You are on page 1of 334

Tom Knox

Sekret Genezis
Tytu oryginalny The Genesis Secret

Przeoya Aleksandra Grska

Wydawca Rebis 2010 ISBN 978-83-7510-413-4

Od autora
Sekret Genezis jest fikcj literack. Jednak wikszo pojawiajcych si tu religijnych, historycznych i archeologicznych informacji opiera si na faktach i jest zgodna z prawd. W szczeglnoci:

Gbekli

Tepe

[wym.

Goubekli

Tepej]

to

stanowisko

archeologiczne

poudniowo-wschodniej Turcji, w pobliu anhurfy (dawnej Edessy) w miejscu pradawnego sanktuarium sprzed mniej wicej dwunastu tysicy lat. Cay kompleks witynny skadajcy si z gazw, supw i rzeb zosta celowo zakopany osiem tysicy lat przed nasz er. Do dzi nie wiadomo dlaczego. Na terenach ssiadujcych z Gbekli Tepe, wrd Kurdw poudniowej Turcji i pnocnego Iraku wystpuje grupa starodawnych wierze znana jako kult aniow. Niektrzy z ich wyznawcw czcz boga zwanego Malek Taus.

Podzikowania
Wyrazy wdzicznoci kieruj do Klausa Schmidta i reszty pracownikw Niemieckiego Instytutu Archeologicznego w Gbekli Tepe, moich redaktorw i kolegw: Eda Grenby'ego, Davida Suttona, Andrew Collinsa i Boba Cowana, wszystkich pracownikw agencji William Morris London, zwaszcza za mojej agentce Eugenie Furniss oraz Jane Johnson z HarperCollins UK. Chciabym take podzikowa mojej crce Lucy - za to, e mnie nie zapomniaa, kiedy zniknem na kilka miesicy, eby napisa t ksik.

Potem Abraham sign rk po n, aby zabi swego syna. Ksiga Rodzaju, 22, 9

[Wszystkie cytaty z Pisma witego zamieszczone w ksice pochodz z Pisma witego Starego i Nowego Testamentu, wyd. IV, Pallottinum, Pozna-Warszawa 1989.]

Alan Greening by zalany. Przez ca noc pi w Covent Garden: zacz w Punchu, gdzie uraczy si trzema czy czterema piwami w towarzystwie starych kumpli ze studiw. Potem przenieli si do Lamb & Flag, pubu na tej wypasionej alei w pobliu Garrick Club. Jak dugo tam zabawili, opic piwsko? Nie pamita. Bo pniej poszli jeszcze do Roundhouse, gdzie natknli si na kilku ludzi z jego biura. I w pewnym momencie przerzucili si z piwa na mocny alkohol: wdk, gin, whisky. Wtedy popenili fatalny bd. Tony rzuci: Chodmy popatrze na dziewczyny". Rozemiali si, zgodzili, powlekli kawaek St Martin's Lane i kupili sobie wejciwki do Stringfellows. Bramkarz nie pali si, eby ich wpuci, przynajmniej na pocztku. Patrzy nieufnie na szeciu modziecw, ktrzy ewidentnie ruszyli w tango ju jaki czas temu, a teraz przeklinali i rechotali, i to zdecydowanie za gono. Kopoty. Ale Tony pomacha mu przed nosem czci swojej obfitej premii z City, stw lub wicej, i ochroniarz si umiechn. Powiedzia: Oczywicie, prosz pana" i potem... Co si zdarzyo potem? Pamita wszystko jak przez mg. Stringi, uda, drinki. Umiechajce si otewskie dziewczta, sprone dowcipy o rosyjskich futerkach, jak Polk z bajecznymi piersiami i ogromne morze kasy puszczone na to i owo. Jkn. Jego przyjaciele opuszczali klub jeden po drugim, padajc z ng wprost do wntrza takswek. W kocu zosta ju tylko on, ostatni klient w lokalu. Wsadza kolejne dychy za stringi otyszki, ktra wirowaa na rurze, obracajc drobnym ciaem, kiedy on gapi si na ni bezradnie, z uwielbieniem, w osupieniu i zamieniu umysu. Mniej wicej o czwartej nad ranem otyszka przestaa si umiecha, raptem zapaliy si

wiata, a bramkarze chwycili go pod ramiona i stanowczo odprowadzili w kierunku drzwi. Wprawdzie nie wyrzucili go na ulic jak pijaka z salonu w jakim starym westernie - ale rnica bya niewielka. A teraz dochodzia pita rano, za oczyma czu ju pierwsze pulsowanie zbliajcego si kaca i musia si dosta do domu. By na Strandzie, a chcia si znale w ku. Czy zostao mu do pienidzy na takswk? Karty kredytowe zostawi w domu, ale tak chwiejc si, Alan przejrza kieszenie - tak, mia jeszcze trzy dychy w portfelu, wystarczy na taryf do Clapham. Czy raczej powinno wystarczy. Tyle e w pobliu nie byo adnych takswek. Miejsce byo zupenie wymare, najgorsza pora z moliwych: pita rano na Strandzie, za pno dla imprezowiczw, za wczenie dla sprztaczy. Alan rozglda si po okolicy. agodna kwietniowa mawka padaa na byszczce szerokie chodniki londyskiego rdmiecia. Przejeda duy czerwony autobus nocny, ale w zym kierunku: w stron ulicy witego Pawa. Alan usiowa opanowa pijacki zamt w gowie. Moe pj na Victoria Embankment? Tak. Tam zawsze s takswki. Wzi si w gar i skrci w lewo w jak boczn uliczk: Craven Street, jak gosia tabliczka. Wprawdzie pierwszy raz widzia t nazw, ale nie miao to znaczenia. Droga biega w d w stron rzeki i musiaa doprowadzi go wprost na wybrzee. Szed dalej. Uliczka wygldaa na star, stao tam mnstwo georgiaskich domw. Nadal myo w najlepsze. Pierwsze oznaki wiosennego poranka rysoway si bkitem na niebie nad szczytami starych kominw. W okolicy nie byo wida ywej duszy. I wtedy to usysza. Jaki dwik. Ale nie zwyky dwik. Brzmia jak jk. Ludzki jk, cho jakby znieksztacony, stumiony. Dziwny. A moe mu si tylko zdawao? Powid wzrokiem po bruku, drzwiach zabudowa, oknach. ywej duszy. Wszystkie budynki dokoa byy biurowcami. Albo bardzo starymi domami zamienionymi w biurowce. Kto mgby tu przebywa o tej porze? Jaki pun? Bezdomny? Stary pijaczyna lecy w rynsztoku? Alan postanowi nie zwraca uwagi. To wanie robi rasowy londyczyk. Nie zwraca uwagi. Zycie w tym ogromnym, szalonym, zdumiewajcym miecie jest i tak do wyczerpujce

bez pogbiania codziennego stresu sprawdzaniem rde dziwnych nocnych jkw. Zreszt, poza wszystkim, Alan by pijany: pewnie to sobie roi. I wtedy usysza znowu: wyranie. Straszliwy, mrocy krew w yach jk blu. Brzmia prawie jak woanie o pomoc. Tyle e zamiast pomocy" sycha byo co jakby omosyyy". Co jest, kurwa, grane? Alan spyn potem. Teraz ju si ba. Nie chcia wiedzie, kto lub co - mogo wyda taki dwik. Mimo to musia sprawdzi. Wszystkie odruchy moralne nakazyway mu pomc. Sta w mawce i myla o swojej mamie. Co by powiedziaa? Ze trudno, nie ma rady. To prosty moralny imperatyw: kto cierpi, wic trzeba mu pomc. Popatrzy w lewo. Zdawao mu si, e gos dochodzi z rzdu starych georgiaskich budynkw z ciemnoczerwonej cegy z wytwornymi starymi oknami. Na froncie jednego z nich widnia szyld: drewniana tabliczka poyskujca od deszczu w wietle latarni. Muzeum Benjamina Franklina". Nie by pewien, kim by Benjamin Franklin. Jaki Amerykaniec: pisarz czy kto. Ale to nie miao tak naprawd znaczenia. Alan by pewien, e jki dobiegaj z tego budynku. Poniewa drzwi byy otwarte. O pitej rano w sobot. Przez szpar widzia dochodzce ze rodka przymione wiato. Zacisn pici raz, potem drugi. Pniej podszed do drzwi i pchn je. Otworzyy si na ocie. W holu za nimi panowa spokj. W rogu staa kasa, stolik zasany ulotkami i tabliczka z napisem Pokazy wideo tdy". Wntrze owietlay sabo nocne lampki. Wydawao si, e w muzeum panuje niczym niezmcony spokj. Drzwi byy wprawdzie otwarte, ale w rodku byo cicho jak makiem zasia. adnych oznak wamania. Oomoossyy". Znowu. Mrocy krew w yach jk. Tym razem Alan usysza wyranie, skd dochodzi: piwnica. Serce cisno mu si ze strachu. Opanowa jednak jako nerwy i poszed zdecydowanym krokiem na koniec korytarza, gdzie, jak si okazao, znajdoway si mae drzwi, za nimi za wiodce w d skrzypice drewniane schody, ktrymi zszed wolno i wkroczy do niskiej piwnicy. Z sufitu zwisaa goa arwka. wiato byo mde, ale wystarczajco jasne. Omit wzrokiem wntrze. Podoga zostaa niedawno rozkopana, w rogu wida byo duy czarny d,

gboki na metr lub wicej. I wtedy Alan zauway krew. Trudno byo j przeoczy: dua, lepka, jaskrawopurpurowa plama rozbryzgana na czym bardzo biaym. Na kupce czego biaego. Co to jest? Pira? abdzie pira? Co? Alan podszed i trci kopczyk czubkiem buta. Wosy. Jak si zdawao, ludzkie. Sterta siwych ludzkich wosw. A na niej krew niczym sok winiowy na cytrynowym sorbecie. Niczym poroniony pd owcy na niegu. - Omooosyyy! Jk dochodzi teraz z bardzo bliska, zza ciany. Alan jeszcze raz zwalczy ogarniajce go przeraenie i otworzy mae niskie drzwi prowadzce do pomieszczenia obok. Wntrze tono w mroku, ktry rozprasza jedynie wski pas wiata, rzucany przez arwk za jego plecami. Zowieszczy jk odbija si od cian. Alan wymaca kontakt i nacisn wcznik. Pokj zalao wiato. Na rodku pomieszczenia lea na pododze nagi stary mczyzna z gow ogolon do goej skry. Brutalnie ogolon - sdzc po widocznych otarciach i skaleczeniach. Alan domyli si, e to jego wosy widzia wczeniej. Wtedy starzec si poruszy. Lea z twarz skierowan w drug stron, ale kiedy rozbyso wiato, odwrci si i popatrzy na Alana. Przedstawia sob przeraajcy widok. Alan si wzdrygn. W nabiegych krwi wybauszonych oczach maloway si przemony strach i bl. W jednej chwili z Alana wyparowa cay alkohol: czu si teraz trzewy wrcz do mdoci. Widzia ju przyczyn cierpie mczyzny. Pocity noem tuw by jedn wielk ran. Na cienkiej pomarszczonej biaej skrze wykarbowano jaki wzr. Ale dlaczego jki starca brzmiay tak dziwnie? Niewyranie? Rozleg si kolejny jk. Alan poczu, jak nogi si pod nim uginaj. Usta starca byy pene krwi. ciekaa mu po brodzie niczym sok z truskawek. Spywa a z pomarszczonych warg i kapaa na podog. Kiedy jkn, napyno jej jeszcze wicej, z bulgotem obryzgujc podbrdek. Na tym jednak nie do byo zgrozy. Starzec trzyma co w doni. Otworzy j powoli i bez sowa wycign w kierunku Alana, jakby wrcza prezent.

Alan popatrzy w d. We wntrzu doni lea bezwadnie ludzki jzyk.

Na suku HaCarmel panowa duy ruch. Bazar roi si od jemeskich handlarzy przypraw kccych si z kanadyjskimi syjonistami, izraelskich gospody ogldajcych jagnice eberka oraz syryjskich ydw rozstawiajcych stojaki z pytami CD libaskich pieniarek. Midzy stolikami z pikantnymi czerwonymi przyprawami, piramidami metalowych puszek zielonej oliwy oraz wielkim straganem z alkoholami, gdzie sprzedawano dobre wino ze wzgrz Golan, kbiy si tumy. Rob Luttrell torowa sobie drog wrd ciby na drugi koniec rynku. Chcia napi si piwa w Bik Bik, knajpce serwujcej browar i kiebas, swoim ulubionym miejscu w Tel Awiwie. Uwielbia patrze na izraelskich celebrytw chronicych si przed paparazzi za przeciwsonecznymi okularami. Kilka dni temu jedna naprawd pontna gwiazdka nawet si do niego umiechna. Moe rozpoznaa w nim dziennikarza. Rob lubi take tamtejsze czeskie piwo: serwowane w plastikowych kuflach doskonale smakowao z kawakami salami domowej roboty i malek pit z pikantnym kebabem. - Szalom - powiedzia Samson, turecki barman. Rob z miejsca zamwi piwo. Potem przypomnia sobie o dobrych manierach i doda: Prosz" oraz: Dzikuj". Zastanawia si, czy przypadkiem nie zaczyna dawa mu si we znaki nuda. Siedzia tu ju od szeciu tygodni, rozkoszujc si dolce far niente po szeciu miesicach spdzonych w Iraku. Moe za dugo? Owszem, potrzebowa przerwy. Owszem, lubi wraca do Tel Awiwu - przepada za jego dynamizmem i atmosfer rozgorczkowania. Zgoda, jego londyski redaktor naczelny okaza wielk wspaniaomylno, pozwalajc mu na te troch wolnego, eby doszed do siebie". Ale teraz Rob znowu rwa si do akcji. Moe jeszcze jeden wypad do Bagdadu. Albo do Gazy - ju zaczynay lecie tam iskry. W Gazie zreszt zawsze leciay iskry.

Wzi yk piwa z plitrowego plastikowego kufla, a potem poszed na przd baru na wolnym powietrzu, eby popatrze na nadbrzeny bulwar i szaroniebieskie Morze rdz iemne. Piwo byo zimne, zote i dobre. Rob obserwowa, jak jaki surfer walczy z falami. Czy jego naczelny wreszcie si kiedy odezwie? Sprawdzi komrk. Z wywietlacza popatrzyo na niego cyfrowe zdjcie jego maej creczki. Poczu wyrzuty sumienia. Nie widzia jej od... od kiedy? Stycznia czy lutego? Od ostatniego pobytu w Londynie. Ale co mg na to poradzi? Jego eks bez przerwy zmieniaa plany, jakby chciaa utrudni mu kontakt z ma. Tymczasem on by spragniony widoku Lizzie jak wody albo jedzenia. Nie opuszczao go wraenie, e czego - albo kogo - mu w yciu brak. Czasami apa si na tym, e si umiecha do crki, tyle e jej w pobliu nie byo. Odnis pusty kufel do baru. - Do jutra, Sam. Nie zjedz wszystkich kebabw. Samson si zamia. Rob wysupa kilka szekli i ruszy w kierunku nabrzea. Przebieg ruchliw jezdni, majc nadziej, e ujdzie z yciem przed brawurowymi izraelskimi kierowcami, prbujcymi zepchn si nawzajem do morza. Telawiwska plaa bya jego ulubionym miejscem rozmyla. Za sob mia drapacze chmur, a przed sob szumice fale i ciep, rzek bryz. A teraz musia pomyle o onie i dziecku. Byej onie i picioletniej creczce. Gdy tylko gazeta odwoaa go z Bagdadu, chcia polecie prosto do Londynu. Ale Sally raptem znalaza sobie nowego chopaka i twierdzia, e potrzebuje wicej swobody", wic postanowi siedzie kamieniem w Tel Awiwie. Nie wyrywa si do Anglii, jeli nie mg zobaczy Lizzie. Siedzenie tam samemu byoby zbyt bolesne. Ale tak naprawd kogo mg wini za t sytuacj? Rob zachodzi w gow, w jakim stopniu sam si przyczyni do rozwodu. Owszem, Sally romansowaa na boku... ale jego przecie stale nie byo. Tyle e na tym polegaa jego praca. By korespondentem zagranicznym: o to zabiega przez dziesi lat w Londynie. Tak zarabia na ycie. A teraz mia trzydzieci pi lat i przygotowywa relacje z caego Bliskiego Wschodu - nie narzeka na brak tematw. Zastanawia si, czy nie wrci do baru na kolejne piwo. Popatrzy w lewo. Na bkitnym niebie majaczya sylwetka hotelu Dan Panorama: wspaniaa betonowa brya z efektownym szklanym atrium. Z tyu mieci si ogromny parking z mnstwem stanowisk dla samochodw, do osobliwie ulokowany w samym rodku miasta. Przypomnia sobie histori tego miejsca:

kiedy w 1948 roku wybucha wojna izraelsko-arabska, by to gwny teren miejskich star midzy ydowskim Tel Awiwem a arabsk Jaff. Po wygranej izraelskie wadze zrwnay z ziemi zdewastowane w czasie dziaa wojennych budynki. I teraz na ich miejscu znajdowa si wielki parking. Podj decyzj. Wprawdzie nie moe zobaczy Lizzie, ale moe przynajmniej zarobi troch pienidzy, eby miaa co je i bya bezpieczna. Postanowi zatem, e pojedzie do swojej klitki w Jaffie i troch poszpera w poszukiwaniu informacji. Znajdzie kilka innych elementw tej libaskiej historii. Albo wyledzi dzieciaki z Hamasu ukrywajce si w kociele. Rne pomysy przelatyway mu przez gow, kiedy ruszy ukiem play w kierunku zabudowa za ni: portu staroytnej Jaffy. Zadzwonia komrka. Rob zerkn z nadziej na wywietlacz. Numer by wprawdzie brytyjski, ale nie nalea ani do Sally, ani do Lizzy, ani do adnego z jego przyjaci. Dzwoni jego londyski naczelny. Rob poczu napywajc adrenalin. To jest to! Chwila, ktr najbardziej w swojej pracy lubi: niespodziewany telefon od szefa. Jed do Bagdadu, jed do Kairu, jed do Gazy, nadstaw troch karku. Uwielbia t wieczn niepewno, gdzie rzuc go za chwil. Przyprawiajce o dreszcze wraenie niekoczcej si improwizacji, jakby jego ycie byo jedn wielk relacj na ywo. Nic dziwnego, e maestwo si rozpado. Odebra poczenie. - Robbie! - Steve? - Siemasz. Jak zawsze londyski slang redaktora na chwil skonfundowa Roba. Mia w sobie jeszcze do z przedstawiciela amerykaskiej klasy redniej, by zakada, e redaktorzy Timesa" zawsze posuguj si pierwszej wody oksfordzk angielszczyzn. Tymczasem naczelny mwi niczym robotnik portowy z Tilbury, a kl jeszcze siarczyciej. Rob podejrzewa nawet czasami, e Steve troch udaje - eby si wyrni spord swoich bardziej wyrafinowanych kolegw z Oxbridge. wiatek dziennikarski opiera si na rywalizacji. - Robbie, stary. Co porabiasz? - Stoj na play i gadam z tob. - Kurwa. Chciabym mie tak robot. - Miae. Ale ci awansowano.

- Racja. - Steve si rozemia. - Pytam, jakie masz plany. Zlecilimy ci co? - Ee-ee. - No tak, racja, racja. Dochodzisz do siebie po tej pierdolonej chryi z bomb. - Czuj si ju okay. Steve zagwizda. - Paskudnie to wygldao. Tam, w Bagdadzie. Rob nie chcia wraca myl do zamachu. - No to... Steve... gdzie... - Kurdystan. - e jak? Bomba! Z miejsca poczu podekscytowanie i lad lku. Iracki Kurdystan. Mosul! Nigdy jeszcze nie by w tym rejonie, a tematy leay tam na ulicy - nic, tylko bra! Iracki Kurdystan! Ale wtedy Steve wtrci: - Nie gorczkuj si tak. Rob poczu, jak jego euforia sabnie. W gosie Steve'a pobrzmiewa dziwny ton. Nie chodzio o korespondencj wojenn. - Steve? - Co wiesz o archeologii, stary? Rob przenis wzrok na morze. Jaki paralotniarz szybowa nad falami. - O archeologii? Nic. Dlaczego pytasz? - No, chodzi o... te wykopaliska... w poudniowo-wschodniej Turcji. Tureckim Kurdystanie. - Wykopaliska? - Taa. Ciekawa rzecz. Ci niemieccy archeolodzy odkryli. - Jakie bohomazy w jaskiniach? Stare gnaty? Cholera. - Rob poczu, jak uchodzi z niego powietrze. - No ju, ju. Daj spokj. - Co? - Nie moesz cigle robi Gazy. A nie chc ci posya w aden niebezpieczny rejon. Nie teraz - mwi z trosk, prawie po bratersku. Niebywae. - Jeste jednym z moich najlepszych reporterw. W Bagdadzie niele oberwae. Jak na razie dostae wystarczajco w ko. Nie

sdzisz? Rob czeka. Wiedzia, e Steve jeszcze nie skoczy. I rzeczywicie, za chwil doda: - Wic prosz ci, uprzejmie jak diabli, eby wzi dup w troki i rzuci okiem na te wykopaliska w Turcji. Jeli aska. Rob wyczu sarkazm: nie byo to trudne. Rozemia si. - W porzdku, Steve. Ty tu rzdzisz. Popatrz sobie na te wykopki. Kiedy mam jecha? - Jutro. Przel ci mailem instrukcje. Jutro? Niewiele czasu. Ju by mylami przy samolotach i pakowaniu. - Dobra, spokojna gowa, Steve, dam rad. Dziki. Redaktor milcza. Dopiero po chwili rozleg si w suchawce jego gos: - Jeszcze jedno, Rob... - Tak? - Nie artuj sobie z tym zleceniem. To nie s tylko... zwyke wykopki. - Sucham? - W tutejszych mediach jest o tym gono. Musiao ci to umkn. - Nie czytam prasy archeologicznej. - A ja owszem. Teraz to w dobrym tonie. - No i? Nadmorskie powietrze byo ciepe. - Rozchodzi si o to - cign Steve - no wiesz, to miejsce w Turcji. Ci Niemcy znaleli... Rob czeka. Zapada chwila ciszy. Potem naczelny wreszcie wydusi: - No... to nie tylko gnaty i takie tam gwno, Robbie. Tylko co naprawd dziwnego.

Na pokadzie samolotu do Stambuu Rob sczy rozwodniony gin z tonikiem z maego przezroczystego plastikowego kubka z mieszadekiem. Przeglda wydruk e-maila od Steve'a i troch znalezionych w sieci informacji na temat tureckich wykopalisk. Miejsce nazywao si Gbekli Tepe. Przez blisko godzin myla, e wymawia si to Tip", ale potem na jednym z wydrukw znalaz zapis fonetyczny: Tepej. Gbekli... Tepej. Powiedzia pod nosem Gbekli Tepej" i schrupa miniaturowego precelka. Czyta dalej. Bya to tylko jedna z bardzo wielu bardzo starych budowli odkopywanych obecnie na terenie tureckiego Kurdystanu. Nevali Cori, ayn, Karahan Tepe. Wiek niektrych nie mieci si w gowie. Osiem tysicy lat albo wicej. Ale czy to naprawd tak duo? Rob nie mia pojcia. Jak stary jest Sfinks? Stonehenge? Piramidy? Dopiwszy drinka, rozsiad si wygodnie i zaduma nad swoimi brakami w wiedzy oglnej. Dlaczego nie zna odpowiedzi na podobne pytania? Najwyraniej dlatego, e nie skoczy studiw. W przeciwiestwie do swoich kolegw po fachu, ktrzy mieli dyplomy Oxfordu, Sorbony, Uniwersytetu Londyskiego, Kalifornijskiego, Monachijskiego lub Teksaskiego itp. , Rob dysponowa tylko wasnym mzgiem i umiejtnoci szybkiego czytania - pochaniania i przyswajania w lot informacji. Z nauk da sobie spokj w wieku lat osiemnastu. Pomimo rozpaczliwych baga wychowujcej go samotnie matki odrzuci propozycje kilku college'w i uniwersytetw i z miejsca zaj si dziennikarstwem. Ale czy mona go byo za to wini? Przekn kolejnego precelka. Nie mia wyboru. Mama w Londynie, zdana tylko na siebie, ojciec w Stanach, zreszt by z niego kawa kanalii. Rob dorasta w ndzy nieciekawych przedmie Londynu. Od maego jak najszybciej chcia zdoby pienidze i presti. Nigdy nie przypomina tych bogatych dzieciakw, ktrym zazdroci jako chopiec, mogcych sobie

pozwoli na czteroletni lab, eby pali trawk, chodzi na balangi i niespiesznie pyn w kierunku ciepej posadki. On zawsze czu konieczno parcia do przodu, picia si w gr. I to prdko. To samo pragnienie szybkiego rozwoju rzdzio jego yciem uczuciowym. Kiedy pojawia si Sally, pogodna, adna i mdra, uchwyci si szczcia i stabilizacji, jakie mg mu da zwizek z ni. Narodziny ich creczki, niedugo po popiesznym lubie, wydaway si najlepszym dowodem na to, e postpi mdrze. Dopiero poniewczasie uwiadomi sobie, e jego praca, zwizana z cigymi wyjazdami, moe by w konflikcie ze stabilizacj i spokojem domowego ogniska. Miejsce w klasie ekonomicznej linii El Al byo jak zwykle niewygodne. Rob prbowa usadowi si swobodniej i potar oczy. Potem poprosi stewardes o jeszcze jeden gin z tonikiem. Na wzmocnienie i zalanie robaka. Sign do torby pod stopami i wycign dwie ksiki z najlepszej ksigarni w Tel Awiwie: jedn o tureckiej archeologii i drug o czowieku prehistorycznym. Czeka go trzygodzinny postj w Stambule, a potem kolejny lot do anhurfy, gdzie w dziczy wschodnich rejonw Anatolii. Mia p dnia, eby si z nimi zapozna. Kiedy wyldowali w Stambule, by ju pod dobr dat i za pan brat z najnowszymi dziejami archeologicznymi Anatolii. Szczeglnie wane zdawao si stanowisko zwane atalhyk. Wymawiao si to tfatal Hjyk. Odkryte w latach pidziesitych ubiegego wiek u byo jedn z najstarszych odkopanych osad na wiecie - by moe liczc sobie nawet dziesi tysicy lat. ciany budynkw pokryway wizerunki bykw, lampartw i myszooww. Zatrzsienie myszooww. Bardzo stare symbole religijne. I bardzo dziwne wizerunki. Rob obejrza zdjcia atalhyk. Przerzuci jeszcze kilka stron. Kiedy wyldowali na stambulskim lotnisku, zabra z pasa transmisyjnego bagae i zacz torowa sobie drog wrd tumu tureckich biznesmenw o obwisych policzkach. Zatrzyma si przy maym kiosku, gdzie kupi jak amerykask gazet z jedn z najwieszych relacji z Gbekli Tepe. A potem skierowa si prosto do wyjcia, eby poczeka na nastpny lot. Siedzc w hali odlotw, czyta dalej o wykopaliskach. Nowoytna historia Gbekli Tepe zacza si w 1964 roku, kiedy zesp amerykaskich archeologw przeczesywa odleg prowincj poudniowo-wschodniej Turcji. Jego czonkowie natknli si na kilka dziwnie wygldajcych pagrkw pokrytych tysicami krzemiennych

odupkw - nieomylny znak pradawnej ludzkiej aktywnoci. Nie podjli jednak prac wykopaliskowych. Jak ujmowa to autor artykuu w gazecie: Zapewne czuj si teraz jak wydawca, ktry odrzuci pierwszy maszynopis Harry'ego Pottera". Starajc si nie zwraca uwagi na pochrapujc na siedzeniu obok Turczynk, Rob czyta dalej. Trzydzieci lat po zaprzepaszczeniu szansy przez Amerykanw dogldajcy stada miejscowy pasterz zauway co dziwnego: kilka gazw o niezwykym ksztacie wystajcych ze spalonej socem ziemi. To byy kamienie Gbekli Tepe. Tepej", powtrzy w mylach Rob w ramach przypomnienia. Tepej". Podszed do automatu, kupi dietetyczn col, potem wrci na miejsce i kontynuowa lektur. Wie o ponownym odkryciu miejsca dotara do uszu kustoszy z pooonego pidziesit kilometrw dalej miasta anhurfa. Kierownictwo muzeum skontaktowao si z odpowiednim ministrem, ktry z kolei nawiza kontakt z Niemieckim Instytutem Archeologicznym z siedzib w Stambule. I tak oto w 1994 roku tureckie wadze powierzyy dowiadczonemu niemieckiemu archeologowi Franzowi Breitnerowi" przeprowadzenie wykopalisk. Rob przebieg wzrokiem reszt artykuu. Przekrzywi gazet, eby mie lepszy widok. Na stronie zamieszczono fotografi Breitnera, niej za cytat z jego wypowiedzi: Byem zaintrygowany. To miejsce ju i tak miao warto emocjonaln dla miejscowych. Samotne drzewo rosnce na najwyszym wzgrzu uchodzi za wite. Mylaem, e moe wpadlimy na trop prawdziwej sensacji". Zbrojny w to przekonanie Breitner przyjrza si miejscu dokadniej. Od pierwszej chwili wiedziaem, e jeli natychmiast nie odejd, spdz tu reszt ycia". Rob popatrzy na mczyzn ze zdjcia. Wyglda na wniebowzitego. Jak czowiek, ktry zgarn szstk w totka. Linie tureckie oznajmiaj start lotu TA628 do anhurfy... " Rob chwyci paszport, kart pokadow i wszed na pokad samolotu - na wp pusty. Najwyraniej niewiele osb podrowao do anhurfy. Na sam kraniec dzikiej wschodniej Anatolii; do niebezpiecznego, toncego w kurzu, burzcego si Kurdystanu. Podczas lotu przebrn przez reszt materiaw i ksiek o archeologicznych dziejach Gbekli. Niesamowite gazy, odkryte przez pasterza, okazay si paskimi, podunymi zwieczeniami megalitw, wielkich ochrowych kamieni, pokrytych dziwacznymi delikatnymi

reliefami z wizerunkami zwierzt i ptakw. Myszooww i spw oraz niezidentyfikowanych owadw. Czstym motywem byy te wijce si we. Same supy zdaniem ekspertw przedstawiay najpewniej ludzi, o czym miay wiadczy prostopade do bokw stylizowane ramiona. Jak dotd odkopano czterdzieci trzy gazy. Tworzyy kamienne krgi o rednicy od piciu do dziesiciu metrw. Dokoa nich znajdoway si skalne pki, niewielkie wnki i mur z suszonych cegie. Rob analizowa zdobyte informacje. Wszystko to brzmiao w miar interesujco. Ale najwiksze emocje wzbudza przede wszystkim wiek znaleziska. Gbekli Tepe byo zdumiewajco stare. Wedug Breitnera kompleks liczy sobie przynajmniej dziesi, moe jedenacie tysicy lat. Czyli pochodzi mniej wicej sprzed smego-dziewitego tysiclecia przed nasz er. Jedenacie tysicy lat? Liczba przyprawiaa o zawrt gowy. Ale czy naprawd to taka zamierzcha przeszo? Rob zajrza do ksiki historycznej, eby porwna wiek Gbekli z wiekiem innych zabytkw. Stonehenge zbudowano okoo dwch tysicy lat p. n. e. Sfinksa moe tysic lat wczeniej. Przed odkryciem Gbekli Tepe najstarszy kompleks megalityczny znajdowa si na Malcie - zbudowano go okoo trzy i p tysica lat przed nasz er. Gbekli Tepe byo zatem o pi tysicy lat starsze od wszystkich innych podobnych konstrukcji. Rob jecha do jednej z najstarszych ludzkich budowli na wiecie. Moe najstarszej. Poczu, jak jego dziennikarski radar zaczyna si obraca. Najstarsza budowla wiata odkryta w Turcji? Hmmm. Moe nie czowka, ale trzecia strona - cakiem moliwe. Tytu piknymi wielkimi woami. Co wicej, pomimo prasowych relacji, wygldao na to, e aden zachodni dziennikarz nie pofatygowa si tu osobicie. Wszystkie artykuy w europejskich mediach bazoway na relacjach z drugiej albo trzeciej rki pochodzcych z tureckich agencji prasowych. Rob bdzie pierwszy u rda. Podr wreszcie dobiega koca. Samolot zosta wprowadzony w przechy, obniy lot, potoczy si po pasie i zatrzyma na pycie lotniska w anhurfie. Na zewntrz panowaa ciemna, bezchmurna noc. Tak pogodna, e przez okna samolotu wydawao si, e jest chodno. Ale kiedy otworzyy si drzwi i opady schodki samolotu, Rob poczu fal nieznonie gorcego powietrza. Jakby kto wanie otworzy ogromny piec. To by upalny rejon. Bardzo upalny. Znajdowali si w kocu rzut beretem od wielkiej Pustyni Syryjskiej.

Lotnisko byo malekie. Rob lubi takie. Miay specyficzn atmosfer, ktrej brakowao wielkim, bezosobowym nowoczesnym portom lotniczym. A to w anhurfie okazao si specyficzne w dwjnasb. Bagae przytaszczy wasnorcznie do hali przylotw gruby brodacz w poplamionym podkoszulku, odprawa paszportowa ograniczaa si za do przejcia obok mczyzny na wp drzemicego przy rozchwianym stoliku. Na lotniskowym parkingu ciepy, pylasty wiatr trca licie wybujaych palm. Kilku taryfiarzy z postoju mierzyo Roba wzrokiem. Przyjrza si im i dokona wyboru. Do anhurfy", rzuci do jednego z modszych. Zaronity mczyzna si umiechn. Mia na sobie dinsow koszul, wprawdzie wystrzpion, ale czyst. Sprawia wraenie sympatycznego. Sympatyczniejszego od swoich kolegw, ktrzy ziewali i spluwali. Co wicej, mwi po angielsku. Po krtkiej rozmowie o stawce i lokalizacji hotelu ucisnli sobie rce, takswkarz wzi bagae Roba, cisn je po msku do baganika, potem usiad za kkiem, skin gow i owiadczy: - Urfa! Nie anhurfa. Urrfa! Rob rozpar si na siedzeniu takswki. Teraz poczu si nagle bardzo zmczony. Podr z Tel Awiwu bya duga. Jutro pjdzie i obejrzy te dziwne wykopaliska. Ale teraz potrzebowa snu. Jednak takswkarz najwyraniej mia ochot na pogawdk. - Chcesz piwo? Znam dobre miejsce. Rob jkn w duchu. Za oknem migay ciemne paskie pola. - Nie, dziki. - Kobiety? Znam dobr kobiet! - Eee, nie. Nie bardzo. - Dywan. Chcesz dywan. Mam brata... Rob westchn i zerkn na wsteczne lusterko. Zobaczy w nim umiechnit od ucha do ucha twarz. Chopak artowa. - Bardzo zabawne. Takswkarz si rozemia. - Jebane dywany! - Potem, nie odrywajc oczu od drogi, odwrci si i wycign rk. Rob j ucisn. - Moje imi Radewan - powiedzia modzieniec. - A twoje? - Robert. Rob Luttrell. - Witam, mister Robert Luttrell.

Rob si rozemia i odpowiedzia Czoem". Byli ju na przedmieciach. Wzdu pustej, zarzuconej mieciami jezdni stay latarnie i zakady wulkanizacyjne. Neonowy szyld stacji benzynowej Conoco jarzy si czerwieni w gstniejcym, dusznym mroku. Po obu stronach drogi wznosiy si betonowe bloki mieszkalne. Wszystko spowija upa. Mimo to w kuchennych oknach blokowiska Rob widzia sylwetki kobiet w hidabach. - Trzeba ci kierowcy? Jeste w interesach? - spyta Radewan. Rob przez chwil zastanawia si nad propozycj. Dlaczego nie? Go by sympatyczny, mia poczucie humoru. - Jasne. Przyda mi si kierowca i tumacz. Na jutro. Moe duej. Zadowolony Radewan waln jedn doni w kierownic, drug zapali papierosa. adna tak naprawd nie spoczywaa na kku. Rob pomyla, e jeszcze chwila, a zjad z drogi i uderz prosto w may rzsicie owietlony meczet, ale wtedy chopak chwyci kierownic i znaleli si z powrotem na drodze. Midzy jednym a drugim sztachniciem gryzcego papierosowego dymu trajkota. - Potrafi pomc. Jestem dobry tumacz. Znam kurdyjski, angielski, turecki, japoski, niemiecki. - Mwisz po niemiecku? - Nein. Rob ponownie si rozemia. Zaczyna naprawd lubi tego faceta, zwaszcza e ten pokona szesnacie kilometrw w dziesi minut bez dachowania i teraz znajdowali si ju w centrum miasta. Jak okiem sign wida byo pozamykane na gucho budki z kebabem i nocne cukierenki sprzedajce baklaw. Robowi mign jaki mczyzna w garniturze i drugi w galabii. Dwjka dzieciakw przejechaa obok na motorowerach. Kilka modych kobiet w dinsach i kolorowych chustach na gowie chichotao z jakiego dowcipu. Ze skrzyowania dochodzi dwik klaksonw. Hotel Roba mieci si w samym rodku miasta. Radewan patrzy na Roba w lusterku. - Mister Rob, ty Anglik? - Tak jakby. - Rob nie chcia si rozwodzi nad meandrami swojego pochodzenia, nie teraz. By zbyt zmczony. - Mona powiedzie. Radewan si wyszczerzy. - Ja lubi Anglik. - Potar kciukiem o palec wskazujcy, jakby prosi o pienidze. - S

bogaci. Anglik bardzo bogaci! Rob wzruszy ramionami. - No... niektrzy. Radewan obstawa przy swoim. - Dolary i euro! Dolary i funty! - Ponownie odsoni zby. - Okay, wioz pana jutro. Gdzie jecha? - Gbekli Tepe. Znasz to miejsce? - Cisza. Rob sprbowa raz jeszcze. - Gbekli Tepe? Radewan nie odpowiedzia, zahamowa tylko gwatownie. - Pana hotel - rzuci obcesowo. Jego umiech raptem gdzie znikn. - Eee... to my spotka si jutro? - spyta Rob, przechodzc na aman angielszczyzn. Radewan? Turek skin gow. Pomg Robowi zanie bagae do wejcia i zawrci do takswki. - Mwisz... mwisz, e chcesz Gbekli Tepe? - Tak. Zmarszczy czoo. - Gbekli Tepe ze miejsce, panie Rob. Rob sta w drzwiach do hotelu, czujc si tak, jakby gra w filmowej adaptacji Drakuli Brama Stokera. - Ej, to tylko wykopaliska, Radewan. Zawieziesz mnie tam czy nie? Radewan splun na jezdni. Potem wsiad do takswki i wychyli si przez okno. - Dziewita jutro rano. Samochd odjecha z piskiem opon i znikn w przesiknitej zapachem stchlizny wrzawie ulic anhurfy.

Nastpnego ranka po niadaniu zoonym z jaj na twardo, owczego sera i trzech daktyli Rob wsiad do takswki. Wyjechali z miasta. Po drodze spyta Radewana, co ma przeciwko Gbekli Tepe. Z pocztku takswkarz by opryskliwy. Wzrusza ramionami i mamrota co pod nosem. Ale gdy ruch na drodze zela i z okien roztoczy si widok na szerokie nawadniane pola, rozgada si. - Nie jest dobre.

- Dlaczego? - Gbekli Tepe mogoby by bogate. Wzbogaci kurdyjski nard. - Ale? Radewan zacign si ze zoci trzecim papierosem. - Widzisz to miejsce, te ludzie? Rob wyjrza przez okno. Przejedali przez ma wiosk lepianek. Ulic pyn otwarty ciek, usmolone dzieci bawiy si wrd mieci. Machay do nich. Za wiosk rozcigao si pole baweny, gdzie kobiety w lawendowych hidabach na gowach pochylay si, dogldajc zbiorw w pyle, brudzie i palcym socu. Przenis wzrok na kierowc. Radewan cykn z niezadowoleniem. - Kurdyjscy ludzie biedni. We ja: jed na takswce. A znam jzyki. Mimo to taryfiarz. Rob pokiwa gow. By wiadom cikiej doli Kurdw, ich walki o niezaleno. - Turecki rzd, oni trzymaj nas w ndzy... - Tak, jasne - powiedzia Rob. - Ale nie rozumiem, jaki to ma zwizek z Gbekli Tepe. Takswkarz pstrykn niedopakiem przez okno. Znowu jechali wrd rozlegych pl, zdezelowana toyota trzsa si na spowitej kurzem gruntowej drodze. Na horyzoncie w oddali majaczyy niebieskie gry rozedrgane w rozgrzanym powietrzu. - Gbekli Tepe mogo by jak piramidy albo jak... Stonehenge. Ale oni chc to trzyma cicho. Tu mogo by duo, duo turystw, paci pienidze Kurdom. Ale nie. Turecki rzd nie pozwoli. Nawet nie wsadz drogowskazw, nie zbuduj droga tutaj. Jakby tajemnica. Zakaszla i splun przez okno, potem podnis szyb, eby nie wpuci unoszcego si pyu. Gbekli Tepe ze miejsce - powiedzia raz jeszcze i ucich. Rob nie wiedzia, co powiedzie. Przed nimi w kierunku Syrii rozcigay si niskie, tobrzowe wzgrza. Minli kolejn kurdyjsk wiosk ze smukym brzowym minaretem wznoszcym si nad dachami z blachy falistej, niczym wieyczka nad obozem jenieckim. Rob chcia powiedzie, e jeli co hamuje rozwj Kurdw, to najprawdopodobniej przede wszystkim ich obyczaje, zaciankowo i religia. Ale nie sdzi, eby Radewan by w nastroju na tak rozmow. Jechali dalej w milczeniu. Droga staa si jeszcze gorsza, a ppustynny krajobraz bardziej nieprzyjazny. Wreszcie Radewan ze zgrzytem pokona kolejny zakrt, Rob unis gow i zobaczy samotn morw, ostro rysujc si na tle bezchmurnego nieba. Takswkarz skin

gow, powiedzia Gbekli" i zatrzyma si ostro. Odwrci si do Roba i umiechn, ni std, ni zowd nagle znowu w dobrym humorze. Potem wysiad z samochodu i otworzy mu drzwi niczym szofer. Rob poczu si lekko zaenowany. Nie chcia szofera. Radewan wsiad z powrotem do auta, wzi gazet z wielkim zdjciem jakiego pikarza. Najwyraniej mia zamiar poczeka. Rob rzuci do widzenia" i doda pytajc: Trzy godziny?" Chopak si umiechn. Rob si odwrci, ruszy zboczem wzgrza i wspi si na szczyt. Za nim rozcigao si trzydzieci kilometrw zakurzonych wiosek, pustkowi i spalonych socem pl baweny. Przed nim natomiast roztacza si zdumiewajcy widok. W samym rodku jaowego pustkowia wyrastao siedem pagrkw. Na stoku najwikszego uwijay si dziesitki rozproszonych robotnikw i archeologw. Taszczyli wiadra z kamieniami i kopali w ziemi. Wida byo namioty, buldoery i teodolity. Rob szed dalej, czujc si jak intruz. Niektrzy z kopicych przerwali prac i odwracali si, eby na niego popatrze. Kiedy skrpowanie ju zaczynao mu si dawa we znaki, podszed do niego sympatyczny pidziesiciokilkuletni Europejczyk. Rob rozpozna w nim Franza Breitnera. - Wilkommen - powiedzia Niemiec bezceremonialnie, jakby ju si znali. - Pan jest tym dziennikarzem z Anglii? - Tak. - To si panu poszczcio.

Korytarze szpitala witego Tomasza jak zawsze roiy si od ludzi. Nadkomisarz Mark Forrester przeciska si midzy uwijajcymi si pielgniarkami, plotkujcymi krewnymi oraz staruszkami na wzkach z kroplwkami zwieszajcymi si ze stalowych stelay i zachodzi w gow, ju po raz trzeci tego ranka, czy da rad stawi czoo temu, co go czekao. Musia obejrze okaleczonego mczyzn. Cika sprawa. Napatrzy si ju na mnstwo nieprzyjemnych widokw - mia czterdzieci dwa lata, z czego ostatnie dziesi spdzi w policji - ale ta sprawa bya wyjtkowa. Zobaczy strzak do oddziau intensywnej opieki medycznej, pokona dziarsko cig schodw, podszed do recepcji, pomacha legitymacj przed nosem dziewczyny o sodkiej buzi i usysza, e ma poczeka. Kilka sekund pniej pojawi si, cigajc gumowe rkawiczki z doni, lekarz o orientalnych, chiskich rysach twarzy. - Doktor Sing? - Komisarz Forrester? Forrester skin gow i wycign rk do medyka. Ten ucisn j niepewnie, jakby mia do przekazania ze wiadomoci. Nadkomisarz wpad w lekki popoch. - yje jeszcze? - Tak. Ledwie. - Co mu jest? Lekarz popatrzy gdzie nad ramieniem Forrestera. - Pena glosektomia. - Przepraszam? Lekarz westchn.

- Wycito mu cay jzyk. Noycami... Forrester popatrzy przez plastikowe drzwi na gwn cz oddziau. - Chryste, syszaem, e le to wyglda, ale... - Gdzie za tymi drzwiami znajdowa si jego jedyny wiadek. Cigle ywy. Tyle e bez jzyka. Lekarz krci gow. - Straci mnstwo krwi. Nie tylko z... jzyka. Sprawcy pocili mu take cay tuw. I ogolili gow. - Sdzi pan wic... ? - Sdz, e gdyby im nie przeszkodzono, wygldaoby to znacznie gorzej. - Lekarz popatrzy badawczo na komisarza. - Chc powiedzie, e gdyby ten alarm samochodowy si nie wczy, prawdopodobnie by go zabili. Forrester wypuci powietrze z puc. - Usiowanie zabjstwa. - To pan jest policjantem. - Lekarz zrobi zniecierpliwion min. Forrester skin gow. - Mog go zobaczy? - Sala trzydzieci siedem. Tylko krtko, prosz. Forrester jeszcze raz ucisn do lekarza, cho nie wiedzia dlaczego. Potem przeszed przez drzwi, omin nosze na kkach zastawione stert basenw i zapuka do pokoju numer 37. W odpowiedzi ze rodka dobieg jk. Co powinien zrobi? Potem sobie przypomnia: mczynie odcito jzyk. Otworzy drzwi z westchnieniem. Bya to prosta, maa sala z telewizorem zawieszonym na stalowym wysigniku w kcie. Odbiornik by wyczony. W pokoju unosi si zapach kwiatw i czego mniej przyjemnego. W ku lea leciwy mczyzna i spoglda na Forrestera dzikim wzrokiem. Mia ogolon do goej skry gow, na ktrej widniaa pltanina skalecze i zaschnitych ran, przypominajca nieco map pocze kolejowych. Usta starca byy zamknite, ale w ich kcikach tkwiy lady skrzepnitej krwi niczym wyschnity brzowy sos na szyjce starej butelki. Tuw pacjenta pokryway bandae. - David Lorimer? Mczyzna skin gow. I patrzy. Nie odrywa od Forrestera wzroku. To oszalae spojrzenie dao nadkomisarzowi do mylenia. W cigu swojej kariery widzia ju wiele przestraszonych twarzy, ale z takim wyrazem absolutnej zgrozy, jaki malowa si w

oczach starca, zetkn si po raz pierwszy. David Lorimer co wybekota. I zaraz zanis si kaszlem, a z ust strzeliy mu kropelki krwi. Forrester poczu wyrzuty sumienia. - Prosz. - Unis do. - Nie chc pana denerwowa. Przyszedem... tylko co sprawdzi. Oczy mczyzny byy pene ez jak u przeraonego dziecka. - Przey pan straszny koszmar, panie Lorimer. My tylko... Ja tylko... chc pana zapewni, e zrobimy wszystko, eby zapa tych ludzi. Owiadczenie zabrzmiao enujco banalnie. Ten czowiek zosta brutalnie okaleczony, sterroryzowany i odchodzi od zmysw ze strachu. Odcito mu noycami jzyk. Wykarbowano wzory na ywej skrze. Forrester poczu si jak idiota. Chcia powiedzie przyskrzynimy tych skurwieli", ale miejsce nie byo odpowiednie do tego typu chojrackiej bufonady. W kocu usiad na plastikowym krzeseku w nogach ka i umiechn si ciepo do mczyzny, w nadziei, e ten si uspokoi. Wydawao si, e mu si udao. Po minucie lub dwch oczy starca nie wyglday ju na tak przeraone. Lorimer wskaza nawet trzsc si rk na jakie papiery lece na szafce przy ku. Forrester wsta, podszed do stolika i wzi je. By to plik odrcznych notatek. - Paskie? Lorimer pokiwa gow. Z zacinitymi ustami. - Rysopisy napastnikw? Ponownie potakn. - Bardzo dzikuj, panie Lorimer. Forrester wycign rk, poklepa go po ramieniu i z miejsca zawstydzi si tego gestu. Staruszek naprawd wyglda tak, jakby mia si za chwil rozpaka. Chowajc zapiski do kieszeni, nadkomisarz czym prdzej opuci sal. Wyszed z oddziau, zbieg po schodach i wypad przez obrotowe drzwi na ulic. Kiedy znalaz si na penym zieleni nabrzeu, poczu przesiknite deszczem powietrze pnej wiosny i odetchn z ulg. Atmosfera zgrozy panujca na szpitalnej sali, malujca si w szeroko rozwartych oczach starca bya zbyt przytaczajca. Ruszy wzdu Tamizy i po jakim czasie przeszed na drug stron rzeki, mijajc po lewej t, gotyck bry Westminsteru. Idc, czyta zapiski nagryzmolone niepewn rk staruszka.

David Lorimer pracowa jako dozorca. W Domu Benjamina Franklina. Mia szedziesit cztery lata i zblia si do emerytury. Mieszka samotnie w pokoiku nad muzeum. Ubiegej nocy okoo czwartej nad ranem obudzi go stumiony brzk rozbitej na dole szyby. Mieszka na zaadaptowanym strychu, musia zatem zej przez cay budynek do piwnicy. Tam natkn si na pitk czy szstk nieznajomych mczyzn, przypuszczalnie modych, w kominiarkach na gowach. Wamali si do rodka, raczej fachowo, i rozkopywali podog w piwnicy. Jeden z nich mwi z wytwornym akcentem". I to na dobr spraw wszystko, co zawieray zapiski Lorimera. Podczas napaci uruchomi si w pobliu alarm jakiego samochodu - prawdopodobnie czystym, cho cudownym, trafem - i mczyni, ktrzy wanie kiereszowali tuw i szyj Lorimera, wzili nogi za pas. Dozorca mia szczcie, e uszed z yciem. Gdyby w modzieniec, Alan Greening, tam nie zabdzi i go nie znalaz, wykrwawiby si na mier. W gowie Forrestera roio si od domysw. Skrcajc w prawo na Strandzie, ruszy cich neoklasycystyczn uliczk w stron Domu Benjamina Franklina. Budynek odgrodzony by plastikow biao-niebiesk tam policyjn. Na zewntrz stay dwa radiowozy, posterunkowy w mundurze pilnowa wejcia, a grupka dziennikarzy z dyktafonami krya si pod daszkiem pobliskiego biurowca z kubkami kawy na wynos w doniach. Kiedy Forrester si zbliy, podesza do niego jedna z dziennikarek. - Komisarzu, czy to prawda, e ofierze wycito jzyk? Forrester odwrci si, umiechn beznamitnie i nic nie odpowiedzia. Dziennikarka, moda i adna, sprbowaa raz jeszcze. - Czy sprawa ma to neofaszystowskie? To dao Forresterowi do mylenia. Odwrci si i popatrzy na dziewczyn. - Konferencja prasowa jest jutro. Byo to kamstwo, ale skuteczne. Odwrci si, zanurkowa pod tam i pokaza odznak. Posterunkowy otworzy drzwi i Forrester z miejsca poczu charakterystyczny widrujcy w nozdrzach chemiczny zapach ekipy kryminalistycznej. Wo proszku daktyloskopijnego i opar w cyjanoakrylanw. Silikonowego elu i superglue. Min majestatyczny georgiaski hol z portretami Benjamina Franklina i zszed wskimi schodami do piwnicy. Na dole panowa ruch. Dwie dziewczyny z sekcji kryminalistycznej w zielonych papierowych jednorazowych fartuchach i maskach pracoway w jednym kocu. Na pododze

wida byo wyrane, lepkie i ciemne plamy krwi. Z drugiego koca pomacha mu sierant Boijer z dochodzeniwki. Forrester umiechn si w odpowiedzi. - Kopali tutaj - powiedzia Boijer. Blond wosy mia wieo obcite i komisarzowi nie umkno, e zapewne u drogiego fryzjera. - Dlaczego? Sierant wzruszy ramionami. - Pojcia nie mam, sir. - Machn rk w stron wykopanych kamiennych pyt. - Ale niele si narobili. Przeniesienie tego gwna i wydziabanie takiej dziury musiao zaj kilka godzin. Forrester pochyli si, eby lepiej si przyjrze naruszonej ziemi i gbokiemu, wilgotnemu doowi. Boijer gada za jego plecami. - Widzia pan tego dozorc? - Mhm. Biedak. - Lekarz powiedzia mi, e prbowali go zabi. Powoli. Forrester odpowiedzia, nie odwracajc si. - Myl, e zamierzali wykrwawi go na mier. Mia szczcie, e najpierw uruchomi si alarm, a potem jeszcze pojawi ten chopak, inaczej umarby z utraty krwi. Boijer skin gow. Forrester si wyprostowa. - Zatem mamy tu usiowanie zabjstwa. Lepiej pogadaj z Aldridge'em. Bdzie chcia starszego ledczego i ca reszt. Zorganizowa centrum koordynacyjne. - A te rany na tuowiu? - Co niby? Forrester si odwrci. Boijer trzyma jakie zdjcie i krzywi si. - Nie widzia pan tego? - Poda mu fotografi. - Lekarz zrobi fotk obrae. Dzi rano przesa e-mailem na posterunek, nie miaem kiedy panu pokaza. Forrester zerkn. Zobaczy biay tuw dozorcy, mikki i saby. Nacicia by y nierwne, ale sam znak czytelny. Dwa zachodzce na siebie trjkty. ydowska gwiazda Dawida. Wykarbowana na ywym ciele.

- Wic to s te nowe paskorzeby opisane w artykule? - Ja. Rob znajdowa si w centrum wykopalisk, obok Breitnera. Stali nad do em i patrzyli na znajdujce si niej ustawione w krg gazy w ksztacie litery T: megality. Dokoa nich prace szy pen par: tureccy robotnicy usuwali i odgarniali ziemi, schodzili po drabinach, toczyli beczki z gruzem po schodniach. Soce prayo niemiosiernie. Paskorzeby byy dziwne - a mimo to znajome, bo Rob oglda wczeniej w gazecie ich zdjcia. Na jednym z gazw wida byo lwy i kilka omszaych ptakw, moe kaczek, na drugim co, co przypominao skorpiona. Na blisko poowie megalitw znajdoway si podobne reliefy, wiele z nich byo powanie zniszczonych, inne cakiem dobrze zachowane. Rob zrobi kilka zdj aparatem telefonicznym, potem nagryzmoli par sw w notesie i najlepiej jak potrafi naszkicowa dziwny ksztat gazw. - Ale to oczywicie jeszcze nie wszystko. Komm - powiedzia Breitner. Ruszyli skrajem dou do kolejnego, w ktrym znajdoway si trzy nastpne ochrowe supy otoczone kamiennym murem. Na klepisku midzy nimi poyskiway szcztki czego, co wygldao na pytki ceramiczne. Jaka blondynka, przechodzc obok z plastikow torebk pen malekich krzemieni, powiedziaa Robowi Guten Tag. - Mamy tu wielu studentw z Heidelbergu. - A reszta robotnikw? - Wszyscy Kurdowie. - Byszczce oczy spochmurniay na chwil za szkami okularw. S oczywicie take inni eksperci, paleobotanicy i dwaj czy trzej spece od innych dziedzin. Wyj chusteczk i otar pot z ysiny. - A to jest Christine... Rob si odwrci. Od strony namiotw sza w ich kierunku drobna, ale fertyczna osbka

w spodniach khaki i nieskazitelnie biaej koszuli. Wszyscy inni tutaj byli uwalani wszechobecnym beowym pyem z rozkopanych pagrkw. Ale nie ona. Rob poczu, jak si spina, sztywnieje z napicia - jak zawsze, gdy przedstawiano go atrakcyjnej modej kobiecie. - Christine Meyer. Moja ekspertka od koci. Maa, ciemnowosa kobieta wycigna rk. - Osteoarcheolog. Zajmuj si antropologi organiczn. Szcztki ludzkie itd. Cho jeszcze nie znalelimy niczego w tym rodzaju. Rob rozpozna francuski akcent. Jakby czytajc w jego mylach, Breitner wtrci: - Christine studiowaa w Cambridge u Isobel Previn, ale jest z Parya, wic tworzymy tu bardzo midzynarodowe towarzystwo... - Owszem, jestem Francuzk. Ale przez wiele lat mieszkaam w Anglii. - Rob Luttrell - umiechn si dziennikarz. - Mamy podobny yciorys. To znaczy ja urodziem si w Stanach, ale od dziesitego roku ycia mieszkam w Londynie. - Przyjecha, eby napisa o Gbekli! - Breitner zachichota. - Chc mu pokaza wilka! - Krokodyla - poprawia Christine. Archeolog wybuchn miechem, odwrci si i ruszy dalej. Rob popatrywa na tych oboje, zdezorientowany. - Komm. Poka panu. Panowie obeszli dokoa wykopy i zway ziemi. Rob si rozglda. Gdzie spojrze megality. Niektre nadal na wp zakopane. Inne pochylone pod rnymi ktami. - Nie sdziem, e to jest takie wielkie - wymrucza. Wska cieka sprawia, e musieli i gsiego. Zza jego plecw Christine odpowiedziaa: - Georadar i magnetometry sugeruj, e pod tymi pagrkami moe si znajdowa jeszcze jakie dwiecie pidziesit gazw. Niewykluczone, e wicej. - Obd. - Tak, to obdne miejsce. - I, zdaje si, obdnie stare, prawda? - Prawda. Idcy z przodu Breitner teraz niemal gna. Rob pomyla, e przypomina chopca wyrywajcego si, eby pokaza rodzicom swoj now kryjwk. Christine cigna: - Prawd mwic, dosy trudno byo okreli wiek kompleksu.

Dotarli do stalowej drabiny i Christine stana obok Roba. - O, w ten sposb. - Zelizgna si wawo na d. Najwyraniej nie wzdragaa si ubrudzi, mimo nieskazitelnej koszuli. Rob ruszy jej ladem, cho z troch mniejsz werw. Stali teraz na dole jednej z jam. Dokoa, niczym pospni stranicy, wznosiy si megality. Rob zastanawia si, jak by to byo znale si tu w nocy, ale szybko przegna t myl. Wyj notes. - Wspominaa o ustalaniu wieku? - Tak. - Christine cigna brwi. - Do niedawna nie mielimy pewnoci, jak stare jest to miejsce. To znaczy wiedzielimy, rzecz jasna, e bardzo stare, ale czy jest to neolit preceramiczny A czy PPNB... - Przepraszam? - W zeszym tygodniu udao nam si wreszcie okreli metod radiowglow wiek wgla drzewnego znalezionego na jednym z megalitw. Rob zapisa to. - I okazao si, e ma dziesi albo jedenacie tysicy lat, zgadza si? Tak przeczytaem w Chicago Tribune". - To nieprecyzyjna informacja. Metoda radiowglowa jest jedynie szacunkowa. eby uzyska blisze dane, porwnalimy analiz radiowglow z odupkami krzemiennymi, ktre tu znalelimy, i materiaami krzemiennymi z Nemrik i Byblos: typami grotw et cetera. Biorc pod uwag to i inne dane, sdzimy, e wiek Gbekli jest w istocie bliszy dwunastu tysicom lat. - To std ta ekscytacja? Popatrzya na niego i odgarna ciemne wosy z oczu. Potem si rozemiaa. - Myl, e Franz bardzo chce, eby rzuci okiem na jego jaszczurk. - Wilka - poprawi Breitner, przystajc przy kolejnym na wp odkopanym gazie w ksztacie litery T. Na dolnej czci megalitu znajdowaa si duga na mniej wicej szedziesit centymetrw paskorzeba jakiego zwierzcia. Delikatnie rzebiona, sprawiaa osobliwe wraenie - jakby dopiero co wysza spod duta. Zwrcona ku ziemi kamienna szczka rozchylaa si w warkniciu. Rob popatrzy na Breitnera i stojcego za jego plecami robotnika. Turek spoziera na profesora z, jak si zdawao, gniewem w oczach, moe nawet nienawici. Byo to szokujce spojrzenie. Kiedy zauway, e Rob mu si przyglda, gwatownie si odwrci i

wspi po drabinie. Rob przenis wzrok na Breitnera, ktry sta cakowicie niewiadomy tej wymiany spojrze. - Odkrylimy go nie dalej jak wczoraj. - Co to przedstawia? - Uwaam, e wilka, sdzc po apach. - A ja uwaam, e krokodyla - powiedziaa Christine. Archeolog si rozemia. - Rozumie pan? - Zsun z powrotem poyskujce w jaskrawym socu okulary na oczy i przez chwil Rob czu podziw dla tego mczyzny czerpicego tak rado i zadowolenie ze swojej pracy. Breitner cign: - Ja, wy i ci robotnicy jestemy pierwszymi ludmi, ktrzy ogldaj to od czasw... koca epoki lodowej. Rob zamruga. Zabrzmiao to bardzo sugestywnie. - Ta paskorzeba jest dla nas absolutn nowoci - dodaa Christine. - Nikt nie wie, co przedstawia. Nikt nie moe jej autorytatywnie zinterpretowa. Twj domys jest tak samo dobry jak wszystkie inne. Rob popatrzy na paszcz zwierzcia. - Mnie to wyglda na kota. Albo wciekego krlika. Pocierajc brod, Breitner powiedzia: - Kotowate? A wie pan, nie przyszo mi to do gowy. Moe rzeczywicie jaki dziki kot... - Mog wspomnie o tym w reportau? - Ja, natrlich - odrzek archeolog, ale ju bez umiechu. - A teraz chyba... pora na herbat. Rob skin gow: bardzo chciao mu si pi. Breitner poprowadzi ich z powrotem przez pltanin osonitych dow, otwartych jam, pokrytych brezentem roww i robotnikw taszczcych wiadra. Za ostatnim wzniesieniem rozciga si bardziej paski teren zastawiony ogrodowymi namiotami z czerwon wykadzin. Ze stojcego w rogu samowara nalali sodkiej tureckiej ay do trzech filianek w ksztacie tulipana. Z namiotu roztacza si spektakularny widok na bezkresne te rwniny i niskie, pokryte pyem wzniesienia rozchodzce si falicie w stron Syrii i Iraku. Siedzieli, gawdzc, przez kilka minut. Breitner wyjania, e kiedy okolica Gbekli bya yzn krain - nie pustynn jaowizn, ktr staa si pniej.

- Dziesi czy dwanacie tysicy lat temu panoway na tym terenie znacznie korzystniejsze warunki, nie byo tak sucho. W rzeczywistoci byo tu wprost piknie: sielsko. Stada zwierzyny, sady dzikich drzew owocowych, rzeki pene ryb... Dlatego na gazach widzimy paskorzeby zwierzt, ktre teraz ju tu nie wystpuj. Rob to zanotowa. Chcia si dowiedzie wicej, ale nagle podeszo dwch tureckich robotnikw i spytali Breitnera o co po niemiecku. Rob zna jzyk na tyle, by wyapa sens: chcieli kopa znacznie gbiej, eby odsoni kolejny megalit. Profesor najwyraniej niepokoi si o bezpieczestwo tak powanych prac. W kocu westchn, wzruszy ramionami i oddali si, eby zaj si kwesti na miejscu. Rob widzia, e kiedy profesor si podnis, jeden z robotnikw odprowadzi go wciekym spojrzeniem: na jego twarzy malowa si dziwny ponury grymas. Zdecydowanie wyczuwao si tu napicie. Dlaczego? Zastanawia si, czy powinien wspomnie o swoich odczuciach Christine teraz, gdy zostali sami. Z tej odlegoci z wykopalisk dochodziy przytumione odgosy prac: Rob sysza jedynie ciche pobrzkiwanie szpachelek i szpadli i od czasu do czasu jakie inne dwiki niesione gorcym pustynnym wiatrem. Ju, ju mia zada pytanie, kiedy odezwaa si Christine: - Co mylisz o Gbekli? - To rzeczywicie niesamowite miejsce. - Ale czy masz wiadomo jak bardzo? - Tak sdz. A nie mam? Popatrzya na niego sceptycznie. - Moe w takim razie mi wyjanisz? Christine upia nieco herbaty z filianki w ksztacie tulipana. - Pomyl w ten sposb, Rob. Musisz pamita o wieku tego stanowiska. Dwanacie tysicy lat. - I...? - I przypomnie sobie, co wtedy robili ludzie. - Co masz na myli? - Ci, ktrzy zbudowali to miejsce, naleeli do ludw owiecko-zbierackich. - Byli jaskiniowcami? - Poniekd. - Posaa mu bezporednie, szczere spojrzenie. - Przed Gbekli Tepe nie mielimy pojcia, e tacy wczeni, prymitywni ludzie byli w stanie zbudowa co podobnego, e

potrafili tworzy dziea sztuki i zaawansowanej architektury. I mieli skomplikowane rytuay religijne. - Bo byli tylko jaskiniowcami? - Wanie. Gbekli Tepe stanowi rewolucj w naszych wyobraeniach. Totalny przewrt. - Dopia herbat. - Zmienia nasz ogld caej historii ludzkoci. To najwaniejsze wykopaliska na wiecie od pwiecza i jedno z najwikszych odkry archeologicznych w dziejach. Rob by pod wraeniem i zaintrygowany. Czu si take troch jak uczniak na lekcji. - Jak oni to zrobili? - Dobre pytanie. Ludzie z ukami i strzaami, ktrzy nawet nie znali ceramiki czy uprawy roli. Jak zbudowali t ogromn wityni? - wityni? - O tak, wedle wszelkiego prawdopodobiestwa jest to witynia. Nie znalelimy tu adnych ladw zamieszkania, choby najbardziej prymitywnych domostw, tylko te stylizowane przedstawienia oww. Ceremonialne albo rytualne obrazy i symbole. Znalelimy te nisze na koci, do obrzdkw grzebalnych. Dlatego Breitner myli, e to jest witynia, pierwszy budynek o charakterze sakralnym na wiecie, wzniesiony z myl o witowaniu oww i oddawaniu czci zmarym. - Umiechna si. - A ja uwaam, e ma racj. Rob odoy dugopis. Pomyla o bysku w oku Breitnera i jego radosnej minie. - To chyba pogodny czowiek, prawda? - A pan by nie by? Urodzi si pod najszczliwsz archeologiczn gwiazd. Dane mu jest odkopywa naprawd wyjtkowe miejsce. Rob pokiwa gow i zanotowa co jeszcze. Entuzjazm Christine by niemal rwnie zaraliwy jak Breitnera. A jej wywody zdecydowanie bardziej klarowne. Rob nadal nie cakiem podziela ich pene podziwu zdumienie cakowit rewolucj w wyobraeniach", jak stanowio Gbekli, ale zaczyna mu kiekowa w gowie pomys na spektakularny artyku. Druga strona gwnego wydania, na bank. Albo jeszcze lepiej - obszerny tekst w kolorowym dodatku, ilustrowany zdjciami paskorzeb. Nastrojowe ujcia gazw noc. Powalani pyem robotnicy... Potem przypomnia sobie reakcj Radewana na wspomnienie o wykopaliskach i gniewne spojrzenie robotnika. A take lekk zmian nastroju Breitnera, kiedy mwili o artykule Roba. I napicie przy namiocie. Christine staa przy samowarze, napeniajc filianki kolejn porcj gorcego, sodkiego naparu. Zastanawia si, czy poruszy ten temat. Kiedy wrcia, powiedzia:

- Christine, wiem oczywicie, e te prace s niezwyke i w ogle. Ale czy aby wszyscy podzielaj t opini? - Co masz na myli? - Hmmm... Doszy mnie pewne suchy od miejscowych... o panujcych nastrojach. Niezbyt dobrych. To miejsce niepokoi wielu ludzi. Mojego kierowc na przykad. Christine wyranie zesztywniaa. - Mw dalej. - Mj takswkarz. - Rob postuka dugopisem w podbrdek. - Radewan. Kiedy wczoraj wspomniaem co o Gbekli, ponioso go troch. Ale nie chodzi tylko o niego. O ca atmosfer. A sam Breitner jest chyba... nastawiony... ambiwalentnie. Raz czy dwa, kiedy omawiaem z nim mj tekst, odniosem wraenie, e nieszczeglnie podoba mu si moja tu obecno... Cho czsto si umiecha... - Urwa. - Mona by myle, e chciaby, eby wiat si dowiedzia o tym, co tu robi, prawda? A on jakby mia z tym problem. Christine nic nie odrzeka, wic Rob te milcza. Stara dziennikarska sztuczka. Podziaaa. Skrpowana cisz dziewczyna nachylia si w jego stron. - Okay. Masz racj. Jest tu... s... - Urwaa, jakby bijc si z mylami. Wietrzyk od strony pustyni zrobi si jeszcze gortszy, cho byo to prawie niemoliwe. Rob czeka i sczy herbat. Wreszcie westchna. - Bdziesz tu przez tydzie, tak? To ma by powany artyku? - Tak. Skina gow. - W porzdku. Odwioz ci do anhurfy. Z powodu upau prace na stanowisku kocz si zawsze o pierwszej, wielu ludzi wraca wtedy do domu. Zwykle ja te. Moemy porozmawia w moim samochodzie. Prywatnie.

Na zakurzonym parkingu Rob da Radewanowi suty napiwek i powiedzia, e wrci do hotelu na wasn rk. Takswkarz popatrzy na niego, potem na zwitek banknotw w swojej doni, nastpnie na Christine stojc tu za dziennikarzem. Wyszczerzy si do niego znaczco, wycofa samochd, zwikszy obroty i zawoa przez okno: - Moe jutro, panie Rob? - Moe jutro. Odjecha. Wz Christine okaza si zardzewiaym land-roverem. Otworzya od rodka drzwiczki pasaera i pospiesznie uprztna z siedzenia zalegajc tam stert dokumentw - podrcznikw i periodykw naukowych - ciskajc je jak popadnie na ty. Potem dodaa gazu i ruszyli szybko w kierunku gwnej drogi, zjedajc ze wzgrz na wypalone socem te rwniny. - Wic... o co chodzi? - Rob musia podnie gos, eby przekrzycze chrzst podskakujcych na kamieniach opon. - Zasadniczo o polityk. Musisz pamita, e to Kurdystan. Kurdowie uwaaj, e Turcy grabi ich dziedzictwo. Wywo co lepsze zabytki do muzew w Ankarze i Stambule. Gowy nie dam, e nie jest to prawda. Rob obserwowa promienie soca migoczce na powierzchni kanau irygacyjnego. Czyta, e ten region jest obiektem wielkiego rolniczego projektu, Programu Nawadniania Anatolii Poudniowo-Wschodniej, ktrego celem jest przywrcenie pustynnych terenw do ycia za pomoc wd Eufratu. Projekt wzbudza kontrowersje, poniewa zakada zatopienie dziesitkw staroytnych unikatowych stanowisk archeologicznych. Cho na szczcie nie Gbekli. Zerkn na Christine, ktra gwatownie zmieniaa bieg. - Nie ma natomiast wtpliwoci, e rzd nie pozwala miejscowym na czerpanie profitw z

Gbekli Tepe. - Z powodw? - Z powodw jak najbardziej archeologicznie uzasadnionych. Ostatnie, czego Gbekli teraz trzeba, to tysice patajcych si wszdzie turystw. Wic rzd nie postawi adnych drogowskazw, nie pali si do naprawiania drg dojazdowych. A to oznacza, e moemy pracowa w spokoju. - Ostro skrcia kierownic i przyspieszya. - Ale rozumiem te kurdyjski punkt widzenia. Musiae mija po drodze kilka wiosek. Rob skin gow. - Par. - Warunki sanitarne poal si Boe. Nie ma tam nawet biecej wody. Na dobr spraw szk te. Bieda a piszczy. A Gbekli Tepe, przy odpowiedniej promocji, mogoby si sta kur znoszc zote jajka. Przynie mnstwo pienidzy regionowi. - I Franz znalaz si midzy motem a kowadem? - Wanie. Musi znosi presj ze wszystkich stron. Naciski, eby wykopaliska przebiegay jak naley, naciski, eby przyspieszy prace, naciski, eby zatrudnia jak najwicej miejscowych. A nawet eby kierowa tym wszystkim dalej. - To dlatego ma taki mieszany stosunek do medialnego szumu? - Oczywicie jest bardzo dumny z tego, co odkry. Chciaby, eby wiat si dowiedzia. Pracuje tu od tysic dziewiset dziewidziesitego czwartego roku. - Christine zwolnia, pozwalajc przej przez drog kozie, potem z powrotem wcisna gaz. - Zwykle archeolodzy jed po caym wiecie. Ja od skoczenia Cambridge sze lat temu pracowaam ju w Meksyku, Izraelu, Francji. A Franz spdzi tu ponad poow swojej kariery. Wic owszem, bardzo chciaby poinformowa o tym wiat. Ale jeli to zrobi, jeli Gbekli stanie si naprawd sawne, tak sawne jak powinno by, wtedy jaka gruba ryba w Ankarze moe uzna, e to Turek powinien tym wszystkim zawiadywa. I spija mietank. Teraz Rob troch lepiej rozumia sytuacj. Ale to nadal nie wyjaniao dziwnej atmosfery panujcej na wykopaliskach. Wyranej niechci robotnikw. A moe co mu si tylko roio? Dotarli do gwnej asfaltowej drogi i wrd gstniejcego ruchu, ruszyli do anhurfy. Wyprzedzajc ciarwki z owocami i pojazdy wojskowe, rozmawiali o zainteresowaniach Christine: ludzkich szcztkach. O tym, jak badaa w Teotihuacan pozostaoci ofiar rytualnych mordw. O jej pracy na Tel Gezer i Megiddo w Izraelu. Szcztkach neandertalczykw we

Francji. - Prehistoryczni hominidzi yli na terenach poudniowej Francji przez setki tysicy lat, niby ludzie jak my, cho niezupenie. - Mwisz o neandertalczykach? - Tak, ale te Homo erectus i Homo antecessor. A nawet Homo heidelbergensis. - Eee... okay... Christine si rozemiaa. - Znowu namciam? W porzdku, poka ci co naprawd odjazdowego. Jeli to ci nie ruszy, to chyba ju nic. Kierowali si w stron centrum anhurfy. Na wzgrzach majaczya pltanina betonowych domw, wzdu zakurzonych, toncych w socu promenad cigny si rzdy wielkich sklepw i biur. Niektre uliczki byy bardziej zacienione i starsze: kiedy przedzierali si przez korki, Rob zauway fragment arkad z czasw imperium osmaskiego, wejcie na gwarny, ciemny targ, meczety ukryte za kruszejcymi kamiennymi murami. Miasto najwyraniej dzielio si na cz star, bardzo star, i nowe dzielnice rozcigajce si a na tereny ppustynne. Popatrzy na lewo i zobaczy duy teren parkowy z poyskujcymi stawami, kanaami i wykwintnymi pawilonami herbacianymi: urokliwa oaza w brudzie i wrzawie duego kurdyjskiego miasta. - Park Glbasi - wyjania Christine. - A to s stawy rybne Abrahama. Miejscowi wierz, e prorok Abraham sam je zarybi karpiami. To miasto jest cudowne, jeli si lubi histori. Ja je uwielbiam... Samochd przejecha przez wskie uliczki starego miasta. Odbiwszy kierownic w lewo, Christine skierowaa go na szerok, wznoszc si w gr drog i wjechaa w bram prowadzc do ocienionego drzewami budynku. Umieszczona na fasadzie tabliczka informowaa: Muzeum anhurfy. W rodku natknli si na trzech nieogolonych mczyzn popijajcych czarn herbat. Na widok Christine wstali i przywitali si z ni serdecznie. Gawdzia z nimi przez chwil po turecku lub kurdyjsku. W kadym razie w jzyku, ktrego Rob nie rozumia. Po tej wymianie uprzejmoci przeszli przez wewntrzne drzwi do maego muzeum, gdzie Christine zaprowadzia Roba do posgu. Blisko dwumetrowa rzeba z kremowego kamienia przedstawiaa mczyzn z oczyma z czarnego kamienia.

- Wykopano j w anhurfie dziesi lat temu, kiedy kadziono fundamenty pod budynek banku w pobliu staww rybnych. Zostaa znaleziona wrd pozostaoci neolitycznego kompleksu sakralnego sprzed moe jedenastu tysicy lat. Jest to wic prawdopodobnie najstarszy odkryty posg czowieka. Na caym wiecie. Najstarszy autoportret w kamieniu w dziejach. I stoi tu sobie ot tak, przy ganicy. Rob popatrzy na kolosa. Wykute w kamieniu oblicze patrzyo bezmiernie smutno, ze ciskajcym serce alem. Christine wskazaa na twarz: - Oczy s z obsydianu. - Masz racj. Jest niezwyky. - A nie mwiam? Przekonaam ci. - Ale co, u licha, to tu robi? Znaczy si, jeli jest taki sawny, dlaczego nie znajduje si w Stambule, dlaczego nie sycha o nim w mediach. Nic mi si nie obio o uszy! Christine wzruszya ramionami, co sprawio, e srebrny krzyyk zamigota na jej opalonej skrze. - Moe Kurdowie maj racj. Moe Turcy nie chc, eby szczycili si swoim dziedzictwem. Kto wie? Kiedy wyszli do penego zieleni ogrodu, opowiedzia jej o spojrzeniu robotnika na wykopalisku, o malujcej si w nim wyranej nienawici. Dziwnej atmosferze panujcej na miejscu. Christine zmarszczya czoo. Przez kilka minut chodzia, pokazujc Robowi najrniejsze porozrzucane w ogrodzie skarby przeszoci: rzymskie nagrobki i rzeby z czasw imperium osmaskiego. Kiedy zbliali si do samochodu, wskazaa na jeszcze jeden posg: wizerunek czowieka-ptaka z rozoonymi skrzydami. Mia wsk twarz o skonych oczach, okrutn i zowrog. - To znaleziono w pobliu Gbekli. Myl, e przedstawia jakiego asyryjskiego demona pustyni. Moe demona wiatru Pazuzu. Asyryjczycy i Mezopotamczycy czcili setki demonw, to raczej przeraajca mitologia. Lilith, porywajca dzieci, Adramelech, demon ofiar. Wielu z nich kojarzono z pustynnym wiatrem i ptakami pustyni... Rob by pewien, e gra na czas. Czeka, eby odpowiedziaa na pytanie. Raptem si do niego odwrcia.

- W porzdku, masz racj. Na wykopaliskach panuje cika atmosfera. To dziwne. Nigdy wczeniej si z czym takim nie spotkaam, a pracowaam ju w rnych miejscach na caym wiecie. Robotnicy s do nas nieprzyjanie nastawieni. Dobrze ich opacamy, a mimo to ta niech si utrzymuje. - To ma co wsplnego z napiciami turecko-kurdyjskimi? - Nie. Nie wydaje mi si. A przynajmniej nie tylko z tym. - Poprowadzia ich do zaparkowanego pod drzewem figowym samochodu. - Chodzi o co wicej. Notorycznie dochodzi do dziwnych wypadkw. Upadajce drabiny. Spadajce rzeczy. Psujce si samochody. To nie moe by przypadek. Czasami nawet wydaje mi si, e miejscowi chc, ebymy przestali, wyjechali. Zupenie jakby... - Ukrywali co? Zaczerwienia si. - To gupie. Ale tak jakby usiowali co ukry. I jest co jeszcze. Rwnie dobrze mog ci powiedzie. Rob zastyg z otwartymi do poowy drzwiczkami. - Co? Odpowiedziaa, dopiero gdy wsiedli. - Franz kopie nocami. Na wasn rk, z kilkoma robotnikami. - Uruchomia silnik i potrzsna gow. - Nie mam bladego pojcia dlaczego.

Nadkomisarz Forrester siedzia przy swoim zabaaganionym biurku w New Scotland Yardzie. Przed sob mia rozoony plik zdj okaleczonego mczyzny, Davida Lorim era. Okropny widok: dwa trjkty brutalnie wycite na piersi wrd krwi spywajcej po skrze. Gwiazda Dawida. Lorimer. Z pochodzenia Szkot, nie yd. Czy napastnicy mogli wzi go za yda? Czy sami s ydami? Albo nazistami? Czyby ta dziennikarka miaa racj? To neonazistowskie? Forrester odwrci si i jeszcze raz popatrzy na dokumentacj fotograficzn miejsca zdarzenia: piwniczna podoga, brzowoczarna ziemia rozkopana opatami i szpadlami. Wykopany przez napastnikw d by bardzo gboki. Ewidentnie czego szukali. I to nie szczdzc trudu. Znaleli? Dlaczego zawracali sobie gow torturowaniem staruszka, ktry im przeszkodzi? Dlaczego go nie oguszyli, nie zwizali albo po prostu nie zabili? Skd to wymylne, rytualne okruciestwo? Forrestera nasza ch na co mocniejszego. Wzi jednak tylko yk czarnej herbaty z wyszczerbionego kubka z wizerunkiem angielskiej flagi, potem wsta i podszed do okna. Z dziesitego pitra roztacza si wspaniay widok na Westminster i rdmiecie Londynu. Due stalowe koo rowerowe Londyskiego Oka z kosmicznymi szklanymi kapsuami. Gotyckie pinakle katedry westminsterskiej. Popatrzy na nowy budynek wznoszcy si gdzie na Victorii, usiujc dociec, w jakim jest stylu. Od maego pocigaa go architektura, jako nastolatek zoy nawet papiery na stosown uczelni, ale szybko zrezygnowa, kiedy si dowiedzia, e nauka trwa siedem lat. Siedem lat bez staego rda dochodw? Jego rodzicom nie byo to w smak, jemu rwnie. Wstpi wic do policji. Ale nadal uwaa, e jak na laika wie cakiem sporo na ten temat. Potrafi odrni wrenesans od renesansu, formy postmodernistyczne od neoklasycznych. To by jeden z powodw, dla ktrych lubi pracowa i mieszka w Londynie

pomimo caego jego zgieku: bogactwo architektury. Dopi resztk herbaty, wrci do biurka, przerzuci raporty, ktre starszy ledczy rozda podczas porannego naboestwa - wyznaczonego na dziewit rano spotkania w sprawie przestpstwa na Craven Street. Monitoring nie zarejestrowa podejrzanych postaci w okol icy. Nie zgosili si adni naoczni wiadkowie mimo powtarzanych przez cay dzie apelw. Pierwsze dwadziecia cztery godziny byy na wag zota w kadym ledztwie. Jeli w tym okresie nie pojawiy si znaczce tropy, wiadomo byo, e sprawa bdzie trudna. Teraz te si to potwierdzio. Ekipa kryminalistyczna raz po raz rozkadaa bezradnie rce: napastnicy starannie zatarli nawet odciski butw. Dziaali sprytnie i sprawnie. Jednak znaleli czas, eby torturowa i wymylnie okaleczy starca. Dlaczego? Zachodzc w gow, otworzy Google, wpisa Dom Benjamina Franklina" i dowiedzia si, e budynek postawiono na przeomie lat trzydziestych i czterdziestych osiemnastego wieku. By zatem, jak Forrester wczeniej si domyla, jednym z najstarszych domw w okoli cy, z oryginaln boazeri, profilowanymi gzymsami oraz salonem na pierwszym pitrze z zbkowaniem". Byy te schody dwubiegowe z rzebionymi belkami policzkowymi i krzywulcami w ksztacie doryckich kolumn. Otworzy kolejne okno, eby sprawdzi, co to s krzywulce i zbkowanie. Nic ciekawego. Reszta opisu bya mniej wicej w tym samym stylu. Craven Street stanowia reminiscencj wczesnogeorgiaskiego Londynu: fragment osiemnastowiecznego, spywajcego ginem miasteczka wepchnity midzy soweskich poeraczy ognia i nowozelandzkie piewaczki operowe nowoczesnego Covent Garden a wdrownych narkomanw i rozkrzyczanych taksiarzy brudnego Charing Cross. Te informacje nie na wiele si zday. A moe chodzio o Franklina? Czy istnieje jaki zwizek midzy nim a napastnikami? Forrester wrzuci w wyszukiwark haso Benjamin Franklin". Mglicie kojarzy go jako gocia, ktry odkry elektryczno za pomoc latawca, czy jako tak. W Internecie znalaz reszt. Benjamin Franklin, 1706-1790, amerykaski m stanu, jeden z najsawniejszych Ojcw Zaoycieli Stanw Zjednoczonych. Wybitny publicysta, filozof, polityk, drukarz, naukowiec i wynalazca. Czoowa posta w dziejach fizyki z uwagi na dorobek naukowy w dziedzinie elektrycznoci".

Forrester przesun tekst dalej, z lekkim poczuciem niszoci. Urodzi si w Bostonie, w stanie Massachusetts, terminowa jako ucze drukarski u starszego brata, pniej zosta redaktorem gazety, drukarzem i kupcem w Filadelfii. Wiele lat spdzi w Anglii i Francji, zna pi jzykw. By wieloletnim czonkiem wolnomularstwa, do liberalnego krgu jego znajomych naleeli te Joseph Banks, botanik, I sir Francis Dashwood, brytyjski minister skarbu. Przez wiele lat by take tajnym agentem... " Forrester ziewn i zamkn okno. No wic facet by wszechstronny, do taca i do raca. I co z tego? Czy to jest powd, eby wieki pniej rozkopywa piwnic w jego domu? Albo okalecza dozorc muzeum? Sprawdzi godzin na monitorze komputera. Mia ochot na lunch, a jak dotd niewiele zdziaa. Nienawidzi tego uczucia - cay ranek strawiony bez rezultatu. Byo to nad wyraz irytujce. W porzdku, pomyla. Moe sprbowa z innej beczki? Wpisa w Google Piwnica muzeum Benjamina Franklina". I prosz, bingo! Komisarz poczu przypyw adrenaliny. Szybko przebieg wzrokiem ekran. Pierwsza ze stron, ktre si wywietliy, zawieraa artyku z Timesa" datowany na 11 lutego 1998 roku.

Koci w domu Ojca Zaoyciela".

Robotnicy pracujcy w domu Ojca Zaoyciela Stanw Zjednoczonych Benjamina Franklina przy Craven Street dokonali makabrycznego odkrycia: znaleli osiem ludzkich szkieletw zakopanych pod kamienn podog piwnicy na wino. Wedug wstpnych ocen koci licz sobie mniej wicej dwiecie lat i zostay zakopane w czasie, kiedy budynek zajmowa Franklin, ktry mieszka w nim w latach 1757-1762 i 1764-1775. Wikszo szcztkw nosi lady sekcjonowania, piowania i cicia. Na jednej z czaszek wida kilka wywierconych otworw. Nie jestem w stanie dzisiaj wykluczy moliwoci przestpstwa. Moliwe, e trzeba bdzie wszcz dochodzenie" - powiedzia wczoraj Paul Knapman, koroner okrgu Westminster. Przedstawiciele Stowarzyszenia Przyjaci Muzeum Benjamina Franklina utrzymuj, e koci nie maj zwizku z adn zbrodni czy praktykami okultystycznymi. Ich zdaniem zostay

najprawdopodobniej zakopane przez Williama Hewsona, ktry mieszka w domu przez dwa lata i urzdzi na jego tyach ma pracowni anatomii. Podkrelaj, e cho zapewne Franklin wiedzia, czym si zajmuje Hewson, sam najpewniej nie uczestniczy w sekcjach, poniewa by zdecydowanie bardziej fizykiem ni medykiem.

Forrester opad na oparcie krzesa. Piwnic ju kiedy rozkopano. Z zaskakujcymi rezultatami. Czy to dlatego pojawili si tam teraz jego" napastnicy? I co ma oznacza zwizek ze zbrodni czy praktykami okultystycznymi". Okultyzm... Komisarz si umiechn. Teraz ju cieszy si perspektyw lunchu. Niewykluczone, e zwszy pierwszy trop.

W anhurfie zapad ju agodny, ciepy wieczr. W hotelowym holu Rob zobaczy czekajc na niego Christine: siedziaa na skrzanym fotelu i staraa si nie wciga do puc dymu rozchodzcego si od trzech siedzcych obok i micych cygara tureckich biznesmenw. Wygldaa jak zawsze szykownie: eleganckie dinsy, sanday, biay top pod rozpinanym kardiganem w kolorze akwamaryny. Wybierali si do Franza Breitnera na kilka drinkw i proszon kolacj dla uczczenia wielkiego sukcesu ostatniego sezonu wykopalisk: okrelenia wieku Gbekli Tepe. - Czy to daleko? - Dwadziecia minut spacerkiem - odpowiedziaa Christine. - Samochodem jakie p godziny. To tu za targiem. Restauracje i kafejki zaczynay si budzi do ycia po odrtwieniu popoudnia. Zapach pieczonej jagniciny z obracajcych si ronw rozchodzi si po toncych w kurzu ulicach. Rozbrzmieway klaksony takswek, jaki kaleka w wzku inwalidzkim zachwala wczorajsz pras z Ankary, sprzedawcy orzeszkw pistacjowych rozstawiali oszklone stragany na kkach. Rob podliwie napawa si egzotyk scenerii. - Moe powinnimy zanie Franzowi wino? Christine si rozemiaa. - W anhurfie? Minli wie zegarow i weszli na stare miasto. Rob omit wzrokiem staroytne kolumnady, budki z zabawkami z jaskrawego plastiku, niezliczone punkty sprzeday telefonw komrkowych. Stojce pod goym niebem kafejki pene byy przysadzistych Kurdw palcych nargile, jedzcych rachatukum i gapicych si surowo na Christine. Nikt nie pi alkoholu. - Nie sprzedaj tu niczego mocniejszego? Nigdzie?

Robowi zrzeda mina. Od trzech dni nawet nie powcha piwa czy wina. Mia wiadomo, e pije za duo, ale tak radzi sobie z zawodowym stresem. Zwaszcza po Bagdadzie. A trzy dni bez procentw wystarczyy, by utwierdzi go w tym, co i tak ju wiedzia: nie jest stworzony do wstrzemiliwoci. - Z tego, co wiem, jest kilka sklepw monopolowych na przedmieciach. Ale tutaj to tak jak z kupowaniem trawki w Anglii. Wszystko pod stoem. - Jezu. - A czego si spodziewae? To muzumaskie miasto. - Byem w kilku islamskich miastach, Christine. Ale mylaem, e Turcja jest krajem wieckim. - Ludziom si zdaje, e Kurdowie ulegaj wpywom zachodniej kultury - Umiechna si. - Nie ulegaj. Zwaszcza ci tutaj. Niektrzy z nich s skrajnie konserwatywni. - Chyba po prostu przywykem do Palestyny i Libanu. Nawet w Egipcie mona kupi pieprzone piwo. Christine obja go pocieszajco i ucisna. Umiechaa si sarkastycznie, ale przyjanie. - Dobra wie jest taka, e Franz ma mnstwo gorzaki. Przywozi ze Stambuu. - Chwali Pana. - Bien sur. Wiem, jacy s dziennikarze. Zwaszcza angielscy dziennikarze. - Amerykascy, Christine. - Czekaj, spjrz: stawy rybne. Dotarli do uroczej zielonej oazy w sercu miasta. Malekie herbaciarnie skrzyy si w promieniach zachodzcego soca, turecka modzie spacerowaa, trzymajc si za rce, po ciekach wysadzanych drzewami. Za stawami pikne kamienne arkady meczetu byszczay jak stare zoto. Christine i Rob przygldali si duej rodzinie: mczyznom w workowatych spodniach i kobietom w czarnych czarczafach. Rob pomyla, e musz si zlewa potem w tym upale, i z miejsca oburzy si w ich imieniu. Christine jednak zdawaa si nieporuszona widokiem. - Wedug Biblii tu urodzi si Hiob, a take Abraham. - Co prosz? - W Urfie. - Christine pokazaa na strome wzgrze wznoszce si za stawami i ogrodami, na ktrego szczycie majaczyy ruiny zamku - midzy dwiema korynckimi kolumnami wisiaa

bezwadnie na bezwietrznym upale ogromna turecka flaga. - Niektrzy badacze uwaaj, e tak naprawd jest to Ur chaldejskie, o ktrym mwi Ksiga Rodzaju. Akadowie, Sumerowie, Hetyci, wszyscy tu yli. Najstarsze miasto wiata. - Mylaem, e jest nim Jerycho. - No nie. - Christine zachichotaa. - Jerycho! Jerycho to mokos. Urfa jest znacznie starsza. Na starym miecie za bazarem mona spotka ludzi, ktrzy nadal mieszkaj w skalnych jaskiniach. - Christine popatrzya z powrotem na stawy. Kobiety w czarczafach rzucay chleb awicy podekscytowanych ryb. - Te karpie s czarne, poniewa powstay z prochw Abrahama. Mwi si, e ten, kto zobaczy bia ryb w stawie, trafi do nieba. - Fantastycznie. A moemy ju teraz pj co zje? Christine si zamiaa. Znowu. Rob lubi ten jej pogodny miech. Po prawdzie j sam te bardzo polubi: jej naukow pasj, inteligencj, pogod ducha. Nasza go nagle ch podzielenia si z ni najskrytszymi mylami, pokazania zdjcia maej Lizzie, ale szybko odpdzi ten pomys. Tymczasem ona gestykulowaa z entuzjazmem. - Dom Breitnera jest na tym wzgrzu, tu za bazarem. Jeli chcesz, moemy rzuci okiem na sam targ. Jest tam autentyczny karawanseraj, szesnastowieczny, zbudowany przez Abbasydw, z kilkoma starszymi elementami i... - Zerkna na niego i zachichotaa. - Albo moemy pj prosto do Franza i napi si piwa.

