Professional Documents
Culture Documents
WPROWADZENIE
do socjologii
CZ PIERWSZA. PROLEGOMENA 15
12 Przedmowa
socjologicznego, przy czym sam napisany by by w j zyku mo liwie prostym. Taki, aby kto , kto nauczy si
dzi ki niemu tego lub owego i przyszed z t wiedz do specjalisty z jakiego zakresu, móg us ysze : „W
zasadzie ma pani/pan racj , ale sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana".
Innym moim za eniem by o to, e podr cznik ma dostarcza nie tylko podstawowej wiedzy o socjologii,
ale tak e o problemach spo ecze stw wspó czesnych, zw aszcza polskiego, tak jak rysuj si one z perspektywy
socjologicznej. Wzorem by y dla mnie anglosaskie podr czniki socjologii, które mówi nie tylko o socjologii, ale i
o spo ecze stwie brytyjskim — w przypadku brytyjskich, a o ameryka skim - w przypadku ameryka skich.
W podr czniku wprowadzi am szczegó owe podzia y na cz ci, rozdzia y i podrozdzia y wewn trz nich.
Moim celem by o uzyskanie konstrukcji przypominaj cej budowl z klocków lego. Chcia am umo liwi
ka demu z wyk adowców tego przedmiotu, który w ró nego typu szko ach i na wydzia ach uniwersyteckich
nauczany jest w innym zakresie, stworzenie w asnej wersji podr cznika przez swobodne manipulowanie
fragmentami niniejszego: pomijanie poszczególnych rozdzia ów czy te ich cz ci b zmienianie ich
kolejno ci. Zasadniczy tekst ilustrowany jest przyk adami i danymi z bada empirycznych; fragmenty te wyodr b-
niono w ramkach.
Literatura, na któr si powo uj w tek cie, to pozycje bezpo rednio wykorzystywane w danym miejscu. Ich
dobór w adnej mierze nie mo e by traktowany jako pe na bibliografia prac dotycz cych poszczególnych
problemów. U omno bibliografii prac cytowanych sk oni a mnie do uzupe nienia ka dej cz ci podr cznika
not bibliograficzn . G ównym celem by o dostraczenie informacji o dost pnych w j zyku polskim i -z ma ymi
wyj tkami - niecytowanych w tek cie podstawowych pracach dotycz cych problematyki omawianej w kolejnych
rozdzia ach. Na ko cu ksi ki znajduje si spis wszystkich pozycji wymienianych zarówno w rozdzia ach
podr cznika, jak i w notach bibliograficznych.
W czasie moich zmaga z materi tego podr cznika spotyka am si z ogromn yczliwo ci przyjació ,
kolegów i znajomych, którzy, po wi caj c swój czas, s yli mi rad i pomoc . Byli wspania ymi krytykami
ró nych partii tekstu, yczliwymi, ale nie pob liwymi. Zawdzi czam im wszystkim bardzo wiele i ywi wobec
nich gor ce uczucie wdzi czno ci.
Na pierwszym miejscu wymieni musz Antoniego M czaka i Andrzeja Mencwela, którzy, chocia nie s moimi
kolegami socjologami, zechcieli przeczyta i przedyskutowa ze mn rozdzia y poruszaj ce problemy z kr gu
ich zainteresowa . W nast pnej kolejno ci - kolegów z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego,
zaczynaj c od zespo u Zak adu Socjologii Ogólnej, na którego zebraniach dyskutowali oni rozdzia y podr cznika
Przedmowa 13
sprawiaj ce mi najwi ksz trudno . Szczególnie wiele wnie li Piotr Chmielewski, Gra yna Kacprowicz i
awomir odzi ski. Osobno wymieni pragn kierownika tego zespo u, Aleksandr Jasi sk -Kani , która
jeszcze przed napisaniem recenzji wydawniczej dzieli a si ze mn uwagami o kolejnych partiach pracy w miar
ich powstawania, udziela a mi yczliwego wsparcia w tym trudzie oraz udost pnia a swoje jeszcze
nieopublikowane prace. Drugim recenzentem wydawniczym by Marek Zió kowski, który uciele ni moje
marzenia o wnikliwej i krytycznej, a zarazem yczliwej recenzji.
Koledzy z Instytutu Socjologii, Kazimierz Frieske, Antoni Kami ski, Witold Morawski, Ewa Nowicka i
Renata Siemie ska, byli przyjacielskimi krytykami rozdzia ów z zakresu ich specjalno ci i udzielali mi wska-
zówek bibliograficznych, za które dzi kuj tak e Antoniemu Su kowi. Agnieszce Latale dzi kuj za redakq'
cz ci rozdzia ów, udost pnianych studentom jako skrypt. Podzi kowa tak e pragn kolegom z IFiS PAN,
Henrykowi Doma skiemu i El biecie Tarkowskiej, za yczliwe porady i udost pnione materia y.
Wszystkim im, jak równie tym, których z powodu u omno ci pami ci nie wymieni am, jeszcze raz z ca ego
serca dzi kuj . Oczywi cie, w jakiej mierze z ich rad i pomocy potrafi am skorzysta , to ju zupe nie inna
sprawa.
Podzi kowania nale si wreszcie cz onkom rodziny, których wci gn am do mojej pracy. M , Jerzy Szacki,
mi swoj socjologiczn wiedz , systematycznie czytaj c kolejne rozdzia y. Pomocni byli mi tak e syn,
Jakub Szacki, oraz wnuk, Wojciech Szacki, jako przedstawiciele innych ni socjologia dziedzin wiedzy.
ROZDZIA I
20 Cz pierwsza. Prolegomena
Wiedza przedsocjologiczna o zjawiskach spo ecznych mia a dwie postacie: refleksji teoretycznej oraz
wiedzy potocznej.
Poprzedzaj ca socjologi refleksja teoretyczna dotycz ca rozmaitych aspektów ycia spo ecznego by a
przez wiele stuleci cz ci filozofii, podobnie jak i zacz tki innych nauk. Trzy cechy ró ni y j od
wiedzy spo ecznej (Jan Szczepa ski 1969: 8) spe niaj cej pó niejsze standardy naukowo ci.
• W przedsocjologicznej my li spo ecznej cz sty by normatywny i finalistyczny punkt widzenia.
Znacznie bardziej interesowa o filozofów to, jak by powinno, ni to, jak jest. Projekty idealnego
pa stwa kre lili Platon i Arystoteles, a tak e autorzy renesansowych i pó niejszych utopii. Je li w
pismach filozofów zainteresowanych idealnym pa stwem mo emy znale ca kiem du o wiedzy o
spo ecze stwie i zasadach jego funkcjonowania, to opis i analiza rzeczywisto ci by y dla nich g ównie
kontrastowym t em dla idea u.
• Przedsocjologiczna my l spo eczna by a w znacznym stopniu przesi kni ta woluntaryzmem.
Wyra si on na ró ne sposoby. Przede wszystkim w postaci wiary we wszechmoc w adcy.
