You are on page 1of 278

Andrzej Sapkowski

WIDMIN SEZON BURZ

SPIS TRECI

SPIS TRECI .......................................................................................................................2 Rozdzia pierwszy .................................................................................................................5 Interludium.........................................................................................................................10 Rozdzia drugi.....................................................................................................................15 Rozdzia trzeci ....................................................................................................................22 Rozdzia czwarty.................................................................................................................26 Rozdzia pity .....................................................................................................................36 Rozdzia szsty....................................................................................................................43 Rozdzia sidmy..................................................................................................................50 Rozdzia smy .....................................................................................................................63 Interludium.........................................................................................................................82 Interludium.........................................................................................................................86 Interludium.........................................................................................................................88 Rozdzia dziewity ..............................................................................................................90 Rozdzia dziesity .............................................................................................................105 Rozdzia jedenasty ............................................................................................................117 Interludium.......................................................................................................................130 Rozdzia dwunasty............................................................................................................134 Rozdzia trzynasty ............................................................................................................143 Rozdzia czternasty...........................................................................................................156 Interludium.......................................................................................................................169 Rozdzia pitnasty.............................................................................................................173 Interludium.......................................................................................................................184 Interludium.......................................................................................................................190 Rozdzia szesnasty ............................................................................................................192 Interludium.......................................................................................................................202 Rozdzia siedemnasty .......................................................................................................205 Rozdzia osiemnasty .........................................................................................................223 Rozdzia dziewitnasty .....................................................................................................247

Interludium.......................................................................................................................255 Rozdzia dwudziesty .........................................................................................................259 Epilog ................................................................................................................................273

Od upiorw, od potpiecw, od stworw dugoapych I od istot, co noc omoc Zbaw nas, dobry Boe! Modlitwa bagalna znana jako The Cornish Litany, datowana na ww. XIV-XV

Mwi, e postp rozjania mroki. Ale zawsze, zawsze bdzie istniaa ciemno. I zawsze bdzie w ciemnoci Zo, zawsze bd w ciemnoci ky i pazury, mord i krew. Zawsze bd istoty, co noc omoc. A my, wiedmini, jestemy od tego, by przyomota im. Vesemir z Kaer Morhen

Ten, kto walczy z potworami, niechaj baczy, by sam nie sta si potworem. Gdy dugo spogldasz w otcha, otcha patrzy te w ciebie. Friedrich Nietzsche, Jenseits von Gut und Bse

Spogldanie w otcha mam za zupeny idiotyzm. Na wiecie jest mnstwo rzeczy o wiele bardziej godnych tego, by w nie spoglda. Jaskier, P wieku poezji

Rozdzia pierwszy

y tylko po to, by zabija. Lea na nagrzanym socem piasku. Wyczuwa drgania, przenoszone przez przycinite do podoa wosowate czuki i szczecinki. Cho drgania wci byy odlege, Idr czu je wyranie i dokadnie, na ich podstawie zdolny by okreli nie tylko kierunek i tempo poruszania si ofiary, ale i jej wag. Dla wikszoci podobnie polujcych drapienikw waga zdobyczy miaa znaczenie pierwszorzdne - podkradanie si, atak i pocig oznaczay utrat energii, ktra musiaa by zrekompensowana energetyczn wartoci poywienia. Wikszo podobnych Idrowi drapienikw rezygnowaa z ataku, gdy zdobycz bya zbyt maa. Ale nie Idr. Idr egzystowa nie po to, by je i podtrzymywa gatunek. Nie po to go stworzono. y po to, by zabija. Ostronie przesuwajc odna wylaz z wykrotu, przepez przez zmurszay pie, trzema susami pokona wiatroom, jak duch przemkn przez polan, zapad w poronite paproci poszycie lasu, wtopi si w gstwin. Porusza si szybko i bezszelestnie, ju to biegnc, ju to skaczc niby ogromny pasikonik. Zapad w chruniak, przywar do podoa segmentowanym pancerzem brzucha. Drgania gruntu staway si coraz wyraniejsze. Impulsy z wibrysw i szczecinek Idra ukaday si w obraz. W plan. Idr wiedzia ju, ktrdy dotrze do ofiary, w ktrym miejscu przeci jej drog, jak zmusi do ucieczki, jak dugim skokiem spa na ni od tyu, na jakiej wysokoci uderzy i ci ostrymi jak brzytwy uwaczkami. Drgania i impulsy budoway ju

w nim rado, jakiej dozna, gdy ofiara zaszamocze si pod jego ciarem, eufori, jak sprawi mu smak gorcej krwi. Rozkosz, jak odczuje, gdy powietrze rozerwie wrzask blu. Dygota lekko, rozwierajc i zwierajc szczypce i nogogaszczki. Wibracje podoa byy bardzo wyrane, stay si te zrnicowane. Idr wiedzia ju, e ofiar byo wicej, prawdopodobnie trzy, by moe cztery. Dwie wstrzsay gruntem w sposb zwyky, drgania trzeciej wskazyway na ma mas i wag. Czwarta za - o ile faktycznie bya jaka czwarta - powodowaa wibracje nieregularne, sabe i niepewne. Idr znieruchomia, wypry i wystawi anteny nad trawy, bada ruchy powietrza. Drgania gruntu zasygnalizoway wreszcie to, na co Idr czeka. Ofiary rozdzieliy si. Jedna, ta najmniejsza, zostaa z tyu. A ta czwarta, ta niewyrana, znika. By to faszywy sygna, kamliwe echo. Idr zlekceway je. Maa zdobycz jeszcze bardziej oddalia si od pozostaych. Grunt zadygota silniej. I bliej. Idr wypry tylne odna, odbi si i skoczy.

Dziewczynka krzykna przeraliwie. Miast ucieka, zamara w miejscu. I krzyczaa bez przerwy.

Wiedmin rzuci si w jej stron, w skoku dobywajc miecza. I natychmiast zorientowa si, e co jest nie tak. e zosta wyprowadzony w pole. Cigncy wzek z chrustem mczyzna wrzasn i na oczach Geralta wylecia na se w gr, a krew trysna z niego szeroko i rozbryzgliwie. Spad, by natychmiast wylecie ponownie, tym razem w dwch buchajcych krwi kawakach. Ju nie krzycza. Teraz przeszywajco krzyczaa kobieta, podobnie jak jej crka zamara i sparaliowana strachem. Cho nie wierzy, e mu si uda, wiedmin zdoa j ocali. Doskoczy i pchn z moc odrzucajc obryzgan krwi kobiet z drki w las, w paprocie. I z miejsca poj, e i tym razem to by podstp. Fortel. Szary, paski, wielonony i niewiarygodnie szybki ksztat oddala si ju bowiem od wzka i pierwszej ofiary. Sun w kierunku drugiej. Ku wci piszczcej dziewczynce. Geralt rzuci si za nim.

Gdyby nadal tkwia w miejscu, nie zdyby na czas. Dziewczynka wykazaa jednak przytomno umysu i rzucia si do dzikiej ucieczki. Szary potwr dopdziby j jednak szybko i bez wysiku - dopdziby, zabi i zawrci, by zamordowa rwnie kobiet. I tak by si stao, gdyby nie byo tam wiedmina. Dogoni potwora, skoczy, przygniatajc obcasem jedno z tylnych odny. Gdyby nie natychmiastowy odskok, straciby nog - szary stwr wykrci si z niesamowit zwinnoci a jego sierpowate szczypce kapny, chybiajc o wos. Nim wiedmin odzyska rwnowag, potwr odbi si od ziemi i zaatakowa. Geralt obroni si odruchowym, szerokim i do chaotycznym ciosem miecza, odtrci potwora. Obrae mu nie zada, ale odzyska inicjatyw. Zerwa si, dopad, tnc od ucha, rozwalajc pancerz na paskim gowotuowiu. Nim oszoomiony stwr si opamita, drugim ciosem odsiek mu lew uwaczk. Potwr rzuci si na niego, machajc apami, usiujc pozosta uwaczk ub go jak tur. Wiedmin odrba mu i t drug. Szybkim odwrotnym ciciem odchlasta jedn z nogogaszczek. I ponownie rbn w gowotuw.

Do Idra dotaro wreszcie, e jest w niebezpieczestwie. e musi ucieka. Musia ucieka, ucieka daleko, zaszy si gdzie, zapa w ukrycie. y tylko po to, by zabija. eby zabija, musia si zregenerowa. Musia ucieka... Ucieka...

Wiedmin nie da mu uciec. Dogna, przydepta tylny segment tuowia, ci z gry, z rozmachem. Tym razem pancerz gowotuowia ustpi, z pknicia trysna i polaa si gsta zielonawa posoka. Potwr szamota si, jego odna dziko mciy ziemi. Geralt ci mieczem, tym razem cakiem oddzielajc paski eb od reszty. Oddycha ciko. Z oddali zagrzmiao. Zrywajcy si wicher i szybko czerniejce niebo zwiastoway nacigajc burz.

Albert Smulka, nowo mianowany upan gminny, ju przy pierwszym spotkaniu skojarzy si Geraltowi z bulw brukwi - by okrgawy, niedomyty, gruboskrny i oglnie raczej nieciekawy. Innymi sowy, niezbyt rni si od innych urzdnikw stopnia gminnego, z jakimi przychodzio mu si kontaktowa. - Wychodzi, e prawda - powiedzia upan. - e na kopoty nie masz jak wiedmin. - Jonas, mj poprzednik - podj po chwili, nie doczekawszy si ze strony Geralta adnej reakcji - nachwali si ciebie nie mg. Pomyle, em go mia za garza. Znaczy, em mu nie cakiem wiar dawa. Wiem, jak to rzeczy w bajki obrasta potrafi. Zwaszcza u ludu ciemnego, u tego co i rusz albo cud, albo dziw, albo inny jaki wiedmin o mocach nadludzkich. A tu masz, pokazuje si, prawda szczera. Tam, w boru, za rzeczuk, ludzi pogino, e nie zliczy. A e tamtdy do miasteczka droga krtsza, tedy i chodzili, durnie... Na zgub wasn. Nie zwaajc na przestrogi. Ninie taki czas, e lepiej nie szwenda si po pustkowiach, nie azi po lasach. Wszdzie potwory, wszdzie ludojady. W Temerii, na Tukajskim Pogrzu, dopiero co straszna rzecz si wydarzya, pitnacioro ludzi ubi w wglarskiej osadzie jaki upir leny. Rogowizna zwaa si ta osada. Syszae pewnie. Nie? Ale prawd mwi, ebym tak skona. Nawet czarnoksinicy pono ledztwo w owej Rogowinie czynili. No, ale co tam baja. My ninie tu w Ansegis bezpieczni. Dziki tobie. Wyj z komody szkatu. Rozoy na stole arkusz papieru, umoczy piro w kaamarzu. - Obiecae, e straszydo zabijesz - powiedzia, nie unoszc gowy. - Wychodzi, klimkiem nie rzucae. Sowny, jak na wczg... A i tamtym ludziom ycie uratowae. Babie i dziewusze. Podzikoway cho? Pady do ng? Nie pady, zacisn szczki wiedmin. Bo jeszcze nie cakiem oprzytomniay. A ja std odjad, zanim oprzytomniej. Zanim pojm, e wykorzystaem je jako przynt, w zarozumiaym zadufaniu przekonany, e zdoam obroni ca trjk. Odjad, zanim do dziewczynki dotrze, zanim zrozumie, e to z mojej winy jest psierot. Czu si le. Zapewne by to skutek zaytych przed walk eliksirw. Zapewne. - Tamto monstrum - upan posypa papier piaskiem, po czym strzsn piasek na podog - prawdziwa ohyda. Przyjrzaem si padlinie, gdy przynieli... Co to takiego byo? Geralt nie mia w tym wzgldzie pewnoci, ale nie zamierza si z tym zdradza. - Arachnomorf. Albert Smulka poruszy wargami, nadaremnie usiujc powtrzy. - Tfu, jak zwa, tak zwa, pies z nim tacowa. To tym mieczem go zasieke? T kling? Mona obejrze?

- Nie mona. - Ha, bo zaczarowany brzeszczot pewnie. I musi drogi... akomy ksek... No, ale my tu gadu-gadu, a czas biey. Umowa wykonana, pora na zapat. A wprzd formalnoci. Pokwituj na fakturze. Znaczy, postaw krzyyk albo inny znak. Wiedmin uj podany mu rachunek, obrci si ku wiatu. - Patrzajcie go - pokrci gow upan, wykrzywiajc si. - Niby co, czyta umie? Geralt pooy papier na stole, popchn w stron urzdnika. - May bd - rzek spokojnie i cicho - wkrad si do dokumentu. Umawialimy si na pidziesit koron. Faktura wystawiona jest na osiemdziesit. Albert Smulka zoy donie, opar na nich podbrdek. - To nie bd - te zniy gos. - To raczej dowd uznania. Zabie straszne straszydo, nieatwa to pewnikiem bya robota... Kwota nikogo tedy nie zdziwi... - Nie rozumiem. - Akurat. Nie udawaj niewinitka. Chcesz mi wmwi, e Jonas, gdy tu rzdzi, nie wystawia ci takich faktur? Gow daj, e... - e co? - przerwa Geralt. - e zawya rachunki? A rnic o ktr uszczupla krlewski skarbiec, dzieli si ze mn po poowie? - Po poowie? - upan skrzywi usta. - Bez przesady, wiedminie, bez przesady. Mylaby kto, e taki wany. Z rnicy dostaniesz jedn trzeci. Dziesi koron. Dla ciebie to i tak dua premia. A mnie wicej si naley, choby z racji funkcji. Urzdnicy pastwowi winni by majtni. Im urzdnik pastwowy majtniejszy, tym presti pastwa wyszy. Co ty moesz zreszt o tym wiedzie. Nuy mnie ju ta rozmowa. Podpiszesz faktur czy nie? Deszcz dudni o dach, na zewntrz lao jak z cebra. Ale nie grzmiao ju, burza oddalaa si.

Interludium

Dwa dni pniej

- Bardzo prosimy, szanowna - skin wadczo Belohun, krl Kerack. - Bardzo prosimy. Suba! Krzeso! Sklepienie komnaty zdobi plafon, fresk przedstawiajcy aglowiec wrd fal, trytonw, hippokampw i stworze przypominajcych homary. Fresk na jednej ze cian by za map wiata. Map jak dawno ju stwierdzia Koral, absolutnie fantastyczn z faktycznym usytuowaniem ldw i mrz niewiele wsplnego majc. Ale adn i gustown. Dwch paziw przytaszczyo i ustawio cikie rzebione karo. Czarodziejka usiada, kadc rce na oparciach tak, by jej wysadzane rubinami bransolety byy dobrze widoczne i nie uszy uwagi. Na ufryzowanych wosach miaa jeszcze rubinowy diademik, a na gbokim dekolcie rubinow koli. Wszystko specjalnie na krlewsk audiencj. Chciaa zrobi wraenie. I robia. Krl Belohun wytrzeszcza oczy, nie wiada, na rubiny czy na dekolt. Belohun, syn Osmyka, by, mona powiedzie, krlem w pierwszym pokoleniu. Jego ojciec zbi znaczny do majtek na morskim handlu, a zdaje si te i po trosze na morskim rozbjnictwie. Wykoczywszy konkurencj i zmonopolizowawszy eglug kabotaow rejonu, Osmyk mianowa si krlem. Akt samozwaczej koronacji w zasadzie formalizowa tylko status quo, tote nie wzbudzi wikszych zastrzee ani nie wywoa protestw. W drodze wczeniejszych prywatnych wojen i wojenek Osmyk uadzi zatargi graniczne i kompetencyjne z ssiadami, Verden i Cidaris. Wiadomym stao si, gdzie Kerack si zaczyna, gdzie koczy i kto tam wada. A skoro wada, to jest krlem - i przysuguje mu taki tytu. Naturalnym porzdkiem rzeczy tytu i wadza przechodzi z ojca na syna, nikogo wic nie zdziwio, e po mierci Osmyka na tronie zasiad jego syn, Belohun. Synw Osmyk mia co prawda wicej, jeszcze czterech bodaj, ale wszyscy zrzekli si praw do korony, jeden nawet podobno dobrowolnie. Tym sposobem Belohun panowa w Kerack ju od lat z gr

dwudziestu, zgodnie z rodzinn tradycj cignc zyski z przemysu stoczniowego, transportu, rybowstwa i piractwa. Teraz za, na tronie, na podwyszeniu, w sobolowym kopaku, z berem w rku, krl Belohun udziela audiencji. Majestatyczny niczym uk gnojarz na krowiej kupie. - Szanowna i mia nam pani Lytta Neyd - powita. - Nasza ulubiona czarodziejka Lytta Neyd. Raczya znowu odwiedzi Kerack. I pewnie znowu na duej? - Suy mi morskie powietrze. - Koral prowokacyjnie zaoya nog na nog, demonstrujc trzewiczek na modnym korku. - Za askawym pozwoleniem waszej krlewskiej moci. Krl powid wzrokiem po zasiadajcych obok synach. Obaj roli jak erdzie, w niczym nie przypominali ojca, kocistego, ylastego, ale niezbyt imponujcego wzrostem. Sami te nie wygldali na braci. Starszy, Egmund, czarny jak kruk, Xander, niewiele modszy, albinotyczny niemal blondyn. Obaj patrzyli na Lytt bez sympatii. W sposb oczywisty drani ich przywilej, na mocy ktrego czarodzieje w przytomnoci krlw siadali, a audiencji udzielano im na krzesach. Przywilej mia jednak zasig powszechny i nie mg go lekceway nikt chccy uchodzi za cywilizowanego. Synowie Belohuna bardzo chcieli za takich uchodzi. - askawego pozwolenia - przemwi wolno Belohun - udzielimy. Z pewnym zastrzeeniem. Koral uniosa do i ostentacyjnie przyjrzaa si paznokciom. Miao to

zasygnalizowa, e zastrzeenia Belohuna ma gdzie. Krl nie odczyta sygnau. A jeli odczyta, to umiejtnie to ukry. - Doszo uszu naszych - sapn gniewnie - e babom, co dzieci mie nie chc szanowna pani Neyd magiczne konkokcje udostpnia. A tym, co ju brzemienne, spdza pody pomaga. A my tu, w Kerack, proceder taki za niemoralny uwaamy. - To, do czego kobieta ma naturalne prawo - odrzeka sucho Koral - niemoralnym by nie moe ipso facto. - Kobieta - krl wypry na tronie chud posta - ma prawo oczekiwa od mczyzny tylko dwch podarkw: na lato cia, a na zim apcie z cienkiego yka. Tak pierwszy, jak i drugi podarek ma za zadanie zakotwiczy kobiet w domu. Dom jest bowiem miejscem dla kobiety odpowiednim, przez natur jej przypisanym. Kobieta z wielkim brzuchem i uczepionym jej kiecki potomstwem od domu si nie oddali i nie przyjd jej do gowy adne gupie pomysy, a to gwarantuje pokj ducha mczynie. Spokojny duchem mczyzna moe ciko pracowa gwoli pomnaania bogactwa i dobrobytu swego wadcy. Pracujcemu w

pocie czoa i bez wytchnienia, spokojnemu o swe stado mczynie te nie przyjd do gowy adne gupie pomysy. A gdy kobiecie kto wmwi, e moe rodzi, gdy chce, a gdy nie chce, to nie musi, gdy na domiar kto podpowie jej sposb i podsunie rodek, wtedy, szanowna, wtedy porzdek spoeczny zaczyna si chwia. - Tak jest - wtrci ksi Xander, ju od dawna wypatrujcy okazji, by si wtrci. Tak wanie! - Kobieta niechtna macierzystwu - cign Belohun - kobieta, ktrej nie uwizi w domostwie brzuch, koyska i bachory, wnet ulegnie chuci, rzecz to wszak oczywista i nieuchronna. Wwczas za mczyzna utraci wewntrzny spokj i rwnowag ducha, w jego dotychczasowej harmonii zazgrzyta co nagle i zamierdzi, ba, okae si, e nijakiej harmonii nie ma ani adu adnego. Zwaszcza tego adu, ktry uzasadnia codzienn harwk. Oraz to, e efekty tej harwki zagarniam ja. A od takich myli tylko krok do niepokojw. Do sedycji, buntu, rewolty. Poja, Neyd? Kto daje babom rodki zapobiegajce ciy lub umoliwiajce jej przerwanie, ten niszczy porzdek spoeczny, podega do zamieszek i buntw. - Tak jest - wtrci Xander. - Racja! Lytta za nic sobie miaa pozory autorytetu i wadczoci Belohuna, doskonale wiedziaa, e jako czarodziejka jest nietykalna, a jedyne, co krl moe, to gada. Powstrzymaa si jednak od dobitnego uwiadomienia mu, e w jego krlestwie zgrzyta i mierdzi ju od dawna, e adu w nim tyle, co kot napaka, a jedyna harmonia, jak znaj mieszkacy, to instrument muzyczny, rodzaj akordeonu. I e mieszanie do tego kobiet, macierzystwa czy te niechci do niego dowodzi nie tylko mizoginii, ale i kretynizmu. - W twoim dugim wywodzie - rzeka zamiast tego - uparcie powraca wtek pomnaania bogactwa i dobrobytu. Rozumiem ci doskonale, jako e mj wasny dobrobyt jest mi rwnie nad wyraz luby. I za nic w wiecie nie zrezygnuj z niczego, co dobrobyt mi zapewnia. Uwaam, e kobieta ma prawo rodzi, gdy chce, a nie rodzi, gdy nie chce, ale nie podejm w tym wzgldzie dysputy, kady w kocu ma prawo do jakich tam pogldw. Zwrc tylko uwag, e za udzielan kobietom pomoc medyczn pobieram opaty. To do istotne rdo moich dochodw. Mamy gospodark wolnorynkow, krlu. Nie wtrcaj si, bardzo prosz, do rde moich dochodw. Bo moje dochody, jak dobrze wiesz, to rwnie dochody Kapituy i caej konfraterni. A konfraternia wybitnie le reaguje na prby uszczuplania jej dochodw. - Czy ty prbujesz mi grozi, Neyd? - Skde znowu. Mao tego, deklaruj daleko idc pomoc i wspprac. Wiedz, Belohun, e jeli skutkiem uprawianego przez ciebie wyzysku i grabiey dojdzie w Kerack do

niepokojw, jeli zaponie tu, grnolotnie mwic, agiew buntu, jeli nadcignie zrewoltowany motoch, by ci wywlec std za eb, zdetronizowa, a zaraz po tym powiesi na suchej gazi... Wtedy moesz liczy na moj konfraterni. Na czarodziejw. Przyjdziemy z pomoc. Nie dopucimy do rewolt i anarchii, bo i nam nie s one na rk. Wyzyskuj wic i pomnaaj bogactwo. Pomnaaj spokojnie. I nie przeszkadzaj pomnaa innym. Bardzo prosz

i dobrze radz. - Radzisz? - zaperzy si, unoszc si z krzesa, Xander. - Ty radzisz? Ojcu? Ojciec jest krlem! Krlowie nie suchaj rad, krlowie rozkazuj! - Siadaj, synu - skrzywi si Belohun - i bd cicho. Ty za, czarownico, nadstaw no uszu. Mam ci co rzec. - No? - Bior sobie now onk... Siedemnacie lat... Wisienka, powiadam ci. Wisienka na kremie. - Winszuj. - Robi to ze wzgldw dynastycznych. Z troski o sukcesj i ad w pastwie. Milczcy dotd jak gaz Egmund poderwa gow. - Sukcesj? - warkn, a zy bysk w jego oczach nie uszed uwagi Lytty. - Jak sukcesj? Masz szeciu synw i osiem crek, wliczajc bkartw! Mao ci? - Sama widzisz - machn kocist rk Belohun. - Sama widzisz, Neyd. Musz zadba o sukcesj. Miabym zostawi krlestwo i koron komu, kto w taki sposb zwraca si do rodzica? Szczciem jeszcze yj i rzdz. I rzdzi zamierzam dugo. Jak rzekem, eni si... - No i? - Gdyby... - Krl podrapa si za uchem, spojrza na Lytt spod zmruonych powiek. Gdyby ona... Moja nowa onka, znaczy... Zwrcia si do ciebie o te rodki... Zabraniam jej dawa. Bo jestem przeciwny takim rodkom! Bo s niemoralne! - Moemy si tak umwi - umiechna si uroczo Koral. - Twojej wisience, gdyby si zwrcia, nie udostpni. Przyrzekam. - To rozumiem - wypogodzi si Belohun. - Prosz, jak pysznie si dogadujemy. Grunt to wzajemne zrozumienie i obustronny szacunek. Nawet rni trzeba si adnie. - Tak jest - wtrci si Xander. Egmund achn si, zakl pod nosem. - W ramach szacunku i zrozumienia - Koral nakrcia rudy pukiel na palec, spojrzaa w gr, na plafon - jak te w trosce o harmoni i ad w twoim pastwie... Mam pewn informacj. Poufn informacj. Brzydz si donosicielstwem, ale oszustwem i zodziejstwem jeszcze bardziej. A chodzi, mj krlu, o bezczelne finansowe malwersacje. S tacy, ktrzy prbuj ci okrada. Belohun pochyli si na tronie, a twarz skrzywia mu si wilczo. - Kto? Nazwiska!

Kerack, miasto w pnocnym krlestwie Cidaris, przy ujciu rzeki Adalatte. Niegdy stolica oddzielnego krlestwa K., ktre skutkiem rzdw nieudolnych i wyganicia linii panujcej podupado, znaczenie stracio i przez ssiadw podzielone i wcielone zostao. Ma port, fabryk kilka, latarni morsk i z gruba 2,000 mieszkacw. Effenberg i Talbot, Encyclopaedia Maxima Mundi, tom VIII

Rozdzia drugi

Zatoka jeya si masztami i pena bya agli, biaych i rnokolorowych. Wiksze statki stay na osonitej przyldkiem i falochronem redzie. W samym porcie, przy drewnianych molach, cumoway jednostki mniejsze i te zupenie malutkie. Na plaach kade niemal wolne miejsce zajmoway odzie. Lub resztki odzi. Na kracu przyldka, smagana biaymi falami przyboju, wznosia si latarnia morska z biaej i czerwonej cegy, odnowiony relikt z czasw elfich. Wiedmin szturchn ostrog bok klaczy. Potka uniosa eb, rozda nozdrza, jakby i ona cieszya si zapachem morza, niesionym przez wiatr. Ponaglona, ruszya przez wydmy. Ku bliskiemu ju miastu. Miasto Kerack, gwna metropolia identycznie nazwanego krlestwa, pooone na dwch brzegach przyujciowego odcinka rzeki Adalatte, podzielone byo na trzy wyodrbnione, wyranie rnice si strefy. Na lewym brzegu Adalatte lokowa si kompleks portu, doki i orodek przemysowohandlowy, obejmujcy stoczni i warsztaty, jak te przetwrnie, magazyny i skady, targi i bazary. Przeciwlegy brzeg rzeki, teren zwany Palmyr, zapeniay budy i chaty biedoty i ludu pracujcego, domy i kramy drobnych handlarzy, rzenie, jatki oraz liczne oywajce raczej dopiero po zmroku lokale i przybytki, Palmyra bya bowiem rwnie dzielnic rozrywek i zakazanych przyjemnoci. Do atwo te, jak wiedzia Geralt, mona tu byo straci sakiewk lub dosta noem pod ebro.

Dalej od morza, na lewym brzegu, za wysok palisad z grubych bali sytuowao si waciwe Kerack, kwarta wskich uliczek pomidzy domami bogatych kupcw i finansjery, faktoriami, bankami, lombardami, zakadami szewskimi i krawieckimi, sklepami i

sklepikami. Mieciy si tu te obere i lokale rozrywkowe wyszej kategorii, w tym przybytki oferujce co prawda dokadnie to samo, co w portowej Palmyrze, ale za to po znacznie wyszych cenach. Centrum kwartau stanowi czworoktny rynek, siedziba miejskiego ratusza, teatru, sdu, urzdu celnego i domw miejskiej elity. Porodku ratusza sta na cokole okropnie obsrany przez mewy pomnik zaoyciela grodu, krla Osmyka. Bya to jawna lipa, nadmorski grd istnia na dugo przed tym, nim Osmyk przywdrowa tu diabli wiedz skd. Powyej, na wzgrzu, sta zamek i paac krlewski, w formie i ksztacie do nietypowy, bya to bowiem dawna witynia, przebudowana i rozbudowana po tym, jak porzucili j kapani, rozgoryczeni kompletnym brakiem zainteresowania ze strony ludnoci. Po wityni ostaa si nawet kampanila, czyli dzwonnica z wielkim dzwonem, w ktry aktualnie panujcy w Kerack krl Belohun kaza bi codziennie w poudnie i - ewidentnie na zo poddanym - o pnocy. Dzwon odezwa si, gdy wiedmin wjecha pomidzy pierwsze chaupy Palmyry. Palmyra mierdziaa ryb, praniem i garkuchni, tok na uliczkach by potworny, przejazd kosztowa wiedmina mnstwo czasu i cierpliwoci. Odetchn, gdy wreszcie dotar do mostu i przejecha na lewy brzeg Adalatte. Woda cuchna i niosa czapy zbitej piany, efekt pracy pooonej w grze rzeki garbarni. Std niedaleko ju byo do drogi, wiodcej ku otoczonemu palisad miastu. Zostawi konia w stajniach przed miastem, pacc za dwa dni z gry i zostawiajc stajennemu bakszysz, by zagwarantowa Potce waciw opiek. Skierowa kroki ku stranicy. Do Kerack mona byo si dosta tylko przez stranic, po poddaniu si kontroli i towarzyszcym jej mao przyjemnym procedurom. Wiedmina konieczno ta zocia nieco, ale rozumia jej cel - mieszkacw grodu za palisad niezbyt radowaa myl o wizytach goci z portowej Palmyry, zwaszcza w postaci schodzcych tam na ld marynarzy z obcych stron. Wszed do stranicy, drewnianej budowli o zrbowej konstrukcji, mieszczcej, jak wiedzia, kordegard. Myla, e wie, co go czeka. Myli si. Odwiedzi w yciu liczne kordegardy. Mae, rednie i due, w zaktkach wiata bliskich i cakiem dalekich, w regionach cywilizowanych bardziej, mniej lub wcale. Wszystkie kordegardy wiata mierdziay stchlizn potem, skr i uryn jak rwnie elaziwem i smarami do jego konserwacji. W kordegardzie w Kerack byo podobnie. A raczej

byoby, gdyby klasycznych kordegardzianych woni nie tumi ciki, duszcy, sigajcy sufitu odr bdzin. W jadospisie zaogi tutejszej kordegardy, nie mogo by wtpliwoci, dominoway grubonasienne roliny strczkowe, jak groch, bb i kolorowa fasola. Zaoga za bya cakowicie damska. Skadaa si z szeciu kobiet. Siedzcych za stoem i pochonitych poudniowym posikiem. Wszystkie panie arocznie siorbay z glinianych misek co, co pywao w rzadkim paprykowym sosie. Najwysza ze straniczek, wida komendantka, odepchna od siebie misk, wstaa. Geralt, ktry zawsze uwaa, e brzydkich kobiet nie ma, nagle poczu si zmuszony do rewizji tego pogldu. - Bro na aw! Jak wszystkie obecne, straniczka bya ostrzyona na zero. Wosy zdyy ju troch odrosn, tworzc na ysej gowie nieporzdn szczecin. Spod rozpitej kamizeli i rozchestanej koszuli wyglday minie brzucha, przywodzce na myl wielki zesznurowany baleron. Bicepsy straniczki, by pozosta przy masarskich skojarzeniach, miay rozmiary wieprzowych szynek. - Bro na aw kad! - powtrzya. - Guchy? Jedna z jej podkomendnych, nadal schylona nad misk uniosa si nieco i pierdna, dononie i przecigle. Jej towarzyszki zarechotay. Geralt powachlowa si rkawic. Straniczka patrzya na jego miecze. - Hej, dziewczyny! Chodcie no! Dziewczyny wstay, do niechtnie, przecigajc si. Wszystkie, jak zauway Geralt, nosiy si w stylu raczej swobodnym i przewiewnym, a gwnie umoliwiajcym chepienie si muskulatur. Jedna miaa na sobie krtkie skrzane spodnie, z nogawkami rozprutymi na szwach, by pomieciy uda. A za strj od talii w gr suyy jej gwnie krzyujce si pasy. - Wiedmin - stwierdzia. - Dwa miecze. Stalowy i srebrny. Druga, jak wszystkie wysoka i szeroka w barach, zbliya si, bezceremonialnym ruchem rozchylia koszul Geralta, zapaa za srebrny acuszek, wycigna medalion. - Znak ma - potwierdzia. - Wilk na znaku, z zbcami wyszczerzonymi. Wychodzi, po prawdzie, wiedmin. Przepucimy? - Regulamin nie zakazuje. Miecze zda... - Wanie - Geralt spokojnym gosem wczy si do konwersacji. - Zdaem. Oba bd jak sdz, w strzeonym depozycie? Do odbioru za pokwitowaniem? Ktre zaraz otrzymam?

Straniczki, szczerzc zby, otoczyy go. Jedna szturchna, niby niechccy. Druga pierdna gromko. - Tym se pokwituj - parskna. - Wiedmin! Najemny potworw pogromca! A miecze odda! Od razu! Pokorny jak gwniarz! - Kuk pewnie te by zda, gdyby kaza. - Tedy kamy mu! Co, dziewuchy? Niechaj wyjmie z rozporka! - Podziwujemy si, jakie to u wiedminw kuki! - Bdzie tego - warkna komendantka. - Rozigray si, pindy. Gonschorek, sam tu! Gonschorek! Z pomieszczenia obok wyoni si ysawy i niemody jegomo w burej opoczy i wenianym berecie. Od razu po wejciu rozkasa si, zdj beret i zacz si nim wachlowa. Bez sowa wzi owinite pasami miecze, da Geraltowi znak, by szed za nim. Wiedmin nie zwleka. W wypeniajcej kordegard mieszaninie gazw gazy jelitowe zaczynay ju zdecydowanie przewaa. Pomieszczenie, do ktrego weszli, dzielia solidna elazna krata. Jegomo w opoczy zachrobota w zamku wielkim kluczem. Powiesi miecze na wieszaku obok innych mieczy, szabel, kordw i kordelasw. Otworzy obszarpany rejestr, bazgra w nim powoli i dugo, kaszlc bezustannie, z trudem apic oddech. Na koniec wrczy Geraltowi wypisany kwit. - Mam rozumie, e moje miecze s tu bezpieczne? Pod kluczem i stra? Bury jegomo, dyszc ciko i sapic, zamkn krat, pokaza mu klucz. Geralta to nie przekonao. Kad krat mona byo sforsowa, a dwikowe efekty flatulencji pa ze stray zdolne byy zaguszy prby wamania. Nie byo jednak wyjcia. Naleao zaatwi w Kerack to, po co tu przyby. I opuci grd co rychlej.

Obera czy te - jak gosi szyld - austeria Natura Rerum miecia si w niezbyt wielkim, acz gustownym budynku z cedrowego drewna, krytym stromym dachem z wysoko sterczcym kominem. Front budynku zdobi ganek, do ktrego wiody schody, obstawione rozoystymi aloesami w drewnianych donicach. Z lokalu dolatyway kuchenne zapachy, gwnie przypiekanych na rusztach mis. Zapachy byy tak ncce, e wiedminowi z miejsca zdaa si Natura Rerum Edenem, ogrodem rozkoszy, wysp szczliwoci, mlekiem i miodem pyncym ustroniem bogosawionych.

Rycho okazao si, i Eden w - jak kady Eden - by strzeony. Mia swego cerbera, stranika z ognistym mieczem. Geralt mia okazj zobaczy go w akcji. Cerber, chop niski, ale potnie zbudowany, na jego oczach odpdzi od ogrodu rozkoszy chudego modziana. Modzian protestowa - pokrzykiwa i gestykulowa, co najwyraniej cerbera denerwowao. - Masz zakaz wstpu, Muus. I dobrze o tym wiesz. Tedy odstp. Nie bd powtarza. Modzian cofn si od schodw na tyle szybko, by unikn popchnicia. By, jak zauway Geralt, przedwczenie wyysiay, rzadkie i dugie blond wosy zaczynay mu si dopiero w okolicach ciemienia, co oglnie sprawiao wraenie raczej paskudne. - Chdo was i wasz zakaz! - wrzasn modzian z bezpiecznej odlegoci. - aski nie robicie! Nie jestecie jedyni, pjd do konkurencji! Waniacy! Parweniusze! Szyld pozacany, ale wci ajno na cholewkach! I tyle dla mnie znaczycie, co to ajno wanie! A gwno zawsze bdzie gwnem! Geralt zaniepokoi si lekko. Wyysiay modzian, cho paskudny z aparycji, nosi si cakiem z paska, moe nie za bogato, ale w kadym razie elegantszo od niego samego. Jeli wic to elegancja bya kryterium przesdzajcym... - A ty dokd, e zapytam? - chodny gos cerbera przerwa tok jego myli. I potwierdzi obawy. - To ekskluzywny lokal - podj cerber, blokujc sob schody. - Rozumiesz znaczenie sowa? To tak jakby wyczony. Dla niektrych. - Dlaczego dla mnie? - Nie suknia zdobi czowieka - stojcy dwa stopnie wyej cerber mg spojrze na wiedmina z gry. - Jeste, cudzoziemcze, chodzc tej mdroci ludowej ilustracj. Twoja suknia nie zdobi ci ani troch. By moe inne jakie ukryte przymioty ci zdobi, wnika nie bd. Powtarzam, to jest lokal ekskluzywny. Nie tolerujemy tu ludzi odzianych jak bandyci. Ani uzbrojonych. - Nie jestem uzbrojony. - Ale wygldasz, jakby by. askawie skieruj wic kroki dokd indziej. - Powstrzymaj si, Tarp. W drzwiach lokalu pojawi si niady mczyzna w aksamitnym kaftanie. Brwi mia krzaczaste, wzrok przenikliwy, a nos orli. I niemay. - Najwyraniej - pouczy cerbera orli nos - nie wiesz, z kim masz do czynienia. Nie wiesz, kto do nas zawita. Przeduajce si milczenie cerbera wiadczyo, e faktycznie nie wie.

- Geralt z Rivii. Wiedmin. Znany z tego, e chroni ludzi i ratuje im ycie. Jak przed tygodniem, tu, w naszej okolicy, w Ansegis, gdzie ocali matk z dzieckiem. A kilka miesicy wczeniej, w Cizmar, o czym gono byo, zabi ludoercz leukrot, sam przy tym odnoszc rany. Jake mgbym wzbrania wstpu do mego lokalu komu, kto tak zacnym trudni si procederem? Przeciwnie, rad jestem takiemu gociowi. I za honor mam, e zechcia mnie odwiedzi. Panie Geralcie, austeria Natura Rerum wita was w swoich progach. Jestem Febus Ravenga, waciciel tego skromnego przybytku. St, za ktrym usadzi go matre, nakryty by obrusem. Wszystkie stoy w Natura Rerum - w wikszoci zajte - nakryte byy obrusami. Geralt nie pamita, kiedy ostatni raz widzia obrusy w obery. Cho ciekaw, nie rozglda si, nie chcc wypa jak prowincjusz i prostak. Powcigliwa obserwacja ujawnia jednak wystrj skromny, acz gustowny i wykwintny. Wykwintn - cho nie zawsze gustownie - bya te klientela, w wikszoci, jak oceni, kupcy i rzemielnicy. Byli kapitanowie statkw, ogorzali i brodaci. Nie brakowao pstro odzianych panw szlachty. Pachniao te mile i wykwintnie: pieczonym misiwem, czosnkiem, kminkiem i duymi pienidzmi. Poczu na sobie wzrok. Gdy by obserwowany, jego wiedmiskie zmysy sygnalizoway to natychmiast. Spojrza, ktem oka i dyskretnie. Obserwujc - te bardzo dyskretnie, dla zwykego miertelnika nie do zauwaenia bya moda kobieta o lisio rudych wosach. Udawaa cakowicie pochonit daniem - czym smakowicie wygldajcym i nawet z oddali kuszco woniejcym. Styl i mowa ciaa nie pozostawiay wtpliwoci. Nie dla wiedmina. Szed o zakad, e bya czarodziejk. Matre chrzkniciem wyrwa go z rozmyla i nagej nostalgii. - Dzi - oznajmi uroczycie i nie bez dumy - proponujemy giez cielc duszon w warzywach, z grzybami i fasolk. Comber jagnicy pieczony z bakaanami. Boczek wieprzowy w piwie podany z glazurowanymi liwkami. opatk dzika pieczon, podan z jabkami w powidach. Piersi kacze z patelni, podane z czerwon kapust i urawin. Kalmary nadziewane cykori, z biaym sosem i winogronami. abnic z rusztu w sosie mietanowym, podan z duszonymi gruszkami. Oraz jak zwykle nasze specjalnoci: udko gsie w biaym winie, z wyborem owocw pieczonych na blasze, i turbota w karmelizowanym atramencie mtwy, podanego z szyjkami rakw. - Jeli gustujesz w rybach - przy stole nie wiedzie kiedy i jak pojawi si Febus Ravenga - to gorco polecam turbota. Z porannego poowu, rozumie si samo przez si. Duma i chluba szefa naszej kuchni.

- Turbot w atramencie zatem - wiedmin zwalczy w sobie irracjonaln ch zamwienia na raz kilku da, wiadom, e byoby to w zym gucie. - Dzikuj za rad. Ju zaczynaem doznawa mki wyboru. - Jakie wino - spyta matre - raczy miy pan yczy? - Prosz wybra co stosownego. Mao wyznaj si w winach. - Mao kto si wyznaje - umiechn si Febus Ravenga. - A cakiem nieliczni si do tego przyznaj. Bez obaw, dobierzemy gatunek i rocznik, panie wiedminie. Nie przeszkadzam, ycz smacznego. yczenie nie miao si speni. Geralt nie mia te okazji przekona si, jakie wino mu wybior. Smak turbota w atramencie mtwy rwnie mia tego dnia pozosta dla niego zagadk. Rudowosa kobieta nagle daa sobie spokj z dyskrecj, odnalaza go wzrokiem. Umiechna si. Nie mg oprze si wraeniu, e zoliwie. Poczu dreszcz. - Wiedmin, zwany Geraltem z Rivii? Pytanie zada jeden z trzech czarno odzianych osobnikw, ktrzy cichcem podeszli do stou. - To ja. - W imieniu prawa jeste aresztowany.

Za c bym mia si obawia wyroku, Gdy nic nie czyni niesprawiedliwego? William Szekspir, Kupiec wenecki, przeoy Jzef Paszkowski

Rozdzia trzeci

Przyznana Geraltowi obroczyni z urzdu unikaa patrzenia mu w oczy. Z uporem godnym lepszej sprawy wertowaa teczk z dokumentami. Dokumentw byo tam niewiele. Dokadnie dwa. Pani mecenas uczya si ich chyba na pami. By zabysn mow obrocz mia nadziej. Ale bya to, jak podejrzewa, nadzieja ponna. - W areszcie - pani mecenas podniosa wreszcie wzrok - dopucie si pobicia dwch wspwiniw. Powinnam chyba zna powd? - Primo, odrzuciem ich seksualne awanse, nie chcieli zrozumie, e nie znaczy nie. Secundo, lubi bi ludzi. Tertio, to fasz. Oni sami si pokaleczyli. O ciany. By mnie oczerni. Mwi wolno i obojtnie. Po tygodniu spdzonym w wizieniu cakiem zobojtnia. Obroczyni zamkna teczk. By zaraz znowu j otworzy. Po czym poprawia kunsztown koafiur. - Pobici - westchna - skargi nie wnios jak si zdaje. Skupmy si na oskareniu instygatorskim. Asesor trybunalski oskary ci o powane przestpstwo, zagroone surow kar. Jakeby inaczej, pomyla, kontemplujc urod pani mecenas. Zastanawia si, ile miaa lat, gdy trafia do szkoy czarodziejek. I w jakim wieku szko t opucia. Obie funkcjonujce czarodziejskie uczelnie - mska w Ban Ard i eska w Aretuzie na wyspie Thanedd - oprcz absolwentw i absolwentek produkoway te odpad. Mimo gstego sita egzaminw wstpnych, pozwalajcego w zaoeniu odsia i odrzuci przypadki beznadziejne, dopiero pierwsze semestry selekcjonoway naprawd i ujawniay tych, co umieli si zakamuflowa. Takich, dla ktrych mylenie okazywao si dowiadczeniem przykrym i gronym. Utajonych gupcw, leniw i mentalnych ospalcw pci obojga, jacy w

szkoach magii nie mieli czego szuka. Kopot polega na tym, e zwykle bya to progenitura osb majtnych lub z innych przyczyn uwaanych za wane. Po wyrzuceniu z uczelni trzeba byo co z t trudn modzie zrobi. Z chopcami wyrzucanymi ze szkoy w Ban Ard nie problemu - trafiali do dyplomacji, czekay na nich armia, flota i policja, najgupszym pozostawaa polityka. Odrzut magiczny w postaci pci piknej tylko pozornie trudniejszy by do zagospodarowania. Cho usuwane, panienki przekroczyy progi czarodziejskiej uczelni i w jakim tam stopniu magii zakosztoway. A zbyt potny by wpyw czarodziejek na wadcw i wszystkie sfery ycia polityczno-ekonomicznego, by panienki zostawia na lodzie. Zapewniano im bezpieczn przysta. Trafiay do wymiaru sprawiedliwoci. Zostaway prawniczkami. Obroczyni zamkna teczk. Po czym otworzya j - Zalecam przyzna si do winy - powiedziaa. - Moemy wwczas liczy na agodniejszy wymiar... - Przyzna si do czego? - przerwa wiedmin. - Gdy sd zapyta, czy si przyznajesz, odpowiesz twierdzco. Przyznanie si do winy bdzie uznane za okoliczno agodzc - Jak wic wwczas zamierzasz mnie broni? Pani mecenas zamkna teczk. Niby wieko trumny. - Idziemy. Sd czeka. Sd czeka. Bo z sali sdowej wanie wyprowadzano poprzedniego delikwenta. Niezbyt, jak stwierdzi Geralt, radosnego. Na cianie wisiaa upstrzona przez muchy tarcza, na niej widniao godo Kerack, bkitny delfin nageant. Pod godem sta st sdziowski. Zasiaday za nim trzy osoby. Chuderlawy pisarz. Wyblaky podsdek. I pani sdzia, stateczna z wygldu i oblicza niewiasta. aw po prawicy sdziw zajmowa penicy obowizki oskaryciela asesor trybunalski. Wyglda powanie. Na tyle powanie, eby wystrzega si spotkania z nim w ciemnej ulicy. Po przeciwnej za stronie, po lewicy skadu sdziowskiego, staa awa oskaronych. Miejsce jemu przypisane. Dalej poszo szybko. - Geralta, woanego Geraltem z Rivii, z zawodu wiedmina, oskara si o malwersacj, o zabr i przywaszczenie dbr nalenych Koronie. Dziaajc w zmowie z innymi osobami, ktre korumpowa, oskarony zawya wysoko wystawianych za swe

usugi rachunkw w zamiarze zagarnicia tych nadwyek. Co skutkowao stratami dla skarbu pastwa. Dowodem jest doniesienie, notitia criminis, ktre oskarenie zaczyo do akt. Doniesienie owo... Znuony wyraz twarzy i nieobecny wzrok sdzi wiadczyy wyranie, e stateczna niewiasta jest mylami gdzie indziej. I e cakiem inne frasuj j zagadnienia i problemy pranie, dzieci, kolor firanek, zagniecione ciasto na makowce i wrce kryzys maeski rozstpy na dupsku. Wiedmin z pokor przyj fakt, e jest mniej wany. e nie konkurowa mu z czym takim. - Popenione przez oskaronego przestpstwo - cign bez emocji oskaryciel - nie tylko kraj rujnuje, ale i porzdek spoeczny podkopuje i roztacza. Porzdek prawny domaga si... - Wczone do akt doniesienie - przerwaa sdzia - sd musi potraktowa jako probatio de relato, dowd z relacji osoby trzeciej. Czy oskarenie moe przedstawi inne dowody? - Innych dowodw brak... Chwilowo... Oskarony jest, jak ju wykazano, wiedminem. To mutant, bdcy poza nawiasem spoecznoci ludzi, lekcewacy prawa ludzkie i stawiajcy si ponad nimi. W swym kryminogennym i socjopatycznym fachu obcuje z elementem przestpczym, a take z nieludmi, w tym z rasami ludzkoci tradycyjnie wrogimi. amanie prawa wiedmin ma w swej nihilistycznej naturze. W przypadku wiedmina, Wysoki Sdzie, brak dowodw jest najlepszym dowodem... Dowodzi perfidii oraz... - Czy oskarony - sdzi najwyraniej nie ciekawio, czego jeszcze dowodzi brak dowodw. - Czy oskarony przyznaje si do winy? - Nie przyznaj si. - Geralt zlekceway rozpaczliwe sygnay pani mecenas. - Jestem niewinny, adnego przestpstwa nie popeniem. Mia troch wprawy, miewa do czynienia z wymiarem sprawiedliwoci. Zapozna si te pobienie z literatur przedmiotu. - Oskara si mnie skutkiem uprzedzenia... - Sprzeciw! - wrzasn asesor. - Oskarony wygasza mow! - Oddalam. - ...skutkiem uprzedzenia do mojej osoby i profesji, czyli skutkiem praeiudicium, praeiudicium za z gry implikuje fasz. Nadto oskara si mnie na podstawie anonimowego donosu, i to zaledwie jednego. Testimonium unius non valet. Testis unus, testis nullus. Ergo, to nie jest oskarenie, lecz domniemanie, czyli praesumptio. A domniemanie pozostawia wtpliwoci.

- In dubio pro reo! - ockna si obroczyni. - In dubio pro reo, Wysoki Sdzie! - Sd - sdzia hukna motkiem, budzc wyblakego podsdka postanawia wyznaczy porczenie majtkowe w wysokoci piciuset koron novigradzkich. Geralt westchn. Ciekawio go, czy obaj jego wsptowarzysze z celi doszli ju do siebie i czy wycignli z zaszoci jakie nauki. Czy te bdzie musia ich obi i skopa ponownie.

Czym jest miasto, jeli nie ludem? William Szekspir, Koriolan, przeoy Stanisaw Baraczak

Rozdzia czwarty

Na samym skraju ludnego targowiska sta niedbale sklecony z desek stragan, obsugiwany przez babulek-starowink w somianym kapeluszu, okrglutk i rumian niby dobra wrka z bajki. Nad babulek widnia napis: Szczcie i rado - tylko u mnie. Ogrek gratis. Geralt zatrzyma si, wysupa z kieszeni miedziaki. - Nalej, babciu - zada ponuro - p kwaterki szczcia. Nabra powietrza, wypi z rozmachem, odetchn. Otar zy, ktre siwucha wycisna mu z oczu. By wolny. I zy. O tym, e jest wolny, dowiedzia si, rzecz ciekawa, od osoby, ktr zna. Z widzenia. By to ten sam przedwczenie wyysiay modzian, ktrego na jego oczach przepdzono ze schodw austerii Natura Rerum. A ktry, jak si okazao, by trybunalskim gryzipirkiem. - Jeste wolny - zakomunikowa mu wyysiay modzian, splatajc i rozplatajc chude i poplamione inkaustem palce. - Wpacono porczenie. - Kto wpaci? Informacja okazaa si poufn wyysiay gryzipirek odmwi jej podania. Odmwi te - i te obcesowo - zwrotu zarekwirowanej sakwy Geralta. Zawierajcej midzy innymi gotwk i czeki bankierskie. Majtek ruchomy wiedmina, oznajmi nie bez zjadliwoci, zosta przez wadze potraktowany jako cautio pro expensis, zaliczka na poczet kosztw sdowych i przewidywanych kar. Wykca si nie miao celu ani sensu. Geralt musia by rad, e przy wyjciu oddano mu chocia rzeczy, ktre przy zatrzymaniu mia w kieszeniach. Osobiste drobiazgi i drobne pienidze. Tak drobne, e nikomu nie chciao si ich kra. Przeliczy ocalae miedziaki. I umiechn si do starowinki. - I jeszcze p kwaterki radoci, poprosz. Za ogrek dzikuj.

Po babcinej siwusze wiat wypiknia zauwaalnie. Geralt wiedzia, e to rycho minie, przyspieszy wic kroku. Mia sprawy do zaatwienia. Potka, jego klacz, usza szczliwie uwadze sdu i nie wesza w poczet cautio pro expensis. Bya tam, gdzie j zostawi, w stajennym boksie, zadbana i nakarmiona. Czego takiego wiedmin nie mg pozostawi bez nagrody, niezalenie od wasnego stanu posiadania. Z garci srebrnych monet, jakie ocalay we wszytej w siodo skrytce, kilka od razu dosta stajenny. Ktremu ta szczodro a dech odebraa. Horyzont nad morzem ciemnia. Geraltowi zdawao si, e dostrzega tam iskierki byskawic. Przed wejciem do kordegardy przezornie nabra w puca wieego powietrza. Nie pomogo. Panie straniczki musiay dzi zje wicej fasoli ni zwykle. Duo, duo wicej fasoli. Kto wie, moe bya niedziela. Jedne - jak zwykle - jady. Inne zajte byy gr w koci. Na jego widok wstay od stou. I otoczyy go. - Wiedmin, patrzajcie - powiedziaa komendantka, stajc bardzo blisko. - Wzi i przylaz. - Opuszczam miasto. Przyszedem odebra swoj wasno. - Jeli pozwolim - druga straniczka szturchna go okciem, pozornie niechccy - to co nam za to da? Wykupi si trza, brateku, wykupi! He, dziewuchy? Co mu kaemy zrobi? - Niechaj kad w go rzy pocauje! - Z polizem! I polizgiem! - Ale! Jeszcze czym zarazi! - Ale musi nam - kolejna napara na niego biustem twardym jak skaa - przyjemno jak uczyni, nie? - Piosnk niech nam zapiewa - inna pierdna gromko. - A melodyj pod ten mj ton podbierze! - Albo pod mj! - inna pierdna jeszcze goniej. - Bo mj dwiczniejszy! Reszta dam a za boki braa si ze miechu. Geralt utorowa sobie drog, starajc si nie naduywa siy. W tym momencie drzwi magazynu depozytw otwary si i objawi si w nich jegomo w burej opoczy i berecie. Depozytariusz, Gonschorek, bodaje. Na widok wiedmina otworzy szeroko usta. - Wy? - wybka. - Jake to? Wasze miecze... - W rzeczy samej. Moje miecze. Poprosz o nie.

- Wdy... Wdy... - Gonschorek zachysn si, chwyci za pier, z trudem apa powietrze. - Wdy ja tych mieczw nie mam! - Sucham? - Nie mam... - Twarz Gonschorka poczerwieniaa. I skurczya si, jakby w paroksyzmie blu. - Zabrane przecie... - e jak? - Geralt poczu, jak ogarnia go zimna wcieko. - Zabra... ne... - Jak to, zabrane? - Ucapi depozytariusza za wyogi. - Przez kogo, psiakrew, zabrane? Co to ma, do cholery, znaczy? - Kwit... - Wanie! - Poczu na ramieniu elazny chwyt. Komendantka stray odepchna go od zachystujcego si Gonschorka. - Wanie! Kwit poka! Wiedmin nie mia kwitu. Kwit z przechowalni broni zosta w jego sakwie. Sakwie, zarekwirowanej przez sd. Jako zaliczka na poczet kosztw i przewidywanych kar. - Kwit! - Nie mam. Ale... - Nie ma kwitu, nie ma depozytu - nie daa mu dokoczy komendantka. - Miecze zabrane, nie syszae? Sam e pewnie zabra. A ninie jaseka tu odstawiasz? Wycygani cosik chcesz? Nic z tego. Zabieraj si std. - Nie wyjd, zanim... Komendantka, nie zwalniajc chwytu, odcigna Geralta i obrcia go. Twarz ku drzwiom. - Wypierdalaj. Geralt wzdraga si przed uderzeniem kobiety. Nie mia jednak adnych oporw wobec kogo, kto mia bary jak zapanik, brzuch jak baleron i ydki jak dyskobol, a do tego wszystkiego pierdzia jak mul. Odtrci komendantk i z caej siy waln j w szczk. Swoim ulubionym prawym sierpowym. Pozostae zamary, ale tylko na sekund. Zanim jeszcze komendantka runa na st, rozbryzgujc dokoa fasol i paprykowy sos, ju je mia na karku. Jednej bez zastanowienia rozkwasi nos, drug paln tak, e a chrupny zby. Dwie poczstowa Znakiem Aard, niby lalki poleciay na stojak z halabardami, zwalajc wszystkie z nieopisanym hukiem i oskotem. Oberwa w ucho od ociekajcej sosem komendantki. Druga straniczka, ta z twardym biustem, chwycia go od tyu w niedwiedzi ucisk. Waln j okciem, a zawya.

Komendantk pchn na st, kropn zamaszystym sierpowym. T z rozkwaszonym nosem grzmotn w splot soneczny i zwali na ziemi, sysza, jak wymiotuje. Inna, uderzona w skro, hukna ostrzyon potylic o sup, obmika, oczy momentalnie zaszy jej mg. Ale na nogach trzymay si jeszcze cztery. I kres przyszed jego przewagom. Dosta w ty gowy, zaraz po tym w ucho. A po tym w krzye. Ktra podcia mu nogi, gdy upad, dwie zwaliy si na niego, przygnioty, omocc kuakami. Pozostae nie aoway kopniakw. Uderzeniem czoem w twarz wyeliminowa jedn z przygniatajcych, ale natychmiast przytoczya go druga. Komendantka, pozna po kapicym z niej sosie. Ciosem z gry przylaa mu w zby. Splun jej krwi prosto w oczy. - N! - rozdara si, miotajc ostrzyon gow. - N mi dajcie! Jaja mu urn! - Po co n! - wrzasna inna. - Ja mu je odgryz! - Sta! Baczno! Co to ma znaczy? Baczno, mwi! Stentorowy i wymuszajcy posuch gos przedar si przez zgiek bitewny, zmitygowa straniczki. Wypuciy Geralta z obj. Wsta z trudem, obolay nieco. Widok pola boju poprawi mu nieco humor. Nie bez satysfakcji przyjrza si swym dokonaniom. Leca pod cian straniczka otworzya ju oczy, ale nadal nie bya w stanie nawet usi. Druga, zgita, wypluwaa krew i macaa palcem zby. Trzecia, ta z rozkwaszonym nosem, usiowaa wsta, ale co i rusz padaa, poliznwszy si, w kau wasnych fasolowych wymiocin. Z caej szstki tylko poowa trzymaa si na nogach. Wynik mg wic satysfakcjonowa. Nawet w wietle faktu, e gdyby nie interwencja, on sam doznaby powanych okalecze i nie wiada, czy zdolny byby wsta o wasnych siach. Tym za, kto interweniowa, by dostatnio odziany i promieniujcy autorytetem mczyzna o szlachetnych rysach. Geralt nie wiedzia, kto to. Doskonale zna natomiast jego towarzysza. Gadysza w fantazyjnym kapelusiku z wpitym we pirem egreta, o sigajcych ramion blond wosach ufryzowanych na elazkach. Noszcego dublet w kolorze czerwonego wina i koszul z koronkowym abotem. Z nieodczn lutni i nieodcznym bezczelnym umiechem na uciech. - Witaj, wiedminie! Ale ty wygldasz! Z t obit gb! Ze miechu pkn! - Witaj, Jaskier. Ja te si ciesz, e ci widz. - Co tu si dzieje? - Mczyzna o szlachetnych rysach wzi si pod boki. - No? Co z wami? Regulaminowy meldunek! Ale ju! - To ten! - komendantka wytrzsna z uszu resztki sosu i oskarycielsko wskazaa na Geralta.

- On winien, wielmony panie instygator! Awanturowa si i sierdzi, a potem do bicia wzi. A wszystko przez miecze jakie z depozytu, co na nie kwitu nie mia. Gonschorek potwierdzi... Hej, Gonschorek, czego si tam kurczysz w kcie? Zesrae si? Rusze dup, wsta, rzeknij wielmonemu panu instygatorowi... Eje! Gonschorek? Co ci to? Wystarczyo uwaniej spojrze, by odgadn, co jest Gonschorkowi. Nie byo potrzeby bada pulsu, do byo popatrze na bia jak kreda twarz. Gonschorek by martwy. Zwyczajnie i po prostu nie y.

- Wdroymy ledztwo, panie z Rivii - powiedzia Ferrant de Lettenhove, instygator trybunau krlewskiego. - Skoro skadacie formaln skarg i powdztwo, musimy je wdroy, tak kae prawo. Wemiemy na spytki wszystkich, ktrzy podczas aresztowania i w sdzie mieli dostp do twoich rzeczy. Aresztujemy podejrzanych... - Tych, co zwykle? - Sucham? - Nic, nic. - No tak. Sprawa zostanie z pewnoci wyjaniona, a winni kradziey mieczy zostan pocignici do odpowiedzialnoci. Jeli faktycznie do kradziey doszo. Zarczam, e zagadk wyjanimy i prawda wyjdzie na jaw. Prdzej czy pniej. - Wolabym prdzej - wiedminowi niezbyt podoba si ton gosu instygatora. - Moje miecze to moja egzystencja, nie mog bez nich wykonywa mego zawodu. Wiem, e moja profesja przez wielu postrzegana jest le, a moja osoba cierpi skutkiem negatywnego wizerunku. Biorcego si z uprzedze, przesdw i ksenofobii. Licz, e fakt ten nie bdzie mia wpywu na ledztwo. - Nie bdzie mia - odrzek sucho Ferrant de Lettenhove. - Albowiem panuje tu praworzdno. Gdy pachokowie wynieli ciao zmarego Gonschorka, na rozkaz instygatora dokonano rewizji magazynu broni i caej kanciapy. Jak atwo byo zgadn, po mieczach wiedmina nie byo tam ladu. A wci boczca si na Geralta komendantka stray wskazaa im podstawk ze szpikulcem, na ktry nieboszczyk nadziewa zrealizowane kwity depozytowe. Wrd tych kwit wiedmina wnet si odnalaz. Komendantka przewertowaa rejestr, by po chwili podetkn im go pod nosy.

- Prosz - wskazaa z triumfem - jak w, pokwitowanie odbioru. Podpis: Gerland z Rybli. Przecie mwia em, jako wiedmin by tu i sam swe miecze zabra. A teraz cygani, pewnie eby odszkodowanie zgarn! Przez niego Gonschorek kopyta wycign! Od turbacji go zalaa i szlag go trafi. Ani ona, ani adna ze straniczek nie zdecydowaa si jednak powiadczy, e ktra Geralta podczas odbierania broni faktycznie widziaa. Cigiem jacy si tu krc brzmiao wyjanienie, a one byy zajte, bo jady. Nad dachem budynku sdu kooway mewy, wrzeszczc przeraliwie. Wiatr odpdzi na poudnie burzow chmur znad morza. Wyszo soce. - Chciabym zawczasu ostrzec - powiedzia Geralt - e moje miecze oboone s silnymi czarami. Tylko wiedmini mog ich dotyka, innym odbieraj siy witalne. Objawia si to gwnie poprzez zanik si mskich. Znaczy si, niemoc pciow. Cakowit i permanentn. - Bdziemy mie to na uwadze - kiwn gow instygator. - Na razie jednak prosibym, bycie nie opuszczali miasta. Jestem skonny przymkn oko na awantur w kordegardzie, dochodzi tam zreszt do awantur regularnie, panie straniczki do atwo ulegaj emocjom. A poniewa Julian... To znaczy pan Jaskier rczy za was, pewien jestem, e i wasza sprawa w sdzie rozwika si pomylnie. - Moja sprawa - zmruy oczy wiedmin - to nic innego jak nkanie. Szykany, biorce si z uprzedze i niechci... - Zbadane bd dowody - uci instygator. - I na ich podstawie podjte zostan czynnoci. Tak chce praworzdno. Ta sama, dziki ktrej jestecie na wolnoci. Za porczeniem, a wic warunkowo. Winnicie, panie z Rivii, przestrzega tych warunkw. - Kto wpaci owo porczenie? Ferrant de Lettenhove chodno odmwi ujawnienia incognito wiedminowego dobrodzieja, poegna si i w asycie pachokw uda si w stron wejcia do sdu. Jaskier tylko na to czeka. Ledwie opucili rynek i weszli w uliczk, wyjawi wszystko, co wiedzia. - Prawdziwie pasmo niefortunnych trafw, druhu Geralcie. I pechowych incydentw. A jeli o kaucj idzie, to wpacia j za ciebie niejaka Lytta Neyd, wrd swoich znana jako Koral, od koloru pomadki do ust, jakiej uywa. To czarodziejka, ktra wysuguje si Belohunowi, tutejszemu krlikowi. Wszyscy zachodz w gow, dlaczego to zrobia. Bo nie kto inny, a ona wanie posaa ci za kratki. - Co?

- Przecie mwi. To Koral na ciebie doniosa. To akurat nikogo nie zdziwio, powszechnie wiadomo, e czarodzieje s na ciebie cici. A tu nagle sensacja: czarodziejka ni z tego, ni z owego wpaca porczenie i wydobywa ci z lochu, do ktrego za jej spraw ci wtrcono. Cae miasto... - Powszechnie? Cae miasto? Co ty wygadujesz, Jaskier? - Uywam metafor i peryfraz. Nie udawaj, e nie wiesz, przecie mnie znasz. Rzecz jasna, e nie cae miasto, a wycznie nieliczni dobrze poinformowani wrd bdcych blisko krgw rzdzcych. - I ty te jeste niby ten bdcy blisko? - Zgade. Ferrant to mj kuzyn, syn brata mojego ojca. Wpadem tu do niego z wizyt jak to do krewniaka. I dowiedziaem si o twojej aferze. Natychmiast si za tob wstawiem, nie wtpisz w to chyba. Rczyem za twoj uczciwo. Opowiedziaem o Yennefer... - Dzikuj serdecznie. - Daruj sobie sarkazm. Musiaem o niej opowiedzie, by uwiadomi kuzynowi, e tutejsza magiczka szkaluje ci i oczernia przez zazdro i zawi. e to cae oskarenie jest faszywe, e ty nigdy nie zniasz si do finansowych machlojek. Skutkiem mojego wstawiennictwa Ferrant de Lettenhove, instygator krlewski, najwyszy rang egzekutor prawa, jest ju przekonany o twojej niewinnoci... - Nie odniosem takiego wraenia - stwierdzi Geralt. - Wrcz przeciwnie. Czuem, e mi nie dowierza. Ani w sprawie rzekomych malwersacji, ani w sprawie zniknicia mieczy. Syszae, co mwi o dowodach? Dowody to dla niego fetysz. Dowodem na przekrty bdzie zatem donos, a dowodem mistyfikacji z kradzie mieczy podpis Gerlanda z Rybli w rejestrze. Do tego ta mina, gdy ostrzega mnie przed opuszczeniem miasta... - Oceniasz go krzywdzco - orzek Jaskier. - Znam go lepiej ni ty. To, e ja za ciebie rcz, jest dla niego warte wicej ni tuzin dtych dowodw. A ostrzega susznie. Dlaczego, jak mylisz, obaj, on i ja, podylimy do kordegardy? By ci powstrzyma przed narobieniem gupstw! Kto, powiadasz, wrabia ci, fabrykuje lipne dowody? Nie dawaj zatem ktosiowi do rki dowodw niezbitych. A takim byaby ucieczka. - Moe i masz racj - zgodzi si Geralt. - Ale instynkt mwi mi co innego. Powinienem da drapaka, zanim mnie tu cakiem osacz. Najpierw areszt, potem kaucja, zaraz po tym miecze... Co bdzie nastpne? Psiakrew, bez miecza czuj si jak... Jak limak bez skorupy. - Za bardzo si przejmujesz, moim zdaniem. A zreszt mao tu sklepw? Machnij rk na tamte miecze i kup sobie inne.

- A gdyby tobie ukradziono twoj lutni? Zdobyt jak pamitam, w do dramatycznych okolicznociach? Nie przejby si? Machnby rk? I poszed kupi sobie drug w sklepie za rogiem? Jaskier odruchowo zacisn donie na lutni i powid dokoa sposzonym wzrokiem. Nikt spord przechodniw na potencjalnego rabusia instrumentw jednak nie wyglda i niezdrowego zainteresowania jego unikaln lutni nie przejawia. - No tak - odetchn. - Rozumiem. Tak jak moja lutnia, twoje miecze te s jedyne w swoim rodzaju i niezastpione. Do tego... jak to mwie? Zaczarowane? Wywoujce magiczn impotencj... Psiakrew, Geralt! Teraz mi to mwisz? Ja przecie czsto przebywaem w twojej kompanii, miaem te miecze na wycignicie rki! A czasem bliej! Teraz wszystko jasne, teraz rozumiem... Ostatnio miaem, cholera, pewne trudnoci... - Uspokj si. To bujda z t impotencj. Wymyliem to na poczekaniu, liczc, e plotka si rozejdzie. e zodziej si zlknie... - Jak si zlknie, gotw utopi miecze w gnojwce - trzewo skonstatowa bard, wci lekko poblady. - I nigdy ich nie odzyskasz. Zdaj si raczej na mego kuzyna Ferranta. Jest tu instygatorem od lat, ma ca armi szeryfw, agentw i szpicli. Znajd zodzieja w mig, zobaczysz. - Jeli jeszcze tu jest - zgrzytn zbami wiedmin. - Mg prysn, gdy siedziaem w kiciu. Jak si, mwie, zowie ta czarodziejka, dziki ktrej tam trafiem? - Lytta Neyd, ksywka Koral. Domylam si, co zamierzasz, przyjacielu. Ale nie wiem, czy to najlepszy pomys. To czarodziejka. Czarownica i kobieta w jednej osobie, sowem, obcy gatunek, nie poddajcy si racjonalnemu poznaniu, funkcjonujcy wedug niepojtych dla zwykych mczyzn mechanizmw i pryncypiw. Co ci zreszt bd mwi, sam dobrze o tym wiesz. Masz wszak w tej kwestii przebogat eksperiencj... Co to za haas? Wdrujc bez celu ulicami, trafili w okolice placyku rozbrzmiewajcego nieustannym stukotem motkw. Funkcjonowa tu, jak si okazao, wielki warsztat bednarski. Przy samej ulicy, pod zadaszeniem, pitrzyy si rwne sgi sezonowanych klepek. Std, noszone przez bosych wyrostkw, klepki wdroway na stoy, gdzie mocowano je w specjalnych kobykach i opracowywano onikami. Opracowane klepki szy do innych rzemielnikw, ci wykaczali je na dugich heblowych awach, stojc nad nimi okrakiem po kostki w wirach. Gotowe klepki trafiay w rce bednarzy, ktrzy skadali je do kupy. Geralt przez chwil przyglda si, jak pod wpywem nacisku zmylnych klub i skrcanych rubami cig powstaje ksztat beczki, natychmiast utrwalany za pomoc nabijanych na wyrb elaznych obrczy. A na ulic

buchaa para z wielkich kotw, w ktrych beczki parzono. Z gbi warsztatu, z podwrza, dolatywa zapach drewna praonego w ogniu - tam beczki hartowano przed dalsz obrbk. - Ilekro widz beczk - oznajmi Jaskier - zachciewa mi si piwa. Chod za rg. Wiem tam pewien sympatyczny szynk. - Id sam. Ja odwiedz czarodziejk. Zdaje si, e wiem, ktra to, ju j widziaem. Gdzie j znajd? Nie rb min, Jaskier. To ona jest, jak si zdaje, prardem i praprzyczyn moich kopotw. Nie bd czeka na rozwj wypadkw, pjd i zapytam wprost. Nie mog tu tkwi, w tym miasteczku. Choby z tego powodu, e z groszem raczej chudo u mnie. - Na to - rzek dumnie trubadur - znajdziemy remedium. Wespr ci finansowo... Geralt? Co si dzieje? - Wr do bednarzy i przynie mi klepk. - Co? - Przynie mi klepk. Prdko. Uliczk zagrodzio trzech potnych drabw o zakazanych, niedogolonych i niedomytych gbach. Jeden, barczysty tak, e niemal kwadratowy, trzyma w rku okut pa, grub jak handszpak kabestanu. Drugi, w kouchu wosem na wierzch, nis tasak, a za pasem mia toporek abordaowy. Trzeci, smagy jak eglarz, uzbrojony by w dugi i paskudnie wygldajcy n. - Hej, ty tam, rivski mierdzielu! - rozpocz ten kwadratowy. - Jak si czujesz bez mieczw na plecach? Jakby z go dup pod wiater, co? Geralt nie podj dyskursu. Czeka. Sysza, jak Jaskier kci si z bednarzami o klepk. - Ju nie masz kw, odmiecze, jadowita wiedmiska gadzino - cign kwadratowy, z caej trjki wyranie najbieglejszy w sztuce oratorskiej. - Gada bez kw nikt si nie zlknie! Bo to tyle co robal albo insza minoga glizdowata. My takie plugastwo pod but bierzem i na miazg miadym. Coby nie pomiao wicej do miast naszych zachodzi, pomidzy poczciwe ludzie. Nie bdziesz, padalcze, naszych ulic luzem swoim kazi! Bij jego, zuchy! - Geralt! ap! Chwyci w locie rzucon mu klepk, uskoczy przed ciosem paki, przyla kwadratowemu w bok gowy, zawirowa, trzasn zbira w kouchu w okie, zbir wrzasn i upuci tasak. Wiedmin uderzy go w zgicie kolana i obali, po czym przewin si obok i zdzieli klepk w skro. Nie czekajc, a zbir upadnie, i nie przerywajc ruchu, ponownie wywin si spod paki kwadratowego, paln w palce zacinite na drgu. Kwadratowy

zarycza z blu i upuci pak, a Geralt uderzy go kolejno w ucho, w ebra i w drugie ucho. A potem kopn w krocze, z rozmachem. Kwadratowy pad i zrobi si kulisty, zwijajc si, kurczc i dotykajc ziemi czoem. Smagy, najzwinniejszy i najszybszy z trjki, zataczy wok wiedmina. Zrcznie przerzucajc n z rki do rki, zaatakowa na ugitych nogach, tnc krzyowo. Geralt bez trudu unika ci, odstpowa, czeka, a wyduy krok. A gdy to si stao, zamaszystym ciosem klepki odbi n, piruetem okry napastnika i zdzieli go w potylic. Noownik upad na kolana, a wiedmin upn go w praw nerk. upnity zawy i wypry si, a wtedy wiedmin waln go klepk poniej ucha, w nerw. Znany medykom jako splot przyuszniczy. - Ojej - powiedzia, stajc nad zwijajcym si, krztuszcym i dawicym od krzyku. To musiao bole. Zbir w kouchu wycign zza pasa toporek, ale nie wstawa z kolan, niepewny, co czyni. Geralt rozwia jego wtpliwoci, walc go klepk w kark. Uliczk rozpychajc gromadzcych si gapiw, nabiegali pachokowie ze stray miejskiej. Jaskier mitygowa ich, powoujc si na koneksje, gorczkowo wyjania, kto by napastnikiem, a kto dziaa w samoobronie. Wiedmin gestami przywoa barda. - Dopilnuj - pouczy - by wzito drani w yka. Wpy na kuzyna instygatora, by ich solidnie przycisn. Albo sami maczali palce w kradziey mieczy, albo kto ich naj. Wiedzieli, e jestem bezbronny, dlatego odwayli si napa. Klepk oddaj bednarzom. - Musiaem t klepk kupi - przyzna si Jaskier. - I chyba dobrze zrobiem. Niele, jak widziaem, wadasz deseczk Powiniene nosi stale. - Id do czarodziejki. W odwiedziny. Mam i z klepk? - Na czarodziejk - skrzywi si bard - przydaoby si, fakt, co ciszego. Na przykad konica. Pewien znany mi filozof mawia: idc do kobiety, nie zapomnij wzi ze sob... - Jaskier. - Dobrze, dobrze, wytumacz ci, jak trafi do magiczki. Ale wprzd, jeli mog doradzi... - No? - Odwied ani. I balwierza.

Strzecie si rozczarowa, bo pozory myl. Takimi, jakimi wydaj si by, rzeczy s rzadko. A kobiety nigdy. Jaskier, P wieku poezji

Rozdzia pity

Woda w basenie fontanny zawirowaa i zakipiaa, rozpryskujc zociste kropelki. Lytta Neyd, zwana Koral, czarodziejka, wycigna rk, wyskandowaa zaklcie stabilizujce. Woda wygadzia si jak zlana olejem, zattnia rozbyskami. Obraz, z pocztku niewyrany i mglisty, nabra ostroci i przesta drga, cho nieco znieksztacony przez ruch wody, by wyrany i czytelny. Koral pochylia si. Widziaa w wodzie Targ Korzenny, gwn ulic miasta. I kroczcego ulic mczyzn o biaych wosach. Czarodziejka wpatrzya si. Obserwowaa. Szukaa wskazwek. Jakich szczegw. Detali, ktre pozwoliyby jej na waciw ewaluacj. I pozwoliy przewidzie, co si wydarzy. Na to, czym jest prawdziwy mczyzna, Lytta miaa wyrobiony pogld, wyksztacony przez lata dowiadcze. Umiaa rozpozna prawdziwego mczyzn w stadzie mniej lub bardziej udanych imitacji. Nie musiaa bynajmniej ucieka si w tym celu do kontaktu fizycznego, ktry to sposb testowania mskoci miaa zreszt jak wikszo czarodziejek, nie tylko za trywialny, ale i baamutny, wiodcy na zupene manowce. Bezporednia degustacja, jak stwierdzia po prbach, moe i jest jakim tam sprawdzianem smaku, ale nazbyt czsto pozostawia niesmak. Niestrawno. I zgag. A bywa, e torsje. Lytta umiaa rozpozna prawdziwego mczyzn nawet z oddalenia, na podstawie bahych i nieznaczcych pozornie przesanek. Prawdziwy mczyzna, wypraktykowaa czarodziejka, pasjonuje si owieniem ryb, ale wycznie na sztuczn muszk. Kolekcjonuje militarne figurki, erotyczne grafiki i wasnorcznie wykonane modele aglowcw, w tym i te w butelkach, a pustych butelek po drogich trunkach nigdy nie brak w jego domostwie. Potrafi wietnie gotowa, udaj mu si istne arcydziea sztuki kulinarnej. No i, generalnie rzecz ujmujc, sam jego widok sprawia, e ma si ochot.

Wiedmin Geralt, o ktrym czarodziejka wiele syszaa, o ktrym zdobya wiele informacji, a ktrego wanie obserwowaa w wodzie basenu, spenia, jak si wydawao, tylko jeden z powyszych warunkw. - Mozaik! - Jestem, pani mistrzyni. - Bdziemy miay gocia. eby mi wszystko byo gotowe i na poziomie. Ale wpierw przynie mi sukni. - Herbacian r? Czy morsk wod? - Bia. On si nosi na czarno, zafundujemy mu jin i jang. I pantofelki, wybierz co pod kolor, byle ze szpilk co najmniej cztery cale. Nie mog pozwoli, by patrzy na mnie zanadto z gry. - Pani mistrzyni... Ta biaa suknia... - No? - Jest taka... - Skromna? Bez ozdbek i fataaszkw? Ech, Mozaik, Mozaik. Czy ty si nigdy nie nauczysz?

W drzwiach milczco powita go zwalisty i brzuchaty drab ze zamanym nosem i oczami maej winki. Zlustrowa Geralta od stp do gw i jeszcze raz, odwrotnie. Po czym odsun si, dajc znak, e mona. W przedpokoju czekaa dziewczyna o gadko uczesanych, przylizanych wrcz wosach. Bez sowa, gestem tylko zaprosia go do rodka. Wszed, prosto na ukwiecone patio z popluskujc fontann porodku. W centrum fontanny sta marmurowy posek przedstawiajcy nag taczc dziewczyn czy te dziewczynk raczej, wnoszc ze znikomie rozwinitych drugorzdnych atrybutw pci. Prcz tego, e wyrzebiona dutem mistrza, statuetka zwracaa uwag jeszcze jednym detalem czy j z cokoem tylko jeden punkt: duy palec stopy. W aden sposb, oceni wiedmin, nie daoby si takiej konstrukcji ustabilizowa bez pomocy magii. - Geralt z Rivii. Witam. I zapraszam. Na to, by mc uchodzi za klasycznie pikn czarodziejka Lytta Neyd miaa zbyt ostre rysy. R w odcieniu ciepej brzoskwini, jakim delikatnie munite byy jej koci policzkowe,

ostro t agodzi, ale jej nie kry. Podkrelone koralow pomadk wargi miay za wykrj tak idealny, e a za idealny. Ale nie to si liczyo. Lytta Neyd bya ruda. Ruda klasycznie i naturalnie. Stonowana, jasnordzawa czerwie jej wosw budzia skojarzenia z letnim futrem lisa. Gdyby - Geralt by o tym absolutnie przekonany - zapa rudego lisa i posadzi go obok Lytty, oboje okazaliby si umaszczeni tak samo i nie do odrnienia. A gdy czarodziejka poruszaa gow wrd czerwieni zapalay si akcenty janiejsze, tawe, identycznie jak w lisiej sierci. Tego typu rudoci towarzyszyy z reguy piegi, i z reguy w nadmiarze. Tych jednak u Lytty stwierdzi si nie dao. Geralt poczu niepokj, zapomniany i upiony, ale nagle budzcy si gdzie tam w gbi. Mia w naturze dziwn i trudn do wytumaczenia skonno do rudowosych, par razy ju ta wanie pigmentacja owosienia popchna go do popenienia gupstwa. Naleao si zatem strzec i wiedmin mocno to sobie postanowi. Zadanie mia zreszt uatwione. Wanie mija rok od czasu, gdy popenianie tego typu gupstw przestao go kusi. Erotycznie stymulujca rudo nie bya jedynym atrakcyjnym atrybutem czarodziejki. nienobiaa suknia bya skromna i cakiem bez efektw, a miao to swj cel, cel suszny i bez najmniejszych wtpliwoci zamierzony. Prostota nie rozpraszaa uwagi patrzcego, koncentrujc j na atrakcyjnej figurze. I na gbokim dekolcie. Mwic zwile, w Dobrej Ksidze proroka Lebiody, w wydaniu ilustrowanym, Lytta Neyd z powodzeniem mogaby pozowa do ryciny poprzedzajcej rozdzia O nieczystym podaniu. Mwic jeszcze zwilej, Lytta Neyd bya kobiet, z ktr tylko kompletny idiota mgby chcie zwiza si na duej ni dwie doby. Ciekawym byo, e to za takimi wanie kobietami uganiay si zwykle watahy mczyzn skonnych wiza si na cakiem dugo. Pachniaa frezj i morel. Geralt skoni si, po czym uda, e bardziej ni figura i dekolt czarodziejki interesuje go posek w fontannie. - Zapraszam - powtrzya Lytta, wskazujc st z malachitowym blatem i dwa wiklinowe fotele. Poczekaa, a usidzie, sama, siadajc, pochwalia si zgrabn ydk i trzewiczkiem z jaszczurczej skry. Wiedmin uda, e ca jego uwag pochaniaj karafki i patera z owocami. - Wina? To Nuragus z Toussaint, moim zdaniem ciekawsze ni przereklamowane Est Est. Jest te Cte-de-Blessure, jeli przedkadasz czerwone. Nalej nam, Mozaik. - Dzikuj. - Przyj od przylizanej dziewczyny puchar, umiechn si do niej. Mozaik. adne imi.

Spostrzeg w jej oczach przeraenie. Lytta Neyd postawia puchar na stoliku. Ze stukniciem, majcym skupi jego uwag. - C to - poruszya gow i rudymi lokami - sprowadza synnego Geralta z Rivii w me skromne progi? Umieram z ciekawoci. - Wpacia za mnie kaucj - powiedzia celowo oschle. - Porczenie, znaczy. Dziki twojej hojnoci wyszedem z kryminau. Do ktrego trafiem te dziki tobie. Prawda? To za twoj spraw spdziem w celi tydzie? - Cztery dni. - Cztery doby. Chciabym, jeli to moliwe, pozna powody, ktre tob kieroway. Obydwa. - Obydwa? - Uniosa brwi i puchar. - Jest tylko jeden. I wci ten sam. - Aha. - Uda, e ca uwag powica Mozaik, krztajcej si po przeciwnej stronie patio. - Z tego samego zatem powodu, dla ktrego na mnie doniosa i wsadzia do ciupy, z ciupy mnie potem wydobya? - Brawo. - Zapytam wic: dlaczego? - By ci udowodni, e mog. Wypi yk wina. W rzeczy samej bardzo dobrego. - Udowodnia - kiwn gow - e moesz. W zasadzie moga mi to po prostu zakomunikowa, choby i spotkawszy na ulicy. Uwierzybym. Wolaa inaczej i dobitniej. Zapytam wic: co dalej? - Sama si zastanawiam - drapienie spojrzaa na niego spod rzs. - Ale zostawmy rzeczy swemu biegowi. Na razie powiedzmy, e dziaam w imieniu i na rzecz kilku moich konfratrw. Czarodziejw, ktrzy maj wobec ciebie pewne plany. Czarodzieje owi, ktrym nieobce s moje talenty dyplomatyczne, uznali mnie za osob waciw do tego, by o ich planach ci poinformowa. To chwilowo wszystko, co mog ci wyjawi. - To bardzo mao. - Masz racj. Ale chwilowo, wstyd przyzna, sama wicej nie wiem, nie spodziewaam si, e zjawisz si tak szybko, e tak szybko odkryjesz, kto wpaci porczenie. Co miao, jak mnie zapewniano, pozosta tajemnic. Gdy bd wiedziaa wicej, wyjawi wicej. Bd cierpliwy. - A sprawa moich mieczy? To element tej gry? Tych tajemnych czarodziejskich planw? Czy te kolejny dowd na to, e moesz?

