwo�ci, kt�rych wspomnienia nawet chc� si� wyrzec! Niepodobna, aby pani de Franval mog�a oprze� si� tak czu�ym b�aganiom cz�owieka, kt�rego nadal kocha�a. Czy mo�na darzy� cho�by najsprawiedliwsz� nienawi�ci� przedmiot swojej mi�o�ci? Wra�liwa i czu�a dusza tej niezwyk�ej kobiety nie mog�a pozosta� oboj�tna na widok cz�owieka ukochanego, upokorzonego i przygniecionego wyrzutami sumienia. �kanie wydar�o si� z jej piersi. � Ja... ja... � m�wi�a, przyciskaj�c do serca r�ce swego ma��onka � nigdy nie przesta�am uwielbia� ci�, okrutniku, chocia� tak strasznie i bez powodu nade mn� si� zn�ca�e�... B�g mi �wiadkiem, �e ze wszystkich cios�w, jakie mog�y mnie spotka� z twej r�ki, najbole�niejszy by� strach przed utrat� twej mi�o�ci, przed podejrzeniem, kt�re ci si� nasuwa�o... Kim si� pos�u�y�e� jako narz�dziem mojej krzywdy i zniewagi? W�asn� moj� c�rk�! W jej d�onie k�ad�e� sztylet, kt�rym rozdziera�a mi serce... Czy chcesz zmusi� mnie do znienawidzenia istoty, kt�r� prawo Natury uczyni�o tak mi drog�? � Przyprowadz� j� i ka�� rzuci� ci si� do n�g! � zawo�a� Franval w uniesieniu. � Chc�, �eby razem ze mn� wyrzek�a si� swego bezwstydu i grzechu, aby r�wnie� wyb�aga�a twoje przebaczenie! B�dziemy odt�d we troje budowa� nasze wsp�lne szcz�cie. Zwr�c� ci c�rk�, a ty zwr�cisz mi �on�... potem uciekniemy! � Uciekniemy? Wielki Bo�e, dlaczego? � Moja przygoda nabra�a rozg�osu; jutro mog� by� ju� zgubiony. Przyjaciele i minister radz� mi wyjazd do Valmoru. O ukochana, gdyby� zechcia�a towarzyszy� mi w tej podr�y! Czy w chwili gdy u twych st�p �ebrz� o przebaczenie, b�dziesz zdolna przebi� mi serce swoj� odmow�? � Przera�asz mnie! Jak to, ta sprawa... � M�wi�, �e to by� mord, a nie pojedynek. � Bo�e! I to ja by�am przyczyn�... M�w... m�w, co mam robi�! Pojad� z tob�, je�li trzeba, nawet na koniec �wiata. Och! jestem chyba najnieszcz�liwsz� z kobiet! � Powiedz raczej: najszcz�liwsz�, gdy� odt�d ka�da chwila mego �ycia po�wi�cona b�dzie zamienianiu w r�e cierni, kt�re rzuca�em pod twe stopy! Czy dwojgu kochaj�cym si� istotom nie wystarczy nawet pustynia? A zreszt� wygnanie nie b�dzie wieczne; prosi�em ju� przyjaci�, rozpoczynaj� starania... � A moja matka? Chcia�abym si� z ni� zobaczy�. � Nie r�b tego, ukochana! Mam niezbite dowody, �e to w�a�nie ona podjudza przeciwko mnie krewnych Valmonta, �e doradza im, jak przygotowa� moj� zgub�! � Ona jest niewinna, przesta� �ywi� wobec niej te ohydne podejrzenia. Jej czu�e serce nigdy nie zna�o ob�udy; nie umia�e� jej doceni�... och, gdyby� zdolny by� pokocha� j� tak samo jak ja! Znale�liby�my u jej boku najprawdziwsze szcz�cie na ziemi! To anio� pokoju, kt�rego zes�a�o ci niebo, aby wypleni� grzechy twojego �ycia; odtr�ci�e� j�, nie chcia�e� czu�o�ci i przyja�ni, przez kaprys czy rozwi�z�o��, przez niewdzi�czno�� czy libertynizm wyrzek�e� si� dobrowolnie najlepszej przyjaci�ki, jak� los postawi� na twej drodze. A wi�c?... nie mog� si� ju� z ni� spotka�? � Nie! nalegam na to jak najusilniej! Nie ma ani chwili do stracenia. Napiszesz do niej, przedstawisz moj� skruch�. Mo�e zlituje si� nad moimi wyrzutami sumienia... mo�e zdo�am jeszcze odzyska� kiedy� jej szacunek i uczucie. Wszystko z czasem si� uspokoi, wr�cimy, b�dziemy w jej ramionach radowa� si� przebaczeniem i mi�o�ci�. Ale teraz musimy wyjecha� jak naj�pieszniej... najp�niej za godzin� powinni�my by� w drodze, karety czekaj�... Przera�ona pani de Franval nie o�mieli�a si� protestowa�. Zacz�a przygotowywa� si� do podr�y. �yczenie Franvala by�o dla niej rozkazem. Zdrajca pobieg� tymczasem po c�rk�, przywi�d� j� do st�p matki. Ob�udna dziewczyna rzuci�a si� jej do n�g z perfidi� r�wn� ojcowskiej; zalewa�a si� �zami, b�aga�a o przebaczenie, kt�re oczywi�cie otrzyma�a. Pani de Franval obj�a j� i uca�owa�a; trudno jest zapomnie�, �e jest si� matk�, cho�by winy dzieci by�y nawet najwi�ksze! W czu�ej i wra�liwej duszy odzywa si� zawsze przemo�ny g�os Natury, a jedna �za ukochanego dziecka wystarcza, by wymaza� z pami�ci nawet dwadzie�cia lat jego grzech�w i wyst�pk�w. Wyjechali wi�c do Valmoru. Nadzwyczajny po�piech, z jakim trzeba by�o przedsi�wzi�� t� podr�, usprawiedliwi� w oczach pani de Franval, nadal �atwowiernej i za�lepionej, nie- wielk� liczb� s�u�by, kt�r� ma��onek jej zabra� na wie�. Zbrodnia l�ka si� rozg�osu... unika �wiadk�w; spowija si� w mroki tajemnicy, gdy zamierza przyst�pi� do dzia�ania. Na wsi nic nie zapowiada�o na razie gro��cego niebezpiecze�stwa. Franval sili� si� na oznaki respektu, dowody czu�o�ci, nadskakiwa� �onie, okazywa� jej najgor�tsz� mi�o��; �atwo oszuka� nieszcz�sn� pani� de Franval. Wywieziona daleko od Pary�a, znalaz�szy si� niemal na