Uwa ano, e panuj cy, je li tylko rozporz dza odpowiednimi rodkami, mo e w sposób dowolny
ukszta towa form pa stwa i spo ecze stwa. S dzono, e je li istniej jakie wady ycia spo ecznego,
to tylko dlatego, e rz dz cy nie chc b nie potrafi ich usun . ywa by a wiara w „dobrego i
drego w adc ", który jest pe en dobrej woli i, je li tylko zrozumie, co jest dobre, natychmiast wcieli
to w ycie.
Inn postaci woluntaryzmu, która zreszt mia a bardzo d ugi- ywot, by o przekonanie, e skoro
ludzie obdarzeni s woln wol i ka dy mo e robi , co chce i co mu tylko do g owy w danym
momencie przychodzi, to rzeczywisto spo eczna sk ada si wy cznie z niespodzianek i jest ca kowicie
nieprzewidywalna. Dlatego te mo e by opisywana jedynie ex post.
Za form woluntaryzmu wypada te uzna wiar w Opatrzno , w to, e mo e ona interweniowa
i zmienia bieg spraw ludzkich; trudno wi c s dzi , e rz dz nimi jakie prawid owo ci.
• Inn charakterystyczn cech przedsocjologicznej my li spo ecznej by a koncentracja uwagi na
pa stwie i w adzy. W rozwa aniach dotycz cych pa stw i ich ustrojów podejmowano wprawdzie
zagadnienia daleko wykraczaj ce poza kwestie zwi zane z sam w adz i jej sprawowaniem, ale nie
by o znane poj cie spo ecze stwa jako czego innego ni pa stwo. Dla powstania socjologii musia o
ukszta towa si poj cie spo-
ecze stwa. Oddzielenie porz dku spo ecznego od politycznego by o drug rewolucj w rozwoju
wiedzy naukowej o procesach i zjawiskach zachodz cych w zbiorowo ciach ludzkich.
Wiedza potoczna i wiedza naukowa
Ka dy cz owiek rozporz dza pewn wiedz o tym, jak jest skonstruowany i jak funkcjonuje otaczaj cy
go wiat spo eczny. Tego rodzaju wiedza jest koniecznym warunkiem radzenia sobie z problemami, jakie
stwarza ycie w zbiorowo ci, a w konsekwencji osobniczego przetrwania. Zdobywaniu tej wiedzy
przy wiecaj cele praktyczne i cz owiekowi najcz ciej wystarcza taki jej zakres, który jest mu
przydatny bezpo rednio. Nie mo e jej sam zdoby , bowiem z natury rzeczy jest ograniczony w swoich
mo liwo ciach poznawczych. Na wiat spo eczny patrzy z perspektywy ma ego wycinka
rzeczywisto ci, z któr ma bezpo rednio do czynienia. Dlatego te musi korzysta z wiedzy
pochodz cej z do wiadczenia innych. I tak przez wymian do wiadcze narasta potoczna, zbiorowa wie-
dza spo eczna cz onków danej zbiorowo ci, b ca rezultatem ich wspólnych do wiadcze . Cz sto
przybiera ona posta przys ów, w ród których nietrudno znale wyra nie „socjologiczne". Przys owie:
„Je li wejdziesz mi dzy wrony, musisz kraka jak i one", mówi o konieczno ci konformizmu; „Kruk
krukowi oka nie wykol " powiadamia o solidarno ci grupowej; „Gdy kota nie czuj , myszy ta cuj "
przekazuje wiedz o roli w adzy w utrzymywaniu porz dku w spo ecze stwie.
Potoczn wiedz spo eczn nabywamy w toku naszego ycia spontanicznie, sami nie wiedz c, jak,
kiedy i gdzie. Od najwcze niejszego dzieci stwa wch aniamy j , kontaktuj c si z innymi lud mi,
i nasi kamy ni jak owa przys owiowa skorupka.
Tak zdobywana wiedza ma pewne cechy szczególne zwi zane po cz ci z podporz dkowaniem jej
osi gania celom praktycznym, po cz ci - z ograniczonym zakresem obserwacji dost pnych danej
zbiorowo ci, a po cz ci - ze specyfik ludzkiego umys u. Równie z tym, e cz owiek kieruje si nie
tylko rozumem, ale i emocjami. Wp ywaj one na proces poznawczy i powoduj , e wiedza potoczna
rzadko jest neutralna. Nie ogranicza si do opisu, ale mówi, e to jest z e, a tamto dobre, to korzystne, a
tamto szkodliwe. Jest wi c zwi zana z warto ciowaniem.
Inn jej cech jest tendencja do przedstawiania wiata w kolorach czarno-bia ych, bez uwzgl dniania
odcieni po rednich, i operowania podzia ami dychotomicznymi. Znajdujemy w niej sk onno do
traktowania nast pstwa w czasie jako zwi zku przyczynowego, a tak e do upatrywania przyczyn w
celowych dzia aniach ludzi. Kolejna jej cecha to pochopno uogólnie . Wystarczy kilka przypadków, a
czasem nawet jeden, by
22 Cz pierwsza. Prolegomena
zosta sformu owany s d ogólny (kiedy m ody cz owiek nie ust pi w autobusie miejsca starszej pani, z
pewno ci us yszymy, e: „ca a dzisiejsza m odzie "... etc).
Potoczna wiedza spo eczna jest przenikni ta stereotypami. Stereotypy bywaj okre lane jako
stypologizowana, przej ta od innych wiedza. Powszechnie wskazuje si na takie ich cechy, jak charakter
upraszczaj cy, nadmierne generalizacje, sztywno i odporno na zmiany, a tak e to, e rzadko maj
charakter neutralny i najcz ciej s zabarwione emocjonalnie.
róde stereotypów upatruje si mi dzy innymi w pewnych w ciwo ciach procesu poznawczego cz owieka i sposobach
przetwarzania przez niego informacji, w jego sk onno ci do klasyfikowania i typologizowania postrzeganych zjawisk. W
odniesieniu do rzeczywisto ci spo ecznej powiada si , e stereotypy to „pewne struktury poznawcze, które s zakodowane w
umy le, a które w sposób uproszczony, nadmiernie zgeneralizowany, bez uwzgl dniania ca ej mo liwej wiedzy na dany
temat, odnosz si do jakiej kategorii spo ecznej" (Kurcz 1994: 14). Stereotypy s wi c zapisem wiedzy u omnej, której
omno jest konsekwencj ograniczonych mo liwo ci ludzkiego systemu poznawczego. Jednak e mimo u omno ci wiedza ta
pomaga ludziom w yciu, gdy pozwala redukowa niepewno i podejmowa decyzje co do sposobu post powania. Je li nie
wiemy nic o jakiej konkretnej osobie, ale mo emy j zaklasyfikowa do okre lonej grupy, uzupe niaj ce informacje czerpiemy
ze stereotypu tej grupy i na tej podstawie oceniamy osob i ustalamy nasz sposób jej traktowania. Nie trzeba dodawa , e w
konkretnej sytuacji taka ocena mo e by nietrafna, a niekiedy i ogromnie krzywdz ca, zw aszcza kiedy w stereotypie grupy,
do której zaliczyli my dan osob , przewa aj cechy negatywne.
