You are on page 1of 21

Ernst Theodor Amadeus Hoffmann

PIASKUN
Nataniel do Lotara Pewno niespokojny, e od tak dawna nie pisaem. Matka gniewa si musi, a Klara moe myli, e tu hulam, zapominaj ! o mym sodkim aniele, kt"rego o#raz tkwi g#oko wyryty w mym ser!u. Prze!ie nie ma dnia, nie ma godziny, e#ym nie myla o was wszystki!h, pikna twarzy!zka mojej Klary zjawia mi si w sna!h, a jej jasne o!zy umie!haj si tak wdzi!znie jak zwykle, kiedy do was w!hodz. $oprawdy, nie wiem nawet, jak !i wypowiedzie wraenia, od kt"ry!h jesz!ze w tej !hwili zmysy mi si m ! . %o straszliwie dziwnego zdaje si targa w tek mojego y!ia. Ponure prze!zu!ia jakiej przyszo!i penej grozy gromadz si zewsz d koo mnie, podo#ne do nawau !zarny!h i nieprzenikliwy!h o#ok"w, nie dopusz!zaj ! ani promyka jasno!i do skoatanej gowy. &akimi sowy zda !i spraw z tego, !o mi si w ty!h dnia!h zdarzyo' (miem wiele wym"! na so#ie, ale na sam myl o tym, !o !i mam opowiedzie, sysz we wasnej duszy mie!h gorzki i szalony. ) m"j drogi *otarze, jak !i tu da poj !a okropno tego wydarzenia, kt"re mogo znisz!zy moje y!ie' +dy#y przynajmniej sam na to patrzy, nie zada#y mi ,aszu w o!zy- ale z daleka wzi mnie moesz za szalonego wizjonera. &ednym sowem, wypadek, z kt"rego wpywem zowr"#nym dot d si jesz!ze daremnie mo!uj, jest nastpuj !y. $ni temu kilka, mianowi!ie trzydziestego pa/dziernika okoo poudnia, wst pi do mnie pewien optyk wdrowny i zao,iarowa mi swoje towary. 0ie kupiem ni! i zagroziem mu nawet, e go zrzu! ze s!hod"w. 0a te sowa wyni"s si do#rowolnie. 1gadujesz, e tylko pewne okoli!zno!i, !ile zwi zane z moim y!iem, mog nada niejakie zna!zenie temu tak powszedniemu wypadkowi- e oso#a owego przekltego kramarza musi wywiera zgu#ny wpyw na mnie. 2ak jest w isto!ie. Potrze#uj niemao si i wadzy nad so# , e#ym !i m"g z jakim takim adem opowiedzie tyle ze wspomnie3 mego dzie!i3stwa, a#y !i to dao jasny o#raz !aej sytua!ji. 4yo#raam so#ie, jak si o#oje z Klar mieje!ie z tej przedmowy. 5%o za dzie!inada67 m"wi Klara. 8miej!ie si, prosz was, artuj!ie so#ie, ile wam si podo#a, owszem, #agam was o to. 9o !o do mnie, 9oe wielki6 mier go!i w mojej duszy i jeli wymianym #y pragn w szale3!zej rozpa!zy, to nie ina!zej jak :ran!iszek Moor, kt"ry si o to sam u $aniela doprasza. ;le przyst pmy do rze!zy. 4 dzie!i3stwie naszym nigdy prawie w !i gu dnia nie widzielimy oj!a, niekiedy tylko jada z nami o#iad. 9yo rze!z wiadom , e o#owi zki urzdowania zajmoway mu wszystkie !hwile. Po wie!zerzy, kt"ra stosownie do dawnego o#y!zaju #ya podawana o si"dmej, szlimy z matk do pokoju oj!a i zasiadalimy przy okr gym stole. )j!ie! pali wtedy ,ajk i popija piwo z duej szklanki. %zsto opowiada nam dziwne zdarzenia, i to z takim zapaem, e raz wraz gasa mu ,ajka. $o mnie za naleao zapala j #ezustannie, !o !zyniem z wielkim upodo#aniem. 0iekiedy znowu dawa nam tylko do ogl dania ksi ki pene o#razk"w, sam za siedzia w krzele mil!z !y i #ez ru!hu, pusz!zaj ! tak ogromne k#y dymu, emy si zdawali pywa w o#oka!h. 4tedy matka #ywaa smutna i zadumana i skoro zegar wy#i dziewi t , m"wia do nas. < 0o, dzie!i, !zas do "ka. Piaskun idzie. =yszy!ie'

4 isto!ie, sy!ha #yo wtedy kogo id !ego po s!hoda!h krokiem powolnym i !ikim. 9y to zapewne piaskun. Pewnego dnia to gu!he st panie przestraszyo mi wi!ej ni zwykle, rzekem wi! do matki, pod!zas kiedy mnie wyprowadzaa. < Mate!zko, !o to za jeden ten #rzydki piaskun, !o nas zawsze wypdza od oj!a' &ak on wygl da' < 0ie ma adnego piaskuna < odpowiedziaa matka. < Kiedy wam powiadam. piaskun idzie, to zna!zy po prostu, e wam si spa !h!e i nie moe!ie o!zu otwarty!h utrzyma, tak wanie, jak#y wam kto w nie piaskiem rzu!a. 2o o#janienie nie zadowolio mnie #ynajmniej. 4yo#raziem so#ie tylko, e matka nie !h!e nas straszy, ale piaskun istnieje rze!zywi!ie, skoro !o dzie3 sysz, jak idzie po s!hoda!h. 4iedziony pragnieniem dowiedzenia si !zego #liszego o nim i jego do nas, dzie!i, stosunku, po!z em raz wypytywa o to star ko#iet, kt"ra #ya nia3k mej najmodszej siostry. < Piaskun' < rzeka. < 0ie wiesz jesz!ze, !o to za jeden' 2o taki niegodziwie!, kt"ry przy!hodzi na zawoanie, kiedy dzie!i spa i nie !h! , i rzu!a im gar!iami piasek w o!zy, a im z or#it wy!hodz - wtedy je pakuje do worka i zanosi na ksiy! swoim dzie!iom do zjedzenia. 2e za nie wya nigdy z gniazda i maj jak sowy ogromne zakrzywione dzio#y, kt"rymi ap!zywie zjadaj o!zy powydzierane nieposusznym dzie!iom. 2en o#raz okrutnego stra!ha z piasku upar!ie tkwi mi w gowie. )dt d na sam odgos krok"w na s!hoda!h draem przeraony. 0aj!zulsze sowa matki nie #yy w stanie uspokoi mojej o#awy i na wszystko odpowiadaem tylko z kaniem. < Piaskun6 &a nie !h! piaskuna6 < Po !zym u!iekaem !o prdzej do "ka i przez !a no! umieraem ze stra!hu, dr!zony widziadem nawet we nie. 9yem ju do duy, #y rozumie, e to, !o stara suga opowiadaa o piaskunie i jego dzie!ia!h na ksiy!u, #yo zupenie nieprawdopodo#ne. 1awsze jednak piaskun przestrasza mi niemao. %zuem dresz!z sysz !, e nie tylko st pa po s!hoda!h, ale jesz!ze z trzaskiem otwiera drzwi pokoju mego oj!a i w!hodzi do niego. 0iekiedy !zas jaki nie przy!hodzi, p"/niej zn"w #ardzo !zsto. 2rwao tak lat kilka i pomimo e ju podrastaem, niepodo#na mi #yo oswoi si z t tajemni!z zjaw . )#raz ponurego piaskuna nie dawa si zatrze w mej pami!i. =tosunki jego z moim oj!em dr!zyy mnie !oraz mo!niej, a jednak za ni! w wie!ie nie #y#ym si odway stawia mu w tym wzgldzie pyta3. )panowaa mnie dza wyjanienia tej tajemni!y na wasn rk i ujrzenia wasnymi o!zami straszliwego widziada- dza ta uma!niaa si we mnie z latami. Piaskun przywodzi mi na myl !ay wiat tajemni! i zagadkowy!h przyg"d, kt"re tak atwo zagniedaj si w umyle dzie!ka. *u#iem wprawdzie i dawniej opowiadania o !zarownika!h, wilkoaka!h i upiora!h, ale od !zasu jak mnie opta piaskun, nie #yo stou, !iany, sza,y, na kt"rej #ym go nie rysowa kred lu# wglem, nadaj ! mu rysy najoso#liwsze, a zawsze #ardzo straszne. 4 dziesi tym roku y!ia przeniesiono mi z iz#y dzie!inne>. Matka przezna!zya mi oso#ny pokoik niedaleko pokoju oj!a pooony. &ak i wprz"dy, ile razy z uderzeniem godziny dziewi tej day si sysze kroki nieznajomego na s!hoda!h, trze#a si #yo wynosi !o prdzej. 1 izde#ki mojej sy!ha #yo, jak w!hodzi do pokoju oj!a, i wkr"t!e dolatywaa mi wo3 jaki!h oso#liwy!h wyziew"w, kt"rymi nie#awem wypenia si dom !ay. 4tedy wraz z dz dowiedzenia si jakimkolwiek sposo#em, kto to jest ten piaskun, rosa we mnie odwaga. 0iekiedy, gdy matka odesza, wykradaem si z izde#ki na korytarz, zawsze jednak #ezskute!znie. Piaskun #y ju zawsze u mego oj!a, zanim zd yem stan na miejs!u, z kt"rego

m"g#ym go podpatrzy. 4resz!ie, nie mog ! so#ie da ju rady, umyliem skry si w pokoju oj!a. Pewnego wie!zora mil!zenie oj!a i smutek matki zapowiedziay mi znowu odwiedziny piaskuna. (dawszy zm!zenie, wymkn em si przed dziewi t i ukryem si w k !ie tu przy drzwia!h. 1askrzypiay drzwi od uli!y, kto szed przez sie3 powoli, s!hody trzesz!zay. Matka przesza o#ok mnie z modszymi dziemi. )stronie, !i!hutko zajrzaem do pokoju oj!a. =iedzia jak zwykle, tyem do drzwi, mil!z !y, nieru!homy, zadumany. 0ie zauway mnie. =zy#ko wlizn em si do wntrza i s!howaem za ,irank , kt"ra przysaniaa otwart sza, z u#raniami oj!a, stoj ! tu przy drzwia!h. 9liej, !oraz #liej sy!ha #yo kroki. ?d !y pokaszliwa, !hrz ka, szed #ardzo powoli. (mieraem ze stra!hu i nie!ierpliwo!i. 4resz!ie tu za drzwiami gone st pni!ie, silne na!ini!ie klamki, i drzwi otworzyy si z trzaskiem. 1e#raem !a odwag i wytkn em gow najostroniej, jak tylko mogem. )t" i piaskun stoi na rodku pokoju, #lask wie! pada na jego twarz. %" widz6 Piaskun, "w straszny !zowiek, to to nie kto inny tylko stary adwokat %oppelius, kt"ry !zsto #ywa u nas na o#iedzie6 ; jednak naj#ardziej przeraaj !a nawet posta nie tak #y mnie trwoya, !o ten przeklty %oppelius. 4ystaw so#ie niewielkiego !zowieka z szerokimi ramionami, ogromn gow , twarz "toziemist , krogul!zym nosem oraz krza!zastymi siwymi #rwiami, spod kt"ry!h #yskaj ostro zielone, ko!ie o!zy. &ego skrzywione usta otwieray si !zasem do zoliwego umie!hu, wtedy przez za!inite z#y wydo#ywa si dziwny wist, a na poli!zka!h wystpoway mu !iemno!zerwone plamy. 0osi on nieodmiennie surdut popielaty starowie!kiego kroju, podo#ne spodnie i kamizelk oraz !zarne po3!zo!hy i trzewiki ze sprz !zkami. Male3ka peruka zaledwie przykrywaa mu !zu#ek gowy, pukle ster!zay wysoko ponad !zerwonymi uszami, a szeroki, !i gnity har#ajtel z tyu, tak e wida #yo sre#rn klamerk spinaj ! zmity halsztuk. 4 og"le #y okropny i odraaj !y, ale sz!zeg"lny wstrt #udziy w nas porose wosem i guzowate pal!e tego !zowieka- uwaalimy za rze!z do wyrzu!enia, !zego si tylko raz dotkn . =postrzeg to i odt d uwzi si o#ma!ywa z jakiego # d/ powodu !iasta lu# owo!e, kt"re nam matka wydzielaa przy o#iedzie lu# !howaa na podwie!zorek. 4yrzekalimy si ty!h smakoyk"w ze zami w o!za!h. 2o samo ro#i, gdy w dni wi te!zne oj!ie! nalewa nam po szklane!z!e sodkiego wina. Przejeda rk po kieliszka!h, al#o je nawet przytyka do swoi!h szkaradny!h, siny!h warg, miej ! si szata3sko, kiedy widzia nasz gniew prze!hodz !y w !i!hy pa!z. 0ie nazywa nas ina!zej jak #estyjkami. 4 jego o#e!no!i nie mielimy nieledwie oddy!ha, przeklinaj ! w duszy o#rzydliw!a, miertelnego naszego wroga, kt"ry si uwzi , #y zatruwa nam wszelkie przyjemno!i y!ia. Matka zdawaa si r"wnie go nienawidzi. ?le razy si pojawi, tra!ia wesoo, stawaa si zamylon , pospn . %o do oj!a, to ten wyra/nie widzia w nim jak wysz istot- skwapliwie uprzedza wszystkie jego !h!i, zdawa si nieledwie !zyta w jego o!za!h. 0ie!h tylko wspomnia przypadkiem o jakiej ulu#ionej potrawie, zaraz mu j sporz dzano- najrzadsze wina, najz#ytkowniejsze ako!ie, wszystko #yo na jego zawoanie. +dy zo#a!zyem teraz owego %oppeliusa, u!zuem straszliw pewno w duszy. 2ak, nikt inny tylko on m"g #y piaskunem. *e!z nie #yo to ju straszydo z #ajki, wydzieraj !e dzie!iom o!zy i zanosz !e je na ksiy! do poar!ia. 0ie, #y to okropny, upiorny potw"r, kt"ry, gdzie si zjawi, niesie ze so# groz, niesz!z!ie, zgu# do!zesn i wie!zn . =taem jak skamieniay. %ho grozio mi odkry!ie, za kt"re, jak mniemaem, zostan surowo ukarany, nie #yem w stanie !o,n gowy za ,irank. )j!ie! przyj %oppeliusa nader uro!zy!ie. < 0o, do ro#oty6 < zawoa tene gosem o!hrypym, zdejmuj ! surdut.