- Nic nie wiem o sprawie twoich mieczy, cokolwiek by to miao znaczy i czegokolwiek dotyczy. Nie do koca uwierzy. Ale nie dry tematu. - Twoi konfratrzy czarodzieje - powiedzia - przecigaj si ostatnio w okazywaniu mi antypatii i wrogoci. Ze skry wya, by mi dokuczy i uprzykrzy ycie. W kadej zej przygodzie, jaka mnie spotyka, mam prawo szuka odciskw ich umaczanych palcw. Pasmo niefortunnych trafw. Wtrcaj mnie do wizienia, potem wypuszczaj, potem komunikuj, e maj wobec mnie plany. Co twoi konfratrzy wymyl tym razem? Boj si nawet snu domysy. A ty, wielce, przyznam, dyplomatycznie, kaesz mi by cierpliwym. Ale przecie nie mam wyjcia. Musz wszak czeka, a wywoana twym donosem sprawa trafi na wokand. - Ale tymczasem - umiechna si czarodziejka - moesz w peni korzysta z wolnoci i cieszy si z jej dobrodziejstw. Przed sdem odpowiada bdziesz z wolnej stopy. Jeli sprawa w ogle trafi na wokand, co wcale nie jest takie pewne. A nawet jeli, to nie masz, uwierz, powodw do zmartwie. Zaufaj mi. - Z zaufaniem - zrewanowa si umiechem - moe by trudno. Poczynania twoich konfratrw w ostatnich czasach mocno nadweryy moj ufno. Ale postaram si. A teraz sobie ju pjd. By ufa i cierpliwie czeka. Kaniam si. - Nie kaniaj si jeszcze. Jeszcze chwila. Mozaik, wino. Zmienia pozycj na fotelu. Wiedmin nadal uparcie udawa, e nie widzi widocznego w rozciciu sukni kolana i uda. - C - rzeka po chwili - nie ma co owija w bawen. Wiedmini nigdy nie byli dobrze notowani w naszym rodowisku, ale wystarczao nam ignorowanie was. Byo tak do pewnego czasu. - Do czasu - mia dosy kluczenia - gdy zwizaem si z Yennefer. - Ot nie, mylisz si - utkwia w nim oczy barwy jadeitu. - Podwjnie zreszt. Primo, to nie ty zwizae si z Yennefer, lecz ona z tob. Secundo, zwizek ten mao kogo bulwersowa, nie takie ekstrawagancje wrd nas ju notowano. Punktem zwrotnym byo wasze rozstanie. Kiedy to si stao? Rok temu? Ach, jake szybko mija ten czas... Zrobia efektown pauz, liczc na jego reakcj. - Rwny rok temu - podja, gdy jasnym si stao, e reakcji nie bdzie. - Cz rodowiska... niezbyt wielka, ale wpywowa... raczya ci wwczas zauway. Nie dla wszystkich byo jasne, co tam waciwie midzy wami zaszo. Jedni z nas uwaali, e to Yennefer, oprzytomniawszy, zerwaa z tob i wypdzia na zbity pysk. Inni odwaali si suponowa, e to ty, przejrzawszy na oczy, pucie Yennefer w trb i ucieke, gdzie pieprz

ronie. W efekcie, jak wspomniaam, stae si obiektem zainteresowania. Oraz, jak susznie odgade, antypatii. Ba, byli tacy, ktrzy chcieli ci jako ukara. Szczciem dla ciebie wikszo uznaa, e szkoda zachodu. - A ty? Do ktrej czci rodowiska naleaa? - Do tej - Lytta skrzywia koralowe wargi - ktr twoja miosna afera, przedstaw sobie, wycznie bawia. Czasem mieszya. Czasem dostarczaa icie hazardowej rozrywki. Osobicie zawdziczam ci znaczny przypyw gotwki, wiedminie. Zakadano si, jak dugo wytrzymasz z Yennefer, stawki byy wysokie. Ja obstawiam, jak si okazao, najtrafniej. I zgarnam pul. - W takim razie lepiej bdzie, jeli sobie pjd. Nie powinienem ci odwiedza, nie powinnimy by razem widywani. Gotowi pomyle, e ukartowalimy ten zakad. - Obchodzi ci, co gotowi pomyle? - Mao. A twoja wygrana mnie cieszy. Mylaem zrefundowa ci piset koron wyoone w charakterze porczenia. Ale skoro zgarna pul obstawiajc mnie, to ju nie czuj si w obowizku. Niech to si wyrwna. - Wzmianka o zwrocie porczenia - w zielonych oczach Lytty Neyd pojawi si zy bysk - nie zdradza, mam nadziej, zamiaru, by wymkn si i zwia? Bez czekania na spraw sdow? Nie, nie, takiego zamiaru nie masz, nie moesz mie. Dobrze wszak wiesz, e taki zamiar posaby ci z powrotem do puda. Wiesz o tym, prawda? - Nie musisz mi udowadnia, e moesz. - Wolaabym nie musie, mwi to z rk na sercu. Pooya rk na dekolcie, w oczywistym zamiarze przycignicia tam jego wzroku. Uda, e nie zauway, znowu pobieg wzrokiem w stron Mozaik. Lytta odchrzkna. - Wzgldem za wyrwnania, czyli podziau wygranej w zakadzie - powiedziaa - to faktycznie masz racj. Naley ci si. Nie odwa si proponowa ci pienidzy... Ale co powiesz na nieograniczony kredyt w Natura Rerum? Na czas twego tutaj pobytu? Za moj przyczyn twoja poprzednia wizyta w austerii skoczya si, nim si zacza, wic teraz... - Nie, dzikuj. Doceniam chci i intencje. Ale dzikuj, nie. - Jeste pewien? C, niewtpliwie jeste. Niepotrzebnie wspomniaam... o posaniu ci do puda. Sprowokowae mnie. I omamie. Twoje oczy, te dziwne zmutowane oczy, tak przecie z pozoru szczere, nieustannie bdz... I mami. Ty nie jeste szczery, o nie. Wiem, wiem, w ustach czarodziejki to komplement. To chciae wanie powiedzie, prawda? - Brawo. - A sta by ci byo na szczero? Gdybym takiej zadaa?

- Gdyby o tak poprosia. - Ach. Niech i tak bdzie. Prosz zatem. Co sprawio, e wanie Yennefer? e ona, nikt inny? Umiaby to okreli? Nazwa? - Jeli to znowu przedmiot zakadu... - To nie przedmiot zakadu. Dlaczego wanie Yennefer z Vengerbergu? Mozaik zjawia si jak cie. Z now karafk. I ciasteczkami. Geralt spojrza jej w oczy. Natychmiast odwrcia gow. - Dlaczego Yennefer? - powtrzy, wpatrzony w Mozaik. - Dlaczego wanie ona? Odpowiem szczerze: sam nie wiem. S takie kobiety... Wystarczy jednego spojrzenia... Mozaik otworzya usta, delikatnie poruszya gow. Przeczco i z przeraeniem. Wiedziaa. I bagaa, by przesta. Ale ju za daleko zaszed w grze. - S kobiety - nadal wdrowa wzrokiem po figurze dziewczyny - ktre przycigaj. Jak magnes. Od ktrych oczu nie mona oderwa... - Zostaw nas, Mozaik - w gosie Lytty da si sysze zgrzyt lodowej kry, trcej o elazo. - A tobie, Geralcie z Rivii, dzikuj. Za wizyt. Za cierpliwo. I za szczero.

Miecz wiedmiski (fig. 40) tym si odznacza, e jakby kompleksj jest innych mieczw, pit esencj tego, co w innej broni najlepsze. Przednia stal i kucia sposb, krasnoludzkim hutom i kuniom waciwe, przydaj klindze lekko, ale i sprysto nadzwyczajn. Ostrzony jest wiedmiski miecz rwnie krasnoludzkim sposobem, sposobem, dodajmy, tajemnym, a ktry tajemnym na wieki pozostanie, bo grskie kary o swe sekrety zazdrosne s wielce. Mieczem za przez krasnoludy wyostrzonym rzucon w powietrze chust jedwabn na poowy rozci mona. Takiej samej sztuki, wiemy to z relacyj naocznych wiadkw, swymi mieczami wiedmini dokazywa potrafili. Pandolfo Forteguerra, Traktat o broni biaej

Rozdzia szsty

Krtka poranna burza i deszcz odwieyy powietrze na krtko, potem niesiony bryz od Palmyry smrd odpadkw, przypalonego tuszczu i psujcych si ryb znowu sta si dokuczliwy. Geralt przenocowa w gospodzie Jaskra. Zajmowany przez barda pokoik by przytulny. W sensie dosownym - eby dosta si do ka, trzeba byo mocno przytuli si do ciany. Szczciem ko miecio dwch i dao si na nim spa, cho potpieczo trzeszczao, a siennik ubity by na ptwardo przez przyjezdnych kupcw, znanych amatorw seksu intensywnie pozamaeskiego. Geraltowi, nie wiedzie czemu, w nocy przynia si Lytta Neyd. niada udali si na pobliski targ, do smatruza, gdzie, jak zdy wybada bard, podawano rewelacyjne sardynki. Jaskier stawia. Geraltowi to nie wadzio. W kocu wcale czsto bywao odwrotnie - to Jaskier, bdc spukany, korzysta z jego szczodroci. Zasiedli wic za z grubsza oheblowanym stoem i wzili si za usmaone na chrupko sardynki, ktre przyniesiono im na drewnianym talerzu, wielkim niczym koo od taczki. Jaskier, jak zauway wiedmin, co jaki czas rozglda si lkliwie. I zamiera, gdy zdao mu si, e jaki przechodzie nazbyt natarczywie si im przypatruje. - Powiniene, myl - mrukn wreszcie - jednak zaopatrzy si w jak bro. I nosi j na widoku. Warto by wycign nauk z wczorajszego zajcia, nie sdzisz? O, spjrz,

widzisz tam wystawione tarcze i kolczugi? To warsztat patnerski. Miecze te ani chybi tam maj. - W tym miecie - Geralt ogryz grzbiet sardynki i wyplu petw - bro jest zakazana, przybyszom bro si odbiera. Wyglda na to, e tylko bandyci mog tu chadza uzbrojeni. - Mog i chadzaj - Bard ruchem gowy wskaza przechodzcego obok draba z wielkim berdyszem na ramieniu. - Ale w Kerack zakazy wydaje, przestrzega ich poszanowania i karze za ich amanie Ferrant de Lettenhove, bdcy, jak wiesz, moim stryjecznym bratem. A poniewa kumoterstwo jest witym prawem natury, na tutejsze zakazy my obaj moemy sobie bimba. Jestemy, stwierdzam niniejszym, uprawnieni do posiadania i noszenia broni. Skoczymy niada i pjdziemy kupi ci miecz. Pani gospodyni! Znakomite te rybki! Prosz usmay jeszcze dziesi! - Jem te sardynki - Geralt wyrzuci ogryziony krgosup - i konstatuj, e utrata mieczy to nic, tylko kara za akomstwo i snobizm. Za to, e zachciao mi si luksusu. Trafia si robota w okolicy, umyliem wic wpa do Kerack i poucztowa w Natura Rerum, obery, o ktrej w caym wiecie gono. A byo gdziekolwiek zje flakw, kapusty z grochem albo rybnej polewki... - Tak nawiasem - Jaskier obliza palce - to Natura Rerum, cho kuchni synca zasuenie, jest tylko jedn z wielu. S lokale, gdzie je daj nie gorzej, a bywa, e lepiej. Choby Szafran i Pieprz w Gors Velen albo Hen Cerbin w Novigradzie, z wasnym browarem. Wzgldnie Sonatina w Cidaris, niedaleko std, najlepsze owoce morza na caym wybrzeu. Rivoli w Mariborze i tamtejszy guszec po brokilosku, tgo szpikowany sonin mniam. Paprzyca w Aldersbergu i ich synny comber z zajca ze smardzami la krl Videmont. Hofmeier w Hirundum, ech, wpa tam jesieni po Saovine, na pieczon g w sosie gruszkowym... Albo Dwa Piskorze, kilka mil za Ard Carraigh, zwyczajna karczma na rozstaju, a podaj najlepsze wieprzowe golonki, jakie w yciu jadem... Ha! Popatrz, kto do nas zawita. O wilku mowa! Witaj, Ferrant... Znaczy, hmm... panie instygatorze... Ferrant de Lettenhove zbliy si sam, gestem rozkazujc pachokom, by zostali na ulicy. - Julianie. Panie z Rivii. Przybywam z wiadomociami. - Nie ukrywam - odrzek Geralt - e si ju niecierpliwiem. Co zeznali przestpcy? Ci, ktrzy na mnie wczoraj napadli, korzystajc, e byem bezbronny? Mwili o tym cakiem gono i otwarcie. To dowd, e w kradziey moich mieczy maczali palce. - Dowodw na to, niestety, brak - instygator wzruszy ramionami. - Trzej uwizieni to zwyke mty, do tego mao rozgarnite. Napaci dokonali, fakt, omieleni tym, e bye bez

broni. Plotka o kradziey rozesza si niewiarygodnie szybko, zasuga, jak si zdaje, pa z kordegardy. I zaraz znaleli si chtni... Co zreszt mao dziwi. Nie naleysz do osb szczeglnie lubianych... I nie zabiegasz o sympati i popularno. W areszcie dopucie si pobicia wspwiniw... - Jasne - kiwn gow wiedmin. - To wszystko moja wina. Ci wczorajsi te doznali obrae. Nie skaryli si? Nie wystpili o odszkodowanie? Jaskier zamia si, ale zaraz zamilk. - wiadkowie wczorajszego zajcia - rzek cierpko Ferrant de Lettenhove - zeznali, e tych trzech bito bednarsk klepk. I e bito niezwykle okrutnie. Tak okrutnie, e jeden z nich... zanieczyci si. - To pewnie ze wzruszenia. - Bito ich - instygator nie zmieni wyrazy twarzy - nawet wwczas, gdy ju byli obezwadnieni i nie stanowili zagroenia. A to oznacza przekroczenie granic obrony koniecznej. - A ja si nie boj. Mam dobr adwokat. - Moe sardynk? - przerwa cikie milczenie Jaskier. - Informuj - przemwi wreszcie instygator - e ledztwo jest w toku. Wczorajsi aresztowani w kradzie mieczy zamieszani nie s. Przesuchano kilka osb, ktre mogy mie udzia w przestpstwie, ale dowodw nie znaleziono. adnych tropw nie byli w stanie wskaza informatorzy. Wiadomo jednak... i to jest gwna rzecz, z ktr przybywam... e w miejscowym pwiatku plotka o mieczach wywoaa poruszenie. Pojawili si podobno i przyjezdni, dni zmierzy si z wiedminem, zwaszcza nieuzbrojonym. Zalecam wic czujno. Nie mog wykluczy kolejnych incydentw. Nie jestem te pewien, Julianie, czy w tej sytuacji towarzystwo pana z Rivii... - W towarzystwie Geralta - przerwa bojowo trubadur - bywaem w duo bardziej niebezpiecznych miejscach, w opaach, ktrym tutejsza ulia do pit nie dorasta. Zapewnij nam, kuzynie, jeli uznasz to za celowe, zbrojn eskort. Niechaj dziaa odstraszajco. Bo gdy obaj z Geraltem spucimy lanie kolejnym szumowinom, bd potem biadoli o przekroczeniu granic obrony koniecznej. - Jeli to istotnie szumowiny - powiedzia Geralt. - A nie patni siepacze, przez kogo wynajci. Czy ledztwo prowadzi si take i pod takim ktem? - Pod uwag brane s wszystkie ewentualnoci - uci Ferrant de Lettenhove. ledztwo bdzie kontynuowane. Eskort przydziel. - Cieszymy si.

- egnam. ycz powodzenia. Nad dachami miasta dary si mewy.

Odwiedzin u patnerza, jak si okazao, mona byo rwnie dobrze zaniecha. Geraltowi wystarczy rzut oka na oferowane miecze. Gdy za dowiedzia si ich cen, wzruszy ramionami i bez sowa opuci sklep. - Mylaem - Jaskier doczy na ulicy - e si rozumiemy. Miae kupi cokolwiek, byle nie wyglda na bezbronnego! - Nie bd trwoni pienidzy na cokolwiek. Nawet jeli to twoje pienidze. To by cham, Jaskier. Prymitywne miecze masowej produkcji. I paradne mieczyki dworskie, nadajce si na bal maskowy, gdyby zapragn przebra si za szermierza. Wycenione za tak, e tylko miech pusty porywa. - Znajdmy inny sklep! Albo warsztat! - Wszdzie bdzie to samo. Jest zbyt na bro byle jak i tani, ktra ma posuy w jednej porzdnej bitce. I nie posuy tym, co zwyci, bo zebrana z pola boju nie nadaje si ju do uycia. I jest zbyt na poyskujce ozdbki, z ktrymi paraduj eleganci. A ktrymi nawet kiebasy nie da si ukroi. Chyba e pasztetowej. - Jak zwykle przesadzasz! - W twoich ustach to komplement. - Niezamierzony! Skd zatem, powiedz mi, wzi dobry miecz? Nie gorszy od tych, ktre ukradziono? Albo lepszy? - S a jake, mistrzowie mieczniczego fachu. Moe i trafiaby si u nich jaka porzdna gownia na skadzie. Ale ja musz mie miecz dopasowany do rki. Kuty i wykonany na zamwienie. To trwa kilka miesicy, a bywa, e rok. Nie mam tyle czasu. - Jaki miecz jednak sprawi sobie musisz - zauway trzewo bard. - I to raczej pilnie, wedug mnie. Co wic pozostaje? Moe... Zniy gos, rozejrza si - Moe... Moe Kaer Morhen? Tam z pewnoci... - Z ca pewnoci - przerwa Geralt, zaciskajc szczki. - A jake. Tam jest wci do kling, peny wybr, wliczajc srebrne. Ale to daleko, a prawie nie ma dnia bez burzy i ulewy. Rzeki wezbray, drogi rozmiky. Podr zajaby mi z miesic. Poza tym... Kopn ze zoci porzucon przez kogo dziuraw ubiank.

- Daem si okra, Jaskier, okpi i okra jak ostatni frajer. Vesemir wydrwiby mnie niemiosiernie, druhowie, gdyby akurat w Warowni byli, te mieliby uywanie, nabijaliby si ze mnie przez lata cae. Nie. To nie wchodzi, cholera jasna, w rachub. Musz sobie poradzi inaczej. I sam. Usyszeli flet i bbenek. Wyszli na placyk, na ktrym odbywa si targ warzywny, a grupa wagantw dawaa przedstawienie. Repertuar mieli przedpoudniowy, to znaczy prymitywnie gupi i w ogle nie mieszny. Jaskier wkroczy midzy stragany, tam z godnym podziwu, a niespodzianym u poety znawstwem natychmiast zaj si ocen i degustacj pysznicych si na ladach ogrkw, burakw i jabek, za kadym razem wszczynajc dyskusje i flirty z handlarkami. - Kiszona kapusta! - oznajmi, nabierajc rzeczonej z beczki za pomoc drewnianych szczypiec. - Sprbuj, Geralt. wietna, prawda? Rzecz to smaczna i zbawienna, taka kapusta. Zim gdy brak witamin, chroni przed szkorbutem. Jest nadto doskonaym rodkiem antydepresyjnym. - Jak niby? - Zjadasz garniec kiszonej kapusty, popijasz garncem zsiadego mleka... i wnet depresja staje si najmniejszym z twoich zmartwie. Zapominasz o depresji. Czasem na dugo. Komu si tak przypatrujesz? Co to za dziewczyna? - Znajoma. Zaczekaj tu. Zamieni z ni sowo i wrc. Dostrzeon dziewczyn bya Mozaik, ktr pozna u Lytty Neyd. Niemiaa, gadko przylizana uczennica czarownicy. W skromnej, acz eleganckiej sukni koloru palisandru. I koturnach na korkach, w ktrych poruszaa si wcale wdzicznie, zwaywszy na zalegajce nierwny bruk liskie warzywne odpadki. Podszed, zaskakujc j przy pomidorach, ktre wkadaa do koszyka, zawieszonego pakiem na zgiciu okcia. - Witaj. Lekko zblada na jego widok, mimo i tak bladej cery. A gdyby nie stragan, cofnaby si o krok lub dwa. Wykonaa ruch, jakby chciaa skry koszyk za plecami. Nie, nie koszyk. Rk. Ukrywaa przedrami i do, szczelnie zawinite jedwabn chust. Nie przegapi sygnau, a niewytumaczalny impuls kaza mu dziaa. Chwyci rk dziewczyny. - Zostaw - szepna, usiujc si wyrwa. - Poka. Nalegam. - Nie tutaj...

Pozwolia odprowadzi si dalej od targowiska, w miejsce, gdzie mogli by cho troch sami. Odwin chust. I nie zdoa si powstrzyma. Zakl. Snicie i szpetnie. Lewa do dziewczyny bya odwrcona. Przekrcona w nadgarstku. Kciuk stercza w lewo, wierzch doni skierowany by w d. A strona wewntrzna ku grze. Linia ycia duga i regularna, oceni odruchowo. Linia serca wyrana, ale pokropkowana i przerywana. - Kto ci to zrobi? Ona? - Ty. - Co? - Ty! - Wyszarpna do. - Wykorzystae mnie, eby z niej zadrwi. Ona czego takiego pazem nie puszcza. - Nie mogem... - Przewidzie? - spojrzaa mu w oczy. le j oceni, nie bya ani niemiaa ani zalkniona. - Moge i powiniene. Ale wolae poigra z ogniem. Warto chocia byo? Miae satysfakcj, poprawie samopoczucie? Byo si czym chwali w karczmie kolegom? Nie odpowiedzia. Nie znajdowa sw. A Mozaik, ku jego zaskoczeniu, nagle umiechna si. - Nie mam ci za ze - powiedziaa swobodnie. - Mnie sam rozbawia twoja gra, gdybym si tak nie baa, tobym si miaa. Oddaj koszyk, spiesz si. Mam jeszcze zakupy do zrobienia. I jestem umwiona u alchemika... - Zaczekaj. Tego nie mona tak zostawi. - Prosz - gos Mozaik zmieni si lekko. - Nie wdawaj si. Tylko pogorszysz... - A mnie - dodaa po chwili - i tak si upieko. Potraktowaa mnie agodnie. - agodnie? - Moga mi przekrci obie donie. Moga przekrci stop, pit do przodu. Moga stopy zamieni, lew na praw i vice versa, widziaam, jak to komu zrobia. - Czy to...? - Bolao? Krtko. Bo niemal natychmiast straciam przytomno. Co tak patrzysz? Tak byo. Mam nadziej na to samo, gdy mi bdzie do odkrca. Za kilka dni, gdy nacieszy si zemst. - Id do niej. Zaraz. - Zy pomys. Nie moesz... Przerwa jej szybkim gestem. Usysza, jak ciba szumi, zobaczy, jak si rozstpuje. Waganci przestali gra. Dostrzeg Jaskra, dajcego mu z daleka gwatowne i rozpaczliwe znaki.

- Ty! Wiedmiska zarazo! Wyzywam ci na pojedynek! Bdziemy walczy! - Szlag mnie trafi. Odsu si, Mozaik. Z tumu wystpi niski i krpy typ w skrzanej masce i kirysie z cuir bouilli, utwardzonej byczej skry. Typ potrzsn dzieronym w prawicy trjzbem, raptownym ruchem lewej rki rozwin w powietrzu ryback sie, zamacha ni i strzepn. - Jestem Tonton Zroga, zwany Retiariusem! Wyzywam ci na bj, wied... Geralt unis rk i uderzy go Znakiem Aard, wkadajc we tyle energii, ile tylko mg. Tum wrzasn. Tonton Zroga, zwany Retiariusem, wylecia w powietrze i fikajc nogami, opltany we wasn sie, zmit sob stragan z obwarzankami, ciko gruchn o ziemi i z gonym brzkiem wyrn gow w eliwny posek kucajcego gnoma, nie wiedzie czemu ustawiony przed sklepem oferujcym dodatki krawieckie. Waganci nagrodzili lot gromkimi brawami. Retiarius lea, ywy, cho sabe raczej znaki ycia dajcy. Geralt, nie spieszc si, podszed i z rozmachem kopn go w okolice wtroby. Kto chwyci go za rkaw. Mozaik. - Nie. Prosz. Prosz, nie. Tak nie wolno. Geralt dokopaby sieciarzowi jeszcze, bo dobrze wiedzia, czego nie wolno, co wolno, a co trzeba. I posuchu w takich sprawach nie zwyk dawa nikomu. Zwaszcza ludziom, ktrych nigdy nie skopano. - Prosz - powtrzya Mozaik. - Nie odgrywaj si na nim. Za mnie. Za ni. I za to, e sam si zagubie. Usucha. Wzi j za ramiona. I spojrza w oczy. - Id do twojej mistrzyni - oznajmi cierpko. - Niedobrze - pokrcia gow. - Bd skutki. - Dla ciebie? - Nie. Nie dla mnie.

Wild nights! Wild nights! Were I with thee, Wild nights should be Our luxury! Emily Dickinson

So daily I renew my idle duty I touch her here and there - I know my place I kiss her open mouth and I praise her beauty And people call me traitor to my face. Leonard Cohen

Rozdzia sidmy

Biodro czarodziejki zdobi kunsztowny i bajecznie kolorowy w detalach tatua, przedstawiajcy pasiasto ubarwion ryb. Nil admirari, pomyla wiedmin. Nil admirari.

- Nie wierz oczom - powiedziaa Lytta Neyd. Za to, co si stao, za to, e wyszo tak, jak wyszo, win ponosi on sam, nikt inny. W drodze do willi czarodziejki mija ogrd, nie opar si pokusie, by zerwa jedn z rosncych na klombie frezji. Pamita zapach, dominujcy w jej perfumach. - Nie wierz oczom - powtrzya Lytta, stajc w drzwiach. Powitaa go wasn osob zwalistego odwiernego nie byo. Moe mia wychodne. - Przyszede, zgaduj, by zwymyla mnie za do Mozaik. I przyniose mi kwiat. Bia frezj. Wejd, nim dojdzie do sensacji, a miasto rozhuczy si od plotek. Mczyzna na moim progu z kwiatem! Najstarsi ludzie nie pamitaj czego takiego.

Nosia lun czarn sukni, kombinacj jedwabiu i szyfonu, cieniutek falujc przy kadym ruchu powietrza. Wiedmin sta, zapatrzony, wci z frezj w wycignitej doni, pragnc si umiechn i za nic w wiecie nie mogc. Nil admirari, powtrzy w mylach maksym, ktr zapamita z Oxenfurtu, z uniwersytetu, z kartusza nad wejciem do katedry filozofii. Maksym powtarza w mylach przez ca drog do willi Lytty. - Nie krzycz na mnie - wyja frezj z jego palcw. - Naprawi dziewczynie rk, gdy tylko si zjawi. Bezbolenie. Moe j nawet przeprosz. Ciebie przepraszam. Tylko na mnie nie krzycz. Pokrci gow ponownie sprbowa si umiechn. Nie wyszo. - Ciekawam - zbliya frezj do twarzy i wpia w niego swe jadeitowe oczy - czy znasz symbolik kwiatw? I ich sekretn mow? Wiesz, co mwi ta frezja, i cakiem wiadomie przekazujesz mi jej przesanie? Czy te kwiat jest czysto przypadkowy, a przesanie... podwiadome? Nil admirari. - Ale to przecie bez znaczenia - podesza do niego, bardzo blisko. - Albo bowiem czytelnie, wiadomie i wyrachowanie sygnalizujesz mi, czego pragniesz... Albo kryjesz si z pragnieniem, ktre twoja podwiadomo zdradza. W obu wypadkach winnam ci podzikowanie. Za kwiat. I za to, co on mwi. Dzikuj ci. I zrewanuj si. Te ci co sprezentuj. O, t tasiemeczk. Pocignij za ni. miao. Co ja robi najlepszego, pomyla, pocigajc. Pleciona tasiemeczka gadko wysnua si z obdzierganych oczek. Do samego koca. A wwczas jedwabno-szyfonowa suknia spyna z Lytty niczym woda, miciutko ukadajc si wok kostek. Przymkn na moment oczy, jej nago porazia go jak nagy rozbysk wiata. Co ja robi, pomyla, obejmujc jej szyj. Co ja robi, pomyla, czujc smak koralowej pomadki na ustach. To, co robi, kompletnie pozbawione jest sensu, myla, delikatnie kierujc j ku komdce przy patio i sadzajc na malachitowym blacie. Pachniaa frezj i morel. I czym jeszcze. Moe mandarynk. Moe wetiweri. Chwilk to trwao, a pod koniec komdka do silnie si chybotaa. Koral, cho obejmowaa go mocno, ani na moment nie wypucia frezji z palcw. Zapach kwiatu nie tumi jej zapachu. - Twj entuzjazm pochlebia mi - oderwaa usta od jego ust i dopiero teraz otwara oczy. - I mocno komplementuje. Ale mam ko, wiesz?

Fakt, miaa ko. Ogromne. Przestronne niczym pokad fregaty. Prowadzia go tam, a on szed za ni, nie mogc si napatrze. Nie ogldaa si. Nie wtpia, e idzie za ni. e pjdzie bez wahania tam, dokd go poprowadzi. Nie odrywajc wzroku. ko byo ogromne i miao baldachim, pociel bya z jedwabiu, a przecierado z satyny. Wykorzystali ko, bez cienia przesady, w caoci, w kadym calu. W kadej pidzi pocieli. I kadej fadce przecierada.

- Lytto... - Moesz mwi do mnie Koral. Ale na razie nic nie mw. Nil admirari. Zapach frezji i moreli. Rude wosy rozsypane na poduszce.

- Lytto... - Moesz mnie nazywa Koral. I moesz mi to zrobi jeszcze raz.

Biodro Lytty zdobi kunsztowny i bajecznie kolorowy w detalach tatua, przedstawiajcy pasiasto ubarwion ryb, dziki ogromnym petwom trjktn w ksztacie. Ryby takie, zwane skalarami, bogacze i snobujcy si nuworysze zwykli trzyma w akwariach i basenach. Ryby te zawsze wic kojarzyy si Geraltowi - i nie tylko jemu - ze snobizmem i pretensjonalnym zadciem. Zdziwio go zatem, e Koral wybraa wanie taki, a nie inny tatua. Zdziwienie trwao moment, wyjanienie przyszo szybko. Lytta Neyd bya z pozoru i wygldu i owszem, cakiem moda. Ale tatua pochodzi z lat jej prawdziwej modoci. Z czasw, gdy przywoone zza mrz ryby skalary byy prawdziwie rarytetn atrakcj bogaczy byo niewielu, dorobkiewicze dopiero si dorabiali i mao kogo sta byo na akwaria. Jej tatua jest wic jak metryka, pomyla Geralt, pieszczc skalara opuszkami palcw, dziw, e Lytta wci go nosi, miast magicznie usun. C, pomyla, przenoszc

pieszczot w odleglejsze od ryby rejony, mi jest rzecz wspomnienie lat modzieczych. Nie jest atwo wyzby si takiego memento. Nawet gdy ju przebrzmiae i patetycznie banalne. Unis si na okciu i przyjrza dokadnie, wypatrujc na jej ciele innych, rwnie nostalgicznych pamitek. Nie znalaz. Nie liczy, e znajdzie, chcia po prostu popatrze. Koral westchna. Znudzona, wida, abstrakcyjnymi, a mao rzeczowymi peregrynacjami jego doni, chwycia j i zdecydowanie skierowaa w miejsce konkretne i jedynie suszne we wasnym wida mniemaniu. I bardzo dobrze, pomyla Geralt, przycigajc czarodziejk ku sobie i zanurzajc twarz w jej wosy. Pasiasta ryba, te mi co. Jakby nie byo istotniejszych rzeczy, ktrym warto powici uwag. O ktrych warto by myle.

Moe i modele aglowcw, pomylaa chaotycznie Koral, z trudem opanowujc rwcy si oddech. Moe i militarne figurki, moe owienie ryb na sztuczn muszk. Ale to, co si liczy... Co naprawd si liczy... To sposb, w jaki mnie obejmuje. Geralt obj j. Tak, jakby bya dla wiatem caym.

Pierwszej nocy snu zaznali niewiele. A nawet gdy Lytta usna, wiedmin mia z zaniciem kopoty. Ramieniem opasaa go w talii tak mocno, e z trudem oddycha, nog zarzucia w poprzek jego ud. Drugiej nocy bya mniej zaborcza. Nie trzymaa i nie obejmowaa go tak silnie, jak poprzednio. Nie baa si ju wida, e nad ranem ucieknie.

- Zamylie si. Min masz msk i pospn. Powd? - Zastanawia mnie... Hmm... Naturalizm naszego zwizku. - Co takiego? - Mwiem. Naturalizm. - Uye, zdaje si, sowa zwizek? Zaiste, zadziwia znaczeniowa pojemno tego pojcia. Nadto naszed ci, jak sysz, smutek postkoitalny. Stan faktycznie naturalny, dotyka

wszystkich wyszych istot. Mnie, wiedminie, te si wanie dziwna ezka w oku krci... Rozchmurz si, rozchmurz. artowaam. - Przywabia mnie... Jak samca. - Co takiego? - Przywabia mnie. Jak owada. Frezjowo-morelowo-magicznymi feromonami. - Ty powanie? - Nie zo si. Prosz, Koral. - Nie zoszcz si. Przeciwnie. Po namyle musz przyzna ci racj. Tak, to naturalizm w czystej postaci. Tyle e jest cakiem odwrotnie. To ty mnie omamie i uwiode. Od pierwszego wejrzenia. Naturalistycznie i animalistycznie odtaczye przede mn samczy taniec godowy. Podskakiwae, tupae, stroszye ogon... - Nieprawda. - ...stroszye ogon i trzepae skrzydami jak cietrzew. Piae i gdakae... - Nie gdakaem. - Gdakae. - Nie. - Tak. Obejmij mnie. - Koral? - Co? - Lytta Neyd... To te nie jest twoje prawdziwe miano, prawda? - Moje prawdziwe byo kopotliwe w uyciu. - Jak niby? - A powiedz szybko: Astrid Lyttneyd Asgeirrfinnbjornsdottir. - Rozumiem. - Wtpi.

- Koral? - Aha? - A Mozaik? Skd jej przydomek? - Wiesz, wiedminie, czego nie lubi? Pyta o inne kobiety. A ju zwaszcza gdy pytajcy ley ze mn w ku. I wypytuje, miast skupia si na tym, na czym wanie trzyma do. Nie odwayby si na co takiego, bdc w ku z Yennefer.

- A ja nie lubi wymieniania pewnych imion. Zwaszcza w chwili, gdy... - Mam przesta? - Tego nie powiedziaem. Koral pocaowaa go w rami. - Gdy trafia do szkoy, miaa na imi Aik, rodowego miana nie pamitam. Nie do, e imi dziwaczne, to jeszcze cierpiaa na zanik pigmentu skry. Policzek miaa upstrzony jasnymi atkami, faktycznie wygldao to jak mozaika. Wyleczono j rzecz jasna, ju po pierwszym semestrze, czarodziejka nie moe mie adnych skaz. Ale zoliwe z pocztku przezwisko przylgno. I szybko przestao by zoliwe. Ona sama je polubia. Ale do o niej. Mw do mnie i o mnie. No, ju. - Co, ju? - Mw o mnie. Jaka jestem. Pikna, prawda? No, powiedz! - Pikna. Ruda. I piegowata. - Nie jestem piegowata. Usunam piegi za pomoc magii. - Nie wszystkie. O niektrych zapomniaa. A ja je wypatrzyem. - Gdzie je... Ach. No tak. Prawda. Jestem wic piegowata. I jaka jeszcze jestem? - Sodka. - Sucham? - Sodka. Jak wafelek z miodem. - Nie dworujesz sobie ze mnie aby? - Spjrz na mnie. W moje oczy. Czy widzisz w nich choby cie nieszczeroci? - Nie. I to mnie najbardziej niepokoi.

- Usid na brzegu ka. - Bo? - Chc si zrewanowa. - Sucham? - Za piegi, ktre wypatrzye tam, gdzie je wypatrzye. Za dooenie stara i dokadn... eksploracj. Chc si zrewanowa i odwdziczy. Mog? - Ale jak najbardziej.

Willa czarodziejki, jak wszystkie bez maa w tej czci miasta, dysponowaa tarasem, z ktrego roztacza si widok na morze. Lytta lubia siadywa tam i godzinami obserwowa statki na redzie, do czego suya jej pokanych rozmiarw luneta na statywie. Geralt raczej nie podziela jej fascynacji morzem i tym, co po nim pywao, ale lubi towarzyszy jej na tarasie. Siada blisko, tu na ni, z twarz tu przy jej rudych lokach, cieszc si zapachem frezji i moreli. - Tamten galeon, ktry rzuca kotwic, spjrz - wskazywaa Koral. - Na fladze bkitny krzy, to Chluba Cintry, zapewne w rejsie do Koviru. A tamta koga to Alke, z Cidaris, bierze pewnie adunek skr. A tam, o, Tetyda, holk transportowy, tutejszy, dwiecie asztw adownoci, kabotaowy, kursuje midzy Kerack a Nastrogiem. Tam, zobacz, na red wpywa wanie novigradzki szkuner Pandora Parvi, pikny, pikny statek. Spjrz w okular. Zobaczysz... - Widz bez lunety. Jestem mutantem. - Ach, prawda. Zapomniaam. O, tam, to galera Fuchsia, trzydzieci dwa wiosa, moe wzi do adowni czterysta asztw. A tamten zgrabny trjmasztowy galeon to Vertigo, przypyn z Lan Exeter. A tam, dalej, z amarantow flag to redaski galeon Albatros, trzy maszty, sto dwadziecia stp midzy stewami... O, tam, zobacz, zobacz, agle stawia i wychodzi w morze kliper pocztowy Echo, znam kapitana, stouje si u Ravengi, gdy tu cumuje. Tam znowu, spjrz, pod penymi aglami, galeon z Poviss... Wiedmin odgarn wosy z plecw Lytty. Powoli, jedn po drugiej, rozpi haftki, zsun sukni z ramion czarodziejki. Po czym cakowicie powici donie i uwag parze galeonw pod penymi aglami. Galeonw, podobnych ktrym prno by szuka po wszystkich morskich szlakach, redach, portach i rejestrach admiralicji. Lytta nie protestowaa. I nie odrywaa oka od okularu lunety. - Zachowujesz si - powiedziaa w pewnej chwili - jak pitnastolatek. Jakby po raz pierwszy je widzia. - Dla mnie zawsze jest po raz pierwszy - wyzna z ociganiem. - A pitnastolatkiem tak naprawd nie byem nigdy.

- Pochodz ze Skellige - powiedziaa mu pniej, ju w ku. - Morze mam we krwi. I kocham je.

- Marz niekiedy - podja, gdy milcza - by wypyn. Sama jedna. Postawi agiel i wyj w morze... Daleko, daleko, a po horyzont. Wokoo tylko wody i niebo. Obryzguje mnie sona piana fal, wicher szarpie wosy prawdziwie msk pieszczot. A ja jestem sama, zupenie sama, nieskoczenie samotna wrd obcego i wrogiego mi ywiou. Samotno wrd morza obcoci. Nie marzysz o niej? Nie, nie marz, pomyla. Mam j na co dzie.

Przyszed dzie letniego przesilenia, a po nim magiczna noc, najkrtsza w roku, podczas ktrej kwit po lasach kwiat paproci, a natarte nasirzaem nagie dziewczta taczyy na mokrych od rosy polanach. Noc krtka jak mgnienie oka. Noc szalona i jasna od byskawic.

Rankiem po solstycjum obudzi si sam. W kuchni czekao niadanie. I nie tylko. - Dzie dobry, Mozaik. Pikna pogoda, nieprawda? Gdzie jest Lytta? - Masz dzi wolne - odrzeka, nie patrzc na niego. - Moja niezrwnana mistrzyni bdzie zapracowana. Do pna. Przez czas, ktry powicia... przyjemnociom, nazbierao si pacjentek. - Pacjentek. - Leczy bezpodno. I inne choroby kobiece. Nie wiedziae? No, to ju wiesz. Miego dnia. - Nie wychod jeszcze. Chciabym... - Nie wiem, co chciaby - przerwaa. - Ale to raczej zy pomys. Lepiej, by si do mnie nie odzywa. Udawa, e mnie w ogle nie ma. - Koral nie skrzywdzi ci ju, zarczam. Zreszt nie ma jej tu, nie widzi nas. - Ona widzi wszystko, co chce zobaczy, wystarczy jej do tego kilka zakl i artefakt. I nie ud si, e masz na ni jakikolwiek wpyw. Do tego trzeba czego wicej ni... -Ruchem gowy wskazaa sypialni. - Prosz ci, nie wymieniaj przy niej mojego imienia. Nawet mimochodem. Bo przypomni mi to. Choby i za rok, ale przypomni. - Skoro tak ci traktuje... Nie moesz po prostu odej?

- Dokd? - achna si. - Do manufaktury tkackiej? Do terminu u krawca? Czy od razu do lupanaru? Ja nie mam nikogo. Jestem nikim. I bd nikim. Tylko ona moe to zmieni. Znios wszystko... Ale nie dokadaj, jeli moesz. - Na miecie - spojrzaa na niego po chwili - spotkaam twego kolek. Tego poet, Jaskra. Pyta o ciebie. Niepokoi si. - Uspokoia go? Wyjania, e jestem bezpieczny? e nic mi nie zagraa? - Dlaczego miaabym kama? - Sucham? - Nie jeste tu bezpieczny. Jeste tu, z ni, z alu po tamtej. Nawet gdy jeste z ni blisko, tylko o tamtej mylisz. Ona wie o tym. Ale gra w t gr, bo j to bawi, a ty udajesz wietnie, jeste diabelnie przekonujcy. Mylae jednak o tym, co bdzie, gdy si zdradzisz?

- Dzi te nocujesz u niej? - Te - potwierdzi Geralt. - To ju bdzie tydzie, wiesz? - Cztery dni. Jaskier przecign palcami po strunach lutni w efektownym glissando. Rozejrza si po gospodzie. Pocign z kufla, otar nos z piany. - Wiem, e to nie mj interes - rzek, niezwykle jak na niego dobitnie i twardo. -Wiem, e nie powinienem si wtrca. Wiem, e nie lubisz, gdy kto si wtrca. Ale pewnych rzeczy, przyjacielu Geralcie, nie powinno si przemilcza. Koral, jeli chcesz zna moje zdanie, naley do tych kobiet, ktre stale i w widocznym miejscu winny nosi ostrzegawcze etykietki. Goszce: Patrze, ale nie dotyka. Co takiego w zwierzycu umieszcza si na terrarium, w ktrym trzymaj grzechotniki. - Wiem. - Ona igra z tob i bawi si tob. - Wiem. - Ty za najzwyczajniej w wiecie odreagowujesz Yennefer, o ktrej nie moesz zapomnie. - Wiem. - Dlaczego wic... - Nie wiem.

Wieczorami wychodzili. Czasami do parku, czasami na wzgrze grujce nad portem, czasami po prostu spacerowali po Korzennym Targu. Odwiedzili razem austeri Natura Rerum. Kilka razy. Febus Ravenga nie posiada si z radoci, z jego rozkazu kelnerzy nadskakiwali im, jak umieli. Geralt pozna nareszcie smak turbota w atramencie mtwy. A potem udka gsiego w biaym winie i giczy cielcej w warzywach. Tylko z pocztku - i krtko - przeszkadzao mu natrtne i ostentacyjne zainteresowanie innych goci z sali. Potem wzorem Lytty lekceway je. Wino z lokalnej piwnicy bardzo w tym pomagao. Pniej wracali do willi. Koral zrzucaa sukni ju w przedpokojach, cakiem naga kierowaa si do sypialni. Szed za ni. Patrzc. Uwielbia patrze na ni.

- Koral? - Co? - Fama gosi, e zawsze moesz widzie to, co chcesz zobaczy. Wystarczy ci kilka zakl i artefakt. - Famie - uniosa si na okciu, spojrzaa mu w oczy - trzeba bdzie, zdaje si, znowu skrci jaki staw. To powinno oduczy fam mielenia jzorem. - Bardzo ci prosz... - artowaam - ucia. W jej gosie nie byo nawet ladu wesooci. - A c takiego - podja, gdy milcza - chciaby zobaczy? Lub wywieszczy? Jak dugo bdziesz y? Kiedy i jak umrzesz? Ktry ko wygra Wielk Tretogorsk? Kogo kolegium elektorw wybierze na hierarch Novigradu? Z kim teraz jest Yennefer? - Lytto. - O co ci chodzi, mona wiedzie? Opowiedzia jej o kradziey mieczy.

Bysno. A po chwili z gruchotem przetoczy si grom.

Fontanna popluskiwaa cichutko, basen pachnia mokrym kamieniem. Marmurowa dziewczynka skamieniaa w tanecznej pozie, mokra i lnica. - Posek i fontanna - pospieszya z wyjanieniem Koral - nie su zaspokojeniu mojej mioci do pretensjonalnego kiczu ani nie s wyrazem ulegoci wobec snobistycznych md. Su konkretniejszym celom. Posek przedstawia mnie. W miniaturze. Gdy miaam dwanacie lat. - Kto by wtedy przypuci, e tak adnie si rozwiniesz. - To silnie powizany ze mn magiczny artefakt. Fontanna za, a dokadniej woda, suy mi do dywinacji. Wiesz, jak mniemam, co to jest i na czym polega dywinacja? - W zarysach. - Kradzie twojej broni miaa miejsce jakie dziesi dni temu. Do odczytywania i analizy wydarze minionych, nawet tych bardzo dawnych, najlepsza i najpewniejsza jest onejromancja, ale do tego konieczny jest do rzadki talent nienia, ktrym nie dysponuj. Sortilegia, czyli kleromancje, raczej nam nie pomog, podobnie jak piromancja czy aeromancja, ktre skuteczne s raczej w przypadku odgadywania losw ludzi, pod warunkiem, e ma si co, co do tych ludzi naleao... wosy, paznokcie, czci odziey i temu podobne. Do przedmiotw, w naszym przypadku mieczy, nie da si zastosowa. - A zatem - Lytta odgarna z czoa rudy lok - pozostaje nam dywinacja. Ta, jak zapewne wiesz, pozwala widzie i przewidywa wydarzenia przysze. Dopomog nam ywioy, bo sezon nasta icie burzowy. Poczymy dywinacj z ceraunoskopi. Zbli si. Ujmij moj rk i nie puszczaj jej. Pochyl si i wpatruj w wod, ale pod adnym pozorem jej nie dotykaj. Koncentruj si. Myl o twoich mieczach! Intensywnie myl o nich! Sysza, jak skanduje zaklcie. Woda w basenie reagowaa, z kadym zdaniem wypowiadanej formuy pienic si i falujc coraz silniej. Z dna jy si podnosi wielkie bble. Woda wygadzia si i zmtniaa. A potem wyklarowaa zupenie. Z gbiny patrz ciemne, fiokowe oczy. Kruczoczarne loki kaskad opadaj na ramiona, lni, odbijaj wiato jak pawie pira, wijc si i falujc przy kadym poruszeniu... - O mieczach - przypomniaa Koral, z cicha i zjadliwie. - O mieczach miae myle. Woda zawirowaa, czarnowosa i fiokowooka kobieta rozpyna si w wirze. Geralt westchn cicho. - O mieczach - sykna Lytta. - Nie o niej! Wyskandowaa zaklcie w bysku kolejnej byskawicy. Posek w fontannie rozjarzy si mlecznie, a woda znowu uspokoia i sklarowaa. I wtedy zobaczy.

Swj miecz. Dotykajce go donie. Piercienie na palcach. ...z meteorytu. Wspaniae wywaenie, waga gowni precyzyjnie rwna wadze rkojeci... Drugi miecz. Srebrny. Te same donie. ...stalowy trzpie okuty srebrem... Na caej dugoci klingi znaki runiczne... - Widz je - szepn gono, ciskajc do Lytty. - Widz moje miecze... Naprawd... - Milcz - odpowiedziaa jeszcze silniejszym uciskiem. - Milcz i koncentruj si. Miecze zniky. Miast nich zobaczy czarny las. Kamienn poa. Skay. Jedna ze ska, ogromna, grujca, wysoka i smuka... Wysieczona wichrami w dziwaczny ksztat... Woda pieni si krtko. Szpakowaty mczyzna o szlachetnych rysach, w czarnym aksamitnym kaftanie i zotej brokatowej kamizeli, obie donie opiera na mahoniowym pulpicie. Lot numer dziesi, oznajmia gono. Absolutna osobliwo, niebywae znalezisko, dwa miecze wiedmiskie... Wielki czarny kot obraca si w miejscu, usiuje dosign apk koyszcego si nad nim medalionu na acuszku. Na zotym owalu medalionu emalia, bkitny delfin nageant. Rzeka pynie wrd drzew, pod baldachimem gazi i zwieszajcych si nad wod konarw. Na jednym z konarw stoi nieruchomo kobieta w dugiej i obcisej sukni. Woda spienia si krtko i niemal natychmiast znowu wygadzia. Widzia morze traw, bezkresn, sigajc horyzontu rwnin. Widzia j z gry, jakby z lotu ptaka... Lub ze szczytu wzgrza. Wzgrza, po ktrego zboczu schodzi szereg niewyranych postaci. Gdy odwracay gowy, widzia nieruchome twarze, niewidzce martwe oczy. Oni s martwi, zda sobie nagle spraw. To jest pochd trupw... Palce Lytty znw cisny mu do. Z si obcgw. Bysno. Nagy poryw wiatru szarpn ich wosami. Woda w basenie wzburzya si, zakotowaa, wezbraa pian, wzniosa grzywaczem wielkim jak ciana. I zwalia wprost na nich. Odskoczyli oboje od fontanny, Koral potkna si, podtrzyma j. Gruchn grom. Czarodziejka krzykna zaklcie, machna rk. W caym domu zapony wiata. Woda w basenie, przed chwil wrzcy maelstrom, bya gadka, spokojna, poruszana tylko leniwie ciurkajcym strumykiem fontanny. A na nich, cho przed momentem zalaa ich istna fala pywowa, nie byo nawet kropelki. Geralt odetchn ciko. Wsta. - To na kocu... - mrukn, pomagajc wsta czarodziejce. - Ten ostatni obraz... Wzgrze i szereg... ludzi... Nie rozpoznaem... Nie mam pojcia, co to mogo by...

- Ja te nie - odpowiedziaa nieswoim gosem. - Ale to nie bya twoja wizja. Ten obraz przeznaczony by dla mnie. Te nie mam pojcia, co mg oznacza. Ale mam dziwne uczucie, e nic dobrego. Gromy cichy. Burza odchodzia. W gb ldu.

- Szarlataneria, caa ta jej dywinacja - powtrzy Jaskier, podkrcajc koki lutni. Oszukacze zwidy na uytek naiwnych. Sia sugestii, nic wicej. Mylae o mieczach, to i zobaczye miecze. Co jeszcze jakoby widziae? Pochd trupw? Straszliw fal? Ska o dziwacznym ksztacie? Znaczy, jakim? - Co jakby ogromny klucz - zastanowi si wiedmin. - Albo ptrzecia heraldycznego krzya... Trubadur zamyli si. A potem zamoczy palec w piwie. I nakreli co na blacie stou. - Podobne do tego? - Ha. Nawet bardzo. - A niech mnie! - Jaskier szarpn struny, zwracajc uwag caej karczmy. - A niech mnie g kopnie! Ha-ha, przyjacielu Geralcie! Ile e to razy wyciga mnie z kopotw? Ile razy dopomg? Wywiadczy przysug? Nie zliczy! No, to teraz kolej na mnie. Za moj to moe spraw odzyszczesz twe synne ore. - H? Jaskier wsta. - Pani Lytta Neyd, twoja najnowsza konkieta, ktrej niniejszym zwracam honor jako wybitnej wrbitce i niedocigej jasnowidzce, w swej dywinacji w sposb ewidentny, klarowny i nie budzcy wtpliwoci wskazaa miejsce, ktre znam. Idziemy do Ferranta. Natychmiast. Musi umwi nas na audiencj, poprzez swoje sekretne koneksje. I wystawi ci przepustk na opuszczenie miasta, bram subow by unikn konfrontacji z tymi heterami z kordegardy. Wybierzemy si na ma wycieczk. Ma i w sumie niedalek - Dokd? - Rozpoznaem ska z twojej wizji. Fachowo zwie si to ostaniec krasowy. A okoliczni mieszkacy nazywaj j Gryfem. Charakterystyczny punkt, wrcz drogowskaz wiodcy do siedziby osoby, ktra faktycznie moe co wiedzie o twoich mieczach. Miejsce, do ktrego si wybieramy, nosi nazw Rawelin. Mwi ci to co?

Nie samo jeno wykonanie, nie sama rzemielnicza sprawno o walorze miecza wiedmiskiego przesdza. Podobnie jak zagadkowe elfie czy te gnomie klingi, ktrych sekret zagin, miecz wiedmiski tajemn potg powizany jest z rk i zmysem wiedmina, ktry nim wada. I wanie dziki arkanom magii owej wielce przeciw Ciemnym Mocom jest skuteczny. Pandolfo Forteguerra, Traktat o broni biaej

Zdradz wam pewien sekret. O wiedmiskich mieczach. To bujda, e maj jak tajemn moc. I e takie wspaniae niby z ich ore, e niby lepszych nie ma. To wszystko fikcja, wymylona dla pozoru. Wiem to z absolutnie pewnego rda. Jaskier, P wieku poezji

Rozdzia smy

Ska o nazwie Gryf rozpoznali od razu, bya widoczna ju z daleka.

Miejsce, do ktrego zmierzali, pooone byo mniej wicej w poowie drogi pomidzy Kerack a Cidaris, nieco na uboczu od czcego oba miasta traktu, wijcego si wrd lasw i skalistych pustaci. Droga zaja im jaki czas, ktry zabili gadanin. Gwnie w wykonaniu Jaskra. - Gosi wie gminna - mwi poeta - e uywane przez wiedminw miecze maj waciwoci magiczne. Pomijajc zmylenia o niemocy pciowej, co na rzeczy by tu musi. Wasze miecze to nie s zwyke miecze. Skomentujesz to? Geralt wstrzyma klacz. Znudzonej przeduajcym si pobytem w stajniach Potce coraz to chciao si galopowa. - I owszem, skomentuj. Nasze miecze to nie s zwyke miecze. - Twierdzi si - Jaskier uda, e nie syszy drwiny - e magiczna moc waszej wiedmiskiej broni, zgubna dla potworw, z ktrymi walczycie, tkwi w stali, z ktrej miecze

s kute. Z samego surowca, czyli z rud pochodzcych ze spadych z nieba meteorytw. Jak to jest? Meteoryty magiczne wszak nie s, s zjawiskiem naturalnym i naukowo wyjanionym. Skd wic niby ta magia? Geralt spojrza na niebo, ciemniejce od pnocy. Wygldao, e zbiera si na kolejn burz. I e szykuje si zmoknicie. - Jeli dobrze pamitam - odpowiedzia pytaniem - studiowae wszystkie siedem sztuk wyzwolonych? - A dyplom uzyskaem summa cum laude. - W ramach wchodzcej w skad quadrivium astronomii suchae wykadw profesora Lindenbroga? - Starego Lindenbroga, zwanego Opakiem? - zamia si Jaskier. - No pewnie! Wci mam go przed oczyma, jak drapie si w tyek i puka wskanikiem w mapy i globusy, marudzc monotonnie. Sphera Mundi, eeee, subdividitur na cztery Elementarne Plany: Plan Ziemi, Plan Wody, Plan Powietrza i Plan Ognia. Ziemia wraz z Wod formuje kul ziemsk ktr zewszd, eeee, otacza Powietrze, czyli Aer. Nad Powietrzem, eeee, rozciga si Aether, Powietrze Ogniste vel Ogie. Nad Ogniem za s Subtelne Niebiosa Syderalne, Firmamentum sferycznej natury. Na owym lokuj si Erratica Sydera, gwiazdy bkajce si, i Fixa Sydera, gwiazdy nieruchome... - Nie wiem - parskn Geralt - co bardziej podziwia, talent do mapowania czy pami. Wracajc za do interesujcego nas zagadnienia: meteoryty, ktre nasz poczciwy Opaek okrela jako gwiazdy spadajce, Sydera Cadens, czy jako tak, urywaj si z firmamentu i lec w d, by zary si w naszej starej dobrej ziemi. Po drodze za penetruj wszystkie pozostae plany, czyli paszczyzny ywiow, jak te i paraywiow, bo takowe te jakoby istniej. ywioy i paraywioy nasycone s jak wiadomo, potn energi rdem wszelkiej magii i nadprzyrodzonej mocy, a penetrujcy je meteoryt energi ow wchania i zachowuje. Stal, jak da si z meteorytu wytopi, jak rwnie gownia, ktr da si z takiej stali wyku, moc ywiow w sobie zawiera. Jest magiczna. Cay miecz jest magiczny. Quod erat demonstrandum. Poje? - No pewnie. - To zapomnij. Bo to bujda. - Co? - Bujda. Wymys. Meteorytw nie znajduje si pod kadym krzakiem. Wicej ni poowa mieczy uywanych przez wiedminw bya wykonana ze stali z rud magnetytowych. Sam takich uywaem. S rwnie dobre, jak te ze spadych z nieba i penetrujcych ywioy

syderytw. Nie ma absolutnie adnej rnicy. Ale zachowaj to dla siebie, Jaskier, bardzo ci prosz. Nie mw o tym nikomu. - Jak to? Mam milcze? Tego da nie moesz! Jaki sens wiedzie o czym, jeli wiedz nie mona si pochwali? - Prosz ci. Wol, by mieli mnie za nadprzyrodzon istot uzbrojon w nadprzyrodzony or. Takim mnie wynajmuj i takiemu pac. Zwyko za rwna si nijako, a nijako to tanio. Dlatego prosz, gb na kdk. Obiecujesz? - Niech ci bdzie. Obiecuj.

Ska o nazwie Gryf rozpoznali od razu, bya widoczna ju z daleka. Faktycznie, przy odrobinie wyobrani moga kojarzy si z osadzon na dugiej szyi gow gryfa. Bardziej jednak - jak zauway Jaskier - przypominaa gryf lutni lub innego instrumentu strunowego. Gryf, jak si okazao, by ostacem dominujcym nad gigantycznym wywierzyskiem. Wywierzysko - Geralt przypomina sobie opowieci - nazywano Elfi Twierdz, z racji do regularnego ksztatu, sugerujcego ruiny pradawnej budowli, z murami, wieami, basztami i ca reszt. adnej twierdzy, elfiej czy innej, nie byo tu jednak nigdy, ksztaty wywierzyska byy dzieem Natury, dzieem, trzeba byo przyzna, fascynujcym. - Tam, w dole - wskaza Jaskier, stajc w strzemionach. - Widzisz? To jest wanie nasz cel. Rawelin. I ta nazwa bya wyjtkowo trafna, krasowe ostace wytyczay zadziwiajco regularny ksztat wielkiego trjkta, wysunitego przed Elfi Twierdz niczym bastion. Wewntrz owego trjkta wznosia si budowla, przypominajca fort. Otoczona czym, co przypominao ogrodzony obz warowny. Geralt przypomnia sobie suchy, krce o Rawelinie. I o osobie, ktra w Rawelinie rezydowaa. Skrcili z gocica. Za pierwsze ogrodzenie wiodo kilka wej, wszystkich strzegli uzbrojeni po zby stranicy, po pstrej i rnorodnej odziey atwi do rozpoznania jako onierze najemni. Zatrzyma ich ju pierwszy posterunek. Cho Jaskier gono powoywa si na umwion audiencj i dobitnie podkrela dobre stosunki z szefostwem, kazano im zsi z koni i czeka. Do dugo. Geralt zacz si ju nieco niecierpliwi, gdy wreszcie zjawi si drab o

aparycji galernika, kacy im i za sob. Wnet okazao si, e drab prowadzi ich drog okrn, na zaplecze kompleksu, z centrum ktrego dobiega gwar i dwiki muzyki. Przeszli przez mostek. Tu za nim lea czowiek, mao przytomnie macajcy wok siebie rkami. Twarz mia pokrwawion i tak napuch, e oczy cakiem niemal nikny w opuchlinie. Oddycha ciko, a kady oddech wydyma u rozbitego nosa krwawe baki. Prowadzcy ich drab nie powici lecemu najmniejszej uwagi, zatem take Geralt i Jaskier udawali, e nic nie widz. Znajdowali si na terytorium, gdzie nie naleao przejawia nadmiernej ciekawoci. W sprawy Rawelinu nie zalecao si wcibia nosa - w Rawelinie, jak wie niosa, wcibiony nos zazwyczaj rozstawa si z posiadaczem i zostawa tam, gdzie go wcibiono. Drab wid ich przez kuchni, w ktrej jak w ukropie uwijali si kucharze. Bulgotay koty, w ktrych, jak dostrzeg Geralt, gotoway si kraby, homary i langusty. Wiy si w kadziach wgorze i mureny, dusiy w garach mae i omuki. Skwierczay na ogromnych patelniach misiwa. Suba porywaa naadowane gotowym jadem tace i misy, by unie je w korytarze. Nastpne pomieszczenia przepajaa dla odmiany wo damskich perfum i kosmetykw. Przed szeregiem luster, paplajc nieustannie, poprawiao urod kilkanacie kobiet w rnych stadiach negliu, wliczajc ten zupeny. Take i tutaj Geralt i Jaskier zachowali kamienne oblicza i nie pozwolili oczom nadmiernie plsa. W kolejnym pomieszczeniu poddano ich drobiazgowej rewizji. Dokonujcy jej osobnicy byli powani z wygldu, profesjonalni w zachowaniu i stanowczy w dziaaniu. Sztylet Geralta podleg konfiskacie. Jaskrowi, ktry nigdy adnej broni nie nosi, odebrano grzebie i korkocig. Ale - po zastanowieniu - pozostawiono lutni. - Przed wielebnoci stoj krzesa - pouczono ich na koniec. - Na nich usi. Siedzie i nie wstawa, pki wielebno nie rozkae. Nie przerywa, gdy wielebno mwi. Nie mwi, pki wielebno znaku nie da, e mona. A teraz wej. Tymi drzwiami. - Wielebno? - mrukn Geralt. - By niegdy kapanem - odmrukn poeta. - Ale nie bj si, nie nabra nawykw. Podwadni musz go jednak jako tytuowa, a nie znosi nazywania szefem. My tytuowa go nie musimy. Gdy weszli, drog natychmiast zastpio im co. Co byo wielkie niczym gra i intensywnie mierdziao pimem. - Si masz, Mikita - powita gr Jaskier.

Nazwany Mikit olbrzym, ewidentnie stra przyboczna wielebnego szefa, by metysem, wynikiem skrzyowania ogra i krasnoluda. Efektem by ysy krasnolud wzrostu dobrze powyej siedmiu stp, cakowicie bez szyi, z kdzierzaw brod, wystajcymi jak u odyca zbami i rkoma sigajcymi kolan. Nieczsto widywao si podobn krzywk, gatunki, jak si uwaao, byy cakowicie odmienne genetycznie - co takiego jak Mikita nie mogo powsta naturalnie. Nie obyo si bez pomocy wyjtkowo silnej magii. Magii, nawiasem mwic, zakazanej. Kryy pogoski, e sporo czarodziejw lekceway zakaz. Geralt mia wanie przed oczami dowd na prawdziwo pogosek. Usiedli, zgodnie z obowizujcym tu protokoem, na dwch wiklinowych krzesach. Geralt rozejrza si. W najdalszym kcie komnaty, na wielkim szezlongu, dwie roznegliowane panienki zajmoway si sob wzajem. Przyglda si im, karmic jednoczenie psa, may, niepozorny, zgarbiony i nijaki mczyzna w lunej, kwiecicie haftowanej szacie i fezie z kutasem. Nakarmiwszy psa ostatnim kawakiem homara, mczyzna wytar rce i odwrci si. - Witaj, Jaskier - przemwi, siadajc przed nimi na czym, co do zudzenia przypominao tron, cho byo z wikliny. - Uszanowanie, panie Geralcie z Rivii. Wielebny Pyral Pratt, uchodzcy - nie bez podstaw - za szefa przestpczoci zorganizowanej caego regionu, wyglda jak emerytowany kupiec bawatny. Na pikniku emerytowanych kupcw bawatnych nie rzucaby si w oczy i nie byby do zidentyfikowania jako kto spoza brany. Przynajmniej z odlegoci. Obserwacja z bliszego dystansu pozwalaa zobaczy u Pyrala Pratta to, czego kupcy bawatni nie miewali. Star i zblak blizn na koci policzkowej, lad po ciciu noem. Nieadny i zowrcy grymas wskich ust. Jasne, tawe oczy, nieruchome jak u pytona. Dugo nikt nie przerywa milczenia. Skd zza ciany dolatywaa muzyka, sycha byo gwar. - Rad widz i witam obu panw - odezwa si wreszcie Pyral Pratt. W jego gosie wyranie daa si sysze stara i nierdzewiejca mio do tanich i kiepsko destylowanych alkoholi. - Zwaszcza ciebie rad witam, piewaku. - Wielebny umiechn si do Jaskra. - Nie widzielimy si od wesela mojej wnuczki, ktre uwietni wystpem. A ja wanie mylaem o tobie, bo kolejnej z moich wnuczek co za m pilno. Tusz, e po starej przyjani i tym razem nie odmwisz. Co? Zapiewasz na weselu? Nie dasz si prosi tak dugo, jak poprzednio? Nie bd ci musia... przekonywa? - Zapiewam, zapiewam - pospieszy z zapewnieniem Jaskier, blednc lekko.

- A dzi - kontynuowa Pratt - wpade zapyta o moje zdrowie, jak mniemam? Ot do dupy ono jest, to moje zdrowie. Jaskier i Geralt nie skomentowali. Ogrokrasnolud mierdzia pimem. Pyral Pratt westchn ciko. - Dostaem - obwieci - wrzodw odka i jadowstrtu, wic rozkosze stou ju nie dla mnie. Zdiagnozowano mi chor wtrob i zakazano picia. Nabawiem si dyskopatii, w rwnej mierze krgw szyjnych i ldwiowych, a to wyeliminowao mi z rozrywek owiectwo i inne sporty ekstremalne. Leki i kuracje pochaniaj ogrom pienidzy, ktrem dawniej zwyk wydawa na gry hazardowe. Fujarka, owszem, powiedzmy, e jeszcze mi staje, ale ile z ni roboty, by stana! Rzecz wczeniej znuy, ni ucieszy... To co mi pozostaje? H? - Polityka? Pyral Pratt zamia si, a zatrzs si kutas u fezu. - Brawo, Jaskier. Jak zwykle w sedno. Polityka, o tak, to jest teraz co dla mnie. Pocztkowo nie byem do rzeczy nastawiony przychylnie. Mylaem prdzej nierzdem si para i w domy publiczne inwestowa. Wrd politykw si obracaem i licznych poznaem. I przekonaem si, e lepiej przestawa z kurwami, bo kurwy maj chocia jaki swj honor i jakie zasady. Z drugiej jednak strony z bardaka nie porzdzisz tak dobrze, jak z ratusza. A rzdzi by si chciao, jeli nie wiatem, jak to mwi, to cho powiatem. Gosi stare porzekado, nie moesz ich pokona, to si do nich przycz... Przerwa, spojrza na szezlong, wycigajc szyj. - Nie markowa, dziewczynki! - krzykn. - Nie udawa! Wicej, wicej zapau! Hmm... Na czym to ja stanem? - Na polityce. - No tak. Ale polityka polityk, a tobie, wiedminie, twoje synne miecze ukradziono. Czy aby nie w tej sprawie mam honor ci wita? - W tej wanie jako ywo. - Ukradli miecze - pokiwa gow Pratt. - Strata bolesna, jak mniemam? Rzecz oczywista, e bolesna. I niepowetowana. Ha, zawszem twierdzi, e w Kerack zodziej na zodzieju. Ludzie tameczni, daj im jeno szans, ukradn, rzecz to znana, wszystko, co nie jest solidnie przybite gwodziami. Na wypadek za kontaktu z rzeczami przybitymi zawsze nosz przy sobie brechsztangi. - ledztwo, tusz, trwa? - podj po chwili. - Ferrant de Lettenhove dziaa? Spjrzcie jednakowo prawdzie w oczy, panowie. Ze strony Ferranta cudw oczekiwa nie naley. Bez obrazy, Jaskier, ale twj krewniak lepszym byby ksigowym, ni jest ledczym. U niego nic,

tylko ksiki, kodeksy, paragrafy, regulaminy, no i te jego dowody, dowody i jeszcze raz dowody. Jak w tej facecji o kozie i kapucie. Nie znacie? Zamknli raz koz w obrce z gwk kapusty. Rano kapusty ani ladu, a koza sra na zielono. Ale dowodw brak i wiadkw nie ma, tedy sprawa umorzona, causa finita. Nie chciabym by zym prorokiem, wiedminie Geralcie, ale sprawa kradziey twoich mieczy moe znale podobne zakoczenie. Geralt i tym razem nie skomentowa. - Pierwszy miecz - Pyral Pratt potar podbrdek upiercienion doni - jest stalowy. Stal syderytowa, ruda pochodzca z meteorytu. Kuta w Mahakamie, w krasnoludzkich hamerniach. Dugo cakowita czterdzieci i p cala, sama gownia duga na dwadziecia siedem i wier. Wspaniae wywaenie, waga gowni precyzyjnie rwna wadze rkojeci, waga caej broni z pewnoci poniej czterdziestu uncji. Wykonanie rkojeci i jelca proste, ale eleganckie. - I drugi miecz, podobnej dugoci i wagi, srebrny. Czciowo, oczywicie. Stalowy trzpie okuty srebrem, take ostrza s stalowe, czyste srebro jest za mikkie, by dobrze je naostrzy. Na jelcu i caej dugoci klingi znaki runiczne i glify, uznane przez moich rzeczoznawcw za niemoliwe do odczytania, ale niewtpliwie magiczne. - Precyzyjny opis. - Geralt mia twarz jak z kamienia. - Jakby miecze widzia. - Bo te i widziaem. Przyniesiono mi je i zaproponowano kupno. Reprezentujcy interesy obecnego waciciela porednik, osoba majca nienagann reputacj i osobicie mi znana, rczy, e miecze s nabyte legalnie, e pochodz ze znaleziska w Fen Carn, staroytnej nekropolii w Sodden. W Fen Carn wygrzebano bez liku skarbw i artefaktw, tote w zasadzie nie byo podstaw do kwestionowania wiarygodnoci. Ja jednak miaem podejrzenia. I mieczy nie kupiem. Suchasz mnie, wiedminie? - W napiciu. Czekam na konkluzj. I na szczegy. - Konkluzja jest nastpujca: co za co. Szczegy kosztuj. Informacja nosi metk z cen. - No wiesz - achn si Jaskier. - Ja do ciebie po starej przyjani, z przyjacielem w biedzie... - Interes jest interes - przerwa mu Pyral Pratt. - Powiedziaem, informacja, ktr posiadam, ma swoj cen. Chcesz si dowiedzie czego o losie twych mieczy, wiedminie z Rivii, musisz zapaci. - Jaka cena jest na metce?

Pratt wycign spod szaty du zot monet i wrczy j ogrokrasnoludowi. Ten za bez widocznego wysiku zama j w palcach, jakby to by herbatnik. Geralt pokrci gow. - Bana na poziomie jarmarcznego teatrzyku - wycedzi. - Wrczysz mi p monety, a kto, kiedy, moe nawet za kilka lat, zjawi si z drug powk. I zada, by speni jego yczenie. Ktre bd musia speni bezwarunkowo. Nic z tego. Jeli to miaa by cena, to targu nie ubijemy. Causa finita. Idziemy, Jaskier. - Nie zaley ci na odzyskaniu mieczy? - Nie a tak. - Podejrzewaem to. Ale sprbowa nie zawadzio. Zo inn ofert. Tym razem nie odrzucenia. - Idziemy, Jaskier. - Wyjdziesz - Pratt wskaza ruchem gowy - ale innymi drzwiami. Tymi. Rozebrawszy si wprzd. W samych kalesonach. Geraltowi zdawao si, e panuje nad twarz. Musia si myli, bo ogrokrasnolud zarycza nagle ostrzegawczo i postpi ku niemu, unoszc apy i mierdzc w dwjnasb. - To s jakie kpiny - owiadczy gono Jaskier, u boku wiedmina jak zwykle zuchowaty i pyskaty. - Dworujesz sobie z nas, Pyral. Dlatego teraz poegnamy si i wyjdziemy. I to tymi samymi drzwiami, ktrymi weszlimy. Nie zapominaj, kim jestem! Wychodz! - Nie sdz - pokrci gow Pyral Pratt. - To, e nie jeste specjalnie mdry, ju kiedy ustalilimy. Ale na to, by teraz sprbowa wyj, jeste za mdry. By podkreli wag sw szefa, ogrokrasnolud pokaza im zacinit pi. Rozmiarw arbuza. Geralt milcza. Ju od duszej chwili przyglda si olbrzymowi, wypatrujc na nim miejsca wraliwego na kopniak. Bo wygldao, e bez kopania si nie obejdzie. - No, dobra. - Pratt gestem zmitygowa ochroniarza. - Ustpi troch, wyka dobr wol i pragnienie kompromisu. Zgromadzia si tu dzi caa okoliczna elita przemysu, handlu i finansjery, politycy, szlachta, duchowiestwo, nawet jeden ksi, incognito. Obiecaem im spektakl, jakiego nie widzieli, a wiedmina w gaciach nie widzieli z pewnoci. Ale niechaj bdzie, ustpi krzyn: wyjdziesz goy do pasa. W zamian otrzymasz obiecane informacje, i to zaraz. Nadto, jako bonus... Pyral Pratt podnis ze stou arkusik papieru.

- Jako bonus, dwiecie novigradzkich koron. Na wiedmiski fundusz emerytalny. Prosz, oto czek na okaziciela, na bank Giancardich, do inkasa w kadej ich filii. I co ty na to? - Dlaczego pytasz? - zmruy oczy Geralt. - Dae ju, zdaje si, do zrozumienia, e odmwi nie mog. - Dobrze ci si zdaje. Mwiem, to oferta nie do odrzucenia. Ale, jak mniemam, oboplnie korzystna. - Jaskier, bierz czek. - Geralt rozpi i zdj kurtk. - Mw, Pratt. - Nie rb tego. - Jaskier poblad jeszcze bardziej. - Albo to wiesz, co ci tam czeka, za tymi drzwiami? - Mw, Pratt. - Jak ju wspominaem - wielebny rozpar si na swym tronie - odmwiem porednikowi kupna mieczy. Ale poniewa bya to, jak ju mwiem, osoba dobrze mi znana i zaufana, zasugerowaem inny, bardzo opacalny sposb ich spienienia. Poradziem, by ich obecny posiadacz wystawi je na aukcji. W domu aukcyjnym braci Borsodych, w Novigradzie. To najwiksza i najbardziej renomowana aukcja kolekcjonerska, z caego wiata zjedaj tam amatorzy rarytasw, antykw, rzadkich dzie sztuki, unikatowych wyrobw i wszelkich osobliwoci. eby wej w posiadanie jakiego fenomenu do swej kolekcji, dziwacy ci licytuj jak szaleni, rne egzotyczne cudactwa id u Borsodych za niebotyczne nieraz sumy. Nigdzie nie da si sprzeda droej. - Mw, Pratt. - Wiedmin cign koszul. - Sucham ci. - Aukcje w domu Borsodych odbywaj si raz w kwartale. Najblisza bdzie prowadzona w lipcu, pitnastego. Zodziej niezawodnie zjawi si tam z twoimi mieczami. Przy odrobinie szczcia zdoasz mu je odebra, zanim je wystawi. - I to tyle? - To cakiem niemao. - Tosamo zodzieja? Albo porednika? - Tosamoci zodzieja nie znam - uci Pratt. - A porednika nie wyjawi. To s interesy, obowizuj prawa, reguy i nie mniej od nich wane uzanse. Stracibym twarz. Zdradziem ci do, dostatecznie duo za to, czego od ciebie dam. Wyprowad go na aren, Mikita. A ty chod ze mn Jaskier, te sobie popatrzymy. Na co czekasz, wiedminie? - Mam, rozumiem, wyj bez broni? Nie do, e goy do pasa, ale i z go rk? - Obiecaem gociom - wyjani Pratt, powoli, jak dziecku - co, czego dotd nikt nie widzia. Wiedmina z broni ju widywano.

- Jasne. Znalaz si na arenie, na piasku, w krgu wytyczonym przez wkopane w grunt bale, zalanym migotliwym wiatem licznych lampionw, zawieszonych na elaznych prtach. Sysza krzyki, wiwaty, brawa i gwizdy. Widzia nad aren twarze, otwarte usta, podniecone oczy. Na wprost niego, na przeciwlegym kracu areny, co si poruszyo. I skoczyo. Geralt ledwie zdy zoy przedramiona w Znak Heliotropu. Czar odbi i odtrci atakujc besti. Widownia wrzasna jednym gosem. Dwunogi jaszczur przypomina wiwern, ale by od niej mniejszy, rozmiarw duego doga. Mia natomiast znacznie wikszy ni wiwerna eb. Duo bardziej zbat paszczk. I duo duszy ogon, u koca cienki jak bat. Ogonem tym jaszczur energicznie wywija, zamiata nim piasek, siek bale. Pochyliwszy eb, skoczy na wiedmina ponownie. Geralt by gotw, uderzy go Znakiem Aard i odrzuci. Ale jaszczur zdy smagn go kocem ogona. Widownia zawrzasna znowu. Zapiszczay kobiety. Wiedmin poczu, jak na goym barku ronie mu i puchnie waek gruby jak kiebasa. Wiedzia ju, dlaczego kazano mu si rozebra. Rozpozna te przeciwnika. By nim wigilozaur, specjalnie hodowany magicznie zmutowany jaszczur, uywany do strowania i ochrony. Sprawa nie wygldaa najlepiej. Wigilozaur traktowa aren jako miejsce, ktrego ochron mu powierzono. Geralt za by intruzem, ktrego naleao obezwadni. A w razie koniecznoci wyeliminowa. Wigilozaur okry aren, ocierajc si o bale, syczc wciekle. I zaatakowa, szybko, nie dajc czasu na Znak. Wiedmin zwinnie odskoczy z zasigu zbatej paszczy, ale nie zdoa unikn smagnicia ogonem. Poczu, jak obok poprzedniego zaczyna puchn mu drugi waek. Znak Heliotropu znowu zablokowa atakujcego wigilozaura. Jaszczur ze wistem wywija ogonem. Geralt zowi uchem zmian w wicie, usysza j na sekund przed tym, jak koniec ogona chlasn go przez plecy. Bl a go olepi, a po plecach popyna krew. Widownia szalaa. Znaki saby. Wigilozaur okra go tak szybko, e wiedmin ledwie nada. Udao mu si umkn przed dwoma smagniciami ogona, trzeciego nie unikn, dosta znowu w opatk i znw ostr krawdzi. Krew laa si ju po plecach strumieniami. Widownia huczaa, widzowie darli si i podskakiwali. Jeden, by widzie lepiej, mocno wychyli si przez balustrad, opierajc si o elazny prt z lampionem. Prt zama si i razem z lampionem run na aren. Prt wbi si w piasek, lampion za spad na eb wigilozaura i stan w ogniu. Jaszczur strci go, sypic wok kaskad iskier, zasycza, trc

bem o bale areny. Geralt w mig spostrzeg sposobno. Wyrwa prt z piasku, z krtkiego rozbiegu skoczy i z impetem wrazi elazo w czaszk jaszczura. Prt przeszed na wylot. Wigilozaur zaszamota si, niezbornie wymachujc przednimi apami usiowa pozby si dziurawicego mu mzg elastwa. W nieskoordynowanych podskokach grzmotn wreszcie o bale i wgryz si w drewno. Przez czas jaki ciska si w konwulsjach, ry piasek pazurami i smaga ogonem. Wreszcie znieruchomia. ciany dray od wiwatw i braw. Wyszed z areny po spuszczonej drabince. Rozentuzjazmowani widzowie obiegli go ze wszech stron. Ktry poklepa go po opuchym barku, z trudem powstrzyma si, by nie da mu w zby. Moda kobieta pocaowaa go w policzek. Inna, jeszcze modsza, stara mu krew z plecw batystow chusteczk, ktr zaraz rozwina, z triumfem demonstrujc towarzyszkom. Inna, duo starsza, zdja z pomarszczonej szyi koli, usiowaa mu j wrczy. Wyraz jego twarzy sprawi, e cofna si w tum. Zamierdziao pimem, przez cib, niczym okrt przez sargassy, przedar si ogrokrasnolud Mikita. Osoni sob wiedmina i wyprowadzi go. Wezwany medyk opatrzy Geralta, zaoy szwy. Jaskier by bardzo blady. Pyral Pratt spokojny. Jakby nic si nie stao. Ale twarz wiedmina znowu musiaa mwi wiele, bo pospieszy z wyjanieniem. - Nawiasem mwic - powiedzia - to tamten prt, uprzednio podpiowany i naostrzony, spad na aren z mojego rozkazu. - Dziki, e tak spiesznie. - Gocie byli w sidmym niebie. Nawet burmistrz Coppenrath by zadowolony, a promienia, a trudno skurwiela usatysfakcjonowa, na wszystko nosem krci, ponury jak burdel w poniedziaek rano. Stanowisko rajcy mam, ha, ju w kieszeni. A moe i wyej sid, jeli... Nie wystpiby za tydzie, Geralt? Z podobnym spektaklem? - Tylko wtedy - wiedmin poruszy wciekle bolcym barkiem - jeli zamiast wigilozaura to ty, Pratt, bdziesz na arenie. - artowni, ha, ha. Syszae, Jaskier, jaki z niego artowni? - Syszaem - potwierdzi poeta, patrzc na plecy Geralta i zaciskajc zby. - Ale to nie by art, to byo cakiem powanie. Ja te, rwnie powanie, komunikuj ci, e uroczystoci zalubin twojej wnuczki wystpem nie uwietni. Po tym, jak potraktowae Geralta, moesz o tym zapomnie. Jak i o innych ewentualnych okazjach, wliczajc chrzciny i pogrzeby. W tym twj wasny. Pyral Pratt spojrza na niego, a w jego gadzich oczach co zabyso.

- Nie przejawiasz szacunku, piewaku - wycedzi. - Znowu nie przejawiasz szacunku. Prosisz si o lekcj w tym wzgldzie. O nauczk... Geralt zbliy si, stan przed nim. Mikita sapn, unis kuak, zamierdzia pimem. Pyral Pratt gestem nakaza mu spokj. - Tracisz twarz, Pratt - powiedzia wolno wiedmin. - Ubilimy interes, klasycznie, wedug regu i nie mniej od nich wanych uzansw. Twoi gocie s usatysfakcjonowani spektaklem, ty zyskae presti i perspektywy na urzd w radzie miejskiej. Ja zdobyem potrzebn informacj. Co za co. Obie strony zadowolone, teraz wic powinnimy rozsta si bez alu i gniewu. Miast tego posuwasz si do grb. Tracisz twarz. Idziemy, Jaskier. Pyral Pratt poblad lekko. Po czym odwrci si do nich plecami. - Miaem ch - rzuci przez rami - podj was wieczerz. Ale wyglda, e si spieszycie. egnam tedy. I cieszcie si, e pozwalam wam obu opuci Rawelin bezkarnie. Brak szacunku zwykem bowiem kara. Ale nie zatrzymuj was. - Bardzo susznie. Pratt odwrci si. - e co? Geralt spojrza mu w oczy. - Nie jeste, cho lubisz mniema inaczej, specjalnie mdry. Ale na to, by sprbowa mnie zatrzyma, jeste za mdry.

Ledwie minli wywierzysko i dojechali do pierwszych przydronych topoli, gdy Geralt wstrzyma konia, nadstawi ucha. - Jad za nami. - Psiakrew! - zaszczka zbami Jaskier. - Kto? Bandziory Pratta? - Niewane, kto. Dalej, gnaj co ko wyskoczy do Kerack. Schro si u kuzyna. Z samego rana id z czekiem do banku. Potem spotkamy si Pod Krabem i Belon. - A ty? - O mnie si nie martw. - Geralt... - Nie gadaj, tylko ostrog koniowi. Jazda, le! Jaskier usucha, pochyli si w kulbace i zmusi konia do galopu. Geralt zawrci, czeka spokojnie. Z mroku wyonili si jedcy. Szeciu jedcw.