Chocia o szkodliwo ci stereotypów napisano niema o, to przy wszystkich swoich wadach u atwiaj
one orientacj w wiecie spo ecznym. Dla przetrwania cz owieka niezmiernie istotn rzecz jest ycie w
zbiorowo ci, co poci ga za sob konieczno trafnego rozpoznawania tych zbiorowo ci, których jest
cz onkiem, a wi c odró niania grup w asnych od obcych (zob. Grupy w asna i obca, s. 197), a w ród tych
ostatnich - przyjaznych od wrogich. Stereotypy s w tym pomocne.
Przenikni ta stereotypami potoczna wiedza spo eczna nie znikn a wraz z powstaniem socjologii. Jej
prawdy konkuruj , niekiedy nawet zwyci sko, z prawdami g oszonymi przez socjologi akademick .
Charakterystyczny dla niej sposób my lenia daje si niejednokrotnie odnale w rozmaitych rozwa aniach
publicystycznych dotycz cych procesów i zjawisk zachodz cych w zbiorowo ciach ludzkich.
Niezale nie od wszelkich sporów o kryteria naukowo ci, mo na wskaza trzy powszechnie uznawane
cechy wyró niaj ce naukowe podej cie do zjawisk spo ecznych.
Po pierwsze, nauk cechuje niezadowalanie si samym opisem, ale zmierzanie do wyja niania przy
wykorzystywaniu istniej cych teorii. Przez
24 Cz pierwsza. Prolegomena
czym osobliwsi dla nas ni my dla nich ani te nie z wi ksz s uszno ci " (Montaigne 1985: t. l, 229). W
nast pnym stuleciu zacz to dostrzega , e zmienno form ycia spo ecznego wyst puje nie tylko w
przestrzeni, ale równie w czasie. Pojawi o si poj cie rozwoju.
Wiek XVIII mo e by zreszt zasadnie uznany za wiek zapowiedzi socjologii. To wtedy zrodzi a si
my l, e istniej jakie prawa naturalne rz dz ce zachowaniami ludzi, a w konsekwencji zjawiskami
spo ecznymi, i pojawi a si wiara w istnienie jakiego jednego podstawowego prawa, dzia aj cego w
wiecie spo ecznym na podobie stwo odkrytego przez Newtona w wiecie fizycznym prawa
powszechnego ci enia. Wierze tej towarzyszy o pragnienie jego odkrycia. Jednak e nie porzucono
przekonania, e m dry w adca, który pozna, na czym polega porz dek naturalny, niew tpliwie
natychmiast zechce i potrafi nada yciu spo ecznemu zgodny z tym porz dkiem kszta t. Kres tej
wierze po a dopiero rewolucja francuska.
Rewolucja francuska, obalaj ca dotychczasowy system polityczny i stary ad spo eczny, by a
wstrz saj cym do wiadczeniem, które przeora o wiadomo europejsk . Poza wszystkim innym
ukaza a spontaniczno procesów spo ecznych, ich wymykanie si spod kontroli i rozbie no mi dzy
ostatecznymi rezultatami a wcze niejszymi zamiarami. Ukaza a równie , e wbrew oczekiwaniom
zniesienie przywilejów urodzenia i zadeklarowanie w konstytucji równo ci wszystkich obywateli nie
adzie kresu nierówno ciom spo ecznym. W sumie rewolucja francuska uprzytomni a, e najbardziej
nawet dog bna zmiana ustroju politycznego nie likwiduje problemów spo ecznych. Pozwoli o to
dostrzec, e spo ecze stwo jest czym odr bnym od pa stwa i rz dzi si w asnymi prawami.
Innym wielkim do wiadczeniem europejskim prze omu XVIII i XIX wieku by o przyspieszenie
tempa uprzemys owienia, co nast pnie zyska o miano rewolucji przemys owej. By a to w istocie rzeczy
zmiana rewolucyjna dotychczasowego sposobu ycia znacznych rzesz ludzi. Spowodowa o j przej cie
od gospodarki opartej na rolnictwie, w której podstawowymi jednostkami produkcyjnymi by y
gospodarstwa domowe, w znacznej mierze samowystarczalne, do gospodarki, w której takimi jed-
nostkami sta y si fabryki produkuj ce towary na rynek wi cy ze sob w coraz wi kszej skali
wszystkie jednostki produkcyjne.
Zmiana pracy w gospodarstwie domowym na prac w fabryce by a zmian ca ego trybu i rytmu
ycia. Dzie zacz si dzieli na t cz , w której cz owiek przestawa by panem samego siebie, i t ,
która w postaci czasu wolnego pozostawa a do jego dyspozycji. Konieczno synchronizacji pracy
wielu ludzi wymaga a, by zegar, a nie s ce, regulowa jej rytm. Wi za a si z tym dog bna zmiana
sposobu postrzegania czasu.
Rozwój przemys u to powstawanie fabryk poszukuj cych si y roboczej, co oznacza
przemieszczanie si ludzi ze wsi do miast i rozrost tych
ostatnich. Przej cie ze wsi do miasta nie by o wy cznie zmian miejsca w przestrzeni, ale ca ego
rodowiska spo ecznego. Spo eczno wiejska jest tradycyjna i niedu a, wszyscy znaj tu swoje i
swoich s siadów usytuowanie spo eczne. ycie w niej sk ada si z kontaktów lokalnych ze stosunkowo
niewielk liczb wci tych samych, dobrze znanych ludzi, wedle sta ych wzorów. Jest to te
spo eczno , która, ogarniaj c ca e ycie cz owieka, poddaje je pe nej kontroli. Miasto natomiast to
zgromadzenie wielu nie znaj cych si wzajemnie osób, kontaktuj cych si ze sob dora nie i jedynie w
okre lonych celach.
Te przeogromne zmiany, których tempo wci ulega o przyspieszeniu, nie dokonywa y si
bezbole nie. Dla wielu -ludzi przej cie ze wsi do miasta i praca w fabryce nie by y popraw losu. Praca
w fabrykach, je li uda o si j znale , by a n dznie wynagradzana i morderczo ci ka, nikt jeszcze nie
ysza o o miogodzinnym dniu pracy. Mieszkano w fatalnych warunkach, stan higieny, a co za tym idzie
i zdrowia, by op akany. Wielu wstrz saj cych opisów warunków ycia ludu dziewi tnastowiecznych
miast, a tak e panuj cej w nich n dzy, dostarcza ówczesna literatura. Zachodz ce zmiany wi za y si z
powa nymi kosztami psychicznymi. Znika wiat, którego regu y funkcjonowania by y dobrze znane, a
sposoby radzenia sobie w nim opanowane. W to miejsce powstawa wiat nowy, trudny do
zrozumienia i ma o przyjazny, w którym nie wiadomo by o, jak si porusza , zw aszcza e wci si
zmienia . Zanika y wspólnoty sprawuj ce kontrol i okre laj ce to samo jednostki. Jednostka pozo-
stawiona sama sobie zyskiwa a nie tyle poczucie wolno ci, ile wykorzenienia i zagubienia, które w
po czeniu z n dz sprzyja y najró niejszym patologiom spo ecznym. Rewolucja przemys owa zrodzi a
nie tylko spo ecze stwo przemys owe, ale i powa kwesti socjaln .
Wszystko to razem by o przyczyn wielu niepokojów my cych ludzi w pocz tkach XIX wieku.