pustkowiu, bez mo�liwo�ci skomunikowania si� z matk�, by�a jednak szcz�liwa, skoro � jak powiada�a � uda�o si� jej odzyska� serce m�a, a c�rka, nadal pe�na skruchy i pokory, stara�a si� ze wszystkich si� zyskiwa� jej uznanie. Apartamenty Eugenii i jej ojca teraz ju� nie s�siadowa�y ze sob�. Franval mieszka� w najbardziej oddalonej cz�ci zamku, Eugenia tu� obok matki. Paryska rozwi�z�o�� zast�piona zosta�a w Valmorze pow�ci�gliwo�ci�, przystojno�ci� i umiarkowaniem. Franval udawa� si� ka�dej nocy do sypialni ma��onki; korzystaj�c z jej niewinno�ci, naiwno�ci i rozkochania �otr bezwstydnie podnieca� w sobie nadziej� przysz�ej zemsty. Szczere i gor�ce pieszczoty, kt�rymi hojnie darzy�a go ta najcnotliwsza z kobiet, nie by�y w stanie u�agodzi� Franvala; w p�omieniach nami�tno�ci rozpala� �w zbrodniarz sw� ��dz� okrucie�stw. �atwo zgadn��, �e stosunki Franvala i Eugenii mimo pozor�w nie zosta�y bynajmniej zerwane. Codziennie rano, gdy matka zaj�ta by�a toalet�, Eugenia w g��bi ogrodu spotyka�a si� z ojcem. Otrzymywa�a wtedy od niego polecenia stosowne do sytuacji i cieszy�a si� najintymniejszymi wzgl�dami, kt�rych nie zamierza�a wcale wyrzec si� na korzy�� swej rywalki. Min�o zaledwie osiem dni od przyjazdu w te okolice, gdy Franval otrzyma� z Pary�a wiadomo��, i� rodzina Valmonta �ciga go z nies�ychan� zawzi�to�ci�, a ca�a sprawa zaczyna przybiera� gro�ny obr�t. Niepodobna � pisa� jeden z przyjaci� � uzna� starcia z Valmontem za pojedynek, zbyt wielu by�o niestety �wiadk�w tego wydarzenia. Poza tym ustalono ponad wszelk� w�tpliwo�� � dodawa� � i� pani de Farneille stan�a na czele wrog�w swojego zi�cia i dok�ada stara�, aby go zgubi�, uwi�zi�, a przynajmniej zmusi� do opuszczenia Francji, a wreszcie odzyska� opiek� nad dwiema drogimi istotami, z kt�rymi zosta�a przez Franvala roz��czona. Franval pokaza� list swojej �onie. Schwyci�a natychmiast za pi�ro, aby uspokoi� matk� i sk�oni� j� do zmiany pogl�d�w, aby przedstawi� jej szcz�cie, kt�rym cieszy�a si� od chwili, gdy nie�aska Fortuny poruszy�a serce jej nieszcz�liwego ma��onka. Zapewni�a ponadto, �e wszelkie pr�by nak�onienia jej do powrotu wraz z c�rk� do Pary�a b�d� daremne, gdy� jest zdecydowana nie opuszcza� Valmoru, p�ki sprawy jej m�a nie zostan� ostatecznie za�atwione. Je�eli za� z�o�liwo�� nieprzyjaci� lub g�upota s�dzi�w doprowadzi do skazania Franvala, gotowa jest razem z nim porzuci� Francj�. Franval gor�co podzi�kowa� �onie. Nie mia� jednak zamiaru oczekiwa� bezczynnie losu, kt�ry mu szykowano; uprzedzi� �on�, i� wyjedzie teraz na jaki� czas do Szwajcarii; zostawia jej Eugeni� i zaklina, aby obie nie oddala�y si� z Valmoru, p�ki jego przysz�o�� nie zostanie wyja�niona. Skoro za� to nast�pi, przyjedzie do Valmoru bez wzgl�du na sytuacj�, sp�dzi ze sw� ukochan� �on� przynajmniej ca�� dob� i ustali z ni� razem, kiedy wr�c� do Pary�a, je�eli nic nie b�dzie temu sta�o na przeszkodzie, lub te�, w przeciwnym razie, dok�d udadz� si� na bezpieczne wygnanie. Podj�wszy t� decyzj� Franval, kt�ry bynajmniej nie zapomnia�, i� nieostro�no�� jego �ony w post�powaniu z Valmontem by�a jedyn� przyczyn� nieszcz��, jakie na� spad�y, i kt�ry marzy� ci�gle o zem�cie, kaza� powiadomi� c�rk�, i� czeka na ni� w g��bi parku. Zamkn�� si� z Eugeni� w samotnym pawilonie, kaza� jej zaprzysi�c �lepe pos�usze�stwo w wykonaniu wszystkiego, cokolwiek jej zleci, a potem u�ciska� j� gor�co i rzek�: � Utracisz mnie nied�ugo, moja c�reczko... mo�e na zawsze... � A widz�c �zy Eugenii m�wi� dalej: � Uspok�j si� aniele, odrodzenie naszego szcz�cia od ciebie tylko zale�y. Mo�emy je odnale�� we Francji czy gdziekolwiek indziej. S�dz�, Eugenio, �e jeste� dostatecznie przekonana, i� twoja matka by�a jedyn� sprawczyni� wszystkich naszych nieszcz��. Wiesz do- brze, �e nie przestaj� my�le� o zem�cie; znasz doskonale i aprobujesz powody, dla kt�rych musia�em ukrywa� si� przed t� kobiet� ze swoimi prawdziwymi uczuciami; pomog�a� mi znale�� sposoby jej oszukania. Zbli�amy si� do kresu tej gry, Eugenio, trzeba teraz dzia�a�. Zale�y od tego i tw�j, i m�j spok�j. Mam nadziej�, �e mnie zrozumiesz; obdarzona jeste� zbyt wielk� si�� ducha, aby to, co mam ci powiedzie�, mog�o cho� na chwil� wzbudzi� w tobie niepok�j. Tak, c�reczko musimy dzia�a�, dzia�a� bez zw�oki i bez wahania; to b�dzie twoim zadaniem... Twoja matka chcia�a ci� unieszcz�liwi�; zbruka�a wi�zy hymenu, na kt�re ci�gle si� powo�uje, straci�a wszystkie wynikaj�ce z nich prawa. Odt�d jest dla ciebie nie tylko obc� kobiet�, ale nawet �mierteln� nieprzyjaci�k�. Prawo Natury, wszczepione g��boko w nasze serca i dusze, nakazuje nam uwalnia� si� zawsze, je�li mo�emy, od istot, kt�re