- Wiedmin Geralt? - Jam jest. - Pojedziesz z nami - zachrypia najbliszy. - Tylko bez gupstw, dobrze? - Pu wodze, bo ci skrzywdz. - Bez gupstw! - Jedziec cofn rk. - I bez gwatu. Mymy s legalni i za porzdkiem. Nie adne rzezimieszki. My z ksicego rozkazu. - Jakiego ksicia? - Dowiesz si. Jed za nami. Pojechali. Ksi, przypomnia sobie Geralt, jaki ksi goci w Rawelinie, incognito, jak twierdzi Pratt. Sprawy nie miay si najlepiej. Kontakty z ksitami rzadko byway przyjemne. I prawie nigdy nie koczyy si dobrze. Nie ujechali daleko. Tylko do pachncej dymem i byskajcej wiatekami okien karczmy na rozstaju. Weszli do izby karczemnej, prawie pustej, jeli nie liczy kilku kupcw przy spnionej wieczerzy. Wejcia do alkierza strzego dwch zbrojnych w bkitnych paszczach, identycznych w barwie i kroju jak te noszone przez eskort Geralta. Weszli do rodka. - Wasza ksica askawo... - Wyj. A ty siadaj, wiedminie. Siedzcy za stoem mczyzna nosi paszcz podobny jak jego wojsko, lecz bogaciej haftowany. Twarz osania kapturem. Nie musia. Kaganek na stole owietla tylko Geralta, zagadkowy ksi kry si w cieniu. - Widziaem ci na arenie u Pratta - powiedzia. - Imponujcy zaiste by pokaz. Ten wyskok i cios z gry, wzmocniony caym ciarem ciaa... elazo, cho przecie byle jaki prt, przeszo przez czerep smoka jak przez maso. Myl, e gdyby to bya, dajmy na to, bojowa rohatyna albo spisa, to i przez kolczug by przesza, moe nawet przez blach... Jak mylisz? - Noc ju pna. Nijak myle, gdy sen morzy. Mczyzna z cienia parskn. - Nie mitrmy tedy. I przejdmy do sprawy. Jeste mi potrzebny. Ty, wiedmin. Do wiedmiskiej roboty. A tak si jako dziwnie skada, e ja tobie potrzebny jestem rwnie. Moe nawet bardziej. - Jestem krlewicz Xander, ksi Kerack. Pragn, i to przemonie, by Xanderem Pierwszym, krlem Kerack. W tej chwili, ku memu alowi i ku szkodzie kraju, krlem Kerack jest mj ojciec, Belohun. Staruch wci w peni si, moe krlowa, tfu, na psa urok, jeszcze ze dwadziecia lat. Nie mam czasu ani chci czeka tak dugo. Ba! Chobym i czeka, nie jestem nawet pewien sukcesji, zgred moe w kadej chwili wyznaczy innego nastpc tronu,

ma obfit kolekcj potomkw. I wanie zabiera si za podzenie kolejnego, na wito Lammas zaplanowa krlewskie gody, z pomp i przepychem, na ktry tego kraju nie sta. On, skpiec, ktry za potrzeb chodzi do parku, eby oszczdza emali na nocniku, wydaje na weseln uczt gr zota. Rujnujc skarbiec. Bd lepszym krlem. Sk w tym, e chc by nim zaraz. Tak prdko, jak tylko si da. I do tego ty mi jeste potrzebny. - Wrd usug, ktre wiadcz, nie ma dokonywania przewrotw paacowych. Ani krlobjstwa. A to wanie zapewne ksi raczy mie na myli. - Chc by krlem. Abym mg nim zosta, mj ojciec musi przesta nim by. A moi bracia musz by z sukcesji wyeliminowani. - Krlobjstwo plus bratobjstwo. Nie, moci ksi. Musz odmwi. auj. - Nieprawda - warkn z cienia krlewicz. - Nie aujesz. Jeszcze nie. Ale poaujesz, obiecuj. - Ksi raczy przyj do wiadomoci, e straszenie mnie mierci mija si z celem. - Kto tu mwi o mierci? Jestem krlewiczem i ksiciem, nie morderc. Ja mwi o wyborze. Albo moja aska, albo nieaska. Zrobisz to, czego zadam, a bdziesz cieszy si moj ask. A jest ci ona, uwierz, wanie nader potrzebna. Teraz, gdy czeka ci proces i wyrok za finansowy przekrt. Kilka najbliszych lat spdzisz, zapowiada si, przy wiole na galerze. Ty, zdaje si, myla, e si ju wywin? e twoja sprawa ju jest umorzona, e wiedma Neyd, ktra dla kaprysu pozwala ci si chdoy, odwoa oskarenie i po krzyku? Jeste w bdzie. Albert Smulka, upan z Ansegis, zoy zeznanie. To zeznanie ci pogra. - To zeznanie jest faszywe. - Trudno bdzie tego dowie. - Dowie trzeba winy. Nie niewinnoci. - Dobry art. Naprawd mieszny. Ale nie miabym si, bdc w twojej skrze. Spjrz na to. To - krlewicz rzuci na st plik papierw - s dokumenty. Powiadczone zeznania, relacje wiadkw. Miejscowo Cizmar, wynajty wiedmin, zabita leukrota. Na fakturze siedemdziesit koron, w rzeczywistoci wypacono pidziesit pi, grka po poowie podzielona z miejscowym urzdasem. Osada Sotonin, pajk olbrzym. Zabity, wedug rachunku, za dziewidziesit, faktycznie, zgodnie z zeznaniem wjta, za szedziesit pi. W Tiberghien zabita harpia, fakturowano sto koron, w rzeczywistoci wypacono siedemdziesit. I twoje wczeniejsze wyczyny i przekrty: wampir z zamku Petrelsteyn, ktrego w ogle nie byo, a kosztowa burgrabiego okrglutki tysic orenw. Wilkoak z Guaamez, za sto koron jakoby odczarowany i magicznie odwilkoaczony, sprawa bardzo podejrzana, bo to co za tanio za takie odczarowanie. Echinops, czy raczej co, co przyniose

do wjta w Martindelcampo i nazwae echinopsem. Ghule z cmentarza pod miejscowoci Zgraggen, ktre kosztoway gmin koron osiemdziesit, cho nikt nie widzia trupw, bo zostay poarte przez, ha-ha, inne ghule. Co ty na to, wiedminie? To s dowody. - Ksi raczy si myli - zaprzeczy spokojnie Geralt. - To nie s dowody. To s sfabrykowane oszczerstwa, do tego sfabrykowane nieudolnie. Nigdy nie byem

wynajmowany w Tiberghien. O osadzie Sotonin nawet nie syszaem. Wszelkie rachunki stamtd s wic jawnymi falsyfikatami, dowie tego nie bdzie trudno. A zabite przeze mnie ghule ze Zgraggen zostay, i owszem, poarte przez, ha-ha, inne ghule, bo takie, nie inne, s ha-ha, ghuli obyczaje. A pochowani na tamtejszym cmentarzu nieboszczycy od tamtej pory nie niepokojeni w proch si obracaj bo niedobitki ghuli si stamtd wyniosy. Reszty zawartych w tych papierach bredni nawet komentowa mi si nie chce. - Na podstawie tych papierw - krlewicz pooy do na dokumentach - wytoczy ci si proces. w bdzie trwa dugo. Czy dowody oka si prawdziwe? Kto wiedzie moe? Jaki w kocu zapadnie wyrok? A kogo to obchodzi? To bez znaczenia. Wany jest smrd, ktry si rozejdzie. A ktry wlk si bdzie za tob do koca twych dni. - Niektrzy ludzie - podj - brzydzili si tob ale tolerowali z musu, jako mniejsze zo, jako zabjc zagraajcych im potworw. Niektrzy nie znosili ci jako mutanta, czuli odraz i abominacj jako do nieludzkiego tworu. Inni bali si ciebie panicznie i nienawidzili za swj wasny strach. Wszystko to pjdzie w zapomnienie. Rozgos sprawnego mordercy i reputacja zego czarownika ulec jak puch z wiatrem, zapomniane zostan odraza i lk. Zapamitaj ci wycznie jako pazernego zodzieja i wydrwigrosza. Ten, kto wczoraj ba si ciebie i twoich zakl, kto odwraca wzrok, kto na twj widok spluwa lub siga po amulety, jutro zarechocze, szturchnie kompana okciem. Popatrz, idzie wiedmin Geralt, ten ndzny szalbierz i krtacz! Jeli nie podejmiesz si zadania, ktre ci zlec, zniszcz ci, wiedminie. Zrujnuj ci reputacj. Chyba e mi usuysz. Decyduj. Tak czy nie? - Nie. - Niech ci si nie zdaje, e w czymkolwiek pomog ci koneksje, Ferrant de Lettenhove albo ruda kochanka czarownica. Instygator nie narazi wasnej kariery, a wiedmie Kapitua zabroni angaowania si w spraw kryminaln. Nikt ci nie pomoe, gdy sdowa machina wkrci ci w tryby. Rozkazaem, by decydowa. Tak czy nie? - Nie. Ostateczne nie, moci ksi. Ten ukryty w alkierzyku moe ju wyj. Krlewicz, ku zdziwieniu Geralta, parskn miechem. I uderzy doni w st. Skrzypny drzwiczki, z przylegego alkierzyka wyonia si posta. Znajoma mimo mroku.

- Wygrae zakad, Ferrant - powiedzia ksi. - Po wygran zgo si jutro do mego sekretarza. - Dzikuj waszej ksicej askawoci - odrzek z lekkim ukonem Ferrant de Lettenhove, instygator krlewski - lecz zakad traktowaem wycznie w kategoriach symbolicznych. By podkreli, jak dalece pewny jestem swoich racji. Nie chodzio mi bynajmniej o pienidze... - Pienidze, ktre wygrae - przerwa ksi - to dla mnie te tylko symbol, taki sam jak wybity na nich znak novigradzkiej mennicy i profil aktualnego hierarchy. Wiedz te, wiedzcie obaj, e ja rwnie wygraem. Odzyskaem co, co uwaaem za utracone bezpowrotnie. Wiar w ludzi, mianowicie. Ferrant, Geralcie z Rivii, by absolutnie pewien twojej reakcji. Ja za, wyznaj, miaem go za naiwnego. Przekonany byem, e si ugniesz. - Wszyscy co wygrali - stwierdzi Geralt kwano. - A ja? - Ty te - spowania ksi. - Powiedz mu, Ferrant. Objanij mu, o co tu szo. - Jego askawo obecny tu ksi Egmund - wyjani instygator - raczy na chwil wcieli si w Xandera, swego modszego brata. Jak rwnie, symbolicznie, w pozostaych braci, pretendentw do tronu. Ksi podejrzewa, e Xander lub kto inny spord rodzestwa bdzie chcia celem zdobycia tronu posuy si bdcym na podordziu wiedminem. Postanowilimy wic co takiego... zainscenizowa. I teraz wiemy, e gdyby do tego faktycznie doszo... Jeliby kto faktycznie zoy ci niegodn propozycj, ty nie pjdziesz na lep ksicych ask. I nie ulkniesz si grb ani szantau. - Rozumiem - kiwn gow wiedmin. - I czoa chyl przed talentem. Ksi raczy doskonale wczu si w rol. W tym, co raczy mwi o mnie, w opinii, jak o mnie mia, nie wyczuem gry aktorskiej. Przeciwnie. Czuem sam szczero. - Maskarada miaa swj cel - przerwa niezrczn cisz Egmund. - Osignem go i ani myl si przed tob tumaczy. A korzyci i ty odniesiesz. Finansowe. Mam ot faktycznie zamiar wynaj ci. I sowicie twe usugi opaci. Powiedz mu, Ferrant. - Ksi Egmund - rzek instygator - lka si zamachu na ycie ojca, krla Belohuna, do jakiego moe doj podczas zaplanowanych na wito Lammas krlewskich godw. Ksi byby spokojniejszy, gdyby wwczas nad bezpieczestwem krla czuwa... kto taki jak wiedmin. Tak, tak, nie przerywaj, wiemy, e wiedmini to nie ochroniarze ani stra przyboczna, e racj ich bytu jest obrona ludzi przed zagroeniami ze strony monstrw magicznych, nadprzyrodzonych i nienaturalnych... - To wedug ksiki - przerwa niecierpliwie ksi. - W yciu bywao rnie. Wiedmini najmowali si do ochrony karawan, wdrujcych przez rojce si od potworw

gusze i ostpy. Bywao jednak, e zamiast potworw kupcw atakowali zwykli rabusie, a wiedmini wcale nie byli od tego, by ich pochlasta. Mam podstawy do obaw, e podczas godw krla mog napa... bazyliszki. Podejmiesz si obrony przed bazyliszkami? - To zaley. - Od czego? - Od tego, czy aby inscenizacja nie trwa nadal. A ja wanie nie jestem obiektem kolejnej prowokacji. Ze strony ktrego z pozostaych braci, dla przykadu. Talent do wcielania si w role nie jest, zakadam, rzadkoci w rodzinie. Ferrant achn si. Egmund waln pici w st. - Nie przeginaj pay - warkn. - I nie zapominaj si. Pytaem, czy si podejmiesz. Odpowiadaj! - Mgbym - kiwn gow Geralt - podj si obrony krla przed hipotetycznymi bazyliszkami. Niestety, w Kerack okradziono mnie z moich mieczy. Suby krlewskie wci nie zdoay wpa na trop zodzieja i chyba niewiele czyni w tym kierunku. Bez mieczy obroni nikogo nie zdoam. Musz wic odmwi z przyczyn obiektywnych. - Jeli to wycznie kwestia mieczy, to problemu nie bdzie. Odzyskamy je. Prawda, panie instygatorze? - Bezwzgldnie. - Sam widzisz. Instygator krlewski bezwzgldnie potwierdza. Jak wic bdzie? - Niech wpierw odzyskam miecze. Bezwzgldnie. - Uparty z ciebie osobnik. Ale niech ci bdzie. Zaznaczam, e za twe usugi otrzymasz zapat i zapewniam, e nie znajdziesz mnie skpym. Wzgldem za innych korzyci, to niektre uzyskasz od razu, awansem niejako, w dowd mej dobrej woli. Twoj spraw w sdzie moesz ju uwaa za umorzon. Formalnociom musi sta si zado, a biurokracja nie zna pojcia popiechu, ale moesz si ju uwaa za osob woln od podejrze i majc swobod poruszania si. - Wdzicznym niepomiernie. A zeznania i faktury? Leukrota z Cizmar, wilkoak z Guaamez? Co z dokumentami? Tymi, ktrymi ksi raczy posuy si jako... teatralnym rekwizytem? - Dokumenty - Egmund spojrza mu w oczy - chwilowo zostan u mnie. W bezpiecznym miejscu. Bezwzgldnie.

Gdy wrci, dzwon krla Belohuna wanie oznajmia pnoc. Koral, odda jej trzeba honor, na widok jego plecw zachowaa rezerw i spokj. Umiaa nad sob panowa. Nawet gos si jej nie zmieni. Prawie si nie zmieni. - Kto ci to zrobi? - Wigilozaur. Taki jaszczur... - Jaszczur zaoy te szwy? Pozwolie si szy jaszczurowi? - Szwy zaoy medyk. A jaszczur... - Do diaba z jaszczurem! Mozaik! Skalpel, noyczki, pinceta! Iga i katgut! Eliksir Pulchellum! Odwar aloesowy! Unguentum ortolanil Tampon i wyjaowiony opatrunek! I przygotuj synapizm z miodu i gorczycy! Ruszaj si, dziewczyno! Mozaik uwina si w podziwu godnym tempie. Lytta zabraa si do operacji. Wiedmin siedzia i cierpia w milczeniu. - Medykom, nie znajcym si na magii - wycedzia czarodziejka, zakadajc szew powinno si jednak zabroni praktykowa. Wykada w uczelni, owszem. Zszywa zwoki po sekcji, tak. Ale do ywych pacjentw nie powinno si ich dopuszcza. Ale raczej tego nie doczekam, wszystko idzie w przeciwnym kierunku. - Nie tylko magia leczy - zaryzykowa opini Geralt. - A kto leczy musi. Wyspecjalizowanych magw uzdrowicieli jest garstka, a zwykli czarodzieje leczy nie chc. Nie maj czasu albo uwaaj e nie warto. - Susznie uwaaj. Skutki przeludnienia mog by fatalne. Co to jest? To, czym si bawisz? - Wigilozaur by tym oznaczony. Mia to trwale przymocowane do skry. - Zdare z niego jako nalene zwycizcy trofeum? - Zdarem, by ci pokaza. Koral przyjrzaa si owalnej mosinej plakietce rozmiaru dziecicej doni. I wytoczonym na niej znakom. - Ciekawy zbieg okolicznoci - powiedziaa, przyklejajc mu do plecw gorczycznik. Biorc pod uwag fakt, e wanie wybierasz si w tamte strony. - Wybieram si? Ach, tak, prawda, zapomniaem. Twoi konfratrzy i ich plany odnonie mojej osoby. Czyby owe plany skonkretyzoway si? - Nie inaczej. Otrzymaam wiadomo. Jeste proszony o przybycie na zamek Rissberg. - Jestem proszony, wzruszajce. Na zamek Rissberg. Siedzib sawnego Ortolana. Probie, jak wnosz, odmwi nie mog.

- Nie radziabym. Prosz by przyby pilnie. Zwaywszy na twoje obraenia, kiedy bdziesz mg wyruszy? - Zwaywszy na obraenia, ty mi powiedz. Medyczko. - Powiem. Pniej... Teraz za... Nie bdzie ci czas jaki, bd tskni... Jak si teraz czujesz? Czy bdziesz mg... To wszystko, Mozaik. Id do siebie i nie przeszkadzaj nam. Co mia znaczy ten umieszek, pannico? Mam ci go zamrozi na ustach na stae?

Interludium

Jaskier, P wieku poezji (fragment brudnopisu, tekst, ktry nigdy nie wszed do oficjalnego wydania)

Zaprawd, wiedmin wiele mi zawdzicza. Co dzie, to wicej. Wizyta u Pyrala Pratta w Rawelinie, zakoczona, jak wiecie, burzliwie i krwawo, przyniosa jednak i pewne profity. Geralt wpad na trop zodzieja swych mieczy. Moj poniekd to zasug bom to ja, dziki memu sprytowi, do Rawelinu Geralta pokierowa. A nazajutrz to ja, nikt inny, Geralta w now bro wyposayem. Nie mogem patrze, jak chodzi bezbronny. Powiecie, e wiedmin nie bywa bezbronny nigdy? e to wywiczony w kadym rodzaju walki mutant, od normalnego czeka dwa razy silniejszy i dziesi razy szybszy? Ktry trzech uzbrojonych drabw klepk dbow bednarsk w mig na ziemi rozciga? e na domiar magi wada, swymi Znakami, ktre broni s cakiem nielich? Prawda. Ale co miecz, to miecz. W kko mi powtarza, e bez miecza jak goy si czuje. Wic go w miecz wyposayem. Pratt, jak ju wiecie, wywdziczy si nam obu z wiedminem finansowo, niezbyt hojnie, ale zawsze. Nazajutrz z rana, jak mi Geralt zleci, pospieszyem z czekiem do filii Giancardich. Daem czek do inkasa. Stoj, rozgldam si. I widz, e kto bacznie mi si przyglda. Niewiasta, niestara, ale te i nie mdka, w odzieniu gustownym i eleganckim. Niedziwny mi damski zachwycony wzrok, m msk i drapien urod wiele kobiet znajduje nieodpart. Niewiasta podchodzi nagle, przedstawia si jako Etna Asider i rzecze, e mnie zna. Te mi sensacja, wszyscy mnie znaj sawa wyprzedza mnie, dokdkolwiek zmierzam. - Wie mnie dosza - mwi - o zej przygodzie, ktra spotkaa twego druha, panie poeto, wiedmina Geralta z Rivii. Wiem, e bro utraci i e nowa mu pilnie potrzebna. Wiem te, jak trudno o dobry miecz. Tak si skada, e ja takim mieczem dysponuj. Po mu nieboszczyku, miejcie bogowie ask dla duszy jego. Jak raz do banku zachodz, by miecz w

spieniy, bo co wdowie po mieczu? Bank miecz wyceni i chce przyj go w komis. Mnie wszelako grosz gotowy potrzebny pilnie, bo mi mus nieboszczyka dugi popaci, inaczej zagryz mnie wierzyciele. Tedy... Po tych sowach bierze niewiasta pokrowiec z adamaszku i miecz ze odwija. Cudo, powiadam wam. Lekki jak pirko. Pochwa gustowna i elegancka, rkoje ze skry jaszczurczej, jelec zocony, w gowicy jaspis jak gobie jajo. Dobywam z pochwy i oczom nie wierz. Na klindze, tu nad jelcem, punca o ksztacie soca. A zaraz dalej inskrypcja: Nie dobywaj bez przyczyny, nie chowaj bez honoru. Znaczy, gownia kuta w Nilfgaardzie, w Viroledzie, miecie kuniami mieczniczymi na wiat cay syncym. Dotykam ostrza opuszkiem kciuka - jak ta brzytwa, mwi wam. em nie w ciemi bity, nic po sobie pozna nie daj, obojtnie patrz, jak si bankowi klerkowie uwijaj a jaka babina mosine klamki poleruje. - Bank Giancardich - rzecze wdwka - miecz wyceni na dwiecie koron. W komisie. Jeli jednak za gotwk do rki, oddam za sto pidziesit. - Ho, ho - ja na to. - Sto pidziesit to worek pienidzy. Za tyle to dom mona kupi. Jeli may. I na przedmieciu. - Ach, panie Jaskier - zaamuje niewiasta rce, z roni. - Drwicie ze mnie. Okrutny z waci czek, by tak wdow wykorzystywa. Alem ja w potrzasku, tedy niech wam bdzie: za sto. I tym to sposobem, drodzy moi, problem wiedmina rozwizaem. Mkn Pod Kraba i Belon, Geralt ju tam siedzi, nad jajecznic z bekonem, ha, pewnie u ryej wiedmy na niadanie znowu by serek i szczypiorek. Podchodz i - trach! miecz na st. A go zatkao. yk rzuci, bro z pochwy wyciga, oglda. Twarz ma jak z kamienia. Alem przywyk do jego mutacji, wiem, e si go emocje nie imaj. Choby nie wiem, jak by zachwycony i szczliwy, pozna po sobie nie da. - Ile za to da? Chciaem odrzec, e nie jego interes, ale w por przypomniaem sobie, e to jego wasnymi pienidzmi paciem. Wic si przyznaem. On rk mi ucisn, sowa nie powiedzia, twarzy wyrazu nie zmieni. Taki ju jest. Prosty, ale szczery. I mwi mi, e wyjeda. Sam. - Chciabym - uprzedzi me protesty - by zosta w Kerack. I mia tu oczy i uszy otwarte. Opowiedzia, co si wczoraj przydarzyo, o swej nocnej rozmowie z ksiciem Egmundem. I cay czas viroledaskim mieczem si bawi, jak dziecko zabawk now.

- Nie planuj - podsumowa - ksiciu suy. Ani uczestniczy w sierpniowych krlewskich godach w charakterze stray przybocznej. Egmund i twj kuzyn pewni s, e zodzieja moich mieczy wkrtce schwytaj. Nie podzielam ich optymizmu. I to mi w zasadzie jest na rk. Majc moje miecze, Egmund miaby na mnie haka. Wol dopa zodzieja sam, w Novigradzie, w lipcu, przed aukcj u Borsodych. Odzyskam miecze i wicej nie poka si w Kerack. Ty za, Jaskier, trzymaj gb na kdk. O tym, co powiedzia nam Pratt, nikt nie moe si dowiedzie. Nikt. Twego kuzyna instygatora wliczajc. Przysigem, e milcza bd jak grb. On za patrzy na mnie dziwnie. Zupenie, jakby nie dowierza. - A e rnie moe by - podj - musz mie plan rezerwowy. Chciabym wtedy jak najwicej wiedzie o Egmundzie i o jego rodzestwie, o wszystkich moliwych pretendentach do tronu, o samym krlu, o caej krlewskiej rodzince. Chciabym wiedzie, co zamierzaj i co knuj. Kto trzyma z kim, jakie frakcje s tu czynne i tak dalej. Jasne? - Lytty Neyd - ja na to - angaowa w to nie chcesz, jak wnioskuj. I uwaam, e susznie. Rudowosa pikno ma z pewnoci doskonae rozeznanie w interesujcych ci sprawach, ale z tutejsza, monarchi zbyt wiele j wie, by zdecydowaa si na podwjn lojalno, to raz. Dwa, nie uwiadamiaj jej, e wnet znikniesz i wicej si nie pojawisz. Bo reakcja moe by gwatowna. Czarodziejki, jak ju zdye wypraktykowa, nie lubi gdy kto znika. - Wzgldem reszty - przyrzekem - moesz na mnie liczy. Bd mia uszy i oczy w pogotowiu i wycelowane tam, gdzie trzeba. A tutejsz krlewsk rodzink ju poznaem i plotek te nasuchaem si do. Miociwie tu panujcy Belohun dopracowa si licznej progenitury. ony zmienia do czsto i atwo, gdy tylko upatrzy sobie now stara wygodnie egnaa pad, dziwnym losu zrzdzeniem zapadajc nagle na niemoc, wobec ktrej medycyna okazywaa si bezsiln. Tym sposobem krl ma na dzie dzisiejszy czterech legalnych synw, kady z innej matki. Bezliku crek nie licz, jako e do tronu pretendowa nie mog. Nie licz te bkartw. Warto jednak nadmieni, e wszystkie znaczce stanowiska i urzdy w Kerack obsadzone s przez maonkw crek, kuzyn Ferrant jest wyjtkiem. A nielubni synowie rzdz handlem i przemysem. Wiedmin, bacz, sucha pilnie. - Czterech synw z prawego oa - opowiadam dalej - to w kolejnoci starszestwa pierworodny, imienia nie znam, na dworze nie wolno go wymienia, po ktni z ojcem wyjecha i lad po nim zagin, nikt go wicej nie widzia. Drugi, Elmer, to trzymany w zamkniciu umysowo chory pijak, niby jest to tajemnica stanu, ale w Kerack zna j kady.

Realnymi pretendentami s Egmund i Xander. Nienawidz si, a Belohun sprytnie to rozgrywa, obu trzyma w staej niepewnoci, w kwestii sukcesji potrafi te nieraz ostentacyjnie faworyzowa i mami obietnicami ktrego z bkartw. Teraz za szepcze si po ktach, e przyrzek koron synowi urodzonemu z nowej onki, tej wanie, ktr oficjalnie polubi w Lammas. - Ja i kuzyn Ferrant - mwi dalej - sdzimy jednak, e s to obiecanki-cacanki, za pomoc ktrych stary chrzan myli nakoni mdeczk do kowych zapaw. e Egmund i Xander s jedynymi realnymi dziedzicami tronu. A jeli bdzie to wymagao coup dtat, to w wykonaniu ktrego z tych dwu. Obu poznaem, poprzez kuzyna. Obaj s... takie wraenie odniosem... liscy jak gwno w majonezie. Jeli wiesz, co chc przez to powiedzie. Geralt potwierdzi, e wie, e sam odnis takie wraenie, rozmawiajc z Egmundem, tylko nie umia tego rwnie piknie uj w sowa. Po czym zamyli si gboko. - Wrc niebawem - mwi wreszcie. - A ty tu dziaaj i miej baczenie na sprawy. - Nim si poegnamy - ja na to - bd druhem, opowiedz mi co nieco o uczennicy twojej magiczki. Tej przylizanej. To prawdziwy pczek ry, krzynk nad nim popracowa, a rozkwitnie przecudnie. Umyliem wic, e to ja si powic... Jemu za twarz si zmienia. I jak nie gruchnie pici w st, a kufle podskoczyy. - apy od Mozaik z daleka, grajku - tak on do mnie, bez krzty respektu. - Wybij j sobie z gowy. Nie wiesz, e uczennicom czarodziejek surowo zabrania si nawet najniewinniejszych flirtw? Za najmniejsze takie przewinienie Koral uzna j za niegodn uczenia i odele do szkoy, a to dla uczennicy straszna kompromitacja i utrata twarzy, syszaem o samobjstwach na tym tle. A z Koral nie ma artw. Nie ma poczucia humoru. Miaem ch poradzi mu, by sprbowa poaskota jej kurzym pirkiem rowek w tyku, zabieg taki rozwesela nawet najwiksze ponuraczki. Alem zmilcza, bo go znam. Nie znosi, by nieogldnie mwi o jego kobietach. Nawet tych na jedn noc. Zaklem si wic na honor, e cnot przylizanej adeptki z porzdku dziennego skrel i nawet umizga si nie bd. - Jeli a tak ci sparo - on na to, poweselawszy, na odchodnym - to wiedz, e poznaem w tutejszym sdzie jedn pani adwokat. Wygldaa na chtn. Do niej posu w koperczaki. Dobre sobie. e niby co, mam dyma wymiar sprawiedliwoci? Z drugiej jednak strony...

Interludium

Wielce Szanowna Pani Lytta Neyd Kerack, Miasto Grne Willa Cyklamen Zamek Rissberg, 1 lipca 1245 p. R.

Droga Koral, tusz, e list mj zastanie Ci w dobrym zdrowiu i nastroju. I e wszystko ukada si po Twojej myli. Spiesz powiadomi, e wiedmin zwcy si Geraltem z Rivii raczy wreszcie zjawi si na naszym zamku. Natychmiast po przybyciu, w czasie krtszym od godziny, pokaza si irytujco nieznonym i zdy zrazi do siebie absolutnie wszystkich, wliczajc Czcigodnego Ortolana, osob mogc uchodzi za wcielenie yczliwoci i przychyln kademu. Opinie krce o tym osobniku nie s, jak si okazuje, w najmniejszym nawet stopniu przesadzone, a antypatia i wrogo, z jakimi w wszdzie si spotyka, maj swoje gbokie uzasadnienie. Tam, gdzie trzeba jednak odda mu honor, bd pierwszym, ktry to uczyni, sine ira et studio. Osobnik w to profesjona w kadym calu i w kwestii swego fachu absolutnie spolegliwy. Wykona to, czego si podejmie, lub padnie, wykona prbujc, wtpliwoci by nie moe. Cel naszego przedsiwzicia naley zatem uzna za osignity, gwnie dziki Tobie, droga Koral. Dziki skadamy Ci za starania, wdzicznymi za to znajdziesz nas zawsze. Wdziczno moj masz za szczegln Jako Twj z dawna przyjaciel, pomny na to, co nas czyo, bardziej ni inni rozumiem Twe wyrzeczenie. Pojmuj, jak cierpie musiaa blisko owego osobnika, bdcego wszak konglomeratem przywar, ktrych nie znosisz. Biorcy si z gbokich kompleksw cynizm, natura zjeona i introwertyczna, charakter nieszczery, umys prymitywny, inteligencja mierna, arogancja monstrualna. Pomin fakt, e ma brzydkie donie i niezadbane paznokcie, by Ci nie irytowa, droga Koral, wszak wiem, jak takich rzeczy nienawidzisz. Ale, jak si rzeko, koniec nasta Twoim cierpieniom, kopotom i turbacjom, nic

ju nie stoi na przeszkodzie, by relacji z owym osobnikiem zaprzestaa i zerwaa z nim wszelkie kontakty. Definitywnie tym samym kres kadc i odpr dajc kamliwym pomwieniom, szerzonym przez nieyczliwe jzyki, ktre z Twej pozornej wszak i udawanej yczliwoci dla wiedmina wrcz romans jaki tani czyni usiuj Ale do ju o tym, niewarta ta rzecz roztrzsania. Najszczliwszym bybym z ludzi, droga Koral, gdyby zechciaa odwiedzi mnie na Rissbergu. Nie musz dodawa, i jednego sowa Twego, jednego skinienia, jednego umiechu wystarczy, bym co tchu pospieszy do Ciebie.

Twj z gbokim uszanowaniem

Pinety

PS Nieyczliwe jzyki, o ktrych wspominaem, suponuj e Twa przychylno dla wiedmina braa si z chci dokuczenia naszej konfraterce Yennefer, wci jakoby wiedminem zainteresowanej. aosna zaiste jest intrygantw tych naiwno i niewiedza. Powszechnie wszak wiadomo, e Yennefer pozostaje w pomiennym zwizku z pewnym modym przedsibiorc z brany jubilerskiej, o wiedmina za i jego przelotne miostki dba tyle, co o nieg ubiegoroczny.

Interludium

Wielce Szanowny Pan Algernon Guincamp Zamek Rissberg

Ex urbe Kerack, die 5 mens. Jul. anno 1245 p. R.

Drogi Pinety, dziki Ci za list, dawno do mnie nie pisae, c, widocznie nie byo o czym i nie byo celu. Ujmujca jest Twa troska o moje zdrowie i nastrj, jak te o to, czy aby wszystko ukada si po mojej myli. Z satysfakcj powiadamiam, e ukada mi si wszystko tak, jak ukada powinno, dokadam ku temu stara, a kady wszak, jak wiadomo, sam nawy swojej sternikiem. Naw m wiedz o tym, wiod doni pewn przez szkway i rafy, skro wznoszc do gry, ilekro burza wkoo zahuczy. Co do zdrowia, to w rzeczy samej, dopisuje mi. Fizyczne jak zwykle, psychiczne rwnie, od niedawna, od kiedy mam to, czego tak dugo mi brakowao. Jak bardzo brakowao, dowiedziaam si dopiero, gdy brakowa przestao. Rada jestem, e wasze wymagajce udziau wiedmina przedsiwzicie zmierza ku sukcesowi, dum napawa mj skromny w przedsiwziciu udzia. Prno jednak smucisz si, drogi Pinety, sdzc, e wizao si to z wyrzeczeniami, cierpieniami, kopotami i turbacjami. Nie byo a tak le. Geralt to w rzeczy samej istny konglomerat przywar. Odkryam w nim sine ira et studio - wszake i zalety. Niemae zalety, zarczam, niejeden, gdyby wiedzia, toby si stropi. A niejeden pozazdroci. Do plotek, pogosek, szeptanek i intryg, o ktrych piszesz, drogi Pinety, wszyscymy przywykli i wiemy, jak sobie z czym takim radzi, a rada jest prosta: lekceway. Pamitasz zapewne pogoski o tobie i Sabrinie Glevissig, w czasach, gdy co jakoby nas czyo? Zlekcewayam je. Tobie teraz radz to samo.

Bene vale, Koral

PS Jestem ogromnie zapracowana. Nasze ewentualne spotkanie nie wydaje si moliwym w dajcej si przewidzie przyszoci.

Po rnych bkaj si krajach, a gust ich i humor ka by bez wszelkiej dependencji. Znaczy to, e nijakiej wadzy, ludzkiej ani boskiej, nie uznaj, e praw adnych i zasad nie szanuj, e nikomu i niczemu posuszestwa nie winnymi i bezkarnymi si mniemaj. Z natury bdc szalbierzami, yj z wreb, ktremi prosty lud udz, su za szpiegw, kolportuj faszywe amulety, oszukacze medykamenta, wyskoki i narkotyki, paraj si te kuplerstwem, to jest dziewki wszeteczne przywodz dla niepoczciwej uciechy tym, co pac. Gdy im bieda, ebra si nie wstydz, ani zwykej kradziey dopuszcza, ale milsze im szachrajstwo i oszustwo. Zwodz naiwnych, e niby ludzi broni, e niby gwoli ich bezpiecznoci potwory zabijaj, ale to te, dawno dowiedziono, e ku wasnej to czyni uciesze, bo mord to dla nich przedni dywertyment. Preparujc si do swych akcji, jakie gusa czyni czarownickie, atoli jest to jeno omamienie oczu patrzcych. Poboni kapani w lot te baamuctwo i kuglarstwo odkryli byli z konfuzj tych czartowskich pachokw, wiedminami si mianujcych. Anonim, Monstrum albo wiedmina opisanie

Rozdzia dziewity

Rissberg nie przedstawia si ani gronie, ani nawet imponujco. Ot, zameczek, jakich wiele, rozmiarem redni, zgrabnie wpasowany w strome zbocze gry, przytulony do urwiska, jasnym murem skontrastowany z wieczn zieleni wierkowego lasu, grujcy nad szczytami drzew dachwk dwch czworoktnych wie, jednej wyszej, drugiej niszej. Okalajcy zamek mur nie by, jak si okazywao z bliska, zbyt wysoki i nie wieczy go krenela, umieszczone za na rogach i nad bram wieyczki miay charakter bardziej ozdobny ni obronny. Wijca si wok wzgrza droga nosia lady intensywnego uytkowania. Bo te i bya uytkowana, i to wcale intensywnie. Wnet przyszo wiedminowi wyprzedza wozy, powozy, pojedynczych jedcw i pieszych. Sporo podrnych wdrowao te z przeciwka, od strony zamku. Geralt domyla si celu pielgrzymek. e susznie, okazao si, ledwie wyjecha z lasu. Paski szczyt wzgrza pod kurtyn muru zajmowao skonstruowane z drewna, trzciny i somy miasteczko - cay kompleks mniejszych i wikszych zabudowa i zadasze, otoczony

potem i zagrodami dla koni i inwentarza. Dobiega stamtd gwar, a ruch panowa do oywiony, zupenie jak na jarmarku czy kiermaszu. Bo te i by to kiermasz, bazar, wielki targ, tyle e nie handlowano tu drobiem, ryb ani warzywem. Oferowanym pod zamkiem Rissberg towarem bya magia - amulety, talizmany, eliksiry, opiaty, filtry, dekokty, ekstrakty, destylaty, konkokcje, kadzida, pachnida, syropy, proszki i maci, do tego rne praktyczne, oboone czarami przedmioty, narzdzia, sprzty domowe, ozdoby, a nawet zabawki dla dzieci. Ten wanie asortyment ciga tu rzesze nabywcw. By popyt, bya poda - a interes, co byo wida, krci si jak najty. Droga rozwidlaa si. Wiedmin skierowa si na t wiodc ku bramie zamku, znacznie mniej wyjedon ni ta druga, kierujca interesantw na plac targowy. Przejecha przez brukowane przedbramie, cay czas szpalerem specjalnie ustawionych tu menhirw, w wikszoci znacznie wyszych ni on na koniu. Wkrtce powitaa go furta, w typie bardziej paacowa ni zamkowa, ze zdobnymi pilastrami i frontonem. Medalion wiedmina zadrga silnie. Potka zaraa, stukna o bruk podkow i stana jak wryta. - Tosamo i cel wizyty. Unis gow. Zgrzytliwy i dudnicy echem, ale niewtpliwie kobiecy gos dobieg, jak si zdawao, z szeroko otwartych ust wyobraonej na tympanonie gowy harpii. Medalion drga, klacz prychaa. Geralt czu dziwny ucisk w skroniach. - Tosamo i cel wizyty - rozlego si ponownie z dziury w reliefie. Troch goniej ni poprzednio. - Geralt z Rivii, wiedmin. Jestem oczekiwany. Gowa harpii wydaa przypominajcy trbienie dwik. Blokujca portal magia znika, ucisk w skroniach usta momentalnie, a klacz bez ponaglania ruszya z miejsca. Kopyta stukay na kamieniach. Wyjecha z portalu na okolony krugankami cul-de-sac. Natychmiast podbiego do dwch pachokw, chopcw w uytkowo burym odzieniu. Jeden zaj si koniem, drugi posuy za przewodnika. - Tdy, panie. - Zawsze u was tak? Taki ruch? Tam, na podzamczu? - Nie, panie - pacholik rzuci na niego sposzonym wzrokiem. - Jeno w rody. roda dzie targowy. Na arkadowym zwieczeniu kolejnego portalu widnia kartusz, a na nim kolejna paskorzeba, niezawodnie rwnie magiczna. Ta wyobraaa paszcz amfisbeny. Portal

zamykaa ozdobna i solidnie wygldajca krata, ktra jednak pchnita przez pacholika otwara si lekko i pynnie. Drugi dziedziniec mia znacznie wiksz powierzchni. I dopiero std mona byo waciwie oceni zamek. Widok z oddali, jak si okazywao, by bardzo mylcy. Rissberg by znacznie wikszy, ni zdawaoby si z pozoru. Wgbia si bowiem mocno w cian grsk wcina si w ni kompleksem budynkw, gmachw surowych i brzydkich, jakich zwykle nie spotykao si w architekturze zamkw. Budynki wyglday na fabryki i chyba byy nimi. Sterczay z nich bowiem kominy i rury wentylacyjne. Dao si wywszy spalenizn, siark i amoniak, mona byo te wyczu lekk wibracj podoa, dowd pracy jakich podziemnych machin. Pacholik chrzkniciem odwid uwag Geralta od fabrycznego kompleksu. I bowiem mieli w inn stron - ku zamkowej wiey, tej niszej, grujcej nad zabudowaniami o bardziej klasycznym, paacowym charakterze. Wntrze te okazao si klasycznie paacowym - pachniao kurzem, drewnem, woskiem i starzyzn. Byo jasno - pod sufitem, ospale niczym ryby w akwarium, pyway otoczone aureolami wiata magiczne kule, standardowe owietlenie siedzib czarodziejw. - Witaj, wiedminie. Witajcymi okazali si dwaj czarodzieje. Zna obu, acz nie osobicie. Harlana Tzar wskazaa mu kiedy Yennefer, zapamita go, bo jako jedyny chyba wrd magikw goli gow na yso. Algernona Guincampa zwanego Pinetym pamita z Oxenfurtu. Z akademii. - Witamy na Rissbergu - powita Pinety. - Cieszymy si, e zechciae przyby. - Drwisz ze mnie? Nie jestem tu z wasnej woli. eby zmusi mnie do przybycia, Lytta Neyd wpakowaa mnie do kryminau... - Ale pniej ze wycigna - przerwa Tzara. - I sowicie wynagrodzia. Zrekompensowaa dyskomforty z wielkim, hmm, oddaniem. Wie niesie, e od tygodnia co najmniej pozostajesz z ni w bardzo dobrych... stosunkach. Geralt zwalczy w sobie przemon ch dania mu w pysk. Pinety musia to zauway. - Pax - unis rk. - Pax, Harlanie. Zaprzestamy swarw. Darujmy sobie utarczki na docinki i uszczypliwoci. Wiemy, e Geralt jest uprzedzony do nas, sycha to w kadym jego sowie. Wiemy, dlaczego tak jest, wiemy, jak zdoowaa go afera z Yennefer. I reakcja rodowiska na t afer. Nie zmienimy tego. Ale Geralt to zawodowiec, bdzie umia by ponad to.

- Umia bdzie - przyzna cierpko Geralt. - Pytanie, czy zechce. Przejdmy wreszcie do rzeczy. Po co tu jestem? - Jeste nam potrzebny - rzek sucho Tzara. - Wanie ty. - Wanie ja. Mam si czu zaszczycony? Czy te mam zacz si ba? - Jeste sawny, Geralcie z Rivii - rzek Pinety. - Twoje czyny i wyczyny powszechny konsensus faktycznie uznaje za spektakularne i podziwu godne. Na nasz podziw, jak sam miarkujesz, niespecjalnie moesz liczy, nie jestemy a tak skorzy, by okazywa admiracj, zwaszcza komu takiemu, jak ty. Ale umiemy uzna profesjonalizm i uszanowa eksperiencj. Fakty mwi za siebie. Jeste, zaryzykowabym stwierdzenie, wybitnym... hmm... - No? - Eliminatorem. - Pinety znalaz sowo bez trudu, ewidentnie ju zawczasu mia je na podordziu. - Kim, kto eliminuje zagraajce ludziom bestie i potwory. Geralt nie skomentowa. Czeka. - Take naszym celem, celem czarodziejw, jest dobrobyt i bezpieczestwo ludzi. Mona wic mwi o wsplnocie interesw. Okazjonalne nieporozumienia nie powinny tego przesania. Da nam to niedawno do zrozumienia gospodarz tego zamku. Ktry sysza o tobie. I chciaby pozna ci osobicie. Zayczy sobie tego. - Ortolan. - Arcymistrz Ortolan. I jego najblisi wsppracownicy. Bdziesz przedstawiony. Pniej. Sucy wskae ci twoje komnaty. Racz odwiey si po podry. Odpocz. Wkrtce przylemy po ciebie.

Geralt myla. Przypomina sobie wszystko, co kiedykolwiek sysza o arcymistrzu Ortolanie. Bdcym, jak chcia powszechny konsensus, yw legend.

Ortolan by yw legend osob niezwykle zasuon dla sztuki czarnoksiskiej. Jego obsesj byo popularyzowanie magii. W odrnieniu od wikszoci czarodziejw uwaa, e beneficje i korzyci pynce z mocy ponadnaturalnych winny by dobrem wsplnym i suy umacnianiu oglnego dobrobytu, komfortu i szczliwoci powszechnej.

Kady czowiek, marzy Ortolan, winien mie zagwarantowany nieodpatny dostp do magicznych lekw i eliksirw. Czarodziejskie amulety, talizmany i wszelkie artefakty winne by dostpne powszechnie i darmowe. Przywilejem kadego obywatela winny by telepatia, telekineza, teleportacja i telekomunikacja. Aby to osign, Ortolan bez przerwy co wynajdywa. To znaczy - robi wynalazki. Niektre rwnie legendarne, jak on sam. Rzeczywisto bolenie zweryfikowaa mrzonki starego czarodzieja. aden z jego majcych upowszechnia i demokratyzowa magi wynalazkw nigdy nie wyszed poza faz prototypu. Wszystko, co Ortolan wymyli, a co w zaoeniu miao by proste, okazywao si potwornie skomplikowane. Co miao by masowe, okazywao si diabelnie drogie. Ortolan nie upada jednak na duchu, fiaska, miast zniechci, podniecay go do dalszych wysikw. Prowadzcych do kolejnych fiask. Podejrzewano - samemu Ortolanowi, rzecz jasna, myl taka nie zawitaa nigdy - e niepowodzenia wynalazcy czsto za przyczyn mieway zwyky sabota. Nie chodzio tu przynajmniej nie jedynie - o zwyk zawi czarodziejskiego bractwa, o niech do popularyzowania sztuki, ktr czarodzieje woleli widzie w rkach elity - czyli wasnych. Bardziej obawiano si wynalazkw o charakterze militarnym i zabjczym. I susznie si obawiano. Jak kady wynalazca, Ortolan miewa okresy fascynacji materiaami

wybuchowymi i zapalajcymi, bombardami, opancerzonymi rydwanami, samopaami, samobijami i gazami trujcymi. Warunkiem dobrobytu, dowodzi staruszek, jest powszechny pokj midzy narodami, a pokj osiga si poprzez zbrojenia. Najpewniejsza metoda zapobiegania wojnom to odstraszanie straszn broni im bro straszniejsza, tym pokj pewniejszy i dugo trwalszy. Poniewa Ortolan argumentw sucha nie zwyk, utajono wrd jego wynalazczego zespou sabotaystw, ktrzy grone wynalazki torpedowali. Prawie aden nie ujrza wiata dziennego. Wyjtkiem by osawiony i bdcy przedmiotem licznych anegdot kulomiot. By to rodzaj telekinetycznego arbalestu z wielk bani na oowiane kulki. Kulomiot - zgodnie z nazw - mia miota kulki do celu, i to caymi seriami. Prototyp wyszed, o dziwo, poza mury Rissbergu, zosta nawet przetestowany w jakiej potyczce. Z aosnym jednak efektem. Posugujcy si wynalazkiem strzelec, zapytany o przydatno broni, mia si podobno wyrazi, e kulomiot jest jak jego teciowa. Ciki, brzydki, cakowicie bezuyteczny i nic, tylko wzi i utopi w rzece. Stary czarodziej nie przej si, gdy mu to powtrzono. Kulomiot to zabawka, owiadczy pono, on ma ju na desce projekty duo bardziej zaawansowane, zdolne razi masowo. On, Ortolan, da ludzkoci

dobrodziejstwo pokoju, choby wprzd trzeba byo poow ludzkoci wybi.

cian komnaty, do ktrej go wprowadzono, pokrywa ogromny arras, arcydzieo tkactwa, arkadyjska werdiura. Arras szpeci niedokadnie sprany zaciek, przypominajcy troch wielk kaamarnic. Kto, oceni wiedmin, zapewne cakiem niedawno si na arcydzieo tkactwa wyrzyga. Za zajmujcym rodek komnaty dugim stoem zasiadao siedem osb. - Mistrzu Ortolanie - Pinety ukoni si lekko - pozwl sobie przedstawi. Geralt z Rivii. Wiedmin. Wygld Ortolana nie zdziwi Geralta. Mniemano, e by najstarszym yjcym czarodziejem. Moe tak byo w istocie, moe nie, ale pozostawao faktem, i Ortolan by najstarzej wygldajcym czarodziejem. Byo to o tyle dziwne, e nikt inny, a wanie on by wynalazc synnego dekoktu alraunowego, eliksiru, ktrego czarodzieje uywali celem powstrzymania procesu starzenia si. Sam Ortolan, gdy wreszcie dopracowa si niezawodnie dziaajcej formuy magicznego pynu, niewiele na nim skorzysta, bo by ju wwczas do wiekowy. Eliksir zapobiega starzeniu, ale bynajmniej nie odmadza. Dlatego te Ortolan, cho od dawna zaywa lek, wci wyglda jak stary dziad - zwaszcza na tle konfratrw: sdziwych czarodziejw, wygldajcych na mczyzn w kwiecie wieku, i steranych yciem czarodziejek, wygldajcych jak dziewczta. Tryskajce modoci i wdzikiem czarodziejki oraz lekko szpakowaci czarodzieje, ktrych prawdziwe daty urodzenia giny w pomroce dziejw, strzegli tajemnicy eliksiru Ortolana jak renicy oka, a czasem nawet wrcz zaprzeczali jego istnieniu. Ortolana za utrzymywali w przekonaniu, e eliksir jest dostpny powszechnie, dziki czemu ludzko jest praktycznie niemiertelna i - co za tym idzie absolutnie szczliwa. - Geralt z Rivii - powtrzy Ortolan, mitoszc w doni kak siwej brody. - A jake, a jake, syszelimy. Wiedmin. Defensor, jak powiadaj obroca, ludziom ode Zego nioscy ratunek. Na wszelkie potworne Zo prezerwatyw i antidotum konsyderowany. Geralt przybra skromn min i ukoni si. - A jake, a jake... - podj czarodziej, tarmoszc brod. - Wiemy, wiemy. Si, by ludzi broni, wedug wszelkiej assercji nie szczdzisz, chopcze, nie szczdzisz. I icie estymacji godzien twj proceder, estymacji godne rzemioso. Witamy ci na zamku naszym, radzi, e ci tu fata rzuciy. Bo cho sam tego moesz nie wiedzie, ale powrci jako ten ptak do gniazda... Dobrze mwi, jako ten ptak. Radzimy ci i mniemamy, ie i ty nam rad. H?

Geralt by w kropce, jak zwraca si do Ortolana. Czarodzieje nie uznawali form grzecznociowych i nie oczekiwali ich od innych. Nie wiedzia jednak, czy to przystoi wobec siwowosego i siwobrodego starca, w dodatku ywej legendy. Miast si odzywa, ukoni si ponownie. Pinety kolejno przedstawi siedzcych za stoem czarodziejw. Geralt niektrych zna. Ze syszenia. Axel Esparza, szerzej znany jako Axel Raby, mia faktycznie czoo i policzki pokryte dziobami po ospie, nie usuwa ich, jak chciaa plotka, przez zwyk przekor. Lekko szpakowaty Myles Trethevey i nieco bardziej szpakowaty Stucco Zangenis przygldali si wiedminowi z umiarkowanym zainteresowaniem. Zainteresowanie Biruty Icarti,

umiarkowanie urodziwej blondynki, wygldao na nieco wiksze. Tarvix Sandoval, barczysty, z postury rycerz raczej ni czarodziej, patrzy w bok, na arras, jakby i on podziwia zaciek i docieka, skd w si wzi i kto zawini. Miejsce najbliej Ortolana zajmowa najmodszy, jak si wydawao, spord obecnych, Sorel Degerlund, o dugich wosach i cokolwiek skutkiem tego zniewieciaym typie urody. - My rwnie - przemwia Biruta Icarti - witamy synnego wiedmina, obroc ludzi. Radzimy wita, albowiem i my tu, na tym zamku, pod auspicj arcymistrza Ortolana trudzimy si, by dziki postpowi ycie ludzi czyni bezpieczniejszym i lejszym. Take dla nas dobro ludzi to cel nadrzdny. Wiek arcymistrza nie pozwala nadto przedua audiencji. Zapytam wic, jak si godzi: czy masz jakie yczenia, Geralcie z Rivii? Czy jest co, co moglibymy dla ciebie zrobi? - Dzikuj - Geralt skoni si ponownie - arcymistrzowi Ortolanowi. I wam, szanowni. A skoro omielacie mnie pytaniem... Tak, jest co, co moglibycie dla mnie zrobi. Moglibycie wyjani mi... to. T rzecz. Zdarem j z wigilozaura, ktrego zabiem. Pooy na stole owaln pytk o rozmiarach dziecicej doni. Z wytoczonymi znakami. - RISS PSREP Mk IV/002 025 - odczyta gono Axel Raby. I przekaza pytk Sandovalowi. - Mutacja, wytworzona tu, u nas, na Rissbergu - oceni cierpko Sandoval. - W sekcji pseudogadw. Jaszczur straniczy. Model czwarty, seria druga, egzemplarz dwudziesty pity. Przestarzay, od dawna produkujemy ulepszone. Co tu jeszcze jest do wyjaniania? - Mwi, e zabi wigilozaura - skrzywi si Stucco Zangenis. - Nie o wyjanienia wic chodzi, lecz o pretensje. Reklamacje, wiedminie, przyjmujemy i rozpatrujemy tylko od

legalnych nabywcw, wycznie na podstawie dowodu zakupu. Wycznie na podstawie dowodu zakupu serwisujemy i usuwamy usterki... - Gwarancja na ten model dawno wygasa - dorzuci Myles Trethevey. - adna nie obejmuje za usterek powstaych w wyniku niewaciwego lub niezgodnego z instrukcj obsugi uytkowania wytworu. Jeli wytworem posugiwano si niewaciwie, Rissberg nie ponosi odpowiedzialnoci. adnej odpowiedzialnoci. - A za to - Geralt wyj z kieszeni i rzuci na st drug pytk - ponosicie odpowiedzialno? Druga pytka bya podobnego ksztatu i rozmiaru, co poprzednia, ale pociemniaa i zaniedziaa. W wytoczenia wrs i wpiek si brud. Ale znaki wci byy czytelne: IDR UL Ex IX 0012 BETA Zapado dugie milczenie. - Idarran z Ulivo - powiedzia wreszcie Pinety, zaskakujco cicho i zaskakujco niepewnie. - Ucze Alzura. Nie sdziem... - Skd to masz, wiedminie? - Axel Raby przechyli si przez st. - W jaki sposb to zdobye? - Pytasz, jakby nie wiedzia - odpar Geralt. - Wydubaem ze skorupy stwora, ktrego zabiem. A ktry wczeniej zamordowa co najmniej dwadziecioro ludzi w okolicy. Co najmniej, bo myl, e duo wicej. Myl, e mordowa od lat. - Idarran... - mrukn Tarvix Sandoval. - A przed nim Malaspina i Alzur... - Ale to nie my - powiedzia Zangenis. - Nie my. Nie Rissberg. - Dziewity model eksperymentalny - dodaa w zamyleniu Biruta Icarti. - Wersja beta. Dwunasty... - Dwunasty egzemplarz - podchwyci Geralt, nie bez zoliwoci. - A ile takich byo cznie? Ile ich wytworzono? Odpowiedzi na pytanie o odpowiedzialno nie uzyskam, to jasne, bo to nie wy, nie Rissberg, wy jestecie czyci i chcecie, bym w to uwierzy. Ale zdradcie cho, bo z pewnoci wiecie, ile jeszcze takich kry po lasach i morduje ludzi. Ile trzeba bdzie takich odnale. I zarba. Chciaem rzec: wyeliminowa. - Co to jest, co to jest? - oywi si nagle Ortolan. - Co tam macie? Pokacie! Ach... Sorel Degerlund nachyli si do ucha starca, dugo szepta. Myles Trethevey, demonstrujc pytk, szepta z drugiej strony. Ortolan szarpa brod. - Zabi? - krzykn nagle cienko. - Wiedmin? Unicestwi genialne dzieo Idarrana? Zabi? Zniszczy bezmylnie?

Wiedmin nie wytrzyma. Parskn. Szacunek dla wieku podeszego i siwizny nagle cakiem go opuci. Parskn ponownie. A potem zamia si. Szczerze i niepowstrzymanie. Zamare twarze siedzcych za stoem czarodziejw, miast pohamowa, wprawiy go w jeszcze wiksz wesoo. Do diaba, pomyla, nie pamitam, kiedy ostatnio miaem si rwnie szczerze. Chyba w Kaer Morhen, przypomnia sobie, tak, w Kaer Morhen. Kiedy pod Vesemirem zaamaa si sprchniaa deska w wychodku. - Jeszcze mieje si, smarkacz! - wykrzykn Ortolan. - Ry niby osie! Chystku nierozumny! Pomyle, em w obron ci bra, gdy inni szkalowali! Co z tego, mwiem, e on w maej Yennefer rozamorowa si? I e maa Yennefer kocha jego? Serce nie suga, mwiem, dajcie im obojgu pokj! Geralt przesta si mia. - A ty ce zrobi, najgupszy z siepaczy? - rozwrzeszcza si na dobre starzec. Co uczyni? Czy pojmujesz, jakie ty arcydzieo, jaki ty cud genetyki zrujnowa? Nie, nie, tego tobie, profanowi, nie poj rozumem twym miakim! Nie poj ci idei ludzi genialnych! Takich jak Idarran wanie, i jak Alzur, nauczyciel jego, ktrzy geniuszem i talentem ekstraordynaryjnym byli udarowani! Ktrzy dziea wielkie inwentowali i tworzyli, dobru ludzkoci suy majce, i nie zysk, nie mamon niegodziw majc na wzgldzie, nie plezyry ni zabawy, lecz postp i dobro ogu! Ale c ty z tych rzeczy apprehendujesz? Nic nie apprehendujesz, nic, nic, ni krztyny! - A to jeszcze powiem - zasapa Ortolan - e ty ojcw wasnych dzieo mordem nieroztropnym zhabi. Bo to Cosimo Malaspina, a po nim ucze jego Alzur, Alzur wanie, wiedminw stworzyli. Oni to mutacj zinwentowali, dziki ktrej tobie podobnych wykreowano. Dziki ktrej istniejesz, dziki ktrej po wiecie chodzisz, niewdziczniku. Estymowa by ci Alzura, jego nastpcw i ich dziea, nie za niszczy! Oj... Oj... Stary czarodziej zamilk nagle, przewrci oczami i zastka ciko. - Musz na stolec - oznajmi jkliwie. - Musz na stolec prdko! Sorel! Miy chopcze! Degerlund i Trethevey zerwali si z miejsc, pomogli starcowi wsta i wywiedli go z komnaty. Po krtkiej chwili wstaa Biruta Icarti. Obrzucia wiedmina wiele mwicym spojrzeniem, po czym wysza bez sowa. Za ni nie patrzc na Geralta w ogle, podyli Sandoval i Zangenis. Axel Raby wsta, skrzyowa rce na piersi. Patrzy na Geralta dugo. Dugo i raczej niemile. - Bdem byo zapraszanie ci - powiedzia wreszcie. - Wiedziaem o tym. udziem si jednak, e zdobdziesz si cho na pozory okrzesania.

- Bdem byo przyjmowanie waszego zaproszenia - odrzek zimno Geralt. - Te o tym wiedziaem. Ale udziem si, e otrzymam odpowied na moje pytania. Ile jeszcze ponumerowanych arcydzie jest na swobodzie? Ile jeszcze takich majstersztykw wytworzyli Malaspina, Alzur i Idarran? Ile ich wytworzy czcigodny Ortolan? Ile jeszcze noszcych wasze plakietki potworw bd musia zabi? Ja, wiedmin, prezerwatywa i antidotum? Nie dostaem odpowiedzi i dobrze apprehenduj, dlaczego. Wzgldem za okrzesania: wal si, Esparza. Wychodzc, Raby trzasn drzwiami. A tynk posypa si ze sztukaterii. - Dobrego wraenia - oceni wiedmin - jak mi si zdaje, nie wywarem. Ale i nie oczekiwaem, e wywr, tote i rozczarowania nie ma. Ale to chyba nie wszystko, co? Tyle zachodu, by mnie tu cign... I to by miao by na tyle? C, jeli tak... Znajdzie si na waszym podgrodziu jaki lokal z wyszynkiem? Mog ju sobie pj? - Nie - odrzek Harlan Tzara. - Nie moesz sobie pj. - Bo to bynajmniej nie na tyle - potwierdzi Pinety.

Komnata, do ktrej go wprowadzono, nie bya typowym pomieszczeniem, w jakim czarodzieje zwykli przyjmowa interesantw. Zazwyczaj - Geralt zdy zapozna si z tym obyczajem - magowie udzielali audiencji w salach o wystroju bardzo formalnym, czsto surowym i przygnbiajcym. Raczej nie do pomylenia byo, by czarodziej przyj kogo w pokoju prywatnym, osobistym, mogcym dostarczy informacji o charakterze, gustach i upodobaniach magika - zwaszcza za o rodzaju i specyfice uprawianej przez magika magii. Tym razem byo zupenie inaczej. ciany komnaty zdobiy liczne grafiki i akwarele, wszystkie co do jednej o erotycznym lub wrcz pornograficznym charakterze. Na peczkach pyszniy si modele aglowcw, cieszce oko precyzj detali. Malekie stateczki w butelkach dumnie wydymay miniaturowe agle. Liczne gabloty i gablotki pene byy figurek onierzykw, konnicy i piechoty, w przernych formacjach. Na wprost wejcia, te oszklony, wisia spreparowany pstrg potokowy. Sporych, jak na pstrga, rozmiarw. - Siadaj, wiedminie. - Pinety, jasnym si to stao od razu, by tu gospodarzem. Geralt usiad, przypatrujc si spreparowanemu pstrgowi. Ryba za ycia musiaa way dobre pitnacie funtw. O ile nie bya to wykonana z gipsu imitacja. - Przed podsuchem - Pinety powid doni w powietrzu - ochroni nas magia. Rozmawia moemy wic swobodnie i wreszcie o prawdziwych powodach, dla ktrych

cignlimy ci tutaj, Geralcie z Rivii. Pstrg, ktry tak ci interesuje, by zowiony na sztuczn much w rzece Wstce, way czternacie funtw i dziewi uncji. Zosta wypuszczony ywy, w gablocie znajduje si jego magicznie sporzdzona kopia. A teraz skup si, prosz. Na tym, co powiem. - Jestem gotw. Na wszystko. - Ciekawi nas, jakie masz dowiadczenia z demonami. Geralt unis brwi. Na to gotw nie by. A jeszcze niedawno sdzi, e nic go nie zdziwi. - A co to jest demon? Waszym zdaniem? Harlan Tzara skrzywi si i poruszy gwatownie. Pinety zmitygowa go spojrzeniem. - W uczelni oxenfurckiej - powiedzia - dziaa katedra zjawisk ponadnaturalnych. Mistrzowie magii bywaj tam z gocinnymi wykadami. Tyczcymi, wrd innych, rwnie tematu demonw i demonizmu, w wielu aspektach tego zjawiska, wliczajc fizyczny, metafizyczny, filozoficzny i moralny. Ale chyba niepotrzebnie ci o tym opowiadam, ty przecie suchae tych wykadw. Pamitam ci, cho jako wolny suchacz siadywae zwykle w ostatnim rzdzie auli. Ponowi zatem pytanie o twoje dowiadczenia z demonami. A ty bd dobry i odpowiedz. Bez mdrkowania, jeli moemy prosi. I udawanego zdziwienia. - W moim zdziwieniu - odrzek sucho Geralt - nie ma ni krztyny udawania, jest tak szczere, e a boli. Jak moe nie dziwi fakt, e o dowiadczenia z demonami pyta si mnie, prostego wiedmina, prost prezerwatyw i jeszcze prostsze antidotum. A pytania stawiaj mistrzowie magii, ktrzy o demonizmie i jego aspektach wykadaj na uniwersytecie. - Odpowiedz na postawione pytanie. - Jestem wiedminem, nie czarodziejem. A to znaczy, e wzgldem demonw moje dowiadczenie nie umywa si do waszego. Suchaem twoich wykadw w Oxenfurcie, Guincamp. To, co istotne, dotaro do ostatniego rzdu auli. Demony s istotami z innych ni nasz wiatw. Elementarnych Planw... wymiarw, paszczyzn, czasoprzestrzeni czy jak tam je zwa. Aby mie z nim jakiekolwiek dowiadczenie, demona trzeba wywoa, czyli przemoc wycign z jego planu. Dokona tego mona tylko za pomoc magii... - Nie magii, lecz goecji - przerwa Pinety. - Rnica jest zasadnicza. I nie tumacz nam tego, co wiemy. Odpowiedz na postawione pytanie. Prosz ci o to ju po raz trzeci. Sam dziwic si swej cierpliwoci.

- Odpowiadam na pytanie: tak, miaem do czynienia z demonami. Dwa razy wynajmowano mnie, bym takie... wyeliminowa. Poradziem sobie z dwoma demonami. Z jednym, ktry wlaz w wilka. I jednym, ktry opta czowieka. - Poradzie sobie. - Poradziem. Nie byo to atwe. - Ale wykonalne - wtrci Tzara. - Wbrew temu, co si twierdzi. A twierdzi si, e demona w ogle nie sposb unicestwi. - Nie twierdziem, bym kiedykolwiek unicestwi demona. Zabiem jednego wilka i jednego czowieka. Ciekawi was szczegy? - Bardzo. - Przy wilku, ktry wczeniej w biay dzie zagryz i rozszarpa jedenacioro ludzi, dziaaem wsplnie z kapanem, magia i miecz zatriumfoway wesp w zesp. Gdy po cikiej walce zabiem wreszcie wilka, siedzcy w nim demon wyrwa si na swobod w postaci wielkiej wieccej kuli. I zniszczy spory kawa lasu, kadc drzewa pokotem. Na mnie i kapana w ogle nie zwrci uwagi, karczowa puszcz w przeciwnym kierunku. A potem znikn, zapewne wrci do swego wymiaru. Kapan upiera si, e to jego zasuga, e egzorcyzmami wyekspediowa demona w zawiaty. Ja jednak myl, e demon odszed, bo si zwyczajnie znudzi. - A ten drugi przypadek? - By ciekawszy. - Optanego czowieka zabiem - podj bez ponaglania. - I nic. adnych ubocznych spektakularnych efektw. adnych kul, zrz, byskawic, trb powietrznych, adnego smrodu nawet. Nie mam pojcia, co si stao z demonem. Zabitego badali kapani i magicy, wasi konfratrzy. Niczego nie znaleli i nie stwierdzili. Ciao spalono, bo proces rozkadu wystpi zupenie normalnie, a panowa upa... Urwa. Czarodzieje popatrzyli po sobie. Twarze mieli kamienne. - Byby to zatem, jak rozumiem - powiedzia wreszcie Harlan Tzara - jedyny waciwy sposb na demona. Zabi, unicestwi energumena, czyli czowieka optanego. Czowieka, podkrelam. Naley zabi go od razu, nie czekajc i nie deliberujc. Rba mieczem, ile si. I tyle. Taka jest wiedmiska metoda? Wiedmiski warsztat? - le ci to idzie, Tzara. Nie umiesz. eby kogo dobrze znieway, nie wystarczy przemone pragnienie, entuzjazm ani zapa. Konieczny jest warsztat. - Pax, pax - powtrnie zaegna ktni Pinety. - Chodzi nam po prostu o ustalenie faktw. Powiedziae nam, e zabie czowieka, to twe wasne sowa. Wasz wiedmiski

kodeks jakoby zabijania ludzi zabrania. Zabie, twierdzisz, energumena, czowieka, ktrego opta demon. Po tym fakcie, czyli zabiciu czowieka, e znowu ci zacytuj, nie zaobserwowano adnych spektakularnych efektw. Skd zatem pewno, e nie by to... - Dosy - przerwa Geralt. - Dosy tego, Guincamp, te aluzyjki wiod donikd. Chcesz faktw? Prosz, s nastpujce. Zabiem, bo tak byo trzeba. Zabiem, by ratowa ycie innych ludzi. A dyspens na to wtedy akurat dostaem od prawa. Udzielono mi jej pospiesznie, mimo tego w szumnych do sowach. Stan wyszej koniecznoci, okoliczno wyczajca bezprawno czynu zabronionego, powicenie jednego dobra w celu uratowania dobra drugiego, zagroenie rzeczywiste i bezporednie. Fakt, byo rzeczywiste i byo bezporednie. aujcie, ecie nie widzieli tego optanego w akcji, tego, co wyrabia, do czego by zdolny. Mao wiem o filozoficznych i metafizycznych aspektach demonw, ale ich aspekt fizyczny jest icie spektakularny. Moe zadziwi, wierzcie mi na sowo. - Wierzymy - potwierdzi Pinety, powtrnie wymieniajc si z Tzar spojrzeniami. Wierzymy jak najbardziej. Bo te widywalimy to i owo. - Nie wtpi - skrzywi wargi wiedmin. - I nie wtpiem w Oxenfurcie, na twoich wykadach. Wida byo, e znasz si na rzeczy. Podbudowa teoretyczna faktycznie przydaa mi si wtedy, z tym wilkiem i czowiekiem. Wiedziaem, w czym rzecz. Oba te wypadki miay identyczne podoe. Jak to ty mwie, Tzara? Metoda? Warsztat? A zatem bya to czarodziejska metoda i warsztat te czarodziejski. Jaki czarodziej zaklciami przywoa demona, wycign go si z jego planu, w oczywistym zamiarze wykorzystania go do swych magicznych celw. Na tym polega magia demoniczna. - Goecja. - Na tym polega goecja: wywoa demona, wykorzysta go, a potem uwolni. Tak chce teoria. Bo w praktyce zdarza si, e czarodziej, miast po wykorzystaniu uwolni demona, magicznie wizi go w ciele jakiego nosiciela. W ciele wilka, dla przykadu. Albo czowieka. Bo czarodziej, wzorem Alzura i Idarrana, lubi poeksperymentowa.

Poobserwowa, co te uczyni demon w cudzej skrze, gdy wypuci si go na swobod. Bo czarodziej, tak jak Alzur, jest chorym zboczecem, ktrego cieszy i bawi patrzenie na siany przez demona mord. Zdarzao si tak, prawda? - Rne rzeczy si zdarzay - powiedzia przecigle Harlan Tzara. - Gupio jest uoglnia, a nisko wypomina. Przypomnie ci wiedminw, ktrzy nie cofali si przed rabunkiem? Nie wzdragali wynajmowa jako patni zabjcy? Mam ci przypomnie psychopatw, ktrzy nosili medaliony z gow kota, a ktrych rwnie bawi siany wok mord?

- Panowie - unis rk Pinety, powstrzymujc wiedmina, szykujcego si do repliki. - To nie sesja rady miejskiej, nie licytujcie si wic w przywarach i patologiach. Rozumniej chyba uzna, e nikt nie jest doskonay, przywary ma kady, a patologie nie s obce nawet istotom niebiaskim. Podobno. Skupmy si na problemie, ktry mamy, a ktry wymaga rozwizania. - Goecja - zacz po dugim milczeniu Pinety - jest zakazana, bo to proceder szalenie niebezpieczny. Samo wywoanie demona nie wymaga, niestety, ani najwikszej wiedzy, ani najwyszych zdolnoci magicznych. Wystarczy posiadanie ktrego z nekromantycznych grymuarw, a tych sporo jest na czarnym rynku. Bez wiedzy i umiejtnoci trudno jednak nad wywoanym demonem zapanowa. Domorosy goeta moe mwi o szczciu, jeli wywoany demon po prostu wyrwie si, wyswobodzi i ucieknie. Wielu koczy rozszarpanymi na strzpy. Wywoywanie demonw i jakichkolwiek innych istot z planw ywiow i paraywiow zostao zatem oboone zakazem i grob surowych kar. Istnieje system kontroli, ktry gwarantuje przestrzeganie zakazu. Jest jednak miejsce, ktre spod kontroli zostao wyczone. - Zamek Rissberg. Oczywicie. - Oczywicie. Rissbergu nie mona kontrolowa. System kontroli nad goecj, o ktrym mwiem, zosta wszak stworzony wanie tutaj. W wyniku przeprowadzonych tu eksperymentw. Dziki przeprowadzanym tu testom system jest wci doskonalony. Prowadzi si tu te i inne badania, dokonuje innych eksperymentw. O bardzo rnym charakterze. Bada si tu rne rzeczy i zjawiska, wiedminie. Rne rzeczy si tu robi. Nie zawsze legalne i nie zawsze moralne. Cel uwica rodki. Taki napis mona by tu powiesi nad bram. - Ale pod inskrypcj - doda Tzara - naleaoby dopisa: Co powstao na Rissbergu, na Rissbergu zostaje. Eksperymenty robi si tu pod nadzorem. Wszystko jest monitorowane. - W sposb oczywisty nie wszystko - stwierdzi cierpko Geralt. - Bo co umkno. - Co umkno. - Pinety imponowa spokojem. - Na zamku pracuje obecnie osiemnastu mistrzw. Do tego ponad p setki uczniw i adeptw. Wikszo tych ostatnich od stopnia mistrzowskiego dziel tylko formalnoci. Obawiamy si... Mamy podstawy przypuszcza, e komu z tej licznej grupy zachciao si zabawi goecj. - Nie wiecie, komu? - Nie wiemy. - Harlanowi Tzarze nie drgna powieka. Ale wiedmin wiedzia, e kamie.

- W maju i na pocztku czerwca - czarodziej nie czeka na dalsze pytania - dokonano w okolicy trzech masowych zbrodni. W okolicy, to znaczy tu, na Pogrzu, najbliej dwanacie, najdalej jakie dwadziecia mil od Rissbergu. Za kadym razem chodzio o lene osady, sadyby drwali i innych robotnikw lenych. W osadach wymordowano wszystkich mieszkacw, nie zosta nikt ywy. Ogldziny zwok upewniy nas, e zbrodni tych musia dokona demon. Dokadniej, energumen, nosiciel demona. Demona, ktrego wywoano tu, na zamku. - Mamy problem, Geralcie z Rivii. Musimy go rozwiza. I liczymy, e nam w tym pomoesz.

Przesy materii to rzecz kunsztowna, finezyjna i subtelna, tote przed przystpieniem do teleportacji bezwzgldnie zaleca si wyprni i oprni pcherz. Geoffrey Monck, Teoria i praktyka uycia portali teleportacyjnych

Rozdzia dziesity

Potka, jak zwykle, chrapaa i boczya si ju na sam widok derki, w jej parskaniu pobrzmieway strach i protest. Nie lubia, gdy wiedmin owija jej eb. Jeszcze bardziej nie lubia tego, co nastpowao wkrtce po owiniciu. Geralt nic a nic si klaczy nie dziwi. Bo te nie lubi. Nie wypadao mu, rzecz jasna, chrapa ani parska, ale nie powstrzymywa si od wyraania dezaprobaty w innej formie. - Icie dziwi - zdziwi si po raz nie wiedzie ktry Harlan Tzara - twoja awersja do teleportacji. Wiedmin nie podj dyskursu. Tzara tego nie oczekiwa. - Przesyamy ci - podj - ju z gr tydzie, a ty za kadym razem przybierasz min wprowadzanego na szafot skazaca. Zwykli ludzie, tych mog zrozumie, dla nich przesy materii to wci rzecz straszna i niewyobraalna. Mylaem jednak, e ty, wiedmin, masz w kwestii magii wicej obycia. To nie s ju czasy pierwszych portali Geoffreya Moncka! Dzi teleportacja to rzecz powszechna i absolutnie bezpieczna. Teleporty s bezpieczne. A teleporty otwierane przeze mnie s bezpieczne patentowanie. Wiedmin westchn. Zdarzyo mu si nie raz i nie dwa obejrze efekty dziaania bezpiecznych teleportw, uczestniczy te w segregowaniu resztek ludzi, ktrzy z teleportw korzystali. Std wiedzia, e deklaracj o bezpieczestwie portali teleportacyjnych mona byo umieci w tej samej przegrdce, co twierdzenia: mj piesek nie gryzie, mj synek to dobry chopiec, ten bigos jest wiey, pienidze oddam najdalej pojutrze, noc spdziam u przyjaciki, na sercu ley mi wycznie dobro ojczyzny oraz odpowiesz tylko na kilka pyta i zaraz ci zwolnimy. Nie byo jednak wyjcia ani alternatywy. Zgodnie z powzitym na Rissbergu planem, zadaniem Geralta miao by codzienne patrolowanie wybranego rejonu Pogrza i

usytuowanych tam osad, kolonii, siedlisk i sadyb - miejsc, w ktrych Pinety i Tzara obawiali si kolejnego ataku energumena. Osady owe rozsiane byy po caym Pogrzu, niekiedy do daleko jedna od drugiej. Geralt musia przyzna i zaakceptowa fakt, e bez pomocy magii teleportacyjnej skuteczne patrolowanie nie byoby moliwe. Portale Pinety i Tzara dla konspiracji skonstruowali na kocu kompleksu Rissbergu, w wielkim, pustym i proszcym si o remont pomieszczeniu, w ktrym mierdziao stchlizn pajczyny lepiy si do twarzy, a wysche mysie bobki chrupay pod butami. Po aktywowaniu czaru na pokrytej zaciekami i resztkami jakiej mazi cianie pojawia si ognicie wieccy zarys drzwi - a raczej wrt - za ktrymi kbia si nieprzejrzysta, opalizujca powiata. Geralt zmusza opatulon klacz do wejcia w ow powiat - i wtedy robio si nieprzyjemnie. W oczach rozbyskiwao, po czym przestawao si widzie, sysze i czu cokolwiek - poza zimnem. Wewntrz czarnej nicoci, wrd ciszy, bezksztatu i bezczasu zimno byo jedynym, co si czuo, wszystkie pozostae zmysy teleport wycza i gasi. Na szczcie tylko na uamek sekundy. Uamek mija, realny wiat rozbyskiwa w oczach, a chrapicy z przeraenia ko tuk podkowami w twardy grunt rzeczywistoci. - Ko, e si poszy, to zrozumiae - stwierdzi po raz kolejny Tzara. - Twj lk, wiedminie, jest jednak zupenie irracjonalny. Lk nigdy nie bywa irracjonalny, powstrzyma si od sprostowania Geralt. Pomijajc zaburzenia psychiczne. To jedna z pierwszych rzeczy, ktrej uczyo si maych wiedminw. Dobrze jest odczuwa strach. Odczuwasz strach, znaczy, jest si czego ba, bd wic czujny. Strachu nie trzeba pokonywa. Wystarczy mu nie ulega. I warto uczy si ode. - Dzisiaj dokd? - spyta Tzara, otwierajc pudeko z laki, w ktrym trzyma rdk. W jaki rejon? - Suche Skay. - Przed zachodem soca postaraj si zdy do Jaworka. Stamtd ci zabierzemy, ja albo Pinety. Gotw? - Na wszystko. Tzara powid w powietrzu rk i rdk, jakby dyrygowa orkiestr, Geraltowi wydao si nawet, e syszy muzyk. Czarodziej piewnie wyskandowa zaklcie, dugie, brzmice jak recytowany wiersz. Na cianie rozbysy pomieniste linie, czc si w wieccy czworoktny zarys. Wiedmin zakl pod nosem, uspokoi ttnicy medalion, szturchn klacz pitami i zmusi j do wkroczenia w mleczn nico.

Czer, cisza, bezksztat, bezczas. Zimno. I nagle rozbysk i wstrzs, omot kopyt o twardy grunt.

Zbrodni, o ktre czarodzieje podejrzewali energumena, nosiciela demona, dokonano w okolicy Rissbergu, na bezludnych terenach zwanych Pogrzem Tukajskim, poronitym pradawn puszcz pamie wzgrz oddzielajcych Temeri od Brugge. Nazw pasmo zawdziczao, jak chcieli jedni, legendarnemu bohaterowi o imieniu Tukaj, albo, jak twierdzili drudzy, czemu cakiem innemu. Poniewa w rejonie innych wzgrz nie byo, utaro si mwi po prostu Pogrze i taka te skrcona nazwa figurowaa na wielu mapach. Pogrze rozcigao si pasem dugim na jakie sto, szerokim za na dwadziecia do trzydziestu mil. Zwaszcza w czci zachodniej objte byo intensywnym uytkowaniem i produkcj len. Dokonywano szeroko zakrojonego wyrbu, rozwijay si przemysy i rzemiosa z wyrbem i lasem zwizane. Na pustkowiu powstay osady, kolonie, sadyby i obozy ludzi lenym rzemiosem si trudnicych, stae lub prowizoryczne, zagospodarowane jako tako lub byle jak, wiksze, rednie, mniejsze lub cakiem malukie. Obecnie, jak szacowali czarodzieje, na caym Pogrzu istniao okoo p setki takich osad. W trzech z nich doszo do masakr, z ktrych nikt nie uszed ywy.

Suche Skay, kompleks otoczonych gstymi lasami niskich wzgrkw wapiennych, by najdalej na zachd wysunitym skrajem Pogrza, zachodni rubie rejonu patrolowania. Geralt by tu ju, pozna teren. Na zrbie pod lasem zbudowano wapiennik, wielki piec sucy do wypalania ska. Finalnym produktem takiego wypalania byo wapno palone. Pinety, gdy byli tu razem, wyjania, do czego suy owo wapno, ale Geralt sucha nieuwanie i zdy zapomnie. Wapno - jakiekolwiek - leao do daleko poza sfer jego zainteresowa. Ale przy piecu powstaa kolonia ludzi, dla ktrych rzeczone wapno byo podstaw egzystencji. Powierzono mu ochron tych ludzi. I tylko to byo wane. Wypalacze rozpoznali go, jeden pomacha mu kapeluszem. Odwzajemni

pozdrowienie. Robi swoje, pomyla. Robi to, co powinienem. To, za co mi pac.

Skierowa Potk ku lasowi. Mia przed sob jakie p godziny jazdy len drog. Okoo mili dzielio go od nastpnej osady. Zwanej Pochaczow Rbni.

W cigu dnia wiedmin przebywa dystans od siedmiu do dziesiciu mil - w zalenoci od okolicy oznaczao to odwiedzenie kilku do kilkunastu nawet sadyb i dotarcie w umwione miejsce, z ktrego przed zachodem soca ktry z czarodziejw teleportowa go z powrotem na zamek. Nazajutrz schemat si powtarza, acz patrolowany by inny rejon Pogrza. Geralt wybiera rejony losowo, wystrzegajc si rutyny i schematu, ktry mg atwo by rozszyfrowany. Pomimo tego zadanie okazao si do monotonne. Wiedminowi jednak monotonia nie wadzia, przywyk do niej w swym fachu, w wikszoci przypadkw tylko cierpliwo, wytrwao i konsekwencja gwarantoway udane owy na potwora. Jak do tej pory zreszt - nie byo to bez znaczenia - nikt nigdy nie mia chci paci za jego cierpliwo, wytrwao i konsekwencj rwnie hojnie, co czarodzieje z Rissbergu. Nie mona wic byo narzeka, trzeba byo robi swoje. Nawet niezbyt wierzc w sukces przedsiwzicia.

- Zaraz po przybyciu na Rissberg - zwrci uwag czarodziejom - zaprezentowalicie mnie Ortolanowi i wszystkim wyszym rang magikom. Nawet zakadajc, e winnego goecji i masakr wrd tych wyszych rang nie byo, wie o wiedminie na zamku musiaa si rozej. Wasz winowajca, o ile istnieje, w mig pojmie, w czym rzecz, utai si wic, zaniecha dziaalnoci. Cakiem. Albo zaczeka, a odjad, i wtedy j wznowi. - Zainscenizujemy twj odjazd - odrzek Pinety. - Twj dalszy pobyt na zamku bdzie sekretem. Bez obaw, istnieje magia gwarantujca sekretno tego, co sekretem ma pozosta. Potrafimy, wierz nam, posuy si tak magi. - Codzienne patrolowanie ma zatem, waszym zdaniem, sens? - Ma zatem. Rb swoje, wiedminie. Reszt si nie turbuj. Geralt solennie obieca sobie nie turbowa si. Wtpliwoci jednak mia. I nie do koca wierzy czarodziejom. Mia swoje podejrzenia. Ale nie zamierza ich ujawnia.