Zburzenie starego adu wielu z nich postrzega o jako zburzenie wszelkiego adu, a istniej cy stan rzeczy
przedstawia im si jako jeden wielki chaos. Nie dostrzegali w nim adnego porz dku i adnych
prawid owo ci. W takim w nie klimacie intelektualnym narodzi a si socjologia, która w zamy le
Comte'a mia a by lekarstwem na bol czki epoki.
Upatruj c w socjologii nadzieje na pomoc w rozwi zaniu kwestii praktycznych i stworzenie
„w ciwego" adu spo ecznego, Comte nie ró ni si od wielu dawniejszych my licieli, którzy
poszukiwali idealnego kszta tu organizacji spo ecznej. Ró ni o go natomiast przekonanie, e cel ten da si
osi gn dzi ki nauce. Niew tpliw zas ug Comte'a jest stwierdzenie, e mo liwa jest nauka o
spo ecze stwie kieruj ca si takimi samymi regu ami jak wszystkie inne nauki. Konstruuj c jednolity,
pi trowo zbudowany system nauk, na którego szczycie umie ci socjologi , okre li trzy podstawowe
regu y post powania naukowego: bada fakty i tylko
26 Cz pierwsza. Prolegomena
fakty, szuka mi dzy nimi zwi zków i ustala prawa. W ten sposób wyra nie oddzieli to, co jest
opisem naukowym, od tego, co jest ocen - nauk od warto ci - a tak e stworzy poj cie nauki o
spo ecze stwie jako nauki wykrywaj cej prawa, co bywa uwa ane za trzeci rewolucj w procesie
kszta towania si naukowej wiedzy o spo ecze stwie.
W Comte'owskim systemie nauk wzór naukowo ci wywiedziony zosta z procedur nauk
przyrodniczych, których imponuj ce osi gni cia by y wyra nie widoczne na pocz tku XIX wieku.
Wzór ten d ugo obowi zywa w socjologii, a trudno ci z jego stosowaniem t umaczono m odo ci
dyscypliny i jej niedojrza ci , która - jak wierzono - zostanie w ko cu przezwyci ona. Z czasem uleg
on zakwestionowaniu. Lecz nawet je li w dalszym swoim rozwoju socjologia jako wiedza naukowa o zja-
wiskach i procesach zachodz cych w zbiorowo ciach ludzkich posz a inn drog , ni wskazywa Comte,
nie ulega w tpliwo ci, e uda o mu si sformu owa to, z czym do dzisiaj zgadzaj si przedstawiciele
ró nych orientacji - mianowicie pogl d, e ycie spo eczne nie jest czym przypadkowym i
chaotycznym, ale s w nim pewne prawid owo ci i mo na do pewnego stopnia przewidywa jego bieg.
3. Socjologia jako dyscyplina naukowa Kszta towanie si socjologii jako dyscypliny naukowej
Aby powsta a nowa dyscyplina naukowa, nie wystarcza samo jej nazwanie, wskazanie w ciwego dla
niej pola docieka oraz wyra enie przekonania, e dociekania te mo na prowadzi zgodnie z
uznawanymi w danym czasie standardami naukowo ci. Nie wystarcza tak e usytuowanie jej przez
ciesz cego si nawet najwi kszym autorytetem filozofa w ogólnym systemie nauk ani uzyskanie przez
ni popularno ci. Aby rzeczywi cie si pojawi a, musi zosta w czona do ycia akademickiego, znale
sobie miejsce w ród innych nauk i sta si cz ci ich systemu. Innymi s owy, zyskawszy uznanie, musi
ulec instytucjonalizacji (zob. Instytucje, s. 132) w postaci powo ywania uniwersyteckich katedr i kierun-
ków studiów, towarzystw naukowych, wydawania czasopism i ksi ek z jej nazw w tytule.
Instytucjonalizacja socjologii dokonywa a si w poszczególnych krajach w rozmaitym tempie.
Najszybciej w Stanach Zjednoczonych, gdzie wyk ady z socjologii zjawi y si na niektórych
uniwersytetach ju w latach siedemdziesi tych XX wieku, a pierwsza katedra socjologii na uni-
wersytecie w Chicago powsta a w 1892 roku. Najwolniej w Anglii, gdzie jako uznana, odr bna
dyscyplina akademicka zacz a istnie dopiero po drugiej wojnie wiatowej.
Rozdzia I. Charakter socjologii i historyczne warunki jej powstania 27
wewn trznie zró nicowanymi i niektóre z ich odga zie s bardzo bliskie sobie. Tak na przyk ad w
obr bie socjologii istnieje subdyscyplina, zwana socjologi historyczn . Podejmuj c problematyk socjo-
logiczn , pos uguje si danymi pochodz cymi z przesz ci. W obr bie historii z kolei istnieje
subdyscyplina, zwana histori spo eczn , która w odniesieniu do przesz ci podejmuje klasyczne
tematy socjologiczne, na przyk ad zró nicowania spo ecznego, a tak e wykorzystuje sozologiczne
metody analizy danych.
Antropologia. Nazwa ta u ywana jest na okre lenie dwóch odmiennych dyscyplin. Odró nia je
odpowiedni przymiotnik. W jednym przypadku mówi si o antropologii fizycznej, w drugim o
antropologii kulturowej b spo ecznej. Pierwsza z nich zajmuje si cz owiekiem jako gatunkiem
przyrodniczym i interesuje si fizycznym zró nicowaniem cz owieka w przestrzeni i w czasie (Nowicka
1991: 39). Tak okre lony przedmiot zainteresowa sytuuje t antropologi w ród nauk przyrodniczych
i sprawia, e zajmuj ce si ni katedry i zak ady bywaj lokowane na wydzia ach przyrodniczych.
Mi dzy antropologi fizyczn a kulturow istniej zawi e relacje. Podejmowane s tak e próby
budowania pomostów mi dzy nimi.
W odniesieniu do antropologii kulturowej jej wspó cze ni przedstawiciele powiadaj , e jej
przedmiotem jest „poszukiwanie cech typowo ludzkich, czyli tych, które wi si z kulturow istot
cz owieka" (Nowicka 1991: 40-41). Jednak e przez d ugi czas wyró nikiem tej antropologii by o to, e jej
przedmiotem zainteresowania i obiektem bada by y spo ecze stwa pierwotne, przedpi mienne,
kra cowo ró ne od spo ecze stwa nowoczesnego, przemys owego, które ukszta towa o si w Europie.
Takimi odmiennymi spo ecze stwami zajmuje si równie historia, ale s to spo ecze stwa oddalone w
czasie, podczas kiedy antropologia bada spo ecze stwa oddalone w przestrzeni. Ze wzgl du na taki
przedmiot jej zainteresowa , niektórzy antropolodzy wyra aj przekonanie, e jest to nauka nadrz dna
w stosunku do socjologii, albowiem, zajmuj c si spo ecze stwami ró nego typu, rozporz dza szerok
perspektyw porównawcz , podczas gdy socjologia zajmuje si spo ecze stwem tylko jednego rodzaju
- nowoczesnym spo ecze stwem przemys owym.