Droga biegnca za bazarem bya krtka, ale stroma. Z naprzeciwka schodzili mczyni pchajcy srebrne tace na kkach z herbat i oliwkami i wszyscy co do jednego gapili si na Christine. Po drugiej stronie ulicy na chodniku staa, nie wiedzie czemu, pomaraczowa sofa. Wskie zauki wypenia zapach gorcego przanego chleba. A w samym rodku tego wszystkiego znajdowa si bardzo stary i bardzo pikny dom z balkonami i aurowymi okiennicami. - Dom Breitnera. Polubisz jego on. Christine miaa racj. Derya, ona Franza, rzeczywicie przypada Robowi do gustu: bya ywioow, wieck i inteligentn trzydziestokilkuletni kobiet ze Stambuu; nie miaa czarczafu ani nawet hidabu, za to doskonale wadaa angielskim. Kiedy nie droczya si z Franzem o jego ysin czy obsesj na punkcie menhirw", zabawiaa przybyych na kolacj archeologw. Jedzenie smakowao wymienicie: wyborny bufet zimnych jagnicych kiebasek,

ryowych gobkw w liciach winogron, przepysznych ciasteczek orzechowych, grubych, cigncych si kawakw baklawy i zielono-rowych kawakw wieutekiego arbuza. Co wicej, zgodnie z obietnic Christine, byo mnstwo lodowatego tureckiego piwa - i kilka butelek przyzwoitego wina z Kapadocji. Przez tych kilka godzin Rob czu si zrelaksowany, wesoy i szczliwy i z zadowoleniem przysuchiwa si, jak archeolodzy kc si o Gbekli. Domyla si, e z uwagi na niego prowadzili spr gwnie w jzyku angielskim, cho trzech z czwrki mczyzn byo Niemcami, czwarty Rosjaninem, a Christine Francuzk. Raczc si trzecim kawakiem baklawy, ktr popija piwem Efez, Rob stara si ledzi dyskusj. Jeden z archeologw, Hans, pyta Franza o brak ludzkich szcztkw. - Jeli to kompleks grzebalny, to gdzie si podziay koci? Franz si umiechn. - Znajdziemy je. Mwiem ci. - Tak. W zeszym sezonie. - I poprzednim - powiedzia drugi mczyzna, stojcy obok z talerzem zielonych oliwek i biaego owczego sera. - Wiem. - Franz beztrosko wzruszy ramionami. - Wiem! Siedzia na skrzanym krzele, najwikszym w salonie. Za jego plecami znajdoway si wychodzce na ulice anhurfy otwarte okna. Rob sysza dochodzce zza nich odgosy wieczornego ycia miasta. Jaki mczyzna krzycza na swoje dzieci w domu naprzeciwko. W pobliskiej kafejce rycza telewizor, sdzc po wiwatach i gwizdach klientw, nadawali transmisj jakiego meczu pikarskiego. Moe spotkanie miejscowego Dyarbakiru z Galataserajem. Turcy przeciwko Kurdom. Co na ksztat rywalizacji midzy Realem Madryt a Barcelon. Tylko o wiele bardziej zajadej. Derya wyoya kolejn porcj baklawy, prosto ze srebrnego pudeka z cukierni. Rob zastanawia si, czy nie padnie z przejedzenia. Franz mwi co do swoich wsppracownikw, ywo gestykulujc. - Ale jeli nie jest grobowcem czy kompleksem grzebalnym, to czym w takim razie? Ja? Nie ma pozostaoci osadnictwa, ladw zamieszkania, nic. To musi by witynia, co do tego wszyscy si zgadzamy. Ale witynia ku czci kogo, jeli nie przodkw? Martwych owcw? Nie? Dwch pozostaych specjalistw wzruszyo ramionami. Franz doda:

- A po co s te nisze, jeli nie na koci? - Zgadzam si z Franzem - powiedziaa Christine, podchodzc. - Uwaam, e przynoszono tam zwoki myliwych i poddawano ekskarnacji... Rob bekn elegancko. - Przepraszam. Czemu? Franz wyjani. - Ekskarnacji. Zeszkieletowaniu. Oczyszczeniu z ciaa. Zaratusztrianie, parsowie nadal to praktykuj. A niektrzy s zdania, e w ogle zaratusztrianizm wywodzi si z tego obszaru. - Na dobr spraw wszystkie religie si std wywodz - dodaa Christine. - Ekskarnacja to rytua pogrzebowy, tak zwany ryt ekspozycji, w ktrym zwoki umieszcza si w s pecjalnym miejscu i czeka, by ciao zostao poarte przez dzikie zwierzta, spy i ptaki drapiene. Tak jak mwi Franz, nadal jest praktykowany przez wyznawcw zoroastryzmu w Indiach. Nazywamy to podniebnym pochwkiem: zwoki zostawia si bogom nieba. W rzeczywistoci w wielu wczesnych mezopotamskich wierzeniach czczono bogw pod postaci myszooww czy orw. Jak ten asyryjski demon, ktrego widzielimy w muzeum. - Ekskarnacja jest bardzo higieniczna jako forma pochwku - wtrci si paleobotanik Iwan, najmodszy z zebranych. Franz pokiwa energicznie gow i powiedzia: - Poza tym kto wie, moe koci pniej przenoszono. A moe przemieszczono je, kiedy Gbekli zostao zakopane. To mogoby wyjania brak szkieletw na miejscu. Rob si pogubi. - Co ma pan na myli? Zakopane? Franz odoy pusty talerz na wyfroterowany do poysku parkiet. Kiedy podnis wzrok, mia na twarzy peen zadowolenia umiech jak kto, kto szykuje si do zdradzenia smakowitej plotki. - To jest wanie, mj przyjacielu, najwiksza zagadka. Artyku, ktry pan czyta, o tym nie wspomina. Christine si rozemiaa. - Masz usprawiedliwienie, Rob. - Okoo omiu tysicy lat przed nasz er - Franz zrobi efektown pauz dla zwikszenia napicia - cae Gbekli Tepe zostao pogrzebane. Zakopane. Cakowicie zasypane ziemi.

- Ale... skd to wiecie? - Te pagrki nie powstay tam w sposb naturalny. Nie s rezultatem przypadkowego nagromadzenia si ziemi. Cay kompleks skaralny zosta celowo, z premedytacj przykryty tonami ziemi i gliny okoo omiu tysicy lat przed Chrystusem. Ukryty. - Zdumiewajce. - O wiele bardziej, gdy si pomyli, ile pracy to musiao wymaga. I jak byo bezsensowne. - Bo... ? - Wyobramy sobie przede wszystkim trud wzniesienia caego kompleksu! Zbudowania kamiennych krgw Gbekli, pokrycia ich rzebami, fryzami, rytami, to musiao zaj dziesiciolecia, moe nawet setki lat. I to wszystko w okresie, kiedy rednia dugo ycia wynosia dwadziecia lat. - Franz otar usta serwetk. - Sdzimy, e ludzie, ktrzy budowali ten kompleks, mieszkali w skrzanych namiotach i ywili si miejscow zwierzyn. Pokolenie za pokoleniem. I wszystko to bez znajomoci ceramiki, uprawy roli czy narzdzi poza krzemiennymi piciakami. Christine podesza krok bliej. - Nie wiem, czy ju nie zanudziam Roba podobnymi opowieciami. Rob podnis do. - Nie, to wcale nie jest nudne. Sowo. - Nie kama. Z kad chwil mia coraz wicej materiaw do reportau. - Prosz mwi dalej, Franz. - Jawohl. Rozumie pan wic, e mamy tu prawdziw zagadk. Wielk, wielk zagadk. Jeli ci praludzie powicili setki lat na wzniesienie wityni, grobowca, kompleksu cmentarnego, czemu, u licha, dwa tysice lat pniej postanowili ukry swoje dzieo pod tonami ziemi? Przecie to musiaa by robota rwnie katornicza jak budowa Gbekli. Czy nie? - Bez wtpienia. Zatem dlaczego to zrobili? Franz klepn si domi po udach. - Wanie. Nie mamy pojcia. Nikt nie ma. Ustalilimy to dopiero w tym miesicu, wic nie byo czasu, eby si zastanowi. - Wyszczerzy si. - Niesamowite, ja? Derya zaproponowaa Robowi kolejn butelk piwa. Wzi j i podzikowa. Dobrze si bawi. Nie spodziewa si, e archeologia moe by tak zajmujca i intrygujca. Myla o zagadce pogrzebanej wityni. Potem patrzy, jak Christine rozmawia z kolegami w drugim

kocu salonu, i poczu malekie, niedorzeczne ukucie zazdroci. Zdawi je szybko. Przyjecha tu, eby napisa artyku, a nie zawraca sobie gow jak aosn i skazan na klsk mioci. Zwaszcza e temat artykuu okazywa si nadspodziewanie ekscytujcy. Najstarsza witynia wiata odkryta obok najstarszego miasta wiata. Zbudowana przez lud nieznajcy koa: przez ludzi epoki kamienia obdarzonych zdumiewajcym wyczuciem artyzmu... A potem ten wspaniay neolityczny monument, ten kurdyjski Carnac, tureckie Stonehenge - Rob ju wyobraa sobie gotowy reporta, pisa w gowie kolejne ustpy - potem cae to cholerne miejsce zostaje z premedytacj zagrzebane pod zwaami prehistorycznej ziemi, ukryte na wieczne czasy jak jaki potworny sekret. I nikt nie wie dlaczego. Podnis gow. Wyczy si na co najmniej dziesi minut, pogrony w dziennikarskiej zadumie. Zaabsorbowany prac. Mia to szczcie, e lubi swoj prac. Przyjcie osigno punkt kulminacyjny. Kto wycign star gitar i towarzystwo odpiewao kilka piosenek. Nastpnie w ramach strzemiennego raz i drugi polao si raki i Rob czu, e robi si zbyt pijany. Uzna, e czas wraca, zanim si skompromituje, zasnwszy na drewnianej pododze. Podszed wic do okna, eby wzi par haustw wieego powietrza i przygotowa si do opuszczenia gocinnego domu. Gwar na ulicach zdecydowanie przycich. Miasto pno kado si spa, poniewa przesypiao cae gorce popoudnia - ale teraz dochodzia druga w nocy i nawet anhurfa bya ju pogrona we nie. Panowaa cisza, jedynie sprzed domu Franza dochodziy jakie odgosy. Na ulicy, tu pod eleganckimi oknami Breitnera stao trzech mczyzn. Niskimi gosami piewali dziwn pie, jakby chora. Co dziwniejsze, przed nimi sta ustawiony na kozach stolik z trzema migoczcymi w ciemnociach wiecami. Przez jakie p minuty Rob patrzy na mczyzn i pegajce pomienie. Potem si odwrci i zobaczy, e Christine stoi w odlegym kcie salonu, gawdzc z Dery. Przywoa j gestem doni. Wyjrzaa przez okno, popatrzya na mczyzn nieprzerywajcych monotonnego piewu i nic nie odrzeka. - adne, prawda? - zapyta cicho. - Chyba jaki hymn albo pie religijna? Ale kiedy si odwrci, eby na ni spojrze, zobaczy, e na jej pobladej nagle twarzy maluje si napicie. Wygldaa na przeraon.

Rob si poegna i wyszed razem z Christine. Trzej piewajcy mczyni zdmuchnli ju wiece, zoyli stolik i zaczynali wanie oddala si ulic. Jeden z nich si obejrza i popatrzy na Francuzk z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. Rob pomyla, e by moe ciemno utrudniaa rozszyfrowanie jego spojrzenia. Gdzie w oddali tsknie zaszczeka pies. Wysoko na niebie nad najbliszym minaretem wznosi si ksiyc. W powietrzu wyczuwao si wo ciekw. Wziwszy Roba pod rk, Christine poprowadzia ich przez pogrony w mroku zauek na szersz, nieco lepiej owietlon ulic. Rob czeka na jakie wyjanienia, ale szli w milczeniu. Za najdalszymi blokami zamajaczy skrawek pustyni. Ciemnej, bezkresnej, prastarej i martwej. Pomyla o megalitach w Gbekli stojcych gdzie tam w powiacie ksiyca, wystawionych na widok publiczny po dziesiciu tysicach lat ukrycia, i nagle, po raz pierwszy od chwili przybycia do anhurfy, zrobio mu si zimno. Milczenie trwao ju troch za dugo. - Dobra - powiedzia, uwalniajc si od ramienia dziewczyny. - O co tam chodzio? Z tym piewem. - Wiedzia, e jest obcesowy, ale by zmczony, rozdraniony i czu pocztki kaca. Christine. Powiedz mi. Wygldaa jak... jakby ujrzaa asyryjskiego demona wiatru. To mia by art rzucony z myl o rozadowaniu napicia. Nie zadziaa. Christine cigna brwi. - Pulsa Dinura. - e jak? - To piewali ci mczyni. Modlitw. - Pulsa... Di...

- Nura. Bicze ognia. Z aramejskiego. Rob by znowu pod wraeniem. - Skd wiesz? - Znam troch aramejski. Znajdowali si teraz na wysokoci staww rybnych. Ciemna sylweta starego meczetu majaczya niewyranie w mroku. Z parkowych cieek znikny ju spacerujce pary. Skrcili w lewo, kierujc si w stron hotelu i pooonego tu obok mieszkania Christine. - Dobra, wic piewali jaki aramejski hymn, to adnie. Uliczne wystpy. - To nie jest hymn. A to nie byy adne pieprzone uliczne wystpy. Ta naga gwatowno zbia go z pantayku. - Przepraszam, Christine... - Pulsa Dinura to starodawna kltwa. Przeklestwo pustyni. Mezopotamskich pustkowi. Pojawia si w niektrych wersjach w Talmudzie, witej ksidze ydw, napisanej w czasie niewoli babiloskiej. Kiedy ydzi zostali wygnani na tereny dzisi ejszego Iraku. Rob, jest bardzo za i bardzo stara. - Okay. - Nie wiedzia, jak powinien zareagowa. Zbliali si do hotelu. - A co ona robi? Ta Pulsa Dinura? - Ma przyzywa anioa zniszczenia. Bicze ognia. Musieli kierowa j pod adresem Franza. W przeciwnym razie po co by j piewali pod jego oknami? Znowu ogarna go fala irytacji. - Dobra, wic go przeklinaj. Co z tego? Nawet jeli. Pewnie nie paci im do szekli. Wielkie rzeczy, to przecie tylko jaka abrakadabra, zwyke zabobony. Tak? Przypomnia sobie w tej chwili krzyyk na szyi Christine. Moe j urazi? Jak bardzo jest wierzca? Albo przesdna? On sam by zatwardziaym ateist. Nie potrafi zaakceptowa nieracjonalnoci religii i przesdw, ktre czasem bardzo go irytoway, cho uwielbia Bliski Wschd, kolebk tych wszystkich wierze. Podobay mu si te namitnoci i spory, jaki wzbudzay. Dziwny paradoks. Christine milczaa. Rob sprbowa jeszcze raz: - Jakie to ma znaczenie? Odwrcia si i spojrzaa mu w twarz. - Dla niektrych ludzi ogromne. W Izraelu na przykad.

- To znaczy? - Pulsa Dinura w cigu ostatnich lat zostaa uyta par razy przez ydw. - I? - Kilku ultra-ortodoksyjnych rabinw na przykad. W padzierniku tysic dziewiset dziewidziesitego roku wezwali anioa mierci przeciwko Icchakowi Rabinowi, przywdcy izraelskiemu. - Urwaa. Rob prbowa ustali znaczenie daty. Christine go wyprzedzia. - Zosta zamordowany w cigu miesica. - Tak. Interesujcy zbieg okolicznoci. - Kilku innych rabbich rzucio Pulsa Dinura na nastpnego premiera, Ariela Szarona, w dwa tysice pitym roku. Par miesicy pniej zapad w piczk po wylewie krwi do mzgu. - Szaron mia siedemdziesit siedem lat. I by gruby. Popatrzya mu prosto w oczy. - Jasne. To tylko... zbieg okolicznoci. - Wanie. Ni mniej, ni wicej. Stali w holu jego hotelu. Rozmowa przerodzia si prawie w ktni. Rob tego aowa. Lubi Christine. Bardzo. Nie chcia jej urazi. Zaproponowa - z zapaem - e odprowadzi j te piset metrw do jej mieszkania - ale ona - grzecznie - odmwia. Popatrzyli na siebie. Potem przelotnie si ucisnli. Zanim odesza, rzucia: - Tak jak mwisz, Robercie, to tylko zbieg okolicznoci. Ale Kurdowie wierz, e kltwa dziaa. Mnstwo ludzi na Bliskim Wschodzie tak uwaa. Cieszy si z saw. Sprawd w Internecie. Fakt, e zostaa uyta przeciwko Franzowi Breitnerowi, oznacza, e niektrzy ludzie naprawd chc jego mierci. Co powiedziawszy, odwrcia si i odesza. Rob przez kilka minut patrzy na jej niknc posta. Potem ponownie zadygota. Od pustyni wia wiatr i noc robia si coraz zimniejsza.

10

Nadkomisarz Forrester siedzia na kanapie w przytulnym pokoju tu przy Muswell Hill, w podmiejskiej dzielnicy pnocnego Londynu. Mia wizyt u terapeutki. Podejrzewa, e trca to troch banaem. Policjant z nerwic, sfiksowany gliniarz. Ale nie przejmowa si. Sesje pomagay. - Zatem jak ci min tydzie? Psychoterapeutka, doktor Janice Edwards, miaa troch ponad szedziesit lat i bya elegancka w przyjemny dla oka sposb. Forresterowi odpowiada jej wiek. Mg si po prostu wygada, wyrzuci z siebie, co chcia, mwi bez adnych zahamowa. A potrzebowa tego. Nawet kosztem pidziesiciu funtw za godzin. Czasem opowiada o pracy, czasem o onie, czasami o innych sprawach. Powaniejszych. Bardziej przygniatajcych. Jednak jak dotd nigdy nie dotar do sedna. Jego crka. Moe ktrego dnia mu si uda. - No - powtrzya doktor Edwards gdzie zza jego gowy. - Jak wyglda ten tydzie? Patrzc beznamitnie w okno, z rkoma zoonymi na brzuchu, Forrester zacz opowiada o sprawie z Craven Street. O dozorcy, okaleczeniu, niesamowitoci sprawy. - Nie mamy adnych wiadkw. Sprawcy przepadli bez ladu, jak kamie w wod. Uywali skrzanych rkawic. Ekipa kryminalistyczna nie znalaza ladw DNA. Rana po nou te niewiele mwi. Standardowe ostrze. Zero linii papilarnych. - Potar gow. Terapeutka mrukna, sygnalizujc, e sucha. Mwi dalej: - Ucieszyem si, kiedy ustaliem, e piwnica, ktr rozkopali, bya ju kiedy... e trzy lata temu znaleziono tam jakie stare koci... ale to nie by aden trop, raczej, sdz, zwyky zbieg okolicznoci. I nadal nie mam pojcia, czego tam szukali. Moe to by po prostu wygup, jaka studencka zgrywa, ktra przybraa tragiczny obrt, moe sprawcy byli napani... - Forrester uwiadomi sobie, e gada bez adu i skadu, ale mia to gdzie. - Wic znalazem si w lepym zauku. Mam w szpitalu czowieka bez jzyka, a lad si

urwa i... no tak wanie wyglda mj tydzie, raczej gwniany i tak naprawd to... wszys tko... przerwa. Czasami podczas sesji tak si dziao. Czowiek nie mwi niczego wanego, a potem nagle si zamyka. Ale Forrester poczu ni std, ni zowd nagy przypyw alu i zoci. Moe pod wpywem zapadajcego na zewntrz zmierzchu, moe ciszy pomieszczenia. Moe na myl o tym biednym pobitym i zmaltretowanym staruszku. Ale teraz naprawd chcia porozmawia o czym gbszym, czym znacznie trudniejszym. Naprawd istotnym. Moe ju pora porozmawia o Sarah. Ale w pokoju nadal panowaa cisza. Forrester myla o crce. Zamkn oczy. Usiad wygodnie. I myla o Sarah. o jej ufnych niebieskich oczach. Wesoym miechu. Pierwszych sowach. Jabko. Ja-po. O ich pierwszym dziecku. Bya taka pikna. A potem... A potem... Sarah. O, Sarah. Potar oczy. Nie potrafi o tym mwi. Jeszcze nie. Mg myle: zreszt myla o niej bez przerwy. Ale rozmawia nie potrafi. Jeszcze nie. Miaa siedem lat. W pewien zimowy wieczr wysza z domu. Po prostu wysza przez drzwi, kiedy nikt nie patrzy. A potem szukali jej i szukali, i policja jej szukaa, i ssiedzi, I wszyscy. Znaleli. Na rodku drogi, pod wiaduktem autostrady. I nikt nie wiedzia, czy to byo morderstwo, czy po prostu spada z mostu. Bo ciao byo tak zmiadone. Przejechane w ciemnociach przez ca mas samochodw, ciarwek. Ich kierowcy pewnie myleli, e najechali na jak opon. Poci si. Nie myla o tych wydarzeniach tak intensywnie od miesicy, moe lat. Wiedzia, e nie moe tego w sobie duej dusi. e powinien to z siebie wyrzuci. Ale nie potrafi. Odwrci si lekko i powiedzia: - Przepraszam, pani doktor. Po prostu nie potrafi. Nie ma godziny, ebym o tym nie myla, rozumie pani. Ale... - Przekn lin. Sowa uwizy mu w gardle. Za to myli gnay jak szalone. Kadego dnia zadawa sobie pytanie, nawet teraz: Czy kto j znalaz i zgwaci, a potem zrzuci z wiaduktu, czy po prostu spada - ale jeli tak, to jak do tego doszo? Czasami zdawao mu si, e wie. W gbi duszy podejrzewa, e zostaa zamordowana. By policjantem. Zna si na rzeczy. Ale nie byo adnych wiadkw, adnych dowodw. Moe nigdy nie bd mieli pewnoci. Westchn i popatrzy na

terapeutk. Miaa pogodn twarz. Pogodn twarz i szedziesit pi lat, siwe wosy, spokojny umiech. - Nie przejmuj si - powiedziaa. - Nadejdzie taki dzie... Forrester pokiwa gow i umiechn si. - Po prostu czasami jest mi ciko. Zona jest w depresji, odpycha mnie w nocy. Nie kochalimy si od miesicy, ale przynajmniej yjemy. - No i macie syna. - Tak. Mamy syna. Chyba czasami czowiek powinien bardziej si cieszy z tego, co jest, ni bole nad tym, czego nie ma. Znaczy si, jak mwi alkoholicy w AA? Trzeba udawa, eby si udao. Te wszystkie bzdury. Chyba wanie to musz robi. Udawa czasami, e wszystko jest okay. - Znowu urwa i w ciepym pokoju zalega cisza. Sysza tylko odgosy ruchu ulicznego stumione przez okna i zasony. W kocu si wyprostowa. Godzinna sesja dobiega koca. Dzikuj, doktor Edwards. - Prosz. Ustalilimy ju, e bdziemy sobie mwi po imieniu. Przychodzisz tu ju od p roku. - Dziki, Janice. Umiechna si. - Widzimy si w przyszym tygodniu? Podnis si, ucisnli sobie donie. Czu si oczyszczony, byo mu nieco lej na sercu. Jecha do Hendon w spokojnym, przyjemnie melancholijnym nastroju. Kolejny dzie. Przey kolejny dzie. Bez picia czy wydzierania si. Kiedy otworzy drzwi mieszkania, usysza syna. Zona ogldaa w kuchni serwis informacyjny. W powietrzu unosi si zapach makaronu i pesto. To dobrze. Wszystko dobrze. Pocaowaa go, powiedzia jej, e by na sesji, a ona si umiechna prawie pogodnie. Przed kolacj wyszed do ogrodu i skrci maego jointa. Bez poczucia winy. Stojc na patio, wypali trawk: wydmuchiwa niebieski dym w rozgwiedone niebo i czu, jak rozluniaj mu si minie karku. Potem wrci do domu i pomaga synowi uoy puzzle na pododze w bawialni. A potem zadzwoni telefon. W kuchni ona odcedzaa makaron. Gorca para. Zapach pesto. - Sucham? - Nadkomisarz?

Forrester z miejsca rozpozna lekko fiski akcent podwadnego. - Boijer, wanie siadam do kolacji. - Przykro mi, prosz pana, ale odebraem przed chwil dziwny telefon... - Tak? - Od jednego z moich znajomych, Skeldinga, wie pan, Nialla. Forrester wyta przez moment pami, potem sobie przypomnia: wysoki go pracujcy w oglnokrajowej bazie danych przestpstw. Kiedy poszli w trjk na drinka. - Tak, pamitam. Skelding. Robi w HOLMES. - Zgadza si. Przed chwil zadzwoni i powiedzia, e maj nowe zabjstwo, na wyspie Man. - I? - Sprztnito jakiego gocia. Bardzo brutalnie. W wielkim domostwie. - Wyspa Man to kawa drogi std. Boijer znowu si zgodzi. Forrester patrzy, jak ona oblewa makaron jaskrawozielonym pesto. Wygldao troch jak , ale pachniao smakowicie. Odchrzkn zniecierpliwiony. - Ju mwiem, Boijer, mam na stole pyszn kolacj i... - Tak, przykro mi, sir, ale sk w tym, e zanim go zgin, napastnicy wycili mu na piersi... - Chcesz powiedzie... - Tak, sir. Zgadza si. Gwiazd Dawida.

11

Dzie po proszonej kolacji u Franza Rob zadzwoni do domu byej ony. Odebraa Lizzie. Jeszcze nie umiaa sprawnie posugiwa si telefonem. Rob zawoa do suchawki: - Kochanie, mw do mikrofonu! - Halo, tatusiu. Halo. - Koch... Ju na sam dwik jej gosu ogarno go dojmujce poczucie winy. A take fala szczcia z prostego faktu, e ma crk. Oraz silne pragnienie jej chronienia. A potem poczu kolejny przypyw winy, e nie jest przy niej w Anglii, eby j chroni. Ale niby przed czym? Jest bezpieczna na przedmieciach Londynu. Nic jej nie grozi. Kiedy Lizzie w kocu dobrze przyoya suchawk do ucha, rozmawiali przez blisko godzin i Rob obieca przesa jej zdjcia miejsca, w ktrym przebywa. Potem niechtnie odoy suchawk i uzna, e czas zabra si do pracy. Rozmowy z crk czsto tak na niego dziaay: to byo niemal jak instynkt, rodzaj reakcji wrodzonej. Myl o obowizkach rodzinnych wzbudzaa w nim odruch pracy: i i zarabia pienidze, eby wykarmi potomstwo. Pora napisa artyku. Ale Rob by w nie lada rozterce. Postawi telefon na pododze, pooy si na ku i myla. Intensywnie. Caa historia okazywaa si znacznie bardziej zoona, ni si spodziewa. Zoona i interesujca. Po pierwsze, aspekt polityczny: rywalizacja kurdyjsko-turecka. Po drugie, napicie na wykopaliskach i wrd miejscowych, ich niech... ta kltwa... No i jeszcze potajemne nocne prace Franza? O co w tym wszystkim chodzi? Wsta, podszed do okna i je otworzy. Znajdowa si na najwyszym pitrze hotelu. Sucha nawoywa do modw dochodzcych z pobliskiego meczetu. Zapiew muezina brzmia ostro, moe nawet dziko, ale przy tym jako hipnotyzujco. Jedyny w swoim rodzaju odgos Bliskiego Wschodu, nie do podrobienia. Do narastajcej pieni przyczay si kolejne gosy.

Cae miasto rozbrzmiewao ju wezwaniem do modw. Co zatem napisze w swoim artykule? Z jednej strony mia ogromn ochot zosta i zbada rzecz gruntowniej. Dotrze do sedna sprawy. Ale co by to miao na celu, tak naprawd? Czy aby nie zaspokojenie wasnej zachcianki? Nie mia do dyspozycji caej wiecznoci. A jeli uwzgldni te wszystkie dziwne i niepokojce kwestie, zmieni, a moe nawet zepsuje cay reporta. W najlepszym razie zagmatwayby ca relacj i przez to mogy jej zaszkodzi. Czytelnik miaby mtlik w gowie i pretensje do autora. Co wic powinien napisa? Odpowied bya oczywista. Jeli bdzie si trzyma tylko materiau historycznego, ktry sam w sobie by niesamowity, poradzi sobie. Czowiek odkrywa najstarsz wityni wiata zakopan dwa tysice lat pniej w tajemniczych okolicznociach. To wystarczy. Historia palce liza. A z kilkoma niezymi fotkami kamieni, paskorzeb plus jakiego zego Kurda i Franza w okularach oraz Christine w bojwkach bdzie te wietnie si prezentowa. Christine. Zastanawia si, czy jego z trudem tumiona ch przeduenia pobytu nie ma przypadkiem czego wsplnego z ni. Z jego z trudem tumionym podaniem. Zastanawia si, czy ona si domyla jego uczu. Prawdopodobnie. Kobiety maj nosa do takich spraw. Mimo to Rob nie mia zielonego pojcia, czy jej si podoba. To objcie... I sposb, w jaki wzia go wczoraj pod rami... Do. Wrzuci do plecaka dugopisy, notesy oraz okulary przeciwsoneczne i opuci pokj. Chcia po raz ostatni wpa na wykopaliska, zada jeszcze kilka pyta. Bdzie mia do materiau. Siedzi tu ju od piciu dni. Czas rusza dalej. Radewan jak zwykle sta przed hotelem; oparty o samochd sprzecza si z innymi takswkarzami o polityk czy pik non. Podnis gow i umiechn si na widok stojcego w socu Roba. Ten skin mu gow. Odbywali teraz swj may powitalny rytua. - Chc pojecha w ze miejsce. Radewan si zamia. - Na to ze miejsce? Robi si, panie Rob. Otworzy mu drzwiczki i Rob wskoczy do rodka, czujc przypyw energii i determinacji. Dokona waciwego wyboru. Napisze artyku, wystawi faktur na zwrot kosztw, wrci do Anglii i bdzie si domaga moliwoci spdzenia odpowiedniego czasu z crk. Droga do Gbekli mina bez przygd. Radewan duba w nosie i wiesza psy na Turkach.

Rob gapi si na pustkowia rozcigajce si w kierunku Eufratu i niebieskiego masywu Taurusu. W kocu polubi t pustyni, mimo e dziaaa mu na nerwy. Bya taka stara, znuona, zowroga, surowa. Pustynia demonw wiatru. Co jeszcze skrywaj te pagrki? Dziwna myl. Rob zapatrzy si w nagie pustkowie. Szybko dojechali na miejsce. Radewan zaparkowa z piskiem ysych opon. Wychyli si przez okienko, kiedy Rob oddala si w kierunku stanowiska. - Trzy godziny, panie Rob? Rob si zamia. - Mhm. Na wykopaliskach panowa ruch, jakiego jeszcze nie oglda. Kopano nowe rowy, gbokie doy, ukazyway kolejne megality. Rob zrozumia, e Franz chce za wszelk cen zrobi jak najwicej, zanim sezon wykopaliskowy dobiegnie koca. Trwa bardzo krtko: w peni lata na stanowisku robio si zbyt gorco, a zim byo za bardzo wystawione na dziaanie czynnikw atmosferycznych. Naukowcom za tak czy owak przydawao si dziewi miesicy egzegezy i pracy laboratoryjnej, kiedy zajmowali si obrbk i analiz materiau znalezionego podczas trwajcego kwarta kopania. Tak wyglda archeologiczny rok: trzy miesice rycia w ziemi, dziewi miesicy mylenia. Cakiem mio. Franz, Christine i paleobotanik Iwan dyskutowali o czym w namiocie. Pomachali Robowi na powitanie. Przysiad si do nich i dosta herbat. Bardzo podoba mu si proces jej przygotowywania, rytualne podzwanianie yeczek, brzk - filianek w ksztacie tulipana, smak sodkiej, ciemnej ay. Gorcy czarny napar okaza si zaskakujco orzewiajcy w suchym pustynnym socu. Zaraz nad pierwsz filiank herbaty Rob poinformowa o swoich planach. Ze ju koczy, a to jest jego ostatnia wizyta. Mwic to, patrzy na Christine. Zdawao mu si, e dostrzega na jej twarzy cie alu. Nastrj mu si nieco poprawi. Ale potem przypomnia sobie, po co przyjecha. Musia zada jeszcze par pyta, wyjani kilka ostatnich kwestii. Po to si tu pojawi. Tylko po to. Zgodnie z arkanami sztuki dziennikarskiej powinien umieci wykopaliska w szerszym kontekcie. Przeczyta jeszcze kilka dodatkowych pozycji historycznych - na temat prahistorii chcc osadzi Gbekli gdzie na tej paszczynie. Zobaczy, jak si wpisuje, jak janieje w mozaice szerszych losw wiata - ewolucji czowieka i cywilizacji.

Franz chtnie pospieszy z pomoc. - To w tym rejonie - pokaza rk na te wzgrza za otwartymi namiotami - wszystko si zaczo. Ludzka cywilizacja. Pierwsze pismo, klinowe, narodzio si niedaleko std. Wytop miedzi w Mezopotamii. Pierwsze prawdziwe miasta te powstay wanie na tych terenach. Bez koca mogaby ci o tym opowiada Isobel Previn. W pierwszej chwili Rob nie bardzo wiedzia, kto zacz. Zaraz jednak skojarzy - Isobel Previn, opiekunka naukowa Christine w Cambridge. Jej nazwisko pojawiao si czsto w rnych pozycjach historycznych - Previn pracowaa ze sawnym Jamesem Mellaertem, angielskim archeologiem, ktry prowadzi wykopaliska w atalhyk. Rob lubi czyta o atalhyk - tym bardziej e tak szybko je odkopano. Trzy lata machania szpadlami i niemal cao osady zostaa odsonita. To by heroiczny, hollywoodzki okres w dziejach archeologii. Teraz, z tego co Rob widzia, tempo pracy siado. Namnoyo si ekspertw od rnych dziedzin - archeometalurgw, zooarcheologw, etnohistorykw, geomorfologw - i wszystko si znacznie skomplikowao. Opracowanie duego, rozbudowanego stanowiska mogo trwa nawet kilka dziesicioleci. Gbekli Tepe byo wanie takim stanowiskiem: Franz kopa tu od 1994 roku i zdaniem Christine wszystko wskazywao, e spdzi tu reszt kariery. Cae ycie zawodowe w jednym miejscu. Ale z drugiej strony byo to nie byle jakie miejsce: najbardziej niezwyke stanowisko archeologiczne na wiecie. Co najpewniej tumaczyo, dlaczego Franz sprawia wraenie takiego wniebowzitego przez wikszo czasu. Teraz te si umiecha - nawietlajc Robowi pocztki ceramiki i uprawy roli. Obie narodziy si dopiero po powstaniu Gbekli. I rwnie niedaleko. - Pierwsze lady uprawy roli pochodz z terenw dzisiejszej Syrii. Gordon Childe nazwa przejcie od wdrownego, koczowniczego trybu ycia, zwizanego ze zbieractwem i owiectwem do osiadego rewolucj neolityczn. Zostaa zapocztkowana niedaleko na poudnie std. Abu Hureyra, Tell Aswad, w takich miejscach. Wic jak wida, to jest naprawd kolebka cywilizacji. Obrbka metalu, garncarstwo, rolnictwo, hutnictwo, pismo, to wszystko narodzio si w pobliu Gbekli. Ja? - Tak - wtrcia Christine - cho mamy te pewne przesanki, by podejrzewa, e ju trzynacie tysicy lat temu uprawiano ry na obszarze dzisiejszej Korei. Iwan, ktry dotd milcza, te si przyczy: - S te pewne lady przemawiajce za tym, e ceramika moga si narodzi, a potem zanikn, jeszcze wczeniej na Syberii.

Rob si odwrci. - Przepraszam? - Franz sprawia wraenie lekko zirytowanego wtrtem kolegi, ale Rob by zaintrygowany. - Prosz mwi dalej. Iwan spiek raka. - Eee... mamy dowody z terenw wschodniej Syberii, i moe dzisiejszej Japonii, na istnienie jeszcze wczeniejszej cywilizacji. Jakiego pnocnego ludu. Najprawdopodobniej wymar, bo pniejszych ladw brak. Nie wiemy. Nie mamy pojcia, dokd mogli wywdrowa. Franz wyglda na wkurzonego. - Ja, ja, ja, Iwan. Tak czy siak, to tu wszystko si tak naprawd zaczo. Na Bliskim Wschodzie. Tutaj. - Dla podkrelenia waln doni w stolik, a yeczki zabrzczay o spodki. Wszystko. Wszystko si tu zaczo. Pierwsze piece do wypalania gliny. W Syrii i Iraku. Hetyci zaczli jako - pierwsi pozyskiwa elazo z rudy. W Anatolii. Pierwsze udomowione winie pochodz z ayn, pierwsze wioski powstay w Anatolii, za... za pierwsza witynia oczywicie w... - Gbekli Tepe! Wszyscy si rozemiali. Napicie zniko i rozmowa toczya si dalej. Rob sumiennie robi notatki, podczas gdy archeolodzy gawdzili sobie o udomowieniu zwierzt i rozmieszczeniu zbrojnikw mikrolitycznych". Dyskusja obfitowaa w fachowe terminy i bya mao zrozumiaa, ale mu to nie przeszkadzao. Uzyska potrzebne kawaki ukadanki. Nie by to kompletny obraz kilka luk pozostao - ale dobry i frapujcy i musia wystarczy. Poza wszystkim, Rob by dziennikarzem, nie historykiem. Nie przyjecha tu po gruntown wiedz, ale po barwn impresj. Jak to mwi, e czym niby jest dziennikarstwo? Pierwszym szkicem historii".[Philip Graham, wydawca i wspwaciciel Washington Post" (przyp. tum.).] Tylko tego od niego oczekiwano i tylko to zamierza zrobi: napisa pierwszy szkic. Przez prawie p godziny robi notatki. W kocu podnis wzrok. Naukowcy, nie chcc mu przeszkadza, rozpierzchli si po stanowisku, eby zaj si tym, czym si zajmowali w przerwach midzy sownymi potyczkami: przesiewaniem ziemi, badaniem starych kamieni. Siedzeniem w kabinach i dalszymi sporami. Rob wsta, potar zesztywniay kark i postanowi przede wszystkim przej si jeszcze troch po okolicy. Zarzuci plecak na rami i lawirujc

midzy doami, sektorami i kamieniami, obszed najblisze wzniesienie. Za gwnym terenem wykopaliska rozcigao si ogromne puste pole zarzucone krzemiennymi odupkami. Christine pokazaa mu to miejsce podczas jego poprzedniej wizyty. Rob nie mg wtedy wyj ze zdziwienia na widok lecej sobie jak gdyby nigdy nic takiej masy narzdzi z epoki kamienia upanego. Sprzed dwunastu tysicy lat. Byo ich tam dosownie tysice. Wystarczyo si pochyli, eby po krtkim poszukiwaniu wygrzeba jaki pr astary topr, grot strzay czy n. Rob postanowi wanie tak zrobi: zamarzya si mu pamitka. Soce palio go w plecy, kiedy klcza w kurzu. Poszczcio mu si ju po kilku minutach. Oglda znalezisko, ostronie obracajc je w palcach: grot strzay, wprawnie, nawet doskonale obrobiony. Rob wyobrazi sobie czowieka, ktry go wykona dwanacie tysicy lat temu. Jak w przepasce na biodrach trudzi si w socu. Z ukiem przerzuconym przez muskularn pier. Czowiek pierwotny. A przy tym kto, kto stworzy wspania, wielk wityni i ozdobi j penymi artyzmu paskorzebami. Co za paradoks. Jaskiniowiec, ktry zbudowa katedr! I co za doskonay wstp do artykuu. adny, sugestywny obraz. Wsta i wsun grot do zamykanej na zamek kieszeni plecaka. Prawdopodobnie ama wanie ze sto tureckich przepisw, kradnc prahistoryczny artefakt, ale nie wygldao na to, by Gbekli Tepe wiele ubyo przez zniknicie tego jednego kawaka krzemienia. Zarzuciwszy plecak na ramiona, zerkn po raz ostatni na pozbawion drzew, pofadowan rwnin, spalon niegasncym socem. Pomyla o Iraku, lecym gdzie tam dalej. Nie tak daleko. Gdyby wsiad do samochodu i kaza Radewanowi si wie, byby na irackiej granicy w cigu kilku godzin. Przez gow przeleciao mu widmo Bagdadu. Twarz zamachowca. Przekn z trudem. Niemie wspomnienie. Odwrci si, ruszy z powrotem i wtedy wanie to usysza. Mrocy krew w yach krzyk. Brzmia jak skowyt torturowanego zwierzcia. Jakby kto przeprowadza wiwisekcj na ywej mapie. Przeraajco. Przyspieszy kroku. Rozlegy si wrzaski. Co si dzieje? Potem kto jeszcze raz krzykn. Rob zacz biec z plecakiem obijajcym si mu o plecy. Nie zdawa sobie sprawy, e tak bardzo oddali si od stanowiska. Gdzie jest centrum wykopalisk? Pagrki dokoa niczym si od siebie nie rniy. W przejrzystym pustynnym powietrzu gosy niosy si daleko. Nie tylko gosy: krzyki i jki. Jezu. Co si naprawd stao.

Rob skrci w lewo, potem w prawo i wbieg na szczyt wzgrza. Zobaczy stanowisko. Dokoa odgrodzonego wykopu, jednego z nowych roww, zebra si tum robotnikw. Przepychali si. lizgajc si na zapiaszczonym rumowisku, zgramoli si jako na d i przecisn przez tum, ktry czu byo potem i strachem. Odsunwszy brutalnie na bok ostatniego mczyzn, dotar do krawdzi rowu i popatrzy w d. Wszyscy tam patrzyli. Na kocu wykopu znajdowa si nowy stalowy pal, jeden z ostro zakoczonych supw, uywanych do podtrzymywania brezentu. Na w pal nabity by Franz Breitner. Twarz do dou, prosto przez lew grn cz klatki piersiowej. Z rany sczya si krew. Christine staa obok i mwia do niego. Stojcy za nimi Iwan krzycza jak oszalay do suchawki telefonu. Dwch robotnikw z desperacj prbowao wycign stalowy drg z ziemi. Rob popatrzy na Franza. Chyba jeszcze y, ale rana bya potworna, przebiegaa prawdopodobnie prosto przez puco. Nabicie na pal. W Iraku napatrzy si na rne obraenia, widzia te podobne. Supy czy dwigary wbijajce si w ludzi na skutek jakiej eksploz ji, przeszywajce im piersi i gowy, przekuwajce na wylot. Rob wiedzia, e archeolog nie przeyje. Zanim dotrze tu karetka, minie co najmniej godzina. Midzy Ankar a tym odludziem najpewniej nie kursoway adne helikoptery medyczne. Franz Breitner umrze tutaj, na miejscu, w wykopie. W otoczeniu niemych gazw Gbekli Tepe.

12

W stawach rybnych Abrahama karpie miotay si gorczkowo, dopominajc si o malekie kawaeczki pity, ktre Rob rzuca do wody. Obserwowa je jak zahipnotyzowany. Ich pena desperacji aroczno bya odraajca. Przyszed tu, eby si uspokoi - by to jedyny znany mu w tym gwarnym miecie zaciszny skrawek zieleni. Ale spokj nie nadchodzi. Patrzc na ciskajce si ryby, przetrawia w gowie wydarzenia poprzedniego dnia. Potworny widok Franza nadzianego na pal. Gorczkowe rozmowy telefoniczne. Wreszcie brzemienn w skutki decyzj, by przeci sup na p i zawie Franza do anhurfy - cigle nabitego - samochodem Christine. Rob ruszy za nimi takswk Radewana. Zdezelowana toyota jechaa za land-roverem po wzgrzach i przez rwniny do szpitala uniwersyteckiego w nowej dzielnicy miasta. Tam na nieco obskurnym korytarzu Rob czeka razem z Christine, Iwanem i kajc on Franza. By tam jeszcze, kiedy wreszcie pojawili si lekarze z atw do przewidzenia wieci: Franz Breitner umar. Karpie walczyy teraz o ostatni kawaek chleba. Ksay si. Rob odwrci wzrok. Zobaczy tureckiego onierza z pistoletem maszynowym: opiera si niedbale o jeepa zaparkowanego na skraju parku i patrzy na Roba spode ba. W miecie panowa niepokj - i nie miao to nic wsplnego ze mierci Breitnera. Doszo do zamachu bombowego - jaki zamachowiec samobjca wysadzi si trzysta kilometrw na wschd std w turecko-kurdyjskim Dyarbakirze, gwnym orodku kurdyjskiego separatyzmu. Nikt nie zgin, jednak obraenia odnioso dziesi osb, a sytuacja w rejonie znowu si zaognia. Po poudniu na ulicach roio si od policji i wojska. Rob westchn, znuony. Czasami miao si wraenie, e przemoc jest wszechobe cna. Nie do uniknicia. A on chcia jej unikn.

Przeszed przez drewniany mostek nad malekim kanaem i usiad przy drewnianym stoliku herbaciarni. Niemal natychmiast pojawi si kelner, wycierajc rce o wiszcy u pasa rcznik. Rob zamwi wod, herbat i troch oliwek. Naprawd musia bodaj na chwil oderwa myli od Franza Breitnera. Widoku krwi w samochodzie Christine, pala wystajcego z tuowia archeologa... - Sir? Kelner poda herbat. Zabrzczaa yeczka. Kostka cukru rozpucia si w ciemnoczerwonym pynie. Soce wiecio midzy drzewami maego parku. Jaki chopiec w koszulce Manchesteru United bawi si pik na murawie. Jego matk spowija czarny czador. Rob dopi herbat. Czas przej do dziaania. Wzi komrk, sprawdzi czas w Londynie i wystuka numer. - No - odezwa si Steve z waciw sobie szorstkoci. - Cze, mwi... - Robbie! Mj archeologiczny wysannik. Jak tam gazy? Pogodny gwarowy akcent szefa troch poprawi Robowi humor. Zastanawia si, czy go zniszczy, opowiadajc o wczorajszych wydarzeniach. Zanim si zdecydowa, Steve powiedzia: - Podobay mi si notatki, ktre mi przysae. Nie mog si ju doczeka artykuu. Kiedy mija termin? - No, niby min wczoraj, ale... - Zuch chopak. Do pitej widz u siebie plik. - Tak, ale... - I przylij kilka fotek. adne ujcia ka... - Steve, wynikn pewien problem. Po drugiej stronie zalega cisza. Wreszcie. Rob skorzysta z okazji i zacz. Opowiedzia Steve'owi o tajemnicach i problemach, z jakimi borykali si prowadzcy wykopaliska, o niechci robotnikw i kltwie mierci, zajadoci lokalnej polityki i zagadkowych pracach prowadzonych noc. Wyjani redaktorowi, e nie wspomina o tym wczeniej, bo nie by pewien, czy ma to znaczenie. - A teraz jeste? - burkn Steve. - Tak. Poniewa... Rob popatrzy na stojcy na wznoszcym si na klifie zamek z wielk czerwon tureck

flag. Wzi gboki oddech. Potem zrelacjonowa Steve'owi straszliw mier Breitnera. Naczelny powiedzia tylko: - Jezus. Co z tob? - Nie rozumiem. - Wysaem ci tam, bo mylaem, e odpoczynek dobrze ci zrobi. W jakiej adnej i spokojnej okolicy. Tylko kilka pierdolonych gazw. Zero ryzyka. adnych czajcych si kopotw. - Tak, a... - A ty ldujesz w samym rodku jakiej wojny domowej ze zgraj diabelskich klech, a potem na twoich oczach z jakiego szkopa robi kebab. - Steve zachichota. - Przepraszam, stary, nie powinienem robi sobie podmiechwek. Nieza chujnia. Co chcesz teraz zrobi? Rob bi si z mylami. Co chce zrobi? Nie wiedzia. - Nie jestem pewien... chyba przydayby mi si instrukcje od naczelnego. - Wsta z telefonem przycinitym do ucha. - Steve, ty jeste szefem. Nie wiem, co mam zrobi. Powiedz mi, a ja to zrobi. - Zaufaj instynktowi. - To znaczy? - Zaufaj sobie. Masz nosa. Potrafisz zwcha temat niczym jebany tropowiec. - Ton Steve'a by stanowczy. - No wic powiedz mi: jest tu temat? Rob ani przez chwil nie mia wtpliwoci. Odwrci si, zerkn na kelnera i rk poprosi o rachunek. - Tak. Myl, e tak. - No wic masz odpowied. Zrb to. Powsz troch. Zosta przynajmniej jeszcze ze dwa tygodnie. Rob pokiwa gow. Czu zawodowe podekscytowanie - ale z domieszk smutku. mier Breitnera bya taka potworna. A on tak pragn pojecha do domu i zobaczy si z crk. Zdecydowa si na mae wyznanie. - Ale, Steve, chc si zobaczy z Lizzie. - Z creczk? - Mhm. - Miczak. - Steve si zamia. - Ile ma lat?

- Pi. Redaktor zamilk. Rob popatrywa na stary meczet poyskujcy po drugiej stronie staw w rybnych. Christine powiedziaa mu, e kiedy by to koci - koci krzyowcw. - W porzdku, Rob, gdy zrobisz ten kawaek, wylemy ci prosto do domu. Pierwsz klas, zgoda? - Dziki. - Chtnie promujemy rodzicielstwo w Timesie". Ale tymczasem musisz co dla mnie zrobi. - Co? - Przylij mi tekst o samych gazach. Potrzebuj go na czwartek. Wstawi tam may zwiastun, e bdzie cig dalszy. Moemy z tego zrobi ca seri. Od naszego czowieka w epoce kamienia. Wrd demonw pustyni. Rob rozemia si troch wbrew sobie. Steve zawsze potrafi poprawi mu nastrj swoim nieskrywanym dziennikarskim cynizmem i wisielczym poczuciem humoru. - Trzymaj si, Steve. Wsun telefon z powrotem do kieszeni, czujc si o niebo lepiej. Czekaa go praca: artyku do napisania, trop do zbadania. A potem bdzie mg wreszcie zobaczy si z crk. Opuszczajc parkow oaz, wyszed na kurdyjsk ulic i z miejsca doleciay go wrzaski takswkarzy. Jaki mczyzna prowadzi osa cigncego wzek zaadowany po brzegi arbuzami. Panowa tu taki ruch i harmider, e Rob niemal nie usysza dzwonka telefonu. Poczu tylko wibracje. - Tak? - Robert? Christine. Przystan na zakurzonym chodniku. Biedna Christine. Musiaa zawie Franza do szpitala. Nie pozwolia, eby zrobi to kto inny. Rob widzia jej samochd cay umazany krwi, krwi jej przyjaciela. Makabryczny, wstrzsajcy widok. - Wszystko w porzdku, Christine? - Tak, tak, dzikuj. Czuj si okay. Nie brzmiao, jakby czua si okay. Rob stara si wyrazi wspczucie, nic innego nie przyszo mu na myl. Ale nie bya zainteresowana. Mwia pswkami, urywanym tonem, jakby staraa si ukry emocje.

- I co, odlatujesz dzisiaj wieczorem? - Nie - odpowiedzia. - Musz napisa co wicej. Zostaj jeszcze przynajmniej na tydzie, moe dwa. - wietnie. Moemy si spotka? W karawanseraju? Rob by skonsternowany. - Dobrze, ale... - Teraz? Zgodzi si, nadal zbity z tropu. Poczenie zostao przerwane. Skrci w lewo, ruszy pod grk w rozgwar targowiska. By to jeden z prawdziwych arabskich bazarw tak szybko znikajcych z Bliskiego Wschodu. Peen mrocznych alejek, usmolonych kowali, zachwalajcych towar sprzedawcw dywanw i wej do malekich meczetw. Ostre promienie soca wpaday do rodka niczym oszczepy przez dziury w dachu z blachy falistej. W ciemnych starych zakamarkach ostrzyciele noy wystrzeliwali zote iskry w powietrze przesiknite zapachem korzennych przypraw. A w samym rodku tego galimatiasu, znajdowa si autentyczny starowiecki karawanseraj: chodny i rozlegy dziedziniec z piknymi kamiennymi arkadami i stoliczkami do kawy. Miejsce, gdzie ubijano interesy i wymieniano si plotkami, gdzie kupcy targowali si o jedwab, a ojcowie enili synw, moe od tysica lat. Wychodzc na gwarny otwarty plac, przeczesa wzrokiem morze stolikw i ludzi. Bez trudu wyowi Christine. Bya tam jedyn kobiet. Miaa wymizerowan twarz. Rob usiad naprzeciwko. Popatrzya mu gboko w oczy, jakby czego w nich szukaa. Nie mia pojcia czego. Milczaa. - Suchaj, Christine, strasznie... strasznie mi przykro z powodu Franza. Wiem, e si przyjanilicie i... - Prosz. Nie. - Siedziaa ze wzrokiem wbitym w st, starajc si stumi zy, gniew, moe co jeszcze. - Wystarczy. To bardzo mio z twojej strony, ale wystarczy. - Podniosa oczy i Rob z zakopotaniem uwiadomi sobie, e jej oczy s w kolorze topazowego brzu. Ciemne i smutne. Pikne i przepenione zami. Odchrzkna, eby oczyci gardo. Potem powiedziaa: - Myl, e Franz zosta zamordowany. - Co? - Byam tam, Rob. Widziaam. Wywizaa si ktnia. Karawanseraj wypeni gony trzepot zrywajcych si do lotu gobi. Mczyni popijali tureck kaw, siedzc na szkaratnych dywanikach. Rob odwrci si z powrotem do Christine.

- Ktnia nie jest rwnoznaczna z morderstwem. - Widziaam, Rob. Popchnli go. - Jezu. - Wanie. To nie by wypadek: z premedytacj zepchnli go prosto na erd. Rob cign brwi. - Bya na policji? Christine zbya ten pomys machniciem rki jak uprzykrzon much. - Tak. Nie chcieli sucha. - Jeste pewna? - Na dobr spraw wyprowadzili mnie z posterunku. No wiesz, jestem tylko kobiet - Palanty. - Moe. - Christine posaa mu wymuszony umiech. - Ale dla nich to te nie jest atwa sytuacja. Robotnicy s Kurdami, w policji pracuj Turcy. Implikacje polityczne s nie do uniknicia. A wczoraj doszo do zamachu w Dyarbakirze. - Widziaem wiadomoci telewizyjne. - Wic - cigna Christine - wyobra sobie, e aresztowaliby teraz, ot tak, mas Kurdw pod zarzutem morderstwa... Teraz to nie takie proste. O Boe. - Zoya czoo na skrzyowanych rkach. Rob zastanawia si, czy si rozpacze. Za jej plecami nad arkadami karawanseraju wznosi si minaret. Do szczytu przymocowano due czarne goniki, chwilowo nieme. Wzia si w gar i usiada prosto. - Chc wiedzie, zbada to. - Co masz na myli? - Musz pozna prawd. Dlaczego kopa nocami, dlaczego chcieli go zabi. Franz by moim przyjacielem. Chc ustali, dlaczego zgin. Pojedziesz ze mn? Zamierzam wrci do Gbekli i przejrze jego materiay, notatki, prace... - Przecie policja chyba wszystko zabraa? - Wiele rzeczy trzyma w ukryciu - powiedziaa Christine. - Ale ja wiem gdzie. W maej szafce w swojej kabinie na stanowisku. - Nachylia si do niego, jakby si do czego przyznawaa. - Rob, bdziemy musieli si wama. I to ukra.

13

Podczas lotu na wysp Man niele nimi rzucao, na szczcie trwa krtko. Na lotnisku Ronaldsway Forrestera i Boijera powita w hali przylotw zastpca komendanta policji oraz sierant w mundurze. Forrester si umiechn. Ucisnli sobie donie i przedstawili si: zastpca komendanta nazywa si Hayden. Poszli na parking. Forrester i Boijer popatrzyli na siebie i porozumiewawczo skinli gowami na widok biaego hemu sieranta, zupenie innego od tych uywanych w Anglii. Forrester by wiadom specjalnego statusu wyspy. Krlewska kolonia, z wasnym parlamentem, flag, dziedzictwem starych tradycji wikiskich i odrbn policj, Man oficjalnie w ogle nie wchodzia w skad Zjednoczonego Krlestwa. Dopiero kilka lat temu zniesiono tu kar chosty; starszy oficer ledczy w Londynie dokadnie zaznajomi Forrestera z nieco niezwykymi procedurami obowizujcymi podczas wizyty na wyspie. Na zewntrz byo chodno, w powietrzu czuo si deszcz. Caa czwrka rano ruszya do duego wozu Haydena. Jechali w milczeniu przez ziemie uprawne przedmie Douglas, stolicy wyspy pooonej na zachodnim wybrzeu. Forrester opuci szyb i wyjrza, starajc si wysondowa atmosfer miejsca. Bujne, zielone pola, deszczowe dbrowy, malutkie szare kapliczki: wygldao to bardzo brytyjsko i celtycko. Podobnie jak stoczone wok play domy i co bardziej szykowne biurowce Douglas, przywodziy Forresterowi na myl szkockie Hebrydy. Jedyn oznak, e znajduj si poza obszarem Zjednoczonego Krlestwa, bya flaga Man, z symbolem trjnonego czowieka na jaskrawoczerwonym tle, falujca na nioscym fale deszczu wietrze na kilku budynkach. Cisz w samochodzie przerywaa z rzadka kurtuazyjna wymiana zda. W pewnej chwili Hayden odwrci si, popatrzy na Forrestera i owiadczy: - Oczywicie nie ruszalimy ciaa z miejsca zbrodni. Nie jestemy amatorami.

Uwaga bya co najmniej dziwna. Forrester si domyli, e funkcjonariusze tej malekiej policji - wszystkiego dwie setki policjantw - chyba krzywym okiem patrz na jego obecno. Gruba ryba z metropolii. Wcibiajcy nos londyczyk. Ale Forrester mia powane zadanie do wykonania: musia zobaczy miejsce zdarzenia. Chcia od razu przystpi do pracy. Zgodnie z procedurami czy nie. Samochd gwatownie skrci, wyjecha z miasta i ruszy wsz drog z wysokim lasem po prawej stronie i lekko wzburzonym Morzem Irlandzkim po lewej. Forrester zauway molo, latarni morsk, kilka dek podskakujcych na szarych falach i jeszcze jedno wzgrze. A potem samochd przejecha przez okaza bram i zajecha pod duy, stary, zwieczony blankami budynek. - Fort witej Anny - wyjani Hayden. - Teraz mieszcz si tu biura. Miejsce zostao odgrodzone policyjn tam. Forrester zobaczy, e na frontowym trawniku rozstawiono namiot, mign mu policjant wnoszcy do budynku starego kodaka do zdj odciskw palcw. Gramolc si z samochodu, zastanawia si nad umiejtnociami tutejszej policji. Kiedy po raz ostatni mieli do czynienia z zabjstwem? Pi lat temu? Pidziesit? Pewnie wikszo czasu spdzali na przymykaniu palaczy trawki. I niepenoletnich amatorw procentw. No i gejw. Czy przypadkiem stosunki homoseksualne nie byy tu nadal przestpstwem? Weszli prosto do budynku przez frontowe drzwi. Dwch modych mczyzn w maseczkach ochronnych na twarzy popatrzyo na Forrestera. Jeden z nich trzyma puszk proszku aluminiowego. Weszli do innego pokoju. Nadkomisarz chcia ruszy za technikami, ale Hayden dotkn jego ramienia. - Nie - powiedzia. - W ogrodzie. Dom by ogromny, ale pozbawiony charakteru. Zosta brutalnie przerobiony na biura: usunito oryginalne elementy wystroju, zainstalowano wietlwki, szare cianki dziaowe, szafki na dokumenty i sprzt komputerowy. Na niektrych biurkach stay modele odzi i promw. Na cianach wisiao par map morskich, biura naleay przypuszczalnie do jakiego towarzystwa eglugowego albo firmy projektowej. Idc za zastpc komendanta, Forrester wszed do korytarza, z ktrego wielkie szklane drzwi wychodziy na obszerny ogrd na tyach, ze wszystkich stron obrzeony wysokim ywopotem; za nim rozcigao si zadrzewione wzniesienie. W rnych miejscach widniay

toporne wykopy. Na rodku zniszczonej murawy sta duy, ty namiot kryminalistyczny, z zasunitymi dokadnie poami. Hayden otworzy szklane drzwi i poprowadzi ich kilkanacie metrw do namiotu, po czym si odwrci. - Gotowi? Nadkomisarz achn si zniecierpliwiony: - Tak, oczywicie. Hayden odsun po wejcia. - Kurwa - rzuci Forrester. W rodku znajdoway si zwoki mczyzny, na oko trzydziestokilkuletniego. Leay plecami do wejcia, zupenie nagie. Ale to nie dlatego Forrester rzuci misem. Gow ofiary zakopano w ziemi, reszta ciaa wystawaa na zewntrz. To uoenie robio jednoczenie komiczne i potworne wraenie. Komisarz z miejsca si domyli, e przyczyn zgonu byo uduszenie. Zabjcy wykopali d, si woyli tam gow mczyzny, nastpnie zasypali j ziemi, przerywajc dopyw tlenu. Paskudna, dziwna, nieludzka mier. Kto i dlaczego chciaby zrobi co takiego? Boijer chodzi dokoa zwok wstrznity. Cho w namiocie panowaa nisza temperatura ni w smaganym wiatrem ogrodzie, od zwok szed ju wyrany zapaszek. Forrester aowa, e nie ma maski Sirchie, ktra stumiaby smrd rozkadu. - Jest gwiazda - powiedzia Boijer. Forrester obszed ciao i popatrzy. Na piersi mczyzny wycito gwiazd Dawida, rana wygldaa na gbsz i paskudniejsz ni obraenia zadane dozorcy. - Kurwa - powiedzia jeszcze raz Forrester. Stojcy obok Hayden umiechn si, po raz pierwszy tego ranka. - C, ciesz si, e macie podobne odczucia. Ju mylelimy, e jestemy odosobnieni stwierdzi.

Trzy godziny pniej Forrester i Boijer w duym namiocie przed rezydencj pili kaw z plastikowych kubkw. Siedzieli sami - funkcjonariusze lokalnej policji przygotowywali konferencj prasow w budynku. Zwoki zostay wreszcie zabrane, po trzydziestu szeciu godzinach, do prosektorium w biurze koronera.

Boijer zerkn na Forrestera. - Mam wraenie, e miejscowi patrz na nas krzywym okiem. Forrester zachichota. - Co mi si zdaje, e a do wczoraj mieli jeszcze wasny jzyk. - I koty - doda Boijer, dmuchajc na kaw. - Czy to nie std pochodz te koty bez ogonw? - Manksy. Tak. Boijer wyjrza przez trzepoczc po wejcia policyjnego namiotu na wielki, biay budynek. - Po co nasz gang mg tu przyjecha? - Bg raczy wiedzie. A skd ten sam symbol na ciele ofiary? - Forrester przekn kolejny yk kawy. - Co jeszcze o niej wiemy? Rozmawiae z oficerem nadzorujcym miejsce zdarzenia? - Projektant jachtw. Pracowa na pitrze. - W niedziel? Boijer skin gow. - Mhm. Zwykle w weekendy nie ma tu ywej duszy. Ale facet odrabia jaki dzie wolnego. - Czyli po prostu mia pecha? Boijer odgarn z fiskich niebieskich oczu fiskie blond wosy. - Tak samo jak facet z Craven Street. Pewnie usysza jaki haas. - I zszed na d. A nasi uroczy zabjcy postanowili go poci, a potem wsadzi mu gow w ziemi niczym bramk do krokieta.. - Niezbyt adnie. - A co z monitoringiem? - Nic. - Boijer wzruszy ramionami. - Ktry z miejscowych powiedzia mi, e kamery niczego nie zarejestroway, adna. Nul. - Jasne. To samo bdzie z odciskami palcw i butw. Zero ladw. Ci gocie s stuknici, ale nie gupi. Wprost przeciwnie. Forrester wyszed z namiotu i popatrzy na dom przez lekk mawk. Budynek by olniewajco biay. wieo odmalowany. Prawdziwy punkt orientacyjny dla miejscowych

eglarzy. Wysoka, biaa i zwieczona blankami budowla wznosia si tu nad molem i portem. Nadkomisarz przyjrza si krenelaom i szczeblinowym oknom. Zachodzi w gow, co moe czy osiemnastowieczny dom w Londynie z pochodzc z tego samego wieku rezydencj na wyspie Man. W tym momencie co go uderzyo. Moe si myli. Zmruy oczy. Co byo nie tak z tym budynkiem. To nie by orygina - Forrester zna si wystarczajco na architekturze, eby to pozna. Murarka bya zbyt rwniutka, okna wszystkie co do jednego nowe - dziesicio-, najwyej dwudziestoletnie. Budynek by ewidentnie podrbk, i to niezbyt udan. I bardzo moliwe, e zabjcy te o tym wiedzieli. Nowoczesne wntrze domu nie zostao naruszone. Rozkopano jedynie ogrd. Sprawcy ewidentnie znowu czego szukali. Ale nie w rodku, t ylko w ogrodzie. Najwyraniej wiedzieli, gdzie szuka. Najwyraniej wiedzieli, gdzie nie szuka. Najwyraniej wiedzieli cakiem sporo. Forrester unis konierz, osaniajc si przed zimn mawk.

14

ciemniao si ju, kiedy wsiadali do land-rovera. Godziny szczytu. Po przejechaniu kilkuset metrw samochd zatrzyma si na dobre. Ugrzli w korku. Christine opada na oparcie i westchna. Wczya radio, ale zaraz wyczya. Potem popatrzya na Roba. - Powiedz mi co wicej o Robercie Luttrellu. - To znaczy co? - O pracy. yciu. No wiesz... - Zanudz ci. - Sprbuj. Streci jej w zarysie ostatnie dziesi lat swojego ycia. Pospieszny lub, szybkie przyjcie na wiat dziecka, odkrycie, e Sally go zdradza, nieuchronny rozwd. Suchaa z uwag. - Nadal czujesz gniew z tego powodu? - Nie, ja te miaem w tym swj udzia. To znaczy czciowo bya to moja wina. Byem w cigych rozjazdach. Czua si samotna... I nadal j podziwiam, w pewnym sensie. - Nie bardzo rozumiem. - Sally studiuje prawo - wyjani. - To wymaga nie lada odwagi i polotu. Przekwalifikowa si po trzydziestce. Podziwiam to. Wic to nie jest tak, e jej nienawidz czy co... - Wzruszy ramionami. - Po prostu si rnilimy. I za wczenie pobralimy. Christine pokiwaa gow, potem spytaa o jego amerykask rodzin. Opisa losy swoich szkocko-irlandzkich przodkw, emigracj do Utah w latach osiemdziesitych dziewitnastego wieku. Mormonizm. Land-rover wreszcie ruszy. Rob popatrzy na Christine.

- A ty? Ruch rzeczywicie zmala. Wcisna peda gazu, przyspieszya. - Francuzka ydowskiego pochodzenia. Rob ju wczeniej si tego domyli po nazwisku: Meyer. - Poowa mojej rodziny zgina podczas Holokaustu. Ale reszta przeya. Francuscy ydzi w miar dobrze przetrwali wojn. Stosunkowo. - A twoja mama i tato? Christine wyjania, e matka bya nauczycielem akademickim w Paryu, ojciec stroicielem fortepianw. Zmar pitnacie lat temu. - Ale prawd rzekszy - dodaa - nie przypominam sobie, eby zajmowa si strojeniem, nawet kiedy jeszcze y. Po prostu wysiadywa bezczynnie w mieszkaniu, wszczynajc awantury. - To tak jak mj. Tyle e on by jeszcze ajdakiem. Christine zerkna na niego. Niebo w oknie za ni byo szafirowo-purpurowe. Malowniczy pustynny zmierzch. Ujechali ju dobry kawaek od anhurfy. - Powiedziae, e twj tata by mormonem? - Jest. - Byam kiedy w Salt Lake City. - Tak? - Kiedy pracowaam w Meksyku, w Teotihuacan, wybraam si na urlop do Stanw. Rob si rozemia. - Do Salt Lake City? - Do Utah. - Umiechna si. - No wiesz: parki Canyonlands, Arches. - Aha. - Skin gow. - To brzmi sensowniej. - Cudowna okolica. Tak czy siak, musielimy lecie przez Salt Lake City. - Najnudniejsze z wielkich miast Ameryki. Wyprzedzia ich wojskowa ciarwka z onierzami nonszalancko rozpartymi z tyu, niewyranymi w zmroku. Jeden z nich pomacha i wyszczerzy si na widok Christine, ale go zignorowaa. - Nie jest to Nowy Jork, ale raczej mi si podobao. Rob pomyla o Utah i Salt Lake City. Jedyne, co pamita, to pospne, szare niedziele, kiedy chodzili Mormon Tabernacle Choir.

- To dziwne - dodaa Christine. - Ludzie namiewaj si z mormonw. Ale wiesz co? - Tak? - Salt Lake City to jedyne due miasto w Ameryce, w ktrym czuam si zupenie bezpieczna. Czowiek moe i ulic o pitej nad ranem i nikt na niego nie napadnie. Mormoni nie napadaj na ludzi. To mi si podoba. - Ale za to jedzenie maj koszmarne... i nosz spodnie z poliestru. - Tak, racja. A w niektrych miastach w stanie nie mona nawet kupi kawy. Tego szataskiego napoju. - Umiechna si pogodnie. Przez otwarte okna land-rovera wpadao ciepe pustynne powietrze. - Ale mwi serio. Mormoni s mili. Przyjacielscy. To zasuga ich religii. Dlaczego ateici szydz z ludzi wierzcych, jeli wiara czyni ich lepszymi? - Jeste wierzca, prawda? - Tak. - Ja nie. - Domyliam si. Rozemiali si. Rob odchyli si na oparciu, lustrujc horyzont. Mijali betonow bud, ktr ju wczeniej widzia. Bya oblepiona plakatami tureckich politykw. - Czy gdzie tu nie powinien by zakrt? - Tak. Tu przed nami. Zwolnia, zbliajc si do skrzyowania. Rob myla o jej wierze: katolicyzmie, jak wyznaa. Nadal wprawiao go to w konsternacj. Wiele rzeczy u Christine Meyer wprawiao go w konsternacj: na przykad jej mio do anhurfy mimo bardzo patriarchalnego stosunku miejscowych do kobiet. Zjechali z asfaltowej szosy i telepali si teraz drog z tucznia w absolutnych ciemnociach. W wiatach samochodu migay pojedyncze krzaki, goe skay, raz chyba nawet gazela, ktra zaraz smyrgna w ciemno. Maleka wioska migotaa jedynie kilkoma wiatekami na zboczu wzgrza. Rob z trudem wyowi z ciemnoci wie minaretu tonc w zmierzchu. Ksiyc wanie wschodzi. Spyta Christine prosto z mostu o jej stosunek do islamu. Wyjania, e podobaj jej si pewne jego elementy. Zwaszcza muezini. - Naprawd? - zdziwi si Rob. - To cae zawodzenie? Mnie wydaje si zbyt nachalne. To

znaczy, nie ebym go nie cierpia, ale po prostu... czasami... - A ja uwaam, e jest poruszajce. Bagalny krzyk duszy do Boga. Powiniene przysucha si dokadniej. Skrcili po raz drugi obok ostatniej, pogronej w ciszy kurdyjskiej wioski. Jeszcze tylko kilka kilometrw i zobacz niskie wzniesienia Gbekli Tepe rysujce si w ksiycowej powiacie. Land-rover wzi ostatni zakrt. Rob nie bardzo wiedzia, co zastan po wypadku" na miejscu. Radiowozy? Barierki? Nic? Rzeczywicie na drodze ustawiono barierk, niebiesk. Byo na niej napisane POLICJA i ZAKAZ WSTPU. Po turecku i angielsku. Rob wysiad z samochodu i odsun j na bok. Christine przejechaa i zaparkowaa. Miejsce byo opustoszae. Robowi kamie spad z serca. Jedyn oznak, e doszo tu do tragedii, bya nowa plandeka rozwieszona nad rowem, gdzie zgin Franz, i wraenie pustki pod otwartym namiotem. Zabrano stamtd mnstwo rzeczy. Duy st zosta przeniesiony albo rozebrany. Sezon wykopaliskowy definitywnie dobieg koca. Rob popatrzy na megality. Kiedy nawet si zastanawia, jak by to byo znale si pord nich w nocy. I nagle oto, cakiem niespodziewanie, mia okazj to sprawdzi. Ledwo byo je wida. Ksiyc ju wzeszed i rzuca na wszystko bia powiat. Rob poczu dziwn ch, eby zej do roww. Dotkn megalitw. Przytkn policzek do chodu prastarych kamieni. Przebiec palcami po rzebieniach. Od dawna mia na to ochot. Po prawdzie, od kiedy tylko je zobaczy. Christine podesza do niego od tyu. - Wszystko w porzdku? - Tak. - No to chodmy. Zrbmy to szybko. To miejsce... troch mnie przeraa noc. Rob zauway, e dziewczyna odwraca wzrok od sektora, w ktrym zgin Franz. Zrozumia, jak trudna musiaa by dla niej ta wizyta. Przeszli szybko wzniesieniem. Na lewo znajdowaa si niebieska plastikowa kabina: prywatne biuro Franza. Na drzwiach wisiaa nowa kdka. - Cholera - westchna Christine. Rob zastanowi si chwilk. Potem pobieg z powrotem do land-rovera, otworzy tylne drzwi i szuka po omacku. Wrci z podnonikiem. Pustynny wiatr by ciepy, kdka

poyskiwaa w wietle ksiyca. Odskoczya z trzaskiem, kiedy wsun podnonik w pak i obrci. Wntrze kabiny byo mae i pustawe. Christine omiota je wiatem latarki. Na pce leaa zapasowa para okularw. Na blacie biurka zalegaa gruba warstwa kurzu i kilka porozrzucanych podrcznikw. Policja zabraa niemal wszystko. Christine przyklka, potem westchna raz jeszcze. - Zabrali t cholern szafk. - Serio? - Bya schowana tutaj, przy maej lodwce. Znikna. Rob poczu gbokie rozczarowanie. - Wic po sprawie? - Zmarnowali tylko czas, przyjedajc tutaj. Christine wygldaa na bardzo zasmucon. - Zbierajmy si, zanim kto nas przyapie. Wamalimy si na miejsce zbrodni powiedziaa. Rob podnis podnonik. Kiedy szed do samochodu, obok skrytych w cieniu dow, ponownie poczu ten dziwny impuls, by podej i dotkn kamieni. Pooy si obok nich na ziemi. Christine otworzya drzwiczki land-rovera od strony kierowcy. W rodku zapalio si wiato. W tej samej chwili Rob uchyli tylne drzwi, eby schowa podnonik. I natychmiast dostrzeg poyskujcy w wietle byszczcy may notes. Lea na tylnym siedzeniu, czarny, raczej kosztowny z wygldu. Podnis go, otworzy i zobaczy nazwisko Breitner, napisane drobnym, starannym charakterem pisma. Obszed samochd i nachyli si do rodka przez drzwiczki od strony pasaera, eby pokaza Christine znalezisko. - Jezu! - krzykna. - To wanie to! Notes Franza. Tego szukaam. To w nim zapisywa... wszystko. Rob poda jej notatnik. Ze skupion min przerzucaa strony, mruczc: - Widziaam, jak to robi. Ukradkiem. To by jego wielki sekret. Dobra robota! Rob zaj miejsce pasaera. - Ale co robi w twoim samochodzie? Gdy tylko zada to pytanie, poczu si jak gupek. Odpowied bya oczywista. Musia

wypa Franzowi z kieszeni, kiedy Christine wioza go do szpitala. Albo wiadom, e umiera, lec i krwawic na tylnym siedzeniu, archeolog wyj go i zostawi. Celowo. Wiedzc, e ona go znajdzie. Rob potrzsn gow. Jeszcze chwila, a stanie si fanatykiem spiskowej teorii dziejw. Musi si wzi w gar. Sign na lewo i trzasn drzwiczkami tak mocno, e samochd si zatrzs. - ups - powiedziaa Christine. - Przepraszam. - Co wypado. - e co? - Kiedy trzasne drzwiami, co wypado z notesu. Christine szukaa po omacku na pododze pod pedaami. Wreszcie wyprostowaa si, trzymajc co w palcach. Suche dbo trawy. Rob zrobi wielkie oczy. - Po kiego licha co takiego trzyma? Ale Christine tylko patrzya w skupieniu na traw.

15

Kiedy wracali do miasta, jechaa jeszcze szybciej ni zwykle. Na przedmieciach, gdzie brudna pustynia wdzieraa si midzy pierwsze bloki mieszkalne z szarego betonu, zobaczyli niezbyt udan wersj przydronego baru: przy ustawionych na zewntrz plastikowych stoliczkach pio piwo kilku kierowcw ciarwek. Z minami winowajcw. - Moe browar? Christine zerkna w bok. - Dobry pomys. Zjechaa w prawo i zaparkowaa. Wysiadaa z samochodu i ruszya do stolika pod obstrzaem spojrze tirowcw. Wieczr by ciepy, dokoa nagich arwek zawieszonych na zewntrz wiroway much y i inne owady. Rob zamwi dwa piwa Efez. Rozmawiali o Gbekli. Co jaki czas z hukiem przejeday mknce do Damaszku, Rijadu czy Bejrutu wielkie ciarwki: olepiay wiatami, zaguszay rozmowy i przyprawiay arwki o drenie i dygot. Christine przerzucaa strony notesu. Z przejciem, niemal gorczkowo. Rob popija ciepe piwo z wyszczerbionego kufla i milcza. Teraz z nieszczliw min kartkowaa notatki wte i wewte. Wreszcie, po duszej chwili, rzucia notes na stolik i westchna. - Sama nie wiem... Bez adu i skadu. Rob odstawi piwo. - Przepraszam? - Zapiski s bardzo chaotyczne. - Cmokna z niezadowoleniem. - Co jest dziwne. Bo Franz nie by chaotyczny. Raczej skrupulatny. Sam to okrela mianem teutoskiej efektywnoci". By bardzo wnikliwy i dokadny. Zawsze... zawsze. - Jej brzowe oczy na chwil

posmutniay. Signa zdecydowanym ruchem po piwo, wzia yk i powiedziaa: - Sam zobacz. Rob przejrza pocztkowe strony. - Moim zdaniem wyglda w porzdku. - Tutaj. - Pokazaa. - Owszem, pocztek jest klarowny. Wykresy stanowiska. Wystpujce zbrojniki mikrolityczne. Ale tutaj... spjrz... Rob przerzuca strony, dopki go nie zatrzymaa. - Widzisz, od tego miejsca wida zmian. Zaczyna bazgra jak kura pazurem. A rysunki i te bezadne gryzmoy. O, i tu. Co maj znaczy te liczby? Rob przyjrza si dokadniej. Prawie wszystkie notatki byy w jzyku niemieckim. Charakter pisma z pocztku bardzo schludny, w miar postpw zapiskw stawa si coraz mniej czytelny. Na ostatniej stronie znajdowaa si lista jakich numerw. Potem kilka sw o kim, kto nazywa si Orra Keller. Rob przypomnia sobie, e zna kiedy w Anglii dziewczyn, ktra miaa na imi Orra. ydwk. Kim wic bya ta Orra Keller? Spyta Christine, ale tylko wzruszya ramionami. Spyta o liczby - wzruszya ponownie. Zwrci te uwag na rysunek: nabazgrany szkic jakiego pola i drzew. Odda notes Christine. - Czego dotycz te zapiski? Mj niemiecki jest kiepski. - C, wikszo z tego jest nieczytelna. - Otworzya notes przy kocu. - Ale pisze o pszenicy, tutaj. I o jakiej rzece, ktra zmienia si w wicej rzek. O, tu. - O pszenicy? Niby dlaczego? - Bg jeden wie. A ten rysunek to chyba jaka mapa. Tak mi si zdaje. Z grami. Jest tu napisane: Gry" ze znakiem zapytania. A to s chyba rzeki. A moe chodzi o drogi. Naprawd trudno si poapa. Rob dopi piwo i gestem poprosi waciciela baru o dwa nastpne. Drog na Damaszek przejechaa kolejna srebrna ciarwka. Niebo nad anhurf miao kolor brudnopomaraczowo-czarny. - A co z t traw? Christine skina gow. - Wanie. Dziwne. Po co j przechowywa? - Sdzisz, e si czego ba? Ze dlatego te zapiski s takie nieskadne? - Niewykluczone. Pamitasz Pulsa Dinura?

Rob si wzdrygn. - Trudno o czym takim zapomnie. Mylisz, e wiedzia o przeklestwie? Christine wyowia pywajcego w piwie owada. Potem spojrzaa twardo na Roba. - Myl, e tak. Musia sysze, jak piewali za oknem. A by ekspertem od mezopotamskich wierze. Od kltw i demonw. To bya jedna z jego specjalizacji. - Zatem mia wiadomo, e jest w niebezpieczestwie? - Prawdopodobnie. Co mogoby tumaczy chaos w notatkach. Autentyczny strach. A jednak... - Pooya notes pasko na doni, jakby chciaa oszacowa jego wag. - Dorobek caego ycia. Rob rozumia jej smutek. Christine odoya notatnik. - To miejsce jest straszne, chocia sprzedaj tu piwo. Moemy std i? - Z przyjemnoci. Zostawiwszy kilka monet na spodku, wrcili do land-rovera i szybko odjechali. Po chwili Christine powiedziaa: - Nie wierz, e chodzio tylko o strach, to si nie trzyma kupy. - Odbia kierownic, wyprzedzajc rowerzyst: starszego mczyzn w galabii. Przed nim siedzia w poprzek ramy niadoskry chopiec. Pomacha w ich stron, szczerzc si do biaej kobiety z Zachodu. Rob zauway, e Christine wiezie ich bocznymi uliczkami, a nie zwyk tras powrotn do centrum. Wreszcie si odezwaa: - Franz by sumienny i opanowany. Nie sdz, by jaka kltwa moga go wprawi w stan takiego zdenerwowania. Nic nie mogoby go a tak wytrci z rwnowagi. - No to jak to sobie tumaczysz? Jechali teraz przez nowoczeniejsz cz miasta. Wygldaa niemal z europejska. adne, czyste bloki, kobiety na ulicach, nie wszystkie w hidabach. Rob zobaczy jaskrawo owietlony supermarket, na ktrym widniaa reklama jakiego sera w jzyku niemieckim i tureckim. Obok znajdowaa si kawiarenka internetowa: widzia migajce ekrany i zarysy gw. - Myl, e mia jak teori. Lubowa si w teoriach. - Zauwayem. Christine umiechna si, nie odrywajc wzroku od drogi. - Sdz, e mia jak teori na temat Gbekli. Tak mi si wydaje na podstawie notatek.

- Czego dokadnie miaaby dotyczy? - Moe ustali, dlaczego Gbekli zostao zakopane. W kocu to wielka zagadka. Jeli czu, e wpad na jej rozwizanie, to mogo go wprawi w stan poruszenia. Wyjanienie nie trafio Robowi do przekonania. - Ale dlaczego tego po prostu nie zapisa, nie pisn nikomu ani sowa? Samochd si zatrzyma. Christine wycigna kluczyki ze stacyjki. - Suszna uwaga - orzeka, patrzc na Roba. - Bardzo trafna. Dowiedzmy si zatem. Chod. - Gdzie? - Mieszka tu nasz przyjaciel. Moe bdzie mg nam pomc. Zaparkowali przed nowym budynkiem mieszkalnym z ogromnym szkaratnym plakatem reklamowym turku cola na cianie. Christine wbiega po schodkach i wcisna oznaczony numerem przycisk. Czekali. Po chwili rozleg si brzczyk i weszli do rodka. W milczeniu wjechali wind na dziesite pitro. Kiedy stanli na podecie, drzwi mieszkania byy ju uchylone. Rob ruszy za Christine. Zajrza do mieszkania i a podskoczy: tu za drzwiami sta paleobotanik Iwan, ten z przyjcia. Przyczajony. Grzecznie skin im gow, ale min mia wyranie nieprzyjazn. Prawie podejrzliw. Wprowadzi ich do gwnego pokoju. Wystrj by bardzo surowy: mnstwo ksiek i kilka obrazw. Ekran stojcego na biurku eleganckiego laptopa pokazywa tapet z megalitami z Gbekli. Na gzymsie kominka staa pikna niewielka kamienna rzeba, ktra wygldaa jak jeden z mezopotamskich demonw wiatru. Robowi przemkno przez gow, czy aby Iwan jej nie ukrad. Usiedli bez sowa. Gospodarz nie zaproponowa im herbaty ani wody, zaj tylko miejsce naprzeciwko, popatrzy twardo na Christine i spyta: - Tak? Wyja notes i pooya na stoliku. Iwan spojrza na niego, potem przenis wzrok na Christine. Jego moda, sowiaska twarz bya doskonale obojtna. Jak u kogo, kto stara si ukry emocje. Albo kogo, kto jest przyzwyczajony do ich ukrywania. Christine signa do kieszeni, wyja dbo trawy i pooya je bardzo delikatnie na wierzchu notesu. Rob nie odrywa wzroku od twarzy Iwana. Nie mia pojcia, o co tu chodzi, ale

wyczuwa, e jego reakcja jest wana. Na widok dba Rosjanin lekko si wzdrygn. Rob nie potrafi duej wytrzyma przytaczajcego milczenia. - Ej, kochani, o co chodzi? Co si dzieje? Christine zerkna na niego, jakby proszc, eby si wstrzyma. Ale Rob nie mia ochoty si wstrzymywa. Chcia wiedzie, co si dzieje. Po co przyjechali tutaj tak p no wieczorem? eby siedzie w ciszy i gapi si na jaki kawaek zieleniny? - Samopsza - powiedzia Iwan. Christine si umiechna. - Jednak. Samopsza. Tak. Iwan potrzsn gow. - A ty tego nie wiesz, Christine? - No... nie miaam pewnoci. Ty jeste ekspertem. - No to teraz ju masz. A ja jestem bardzo zmczony. Christine zabraa dbo. - Dzikuj, Iwan. - Nie ma za co. - Podnis si. - Do widzenia. Szybko odprowadzi ich do drzwi. Na progu rozejrza si po korytarzu, jakby spodziewa si zobaczy kogo, kogo wcale nie chcia widzie. Potem zatrzasn drzwi. - No, raczej nie grzeszy uprzejmoci. - Ale dostalimy to, po co przyszlimy. Wezwali wind i zjechali na d. Caa ta tajemniczo irytowaa Roba. - W porzdku - powiedzia, kiedy odetchnli ciepym, przesiknitym spalinami powietrzem na zewntrz. - Prosz, Christine. Samopsza. Ki diabe? Nie patrzc na niego, wyjania: - Najstarsza odmiana pszenicy na ziemi. Pierwsze wyhodowane zboe, jeli wolisz. - No i? - Ronie tylko tutaj. Odegraa podstawow rol w rozwoju rolnictwa. Kiedy czowiek zacz uprawia ziemi. - No i? Odwrcia si. Brzowe oczy jej byszczay. - Franz myla, e to jest wskazwka. Gow daj, e tak. W takim razie ja te tak myl.

- Wskazwka do czego? - Do wyjanienia, dlaczego zakopano wityni. - Ale jak kawaek trawy moe to wyjani? - Pniej. No, chod. Widziae, jak Iwan si rozglda. Zbierajmy si. - Sdzisz, e jestemy ledzeni? - Moe niezupenie ledzeni. Obserwowani. Nie wiem. Moe to tylko paranoja. Rob przypomnia sobie Franza nabitego na erd i szybko wskoczy do samochodu.

16

Forrester obudzi si zlany potem. Zamruga ze zdziwieniem na widok spowiaych zason pokoju hotelowego w Douglas. Jeszcze przez chwil koszmar trwa, nadajc absurdalny, ale namacalnie zowieszczy charakter elementom wystroju wntrza: drzwi od szafy uchyliy si, ziejc czerni ze rodka, telewizor, przysadzisty i brzydki, ledzi go zym okiem z kta. Co mu si nio? Przetar zaspane oczy i przypomnia sobie: ten sam koszmar co zwykle oczywicie. Mae ciao. Wiadukt. Potem up, up samochodw przejedajcych po oponie". up, up, up. up, up, up. Wsta, podszed do okna i odcign zasony. Z zaskoczeniem skonstatowa, e na zewntrz jest ju widno: bardzo widno. Niebo byo biae i czyste, na ulicach panowa ruch, a on wanie zaspa i spni si na konferencj prasow.

Dotar na miejsce w ostatniej chwili. Pokana sala ttnia ju gwarem. Miejscowa policja zarekwirowaa najwiksze pomieszczenie w Forcie witej Anny. Do garstki miejscowych dziennikarzy doczyo spore grono wysannikw prasy o zasigu oglnokrajowym. Z tyu szwenday si dwie ekipy wiadomoci telewizyjnych z kamerami cyfrowymi, wielkimi suchawkami i dugimi szarymi mikrofonami. Forresterowi migna znajoma twarz: blond korespondentka CNN z Londynu. Widzia j ju na kilku konferencjach wczeniej. CNN? Kto najwyraniej da cynk londyskim mediom o makabrycznym charakterze zabjstwa. Przyjrza si dokadniej zebranym na sali osobom. Na przedzie siedzieli trzej policjanci: zastpca komendanta Hayden w towarzystwie dwch modszych mczyzn po bokach. Duy niebieski ekran za ich plecami informowa: POLICJA WYSPY MAN. Zastpca komendanta unis do.

- Moe zaczniemy. - Wprowadzi dziennikarzy w okolicznoci zbrodni, opisujc odkrycie zwok i lakonicznie przedstawiajc sposb, w jaki gowa ofiary zostaa zakopana w ziemi. Jedna z dziennikarek wydaa stumiony okrzyk. Hayden urwa, pozwalajc, by zgromadzeni oswoili si z makabrycznym szczegem. Potem zaapelowa do ewentualnych wiadkw o kontakt z policj. Na koniec wystpienia przebieg wzrokiem po sali: - Czy macie pastwo pytania? Kilka rk wystrzelio w gr. - Moda dama z tyu. - Angela Darvill, CNN. Sir, czy zdaniem policji zachodzi jaki zwizek midzy tym zabjstwem a niedawnym zajciem na Covent Garden? Tego Hayden si nie spodziewa. Zauwaalnie si wzdrygn, rzuci okiem na Forrestera, ktry wzruszy ramionami. Nie byo tu dobrego wyjcia. Jeli prasa zwchaa ju powizanie, po sprawie. Mog prosi przedstawicieli mediw, by nie ujawniali tego faktu, tak by zabjcy nie wiedzieli, e policja czy te dwa zdarzenia, ale nie sposb byo odwoa tego, co kto ewidentnie powiedzia. Hayden przyj do wiadomoci wzruszenie ramion Forrestera i przenis wzrok z powrotem na amerykask dziennikark. - Pani Darvill, owszem, zachodz tu pewne wsplne okolicznoci. Ale wszystko, co wykracza poza to stwierdzenie, jest czyst spekulacj. Nie chciabym si w to teraz zagbia. Bylibymy wdziczni za pastwa dyskrecj w tej kwestii, co, jestem pewien, wietnie rozumiecie. Rozejrza si po sali, szukajc kolejnego pytajcego. Ale Angela Darvill ponownie podniosa rk. - Czy sprawa ma to religijne? - Nie rozumiem. - Gwiazda Dawida wycita na piersi. W obu przypadkach. Miejscowi dziennikarze odwrcili si i popatrzyli na Amerykank. Pytanie ich zdeprymowao, na caej sali zawrzao. Hayden nic nie wspomnia o ksztacie" ran citych. Na sali ucicho, kiedy zastpca komendanta odpowiedzia: - Pani Darvill. Prowadzimy ledztwo w sprawie brutalnej i bardzo powanej zbrodni.