Na Pochaczowej Rbni rano stukay siekiery i jazgotay piy, pachniao wieym drewnem i ywic. Zapamitaym trzebieniem lasu zajmowa si tu drwal Pochacz z liczn rodzin. Starsi czonkowie rodziny rbali i piowali, modsi okrzesywali zwalone pnie z gazi, najmodsi nosili chrust. Pochacz zobaczy Geralta, wbi siekier w pie, otar czoo. - Witajcie. - Wiedmin podjecha bliej. - Co u was? Wszystko w porzdku? Pochacz patrzy na niego dugo i ponuro. - le jest - powiedzia wreszcie. - Bo? Pochacz milcza dugo. - Pi ukradli - warkn wreszcie. - Ukradli pi! To jak to jest, h? Czego wy po zrbach jedzicie, panie, co? A Torquil ze swoimi czego po lasach kluczy, h? Niby strujecie, h? A piy kradn! - Zajm si tym - zega gadko Geralt. - Zajm si t spraw. Bywajcie. Pochacz splun.

Na nastpnej Rbni, tym razem Dudkowej, wszystko byo w porzdku, nikt Dudkowi nie zagraa i chyba niczego nie ukrad. Geralt nawet nie wstrzyma Potki. Zmierza do kolejnej osady. Zwanej Warzelni.

Przemieszczanie si pomidzy osadami uatwiay lene drogi, rozryte koami wozw. Geralt natyka si na zaprzgi czsto, zarwno wyadowane len produkcj jak i puste, po adunek dopiero jadce. Spotykao si te grupy wdrowcw pieszych, ruch by zaskakujco duy. Nawet w gbi puszczy rzadko bywao cakiem bezludnie. Ponad paprocie, niczym grzbiet narwala z fal morskich, wyania si niekiedy zad baby, zbierajcej na czworakach jagody czy inne runo lene. Pomidzy drzewami snuo si czasem sztywnym chodem co, co z postawy i oblicza przypominao zombi, w rzeczywistoci byo jednak szukajcym grzybw dziadyg. Niekiedy co amao chrust wrd optaczego wrzasku - byy to dzieci, pociechy drwali i wglarzy, uzbrojone w uki z patykw i sznurkw. Zadziwiao, ile szkd za pomoc

tak prymitywnego sprztu pociechy zdolne byy wyrzdzi w przyrodzie. Przeraaa myl, e kiedy pociechy podrosn i sign po sprzt profesjonalny.

Osada Warzelnia, w ktrej rwnie panowa spokj, nic nie zakcao pracy i nie zagraao pracujcym, nazw sw - jake oryginalnie - braa od warzonego tu potau, rodka cenionego w przemyle szklarskim i mydlarskim. Pota, jak wyjanili Geraltowi czarodzieje, otrzymywano z popiou wgla drzewnego, ktry w okolicy wypalano. Geralt odwiedza ju - i zamierza odwiedzi dzisiaj - okoliczne osady wglarzy. Najblisza nosia nazw Dbowiec, a droga do niej faktycznie wioda obok potnego skupiska ogromnych kilkusetletnich dbw. Nawet w poudnie, nawet przy penym socu i bezchmurnym niebie pod dbami zawsze lea mroczny cie. To przy dbach wanie, niecay tydzie temu, Geralt po raz pierwszy napotka konstabla Torquila i jego oddzia.

Gdy cwaem wypadli zza dbw i obskoczyli go ze wszystkich stron, w zielonych maskujcych strojach, z dugimi ukami na plecach, Geralt zrazu wzi ich za Leniczych, czonkw osawionej ochotniczej paramilitarnej formacji, sami siebie zwcych Stranikami Puszczy, a zajmujcych si polowaniem na nieludzi, zwaszcza elfy i driady, i mordowaniem ich na wyszukane sposoby. Bywao, e podrujcych lasami Leniczy oskarali o sprzyjanie nieludziom lub handlowanie z nimi, za jedno i drugie grozi z ich strony lincz, a udowodni niewinno byo trudno. Spotkanie przy dbach zapowiadao si wic na drastycznie gwatowne - Geralt odetchn tedy z ulg gdy zieloni jedcy okazali si wykonujcymi swe obowizki strami prawa. Dowodzcy, smagy typ o przenikliwym spojrzeniu,

opowiedziawszy si jako konstabl w subach bajlifa z Gors Velen, obcesowo i opryskliwie zada od Geralta wyjawienia tosamoci, a gdy j pozna, zayczy sobie zobaczy wiedmiski znak. Medalion z zbatym wilkiem nie do, e uznany zosta za dowd satysfakcjonujcy, to wzbudzi wyrany podziw stra prawa. Estyma, jak si wydawao, obja te samego Geralta. Konstabl zsiad z konia, poprosi wiedmina o to samo i zaprosi na chwil rozmowy.

- Jestem Frans Torquil. - Konstabl odrzuci pozory opryskliwego subisty, pokaza si czekiem spokojnym i konkretnym. - Ty za jeste wiedmin Geralt z Rivii. Ten sam Geralt z Rivii, ktry miesic temu w Ansegis zbawi od mierci kobiet i dziecko, potwora ludojada ubiwszy. Geralt zacisn wargi. Szczliwie zapomnia ju o Ansegis, o potworze z blaszk i o czowieku, ktry zgin z jego winy. Gryz si tym dugo, zdoa wreszcie przekona samego siebie, e zrobi tyle, ile byo mona, e dwoje uratowa, a potwr nie zabije ju nikogo. Teraz wszystko wrcio. Frans Torquil chyba nie zauway chmury, ktr po jego sowach zaszo czoo wiedmina. A jeli zauway, to si nie przej. - Wychodzi, wiedminie - podj - e my obaj z tych samych powodw po tych komyszach jedzimy. Ze rzeczy si zaczy od wiosny dzia na Tukajskim Pogrzu, do bardzo nieadnych doszo tu zdarze. I czas temu koniec pooy. Po rzezi w Kabkach radziem czarownikom z Rissbergu, by wiedmina wynajli. Posuchali, jak wida, cho przecie sucha nie lubi. Konstabl zdj kapelusz i otrzepa go z igieek i nasionek. Nakrycie gowy nosi identycznego fasonu co Jaskier, tyle e z filcu gorszej jakoci. I miast pirem egreta udekorowane sterwk baanta ownego. - Szmat czasu ju prawa i porzdku na Pogrzu pilnuj - podj, patrzc Geraltowi w oczy. - Nie chwalc si, niejednego zoczyc pojmaem, niejednym such ga przyozdobiem. Ale to, co si tu ostatnio wyrabia... Na to potrzeba tu dodatkowo kogo takiego jak ty. Kogo, kto si w czarach wyznaje i na monstrach si zna, kto si potwora ni upiora ani smoka nie zlknie. I dobrze, bdziemy wesp strowa i ludzi ochrania. Ja za moj marn pensj, ty za pienidze czarownikw. Wiele to, ciekawym, pac ci za t robot? Piset novigradzkich koron, przelanych na konto bankowe awansem, nie mia zamiaru zdradza Geralt. Za tyle kupili moj usug i mj czas czarodzieje z Rissbergu. Pitnacie dni mojego czasu. A po upywie pitnastu dni, niezalenie od tego, co si wydarzy, przelew na drugie tyle. Hojnie. Wicej ni satysfakcjonujco. - Ano, pewnie pac niemao. - Frans Torquil szybko poj, e odpowiedzi si nie doczeka. - Sta ich na to. A tobie tyle powiem: adne pienidze tu za due nie s. Bo to paskudna sprawa jest, wiedminie. Paskudna, ciemna i nienaturalna. Zo, ktre tu szalao, z Rissbergu przyszo, gow dam. Jak nic czarownicy pokiebasili co w tej ich magii. Bo ta ich magia jest jak worek mij: choby nie wiem, jak mocno zawizany, zawsze w kocu co jadowitego wylezie.

Konstabl ypn na Geralta, wystarczyo mu tego ypnicia, by poj, e wiedmin nie zdradzi mu niczego, adnych szczegw umowy z czarodziejami. - Zapoznali ci z detalami? Opowiedzieli, co zaszo w Cisach, Kabkach i Rogowinie? - Poniekd. - Poniekd - powtrzy Torquil. - Trzy dni po Belleteyn, osada Cisy, ubitych dziewiciu drwali. Poowa maja, sadyba pilarzy w Kabkach, ubitych dwanacioro. Pocztek czerwca, Rogowizna, kolonia kurzakw. Ofiar pitnacioro. Taki jest poniekd stan na dzisiejszy dzie, wiedminie. Bo to nie koniec. Gow stawi, e nie koniec. Cisy, Kabki, Rogowizna. Trzy masowe zbrodnie. A zatem nie wypadek przy pracy, nie demon, ktry wyrwa si i uciek, nad ktrym goeta partacz nie zdoa zapanowa. To premedytacja, dziaanie zaplanowane. Kto trzykrotnie uwizi demona w nosicielu i trzy razy wysa go mordowa. - Ja ju wiele widziaem. - Minie na szczkach konstabla zagray silnie. - Niejedno pobojowisko, nie jednego trupa i nie dwa. Napady, grabiee, naloty bandyckie, krwawe zemsty rodowe i zajazdy, nawet jedno wesele, z ktrego szeciu nieboszczykw wynieli, pana modego wliczajc. Ale eby cigna siec, by potem okulawionych zarzyna? eby skalpowa? Garda zbami przegryza? ywcem rozszarpywa, z brzuchw kiszki wywleka? A na koniec z gw urnitych piramidki ustawia? Z czym tu, pytam, do czynienia mie przyszo? Tego ci czarownicy nie rzekli? Nie wyjanili, do czego im wiedmin? Do czego potrzebny jest wiedmin czarodziejom z Rissbergu? Tak bardzo, e do wsppracy trzeba byo zmusi go szantaem? Z kadym demonem i z kadym nosicielem czarodzieje mogliby wszak gracko poradzi sobie sami, i to bez specjalnego trudu. Fulmen sphaericus, Sagitta aurea, dwa pierwsze z brzegu czary wrd wielu, ktrymi mona by potraktowa energumena z odlegoci stu krokw i wtpliwe jest, by przey potraktowanie. Ale nie, czarodzieje wol wiedmina. Dlaczego? Odpowied jest prosta: energumenem sta si czarodziej, konfrater, kolega. Ktry z kolegw po fachu wywouje demony, pozwala im wej w siebie i leci mordowa. Zrobi to ju trzykrotnie. Ale czarodziejom nijak paln koleg piorunem kulistym czy przedziurawi zotym grotem. Na koleg potrzebny jest wiedmin. Nie mg ani nie chcia powiedzie tego Torquilowi. Nie mg i nie chcia mwi mu tego, co powiedzia czarodziejom na Rissbergu. A na co oni zareagowali lekcewaeniem. Susznie nalenym banaowi.

- Wci to robicie. Wci bawicie si t jak j nazywacie, goecj. Wywoujecie te istoty, wycigacie z ich paszczyzn, zza zamknitych drzwi. Z t sam nieodmiennie piewk: bdziemy je kontrolowa, opanujemy, zmusimy do posuszestwa, zaprzgniemy do pracy. Z tym samym nieodmiennie usprawiedliwieniem: poznamy ich sekrety, zmusimy do wyjawienia tajemnic i arkanw, dziki czemu zwielokrotnimy si wasnej magii, bdziemy leczy i uzdrawia, wyeliminujemy choroby i klski ywioowe, uczynimy wiat lepszym, a czowieka szczliwszym. I nieodmiennie okazuje si, e to kamstwo, e idzie wam wycznie o wasn moc i wadz. Tzara, wida to byo, rwa si do riposty, ale Pinety powstrzyma go. - Wzgldem za istot zza zamknitych drzwi - podj Geralt - tych, ktre dla wygody nazywamy demonami, to z pewnoci wiecie to samo, co my, wiedmini. Co stwierdzilimy ju dawno temu, co zapisano w wiedmiskich protokoach i kronikach. Demony nigdy, przenigdy nie zdradz wam adnych sekretw ani arkanw. Nigdy nie dadz si zaprzc do pracy. One daj si wywoywa i sprowadza do naszego wiata tylko w jednym celu: chc mordowa. Bo to lubi. I wy o tym wiecie. Ale im to umoliwiacie. - Od teorii - rzek Pinety po bardzo dugiej chwili milczenia - przejdmy moe do praktyki. Myl, e w wiedmiskich protokoach i kronikach te zapisano co nieco o takowej. A oczekujemy od ciebie, wiedminie, nie traktatw moralnych bynajmniej, ale wanie praktycznych raczej rozwiza.

- Rad byem pozna. - Frans Torquil poda Geraltowi do. - A ninie do roboty, w objazd. Strowa, ludzi ochrania. Od tego jestemy. - Od tego. Ju w siodle, konstabl pochyli si. - Zao si - rzek cicho - e o tym, co ci zaraz powiem, sam dobrze wiesz. Ale powiem to mimo wszystko. Uwaaj, wiedminie. Miej baczenie. Gada nie chcesz, ale ja swoje wiem. Czarownicy jak nic najli ci, by naprawi to, co sami popsuli, posprzta plugastwo, ktrym sami naplugawili. Ale jeli co pjdzie nie tak, bd szuka koza ofiarnego. A ty masz na takiego wszelkie zadatki.

Niebo nad lasem zaczo ciemnie, nagy wiatr zaszumia w koronach drzew. Zamrucza daleki grom.

- Jak nie burze, to ulewy - stwierdzi Frans Torquil przy ich kolejnym spotkaniu. - Co drugi dzie grzmi i pada. A skutek taki, e wszelkie lady, gdy ich szuka, przez deszcz zatarte. Wygodnie, prawda? Wrcz jakby na zamwienie. To te mi pachnie czarnoksistwem, Rissbergiem konkretnie. Mwi si, e umiej czarownicy pogod zaczynia. Magiczny wiatr wywoa, naturalny zasi zakl, by wia, kdy chc. Przegania chmury, wzbudzi deszcz albo grad, a i burz rozpta na zawoanie. Kiedy im to na rk. By, dla przykadu, lady pozaciera. Co ty na to, Geralt? - Czarodzieje, fakt, potrafi wiele - odrzek. - Pogod rzdzili od zawsze, od Pierwszego Ldowania, ktre podobno wycznie dziki czarom Jana Bekkera nie zakoczyo si katastrof. Ale obwinia magikw za wszystkie niedole i klski to chyba przesada. Mwisz w kocu o zjawiskach naturalnych, Frans. Po prostu taki mamy sezon. Sezon burz.

Popdzi klacz. Soce chylio si ju ku zachodowi, przed zmierzchem zamierza spatrolowa jeszcze kilka osad. Najblisz bya kolonia wglarzy, pooona na polanie zwanej Rogowizn. Gdy by tam po raz pierwszy, towarzyszy mu Pinety.

Teren masakry, ku zdumieniu wiedmina, miast by ponurym i z daleka omijanym uroczyskiem, okaza si by miejscem oywionej pracy, penym ludzi. Wglarze - sami siebie zwcy kurzakami - trudzili si wanie przy budowie nowego mielerza, konstrukcji sucej do wypau wgla drzewnego. Mielerz w by kopulasto uformowanym stosem drewna, nie jak bezadn kup bynajmniej, ale stosem uoonym pieczoowicie i rwniutko. Gdy Geralt i Pinety zjechali na polan, zastali wglarzy przy

obkadaniu owego stosu mchem i starannym przysypywaniu go ziemi. Drugi mielerz, zbudowany wczeniej, pracowa ju, czyli kopci w najlepsze. Caa polana zasnuta bya gryzcym oczy dymem, ostry ywiczny zapach atakowa nozdrza. - Jak dawno... - wiedmin kaszln. - Jak dawno temu, mwie, doszo... - Rwno miesic temu. - A ludzie pracuj tu, jakby nigdy nic? - Na wgiel drzewny - wyjani Pinety - jest ogromne zapotrzebowanie. Tylko wgiel drzewny pozwala przy spalaniu uzyska temperatur umoliwiajc wytop metali. Piece hutnicze pod Dorian i Gors Velen nie mogyby bez wgla funkcjonowa, a hutnictwo to najwaniejsza i najbardziej rozwojowa ga przemysu. Dziki popytowi wglarstwo to zajcie intratne, a ekonomia, wiedminie, jest jak natura, prni nie znosi. Pomordowanych kurzakw pochowano tam, o, widzisz kurhan? wiey piasek ci si jeszcze. A na ich miejsce przyszli nowi. Mielerz dymi, ycie toczy si dalej. Zsiedli z koni. Kurzcy nie powicili im uwagi, zbyt byli zajci. Jeli kto si nimi interesowa, to kobiety i dzieci, ktrych kilkoro biegao midzy szaasami. - A jake. - Pinety odgad pytanie, nim wiedmin je zada. - Wrd pochowanych pod kurhanem te byy dzieci. Troje. Trzy kobiety. Dziewiciu mczyzn i wyrostkw. Chod za mn. Weszli midzy sgi suszcego si drewna. - Kilku mczyzn - mwi czarodziej - zabito na miejscu, roztrzaskano im gowy. Reszt obezwadniono i unieruchomiono, ostrym narzdziem przecinajc cigna u stp. Wielu, w tym wszystkie dzieci, miao dodatkowo poamane rce. Obezwadnionych pomordowano. Rozszarpywano garda, rozpruwano brzuchy, otwierano klatki piersiowe. Zdzierano skr z plecw, skalpowano. Jednej z kobiet... - Wystarczy. - Wiedmin patrzy na czarne zacieki krwi, wci widoczne na brzozowych piekach. - Wystarczy, Pinety. - Warto, by wiedzia, z kim... z czym mamy do czynienia. - Ju wiem. - A wic tylko ostatnie detale. Nie doliczono si cia. Wszystkim pomordowanym ucito gowy. I uoono je w piramid, tutaj, w tym wanie miejscu. Gw byo pitnacie, cia trzynacie. Dwa ciaa znikny. - Wedug identycznego niemal schematu - podj czarodziej po krtkiej pauzie rozprawiono si z mieszkacami dwch innych siedlisk, Cisw i Kabkw. W Cisach zabito dziewiciu ludzi, w Kabkach dwanacioro. Zabior ci tam jutro. Dzi zajrzymy jeszcze do

Nowej Smolarni, to niedaleko. Zobaczysz, jak wyglda produkcja smoy drzewnej i dziegciu. Gdy nastpnym razem przyjdzie ci co smarowa dziegciem, bdziesz wiedzia, skd w si wzi. - Mam pytanie. - Sucham. - Naprawd musielicie ucieka si do szantau? Nie wierzylicie, e z wasnej woli przybd na Rissberg? - Zdania byy podzielone. - Wsadzi mnie w Kerack do lochu, potem uwolni, ale wci szachowa sdem, czyj to by pomys? Kto na to wpad? Koral, prawda? Pinety spojrza na niego. Patrzy dugo. - Prawda - przyzna wreszcie. - To by jej pomys. I jej plan. Wsadzi ci, uwolni, szachowa. A na koniec sprawi, by postpowanie umorzono. Zaatwia to natychmiast po twoim wyjedzie, kartotek w Kerack masz ju czyst jak za. Masz inne pytania? Nie? Jedmy wic do Nowej Smolarni, popatrzymy sobie na dziegie. Potem otworz teleport i wrcimy na Rissberg. Wieczorem chciabym jeszcze wyskoczy z muchwk nad moj rzeczk. Jtka si roi, pstrg bdzie erowa... owie kiedy, wiedminie? Pociga ci owienie? - owi, gdy mam chtk na ryb. Zawsze wo ze sob sznur. Pinety milcza dugo. - Sznur - wyrzek wreszcie dziwnym tonem. - Linka, obciona kawaem oowiu. Z wieloma haczykami. Na ktre nadziewasz robaki. - Tak. A co? - Nic. Niepotrzebnie pytaem.

Zmierza do Sonicy, kolejnej osady wglarzy, gdy las nagle zamilk. Zaniemwiy sjki, jak ucite noem ucichy krzyki srok, raptownie urwao si stukanie dzicioa. Las zamar w zgrozie. Geralt poderwa klacz do galopu.

mier to nasz odwieczny towarzysz. Zawsze poda po naszej lewej, na wycignicie rki za nami. To jedyny mdry doradca, na jakiego moe liczy wojownik. Jeli wydaje mu si, e wszystko zmierza ku zemu i e za chwil zostanie unicestwiony, wojownik moe obrci si ku mierci i spyta, czy faktycznie tak jest. mier odpowie mu wwczas, e si myli, e jedynie jej dotknicie si liczy. A ja jeszcze ci nie dotknam, powie. Carlos Castaneda, Journey to Ixtlan

Rozdzia jedenasty

Mielerz w Sonicy zbudowano w pobliu karczowiska, wglarze wykorzystywali odpad drzewny pozostay po wyrbie. Wypa rozpocz si tu niedawno, ze szczytu kopuy, niby z krateru wulkanu, bi sup tawego i mocno mierdzcego dymu. Zapach dymu nie tumi unoszcego si nad polan odoru mierci. Geralt zeskoczy z konia. I doby miecza. Pierwszego trupa, pozbawionego gowy i obu stp, zobaczy tu obok mielerza, krew zbryzgaa pokrywajc kopiec ziemi. Nieco dalej leay trzy nastpne ciaa, zmasakrowane do niepoznania. Krew wsika w chonny leny piasek, zostawiajc czerniejce plamy. Bliej rodka polany i oboonego kamieniami paleniska leay dwa kolejne trupy mczyzny i kobiety. Mczyzna mia rozerwane gardo, rozszarpane tak, e widoczne byy krgi szyjne. Kobieta grn czci ciaa leaa w ognisku, w popiele, oblepiona kasz z przewrconego kocioka. Nieco dalej, przy sgu drewna, leao dziecko, chopczyk, moe picioletni. By rozdarty na poowy. Kto - a raczej co - chwycio go za obie nki i rozdaro. Dostrzeg nastpnego trupa, ten mia rozpruty brzuch i wywleczone jelita. Na pen dugo, czyli jaki se jelita grubego plus z gr trzy cienkiego. Jelita prost poyskliw sino-row lini cigny si od trupa do szaasu z iglastych gazi, znikay w jego wntrzu. Wewntrz, na prymitywnym barogu, lea na wznak szczupy mczyzna. Od razu rzucao si w oczy, e zupenie tu nie pasowa. Bogate odzienie mia cae we krwi, kompletnie

przesiknite. Ale wiedmin nie zauway, by tryskao, sikao lub cieko z ktrego z podstawowych naczy krwiononych. Pozna go mimo pokrytej schnc krwi twarzy. By to w dugowosy, szczupy i nieco zniewieciay pikni, Sorel Degerlund, przedstawiono mu go na audiencji u Ortolana. Wtedy te mia na sobie podobnie szamerowany paszcz i haftowany dublet, jak inni czarodzieje, siedzia wrd innych za stoem i tak jak inni patrzy na wiedmina z kiepsko skrywan niechci A teraz lea, nieprzytomny, w wglarskim szaasie, cay we krwi, a napistek prawej rki okrcony mia ludzkim jelitem. Wywleczonym z jamy brzusznej trupa lecego niecae dziesi krokw dalej. Wiedmin przekn lin. Zarba go, pomyla, pki nieprzytomny? Tego oczekuj Pinety i Tzara? Zabi energumena? Wyeliminowa goet, zabawiajcego si wywoywaniem demonw? Z zamylenia wyrwa go jk. Sorel Degerlund, wygldao, odzyskiwa przytomno. Poderwa gow, zajcza, znowu opad na barg. Unis si, wodzi wkoo bdnym wzrokiem. Zobaczy wiedmina, otworzy usta. Spojrza na swj zabryzgany krwi brzuch. Unis rk. Zobaczy, co w niej trzyma. I zacz krzycze. Geralt patrzy na miecz, Jaskrowy nabytek ze zoconym jelcem. Popatrywa na cienk szyj czarodzieja. Na nabrzmia na niej y. Sorel Degerlund odlepi i zdar jelito z rki. Przesta krzycze, jcza tylko, trzs si. Wsta, najpierw na czworaki, potem na nogi. Wypad z szaasu, rozejrza si, zawrzeszcza i rzuci do ucieczki. Wiedmin chwyci go za konierz, osadzi w miejscu i powali na kolana. - Co... tu... - wybekota Degerlund, wci si trzsc. - Co si... Co si tu sta... Stao? - Myl, e wiesz, co. Czarodziej gono przekn lin. - Jak si... Jak si tu znalazem? Niczego... Niczego nie pamitam... Niczego nie pamitam! Niczego! - W to raczej nie uwierz. - Inwokacja... - Degerlund chwyci si za twarz. - Inwokowaem... On si zjawi. W pentagramie, w kredowym krgu... I wszed. Wszed we mnie. - Chyba nie po raz pierwszy, co? Degerlund zaszlocha. Nieco teatralnie, Geralt nie mg oprze si takiemu wraeniu. aowa, e nie zaskoczy energumena, zanim demon go porzuci. al, zdawa sobie z tego spraw, by mao racjonalny, wiadom by, jak grona moga by konfrontacja z demonem, powinien by rad, e jej unikn. Ale nie by rad. Bo przynajmniej wiedziaby wwczas, co robi.

e te trafio na mnie, pomyla. e te nie wpad tu Frans Torquil ze swym oddziaem. Konstabl nie miaby oporw ani skrupuw. Ubabrany we krwi, zdybany z wntrznociami ofiary w garci czarodziej z miejsca dostaby stryczek na szyj i zadynda na pierwszym z brzegu konarze. Torquila nie powstrzymayby wahania ani wtpliwoci. Torquil nie zastanawiaby si, e zniewieciale i raczej chuderlawo prezentujcy si czarodziej w aden sposb nie byby w stanie okrutnie rozprawi si z tyloma ludmi, i to w czasie tak krtkim, e skrwawione odzienie nie zdyo wyschn ani zesztywnie. e nie zdoaby rozedrze dziecka goymi rkami. Nie, Torquil nie miaby rozterek. A ja je mam. Pinety i Tzara pewni byli, e mie nie bd. - Nie zabijaj mnie... - zajcza Degerlund. - Nie zabijaj mnie, wiedminie... Ja ju nigdy... Nigdy wicej... - Zamknij si. - Przysigam, e nigdy... - Zamknij si. Jeste do przytomny, by uy magii? Przywoa tu czarodziejw z Rissbergu? - Mam sigil... Mog... Mog si na Rissberg teleportowa. - Nie sam. Razem ze mn. Bez sztuczek. Nie prbuj wstawa, zosta na kolanach. - Musz wsta. A ty... Jeli teleportacja ma si uda, musisz stan blisko mnie. Bardzo blisko. - e niby jak? Nue, na co czekasz? Wycigaj ten amulet. - To nie amulet. Mwiem, to sigil. Degerlund rozchesta zakrwawiony dublet i koszul. Na chudej piersi mia tatua, dwa zachodzce na siebie okrgi. Okrgi usiane byy punktami rnej wielkoci. Wygldao to troch jak schemat orbit planet, ktry Geralt podziwia kiedy na uczelni w Oxenfurcie. Czarodziej wymwi piewne zaklcie. Okrgi zawieciy niebiesko, punkty czerwono. I zaczy si krci. - Teraz. Sta blisko. - Blisko? - Jeszcze bliej. Wrcz przytul si do mnie. - e co? - Przytul si do mnie i obejmij mnie. Gos Degerlunda zmieni si. Jego zazawione przed chwil oczy zapaliy si paskudnie, a wargi skrzywiy wrednie.

- Tak, tak dobrze. Mocno i czule, wiedminie. Jakbym by t twoj Yennefer. Geralt poj, co si wici. Ale nie zdy ani odepchn Degerlunda, ani zdzieli go gowic miecza, ani chlasn kling po szyi. Zwyczajnie nie zdy. W oczach rozbysa mu opalizujca powiata. W uamku sekundy uton w czarnej nicoci. W przenikliwym zimnie, w ciszy, bezksztacie i bezczasie.

Wyldowali twardo, podoga z kamiennych pyt jakby wyskoczya im na spotkanie. Impet ich rozdzieli. Geralt nie zdoa nawet dobrze si rozejrze. Poczu intensywny smrd, odr brudu przemieszanego z pimem. Wielgachne i mocarne apska capny go pod pachy i za kark, grube paluchy bez trudu zamkny si na bicepsach, twarde jak elazo kciuki bolenie wpiy si w nerwy, w sploty ramienne. Zdrtwia cay, wypuci miecz z bezwadnej rki. Przed sob zobaczy garbusa z paskudn i usian wrzodami gb z czaszk pokryt rzadkimi kpkami sztywnych wosw. Garbus, szeroko rozstawiwszy pakowate nogi, mierzy do niego z wielkiej kuszy, a waciwie z arbalestu o dwch stalowych, pooonych jedno nad drugim uczyskach. Oba wycelowane w Geralta czwrgranne groty betw byy szerokie na dobre dwa cale i wyostrzone jak brzytwy. Sorel Degerlund stan przed nim. - Jak si ju zapewne zorientowae - powiedzia - nie trafie na Rissberg. Trafie do mojego azylu i pustelni. Miejsca, w ktrym wraz z moim mistrzem przeprowadzamy eksperymenty, o ktrych na Rissbergu nie wiedz. Jestem, jak zapewne wiesz, Sorel Albert Amador Degerlund, magister magicus. Jestem, czego jeszcze nie wiesz, tym, ktry zada ci bl i mier. Znikny, jak zdmuchnite wiatrem, udawane przeraenie i odgrywana panika, znikny wszelkie pozory. Wszystko tam, na polanie wglarzy, byo udawane. Przed obwisym w paraliujcym chwycie skatych ap Geraltem sta oto zupenie inny Sorel Degerlund. Sorel Degerlund triumfujcy, przepeniony pych i but. Sorel Degerlund szczerzcy zby w zoliwym umiechu. Umiechu kacym myle o skolopendrach, przeciskajcych si przez szpary pod drzwiami. O rozkopywanych grobach. O biaych robakach wijcych si w padlinie. O tustych koskich muchach poruszajcych nkami w talerzu rosou. Czarodziej podszed bliej. W doni trzyma stalow szpryc z dug ig.

- Wyrolowaem ci jak dziecko, tam, na polanie - wycedzi. - Jak to dziecko si okazae naiwny. Wiedmin Geralt z Rivii! Cho instynkt go nie myli, nie zabi, bo nie mia pewnoci. Bo jest dobrym wiedminem i dobrym czowiekiem. Powiedzie ci, dobry wiedminie, kim s ludzie dobrzy? To tacy, ktrym los poskpi szansy skorzystania z dobrodziejstw bycia zymi. Wzgldnie tacy, ktrzy szans tak mieli, ale byli za gupi, by z niej skorzysta. Niewane, do ktrej grupy si zaliczasz. Dae si podej, wpade w puapk i gwarantuj, e nie wyjdziesz z niej ywy. Unis szpryc. Geralt poczu ukucie, a zaraz po nim palcy bl. Bl przeszywajcy i mroczcy oczy, wyprajcy cae ciao, bl tak okropny, e z najwyszym wysikiem powstrzyma si od krzyku. Serce zaczo mu bi jak szalone, przy jego zwykym ttnie, czterokrotnie wolniejszym ni ttno zwykego czowieka, byo to wyjtkowo przykr sensacj. W oczach mu pociemniao, wiat wok zawirowa, rozmaza si i rozpyn. Wleczono go, blask magicznych kul taczy po surowych cianach i sufitach. Jedna z mijanych cian, caa pokryta zaciekami krwi, obwieszona bya broni, widzia szerokie zakrzywione buaty, wielkie sierpy, gizarmy, topory, morgensterny. Wszystkie nosiy lady krwi. Tego uywano w Cisach, Kabkach i Rogowinie, pomyla przytomnie. Tym masakrowano wglarzy w Sonicy. Odrtwia zupenie, przesta czu cokolwiek, nie czu nawet gniotcego ucisku trzymajcych go ap. - Buueh-hhhrrr-eeeehhh-bueeeeh! Bueeh-heeh! Nie od razu poj, e to, co syszy, to radosny rechot. Wlekcych go sytuacja najwyraniej bawia. Idcy przodem garbus z kusz pogwizdywa. Geralt by bliski utraty przytomnoci. Brutalnie posadzono go w fotelu z wysokim oparciem. Wreszcie mg zobaczy tych, ktrzy go tu przywlekli, cay czas miadc pachy apskami. Pamita olbrzymiego ogrokrasnoluda Mikit, ochroniarza Pyrala Pratta. Ci dwaj troch go przypominali, mogliby od biedy uj za bliskich krewnych. Byli podobnego jak Mikita wzrostu, podobnie mierdzieli, podobnie nie mieli szyj, podobnie sterczay im, niczym dzikom, zby spod dolnych warg. Mikita by jednak ysy i brodaty, ci dwaj brd nie mieli, mapie gby pokrywaa im czarna szcze, a czubki jajowatych gw zdobio co wygldajcego jak zmierzwione pakuy. Oczka mieli mae i przekrwione, uszy wielkie, szpiczaste i okropnie wochate.

Ich odzie nosia lady krwi. A oddech cuchn tak, jakby od wielu dni ywili si wycznie czosnkiem, gwnem i zdechymi rybami. - Bueeeeh! Bueeh-heeh-heeh! - Bue, Bang, dosy miechw, do pracy, obaj. Pasztor, wyjd. Ale bd w pobliu. Oba wielkoludy wyszy, klapic wielkimi stopami. Nazwany Pasztorem garbus pospieszy za nimi. W polu widzenia wiedmina pojawi si Sorel Degerlund. Przebrany, wymyty, uczesany i zniewieciay. Przysun krzeso, siad naprzeciw, za plecami majc st zawalony ksigami i grymuarami. Patrzy na wiedmina, umiechajc si nieadnie. Bawi si przy tym i koysa medalionem na zotym acuszku, ktry nawija sobie na palec. - Potraktowaem ci - powiedzia beznamitnie - ekstraktem z jadu biaych skorpionw. Niemie, prawda? Ani rk ruszy, ani nog ani palcem nawet? Ani mrugn, ani liny przekn? Ale to jeszcze nic. Wkrtce zaczn si niekontrolowane ruchy gaek ocznych i zaburzenia wzroku. Potem odczujesz skurcze mini, skurcze naprawd silne, zapewne naderw ci si wizada midzyebrowe. Nie zdoasz opanowa zgrzytania zbami, kilka zbw skruszysz, to pewne. Wystpi linotok, a wreszcie trudnoci w oddychaniu. Jeli nie podam ci antidotum, udusisz si. Ale nie turbuj si, podam. Przeyjesz, na razie. Cho sdz, e wkrtce bdziesz aowa, e przey. Wyjani ci, w czym rzecz. Mamy czas. Ale wczeniej chciabym jeszcze sobie popatrze, jak siniejesz. - Obserwowaem ci - podj po chwili - wtedy, ostatniego dnia czerwca, na audiencji. Popisywae si przed nami arogancj. Przed nami, ludmi stokro lepszymi od ciebie, ludmi, ktrym do pit nie dorastasz. Bawio ci i podniecao, widziaem to, igranie z ogniem. Ju wtedy postanowiem udowodni ci, e igranie z ogniem musi skoczy si poparzeniami, a wtrcanie si w sprawy magii i magikw ma rwnie bolesne konsekwencje. Przekonasz si o tym niebawem. Geralt chcia si poruszy, ale nie mg. Koczyny i cae ciao mia bezwadne i nieczue. W palcach rk i ng czu przykre mrowienie, twarz mia kompletnie zdrtwia, wargi jak zasznurowane. Coraz gorzej widzia, oczy zasnuwa mu i zlepia jaki mtny luz. Degerlund zaoy nog na nog, zakoysa medalionem. By na nim znak, emblemat, bkitna emalia. Geralt nie umia rozpozna. Widzia coraz gorzej. Czarodziej nie kama, zaburzenia wzroku nasilay si. - Rzecz, uwaasz, w tym - cign od niechcenia Degerlund - e planuj wysoko zaj w czarodziejskiej hierarchii. W zamiarach tych i planach opieram si na osobie Ortolana, znanego ci z wizyty na Rissbergu i pamitnej audiencji.

Geralt mia wraenie, e jzyk puchnie mu i wypenia ca jam ustn. Obawia si, e to nie tylko wraenie. Jad biaego skorpiona by zabjczy. On sam nigdy dotd nie by wystawiony na jego dziaanie, nie wiedzia, jakie skutki mg powodowa dla organizmu wiedmina. Powanie si zaniepokoi, co si walczc z niszczc go toksyn. Sytuacja nie przedstawiaa si najlepiej. Ratunku, jak wygldao, znikd nie mona byo oczekiwa. - Kilka lat temu - Sorel Degerlund nadal napawa si tonem swego gosu zostaem asystentem Ortolana, na stanowisko to desygnowaa mnie Kapitua, a zatwierdzi zesp badawczy Rissbergu. Miaem, jak i moi poprzednicy, szpiegowa Ortolana i sabotowa co groniejsze jego idee. Przydziau nie zawdziczaem li tylko magicznemu talentowi, lecz urodzie i urokowi osobistemu. Kapitua przydzielaa staruszkowi takich bowiem asystentw, jakich w lubi. - Moesz tego nie wiedzie, ale za czasw modoci Ortolana wrd czarodziejw plenia si mizoginia i moda na mskie przyjanie, ktre nader czsto zamieniay si w co wicej, a nawet duo wicej. Za mody ucze lub adept, bywao, nie mia wyboru, musia by starszym posuszny take i w tym wzgldzie. Niektrym niezbyt si to podobao, ale znosili jako dobrodziejstwo inwentarza. A niektrzy to polubili. Do tych ostatnich nalea, jak si zapewne ju domylie, Ortolan. Chopta, ktremu wtedy przystawa jego ptasi przydomek, po dowiadczeniach ze swym preceptorem na cae dugie ycie zosta, jak mwi poeci, entuzjast i adherentem szlachetnych mskich przyjani i szlachetnych mskich mioci. Proz, jak wiesz, okrela si rzecz krcej i dosadniej. O ydk czarodzieja otar si, mruczc gono, wielki czarny kot z ogonem napuszonym jak szczotka. Degerlund schyli si, pogaska go, zakoysa przed nim medalionem. Kot od niechcenia pacn w medalion apk. Odwrci si, na znak, e nudzi go zabawa, zaj si wylizywaniem futerka na piersi. - Jak niewtpliwie zauwaye - podj czarodziej - urody jestem nieprzecitnej, kobiety, bywa, zw mnie efebem. Kobiety i owszem, lubi, ale przeciw pederastii w zasadzie te nic nie miaem i nie mam. Z jednym warunkiem: jeli ju, to musi pomaga mi w robieniu kariery. - Mj mski afekt z Ortolanem zbytnich powice nie wymaga, staruszek dawno ju przekroczy zarwno granic wieku, w ktrym si moe, jak i tego, w ktrym si chce. Ale postaraem si, aby mniemano inaczej. Aby mylano, i z kretesem straci dla mnie gow. e nie ma takiej rzeczy, ktrej odmwiby swemu piknemu kochankowi. e znam jego szyfry, e mam dostp do jego tajemnych ksig i sekretnych notatek. e obdarowuje mnie artefaktami i talizmanami, ktrych wczeniej nikomu nie ujawni. I e uczy mnie

zabronionych zakl. W tym i goecji. I jeli do niedawna wielcy z Rissbergu lekcewayli mnie, teraz nagle zaczli powaa, urosem w ich oczach. Uwierzyli, e robi to, o czym sami marz. I e odnosz w tym sukcesy. - Wiesz, co to jest transhumanizm? Co to jest specjacja? Specjacja radiacyjna? Introgresja? Nie? Nie masz si czego wstydzi. Ja te nie za bardzo. Ale wszyscy sdz e wiem duo. e pod okiem i auspicj Ortolana prowadz badania nad udoskonaleniem rodzaju ludzkiego. W szczytnym celu, eby poprawi i ulepszy. Polepszy kondycj ludzi, wyeliminowa choroby i niepenosprawno, wyeliminowa starzenie si, bla, bla, bla. Oto cel i zadanie magii. I drog wielkich dawnych mistrzw, Malaspiny, Alzura i Idarrana. Mistrzw hybrydyzacji, mutowania i modyfikowania genetycznego. Obwieciwszy przybycie miauczeniem, czarny kot pojawi si znowu. Wskoczy na kolana czarodzieja, wycign si, zamrucza. Degerlund gaska go rytmicznie. Kot zamrucza jeszcze goniej, wysuwajc pazury icie tygrysich rozmiarw. - Co to takiego hybrydyzacja, wiesz z pewnoci bo to inne okrelenie krzyowania. Procesu uzyskiwania krzywek, hybryd, bastardw, jak zwa, tak zwa. Na Rissbergu aktywnie z tym eksperymentuj wyprodukowali ju bez liku cudactw, straszyde i potworkw. Nieliczne znalazy szerokie zastosowanie praktyczne, jak choby oczyszczajcy miejskie mieciowiska parazeugl, tpicy szkodniki drzew paradzicio czy poerajca larwy malarycznych komarw zmutowana gambuzja. Albo wigilozaur, jaszczur straniczy, ktrego zabiciem przechwalae si podczas audiencji. Ale oni uwaaj to za drobnostki, za produkty uboczne. To, co ich naprawd interesuje, to hybrydyzacja i mutacja ludzi i humanoidw. Co takiego jest zakazane, ale Rissberg drwi z zakazw. A Kapitua przymyka oko. Albo, co prawdopodobniejsze, trwa pogrona w bogiej i tpej niewiadomoci. - Malaspina, Alzur i Idarran, jest to udokumentowane, brali na warsztat stworzenia mae i pospolite, by stworzy z nich giganty, jak te ich wije, pajki, kocieje i diabli wiedz co jeszcze. C wic, pytali, stoi na przeszkodzie, by wzi maego i pospolitego czeczyn i przerobi go na tytana, na kogo silnego, mogcego pracowa dwadziecia godzin na dob, kogo nie imaj si choroby, kto w penej sprawnoci doywa setki? Wiadomo, e chcieli to zrobi, podobno to robili, podobno mieli sukcesy. Ale sekret swych hybryd zabrali do grobu. Nawet Ortolan, ktry studiowaniu ich prac powici ycie, osign niewiele. Bue i Bang, ktrzy ci tu przywlekli, przyjrzae si im? To hybrydy, magiczne krzywki ogrw i trolli. Niechybny kusznik Pasztor? Nie, ten akurat jest, e tak powiem, na obraz i podobiestwo, w peni naturalny efekt skrzyowania szkaradnej baby ze szpetnym chopem. Ale Bue i Bang, ha, ci wyszli wprost z probwek Ortolana. Spytasz: po diaba komu takie paskudy, po jak

choler co takiego tworzy? Ha, cakiem jeszcze niedawno sam tego nie wiedziaem. Dopki nie zobaczyem, jak rozprawiaj si z drwalami i wglarzami. Bue potrafi jednym szarpniciem oderwa gow od szyi, Bang rozszarpuje dzieciaka, jakby to by pieczony kurczak. A da im jakie ostre narzdzia, ha! Wtedy potrafi urzdzi jatk, e prosz siada. Ortolan, gdy go zapyta, opowiada, e niby hybrydyzacja to droga do eliminacji chorb dziedzicznych, gldzi o zwikszaniu odpornoci na choroby zakane, takie tam starcze dyrdymay. Ja wiem swoje. I ty wiesz swoje. Takie egzemplarze jak Bue i Bang, jak to co, z czego zerwae blaszk Idarrana, nadaj si tylko do jednego: do mordowania. I dobrze, bo mnie akurat potrzebne byy narzdzia do mordowania. Swych wasnych zdolnoci i moliwoci w tym wzgldzie nie byem pewien. Niesusznie zreszt, jak si potem okazao. - Ale czarodzieje z Rissbergu krzyuj, mutuj i genetycznie modyfikuj dalej, od witu do zmierzchu. I maj liczne osignicia, naprodukowali takich hybryd, e a dech zapiera. Wszystko to s w ich mniemaniu hybrydy uyteczne, majce uatwi i uprzyjemni ludziom egzystencj. Zaiste, s o krok od stworzenia kobiety o idealnie paskich plecach, by mona byo chdoy j od tyu i jednoczenie mie gdzie postawi kieliszek szampana i ka pasjansa. - Ale wrmy ad rem, czyli do mojej kariery naukowej. Namacalnymi sukcesami nie mogc si pochwali, musiaem stworzy tych sukcesw pozory. Poszo atwo. - Wiesz o tym, e istniej inne od naszych wiaty, dostp do ktrych odcia nam Koniunkcja Sfer? Universa zwane planami ywiow i paraywiow? Zamieszkane przez istoty zwane demonami? Osignicia Alzura et consortes tumaczono ot tym, e uzyskali oni dostp do owych planw i istot. e zdoali te istoty wywoa i uczyni sobie powolnymi, e wydarli demonom i posiedli ich sekrety i wiedz. Myl, e to bujda i wymys, ale wszyscy w to wierz. A co zrobi, gdy wiara jest tak silna? eby mc uchodzi za bliskiego odkrycia tajemnicy dawnych mistrzw, musiaem utwierdzi Rissberg w przekonaniu, e umiem wywoywa demony. Ortolan, ktry niegdy faktycznie goecj z powodzeniem uprawia, nie chcia mnie tej sztuki nauczy. Pozwoli sobie na obelywie nisk ocen moich umiejtnoci magicznych i zaleci pamita, gdzie jest moje miejsce. C, dla dobra wasnej kariery bd pamita. Do czasu. Czarny kot, znuony gaskaniem, zeskoczy z kolan czarodzieja. Zmierzy wiedmina zimnym spojrzeniem zotych, szeroko otwartych oczu. I odszed, zadzierajc ogon. Geralt oddycha z coraz wikszym trudem, czu rwcy ciaem dygot, nad ktrym w aden sposb nie mg zapanowa. Sytuacja nie przedstawiaa si najlepiej i wycznie dwie

okolicznoci rokoway dobrze, dwie pozwalay mie nadziej. Po pierwsze, wci y, a pki ycia, pty nadziei, jak mawia w Kaer Morhen jego preceptor Vesemir. Drug dobrze rokujc okolicznoci byo rozdte ego i zadufanie Degerlunda. Czarodziej, wychodzio, zakocha si we wasnych sowach we wczesnej modoci i najwyraniej bya to mio jego ycia. - Nie mogc wic zosta goet - opowiada czarodziej, krcc medalionem i wci nasadzajc si wasnym gosem - musiaem goet udawa. Pozorowa. Wiadomo, e wywoany przez goet demon czsto wyrywa si i sieje zniszczenie. A wic posiaem. Kilka razy. Wyrnem w pie kilka osad. A oni uwierzyli, e to demon. - Zdziwiby si, jacy oni s atwowierni. Kiedy uciem zapanemu wieniakowi gow i katgutem biodegradowalnym przyszyem w to miejsce eb wielkiego koza, maskujc cieg gipsem i farb Po czym zademonstrowaem moim uczonym kolegom jako teriocefala, efekt niebywale trudnego eksperymentu w dziedzinie wytwarzania ludzi o zwierzcych gowach, eksperymentu udanego niestety tylko czciowo, bo rzeczony efekt nie przey. Uwierzyli, wystaw sobie. Urosem w ich oczach jeszcze wyej! Wci czekaj kiedy wytworz co, co przetrwa. Utwierdzam ich w tym mniemaniu, co i rusz przyszywajc jaki eb do bezgowego trupa. - Ale to dygresja bya. O czym to ja? Aha, o wyrnitych osadach. Tak jak oczekiwaem, mistrzowie z Rissbergu wzili to za czyny demonw lub optanych przez nie energumenw. Ale popeniem bd, przesadziem. Jedn osad drwali nikt by si nie przej, ale my wyrnlimy kilka. Pracowali gwnie Bue i Bang, ale i ja przyoyem si na miar moliwoci. - W tej pierwszej kolonii, w Cisach, czy jako tak, nie popisaem si zanadto. Gdy zobaczyem, co Bue i Bang wyrabiaj, zwymiotowaem, obrzygaem cay paszcz. By do wyrzucenia. Paszcz z najlepszej weny, oprymowany srebrzystymi norkami, kosztowa prawie sto koron. Ale potem szo mi coraz lepiej. Po pierwsze, odziewaem si stosownie, w stylu roboczym. Po drugie, polubiem te akcje. Okazao si, e to spora przyjemno, odrba komu nog i patrze, jak krew tryska z kikuta. Albo oko komu wyupi. Albo wyszarpa z rozprutego brzucha pen gar parujcych flakw... Bd si streszcza. Razem z dzisiejszymi wyszo tego bez maa p setki osb pci obojga w wieku zrnicowanym. - Rissberg uzna, e trzeba mnie powstrzyma. Ale jak? Wci wierzyli w moj moc jako goety i bali si moich demonw. I bali si rozwcieczy zakochanego we mnie Ortolana. Rozwizaniem miae wic by ty. Wiedmin.

Geralt oddycha pytko. I nabiera optymizmu. Widzia ju duo lepiej, dreszcze ustpoway. By uodporniony na wikszo znanych toksyn, jad biaego skorpiona, dla zwykego miertelnika zabjczy, wyjtkiem, jak si na szczcie okazywao, nie by. Objawy, pocztkowo grone, w miar upywu czasu saby i zanikay, organizm wiedmina zdolny by, jak si okazywao, do szybko trucizn neutralizowa. Degerlund nie wiedzia o tym lub w zadufaniu to zlekceway. - Dowiedziaem si, e chc ci na mnie nasa. Nie ukrywam, strach z lekka mnie oblecia, syszaem o wiedminach to i owo, o tobie za w szczeglnoci. Co tchu pobiegem do Ortolana, ratuj, mistrzuniu ukochany mj. Ukochany mistrzunio najpierw mnie zbeszta i zburcza, e to niby bardzo brzydko, mordowa drwali, e to nieadnie i eby mu to byo ostatni raz. Ale potem doradzi, jak ci podej i zwabi w puapk. Jak pojma, uywajc sigila teleportacyjnego, ktry sam par lat temu wytatuowa na mym mskim torsie. Zabroni jednak zabijania ci. Nie sd, e z dobroci. On potrzebuje twoich oczu. Dokadniej: chodzi mu o tapetum lucidum, warstw tkanki wycieajc wntrze twoich gaek ocznych, tkanki, ktra wzmaga i odbija wiato kierowane na fotoreceptory, dziki czemu, podobnie kotu, widzisz w nocy i w ciemnociach. Najnowsza ide fixe Ortolana to wyposaenie caej ludzkoci w zdolno kociego widzenia. W ramach przygotowa do tak szczytnego celu zamierza wszczepi twoje tapetum lucidum jakiej kolejnej mutacji, ktr tworzy, a tapetum do przeszczepu musi by pobrane od ywego dawcy. Geralt ostronie poruszy palcami i doni. - Ortolan, mag etyczny i miosierny, po usuniciu gaek ocznych w swej nieprzebranej dobroci zamierza darowa ci yciem. Mniema, i lepiej by lepcem ni nieboszczykiem, nadto wzdraga si na myl o przysporzeniu blu twojej kochance, Yennefer z Vengerbergu, ktr darzy wielkim a dziwnym w jego przypadku afektem. Do tego on, Ortolan, jest ju bliski wypracowania magicznej formuy regeneracyjnej. Za kilka lat bdziesz mg zgosi si do niego, a on ci oczy przywrci. Cieszysz si? Nie? I susznie. Co? Chcesz co powiedzie? Sucham, mw. Geralt uda, e z trudem porusza wargami. Wcale zreszt nie musia udawa, e z trudem. Degerlund unis si z krzesa, pochyli nad nim. - Nic nie rozumiem - skrzywi si. - Mao mnie zreszt obchodzi, co masz do powiedzenia. Ja natomiast i owszem, mam ci jeszcze co nieco do zakomunikowania. Wiedz ot, e wrd moich licznych talentw jest te jasnowidzenie. Widz cakiem jasno, e gdy Ortolan zwrci ci, olepionemu, wolno, Bue i Bang bd ju czekali. I trafisz do mojego tym razem laboratorium, tym razem ju definitywnie. Bd ci wiwisekcjonowa. Gwnie

dla rozrywki, cho tego, co tam masz w rodku, ciekaw te troch jestem. Gdy za skocz, dokonam, e posu si rzenicz terminologi, rozbioru tuszy. Twoje resztki bd po kawaku wysya na Rissberg, ku przestrodze, niech zobacz, co spotyka moich wrogw. Geralt zebra wszystkie siy. Nie byo tego wiele. - Jeli za chodzi o ow Yennefer - czarodziej pochyli si jeszcze bardziej, wiedmin poczu jego mitowy oddech - to mnie, w odrnieniu od Ortolana, myl o przysporzeniu jej cierpie raduje wrcz niepomiernie. Odkroj zatem w fragment, ktry w tobie najbardziej cenia, i wyl jej do Vengerb... Geralt zoy palce w Znak i dotkn twarzy czarodzieja. Sorel Degerlund zachysn si, opad na krzeso. Zachrapa. Oczy ucieky mu gdzie w gb czaszki, gowa zwisa na rami. acuszek medalionu wymkn si z bezwadnych palcw. Geralt zerwa si - a raczej sprbowa si zerwa, jedyne, co mu si udao, to spa z krzesa na podog, gow tu przed buty Degerlunda. Przed samym nosem mia upuszczony przez czarodzieja medalion. Na zotym owalu bkitny emaliowany delfin nageant. Godo Kerack. Nie mia czasu si dziwi ani zastanawia. Degerlund zacz gono charcze, wida byo, e zaraz si zbudzi. Znak Somne poskutkowa, ale nikle i nietrwale, wiedmin nazbyt by osabiony dziaaniem jadu. Wsta, trzymajc si stou, strcajc ze ksigi i zwoje. Do pomieszczenia wpad Pasztor. Geralt nawet nie prbowa Znakw. Porwa ze stou oprawny w skr i mosidz grymuar, waln nim garbusa w gardo. Pasztor z rozmachem siad na pododze, upuci arbalest. Wiedmin waln go jeszcze raz. I byby powtrzy, ale inkunabu wylizn mu si ze zgrabiaych palcw. Chwyci stojc na ksigach karaf i roztrzaska j Pasztorowi na czole. Garbus, cho zalany krwi i czerwonym winem, nie ustpi. Rzuci si na Geralta, nawet nie strzsajc z powiek okruchw krysztau. - Bueee! - rozdar si, apic wiedmina za kolana. - Baaang! Do mnie! Do mn... Geralt zapa ze stou kolejny grymuar, ciki, z opraw inkrustowan fragmentami ludzkiej czaszki. Wyrn nim garbusa, a poleciay odpryski koci. Degerlund zacharcza, usiowa unie rk. Geralt poj, e prbuje rzuci zaklcie. Zbliajcy si omot cikich stp wiadczy, e Bue i Bang nadcigaj. Pasztor gramoli si z podogi, maca wok, szuka kuszy. Geralt zobaczy na stole swj miecz, chwyci go. Zatoczy si, ledwie nie upad. Zapa Degerlunda za konierz, przyoy mu ostrze do garda. - Twj sigil! - krzykn mu do ucha. - Teleportuj nas std!

Bue i Bang, zbrojni w buaty, zderzyli si w drzwiach i uwili w nich, zaklinowali kompletnie. aden nie pomyla o tym, by ustpi drugiemu. Framuga trzeszczaa. - Teleportuj nas! - Geralt chwyci Degerlunda za wosy, przegi mu gow do tyu. Teraz! Inaczej przern ci grdyk! Bue i Bang wypadli z drzwi razem z framug. Pasztor znalaz kusz i unis j. Degerlund drc rk rozchesta koszul, wykrzycza zaklcie, ale nim jeszcze ogarna ich ciemno, wyrwa si wiedminowi i odtrci go. Geralt zapa go za koronkowy mankiet i sprbowa przycign, ale w tym momencie portal zadziaa i wszystkie zmysy, w tym dotyk, zniky. Poczu, jak jaka ywioowa sia wsysa go, szarpie nim i krci jak w wirze. Zimno sparaliowao. Na uamek sekundy. Jeden z duszych i paskudniejszych uamkw w jego yciu. omotn o ziemi, a zadudnio. Na wznak. Otworzy oczy. Wok panowa czarny mrok, nieprzebite ciemnoci. Olepem, pomyla. Straciem wzrok? Nie straci. Bya po prostu bardzo ciemna noc. Jego - jak je uczenie nazwa Degerlund - tapetum lucidum zadziaao, wychwycio cae wiato, jakie w tych warunkach byo do wychwycenia. Po chwili rozpoznawa ju dookoa zarysy jakich pni, krzakw czy chaszczy. A nad gow, gdy rozwiay si chmury, zobaczy gwiazdy.

Interludium

Nazajutrz

Trzeba byo im przyzna: budowlacy z Findetann znali si na swojej robocie i nie lenili si. Mimo i dzi widzia ich w akcji ju kilka razy, Shevlov z zainteresowaniem obserwowa stawianie kolejnego kafara. Trzy zczone belki tworzyy kozio, u szczytu ktrego podwieszano koo. Na koo zarzucano lin, do tej za mocowano masywny okuty kloc, zwany fachowo bab. Pokrzykujc rytmicznie, budowlacy cignli za lin, unosili bab pod sam szczyt koza, po czym szybko j opuszczali. Baba z impetem spadaa na osadzony w doku sup, wbijajc go gboko w ziemi. Wystarczyo trzech, gra czterech uderze bab, by sup sta jak wmurowany. Budowlacy migiem demontowali kafar i adowali jego elementy na wz, w tym czasie jeden z nich wazi na drabin i przybija do supa emaliowan blach z herbem Redanii - srebrnym orem na czerwonym polu. Za spraw Shevlova i jego wolnej kompanii - jak rwnie za spraw kafarw i ich obsugi - wchodzca w skad krlestwa Redanii prowincja Przyrzecze powikszya dzi swj area. Do znacznie powikszya. Majster budowlacw podszed, wycierajc czoo czapk. Spoci si, cho nie robi nic, jeli nie liczy rzucania kurwami. Shevlov wiedzia, o co majster spyta, bo pyta za kadym razem. - Nastpny gdzie? Panie dowdco? - Poka. - Shevlov obrci konia. - Ruszajcie ladem. Furmani smagnli woy, wehikuy budowlacw ruszyy ospale grzbietem wzgrza, gruntem rozmikym nieco po wczorajszej burzy. Wnet znaleli si przy kolejnym supie ozdobionym czarn blach pomalowan w lilie. Sup ju lea, wturlany w krzaki, kompania Shevlova zdya o to zadba. Oto jak zwycia postp, pomyla Shevlov, oto jak triumfuje myl techniczna. Rcznie osadzony sup temerski wyrywa si i obala w trymiga. Wbitego kafarem supa redaskiego tak atwo z ziemi nie wycign.

Machn rk, wskazujc budowlacom kierunek. Kilka staj a na poudnie. A za wie. Mieszkacw wsi - o ile kilka chaup i szop zasugiwao na t nazw - jedcy z kompanii Shevlova spdzili ju na majdan, uwijali si wok, wzbijajc kurz, napierali na spdzonych komi. Escayrac, zawsze porywczy, nie aowa im bykowca. Inni toczyli komi wok domostw. Psy szczekay, baby zawodziy, dary si dzieci. Do Shevlova podkusowao trzech konnych. Chudy jak szczapa Yan Malkin, zwany Oogiem. Prospero Basti, lepiej znany jako Sperry. I Aileach Mor-Dhu, zwana Fryg, na siwej klaczy. - Zebrani, jake kaza - powiedziaa Fryga, odsuwajc na ty gowy rysi kopaczek. Cae sioo. - Niech ich ucisz. Spdzeni ucichli, nie bez pomocy nahajek i kijw. Shevlov podjecha bliej. - Jak si nazywa ta dziura? - Wola. - Znowu Wola? Za grosz fantazji w chamach. Poprowad dalej budowlacw, Sperry. Poka, gdzie maj sup bi, bo znowu miejsca pomyl. Sperry gwizdn, zatoczy koniem. Shevlov podjecha do spdzonych. Fryga i Og stanli po jego bokach. - Mieszkacy Woli! - Shevlov stan w strzemionach. - Uwaga, co powiem! Z woli i rozkazu jego wysokoci askawie panujcego krla Vizimira obwieszczam wam, e od ninie ziemia ta, a po supy graniczne, krlestwu Redanii przynaley, a jego wysoko krl Vizimir waszym jest monarch i panem! Jemu winnicie cze, posuch i da. A z rent i podatkami zalegacie! Z rozkazu krla macie dug uici natychmiast. Obecnemu tu komornikowi do szkatuy. - Jake to? - rozdar si kto z ciby. - Jake paci? Mywa ju pacili! - Da ju z nas przeca zdarli! - Zdarli z was komornicy temerscy. Nielegalnie, bo tu nie Temeria, ale Redania. Obaczcie, gdzie supy stoj. - Ale jeszcze wczora - zawy ktry z osadnikw - tu bya Temeria! Jake to tak? Zapacilim, jak kazali... - Nie macie prawa! - Ktry? - wrzasn Shevlov. - Ktry to powiedzia? Ja mam prawo! Mam rozkaz krlewski! Mymy s krlewskie wojsko! Rzekem, kto chce tu na gospodarce zosta, ma da

zapaci co do grosza! Oporni bd wygnani! Zapacilicie Temerii? To si wida za Temerczykw macie! Tedy won, won tam, za granic! Ale z tym tylko, co we dwie rce wemiecie, bo gospodarstwo i inwentarz Redanii przynale! - Rozbj! Rozbj i gwat to jest! - krzykn, wystpujc, wielki chop z bujn czupryn. - A wycie nie krla wojsko, a rozbjniki! Nie macie pra... Escayrac podjecha i smagn krzykacza bykowcem. Krzykacz upad. Innych uspokojono drzewcami spis. Kompania Shevlova umiaa radzi sobie z wieniakami. Przesuwali granic od tygodnia i pacyfikowali ju niejedn osad. - Goni kto. - Wskazaa nahajk Fryga. - Czy to nie Fysh bdzie? - On sam - osoni oczy Shevlov. - Ka cudaczk z wozu cign i dostarczy. Sama za we paru chopakw, objedcie okolic. Siedz samotni osadnicy po polanach i zrbach, trzeba i tym uwiadomi, komu teraz rent paci winni. A bdzie si ktry stawia, wiecie, co robi. Fryga umiechna si wilczo, bysna zbami. Shevlov wspczu osadnikom, ktrych odwiedzi. Cho ich los mao go obchodzi. Spojrza na soce. Trzeba si spieszy, pomyla. Do poudnia warto by jeszcze kilka temerskich supw obali. I kilka naszych wbi. - Ty, Og, za mn. Wyjedmy gociom na spotkanie. Goci byo dwch. Jeden mia somiany kapelusz na gowie, mocno zarysowan szczk i wysunity podbrdek, ca za gb czarn od kilkudniowego zarostu. Drugi by potnej budowy, istny waligra. - Fysh. - Panie sierancie. Shevlov achn si. Javil Fysh - nie bez kozery - nawiza do dawnej znajomoci, czasw wsplnej suby w regularnym wojsku. Shevlov nie lubi przypomnie o tamtych czasach. Nie chcia pamita ani o Fyshu, ani o subie, ani o gwnianym podoficerskim odzie. - Wolna kompania - Fysh skin w stron wsi, skd nadal dobiega wrzask i pacz przy robocie, widz? Karna ekspedycja, co? Pali bdziesz? - Moja rzecz, co bd. Nie bd, pomyla. Z alem, bo lubi pali wsie, kompania te lubia. Ale nie kazali. Granic kazali poprawi, z osadnikw da wzi. Opornych przepdzi, ale dobytku nie tyka. Nowym osadnikom posuy, ktrych si tu cignie. Z pnocy, gdzie toczno nawet na ugorach.

- Cudaczk schwytaem i mam - owiadczy. - Podug zamwienia. Zwizan. Nie byo atwo, gdybym wiedzia, policzybym wicej. Ale umwilimy si na piset, tedy piset si naley. Fysh skin, waligra podjecha, wrczy Shevlovowi dwie sakiewki. Na

przedramieniu mia wytatuowan mij, zwinit w S wok klingi sztyletu. Shevlov zna ten tatua. Zjawi si jezdny z kompanii, z jecem. Cudaczka miaa na gowie sigajcy kolan worek, okrcony sznurem tak, e krpowa jej rce. Spod worka sterczay goe nogi, chude jak patyki. - Co to? - Wskaza Fysh. - Panie sierancie miy? Piset novigradzkich koron, troch drogo jak za kota w worku. - Worek jest gratis - odrzek zimno Shevlov. - Podobnie jak dobra rada. Nie rozwizuj i do rodka nie zagldaj. - Bo? - Jest ryzyko. Poksa. A moe i urok rzuci. Waligra wcign jeca na k. Spokojna do tej pory cudaczka zaszamotaa si, wierzgna, zaskowyczaa spod worka. Nie na wiele si to zdao, worek skutecznie j krpowa. - Skd wiem - spyta Fysh - e to jest to, za co pac? A nie jaka przygodna dziewczynina? Choby o, z tej tu wiochy? - Kam mi zadajesz? - Skde, skde. - Fysh zmitygowa si, pomg mu w tym widok Ooga, gaszczcego trzonek wiszcego u sioda topora. - Wierz ci, Shevlov. Wiem, twoje sowo nie dym. Znamy si wszak, no nie? W dawnych dobrych czasach... - Spieszno mi, Fysh. Obowizek wzywa. - Bywaj, sierancie. - Ciekawo - odezwa si Og, patrzc na oddalajcych si. - Ciekawo, na co im ona. Ta cudaczka. Nie pytae. - Nie pytaem - przyzna zimno Shevlov. - Bo nie pyta si o takie rzeczy. Troch wspczu cudaczce. Jej los raczej mao go obchodzi. Ale domyla si, e bdzie marny.

W wiecie, gdzie mier jest na owach, nie ma czasu na wyrzuty sumienia czy wahania. Czasu wystarcza wycznie na decyzje. Obojtne, jakie s to decyzje, adna nie jest wikszej czy mniejszej wagi od innych. W wiecie, gdzie mier jest na owach, nie ma decyzji wanych czy niewanych. S tylko decyzje podejmowane przez wojownika w obliczu nieuchronnej zagady. Carlos Castaneda, The Wheel of Time

Rozdzia dwunasty

Na rozstaju drg sta drogowskaz, sup z przybitymi do deskami, wskazujcymi cztery strony wiata.

wit zasta go tam, gdzie upad, wyrzucony przez portal, na mokrej od rosy trawie, w zarolach obok bagna czy jeziorka, rojcego si od ptactwa, ktrego gganie i kwakanie wyrwao go z cikiego i mczcego snu. W nocy wypi wiedmiski eliksir, zapobiegliwie zawsze mia go przy sobie, w srebrnej tulejce we wszytej w pas skrytce. Eliksir, zwany Wilg uwaany by za panaceum skuteczne w szczeglnoci przeciw wszelkiego rodzaju zatruciom, zakaeniom i nastpstwom dziaania wszelkich jadw i toksyn. Geralt ratowa si Wilg wicej razy, ni pamita, nigdy jednak wypicie eliksiru nie spowodowao takich skutkw, jak teraz. Przez godzin po zayciu walczy ze skurczami i niebywale silnymi odruchami wymiotnymi, wiadom, e nie moe do wymiotw dopuci. W efekcie, cho walk wygra, zmczony zapad w gboki sen. Mogcy zreszt rwnie by konsekwencj melanu skorpioniego jadu, eliksiru i teleportacyjnej podry. Co do podry, nie mia pewnoci, co zaszo, jak i dlaczego utworzony przez Degerlunda portal wyrzuci go tu akurat, na to bagniste pustkowie. Wtpliwe, by byo to celowe dziaanie czarodzieja, bardziej prawdopodobna bya zwyka teleportacyjna awaria, co, czego obawia si ju od tygodnia. To, o czym wiele razy sysza, a czego kilka razy by

wiadkiem - jak portal, miast przesa pasaera tam, dokd powinien, wyrzuca go zupenie gdzie indziej, w miejsce zupenie przypadkowe. Gdy oprzytomnia, w prawej doni dziery miecz, a w zacinitej lewej mia strzp tkaniny, rankiem zidentyfikowany jako mankiet koszuli. Tkanina ucita bya gadko jak noem. Nie nosia jednak ladw krwi, teleport nie uci wic rki, a sam tylko koszul czarodzieja. Geralt aowa, e to tylko koszula. Najgorszej awarii portalu, takiej, ktra na zawsze zrazia go do teleportacji, Geralt by wiadkiem w pocztkach swej wiedmiskiej kariery. Wrd nuworyszy, bogatych pankw i zotej modziey panowaa wwczas moda na przesyanie si z miejsca na miejsce, a niektrzy czarodzieje za bajoskie sumy udostpniali tak rozrywk. Ktrego dnia wiedmin akurat by przy tym - przesyany amator teleportacji objawi si w portalu precyzyjnie przepoowiony wzdu paszczyzny pionowej. Wyglda jak otwarty futera na kontrabas. Potem wszystko z niego wypado i wylao si. Fascynacja teleportami zmalaa po tym wypadku zauwaalnie. W porwnaniu z czym takim, pomyla, ldowanie na mokradle to po prostu luksus. Nie odzyska jeszcze peni si, wci czu zawroty gowy i nudnoci. Na odpoczynek nie byo jednak czasu. Wiedzia, e portale zostawiay lady, czarodzieje mieli sposoby, by wyledzi drog teleportu. Jeli by to jednak, jak podejrzewa, defekt portalu, przeledzenie drogi graniczyo z niemoliwoci. Ale i tak zbyt dugotrwae pozostawanie w pobliu miejsca ldowania rozsdnym nie byo. Ruszy ranym marszem, by si rozgrza i rozrusza. Zaczo si od mieczy, pomyla, chlapic przez kaue. Jak to uj Jaskier? Pasmo niefortunnych trafw i pechowych incydentw? Najpierw straciem miecze. Ledwo trzy tygodnie, a straciem wierzchowca. Zostawion w Sonicy Potk, o ile jej kto nie znajdzie i sobie nie przywaszczy, zjedz pewnie wilcy. Miecze, ko. Co dalej? Strach myle. Po godzinie przeprawy przez mokrada wydosta si na suchszy teren, a po drugiej godzinie wyszed na ubity gociniec. A po p godzinie marszu gocicem dotar do rozstaja.

Na rozstaju drg sta drogowskaz, sup z przybitymi do deskami, wskazujcymi cztery strony wiata. Wszystkie byy osrane przez wdrowne ptactwo i gsto upstrzone dziurami po betach. Kady przejezdny, jak wygldao, czu si w obowizku strzeli w drogowskaz z kuszy. Aby zatem odczyta napisy, naleao podej cakiem blisko.

Wiedmin podszed. I odcyfrowa kierunki. Deska wskazujca na wschd - wedle pooenia soca - nosia napis Chippira, przeciwna kierowaa ku Tegmond. Deska trzecia wskazywaa drog ku Findetann, czwarta za nie wiadomo dokd, bo napis kto zamaza smo Mimo to Geralt wiedzia ju z grubsza, gdzie jest. Teleport wyrzuci go na midzyrzecze, jakie tworzyy dwa ramiona rzeki Pontar. Odnoga poudniowa, z uwagi na rozmiary, doczekaa si nawet u kartografw wasnej nazwy - figurowaa na wielu mapach jako Embla. Lecy pomidzy odnogami kraj za - a raczej kraik - zwa si Embloni. To znaczy zwa si niegdy, do dawno temu. I do dawno temu zwa si przesta. Krlestwo Emblonii przestao istnie jakie p wieku temu. A byy po temu powody. W wikszoci krlestw, ksistw i innych form organizacji wadzy i zbiorowoci spoecznych na ziemiach znanych Geraltowi sprawy - zasadniczo mona byo tak uzna ukaday si i miay w miar dobrze. System, prawda, kula niekiedy, ale funkcjonowa. W przewaajcej czci zbiorowoci spoecznych klasa rzdzca rzdzia, miast wycznie kra i uprawia hazard na przemian z nierzdem. Elita spoeczna w niewielkim tylko procencie zoona bya z ludzi sdzcych, e higiena to imi prostytutki, a rzeczka to ptak z rodziny skowronkw. Lud roboczy i rolniczy w maej jeno czci skada si z kretynw yjcych wycznie dniem dzisiejszym i dzisiejsz wdk niezdolnych swym szcztkowym rozumem ogarn czego tak nieogarnitego jak jutro i wdka jutrzejsza. Kapani w wikszoci nie wyudzali od ludu pienidzy i nie deprawowali nieletnich, lecz bytowali w wityniach, bez reszty powicajc si prbom rozwizania nierozwizywalnej zagadki wiary. Psychopaci, cudaki, rarogi i idioci nie pchali si do polityki i do wanych stanowisk w rzdzie i administracji, lecz zajmowali destrukcj wasnego ycia rodzinnego. Wsiowi gupkowie siedzieli po wsiach, za stodoami, nie usiujc odgrywa trybunw ludowych. Tak byo w wikszoci pastw. Ale krlestwo Emblonii do wikszoci nie naleao. Byo mniejszoci pod kadym z wyej wymienionych wzgldw. I pod wieloma innymi. Tote podupado. A wreszcie zaniko. Postarali si o to potni ssiedzi, Temeria i Redania. Emblonia, lubo twr politycznie niewydarzony, pewnym bogactwem jednak dysponowaa. Leaa wszak w aluwialnej dolinie rzeki Pontar, ktra od wiekw osadzaa tu niesione wylewami muy. Z tych powstay mady - niezwykle yzne i wydajne rolniczo gleby. Pod rzdami wadcw Emblonii mady rycho zaczy zmienia si w zarose gami nieuytki, na ktrych mao dao si posadzi, a jeszcze mniej zebra. Temeria i Redania notoway tymczasem znaczny przyrost ludnoci i produkcja rolnicza stawaa si spraw o

ywotnym znaczeniu. Mady Emblonii nciy. Dwa rozdzielone rzek Pontar krlestwa bez zbdnych ceregieli podzieliy wic Embloni midzy siebie, a nazw wymazay z map. Cz zaanektowan przez Temeri nazwano Pontari cz przypada Redanii staa si Przyrzeczem. Na namuy cignito rzesze osadnikw. Pod okiem sprawnych zarzdcw, w wyniku rozumnego podozmianu i melioracji area, lubo may, wnet sta si istnym rolniczym Rogiem Obfitoci. Rycho te zaczy si spory. Tym zajadlejsze, im obfitszy plon daway pontarskie mady. Traktat wytyczajcy granic midzy Temeri a Redani zawiera zapisy pozwalajce na przerozmait interpretacj, a zaczone do traktatu mapy byy do niczego, bo kartografowie schrzanili robot. Sama rzeka te dooya swoje - po okresach duszych deszczw potrafia zmieni i przesun swe oysko o dwie albo i trzy mile. I tak Rg Obfitoci zamieni si w ko niezgody. W eb wziy plany dynastycznych mariay i przymierzy, zaczy si dyplomatyczne noty, wojny celne i retorsje handlowe. Konflikty graniczne przybieray na sile, przelew krwi zdawa si nieuchronny. I w kocu doszo do. A potem dochodzio ju regularnie. W swych wdrwkach w poszukiwaniu zajcia Geralt zazwyczaj unika terenw, na ktrych czsto dochodzio do star zbrojnych, bo w takich miejscach o zajcie byo trudno. Zapoznawszy si raz czy drugi z wojskiem regularnym, najemnikami lub maruderami rolnicy przekonywali si, e grasujcy w okolicy wilkoak, strzyga, troll spod mostu czy wicht z kurhanu to w sumie may problem i mae zagroenie i e na wiedmina szkoda pienidzy. e s sprawy pilniejsze, jak chociaby odbudowa spalonej przez wojsko chaupy i kupno nowych kur w miejsce tych, ktre wojacy ukradli i zjedli. Z tych powodw Geralt sabo zna tereny Emblonii - czy te, wedle nowszych map, Pontarii i Przyrzecza. Nie mia w szczeglnoci pojcia, do ktrej ze wskazanych na drogowskazie miejscowoci byoby najbliej i ktrdy powinien ruszy z rozdroa, by jak najszybciej poegna si z pustkowiem, a przywita z jakkolwiek cywilizacj. Geralt zdecydowa si na Findetann, czyli na pnoc. W tym bowiem z grubsza kierunku lea Novigrad, tam musia dotrze i jeli mia odzyska swe miecze, to koniecznie przed pitnastym lipca. Po mniej wicej godzinie ranego marszu wpakowa si prosto w to, czego tak bardzo chcia unikn.

W bezporedniej bliskoci porby bya chopska zagroda, kryta som chata i kilka kleci. Fakt, e co si tam dzieje, obwieszcza donony szczek psa i wcieky jazgot domowego ptactwa. Wrzask dziecka i pacz kobiety. Przeklestwa. Podszed, przeklinajc w duchu na rwni swego pecha i swe skrupuy. W powietrzu latao pierze, jeden ze zbrojnych troczy do sioda zapany drb. Drugi zbrojny okada harapem kulcego si na ziemi wieniaka. Inny szarpa si z niewiast w podartej odziey i z czepiajcym si niewiasty dzieciakiem. Podszed, bez ceregieli i gadania schwyci podniesion rk z harapem, skrci. Zbrojny zawy. Geralt pchn go na cian kurnika. Chwyciwszy za konierz, odcign drugiego od niewiasty, popchn na pot. - Precz std - ogosi krtko. - Ale ju. Szybko doby miecza, na znak, by traktowa go w sposb stosowny do powagi sytuacji. I dobitnie przypomnie o moliwych konsekwencjach zachowania niestosownego. Jeden ze zbrojnych zamia si gono. Drugi zawtrowa, apic za rkoje miecza. - Na kogo si rzucasz, wczgo? mierci szukasz? - Precz std, powiedziaem. Zbrojny troczcy drb odwrci si od konia. I okaza kobiet. adn, mimo nieadnie zmruonych oczu. - ycie ci niemie? - Wargi, jak si okazao, kobieta umiaa krzywi jeszcze bardziej nieadnie. - A moe opniony w rozwoju jeste? Moe liczy nie umiesz? Pomog ci. Ty jeste tylko jeden, nas jest trjka. Znaczy, nas jest wicej. Znaczy, powiniene teraz odwrci si i spierdala w podskokach i ile si w nogach. Pki jeszcze masz nogi. - Precz. Powtarza nie bd. - Aha. Troje, znaczy, to dla ciebie pestka. A dwanacioro? Wok zaomotay kopyta. Wiedmin rozejrza si. Dziewiciu konnych i zbrojnych. Wymierzone w niego spisy i rohatyny. - Ty! Hultaju! Miecz na ziemi! Nie usucha. Odskoczy pod kurnik, by cho jako tako mie chronione plecy. - Co si dzieje, Fryga? - Osadnik stawia si - parskna nazwana Fryg kobieta. - e, pry, daniny nie zapaci, bo ju raz paci, bla, bla, bla. Wzilimy si wic rozumu chama uczy, a tu naraz ten siwy jak spod ziemi wyrs. Rycerz, si pokazao, si trafi szlachetny, obroca ubogich i ucinionych. Sam jeden, a do oczu nam skaka.

- Taki skoczny? - zarechota ktry z jedcw, napierajc na Geralta koniem i groc spis. - Obaczmy, jak skuty poskacze! - Rzu miecz - rozkaza jedziec w berecie z pirami, wygldajcy na dowdc. Miecz na ziemi! - Sku go, Shevlov? - Zostaw, Sperry. Shevlov patrzy na wiedmina z wysokoci kulbaki. - Miecza nie rzucisz, co? - oceni. - Taki z ciebie zuch? Taki twardziel? Zjadasz ostrygi ze skorupami? I popijasz terpentyn? Przed nikim nie klkasz? I nic, tylko za niewinnie krzywdzonymi si ujmujesz? Taki na krzywd czuy? Sprawdzimy. Og, Ligenza, Floquet! Zbrojni pojli herszta w lot, wida mieli w tym wzgldzie dowiadczenie, wiczyli ju tak procedur. Zeskoczyli z siode. Jeden przyoy osadnikowi n do szyi, drugi targn kobiet za wosy, trzeci zapa dzieciaka. Dzieciak zacz wrzeszcze. - Miecz na ziemi - powiedzia Shevlov. - Ale ju. Inaczej... Ligenza! Podernij chopu gardo. Geralt rzuci miecz. Natychmiast obskoczyli go, przyparli do desek. Zagrozili ostrzami. - Aha! - Shevlov zsiad z konia. - Podziaao! - Popade w tarapaty, obroco wieniakw - doda sucho. - Wlaze w parad i dywersj uczynie krlewskiej subie. A ja mam patent za tak win w areszt bra i pod sd stawia. - Aresztowa? - wykrzywi si nazwany Ligenz. - Subiekcj sobie robi? Stryczek na szyj i na ga! I tyle! - Albo rozsieka na miejscu! - A jam - powiedzia nagle jeden z jedcw - widzia jego ju kiedy. To wiedmin. - e kto niby? - Wiedmin. Czarownik, co si zabijaniem potworw para, za pienidze. - Czarownik? Tfu, tfu! Ubi go, nim urok rzuci! - Zamknij si, Escayrac. Gadaj, Trent. Gdzie ty go widzia i przy jakiej okazji? - W Mariborze to byo. U tamtejszego grododziercy, ktren tego tu do zabicia jakiej stwory najmowa. Nie pomn, jakiej. Ale jegom zapamita, po tych wosach biaych. - Ha! Jeli on wic na nas skoczy, tedy kto go musia na nas naj! - Wiedmini od potworw s. Jeno od potworw ludzi broni.

- Aha! - Fryga odsuna na ty gowy rysi kopak. - Mwiam! Obroca! Zobaczy, jak Ligenza chopa batem wiczy, a Floquet bab gwaci si bierze... - I trafnie was zakwalifikowa? - parskn Shevlov. - Jako potwory? Tedy szczcie mielicie. artowaem. Bo rzecz, widzi mi si, jest prosta. Ja, gdym przy wojsku suy, syszaem o owych wiedminach co innego zgoa. Najmowali si do wszystkiego, do szpiegowania, do ochrony, do skrytobjstwa nawet. Mwili o nich: Koty. Tego tutaj Trent w Mariborze widzia, w Temerii. Znaczy, to temerski najemnik, na nas wynajty wanie, wzgldem tych supw granicznych. Ostrzegali mnie w Findetann przed temerskimi najemnikami, nagrod obiecali za zapanych. Wic go w ykach do Findetann powieziemy, komendantowi wydamy, nagroda nasza. Nue, zwiza mi go. Co tak stoicie? Boicie si? On oporu nie stawi. Wie, co bymy w takim razie chopkom uczynili. - A kto jego, kurwa, dotknie? Kiedy on czarownik? - Tfu, na psa urok! - Bojce dudki! - wrzasna Fryga, odwizujc rzemie od jukw. - Zajcze skry! Ja to zrobi, skoro tu nikt jaj nie ma! Geralt pozwoli si skrpowa. Postanowi by posuszny. Na razie. Z lenej drogi wyjechay dwa wole zaprzgi, wozy wyadowane palami i elementami jakich drewnianych konstrukcji. - Id ktry do cielw i komornika - wskaza Shevlov. - Kacie, niech wracaj. Do supw wbilimy, starczy na ten raz. My za popas sobie tu urzdzim. Przetrznijcie obejcie, czy si tam co na pasz dla koni nie nada. I dla nas do arcia. Ligenza podnis i obejrza miecz Geralta, Jaskrowy nabytek. Shevlov wyj mu go z rk. Zway, machn, wywin myca. - Mielicie szczcie - rzek - emy akurat kup nadjechali. Byby was popata, a mio, ciebie, Fryg i Floqueta. O tych wiedmiskich mieczach legendy kr. Najlepsza stal, wielekro skadana i skuwana, skadana i znowu skuwana. Do tego specjalnymi czarami oboona. Niesychanej przez to mocy, sprystoci i ostroci. Wiedmiskie ostrze, powiadam wam, blachy i kolczugi tnie jak lniane gieza, a kad inn kling przecina jak makaron. - Nie moe by - stwierdzi Sperry. Jak wielu pozostaym, wsy ociekay mu mietan ktr znaleli w chacie i wyciamkali do cna. - Nie moe by, eby jak makaron. - Te mi si nie widzi - dodaa Fryga. - Trudno - dorzuci Og - w co takiego uwierzy.

- Tak? - Shevlov stan w pozycji szermierczej. - No to sta ktry, sprawdzimy. Nue, znajdzie si chtny? No? Co si tak cicho zrobio? - Dobra. - Wystpi i doby miecza Escayrac. - Ja stan. A co mi tam. Zobaczym, azali... Zetnijmy si, Shevlov. - Zetnijmy. Raz, dwa... Trzy! Miecze zderzyy si ze szczkiem. Pkajcy metal zajcza aobnie. Fryga a przysiada, gdy uamany fragment brzeszczotu wisn jej przy skroni. - Kurwa - powiedzia Shevlov, z niedowierzaniem patrzc na kling, uaman kilka cali powyej zoconego jelca. - A na moim ni szczerby! - Unis miecz Escayrac. - He, he, he! Ni szczerby! Ni znaku nawet! Fryga zamiaa si dziewczco. Ligenza zabecza jak cap. Reszta rozrechotaa si. - Wiedmiski miecz? - parskn Sperry. - Tnie jak makaron? Sam jeste, kurwa, makaron. - To... - Shevlov zacisn wargi. - To szmelc jaki, kurwa, jest. To tandeta jaka... A ty... Cisn precz resztk miecza, ypn na Geralta i wskaza na, oskarycielskim gestem. - Ty oszust jeste. Hochsztapler i oszust. Pod wiedmina si podszywasz, a tak lip... Taki, kurwa, rupie zamiast porzdnej klingi nosisz? Ilu to, ciekawo, dobrych ludzi oszuka? Z ilu e biedakw grosz wydrwi, szachraju? Oj, wyspowiadasz ty si z grzeszkw w Findetann, ju ci tam starosta do spowiedzi skoni! Sapn, splun, tupn. - Na ko! Zabieramy si std! Odjechali, miejc si, piewajc i gwidc. Osadnik z rodzin ponuro popatrywali im w lad. Geralt widzia, e ich usta poruszaj si. Nietrudno byo zgadn, jakiego losu i jakich wypadkw ycz Shevlovowi i jego kompanii. Osadnik w najmielszych marzeniach nie mg si spodziewa, e jego yczenia speni si co do joty. I e stanie si to tak rycho.