Chocia takie okre lenie przedmiotu antropologii jako jej wyró nika mog oby by dyskusyjne,
przez d ugi czas odpowiada o rzeczywisto ci i zgodne by o z istniej cym podzia em pracy w ród
uczonych i badaczy. W ostatnich dekadach uleg o to zmianie za spraw zachodz cych na wiecie
przemian. Na wszystkich kontynentach znikaj spo ecze stwa pierwotne jedno za drugim. Tam, gdzie
jeszcze istniej , staj si niedost pne z przyczyn politycznych - nowe pa stwa niech tnie udzielaj wiz,
a liczne miejscowe konflikty powoduj , e badania terenowe sta y si po prostu niebezpieczne.
30 Cz pierwsza. Prolegomena
jawów. W ten sposób ekonomia zg asza ch wykroczenia poza granice swojego tradycyjnego obszaru
zainteresowa i stania si najogólniejsz nauk spo eczn .
Nie mo na tak e nie wspomnie , e wiele kategorii zaczerpni tych z ekonomii sta o si narz dziami
analizy socjologicznej lub te wesz o do sozologicznego j zyka opisu rzeczywisto ci spo ecznej. W
obr bie socjologii (a tak e antropologii) rozwijane s teorie wymiany, a takie terminy jak „kapita
spo eczny" czy „kapita kulturowy" wesz y na sta e do j zyka socjologii (zob. mier klas", s. 303).
Nauki polityczne. Podstawowym przedmiotem zainteresowania nauk politycznych jest w adza, jej
ród a i sposoby sprawowania na poziomie pa stwa. W odniesieniu do pa stwa politolodzy interesuj
si zarówno problemami szczegó owymi: zachowaniami wyborczymi, funkcjonowaniem
wyspecjalizowanej administracji pa stwowej, dystrybucj w adzy, jak i ogólnymi problemami filozofii
spo ecznej i politycznej. Trudno wyznaczenia granicy mi dzy socjologi a innymi naukami
spo ecznymi, daj ca si zauwa w odniesieniu do ka dej z nich, w przypadku nauk politycznych
wzrasta niepomiernie. Nauki polityczne maj wspóln z socjologi prehistori . Poniewa przez d ugi
czas spo ecze stwo nie by o postrzegane jako co odr bnego od pa stwa, w refleksji
przedsocjologicznej problematyka w adzy i pa stwa ci le splata a si z rozwa aniami odnosz cymi si
do wszystkich innych aspektów ycia zbiorowego.
Instytucjonalne wykszta canie si socjologii i nauk politycznych przebiega o ró nie w poszczególnych
krajach. W rezultacie w ka dym z nich rozmaicie ustali y si ich wzajemne stosunki. Nie bez wp ywu na
nie by a panuj ca sytuacja polityczna, która niekiedy hamowa a instytucjonalizacj nauk politycznych
jako odr bnej dyscypliny akademickiej. Sprzyja to mog o, jak w PRL, rozwojowi subdyscypliny
sozologicznej okre laj cej si jako „socjologia stosunków politycznych" lub „socjologia polityki",
która podejmowa a klasyczn problematyk nauk politycznych.
Ten krótki przegl d nauk spo ecznych pozwala zda sobie .spraw z dwóch istotnych rzeczy. Po
pierwsze z tego, e adna z nich nie jest dyscyplin jednolit , po drugie, e adnej z nich nie daje si
ostro oddzieli od socjologii. Granice mi dzy socjologi a pozosta ymi naukami spo ecznymi s
zamazane, a je li nawet daj si dostrzec, to w ró nych krajach przebiegaj rozmaicie. Co wi cej, s
ynne i zmienne. To, co dzi jest niekwestionowan cz ci socjologii, wczoraj mog o stanowi
odr bn enklaw , a jutro mo e znale si poza jej granicami jako dyscyplina nowa i niezale na.
Powstaje pytanie, czy wyznaczanie wyra nych granic mi dzy socjologi a innymi dyscyplinami jest do
czego potrzebne. Na pewno by o potrzebne w XIX wieku, w czasach instytucjonalizacji nauk i szukania
przez
32 Cz pierwsza. Prolegomena
ka z nich uznanego miejsca w wiecie akademickim. Wówczas socjologia musia a dowodzi swego
prawa do istnienia przez wskazywanie takiej cz ci rzeczywisto ci spo ecznej, której adne inne nauki nie
badaj , lub takiego sposobu jej badania, którego adna inna nauka nie stosuje. Teraz potrzeba ta nale y
do przesz ci. Nie tylko zreszt w przypadku socjologii.
U podstaw kszta towania si w XIX wieku podzia u nauk tkwi o przekonanie, e powinien on by
odbiciem podzia ów wyst puj cych w wiecie rzeczywistym. Rzeczywisto , w tym równie spo eczn ,
postrzegano jako podzielon na ró ne, wyra nie wyodr bnione obszary. Dzi ten pogl d nale y do
przesz ci. Je li obecnie chce si scharakteryzowa jak dyscyplin , wskazuje si nie tyle na ró nice
przedmiotu, którym si zajmuje, ile pyta , jakie kieruje pod adresem rzeczywisto ci. Najcz ciej jednak
nikt takim rozró nieniom nie po wi ca wiele uwagi i, podejmuj c prace badawcze, nie trapi si
istnieniem mi dzydyscyplinarnych granic ani nie ywi obaw przed ich przekraczaniem. Kluczow
spraw jest to, co i jak si robi, a nie pod jakim szyldem.
Pocz wszy od ko ca lat czterdziestych XX wieku dziewi tnastowieczne podzia y zacz y by coraz
cz ciej kwestionowane w praktyce ycia naukowego. Zacz y mno si interdyscyplinarne programy
badawcze, a nawet kierunki studiów, zacz y powstawa nowe, pograniczne dyscypliny, i to nie tylko w
obr bie nauk spo ecznych. Wystarczy wymieni biochemi czy biofizyk . Podzia y w naukach spo ecznych
obecnie znacznie bardziej podzia ami administracyjnymi porz dkuj cymi organizacj uniwersytetów i
innych, ró norako z nauk zwi zanych placówek naukowych ni podzia ami merytorycznymi.
Uwzgl dniaj c p ynno granic mi dzydyscyplinarnych, na pytanie, co to jest socjologia, mo na
prowokacyjnie odpowiedzie , e jest to to, co robi socjolodzy. Socjologami za s ci, którzy pracuj na
uniwersyteckich wydzia ach socjologii czy w innych instytucjach akademickich okre laj cych si jako
socjologiczne.
zmagania si na jej gruncie dwu koncepcji nauki o procesach i zjawiskach zachodz cych w
zbiorowo ciach ludzkich. Wedle jednej, socjologia jest tak sam nauk jak nauki zajmuj ce si
zjawiskami i procesami zachodz cymi w przyrodzie i w toku post powania badawczego powinna od-
wo ywa si do ich wzorów. Wedle drugiej, która, wskazuj c na specyfik wiata cz owieka, kwestionuje
te wzory, socjologia jest bli sza naukom humanistycznym. Mo emy wi c mówi o socjologii
scjentystycznej i socjologii humanistycznej. Tym dwóm koncepcjom socjologii odpowiadaj dwa
sposoby traktowania zjawisk spo ecznych: b przedmiotowo, „jak rzeczy", b podmiotowo, to jest
jako wci stwarzanych przez istoty obdarzone wiadomo ci .