)j!ie!, nie odpowiedziawszy nawet sowem, zdj take szla,rok i o#aj wdziali na sie#ie dugie !zarne kitle. =k d je wzili' 0ie mogem do!ie!. )j!ie! otworzy drzwi sza,y !iennej. 1o#a!zyem, e to, !o uwaaem za sza,, nie #yo ni w!ale- ukazaa mi si !iemna pie!zara, na rodku kt"rej ustawiony #y pie!. %oppelius z#liy si do niego i nie#awem roznie!i na kominie #kitnawy pomie3. =tay tam jakie dziwne przyrz dy. 9oe miosierny, m"j oj!ie! po!hyli si nad ogniem i wygl da teraz zupenie ina!zej. &aki straszliwy, konwulsyjny niepok"j zdawa si tak dziwnie wykrzywia jego rysy, zwykle sodkie i szla!hetne, e wygl da, jak#y mia na twarzy zoliw mask szatana. =ta si nawet podo#ny do %oppeliusa. 2en ostatni ma!ha rozpalonymi o#!gami, wy!i ga nimi z aru jakie iskrz !e w gstym dymie #ryki, kt"re ku gorliwie. 1dawao mi si, e widz wokoo porozrzu!ane twarze ludzkie, ale #ez o!zu- g#okie, !zarne, straszliwe dziury zamiast ni!h. < )!zu6 )!zu6 < woa !i gle %oppelius, gosem zarazem gu!hymi grzmi !ym. Przejty niewypowiedzianym stra!hem, krzykn em i padem na ziemi. 4 okamgnieniu s!hwy!i mi %oppelius. < ;!h6 9estyjka, #estyjka6 < zawoa zgrzytaj !. ? porwawszy mnie w powietrze, rzu!i na rozpalony komin, tak e pomie3 za!z mi zajmowa wosy. < ;!h6 Mamy teraz o!zy, li!zn par dzie!i!y!h o!zu6 < mrukn do sie#ie, #ior ! w pal!e rozarzone wgle z zamiarem przytkni!ia mi i!h do o!zu. 4tedy oj!ie! #agalnie podni"s r!e i zawoa. < Mistrzu, mistrzu, zostaw mojemu 0atanielowi o!zy, nie #ierz i!h, zaklinam !i6 %oppelius wy#u!hn okropnym mie!hem. < %ha6 %ha6 2o nie!h je so#ie zatrzyma ten o#uz, e#y m"g paka jak najwi!ej. ;le za to z#adamy przynajmniej me!hanizm r k i n"g. 2o powiedziawszy, s!hwy!i mnie tak silnie, e mi trzasny wszystkie stawy. )dkr!i mi r!e i nogi i przypasowywa je to tu, to tam. < 0ie, to si na ni! nie zda, wprz"dy #yo daleko lepiej- stary umia to zro#i < sy!za przy tym, sepleni !. )to!zyy mnie !iemno!i, prze#ieg mnie dresz!z i wkr"t!e nie wiedziaem ju o ni!zym. =odkie, agodne t!hnienie owiono moj twarz. )#udziem si jak#y ze miertelnego snu. Matka po!hylaa si nade mn . < %zy piaskun jest tu jesz!ze' < szepn em. < 0ie, moje dzie!ko, poszed ju dawno, nie zro#i !i ni! zego. M"wi ! to !iskaa mnie !zule, ze zami w o!za!h. 0ie !h! !i nudzi, ko!hany *otarze. Mame opowiada tak sz!zeg"owo i o#szernie, gdy tyle jesz!ze do opowiedzenia zostao' $o6 1ostaem przez %oppeliusa przyapany na podsu!hiwaniu i potraktowany #ardzo surowo. 1 przestra!hu dostaem silnej gor !zki, kt"ra mnie zatrzymaa w "ku przez kilka dugi!h tygodni. 1apytanie 5%zy piaskun jest tu jesz!ze'7 #yo pierwszym przytomnym sowem, znakiem, e wr"!iem do zdrowia, jednym sowem. e zostaem uratowany. Pozostaje mi ju tylko opowiedzie !i jeden z najstraszliwszy!h moment"w mojej modo!i. Przekonasz si, *otarze, e to nie adne przywidzenia z mej strony, ale e istotnie !o wyro!z< nego zawiso nad moim y!iem ni!zym zasona !hmur zowr"#ny!h, kt"r moe dopiero mier rozedrze zdoa. %oppelius nie pokazywa si wi!ej. M"wiono, e si wyni"s z miasta. 2ak upyn z rok moe. Pewnego wie!zora starym zwy!zajem siedzielimy wok" stou. )j!ie! #y #ardzo oywiony i opowiada rozmaite zajmuj !e sz!zeg"y z podr"y, kt"re #y

od#y w modo!i. 4tem wy#ia dziewi ta. 1 naga drzwi od uli!y skrzypny w zawiasa!h i kto po s!hoda!h i za!z krokiem !ikim i powolnym. < 2o %oppelius6 < szepna matka #ledn !. < 2ak, to %oppelius < powt"rzy oj!ie! gosem sa#ym i zamanym. @zy #ysny w o!za!h matki. < ;!h, m"j mu < wykrzykna < !zy musi tak #y'6 < )statni to ju raz, przyrzekam !i. 0o, odejd/ i za#ierz dzie!i. ?d/!ie spa, do#rano!6 %zuem si tak, jak#y mi kto zwali na piersi #rzemi zimny!h kamieni- t!hu mi za#rako. 4idz ! to, matka !hwy!ia mnie za rami. < %hod/, !hod/, 0atanielu, !hod/, m"j may. Pozwoliem si wyprowadzi. Kiedy znalazem si w swoim pokoiku, matka zawoaa zza drzwi. < (spok"j si, uspok"j, moje dzie!i, po" si i zanij. ;le dr!zony niepokojem i niewypowiedzian trwog , oka zmruy nie mogem. )draaj !y, straszliwy %oppelius upar!ie sta przede mn , z #ysz!z !ymi jak pr"!hno o!zyma, z tym swoim drwi !ym umie!hem. 0a pr"no staraem si oddali od sie#ie to widmo. 9yo ju koo p"no!y, gdy z naga rozleg si wr"d !iszy huk niesy!hany, jak#y wystrza z dziaa. 1atrz s si !ay dom. Kto przeszed z oskotem wzdu korytarza, z#ieg ze s!hod"w i nie#awem trzasny drzwi wiod !e na uli!. < 2o %oppelius6 < zawoaem przejty zgroz i wysko!zyem z "ka. 4 teje !hwili usyszaem rozdzieraj !e krzyki rozpa!zy. Po<sko!zyem do pokoju oj!a. drzwi zastaem otwarte. 4ydo#ywa si stamt d dusz !y dym. < ;!h6 0asz pan6 0asz pan6 < woaa su !a. 2u przed kominem, na pododze, lea martwy m"j oj!ie!, z twarz wykrzywion , !zarn i popalon okrutnie. 4okoo niego pakay i zawodziy moje siostry, a matka zemdlona leaa o#ok. < %oppeliusie6 Przeklty szatanie6 2o ty za#i oj!a6 < zawoaem i stra!iem przytomno. Kiedy w dwa dni potem zoono oj!a w trumnie, rysy jego odzyskay dawn sody!z i pogod. 2o #yo mi niema po!ie!h . Przekonaem si #owiem, e jego stosunek z %oppeliusem nie po!i gn go do zupenej, wiekuistej zatraty. 4y#u!h roz#udzi wszystki!h s siad"w. Aze!z dosza nawet do wiadomo!i wadz. %h!iano %oppeliusa po!i gn do odpowiedzialno!i, ale gdzie przepad #ez ladu. &eeli !i powiem teraz, ko!hany przyja!ielu, e "w optyk wdrowny, kt"ry mnie o#e!nie nawiedzi, nie #y nikim innym jak %oppeliusem, to spodziewam si, e nie we/miesz mi za rze!z ponn mej o#awy. 9y tylko ina!zej u#rany, ale !o si ty!zy rys"w jego twarzy, wresz!ie !aej nawet posta!i, naz#yt go !howam w ywej pami!i, e#ym si m"g omyli. Przy tym nie zmieni nawet nazwiska. Powiadano mi, e si podaje za me!hanika piemon!kiego nazwiskiem +iuseppe %oppola. Postanowiem wal!zy z tym !zowiekiem do upadego, !okolwiek #y si stao. 8mier mego oj!a musi #y pomsz!zona. 0i! o tym wszystkim nie m"w naszej mat!e. =erde!znie pozdrawiam moj do#r Klar. 0apisz do niej, jak #d spokojniejszy. 9 d/ zdr"w. Klara do Nataniela Prawda, e do mnie dawno nie pisa, wiem jednak, e mnie zawsze !howasz w swym ser!u. %o wiksza, widz, e w kadej !hwili mylisz o mnie, skoro list pisany do *otara wysa pod moim adresem. )tworzyam go z nieopisan rozkosz i ju przy sowa!h 5Ko!hany *otarze7 dostrzegam omyk. %o prawda zamiast !zyta list dalej, powinnam #ya odda go #ratu, ale

