You are on page 1of 5

Z ciemności wyłonił się obraz, gdzie spoglądałam przez okno domu na

Wyspie Esme. Zmróżone oczy z trudem ujrzały spośród rażących promieni


zachodzącego słońca mojego Edwarda. Stał on tyłem do mnie na brzegu
oceanu spoglądając w niemalże krwisto pomarańcowe niebo. Nie mogłam
oderwać wzroku od jego nagich pleców mieniących się złocistym diamentem.
Momentalnie coś popchnęło mnie na zewnątrz do mojej drugiej połowy. Siła ta
nie robiła mi krzywdy. Była niczym mocny wiatr chłodnego poranku w
mieście, gdzie odnalazłam siebie - Forks.
Znalazłam się tuż obok mojego męża. Był tak pogrążony w rozmyśleniach, że
nawet nie zanotował mnie u boku, pojawiającej się niemalże w jego
naturalnym ruchu.
Położyłam dłoń na jego chłodne i twarde niczym głaz ramię. Spojrzał na mnie
czule, po czym chwycił delikatnie moją rękę, którą go dotykałam i pocałował
jak dżentelmen na przywitanie.
- To było niesamowite Bello - zamruczał i przytulił mnie
- Wiem - szepnęłam mu do ucha
- Gdybyś choć odrobinę poczuła, to co ja wtedy.. - jego głos był niczym śpiew,
taki radosny
- Wątpie żeby nasze doznania się kolosalnie rózniły - powiedziałam z
uśmiechem na ustach
- Ah.. Bello.. - zrobił wydech po tym jak upajał się moim 'aromatem' i jego
dłonie znalazły się na mojej twarzy, podtrzymując brodę. - Kocham cię. -
wyszeptał
- Nie mniej niż ja ciebie - stwierdziłam
Pocałował mnie delikatnie, ale poczułam że nabiera na sile. Gorąco zaczęło
napływać z mojego wnętrza wraz z rosnącym podnieceniem. Moje wolne ręce
błądziły po jego lodowatych plecach. Próbowałam mieć Edwarda jak najbliżej.
Lecz bardziej przyciągnąć go do siebie nie dałam rady, gdyż mąż mnie lekko
odsunął od siebie. Nasze wargi rozstąpiły się.
Spojrzałam mu w oczy i zwróciłam uwagę na jego minę. Lustrował mnie
wzrokiem jakbym była naga. Od niechcenia zwróciłam oczy ku dołowi. I
faktycznie, żadne z nas nie miało na sobie ani grama materiału.
Z powrotem skierowałam oczy na męża. Uśmiechnął się łobuzersko, jakby to
on przyczynił się do tego. Otóż tak. Wykorzystał swą nienaturalną szybkość,
abym nie zdążyła zaprotestować. Choć w cale nie miałam na to ochoty.
- Jesteś niemożliwy - powiedziałam szczerząc z niedowieżania zęby
- Wiem - zamruczał i pocałował mnie namiętnie jak nigdy przedtem...
Nagle nastała głucha ciemność.