Dojechali do rozstaja. Gociniec wiodcy na zachd, biegncy parowem, zryty by koami i kopytami, tdy, wida byo, pojechay wozy cieli. Tam te skierowaa si kompania. Geralt szed za koniem Frygi, na powrozie uwizanym do ku jej sioda.

Ko jadcego na czele Shevlova zara i stan dba. Na zboczu parowu co rozbyso nagle, zapalio si i stao mleczn opalizujc kul Kula znika, w jej miejscu za pojawia si dziwna grupa. Kilka obejmujcych si, splecionych ze sob figur. - Ki diabe? - zakl Og i podjecha do Shevlova, uspokajajcego konia. - Co to jest? Grupa rozdzielia si. Na cztery postacie. Szczupego, dugowosego i nieco zniewieciaego mczyzn. Dwch dugorkich olbrzymw na krzywych nogach. I garbatego kara z wielkim arbalestem o dwch stalowych uczyskach. - Buueh-hhhrrr-eeeehhh-bueeeeh! Bueeh-heeh! - Do broni! - wrzasn Shevlov. - Do broni, wiara! Szczkna najpierw jedna, zaraz po niej druga ciciwa wielkiego arbalestu. Trafiony w gow Shevlov zgin na miejscu. Og, nim spad z sioda, przez moment patrzy na swj brzuch, przez ktry bet przeszed na wylot. - Bij! - Kompania jak jeden m dobya mieczy. - Bij! Geralt nie mia zamiaru bezczynnie czeka na wynik spotkania. Zoy palce w znak Igni, przepali krpujcy mu rce powrz. Capn Fryg za pas, zwali j na ziemi. Sam wskoczy na siodo. Co bysno olepiajco, konie zaczy re, wierzga i tuc powietrze kopytami przednich ng. Kilku jedcw spado, wrzeszczeli tratowani. Siwa klacz Frygi sposzya si rwnie, nim wiedmin j opanowa. Fryga zerwaa si, skoczya, wczepia w uzd i wodze. Odtrci j uderzeniem pici i puci klacz w cwa. Schylony nad szyj wierzchowca nie widzia, jak Degerlund kolejnymi magicznymi byskawicami poszy konie i olepia jedcw. Jak na jedcw wpadaj ryczc, Bue i Bang, jeden z toporem, drugi z szerokim buatem. Nie widzia rozbryzgw krwi, nie sysza wrzaskw mordowanych. Nie widzia, jak ginie Escayrac, a zaraz po nim Sperry, jak ryby rozpatani przez Banga. Nie widzia, jak Bue obala Floqueta razem z koniem i jak go potem spod tego konia wywleka. Ale amicy si wrzask Floqueta, gos zarzynanego koguta, sysza jeszcze dugo. Do chwili, gdy skrci z gocica i wpad w las.

Jeli zalewajk mahakamsk uczyni, to tym sposobem: jeli latem, kurek, jeli jesieni, gsek zielonych nazbieraj. Jeli zim albo na przedwioniu wypado, wemij grzybw suszonych przygar spor. W garnuszku wod zalej, mocz przez noc, rankiem posl, p cebuli wrzu, gotuj. Odced, ale wywaru nie zmarnuj, zlej go w naczynie, ino baczenie miej, by bez piachu, ktren niechybnie na dnie garnuszka osiad by. Kartofli ugotuj, w kostk pokrj. We boczku tustego bogato, porznij, przesma. Cebuli narnij w ptalarki, w tuszczu z boczku wytopionym sma tgo, a si prawie przypali. Wemij sagan wielki, wrzu we wszystko, a i o grzybach pokrojonych nie zapomnij. Zalej grzybnym wywarem, wody dodaj, ile trza, zalej wedle smaku zakwasem urowym - jak taki zakwas uczyni, w inszym miejscu przepis jest. Zagotuj, sol, pieprzem i majerankiem przypraw wedle upodobania i chci. Sonin topion okra. mietan zabieli, kwestia gustu, ale bacz: to wbrew naszej krasnoludzkiej tradycji, to na ludzk mod, zalewajk mietan zabiela. Eleonora Rhundurin-Pigott, Mahakamska kucharka doskonaa, nauka dokadna sposobw warzenia i sporzdzania potraw z misiwa, ryb i jarzyny, jako te przyprawiania rozmaitych sosw, pieczenia ciast, smaenia konfitur, przyrzdzania wdlin, przetworw, win, wdek, oraz rne poyteczne sekreta kuchenne i piarniane, niezbdne kadej dobrej i skrztnej gospodyni.

Rozdzia trzynasty

Jak wszystkie niemal stacje pocztowe, take i t ulokowano na rozdrou, na skrzyowaniu traktw. Kryty gontem budynek z podpartym supami podcieniem, przylegajca do budynku stajnia, drewutnia, wszystko wrd grupy biaopiennych brzz. Pusto. adnych, jak si wydawao, goci ani podrnych. Zmordowana siwa klacz potykaa si, sza sztywno i chwiejnie, zwiesiwszy eb do samej niemal ziemi. Geralt podprowadzi j, odda wodze pacholikowi. Pacholik lat mia na oko ze czterdzieci i mocno si pod ciarem tych czterdziestu garbi. Pogadzi szyj klaczy, obejrza do. Zmierzy Geralta wzrokiem od stp do gw, po czym splun mu wprost pod nogi. Geralt pokrci gow westchn. Nie dziwi si. Wiedzia, e zawini, e przesadzi z galopem, w dodatku w trudnym terenie. Chcia jak najszybciej

znale si jak najdalej od Sorela Degerlunda i jego sugusw. wiadom by, e to kiepskie usprawiedliwienie, sam te nie mia najlepszego mniemania o ludziach doprowadzajcych wierzchowce do takiego stanu. Pacholik odszed, cignc klacz i mruczc pod nosem, nietrudno byo odgadn, co mruczy i co myli. Geralt westchn, pchn drzwi, wszed do stacji. Wewntrz mile pachniao, wiedmin zda sobie spraw, e poci ju dob z okadem. - Koni nie ma. - Poczmistrz uprzedzi jego pytanie, wyaniajc si zza kontuaru. - A najblisza kurierka dopiero za dwa dni. - Zjadbym co. - Geralt spojrza w gr, na kalenice i krokwie wysokiego sklepienia. - Zapac. - Kiedy nie ma. - No, no, panie poczmistrzu - rozleg si gos z kta izby. - Godzi si tak traktowa wdrowca? Za stoem w kcie zasiada krasnolud. Powowosy i powobrody, odziany we wzorzycie haftowany kabat koloru bordo, zdobiony mosinymi guzami na froncie i na mankietach. Policzki mia rumiane, a nos pokany. Geralt widywa czasem na targu nietypowe ziemniaki o lekko rowym kolorze bulwy. Nos krasnoluda mia identyczny kolor. I ksztat. - Mnie proponowae zalewajk. - Krasnolud zmierzy poczmistrza surowym spojrzeniem spod mocno krzaczastych brwi. - Nie bdziesz chyba twierdzi, e tylko jeden talerz owej ona gotuje. Zao si o kad sum, e i dla pana przybysza wystarczy. Siadaj, wdrowcze. Piwa si napijesz? - Z chci dzikuj. - Geralt usiad, wysupa monet ze skrytki w pasie. - Ale niech to mnie bdzie wolno ugoci waszmo miego pana. Wbrew mylnym pozorom nie jestem azikiem ani lumpem. Jestem wiedminem. W trakcie pracy, std strj sfatygowany i wygld niedbay. Co wybaczy raczcie. Dwa piwa, poczmistrzu. Piwo znalazo si na stole byskawicznie. - Zalewajk ona wnet poda - burkn poczmistrz. - A o tamto nie bdcie krzywi. Jado stale musz mie gotowe. Niechby tak jacy wielmoe w podry, gocy krlewscy albo poczta... Jeliby zbrako i nie byo im co poda... - Dobra, dobra... - Geralt unis kufel. Zna si z wieloma krasnoludami, wiedzia, jak si przepija i jak wznosi toasty. - Za pomylno sprawy susznej! - A na pohybel skurwysynom! - dopowiedzia krasnolud, stukajc kuflem o jego kufel.

- Mio napi si z kim, kto zna obyczaj i protok. Jestem Addario Bach. W zasadzie Addarion, ale wszyscy mwi Addario. - Geralt z Rivii. - Wiedmin Geralt z Rivii. - Addario Bach otar wsy z piany. - Obio mi si twe miano o uszy. Byway z ciebie czek, nie dziwota, e zwyczaje znasz. A ja tu, uwaasz, z Cidaris zjechaem kurierk dyliansem, jak j nazywaj na Poudniu. I czekam na przesiadk, na kurierk jadc z Dorian do Redanii, do Tretogoru. No, jest wreszcie owa zalewajka. Sprawdmy, jaka. Najlepsz zalewajk, trzeba ci wiedzie, nasze baby w Mahakamie warz, nigdzie takiej nie zjesz. Na gstym zakwasie z czarnego chleba i ytniej mki, z grzybami, z mocno przysmaon cebulk... Stacyjna zalewajka bya wymienita, kurek i mocno przysmaonej cebulki w niej nie brakowao, a jeli w czymkolwiek ustpowaa tej mahakamskiej, warzonej przez krasnoludzkie baby, to Geralt nie dowiedzia si, w czym, albowiem Addario Bach jad wawo, w milczeniu i bez komentarzy. Poczmistrz wyjrza nagle przez okno, jego reakcja skonia Geralta, by wyjrza rwnie. Przed stacj zajechay dwa konie, oba w stanie jeszcze chyba gorszym ni zdobyczny ko Geralta. A jedcw byo trzech. Dokadniej, troje. Wiedmin bacznie rozejrza si po izbie. Skrzypny drzwi. Do stacji wkroczya Fryga. A za ni Ligenza i Trent. - Koni... - poczmistrz urwa, gdy zobaczy miecz w rku Frygi. - Zgade - dokoczya. - Wanie koni nam potrzeba. Trzech. Rusz si tedy, migiem wyprowadzaj ze stajni. - Koni nie... Poczmistrz i tym razem nie dokoczy. Fryga doskoczya do i zawiecia w oczy kling. Geralt wsta. - Eje! Caa trjka zwrcia si ku niemu. - To ty - wycedzia Fryga. - Ty. Cholerny wczykiju. Na policzku miaa siniak, w miejscu, w ktre jej przyla. - To wszystko przez ciebie - charkna. - Shevlov, Og, Sperry... Wszyscy wyrnici, caa druyna. A ty mnie, skurwielu, z kulbaki strci i konia ukrad, i zwia tchrzliwie. Za co si teraz z tob policz.

Bya niewysoka i budowy pomiernie drobnej. Wiedmina to nie zwiodo. wiadom by, bo dowiadczy, e w yciu jak na poczcie - nawet bardzo paskudne rzeczy dorczane bywaj w cakiem niepozornych opakowaniach. - Tu jest stacja pocztowa! - rozdar si zza kontuaru poczmistrz. - Pod krlewsk protekcj! - Syszelicie? - spyta spokojnie Geralt. - Stacja pocztowa. Wynocie si std. - Ty, siwy huncwocie, nadal kiepski w rachunkach - sykna Fryga. - Znowu trzeba ci pomc liczy? Ty jeste jeden, nas jest trjka. Znaczy, nas jest wicej. - Was jest trjka - powid po nich wzrokiem - a ja jestem jeden. Ale wcale nie jest was wicej. To taki matematyczny paradoks i wyjtek od reguy. - Znaczy, e jak? - Znaczy, spierdalajcie std w podskokach. Pki jeszcze jestecie zdolni do podskokw. Dostrzeg bysk jej oka, od razu wiedzia, e naley do tych nielicznych umiejcych w walce uderzy zupenie gdzie indziej, ni patrz. Fryga chyba jednak trenowaa sztuczk od niedawna, bo Geralt bez najmniejszego trudu unikn zdradzieckiego cicia. Wymanewrowa j krtk pwolt kopniakiem podci lew nog, rzutem posa na kontuar. Gruchna o deski, a zahuczao. Ligenza i Trent musieli ju wczeniej widywa Fryg w akcji, bo jej fiasko po prostu ich osupio, zamarli z otwartymi gbami. Na czas dostatecznie dugi, by wiedmin zdy chwyci wypatrzon wczeniej miot z kta. Trent dosta najpierw w gb brzozowymi witkami, potem przez eb trzonkiem. Geralt podstawi mu miot pod nog, kopn w zgicie kolana i obali. Ligenza ochon, doby broni, skoczy, tnc od ucha. Geralt unikn ciosu pobrotem, wykrci si w pen wolt, wystawi okie, niesiony impetem Ligenza nadzia si na okie tchawic zacharcza i pad na kolana. Nim pad, Geralt wyuska mu z palcw miecz, cisn pionowo w gr. Miecz wbi si w krokiew i zosta tam. Fryga zaatakowaa nisko, Geraltowi ledwie wystarczyo czasu na zwd. Podbi rk z mieczem, chwyci za rami, obrci, podci nogi trzonkiem mioty i rzuci na kontuar. Hukno. Trent skoczy na niego, Geralt zdzieli go miot w twarz, raz, drugi, trzeci, bardzo szybko. Potem trzonkiem, w jedn skro, w drug skro i na odlew w szyj. Wstawi mu trzonek midzy nogi, wszed w zwarcie, chwyci za rk, wygi, wyj miecz z doni, rzuci

w gr. Miecz wbi si w krokiew i zosta tam. Trent cofn si, potkn o aw i przewrci. Geralt uzna, e nie ma potrzeby bardziej go krzywdzi. Ligenza stan na nogi, ale sta nieruchomo, z opuszczonymi rkami, gapi si w gr, na wbite w krokiew miecze, wysoko, poza zasigiem. Fryga zaatakowaa. Zamynkowaa ostrzem, wykonaa zwd, cia krtko na odlew. Styl sprawdza si w bijatykach karczemnych, w cisku i kiepskim owietleniu. Wiedminowi nie przeszkadzao adne owietlenie ani jego brak, a styl zna a nadto dobrze. Klinga Frygi przecia powietrze, a zwd obrci j tak, e wiedmin znalaz si za jej plecami. Wrzasna, gdy podoy jej pod rk trzonek mioty i wykrci staw okciowy. Wyj jej miecz z palcw, a sam odepchn. - Mylaem - obejrza brzeszczot - ten zatrzyma dla siebie. Jako rekompensat za woony wysiek. Ale rozmyliem si. Nie bd nosi bandyckiej broni. Cisn miecz w gr. Klinga wbia si w krokiew, zadraa. Fryga, blada jak pergamin, bysna zbami zza skrzywionych warg. Zgarbia si, szybkim ruchem wycigna z cholewy n. - To akurat - oceni, patrzc jej prosto w oczy - jest bardzo gupi pomys. Na gocicu zaomotay kopyta, zachrapay konie, zabrzka bro. Pod stacj zaroio si nagle od jedcw. - Na waszym miejscu - rzek Geralt do trjki - usiadbym w kcie na awie. I udawa, e mnie tu nie ma. Hukny uderzone drzwi, zabrzczay ostrogi, do izby wkroczyli onierze w lisich czapach i krtkich czarnych kubrakach ze srebrnym szamerunkiem. Przewodzi im wsacz przepasany szkaratn szarf, - Krlewska suba! - ogosi, opierajc pi na zatknitym za pas buzdyganie. Wachmistrz Kovacs, drugi szwadron pierwszej banderii, siy zbrojne miociwie panujcego krla Foltesta, pana Temerii, Pontarii i Mahakamu. W pocigu za redask band! W kcie na awie Fryga, Trent i Ligenza w skupieniu przygldali si czubkom swych butw. - Granic przekroczya swawolna kupa redaskich grasantw, najemnych zbirw i rabusiw - gosi dalej wachmistrz Kovacs. - Hultaje ci obalaj supy graniczne, pal grabi katuj i morduj krlewskich poddanych. W starciu z wojskiem krlewskim sromotnie pobici gowy ninie unosz, po lasach si kryj, czekaj na sposobno, by za kordon czmychn. Mogli takowi tu w okolicy si pojawi. Uprzedza si, e udzielanie im pomocy, informacji i jakiego bd wsparcia za zdrad poczytane bdzie, a za zdrad stryczek!

- Widziano tu na stacji jakichsi obcych? Nowo przybyych? Znaczy, podejrzanych? A to jeszcze powiem, e za wskazanie grasanta albo pomoc w jego ujciu jest nagroda. Sto orenw. Poczmistrzu? Poczmistrz wzruszy ramionami, zgarbi si, zamamla, wzi za wycieranie szynkwasu, bardzo nisko si nad nim schylajc. Wachmistrz rozejrza si, z brzkiem ostrg podszed do Geralta. - Ty kto... Ha! Ciebie to ja, zda mi si, ju widziaem. W Mariborze. Po tych wosach biaych miarkuj. Ty jest wiedmin, tak? Potworw rnych tropiciel i ubijca. Tak? - Tak wanie. - Tedy do ci nic nie mam, a profesja twoja, powiem to, godziwa jest - orzek wachmistrz, taksujc jednoczenie wzrokiem Addario Bacha. - Pan krasnolud te poza podejrzeniem, nie widziano wrd grasantw adnych krasnoludw. Ale gwoli porzdku spytam: co na stacji robisz? - Przybyem dyliansem z Cidaris i czekam na przesiadk. Czas si duy, siedzimy sobie tedy z panem wiedminem, konwersujemy i przerabiamy piwo na uryn. - Przesiadka, znaczy - powtrzy wachmistrz. - Pojmuj. A wy dwaj? Kto tacy? Tak, wy, do was mwi! Trent otworzy usta. Zamruga. I co odburkn. - Co? Jak? Wsta! Kto jest, pytam? - Niechajcie go, panie oficerze - rzek swobodnie Addario Bach. - Mj to suga, przeze mnie najty. To gupek, kompletny idiota. Przypado rodzinna. Szczciem wielkim modsze jego rodzestwo jest ju normalne. Ich matka wreszcie poja, e bdc w ciy nie wolno pi z kauy przed szpitalem zakanym. Trent jeszcze szerzej otworzy gb, spuci gow, zastka, zaburcza. Ligenza te zaburcza, zrobi ruch, jakby chcia wsta. Krasnolud pooy mu rk na ramieniu. - Sied, chopcze. I milcz, milcz. Znam teori ewolucji, wiem, od jakiej istoty czowiek pochodzi, nie musisz mi o tym cigle przypomina. Darujcie i jemu, panie komendancie. To te mj suga. - No tak... - Wachmistrz wci przyglda si podejrzliwie. - Sudzy, znaczy. Jeli tak mwicie... A ona? Ta mdka w mskim odzieniu? Hej! Wsta, bo chc ci si przyjrze! Kto taka? Odpowiadaj, gdy pytaj! - Ha, ha, panie komendancie - zamia si krasnolud. - Ona? To nierzdnica, znaczy si, letkich obyczajw. Wynajem j sobie w Cidaris gwoli chdoenia. Z dup w podry mniej si ckni, kady filozof wam to powiadczy.

Z rozmachem klepn Fryg w tyek. Fryga poblada z wciekoci, zgrzytna zbami. - No tak - skrzywi si wachmistrz. - em te od razu nie rozpozna. Przecie wida. Pelfka. - Twj kutas jest p - warkna Fryga. - P tego, co uchodzi za standard! - Cichaj, cichaj - zmitygowa j Addario Bach. - Nie sierdcie si, pukowniku. Ale ju taka zadziorna trafia si kurewka. Do izby wpad onierz, zoy meldunek. Wachmistrz Kovacs wyprostowa si. - Band wytropiono! - oznajmi. - Idziemy w pocig co tchu! Subiekcj wybaczcie. Suba! Wyszed, wraz z nim onierze. Za moment z podwrka dobieg omot kopyt. - Darujcie - rzek po chwili ciszy Addario Bach do Frygi, Trenta i Ligenzy - ten spektakl, wybaczcie sowa spontaniczne i gesty prostolinijne. Po prawdzie to nie znam was, mao o was stoj i raczej nie lubi, ale scen wieszania nie lubi jeszcze bardziej, widok fikajcych nogami wisielcw mocno mnie przygnbia. Std te moje krasnoludzkie frywolnoci. - Krasnoludzkim frywolnociom zawdziczacie ycie - doda Geralt. - Wypadaoby krasnoludowi podzikowa. Ja widziaem was w akcji, tam, w chopskiej zagrodzie, wiem, co z was za ptaszki. Palcem bym nie kiwn w waszej obronie, takiego teatru, jak pan krasnolud, ani bym chcia, ani umia odegra. I ju bycie wisieli, caa wasza trjka. Idcie wic sobie std. Doradzabym kierunek przeciwny do obranego przez wachmistrza i jego konnic. - Nic z tych rzeczy - uci, widzc spojrzenia kierowane w stron wbitych w krokiew mieczy. - Nie dostaniecie ich. Bdziecie bez nich mniej skonni do grabiey i wymusze. Precz. - Nerwowo byo - westchn Addario Bach, ledwie za trjk zamkny si drzwi. Psiakrew, rce mi si wci troch trzs. Tobie nie? - Nie. - Geralt umiechn si do wspomnie. - Pod tym wzgldem jestem... nieco upoledzony. - Niektrym to dobrze - wyszczerzy zby krasnolud. - Nawet upoledzenia przytrafiaj si im fajne. Jeszcze po piwie? - Nie, dzikuj - pokrci gow Geralt. - Czas mi w drog. Znalazem si, jakby to powiedzie, w sytuacji, w ktrej raczej wskazany jest popiech. I raczej nierozsdne jest zbyt dugie przebywanie w jednym miejscu. - Raczej zauwayem. I pyta nie zadaj. Ale wiesz ty co, wiedminie? Jako odesza mnie ochota siedzie na tej stacji i cae dwa dni bezczynnie czeka na kurierk. Raz, e nuda

by mnie wykoczya. Dwa, ta panna, ktr pokonae w pojedynku miot dziwnym poegnaa mnie spojrzeniem. C, w ferworze krzyn przesadziem. Ona chyba nie z takich, ktrej bezkarnie wymierza si klapsy w pup i nazywa kurewk. Gotowa wrci, wolabym, by mnie tu wwczas nie byo. Moe wic razem ruszymy w drog? - Z chci. - Geralt ponownie si umiechn. - Z dobrym kompanem w podry mniej si ckni, kady filozof to powiadczy. O ile kierunek dla nas obu po myli. Mnie trzeba do Novigradu. Musz tam dotrze przed pitnastym lipca. Koniecznie przed pitnastym. Musia by w Novigradzie najdalej pitnastego lipca. Zaznaczy to, gdy czarodzieje go wynajmowali, kupujc dwa tygodnie jego czasu. aden problem, Pinety i Tzara spojrzeli na niego z wyszoci. aden problem, wiedminie. Bdziesz w Novigradzie, zanim si obejrzysz. Teleportujemy ci wprost na ulic Gwn - Przed pitnastym, ha - poczochra brod krasnolud. - Dzi jest dziewity. Zbyt wiele czasu nie zostao, bo to szmat drogi. Ale byby sposb, by dotar tam w terminie. Wsta, cign z koka i wdzia na gow szpiczasty kapelusz z szerokim rondem. Zarzuci na rami sakw. - Objani ci rzecz w drodze. Ruszamy razem na szlak, Geralcie z Rivii. Bo kierunek odpowiada mi jak najbardziej.

Maszerowali ranie, moe nawet za ranie. Addario Bach okaza si typowym krasnoludem. Krasnoludy, cho w razie potrzeby czy dla wygody potrafiy posuy si kadym wehikuem i kadym zwierzciem wierzchowym, pocigowym czy jucznym, zdecydowanie przedkaday pieszy marsz, byy zawoanymi piechurami. Krasnolud potrafi w cigu dnia pokona pieszo dystans trzydziestu mil, tyle co czowiek na koniu, i to niosc baga, ktrego przecitny czowiek nawet by nie udwign. Za krasnoludem bez bagau czowiek w marszu nady nie by w stanie. Wiedmin te nie. Geralt o tym zapomnia i po jakim czasie zmuszony by jednak prosi Addaria, by nieco zwolni. Maszerowali lenymi duktami, a niekiedy bezdroami. Addario drog zna, w terenie orientowa si wietnie. W Cidaris, wyjani, zamieszkuje jego rodzina, na tyle liczna, by co i rusz trafiay si tam jakie okolicznociowe rodzinne imprezy, ju to wesela, ju to chrzciny, ju to pogrzeby i stypy. Zgodnie z krasnoludzkim obyczajem niestawiennictwo na imprezie rodzinnej usprawiedliwiao wycznie notarialnie powiadczone wiadectwo zgonu, ywi

czonkowie rodziny od imprez wykrca si nie mogli. Tras do Cidaris i z powrotem mia wic Addario opanowan do perfekcji. - Celem naszym - objani, maszerujc - jest osada Wiaterna, leca nad rozlewiskiem Pontaru. W Wiaternej jest przysta, barki i odzie czsto tam cumuj. Przy odrobinie szczcia wnet trafi si nam jaka okazja, na co si zaokrtujemy. Ja musz do Tretogoru, wic wysid w urawiej Kpie, ty popyniesz dalej i bdziesz w Novigradzie za jakie trzy, cztery dni. Wierz mi, to najszybszy sposb. - Wierz. Zwolnij, Addario, prosz. Ledwo nadam. Czy ty uprawiasz jaki zwizany z chodzeniem zawd? Jeste domokrc? - Jestem grnikiem. W kopalni miedzi. - No pewnie. Kady krasnolud jest grnikiem. I pracuje w kopalni w Mahakamie. Stoi z kilofem na przodku i wydobywa. - Ulegasz stereotypom. Za chwil powiesz, e kady krasnolud plugawie si wyraa. A po kilku gbszych rzuca si na ludzi z toporem. - Nie powiem tego. - Moja kopalnia nie jest w Mahakamie, ale w Miedziance, pod Tretogorem. Nie stoj tam i nie wydobywam, lecz gram na waltorni w grniczej orkiestrze dtej. - Ciekawe. - Ciekawe - zamia si krasnolud - jest akurat co innego. Zabawna koincydencja. Jeden z popisowych kawakw naszej orkiestry nazywa si Marsz wiedminw. Leci to tak: Tara-rara, bum, bum, umta-umta, rym-cym-cym, paparara-tara-rara, ta-ra-rara, bum-bumbum... - Skd, u diaba, wzilicie ten tytu? Widzielicie kiedykolwiek maszerujcych wiedminw? Gdzie? Kiedy? - Po prawdzie - Addario Bach stropi si nieco - to jest to lekko tylko przearanowana Parada siaczy. Ale wszystkie grnicze orkiestry dte graj jakie Parady siaczy, Wejcia atletw albo Marsze starych towarzyszy. Chcielimy by oryginalni. Ta-ra-rara, bum, bum! - Zwolnij, bo ducha wyzion!

Wrd lasw byo zupenie bezludnie. Inaczej na rdlenych kach i haliznach, na ktre czsto trafiali. Tu wrzaa praca. Koszono siano, grabiono je i skadano w kopice i stogi. Krasnolud pozdrawia kosiarzy wesoymi okrzykami, ci za rewanowali si. Albo nie. - To mi przypomina - wskaza na trudzcych si Addario - inny z marszw naszej orkiestry. Nosi tytu Sianokosy. Czsto przez nas grany, osobliwie por letni. piewany zarwno. Mamy poet na kopalni, w rymy zoy zgrabne, mona wic nawet a capella. O, tak to leci:

Chopy trawy kosz Baby siano nosz W niebo popatrzaj Deszczu si bojaj Na grce stoimy Przed deszczem chronimy Chujami machamy Chmury rozganiamy!

- I da capo! Dobrze si do tego maszeruje, co nie? - Zwolnij, Addario! - Nie da si zwolni! To marszowa piosenka! Marszowa rytmika i metrum!

Na wzniesieniu bielay resztki muru, widoczne byy te ruiny budynku i charakterystycznej wiey. Wanie po tej wiey Geralt rozpozna wityni - nie pamita, jakiego bstwa, ale sysza o niej to i owo. Dawnymi czasy zamieszkiwali tu kapani. Wie niosa, e gdy ich pazernoci, hulaszczej rozpusty i wyuzdania nie dao si ju wytrzyma, okoliczni mieszkacy wypdzili kapanw i zagnali ich w gste lasy, gdzie, jak szy suchy, zajli si nawracaniem lenych skrzatw. Z marnymi podobno rezultatami. - Stary Erem - orzek Addario. - Trzymamy si marszruty i czas mamy dobry. Na wieczr staniemy w Borowej Klauzie.

Strumyk, wzdu ktrego wdrowali, w grze szumicy na gazach i szypotach, w dole rozlewa si szeroko, tworzc spory zalew. Przyczyniaa si do tego drewniano-ziemna zapora, przegradzajca nurt. Przy zaporze trway jakie prace, uwijaa si tam grupa ludzi. - Jestemy w Borowej Klauzie - rzek Addario. - Konstrukcja, ktr widzisz tam, w dole, to jest wanie klauza. Suy do spawiania drewna z wyrbu. Rzeczka, jak baczysz, sama z siebie spawna nie jest, jest zbyt pytka. Wod pitrzy si wic, gromadzi drewno, a potem klauz si otwiera. Powstaje dua fala, umoliwiajca spaw. Sposobem tym transportuje si surowiec do produkcji wgla drzewnego. Wgiel drzewny... - Jest niezbdny do wytopu elaza - dokoczy Geralt. - A hutnictwo to najwaniejsza i najbardziej rozwojowa ga przemysu. Wiem. Cakiem niedawno wyklarowa mi to jeden czarodziej. Obeznany z wglem i hutnictwem. - Nie dziwota, e obeznany - parskn krasnolud. - Kapitua czarodziejw ma wikszo udziaw w spkach orodka przemysowego pod Gors Velen, a kilka hut i fryszerek naley do niej cakowicie. Czarodzieje cign z hutnictwa bogate profity. Z innych gazi te. Moe i zasuenie, w kocu to wikszoci oni opracowali technologie. Mogliby jednak skoczy z hipokryzj przyzna, e magia to nie dobroczynno, nie suca spoeczestwu filantropia, ale przemys obliczony na zysk. Ale po co ja to mwi, sam to wiesz. Chod, tam jest karczemka, odpoczniemy. A i pewnie przyjdzie te zanocowa, bo zmierzcha.

Karczemka na sw nazw nie zasugiwaa zupenie, ale te i dziwi si nie byo mona. Obsugiwaa drwali i flisakw z klauzy, ktrym wszystko jedno byo, gdzie pij byle byo co pi. Szopa z dziuraw strzech wsparte na erdziach zadaszenie, kilka stow i aw z niedbale oheblowanych desek, kamienne palenisko - wikszych luksusw lokalna spoeczno nie potrzebowaa i nie oczekiwaa, liczyy si stojce za przepierzeniem beczki, z ktrych karczmarz toczy piwo, a okazyjnie kiebasa, ktr karczmarka, jeli miaa ch i nastrj, gotowa bya za opat opiec nad arem. Geralt i Addario te si wzgldem potrzeb nie wywyszali, zwaszcza e piwo byo wiee, z dopiero co odczopowanej beczki, a cakiem niewielu komplementw wystarczyo, by karczmarka zdecydowaa si usmay i poda im rynk kaszanki z cebul. Po caym dniu wdrwki lasami Geralt rwna t kaszank z gicz cielc w warzywach, dzicz opatk

turbotem w atramencie i innymi majstersztykami szefa kuchni austerii Natura Rerum. Cho prawd powiedziawszy, troch za austeri tskni. - Ciekawym - Addario gestem przywoa karczmark, zamwi kolejne piwo - czy znasz losy owego proroka? Zanim siedli za st, przyjrzeli si omszaemu gazowi, stojcemu obok wiekowego dbu. Wykute na zarosej powierzchni monolitu litery informoway, i w tym wanie miejscu, w dzie wita Birke roku 1133 post Resurrectionem Prorok Lebioda wygosi kazanie dla swych uczniw, obelisk za dla uczczenia tego wydarzenia ufundowa i w roku 1200 postawi Spirydon Apps, mistrz szmuklerski z Rinde, sklep na Maym Rynku, jako wysoka, ceny przystpne, zapraszamy. - Znasz - Addario wydrapa z rynki resztk kaszanki - histori owego Lebiody, nazywanego prorokiem? Mwi o prawdziwej historii. - Nie znam adnej. - Wiedmin wytar rynk Chlebem. - Ni prawdziwej, ni zmylonej. Nie interesowaem si. - Posuchaj tedy. Rzecz wydarzya si lat temu sto z okadem, zdaje si, e niezbyt dugo po dacie wyrytej na tym gazie. Dzi, jak ci dobrze wiadomo, smokw niemal si nie widuje, chyba e gdzie w dzikich grach, wrd pustkowi. W tamtych czasach zdarzay si czciej i potrafiy dokuczy. Nauczyy si, e pene byda pastwiska to wielkie jadodajnie, gdzie mona si nare do syta i bez zbytniego wysiku. Szczciem dla rolnikw nawet wielki gad ogranicza si do jednej, dwch uczt w kwartale, ale ar tyle, e mg zagrozi hodowli, zwaszcza gdy si na jak okolic uwzi. Jeden, ogromny, uwzi si na pewn wie w Kaedwen. Przylatywa, zjada kilka owiec, dwie lub trzy krowy, na deser za apa sobie troch karpi z rybnikw. Na koniec zia ogniem, podpala stodo albo stg, po czym odlatywa. Krasnolud ykn piwa, bekn. - Wocianie usiowali smoka straszy, prbowali rnych puapek i podstpw, wszystko na nic. Trzeba trafu, e do niedalekiego Ban Ard przywdrowa akurat z uczniami w Lebioda, synny ju podwczas, tytuowany prorokiem i majcy rzesze wyznawcw. Chopi poprosili go o pomoc, on za, o dziwo, nie odmwi. Gdy wic smok przylecia, Lebioda poszed na pastwisko i zacz go egzorcyzmowa. Smok najpierw opali go ogniem, jak kaczk. A potem pokn. Zwyczajnie pokn. I odlecia w gry. - To koniec? - Nie. Suchaj dalej. Uczniowie proroka pakali, rozpaczali, potem za wynajli tropicieli. Naszych, to znaczy krasnoludw, w smoczych kwestiach oblatanych. Owi przez

miesic tropili smoka. Standardowo, idc ladem kup, ktre gad wali. A uczniowie przy kadej kupie padali na kolana i grzebali w niej, paczc rzewnie, wyawiajc resztki swego mistrza. Skompletowali wreszcie cao, a raczej to, co za cao uwaali, a co naprawd byo chaotyczn do kolekcj niezbyt czystych koci ludzkich, krowich i baranich. Wszystko to ley dzi w sarkofagu w wityni w Novigradzie. Jako cudowna relikwia. - Przyznaj si, Addario. Zmylie t histori. Albo mocno podkolorowae. - Skd to podejrzenie? - Std, e czsto przestaj z pewnym poet. Ten za, gdy ma do wyboru zdarze wersj prawdziw lub wersj atrakcyjn, zawsze wybiera t drug ktr dodatkowo ubarwia. Wszelkie zarzuty za w tym wzgldzie kwituje sofizmatem, e jeli co nie jest zgodne z prawd, to wcale nie musi oznacza, e jest kamstwem. - Odgaduj poet. To Jaskier, oczywicie. A historia ma swoje prawa. - Historia - umiechn si wiedmin - to relacja, wikszoci kamliwa, ze zdarze, wikszoci nieistotnych, zdawana nam przez historykw, wikszoci durniw. - Rwnie tym razem odgaduj autora cytatu - wyszczerzy zby Addario Bach. Vysogota z Corvo, filozof i etyk. Jak rwnie historyk. Wzgldem za proroka Lebiody... C, historia, jak si rzeko, to historia. Ale syszaem, e w Novigradzie kapani wyjmuj czasem szcztki proroka z sarkofagu i daj wiernym do ucaowania. Gdybym tam akurat by, tobym si jednak od caowania powstrzyma. - Powstrzymam si - obieca Geralt. - Co si za tyczy Novigradu, jeli ju przy tym jestemy... - Bez nerww - uprzedzi krasnolud. - Zdysz. Wstaniemy wczesnym witem, wnet dotrzemy do Wiaternej. Zapiemy okazj i bdziesz w Novigradzie na czas. Oby, pomyla wiedmin. Oby.

Ludzie i zwierzta nale do rnych gatunkw, lisy za yj pomidzy ludmi a zwierztami. Umarli i ywi wdruj rnymi drogami, lisy za podaj pomidzy umarymi a ywymi. Bstwa i potwory krocz po rnych ciekach, lisy za chodz pomidzy bstwami a potworami. cieki wiata i ciemnoci nie cz si i nie przecinaj nigdy; lisie duchy czuwaj gdzie pomidzy nimi. Niemiertelni i demony stpaj po wasnych szlakach - lisie duchy s gdzie pomidzy. Ji Yun, uczony z czasw dynastii Qing

Rozdzia czternasty

Noc przesza burza. Wyspawszy si w sianie na stryszku stodoy, wyruszyli wczesnym witem, o chodnym, cho sonecznym poranku. Trzymajc si wytyczonej cieki, przeszli przez grdy, przez bagniste rojsty i podmoke ki. Po godzinie forsownego marszu dotarli do zabudowa. - Wiaterna - wskaza Addario Bach. - To jest przysta, o ktrej mwiem. Doszli nad rzek, owia ich oywczy wiatr. Weszli na drewniany pomost. Rzeka tworzya tu rozlege rozlewisko, wielkie jak jezioro, niemal nie zna byo prdu, biegncego gdzie dalej. Z brzegu zwieszay si do wody gazie wierzb, z i olszyn. Wszdzie pywao, wydajc rne odgosy, ptactwo wodne: kaczki, cyranki, roece, nury i perkozy. Wkomponowujc si w pejza i nie poszc caego tego pierzastego taatajstwa, po wodzie sun z gracj stateczek. Jednomasztowy, z jednym wielkim aglem z tyu i kilkoma trjktnymi z przodu. - Susznie kto kiedy powiedzia - rzek Addario Bach, wpatrzony w zjawisko. - e to trzy najpikniejsze widoki na wiecie. Okrt pod penymi aglami, ko w galopie i ta, no... naga kobieta w ku. - Kobieta w tacu - umiechn si lekko wiedmin. - W tacu, Addario. - Niech bdzie - zgodzi si krasnolud - e naga w tacu. A ten okrcik, ha, przyznasz, niebrzydko prezentuje si na wodzie. - To nie jest okrcik, tylko stateczek.

- To jest slup - skorygowa, podchodzc, tgawy jegomo w osiowym kubraku. Slup, moi panowie. Co atwo pozna po oaglowaniu. Duy grotagiel gaflowy, sztaksel i dwa kliwry na forsztagach. Klasyka. Stateczek - slup - zbliy si do pomostu na tyle, by mogli podziwia galion na dziobie. Rzeba, miast standardowej cycatej kobiety, syreny, smoka bd morskiego wa, wyobraaa ysego starca z haczykowatym nosem. - Cholera - burkn pod nosem Addario Bach. - Prorok uwzi si na nas czy jak? - Szedziesit cztery stopy dugoci - opisywa dalej niski jegomo gosem penym dumy. - czna powierzchnia agli trzy tysice trzysta stp. To jest, moi panowie, Prorok Lebioda, nowoczesny slup typu kovirskiego, zbudowany w stoczni novigradzkiej, zwodowany niecay rok temu. - Znany, jak widzimy - chrzkn Addario Bach - jest wam w slup. Duo o nim wiecie. - Wiem o nim wszystko, albowiem jestem jego wacicielem. Widzicie bander na flagsztoku? Widnieje na niej rkawiczka. To godo mojej firmy. Panowie pozwol: jestem Kevenard van Vliet, przedsibiorca brany biaoskrniczej. - Radzimy pozna - krasnolud potrzsn podan mu prawic mierzc przedsibiorc bacznym spojrzeniem. - I gratulujemy stateczku, bo pikny i chybki. A dziw, e tutaj, w Wiaternej, na rozlewisku, na uboczu od gwnego pontarskiego farwateru. Dziw te, e statek na wodzie, a wy, waciciel, na ldzie, na pustkowiu. Czyby jakie kopoty? - Ale nie, nie, adnych kopotw - zarzek si przedsibiorca brany biaoskrniczej, w ocenie Geralta za szybko i za przesadnie. - Zapasy tu uzupeniamy, nic wicej. A na pustkowie, c, nie ch, lecz trudna konieczno nas zawioda. Bo gdy na ratunek spieszysz, nie zwaasz, ktrdy droga. A nasza ekspedycja ratunkowa... - Panie van Vliet - przerwa, podchodzc, jeden z typw, pod ktrych krokami zadygota nagle pomost. - Nie wchodcie w szczegy. Nie widzi mi si, by one panw interesoway. Ani interesowa powinny. Typw, ktrzy weszli na pomost od strony wioski, byo piciu. Tego, ktry si odezwa, noszcego somiany kapelusz, wyrniaa mocno zarysowana, czarna od kilkudniowego zarostu szczka i duy wysunity podbrdek. Podbrdek mia przedziaek, przez co wyglda jak miniaturowa dupa. Towarzyszy mu wielki drab, istny waligra, acz z oblicza i spojrzenia bynajmniej nie mato. Trzeci, przysadzisty i ogorzay, by eglarzem w kadym calu i szczegle, wliczajc wenian czapk i kolczyk w uchu. Dwaj pozostali, ewidentnie majtkowie, dwigali skrzynki z prowiantem.

- Nie widzi mi si - podj ten z podbrdkiem - by ci panowie, kimkolwiek s, musieli wiedzie cokolwiek o nas, o tym, co tu robimy, i o inkszych naszych prywatnych dzieach. Ci panowie z pewnoci rozumiej, e do naszych prywatnych dzie nic nikomu, a ju zwaszcza osobom napotkanym przypadkowo i cakiem nieznanym. - Moe nie tak cakiem nieznanym - wtrci waligra. - Pana krasnoluda faktycznie nie znam, ale biae wosy waszmo pana zdradzaj kim jest. Geralt z Rivii, jak sdz? Wiedmin? Nie myl si? Robi si popularny, pomyla Geralt, splatajc rce na piersi. Zbyt popularny. Moe ufarbowa wosy? Albo ogoli si na yso, jak Harlan Tzara? - Wiedmin! - zachwyci si zauwaalnie Kevenard van Vliet. - Prawdziwy wiedmin! C za traf! Moci panowie! To on icie z nieba nam spada! - Synny Geralt z Rivii! - powtrzy waligra. - Mamy fart, e go spotkalimy, teraz, w naszej sytuacji. Pomoe nam wykaraska si... - Za duo gadasz, Cobbin - przerwa ten z podbrdkiem. - Za szybko i za duo. - Co te wy, panie Fysh - parskn biaoskrnik. - Nie widzicie, jaka si sposobno trafia? Pomoc kogo takiego, jak wiedmin... - Panie van Vliet! Zostawcie to mnie. Wiksze od was mam obycie w kontaktach z takimi, jak ten tu. Zapada cisza, w ktrej typ z podbrdkiem mierzy wiedmina spojrzeniem. - Geralt z Rivii - powiedzia wreszcie. - Pogromca potworw i nadprzyrodzonych istot. Pogromca, rzekbym, legendarny. Rzekbym tak, gdybym w legendy wierzy. A gdzie to wasze synne miecze wiedmiskie? Nie widz ich jako. - Nie dziwota - odpar Geralt - e nie widzisz. Bo s niewidzialne. Co to, nie syszae legend o wiedmiskich mieczach? Postronni nie mog ich widzie. Zjawiaj si, gdy wypowiem zaklcie. Gdy zajdzie potrzeba. Jeli zajdzie. Bo ja i bez mieczy potrafi niele przygrzmoci. - Wierz na sowo. Jestem Javil Fysh. Prowadz w Novigradzie firm wiadczc usugi rne. To mj partner, Petru Cobbin. To za pan Pudorak, kapitan Proroka Lebiody. I znany wam ju szanowny Kevenard van Vliet, statku tego waciciel. - Obserwuj, wiedminie - cign Javil Fysh, rozejrzawszy si - e stoisz oto na pomocie w jedynej osadzie w promieniu dwudziestu paru mil. eby si std wydosta na cywilizowane szlaki, trzeba dugo wdrowa lasami. Patrzy mi na to, e radziej by z tego pustkowia odpyn, zaokrtowawszy si na co, co si na wodzie unosi. A Prorok jak raz

egluje do Novigradu. I moe wzi na pokad pasaerw. Ciebie i twego towarzysza krasnoluda. Pasuje? - Mwcie dalej, panie Fysh. Sucham was pilnie. - Stateczek nasz, jak widzisz, to nie byle rzeczna ajba, za rejs nim paci trza i to nietanio. Nie przerywaj. Byby skonny wzi nas pod ochron swych niewidzialnych mieczy? Moemy twoje cenne wiedmiskie usugi, znaczy si eskortowanie i ochron podczas rejsu std do samej novigradzkiej redy, z cen za przejazd skalkulowa. Na wiele tedy, ciekawo, sw wiedmisk usug wyliczysz? Geralt popatrzy na niego. - Z wynajdywaniem czy bez? - e jak? - W waszej propozycji - rzek spokojnie Geralt - s ukryte kruczki i haczyki. Jeli sam je bd musia wynajdywa, policz droej. Bdzie taniej, jeli zdecydujecie si na prawdomwno. - Twoja nieufno - odrzek zimno Fysh - budzi niejakie podejrzenia. Bo to krtacze wszdy wietrz krtactwo. Jak to mwi: na zodzieju czapka gore. Chcemy ci wynaj jako eskort. To proste raczej i pozbawione zawioci zadanie. Jakie to kruczki mog si w nim kry? - Eskortowanie to bajka. - Geralt nie spuci wzroku. - Wymylona od rki i szyta grubymi nimi. - Tak mniemacie? - Tak mniemam. Bo oto panu rkawicznikowi wymyka si co o ekspedycji ratunkowej, a ty, panie Fysh, uciszasz go obcesowo. Za chwil twj wsppracownik wygaduje si o sytuacji, z ktrej trzeba si wykaraska. Jeli wic mamy wsppracowa, to bez wykrtw, prosz: co to za ekspedycja i komu na ratunek spieszy? Dlaczego taka sekretna? Z czego trzeba si wykaraska? - Wyjanimy to - uprzedzi Fysha van Vliet. - Wyjanimy wam wszystko, panie wiedminie... - Ale na pokadzie - przerwa chrapliwie milczcy dotd kapitan Pudorak. - Nie ma co mitry duej przy tej kei. Wiatr sprzyja. Pymy std, szanowni.

Zapawszy wiatr w agle, Prorok Lebioda chyo pomkn po szeroko rozlanych wodach zatoki, biorc kurs na gwny tor wodny, lawirujc midzy wysepkami. Trzeszczay liny, skrzypia bom, rano opotaa na flagsztoku bandera z rkawiczk. Kevenard van Vliet dotrzyma obietnicy. Gdy tylko slup odbi od pomostu w Wiaternej, zwoa zainteresowanych na dzib i przystpi do wyjanie. - Przedsiwzita przez nas ekspedycja - zacz, co i rusz ypic na chmurnego Fysha ma na celu uwolnienie porwanego dziecka. Xymeny de Sepulveda, jedynej crki Briany de Sepulveda. Z pewnoci obio si wam o uszy to nazwisko. Garbarnie futer, warsztaty mokre i wyprawiajce, take kuniernie. Ogromna produkcja roczna, ogromne pienidze. Jeli zobaczysz dam w piknym i drogim futrze, to bdzie to z pewnoci futro z tego zakadu. - I to jej crk uprowadzono. Dla okupu? - Ot nie. Nie uwierzycie, ale... Dziewczynk porwa potwr. Lisica. Znaczy, odmieniaczka. Vixena. - Macie racj - rzek wiedmin zimno. - Nie uwierz. Lisice, czyli vixeny, dokadniej za aguary, porywaj wycznie dzieci elfw. - A zgadza si, zgadza, co do joty - warkn Fysh. - Bo cho to rzecz niebywaa, najwiksz kunierni Novigradu zarzdza nieludka. Breainne Diarbhail ap Muigh, elfka czystej krwi. Wdowa po Jakubie de Sepulveda, po ktrym przeja cay majtek. Rodzinie nie udao si ani obali testamentu, ani uzna mieszanego maestwa za niewane, chocia to wbrew zwyczajowi i prawom boskim... - Do rzeczy - przerwa Geralt. - Do rzeczy, prosz. Twierdzicie wic, e owa kunierka, czystej krwi elfka, zlecia wam odzyskanie porwanej crki? - Z maki nas zaywasz? - wykrzywi si Fysh. - Na kamstwie chcesz przyapa? Dobrze wiesz, e elfy, jeli im lisica porwie dzieciaka, nigdy nie prbuj go odbi. Krzyyk na nim stawiaj i zapominaj o nim. Uwaaj, e by lisicy przeznaczony. - Briana de Sepulveda - wpad w sowo Kevenard van Vliet - te z pocztku udawaa. Rozpaczaa, ale po elfiemu, skrycie. Na zewntrz oblicze kamienne, oczy suche... Vaesse deireadh aep eigean, vaesse eigh faidhar, powtarzaa, co si po ichniemu wykada jako... - Co si koczy, co si zaczyna. - Wanie. Ale to nic, jeno gupie elfie gadanie, nic si nie koczy, co i dlaczego ma si koczy? Briana z dawien dawna yje wrd ludzi, wedle naszych praw i obyczajw, to ju tylko z krwi nieludka, a w sercu ju bez maa czowiek. Elfie wierzenia i zabobony silne s, prawda, Briana moe innym elfom na pokaz taka spokojna, ale skrycie za crk tskni, oczywistym to jest. Daaby wszystko, by jedynaczk odzyska, lisica czy nie lisica...

Prawicie, panie wiedminie, nie prosia o nic, nie wygldaa pomocy. Mimo to pomc postanowilimy, na rozpacz patrze nie mogc. Caa gildia kupiecka solidarnie zrzucia si i ekspedycj sfinansowaa. Ja ofiarowaem Proroka i wasny udzia, podobnie uczyni pan kupiec Parlaghy, ktrego wnet poznacie. Ale e my ludzie interesu, a nie adni owcy przygd, zwrcilimy si o pomoc do im Javila Fysha, znanego nam jako czek ebski i obrotny, ryzyka si nie bojcy, w trudnych imprezach byway, wiedz i dowiadczeniem syncy... - Dowiadczeniem syncy im Fysh - Geralt spojrza na pomienionego omieszka za poinformowa was, e ekspedycja ratunkowa nie ma sensu i z gry skazana jest na niepowodzenie. Widz dwa wyjanienia. Pierwsze: im Fysh pojcia nie ma, w co was wpakowa. Drugie, bardziej prawdopodobne: im Fysh zainkasowa zaliczk, na tyle du by troch powodzi was po manowcach i wrci z niczym. - Nadto prdko oskarenia rzucacie! - Kevenard van Vliet gestem powstrzyma Fysha, rwcego si do wciekej repliki. - Prdcycie te porak wieszczy. A my, kupcy, mylimy zawsze pozytywnie... - Chwali si wam takie mylenie. Ale w tym przypadku nie pomoe. - Bo? - Dziecka, ktre porwaa aguara - wyjani Geralt spokojnie - odzyska si ju nie da. To absolutnie niemoliwe. I nie chodzi nawet o to, e dziecka si nie odnajdzie, bo lisice wiod niezwykle skryty tryb ycia. Nie chodzi nawet o to, e aguara odebra sobie dziecka nie pozwoli, a nie jest to przeciwnik, ktrego mona w walce lekceway, tak w lisiej, jak i czekoksztatnej postaci. Rzecz w tym, e porwane dziecko przestaje by dzieckiem. W porwanych przez lisice dziewczynkach zachodz zmiany. Przeksztacaj si i same staj lisicami. Aguary nie rozmnaaj si. Zachowuj gatunek, porywajc i przeksztacajc dzieci elfw. - Ich lisi gatunek - dorwa si wreszcie do gosu Fysh - winien sczezn. Sczezn winny wszystkie te wilkoaki. Lisice, prawda to, ludziom w parad rzadko wa. Porywaj tylko elfie szczenita i tylko elfom szkodz, co samo w sobie jest dobre, bo im wicej krzywdy si dzieje nieludziom, tym wiksza dla prawdziwych ludzi korzy. Ale lisice to monstra, a monstra trzeba wygubi, sprawi, by sczezy, by cay ich rd sczez. Ty wszak z tego wanie yjesz, wiedminie, do tego si przyczyniasz. To i nam, tusz, nie bdziesz mia za ze, e si do zagady monstrw przykadamy. Prne jednak, widzi mi si, s te dywagacje. Chciae wyjanie, dostae je. Wiesz ju, do czego masz by wynajty i przed kim... Przed czym masz nas broni.

- Wyjanienia wasze - oceni spokojnie Geralt - mtne s, bez urazy, niczym mocz z zainfekowanego pcherza. A szlachetno celu waszej ekspedycji wtpliwa jak cnota panienki rankiem po wiejskim festynie. Ale to wasza sprawa. Moj spraw jest pouczy was, e jedyny sposb obrony przed aguar to trzyma si od aguary z daleka. Panie van Vliet? - Tak? - Wracajcie do domu. Ekspedycja jest bezsensowna, czas zda sobie z tego spraw i jej zaniecha. Tyle mog wam poradzi jako wiedmin. Porada jest gratis. - Ale wy nie wysidziecie, prawda? - wybka van Vliet, poblady nieco. Panie wiedminie? Zostaniecie z nami? A gdyby co... A gdyby co zaszo, bdziecie nas broni? Zgdcie si... Na bogw, zgdcie... - Zgodzi si, zgodzi - parskn Fysh. - Popynie z nami. Bo kto inszy go z tej guszy zabierze? Nie panikujcie, panie van Vliet. Nie ma si czego ba. - Akurat, nie ma! - wrzasn biaoskrnik. - Dobrzycie sobie! Wpltalicie nas w kaba, a ninie zucha gracie? Ja chc zdrw i cay do Novigradu dopyn! Musi nas kto broni, teraz, gdymy w kopocie... Gdy grozi nam... - Nic nam nie grozi. Nie trwcie si jak baba. Idcie pod pokad, jak wasz kompan Parlaghy. Napijcie si tam we dwu rumu, wnet wam kura wrci. Kevenard van Vliet poczerwienia, potem poblad. Potem odnalaz wzrokiem Geralta. - Do kluczenia - powiedzia dobitnie, ale spokojnie. - Czas prawd wyzna. Panie wiedminie, my t mod liszk ju mamy. Jest w achterpiku. Pan Parlaghy jej strzee. Geralt pokrci gow. - Nie do wiary. Odebralicie aguarze crk kunierki? Ma Xymen? Fysh splun przez burt. Van Vliet podrapa si w ciemi. - Inaczej wyszo - wybka wreszcie. - Omykowo popada nam inna... Te liszka, ale inna... I przez cakiem inn vixen porwana. Pan Fysh j odkupi... Od wojakw, ktrzy dziewk lisicy skradli podstpem. Zrazu mylelimy, e to Xymena, ino e odmieniona... Ale Xymenie byo siedem i jasna bya, tej bdzie pod dwanacie i ciemnowosa... - Cho to nie ta, co trzeba - Fysh uprzedzi wiedmina - ale zabralimy. Po co ma elfi pomiot na jeszcze gorsze monstrum wyrosn? A w Novigradzie mona bdzie sprzeda toto do zwierzyca, w kocu osobliwo, dzikuska, na wp liszka, w lesie przez lisic chowana... Menaeria jak nic sypnie groszem... Wiedmin odwrci si do niego plecami. - Panie kapitanie, ster do brzegu!

- Wolnego, wolnego - zawarcza Fysh. - Trzymaj kurs, Pudorak. Nie ty tu wydajesz komendy, wiedminie. - Panie van Vliet - Geralt zignorowa go - apeluj do waszego rozsdku. Dziewczynk naley natychmiast uwolni i wysadzi na brzeg. W przeciwnym razie bdziecie zgubieni. Aguara nie porzuci dziecka. A ju z pewnoci poda waszym ladem. Jedyny sposb na powstrzymanie jej to oddanie dziewczynki. - Nie suchajcie go - powiedzia Fysh. - Nie dajcie si straszy. Pyniemy rzek, szerokim plosem. Co nam moe jaki lis zrobi? - I wiedmina mamy do ochrony - dorzuci kpico Petru Cobbin. - W niewidzialne miecze zbrojnego! Sawny Geralt z Rivii przecie przed byle lisic nie zdrefi! - Sam nie wiem, sam nie wiem - wybka biaoskrnik, wodzc oczami od Fysha do Geralta i Pudoraka. - Panie Geralcie? W Novigradzie nie poauj wam nagrody, zapac za trud z nawizk... Jeli tylko nas obronicie... - Obroni, a jake. W jedyny moliwy sposb. Kapitanie, do brzegu. - Ani si wa! - Fysh poblad. - Ani kroku do achterpiku, bo poaujesz! Cobbin! Petru Cobbin chcia capn Geralta za konierz, ale nie zdoa, bo do akcji wkroczy spokojny dotd i maomwny Addario Bach. Krasnolud potnie kopn Cobbina w zgicie kolana. Cobbin run na klczki. Addario Bach doskoczy, z rozmachem grzmotn go pici w nerk, poprawi w bok gowy. Waligra zwali si na pokad. - I co z tego, e duy? - Krasnolud powid spojrzeniem po pozostaych. - Robi tylko wikszy huk, gdy pada. Fysh trzyma do na trzonku noa, ale cofn j gdy Addario Bach na niego spojrza. Van Vliet sta z otwart gb. Podobnie jak kapitan Pudorak i reszta zaogi. Petru Cobbin zastka i oderwa czoo od desek pokadu. - Le, gdzie leysz - poradzi mu krasnolud. - Nie zaimponujesz mi ani tusz ani tatuaem ze Sturefors. Robiem ju du krzywd wikszym od ciebie i bywalcom ciszych wizie. Nie prbuj wic wstawa. Rb swoje, Geralt. - Gdybycie mieli jakie wtpliwoci - zwrci si do reszty - to ja i wiedmin wanie ratujemy wam wszystkim ycie. Panie kapitanie, do brzegu. I dk na wod. Wiedmin zszed schodkami zejciwki, szarpn jedne, potem drugie drzwiczki. I zamar. Za jego plecami Addario Bach zakl. Fysh te zakl. Van Vliet jkn. Leca bezwadnie na koi chuda dziewczynka miaa szkliste oczy. Bya pnaga, od pasa w d obnaona cakowicie, z rozrzuconymi obscenicznie nogami. Szyj miaa skrcon w sposb nienaturalny. I jeszcze bardziej obsceniczny.

- Panie Parlaghy... - wydusi z siebie van Vliet. - Co pan... Co pan uczyni? Siedzcy nad dziewczynk ysy osobnik spojrza na nich. Poruszy gow tak, jakby ich nie widzia, jakby usiowa odszuka miejsce, z ktrego dobieg go gos biaoskrnika. - Panie Parlaghy! - Krzyczaa... - zamamrota osobnik, trzsc podwjnym podbrdkiem i zionc alkoholem. - Zacza krzycze... - Panie Parlaghy... - Chciaem uciszy... Chciaem tylko uciszy. - Zabie j pan - stwierdzi fakt Fysh. - Zwyczajnie e pan j zabi! Van Vliet oburcz zapa si za gow. - I co teraz? - Teraz - wyjani mu rzeczowo krasnolud - to mamy zamaszycie przejebane.

- Nie ma, mwi, adnych powodw do obaw! - Fysh paln pici w reling. Jestemy na rzece, na plosie. Brzegi daleko. Jeli nawet, co wtpliwe, lisica poda naszym ladem, to na wodzie nam nie zagrozi. - Panie wiedminie? - lkliwie unis wzrok van Vliet. - Co wy na to? - Aguara poda naszym ladem - powtrzy cierpliwie Geralt. - Wtpliwoci rzecz ta nie ulega. Jeli co jest wtpliwe, to tym czym jest wiedza pana Fysha, ktrego w zwizku z powyszym prosibym o zachowanie milczenia. Rzecz ma si, panie van Vliet, nastpujco: gdybymy uwolnili mod lisic i zostawili j na ldzie, byaby szansa, e aguara nam odpuci. Stao si jednak to, co si stao. I teraz naszym jedynym ratunkiem jest ucieczka. To cud, e aguara nie dopada was wczeniej, zaiste, sprawdza si, e gupi ma szczcie. Ale duej kusi losu nie sposb. Wszystkie agle w gr, kapitanie. Ile ich tam pan ma. - Mona - oceni wolno Pudorak - postawi jeszcze marsel. Wiatr sprzyja... - Gdyby za... - urwa van Vliet. - Panie wiedminie? Bdziecie nas broni? - Bd szczery, panie van Vliet. Najchtniej zostawibym was. Razem z tym Parlaghym, na samo wspomnienie ktrego flaki mi si wywracaj. Ktry tam na dole zapija si w sztok nad trupem dziecka, ktre zamordowa. - Te bym si ku temu skania - wtrci, patrzc w gr, Addario Bach. - Albowiem, parafrazujc sowa pana Fysha o nieludziach: im wicej krzywdy dzieje si idiotom, tym wiksza korzy dla rozumnych.

- Zostawibym Parlaghyego i was na ask aguary. Ale kodeks mi zabrania. Wiedmiski kodeks nie pozwala mi dziaa wedle wasnej chci. Nie wolno mi porzuci zagroonych mierci. - Wiedmiska szlachetno! - parskn Fysh. - Jakby si o waszych otrostwach nie syszao! Ale pomys, by ucieka chyo, popieram. Stawiaj wszystkie szmaty, Pudorak, wypy na tor wodny i wiejmy co si! Kapitan wyda rozkazy, majtkowie zakrztali si wok takielunku. Sam Pudorak pody na dzib, po chwili namysu Geralt i krasnolud doczyli do. Van Vliet, Fysh i Cobbin kcili si na achterdeku. - Panie Pudorak? - Aha? - Skd wzia si nazwa statku? I ten do nietypowy galion? Chodzio o pozyskanie kapanw jako sponsorw? - Slup zwodowano jako Meluzyn - wzruszy ramionami kapitan. - Z pasujcym do nazwy i cieszcym oko galionem. Potem zmieniono jedno i drugie. Jedni mwili, e wanie owo sponsorowanie byo na rzeczy. Inni, e novigradzcy kapani jegomo van Vlieta co i rusz w herezji i blunierstwie obwiniali, wic chcia wle im do... Chcia si im przypodoba. Prorok Lebioda pru fale dziobem. - Geralt? - Co, Addario? - Ta lisica... Czyli aguara... Z tego, co syszaem, moe zmienia posta. Moe objawi si jako kobieta, ale moe te przybra posta lisa. Czyli tak, jak wilkoak? - Inaczej. Wilkoaki, niedwiedzioaki, szczuroaki i im podobne s teriantropami, ludmi zdolnymi do przeobraenia si w zwierz. Aguara to anterion. Zwierz, a raczej istota potrafica przybra posta czowieka. - A jej moce? Syszaem niesychane historie... Aguara podobno zdolna jest... - Mam nadziej - przerwa wiedmin - dotrze do Novigradu, zanim aguara pokae nam, do czego jest zdolna. - A jeli... - Lepiej, gdyby obyo si bez jeli. Zerwa si wiatr. Zaopotay agle. - Niebo ciemnieje - wskaza Addario Bach. - I chyba daleki grom dosyszaem. Such nie myli krasnoluda. Mino zaledwie kilka chwil, a zagrzmiao ponownie. Tym razem usyszeli wszyscy.

- Nadciga nawanica! - wrzasn Pudorak. - Na otwartym plosie wywali nas stpk do gry! Musimy ucieka, skry si, osoni od wiatru! Do agli, chopcy! Odepchn sternika, sam przej ster. - Trzyma si! Trzyma si wszyscy! Niebo nad prawym brzegiem zrobio si ciemnogranatowe. Z naga spad wicher, targn lasem na nadrzecznej skarpie, zakotowa nim. Korony wikszych drzew zaszamotay si, mniejsze wp si zgiy pod naporem. Poleciaa kurzawa lici i caych gazi, nawet wielkich konarw. Bysno olepiajco, w tym samym niemal momencie rozleg si przenikliwy trzask gromu. Po nim, niemal natychmiast, gruchn drugi grom. I trzeci. W nastpnej chwili, sygnalizowany wczeniejszym narastajcym szumem, lun deszcz. Zza ciany wody przestali widzie cokolwiek. Prorok Lebioda koysa si i taczy na falach, co i rusz zaliczajc ostre przechyy. Do tego wszystkiego trzeszcza. Trzeszczaa, jak si wydao Geraltowi, kada deska. Kada deska ya te wasnym yciem i poruszaa si, jak si zdawao, cakiem niezalenie od innych. Zachodzia obawa, e slup po prostu si rozleci. Wiedmin powtarza sobie, e to niemoliwe, e konstrukcja statku uwzgldnia eglug po wodach nawet bardziej wzburzonych, e s w kocu na rzece, nie na oceanie. Powtarza to sobie, wypluwa wod i kurczowo trzyma si lin. Trudno byo oceni, jak dugo to trwao. Wreszcie jednak koysanie ustao, wiatr przesta szarpa, a burzca wod nawalna ulewa zelaa, przesza w deszcz, potem w mawk. Zobaczyli wwczas, e manewr Pudoraka powid si. Kapitan zdoa skry slup za wysok zalesion wysp gdzie nie targaa tak nimi wichura. Chmura burzowa, wygldao, oddalaa si ju, nawanica cicha. Z wody uniosa si mga.

Z czapki Pudoraka, kompletnie przemoczonej, cieka woda, spywaa mu po twarzy. Mimo tego kapitan czapki nie zdejmowa. Prawdopodobnie nigdy jej nie zdejmowa. - Do kroset! - Otar krople z nosa. - Gdzie nas zagnao? Czy to jaka odnoga? Albo starorzecze? Woda niemal stoi... - Nurt jednak nas niesie. - Fysh splun do wody i obserwowa plwocin. Nie mia ju somianego kapelusza, musiaa go porwa wichura. - Nurt jest saby, ale niesie - powtrzy. - Jestemy w przesmyku midzy wyspami. Trzymaj kurs, Pudorak. Musi nas w kocu wynie na farwater.

- Farwater - kapitan schyli si nad busol - jest chyba w kierunku pnocnym. Tedy nam trzeba w praw odnog. Nie w lew lecz w praw... - Gdzie ty odnogi widzisz? - spyta Fysh. - Jedna jest droga. Trzymaj kurs, mwi. - Dopiero co byy dwie odnogi - upiera si Pudorak. - Ale moe mi wody do oczu naleciao. Albo to ta mga. Dobra, niech nas nurt niesie. Tyle tylko... - Co znowu? - Busola. Kierunek cakiem nie ten... Nie, nie, jest dobrze. le widziaem. Na szkieko nakapao mi z czapki. Pyniemy. - Pymy. Mga na przemian gstniaa i rzeda, wiatr ucich zupenie. Zrobio si bardzo ciepo. - Woda - odezwa si Pudorak. - Nie czujecie? Inaczej jako mierdzi. Gdzie my jestemy? Mga uniosa si, zobaczyli wwczas gsto zaronite brzegi, usane przegniymi pniami. Miejsce sosen, jode i cisw, porastajcych wyspy, zajy krzaczaste brzozy wodne i wysokie, stokowate u podstawy cypryniki. Pnie cyprynikw oplatay pncza milinu, ich jaskrawo czerwone kwiaty byy jedynym ywym akcentem wrd zgniozielonej bagiennej rolinnoci. Woda pokryta bya rzs i pena wodorostw, ktre Prorok rozgarnia dziobem i wlk za sob niby tren. To bya mtna i faktycznie wydzielaa paskudny, zgniy jakby zapach, z dna unosiy si wielkie bble. Pudorak wci sam trzyma ster. - Mog tu by mielizny - zaniepokoi si nagle. - Hej tam! Jeden z oowiank na dzib! Pynli, niesieni sabym prdem, wci wrd bagiennego krajobrazu. I zgniego smrodu. Majtek na dziobie pokrzykiwa monotonnie, podajc gboko. - Panie wiedmin - Pudorak schyli si nad busol popuka w szkieko - spjrz pan na to. - Na co? - Mylaem, e mi szkieko zaparowao... Ale jeli iga nie oszalaa, to pyniemy na wschd. Znaczy, wracamy. Tam, skd wyruszylimy. - Przecie to niemoliwe. Niesie nas prd. Rzeka... Urwa. Nad wod zwieszao si olbrzymie, czciowo wykorzenione drzewo. Na jednym z goych konarw staa kobieta w dugiej i obcisej sukni. Staa bez ruchu, patrzc na nich. - Ster - powiedzia cicho wiedmin. - Ster, kapitanie. Pod tamten brzeg. Z dala od tego drzewa.

Kobieta znika. A po konarze przemkn wielki lis, przemkn i skry si w gszczu. Zwierz wydawa si czarny, biay by tylko koniec puszystego ogona. - Znalaza nas. - Addario Bach te zauway. - Lisica nas znalaza... - Do kroset... - Bdcie cicho, obaj. Nie siejcie paniki. Pynli. Z suchych drzew na brzegach obserwoway ich pelikany.

Interludium

Sto dwadziecia siedem lat pniej

- Tamj, za pagrem - wskaza batem kupiec - to ju Ivalo, panieneczko. P stajania, nie wicej, w mig dojdziesz. Ja na rozstaju na wschd ku Mariborowi obracam, tedy poegna si przyjdzie. Bywaj w zdrowiu, niechaj ci w drodze bogi wiod i strzeg. - I was niech strzeg dobry panie. - Nimue zeskoczya z furgonu, zabraa swj wzeek i reszt bagau, po czym dygna niezgrabnie. - Wielkie wam dziki, ecie na wz wzili. Wtedy, w lesie... Dziki wam wielkie... Przekna lin na wspomnienie czarnego lasu, w gb ktrego wwid j przed dwoma dniami gociniec. Na wspomnienie wielkich, strasznych drzew o powykrcanych konarach, splecionych w dach nad pust drog. Drog na ktrej znalaza si nagle sama, sama jedna jak palec. Na wspomnienie zgrozy, jaka j wwczas ogarna. I pragnienia, by zawrci i ucieka. Z powrotem do domu. Porzuciwszy niedorzeczn myl o samotnej wyprawie w wiat. Wyrzuciwszy t niedorzeczn myl z pamici. - Olaboga, nie dzikuj, nie ma za co - zamia si kupiec. - W drodze pomc, ludzka rzecz. Bywaj! - Bywajcie. Szczliwej drogi! Postaa chwil na rozstaju, patrzc na kamienny sup, do gadkiej liskoci wysmagany przez deszcze i wichury. Z dawien musi tu sta, pomylaa. Kto wie, moe wicej ni sto lat? Moe pamita ten sup Rok Komety? Armie krlw Pnocy, cignce pod Brenn, na bitw z Nilfgaardem? Jak codziennie, powtrzya wyuczon na pami tras. Jak czarodziejsk formu. Jak zaklcie. Wyrwa, Guado, Sibell, Brugge, Casterfurt, Mortara, Ivalo, Dorian, Anchor, Gors Velen. Miasteczko Ivalo z oddali ju dawao o sobie zna. Haasem i smrodem.

Las koczy si przy rozstaju, dalej, a ku pierwszym zabudowaniom, by ju tylko goy i zjeony pniakami zrb, cigncy si hen, hen po horyzont. Wszdzie snu si dym, rzdami stay tu i kopciy elazne beki, retorty do wypalania wgla drzewnego. Pachniaa ywica. Im bliej miasteczka, tym bardziej narasta haas, dziwny metaliczny szczk, od ktrego ziemia wyczuwalnie draa pod stopami. Nimue wkroczya do miasteczka i a westchna z podziwu. rdem huku i wstrzsw gruntu bya najdziwaczniejsza machina, jak kiedykolwiek zdarzyo si jej widzie. Wielki i brzuchaty miedziany kocio z gigantycznym koem, ktrego obroty napdzay byszczcy od smaru tok. Machina syczaa, dymia, parskaa wrztkiem i buchaa par w pewnym za momencie wydaa z siebie gwizd, gwizd tak przeraliwy i okropny, e Nimue a przysiada. Opanowaa si jednak szybko, podesza nawet bliej i z ciekawoci przyjrzaa pasom, za pomoc ktrych przekadnie piekielnej machiny napdzay piy tartaku, tnce pnie w nieprawdopodobnym tempie. Poobserwowaaby duej, ale uszy rozbolay j od huku i zgrzytu pi. Przesza przez mostek, rzeczka pod nim bya mtna i ohydnie mierdziaa, niosa wiry, kor i czapy piany. Miasteczko Ivalo za, do ktrego wanie wkroczya, cuchno jak jedna wielka latryna, latryna, w ktrej na domiar zego kto upar si przypieka nad ogniem niewiee miso. Nimue, ktra ostatni tydzie spdzia wrd k i lasw, zaczynao brakowa tchu. Miasteczko Ivalo, koczce kolejny etap na trasie, jawio si jej jako miejsce odpoczynku. Teraz wiedziaa, e nie zabawi tu duej, ni to bezwzgldnie konieczne. I nie zachowa Ivalo w miych wspomnieniach. Na targowisku - jak zwykle - spieniya ubiank grzybw i lecznicze korzenie. Poszo szybko, zdya nabra wprawy, wiedziaa, na co jest popyt i do kogo i z towarem. Przy transakcjach udawaa przygupi dziki temu nie miaa problemw ze zbytem, handlarki na wyprzdki spieszyy okpi niedojd. Zarabiaa mao, ale prdko. A tempo si liczyo. Jedynym w okolicy rdem czystej wody bya studnia na ciasnym placyku i by napeni manierk, Nimue musiaa odsta swoje w duganym ogonku. Nabycie prowiantu na dalsz drog poszo jej sprawniej. Zwabiona zapachem kupia te na straganie kilka pasztecikw z nadzieniem, ktre przy bliszych ogldzinach wydao si jej jednak podejrzanym. Siada przy mleczarni, by paszteciki zje, pki jeszcze cho w miar nadaway si do spoycia bez powanego uszczerbku na zdrowiu. Nie wygldao bowiem, by dugo w tym stadium przetrway.

Naprzeciw bya karczma Pod Zielon..., urwana dolna deska szyldu czynia z nazwy zagadk i intelektualne wyzwanie, Nimue po chwili zupenie zatracia si w prbach odgadnicia, co te, prcz aby i saaty, moe by zielone. Z zamylenia wyrwaa j gona dyskusja, jak na schodkach karczmy wiedli stali bywalcy. - Prorok Lebioda, mwi wam - perorowa jeden. - Ten bryg z legendy. Statek widmo, co wicej ni sto lat temu nazad bez wieci by przepad, z ca zaog. Co to si potem pojawia na rzece, kiedy si miao jakie nieszczcie przydarzy. Z upiorami na pokadzie si pojawia, wielu widziao. Bajali, e pty widmem bdzie, pki kto wraku nie odnajdzie. No i odnaleli wreszcie. - Gdzie? - W Przyujciu, na starorzeczu, rd bot, w samym sercu bagna, co je osuszali. Cay zielskiem bagiennym by zarosy. I mchami. Gdy te glony i mchy zdrapali, napis si pokaza. Prorok Lebioda. - A skarby? Skarby naszli? Skarby tam pono mieli by, w adowni. Naszli? - Nie wiada. Kapani, mwi wrak zajli. Niby e relikwia. - Ot, durnota - czkn inny bywalec. - W bajki wierzycie, jako te dzieci. Znaleli jak kryp star a oni zaraz: statek widmo, skarby, relikwie. Wszystko to, powiadam wam, gwno prawda, pismackie legendy, durne plotki, babskie baje. Hola, ty tam! Dzieweczko! A ty kto? Czyja ty? - Swoja wasna. - Nimue wypraktykowaa ju, jak odpowiada. - Wosy odgarnij, ucho poka! Bo na elfie nasienie patrzysz! A my tu elfich mieszacw nie chcemy! - Niechajcie mnie, nie wadz wam przecie. A wnet w drog ruszam. - Ha! A dokd to? - Do Dorian. - Nimue nauczya si te, by zawsze podawa jako cel tylko kolejny etap, by nigdy, przenigdy nie zdradza kocowego celu wdrwki, bo to wzbudzao tylko szalon wesoo. - Ho-ho! Szmat drogi przed tob! - Tote i zaraz id. A to wam jeszcze rzekn, cni panowie, e adnych skarbw Prorok Lebioda nie wiz, nic o tym legenda nie mwi. Statek przepad i sta si widmem, bo by przeklty, a jego szyper nie posucha mdrej rady. Wiedmin, ktry tam by, radzi, by statek zawrci, by si w rzeczne odnogi nie zapuszcza, pki on kltwy nie zdejmie. Czytaam o tym...

- Mleko masz pod nosem - orzek pierwszy bywalec - a taka mdra? Izb ci zamiata, dziewko, garnkw doglda i kalesony pra, ot co. Znalaza si czytata, widzielita? - Wiedmin! - parskn trzeci. - Bajki, nic, ino bajki! - Jeli taka mdrala - wtrci kolejny - to i o naszym Sjczym Lesie wiesz pewnikiem. Co, nie? To powiemy: w Sjczym Lesie cosik ze pi. Ale co par lat si budzi, a wonczas biada temu, co przez las wdruje. A twoja droga, jeli po prawdzie do Dorian zmierzasz, rychtyk przez Sjczy Las wiedzie. - A to zosta tam jeszcze jaki las? Wszystkocie przecie w okolicy wycili, goy zrb osta. - Patrzta, jaka mdrala, niedorostek pyskaty. Po to jest las, by go rba, nie? Co zrbalim, to zrbalim, co zostao, to zostao. A do Sjczego Lasu i drwale lkaj si i, taka tam zgroza. Sama obaczysz, jak tamj trafisz. Ze strachu w majty si zeszczasz! - To ja ju lepiej pjd. Wyrwa, Guado, Sibell, Brugge, Casterfurt, Mortara, Ivalo, Dorian, Anchor, Gors Velen. Jestem Nimue verch Wledyr ap Gwyn. Zmierzam do Gors Velen. Do Aretuzy, szkoy czarodziejek na wyspie Thanedd.

Niegdy mogymy bardzo wiele. Mogymy tworzy iluzje magicznych wysp, pokazywa tysicznym tumom taczce na niebie smoki. Mogymy wywoywa wizje potnej armii, zbliajcej si do murw miasta, i wszyscy mieszkacy widzieli t armi tak samo, a do najdrobniejszych detali ekwipunku i znakw na chorgwiach. Jednak sprawi to mogy tylko tamte, nie majce sobie rwnych lisice z czasw pradawnych, ktre sw czarodziejsk moc okupiy yciem. Od tamtych pr zdolnoci naszego gatunku ulegy znaczcej degradacji - zapewne skutkiem cigego przebywania wrd ludzi. Wiktor Pielewin, Swiaszczennaja kniga oborotnia

Rozdzia pitnasty

- adnie nas urzdzi, Pudorak! - wcieka si Javil Fysh. - adnie nas wplta! Od godziny kluczymy po odnogach! Ja syszaem o tych bagniskach, niedobre rzeczy o nich syszaem! Tu ludzie gin i statki! Gdzie jest rzeka? Gdzie farwater? Dlaczego... - Zawrzyjcie, do kroset, gb! - zdenerwowa si kapitan. - Gdzie farwater, gdzie farwater! W dupie, ot gdzie! Tacycie mdrzy? Prosz, jest okazja si wykaza! Znowu rozwidlenie! Jak mam pyn, panie mdrala? W lewo, jak nurt niesie? Czy w prawo moe rozkaecie? Fysh parskn i odwrci si plecami. Pudorak chwyci za rumby steru i pokierowa slup w lew odnog. Majtek z oowiank wrzasn. Po chwili, znacznie goniej, wrzasn Kevenard van Vliet. - Od brzegu, Pudorak! - zarycza Petru Cobbin. - Ster prawo na burt! Z dala od brzegu! Z dala od brzegu! - Co jest? - We! Nie widzisz? Weeee! Addario Bach zakl. Lewy brzeg roi si od wy. Gady wiy si wrd trzcin i przybrzenych wodorostw, pezay po na wp zanurzonych pniach, zwieszay si, syczc, z nadwodnych gazi. Geralt rozpoznawa mokasyny, grzechotniki, araraki, boomslangi, daboje, ganice, mije sykliwe, ariety, czarne mamby i inne, ktrych nie zna.

Caa zaoga Proroka w popochu ucieka od bakburty, wrzeszczc na rne gosy. Kevenard van Vliet przybieg na ruf, ukucn, dygocc cay, za plecami wiedmina. Pudorak zakrci koem sterowym, slup zacz zmienia kurs. Geralt pooy mu rk na ramieniu. - Nie - powiedzia. - Trzymaj, jak byo. Nie zbliaj si do prawego brzegu. - Ale we... - Pudorak wskaza na ga, do ktrej si zbliali, ca obwieszon syczcymi gadami. - Spadn na pokad... - Nie ma adnych wy! Trzymaj kurs. Z dala od prawego brzegu. Wanty grotmasztu zawadziy o zwisajc ga. Kilka wy owino si wok lin, kilka, w tym dwie mamby, spado na pokad. Unoszc si i syczc, zaatakoway cinitych przy sterburcie. Fysh i Cobbin umknli na dzib, majtkowie, wrzeszczc, rzucili si ku rufie. Jeden skoczy do wody, znikn w niej, nim zdy krzykn. Na powierzchni zakbia si krew. - yrytwa! - Wiedmin wskaza na fal i oddalajcy si ciemny ksztat. - W odrnieniu od wy prawdziwa. - Nienawidz gadw... - zaszlocha skurczony u burty Kevenard van Vliet. Nienawidz wy... - Nie ma adnych wy. I nie byo adnych. Iluzja. Majtkowie krzyczeli, przecierali oczy. We zniky. Zarwno te z pokadu, jak i te z brzegu. Nie byo nawet ladu po wach. - Co to... - wystka Petru Cobbin. - Co to byo? - Iluzja - powtrzy Geralt. - Aguara nas dopada. - e co? - Lisica. Tworzy iluzje, by nas dezorientowa. Zastanawiam si, od kiedy. Burza bya raczej prawdziwa. Ale odnogi byy dwie, kapitan widzia dobrze. Aguara skrya jedn z odng pod iluzj i sfaszowaa wskazania busoli. Stworzya te iluzj wy. - Wiedmiskie bajania! - parskn Fysh. - Elfie przesdy! Zabobony! e niby co, byle lis ma takie zdolnoci? Schowa odnog, oszuka busol? Pokae we tam, gdzie ich nie ma? Bzdura! Ja wam mwi, e to te wody! Zatruy nas opary, jadowite bagienne gazy i miazmaty! To przez to te zwidy-niewidy... - To iluzje, ktre tworzy aguara. - Za gupich nas masz? - krzykn Cobbin. - Iluzje? Jakie iluzje? To byy najprawdziwsze mije! Wszyscycie widzieli, nie? Syszelicie syk? Ja nawet czuem ich smrd!

