You are on page 1of 6

Czekanie na Bellę wydało mi się równie długie, co moje dotychczasowe życie.

Woda oceanu, w którym się moczyłem była ciepła niczym skóra mojej
ukochanej, a dźwięk jaki wydawały fale obijające się o skały - bicie jej serca.

Przystanąłem na poziomie, gdzie woda sięgała mi do pasa. Spojrzałem na


księżyc i usłyszałem kroki stępające po piasku. Wiedziałem, że na Wyspie
Esme nie ma nikogo prócz nas - uwielbiam te słowo. MY, Bella i ja. Para.
Małżeństwo. To właśnie mnie wybrała. Ja jestem tym, któremu powiedziała
tak. To jak sen, którego nigdy nie zaznam. Obiecałem jej, że spróbujemy
zrobić coś, do czego nie powiniemen dopóścić nigdy. Co jeśli nie będę w
stanie się kontrolować na tyle, aby uszła z tego cała? Co jeśli sprawię jej ból i
ucieknie odemnie raz na zawsze? Nie chcę jej stracić!

Poczułem ciepło na ręce rozgrzane bardziej od wody. Bella - piękna i


tajemnicza istota ludzka. Krucha, ciepła i wytrwała. To, że nie mogę czytać jej
w myślach, nie było tak bardzo frustrujące jak w tej chwili. Oddałbym
wszystko, aby usłyszeć choć odrobinę, poczuć jej lęk przed tym co się
wydarzy oraz poznać męczące ją zwątpienie.

- Piękny – powiedziała

Zrozumiałem, że mówi o księżycu, który oddawał na naszych ciałach czarno


białą poświatę.

- Wszystko w porządku, - powiedziałem i odwróciłem się, w kierunku jej


twarzy. Poczułem przepiękny zapach, ten sam kiedy pierwszy raz ją ujrzałem.
Blask księżyca nie niszczył widoku mojej jedynej miłości. Oczy Belli nadal były
w odcieniu czekolady. Patrzała na mnie z takim przekonaniem, że moje
zwątpienia prysły jak bańka mydlana. Dostrzegłem gotowość i oddanie.

Nasze dłonie splotły się w symbolicznym uścisku. Przypomniała mi się


sytuacja, kiedy uwodziła mnie po raz pierwszy.

- Chciałabym, żebyś coś dla mnie zrobił, jeszcze zanim przestanę być
człowiekiem.
Potwornie pragnąłem skorzystać z moich umiejętności czytania w myślach.
Pomógłbym jej bardzo, gdyż dziewczynie paliły się rumieńce żywym ogniem,
choć widok był niesamowity.
- Jestem do twojej dyspozycji — starałem się ją zachęcić, aby zwierzyła się z
tego, co miała mi do powiedzenia.
- Na pewno? - komplenie nie wiedziałem co ma na myśli.
- Na pewno - potwierdziłem.
Spojrzała na mnie, aby odszukać w moich oczach czekoś, czego nie było
- Powiedz, czego chcesz, a będziesz to miała - oświadczyłem, aby poczuła się
pewniej.
- To ciebie chcę -wymamrotała.
- I oto jestem - zadeklarowałem uśmiechając się, lecz Bella wciąż się
rumieniła i uciekała wzrokiem w dół. W końcu wzięła głęboki wdech i
uklękneła przedemną na kanapie. Gdy mnie objęła za szyję, pocałowała w
usta. Trochę mnie tym zaskoczyła, ale odwzajemniłem najdelikatniej
pocałunek mimo napływającego jadu do mojego gardła.
Zastanawiałem się co ją trapi, co takiego ma mi do przekazania i dlaczego
właśnie w taki sposób to robi. Wcześniej się tak nie zachowywała. Co ją
motywuje? Dlaczego to robi?
Nagle wszystko stąło się jasne. Nie przestając mnie całować, drżącymi dłońmi
starała się rozpiąć mi koszulę. Nie moge tego zrobić! Rozległ się krzyk w
mojej głowie. Skrzywdzę ją!
Odepchnąłem ją delikatnie.
- Bądź rozsądna, Bello. - Jak można myśleć tak nietrzeźwo?- pomyślełem
- Obiecałeś, że będziesz do mojej dyspozycji - wypomniała mi,
jakby obietnica dotycząca niebezpieczeństwa jakie chciała zrobić miała sens.
- Tę dyskusję już zamknęliśmy. - powiedziałem stanowczo.
Zapinając guziki koszuli, jakie udało się jej odpiąć, wpatrywałem się w nią z
rozdrażnieniem.
Bella zacisnęła zęby.
- Wcale nie - warknęła, po czym odpięła sobie prowokacyjnie
górny guzik bluzki.
Schwyciłem ją za oba nadgarstki i przycisnąłem jej je do ciała.
- Koniec dyskusji - powiedziałem.
Przez chwilę siłowaliśmy się na spojrzenia.
- Chciałeś wiedzieć - powiedziała z obrażoną miną.