tego nie potra,iam. &ak !zsto wyrzu!ae mi w przystpie dzie!i!ej zoliwo!i, e jak na mod dziew!zyn naz#yt we wszystkim rozumuj,<, naz#yt hoduj rze!zywisto!i, em zdolna zro#i jak ta ko#ieta, kt"ra u!iekaj ! z zapadaj !ego si domu jesz!ze poprawiaa ,ady ,iranek. 1 tym wszystkim, wierz mi, po!z tek twego listu dziwnie mnie przerazi. ;!h6 m"j drogi 0atanielu, zaledwie mogam oddy!ha, w o!za!h mi po!iemniao. &aki to straszliwy wypadek do tego stopnia stru !i y!ie' Pierwsza myl moja, e mi !i kto od#iera, e !i wi!ej nie ujrz, przeszya mnie jak rozarzony sztylet. $aruj mi tedy, em !zytaa dalej. 2w"j opis tego niegodziwego %oppeliusa jest okropny- ni! te dot d nie wiedziaam o gwatownej mier!i twego niesz!zliwego oj!a. *otar, kiedym mu wresz!ie tw"j list oddaa, usiowa mnie uspokoi, ale na pr"no. Przeklty optyk wdrowny +iuseppe %oppola sta mi !i gle przed o!zyma- we nie nawet, zazwy!zaj tak spokojnym, wyznam !i ze wstydem, dowiad!zyam przykry!h marze3. 4kr"t!e jednak, #o ju nazajutrz, wszystko wydao mi si inne. 0ie gniewaj si, m"j najdroszy, jeli !i *otar doniesie, e pomimo twy!h dziwny!h przywidze3, i doznasz od %oppeliusa jakiej krzywdy, za!howaam po dawnemu wesoo i spok"j duszy. Musz wyzna otwar!ie, em jest tego przekonania, i wszystkie okropno!i, o kt"ry!h m"wisz, od#yway si wewn trz twego m"zgu, rze!zywisty za wiat zewntrzny najmniejszego w tym nie #ra udziau. =tary %oppelius m"g #y w rze!zy samej odraaj !y, a poniewa nie !ierpia dzie!i, ten jego wstrt m"g w was z postpem !zasu roz#udzi prawdziw zgroz. Aze!z prosta, e w twej dzie!i!ej wyo#ra/ni straszny piaskun, zasyszany w #aj!e nia3ki, utosamia si ze starym %oppeliusem, a !ho podr"sszy przestae wierzy w istnienie piaskuna, pozosta on gro/nym potworem. &ego tajemne no!ne s!hadzki z twym oj!em nie miay zapewne ni! innego na !elu jak dowiad!zenia al!hemi!zne, kt"rym twoja matka niez#yt moga #y rada, raz dlatego, e #ezuyte!znie po!haniay niemao pienidzy, a po wt"re, e < jak zwykle #ywa w taki!h raza!h < oj!ie! tw"j, naz#yt si oddaj ! marnym uudom zdo#y!ia !iemnej m dro!i, zanied#ywa musia rodzin. %o si ty!zy mier!i twego oj!a, omielam si mniema, e #ya tylko owo!em jego nieostrono!i i e %oppelius ni! temu nie #y winien. %zy uwierzysz, em si w tym wzgldzie rozpytywaa naszego s siada, aptekarza, #ardzo dowiad!zonego !hemika, !zy w isto!ie zdarzaj si przy pr"#a!h !hemi!zny!h wypadki eksplozji, skutkiem kt"ry!h mona znale/ mier niespodzian . )dpowiedzia mi. < 4 rze!zy samej < i rozwlekle, j kaj ! si, jak to ma we zwy!zaju, opisa mi, jak do tego przyj mogo. 4ymieni przy tym tyle dziwnie #rzmi !y!h nazw, e nie udao mi si i!h zapamita. 9y moe, gniewa si #dziesz na swoj Klar i powiesz. $o tej zimnej duszy nie przeniknie nigdy promie3 tajemni!zej siy, kt"ra !zsto !hwyta y!ie !zowie!ze w niewidzialne ramiona. 4idzi ona tylko t!zow powierz!hnie rze!zy ziemski!h i !ieszy si jak dzie!i owo!em, kt"rego upina #ysz!zy pozo!isto, !ho w g#i kryje si miertelna tru!izna. ;!h, m"j drogi 0atanielu, wierz mi, e nawet w duszy jak moja, pogodnej, #eztroskiej, z#udzi si moe prze!zu!ie nieznanej potgi, kt"ra sprzysiga si znisz!zy !zowieka a do rdzenia jego istoty. Prze#a!z mi, e ja, naiwna dziew!zyna, omielam si wypowiedzie otwar!ie, !o myl o tej dziwnej wal!e, kt"ra si od#ywa w naszej duszy. Moe nie znajd na to odpowiedni!h wyrae3 i mia si ze mnie #dziesz, nie, e#y zdanie moje #yo mieszne, ale e wymowa tak nieporadna. &eli istnieje jaka !iemna potga, usiuj !a zdradzie!ko oplata nasze istnienie, a#y po!i gn je na nie#ezpie!zn drog, kt"rej #ymy nie wy#rali #ez jej wpywu, jeli istnieje taka potga, to ksztatuje si ona w nas, jak my sami, stapia si z nasz oso#owo!i - tylko w"w!zas #owiem dopusz!zamy do jej zakorzenienia si w nas i prowadzenia jej tajemnego dziea. &eeli umys nasz dostate!znie si wzm"g na sia!h dziki pogodnemu y!iu, tak e na pierwszy rzut oka

potra,i rozpozna wszelki wpyw o#!y so#ie i zgu#ny i tyle #y panem sie#ie, e#y si nie da z#i z drogi odpowiedniej swym skonno!iom i powoaniom, to wadza ta ,atalna nie zdoa nigdy przy#ra ksztat"w okrelony!h, kt"re po wikszej !z!i #ywaj tylko naszym wasnym o#razem, jak#y od#itym w zwier!iadle. %ho znowu ni! pewniejszego Bjak mi powiada *otar>, e #yle si tylko podda wpywowi owej !iemnej mo!y, potra,i ona wprowadzi do naszej duszy r"wnie i o#!e o#razy, #rane ze wiata zewntrznego, kt"re w dziwnym jakim oszoomieniu sami oywiamy wasn wol , wierz ! w gos, jakim do nas przemawiaj . = to ,antomy naszej wasnej oso#owo!i, tylko e stosownie do kierunku, jakiemu si ona poddaje, r"wnie nas w nie#o wynie, jak i do pieka zaprowadzi moe. Poznasz z tego, drogi 0atanielu, jakemy tu pra!owi!ie o materii !iemny!h mo!y i potg rozprawiali z *otarem i jak teraz, kiedym to z trudem przeniosa na papier, wydaje mi si warte zastanowienia. )statni!h s"w *otara nie ze wszystkim rozumiem, !zuj jednak, e i w tym tkwi prawda g#oka. Prosz !i na wszystko, wy#ij so#ie z gowy tego o#rzydliwego adwokata %oppeliusa i wdrownego optyka +iuseppe %oppol!. (pewniam !i, e najmniejszej wadzy mie nad to# nie mog . &edynie wiara twoja w i!h wrog potg moe i!h zro#i prawdziwie nie#ezpie!znymi. $oprawdy, gdy#y nie wz#urzony ton twojego listu oraz wsp"!zu!ie dla twego strapienia, !zua#ym si zdoln poartowa so#ie z tego adwokataC piaskuna i zarazem wdrownego przekupnia. 9 d/ do#rej myli i wesoy6 (oyam so#ie, e !i #d anioemCstr"em i e tego ohydnego %oppol, gdy#y si jesz!ze kiedy zjawi w twy!h koszmarny!h sna!h, mie!hem przeposz. 0ie #oj si go ani tro!h, i nawet z jego r k guzowaty!h ni! so#ie nie ro#i. ;ni jako adwokat nie od#ierze mi moi!h ako!i, ani jako piaskun nie wydrze mi o!zu. $o zo#a!zenia, m"j najdroszy. 2woja do zgonu, najdroszy 0atanieluD Nataniel do Lotara Przykro mi #ardzo, e Klara prze!zytaa list do !ie#ie pisany. Przeklte moje roztargnienie stao si tego przy!zyn . )dpisaa mi na to w spos"# #ardzo g#oko ,ilozo,i!zny, dowodz ! jasno jak na doni, e %oppelius i %oppolo s tylko wytworem mojej wyo#ra/ni, e to tylko ,antomy mego wasnego ja, kt"re si rozpierz!hn , jeli je uznam za zudzenia. 4 isto!ie nikt #y si nie domyli, wnosz ! z jej jasnego, miej !ego si spojrzenia, kt"re !zsto sodki sen na myl przywodzi, do jakiego stopnia rozumek mieszkaj !y w tej piknej g"w!e zdolny jest snu tak logi!zne wywody. )dwouje si do twego s du, utrzymuj !, e o tym rozmawiali!ie. M"g#ym myle, e jej wykadasz po!z tki ,ilozo,ii. $aj temu pok"j. 1reszt , okazao si rze!z pewn , e optyk %oppola ni! nie ma wsp"lnego z adwokatem %oppeliusem. 4anie u!zsz!zam na wykady wieo tu przy#yego pro,esora ,izyki nosz !ego to samo nazwisko !o sawny przyrodnik =palanzani i #d !ego 4o!hem z po!hodzenia. 1na on %oppol od wielu lat, zreszt i z wymowy tego ostatniego pozna mona, e jest on prawdziwym Piemont!zykiem. %oppelius za #y 0iem!em, !ho, jak mi si zdaje, mieszanego po!hodzenia. 0ie uspokoiem si jesz!ze w zupeno!i. Miej!ie mi, ty i Klara, za !o !h!e!ie, ale niepodo#na mi si poz#y na zawoanie wraenia, jakiego doznaem na widok tego przekltego %oppoli. =z!z!iem wyni"s si ju z miasta- wiem to od =palanzaniego. 2en pro,esor to take dziwna ,igura. 0iewielkiego wzrostu, kr gy, z wystaj !ymi komi poli!zkowymi, !ienkim nosem, o#wisymi wargami, przeszywaj !ym wzrokiem. 1reszt jeli !h!esz mie dokadniejsze jesz!ze o nim poj!ie, wyszukaj so#ie w #erli3skim almana!hu portret %agliostra, rytowany przez %hodowie!kiego. Powiadam !i. to ywy portret =palanzaniego.

0iedawno, id ! po s!hoda!h, spostrzegem w oszklony!h drzwia!h jego mieszkania nie!o u!hylon ,irank. =am nie wiem, !zemu zajrzaem !iekawie. =iedziaa tam przy stoliku, trzymaj ! na nim zoone r!e, wysoka, smuka, niezwykle harmonijnie z#udowana i przeli!znie u#rana moda ko#ieta. )dwr"!ona #ya twarz ku drzwiom, tak e mogem si przyjrze jej anielsko piknemu o#li!zu. 1dawaa si mnie nie widzie. 4 og"lno!i spojrzenie jej miao w so#ie !o nieru!homego, #y#ym skonny przypu!i, e ni! nie dostrzega. 4ygl dao to tak, jak#y spaa z otwartymi o!zyma. 1ro#io mi si do nieprzyjemnie i po !i!hu przelizn em si do audytorium pooonego o#ok. $owiedziaem si p"/niej, e to #ya )limpia, !"rka =palanzaniego, kt"rej on tak dziwnie zazdronie strzee, e dot d nikt si do niej z#liy nie zdoa. Musi mie jakie po temu przy!zyny. Moe jest sa#a na umyle lu# !o podo#nego. ;le doprawdy, po !" ja !i pisz to wszystko, kiedy #d m"g opowiedzie nier"wnie dokadniej. 9o najdalej za dwa tygodnie #d z wami. Musz zo#a!zy moj do#r , serde!znie uko!han Klar. =topnieje to napi!ie midzy nami, kt"re < musz to przyzna < powstao po jej straszliwie rozs dnym li!ie. $latego te nie pisz dzi do niej. 2ysi !zne pozdrowienia. 2rudno o !o oso#liwszego i dziwa!zniejszego jak to, !o si wydarzyo memu #iednemu przyja!ielowi, studentowi 0atanielowi, a !o !i wanie zamierzam opowiedzie, askawy !zytelniku. %zy wydarzyo !i si kiedy !o, !o #y !akowi!ie wypenio twe ser!e, myli, pami, wypieraj ! wszystko inne' 0urtuje !i to, wre w to#ie, arem zapala krew w ya!h, maluje rumie3!em poli!zki. =pojrzenie twoje staje si dziwa!zne, jak gdy#y w pustym pokoju dostrzega zjawy, niewido!zne dla o!zu inny!h. %ikie west!hnienia !zsto przerywaj tw mow. Przyja!iele pytaj . %o !i jest' %o !i dolega' ? oto !h!ia#y swe przey!ia wewntrzne odmalowa przy pomo!y najjaskrawszy!h ,ar#, najostrzejszy!h wiate i !ieni, wysilasz si, #y za!z jako, #y znale/ wa!iwe sowa. 4ydaje !i si, e od razu, od samego po!z tku musisz ze#ra razem wszystkie te doznania, !udowne, wspaniae, przera/liwe, okropne, wesoe i gro/ne zarazem, tak #y podziaay na wszystki!h jak poraenie pr du. ;le jzyk, wszystkie twe sowa wydaj si #ez#arwne, zimne, martwe. =zukasz i!h, pl !zesz si, j kasz, a rozs dne pytania przyja!i" jak podmu!hy lodowatego wi!hru gasz ar twego wntrza. &eeli jednak uda !i si, ni#y zu!hwaemu rysownikowi, jednym po!i gni!iem, kilku miaymi kreskami wywoa wa!iwy o#raz, z atwo!i ju przy!hodzi !i nakada !oraz pomienniejsze ,ar#y- porwani widokiem r"norodny!h ywy!h posta!i, przyja!iele twoi, jak i ty, dostrzegaj samy!h sie#ie w owym o#razie wy!zarowanym z twej duszy. Musz !i wyzna, askawy !zytelniku, e nikt mnie wa!iwie o histori modego 0ataniela nie pyta, wiesz jednak do#rze, e nale do tego oso#liwego gatunku autor"w, kt"rzy, jeli doznaj !zego podo#nego temu, !o powyej przedstawiem, !zuj si tak, jak gdy#y kady w i!h po#liu, jak#y !ay wiat pyta. 5%" to takiego'7 5)powiedz, przyja!ielu7. %zuj niepowstrzyman !h opowiedzenia !i o tragi!znym y!iu 0ataniela- niesamowito, oso#liwo tego y!ia przepenia moj dusz. ;le wanie dlatego, m"j !zytelniku, e mam !i skoni do wysu!hania rze!zy dziwny!h < !o nie jest dro#nostk < dr!zy mnie pytanie, jak#y tu histori t za!z jasno, a oryginalnie i porywaj !o. 5Pewnego razuD7 < to po!z tek w opowiadaniu najodpowiedniejszy, ale z#yt os!hy. 54 maym mie!ie prowin!jonalnym =. yD7 < tak ju tro!h lepiej, to przynajmniej stwarza od razu klimat. ; moe wprost, medias in res. 5?d/e do dia#a6 < zawoa 0ataniel, a w jego dzikim spojrzeniu odmaloway si w!ieko i przeraenie, gdy wdrowny optyk +iuseppe %oppolaD7 2ak #ym moe i za!z , gdy#ym w spojrzeniu 0ataniela m"g dopatrzy si !zego za#awnego, ale historia nie jest w!ale za#awna. 0ie przy!hodz mi na myl sowa, kt"re w najmniejszym !ho#y stopniu zdolne