Czas mija. A zatem myl, e powinnimy da szans zadania pytania pozostaym. Tak? - Brian Deley, Douglas Star". Miejscowy pismak pyta o potencjalny motyw zabjstwa i Hayden powiedzia, e na chwil obecn nie jest znany. Tych dwch wymienio jeszcze kilka pyta i odpowiedzi. Potem podnis si reporter z gazety oglnokrajowej i poprosi o informacj na temat ofiary. Komendant wyjani, e zamordowany by mieszkacem miasta, cieszcym si sympati lokalnej spoecznoci, mia on i dzieci. Zapalony eglarz. Hayden powid wzrokiem po sali, kolejno patrzc przybyym w oczy. - Niektrzy z tu zgromadzonych mog nawet kojarzy jego jacht, Syren. Czsto eglowa ze swoim synkiem Jonnym. - Umiechn si smutno. - Chopiec ma zaledwie dziesi lat. Przez kilka sekund panowaa cisza. Forrester pomyla, e tutejsza policja jak na razie spisuje si na medal. Komendant zrcznie gra na emocjach. To jedyny sposb, eby skoni wiadkw do zgoszenia si: apelowa do serca, nie do rozumu. A naprawd potrzebowali wiadkw. Poniewa nie mieli adnych ladw, DNA, odciskw. Nic. Hayden wskaza na ysiejcego mczyzn w anoraku. - Kolega w rogu? Pan... - Harnaby. Alisdair. Radio Trystyka. - Tak? - Czy zdaniem policji zbrodnia moe mie co wsplnego z niezwyk histori budynku? Hayden bbni palcami w blat stou. - Nic mi nie wiadomo o adnej niezwykej historii. - Chodzi mi o sposb, w jaki fort zosta zbudowany. Moe to ma jakie znaczenie? Wie pan, te wszystkie legendy... Palce policjanta znieruchomiay. - W tej chwili, panie Harnaby, prowadzimy ledztwo wielotorowo i nie wykluczamy adnego z tropw. Tusz jednak, e nie bdziemy si zajmowa legendami. I tylko tyle mog pastwu powiedzie. - Podnis si. - Wzywaj nas obowizki, zatem pozwolicie, e si poegnamy. W namiocie przed budynkiem moecie pastwo napi si kawy. Forrester popatrzy dokoa. To bya dobra, profesjonalna konferencja prasowa, mimo to czu wewntrzny niepokj. Co mu nie dawao spokoju. Popatrzy na Harnaby'ego. O czym ten

go mwi? Niezwyka historia budynku? To szo w parze z wnioskami Forrestera. Co byo z fortem nie tak. Architektura, ten imitatorski styl budynku: co tu nie grao. Alisdair Harnaby pochyla si wanie, eby wyj spod krzesa niebiesk plastikow torb. - Pan Harnaby? Odwrci si, jego okulary w cienkich oprawkach poyskiway refleksami jarzeniowego wiata. - Nadkomisarz Forrester. Jestem z Londynu. Harnaby patrzy na niego zdezorientowany. Forrester doda: - Scotland Yard. Ma pan chwil? Mczyzna odoy torb, Forrester usiad obok. - Zaciekawio mnie to, co pan powiedzia. O niezwykych dziejach budynku. Mgby mi pan je przybliy? Harnaby skin gow z byszczcymi oczyma. Powid wzrokiem po opustoszaej sali. - To, co pan widzi dzisiaj, to jest w istocie do nieudolna kopia poprzedniego budynku. - Rozumiem, zatem... - Pierwotny Fort witej Anny zosta zburzony w tysic dziewiset siedemdziesitym dziewitym roku. Nazywany by take Whaley's Folly. - A zbudowa go... ? - Jeruzalem Whaley. Lubienik. - Kto? - Bysior. Hulaka. Arystokratyczny ajdak. - Kto w rodzaju playboya? - I tak, i nie. - Harnaby si umiechn. - Mam tu na myli prawdziwy sadyzm od pokole dziedziczony z krwi. - Na przykad? - Ojcem Whaleya by Richard Chappell Whaley. Ale Irlandczycy nazywali go Podpalaczem Whaleyem. - Bo... - Nalea do anglo-irlandzkiej arystokracji. Protestanckiej. I lubi podpala kocioy irlandzkich katolikw. Gdy ci byli w rodku.

- Gupie pytanie. - C, owszem. - Harnaby si wyszczerzy. - A odpowied niesmaczna. Podpalacz Whaley nalea take do irlandzkiego klubu Hellfire. Bya to straszliwa zgraja chuliganw, nawet jak na owe czasy. - Rozumiem. A co z Jeruzalemem Whaleyem, jego synem? Harnaby cign brwi. W sali panowaa teraz taka cisza, e Forrester sysza plaskanie drobnych kropel deszczu o szyby wysokich okien. - Tom Whaley? Kolejny bysior. Rwnie brutalny i bezwzgldny jak jego ojciec. Ale nagle si zmieni. Po powrocie z dugiej podry na wschd, do Jerozolimy. Std jego przezwisko: Jeruzalem Whaley. Wydawao si, e ta wyprawa go odmienia. Zamaa. Forrester cign brwi. - Jak? - Wiemy tylko, e Whaley wrci jako inny czowiek. Zbudowa ten dziwny zamek: Fort witej Anny. Spisa pene skruchy wspomnienia. A potem zmar, zostawiajc zamek i mnstwo dugw. C za fascynujcy yciorys. Absolutnie fascynujcy. - Harnaby urwa. - Prosz mi wybaczy, panie komisarzu, ale czy aby nie mwi za duo? Czasami za bardzo mnie ponosi. Pasjonuj si miejscowym folklorem. Mam program w radiu powicony lokalnej historii, rozumie pan. - Prosz nie przeprasza. To bardzo interesujce. Mam jeszcze tylko jedno pytanie. Czy przetrway jakie pozostaoci pierwotnego budynku? - O, niestety. Kamie na kamieniu si nie osta. Wszystko zrwnano z ziemi. - Harnaby westchn. - To byy lata siedemdziesite! Zburzyliby katedr witego Pawa, gdyby mogli. Zaiste, wielka szkoda. Jeszcze kilka lat i budynek by si uchowa. - Zatem nic nie zostao? - Niestety. Chocia... - Twarz Harnaby'ego spochmurniaa. - Niby jest jeszcze co. - Co? - Tak si zastanawiam... Kry taka legenda. Raczej do osobliwa. - Chwyci swoj torb. - Poka panu! - Koyszc si na boki, ruszy w stron drzwi. Forrester poszed za nim do frontowego ogrodu, gdzie wia zimny wiatr i myo. Popatrzy w lewo; zobaczy Boijera stojcego przy namiocie policyjnym. Mijaa go wanie dziewczyna z CNN ze swoj ekip. Forrester wskaza na Angel Darvill i bezgonie nakaza

podwadnemu: pogadaj z ni, ustal, co wie. Boijer skin gow. Harnaby brn przez grzsk muraw przed budynkiem. Kiedy trawnik ustpi miejsca ywopotowi i murom, uklk, jakby mia zamiar pieli. - Prosz spojrze! Forrester przykucn obok i przyjrza si wilgotnej, ciemnej ziemi. Harnaby si umiechn. - Prosz! Widzi pan? Tutaj grunt jest ciemniejszy ni tam. Mia racj. Wydawao si, e kolor ziemi lekko si rni. Ta z murawy bya bardziej torfiasta i ciemniejsza ni ta dalej od domu. - Nie rozumiem? Dlaczego? Harnaby pokrci gow. - Irlandzka. - Przepraszam? - Ziemia. Nie pochodzi std. Pono z Irlandii. Forrester zamruga. Zaczo intensywniej pada, ale nie zwraca na to uwagi. W gowie widzia obracajce si wskazwki zegara spraw. Obracajce si cakiem szybko. - Moe pan to wyjani? - Bysior Whaley by impulsywnym czowiekiem. Kiedy zaoy si z kim, e wskoczy z okna drugiego pitra na konia i przeyje. Przey, ale ko zdech. - Harnaby zachichota. - Tak czy owak, legenda gosi, e zanim przeprowadzi si na wysp Man, zakocha si w Irlandce. Ale pojawi si pewien problem. - To znaczy? - Kontrakt maeski panny modej przewidywa, e moe ona mieszka tylko na irlandzkiej ziemi. By rok tysic siedemset osiemdziesity szsty, a Whaley wanie kupi ten dom. Za wszelk cen chcia tu sprowadzi ukochan, obchodzc postanowienia umowy. - Oczy Harnaby'ego byszczay. Forrester pomyla przez chwil. - I eby ona mieszkaa na irlandzkiej ziemi, przetransportowa cae jej tony z Irlandii. To chce pan powiedzie? - Ni mniej, ni wicej. Przywiz ogromny adunek ziemi na wysp Man i w ten sposb wypeni luby. Przynajmniej tak gosi legenda.

Komisarz pooy do na ciemnym, mokrym gruncie. - Wic nowy budynek wzniesiono na tej samej irlandzkiej ziemi. Takiej jak ta tutaj? - Niewykluczone. Forrester si podnis. Zastanawia si, czy zabjcy znali t dziwaczn histori. Mia niezachwiane wraenie, e tak. Poniewa zignorowali budynek, a zajli si tym, co wedug legendy byo jedyn pozostaoci po pierwotnym forcie: ziemi, na ktrej go postawiono. Forrester mia jeszcze jedno pytanie. - Dobrze, panie Harnaby, ale skd dokadnie miaa niby pochodzi ta ziemia? "* - Nie wiadomo. - Dziennikarz zdj okulary, by zetrze krople deszczu ze szkie. Jednake kiedy miaem hipotez, e zostaa przywieziona z okolic Montpelier House. - Czyli? Harnaby zamruga. - Siedziby irlandzkiego klubu Hellfire.

17

Pojechali do dzielnicy, w ktrej mieszkaa Christine. Zaparkowali gwatownie na rogu. Rob wysiad z land-rovera i rozejrza si dokoa. U wylotu ulicy wznosi si meczet, jego smuke i strzeliste minarety byy skpane w jaskrawozielonym wietle jupiterw. Obok duego czarnego bmw dyskutowao dwch wsatych mczyzn w garniturach. Popatrzyli przelotnie na Roba i Christine, potem wrcili do gniewnej wymiany zda. Christine poprowadzia Roba do zakurzonej klatki schodowej nowoczesnego bloku. Winda bya zajta albo zepsuta, wic pokonali trzy pitra na piechot. Mieszkanie okazao si due, przestronne i widne, i niemal pozbawione mebli. Na polakierowanym parkiecie leay w rwnych kupkach ksiki, setki ich byy upchnite na regaach. Po jednej stronie stao due stalowe biurko i skrzana kanapa, wiklinowy fotel znajdowa si naprzeciwko. - Nie lubi przeadowanych mieszka - wyjania Christine. - Dom to maszyna do mieszkania. - Le Corbusier. Umiechna si i skina gow, a on odpowiedzia jej umiechem. Podobao mu si to mieszkanie. Byo bardzo w stylu Christine. Proste, intelektualne, eleganckie. Przyjrza si wiszcemu na cianie duemu zdjciu. Przedstawiao dziwn, niesamowit wie z pomaraczowozotych cegie w otoczeniu bezadnych ruin na tle bezkresnej pustyni. Usiedli obok siebie na sofie. Christine ponownie wycigna notes i jeszcze raz przegldaa gryzmoy Breitnera. - No wic. - Rob nie mg si powstrzyma. - Pszenica samopsza? Ale Christine nie suchaa, trzymaa notes bardzo blisko przy twarzy. - Ta mapa... - mylaa na gos. - Te liczby i te tutaj... Kobieta Orra Keller... Moe... Rob czeka, a odpowie na pytanie. Bez skutku. Poczu powiew wiatru: wychodzce na

ulic okna byy otwarte. Sysza dochodzce z zewntrz odgosy. Podszed do okna i popatrzy w d. Wsacze nadal stali na ulicy, ale teraz tu pod blokiem Christine. Inny mczyzna w ciemnym anoraku majaczy w drzwiach sklepu naprzeciwko: duego salonu wystawienniczego motorowerw Hondy. Wsaci podnieli wzrok, kiedy Rob wychyli si z okna. Bez sowa mierzyli go wzrokiem. Po prostu patrzyli w gr. Ten w sklepie take. W sumie trzech mczyzn gapio si na Roba. Zacz si zastanawia, czym to grozi. Ale po chwili uzna, e wpada w paranoj. Niemoliwe, eby caa anhurfa ich ledzia, ci trzej to po prostu zwykli ludzie. Zbieg okolicznoci, nic wicej. Przymkn okno i rozejrza si po pokoju. Moe ktra z ksiek stojcych na pkach mogaby pomc. Przejecha kciukiem po kilku tytuach: Syryjski epipaleolit, Nowoczesna mikroanaliza elektronowa, Antropofagia doby prekolumbijskiej. Niezupenie bestsellery. Zobaczy bardziej oglnikow pozycj. Encyklopedia archeologii. Wysun j z pki, odszuka indeks tematyczny i z miejsca znalaz: pszenica samopsza, strona 97. Okazao si, e jest to rodzaj dziko rosncej trawy. Wedug informacji zamieszczonych w encyklopedii wystpowaa naturalnie na terenach poudniowo-wschodniej Anatolii. Zerkn na mapk na ssiedniej stronie, ktra pokazywaa, e samopsza ronie na terenach w okolicach anhurfy. Wygldao na to, e w bardzo niewielu regionach poza tym. Rob czyta dalej. Trawa niszych gr i pogrzy. Odegraa podstawow rol w zacztkach rolnictwa, w przejciu od owiectwa-zbieractwa do uprawy roli. Razem z pszenic paskurk bya prawdopodobnie pierwsz znan form ycia udomowion przez czowieka". I do tego udomowienia doszo w poudniowo-wschodniej Anatolii i ssiednich rejonach. W pobliu anhurfy. Strona, ktr czyta, odsyaa do kolejnego hasa: pocztkw rolnictwa. Poniewa wszystko wskazywao na to, e temat odgrywa istotn rol w zagadce Gbekli, Rob otworzy encyklopedi na nastpnym artykule. Przelecia szybko wzrokiem strony. winie i kury. Psy i bydo. Paskurka i samopsza. Jego uwag przykuy ostatnie akapity. Wielka zagadka pocztkw rolnictwa sprowadza si nie do pytania jak, ale dlaczego. Wiele dowodzi, e przejcie na wczesne rolnictwo wymagao od p ierwszych ludw rolniczych ogromnego wysiku, zwaszcza w porwnaniu z relatywnie swobodnym i zasobnym stylem ycia owcw-zbieraczy. Zachowane pozostaoci szkieletw pokazuj, e pierwotni

rolnicy czciej padali ofiar rnych chorb ni ich polujcy przodkowie, nadto yli krcej i w trudniejszych warunkach. Podobnie rzecz si przedstawiaa z udomowionymi zwierztami, ktre w pocztkowym okresie rozwoju hodowli miay sabsz budow ciaa i odporno ni ich dzicy przodkowie". Rob pomyla przez chwil o maym kosie pszenicy, potem czyta dalej. Wspczeni antropolodzy take potwierdzaj, e owcy-zbieracze-wiedli stosunkowo beztroskie ycie, trudzc si nie wicej ni dwie czy trzy godziny dziennie. Rolnicy tymczasem musieli pracowa przez lwi cz dnia, zwaszcza wiosn i latem. Wikszo prac w prymitywnej uprawie roli jest wyczerpujca i monotonna". Ostatnie zdania artykuu brzmiay: Tak wygldaa uderzajca zmiana warunkw ycia, jaka nastpia z chwil pojawienia si rolnictwa. Niektrzy badacze definiuj j w kategoriach upadku: od edeskiej wolnoci myliwego do codziennego znoju rolnika. Podobne spekulacje w sposb oczywisty wykraczaj poza sfer nauki, niemniej jednak ten artyku... " Rob zamkn ksik. Sysza trzepotanie zason. Chodny, melancholijny pustynny wiar naprawd przybra na sile. Wsun ksik z powrotem na pk i na chwil przymkn oczy. Znowu poczu zmczenie. Chcia si pooy spa, koysany przez ten cudowny powiew, jego cich i delikatn skarg. - Robert! - Christine z uwag studiowaa ostatni stron notesu. - Sucham? - Te numery. Jeste dziennikarzem. Znasz si na takich rzeczach. Co mylisz? Rob usiad obok niej i popatrzy na ostatnie strony notesu. Figurowaa tam mapa". Jedna rozedrgana linia, przechodzca w cztery, ktre by moe symbolizoway rzeki. Faliste szlaczki reprezentoway chyba gry. Albo morze. Prawdopodobnie gry. By te bardzo uproszczony symbol drzewa. Moe mia oznacza las? Wida byo take jakie zwierz. Konia albo wini. Breitner zdecydowanie nie by Rembrandtem. Rob pochyli si bliej. Numery sprawiay dziwaczne wraenie. Na jednej stronie znajdowa si rzd cyfr. Wiele z nich powtarzao si te na mapie. Nad rysunkiem figurowa znak kompasu z numerem 28 przy strzace pokazujcej wschd. Obok jednej z falistych linii staa liczba 211. Przy symbolu drzewa napisano 29. Niej jeszcze 61 i 62, a take kilka znacznie wikszych liczb: 1011, 1132. Nastpnie ta uwaga, gdzie pojawiaa si Orra Keller, potem ju nie byo liczb. W ogle niczego. Zapiski uryway si nagle w poowie strony. Co to wszystko mogo znaczy? Rob zacz dodawa do siebie liczby. Zaraz jednak

przesta, bo stwierdzi, e to bez sensu. Moe wizay si z wykopaliskiem: moe to kod na oznaczenie poszczeglnych znalezisk, rysunki za pokazuj miejsca, gdzie zostay wykopane... Wczeniej zakada, e mapka przedstawia Gbekli. To byo oczywiste rozwizanie. Ale jako nie trzymao si kupy. W pobliu Gbekli przepywaa tylko jedna rzeka: Eufrat, i to dobre pidziesit kilometrw dalej. Poza tym na szkicu nie byo wida adnego symbolu Gbekli niczego, co odnosioby si do megalitw. Uwiadomi sobie, e pogry si w rozmylaniach na dobrych kilka minut. Christine na niego patrzya. - Dobrze si czujesz? Umiechn si. - No to nam zabi wieka. To naprawd jest frapujce. - Prawda? Zupenie jak amigwka. - Zastanawiaem si, czy te numery mog oznacza znaleziska? Przedmioty, ktre wykopalicie w Gbekli? Pamitam, e widziaem jakie liczby na tych maych torbach... tych, do ktrych wkadacie groty i te inne? - Nie. Niezy pomys, ale nie. Znaleziska s numerowane, kiedy id do magazynu w muzeum. Nadajemy im oznaczenia cyfrowo-literowe. Rob czu, e j zawid. - Aha. To tylko taka hipoteza. - Hipotezy s dobre. Nawet kiedy s ze. Rob ziewn ponownie. Do si napracowa jak na jeden dzie. - Masz co do picia? To proste pytanie podziaao na Francuzk bardzo oywczo. - Mj Boe. - Wstaa. - Strasznie przepraszam. Wychodz na fataln gospodyni. Napijesz si whisky? - Bardzo chtnie. - Single malt? - Jeszcze chtniej. Patrzy, jak znika w kuchni. Kilka chwil pniej wrcia, niosc na tacy kufel wypeniony lodem, dwie przysadziste szklaneczki, wod mineraln i wysok butelk szkockiej. Postawia szklaneczki na biurku, odkrcia butelk glenlivet i nalaa na wysoko trzech palcw. W wietle

stojcej lampy ciemny trunek mieni si rnymi odcieniami bursztynu. - Lodu? - Wody. - Commes les Britanniques. Nalaa troch mineralnej z plastikowej butelki, podaa Robowi szklaneczk i usiada obok. Szko byo zimne w dotyku, jakby stao w lodwce. Nadal sysza gosy dochodzce zza okna. Wsacze sprzeczali si ju od godziny. O co? Westchn i przycisn zimn szklank do czoa, obracajc j na boki. - Zmczony? - Tak. A ty nie? - Owszem. Moe przepisz si u mnie? Sofa jest bardzo wygodna. Rob przez chwil rozwaa propozycj: myla o wsaczach na zewntrz. O ciemnej postaci krccej si w drzwiach sklepu. Nie chcia zosta sam i naprawd nie mia ochoty i taki kawa do hotelu. - Tak, jeli to nie kopot. - Oczywicie, e nie. Przekna szybko resztk szkockiej, potem zakrztna si, szykujc mu kodr i poduszki. Rob by tak zmczony, e zasn, gdy tylko Christine zgasia wiato. Od razu pojawi si jaki majak. niy mu si liczby, Breitner i pies. Czarny pies przemykajcy ciek i gorce soce. Jaki pies. Jaka twarz. Pies. Ze snu wyrwa go huk. Zerwa si z sofy. Na zewntrz byo jasno. Jak dugo spa? Co to by za haas? Pprzytomny zerkn na zegarek. Dziewita rano. W mieszkaniu panowaa cisza. Ale to powtarzajce si dudnienie, co to jest? Podbieg do okna.

18

Wychyli si przez okno. Miasto tono w zgieku. Rojnymi ulicami paradowali handlarze pieczywem, niosc na gowach wielkie tace z bueczkami, sodkimi wypiekami i preclami z sezamem. Po chodnikach suny motorowery, lawirujc midzy niadymi uczennicami z torbami przerzuconymi przez rami. Rob ponownie usysza huk. Przeczesa wzrokiem okolic. W sklepie troch dalej jaki mczyzna kroi baklaw noem do pizzy. I znowu: up! Wtedy zobaczy motocykl: starego, czarnego angielskiego triumpha strzelajcego z ganika. Waciciel zszed z maszyny i ze zoci kopa j raz za razem lew nog. Rob mia si wanie cofn, kiedy zobaczy co jeszcze. Policj. Z dwch stojcych na ulicy samochodw wysiadali trzej policjanci. Dwch miao na sobie mundury z widocznymi plamami potu, trzeci elegancki niebieski garnitur i bladorowy krawat. Podeszli do wejcia do bloku Christine, osiemnacie metrw niej, i zatrzymali si. Jeden przycisn guzik domofonu. W mieszkaniu rozleg si bardzo gony dwik dzwonka. Christine wyonia si z sypialni, cakowicie ubrana. - Christine, policja... - Wiem. Wiem - powiedziaa. - Dzie dobry, Robercie. Na jej twarzy malowao si napicie, ale nie strach. Podesza do domofonu i otworzya drzwi na dole. Rob woy buty. Kilka chwil pniej policjanci siedzieli ju w mieszkaniu - i na karku Christine. Ten wygarniturzony by bardzo uprzejmy, elokwentny, lekko zowrogi i mody, ledwo po trzydziestce. Zerkn z zaciekawieniem na Roba.

- Pana nazwisko? - Rob Luttrell. - Ten brytyjski dziennikarz? - C, amerykaski, ale mieszkam w Londynie. - wietnie. To si doskonale skada. - Funkcjonariusz umiechn si, jakby dosta niespodziewanie duy czek. - Jestemy tu, by porozmawia z pani Meyer o zabjstwie jej przyjaciela Franza Breitnera. Ale chcielibymy take z panem zamieni kilka sw. Moe pniej? Rob skin gow. Spodziewa si spotkania z policj, ale mia idiotyczne poczucie winy, e zosta zdybany akurat tutaj: w mieszkaniu Christine o dziewitej rano. By moe wygarniturzony chcia wykorzysta jego skrpowanie. Umiecha si dwuznacznie i z wyszoci. Podszed do biurka, potem posa Robowi kolejne wyniose spojrzenie. - Nazywam si Kiribali. Poniewa najpierw chcielibymy porozmawia z pani Meyer, i to na osobnoci, najlepiej by byo, gdyby pan mg wyj na jak godzin. - No c, zgoda. - Ale prosz nie odchodzi daleko. Najwyej godzina. Potem zajmiemy si panem. Znowu gadzi umiech. - Czy to panu odpowiada, panie Luttrell? Rob popatrzy na Christine. Skina smutno gow. Jeszcze raz poczu si winny: tym razem dlatego, e zostawia j sam z tym odraajcym typem. Ale nie mia wyjcia. Chwyci marynark i opuci mieszkanie. Nastpn godzin spdzi, spywajc potem na plastikowym siedzeniu w gwarnej kawiarence internetowej, starajc si nie zwraca uwagi na postkujcego po prawej stronie starszego mczyzn w stroju piekarza cigajcego lesbijskie porno. Sam zaj si liczbami z notesu Breitnera. Wpisa je do kadej dostpnej wyszukiwarki, przestawia je i zamienia na wszystkie moliwe sposoby. Co mog oznacza? Z pewnoci s wskazwk, moe kluczem. By moe to po prostu paginy, numery stron. Ale jakiej ksiki? No i chyba s zbyt wysokie: 1013? Turecki piekarz skoczy surfowa. Z nadsan min przeszed szybko obok Roba, ktry ponownie spojrza na ekran i jeszcze raz przestawi cyfry. O co w tym wszystkim chodzi? Czy to mog by wsprzdne geograficzne? Lata kalendarzowe? Wyniki datowania metod radiowglow? Nie mia pojcia.

Czu instynktownie, e najlepsz metod na rozgryzienie takiej amigwki jest porzucenie jej na jaki czas: pozwolenie, by zaja si ni podwiadomo. Niczym komputer szumicy gdzie w tle. Znany, wyprbowany sposb. Rob czyta kiedy o naukowcu nazwiskiem Kekule, ktry zmaga si z problemem budowy molekularnej benzenu. Mczy si bezskutecznie caymi miesicami. Nagle pewnej nocy przyni mu si w z ogonem w pysku: staroytny symbol, tak zwany uroboros. Kekule obudzi si, przypomnia sobie sen i zrozumia, e przemwia jego podwiadomo: molekua benzenu tworzy piercie, koo - niczym w poerajcy wasny ogon. Jak uroboros. Pospieszy do laboratorium sprawdzi t hipotez. Rozwizanie, ktre mu si przynio, okazao si suszne. Ot, moc podwiadomoci. Zatem moe lepiej zrobi, jeli tymczasem zostawi problem w umysowej piwnicy, pozwoli mu fermentowa. Jest nadzieja, e wtedy wyjanienie zagadki liczb Breitnera pojawi si nagle, kiedy bdzie zajty czym innym: gdy bdzie bra prysznic, goli si, spa lub prowadzi samochd. Albo rozmawia z policj... Policja! Sprawdzi czas. Mina godzina. Zapaci wacicielowi kafejki i ruszy szybko do mieszkania Christine. Drzwi otworzy jeden z umundurowanych policjantw. Christine siedziaa na sofie, ocierajc oczy. Drugi z funkcjonariuszy podawa jej chusteczki. Rob si najey. - Prosz si nie niepokoi, panie Luttrell. - Kiribali siedzia na biurku z nogami skrzyowanymi w kostkach. Mwi nonszalanckim, aroganckim tonem. - Nie jestemy w Iraku. Ale dla panny Meyer rozmowa o mierci jej przyjaciela bya do nieprzyjemna. Christine popatrzya nieufnie na policjanta i Rob zobaczy w jej oczach niech. Potem posza do sypialni i zatrzasna za sob drzwi. Kiribali obcign olepiajco biae mankiety koszuli i machn wypielgnowan doni w kierunku sofy, pokazujc Robowi, by usiad. Dwaj pozostali policjanci stanli po przeciwnej stronie pokoju. Niemi stranicy. Kiribali umiechn si do Roba. - Zatem jest pan czowiekiem pira? - Tak. - Piknie! Rzadko mam okazj rozmawia z prawdziwym pisarzem. To jest takie prymitywne miasto. No bo, rozumie pan, Kurdowie... - Westchn. - Raczej daleko im do... uczonych. - Postuka dugopisem w brod. - Studiowaem literatur angielsk w Ankarze. To dla

mnie prawdziwa przyjemno, panie Luttrell. - C, jestem tylko dziennikarzem. - Hemingway te by tylko dziennikarzem. - Zgoda. Ja jestem tylko pismakiem. - Ale niepotrzebna skromno. Jest pan literatem. W dodatku angielskim. - Jego oczy miay ciemnogranatowy kolor. Rob zastanawia si, czy nie nosi kolorowych soczewek. Emanowa prnoci. - Uwielbiam amerykask poezj. Zwaszcza kobiec. Emily Dickinson. I Sylvi Plath. Zna je pan? - Popatrzy na Roba z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. - Niby parowz, niby parowz sapic wiozcy mnie jak yda... myl, e mogabym by ydwk".[Sylvia Plath, Tatu, prze. Jan Roztworowski, w: Sylvia Plath, Poezje wybrane, WL, Krakw 2004, str. 65-67 (przyp. tum.).] - Umiechn si swobodnie. - Czy to nie s jedne z najbardziej zatrwaajcych wersw w literaturze? Rob nie wiedzia, co odrzec. Nie chcia dyskutowa o poezji z policjantem. Kiribali westchn. - Moe kiedy jeszcze bdzie okazja o tym porozmawia. - Macha dugopisem midzy pacami. - Teraz mam tylko kilka pyta. Wiem, e nie by pan naocznym wiadkiem domniemanego zabjstwa. W konsekwencji... I zaczo si przesuchanie. Byo pobiene, by nie rzec symboliczne. Niemal bezsensowne. Turek na dobr spraw puszcza jego odpowiedzi mimo uszu, jeden z policjantw apatycznie wcza i wycza dyktafon. Na koniec Kiribali zada kilka osobistych pyta. Relacja Roba z Christine najwyraniej bardziej go interesowaa. - Ona jest ydwk, prawda? Rob skin gow. Kiribali umiechn si, zadowolony, jakby wanie si rozwiza jego najwikszy problem, potem odoy dugopis, ukadajc go dokadnie wzdu skraju biurka. Pstrykn palcami, picy policjanci oywili si i caa trjka ruszya do drzwi. Przystanwszy na progu, Kiribali poprosi Roba, eby powtrzy Christine, e by moe bdzie musiaa odpowiedzie jeszcze na kilka pyta kiedy w przyszoci". Po tych sowach znikn, zostawiajc za sob toksyczn smug zapachu wody koloskiej. Rob si odwrci. W drzwiach sypialni staa Christine. Znowu wygldaa na opanowan i rozlunion. Miaa na sobie bia koszul i spodnie khaki. - Co za totalny palant.

Christine wzruszya ramionami z rezygnacj. - Peut-tre. Po prostu wykonuje swoj prac. - Doprowadzi ci do ez. - Mwic o Franzu. Tak. Nie zdarzyo mi si to od kilku dni. Rob podnis swoj marynark, ale zaraz j odoy. Popatrzy na notes Breitnera lecy na biurku. Nie wiedzia, co teraz zrobi. Nie wiedzia, gdzie zmierza ani dokd zaprowadzi go ta historia, wiedzia tylko, e jest w ni zamieszany i by moe nawet grozi mu niebezpieczestwo. A moe to zwyka paranoja? Przenis wzrok na zdjcie na cianie. C za niesamowita wiea. Christine posza wzrokiem za jego spojrzeniem. - Charan. - Gdzie to jest? - Nie tak daleko std, jak godzin drogi. - Oczy jej rozbysy. - Wiesz co, mam pomys. Chciaby j obejrze? Jeszcze raz wyjecha z Urfy? Wolaabym chyba by gdzie indziej. Wszdzie, byle nie tu. Rob skin gow z entuzjazmem. Z kadym dniem pobytu w kurdyjskiej czci Turcji czu, e pustynia coraz mocniej go pociga. Ascetyczno pustynnych cieni, cisza nagich dolin: wszystko mu si podobao. Teraz za wizja bezludnej guszy wydawaa si szczeglnie zachcajca w porwnaniu z czajeniem si w gorcej anhurfie. - Zbierajmy si. Droga bya duga, a krajobraz na poudnie od miasta nawet jeszcze surowszy ni pustynia otaczajca Gbekli. Wielkie te rwniny rozcigay si a po rozedrgany szary horyzont, piaszczyste pustkowia oblegay samotn, rozpadajc si kurdyjsk wiosk. Soce palio. Rob opuci do koca szyb, ale powietrze nadal byo gorce, jakby na samochd skierowano kilka lamp lutowniczych. - Latem zdarza si, e temperatura dochodzi tu do pidziesiciu stopni - powiedziaa Christine, zmieniajc bieg z dononym zgrzytem. - W cieniu. - W gowie si nie mieci. - Oczywicie nie zawsze tak byo. Klimat zmieni si dziesi tysicy lat temu. Jak ci mwi Franz... Przez jakie pidziesit kilometrw rozmawiali o notesie Breitnera: o mapie, gryzmoach i oczywicie o liczbach. Ale adne z nich nie miao nowych pomysw. Podwiadomo Roba

najwyraniej wzia sobie wolne. Zasada, ktra zadziaaa w wypadku profesora Kekule, tym razem nie wypalia. Podjechali do wojskowej blokady drogowej. Krwistoczerwona turecka flaga zwisaa apatycznie w socu poudnia. Jeden z onierzy wsta, ze znudzon min sprawdzi paszport Roba, ypn przelotnie na Christine przez okno samochodu i gestem rki pozwoli im jecha dalej rozpalon drog. P godziny pniej Rob zobaczy nagle dziwn wie majaczc na horyzoncie. By to rozupany filar ogromnej, wysokiej na siedem piter budowli z wypalanych cegie. - Co to jest? Christine zjechaa z gwnej drogi w stron wiey. - Naley do najstarszej islamskiej uczelni na wiecie. Charan. Ma co najmniej tysic lat. Teraz, jak widzisz, jest w ruinie. - Wyglda jak wiea z kart tarota. Ta, w ktr uderza piorun. Christine pokiwaa gow w roztargnieniu. Parkujc wz, patrzya przez okno na rzd domkw z glinianymi dachami w ksztacie kopu. Na przylegajcym podwrku troje dzieci kopao szmaciank. Kozy pobekiway w lejcym si z nieba arze. - Widzisz je? - Te lepianki? Mhm. - Stoj tu by moe od trzeciego tysiclecia przed nasz er. Charan jest potwornie stare. Wedug legendy Adam i Ewa mieli si tu osiedli po wyrzuceniu z raju. Rob przez chwil myla o nazwie miasta: Charan. Wywoywaa w nim gboko upione wspomnienie ojca czytajcego na gos Bibli. - Jest o nim mowa w Genezis. - Sucham? - W Ksidze Rodzaju - powtrzy. - Rozdzia 11, wers 13. Abraham tu y. W Charanie. Christine umiechna si. - Jestem pod wraeniem. - Ja nie. Wolabym nigdy nie sysze tych bzdetw. Tak czy siak - doda - to skd to niby wiadomo? - Co wiadomo? - e to wanie jest miasto, w ktrym zamieszkali Adam i Ewa po upadku? Dlaczego nie

Londyn? Albo Hongkong? - Nie wiem. - Umiechna si, syszc sarkazm w jego gosie. - Ale nie ma wtpliwoci, tak jak mwisz, e wczesne przekazy o Abrahamie wywodz si z tego regionu. Abraham jest silnie kojarzony z anhurf. I, tak, to w Charanie objawi mu si Bg. Rob ziewn, wysiad z samochodu i rozejrza si po okolicy. Christine doczya do niego. Razem patrzyli, jak parchata czarna koza czochra si o przearty rdz stary autobus, ktry, nie wiedzie czemu, na jednym z bokw pobrudzony by krwi. Rob si zastanawia, czy miejscowi chopi nie urzdzili sobie w pojedzie prowizorycznej ubojni. To byo dziwne miejsce. - No to ustalilimy, e std pochodzi Abraham. I by ojcem... trzech monoteistycznych religii? - Tak. Judaizmu, chrzecijastwa i islamu. Da pocztek im wszystkim. A kiedy opuci Charan, uda si do ziemi Kanaan, niosc sowo Boga, wsplnego Boga Biblii, Talmudu i Koranu. Rob sucha tego z nieokrelonym, ale uporczywym wraeniem niepokoju. Opar si o samochd i rozmyla: napywao do niego coraz wicej wspomnie z dziecistwa. Ojciec czytajcy urywki Ksigi Mormonw. Wujkowie cytujcy Ksig Koheleta. Ciesz si modziecze w modoci swojej". To by jedyny ustp z Biblii, ktry Robowi si podoba. Przytoczy go teraz na gos, potem doda: - A co z ofiar? Tym zamordowaniem syna? - Szuka potwierdzenia w inteligentnej twarzy Christine. - Kojarz jak histori o Abrahamie i jego synu, zgadza si? Skina gow. - Ofiarowanie Izaaka. Prorok Abraham mia zaszlachtowa wasnego syna w ramach ofiary, ktrej zayczy sobie Jahwe. Ale Bg powstrzyma ostrze. - No prosz. adnie ze strony staruszka. Christine si rozemiaa. - Chcesz tu zosta czy wolisz obejrze co jeszcze bardziej niesamowitego? - Jedmy, mamy dobr pass. Wskoczyli z powrotem do samochodu. Christine wrzucia bieg i odjechali. Rob rozpar si wygodnie na siedzeniu i patrzy, jak krajobraz rozpywa si w pyle i piasku. Co jaki czas na falujcych pagrkach pojawia si samotny zdewastowany budynek albo zrujnowany zamek z czasw imperium osmaskiego. Albo przemykajcy samotnie pustynny demon. I nagle, rzecz

niebywaa, krajobraz sta si jeszcze surowszy, droga bardziej wyboista. Nawet niebo jakby pociemniao, przybierajc barw zowieszczej purpury. Upa by niemal nie do wytrzymania. Samochd posuwa si z klekotem obok powotych wzniesie i po gorcych, zrytych koleinami drogach. Bezkresnego jaowego pustkowia nie zakcao adne drzewo. - Sogmatar - powiedziaa wreszcie Christine. Zbliali si do malekiej wioski: kilka betonowych budynkw zagubionych w cichej dolinie w samym rodku spalonej socem pustki. Przed jednym z domostw rzuca si w oczy zaparkowany duy jeep, byo te kilka innych samochodw, ale na uliczkach i podwrkach wkoo nie byo wida nikogo. Robowi natychmiast nasuno si na myl skojarzenie z Los Angeles. Wielkie samochody, palce soce i ywej duszy. Niczym miasto ogarnite zaraz. - Kilku bogatych Urfaczykw ma tu domki letniskowe - powiedziaa Christine. - Razem z Kurdami. - Dlaczego kto w ogle chciaby mieszka w takim miejscu? - Ma swoj atmosfer. Zobaczysz. Wyszli z samochodu prosto w piec dusznego skwaru. Christine sza przodem, gramolc si przez rozpadajce si resztki starych murw, porozrzucane rzebione bloki marmuru. Te ostatnie przypominay rzymskie kapitele. - Tak - powiedziaa Christine, uprzedzajc pytanie Roba. - Byli tu Rzymianie, Asyryjczycy te. Wszyscy tu byli. Zbliyli si do duego, ciemnego otworu w osobliwym, przysadzistym budynku, wykutym dosownie w skale. Weszli do rodka. Mino kilka sekund, zanim oczy Roba przyzwyczaiy si do panujcego tam mroku. W rodku unosi si wszechogarniajcy smrd koziego gwna. Ostry, podszyty wilgoci i przytaczajcy. - To pogaska witynia ku czci bstw lunarn ych - wyjania Christine. Wskazaa kilka grubo ciosanych postaci wyrzebionych w cianach toncego w mroku wntrza. - Tu jest bg ksiyca, wida jego rogi, spjrz, sierp ksiyca. Mocno kruszejca posta miaa rodzaj hemu: dwa rogi tworzce ksztat ksiyca w nowiu tkwiy na jej gowie. Rob przesun doni po kamiennym obliczu. Byo ciepe i dziwnie

lepkie w dotyku. Odsun rk. Rozpadajce si wizerunki starych bstw patrzyy na niego zniszczonymi oczyma. Dokoa byo tak cicho, e sysza bicie wasnego serca. Ich uszu dochodziy jedynie ledwie syszalne odgosy z zewntrz: podzwanianie dzwoneczkw kz i powistywanie pustynnego wiatru. Olepiajcy blask soca na zewntrz sprawia, e pomieszczenie wydawao si jeszcze ciemniejsze. - Dobrze si czujesz? - Nic mi nie jest. Podesza do ciany naprzeciwko. - witynia pochodzi z drugiego wieku naszej ery. Chrzecijastwo roso wtedy w si, ale tutaj ludzie nadal czcili dawne bstwa. Z rogami. Uwielbiam to miejsce. Rozejrza si dokoa. - Bardzo adnie. Powinna kupi tu sobie mieszkanie. - Zawsze jeste sarkastyczny, kiedy czujesz si nieswojo? - Moemy si napi kawy? Christine zachichotaa i wyprowadzia go ze wityni. - Chc ci pokaza jeszcze jedno miejsce. Rob poczu prawdziw ulg, opuciwszy parn, cuchnc ciemno. Ruszyli w gr po rumowisku i gorcej ziemi. Odwrci si na moment dla zapania tchu i zobaczy dziecko patrzce na nich z jednej z biednych chaup: ma, ciemn twarzyczk w rozbitym oknie. Christine stana na szczycie rumowiska. - witynia Wenus. Rob pokona ostatnie metry wzniesienia i stan obok niej. Wiatr tutaj by rzeki, cho nadal piekielnie gorcy. Roztacza si std widok na niezwyky krajobraz. Kilometry niekoczcego si pofadowanego pustkowia. Zwietrzae skupiska martwych ska. Gry poznaczone czarnymi oczodoami jaski. Rob przypuszcza, e mieszcz si tam nastpne witynie i pogaskie sanktuaria. Jedno bardziej zdewastowane od drugiego. Popatrzy na klepisko, na ktrym stali, podog wityni pod goym niebem. - A to kiedy zostao zbudowane? - Przypuszczalnie przez Asyryjczykw albo Kananejczykw. Nikt nie wie na pewno. Jest bardzo stare. Najpierw zajli to Grecy, potem Rzymianie. Z pewnoci skadano tu ofiary z ludzi. - Pokazaa na obienia biegnce w rzebionej skale poniej. - Spjrz. Tdy spywaa krew.

- Okay. - Te wszystkie wczesnolewantyskie religie luboway si w rytualnych mordach. Rob popatrzy na pustynne wzgrza i ma wiosk w dole. Dziecko o niadej twarzyczce znikno, rozbite okno byo puste. Jeden z samochodw odjeda z Sogmataru drog w dolinie, ktra biega korytem wyschnitej starej rzeki. Sprbowa wyobrazi sobie siebie w roli skadanej na otarzu ofiary. Nogi skrpowane szorstkim sznurem, rce unieruchomione na plecach, mierdzcy oddech kapana na twarzy, a potem uderzenie blu, ostrze zanurzajce si w klatce piersiowej... Odetchn gboko i nadgarstkiem otar pot z czoa. Pora wraca. Machn rk w kierunku samochodu. Christine skina gow i zaczli schodzi ze wzgrza do czekajcego land-rovera. Ale w poowie zbocza Rob si zatrzyma. Popatrzy na wzniesienie. I nagle, ni std, ni zowd ju wiedzia. Zrozumia znaczenie liczb. Tych z notesu Breitnera.

19

Pogoda bya nadal pod psem. Oowianoszare niebo wygldao rwnie pospnie jak zielone, smagane wiatrem pola niej. Boijer, Forrester i Alisdair Harnaby jechali duym samochodem na poudnie wyspy. Przed nimi suno inne dugie czarne auto z zastpc komendanta Haydenem i jego wsppracownikami. Forrester czu narastajcy niepokj. Czas mija: przecieka mu midzy palcami. A kada stracona minuta przybliaa ich do kolejnej makabry. Nastpnego nieuchronnego zabjstwa. Westchn ciko. Niemal ze zoci. Ale przynajmniej ju co mieli: pierwszy trop. Jaki farmer zauway co dziwnego w odlegym zaktku wyspy, daleko na poudnie, w pobliu Castletown. Forrester namwi Alisdaira Harnaby'ego, eby zabra si z nimi na przesuchanie, dziennikarz mg dostarczy wicej informacji z zakresu historii, a komisarz przeczuwa, e to historyczne jest istotne. Ale najpierw Forrester chcia si dowiedzie, co powiedziaa dziewczyna z CNN. Boijer wyjani, e Angela Darvill usyszaa o wypadku na Craven Street od jakiego pismaka z Evening Standard". - Zatem sama powizaa obie sprawy - stwierdzi Forrester. - Susznie. - Tak, sir. Ale powiedziaa co jeszcze. Pono zdarzy si jeszcze podobny przypadek, a waciwie dwa. W stanie Nowy York i Connecticut. W Nowej Anglii. - Co to znaczy podobny? - Taki sam rodzaj wymylnych tortur. - Gwiazda Dawida? Boijer zaprzeczy i doda: - Ale cicie ciaa tak. I obdzieranie ze skry. Powiedziaa, e to jedna z najpotworniejszych zbrodni, jakie przyszo jej relacjonowa.

Forrester opad na oparcie i wyjrza przez okno. Jak okiem sign rozcigay si niskie wzgrza w kolorze spokojnej zieleni. Od czasu do czasu na tym wiejskim pustkowiu migay zabudowania gospodarcze maej farmy i niskie pochye drzewa o dziwnie powyginanych i poamanych przez wiatr konarach. Sceneria przypomniaa mu urlop, ktry spdzi na Skye. Tamtejszy krajobraz te mia w sobie to melancholijne pikno; melancholijne pikno ocierajce si o prawdziwy, drczcy smutek. Forrester przegoni z gowy myl o crce i spyta: - Kto popeni te zabjstwa? - Nie ustalono. Ale to naprawd dziwne. Takie podobiestwo, znaczy si. Droga przed nimi zamienia si w wyobiony koleinami gociniec prowadzcy wrd targanych wiatrem ywopotw na farm. Oba samochody stany. Piciu policjantw i historyk amator ruszyli ciek w stron niskiego, biaego wiejskiego domu. Boijer zerkn na swoje buty, teraz mokre od gliny, i cmokn poirytowany z charakterystyczn dla modych prnoci. - Cholera. Szlag by to. - Powiniene zabra kalosze, Boijer. - Nie wiedziaem, e bdziemy uprawia wdrwki, sir. Czy mog wnioskowa o zwrot kosztw w ramach odszkodowania? Forrester rozemia si z przyjemnoci. - Zobacz, co si da zrobi. Jeden z towarzyszcych Haydenowi funkcjonariuszy w biaych hemach zapuka do drzwi, ktre po chwili otworzy zaskakujco mody mczyzna. Forrester zastanawia si, dlaczego sowo farmer" zawsze ewokuje obraz faceta w rednim wieku wymachujcego motyk albo rutwk. Ten, ktry sta przed nimi, mia przystojn twarz i gra dwadziecia pi lat. - Witam, witam. Zastpca... - Komendanta policji - dokoczy Hayden. - We wasnej osobie. A pan to zapewne Gary. - Tak. Gary Spelding. Rozmawialimy przez telefon. Wchodcie, panowie. Barowa pogoda! Stoczyli si w ciepej, przytulnej sosnowej wiejskiej kuchni. Na talerzu leay herbatniki; Boijer z entuzjazmem chwyci jednego. Forrester uwiadomi sobie nagle, ilu ich tam zjechao. Pi osb to zbyt duo. Ale wszyscy chcieli si dowiedzie, co to za trop, co Spelding widzia. Nad dwoma dzbankami herbaty, przygotowanej przez jego umiechnit on, zda relacj z tego, co widzia. Tego

popoudnia, kiedy doszo do zabjstwa, naprawia bram na swojej farmie. Upora si z robot i mia ju wraca do domu, kiedy zobaczy co dziwnego". Forrester sucha, pozwalajc, by herbata styga. - Wielk bryk z napdem na cztery koa. Terenwk. Hayden z zainteresowaniem pochyli si nad kuchennym stoem. - Gdzie dokadnie? - Na drodze na kocu farmy. Balladoole. Wtrci si Harnaby: - Wiem, gdzie to jest. - Od czasu do czasu pojawiaj si tu oczywicie letnicy. Plaa jest o rzut beretem std. Ale ci ludzie byli inni. - Spelding obrci swj kubek i umiechn si do Haydena. - Piciu modych mczyzn w kombinezonach monterw telefonicznych. - Przepraszam? - rzuci Boijer. Spelding odwrci si do podwadnego Forrestera. - Wszyscy mieli na sobie zielone kombinezony z logo maskiej telekomunikacji. Operatora komrkowego. Forrester postanowi wzi przesuchanie we wasne rce. - I co robili? - Po prostu chodzili po mojej ziemi. Uznaem, e to dziwne. Bardzo dziwne. Tak. - Wzi yk herbaty. - Zwaszcza e nie mamy tutaj adnych masztw ani w ogle zasigu. Komrki tu nie dziaaj. Wic zachodziem w gow, co tu niby robi. I wszyscy co do jednego byli modzi. Dwudziestoletnie szczeniaki. Ale zrobio si ju prawie ciemno i bardzo zimno, wic nie mogli by surferami. - Rozmawia pan z nimi? Spelding lekko si zarumieni. - No, chciaem. Chodzili po mojej ziemi przecie. Ale kiedy podszedem bliej, popatrzyli na mnie... - Jak? - Paskudnie. - Rumieniec na jego twarzy si pogbi. - Jako tak le. Gronie. No wic pomylaem sobie: lepsza rozwaga ni odwaga. Do tchrzliwie, przykro mi. A potem widziaem wasz konferencj prasow w wiadomociach i zaczem si zastanawia...

Hayden dopi resztk herbaty. Popatrzy na Forrestera, potem z powrotem na Speldinga. W cigu pgodziny uzyskali od farmera reszt informacji. Szczegowe opisy mczyzn - jak si okazao, wszyscy byli wysocy i modzi. Opis samochodu: czarna toyota landcruiser, cho Spelding nie pamita rejestracji. Ale przynajmniej by to ju jaki trop. Przeom. Forrester wiedzia, e to prawdopodobnie s mczyni, ktrych szukaj. Podszywanie si pod pracownikw telekomunikacji byo dobr przykrywk. Maszty telefoniczne stay wszdzie, wszyscy chcieli mie dostp do sieci bez ogranicze. Mona byo udawa, e si pracuje pno wieczorem, bez wzbudzania podejrze: Mamy awari sieci". Ale sprawcy przyjechali w okolic, gdzie nie ma zasigu. Dlaczego to zrobili? Czy to mg by ich pierwszy bd? Forrester poczu przypyw nadziei. W tej robocie trzeba mie fart. Moe mu si wreszcie poszczcio. Przesuchanie dobiego koca. Dzbanek by pusty. Na zewntrz wieko szarych chmur nieco si unioso i promienie soca paday ukosem na mokre pola. Policjanci unieli nogawki , chronic spodnie przed botem, kiedy szli z farmerem w kierunku Balladoole Road. - O tam - powiedzia Spelding. - To tam ich widziaem. Wszyscy popatrzyli przez pofadowane botniste pole, obrzeone niewielk wiejsk drk. Jaka smtna krowa popatrywaa na Boijera. Za ni rozciga si dugi, falisty pache piasku, a potem lodowatoszare morze owietlone przez przelotne pobyski soca. Forrester wskaza na ciek. - Dokd prowadzi? - Do morza. Tylko. Przeszed przez bram, w lad za nim ruszy Boijer i reszta towarzystwa, cho znacznie mniej skwapliwie. Komisarz stan dokadnie tam, gdzie wczeniej parkowaa terenwka. Raczej dziwne miejsce na postj, jeli si jechao nad zatok. Niecay kilometr od brzegu. Dlaczego zatem si zatrzymali? Dlaczego nie pokonali reszty odlegoci? Nasza ich moe ochota na spacer? Na pewno nie. Zatem musieli czego szuka. Forrester wspi si na bram. Znajdowa si teraz prawie trzy metry nad ziemi. Rozejrza si dokoa. Gdzie spojrze pola, kamienne murki i piaszczyste gi. I wzburzone morze. Jedynym potencjalnym obiektem zainteresowania mogo by najblisze pole. Z tej wysokoci wida byo, e jest nierwne, pofalowane i zarzucone pojedynczymi gazami. Zszed z bramy i odwrci si do Harnaby'ego, ktry usiowa zapa oddech po przechadzce.

- Co to jest? Te mae pagrki? - spyta go. - C... - Harnaby umiechn si niepewnie. - Miaem wanie wspomnie. Niewielu ludzi o tym wie, ale to jest cmentarzysko Balladoole. Miejsce pogrzebowe wikingw. Z jedenastego wieku. Zostao odkopane w latach czterdziestych. Znaleziono brosze i tym podobne. I... co jeszcze. - Co? - Zwoki. Harnaby opowiedzia im szczegowo o prowadzonych tu podczas wojny szeroko zakrojonych pracach wykopaliskowych, podczas ktrych angielscy naukowcy odsonili d wikingw zakopan razem z klejnotami i broni. Oraz ciaem wojownika. - Odkryto take lady rytualnego mordu. U stp wikinga archeolodzy znaleli zwoki nastoletniej dziewczyny. Najpewniej zoonej w ofierze. - Skd to przypuszczenie? - Poniewa pochowano j bez adnych przedmiotw. No i zgina od garoty. Wikingowie lubili skada ofiary z ludzi. Zabijali niewolnice, eby uczci polegych wojownikw. Forrester poczu lekkie oywienie. Popatrzy na Boijera, potem na dalekie szare fale. Przenis spojrzenie na asystenta. - Mord rytualny - powiedzia wreszcie. - Tak. Skadanie ofiar z ludzi, Boijer. To jest to. Boijer wyglda na skonsternowanego. Komisarz wyjani: - Tylko pomyl. Czowiek zakopany ywcem w ziemi. Czowiek z ogolon gow i odcitym jzykiem. Rytualne sznyty na obu ciaach... - A teraz Balladoole - doda Harnaby. Forrester skin gow energicznie. Przeskoczywszy przez kolejn bram, podszed do wzgrkw i gazw na polu. Buty mia cakowicie zabocone, ale nie zwraca na to uwagi. Sysza odgos fal uderzajcych o brzeg, czu cierpki smak oceanicznej soli. Pod miejscem, gdzie sta, wikingowie pogrzebali mod kobiet, rytualnie zamordowan. I sprawcy wanie tu si zebrali przed dokonaniem innej rytualnej egzekucji zaledwie kilka godzin pniej. Trybiki zaskoczyy. Machina ruszya. Forrester nabra w puca cikie, wilgotne powietrze. Znad wzburzonego i spienionego Morza Irlandzkiego napyway szare chmury mawki.

20

Land-rover pdzi gruntowym traktem z Sogmataru w kierunku gwnej drogi na anhurf: dwadziecia kilometrw starym korytem rzeki. Christine patrzya przed siebie, skupiona na drodze, z doni zacinit na dwigni zmiany biegw. Jechali w milczeniu. Rob nie powiedzia jej o swojej hipotezie dotyczcej znaczenia liczb. Najpierw chcia zweryfikowa jej suszno. A w tym celu bya mu potrzebna ksika, a moe i komputer. Dotarli do miasta godzin przed zachodem soca, ulice tony w zgieku. Dojechawszy do centrum, udali si prosto do mieszkania Christine, rzucili zakurzone okrycia na wiklinowe krzeso i padli na sof. Ni std, ni zowd Christine spytaa: - Mylisz, e powinnam polecie do domu? - e co? Dlaczego? - Prace wykopaliskowe si skoczyy. Od przyszego miesica nie bd dostawaa pensji. Mog si zbiera. - Nie ustaliwszy, co si przytrafio Franzowi? - Tak. - Popatrzya przez okno. - Franz... nie yje. Chyba powinnam si z tym pogodzi. Na zewntrz gaso soce. Starymi uliczkami Urfy niosy si nawoywania muezinw. Rob wsta, podszed do okna, uchyli je i wyjrza na zewntrz. Po chodniku jecha na rowerze sprzedawca ogrkw i gono zachwala swj towar. Przed sklepem Hondy staa grupka rozmawiajcych przez komrki kobiet w czadorach. Wyglday jak cienie, jak zjawy. Pogrone w aobie oblubienice mierci. Wrci na sof i popatrzy na Christine. - Uwaam, e nie powinna wraca. Jeszcze nie. - Dlaczego? - Chyba wiem, co oznaczaj te liczby.

aden misie nie drgn na jej twarzy. - Wyjanij. - Masz Bibli? Po angielsku? - Na tej pce. Rob podszed do regau i sprawdzi grzbiety ksiek: sztuka, poezja, polityka, archeologia, historia. Znowu archeologia. Jest. Wyj du, star ksig w czarnej oprawie. Biblia Krla Jakuba. W tym samym czasie Christine wzia z biurka notes Breitnera. - Dobrze - powiedzia Rob. - Mam nadziej, e si nie myl. Myl, e nie. Sprawdmy. Odczytaj liczby z notesu. I powiedz mi, z czym ssiaduj na stronie. - Okay, tu mamy... dwadziecia osiem. Obok symbolu kompasu wskazujcego na wschd. - Nie, odczytuj je jako pojedyncze cyfry. Dwa osiem. Christine popatrzya na Roba skonsternowana. Moe nawet rozbawiona. - Dobra. Dwa osiem, przy strzace wskazujcej na wschd. Rob otworzy Bibli na Ksidze Rodzaju, przekartkowa cienkie, niemal przezroczyste strony i znalaz waciw. Przebieg palcem po zbitych kolumnach tekstu. - Rozdzia drugi, wers smy. Genezis. A zasadziwszy ogrd w Eden na wschodzie, Pan Bg umieci tam czowieka, ktrego ulepi". Czeka. Christine gapia si na Bibli. Po chwili wymamrotaa: - W Eden na wschodzie? - Podaj mi kolejn par. Spojrzaa w notes. - Dwa dziewi. Obok drzewa. Rob znalaz waciw stron w Starym Testamencie i wyrecytowa: - Ksiga Rodzaju. Rozdzia drugi, wers dziewity. Na rozkaz Pana Boga wyrosy z gleby wszelkie drzewa mie z wygldu i smaczny owoc rodzce oraz drzewo ycia w rodku tego ogrodu i drzewo poznania dobra i za". Christine powiedziaa cicho: - Dwa jeden zero. Dwa dziesi. Przy esie-floresie w ksztacie rzeki. - Ta linia, ktra zamienia si w cztery rzeki? - Tak.

Rob popatrzy na Bibli. - Rozdzia drugi, wers dziesity. Z Edenu za wypywaa rzeka, aby nawadnia w ogrd, i stamtd si rozdzielaa, dajc pocztek czterem rzekom". - Mj Boe! - wykrzykna Christine. - Masz racj. - Sprbujmy z jeszcze jedn par, tak na wszelki wypadek. Ale jak inn, ktr z tych wikszych liczb. Przeniosa wzrok na notes. - Okay. Tu mamy te wiksze, na kocu. Jedenacie trzydzieci jeden. Rob przerzuci kartki, czujc si jak pastor grzmicy z ambony. - Ksiga Rodzaju. Rozdzia jedenasty, wers trzydziesty pierwszy. Terach, wziwszy z sob swego syna Abrama, Lota - syna Harana, czyli swego wnuka, i Saraj, sw synow, on Abrama, wyruszy z nimi z Ur chaldejskiego, aby si uda do kraju Kanaan. Gdy jednak przyszli do Charami, osiedlili si tam". - Do Charanu? - Do Charanu. - Rob zamilk na chwil, siadajc na sofie obok Christine. - Sprawdmy jeszcze jedn. Z tych obok rysunkw. - Tu jest kolejna, przy czym wygldajcym jak pies albo winia... czy co. - Jaki numer? - Dwiecie dziewitnacie. Czyli dwa dziewitnacie. Rob odszuka waciwy ustp. - Ulepiwszy z gleby wszelkie zwierzta ldowe i wszelkie ptaki powietrzne, Pan Bg przyprowadzi je do mczyzny, aby przekona si, jak on da im nazw". Zapado milczenie. Rob sysza woania sprzedawcy ogrkw dochodzce z zakurzonych ulic. Christine popatrzya na niego badawczo. - Breitner sdzi, e odkopuje... - Zgadza si. Eden.

21

Forrester siedzia w swoim londyskim gabinecie i zbiera informacje na temat mordw rytualnych. Filianka z kaw staa na biurku obok fotografii syna trzymajcego pik plaow i zdjcia jego jasnowosej creczki, rozpromienionej i szczliwej. Zrobiono je tu przed jej mierci. Czasami, kiedy pojawia si czarny cie depresji, Forrester kad zdjcie crki gr do dou na biurku. Poniewa za bardzo bolao, palio do ywego. Czasami wspomnienie crki wywoywao taki bl w piersi, jakby zamane ebro wbijao mu si w puca. Byo to cierpienie tak fizycznie dotkliwe, e niemal krzycza. Ale na og nie byo tak le. Zwykle jego bl nie zamyka mu oczu na cierpienie innych ludzi. Tego ranka nie zwraca uwagi na stojce na biurku zdjcie, promienny umiech creczki. Zastyg nieruchomo przed ekranem komputera, wpisawszy w wyszukiwark ofiary z ludzi". Czyta o ydach: ludach wczesno izraelickich, ktre paliy swoje dzieci. ywcem. Na poudniowym kracu Jerozolimy w dolinie Hinnoma, zwanej te Gehenn. Dla Kananejczykw bya synonimem pieka, ciemn dolin". Forrester czyta dalej. Wedug historykw w pradawnych czasach Izraelici przynosili swe pierworodne dzieci do doliny, tu za murami miasta, i kadli je, paczce, w mosinym brzuchu wielkiego posgu Molocha - kananejskiego bstwa chtonicznego. Wydrony w nim otwr funkcjonowa take jako piec. Kiedy niemowlta i dzieci ju si tam znalazy, pod posgiem rozpalano ogie, ktry rozgrzewa mosidz: dzieci pieky si na mier. Krzyczay, zatem kapani zaczynali wali w ogromne bbny, eby zaguszy pacz i jki i tym samym oszczdzi matkom nadmiernego cierpienia: suchania, jak ich dzieci pal si ywcem. Forrester opad na oparcie, serce walio mu jak obrzdowe izraelickie bbny. Jak ludzie mogli co takiego robi? Jak mona byo skada w ofierze wasne potomstwo? Pomyla

odruchowo o wasnych dzieciach, o nieyjcej crce, swoim pierworodnym dziecku. Przetar oczy i przejrza jeszcze kilka stron. Wygldao na to, e skadanie w ofierze pierworodnych byo powszechn praktyk w staroytnoci. Wszystkie ludy - Celtowie, Majowie, Goci, wikingowie, Skandynawowie, Hindusi, Sumeryjczycy, Scytowie, amerykascy Indianie, Inkowie i wiele innych - praktykoway rytualne mordy, nierzadko wanie na pierworodnych. Czsto praktyki te miay charakter ofiar fundacyjnych; kiedy wznoszono strategicznie wan albo wit budowl, przed przystpieniem do prac konstrukcyjnych spoeczno skadaa w ofierze dziecko, zwykle pierworodne, ktrego ciao zakopywano w fundamentach. Forrester wzi gboki oddech i wypuci powietrze. Klikn w kolejny link. Niebo za oknem byo pogodne, do rodka wpaday promienie pnowiosennego soca. Jednak nadkomisarz, pochonity makabr, nawet tego nie zauway. Szczeglnie krwawe byy ofiary Aztekw. Homoseksualistw zabijano rytualnie przez wydarcie jelit przez odbyt. Nieprzyjacielskim wojownikom kapani umazani szcztkami poprzednich ofiar wyrywali serca z piersi. Czyta dalej i dalej. Pono Wielki Mur Chiski zosta wzniesiony na tysicach trupw: kolejny przykad ofiar fundacyjnych. U Japoczykw swego czasu du popularnoci cieszy si kult hitobashira - ludzkich filarw: zakopywano pod nimi ywcem dziewice. Majowie uywali ogromnych cenot, witych zbiornikw wodnych, do topienia dziewic i dzieci. Preromascy Celtowie wbijali ofierze n w serce i przepowiadali przyszo na podstawie mierteln ych drgawek ciaa. Fenicjanie zabijali dosownie tysice niemowlt w ramach ofiary przebagalnej i grzebali je w tofetach - wielkich dziecicych cmentarzyskach. I tak dalej. I tak dalej. Forrester opad na fotel, czujc lekkie mdoci. Wiedzia jednak, e ruszy do przodu. Rytualny mord na wyspie Man i prba zabjstwa na Craven Street musiay mie zwizek z kultem ofiarniczym, zwaszcza e zabjcy zebrali si w historycznym miejscu rytualnych mordw. Ale na czym w zwizek polega? Wzi gboki oddech jak przed skokiem do bardzo zimnej wody i wpisa w wyszukiwark gwiazda Dawida". Po czterdziestu minutach przekopywania si przez informacje z zakresu historii ydowskiej znalaz to, czego szuka. Na jakiej obkanej amerykaskiej stronie, prawdopodobnie satanistycznej. Ale Forrester szuka wanie ladw obdu. Z tej lektury

dowiedzia si, e gwiazda Dawida zwana jest inaczej pieczci Salomona, jako e starodawny ydowski krl uywa jej rzekomo jako symbolu magicznego. Niektre wspczesne autorytety rabiniczne odrzucaj j z uwagi na jej skojarzenia z okultyzmem. Salomon jakoby umieci gwiazd na wityni, wzniesionej na cze kananejskiego boka Molocha, ktremu skadano ofiary ze zwierzt i ludzi. Forrester przeczyta stron raz jeszcze. I jeszcze. I po raz trzeci. To nie gwiazd Dawida zabjcy wycinali na ciele ofiar, tylko piecz Salomona. Symbol silnie zwizany z mordem rytualnym. A golenie gowy? Klikn w Google i po trzech minutach ju wiedzia. W wielu kulturach osoby skadane w ofierze poddawano wczeniej rnym rytuaom oczyszczenia. Kpano je, zmuszano do postu, czasami golono im wszystkie wosy. Niektrym wycinano jzyki. To potwierdzao teori Forrestera. Zabjcy byli optani ide mordw rytualnych i ofiar z ludzi. Ale dlaczego? Wsta i rozmasowa sobie minie karku. Czyta od trzech godzin. W gowie mu dzwonio. Wszystko piknie i wspaniale, tylko e nadal nie mieli adnego tropu w odniesieniu do samego gangu. Wszystkie maskie porty znajdoway si pod obserwacj. Lotnisko te. Ale Forrester nie mia wielkich nadziei, e w ten sposb uda si zapa zabjcw: jak amen w pacierzu od razu si rozdzielili i ulotnili z wyspy. Codziennie opuszczay j dziesitki promw, statkw i samolotw; najprawdopodobniej poszukiwani wyjechali z Douglas jeszcze przed odkryciem zwok. Jedyn prawdziw szans byo zidentyfikowanie czarnej toyoty na podstawie zapisw z kamer przemysowych. Ale mog min cae tygodnie, zanim znajd waciwy materia. Forrester usiad z powrotem i przycign obrotowe krzeso bliej ekranu. Musia sprawdzi jeszcze trzy kwestie. Jeruzalem Whaley nalea do irlandzkiego klubu Hellfire: tajnego stowarzyszenia arystokracji. Tak twierdzi maski historyk. Ale w jaki sposb w fakt czy si z kultem ofiarniczym? Z zabjstwami? Czy w ogle istnieje jaki zwizek? No i koci na Craven Street, w domu Benjamina Franklina, co z nimi? Te dwie kwestie prowadziy do trzeciego pytania: sprawcy ryli w ziemi wszdzie, gdzie si pojawiali. Czego

szukali? Prba wyjanienia pierwszego zagadnienia okazaa si prosta i natychmiast przyniosa owoce. Forrester wpisa w wyszukiwark Benjamin Franklin" plus Hellfire" i trafi za pierwszym razem: Franklin przyjani si z sir Francisem Dashwoodem, ten za okaza si zaoycielem klubu Hellfire. Wicej, zdaniem niektrych autorytetw, Franklin take nalea do stowarzyszenia. Zagadka rozwizana. Klub Hellfire odgrywa w sprawie jak rol. Forrester potrzebowa teraz wicej szczegw o jego dziaalnoci. Udao mu si ustali, e klub Hellfire by tajnym stowarzyszeniem rozpasanej arystokracji w Anglii i Irlandii. Ale to wszystko. Jego czonkowie budzili oburzenie swoim zachowaniem. Folgowali najrniejszym zachciankom, byli z pewnoci hedonistyczni i by moe niebezpieczni, ale czy tworzyli grup zbrodniarzy i satanistw? Wikszo historykw uwaa, e dziaalno klubu nie wychodzia poza zwyke pijatyki, ktre czasem ocieray si o wyuzdane orgie. Pogoski o kulcie szatana wkadano powszechnie midzy bajki. Jeden specjalista by jednak odmiennego zdania. Forrester zapisa sobie jego nazwisko. Niejaki Hugo de Savary, profesor Uniwersytetu Cambridge, twierdzi, e czonkowie klubu cakiem serio parali si okultyzmem. Z tych pogldw jednak szydzono. Ale nawet jeli de Savary mia racj, to jeszcze nie dawao odpowiedzi na pozostae drczce Forrestera pytania. Czego szukali zabjcy? Dlaczego w obu miejscach rozkopali ziemi? Co to miao wsplnego z klubem Hellfire? Jaki by sens przekopywania murawy i piwnicy? Szukali jakiego skarbu? Szataskich wiecideek? Starych koci? Przekltych diamentw? Zoonych w ofierze dzieci? Forrester mia mtlik w gowie - troch za duy. Zrobi do jak na jeden ranek. Dobrze si spisa. Czu si tak, jakby wreszcie zdoa zebra gwne kawaki ukadanki - albo jakby kto mu je pooy na podoku. Jedyny szkopu polega na tym, e zapodzia gdzie pudeko i nie widzia obrazka na przykrywce. Nie mia zatem pojcia, co przedstawiaj poszczeglne elementy, jaki obraz stara si odtworzy. Jednak przynajmniej mia ju elementy... Tumic ziewnicie, chwyci marynark z oparcia krzesa i wsun rce w rkawy. Bya pora lunchu. Zasuy na przyzwoity posiek - moe co woskiego. Penne arabiata z dobrym tiramisu na deser i mi, wyczerpujc lektur dodatku sportowego. Wychodzc z pokoju, zerkn na biurko. Umiechna si do niego niewinna,

rozpromieniona dziewczca buzia. Przystan, czujc nage ukucie blu. Popatrzy na zdjcie syna, potem przenis spojrzenie na fotografi crki. Przypomnia mu si jej gos. Jak wypowiadaa swoje pierwsze prawdziwe sowa. Japo, japko, japko, tata! Ja-pko". Bl by dojmujcy. Pooy zdjcie pasko na blacie i wyszed. Niemal z miejsca natkn si na Boijera, zdyszanego i podekscytowanego. - Sir, myl, e co mamy! - Co? - Toyot. Czarn toyot. - Gdzie? - W Heysham, sir. W Lancashire. - Kiedy... - Dwa dni temu.

22

Rob i Christine siedzieli w herbaciarni przy stawie Abrahama. Miodowe mury meczetu Mewlid Halil janiay w wietle poranka: ich stonowana barwa wspgra a ze spokojem wody w stawie. Poprzedni wieczr min im na studiowaniu teorii dotyczcych pooenia Edenu. Pracowali osobno - Christine na laptopie w swoim mieszkaniu, Rob w kafejce internetowej - w nadziei, e w ten sposb uda im si uzyska wicej informacji w krtszym czasie. A teraz spotkali si, eby omwi wyniki swych wysikw. Miejsce wybrali nieprzypadkowo, gwnie z uwagi na anonimowo, jak zapewniao: wydawao si, e bezpieczniej jest przebywa w tumie. Park peen by przechadzajcych si przyjaci i onierzy po subie, dzieci pakujcych do ust smaone kulki baraniny, kiedy ich matki patrzyy na karpie. Jedyn faszyw nut w tej scenerii stanowi policyjny radiowz zaparkowany dyskretnie na skraju herbacianych ogrodw. Rob przypomina sobie, jak to si stao, e wpad na waciwe rozwizanie. Byli w Sogmatar i Charanie i rozmawiali o Ksidze Rodzaju. Christine napomkna wtedy te o legendzie zwizanej z Adamem i Ew. Uwiadomi sobie, e to wszystko razem musiao przywoa w nim wspomnienia ojca czytajcego Bibli. Dziki temu zrozumia, jak mona interpretowa liczby z notesu. Rozdzia x, wers y. Cyfra za cyfr. Ale teraz musieli zweryfikowa t hipotez gruntowniej i omwi kryjcy si za ni sens. - Okay. - Wzi yk herbaty. - Przerbmy to raz jeszcze. Wiemy, e to jest miejsce, gdzie ludzie zaczli uprawia rol. Po raz pierwszy w dziejach ludzkoci. Na terenach bezporednio ssiadujcych z Gbekli. Mniej wicej osiem tysicy lat przed nasz er, zgadza si? - Tak. I wiemy te z grubsza, kiedy i gdzie zaczo si rolnictwo... - Dziki badaniom archeologicznym wiemy, e udomowienie byo szokiem dla organizmu. Przeczytaem to w jakiej ksice u ciebie w mieszkaniu. Kociec si zmienia, staje

si mniejszy i bardziej podatny na choroby... - Taaak - przyznaa z wahaniem Christine. - Kiedy organizm przestawia si na diet ubosz w biaka, a jednoczenie jest bardziej obciony prac, bez wtpienia dochodzi do niekorzystnych zmian w kocu i do upoledzenia funkcji ukadu odpornociowego. Widziaam lady tego na wielu stanowiskach. - Mhm. Ten wczesny okres jest zatem rodzajem wstrzsu. wieo udomowione zwierzta te mizerniej. - Owszem. - Ale... - Rob si nachyli - kiedy nastpio to przejcie na osiady tryb ycia, osiem tysicy lat temu, zacz si take zmienia krajobraz tego regionu. Prawda? - Tak, na skutek wyrbu drzew ziemia powoli jaowiaa. Podczas gdy wczeniej byo tu... jak w raju. - Umiechna si zamylona. - Pamitam, jak Franz opowiada, jak musiao kiedy wyglda Gbekli. Mwi o nim prachtvolle Schafferegion: cudowne, sielankowe miejsce. Byy tu lasy i ki bogate w zwierzyn i dzikie trawy. Ale rolnictwo sprawio, e klimat si zmieni. Okolica staa si sucha, ziemia jaowa i jeszcze ciej byo j uprawia. Rob wycign swj notes i przeczyta: - Jak powiedzia Bg do Adama: Przeklta niech bdzie ziemia z twego powodu: w trudzie bdziesz zdobywa od niej poywienie dla siebie po wszystkie dni twego ycia". Ksiga Rodzaju, rozdzia trzeci, wers siedemnasty. Christine potara palcami skronie. Wygldaa na znuon, co byo u niej raczej niezwyke. Ale zaraz wzia si w gar i podja wtek. - Ju wczeniej syszaam t teori: e opowie o krainie zwanej Edenem jest jednym z mitw pamici zbiorowej i alegori. - To znaczy czym w rodzaju metafory? - Zdaniem niektrych tak. Jeli spojrzy si na opowie o raju w ten sposb, mona twierdzi, e opisuje ona nasz owiecko-zbierack przeszo, kiedy chodzilimy sobie midzy drzewami, zrywalimy owoce i dzikie zboe, jak Adam i Ewa. A potem zaczlimy uprawia ziemi i ycie stao si cisze. Zostalimy wygnani z raju. Rob popatrzy na dwch mczyzn, ktrzy trzymajc si za rce, przechodzili przez prowadzcy do herbaciarni mostek nad strumyczkiem. - Ale dlaczego ludzie w ogle zajli si upraw roli?

Wzruszya ramionami. - Nie wiadomo. To jedno z wielkich pyta, na ktre nie znamy odpowiedzi. Ale na pewno dokonao si to tutaj. W tej czci Anatolii. Pierwsze winie udomowiono w aynu, niewiele ponad sto kilometrw std. Bydo zaczto hodowa w atalhyk, na zachd od anhurfy. - Ale jak to wszystko ma si do Gbekli? - Trudne pytanie. To cud, e lud owiecki stworzy takie miejsce. Ale to tylko dowodzi, jak atwe byo ycie przed przejciem na rolnictwo. Ci ludzie, myliwi, mieli do czasu, by poznawa arkana sztuki, rzebi, tworzy pikne reliefy. To by ogromny skok naprzd w rozwoju. Nie potrafili jednak wyrabia naczy. - Srebrny krzyyk Christine poyskiwa w socu. - To dziwne. Oczywicie erotyka te si rozwina. Wiele rzeb w Gbekli przedstawia sceny erotyczne. Zwierzta i mczyzn z powikszonymi fallusami oraz nagie kobiety z szeroko rozoonymi nogami. - Moe zjedli owoc drzewa poznania? - rzuci Rob. - Moe. - Umiechna si zdawkowo. Przez chwil milczeli. Christine obejrzaa si nerwowo w lewo, kiedy smagy policjant przechodzi obok z buczcym radiem. Rob si zastanawia, dlaczego oboje reaguj tak paranoicznie. adne z nich przecie nie zrobio niczego zego. Ale Kiribali sprawia takie zowrogie wraenie. No i ci mczyni patrzcy na okna mieszkania. O co w tym wszystkim chodzio? Przegna jednak te myli. Mieli jeszcze duo do omwienia. - Pojawia si kwestia pooenia. - Tak. Topografia. To take wane. - Christine skina gow. - W pobliu Gbekli nie ma czterech rzek. - Nie. Tylko jedna. Ale za to Eufrat. Rob przypomnia sobie co czyta w Internecie. - A badacze zawsze uwaali, e Eden, jeli istnia naprawd, musia lee gdzie midzy Tygrysem a Eufratem. W pasie ziem yznego Pksiyca. Kolebce cywilizacji. Ksiga Rodzaju wspomina, e Eufrat mia swoje rdo w Edenie. - Zgadza si. S te gry. - Taurus. - Tam s rda Eufratu. Na wschd od Edenu - potwierdzia Christine. - W wielu przekazach jest mowa, e od wschodu Eden chroniy gry. Taurus rozciga si na wschd od

Gbekli. Wyja swj notes i przejrzaa zapiski. - Jest co jeszcze. W starych tekstach asyryjskich jest mowa o Beth Eden, czyli Domu Eden. - Co to jest? - Raczej byo. Mae aramejskie pastewko, pooone w zakolu Eufratu, tu na poudnie od Karkemisz. Czyli jakie osiemdziesit kilometrw od anhurfy. Rob skin gow, znowu pod wraeniem. Poszukiwania Christine byy owocniejsze ni jego. - Znalaza co jeszcze? - Znamy histori Adama i Ewy w Charanie. Ale o Edenie jest mowa nie tylko w Ksidze Rodzaju, pojawia si take w Ksigach Krlw. - Przerzucia stron w notesie i przytoczya cytat z Drugiej Ksigi Krlewskiej: - Czy bogowie narodw, ktre moi przodkowie wyniszczyli, ocalili je? Gozan, Charan, Resef i Edomitw, ktrzy byli w Telassar?" - Znowu Charan? - Tak. Charan. - Wzruszya ramionami. - A Telassar to przypuszczalnie Ar-Rusafa, miasto w pnocnej Syrii. - Jak daleko std? - Ponad trzysta kilometrw na poudniowy zachd. Rob skin gow podekscytowany. - Czyli Gbekli ley od niego na wschd. Na wschd w Edenie. A co z nazw? Chodzi mi o znaczenie sowa Eden. Po hebrajsku oznacza rozkosz... - Ale rdosw sumeryjski brzmi w istocie eddin. Step, paskowy albo rwnina. - Jak rwnina Charan? - By moe. Jak rwnina Charan. Na ktrej ley... - Gbekli Tepe. - Rob poczu askotanie spywajcej mu po plecach struki potu. Ranek by bardzo gorcy, nawet w chodnym parku. - Dobrze, ostatnia kwestia to rzeczywiste powizania biblijne. - Podobno mieszka tu Abraham. Ksiga Rodzaju bez wtpienia wie go z Charanem. Wikszo muzumanw wierzy, e Urfa to biblijne Ur chaldejskie. I o tym take jest tam mowa. Ten may region czciej pojawia si w Ksidze Rodzaju ni jakiekolwiek inne miejsce na

Bliskim Wschodzie. - No to mamy. - Rob si umiechn, zadowolony. - Wziwszy pod uwag nawizania w Biblii, histori i legendy plus topografi terenu oraz lady wczesnego udomowienia, no i oczywicie dane z wykopalisk, mamy rozwizanie. Tak? Przynajmniej rozwizanie Fran za... Unis donie jak magik przygotowujcy si do wykonania sztuczki. - Gbekli Tepe to rajski Eden! Christine si umiechna. - Metaforycznie. - Metaforycznie. Ale tak czy owak, bardzo to sugestywne. Miejsce, w ktrym doszo do upadku czowieka. Przejcia od wolnoci mylistwa do znoju rolnictwa. I to jest historia zrelacjonowana w Genezis. Milczeli przez chwil. Wreszcie Christine stwierdzia: - Chocia lepiej chyba bdzie powiedzie, e Gbekli Tepe jest wityni w rajskim krajobrazie, a nie prawdziwym ogrodem rajskim. - Jasne - wyszczerzy si Rob. - Bez obawy, Christine, nie myl serio, e Adam i Ewa chodzili sobie po Gbekli Tepe i zajadali si brzoskwiniami. Sdz natomiast, e Franz uwaa, e to ustali. Alegorycznie. Powid wzrokiem po skrzcej si w socu powierzchni stawu. Czu si znacznie lepiej. Rozmowa okazaa si pomocna, cieszy si te na myl o kryjcym si w tej historii materiale dziennikarskim. Nawet jeli caa sprawa przedstawiaa si nieco dziwacznie, by w niej niewtpliwie potencja na niesamowity i wcigajcy artyku. Naukowiec przekonany, e odkopuje rajski ogrd, nawet jeli tylko metaforyczny i alegoryczny. Tytu na dwie strony. Na bank. Christine nie wydawaa si rwnie uszczliwiona sukcesem ich bada. Oczy jej si na moment zaszkliy, ale ta chwila saboci szybko mina. - Taaak... Zamy, e masz racj. Prawdopodobnie masz. To bez wtpienia tumaczy sens liczb. A take zagadkowe zachowanie Franza, to nocne kopanie. Chowanie znalezisk. Musia by bardzo podekscytowany. Zrobi si bardzo nerwowy tu przed... tu przed mierci. Jej nastrj poruszy Roba i zaraz si zbeszta w duchu. On ju myli o sukcesie zawodowym, tymczasem pozostaa jeszcze niewyjaniona kwestia zabjstwa. Christine cigna brwi.

- Jest jeszcze tyle pyta. - Dlaczego go zabili? - Wanie. Rob gono myla. - Do diaba. Moe... moe jacy amerykascy kaznodzieje dowiedzieli si, co wyprawia. Ze niby rozkopuje raj, znaczy si. Christine si rozemiaa. - I wynajli patnego zabjc? Masz racj. Ci metodyci bywaj tacy draliwi. Jej szklaneczka bya pusta. Podniosa j i odstawia, potem powiedziaa: - Jest jeszcze jedno pytanie: dlaczego owcy zakopali Gbekli? Teoria dotyczca Edenu tego nie wyjania. Pogrzebanie caego kompleksu musiao zaj dziesitki lat. Jaki by w tym sens? Rob wbi wzrok w bkitne niebo, szukajc inspiracji. - Poniewa byo to miejsce upadku? Moe ju na tym wczesnym etapie symbolizowao bd rodzaju ludzkiego. Przejcie na upraw ziemi. Ork. Pocztek jarzma pracy. Zatem ukryli to miejsce ze wstydu, gniewu, niechci albo... Christine wyda wargi raczej bez przekonania. - Zgoda - umiechn si Rob. - To gwniana teoria. Ale czemu to zrobili? Wzruszenie ramion. - C'est un mystre. Przy stoliku znowu zapada cisza. Kilka metrw dalej za krzakami r mae dzieci z ekscytacj pokazyway na staw peen ryb. Rob przyjrza si jednej z dziewczynek: miaa jakie jedenacie lat i jasne, zociste loki. Ale jej matk spowijaa czer i kwef: peen czador. Ogarn go smutek: ta liczna dziewczynka ani si obejrzy, a zostanie zamaskowana jak matka. Na zawsze otulona w czer. I wtedy naszo go prawdziwe poczucie winy w zwizku z wasn crk. Z jednej strony upaja si t zagadk - ale z drugiej, mimo wszystko, w gbi duszy chcia pojecha do domu. Pragn pojecha do domu. Zobaczy Lizzie. Christine otworzya notes Breitnera i pooya go na stoliku obok swoich notatek. Na zalanym socem blacie podrygiway cienie rzucane przez lipy rosnce przy herbaciarni. - I ostatnia kwestia. Jest co, o czym ci wczeniej nie powiedziaam. Pamitasz ostatni

linijk z notesu? - Odwrcia notatnik, eby mg rzuci okiem. Byo tam co o czaszkach. Przeczyta: czaszki ayn cf Orra Keller". - Nie wspominaam o tym, bo byo takie niejasne. Wydawao si nie mie zwizku. Ale teraz... Sam zobacz. Co mi przyszo do gowy. Przeczyta raz jeszcze, ale wers pozosta niezrozumiay. - Ale kto to jest Orra Keller? - To nie nazwisko - stwierdzia Christine. - Zaoylimy, e tak, poniewa jest napisane du liter. Ale sdz, e Franz po prostu miesza jzyki. - Nadal nie api. - Przeplata angielski niemieckim. I... Rob zerkn nagle nad ramieniem Christine. - Jezu. Zesztywniaa. - Co? - Nie ogldaj si. To Kiribali. Zobaczy nas i idzie w nasz stron.

23

Wygldao tak, jakby Kiribali by sam, ale Rob widzia, e radiowz nadal stoi na skraju parku Glbasi. Komisarz mia na sobie inny elegancki garnitur, tym razem z kremowego lnu, do tego angielski krawat w zielono-niebieskie paski. Przeszed przez mostek i podszed do ich stolika z szerokim jaszczurczym umiechem na twarzy. - Dzie dobry. Moi chopcy powiedzieli mi, e pastwo tu jestecie. Pochyli si i ucaowa do Christine, nastpnie odsun sobie krzeso. Odwrci si do czekajcego kelnera i jego postawa si zmienia ze sualczej na apodyktyczn. - Lokoum! Kelner wzdrygn si z przeraeniem i skin gow. Kiribali posa im umiech. - Zamwiem rachatukum. Powinnicie pastwo sprbowa tego, ktre podaj tu, w Glbasi. Najlepsze w anhurfie. Prawdziwe rachatukum to przysmak. Znacie oczywicie histori jego wynalezienia? Rob zaprzeczy, co jak si wydawao, bardzo Turkowi pasowao: nachyli si przez stolik, przyciskajc zadbane donie do obrusa. - Legenda gosi, e pewien osmaski szejk mia do swoich swarliwych on. W haremie nieustannie trway awantury. Rozkaza 'zatem nadwornemu cukiernikowi, by ten wystara si o sodki przysmak tak wymienity, by uciszy kobiety. - Kiribali opad na oparcie, kiedy kelner stawia posypane cukrem delicje na stoliku. - Udao si. Rachatukum spacyfikowao ony i w haremie na powrt zapanowa spokj. Jednak naonice tak si roztyy od kalorycznego przysmaku, e w ich obecnoci szejka nachodzia niemoc pciowa. Kaza zatem... wykastrowa cukiernika. - Kiribali zamia si w gos z wasnej opowieci, podnis talerz ze sodyczami i wycign w kierunku Christine.

Nie po raz pierwszy wzbudzi w Robie mieszane uczucia. Trudno byo odmwi mu wdziku, ale mia w sobie te co gronego. Jego koszula bya zbyt czysta, krawat zbyt brytyjski, sposb wyraania si zbyt wystudiowany i potoczysty. Jednak ewidentnie nie zbywao mu na inteligencji. Rob zastanawia si, czy jest cho troch bliej rozwizania zagadki mierci Breitnera. Rachatukum byo wyborne. Turek postanowi dalej bawi ich rozmow. - Czytalicie pastwo Opowieci z Narnii? Christine skina gow. Kiribali cign: - Pojawia si w nich bez wtpienia najsawniejsze literackie odniesienie do rachatukum. Kiedy Biaa Czarownica proponuje sodycze... - Lew, czarownica i stara szafa? - Wanie. - Kiribali zarechota, potem nabonie upi yczek herbaty z maej jak naparstek szklaneczki. - Czsto zachodz w gow, dlaczego Anglicy s mistrzami literatury dziecicej. To swoisty dar wyspiarzy. - W porwnaniu z Amerykanami, chce pan powiedzie? - W porwnaniu ze wszystkimi, panie Luttrell. Prosz tylko pomyle. Wemy najsawniejsze powieci dla dzieci. Lewis Carroll, Beatrix Potter, Roald Dahl, Tolkien. Nawet Joanne Rowling od tego potwornego Harry'ego Pottera. To wszystko s brytyjscy autorzy. Przynoszcy wytchnienie wietrzyk przemyka nad ranymi krzakami. Kiribali cign: - Myl, e to dlatego, e Brytyjczycy nie boj si straszy dzieci. A one uwielbiaj by straszone. Niektre z najwspanialszych opowieci to czysta makabra. Psychotyczny kapelusznik zatruty rtci. Samotny wytwrca czekolady zatrudniajcy miniaturowych Murzynw. Rob unis do. - Panie Kiribali... - Tak? - Czy jest jaki konkretny powd, dla ktrego przyszed pan z nami porozmawia? Policjant otar kobiece usta rogiem serwetki. - Chc, ebycie wyjechali. Oboje. Zaraz. Christine si najeya. - A to z jakiego powodu? - Dla wasnego dobra. Bo pakujecie si w sprawy, ktrych nie rozumiecie. To jest... -

Kiribali machn rk w kierunku klifw z tyu, obejmujc tym gestem cytadel, dwie korynckie kolumny na szczycie i ciemne jaskinie niej. - To bardzo stare miejsce. Kryje zbyt wiele tajemnic. Ponurych sekretw, ktrych nie potraficie poj. Im bardziej si w to wmieszacie, tym bardziej bdzie to niebezpieczne. Christine potrzsna gow. - Nie pozwol si przepdzi. Kiribali spiorunowa ich wzrokiem. - Jestecie bardzo gupi. Mylicie w kategoriach Starbucksw, laptopw i mikkich kanap. Wygodnego ycia. Tu jest staroytny Wschd. Nie mieci si w granicach waszego rozumienia. - Ale twierdzi pan, e by moe bdzie chcia nas przesucha... - Nie jestecie podejrzani. - Detektyw popatrzy na niech gniewnie. - Nic tu po was. Christine nie daa si zbi z pantayku. - Przykro mi, ale nie pozwol nikomu sob dyrygowa. Ani panu, ani komukolwiek innemu. Kiribali zwrci si do Roba. - W takim razie musz zaapelowa do rozumu mczyzny. Wiemy, jak kobiety... Christine si wyprostowaa. - Chc wiedzie, co jest w podziemiach. W muzeum! Ten wybuch uciszy tureckiego komisarza. Przez twarz przemkn mu wyraz dziwnego zmieszania. Potem zrobi marsow min. Rozejrza si dokoa, jakby si spodziewa, e jaki znajomy do nich doczy. Ale kawiarniany taras by pusty. Zostaa tylko para tuciochw w garniturach palcych szisze w zacienionym kciku. Popatrzyli ospale na Roba i si umiechnli. Kiribali podnis si. Gwatownie. Wyj z adnego skrzanego portfela kilka tureckich lirw i z namaszczeniem pooy na obrusie. - Powiem to bardzo wyranie, ebycie pastwo zrozumieli. Widziano, jak wamalicie si na teren wykopalisk w Gbekli Tepe. W zeszym tygodniu. Robowi ciarki przeszy po plecach. Jeli Kiribali o tym wiedzia, mieli kopoty. Turek cign: - Mam przyjaci w kurdyjskich wioskach. Christine prbowaa wyjani:

- Szukalimy tylko... - Szukalicie diaba. ydwka powinna mie wicej rozumu. - Sowo ydwka" wymwi z takim sykiem, e Rob z miejsca pomyla o wu. - Moja wyrozumiao ma swoje granice. Jeli do jutra nie opucicie anhurfy, wyldujecie w tureckim wizieniu. Tam bdziecie mieli okazj si przekona, e niektrzy z moich kolegw zatrudnionych w organach sprawiedliwoci Republiki Turcji nie podzielaj mojej troski o wasze dobro. - Umiechn si do nich faszywie i odszed, ocierajc si o okazae rowe re, ktre zakoysay si i uroniy kilka patkw. Przez dug chwil Rob i Christine siedzieli w milczeniu. Rob czu, e nadcigaj kopoty, niemal sysza w gowie dwik ostrzegawczych klaksonw. W co si pakowali? To by wietny materia na artyku, ale czy wart nadstawiania karku? Odruchowo wrci myl do Iraku. Przypomnia mu si zamachowiec-samobjca z Bagdadu. To bya kobieta. Pikna moda kobieta o ciemnych, dugich wosach i jaskrawoszkaratnych, mocno umalowanych ustach. Zamachowiec w szmince. Umiechna si do niego prawie uwodzicielsko, kiedy sigaa do przycisku, eby zabi wszystkich dokoa. Rob wzdrygn si na to wspomnienie. Mimo e byo koszmarne, uzbroio go jednak te w rodzaj determinacji: mia do zastraszania. Uciekania. Moe tym razem powinien zosta i pokona swoje lki. Christine nie miaa podobnych wtpliwoci. - Nie wyjedam. - Aresztuje nas. - Za co? Jazd po nocy? - Wamalimy si na teren wykopalisk. - Nie moe nas za to wsadzi do wizienia. To zwyky blef. Rob zaoponowa. - Naprawd nie wiem... Nie dam gowy... - To tylko taka gierka. Jest taki zniewieciay. - Zniewieciay? Kiribali? - Rob pokrci gow stanowczo. - Nic z tych rzeczy. Zebraem o nim troch informacji. Popytaem tu i wdzie. Jest szanowany, wzbudza respekt, nawet strach. Pono wymienity strzelec. To nierozsdne, robi sobie z niego wroga. - Ale nie moemy jeszcze wyjecha. Musz zdoby wicej informacji.