Lecz to co teraz miało się wydarzyć, nie podlegało żadnej dyskusji. Obiecałem
i obietnicy dotrzymam. Nagle doszło do mnie słowo, jakim opisała księżyc.
Ona chyba nie wie co mówi! -pomyślałem - Nic nie jest w stanie przebić jej
urody!.
- Jednak nie użyłbym słowa piękny... – zamruczałem – Nawet on, nie jest w
stanie przyćmić twojej urody.
Bella się uśmiechnęła. Położyła swoją dłoń, tam, gdzie znajdowało się moje
serce. Przy poświacie księżyca nasza skóra miała identyczny odcień
nienaturalnej bladości. Zacząłem oddychać nieregularnie, bo trudno było mi
podsumować myśli.
- Obiecałem, że spróbujemy – szepnąłem, jakby ktoś był w pobliżu – Jeśli...
Jeśli coś pójdzie nie tak, jak powinno... Jeśli cię zranię, musisz mi natychmiast
powiedzieć.
- Nie bój się – zamruczała. – Należymy do siebie.
- Na zawsze. – zgodziłem się z nią, a potem poprowadziłem ją na głębszą
wodę.

Nasze splecione ręce wydawały się nigdy nie rozstać. Trzymałem jej dłoń w
żelaznym uścisku by fale mi jej nie zabrały. Znależliśmy się dość głeboko, aby
zanurkować. Stanęliśmy na chwilę przed sobą, aby obdażyć się namiętnymi
spojrzeniami. Wciąż obawiałem się tego, że nie będę w stanie nad sobą
zapanować, gdy nadejdzie najcięższy moment. Jej wzrok dodał mi otuchy.
I znależliśmy się pod czystą wodą oceanu. Promienie świetlne księżyca były
rozmazane pod wodą, lecz dostatecznie oświetlały obrazy w około nas.
Tańczyliśmy pomiędzy bąbelkami z powietrzem jakie wypuszczaliśmy z
naszych ust.
W pewnym momencie twarz Belli znalazła się bardzo blisko mojej. Przybliżyła
się i jej wargi oplotły moje. Złapałem ją delikatnie jak potrafiłem i wynurzyłem
nas z wody.
Ująłem ją w talii i przytuliłem do siebie. Była taka ciepła i miękka. Jad
napłynął mi do ust, gardło piekło, lecz to nic w porównaniu do naszego
pierwszego spotkania. Przez nasze praktyki z pocałunkami potrafię
dostatecznie się kontrolować. Zapach jaki wydzielała jej wilgotna skóra nabrał
na sile.
Wtuliła się we mnie, ręce splotła na mojej szyji i całowała namiętnie. Aby
trochę zwolnić tępo zniżyłem głowę i zacząłem muskać jej szyję i zgłębienie
pod obojczykiem. Aromat Belli ma specyficzny charakter. Nie spotyka się go
na codzień. Jest on po prostu jedyny, tak samo jak ona.
Ukochana związała swoje nogi na moim pasie. Przesówawszy dłońmi po
moich plecach, ujęła łopatki. To co poczułem, było nie do opisania. Delikatne
mrowienie w miejscach, gdzie musnęła palcami mojej skóry. Trzymała mnie
tak mocno, że gdy opóściłem swoje ręce z jej talii, nie zsuneła się nawet o
centymetr. Wpiąłem ręce w jej włosy i twarz Belli przycisnąłem mocniej do
swojej całując z pasją. Zwolniwszy żelazny uścisk, zbliżyłem usta do jej ucha -
Gotowa, pani Cullen? - zapytałem zrucząc.
- Zawsze - odpowiedziała pewnym siebie szeptem.
Już nic nie trzymało nas w tym miejscu, w oceanie. Z Bellą uwiązaną na moim
torsie stąpałem po wodzie, aby się w niej wydostać. Musieliśmy wyglądać jak
ojciec na spacerze ze swoją córeczką, gdyż właśnie tak Bella wplotła się we
mnie.
Stąpałem pewnie, czując dno w stopach. Powoli zbliżaliśmy się do brzegu.
Bella zaczęła muskać ustami moje ramię, przesówając się coraz wyżęj sięgła
szyji. Delikatnie językiem przesunęła po skórze na policzku.
Znaleźliśmy się poza wodą. Gdy zaprzestała mnie pieścić, skorzystałem z
okazji i spojrzałem na jej twarz. Cudowna, nieskazitelnie piękna, idealna -
moja Bella. Przystanąłem z zachwytu. Poczówszy, że stoimy, skierowała swoje