przeciw nam spiskuj�. �wi�te to prawo, kt�re nieustannie nas inspiruje i kieruje naszym post�powaniem, nie ka�e nam bynajmniej �ywi� dla bli�niego mi�o�ci wi�kszej ni� ta, kt�r� winni jeste�my sobie samym... Najpierw my, potem inni... oto jest odwieczny porz�dek Natury! A wi�c �adnego respektu dla innych... nie wolno nam ich oszcz�dza�, zw�aszcza gdy si� okazuje, i� nasze nieszcz�cia i zguba s� jedynym celem ich dzia�ania. Gdyby�my chcieli inaczej post�powa�, znaczy�oby to, �e stawiamy interes innych wy�ej od w�asnego, a to by�oby przecie� absurdalne! Rozumiesz mnie... Przejd�my wi�c do motyw�w, kt�re winny ci� sk�oni� do dzia�ania, jakie chc� ci doradzi�. � Zmuszony jestem wyjecha�, wiesz dobrze dlaczego. Je�li zostawi� ci� z t� kobiet�, to przed up�ywem miesi�ca op�tana przez sw� matk� wywiezie ci� do Pary�a, a poniewa� po ostatnim skandalu nie mo�na ju� liczy� na wydanie ci� za m��, b�d� pewna, �e te dwie okrutne istoty nie zawahaj� si� przed do�ywotnim zamkni�ciem ci� w klasztorze, gdzie b�dziesz mog�a op�akiwa� swoj� s�abo�� i nasze rado�ci. Twoja babka, Eugenio; �ciga mnie sw� ��dz� zemsty; po��czy�a si� z moimi wrogami, aby dopi�� swego celu i mnie zniszczy�. Czy mo�e mie� inne plany ni� zyska� nad tob� wy��czn� w�adz� i na zawsze pozbawi� ci� wolno�ci? Im bardziej wik�aj� si� moje sprawy, tym wi�ksz� si�� i znaczenie zyskuje koteria sprzysi�ona na nasz� zgub�. Trudno w�tpi�, �e twoja matka stoi potajemnie po stronie tej koterii, �e z��czy si� z ni� otwarcie, skoro tylko mnie tutaj zabraknie. Spisek ten d��y do mojej zguby po to jedynie, aby uczyni� ciebie najnieszcz�liwsz� z kobiet. Trzeba wi�c �pieszy� si� z przeciwdzia�aniem; najlepszy spos�b na pozbawienie tej wrogiej nam koterii zasadniczej si�y, to wyrwanie z jej grona pani de Franval. Czy mo�emy przedsi�wzi�� cokolwiek innego? M�g�bym ci� zabra� ze sob�, ale w�wczas twoja matka do g��bi rozj�trzona, zgodzi�aby si� od razu na propozycje pani de Farneille, a to by�by koniec naszego spokoju. Szukali by nas, �cigali, w �adnym kraju nie znale�liby�my bezpiecznego schronienia, �aden zak�tek na kuli ziemskiej nie by�by nietykalny i godzien uszanowania w oczach tych zbrodniarzy, kt�rzy prze�laduj� nas swoj� zawzi�to�ci�. Wiesz dobrze, jak daleko potrafi si�gn�� rami� despotyzmu i tyranii, gdy wsparte jest si�� z�ota. a kierowane zbrodniczym za�lepieniem. Je�eli jednak twoja matka umrze, pani de Farneille, kt�ra kocha j� niew�tpliwie bardziej ni� ciebie i jej interes ma przede wszystkim na my�li, dojdzie do wniosku, �e istotny motyw jej dzia�ania ju� nie istnieje, porzuci wi�c z pewno�ci� ca�� spraw� i przestanie podjudza� moich wrog�w. przestanie ich wspiera�... Potem sprawy mog� przybra� dwojaki obr�t: albo afera Valmonta zostanie jako� zatuszowana i nic nie b�dzie sta�o na przeszkodzie naszemu powrotowi do Pary�a, albo te� afera ta zaogni si�, a wtedy zmuszeni do ucieczki za granic�, b�dziemy przynajmniej wolni od m�ciwych prze�ladowa� pani de Farneille, kt�ra � powtarzam � za �ycia twej matki b�dzie d��y�a zawsze do zupe�nego unieszcz�liwienia nas, gdy� wyobra�a sobie, �e uratowanie jej c�rki wymaga koniecznie naszej wsp�lnej zguby. Z kt�rejkolwiek b�d� strony spojrzysz wi�c na nasz� sytuacj�, nie mo�esz w�tpi�, i� �ona moja jest g��wnym wrogiem naszego spokoju, a jej n�dzny �ywot najwi�ksz� przeszkod� na drodze do naszego szcz�cia. � Eugenio, najdro�sza Eugenio! � zawo�a� w uniesieniu Franval, �ciskaj�c r�ce swej c�rki � kochasz mnie... czy mog�aby� wi�c przez swe wahanie lub strach przed czynem, tak ko- niecznym dla ratowania wsp�lnych naszych interes�w, zgubi� cz�owieka, kt�ry ci� uwielbia? Najdro�sza, najukocha�sza moja przyjaci�ko! Mo�esz ocali� tylko jedno z dwojga twoich rodzic�w... zdecyduj sama! Musisz by� zab�jczyni� jednego z nas dwojga, wybierz sama ofiar�, kt�rej serce przebijesz morderczym sztyletem! Albo zginie twoja matka, albo musisz wyrzec si� mnie na zawsze... musisz w�asn� r�k� dope�ni� mej zguby. Czy� m�g�bym zreszt� �y� bez ciebie? S�dzisz, �e by�bym zdolny istnie� dalej bez ukochanej Eugenii? Pozosta� sam na sam ze wspomnieniami rozkoszy, kt�rych zakosztowa�em w twoich ramionach... rozkoszy tak przejmuj�cych, a na zawsze wydartych mym zmys�om? Zbrodnia twoja, Eugenio, b�dzie identyczna w jednym czy drugim wypadku... Albo usuniesz z tego �wiata matk�, kt�ra ci� nienawidzi i dyszy tylko ��dz� wtr�cenia ci� w nieszcz�cie, albo zabijesz ojca, kt�ry �yje jeno dla ciebie... Wybieraj... wybieraj wi�c, Eugenio! Je�eli mnie ska�esz na �mier�, nie wahaj si� niewdzi�cznico, ugod� bez lito�ci w to serce, kt�re zawini�o jedynie nadmiarem mi�o�ci; b�ogos�awi� b�d� cios