August Comte, tworz c koncepcj nauki spo ecznej i nazywaj c j socjologi , nie w tpi ani przez
chwil w jedno nauki i powszechn stosowalno wzorów nauk przyrodniczych. Poniewa jego system
filozoficzny nosi nazw pozytywizmu, socjologia zgodna z jego rozumieniem nauki, to jest taka, która
bada fakty i tylko fakty, szuka mi dzy nimi zwi zków i na tej podstawie formu uje prawa ogólne, bywa
nazywana pozytywistyczn , a przez niektórych uczonych równie naturalistyczn . Wy ej zosta a
okre lona jako scjentystyczna.
Traktowanie socjologii jako nauki wzoruj cej si na naukach przyrodniczych zosta o jednak e do
wcze nie zakwestionowane. Uczyni to pod wp ywem wcze niej wspomnianej tradycji filozofii
niemieckiej Max Weber (1864-1920), do dzisiaj niekwestionowany autorytet naukowy dla
przedstawicieli nauk spo ecznych. Weber w swoich studiach metodologicznych zwraca uwag na
ró nice mi dzy procedurami poznawczymi w odniesieniu do wiata spo ecznego, którego cz ci jest
badacz tworz cy w jakiej mierze przedmiot swego poznania, a procedurami poznawczymi w
odniesieniu do wiata przyrody, zewn trznego w stosunku do badacza. Dla Webera socjologia by a
nauk , „która d y dzi ki interpretacji do zrozumienia dzia ania spo ecznego i przez to do
przyczynowego wyja nienia jego przebiegu i skutków" (Weber 2002: 6). Dzia anie natomiast by o dla
niego spo eczne „ze wzgl du na subiektywne znaczenie, jakie przypisuj mu podmioty dzia aj ce"
(Wallace 1972: 7).
Tak okre laj c przedmiot poznania nauk spo ecznych, Weber wprowadzi do nich metod rozumiej ,
której wprawdzie nie wymy li , ale opracowa jej cis e regu y i procedury. Dla Webera zanegowanie
wzoru nauk przyrodniczych w adnym razie nie oznacza o zwolnienia z obowi zku cis ci i porz dku
w my leniu. Pocz wszy od Maxa Webera, nurt humanistyczny w mniej lub bardziej radykalnej postaci
jest stale, cho z ró intensywno ci , obecny w socjologii. Na gruncie polskim znakomitym jego
przedstawicielem by wspomniany wy ej jako jeden z twórców polskiej socjologii akademickiej Florian
Znaniecki. Znaniecki, zwracaj c uwag , e to, co bada socjologia, jest ludziom dane w ich do-
34 Cz pierwsza. Prolegomena
w wiecie przyrody. Sk onna jest uwa regularno ci wyst puj ce w yciu spo ecznym za rezultat norm,
regu i wzorów wytworzonych przez ludzi w toku ich interakcji (zob. Interakcje spo eczne, s. 119), porz -
dek spo eczny za - za rezultat ustanowionych przez ludzi regu gry. Cz onków spo ecze stwa postrzega
raczej jako graczy na boisku pi karskim ni jako moleku y poddane rz dom elaznych praw (Sztompka
1985: 39).
W socjologii tej nacisk na ci e tworzenie rzeczywisto ci spo ecznej prowadzi do podkre lenia
znaczenia aktywno ci ludzkiej, tego, e nie jeste my na nic skazani, e wiele od nas zale y i powinni my
mie wiadomo istnienia wielu potencjalnych mo liwo ci. Konsekwencj takiego stanowiska bywa
podwa enie zasady obiektywno ci socjologii i wskazywanie, e konieczne jest powi zanie socjologii z
krytyk spo eczn ; równie pogl d, e socjologia nie mo e by neutralnym przedsi wzi ciem
intelektualnym i nie interesowa si konsekwencjami, jakie jej analizy maj dla tych, których dzia ania
bada (Giddens 1998).
Przedstawiona charakterystyka dwóch typów socjologii jest oczywi cie bardzo uproszczona i
wyostrzona. I chocia da oby si znale przyk ady orientacji ci le odpowiadaj ce jednemu lub
drugiemu z nich, to z ca pewno ci wyst puj ce w obr bie socjologii orientacje teoretyczne nie dadz
si tak dychotomicznie podzieli . Rozró nione dwa typy socjologii s dwoma biegunami, mi dzy
którymi „rozci ga si spolaryzowana mozaika tradycyjnych i wspó czesnych teorii, a debata mi dzy
nimi stanowi g ówny nurt kontrowersji teoretycznych od XIX wieku do dzisiaj" (Sztompka 1985: 26).
Warto doda , e w tki „scjentystyczne" i „humanistyczne" wyst puj niekiedy obok siebie w tych
samych systemach teoretycznych.
Skomplikowanie obrazu wspó czesnej i nie tylko wspó czesnej socjologii jest w jakie mierze
zwi zane z tym, e przedstawiony podzia socjologii na scjentystyczn i humanistyczn , b c
niew tpliwie podzia em istotnym, nie jest jedyny. S tak e inne podzia y. Ich krzy owanie si i wzajemne
nak adanie na siebie tworzy ow mozaik orientacji teoretycznych.
Nie pretenduj c do pe nej prezentacji wszystkich wewn trznych zró nicowa socjologii, wskaza
nale y ich dwa wa ne wymiary:
• Rozumienie zbiorowo ci spo ecznych w sposób redukcjonistyczny b holistyczny. W
pierwszym przypadku zbiorowo ci spo eczne s pojmowane wy cznie jako zbiory pewnej liczby
jednostek. Tylko jednostki istniej realnie i tylko one, jak si niekiedy dodaje, s empirycznie uchwytne.
Wszystkie twierdzenia o zbiorowo ciach oraz zachodz cych w nich procesach mo na przet umaczy na
zyk opisu zachowa b wiadomych dzia jednostek. Poniewa opisywanie wszystkich przejawów
ycia spo-
36 Cz pierwsza. Prolegomena
ecznego jako zachowa jednostkowych jest mudne i uci liwe, ze wzgl du na wygod opisujemy je
jako zachowania zbiorowo ci.
Z kolei zbiorowo ci spo eczne rozumiane holistycznie s traktowane jako ca ci swoiste, które
nie daj si zredukowa do zbioru tworz cych je jednostek, tak jak trójk t nie daje si zredukowa do
trzech tworz cych go odcinków. Zbiorowo to nie tylko jednostki, ale sie ich powi za . Nie tylko
interakcje osobników, ale tak e to, co jest ich rezultatem - normy, regu y, wzory zachowa , które,
wyznaczaj c ramy zachowa i dzia , wp ywaj na nie i sprawiaj , e jednostki w grupie zachowuj
si inaczej, ni zachowywa yby si poza ni .