- To bya iluzja. We nie byy prawdziwe. Prorok znowu zawadzi wantami o zwisajce gazie. - To omam, tak? - powiedzia jeden z majtkw, wycigajc rk. - Zwid? Ten w nie jest prawdziwy? - Nie! Stj! Zwisajca z konara olbrzymia arieta wydaa mrocy krew w yach syk i byskawicznie uderzya, zatapiajc ky w szyi marynarza, raz, potem drugi raz. Majtek krzykn rozdzierajco, zatoczy si, upad, zadygota w drgawkach, rytmicznie tukc potylic o pokad. Piana wystpia mu na usta, z oczu zacza sczy si krew. Nie y, nim zdoali do niego podbiec. Wiedmin nakry ciao ptnem. - Do diaba, ludzie - powiedzia. - Zachowajcie ostrono! Nie wszystko tu jest przywidzeniem! - Uwaga! - wrzasn marynarz z dziobu. - Uwaaagaaa! Wir przed nami! Wir! Starorzecze rozwidlao si znowu. Lewa odnoga, ta, w ktr nis ich prd, kotowaa si i burzya w gwatownym wirze. Wirujce kolisko wzbierao pian jak zupa w kotle. W wirze obracay si, pojawiajc i znikajc, pniaki i gazie, nawet jedno cae drzewo z rosochat koron. Majtek z oowiank uciek z dziobu, pozostali jli wrzeszcze. Pudorak sta spokojnie. Zakrci koem sterowym, skierowa slup w praw spokojn odnog. - Uff - otar czoo. - W por! le by byo z nami, gdyby nas ten wir wcign. Oj, pokrcio by nami... - Wiry! - krzykn Cobbin. - yrytwy! Aligatory! Pijawki! Nie potrzeba adnych iluzji, te bagna roj si od okropnoci, od gadw, od wszelkiego jadowitego plugastwa. le, le, e tu zabdzilimy. Tutaj bez liku... - Statkw pogino - dokoczy, wskazujc, Addario Bach. - A to chyba akurat prawda. Przegniy i zgruchotany, pogrony po nadburcia, obronity wodnym zielskiem, opleciony pnczami i mchami, tkwi na prawym brzegu uwizy w bagnie wrak. Obserwowali go, gdy niesiony sabym nurtem Prorok przesuwa si obok. Pudorak szturchn Geralta okciem. - Panie wiedmin - powiedzia cicho. - Busola wci szaleje. Wedle igy ze wschodniego zmienilimy kurs na poudniowy. Jeli to nie lisi fasz, to jest niedobrze. Tych bagien nikt nie zbada, ale wiadomo, e si na poudnie od farwateru rozcigaj. Niesie nas tedy w samo serce mokrade.

- Przecie dryfujemy - zauway Addario Bach. - Wiatru nie ma, niesie nas prd. A prd oznacza poczenie z rzek, z torem wodnym Pontaru... - Niekoniecznie - pokrci gow Geralt. - Syszaem o tych starorzeczach. Maj zmienny kierunek spywu wody. Zaley, czy akurat jest przypyw, czy odpyw. I nie zapominajcie o aguarze. To te moe by iluzja. Brzegi nadal gsto porastay cypryniki, pojawiy si te pkate, doem cebulasto rozronite botnie. Wiele drzew byo uschnitych, martwych. Z ich strupieszaych pni i gazi zwieszay si gste festony opltwy, srebrzycie poyskujcej w socu. Na gaziach czatoway czaple, lustrujce przepywajcego Proroka nieruchomymi oczami. Marynarz z dziobu krzykn. Tym razem widzieli j wszyscy. Znowu staa na zwieszonym nad wod konarze, wyprostowana i nieruchoma. Pudorak bez ponaglania napar na rumby, skierowa slup pod lewy brzeg. A lisica zaszczekaa nagle, dononie i przenikliwie. Zaszczekaa ponownie, gdy Prorok przepywa obok. Po konarze przemkn i skry si w gszczu wielki lis.

- To byo ostrzeenie - powiedzia wiedmin, gdy na pokadzie ucicha wrzawa. Ostrzeenie i wezwanie. A raczej danie. - Bymy uwolnili dziewczynk - dokoczy przytomnie Addario Bach. - Jasne. Ale my jej uwolni nie moemy, bo nie yje. Kevenard van Vliet zastka, chwyciwszy si za skronie. Mokry, brudny i przeraony nie przypomina ju kupca, ktrego sta na wasny statek. Przypomina ptaka przychwyconego na kradziey liwek. - Co robi? - zajcza. - Co robi? - Ja wiem - owiadczy nagle Javil Fysh. - Przywimy martw dziewk do beczki i za burt j. Lisica zadziery si, by szczeni opaka. Zyskamy czas. - Wstyd, panie Fysh - gos biaoskrnika stwardnia nagle. - Nie godzi si tak obej ze zwokami. To nie po ludzku. - A bo to czowiek by? Elfica, do tego ju na wp zwierz. Mwi wam, z t beczk to dobry pomys...

- Taki pomys - powiedzia Addario Bach, przecigajc sowa - mg przyj do gowy tylko kompletnemu idiocie. I przynisby nam wszystkim zgub. Jeli vixena pojmie, e zabilimy dziewczynk, bdzie po nas. - Nie my zabilimy szczeniaka - wtrci si Petru Cobbin, nim karminowy ze zoci Fysh zdy zareagowa. - Nie my! Parlaghy to uczyni. On winien. My czyci. - Susznie - potwierdzi Fysh, zwracajc si nie do van Vlieta i wiedmina, ale do Pudoraka i majtkw. - Parlaghy winien. Niech lisica mci si na nim. Wsadmy go do czna razem z trupkiem i niech dryfuje. A my tymczasem... Cobbin i kilku majtkw przyjo pomys ochoczym okrzykiem, ale Pudorak usadzi ich natychmiast. - Nie pozwol na to - powiedzia. - Ani ja. - Kevenard van Vliet poblad. - Pan Parlaghy moe i zawini, moe i prawda, e kary da jego uczynek. Ale porzuci, wyda na mier? Co to, to nie. - Jego mier albo nasza! - zawrzasn Fysh. - Bo co nam czyni? Wiedminie! Obronisz nas, gdy si lisica na pokad wedrze? - Obroni. Zapada cisza. Prorok Lebioda dryfowa wrd mierdzcej, wzbierajcej bblami wody, wlokc za sob warkocze wodorostw. Z gazi obserwoway ich czaple i pelikany.

Marynarz z dziobu ostrzeg ich krzykiem. A za chwil krzyczeli wszyscy. Patrzc na przegniy, obronity pnczami i zielskiem wrak. Ten sam, ktry widzieli przed godzin. - Pywamy w kko - stwierdzi fakt krasnolud. - To ptla. Lisica zapaa nas w puapk. - Mamy tylko jedno wyjcie. - Geralt wskaza na lew odnog i kotujcy si w niej wir. - Przepyn przez to. - Przez ten gejzer? - rykn Fysh. - Zdurniae ze szcztem? Rozerwie nas! - Rozerwie - potwierdzi Pudorak. - Albo wywrci. Albo cinie na bagno, skoczymy jak w wrak. Zobaczcie, jak w tej kipieli drzewami miota. Wida, e straszn si ma ten wir. - Wanie. Wida. Bo to chyba iluzja. Myl, e to kolejna iluzja aguary. - Chyba? Jeste wiedminem, a nie umiesz rozpozna? - Sabsz iluzj bym rozpozna. Te s niezwykle mocne. Ale zdaje mi si... - Zdaje ci si. A jeli si mylisz?

- Nie mamy wyjcia - warkn Pudorak. - Albo przez wir, albo bdziemy pywa w kko... - Do mierci - dopowiedzia Addario Bach. - I to do usranej.

Obracane w wirze drzewo co rusz wyaniao z wody konary, niczym rozczapierzone rce topielca. Wir burzy si, kotowa, wzbiera i pryska pian. Prorok zadygota i pomkn nagle, wsysany w kotowisko. Targane wirem drzewo z hukiem uderzyo o burt, bryzna piana. Slup zacz si koysa i obraca, coraz szybciej i szybciej. Wszyscy wrzeszczeli na rne gosy. I nagle wszystko ucicho. Woda uspokoia si, wygadzia w tafl. Prorok Lebioda wolniuteko dryfowa wrd porosych botniami brzegw. - Miae racj, Geralt - odchrzkn Addario Bach. - To jednak bya iluzja. Pudorak dugo patrzy na wiedmina. Milcza. Wreszcie cign czapk. Szczyt gowy, jak si okazao, mia ysy jak jajo. - Zamustrowaem do eglugi rzecznej - wychrypia wreszcie - bo ona prosia. Na rzece, mwia, bezpieczniej. Bezpieczniej ni na morzu. Nie bdzie si zamartwia, mwia, ilekro wypyn. Woy czapk na powrt, pokiwa gow mocniej uchwyci rumby steru. - Czy to ju? - zajcza spod kokpitu Kevenard van Vliet. - Czy ju jestemy bezpieczni? Nikt nie odpowiedzia na jego pytanie.

Woda bya gsta od glonw i rzsy. Wrd brzegowego drzewostanu zaczy zdecydowanie przewaa cypryniki, z bagna i z przybrzenych pycizn gsto sterczay ich pneumatofory, korzenie oddechowe, niektre wysokie prawie na se. Na wysepkach z zielska wygrzeway si wie. Rechotay aby. Tym razem usyszeli j wczeniej, ni zobaczyli. Gone, ostre szczekanie, jak skandowana groba czy ostrzeenie. Zjawia si na brzegu w lisiej postaci, na zwalonym uschym pniu. Szczekaa, wysoko zadzierajc gow. Geralt zowi w jej gosie dziwne nuty, poj, e oprcz grb by tam rozkaz. Ale nie im rozkazywaa.

Woda pod pniem spienia si nagle, wychyn z niej potwr, ogromny, cay pokryty zielono-brzowym deseniem ezkowatych usek. Zabulgota, zachlupa, posuszny rozkazowi lisicy popyn, burzc wod, wprost na Proroka. - To te... - przekn lin Addario Bach. - To te iluzja? - Nie bardzo - zaprzeczy Geralt. - To wodjanoj! - krzykn do Pudoraka i majtkw. Oczarowaa i poszczua na nas wodjanoja! Bosaki! apcie za bosaki! Wodjanoj wynurzy si tu przy statku, zobaczyli paski, poronity glonami eb, wyupiaste rybie oczy, stokowate zby w wielkiej paszczce. Potwr wciekle uderzy w burt, raz, drugi, a cay Prorok zadygota. Gdy nadbiegli z bosakami, uciek, zanurkowa, by za chwil wynurzy si z pluskiem za ruf, tu przy petwie steru. Ktr chwyci zbami i targn, a zatrzeszczao. - Urwie ster! - dar si Pudorak, usiujc dziabn potwora bosakiem. - Urwie ster! apcie fa, uniecie petw! Odpdcie cholernika od steru! Wodjanoj gryz i szarpa ster, ignorujc krzyki i szturchnicia bosakw. Petwa pka, w zbach stwora zosta kawa deski. Albo uzna, e to wystarczy, albo czar lisicy straci moc, do e da nura i znikn. Syszeli z brzegu, jak aguara szczeka. - Co jeszcze? - wrzasn Pudorak, wymachujc rkami. - Co ona nam jeszcze zrobi? Panie wiedmin! - Bogowie... - zaka Kevenard van Vliet. - Wybaczcie, em w was nie wierzy... Wybaczcie, emy zabili dziewczynk! Bogowie, ratujcie nas! Nagle poczuli na twarzach powiew wiatru. Zwisajcy dotd smtnie gafel Proroka zaopota, bom zaskrzypia. - Robi si przestronniej! - krzykn od dziobu Fysh. - Tam, tam! Szerokie ploso, niechybnie rzeka! Tam py, szyper! Tam! Koryto faktycznie zaczo si poszerza, za zielon cian trzcin zamajaczyo co na ksztat plosa. - Udao si! - zawoa Cobbin. - Ha! Wygralimy! Wydarlimy si z bagien! - Marka pierwsza! - wrzasn majtek z oowiank. - Marka pierwszaaaa! - Ster na burt! - zarycza Pudorak, odpychajc sternika i sam wykonujc wasny rozkaz. - Mieliznaaaaa! Prorok Lebioda obrci si dziobem w stron jecej si od pneumatoforw odnogi. - Dokd! - dar si Fysh. - Co robisz? Na ploso py! Tam! Tam!

- Nie mona! Tam mielizna! Utkniemy! Dopyniemy do plosa odnog, tu gbiej! Znowu usyszeli szczek aguary. Ale nie zobaczyli jej. Addario Bach szarpn Geralta za rkaw. Z zejciwki achterpiku wyoni si Petru Cobbin, wlokc za konierz ledwie trzymajcego si na nogach Parlaghyego. Idcy za nim marynarz nis owinit w paszcz dziewczynk. Pozostaych czterech stano przy nich, murem, frontem ku wiedminowi. Trzymali toporki, ocienie, elazne haki. - Bdzie tego, moiciewy - charkn najwyszy. - My y chcemy. Czas co zrobi wreszcie. - Zostawcie dziecko - wycedzi Geralt. - Pu kupca, Cobbin. - Nie, panie - pokrci gow marynarz. - Trupek wraz z kupczykiem pjd za burt, to potworzyc zatrzyma. Wtenczas uciec zdoamy. - Wy za - chrapn drugi - nie mieszajcie si. Nic do was nie mamy, ale na zawadzie nie prbujcie stawa. Bo si wam krzywda stanie. Kevenard van Vliet skurczy si u burty, zaka, odwracajc gow. Pudorak te uciek zrezygnowanym wzrokiem, zaci usta, wida byo, e nie zareaguje na bunt wasnej zaogi. - Tak jest, racja. - Petru Cobbin popchn Parlaghyego. - Kupiec i zdecha lisica za burt, to jedyny dla nas ratunek. Na bok, wiedminie! Dalej, chopy! Do dki z nimi! - Do ktrej dki? - spyta spokojnie Addario Bach. - Do tamtej moe? Ju do daleko od Proroka, zgity na awce czna, wiosowa Javil Fysh, kierujc si na ploso. Wiosowa ostro, pira wiose rozbryzgiway wod, rozrzucay wodorosty. - Fysh! - wrzasn Cobbin. - Ty draniu! Ty skurwysynu jebany! Fysh odwrci si, zgi okie i pokaza im waa. Po czym ponownie chwyci si wiose. Ale nie powiosowa daleko. Na oczach zaogi Proroka dka podskoczya nagle w gejzerze wody, zobaczyli tukcy ogon i najeon zbami paszcz ogromnego krokodyla. Fysh wylecia za burt, popyn, wrzeszczc, w stron brzegu, na zjeon korzeniami cyprynikw pycizn. Krokodyl ciga go, ale palisada pneumatoforw spowolnia pocig. Fysh dopyn do brzegu, rzuci si piersi na lecy tam gaz. Ale to nie by gaz. Olbrzymi w jaszczurowaty rozwar szczki i capn Fysha za rk powyej okcia. Fysh zawy, zaszamota si, zawierzga, rozbryzgujc bagno. Krokodyl wynurzy si i chwyci go za nog. Fysh zarycza.

Przez chwil nie byo wiadomo, ktry z gadw zawadnie Fyshem, w czy krokodyl. Ale w kocu oba co dostay. W szczkach wia zostaa rka ze sterczc z krwawej miazgi bia maczugowat koci. Reszt Fysha zabra krokodyl. Na zmconej powierzchni zostaa wielka czerwona plama. Geralt wykorzysta osupienie zaogi. Wydar z rk majtka martw dziewczynk, cofn si na dzib. Addario Bach sta mu u boku, uzbrojony w bosak. Ale ani Cobbin, ani aden z marynarzy nie prbowali oponowa. Wrcz przeciwnie, wszyscy pospiesznie wycofali si na ruf. Pospiesznie. By nie powiedzie w popochu. Ich twarze pokrya nagle miertelna blado. Skurczony przy burcie Kevenard van Vliet zaka, schowa gow midzy kolana i zakry rkami. Geralt obejrza si. Czy to Pudorak si zagapi, czy zaszwankowa uszkodzony przez wodjanoja ster, do e slup wpyn wprost pod zwisajce konary, utkn na zwalonych pniach. Wykorzystaa to. Wskoczya na dzib, zwinnie, lekko i bezszelestnie. W lisiej postaci. Poprzednio widzia j na tle nieba, wydaa mu si wwczas czarna, smolicie czarna. Nie bya taka. Futro miaa ciemne, a kit zakoczon nienobiaym kwiatem, ale w jej umaszczeniu, zwaszcza na gowie, przewaaa szaro, waciwa bardziej korsakom ni lisom srebrnym. Zmienia si, wyrosa, przeksztacia w wysok kobiet. Z lisi gow. Ze szpiczastymi uszami i wyduonym pyskiem. W ktrym, gdy go otwara, zalniy rzdy kw. Geralt uklkn, wolno zoy ciao dziewczynki na pokadzie, cofn si. Aguara zawya przeszywajco, kapna zbatymi szczkami, postpia ku nim. Parlaghy zakrzycza, panicznie zamacha rkami, wyrwa si Cobbinowi i wyskoczy za burt. Od razu poszed na dno. Van Vliet paka. Cobbin i majtkowie, wci bladzi, skupili si wok Pudoraka. Pudorak zdj czapk. Medalion na szyi wiedmina drga silnie, wibrowa, drani. Aguara klczaa nad dziewczynk wydajc dziwne odgosy, ni to mruczc, ni to syczc. Nagle uniosa gow, wyszczerzya ky. Zawarczaa gucho, w jej lepiach rozbysn ogie. Geralt nie poruszy si. - Zawinilimy - powiedzia. - Stao si bardzo le. Ale niech nie dzieje si gorzej. Nie mog pozwoli, by skrzywdzia tych ludzi. Nie pozwol na to. Lisica wstaa, unoszc dziewczynk. Powioda wzrokiem po wszystkich. Na koniec spojrzaa na Geralta. - Stane mi na drodze - powiedziaa szczekliwie, ale wyranie, wolno wymawiajc kade sowo.

- W ich obronie. Nie odpowiedzia. - Mam crk na rkach - dokoczya. - To waniejsze ni wasze ycie. Ale to ty stane w ich obronie, biaowosy. Po ciebie zatem przyjd. Pewnego dnia. Gdy ju zapomnisz. I nie bdziesz si spodziewa. Zwinnie wskoczya na nadburcie, stamtd na zwalony pie. I znikna w gszczu. W ciszy, ktra zapada, sycha byo tylko kanie van Vlieta. Wiatr usta, zrobio si parno. Pchany prdem Prorok Lebioda uwolni si z konarw, podryfowa rodkiem odnogi. Pudorak otar czapk oczy i czoo. Marynarz z dziobu krzykn. Krzykn Cobbin. Krzyczeli pozostali. Zza gstwiny trzcin i dzikiego ryu wyjrzay nagle strzechy chat. Zobaczyli suszce si na tyczkach sieci. ciutki piasek play. Pomost. A dalej, za drzewami na cyplu, szeroki nurt rzeki pod bkitnym niebem. - Rzeka! Rzeka! Nareszcie! Krzyczeli wszyscy. Majtkowie, Petru Cobbin, van Vliet. Tylko Geralt i Addario Bach nie doczyli do chru. Milcza te Pudorak, napierajc na ster. - Co robisz? - wrzasn Cobbin. - Dokd? Na rzek si kieruj! Tam! Na rzek! - Nie da rady - w gosie kapitana brzmiay rozpacz i rezygnacja. - Flauta, statek steru ledwo sucha, a prd coraz silniejszy. Dryfujemy, odpycha nas, niesie znowu w odnogi. Z powrotem w bagna. - Nie! Cobbin zakl. I wyskoczy za burt. I popyn ku play. W lad za nim skoczyli do wody marynarze, wszyscy, Geralt nie zdoa adnego powstrzyma. Addario Bach mocnym chwytem osadzi w miejscu szykujcego si do skoku van Vlieta. - Bkitne niebo - powiedzia. - Zocisty piasek play. Rzeka. Zbyt pikne, eby byo prawdziwe. Znaczy, nie jest prawdziwe. I nagle obraz zamigota. Nagle tam, gdzie dopiero co byy rybackie chaty, zota plaa i nurt rzeki za cyplem, wiedmin na sekund zobaczy pajczyny opltwy, do samej wody zwieszajce si z konarw strupieszaych drzew. Bagniste brzegi, zjeone pneumatoforami cyprynikw. Czarn wzbierajc bblami topiel. Morze wodorostw. Nieskoczony labirynt odng. Przez sekund widzia to, co skrywaa poegnalna iluzja aguary. Pyncy zaczli nagle krzycze i tuc si w wodzie. I po kolei znika w niej.

Petru Cobbin wynurzy si, krztuszc i wrzeszczc, cay pokryty wijcymi si, prgowatymi, grubymi jak wgorze pijawkami. Potem skry si pod wod i nie wynurzy ju wicej. - Geralt! Addario Bach przycign bosakiem dk, ktra przetrwaa spotkanie z krokodylem. A teraz przydryfowaa do burty. Krasnolud wskoczy, odebra od Geralta wci otpiaego van Vlieta. - Kapitanie! Pudorak pomacha im czapk. - Nie, panie wiedmin! Ja statku nie porzuc, do portu go dowiod, choby nie wiem co! A jak nie, razem ze statkiem na dnie mi lec! Bywajcie! Prorok Lebioda dryfowa spokojnie i majestatycznie, wpywa w odnog, znika w niej. Addario Bach poplu w donie, zgarbi si, pocign wiosami. dka pomkna po wodzie. - Dokd? - Tamto ploso, za mielizn. Tam jest rzeka. Pewien jestem. Wypyniemy na farwater, napotkamy jaki statek. A jak nie, to t odzi choby do samego Novigradu. - Pudorak... - Da rad. Jeli tak mu pisane. Kevenard van Vliet popakiwa. Addario wiosowa. Niebo pociemniao. Usyszeli daleki, przecigy grom. - Burza idzie - powiedzia krasnolud. - Zmokniemy, cholera. Geralt parskn. A potem zacz si mia. Serdecznie i szczerze. I zaraliwie. Bo za chwil miali si obaj. Addario wiosowa silnymi, rwnymi pocigniciami. d mkna po wodzie jak strzaa. - Wiosujesz - oceni Geralt, ocierajc wycinite przez miech zy - jakby w yciu nic innego nie robi. Mylaem, e krasnoludy nie umiej ani eglowa, ani pywa... - Ulegasz stereotypom.

Interludium

Cztery dni pniej

Dom aukcyjny braci Borsodych mieci si na placyku przy ulicy Gwnej, faktycznie gwnej arterii Novigradu, czcej rynek ze wityni Wiecznego Ognia. Braci, w pocztkach swej kariery handlujcych komi i owcami, wtedy sta byo tylko na szop na podgrodziu. Po czterdziestu dwch latach od zaoenia dom aukcyjny zajmowa imponujcy trzypitrowy budynek w najbardziej reprezentacyjnej czci miasta. Wci pozostawa w rkach rodziny, ale przedmiotem aukcji byy ju wycznie drogie kamienie, gwnie diamenty, oraz dziea sztuki, antyki i przedmioty kolekcjonerskie. Aukcje odbyway si raz na kwarta, niezmiennie w pitki. Dzi sala aukcyjna bya wypeniona do ostatniego niemal miejsca. Obecnych byo, jak ocenia Antea Derris, dobre sto osb. Szum i pogwar cichy. Miejsce za pulpitem zaj licytator. Abner de Navarette. Abner de Navarette, jak zwykle, prezentowa si wspaniale w czarnym aksamitnym kaftanie i zotej brokatowej kamizeli. Szlachetnych rysw i fizjonomii mogli mu pozazdroci ksita, a postawy i manier arystokraci. Tajemnic poliszynela byo, i Abner de Navarette faktycznie by arystokrat, wykluczonym z rodu i wydziedziczonym za pijastwo, utracjuszostwo i rozpust. Gdyby nie rodzina Borsodych, Abner de Navarette paraby si ebractwem. Ale Borsodym potrzebny by licytator o aparycji arystokraty. A aden z kandydatw nie mg pod wzgldem aparycji rwna si z Abnerem de Navarette. - Dobry wieczr paniom, dobry wieczr panom - przemwi gosem rwnie aksamitnym co jego kaftan. - Witam w Domu Borsodych na kwartalnej aukcji dzie sztuki i antykw. Bdca przedmiotem aukcji kolekcja, z ktr zapoznali si pastwo w naszej galerii, a ktra stanowi zbir unikalny, pochodzi w caoci od wacicieli prywatnych. - Przewaajca wikszo z pastwa, jak konstatuj, to nasi stali gocie i klienci, ktrym nieobce s zasady naszego Domu i obowizujcy podczas aukcji regulamin. Wszystkim z tu obecnych broszur z regulaminem wrczono przy wejciu. Wszystkich

uwaam

zatem

za

poinformowanych

odnonie

naszych

przepisw

i wiadomych

konsekwencji ich naruszania. Zacznijmy wic bez zwoki. - Lot numer jeden: figurynka nefrytowa, grupowa, przedstawiajca nimf... hmm... z trzema faunami. Wykonana, wedug naszych ekspertw, przez gnomy, wiek okoo stu lat. Cena wywoawcza dwiecie koron. Widz dwiecie pidziesit. To wszystko? Kto zaoferuje wicej? Nie? Sprzedana panu z numerkiem trzydzieci sze. Urzdujcy przy ssiednim pulpicie dwaj klerkowie pilnie zapisywali rezultaty sprzeday. - Lot numer dwa: Aen Nog Mab Taedhmorc, zbir elfich bani i wierszowanych przypowieci. Bogato ilustrowany. Stan idealny. Cena wywoawcza piset koron. Piset pidziesit, pan kupiec Hofmeier. Pan rajca Drofuss, szeset. Pan Hofmeier, szeset pidziesit. To wszystko? Sprzedana za szeset pidziesit koron panu Hofmeierowi z Hirundum. - Lot numer trzy: przyrzd z koci soniowej, o ksztacie... hmm... obym i wyduonym, sucy... hmm... zapewne do masau. Pochodzenie zamorskie, wiek nieznany. Cena wywoawcza sto koron. Widz sto pidziesit. Dwiecie, pani w maseczce, z numerkiem czterdzieci trzy. Dwiecie pidziesit, pani w woalu, z numerkiem osiem. Nikt nie da wicej? Trzysta, pani aptekarzowa Vorsterkranz. Trzysta pidziesit! adna z pa nie da wicej? Sprzedany za trzysta pidziesit koron pani z numerkiem czterdzieci trzy. - Lot numer cztery: Antidotarius magnus, unikalny traktat medyczny, wydany przez uniwersytet w Castell Graupian w pocztkach istnienia uczelni. Cena wywoawcza osiemset koron. Widz osiemset pidziesit. Dziewiset, pan doktor Ohnesorg. Tysic, szanowna Marti Sodergren. To wszystko? Sprzedany za tysic koron szanownej Sodergren. - Lot numer pi: Liber de naturis bestiarum, biay kruk, oprawna w deseczki bukowe, bogato ilustrowana... - Lot numer sze: Dziewczynka z kotkiem, portret en trois quarts, olej na ptnie, szkoa cintryjska. Cena wywoawcza... - Lot numer siedem: dzwonek z trzonkiem, mosiny, robota krasnoludzka, wiek znaleziska trudny do oszacowania, ale rzecz z pewnoci staroytna. Na obwodzie napis krasnoludzkimi runami, goszcy: No i czego ciulu dzwonisz. Cena wywoawcza... - Lot numer osiem: olej i tempera na ptnie, artysta nieznany. Arcydzieo. Prosz zwrci uwag na niezwyk chromatyk, gr barw i dynamik wiate. Pmroczna atmosfera i wspaniay koloryt majestatycznie oddanej lenej przyrody. A w centralnej czci,

w tajemniczym wiatocieniu, prosz spojrze, gwna posta dziea: jele na rykowisku. Cena wywoawcza... - Lot numer dziewi: Ymago mundi, znana te pod tytuem Mundus nouus. Ksiga niezwykle rzadka, w posiadaniu uniwersytetu oxenfurckiego jest tylko jeden egzemplarz, nieliczne egzemplarze w rkach prywatnych. Oprawna w skr kozi, kurdybanow. Stan idealny. Cena wywoawcza tysic piset koron. Szanowny Vimme Vivaldi, tysic szeset. Czcigodny kapan Prochaska, tysic szeset pidziesit. Tysic siedemset, pani z koca sali. Tysic osiemset, pan Vivaldi. Tysic osiemset pidziesit, czcigodny Prochaska. Tysic dziewiset pidziesit, pan Vivaldi. Dwa tysice koron, brawo, czcigodny Prochaska. Dwa tysice sto, pan Vivaldi. Czy kto da wicej? - Ta ksiga jest bezbona, zawiera heretyckie treci! Winna by spalona! Chc j wykupi, by spali! Dwa tysice dwiecie koron! - Dwa tysice piset! - parskn Vimme Vivaldi, gaszczc bia wypielgnowan brod. - Dasz wicej, pobony palaczu? - Skandal! Mamona tu triumfuje nad prawoci! Pogaskich krasnoludw traktuje si lepiej ni ludzi! Poskar si wadzom! - Ksiga sprzedana za dwa tysice piset koron panu Vivaldiemu - ogosi spokojnie Abner de Navarette. - Czcigodnemu Prochasce przypominam za o obowizujcych w Domu Borsodych zasadach i regulaminie. - Wychodz! - egnamy. Racz pastwo wybaczy. Unikatowo i bogactwo oferty Domu Borsodych skutkuje, bywa, emocjami. Kontynuujemy. Lot numer dziesi: absolutna osobliwo, niebywae znalezisko, dwa miecze wiedmiskie. Dom postanowi nie oferowa ich oddzielnie, lecz jako komplet, w hodzie dla wiedmina, ktremu przed laty suyy. Pierwszy miecz, ze stali pochodzcej z meteorytu. Klinga wykuta i ostrzona w Mahakamie, autentyczno krasnoludzkiej puncy potwierdzona przez naszych ekspertw. - Drugi miecz, srebrny. Na jelcu i caej dugoci klingi znaki runiczne i glify, potwierdzajce oryginalno. Cena wywoawcza tysic koron za komplet. Tysic pidziesit, pan z numerkiem siedemnacie. To wszystko? Nikt nie da wicej? Za takie rarytety? - Gwno, nie pienidze - mrukn siedzcy w ostatnim rzdzie Nikefor Muus, urzdnik magistracki, na przemian nerwowo zaciskajc w pici poplamione inkaustem palce lub przeczesujc nimi rzadkie wosy. - Wiedziaem, e nie warto byo... Antea Derris uciszya go sykniciem.

- Tysic sto, pan hrabia Horvath. Tysic dwiecie, pan z numerkiem siedemnacie. Tysic piset, szanowny Nino Cianfanelli. Tysic szeset, pan w masce. Tysic siedemset, pan z numerkiem siedemnacie. Tysic osiemset, pan hrabia Horvath. Dwa tysice, pan w masce. Dwa tysice sto, szanowny Cianfanelli. Dwa tysice dwiecie, pan w masce. To wszystko? Dwa tysice piset, szanowny Cianfanelli... Pan z numerkiem siedemnacie... Pana z numerkiem siedemnacie chwycio nagle pod ramiona dwch krzepkich zbirw, ktrzy niepostrzeenie weszli na sal. - Jerosa Fuerte, zwany Szpikulcem - wycedzi trzeci zbir, tkajc pojmanego pak w pier. - Najemny morderca, cigany listem goczym. Jeste aresztowany. Wyprowadzi. - Trzy tysice! - wrzasn Jerosa Fuerte, zwany Szpikulcem, wymachujc paletk z numerem siedemnacie, ktr wci dziery w doni. - Trzy... tysice... - Przykro mi - powiedzia chodno Abner de Navarette. - Regulamin. Aresztowanie licytujcego anuluje jego ofert. Wana oferta to dwa tysice piset, szanowny Cianfanelli. Kto da wicej? Dwa tysice szeset, hrabia Horvath. To wszystko? Dwa tysice siedemset, pan w masce. Trzy tysice, szanowny Cianfanelli. Nie widz dalszych ofert... - Cztery tysice. - Ach. Szanowny Molnar Giancardi. Brawo, brawo. Cztery tysice koron. Czy kto da wicej? - Chciaem dla syna - warkn Nino Cianfanelli. - A ty przecie same crki masz, Molnar. Po co ci te miecze? Ale c, niech ci bdzie. Ustpi. - Miecze sprzedane - oznajmi de Navarette - szanownemu panu Molnarowi Giancardiemu za cztery tysice koron. Kontynuujemy, szanowne panie, szanowni panowie. Lot numer jedenacie: paszcz z futra mapiego... Nikefor Muus, radosny i wyszczerzony jak bbr, klepn Ante Derris w opatk. Silnie. Antea ostatkiem woli powstrzymaa si od dania mu w mord. - Wychodzimy - sykna. - A pienidze? - Po zakoczeniu aukcji i zaatwieniu formalnoci. To potrwa. Lekcewac burczenie Muusa, Antea ruszya ku drzwiom. Podrani j czyj wzrok, spojrzaa ukradkiem. Kobieta. Czarnowosa. Odziana w czer i biel. Z obsydianow gwiazd na dekolcie. Poczua dreszcz.

Antea miaa suszno. Formalnoci potrway. Dopiero po dwch dniach mogli uda si do banku. Filii ktrego z krasnoludzkich bankw, pachncych, jak wszystkie, pienidzmi, woskiem i mahoniow boazeri. - Do wypaty jest trzy tysice trzysta trzydzieci sze koron - oznajmi klerk. - Po pobraniu prowizji banku, wynoszcej jeden procent. - Borsody pitnacie, bank jeden - zawarcza Nikefor Muus. - Od wszystkiego by procent brali! Zodziej na zodzieju! Dawa fors! - Jedn chwil - powstrzymaa go Antea. - Wpierw zaatwmy nasze sprawy, twoje i moje. Prowizja naley si i mnie. Czterysta koron. - Ale, ale! - rozdar si Muus, przycigajc spojrzenia innych klerkw i klientw banku. - Jakie czterysta? Od Borsodych dostaem ledwie trzy tysice z groszami... - Zgodnie z umow naley mi si dziesi procent od wyniku aukcji. Koszty s twoj spraw. I tylko ciebie obciaj. - Co ty mi tu... Antea Derris spojrzaa na niego. Wystarczyo. Midzy Ante a jej ojcem nie byo duego podobiestwa. Ale spojrze umiaa Antea identycznie jak ojciec. Jak Pyral Pratt. Muus skurczy si pod spojrzeniem. - Z kwoty do wypaty - pouczya klerka - poprosz o czek bankierski na czterysta koron. Wiem, e bank pobierze prowizj, akceptuj to. - A moj fors gotwk! - Urzdnik magistracki wskaza na wielki skrzany tornister, ktry przytaszczy. - Zawioz do domu i schowam dobrze! adne zodziejskie banki adnych prowizji ze mnie zdziera nie bd! - To znaczna kwota. - Klerk wsta. - Prosz zaczeka. Wychodzcy z kantorka klerk uchyli drzwi na zaplecze tylko na moment, ale Antea przysigaby, e przez moment widziaa czarnowos kobiet odzian w czer i biel. Poczua dreszcz.

- Dzikuj, Molnar - powiedziaa Yennefer. - Nie zapomn ci tej przysugi. - Za c dzikujesz? - umiechn si Molnar Giancardi. - Cem to uczyni, czymem si przysuy? Tym, e kupiem na aukcji wskazany lot? Pacc za pienidzmi z twojego prywatnego konta? A moe tym, e si odwrciem, gdy przed chwil rzucaa zaklcie?

Odwrciem si, bo patrzyem z okna na t poredniczk, gdy si oddalaa, wdzicznie koyszc tym i owym. W moim typie, nie kryj, damulka, cho za ludzkimi kobietami nie przepadam. Czy twoje zaklcie jej rwnie... przysporzy kopotw? - Nie - przerwaa czarodziejka. - Jej nic si nie stanie. Wzia czek, nie zoto. - Jasne. Miecze wiedmina, jak mniemam, zabierzesz od razu? One przecie s dla niego... - Wszystkim - dokoczya Yennefer. - Zwizany jest z nimi przeznaczeniem. Wiem, wiem, a jake. Mwi mi. A ja nawet zaczynaam wierzy. Nie, Molnar, nie zabior dzi tych mieczy. Niech zostan w depozycie. Wkrtce przyl po nie kogo upenomocnionego. Opuszczam Novigrad jeszcze dzi. - Ja te. Jad do Tretogoru, skontroluj rwnie tamtejsz fili. Potem wracam do siebie, do Gors Velen. - C, jeszcze raz dziki. Bywaj, krasnoludzie. - Bywaj, czarownico.

Interludium

Rwne sto godzin od momentu odbioru zota w banku Giancardich w Novigradzie

- Masz zakaz wstpu - powiedzia wykidajo Tarp. - Dobrze o tym wiesz. Odstp od schodw. - A to widziae, chamie? - Nikefor Muus potrzsn i zabrzcza pkatym trzosem. Widziae w yciu tyle zota naraz? Precz z drogi, bo tu pan idzie! Bogaty pan! Nastp si, wieniaku! - Wpu go, Tarp! - Z wntrza austerii wyoni si Febus Ravenga. - Nie chc tu haasw, gocie si niepokoj. A ty bacz. Raz mnie oszukae, drugiego razu nie bdzie. Lepiej, eby tym razem mia czym zapaci, Muus. - Pan Muus! - Urzdnik odepchn Tarpa. - Pan! Bacz, do kogo mwisz, karczmarzu! - Wina! - zakrzykn, rozpierajc si za stoem. - Najdroszego, jakie macie! - Najdrosze - odway si matre - kosztuje szedziesit koron... - Sta mnie! Dawa cay dzban, migiem! - Ciszej - upomnia Ravenga. - Ciszej, Muus. - Nie uciszaj mnie, wydrwigroszu! Oszucie! Parweniuszu! Kim ty jeste, by mnie ucisza? Szyld pozacany, ale wci ajno na cholewkach! A gwno zawsze bdzie gwnem! Popatrz no tu! Widziae w yciu tyle zota naraz? Widziae? Nikefor Muus sign do trzosa, wycign gar zotych monet i zamaszycie rzuci je na st. Monety rozbryzgny si w brunatn ma. Dokoa rozszed si potworny smrd ekskrementw. Gocie austerii Natura Rerum zerwali si z miejsc, pobiegli do wyjcia, krztuszc si i zakrywajc nosy serwetkami. Matre zgi si w wymiotnym odruchu. Kto krzykn, kto zakl. Febus Ravenga ani drgn. Sta niczym posg, skrzyowawszy rce na piersi.

Muus, osupiay, potrzsn gow wybauszy i przetar oczy, gapic si na cuchnc kup na obrusie. Wreszcie ockn si, sign do trzosa. I wycign rk pen gstej mazi. - Masz racj, Muus - przemwi lodowatym gosem Febus Ravenga. - Gwno zawsze bdzie gwnem. Na podwrze z nim. Wleczony urzdnik magistracki nawet nie stawia oporu, zbyt by oszoomiony tym, co zaszo. Tarp zacign go za wychodek. Na znak Ravengi pachocy zdjli drewnian pokryw dou kloacznego. Na ten widok Muus oy, j wrzeszcze, zapiera si i wierzga. Nie na wiele mu si to zdao. Tarp zawlk go do szamba i wrzuci do dou. Modzian plasn w rzadkie odchody. Ale nie ton. Rozkrzyowa rce i nogi i nie ton, utrzymywany na powierzchni brei przez wrzucone tam wiechcie somy, szmatki, patyczki i zmite strony wydarte z rnych uczonych i pobonych ksig. Febus Ravenga zdj ze ciany lamusa drewniane widy do siana, sporzdzone z jednej rosochatej gazi. - Gwno byo, jest i pozostanie gwnem - powiedzia. - I zawsze w kocu do gwna trafi. Napar na widy i zatopi Muusa. Z gow. Muus z pluskiem wydar si na powierzchni, ryczc, kaszlc i plujc. Ravenga pozwoli mu troch pokaszle i nabra tchu, po czym zatopi go ponownie. Tym razem naprawd gboko. Powtrzywszy operacj jeszcze kilka razy, rzuci widy. - Zostawcie go tam - rozkaza. - Niech si sam wykaraska. - To nie bdzie atwe - oceni Tarp. - I troch potrwa. - I niech potrwa. Nie ma popiechu.

A mon retour, h! je m en desespere, Tu mas reu dun baiser tout glac. Pierre de Ronsard

Rozdzia szesnasty

Na red wpywa wanie pod penymi aglami novigradzki szkuner Pandora Parvi, pikny w samej rzeczy statek. Pikny i szybki, pomyla Geralt, schodzc po trapie na ruchliwe nabrzee. Widzia szkuner w Novigradzie, dowiadywa si, wiedzia, e wypywa z Novigradu cae dwa dni pniej ni galera Stinta, na ktr sam si zabra. Mimo tego dotar do Kerack praktycznie o tej samej godzinie. Moe trzeba byo zaczeka i zaokrtowa si na szkuner, pomyla. Dwa dni duej w Novigradzie, kto wie, moe jednak zdobybym jakie informacje? Prne dywagacje, oceni. Moe, kto wie, a nu. Co si stao, to si stao, nic ju tego nie odmieni. I nie ma co si nad tym rozwodzi. Poegna spojrzeniem szkuner, latarni morsk morze i ciemniejcy burzowymi chmurami horyzont. Po czym ranym krokiem ruszy w stron miasta.

Sprzed willi tragarze wynosili wanie lektyk, filigranow konstrukcj z firaneczkami w kolorze lila. Musia by wtorek, roda albo czwartek. W te dni Lytta Neyd przyjmowaa pacjentki, a pacjentki, zwykle zamone panie z wyszych sfer, korzystay z takich lektyk wanie. Odwierny wpuci go bez sowa. I dobrze. Geralt nie by w najlepszym nastroju i pewnie sowem by si zrewanowa. A moe nawet dwoma lub trzema. Patio by puste, woda w fontannie szemraa cichutko. Na malachitowym stoliku staa karafka i pucharki. Geralt nala sobie bez ceregieli. Gdy unis gow, zobaczy Mozaik. W biaym kitlu i fartuszku. Blad. Z przylizanymi wosami.

- To ty - powiedziaa. - Wrcie. - To z ca pewnoci ja - potwierdzi sucho. - Z ca pewnoci wrciem. A to wino z ca pewnoci skwaniao nieco. - Te si ciesz, e ci widz. - Koral? Jest? A jeli jest, to gdzie? - Przed chwil - wzruszya ramionami - widziaam j midzy nogami pacjentki. Z ca pewnoci jest tam nadal. - Faktycznie nie masz wyjcia, Mozaik - odrzek spokojnie, patrzc jej w oczy. Musisz zosta czarodziejk. Zaprawd, masz ogromne predyspozycje i zadatki. Twego citego dowcipu nie doceniliby w manufakturze tkackiej. Ani tym bardziej w lupanarze. - Ucz si i rozwijam. - Nie spucia wzroku. - Ju nie pacz w ktku. Odpakaam swoje. Ten etap mam ju za sob. - Nie, nie masz, oszukujesz si. Jeszcze wiele przed tob. I sarkazm ci przed tym nie uchroni. Zwaszcza e jest sztuczny i kiepsko naladowany. Ale do o tym, nie mnie udziela ci yciowych nauk. Gdzie, pytaem, jest Koral? - Tutaj. Witaj. Czarodziejka jak duch wyonia si zza kotary. Jak Mozaik, bya w biaym lekarskim kitlu, a jej upite rude wosy krya pcienna czapeczka, ktr w zwykych warunkach uznaby za mieszn. Ale warunki nie byy zwyke i miech nie by na miejscu, potrzebowa sekund, by to poj. Podesza, bez sw pocaowaa go w policzek. Wargi miaa zimne. A oczy podkrone. Pachniaa lekami. I tym czym, czego uywaa jako dezynfektantu. To by wredny, odpychajcy, chory zapach. Zapach, w ktrym by lk. - Zobaczymy si jutro - uprzedzia go. - Jutro o wszystkim mi opowiesz. - Jutro. Spojrzaa na, a byo to spojrzenie z bardzo daleka, znad dzielcej ich przepaci czasu i zdarze. Potrzebowa sekund, by poj, jak gboka to przepa i jak odlege dziel ich zdarzenia. - Moe lepiej pojutrze. Id do miasta. Spotkaj si z poet, bardzo si o ciebie niepokoi. Ale teraz id, prosz. Musz zaj si pacjentk. Gdy odesza, spojrza na Mozaik. Zapewne wystarczajco wymownie, bo nie zwlekaa z wyjanieniem. - Rano miaymy pord - powiedziaa, a gos zmieni jej si lekko. - Trudny. Zdecydowaa si na kleszcze. I wszystko, co mogo pj le, poszo le.

- Rozumiem. - Wtpi. - Do widzenia, Mozaik. - Dugo ci nie byo. - Uniosa gow. - Duo duej, ni oczekiwaa. Na Rissbergu nic nie wiedzieli albo udawali, e nie wiedz. Co si wydarzyo, prawda? - Co si wydarzyo. - Rozumiem. - Wtpi.

Jaskier zaimponowa domylnoci. Stwierdzajc fakt, z oczywistoci ktrego Geralt wci nie do koca si oswoi. I nie cakiem j akceptowa. - Koniec, co? Przemino z wiatrem? No jasne, ona i czarodzieje potrzebowali ci, zrobie swoje, moesz odej. I wiesz co? Rad jestem, e to ju. Kiedy wszak musia skoczy si ten przedziwny romans, a im duej trwa, tym groniejsze implikowa konsekwencje. Ty rwnie, jeli chcesz zna moje zdanie, powiniene si cieszy, e masz to z gowy i e tak gadko poszo. W umiech radosny powiniene stroi zatem lica, nie za w grymas mroczny i pospny, z ktrym, uwierz mi, wyjtkowo ci nie do twarzy, wygldasz z nim po prostu jak czowiek na cikim kacu, ktry na domiar stru si zaksk i nie pamita, na czym i kiedy zama zb ani skd te lady nasienia na spodniach. - A moe - cign bard, zupenie niezraony brakiem reakcji ze strony wiedmina twe przygnbienie z czego innego wypywa? Czyby z faktu, e to ciebie wystawiono za drzwi, podczas gdy ty planowae fina we wasnym stylu? Taki z ucieczk nad ranem i kwiatkami na stoliku? Ha, ha, w mioci jak na wojnie, przyjacielu, a twoja mia postpia jak wytrawny strateg. Zadziaaa wyprzedzajco, atakiem prewencyjnym. Musiaa czyta Histori wojen marszaka Pelligrama. Pelligram przytacza wiele przykadw zwycistw osignitych z pomoc podobnego fortelu. Geralt nadal nie reagowa. Jaskier, wygldao, reakcji nie oczekiwa. Dopi piwo, skin na karczmark, by przyniosa nastpne. - Biorc powysze pod rozwag - podj, krcc koki lutni - ja generalnie jestem za seksem na pierwszej randce. Na przyszo ze wszech miar ci polecam. Eliminuje to konieczno dalszych randek z t sam osob co bywa nuce i czasochonne. Jeli ju przy

tym jestemy, to zachwalana przez ciebie pani mecenas faktycznie okazaa si warta zachodu. Nie uwierzysz... - Uwierz - wiedmin nie wytrzyma, przerwa do obcesowo. - Uwierz bez opowiadania, moesz wic je sobie darowa. - No tak - skonstatowa bard. - Przygnbion, strapion i zgryzot trawion, przez co zgryliw i opryskliw. To nie tylko kobieta, zdaje mi si. To co jeszcze. Wiem, psiakrew. I widz. W Novigradzie nie udao si? Nie odzyskae mieczy? Geralt westchn, cho obiecywa sobie nie wzdycha. - Nie odzyskaem. Spniem si. Byy komplikacje, wydarzyo si to i owo. Zapaa nas burza, potem nasza dka zacza bra wod... A potem pewien biaoskrnik ciko si rozchorowa... Ach, nie bd ci nudzi szczegami. Krtko mwic, nie zdyem na czas. Gdy dotarem do Novigradu, byo ju po aukcji. W domu Borsodych zbyli mnie krtko. Aukcje objte s tajemnic sprzeday, chronic zarwno osoby wystawiajce, jak i kupujce. Osobom postronnym firma nie udziela adnych informacji, bla, bla, bla, do widzenia panu. Nie dowiedziaem si niczego. Nie wiem, czy miecze sprzedano, a jeli tak, to kto je kupi. Nie wiem nawet tego, czy zodziej w ogle wystawi miecze na aukcji. Mg wszak zlekceway rad Pratta, moga mu si trafi inna sposobno. Nie wiem nic. - Pech. - Pokiwa gow Jaskier. - Pasmo niefortunnych trafw. ledztwo kuzyna Ferranta te stano, jak mi si zdaje, w martwym punkcie. Kuzyn Ferrant, jeli ju przy nim jestemy, nieustannie o ciebie dopytuje. Gdzie jeste, czy mam od ciebie jakie wieci, kiedy wrcisz, czy aby zdysz na krlewskie gody i czy aby nie zapomniae o obietnicy zoonej ksiciu Egmundowi. Oczywicie sowa mu nie pisnem ani o twoich przedsiwziciach, ani o aukcji. Ale wito Lammas, przypominam, coraz bliej, zostao dziesi dni. - Wiem. Ale moe co si w tym czasie wydarzy? Co szczliwego, dajmy na to? Po pamie niefortunnych trafw przydaaby si jaka odmiana. - Nie przecz. A jeli... - Pomyl i podejm decyzj. - Geralt nie da bardowi dokoczy. - Do tego, by na krlewskich godach wystpi jako stra przyboczna, w zasadzie nic mnie nie obliguje, Egmund i instygator nie odzyskali moich mieczy, a taki by warunek. Ale wcale nie wykluczam, e speni ksice yczenie. Przemawiaj za tym choby wzgldy materialne. Ksi przechwala si, e grosza nie poskpi. A wszystko wskazuje na to, e bd mi potrzebne cakiem nowe miecze, wykonane na specjalne zamwienie. A to bdzie sporo kosztowa. Ach, co tu gada. Chodmy gdzie co zje. I wypi. - Do Ravengi, do Natury?

- Nie dzi. Dzi mam ochot na rzeczy proste, naturalne, nieskomplikowane i szczere. Jeli wiesz, co mam na myli. - Jasne, e wiem. - Jaskier wsta. - Chodmy nad morze, do Palmyry. Znam jedno miejsce. Daj tam ledzie, wdk i zup z ryb, ktre zw si kurki. Nie miej si! Naprawd tak si zw! - Niech si zw, jak chc. Idziemy.

Most na Adalatte by zablokowany, przetaczaa si wanie przeze kolumna wyadowanych wozw i grupa konnych, cigncych luzaki. Geralt i Jaskier musieli zaczeka, usun si z drogi. Kawalkad zamyka samotny jedziec na gniadej klaczy. Klacz rzucia bem i powitaa Geralta przecigym reniem. - Potka! - Witaj, wiedminie. - Jedziec zdj kaptur, odsoni twarz. - Ja wanie do ciebie. Cho nie spodziewaem si, e tak szybko na siebie wpadniemy. - Witaj, Pinety. Pinety zeskoczy z sioda. Geralt zauway, e jest uzbrojony. Byo to do dziwne, magicy niezwykle rzadko nosili bro. Okuty mosidzem pas czarodzieja obcia miecz w bogato zdobionej pochwie. By tam te i sztylet, solidny i szeroki. Przej od czarodzieja wodze Potki, pogadzi klacz po nozdrzach i zagrzywku. Pinety cign rkawice i zatkn je za pas. - Racz wybaczy, mistrzu Jaskrze - powiedzia - ale chciabym zosta z Geraltem sam na sam. To, co mam mu do powiedzenia, przeznaczone jest wycznie dla jego uszu. - Geralt - napuszy si Jaskier - nie miewa przede mn tajemnic. - Wiem. Wielu szczegw jego ycia prywatnego dowiedziaem si z twoich ballad. - Ale... - Jaskier - przerwa wiedmin. - Id si przej. - Dzikuj ci - powiedzia, gdy zostali sami. - Dzikuj, e przywid tu mojego konia, Pinety. - Zauwayem - odrzek czarodziej - e bye do niego przywizany. Gdy wic odnalelimy go w Sonicy... - Bylicie w Sonicy?

- Bylimy. Zawezwa nas konstabl Torquil. - Widzielicie... - Widzielimy - przerwa ostro Pinety. - Wszystko widzielimy. Nie mog zrozumie, wiedminie. Nie mog zrozumie. Dlaczego ty go wtedy nie zarba? Tam, na miejscu? Postpie, pozwl to sobie powiedzie, nie najmdrzej. Wiem, powstrzyma si od przyznania Geralt. Wiem, a jake. Okazaem si za gupi, by skorzysta z szansy danej przez los. Bo i c to mi szkodzio, jeden trup wicej na rozkadzie. Co to znaczy dla patnego zabjcy. A e mierzio mnie bycie waszym narzdziem? Ja przecie zawsze jestem czyim narzdziem. Byo zacisn zby i zrobi, co naleao. - Zaskoczy ci to pewnie - Pinety spojrza mu w oczy - ale natychmiast pospieszylimy ci na ratunek, ja i Harlan. Domylilimy si, e ratunku wygldasz. Przyskrzynilimy Degerlunda nazajutrz, gdy rozprawia si z jak przypadkow band. Przyskrzynilicie, powstrzyma si od powtrzenia wiedmin. I nie mieszkajc skrcilicie mu kark? Bdc ode mnie mdrzejsi, nie powtrzylicie mojego bdu? Akurat. Gdyby tak byo, nie miaby teraz takiej miny, Guincamp. - Nie jestemy mordercami. - Czarodziej poczerwienia, zajkn si. - Zabralimy go na Rissberg. I zrobi si huczek... Wszyscy byli przeciw nam. Ortolan, o dziwo, zachowa si powcigliwie, a to wanie z jego strony oczekiwalimy najgorszego. Ale Biruta Icarti, Raby, Sandoval, nawet Zangenis, ktry wczeniej nam sprzyja... Wysuchalimy snistej prelekcji o solidarnoci wsplnoty, o braterstwie, o lojalnoci. Dowiedzielimy si, e tylko ostatni ajdacy nasyaj na konfratra najemnego zabjc, e trzeba bardzo nisko upa, by naj na wspbratymca wiedmina. Z niskich pobudek. Z zazdroci o talent i presti wspbratymca, z zawici o jego naukowe osignicia i sukcesy. Powoanie si na incydenty z Pogrza, na czterdzieci cztery trupy, nie dao nic, powstrzyma si od stwierdzenia wiedmin. Jeli nie liczy wzrusze ramion. I zapewne snistego wykadu o nauce, ktra wymaga ofiar. O celu, ktry uwica rodki. - Degerlund - podj Pinety - stan przed komisj i wysucha surowej nagany. Za uprawianie goecji, za zabitych przez demona ludzi. By hardy, liczy wida na interwencj Ortolana. Ale Ortolan jakby o nim zapomnia, cakowicie oddawszy si swej najnowszej pasji: opracowania formuy niezwyke skutecznego i uniwersalnego nawozu, majcego zrewolucjonizowa rolnictwo. Zdany tylko na siebie Degerlund uderzy w inny ton. Paczliwy i aosny. Zrobi z siebie pokrzywdzonego. Ofiar w rwnej mierze wasnej ambicji i magicznego talentu, dziki ktrym wywoa demona tak potnego, e niemoliwego do opanowania. Przysig, e uprawiania goecji zaniecha, e ju nigdy jej nie tknie. e

cakowicie

powici

si

badaniom

nad

udoskonaleniem

rodzaju

ludzkiego,

nad

transhumanizmem, specjacj introgresji modyfikowaniem genetycznym. I dano mu wiar, powstrzyma si od stwierdzenia wiedmin. - Dano mu wiar. Wpyn na to Ortolan, ktry nagle objawi si przed komisj w oparach nawozu. Nazwa Degerlunda kochanym modzianem, ktry wprawdzie dopuci si errorw, ale kt jest bez errorw. Nie dubitowa, e modzian si poprawi i e on za to rczy. Prosi, by komisja gniew temperowaa, kompassy okazaa i modziana nie kondemnowaa. Wreszcie ogosi Degerlunda swym dziedzicem i sukcessorem, w peni scedowa na niego Cytadel, swoje prywatne laboratorium. On sam, owiadczy, laboratorium nie potrzebuje, albowiem rezolwowa si trudzi i exercyzowa pod goym niebem, na zagonach i grzdkach. Birucie, Rabemu i reszcie rzecz przypada do gustu. Cytadela, z uwagi na niedostpno, moga z powodzeniem robi za miejsce odosobnienia. Degerlund wpad we wasne sida. Znalaz si w areszcie domowym. A afer zamieciono pod dywan, powstrzyma si wiedmin. - Podejrzewam - Pinety spojrza na niego bystro - e wpyw na to mia i wzgld na ciebie, na twoj osob i reputacj. Geralt unis brwi. - Wasz wiedmiski kodeks - podj czarodziej - zabrania pono zabijania ludzi. Ale o tobie mwi e traktujesz w kodeks bez przesadnej czci. e zdarzao si to i owo, e co najmniej kilka osb rozstao si z yciem za twoj spraw. Birut i innych strach oblecia. e wrcisz na Rissberg i dokoczysz dziea, a przy okazji i oni gotowi oberwa. A Cytadela to stuprocentowo bezpieczny azyl, zaadaptowana na laboratorium dawna gnomia grska twierdza, obecnie magicznie chroniona. Nikt si do Cytadeli nie dostanie, nie ma na to sposobu. Degerlund jest wic nie tylko odizolowany, ale i bezpieczny. Rissberg te jest bezpieczny, powstrzyma si wiedmin. Zabezpieczony przed skandalem i kompromitacj. Degerlund w izolacji, afery nie ma. Nikt si nie dowie, e cwaniak i karierowicz oszuka i wyprowadzi w pole czarodziejw z Rissbergu, mniemajcych si i goszcych elit magicznego bractwa. e korzystajc z naiwnoci i gupoty owej elity, degenerat i psychopata mg bez przeszkd zamordowa czterdziestu kilku ludzi. - W Cytadeli - czarodziej nadal nie spuszcza z niego oka - Degerlund bdzie pod kuratel i obserwacj. Nie wywoa ju adnego demona. Nigdy nie byo adnego demona. I ty, Pinety, dobrze o tym wiesz.

- Cytadela - czarodziej odwrci wzrok, popatrzy na statki na redzie - jest ulokowana w skale kompleksu gry Cremora, tej, u stp ktrej ley Rissberg. Prba wdarcia si tam rwnaaby si samobjstwu. Nie tylko z racji magicznych zabezpiecze. Pamitasz, o czym nam wtedy opowiadae? O optanym, ktrego kiedy zabie? W stanie wyszej koniecznoci, ratujc jedno dobro kosztem drugiego, tym samym wyczajc bezprawno czynu zabronionego? No to chyba pojmujesz, e teraz okolicznoci s zupenie inne. Odizolowany Degerlund nie stanowi zagroenia rzeczywistego i bezporedniego. Jeli cho tkniesz go palcem, popenisz czyn zabroniony i bezprawny. Jeli sprbujesz go zabi, pjdziesz pod trybuna za prb morderstwa. Niektrzy z naszych, wiem to, maj nadziej, e jednak sprbujesz. I skoczysz na szafocie. Dlatego radz: odpu. Zapomnij o Degerlundzie. Zostaw rzeczy swojemu biegowi. - Milczysz - stwierdzi fakt Pinety. - Powstrzymujesz si od komentarzy. - Bo i nie ma czego komentowa. Jedno mnie tylko ciekawi. Ty i Tzara. Zostaniecie na Rissbergu? Pinety zamia si. Sucho i nieszczerze. - Obu nas, mnie i Harlana, poproszono o rezygnacj, na wasne yczenie, z racji na stan zdrowia. Opucilimy Rissberg, nigdy ju tam nie wrcimy. Harlan wybiera si do Poviss, na sub u krla Rhyda. Ja jednak skaniam si ku dalszej jeszcze podry. W Cesarstwie Nilfgaardu, syszaem, traktuj magw uytkowo i bez przesadnego szacunku. Ale pac im dobrze. A jeli ju o Nilfgaardzie mowa... Bybym zapomnia. Mam dla ciebie poegnalny prezent, wiedminie. Odpi rapcie, owin nimi pochw i wrczy miecz Geraltowi. - To dla ciebie - uprzedzi, nim wiedmin zdy si odezwa. - Dostaem go na szesnaste urodziny. Od ojca, ktry nie mg przebole, e zdecydowaem si na szko magii. Liczy, e podarunek wpynie na mnie, e bdc posiadaczem takiego ora poczuj si w obowizku dochowa rodowej tradycji i wybra karier wojskow. C, zawiodem rodzica. We wszystkim. Nie lubiem polowa, wolaem wdkarstwo. Nie oeniem si z jedyn crk jego serdecznego przyjaciela. Nie zostaem wojakiem, miecz obrasta kurzem w szafie. Nic mi po nim. Tobie lepiej posuy. - Ale... Pinety... - Bierz, nie certol si. Wiem, e twoje miecze przepady i jeste w potrzebie. Geralt uj jaszczurcz rkoje, do poowy wysun kling z pochwy. Cal powyej jelca widniaa punca w ksztacie soca o szesnastu promieniach, na przemian prostych i falujcych, symbolizujcych w heraldyce soneczny blask i soneczny ar. Dwa cale za

socem zaczynaa si wykonana piknie stylizowanym liternictwem inskrypcja, synny znak firmowy. - Klinga z Viroledy - stwierdzi fakt. - Tym razem autentyk. - Sucham? - Nic, nic. Podziwiam. I wci nie wiem, czy wolno mi przyj... - Wolno ci przyj. W zasadzie ju przyje, masz go wszak w rku. Do diaba, nie certol si, mwiem. Daj ci miecz z sympatii. By poj, e nie kady czarodziej jest ci wrogiem. A mnie bardziej przydadz si wdki. W Nilfgaardzie rzeki pikne i czyste, w nich moc pstrgw i ososi. - Dzikuj. Pinety? - Tak? - Dajesz mi ten miecz wycznie z sympatii. - Z sympatii, a jake - czarodziej zniy gos. - Ale moe nie wycznie. Co mnie zreszt obchodzi, co si tu wydarzy, do jakich celw w miecz ci posuy? egnam te strony, nigdy tu nie wrc. Widzisz ten pyszny galeon na redzie? To Euryale, port macierzysty Baccala. Wypywam pojutrze. - Przybye troch wczeniej. - Tak... - zajkn si lekko magik. - Wczeniej chciabym si tu... Z kim poegna. - Powodzenia. Dziki za miecz. I za konia, raz jeszcze. Bywaj, Pinety. - Bywaj. - Czarodziej bez zastanowienia ucisn podan mu do. - Bywaj, wiedminie.

Odnalaz Jaskra, jakeby inaczej, w portowym szynku, siorbicego z miski rybn polewk. - Wyjedam - oznajmi krtko. - Zaraz. - Zaraz? - Jaskier zamar z yk w p drogi. - Teraz? Mylaem... - Niewane, co mylae. Jad natychmiast. Kuzyna instygatora uspokj. Wrc na krlewskie gody. - A to co jest? - A jak ci si wydaje? - Miecz, jasne. Skd go masz? Od czarodzieja, tak? A ten, ktry dostae ode mnie? Gdzie jest?

- Straci si. Wracaj do grnego miasta, Jaskier. - A Koral? - Co Koral? - Co mam powiedzie, gdy zapyta... - Nie zapyta. Nie znajdzie na to czasu. Bdzie si z kim egna.

Interludium

TAJNE Illustrissimus et Reverendissimus Magnus Magister Narses de la Roche Przewodniczcy Kapituy Daru i Sztuk Novigrad Datura ex Castello Rissberg, die 15 mens. Jul. anno 1245 post Resurrectionem

Re: Mistrza Sztuk mgr mag Sorela Alberta Amadora Degerlunda

Honoratissime Arcymistrzu, niewtpliwie dotary do Kapituy pogoski o incydentach, jakie miay miejsce latem anno currente na zachodnich rubieach Temerii, skutkiem ktrych to incydentw, jak si domniemywa, ycie utracio okoo czterdziestu - dokadnie stwierdzi nie mona - osb, gwnie niewykwalifikowanych robotnikw lenych. Incydenty te kojarzone s, ku naszemu ubolewaniu, z osob Mistrza Sorela Alberta Amadora Degerlunda, czonka zespou badawczego Kompleksu Rissberg. Zesp badawczy Kompleksu Rissberg czy si w blu z rodzinami ofiar incydentw, jakkolwiek ofiary, stojce bardzo nisko w hierarchii spoecznej, naduywajce alkoholu i wiodce ycie niemoralne, zapewne w adnych zwizkach rodzinnych nie pozostaway. Pragniemy przypomnie Kapitule, i mistrz Degerlund, ucze i pupil Arcymistrza Ortolana, jest wybitnym naukowcem, specjalist w dziedzinie genetyki, notujcym ogromne, wrcz nie do oszacowania osignicia w zakresie transhumanizmu, introgresji i specjacji. Badania, jakie mistrz Degerlund prowadzi, mog okaza si kluczowe dla rozwoju i ewolucji rasy ludzkiej. Jak wiadomo, rasa ludzka ustpuje rasom nieludzkim pod wzgldem wielu cech fizycznych, psychicznych i psychomagicznych. Eksperymenty mistrza Degerlunda,

polegajce na hybrydyzacji i czeniu puli genw, maj na celu pocztkowo zrwnanie rasy ludzkiej z rasami nieludzkimi, dugofalowo za - poprzez specjacj - dominacj nad nimi i cakowite ich podporzdkowanie. Nie musimy chyba wyjania, jak kapitalne rzecz ta ma znaczenie. Byoby niewskazane, by jakie drobne incydenty postp w/w prac naukowych zwolniy lub zahamoway. Co do samego mistrza Degerlunda, zesp badawczy Kompleksu Rissberg bierze pen odpowiedzialno za opiek medyczn nad nim. U mistrza Degerlunda ju wczeniej diagnozowano skonnoci narcystyczne, brak empatii i lekkie zaburzenia emocjonalne. W czasie poprzedzajcym popenianie zarzucanych mu czynw stan w nasili si a do wystpienia objaww zaburzenia afektywnego dwubiegunowego. Mona stwierdzi, i w chwili popeniania zarzucanych mu czynw mistrz Degerlund nie kontrolowa swych reakcji emocjonalnych i mia upoledzon zdolno odrniania dobra od za. Mona przyj, e mistrz Degerlund by non compos mentis, eo ipso czasowo utraci poczytalno, tote odpowiedzialnoci karnej za przypisywane mu czyny ponosi nie moe, jako e impune est admittendum quod per furorem alicuius accidit. Mistrz Degerlund umieszczony zosta ad interim w miejscu o lokalizacji utajnionej, gdzie jest leczony i kontynuuje swe badania. Spraw uwaajc za zamknit pragniemy zwrci uwag Kapituy na osob konstabla Torquila, prowadzcego ledztwo w sprawie incydentw w Temerii. Konstabl Torquil, podwadny bajlifa z Gors Velen, skdind znany jako funkcjonariusz sumienny i zagorzay obroca prawa, wykazuje w kwestii incydentw w w/w osadach zbytni nadgorliwo i poda zdecydowanie niewaciwym z naszego punktu widzenia tropem. Naleaoby wpyn na jego przeoonych, by nieco jego zapa utemperowali. A gdyby to nie poskutkowao, warto by zlustrowa kartoteki konstabla, jego ony, rodzicw, dziadkw, dzieci i dalszych czonkw rodziny pod ktem ycia osobistego, przeszoci, karalnoci, spraw majtkowych i preferencji seksualnych. Sugerujemy kontakt z kancelari adwokack Codringher i Fenn, z ktrej usug, jeli wolno Kapitule przypomnie, korzystano przed trzema laty celem dyskredytowania i kompromitowania wiadkw w sprawie znanej jako afera zboowa. Item, pragniemy zwrci uwag Kapituy, i w przedmiotow spraw wpltany zosta, niestety, wiedmin, zwany Geraltem z Rivii. w mia w incydenty w osadach wgld bezporedni, mamy te podstawy przypuszcza, e wie owe wydarzenia z osob mistrza Degerlunda. Rwnie owego wiedmina naleaoby uciszy, gdyby j dry rzecz nazbyt wnikliwie. Zwracamy uwag, e aspoeczna postawa, nihilizm, rozchwianie emocjonalne i

chaotyczna osobowo wzmiankowanego wiedmina mog sprawi, i samo ostrzeenie moe okaza si non sufficit i konieczne oka si rodki ekstremalne. Wiedmin jest pod nasz sta inwigilacj i gotowi jestemy takie rodki zastosowa - jeli, rzecz jasna, Kapitua to zaaprobuje i zaleci. W nadziei, i powysze wyjanienie okae si dla Kapituy wystarczajce dla zamknicia sprawy, bene valere optamus i pozostajemy z najwyszym powaaniem

za zesp badawczy Kompleksu Rissberg semper fidelis vestrarum bona amica Biruta Anna Marquette Icarti manu propria

Odpa ciosem za cios, pogard za pogard, mierci za mier, a odpa z potnym procentem! Oko za oko, zb za zb, w czwrnasb, po stokro! Anton Szandor LaVey, Biblia Szatana

Rozdzia siedemnasty

- W sam por - powiedzia ponuro Frans Torquil. - Zdye, wiedminie, rychtyk na widowisko. Zaraz si zacznie. Lea na ku, na wznak, blady jak bielona ciana, z wosami mokrymi od potu i przyklejonymi do czoa. Mia na sobie wycznie zgrzebn lnian koszul, ktra Geraltowi od razu skojarzya si ze mierteln. Lewe udo, od pachwiny a po kolano, spowija przesiknity krwi banda. Porodku izby ustawiono st, nakryto przecieradem. Niski typek w czarnym kaftanie bez rkaww wykada na st narzdzia, po kolei, jedno po drugim. Noe. Kleszcze. Duta. Piy. - Jednego mi al - zgrzytn zbami Torquil. - e ich dopa nie zdoaem, skurwysynw. Wola bogw, niepisane mi byo... I ju nie bdzie. - Co si stao? - To samo, psiakrew, co w Cisach, Rogowinie, Sonicy. Tyle e nietypowo, na samym skraju puszczy. I nie na polanie, ale na gocicu. Naskoczyli na podrnych. Troje zabili, dwoje dzieci porwali. Trzeba trafu, em by z oddziaem w pobliu, od razu poszlimy w pocig, wnet gonilimy na oko. Dwch drabw wielkich jak byki i jednego pokracznego garbusa. I tene garbus z kuszy do mnie wygarn. Konstabl zaci zby, krtkim gestem wskaza na zabandaowane udo. - Rozkazaem moim, by mi zostawili i tamtych gonili. Nie posuchay, psiejuchy. I skutek taki, e uszli. A ja? Co z tego, e zratowali? Kiedy mi ninie nog urn? Wolej by mi byo, kurwa, skpiec tam, ale jeszcze tamtych fikajcych nogami na stryczkach zobaczy, nim by mi oczy zgasy. Nie usuchay rozkazu, huncwoty. Teraz siedz tam, wstydz si.

Podwadni konstabla, faktycznie jak jeden m z nieszczeglnymi minami, okupowali aw pod cian. Towarzyszya im nijak do towarzystwa nie przystajca pomarszczona staruszka w kompletnie nie licujcym z siwizn wianku na gowie. - Moemy zaczyna - powiedzia typek w czarnym kaftanie. - Pacjenta na st, przywiza mocno pasami. Niechaj postronni opuszcz izb. - Niech zostan - warkn Torquil. - Niech wiem, e patrz. Bdzie mi wstyd krzycze. - Zaraz. - Geralt wyprostowa si. - Kto orzek, e amputacja jest konieczna? - Jam tak orzek. - Czarny typek te si wyprostowa, ale by spojrze Geraltowi w twarz, i tak musia mocno zadziera gow. - Jam jest messer Luppi, lejbmedyk bajlifa z Gors Velen, specjalnie przysany. Badaniem stwierdziem, e rana zakaona. Nog mus odj, innego ratunku nie ma. - Ile bierzesz za zabieg? - Koron dwadziecia. - Masz tu trzydzieci. - Geralt wysupa z mieszka trzy dziesiciokoronwki. - Zbierz instrumenty, pakuj si, wracaj do bajlifa. Gdyby pyta, to pacjentowi ma si ku lepszemu. - Ale... Zaprotestowa musz... - Pakuj si i wracaj. Ktrego z tych sw nie rozumiesz? A ty, babko, sama tu. Odwi banda. - On - staruszka wskazaa ejbmedyka - zabroni mi rannego tyka. em niby znachorka i wiedma. Grozi, e doniesie na mnie. - Olej go. On zreszt wanie wychodzi. Babka, w ktrej Geralt od razu pozna zielark, posuchaa. Odwijaa banda ostronie, mimo tego Torquil krci gow posykiwa i stka. - Geralt... - stkn. - Co ty kombinujesz? Mwi medykus, e ratunku nie ma... Lepiej nog straci ni ycie. - Gwno prawda. Wcale nie lepiej. A teraz si zamknij. Rana wygldaa paskudnie. Ale Geralt widywa gorsze. Wyj z sakwy puzdro z eliksirami. Messer Luppi, ju spakowany, przyglda si, krci gow. - Na nic tu dekokty - orzek. - Na nic emagia i znachorskie sztuczki. Szarlataneria i tyle. Jako medyk, zaprotestowa musz... Geralt odwrci si, spojrza. Medyk wyszed. Pospiesznie. Potkn si w progu. - Czterech do mnie. - Wiedmin odkorkowa flakonik. - Przytrzymajcie go. Zacinij zby, Frans.

Wylany na ran eliksir spieni si silnie. Konstabl stkn rozdzierajco. Geralt odczeka chwil, wyla drugi eliksir. Ten drugi te si pieni, a do tego sycza i dymi. Torquil zakrzycza, zaszamota gow wypry si, przewrci oczami i zemdla. Staruszka wydobya z toboka agiewk, wybraa stamtd przygar zielonej mazi, grub warstw naoya na kawa zoonego ptna, przykrya ran. - ywokost - odgad Geralt. - Okad z ywokostu, arniki i nagietka. Dobrze, babulu, bardzo dobrze. Przydaby si te dziurawiec, kora dbu... - Widzita go - przerwaa babka, nie unoszc gowy znad nogi konstabla. - Zielarstwa bdzie mnie uczy. Ja, synku, leczyam zioami ju wtedy, kiedy ty jeszcze obrzygiwa niani kaszk z mleczkiem. A wy, drgale, odstpcie, bo mi wiato zasaniacie. I cuchniecie niemoebnie. Zmienia trza onuce, zmienia. Co jaki czas. Poszli precz z izby, do kogo mwi? - Nog trzeba bdzie unieruchomi. Woy w dugie ubki... - Nie ucz mnie, mwiam. I sam te na dwr si wyno. Czego tu jeszcze stoisz? Na co czekasz? Na podziki, e wielkodusznie swe magiczne wiedmiskie leki powici? Na obietnic, e on ci tego pki ycia nie zapomni? - Chc go o co spyta. - Zaprzysi, Geralt - zupenie nieoczekiwanie odezwa si Frans Torquil - e ich dopadniesz. e im nie darujesz... - Dam mu cosik na sen i gorczk, bo bredzi. A ty, wiedminie, wyjd. Poczekaj przed chaup. Nie czeka dugo. Babka wysza, podcigna kieck, poprawia przekrzywiony wianek. Usiada obok na przyzbie. Potara stop o stop. Miaa niezwykle mae. - pi - oznajmia. - I chyba wyyje, jeli si nic zego nie wda, tfu, tfu. Ko si zronie. Ocalie mu gir wiedmiskimi czarami. Kulawym na zawsze zostanie i na ko, widzi mi si, ju nie sidzie nigdy, ale co dwie nogi, to nie jedna, he, he. Signa za pazuch, pod haftowany serdak, przez co jeszcze silniej zapachniaa zioami. Wycigna drewniane puzdereczko, otworzya je. Po chwili wahania podsuna Geraltowi. - Wcigniesz? - Nie, dzikuj. Nie uywam fisstechu. - Ja za... - Zielarka wcigna narkotyk do nosa, najpierw do jednej, potem drugiej dziurki. - Ja za i owszem, od czasu do czasu. Kurewsko dobrze robi. Na jasno umysu. Na dugowieczno. I urod. Popatrz ino na mnie.

Popatrzy. - Za wiedmiski lek dla Fransa - babka przetara zawice oko, pocigna nosem dzikuj ci, nie zapomn. Wiem, e zazdronie onych waszych dekoktw strzeecie. A ty mu ich uyczy, bez namysu. Cho przecie przez to dla ciebie samego moe w potrzebie zbrakn. Nie strach? - Strach. Odwrcia gow profilem. W samej rzeczy, musiaa by niegdy pikn niewiast. Ale kurewsko dawno. - A teraz - odwrcia si - gadaj. O co Fransa pyta chcia? - Niewane. pi, a mnie czas w drog. - Gadaj. - Gra Cremora. - Byo tak od razu. Co chcesz wiedzie o tej grze?

Chaupa staa do daleko za wsi, pod sam cian boru, las zaczyna si tu za ogrodzeniem sadu, penego drzewek cikich od jabek. Reszta nie wykraczaa poza wiejsk klasyk - stodoa, szopa, kurnik, kilka uli, warzywnik, kupa nawozu. Z komina sczya si smuka jasnego i mile pachncego dymu. Uwijajce si przy opotkach perliczki dostrzegy go pierwsze, zaalarmoway okolic piekielnym jazgotem. Krcce si po podwrku dzieciaki - trjka - pomkny w stron chaty. W drzwiach pojawia si kobieta. Wysoka, jasnowosa, w zapasce na zgrzebnej kiecce. Podjecha bliej, zsiad z konia. - Powita - powita. - Gospodarz w domu? Dzieciaki, dziewczynki co do jednej, uczepiy si maminej kiecki i zapaski. Niewiasta patrzya na wiedmina, a we wzroku jej prno szukaby sympatii. Nie dziwota. Dobrze widziaa rkoje miecza nad ramieniem wiedmina. Medalion na szyi. Srebrne wieki na rkawicach, ktrych wiedmin bynajmniej nie kry. Wrcz je demonstrowa. - Gospodarz - powtrzy. - Otto Dussart, znaczy si. Mam do interes. - Jaki? - Osobisty. Zastaem?

Wpatrywaa si, milczc, lekko przekrzywiwszy gow. Bya, jak oceni, urody w typie rustykalnym, czyli lat liczy sobie moga midzy dwadziecia pi a czterdzieci pi. Precyzyjniejsza ewaluacja, jak w przypadku wikszoci mieszkanek wsi, nie bya moliwa. - Zastaem? - Nie ma. - Tedy zaczekam - zarzuci wodze klaczy na erd - a wrci. - To moe dugo by. - Wytrzymam jako. Cho po prawdzie wolabym w izbie ni pod potem. Niewiasta przez chwil mierzya go wzrokiem. Jego i jego medalion. - Go w dom - wyrzeka wreszcie. - Zapraszam. - Zaproszenie przyjmuj - odpowiedzia zwyczajow formuk. - Prawu gociny nie uchybi. - Nie uchybisz - powtrzya przecigle. - Ale miecz nosisz. - Taka profesja. - Miecze kalecz. I zabijaj. - ycie te. Jak w kocu bdzie z tym zaproszeniem? - Prosim do izby. Wchodzio si, jak zwykle do takich sadyb, przez sie, ciemn i zagracon. Sama izba okazaa si do przestronn, jasn i czyst, ciany tylko w pobliu kuchni i komina nosiy lady kopcia, wszdzie indziej cieszyy biel i kolorowymi makatkami, wszdzie wisiay te rne domowe utensylia, pki zi, warkocze czosnku, wianki papryki. Tkana zasona odgradzaa izb od komory. Pachniao kuchni. Znaczy si, kapust. - Prosim siada. Gospodyni wci staa, mnc zapask. Dzieci przycupny koo pieca, na niskiej awie. Medalion na szyi Geralta drga. Silnie i nieustannie. Trzepota pod koszul jak schwytany ptak. - Ten miecz - odezwaa si kobieta, podchodzc do kuchni - byo w sieni ostawi. Nieobyczajnie to, z orem za st siada. Jeno zbje tak czyni. Ty zbj? - Dobrze wiesz, kim jestem - uci. - A miecz zostanie tam, gdzie jest. Celem przypominania. - O czym? - O tym, e pochopne dziaania miewaj grone konsekwencje. - Tu nigdzie broni nijakiej nie masz, tedy...

- Dobra, dobra - przerwa obcesowo. - Nie czarujmy si, pani gospodyni. Chopska chata i obejcie to arsena, niejeden ju pad od motyki, e o cepach i widach nie wspomn. Syszaem o jednym zabitym bijakiem od maselnicy. Wszystkim mona wyrzdzi krzywd, jeli si chce. Lub musi. Jeli my ju przy tym, to zostaw w spokoju ten garnek z ukropem. I odsu si od kuchni. - Nicem nie zamiarowaa - wyrzeka prdko kobieta, kamic w sposb oczywisty. - A tam nie ukrop, ino barszcz. Ugoci chciaam... - Dzikuj. Alem niegodny. Wic garnka nie tykaj i odejd od pieca. Sid tam, przy dzieciach. I grzecznie poczekamy na gospodarza. Siedzieli w ciszy, przerywanej jeno bzyczeniem much. Medalion drga. - W piecu saganek z kapust dochodzi - przerwaa cikie milczenie niewiasta. -Wyj trza, przemiesza, bo si przypali. - Ona - Geralt wskaza na najmniejsz z dziewczynek - niech to zrobi. Dziewczynka wstaa powoli, ypic na niego spod powej grzywki. Uja wideki na dugim trzonku, schylia si ku drzwiczkom pieca. I nagle skoczya na Geralta jak kocica. Zamierzaa widekami przygwodzi mu szyj do ciany, ale uchyli si, szarpn trzonek, obali j na polep. Zacza si zmienia, nim jeszcze upada. Niewiasta i dwie pozostae ju si zmieni zdyy. Na wiedmina leciay w skoku trzy wilki, szara wilczyca i dwa wilcztka, z przekrwionymi lepiami i wyszczerzonymi kami. W skoku rozdzieliy si, icie po wilczemu, atakujc ze wszystkich stron. Uskoczy, na wilczyc pchn aw, wilcztka odtrci ciosami pici w nabijanych srebrem rkawicach. Zaskowyczay, przypady do ziemi, szczerzc ky. Wilczyca zawya dziko, skoczya znowu. - Nie! Edwina! Nie! Zwalia si na niego, przygniatajc do ciany. Ale ju w ludzkiej postaci. Odmienione dziewczynki pierzchny natychmiast, kucny przy piecu. Niewiasta zostaa, klczc u jego kolan, patrzc zawstydzonym wzrokiem. Nie wiedzia, czy wstydzi si ataku, czy tego, e si nie powid. - Edwina! Jake tak? - zagrzmia, biorc si pod boki, brodaty mczyzna susznego wzrostu. - Ce ty? - To wiedmin! - parskna niewiasta, wci na klczkach. - Zbj z mieczem! Po ciebie przyszed! Morderca! Krwi cuchnie! - Milcz, kobieto. Ja go znam. Wybaczcie, panie Geralcie. Nic wam nie jest? Wybaczcie. Nie wiedziaa... Mylaa, e skoro wiedmin...

Urwa, spojrza niespokojnie. Niewiasta i dziewczynki skupiy si przy piecu. Geralt przysigby, e syszy ciche warczenie. - Nic si nie stao - powiedzia. - Nie mam alu. Ale zjawie si w sam por. Ani o moment nie za wczenie. - Wiem - brodacz wzdrygn si zauwaalnie. - Wiem, panie Geralcie. Siadajcie, siadajcie za st... Edwina! Piwa podaj! - Nie. Wyjdmy, Dussart. Na sowo. Porodku podwrza siedzia bury kot, na widok wiedmina pierzchn w okamgnieniu i skry si w pokrzywach. - Nie chc stresowa ci ony ani straszy dzieci - owiadczy Geralt. - Nadto mam spraw, o ktrej wolabym w cztery oczy. Chodzi, widzisz, o pewn przysug. - Co tylko zechcecie - wyprostowa si brodacz. - Ino rzeknijcie. Kade wasze yczenie speni, jeli tylko w mej mocy. Dug mam wobec was, wielki dug. Dziki wam ywy chodz po wiecie. Bocie mnie wonczas oszczdzili. Wam zawdziczam... - Nie mnie. Sobie. Temu, e nawet w wilczej postaci pozostawae czowiekiem i nigdy nikomu nie wyrzdzie krzywdy. - Nie wyrzdziem, prawda jest. I co mi to dao? Ssiedzi, podejrze nabrawszy, zaraz mi wiedmina na kark cignli. Cho biedacy, ciuali grosz do grosza, by mc was na mnie wynaj. - Mylaem nad tym - przyzna Geralt - by zwrci im pienidze. Ale to mogoby wzbudzi podejrzenia. Zagwarantowaem im wiedmiskim sowem, e zdjem z ciebie wilkoaczy urok i w peni wyleczyem z lykantropii, e teraz jeste najnormalniejszy w wiecie. Taki wyczyn musi kosztowa. Jeli ludzie za co pac to w to wierz co opacone, to staje si prawdziwe i legalne. Im droej, tym bardziej. - A ciarki chodz gdy tamten dzie wspomn. - Dussart poblad mimo opalenizny. Ledwiem wtedy nie umar ze strachu, gdym was ze srebrn kling uwidzia. Mylaem, ostatnia moja godzina wybia. Mao to si syszao opowieci? O wiedminach-mordercach, w krwi i mce si lubujcych? Wycie, pokazao si, czek prawy. I dobry. - Nie przesadzajmy. Ale mojej rady posuchae, wyniose si z Guaamez. - Musiaem - rzek ponuro Dussart. - W Guaamez niby uwierzyli, em odczarowany, ale mielicie racj, byy wilkoak te nie ma wrd ludzi lekko. Wyszo na wasze: to, kim si byo, u ludzi wiksze ma znaczenie ni to, kim si jest. Mus by si stamtd wynosi, wdrowa w obce okolice, gdzie nikt mnie nie zna. Tuaem si, tuaem... A wreszcie tu trafiem. I tu Edwin poznaem...