#yy#y odda koloryt wewntrzny tego o#razu. Postanowiem wi! w!ale nie za!zyna. 0ie!h te trzy listy, kt"ry!h mi askawie udzieli przyja!iel *otar, posu jako szki!. ; ja, opowiadaj !, postaram si tylko intensywniejszymi #arwy ten zarys podmalowa. Moe oka si do#rym portre!ist , moe mi si uda niekt"re posta!i tak zarysowa, e nie znaj ! oryginau, #dziesz je, askawy !zytelniku, jak#y wasnymi o!zyma ogl da. Moe zrozumiesz wtedy, e nie ma ni! dziwniejszego i #ardziej szalonego jak samo y!ie, a sztuka pisarska potra,i jedynie u!hwy!i jego od#i!ie w zmtniaym, matowym zwier!iadle. $o list"w poprzedni!h wypadnie doda pewne o#janienia, #d !e w zwi zku z przeszo!i naszy!h #ohater"w. 4 !zas jaki po mier!i oj!a 0ataniela Klara i *otar, sieroty, dzie!i dalekiego krewnego, zostay przygarnite w domu wdowy !elem wsp"lnego z jej dziemi wy!howania. 4kr"t!e 0ataniel poko!ha Klar i gdy si przekona, e #ya mu wzajemn , zar!zy si z ni , !zemu si nikt nie sprze!iwia, i wyje!ha do +. ko3!zy rozpo!zte nauki. 4anie go tam widzielimy w jego ostatnim li!ie, u!zsz!zaj !ego na wykady =palanzaniego. 2eraz m"g#ym ju dalej snu opowiadanie, ale o#raz Klary tak ywo stoi mi przed o!zyma, e nie mog si napatrze, jak to zreszt zawsze #ywao, gdy umie!hna si sodko. Klara nie #ya w !isym zna!zeniu pikna, tak twierdzili !i, kt"rzy si na pikno!i znaj z urzdu. ;r!hitek!i !hwalili propor!je jej !iaa, malarze znajdowali, e jej szyja, piersi, ramiona maj ksztaty niemal z#yt dziewi!ze, wszys!y za podziwiali jej !udowne wosy, przywodz !e na myl Mari Magdalen, i jej pe delikatn jak u 9atoniego. ;le nade wszystko wyraz o!zu, kt"ry zdolny #y za!hwy!i najwymylniejszego ,antast. &eden z ni!h por"wna je z jeziorem Auisdaela, w kt"rym przegl da si jedno!zenie i prze!zysty nie#ios #kit, i zarazem #oga!two krajo#razu w !aej peni kolor"w i kipi !ego y!ia. Poe!i i muzy!y szli nier"wnie dalej jesz!ze, m"wi !. < &ezioro i zwier!iado' %" znowu6 1 o!zu tej dziew!zyny tryskaj !udowne, nie#ia3skie nat!hnienia i harmonie, przenikaj ! w nasze dusze, #udz ! je i oywiaj !. %zy nie widzi!ie, jak umie!h igra na jej warga!h, ile razy kt"ry z nas popisuje si w jej o#e!no!i. 9o w duszy swojej nosi musi stokro o#,itsze zaso#y pikna ni te, na jakie nas wszystki!h razem sta. 4 isto!ie. Klara miaa yw wyo#ra/ni dzie!ka, dusz po ko#ie!emu tkliw i g#oko ko!haj ! , ale zarazem umys #ystry i przenikliwy. =t d nie lu#ia dziwak"w i ,antast"w i jeli jej si zdarzyo spotka gdzie kt"rego, nie m"wi ! wiele, #o z natury #ya maom"wna, samym ju swym #ystrym spojrzeniem i ironi!znym umie!hem zdawaa si m"wi. < Moi przyja!iele, nie!h wam si nie za!h!iewa, e#ym #raa wasze przywidzenia za !o prawdziwie istniej !ego na tym wie!ie. 1 tego wzgldu Klara #ya nawet przez wiele os"# pomawiana o !h"d, nie!zuo i prozai!zno. 0atomiast ludzie rozumiej !y g#i y!ia #ardzo lu#ili t wraliw , dzie!inn , a rozs dn dziew!zyn. 4szake nikt nie mia tyle do niej przywi zania, !o 0ataniel, skaniaj !y si do nauki i sztuki. Klara ko!haa go take z !aej duszy i kiedy po raz pierwszy roz !zy im si przyszo, pierwsza !iemna !hmura za!i ya nad jej y!iem. 1 jakim za!hwytem #iega rzu!i si w jego o#j!ia, kiedy, jak to #y o#ie!a w ostatnim li!ie, zjawi si w rodzinnym mie!ie i wszed do pokoju matki. =tao si te, jak #y przewidzia. zaledwie ujrza Klar, zapomnia naty!hmiast i o z#yt rozs dnym jej li!ie, i o %oppeliusie. %ae napi!ie midzy nimi znikno. Mia suszno 0ataniel pisz ! w swym li!ie, e zjawienie si wdrownego optyka ,atalnie wpyno na jego y!ie. 4szys!y ju w pierwszy!h dnia!h od!zuli, e 0ataniel jest zmieniony do g#i swej istoty. Popada w ponure marzenia i po!z roi rze!zy dziwne jak nigdy. Ey!ie ziemskie w mniemaniu jego #yo tylko sennym prze!zu!iem.

< %zowiek #dnie mniema, i jest samowadny < powtarza. < Prze!iwnie, suy on tylko za okrutn igraszk tajemni!zym potgom, prze!iw kt"rym wal!zy daremn jest rze!z 6 Prdzej lu# p"/niej ulega si nieu!hronnie losowi, kt"ry nam z g"ry nazna!zono. (wzi si nawet dowodzi, e jest szale3stwem s dzi, jako#y w nau!e i sztuka!h mona #yo !o wytworzy swoj wasn , woln wol - gdy entuzjazm, kt"ry sam tylko ma zdolno!i tw"r!ze, nie przy!hodzi z wewn trz, ale jest wynikiem wyszy!h pierwiastk"w, dziaaj !y!h na !zowieka #ezporednio z zewn trz. Aozs dna Klara ze wstrtem odpy!haa ten ,antasty!zny misty!yzm- z tym wszystkim nie zdawao si jej wa!iwym z#ija twierdzenia 0ataniela. 4szake kiedy ten ostatni po!z pewnego razu dowodzi, e %oppelius w !harakterze niegodziwego du!ha opta go od !hwili, kiedy si ujrza podpatrywanym spoza ,iranki, i e ten demon zapewne ze!h!e zawi!hrzy i!h wsp"lne przysze sz!z!ie, nie mog ! si wstrzyma duej, wstaa i rzeka powanie. < 2ak jest, 0atanielu, masz suszno, %oppelius jest rze!zywi!ie niegodziwym du!hem. Moe on w isto!ie na<#roi niemao, jako szatan u!ieleniaj !y si w y!iu- ale jedynie wtedy, gdy go si nie poz#dziesz z twej myli. &ak dugo wierzy w niego #dziesz, #dzie on y i dziaa- nie !o innego #owiem jak tylko wiara twoja stanowi jego si. 0ataniel rozgniewany, e Klara zakada moliwo istnienia demona tylko w jego wyo#ra/ni, usiowa o#ezna j z zasadami wyznawanego przez sie#ie misty!yzmu tajemni!zy!h wpyw"w. ;le i to si na ni! nie zdao. (parta dziew!zyna za!za m"wi o !zym innym, !o wresz!ie naprawd ju drani po!zo 0ataniela. Pomyla, e zimne i nie!zue dusze zamknite s dla tak g#oki!h tajemni!, nie zdawa so#ie sprawy, e i Klar do taki!h podrzdny!h natur zali!za. =woj drog nie zanie!ha usiowa3, e#y j konie!znie zjedna swym przekonaniom. 1darzao si, e gdy Klara pomagaa przy niadaniu, przynosi jej r"ne ksi ki misty!zne, z kt"ry!h !zyta !o waniejsze ustpy. 4tedy Klara m"wia. < ;le, m"j drogi 0atanielu, powiedzie #y mona, e tym sposo#em ty sam jeste jakim niegodziwym pierwiastkiem, wywieraj !ym jak najzgu#niejszy wpyw na moj kaw. 0ie mog od !ie#ie o!zu oderwa, kiedy !zytasz, a tu tym!zasem wszystko wykipiao i nie #dziemy mieli niadania. 0a te sowa 0ataniel gniewny zamyka ksi k i od!hodzi do swego pokoju. 0iegdy mia prawdziwy talent do spisywania miy!h, ywy!h opowiada3, kt"ry!h su!hanie sprawiao Klarze najwiksz w wie!ie przyjemno. )#e!nie jego utwory #yy ponure, dziwne i niepojte. %ho!ia Klara taktownie nie ro#ia mu z tego powodu adny!h uwag, spostrzeg prze!ie, jak mao odpowiadaj jej upodo#aniom. 4 isto!ie nie #yo dla niej ni! przykrzejszego jak nudy. Kiedy i!h dowiad!zaa, wzrok jej r"wnie jak rozmowa zdawa si wypowiada odrtwienie, w kt"re umys jej zapada. Przyzna za naley, e utwory 0ataniela stay si wierutnie nudne. $o tego al, jaki mia do Klary, znajduj !, e odkry w niej dusz !hodn i prozai!zn , zdawa si wzrasta !oraz silniej, tym #ardziej e i Klara nie moga przem"! w so#ie niejakiego wstrtu, widz !, jak 0ataniel !oraz silniej zapada w sw"j ponury i niedorze!zny misty!yzm. 2ym sposo#em wzajemnie si !oraz wi!ej od sie#ie oddalali, ani si spostrzegaj !. 2ym!zasem posta %oppeliusa rze!zywi!ie zna!znie #ya z#lada w jego wyo#ra/ni, tak e z trudno!i przy!hodzio mu wprowadza j do utwor"w, w kt"ry!h usiowa wypowiedzie !ay zgu#ny wpyw tej zmory na swoje przezna!zenie. 1 tym wszystkim przedsiwzi napisa poemat maj !y za przedmiot ponure prze!zu!ie, e %oppelius zagraa i!h sz!z!iu miosnemu. Przedstawi w nim Klar i sie#ie zwi zany!h o#op"ln , siln mio!i , udr!zany!h jednak od !zasu do !zasu zowr"#nymi znakami jakiego !iemnego wokoo ni!h wpywu. 4resz!ie, w !hwili kiedy si ju znajduj u otarza, zjawia si straszliwy %oppelius, dotyka !zarowny!h o!zu Klary, te naty!hmiast wyskakuj z or#it i tryskaj

