Professional Documents
Culture Documents
CLIVE CUSSLER
DIRK CUSSLER
CZARNY WIATR
Przekład
MACIEJ PINATRA
AMBER 2007
Rip by „SiG”
Redakcja stylistyczna
Joanna Złotnicka
Ilustracja na okładce
© Wydawnictwo Amber
Skład
Wydawnictwo Amber
Druk
Wojskowa Drukarnia w Łodzi
Tytuł oryginału
Black Wind
ISBN 978-83-241-2738-2
www.wydawnictwoamber.pl
Pamięci mojej matki Barbary.
Wszystkim, którzy ją znali,
Bardzo brakuje jej miłości
Współczucia, życzliwości i wsparcia
D.E.C.
Carska nawałnica
12 grudnia 1944 roku
Baza morska w Kure, Japonia
Powiew śmierci
1
10
12
13
Chimera
14
15
16
17
19
21
22
23
25
26
27
28
29
31
34
35
36
Rakieta
37
***
38
39
40
42
43
44
45
46
47
48
50
51
53
54
Dirk i Dahlgren stali pod lufami przy ścianie hangaru, gdy ludzie
Tongju prowadzili resztę załogi „Odyssey” do magazynu. Ostatni został
tam wepchnięty kapitan Christiano. Jeden z komandosów odwrócił się do
Tongju.
- Tych też? - spytał, wskazując więźniów z NUMA.
Tongju pokręcił przecząco głową. Strażnik zamknął ciężkie
metalowe drzwi magazynu, zabezpieczył je łańcuchem i powiesił na nim
kłódkę. Trzydziestu pracowników Sea Launch uwięziono w ciasnym,
ciemnym pomieszczeniu, z którego nie było ucieczki.
Tongju podszedł do Dirka i Dahlgrena. Spojrzał na Dirka z
mieszaniną szacunku i niechęci.
- Masz irytującą umiejętność wychodzenia cało z opresji, Pitt. I
denerwujący zwyczaj wtrącania się w cudze sprawy.
- Nieprzyjemny ze mnie facet - przyznał Dirk.
- Skoro tak bardzo was interesuje nasza operacja, proponuję wam
miejsca w pierwszym rzędzie podczas startu rakiety - powiedział Tongju
i skinął głową trzem strażnikom.
Zanim Dirk zdążył odpowiedzieć, komandosi wbili im lufy w plecy i
popchnęli ich w kierunku otwartych wrót hangaru. Jeden ze strażników
sięgnął na pomost samobieżnej platformy i chwycił linę, która leżała
obok brezentu. Tongju został chwilę z tyłu. Kazał reszcie swoich ludzi
wsiąść do motorówki, a potem ruszył za trójką prowadzącą więźniów.
Dirk i Dahlgren zerknęli na siebie. Obaj zastanawiali się, jak uciec, ale
mieli małe szanse. Dirk wiedział, że jeśli spróbują, Tongju zabije ich bez
wahania.
Tongju dogonił ich, kiedy wyszli z hangaru na zalany słońcem
pokład.
- Oczywiście wiesz, że nasze siły specjalne są już w drodze - odezwał
się Dirk do Azjaty, mając cichą nadzieję, że to prawda. - Nie dojdzie do
startu rakiety, a ty i twoi ludzie zostaniecie aresztowani lub zabici.
Tongju zerknął w górę na zegar odliczający, potem spojrzał na Dirka
i uśmiechnął szeroko. W słońcu zalśniły jego żółte zęby.
- Nie zdążą na czas. A jeśli nawet, to nic nie zrobią. Wasi wojskowi to
mięczaki. Nie zaatakują platformy w obawie, że przypadkowo zabiją
niewinnych pracowników na pokładzie. Nie ma już sposobu na
przerwanie odliczania. Rakieta wystartuje i to będzie koniec
amerykańskiej ingerencji w cudze sprawy.
- Nie wyjdziesz z tego żywy.
- Ty też nie.
Dirk i Dahlgren zamilkli. Czuli się, jakby szli na szubienicę. Kiedy
grupa zbliżyła się do wyrzutni, wszyscy spojrzeli w górę na lśniącą białą
rakietę. Więźniów wprowadzono pod zenita, dopchnięto do podpory
wyrzutni i kazano stać bez ruchu. Jeden z komandosów zaczął ciąć linę
na kawałki ząbkowanym ostrzem noża.
Tongju wyciągnął glocka i wycelował w gardło Dirka. Strażnik
przywiązał mu łokcie, nadgarstki i kostki nóg do podpory wyrzutni.
Potem zrobił to samo z Dahlgrenem.
- Bawcie się dobrze podczas startu rakiety, panowie - wycedził Tongju,
odwrócił się i odszedł.
- Na pewno będziemy, wiedząc, że taka gnida jak ty nie pożyje długo -
zawołał za nim Dirk.