- Rzadko si zdarza - pokrci gow Geralt - by dwoje teriantropw zczyo si w par. Jeszcze rzadsze bywa potomstwo z takich zwizkw. Szczciarz z ciebie, Dussart. - A ebycie wiedzieli - wyszczerzy zby wilkoak. - Dzieciaki jak z obrazka, rosn na pikne panny. A z Edwin to my si jak w korcu maku dobrali. Z ni mi by, po kres dni. - Poznaa we mnie wiedmina od razu. I od razu gotowa bya do obrony. Wrzcym barszczem, nie uwierzysz, miaa zamiar mnie potraktowa. Pewnie i ona nasuchaa si wilkoaczych bajek o krwioerczych wiedminach w mce si lubujcych. - Wybaczcie jej, panie Geralcie. A owego barszczu wnet pokosztujem. Edwina wyborny barszcz warzy. - Moe lepiej - wiedmin pokrci gow - bym si nie narzuca. Dzieci straszy nie chc, tym bardziej twojej maonki denerwowa. Dla niej wci jestem zbj z mieczem, trudno oczekiwa, by tak od razu si do mnie przekonaa. Powiedziaa, e krwi cuchn. W przenoni, jak rozumiem. - Nie bardzo. Bez urazy, panie wiedminie, ale jedzie od was krwi okrutnie. - Nie miaem kontaktu z krwi od... - Od jakich dwch tygodni, bym powiedzia - dokoczy wilkoak. - To krzepnca krew, martwa krew, dotykalicie kogo pokrwawionego. Jest i wczeniejsza krew, sprzed miesica. Zimna krew. Krew gada. Sami te krwawilicie. Z rany, yw krwi. - Jestem peen podziwu. - My, wilkoaki - Dussart wyprostowa si dumnie - dziebko czulsze od ludzkiego mamy powonienie. - Wiem - umiechn si Geralt. - Wiem, e wilkoaczy zmys wchu to istny cud przyrody. Dlatego to wanie do ciebie przychodz prosi o przysug.

- Ryjwki - powszy Dussart. - Ryjwki, znaczy si sorki. I norniki. Duo nornikw. ajno. Duo ajna. Gwnie kuny. I asicy. Nic wicej. Wiedmin westchn, po czym splun. Nie kry rozczarowania. Bya to ju czwarta jaskinia, w ktrej Dussart nie wywszy nic poza gryzoniami i polujcymi na gryzonie drapienikami. I obfitoci ajna jednych i drugich. Przeszli do nastpnego ziejcego w skalnej cianie otworu. Kamienie usuway si spod ng, sypay na piarg. Byo stromo, szo si z trudem, Geralt zaczyna ju odczuwa

zmczenie. Dussart w zalenoci od terenu zmienia si w wilka albo zostawa w postaci ludzkiej. - Niedwiedzica. - Zajrza do kolejnej groty, pocign nosem. - Z modymi. Bya, ale posza, ju jej tam nie ma. S wistaki. Ryjwki. Nietoperze. Duo nietoperzy. Gronostaj. Kuna. Rosomak. Duo ajna. Nastpna pieczara. - Tchrzyca. Ma cieczk. Jest te rosomak... Nie, dwa. Para rosomakw. - Podziemne rdo, woda lekko siarczana. Gremliny, caa grupa, chyba z dziesi sztuk. Jakie pazy, chyba salamandry... Nietoperze... Z pooonego gdzie wysoko wystpu skalnego sfrun ogromny orze, kry nad nimi, pokrzykujc. Wilkoak unis gow, spojrza na grskie szczyty. I sunce zza nich ciemne chmury. - Burza idzie. To ci lato, eby niemal dnia bez burzy... Co robimy, panie Geralcie? Nastpna dziura? - Nastpna dziura. By dotrze do tej nastpnej, musieli przeby spadajc z krzesanicy siklaw, niezbyt du, ale wystarczajc do tego, by ich solidnie zmoczy. Porose mchem skay byy tu liskie jak mydo. Dussart, by jako i, zmieni si w wilka. Geralt, kilka razy niebezpiecznie si poliznwszy, przemg si, zakl i pokona trudny odcinek na czworakach. Dobrze, e nie ma tu Jaskra, pomyla, opisaby to w balladzie. Przodem lykantrop w wilczej postaci, za nim wiedmin na czworakach. Mieliby ludzie uywanie. - Dua dziura, panie wiedminie - powszy Dussart. - Dua i gboka. S tam grskie trolle, pi albo sze wyronitych trolli. I nietoperze. Mnstwo nietoperzego ajna. - Idziemy dalej. Do nastpnej. - Trolle... Te same trolle, co poprzednio. Pieczary si cz. - Niedwied. Piastun. By tam, ale poszed. Niedawno. - wistaki. Nietoperze. Licionosy. Od nastpnej jaskini wilkoak odskoczy jak oparzony. - Gorgon - wyszepta. - W gbi jamy siedzi wielki gorgon. pi. Poza nim nie ma tam nic. - Nie dziwi si - mrukn wiedmin. - Odejdmy. Po cichu. Bo gotw si zbudzi... Odeszli, ogldajc si niespokojnie. Do kolejnej groty, szczliwie pooonej w oddaleniu od lea gorgona, zbliali si bardzo powoli, wiadomi, e ostrono nie zawadzi. Nie zawadzia, ale okazaa si niepotrzebn. Kilka kolejnych pieczar nie kryo w

swych czeluciach niczego poza nietoperzami, wistakami, myszami, nornikami i ryjwkami. I caymi pokadami ajna. Geralt by zmczony i zrezygnowany. Dussart w wyrany sposb te. Ale trzyma, przyzna mu byo trzeba, fason, nie objawi zniechcenia sowem ni gestem. Wiedmin nie mia jednak zudze. Wilkoak wtpi w powodzenie operacji. Zgodnie z tym, co Geralt niegdy zasysza, a co potwierdzia babka zielarka, gra Cremora bya od wschodniej, stromej strony dziurawa jak ser, przewiercona niezliczonymi jaskiniami. Jaski, i owszem, znaleli bez liku. Ale Dussart wyranie nie wierzy, by udao si wywszy i odnale t waciw, bdc podziemnym przejciem do wntrza skalnego kompleksu Cytadeli. Na domiar zego bysno. Zagrzmiao. I zaczo pada. Geralt mia szczery zamiar splun, zakl brzydko i ogosi koniec przedsiwzicia. Przemg si. - Ruszamy, Dussart. Nastpna dziura. - Wedle yczenia, panie Geralcie. I nagle, przy kolejnym ziejcym w skale otworze, nastpi - zupenie jak w kiepskiej powieci - przeom akcji. - Nietoperze - ogosi wilkoak, wszc. - Nietoperze i... I kot. - Ry? bik? - Kot - wyprostowa si Dussart. - Zwyky domowy kot.

Otto Dussart z ciekawoci przyglda si buteleczkom eliksirw, patrzy, jak wiedmin je wypija. Obserwowa zmiany zachodzce w wygldzie Geralta, a oczy rozszerzay mu si z podziwu i strachu. - Nie kacie mi aby - powiedzia - wchodzi z wami do tej jamy. Bez urazy, ale nie pjd. Ze strachu, co tam moe by, a sier mi si jey... - Ani mi w gowie postao, by ci o to prosi. Wracaj do domu, Dussart, do ony i dzieci. Wywiadczye mi przysug, zrobie, o co ci poprosiem, wicej wymaga nie mog. - Zaczekam - zaprotestowa wilkoak. - Zaczekam, a wyjdziecie. - Nie wiem - Geralt poprawi miecz na plecach - kiedy stamtd wyjd. I czy w ogle wyjd. - Nie mwcie tak. Zaczekam... Zaczekam do zmierzchu.

Dno jaskini zalega gruby pokad nietoperzego guana. Same nietoperze - brzuchate gacki - gronami caymi wisiay u stropu, wiercc si i ospale popiskujc. Strop pocztkowo by wysoko nad gow Geralta, po rwnym dnie mg i w miar szybko i wygodnie. Wygoda skoczya si jednak rycho - wpierw musia zacz si schyla, schyla coraz niej i niej, wreszcie nie pozostao nic innego, jak porusza si na czworakach. A w kocu pezn. By moment, w ktrym zatrzyma si, zdecydowany zawraca, ciasnota powanie grozia utkniciem. Ale usysza szum wody, a na twarzy poczu jakby powiew zimnego powietrza. wiadom, e ryzykuje, przepchn si przez szczelin, odetchn z ulg, gdy zacza si poszerza. Korytarz znienacka sta si pochylni, po ktrej zjecha w d, prosto w koryto podziemnego strumienia, wypywajcego spod jednej skay, a znikajcego pod przeciwleg. Skd z gry sczyo si sabe wiato i to stamtd - z bardzo wysoka - dochodziy zimne powiewy. Ponor, w ktrym znika strumie, wyglda na zalany wod cakowicie, wiedminowi, cho podejrzewa tam syfon, nie w smak byo nurkowa. Wybra drog w gr strumienia, pod wartki prd, po wiodcej w gr pochylni. Nim wydosta si z pochylni do wielkiej sali, by przemoczony do suchej nitki i upaprany muem wapiennych osadw. Sala bya ogromna, caa w majestatycznych naciekach, polewach, draperiach, stalagmitach, stalaktytach i stalagnatach. Strumie pyn dnem, gboko wydronym meandrem. Take i tu z gry sczyo si wiato i czuo si saby przecig. Czuo si co jeszcze. Wch wiedmina z powonieniem wilkoaka konkurowa nie mg, ale teraz i wiedmin czu to, co wilkoak wczeniej - niky odr kociego moczu. Posta chwil, rozejrza si. Cig powietrza wskaza mu wyjcie, otwr, niby paacowy portal flankowany filarami potnych stalagmitw. Tu obok zobaczy wypenion miakim piaskiem nieck. To od tej wanie niecki jechao kotem. Na piasku widniay liczne odciski kocich apek. Przewiesi przez plecy miecz, ktry musia zdj w ciasnocie szczelin. I wkroczy pomidzy stalagmity. Wiodcy agodnie pod gr korytarz by wysoko sklepiony i suchy. Dno zalegay gazy, ale dao si i. Szed. Do momentu, gdy drog zagrodziy mu drzwi. Solidne i zamczyste.

Do tej chwili wcale nie by pewien, czy szed po waciwym tropie, nie mia adnej pewnoci, czy aby wszed do waciwej jaskini. Drzwi zdaway si potwierdza, e tak. W drzwiach, przy samym progu, by may, cakiem niedawno wypiowany otwr. Przejcie dla kota. Pchn drzwi - ani drgny. Drgn natomiast - nieznacznie - amulet wiedmina. Drzwi byy magiczne, zabezpieczone czarem. Sabe drgnicie medalionu sygnalizowao jednak, e nie by to czar silny. Zbliy twarz do drzwi. - Przyjaciel. Drzwi otwary si bezszelestnie na oliwionych zawiasach. Jak trafnie odgad, w sabe magiczne zabezpieczenie i fabryczne haso wyposaono je standardowo, w produkcji seryjnej, nikomu - na jego szczcie - nie chciao si instalowa w nich czego bardziej wyrafinowanego. Miay odgrodzi od kompleksu pieczar i od istot niezdolnych posuy si nawet tak prost magi. Za drzwiami - ktre dla pewnoci zabezpieczy kamieniem - koczyy si naturalne jaskinie. Zaczyna korytarz wykuty w skale oskardami. Nadal, mimo wszystkich przesanek, nie by pewien. A do momentu, gdy zobaczy przed sob wiato. Migocce wiato pochodni lub kaganka. A po chwili usysza dobrze znany mu miech. Rechot. - Buueh-hhhrrr-eeeehhh-bueeeeh! wiato i rechot, jak si okazao, dolatyway ze sporego pomieszczenia, owietlonego zatknitym w elazny uchwyt uczywem. Pod cianami pitrzyy si skrzynie, puda i beczki. Przy jednej ze skrzy, beczki majc za krzesa, zasiadali Bue i Bang. Grali w koci. Rechota Bang, wyrzuciwszy wida wanie wicej oczek. Na skrzynce obok sta gsior okowity. Przy nim leaa zakska. Upieczona ludzka noga. Wiedmin wyj miecz z pochwy. - Dzie dobry, chopcy. Bue i Bang gapili si na przez czas jaki z otwartymi gbami. Po czym zaryczeli, zerwali si, obalajc beczki, porwali za bro. Bue za kos, Bang za szeroki buat. I rzucili si na wiedmina. Zaskoczyli go, cho liczy si z tym, e nie bd to przelewki. Ale nie spodziewa si, e pokraczne Wielgusy bd tak szybkie. Bue nisko machn kos, gdyby nie wyskok w gr, straciby obie nogi. Ledwo unikn ciosu Banga, buat skrzesa iskry z kamiennej ciany.

Wiedmin umia radzi sobie z szybkimi osobnikami. Z wielkimi te. Szybcy czy wolni, wielcy czy mali, wszyscy mieli miejsca wraliwe na bl. I pojcia nie mieli, jak szybki jest wiedmin po wypiciu eliksirw. Bue zawy, city w okie, city w kolano Bang zawy jeszcze goniej. Wiedmin zmyli go szybk wolt, przeskoczy nad ostrzem kosy, samym kocem klingi ci Buego w ucho. Bue zarycza, trzsc gow, zawin kos, zaatakowa. Geralt zoy palce i uderzy go Znakiem Aard. Ugodzony czarem Bue klapn zadem na podog, zby zadzwoniy mu syszalnie. Bang szeroko zamachn si buatem. Geralt zwinnie zanurkowa pod ostrzem, w przelocie chlasn olbrzyma w drugie kolano, zawirowa, doskoczy do usiujcego wsta Buego, ci go przez oczy. Bue zdy jednak cofn gow, cios chybi, trafi w uki brwiowe, krew momentalnie zalaa twarz ogrotrolla. Bue zarycza, zerwa si, rzuci na Geralta na olep, Geralt odskoczy, Bue wpad na Banga, zderzy si z nim. Bang odepchn go i ryczc wciekle, run na wiedmina, tnc buatem na odlew. Geralt unikn ostrza szybkim zwodem i pobrotem, ci ogrotrolla dwa razy, w oba okcie. Bang zawy, ale buata nie upuci, ponownie zamachn si, ci szeroko i bezadnie. Geralt wywin si z zasigu ostrza. Zwd wynis go za plecy Banga, nie mg nie wykorzysta takiej szansy. Odwrci miecz i ciachn z dou, pionowo, rwno pomidzy poladki. Bang chwyci si za tyek, zawy, zakwicza, zadrobi nogami, ugi kolana i zsika si. Olepiony Bue zamachn si kos. Trafi. Ale nie wiedmina, ktry wywin si w piruecie. Trafi swego wci trzymajcego si za zad kolek. I zmit mu gow z barkw. Z ucitej tchawicy z gonym sykiem uszo powietrze, krew z arterii buchna niby lawa z krateru wulkanu, wysoko, a na puap. Bang sta, posikujc krwi niczym bezgowa statua w fontannie, stabilizowany w pionie przez ogromne paskie stopy. Ale wreszcie przechyli si i pad niczym kloc. Bue przetar zalane krwi oczy. Zarycza jak baw, gdy wreszcie dotaro do, co si stao. Zatupa nogami, wywin kos. Zakrci si w miejscu, szukajc wiedmina. Nie znalaz. Bo wiedmin by za jego plecami. City pod pach wypuci kos z rk, rzuci si na Geralta z goymi rkami, krew znw zalaa mu oczy, wic zderzy si ze cian. Geralt doskoczy, ci. Bue najwyraniej nie wiedzia, e ma przecite ttnice. I e ju dawno powinien umrze. Rycza, krci si w miejscu, wymachiwa rkami. A zamay si pod nim kolana, uklk w kauy krwi. Na klczkach rycza i wymachiwa dalej, ale coraz to ciszej i ospaej. Geralt, by skoczy, podszed i pchn go sztychem pod mostek. To by bd.

Ogrotroll stkn i ucapi za kling, jelec i rk wiedmina. lepia zachodziy mu ju mg, ale chwytu nie zwalnia. Geralt przystawi mu but do piersi, zapar si, szarpn. Cho krew sikaa mu z rki, Bue nie puci. - Ty gupi skurwysynu - wycedzi, wkraczajc do kawerny, Pasztor, mierzc do wiedmina ze swego dwuuczyskowego arbalestu. - Po mier tu przylaze. Ju po tobie, diabli pomiocie. Trzymaj go, Bue! Geralt szarpn si. Bue stkn, ale nie puci. Garbus wyszczerzy zby i nacisn spust. Geralt skuli si w uniku, ciki bet otar si lotkami o jego bok, gruchn w cian. Bue puci miecz, lec na brzuchu, ucapi wiedmina za nogi, unieruchomi. Pasztor zaskrzecza triumfalnie i unis kusz. Ale wystrzeli nie zdoa. Do kawerny wpad, niczym szary pocisk, ogromny wilk. Uderzy Pasztora po wilczemu, w nogi, od tyu, rwc wizada podkolanowe i ttnice. Garbus wrzasn, upad. Ciciwa upuszczonego arbalestu szczkna, Bue charkn. Bet trafi go prosto w ucho i wszed po lotki. A grot wyszed drugim uchem. Pasztor zawy. Wilk rozwar straszliw paszczk i chwyci go za gow. Wycie zmienio si w rzenie. Geralt odtrci od ng martwego wreszcie ogrotrolla. Dussart, ju w ludzkiej postaci, unis si znad zwok Pasztora, otar wargi i podbrdek. - Po czterdziestu dwu latach bycia wilkoakiem - powiedzia, napotykajc wzrok wiedmina - wrcz wypadao wreszcie kogo zagry.

- Musiaem przyj - usprawiedliwi si Dussart. - Wiedziaem, panie Geralcie, e mus mi was ostrzec. - Przed nimi? - Geralt wytar kling, wskaza na nieruchome ciaa. - Nie tylko. Wiedmin wszed do pomieszczenia, ktre wskazywa wilkoak. I cofn si odruchowo. Kamienna podoga bya czarna od skrzepej krwi. Porodku pomieszczenia ziaa czarna ocembrowana dziura. Obok pitrzya si sterta trupw. Nagich i pokaleczonych, pokrojonych, powiartowanych, niekiedy obdartych ze skry. Trudno byo oceni, ilu.

Z dziury, z gbi, sycha je byo wyranie, dobiegay odgosy chrupania, trzaski miadonych koci. - Wczeniej nie mogem tego wyczu - wymamrota Dussart gosem penym odrazy. Dopiero jakecie tamte drzwi otwarli, tam, w dole, wywszyem... Uciekajmy std, panie. Dalej od tej trupiarni. - Mam tu jeszcze co do zaatwienia. Ale ty id. Dziki ci wielkie, e przyszede z pomoc. - Nie dzikujcie. Dug u was miaem. Szczliw jestem, em si mg ze uici.

W gr wiody krcone schody, wijc si wykutym w skale cylindrycznym szybem. Trudno byo oceni dokadnie, ale Geralt z grubsza oblicza, e gdyby to byy schody standardowej wiey, wspiby si na pierwsz moe drug grn kondygnacj. Naliczy szedziesit dwa stopnie, gdy wreszcie zatrzymay go drzwi. Podobnie jak tamte na dole, te rwnie miay wypiowane przejcie dla kota. Podobnie jak tamte na dole zamczyste, nie byy jednak magiczne, ustpiy atwo po naciniciu klamki. Pomieszczenie, do ktrego wszed, nie miao okien i owietlone byo sabo. Pod sufitem wisiao kilka magicznych kul, ale aktywna bya tylko jedna. Cuchno okropnie, chemi i wszelkim moliwym okropiestwem. Pierwszy rzut oka zdradza, co si tu mieci. Soje, butle i flakony na pkach, retorty, szklane baki i rurki, stalowe instrumenty i narzdzia, sowem, laboratorium, pomyka wykluczona. Na regale tu przy wejciu stay rzdem wielkie soje. Najbliszy peen by ludzkich oczu, pywajcych w tym pynie niby mirabelki w kompocie. W drugim soju by homunkulus, malutki, nie wikszy ni dwie zoone razem pici. W trzecim... W trzecim soju unosia si w pynie ludzka gowa. Rysw moe by nie rozpozna, znieksztaconych przez skaleczenia, obrzk i odbarwienie, sabo widocznych przez mtnaw ciecz i grube szko. Ale gowa bya zupenie ysa. Tylko jeden czarodziej goli gow na yso. Harlan Tzara, okazao si, nigdy nie dotar do Poviss. W dalszych sojach te co pywao, rne sine i blade paskudztwa. Ale wicej gw w nich nie byo. rodek pomieszczenia zajmowa st. Stalowy wyprofilowany st z odpywowym drenem. Na stole lea nagi trup. Trupek. Zwoki dziecka. Jasnowosej dziewczynki.

Zwoki byy rozpatane ciciem w ksztacie litery Y. Organy wewntrzne, wyjte, uoone byy po obu stronach ciaa, rwno, porzdnie i przejrzycie. Wygldao to zupenie jak rycina w atlasie anatomicznym. Brakowao tylko oznacze. Fig. l, fig. 2 i tak dalej. Ktem oka dostrzeg ruch. Wielki czarny kot przemkn pod cian, spojrza na niego, zasycza, uciek uchylonymi drzwiami. Geralt ruszy za nim. - Panie... Zatrzyma si. I obrci. W kcie staa klatka, niska, przypominajca kojec dla kur. Zobaczy cienkie palce zacinite na elaznych prtach. A potem oczy. - Panie... Ratujcie... Chopczyk, najwyej dziesicioletni. Skulony i rozdygotany. - Ratujcie... - Bd cicho. Nic ci ju nie grozi, ale wytrzymaj jeszcze. Zaraz wrc po ciebie. - Panie! Nie odchodcie! - Cicho, mwiem. Najpierw bya wiercca kurzem w nosie biblioteka. Potem jakby salon. A potem sypialnia. Wielkie oe z czarnym baldachimem na hebanowych wspornikach. Usysza szelest. Odwrci si. W drzwiach sta Sorel Degerlund. Ufryzowany, w opoczy haftowanej w zote gwiazdy. Obok Degerlunda stao co niezbyt duego, cakiem szarego i uzbrojonego w zerrikask szabl. - Mam naszykowany sj z formalin - powiedzia czarodziej. - Na twoj gow, odmiecze. Zabij go, Beta! Degerlund jeszcze koczy zdanie, napawajc si wasnym gosem, gdy szary stwr ju atakowa, niesamowicie szybka szara zjawa, zwinny i bezszelestny szary szczur, ze wistem i byskiem szabli. Geralt unikn dwch ci, zadawanych klasycznie, krzyowo. Za pierwszym razem poczu koo ucha ruch pchnitego kling powietrza, za drugim lekkie municie po rkawie. Trzecie cicie sparowa mieczem, przez moment byli w zwarciu. Zobaczy twarz szarego stwora, wielkie te oczy z pionow renic, wskie szczeliny w miejscu nosa, szpiczaste uszy. Ust stwr nie mia w ogle. Rozczyli si. Stwr odkrci si zwinnie, zaatakowa natychmiast, zwiewnym, tanecznym krokiem, znowu krzyowo. Znowu przewidywalnie. By nieludzko ruchliwy, niesamowicie obrotny, piekielnie migy. Ale gupi. Pojcia nie mia, jak szybki jest wiedmin po wypiciu eliksirw.

Geralt pozwoli mu tylko na jedno cicie, ktre wymanewrowa. Potem zaatakowa sam. Ruchem wywiczonym i stokro wypraktykowanym. Otoczy szarego stwora szybkim pobrotem, wykona mylc fint i ci go w obojczyk. Krew nawet nie zdya sikn, gdy obrci miecz i ci stwora pod pach. I odskoczy, gotw na wicej. Ale nie trzeba byo wicej. Stwr, okazao si, mia usta. Rozwary si w szarej twarzy niby pkajca rana, szeroko, od ucha do ucha, ale nie wicej ni na p cala. Ale gosu ani dwiku stwr nie wyda. Upad na kolana, potem na bok. Przez chwil drga, porusza rkami i nogami jak pies, ktremu co si ni. Potem umar. W ciszy. Degerlund popeni bd. Zamiast ucieka, unis obie donie i zacz skandowa zaklcie, wciekym, szczekliwym, przepenionym zoci i nienawici gosem. Wok jego doni zakbi si pomie, formujc ognist kul. Wygldao to troch jak produkcja cukrowej waty. Nawet mierdziao podobnie. Degerlund nie zdoa wytworzy penej kuli. Pojcia nie mia, jak szybki jest wiedmin po wypiciu eliksirw. Geralt doskoczy, ci mieczem po kuli i doniach czarodzieja. Hukno, jakby rozpala si piec, posypay si iskry. Degerlund, wrzeszczc, wypuci ognist sfer z sikajcych krwi rk. Kula zgasa, wypeniajc pomieszczenie swdem spalonego karmelu. Geralt odrzuci miecz. Uderzy Degerlunda w twarz, z szerokiego zamachu, otwart doni. Czarodziej krzykn, skuli si, obrci plecami. Wiedmin poderwa go, chwyci w klamr, obj szyj przedramieniem. Degerlund wrzasn, zacz wierzga. - Nie moesz! - zawy. - Nie moesz mnie zabi! Nie wolno ci... Ja jestem... Jestem czowiekiem! Geralt zacisn przedrami na jego szyi. Na pocztek nie za mocno. - To nie ja! - wy czarodziej. - To Ortolan! Ortolan mi kaza! Zmusi mnie! A Biruta Icarti wiedziaa o wszystkim! Ona! Biruta! To by jej pomys, ten medalion! To ona kazaa mi go zrobi! Wiedmin zwikszy nacisk. - Ratunkuuuu! Luuudzieeee! Ratuuunkuuu! Geralt zwikszy nacisk. - Ludz... Pomocc... Nieeeee... Degerlund rzzi, z ust obficie cieka mu lina. Geralt odwrci gow. Zwikszy nacisk. Degerlund straci przytomno, obwis. Mocniej. Trzasna ko gnykowa. Mocniej. Zaamaa si krta. Mocniej. Jeszcze mocniej.

Trzasny i przemieciy si krgi szyjne. Geralt potrzyma Degerlunda jeszcze chwil. Potem mocno szarpn mu gow w bok, dla zupenej pewnoci. Potem puci. Czarodziej osun si na posadzk, mikko, jak jedwabna tkanina. Wiedmin wytar obliniony rkaw w kotar. Wielki czarny kot zjawi si znikd. Otar si o ciao Degerlunda. Poliza nieruchom rk. Zamiaucza, zapaka aonie. Pooy si obok trupa, wtuli w jego bok. Patrzy na wiedmina szeroko otwartymi zotymi oczyma. - Musiaem - powiedzia wiedmin. - Tak byo trzeba. Kto jak kto, ale ty powiniene zrozumie. Kot zmruy oczy. Na znak, e rozumie.

Przez Boga! Sidmy na ziemi i prawmy Smutne powieci o zgonie monarchw. Jednych strcono, drudzy w boju legli, Tych udrczyy upiory strconych, Tych struy ony, tamtych w nie zabito, Mord wszystkich kocem. William Szekspir, Ryszard II, przeoy Stanisaw Komian

Rozdzia osiemnasty

Dzie krlewskich zalubin cieszy pogod ju od wczesnego ranka, bkitu nad Kerack nie plamia nawet jedna chmurka. Ju od rana byo bardzo ciepo, upa agodzia wiejca od morza bryza. Od wczesnego ranka w Grnym Miecie panowao poruszenie. Ulice i skwery zamiatano pilnie, fronty domw dekorowano wstgami i girlandami, wcigano na maszty proporce. Drog wiodc ku krlewskiemu paacowi ju od rana powdrowa sznur dostawcw, wyadowane wozy i wzki mijay si z powracajcymi pustymi, biegali pod gr tragarze, rzemielnicy, handlarze, gocy i posacy. Nieco pniej droga zaroia si od lektyk, ktrymi do paacu podrowali weselni gocie. Moje gody to nie w kij dmucha, mia pono owiadczy krl Belohun, moje gody maj zapa ludziom w pami i gono ma by o nich jak wiat dugi i szeroki. Z rozkazu krla uroczystoci miay si zatem rozpocz rano i trwa a do pnych godzin nocnych. Przez cay ten czas na goci miay czeka niebywae wrcz atrakcje. Kerack byo krlestwem malekim i w sumie nie nazbyt wanym, tote Geralt wtpi, by wiat godami Belohuna specjalnie si przej, choby ten postanowi balowa nawet przez cay tydzie i diabli wiedz jakie atrakcje wymyli, do ludzi z okolic odleglejszych ni sto mil adne wieci o wydarzeniu dotrze szans nie miay. Ale dla Belohuna, co byo wiadomym powszechnie, centrum wiata stanowio miasto Kerack, a wiatem bya okolica w cakiem nieduym od Kerack promieniu. Obaj z Jaskrem przyodziali si jak najeleganciej potrafili i mogli, Geralt naby nawet na t okoliczno nowiutk kurtk z cielcej skry, potnie, zdaje si, przepacajc. Co do Jaskra, w z pocztku ogosi, e krlewskie gody olewa i nie wemie w nich udziau. Znalaz si bowiem na licie goci, ale jako krewniak krlewskiego instygatora, nie za jako

wiatowej sawy poeta i bard. I nie zaproponowano mu wystpu. Jaskier uzna to za despekt i obrazi si. Jak zwykle u niego obraza nie trwaa dugo, wszystkiego niecae p dnia. Wzdu caej wijcej si zboczem wzgrza drogi do paacu ustawiono maszty, na nich, leniwie poruszane bryz, wisiay te proporce z godem Kerack, bkitnym delfinem nageant z czerwonymi petwami i ogonem. Przed wejciem na tereny paacowe czeka na nich krewniak Jaskra, Ferrant de Lettenhove, w asycie kilku krlewskich gwardzistw w barwach herbowego delfina, czyli w bkicie i czerwieni. Instygator przywita si z Jaskrem i przywoa pazia, ktry mia asystowa poecie i poprowadzi go na miejsce imprezy. - Wy za, moci Geralcie, pozwlcie za mn. Przeszli boczn parkow alejk mijajc cz ewidentnie gospodarcz dobiegay stamtd bowiem brzki garnkw i kuchennych utensyliw, jak rwnie ohydne obelgi, jakimi kuchmistrze obrzucali kuchcikw. Do tego za mile i smakowicie pachniao jadem. Geralt zna jadospis, wiedzia, czym raczy si bd podczas imprezy gocie weselni. Par dni temu odwiedzi wraz z Jaskrem austeri Natura Rerum. Febus Ravenga, nie kryjc dumy, pochwali si, e wesp z kilkoma innymi restauratorami organizuje uczt i ukada list da, przy przyrzdzaniu ktrych trudzi si bdzie elita miejscowych szefw kuchni. Na niadanie, opowiedzia, podane bd ostrygi, jeowce, krewetki i kraby saut. Na drugie niadanie galaretki misne i pasztety rozmaite, ososie wdzone i marynowane, kaczki w auszpiku, sery owcze i kozie. Na obiad bdzie ad libitum ros misny albo rybny, do tego gaeczki misne lub rybne, flaki z pulpecikami z wtrbki, abnice z rusztu zarumienione miodem oraz okonie morskie z szafranem i godzikami. Potem, recytowa Ravenga, modulujc oddech jak szkolony orator, podawane bd sztuka misa z biaym sosem z kaparami, jajami i musztard, kolano abdzie z miodem, kapony obkadane sonin, kuropatwy z konfitur z pigw, pieczone gobie oraz tort z wtroby baraniej i jczmiennej kaszy. Saaty i warzywa przerne. Potem karmelki, nugaty, ciastka nadziewane, smaone kasztany, konfitury i marmolady. Wina z Toussaint, ma si rozumie, serwowane bd bez przerwy i na okrgo. Ravenga opisywa obrazowo, e a linka cieka. Geralt wtpi jednak, by udao mu si pokosztowa czegokolwiek z tego obszernego menu. Na tych godach nie by bynajmniej gociem. By w gorszej sytuacji ni biegajcy paziowie, ktrym zawsze udawao si uszczkn co z noszonych pmiskw lub chocia wsadzi palec w krem, sos lub pasztet. Gwnym terenem uroczystoci by paacowy park, niegdy sad witynny, przez krlw Kerack przebudowany i rozbudowany, gwnie o kolumnady, altany i witynie

dumania. Dzi wrd drzew i budowli rozstawiono dodatkowo liczne kolorowe pawilony, a ochron przed palcym socem i upaem zapewniay rozpite na tykach ptna. Zgromadzi si tu ju tumek goci. Nie miao by ich nazbyt wielu, w sumie jakie dwie setki. List, jak niosa plotka, ukada sam krl, zaproszenia miao dosta wycznie grono wybranych, sama elita. Do elity, jak si okazao, Belohun zalicza gwnie krewnych i powinowatych. Prcz tych zaproszona zostaa miejscowa socjeta i mietanka towarzyska, kluczowi urzdnicy administracji, najbogatsi lokalni i zagraniczni ludzie interesu oraz dyplomaci, to jest udajcy attache handlowych szpiedzy z krajw ociennych. List dopeniao cakiem liczne grono pochlebcw, nadskakiwaczy i przodownikw we waeniu monarsze w zad bez myda. Przed jednym z bocznych wej do paacu czeka ksi Egmund, odziany w czarny kaftan z bogatym srebrno-zotym haftem. Towarzyszyo mu kilku modych mczyzn. Wszyscy mieli dugie i trefione wosy, wszyscy nosili bdce szczytem mody watowane dublety i obcise spodnie z przesadnie wypchanymi saczkami na genitalia. Nie spodobali si Geraltowi. Nie tylko z powodu drwicych spojrze, jakimi obrzucili jego odzie. Nazbyt przypominali mu Sorela Degerlunda. Na widok instygatora i wiedmina ksi natychmiast odprawi wit. Pozosta tylko jeden osobnik. w wosy mia krtkie, a spodnie nosi normalne. Mimo tego Geraltowi si nie spodoba. Mia dziwne oczy. Z ktrych nieadnie patrzyo. Geralt ukoni si ksiciu. Ksi nie odkoni si, ma si rozumie. - Oddaj mi miecz - powiedzia do Geralta zaraz po przywitaniu. - Nie moesz tu paradowa z broni. Nie obawiaj si, cho nie bdziesz miecza widzia, bdziesz go stale mia na podordziu. Wydaem rozkazy. Gdyby co zaszo, miecz natychmiast ci podadz. Zajmie si tym tu obecny kapitan Ropp. - A jakie jest prawdopodobiestwo, e co zajdzie? - Gdyby byo adne lub niewielkie, czy zawracabym ci gow? Oho! - Egmund przyjrza si pochwie i klindze. - Miecz z Viroledy! Nie miecz, a dzieo sztuki. Wiem, bo sam kiedy miaem podobny. Ukrad mi go mj przyrodni brat, Viraxas. Gdy ojciec go wypdzi, przed odejciem przywaszczy sobie sporo cudzych rzeczy. Na pamitk, zapewne. Ferrant de Lettenhove zachrzka. Geralt przypomnia sobie sowa Jaskra. Imienia wygnanego pierworodnego na dworze nie wolno byo wymawia. Ale Egmund najwyraniej zakazy lekceway.

- Dzieo sztuki - powtrzy ksi, wci ogldajc miecz. - Nie dociekajc, jakim sposobem nabye, gratuluj nabytku. Bo nie chce mi si wierzy, by tamte ukradzione byy lepsze od tego tu. - Kwestia gustu, smaku i preferencji. Ja wolabym odzyska te ukradzione. Ksi i pan instygator zarczali sowem, e wykryj sprawc. By to, pozwol sobie przypomnie, warunek, pod ktrym podjem si zadania ochrony krla. Warunek w sposb oczywisty nie zosta speniony. - W sposb oczywisty nie zosta - przyzna zimno Egmund, przekazujc miecz kapitanowi Roppowi, osobnikowi o nieadnym spojrzeniu. - Czuj si zatem w obowizku wynagrodzi ci to. Miast trzystu koron, ktrymi zamierzaem opaci twoje usugi, dostaniesz piset. Dodam te, e ledztwo w sprawie twoich mieczy nie zostao umorzone i jeszcze moesz je odzyska. Ferrant podobno ma ju podejrzanego. Prawda, Ferrant? - ledztwo - oznajmi sucho Ferrant de Lettenhove - jednoznacznie wskazao na osob Nikefora Muusa, urzdnika magistrackiego i sdowego. Zbieg, ale schwytanie go jest tylko kwesti czasu. - Niedugiego, jak mniemam - parskn ksi. - Niewielka to sztuka, zapa umazanego inkaustem urzdniczyn. Ktry w dodatku niechybnie nabawi si za biurkiem hemoroidw, te za utrudniaj ucieczk, zarwno piesz jak i konn. Jak on w ogle zdoa si wymkn? - Mamy do czynienia - chrzkn instygator - z czowiekiem mao przewidywalnym. I chyba niespena rozumu. Zanim znikn, wywoa jak obrzydliw awantur w lokalu Ravengi, chodzio, wybaczcie, o ludzkie odchody... Lokal musiano na czas jaki zamkn, bo... Oszczdz drastycznych szczegw. Podczas dokonanej w mieszkaniu Muusa rewizji skradzionych mieczy nie wykryto, znaleziono natomiast... Wybaczcie... Skrzany raniec, po brzegi wypeniony... - Nie mw, nie mw, zgaduj, czym - skrzywi si Egmund. - Tak, to faktycznie mwi wiele o stanie psychicznym tego osobnika. Twoje miecze, wiedminie, w tej sytuacji raczej przepady. Nawet jeli Ferrant go schwyta, niczego nie dowie si od wariata. Takich nawet na tortury nie warto ka, mczeni tylko bredz bez adu ni skadu. A teraz wybaczcie, obowizki wzywaj. Ferrant de Lettenhove poprowadzi Geralta ku gwnemu wejciu na tereny paacowe. Wnet znaleli si na wyoonym kamiennymi pytami dziedzicu, na ktrym seneszale witali przybywajcych goci, a gwardzici i paziowie eskortowali ich dalej, w gb parku. - Czego mog si spodziewa?

- Sucham? - Czego mog si tu dzi spodziewa. Ktre z tych sw nie byo zrozumiaym? - Ksi Xander - zniy gos instygator - chwali si przy wiadkach, e ju jutro bdzie krlem. Ale mwi to nie pierwszy raz i zawsze bdc nietrzewym. - Zdolny jest do dokonania zamachu? - Niezbyt. Ale ma kamaryl, zausznikw i faworytw. Ci s zdolniejsi. - Ile jest prawdy w tym, e Belohun ju dzi ogosi nastpc tronu syna pocztego z now maonk? - Sporo. - A traccy szanse na tron Egmund, patrzcie i podziwiajcie, wynajmuje wiedmina, by ojca strzeg i broni. Podziwu godna mio synowska. - Nie dywaguj. Podje si zadania. Wykonaj je. - Podjem si i wykonam. Cho jest mocno niejasne. Nie wiem, kto w razie czego bdzie przeciw mnie. Powinienem chyba jednak wiedzie, kto mnie w razie czego wesprze. - Jeli zajdzie potrzeba, miecz, jak obieca ksi, poda ci kapitan Ropp. On te ci wesprze. Pomog ja, w miar si. Bo dobrze ci ycz. - Od kiedy? - Sucham? - Nigdy dotd nie rozmawialimy w cztery oczy. Zawsze by z nami Jaskier, a przy nim nie chciaem porusza tematu. Detaliczne informacje na pimie, o moich rzekomych przekrtach. Skd Egmund je mia? Kto je sfabrykowa? Przecie nie on sam. To ty je sfabrykowae, Ferrant. - Nie miaem z tym nic wsplnego. Zapewniam... - Kiepski z ciebie kamca, jak na stra prawa. Nie odgadn, jakim cudem dochrapae si tego stanowiska. Ferrant de Lettenhove zaci usta. - Musiaem - powiedzia. - Wykonywaem rozkazy. Wiedmin patrzy na niego dugo. - Nie uwierzyby - rzek wreszcie - ile razy syszaem ju co podobnego. Pocieszajce jest, e najczciej z ust ludzi, ktrych wanie miano wiesza.

Lytta Neyd bya wrd goci. Wypatrzy j bez trudu. Bo przycigaa oko.

Mocno wydekoltowan sukni z soczycie zielonego krepdeszynu zdobi na froncie haft w formie stylizowanego motyla, skrzcy si od malekich cekinw. Suknia miaa doem falbanki. Falbanki w stroju kobiet starszych ni lat dziesi z reguy wywoyway u wiedmina ironiczne politowanie, w sukni Lytty jednak harmonizoway z reszt, i to w sposb wicej ni atrakcyjny. Szyj czarodziejki opinaa kolia ze szlifowanych szmaragdw. aden nie by mniejszy ni migda. Jeden by znacznie wikszy. Jej rude wosy byy jak poar lasu. U boku Lytty staa Mozaik. W czarnej i zaskakujco miaej sukni z jedwabiu i szyfonu, na ramionach i rkawach cakowicie przejrzystego. Szyj i dekolt dziewczyny kryo co w rodzaju fantazyjnie udrapowanej szyfonowej kryzy, co w poczeniu z dugimi czarnymi rkawiczkami dodawao postaci aury ekstrawagancji i tajemniczoci. Obie nosiy buty na czterocalowym obcasie. Lytta ze skry legwana, Mozaik czarne lakierki. Geralt przez moment waha si, czy podej. Ale tylko przez moment. - Witaj - powitaa go powcigliwie. - C za spotkanie, rada jestem ci widzie. Mozaik, wygraa, biae pantofelki s twoje. - Zakad - domyli si. - Co byo przedmiotem? - Ty. Mniemaam, e ju ci nie zobaczymy, szam o zakad, e si ju nie pojawisz. Mozaik zakad przyja, bo mniemaa inaczej. Obdarzya go gbokim jadeitowym spojrzeniem, ewidentnie czekajc na komentarz. Na sowa. Jakiekolwiek. Geralt milcza. - Witam pikne panie! - Jaskier wyrs jak spod ziemi, icie deus ex machina. Kaniam si nisko, hod skadam urodzie. Pani Neyd, panno Mozaik. Wybaczcie, e bez kwiatw. - Wybaczamy. C tam nowego w sztuce? - Jak to w sztuce, wszystko i nic. - Jaskier zdj z tacy przechodzcego obok pazia pucharki z winem, wrczy damom. - Impreza drtwawa krzynk, nie uwaacie? Ale wino dobre. Est Est, czterdzieci za pint. Czerwone te niczego, prbowaem. Tylko hipokrasu nie pijcie, nie umiej przyprawia. A gocie wci si schodz, uwaacie? Jak zwykle w wyszych sferach, to s takie odwrotne wycigi, gonitwa a rebours, wygrywa i laury zbiera ten, kto zjawi si jako ostatni. I bdzie mia pikne wejcie. Wanie chyba obserwujemy finisz. Lini mety mija waciciel sieci tartakw z maonk, tym samym przegrywajc z

bdcym tu za nim zarzdc portu z maonk. Ten z kolei przegrywa z nieznanym mi elegantem... - To szef kovirskiego przedstawicielstwa handlowego - wyjania Koral. - Z maonk. Ciekawe, czyj. - Do cisej czowki, spjrzcie, docza Pyral Pratt, stary bandzior. Z niczego sobie partnerk... Psiakrew! - Co ci si stao? - Ta kobieta obok Pratta... - zachysn si Jaskier. - To jest... To jest Etna Asider... Wdwka, ktra sprzedaa mi miecz... - Tak ci si przedstawia? - parskna Lytta. - Etna Asider? Banalny anagram. Ta osoba to Antea Derris. Najstarsza crka Pratta. adn wdwk nie jest, bo nigdy nie wysza za m. Kr plotki, e nie lubi mczyzn. - Crka Pratta? Niemoliwe! Bywaem u niego... - I nie spotkae jej tam - nie daa mu dokoczy czarodziejka. - Nic dziwnego. Antea nie jest w najlepszych relacjach z rodzin nawet nazwiska nie uywa, posuguje si aliasem zoonym z dwch imion. Z ojcem kontaktuje si tylko w interesach, ktre zreszt prowadz cakiem oywione. Sama si jednak dziwi, widzc ich tu razem. - Pewnie maj w tym interes - zauway bystro wiedmin. - Strach pomyle, jaki. Antea oficjalnie zajmuje si porednictwem handlowym, ale jej ulubiony sport to hochsztaplerka, oszustwo i przekrt. Poeto, mam do ciebie prob. Ty jeste byway, a Mozaik nie. Oprowad j wrd goci, przedstaw tym, kogo zna warto. Wska tych, ktrych nie warto. Zapewniwszy, i yczenie Koral jest dla rozkazem, Jaskier poda Mozaik rami. Zostali sami. - Chod - Lytta przerwaa przeduajce si milczenie. - Przejdziemy si. Tam, na wzgrek. Ze wzgrka, ze wityni dumania, z wysoka, roztacza si widok na miasto, na Palmyr, port i morze. Lytta osonia oczy doni. - C to tam wpywa na red? I rzuca kotwic? Trjmasztowa fregata o ciekawej konstrukcji. Pod czarnymi aglami, ha, to do niecodzienne... - Zostawmy fregaty. Jaskier i Mozaik odesani, jestemy sami i na uboczu. - A ty - odwrcia si - zastanawiasz si, dlaczego. Czekasz, c takiego ci zakomunikuj. Czekasz na pytania, ktre ci postawi. A ja moe chc tylko opowiedzie ci najwiesze plotki? Ze rodowiska czarodziejw? Ach, nie, nie lkaj si, nie dotycz

Yennefer. Dotycz Rissbergu, miejsca wszak znanego ci skdind. Zaszy tam ostatnio spore zmiany... Jako nie widz w twych oczach bysku zaciekawienia. Mam kontynuowa? - Ale prosz. - Zaczo si, gdy zmar Ortolan. - Ortolan nie yje? - Zmar niecay tydzie temu. Wedug wersji oficjalnej miertelnie zatru si nawozami, nad ktrymi pracowa. Ale plotka gosi, e to by udar mzgu, wywoany wieci o nagej mierci jednego z jego pupili, ktry zgin w wyniku jakiego nieudanego a wielce podejrzanego eksperymentu. Chodzi o niejakiego Degerlunda. Kojarzysz go? Spotkae, gdy bye na zamku?- Nie wykluczam. Spotkaem wielu. Nie wszyscy byli warci zapamitania. - Ortolan podobno obwini o mier pupila cay zarzd Rissbergu, wciek si i dozna udaru. By naprawd wiekowy, od lat cierpia na nadcinienie ttnicze, nie byo te tajemnic jego uzalenienie od fisstechu, a fisstech i nadcinienie to wybuchowa mieszanka. Ale co tam musiao by na rzeczy, bo na Rissbergu zaszy istotne zmiany personalne. Jeszcze przed mierci Ortolana doszo tam do konfliktw, do odejcia zmuszono midzy innymi Algernona Guincampa, bardziej znanego jako Pinety. Jego kojarzysz z pewnoci. Bo jeli kto tam by wart zapamitania, to on wanie. - Fakt. - mier Ortolana - Koral zmierzya go bacznym spojrzeniem - wywoaa szybk reakcj Kapituy, do uszu ktrej ju wczeniej doszy jakie niepokojce wieci, tyczce wybrykw nieboszczyka i jego pupila. Co ciekawe, a w naszych czasach coraz bardziej znamienne, lawin wywoa maleki kamyczek. Nic nie znaczcy czowiek z gminu, jaki nadgorliwy szeryf czy konstabl. w zmusi do dziaania swego przeoonego, bajlifa z Gors Velen. Bajlif przekaza oskarenia wyej i tak, szczebel po szczeblu, rzecz dotara do rady krlewskiej, a stamtd do Kapituy. eby nie przedua: znaleziono winnych braku nadzoru. Z zarzdu musiaa odej Biruta Icarti, wrcia na uczelni, do Aretuzy. Odeszli Axel Raby i Sandoval. Utrzyma stanowisko Zangenis, zyska aski Kapituy donoszc na tamtych i zwalajc na nich ca win. I co ty na to? Masz mi moe co do powiedzenia? - A c ja mgbym mie do powiedzenia? To wasze sprawy. I wasze afery. - Afery, wybuchajce na Rissbergu krtko po twojej tam wizycie. - Przeceniasz mnie, Koral. I moj moc sprawcz. - Nigdy niczego nie przeceniam. I rzadko nie doceniam. - Mozaik i Jaskier za moment wrc - spojrza jej w oczy, z bliska. - A wszak nie bez powodu kazaa im si oddali. Powiedz wreszcie, o co chodzi.

Wytrzymaa spojrzenie. - Dobrze wiesz, o co chodzi - odpara. - Nie obraaj wic mojej inteligencji poprzez czynione na pokaz zanianie wasnej. Nie bye u mnie od ponad miesica. Nie, nie myl, e pragn ckliwego melodramatyzmu czy patetyczno-sentymentalnych gestw. Od zwizku, ktry si koczy, nie oczekuj niczego poza miym wspomnieniem. - Uya, zdaje si, sowa zwizek? Zaiste, zadziwia jego znaczeniowa pojemno. - Niczego - pucia mimo uszu, a wzroku nie spucia - poza miym wspomnieniem. Nie wiem, jak to jest w twoim przypadku, ale jeli chodzi o mnie, c, bd szczera, nie jest z tym za dobrze. Warto by, myl, dooy nieco stara w tym kierunku. Sdz, e nie trzeba by wiele. Ot, co drobnego, acz miego, miy akord kocowy, co, co zostawi przyjemne wspomnienie. Zdobdziesz si na co takiego? Zechcesz mnie odwiedzi? Nie zdy odpowiedzie. Zacz oguszajco bi dzwon na kampanili, uderzy dziesi razy. Potem rozbrzmiay trby, donon, mosin i nieco kakofoniczn fanfar. Tum goci rozdzielili, tworzc szpaler, bkitno-czerwoni gwardzici. Pod portykiem w wejciu do paacu zjawi si marszaek dworu, ze zotym acuchem na szyi i wielk jak konica lask w doni. Za marszakiem kroczyli heroldowie, za heroldami seneszale. Za seneszalami za, w sobolowym kopaku na gowie i z berem w rku, poda wasn kocist i ylast osob Belohun, krl Kerack. U jego boku sza szczuplutka blondyneczka w woalce, mogca by wycznie krlewsk wybrank w cakiem niedalekiej przyszoci maonk i krlow. Blondyneczka miaa na sobie nienobia sukni i obwieszona bya brylantami, raczej nadmiernie, raczej po nuworyszowsku i raczej bez gustu. Podobnie jak krl dwigaa na ramionach gronostajowy paszcz, podtrzymywany z tyu przez paziw. Za krlewsk par jednak o wiele mwice kilkanacie krokw za podtrzymujcymi gronostaje paziami, podaa krlewska rodzina. By tam rzecz jasna Egmund, majcy u boku kogo jasnego niczym albinos, mg to by tylko jego brat Xander. Za brami sza reszta krewniakw, kilku mczyzn, kilka kobiet, do tego kilkoro wyrostkw i podlotkw, ewidentnie progenitura legalna oraz pozamaeska. Wrd kaniajcych si goci i gboko dygajcych dam orszak krlewski dotar do celu, ktrym byo przypominajce nieco konstrukcj szafot podwyszenie. Na podwyszeniu, od gry nakrytym baldachimem, od bokw osonitym gobelinami, ustawiono dwa trony. Na owych zasiedli krl i panna moda. Reszcie rodziny kazano sta. Trby po raz wtry poraziy uszy mosinym rykiem. Marszaek, machajc domi niczym dyrygent przed orkiestr zachci goci do okrzykw, wiwatw i toastw. Ze wszech stron rozlegy si i posusznie posypay yczenia nieustajcego zdrowia, szczcia,

pomylnoci, wszystkiego najlepszego, lat dugich, duszych, jak najduszych i jeszcze duszych, gocie i dworacy przecigali si nawzajem. Krl Belohun wyniosego i nabzdyczonego wyrazu twarzy nie zmieni, zadowolenie z ycze, komplementw i peanw na cze sw i swej wybranki demonstrowa jedynie lekkimi skinieniami bera. Marszaek uciszy goci i przemwi, przemawia dugo, pynnie przechodzc od grandilokwencji do bombastycznoci i z powrotem. Geralt ca uwag powica obserwacji tumu, tote z mowy dotaro do pite przez dziesite. Krl Belohun, ogasza wszem i wobec marszaek, szczerze si cieszy z przybycia tak licznego grona, rad jest powita, w dniu tak uroczystym yczy gociom dokadnie tego samego, co oni jemu, ceremonia lubna odbdzie si por popoudniow, do tego czasu gocie niechaj jedz, pij i bawi si przy licznych zaplanowanych na t okoliczno atrakcjach. Ryk trb ogosi koniec czci oficjalnej. Orszak krlewski j opuszcza ogrody. Wrd goci Geralt zdy ju dostrzec kilka do podejrzanie zachowujcych si grupek. Zwaszcza jedna mu si nie podobaa, bo kaniaa si orszakowi nie tak nisko, jak inni i usiowaa przepycha ku bramie paacu. Lekko przesun si w kierunku szpaleru niebieskoczerwonych onierzy. Lytta sza obok. Belohun kroczy ze wzrokiem utkwionym przed siebie. Panna moda rozgldaa si, czasem kiwaa gow pozdrawiajcym j gociom. Powiew wiatru unis na moment jej woalk. Geralt zobaczy wielkie bkitne oczy. Zobaczy, jak oczy te znajduj nagle wrd tumu Lytt Neyd. I jak w oczach tych zapala si nienawi. Czysta, klarowna, destylowana wrcz nienawi. Trwao to sekund, potem rozbrzmiay trby, orszak przeszed, gwardzici odmaszerowali. Podejrzanie zachowujca si grupka miaa, jak si okazao, na celu tylko st z winem i zakskami, ktry obiega i ogoocia, uprzedzajc innych. Na zaimprowizowanych tu i wdzie estradach rozpoczy si wystpy - zagray kapele gli, lir, piszczaek i fujarek, zapieway chry. onglerzy zmieniali kuglarzy, siacze ustpowali miejsca akrobatom, linoskoczkw zastpoway roznegliowane tancerki z tamburynkami. Robio si coraz weselej. Policzki pa zaczynay kranie, czoa panw lni od potu, mowa jednych i drugich robia si ju bardzo gona. I lekko bekotliwa. Lytta odcigna go za pawilon. Sposzyli par, ktra si tam skrya w celach jednoznacznie seksualnych. Czarodziejka nie przeja si, niemal nie zwrcia uwagi. - Nie wiem, co tu si szykuje - powiedziaa. - Nie wiem, cho si domylam, po co i dlaczego ty tu jeste. Ale miej oczy otwarte i wszystko, co uczynisz, czy z rozwag Krlewska narzeczona to nie kto inny, a Ildiko Breckl.

- Nie pytam, czy j znasz. Widziaem to spojrzenie. - Ildiko Breckl - powtrzya Koral. - Tak si nazywa. Wylali j z Aretuzy na trzecim roku. Za drobne kradziee. Jak widz, poradzia sobie w yciu. Czarodziejk nie zostaa, ale za kilka godzin bdzie krlow. Wisienka na kremie, psiakrew. Siedemnacie lat? Stary dure. Ildiko ma dobre dwadziecia pi. - I raczej ci nie lubi. - Z wzajemnoci. To zawoana intrygantka, za ni zawsze cign si kopoty. Ale to nie wszystko. Ta fregata, ktra wpyna do portu pod czarnymi aglami. Wiem ju, co to za okrt, syszaam o nim. To Acherontia. Ma bardzo z saw. Tam, gdzie si zjawia, zwykle co si wydarza. - Co, przykadowo? - To zaoga najemnikw, ktrych mona podobno naj do wszystkiego. A do czego, twoim zdaniem, najmuje si najemnikw? Do prac murarskich? - Musz i. Wybacz, Koral. - Cokolwiek by si miao zdarzy - powiedziaa wolno, patrzc mu w oczy. Cokolwiek by zaszo, ja nie mog by w to wmieszana. - Bez obaw. Nie zamierzam wzywa ci na pomoc. - le mnie zrozumiae. - Z ca pewnoci. Wybacz, Koral.

Zaraz za obronit bluszczem kolumnad wpad na wracajc Mozaik. Zadziwiajco spokojn i chodn pord gorca, gwaru i rozgardiaszu. - Gdzie Jaskier? Zostawi ci? - Zostawi - westchna. - Ale ekskuzowa si grzecznie, was te kaza przeprosi. Poproszono go o prywatny wystp. W paacowych komnatach, dla krlowej i jej fraucymeru. Nie mg odmwi. - Kto go poprosi? - Mczyzna o wygldzie onierza. I dziwnym wyrazie oczu. - Musz i. Wybacz, Mozaik. Za przybranym kolorowymi wstgami pawilonem zebra si tumek, serwowano jado, pasztety, ososie i kaczki w auszpiku. Geralt torowa sobie drog, wypatrujc kapitana Roppa lub Ferranta de Lettenhove. Miast tego trafi wprost na Febusa Raveng.

Restaurator wyglda jak arystokrata. Odziany by w brokatowy dublet, gow przystroi za kapeluszem zdobnym pkiem pysznych strusich pir. Towarzyszya mu crka Pyrala Pratta, szykowna i elegancka w czarnym mskim stroju. - O, Geralt - ucieszy si Ravenga. - Pozwl, Anteo, e ci przedstawi: Geralt z Rivii, synny wiedmin. Geralt, to pani Antea Derris, faktorka. Napij si z nami wina... - Wybaczcie - przeprosi - ale spiesz si. Pani Ante za poznaem ju, cho nie osobicie. Bdc na twoim miejscu, Febusie, nie kupowabym od niej niczego. Portyk nad wejciem do paacu jaki uczony lingwista ozdobi transparentem goszcym: CRESCITE ET MULTIPLICAMINI. A Geralta zatrzymay skrzyowane drzewca halabard. - Wstp wzbroniony. - Musz si pilnie widzie z krlewskim instygatorem. - Wstp wzbroniony - zza halabardnikw wyoni si dowdca warty. W lewej doni trzyma szponton. Brudny palec prawej wycelowa Geraltowi prosto w nos. - Wzbroniony, pojmujesz wa? - Jeli nie zabierzesz palca sprzed mojej twarzy, zami ci go w kilku miejscach. O, wanie, od razu lepiej. A teraz prowad do instygatora! - Ilekro natykasz si na stra, od razu awantura - odezwa si zza plecw wiedmina Ferrant de Lettenhove, musia i jego ladem. - To powana skaza charakteru. Moe mie przykre konsekwencje. - Nie lubi, kiedy kto wzbrania mi wstpu. - A od tego wszak s strae i warty. Nie byyby potrzebne, gdyby wszdzie wstp by wolny. Przepucie go. - Mamy rozkazy od samego krla - zmarszczy czoo dowdca warty. - Nikogo nie wpuszcza bez rewizji! - Zrewidujcie go wic. Rewizja bya dokadna, stranicy nie lenili si, obszukali dokadnie, nie ograniczyli do pobienego obmacania. Niczego nie znaleli, noszonego zwykle w cholewie sztyletu Geralt na gody nie zabra. - Zadowoleni? - Instygator spojrza na dowdc z gry. - Usucie si zatem i przepucie nas. - Wasza mio raczy wybaczy - wycedzi dowdca. - Rozkaz krla by wyrany. Dotyczy wszystkich. - Co takiego? Nie zapominaj si, chopie! Wiesz, przed kim stoisz?

- Nikogo bez rewizji. - Dowdca skin na stranikw. - Rozkaz by wyrany. Niechaj wasza mio nie czyni ambarasw. Nam... i sobie. - Co si tu dzi dzieje? - Wzgldem tego prosz ze zwierzchnoci. Mnie kazali, aby rewidowa. Instygator zakl pod nosem, podda si rewizji. Nie mia przy sobie nawet scyzoryka. - Co to wszystko ma oznacza, chciabym wiedzie - mwi, gdy wreszcie poszli korytarzem. - Jestem powanie zaniepokojony. Powanie zaniepokojony, wiedminie. - Widziae Jaskra? Podobno wezwali go do paacu na piewaczy wystp. - Nic mi o tym nie wiadomo. - A wiadomo ci, e do portu wpyna Acherontia? Mwi ci co ta nazwa? - I to wiele. A mj niepokj wzrasta. Z minuty na minut. Pospieszajmy! Po westybulu - niegdysiejszym witynnym wirydarzu - krcili si uzbrojeni w partyzany gwardzici, bkitno-czerwone uniformy migay te na krugankach. Stuk butw i podniesione gosy dobiegay z korytarzy. - Hola! - Instygator skin na przechodzcego onierza. - Sierancie! Co si tu dzieje? - Wasza mio wybaczy... Z rozkazu spiesz... - Stj, mwi! Co si tu dzieje? dam wyjanie! Czy co si stao? Gdzie jest ksi Egmund? - Pan Ferrant de Lettenhove. W drzwiach, pod chorgwiami z bkitnym delfinem, w asycie czterech rosych drabw w skrzanych kabatach, sta wasn osob krl Belohun. Wyzby si krlewskich atrybutw, nie wyglda wic na krla. Wyglda na wieniaka, ktremu wanie krowa si ocielia. Wydajc na wiat przepikne cieltko. - Pan Ferrant de Lettenhove - w gosie krla te pobrzmiewaa rado z przychwku. Krlewski instygator. Znaczy, mj instygator. A moe nie mj? Moe mojego syna? Zjawiasz si, cho ci nie wzywaem. W zasadzie by tutaj w danej chwili byo twoim subowym obowizkiem, ale nie wezwaem ci. Niechaj, pomylaem sobie, Ferrant bawi si, niechaj zje, popije, przygrucha sobie jak i zernie w altance. Ja Ferranta nie wezw, nie chc go tutaj. Czy wiesz, dlaczego ci nie chciaem? Bo nie miaem pewnoci, komu suysz. Komu suysz, Ferrant? - Su - instygator skoni si gboko - Waszej Krlewskiej Moci. I jestem cakowicie Waszej Moci oddany. - Wszyscy syszeli? - Krl rozejrza si teatralnie.

- Ferrant jest mi oddany! Dobrze, Ferrant, dobrze. Takiej odpowiedzi oczekiwaem, krlewski instygatorze. Moesz zosta, przydasz si. Obarcz ci zaraz zadaniami w sam raz dla instygatora... Hola! A ten tu? Kto to jest? Zaraz, zaraz! Czy to aby nie ten wiedmin, co robi przekrty? Ktrego wskazaa nam czarodziejka? - Okaza si niewinny, czarodziejk wprowadzono w bd. Doniesiono na niego... - Na niewinnych nie donosz. - Bya decyzja sdu. Spraw umorzono z braku dowodw. - Ale sprawa bya, znaczy, by smrd. Decyzje sdw i wyroki bior si z fantazji i fanaberii sdowych urzdnikw, smrd za dobywa si z samego sprawy sedna. Do mi o tym, nie bd traci czasu na wykady o jurysprudencji. W dniu wasnego oenku mog okaza wspaniaomylno, nie ka go zamkn, ale niechaj ten wiedmin zejdzie mi z oczu natychmiast. I nigdy wicej na oczy si nie pokazuje! - Wasza Krlewska Mo... Jestem zaniepokojony... Do portu podobno wpyna Acherontia. W tej sytuacji wzgldy bezpieczestwa dyktuj, by zapewni ochron... Wiedmin mgby... - Co mgby? Zasoni mnie wasn piersi? Porazi zamachowcw wiedmiskimi czarami? Wszak takim wanie zadaniem obarczy go Egmund, mj kochajcy syn? Chroni ojca i zapewni mu bezpieczestwo? Pozwl no za mn, Ferrant. Ha, do diaba, pozwl i ty, wiedminie. Co wam poka. Zobaczycie, jak dba si o wasne bezpieczestwo i jak zapewnia si sobie ochron. Przyjrzycie si. Posuchacie. Moe si czego nauczycie. I czego dowiecie. O sobie. Dalej, za mn! Poszli, ponaglani przez krla i otoczeni przez drabw w skrzanych kabatach. Weszli do duej sali, pod wymalowanym w morskie fale i potwory plafonem sta tu na podwyszeniu tron, na owym Belohun zasiad. Naprzeciw, pod przedstawiajcym stylizowan map wiata freskiem, na awie, pod stra kolejnych drabw, siedzieli krlewscy synowie. Ksita Kerack. Czarny jak kruk Egmund i jasny jak albinos Xander. Belohun rozpar si na tronie. Patrzy na synw z gry, wzrokiem triumfatora, przed ktrym klcz bagajcy o ask, rozgromieni w bitwie wrogowie. Na obrazach, ktre Geralt widywa, triumfatorzy mieli jednak zwykle na twarzach powag, dostojestwo, szlachetno i szacunek dla pokonanych. Na twarzy Belohuna prno by tego szuka. Malowao si na niej wycznie zjadliwe szyderstwo. - Mj nadworny trefni - przemwi krl - rozchorowa si wczoraj. Sraczki dosta. Mylaem, pech, nie bdzie artw, nie bdzie krotochwil, nie bdzie miesznie. Myliem si. Jest miesznie. Tak miesznie, e boki zrywa. Bo to wy, wy obaj, synowie moi, jestecie

mieszni. aoni, ale mieszni. Lata cae, gwarantuj wam, z moj onk w onicy, po figlach i miosnych harcach, ilekro wspomnimy o was obu, o tym dniu, do ez bdziemy si zamiewa. Bo wszak nie ma nic mieszniejszego ni gupiec. Xander, nietrudno byo to zauway, ba si. Biega po sali oczami i intensywnie si poci. Egmund przeciwnie, nie objawia strachu. Patrzy ojcu wprost w oczy i odwzajemnia zjadliwo. - Gosi ludowa mdro: miej nadziej na najlepsze, bd gotw na najgorsze. Byem wic gotw na najgorsze. Bo czy moe by co gorszego od zdrady rodzonych synw? Wrd waszych najbardziej zaufanych komilitonw ulokowaem swoich agentw. Wasi wsplnicy zdradzili was natychmiast, gdy tylko ich przycisnem. Wasi totumfaccy i faworyci wanie uciekaj z miasta. - Tak, synowie moi. Mylelicie, em lepy i guchy? em stary, zgrzybiay i niedony? Mylelicie, e nie widz, e obaj pragniecie tronu i korony? e podacie ich tak, jak winia trufli? winia, ktra zwszy trufl, gupieje. Z podania, z dzy, z chtki i dzikiej oskomy. winia szaleje, kwiczy, ryje, na nic nie zwaa, byle si tylko do trufli dorwa. By j odgoni, trzeba tgo wali kijem. I wy, synowie, wanie winiami si okazalicie. Zwszylicie grzyb, oszalelicie z dzy i oskomy. Ale gwno dostaniecie, nie trufl. A kija i owszem, posmakujecie. Wystpilicie przeciw mnie, synowie, targnlicie si na moj wadz i osob. Zdrowie ludzi, ktrzy przeciw mnie wystpuj, zwyko ulega gwatownemu pogorszeniu. To fakt potwierdzony przez nauki medyczne. - W porcie rzucia kotwic fregata Acherontia. Przypyna tu na mj rozkaz, to ja wynajem kapitana. Sd zbierze si jutro rano, wyrok zapadnie przed poudniem. A w poudnie wy obaj bdziecie na okrcie. Z pokadu pozwol wam zej dopiero wtedy, gdy fregata minie latarni morsk w Peixe de Mar. Co w praktyce oznacza, e wasze nowe miejsce zamieszkania to Nazair. Ebbing. Maecht. Albo Nilfgaard. Albo sam koniec wiata i przedsionek pieka, jeli wol wasz bdzie tam powdrowa. Bo tutaj, w te okolice, nie powrcicie nigdy. Nigdy. Jeli mie wam gowy na szyjach. - Chcesz nas wygna? - zawy Xander. - Tak, jak wygnae Viraxasa? Naszych imion te zabronisz wymawia na dworze? - Viraxasa wygnaem w gniewie i bez wyroku. Co nie oznacza, e nie ka go straci, gdyby omieli si wrci. Was obu skae na wygnanie trybuna. Legalnie i prawomocnie. - Taki tego pewien? Zobaczymy! Zobaczymy, co na takie bezprawie powie sd! - Sd wie, jakiego wyroku oczekuj, i taki wyda. Jednomylnie i jednogonie. - Akurat jednogonie! W tym kraju sdy s niezawise!

- Sdy tak. Ale sdziowie nie. Gupi jeste, Xander. Twoja matka bya gupia jak but, wdae si w ni. Nawet tego zamachu z pewnoci nie uknue sam, wszystko zaplanowa ktry z twoich faworytw. Ale w sumie ciesz si, e spiskowae, z radoci si ciebie pozbd. Co innego Egmund, tak, Egmund jest sprytny. Wiedmin, wynajty do ochrony ojca przez troskliwego syna, ach, jake sprytnie ukrywae to w tajemnicy, tak eby wszyscy si dowiedzieli. A potem trucizna kontaktowa. Chytra rzecz, taka trucizna, jado i napitki mi prbuj, ale kto by pomyla o trzonku pogrzebacza do komina w krlewskiej sypialni? Pogrzebacza, ktrego tylko ja uywam i nikomu dotyka nie pozwalam? Przebiegle, przebiegle, synu. Tylko e twj truciciel zdradzi ci, tak ju jest, zdrajcy zdradzaj zdrajcw. Czemu milczysz, Egmund? Nie masz mi nic do powiedzenia? Oczy Egmunda byy zimne, nadal nie byo w nich nawet cienia lku. Wcale nie przeraa go perspektywa banicji, poj Geralt, nie myli o wygnaniu ani o egzystencji na obczynie, nie myli o Acherontii, nie myli o Peixe de Mar. O czym wic myli? - Nie masz - powtrzy krl - nic do powiedzenia, synu? - Tylko jedno - wycedzi Egmund. - Jedn z mdroci ludowych, ktre tak lubisz. Nie masz gupca nad starego gupca. Wspomnij me sowa, drogi ojcze. Gdy nadejdzie pora. - Zabra ich, zamkn i pilnowa - rozkaza Belohun. - To twoje zadanie, Ferrant, to rola instygatora. A teraz wezwa mi tu krawca, marszaka i notariusza, wszyscy inni precz. A ty, wiedminie... Nauczye si dzi czego, prawda? Dowiedziae czego o sobie? Tego mianowicie, e z ciebie naiwny frajer? Jeli to zrozumia, to bdzie jaki poytek z twojej dzi tu wizyty. Ktra to wizyta wanie si skoczya. Hola tam, dwch do mnie! Odprowadzi tego tu wiedmina do bramy i wyrzuci za ow. Przypilnowa, by wczeniej nie wisn czego ze srebrnej zastawy!

W korytarzu za westybulem drog zastpi im kapitan Ropp. W towarzystwie dwch osobnikw o podobnych oczach, ruchach i postawie. Geralt szed o zakad, e wszyscy trzej suyli niegdy w tej samej jednostce. Nagle zrozumia. Nagle poj, i wie, co si stanie, jak si sprawy potocz. Nie zdziwio go wic, gdy Ropp owiadczy, e przejmuje dozr nad eskortowanym, i rozkaza gwardzistom odmaszerowa. Wiedzia, e kapitan kae mu i za sob. Tak, jak oczekiwa, dwaj pozostali szli z tyu, za jego plecami. Przeczuwa, kogo zastanie w komnacie, do ktrej weszli.

Jaskier by blady jak nieboszczyk i wyranie przeraony. Ale chyba nieuszkodzony. Siedzia na krzele z wysokim oparciem. Za krzesem sta chudy typ z wosami zaczesanymi i zwizanymi w harcap. Typ trzyma w doni mizerykordi o dugim, cienkim, czwrgrannym ostrzu. Ostrze wycelowane byo w szyj poety, pod uchw, skonie w gr. - Tylko bez gupstw - ostrzeg Ropp. - Bez gupstw, wiedminie. Jeden nieprzemylany ruch, jedno drgnicie choby, a pan Samsa zakuje grajka jak wieprza. Nie zawaha si. Geralt wiedzia, e pan Samsa si nie zawaha. Bo oczy mia pan Samsa jeszcze paskudniejsze ni Ropp. Byy to oczy o bardzo szczeglnym wyrazie. Ludzi o takich oczach mona byo czasem napotka w kostnicach i prosektoriach. Zatrudniali si tam bynajmniej nie po to, aby si sustentowa, lecz by mie sposobno do realizacji skrytych upodoba. Geralt rozumia ju, dlaczego ksi Egmund by spokojny. Dlaczego bez lku spoglda w przyszo. I w oczy ojca. - Chodzi nam o to, by by posuszny - powiedzia Ropp. - Bdziesz posuszny, obaj ocalicie ycie. - Zrobisz, co ci kaemy - kama dalej kapitan - to pucimy wolno ciebie i wierszoklet. Bdziesz oporny, zabijemy was obu. - Popeniasz bd, Ropp. - Pan Samsa - Ropp nie przej si ostrzeeniem - zostanie tu z grajkiem. My, to znaczy ty i ja, udamy si do krlewskich komnat. Bdzie tam stra. Mam, jak widzisz, twj miecz. Wrcz ci go, a ty zajmiesz si stra. I odsiecz ktr stra zdy wezwa, nim wszystkich zabijesz. Syszc raban, pokojowiec wyprowadzi krla sekretnym wyjciem, a tam czeka bd panowie Richter i Tverdoruk. Ktrzy zmieni nieco tutejsz sukcesj tronu i histori tutejszej monarchii. - Popeniasz bd, Ropp. - Teraz - powiedzia kapitan, podchodzc bardzo blisko. - Teraz potwierdzisz, e zrozumiae zadanie i e je wykonasz. Jeli tego nie zrobisz, nim w myli dolicz do trzech, pan Samsa przekuje grajkowi bbenek w prawym uchu, a ja bd liczy dalej. Nie bdzie oczekiwanego efektu, pan Samsa gnie w drugie ucho. A potem wykuje poecie oko. I tak dalej, do skutku, ktrym bdzie wkucie si w mzg. Zaczynam liczy, wiedminie. - Nie suchaj go, Geralt! - Jaskier cudem jakim wydoby gos ze cinitego garda. Nie odwa si mnie tkn! Jestem sawny!

- On - oceni zimno Ropp - chyba nie traktuje nas powanie. Panie Samsa, prawe ucho. - Stj! Nie! - Tak lepiej - kiwn gow Ropp. - Tak lepiej, wiedminie. Potwierd, e zrozumiae zadanie. I e je wykonasz. - Wpierw sztylet z dala od ucha poety. - Ha - parskn pan Samsa, unoszc mizerykordi wysoko nad gow. - Tak dobrze? - Tak dobrze. Geralt lew rk chwyci Roppa za napistek, praw za rkoje swego miecza. Przycign kapitana silnym szarpniciem i z caej mocy uderzy go czoem w twarz. Chrupno. Wiedmin wyszarpn miecz z pochwy, nim Ropp pad, jednym pynnym ruchem, z krtkiego obrotu odrba panu Samsie uniesion rk z mizerykordi. Samsa wrzasn, run na kolana. Richter i Tverdoruk skoczyli na wiedmina z dobytymi sztyletami, wpad midzy nich pwolt. W przelocie rozpata szyj Richtera, krew trysna a na zwisajcy z sufitu pajk. Tverdoruk zaatakowa, skaczc w noowniczych fintach, ale potkn si o lecego Roppa, na moment straci rwnowag. Geralt nie da mu jej odzyska. Z szybkiego wypadu ci go z dou w pachwin, i drugi raz, z gry, w ttnic szyjn Tverdoruk upad, zwin si w kbek. Pan Samsa go zaskoczy. Cho bez prawej rki, cho sikajcy krwi z kikuta, lew odnalaz na pododze mizerykordi. I zamierzy si ni na Jaskra. Poeta wrzasn, ale wykaza przytomno umysu. Spad z krzesa i odgrodzi si nim od napastnika. A Geralt na wicej panu Samsie nie pozwoli. Krew ponownie zbryzgaa sufit, pajk i tkwice w pajku ogarki wiec. Jaskier podnis si na kolana, opar czoem o cian, po czym nader obficie i rozbryzgliwie zwymiotowa. Do komnaty wpad Ferrant de Lettenhove, z nim kilku gwardzistw. - Co si dzieje? Co tu zaszo? Julianie! Cay jeste? Julianie! Jaskier unis rk, dajc znak, e odpowie za chwil, bo teraz nie ma czasu. Po czym zwymiotowa ponownie. Instygator nakaza gwardzistom wyj, zamkn za nimi drzwi. Przyjrza si trupom, ostronie, by nie wdepn w rozlan krew i baczc, by krew kapica z pajka nie poplamia mu dubletu. - Samsa, Tverdoruk, Richter - rozpozna. - I pan kapitan Ropp. Zaufani ksicia Egmunda.

- Wykonywali rozkazy - wzruszy ramionami wiedmin, patrzc na miecz. - Podobnie jak i ty, byli posuszni rozkazom. A ty nic o tym nie wiedziae. Potwierd, Ferrant. - Nic o tym nie wiedziaem - zapewni prdko instygator i cofn si, opar plecami o cian. - Przysigam! Chyba nie podejrzewasz... Nie sdzisz... - Gdybym sdzi, ju by nie y. Wierz ci. Nie naraziby przecie ycia Jaskra. - Trzeba zawiadomi o tym krla. Obawiam si, e dla ksicia Egmunda moe to oznacza poprawki i aneksy do aktu oskarenia. Ropp yje, zdaje mi si. Zezna... - Wtpi, by zdoa. Instygator przyjrza si kapitanowi, ktry lea, wyprony, w kauy moczu, lini si obficie i cay czas dygota. - Co mu jest? - Odamki koci nosowej w mzgu. I chyba kilka odpryskw w gakach ocznych. - Uderzye za mocno. - Tak wanie chciaem. - Geralt wytar kling miecza cignit ze stolika serwet. Jaskier, jak tam? W porzdku? Moesz wsta? - W porzdku, w porzdku - bekotn Jaskier. - Ju jest mi lepiej. Duo lepiej... - Nie wygldasz na takiego, ktremu lepiej. - Do diaba, przecie ledwom mierci uszed! - Poeta wsta, przytrzyma si komdki. - Psiakrew, w yciu si tak nie baem... Miaem wraenie, e urywa mi si denko u dupy. I e zaraz wszystko ze mnie doem wyleci, zby wliczajc. Ale gdy ci zobaczyem, wiedziaem, e mnie ocalisz. Znaczy, nie wiedziaem, ale mocno na to liczyem... Psiakrew, ile tu krwi... Jak tu mierdzi! Chyba znowu si wyrzygam... - Idziemy do krla - powiedzia Ferrant de Lettenhove. - Daj mi twj miecz, wiedminie... I oczy si nieco. Ty, Julianie, zosta... - Akurat. Nawet chwili nie zostan tu sam. Wol trzyma si Geralta.

Wejcia do krlewskich antyszambrw strzegli gwardzici, ci jednak poznali i przepucili instygatora. Z wejciem do waciwych komnat nie poszo tak atwo. Barier nie do pokonania okazali si herold, dwaj seneszale i ich zoona z czterech drabw asysta. - Krl - owiadczy herold - mierzy strj lubny. Zabroni sobie przeszkadza. - Mamy spraw wan i nie cierpic zwoki!

- Krl kategorycznie zabroni sobie przeszkadza. Za pan wiedmin mia, jak si zdaje, nakazane opuci paac. C wic tu jeszcze robi? - Wyjani to krlowi. Prosz nas przepuci! Ferrant odepchn herolda, popchn seneszala. Geralt poszed w lad za nim. Ale i tak zdoali si dosta tylko na prg komnaty, za plecy kilku zgromadzonych tu dworakw. Dalsz drog udaremnili drabi w skrzanych kabatach, na rozkaz herolda przypierajc ich do ciany. Byli mao delikatni, Geralt poszed jednak za przykadem instygatora i zaniecha oporu. Krl sta na niskim taborecie. Krawiec ze szpilkami w ustach poprawia mu pludry. Obok sta marszaek dworu i kto odziany na czarno, jakby notariusz. - Zaraz po ceremonii lubnej - gada Belohun - ogosz, e nastpc tronu zostanie syn, ktrego urodzi mi dzi polubiona onka. Krok ten powinien zapewni mi jej przychylno i powolno, he, he. Da mi to rwnie troch czasu i spokoju. Minie ze dwadziecia lat, zanim gwniarz osignie wiek, w ktrym zaczyna si knu. - Ale - krl wykrzywi si i mrugn do marszaka - jeli zechc, to wszystko odwoam i wyznacz nastpc kogo zupenie innego. Jakby nie byo, jest to maestwo morganatyczne, dzieci z takich maestw tytuw nie dziedzicz, no nie? I kt jest w stanie przewidzie, ile z ni wytrzymam? Albo to nie ma innych dziewek na wiecie, adniejszych i modszych? Trzeba bdzie wic spisa stosowne dokumenty, jak intercyz czy co w tym stylu. Miej nadziej na najlepsze, bd gotw na najgorsze, he, he, he. Pokojowiec poda krlowi tac, na ktrej pitrzyy si kosztownoci. - Precz z tym - skrzywi si Belohun. - Nie bd obwiesza si byskotkami jak jaki fircyk albo nowobogacki. Tylko to zao. To dar od mej wybranki. Mae, ale gustowne. Medalion z godem mego kraju, wypada, bym takie godo nosi. To jej sowa: godo kraju na szyi, dobro kraju na sercu. Troch potrwao, nim przyparty do ciany Geralt skojarzy. Kot, uderzajcy apk medalion. Zoty medalion na acuszku. Bkitna emalia, delfin. Dor, dauphin nageant dazur, lorr, peautr, oreille, barb et crt de gueules. Byo za pno, by mg zareagowa. Nie zdy nawet krzykn, ostrzec. Zobaczy, jak zoty acuszek kurczy si nagle, zaciska na szyi krla jak garota. Belohun poczerwienia, otworzy usta, nie zdoa ani zaczerpn tchu, ani wrzasn. Oburcz zapa si za szyj, usiujc zerwa medalion lub chocia wcisn pod acuszek palce. Nie udao mu si, acuszek gboko wern si w ciao. Krl spad z taboretu, zataczy, potrci krawca. Krawiec zatoczy si, zakrztusi, chyba pokn swe szpilki. Wpad na notariusza, upadli obaj.

Belohun tymczasem zsinia, wybauszy oczy, run na ziemi, wierzgn kilka razy nogami, wypry si. I znieruchomia. - Ratunku! Krl zasab! - Medyka! - zawoa marszaek. - Wezwa medyka! - Bogowie! Co si stao? Co si stao krlowi? - Medyka! ywo! Ferrant de Lettenhove przyoy donie do skroni. Mia dziwny wyraz twarzy. Wyraz twarzy kogo, kto powoli zaczyna rozumie. Krla pooono na kanapie. Wezwany medyk bada go dugo. Geralta w poblie nie dopuszczono, nie pozwolono si przyjrze. Mimo tego wiedzia, e acuszek zdy si rozkurczy, nim jeszcze konsyliarz przybieg. - Apopleksja - orzek, prostujc si, medyk. - Wywoana dusznociami. Ze powietrzne wapory wdary si do ciaa i zatruy humory. Winne s te nieustanne burze, wzmagajce gorco krwi. Nauka jest bezsilna, nic uczyni nie mog. Nasz dobry i miociwy krl nie yje. Rozsta si z tym wiatem. Marszaek krzykn, zakry twarz domi. Herold chwyci si oburcz za beret. Ktry z dworakw zaka. Kilku uklko. Korytarz i westybul rozbrzmiay nagle echem cikich krokw. W drzwiach zjawi si olbrzym, chop wzrostu siedmiu stp jak obszy. W mundurze gwardzisty, ale z dystynkcjami wyszej szary. Olbrzymowi towarzyszyli ludzie w chustach na gowach i z kolczykami w uszach. - Panowie - przemwi wrd ciszy olbrzym - racz pozwoli do sali tronowej. Natychmiast. - Do jakiej znowu sali tronowej? - unis si marszaek. - I po co? Czy pan zdaje sobie spraw, panie de Santis, co tu wanie zaszo? Jakie nieszczcie si wydarzyo? Pan nie rozumie... - Do sali tronowej. To rozkaz krla. - Krl nie yje! - Niech yje krl. Do sali tronowej, prosz. Wszyscy. Natychmiast. W sali tronowej, pod morskim plafonem z trytonami, syrenami i hippokampami, zebrao si kilkunastu mczyzn. Niektrzy mieli na gowach kolorowe chusty, niektrzy eglarskie kapelusze ze wstkami. Wszyscy byli ogorzali, wszyscy nosili w uszach kolczyki. Najemnicy. Nietrudno byo odgadn. Zaoga fregaty Acherontia.