twoj� r�k� zadany, a w ostatnim moim tchnieniu us�yszysz jeszcze s�owa uwielbienia! Franval zamilk� i czeka� na odpowied� c�rki. Pogr��y�a si� przez chwil� w g��bokiej zadumie... Wreszcie rzuci�a si� w obj�cia ojca. � Najdro�szy! � zawo�a�a � ciebie b�d� kocha� do ostatniej chwili swego �ycia! Czy mo�esz w�tpi�, po czyjej stan� stronie? Czy podejrzewasz moj� determinacj� i odwag�? W�� zaraz bro� w moje d�onie, a ta, kt�ra godzi na tw�j spok�j i bezpiecze�stwo, padnie natychmiast pod moim ciosem! Naucz mnie, ojcze, co mam czyni�, wyznacz mi zadania i uciekaj, skoro jest to konieczne dla twego ocalenia... B�d� walczy�a sama, b�d� ci o wszystkim donosi�a... Czy jednak sprawy twoje zako�cz� si� kl�sk� czy zwyci�stwem, nie wolno ci zostawi� mnie samej w tym zamku, gdy zginie nasza nieprzyjaci�ka... Musisz po mnie przyjecha�, ��dam tego, albo przynajmniej zawiadomi� mnie niezw�ocznie, dok�d mam po�pieszy�, aby si� znowu z tob� po��czy�. � Ukochana! � zawo�a� Franval, �ciskaj�c w ramionach t� potworn� istot�, kt�r� tak zr�cznie potrafi� sobie zjedna� � wiedzia�em, �e znajd� w tobie mi�o�� i sta�o�� zdolne zapewni� nam wsp�lne szcz�cie! We� t� szkatu�k�... ukryta jest w niej �mier�! Eugenia schwyci�a pude�ko ze �mierciono�n� zawarto�ci� i przytuli�a si� do ojca, ponawiaj�c najgor�tsze przysi�gi. Uzgodnili dalsze post�powanie; Eugenia mia�a zaczeka� na wynik procesu wytoczonego Franvalowi i dokona� zamierzonej zbrodni, je�eli wyrok trybuna�u b�dzie dla ojca niepomy�lny... Rozstali si�; Franval po�pieszy� po�egna� si� z �on�; posun�� sw� ob�ud� i czelno�� do tego stopnia, �e zalewa� si� �zami i nie zdradzaj�c swych uczu� przyjmowa� od tego anio�a dobroci wzruszaj�ce i naiwne pieszczoty, kt�rymi chcia�a mu os�odzi� rozstanie. Upewniwszy si� wreszcie, �e pani de Franval pozostanie z c�rk� w Alzacji bez wzgl�du na wynik procesu, n�dznik wskoczy� na konia i �piesznie opu�ci� Valmor... opu�ci� cnot� i niewinno��, tylekro� zniewa�an� przez jego zbrodnie! Zatrzyma� si� w B�le, aby chroni�c si� przed po�cigiem i prze�ladowaniami, by� jednocze�nie jak najbli�ej Valmoru i w czasie swej nieobecno�ci utrzymywa� z Eugeni� sta�� korespondencj� B�le le�y w odleg�o�ci dwudziestu pi�ciu mil od Valmoru, ale komunikacja mi�dzy tymi miejscowo�ciami jest dosy� �atwa, chocia� ��cz�ca je droga biegnie przez �rodek Czarnego Lasu; w ka�dym razie Franval m�g� otrzymywa� listy od c�rki przynajmniej raz w tygodniu. Na wszelki wypadek zabra� ze sob� powa�ne kapita�y, przede wszystkim jednak nie gotowizn�, ale papiery warto�ciowe. Zostawmy go na razie w Szwajcarii i wracajmy do jego �ony... Intencje tej niezwyk�ej kobiety by�y najczystsze i najszczersze. Obieca�a m�owi, �e pozostanie na wsi a� do otrzymania nowych jego rozkaz�w, nic wi�c nie by�o w stanie zmieni� tego postanowienia; codziennie upewnia�a o tym Eugeni�. Niestety, dziewczyna by�a daleka od zaufania, jakie winna wzbudza� w niej czcigodna matka; podziela�a wszystkie uprzedzenia Franvala, kt�ry podnieca� je zreszt� swoimi poufnymi listami; by�a przekonana, �e na ca�ym �wiecie nie mog�a mie� gro�niejszej nieprzyjaci�ki ni� w�asna matka. Pani de Franval stara�a si� ze wszystkich si� przezwyci�y� odraz�, kt�r� ta niewdzi�cznica �ywi�a dla niej w g��bi serca. Darzy�a j� przyja�ni�, obsypywa�a pieszczotami, cieszy�a si� w jej obecno�ci ze szcz�liwego pogodzenia z m�em; do tego stopnia posuwa�a sw� s�odycz i gorliwo��, i� dzi�kowa�a nawet za to Eugenii i przyznawa�a jej ca�� zas�ug� nawr�cenia Franvala. Rozpacza�a wreszcie, i� sta�a si� niechc�cy przyczyn� nowych nieszcz��, gro��cych m�owi; daleka by�a od przypisywania Eugenii jakiejkolwiek winy, oskar�a�a si� sama i przyciskaj�c c�rk� do piersi pyta�a ze �zami, czy zdolna b�dzie kiedykolwiek jej to wybaczy�... Okrutne serce Eugenii by�o jednak niewra�liwe na te anielskie s�owa; ta perfidna dusza og�uch�a na g�os Natury, wyst�pek zamkn�� wszystkie drogi, kt�rymi m�g� on do niej dotrze�... Ch�odno wysuwa�a si� z obj�� matki, patrzy�a na ni� wzrokiem pe�nym nienawi�ci i m�wi�a sobie w duchu dla dodania odwagi: �Jak�e fa�szywa jest ta kobieta... jak przewrotna! Pie�ci�a mnie r�wnie� i tego dnia, kiedy kaza�a mnie porwa�.