na podo#ie3stwo krwawy!h iskier na pier 0ataniela, kt"r zapalaj pomieniem. 4 teje !hwili porywa go %oppelius i rzu!a w ogniste koo, kr! !e si z szy#ko!i huraganu wr"d wistu i zgrzytu. 1ewsz d szturmuj tam wzdte i spienione #awany, szamo! ! si ze so# na podo#ie3stwo !zarny!h ol#rzym"w z posiwiaymi gowy. &ednake wpor"d i!h oguszaj !ego ryku syszy jesz!ze sodki gos Klary, szep! !y mu. < &am przy to#ie, opamitaj si. %oppelius !i za!zarowa, to nie moje o!zy pier !i ogniem zary, to tylko pal !e krople krwi twego wasnego ser!a. &a mam o!zy jak i dawniej, spojrzyj w nieD < Prawda6 %" za niedorze!zno6 < m"wi so#ie 0ataniel. < 2o to Klara jest przy mnie, to ja nale do niej na wieki. )przytomnienie to zdaje si wywiera wpyw og"lny. Pomieniste koo ganie, huk przepada w ot!hani. 0ataniel spogl da w o!zy Klary, ale okazuje si, e s to o!zy umarej, patrz !e na niego z wyrazem mio!i. 0ataniel, dop"ki tworzy sw"j poemat, #y spokojny i pogodny. Pra!owi!ie wygadza i zaokr gla stro,y, a poniewa przedsiwzi uy wiersza miarowego, poty nie spo!z p"ki nie przywi"d wszystkiego do ostate!znej harmonii. Kiedy wresz!ie sko3!zy swoj pra!, umyli prze!zyta j gono. ;le zaledwie zasysza utw"r, ogarna go niewysowiona trwoga. < %" to za straszliwe d/wiki'6 < wykrzykn . )!hon wszy jednak, po!z znowu widzie w poema!ie swoim zwy!zajn tylko ro#ot du!ha, kt"ra mu si nad podziw udaa. Pomyla, e jeeli#y go prze!zyta Klarze, moe #y zdoa tym sposo#em !ho tro!h rozgrza t lodowat dusz. 0ie zdawa so#ie przy tym sprawy, do !zego wa!iwie #y to Klar zagrzao i do !zego wa!iwie mogy#y j doprowadzi te przeraaj !e o#razy, zapowiadaj !e straszliw , nisz!z ! i!h mio dol. Pewnego dnia siedzieli o#oje w ogrodzie matki. Klara #ya wesoa jak ptasz, gdy 0ataniel od trze!h dni ju < wanie te trzy dni spdzi na pra!y nad swoim poematem < nie m!zy jej marzeniami ani prze!zu!iami. )n sam take #y ju jako odzyska dawn swoj wesoo. < 2eraz < rzeka Klara < to ju widz na pewno, e znowu m"j po dawnemu, drogi 0atanielu6 4idzisz, jak nam si udao odegna wresz!ie wsp"lnymi siami tego niegodziw!a %oppeliusa. =owa te niesz!z!iem przypomniay 0atanielowi poemat, kt"ry mia przy so#ie. 4yj go z kieszeni i za!z !zyta. Klara, #d ! pewna, e to znowu !o #ardzo nudnego, zdo#ya si na rezygna!j i wzia si do ro#oty na druta!h. ;le wsu!hawszy si w !oraz straszniejszy utw"r, przeraona opu!ia po3!zo!h i po!za si #ystro przygl da poe!ie. 2en nieu#agany !zyta dalej- rozpomieniy mu si arem poli!zki, w o!za!h zy za#ysy. =ko3!zywszy jkn gu!ho i porywaj ! rk Klary, zawoa z wyrazem niewysowionej #ole!i. < Klaro moja, Klaro, Klaro6 )na rzu!ia mu si na szyj i wyszeptaa !i!ho, ale #ardzo do#itnie i powanie. < 0atanielu, drogi 0atanielu, rzu w ogie3 te mieszne i szalone #ajki6 ;le ten zerwa si o#urzony i odpy!haj ! od sie#ie Klar zawoa. < Pre!z, przeklty automa!ie #ez y!ia6 4y#ieg. Klara, zraniona do ywego, zalaa si gorzkimi zami. < M"j 9oe, on mi nigdy nie ko!ha, skoro mnie nie rozumie < wyrzeka kaj !. 4tem nadszed *otar. 0a naleganie jego Klara zmuszona #ya powiedzie wszystko, !o zaszo. *otar ko!ha siostr z !aej duszy. Kade sowo jej skargi dziaao na niego jak iskra, tak e nie!h, jak z dawna ywi do 0ataniela skutkiem jego dziwa!zny!h marze3, rozgorzaa teraz w dziki gniew. Po#ieg do 0ataniela i w niezwykle ostry!h sowa!h zarzu!i mu niewa!iwe traktowanie uko!hanej siostry. Kipi !y wz#urzeniem 0ataniel r"wnie ostro mu odpowiedzia. 1a 5zwariowanego !hystka7 odwzajemni si 5ndznym, pospolitym zjada!zem !hle#a7. Pojedynek sta si nieuniknionym.

Postanowili #i si najdalej nazajutrz z rana, poza ogrodem, na rapiery, studen!kim zwy!zajem. 4ymknli si z domu przed witem, ponurzy i mil!z !y, ale Klara domylia si wszystkiego, syszaa i!h sprze!zk, dostrzega, jak #ro3 przynoszono o zmroku. Przy#ywszy na miejs!e walki, *otar i 0ataniel w pospnym mil!zeniu zrzu!ili pasz!ze i z pon !ymi dz walki o!zyma zamierzali wanie godzi w sie#ie, gdy Klara w#iega, #y rzu!i si pomidzy wal!z !y!h. < =zale3!y, dzi!y ludzie6 < zawoaa kaj !. < Mnie najprz"d za#ij!ie, #o !zy #rat za#ije mi narze!zonego, !zy narze!zony #rata, w o#u raza!h y mi niepodo#na6 0a te tkliwe sowa *otar opu!i #ro3 i w#i wzrok w ziemi, zawstydzony. &edno!zenie w ser!u 0ataniela wraz z rozdzieraj !ym smutkiem wez#raa mio do Klary, ta sama, kt"r !zu w !udowny!h dnia!h modo!i. Azu!i rapier pre!z i pad jej do n"g. < ;!h6 %zy zdoasz prze#a!zy mi to kiedy, Klaro, jedyna moja6 0ajuko!ha3sza moja6 < rzek ze zami. < %zy prze#a!zysz mi kiedy, #ra!ie m"j, *otarze'6 4zruszy si *otar t g#ok #ole!i przyja!iela. )tworzy ramiona i ze zami padli so#ie w o#j!ia, poprzysigaj ! odt d #y so#ie #rami do mier!i. 0ataniel u!zu ulg, jak#y spado z niego ogromne jakie #rzemi, kt"re go przygniatao do ziemi. Aaz silny, postawiwszy op"r tajemni!zej potdze, kt"ra go optaa, mniema si odrodzony na nowo. 4 isto!ie #owiem szo o y!ie, kt"remu zagraaa zgu#a, jak s dzi, nieunikniona. 2ak wi! trzy dni jesz!ze pozosta ze swymi przyja!i"mi, po !zym wy#ra si z powrotem do +., gdzie mia pozostawa przez rok jesz!ze, po !zym na zawsze ju do rodzinnego miasta powr"!i. 1amil!zano przed matk 0ataniela wszystko, !o #yo zwi zane z %oppeliusem- wiedziano #owiem, e nie moga #ez wstrtu su!ha nawet nazwiska tego !zowieka, kt"remu tak jak i jej syn przypisywaa mier swego ma. Prosz so#ie wyo#razi zdumienie 0ataniela, kiedy przy#ywszy do +., zasta tylko zglisz!za z domu, w kt"rym mia mieszkanie. )gie3 wy#u!h #y w pra!owni aptekarza mieszkaj !ego na dole, dom spon od suteren po da!h. &ednak dzielni, odwani przyja!iele zdoali w por jesz!ze wyama drzwi od pooonego na wyszym pitrze pokoju 0ataniela i uratowa wszystkie jego ksi ki, rkopisy i przyrz dy, tak e prawie ni! nie przepado. 4szystko to nie uszkodzone przeniesiono do innego mieszkania, kt"re te 0ataniel zaj . 0i! oso#liwego nie widzia w tym, e mia mieszka naprze!iw pro,esora =palanzaniego, !ho do nieswojo si po!zu, gdy spostrzeg, e ze swego okna moe zagl da do pokoju, gdzie !zsto siadywaa )limpia, tak e m"g do woli przyjrze si jej ksztatom, !ho rysy twarzy #yy niewyra/ne i zamazane. 4 ko3!u uderzyo go jednak to, e )limpia godzinami siedziaa w takiej postawie, w jakiej j ujrza po raz pierwszy, nieodmiennie przy tym samym stoliku, #ez adnego zaj!ia, najwyra/niej jednak nie spusz!zaj ! z niego oka. Przyzna musia, e nigdy mu si nie zdarzyo widzie pikniejszej posta!i. 1 tym wszystkim, poniewa Klara wy !znie panowaa w jego ser!u, zjawisko sztywno zapatrzonej przed si ko#iety #yo mu najzupeniej o#ojtne- mia tylko upodo#anie, #y spogl da na ni niekiedy znad swy!h skrypt"w, jak#y na jaki pikny pos g < ni! ponadto. 4anie zajty #y pisaniem listu do Klary, kiedy zapukano delikatnie do drzwi i nie#awem ukazaa si na progu nieprzyjemna posta %oppoli. 0ataniel u!zu dresz!z, ale przypomniawszy so#ie, !o m"wi =palanzani o swoim wsp"ziomku %oppoli, oraz sowo, kt"re #y da Klarze w sprawie piaskuna %oppeliusa, zawstydzi si w duszy tak naiwnej o#awy. 1m"g si tedy na sia!h i rzek, jak m"g, najo#ojtniej i najagodniej. < 0ie potrze#a mi #arometru, przyja!ielu, moesz pan odej6

0a te sowa %oppola wkwaterowa si !akiem do pokoju i odezwa si gosem o!hrypym. < 0ie, nie, nie idzie tu o #arometr, #o ja mam take o!zyD pikne, przepyszne o!zyD M"wi ! to, umie!ha si ohydnie, wysz!zerzaj ! z#y, a o!zy jego #ysz!zay jak pr"!hno spod gsty!h, szpakowaty!h #rwi. 0ataniel zerwa si wystraszony. < &este szalony, m"j panie- jake moesz mie do z#y!ia o!zy' )!zyD o!zy6 4tedy %oppola sign rk do wielkiej kieszeni i wy!i gn wszy stamt d !a gar okular"w, za!z je rozkada na stole. < F!h, ale ja m"wi o okulara!h, o okulara!h, kt"re kadzie si na nos, to wanie nazywam o!zami. %edz ! przez z#y te sowa, wy!i ga !oraz wi!ej okular"w, tak e wkr"t!e !ay st" iskrzy si dziwnymi jakimi od#laskami. 2ysi !e najrozmaitszy!h o!zu zdawao si mruga stamt d na 0ataniela, kt"ry adnym sposo#em nie m"g oderwa wzroku. ; tym!zasem %oppola wy!i ga !oraz nowe okulary i spojrzenia !oraz ognistsze, !oraz krwawsze, !oraz dziksze, !oraz nieu#aga3sze, raziy wzrok, mroziy ser!e w piersia!h 0ataniela. < $osy6 $osy, straszliwy !ze!ze6 < zawoa wresz!ie, wy!hodz ! z sie#ie ze zgrozy. M"wi ! to, rozpa!zliwie przytrzymywa rk swego przeladow!y, kt"ry wy!i ga !ae gar!ie nowy!h okular"w, !ho nie #yo i!h ju gdzie ka, !ay st" #y zajty. %oppola wyrwa mu rk, !hi!ho!z ! w spos"# wstrtny i przeszywaj !y dresz!zem. < ;6 2o pan so#ie tego nie y!zy6 ;le ja mam tu inne szkieka, #ardzo pikneD Poz#iera #y i po!howa okulary i sign wszy do innej kieszeni, za!z z niej wyjmowa lornetki i perspektywy. &ak tylko okulary poznikay ze stou, 0ataniel uspokoi si zupenie. Pomyla o Klarze i przekona si naty!hmiast, e wszystkie ze omamienia miay /r"do w nim samym tylko i e %oppola nie jest adnym stra!hem ani tym #ardziej so#owt"rem przekltego %oppeliusa, ale, prze!iwnie, naju!z!iwszym me!hanikiem i optykiem. =zka #owiem, kt"re wyjmowa z drugiej kieszeni, nie miay w so#ie ni! nadzwy!zajnego ani upiornego, jak te okulary. %h! ! si tedy z nim pogodzi, umyli kupi !okolwiek. 4y#ra ma , piknie oprawn lornetk i przyoy do o!zu, !h! ! j wypr"#owa. 0igdy w y!iu nie widzia lepszej. przy#liaa wszystko tak dokadnie, e a rozkosz #ya patrze. Mimowolnie skierowa j ku mieszkaniu =palanzaniego. )limpia siedziaa jak zwykle, z rkoma zoonymi na stoliku. 2eraz m"g dopiero przyjrze si jej !udownie piknej twarzy. 2ylko o!zy wydaway si dziwnie nieru!home i martwe. &ednak w miar jak si jej przypatrywa, wyra/nie #udziy si w ni!h wilgotne jakie #laski, jak#y promienie wstaj !ego ksiy!a. Powiedzia#y, e zdolno widzenia rodzia si dopiero w tej posta!i. =topniowo o!zy jej oywiay si !oraz mo!niej. 0ataniel sta jak#y przykuty do okna, nie umiej ! oderwa wzroku od widoku #osko piknej )limpii. =u!he !hrz kni!ia i szuranie o#udziy go z odrtwienia. %oppola sta za nim. < 2re ze!hini6 2rzy dukaty6 0ataniel, kt"ry #y zupenie o optyku zapomnia, zapa!i skwapliwie. < 0ieprawda' Pikne szkieka, li!zne szkieka' < m"wi %oppola o!hrypym gosem, umie!haj ! si szyder!zo. < Pikne, pikne < rzek mu na to 0ataniel opryskliwie < 0o, ju id/ so#ie, #ywaj zdr"w, przyja!ielu6 %oppola rzu!i na niego dziwne spojrzenie. ?d ! po s!hoda!h zdawa si dusi od mie!hu. 4yra/nie drwi ze mnie, pomyla 0ataniel, s dzi pewnie, e przepa!iem lornetk. < Przepa!iem'