Na tronie na podwyszeniu zasiada ciemnowosy i ciemnooki mczyzna o wydatnym nosie. Te by ogorzay. Ale kolczyka w uchu nie nosi. Obok niego, na dostawionym krzele, siedziaa Ildiko Breckl, nadal w nienobiaej sukni i nadal obwieszona brylantami. Niedawna krlewska narzeczona i oblubienica wpatrywaa si w ciemnowosego mczyzn wzrokiem penym uwielbienia. Geralt ju od duszej chwili zgadywa zarwno rozwj wypadkw, jak i ich przyczyny, kojarzy fakty i dodawa dwa do dwch. Teraz jednak, w tej chwili nawet kto o bardzo ograniczonym pomylunku musia widzie i rozumie, e Ildiko Breckl i ciemnowosy mczyzna znaj si, i to dobrze. I raczej od dawna. - Krlewicz Viraxas, ksi Kerack, jeszcze przed chwil dziedzic tronu i korony ogosi dudnicym barytonem olbrzym, de Santis. - W chwili obecnej krl Kerack, prawowity wadca kraju. Pierwszy skoni si, a potem uklkn na jedno kolano marszaek dworu. Za nim hod zoy herold. W ich lady poszli seneszale, nisko skaniajc gowy. Ostatnim, ktry si skoni, by Ferrant de Lettenhove. - Wasza Krlewska Mo. - Chwilowo wystarczy Wasza Mio - skorygowa Viraxas. - Peny tytu bdzie mi przysugiwa po koronacji. Z ktr zreszt zwleka nie bdziemy. Im rychlej, tym lepiej. Prawda, panie marszaku? Byo bardzo cicho. Sycha byo, jak ktremu z dworakw burczy w brzuchu. - Mj nieodaowanej pamici ojciec nie yje - przemwi Viraxas. - Odszed do swych sawnych przodkw. Obaj moi modsi bracia, co mnie nie dziwi, s oskareni o zdrad stanu. Proces odbdzie si zgodnie z wol zmarego krla, obaj bracia oka si winnymi i z wyroku sdu opuszcz Kerack na zawsze. Na pokadzie fregaty Acherontia, wynajtej przeze mnie... i przez mych monych przyjaci i protektorw. Zmary krl, wiem to, nie zostawi wanego testamentu ani oficjalnych rozporzdze wzgldem sukcesji.

Respektowabym wol krla, gdyby takie rozporzdzenia byy. Ale ich nie ma. Prawem dziedziczenia korona przynaley wic mnie. Czy wrd obecnych jest kto, kto chciaby temu zaprzeczy? Nikogo takiego wrd obecnych nie byo. Wszyscy obecni w dostatecznym stopniu obdarzeni byli rozsdkiem i instynktem samozachowawczym. - Prosz zatem rozpocz przygotowania do koronacji, niechaj zajm si tym ci, w czyich kompetencjach to ley. Koronacja bdzie poczona z zalubinami. Postanowiem bowiem wskrzesi starodawny obyczaj krlw Kerack, prawo ustanowione przed wiekami.

Goszce, e jeli oblubieniec zmar przed lubem, narzeczon winien polubi najbliszy nieonaty krewny. Ildiko Breckl, zna to byo z jej promieniejcego oblicza, starodawnemu obyczajowi gotowa bya podda si choby zaraz. Inni zgromadzeni milczeli, niezawodnie usiujc przypomnie sobie, kto, kiedy i z jakiej okazji w obyczaj ustanowi. I jakim sposobem mg w obyczaj by ustanowiony przed wiekami, skoro krlestwo Kerack nie istniao nawet lat stu. Zmarszczone mylowym wysikiem czoa dworakw szybko si jednak wygadziy. Wszyscy jak jeden m doszli do waciwego wniosku. e chocia jeszcze nie byo koronacji i chocia tylko Jego Mio, Viraxas to ju praktycznie krl, a krl zawsze ma suszno. - Zniknij std, wiedminie - szepn Ferrant de Lettenhove, wciskajc Geraltowi do rk jego miecz. - Zabierz std Juliana. Znikajcie obaj. Nic nie widzielicie, nic nie syszelicie. Niech nikt was z tym wszystkim nie kojarzy. - Pojmuj - Viraxas zmierzy zebranych dworakw spojrzeniem - i mog rozumie, i dla niektrych spord tu obecnych sytuacja jest zaskakujca. I dla niektrych zmiany zachodz zbyt niespodziewanie i raptownie, a wypadki tocz si zbyt szybko. Nie mog te wykluczy, e dla niektrych z tu obecnych dzieje si nie po ich myli i e stan rzeczy im nie w smak. Pukownik de Santis od razu zdeklarowa si po waciwej stronie i przysig mi wierno. Oczekuj tego samego od pozostaych tu zebranych. - Zaczniemy - skin - od wiernego sugi mego nieodaowanej pamici ojca. Jak te wykonawcy rozkazw mego brata, ktry na ycie ojca si targn. Zaczniemy od krlewskiego instygatora, pana Ferranta de Lettenhove. Instygator skoni si. - ledztwo ci nie minie - zapowiedzia Viraxas. - I wyjawi, jak rol odegrae w spisku ksit. Spisek by fiaskiem, to za kwalifikuje spiskowcw jako nieudolnych. Bd mgbym wybaczy, nieudolnoci nie. Nie u instygatora, stra prawa. Ale to pniej, rozpoczniemy za od rzeczy podstawowych. Zbli si, Ferrant. Chcemy, by pokaza i udowodni, komu suysz. Chcemy, by zoy nam naleny hod. By klk u stp tronu. I pocaowa nasz krlewsk rk. Instygator ruszy posusznie w kierunku podwyszenia. - Znikaj std - zdy jeszcze szepn. - Znikaj jak najprdzej, wiedminie.

Zabawa w ogrodach trwaa w najlepsze.

Lytta Neyd natychmiast dostrzega krew na mankiecie koszuli Geralta. Mozaik te dostrzega, w odrnieniu od Lytty zblada. Jaskier porwa z tacy przechodzcego pazia dwa kielichy, wypi duszkiem jeden po drugim. Porwa dwa nastpne, zaoferowa damom. Odmwiy. Jaskier wypi jeden, drugi z ociganiem wrczy Geraltowi. Koral, mruc oczy, wpatrywaa si w wiedmina, wyranie spita. - Co si stao? - Zaraz si dowiesz. Dzwon na kampanili zacz bi. Bi tak zowieszczo, tak grobowo i tak aobnie, e ucztujcy gocie ucichli. Na przypominajce szafot podwyszenie weszli marszaek dworu i herold. - Przepeniony alem i strapieniem - przemwi w ciszy marszaek - wie smutn wapastwu oznajmi musz. Krl Belohun Pierwszy, nasz uwielbiany, dobry i askawy wadca, srog rk losu poraon umar nagle, zszed by z tego wiata. Ale krlowie Kerack nie umieraj! Krl umar, niech yje krl! Niech yje Jego Krlewska Mo krl Viraxas! Pierworodny syn zmarego krla, prawy dziedzic tronu i korony! Krl Viraxas Pierwszy! Po trzykro niech yje! Niech yje! Niech yje! Chr pochlebcw, wazeliniarzy i dupowazw podchwyci okrzyk. Marszaek uciszy ich gestem. - Krl Viraxas pogry si w aobie, podobnie cay dwr. Uczta jest odwoana, gocie proszeni s o opuszczenie terenu paacu. Krl planuje ryche wasne zalubiny, wtedy uczt si powtrzy. By jado si nie zmarnowao, krl rozkaza, by przeniesiono je do miasta i wystawiono na rynku. Jadem obdarzony zostanie take lud Palmyry. Dla Kerack nadchodzi czas szczliwoci i dobrobytu! - C - owiadczya Koral, poprawiajc wosy. - Wiele jest prawdy w twierdzeniu, e mier pana modego potrafi powanie zakci uroczystoci weselne. Belohun nie by bez wad, ale te i nie by najgorszy, niech spoczywa w spokoju, a ziemia niechaj bdzie mu puchem. Chodmy std. I tak zreszt zaczo robi si nudno. A e dzie jest pikny, pjdziemy pospacerowa po tarasach, popatrzymy na morze. Poeto, bd miy i podaj rami mojej uczennicy. Ja pjd z Geraltem. Bo ma mi co do opowiedzenia, jak mniemam. Byo wczesne popoudnie. Dopiero. Wierzy si nie chciao, e tak wiele zaszo w tak krtkim czasie.

Wojownik nie umiera lekko. mier, by go dopa, musi.stoczy z nim walk. A wojownik atwo mierci nie ulega. Carlos Castaneda, The Wheel of Time

Rozdzia dziewitnasty

- Hej! Patrzcie! - zawoa nagle Jaskier. - Szczur! Geralt nie zareagowa. Zna poet, wiedzia, e zwyk lka si byle czego, zachwyca byle czym i szuka sensacji tam, gdzie zupenie nic na nazw sensacji nie zasugiwao. - Szczur! - nie dawa za wygran Jaskier. - O, drugi! Trzeci! Czwarty! Cholera! Geralt, spjrz! Westchn, spojrza. Podne urwiska pod tarasem roio si od szczurw. Teren midzy Palmyr a wzgrzem y, porusza si, falowa i popiskiwa. Setki, a moe tysice gryzoni uciekao z rejonu portu i ujcia rzeki, mkno pod gr, wzdu palisady, na wzgrza, w lasy. Inni przechodnie te zauwayli zjawisko, zewszd rozbrzmieway okrzyki zdumienia i strachu. - Szczury uciekaj z Palmyry i portu - orzek Jaskier - bo s wystraszone! Wiem, co si stao! Pewnie przybi do brzegu statek szczuroapw! Nikomu nie chciao si komentowa. Geralt star pot z powiek, upa by potworny, gorce powietrze tumio oddech. Spojrza w niebo, przejrzyste, bez jednej chmurki. - Idzie sztorm - Lytta powiedziaa na gos to, co sam pomyla. - Silny sztorm. Szczury to czuj. I ja te to czuj. Czuj to w powietrzu. I ja te, pomyla wiedmin. - Burza - powtrzya Koral. - Burza nadejdzie od morza. - Jaka znowu burza? - Jaskier powachlowa si kapelusikiem. - Skd? Pogoda jak malowanie, niebo czyste, najmniejszego wiaterku. Szkoda, w tym upale przydaby si wiaterek. Morska bryza... Nim dokoczy zdanie, powiao. Lekka bryza niosa zapach morza, dawaa przyjemn ulg, orzewiaa. I szybko przybieraa na sile. Proporce na masztach, niedawno zwisajce luno i smtnie, poruszyy si, zaopotay.

Niebo na horyzoncie pociemniao. Wiatr wzmaga si. Lekki poszum zmienia si w szum, szum przechodzi w wist. Proporce na masztach zafurkotay i zaopotay gwatownie. Zaskrzypiay kurki na dachach i wieach, zazgrzytay i zabrzczay blaszane nasady na kominach. Zaomotay okiennice. Wzleciay tumany kurzu. Jaskier oburcz chwyci kapelusik, w ostatniej chwili, inaczej uleciaby z wiatrem. Mozaik chwycia sukni, nagy powiew zadar szyfon wysoko, do bioder niemal. Nim opanowaa szarpan wiatrem tkanin, Geralt z przyjemnoci przyjrza si jej nogom. Dostrzega jego wzrok. Nie odwrcia oczu. - Burza... - Koral, by mc mwi, musiaa si odwrci, wiatr wia ju tak, e tumi sowa. - Burza! Idzie sztorm! - Bogowie! - krzykn Jaskier, ktry w adnych bogw nie wierzy. - Bogowie! Co si dzieje? Czy to koniec wiata? Niebo ciemniao szybko. A horyzont z granatowego stawa si czarny. Wiatr rs, wiszczc potpieczo. Na redzie za przyldkiem morze wzbierao grzywaczami, fale tuky w falochron, rozbryzgiwaa si biaa piana. Szum morza narasta. Zrobio si ciemno jak w nocy. Wrd stojcych na redzie jednostek dao si widzie poruszenie. Kilka, w tym pocztowy kliper Echo i novigradzki szkuner Pandora Parvi, w popiechu stawiay agle, gotowe ucieka na pene morze. Reszta statkw agle zrzucaa, zostajc na kotwicach. Geralt pamita niektre, obserwowa je z tarasu willi Koral. Alke, koga z Cidaris. Fuchsia, nie pamita, skd. I galeony: Chluba Cintry pod flag z bkitnym krzyem. Trjmasztowy Vertigo z Lan Exeter. Majcy sto dwadziecia stp midzy stewami redaski Albatros. Kilka innych. W tej liczbie fregata Acherontia pod czarnymi aglami. Wiatr ju nie wiszcza. Wy. Geralt zobaczy, jak z kompleksu Palmyry wzlatuje w niebo pierwsza strzecha, jak rozpada si w powietrzu. Nie trzeba byo dugo czeka na drug. Trzeci. I czwart. A wiatr wci si wzmaga. opotanie proporcw przeszo w nieustanny oskot, omotay okiennice, gradem spaday dachwki i rynny, waliy si kominy, roztrzaskiway o bruk donice. Poruszony wichrem zacz bi dzwon na kampanili, urywanym, zalknionym, zowrcym dwikiem. A wiatr wia, wia coraz silniej. I pdzi ku brzegowi coraz wiksze fale. Szum morza narasta, stawa si coraz goniejszy. Wkrtce nie by to ju szum. By to jednostajny i guchy huk, jakby dudnienie jakiej diabelskiej machiny. Fale rosy, zwieczone bia pian way wtaczay si na brzeg. Ziemia draa pod stopami. Wiatr wy.

Echo i Pandora Parvi nie zdoay uciec. Wrciy na red, rzuciy kotwice. Krzyki zgromadzonych na tarasach ludzi rozbrzmiay goniej, pene podziwu i przeraenia. Wycignite rce wskazyway morze. Morzem sza wielka fala. Kolosalna ciana wody. Wznoszca si, wygldao, tak wysoko, jak maszty galeonw. Koral chwycia wiedmina za rami. Mwia co, a raczej usiowaa mwi, wicher skutecznie j kneblowa. - ...cieka! Geralt! Musimy std ucieka! Fala zwalia si na port. Ludzie krzyczeli. Pod naporem mas wody w drzazgi i szczapki poszo molo, wzleciay belki i deski. Zawali si dok, zamay i upady urawie i pylony dwigw. Stojce przy nabrzeu odzie i barkasy fruny w gr jak dziecice zabawki, jak deczki z kory, puszczane przez ulicznikw w rynsztokach. Stojce bliej play chaupy i szopy po prostu zmyo, nie zostao po nich ladu. Fala wdara si w ujcie rzeki, momentalnie zamieniajc je w piekieln kipiel. Z zalewanej Palmyry uciekay tumy ludzi, wikszo umykaa ku Grnemu Miastu, ku stranicy. Ci ocaleli. Cz wybraa brzeg rzeki jako drog ucieczki. Geralt widzia, jak pochania ich woda. - Druga fala! - krzycza Jaskier. - Druga fala! Fakt, bya druga. A potem trzecia. Czwarta. Pita. I szsta. ciany wody toczyy si na red i port. Fale z potn si uderzyy w zakotwiczone statki, te dziko targny si na acuchach, Geralt zobaczy, jak z pokadw spadaj ludzie. Obrcone dziobami pod wiatr statki walczyy dzielnie. Jaki czas. Traciy maszty, jeden po drugim. Potem fale zaczy je nakrywa. Nikny w pianie i wynurzay si, nikny i wynurzay si. Pierwszy przesta si wynurza pocztowy kliper Echo. Po prostu znikn. Po chwili taki sam los spotka Fuchsi, galera zwyczajnie si rozpada. Napity acuch kotwiczny rozerwa kadub Alke, koga w okamgnieniu znikna w otchani. Dzib i forkasztel Albatrosa urway si pod naporem, rozupany statek poszed na dno jak kamie. Kotwica Vertigo zerwaa si, galeon zataczy na grzbiecie fali, obrci si i roztrzaska o falochron. Acherontia, Chluba Cintry, Pandora Parvi i dwa nieznane Geraltowi galeony zrzuciy kotwice, fale uniosy je ku brzegowi. Zabieg tylko z pozoru by rozpaczliwie samobjczy. Kapitanowie mieli do wyboru pewn zagad na kotwicowisku albo ryzykowny manewr wpynicia w ujcie rzeki. Nieznane galeony szans nie miay. aden nie zdoa nawet waciwie si ustawi. Oba roztrzaskay si o pirs.

Chluba Cintry i Acherontia te nie utrzymay sterownoci. Wpady na siebie, szczepiy si, fale cisny je na nabrzee i rozniosy w strzpy. Szcztki poniosa woda. Pandora Parvi taczya i skakaa na falach jak delfin. Ale trzymaa kurs, niesiona prociutko we wrzce jak kocio ujcie Adalatte. Geralt sysza krzyki ludzi, dopingujce kapitana. Koral krzykna, wskazujc. Sza sidma fala. Poprzednie, rwne masztom statkw, Geralt ocenia na jakie pi, sze sni, trzydzieci do czterdziestu stp. To, co teraz szo z morza, zakrywajc sob niebo, byo dwukrotnie wysze. Uciekajcy z Palmyry ludzie, stoczeni przy stranicy, zaczli krzycze. Wicher obala ich, ciska na ziemi, przytacza do ostrokou. Fala runa na Palmyr. I zwyczajnie stara j, zmya z powierzchni ziemi. Woda w okamgnieniu dosiga palisady, pochaniajc cinitych tam ludzi. Niesiona fal masa drewna zwalia si na ostrok, wyamujc pale. Zawalia si i popyna stranica. Niepohamowany wodny taran uderzy w urwisko. Wzgrze zatrzso si tak, e Jaskier i Mozaik upadli, a Geralt z najwyszym trudem utrzyma rwnowag. - Musimy ucieka! - krzykna Koral, uczepiona balustrady. - Geralt! Uciekajmy std! Id nastpne fale! Fala runa na nich, zalaa. Ludzie z tarasu, ci, co nie pierzchnli wczeniej, pierzchali teraz. Uciekali wrd krzyku, wyej, byle wyej, na wzgrze, w stron krlewskiego paacu. Nieliczni zostali. Geralt rozpozna wrd nich Raveng i Ante Derris. Ludzie krzyczeli, wskazywali. Fale podmyy urwisko na prawo od nich, pod dzielnic willow. Pierwsza z willi zoya si jak domek z kart i osuna po pochyoci, prosto w kipiel. Za pierwsz posza druga, trzecia i czwarta. - Miasto si rozpada! - zawy Jaskier. - Rozlatuje si! Lytta Neyd uniosa rce. Wyskandowaa zaklcie. I znika. Mozaik wczepia si w rami Geralta. Jaskier wrzasn. Woda bya ju pod nimi, pod tarasem. A w wodzie byli ludzie. Z gry podawano im tyczki, bosaki, rzucano liny, wycigano. Niedaleko nich potnie zbudowany mczyzna skoczy w kotowisko, wpaw rzuci si na ratunek toncej kobiecie. Mozaik krzykna. Zobaczy taczcy na fali fragment dachu chaupy. I uczepione dachu dzieci. Troje dzieci. cign miecz z plecw. - Trzymaj, Jaskier!

Zrzuci kurtk. I skoczy w wod. To nie byo zwyke pywanie i zwyke pywackie umiejtnoci byy tu na nic. Fale miotay nim w gr, w d i na boki, tuky w niego wirujce w kipieli belki, deski i meble, napierajce masy drewna groziy zgnieceniem na miazg. Gdy wreszcie dopyn i zapa si dachu, by ju mocno poobijany. Dach skaka i krci si na fali jak bk. Dzieciaki dary si na rne gosy. Troje, pomyla. W aden sposb nie zdoam unie caej trjki. Poczu przy ramieniu rami. - Dwoje! - Antea Derris wyplua wod, chwycia jedno z dzieci. - Dwoje bierz! Nie byo to takie proste. Chopczyka cign, cisn pod pach. Spanikowana dziewczynka uczepia si krokwi tak mocno, e dugo nie mg rozewrze chwytu. Pomoga mu fala, zalewajc ich i nakrywajc. Przytopiona dziewczynka pucia krokiew, Geralt cisn j pod drug pach. A potem wszyscy troje zaczli ton. Dzieciaki bulgotay i szarpay si. Geralt walczy. Nie wiedzia, jakim sposobem, ale wynurkowa. Fala cisna nim o mur tarasu, pozbawiajc oddechu. Nie wypuci dzieci. Ludzie z gry krzyczeli, usiowali pomc, poda co, czego mogliby si uchwyci. Nie dali rady. Wir porwa ich i ponis. Zderzy si z kim, bya to Antea Derris z dziewczynk w ramionach. Walczya, ale widzia, e i ona jest u kresu si. Z trudem utrzymywaa nad wod gow dziecka i swoj. Obok plusk, rwcy si oddech. Mozaik. Wyrwaa mu jedno z dzieci, popyna. Widzia, jak uderzya w ni niesiona fal belka. Krzykna, ale nie pucia dziecka. Fala ponownie rzucia ich na mur tarasu. Tym razem ludzie z gry byli przygotowani, przynieli nawet drabiny, wisieli na nich z wycignitymi rkami. Odebrali od nich dzieci. Widzia, jak Jaskier chwyta i wciga na taras Mozaik. Antea Derris spojrzaa na niego. Miaa pikne oczy. Umiechna si. Fala uderzya w nich mas drewna. Wielkimi palami wyrwanymi z ostrokou. Jeden pal ugodzi Ante Derris i przytuk j do tarasu. Antea wyplua krew. Duo krwi. Potem zwiesia gow na pier i znika pod wod. Geralta uderzyy dwa pale, jeden w bark, drugi w biodro. Uderzenia sparalioway go, zdrtwiy momentalnie i zupenie. Zachysn si wod i poszed ku dnu. Kto go chwyci, elaznym, bolesnym chwytem, porwa w gr, ku janiejcej powierzchni. Sign, namaca potny, twardy jak skaa biceps. Siacz pracowa nogami, pru wod jak tryton, woln rk odtrca pywajce wok drewno i obracajcych si w odmcie topielcw. Wynurkowali tu przy tarasie. Z gry krzyki, wiwaty. Wycignite rce.

Po chwili lea w kauy wody, kaszlc, plujc i rzygajc na kamienne pyty tarasu. Obok klcza Jaskier, blady jak papier. Z drugiej strony Mozaik. Te bez rumiecw. Za to z dygoccymi domi. Geralt usiad z trudem. - Antea? Jaskier pokrci gow, odwrci twarz. Mozaik opucia gow na kolana. Widzia, jak wstrzsa ni pacz. Obok siedzia jego wybawca. Siacz. Dokadniej, siaczka. Nieporzdna szczecina na ostrzyonej na zero gowie. Brzuch jak zesznurowany baleron. Bary jak u zapanika. ydki jak u dyskobola. - Zawdziczam ci ycie. - Ale tam... - Komendantka z kordegardy niedbale machna rk. - Nie ma o czym gada. A tak w ogle to jeste dupek i mamy do ciebie rankor, ja i dziewczyny, o tamt drak. Tedy lepiej nam w oczy nie le, bo ci dokopiemy. Jasne? - Jasne. - Ale przyzna trza - komendantka spluna siarczycie, wytrzsna wod z ucha - e odwany z ciebie dupek. Odwany z ciebie dupek, Geralcie z Rivii. - A ty? Jak masz na imi? - Violetta - powiedziaa komendantka i spochmurniaa nagle. - A ona? Tamta... - Antea Derris. - Antea Derris - powtrzya, krzywic wargi. - al. - al. Na tarasie przybyo ludzi, zrobio si toczno. Nie byo ju gronie, pojaniao, wicher przesta d, proporce obwisy. Fale saby, woda cofaa si. Zostawiajc pobojowisko i ruin. I trupy, po ktrych ju aziy kraby. Geralt wsta z wysikiem. Kady ruch i kady gbszy oddech odzyway si w boku tpym blem. Wciekle bolao kolano. Oba rkawy koszuli byy urwane, nie kojarzy, kiedy dokadnie je straci. Skr na lewym okciu, prawym ramieniu i chyba na opatce zdart mia do ywego misa. Krwawi z wielu pytkich skalecze. W sumie nic powanego, nic, czym naleaoby si przejmowa. Soce przedaro si przez chmury, zalniy odblaski na spokojniejcym morzu. Bysn dach latarni morskiej z kraca przyldka, latarni z biaej i czerwonej cegy, reliktu z czasw elfich. Reliktu, ktry przetrwa ju niejedn tak burz. I niejedn, wygldao, jeszcze przetrwa.

Pokonawszy spokojne ju, cho mocno zawalone pywajcym mieciem ujcie rzeki, na red wychodzi szkuner Pandora Parvi, pod penymi aglami, jak na paradzie. Tum wiwatowa. Geralt pomg wsta Mozaik. Na dziewczynie te nie zostao wiele z odziey. Jaskier poda jej paszcz do okrycia. I zachrzka znaczco. Przed nimi staa Lytta Neyd. Z lekarsk torb na ramieniu. - Wrciam - powiedziaa, patrzc na wiedmina. - Nie - zaprzeczy. - Odesza. Spojrzaa na niego. Zimnymi, obcymi oczyma. A zaraz potem skoncentrowaa wzrok na czym bardzo dalekim, pooonym bardzo daleko za prawym ramieniem wiedmina. - Tak wic chcesz to rozegra - stwierdzia chodno. - Takie wspomnienie pozostawi. C, twoja wola, twj wybr. Cho styl moge wybra nieco mniej patetyczny. Bywaj wic. Id udziela pomocy rannym i potrzebujcym. Ty najwyraniej nie potrzebujesz mojej pomocy. Ani mnie samej. Mozaik! Mozaik pokrcia gow. Uja Geralta pod rami. Koral parskna. - Wic tak? Tak chcesz? W ten sposb? C, twoja wola. Twj wybr. egnam. Odwrcia si i odesza.

W tumie, ktry zacz gromadzi si na tarasie, zjawi si Febus Ravenga. Musia bra udzia w akcji ratunkowej, bo mokre ubranie wisiao na nim w strzpach. Jaki usuny totumfacki podszed i poda mu kapelusz. A raczej to, co z niego zostao. - Co teraz? - spyta kto z tumu. - Co teraz, panie rajco? - Co teraz? Co robi? Ravenga spojrza na nich. Patrzy dugo. Potem wyprostowa si, wy kapelusz i woy go na gow. - Pochowa zmarych - powiedzia. - Zatroszczy si o ywych. I bra si za odbudow.

Uderzy dzwon na kampanili. Jakby chcia zaznaczy, e przetrwa. e cho wiele si zmienio, to pewne rzeczy s niezmienne.

- Chodmy std. - Geralt wycign zza konierza mokre wodorosty. - Jaskier? Gdzie mj miecz? Jaskier zachysn si, wskazujc puste miejsce pod murem. - Przed chwil... Przed chwil tu byy! Twj miecz i twoja kurtka! Ukradli! Kurwa ich ma! Ukradli! Hej, ludzie! Tu by miecz! Prosz odda! Ludzie! Ach, wy skurwysyny! eby was pokrcio! Wiedmin nagle poczu si le. Mozaik podtrzymaa go. Kiepsko ze mn, pomyla. Kiepsko ze mn, jeli wspiera musz mnie dziewczyny. - Mam do tego miasta - powiedzia. - Do wszystkiego, czym to miasto jest. I co sob przedstawia. Chodmy std. Jak najszybciej. I jak najdalej.

Interludium

Dwanacie dni pniej

Fontanna popluskiwaa cichutko, cembrowina pachniaa mokrym kamieniem. Pachniay kwiaty, pachnia bluszcz, pncy si po cianach patio. Pachniay jabka na paterze na marmurowym blacie stolika. Dwa kielichy potniay od schodzonego wina. Przy stoliku zasiaday dwie kobiety. Dwie czarodziejki. Gdyby trafunkiem znalaz si w pobliu kto artystycznie wraliwy, malarskiej wyobrani peen i do lirycznych alegorii zdolen, nie miaby w kto problemu z przedstawieniem obu. Pomiennoruda Lytta Neyd w cynobrowo-zielonej sukni bya jak zachd soca we wrzeniu. Yennefer z Vengerbergu, czarnowosa, odziana w kompozycj czerni i bieli, przywodzia na myl grudniowy poranek. - Wikszo ssiednich willi - przerwaa milczenie Yennefer - ley w gruzach u stp urwiska. A twoja nietknita. Nie spada nawet jedna dachwka. Szczciara z ciebie, Koral. Rozwa, radz, kupno losu na loterii. - Kapani - umiechna si Lytta Neyd - nie nazwaliby tego szczciem. Powiedzieliby, e to protekcja bstw i niebiaskich si. Bstwa roztaczaj protekcj nad sprawiedliwymi i chroni cnotliwych. Nagradzaj poczciwo i prawo.- Jasne. Nagradzaj. Jeli zechc i s akurat w pobliu. Twoje zdrowie, przyjaciko. - Twoje zdrowie, przyjaciko. Mozaik! Nalej pani Yennefer. Jej kielich jest pusty. - Za wzgldem willi - Lytta odprowadzia Mozaik wzrokiem - to jest ona do kupienia. Sprzedaj, bo... Bo musz si wyprowadzi. Aura Kerack przestaa mi suy. Yennefer uniosa brwi. Lytta nie kazaa jej czeka. - Krl Viraxas - rzeka z ledwie syszalnym przeksem - rozpocz panowanie od icie krlewskich edyktw. Primo, dzie jego koronacji oznajmia si w krlestwie Kerack witem pastwowym i dniem wolnym od pracy. Secundo, ogasza si amnesti... dla kryminalnych, polityczni siedz dalej i to bez prawa do widze tudzie korespondencji. Tertio, podnosi si o sto procent ca i opaty portowe. Quarto, w terminie dwch tygodni Kerack opuci musz wszyscy nieludzie i mieszacy, szkodzcy gospodarce pastwa i pozbawiajcy pracy ludzi

czystej krwi. Quinto, w Kerack zabrania si uprawiania jakiejkolwiek magii bez zgody krla i nie zezwala si magikom na posiadanie gruntw tudzie nieruchomoci. Zamieszkujcy Kerack czarodzieje musz wyzby si nieruchomoci i uzyska licencj. Lub krlestwo opuci. - Wspaniay dowd wdzicznoci - parskna Yennefer. - A wie niesie, e to czarodzieje wynieli Viraxasa na tron. e zorganizowali i sfinansowali jego powrt. I wspomogli w przejciu wadzy. - Dobrze wie niesie. Viraxas sowicie opaci si za to Kapitule, w tym wanie celu podnosi ca i liczy na konfiskaty majtkw nieludzi. Edykt dotyczy mnie osobicie, aden inny czarodziej nie ma w Kerack domu. To zemsta Ildiko Breckl. Oraz rewan za pomoc medyczn, wiadczon tutejszym niewiastom, ktr doradcy Viraxasa uznali za niemoraln Kapitua mogaby w mojej sprawie wywrze presj, ale tego nie uczyni. Kapitule mao uzyskanych od Viraxasa przywilejw handlowych, udziaw w stoczni i spkach morskich. Negocjuje dalsze i nie myli osabia swej pozycji. Tedy uznanej za persona non grata przyjdzie mi emigrowa w poszukiwaniu pastwisk nowych. - Co, jak jednak sdz, uczynisz bez wikszego alu. Pod obecnymi rzdami Kerack nie ma, jak sdz, wikszych szans w konkursie na najsympatyczniejsze miejsce pod socem. T will sprzedasz, kupisz inn. Choby w Lyrii, w grach. W modzie teraz lyrijskie gry. Sporo czarodziejw si tam przenioso, bo i adnie tam, i podatki rozsdne. - Nie lubi gr. Wol morze. Nie ma obawy, znajd jak przysta bez wikszego trudu, przy mojej specjalnoci. Kobiety s wszdzie i wszystkie mnie potrzebuj. Pij, Yennefer. Twoje zdrowie. - Zachcasz do picia, a sama ledwie moczysz usta. Czyby bya niezdrowa? Nie wygldasz najlepiej. Lytta westchna teatralnie. - Ostatnie dni byy cikie. Przewrt paacowy, ta straszna burza, ach... Do tego te poranne nudnoci... Wiem, min po pierwszym trymestrze. Ale to jeszcze cae dwa miesice... W ciszy, jaka zapada, dao si sysze brzczenie osy, krcej nad jabkiem. - Ha, ha - przerwaa cisz Koral. - artowaam. auj, e nie moesz zobaczy wasnej miny. Daa si nabra! Ha, ha. Yennefer spojrzaa w gr, na obronity bluszczem szczyt muru. I dugo mu si przypatrywaa. - Daa si nabra - podja Lytta. - I zao si, e od razu zapracowaa wyobrania. Od razu skojarzya, przyznaj, mj stan bogosawiony z... Nie rb min, nie rb min. Wieci

musiay do ciebie dotrze, plotka wszak rozesza si jak krgi na wodzie. Ale bd spokojna, nie ma w pogoskach krztyny prawdy. Na zajcie w ci szanse mam nie wiksze ni ty, nic si w tym wzgldzie nie zmienio. A z twoim wiedminem czyy mnie wycznie interesy. Sprawy zawodowe. Nic wicej. - Ach. - Posplstwo jak to posplstwo, kocha plotki. Zobacz kobiet z mczyzn, z miejsca robi z tego afer miosn. Wiedmin, przyznaj, bywa u mnie wcale czsto. I owszem, widywano nas razem na miecie. Ale chodzio, powtarzam, tylko o interesy. Yennefer odstawia kielich, opara okcie o blat, zczya czubki palcw, skadajc donie w daszek. I spojrzaa rudowosej czarodziejce w oczy. - Primo - Lytta kaszlna lekko, ale nie spucia wzroku - nigdy nie zrobiabym czego podobnego przyjacice. Secundo, twj wiedmin zupenie nie by mn zainteresowany. - Nie by? - Yennefer uniosa brwi. - Doprawdy? Czym to wyjani? - Moe - Koral umiechna si lekko - przestay go interesowa kobiety w wieku podeszym? Niezalenie od ich aktualnej prezencji? Moe woli te prawdziwie mode? Mozaik! Pozwl tu do nas. Tylko popatrz, Yennefer. Kwitnca modo. I do niedawna niewinno. - Ona? - achna si Yennefer. - On z ni? Z twoj uczennic? - No, Mozaik. Prosimy. Opowiedz nam o twej miosnej przygodzie. Ciekawemy posucha. Uwielbiamy romanse. Opowieci o nieszczliwych miociach. Im

nieszczliwszych, tym lepiej. - Pani Lytto... - Dziewczyna, miast si zaczerwieni, zblada jak trup. - Prosz... Ju mnie przecie za to ukaraa... Ile razy mona kara za to samo przewinienie? Nie ka mi... - Opowiadaj! - Daj pokj, Koral - machna rk Yennefer. - Nie drcz jej. Nadto wcale nie ciekawam. - W to akurat nie uwierz. - Lytta Neyd umiechna si zoliwie. - Ale dobrze, dziewczynie daruj, faktycznie, kar ju jej wymierzyam, win wybaczyam i pozwoliam kontynuowa nauk. I przestay mnie ju bawi jej mamrotane wyznania. Streszcz: zadurzya si w wiedminie i ucieka z nim. A on, gdy si znudzi, zwyczajnie j porzuci. Ktrego ranka obudzia si sama. Po kochanku ostyga pociel i przepad lad. Odszed, bo musia. Rozwia si jak dym. Przemino z wiatrem. Mozaik, cho wydawao si to niemoliwe, zblada jeszcze bardziej. Donie jej dray.

- Zostawi kwiaty - powiedziaa cicho Yennefer. - Bukiecik kwiatw. Prawda? Mozaik uniosa gow. Ale nie odpowiedziaa. - Kwiaty i list - powtrzya Yennefer. Mozaik milczaa. Ale rumiece powoli wracay na jej twarz. - List - powiedziaa Lytta Neyd, patrzc na dziewczyn badawczo. - O licie mi nie mwia. Nie wspomniaa o tym. Mozaik zacia usta. - A wic to dlatego - dokoczya pozornie spokojnie Lytta. - To dlatego wrcia, cho kary moga spodziewa si surowej, duo surowszej od tej, ktr w rezultacie poniosa. To on nakaza ci wrci. Gdyby nie to, nie wrciaby. Mozaik nie odpowiedziaa. Yennefer milczaa rwnie, nakrcajc na palec czarny lok. Nagle uniosa gow, spojrzaa w oczy dziewczyny. I umiechna si. - Kaza ci wrci do mnie - powiedziaa Lytta Neyd. - Kaza ci wrci, cho mg imaginowa, co ci moe z mojej strony spotka. Tego si po nim, przyznam, nie spodziewaam. Fontanna popluskiwaa, pachniaa mokrym kamieniem. Pachniay kwiaty, pachnia bluszcz. - Tym mnie zaskoczy - powtrzya Lytta. - Nie spodziewaam si tego po nim. - Bo go nie znaa, Koral - odrzeka spokojnie Yennefer. - W ogle go nie znaa.

What you are I cannot say; Only this I know full wel When I touched your face today Drifts of blossom flushed and fell. Siegfried Sassoon

Rozdzia dwudziesty

Chopiec stajenny dosta p korony ju z wieczora, konie czekay osiodane. Jaskier ziewa i drapa si w kark. - Bogowie, Geralt... Naprawd musimy tak wczenie? Przecie jeszcze ciemno... - Nie jest ciemno. Jest w sam raz. Soce wzejdzie najdalej za godzin. - Dopiero za godzin - Jaskier wgramoli si na siodo waacha. - A t godzin pospabym raczej... Geralt wskoczy na kulbak, po namyle wrczy stajennemu drug pkoronwk. - Jest sierpie - powiedzia. - Od wschodu do zachodu jakie czternacie godzin. Chciabym przez ten czas ujecha jak najdalej. Jaskier ziewn. I jak gdyby dopiero teraz zobaczy nieosiodan jabkowit klacz, stojc w boksie za przegrod. Klacz machna bem, jakby chcc o sobie przypomnie. - Zaraz - zreflektowa si poeta. - A ona? Mozaik? - Ona z nami dalej nie jedzie. Rozstajemy si. - Jak to? Nie rozumiem... Czy moesz askawie wyjani... - Nie mog. Nie teraz. W drog, Jaskier. - Czy ty na pewno wiesz, co robisz? Masz pen wiadomo? - Nie. Penej nie mam. Ani sowa wicej, nie chc o tym teraz mwi. Jedziemy. Jaskier westchn. Popdzi waacha. Obejrza si. i westchn jeszcze raz. By poet, mia wic prawo wzdycha, ile chcia. Zajazd Sekret i Szept wcale adnie prezentowa si na tle zorzy, w mglistej powiacie przedwitu. Pomylaby, toncy w malwach, otulony powojem i bluszczem dwr wrki, lena witynia tajemnej mioci. Poeta zaduma si.

Westchn, ziewn, charkn, splun, otuli si paszczem, popdzi konia. Przez te kilka chwil zadumy zosta w tyle. Geralta ledwie ju byo wida we mgle. Wiedmin jecha szybko. I nie oglda si.

- Prosz, oto wino - oberysta postawi na stole fajansowy dzban. - Jabecznik z Rivii, wedle yczenia. ona za prosia spyta, jak te panowie znajduj wieprzowink. - Znajdujemy j wrd kaszy - odrzek Jaskier. - Co jaki czas. Nie tak czsto, jakbymy chcieli. Obera, do ktrej dotarli pod koniec dnia, bya, co obwieszcza barwny szyld, ober Pod Dzikiem i Jeleniem. Ale to bya jedyna oferowana przez przybytek dziczyzna, w jadospisie jej nie uwiadczye. Tutejszym daniem firmowym bya kasza z kawakami tustej wieprzowiny i zawiesistym cebulowym sosem. Jaskier dla zasady chyba pokrci troch nosem na nadto plebejskie jego zdaniem jado. Geralt nie narzeka. Wieprzowinie niewiele mona byo zarzuci, sos by znony, a kasza dogotowana - zwaszcza to ostatnie za udawao si kucharkom w dalece nie kadej przydronej karczmie. Mogli trafi gorzej, zwaszcza e wybr by ograniczony. Geralt upar si, by za dnia pokona jak najwikszy dystans, i we wczeniej mijanych zajazdach zatrzymywa si nie chcia. Nie tylko dla nich, jak si okazao, karczma Pod Dzikiem i Jeleniem okazaa si met ostatniego etapu dziennej wdrwki. Jedn z aw pod cian zajmowali przejezdni kupcy. Kupcy nowoczeni, w odrnieniu od tradycyjnych nie gardzcy sugami i nie poczytujcy sobie za ujm siadania wraz z nimi do posikw. Nowoczesno i tolerancja miay, rzecz jasna, swoje granice - kupcy zajmowali jeden kraniec stou, sudzy drugi, lini demarkacyjn atwo byo zauway. Rwnie wrd da. Pachocy jedli wieprzowin w kaszy, specjalno lokalnej kuchni, popijali za cienkim piwem. Panowie kupcy dostali po kurczaku i kilka gsiorkw wina. Przy stole przeciwlegym, pod wypchanym bem dzika, wieczerzaa para: jasnowosa dziewczyna i starszy mczyzna. Dziewczyna odziana bya bogato, bardzo powanie, wcale nie po dziewczcemu. Mczyzna wyglda na urzdnika i to nie najwyszego bynajmniej szczebla. Para wieczerzaa pospou, rozmow wioda do oywion, ale bya to znajomo niedawna i raczej przypadkowa, dao si to wywnioskowa z zachowania urzdnika wanie, uporczywie nadskakujcego dziewczynie w ewidentnej nadziei na co wicej, co dziewczyna przyjmowaa z uprzejm, acz wyranie ironiczn rezerw.

Jedn z krtszych aw zajmoway cztery kapanki. Wdrowne uzdrowicielki, co atwo byo pozna po szarych szatach i skrywajcych wosy obcisych kapturkach. Posiek, ktry spoyway, by, jak zauway Geralt, wicej ni skromny, co jakby pczak bez omasty. Kapanki nigdy nie day za leczenie zapaty, leczyy wszystkich i za darmo, zwyczaj kaza w zamian za to udziela im, gdy prosiy, gociny i noclegu. Oberysta spod Dzika i Jelenia zwyczaj zna, ale najwyraniej mia zamiar wykpi si ze jak najtaszym kosztem. Na awie ssiedniej, pod jelenim poroem, rozpierali si trzej miejscowi, zajci flaszk ytniwki, ewidentnie nie pierwsz. Zaspokoiwszy bowiem ju jako tako cowieczorne zapotrzebowanie, rozgldali si za rozrywk. Znaleli szybko, ma si rozumie. Kapanki miay pecha. Cho zapewne ju do takich rzeczy przywyky. St w kcie izby zajmowa tylko jeden go. Podobnie jak st skryty w cieniu. Go, jak zauway Geralt, nie jad ani nie pi. Siedzia nieruchomo, oparty plecami o cian. Trzej miejscowi nie ustawali, ich kierowane pod adresem kapanek zaczepki i arty staway si coraz bardziej wulgarne i obsceniczne. Kapanki zachowyway stoicki spokj, zupenie nie zwracay uwagi. Miejscowych najwyraniej zaczynao to rozwciecza, coraz bardziej w miar ubywania ytniwki we flaszy. Geralt j szybciej pracowa yk. Postanowi obi gorzakosiom mordy, a nie chcia, by mu przez to kasza wystyga. - Wiedmin Geralt z Rivii. W kcie, w cieniu, rozbysn nagle ogie. Siedzcy za stoem samotny mczyzna unis rk nad blatem. Z jego palcw wystrzeliy falujce jzyczki pomieni. Mczyzna zbliy do do stojcego na stole wiecznika, po kolei zapali wszystkie trzy wiece. Pozwoli, by dobrze go owietliy. Mia wosy szare jak popi, na skroniach przetykane nienobiaymi pasmami. Trupioblad twarz. Haczykowaty nos. I jasnote oczy z pionow renic. Na jego szyi, wyuskany spod koszuli, byszcza w wietle wiec srebrny medalion. Gowa szczerzcego zby kota. - Wiedmin Geralt z Rivii - powtrzy mczyzna w ciszy, jaka zapada w izbie. - W drodze do Wyzimy, jak sdz? Po nagrod obiecan przez krla Foltesta? Po dwa tysice orenw? Dobrze zgaduj? Geralt nie odpowiedzia. Nie drgn nawet. - Nie pytam, czy wiesz, kim jestem. Bo zapewne wiesz. - Niewielu was zostao - odrzek spokojnie Geralt. - Tote doliczy si atwiej. Jeste Brehen. Zwany te Kotem z Iello.

- Prosz, prosz - parskn mczyzna z kocim medalionem. - Sawny Biay Wilk raczy zna moje miano. Prawdziwy zaszczyt. To, e zamierzasz ukra mi nagrod, te mam sobie pewnie za zaszczyt poczyta? Mam moe ustpi pierwszestwa, ukoni si i przeprosi? Jak w wilczym stadzie, odstpi od zdobyczy i czeka, merdajc ogonem, a przewodnik stada si nasyci? A askawie raczy zostawi resztki? Geralt milcza. - Nie ustpi ci pierwszestwa - podj Brehen, zwany Kotem z Iello. - I nie podziel si. Nie pojedziesz do Wyzimy, Biay Wilku. Nie ukradniesz mi nagrody. Wie niesie, e Vesemir wyda na mnie wyrok. Masz okazj go wykona. Wyjd przed karczm. Na majdan. - Nie bd z tob walczy. Mczyzna z kocim medalionem zerwa si zza stou ruchem tak szybkim, e zamaza si w oczach. Bysn poderwany z blatu miecz. Mczyzna chwyci jedn z kapanek za kaptur, cign j z awy, rzuci na kolana i przyoy kling do szyi. - Bdziesz ze mn walczy - powiedzia zimno, patrzc na Geralta. - Wyjdziesz na majdan, nim dolicz do trzech. W przeciwnym razie krew kapanki zbryzga ciany, sufit i meble. A potem bd zarzyna pozostae. Po kolei. Niech nikt si nie rusza! Niech nikt nawet nie drgnie! Cisza zapada w karczmie, cisza gucha i zupena. Wszyscy zamarli. I gapili si z otwartymi gbami. - Nie bd z tob walczy - powtrzy spokojnie Geralt. - Ale jeeli skrzywdzisz t kobiet, umrzesz. - Jeden z nas umrze, to pewne. Tam, na majdanie. Ale to raczej nie bd ja. Skradziono, niesie wie, twe synne miecze. A w nowe, jak widz, zaniedbae si zaopatrzy. Zaiste, wielkiej trzeba pychy, by i kra komu nagrod, nie uzbroiwszy si wprzdy. A moe synny Biay Wilk jest tak dobry, e nie potrzebuje stali? Chrobotno odsuwane krzeso. Jasnowosa dziewczyna wstaa. Podniosa spod stou poduny pakunek. Pooya go przed Geraltem i cofna si na miejsce, siadajc obok urzdnika. Wiedzia, co to jest. Zanim jeszcze rozwiza rzemie i rozwin wojok. Miecz ze stali syderytowej, dugo cakowita czterdzieci i p cala, gownia duga na dwadziecia siedem i wier. Waga trzydzieci siedem uncji. Rkoje i jelec proste, ale eleganckie.

Drugi miecz, podobnej dugoci i wagi, srebrny. Czciowo, oczywicie, czyste srebro jest za mikkie, by dobrze je naostrzy. Na jelcu magiczne glify, na caej dugoci klingi wytrawione znaki runiczne. Rzeczoznawcy Pyrala Pratta nie umieli ich odczyta, wystawiajc tym samym kiepskie wiadectwo swemu znawstwu. Prastare runy tworzyy napis. Dubhenn haern am glandeal, morch am fhean aiesin. Mj bysk przebije ciemnoci, moja jasno mroki rozproszy. Geralt wsta. Wydoby stalowy miecz z pochwy. Wolnym i jednostajnym ruchem. Nie patrzy na Brehena. Patrzy na kling. - Pu kobiet - powiedzia spokojnie. - Natychmiast. W przeciwnym razie umrzesz. Rka Brehena drgna, po szyi kapanki pocieka struka krwi. Kapanka nawet nie jkna. - Jestem w potrzebie - zasycza Kot z Iello. - Ta nagroda musi by moja! - Pu kobiet, powiedziaem. W przeciwnym razie ci zabij. Nie na majdanie, lecz tu, na miejscu. Brehen zgarbi si. Dysza ciko. Oczy byszczay mu zowrogo, paskudnie krzywiy si wargi. Bielay knykcie zacinitych na rkojeci palcw. Nagle puci kapank, odepchn j. Ludzie w karczmie zadreli, jakby obudzeni z koszmarnego snu. Popyny westchnienia i gbokie oddechy. - Zima przyjdzie - powiedzia z wysikiem Brehen. - A ja w odrnieniu od niektrych nie mam gdzie zimowa. Przytulne i ciepe Kaer Morhen nie dla mnie! - Nie - odrzek Geralt. - Nie dla ciebie. I dobrze wiesz, co jest powodem. - Kaer Morhen tylko dla was, dobrych, prawych i sprawiedliwych, tak? Hipokryci zasrani. Jestecie takimi samymi mordercami jak my, niczym si od nas nie rnicie! - Wyjd - powiedzia Geralt. - Opu to miejsce i ruszaj w swoj drog. Brehen schowa miecz. Wyprostowa si. Gdy szed przez izb, jego oczy si zmieniay. renice wypeniay cae tczwki. - Kamstwem jest - powiedzia Geralt, gdy Brehen go mija - jakoby Vesemir wyda na ciebie wyrok. Wiedmini nie walcz z wiedminami, nie krzyuj z nimi mieczy. Ale jeli kiedykolwiek powtrzy si to, co stao si w Iello, jeli dojdzie do mnie wie o czym takim... Wtedy zrobi wyjtek. Odszukam ci i zabij. Potraktuj ostrzeenie powanie. Gucha cisza panowaa w izbie karczemnej jeszcze dobrych kilka chwil po tym, jak za Brehenem zamkny si drzwi. Pene ulgi westchnienie Jaskra zdao si w tej ciszy cakiem dononym. Krtko po tym zacz si ruch. Miejscowi gorzakosie zmyli si chykiem, nawet nie dopiwszy gorzaki - do koca. Kupcy wytrwali, cho cichli i pobledli, rozkazali jednak

odej od stou czeladzi, ewidentnie z zadaniem pilnego strowania przy wozach i koniach, zagroonych, gdy takie szemrane towarzystwo byo w pobliu. Kapanki opatrzyy skaleczon szyj towarzyszki, podzikoway Geraltowi milczcymi ukonami i uday si na spoczynek, prawdopodobnie do stodoy, wtpliwym byo, by karczmarz udostpni im ka w izbie sypialnej. Geralt ukonem i gestem zaprosi do stou jasnowos, za spraw ktrej odzyska miecze. Skorzystaa z zaproszenia wyranie chtnie, cakiem bez alu porzucia dotychczasowego towarzysza, owego urzdnika, zostawiajc go z naburmuszon min. - Jestem Tiziana Frevi - przedstawia si, podajc Geraltowi rk i po msku j ciskajc. - Mio ci pozna. - Caa przyjemno po mojej stronie. - Byo troch nerwowo, co? Wieczory w przydronych zajazdach bywaj nudne, dzi byo interesujco. W pewnym momencie nawet troszk zaczam si ba. Ale, jak mi si zdaje, to byy tylko takie mskie zawody? Pojedynek na testosteron? Albo wzajemne porwnanie, czyj jest duszy? Realnego zagroenia nie byo? - Nie byo - skama. - Gwnie dziki mieczom, ktre za twoj spraw odzyskaem. Dzikuj za nie. Ale w gow zachodz, jakim sposobem znalazy si w twoim posiadaniu. - Miao to pozosta sekretem - wyjania swobodnie. - Polecono mi podrzuci ci miecze cichcem i skrycie, po czym znikn. Ale warunki nagle ulegy zmianie. Musiaam, bo tego daa sytuacja, odda ci bro jawnie, z odkryt, e si tak wyra, przybic. Odmwi wyjanie teraz byoby nieuprzejmie. Dlatego wyjanie nie odmwi, przyjmujc odpowiedzialno za zdrad tajemnicy. Miecze otrzymaam od Yennefer z Vengerbergu. Miao to miejsce w Novigradzie, dwa tygodnie temu. Jestem dwimveandr. Spotkaam Yennefer przypadkiem, u mistrzyni, u ktrej wanie skoczyam praktyk. Gdy dowiedziaa si, e ruszam na poudnie, i gdy moja mistrzyni porczya za mnie, pani Yennefer zlecia mi t misj. I daa list polecajcy do znajomej magiczki z Mariboru, u ktrej zamierzam teraz praktykowa. - Jak... - Geralt przekn lin. - Jak ona si ma? Yennefer? Wszystko u niej w porzdku? - W jak najlepszym, sdz. - Tiziana Frevi spojrzaa na niego spod rzs. - Ma si wietnie, wyglda tak, e pozazdroci. I zazdroszcz, jeli mam by szczera. Geralt wsta. Podszed do karczmarza, ktry ze strachu niemal nie zemdla.

- Ale nie trzeba byo... - rzeka skromnie Tiziana, gdy po chwili karczmarz postawi przed nimi gsior Est Est, najdroszego biaego z Toussaint. I kilka dodatkowych wiec, zatknitych w szyjki starych butelek. - Zbytek subiekcji, naprawd - dodaa, gdy za moment na st wjechay pmiski, jeden z plasterkami surowej podsuszanej szynki, drugi z wdzonymi pstrgami, trzeci z asortymentem serw. - Nadto si wykosztujesz, wiedminie. - Jest okazja. I jest wietne towarzystwo. Podzikowaa skinieniem gowy. I umiechem. adnym umiechem. Kada koczca szko magii czarodziejka stawaa przed wyborem. Moga zosta w uczelni jako asystentka mistrzy-Preceptorek. Moga prosi ktr z niezalenych mistrzy o przyjcie pod dach w charakterze staej praktykantki. Lub moga wybra drog dwimveandry. System zapoyczony zosta od cechw. W wielu z nich wyzwalany na czeladnika ucze mia obowizek podj wdrwk, podczas ktrej ima si pracy dorywczej, w rnych warsztatach, u rnych mistrzw, to tu, to tam, wreszcie po kilku latach wraca, by ubiega si o egzamin i promocj mistrzowsk. Rnice jednak byy. Zmuszonym do wdrwki, a nie znajdujcym pracy czeladnikom nader czsto zaglda w oczy gd, a wdrwka czsto stawaa si tuaczk. Dwimveandr zostawao si z wasnej woli i ochoty, a Kapitua czarodziejw utworzya dla wdrujcych magiczek specjalny fundusz stypendialny, z tego, co Geralt sysza, wcale niemay. - Ten przeraajcy typ - wczy si do rozmowy poeta - nosi medalion podobny do twojego. To by jeden z Kotw, prawda? - Prawda. Nie chc o tym mwi, Jaskier. - Osawione Koty - poeta zwrci si do czarodziejki. - Wiedmini, ale nieudani. Nieudane mutacje. Szalecy, psychopaci i sadyci. Kotami przezwali si sami, bo s faktycznie jak koty, agresywni, okrutni, nieprzewidywalni i nieobliczalni. A Geralt jak zwykle bagatelizuje, by nas uspokoi. Bo zagroenie byo, i to wielkie. Cud, e obyo si bez rbaniny, krwi i trupw. Byaby masakra, jak w Iello cztery lata temu. W kadej chwili oczekiwaem... - Geralt prosi, by o tym nie mwi - ucia Tiziana Frevi, grzecznie, ale stanowczo. Uszanujmy to. Spojrza na ni z sympati. Wydaa mu si mia. I adna. Nawet bardzo adna. Czarodziejkom, jak wiedzia, urod poprawiano, presti profesji wymaga, by magiczka budzia podziw. Ale upikszanie nigdy nie byo perfekcyjne, zawsze co zostawao.

Tiziana Frevi nie bya wyjtkiem. Jej czoo, tu pod lini wosw, znaczyo kilka ledwo zauwaalnych ladw po ospie, przechodzonej zapewne w dziecistwie, gdy nie miaa jeszcze immunitetu. Wykrj adnych ust odrobink psua maa falista blizna nad grn warg Geralt po raz nie wiadomo ktry poczu zo, zo na swj wzrok, na oczy, kace dostrzega tak niewiele znaczce szczegy, detaliki, ktre wszak byy niczym wobec faktu, e Tiziana siedziaa z nim za jednym stoem, pia Est Est, jada wdzonego pstrga i umiechaa si do niego. Wiedmin widzia i zna naprawd niewiele kobiet, urod ktrych uzna mona by za nieskaziteln szanse za, by ktra z nich umiechna si do niego, mia podstawy kalkulowa na rwne zeru. - Mwi o jakiej nagrodzie... - Jaskra, gdy wsiad na jaki temat, trudno byo zmusi do rezygnacji. - Ktre z was wie, o co chodzio? Geralt? - Pojcia nie mam. - A ja wiem - pochwalia si Tiziana Frevi. - I dziwi si, e nie syszelicie, bo to gona sprawa. Foltest, krl Temerii, wyznaczy ot nagrod. Za zdjcie uroku z crki, ktr zaczarowano. Ukuto wrzecionem i upiono snem wiecznym, biedulka, jak gosi plotka, ley w trumnie w kasztelu zarosym gogami. Wedug innej plotki trumna jest szklana i umieszczono j na szczycie szklanej gry. Wedug innej krlewn przemieniono w abdzia. Wedug innej w straszliwego potwora, w strzyg. Skutkiem kltwy, bo krlewna to owoc zwizku kazirodczego. Plotki te podobno wymyla i rozsiewa Vizimir, krl Redanii, ktry ma z Foltestem zatargi terytorialne, mocno jest z nim skcony i ze skry wyazi, by mu dokuczy. - Faktycznie wyglda to na wymys - oceni Geralt. - Oparty na bajce czy te klechdzie. Zaklta i przemieniona krlewna, kltwa jako kara za kazirodztwo, nagroda za odczarowanie. Klasyka i bana. Ten, kto to wyduma, nie wysili si zbytnio. - Sprawa - dorzucia dwimveandra - ma ewidentny podtekst polityczny, dlatego Kapitua zabronia angaowa si w ni czarodziejom. - Bajka czy nie, ale ten cay Kot w to wierzy - orzek Jaskier. - Ewidentnie spieszy do Wyzimy wanie, do tej zaczarowanej krlewny, by odczyni uroki i zgarn obiecan przez krla Foltesta nagrod. Nabra podejrze, e Geralt te tam zmierza i chce go ubiec. - By w bdzie - odrzek sucho Geralt. - Nie wybieram si do Wyzimy. Nie zamierzam pcha palcw w ten polityczny kocio. To robota w sam raz dla kogo takiego jak Brehen, bdcy, jak sam mwi, w potrzebie. Ja w potrzebie nie jestem. Miecze odzyskaem, wykosztowywa si na nowe nie musz. rodki utrzymania mam. Dziki czarodziejom z Rissbergu...

- Wiedmin Geralt z Rivii? - Owszem. - Geralt zmierzy wzrokiem urzdnika, stojcego obok z naburmuszon min. - A kto pyta? - To nieistotne. - Urzdnik zadar gow i wyd usta, usiujc wyda si wanym. Istotny jest pozew sdowy. Ktry niniejszym wam wrczam. Przy wiadkach. Zgodnie z prawem. Urzdnik wrczy wiedminowi rulonik papieru. Po czym wyszed, nie omieszkawszy obdarzy Tiziany Frevi spojrzeniem penym pogardy. Geralt zerwa piecz, rozwin rulonik. - Datum ex Castello Rissberg, die 20 mens. Jul. anno 1245 post Resurrectionem odczyta. - Do Sdu Grodzkiego w Gors Velen. Powd: Kompleks Rissberg spka cywilna. Pozwany: Geralt z Rivii, wiedmin. Pozew o: zwrot kwoty tysica sownie tysica koron novigradzkich. Wnosimy o, primo: nakazanie pozwanemu Geraltowi z Rivii zwrotu kwoty tysica koron novigradzkich wraz z nalenymi odsetkami. Secundo: zasdzenie od pozwanego na rzecz powoda kosztw procesu wedug norm przepisanych. Tertio: nadanie wyrokowi rygoru natychmiastowej wykonalnoci. Uzasadnienie: pozwany wyudzi od Kompleksu Rissberg spka cywilna kwot tysica koron novigradzkich. Dowd: kopie przekazw bankowych. Kwota stanowia zapat awansem za usug, ktrej pozwany nigdy nie wykona i w zej woli wykona nie zamierza... wiadkowie: Biruta Anna Marquette Icarti, Axel Miguel Esparza, Igo Tarvix Sandoval... Skurwysyny. - Zwrciam ci miecze - spucia wzrok Tiziana. - A zarazem cignam na kark kopoty. Ten wony podszed mnie. Dzi rano podsucha, jak wypytywaam o ciebie na przystani promowej. I zaraz potem uczepi si jak rzep psiego ogona. Teraz wiem, dlaczego. Ten pozew to moja wina. - Potrzebny ci bdzie adwokat - stwierdzi ponuro Jaskier. - Ale nie polecam pani mecenas z Kerack. Ta sprawdza si raczej poza sal sdow. - Adwokata mog sobie darowa. Zwrcie uwag na dat pozwu? Zao si, e ju jest po rozprawie i po wyroku zaocznym. I e ju zajli mi konto. - Bardzo ci przepraszam - powiedziaa Tiziana. - To moja wina. Wybacz mi. - Nie ma czego wybacza, niczemu nie jeste winna. A oni niech si udawi, Rissberg razem z sdami. Panie gospodarzu! Gsiorek Est Est, jeli mona prosi!

Wkrtce byli jedynymi gomi w izbie, wkrtce karczmarz demonstracyjnym ziewaniem dawa im zna, e pora koczy. Pierwsza posza do siebie Tiziana, za ni niebawem pody Jaskier. Geralt nie poszed do izdebki, ktr zajmowali wraz z poet. Miast tego cichutko zapuka do drzwi Tiziany Frevi. Otworzya natychmiast. - Czekaam - mrukna, wcigajc go do rodka. - Wiedziaam, e przyjdziesz. A gdyby nie przyszed, poszabym ci szuka.

Musiaa upi go magicznie, inaczej z pewnoci zbudziby si, gdy wychodzia. A wyj musiaa przed witem, jeszcze w ciemnociach. Pozosta po niej zapach. Delikatna wo irysa i bergamotki. I czego jeszcze. Ry? No stoliku, na jego mieczach, lea kwiat. Ra. Jedna z biaych r z ustawionej przed karczm donicy.

Nikt nie pamita, czym byo to miejsce, kto je zbudowa, komu i do czego suyo. Za karczm, w kotlinie, ostay si ruiny starodawnej budowli, duego niegdy i zapewne bogatego kompleksu. Z budynkw nie pozostao praktycznie nic, ostatki fundamentw, zakrzaczone doy, tu i wdzie kamienny blok. Reszt rozebrano i rozgrabiono. Budulec by cenny, nic nie miao prawa si zmarnowa. Wstpili pod szcztki strzaskanego portalu, niegdy imponujcego uku, dzi wygldajcego jak szubienica; wraenie potgowa bluszcz, zwisajcy jak odcity stryczek. Szli alejk wytyczon przez drzewa. Drzewa usche, kalekie i pokraczne, jakby przygite ciarem cicej nad tym miejscem kltwy. Alejka wioda ku ogrodowi. A raczej ku temu, co niegdy byo ogrodem. Klomby berberysw, janowcw i r pncych, niegdy zapewne ozdobnie przycinane, dzi byy dzik i bezadn pltanin gazi, kolczastych pnczy i suchych badyli. Z pltaniny wyzieray resztki posgw i rzeb, w wikszoci, wygldao, penofigurowych. Resztki byy tak znikome, e nie sposb byo nawet w przyblieniu okreli, kogo - lub co - posgi przedstawiay. Nie miao to zreszt wikszego znaczenia. Posgi byy przeszoci. Nie przetrway, a wic przestay si liczy. Zostaa ruina i ta, wygldao, trwa bdzie dugo, ruiny s wieczne.

Ruina. Pomnik zdruzgotanego wiata. - Jaskier. - Tak? - Ostatnimi czasy wszystko, co mogo pj le, poszo le. I wydaje mi si, e to ja wszystko spieprzyem. Czego si ostatnio tknem, zrobiem nie tak. - Tak ci si wydaje? - Tak mi si wydaje. - No to pewnie tak jest. Komentarzy nie oczekuj. Znudzio mi si komentowa. A teraz poualaj si nad sob w ciszy, jeli mog prosi. Tworz wanie, twoje lamenty mnie dekoncentruj. Jaskier usiad na zwalonej kolumnie, odsun kapelusik na ty gowy, zaoy nog na nog, podkrci koki lutni.

Migoce wieca, ogie zgas Wiatr powia zimny wyczuwalnie...

Faktycznie powia wiatr, nagle i gwatownie. A Jaskier przesta gra. I westchn gono. Wiedmin odwrci si. Staa w wejciu do alejki, pomidzy pknitym cokoem nierozpoznawalnego posgu a spltanym gszczem zeschego derenia. Wysoka, w obcisej sukni. Z gow o szarawym umaszczeniu, waciwym bardziej korsakom ni lisom srebrnym. Ze szpiczastymi uszami i wyduonym pyskiem. Geralt nie poruszy si. - Zapowiedziaam, e przyjd. - W pysku lisicy zalniy rzdy kw. - Pewnego dnia. Dzi jest ten dzie. Geralt nie poruszy si. Na plecach czu znajomy ciar obu swych mieczy, ciar, ktrego brakowao mu od miesica. Ktry zwykle dawa spokj i pewno. Dzi, w tej chwili, ciar by tylko ciarem. - Przyszam... - Aguara bysna kami. - Sama nie wiem, po co przyszam. By si poegna, moe. Moe by jej pozwoli poegna si z tob. Zza lisicy wyonia si szczupa dziewczynka w obcisej sukience. Jej blada i nienaturalnie nieruchoma twarz wci jeszcze bya na wp ludzka. Ale chyba jednak ju bardziej lisia ni ludzka. Zmiany zachodziy szybko.

Wiedmin pokrci gow. - Wyleczya... Oywia j? Nie, to niemoliwe. A wic ona ya tam, na statku. ya. Udawaa martw. Aguara szczekna gono. Potrzebowa chwili, by poj, e to by miech. e lisica si mieje. - Niegdy mogymy bardzo wiele! Iluzje magicznych wysp, taczce na niebie smoki, wizje potnej armii, zbliajcej si do murw miasta... Niegdy, dawniej. Teraz wiat si zmieni, nasze zdolnoci zmalay... a mymy skarlay. Wicej w nas z lisic ni z aguar. Ale wci nawet najmniejsza, nawet najmodsza lisica zdolna jest oszuka iluzj wasze prymitywne ludzkie zmysy. - Po raz pierwszy w yciu - powiedzia po chwili - rad jestem, e mnie oszukano. - Nie jest prawd, e wszystko zrobie le. A w nagrod moesz dotkn mojej twarzy. Odchrzkn, patrzc na koczyste zbce. - Hmm... - Iluzje s tym, o czym mylisz. Czego si lkasz. I o czym marzysz. - Sucham? Lisica szczekna cicho. I odmienia si. Ciemne, fiokowe oczy, ponce w bladej, trjktnej twarzy. Kruczoczarne, sfalowane jak burza loki kaskad opadaj na ramiona, lni, odbijaj wiato jak pawie pira, wijc si i falujc przy kadym poruszeniu. Usta, cudownie wskie i blade pod pomadk. Na szyi czarna aksamitka, na aksamitce obsydianowa gwiazda, skrzca si i lca wok tysiczne refleksy... Yennefer umiechna si. A wiedmin dotkn jej policzka. A wtedy suchy dere zakwit. A potem powia wiatr, targn krzakiem. wiat znikn za zason wirujcych biaych pateczkw. - Iluzja - usysza gos aguary. - Wszystko jest iluzj.

Jaskier skoczy piewa. Ale nie odkada lutni. Siedzia na zomku zwalonej kolumny. Patrzy w niebo.

Geralt siedzia obok. Rozwaa rne rzeczy. Rne rzeczy ukada w sobie. A raczej prbowa uoy. Snu plany. W wikszoci zupenie nierealne. Obiecywa sobie rne rzeczy. Wtpic mocno, czy ktrejkolwiek z obietnic zdoa dotrzyma. - e te ty - odezwa si nagle Jaskier - nigdy nie pogratulujesz mi ballady. Tyle ich przy tobie uoyem i zapiewaem. A ty nigdy mi nie powiedziae: adne to byo. Chciabym, by zagra to jeszcze raz. Nigdy tego nie mwie. - Zgadza si. Nie mwiem, e chciabym. Chcesz wiedzie, dlaczego? - Dlaczego? - Bo nie chciaem. - To a takie wyrzeczenie? - nie rezygnowa bard. - A taki trud? Powiedzie: Zagraj to jeszcze raz, Jaskier. Zagraj Jak mija czas. - Zagraj to jeszcze raz, Jaskier. Zagraj Jak mija czas. - Powiedziae to zupenie bez przekonania. - I co z tego? Przecie i tak zagrasz. - A eby wiedzia.

Migoce wieca, ogie zgas Wiatr powia zimny wyczuwalnie I pyn dni I mija czas W ciszy i niezauwaalnie

Jeste wci przy mnie i wci nas Co czy, acz nie idealnie Bo pyn dni Bo mija czas W ciszy i niezauwaalnie

Pami przebytych drg i tras Zostanie w nas nieodwoalnie Cho pyn dni Cho mija czas W ciszy i niezauwaalnie

Dlatego, mia, jeszcze raz, Powtrzmy refren triumfalnie Tak pyn dni Tak mija czas W ciszy i niezauwaalnie

Geralt wsta. - Czas w drog, Jaskier. - Tak? A dokd? - A nie wszystko jedno? - W zasadzie tak. Jedmy.

Epilog

Na wzgrku bielay resztki budowli, zamienionej w ruin na tyle dawno, e cakiem ju zarosa. Bluszcz spowi mury, mode drzewka przebijay si przez rozpke posadzki. Bya to - Nimue wiedzie tego nie moga - niegdy witynia, siedziba kapanw jakiego zapomnianego bstwa. Dla Nimue bya to tylko ruina. Kupa kamieni. I drogowskaz. Znak, e idzie waciw drog. Zaraz za wzgrkiem i ruinami gociniec rozwidla si bowiem. Jeden szlak wid na zachd, przez wrzosowiska. Drugi, idcy na pnoc, znika w gstym i ciemnym lesie. Zagbia si w czarnym gszczu, ton w ponurym mroku, rozpywa si w nim. I to bya jej droga. Na pnoc. Poprzez osawiony Sjczy Las. Opowieciami, ktrymi prbowano przerazi j w Ivalo, Nimue niezbyt si przeja, podczas wdrwki miaa z czym takim do czynienia wielokrotnie, kada okolica miaa swj straszny folklor, lokalne grozy i horrory, suce do napdzania stracha przejezdnym. Nimue bya ju straszona wodnicami w jeziorach, brzeginiami w rzeczkach, wichtami na rozstajach i upiorami na cmentarzach. Co drugi mostek mia by kryjwk trolli, co druga kpa krzywych wierzb czatowni strzygi. Nimue w kocu przywyka, spowszedniae strachy przestay by straszne. Ale nie byo sposobu, by opanowa dziwny niepokj, ogarniajcy przed wstpieniem w ciemny las, na drk midzy kurhany we mgle czy ciek wrd osnutych oparem bagien. Teraz, przed ciemn cian lasu, te czua ten niepokj, acy mrwkami po karku i wysuszajcy usta. Droga jest wyjedona, powtarzaa w myli, caa w koleinach od wozw, zdeptana kopytami koni i wow. Co z tego, e ten las wyglda strasznie, to aden dziki ostp, to uczszczany szlak do Dorian, wiodcy przez ostatni skrawek puszczy, ktry ocala od siekier i pi. Liczni tdy jed, liczni tdy chodz. Ja te przejd. Nie boj si. Jestem Nimue verch Wledyr ap Gwyn. Wyrwa, Guado, Sibell, Brugge, Casterfurt, Mortara, Ivalo, Dorian, Anchor, Gors Velen.

Obejrzaa si, czy aby kto nie nadjeda. Byoby, pomylaa, raniej w kompanii. Ale gociniec, jak na zo, akurat dzi, akurat teraz, uczszczany by nie chcia. By wrcz wymary. Nie byo wyjcia. Nimue odkaszlna, poprawia wzeek na ramieniu, mocno cisna kosturek. I wkroczya w las. W drzewostanie dominoway dby, wizy oraz stare, pozrastane ze sob graby, byy te sosny i modrzewie. Doem zawadn gsty podszyt, spltane ze sob gogi, leszczyny, czeremchy i wiciokrzewy. Taki podszyt roi si zwykle od lenego ptactwa, w tym lesie jednak panowaa zowroga cisza. Nimue sza ze wzrokiem wbitym w ziemi. Odetchna z ulg, gdy w pewnej chwili gdzie w gbi lasu zastukota dzicio. Co tu jednak yje, pomylaa, nie jestem zupenie sama. Zatrzymaa si i odwrcia gwatownie. Nie dostrzega nikogo ani niczego, a przez chwil pewna bya, e kto za ni poda. Czua, e jest obserwowana. Skrycie ledzona. Strach cisn jej gardo, dreszczem spyn po plecach. Przyspieszya kroku. Las, jak si jej wydao, zacz rzedn, zrobio si janiej i zieleniej, bo w drzewostanie ja przewaa brzoza. Jeszcze zakrt, jeszcze dwa, pomylaa gorczkowo, jeszcze troch i las si skoczy. Zostawi ten las za sob wraz z tym, co si za mn skrada. A ja pjd dalej. Wyrwa, Guado, Sibell, Brugge... Nie usyszaa nawet szelestu, ruch uowia ktem oka. Z gstwy paproci wystrzeli szary, paski, wielonony i niewiarygodnie szybki ksztat. Nimue wrzasna, widzc kapice szczypce, wielkie jak kosy. Najeone kolcami i szczecinami apy. Liczne oczy, otaczajce eb niby korona. Poczua silne szarpnicie, ktre poderwao j i gwatownie odrzucio. Runa plecami na sprynujce pdy leszczyny, uczepia si ich, gotowa zerwa si i ucieka. Zamara, patrzc na dziejcy si na drodze dziki pls. Wielonony stwr skaka i krci si, krci niesamowicie szybko, wymachujc apami i szczkajc straszliwymi uwaczkami. A wok niego, jeszcze szybciej, tak szybko, e a zamazywa si w oczach, taczy czowiek. Uzbrojony w dwa miecze. Na oczach skamieniaej ze strachu Nimue w powietrze wyleciaa najpierw jedna, potem druga, potem trzecia odrbana apa. Cicia mieczy spady na paski korpus, z ktrego sikny strugi zielonej mazi. Potwr szamota si i ciska, wreszcie dzikim skokiem rzuci si w las, do ucieczki. Nie uciek daleko. Czowiek z mieczami dopad go, przydepta, z

rozmachem przygwodzi do ziemi sztychami obu kling naraz. Stwr dugo mci ziemi odnami, wreszcie znieruchomia. Nimue przycisna rce do piersi, usiujc tym sposobem uspokoi tukce serce. Widziaa, jak jej wybawca klka nad zabitym potworem, jak z pomoc noa odupuje co z jego pancerza. Jak wyciera klingi mieczy i chowa je do pochew na plecach. - W porzdku? Troch potrwao, zanim do Nimue dotaro, e to j pytaj. Ale i tak nie moga ani doby gosu, ani wsta z leszczyny. Jej wybawca nie spieszy si, by j z krzaka wyciga, musiaa wreszcie wydosta si sama. Nogi dygotay jej tak, e z trudem staa. Sucho w ustach za nic nie chciaa ustpi. - Kiepski pomys, taka samotna wdrwka przez las - powiedzia wybawca, podchodzc bliej. Zdj kaptur, nienobiae wosy a zalniy wrd lenego pmroku. Nimue omal nie krzykna, bezwiednym ruchem przyoya pici do ust. To niemoliwe, pomylaa, to absolutnie niemoliwe. To mi si chyba ni. - Ale od teraz - podj biaowosy, ogldajc trzyman w doni poczernia i zaniedzia metalow pytk. - Od teraz mona bdzie tdy bezpiecznie chodzi. Bo co my tu mamy? IDR UL Ex IX 0008 BETA. Ha! Brakowao mi ci w rachunku, semko. Ale teraz rachunki si wyrwnay. Jak si czujesz, dziewczyno? Ach, wybacz. Pustynia w ustach, co? Jzyk jak koek? Znam to, znam. Prosz, yknij. Przyja podan manierk w drce rce. - Dokd to wdrujemy? - Do D... Do Do... - Do? - Do... Dorian. Co to byo? To... tam? - Arcydzieo. Majstersztyk numer smy. Niewane zreszt, co to byo. Wane, e ju by przestao. A ty kim jeste? Dokd zmierzasz? Kiwna gow przekna lin. I odwaya si. Sama zaskoczona sw odwag - Jestem... Jestem Nimue verch Wledyr ap Gwyn. Z Dorian id do Anchor, stamtd do Gors Velen. Do Aretuzy, szkoy czarodziejek na wyspie Thanedd. - Oho. A skd wdrujesz? - Z wioski Wyrwa. Przez Guado, Sibell, Brugge, Casterfurt... - Znam t tras - przerwa jej. - Przewdrowaa istne p wiata, Nimue crko Wledyra. W Aretuzie powinni przyzna ci za to punkty na egzaminie wstpnym. Ale raczej

nie przyznaj. Ambitny wytyczya sobie cel, dziewczyno z wioski Wyrwa. Bardzo ambitny. Chod ze mn. - Dobry... - Nimue wci sztywno stawiaa nogi. - Dobry panie... - Tak? - Dziki za ratunek. - To tobie nale si podzikowania. Od adnych kilku dni wypatruj tu kogo takiego jak ty. Co kto tdy szed, to w licznych grupach, szumno i zbrojno, takich nasz majstersztyk numer osiem nie odwaa si atakowa, nie wystawia nosa z kryjwki. Ty go z niej wywabia. Nawet z duej odlegoci umia rozpozna atw zdobycz. Kogo wdrujcego samotnie. I nieduego. Bez urazy. Skraj lasu by, jak si okazao, tu-tu. Dalej, przy pojedynczej kpie drzew, czeka ko biaowosego. Gniada klacz. - Do Dorian - powiedzia biaowosy - jest std jakie czterdzieci mil. Dla ciebie trzy dni drogi. Trzy i p, liczc reszt dzisiejszego. Jeste tego wiadoma? Nimue poczua nag eufori, niwelujc otpienie i inne skutki przeraenia. To sen, pomylaa. To mi si chyba ni. Bo to nie moe by jawa. - Co ci jest? Dobrze si czujesz? Nimue zebraa si na odwag. - Ta klacz... - z podniecenia ledwie zdoaa artykuowa. - Ta klacz nazywa si Potka. Bo kady twj ko si tak nazywa. Bo ty jeste Geralt z Rivii. Wiedmin Geralt z Rivii. Patrzy na ni dugo. Milcza. Nimue te milczaa, ze wzrokiem wbitym w ziemi. - Ktry mamy rok? - Tysic trzysta... - podniosa zdumione oczy. - Tysic trzysta siedemdziesity trzeci po Odrodzeniu. - Jeli tak - biaowosy przetar twarz doni w rkawicy - to Geralt z Rivii od dawna nie yje. Umar sto pi lat temu. Ale myl, e byby rad, gdyby... Byby rad, e po tych stu piciu latach ludzie go pamitaj. e pamitaj, kim by. Ba, pamitaj nawet imi jego konia. Tak, myl, e byby rad... Gdyby mg o tym wiedzie. Chod. Odprowadz ci. Dugo szli w milczeniu. Nimue gryza wargi. Zawstydzona, postanowia nie odzywa si wicej. - Przed nami - przerwa napit cisz biaowosy - rozstaje i trakt. Droga do Dorian. Dotrzesz bezpiecznie... - Wiedmin Geralt nie umar! - wypalia Nimue. - Odszed tylko, odszed do Krainy Jaboni. Ale powrci... Powrci, bo tak mwi legenda.

- Legendy. Klechdy. Banie. Bajania i opowieci. Mogem si domyli, Nimue z wioski Wyrwa, ktra idziesz do szkoy czarodziejek na wyspie Thanedd. Nie odwayaby si na tak szalecz wypraw, gdyby nie legendy i banie, na ktrych wyrosa. Ale to tylko banie, Nimue. Tylko banie. Zbyt daleko ju odesza od domu, by tego nie pojmowa. - Wiedmin wrci z zawiatw! - nie rezygnowaa. - Wrci, by broni ludzi, gdy znw rozpanoszy si Zo. Dopki bdzie istniaa ciemno, dopty bd potrzebni wiedmini. A ciemno wci istnieje! Milcza dugo, patrzc w bok. Wreszcie odwrci ku niej twarz. I umiechn si. - Ciemno wci istnieje - potwierdzi. - Pomimo dokonujcego si postpu, ktry, jak si nam kae wierzy, ma rozjania mroki, eliminowa zagroenia i odpdza strachy. Jak dotd, postp wikszych sukcesw w tej materii nie odnis. Jak dotd, postp tylko wmawia nam, e ciemno to wycznie micy wiato przesd, e nie ma si czego ba. Ale to nieprawda. Jest si czego ba. Bo zawsze, zawsze bdzie istniaa ciemno. I zawsze bdzie rozpanoszone w ciemnoci Zo, zawsze bd w ciemnoci ky i pazury, mord i krew. I zawsze bd potrzebni wiedmini. I oby zawsze zjawiali si tam, gdzie wanie s potrzebni. Tam, skd dobiega woanie o pomoc. Tam, skd si ich przyzywa. Oby zjawiali si, wzywani, z mieczem w rku. Mieczem, ktrego bysk przebije ciemnoci, ktrego jasno mroki rozproszy. adna bajka, prawda? I koczy si dobrze, jak kada bajka powinna. - Ale... - zajkna si. - Ale to przecie sto lat... Jak to moliwe, aby... Jak to moliwe? - Takich pyta. - Przerwa jej, wci z umiechem - nie wolno zadawa przyszej adeptce Aretuzy. Szkoy, w ktrej ucz, e nie ma rzeczy niemoliwych. Bo wszystko, co dzi niemoliwe, jutro moliwym si uczyni. Takie haso winno widnie nad wejciem do uczelni, ktra wkrtce bdzie twoj uczelni. Szczliwej drogi, Nimue. Bywaj. Tu si rozstaniemy. - Ale... - poczua nag ulg, a sowa popyny rzek. - Ale ja chciaabym wiedzie... Wiedzie wicej. O Yennefer. O Ciri. O tym, jak si naprawd skoczya tamta historia. Ja czytaam... Ja znam legend. Wiem wszystko. O wiedminach. O Kaer Morhen. Znam nawet nazwy wszystkich wiedmiskich Znakw! Prosz, opowiedz mi... - Tu si rozstaniemy - przerwa jej agodnie. - Przed tob droga ku twemu przeznaczeniu. Przede mn cakiem inny szlak. Opowie trwa, historia nie koczy si nigdy. Co si za tyczy Znakw... Jest taki, ktrego nie znasz. Nosi nazw Somne. Spjrz na moj do. Spojrzaa. - Iluzja - usyszaa jeszcze skd, z bardzo daleka. - Wszystko jest iluzj.

- Hola, dziewczyno! Nie pij, bo ci okradn! Poderwaa gow. Przetara oczy. I zerwaa si z ziemi. - Zasnam? Spaam? - Jeszcze jak! - zamiaa si z koza powoca wozem tga kobieta. - Jak kamie! Jak zabita! Dwa razy ci okrzykaam, a ty nic. Juem chciaa z wozu le... Sama jeste? Co si tak rozgldasz? Wypatrujesz kogo? - Czowieka... o biaych wosach... By tu... A moe... Sama ju nie wiem... - Nikogom tu nie widziaa - odpara kobieta. Zza jej plecw, zza plandeki, wyjrzay gwki dwojga dzieci. - Bacz, e w drodze. - Kobieta wskazaa oczami wzeek i kosturek Nimue. - Ja ku Dorian jad. Chcesz, podwioz. Jeli i ty w t stron. - Dziki - Nimue wdrapaa si na kozio. - Dziki stokrotne. - No! - Kobieta strzelia lejcami. - Tedy jedziem! Wygodniej jecha, ni piechty draowa, nie? Oj, musiaae setnie si utrudzi, e ci tak pik zmorzy, by si przy samej drodze poka. Spaa, powiadam ci... - Jak kamie - westchna Nimue. - Wiem. Zmczyam si i zasnam. A do tego miaam... - No? Co miaa? Obejrzaa si. Za ni by czarny las. Przed ni droga wrd szpaleru wierzb. Droga ku przeznaczeniu. Opowie trwa, pomylaa. Historia nie koczy si nigdy. - Miaam przedziwny sen.

You might also like