oczy na mnie, obdażyła delikatym uśmiechem jakby chciała dodać mi otuchy.
Zacząłem znów stąpać po piasku w kierunki domu. Bella rozluźniła ucisk w
nogach splecionych na moich biodrach, gdyż lekko się zsuneła. Pewnie złapał
ją skurcz od ściskania z całej siły łydek - pomyślałem i bez wahania złapałem
rękami jej uda, aby dalej się nie męczyła.
Przeszedłem przez próg domu z ukochaną. Weszliśmy do sypialni. Delikatnie
położywszy Bellę na małżeńskie łoże, w niecałą sekundę jej czasu znalazłem
się nad nią. Zacząłem całować jej usta najdelikatniej jak potrafiłem, gdy ona
przyciskała moją twarz do swojej. Jej siła w moich odczuciach jest niczym
uścisk dłoni na zgodę, lecz dla niej to mocny manewr spoliczkowania
chłopaka, który się narzuca.
Bella ulegała moim pieszczotom leżąc bezwładnie na łózku. Całkowicie
pozwalając mi działać. Muskałem jej kruche ciało, nie omijając przy tym
rzadnej jej części. Zaprzestałem na sekundę, aby spojrzeć na nią. Może ma
już dość? Czy coś ją boli? Czy chce abym przestał?
Ukochana sprawiała wrażenie zachwyconej moimi poczynaniami. Przymknięte
powieki zamknęła szczelniej, gdy palcami sunąłem po jej udzie. Jej
podniecenie sięgło zenitu. Ponownie z siłą objęła mnie za szyję i łapczywie
całowała moje wargi. Wiedziałem, że przyszedł czas na spełnienie jej
marzenia. Kalkulowałem wszystko to, co Carlise mówił mi o doznaniach, które
mnie czekają. Że będzie to coś tak silnego i niesamowitego, iż zacząłem
wątpić w swoją kontrolę. Co jeśli nie dam rady i zrobię jej krzywdę? Nie
obchodzi mnie moje dobro. Liczy się tylko bezpieczeństwo mojej żony.
Wciąż znajdowałem się nad Bellą. Leżała z zamkniętymi oczami podemną.
Dotykała dońmi moich pleców, przesówając je powoli w kierunki dołu.
Gdybym był czowiekiem, zapewne dostałbym gęsiej skórki.
W pewnym momencie Bella rozchyliła nogi. Prawdopodobnie, gdyby wampiry
mogłyby się pocić, mielibyśmy tu tsunami.
Nadeszła chwila, w którym bariera stała się dużą przeszkodą. Zacząłem się
wahać. To właśnie teraz. Jest gotowa - Pomyślałem. Dlaczego nie
zrezygnowała? Przecież jej serce może już nigdy nie zabić!
Otworzyłem oczy i zobaczyłem na jej twarzy runieńce. Uwielbiam je, lecz te
były niesamowicie intensywniejsze niż poprzednie. Ukochana płonęła z
rozkoszy. Jej skóra niemalże parzyła moją. Zamknąłem na powrót powieki i
zrobiłem to. Część mnie znalazła się wewnątrz jej kruchego ciała. Z ust Belli
wydobył się jęk. Starałem się nie sprawić jej bólu, ale przestraszyłem się nie
na żarty. Odgłos okazał się znakiem przyjemności jakiej doznała, co odkryłem
poprzez alarmowe spojrzenie na nią.
Praktycznie na niej leżałem, całowałem szyję upajając się intensywniejszym
zapachem z szybko pulsujących żył. Próbowałem ustosunkować nasze ruchy
do rytmu jej serca, lecz biło stosunkowo za szybko.
Nagle poczułem coś, z czym jeszcze nigdy nie miałem doczynienia. To tak,
jakby prąd przeszył moje ciało. Uczucie wzmagało się. Przypominało tortury
stosowane przez Jane, lecz wcale nie bolało, a zaskakująco naciskało od
wewnątrz. Zapach Belli oraz bijące od niej ciepło sprawiało, że jad napływał
mi do ust. Pragnienie było mocne i siliło się. Ciało mrowiło. Nie wiedziałem czy
przestać. A skąd, nie dam rady przestać! - rozległ się krzyk w mojej głowie.
Wygiąłem się ku górze jakbym wył do księżyca. Nie miałem pojęcia gdzie
znajdują się moje dłonie, po prostu zacisnąłem je mocniej. Napięcie jakie
tworzyło się w każdej części mojego ciała piekło żywym ogniem, przynajmniej