On i Dahlgren patrzyli w milczeniu, jak Tongju i jego ludzie biegną
przez pokład w stronę przedniej podpory kolumnowej, a potem znikają
na schodach. Kilka minut później zobaczyli motorówkę. Pędziła w
kierunku „Koguryo”, który był teraz prawie dwie mile od „Odyssey”. Z
miejsca pod rakietą mieli dobry widok na zegar odliczający. Pokazywał
00:26:00, dwadzieścia sześć minut. Dirk spojrzał na wielkie dysze
wylotowe zenita nad ich głowami. Za dwadzieścia sześć minut siedemset
dwadzieścia pięć ton ciągu uderzy w nich jak ognista nawałnica i spali na
popiół. Śmierć będzie przynajmniej szybka, pomyślał.
- Ostatni raz dałem ci się namówić na udział w jakiejś imprezie bez
zaproszenia - odezwał się Dahlgren.
- Przepraszam, może byliśmy nieodpowiednio ubrani - odrzekł Dirk.
Szarpnął więzy, próbując się oswobodzić, ale ledwo mógł ruszać rękami.
- Jest jakaś szansa, żebyś się uwolnił? - zapytał Dahlgrena.
- Obawiam się, że nie. Ten facet zasłużył na skautowską odznakę
żeglarza za wiązanie węzłów - odparł Dahlgren, napinając krępujące go
liny.
Ich uwagę zwrócił głośny metaliczny dźwięk gdzieś na platformie.
Potem pod nimi rozległ się łoskot. Po chwili usłyszeli za sobą szum
płynu, który wypełniał rury w wyrzutni. Cała instalacja trzeszczała i
skrzypiała przy przepływie w górę schłodzonego ciekłego tlenu i nafty
lotniczej pompowanych do zenita.
- Tankują rakietę - powiedział Dirk. - To niebezpieczne dla załogi,
więc robią to dopiero po ewakuacji platformy, tuż przed startem.
- Poczułem się dużo lepiej. Mam tylko nadzieję, że facet obsługujący
pompę nie zagapi się i nie przepełni zbiornika.
Obaj z obawą podnieśli wzrok na rakietę. Wiedzieli, że ciekły tlen
poparzyłby im skórę. Zenit drżał i jęczał, jakby paliwo tchnęło w niego
życie. Nad nimi hałasowały silniki elektryczne i pompy tłoczące paliwo
do komór spalania silników. Patrzyli w milczeniu na wyloty dysz zenita i
wyobrażali sobie ogień, który na nich spadnie. Dirk pomyślał o Sarze i
ścisnęło mu się serce, gdy zdał sobie sprawę, że już nigdy jej nie
zobaczy. Co gorsza, poleciała do Los Angeles, gdzie może paść ofiarą
ataku, któremu nie zdołał zapobiec. Potem pomyślał o siostrze i ojcu.
Poczuł żal, że nigdy się nie dowiedzą, co się z nim stało. Zniknie bez
śladu, nie zostaną z niego żadne szczątki, które można by pochować.
Usłyszał cichy syk i zobaczył białe pióropusze pary wydobywające się z
kilku zaworów bezpieczeństwa w korpusie rakiety. Kiedy schłodzony
tlen ogrzał się w wysokiej temperaturze na zewnątrz i rozszerzył,
zadziałał system upustowy. Niebo nad dwoma więźniami pociemniało,
gdy kłęby pary przesłoniły słońce. Ale Dirkowi żywiej zabiło serce, bo
zorientował się, że cień nad nimi jest powyżej rakiety i przesuwa się
wolno po pokładzie platformy.
***
Nawet z dużej wysokości platforma Sea Launch i rakieta Zenit
wyglądały imponująco. Ale mężczyźni w „Icarusie” nie byli w powietrzu
po to, żeby podziwiać widoki. Tym razem sterowiec nie okrążył
ostrożnie „Odyssey”, lecz nadleciał prosto nad nią.
- Tam jest ,Badger”. - Giordino wskazał czerwony pojazd głębinowy
pod narożnikiem platformy. - Przycumowany do przedniej podpory
kolumnowej.
- Najwyraźniej Dirk i Jack weszli na pokład - odrzekł Pitt z
niepokojem.
Kiedy dostał wiadomość radiową od Summer o zatopieniu
„Narwhala”, natychmiast zawrócił „Icarusem” na południe i dał pełną
moc. Dwa silniki Porsche nabrały obrotów i sterowiec przyspieszył do
swojej maksymalnej prędkości pięćdziesięciu węzłów. Pitt i Giordino
widzieli na horyzoncie czarny dym z kadłuba kutra patrolowego. Gdy
„Narwhal” poszedł pod wodę, Pitt skierował „Icarusa” w stronę
szczątków, a Giordino wycelował w rejon katastrofy obiektyw
dalekosiężnej kamery. Zobaczyli na zbliżeniu, że z kutra Straży
Przybrzeżnej niewiele zostało, a „Koguryo” oddala się od platformy.