Kiedy to m"wi, zdao mu si, e syszy g#okie, miertelnie smutne west!hnienie w g#i pokoju. $resz!z go prze#ieg ze stra!hu, ale nie#awem przekona si, e to on sam west!hn . < Ma suszno Klara < rzek do sie#ie < !ierpi rze!zywi!ie na !horo#liwe przywidzenia. 2o po prostu mieszne, wi!ej ni mieszne. %zy istotnie moe mi tak dale!e zalee na tym, !zym t lornetk przepa!i, !zy te kupiem tanio' $la!zego mi myl o tym nie daje spokojno!i' Poj tego nie mog. =iad ko3!zy list do Klary, ale spojrzawszy przypadkiem w okno, spostrzeg, e )limpia siedzi tam jesz!ze. (!zu nieprzezwy!ion o!hot, #y porwa znowu lornetk i uton wzrokiem w tej posta!i !udownej. 0ie wiadomo, jak dugo trwa w tym upojeniu, przerwa mu je dopiero 1ygmunt, jego kolega, oznajmiaj !, e ju !zas i na wykad pro,esora =palanzaniego. 4r"!iwszy zasta ,irank w tajemni!zym oknie zapusz!zon . 0ie m"g ani tego dnia, ani przez dwa nastpne o#serwowa )limpii, mimo e nie odstpowa prawie od okna i w!i spogl da przez lornetk %oppoli. 0a trze!i dzie3 ujrza !ae okno staranniej jesz!ze zasonite. 1rozpa!zony, rozgor !zkowany, gnany tsknot i po daniem, wy#ieg na miasto. )#raz !zarownej )limpii unosi si przed nim w powietrzu, wypywa z kadego krzewu, zdaj ! si spogl da na niego promienistymi o!zyma z #kitny!h w"d przezro!zy. Myl o narze!zonej !akiem wywietrzaa mu z gowy, marzy ju tylko o )limpii. < ) ty, !udowna gwiazdo mio!i6 < woa, od!hodz ! od sie#ie. < %zyli na to tylko za#ysa na nie#ie, e#y znikn #ezpowrotnie'6 %zyli mnie zostawisz samego na pastw !iemno!iom i rozpa!zy'6 4ra!aj ! do domu, spostrzeg wielki jaki ru!h w domu =palanzaniego. $rzwi wszdzie poroztwierane #yy na przestrza, wnoszono rozmaite sprzty. )kna na pierwszym pitrze #yy powyjmowane, pra!owite dziewki wielkimi miotami zamiatay posadzki, okurzano me#le, wszdzie kr!ili si stolarze i tapi!erzy. 0ataniel zdziwiony przystan na uli!y, przypatruj ! si temu wszystkiemu, kiedy przy#liy si do niego 1ygmunt i miej ! si zagadn . < 0o, !o powiesz na to wszystko' 0ataniel wyjani, e ni! powiedzie nie moe, #o ni! nie wie, tylko z wielkim zdziwieniem stwierdza, e w !i!hym i pospnym zwykle domu pro,esora panuje wielkie zamieszanie i przeprowadza si generalne porz dki. 4tedy 1ygmunt wyjani mu, i stary =palanzani nie dalej jak jutro wydaje #al nader wietny, po !zony z kon!ertem, na kt"ry zaproszona jest przynajmniej polowa uniwersytetu. %hodzi za wie, e na tym #alu po raz pierwszy wyst pi ma jego !"rka, kt"r dot d tak zazdronie trzyma w ukry!iu. 0atanie6, znalazszy u sie#ie zaproszenie, w ozna!zonej godzinie z #ij !ym ser!em zjawi si u pro,esora. &u #yo na dziedzi3!u mn"stwo powoz"w, w piknie ozdo#iony!h salona!h wiata ra !e, tum wietny!h go!i. )limpia ukazaa si w u#iorze #ogatym i gustownym. Podziwiano pikne rysy jej twarzy i ,igur. )so#liwie wygite ple!y i talia !ienka jak u osy wiad!zyy o tym, e jest zanadto !inita sznur"wk . 2ake !h"d jej i ru!hy miay w so#ie !o jak#y !ile o#li!zonego i nadto jednostajnego. 0ie podo#aa si te niekt"rym oso#om, ale skadano to na kar# zmieszania, jakie wywoao u niej li!zne towarzystwo. Aozpo!zto za#aw kon!ertem. )limpia daa si naprz"d sysze w grze na ,ortepianie, w !zym okazaa #iego znakomit , nastpnie odpiewaa #rawurow ari gosem !zystym i d/wi!znym jak szklany dzwone!zek, ale nie!o ostrym. 0ataniel #y za!hwy!ony. =toj ! w ostatnim rzdzie, nie m"g w jaskrawym wietle wie! dokadnie widzie twarzy )limpii, do#y tedy z kieszeni lornetk %oppoli i przyoy do o!zu. ) rozkoszy6 4tedy to spostrzeg dopiero, e w niego tylko z utsknieniem patrzaa, e modula!jom jej gosu odpowiaday namitne spojrzenia, przeszywaj !e go jak #yskawi!e.

Kunsztowna koloratura wydawaa mu si nie#ia3skim okrzykiem ser!a wez#ranego mio!i . Kiedy dugi tryl ko3!z !y kaden!j roz#rzmia w sali, 0ataniel nie m"g si opanowa i < jak#y dotkni!iem rozpalonej jakie doni pop!hnity < wyrazi sw"j #"l i za!hwyt gonym okrzykiem. < )limpio6 4szystkie spojrzenia skieroway si ku niemu, niekt"rzy go!ie mia si po!zli. )rganista z katedry, spospniawszy, szepn do sie#ie. < 0o, no6 Po kon!er!ie #al si rozpo!z . 2a3!zy z ni 6 1 ni 6 2o #y !el marze3 i za#ieg"w 0ataniela6 ;le jak si tu omieli zaprosi j , kr"low #alu, do ta3!a' ; jednak6 0ie wiedzie jakim sposo#em, gdy ta3!e si za!zy, znalaz si tu przy niej- nie #ya zam"wiona jesz!ze przez nikogo, i wanie on, !ho zaledwie kilka s"w m"g wyj ka, uj j za rk. $o3 )limpii #ya zimna, jak#y trupia. 0ataniel u!zu dresz!z we wszystki!h !zonka!h- sz!z!iem, spojrzawszy zdumiony w jej o!zy, wy!zyta w ni!h tyle mio!i i tsknoty, e zapomnia o wszystkim w wie!ie. 4 teje !hwili u!zu take, jak#y krew kr y za!za w jej doni- dotkn ttna, #io przypieszonym napywem. ? w nim rozpali si ar mio!i. (j wszy ki#i piknej )limpii, porwa j w wir szalony i przepadli w kole ta3!z !y!h. = dzi dot d, e umie wy#ornie w takt ta3!zy- wszelako rytmi!zno ru!h"w )limpii #ya tak zdumiewaj !a, e utra!i !a pewno sie#ie i zrozumia wkr"t!e, jak niewystar!zaj ! jest !aa umiejtno jego w tym wzgldzie. 0ie !h!ia jednak z adn inn niewiast ta3!zy i za#i#y na miejs!u kadego, kto #y si poway u#ie! go w zaproszeniu )limpii. 1darzyo si to zaledwie dwa razy. Aze!z dziwna, )limpia odmawiaa, wi! m"g z ni ta3!zy, ile mu si tylko podo#ao. +dy#y 0ataniel #y w stanie dostrze! !okolwiek pr"!z piknej )limpii, nie dao#y si unikn ,atalnego zaj!ia. 0ie zwaa #owiem, jak wok" modzie szeptaa, tumia umie!hy, przygl daa si !iekawie )limpii z niezrozumiaego powodu. Aozgor !zkowany ta3!em i winem, kt"rym sie hojnie ra!zy, omieli si nad wszelki podziw. =iad przy )limpii, uj jej rk i w namitnym podnie!eniu wypowiada sw mio sowami, kt"ry!h nikt #y nie poj , ani on, ani )limpia. 1reszt ona moe !o rozumiaa, gdy nieustannie patrzya mu w o!zy i wzdy!haa raz po raz. < ;!h6 ;!h6 0a !o 0ataniel odpowiada z uniesieniem. < ) istoto nie#ia3ska6 ) ty promieniu !udowny, zwiastuj !y wiat mio!i, ku kt"remu wyrywa si tsknota6 ) wiato mojego y!ia6 M"wi jesz!ze wiele, ale )limpia za !a odpowied/ powtarzaa tylko wzdy!haj !. < ;!h6 ;!h6 Pro,esor =palanzani przeszed koo ni!h, przygl daj ! im si z umie!hem zadowolenia. 0agle 0ataniel, opamitawszy si w swoim upojeniu, spostrzeg, e dziwnie po!iemniao. )#ejrza si wokoo i z przeraeniem stwierdzi, e sala #ya ju najzupeniej pusta. )statnie dwa wiata dogasay, dawno zamilka muzyka, ustay ta3!e. < %o' Aozsta si ju' Mamy si rozsta6 < wykrzykn namitnie, od!hodz ! od zmys"w z rozpa!zy. (!aowa rk )limpii, po!hyli si, jego rozpalone usta dotkny warg jak l"d zimny!h. Podo#nie jak wprz"dy, przy pierwszym rki dotkni!iu, przeszy go teraz dresz!z miertelny, mimowolnie przypomniaa mu si legenda o martwej o#lu#ieni!y- ale )limpia namitnie przy!isna go do piersi, a usta jej zdaway si rozgrzewa w po!aunku. 2ym!zasem =palanzani prze!hadza si #ezustannie po pustej sali, kroki jego #udziy gu!he e!ha, a posta na skutek gry !ieni miaa wygl d ,antasty!zny i widmowy. < %zy ko!hasz mi' %zy mi ko!hasz, )limpio' 2ylko to jedno sowo6 Ko!hasze mnie' 2ak szepta 0ataniel. ;le )limpia wstaa i odpowiedziaa wzdy!haj !. < ;!h6 ;!h6 < ) tak6 !udowna gwiazdo mej mio!i < m"wi 0ataniel. < 1a#ysa o#ietni! sz!z!ia por"d no!y mego y!ia i opromienia je #dziesz na wieki.