� Te niesprawiedliwe pretensje by�y jednak tylko ohydnymi sofizmatami, kt�rymi tak ch�tnie wspiera si� zbrodnia, gdy chce st�umi� g�os sumienia. Pani de Franval kaza�a porwa� Eugeni� dla jej szcz�cia i w�asnego spokoju, w interesie cnoty; mia�a wi�c prawo utai� swe zamierzenia. Podst�p taki mo�e spotka� si� z pot�pieniem tylko ze strony wyst�pnych, kt�rych zwodzi; nie obra�a bynajmniej uczciwo�ci. Eugenia opiera�a si� czu�o�ciom pani de Franval, poniewa� pragn�a dopu�ci� si� wobec niej strasznego czynu, bynajmniej nie z powodu grzech�w matki, kt�ra z pewno�ci� wobec swej c�rki niczym nie zawini�a. Pod koniec pierwszego miesi�ca pobytu w Valmorze pani de Franval otrzyma�a list od matki z wiadomo�ci�, �e proces jej m�a przybiera coraz gro�niejszy obr�t, a wobec niebezpiecze�stwa haniebnego wyroku powinna natychmiast wr�ci� do Pary�a razem z Eugeni�, aby po�o�y� kres kr���cym plotkom i razem z pani� de Farneille rozpocz�� starania zmierzaj�ce do u�agodzenia trybuna�u i za�atwienia sprawy Franvala bez konieczno�ci wydawania go w r�ce w�adz. Pani de Franval, kt�ra postanowi�a nie mie� przed c�rk� �adnych tajemnic, pokaza�a jej natychmiast ten list. Eugenia popatrzy�a uwa�nie na matk� i zapyta�a spokojnie, jak zamierza post�pi� wobec tych smutnych nowin. � Nie wiem � odpowiedzia�a z wahaniem pani de Franval. � Prawd� jest, �e tutaj na nic si� nie przydajemy. Czy pomoc moja nie by�aby dla twego ojca o wiele u�yteczniejsza, gdybym posz�a za rad� swej matki? � Ty decydujesz, mamo � odrzek�a Eugenia � ja mam obowi�zek s�ucha� ci� we wszystkim, mo�esz by� pewna �e b�d� pos�uszna... Powiedzia�a to jednak tak oschle, �e pani de Franval zrozumia�a, i� rozwi�zanie takie nie podoba si� c�rce; odrzek�a wi�c, �e jeszcze zaczeka, a tymczasem odpisze pani de Farneille; Eugenia mo�e by� pewna, �e je�li uchybi nakazom m�a, to jedynie wtedy, gdy przekona si� ostatecznie, i� b�dzie mu bardziej pomocna w Pary�u ni� w Valmorze. Min�� drugi miesi�c, Franval pisywa� stale do �ony i c�rki i otrzymywa� od nich listy jak najbardziej go zadowalaj�ce, gdy� w jednych dostrzega� zupe�n� uleg�o�� wobec swych �ycze� , w drugich za� niewzruszon� sta�o�� i gotowo�� pope�nienia zamierzonej zbrodni, skoro tylko wymaga� b�dzie tego sytuacja albo gdy pani de Franval zacznie ulega� naciskowi swej matki. �Je�li za� � pisa�a Eugenia w jednym z list�w � twoja �ona b�dzie nadal lojalna i szczera, a przyjaciele w Pary�u doprowadz� twoje sprawy do szcz�liwego ko�ca, przeka�� w twoje r�ce zadanie, kt�rym mnie obarczy�e�, i sam go dope�nisz, gdy b�dziemy razem, a uznasz to za stosowne; chyba �eby� znowu kaza� mi dzia�a� i uwa�a� to za konieczne; w�wczas wezm� wszystko na siebie, mo�esz by� pewny.� W odpowiedzi Franval raz jeszcze potwierdzi� to wszystko, co uprzednio nakaza� c�rce. By�y to ostatnie listy, kt�re mi�dzy sob� wymienili. Nast�pna poczta nie przynios�a od Eugenii �adnych wiadomo�ci. Franval zacz�� si� niepokoi�; kolejny kurier r�wnie� nie przywi�z� listu; Franval wpad� w desperacj�, jego �ywe usposobienie nie pozwala�o mu czeka�. Zdecydowa� si� pojecha� osobi�cie do Valmoru i przekona� si�, jakie by�y powody tego milczenia, kt�re tak okrutnie go niepokoi�o. Wyruszy� konno razem z wiernym s�u��cym. Zamierza� przyby� do zamku nast�pnego dnia, jeszcze pod os�on� nocy, aby unikn�� rozpoznania. Jednak�e na skraju boru, kt�ry otacza Valmor i ��czy si� od wschodu z Czarnym Lasem, zatrzyma�o ich sze�ciu uzbrojonych m�czyzn. Za��dali sakiewki... Z�oczy�cy byli dobrze poinformowani, wiedzieli, z kim maj� do czynienia, wiedzieli r�wnie�, �e Franval, uwik�any w niebezpieczn� afer� nie rusza si� w drog� bez dobrze wypchanego portfela i znacznej ilo�ci z�ota. S�u��cy stawi� bandytom op�r; w chwil� potem run�� bez �ycia pod kopyta swego konia. Franval zeskoczy� z siod�a ze szpad� w d�oni, rzuci� si� na n�dznik�w, zrani� trzech, ale zosta� obezw�adniony przez pozosta�ych. Zabrali mu wszystko, co mia� przy sobie, cho� nie zdo�ali wyrwa� broni. Dokonawszy rabunku z�odzieje znikn�li w lesie. Franval pr�bowa� ich �ciga�, ale bandyci pognali tak szybko ze swym �upem i zrabowanymi ko�mi, �e nie zdo�a� nawet zauwa�y�, w jakim kierunku si� udali. Zapad�a ponura noc. D�� mro�ny wicher, pada� grad, wszystkie si�y Natury zdawa�y si� jednoczy� przeciwko temu nieszcz�nikowi. Mo�na by s�dzi�, �e w niekt�rych wypadkach Natura wzburzona zbrodniami cz�owieka, kt�rego �ciga swym gniewem, chce przygnie�� go przed ostatecznym unicestwieniem wszystkimi ciosami, jakie ma w swej mocy. Franval, w podartym ubraniu, ze szpad� w d�oni, oddala� si� �piesznie od miejsca tragicznego wydarzenia i przedziera� w stron� Valmoru. Zna� jednak s�abo te okolice, w kt�rych przebywa� dot�d tylko raz jeden, zb��dzi� mi�dzy ciemnymi �cie�kami tego wielkiego i obcego lasu... Wyczerpany zm�czeniem, przygnieciony b�lem, rozdarty niepokojem, smagany burz�, upad� wreszcie na ziemi�. Po raz pierwszy w �yciu oczy jego zwil�y�y si� szczerymi �zami. � Wszystko sprzysi�g�o si�, aby zdruzgota� mnie nieszcz�snego! � zawo�a�. � R�ka Opatrzno�ci przebi�a cierpieniem moj� dusz�! Zwiedziony u�ud� powodzenia nie zna�em