tak mi się zdawało. Fala gorąca bijąca od części znajdującej się w Belli zbliżała
się do eksplozji. Czułem, że tracę kontrolę. Muszę zrobić coś, aby nie stała się
tragedia - o dziwo pomyślałem w tej chwili nawet sensownie. Nie
zrozumiałem dlaczego warczę jak podczas bitwy z wrogami, to było powyżej
mojej świadomości.
Koniec zbliżał się dużymi krokami, wydawało mi się. Nie zdałem sobie sprawy
co właśnie zrobiłem, lecz był to chyba mój naturalny pęd. Coś zaczęło między
nami frówać i spadać na nasze ciała. Doznanie jakiego nie mogłem nazwać
nasiliło się dwu krotnie i nastąpiło ostateczne stadium.
Wciąż miałem zaciśnięte mocno powieki, aż nagle fala zaczęła słabnąć. To był
już koniec. Odprężenie i ulga - właśnie to czułem po niezrozumiałym nacisku
na moje ciało. Zdałem sobie sprawę, że oddycham nierówno. Dziwne, bo
nawet po biegu nie występują takie objawy - pomyślałem. Nagle moje myśli
zmieniły tok.
Bella! Co z nią? Zrobiłem jej krzywdę? Co jeśli ją zabiłem nieświadomie? Nie
wybaczę sobie tego do końca życia! A w zasadzie skończę z nim! Pojadę do
Włoch i zrobię to czego wcześniej nie dokończyłem! Na Boga, to moja wina!
Jak mogłem do tego dopuścić? Co ja narobiłem!
Wtem otworzyłem oczy i zobaczyłem jej twarz. Powieki miała niemocno
zamknięte, a rumieniec na twarzy stał się bardziejdelikatniejszy. Czoło miała
mokre od potu. Wyglądała na nieprzytomną. Skupiłem się na dźwiękach. Jej
serce nie biło. Przeraziłem się. Zapewne, gdyby moje biło, eksplodowałoby w
tej chwili bez wątpienia.
- Bella?! - spanikowanym głosem zawołałem ukochaną po imieniu lekko ją
potrząsając.
Nie minęła sekunda, a usłyszałem muzyką jej wnątrza. Serce Belli ożyło. Z jej
ust wydobywało
się powietrze szybciej niż zwykle. Dusi się? No pięknie! Co ja zrobiłem! -
obwiniałem się w myślach. Wciąż na niej leżałem, więc delikatnie się
ześlizgnąłem, gdyż może mój ucisk jest przyczyną dźwięków jakie wydaje
moja jedyna.
Zaczęła mamrotać coś pod nosem jak - nie odchodź.. - nawet nie
zamierzałem. Położyłem się tuż obok niej. Momentalnie odwróciła się w moją
stronę z zamkniętymi oczami, oparła głowę o mój tors, wysunęła ramię by
mnie objąć. Sprawiała wrażenie, iż zasypia.
Spojrzałem na jej ramię. Powieki rozszeżyły się najbardziej jak mogły z szoku.
Na jej prawie tak bladej skórze jak moja widniały czerwone odciski od
żelaznego chwytu. To było odbicie moich rąk. To moja wina! Zraniłem ją!
Sprawiłem jej ból! Wiedziałem, że nie uda się wyjść z tego bez szwanku! Jak
mogłem do tego dopuścić?! Jestem potworem!! - przeklinałem na siebie w
myślach, za krzywdę jaką wyżądziłem najważniejszej osobie w moim
nieśmiertelnym życiu. Nienawidzę siebie za to. Chciałem chociaż trochę
uśnieżyć Belli ból i dotknąłem delikatnie odcisków moimi rękami. Byłem
przygotowany, że zwinie się z bólu, lecz ukochana przysunęła się bliżej mnie.
Wyglądało na to, że śpi bądź zasypia. Na jej włosach znajdowało się dużo
białych piór. Jeden z nich łaskotał mnie w nozdrza. Dmuchnąłem na niego,
wzbił się w górę, po czym opadł gdzieś za łóżko. Doszedłem do wniosku, że to
co zrobiłem w pędzie, to przegrysienie poduszek.
Zamknąłem oczy, ściągłem brwi z bólu. Nie chciałem nawet myśleć - Co by
było gdybym to nie w poduszkę trafił?. Za to myśli nastawiły się w innym
kierunku - Objecuję, że już nigdy nie pozwolę na to, żeby Bella była o krok od
śmierci w takiej czy innej sytuacji. Nigdy!

MADE BY KAMAOPR (2009 Koszalin)

You might also like