- Masz na myli te podziemia w muzeum? O co w tym chodzi? Kelner sta obok, czekajc, a pjd. Ale Christine zamwia kolejne dwie szklaneczki sodkiej rubinowej ay. Potem wyjania: - Ostatnia linijka w notesie. Czaszki ayn cf Orra Keller. Kojarzysz czaszki ayn? - Nie - przyzna Rob. - Opowiedz. - ayn to jeszcze jedno gone stanowisko archeologiczne. Prawie tak stare jak Gbekli. Ley jakie sto kilometrw na pnoc. To tam udomowiono wini. Kelner przynis dwie kolejne szklaneczki i dwie srebrne yeczki. Rob zastanawia si, czy mona umrze z przepicia herbat. Tymczasem Christine cigna: - Prace prowadzi tam amerykaski zesp. Kilka lat temu pod jednym z centralnych pomieszcze w osadzie znaleziono warstw czaszek i rozczonkowanych szkieletw. - Ludzkich czaszek? Skina gow. - A take koci zwierzt. Badania wykazay rwnie lady duej iloci krwi. To miejsce nazywa si teraz komnat czaszek. Franz by zafascynowany ayn. - I? - Wszystko wskazuje zatem, e skadano tam ofiary z ludzi. To wzbudza kontrowersje. Kurdom nie podoba si myl, e ich przodkowie byli... krwioerczy. Nikomu z nas si nie podoba. Ale wikszo specjalistw uwaa, e koci w komnacie czaszek s pozostaoci po wielu rytualnych mordach. Mieszkacy ayn wznosili swoje domostwa na fundamentach z koci, szkieletw wasnych ofiar. - adnie. Christine zamieszaa herbat. - I std ta ostatnia notatka w notesie. Podziemia Edessy. - Przepraszam? - Tak kuratorzy Muzeum anhurfy nazywaj najmniej znane archiwa w muzeum powicone premuzumaskim pozostaociom. Ten dzia zbiorw nosi nazw Podziemi Edessy. Rob si skrzywi. - Przepraszam, Christine, nadal nie api. Wyjania. - anhurfa ma wiele nazw. Krzyowcy nazywali j Edess, jak to greckie miasto. Dla

Kurdw to Riha, dla Arabw Al-Ruha. Miasto prorokw. Inna nazwa brzmi Orra. To transliteracja greckiej nazwy. Zatem Edessa znaczy Orra. - A Keller? - To nie nazwisko! - Christine umiechna si triumfalnie. - To niemieckie okrelenie piwnicy, sutereny, podziemi. Franz uy duej litery, bo w niemieckim tak zapisuje si rzeczowniki. - Czyli... chyba rozumiem. - Kiedy napisa Orra Keller" mia na myli Podziemia Edessy. Piwnice muzeum w Urfie. Christine opada na oparcie. Rob pochyli si nad stolikiem. - Zatem sugeruje, e co jest w Podziemiach Edessy. Ale przecie wiedzielimy o tym wczeniej. Po co zatem ta notatka? Chyba e o czym sobie przypomnia. Czym specjalnym. I jeszcze... co oznacza to cf"? - Eee... cyfrowy formularz... cyfrowy... - To z aciny. Confer. Czyli porwnaj, zobacz. Skrt stosowany w pracach naukowych. Cf. Pisze zatem: porwnaj sawne czaszki z ayn z czym w podziemiach muzeum. Tyle e tam nie ma, a przynajmniej nie byo, niczego istotnego. Kiedy przyjechaam tu po raz pierwszy, sama przekopaam si przez te zbiory. Ale pamitaj - uniosa palec jak nauczycielka - e Franz kopa te w Gbekli potajemnie, noc, tu przed mierci. - Twarz miaa zaczerwienion od podniecenia, moe nawet gniewu. - I mylisz, e umieci tam ewentualne znaleziska? W tych przedmuzumaskich podziemiach? - Idealne miejsce. Najciemniejszy, najgbszy zaktek piwnic. Jest bezpieczny, ukryty i cakowicie zapomniany. - Rozumiem - powiedzia Rob. - Ale to raczej dosy szalona teoria. Nacigana. - Moliwe. Jednak... Wtedy Roba owiecio. - Sprawdzaa Kiribalego. - I sam widziae, jak zareagowa! Miaam racj. Co jest w tych piwnicach. Herbata niemal wystyga. Rob oprni szklaneczk i popatrzy na Christine. Cicha woda z niej. Nie sdzi, e sta j na tak przebiego. - Chcesz tam pj i sprawdzi?

Skina gow. - Tak, ale wejcie jest zamknite. A drzwi maj szyfrowy zamek. - Jeszcze jedno wamanie? Stanowczo zbyt ryzykowne. - Wiem. Wiatr szeleci w lipach. Na mostku jaka kobieta w penym czadorze tulia niemowl i caowaa kolejno jego tuciutkie, rowe paluszki. - Dlaczego chcesz si do tego posun, Christine? Po co tak ryzykowa? Na podstawie jakiego przeczucia? - Musz si dowiedzie, jak i dlaczego zgin. - Ja take. Ale mnie za to pac. To moja praca. Pisz artyku. Ty bardzo ryzykujesz. - Dlatego... - Westchna. - Dlatego, e on zrobiby dla mnie to samo. Nagle zawitao mu w gowie. - Christine, wybacz, e pytam, ale czy ty i Franz bylicie... - Kochankami? Tak. - Odwrcia gow, jakby pragnc ukry emocje. - Kilka lat temu. Da mi pierwsz prawdziw szans zaistnienia w archeologii. Prac w tym niezwykym miejscu. W Gbekli Tepe. Nie byo tu adnych koci. Nie potrzebowa osteoarcheologa. Mimo to zaprosi mnie do wsppracy, bo spodobao mu si to, co robi. I kilka miesicy po moim przybyciu zakochalimy si w sobie. Ale potem to mino. Czuam si winna. Rnica wieku bya zbyt dua. - Ty zerwaa? - Tak. - A on ci nadal kocha? Christine skina gow i zarumienia si. - Myl, e tak. Ale zachowa si wspaniale. Nie pozwoli, eby to miao wpyw na nasz prac. Mg mnie poprosi, ebym wyjechaa, jednak tego nie uczyni. Cho moja obecno musiaa by dla niego trudna, jeli nadal co do mnie czu. By naprawd dobrym archeologiem, ale jeszcze lepszym czowiekiem. Jednym z najmilszych ludzi, jakich znam. Kiedy pozna swoj on, sytuacja staa si atwiejsza, dziki Bogu. - Wic uwaasz, e jeste mu to winna? - Tak. Przez kilka minut siedzieli w milczeniu. Grupka onierzy karmia karpie w stawie. Rob

obserwowa rybaka suncego ciek na ole. I nagle przyszed mu do gowy pomys. - Chyba wiem, jak moesz zdoby szyfr. - Jak? - Od kustoszy. W muzeum. Tych twoich kumpli. - Masz na myli Kasama i Beszeta. Tych Kurdw? - Tak. Zwaszcza Beszeta. - Ale... - Bardzo mu si podobasz. Znowu si zaczerwienia, tym razem po uszy. - Niemoliwe. - Moliwe, moliwe. Absolutnie. - Rob pochyli si nad stolikiem. - Wierz mi, Christine. Wiem, jak wyglda aosna mska adoracja. Widziaem, jak na ciebie patrzy, jak spaniel... Christine sprawiaa wraenie zawstydzonej. Rob zachichota. - Chyba nie zdajesz sobie sprawy z wpywu, jaki masz na mczyzn. - Ale co to ma do rzeczy? - Id do niego. Spytaj o szyfr. Id o zakad, e ci go poda. Kobieta w czadorze przestaa caowa niemowl. Kelner si na nich gapi, czekajc, a zwolni stolik dla nastpnych klientw. Rob wyj kilka banknotw i pooy je na obrusie. Zatem postanowione: zdobdziesz szyfr. Potem pjdziemy do muzeum i zobaczymy, co tam jest. Jeli nie bdzie nic, wyjedamy. Zgoda? Skina gow. - Zgoda. - Potem dodaa: - Jutro jest wito. - To jeszcze lepiej. Podnieli si. Ale Christine miaa niezdecydowan, zaniepokojon min. - Co? - spyta Rob? - O co jeszcze chodzi? - Boj si, Robert. Co mogo by tak wane, e Franz schowa to w podziemiach, nic mi nie mwic? Co tak przeraajcego, e trzeba byo to ukry? Tak potwornego, e nasuwa porwnanie z czaszkami z ayn?

24

Czyby byo za pno? Znowu im si wymknli? Komisarz Forrester popatrzy na kamienny krg na brzowozielonych wrzosowiskach Kumbrii. Przypomnia sobie inn spraw, w ktrej ladw szukano w podobnym miejscu. Morderc, ktry pogrzeba swoj on na kornwalijskich wrzosowiskach. Tamto zabjstwo bya makabryczne, nigdy nie znaleziono gowy ofiary. Mimo to nawet nie mogo si rwna z krwaw seri zbrodni, z jak si teraz zmaga. Gang by naprawd grony: psychopatyczna brutalno sprzgnita z wyrafinowan inteligencj. Niebezpieczne poczenie. Przechodzc przez drewniany przeaz, skoncentrowa si na ostatnim tropie. Wiedzia, e przestpcy opucili wysp Man zaledwie kilka godzin po zabjstwie. Wiedzia, e wsiedli na pierwszy prom kursujcy z Douglas do Heysham u wybrzey hrabstwa Lancashire, na dugo zanim porty i lotniska postawiono w stan gotowoci. Wiedzia to wszystko, poniewa pewien spostrzegawczy robotnik portowy w Heysham pamita, e widzia czarn toyot landcruiser wjedajc do portu na porannym promie dwa dni temu i zauway piciu modych mczyzn wysiadajcych z terenwki na parkingu terminalu promowego. Caa pitka udaa si razem na niadanie. Robotnik siedzia obok nich w barze. Forrester podszed do wielkiego szarego gazu poronitego tozielonym mchem. Sign do kieszeni po notes i przekartkowa notatki z przesuchania dokera. Wszyscy byli modzi i wysocy. Jako dziwnie tu wygldali". To wszystko wzbudzio ciekawo robotnika. Poczenie z Douglas do Heysham nie naley do najruchliwszych. Poranny prom samochodowy z Douglas zwykle przewozi farmerw, pojedynczych biznesmenw i czasami kilkoro turystw. A tu nagle piciu milczcych wysokich modziecw w drogiej toyocie landcruiser? Prbowa wic ich zagadn nad jajecznic na bekonie. Niewiele jednak zdziaa. Forrester przebieg wzrokiem po notatkach.

Mczyni nie chcieli rozmawia. Jeden z nich rzuci opryskliwe dzie dobry. W jego gosie sycha byo jakby obcy zapiew. Francuski czy jaki. Mg by Wochem, gowy nie dam. Drugi mwi z wytwornym angielskim akcentem. No i wtedy po prostu podnieli si i zabrali. Jakbym zepsu im niadanie". Robotnik nie zapisa numeru rejestracyjnego. Ale sysza, jak jeden z modziecw powiedzia co jakby Castleyig", kiedy wychodzili z baru i w bladym wietle poranka szli do czekajcego samochodu. Forrester i Boijer z miejsca sprawdzili. Nie zdziwili si, gdy si okazao, e miejscowo o takiej nazwie nie istnieje. Jednak znaleli dosy znane Castlerigg niedaleko Heysham: jeden z najlepiej zachowanych kamiennych krgw na terenie Wielkiej Brytanii. Skada si z trzydziestu omiu gazw rnej wielkoci i ksztatw, pochodzcych mniej wicej sprzed 3200 r. p. n. e. , oraz grupy dziesiciu kamieni ustawionych na planie prostokta, ktrej przeznaczenie pozostaje zagadk". W swoim biurze w Scotland Yardzie Forrester wpisa w Google Castlerigg" oraz ofiary z ludzi" i odkry dug histori powiza. W latach osiemdziesitych XIX wieku znaleziono w Castlerigg kamienny topr. Niektrzy przypuszczali, e by wykorzystywany do jakiego druidzkiego rytu ofiarnego. Oczywicie wielu naukowcw to kwestionowao. Antykwariusze i folkloryci utrzymywali jednak, e brak jest take dowodu na obalenie tej tezy, legendy za o witych jatkach s stare i dobrze utrwalone. Wspomina o nich nawet sawny miejscowy poeta Wordsworth w pocztkach XIX wieku.

Pognaem do pospnych bielaw Mrocznych lasw i pnocnych zjaw Gdzie sroga przesdu kraina Widziaa groz, co krew cina Czarna do i gowa schylona Tka kirowy szal przy wrzecionach I nagle harfa co opowie I pojawiaj si synowie Czemu wasz gniewny wzrok mnie strzee Czemu skadacie mnie w ofierze?

[William Wordsworth, Vale of Esthwaite (Dolina Esthwaite"), wers 25-35, prze. A. Grska (przyp. tum.). ]

By ciepy wiosenny dzie, pno kwietniowe soce wiecio rzsicie na zielone wzgrza Kumbrii, wilgotn od rosy dar, odlege lasy jodowe. A jednak wiersz sprawi, e Forrester poczu dreszcz. - Pognaem do pospnych bielaw - powiedzia. Kroczcy po trawie Boijer spojrza na niego skonsternowany. - Sir? - To ten poemat Wordswortha. Boijer si umiechn. - A tak. Przyznaj si, nie poznaem. - Ja te - rzuci Forrester, zamykajc notes. Przypomnia sobie swoj szko redni w podupadej czci rdmiecia, modego nauczyciela angielskiego usiujcego wbi do gw Szekspirowskiego Makbeta zgrai dzieciakw daleko bardziej zainteresowanych piciem, raegge i kradzieami sklepowymi. Prny trud. Rwnie dobrze mgby uczy aciny astronautw. - Pikne miejsce - stwierdzi Boijer. - Owszem. - Jest pan pewien, e tu przyjechali, sir? Wanie tutaj? - Tak. Gdzie indziej mogliby jecha? - Moe do Liverpoolu? - Nie. - Blackpool? - Nie. Zreszt gdyby wybierali si gdzie indziej, wsiedliby na prom do Birkenhead. Tam jest bezporedni zjazd na autostrad. Ale przyjechali do Heysham. A std mona dojecha tylko do Krainy Jezior. I tutaj. Jako nie wierz, eby wybrali si na wycieczk po jeziorach. Pojechali na wysp Man na cmentarzysko wikingw, na ktrym skadano ofiary z ludzi. Potem zawitali tutaj. Do Castlerigg. Kolejnego miejsca zwizanego z mordami rytualnymi. Ten robotnik si nie przesysza. Jechali tutaj. Podeszli do jednego z najwyszych menhirw. Porastay go rnobarwne porosty: oznaka

czystego powietrza. Forrester dotkn powierzchni gazu. Bya lekko ciepa. Ogrzana socem i stara, tak bardzo stara. 3200 roku przed nasz er. Boijer westchn. - Ale co ich tak naprawd cignie do tych krgw i ruin? Gdzie tu sens? Forrester stkn. Dobre pytanie. Niestety nie znalaz jeszcze na nie odpowiedzi. Niej w dolinie rzeki, za wysokim paskowyem Castlerigg widzia radiowozy miejscowej policji, cztery zaparkowane w socu przy miejscu piknikowym i kilka innych suncych wsk drog. Funkcjonariusze objedali miejscowe gospodarstwa i wioski, sprawdzajc, czy kto widzia podejrzanych mczyzn. Jak dotd bez rezultatu. Ani ladu. Ale Forrester by pewien, e zowroga pitka odwiedzia Castlerigg. Miejsce doskonale wpisywao si w ich dziaania: byo wybitnie nastrojowe. I energetyczne. Ktokolwiek zbudowa w wysoki i samotny krg w tej odcitej od wiata koysce ze wzgrz, zna si na estetyce. Moe nawet na feng shui. Cay krg stojcy na poronitym darni paskowyu by umieszczony w swego rodzaju amfiteatrze ze scen na rodku widowni. Pofadowane wzgrza tworzyy balkony, widowni, odkryte trybuny. A sam krg by scen, otarzem, mise en scene. Ale scen czego? Zatrzeszczao radio. Boijer wcisn przycisk i rozmawia z jednym z miejscowych policjantw. Forrester si przysuchiwa. Z miny Fina i jego zdawkowych potakni jasno wynikao, e funkcjonariusze nadal nie natrafili na aden lad. Moe jednak gang tu nie zawita. Forrester szed dalej. Przed oczami migna mu plama czerwieni. Polem przemkn lis i sun dalej wzdu zagajnika najbliszej doliny. Nagle odwrci si i spojrza wprost na komisarza z lkiem i okruciestwem dzikiego zwierzcia. Zaraz potem znikn, dajc susa w las. Niebo zaczo si zasnuwa chmurami. Nad wzgrza napyny skrawki czerni. Boijer dogoni Forrestera. - Wie pan, sir, w Finlandii te mielimy tak dziwn spraw kilka lat temu. Moe ma jaki zwizek. - Jak spraw? - Nazwali j morderstwem na wysypisku. - Bo sprawca zagrzeba ciao na mietnisku? - W pewnym sensie. To byo w tysic dziewiset dziewidziesitym smym. Jeli dobrze pamitam, lew nog ofiary znaleziono na wysypisku w pobliu miasteczka Hyvinkaa. Na pnoc od Helsinek.

Forrester si zdziwi. - Ale ty chyba mieszkae ju wtedy w Anglii. - Tak, ale ledziem wiadomoci z kraju, wie pan, jak to jest. Zwaszcza szczeglnie makabryczne zbrodnie. Komisarz skin gow. - Co zaszo? - Z pocztku ledczy nic nie mieli. Jedynym tropem bya ta noga. Ale nagle... no, wszystkie te nagwki... Policja twierdzia, e zatrzymaa trzy osoby podejrzane o dokonanie zabjstwa i e s te przesanki mogce wskazywa na to satanistyczne. Wiejcy wrd kamiennego krgu wiatr przybra na sile. - W kwietniu tysic dziewiset dziewidziesitego dziewitego roku o sprawie znowu zrobio si gono, kiedy zacz si proces. Przed sdem stano troje dzieciakw. Co dziwne, sdzia nakaza utajnienie protokow sdowych na okres czterdziestu lat i nieujawnianie adnych szczegw. Rzecz jak na Finlandi niezwyka. Ale kilka informacji i tak przecieko. Potwornych. Tortury, okaleczenia, nekrofilia, kanibalizm, czego tam nie byo. - A kim bya ofiara? - Mniej wicej dwudziestotrzyletni go. Torturowany i zabity przez trjk swoich przyjaci. Nasto-, gra dwudziestoparoletnich. - Boijer skrzywi si, usiujc sobie przypomnie. - Najmodsza bya dziewczyna, miaa siedemnacie lat. A do zabjstwa doszo po libacji. Wielodniowej. Sznaps domowej produkcji. W Islandii nazywaj go brennivin. Czarna mier. Forrester by zaintrygowany. - Opisz zabjstwo. - Kaleczyli go powoli noem i noyczkami. Umiera przez wiele godzin. Metodycznie odcinali kolejne kawaki ciaa. Sdzia nazwa to przewlekym mordem rytualnym. Kiedy wreszcie nastpi zgon, sprawcy zniewaali zwoki, spuszczali nasienie w usta ofiary i tym podobne. Potem odcili mu gow, nogi i ramiona. Wycili te niektre narzdy wewntrzne, nerki i serce. W zasadzie rozczonkowali zwoki. I cz z nich zjedli. Forrester patrzy na farmera idcego wiejsk drk niecay kilometr dalej. - No i jak to interpretujesz? To znaczy, jaki widzisz zwizek z nasz spraw? Podwadny wzruszy ramionami. - Sprawcy byli satanistami, fanami death metalu, ju wczeniej notowanymi za

profanacje. Podpalenia kociow. Bezczeszczenie grobw, te sprawy. - I? - Interesowali si pogastwem, prastarymi miejscami. Takimi jak to. - Ale zwoki zakopali na wysypisku, nie w Stonehenge. - Tak. Nie mamy Stonehenge w Finlandii. Forrester skin gow. Farmer znikn za jakim wzniesieniem. Kamienne gazy szarzay i ciemniay coraz bardziej, w miar jak chmury przysania y niebo. Typowa pogoda pojezierza: od wieccego wiosennego soca do ponurego zimowego chodu w p godziny. - Kim byli zabjcy? Jaki przekrj spoeczny? - Zdecydowanie klasa rednia. Dzieciaki z zamonych domw. W adnym razie nie margines. - Boijer zasun zamek wiatrwki, chronic si przed chodem. - Dzieci elity. Forrester u dbo trawy i patrzy badawczo na podwadnego. Jaskrawoczerwony anorak Boijera sprawi, e przed oczyma stan mu nagy i ostry obraz: wybebeszone, spywajce krwi ciao. Wyplu odyk. - Tsknisz za Finlandi, Boijer? - Nie. Czasami... Moe troch. - Za czym najbardziej? - Pustymi lasami. Porzdnymi saunami. I moroszk. - Moroszk? - W Finlandii nie jest specjalnie ciekawie, sir. Mamy dziesi tysicy okrele na wstawienie si. Zimy s mrone, wic rozrywek jest niewiele, poza piciem. - Wiatr zwia mu na oczy blond wosy. Odgarn je. - Jest nawet taki dowcip. Bardzo popularny w Szwecji. O tym, ile Finowie pij. - Opowiedz. - Szwed i Fin umawiaj si na par drinkw. Przynosz kilka butelek bardzo mocnej fiskiej wdki. Siedz naprzeciwko siebie w absolutnym milczeniu i bez sowa wypijaj kolejne kieliszki. Po trzech godzinach Szwed znowu polewa i mwi Skr. Fin patrzy na niego pogardliwie i pyta: Przyszlimy tu pi czy rozmawia?" Forrester si rozemia. Spyta Boijera, czy jest godny. Ten skwapliwie potakn i uzyskawszy zgod szefa, poszed do samochodu, by zje swoj tradycyjn kanapk z tuczykiem.

Forrester szed dalej sam, zamylony, lustrujc wzrokiem otoczenie. Lasy dokoa naleay do pastwowej Komisji do spraw Lasw. Rwne kwadraty jode stojce niczym napoleoskie regimenty. Zastpy brzz paradujce w milczeniu i niepostrzeenie. Myla o opowieci Boijera. O zabjcach z wysypiska Hyvinkaa. Czy to moliwe, e czonkowie gangu nie wykopywali, a zakopywali: trupy, koci, jakie przedmioty? Nic jednak nie wskazywao, by na Craven Street co zakopano. A ju na pewno nie w Forcie witej Anny. Ale czy dobrze sprawdzili? Dotar do skraju kamiennego krgu. Nieme szare menhiry zdaway si pogrone we nie. Zwalone twarzami do dou jak polegli wojownicy. Inne stay sztywno i wyzywajco. Przypomnia sobie, co czyta o Castlerigg: o kwadratowym sektorze, ktrego przeznaczenie pozostaje zagadk". Jeli przejechao si taki szmat drogi, eby co zakopa, to na pewno wanie tam - w najbardziej symbolicznej czci krgu. Jeli Castlerigg byo dla sprawcw tak wane, to z pewnoci ten wanie jego fragment. Komisarz zlustrowa wzrokiem krg. Szybko wypatrzy odpowiedni sektor: kwadratowy skrawek ziemi wyznaczony niszymi kamieniami obok najbardziej zwietrzaych megalitw. Przez dwadziecia minut bada nisze kamienie. Chodzi i trca nog wilgotn, ciemn ziemi i grzsk dar. Zacz sipi delikatny deszczyk. Forrester czu na karku zimne krople. Moe czekao go kolejne rozczarowanie. I wtedy zauway co w wysokiej mokrej trawie: niewielki pas wzruszonego gruntu, ciemnej ziemi rozkopanej i usypanej ponownie, niemal niewidoczny goym okiem - chyba e si wanie tego szukao. Uklk i goymi rkoma zacz rozkopywa gra. Byo to race przekroczenie zasad: ekipa kryminalistyczna byaby zbulwersowana, ale musia wiedzie. Po kilku sekundach poczu pod palcami co zimnego i twardego - jednak nie kamie. Wycign znalezisko i oczyci z ziemi. By to may flakonik. W rodku znajdowa si pyn w kolorze ciemnoczerwonego rumu.

25

Ulice byy czerwone od krwi. Rob szed starym miastem do karawanseraju na spotkanie z Christine. Zmierzchao. Gdzie spojrza, widzia wielkie plamy krwi: na cianach, chodnikach, na zewntrz sklepu Vodafone. Miejscowi zarzynali kozy i owce - publicznie, na ulicach. Rob przypuszcza, e to jaki element wita, o ktrym wspominaa Christine, ale tak czy siak, widok by nieprzyjemny. Przystan na rogu przy wiey zegarowej i patrzy, jak jaki mczyzna usiuje przytrzyma midzy nogami bia koz. Mia na sobie lune czarne pantalony - szalwary tradycyjny kurdyjski strj. Odoywszy dymicego papierosa na taboret z tyu, wzi do rki dugi, byszczcy n i zanurzy ostrze w podbrzuszu zwierzcia. Koza zapiszczaa. Mczyzna ani drgn. Odwrci si, wzi z taboretu papierosa, zacign si i odoy z powrotem. Z brzucha rannego zwierzcia sczya si krew. Mczyzna pochyli si bardziej do przodu, skrzywi i energicznie przecign noem w gr drcego, biaorowego brzucha. Trysna krew, zalewajc ulic. Koza przestaa walczy i piszcze, kwilia tylko cicho. Zatrzepotaa dugimi rzsami i zdecha. Mczyzna jednym szarpniciem rozerwa ran, pastelowe trzewia wypyny na zewntrz i wpady do paskiej plastikowej misy ustawionej na chodniku. Rob ruszy dalej. Znalaz Christine przy sklepionym przejciu prowadzcym do karawanseraju. Zdziwienie i konsternacja malujce si na jego twarzy musiay by a nadto czytelne. - Kurban Bajram - wyjania. - Ostatni dzie hadu. - Ale dlaczego akurat kozy? - I barany. - Christine wzia go pod rami, kiedy szli wrd zamknitych stoisk bazaru. W powietrzu unosiy si kuchenne zapachy: pieczonej koziny i baraniny. - Nazywa si to

witem Ofiarowania. Na cze Abrahama i Izaaka, ktry mia by zoony w ofierze. - Kurban Bajram, no tak. Obchodz to te w Egipcie i Libanie jako id al -Adha... Ale potrzsn gow - nie zarzynaj zwierzt na ulicy. Robi to w domu i podrzynaj im garda. - Tak - zgodzia si. - Dla mieszkacw anhurfy to specjalne, lokalne wito. Poniewa Abraham std pochodzi. - Umiechna si. - Rzeczywicie, widok jest makabryczny. Doszli do maego placyku z herbaciarniami i kafejkami, gdzie mczyni palili szisze. Wielu z nich z uwagi na wito miao na sobie workowate czarne spodnie. Inni nosili haftowane galabije. Ich kobiety przechadzay si z przodu w poyskujcej biuterii albo szkaratnych hidabach obszywanych srebrem. Niektre miay zachwycajce tatuae z henny na doniach i stopach i chusty obwieszone srebrnymi wiecidekami. Niesamowicie barwny widok. Ale nie przyszli tutaj podziwia widokw. - To tutaj. - Christine wskazaa gow domek przy cienistej uliczce. - Dom Beszeta. Upa pyn ulic niczym woda w czasie powodzi. Rob ucisn jej do. - Powodzenia. Przesza na drug stron i zapukaa do drzwi. Rob zastanawia si, jak bardzo Beszet bdzie zszokowany widokiem biaej kobiety z Zachodu odwiedzajcej go w domu. Kiedy Kurd otworzy drzwi, Rob zobaczy na jego twarzy zaskoczenie i szok, ale jednoczenie w malany tskny wzrok. By pewien, e Christine zdobdzie szyfr. Wrci z powrotem na plac i przyjrza si scenie. Zaczepio go kilkoro dzieci z petardami w doniach. - Ej ty, Amerykanin. - Hello... - Szczliwego Bajramu. Dzieci si rozemiay, jakby podraniy jakie egzotyczne i nieco przeraajce zwierz w zoo, potem rozbiegy si po ulicy. Chodniki byy nadal czerwone od krwi, ale rze ju si skoczya. Wsaci Kurdowie palcy szisze przy kawiarnianych stolikach pozdrawiali go z umiechem. Rob doszed do wniosku, e anhurfa to bardzo dziwne miejsce. Egzotyczne i troch jakby nieprzyjazne, jednak jego mieszkacy naleeli do najbardziej yczliwych ludzi, jakich Rob mia okazj pozna. Niemal nie zauway Christine, ktra podkrada si do niego od tyu. - Cze.

Odwrci si szybko. - Masz? - Mam. Wzbrania si, ale w kocu mi go poda. - Dobrze, zatem... - Poczekajmy, a si ciemni. Po krtkim spacerze znaleli si na gwnej ulicy poza starym miastem. Pojechali takswk do mieszkania Christine, gdzie spdzili w napiciu kilka godzin, surfujc po Internecie. Byli zdenerwowani, mimo e starali si zachowa spokj. O jedenastej wylizgnli si z budynku i poszli do muzeum. Na ulicach panowa ju porzdek. Zmyto krew z chodnikw, wito dobiegao koca. Nad gowami wieci buat ksiyca. Gwiazdy migotay niczym diademy dokoa iglic minaretw. Przed bram muzeum Rob popatrzy w d i gr ulicy. ywej duszy. Z domw przy nastpnej przecznicy dochodziy zza okiennic dwiki telewizorw. Poza tym panowaa zupena cisza. Pchn bram i weszli na teren muzeum. Noc lapidarium byo wyjtkowo nastrojowym miejscem. Skrzyda pustynnego demona Pazuzu poyskiway srebrno w powiacie ksiyca. Wida byo zarysy potuczonych i kruszejcych popiersi rzymskich cesarzy oraz asyryjskich wojownikw zakltych w marmurze. Historia anhurfy miecia si tutaj, w tym miejscu, skpanym w ksiycowej powiacie. Sumeryjskie ptasie demony z kamiennymi dziobami rozwartymi od piciu tysicy lat, krzyczay bezgonie. - Potrzebujemy dwch szyfrw - powiedziaa Christine. - Beszet poda mi oba. Podesza do frontowych drzwi muzeum. Rob trzyma si z tyu, sprawdzajc, czy s sami. Nikogo nie zauway. Pod figowcami sta jaki samochd, ale wygldao na to, e nie wyjeda std co najmniej od kilku dni. Przedni szyb zacielaa demowa ma z pestkami, pozostao zgniych, roztrzaskanych fig. Szczkny drzwi, Rob si odwrci i zobaczy, e s otwarte. Powietrze wewntrz miao temperatur rozgrzanego pieca: nie byo klimatyzacji ani nikogo, kto by otworzy okna. Otar pot z czoa. Mia na sobie marynark, eby schowa wszystko, czego potrzebowali: latarki, telefony, notesy. Najstarszy posg wiata rzuca lekk powiat w ciemnociach sali wystawowej, smutne obsydianowe oczy patrzyy smtnie w mrok. - Tdy - powiedziaa Christine. Rob dostrzeg drzwiczki w odlegym kcie sali. Za nimi znajdoway si prowadzce w d

schody. Poda Christine latark, a sam wczy drug. Dwa snopy wiata podrygiway na cianach dusznej ciemnicy. Podziemia okazay si zdumiewajco due. Duo wiksze ni muzeum wyej. Korytarze z drzwiami biegy we wszystkich kierunkach. Zastawione eksponatami pki poyskiway, kiedy Rob przesuwa wiatem latarki wte i wewte po popkanej ceramice, fragmentach rzygaczy, wczniach, krzemiennych piciakach i kawakach waz. - S ogromne. - Tak. anhurfa jest zbudowana na systemie starych jaski, ktre przerobiono na podziemia. Rob pochyli si i przyjrza lecej na plecach i ypicej gniewnie pknitej figurce. - Co to? - Asag. Demon cigajcy choroby. Sumeryjski. - Mhm. - Rob poczu dreszcz mimo panujcej wkoo gorcej duchoty. Chcia ju to mie za sob, narasta w nim zimny strach przed tym, co zamierzali zrobi. - Chodmy dalej, Christine. Gdzie s te podziemia Edessy? - Tutaj. Skrcili w kolejny korytarz, minli jak brutalnie przecit kolumn romask i kolejne pki z wazami i naczyniami. W powietrzu unosi si gsty, duszcy kurz, Christine prowadzia ich do najstarszej czci jaski. Nagle drog zagrodziy im wielkie stalowe drzwi. Christine mczya si z szyfrem. - Cholera. - Rce jej si trzsy. Rob skierowa latark tak, by lepiej widziaa wstukiwane cyfry, i wreszcie zamek ustpi. Powitaa ich fala gorcego powietrza. Czu w nim byo jakie zo, co nieokrelonego i dalekiego, ale organicznego i nieprzyjemnego. I bardzo starego. Rob stara si to zignorowa. Weszli do rodka. Stalowe pki cigny si w gb ogromnej pieczary. Wikszo eksponatw znajdowaa si w plastikowych torbach oznaczonych nazwami i numerami, niektre nie byy niczym osonite. Christine podawaa ich nazwy, kiedy przechodzili obok. Syryjskie lub akadyjskie boginie, wielka gowa Anzu, fragment helleskiej rzeby. Rce i skrzyda demonw wycigay si w mrok. Christine chodzia wte i wewte wzdu regaw. - Nic tu nie ma. - W jej gosie sycha byo niemal ulg. - To jest to samo, co ju

widziaam. - To moe lepiej si zbierajmy. - Czekaj. - Co? Pokazywaa co w ciemnociach. - To jest z Gbekli. Rob przystan. Znowu si pojawi ten sygna ostrzegawczy. Kobieta-zamachowiec z Iraku. Nie mg zapomnie jej twarzy, tego, jak na niego patrzya tu przed wybuchem. Poczu nag potrzeb wyjcia - wydostania si std. Natychmiast. - Zamknij drzwi - poprosia Christine. Niechtnie speni jej prob. Znajdowali si w najodleglejszym zaktku podziemi sam na sam ze znaleziskiem Franza. Czym, co, jak uwaa, dorwnywao groz czaszkom z ayn. - Rob, chod, zobacz. wiato jej latarki padao na niezwyky posg. Przedstawia kobiet z rozoonymi nogami i grubo rzebion, obscenicznie du wagin. Wygldaa jak otwarta rana w sierci tej zarzynanej kozy. Obok kobiety stay trzy zwierzta, najprawdopodobniej dzikie winie. Miay due, sterczce penisy i otaczay j, jakby w scenie zbiorowego gwatu. - To jest z Gbekli - wyszeptaa Christine. - Tego szukamy? - Nie, pamitam, jak wykopalimy t rzeb. Franz potem j tu umieci. Musia gromadzi co dziwniejsze znaleziska w jednym miejscu. Wic cokolwiek znalaz, powinno by gdzie tutaj. Rob przesun snop wiata w lewo, w prawo i znowu w lewo. W powietrzu wiroway drobinki kurzu. Migay mu pospne oblicza bogw i ypicych krzywym okiem demonw, ale zaraz nikny w ciemnoci, gdy szed dalej. Nic ciekawego nie widzia, nie bardzo wiedzia nawet, czego szuka. Beznadziejna sprawa. I nagle wiato pado na due styropianowe pudo, na ktrym kto markerem napisa Gbekli". Rob poczu, jak serce mu szybciej zabio. - Christine - sykn. Pudo stao w gbi stalowego regau przy cianie jaskini. Byo wielkie i cikie, tak e dziewczyna miaa trudnoci z jego podniesieniem. Rob pooy latark na pce z tyu i pospieszy z pomoc. Razem wycignli pudo i postawili je na pododze.

Z omoczcym sercem sign po latark i trzyma j wysoko, kiedy Christine zdejmowaa pokryw. W rodku znaleli cztery stare amfory wysokie na jakie p metra i zapakowane w foli pcherzykow. Rob poczu ostry skurcz zawodu. W gbi duszy liczy, e znajd co obscenicznego i przeraajcego. W gbi duszy dziennikarza, a moe niedojrzaego szczeniaka. Christine wyja jeden z dzbanw. - Pochodzi z Gbekli? - Na pewno. A to znaczy, e ma dziesi tysicy lat. Wic jednak znali garncarstwo. - Zaskakujco dobrze zachowany. - Tak. - Obchodzc si z naczyniem jak z jajkiem, obrcia je w doniach. Na jednej stronie widnia dziwny wzr. Jakby kij zwieczony wizerunkiem ptaka. - Gdzie to ju widziaam - powiedziaa cicho. Rob wyj telefon komrkowy i szybko zrobi kilka zdj. Bysk flesza brutalnie wtargn w ciemno ponurych podziemi. Twarze dinw i wadcw rozbysy gniewem w wulgarnym jaskrawym wietle. Wsun telefon do kieszeni, schyli si i wyj z puda jedn z amfor. Bya zaskakujco cika. Chcia wiedzie, co jest w rodku. Jaki pyn? Ziarna? Mid? Przechyli naczynie, by zajrze do rodka. Byo zakorkowane i szczelnie zamknite. - Moe otworzymy? - Ostronie. Ostrzeenie przyszo zbyt pno. Poczu, jak dzban nagle zapada si mu w d oniach: przechyli go zbyt gwatownie. Szyjka naczynia jakby westchna i upada na podog: pknicie si pogbio, szybko rozchodzc si w d prastarego dzbana. Kruszy si i rozpada w rkach Roba. Po prostu si rozsypa. Upadajc na podog, niektre natychmiast zamieniay si w py. - O mj Boe! Rozszed si potworny smrd. Rob ukry nos w rkawie. Christine owietlia zawarto amfory. - Oe kurwa. Na pododze leao malekie ludzkie ciako. Zwoki niemowlcia w pozycji embrionalnej. Byy na wp zmumifikowane, reszt tworzya klejowata breja. Proces rozkadu trwa jeszcze po tak wielu stuleciach. Odr widrowa nozdrza, Robowi odek podjecha do garda. Z czaszki

wypywa spieniony pyn. - Twarz - krzykna Christine. - Spjrz na twarz. Rob puci snop wiata na twarz niemowlcia zastyg w niemym krzyku, krzyku umierajcego dziecka rozbrzmiewajcym od dwunastu tysicy lat. Nagle pomieszczenie zalao wiato. wiato, haasy, gosy. Rob odwrci si na picie i zobaczy, e przy drzwiach stoi grupka mczyzn uzbrojonych w pistolety i noe.

26

Jak na wykadowc wyszej uczelni Hugo de Savary nosi si nader elegancko. Forrester spodziewa si pewnej abnegacji: skrzanych at na okciach, upieu na ramionach. Ale nic z tych rzeczy: wykadowca z Cambridge by energiczny, pogodny, do mody, zdecydowanie szczupy i emanowa pewnoci siebie i aur dobrobytu. Przypuszczalnie byo tak, poniewa jego ksiki - popularne pozycje z zakresu satanizmu, sekt, kanibalizmu, penego wachlarza tematyki gotyckiej - odniosy ogromny sukces komercyjny. To sprawio, e nie cieszy si popularnoci wrd co bardziej zrzdliwych czonkw spoecznoci akademickiej, przynajmniej Forrester doszed do takiego wniosku na podstawie kilku recenzji, ktre przeczyta. To de Savary zaproponowa, eby si spotkali na lunchu w tej bardzo modnej japoskiej restauracji w pobliu Soho. Forrester wysa mu e-mail z prob o chwil rozmowy, kiedy profesor bdzie nastpnym razem w miecie. De Savary chtnie si zgodzi i zaproponowa nawet, e ureguluje rachunek, co byo o tyle korzystne, e wybrany przeze lokal rni si od przybytkw, w ktrych komisarz zazwyczaj bywa, zbierajc informacje: by co najmniej pi razy droszy. De Savary z wielkim entuzjazmem pochania ma porcj czarnego dorsza w sosie miso. Siedzieli na dbowej awie przed barem, ktry otacza centraln cz kuchenn wyposaon w wielki czarny grill. Dogldali go srodzy japoscy kucharze siekajcy tajemnicze warzywa przeraajco wielkimi noami. Profesor odwrci si do Forrestera. - Skd wasi technicy wiedz, e eliksir to damu? Mwi o pynie w fiolce z Castlerigg. Forrester prbowa zapa paeczkami kawaek surowego kalmara: bez powodzenia. - Mielimy w Londynie kilka przypadkw mordw rytualnych na tle muti. Afrykaskich

dzieci skadanych w ofierze. Wic chopcy z laboratorium ju wczeniej zetknli si z damu. - Chodzi o ten bezgowy tuw dziecicy znaleziony w Tamizie? - Mhm. - Komisarz pocign yk ciepej sake. - Damu to pono skoncentrowana krew ofiarna. Tak mi mwili patolodzy. - No, susznie. - Stojcy za barem wielki japoski kucharz byskawicznie patroszy jaskraworow ryb. - Praktyki muti s odraajce. Co roku w czarnej Afryce gin setki dzieci. Wie pan, co dokadnie im robi? - Syszaem, e odrbuj koczyny... - Tak, ale kiedy dzieci s jeszcze ywe. Odcinaj te genitalia. - De Savary wzi yk piwa. - Krzyki ywych ofiar maj jakoby zwiksza moc dziaania muti. Moe wemiemy jeszcze filet z tuczyka topetwego? - Przepraszam? Najwyraniej w tej ultramodnej restauracji obowizywaa zasada zamawiania malekich porcyjek, nie skadao si od razu penego zamwienia, tylko dobierao kolejne potrawy, a czowiek si najad. To si Forresterowi podobao. Nigdy wczeniej nie by w podobnym miejscu. Zastanawia si, kogo sta na takie ceny. Sushi z krabami w mikkiej skorupie sprowadzanymi z Alaski. Toro ze szparagami i kawiorem z jesiotra. Co to jest toro? - Tempura z garnel skaln jest wyborna - powiedzia de Savary. - Wie pan co - zaproponowa Forrester - prosz zamwi, zdaj si na pana. A pniej powie mi pan, co sdzi o sprawcach? De Savary umiechn si smtnie. - Tak, naturalnie. O trzeciej mam wykad. Zatem lepiej zaatwmy to teraz. - No wic co pan sdzi? - Wasz gang zdaje si mie obsesj na punkcie ofiar z ludzi. - Tyle te wiemy. - Ale mamy tu do czynienia z do ekscentryczn kompilacj rnych praksis. - e jak? - Sigaj po ryty ofiarnicze z rnych kultur. Wycicie jzyka jest proweniencji bodaj skandynawskiej, zakopanie gowy japoskiej albo izraelickiej. Golenie gowy niewtpliwie azteckiej. Gwiazda Dawida, tak jak pan mwi, nawizuje do Salomona. Podesza do nich moda kelnerka i de Savary zoy zamwienie. Dziewczyna ukonia si

lekko i oddalia. Profesor znowu przenis wzrok na Forrestera. - A teraz mamy damu zakopane w miejscu ofiarnym. Tak postpuj afrykascy szamani przed wikszym zabjstwem muti. Zakopuj damu w otoczonym czci miejscu. Potem przystpuj do zoenia ofiary. - Wic... Sdzi pan, e oni znowu zabij? - Ale naturalnie. A pan nie? Forrester westchn i przyzna mu racj. Oczywicie, e oni znowu uderz. - A co z tym klubem Hellfire? Jak on si z tym wszystkim czy? - Nie jestem pewien. Ewidentnie szukaj czego, co ma zwizek ze stowarzyszeniem. Czego dokadnie, jest ju niestety mniej oczywiste. Na dbowym barze postawiono przed nimi trzy talerze. Unosi si z nich cudowny aromat. Forrester marzy, by wolno mu byo uy yki. - Mog panu jeszcze powiedzie - cign de Savary - jak dziaaj te satanistyczne sekty, nawietli profil psychologiczny czonkw. Zwykle pochodz z klasy redniej lub nawet wyszej. Manson i jego wyznawcy to nie byy szumowiny z nizin spoecznych, tylko bogate dzieciaki. Najpotworniejsze zbrodnie popeniaj wanie znudzeni, wyksztaceni krezusi. Wida to te na przykadzie grupy terrorystycznej Baader-Meinhof w Niemczech. Dzieci bankierw, milionerw, biznesmenw. Elita. - Albo Osamy bin Ladena. - Wanie. Inteligentny, charyzmatyczny syn sawnego miliardera, a zafascynowa go najbardziej nihilistyczny, psychopatyczny odam islamu. - Upatruje pan tu analogii z klubem Hellfire? De Savary wprawnie chwyci paeczkami kawaek tuczyka. Forrester poradzi sobie niemal rwnie dobrze. Ryba bya przepyszna. - Znowu trafi pan w sedno. Klub Hellfire stworzy, e si tak wyra, matryc dla bon chic, bon genre sekt mierci naszych czasw. Grupa angielskich arystokratw, w tym wielu bardzo utalentowanych: pisarzy, naukowcw, mw stanu, oddajcych si rozmylnie amoralnym czynom. Moe po to, by pater les bourgeois? - Ale niektrzy twierdz, e Hellfire by tylko klubem ochlapusw. Stowarzyszeniem hulakw. De Savary potrzsn gow.

- Sir Francis Dashwood uchodzi za jednego z lepszych religioznawc w swoich czasw. Uda si na Daleki Wschd, eby rozwija bardziej tajemne zainteresowania: religijn ezoteryk. To nie jest dziaanie dyletanta. A Benjamin Franklin bez dwch zda by jednym z najwybitniejszych umysw wczesnej doby. - Wic raczej nie spotykaliby si po to, eby opa din. I gra w rozbieranego twistera? - Nie, nie wydaje mi si. - De Savary zachichota. Stojcy za barem japoski kucharz uywa dwch noy naraz, filetujc i krojc w kostk dugiego liskiego wgorza. Tusza taczya pod ostrzem na desce, jakby bya ywa. Moe bya. - Jest kwesti sporn, do czego posuwali si czonkowie angielskiego Hellfire. Wiemy na pewno, e ci stowarzyszeni w irlandzkim byli potwornie okrutni. Oblewali koty alkoholem i podpalali. Miauczenie zdychajcych zwierzt nie dawao spa poowie Dublina. W ten sam sposb zamordowali te jakiego sucego. Szo o zakad. - Urwa. - Myl, e klub Hellfire i niektre inne sekty satanistyczne, z ktrymi mamy do czynienia w Europie, mog pomc nam zrozumie, jak wyglda wasz gang. Od strony hierarchicznej. Motywacyjnej. Psychologicznej. Z pewnoci ma wyranie okrelonego przywdc. Charyzmatycznego i bardzo inteligentnego. Przypuszczalnie kogo dobrze urodzonego. - A pozostali czonkowie? - Bliscy przyjaciele, sabsze osobowoci. Ale inteligentni. Pozostajcy pod wpywem demonicznego uroku lidera sekty. Jest due prawdopodobiestwo, e te pochodz z wyszych, dobrze sytuowanych krgw. - To by si zgadzao z charakterystykami, jakie mamy: wytworny akcent et cetera. De Savary wzi talerz z baru. Zastanawia si przez chwil z wzrokiem wbitym w jedzenie, potem stwierdzi: - Uwaam jednak, e przywdca tej waszej grupy jest kompletnie szalony. - Przepraszam? - Musimy pamita, jak wyglda jego modus operandi. Ta ahistoryczna mieszanina elementw rnych kultw ofiarniczych. Zreszt ju sama idea rytualnego mordu wiadczy o obkaniu. Jeli szuka czego zwizanego z Hellfire, mgby to robi w sposb znacznie dyskretniejszy, zamiast jedzi po kraju i szlachtowa ludzi. Owszem, te zabjstwa s zaplanowane i wykonane z pewn finezj. Sprawcy, jak pan mwi, zacieraj wszystkie lady, ale po co w ogle zabija, jeli zasadniczym celem jest odzyskanie czego? Znalezienie czego

ukrytego? - Wzruszy ramionami. - Et voil. To nie jest racjonalny, chocia rozpasany Francis Dashwood, to trca bardziej Charlesem Mansonem. Psychopata. Geniusz, ale psychopatyczny. - A to oznacza? - To pan jest policjantem. Sdz, e znaczy to, i posunie si za daleko. W tym szalestwie popeni bd. Pytanie tylko... - Ilu ludzi wczeniej zabije? - Ot to. No a teraz musi pan koniecznie sprbowa tego daikona. To rodzaj rzodkwi. Niebo w gbie.

Po powrocie do Scotland Yardu Forrester uly sobie po lunchu zdrowym bekniciem. Potem usiad na obrotowym krzele i zakrci si dokoa jak dziecko. By lekko wstawiony sake, ale atwo si rozgrzeszy. Lunch z nowym znajomym okaza si nad wyraz owocny. Forrester podnis suchawk i zadzwoni do Boijera. - Tak, sir? - Boijer, chc, eby troch powszy. Poszuka. - Czego? - Gangu w co bardziej elitarnych prywatnych szkoach rednich. - Okay... - Zacznij od Eton. Winchester. Westminster. Nie schod poniej Millifield. Sprawd Harrow. Zajrzyj do wykazu stowarzyszenia dyrektorw szk prywatnych. - Dobrze. Ale... o co mam pyta? - O nieobecnych chopcw. Zaginionych uczniw. I sprawd take lepsze uniwersytety. Oxbridge, London, St Andrews, Durham. Znasz list. - Bristol. - Czemu nie. I Exeter. I Szko rolnicz w Cirencester. Szukamy uczniw lub studentw, ktrzy niedawno nagle porzucili nauk. Potrzebuj bogatych chopakw z problemami.

27

Rozkadajce si zmumifikowane zwoki dziecka leay na pododze. W powietrzu unosi si gnilny odr. Nad posgami i regaami muzealnych podziemi migotay goe arwki. Zbliajcy si mczyni byli wielcy, uzbrojeni i wciekli. Robowi wydawao si, e poznaje kilku robotnikw pracujcych na wykopaliskach. Kurdowie. Wygldali na Kurdw. Do pomieszczenia prowadziy tylko jedne drzwi. A drog do nich zagradzao omi u albo dziewiciu mczyzn. Niektrzy mieli bro paln: stary pistolet, rutwk, nowiutek strzelb myliwsk. Reszta trzymaa w doniach due noe, jeden tak wielki, e wyglda jak maczeta. Rob posa Christine przepraszajce, aosne spojrzenie. Umiechna si smutno, z rozpacz. Potem stana przy nim, wycigna rk i ucisna mu do. Zostali pojmani i rozdzieleni. Mczyni chwycili Roba za konierz, Christine za ramiona. Najwikszy z nich, ewidentnie przywdca, zerkn w boczny korytarzyk na rozbit amfor i budzce lito mae zwoki z dziwn sczc si ciecz. Sykn na kamratw. Od gwnej grupy natychmiast oddzielili si dwaj Kurdowie i weszli do korytarzyka, przypuszczalnie eby zlikwidowa lady, zaj si ohydn kupk gnijcego ciaa. Rob i Christine zostali wyprowadzeni z podziemi. Jeden z mczyzn przycisn Robowi pistolet do policzka. Zimn luf czu byo smarem. Dwaj inni brutalnie trzymali Christine za nagie ramiona. Pochd zamykali wysoki mczyzna ze strzelb myliwsk i kilku jego towarzyszy. Dokd ich zabierali? Rob wyczuwa, e Kurdowie take s przeraeni, moe rwnie mocno jak on i Christine. Ale wyczuwa te determinacj. Prowadzili ich wzdu dugich rzdw pustynnych potworw, rzymskich generaw i kananejskich bogw burzy. Obok Anzu, Isztar, Nimroda. Weszli po schodach do gwnej sali muzeum. Christine dzielnie przeklinaa po francusku.

Roba zalaa fala uczu opiekuczych i wstydu. To on tu jest mczyzn. Powinien co zrobi. By bohaterski. Kopniciem wytrci Kurdom noe z doni, powali ich na podog, chwyci Christine za rk i uratowa, wydosta std, wyprowadzi na wolno. Ale rzeczywisto wygldaa inaczej. Prowadzono ich niczym pojmane zwierzta, wolno, ale metodycznie, na pewien los. Czyli... dokadnie na jaki? Czy to jest porwanie? Pokazwka? Czy ci mczyni s terrorystami? Co si tak naprawd dzieje? Rob mia nadziej, e moe jakim cudem maj do czynienia z policjantami. Ale w gbi duszy wiedzia, e nie. Niemoliwe. To nie wygldao na policyjne zatrzymanie. Napastnicy nie sprawiali wraenia niewinitek, wygldali zowrogo, moe nawet na mordercw. Przed oczyma stany mu obrazy z egzekucji, cinanie gw. Twarze tych wszystkich nieszcznikw w Iraku, Afganistanie i Czeczenii. Przyciskanych do ziemi. N przecinajcy chrzstk i tchawic. Zdekapitowane ciao tryskajce powietrzem i krwi, a potem padajce bezwadnie na ziemi. Allahu Akbar. Allahu Akbar. Ziarnisty obraz w Internecie. Makabra. Ofiara z ludzi skadana na oczach milionw za porednictwem sieci. Christine nadal kla. Rob opiera si i wi, ale mczyni trzymali go mocno. Nie mia szans zosta bohaterem. Mg tylko krzycze. - Christine? - zawoa. - Christine?! Zza plecw usysza: - Tak. - Nic ci nie jest? Co... Na jego wargach wyldowaa pi. Poczu, jak usta wypenia mu gorca, sona krew. Bl by przeszywajcy, nogi si pod nim ugiy. Naprzeciwko niego stan przywdca. Unis krwawic gow Roba i rzuci: - Nie mwi. Nie rozmawia! Na jego twarzy nie malowao si okruciestwo, raczej rezygnacja. Jakby musia zrobi co, czego wcale nie chcia robi. Co naprawd strasznego. Na przykad wykona egzekucj. Jeden z Kurdw powoli i ostronie otworzy gwne drzwi muzeum. Ten widok wywoa w gowie Roba seri wspomnie: ostatnie kilka dziwnych godzin jego ycia. Barany zarzynane na ulicach anhurfy, mczyni w odwitnych czarnych spodniach, ukradkowe wtargnicie do muzeum. A potem niemy krzyk niemowlcia pogrzebanego ywcem dwanacie tysicy lat temu. Stojcy przy drzwiach Kurd skin gow do towarzyszy. Wygldao na to, e droga jest

wolna. - Wsiada do samochodu, ju! - przynagli ich przywdca. Mczyni przeprowadzili Roba szybko przez duszny, toncy w blasku ksiyca park. Obok powalanego figami samochodu stay teraz jeszcze trzy inne auta. Stare, rozwalone miejscowe rzchy - na pewno nie byy to policyjne radiowozy. Rob poczu, jak ganie w nim ostatnia iskierka nadziei. Najwyraniej zamierzali wywie ich gdzie daleko. Moe poza miasto. Do jakiego odludnego gospodarstwa. Gdzie przykuj ich acuchami do krzese. Rob sysza ju odgos noa podrzynajcego mu gardo. Allahu Akbar. Przegna t myl. Musi zachowa przytomno umysu. Ratowa Christine. I siebie dla crki. Jego crka! Poczucie winy dgno mu serce niczym szklany sztyl et. Jego Lizzie! Nie dalej jak wczoraj obieca jej, e za tydzie bdzie ju w domu. A teraz by moe ju nigdy jej nie zobaczy. Gupi, gupi, gupi, gupi! Poczu na gowie nacisk czyjej rki. Chcieli, eby si schyli, i wsiad na tylne siedzenie wozu. Opiera si w przeczuciu, e zabieraj go na pewn mier. Odwrci si i zobaczy tu za sob Christine z noem przy gardle, cignit do drugiego samochodu. adne z nich nie mogo nic zrobi. I nagle pado gromkie: - Sta! Zamarli. Park zala potok wiata. - Zatrzyma si! Blask by olepiajcy, ale Rob wyczuwa obecno wikszej liczby ludzi. Rozleg si dwik syren. Czerwone i niebieskie wiata. Rejwach. Policja. Czy to policja? Wyszarpn rami z ucisku trzymajcego go mczyzny, osoni oczy i popatrzy w jaskrawe wiato... Kiribali z dwudziestk albo trzydziestk policjantw. Wbiegali do parku. Kucali. Zajmowali pozycje. Celowali. Ale nie byli to zwykli policjanci. Mieli czarne mundury i pistolety maszynowe. Kiribali krzycza co po turecku do Kurdw. A ci si wycofywali. Ten stojcy najbliej Roba upuci pistolet i podnis rce do gry. Christine wyrwaa si napastnikom i pobiega przez parking w kierunku policji.

Rob oswobodzi drugie rami i take ruszy w kierunku Kiribalego. Na twarzy Turka malowaa si bliska pogardzie obojtno. Warkn krtko: - Chodcie ze mn. Poprowadzono ich do nowego bmw zaparkowanego przed terenem muzeum. Kiribali poleci im wsi do tyu, sam usiad z przodu, odwrci si i owiadczy: - Odstawiam was na lotnisko. - Ale... - zacz Rob. Z trudem porusza obolaymi wargami. Kiribali go uciszy. - Poszedem do mieszkania i pokoju hotelowego. Puste. Oba puste. Wiedziaem, e na pewno przyszlicie tutaj. Jestecie tacy niemdrzy Tacy gupi. Auto pdzio szerok, owietlon latarniami ulic. Kiribali rzuci szybko co do kierowcy po turecku, ktry odpowiedzia mu posusznym gosem. Policjant odwrci si z powrotem do Roba i spiorunowa go wzrokiem. - W baganiku macie kilka toreb. Paszporty. Laptopy. Reszt rzeczy wam odelemy. Dzi wieczorem wylatujecie z Turcji. - Rzuci co na tylne siedzenie. - Wasze bilety. Do Londynu przez Stambu. Bez powrotnych. Natychmiast. Christine zaprotestowaa, ale jej gos by niepewny i drcy. Kiribali popatrzy na ni z bezmiern pogard, potem zamieni z kierowc jeszcze kilka sw. Samochd jecha teraz przez przedmiecia. Paska ppustynia bya cicha, pogrona w ksiycowej powiacie, nadajcej jej odcie zmatowiaego srebra. Kiedy dojechali na lotnisko, kierowca wyj z baganika ich bagae. W niewielkiej sali odlotw Kiribali patrzy, jak zgaszaj si do odprawy. Wskaza na hal przylotw. - Spodziewam si, e ju was tu nie zobacz. Jeli wrcicie, najpewniej zabij was Kurdowie. A nawet jeli im si nie uda, ja osobicie wpakuj was do wizienia. Na bardzo dugo. - Stukn obcasami niczym pruski oficer przyjmujcy rozkaz, potem rzuci im jeszcze jedno wcieke, pogardliwe spojrzenie i znikn. Rob i Christine przeszli przez bramk i wsiedli do samolotu. Maszyna koowaa chwil po pasie, po czym wzbia si w powietrze. Rob osun si na fotel, cae ciao pulsowao mu blem i adrenalin. Dopiero teraz wszystko zaczynao do niego dociera, dopiero teraz to poczu: emocje, strach, zajad furi. Tak samo czu si po zamachu bombowym w Iraku. Napina i luzowa minie szczki. Warga nadal go bolaa, jeden zb mia pknity. Stara si uspokoi, ale w

gowie huczao mu od kbicych si w niej myli. To jeszcze nie koniec. Jest dziennikarzem. Dobrym dziennikarzem. Moe to niewiele, ale powinien to wykorzysta. Wiedzia, e musi jako skanalizowa swoj wcieko, bezsilny gniew, swoj sponiewieran, ponion msko. Jeli im si wydaje, e go przestrasz pistoletami i noami, s w bdzie. Bdzie mia swj reporta. Nie da si zastraszy. Musia si tylko uspokoi, cho mia ochot krzycze. " Popatrzy na Christine. I wtedy, po raz pierwszy od chwili kiedy rozbi urn, odezwaa si bezporednio do niego. Cicho, ale wyranie powiedziaa: - Kananejczycy. - Co? - Tak robili staroytni Kananejczycy. Grzebali swoje dzieci. ywcem. - Odwrcia si i popatrzya przed siebie. - W amforach. W dzbanach.

28

Rob odoy telefon i przyjrza si mczcemu rojowisku stambulskiego lotniska. Przez godzin rozmawia z crk: radosn, rozgadan, tskn, cudown godzin. Nastpnie spdzi niepozbawione napicia i irytujce dziesi minut, rozmawiajc z jej matk. Okazao si, e jego eks maonka wanie zabiera Lizzie na dwa tygodnie na wie. Nawet gdyby z miejsca pojecha do domu, i tak by si z nimi rozmin. Potar zmczon twarz. Wyldowali w rodku nocy, padajc z ng, i w poczekalni zapali kilka godzin snu, ktry jednak nie przynis ukojenia. C to byy za niewiarygodne dwadziecia cztery godziny. Jaki dziwny cig wydarze. I co teraz powinien zrobi? - Ej, onierzu! - Christine wymachiwaa puszkami dietetycznej coli. - Pomylaam, e to ci dobrze zrobi. Rob przyj puszk z wdzicznoci. Lodowaty napj szczypa go w rozcit warg. - W domu wszystko w porzdku, Robercie? - Tak... - Patrzy, jak jaki chiski biznesmen spluwa z werw do pojemnika na mieci. Nie. Raczej nie. Takie tam sprawy rodzinne... - C. - Rozgldaa si spokojnie po hali tranzytowej. - Tylko popatrz. Wszystko wyglda jak gdyby nigdy nic. Starbucks. McDonalds... A dziw bierze, gdy si pomyli, e zaledwie wczoraj chciano nas porwa. Rob rozumia, co chce powiedzie. Westchn i spojrza z niechci na tablic odlotw. Samolot do Londynu startowa dopiero za kilka godzin. Nie mia ochoty siedzie tu i bezczynnie czeka. Ale nie bardzo pali si te do powrotu do Londynu, jeli nie byo tam jego crki. Bo niby po co? Chcia dokoczy artyku, wywiza si ze zlecenia. Ju rozmawia z naczelnym i zrelacjonowa mu ciut ocenzurowan wersj ostatnich wydarze. Steve przekl dwa razy i spyta Roba, czy jest bezpieczny. Ten go zapewni, e czuje si dobrze. Wic redaktor z wahaniem, ale

zgodzi si, eby pracowa dalej: Dopki nie dostaniesz kulki w eb". Obieca nawet przela na konto Roba dodatkowe fundusze. Zatem kompas wskazywa jeden kierunek. Nie rezygnuj. Nie poddawaj si. Cignij ten wzek. Dokocz artyku. Ale by jeden problem z cigniciem wzka: Rob nie wiedzia, jakie jest zdanie Christine. Wydarzenia w muzeum byy naprawd przeraajce. On wiedzia, e sobie z tym poradzi: by przyzwyczajony do niebezpieczestw. Poradzi sobie z Irakiem. No, prawie. Czy mg jednak oczekiwa, e ona potraktuje spraw rwnie spokojnie? Czy nie za duo od niej wymaga? Bya naukowcem, nie korespondentem wojennym. Dopi col i poszed wyrzuci puszk do kosza. Kiedy wrci, Christine popatrzya na niego badawczo z niewyranym umiechem. - Nie chcesz lecie do domu, prawda? - Jak si domylia? - Po sposobie, w jaki ypiesz bez przerwy na tablic odlotw. Jak na najgorszego wroga. - Przepraszam. - Mam te same odczucia, Robercie. Zbyt wiele niewyjanionych spraw. Nie moemy chyba tak po prostu uciec? - No to... co w takim razie zrobimy? - Odwiedmy moj przyjacik Isobel Previn. Mieszka tutaj.

P godziny pniej wsiedli do lotniskowej takswki i po dziesiciu minutach mknli autostrad, kierujc si w stron zgiekliwego Stambuu. Po drodze Christine opowiedziaa mu jeszcze raz histori Isobel Previn. - Mieszkaa w Konyi. Pracowaa z Jamesem Mellaertem. W atalhyk. I bya moj promotork w Cambridge. - Tak, pamitam. Rob wyjrza przez okno takswki. Za wiaduktami i osiedlami mieszkaniowymi widzia ogromn kopu w otoczeniu czterech strzelistych minaretw: Hagia Sofia, wielka katedra patriarsza Konstantynopola liczca ptora tysiclecia. Sam Stambu by ywym i ciekawym miastem. Staroytne mury ssiadoway z lnicymi drapaczami chmur. Na ulicach roio si od nowoczenie ubranych ludzi: dziewczt w krtkich spdniczkach, mczyzn w eleganckich garniturach, ale co jaki czas mijali osiedla z brudnymi kowalami, kobietami w hidabach i sznurkami suszcego si prania. A wszystko to otacza,

widoczny midzy blokami i biurowcami, potny Bosfor, wielki uk wody oddzielajcy Azj od Europy i Zachd od Wschodu. Barbarzycw od cywilizacji - w zalenoci od tego, po ktrej stronie si mieszkao. Christine zadzwonia do przyjaciki. Rob wywnioskowa ze strzpkw rozmowy, e Isobel bardzo si ucieszya z telefonu dawnej studentki. Czeka, a Christine si rozczy, i spyta: - No to gdzie mieszka? - Ma dom na jednej z Wysp Ksicych. Dostaniemy si tam promem. - Umiechna si. - Jest bardzo adny. Chce, ebymy si u niej zatrzymali. Rob przysta na to z radoci. - Moe bdzie moga nam pomc z tymi archeologicznymi zagadkami. To zrzezy okropn ma mumi w amforze: dzbanie na oliw. Takswkarz zacz si wydziera na kierowcw ciarwek, a Rob poprosi Christine, by opowiedziaa mu wicej o Kananejczykach. - Pracowaam kiedy w Tell Gezer - powiedziaa. - To stanowisko archeologiczne w Grach Judzkich, p godziny drogi od Jerozolimy. Ruiny kananejskiego miasta. Takswka telepaa si teraz w d. Zjechali z gwnej drogi i wlekli si zatoczonymi, ruchliwymi ulicami. - Kananejczycy grzebali ywcem swoje pierworodne dzieci, w amforach. Kilk a z nich znaleziono na stanowisku. Niemowlta w dzbanach, dokadnie takich jak te z podziemi. Myl wic, e wanie to znalelimy w piwnicach. Ofiary rytualnych mordw. Przed oczyma Roba stan jak ywy potworny widok niemowlcej twarzy. Zastygy na niej wstrzsajcy niemy krzyk. Wzdrygn si. Kto, na Boga, mgby zakopa ywcem dziecko? W dzbanie? Po co? Z jakiej przyczyny? Co mogo pchn do takiej potwornoci? Jaki Bg mg da czego podobnego? Co wydarzyo si w Gbekli? Inna myl przysza mu do gowy, kiedy samochd skrci na nabrzee. - Czy Abraham nie mia przypadkiem czego wsplnego z Kananejczykami? - Owszem - powiedziaa Christine. - Kiedy opuci Charan i anhurf, zamieszka na ziemi Kananejczykw. Tak przynajmniej podaje Biblia. Hej, chyba jestemy na miejscu. Stali tu przed terminalem promowym. Roi si od ludzi: dzieci i dziewczt na rowerach, mczyzn nioscych puda pene herbatnikw sezamowych. Rob znowu zda sobie spraw z

przebiegajcej przez miasto linii uskoku cywilizacyjnego. Wraenie byo niemal schizofreniczne. Mczyni w dinsach stali obok mczyzn z bujnymi muzumaskimi brodami, rozemiane dziewczyny w miniwkach rozmawiay przez komrki obok milczcych dziewczt w czarczafach. Kupili bilety i skierowali si na gwny pokad. Przechadzajc si przy relingu, Rob poczu, e nastrj mu si poprawia. Woda, soce, wiee powietrze, chodny wietrzyk. Jak mu tego wszystkiego brakowao. anhurfa bya tak przeraajco rdldowa, gotowaa si w kurdystaskiej misie. Prom wolno sun po wodzie. Christine wskazywaa na niektre z zabytkw i atrakcji turystycznych panoramy miasta. Zoty Rg. Bkitny Meczet. Paac Topkapi. Jaki bar, w ktrym z Isobel upiy si raki. Potem wspominaa Cambridge i czas spdzony na uniwersytecie. Rob mia si z jej opowieci. By z niej wtedy niezy numer. Ani si obejrzeli, a rozleg si dwik promowej syreny: dopynli na wysp. Na niewielkiej przystani roio si od Turkw, ale Christine natychmiast wypatrzya w toku Isobel. Nie byo to trudne. Srebrnowosa starsza kobieta rzucaa si w oczy w tumie smaglejszych twarzy. Miaa na sobie powiewn, wirujc sukni, pomaraczow apaszk z jedwabiu. I lornion. Zeszli po trapie. Obie kobiety si ucisny, potem Christine przedstawia Roba. Isobel umiechna si z wdzikiem i poinformowaa go, e jej dom znajduje si o p godziny drogi std. - Nie mamy samochodw na wyspach. Ruch koowy jest zakazany. Dziki Bogu. Kiedy przeciskali si przez tum, Christine zrelacjonowaa Isobel niesamowite wydarzenia ostatnich kilku tygodni. Straszliwe morderstwo. Niewiarygodne znaleziska. Isobel kiwaa gow. Wyrazia ubolewanie z powodu mierci Franza. Rob wyczuwa, e obie kobiety czy wi zbliona do tej midzy matk i crk. Byo to wzruszajce i skierowao jego myli ku Lizzie. Uzna, e maej na pewno spodobaaby si wyspa. Bya adna, a przy tym nieco tajemnicza z tymi wszystkimi drewnianymi domami, tamaryszkiem, ruinami, bizantyjskimi kocioami i kotami picymi w socu. Jak okiem sign poyskiwaa woda, a w oddali rysowaa si sawna panorama Stambuu. Zachwycajca. Rob przyrzek sobie solennie, e kiedy, pewnego piknego dnia, j tu przywiezie. Dom Isobel by cudownie stary: chodne letnie ustronie dla osmaskich ksitek.

Zbudowany z biaego kamienia sta na ocienionej play, spogldajc przez morze na inne wyspy. Usiedli na pokrytej poduszkami sofie i Christine dokoczya opowie o Gbekli i ostatnich tygodniach. Zapado milczenie, kiedy zamkna relacj szokujcym epilogiem: napaci i prb porwania w muzeum. Cisza dzwonia w powietrzu. Rob sysza zza uchylonych okiennic plusk wody i sosny szumice w socu. Isobel wolno obracaa w doniach lornion. Dopili herbat. Christine popatrzya na Roba i wzruszya ramionami, jakby mwia: moe Isobel nie potrafi nam pomc. Moe zagadka jest zbyt trudna. Rob westchn, czujc nage zmczenie. Ale raptem Isobel si wyprostowaa. Z byskiem w oczach poprosia Roba, eby pokaza jej zdjcia symbolu na amforze, ktre zrobi aparatem komrkowym. Wyowi komrk z kieszeni i ustawi zdjcie. Isobel studiowaa je przez chwil. - Mhm. Tak jak mylaam. To symbol uywany przez jazydw. - Przez kogo? - Przez jazydw... - Umiechna si. - Moe lepiej wyjani. Ta odlega cz Kurdystanu, gdzie ley anhurfa, jest kolebk najrniejszych religii. Chrzecijastwo, judaizm i islam, wszystkie maj tam korzenie. Ale zachoway si tam te jeszcze inne, starsze wierzenia. Jak ahl-e hakk, alawizm i jazydyzm. Razem nazywane s kultem aniow. Narodziy si pi tysicy lat temu, moe wczeniej. Wystpuj tylko w tej czci wiata - urwaa. - A jazydyzm jest z nich najstarszy i najdziwniejszy. - Pod jakim wzgldem? - Tradycje jazydw s bardzo osobliwe. Oddaj cze drzewom. Kobietom nie wolno cina wosw. Nie jedz saaty. Nie nosz granatu, bo jest kolorem witym. Dziel si na kasty, czonkom jednej kasty nie wolno wchodzi w zwizki maeskie z czonkami innej. W wyszych kastach panuje poligamia. Polubienie niejazyda wie si z ostracyzmem albo czym gorszym. W zwizku z czym nigdy nie eni si poza swoj grup religijn. Nigdy. - Czy kult aniow nie wymar w Turcji? - wtrcia Christine. - Niemal. Ostatni wyznawcy yj gwnie w Iraku, jakie p miliona. Ale w Turcji nadal jest kilka tysicy jazydw. Oczywicie zajadle przeladowanych przez muzumanw, chrzecijan, dyktatorw...

- Ale w co tak naprawd wierz? - spyta Rob. - To synkretyczna religia, czy elementy wielu rnych wierze. Podobnie jak Hindusi, wierz w reinkarnacj. Na wzr mitraitw skadaj ofiary z bykw. Jak chrzecijanie wierz w chrzest. Kiedy si modl, zwracaj si twarz do soca jak zaratusztrianie. - A dlaczego sdzi pani, e symbol na amforze jest jazydzkiej proweniencji? - Poka panu. Isobel podesza do regau w drugim kocu pokoju i wrcia z ksik. Otworzya j w poowie na rysunku ukazujcym dziwny miedziany kij z ptakiem siedzcym na grze. Napis pod spodem gosi, e jest to jazydzki sandak". Taki sam symbol by wyryty na dzbanach, ktre znaleli w podziemiach. Isobel zamkna ksik i zwrcia si do Christine: - Dobrze. A teraz podaj mi imiona i nazwiska robotnikw pracujcych na wykopalisku. I tego Beszeta z muzeum. Christine zamkna oczy, usiujc sobie przypomnie, potem troch si zacinajc, wyrecytowaa p tuzina nazwisk. I jeszcze kilka. Isobel pokiwaa gow. - To jazydzi. Ci robotnicy z wykopaliska. Wszyscy s jazydami. Twj Beszet te. Przypuszczam, e ci, ktrzy prbowali was porwa take. Chcieli ochroni dzbany. Rob szybko analizowa ostatnie zajcia. - To nawet trzyma si kupy, kiedy si spojrzy na kolejno wydarze. Christine posza do Beszeta po szyfr i on go jej poda. Ale potem musia si skontaktowa ze wspwyznawcami i poinformowa ich o naszych zamiarach. Wic przyszli do muzeum. Dostali cynk! - Jasne - wtrcia Christine. - Ale dlaczego niby jazydzi mieliby si tak przejmowa jakimi starymi dzbanami? Choby nie wiem jak koszmarna bya ich zawarto? Co ich to moe teraz obchodzi? Dlaczego tak desperacko chcieli nas powstrzyma? - W tym wanie rzecz - powiedziaa Isobel. Okiennica przestaa skrzypie. Spokojne morze za oknem skrzyo si w socu. - Jeszcze jedno - dodaa. - Jazydzi maj bardzo dziwnego boga. Przedstawiany jest pod postaci pawia. - Czcz ptaka? - Nazywaj go Malak Taus. Anio-Paw. Ale znany jest te jako Moloch. Bstwo

chtoniczne czczone przez Kananejczykw. A jeszcze inne jego imi brzmi Szatan. Wedug chrzecijan i muzumanw. Rob oniemia. - To znaczy, e jazydzi s satanistami? Isobel skina pogodnie gow. - Demon Szejtan. Straszliwy bg krwawej ofiary. - Umiechna si. - Tak jak my to rozumiemy, owszem: jazydzi czcz diaba.

29

Cloncurry. To byo ich ostatnie nazwisko i najwiksza nadzieja. Forrester przeglda lece na kolanach dokumenty i zdjcia. Deszcz bbni o szyby. Znajdowali si we Francji, jechali wynajtym samochodem na poudnie od Lille. Prowadzi Boijer, Forrester czyta. Szybko. I liczy, e s wreszcie na waciwym tropie. Niewtpliwie lad wyglda obiecujco. Ostatnie kilka dni upyno im na rozmowach z dyrektorami szk, rektorami uczelni i opiekunami naukowymi studentw, a take obdzwanianiu niechtnie nastawionych lekarzy ze szpitali uniwersyteckich. Wyonia si w ten sposb spora grupka ewentualnych podejrzanych. Jeden, ktry rzuci studia w Christ Church w Oxfordzie. Paru wydalonych z Eton i Marlborough. Schizofrenik z St Andrews od duszego czasu nieuczszczajcy na zajcia. Forrestera zszokowaa liczba studentw ze zdiagnozowan schizofreni. Setki w caym kraju. Ale wszystkich kolejno wykluczali, z tego czy innego powodu. Elegancik z Oksfordu przebywa w szpitalu psychiatrycznym. Ten z St Andrews w Tajlandii. Wyrzucony z Eton nie y. W kocu na licie pozostao tylko jedno nazwisko: Jamie Cloncurry. Spenia wszystkie kryteria. Pochodzi z bardzo zamonej rodziny o arystokratycznych korzeniach. Odebra kosztowne wyksztacenie w elitarnej Westminster School, gdzie, wedug opinii wychowawcy z internatu, zachowywa si ekscentrycznie i agresywnie. Za pobicie innego ucznia grozio mu wydalenie, uratoway go tylko doskonae wyniki w nauce. Nastpnie z zamiarem studiowania matematyki wstpi na londyski Imperial College, jedn z najlepszych uczelni politechniczno-medycznych na wiecie. Ale ta wielka szansa go nie utemperowaa, w rzeczywistoci jeszcze bardziej si rozzuchwali. Eksperymentowa z twardymi narkotykami, kilkakrotnie przyapywano go w akademiku z cali girls. Jedna z nich zoya na niego skarg na policji za brutalno, ale prokuratura odstpia od postawienia zarzutw na podstawie maego prawdopodobiestwa uzyskania wyroku skazujcego: ona bya prostytutk, on

zdolnym studentem renomowanej uczelni. Co najwaniejsze, wygldao na to, e Cloncurry otoczy si kilkoma wyjtkowo bliskimi przyjacimi: Wochami, Francuzem i Amerykaninem. Jeden z jego kolegw z roku okreli ich mianem dziwacznej kliki. Ci gocie niemal oddaj mu cze bosk". I, jak Boijer i Forrester ustalili, caa grupka zapada si pod ziemi dwa czy trzy tygodnie temu. Nie widywano ich na wykadach. Zatroskana siostra jednego zgosia zaginicie brata. Jego zdjcia rozwieszono w stowce studenckiej. Luca Marsinelli, Woch. lad po modziecach zagin. Nie znaleziono adnych wskazwek w pokojach, w ktrych mieszkali. Nikt nie wiedzia, co si z nimi stao, nikogo to zreszt nie obchodzio . Nie byli lubiani. Znajomi i ssiedzi wiedzieli zaskakujco mao: Studenci na okrgo przyjedaj i wyjedaj". Mylaem, e wrci do Mediolanu". Powiedzia tylko, e robi sobie przerw". Scotland Yard musia zatem podj kilka nieatwych decyzji. Ludzie Forrestera nie byli w stanie sprawdza kadego tropu rwnie gorliwie. Czas goni. Na przedmieciach Liverpoolu znaleziono porzucon toyot landcruiser - czonkowie gangu najwyraniej si domylili, e samochd jest kul u nogi. Sam gang jakby rozpyn si w powietrzu, ale Forrester wiedzia, e z pewnoci uderzy znowu, i to niedugo. Ale gdzie? Nie byo czasu na domysy. Zatem Forrester kaza swoim ludziom skoncentrowa si na Cloncurrym, domniemanym przywdcy. Ustalono, e jego rodzina mieszka w Pikardii w pnocnej Francji. Mieli te rodow siedzib w Sussex, due mieszkanie w Londynie i nawet will na Barbadosie. Ale z jakich powodw zamieszkali w rodkowej Pikardii, w pobliu Albert. Dlatego wanie Forrester i Boijer na dworcu witego Pankracego zapali pierwszy poranny pocig Eurostar do Lille. Nadkomisarz spoglda na bezkresne pofadowane pola, wyndzniae zagajniki, stalowoszare niebo pnocnej Francji. Od czasu do czasu na wzgrzu pojawia si kolejny brytyjski cmentarz wojenny: chwytajcy za serce, ale smtny rzd prostych marmurowych nagrobkw. Tysice grobw. By to pospny widok, podwjnie przygnbiajcy z uwagi na deszcz. Drzewa stay obsypane majowym kwieciem, ale nawet kwiaty przywidy, bezradne wobec niesabncej mawki. - To chyba nie jest najadniejszy region we Francji, prawda, sir? - Ohydny - odpowiedzia Forrester. - Te wszystkie cmentarze. - Mnstwo walk si tu toczyo, nie? - Tak. A teraz w dodatku ten chylcy si ku upadkowi przemys. To jeszcze pogarsza

spraw. - Urwa, potem doda: - Przyjedalimy tu na wakacje. Boijer zachichota. - Wyrafinowany wybr. - Nie, nie tutaj. Jedzilimy na kemping na poudnie Francji, kiedy byem may. Ale nie sta nas byo na samolot, wiec musielimy jecha samochodem przez ca Francj. Z Hawru. I przejedalimy przez te tereny, Pikardi. Albert, Somm i ca reszt. I za kadym razem pakaem. Bo byo tu tak cholernie brzydko. Wioski s takie szpetne, poniewa wszystkie zostay odbudowane po pierwszej wojnie wiatowej. Z betonu. Miliony ludzi polego na tych mokrych polach, Boijer. Miliony. Na polach Flandrii. - Domylam si. - Finowie wtedy pomieszkiwali chyba jeszcze w igloo. - Tak, sir. Jedzc mech. Rozemiali si jak chopcy. Forresterowi dobrze zrobia ta chwila relaksu. Podr pocigiem take bya ponura: raz jeszcze przegldali protokoy sekcji, eby sprawdzi, czy czego nie przeoczyli. Ale nic nie rzucio si im w oczy. Ta sama naukowa analiza obrae. Masywny krwotok. Rana kuta V przestrzeni midzyebrowej. mier na skutek gwato wnego uduszenia. - Chyba tutaj - powiedzia Boijer. Forrester zerkn na drogowskaz: Ribemont-sur-Ancre, 6 km. - Masz racj. Ten zjazd. Samochd skrci na lisk drog, przejedajc przez kaue. Forrester si zastanawia, dlaczego tak duo pada w pnocno-wschodniej Francji. Przypomnia sobie opowieci o onierzach w czasie pierwszej wojny wiatowej topicych si w bocie, dosownie toncych setkami i tysicami w zrytej, rozmikej mazi. Co za mier. - Teraz w prawo. Sprawdzi adres Cloncurrych. Dzie wczeniej zadzwoni i zgodzili si na rozmow. Gos matki by zimny i lekko drcy, ale udzielia mu telefonicznie wskazwek, jak dojecha. Przez rue Voltaire i jaki kilometr prosto, potem skrt w lewo na Albert. - Teraz w lewo. Boijer odbi kierownic i wypoyczony samochd z chrzstem wjecha na gociniec zryty wypenionymi wod koleinami.

Potem zobaczyli dom. Robi wraenie: duy, z okiennicami, lukarnami i spadzistym dachem we francuskim stylu. By jednak ponury, ciemny i przytaczajcy. Dziwne miejsce na rodzinn siedzib. Matka Jamiego Cloncurry'ego czekaa na nich na kocu szerokiego, wijcego si podjazdu. Mwia z nieprzyjemnym, charakterystycznym dla wyszych sfer akcentem. Bardzo angielskim. M sta w drzwiach w kosztownej tweedowej marynarce i sztruksowych spodniach. Mia jaskrawoczerwone skarpetki. Pokojwka podaa kaw w bawialni. Pani Cloncurry usiada sztywno naprzeciwko goci. - A zatem, inspektorze Forrester, chciaby pan porozmawia o moim synu Jamiem. Rozmowa, cika i pena namaszczenia, sza jak po grudzie. Rodzice twierdzili, e stracili kontrol nad synem, kiedy ten by jeszcze nastolatkiem. Gdy podj studia, stracili take zupenie kontakt. Usta matki dray, kiedy omawiaa problemy" Jamiego. Winia narkotyki. I jego przyjaci. Przyznaa, e wini te siebie, poniewa posali go do szkoy z internatem - do Westminster. To jeszcze bardziej odizolowao chopca od rodziny. I tak zamkn si w sobie i odci od nas. I tyle". Forrester by sfrustrowany. Widzia, e rozmowa zmierza donikd. Rodzice nic nie wiedzieli: na dobr spraw wyparli si syna. Kiedy Boijer przej prowadzenie przesuchania, komisarz lustrowa wzrokiem du bawialni. Byo tu mnstwo rodzinnych fotografii siostry Jamiego: na wakacjach, na kucyku, podczas rozdania dyplomw. I adnego zdjcia Jamiego. Ani jednego. Byy te portrety rodzinne. Mczyzna w mundurze. Wicehrabia w armii indyjskiej. Admira. Ze cian patrzyy cae pokolenia wybitnych przodkw. Teraz za by moe - prawdopodobnie - w rodzinie pojawi si morderca. Psychopatyczny zabjca. Forrester czu wstyd Cloncurrych. Bl matki. Ojciec praktycznie ani razu nie otworzy ust. Dwie godziny przesuchania niemiosiernie si duyy W kocu pani Cloncurry odprowadzia ich do drzwi. Wbia w Forrestera spojrzenie przeszywajco niebieskich oczu patrzya nie na niego, ale jakby przez niego. Jej twarz o ostrych rysach przypominaa twarz Jamiego ze zdj, ktre Forrester pozyska z archiww Imperial College. Chopiec by przystojny, z wydatnymi komi policzkowymi. Matka musiaa kiedy by pikna, do tej pory zachowaa figur modelki. - Inspektorze - powiedziaa. - Chciaabym mc powiedzie, e Jamie nie popeni... nie

popeni tych okropiestw. Ale... ale... - Urwaa. M krci si za jej plecami, czerwone skarpetki poyskiway w mroku korytarza. Forrester skin gow i ucisn do kobiety. Ich podejrzenia si potwierdziy. Jednak ani na krok nie zbliyli si do odnalezienia Jamiego Cloncurry'ego. Poszli do samochodu. Deszcz wreszcie troch osab. - No to przynajmniej wiemy, e to on - powiedzia Forrester, wsiadajc. Boijer odpali silnik. - Na to wyglda. - Pytanie tylko, gdzie, kurwa, jest? Samochd wjecha po mokrym wirze na krt drog. Musieli pokona wskie uliczki miasteczka, eby dojecha do autostrady. I Lille. Kiedy przejedali przez Ribemont, Forrester zauway ma kafejk, skromn brasserie, ktrej wiata byskay zapraszajco w ddystej szaroci. - Moe wstpimy na lunch? - Chtnie. Zaparkowali na place de la Rvolution. Nad cichym skwerem growa ogromny, makabryczny pomnik ku czci polegych w czasie pierwszej wojny wiatowej. To malekie miasteczko, pomyla Forrester, znajdowao si pewnie w samym rodku walk. Wyobrazi sobie, jak musiao wyglda w kulminacyjnym momencie ofensywy nad Somm. Sz eregowcy wasajcy si koo burdeli. Ambulanse zwoce rannych do polowych szpitali. Nieustajcy huk wystrzaw kilka kilometrw dalej. - To dziwne miejsce na rezydencj dla kogo, kto jest taki bogaty. Prawda? - stwierdzi Boijer. - Dlaczego wanie je wybrali? - Nad tym samym si zastanawiaem. - Forrester patrzy na uwiecznion w marmurze udrczon posta rannego francuskiego onierza. - Przecie gdyby chcieli mieszka we Francji, osiedliliby si w Prowansji czy gdzie. Na Korsyce. W Cannes. W jakim sonecznym miejscu. Nie w tej norze. Poszli do restauracji. W drzwiach Boijer powiedzia: - Co mi tu mierdzi. - To znaczy? - Nie kupuj tego kitu z paczc matk. Moim zdaniem wiedz wicej, ni mwi. Co w

tym wszystkim jest dziwnego. Jako mi si to nie trzyma kupy. Lokal by opustoszay. Podszed do nich kelner, wycierajc donie w brudn cierk. - Poldwica w zioach? - spyta Forrester. Zna francuski tylko na tyle, by mc zamwi jedzenie. Boijer pokiwa gow. Komisarz umiechn si do kelnera. - Deux steak frites, sil vous plat. Et un bire pour moi et un... ? Fin westchn. - Pepsi. Kelner rzuci osche Merci i znikn. Boijer sprawdza co na swoim BlackBerrym. Forrester wiedzia, kiedy podwadny wpada na jaki pomys, bo wysuwa wtedy jzyk niczym ucze dodajcy supki. Sczy piwo i patrzy, jak Boijer gmera w wyszukiwarce. Wreszcie Fin unis gow. - No, to ciekawe. - Co? - Wrzuciem w Google nazwisko Cloncurry i Ribemontsur-Ancre. A potem tylko Cloncurry i Ancre. - Tak? Boijer si umiechn, przez twarz przemkn mu wyraz triumfu. - Lord Cloncurry suy jako genera podczas pierwszej wojny wiatowej. I obozowa niedaleko std. W tysic dziewiset szesnastym. - Wiemy, e rodzina ma tradycje wojskowe... - Tak, ale... - Umiech Boijera si poszerzy. - Prosz posucha. - Odczyta notatk, ktr nagryzmoli na papierowej serwetce. - Latem tysic dziewiset szesnastego lord Cloncurry zasyn z absurdalnych, niepotrzebnych atakw na niezagroone niemieckie pozycje. Pod jego dowdztwem polego wicej onierzy, proporcjonalnie, ni pod jakimkolwiek innym brytyjskim generaem w czasie caej wojny. W rezultacie dorobi si przydomku Rzenik Albert. To byo ciekawe. Forrester patrzy badawczo na podwadnego. Boijer unis palec i zacytowa: - Takie byo niwo dowdztwa Cloncurry'ego, ktry wysya oddzia piechoty za oddziaem wprost pod bezlitosny ogie karabinw maszynowych doskonale wyszkolonej i wietnie uzbrojonej dywizji hanowerskiej. Jego taktyk kilku historykw przyrwnao do

bezcelowego skadania ofiar z ludzi. W lokalu byo cicho jak makiem zasia. Nagle stukny drzwi i do rodka wszed jaki klient, strzsajc krople deszczu z parasola. - To nie wszystko - powiedzia Boijer. - Ta strona ma link. Te bardzo ciekawy, w Wikipedii. Kelner postawi na stole dwa talerze ze stekami z poldwicy woowej w zioach. Forrester zignorowa jedzenie. Patrzy intensywnie na Fina: - Mw dalej. - Najwyraniej podczas wojny kopali tu rowy czy co, moe masowe groby. Tak czy siak, znaleziono kolejne miejsce ofiarne. Z epoki brzu, kiedy yy tu plemiona celtyckie. Odkryto osiemdziesit szkieletw. - Boijer jeszcze raz zacytowa: - Wszystkie pozbawione gw, uoone w dziwny stos, i wymieszane z broni. - Spojrza na szefa. - Ciaa znajdoway si w nienaturalnym uoeniu. To pono najwiksze miejsce mordw rytualnych we Francji. - Gdzie ley? - Tutaj, sir. Dokadnie tutaj. Ribemont-sur-Ancre.