dot�d nieszcz�cia... O ukochana, kt�r� tak ci�ko dot�d krzywdzi�em, kt�ra w tej chwili jeste� ju� mo�e ofiar� mej zawzi�to�ci i okrucie�stwa... �ono uwielbiana! Czy �wiat cieszy si� jeszcze twoim istnieniem? Czy r�ka Opatrzno�ci zdo�a�a wstrzyma� cios przeze mnie przygotowany?... Eugenio, dziewczyno �atwowierna, niegodnie zwiedziona moimi haniebnymi podst�pami... czy g�os Natury skruszy� twoje serce, czy zapobieg� skutkom mojej namowy, a twej s�abo�ci? Czy jeszcze jest czas? Czy mam jeszcze czas, Bo�e sprawiedliwy? Nagle dobieg� go z dala pos�pny i majestatyczny d�wi�k licznych dzwon�w... Odbijaj�c si� od niskiego sklepienia chmur przejmowa� jego dusz� zgroz�. Zamilk� przera�ony. � Co to? � zerwa� si� z ziemi. � C�rko niegodziwa! Czy to ju� �mier�? Zemsta!? Czy�by piek�o doko�czy�o mego dzie�a? Te dzwony... gdzie jestem? Sk�d je s�ysz�? Dobij mnie. Bo�e! Dobij wyst�pnego! � A padaj�c na kolana zawo�a�: � Wielki Bo�e! dopu��, bym z��czy� sw�j g�os z b�aganiem tych wszystkich, kt�rzy w tej chwili wzywaj� twego zmi�owania! Widzisz me wyrzuty sumienia i moje cierpienie, przebacz, �e ci� dot�d nie zna�em... Racz wys�ucha� b�agania... pierwszego b�agania, kt�re o�mielam si� zwr�ci� ku tobie! Istoto Najwy�sza! Ocal cnot�, ratuj t�, kt�ra by�a twym najpi�kniejszym obrazem na ziemi! Niechaj te dzwony... te straszne dzwony nie oka�� si� sygna�em zbrodni, kt�ra przejmuje mnie przera�eniem! Franval, niemal oszala�y, nie�wiadomy, co czyni, powl�k� si� drog�, wyrzucaj�c z siebie bez�adne s�owa... Nagle us�ysza� daleki t�tent... kto� zbli�a� si� ku niemu; wyt�y� s�uch; drog� p�dzi� na koniu jaki� je�dziec. � Kimkolwiek jeste� � zawo�a� Franval, rzucaj�c si� ku nadje�d�aj�cemu � kimkolwiek jeste�, zlituj si� nad nieszcz�snym, zdruzgotanym przez cierpienie! Got�w jestem targn�� si� na swe �ycie! Pom� mi, ratuj mnie, je�li� cz�owiekiem i masz Boga w sercu! Ocal mnie przed w�asnym moim ob��kaniem! � Bo�e! � odpowiedzia� mu g�os dobrze znajomy. � To pan? Tutaj?! O nieba! Wstrzymaj si�! I Clervil... gdy� by� to w�a�nie Clervil, szlachetny kap�an uwolniony z wi�zienia Franvala, kt�rego los zes�a� na pomoc nieszcz�liwemu w najtragiczniejszej chwili �ycia, zeskoczy� z konia i schwyci� w obj�cia swego zawzi�tego wroga. � A wi�c to ty ksi�e � wyszepta� Franval, przyciskaj�c do piersi czcigodnego starca � to ty, wobec kt�rego tak strasznie zawini�em... � Niech si� pan uspokoi! Prosz� si� uspokoi�! Uwolni�em si� od nieszcz��, kt�re na mnie spad�y, nie my�l� ju� i o tych, kt�re pan na mnie �ci�gn��, skoro z woli bo�ej mog� s�u�y� panu swoj� pomoc�.. .Okrutna to b�dzie us�uga, kt�r� mam panu odda�, ale niestety konieczna... Usi�d�my... Spocznijmy u st�p tego cyprysa, przystoi ci teraz tylko �a�obny wieniec z jego li�ci. Drogi panie de Franval, jak�e straszne s� wie�ci, kt�re ci przynosz�! P�acz, przyjacielu, �zy ul�� twemu cierpieniu; niestety, musz� ci zada� jeszcze wi�kszy b�l... Min�y dni rado�ci, przepad�y dla ciebie jak pi�kny sen, zosta�y ci teraz jeno dni rozpaczy i cierpienia. � Rozumiem, ksi�e... Te dzwony... � Zanosz� do st�p Najwy�szej Istoty �al i mod�y zrozpaczonych mieszka�c�w Valmoru, kt�rym Przedwieczny zes�a� anio�a po to tylko, aby go op�akiwali i �a�owali... S�ysz�c te s�owa Franval opar� o pier� ostrze szpady i chcia� przeci�� ni� swego �ywota. Ale Clervil odepchn�� bro� i zawo�a�: � Nie, przyjacielu, nie �mierci winiene� teraz szuka�, lecz pokuty i zado�� uczynienia za swe zbrodnie! Wys�uchaj mnie, wiele mam ci do powiedzenia, musisz si� uspokoi�, by zrozumie�, co zasz�o w zamku Valmor... � M�w, ksi�e, s�ucham! Wbijaj mi powoli sztylet w serce, godzi si�, bym prze�y� te same m�czarnie, kt�re chcia�em zadawa� innym... � Nie b�d� si� rozwodzi� nad swoj� histori� � m�wi� Clervil. � Po kilkumiesi�cznym pobycie w strasznym wi�zieniu, do kt�rego kaza� mnie pan wtr�ci�, uda�o mi si� wzruszy� mojego stra�nika. Pewnej nocy otworzy� mi bramy. Poleci�em mu, aby jak najstaranniej utai� przed �wiatem niesprawiedliwo��, kt�rej si� pan wobec mnie dopu�ci�. B�dzie milcza�, drogi panie de Franval, nie zdradzi si� ani s�owem... � Och! drogi ksi�e... � Prosz� mnie s�ucha�, powtarzam, mam wa�ne rzeczy do opowiedzenia: Po powrocie do Pary�a dowiedzia�em si� o nieszcz�snej pa�skiej aferze, o twoim wyje�dzie... P�aka�em razem z pani� de Farneille, �zy jej by�y szczere, mo�e mi pan wierzy�... Dok�ada�em wsp�lnie z ni� stara�, aby nak�oni� pani� de Franval do odwiezienia do nas Eugenii; potrzebniejsze by�y w Pary�u ni� w Alzacji. Nie pozwoli� jej pan jednak opuszcza� Valmoru... by�a pos�uszna, zawiadomi�a nas o tym rozkazie, zwierzy�a si� z odrazy, jak� budzi�a w niej my�l