Gdy otworzyłam oczy, ciemność nie ustępowała. Byłam w szoku. Sen,


był taki prawdziwy, żywy, uczuciowy…
Głośno westchnęłam, zdezorientowana w ciemnym pokoju. Ledwie sekundę
temu wydawało się jakbym
była pod lśniącym słońcem.
- Bella? – wyszeptał Edward i objąwszy mnie ramieniem potrząsnął mną
delikatnie. - Wszystko w
porządku kochanie?
- Oh - znów westchnęłam. Tylko sen. Ku mojemu, całkowitemu zaskoczeniu łzy
popłynęły mi z oczu, zupełnie niespodziewanie.
- Bella! - powiedział głośniej, alarmująco. - Co się dzieje? - Otarł łzy z moich
gorących policzków swoimi zimnymi palcami, ale natychmiast popłynęły
następne.
- To był tylko sen. - Nie wyzbyłam się szlochu, który załamywał mój głos.
Bezsensowne łzy
przeszkadzały, ale nie miałam kontroli nad tą zdumiewającą rozpaczą, która
mnie ogarnęła.
Tak bardzo chciałam, by sen był prawdziwy.
- Jest dobrze kochanie, nic ci nie jest. Jestem tutaj. - Bujał mnie w przód i w
tył, trochę za szybko by mnie uspokoić. - Miałaś kolejny koszmar? To nie była
prawda, to nie była prawda.
- To nie był koszmar. – Potrząsnęłam głową wycierając oczy. - To był dobry sen.
- Głos znów mi się załamał.
- Więc dlaczego płaczesz? - zapytał, zdezorientowany.
- Ponieważ się obudziłam – jęknęłam, oplatając rękami jego szyje.
Zaśmiał się, ale był to śmiech pełen troski.
- Wszystko dobrze, Bella. Weź głęboki wdech.
- To było takie prawdziwe - zapłakałam. - Chciałam, żeby to była prawda.
- Opowiedz mi o tym – nakłaniał. - Może to Ci pomoże.
- Byliśmy na plaży... - przeciągałam, by spojrzeć oczami pełnymi łez, na jego
zaniepokojoną, anielską twarz, niewyraźną w ciemności. Gapiłam się na
niego, aż poczułam niezrozumiały żal.
- I? – w końcu podpowiedział.
Zmrużyłam oczy, byłam rozdarta. - Oh, Edwardzie…
- Bella, powiedz mi. - oczy miał dzikie ze zmartwienia, głos wypełniony bólem.
Ale nie mogłam. Zamiast coś powiedzieć, znów chwyciłam kurczowo jego
szyje i gorąco wpoiłam się w jego usta. To nie było pożądanie - to była
potrzeba, doskonałe lekarstwo na ból. Jego odpowiedz była natychmiastowa.
Walczył ze mną, najdelikatniej jak tylko mógł, ku swojemu zdziwieniu,
odciągnął mnie trzymając za ramiona.
- Nie, Bello - nalegał, patrzył na mnie tak, jakby bał się, że postradałam
zmysły.
Moje ręce opuszczone, pokonane, dziwne łzy spływające nowym strumieniem,
nowy szloch ugrzązł mi w gardle. Miał racje - musiałam zwariować.
Patrzył się na mnie zdezorientowanymi, cierpiącymi oczami.
- Prze- prze-przepraszam – wymamrotałam.
Ale nagle przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno do swojej marmurowej
klatki.
- Nie mogę Bello, nie mogę! – jego jęk był pełen agonii.
- Proszę – błagałam szepcząc w jego skórę. - Proszę, Edwardzie?
Nie mogę powiedzieć, czy poruszył go mój łzawy głos, czy nie był
przygotowany na smutek mojego ataku,
czy też jego potrzeba była nie do zniesienia w tym momencie, tak samo jak
moja. Ale jakikolwiek był powód, przyciągnął moje usta do swoich, poddając
się z jękiem.
I zaczęliśmy w miejscu, gdzie skończył się mój sen.

Niezdarnie siłę całego ciężaru mojego ciała oparłam na kolanach i usiadłam


na Edwardzie nie przestając go całować. Siedząc na jego udach, obdarowywał
mnie namiętnymi pocałunkami po całej twarzy i szyji. Jego chłodne ręce
znalazły się pod moją koszulę nocną, delikatnie masując rozgrzane plecy.

Chciałam trochę przyspieszyć tępo, gdyż bałam się, że wszystko ogarnie


ciemność jak we śnie. Niepewnie złapałam za jego t-shirt obawiając się, że
ukochany nie ułatwi mi zadania. Lekko zaskoczona poczułam, że jego ramiona
unoszą się, dając mi swobodnie ściągnąć z niego materiał. Gdy tylko ubranie
znalazło się gdzieś na drugim końcu pokoju, powrotnie wpiłam się w jego
twarde usta. Ramionami trzymałam jego szyję z całych sił. Jego głowa
schodziła niżej. Gdy muskał moich zgłębień pod obojczykiem, poczułam jak
coś ze mnie znika, oddając dżwięk rwanego papieru. Po czym ukochany znów
dobrał się do moich ust.

Poczułam, że jego ręce schodzą w dól. Wsunął je między nasze ciała próbująć
rozpiąć rozporek spodni. Złapałam go za chłodne dłonie zagubione w suwaku
ubrania. - Pozwól - wydyszałam, uwalniając się z namiętnego pocałunku
Edwarda. Mąż schowawszy ręce za siebie, oparł sie na nich i spoglądał na
moje poczynania.

Schodząc niżej głową przelotnie musnęłam jego skóry nad pępkiem i pewnie
złapałam za część spodni. Rozpiełam rozporek z lekkim wysiłkiem, gdyż guzik
był dość duży. Spojrzałam na Edwarda. Był lekko rozbawiony sytuacją, bawiąc
się kosmykami moich włosów. Powrotnie skierowałam wzrok na odzież, której
próbowałam się pozbyć z jego idealnej sylwetki. Odsunęłam sie dalej, by
złapać za nogawkę, lecz Edward nienaturalnie zwinnym ruchem zdarł z siebie
spodnie, zanim musnęłam materiał. Powieki rozszerzyły mi się z zaskoczania i
lekkiego szoku jakiego doznałam przez sekundę. Spojrzałam na Edwarda.
Musiałam mieć dość dziwną minę, bo zachichotał. Na szczęcie zostawił mi
bieliznę dla satysfakcji. Tym razem ręce mi drżały, gdy zsówałam z niego
ostatnią rzecz z jego bladego ciała.