30

Rob si obudzi. Christine spaa obok. W nocy skopaa poow pocieli. Patrzy na jej promienn opalenizn. Pogadzi j po szyi, pocaowa nagie rami. Wymruczaa jego imi, przewrcia si na drugi bok i wdzicznie zachrapaa. Byo prawie poudnie. Soce wlewao si przez okno. Wsta z ka i pomaszerowa do azienki. Kiedy spukiwa sen z wosw i twarzy, myla o Christine: jak to si stao, e s razem, on i ona. Nigdy wczeniej nie przey podobnego romansu: od przyjani przeszli do trzymania si za rce, caowania, spania w jednym ku, jakby to bya najbardziej oczywista i naturalna rzecz na wiecie. Prosta i oczekiwana ewolucja. Przypomnia sobie swe wczeniejsze obawy, strach przed okazaniem Christine swoich uczu. Teraz to wydawao si niedorzeczne. Ale mimo e ich zwizek wydawa si taki oczywisty, by jednoczenie, co paradoksalne, nadal zaskakujcy i cudowny. Rob uzna, e to nie jest tak jak wtedy, gdy po raz pierwszy syszy si w radiu jak genialn now piosenk. Poniewa melodia jest doskonaa, dokadnie taka, jaka by powinna, czowiek si zastanawia: Ach, oczywicie, tak, dlaczego nikt wczeni ej na to nie wpad? Tymczasem po prostu musia znale si kto, kto zapisa nuty. Rob opuka twarz i sign na lepo po rcznik. Wytar si i wyszed z kabiny. Spojrza w lewo. Okno w azience byo szeroko otwarte, patrzy przez morze Marmara wprost na inne Wyspy Ksice. Yassiada, Sedef Adasa z wioskami i lasami Anatolii w oddali. Jachty o biaych aglach suny niepiesznie po bkitnych przestworzach. Ma azienk wypenia zapach nagrzanego socem sosnowego igliwia. Pobyt u Isobel niewtpliwie sprzyja ich romansowi: by dla niego poywk i podsyca go. Wyspa stanowia niebiask oaz, jaskrawe przeciwiestwo wzburzonej i penej przemocy anhurfy. Dom Isobel, owietlony socem, koysany do snu morskimi falami, emanowa czarem

i spokojem, nie byo nawet samochodw, ktre mogyby zakca cisz. Przez dziesi dni dochodzili tu do siebie. Robili te wypady na pozostae wyspy. Widzieli grb ustanowionego przez Elbiet I pierwszego angielskiego ambasadora przy Imperium Osmaskim. Kiwali gowami, kiedy miejscowy przewodnik pokazywa im drewniany dom, w ktrym mieszka Trocki. Zamiewali si nad filiankami tureckiej kawy w nabrzenych kafejkach Biiyiikady i razem z Isobel pili uderzajc do gowy raki w jej pachncym rami ogrodzie, kiedy soce zachodzio nad odleg Troj. I to wanie jednego z tych ciepych wieczorw pod rozgwiedonym niebem Christine pochylia si i pocaowaa Roba. On odwzajemni pocaunek. Trzy dni pniej Isobel dyskretnie poprosia pokojwk, by pooya rczniki goci w jednym pokoju. Rob stpa ostronie po parkiecie. Okiennice w sypialni skrzypiay na letnim wietrze. Christine nadal spaa z ciemnymi wosami rozrzuconymi na poduszce z egipskiej baweny. Narzuci szybko ubranie, wsun buty i cicho zszed na d. Isobel rozmawiaa przez telefon. Umiechna si, pomachaa Robowi i gestem zaprosia do kuchni, gdzie pokojwka przygotowywaa kaw. Wysun krzeso, podzikowa Andrei za napj. Potem siedzia przy stole, zamylony, ale szczliwy, patrzc przez otwarte na przestrza kuchenne drzwi na re, azalie i bugenwille w ogrodzie. Kot Ezechiel - zwany przez Isobel Ezzy - goni motyla po kuchennej pododze. Rob bawi si z nim przez kilka minut. Potem wyprostowa si, sign po gazet, egzemplarz Financial Timesa" z poprzedniego dnia, i przeczyta o zorganizowanych przez Kurdw zamachach bombowych w Ankarze. Odoy gazet. Nie chcia o tym sysze. adnej przemocy czy polityki. Pragn, eby idylla trwaa, chcia zosta tu z Christine na zawsze, i sprowadzi Lizzie. Ale idylla nie moga trwa: naczelny zaczyna si ju niecierpliwi, domaga si, eby skoczy artyku albo zaj si innym tematem. Rob przekaza kilka newsw z tureckiego podwrka, eby uspokoi nastroje w redakcji, ale wiadomo byo, e ten stan aski nie jest wieczny. Wyszed do ogrodu i popatrzy na morze. Byo jeszcze inne wyjcie. Mg rzuci prac. Zosta tu z Christine. Wyczarterowa d i wynajmowa j turystom. owi kaamarnice jak ci Grecy na Burgazadzie. Doczy do armeskich wacicieli kafejek na wyspie Yassi Ada. Obija si w ogrodzie Isobel. Po prostu rzuci wszystko i spdzi reszt ycia na socu. Jako

sprowadzi tu Lizzie. Jego creczka bawiaby si na play, a on byby otoczony kobietami, ktre kocha, i ycie byoby doskonae... Westchn i zamia si z wasnych naiwnych marze. Mio przysaniaa mu rozsdek. Mia prac, potrzebowa pienidzy, musia myle praktycznie. Obserwowa pyncy w oddali katamaran. Zarys biaego agla wyglda jak abd. Z zamylenia wyrwa go haas. Odwrci si i zobaczy Isobel stojc w drzwiach kuchni. - Wanie miaam bardzo intrygujcy telefon od starego przyjaciela z Cambridge. Profesora Hugona de Savary'ego. Syszae o nim? - Nie... - Duo publikuje. Wystpuje w telewizji. I jest przy tym wietnym naukowcem. Christine go zna. Zdaje si, e miaa z nim zajcia na ktrym semestrze w King's. Chyba nawet si przyjanili... - Isobel posaa mu umiech. - A tak w ogle, gdzie ona jest? - pi jak dziecko. - Ach, ta modziecza mio. - Wzia Roba pod rami. - Chodmy na pla. Powiem ci, co mia mi do przekazania Hugo. Plaa bya kamienista i maa, ale adna i niemal cakowicie odosobniona. Usiedli na kamiennej awce i Isobel strecia rozmow z profesorem. Historyk z Cambridge opowiedzia jej, czego si dowiedzia od policji i czego sam si domyla na temat ponurych mordercw grasujcych w Wielkiej Brytanii. Gangu zabjcw. Wspomnia o powizaniach z klubem Hellfire i elementach kultu ofiarniczego wystpujcych w zbrodniach. - Dlaczego de Savary do ciebie zadzwoni? - Jestemy starymi przyjacimi. Nie zapominaj, e ja te pracowaam w Cambridge. - Wiem, ale chodzi mi o to, jaki to ma zwizek z tym, co sami odkrylimy? - Hugo wie, e jestem, mona rzec, ekspertem od tureckiej i sumeryjskiej staroytnoci, od dawnych religii Bliskiego Wschodu. Takich jak jazydyzm. Chcia zasign mojej opinii na temat pewnej powizanej z nimi teorii. Ot, zbieg okolicznoci. A moe nie. - Urwaa. - Hugo uwaa, e ci zabjcy szukaj czego blisko zwizanego z klubem Hellfire. - Tak. Rozumiem. Kopi w miejscach czcych si jako z klubem. Ale czego szukaj? I jak si maj do tego jazydzi? - To czysta spekulacja. Hugo nie wspomnia nawet nic policji. Ale sdzi, e to moe mie zwizek z Czarn ksig. e by moe to wanie jej szukaj...

- Czarna ksiga? A moesz powiedzie co bliej? Isobel zrelacjonowaa szybko histori Jeruzalema Whaleya: jako przyjacika de Savary'ego syszaa wiele pikantnych anegdot o klubie Hellfire i deprawacji jego czonkw. - Wrciwszy z Ziemi witej, Thomas Whaley, czy te Jeruzalem Whaley, jak odtd go zwano, przywiz ze sob pudo. Jaki skarb... - Co dokadnie? - Nie wiadomo. Ale wiemy za to, e ogromnie ceni swoje znalezisko, wierzc, e dowid jakiej teorii. W wielu listach do przyjaci nazywa je swoim wielkim dowodem". Pono dosta je od starego jazydzkiego kapana. Jazydzi maj kast kapanw, piewajcych kapanw, ktrzy przekazuj ustn tradycj nastpnym pokoleniom. Z braku tradycji literackich. - I on spotka jednego z nich w Jerozolimie? Kapana, ktry mu to co da? - Przypuszczalnie. Pewnoci nie ma, bo dzienniki Whaleya s irytujco mgliste. Jednak niektrzy badacze uwaaj, e to moga by Czarna ksiga jazydw. wita ksiga kultu aniow. - Maj swoj Bibli? - Ju nie. Ale przekazy ustne potwierdzaj, e kiedy istnia obszerny zbir witych i mistycznych tekstw zawierajcy jazydzkie mity i wierzenia. Wedug wspczesnych legend jedyny egzemplarz zosta wywieziony przez jakiego Anglika setki lat temu. Moe ktry wygnany kapan da Whaleyowi Czarn ksig? Na przechowanie? Jazydzi od zawsze byli przeladowani. Mogli chcie zachowa swj najcenniejszy skarb w bezpiecznym miejscu. Na przykad w odlegej Anglii. Dandys Whaley bez wtpienia przywiz co wyjtkowego z podry do Lewantu. Co wicej, owa rzecz, cokolwiek to byo, koniec kocw doprowadzia go do zaamania. - Rozumiem. No to gdzie teraz jest ta Czarna ksiga? Jeli to o ni chodzio? - Znikna. Moe zostaa zniszczona. Moe ukryta. Rob zebra myli. Popatrzy w pogodne, szare oczy starszej kobiety. - Jak moemy si dowiedzie, czego gang tak naprawd szuka? - spyta. - Zbada to powizanie z jazydami? - Lalisz - rzeka Isobel. - To jedyne miejsce, w ktrym moecie uzyska odpowied. wita stolica jazydw. Lalisz. Rob poczu dreszcz niepokoju. Wiedzia, e musi tam pojecha: rozwiza zagadk,

skoczy artyku. Steve dopomina si o finalny tekst, ale eby napisa go rzetelnie, Rob musia wyjani wszystkie szczegy, zbada spraw Czarnej ksigi. Ale wiedzia take, gdzie ley Lalisz. Sysza o tym miejscu wczeniej od innych dziennikarzy. W ostatnich latach wiele razy gocio w serwisach informacyjnych. Z jak najgorszych powodw. - Znam Lalisz - powiedzia. - Ley w Kurdystanie, prawda? Na poudnie od granicy? Isobel smutno pokiwaa gow. - Tak. W Iraku.

31

Tego wieczoru Rob powiedzia Christine, e musi jecha do Lalisz, i wyjani dlaczego. Popatrzya na niego bez sowa. Powtrzy, e jedynie tam ma szans wyjani do koca ca histori. Ze odpowiedzi na wikszo nurtujcych ich pyta trzeba szuka u wyznawcw kultu aniow. Ze wita stolica to jedyne miejsce, gdzie ma szans spotka prawdziwie uczonych jazydw, badaczy, ktrzy mog rozwiza zagadk. I e oczywiste jest, i powinien pojecha tam sam. Zna Irak. Jest wiadom grocych tam niebezpieczestw. Ma tam kontakty. Redakcja pokrywa ogromne koszty jego ubezpieczenia. Ale nie ubezpieczenia Christine. Zatem musi pojecha do Lalisz - i musi pojecha sam. Christine suchaa. Zdawao si, e rozumie i akceptuje. Potem odwrcia si i wysza bez sowa do ogrodu. Rob bi si z mylami. Powinien za ni pj? Zostawi j sam? Pen waha zadum przerwaa Isobel. Nucia jak piosenk, przechodzc przez kuchni. Zerkna na Roba, potem na zarys postaci siedzcej w ogrodzie. - Powiedziae jej? - Wydawao si, e to aprobuje, ale nagle... Isobel westchna. - Bya taka ju w Cambridge. Kiedy jest wzburzona, nie rzuca rzeczami o ciany, tylko dusi wszystko w sobie. Rob by rozdarty. Nie chcia denerwowa Christine, ale nie mia wyboru: by zagranicznym korespondentem. Nie mia wpywu na to, w jaki zaktek globu rzuci go praca. - Ale wiesz, jestem troch zaskoczona. - Czym? - e si w tobie zakochaa. Normalnie nie gustuje w mczyznach twojego typu. Z

wystajcymi komi policzkowymi i niebieskimi oczyma. W dziarskich poszukiwaczach przygd. Raczej w starszych panach. Wiesz przecie, e stracia ojca, kiedy bya jeszcze maa, prawda? Jest jak kada dziewczyna z takim dowiadczeniem. Z kompleksem braku ojca. Zawsze pocigali j mczyni, ktrzy mogli to jako zrekompensowa: opiekunowie, przewodnicy. Isobel popatrzya Robowi prosto w oczy. - Obrocy. Od morza nis si dwik syreny promowej. Rob sucha przez chwil, jak odbija si echem. Potem wyszed do ogrodu. Christine siedziaa na awce, patrzc w ciemno przez tonce w ksiycowej powiacie sosny. Nie odwracajc si, powiedziaa: - Isobel ma szczcie. Ten dom jest pikny. Usiad obok i uj jej do. W wietle ksiyca jej palce sprawiay wraenie bardzo bladych. - Christine, moesz co dla mnie zrobi? Popatrzya na niego. Wyjani: - Kiedy bd w Lalisz. - Urwa. - Lizzie. Moesz mie na ni oko? Zrobisz to dla mnie? Jej twarz tona w cieniu. Przepywajca chmura przysonia ksiyc. - Nie bardzo rozumiem. Lizzie jest przecie z matk. Rob westchn. - Sally bardzo ciko pracuje. I jeszcze te studia. Ma egzaminy na prawie. Chciabym, eby kto, komu naprawd ufam, uwaa na ma. Zatrzymasz si u swojej siostry, tak? W Camden? Skina gow. - To niecae pi kilometrw od domu Sally. Byoby mi znacznie atwiej, gdybym wiedzia, e jeste tam lub choby w pobliu. Moe mogaby wtedy wysa mi maila. Albo da zna telefonicznie. Zadzwoni do Sally, eby wiedziaa, kim jeste. Bardzo moliwe, e ucieszy si z pomocy. Moe... Zaszumiay sosny, Christine skina gow. - Zgoda. Pojad i zobacz si z ni, nawet zajm, jeli bdzie trzeba. I bd do ciebie codziennie pisa... gdy bdziesz w Iraku. Kiedy wymwia nazw kraju, Rob poczu dreszcz strachu. To bya p rawdziwa przyczyna, dla ktrej chcia, eby Christine poznaa jego crk: ba si o siebie. Czy uda mu si

stamtd wydosta? Czy wrci cay i zdrowy i bdzie dobrym ojcem? Wspomnienie zamachu w Bagdadzie nie dawao mu spokoju. Wtedy mia szczcie, nastpnym razem moe go zabrakn. A jeli miaoby mu si co sta - chcia, eby Lizzie poznaa kobiet, ktr kocha jej ojciec. Irak. Ponownie si wzdrygn. W tym sowie miecia si caa groza, wszystkie niebezpieczestwa, ktrym bdzie musia stawi czoo. Miasta mierci. Miejsca egzekucji, gdzie cito ju tyle gw. Region modlcych si mczyzn, pradawnych gazw i potwornych odkry. I kobiet-zamachowcw z ustami umalowanymi jaskrawoczerwon szmink. Christine ucisna jego do.

Nastpnego ranka wsta, nie budzc Christine. Zostawi jej licik na nocnym stoliku. Potem si ubra, poegna z Andre, ucisn Isobel, pogaska kota i ruszy na przysta ciek tonc w porannym socu. Dwadziecia cztery godziny pniej, po rejsie promem, kursem takswk, dwch lotach i wyczerpujcej podry publiczn zbiorow bagawk, przyby na zgiekliwe iracko-tureckie przejcie graniczne w Habur. Powitao go pene smogu rojowisko ciarwek, czogw, zniecierpliwionych biznesmenw i pieszych z torbami na zakupy. Mino pi dusznych godzin, zanim udao mu si przekroczy granic. Przez dwie by przesuchiwany przez tureckich onierzy. Kim jest? Po co chce jecha do Iraku? Czy ma powizania z kurdyjskimi rebeliantami? Czy zamierza zrobi wywiad z PKK? [Partia Pracujcych Kurdystanu - kurdyjska organizacja niepodlegociowa, uznawana przez USA i UE za organizacj terrorystyczn (przyp. tum.).] Czy mu odbio? Szalony turysta? Ale nie mogli go tam przetrzymywa bez koca. Mia wiz, dokumenty, faks od redaktora naczelnego - i wreszcie si udao. Szlaban poszed w gr i Rob przekroczy niewidzialn granic. Pierwsz rzecz, ktr zauway, by rzucajcy si w oczy czerwono-biao-zielony sztandar z symbolem soca trzepoczcy u gry: flaga niepodlegego Kurdystanu. W Iranie bya zakazana, za jej wywieszenie w Turcji mona byo trafi do wizienia. Ale tutaj, w autonomicznej prowincji kurdyjskiego Iraku, powiewaa swobodnie i dumnie, jaskrawo kontrastujc z rozpalonym bkitem nieba. Rob popatrzy na poudnie. Bezzbny mczyzna gapi si na niego z drewnianej awki. Jaki pies obsikiwa star opon. Droga przed nim wia si wrd tych, spalonych socem wzgrz w kierunku rwnin Mezopotamii. Zarzuciwszy torb na rami, podszed do obskurnej, zardzewiaej, niebieskiej takswki.

Nieogolony kierowca popatrzy na niego kaprawym okiem. Jedynym dostpnym rodkiem transportu byo zdezelowane auto prowadzone przez jednookiego takswkarza. Rob mia ochot si rozemia. Zamiast tego pochyli si w kierunku okna i powiedzia: - Salam alejkum. Chc jecha do Lalisz.

32

Hugo de Savary wsiad do takswki na maym dworcu. Ju po chwili mkn po wiejskich okolicach Dorset, zachwycajcych w penym przepychu maja: kwiaty gogu i rumiane jabonie, wielkie chmury na ciepym i promiennym niebie. Takswka wjechaa na drog poronit wysokimi bukami i zatrzymaa si przed okaza wiejsk rezydencj z rozoystymi skrzydami i dostojnymi kamiennymi kominami. Dokoa roio si od policjantw w kombinezonach przeczesujcych muraw w poszukiwaniu ladw, inni wychodzili przez frontowe drzwi, zdejmujc gumowe rkawiczki. Zapaci takswkarzowi, wysiad z samochodu i zerkn na tabliczk przed budynkiem: Canford School. Z informacji pospiesznie zebranych w trakcie jazdy pocigiem wiedzia, e jak na swj wiek, budynek jest szko stosunkowo niedugo. Majtek pochodzi z czasw saksoskich, kiedy to obejmowa du cz Canford Magna, pobliskiego miasteczka. Ale z tego najwczeniejszego okresu zachoway si tylko normaski koci i redniowieczna sala zwana kuchni Jana z Gandawy. Reszta budynku pochodzia z osiemnastego albo pocztkw dziewitnastego wieku, co w niczym nie umniejszao jego urody. Zamieniony w szko w latach dwudziestych sta w piknym parku nad rzek Stour. W powietrzu czuo si wyran rzeko, mimo e dzie by ciepy: rzeka musiaa przepywa niedaleko. - Profesorze! - zawoa Forrester. - Ciesz si, e udao si panu tak szybko przyjecha. De Savary wzruszy ramionami. - Nie jestem pewien, czy zdam si na wiele. Komisarz si umiechn, cho uwagi historyka nie uszo, e wyglda bardzo mizernie. De Savary zastanawia si, jak bardzo makabryczne jest to zabjstwo. Rano przez telefon Forrester powiedzia mu tylko tyle, e wystpuj pewne rytualne elementy", i dlatego wanie

profesor zgodzi si przyjecha. Rozbudzia si w nim zawodowa ciekawo: zastanawia si, czy ten temat - wspczesnych ofiar z ludzi - da si przeku na kolejn ksik. Moe nawet serial telewizyjny. - Kiedy odkryto ciao? - spyta. - Wczoraj. Zupenym przypadkiem. S ferie, wic szkoa jest zamknita. Przebywa tu tylko str. Ofiara. Ale miaa miejsce dostawa... sprztu sportowego. Jaki wcibski dzieciak pomyla, e co si dzieje, i zajrza. - To on znalaz zwoki? - Biedaczysko, nadal jest pod opiek psychologw. - Spojrza badawczo na profesora. Panie de Savary... - Mam na imi Hugo. - To cholernie nieprzyjemny widok. Jestem oficerem ledczym. Widziaem ju niejeden koszmar, ale to zabjstwo - Podczas gdy ja jestem todziobem z akademickiego wiatka? - Umiechn si profesor. - Prosz, Mark, badam kulty satanistyczne i psychotyczne zachowania od ponad dziesiciu lat. Jestem przyzwyczajony do pracy z raczej nieprzyjemn materi. I, jak mniemam, mj organizm, jest cakiem silny. Jadc tutaj, zjadem nawet kanapk z krewetkami w pocigu linii Southwest Trains. Komisarz si nie rozemia. Nawet nie umiechn. Po prostu obojtnie pokiwa gow. De Savary raz jeszcze zwrci uwag na udrczony wyraz jego twarzy. Forrester widzia co strasznego. Po raz pierwszy profesor poczu dreszcz niepokoju. Komisarz odchrzkn. - Nie mwi, co za chwil zobaczysz, bo nie chc ci nic sugerowa. Chciabym usysze szczere zdanie na temat tego, co si twoim zdaniem dzieje. Bez adnych z gry powzitych sdw. Policjant subista otworzy im frontowe drzwi. Wntrze wygldao jak wejcie do kadej typowej angielskiej szkoy prywatnej: honorowe listy polegych w czasie wojny, trofea sportowe, tablice ogosze i kilka przypadkowych antykw porysowanych i zniszczonych przez p okolenia podekscytowanych uczniw przebiegajcych obok z butami do rugby przerzuconymi przez rami. De Savary'ego ogarna fala nostalgii. Przypomnia sobie dni spdzone w Stowe. Na kocu korytarza znajdoway si wielkie drzwi. Byy zamknite; pilnowa ich kolejny

policjant. Forrester popatrzy na stopy de Savary'ego i wrczy mu par plastikowych ochraniaczy na buty. - Jest duo krwi - powiedzia cicho, potem da znak posterunkowemu. Ten zasalutowa szybko i otworzy drzwi. Pomieszczenie robio wraenie: drewniana boazeria, tarcze herbowe: wiktoriaska replika redniowiecznej komnaty rycerskiej. Cakiem udatna, pomyla de Savary. Wyobrazi sobie minstreli wypiewujcych na balkonie serenady ksiciu ucztujcemu u szczytu wysokiego stou. Ale co byo na drugim kocu? Rozstawiono tam wielki przenony parawan. Forrester szed przodem po skrzypicym parkiecie. Im byli bliej, tym goniej rozbrzmieway ich kroki: tyle e teraz ju nie byo to skrzypienie, a planicia. De Savary uwiadomi sobie, e szli po kauach porozbryzgiwanej krwi. Lakierowany parkiet wprost lepi si od czerwonej mazi. Forrester odsun parawan i profesor wyda stumiony okrzyk. Przed oczyma mia skadan pikarsk bramk. Przenon drewnian ram, wniesion tu z boiska. Rozcignity midzy supkami bramki a poprzeczk, przywizany do nich skrzanymi pasami wisia czowiek. Czy raczej to, co z niego zostao. Nag ofiar zawieszono gow do dou za kostki ng. Rce byy odwiedzione w bok i przywizane na wysokoci nadgarstkw do supkw. Po tworny grymas blu malujcy si na wiszcej tu nad zakrwawionymi deskami parkietu twarzy, dawa wyobraenie o mczarniach, przez ktre przeszed mczyzna. Obdarto go ze skry. Wygldao na to, e ywcem. Bardzo powoli i skrupulatnie, kawaek po kawaku, pat po pacie. Do ywego ciaa, na ktrym wida byo warstw tego tuszczu, cho miejscami on take zosta zdarty, ukazujc ywo czerwone minie pod spodem. Gdzieniegdzie przewityway narzdy i koci. De Savary przyoy do nosa palec wskazujcy. Czu smrd zwok, zapach mini i lnicego tuszczu. Widzia minie szyi napite w agonii, szarobiae puca, ukowaty zarys klatki piersiowej. Przypominao to troch ilustracj ukadu mini i cigien z podrcznika biologii. Rzecz jasna, genitaliw brakowao. W miejscu, gdzie powinien by penis i jdra, zia ciemny, szkaratny otwr. De Savary domyli si, e zostay wepchnite w usta ofiary: najprawdopodobniej musiaa je zje. Obszed zwoki dokoa. Zabjstwo wygldao na dzieo wicej ni jednej osoby. Zadanie mierci w ten sposb, bez pozbawienia ycia od razu, wymagao uwagi i wprawy. Przy

umiejtnym obdzieraniu ze skry ofiara moga y jeszcze caymi godzinami, podczas gdy minie i narzdy powoli wysychay i marszczyy si. Od czasu do czasu mczyz na zapewne traci przytomno z blu, ale mona byo go ocuci przed przystpieniem do dalszych tortur. Bardzo niechtnie profesor zrekonstruowa w gowie przebieg wydarze. Sprawcy przywlekaj tu przeraonego dozorc. Przywizuj go stopami do barierki, wieszaj gow w d. Nastpnie mocuj mil rce do supkw. Takie ukrzyowanie do gry nogami. Nietrudno byo sobie wyobrazi potworne przeraenie dozorcy, gdy oprawcy cignli pierwszy prbny kawaeczek z kostki czy stopy i zda sobie spraw z tego, co go czeka. I piekcy bl, kiedy skra zostaa obdarta, ukazujc ywe, niczym nieosonite nerwy. Kady dotyk musia by dosownie nie do wytrzymania. Mczyzna na pewno krzycza, kiedy sprawcy metodycznie posuwali si w d udrczonego, drcego ciaa, niczym wprawni rzenicy oprawiajcy zwierz. Moe w pewnym momencie krzycza zbyt gono, wic eby go uciszy, odcili mu genitalia i wepchnli mu je w usta. Potem przysza kolej na wiksze partie ciaa: tuw, ramiona. Z technicznego punktu widzenia do trudne. Musieli wczeniej wiczy: na owcach, kozach, moe kotach. Wprawia si. De Savary wzdrygn si i odwrci wzrok. Forrester pooy mu rk na ramieniu. - Wiem, przykro mi. - Ile mia lat? Trudno pozna, kiedy nie ma... skry na twarzy. - Czterdzieci kilka. Moe wyjdziemy na zewntrz? - Tak. Chtnie. Komisarz szed pierwszy. Opucili budynek i skierowali si ku ogrodowej awce. Profesor by rad, e moe usi. - Po prostu upiorne - stwierdzi. Soce nadal mocno przygrzewao. Forrester ze stkniciem zdj ochraniacze z butw. Siedzieli tak w ponurym milczeniu. wieo wiosennego powietrza teraz przyprawiaa o mdoci. Po duszej chwili de Savary powiedzia: - Chyba mog wam pomc. - Tak?

- To znaczy, chyba rozumiem, czym si kieruj... - Tak? - To ewidentnie s inspiracje azteckie. Aztecy skadali ofiary z ludzi na wiele sposobw. Najsawniejszym jest, rzecz jasna, wycicie serca. Kapan zanurza rytualny n z obsydianu w piersi, rozcina klatk piersiow i wyrywa bijce serce. Obserwowali radiowz, ktry zatrzyma si na podjedzie. Ze rodka wysiado dwch funkcjonariuszy, niosc metalowe walizeczki. Skinli krtko Forresterowi, ktry te pozdrowi ich kiwniciem gowy. - Medycy sdowi - wyjani. - Mw dalej, Hugo, Aztekowie... - Rzucali ludzi na poarcie jaguarom. Wykrwawiali ich na mier. Strzelali maymi strzakami w wojownikw, dopki ci nie skonali. Ale jedn z bardziej wymylnych metod byo obdzieranie ze skry. Mieli nawet specjalny dzie temu powicony, wito Obdzierania ze Skry. - Specjalny dzie? - Obdzierali ze skry jecw wojennych. A potem taczyli na ulicach miasta, przystrojeni w ich skry Ich moni czsto paradowali w skrach zdartych z ludzi, poczytywali to za wielki zaszczyt dla swoich ofiar. Jest nawet taka opowie, wedug ktrej pojmali kiedy ksiniczk z wrogiego ludu i kilka tygodni pniej zaprosili jej ojca, nieprzyjacielskiego krla, na uczt w celu zawarcia pokoju. Krl zakada, e przeka mu crk yw w dowd pokojowych intencji. Ale po posiku wadca aztecki klasn w donie i na w znak do komnaty wszed kapan ubrany w skr zamordowanej ksiniczki. Aztekowie uwaali to za wielki honor dla zaproszonego krla. Podejrzewam jednak, e inicjatywa pokojowa nie zakoczya si sukcesem. Forrester zblad. - Nie sdzisz chyba, e oni teraz paraduj w tej skrze? e Cloncurry grasuje gdzie tu w pierdolonej skrze tego gocia? - Bardzo moliwe. Tak robili Aztecy. Nosili skry swoich ofiar niczym garnitur, a doszcztnie zgniy. Smrd musia by potworny. - No, jak na razie nie znalelimy ani jednego kawaka skry. Wezwalimy ekip z psami. - Dobry pomys. Naprawd uwaam za bardzo prawdopodobne, e nosz t skr. Skoro tak dokadnie kopiuj rytuay Aztekw. Zamilkli ponownie. De Savary patrzy na roztaczajcy si dokoa park, drzewa

pochylajce si ku rzece, spokojne, bukoliczne pikno scenerii angielskiej wsi. Trudno byo pogodzi je z tym... tym czym zawieszonym na drewnianej ramie zaledwie kilka metrw dalej. Rowym, wiszcym nogami do gry trupem z potwornym grymasem blu malujcym si na pozbawionej skry twarzy. Komisarz si podnis. - Ale czego mogli tu szuka? Sprawdziem wczeniej. Nie znalazem adnego powizania z klubem Hellfire. - Nie - zgodzi si de Savary. - Ale jest dziwny zwizek midzy t szko a Bliskim Wschodem. - To znaczy? Profesor umiechn si niepewnie. - Jeli dobrze pamitam, z tego co zdyem przeczyta w pocigu, sklepik szkolny powinien by gdzie tutaj. Ruszy wzdu frontonu budynku. Forrester szed za nim. Na najdalszym kocu poudniowego skrzyda znajdowaa si osobliwa trjktna przybudwka o dwuspadowym dachu przylegajca do elewacji gwnego budynku. Wygldaa jak kaplica. De Savary si zatrzyma. Komisarz popatrzy na zdobicy okazae drzwi metalowy czerwono-czarny motyw w ksztacie skrzydlatych lww. - Co to? - Pawilon Niniwy. Ma gboki zwizek z Irakiem i Sumerem. Moe sprawdzimy, czy nasi przyjaciele tu zagldali? Forrester skin gow. De Savary pchn metalowe drzwi, ktre z atwoci ustpiy Wntrze, poza kilkoma oknami witraowymi, przypominao zwyky sklepik szkolny w bogatej placwce. Sta tam automat z pepsi. Kasa sklepowa. A take pudeka ze snackami i chrupkami porozstawiane bezadnie po pododze. Zbyt bezadnie. Ciemne pomieszczenie zostao spldrowane. Przy bliszych ogldzinach wida byo, e wybito jedno z okien, z jednej ze cian zdarto boazeri. Kto tu by i czego szuka. Pytanie brzmiao: czy znalaz. De Savary zgadywa, e nie. Sposb, w jaki porozrzucano rzeczy, wiadczy o tym, e sprawcy byli sfrustrowani i rozczarowani. Wyszli na soce i ruszyli ciek. W delikatnym powietrzu unosiy si pyki kwiatowe. De Savary opowiada histori Pawilonu Niniwy.

- Zosta zamwiony przez lady Charlotte Guest i jej maonka sir Johna okoo tysic osiemset pidziesitego roku. Wzniesiono go wedug projektu Charlesa Barry'ego lepiej znanego jako architekta... - Gmachu parlamentu - rzuci Forrester. Umiechn si niemiao. - Architektura to mj konik. - Zgadza si. Paacu Westminsterskiego. Pawilon Niniwy by zamknit loggi, zbudowan w ekspresowym tempie w celu pomieszczenia kilku sawnych asyryjskich paskorzeb znalezionych podczas wiktoriaskich bada Mezopotamii. Std te raczej nietypowe odrzwia z asyryjskimi lwami. - Tak. - Umieszczone tu reliefy, wykopane przez Austena Henry'ego Layarda, kuzyna lady Charlotte Guest, byy bardzo due i cikie. Kady way po kilka ton. Pocztkowo ozdabiay progi paacowe w Nemrodzie. - A Layard i Barry umiecili je tutaj? - Tak. I razem z kilkoma innymi paskorzebami zostay tu, w portyku, a do koca pierwszej wojny wiatowej. Kilka lat pniej ca kolekcj wystawiono na sprzeda. - Wic nic nie zostao? - Poczekaj! Zastpiono je prostymi odlewami. W tysic dziewiset dwudziestym trzecim roku Guestowie sprzedali Canford Hall, w ktrym utworzono szko dla chopcw. Wtedy te Pawilon Niniwy, ju pozbawiony staroytnych fryzw, zosta zamieniony na przyszkolny sklepik sprzedajcy kanapki i batoniki. - Czyli sprawcy musieli wiedzie, e ju nic tu nie ma. Po co zatem przyjechali? - Caa historia ma nieco osobliwy epilog. W tysic dziewiset dwudziestym drugim zawitao tu przejazdem dwch naukowcw. Ekspertw od Asyrii. Jechali na konferencj do Bournemouth, ale mieli troch wolnego czasu i postanowili zajrze do miejsca tak wa nego dla ich dziedziny. Nie spodziewali si znale niczego ciekawego. Ogldali witraowe okna z pejzaami Sumeru i podziwiali asyryjskie detale architektoniczne. Zajrzeli za automat do pepsi - i tam znaleli oryginalny relief. - artujesz. - Uchowaj Boe. Rzekomo zostay tylko odlewy. A tu prosz. Fragment starej paskorzeby. Badania potwierdziy autentyczno, cho fryz by pokryty bia winylow farb.

Paskorzeb wysano do Londynu i wystawiono na sprzeda w domu aukcyjnym Christie's. Zostaa kupiona przez japoskiego marszanda dziaajcego na zlecenie jakiej sekty religijnej. Cena wynosia, zdaje si, jakie osiem milionw funtw. Najwiksza w dziejach suma zapacona za zabytek. Et voila. Doszli do brzegu. Promienie soneczne, przebijajce si przez zwieszone nad rzek sklepienie z konarw drzew, rzucay zote ctki na wartkie wody. - Nadal czego nie rozumiem - powiedzia Forrester. Podnis patyk i cisn go do rzeki. Co to ma wsplnego z klubem Hellfire? - Pamitasz, co ci powiedziaem przez telefon wczoraj? - O jazydach i Czarnej ksidze? e to jej mog szuka? - Wanie. Austen Henry Layard, widzisz, by jednym z pierwszych ludzi z Zachodu, ktrzy mieli styczno z jazydami. W tysic osiemset czterdziestym sidmym roku prowadzi prace wykopaliskowe w pnocnym Iraku, w Ur i Niniwie. To byy pocztki nowoczesnej archeologii. Usysza wtedy o dziwnej sekcie yjcej niedaleko Mosulu, w okolicach Dahuk. Nawiza kontakt z jazydami. Zosta zaproszony do ich witej stolicy Lalisz. W grach. To niebezpieczne miejsce, nawet dzisiaj. - Co tam robi? - Dobre pytanie. Wiemy, e zaproszono go, by obejrza jedne z ich najtajniejszych obrzdw. Zaszczyt, ktrego, o ile mi wiadomo, nikt inny nie dostpi ani wczeniej, ani pniej. - Dali mu Czarn ksig? De Savary si umiechn. - Brawo, komisarzu! Tak, , jest taka hipoteza. Badacze spekuluj, e Layard musia pozostawa z jazydami w duej zayoci, skoro go tak traktowali. Niektrzy uwaaj nawet, e mg zabra Czarn ksig, dajc w ten sposb pocztek krcym wrd jazydw legendom, e trafia ona do Anglii. - Zatem jeli wywiz Ksig, mg j przywie tutaj, do tego budynku zaprojektowanego z myl o przechowywaniu najciekawszych zabytkw, tych, ktre postanowi zatrzyma? Tak? - Vraiment! Forrester cign brwi. - Ale ustalilimy chyba wczeniej, e Ksiga bya ju w posiadaniu Jeruzalema Whaleya.

To skd nagle Layard? De Savary wzruszy ramionami. - Kto wie? Moe Whaley jedynie sdzi, e ma Ksig. A moe zwrci j jazydom, a Layard dosta j z powrotem wiek pniej. Przerzucana w t i z powrotem! Intuicja, jeli w ogle jest co warta, podpowiada mi, e Ksig mia przez cay czas Jeruzalem Whaley, Layard za stanowi tylko zason dymn. - W kadym razie moemy zaoy, e to tego wanie szukaj sprawcy. W przeciwnym razie by tu nie przyjechali. Zatem to niekoniecznie musi mie co wsplnego z klubem Hellfire jako takim. Zaley im na Czarnej ksidze jazydw. To na ni poluj - Tak. Forrester zagwizda, niemal radonie. Poklepa profesora po plecach. - Dziki, e przyjechae, Hugo. Profesor si umiechn, cho nie bez poczucia winy. Wo obdartego ze skry ciaa nie wywietrzaa mu jeszcze z nozdrzy. Nagle w pogronym w ciszy parku rozleg si gony krzyk. - Angus! Angus! Co si dziao. Kolejne krzyki, coraz wyraniejsze, rozbrzmieway echem po okolicy. De Savary i Forrester weszli na wzniesienie. Po murawie bieg policjant i woa jak oszalay. - To przewodnik psa - wyjani komisarz. - Zdaje si, e uciek mu podopieczny. Ej, Johnson! Gdzie jest pies? - Sir! Sir! - Policjant nie zwolni kroku. - Przebieg obok pana, sir! O, tam. De Savary odwrci si i zobaczy duego, czarnego psa pdzcego w kierunku zabudowa szkolnych. Bieg z pewnym wysikiem, poniewa co cign. Co dugiego, liskiego i ziemistoszarego. Wygldao to bardzo dziwnie. Przez chwil profesor nie mg si oprze surrealistycznemu, jecemu wosy na gowie wraeniu, e zwierz wlecze ducha. Rzuci si w jego kierunku. Pies si odwrci, pilnujc zdobyczy. Powarkiwa, kiedy de Savary si zblia. Profesor popatrzy w d i zadra. Pies lini si nad dugim i mierdzcym pachciem postrzpionych pasw i wstg. Bya to ludzka skra.

33

Rob siedzia w Dahuk od dziesiciu dni. Takswkarz z Haburu nie chcia pojecha ani metra dalej. Pocztkowo by z tego nawet w miar zadowolony. Dahuk okaza si sympatycznym i penym ycia kurdyjskim miastem, biedniejszym ni anhurfa, ale za to pozbawionym ponurego tureckiego nadzoru. Poza tym ya tu widoczna jazydzka spoeczno. Funkcjonowa nawet jazydzki orodek kultury - duy dom na peryferiach miasta, rozpadajcy si i peen zgieku. Pierwsze kilka dni Rob spdzi, krcc si po okolicy. Roio si tam od piknych, ciemnowosych, niemiaych dziewczt w dugich haftowanych sukniach i rozemianych modziecw w koszulkach FC Barcelony. Jedn ze cian w rodku ozdabia rzucajcy si w oczy obraz Anioa-Pawia, Malaka Tausa. Gdy Rob zobaczy go po raz pierwszy, gapi si przez dobre dziesi minut. By to osobliwie pogodny wizerunek: demon-bg, upady anio ze wspaniaym ogonem ze szmaragdw i akwamarynw. Ogonem o tysicu oczu. Jazydzi z orodka byli troch nieufni, ale nie nieprzyjani. Kilku wsaczy poczstowao Roba herbat i pistacjami. Paru posugiwao si kulejc angielszczyzn, wielu mwio po niemiecku. Wyjanili, e to z uwagi na due skupiska ich spoecznoci w Niemczech. - Wszdzie indziej zostalimy zniszczeni, tu nie mamy adnej przyszoci, teraz ju tylko wy, chrzecijanie, moecie nam pomc. Stanowczo nie chcieli jednak rozmawia bliej o swojej wierze. Gdy tylko Rob zacz wypytywa o Czarn ksig, anhurf czy kult Malaka Tausa, cigali brwi, patrzyli gniewnie albo z lekcewaeniem lub udawali, e nie rozumiej. Robili si niegrzeczni i przestawali czstowa go pistacjami. Inn przyczyn impasu byo samo Lalisz. Rob by zy na siebie za to, e nie zebra

wczeniej informacji i dziaa zbyt pochopnie, bo okazao si, e nikt tak naprawd tam nie mieszka. Byo to miejsce wite w penym znaczeniu tego sowa: wymare miasto aniow, zarezerwowane wycznie dla sacrum: duchw, pradawnych manuskryptw, staroytnych sanktuariw. Wioski i miasteczka dokoa byy pene ludzi i zgieku, ale ich mieszkacy przybywali do Lalisz jedynie na mody i ceremonie religijne albo wita, na ktrych kady obcy musia si rzuca w oczy. Co wicej, wygldao na to, e niejazyda na dobr spraw nie ma szans si tam dosta. Oczywicie nikt nie chcia Roba zabra. Nawet gdy macha studolarowym banknotem. Prbowa adnych par razy. Takswkarze patrzyli tylko nieufnie na pienidze i rzucali szorstkie La! W dziesit noc pobytu Rob by bliski rezygnacji. Lea na ku w hotelowym pokoju. Na zewntrz byo gorco i gono. Podszed do otwartego okna i popatrzy na betonowe dachy i ciemne, krte uliczki. Nad szarozotymi grami Zagros zachodzio palce irackie soce. Stare kobiety w rowych chustach na gowach rozwieszay pranie obok ogromnych talerzy anten satelitarnych. Pomidzy minaretami widzia mnstwo iglic kocielnych wie. Moe wity gnostykw. Albo mandaitw. Albo chrzecijan asyryjskich. Lub Chaldejczykw. Zachowao si tu tak wiele staroytnych kultw. Zamkn okno, eby zaguszy wieczorne nawoywania do modlitwy, i wrci do ka. Wzi komrk, znalaz dobr kurdyjsk sie i zadzwoni do Anglii. Po kilku dugich sygnaach usysza gos Sally. Spodziewa si, e bdzie jak zwykle oscho uprzejma, a tymczasem powitaa go serdecznie, wrcz entuzjastycznie. Powd tej zmiany szybko si wyjani. Poznaa jego now dziewczyn" i polubia j. Poinformowaa Roba, e Christine przypada jej do gustu i e on sam wreszcie odzyska zdrowe zmysy, jeli zacz si umawia z prawdziw kobiet, a nie kolejn laluni, za ktrymi si zwykle ugania. Rob si rozemia i zapewni ekspoowic, e nigdy nie uwaa jej za laluni, wtedy Sally te si rozemiaa. By to ich pierwszy wsplny miech od czasu rozwodu. Gawdzili jeszcze chwil, tak jak ju od dawna im si nie zdarzao. Potem poprosi Sally, eby przekazaa suchawk crce. Poczu dojmujcy smutek, kiedy usysza gos Lizzie. Powiedziaa, e bya w zoo zobaczy swieszontka" i e potrafi podnie rczki wysoko nad gow. Sucha tego z mieszanin radoci i alu, potem powiedzia, e j kocha, a wtedy maa zadaa, eby przyjecha do domu. Spyta, czy poznaa t pani z Francji, Christine. Odpowiedziaa, e tak i e j lubi i mamusia te j lubi. Rob powiedzia, e to wspaniale, i posa causa rozchichotanej creczce.

Rozczy si. Czu si troch dziwnie na wie, e jego nowa dziewczyna i ekszona si zaprzyjaniy. Zawsze to jednak lepiej ni wzajemna wrogo. No i oznaczao, e wicej osb ma na oku dziecko, kiedy jego tam nie ma. Ale potem przyszo mu do gowy, e moe ju czas, eby tam by. Ze moe pora wraca do domu. Chyba powinien po prostu odpuci. Jego plany nie wypaliy. Nie udao mu si dosta do Lalisz, i wygldao na to, e nie ma sensu nawet prbowa. Jazydzi tworzyli tak hermetyczn grup. Nie zna ani arabskiego, ani kurdyjskiego wystarczajco dobrze, by przebi si przez ich obskurantyzm. Jak mg liczy, e uda mu si pozna tajemnice liczcej sobie sze tysicy lat wiary, po prostu wczc si po ulicach i mwic Salam? By w kropce, jego nadzieje kurczyy si z kad godzin. Czasami tak si zdarzao. Czasami trzeba byo porzuci temat. Chwyci klucz i opuci hotel. Byo mu gorco i le, musia si napi piwa. A na rogu ulicy bya mia knajpka. Opad na plastikowe krzeseko, ktre zwykle zajmowa na zewntrz Suleiman Cafe. Rawaz, waciciel i przelotny znajomy Roba, przynis mu scho dzone tureckie piwo i spodek zielonych oliwek. ycie na ulicach Dahuk toczyo si jak gdyby nigdy nic. Rob opar czoo na doniach i ponownie pomyla o artykule. Wspominajc swoj determinacj i spontaniczne podekscytowanie, zastanawia si, na co wtedy tak naprawd liczy. e jaki tajemniczy kapan wyjani mu wszystko, moe jeszcze w sekretnej wityni z okrutnymi rzebionymi wizerunkami na cianach i rozedrganymi pomieniami oliwnych lamp. No i, rzecz jasna, porczn garstk czcicieli diaba, wniebowzitych, e si ich fotografuje? Ale zamiast realizowa swoje naiwne dziennikarskie marzenie, pociga piwo z butelki i sucha jarmarcznego kurdyjskiego popu dochodzcego ze sklepu muzycznego obok. Rwnie dobrze mgby siedzie w anhurfie. Albo Londynie. - Hello? Rob podnis gow. Jaki modzieniec sta, nieco niepewnie, przy jego stoliku. Mia na sobie czyste dinsy i odprasowan koszul. Okrg twarz. Wyglda na intelektualist. Nawet naukowca. Przy tym zamonego i yczliwego. Na zaproszenie Roba usiad przy stole. Nazywa si Karwan. Umiechn si. - Jestem jazyd. - Tak... - Dzisiaj id do orodka kultury jazydw i jakie kobiety powiedziay mi o tobie.

Amerykaski dziennikarz. Interesujesz si Malakiem Tausem? Rob skin gow, lekko skrpowany. - Powiedziay, e si tu zatrzymae. Ale mwi, e moesz wkrtce pojecha, bo jeste nieszczliwy. - Raczej sfrustrowany. - Dlaczego? - Pisz artyku o jazydzkiej religii. Wiesz, o tym, w co naprawd wierzycie. Dla angielskiej gazety. Ale nikt nie chce mi powiedzie, wic to jest troch frustrujce. - Musisz zrozumie, dlaczego tak jest. - Karwan nachyli si z powanym wyrazem twarzy. - Przez wiele tysicy lat, mister, bylimy zabijani i atakowani za to, w co wierzymy. Za to, w co, zdaniem ludzi, wierzymy. Muzumani nas zabijaj, Hindusi, Tatarzy. Wszyscy mwi, e czcimy szatana, diaba. Zabijaj nas i przepdzaj. Nawet Saddam nas zabija. Nawet nasi bracia Kurdowie, sunnici i szyici, wszyscy nas zabijaj. Wszyscy. - Ale wanie dlatego chc napisa ten artyku. Powiedzie, jak jest naprawd. W co naprawd wierz jazydzi. Karwan cign brwi, jakby bi si z mylami. Milcza przez ponad minut. Potem powiedzia: - Tak, okay. Wy, Amerykanie, wielki orze, wy pomoglicie Kurdom i bronicie jazydw. Widz amerykaskich onierzy, s dobrzy. Naprawd prbuj nam pomc. Wic... teraz ja pomog tobie, mister. Bo jeste Amerykanin. - Pomoesz? - Tak. Pomog ci te, bo studiowaem jeden rok w Ameryce na Uniwersytecie Teksaskim. To dlatego mj angielski nie jest taki zy. Amerykanie byli dla mnie dobrzy. - Studiowae na UT? - Mhm, znasz? Krowie rogi. W Austen. - Maj tam wietn muzyk. - Tak. adne miejsce. Tylko e - Karwan skuba oliwk - kobiety w Teksasie maj strasznie wielkie dupy. To dla mnie problem. Rob si rozemia. - Co studiowae? - Antropologi religii. Wic, sam widzisz, mister, mog ci powiedzie wszystko, co

chcesz wiedzie. I wtedy wyjedziesz i powiesz wszystkim, e nie jestemy... satanistami. To zaczynamy? Rob sign po notes i zamwi jeszcze dwa piwa. Potem przez godzin zasypywa Karwana pytaniami. By jednak lekko rozczarowany: wikszo z tego, co mwi jazyda, ju wiedzia od Isobel i z wasnych poszukiwa. Pocztki jazydyzmu i kultu aniow. Ale nagle Karwan powiedzia co, co sprawio, e Rob z miejsca wyprostowa si jak struna i nadstawi uszu. - Opowie o pochodzeniu jazydw wywodzi si z Czarnej ksigi. Oczywicie sama ksiga zagina, ale opowie jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Mwi nam, e mamy inny... rodowd, wyjania, jak rnimy si od wszystkich innych ras. - Jak? - Moe najlepiej wyraa to jeden z jazydzkich mitw. Mwi on, e na pocztku byo siedemdziesiciu dwch Adamw, kady nastpny doskonalszy od poprzedniego. I siedemdziesity drugi Adam polubi Ew. Adam i Ewa zoyli swoje nasienie do dwch dzbanw. Rob przerwa z dugopisem uniesionym nad notesem. - Dwch dzbanw? Karwan potakn. - Zostay zamknite na dziewi miesicy. A kiedy je otworzono, okazao si, e dzban Ewy jest peen robakw i innego plugastwa, wy i skorpionw. Ale kiedy otworzono dzban Adama, znaleziono licznego chopca. - Karwan si umiechn. - Dano mu imi Szahid ibn Jayar - Syn dzbana". I tak te okrela si jazydw. Jestemy Synami dzbana". Te dzieci Adama stay si przodkami jazydw. Adam jest naszym dziadem. Podczas gdy wszystkie inne narody pochodz od Ewy... Rob skoczy notowa. Przez skrzyowanie naprzeciwko kafejki przejeda biay Chevrolet ONZ. Karwan rzuci raptownie: - Okay. To tyle! Teraz musz i. Ale, mister, jazydzi z orodka mwi mi, e chcesz te jecha do Lalisz? Tak? - Tak. Chc. Ale wszyscy twierdz, e to niebezpieczne. Nie chc mnie zabra. Czy udaoby si to jako zaatwi?

Karwan umiechn si pgbkiem. Pogryza kolejn oliwk. Przystawi do do ust, dyskretnie wyj pestk i umieci j na brzegu popielniczki. - Mog ci zabra. Mamy wito. To nie jest takie niebezpieczne. - Kiedy? - Jutro. O pitej rano. Spotkamy si tutaj. Pniej ci odwioz. I napiszesz o nas w tej sawnej gazecie, w Timesie", w Anglii. - To wietnie. Fantastycznie. Shukran? - Dobrze. - Modzieniec pochyli si i ucisn do dziennikarza. - Jutro si spotykamy. Wic musimy si wyspa. Do widzenia. - Po tych sowach podnis si i odszed parn ulic. Rob wyopa reszt piwa. By szczliwy. Niemal w euforii. Napisze swj artyku. Bdzie pierwszym dziennikarzem, ktry zobaczy wit stolic jazydw. Nasz czowiek wrd irackich kultw. Do hotelu wrci niemal biegiem. Zadzwoni do Anglii i podekscytowany opowiedzia Christine, co si stao. W jej gosie sycha byo jednoczenie niepokj i zadowolenie. Umiechnity wycign si na ku, kiedy rozmawiali: wykona swoj prac i wkrtce wrci do domu, do crki i swojej dziewczyny. Nazajutrz rano Karwan, zgodnie z obietnic, czeka na niego przy kawiarnianych stolikach. Obok zamknitego lokalu sta zaparkowany stary ford pick-up zaadowany paskimi bochnami chleba i owocami w plastikowych workach. - Owoce na wito - wyjani jazyda. - Wchod, mister. Nie ma duo miejsca. Siedzieli w kabinie cinici we trjk: Rob, Karwan i jego wuj - wsaty starszy mczyzna za kkiem. Rob ucisn mu do, a Karwan zapewni: - W tym roku tylko trzy razy mia stuczk. Wic powinnimy dojecha cao. Samochd wyjecha z Dahuk i skierowa si w stron gr. Bya to duga i mczca dla krgosupa podr, ale Rob nie zwraca uwagi na niedogodnoci. Z kadym kilometrem by bliszy rozwizania zagadki. Droga prowadzia wrd sosnowych i dbowych lasw. Kiedy pili si pod gr, szarobure poranne niebo zaczo si przejania. Na horyzoncie wschodzio ciepe, promienne soce. Potem zjechali do jaskrawozielonej doliny. Nad rwcymi potokami stay biedne, ale adne kamienne domy. Brudne, rozemiane od ucha do ucha dzieci rzuciy si w kierunku wozu, machajc. Rob pomacha im w odpowiedzi i pomyla o crce. Jechali i jechali. Droga wia si dokoa wielkiej gry - jednej z Siedmiu Wie Szatana, jak

poinformowa Karwan. Rob pokiwa gow. Po drewnianych rozchwierutanych mostach przejechali nad rwcymi strumieniami. I wreszcie si zatrzymali. Karwan szturchn go okciem. - Lalisz! A wic udao si. Pierwsz rzecz, ktra rzucia si Robowi w oczy, bya dua stokowata budowla z dziwnym obkowanym dachem. Dokoa gwnego rynku stao takich wicej. Sam plac roi si od ludzi: defilujcych, piewajcych, modlcych si. Starsi mczyni szli gsiego, grajc na dugich drewnianych fletach. Rob wysiad razem z Karwanem z samochodu i patrzy. Z jakiego brudnego budynku wyoni si spowity w czer mczyzna. Podszed do rzdu kamiennych naczy, w ktrych pegay mae ogniki. Kolejni mczyni, w biaych szatach, szli za nim. - To wite ognie - powiedzia Karwan, pokazujc na te pomienie taczce w kamiennych naczyniach. - Mczyni musz je okry siedem razy. Teraz tum rzuci si do przodu, skandujc: - Malak Taus! Malak Taus! - Wysawiaj Anioa-Pawia, oczywicie - skin gow Karwan. Ceremonia trwaa dalej. Bya malownicza, dziwna i osobliwie poruszajca. Rob obserwowa gapiw i biernych widzw: pocztkowe zainteresowanie obrzdem zniko, wielu zwykych jazydw rozlokowao si na pobliskich trawnikach i zboczach wznoszcych si nad stokowatymi wieami Lalisz. Rozkadali prowiant: pomidory, ser, paskie chleby i liwki. Soce wiecio ju wysoko na niebie. By ciepy dzie w grach. - Kady jazyda musi raz w yciu przyjecha do Lalisz - powiedzia Karwan. Odby pielgrzymk do grobu szajcha Mutafira. To on ustanowi obrzdy jazydw. Rob podsun si bliej, eby zajrze przez obskurne drzwi do wntrza jakiej wityni. W rodku byo ciemno, ale widzia sylwetki pielgrzymw owijajcych kolorowymi materiaami drewniane supy. Inni wykadali chleby na niskie pki. Na cianie dostrzeg napis wykonany pismem klinowym: najstarszym, najprymitywniejszym alfabetem wiata pochodzcym z czasw sumeryjskich. Pismo klinowe! Cofn gow i poczu ekscytacj, e dostpi zaszczytu przebywania w tym miejscu. Obserwowania tych wspaniaych ywych reliktw przeszoci: miasta, wiary, ludzi, liturgii i rytuaw. W witujcym Lalisz panowaa liryczna, poetycka i sielankowa atmosfera.

Jedynymi budzcymi groz elementami byy jaskrawe i szydercze wizerunki Malaka Tausa, wszechobecnego diaba-boga, ktre wisiay na murach, drzwiach, nawet na drzewach. Jednak sami ludzie wydawali si przyjani, zadowoleni, e siedz w socu i mog oddawa si obrzdom swojej osobliwej religii. Rob chcia z nimi porozmawia. Namwi Karwana, by tumaczy: na jednym z trawnikw przykucna wesoa kobieta w rednim wieku. Nalewaa herbat swoim dzieciom. Rob si nachyli i spyta: - Opowie mi pani o Czarnej ksidze? Kobieta si umiechna, ywo wymachujc Robowi palcem przed nosem. Karwan przetumaczy jej sowa: - Mwi, e Czarna ksiga jest Bibli jazydw i napisana jest zotem. Mwi, e to wy, chrzecijanie, j macie. e zabralicie nasz wit ksig. I e to dlatego na Zachodzie kwitnie nauka i jestecie wyksztaceni. Bo macie ksig, ktra przysza z nieba. Kobieta umiechna si ciepo do Roba. I zaraz wbia zby w okazaego pomidora, opryskujc sobie koszul czerwonym sokiem i pestkami, co przyprawio jej ma o bardzo gony miech. Ceremonia na placu dobiegaa koca. Mode dziewczta i chopcy, wszyscy ubrani na biao, powoli przestawali taczy dokoa witych pomieni na rodku placu. Rob im si przyglda. Dyskretnie zrobi par zdj komrk i zanotowa kilka uwag. Kiedy podnis gow, zobaczy co jeszcze. Czonkowie starszyzny, niezauwaeni przez wikszo jazydw, wchodzili jeden po drugim do jakiego niskiego budynku na drugim kracu placu. Wygldao to troch podejrzanie. A przynajmniej intrygujco. Przy wejciu do domu sta stranik, mimo e pozostaych zabudowa nikt nie pilnowa. Po co zatem stranik tutaj? Drzwi te si rniy od pozostaych: tu przy nich znajdowa si osadzony w kamieniu czarny w. Wizerunek dugiego wa tu przy drzwiach Rob poczu dreszcz. To byo to. Musi si dowiedzie, co si tam dzieje. Musi wej za te tajemnicze drzwi. Ale czy mu si uda? Rozejrza si. Karwan lea na trawie, drzemic. Kierowcy nie byo wida. Prawdopodobnie te spa w kabinie. Mieli za sob mczcy dzie. To bya jego szansa. Teraz. Zsun si ze wzgrza i szybko przeszed przez plac. Jeden ze piewajcych chopcw porzuci biae nakrycie gowy przy studni w dole rda. Rob obejrza si na wszystkie strony, chwyci je i narzuci na gow. Jeszcze raz si rozejrza. Nikt nie patrzy.

Przemkn si chykiem w stron niskiego budynku. Stranik przy wejciu mia wanie zamyka drzwi. Rob wiedzia, e taka szansa si ju nie powtrzy. Zasoni d twarzy biaym materiaem i mign przez prg do rodka wityni. Ziewajcy stranik popatrzy na niego z roztargnieniem. Przez chwil na jego twarzy malowaa si konsternacja. Potem wzruszy ramionami i zamkn za nim drzwi. Rob by w wityni. W rodku byo bardzo ciemno. Gryzcy dym z lamp naftowych unosi si w dusznym powietrzu. Czonkowie starszyzny stali w rzdach, monotonie mruczc, cicho piewajc, odmawiajc mody. Inni klczeli schyleni, bijc czoem o podog. Nagle w drugim kocu wityni rozbyso wiato. Rob zamruga, usiujc wypatrzy co przez dym. Otworzyy si jakie drzwi. Ubrana w biae szaty dziewczyna niosa przedmiot okryty pacht zgrzebnego materiau. Jednostajny zapiew przybra na sile. Dziewczyna postawia przedmiot na ot arzu. Umieszczony wyej poyskujcy wizerunek Anioa-Pawia spoglda na wszystkich zebranych, spokojny i wyniosy, szyderczy i okrutny. Rob zacz przesuwa si do przodu, by stan moliwie jak najbliej, nie cigajc na siebie uwagi, i zobaczy, co jest pod materiaem. Posuwa si bliej i bliej. Mody i zapiewy staway si coraz goniejsze, a przy tym pospniejsze, przyjmujc coraz nisze tony. Niczym hipnotyczna mantra. Oczy swdziay i zawiy od gstego dymu z lamp. Rob potar twarz i wyty wzrok. I nagle dziewczyna cigna pacht i piewanie ustao jak noem uci. Na otarzu spoczywaa czaszka. Rob nigdy jeszcze podobnej nie widzia. Ludzka, a jednoczenie pozbawiona cech czowieka. Miaa ukowate, skone oczodoy. Wysokie koci policzkowe. Przypominaa czerep monstrualnego ptaka albo dziwacznego wa. Mimo to bya ludzka. I wtedy poczu na gardle zimne ostrze noa.

34

Rozlegy si krzyki, zgromadzeni zaczli si przepycha. Rob czu, jak n wrzyna si mu w gardo, przycinity mocno do tchawicy. Zamruga w ciemnociach, kiedy kto zarzuci mu kaptur na gow. Trzaskay drzwi, popychali go i zorientowa si, e zosta wprowadzony do innej sali: odgosy tu byy inne, pogos sabszy. Znalaz si w mniejszym pomieszczeniu. Ale zagniewane gosy nadal wykrzykiway co ostro po kurdyjsku. Gronie. Kto kopn go w ty kolan. Rob zwali si na podog. Przez gow przebiegay mu obrazy: twarze ofiar na filmach z Internetu. Pomaraczowe trykoty. Allahu Akbar. Odgos noa wrzynajcego si w tchawic i mleczna piana krwi. Allahu Akbar. Nie. Rob walczy. Usiowa si wyrwa, wi si na wszystkie strony, ale wszdzie byy trzymajce go rce. Kaptur zrobiono ze starego worka: mierdzia czerstwym chlebem. Przez jego osnow Rob widzia wiato, a take sylwetki krzyczcych mczyzn. Gdzie dalej otworzyy si drugie drzwi. Gosy przybray na sile, Rob usysza, jak jaka kobieta wykrzykuje pytanie, a mczyni jej odpowiadaj. Panowao zamieszanie. Prbowa oddycha powoli, eby si uspokoi. Zosta popchnity na bok, lea teraz i przez worek widzia niewyranie szaty jazydw. Szaty, sanday i mczyzn. Wizali mu nadgarstki na plecach. Szorstki sznur wrzyna si w skr. Skrzywi si z blu. Potem usysza, jak jaki mczyzna warczy na niego gronie: Czy to by arabski? Czyby rozpoznawa te sowa? Wykrci ciao, wyty wzrok i przekn lin. Co to za bysk? Znowu n? Ten wielki n, ktry przyoyli mu wczeniej do garda? Poczu paraliujcy strach. Pomyla o crce. O jej dwicznym miechu. Jasnych wosach, ktre w soneczny dzie byszczay jak samo soce. Wpatrzonych w niego niebieskich oczach. Tatusiu. Swierzontka. Tatusiu". A teraz on pewnie umrze. Ju nigdy jej nie zobaczy.

Zniszczy jej przez to ycie. Bdzie nieobecnym ojcem. Wezbra w nim al, do oczu napyny zy. W worku byo gorco, serce mu walio, musia przesta panikowa. Bo jeszcze y. Nie zrobili mu nic, tylko sponiewierali. I przestraszyli. Ale gdy tylko nabra troch otuchy, przypomnia sobie Franza Breitnera. Jego zabili, to przyszo bez trudu jazydzkim robotnikom w Gbekli. Zepchnli go do dou, nadziewajc na pal niczym ab w laboratorium. Ot tak. Pamita widok krwi tryskajcej z rany na ty piasek Gbekli. A potem przypomnia sobie trzsc si koz zarzynan na ulicy w anhurfie. Krzykn. Jedyn nadziej by Karwan. Jego przyjaciel. Jego jazydzki przyjaciel. Moe go usyszy. Jego wrzaski rozbrzmieway w caym pomieszczeniu. Rozlegy si kurdyjskie przeklestwa. Szarpano go i kopano. Jaka rka chwycia go za gardo, niemal dawic, na ramieniu poczu elazny ucisk kolejnej doni. Nie zwaajc na to, wierzga i rozdawa razy nogami, teraz by ju wcieky. Szarpa zbami kaptur. Jeli chc go zabi, nie bdzie im tego uatwia, bdzie walczy, prbowa... I nagle cignito mu kaptur. Dysza, mrugajc w wietle. Jaka twarz patrzya na niego z gry. Karwan. Ale nie Karwan, jakiego zna: przyjacielski umiechnity facet o okrgej twarzy. Ten Karwan by powany, ponury, zy, a przy tym wadczy. Rozkazywa stojcym dokoa starcom w biaych szatach, warczc na nich po kurdyjsku. Wydajc polecenia. A ci ewidentnie go suchali, niemal bili przed nim czoem. Jeden przetar twarz Roba mokr cierk. Zapach wilgoci by obrzydliwy, ale chd orzewiajcy. Inny mczyzna pomg mu prosto usi, oparli Roba o tyln cian. Karwan szczekn kolejny rozkaz. Chyba kaza starcom si oddali, bo posusznie opuszczali pomieszczenie. Wyszli gsiego, drzwi si zamkny i zostali sami. Rob si rozejrza. Znajdowali si w maej, obskurnej sali, z goymi pocignitymi farb cianami i dwoma wysokimi, wskimi oknami wpuszczajcymi do rodka niewiele wiata. By moe by to jaki rodzaj skadziku albo witynnego przedsionka. i Wizy na przegubach rk nadal sprawiay Bl. Zdjto mu kaptur, ale wci by skrpowany. Potar jednym nadgarstkiem o drugi, by przywrci krenie. Potem spojrza na Karwana. Mody jazyda przykucn na spowiaym, bogato haftowanym dywaniku. I patrzy na Roba. Westchn. - Prbowaem ci pomc, mister Luttrell. Mylelimy, e jeli pozwolimy ci tu przyj,

bdziesz zadowolony. Ale nie, ty musiae szuka dalej, chciae wicej. Zawsze. Wy, ludzie z Zachodu, zawsze chcecie wicej. Rob by skonsternowany: O czym on mwi? Karwan pociera oczy palcem wskazujcym i kciukiem. Sprawia wraenie zmczonego. Przez wskie okienka dochodziy stumione odgosy Lalisz: miejcych si dzieci, szumu fontanny. Karwan pochyli si do przodu. - Co jest z wami nie tak, ludzie? Dlaczego chcecie wiedzie wszystko? Breitner by taki sam. Ten Niemiec. Kropka w kropk taki sam. - Oczy Roba si rozszerzyy. Karwan skin gow. - Tak. W Gbekli Tepe... Jazyda ze smutn min wodzi palcem wskazujcym po dywanie przed sob, wzdu szkaratnego labiryntu haftu. Zdawa si namyla, podejmowa jak wan decyzj. Rob czeka. Gardo mu zascho na amen, nadgarstki pulsoway blem. Spyta: - Mog si napi, Karwan? Jazyda sign rk i chwyci ma butelk wody mineralnej. Przyoy j Robowi do ust. Ten pi, drc, apic oddech i gono przeykajc. Karwan odstawi butelk na betonow podog midzy nimi i westchn po raz drugi. - Powiem ci prawd. Teraz ju nie ma sensu jej ukrywa. Moe prawda pomoe jazydom. Bo kamstwa i oszustwa robi nam krzywd. Jestem synem jazydzkiego szejka. Przywdcy. Ale jestem te kim, kto studiowa nasz religi z zewntrz. Wic moje pooenie jest specjalne, mister Luttrell. Moe to daje mi pewn... rozwag. - Nie patrzy dziennikarzowi w oczy. Z poczucia winy? - Tego, co ci powiem - cign - nie usysza aden niejazyda od tysicy lat. Moe nigdy. Rob sucha w napiciu. Karwan mwi spokojnie, niemal monotonnie. Jakby to by wczeniej przygotowany monolog albo co, o czym myla od wielu lat. - Jazydzi wierz, e Gbekli Tepe jest miejscem, w ktrym kiedy znajdowa si rajski ogrd. Chyba ju o tym wiesz. I myl, e nasze wierzenia zainspiroway inne religie. - Wzruszy ramionami i wypuci gono powietrze. - Tak jak mwiem, wierzymy, e jestemy bezporednimi potomkami Adama. Jestemy Synami dzbana". Gbekli Tepe jest wic domem naszych przodkw. Kady jazyda z kasty kapaskiej, elity, do ktrej i ja nale, syszy, e musimy chroni Gbekli Tepe. Broni wityni naszych przodkw. Z tej samej przyczyny nasi ojcowie i ojcowie naszych ojcw wpajaj nam konieczno zachowania sekretu Gbekli Tepe.

Wszystko, co zostanie stamtd zabrane, musimy ukrywa albo niszczy. Jak te szcztki z muzeum anhurfy. To jest nasz obowizek jako jazydw. Poniewa nasi praojcowie zasypali Gbekli Tepe t mas ziemi nie bez powodu. - Karwan sign po butelk i wzi yk wody, patrzc prosto na Roba, jego ciemnobrzowe oczy pony w mroku maego pomieszczenia. Rozumiem, oczywicie, jakie pytanie cinie ci si na usta, mister Luttrell. Dlaczego? Dlaczego moi jazydzcy przodkowie zakopali Gbekli Tepe. Dlaczego musimy je chroni? Co tam si wydarzyo? - Karwan si umiechn, ale smutno, nawet z udrk. - Tego akurat nas nie ucz. Nikt nam nie mwi. Nasza religia nie jest spisana. Wszystko jest przekazywane ustnie, z ust do ust, z uszu do uszu, z ojca na syna. Kiedy byem bardzo may, pytaem ojca, dlaczego przechowujemy te wszystkie tradycje. Dlatego, e s tradycjami, odpowiada. I tyle. Rob chcia co powiedzie, ale Karwan uciszy go zniecierpliwionym uniesieniem doni. - Oczywicie to wszystko nie miao znaczenia. Przez cae stulecia. Nikt nie zagraa Gbekli Tepe. Nikt nawet nie wiedzia o jego istnieniu oprcz jazydw. Tkwio bezpiecznie pogrzebane w ziemi. Ale potem pojawili si Niemcy, archeolodzy ze szpadlami, koparkami, maszynami, badajc i kopic, kopic i odsaniajc. Dla jazydw odkopanie Gbekli to co potwornego. Jak obnaenie straszliwej rany. Boli nas. To, co nasi przodkowie zakopali, powinno zosta zakopane, co zostao wystawione na widok publiczny, powinno zosta ukryte i by chronione. Wic my, jazydzi, zatrudnilimy si u Breitnera, zostalimy jego robotnikami, eby opnia prace, powstrzyma to niekoczce si kopanie. Mimo to on nie przestawa. Dalej odsania ran... - Wic zabilicie Franza i potem... Karwan warkn: - Nie. Nie jestemy diabami. Nie jestemy mordercami. Chcielimy go przerazi. Odstraszy. Przepdzi was wszystkich. Ale potkn si i upad. To wszystko. - A... Pulsa Dinura! - Owszem. I wszystkie problemy w wityni. Usiowalimy... jak to si mwi... zahamowa wykopaliska, przerwa je. Ale Niemiec by taki zdeterminowany. Kopa dalej. Rozkopywa rajski ogrd, ogrd dzbanw. Kopa nawet noc. I wywizaa si ktnia. Upad. Myl, e to by wypadek. Rob chcia zaprotestowa. Karwan wzruszy ramionami. - Chcesz, wierz, nie chcesz, nie wierz. Wolna wola. Ja mam do kamstw.

- A co to za czaszka? Karwan wolno wypuci powietrze. - Nie wiem. Kiedy pojechaem do Teksasu, studiowaem wasn religi. Zobaczyem... struktur jej mitw z innej perspektywy. I nie wiem. Nie wiem, kim jest Malak Taus, i nie wiem, czym jest czaszka. Wiem tylko, e musimy j czci, j i Pawia. I e nie moemy ujawnia tych sekretw. I e absolutnie nie wolno nam rozmnaa si z niejazydami, zawiera zwizkw maeskich z innowiercami. Poniewa wy, niejazydzi, jestecie nieczyci. - To zwierz? Ta czaszka? - Nie wiem! Naprawd. Myl... - Karwan szuka waciwych sw. - Myl, e dziesi tysicy lat temu co si stao w Gbekli Tepe. Co si stao naszej wityni w Edenie. Co strasznego, w przeciwnym razie dlaczego by j zasypali? Dlaczego grzeba to pikne miejsce, chyba e byo miejscem wstydu albo cierpienia? Musia by jaki powd. - Dlaczego to opowiadasz? Akurat teraz? Akurat mnie? - Bo nie przestawae nas nachodzi. Nie poddawae si. Wic teraz mwi ci wszystko. Znalaze dzbany z tymi strasznymi szcztkami. Dlaczego woono tam te dzieci? Po co? To mnie przeraa. Jest zbyt wiele rzeczy, ktrych nie wiem. Mamy tylko nasze mity i tradycje. Nie mamy adnej ksigi, ktra by to wyjania. Ju nie. Znowu sycha byo dochodzce z zewntrz gosy. Brzmiao to jak poegnania. Chwil pniej doczy do nich odgos uruchamianych silnikw. Wygldao na to, e witujcy opuszczaj Lalisz. Rob chcia zapisa sowa Karwana, odczuwa niemal fizyczne pragnienie, by je zanotowa, ale nadal mia sptane rce. Mg tylko zapyta: - A jaka jest rola Czarnej ksigi? Karwan potrzsn gow. - A, tak. Czarna ksiga. Co to jest? Nie jestem pewny, czy to ksika. Myl, e by to jaki lad, klucz, wyjanienie tej wielkiej zagadki. Ale znikna. Zabrano j nam. I teraz zostay nam ju tylko nasze banie. I Anio-Paw. Wystarczy. Powiedziaem ci o sprawach, o ktrych nigdy nie powinienem mwi nikomu. Ale nie miaem wyboru. wiat gardzi jazydami. Jestemy obraani i przeladowani. Nazywani czcicielami diaba. Przecie ju gorzej by nie moe! Moe jeli wiat pozna prawd, bd nas lepiej traktowa. - Wzi kolejny niepieszny yk wody. Jestemy stranikami sekretu, mister Luttrell, straszliwego sekretu, ktrego nie rozumiemy. Jednak musimy trwa w naszym milczeniu. I sta na stray pogrzebanej przeszoci. To nasze

brzemi. Od wiekw. Jestemy Synami dzbana". - A teraz... - Teraz zabior ci z powrotem do Turcji. Odwieziemy ci na granic, polecisz do domu i bdziesz mg opowiedzie o nas wszystkim. Powiedzie, e nie jestemy satanistami. Powiedzie o naszym smutku. Powiedz im, co chcesz. Ale nie kam. Jazyda wsta i zawoa co przez okno. Otworzyy si drzwi i weszo kilku mczyzn. Znowu popychali Roba, ale tym razem spokojnie. Przeprowadzili go przez wityni na zewntrz. Po drodze zerkn na otarz: czaszka znikna. Znalaz si na socu. Dzieci wytykay go palcami. Kobiety gapiy si z domi na ustach. Zacignli go do forda pick-upa. Kierowca by gotowy. Torba Roba leaa na siedzeniu pasaera. On sam mia nadal skrpowane nadgarstki. Dwch mczyzn pomogo mu si wgramoli do kabiny. Patrzy przez okno, kiedy do samochodu wsiada smagy mczyzna, brodaty i modszy od Karwana. By silny, muskularny i milczcy. Zaj miejsce przy drzwiach. Rob wyldowa na rodkowym siedzeniu. Ford ruszy, opony zabuksoway w pyle. Rob rzuci ostatnie spojrzenie na Lalisz i zobaczy Karwana stojcego wrd gapicych si dzieci, przy jednej ze stokowatych wie. Na jego twarzy malowa si bezbrzeny smutek. A potem miasto znikno za wzniesieniem, kiedy auto pognao w d zbocza, kierujc si w stron tureckiej granicy.

35

Gdy tylko zosta przerzucony przez tureck granic w Habur, zadzwoni do Christine, potem wskoczy do publicznej takswki jadcej do najbliszego miasta, Mardin. Po siedmiu mczcych godzinach zameldowa si w hotelu, raz jeszcze zadzwoni do Christine, potem do crki i zasn z telefonem w rku - tak by zmczony. Nazajutrz usiad nad laptopem i napisa - z miejsca, z pasj i za jednym posiedzeniem artyku. Porwany przez kurdyjskich wyznawcw kultu aniow. Czu, e jedynym sposobem na napisanie tego reportau jest zrobienie tego szybko i z biegu. Byo tu tyle rnych i rozbienych wtkw, e gdyby usiad i zacz si zastanawia, gdyby usiowa sformuowa spjny, koherentny wywd, istniao ryzyko, e zagubiby si w natoku szczegw i niekoczcych si dygresji. Poza tym tekst mgby sprawia wraenie naciganego, gdyby pisa go po dugim namyle: sama historia bya tak niesamowita, e relacja musiaa by prosta i pyn prosto z serca, eby robi wraenie. Bardzo bezporednia. Bardzo uczciwa. Jakby opowiada komu dug i zadziwiajc histori przy kawie. Wic po prostu przela wszystko na papier za jednym posiedzeniem. Gbekli Tepe i amfory z muzeum, jazydzi, kult aniow i Malaka Tausa. Obrzdy w Lalisz, czaszka na otarzu i tajemnica Czarnej ksigi. Cao podlana przemoc i morderstwem. No i teraz mia dobre zakoczenie: on sam lec y na boku, w kapturze na gowie w brudnym maym pomieszczeniu w grach Kurdystanu: przekonany, e umrze. Napisanie artykuu zajo mu pi godzin. Pi bitych godzin, w czasie ktrych niemal nie odrywa wzroku od ekranu, tak by skupiony. Maksymalnie skoncentrowany. Po kilku minutach sprawdzania pisowni skopiowa tekst na pendrive'a, wyszed z hotelu i ruszy prosto do kawiarenki internetowej. Tam podczy sprzt i wysa artyku e-mailem

Steve'owi, ktry z niecierpliwoci czeka na niego w Londynie. Pniej siedzia w napiciu przy komputerze, w nadziei, e Steve szybko da zna, co myli. Ulice miasta zalewao gorce, jasne soce, ale w kafejce panowa niemal globowy mrok. Oprcz Roba siedzia tam jeszcze tylko jeden klient: chopiec popijajcy nieznan y turecki napj gazowany i grajcy w jak gr. Mia na uszach wielkie suchawki. Wirtualnym AK -47 patroszy wirtualnego potwora na ekranie. Potwr mia purpurowe szpony i smutne oczy. Wypyway mu na wierzch jaskrawozielone jelita. Rob przenis wzrok na ekran swojego komputera. Nie wiedzie czemu, sprawdzi pogod w Hiszpanii. Wpisa w Google swoje nazwisko. Potem nazwisko Christine. Dowiedzia si, e jest autork artykuu Neandertalski kanibalizm w epoce lodowej na terenach Baskonii w ostatnim dodatku American Archeology". Znalaz take jej zdjcie z uroczystoci wrczenia jakiej nagrody w Berlinie. Patrzy na fotografi. Tskni za Christine. Nie tak bardzo jak za crk, ale tskni. Za rozmow z ni, zapachem jej perfum, jej wdzikiem. Sposobem, w jaki si umiechaa, kiedy si kochali: z zamknitymi oczyma, jakby nia o czym bardzo sodkim, co si zdarzyo bardzo dawno temu. Zadzwonia jego komrka. - Robbie! - Steve... - Serce mu walio. Nie znosi tych chwil. - No i? - No i nie wiem, co powiedzie... - powiedzia Steve. Robowi zrzeda mina. - Nie podoba ci si? Cisza. - Nie, ty dupku. Jestem, kurwa, zachwycony! Nastrj Roba poszybowa w gr. Steve si mia. - Jezu, Rob, wysaem ci, eby waln jaki historyczny bzdet. Mylaem, e moe dobrze ci zrobi taka chwila wytchnienia. A ty z miejsca stajesz si wiadkiem morderstwa. Napadaj na ciebie satanici. Odkrywasz berbecia z epoki kamienia w jakim soju na pikle. Znajdujesz kolejnych czcicieli diaba. Wysuchujesz kurdyjskiej kltwy mierci. I... i... i... Steve'owi brakowao tchu. - I jedziesz do Iraku, poznajesz jakiego tajemniczego gocia, ktry

zabiera ci do jakiego witego miejsca, gdzie jego wspbratymcy oddaj cze jakiemu pierdolonemu gobiowi i bij czoem przed odjechan czach, i wtedy te pojeby rzucaj si na ciebie i prbuj ci zadga, zanim ci mwi, e pochodz prosto od Adama i Ewy. Rob milcza. Potem wybuchn miechem. Rycza tak gono, e zabijajcy potwory dzieciak obok podnis wzrok i postuka w suchawki, eby sprawdzi, czy dziaaj. - Wic mylisz, e artyku jest w porzdku? Staraem si przedstawi jazydw sprawiedliwie. Moe nawet za bardzo, ale po prostu... Steve przerwa. - Jest wicej ni w porzdku. Bardzo mi si podoba. Szefowi podobnie. Rzucimy go jutro w rodku, na rozkadwce, a na pierwszej damy zapowied. - Jutro? - Aha. Prosto do druku. Mamy te twoje zdjcia. Odwalie kawa wietnej roboty. - To wspaniale. To... - Cholernie wspaniale, wiem. No a teraz powiedz mi, kiedy wracasz. - Nie jestem pewien. To znaczy chciabym pierwszym moliwym lotem, ale s pobukowane. Do ostatniego miejsca. A jako nie umiecha mi si dwudziestoczterogodzinna podr autokarem do Ankary. Na pewno bd w Londynie przed weekendem. - Dobry chopiec. Wpadnij do biura, to postawi ci lunch. Moemy nawet pj do restauracji z prawdziwego zdarzenia. Takiej z pizz. Rob si rozemia. Poegna si z szefem, zapaci wacicielowi kafejki i wyszed na ulic. Mardin byo adnym miastem. Raczej biednym, na ile Rob zdy si zorientowa, ale bardzo starym i nastrojowym. Pono pochodzio z czasw potopu; byy tu rzymskie ulice, bizantyjskie ruiny i syryjscy zotnicy. Niesamowite alejki biegnce pod domami. Ale Rob nie zwraca na to uwagi. Mia dosy historycznych i orientalnych klimatw. Chcia ju wrci do domu: do chodnego, nowoczesnego, deszczowego, piknego, zaawansowanego technologicznie europejskiego Londynu. Przytuli crk i pocaowa Christine. Stojc przy wejciu do piekarni, wybra jej numer. Dzwoni do niej dzisiaj ju dwa razy, ale po prostu lubi z ni rozmawia. Odebraa natychmiast. Powiedzia jej, e artyku spodoba si w redakcji, stwierdzia, e to wspaniale, ale e chce, eby Rob ju wraca do Anglii. Zapewni, e przyleci najszybciej, jak to moliwe, najdalej za pi dni. Poinformowaa go wtedy, e nadal

odwiedza Lizzie, e bardzo si zaprzyjaniy i Sally poprosia j nawet o pomoc. Miaa caodniowe zajcia w Cambridge, wic Christine obiecaa w tym czasie zaj si ma. Dzisiaj po poudniu miay odwiedzi de Savary'ego, starego przyjaciela i wykadowc, jeli oczywicie Rob nie ma nic przeciwko. Chciaa porozmawia z nim o tych rzekomo powizanych z ich histori zabjstwach w Anglii, poniewa chyba wiedzia duo o poczynaniach policji. Lizzie za bardzo pragna zobaczy krwki i owieczki. Potem Christine zapewnia Roba, e bardzo za nim tskni, on za owiadczy, e ju nie moe si doczeka, eby j zobaczy, i si rozczyli. Spacerowym krokiem ruszy beztrosko z powrotem do hotelu, mylc o lunchu. Ale gdy tylko schowa telefon do kieszeni, naga myl osadzia go w miejscu. De Savary. Cambridge. Zabjstwa. Cz tej historii nadal pozostawaa niewyjaniona. Brytyjska cz. Jeszcze nie byo po wszystkim. Zmieni si tylko teren wydarze. Miejsce niedawnego zadowolenia i radoci zajy teraz napicie i gd. Rob znowu rwa si do dziaania, gotw na cig dalszy. Wicej ni gotw: teraz si ba, e co si wydarzy pod jego nieobecno. Musia jak najszybciej wrci do Anglii. Moe uda mu si zabukowa lot przez Stambu. Wyczarterowa samolot... Znowu poczu dreszcz niepokoju.

36

Forrester i Boijer patrzyli na Styks. - Pamitam jeszcze ze szkoy - powiedzia Boijer. - Rzeka opywajca krain cieni. Trzeba j przepyn, eby dosta si do krlestwa zmarych. Forrester zapatrzy si w wilgotny mrok podziemi. Rzeka Styks nie bya bardzo szeroka, ale wartka: pyna starym korytem, potem zakrcaa na skalistym uku i znikaa w jaskiniach i pieczarach. Odpowiednie miejsce na porzucenie ziemskiego ywota. Jedyn faszyw nut byo stare opakowanie po chipsach na drugim brzegu. - Oczywicie - wtrci si Kelvin Bigglestone, przewodnik. - Styks to tylko taka nazwa. Tak naprawd to sztuczna rzeka wybudowana na zamwienie drugiego baroneta sir Francisa Dashwooda, kiedy powikszano groty. Chocia w tym systemie krzemowo-kredowych jaski pynie wiele prawdziwych rzek i ciekw wodnych. To niekoczcy si labirynt. - Przygadzi opadajce brzowe wosy i umiechn si do policjantw. - Czy mam panom pokaza reszt? - Bdziemy wdziczni. Bigglestone zacz ich oprowadza po jaskiniach Hellfire, niecae dziesi kilometrw od majtku Dashwood w West Wycombe. - Dobrze. Wobec tego ruszajmy. Podnis parasol, jakby prowadzi wycieczk. Boijer zachichota, Forrester posa mu ostrzegawcze spojrzenie: potrzebowali tego czowieka. Potrzebowali wsppracy wszystkich w West Wycombe, jeli ich plan mia wypali. - A zatem - zagai Bigglestone. Jego pulchn twarz ledwo byo wida w mroku podziemi. - Co wiemy o osiemnastowiecznym klubie Hellfire? Dlaczego jego czonkowie si tu spotykali? W tych zimnych i olizgych pieczarach? W szesnastym stuleciu pojawiy si w Europie najrniejsze tajne stowarzyszenia, takie jak rokrzyowcy. Wszystkie opowiaday si za

wolnomylicielstwem, zgbiay okultyzm i tajemnice wiary. W osiemnastym wieku co znaczniejszych czonkw tych stowarzysze opanowaa idea, e w Ziemi witej mona znale teksty i materiay podwaajce historyczne i teologiczne podstawy chrzecijastwa. - Znowu podnis parasol. - Oczywicie byy to raczej pobone yczenia ery antyklerykalizmu i rewolucyjnego sekularyzmu. Ale wystarczyy, by omami kilku bardzo bogatych ludzi... Podszed do mostu przerzuconego nad Styksem i si odwrci. - Owe pogoski szczeglnie zaintrygoway niektrych co bardziej ekscentrycznych przedstawicieli angielskiej arystokracji. Jeden z nich, drugi baronet Le Despencer, sir Francis Dashwood, odby podwczas podr po Turcji w poszukiwaniu prawdy. Zainspirowany tym, co odkry, zaoy po powrocie pierwszy Divan Club, a potem klub Hellfire. Jedn z raisons d'tre tego ostatniego bya pogarda dla obowizujcej wiary i jej kwestionowanie. - Skd to wiadomo? - wtrci Forrester. - Jest mnstwo przesanek, ktre jednoznacznie wskazuj na to, e Dashwood odrzuci ortodoksyjn religi. Na przykad motto klubu Fay e que vouldras, czyli Czy, co ci si podoba", zaczerpnite od Rabelaigo, wielkiego przemiewcy Kocioa. Ta sama maksyma zostaa pniej przyjta przez satanist Alistaira Crowleya w dwudziestym wieku i jest teraz powszechnie uywana przez sekty satanistyczne na caym wiecie. Dashwood kaza to motto wyry nad ukiem drzwi Medmenham Abbey, zrujnowanego opactwa pooonego niedaleko std, ktre wynajmowa na zabawy. - Zgadza si, sir - powiedzia Boijer, patrzc na komisarza. - Sam widziaem. Dzi rano. Nie przerywajc pogadanki, Bigglestone pokaza, eby szli za nim. - W tysic siedemset pidziesitym drugim roku Dashwood odby kolejn podr, tym razem do Woch. Wyprawa bya owiana aur tajemnicy, nikt nie wiedzia, dokd dokadnie pojecha. Wedug jednej z teorii pono do Wenecji po ksiki o magii. Inni specjalici s zdania, e mg odwiedzi Neapol, eby obejrze prace wykopaliskowe na terenie dawnego rzymskiego burdelu. - Ale po co? - Dashwood syn z lubienoci, komisarzu Forrester. W parku w West Wycomb stoi posg Priapa, greckiego boga cierpicego na sta erekcj. Boijer si rozemia. - Powinien ograniczy viagr.