o jego z�amaniu. Waha�a si� d�ugo... Ale wreszcie zapad� w pana sprawie wyrok skazuj�cy... Jeste� pot�piony, Franval... Masz ponie�� kar� �mierci jako winny morderstwa na publicznym trakcie. Ani zabiegi pani de Farneille, ani starania twych krewnych i przyjaci� nie by�y w stanie powstrzyma� miecza sprawiedliwo�ci. Jeste� zrujnowany, wszystkie twoje dobra b�d� skonfiskowane... Widz�c gwa�towne poruszenie Franvala Clervil zawo�a�: � S�uchaj mnie! ��dam tego jako pokuty za twe zbrodnie! ��dam w imieniu niebios, kt�re skrucha twoja mo�e jeszcze przeb�aga�! A wi�c � m�wi� dalej � skoro to nast�pi�o, napisali�my natychmiast list do pani de Franval, przedstawili�my jej ca�� sytuacj�. Matka powiadomi�a j�, �e powr�t do stolicy sta� si� teraz konieczny; wys�a�a mnie do Valmoru, abym nak�oni� j� do wyjazdu. D��y�em w �lad za kurierem, kt�ry wi�z� nasz list; niestety, przyby� do zamku wcze�niej ode mnie. Przyjecha�em za p�no... tw�j potworny spisek uda� si� ca�kowicie. Zasta�em pani� de Franval na �o�u �mierci. Och! co za zbrodnia!... Ze wzgl�du na pa�ski stan daruj� ci ju� te wyrzuty... S�uchaj dalej! Eugenia nie wytrzyma�a tego widoku. Kiedy przyjecha�em do zamku, pogr��ona by�a w rozpaczy, zalana �zami, rozszlochana... Panie de Franval, jak�e opisa� ci t� straszn� scen�... �ona twoja kona�a, wstrz�sana potwornymi konwulsjami... Eugenia krzycza�a w zapami�taniu, wyznawa�a, �e jest winna, b�aga�a o �mier�, chcia�a targn�� si� na swoje �ycie, czo�ga�a si� u naszych st�p, obejmowa�a matk� za szyj� i chcia�a o�ywi� j� w�asnym oddechem, ocuci� �zami, wzruszy� swymi okropnymi wyrzutami sumienia... Taki to bolesny widok przedstawi� si� moim oczom. Kiedy wszed�em do sypialni, pani de Franval pozna�a mnie... Chwyta�a mnie za r�ce, chcia�a m�wi�... Zdo�a�a wyszepta� kilka s��w, kt�re z trudem zrozumia�em, kt�re z wysi�kiem wydoby�y si� z jej piersi, zd�awionej atakiem jadu... Przebacza�a ci... prosi�a Boga o zmi�owanie nad tob�, b�aga�a przede wszystkim o �ask� dla c�rki... Widzisz, bezbo�ny cz�owiecze... Ostatnie s�owa, ostatnie westchnienie kobiety, kt�r� zabi�e�, by�y do ciebie zwr�cone... Stara�em si� j� ratowa�, czuwa�em nad s�u�b�, pos�a�em po najlepszych lekarzy. Pociesza�em Eugeni�; stan jej by� tak okropny, �e nie potrafi�em odm�wi� jej swego mi�osierdzia... Na nic to si� nie zda�o. Twoja nieszcz�liwa �ona zmar�a w konwulsjach, w m�czarniach trudnych do opisania. W tym tragicznym momencie by�em �wiadkiem niespodziewanego skutku wyrzut�w sumienia, jakiego nigdy przedtem nie widzia�em. Eugenia posz�a w �lad za matk�, zmar�a w chwil� po niej. My�leli�my pocz�tkowo, �e tylko zemdla�a... Ale zgas�y w niej wszystkie oznaki �ycia... zmys�y jej dozna�y szoku, kt�ry j� zabi� umar�a naprawd� wskutek gwa�townego wstrz�su spowodowanego wyrzutami sumienia, bole�ci� i rozpacz�... Tak, przyjacielu, straci�e� obie! Te dzwony, kt�rych d�wi�k brzmi ci jeszcze w uszach, odprowadzaj� na wieczny spoczynek dwie istoty zrodzone dla twego szcz�cia, kt�re pad�y ofiar� twych zbrodni i swojego do ciebie przywi�zania... ich krwawe wspomnienie �ciga� ci� b�dzie a� do grobu! � Drogi panie de Franval! � zawo�a� Clervil. � Czy nie mia�em racji, nak�aniaj�c ci� swego czasu, aby� cofn�� si� znad przepa�ci, w kt�r� spycha�y ci� nami�tno�ci? O�mielisz si� nadal gani� i wyszydza� bojownik�w cnoty? Czy nies�usznie dumni s� oni ze swej postawy, skoro widz� wok� zbrodni i grzechu tyle nieszcz�� i kl�sk? Clervil zamilk�. Spojrza� na Franvala; nieszcz�sny siedzia� nieruchomo ze wzrokiem wbitym w ziemi�, z oczu p�yn�y mu �zy, nie odzywa� si� ani s�owem. Ksi�dz zacz�� go wypytywa�, w jaki spos�b znalaz� si� w lesie, i to w ubraniu tak poszarpanym. Franval w paru s�owach opowiedzia� mu swoj� przygod�. � Ach! panie de Franval! � zawo�a� szlachetny kap�an � jak�e czuj� si� szcz�liwy, �e po�r�d tylu kl�sk mog� chocia� w ma�ym stopniu przyczyni� si� do z�agodzenia twego losu! Jecha�em do B�le, aby znale�� pana i o wszystkim powiadomi�, aby ofiarowa� ci pomoc... Przyjmij j�, zaklinam ci�! Wie pan dobrze, �e nie jestem bogaty... ale oto sto ludwik�w, to wszystkie moje oszcz�dno�ci; we� je! ��dam tego od pana! � Cz�owieku wspania�omy�lny! � zawo�a� Franval, padaj�c do n�g tego szlachetnego i nie zwyk�ego przyjaciela. � Mnie to ofiarujesz? Bo�e! Czy� potrzebuj� czegokolwiek po stratach, kt�re ponios�em? I to ksi�dz... ksi�dz, z kt�rym tak niegodziwie si� obszed�em! Ty �pieszysz mi z pomoc�? � Trzeba zapomnie� o w�asnych krzywdach, kiedy nieszcz�cie przygniata ich sprawc�; jedyna zemsta, kt�ra przystoi nam w takiej sytuacji, to po�pieszy� mu z pomoc�! Jak�e si� nad nim zn�ca�, skoro i tak rozdarty jest