- Lepiej trzymaj się w bezpiecznej odległości od tego statku wsparcia -
doradził Giordino, kiedy po kilku przelotach nad miejscem zatonięcia
„Narwhala” upewnili się, że w wodzie nie ma rozbitków.
- Myślisz, że ma na pokładzie rakiety przeciwlotnicze?
- Zatopił „Narwhala” rakietą woda-woda, więc to możliwe.
- Będę się trzymał za zasłoną platformy. To powinno ich zniechęcić do
strzelania do nas i rozwiać twoje obawy, że skończymy jak
„Hindenburg”.
Zszedł sterowcem na wysokość stu pięćdziesięciu metrów,
zmniejszył obroty silników i zbliżył się do platformy. Giordino skierował
kamerę WESCAM na „Koguryo” w oddali i obserwował, czy załoga nie
przygotowuje się do zaatakowania „Icarusa”. Nagle na monitorze
pojawiła się motorówka podpływająca do burty statku. Pitt i Giordino
patrzyli, jak Tongju i jego ludzie wspinają się na pokład. Nie zauważyli
wśród nich Jacka i Dirka.
- Ostatnie szczury uciekają z platformy? - mruknął Giordino.
- Możliwe. Nie wygląda na to, żeby mieli wysłać motorówkę z
powrotem. Zobaczmy, czy zostawili kogoś do pilnowania interesu.
Sterowiec nadleciał nad rafę platformy i Pitt skierował go wzdłuż
lewej krawędzi pokładu ku dziobowi. Na „Odyssey” nie było żywej
duszy. Giordino wskazał zegar odliczający na hangarze. Wyświetlacz
pokazywał 00.27.00, dwadzieścia siedem minut. Kiedy dotarli do końca
platformy, Pitt skręcił pod kątem prostym i przeleciał przed sterownią na
dachu hangaru. Giordino skierował obiektyw kamery na mostek. Na
monitorze ukazało się puste pomieszczenie.
- Jak okręt widmo „Mary Celeste” - powiedział.
- Są gotowi do podpalenia lontu.
Pitt znów skręcił, poleciał nad prawą burtą ku rufie i okrążył ciasno
rakietę Zenit. Z zaworów upustowych w jej korpusie wydobywały się
pióropusze pary. Giordino przesunął kamerą w górę i w dół rakiety.
- Wygląda na zatankowaną i gotową do lotu. Pitt spojrzał na zegar
odliczający.
- Wystartuje za dwadzieścia sześć minut.
Giordino zerknął na wyświetlacz na hangarze. Kątem oka dostrzegł
na monitorze lekki ruch, więc znów popatrzył na obraz rakiety. Ale
spóźnił się. Z ciekawości przesunął obiektywem w dół zenita i nagle
zobaczył dwóch mężczyzn.
- To Dirk i Jack! Są przywiązani do wyrzutni.
Pitt patrzył chwilę na ekran zmrużonymi oczami, w końcu skinął
głową. Poszukał wzrokiem miejsca do lądowania. Na pokładzie rufowym
platformy między hangarem a wyrzutnią była wolna przestrzeń,
ograniczał ją jednak pochylony wysięgnik dźwigu. Mógł rozerwać cienką
powłokę sterowca.
- Miło z ich strony, że zostawili nam otwieracz do konserw -
powiedział Giordino, przyglądając się dźwigowi.
- Nie ma problemu. Usiądziemy jak helikopter.
Pitt nadleciał nad hangar i opadł ku dużemu lądowisku śmigłowca
powyżej sterowni. Wprawnie opuścił „Icarusa” w dół i po chwili gondola
dotknęła płyty ładowniczej.
- Mogę liczyć, że nie wybierzesz się na zwiedzanie beze mnie? -
zapytał, pospiesznie wstając z fotela pilota.
- Przysięgam - odparł Giordino.
- Daj mi dziesięć minut. Jeśli nie wrócimy, wynoś się stąd w cholerę,
zanim się usmażysz.
- Nie wyłączam taksometru - rzekł Giordino i pokazał przyjacielowi
uniesiony kciuk.
Pitt wypadł z gondoli, pobiegł przez lądowisko i po chwili zniknął w
dole schodów. Giordino spojrzał na zegarek i zaczął nerwowo liczyć
sekundy.
55
56
57
58
59
60
61
63
65
Wersje polskojęzyczne :
¾ Bursztynowa Komnata, Steve Berry,
¾ Dziedzictwo Templariuszy, Steve Berry,
¾ Przepowiednia dla Romanowów, Steve Berry,
¾ Trzecia Tajemnica, Steve Berry,
¾ Czarny Zakon, James Rollins,
¾ Lodowa Pułapka, James Rollins,
Wersje angielskojęzyczne: (btw, jacyś chętni do tłumaczenia?)
¾ The Navigator, Clive Cussler, Paul Kemprecos,
¾ The Chase, Clive Cussler,
¾ Skeleton Coast, Clive Cussler, Jack Du Brul,
( kolejność przypadkowa )
Pozdrawiam,
SiG