• Poziomy analizy: mikro- i makrospo eczny. Na poziomie mikrospo ecznym przedmiotem
zainteresowania jest to, co bywa niekiedy okre lane mianem mikrostruktur, czyli ma e zbiorowo ci,
których podstaw s bezpo rednie interakcje jednostek; tak e struktura i funkcja takich zbiorowo ci,
jak równie wzory jednostkowych zachowa i bezpo rednich interakcji. Na poziomie
makrospo ecznym przedmiotem zainteresowania s du e zbiorowo ci o z onej, wielopoziomowej
budowie, których cz ciami sk adowymi s grupy, instytucje i organizacje, wzajemne ich relacje, a
tak e procesy zachodz ce na poziomie ca ego spo ecze stwa (Turowski 1994: 49). Niekiedy wyró nia
si tak e poziom po redni, mezospo eczny. Na tym poziomie przedmiotem zainteresowania s ca ci
spo eczne, takie jak spo eczno ci lokalne czy wielkie organizacje.
Socjologia wspó czesna
Po drugiej wojnie wiatowej nast pi ogromny rozwój socjologii, co wyrazi o si wzrostem na ca ym
wiecie liczby katedr socjologicznych oraz pracowników naukowych uprawiaj cych t dyscyplin .
Dynamicznie rozwijaj ca si socjologia by a pod znacznym wp ywem socjologii ameryka skiej.
Jedna z przyczyn tego by a nader prozaiczna. W latach pi dziesi tych Stany Zjednoczone
rozporz dza y wieloma stypendiami, mi dzy innymi Fundacji Forda. Przyznawane uczonym z
ró nych krajów, sprzyja y przenoszeniu przez nich na rodzimy grunt nabytych w naukowych
rodkach ameryka skich wzorów uprawiania socjologii i prowadzenia bada . Mia o to swoje wady,
gdy uto samianie socjologii wiatowej z socjologi ameryka sk prowadzi o do zapoznawania
osi gni socjologii innych krajów, nawet o tak powa nym dorobku i bogatych tradycjach jak
socjologia francuska. Ale mia o te i zalety. Sprzyja o bowiem wytwarzaniu si mi dzynarodowej
wspólnoty naukowej socjologów, przyjmuj cej podobne ramy odniesienia rozwa teoretycznych i
uznaj cej podobne standardy metodologiczne bada empirycznych.
Przez pierwsze dziesi ciolecia powojenne w socjologii ameryka skiej w zakresie teorii
dominowa funkcjonalizm strukturalny zwi zany z nazwiskami Talcotta Parsonsa (1902-1979) i
Roberta Mertona (ur. 1910).
Poniewa socjologia ameryka ska nadawa a ton socjologii wiatowej, wp yw tej orientacji by w niej
widoczny.
Orientacj t charakteryzuje perspektywa makrospo eczna i traktowanie spo ecze stwa jako
zorganizowanego, stabilnego, spójnego systemu, który jest czym wi cej ni sum jednostek i ka da
jego cz pe ni okre lone funkcje oraz przyczynia si do umacniania ca ci. W funkcjonalistycznej
teorii spo ecze stwa nacisk pada na struktur rozumian jako sposób powi zania cz ci oraz na
funkcje tych cz ci i ich wspó dzia anie. G ównym przedmiotem zainteresowania jest równowaga
systemu oraz czynniki dzia aj ce na rzecz jego stabilizacji. Funkcjonalizm bywa krytykowany za to,
e nie uwzgl dnia problematyki zmiany. Krytyka ta by a nie ca kiem sprawiedliwa, aczkolwiek
prawd jest, e -interesuj c si zmianami - koncentrowa uwag na takich, które zachodz wewn trz
systemu i przyczyniaj si do jego utrwalania.
Innym ameryka skim nurtem dominuj cym w socjologii pierwszych powojennych dziesi cioleci
by nurt maj cy u swych podstaw empiryzm logiczny. Jego czo ow postaci by Paul Lazarsfeld
(1901-1976). W centrum uwagi tej orientacji znajdowa a si metodologia bada . Dawano jej
pierwsze stwo przed teori zjawisk spo ecznych, uwa aj c, e istot nauki s metody bada . K adziono
nacisk na kwantyfikacj wiedzy, uto samiaj c uj cia naukowe z ilo ciowymi, oraz przywi zywano
wag do jasno ci i precyzji j zyka. Uwa ano, e w naukach spo ecznych strategia poznawania wiata
powinna by taka sama jak w naukach cis ych. D enie do maksymalnej cis ci sk ania o do
redukcjonizmu: cis e nauki spo eczne nie mog by naukami o spo ecze stwie, które nie ma bytu
realnego, ale musz by naukami o uchwytnych empirycznie zachowaniach jednostek.
Trzecim, ju nieameryka skim nurtem, który wp ywa na oblicze socjologii powojennej, by
marksizm wywodz cy si od Karola Marksa (1818--1883). Marks nie tylko nie uwa si za socjologa,
ale nawet nie traktowa rozwijania teorii zjawisk spo ecznych jako swojego podstawowego zadania.
Zajmowa si , podobnie jak wielu mu wspó czesnych, krytyk stosunków spo ecznych w
spo ecze stwach europejskich pierwszej po owy XIX wieku. Od innych tego rodzaju krytyków
odró nia o go przekonanie, e stosunków tych nie mo na zmieni bez rewolucyjnej przebudowy
ca ego spo ecze stwa. Jego rozwa ania teoretyczne wyrasta y z ch ci o wietlenia drogi prowadz cej
do tego celu.
Marksizm, któremu dal pocz tek, charakteryzuje si koncentrowaniem uwagi na zjawiskach i
procesach zachodz cych na poziomie makrospolecznym. Podobnie jak funkcjonalizm, cechuje go
postrzeganie spo ecze stwa jako swoistej ca ci, której wszystkie cz ci s ze sob powi zane. Ró ni go
natomiast od funkcjonalizmu, i to w sposób zasadniczy,
38 Cz pierwsza. Prolegomena
skupienie uwagi na rozwoju spo ecznym i rz dz cych nim prawach, nie za na równowadze i
stabilizacji systemów spo ecznych, a tak e na konfliktach spo ecznych, nie na konsensie.
Podstawowe cechy teorii socjologicznej Marksa, któr on sam okre la jako materializm
historyczny, to jej zwi zek z praktyk rewolucyjn , holizm, dynamiczne ujmowanie zjawisk
spo ecznych, szukanie klucza do nich w sferze gospodarki i upatrywanie róde dynamiki spo ecznej w
wewn trznych sprzeczno ciach i konfliktach klasowych (zob. Marksizm, s. 96, a tak e Karol Marks i
poj cie historyczne klasy, s. 280).
W socjologii wspó czesnej Marks jest obecny w trojaki sposób. Po pierwsze, na ca ym wiecie istniej
kierunki bezpo rednio nawi zuj ce do Marksa i okre laj ce si jako marksistowskie. Po drugie, w
wielu teoriach socjologicznych wyst puj bezpo rednie b po rednie nawi zania do
poszczególnych w tków jego teorii. Po trzecie, wci podejmowany jest dialog i spór z Marksem.