cierpieniem i wyrzutami sumienia? Oto g�os Natury! Widzi pan teraz, �e kult Istoty Najwy�szej w niczym mu si� nie sprzeciwia, chocia� dawniej tak s�dzi�e�, �e sk�onno�ci, kt�re w nas inspiruje, s� w rzeczy samej naj�wi�tszymi prawami boskimi... � Nie, ksi�e � odpowiedzia� Franval, podnosz�c si� z ziemi � niczego mi ju� nie trzeba. B�g zostawiaj�c mi ten ostatni skarb � wskaza� na szpad� � pouczy� mnie, jaki mam z niego zrobi� u�ytek... Drogi przyjacielu � m�wi� �ciskaj�c szpad� w d�oni � to jest ta sama bro�, kt�r� moja ukochana ma��onka schwyci�a pewnego dnia, aby przebi� sobie ni� pier�, kiedy nie mog�a ju� znie�� moich oszczerstw i niegodziwo�ci. Ta sama... mo�e jeszcze wida� na klindze kropelki jej zasch�ej krwi... Trzeba, abym obmy� j� w�asn�... Chod�my! Znajdziemy jak�� chat�, gdzie b�d� m�g� podyktowa� ci swoj� ostatni� wol�... a potem rozstaniemy si� na zawsze. Ruszyli... Szukali drogi, kt�ra mog�a ich zaprowadzi� do najbli�szego osiedla. Noc okrywa�a coraz ci�szym kirem opustosza�y las... Z daleka da�y si� s�ysze� jakie� ponure pie�ni nik�y blask kilkunastu pochodni rozja�ni� mrok; migoc�ce p�omienie dodawa�y grozy ca�ej tej scenerii, mog�aby ona przej�� dreszczem dusze czu�e i wra�liwe... Dalekie dzwony bi�y znowu coraz mocniej... ponure ich g�osy miesza�y si� z grzmotami, kt�re blaskiem b�yskawic przecina�y niebo i gin�y w oddali. Ognie niebieskie rozrywaj�ce co chwila chmury i przygaszaj�ce blask pochodni zdawa�y si� odmawia� mieszka�com ziemi prawa z�o�enia do grobu tej, kt�r� wi�z� niesamowity kondukt. Groza panowa�a doko�a, las dysza� rozpacz�, mo�na by s�dzi�, �e wieczysta �a�oba okry�a natur�. � Co to?� zawo�a� z przera�eniem Franval. � Nic... nic... � odpowiedzia� Clervil, �ciskaj�c d�o� nieszcz�liwego i pr�buj�c sprowadzi� go z drogi. � Nic? Oszukujesz mnie, ksi�e, ja wiem, co to za poch�d �pieszy t� drog�... Pobieg� naprz�d... zobaczy� trumn�. � Bo�e sprawiedliwy! � zawo�a�. � To ona! To ona, B�g pozwoli�, abym raz jeszcze m�g� j� zobaczy�! Clervil widz�c, �e niepodobna powstrzyma� nieszcz�nika, skin�� na kap�an�w, usun�li si� w milczeniu. Oszala�y Franval rzuci� si� na trumn�, wyci�gn�� z niej �miertelne szcz�tki kobiety, kt�r� tak bole�nie zniewa�y�; �ciskaj�c zw�oki w ramionach zawl�k� je pod drzewo, z�o�y� na trawie i pad� obok w szale rozpaczy. � O najdro�sza! � wo�a� odchodz�c od zmys��w � zamordowa�em ci�, uwielbiona! A teraz b�agam u twych st�p przebaczenia i zmi�owania! Nie po to, bym mia� ci� prze�y�... ale w nadziei, �e Przedwieczny wzruszy si� tw� niewinno�ci� i raczy, je�li to mo�liwe, przebaczy� mi tak samo, jak ty mi wybaczy�a�... Masz prawo do mojej krwi, umi�owana! Potrzeba ci krwi, aby� by�a pomszczona... i zostaniesz pomszczona w tej godzinie! Patrz na moje �zy, na moj� skruch�! P�jd� za tob�, najdro�sza... kto jednak przyjmie moj� udr�czon� dusz�, je�eli ty nie wstawisz si� za ni�? Odrzucona przez Boga i przez ciebie, mia�a�by cierpie� wieczyste m�ki piekielne, chocia� tak jest rozdarta najszczersz� skruch� i �alem za swe zbrodnie? Przebacz, ukochana, przebacz me niegodziwo�ci i patrz, jak zostan� pomszczone. Odwr�ci� si� ty�em do Clervila, zwr�ci� przeciw sobie ostrze szpady i pchn�� si� straszliwie, przebijaj�c pier� na wylot; krew buchn�a na zw�oki ofiary; zdawa�a si� by� dla nich bardziej zniewag� ni� zado��uczynieniem. � Umieram, przyjacielu � wyszepta� do Clervila. � Umieram w najstraszliwszych wyrzutach sumienia. Powiedz moim najbli�szym, jak n�dzny by� koniec moich zbrodni... powiedz, �e tak w�a�nie winien umiera� niewolnik nami�tno�ci, pod�y zbrodniarz, zdolny st�umi� w swym sercu g�os obowi�zku i Natury. Z��cie mnie w trumnie obok nieszcz�liwej ma��onki, niegodzien by�bym tej �aski, gdyby nie �al i skrucha... one tylko daj� mi prawo do wiecznego razem z ni� spoczynku... B�agam o to! �egnaj, ksi���... Clervil wys�ucha� pro�by nieszcz�nika... kondukt ruszy� dalej. Grobowiec skry� na wieki �miertelne szcz�tki dwojga ma��onk�w zrodzonych dla wzajemnej mi�o�ci, przeznaczonych dla wsp�lnego szcz�cia, kt�rego na pewno by zakosztowali, gdyby zbrodnia i szale�cza rozwi�z�o�� nie zmieni�a wyst�pn� r�k� jednego z nich wszystkich r� �ywota w jady i ciernie. Zacny duchowny zawi�z� do Pary�a relacj� o tym tragicznym ko�cu trojga istot. Nikt nie �a�owa� Franvala, ale �ona jego by�a powszechnie op�akiwana; ubolewano nad jej losem. Czy mo�na w�r�d kobiet wytwornych i zwracaj�cych ku sobie wzrok m�czyzn znale�� podobn�, kt�ra by po to jedynie czci�a i praktykowa�a wszelkie cnoty ziemskiego �ywota, aby spotyka� na ka�dym kroku tylko nieszcz�cie i cierpienie? Wst�p Florville i Courval Eugenia de Franval SPIS RZECZY