Przewodnik zignorowa t uwag. - Pod posgiem kaza rzebiarzowi wyry napis: Peni tento non penitenti, czyli, w wolnym tumaczeniu: Sztywna pyta, nie pokuta", potwierdzajc tym samym zdecydowane wyparcie si wiary i moralnoci chrzecijaskiej. - Szli teraz szybko przez gwn jaskini. Bigglestone dga parne powietrze parasolem, jakby odgania si od opryszka. - Spjrzcie panowie tutaj. Wedug Horacego Walpole'a w tych mniejszych jaskiniach stay ka, tak by bracia mogli baraszkowa z modymi kobietami. W czasach Dashwooda w jaskiniach czsto odbyway si orgie. A take libacje. Kr te pogoski o kulcie diaba, grupowym onanizmie i tak dalej. Weszli do wikszej jaskini o lekko gotyckich ksztatach. Stanowia jakby szydercz wersj kocioa. Przewodnik wznis wysoko parasol. - Tu nad nami znajduje si koci witego Wawrzyca, wzniesiony przez tego samego Francisa Dashwooda. Powaa kocioa jest dokadn kopi sufitu zrujnowanej syryjskiej wityni soca w Palmyrze. Francis Dashwood pozostawa pod wpywem nie tylko staroytnych tajemnic, ale take wczesnych kultw solarnych. W co jednak sam tak naprawd wierzy? Zdania s podzielone. Niektrzy twierdz, e jego polityczny i duchowy wiatopogld da si zamkn w dwch zdaniach: e Anglia winna by rzdzona przez elit, a ta arystokratyczna elita winna praktykowa pogask religi. - Umiechn si. - Z tymi pogldami czyy si zdecydowane skonnoci libertyskie: orgie, libacje, blunierstwa i tak dalej. A to z kolei rodzi jedno pytanie. Jakie byy prawdziwe motywy dziaalnoci stowarzyszenia? - Jak pan uwaa? - Pyta pan tak, jakby oczekiwa konkretnej, zwizej odpowiedzi. Obawiam si, e taka nie wchodzi w gr, komisarzu. Wiemy tylko tyle, e u szczytu popularnoci klub Hellfire zrzesza wrd swych czonkw jedne z najwybitniejszych postaci wczesnej doby. W rzeczywistoc i do tysic siedemset szedziesitego drugiego roku Bracia Medmenhama, jak sami siebie okrelali, zdominowali najwysze krgi angielskiego rzdu, a tym samym powstajce imperium brytyjskie. - Bigglestone odwrci si i ruszy w drog powrotn na parking, nie przerywajc wykadu. - W tyme roku nagoniono publicznie istnienie klubu. Ujawniono, e nale do niego premier, minister skarbu plus caa masa rnych lordw, arystokratw i czonkw rzdu. Klub Hellfire sta si synonimem arystokratycznego rozpasania, lubienoci i elitarnoci. - Brigglestone zamia

si. - Po tym skandalu wielu z najsawniejszych braci, na przykad Walpole, Wilkes, Hogarth i Benjamin Franklin, zdecydowao si odej. Ostatnie zebranie klubu odbyo si w tysic siedemset czterdziestym czwartym roku. Znajdowali si teraz w wskim i dusznym, ociekajcym wod korytarzu skalnym, ktry prowadzi z cigu jaski do wyjcia i kasy biletowej. - Od tej chwili jaskinie Hellfire przestay by obiektem zainteresowania, ale pozostay smutnym, czasem niepokojcym wspomnieniem. Jest jednak mao prawdopodobne, by kiedykolwiek odkryy nam swj ostatni sekret. Czonkowie klubu zadali sobie sporo trudu, by jego tajemnice zostay pogrzebane razem z nimi. Pono ostatni intendent klubu Paul Whitehead przez ostatnie trzy dni przed mierci pali wszystkie dokumenty. Zatem na pytanie, co naprawd dziao si w jaskiniach, odpowied mona znale jedynie... w pomieniach piekielnych. Zamilk. Boijer uprzejmie zaklaska. Przewodnik skoni si lekko, potem zerkn na zegarek. - O rety, prawie szsta! Czas na mnie. Mam nadziej, e jutrzejszy plan si powiedzie, panowie. Dwunasty baronet bardzo pragnie pomc policji zapa tych mordercw. Ruszy szybko po asfalcie i znikn na ciece biegncej w d wzgrza. Boije r i Forrester podeszli niepiesznie do radiowozu zaparkowanego w cieniu dbu. Po drodze jeszcze raz omwili plan dziaania. Hugo de Savary przekona wczeniej Forrestera, telefonicznie i drog mailow, e zabjcy na pewno pojawi si w jaskiniach. Jeli szukaj Czarnej ksigi, skarbu, ktry Whaley przywiz z Ziemi witej, to po prostu musz sprawdzi to miejsce: siedzib klubu Hellfire. Ale kiedy to nastpi? Forrester ju wczeniej doszed do wniosku, e grupa uderza tylko wtedy, kiedy zachodzi najwiksze prawdopodobiestwo, e cel ataku bdzie opustoszay: Craven Street w samym rodku nocy w weekend, Canford School wczenie rano w czasie przerwy semestralnej. Policja zastawia wic puapk. Forrester zoy wizyt obecnemu wacicielowi majtku West Wycombe, dwunastemu baronetowi Edwardowi Francisowi Dashwoodowi, bezporedniemu potomkowi zaoyciela Hellfire, i uzyska zgod na zamknicie jaski na jeden dzie. Wie o tej niespodziewanej decyzji zostaa nagoniona i umotywowana obchodami rocznicy lubu baroneta oraz chci dania lojalnemu personelowi West Wycombe zasuonego wolnego". Ogoszenia tej treci znalazy si we wszystkich lokalnych gazetach, informacja

pojawia si te na stosownych stronach internetowych. Scotland Yard zdoa nawet przekona BBC do emisji krtkiego materiau, koncentrujcego si wprawdzie na zej sawie miejsca, ale zawierajcego te wzmiank o jego chwilowym zamkniciu. W rezultacie, jeli idzie o zwiedzajcych, jaskinie miay by zupenie puste. Przynta zostaa rzucona. Pozostawao pytanie, czy gang si pojawi. Byo to raczej palcem na wodzie pisane, ale niewiele wicej mogli zrobi. Forrester by zdecydowanie zej myli, kiedy Boijer wiz ich wiejskimi uliczkami do hotelu. Jedynym ladem, ktrym dysponowali, byo zdjcie Cloncurry'ego z monitoringu szkoy Canford School. Sprawcy uszkodzili wikszo kamer, przecinajc kable. Jedn wszake przeoczyli i to ona zarejestrowaa nieostry obraz Cloncurry'ego idcego szkolnym korytarzem. Z mroc krew w yach obojtnoci patrzy prosto w obiektyw. Jakby wiedzia, e jest filmowany. I mia to gdzie. Forrester caymi godzinami gapi si na ziarnisty wizerunek Cloncurry'ego, starajc si przenikn jego myli. Rzecz nieatwa: mia przed sob czowieka, ktry potrafi obedrze ze skry sptanego mczyzn. ywcem. Ktry potrafi wyci ofierze jzyk, zakopa gow yjcego czowieka w ziemi. Ktry by w stanie zrobi wszystko. By bardzo przystojny: mia wysokie koci policzkowe, lekko skone oczy, wytworny, kanciasty profil. W jaki sposb dodawao to jego okruciestwu jeszcze wikszej grozy. Boijer parkowa samochd. Zatrzymali si w Holiday Inn w High Wycombe, tu przy M40. Noc bya niespokojna. Forrester wypali niewielkiego skrta po kolacji, ale to nie pomogo mu si zrelaksowa. Przez ca noc ni, zlany potem, o jaskiniach, nagich kobietach i orgietkach, o maej dziewczynce zagubionej midzy miejcymi si dorosymi, woajcej ojca gdzie z gbi jaski. Obudzi si wczenie z zaschnitym gardem. Zadzwoni do zaspanego Boijer a i wycign go z ka. Pojechali prosto do punktu obserwacyjnego. Jego rol penia przenona kabina ukryta za wzgrzem po drugiej stronie gwnego wejcia do jaski. One same byy puste. Kasa biletowa zamknita. Majtek Dashwood take opustosza: personel i suba dostali wychodne. Oprcz Boijera i Forrestera w kabinie penio dyur trzech policjantw. Na zmian obserwowali obrazy z monitoringu. Dzie by upalny: bezchmurny i bardzo adny. Mijaa godzina za godzin, komisarz patrzy przez mae okienko i myla o artykule o jazydach i

Czarnej ksidze, ktry przeczyta w Timesie". Wygldao na to, e jaki dziennikarz w Turcji wpad na inny wtek tej samej dziwnej sprawy. Forrester przeczyta w tekst raz jeszcze poprzedniego wieczoru i zadzwoni do de Savary'ego, by zasign jego opinii. Profesor, ktry jak si okazao, zna reporta, potwierdzi, e zachodzi tu dziwny i do intrygujcy zwizek, a potem wspomnia o kolejnym: wzmiankowana w tekcie francuska dziewczyna dziennikarza jest jego by studentk i przyjacik. I, co wicej, ma go odwiedzi nastpnego dnia. Forrester poprosi profesora, by wypyta dziewczyn, ustali, jeli to moliwe, jaki dokadnie zwizek zachodzi midzy wydarzeniami w Turcji i Anglii. Midzy tu a tam. Midzy nagym strachem jazydw a nagym wybuchem przemocy Cloncurry'ego. De Savary obieca zrobi, co w jego mocy. I wtedy, w tamtej chwili, komisarz poczu lad nadziei. Moe uda im si rozgry t spraw. Ale teraz, pitnacie godzin pniej, ten optymizm znikn. Nic si nie dziao. Westchn. Boijer opowiada jak spron historyjk o koleance w basenie. Wszyscy chichotali. Kto rozda kolejne kubki z kaw. Dzie cign si niemiosiernie, w kabinie robio si coraz duszniej. Gdzie s sprawcy? Co robi? Moe Cloncurry bawi si z nimi w kotka i myszk? Zapad ciepy, agodny zmierzch. Pogodny i spokojny majowy wieczr. Ale nastrj Forrestera by pospny. Poszed si przej. Dochodzia dziesita. Sprawcy si nie pojawili: plan nie wypali. Komisarz szed noga za nog, popatrujc gniewnie na ksiyc. Kopn star butelk po soku jabkowym. Pomyla o swojej creczce. Ja-pko. Ja-pko. Ja-pko, tata". al cisn mu serce, jakby wypenione rtci. Stara si zwalczy ogarniajce go poczucie bezsensu: zimnego, bezsilnego gniewu, beznadziejnoci. Moe stary sir Francis Dashwood mia racj. Gdzie niby jest ten Bg? Dlaczego dopuszcza do takich potwornoci? Umierania? mierci dzieci? Dlaczego pozwala na to, by po wiecie chodzili ludzie w rodzaju Cloncurry'ego? Nie ma Boga. Niczego w ogle nie ma. Jest tylko mae dziecko zgubione w jaskiniach, i wicej nic. - Sir! Boijer wyskoczy z kabiny razem z trzema posterunkowymi. - Sir, beemka na parkingu! Forrester z miejsca poczu przypyw energii. Pobieg za Boijerem i uzbrojonymi

gliniarzami. Obiegli rg, kierujc si w stron placu parkingowego. Kto wczy wiata: antywamaniowe reflektory zainstalowane na ogrodzeniu. Wejcie do jaski tono w olepiajcym wietle. Na rodku parkingu stao wielkie, byszczce czarne bmw. Okna samochodu byy zaciemnione, ale Forrester widzia due sylwetki w rodku. Policjanci wycelowali bro w samochd. Forrester wzi od Boijera megafon, jego gos nis si po zalanym wiatem placu: - Sta. Policja. Jestecie otoczeni. - Policzy ciemne sylwetki w samochodzie. Pi, moe sze? Nic. - Wysidcie z auta. Powoli. Teraz. Drzwi pojazdu nadal byy zamknite. - Jestecie otoczeni. Macie wysi z samochodu. Natychmiast. Policjanci przykucnli niej, celujc. Drzwi od strony kierowcy zaczy si bardzo wolno otwiera. Forrester nachyli si, eby lepiej zobaczy sprawcw. Puszka cydru potoczya si z brzkiem na beton. Kierowca wysiad z samochodu. Mia jakie siedemnacie lat, by wyranie pijany i przeraony. Pojawili si dwaj kolejni chopcy i podnieli do gry trzsce si rce. Take siedemnasto*, osiemnastoletni. Na ramionach mieli rowe imprezowe girlandy. Na policzku jednego widnia lad szminki po pocaunku. Najwyszy wanie si zmoczy, wielka plama moczu rozprzestrzeniaa si na przodzie spodni. Dzieciaki. Imprezujcy uczniowie. Pewnie szukajcy dreszczyku w jaskiniach za. - Oe kurwa ma - warkn Forrester na Boijera. - Kurwa jego ma. - Splun na ziemi i przekl swj pech. Potem kaza Finowi aresztowa dzieciaki. Za co. Cokolwiek. Jazd po pijaku. - Jezu! Komisarz powlk si zgarbiony do kabiny, czujc si jak idiota. Ten bydlak Cloncurry zrobi z niego gupka. Znowu im si wymkn: by zbyt bystry, eby nabra si na taki durny numer. Co zrobi teraz? Kogo zabije? I jak? Nagle Forresterowi bysna potworna myl. Oczywicie. Rzuci si do radiowozu, chwyci marynark i wycign komrk. Trzscymi si domi wystuka numer. Przyoy telefon do ucha, ponaglajc sygna. Szybciej, szybciej, szybciej.

Modli si arliwie, eby nie byo za pno. Ale nikt nie odbiera.

37

Kiedy Hugo de Savary si obudzi, jego chopak ju wychodzi, mamroczc co o wykadzie z antropologii w St John's. Profesor zszed na d i zobaczy, e przystojny kochanek jak zwykle zostawi po sobie baagan w kuchni: okruszki chleba, wybebeszonego Guardiana", marmolad rozmazan na nieuprztnitym talerzu i fusy po kawie w zlewie. Ale de Savary specjalnie si nie przej. By szczliwy. Dosta dzi namitnego causa: jego chopak pocaowa go na dzie dobry. Naprawd dobrze si midzy nimi ukadao. A teraz jeszcze profesor mia w perspektywie bardzo miy dzie: powicony wycznie pracy badawczej. adnej stresujcej pisaniny, adnych nudnych zebra w Cambridge czy w Londynie, adnych pilnych telefonw do wykonania. Musia jedynie poczyta troch, siedzc w ogrodzie swojego wiejskiego domku, przejrze jedn lub dwie niepublikowane jeszcze prace. Bardzo miy dzie, peen spokojnej lektury i rozmyla. Pniej moe podjedzie do Grantchester: zrobi zakupy, zajrzy do ksigarni. Okoo pitnastej czekaa go wizyta dawnej studentki, Christine Meyer. Miaa przyjecha z crk swojego przyjaciela, dziennikarza, ktry napisa wysoce intrygujcy reporta w Timesie" o jazydach, Czarnej ksidze i tym dziwnym miejscu Gbekli Tepe. Powiedziaa mu przez telefon, e chce porozmawia o powizaniach midzy artykuem swojego chopaka a seri zabjstw w Anglii. De Savary ochoczo na to przysta. Bardzo chcia zobaczy si znowu z Christine. Jedn z jego najzdolniejszych studentek - bya jego ulubienic - i jak si zdawao, odwalaa kawa dobrej roboty w Gbekli. Ciekawa praca, cho raczej jeca wosy na gowie, sdzc po co bardziej ekscytujcych fragmentach reportau. Przez dziesi minut sprzta po niadaniu. Potem napisa SMS-a do kochanka: Czy naprawd jest niemoliwoci pokroi chleb bez demolowania kuchni? Hugo XX. Kiedy spukiwa fusy w zlewie, dosta odpowied:

Nie zrzucaj napalmu. Mam egzaminy kocowe XXX. De Savary gono si zamia. Zastanawia si, czy przypadkiem nie zakochuje si w Andrew Halloranie. Wiedzia, e to byaby z jego strony gupota: chopak mia dopiero dwadziecia jeden lat. De Savary czterdzieci pi. Ale Andrew by taki przystojny w uwodzicielski, nonszalancki sposb. Wrzuca na grzbiet co popadnie i co rano wyglda jak mody bg. Zwaszcza z kilkudniowym zarostem kontrastujcym z ciemnoniebieskimi oczyma. Nadto najpewniej spotyka si take z innymi mczyznami, co te si profesorowi podobao. Troch musztardy na kanapce, sodkie udrki zazdroci - to zawsze si sprawdzao. Zebrawszy papiery i ksiki, de Savary wyszed do ogrodu. Dzie by pikny. Niemal za bardzo jak na perspektyw pracy: piew ptakw brzmia zbyt uroczo, zapach pnomajowego kwiecia za bardzo uderza do gowy. Z ogrodu po drugiej stronie k hrabstwa Cambridge dochodzi miech dzieci, cho dom profesora pooony by na uboczu. Stara si skoncentrowa na pracy. Zbiera materiay do obszernego i do specjalistycznego artykuu w TLS o przemocy jako czci angielskiej kultury. Ale gdy tak siedzia w promieniach porannego soca, jego myli kieroway si bez przerwy ku tematom, ktre ostatnio najbardziej go zaprztay: gangu zabjcw grasujcego w Anglii. I jego powizaniom z dziwnymi wydarzeniami w Turcji. Podnis z trawnika gorcy od soca telefon komrkowy i zastanawia si, czy nie zdzwoni do Forrestera, eby sprawdzi, czy policja zdziaaa co w Wycombe. Ale w kocu si rozmyli i odoy aparat z powrotem. Nie mia wtpliwoci, e gang w pewnym momencie przekopie jaskinie. Jeli tak desperacko szukali Czarnej ksigi, to pieczary Hellfire byy najoczywistszym miejscem pod socem, ktre naleao sprawdzi. Natomiast zupenie inn kwesti pozostawao, czy policyjna puapka wypali. Na dwoje babka wrya. Ale takie ryzyko czasem si opacao. Soce zaczo mocniej pray. De Savary upuci papiery na traw, wycign si na leaku i przymkn oczy. miech dzieci dolatywa gdzie od strony ki. Myla o jazydach. Ten dziennikarz, Rob Luttrell, ewidentnie co odkry. Czarna ksiga z pewnoci zawieraa wane informacje o tej wyjtkowej wityni, Gbekli Tepe, ktra, jak si zdawao, odgrywaa tak istotn rol w jazydzkich wierzeniach i historii. Poczu dreszcz niepokoju, kiedy przypomnia sobie reporta z Timesa". Sprawcy te na pewno go widzieli i czytali. Nie byli gupi. Z tekstu jasno wynikao, e Luttrell wie co o Czarnej ksidze. Pojawiaa si te imienna wzmianka o Christine.

De Savary nie zdziwiby si zatem, gdyby gang zacz polowa na tych dwoje. Zakarbowa sobie w gowie, by ostrzec swoj dawn studentk, e moe by w niebezpieczestwie. Oboje powinni na siebie uwaa, dopki sprawcy nie zostan zapani. Przechyli si i podnis fotokopi pracy Strach przed tumem: zamieszki i zabawy w regencyjnym Londynie". Ptaki wierkay na jabonce za nim. Czyta i robi notatki, znowu czyta i znowu robi notatki. Skoczy po trzech godzinach. Woy buty, wsiad do maego sportowego samochodu i pojecha do Grantchester. Wszed do ksigarni i przez bardzo mi godzink wczy si midzy regaami, potem przespacerowa si do sklepu komputerowego i naby toner do drukarki. Odjedajc, przypomnia sobie, e ma wpa Christine, wic zatrzyma si przy supermarkecie i kupi wie lemoniad oraz trzy koszyczki truskawek. Usid w ogrodzie i zjedz owoce na socu. W drodze powrotnej nuci pod nosem podwjny koncert skrzypcowy Bacha. Taka pikna spokojna melodia. Postanowi, e w wolnej chwili cignie sobie z Internetu nowe wykonanie. Po powrocie poszed do gabinetu, eby posurfowa. Nie mina godzina, a rozleg si dwik koatki i oto pojawia si Christine. Umiechnita i opalona, z ma blond dziewczynk o anielskiej urodzie. De Savary si rozpromieni: zawsze myla, e gdyby tylko nie by gejem, zakochaby si w dziewczynie takiej jak Christine: marzycielskiej i seksownej, a przy tym skromnej i w jaki sposb niewinnej. No i oczywicie niezwykle utalentowanej i bystrej. A w opaleninie byo jej bardzo do twarzy. Podobnie jak z t dziewczynk u boku. Pooya do na ramieniu maej: - To jest Lizzie, crka Roberta. Jej mama jest w miecie na zajciach... i mnie przypada rola zastpczej matki na jeden dzie. Dziewczynka wykonaa co na ksztat uroczego dygu, jakby staa przed krlow, potem zachichotaa i z powan min ucisna do profesora. Kiedy szli do ogrodu, Christine zarzucia de Savary'ego mnstwem ploteczek, historyjek i teorii, zupenie jak za dawnych czasw w jego gabinecie w King's. miali si wtedy i dyskutowali z pasj: o archeologii i mioci, o Sutton Hoo i Jamesie Joysie, o ksiciu z Palenque i znaczeniu pci. W ogrodzie profesor nala lemoniad do szklanek i zaproponowa truskawki. Christine z oywieniem mwia o Robiem. De Savary widzia w jej oczach mio. Przez krtk chwil

rozmawiali o dziennikarzu, Lizzie za owiadczya, e ju nie moe si doczeka powrotu taty, bo ma jej przywie lwa. I lam. Potem spytaa, czy moe pogra na komputerze, i de Savary zgodzi si skwapliwie, pod warunkiem e pozostanie w zasigu wzroku. Dziewczynka wbiega do domku i usiada przy otwartych drzwiach balkonowych, z miejsca pochonita gr. Hugo by zadowolony, e mog teraz rozmawia swobodniej. - No to, Christine, opowiedz o Gbekli - poprosi. - To jest wprost incrovable. Przez blisko godzin relacjonowaa ostatnie wypadki. Kiedy skoczya, soce wisiao ju nad wierzchokami drzew. Profesor pokrci gow. Dyskutowali o tajemniczym zasypaniu wityni. Potem o klubie Hellfire i Czarnej ksidze, rozmawiajc, tak jak mieli to w zwyczaju: dwa pene pasji i ycia umysy o podobnych zainteresowaniach: literatura, historia, archeologia, malarstwo. De Savary naprawd cieszy si t rozmow. Christine wyznaa mu przy okazji, w ramach dygresji, e usiuje przekona Roba do oniemielajcych rozkoszy pyncych z lektury Jamesa Joyce'a, wybitnego irlandzkiego modernisty, i oczy profesora rozbysy. Przypomniaa mu si jedna z jego ostatnich teorii. Postanowi podzieli si ni z Christine. - A wiesz, ktrego dnia ponownie zagldaem do Joyce'a i co mnie uderzyo. - Tak? - Jeden ustp z Portretu artysty w wieku modzieczym. Zastanawiam si, czy... - Co jest? - Przepraszam? - Co to byo? Wtedy usysza gony huk dochodzcy z domku. Dziwny, zowrogi oskot. De Savary natychmiast pomyla o Lizzie. Wsta i odwrci si, ale Christine ju si rzucia w stron drzwi. Upuci szklank z lemoniad na trawnik i pobieg za ni. W tym momencie usysza stumiony krzyk. Znalaz Christine w rodku w rkach kilku modych mczyzn w czarnych dinsach i kominiarkach. Tylko jeden, ciemnowosy i przystojny, by bez maski. De Savary z miejsca go pozna. Forrester przesa mu mailem obraz z kamer szkolnego monitoringu. Jamie Cloncurry. Profesor mia ochot krzykn, tak niedorzeczna wydaa mu si ta sytuacja. Napastnicy mieli noe i pistolety. Jedna z luf bya wycelowana prosto w niego. To zakrawao na jak

grotesk. Znajdowali si w hrabstwie Cambridge. Byo pikne majowe popoudnie. Dopiero co pojecha do supermarketu po truskawki. W drodze powrotnej pogwizdywa sobie Bacha. A teraz mia w domu band uzbrojonych psychopatw. Christine krzykna i usiowaa wyrwa si trzymajcemu j oprawcy, ale jeden z mczyzn z caej siy uderzy j pici w brzuch. Jkna i przestaa walczy. W szeroko rozwartych oczach, ktrymi patrzya na de Savary'ego, malowa si dziki strach. Najwyszy z mczyzn, Jamie Cloncurry, ospaym ruchem wskaza pistoletem na profesora. - Przywicie go do krzesa. Jego gos brzmia bardzo dystyngowanie i mrozi krew w yach. Przez chwil de Savary sysza dobiegajce z kuchni stumione kanie Lizzie. Potem pacz usta. Dwch napastnikw przywizao profesora pasami do krzesa. Przyoyli mu do ust wilgotny knebel, ktry zawizali brutalnie mocno: przycinite do siekaczy wargi zaczy krwawi. Jednak to nie ten bl najbardziej niepokoi de Savary'ego, ale sposb, w jaki przywizywali go do krzesa: tyem do przodu, tak e siedzia okrakiem z piersi przycinit do drewnianego oparcia. Opasali go grubymi rzemieniami. Kostki ng zwizali bardzo mocno pod krzesem, podobnie jak brutalnie wykrcone rce, podbrdek przycisnli do oparcia. Wszystko go bolao. Nie mg si ruszy. Nie widzia Christine ani Lizzie, do jego uszu dolatywao tylko sabe pojkiwanie dochodzce z ssiedniego pokoju. Ale zaraz wszystkie myli pierzchy, a pozosta tylko zwierzcy strach, gdy usysza nastpne sowa Jamiego Cloncurry'ego stojcego gdzie z tyu. - Sysza pan kiedy o krwawym orle, profesorze de Savary? Przekn gono i nie mg nic na to poradzi: zacz paka. zy spyway mu po twarzy. Domyli si, e go zabij. Ale tak? Krwawy orze? Jamie Cloncurry stan naprzeciwko i popatrzy z bliska na profesora: na jego bladej, przystojnej twarzy malowa si lad rumieca. - Ale oczywicie, e sysza pan o krwawym orle. W kocu to pan napisa t ksik. T do przeraajc popularnonaukow pozycj. Wcieko ludw Pnocy - szydzi. - Wszystko o obrzdach i wierzeniach wikingw. Troch krwawa rzecz, jeli wolno mi zauway, ale tak chyba zwiksza pan sprzeda... - Modzieniec trzyma w doniach ksik i czyta na gos: Dochodzimy teraz do jednego z najbardziej odraajcych konceptw w annaach wikiskiego

okruciestwa: tak zwanego krwawego ora. Niektrzy z badaczy kwestionuj prawdziwo tego budzcego groz obrzdu rytualnego mordu, ale rozliczne nawizania pojawiajce si w staroskandynawskich sagach i poezji ka otwartym umysom w to wtpi: ryt krwawego ora istnia. Stanowi oryginalny obrzd ofiarny Pnocy. - Cloncurry umiechn si do profesora i czyta dalej: - Ze staroskandynawskich relacji wiemy, e poddano mu rne wybitne osobistoci: krla Nortumbrii Ella, Halfdana syna norweskiego krla Haralda Piknowosego i Edmunda Mczennika, wadc Wschodniej Anglii. De Savary czu skurcze w jelitach. Zastanawia si, czy puszcz mu zwieracze. Cloncurry odwrci stron i czyta dalej: - Opisy obrzdu rni si od siebie w szczegach, ale podstawowe elementy pozostaj te same. Ofierze najpierw rozcinano tuw. Czasami wczeniej zdzierano stamtd skr. Obnaone w ten sposb ebra oddzielano od krgosupa, by moe za pomoc mota lub pobijaka, moe je odcinano. Nastpnie rozkadano je na boki jak u pieczonego na ruszcie kurczaka, odsaniajc szar tkank pucn pod spodem. Ofiara pozostawaa w peni przytomna, kiedy pulsujce puca wyrywano z klatki piersiowej i rozwieszano na ramionach, tak e przypominaa ora z rozoonymi skrzydami. Czasami rany posypywano sol. mier nastpowaa, raczej wczeniej ni pniej, na skutek uduszenia lub utraty krwi bd ataku serca na sam myl o grozie i potwornoci czekajcych ofiar mczarni. Irlandzki poeta Seamus Heaney nawizuje do rytu krwawego ora w poemacie Dublin Wikingw: Z wpraw rzenikw rozpocieraj ci puca i robi ciepe skrzyda u ramion". Cloncurry zamkn ksik i pooy j na stole obok. De Savary trzs si ze strachu. Modzieniec umiechn si szeroko. - mier musiaa nastpowa raczej wczeniej ni pniej. Sprawdzimy, czy to prawda, profesorze? De Savary zamkn oczy. Sysza krztajcych si z tyu mczyzn. Jelita mia puste: zwieracze puciy ze strachu. Odr wasnych fekaliw razi go w nozdrza. Z tyu rozlegy si jakie szepty. Potem poczu pierwsz paraliujc fal blu, gdy ostrze zanurzyo si w jego plecach i opado w d, rozcinajc ciao. Na skutek wstrzsu zawarto odka podjechaa mu do garda. Kiwa si w przd i w ty na krzele. Ktry z mczyzn rozemia si. - Niestety bd musia odci panu ebra zwykymi cgami - powiedzia Jamie Cloncurry. - Obawiam si, e nie dysponujemy pobijakiem...

Kolejny wybuch miechu. De Savary usysza trzeszczenie i poczu niewyobraalny bl w okolicy serca, jakby zosta postrzelony, zrozumia, e odcinaj mu kolejno ebra, jedno po drugim: czu, jak uki si wyginaj, a potem pkaj. Trach. Jakby pkao co bardzo napitego. Usysza kolejny trzask i nastpny. Zwymiotowa na knebel. Mia nadziej, e udusi si wasnymi wymiocinami i umrze bardzo szybko. Ale nie, zdjli mu knebel. Czu rce Cloncurry'ego grzebice mu w klatce piersiowej, surrealistyczne wraenie, e kto wyciga mu puca, a potem potworny zalew blu, kiedy zostay wystawione na powietrze. Jego wasne puca powieway mu na ramionach, liskie i gorce. Jego wasne puca... Dziwny zapach wypeni powietrze. Na wp rybi, na wp metaliczny: zapach jego wasnych puc. De Savary niemal straci przytomno. Ale nie mia tyle szczcia. Sprawcy odwalili kawa dobrej roboty, utrzymujc go przy yciu, tak by cierpia, ale by przytomny. Widzia w lustrze, jak wypychaj dziewczynk i Christine z pokoju. Zabierali je gdzie. Sami te si pakowali: zamierzali zostawi go tu samego. eby umiera powoli z poamanymi, odgitymi ebrami i pucami udrapowanymi na ramionach. Trzasny drzwi, zniknli. Przywizany do krzesa profesor uspokoi przeszywajcy blem oddech i katusze frustracji. Mia zamiar powiedzie Christine... ale nie zdy. A teraz umiera. Nie byo nikogo, kto by go uratowa. I wtedy zauway: na stojcym tu obok stole przy jego ksice o wikingach lea dugopis. Moe zdoa go chwyci ustami. Moe uda mu si co napisa: sprawi, by te ostatnie chwile nie poszy na marne. zy blu napyny mu do oczu, kiedy napina si i prbowa. Patrzy na niego tytu wasnej ksiki. Wcieko ludw Pnocy. Hugo de Savary.

38

Rob siedzia w Scotland Yardzie w gabinecie nadkomisarza Forrestera. Okno byo otwarte i do rodka wpada ze wistem chodny wiaterek. Dzie by zimny, mokry i pochmurny. Rob myla o crce, starajc si stumi rozpacz i gniew. Ale rozpacz i gniew byy takie silne. Mia wraenie, jakby sta po pas w rwcych wodach powodzi: w kadej chwili mg straci panowanie nad sob i da si ponie emocjom. Niczym ci ludzie porwani przez tsunami w Tajlandii. Musia si koncentrowa na tym, by nie upa. Opowiedzia policji wszystko, co wiedzia o jazydach i Czarnej ksidze. Podwadny Forrestera Boijer notowa, podczas gdy sam komisarz patrzy na dziennikarza prosto i powanie. Potem westchn i obrci si na krzele. - Nie ma chyba wtpliwoci, jak i dlaczego je porwali. Boijer skin gow. - Tak? - rzuci pospnie Rob. O porwaniu crki dowiedzia si dopiero kilka godzin temu, kiedy jego samolot ze Stambuu wyldowa na Heathrow. Pojecha prosto do domu byej ony, a stamtd od razu na policj. Nie mia czasu si zastanowi, jak mogo do tego doj. - Najwyraniej Cloncurry czyta paski artyku w Timesie" sprzed kilku dni. - Chyba tak... Sowa brzmiay jaowo i bezsensownie w ustach Roba. Wszystko byo jaowe i bezsensowne. Przypomnia sobie asyryjsk nazw pieka, ktr podaa mu Christine: Pustynia Blu. Wanie tam si znajdowa. Na Pustyni Blu. Policjant cign: - Najwyraniej myl, panie Luttrell, e ma pan jak wiedz o Czarnej ksidze. Musieli

wyledzi paskie nazwisko. Sprawdzi w Internecie. I ustali adres paskiej byej ony. Tam pan mieszka, zgadza si? Kiedy rejestrowa si pan do gosowania? - Tak. Nie zmieniem danych. - Zatem poszo im atwo. Potem zapewne przez kilka dni obserwowali dom. Czekali i obserwowali. Rob wymrucza: - I wtedy pojawia si Christine... - Uatwia im to - wtrci Boijer. - Wszystkie trzy pojechay do Cambridge, bez wtpienia ledzone przez gang. A potem paska dziewczyna zabraa Lizzie do ustronnego domku. Najgorszego miejsca z moliwych. - Mogli ju wczeniej sysze o de Savarym - doda komisarz. - By autorem bestsellerw, ksiek o obrzdach ofiarnych i klubie Hellfire. Cloncurry na pewno go czyta. Albo oglda w telewizji. - A wic... - Rob nadal chwia si w szarych wodach powodzi. Zmusi si do skupienia myli. - Wic czekali na zewntrz domku. Wiedzc, e maj szans zapa Christine i moj crk za jednym zamachem. - Tak... - zgodzi si Boijer. - Musieli czeka wiele godzin. A potem weszli do rodka. Rob wbi w Forrestera dzikie spojrzenie. - Ona umrze, prawda? Moja crka? Tak? Wszystkich innych zabili. Komisarz si wzdrygn i potrzsn gow. - Nie. Absolutnie nie. Nic nam nie wiadomo o... - Och, nieche pan da spokj. - Prosz. - Nie! - Rob niemal krzycza. Wsta i mierzy wzrokiem policjantw. - Jak moecie tak mwi? Nic nam o tym, kurwa, nie wiadomo"? Nie wie pan, jak to jest, komisarzu. Nie ma pan, kurwa, bladego pojcia. Jacy pierdoleni mordercy porwali mi crk. Strac jedyne dziecko. Boijer stara si pokaza mu gestem, eby usiad i prbowa si uspokoi. Rob oddycha gboko i powoli. Wiedzia, e robi scen, ale mia to gdzie. Musia da ujcie emocjom. Nie mg ich duej tumi. Przez kilka chwil po prostu sta ze wzrokiem zamglonym gniewem. W kocu opad na krzeso. Komisarz powiedzia bardzo spokojnie:

- Wiem, e bardzo trudno jest to panu teraz doceni, ale pozostaje faktem, e o ile nam wiadomo, sprawcy nie skrzywdzili ani Lizzie, ani Christine Meyer. Rob skin gow pospnie i milcza. Ba si otworzy usta. - Nie znalelimy na miejscu zdarzenia adnych ladw krwi poza krwi de Savary'ego cign policjant. - Za kadym razem, kiedy gang uderza, sprawcy, jak pan mwi, zabijali ofiary bez adnych skrupuw. Ale tym razem tego nie zrobili. Porwali. Dlaczego? Poniewa to na panu im zaley. Wody wirujce wok Roba zdaway si opada. Popatrzy z uwag, a nawet nadziej na Forrestera. Bya w tym jaka logika, jaka racja. Chcia w to wierzy: naprawd chcia zaufa temu czowiekowi. - Poda pan swj adres mailowy na kocu artykuu? - spyta Forrester. - Tak. To oglnie przyjta praktyka. Adres mailowy Timesa". Boijer skroba na podkadce. - Sdz - owiadczy komisarz - e Jamie Cloncurry skontaktuje si z panem, i to bardzo szybko. Chce mie Czarn ksig. Desperacko. - No a jeli si skontaktuje? Co mam wtedy, kurwa, zrobi? - Natychmiast do mnie zadzwoni. Tu jest numer mojej komrki - wrczy mu wizytwk. - Musimy ich zwodzi. Przekona, e ma pan Ksig. Teksty jazydw. Rob popatrzy skonsternowany. - Mimo e nic nie mam? - Oni tego nie wiedz. Jeli zasugerujemy, e ma pan to, czego szukaj, zyskamy na czasie. Bardzo cennym czasie. To pozwoli nam ich zapa. Rob popatrzy nad ramieniem Forrestera na szklan cian z tyu. Pomyla o setkach funkcjonariuszy pracujcych w tej chwili w budynku. O dziesitkach przydzielonych tylko do tej sprawy. Chyba s w stanie znale kilku mordercw? Wszystkie gazety ju teraz pisay o krwawym szlaku grasujcych psychopatw. Rob chcia wyj na korytarz i krzykn do policjantw: apcie ich! Rbcie, co do was naley! Zapcie tych pieprzonych pojebw! To chyba nie jest takie trudne!" Spyta jednak tylko: - Jak sdzicie, gdzie s teraz? - Mamy kilka tropw - powiedzia Boijer. - Woch, Luca Marsinelli, ma licencj pilota. Niewykluczone, e posuguj si samolotami, opuszczaj kraj i wracaj prywatnymi

odrzutowcami. - Przecie to tylko zwyke dzieciaki... Forrester potrzsn gow. - Nie. W kadym razie nie zwyke. To s bogate dzieciaki. Marsinelli jest sierot. Ale odziedziczy mediolask fortun wkiennicz. Jest niewyobraalnie dziany. Inny to, wedug naszych informacji, syn dyrektora funduszu hedgingowego. Ci chopcy maj fundusze powiernicze, prywatne fortuny, rachunki w bankach na wyspie Jersey. Kupuj nowe samochody ot tak. - Forrester pstrykn palcami. - We wschodniej Anglii jest caa masa prywatnych lotnisk, starych amerykaskich ldowisk z czasw wojny. Niewykluczone, e w ten sposb wywieli pask crk z kraju, uwaamy, e najprawdopodobniej do Woch, z uwagi na koneksje Marsinellego. Ma posiado niedaleko woskich jezior. No i jest jeszcze rodzina Cloncurry'ego w Pikardii. Te pod obserwacj. Francuska i woska policja s na bieco. Rob ziewn. To byo ziewnicie frustracji i goryczy, nie zmczenia. Ziewnicie od nadmiaru adrenaliny. Chciao mu si pi, by zmczony, podminowany i wcieky. Dwie kobiety, ktre najbardziej kocha, zostay porwane; na pewno cierpi, zagubione na Pustyni Blu. Nie mg nawet o tym myle. Podnis si. - Dobrze, komisarzu. Bd sprawdza poczt. - Doskonale. I prosz miao dzwoni do mnie o kadej porze. Nawet o pitej ran o. Nie mam nic przeciwko. - Oczy policjanta jakby na moment si zamgliy. - Rob, naprawd rozumiem, przez co pan przechodzi. Prosz mi wierzy. - Zakaszla i cign dalej. - Cloncurry to arogancki mody czowiek, w dodatku psychopata. Wydaje mu si, e jest najsprytniejszy. Tego rodzaju ludzie nie potrafi si powstrzyma od prb udowodnienia policji swojej wyszoci. I wtedy najczciej wpadaj. Mocno ucisn dziennikarzowi do. Rob czu w tym ucisku empati, ktra wychodzia poza zawodowy obowizek dodawania otuchy. W oczach policjanta malowao si co dziwnego: jakby odlega ao, nawet bl. Rob podzikowa, opuci budynek i ruszy na przystanek krokiem zombi. Zapa autobus, ktry zawiz go do malekiego mieszkanka w Islington. Sama jazda bya gehenn: wszdzie, gdzie spojrza, widzia dzieci, mae dziewczynki bawice si z koleankami, skaczce po chodniku, robice zakupy z matkami. Chcia na nie patrze, na wypadek gdyby jedn z nich bya

Lizzie, cho wiedzia, e to niedorzeczne. Ale pragn jednoczenie odwrci wzrok. Bo przypominay mu crk. Zapach jej woskw po kpieli, gdy bya niemowlciem. Ufne niebieskie oczy. Znowu zalaa go fala blu: bezmierna i przygniatajca. Kiedy znalaz si w mieszkaniu, przeszed obojtnie obok nierozpakowanych bagay, skwaniaego mleka rozlanego na kuchennym blacie i ruszy prosto do laptopa. Podczy go do prdu, odpali i sprawdzi poczt. Nic. Sprawdzi raz jeszcze, odwieajc ekran. Nadal nic. Wzi prysznic, zacz si ubiera i przerwa. Rozpakowa jedn walizk i przerwa. Stara si nie myle o Lizzie, ale bezskutecznie, by tak spity i zy. Mg robi tylko t jedn absurdaln rzecz: bez przerwy sprawdza poczt. Bez koszuli i boso wrci do laptopa; klikn. Wzdrygn si. Jest, wysany dziesi minut temu. E-mail od Jamiego Cloncurry'ego. Popatrzy z mieszanin strachu i nadziei na temat: Twoja crka. Czy zobaczy zaraz potworne zdjcie jej zwok? Spalonych albo pozbawionych gowy? A moe informacj, e jest caa i zdrowa? Napicie i niepokj byy nie do wytrzymania. Zlany potem Rob otworzy wiadomo. Nie byo adnego zdjcia, tylko tekst. Zaczyna si dosadnie.

Mamy twoj crk, Rob. Jeli chcesz j odzyska, musisz nam odda Czarn ksig. Albo powiedzie, gdzie dokadnie jest. W przeciwnym razie umrze w sposb, ktrego nie zdradz. Jestem pewien, e twoja wyobrania stanie na wysokoci zadania. Twoja dziewczyna rwnie jest na razie caa i zdrowa, ale j take zabijemy, jeli nam nie pomoesz.

Rob chcia rzuci laptopem o cian. Ale czyta dalej: list by dugi. Bardzo dugi.

A tak na marginesie, czytaem twj artyku o Palestyczykach. Bardzo poruszajcy. ciska za serce. Potrafisz pisa cakiem efektowne kawaki, gdy nie jeste tak przewidywalnie liberalny. Ale jestem ciekaw, czy kiedykolwiek naprawd si zastanawiae nad sytuacj ydw i jej przyczynami? Co, Rob? Spjrz na to w ten sposb: Kogo najbardziej si boisz? Przedstawicieli ktrej rasy? Ktra

rasa najbardziej ci niepokoi, gboko w sercu? Stawiabym na czarnych - Afrykanw, tak? Mam racj, prawda? Przechodzisz na drug stron ulicy, gdy widzisz gang czarnych niedorostkw w kapturach w Londynie? Jeli tak, nie jeste odosobniony, Rob. Wszyscy tak postpujemy. Strach przed czarnymi jest nawet statystycznie uzasadniony - jeli idzie o statystyki drobnej ulicznej przestpczoci. Zachodzi duo wiksze prawdopodobiestwo, e zostaniesz napadnity i ograbiony przez czarnego oprycha ni biaego, nie wspominajc ju o Japoczyku czy Koreaczyku, uwzgldniwszy oczywicie odsetek czarnej ludnoci w oglnej populacji. Ale zastanw si troch gruntowniej. Czytaem twoje artykuy i wiem, e nie jeste gupi. By moe jeste idiot, jeli idzie o polityk, ale nie jeste gupi. Zatem myl. Przedstawiciele ktrej rasy zabijaj najczciej? Ktra z ludzkich ras jest najbardziej niebezpieczna? To ci najinteligentniejsi, prawda? Przeanalizujmy to. Boisz si czarnych. Ale tak naprawd, ilu ludzi, w ujciu globalnym, zgino z ich rk na caym wiecie? Ilu zostao zabitych przez afrykaskie wojska? Afrykask wadz? Kilka tysicy? Moe kilkaset. W caej Afryce. Zatem, jak widzisz, Afrykanie nie s w rzeczywistoci tacy groni. S z gruntu niezorganizowani i niezdolni do samorzdnoci, ale nie s niebezpieczni na skal globaln. Wemy teraz Arabw. Z trudem opanowali obsug komputera. Od XV wieku nie dokonali adnej prawdziwej inwazji. 11 wrzenia by ich najbardziej udan prb masowego mordu od dwustu lat. A zdoali wtedy zgadzi marne trzy tysice. Amerykanie mogliby spali napalmem tak liczb w minut. Wciskajc przycisk na pilocie. Zatem kim s te zorganizowane nacje, ktre naprawd zabijaj, Rob? eby to ustali, musimy uda si na pnoc. Tam, gdzie yj ci inteligentni. Spord wszystkich narodw europejskich Brytyjczycy i Niemcy zgadzili najwiksz liczb ludzi. Spjrz na imperium brytyjskie. Brytyjczycy wymordowali do imentu aborygenw tasmaskich. Wyrnli ich wszystkich w pie. Wychodzili i osaczali, traktujc to jak rodzaj zabawy, polowania na lisy. Jedyny nard, ktry moe si rwna z Brytyjczykami pod wzgldem krwioerczoci, Rob, to Niemcy. Trudno im byo doszlusowa do najlepszych, nie dysponujc imperium itd. , ale w dwudziestym wieku spisali si cakiem niele. Wymordowali sze milionw ydw. Zabili pi milionw Polakw, od dziesiciu do dwudziestu milionw Rosjan. Zbyt wielu, by policzy. A ile wynosi iloraz inteligencji Brytyjczykw i Niemcw? Midzy 102 a 105, czyli

znaczco powyej redniej, zdecydowanie wicej ni u innych ras. Ta pozornie niewielka przewaga jest na tyle znaczca, by uczyni z tych dwch nacji jedne z najbardziej niebezpiecznych narodw na ziemi i jedne z najbardziej inteligentnych. Ale idmy dalej. Kto jest jeszcze inteligentniejszy, Rob? Chiczycy. redni iloraz 107. Tylko w dwudziestym wieku zabili jakie 100 milionw. Oczywicie mordowali gwnie swoich, ale o gustach si nie dyskutuje. A teraz walmy prosto na szczyt. Patrzc globalnie, z czyich rk masz najwiksz szans zgin? Szkopw czy Brytyjczykw? Czarnych czy chrzecijan? Koreaczykw czy Kazachw? Asfaltw czy makaroniarzy? Nie, ydw. To ydzi zabili wicej ludzi na tej planecie ni jakikolwiek inny nard. Oczywicie uwzgldniwszy niewielki rozmiar ich populacji, musieli dokonywa pogromw, by tak rzecz, cudzymi rkoma: posugujc si si innych narodw albo napuszczajc jedne pastwa na drugie. yj i morduj, wykorzystujc jako or swoj inteligencj, i nie da si zaprzeczy, e wyrnli w pie cae masy ludzi. Tylko pomyl. To ydzi wymylili chrzecijastwo: ilu umaro w imi krzya lub na nim? Pidziesit milionw? Wymylili komunizm. Kolejne 100 milionw. Wymylili bomb atomow. Ilu ta zabije? ydzi, pod paszczykiem neokonserwatystw, rzucili nawet pomys drugiej wojny irackiej. Owszem, wedug ich standardw bya to drugorzdna operacja; zabia tylko jaki milion. Marniutko. Ale przynajmniej staraj si nie wyj z wprawy. Moe dlatego, e przygotowuj grunt pod wielk wojn midzy islamem a chrzecijastwem. Ktra, jak wszyscy wiemy, si zblia, i ktr, te wiemy to wszyscy, zaczn ydzi. Bo to oni zaczynaj wszystkie wojny, bo s tacy inteligentni. Ile wynosi rednie IQ ydw aszkenazyjskich? 115. S zdecydowanie najinteligentniejsz ras na ziemi. I to z ich rk, historycznie rzecz biorc, masz najwiksze szanse zgin. Tyle e oni po prostu nie zabijaj na ulicach, z noem w rku, za dziesi dolcw na towar.

Rob gapi si na list. Sczcy si z niego rasistowski jad by wstrzsajcy w swojej psychozie. Z gruntu chory. Mg jednak zawiera kilka wskazwek. Rob przeczyta list dwukrotnie. Potem wzi telefon i zadzwoni do nadkomisarza.

39

Forrester umawia si przez telefon na spotkanie z Janice Edwards. Chcia zasign jej opinii na temat Jamiego Cloncurry'ego. Bya ekspertem z zakresu psychologii ewolucyjnej, autork hermetycznych, ale dobrze przyjtych prac z tej dziedziny. Sekretarka terapeutki odpowiadaa wymijajco. Powiedziaa, e Janice jest bardzo zajta i e w nadchodzcym tygodniu moe znale chwil jedynie jutro, kiedy bdzie w Krlewskim Towarzystwie Chirurgicznym na comiesicznym zebraniu zarzdu. - Doskonale. Zatem bd mg si tam z ni spotka? Sekretarka westchna: - Zrobi adnotacj. Nazajutrz Forrester pojecha metrem do Holborn i czeka w holu, dopki nie pojawia si Janice i nie zaprowadzia go do duego, lnicego od szka i stali muzeum Towarzystwa jako dobrego miejsca na pogawdk". Na pewno robio wraenie. Labirynt ogromnych szklanych regaw zastawionych sojami z wycinkami. - To tak zwana Krysztaowa Galeria - powiedziaa Janice, pokazujc na poyskujce pki. - Zostaa odnowiona kilka lat temu, jestemy z niej bardzo dumni. Kosztowaa miliony. Forrester uprzejmie pokiwa gow. - A to jeden z moich ulubionych eksponatw - cigna. - Spjrz. Zachowane gardo samobjcy. Ten czowiek sam podern sobie gardo - wida nawet lady wybroczyn na skrze. Hunter by genialnym anatomem. - Umiechna si do Forrestera. - Ale, ale, co mwie, Mark? - Mylisz, e istnieje co takiego jak gen zabjstwa? - Ee-ee. - Potrzsna gow. - W ogle?

- Jeden na pewno nie. Ale grupa genw? Owszem. To nie jest niemoliwe. Ale nie mamy pewnoci. Ta nauka nadal dopiero raczkuje. - No tak. - Dopiero zaczynamy rozgryza genetyk. Na przykad zwrcie kiedy uwag na zwizek midzy homoseksualizmem a wysok inteligencj? - A wystpuje taki? - Tak. - Umiechna si. - Geje maj IQ mniej wicej o dziesi punktw wysze ni rednia. Ewidentnie rol odgrywa tu jaki genetyczny komponent. Grupa genw. Ale sam mechanizm jest nam zupenie nieznany. Forrester pokiwa gow. Zerkn na jakie stojce na pce okazy zwierzce. Sj ze luzic. Jasnoszary odek abdzia. - Co do moliwoci dziedziczenia morderczych skonnoci... c, wszystko zaley od tego, w jakie reakcje wchodz te geny. Ze sob nawzajem i ze rodowiskiem. Kto, kto ma t cech, moe mimo to pozosta zupenie normalny, jeli tylko te skonnoci nie zostan wzmocnione czy w jaki sposb uwolnione. - Ale... - Forrester by skonsternowany - uwaasz, e mog by dziedziczne? - Wemy zdolnoci muzyczne. Wydaj si czciowo dziedziczne. Ot, choby rodzina Bacha: wybitni kompozytorzy przez kilka pokole. Oczywicie ogromn rol odegrao rodowisko, ale czynniki genetyczne niewtpliwie te bray udzia. Zatem jeli co tak skomplikowanego jak talent muzyczny jest dziedziczone, w takim razie, owszem, czemu nie co tak prymitywnego jak skonnoci mordercze? - A co z mordem rytualnym? Skadaniem ofiar z ludzi? Czy mona odziedziczy skonno do takich praktyk? cigna brwi. - Nie jestem pewna. To raczej osobliwy pomys. Jakie s przesanki? Forrester zrelacjonowa jej dzieje rodu Cloncurrych. Arystokratyczna rodzina z tradycjami wojskowymi, ktre czasami przybieray bardzo agresywn posta, ocierajc si o skadanie ofiar z ludzi. A teraz spodzili Jamiego Cloncurry'ego: oprawc lubujcego si w podobnych praktykach. Co dziwniejsze, rodzina zdawaa si przywizana do miejsc ofiarnych: mieszkali w pobliu najwikszej wityni ofiarnej we Francji i p bitewnych pierwszej wojny wiatowej, na ktrych bogate niwo mierci zostawi ich przeraajcy przodek genera Cloncurry.

Janice skina gow w zamyleniu. - Interesujce. Zabjcy chyba czsto wracaj na miejsce zbrodni, prawda? - Wzruszya ramionami. - Ale to raczej dziwne. Po c y w takim miejscu? W pobliu pl bitewnych? Moe to zwyky zbieg okolicznoci. A moe w jaki sposb chc odda cze swoim przodkom. Musisz spyta o to jakiego antropologa. Szli dalej galeri. Dwie dziewczyny siedziay po turecku na pododze ze szkicownikami na kolanach i maymi puszeczkami farby ustawionymi obok. Studentki akademii sztuk piknych, domyli si Forrester. Jedna z nich, Chinka, w wielkim skupieniu patrzya spod zmruonych powiek na pi wietnie zachowanych podw: zdeformowane ludzkie picioraczki. Janice Edwards odwrcia si do komisarza: - Moim zdaniem to wskazuje na dziedziczn niebezpieczn dla otoczenia psychoz, ktra w pewnych okolicznociach moe si przejawia w formie rytualnych mordw. - Czyli? - Uwaam, e psychoza, ktra predysponuje do aktw skrajnej przemocy, moe mie podoe genetyczne. Jak taka cecha moga si zachowa z darwinowskiego punktu widzenia? Oglnie rzecz biorc, w przeszoci agresywne, nawet mordercze skonnoci niekoniecznie musiay by niekorzystne: jeli na przykad dza krwi i brutalno zostay skanalizowane, mogy peni rol adaptacyjn. - W jaki sposb? - No, jeli na przykad rodzina miaa tradycje wojskowe. Najagresywniejsze potomstwo mona byo wysya prosto do armii, gdzie mordercze predyspozycje mogy si okaza atutem. Minli studentki. Dalej znajdowaa si ekspozycja podw ukazujca rozwj embriona od czterech tygodni do dziewiciu miesicy. Wszystkie byy zdumiewajco dobrze zachowane, unosiy si w formalinie niczym mali kosmici w stanie niewakoci. Na ich twarzach, nawet tych w najwczeniejszych stadiach, maloway si typowo ludzkie miny: byy wykrzywione w grymasie albo krzyku. Niemym. Forrester zakaszla i zerkn do notesu. - Zatem, Janice, uwaasz, e jeli ci ludzie mieli genetyczne skonnoci do zbrodni i sadyzmu, mogli je do tej pory skutecznie ukrywa? Z uwagi na, powiedzmy, imperialistyczn histori Wielkiej Brytanii? Te wszystkie wojny, ktre toczylimy? - Bardzo moliwe. Ale w obecnej dobie taka cecha byaby problematyczna. Nadmierna

agresja nie znajduje akceptowalnego spoecznie ujcia w erze zakazw palenia i inteligentnych bomb. Teraz, jeli w ogle zabijamy, nie czynimy tego bezporednio, wasnymi rkoma. Tymczasem pojawia si Jamie Cloncurry, ktry ma taki, a nie inny materia genetyczny: sadystyczne geny swoich przodkw, tyle e niezwykle silnie wyraone. Co moe uczyni z tymi zdolnociami? Oprcz zabijania? Rozumiem jego problem, jeli to nie brzmi zbyt bezdusznie. Forrester gapi si na poow ludzkiego mzgu. Z wygldu przypominaa wyschnity kalafior. Przeczyta napis pod spodem. Mzg nalea do Charlesa Babbage'a, wynalazcy komputera". - A co w takim razie z predylekcj do rytuaw ofiarniczych na ludziach? Jeste pewna, e nie mona jej dziedziczy jako cechy? - Moe na przestrzeni dziejw taka grupa genw moga predysponowa do skadania ofiar z ludzi w spoeczestwie religijnym o strukturze przystosowanej do tego typu aktw. Forrester rozwaa to przez chwil. Potem wycign z kieszeni kartk: wydruk e-maila, ktry otrzyma Rob Luttrell. Pokaza go Janice, ktra szybko przebiega go wzrokiem. - Antysemityzm. Tak, tak. Tego rodzaju zachowania s czsto objawem psychozy. Zwaszcza jeli chory jest inteligentny. Co bardziej tpawi psychotycy uwaaj, e obcy mieszkaj w ich tosterze, ale tracca zmysy inteligentna jednostka bdzie widziaa bardziej skomplikowane sieci intryg i knowa. Antysemityzm jest tu cech do czsto wystpujc. Pamitasz tego matematyka Johna Nasha? - Gocia z filmu Pikny umys? - Jeden z najwybitniejszych umysw matematycznych swojej doby. Laureat Nagrody Nobla. W wieku lat dwudziestu i trzydziestu silne objawy schizofreniczne poczone z obsesyjnym antysemityzmem. Myla, e ydzi s wszdzie, chc zawadn wiatem. Wysoka inteligencja nie chroni przed chorob psychiczn. redni iloraz inteligencji przywdcw nazistowskich wynosi 138. Bardzo duo. Forrester wzi od niej kartk, zoy i schowa z powrotem do kieszeni. Mia jeszcze jedno pytanie. Raczej strza w ciemno. Postanowi jednak sprbowa: - Moe mogaby pomc jeszcze w jednej kwestii. Kiedy znalelimy tego biedaka de Savary'ego, okazao si, e napisa co, jedno sowo na stronie tytuowej swojej ksiki. Bya nasiknita kroplami zaaspirowanej krwi. - Nie bardzo rozumiem?

- Pisa ustami. Trzyma dugopis w ustach i kaszla, piszc. Skrzywia si. - Straszne. Forrester pokiwa gow. - Nic wic dziwnego, e rezultat jest prawie nieczytelny. - Tak... - Ale wyglda to chyba na co jakby tryter". - Tryter? - Tryter. - Bladego pojcia nie mam, co to moe znaczy. Komisarz westchn. - Poszukaem troch i okazuje si, e w szwedzkim to osobowa forma czasownika brakowa". - Aha... szwedzki... no to moe jekie nawizanie do wikingw. - Sam nie wiem. - Forrester wzruszy ramionami. Janice kierowaa si ku wyjciu, mijajc gabloty z wypreparowanymi yami. Ruszy za ni, dodajc: - Ale nie przypuszczaem, e de Savary zna szwedzki. I dlaczego uzna za stosowne wanie jego uy? Jeli chcia napisa ostatnie sowo, zwaszcza w takim potwornym blu, dlaczego akurat to? Doktor Edwards zerkna na zegarek. - Przykro mi, musz ju wraca. Spotkamy si jeszcze. - Umiechna si. - Jeli chcesz, moemy odby normaln sesj w przyszym tygodniu: skontaktuj si z moj sekretark. Forrester poegna si i zszed po schodach, mijajc cokoy, postumenty i pospne popiersia saw medycznych. Nie bez ulgi wyszed na soneczne ulice Bloomsbury. Rozmowa z Janice podsuna mu jednak kilka ciekawych pomysw. Chcia je zweryfikowa. Natychmiast. Szczeglnie mocno da mu do mylenia zwrot, ktrego uya terapeutka: Odda cze swoim przodkom". Wspbrzmia z fragmentem reportau Luttrella w Timesie", jakim zdaniem o przodkach i wyborze miejsca do ycia. Poszed na stacj Holborn, w czasie jazdy metrem nuci niecierpliwie, potem przedziera si przez rojne ulice handlowe dzielnicy Victoria. Kiedy dotar do Scotland Yardu, wbieg po

schodach i wpad do gabinetu. Przewrciby zdjcie swojej nieyjcej crki, gdyby wczeniej nie pooy go pasko na blacie biurka. Z miejsca odpali komputer i wpisa w wyszukiwark dom i pogrzebani przodkowie". Znalaz. Czarne na biaym. To, czego szuka, o czym wzmianka, jak pamita, pojawia si w Timesie". ayn i Catal Hyk. Dwa stanowiska archeologiczne w Turcji niedaleko kompleksu Gbekli Tepe. Najwaniejsz spraw dla Forrestera byo to, co znajdowao si w tych dwch miejscach pod domami. Mieszkacy grzebali szkielety ludzi zoonych w ofierze w fundamentach zabudowa. W rezultacie mieszkali i pracowali, spali i pieprzyli si, jedli i rozmawiali bezporednio na ciaach swoich ofiar. I wygldao na to, e trwao to przez wieki: warstwa ludzkich koci i zwok, potem kolejny fundament i kolejna warstwa szkieletw. yli na ciaach ofiar wasnych przodkw. W Sali Czaszek. Z triumfaln min pocign yk wody Evian z butelki. Skd to pragnienie mieszkania w pobliu czy nawet na ciaach wasnych ofiar? Dlaczego tak wielu zabjcw wykazuje podobne skonnoci? Popatrzy przez okno na soneczne londyskie niebo i myla o identycznych elementach spotykanych we wspczesnych przypadkach zabjstw. Choby Fred West w Anglii, zagrzebujcy zwoki pomordowanych crek na podwrzu. Albo John Wayne Gacy z Indiany, ktry zakopa dziesitki cia zabitych przez siebie chopcw tu pod swoim domem. Pierwsz rzecz, ktr si robio w wypadku seryjnych zabjstw, byo szukanie cia w domu sprawcy, zwaszcza pod podog. To bya standardowa procedura policyjna. Wanie dlatego, e zabjcy tak czsto ukrywali zwoki w pobliu. Forrester nigdy tak naprawd si nad tym nie zastanawia: ale teraz uderzya go osobliwo tej prawidowoci. Ewidentnie musiaa istnie jaka gboka, moe podwiadoma ch ycia w pobliu cia wasnych ofiar, skonno charakterystyczna dla rodzaju ludzkiego ju dziesi tysicy lat temu. I moe wanie ona tumaczyaby zachowanie Cloncurrych: mieszkanie nad szcztkami wasnych ofiar - tych wszystkich onierzy zabitych przez Rzenika Albert. Tak. Przekn kolejny yk ciepawej wody. A co z tym pradawnym miejscem ofiarnym, Ribemont? Moe rodzina Cloncurrych dopatrywaa si jakiego powinowactwa z zamordowanymi, w kocu skadano tam ofiary z Celtw, galijskich wojownikw... Forrester si wyprostowa. Co zawitao mu w gowie. Galowie, Celtowie... Celtowie?

Skd pochodzia rodzina Cloncurrych? Wpisa do wyszukiwarki fraz przodkowie Cloncurrych" W cigu niespena dwch minut mia odpowied. Rodzina bya spowinowacona przez maestwo ze starym irlandzkim rodem. Ale nie pierwszym z brzegu starym irlandzkim rodem. Ich przodkami byli... Whaleyowie. Rd Cloncurrych pochodzi od Bysiora i Podpalacza Whaleyw, zaoycieli irlandzkiego klubu Hellfire. Popatrzy rozpromieniony na ekran. By wniebowzity. Czu, e ma dobr pass, i po raz pierwszy uwierzy, e uda mu si w kocu rozgry t spraw. Trafia bezbdnie. W sam rodek tarczy. Potrafi rozwiza to cholerstwo. Tu i teraz. Wanie tutaj - przy biurku. Gdzie teraz s zabjcy? Gdzie mog si ukrywa? Przez dugi czas zakada, e sprawcy swobodnie i kiedy chc wracaj i wyjedaj z kraju - do Francji albo Woch. Prywatnym samolotem albo odzi. Ale moe byo to bdne zaoenie. Fakt, e wrd czonkw gangu by Woch czy Francuz, nie oznacza jeszcze, e wanie do tych krajw musz si kierowa. Niewykluczone, e przebywaj na terenie zupenie innego pastwa, ale tylko takiego, do ktrego mona si dosta bez okazywania paszportw. Forrester podnis gow. W drzwiach pojawi si Boijer. - Mj fiski przyjacielu! - Sir? - Myl, e wiem. - Co? - Gdzie si ukrywaj, Boijer. Myl, e wiem, gdzie si zadekowali.

40

Rob siedzia w mieszkaniu i obsesyjnie oglda film. Cloncurry przesa go trzy dni temu e-mailem. Wida byo na nim pozbawiony cech charakterystycznych pokoik oraz Lizzie i Christine przywizane mocno do drewnianych krzese i zakneblowane. I to wszystko. Miay czyste ubrania. Wyglday na cae i zdrowe. Ale cile przylegajce skrzane kneble na ustach i groza malujca si w ich oczach sprawiay, e Rob z trudem mg patrze na film. Oglda go zatem co dziesi, pitnacie minut. Oglda, potem chodzi po mieszkaniu w bielinie, nieogolony, brudny, otumaniony rozpacz. Czu si jak obkany wity starzec na Pustyni Blu. Prbowa zje tosta, ale zaraz odoy. Od bardzo dawna nie mia w ustach przyzwoitego posiku. Oprcz niadania, ktre bya ona przygotowaa mu kilka dni temu. Poszed wtedy do Sally porozmawia o losie crki, a ona wspaniaomylnie zrobia mu jajecznic na bekonie. Po raz pierwszy od wiekw Rob poczu gd i by w poowie niadania, kiedy Sally zacza paka. Wsta wic i usiowa j pocieszy, przytuli, ale to tylko pogorszyo sytuacj, odepchna go, powiedziaa, e to jego wina, zacza si wydziera, paka i uderzya go w twarz. A on sta tam bez ruchu, gdy go policzkowaa, a potem walia piciami w brzuch. Ze spokojem przyjmowa ciosy, bo czu, e Sally ma racj. Ma prawo by za. To on cign na nich to wszystko. Przez swoj nieustajc pogo za artykuem, egoistyczne pragnienie dziennikarskiej sawy, bezmylne ignorowanie narastajcego niebezpieczestwa. I przez sam fakt, e nie byo go w kraju, gdy Lizzie potrzebowaa ochrony. Przez to wszystko. Wszechogarniajce poczucie winy i nienawici do samego siebie niemal sprawiay mu w tamtej chwili przyjemno. Przynajmniej co czu: prawdziw, palc emocj, co, co go wyrwao z odrtwienia rozpaczy, w ktrym znajdowa si przez wikszo czasu. Jedyn rzecz, dziki ktrej nie postrada do koca zmysw, by telefon. Caymi

godzinami gapi si na niego pospnie, si woli usiujc zmusi go, by zadzwoni. I aparat dzwoni, wiele razy. Czasami telefonowali przyjaciele, czasami koledzy z pracy, czasami Isobel z Turcji. Wszyscy starali si pomc, ale Rob si niecierpliwi, czeka tylko na jeden telefon: z policji. Wiedzia ju, e ledczy maj obiecujcy trop: Forrester zadzwoni cztery dni temu z informacj, e najprawdopodobniej gang ukrywa si gdzie w okolicach Montpelier House, na poudnie od Dublina. W siedzibie irlandzkiego Hellfire. Wyjani, e po kadym uderzeniu sprawcy dosownie zapadali si pod ziemi, dlatego te najpewniej opuszczali swobodnie kraj, nie zostawiajc jednak ladw w punktach odpraw celnych czy paszportowych. To oznaczao, e musz ucieka do jedynego kraju, przy wjedzie do ktrego z terenw Wielkiej Brytanii nie obowizywaa kontrola paszportowa. Musieli wyjeda albo lata do Irlandii. Wszystko to brzmiao bardzo przekonujco. Ale Forrester uzna za stosowne dorzuci jeszcze jak dodatkow teori na potwierdzenie tej tezy: mwi o pogrzebanych ofiarach, miejscu ofiarnym w Ribemont, o atalhyk i jakim zabjcy nazwiskiem Gacy, o tym, e rodzina Cloncurrych lubi przebywa w pobliu ofiar swych przodkw... i Rob przesta wtedy sucha. Raczej powtpiewa w suszno tych psychologicznych spekulacji. Wygldao to na czyste przeczucie, a Rob nie ufa przeczuciom. Nie ufa nikomu. Nawet sobie. Wierzy jedynie w szczero pogardy do samego siebie i si swojego blu. Tej nocy poszed do ka i spa przez trzy godziny. nio mu si jakie ukrzyowane, skomlce zwierz, pies, moe winia. Obudzi si o wicie. Ale obraz przybitego do krzya zwierzcia nie opuszcza jego myli. Wzi valium. Kiedy ponownie si ockn, byo poudnie. Dzwonia komrka. Telefon! Podbieg do stou i odebra. - Halo? Halo? - Rob? To bya Isobel. Poczu dojmujce rozczarowanie. Lubi i podziwia Isobel, szanowa jej mdro i ch przyjcia z pomoc, ale teraz chcia tylko informacji od policji. - Isobel... - adnych wieci? Odetchn.

- adnych. Od ostatniego razu nic. Tylko te pierdolone e-maile od Cloncurry'ego. Filmy... - Przykro mi, Robercie. Strasznie mi przykro. Ale... - Urwaa. Rob wyobrazi sobie, jak siedzi w swoim uroczym drewnianym domu, patrzy na niebieskie tureckie morze. Bya to bardzo bolesna wizja, bo przypominaa o tym, jak zakochali si w sobie z Christine. Wanie tam, pod gwiazdami morza Marmara. - Robercie, mam pomys. - Mhm. - Dotyczcy Czarnej ksigi. - Tak... - Z trudem mg wykrzesa cho odrobin zainteresowania. Isobel zdawaa si niezraona. - Suchaj, Rob. Ta Ksiga. To jej te bydlaki tak desperacko szukaj? Czarnej ksigi, prawda? A ty powiedziae im, e moesz j znale, e j znalaze, czy co tam... eby zyska na czasie. Zgadza si? - Tak, ale... Isobel, sk w tym, e jej nie mam. Ani bladego pojcia, gdzie moe by. - Ot to! A co, jeli bymy j znaleli?! Gdyby udao nam si zlokalizowa Czarn ksig, wtedy mielibymy przewag, narzdzie nacisku. Moglibymy wymieni j, negocjowa, rozumiesz, co mam na myli? Rob opryskliwie potwierdzi. Chcia, eby ten telefon wytrci go z marazmu, natchn energi. Ale czu si taki zmczony. Isobel mwia dalej, a on w tym czasie chodzi boso po mieszkaniu, przyciskajc telefon ramieniem do ucha. Potem usiad przy biurku i popatrzy na ekran laptopa. Nie byo adnego maila od Cloncurry'ego. adnego nowego. Isobel nadal mwia, Rob prbowa si skoncentrowa. - Isobel, przepraszam, nie bardzo rozumiem. Moesz powtrzy? - Oczywicie. - Westchna. - Pozwl, e wyjani. Sdz, e sprawcy, ci gangsterzy, si myl. Szukaj nie tam, gdzie trzeba. - Dlaczego? - Troch pogrzebaam. Wiemy, e interesowali si Layardem. Tym asyriologiem, ktry pozna jazydw. Zgadza si? Mgliste wspomnienie zamajaczyo mu wrd oderwanych myli. - Chodzi ci o to wamanie do szkoy?

- Tak - rzucia rzeczowo. - Austen Henry Layard, ktry zainspirowa powstanie Pawilonu Niniwy w Canford School. Syn ze swojej zayoci z jazydami. Pozna ich w tysic osiemset czterdziestym sidmym roku. - Dobrze. Przecie to wiemy. - Ale w rzeczywistoci przebywa u nich dwukrotne. Drugi raz trzy lata pniej, w tysic osiemset pidziesitym. - No... wic... - To wszystko jest opisane w Podboju Asyrii, ksice, ktr mam. Dopiero teraz sobie przypomniaam. Posuchaj, co jest tu napisane: Layard pojecha do Lalisz w tysic osiemset czterdziestym sidmym. Zgodnie z tym, co wiemy. Potem wrci do Konstantynopola i tu spotka si z brytyjskim ambasadorem przy Wysokiej Porcie. - Wysokiej... - Porcie. Imperium Osmaskim. Ambasadorem by sir Stratford Canning. I wtedy wszystko si zmienio. Dwa lata pniej Layard wrci do jazydw. Tym razem odnis niepojty sukces, zdoby te wszystkie zabytki, ktre uczyniy go sawnym. I to wszystko to prawda. Wzmianki o tym pojawiaj si w ksikach historycznych. Wic rozumiesz... ? Rob zmusi si do przegnania z myli obrazu crki. Skrzanego knebla... - Prawd mwic, nie. Nie mam zielonego pojcia, o czym mwisz. - Okay, Rob, przepraszam. Powiem wprost. Podczas pierwszej wyprawy Layard pojecha do Lalisz. Uwaam, e wanie wtedy usysza od jazydw o Czarnej ksidze i o tym, jak zostaa zabrana przez Anglika, Jeruzalema Whaleya. Layard by pierwszym Brytyjczykiem, a najpewniej w ogle pierwszym czowiekiem z Zachodu, od czasu Whaleya, z ktrym jazydzi mieli kontakt, zatem to ma sens. Musieli powiedzie mu, e chc odzyska Ksig. - Mmmoee... - Layard pojecha potem do Konstantynopola i opowiedzia ambasadorowi Canningowi o swoich ustaleniach. Wiemy na pewno, e si spotkali. Wiemy te, e sir Stratford Canning by Anglo-Irlanczykiem o protestanckich korzeniach. Rob powoli zaczyna si wreszcie orientowa, do czego Isobel moe zmierza. - Canning by Irlandczykiem? - Tak. Nalea do anglo-irlandzkiej arystokracji. To bya raczej maleka koteria, skadajca si z ludzi w rodzaju Whaleya i lorda Saint Legera. Czonkw klubu Hellfire.

Wszyscy byli spokrewnieni. - C, owszem, to chyba dziwne, ale jak to si ma do sprawy? - Mniej wicej w tym samym okresie w Irlandii gono byo o niejakim Edwardzie Hincksie. - Przepraszam. Zupenie nic mi to nie mwi. - Hincks by mao znanym pastorem z Cork, ktry zdoa samodzielnie odczyta pismo klinowe! To ywa prawda, Rob. Sprawd w Google. To jedna z najwikszych zagadek asyriologii. Caa wyksztacona Europa usiowaa odczyta kliny, a tu nagle wszystkich ubiega wiejski irlandzki pastor. - Isobel w podnieceniu mwia coraz szybciej. - Wic teraz dodajmy jedno do drugiego. Jak to si stao, e Hincks ni std, ni zowd odczyta pismo klinowe? By zwykym protestanckim duchownym z jakiego zadupia. Z bagien Hibernii. - Mylisz, e znalaz Ksig? - Myl, e Hincks znalaz Czarn ksig. Bya niemal na pewno napisana pismem klinowym. Hincks musia j znale, gdzie w Irlandii, przetumaczy, odcyfrowa je i uwiadomi sobie, e znalaz skarb Whaleya. Sawny zbir tekstw jazydw, ongi w posiadaniu klubu Hellfire. Pewnie usiowa zachowa to w tajemnicy. O odkryciu wiedziao tylko kilka grubych ryb, ludzie, ktrzy ju znali histori Whaleya, i przede wszystkim czonkowie irlandzkiego Hellfire. - Masz na myli irlandzkich arystokratw? Ludzi takich jak Canning? Isobel niemal wykrzykna: - Ot to, Rob. Sir Stratford Canning by postaci niezwykle si liczc w anglo-irlandzkich krgach. Jak wielu podobnych mu arystokratw bez wtpienia wstydzi si przeszoci Hellfire. Kiedy zatem usysza, e Ksiga Whaleya zostaa znaleziona, wpad na pomys rozwizania kilku problemw za jednym zamachem. Arystokraci chcieli si jej pozby. Canning wiedzia, e Layard chce j zwrci jazydom. A Hincks j wanie znalaz. - Zatem Czarna ksiga zostaa odesana do Konstantynopola... - A potem w kocu zwrcona jazydom za porednictwem Austina Layarda! Zalego milczenie. Rob analizowa ca koncepcj. Stara si nie myle o crce. - No, to tylko teoria... - Wicej ni teoria, Rob. Posuchaj tego! - Sysza, jak przewraca strony jakiej ksiki. Mam. Suchaj. To jest autentyczna relacja z drugiego pobytu Layarda u jazydw. - Kiedy wrd

jazydw rozeszy si pogoski, e Layard wrci do Konstantynopola, postanowili wysa do niego czterech kapanw i przywdc. Caa pitka udaa si do Konstantynopola. - Zatem... - To nie wszystko. Po jakich tajnych negocjacjach" z Layardem i Canningiem w osmaskiej stolicy jazydzi wrcili do Kurdystanu, na swoje ziemie. Razem z Layardem. - Isobel wzia oddech, potem zacytowaa. - Podr z jeziora Wan do Mosulu przerodzia si w triumfaln parad. Na Layarda ze wszystkich stron sypay si wyrazy wdzicznoci. To do niego jazydzi zwrcili si o pomoc i okaza si w peni wart ich zaufania. Pniej grupka ruszya przez jazydzkie wioski do Urfy, odprowadzana przez setki piewajcych i wiwatujcych ludzi". Rob czu podekscytowanie Isobel, ale go nie podziela. Gapic si pospnie na pochmurne londyskie niebo, powiedzia: - W porzdku, rozumiem. Moesz mie racj. Wobec tego Czarna ksiga jest gdzie w Kurdystanie. Nie w Anglii i nie w Irlandii. Zostaa zwrcona przez Layarda. Gang si myli. Jasne. - Oczywicie, mj drogi - owiadczya Isobel. - Ale nie gdzie w Kurdystanie, tylko w Urfie. Rozumiesz? Tak wynika z tej relacji. Lalisz to wprawdzie wita stolica jazydw, jednak dawn stolic administracyjn i polityczn jest Urfa. Ksiga jest w anhurfie. Gdzie w ukryciu. To tam j Layard zawiz jazydom. Oni za w nagrod powiedzieli mu, gdzie znajdzie co wietniejsze zabytki, obelisk z Niniwy i tak dalej. W ten sposb Layard i Canning zdobyli saw, ktrej pragnli. Wszystko si zgadza. Robowi zascho w gardle. Poczu, jak ogarnia go fala sarkazmu pomieszanego z rozpacz. - W porzdku, to moliwe, Izzy. Wszystko piknie i wspaniale. Tylko jak, u licha, j zdobdziemy? Jak? Jazydzi wanie prbowali nas zabi. W anhurfie jestemy persona non grata. Sugerujesz, ebymy wparadowali tam ot tak i zadali, by przekazali nam swoj wit ksig? Moe co jeszcze powinnimy zrobi przy okazji? Na przykad przespacerowa si po jeziorze Wan? - Nie mwi o tobie. Ale mnie si moe uda. Mam przyjaci w Urfie. A gdybym zdoaa dotrze do Ksigi, choby poyczy j na kilka godzin, zrobi kopi, mielibymy co na Cloncurry'ego. Moglibymy wymieni t wiedz na Lizzie i Christine. A ja naprawd znam jazydw. Myl, e potrafi to zrobi, e potrafi j odnale. - Isobel...

- Nie uda ci si mnie powstrzyma. Nawet nie prbuj. Jad do anhurfy, Rob. Znajd dla was Czarn ksig. Christine jest moj przyjacik. A twoja crka jest dla mnie jak wasna. Chc pomc. Potrafi. Zaufaj mi. - Ale, Isobel, to niebezpieczne. Ju sama teoria jest szalona. A jazydzi, ktrych poznaem, byli wicie przekonani, e Ksiga jest nadal w Wielkiej Brytanii. Jak to si ma do twoich zaoe? No i jest jeszcze Kiribali... Isobel si zamiaa. - Kiribali mnie nie zna. Poza tym, cokolwiek by mwi, mam szedziesit osiem lat. Nawet jeli jacy obkacy zetn mi gow, nic wielkiego si nie stanie, najwyej nie bd musiaa si martwi o recept na nastpne okulary. Ale myl, e sobie poradz, Rob. Ju mam pewien pomys, gdzie dokadnie moe si znajdowa Ksiga. Dzi wieczorem lec do Urfy. Rob bi si z mylami. Nadzieja na powodzenie akcji bya niewielka, wrcz marginalna, ale w kocu si jej uchwyci - moe dlatego, e nie mia innych. Wiedzia take, e bez wzgldu na wynik, Isobel ryzykuje ycie. - Dzikuj, Isobel. Dzikuj. Bez wzgldu na to, co si stanie. Strasznie ci dzikuj. - De nada. Uratujemy nasze dziewczynki, Rob. Wkrtce si zobaczymy. Ca czwrk! Rob usiad i potar oczy. Pniej wyszed i cae popoudnie pi sam w jakim pubie. W kocu wrci, ale nie mg znie ciszy, wic z powrotem poszed w miasto i pi dalej. Chodzi od pubu do pubu, pijc powoli i samotnie, co pi minut gapic si na telefon komrkowy. Nastpny dzie spdzi tak samo. I kolejny. Pi razy dzwonia do niego Sally. Dzwonili przyjaciele z Timesa". Dzwoni Steve. Znowu Sally. Policja milczaa. Telefonowaa te Isobel, niemal co dwie godziny, zdajc mu relacj z postpw w Urfie. Powiedziaa, e czuje, e jest blisko prawdy, blisko Czarnej ksigi". Mwia, e niektrzy jazydzi zaprzeczaj, jakoby j mieli, jednak inni s zdania, e Isobel ma racj, e Ksiga zostaa zwrcona, ale nie wiedz, gdzie moe by. Jestem blisko, Rob, powiedziaa. Bardzo blisko". Kiedy ostatni raz dzwonia, w tle jej gosu penego arliwej otuchy sysza zapiew muezina. Strasznie byo znowu poczu, choby tylko w suchawce, zgiek anhurfy. Gdyby tam nigdy nie pojecha, nic by si nie wydarzyo. Nie chcia ju nigdy wicej myle o Kurdystanie. Przez dwa kolejne dni Rob w zasadzie tylko si zadrcza. Isobel przestaa dzwoni. Steve nie telefonowa tak czsto. Ta cisza bya nie do wytrzymania. Prbowa pi herbat i pociesza Sally, wyszed do marketu kupi wdk, potem wrci do domu i podszed prosto do laptopa,

kolejny raz, teraz robi ju to mechanicznie, niczego si nie spodziewajc. Tym razem jednak na ekranie widnia may symbol koperty. Dosta now poczt. Wiadomo od... Cloncurry'ego. Zaciskajc zby z napicia, otworzy list. Nie byo tekstu, tylko link do filmu. Klikn. Monitor komputera zamigota, rozjani si i Rob zobaczy Lizzie i Christine przywizane do krzese w pustym pokoju. Pomieszczenie byo inne ni poprzednio, o wiele mniejsze, one za miay na sobie inne ubrania. Najwyraniej zostay gdzie przeniesione. Ale to nie dlatego wstrzsna nim nowa porcja blu i przeraenia. Zadra, poniewa obie byy zakapturzone. Naoono im na gowy grube, czarne kaptury. Skrzywi si. Przypomnia sobie, jak sam w Lalisz umiera ze zgrozy w mierdzcym, czarnym worku na gowie. Te nowe mroce krew w yach ujcia trway dugie trzy minuty. Potem na ekranie pojawi si Cloncurry. Mwi wprost do obiektywu. Rob patrzy na szczup, przystojn twarz. - Witaj, Rob! Jak widzisz przenielimy si do nowego, fascynujcego miejsca. Dziewczta maj na sobie kaptury, bo chcemy, eby posray si ze strachu. Powiedz mi o Czarnej ksidze. Naprawd wpade na jej lad? Musz to wiedzie. Chc, eby mnie informowa. Nie trzymaj niczego w tajemnicy. Nie lubi tajemnic. Rodzinne tajemnice s takie potworne, nie sdzisz? Wic powiedz mi. Jeli chcesz odzyska swoj rodzin, jeli nie chcesz, by twoi bliscy umarli, powiedz mi. Szybko. Nie zmuszaj mnie do zrobienia czego, czego zrobi nie chc. Cloncurry si odwrci. Wygldao na to, e szepcze co do kogo za kamer. Rob usysza miech dochodzcy gdzie spoza kadru. Potem twarz bandyty znowu pojawia si na ekranie. - Wrmy do kwestii zasadniczej, Rob. Wiesz, czym si pasjonuj, do czego mam zacicie. Mord rytualny, prawda? Ofiary z ludzi. Sk jednak w tym, e mam kopot z wyborem. W jaki sposb mam zabi twoj crk? I Christine? Bo przecie jest tyle sposobw skadania ofiar. Jakie s twoje ulubione, Rob? Mnie osobicie najbardziej podobaj si te proweniencji wikiskiej. Tobie nie? Ot, choby krwawy orze. Profesor by, zdaje si, dosy zaniepokojony, kiedy wycigalimy mu puca. Zaniepokojony, chocia jednoczenie jakby pod wraeniem, jeli

mog sam oceni. Ale przecie moglimy by o wiele... okrutniejsi. - Umiechn si. Rob siedzia nieruchomo, spywajc potem. Cloncurry podszed bliej obiektywu. - Celtowie na przykad mieli pewien zachwycajcy ryt. Nadziewali ofiary na pal. Zwaszcza mode kobiety. Rozbierali je do naga, nieli na pole, nasadzali na ostry czubek drewnianego supa, rozwierali im nogi, a nastpnie cigali w d, tak e pal je przebija. Przez pochw. Albo odbyt... - Ziewn i cign dalej: - Naprawd nie chc robi tego twojej licznej dziewczynie. Widzisz, jeli wepchn jej pik w cip, zakrwawi cay dywan. Trzeba bdzie kupowa wielk maszyn do prania wykadzin. Niepotrzebny wydatek! - Znowu si umiechn. - Wic po prostu daj mi t pierdolon Czarn ksig. To gwno Whaleya. To, co znalaze w Lalisz. Oddaj to nam. Natychmiast. Kamera zadraa lekko. Cloncurry sign i przytrzyma j. - A co do ofiar z dzieci, z tej tu maej Lizzie. C... Wsta i podszed do jednego z krzese. Gestem iluzjonisty cign kaptur z siedzcej tam postaci i pojawia si Lizzie. Patrzya w obiektyw z przeraeniem w oczach i skrzanym kneblem na ustach. Cloncurry pogadzi j po wosach. - Tak wiele sposobw, a tylko jedna dziewczynka. Ktry powinnimy wybra? Inkowie zabierali dzieci w gry i zostawiali, by umary z zimna. Ale to raczej powolny sposb. I nudny. Moe w takim razie co z bardziej wyrafinowanego repertuaru Aztekw. Syszae na przykad o bogu imieniem Tlaloc? Obszed krzeso Lizzie. - Mwic szczerze, Rob, kawa pidzielca by z tego Tlaloca. Chcia, eby jego pragnienie gasiy ludzkie zy. Wic azteccy kapani musieli zmusza dzieci do paczu. Z reguy dokonywali tego, zdzierajc im paznokcie. Bardzo powoli. Jeden po drugim. Cloncurry rozwizywa teraz Lizzie jedn z rk. Rob widzia, jak do jego creczki trzsie si ze strachu. - Tak, Rob, zdzierali paznokcie, potem obcinali paluszki, takie mae jak te. - Gadzi palce dziewczynki. - To oczywiste, e dzieci pakay, gdy zrywano im paznokcie. A kiedy ju zerwano wszystkie, kapani apali zy kajcych dzieci i dawali son ciecz Tlalocowi. Potem cinano maluchom gowy.

Cloncurry si umiechn. Pniej szorstkim ruchem przywiza rk Lizzie z powrotem do oparcia krzesa. - Zatem to wanie mog zrobi, Rob. Wykorzysta stary aztecki sposb. Ale naprawd myl, e powiniene sprbowa mnie od tego odwie. Nie ka mi zrywa jej paznokci, odcina palcw i odrbywa gowy. Jednak jeli twj upr mnie do tego zmusi, nie omieszkam przesa ci jej ez w soiczku. Wic do roboty, chopie, ruszaj si, dziaaj. - Umiechn si. - Rach, ciach. Pochyli si do przodu, szukajc wycznika. Film si skoczy, zatrzymany na ostatniej klatce. Rob patrzy na niemy ekran jeszcze przez dziesi minut. Na zastygy na filmie pumieszek Cloncurry'ego. Na jego wydatne koci policzkowe, byszczce zielone oczy, ciemne wosy. Za jego plecami siedziay crka Roba i jego dziewczyna, przywizane do krzese czekay, a je nabij na pal, okalecz i zamorduj. Rob nie mia wtpliwoci, e Cloncurry speni swoje groby. Nastpny dzie spdzi z Sally. Potem odebra nastpnego e-maila. Z kolejnym filmem. Tym razem tak obrzydliwym, e ogldajc go, wymiotowa.

41

Zaraz po obejrzeniu filmu Rob poszed prosto do Scotland Yardu do Forrestera. Wczeniej nie zadzwoni, nie wysa SMS-a ani e-maila, wypuka tylko usta, przemy twarz zimn wod i zapa takswk. W drodze patrzy na tych wszystkich szczliwych ludzi dokoa: robicych zakupy, spacerujcych, wsiadajcych i wysiadajcych z autobusw, ogldajcych wystawy sklepowe. Trudno byo pogodzi zwyczajno tego widoku z plugawoci scen, ktrych przed chwil by wiadkiem. Stara si o tym nie myle. Musia powcign gniew. Mona jeszcze uratowa Lizzie, nawet jeli dla Christine jest ju za pno. Siedzia z tyu w takswce i mia ochot waln pici w szyb, ale wiedzia, e nie moe straci panowania nad sob. Jeszcze nie teraz. Potem, jeli tylko bdzie mia okazj, zabije Cloncurry'ego. Ale nie tak po prostu noem czy siekier: wemie pogrzebacz i roztrzaska mu eb, a mzg si rozprynie. Nie, lepiej, spali go powoli kwasem, patrzc, jak ta przystojna twarz si rozpuszcza. Wprost dusi si od dzy zemsty za to, co Cloncurry zrobi Christine. Chcia mierci tego bydlaka. Natychmiast. Takswka zatrzymaa si przed szklano-stalowym wejciem do New Scotland Yardu. Rob zapaci kierowcy z gniewnym burkniciem i przeszed przez szklane drzwi. Recepcjonistki usioway go powstrzyma, ale spiorunowa je tak wciekym wzrokiem, e nie wiedziay, co zrobi. Na korytarzu zauway go Boijer. - Musicie co zobaczy - rzuci Rob. Fin umiechn si przyjanie, ale dziennikarz nie odwzajemni umiechu. Twarz Boijera spochmurniaa, Rob tylko patrzy na niego gniewnie. Jechali wind w milczeniu. Przeszli potem do gabinetu Forrestera i Fin zapuka do drzwi,

ale Rob od razu wpakowa si do rodka. Nadkomisarz popija herbat z kubka ze wzrokiem wbitym w akta. Podskoczy, zaskoczony, kiedy Rob wpad do gabinetu, rzuci si na krzeso obok i warkn bez ogrdek: - Sprawdcie moj skrzynk. Jest e-mail od Cloncurry'ego. - Ale dlaczego pan nie zadzwoni, moglibymy... - Zobaczcie to. Rzuciwszy zaniepokojone spojrzenie Boijerowi, komisarz pochyli si bliej ekranu i otworzy przegldark. Wszed na skrzynk dziennikarza, Rob poda mu haso. - Dobrze - powiedzia. - Jest tylko link z filmem. Niech pan otworzy. Forrester klikn i na ekranie pojawi si obraz, te same sceny co wczeniej. Christine i Lizzie przywizane do krzese. Te same ubrania, te same kaptury, pokj tak samo nijaki jak poprzedni. - Widziaem to ju - powiedzia Forrester delikatnie. - Pracujemy nad spraw, Rob. Sdzimy, e zaoyli im kaptury, eby nie mogy przesya wiadomoci, mrugajc, niektrzy tak robi, daj znaki ruchami powiek. Tak czy owak, jest co, o czym chciabym wspomnie... - Komisarzu. - Badaem pochodzenie Cloncurrych i Whaleyw, ich przodkw, to nowy aspekt i... - Komisarzu. - Rob by czerwony z gniewu i alu. - Niech si pan zamknie. Obejrzyjcie film. Policjanci wymienili kolejne pene niepokoju spojrzenia. Boijer obszed biurko, by lepiej widzie. Wszyscy trzej patrzyli na ekran. Z lewej strony wyonia si jaka posta. Cloncurry. Nis wielki rondel - ogromny rondel z szarego metalu peen parujcej wody. Postawi go, po czym znikn z kadru. Wida byo tylko Christine i Lizzie siedzce w straszliwych czarnych kapturach, prawdopodobnie zupenie niewiadome tego, co robi oprawca. Tym razem z metalowym trjnogiem i turystyczn kuchenk gazow, na ktrej pega ju niebieski ogie. Rozstawi trjng przed Christine i umieci zapalon kuchenk midzy jego nogami. Potem podnis i postawi na nim parujcy garnek. Woda w naczyniu zacza bulgota i wrze. Wyranie zadowolony odwrci si do obiektywu. - Ci Szwedzi to dziwni ludzie, prawda, Rob? Wemy choby ich jedzenie. Te pojedyncze

kromki zamiast kanapek, marynowane ososie, to zatrzsienie ledzi. A teraz jeszcze to! No, jestemy gotowi. Mam nadziej, e docenisz, jak si wykosztowalimy, Robercie. Sam rondel kosztowa pi dych. Moe go potem zwrc, wymieni na stojak do tostw. Odwrci wzrok od obiektywu. - No, to chopaki, lecimy. Ma ktry n? - Patrzy poza kadr. - Halo? Wielki n do wiartowania ludzi? Tak. Wanie taki. Bardzo dzikuj. Biorc n od niewidocznego asystenta, przechyli go w doni i przebieg kciukiem po ostrzu. - Idealne. Znowu patrzy w obiektyw. - Oczywicie nie mwi o wspczesnej Szwecji, Rob. Nie. Nie chodzi mi o krzesa z Ikei. Ani volvo, saaby czy kryte korty tenisowe. Mwi o Szwecji jeszcze niesped alonej. Tej prawdziwej. redniowiecznej. O dugowosych barbarzycach, ktrzy wiedzieli, jak mordowa, jak skada ofiary. Odynowi. I Thorowi. Bo wanie to zaraz zrobimy, w bardzo specjalny sposb. Dzisiaj jest dzie szwedzki. Stary pnocny ryt ofiarny. Gotowanie trzewi. - Bysno ostrze. - Rozkroimy jedn z twoich dziewczt i ugotujemy jej wtpia, ywcem, w tym wielkim starym rondlu. Ale ktr powinnimy powici? Na ktr masz ochot? - Oczy mu zaiskrzyy. Du czy ma? Hmm? Myl, e chyba powinnimy zostawi to, co najlepsze na koniec, nie uwaasz? A cho bardzo kochasz liczn Christine z uroczym znamieniem koo sutka, tak, tym wanie, co mi si zdaje, e ciut mocniej jeste zwizany z crk. Zatem chyba powinnimy zachowa ma Lizzy na pniej, na jaki inny obrzd, moe jutrzejszy, a teraz rozkrawa Francuzk. Ma w kocu taki adny brzuszek. To co, chlaniemy twoj przyjacik? Chyba tak. Nachyli si w stron zakapturzonej postaci Christine. Wyginaa si i wia, napinajc wizy, bezskutecznie. Wida byo, jak kaptur nadyma si i opada, kiedy dyszaa ze strachu. Cloncurry unis jej sweter na kilka centymetrw, ale Christine wyrwaa mu si z rk. - wici pascy! Nie jest chyba zachwycona. Przecie wytn jej tylko jelita, odek, moe jeszcze pcherz i ugotuj je wolno w tym rondlu, wic umrze w cigu pgodziny, moe troch pniej. A mona by pomyle, e jest u dentysty. O co chodzi, Christine? W cuchncym napiciem gabinecie Forrester pochyli si, eby wyczy film. - Nie - warkn Rob. - Chc, ebycie obejrzeli. Ja, kurwa, musiaem to obejrze. Patrzcie. Forrester opad na oparcie. Rob zobaczy bysk ez w jego oczach. Mia to gdzie. On musia na to patrze. Teraz ich kolej.