< ;!h6 ;!h6 < odpowiedziaa )limpia od!hodz !. 0ataniel po#ieg za ni i znalaz si twarz w twarz z pro,esorem. < 1 niezwykym oywieniem rozmawiae pan z moj !"rk < rzek, umie!haj ! si do#rotliwie. < &eeli tylko znajdujesz pan, ko!hany 0atanielu, upodo#anie w rozmowie z niem dr dziew!zyn , zawsze nam #dziesz miym go!iem. 0ataniel oddali si wresz!ie, unosz ! !ae nie#o w swej duszy. 9al u =palanzaniego sta si przedmiotem wielu rozm"w w dnia!h nastpny!h. %ho!ia pro,esor u!zyni wszystko, #y osi gn wietno, to prze!ie rozmai!i wesokowie potra,ili przy!zepi si do najniewinniejszy!h rze!zy. 4ymiewano si ze sztywnej i niemej )limpii, kt"rej, pomimo adnej powierz!howno!i, zarzu!ano najzupeniejsz tpot i przypusz!zano, e z tej przy!zyny zapewne =palanzani tak dugo trzyma j w ukry!iu. 0ataniel nie m"g #ez o#urzenia su!ha uwag podo#ny!h, postanowi jednak mil!ze opornie. 0a !o si zda, m"wi w duszy, strzpi so#ie jzyk w podo#nym przedmio!ie, dowodzi tym p"g"wkom, e tylko wasne i!h ograni!zenie przeszkadza im o!eni #oskie przymioty )limpii. < Przepraszam !i, drogi 0atanielu < rzek mu raz wresz!ie 1ygmunt < ale wytuma!z mi, jakim, u dia#a, sposo#em !zowiek jak ty rozs dny m"g si zako!ha w tej drewnianej lal!e z woskow twarz ' 0ataniel, z trudno!i poskramiaj ! wy#u!h, odpowiedzia na to, ile m"g, spokojnie. < 4ytuma!z mi ra!zej ty, 1ygmun!ie, jakim sposo#em !zowiek jak ty wiaty i umiej !y o!eni wszystko, !o pikne, m"g si nie pozna na !udowny!h wdzika!h )limpu' %o do mnie, !iesz si z tego, #o mi nie jest rywalem- ina!zej jeden z nas ju #y nie y. 1ygmunt, widz ! ze smutkiem !horo#liwy stan swego przyja!iela, zanie!ha drwi !ego tonu i przyzna, e w rze!za!h mio!i upodo#anie jest jedynym prawem. < 2ylko dziwnym mi si wydaje < doda < e ktokolwiek widzia )limpi, tak samo j s dzi jak ja. Przepraszam !i, drogi 0atanielu, wszys!y znajduj j sztywn i jak#y poz#awion duszy. Ma ki#i powa#n , twarz nawet pikn , to prawda, ale !" z tej pikno!i, kiedy jej nie oywia spojrzenie. %zy nie dostrzegasz, e w o!za!h jej nie ma iskry y!ia, e zdaj si patrze nie widz !' Podo#nie i ru!hy jej dziwnie si wydaj o#ra!howane- !zy nie mona #y myle, e s zalene od ukadu jaki!h k"ek, kt"re si o#ra!aj stosownie do nakr!enia' Podo#nie gra jej, piew nawet, ma w so#ie t oso#liwsz dokadno, nieprzyjemn i #ezduszn , jaka jest udziaem sztu!znego tylko me!hanizmu- to samo da si powiedzie o jej ta3!u. 4ierz mi, 0atanielu, ta twoja )limpia zro#ia na nas wszystki!h nieprzyjemne wraenie i od pierwszego wejrzenia nie !h!ielimy mie z ni ni! wsp"lnego. 4ydaa nam si po prostu zr!znym podro#ieniem istoty o#darzonej y!iem- a !o do mnie, jestem przekonany, e w!ale nie jest tym, !zym si #y wydaje. 0ataniel nie podda si przykremu u!zu!iu, kt"re go przy ty!h sowa!h przyja!iela opanowao- !ierpliwie wysu!hawszy uwag, odpowiedzia wresz!ie gosem silnego przekonania. < 0ie dziwi si #ynajmniej, e takie, a nie inne wywiera na was wraenie )limpia, #o!ie ludzie prozai!zni i niedaleko widz !y. $usza jej nado#na rozkwita tylko dla umys"w wy#rany!h. 2ote z !aego tumu mnie tylko jednemu roz#ysn wzrok jej, w kt"rym kryj si tajemni!ze g#ie. Mnie tylko jednemu znany jest !ay urok u!zu!ia, do jakiego zdolne jest jej ser!e. 4am moe si nie podo#a, e )limpia nie wdaje si w zdawkow paplanin, jak to !zyni inne powierz!howne umysy. )limpia m"wi mao, nie prze!z, ale te nieli!zne sowa, kt"re wymawia, wypowiadaj !ay tajemni!zy wiat uniesie3 du!ha, !zarowny!h prze!zu i zespolenia

wszystki!h wadz umysu w mio!i, kt"ra jak w zwier!iado w wie!zno spogl da. ;le na !" m"wi to wszystko, dla ty!h rze!zy nie ma!ie zrozumienia. < 0ie!h !i 9"g ma w swej opie!e, #ra!ie < rzek 1ygmunt agodnie, prawie smutno < ale mniemam, e nie jest na do#rej drodze. 0a mnie moesz li!zy, gdy wszystkoD 0i! wi!ej powiedzie nie mog. 0ataniel u!zu, e zimny i prozai!zny 1ygmunt jest mu jednak #ardzo oddany. =erde!znie u!isn jego rk. 0atanielowi najzupeniej wyszo z pami!i, e #ya na wie!ie jaka Klara, kt"r ko!ha. 2ym #ardziej wywietrzeli mu z gowy matka i *otar. &u tylko y dla )limpii, powi!aj ! jej wszystkie niemal !hwile, nieustannie jej tylko m"wi ! o swojej mio!i, o dziwnym i!h dusz powinowa!twie, o nadziemski!h wpywa!h, kojarz !y!h dwie poowy jednej !ao!i. 4szystkiego tego )limpia su!haa z jak najwikszym z#udowaniem. 4resz!ie powy!i ga z teki wszystko, !o kiedykolwiek w y!iu napisa. poematy, ,antazje, szki!e, powie!i, opowiadania, do kt"ry!h !odziennie jesz!ze dodawa mn"stwo sonet"w misty!zny!h, ustp"w, pieni- !ay ten z#i"r szparga"w godzinami niezmordowanie !zytywa )limpii. Przyzna naley, e nigdy nie mia tak !ierpliwej su!ha!zki. ;ni ha,towaa, ani ro#ia po3!zo!h, ani wygl daa oknem, ani karmia ptaki, ani #awia si z pieskiem, ani z kotem ulu#ionym, nawet nie kr!ia w rku !inka papieru, a jednak nigdy nie potrze#owaa kaszle w spos"# przymuszony w !elu ukry!ia ziewania. Kr"tko m"wi !, po prostu !aymi godzinami, siedz ! #ez najmniejszego ru!hu, wpatrywaa si tylko w o!zy swego ko!hanka, a wzrok jej zapala si, stawa !oraz ywszy. 2ylko ile razy 0ataniel przy!iska jej rk do swej piersi al#o !aowa w usta, m"wia. 5a!h6 a!h67, a niekiedy take. 5do zo#a!zenia, m"j lu#y67 < ) !zarodziejska istoto6 ) duszo prze!zysty!h g#i6 < wola 0ataniel, !hodz ! w uniesieniu po swojej izde#!e. < 2y jedna tylko na wie!ie rozumie mi umiesz6 ? dra z rozkoszy na sam myl o tej !udownej harmonii, do kt"rej !oraz doskonalej nastrajay si i!h dusze, gdy wydawao mu si, e )limpia rozmawiaa z nim o jego utwora!h, o jego talen!ie poety!kim, i na og" tak przedziwnie si zgadzali, e nieraz wydawao si, jak#y gos )limpii wy!hodzi z wasny!h piersi 0ataniela. 0awet po trosze tak #y musiao, gdy, ile wiadomo, )limpia wymawiaa tylko wyrazy, kt"remy wyej przyto!zyli. 0iekiedy wprawdzie w !hwila!h trze/wego opamitania, na przykad rano, tu po o#udzeniu si, dziwio go uparte mil!zenie dziew!zyny i #ierno umysowa- ale wtedy m"wi so#ie. < =owa' %" mi sowa6 &edno spojrzenie jej !zarownej /reni!y sto razy wi!ej m"wi ni najwymowniejsze wyrazy. ? !zy wypada isto!ie tak nieziemskiej stosowa si do ty!h li!hy!h warunk"w, w kt"ry!h kr!i si jak#y w !iasnym kole #iedny nasz #yt ziemski' Pro,esor =palanzani zdawa si wiel!e sprzyja stosunkom 0ataniela ze sw !"rk . 1upenie niedwuzna!zny dow"d y!zliwo!i da, kiedy 0ataniel zdo#y si razu pewnego na to, #y napomkn o swoim zwi zku z )limpia. Pro,esor rozpromieni si w umie!hu i owiad!zy, i pozostawi !"r!e !akowit swo#od w tym wzgldzie. Pokrzepiony tymi sowy, 0ataniel postanowi nie p"/niej jak nazajutrz #aga )limpi, ae#y mu powiedziaa wyra/nie to, !o ju od dawna odgadywa w jej o!za!h, a mianowi!ie. !zy !h!e #y jego na wieki. 4 tym !elu po!z szuka o#r !zki, kt"r mu daa niegdy matka przy wyje/dzie z domu, !h!ia@ j #owiem o,iarowa )limpii w zakad swojej wierno!i, jako zadatek przyszego wsp"lnego y!ia. 4pady mu przy tym w r!e listy Klary i *otara, ale o#ojtnie odsun je na #ok, znalaz pier!ionek i spiesznie uda si z nim do )limpii.

4szedszy na s!hody, usysza na g"rze oskot jaki oso#liwy, wyra/nie z pra!owni =palanzaniego do!hodz !y. 2upano nogami, mo!owano si, !o so#ie wydzierano, sy!ha te #yo trzaskanie drzwi, krzyki i przekle3stwa. < Pusz!zaje, pusz!zaj mi zaraz, ty otrze przeklty6 %zy na to powi!iem wasne y!ie'6 < %ha, !ha, !ha, ina!zej si ukadalimy6 < &a zro#iem o!zyD < ; ja wszystkie k"ka. < +upi ze swoimi k"kami6 Pusz!zaj, przeklty zegarmistrzu6 < Pre!z6 < =zatanie6 < $am ja to#ie6 < Masz, #estio piekielna6 < Pu!isz !zy nie pu!isz'6 9yy to gosy k"! !y!h si. =palanzaniego i straszliwego %oppeliusa. P!hnity niepojt trwog , 0ataniel rzu!i si na g"r. =palanzani trzyma jak ,igur ko#ie! za ramiona, %oppola za nogi, i z najwiksz zawzito!i wydzierali j so#ie, !i gn ! kady w swoj stron. 0ataniel odrtwia ze zgrozy, poznawszy w tej ,igurze )limpi. )szalay z gniewu, ju si mia rzu!i, #y wydrze j opraw!om, kiedy nagle %oppola z tak si wydar j z r k oj!a, e ten zmuszony #y pu!i o,iar. &edno!zenie tak silnie !iaem jej uderzy go w piersi, e pro,esor pad na wznak, a zata!zaj ! si przewr"!i st", na kt"rym stay ,iolki, retorty, ,laszki i szklane !ylindry. 4szystko to roz#io si w najdro#niejsze sz!z tki z niesy!hanym oskotem. 4tedy %oppola, przerzu!iwszy so#ie )limpi przez ple!y, za!z s!hodzi, miej ! si przera/liwie, drewniane nogi ,igury zwisay o#rzydliwie, o#ijaj ! si po s!hoda!h. 0ataniel sta jak skamieniay. ; naz#yt dokadnie zo#a!zy trupio #lad , woskow twarz )limpii. w miejs!a!h gdzie #yy o!zy, widzia tylko !zarne wg#ienia. 9ya poz#awion y!ia lalk . =palanzani wi si na posadz!e. %zerepy szka powaziy mu w gow i w piersi, poprze!inay yy w rka!h, krew tryskaa z ran jak#y ze /r"de. 0agle ze#ra siy, zerwa si na nogi. < 2rzymaj go6 *e6 &esz!ze tu'6 %oppelius, przeklty otr6 M"j najlepszy automat6 (krad go, strawiem nad nim najlepsze dwadzie!ia lat y!ia, woyem w to !ay maj tek, wi!ej ni y!ie6 %ay me!hanizm, mowa, !h"d, wszystko mojego pomysu. )!zy tylko, tylko o!zy to#ie ukradzione. )!h6 z#rodniarz6 )!h6 potpienie!. @apaj go6 9iegnij6 *e6 Przynie mi )limpi6 2u masz o!zy6 0ataniel wtedy dopiero spostrzeg na posadz!e par zakrwawiony!h o!zu, kt"re w niego #ystro patrzyy. =palanzani s!hwy!i je zdrow rk i rzu!i mu na piersi. 4tedy szale3stwo porwao 0ataniela w pomieniste swoje szpony i !akowi!ie za<wi!hrzyo mu w gowie. < Gej6 Gej6 $aleje6 Pomieniste koo, kr si6 4iruj6 +rzmij6 +wijunun6 +wijunun6 2a3!uj, lalko z drewna, do#rze, do#rze, prdzej6 Kr si6 *e +wijununD ? po ty!h sowa!h rzu!i si do =palanzaniego, !hwytaj ! go za gardo. 9y#y go zadusi, sz!z!iem tumult zwa#i wielu ludzi, kt"rzy oderwali oszalaego 0ataniela, uratowali pro,esora i opatrzyli jego rany. 1ygmunt, !ho!ia #ardzo silny, nie #y w stanie sam utrzyma szale3!a. 2en wali pi!iami, gdzie popado, kopa i wrzesz!za wnie#ogosy. < Kr si, lalko z Bdrewna6 Kr si6 4iruj6 4resz!ie po !zonymi siami zdoano go powali na ziemi i zwi za. &u tylko ry!za w!iekle i pieni si jak optany. 4 tym smutnym stanie zawieziono go do domu o# kany!h.