Oboje byliśmy całkowicie nadzy. Zlustrowałam męża od stóp, kończąc na


miodowych oczach. Poczułam, że moje poliki palą się żywym ogniem. Nagle
Edward złapał mnie za nadgarski i przysunął do siebie tak, że znależliśmy się
w identycznej pozycji co kilka sekund wcześniej. Całował od czoła po
obojczyk, zachaczając o szyję. Nawet nie starałam się myśleć, że musi
nasłuchiwać mojego szalenie łomoczącego serca.

Poczułam jakbym się gotowała. Masował moje wrzące plecy swoimi


lodowatymi dłońmi. Położyłam rękę na środku jego torsu i lekko zaczęłam
napierać na nią, odpychając ukochanego. Spojrzał na mnie jakbym go
torturowała, ale uległ, gdyż zobaczył moje pełne podniecenia żrenice.
Uśmiechnął się łobuzersko i całkowicie się poddał. Naciskałam na jego klatkę
piersiową, aby się położył. Zrobił to, jego ramiona rozwarły się formując krzyż.
Dłońmi złapał za poduszki, lekko je ściskając.

Masowałam jego twardy jak kamień tors lekko drapiąc paznokciami. Z ust
Edwarda wydobył się jęk podniecenia. Momentalnie podniósł się i zaczął
łapczywie całować moje wargi oddając delikatne sapnięcia. Ponownie
napierałam na niego, by się położył. Tym razem cel był jeden. Lekko
podniosłam się na kolanach, przybliżyłam i umieściłam część jego ciała w
mojej. Ukochany upadł plecami na poduszki z taką siłą, aż kilka wzbiło się
lekko w powietrze. Złapał za ramy łóżka z obu stron nad głową. Trzymał je tak
mocno, że powoli zaczęły zgrzytać.

Płynne ruchy w górę i dół sprawiały mi przyjemność. Nie mogłam porównać z


pierwszym razem, gdyż byłam jakby nieprzytomna. Tym razem było inaczej,
wszystko było za mgłą, a jednak świadomość mnie nie zawiodła. Powoli
przestałam się skupiać na Edwardzie, a wgłębiłam się w moje odczucia i
doznania. Czy we śnie to co powiedział mogłoby być prawdą? Czy nasze
doznania się różnią?. Dreszcze wzmagały się. Moje ciało zaczęło parować.
Skierowałam głowę w górę i jęknęłam. O mój Boże! Powieki zacisnęły się
samoczynnie. Nie pamowałam nad swoimi ruchami. Usłyszałam huk i
zarazem jego echo gdzieś daleko. Nie byłam w stanie obudzić się z tej
ekstazy. Fala gorąca nasilała się z kręgosłupa oraz 'złączenia' Edwarda i mnie.
Zaczęłam poruszać się intensywniej wbijając paznokcie w chłodny tors
ukochanego.

Zbliżał się koniec, a ja poruszałam się szybciej i szybciej. Dźwięki wydobywały


się nieświadomie z moich gorących ust. Wewnętrzne gorąco i nacisk
zwiększyły sie dwukrotnie, po czym poczułam przyjemną eksplozję. Rozwarte
usta i krzyk wydobywający się z nich lekko mnie ocuciły.

Oddech w ogóle nie zwolnił tępa. Zachowywał się podobnie jak moje serce.
Nagle nie czułam nic. Nastała intensywniejsza ciemność. Usłyszałam dalekie
echo. Ktoś mnie wołał - Bella.. - Tak, to ja. To moje imię. Dlaczego mnie
wołają? Czego odemnie chcą? Przecież jest mi tu dobrze. Jestem bezpieczna
w ramionach.. EDWARD!

Poczułam chłód na moim policzku i otworzyłam oczy. Pierwszy widok to


rozmazujący się obraz zza rozwartych powiek. Po sekundzie nastała ostrość i
zobaczyłam idealne piękno. Złoto-miodowe oczy mojego wybawcy otoczone
wachlarzem rzęs. Były zmartwione i wystraszone, a w zasadzie bardziej
przeważone.

- Kochanie, nic ci nie jest? - nastała melodia w moich uszach. Mrugnęłam, aby
odzystać ostrość w oczach.

- Co.. co się stało? - Wymamrotałam


- Zemdlałaś. To nie nowość, ale przestraszyłaś mnie na śmierć - uśmiechnął
się i pocałował mnie czule. Zdawał sobie sprawę z tego, że nie mógł umrzeć
w taki sposób. - A teraz odpocznij kochanie. To był wyczerpujący dzień -
zaakcentował słowo 'wyczerpujący', po czym zaczął nucić moją kołysankę.

Nastała ciemność po raz kolejny...

MADE BY KAMAOPR (2009 Koszalin)

You might also like