Pierwsze cicie byo szybkie. Z profesjonaln swobod, jakby mia wpraw w rzenictwie, Cloncurry wbi n w odsonity brzuch Christine i przecign ostrzem w bok. Krew spyna po ostrzu na kolana dziewczyny. Mimo kaptura i knebla, ktre tumiy gos, rozleg si wyrany jk. Z rany wypywaa wolno krew, narzdy zaczy si wylewa i wystaway z poziomego nacicia, niczym zakrwawione gwki noworodkw. - Prosz, prosz, tylko patrzcie - powiedzia Cloncurry, rozwierajc ogromn ran, by zajrze do rodka. - Kto to si tak przepycha naprzd? Pani macica? O, moja panno, daj no szans innym. Upuci n i sign obiema domi gboko do wntrza rany. Rob, chcc nie chcc, zauway, jak bardzo blady jest brzuch Christine. W czasie uwizienia znikna caa opalenizna i teraz skr miaa niemal bia. Ale t biel znaczya teraz wolno ciekajca krew. Jki przerodziy si w skowyt, kiedy Cloncurry delikatnie wycign z rany jelita: pastelowoszare i liskie niebieskie zwoje przypominajce obrzydliwe pta surowej kiebasy. Potem ostronie wydoby kolejne narzdy, nadal poczone z ciaem yami, ttnicami, miniami i szarobiaymi zwojami nerwowymi. Przenis wielk gar wntrznoci nad rondel i upuci je z pluniciem do parujcej kadzi z wod. Christine wia si spazmatycznie. - Ci Szwedzi byli naprawd nie w ciemi bici, rozumiecie teraz sami. Mona wyj wszystkie pooone niej narzdy, a ofiara nadal yje. Bo gwne organy cigle s w ciele i pracuj normalnie. Tyle e jednoczenie powoli si gotuj. Ej, moe dodamy troch pieprzu. Przyprawimy. Pyszny gulasz dziewczcy. Z ust Christine zakrytych przez knebel i kaptur dochodzio jkliwe skowyczenie. Rob nigdy jeszcze nie sysza podobnego dwiku. Cloncurry wzi gdzie z boku wielk drewnian yk i miesza trzewia Christine w garnku. Trwao to kilka straszliwych minut, przerywanych rozpaczliwymi jkami ofiary. Westchn zirytowany. - Jezu. Ale z niej jczydusza, co? Nie jczaa tak, kiedy j pierdoliem. Mylisz, e teraz jej si bardziej podoba? Hmm? - Umiechn si. - Wiem, rozweselimy j szwedzk piosenk. Zanuci kilka taktw, potem zapiewa: - Mamma mia, czemu mnie rzucie, my, my, jak moge zapomnie. Yes, miaam wtedy doa, tak, byam niewesoa, why, why, teraz si gotuj. Mamma mia. [Parafraza piosenki ABBY (przyp. tum.).]

Urwa. Jki zamieniy si w cichy pomruk, a potem kwilenie. Oprawca jeszcze raz zamiesza w rondlu. - Uszy do gry, Christine. Ju niedugo. Zdaje si, e sos gstnieje. - Umiechn si. - O patrzcie, co my tu mamy. Prosz, prosz. Pani nerka. Cloncurry odwrci si twarz do kamer i unis drewnian chochl. Na rodku leaa ciemnobrzowa nerka spowita yami i ttnicami niczym krwistoczerwonym spaghetti. Forrester patrzy na podog. - To tyle - powiedzia Rob. - Film zaraz si skoczy. Christine si... osuwa... umiera. Boijer pochyli si i zamkn poczt. Potem odwrci si do Roba. Nic nie powiedzia, ale oczy mia wilgotne. Przez chwil siedzieli, nie mogc wydusi sowa. Rob wzruszy ramionami pospnie i podnis si, eby wyj. W tym momencie zadzwoni telefon. Forrester odebra. Zamieni kilka cichych sw, patrzc dziennikarzowi w oczy. Wreszcie odoy suchawk. - Dla Christine jest ju za pno. Ale nadal moemy uratowa pask crk. Rob mierzy go wzrokiem, stojc w otwartych drzwiach. Forrester skin gow z ponur min. - To Garda. Irlandia. Znaleli ich.

42

Rob spotka si z Forresterem na lotnisku w Dublinie. Nadkomisarzowi towarzyszyo kilku irlandzkich policjantw z odznakami w ksztacie gwiazd na czapkach. Wymienili zdawkowe uprzejmoci, potem caa grupa przesza przez hal przylotw na wietrzny parking i bez sowa wsiada do minivana. To Rob przerwa to pospne, przeraajce milczenie. - Moja bya ona jest tutaj? Forrester skin gow. - Przyleciaa godzin przed panem. Jest na miejscu zdarzenia. - To byo ostatnie miejsce w tamtym locie. - Rob mia potrzeb usprawiedliwienia si. Poczucie winy towarzyszyo mu teraz bezustannie. Czu si winny z powodu mierci Christine, z powodu nieuchronnie nadcigajcego losu Lizzie. Winny z powodu swojej wasnej zabjczej gupoty. - Wic - powiedzia, starajc si panowa nad gosem - poleciaem nastpnym. eby moga przylecie pierwsza. Policjanci pokiwali gowami. Rob nie mia pojcia, co powiedzie. Westchn, wbi zby w kykcie i stara si nie myle o Christine. Potem podnis wzrok i opowiedzia Forresterowi i Boijerowi o Isobel i jej prbach odnalezienia Czarnej ksigi. Doda, e nie mia od niej wieci ju dob lub wicej i nie moe si do niej dodzwoni, ale e to milczenie moe oznacza, e jest na dobrym tropie: gdzie na pustyni, bez zasigu. Policjanci wzruszyli ramionami, jakby starali si okaza podziw i nie zdoali. Rob nie mg ich wini: pomys wydawa si dziwny, nadzieje iluzoryczne, a wszystko rozgrywao si tak daleko w porwnaniu z rzeczywistoci zimnej, deszczowej Irlandii. I osaczonym gangiem mordercw. Wypatroszonym trupem. Oraz crk, ktra miaa by powiartowana. W kocu powiedzia:

- To jakie s ostatnie... ? Starszy funkcjonariusz irlandzkiej policji si przedstawi. - Komisarz Liam Dooley. - Mia siwiejce wosy i powan twarz z mocn szczk. Ucisnli sobie donie. - Obserwujemy ich. To chyba jasne, e nie moemy tak po prostu wkroczy. S uzbrojeni po zby. Zabili... t kobiet... pask przyjacik. Przykro mi. Ale dziewczynka nadal yje i chcemy j uratowa. Uratujemy j. Ale musimy dziaa ostronie. - Tak - powiedzia Rob. Utknli w korku na ruchliwej dubliskiej obwodnicy Wyglda przez zamazane deszczem okna furgonetki. Dooley pochyli si do przodu i postuka w rami kierowc, ktry wczy syren. Stojce samochody natychmiast zjechay na bok, by przepuci policyjny radiowz. Pomknli do przodu. - Dobrze. - Dooley podnis gos, przekrzykujc syren. - Jestem pewien, e nadkomisarz Forrester ju pana wprowadzi, ale teraz sytuacja si tak przedstawia. Zapalimy jednego z nich, Wocha... - Marsinellego - wtrci Forrester. - Tak, Marsinellego. Zdjlimy go wczoraj. To oczywicie nie pozostao bez wpywu na reszt: wiedz, e ich otoczylimy, s silnie uzbrojeni. Rob skin gow, westchn i poddajc si swoim uczuciom, osun si do przodu i wbi gow w oparcie przedniego fotela. Myla o Christine. O tym, e syszaa, jak gotuj si jej wasne wntrznoci. Forrester pooy mu uspokajajco do na ramieniu. - Dorwiemy ich, bez obawy. Garda wie, co robi. Przez trzydzieci lat walczyli z irlandzkimi terrorystami. Wydostaniemy Lizzie. Rob burkn co pod nosem: czu nie tylko smutek i strach, ale take narastajc zo na policj. Zapali tylko jednego czonka gangu, jego crka nadal bya w rkach Cloncurry'ego. A Christine ju nie ya. Irlandczycy spartaczyli. - Czyli chcecie powiedzie, e utknlicie w martwym punkcie - rzuci. - Otoczylicie miejsce, wic oni nie mog wyj, ale mog zrobi co mojej crce, wic wy nie moecie wej. Tyle e Cloncurry ju zaszlachtowa moj dziewczyn. I wiecie, e to nie byo jego pierwsze morderstwo. To skd wiadomo, e nie zabija Lizzie wanie teraz? W tej, kurwa, minucie? Dooley pokrci gow.

- Wiemy, e paskiej crce nic nie jest, bo przez cay czas rozmawiamy z Cloncurrym. - Jak? - Za pomoc kamery internetowej. Ma ustawion drug kamer, tym razem z dwukierunkowym systemem transmisji. Widzielimy pask crk. Jest caa i zdrowa. Przywizana. Tak jak wczeniej. Rob odwrci si do Forrestera, szukajc potwierdzenia. Nadkomisarz skin gow. - Cloncurry duo gada. Moe bierze narkotyki. - A co, jeli nagle zupenie mu odbije? W furgonetce zalega przygniatajca cisza. Syren wyczono ju jaki czas temu. Wszyscy milczeli. Wreszcie odezwa si Dooley: - Z jakiej przyczyny za wszelk cen chce od pana co dosta. T Czarn ksig, czy co to jest. Na okrgo o niej mwi. Wedug nas jest przekonany, e pan j ma. Nie zabije paskiej crki, dopki w to wierzy. Rob nie bardzo rozumia, co policjant do niego mwi. Niczego ju nie rozumia. Zjechali z autostrady, zostawiwszy za sob przedmiecia Dublina, i popdzili w kierunku zielonych, poronitych lasem wzgrz. Na polach wida byo biae zabudowania gospodarcze. Jaki drogowskaz informowa: Gry Wicklow 5 km. Nadal myo. Dooley doda cicho: - Oczywicie gdyby pojawi si najmniejszy znak, e zamierza skrzywdzi pask crk, wkroczymy, bez wzgldu na ryzyko. Cay teren obstawiony jest uzbrojonymi funkcjonariuszami. Obiecuj. Rob zamkn oczy. Wyobrazi sobie t scen: wpadajc policj, zamieszanie, chaos. I Cloncurry'ego, jak z umiechem na ustach kuchennym noem podrzyna Lizzie gardo albo strzela jej w skro w tej samej chwili, kiedy policja wywaa drzwi. Co mogo go powstrzyma? Czemu niby taki szaleniec miaby oszczdzi crk Roba? Ale moe ten Irlandczyk ma racj. Cloncurry musi desperacko pragn Czarnej ksigi: Isobel mwia to samo. I musia uwierzy, kiedy Rob powiedzia, e moe j odnale. Inaczej ju dawno zabiby Lizzie, tak jak Christine. Problem polega na tym, e Rob nie mia pojcia, gdzie jest Ksiga. I jeli tylko Isobel nie wpadnie na trop, i to szybko, prawda wyjdzie na jaw. Co wtedy? Kiedy Cloncurry si domyli, e Rob niczego nie ma, jak postpi wtedy? Nietrudno byo zgadn. Zrobi to, co robi ju wiele razy: zabije ofiar. Zafunduje sobie t ponur, makabryczn przyjemno i uciszy krwioerczy

gos w rodku. Udobrucha drczce go demony Whaleya - i zabije z nieludzkim okruciestwem. Rob popatrzy na mokry, zielony krajobraz. Zobaczy kolejny znak, na wp zasonity przez ociekajce deszczem konary dbu: Las Hellfire, wasno Irlandzkiego Zarzdu Lasw, Coillte. Byli prawie na miejscu. W pocigu w drodze na lotnisko Stansted studiowa histori tego miejsca, eby zaj czym myli, oderwa si od potwornych obrazw, ktre mia w gowie. Niedaleko sta stary kamienny pawilon myliwski: Montpelier House. Zbudowany na wzgrzu, na ktrym znajdowa si te neolityczny kamienny krg, pono by nawiedzony. Cieszy si popularnoci wrd okultystw, popijajcych sikacze dzieciakw i miejscowych historykw. W przeszoci by jednym z gwnych miejsc spotka irlandzkiego Hellfire, gdzie jego czonkowie raczyli si Scultheen, palili czarne koty i grali w wista z diabem. Wikszo opowieci o tym, do czego tu dochodzio, miaa, o ile Rob wiedzia, charakter mitw i legend. Ale pogoski o morderstwie nie byy cakiem wyssane z palca. Znajdujcy si w dolinie poniej dom take by, gosia wie, wykorzystywany przez czonkw. Bysiora Egana, Jeruzalema Whaleya, Jacka Saint Legera i pozostaych osiemnastowiecznych sadystw. Nazywa si Killakee House. Kiedy go odnawiano kilkadziesit lat temu, znaleziono szkielet dziecka lub kara razem z poskiem jakiego demona. Rob odwrci gow i wyjrza przez drugie okno. Widzia ju zarys Montpelier House: ponure szare widmo na szczycie wzgrz, pospniejsze i ciemniejsze ni szare chmury wyej. Jak na czerwiec dzie by plugawy. Odpowiednio deszczowy i demoniczny. Rob pomyla o crce trzscej si gdzie w tym domu, tak niedaleko. Musi si wzi w gar. Myle pozytywnie, choby w niewielkim wymiarze. Nie pogratulowa jeszcze Forresterowi sukcesu. - A tak przy okazji, dobra robota. Nadkomisarz cign brwi. - Nie rozumiem. - Znalezienie ich na podstawie przeczucia. Forrester potrzsn gow. - To nic takiego. Po prostu uzasadniony domys. Staraem si myle kategoriami Cloncurry'ego. Wczu si w jego chory mzg. Lubi odniesienia historyczne. Wystarczy spojrze na jego rodzin, rodowd, to, gdzie mieszkaj. Wiedziaem, e bdzie chcia si ukry w miejscu, ktre ma dla niego jakie znaczenie. I e szuka Czarnej ksigi, skarbu Whaleya. To std

pochodzili Podpalacz i Jeruzalem Whaleyowie. Sprawcy musieli tu zacz szuka, wic rwnie dobrze mogli si tu ukrywa. Furgonetka zahamowaa przed wiejskim domem, na ktrego podjedzie rozstawiono duy namiot. Wysiedli. Rob wszed do penego ludzi namiotu i zobaczy w rogu swoj by on. Siedziaa z policjantk i pia herbat z kubka. Wszdzie dokoa roio si od funkcjonariuszy o dwicznym irlandzkim akcencie, poyskiway zote odznaki na czapkach, migotay ekrany monitorw. Dooley wzi Roba pod rami i nakreli mu sytuacj. Domek myliwski, w ktrym przebywa gang, znajdowa si kilkaset metrw dalej. Wystarczy trzyminutowy spacer na lewo od tylnego wyjcia domu, eby go zobaczy, sta tu na szczycie wysokiego wzgrza za nimi. - Cloncurry wynaj go kilka miesicy temu - powiedzia Dooley. - Od ony gospodarza. To ona daa nam cynk, kiedy chodzilimy od drzwi do drzwi. Powiedziaa, e widziaa tam dziwn krztanin, wyjazdy. Wic zaczlimy si przyglda. Obserwujemy ich od dwudziestu czterech godzin. Naliczylimy piciu ludzi w rodku. Marsinellego zapalimy, kiedy jecha do sklepu. Rob skin gow, osupiay. Czu si jak idiota. Znalaz si w jakim niewiarygodnie gupim impasie: wszdzie dokoa na polach i wzgrzach znajdowali si uzbrojeni policjanci z celownikami wymierzonymi w domek. W rodku ukrywao si czterech mczyzn kierowanych przez jakiego pieprzonego szaleca. Rob chcia pobiec wzgrzem i zrobi co. Cokolwiek. Ale tylko zerkn na ekrany monitorw. Garda miaa kilka kamer, w tym jedn na podczerwie, ledzcych kryjwk mordercw. Kady ruch by nadzorowany i rejestrowany w dzie i w nocy. Cho od kilku godzin nic si nie wydarzyo: zasony byy zasunite, drzwi zamknite. Na biurku przed monitorami sta laptop z kamer. Rob si domyli, e suy do komunikacji internetowej z Cloncurrym. Czujc si tak, jakby mia w pucach ow, podszed do Sally. Przywitali si i ucisnli. Wtedy Dooley zawoa go z drugiego koca namiotu. - To Cloncurry. Znowu jest na komunikatorze. Powiedzielimy mu, e pan przyjecha, i chce z panem rozmawia. Rob przebieg przez namiot i stan przed ekranem. Jest. Kocista twarz, niemal sympatyczna, a przy tym mroca krew w yach. Inteligentne oczy wa. Z tyu wida byo Lizzie w czystym ubraniu, nadal przywizan do krzesa, lecz ju bez kaptura na gowie.

- O, dentelmen z Timesa". Rob gapi si oniemiay na ekran. Poczu szturchnicie. Dooley gestykulowa i bezgonie porusza ustami: Mw do niego, rozmawiaj z nim". - Witam - rzuci Rob. - Witam! - rozemia si Cloncurry. - Przykro mi, e musielimy ci obgotowa narzeczon, ale za to crka jest caa i zdrowa. Pochlebiam sobie, e wrcz tryska zdrowiem. Dajemy jej duo owocw. Zatem dobrze si rozwija. Cho oczywicie nie wiem, jak dugo uda si nam utrzyma to status quo. Wszystko zaley od ciebie. - Ty... - powiedzia Rob. - Ty... - sprbowa znowu, na prno, nie wiedzia, co rzec. W rozpaczy odwrci si i popatrzy na Dooleya; wtedy go owiecio. Mia przecie co do powiedzenia. Mia asa w rkawie i teraz musia rzuci go na st. Dobrze to rozegra. Popatrzy bezporednio na ekran. - Dobra, Cloncurry, zrobimy tak. Jeli oddasz mi Lizzie, zaatwi ci Ksig. Mog to zrobi. Jamie Cloncurry wzdrygn si. Cho subtelny, by to pierwszy przebysk niepewnoci, jaki Rob widzia na jego twarzy. Poczu nadziej. - Naturalnie. Naturalnie, e moesz. - Umiecha si sarkastycznie, bez przekonania. - Jak sdz, znalaze j w Lalisz? - Nie. - Wic skd j wytrzasne? O czym ty, kurwa, gadasz, Luttrell? - Irlandia. Jest w Irlandii. Jazydzi powiedzieli mi gdzie. Gdy byem w Lalisz, zdradzili mi, gdzie j mog znale. Bardzo ryzykowne zagranie, jednak wygldao na to, e dziaa. Na twarzy Cloncurry'ego pojawi si lad wtpliwoci i niepokoju, zamaskowany zaraz przez szyderczy umieszek. - Jasne. Ale oczywicie nie moesz mi powiedzie, gdzie ona jest. Chocia mog odci twojej crce nos gilotynk do cygar. - Niewane, gdzie jest. Przynios j tutaj. Za dzie lub dwa. Dostaniesz swoj Ksig i oddasz mi crk. - Popatrzy Cloncurry'emu prosto w oczy. - Mam gdzie, czy potem uda ci si std wydosta. - Tak. Ja te - rozemia si Cloncurry. - Ja te, Robbie. Zaley mi tylko na Ksidze. Mierzyli si wzrokiem. Rob poczu nagy przypyw ciekawoci, stary dziennikarski odruch.

- Ale dlaczego? Dlaczego masz tak obsesj na jej punkcie? Po co to wszystko? Jamie popatrzy poza kadr, jakby si namyla. Kiedy z powrotem przenis wzrok na obiektyw, w zielonych oczach wida byo bysk. - Chyba mog ci co nieco powiedzie. Jak wy, dziennikarze, to nazywacie? Teaserem? Zajawk? Rob czu, e policjanci na lewo od niego si ruszaj, co si dziao. Czy to by jaki sygna? Zamierzali tam wkroczy? Czy los Lizzie wanie teraz si rozstrzygnie? Forrester pokaza mu rk: Rozmawiaj z nim dalej. Ale to Cloncurry mwi. - Trzysta lat temu, Rob, Jeruzalem Whaley wrci z Ziemi witej z materiaami, ktre zabra jazydom. Powinien by szczliwym czowiekiem. Poniewa znalaz dokadnie to, czego szuka klub Hellfire, za czym ugania si caymi latami Francis Dashwood. Znalaz niepodwaalny dowd na to, e wszystkie religie, wszystkie wierzenia, Koran, Talmud i Biblia, e te wszystkie zjeczae dyrdymay mona o kant dupy potuc. e to gwno prawda. Religia to tylko stchy smrd moczu z sierocica ludzkiej duszy. Dla ateisty, dla antyklerykaa takiego jak mj przodek, ten ostateczny dowd by jak wity Graal. Skarb. Szstka w totka. Okazao si, e Bg wcale nie jest martwy, skurwiel po prostu nigdy nie istnia. - Cloncurry si umiechn. - Ale to, co znalaz Whaley, szo jeszcze dalej. To, co znalaz, byo tak straszliwe, e zamao mu serce. Jak to si mwi? Uwaaj, czego pragniesz? Jako tak? - To co to byo? Co takiego znalaz? - Ach - zachichota Cloncurry. - Chciaby wiedzie, co, Robbie, mj ty tabloidowy reporterzyno? Ale nie powiem ci. Jeli naprawd wiesz, gdzie jest Ksiga, moesz sam przeczyta. Tyle e jeli jeszcze komu o tym chlapniesz, potn twoj crk kompletem noy do stekw z eBaya. Teraz mog ci tylko zdradzi, e Thomas Bysior Whaley ukry Ksig. Powiedzia kilku przyjacioom, co w niej jest. I e w okrelonych okolicznociach Ksiga musi zosta zniszczona. - Dlaczego sam jej nie zniszczy? - Kto wie? Czarna ksiga jest takim wyjtkowym skarbem, tak przeraajc rewelacj, e moe nie potrafi si na to zdoby. Musia te by dumny z jej odkrycia. Znalaz to, czego wielki Dashwood szuka po prnicy. On. Prosty Tom Whaley z irlandzkiej pipidwy utar nosa brytyjskiemu kanclerzowi, ministrowi skarbu. Musia czu dum, nawet wbrew sobie. Zatem

zamiast zniszczy Ksig, po prostu j ukry. Z czasem zapomniano, gdzie dokadnie. Std te nasze heroiczne poszukiwania dziedzictwa mego dzielnego prapradziada. A teraz najlepsze, Rob. Suchasz mnie? Policja ewidentnie co szykowaa. Rob widzia uzbrojonych mczyzn wychodzcych z namiotu. Sysza rzucane szeptem rozkazy. Na monitorach wida byo ruch. Jednoczenie w ogrodzie czonkowie gangu ustawiali duy drewniany sup. Taki jak do wbijania na pal. Rob wiedzia, e musi zaj Cloncurry'ego, nie traci zimnej krwi i za wszelk cen dalej rozmawia z zabjc. - Mw dalej. Sucham. - Whaley powiedzia, e gdyby kiedykolwiek w Turcji odkopano pewn wityni... - Gbekli Tepe?! - Bystry chopiec, Gbekli Tepe. Whaley powtrzy swoim zausznikom to, co powiedzieli mu jazydzi: e gdyby kiedykolwiek odkopano Gbekli Tepe, Czarna ksiga musi zosta zniszczona. - Dlaczego? - W tym wanie, cholera, sk, pgwku. Poniewa Ksiga, we waciwych rkach i waciwie odczytana, w poczeniu z dowodami z Gbekli Tepe, wywrciaby wiat do gry nogami, Rob, zmieniaby wszystko. Poniyaby i zdyskredytowaa rodzaj ludzki. Nie tylko religie i wiar. Caa struktura spoeczna, sposb, w jaki ten wiat funkcjonuje, byyby zagroone, gdyby prawda ujrzaa wiato dzienne. - Podszed bardzo blisko do kamery. Jego twarz wypeniaa cay kadr. - I w tym tkwi ogromna, najwiksza ironia, Rob. Przez cay czas usiowaem tylko broni was przed wami samymi, palanty, broni caej ludzkoci. To jest zadanie Cloncurrych. Broni was wszystkich. Znale Ksig, jeli to konieczne, i zniszczy j. Uratowa wiat. Na dobr spraw jestemy witymi. W kadej chwili spodziewam si zaproszenia od papiea. - Na jego twarz powrci wowy umiech. Rob zerkn na ekrany za laptopem. Widzia ruch. Jedna z kamer pokazywaa trzy uzbrojone postaci czogajce si w stron ogrodu myliwskiego domku. To policja przygotowywaa si do wejcia. Kiedy prbowa si skoncentrowa na rozmowie z Cloncurrym, zda sobie spraw, e modzieniec najpewniej stara si zrobi dokadnie to samo: odwrci uwag Roba i funkcjonariuszy. Ale Dooley i jego ludzie zauwayli pal, wiedzieli, e ju pora. Rob popatrzy na profil

przywizanej do krzesa crki, widoczny nad ramieniem Cloncurry'ego. Z najwyszym , niemal fizycznym wysikiem opanowa emocje. - Ale po co caa ta przemoc? Zabijanie? Jeli zaley ci tylko na Ksidze, skd te rytualne mordy? Twarz na monitorze laptopa skrzywia si. - Bo jestem z Cloncurrych. Pochodzimy od Whaleyw. Oni z kolei od Olivera Cromwella. Capisce? Zauwaye tu wtek caopalenia? Podpalania ludzi w kocioach? Przy adnej, duej widowni? Pono syszano, jak Cromwell w gos si mia, kiedy zabija ludzi w boju. - Czyli? - Czyli moesz wini mj haplotyp. Pogadaj z moj podwjn helis. Zerknij na gen dysbindyny-1, DTNBPl. Rob stara si nie myle o swojej crce wbijanej na pal. - Wic twierdzisz, e to odziedziczye? Cloncurry sarkastycznie zaklaska. - Genialne, Holmesie. Chyba jasne, e jestem psychopat. Jakiego dowodu jeszcze ci trzeba? Nie wyczaj si, to moesz zobaczy, jak bd jad mzg twojej crki. Z frytkami z piekarnika. To ci przekona? Rob stumi gniew. Musi za wszelk cen zatrzyma Cloncurry'ego i nie traci z oczu Lizzie. A to oznaczao stanie przy kamerze i suchanie tyrad szaleca. Skin gow. - Oczywicie, e mam przemoc w genach, Rob. I dziwnym trafem, take wysok inteligencj. Wiesz, ile wynosi moje IQ? 147. Tak, 147. To czyni mnie geniuszem, nawet wrd geniuszy. IQ laureata Nagrody Nobla wynosi przecitnie 145. ebski go ze mnie. Bardzo ebski. Pewnie zbyt ebski, ebycie w ogle mogli to poj. Na tym polega problem z wysok inteligencj. Rozmowa ze zwykymi ludmi to dla mnie jak prba znalezienia wsplnego jzyka z glonem. - A jednak ci zapalimy. - O, dobra robota. Ty i twoje enujce IQ na poziomie jakim? 125? 130? Jezu Chryste. Ja jestem z Cloncurrych. Mam w sobie szlachetne geny Whaleyw i Cromwellw. Do pechowo dla ciebie i twojej crki mam take skonno do rozpasanej przemocy. Czego zaraz bdziemy wiadkami. Niemniej...

Cloncurry odwrci si na lewo. Rob zerkn w gor na ekrany. Policja otworzya ogie. Odgosy strzaw niosy si po caej dolinie. Zewszd dobiegay krzyki, haasy i huk wystrzaw. Z doliny, laptopa, ekranw telewizyjnych. Obraz na laptopie zamaza si, jakby kamera si przewrcia, potem wrci do normy. Cloncurry sta. W dolinie rozleg si kolejny strza, potem jeszcze cztery - i wtedy to si stao. Rob patrzy, jak drugi zesp policji ruszy pod oson ognia. Snajperzy Gardy likwidowali gang. Widzia padajce na ziemi ciemne sylwetki zabjcw. Dwch oberwao. Potem usysza kolejny pisk. Nie wiedzia, czy dochodzi z ekranw telewizyjnych, laptopa czy z zewntrz, ale odgosy dziaay na nerwy: policja miaa karabiny z pociskami o zwikszonej prdkoci. Rozleg si krzyk: moe ktry z policjantw dosta. I kolejny? Ale szturm trwa: mona go byo obserwowa na monitorach porozstawianych w caym namiocie. Policjanci hurmem przeazili przez mur na tyach ogrodu i przeskakiwali ogrodzenie. Na tylnym podwrzu roio si od komandosw w czarnych kominiarkach i hemach, wykrzykujcych rozkazy, wrzeszczcych co do otoczonych gangsterw. Wszystko rozgrywao si z szokujc, niewiarygodn szybkoci. Przynajmniej jeden z e sprawcw wyglda na powanie rannego: lea rozcignity na ziemi, prawie bez ruchu, drugi moe nie y. Potem kto skoczy do przodu i wrzuci do wntrza granat oguszajcy. Rob usysza potny huk, ze zbitego okna buchny chmury czarnego dymu. Mimo dymu, potwornego haasu i zamieszania byo jasne, e policja wygrywa, ale czy zdoa te pojma przywdc? Rob popatrzy na laptopa. Cloncurry trzyma w rkach wijc si Lizzie. Wycofywa si z pokoju - na jego twarzy malowaa si wcieko. Po drodze wycign rk i zamkn laptopa. Obraz zgas.

43

Z wyjtkiem przywdcy gang zosta zlikwidowany: jego czonkowie byli martwi, powanie ranni albo w areszcie, obraenia odnioso te dwch policjantw. Na drogach dokoa stay karetki, wszdzie roio si od lekarzy, pielgniarek i ratownikw. Domek zapeni si policjantami gotowymi do ostatecznego szturmu. Cloncurry zabarykadowa si w tylnej sypialni na grze: znowu podczy laptopa i kamer, Rob widzia Lizzie ponownie przywizan do krzesa. Pokj, w ktrym bya przetrzymywana, zosta przygotowany do ostatniej strzelaniny. Rob patrzy na patrzc pogardliwie twarz Cloncurry'ego. Na jego umiech, tak cienki, wytworny i szyderczy, jakby kto poszerzy mu usta noem. Oczy barwy malachitu byszczay w pmroku. Policja gorczkowo rozwaaa nastpny ruch. Forrester uwaa, e powinni wysadzi drzwi i wtargn do rodka, kada sekunda zwoki zagraaa yciu Lizzie. Garda bya bardziej powcigliwa: Dooley sdzi, e trzeba rzecz staranniej rozway, moe zakra si przez dach. Rob chcia, eby weszli natychmiast. Wydawao mu si, e wie, jak myli Cloncurry: bydlak ma wiadomo, e nie dostanie Czarnej ksigi i nie wyjdzie std ywy, ale chce, eby Lizzie zgina razem z nim, w sposb najbardziej ohydny z moliwych, i eby jej ojciec na to patrzy. Rob poczu ciarki na caym ciele na myl o tym, e Cloncurry moe zaszlachtowa mu crk. Teraz. Na ywo. Przed kamer. Forrester cisn go za rami, prbujc doda mu otuchy. Irlandzcy policjanci jeszcze raz studiowali plany budynku: komin, okna, wszystko. Moe wrzuci granaty oguszajce przez okna na pitrze? Moe postawi snajpera, eby zdj zabjc przez okno? Te rozwaania doprowadzay Roba do szau. Wiedzia jednak, e gdy tylko sprbuj co zrobi, Lizzie zginie. Solidne drzwi do pokoju byy zaryglowane. Znaleli si w impasie, a rezultat mg by tylko

jeden. Zanim policja dostanie si do rodka, min co najmniej dwie, trzy minuty, w czasie ktrych Cloncurry wytnie jej jzyk jednym ze swych poyskujcych noy. Wydubie oczy. Przetnie ttnic na jej modej szyi. Rob zobaczy w mylach gow crki oddzielon od ciaa. Stara si przegna ten obraz. Sally cicho pakaa. Wygldao na to, e ich crka take. W tyle kadru Rob widzia jej trzsce si ramiona. Sally otara nos wierzchem doni i powiedziaa na gos to, co Rob przez cay czas myla. - To beznadziejna sytuacja. Zabije j. O Jezu... Rob zacisn zby, syszc t przerywan szlochem uwag. Jego bya ona miaa racj. Cloncurry nadal perorowa przed kamer. Robi to z przerwami od dwudziestu minut. Od chwili, kiedy wywizaa si strzelanina w domku i na podwrzu. Plt co trzy po trzy. Tym razem o Holokaucie. - Nie zastanawiae si nigdy, Rob, nad Hitlerem, nad tym, dlaczego zrobi to, co zrobi? To w sumie bya wielka zbiorowa ofiara z ludzi, prawda? Holokaust. Tak to nazywaj ydzi, wiedziae o tym? Shoah. Caopalenie. Shoah oznacza ofiar caopalenia. Hitler zoy ich w ofierze. Byli ofiar caopaln, jak te mae dzieci, ktre ydaki ofiarowywal i Molochowi. W Tofet. Gehennie. Dolinie Cieni. W miejscu caopalenia. Tak. Wanie tu jestemy, Rob, w Dolinie Cieni. Gdzie pali si mae dzieci. - Cloncurry obliza wargi. W jednej rce mia pistolet, w drugiej n. - Wielcy ludzie - cign - nie mog unikn ofiar. Prawda? Napoleon przechodzi przez rzeki po ciaach swych potopionych ludzi. Kaza im wchodzi do wody, eby utonli, tak by mg wykorzysta ich zesztywniae zwoki w charakterze mostu. Naprawd wielki czowiek. Mamy te Pol Pota, wyrn dwa miliony obywateli Kambody w ramach eksperymentu, Rob. Dwa miliony. Rkoma Czerwonych Khmerw. A oni rekrutowali si z haute burgeoisie: klasy wyszej. Wyksztaconej i owieconej. Rob potrzsn gow i odwrci wzrok od ekranu laptopa. Cloncurry umiechn si szyderczo. - Och, nie chcesz o tym rozmawia. Tak jest wygodniej. Ale bdziesz musia, Rob. Staw czoo faktom. Kady przywdca polityczny na wiecie ma jak skonno do przemocy, jest swego rodzaju sadyst. Ot, choby wojna w Iraku, walczylimy tam w imi wolnoci, tak? Ale ilu ludzi zabilimy naszymi bombami kasetowymi? Dwiecie tysicy? P miliona? Po prostu nie moglimy si powstrzyma, co? Bardziej rozwinite spoeczestwa nie przestaj zabija. Tyle e

robi to efektywniej. Zabijamy, bo zawsze rzdz nami zabjcy. Zawsze. Co jest z naszymi przywdcami nie tak, Rob? Dlaczego musz zabija? Skd to pragnienie? Wydaj si obkani, ale czy naprawd tak bardzo rni si ode mnie i od ciebie? Co pragniesz mi zrobi, Rob? Wyobraae sobie, jak mnie zabijesz? Ugotujesz w oleju? Potniesz brzytw? Gow daj, e tak. Wszyscy inteligentni ludzie, wszyscy co bystrzejsi, s zabjcami. Jestemy mordercami. Dlaczego? Co jest z nami nie tak, Rob? Co takiego w nas tkwi... gboko zagrzebane, jak sdzisz? Hmm? - Znowu obliza wargi. Przesta si umiecha. - Ale mam ju tego do, Rob. Nawet przez chwil nie wierzyem, e masz Ksig albo e wiesz, gdzie ona jest. Myl, e ju pora zakoczy ten gupawy melodramat. Wsta, odwrci si tyem do obiektywu i podszed do krzesa. Rozwiza sznury, ktrymi Lizzie bya przywizana do krzesa. Rob patrzy, jak crka wije si w ramionach Cloncurry'ego. Nadal miaa zakneblowane usta. Oprawca przynis dziewczynk do laptopa i posadzi sobie na kolanach, potem znowu zacz mwi: - Syszae kiedy o Scytach, Rob? Mieli dziwne zwyczaje. Skadali w ofierze swoje konie. Spdzali je na palce si statki i ywcem puszczali z ogniem. Bardzo zabawne. Rwnie okrutnie traktowali rozbitkw: jeli ktremu udao si przey katastrof na morzu, biegli nad brzeg, chwytali szczliwca pod ramiona, cignli na klif i zrzucali z powrotem do wody. Tacy mili ludzie. Lizzie szarpaa si w ucisku Cloncurry'ego. Szukaa wzrokiem twarzy ojca na ekranie przed sob. Sally szlochaa, widzc, jak crka walczy o ycie. - Wic teraz upiek ywcem jej gow. Inspiracja jak najbardziej scytyjska. W ten sposb skadali w ofierze swoich pierworodnych. Ona jest pierworodnym dzieckiem, prawda? Zdaje si nawet, e jedynym, zgadza si? Zatem rozpal mae ognisko i... - Pierdol si, Cloncurry - warkn Rob. - Pierdol si. Chopak si rozemia: - Tak? - Pierdol si. Jeli choby j tkniesz, to ci... - To co mnie, Robbie? Co mi zrobisz? Bdziesz wali piciami w drzwi jak cipa, gdy ja bd podrzyna jej gardo? Wykrzykiwa brzydkie sowa przez otwr na listy, gdy bd j jeba, a potem zastrzel? Co? Co? Co takiego zrobisz, ty paczliwy pizdusiu? aosny cieniasie? No? Co

takiego? Wpadniesz tu i mnie dorwiesz, gupi transeksie? No to chod, Robbie. Czekam. Rob poczu, jak zalewa go wcieko. Zerwa si z krzesa i wypad z namiotu. Jeden z irlandzkich policjantw rzuci si, eby go powstrzyma, ale Rob pici usun go z drogi. Bieg. Pdzi po mokrym zielonym, liskim wzgrzu na ratunek crce. Pdzi co si w nogach. Sysza wasne serce: walio niczym oszalay wielki bben. Bieg i bieg, potkn si i upad na grzsk dar, podnis si i rzuci wzgrzem, roztrci jeszcze kilku uzbrojonych komandosw w czarnych hemach, ktrzy prbowali go zatrzyma, ale wrzasn tak, e si cofnli, i wreszcie wpad do domku. Policjanci wbiegali po wskich schodach na gr, ale Rob ich wyprzedzi. Pchn jednego, czujc, e gdyby musia, bez wahania zrzuciby go ze skay. Czu w sobie wicej siy ni kiedykolwiek w caym yciu i wicej gniewu ni by w stanie pomieci: zabije Cloncurry'ego i zrobi to teraz. Chwil pniej by ju przy zamknitych na gucho drzwiach sypialni, komandosi krzyczeli, eby si odsun, ale ich zignorowa: kopa w drzwi raz za razem i jakby zaczy ustpowa: wygiy si na wysokoci zamka. Kopn raz jeszcze. Prawie pka mu ko w kostce nogi, ale wymierzy jeszcze ostatnie uderzenie, drzwi skrzypny, zawiasy pky i Rob znalaz si w rodku. W sypialni. A tam... Nic. Pustka. Nie byo krzesa, laptopa, Cloncurry'ego ani Lizzie. Panowa brud i baagan, podog zacielay na wp otwarte puszki z jedzeniem, ciuchy i kubki z resztkami kawy. Jaka gazeta czy dwie, a w kcie kupka ubra Christine. Rob mia wraenie, e opuszczaj go zmysy, przytaczaa go irracjonalno sytuacji. Gdzie jest Cloncurry? Gdzie krzeso? Zdjty kaptur? Gdzie jest jego crka? W gowie kbio mu si od pyta. Policjanci usiowali go zabra z pokoju, wyprowadzi, ale nie chcia i. Musia rozwiza t ponur, wstrzsajc zagadk. Czu si wystrychnity na dudka, poniony i zamany rozpacz. By na skraju obkania. Rozglda si desperacko po pomieszczeniu. Zobaczy mae kamerki, nakierowane na pust przestrze. Czy to moliwe, e Cloncurry jest gdzie indziej? Ze ich obserwuje, miejc si w kuak? Rob niemal sysza ohydny chichot bydlaka zrywajcego z nich boki, gdzie tam w sieci.

I wtedy naprawd wyowi jaki dwik. Prawdziwy. Troch stumiony, dochodzi ze stojcej w rogu szafy. Jki zakneblowanego czowieka. Teraz ju bardzo dobrze zna ten odgos. Odepchn na bok jakiego policjanta, podszed prosto do szafy i otworzy drzwi. Z ciemnoci patrzya na niego para przeraonych, szeroko otwartych oczu. Usysza stumiony gos, w ktrym sycha byo baganie, ulg, a nawet mio. To bya Christine.

44

Rob siedzia na obrotowym krzele przy biurku Dooleya. Gabinet mieci si na dziesitym pitrze lnicego nowego budynku wychodzcego na rzek Liffey. Z panoramicznych okien roztacza si oszaamiajcy widok: od ujcia rzeki do Morza Irlandzkiego na wschodzie do agodnych zielonych wzgrz Wicklow na poudnie za miastem. Wyglday tak niewinnie pod przejaniajcym si niebem. Gdy si zmruyo powieki, mona byo nawet dostrzec niski ponury zarys Montpelier House na szczycie poronitego drzewami wzgrza, kilkadziesit kilometrw dalej. Widok Montpelier sprawi, e Rob natychmiast wrci do brutalnej rzeczywistoci. Obrci si na krzele twarz do reszty towarzystwa: gabinet by peen ludzi. Od przeraajce go dramatu, ktry rozegra si w domku w lasach Hellfire, mino zaledwie ptorej godziny. Otrzymali krtk wiadomo od Cloncurry'ego, pokazujc, e Lizzie nadal yje. Ale gdzie? Gdzie jest? Rob obgryza paznokie, usiujc to ustali, desperacko prbujc poskada do kupy kawaki ukadanki. Christine mwia z oywieniem i klarownie. Dooley pochyli si w jej stron. - Jest pani pewna, e nie chce, eby lekarz... - Nie - warkna. - Nic mi nie jest. Mwiam ju. Nie zrobili mi krzywdy. - To jak przetransportowali pani do Irlandii? - wtrci si Boijer. - W baganiku samochodu. Promem. Sdzc po zapachu spalin i morskiej wody. - Wepchnli pani do baganika? - Jako przeyam. To byo tylko kilka godzin jazdy samochodem, potem prom, a pniej tutaj. Forrester skin gow. - C, tak te si domylalimy. Jedzili midzy Angli a Irlandi i korzystali z promu,

unikajc kontroli paszportowej. Panno Meyer, wiem, e to bolesne wydarzenia, ale musimy jak najszybciej pozna jak najwicej szczegw. - Jak ju mwiam, czuj si dobrze, komisarzu. Prosz miao pyta. - Dobrze. Zatem co pani pamita? Kiedy gang si rozdzieli? Wiemy, e przez dzie czy dwa w Anglii przetrzymywali pani razem z Lizzie. Domyla si pani gdzie? - Niestety nie. - Rob zauway, e Christine mwi dziwnym ostrym, urywanym gosem. Nie mam pojcia, gdzie mnie trzymali, przykro mi. Moe gdzie niedaleko Cambridge? Pierwsza podr nie bya duga, trwaa jak godzin. Obie z Lizzie leaymy w baganiku. Ale pniej nas wyprowadzili. Zakapturzone i zakneblowane. Duo mwili i chyba si rozdzielili. Zdaje si, e mniej wicej po ptora dnia. Trudno si dokadnie zorientowa, kiedy czowiek ma knebel w ustach, kaptur na gowie i jest przeraony. Forrester umiechn si spokojnie i przepraszajco. Rob widzia, e prbuje to sobie logicznie poukada. Boijer powiedzia: - Ale nadal tu czego nie rozumiem. Po co to cae widowisko? Ta biedaczka na tym filmie, pal w ogrodzie, kiedy zagrozi, e zabije dziewczynk. O co w tym wszystkim chodzio? - Uzna, e w ten sposb bdzie mg drczy Roba. Psychicznie - wyjania Christine. Bardzo w jego stylu. To psychopata. Lubi zwraca na siebie uwag, by w centrum zainteresowania. Pamitajcie, e przebywaam z nim jaki czas. Nie byy to najlepsze godziny mojego ycia. - Rob zerkn w jej kierunku, ona te na niego spojrzaa. - Nawet mnie nie dotkn. Zastanawiam si, czy nie jest aseksualny. Ale na pewno jest ekshibicjonist. Komediantem. Lubi mie pewno, e ludzie patrz na to, co robi, e jego ofiary cierpi i ci, ktrzy je kochaj, te. Forrester wsta i podszed do okna. agodne irlandzkie soce padao mu na twarz. Odwrci si i powiedzia cicho: - Ofiary z ludzi skadano tradycyjnie przed publicznoci. De Savary mi o tym opowiada. Pono przebagalna moc ofiary, jak to okreli, wynikaa wanie z faktu, e obrzdu dokonywano na oczach wiadkw. Aztekowie wcigali ludzi na szczyt piramidy, by cae miasto mogo widzie, jak wyrywaj im serca. - Tak - dodaa Christine. - Podobnie rzecz si miaa z pochwkami odziowymi u wikingw: przyjmoway form publicznych ceremonii ofiarnych. I z wbijaniem na pal u mieszkacw Karpat: te by to publiczny rytua. Ofiarowanie ma by ogldane. Przez ludzi, krlw i bogw. Taki teatr okruciestwa. To wanie pociga Cloncurry'ego. Publiczne,

przeduajce si i bardzo wymylne akty okruciestwa. - To wanie zaplanowa dla pani, Christine - powiedzia delikatnie Forrester. - Publiczne wbicie na pal. W ogrodzie domku myliwskiego. Tyle e gang w Irlandii spieprzy spraw. - Jak? - Zaczli si kci i strzela - wyjani Dooley. - Zdaje si, e pozbawieni przywdcy stracili panowanie nad sytuacj. - Ale pojawia si kolejne pytanie - doda Boijer. - Dlaczego Cloncurry zostawi pozostaych czonkw gangu w Irlandii? Musia przecie wiedzie, e zostan zapani, nawet zastrzeleni? Rob rozemia si gorzko. - Kolejna ofiara. Zoy w ofierze wasnych ludzi. Te publicznie. Prawdopodobnie sam patrzy, jak ich zabijaj. Wszdzie w domku mia te kamery. Id o zakad, e si radowa, ogldajc to wszystko na ekranie komputera. Pozostawaa jeszcze najwaniejsza kwestia. Boijer j poruszy. - No to gdzie jest Cloncurry? Gdzie, u licha, teraz jest? Rob popatrzy po kolei na wszystkich zgromadzonych. W kocu odezwa si Doodley. - Chyba w Anglii. - Albo w Irlandii - rzuci Boijer. - Wydaje mi si, e moe si ukrywa we Francji - zasugerowaa Christine. Forrester cign brwi. - Przepraszam? - Kiedy siedziaam tam zwizana, w kapturze na gowie, syszaam, jak bez koca gada o Francji i mieszkajcej tam swojej rodzinie. O tym, jak nie moe jej znie, jak nie cierpi sekretw rodzinnych, takie tam. Swojego straszliwego dziedzictwa. Mwi o tym na okrgo. e nienawidzi swojej rodziny, zwaszcza matki... I jej gupiego domu we Francji. - Tak si zastanawiam... - Boijer popatrzy na Forrestera znaczco. Nadkomisarz pospnie skin gow. - Czy kobieta na tym filmie, ta, ktr zabi, to nie bya przypadkiem jego matka. - Chryste. W pomieszczeniu zalega cisza. W kocu Rob powiedzia: - Ale francuska policja obserwuje dom, tak? Inwigiluje rodzicw?

- Pono - odpowiedzia Fin. - Ale nie jestemy z nimi w cigym, regularnym kontakcie. I na pewno nie ledziliby matki, gdyby ta wyjechaa. - Ale jak by si tam dosta? - wtrcia si nagle z gniewem Sally. - Prywatnym samolotem? Mwilicie, e to sprawdzacie. Forrester unis do. - Przewertowalimy raporty z kontroli lotw. Skontaktowalimy si ze wszystkimi prywatnymi lotniskami we wschodniej Anglii. - Wzruszy ramionami. - Wiemy, e sta ich byo na zakup samolotu, wiemy, e Marsinelli mia licencj pilota, przypuszczalnie Cloncurry take. Problem tylko w tym... - westchn - e w Wielkiej Brytanii s tysice prywatnych samolotw, dziesitki tysicy w zachodniej Europie. Jeli Cloncurry z powodzeniem lata pod faszywym nazwiskiem od miesicy, kto wie, moe nawet od roku, nikt by mu nie robi problemw. Automatycznie dostawaby zezwolenie na lot. Poza tym wszyscy szukaj picioosobowego gangu w samochodzie albo prywatnym odrzutowcu. A nie latajcego samotnie mczyzny Potar podbrdek w zamyleniu. - Mimo to nie sdz, eby Francuzi pozwolili mu si wymkn. Postawiono w stan gotowoci wszystkie due lotniska i porty. Cho oczywicie niczego nie mona wykluczy. - Te spekulacje chyba niewiele wnosz - warkn Rob. - Cloncurry moe by w Wielkiej Brytanii, w Irlandii, a moe we Francji. Wspaniale. Tylko trzy kraje do przeczesania. Nadal ma moj crk. Moliwe te, e zarn wasn matk. Co wic zrobimy? - A co z pask przyjacik w Turcji, Isobel Previn? Udao jej si odnale Czarn ksig? Rob poczu ukucie nadziei pomieszanej z rozpacz. - Wczoraj wieczorem dostaem od niej SMS-a. Twierdzi, e jest blisko. Wiem tylko tyle. Sally si wyprostowaa, soce wiecio na jej te wosy. - Ale co z Lizzie? Przestacie ju z t Czarn ksig. Kogo to obchodzi? Co on teraz zrobi Lizzie? Co zrobi mojej crce? Christine przesuna si wzdu sofy i przytulia Sally. - Na razie jest bezpieczna. Ja mu nie byam potrzebna, jestem tylko dziewczyn Roba. Byam zabawk. Dodatkiem. Czym, czego mona si pozby. - Jeszcze raz ucisna Sally. - Ale go nie jest idiot. Bdzie chcia wykorzysta Lizzie przeciwko Robowi. Tak, by dosta to, czego chce. A chce Czarnej ksigi. Uwaa, e Rob j ma.

- Tyle tylko, e ja nie mog mu niczego da - rzuci Rob z przygnbieniem. - Okamaem go, powiedziaem, e co wiem, ale czemu niby miaby mi wierzy? Jak sama mwisz, nie jest gupi. - Pojechae do Lalisz - odpowiedziaa Christine. - Syszaam, jak o tym te mwi. Ilu niejazydom udao si tam dosta? Moe kilkunastu w cigu stu lat? Wanie to go gryzie. Opada na oparcie. - Ma obsesj na punkcie tej ksigi i jest pewien, e ty co wiesz, bo bye w Lalisz. Sdz wic, e pki co Lizzie jest stosunkowo bezpieczna. Zapado kolejne milczenie. Potem dyskusja na kilka minut znowu zesza na temat samolotw, lotnisk i promw. A pniej rozleg si dzwonek w laptopie. Cloncurry pojawi si na linii. Rob bez sowa da zna rk zgromadzonym w pokoju, ktrzy stoczyli si dokoa, wpatrzeni w monitor. Cloncurry sta przed obiektywem kamery. Obraz by wyrany, bez zakce. Gono podobnie. Zabjca si umiecha. Chichota. - Witam ponownie. Pomylaem, e czas pogada, wymieni si ploteczkami. Zatem udao wam si zapa moich upoledzonych umysowo wsppracownikw. Mych braci w Hibernii. Jakie to irytujce. Miaem zaplanowane mae wbijanie na pal, jak zapewne ju wiecie. Widzielicie wielki kij w ogrodzie? Dooley skin gow. - Widzielimy. - O, komisarz Jakmutam. Jake si pan miewa? Szkoda, e nie zrobilimy kebabu z tej francuskiej dziwki. Tyle strugania po prnicy. Powinienem by przynajmniej poznca si troch nad zdzir, tak jak zamierzaem. Ale miaem inne rzeczy na gowie. To nie ma tak naprawd znaczenia. Bo nadal mam oddanych przyjaci. Po prawdzie jeden jest tu nawet ze mn. Przywitajcie si z moj przyjacieczk. Sign za kadr i co wycign. Odcit ludzk gow. A dokadniej gow Isobel Previn, bia i nieco ju nadpsut. Z szyi zwisay szare nerwy i zielonkawe ttnice. - Isobel! Powiedz co! Przywitaj si ze wszystkimi. - Poruszy gow, tak e si pochylia. Christine wybuchna paczem. Rob patrzy z przeraeniem na monitor.

Cloncurry promienia szydercz dum. - Prosz. Pozdrawia was. Ale co mi si zdaje, e teraz wolaaby ju wrci na swoje specjalne miejsce. Przez szacunek dla jej osigni archeologicznych przygotowaem dla niej specjalne miejsce. Wsta, zrobi krok do przodu i strzaem z volleya z wpraw posa gow przez pokj. Poleciaa w kierunku stojcego w kcie kosza na mieci i wyldowaa w rodku z gonym stukotem. - To si, kurwa, nazywa wsad. - Odwrci si do kamery. - Trenuj to od kilku godzin. Ale zaraz, o czym to mwiem? A, tak. Robert Dziennikarz. Tak zwany. Witam. Tak si ciesz, e moesz by z nami. Nie martw si, jak ju mwiem, twoja crka jest bezpieczna. Zobacz. Pochyli si do przodu i skrci kamer, tak by obiektyw pokazywa Lizzie. Nadal byo przywizana do krzesa, ale ywa i, jak si zdawao, zdrowa. Kamera wrcia na miejsce. - Sam widzisz, Robbyyy. Nic jej nie dolega. Zdrowa jak pierdolona ryba. Czego nie mona powiedzie o Isobel. Przepraszam za ten may arcik z jej narzdw. Ale nie mogem si oprze. Taki fajny gag. Chyba mam w sobie co z reysera. A to bya taka rzadka okazja. Wasam si po tych obszczanych tureckich uliczkach, nagle patrz i oczom nie wierz: Isobel Previn! Wielka pani archeolog. We wasnej osobie! W lornion. Co to, kurwa, jest lornion? Wic pogwkowaem troch, jak sekund. Znam swoich archeologw, wiem, e bya koleank de Savary'ego, wiem, e uczya nagradzan Christine Meyer, wiem, e specjalizuje si w Asyrii i, przede wszystkim, w jazydach. Ale przecie jest na emeryturze, powinna zabawia si wibratorami w Stambule? Cloncurry zarechota. - Tak, wanie. Zbyt duy zbieg okolicznoci. Wic chwycilimy j, przykro mi, troch obilimy i powiedziaa nam cakiem duo, Robbie, naprawd sporo bardzo interesujcych szczegw. Wtedy mnie naszo, pochlebiam sobie, estetyczne olnienie. Wpadem na pomys wietnego przedstawionka. Z kapturami, rondlem i jelitem cienkim w charakterze rekwizytw. Podobao wam si? Tak bardzo liczyem, Robbie, e zdoam ci przekona, e to Christine umiera na twoich oczach, pod tym kapturem i z macic gotujc si w garnku. I e potem - to jest najlepsze - przyjedziesz do Irlandii i zobaczysz, jak Christine znowu umiera, w najbardziej odraajcy sposb, wbita na pal. Czy to nie genialne? Ilu ludzi ma okazj oglda, jak dwukrotnie torturuje si na mier ich bliskich? Najpierw zamieniona w zup. Potem nabita na pal. Producentom z West Endu pac grube miliony za co podobnego. Prawdziwy coup de thtre! - Gestykulowa w podnieceniu. - A to przecie jeszcze nie wszystko. Co powiecie o

czysto reyserskich walorach krwawego widowiska w Irlandii? Czy nie nale mi si brawa za ten oscarowy scenariusz? - Patrzy na nich tak, jakby serio spodziewa si burzy oklaskw. - O, dajcie spokj. Naprawd nie pojawi si w was lad podziwu dla mojej maestrii? Za jednym zamachem zmyliem trop i zafundowaem ci, Robbie, najgorsze psychiczne mczarnie, kiedy wierzye, e zaraz zobaczysz, jak wbijam na pal twoj crk. Potem miao si okaza, e to jednak bdzie Christine. A ja siedz tu sobie, cay i zdrowy, i ogldam to wszystko na telewizorze w HD. - Umiech mu lekko zblad. - Ale wtedy moi kretyscy pomocnicy zaczli strzela i wszystko spieprzyli, zanim zdyli nadzia Christine na roen. - Cmokn z niezadowoleniem. - Mwi wam, strasznie trudno o dobrych ludzi dzisiaj. Szkoda, to byoby takie pyszne. Takie pyszne. No, ale mwi si trudno. O czym to mwilimy? Co wy... co... Urwa. Zdawao si, e patrzy bdnym wzrokiem, na twarzy malowa si mu dziwny, obojtny wyraz. Rob popatrzy znaczco na Forrestera, ktry kiwn gow w odpowiedzi. - Nie, bez obaw, nie dostaj pierdolca - zachichota Cloncurry. - Mam go ju od dawna. Nadkomisarz Forrest Gump na pewno to zauway. Ale nawet szalony jak kot w marcu nadal jestem od was kilka razy bystrzejszy. Wiem, co wiecie. Na przykad pewnie si ju domylilicie na swj powolny sposb, e jestem w Kurdystanie. Skoro wpada mi w rce Isobel i jej trzustka, to chyba do oczywiste. I wyznam, e to strasznie gwniane miejsce. Turcy s tac y podli wobec Kurdw. Naprawd. To haba. - Potrzsn gow i gboko odetchn. - Mwi serio, to rasici. A ja nie cierpi rasistw. By moe macie mnie za psychopat bez serca, ale nim nie jestem. Gboko gardz rasistami. Bardziej od rasistw nienawidz tylko czarnuchw. - Obrci si na krconym krzele, dwa razy, potem znowu spojrza w obiektyw. - Dlaczego asfalty s takie tpe? No, miao, przyznajcie si. Nigdy si nad tym nie zastanawialicie? Co z tymi bambusami? Gdzie pjd, syf. Moe maj taki plan. Moe si zbieraj i myl: Ej, zobaczmy, czy uda nam si wyemigrowa do jakiego adnego miejsca i zamieni je w sracz. Pojedziemy, zamieszkamy w gwnianych domach i zaczniemy napada i strzela. Znowu. Potem ponarzekamy na biaych. A pomylcie o Pakisach. O Pakisach i Arabach. Boe, pom. Niech spierdalaj i trzymaj swoje kobiety pod derkami u siebie. Dlaczego nie skocz z tym zawodzeniem z meczetw. Nikogo to nie obchodzi. A co z ydakami, na okrgo lamentujcymi o Holokaucie? - Rechota. Lamentuj i miaucz jak zgraja dziewczyn. Holokaust to, Holokaust tamto, prosz, nie bij, to Holokaust. Holokaust gwnokaust. Suchaj, Mosiek, moe ju czas sobie odpuci, y dalej. A poza tym, czy to naprawd bya taka za rzecz? Czy aby na pewno? Przynaj mniej sprawnie

przeprowadzona, z zegarkiem w rku. Ci Niemcy potrafi trzyma si planw i rozkadw jazdy. Nawet w wypadku bydlcych wagonw. Wyobraacie sobie ten chaos, gdyby to Angole tym kierowali? Nie potrafi nawet zapanowa nad pocigami podmiejskimi, a co dopiero nad paneuropejsk kolej do mierci. - Przybra udawany cockneyowski akcent. - Chcielibymy przeprosi za opnienie pocigu do Auschwitz. Podrnym zapewniono zastpczy transport autokarowy. Wagon restauracyjny zostanie ponownie otwarty w Treblince. - Kolejny chichot. Jezu, Angole. Pieprzy Angoli. Aroganccy zapijaczeni idioci zawsze awanturujcy si we mgle. A co z Amerykacami? Boe, chro nas od Amerykacw i ich poladkw. Pierdoleni Amerykace z tymi wielganymi dupami. O co tu chodzi? Czemu maj takie wielkie tyki? Nie ustalili jeszcze zwizku midzy fiaskiem w Iraku a swoimi masywnymi zadami? No to prosz, maa podpowiedz, Ameryko. Chcecie wiedzie, co si stao z t broni masowej zagady? Jaka tusta dziwka w Los Angeles siedzi na niej w Dunkin Donuts. Tyle e sama nie zdaje sobie z tego sprawy, bo ma dupsko rozmiarw Neptuna i nic nie czuje. - Jeszcze raz zakrci krzesem. - Co do Japocw, to tylko chytre trolle z drygiem do elektroniki. No i Chinole: siedem sposobw na gotowanie brokuw i wygld pajacykw. Ryboerne pojeby. - Urwa i zastanawia si przez chwil. - Lubi za to Polakw. - Wyszczerzy si. - No, w kadym razie rozumiecie sytuacj. Wiecie, czego chc. Macie wiadomo, e mam Lizzie i trzymam j przy yciu tylko i wycznie z jednego powodu: chc dosta Czarn ksig i wiem, e ty wiesz, gdzie ona jest, Rob, poniewa Isobel mi to powiedziaa. Opowiedziaa, co si stao w Lalisz. Musielimy wprawdzie odci jej jedno ucho, eby to z niej wydusi, ale si udao. Zjadem ucho. Nie, nie zjadem. Nakarmiem nim kurczaki. Nie, artuj. Kogo to obchodzi? Rzecz w tym, e powiedziaa nam wszystko. Ze j tu wysae, eby zdobya Ksig, bo sam nie moge przyjecha, gdy miejscowy str prawa, wymuskany pan Kiribali, wsadziby ci do paki. Wic wysae Isobel Previn, by odwalia za ciebie robot. Niestety, ja ju tu byem, wycignem jej wtrob i przyrzdziem la provenale. A zatem, Rob, masz jeszcze tylko jeden dzie. Moja cierpliwo si koczy. Gdzie jest Ksiga? W Charanie? Mardinie? Sogmatarze? Gdzie? Dokd jechaa Isobel? Torturowalimy j, ile wlezie, ale bya dzieln star lesb i nie chciaa naprowadzi nas na trop. Musz to wiedzie. Jeli nie powiesz mi w cigu dwudziestu czterech godzin, obawiam si, e Lizzie trafi do soikw po demie. Bo moja cierpliwo si wyczerpie. - Pokiwa gow z powan min. - Rozsdny ze mnie czowiek, jak wiesz, Robbie, ale nie daj si zwie mojej oczywistej dobroci. Mwic midzy nami, bywam porywczy i czasami krew mnie zalewa. Teraz

mwi do ciebie, Sally, tak do ciebie, pani eks-Luttrell, droga szlochajca Sally. Widz, jak filujesz znad kamery tymi wiskimi oczkami. Suchasz mnie? Przesta becze, ty rozpywajca si kurwo. Macie tylko jeden dzie, dwadziecia cztery krtkie godziny, eby to jeszcze raz przemyle. Potem wasza crka zostanie wepchnita do soja i pogrzebana ywcem. Zatem spodziewam si od was wieci, i to szybko. - Pochyli si w stron wycznika kamery. - Albo bdzie peklowanko.

45

Poczenie si urwao. Sally wrcia na sof i cicho pakaa. Rob podszed do niej i obj j ramieniem To Christine pierwsza si otrzsna. Otara oczy i powiedziaa: - No to wiemy, e jest w Urfie. Co oznacza, e musi rozumowa w ten sam sposb co biedna Isobel. - Westchna gboko. - Masz na myli t teori z Austenem Layardem? - spyta Rob. - Oczywicie. A cby innego? Musia doj do tych samych wnioskw co do losw Ksigi. Myl wic, e polecia do Kurdystanu z Lizzie tym prywatnym samolotem. Forrester skin gow. - Tak. Mg tak robi od miesicy. Pod faszywym nazwiskiem itd. Skontaktujemy si z tureck kontrol lotw. Rob potrzsn gow. - Nie znacie Kurdystanu. Jeli Cloncurry jest kuty na cztery nogi, a jest, to wyldowa zupenie niezauwaony. Niektre rejony s na dobr spraw poza tureck kontrol. Poza tym mg oczywicie polecie do irackiego Kurdystanu i przekroczy granic. To ogromny i zanarchizowany region. Raczej nie Suffolk. Sally wycigna bagalnie rce. - To co zrobimy? - Poszukamy tutaj. W Irlandii - powiedziaa Christine. - Nie rozumiem. - Poszukamy Czarnej ksigi. Nie ma jej w Urfie. Obawiam si, e biedna Isobel si mylia. Myl, e Ksiga nadal jest tutaj. Policjanci spojrzeli po sobie, Rob cign brwi.

- Jak to? - Siedziaam kilka dni w szafie. Miaam czas, eby myle o Ksidze. I znam histori z Layardem. Ale sdz, e po prostu przekupywa jazydw pienidzmi i dlatego wrci. Uwaam, e to lepa uliczka. - Zatem gdzie ona jest? - Wyjdmy na zewntrz - powiedziaa. - Musz zaczerpn wieego powietrza, eby to sobie poukada. Dajcie mi kilka minut. Posusznie wyszli z biura, zjechali stalow wind na d i wyszli na przyjemne letnie powietrze. Niebo nad Dublinem byo teraz bladoniebieskie, od rzeki szed lekki wietrzyk. Turyci patrzyli na star d przycumowan przy nabrzeu. Dziwny rzd surowych posgw z brzu zajmowa p chodnika. Ca grupk wolno ruszyli na nadbrzee. Dooley wskaza na posgi. - Pomnik ku czci ofiar Wielkiego Godu. Godujcy stali w kolejkach tu w porcie, czekajc na statki do Nowego Jorku. - Odwrci si i pokaza na byszczce nowe biurowce i szklane atria cignce si wzdu wybrzea. - A tu wszdzie byy burdele, przystanie i potworne slumsy, stara dzielnica domw publicznych. Monto. James Joyce chodzi tu na kurwy. - Urwa, potem doda. - Teraz tu wszdzie s bary i knajpki z kuchni fusion. - Wszystko si zmienio, zupenie zmienio - wymruczaa Christine. Potem zamilka. Rob popatrzy na ni i zorientowa si, e co jej chodzi po gowie. Jej wytrawny umys pracowa na penych obrotach. Zatrzymali si przy reprezentacyjnym nowym mostku i patrzyli, jak szare wody rzeki wpywaj niemrawo do Morza Irlandzkiego. Christine poprosia Forrestera, by jeszcze raz powtrzy jej to dziwne sowo, ktre de Savary napisa przed mierci. - Tryter. - Tryter - powtrzy Rob skonsternowany. - Tak. TRYTER. Zalego milczenie. Sycha byo tylko piski mew. Sally wypowiedziaa na gos unoszce si w powietrzu pytanie. - Co to, do cholery, moe znaczy? - Nie mamy pojcia - odrzek Forrester. - W szwedzkim to osobowa forma czasownika

brakowa". Bg jeden wie, jak to si ma do sprawy. Rob patrzy na Christine i widzia, e na jej twarzy bka si niewyrany umiech. Potem powiedziaa: - James Joyce. Ot to. James Joyce. To jest odpowied. Rob zmarszczy czoo. - Nie widz zwizku. - O tym wanie mwi mi Hugo, to byy jego ostatnie sowa, zanim gang wtargn do jego domu w Cambridge. - Mwia szybko i rwnie szybko sza w kierunku kadki. - Kiedy si ostatni raz widzielimy, profesor powiedzia, e ma now teori. Co do Whaleya i Czarnej ksigi. Wspomnia te o Joysie. - Popatrzya na Roba. - Wiedzia, e usiuj namwi ci do przeczytania Ulissesa albo Portretu... - Raczej bez powodzenia. - Tak, ale mimo wszystko. Zastanawiaam si nad tym, kiedy mnie wizili. I teraz... Wycigna dugopis z torebki i napisaa wyraz w notesie. TRYTER. Popatrzya na wasne dzieo. - Tryter. Tryter. Tryter. Nie ma takiego sowa. De Savary stara si wyprowadzi w pole zabjcw. - Co? - Gdyby napisa cae sowo, mogliby je zobaczy i Cloncurry, by si domyli. Hugo nie mia pewnoci, czy sprawcy nie wrc. Wic napisa sowo, ktre pozornie nie ma sensu. Ale takie, ktre, jak sdzi, kto zdoa rozszyfrowa. Moe ty, Rob. Gdyby je kiedykolwiek sysza. Rob wzruszy ramionami. - Nadal nie api. - Oczywicie, e nie. Nigdy nawet nie zajrzae do Joyce'a, mimo mojego entuzjazmu dla niego. A musiaby dobrze zna jego utwory. Hugo i ja uwielbialimy rozmawia o Joysie. Moglimy dyskutowa bez koca. Dooley wtrci zniecierpliwiony: - wietnie, zatem co znaczy to tryter? - Nic nie znaczy. Ale wystarczy doda dwie litery, by to zmieni. C i H. Wtedy otrzymamy... - Dopisaa dodatkowe litery do sowa w notatniku i pokazaa im: - Trychter!

Rob westchn. - To wspaniale, Christine. Ale czym lub kim jest trychter. Jak, u licha, moe to pomc Lizzie? - To nie jest popularne sowo. O ile wiem, w literaturze angielskiej pojawia si tylko raz. I w tym wanie sk. Bo ustp, w ktrym wystpuje, pochodzi z pierwszego genialnego dziea Joyce'a. Z Portretu artysty w wieku modzieczym. Sdz, e moe zawiera wany dla nas trop. Popatrzya na twarze dokoa. - Pamitajcie, e Joyce zna Dublin jak wasn kiesze. Wiedzia o miecie wszystko: zna kad legend, kad informacj, kad anegdot i umieszcza to wszystko w swoich ksikach. - Tak - rzuci Rob powtpiewajco. - Znaby te kady sekret i mit dotyczcy klubu Hellfire. I tego, co robili jego czonkowie. - Christine zamkna notes. - Myl wic, e w fragment moe nam powiedzie, gdzie znajdziemy to, czego potrzebujemy, eby uratowa Lizzie. - Popatrzya przez rzek. - A tam, zdaje si, jest ksigarnia. Rob si obrci. Tu po drugiej stronie nowego mostu, na drugim brzegu ospaej Liffey znajdowaa si filia ksigarni Eason. Ca pitk przeszli przez rzek i ku zaskoczeniu modej sprzedawczyni weszli do sklepu. Christine z miejsca podesza do dziau z literatur irlandzk. Wyja egzemplarz Portretu artysty w wieku modzieczym i zacza gorczkowo przerzuca strony. - A tutaj... jest fragment, w ktrym pojawia si trychter. - Czytaj na gos. - Jestemy mniej wicej w poowie powieci. Stephen Dedalus, bohater, tytuowy artysta, idzie zobaczy si ze swoim opiekunem naukowym, jezuickim dziekanem literatury angielskiej na dubliskim University College. Dyskutuj o filologii. I tu si zaczyna interesujcy nas passus. A wracajc do lampy - powiedzia. - Rwnie jej napenienie jest ciekawym problemem. Trzeba wybra czyst naft i zachowa ostrono podczas napeniania [... ] nie wla wicej, ni pomieci lejek". - Popatrzya po penych wyczekiwania twarzach zgromadzonych. - To dialog. Nie spodziewajcie si podkrelenia. Wrciwszy do ksiki, czytaa dalej: - Jaki lejek? - Zapyta Stephen. - Lejek, ktrym wlewa si naft do lampy. Ach, to to - zdziwi si Stephen. - To si nazywa lejek? Czy to raczej nie trychter?" [James Joyce, Portret artysty w wieku modzieczym, prze. Jerzy Jarniewicz, Znak, Krakw 2005, str. 186 (przyp. tum.).] - Przestaa czyta.

Rob wolno pokiwa gow. - No wic gadaj o jakich trychterach. Jak to si ma do klubu Hellfire? - Fragment, ktry jest nam potrzebny, znajduje si stron czy dwie wczeniej. - Christine przerzucia kartki i przeleciaa wzrokiem tekst. - O, prosz, mam. Ale drzewa na Stephen's Garden pachniay deszczem, a nasczona wilgoci ziemia wydzielaa cmentarny fetor [... ] i wiedzia, e za chwil, kiedy wejdzie do ponurego gmachu, uwiadomi sobie zepsucie innego rodzaju ni to, ktre stao si udziaem Basiora Egana i Whaleya Podpalacza". Rob jeszcze raz skin gow, tym razem niecierpliwie. - Czekajcie, to nie wszystko. Przeszed przez sie i skrci w korytarz po lewej, ktry prowadzi do sali fizyki. Korytarz ton w mroku i ciszy, ale kto nad nim czuwa. Skd to wraenie, e kto tutaj czuwa? Czy dlatego, e, jak sysza, za czasw Basiora Whaleya kryy si tu jakie schody?" [James Joyce, Portret artysty w wieku modzieczym, prze. Jerzy Jarniewicz, Znak, Krakw 2005, str. 181-182 (przyp. tum.).] - Zamkna ksik. W ksigarni panowaa cisza. - Ach - powiedzia Dooley. - Tak - rzuci Boijer. - Ale to chyba nie moe by tak oczywiste. - Sally cigna brwi. - Tajemne schody? I tyle? Tak po prostu? Dlaczego w takim razie ten potworny gang tam nie zajrza? - Moe nie czytaj Joyce'a - wysnu przypuszczenie Forrester. - To brzmi sensownie - podsumowa Dooley. - Z historycznego punktu widzenia. To odniesienie do Whaleya jest zgodne z prawd. W St Stephen's Green znajduj si dwa wspaniae wielkie domy. Jeden z nich, jestem pewien, zosta zbudowany na zamwienie Richarda Podpalacza Whaleya. - Nadal tam stoi? - spyta Rob. - Naturalnie. Chyba jeszcze teraz korzysta z niego uniwersytet. Rop ruszy do wyjcia. - No chodcie. Na co czekamy? Mamy tylko jeden dzie. Po kilku minutach intensywnego marszu dotarli na duy georgiaski plac, gdzie wyniose szeregowe budynki wznosiy si nad majestatyczn zieleni murawy w rodku. Rozwietlone socem trawniki i ogrody wyglday bardzo zachcajco. Rob wyobrazi sobie przez chwil bawic si tu Lizzie. Zdusi przeszywajcy smutek. Strach jednak nie dawa si zaguszy.

Stary University College zajmowa jeden z najwikszych budynkw przy placu. Elegancki i prosty, wzniesiony z szarego wapienia z Portlandu, zupenie nie przystawa do zbrodniczych czynw Podpalacza Whaleya i jego jeszcze bardziej szalonego syna. Tabliczka na zewntrz informowaa: Newman House: cz Narodowego Uniwersytetu Irlandii. Dooley zadzwoni do drzwi, podczas gdy Christine i Rob krcili si po chodniku. Sally postanowia poczeka na awce na placu, Forrester kaza Boijerowi z ni zosta. Przez chwil trwaa jaka dyskusja przez domofon, w kocu Dooley poda swj policyjny stopie i stanowisko i drzwi otworzyy si z rozmachem. Korytarz za nimi prezentowa si niemal rwnie imponujco jak fasada: zdobiony by georgiaskimi sztukateriami, szarobiaymi i ogromnymi. - Wow - zadziwi si Dooley. - Tak, to nasza chluba. Akcent brzmia z amerykaska. Podszed do nich mczyzna w rednim wieku i schludnym garniturze. Wycign rk do Dooleya. - Rayan Matthewson, dyrektor Newman House. Witam, komisarzu, witam... Przedstawili si. Forrester pokaza odznak. Matthewson zabra ich do zagraconej recepcji. - Ale panowie, wamanie byo w zeszym tygodniu. Nie bardzo rozumiem dlaczego teraz was przysyaj. Rob mia ze przeczucia. - Wamanie? - powiedzia Dooley. - Kiedy? Nie rozumiem. - Nic powanego. Kilka dni temu jaka grupka wyrostkw wamaa si do piwnicy. Przypuszczalnie narkomani. Nie udao nam si ich zapa. Do mocno zdemolowali piwniczne schody. Bg raczy wiedzie dlaczego. - Matthewson wzruszy ramionami. - Ale Garda zaraz przysaa posterunkowego. Ju to zaatwilimy. Spisa wszystko dokadnie... Rob i Christine popatrzyli na siebie ze smutkiem. Ale Dooley i Forrester nie dali si jednak tak atwo zniechci. Nadkomisarz streci w kilku zdaniach histori Podpalacza i poszukiwa Cloncurry'ego. Ze sposobu, w jaki mwi, Rob si zorientowa, e stara si nie zdradzi zbyt wiele, eby nie zbi z tropu i nie przestraszy mczyzny. Mimo to, gdy skoczy wyjanienia, dyrektor wyglda na skonsternowanego i przeraonego. W kocu powiedzia: - Niewiarygodne. Zatem sdzicie, e ci ludzie szukali tajemnych schodw? Wspomnianych w Portrecie?

- Tak - odrzeka Christine. - Co oznacza, e prawdopodobnie si spnilimy. Jeli gang nic nie znalaz, to nic tu nie ma. Merde. Dyrektor pokrci energicznie gow. - Tak naprawd nie musieli si w ogle wamywa. Mogli po prostu przyj na ktre z organizowanych przez nas otwartych drzwi. - Ze co prosz? - Nie ma tu adnej tajemnicy. adnej. Owszem, byy sekretne schody, ale zostay odkryte w tysic dziewiset dziewidziesitym dziewitym roku. Podczas duego remontu. Teraz to s normalne schody serwisowe na tyach budynku. Nie ma w nich ju nic tajemnego. - Czyli szukali w zym miejscu? - stwierdzi Dooley. Matthewson skin gow. - C, na to mi wyglda. Co za okrutna ironia. Mogli po prostu przyj i spyta, gdzie miecia si ta ukryta klatka schodowa, powiedziabym im przecie. Ale to chyba nie jest typowe modus operandi przestpcw, prawda? Grzeczne zapytanie. No, no. - To gdzie s te schody? - chcia wiedzie Rob. - Prosz za mn. Po trzech minutach znaleli si na tyach budynku i patrzyli na wsk drewnian klatk schodow prowadzc z parteru na ppitro. Bya ciemna, nieowietlona i po obu stronach wyoona ponur dbow boazeri. Rob przykucn nad drewnianymi stopniami. Postuka knykciami w najniszy. Ku rozczarowaniu wszystkich rozleg si guchy dwik. Christine zabbnia w drugi stopie. Matthewson pochyli si zaniepokojony. - Co robicie? Dziennikarz wzruszy ramionami. - Pomylaem, e jeli co tu jest ukryte, musi si znajdowa pod jednym ze stopni. Wic gdybym usysza pusty dwik, moe... - Zamierzacie zerwa schody? - Tak - powiedzia Rob. - Oczywicie. Co nam pozostaje? Dyrektor si zaczerwieni. - Ale ten budynek jest pod ochron, to jeden z najcenniejszych obiektw w Dublinie. Nie moecie wej sobie ot tak, i rzuci si z omem na zabytkowe wntrze. Bardzo mi przykro,

rozumiem wasz sytuacj, ale... Rob zmarszczy brwi i usiad na schodach, prbujc zapanowa nad gniewem. Forrester zamieni kilka sw na boku z Dooleyem, ktry zwrci si zaraz do Matthewsona: - Wie pan, wyglda na to, e przydaaby im si odrobina farby. - Nie rozumiem. - Mwi o schodach - wyjani. - Ciut zniszczone. May podmalunek dobrze by im zrobi. Dyrektor westchn. - No tak, c, nie mamy pienidzy, eby zrobi wszystko. Sztukaterie w holu pochony wikszo funduszy. - My mamy - powiedzia Dooley. - Prosz? - My mamy pienidze. To znaczy Garda ma. Jeli w ramach prowadzonego oficjalnie ledztwa bdziemy musieli wyama kilka prtw przytrzymujcych chodnik na schodach, oczywicie pokryjemy koszty naprawy. Wypacimy uniwersytetowi odszkodowanie. - Dooley poklepa Matthewsona po plecach. - I gow dam, e przekona si pan, i policyjne refundacje bywaj bardzo due. Mczyzna zdoby si na umiech. - Wystarczajco, by naprawi i odmalowa kilka stopni? I moe jeszcze z sal lub dwie? - O, nie wtpi. Matthewson umiechn si szerzej; wyglda, jakby kamie spad mu z serca. - Dobrze. Myl, e uda mi si wytumaczy z tego przed zarzdem. Zatem zgoda, czycie, co musicie. - Urwa. - Cho zastanawiam si, czy aby na pewno szukacie w dobrym miejscu. - Przychodzi panu co innego do gowy? - O, nie jestem pewien. To tylko taki pomys. - Prosz nam o nim opowiedzie. - Zawsze mylaem... - Popatrzy na schody. - Zastanawiam si czasami, dlaczego te schody, takie wskie, ami si u gry. Widzicie, tam? Zakrcaj. Na samej grze. Bez adnej uchwytnej architektonicznej przyczyny. To do kopotliwe, jeli si niesie duo ksiek. atwo si potkn. Tak tu ciemno. Nie dalej jak w te wita jeden ze studentw zama nog w kostce. Rob ju wbiega po stopniach, Christine za nim. Schody istotnie zmieniay bieg.

Dochodziy do pokrytej boazeri ciany i ostro skrcay w lewo. Rob popatrzy na panele, potem zastuka w cian. Rozleg si pusty dwik. Wszyscy popatrzyli na siebie. Matthewson mia rumiece. - Nie do wiary! Musimy chyba zdj boazeri i zobaczy, co jest pod spodem. Mamy narzdzia i latark w piwnicy. Przynios. - Pieprzy to. - Rob sign do kieszeni, wycign szwajcarski scyzoryk i wysun najgrubsze ostrze. Caa szstka milczaa, kiedy wbi n w boazeryjny panel. Drewno dao si atwo przebi. Byo cienkie jak sklejka. Rob obrci ostrze, eby znale punkt oparcia, potem nacisn w d i paszczyzna zacza ustpowa. Forrester, chwyci rg kwadratowego panela i razem oderwali cay, szeroki prawie na metr segment. Pod spodem znajdowaa si ciemna wnka, z ktrej buchna wo stchlizny. Rob nachyli si i maca w rodku rk. - Jezu, jak tu ciemno. Nic nie widz. Christine wyja komrk, wczya latark i ponad jego ramieniem skierowaa snop wiata do wntrza otworu. Rob i Forrester gapili si bez sowa, Dooley rzuci misem, a zszokowana Christine przyoya rk do ust. W gbi wnki, pokryte pajczynami i szarym kurzem leao due i bardzo zniszczone skrzane pudo.

46

Rob sign do wnki i stknwszy z wysiku, wycign pudo, ktre postawi na schodach. Byo okrge, z paskim wiekiem; skra bya bardzo stara, popkana i zniszczona. Cao sprawiaa wraenie autentycznego osiemnastowiecznego przedmiotu, bardzo eleganckiego. Moga to by na przykad torba podrna jakiego lorda. Pasowaa do stylu budynku, w ktrym tak dugo spoczywaa ukryta. Znalezisko pokrywaa gruba warstwa pajczyn i kurzu. Christine oczycia pobienie wieko i ich oczom ukaza si delikatny zoty napis: TW, Anno Domini 1791. Popatrzya na Roba. - Thomas Whaley. - Napis zosta wykonany, zanim jeszcze pojecha do Ziemi witej i zosta Jeruzalemem Whaleyem. Dyrektor kolegium wyglda na wzburzonego. Przestpowa z jednej elegancko obutej nogi na drug. - Suchajcie, kochani, moe zabralibymy to w jakie inne miejsce? Po tych schodach cigle krc si studenci i chyba wolabym unikn niepotrzebnego rozgosu. Forrester i Dooley przyznali mu racj i zgodzili si przenie gdzie indziej. Rob jeszcze raz unis pudo, trzymajc je przed sob jak bben. Nie byo cikie, tylko nieporczne. Co duego obijao si w rodku. Stara si trzyma je nieruchomo. Z kad mijajc sekund, kad zmarnowan sekund, myla o Lizzie. Z kad tak sekund bya blisza mierci. Z trudem pohamowywa si, eby na wszystkich nie krzycze. Zacisn mocno usta i w milczeniu szed za Matthewsonem po schodach, a potem wskim korytarzykiem. W kocu znaleli si w jasnym, eleganckim gabinecie dyrektora wychodzcym na drzewa i muraw St Stephen's Green.

Forrester zerkn przez okno na Sally i Boijera siedzcych na awce. - Chwilka - powiedzia i wyj komrk. Rob postawi pudo na biurku Matthewsona, wzniecajc obok kurzu. - Dobra - rzuci Dooley - Otwieramy. Christine ju badaa pudo. - To stare paski i sprzczki - wymruczaa, usiujc odpi jedn. - Nie puszcz. Dooley walczy z kolejn. - Zardzewiae na amen. Rob wysun si naprzd z noem. - Moja crka czeka. Uklk i po kolei przeci pasy. Ostatni by najtwardszy: piowa go zajadle przez dobr chwil. W kocu skra ustpia, pasek odpad. Rob zrobi krok do tyu. Forrester unis czarne skrzane wieko ze zotymi toczeniami. Wszyscy jak jeden m zajrzeli do wntrza, by zobaczy Czarn ksig ogldan po raz pierwszy od dwustu pidziesiciu lat. Tyle e nie bya to adna ksiga, ale czerep. - Jezu - jkn Dooley. Na dnie puda znajdowaa si czaszka. Bardzo dziwna czaszka. Ewidentnie naleaa do czowieka, ale zarazem jakby bya pozbawiona cech ludzkich. Miaa skone koci policzkowe i niemal ptasie, wowe oczodoy, bya adna i azjatycka, a przy tym osobliwie szeroka i wyszczerzona w okrutnym umiechu. Rob od razu j pozna. - Dokadnie co takiego widziaem w Lalisz. Tak sam czaszk. Jakby na wp czowieka, na wp ptaka. Co to jest, u licha. Christine, ty jeste osteo... specjalistk. Co to? Z zawodow wpraw signa do wntrza skrzanego puda i wycigna czaszk. - Bardzo dobrze zachowana - powiedziaa, przygldajc si sklepieniu i kociom uchwy. - Zostaa wypreparowana i zabezpieczona przed rozkadem. - Ale ile ma lat? I czy jest ludzka? Z tymi oczyma? Christine podesza z czaszk do duych szczeblinowych okien, przez ktre wpadao soce. Uniosa j do wiata. - Zdecydowanie naley do hominida. Ale to hybryda. Otworzyy si drzwi gabinetu. Na progu stali Sally i Boijer. Patrzyli zszokowani na

czerep w rkach Christine. - Wic to jest to? - spyta Boijer. - To jest ta Czarna ksiga? Jaka tam ludzka czaszka? Rob skin gow. - Tak. - Niezupenie ludzka. - Christine obracaa j w doniach. - Na pewno z rodziny czowiekowatych, ale zachodz powane rnice w budowie w porwnaniu z czaszk zwykego Homo sapiens. Popatrzcie. Wiksza mzgoczaszka, przekrj strzakowy i oczodoy... bardzo intrygujce. - Zatem to krzywka czowieka... z czym? - spyta Rob. - Nie mam pojcia. Na pewno nie z neandertalczykiem. Ani Homo habilis. To mi wyglda na jaki nieznany gatunek czowieka o bardzo duej mzgoczaszce. Rob nadal mia mtlik w gowie. - Ale wydawao mi si, e ludzie nie mogli rozmnaa si z innymi gatunkami? Ze rne gatunki nie mog si krzyowa? - Niekoniecznie. Niektre taksony maj zdolno krzyowania midzygatunkowego. Na przykad lwy i tygrysy. To rzadkie, ale si zdarza. Hybrydyzacja nie jest ewenementem w ewolucji czowiekowatych. Rni eksperci uwaaj, e krzyowalimy si z neandertalczykami. Postawia czaszk na biurku. Biae zby poyskiway w wietle lampy. Sam czerep by kremowoty i bardzo duy. Dooley zaglda do zatchego skrzanego puda. - Jest co jeszcze. - Sign, wycign zoony dokument i pooy go na biurku obok czaszki. By to pognieciony, mocno zniszczony gruby pergamin - poky i chyba bardzo stary: mg liczy nawet kilkaset lat. Bardzo ostronie Rob go rozoy i rozprostowa. Sycha byo szelest, rozesza si wyrana, cho nie niemia wo. Zapach smutku, staroci i pogrzebowych kwiatw. Pochylili si nad znaleziskiem. Christine patrzya ze zmarszczonym czoem. Wida byo jak symboliczn mapk i kilka linijek napisanych archaicznym, nieczytelnym pismem przy uyciu bardzo ciemnego atramentu. - Aramejski - rzucia Christine niemal natychmiast. - To aramejski. Zdaje si, e do nietypowa odmiana. Pozwlcie mi si lepiej przyjrze.

Rob westchn sfrustrowany: kada mijajca sekunda przyprawiaa go o wikszy bl. Zerkn na czaszk. Mia wraenie, e z niego szydzi. Szydzi jak Jamie Cloncurry Cloncurry! Rob si otrzsn. Maj Czarn ksig! Ten bydlak musi si o tym natychmiast dowiedzie. Spyta Matthewsona czy moe skorzysta z komputera, i dyrektor pokiwa gow na znak zgody. Rob podszed do biurka, zalogowa si i poczy z morderc. Kamera dziaaa. Po kilku sekundach na monitorze pojawia si oywiona twarz Cloncurry'ego z nieodcznym zoliwym umieszkiem. - O, przypuszczam zatem, e znalaze. Moe na przystanku autobusowym? Albo w klubie bingo? Rob uciszy go, podnoszc czaszk. Cloncurry patrzy oniemiay. Przekn lin i dalej si gapi. Rob nigdy jeszcze nie widzia go w stanie takiego zaskoczenia; zdawa si skonsternowany, zbity z tropu, niemal zszokowany. - Masz j, naprawd j masz - wydusi nienaturalnym ze zdenerwowania gosem. Znowu wbi wzrok w czaszk. - A co z dokumentami, znalaze co jeszcze? Sally podaa pergamin. Rob unis go do kamery i pokaza. Cloncurry odetchn gboko i ciko, jakby spad mu z serca ogromny kamie. - Wic przez cay czas bya w Irlandii. Czyli Previn si mylia. Ja si myliem. Layard by faszywym tropem. I to nawet nie jest pismo klinowe. - Potrzsn gow. - Gdzie dokadnie j znalelicie? - W Newman House. Cloncurry milcza. Potem znowu potrzsn gow i zamia si z gorycz. - Chryste? Pod tymi ukrytymi schodami? Jezus Maria. Mwiem, eby szukali dokadnie. Co za mierdzce imbecyle. - Przesta si mia. Popatrzy bezczelnie i pogardliwie w obiektyw. - Trudno, ju nic si z tym nie da zrobi. Moi koledzy le w trumnach. Ale ty moesz uratowa ycie swojej crce, pod warunkiem e przywieziesz mi czaszk i dokument. Okay? I chc to dosta w cigu... o Boe. Zaczyna si. Kolejny nieprzekraczalny termin. Ile takim durniom jak wy moe zaj przyjazd tutaj? - Rob chcia co powiedzie, ale Cloncurry unis do. - Zamknij si. Zrobimy tak. Dam ci jeszcze trzy dni. To na pewno do czasu. Moe nawet za duo. Ale ju taki jestem wspaniaomylny. Tylko, wierz mi, moja cierpliwo si koczy. Pamitaj, e masz

do czynienia z psychopat. - Zarechota i wykrzywi groteskowo twarz, parodiujc wasne szalestwo. - I jeszcze jedno, kochani. Nie zawracajcie sobie gowy i nie cignijcie tu ze sob swoich kumpli z policji. Nie na wiele si zdadz. Prawda? Bo ani Kiribali, ani Kurdowie im raczej nie pomog. Myl, e macie tego wiadomo. Zatem do dziea, Rob. Pakuj si do samolotu, przywie mi Ksig, a dostaniesz w zamian Lizzie. Ca. Masz siedemdziesit dwie godziny. Finito. Ostateczny termin. Ciao. Obraz zgas. Forrester przerwa cisz. - Oczywicie, e bdziemy musieli zaatwi to oficjalnymi kanaami, dosta zgod miejscowej policji. Zwrc si do Home Office. Nie moemy wam pozwoli polecie tam ot tak. To jest sprawa o morderstwo. Bardzo zoona. Jestem pewien, e to rozumiecie. Rob zmruy oczy. - Oczywicie. - Przykro mi, jeli trci wam to biurokracj, ale zaatwimy wszystko bardzo szybko. Tyle e musimy dziaa ostronie. Ten go to wariat, jeli polecicie sami, nie ma adnej gwarancji, e nie... no wiecie. Potrzebujemy miejscowego wsparcia. A to oznacza zaangaowanie oficjalnych czynnikw, uzyskanie zgody z Ankary, wspdziaanie z Dublinem. To wszystko. Robowi przypomnia si Kiribali. Jego jaszczurzy umiech. Groby na lotnisku. - Oczywicie. Matthewson znowu przestpowa z nogi na nog. Ewidentnie rad byby ju pozby si z gabinetu dokuczliwego towarzystwa, ale grzeczno nie pozwalaa mu powiedzie tego otwarcie. Opucili pomieszczenie, prowadzeni przez Roba, ktry nis Czarn ksig - czaszk i map w starym skrzanym pudle. Za nim szy Sally i Christine pogrone w cichej rozmowie. Policjanci zamykali pochd i ywo dyskutowali, niemal si kcc. Rob zobaczy, jak komisarz z Londynu wymachuje Boijerowi palcem przed nosem. - O co, do cholery, tak si sprzeczaj? Christine wzruszya ramionami. - Kto ich tam wie - rzucia z sardonicznym umiechem. Szli dalej. Rob popatrzy w lewo, na Sally, i w prawo, na Christine, i spyta: - Mylicie o tym samym co ja?