1anim !i opowiem, askawy !zytelniku, !o si dalej stao z niesz!zsnym 0atanielem, mog !i < #y u!zestni!zy r"wnie w historii me!hanika i tw"r!y automatu =palanzaniego < zapewni, e ten ostatni wkr"t!e wyle!zy si ze swy!h ran. Musia jednak opu!i uniwersytet, poniewa wypadek 0ataniela wz#udzi sensa!j i og"lnie uwaano, e =palanzani popeni niedopusz!zalne oszustwo wprowadzaj ! do przyzwoitego towarzystwa B)limpia #ywaa w nim !iesz ! si powodzeniem> #ezduszny automat w !harakterze ywej oso#y. Prawni!y uwaali to nawet za #ardzo wyra,inowane oszustwo, na tym wiksz kar zasuguj !e, e =palanzani potra,i tak !hytrze podej og" pu#li!zno!i, i nikt Bz wyj tkiem m drali student"w> si nie poapa, !ho teraz o!zywi!ie wszys!y powoywali si na ,akty, kt"re im si jako#y od razu wyday podejrzane. 4ydo#ywano na wiato dzienne wydarzenia, kt"re w rze!zywisto!i nie miay zna!zenia. %zy mogo#y na przykad komukolwiek wyda si podejrzane, e < jak opowiada pewien elegan!ki #ywale! < )limpia w#rew wymogom do#rego tonu !z!iej ki!haa, ni ziewaa' &ak s dzi "w elegant, nakr!aa ona w"w!zas ukryty me!hanizm, nawet !o przy tym zgrzytao itd. Pro,esor poezji i retoryki zay niu!h ta#aki, po!i gn nosem, od!hrz kn i rzek uro!zy!ie. < %z!igodni panowie i panie6 %zy nie miarkuje!ie, w !zym tkwi sk' )!zywi!ie jest to alegoria. 9ardzo daleko posunita meta,ora. = dz, e mnie rozumie!ie. =apienti sat. < ;le !z!igodny!h pan"w w!ale to nie uspokoio. Gistoria owego automatu g#oko wrosa im w ser!e, a nawet przerodzia si w szkaradn nieu,no do ludzkiej posta!i. Modzi ludzie, z o#awy, !zy si nie ko!haj w lalka!h z drewna, wymagali od panien, e#y ile mono!i pieway i ta3!zyy nie w takt, e#y ro#iy po3!zo!h lu# ha,toway, pod!zas gdy im !o !zytano, lu# przynajmniej #awiy si psem lu# kotem, ale nade wszystko, e#y nie su!hay wszystkiego o#ojtnie, ale odpowiaday !o takiego, !o #y prze!ie dowiodo, e umiej !zu i myle. 2ym sposo#em wzmo!ni si niejeden stosunek miosny, inne znowu powoli si roz!hwiay. < $oprawdy, to niewarte za!hodu < mawia ten i "w 0a her#atka!h ziewano nieprawdopodo#nie wiele, o ile mono!i mao ki!hano, jedynie dla usuni!ia wszelki!h podejrze3, u#liaj !y!h naturze ludzkiej. =palanzani tedy, jakemy to wyej powiedzieli, musia opu!i miasto, a#y unikn kryminalnego do!hodzenia, i poway si zdradzie!ko wprowadzi lalk w towarzystwo. %o do %oppoli, ten znik #ez ladu. $nia pewnego 0ataniel z#udzi si jak#y ze snu straszliwego. )tworzywszy o!zy, u!zu rozkosz niewymown , i sodkie jakie !iepo prze#iego wszystkie jego !zonki. 1nalaz si na "ku w domu rodzinnym. Klara staa po!hylona nad nim, opodal siedziaa matka i *otar. < )!h6 0aresz!ie6 0aresz!ie6 M"j uko!hany6 1nowu mi przywr"!ony jeste po !ikiej !horo#ie6 1nowu jeste m"j < m"wia Klara w zawym uniesieniu. M"wi ! to oto!zya go #iaymi ramionami. Aozpaka si zami #ole!i i sz!z!ia. < Klaro6 &edyna moja Klaro6 < wyj ka. 4 teje !hwili wszed 1ygmunt, kt"ry wiernie wytrwa u #oku przyja!iela w naj!iszej potrze#ie. 0ataniel wy!i gn do niego rk. < $rogi przyja!ielu < rzek mu < i ty mnie nie opu!i. =zale3stwo odeszo go #yo #ezpowrotnie. 4kr"t!e dziki tkliwym staraniom matki, uko!hanej i przyja!i" !akowi!ie wr"!iy mu stargane silnymi wzruszeniami siy. &edno!zenie powodzenie zdawao si w!hodzi w i!h dom. (mar wuj jaki, stary sk pie!, od kt"rego nigdy ni!zego nie o!zekiwano, i mat!e dosta si opr"!z zna!zny!h kapita"w jesz!ze i maj te!zek ziemski w przyjemnej okoli!y, niedaleko od miasta pooony. 0ataniel, maj ! wkr"t!e zalu#i Klar, postanowi tam osi i wzi do sie#ie matk i *otara. =ta si agodny, dzie!inny jak nigdy i po raz pierwszy w y!iu u!zu si !akowi!ie sz!zliwy, poznawszy teraz

dopiero, ile to nie#a mie!io si w anielskiej duszy jego Klary. 0ikt te mu nigdy nie wspomnia o przeszo!i. &ednak raz, przy odje/dzie 1ygmunta, odezwa si niespodziewanie. < $oprawdy, 1ygmun!ie, gdzie mi si ju #ya zapodziaa pi tka klepka. =z!z!iem na !zas nadszed anio i nie da mi optaniu. 9ya to o!zywi!ie Klara. 1ygmunt zagada jako t draliw kwesti w o#awie, e wspomnienia mog zaogni za#li/nione rany duszy. &u #yli sz!zliwie wszys!y !zworo na wyjezdnym do swojej posiado!i, kiedy wypado jesz!ze poro#i w mie!ie sprawunki. 9yo poudnie, ogromna wiea ratuszowa rzu!aa !ie3 na !ay rynek. < 4iesz !o, 0atanielu < rzeka Klara < wejd/my so#ie na wie. 8li!zny musi #y stamt d widok na dalekie g"ry. &ak powiedziaa, tak zro#ili. )#oje weszli na wie. Matka odesza ze su ! do domu, a *otar, nie !h! ! si wspina po tylu stopnia!h, przyrzek !zeka na dole. Ko!hankowie, trzymaj ! si za r!e, stali na najwyszym ganku wiey i przygl dali si prze!udnej panoramie las"w daleki!h, poza kt"rymi pitrzyy si jesz!ze #kitne g"ry, podo#ne do miasta ol#rzym"w. < Patrz no, 0atanielu < rzeka Klara < !zy widzisz tam ten krzak szarawy, kt"ry zdaje si z#lia do nas' 0ataniel ma!hinalnie sign do kieszeni i wyj wszy lornetk %oppoli, przyoy j so#ie do o!zu. ) nie#a6 (jrza przed so# posta Klary6 Krew mu z#iega do ser!a. 9lady jak mier, spojrza osupiaym wzrokiem w twarz Klary, z o!zu sypny mu si pomienie i rykn jak zwierz zewsz d osa!zony. 0agle wysko!zy w g"r i miej ! si mie!hem potpie3!a, za!z woa gosem przenikliwym. < Kr si, lalko z drewna6 Kr si6 2a3!uj6 ? porwawszy wp" Klar, !h!ia j zrzu!i na d"- ale ona w stra!hu miertelnym wszystkimi siami u!zepia si por!zy. *otar usysza wy!ie szale3!a i krzyki Klary- straszliwe prze!zu!ie owadno nim. Azu!i si na s!hody wiey. Krzyki Klary #yy !oraz rozpa!zliwsze. 0a drugim pitrze znalaz drzwi zamknite. Aozpa!z i stra!h doday mu si, podsadzi je i wyle!iay z zawiasami. < Pomo!y6 Aatunku6 Aatunku6 < woaa Klara !oraz sa#szym gosem. < 2am6 =zalenie! j !h!e zamordowa6 < woa *otar, przelatuj ! po dziesi s!hod"w naraz. $rzwi wy!hodz !e na ganek znalaz r"wnie zamknite. Aozpa!z daa mu siy ol#rzymie. $rzwi zgrzytny tylko i pu!iy, wywalaj ! si z trzaskiem. 0a 9oga ywego6 Klara przerzu!ona przez #alustrad wisiaa w powietrzu, trzymaj ! si ju tylko jedn rk elaznej szta#y. 4 okamgnieniu porwa j *otar, w!i gn na powr"t i w teje !hwili wymierzy tak silny raz pi!i w twarz szale3!a, e ten, raony jak gromem, naty!hmiast pu!i sw o,iar. Pod!zas gdy *otar z#iega ze s!hod"w, unosz ! zemdlon siostr, kt"rej przyni"s o!alenie, 0ataniel jak optany lata wokoo galerii, ro#i ! skoki najdziwniejsze i wrzesz!z ! wnie#oglosy. < Kr si pomieniste koo, hajda6 Gopsasa6 +wijunun6 0a ten dziki krzyk mn"stwo ludzi z#iego si na rynek. Por"d ni!h zauwaono wysok posta niejakiego %oppeliusa, adwokata wieo przy#yego do miasta, kt"ry wanie #y w drodze na rynek. %h!iano #ie! na ratunek szale3!owi, ale adwokat rzek z umie!hem. < F!h, nie r"#!ie tego- za!zekaj!ie tylko !ierpliwie, a on sam tu do nas zejdzie. ? patrza w g"r, tak jak i drudzy. 0agle 0ataniel zatrzyma si jak wryty, prze!hyli si przez por!z i ze wzrokiem utkwionym w %oppeliusa, zawoa rozdzieraj !ym gosem. < )!zy, o!zy6 Przeli!zne, !udowne o!zy6 < i rzu!i si w d".

;le zanim jesz!ze zd y gow so#ie o #ruk roztrzaska, ju %oppelius znik w tumie. 4 kilka lat po tej smutnej katastro,ie daleko gdzie, daleko widziano Klar siedz ! na ganku piknego wiejskiego dworku. =ta przy niej dorodny m!zyzna, patrz ! na ni z mio!i . ( n"g jej igrao dw"!h !hop!"w. 2ak wi!, jak si zdaje, sodka i wesoa Klara znalaza naresz!ie !i!he sz!z!ie domowe, kt"rego jej niespokojny du!h 0ataniela nigdy #y da nie zdoa. Przeoy Felicjan Fales i

You might also like