- Tak - odrzeka Christine. - Policja to spieprzy. - Wanie. Ta gadka skontaktowa si z Home Office". Jezu. - Czu, jak wszystko przewraca si w nim z frustracji i gniewu. - I jeszcze chc gada z Kiribalim. Urwali si z ksiyca? Przecie go na bank ma konszachty z Cloncurrym. Kto jeszcze bydlakowi pomaga? - A uzyskanie zgody z Ankary zajmie cae wieki - cigna Christine. - Zra Kurdw i caa rzecz skoczy si wielkim fiaskiem. Niczego nie rozumiej. Nigdy tam nie byli, nie widzieli anhurfy... - No to moe ty musisz pojecha. Teraz. - Sally cisna do Roba. - Zrb to. Zabierz Czarn ksig, t czaszk, cokolwiek to jest, i zawie j Cloncurry'emu. Po prostu wsid do samolotu, teraz, jutro, policja nie moe ci zatrzyma. Zrb, czego ten bydlak chce. To nasza crka. Rob wolno pokiwa gow. - Macie racj. I znam kogo, kto moe pomc... w anhurfie. Christine uniosa do. - Ale Cloncurry'emu nie mona ufa. Tu Forrester ma racj. - Z twarz rozjanion ostatnimi promieniami zachodzcego soca popatrzya powanie na Roba, potem na Sally. - Na pewno zaley mu na Ksidze. Ale kiedy ju mu j oddamy, kiedy pooy na niej apsko, moe i tak... zrobi, co bdzie chcia. Rozumiecie? Jest psychopat. Jak sam mwi, lubi zabija. - To co robimy? - spyta z rozpacz Rob. - Moe jest wyjcie. Widziaam t map. - e co? - Kiedy bylimy w gabinecie Matthewsona - wyjania. - Pergamin jest napisany w pnym staroaramejskim, jzyku Kananejczykw. Sdz, e mog go odczyta.

Prawdopodobnie. - I? Christine popatrzya na skrzane pudo stojce u stp Roba. - Poka mi j jeszcze raz. Unis wieko, wycign pergamin i rozoy na kolanach. Christine skina gow. - Tak te mylaam - wskazaa palcem jedn z linijek staroytnego tekstu. - Tu jest napisane: wielka czaszka przodkw" pochodzi z Doliny Mordu". - A to co takiego?

- To nie jest wyjanione. - Wspaniale. A co jest dalej napisane? Tutaj. Co to znaczy? - Jest mowa o Ksidze Henocha. Ale nie ma cytatw, tylko nawizanie. - cigna brwi. - A dalej: Nasi przodkowie umarli w Dolinie Mordu". Tak, tak, tak. - Pokazaa inn linijk tekstu. - Tu jest napisane, e dolina jest o dzie drogi w kierunku zachodzcego soca od miejsca kultu". - A to... ? - Jaka rzeka i doliny. Tu mamy kolejn podpowied. Miejsce kultu nazywane jest te Brzuchatym Wzgrzem". No to mamy! Rob mia pustk w gowie. By zmczony i umiera z niepokoju o crk. Zerkn na Christine. Na jej twarzy malowa si zupenie inny wyraz: czujna uwaga i ekscytacja. Popatrzya mu w oczy. - Brzuchate Wzgrze". Nie pamitasz? Rob potrzsn gow, czujc si jak idiota. - Brzuchate Wzgrze to nic innego jak dosowne tumaczenie nazwy Gbekli Tepe. Co zaczo Robowi wita. Nieco dalej na murawie policjanci ewidentnie koczyli narad i ciskali sobie donie. Christine cigna: - Zatem wedug tego pergaminu dzie drogi na zachd od Gbekli Tepe znajduje si Dolina Mordu. I to stamtd pochodzi ta czaszka. I tam te, jak podejrzewam, znajdziemy jeszcze wiele innych, podobnych. Musimy wzi sprawy we wasne rce. Myle kilka ruchw do przodu. Moemy zmusi Cloncurry'ego, eby to on przyjecha do nas. Musimy mie co tak wanego, co zmusi go do oddania nam Lizzie ywej. Jeli odkryjemy sekret, tajemnic, do ktrej wskazwki zawiera Czarna ksiga, czyli czaszka i mapa, jeli rozkopiemy Wzgrze Mordu i poznamy prawd, jaka si za tym wszystkim kryje, przyjdzie do nas i bdzie ebra. Poniewa to w tej dolinie ukryty jest sekret. Ten, o ktrym w kko bredzi. Sekret, ktrego poznanie zamao ycie Jeruzalema Whaleya. Sekret, ktry Cloncurry chce na zawsze ukry. Jedynym sposobem na zyskanie nad nim wadzy jest rozkopanie doliny, poznanie tajemnicy i zagroenie jej ujawnieniem, jeli Cloncurry nie odda Lizzie. Tylko tak z nim wygramy. Zbliali si do nich policjanci, najwyraniej zakoczywszy definitywnie dyskusj. Rob ucisn Sally i Christine za rce. Wyszepta do obu:

- Dobrze. Zrbmy to. Ja i Christine natychmiast polecimy do anhurfy. Sami. I dokopiemy si do tego sekretu. - Tylko nic nie mwimy policji - zastrzega Christine. Rob odwrci si do byej ony. - Nie masz wtpliwoci, Sally? Musz mie twoj zgod. Patrzya na Roba. - Ufam ci, Robercie Luttrellu. - Jej oczy napeniy si zami, ale udao jej si nad nimi zapanowa. - Wierz, e uratujesz nasz crk. Wic tak. Prosz, zrb to. Tylko, bagam, bagam, przywie Lizzie. Forrester podszed do nich, zacierajc rce. - Czas biegnie, pora zbiera si na lotnisko. Musimy wprowadzi w spraw Home Office. Bdziemy naciska, obiecuj. Rob pokiwa gow. Za nadkomisarzem majaczy ponury szary fronton Newman House. Przez sekund Rob wyobraa sobie, jak wyglda w budynek, kiedy Whaleyowie organizowali tu hulaszcze zabawy w migoczcym wietle latarni: widzia przed oczyma modych mczyzn zrywajcych boki ze miechu, gdy podpalali czarne koty oblane whisky.

47

Jeszcze tego samego wieczoru Christine i Rob polecieli do Turcji, wczeni ej naopowiadawszy wierutnych kamstw Forresterowi i Boijerowi. Postanowili zabra ze sob Czarn ksig: Christine musiaa okaza dokumenty potwierdzajce wykonywany zawd i bysn najbardziej czarujcym umiechem, eby przeszmuglowa dziwn i zapewne ludzk czaszk przez odpraw celn. W Turcji musieli by jeszcze ostroniejsi. Polecieli do Diyarbakiru przez Stambu, potem odbyli nocn szeciogodzinn podr publicznymi rodkami komunikacji do anhurfy. Nie chcieli zawiadamia Kiribalego o swoim przybyciu, pojawiajc si na miejscowym lotnisku, gdzie od razu rzuciliby si w oczy; nie chcieli, eby Kiribali w ogle wiedzia, e s w Turcji. Ju sam pobyt w Kurdystanie by wystarczajco niebezpieczny. W centrum zgiekliwej, ttnicej yciem anhurfy skierowali si do hotelu Charan. Rob odnalaz swojego czowieka - Radewana - kryjcego si przed gorcym porannym socem tu przy wejciu do hotelu i zajadle dyskutujcego o pice nonej z innymi takswkarzami. Min mia do skwaszon. Ale pieski nastrj tumaczy ramadan: wszyscy byli nie w sosie, godni i spragnieni przez cay dzie. Rob przeszed od razu do sedna i spyta, czy Radewan znajdzie kilka osb, ktre pomogyby im w pracach wykopaliskowych w Dolinie Mordu. Zniajc gos, poprosi, by zaatwi jak bro. Chcia by przygotowany na kad ewentualno. Z pocztku Radewan by ponury i peen wtpliwoci: poszed skonsultowa si ze swoimi niezliczonymi kuzynami. Ale wrci ju po godzinie z siedmioma przyjacimi i krewnymi: umiechnitymi kurdyjskimi modziecami. Tymczasem Rob zdy ju kupi kilka uywanych szpadli i wynaj dwa bardzo stare land-rovery. Zapowiadao si na to, e bd to najpopieszniej przeprowadzone wykopaliska w historii archeologii, ale nie mieli wyboru. Pozostay im tylko dwa dni na poznanie ostatecznej

odpowiedzi na wszystkie pytania, dwa dni na odkopanie Doliny Mordu i zmuszenie Cloncurry'ego do wydania Lizzie. Radewan zaatwi bro: dwie rutwki i jeden niemiecki pistolet, ktre ukryli w starym, zniszczonym worku. Takswkarz mrugn do Roba, kiedy dobijali targu. - Widzisz, jak ja pomagam, mister Robbie. Lubi Anglikw, oni pomagaj Kurdom. Wyszczerzy si z luboci, gdy dziennikarz wrcza mu zwitek dolarw. Kiedy wszystko ju zaadowano do samochodw, Rob wskoczy za kko i odpali silnik. Rozpieraa go niecierpliwo, mia wraenie, e siedzi na rozarzonych wglach. Ju sam fakt, e przebywa w tym samym miecie co Lizzie i nie wie, gdzie ona jest i jak bardzo cierpi, sprawia, e czu si tak, jakby bez koca przechodzi zawa. Mia ble promieniujce do ramienia, palpitacje, koatanie serca. Bolaa go szczka. Myla o uwizionej crce przez cay czas, a do momentu, kiedy ostatnie budynki Urfy rozpyny si w mgiece kurzu i szaroci we wstecznym lusterku. Obok niego siedziaa Christine, trzech Kurdw z tyu. Radewan prowadzi drugiego land-rovera, podajcego tu za nimi. Bro bya ukryta w worku pod siedzeniem Roba, ' Czarna ksiga, dobrze umocowana, w baganiku. W miar jak zbliali si do celu, oywione rozmowy Kurdw zamieniy si w szepty, a potem milczenie. Cisza, jaka zalega w samochodzie, wspgraa z narastajc martwot pustynnych pustkowi. tej, jaowej guszy. Upa by niewiarygodny: penia lata na skraju syryjskiej pustyni. Jechali na poudnie i Rob czu, e Gbekli jest ju blisko, ale tym razem przemknli obok zjazdu na wykopaliska i przejechali dalej przez kilka wojskowych punktw kontrolnych drog na Damaszek. Christine kupia wczeniej bardzo dokadn map i sdzia, e wie, gdzie maj szuka doliny. - Tutaj - rzucia kategorycznym tonem przy jednym ze zjazdw. Skrcili w prawo i przez p godziny pdzili po bezdroach. W kocu wjechali na wzgrze. Samochody si zatrzymay, wszyscy wysiedli. Kurdowie byli brudni, spoceni i buntowniczo nastawieni. Wycignito szpadle oraz pozostay sprzt i rzucono na piaszczyst ziemi. Na lewo cigna si wska i pozbawiona rolinnoci dolina. - To tu - orzeka Christine. - Dolina Mordu. Nadal nazywaj j Dolin Zagady. Jest nawet zaznaczona na mapie.

Rob rozejrza si i sucha. Ale do jego uszu docierao tylko zawodzenie pustynnego wiatru. W caej okolicy panowaa gucha cisza, osobliwa nawet jak na pustyni w pobliu Gbekli. - Gdzie s wszyscy? - spyta. - Wyjechali. Ewakuowani. Przeniesieni przez rzd - wyjania Christine. - e jak? - Dlatego. - Pokazaa rk na lewo, gdzie w oddali poyskiwaa ogromna, paska, srebrna tafla. - To wody z Programu Nawadniania Anatolii Poudniowo-Wschodniej. Eufrat. Nawadniaj cay teren w ramach planu irygacyjnego. Zatopiono ju kilka duych stanowisk archeologicznych. Cay projekt budzi ogromne kontrowersje. - Chryste, to tylko kilka kilometrw std. - A woda pynie w naszym kierunku. Ale wa j zatrzyma. Ten nasyp tutaj. - cigna brwi. Jej bia koszul pokryway kropki tego pyu. - Chocia musimy uwaa. Wody zalewowe potrafi by bardzo szybkie. I nieprzewidywalne. - I tak musimy si spieszy - powiedzia Rob. Zeszli ze wzgrza do doliny. W cigu kilku minut Christine pokazaa Kurdom, co maj robi, i zaczli kopa. Ogrom czekajcej ich pracy przeraa Roba. Dolina miaa ponad ptora kilometra dugoci, lekko liczc. W cigu dwch dni zdoaj rozkopa zaledwie niewielk cz. Moe dwadziecia procent. Przy sprzyjajcych wiatrach trzydzieci. I to tylko pod warunkiem e nie bd kopa zbyt gboko. Zatem bd potrzebowali szczcia, eby co znale. Do strachu i smutku, ktre go nie opuszczay, od kiedy wrci na kurdyjsk pustyni, doczyy teraz narastajce znuenie i uczucie zniechcenia. Poczucie bezsensu wszelkich dziaa. Lizzie umrze. Umrze. A Rob czu si bezuyteczny, do niczego: mia wraenie, e utonie w daremnoci tych wysikw, zostanie pogrzebany jak spragniona kurdyjska ziemia czekajca niecierpliwie, a przykryje j ogromne wieko srebrnej trumny: wody zalewowe Programu Anatolii Poudniowo - Wschodniej. Wiedzia jednak, e musi by silny, eby doprowadzi rzecz do koca, wic prbowa poprawi sobie jako nastrj. Pamita, co Breitner powiedzia o Christine: e jest jednym z najlepszych archeologw swego pokolenia". Pamita te, e studiowaa w Cambridge u samej wielkiej Isobel Previn.

Teraz Francuzka pewnie kierowaa pracami: spokojnie, ale stanowczo mwia mczyznom, gdzie maj kopa, rozstawiajc ich w rnych miejscach w dolinie. Przez godzin lub dwie nad stanowiskiem py wznosi si i opada, szpadle dzwoniy i odgarniay ziemi. Gorcy ponury wiatr ze wistem przelatywa nad Dolin Mordu. Nagle jeden z mczyzn upuci szpadel. To by dalszy krewny Radewana, Mumtaz. - Panno Meyer! - krzykn. - Panno Meyer! Podbiega do niego, Rob za ni. W pokrytej pyem ziemi lea fragment biaej koci: bya to ludzka czaszka. Nawet Rob to pozna. Christine wygldaa na zaintrygowan, ale nie triumfujc. Skina gow. - Dobrze. Kopcie teraz na boki. Kurdowie nie zrozumieli. Christine powtrzya Radewanowi, tym razem po kurdyjsku: kopcie wzdu. Niezbyt gboko. Teraz chodzio o zbadanie jak najwikszej powierzchni, zostay im niecae dwa dni. Mczyni pracowali zgodnie z instrukcjami najwyraniej oczarowani up orem Christine. Rob znowu przyczy si do kopania. Co kilka minut odkrywali nastpn czaszk. Rob gorczkowo pomaga odsania ziemi. Kolejna czaszka, nastpny szkielet. Gdy tylko natrafiali na kawaki koci, nie odkopywali ich w caoci, Christine polecia im, by w takim wypadku kopali obok. Kolejna czaszka, kolejny szkielet. Rob zauway, e naleay raczej do niskich ludzi. Typowi owcy-zbieracze, wyjania Christine, mieli gra metr pidziesit dwa wzrostu. Byli mocnej budowy, ale raczej przecitnego wzrostu, nawet jak na tamte czasy. Kopali coraz szybciej i coraz bardziej pobienie. Soce mino zenit; Rob czu te, e wielka ciana wody coraz bardziej si zblia. Od zalewu dzielio ich tylko kilka dni. Mimo to kopali. Nagle rozleg si kolejny krzyk, tym razem Radewana. - Panie Rob! - zawoa. - Niech pan spojrzy. Bardzo duy czowiek. Jak Amerykanin. Zeskrobywa ziemi z koci udowej. - Jak Amerykanin, ktry zjad duo McNuggetsw. - Ko bya niemal dwa razy wiksza od wszystkich pozostaych. Christine wskoczya do rowu, Rob do niej doczy. Razem odkopali reszt szkieletu. Trwao to troch, bo rzeczywicie by ogromny. Mia co najmniej dwa metry trzydzieci centymetrw dugoci. Odgarniali ziemi z miednicy, z eber, z krgosupa, odsaniajc wielkie

biae koci lece w brudnotym pyle. W kocu odsonili czaszk. Radewan wycign j za jednym pocigniciem i unis do gry. Rob gapi si w osupieniu. Bya olbrzymia. Christine wzia od Kurda ogromny czerep i przygldaa mu si badawczo. Ludzki, ale niezupenie: duo wikszy, o skonych, ptasich oczodoach, wyranych kociach policzkowych, maej uchwie i bardzo duej mzgoczaszce. Rob przypatrzy si z bliska wyszczerzonej szczce z dobrze zachowanymi zbami. - To jest... - Otar twarz z soli, potu i kurzu. - To jest hominid, tak? - Tak - powiedziaa Christine. - Ale... - Obracaa znalezisko w penym socu. Czaszka bya wypeniona ciemnot ziemi, ktra nadawaa duym, skonym oczodoom pusty i nieprzyjazny wyraz. Rob usysza skd krzyk ptaka - samotnego drapienika krcego wolno na niebie. Pewnie spa zwabionego widokiem koci. Christine stara z czaszki resztki tego pyu. - Ewidentnie hominid. Ewidentnie nie Homo sapiens. Nie przypomina niczego, co znamy. Bardzo dua mzgoczaszka, co sugeruje wysok inteligencj. - Wyglda troch... z azjatycka. Prawda? - Owszem, mongoloidalnie pod pewnymi wzgldami. Ale spjrz na te oczy, na mzgoczaszk. Zdumiewajce. A jednak pasuje. Poniewa myl... - Popatrzya na Roba. Myl, e mamy tu wyjanienie naszego przypadku hybrydyzacji. To jest ten drugi gatunek hominida. Skrzyowa si z mniejszymi ludmi std, a efekt widzielimy pod postaci czaszki z Czarnej ksigi. Kurdowie kopali dalej. Szkielet za szkieletem. Liczba koci, ktre odkryli, przyprawiaa niemal o mdoci. Soce chylio si ku linii horyzontu: dzie si koczy, a mczyznom pilno byo do domw na uczt koczc caodniowy post. Kiedy Rob poczu si zbyt wyczerpany, by kopa dalej, a widok biaych koci i wyszczerzonych szczk ogromnych czaszek ju mu obrzyd, pooy si na pokrytym pyem wzgrzu i patrzy. Potem wyj notatnik i zacz pisa. eby zoy w cao wszystkie kawaki amigwki. To by jedyny znany mu sposb rozwizywania zagadek: spisanie, nazwanie, uporzdkowanie. I poczenie w jedn cao, w jedn opowie. Pisa i czu, jak przygasa soce. Kiedy skoczy, podnis gow: Christine mierzya koci i robia zdjcia szkieletw.

Dzie dobieg koca. Ciepy pustynny wiatr przybiera na sile. Rob czu w powietrzu zapach wd zalewowych, byy ju tak blisko. Przypuszczalnie nie dalej ni trzy, moe pi kilometrw od nich. Popatrzy na wykopane rowy zmczonymi oczyma. Odsonili ogromne i wzbudzajce ao cmentarzysko: kostnic praludzi zagrzebanych razem z czowiekowatymi olbrzymami. Ale prawdziwy sekret nadal spoczywa ukryty, Rob go nie odgad, jego notatki nie miay sensu. Jeszcze nie zdoali rozwiza zagadki, pozna tajemnicy. A zmrok, jaki zapad nad pustyni, oznacza, e pozosta im ju tylko jeden dzie. Serce Roba pakao za crk.

48

W drodze powrotnej do anhurfy rozmawiali o pergaminie i pojawiajcych si w dokumencie odniesieniach do Ksigi Henocha. Rob zmienia biegi, a Christine, przekrzykujc warkot silnika, przedstawiaa swoje teorie. - Ksiga Henocha jest apokryfem. - Czyli? - Nie wchodzi w skad biblijnego kanonu, ale jest uwaana przez niektre pradawne odamy chrzecijastwa, na przykad Etiopski Koci Ortodoksyjny, za wit. - Rozumiem. - Ma okoo dwch tysicy dwustu lat i prawdopodobnie zostaa napisana przez Izraelitw, cho pewnoci nie ma. - Patrzya przed siebie na roztaczajc si dokoa pustyni. - Znaleziono j wrd rkopisw kumraskich zwanych zwojami znad Morza Martwego. Opisuje czasy, kiedy piciu upadych aniow: piciu szatanw albo czuwajcych i ich sudzy zamieszkali wrd ludzi. Ci anioowie byli jakoby blisko Boga, ale nie potrafili oprze si urodzie kobiet, crek Ewy. Posiedli te niewiasty, a w zamian za to obiecali mczyznom wyjawienie tajemnic pisma, budownictwa, sztuki. Te demony nauczyy take kobiety caowa fallus". Rob rozejrza si po samochodzie i zdoby si na umiech. Christine te si umiechna. - To jest okrelenie, ktre pojawia si w Ksidze Henocha. - Christine wzia yk wody z butelki. - Brr. Ciepa. - Mw dalej - poprosi Rob. - Ksiga Henocha. - Tak. Maestwa mieszane midzy ludmi a demonami day pocztek rasie zych gigantw, Nefilimw. Rob patrzy na pogron w mroku drog. Chcia zrozumie, co mwi Christine. Naprawd chcia. Bardzo si stara. Poprosi, eby jeszcze raz powtrzya, ale w kocu da za

wygran. Nie mg przesta myle o Lizzie. Zastanawia si, czy powinni zadzwoni do Cloncurry'ego. Wiedzia jednak, e to gupi pomys. Musieli go zaskoczy, oznajmi nagle, e odkryli sekret - jeli go w ogle odkryj. Na tym opiera si cay plan. By zmczony, przeraony, spalony socem i cigle jeszcze pod wraeniem grozy pustyni. Czu blisko megalitw Gbekli, ktre stay gdzie tam na pustkowiu. Przypomnia sobie rzeb kobiety czekajcej, eby zgwaciy j dzikie winie z ogromnymi penisami. Pomyla o niemowltach krzyczcych w starych dzbanach. A potem jego myli znowu pobiegy do Lizzie i Cloncurry'ego, stara si odsun drczcy go strach. Ostatnie kilometry drogi upyny w milczeniu i niepokoju. Kurdowie poegnali si mrukliwie i poszli ucztowa, Rob i Christine zaparkowali samochody i kompletnie wyczerpani wlizgnli si do hotelu. Rob nis Czarn ksig przycinit mocno do piersi. Czu, jak od zmczenia mdlej mu rce. Nie mieli jednak czasu na odpoczynek. Rob by zmczony, ale rozgorczkowany i chcia omwi swoje notatki. Gdy tylko znaleli si w pokoju, jeszcze zanim Christine zdya si wykpa, zarzuci j pytaniami. - Nie rozumiem tych dzbanw. Amfor z dziemi w Gbekli. Christine popatrzya na Roba penymi mioci, ale przekrwionymi z niewyspania ciemnobrzowymi oczyma. Mimo to nalega. - Chodzi ci o sam fakt, e to byy dzbany? To ci nie daje spokoju? - Tak. Zawsze mylaem, e kultura z czasw Gbekli bya... jak to okreli Breitner... aceramiczna. e tamte ludy nie znay garncarstwa. A tu nagle si okazuje, e kto si pojawi i nauczy tych goci, jak wyrabia naczynia, na dugo zanim t umiejtno posiady inne ludy. - Tak, to prawda. - Christine urwaa. - Z wyjtkiem jednego miejsca. Byo miejsce, w ktrym ceramika bya znana, jeszcze zanim pojawia si ona w Gbekli. - Jakie? - Japonia. Kultura Jmon. - e jak? - Bardzo wczesna kultura neolityczna. Autochtoniczne ludy japoskie. Ajnowie, ktrzy nadal yj na pooonych najdalej na pnoc obszarach Japonii, mog by z nimi spokrewnieni. Wstaa, potara bolce plecy, podesza do minibarku, wyja butelk wody i apczywie wypia. W

kocu pooya si na ku i wyjania: - Nie wiadomo, skd si wziy ludy Jmon. Prawdopodobnie jako pierwsze zaczy uprawia ry. A potem wytwarza zaawansowan technologicznie ceramik, tak zwan ceramik sznurow. - Kiedy to byo? - Szesnacie tysicy lat temu. - Szesnacie tysicy lat temu?! - Rob popatrzy na ni zdumiony. - To ponad trzy tysice lat przed powstaniem Gbekli. - Tak. A niektrzy badacze s zdania, e kultura Jmon moga pozna t technologi od jeszcze wczeniejszych kultur. Na przykad tej z Kondon nad Amurem. By moe. Amur to rzeka we wschodniej Azji, znajdujemy tam lady ceramiki pochodzce z jeszcze wczeniejszych okresw. To niezwykle zagadkowe. Te zadziwiajco rozwinite ludy Pnocy. Pojawiaj si i znikaj. Niby s najprostszymi owcami-zbieraczami i nagle wykonuj zdumiewajcy, wrcz irracjonalny technologiczny skok do przodu. - Co masz na myli? Wrcz irracjonalny? - Syberia, Mongolia Wewntrzna, daleka pnoc Japonii. Ten region nie zapewnia raczej korzystnych warunkw do rozwoju. To nie jest ciepy, soneczny, yzny Pksiyc, tylko mrone, nieprzyjazne ziemie pnocnej Azji. Dorzecze Amuru to zim jedno z najzimniejszych miejsc na ziemi. - Patrzya na sufit. - Czasem si nawet zastanawiam, czy jeszcze dalej na pnoc nie istniaa jaka protokultura. Na terenach dzisiejszej Syberii. Dzi ju nieznana, a ktra wczeniej promieniowaa na te szczepy. Poniewa w przeciwnym razie to po prostu jest zbyt dziwne... Rob pokrci gow. Siedzia z rozoonym na kolanach notatnikiem i uniesionym dugopisem. - Ale moe nie wyginy, Christine. Te kultury. Co? Moe wcale nie znikny? - Nie rozumiem? - A te czaszki? Wygldaj, jakby pochodziy z Azji, mongoloidalnie. Moe te wschodnie ludy nie wyginy, tylko wywdroway na zachd. Czy moe istnie jaki zwizek midzy rozwinitymi azjatyckimi szczepami a Gbekli? Christine skina gow i ziewna. - Tak, chyba tak. Niewykluczone. Jezu, Rob, jestem taka zmczona. Rob z miejsca skarci si w duchu. Nie spali od dwudziestu czterech godzin, zrobili, ile

mogli. Zbyt duo od niej wymaga. Przeprosi j i pooy si obok niej na ku. - Robbie, uratujemy j - zapewnia. - Obiecuj. - Przytulia go. - Obiecuj. Rob zamkn oczy. - pijmy.

Obudzi go peen przemocy sen. nio mu si, e go bij, e Cloncurry okada go piciami, ale kiedy oprzytomnia, okazao si, e odgos uderze by prawdziwy. Przed hotelem ciemnymi ulicami anhurfy szli mczyni i walili w ogromne bbny, budzc ludzi na posiek przed wschodem soca - tradycyjny rytua ramadanu. Rob westchn i przechyli zegarek, ktry lea na nocnej szafce. Bya dopiero czwarta rano. Gapi si w sufit, suchajc dudnienia bbnw. Christine pochrapywaa cichutko. Dwie godziny pniej to ona obudzia go szturchaniem. Wsta, zaspany i niemrawy, i wzi prysznic w orzewiajco zimnej wodzie. Radewan z przyjacimi czekali ju przed hotelem. Pomogli wepchn Czarn ksig do baganika. Kiedy sunli pustyni do Doliny Mordu, Rob zjad jajko na twardo z kawakiem pity. Nie mieli czasu na porzdne niadanie w hotelu. Rob obserwowa kopicych Kurdw. Zachowywali si tak, jakby wiedzieli, e bez wzgldu na wszystko, prace dobiegaj koca, czuli ju rado nadcigajcego lenistwa. To by ostatni dzie. Jutro rano mija termin ultimatum. Nieodwoalnie. Rob czu, jak odek skrca mu si z napicia. O jedenastej wszed na ssiadujce z dolin wzgrze i popatrzy na paskie, srebrne jezioro wd zalewowych. Teraz znajdowao si zaledwie jakie ptora kilometra dalej, woda jakby przyspieszya, przelewajc si przez wzgrza i wypeniajc doliny. Wa ich ochroni, ale postpujca powd i tak stanowia grony widok. Na szczycie wau sta may szaas pasterski, niczym stranik chronicy ich przed potopem. Usiad na gazie i zrobi kilka notatek, nawlekajc cenne pereki ladw na naszyjnik narracji. Nie dawa mu spokoju pewien tekst. Pamita, jak ojciec deklamowa go w kociele mormoskim. Ksiga Rodzaju, rozdzia 6: A kiedy ludzie zaczli si mnoy na ziemi, rodziy im si crki. Synowie Boga, widzc, e crki czowiecze s pikne, brali je sobie za ony, wszystkie, jakie im si tylko podobay". Przez p godziny pisa, skrela i pisa znowu. By niemal u mety, niemal skoczy.

Zamkn notes, odwrci si i zszed do doliny. Zobaczy, e Christine ley pasko na ziemi, jakby spaa. Ale nie: wzrok miaa skupiony, wbity w ziemi. - Szukam anomalii - powiedziaa, zerkajc na niego. - I znalazam. Dobrze! - Wstaa, zaklaskaa i modzi Kurdowie natychmiast na ni spojrzeli. - Prosz, panowie. Niedugo wrcicie do domu do swoich rodzin i zapomnicie o wariatce z Francji. Ale pki co, prosz o jeszcze odrobin wysiku. Tam. Radewan i jego przyjaciele podnieli szpadle i ruszyli za Christine w inny zaktek doliny. - Kopcie prosto. Tutaj. I nie za gboko. Szeroko i pytko. Dzikuj. Rob poszed po swj szpadel, eby doczy do Kurdw. Lubi z nimi pracowa. To zajmowao myli, pozwalao cho przez chwil nie denerwowa si tym, e ich wysiki mog si okaza daremne. I Lizzie. I Lizzie. I Lizzie. I Lizzie. Kiedy kopali, spyta Christine o neandertalczykw. Kiedy opowiadaa, e pracowaa na kilku stanowiskach, gdzie znaleziono ich szcztki. Na przykad w Moula-Guercy na brzegu Rodanu we Francji. - Mylisz, e si krzyowali z Homo sapiens? - Niewykluczone. - Ale obia mi si o uszy taka teoria, e po prostu wyginli. - Owszem. Jednak mamy te dowody przemawiajce za tym, e mogli si krzyowa z ludmi. - Otara rkawem pot z twarzy. - Niewykluczone, e nawet gwatem dorwali si do puli ludzkich genw. Jeli grozio im wymarcie, bo na przykad nie byli w stanie skutecznie rywalizowa o poywienie, prbowaliby desperacko przeduy wasny gatunek. A byli wiksi od Homo sapiens. Cho moliwe, e nie tak mdrzy... Rob obserwowa ptaka krcego w powietrzu: jeszcze jeden sp. Zada nastpne pytanie: - Jeli istotnie si krzyowali, to czy mogo to zaowocowa zmian zachowania ludzi. Ludzkiej kultury? - Tak. Jedn z moliwoci jest kanibalizm. Nie notujemy przypadkw zorganizowanego ludoerstwa w kulturach ludzkich a do mniej wicej trzystu tysicy lat przed nasz er. Jednak neandertalczycy byli zdecydowanie kanibalistyczni. Zatem... - Przechylia gow w zamyleniu. Jest moliwe, e zaszczepili ludziom niektre cechy swojej kultury. Na przykad antropofagi. Po niebie przemkn samolot Tureckich Si Powietrznych. Christine dodaa: - Zastanawiaam si rano nad rozmiarami tych ogromnych hominidw. Wielkoci koci,

ktre znalelimy. - I? - Hmm. Twoja teoria co do zwizku z Azj rodkow nawet pasuje. Pod pewnymi wzgldami. - To znaczy? - Najwikszy odkryty dotychczas hominid pochodzi z tamtych rejonw, z Azji. Gigantopitek. Naprawd olbrzymia mapa czekoksztatna, mierzca prawie trzy metry. Co jakby yeti. - Mwisz serio? Skina gow. - yy okoo trzystu tysicy lat temu. Niewykluczone, e gatunek przetrwa jeszcze duej. Niektrzy badacze uwaaj, e wystarczajco dugo, by jego wspomnienie utrwalio si wrd Homo sapiens. Wspomnienie olbrzymich ludzi-map. - Potrzsna gow. - Ale naturalnie to ju jest wrenie z fusw. Zdecydowanie bardziej prawdopodobne wydaje si, e gigantopitek wymar na skutek rywalizacji z Homo sapiens. Tak naprawd nie wiadomo, co si z nim stao. Niemniej... - Urwaa i opara si na szpadlu niczym rolnik odpoczywajcy na polu. Nagle Robowi nasun si oczywisty wniosek. Wyj notes i rozgorczkowany zanotowa kilka sw. - Chcesz powiedzie, e jest jeszcze trzecie wyjanienie, prawda? Moe gigantopitek istotnie ewoluowa, tyle e w znacznie powaniejszego rywala Homo sapiens. Czy taka ewentualno te wchodzi w gr? Christine skina gow, cigajc brwi. - Tak, to moliwe. Nie mamy dowodw ani za, ani przeciw. Rob mwi dalej: - Zamy wic, e tak si istotnie stao. Nowy hominid byby zatem ogromny, agresywny i bardzo inteligentny, tak? Gatunek stworzony do radzenia sobie w cikich warunkach. Bezwzgldny przeciwnik w walce o zasoby. - Najprawdopodobniej. - I ten wielki, agresywny hominid ywiby take instynktowny strach przed natur, niekoczcymi si mierciononymi zimami, okrutnym i srogim bogiem. I odczuwaby desperack potrzeb przebagania go.

Christine wzruszya ramionami, jakby nie do koca rozumiaa sens ostatniej koncepcji. Nie miaa jednak czasu odpowiedzie, bo woa ich Radewan. Kiedy Rob dotar na miejsce, Christine ju klczaa, oskrobujc z ziemi nowe znalezisko. U stp Radewana leay trzy due dzbany. Rob nie mia wtpliwoci, co zawieraj. Christine te, mimo to trzonkiem szpachelki rozbijaa jeden. Prastare naczynie rozkruszyo si, na ziemi wycieka cuchnca maziowata tre: na wp zmumifikowane, na wp rozpuszczone niemowlce zwoki. Twarz nie zachowaa si w tak dobrym stanie jak u dzieci, ktre znaleli w Podziemiach Edessy, ale malowa si na niej ten sam wyraz blu i przeraenia. Mieli przed sob kolejn ofiar. Kolejne niemowl pogrzebane ywcem. Rob ze wszystkich si odpycha myl o Lizzie. Kilku Kurdw zauwayo naczynie i szcztki niemowlcia. Gestykulowali i kcili si. Christine poprosia, by kopali dalej. Ale teraz ju krzyczeli. Mumtaz podszed do Roba. - Mwi, e tu jest niebezpiecznie. Miejsce jest przeklte. Oni widz dziecko i mwi, e musz jecha. Woda jest coraz bliej. Christine prosia mczyzn po angielsku i po kurdyjsku. Odpowiedzieli co szybko Mumtazowi, ktry zaraz przetumaczy: - Mwi, e woda nadchodzi, eby pogrzeba te ciaa, i e to dobrze. Mwi, e teraz id. Christine dalej protestowaa. Spr trwa w najlepsze. Niektrzy Kurdowie kopali, reszta tylko staa, dyskutujc. Soce wschodzio coraz wyej, gorce i bezlitosne, poyskujc na lecych odogiem narzdziach. May, olizgy trup dziecka pray si w jego promieniach. Ohydny kawaek ciaa. Rob czu ogromne pragnienie zagrzebania go raz jeszcze, przykrycia ohydy. Wiedzia, e jest bliski rozwizania zagadki, ale rwnie bliski by swego rodzaju nerwowej kapitulacji. Po chwili napicie jeszcze wzroso. Kilku Kurdw, na czele z Mumtazem, podjo decyzj: odmwili kontynuowania prac. Nie baczc na proby Christine, weszli we trzech na zbocze i wsiedli do land-rovera. Kiedy odjedali, Mumtaz posa Robowi dziwne, smutne spojrzenie. Jednak czterech Kurdw zostao na miejscu, w tym Radewan. Ostatkiem swojego uroku oraz resztk pienidzy Roba Christine zdoaa ich przekona, by dokoczyli zadanie. Wszyscy

podnieli porzucone szpadle i zabrali si do roboty. Kopali przez pi godzin w poprzek doliny, przenoszc tylko tyle suchej, tej ziemi, by odsoni to, co konieczne, i posuwa si dalej. Odkryli fragmenty moe trzydziestu szkieletw spoczywajcych obok dzbanw. Ale nie byy to zwyke koci, tylko zbieranina szcztkw wielkich hominidw, hybryd oraz maych owcw-zbieraczy. Tworzca jeden wielki miszmasz. Wszystkie nosiy lady obrae: oznaki gwatownej mierci. Potworne pknicia koci czaszki, otwory po wczniach w kociach miednicy. Poamane rce i nogi. Odkopali pole bitewne. Miejsce konfliktu i potwornej rzezi. Odkryli Dolin Mordu. Christine popatrzya na Roba, on na ni. Powiedzia: - Myl, e skoczylimy. A ty? Pokiwaa z powag gow. Sign do kieszeni i wycign telefon komrkowy. Czu niemal eufori: caym sob, w pucach, w sercu. Dokona tego: pozna wielki sekret, ktry mia ukry Cloncurry. Tajemnic Genezis. A to oznaczao, e wreszcie ma bydlaka w rku. Odzyska swoj crk. Z niepokojem - ale po raz pierwszy w cigu tych gorzkich tygodni take z nadziej wybra numer. Mia wanie zada natychmiastowego powrotu crki, kiedy usysza jaki gos. - O, witam. Rob obrci si na picie. Jaka posta staa nad nimi na zboczu wzgrza, midzy dolin a podajcym w stron zachodu socem. Promienie byy tak jasne, e nie by w stanie rozpozna przybysza. Zamruga i unis rk. - Czybym przyty? To smutne. Ale chyba mnie poznajesz? Rob poczu, jak cina mu si krew w yach. Na wzgrzu sta Jamie Cloncurry z pistoletem w doni. Mierzy w Roba. Towarzyszyo mu dwch wielkich Kurdw z czarnymi wsami, take uzbrojonych. Trzymali midzy sob ma, skrpowan posta. Lizzie! Bya ywa, ale przeraona. Usta miaa zakneblowane. Rob popatrzy na boki, na Radewana i jego przyjaci, szukajc pomocy. Cloncurry zachichota. - O, nie spodziewabym si z tej strony wsparcia, mister Robbie. - Ospaym ruchem rki da znak Radewanowi. Kurd karnie kiwn gow. Odwrci si, popatrzy na Roba i Christine i potar kciukiem o

palec wskazujcy. - Anglik duo pienidzy. Dolary i euro. Dolary i euro. Skin na swoich przyjaci, ktrzy odoyli narzdzia i odeszli, zostawiajc Roba i Christine samym sobie. Rob patrzy - z otwartymi ustami, pokonany i przybity - jak Kurdowie spokojnie sadz susami przez wzgrze w kierunku land-rovera. Radewan sign do baganika i wyj Czarn ksig. Zanis j Cloncurry'emu i postawi na ziemi obok Lizzie. Morderca si umiechn i skin gow. Kurd wrci do samochodu i wskoczy na przednie siedzenie. Chwil pniej samochd odjecha, wzniecajc tuman kurzu i uwoc ze sob strzelby i pistolet. Pomaraczowy py wisia w powietrzu, jakby z wyrzutem, kiedy auto znikno za spalonym socem horyzontem. Rob i Christine zostali sami i bezbronni na dnie doliny. Nad nimi sta uzbrojony Cloncurry z dwoma Kurdami. Jego poyskujca w pustynnym socu srebrna terenwka bya zaparkowana kilkaset metrw dalej. Najwyraniej pofatygowa si tu na piechot, eby ich zaskoczy. Z dobrym skutkiem. Byli w puapce. Lizzie klczaa na ziemi, skrpowana i zakneblowana, patrzc na ojca szeroko rozwartymi, zdumionymi oczyma, bagajc o ratunek. Ale Rob wiedzia, e jej nie uratuje. Wiedzia, co si stanie za chwil. I e nie bdzie to bohaterskie ocalenie. Cloncurry zabije Lizzie na oczach ojca. Zoy w ofierze jego pierworodne dziecko, tu, na pustyni, z krcymi w grze spami i wronami. Za kilka minut Lizzie umrze, zabita w okrutny, bestialski sposb, a on bdzie musia na to patrze.

49

Cloncurry przywoa ich skinieniem uzbrojonej doni. - Podejdcie tam, gobeczki. Rob popatrzy na crk klczc w pyle, bezbrzenie zdumion i udrczon. Potem spojrza na Cloncurry'ego z dzik nienawici. Jeszcze nigdy w caym swoim yciu nie pragn tak mocno zrobi komu krzywdy - chcia powiartowa morderc goymi rkoma, rozszarpa go wasnymi zbami. Wyupi mu oczy kciukiem. Ale byli w potrzasku i nieuzbrojeni: musieli by posuszni. Wykonujc rzucane ospale polecenia, weszli na niewielkie wzniesienie porodku doliny, jakby piaszczysty pagrek, cho Rob nie mia pojcia, dlaczego Cloncurry chce, eby tam stanli. Wiatr szumia melancholijnie. Christine wygldaa, jakby miaa si zaraz rozpaka. Rob rozglda si na boki w poszukiwaniu moliwoci ucieczki. Ale ucieczki nie byo. Co robi Cloncurry? Rob zmruy oczy i osoni je doni. Morderca mia w rku telefon lub inne urzdzenie. Unis je i skierowa w lewo, w stron zbliajcych si wd zalewowych i wau chronicego ich przed zatopieniem. W kocu si odezwa. - Nie co dzie ma si okazj okaleczy i zabi dziecko na oczach tatusia, zatem uwaam, e pora na ma fet. A nawet fajerwerki. A zatem, zaczynamy. Jestemy na fali. Wcisn guzik trzymanego w doni urzdzenia. Uamek sekundy pniej pustyni wstrzsn huk eksplozji, po ktrym rozesza si wyczuwalna fala uderzeniowa. Cloncurry wysadzi szaas na wale. Kiedy dym i pomienie si rozwiay, Rob zrozumia dlaczego. Razem z szaasem znikna poowa wau. Wody ju przeleway si przez przepacist wyrw, spywajc kaskadami po zboczach doliny: hektolitry tryskajcej i pdzcej wody, ktre bardzo szybko posuway si w ich kierunku.

Chwyci mocno Christine i wcign j na szczyt pagrka. Woda ju przelewaa si za nimi, lizaa im stopy. Popatrzy w gr na wzgrze: Cloncurry si mia. - Mam szczer nadziej, e umiecie pywa. Fale zaleway dolin, rozpryskujc si u stp Roba. ciana ryczcej i pochaniajcej wszystko wody, unoszcej obrzydliwy adunek. Na powierzchni podskakiway koci, szcztki niemowlcia i czaszki wojownikw. Wkrtce brudna, wzburzona kipiel cakowicie otoczya Roba i Christine. Wiedzieli, e jeli wody nadal bd si podnosi, oboje uton. - Doskonale! - wykrzykn Cloncurry. - Nawet nie wyobraacie sobie, jak trudno byo to wszystko zaaranowa. Musielimy przyj tu w rodku nocy, eby poczyni odpowiednie przygotowania. Zainstalowa w tym obrzydliwym maym szaasie mnstwo adunkw wybuchowych. Trudna sprawa. Ale udao si wprost wybornie. C za przyjemno. Rob popatrzy na morderc stojcego bezpiecznie na wzgrzu. Nie wiedzia, co ma myle o tym czowieku, w ktrym szalestwo mieszao si z pokrtn subtelnoci. Wtedy Cloncurry wygosi jedn ze swoich zwykych, niemal telepatycznych uwag. - Co mi si zdaje, e jeste ciut skonsternowany, may Robbie. - Rob milcza, Cloncurry si umiecha. - Zachodzisz w gow, jak to si stao, e taki totalny psychol jak ja wyldowa po tej stronie wody? H? Podczas gdy wy, ci dobrzy, jestecie po tamtej stronie. Idcej na dno. Rob nadal nic nie mwi, Cloncurry wyszczerzy si jeszcze szerzej. - Obawiam si, e przez cay czas wszystkich was wykorzystywaem. Zmusiem ci, eby odnalaz dla mnie Czarn ksig. Zaprzgem do pracy wytrawne, sawne umysy: Isobel Previn i Christine Meyer. Zgoda, ciem tej pierwszej gow, ale dopiero gdy ju wykonaa swoje zadanie, gdy pokazaa mi, e Ksigi na pewno nie ma w Kurdystanie. - Promienia z dumy. - A potem czekaem sobie z zaoonym rkami, a wy, moi kochani, odwalicie reszt roboty, odczytacie Ksig, zlokalizujecie Dolin Mordu, znajdziecie jedyny dowd wyjaniajcy sekret Genezis. Zrozumcie, musiaem mie pewno, gdzie znajduj si wszystkie dowody, eby je zniszczy na zawsze. - Wskaza na spienione wody. - I teraz zlikwiduj wszystko za jednym zamachem: zatopi po wieczne czasy. A pozbywajc si dowodw, zabij jednoczenie jedynych ludzi, ktrzy znaj sekret. Uszczliwiony spojrza w d. - A tak, bybym zapomnia, mam te Czarn ksig. Przynajmniej tak mi si zdaje. Pozwlcie, e si upewni... Pochyli si, chwyci pudo i jednym szarpniciem zdar wieko. Zajrza do rodka i wyj czaszk hybrydy. Przez chwil gadzi j i tuli, a potem odwrci przodem do siebie.

- Ach, biedny Jorik. Masz kurewsko dziwne oczy, ale naprawd wspaniae koci policzkowe. Ha! Postawi czaszk z boku, wyj pergamin i rozprostowa na kolanie, eby odczyta. - Fascynujce. Naprawd fascynujce. Spodziewaem si pisma klinowego. Wszyscy si spodziewalimy. Ale pny staroaramejski? Cudowne odkrycie. - Zerkn na Christine i Roba. Dzikuj, moi mili. Bardzo uprzejmie z waszej strony, e przywielicie to ta ki szmat drogi. A potem jeszcze wszystko rozkopalicie. Zoy dokument, umieci z powrotem w pudle, pooy na nim czaszk i przykry skrzanym wiekiem. Rob obserwowa to wszystko z ponurym, penym nienawici wstrtem. Przegrana smakowaa podwjnie gorzko z uwagi na wiadomo, e Cloncurry ma racj. Caa strategia dziaania zabjcy bya wrcz nieludzko perfekcyjna. Przechytrzy ich, wyprowadzi w pole. Poczwszy od Kurdw, do myliwskiego domku i z powrotem: to nie bya zwyka wygrana, to by prawdziwy triumf. A teraz uczci go krwi. Rob popatrzy na byszczce od ez oczy crki i krzykn do niej, e j kocha. Bagaa go wzrokiem: Pom mi. Cloncurry chichota. - Bardzo wzruszajce. Jeli si lubi takie sceny. Mnie osobicie przyprawiaj o pawia. Tak czy siak, chyba powinnimy teraz przej do finaowego widowiska. Zanim si potopicie. Do tych wstpw. - Popatrzy na fale obmywajce stopy Christine. Jedna szczeglnie ogromna czaszka podskakiwaa na szemrzcym lustrze wody niczym jaka ohydna zabawka kpielowa. - Oo, patrzcie, jeden z wapniakw. Przywitaj si z dziadziusiem, Lizzie. Kolejny wybuch miechu. Dziewczynka zakaa goniej. - Tak, tak - westchn gboko szaleniec. - Te nigdy nie przepadaem za swoj rodzin. Odwrci si i zawoa do Roba: - Masz dobry widok z pagrka? Doskonale. Bo teraz zrobimy co z aztecka i chc mie pewno, e bdziesz widzia. Jestem pewien, e znasz procedur. Rozoymy twoj crk na skale, rozetniemy jej klatk piersiow i wyrwiemy bijce serce. Mona si przy tym troch upaka, ale mj przyjaciel ma, zdaje si, chusteczki. Trci jednego ze swych towarzyszy. Stojcy na lewo wsaty Kurd chrzkn, ale nic nie powiedzia. Cloncurry westchn.

- Niezbyt elokwentni gocie, c, kiedy innych nie ma. Jednak te wsy daj do mylenia. Prawdziwe jak... szczere zoto, prawda? - Umiechn si. - No, moje dwie roztrajkotane kurdyjskie cioty, moglibycie z aski swojej wzi t ma dziewczynk i uoy j na tamtej skale? - Pokaza im na migi, co maj zrobi. Kurdowie skinli gowami i wykonali polecenie. Chwycili Lizzie, zanieli j do duego gazu i pooyli na plecach - jeden z mczyzn przytrzymywa jej stopy, drugi rce. Maa kaa i wyrywaa si, Cloncurry obserwowa ca scen z umiechem. - Bardzo dobrze, bardzo dobrze. A teraz najlepsza cz. Waciwie, panie Robbie, powinnimy mie tu chacmool, kamienny otarz, na ktry mgbym rzuci krwawice, bijce serce twojej crki, ale z braku laku chyba nakarmi nim wrony. Poda swj pistolet jednemu z Kurdw, sign za pazuch i wycign n. Rozradowany wywin nim kilka razy z podziwem, wodzc po ogromnym stalowym ostrzu promiennym i czuym spojrzeniem. Potem przenis wzrok na dziennikarza i puci do niego oko. - W zasadzie powinnimy posuy si obsydianem, tak robili Aztecy. Uywali sztyletw z ciemnego obsydianu. Ale taki n jak ten te si doskonale nada: duy, gruby i pamitny. Poznajecie go? - Unis n, ktry bysn w promieniach sonecznych, kiedy go odwrci. Christine? Co ci przychodzi do gowy? - Pierdol si - powiedziaa Francuzka. - Tak, chtnie. To tym noem zrobiem filety z twojej starej przyjaciki Isobel. Zdaje si, e nadal jeszcze wida lady jej sdziwej krwi na rkojeci. I maleki kawaek ledziony. Wyszczerzy zby. - Also, jak mwi Niemcy. Do dziea. Woda siga wam ju do kolan, utopicie si za jakie dziesi minut. A tak bardzo chc, Robbi, eby opuci ten pad, majc przed oczami obraz swojej creczki z sercem ywcem wyrywanym z drobnej piersi, bezradnie woajcej na pomoc swego aosnego, beznadziejnego, tchrzliwego ojca. Zatem zabierajmy si do roboty. Chopaki, chwycie j mocniej, o tak, wanie tak. Tak, tak. Bardzo dobrze. - Unis n w obu doniach i zowieszcze ostrze zamigotao w socu. Zamar na chwil. - Ci Aztecy byli tacy dziwni, prawda? Pono przybyli z Azji, przez Cienin Beringa. Jak ty, ja i Rob. Taki szmat drogi z pnocnej Azji. - N byszcza, oczy Cloncurry'ego take. - Pasjami lubili zabija dzieci. Wrcz ubstwiali. Pocztkowo mordowali tylko potomstwo nieprzyjaci, podbitych przez siebie ludw. Ale u schyku imperium ju tak im odbio, e zaczli zabija wasny przychwek. Serio. Kapani pacili nieszczsnym azteckim rodzinom za oddawanie noworodkw i niemowlt na

rytualne mordy. Pomylcie: caa cywilizacja dosownie wybijajca sam siebie, poerajca wasne potomstwo. Fantastyczne! I do tego w jaki sposb: wyrwanie serca z piersi i trzymanie go jeszcze bijcego przed oczyma ywej ofiary. - Westchn z zadowoleniem. - Jeste gotowa, Lillibet? Maa Betsy? Moja kochana Betty Boo? Hmm? Pora na otwarcie torsiku? Umiecha si wniebowzity do Lizzie. Rob patrzy na to z pospn odraz: Cloncurry dosownie si lini, biaa struka kapaa mu z ust na zakneblowan, wykrzywion w niemym krzyku twarz dziecka. W kocu zacisn obie donie na najdalszym kocu rkojeci, unis n jeszcze wyej... Rob zamkn oczy, zdruzgotany ostateczn klsk. Wtedy powietrze przeszy odgos strzau. Strzau znikd. Strzau z nieba. Rob otworzy oczy Pocisk trafi Cloncurry'ego w rk i oderwa mu do. Rob zamruga i patrzy. Z odcitego nadgarstka pyna krew. N wpad do wody. Morderca gapi si na straszliw ran, skonsternowany. Na jego twarzy malowa si wyraz gbokiego zaciekawienia. I wtedy - znowu nie wiedzie skd - rozleg si kolejny strza, ktry niemal pozbawi Cloncurry'ego ramienia. Wisiao teraz, ju bez doni, na kilku czerwonych miniach, a z ziejcej rany tryskaa krew. Dwaj Kurdowie natychmiast pucili Lizzie, odwrcili si z wyrazem paniki na twarzach i kiedy powietrze przeszy odgos kolejnego strzau, uciekli. Cloncurry upad na kolana. Trzecia kula najwyraniej dosiga go w nog. Klcza, krwawic i macajc gorczkowo ziemi dokoa. Czego szuka? Doni? Noa? Lizzie leaa obok nadal zwizana. Rob sta po kolana w wodzie. Kto strzela? I gdzie jest pistolet Cloncurry'ego? Popatrzy w lewo: widzia w oddali tuman kurzu, tak jakby w ich stron zmierza jaki samochd, ale kbicy si py nie pozwala zobaczy dokadnie. Czy Lizzie te zastrzel? Zrozumia, e ma tylko jedn szans. Teraz. Da nura do wody, midzy unoszce si na wodzie koci i czaszki, i pyn na ratunek crce. Nigdy jeszcze nie walczy tak z falami, nigdy nie mia do czynienia z rwnie niebezpiecznym, pitrzcym si ywioem. Wali zaciekle nogami, z caych si przebiera rkoma, poykajc haustami zimn wod, i w kocu pooy do na suchej gorcej ziemi i wygramoli si na brzeg. Kiedy wsta, plujc i dyszc, zobaczy kilka metrw dalej Cloncurry'ego. Lea i zasania si ciaem Lizzie przed dalszymi strzaami. Z otwartych szeroko ust spywaa lina, mia wanie zacisn je na gardle dziecka. Niczym tygrys zabijajcy gazel. Zamierza wpi si w jej szyj i przegry ttnic.

Roba ogarna furia. Rzuci si przez piasek i dobieg do Cloncurry'ego w chwili, kiedy ten zacisn ostre, biae zby na tchawicy dziewczynki. Kopn go z rozmachem w gow, odrzucajc od crki. Potem zrobi to jeszcze raz: wymierzy kolejne kopnicie i zaraz potem trzecie. Z jkiem blu morderca upad jak dugi na ziemi, jego na wp oderwane rami wisiao, bezuyteczne i odraajce. Rob wskoczy na niego, przyciskajc kolanem zdrow rk, tak by nie mg si ruszy. Teraz Cloncurry by na jego asce. Tyle e Rob nie mia ochoty okaza aski. - Twoja kolej - rzuci. Sign do kieszeni po swj szwajcarski scyzoryk. Wolno i z namaszczeniem wycign najwiksze ostrze i obraca je przez chwil w powietrzu, potem popatrzy w d. Uwiadomi sobie, e si umiecha. Zastanawia si, co zrobi najpierw, jak ran zada, eby przysporzy mordercy jak najwicej cierpie przed nieuchronn mierci. Dgn go w oko? Odkroi ucho? Oskalpowa? Ale kiedy unis n, zobaczy co we wzroku Cloncurry'ego. Jakby dzieli razem z nim ten habicy triumf. Pene nadziei i aroganckie zo. Poczu, jak odraza ciska mu gardo. Potrzsajc gow, zamkn scyzoryk i schowa z powrotem do kieszeni. Cloncurry nie ucieknie: wykrwawi si tu na mier. Mia przestrzelon nog, urwan do, roztrzaskane rami. By nieuzbrojony i okaleczony, umiera na skutek szoku pourazowego i utraty krwi. Rob nie musia ju nic robi. Wsta i odwrci si do Lizzie. Zdj jej knebel, a ona natychmiast zacza krzycze: Tatusiu, tatusiu, tatusiu!" I zaraz potem: Christine!" Rob odwrci si zawstydzony. W odruchu ratowania crki cakowicie zapomnia o dziewczynie, ale ona ratowaa si sama i ju po chwili Rob wycign rk i pomg jej wyj ze spitrzonej wody. Pada na ziemi, ciko dyszc. Usysza haas. Odwrci si i zobaczy, e Cloncurry czoga si po zi emi, wolno i z wysikiem, na wp oderwane rami wisiao bezwadnie, rana w nodze ziaa ywym misem. Za sob zostawia krwaw smug. Kierowa si prosto do wody. Zamierza zoy ostatni ofiar: z samego siebie. Samobjstwo. Jamie Cloncurry chcia si utopi. Rob patrzy, poraony i zszokowany. Morderca by ju na brzegu. Z gonym jkiem blu podcign si jeszcze ostatni metr i zwali z wielkim pluniciem w szlamowate, brudne fale. Przez chwil jego gowa podskakiwaa na powierzchni wrd szczerzcych si czaszek, byszczce oczy patrzyy prosto na Roba.

Potem poszed na dno; jego ciao opadao powoli, eby doczy do koci swoich przodkw.

Christine siedziaa, potrzsajc telefonem, upewniajc si, e nadal dziaa. W kocu, jakim cudem, pojawi si sygna, udao jej si dodzwoni do Sally i przekaza jej dobre nowiny. Rob sucha, na wp oszoomiony i szczliwy, na wp rozmarzony. Uwiadomi sobie, e wpatruje si w horyzont, ale nie bardzo wiedzia, czego tam szuka. Dotaro to do niego dopiero po chwili. W oddali pdziy policyjne radiowozy rozbryzgujc strugi wody. Kilka chwil pniej wzgrze zaroio si od policjantw i onierzy - pojawi si te Kiribali. W czyciutkim garniturze i z szerokim, promiennym umiechem na twarzy. Wykrzykiwa rozkazy i rozstawia swoich ludzi. Rob usiad na piasku i mocno przytuli crk.

50

Dwie godziny pniej wracali wolno do anhurfy. Rob, Christine i Lizzie, owinici w koce, siedzieli na tylnym siedzeniu najwikszego radiowozu, jednego z wielu w dugim konwoju kierujcym si w stron miasta. Zapada wieczr. Mokre ubrania schy w cieple pustyni, przyjemny, agodny wietrzyk wpada przez okna. Ostatnie promienie soca ukaday si szkaratnymi smugami na purpurowo-czarnym niebie. Kiribali siedzia z przodu obok kierowcy; odwrci si, popatrzy na Roba i Christine, umiechn si do Lizzie, potem powiedzia: - Cloncurry oczywicie przez cay czas opaca Kurdw. Paci im wicej ni my, wicej ni wy. Wiedzielimy, e od jakiego czasu co si tu dzieje. Ot, choby zabjstwo Breitnera. Jazydzi nie chcieli go zamordowa, tylko przestraszy. Niemniej jednak zosta zabity. Dlaczego? Kto namwi robotnikw na wykopalisku, eby posunli si ciut dalej. Wasz przyjaciel Cloncurry. - Aha. A pniej... Kiribali westchn i strzepn py z ramienia. - Musz przyzna, e przez pewien czas nie wiedzielimy nic. Bylimy skoowani i w kropce. Ale w kocu, cakiem niedawno, zadzwonili do mnie wasi wspaniali policjanci ze Scotland Yardu. Tyle e nadal moglimy tylko bezradnie rozoy rce, Robercie, bo nie mielimy pojcia, gdzie jestecie. - Kiribali si umiechn. - I wreszcie przyszed do mnie ten mody Mumtaz. Wszystko nam powiedzia, w sam por. Dobrze jest mie... kontakty. Rob patrzy na Kiribalego, ledwie zwracajc uwag na jego sowa. Przenis spojrzenie na swoje donie. Byy nadal lekko rdzawe od zakrzepej krwi: krwi Cloncurry'ego. Ale nie przejmowa si, mia to gboko gdzie: uratowa ycie swojej crce! Tylko to si liczyo. Przez

gow przewalaa mu si fala niepokoju zmieszanego z ulg i dziwn bolesn radoci. Przez jaki czas jechali w milczeniu. W kocu Kiribali znowu si odezwa: - Wiecie, e bd musia zabra pergamin, prawda? I czaszk. J te. Ca Czarn ksig. - Gdzie j umiecicie? - Ze wszystkimi innymi znaleziskami. - To znaczy w muzealnych podziemiach. - Naturalnie. Zmienilimy tam szyfr. Wyprzedzia ich dua policyjna furgonetka, wiata stopu wieciy rubinowo w zmierzchu. - Musicie zrozumie - cign Kiribali. - Jestecie bezpieczni. To dobrze. Aresztujemy Kurdw na jaki czas, potem ich wypucimy, Radewana i jego gupich przyjaci. - Umiechn si uprzejmie. - Wypuszcz ich, bo musz tu zachowa pokj midzy Turkami a Kurdami. Ale wszystko inne zostanie zamknite na zawsze. Radiowz jecha dalej. Wpadajce przez okna ciepe wieczorne powietrze byo wspaniae: wiee i agodne. Rob wcign je do puc, potem wypuci, pogaska creczk po wosach. Zapadaa w sen. I wtedy zobaczy, e zbliaj si do zjazdu na Gbekli. By ledwie widoczny w powiacie wschodzcego ksiyca. Zawaha si, potem spyta Turka, czy mogliby popatrze na Gbekli Tepe po raz ostatni. Kiribali poleci kierowcy si zatrzyma, potem spojrza na dziennikarza, umiechn si pobaliwie do picych Christine i Lizzie. Skin gow i zawiadomi pozostae radiowozy, e spotkaj si pniej w Urfie. Kierowca skrci na drog gruntow. Jechali t sam, dobrze znajom tras, przez niskie wzniesienia, obok kurdyjskich wiosek z otwartymi ciekami, bkajcymi si kozami i owietlonymi na zielono minaretami. Jaki pies si rozszczeka i rzuci w pogo za samochodem. Goni ich przez dobre kilkaset metrw, potem znikn w mroku. Posuwali si dalej w ciemnociach, w kocu wjechali na wzniesienie i zatrzymali si na szczycie niskiego wzgrza wychodzcego na wityni. Rob wysiad z samochodu, zostawiajc crk z gow uoon na kolanach Christine: obie gboko spay. Kiribali take wysiad. Razem ruszyli pofadowan ciek prowadzc do wityni. - No to niech pan mi powie - zagai policjant. - Co mianowicie?

- Co tam robilicie? W Dolinie Zagady. Rob przez chwil bi si z mylami, potem wyjani, z wahaniem. Przedstawi w zarysie sekret Genezis, najpobieniej jak umia. Ale to wystarczyo, by zaintrygowa policjanta: w wietle ksiyca Rob widzia, jak Kiribali zrobi due oczy. Potem si umiechn. - I sdzi pan, e rozumiecie. e naprawd udao wam si to rozgry? - Moe. Ale nie mamy adnych dowodw, adnych zdj. Wszystko pochona powd. Nikt nam nie uwierzy, wic to i tak nie ma znaczenia. Kiribali westchn pogodnie. Stali na szczycie maego wzgrza przy pojedynczym drzewie morwowym. Wida std byo megality rzucajce cienie w ksiycowym blasku. Policjant klepn Roba w plecy. - Mj przyjacielu pisarzu. Dla mnie to ma znaczenie. Wie pan, e uwielbiam angielsk literatur. Prosz mi powiedzie, na co wpadlicie... Niech mi pan zdradzi sekret Genezis. Rob oponowa, policjant nalega. W kocu dziennikarz usiad na kamiennej awce. Wyj notes i wyty wzrok, by odczyta swoje zapiski w wietle ksiyca. Potem zamkn notatnik i zapatrzy si w pofadowan rwnin. Komisarz usiad obok i sucha relacji. - Biblijne opowieci o upadych anioach, ustpy w Ksidze Henocha, sekret przekazany w rozdziale szstym Ksigi Rodzaju: uwaam, e to wszystko s przejawy pamici zbiorowej, wspomnienia krzyowania si gatunkw hominidw, pierwszych ludzi... - Rozumiem - umiechn si Kiribali. - Uwaam, e byo to tak: Mniej wicej okoo dziesiciu tysicy lat przed nasz er pewien gatunek czowiekowatych wywdrowa z Pnocy na tereny kurdyjskiej Turcji. Ci napywajcy hominidzi byli duzi. By moe pochodzili od gigantopiteka, najwikszego znanego hominida. Sdzc po wpywach kulturowych, ktrych pozostaoci tu znajdujemy, musieli si wywodzi ze rodkowo-wschodniej Azji. Kiribali skin gow. Rob cign: - Abstrahujc od ich pochodzenia, nazwijmy ich po prostu ludami Pnocy. W porwnaniu z Homo sapiens byli o wiele bardziej zaawansowani cywilizacyjnie i z pewnoci zdecydowanie agresywniejsi. Znali garncarstwo, budownictwo, rzeb, moe nawet pismo, podczas gdy przedstawiciele gatunku Homo sapiens nadal yli w jaskiniach. Komisarz milcza, zamylony. Rob kontynuowa wywd:

- Dlaczego ci przybysze byli inteligentniejsi i brutalniejsi? Odpowied ley w ich korzeniach: pochodzili z Pnocy. Naukowcy od dawna spekuluj, e surowsze warunki klimatyczne powoduj, e wyostrza si inteligencja strategiczna. W epoce lodowej trzeba byo planowa z wyprzedzeniem, eby przey. A take bezwzgldniej rywalizowa o skpe zasoby. Natomiast cieplejszy i agodniejszy klimat sprzyja wyksztacaniu si wyszej inteligencji spoecznej i bardziej przyjacielskiej wsppracy. Jednak ludzie na Pnocy mieli pewien problem, ktry zmusi ich do migracji. Moemy przypuszcza, e grozio im wyginicie, co ju wczeniej przydarzyo si neandertalczykom. Wydaje si, e mieli genetyczn skaz, predysponujc ich do skrajnej przemocy. Moe surowo otoczenia wpoia im lk, strach przed mciwym bogiem. Bstwem, ktre akno krwi, domagao si przebagania ofiar z ludzi. Z tej czy innej przyczyny ludzie Pnocy si zabijali, skadali w ofierze swoich wspbraci. To bya ginca cywilizacja, tak jak pniej Aztecy. W desperacji szukali wic askawszych warunkw bytowania i znaleli: rajski klimat yznego Pksiyca. Migrowali na poudnie i zachd. Tam zaczli si krzyowa z mniejszymi ludami kurdyjskich rwnin, owcami-zbieraczami, prostymi jaskiniowcami i zapoznali ich z arkanami budownictwa, rzeb i religi: std w zadziwiajcy skok cywilizacyjny, ktry doprowadzi do powstania Gbekli Tepe. W rzeczywistoci podejrzewam nawet, e witynia zostaa wzniesiona przez naszych pnocnych supermanw, eby wzbudzi respekt i trwog w owcach-zbieraczach. Gdzie w ciemnociach zabeczaa koza. - Przez jaki czas Gbekli Tepe musiao wydawa si owcom-zbieraczom istnym rajem. Ogrodem rajskim, miejscem, gdzie bogowie chodzili midzy ludmi. Potem jednak sytuacja zacza si zmienia. Moe zasoby poywienia drastycznie si skurczyy. W rezultacie giganci z Pnocy zaprzgli maych owcw do pracy: kazali im cina dzikie trawy kurdyjskiej rwniny, mozoli si przy uprawie roli. Zaczo si tajemnicze przejcie na rolnictwo i osiady tryb ycia. Rewolucja neolityczna. I my, ludzie, stalimy si helotami. Niewolnikami. Wyrobnikami polowymi. - Chce pan powiedzie, e to wanie by upadek czowieka? - powiedzia Kiribali. Wygnanie z raju? - Niewykluczone. A co jeszcze bardziej gmatwa obraz, znajdujemy dziwne oznaki zmian w zachowaniach seksualnych, jakie si dokonay mniej wicej w tamtym okresie. By moe ludzie Pnocy lubili gwaci mae kobiety jaskiniowe, zmusza je do spkowania ze winiami,

jak pokazuje to posg z waszego muzeum, czy do caowania fallusa", o ktrej to praktyce wspomina Ksiga Henocha. Kobiety na pewno stay si wiadome swojej seksualnoci. Jak Ewa w raju, odkryy swoj nago i cielesno, kopulujc z przybyszami. A kiedy te dwa gatunki hominidw si krzyoway, niefortunne geny przemocy i ofiary byy przekazywane dalej, aczkolwiek w osabionej formie. Odziedziczyy je dzieci narodzone z tych zwizkw. Gdzie w oddali zatrbia ciarwka sunca drog na Damaszek. - Zatem tak, to by upadek czowieka. Spoeczno Gbekli i otaczajcych rwnin bya teraz naznaczona traum, przemoc i promiskuityzmem. To ju nie by eden. Co wicej, uprawa roli zmieniaa krajobraz. yo si tu coraz trudniej. A jak zareagowali ludzie Pnocy na te niepokojce zmiany? Wrcili do starych praktyk: zaczli skada ofiary, eby ugaska okrutne bstwa natury czy demony we wasnych gowach. Musieli to robi ludzk krwi. Grzeba ywe dzieci w dzbanach. - Rob zerkn w kierunku rozcigajcych si na wschodzie pustkowi. Kiribali pochyli si do przodu. - Co si wtedy stao? - Docieramy teraz do udokumentowanej historii. Mniej wicej osiem tysicy lat przed nasz er przemoc i cierpienia stay si nie do wytrzymania. Miejscowi owcy-zbieracze zwrcili si przeciwko najedcom. Zaczli stawia opr. Doszo do wielkiej bitwy. W desperacji zwykli jaskiniowcy wymordowali przybyszw, ktrych zdecydowanie przewyszali liczebnie. Nastpnie zagrzebali ciaa polegych w dolinie, opodal grobw skadanych w ofierze dzieci. Stworzyli w ten sposb wielki zbiorowy grb - niedaleko std. W Dolinie Zagady. - I wtedy zasypali wityni! Rob skin gow. - Gbekli Tepe zostao zagrzebane, mozolnie, eby ukry hab i na zawsze pogrzeba nasienie za. owcy-zbieracze specjalnie zakopali wielkie sanktuarium, by nie pozostao adne wspomnienie po tych potwornociach: wygnaniu z raju, spotkaniu ze zem. Ale bezskutecznie. Byo za pno. Mordercze geny ludzi z Pnocy zmieniy ju DNA Homo sapiens. Gen Gbekli sta si czci ludzkiego dziedzictwa. I rozprzestrzenia si. Posikujc si Bibli i innymi rdami, moemy nawet przeledzi jego drog, odtworzy migracje mieszkacw Gbekli, najpierw na poudnie, do Sumeru, Kanaanu i Izraela; przemieszczajc si, roznosili geny przemocy i skonnoci do rytualnych mordw. Std wczesne lady ofiar z ludzi pojawiajce si na tych terenach. Na ziemiach Kanaan, Izraela i Sumeru.

- Na ziemiach Abrahama - podsumowa Kiribali. - Tak. Prorok Abraham, ktry przyszed na wiat w pobliu anhurfy, musia mie wrd swoich przodkw ludzi Pnocy: by inteligentny, obdarzony charyzm, mia cechy przywdcze. Oraz obsesj na punkcie ofiar z ludzi. Wedug Biblii by gotw zabi wasnego syna na yczenie jakiego gniewnego boga. Abraham by take, rzecz jasna, ojcem trzech wielkich religii: judaizmu, chrzecijastwa i islamu. Religii Abramowych. Stworzy je na podstawie pamici zbiorowej, ktr dzieli z otaczajcymi go ludmi. Te wielkie monoteistyczne systemy wyrastaj z traumy wydarze w Gbekli Tepe. Wszystkie opieraj si na lku przed wspaniaymi anioami i srogim bogiem: a jest to podwiadome zbiorowe wspomnienie wydarze, jakie si rozegray na kurdyjskiej pustyni, kiedy silne i brutalne stworzenia zeszy midzy nas. Co znamienne, we wszystkich tych religiach nadal obowizuje ryt ludzkiej ofiary: w judaizmie pod postaci obrzezania, w islamie mamy ofiar dihadu... - Albo zabijanie jecw? - No wanie. A w chrzecijastwie mamy powtarzajcy si motyw ofiary Chrystusa, pierworodnego Syna Boego, umierajcego na krzyu. Zatem wszystkie te religie s przejawem stresu pourazowego, swego rodzaju koszmarem, w ktrym bez koca przeywamy ponownie traum tamtej inwazji z Pnocy, czasy, kiedy my, ludzie, zostalimy wyrzuceni z raju i zmuszeni do wyrzeczenia si lekkiego ycia. Zmuszeni do harwki na roli. Do caowania fallusa. Do zabijania wasnych dzieci, by zadowoli gniewnych bogw. - Ale, Robercie, prosz mi powiedzie, jak rol odgrywaj tu jazydzi? - Podstawow. Bo zachoway si tylko dwa rda wiedzy na temat tego, co naprawd stao si w Gbekli. Pierwszym jest grupa trzech kurdyjskich wierze: alawizm, a-hle hakk, czyli ludzie prawdy, oraz jazydyzm. Ich wyznawcy wierz, e pochodz bezporednio od czystej krwi jaskiniowcw Gbekli. S Synami dzbana". Synami Adama. Reszta ludzkoci, jak twierdz, pochodzi od Ewy, z drugiego dzbana, penego wy i skorpionw. - Rozumiem... - Maj podobne mity o raju. Ale nawet dla nich wydarzenia w Gbekli s jedynie mglist, przeraajc reminiscencj szyderczych, przypominajcych ptaki aniow, ktre domagay si czci. Tyle e nawet mglista pami zbiorowa ma ogromn si. To przez ni na przykad jazydzi nie eni si poza obrbem wasnej grupy. Kieruje nimi mityczny lk przed skaeniem wasnej krwi przemoc i skonnoci do mordw, jak widz w reszcie ludzkoci. W nas wszystkich.

Ludziach, ktrzy nosz gen Gbekli. Kiribali milcza, przetrawiajc to, co usysza. Rob cign: - Przeklci jazydzi dwigaj te straszliwe brzemi. Wstyd. Wprawdzie twierdz, e s czyci, ale podwiadomie wyczuwaj prawd: e niektrzy z ich przodkw krzyowali si ze zymi ludmi Pnocy, pozwalajc, by szerzy si gen Gbekli, zatem nieszczcia wiata s zasadniczo ich win. Std wanie bior si ich ograniczenia, tajemniczo, osobliwe jazydzkie poczucie wstydu, ktre sami sobie narzucili. Z tego samego powodu nigdy nie oddalili si od miejsca, z ktrego pochodz. Musz chroni wityni. Nadal si boj, e jeli prawda ujrzy kiedy wiato dzienne, zostan w gniewie wytpieni przez reszt ludzkoci. Ich przodkowie nie obronili rodzaju ludzkiego przed ludami Pnocy. Ich kobiety wspyy z pnocnymi demonami. Niczym kolaborujce dziwki w okupowanej Francji. - I to wyjania te pochodzenie ich boga. Anioa-Pawia - doda Kiribali. - Zgadza si. Znajomo prawdy uniemoliwia jazydom czczenie normalnych bogw. Dlatego te otaczaj kultem diaba, Malaka Tausa, Molocha, ktremu skadano ofiary ciaopalne z dzieci. Jest on symboliczn przerbk zych nadludzi z Pnocy, z ich ptasimi oczyma. Przez wiele tysicy lat ta dziwna religia, to wyznanie wiary byo otoczone tajemnic. Gen Gbekli szerzy si po wiecie, przekroczy ju Cienin Beringa i dotar do Ameryki. Ale prawdziwy sekret jazydw, sekret pochodzenia, by bezpieczny. Dopki nie zaczto rozkopywa Gbekli Tepe. - A kto by drugim rdem? Powiedziae, e byy dwa orodki wiedzy? - Tajne stowarzyszenia, ktre pojawiy si w Europie w szesnastym wieku. Wolnomularze i im podobni. Ludzie zaintrygowani pogoskami i powtarzajcymi si opowieciami o dowodach, a nawet dokumentach, znajdujcych si jakoby na Bliskim Wschodzie, ktre miay zagraa historycznym i teologicznym podstawom chrzecijastwa, i w ogle religii jako takiej. Gwiazdy skryy si ju wysoko na bledncym niebie. - Te pogoski szczeglnie zaintrygoway co bardziej zdeprawowanych przedstawicieli antyklerykalnej angielskiej arystokracji - wyjania Rob. - Jeden z nich, Francis Dashwood, odby podr po Anatolii. To, czego si w jej trakcie dowiedzia, przekonao go, e chrzecijastwo jest fars. Powoa wtedy do ycia klub Hellfire, zrzeszajcy podobnie mylcych intelektualistw, artystw i pisarzy, ktrego raison d'tre stanowiy pogarda i szydzenie z uznanej wiary. -

Popatrzy na najwikszy z megalitw i doda: - Jego czonkowie nadal nie mieli jednak rozstrzygajcego dowodu na faszywo czy nieprawdziwo religii. Dopiero kiedy Jeruzalem Whaley, z irlandzkiej gazi klubu, powrci z wyprawy po Ziemi witej, poznano histori Gbekli Tepe. W Jerozolimie otrzyma od jazydzkiego kapana tak zwan Czarn ksig. Nie wiadomo dlaczego. Wiadomo za to, e ksiga bya tak naprawd pudem: tym samym, ktre obecnie jest w waszym posiadaniu i zawiera t dziwn czaszk oraz map. Nie jest to ludzka czaszka, tyko czerep mieszaca. Mapa pokazywaa cmentarzysko w pobliu Gbekli, cmentarzysko zych bogw: Dolin Mordu. Kapan wyjani Whaleyowi znaczenie i czaszki, i grobw. Kiribali cign brwi. - Czyli? - Jeruzalem Whaley pozna prawd o pochodzeniu czowieka i o genezie religii. Dowid, e wiara jest fars, przejawem pamici zbiorowej, wspomnieniem przeszego koszm aru. Ale odkry co jeszcze: a mianowicie fakt, e geny za przenikny do rodzaju ludzkiego i e ta cecha obdarza jej nosicieli wielkim talentem, inteligencj i charyzm. Czyni ich przywdcami, ktrzy wszake wykazuj skonno do sadyzmu i okruciestwa z powodu tej samej grupy genw. Wystarczyo, e popatrzy tylko na wasny rd, eby mie dowd: zwaszcza na swojego agresywnego ojca, ktry z kolei pochodzi od Olivera Cromwella. Innymi sowy, Whaley odkry przeraajcy fakt: e ludzie s skazani na przywdztwo zwyrodnialcw, poniewa sadyzm i okruciestwo s poczone z genami, ktre czyni z noszcych je jednostek inteligentnych i charyzmatycznych przywdcw. Geny ludzi Pnocy. Kiribali chcia co powiedzie, ale dziennikarz uciszy go gestem doni: ju prawie skoczy. - Zdruzgotany tym objawieniem, Jeruzalem Whaley ukry dowody: czaszk i map, czyli Czarn ksig, ktr znalelimy z Christine w Irlandii. Potem wyjecha na wysp Man, zaamany i przeraony. By przekonany, e wiat nie jest w stanie znie prawdy; nie tylko tego, e wszystkie Abrahamowe religie s oparte na fikcji, zlepku reminiscencji dawnych lkw i rytuaw ofiarniczych, ale e wszystkie systemy polityczne, feudalizm, oligarchia, arystokracja, nawet demokracja, bd prawdopodobnie zawsze wytwarza przywdcw ze skonnociami do przemocy Przywdcw, ktrzy lubi zabija i skada ofiary, ktrzy bd wysya tysice do okopw. Bez wahania skieruj samolot w wiee pene niewinnych ludzi. Zbombarduj bezbronne

wioski. Kiribali patrzy na niego ponuro. - I tak klub Hellfire zosta rozwizany, a caa sprawa zatuszowana i utajniona. Jednak jedna rodzina zachowaa pami o straszliwej prawdzie odkrytej przez Jeruzalema Whaleya. - Rodzina Cloncurrych. - Wanie. Potomkowie Jeruzalema i Podpalacza Whaleyw. Bogaty, uprzywilejowany i krwioerczy rd Cloncurrych by nosicielem genu Gbekli. Oprcz niego przekazywali nastpnym pokoleniom rwnie wiedz objawion im przez Toma Whaleya. Stanowia najgbsz rodzinn tajemnic, ktra nigdy nie miaa ujrze wiata dziennego. Jej rozgoszenie zaowocowaoby obaleniem elit na caym wiecie oraz zniszczeniem islamu, chrzecijastwa i judaizmu. To byaby apokalipsa. Koniec wszystkiego. Za swoj misj uwaali wic zagwarantowanie, by straszliwa prawda nigdy nie zostaa poznana. - I wtedy pojawi si biedny Breitner. - Ot to. Po wiekach spokoju rodzina Cloncurrych dowiedziaa si, e archeolodzy pod jego kierownictwem odkopuj Gbekli. Nie wryo to niczego dobrego. Gdyby znaleziono jeszcze czaszk oraz map, a kto poskadaby elementy amigwki, prawda wyszaby na jaw. Najmodszy potomek rodu Jamie Cloncurry zwerbowa zatem kilku bogatych kolekw, swoich akolitw, i utworzy co w rodzaju minisekty, gangu, ktry mia tylko jedno zadanie: zniszczy Czarn ksig. Tyle e na Jamiem Cloncurrym ciya jeszcze jedna rodowa kltwa: by nosicielem aktywnego genu Gbekli. Przystojny i charyzmatyczny by nie tylko doskonaym przywdc, ale take psychopat. Wierzy, e ma prawo zabija, kogo i jak mu si ywnie podoba. Ilekro poszukiwania Ksigi koczyy si fiaskiem, ujawnia si gen Gbekli. Zapado dugie, bardzo dugie milczenie. W kocu Kiribali si podnis. Obcign mankiety koszuli i poprawi krawat. - Wspaniale. Bardzo lubi takie opowieci. - Spojrza Robowi w oczy. - Najlepsze kawaki Biblii i Koranu to s dopiero pikne historie. Nie sdzi pan? Zawsze w nie wierzyem. Rob si umiechn. Kiribali przeszed kilka metrw w stron megalitw, wypolerowane okucia jego butw poyskiway w wietle ksiyca. Obejrza si. - To wszystko ma bardzo... ciekawy epilog, Robercie. - Tak?

- Owszem. - Gos komisarza by lekko syczcy. - Rozmawiaem z komisarzem Forresterem. - Nadkomisarzem. - Zgadza si. Powiedzia mi co bardzo interesujcego o panu i Cloncurrym. Rozum ie pan, domagaem si informacji. - Turek wzruszy ramionami niespeszony. - Wie pan, jaki jestem. I po kilku pytaniach Forrester wyzna mi, czego si dowiedzia. Co udao mu si ustali przez Internet. Rob patrzy na Kiribalego. - Luttrell. To niespotykane nazwisko. Do charakterystyczne. Nie myl si? - Zdaje si, e szkocko-irlandzkiego pochodzenia. - Zgadza si. W rzeczywistoci - doda - wystpuje te w okolicach Dublina. Ta ga Luttrellw w wikszoci wyemigrowaa do Ameryki, do Utah. Tam, gdzie si pan urodzi. Policjant poprawi marynark. - I tu pojawia si wanie-ciekawy epilog: z du doz prawdopodobiestwa, pewnoci niemal, pochodzi pan wanie od nich: od dubliskich Luttrellw. A oni take naleeli do klubu Hellfire. Pascy przodkowie byli spokrewnieni z rodem Cloncurrych. Nastpia znaczca cisza. Potem Rob stwierdzi: - Wiedziaem o tym ju wczeniej. - Wiedzia pan? - Tak. Przynajmniej si domylaem. I Cloncurry te to wiedzia. Std te jego ustawiczne aluzje do wizi rodzinnych. - Ale to oznacza, e moe pan mie gen Gbekli. Zdaje pan sobie spraw? - Oczywicie. Nawet jeli, nie jest to jeden gen, a grupa genw. Jestem dzieckiem nie tylko mojego ojca, ale i matki. Kiribali skin gow arliwie. - Tak, tak, tak. Matka jest bardzo wana. - I nawet jeli jestem nosicielem niektrych z tych cech, to jeszcze nie znaczy, e mj los jest z gry przesdzony. Wszystko zaley od sytuacji. Otoczenie, rodowisko take odgrywa niebagateln rol. Ta interakcja jest bardzo zoona. - Urwa. - Cho raczej nie zajm si polityk. Komisarz si rozemia. Rob doda:

- Myl wic, e wszystko bdzie w porzdku. Dopki kto nie da mi rakiet do rki. Kiribali trzasn obcasami, jakby suchajc rozkazw niewidzialnego dowdcy. Potem si odwrci, wyj telefon komrkowy z kieszeni marynarki i ruszy w stron samochodu, by moe wyczuwajc, e dziennikarz chce zosta sam. Rob wsta, strzepn py z dinsw i ruszy w d znajom wirow ciek do serca wityni. Kiedy dotar na poziom wykopaliska, rozejrza si, przypominajc sobie, jak artowa tu z archeologami. Tutaj take pozna Christine: kobiet, ktr pokocha. Ale byo to te miejsce, gdzie zgin Breitner i gdzie zaczy si okruciestwa ofiarniczych obrzdw. Dziesi tysicy lat temu. Na niebie wisia biay, obojtny ksiyc. Dokoa stay gazy: nieme i wadcze noc. Rob wszed midzy nie. Pochyli si i dotyka paskorzeb: delikatnie, niemal ostronie, z podziwem i obaw jednoczenie. Czujc, troch wbrew sobie, wyrany respekt przed tymi wielkimi prastarymi kamieniami, przed tajemnicz wityni w Edenie.

51

Oboje chcieli cichego i prostego lubu, co do tego si zgadzali. Nie mogli tylko si zdecydowa na miejsce. Ale kiedy Christine si dowiedziaa, e odziedziczya dom Isobel na Wyspach Ksicych, problem sam si rozwiza. - W ten sposb uczcimy te jej pami, spodobaoby jej si to, wiem. Pikny ogrd Isobel doskonale nadawa si na tak ceremoni. Zaprosili zatem brodatego, niestronicego od kieliszka popa, wynajli kilku pieniarzy, ktrzy skwapliwie przystali na honorarium w postaci piwa, znaleli nawet rewelacyjne trio grajce na buzuki. Zaprosili tylko rodzin i najbliszych przyjaci. Z Londynu przyjecha Steve z bardzo skromn reprezentacj wsppracownikw Roba, Sally przywioza wielki prezent, matka Roba siedziaa umiechnita i dumna w swoim najlepszym kapeluszu. Pojawi si te Kiribali w nienobiaym garniturze. Prosta ceremonia odbya si na socu. Lizzie w piknej letniej sukieneczce, boso, penia rol druhny. Ksidz sta na tarasie i monotonnym gosem intonowa magiczn formuk. Promienie soneczne sczyy si przez sosny i krzewy tamaryszku, sycha byo syren bosforskiego promu, ktry przepywa do Azji po ciemnoniebieskich wodach. Pieniarze zapiewali, Rob pocaowa Christine i stao si: zawarli zwizek maeski. Rob znowu by onaty. Pniej odbyo si przyjcie. Wypili mnstwo szampana w ogrodzie, gdzie kot Ezechiel goni za zotym motylem wrd krzakw r. Steve gawdzi z Christine, matka Christine gawdzia z popem, wszyscy fatalnie taczyli przy dwikach buzuki. Kiribali deklamowa wiersze i flirtowa z paniami, zwaszcza starszymi. W poowie zabawy Rob znalaz si koo Forrestera w cieniu drzew na skraju ogrodu. Postanowi skorzysta z okazji, eby wreszcie podzikowa komisarzowi za przymknicie oczu. Forrester si zaczerwieni z kieliszkiem szampana przytknitym do ust.

- Jak si domylie? - Nie jeste w ciemi bity, Mark, a pozwolie nam, ot tak, odej z Czarn ksig. To dlatego kcie si z Dooleyem w Dublinie, prawda? - Nie rozumiem. - Wiedziae, dokd chcemy pojecha. Postanowie nam troch pomc, dlatego namwie Dooleya, eby pozwoli nam zatrzyma Czarn ksig. Forrester westchn. - Chyba tak. I owszem, wiedziaem, dokd si wybieracie. Ale nie mogem ci wini, Rob. Postpibym tak samo, gdyby... gdyby moje dziecko byo w niebezpieczestwie. Trzymanie si procedur i droga oficjalna mogyby si okaza katastrofalnie przewleke. - Ale zadzwonie do Kiribalego w sam por. Wic mwi serio. Dzikuj, e... nad nami czuwae. - Rob z trudem dobiera sowa. Przez gow przemkn mu straszliwy obraz twarzy Cloncurry'ego z obnaonymi zbami. - Dr na sam myl, co mogoby si sta, gdyby si w to nie wczy. Forrester pocign z kieliszka i skin gow. - Jak ona si czuje? - Lizzie? Zdumiewajco dobrze. Wyglda na to, e o wszystkim zapomniaa. Tylko troch boi si ciemnoci. Myl, e to przez ten kaptur. - Ale nie ma adnego innego urazu? - Nie. - Rob wzruszy ramionami. - Nie wydaje mi si. - Magia wieku - rzuci Forrester. - Dzieci potrafi si cakowicie pozbiera. Pod warunkiem e przeyj. Ucichli obaj. Rob patrzy na goci bawicych si w drugim kocu ogrodu. Kiribali podskakiwa, klaszczc w czym, co przypominao improwizowanego kozaka. Forrester wskaza gow na tureckiego komisarza. - To jemu powiniene dzikowa. - Masz na myli te strzay? - Syszaem. Niewiarygodne. - Pono startowa nawet na olimpiadzie czy jako tak. Jest doskonaym snajperem, strzay byy rewelacyjne. - I okazay si decydujce, tak?

- Tak - zgodzi si Rob. - Kiribali widzia, jak daleko jest Cloncurry, nie zdyliby dotrze do nas na czas z uwagi na wody zalewowe. Wic po prostu wyj swoj strzelb myliwsk... Muzyka bya bardzo gona. Trio buzuki naprawd si starao. Rob dopi resztk szampana. Obaj mczyni ruszyli, eby doczy do reszty towarzystwa. Podbiega do nich Lizzie, miejc si i piewajc. Rob si pochyli i czule pogaska crk po byszczcych wosach, maa zachichotaa i wzia ojca za rk. Patrzc na nich, trzymajcych si za rce, umiechnitych i ywych, Forrester poczu ostre ukucie smutku i alu. Ale temu poczuciu straty towarzyszyo co jeszcze, co znacznie bardziej zaskakujcego: saby i przelotny cie szczcia.

You might also like