Dominacja tych trzech nurtów (funkcjonalizmu strukturalnego, empiryzmu logicznego i
marksizmu) w socjologii powojennej sprawi a, e jej orientacja ogólna by a mniej lub bardziej bliska
biegunowi scjentystycznemu. W latach siedemdziesi tych zmieni o si to radykalnie, przy czym
niema rol odegra y przemiany w naukach cis ych i ich filozofii. Sta o si widoczne, e wzór nauk
przyrodniczych, tak jak wyobra ali go sobie przedstawiciele nauk spo ecznych, ma niewiele
wspólnego z rzeczywistymi naukami przyrodniczymi. Okaza o si , e niektóre problemy, na przyk ad
takie jak wp yw badacza na rzeczywisto badan , wbrew temu, co s dzono, s tak e problemami
poznania wiata fizycznego i nie stanowi o specyfice nauk spo ecznych.
W ostatnich trzech dziesi cioleciach XX wieku nast pi rozkwit najrozmaitszych postaci
socjologii humanistycznej. Od y jej dawniejsze kierunki, takie jak ameryka ski interakcjonizm
symboliczny zwi zany w swych pocz tkach z nazwiskiem George'a H. Meada (1863-1931) czy
socjologia fenomenologiczna Alfreda Schütza (1899-1959). Kierunki te poddane reinterpretacji
zacz y zyskiwa now popularno . Powsta y te nowe orientacje takie jak etnometodologia, któr
u schy ku lat sze dziesi tych zapocz tkowa Harold Garfinkel (ur. 1917).
Obok nich tak e marksizm zacz si liczy w interpretacjach antyscjentystycznych tak zwanej
teorii krytycznej. Orientacja ta zrodzi a si w Niemczech w latach dwudziestych ubieg ego wieku, a
nast pnie by a rozwijana w Stanach Zjednoczonych przez uczonych niemieckich, którzy wskutek
prze ladowa opu cili w asny kraj. Po drugiej wojnie wiatowej zyskiwa a coraz wi ksz popularno
oraz nowych przedstawicieli w USA i Europie.
Wszystkie warianty socjologii humanistycznej (okre lanej te mianem interpretacyjnej
rozumiej cej) czy to, e interesuj si wiatem
spo ecznym jako wiatem tworzonym i wyposa anym w znaczenia w procesie interakcji
mi dzyjednostkowych. Dla interakcjonizmu symbolicznego spo ecze stwo jest procesem interakcji
symbolicznych, dzi ki którym dochodzi do koordynacji dzia wielu jednostek. Dla socjologii
fenomenologicznej grupy spo eczne s wspólnotami poznawczymi organizuj cymi systemy znacze i
systemy warto ci swoich cz onków (Ha as 1994: 25, 29).
Dominacja orientacji humanistycznych w socjologii ostatnich dziesi cioleci nie oznacza eliminacji z
niej innych, scjentystycznie zorientowanych nurtów. Socjologia by a, jest i najpewniej pozostanie nauk ,
w której wspó wyst puj wielorako zró nicowane orientacje teoretyczne. Oto cztery mo liwe reakcje na t
sytuacj (Sztompka 1985: 40-41).
Po pierwsze, mo e by ni nihilizm - zakwestionowanie warto ci socjologii i odmówienie jej miana
nauki.
Po drugie, dogmatyzm - pe na akceptacja jednej i tylko jednej orientacji.
Po trzecie, programowy eklektyzm - uznanie, e ka da z perspektyw teoretycznych pozwala dojrze
inne strony rzeczywisto ci spo ecznej i pozna inne jej aspekty. S uszne jest wi c korzystanie ze
wszystkich.
Po czwarte, twórcza rekonstrukcja - poszukiwanie syntezy rozmaitych perspektyw.
Dwie pierwsze nale raczej do przesz ci. Zró nicowanie orientacji teoretycznych przesta o by
uwa ane za wyraz niedoskona ci czy niedojrza ci dyscypliny. Je li za chodzi o dogmatyzm, to
dogmatyczni wyznawcy poszczególnych orientacji zapewne istniej , ale w socjologii, tak jak jest ona
uprawiana w placówkach akademickich i nauczana na uniwersytetach, panuje programowy eklektyzm.
Natomiast na poziomie teorii ogólnych podejmowane s próby twórczej rekonstrukcji ró nych
perspektyw. I chocia nie istnieje, a tak e w tpliwe jest, czy kiedykolwiek powstanie jedna,
wszechobejmuj ca teoria zjawisk i procesów zachodz cych w zbiorowo ciach ludzkich, to rezultaty
wysi ków w kierunku twórczej rekonstrukcji s godne odnotowania. Napotka mo na nawet pogl d, e
mi dzy ró nymi, cz sto konkurencyjnymi punktami widzenia jest wi cej zbie no ci, ni mog oby si na
pierwszy rzut oka wydawa (Giddens, Turner 1987: 3). Zwraca si raczej uwag na to, w jaki sposób
ró ne rodzaje teorii wzajemnie si uzupe niaj , ni na to, jak sobie przecz .
Pojawia si w tym miejscu pytanie o mo liwo kumulacji wiedzy o spo ecze stwie ogl danym z
ró nych perspektyw teoretycznych. Podejmuj c je, nale y powiedzie , co nast puje:
Zró nicowanie perspektyw ogl du nie pozwala na proste dodawanie kawa ków wiedzy uzyskanej w
ich rezultacie. Nie daje si ich czy w taki sposób, w jaki czymy ró ne fragmenty jednego, poci tego na
kawa ki obrazka. Ale je li porównamy ró ne fragmenty wiedzy, uzyskanej dzi ki
40 Cz pierwsza. Prolegomena
ró nym perspektywom, z wieloma zdj ciami tego samego przedmiotu fotografowanego z ró nych stron
i pod ró nymi k tami oraz z ró nych odleg ci, to wprawdzie nie mo emy z nich u jednego
obrazka, ale - maj c kilka takich fotografii - uzyskujemy z pewno ci pe niejsz wiedz o
fotografowanym przedmiocie, ni gdyby my mieli tylko jedno, z jednej strony zrobione zdj cie.
Wspó cze nie w zró nicowaniu socjologii dostrzega si nie przeszkod , ale szans rozwoju wiedzy o
spo ecze stwie, do którego przyczyniaj si ró norodne typy bada socjologicznych podejmowane z
inspiracji rozmaitych orientacji socjologicznych. Zyskuje popularno pogl d, e „ró ni badacze mog
reprezentowa ró ne orientacje problemowe lub [...] nale do ró nych «szkó ». Udzielaj oni wówczas
ró nych odpowiedzi na ró ne pytania, oparte na ró nych, ale nawzajem wobec siebie komplementarnych
cz stkowych wizjach, modelach czy teoriach wiata zjawisk i procesów spo ecznych" (Stefan Nowak
1985: 57). Towarzyszy temu przekonanie, e „dopóki istniej wystarczaj ce rodki porozumiewania si ,
pozwalaj ce zrozumie to, co czyni inni, i dopóki wykorzystywany b dzie wk ad pojedynczych
uczonych o ró nych specjalno ciach, dopóty dyscyplina jako ca b dzie dzia jako rodzaj jednego,
wszechobejmuj cego teoretycznego programu badawczego" (Szmatka, Lovaglia, Mazur 1996: 80).
Przesta wychodzi „Przegl d Socjologiczny", a rok akademicki 1948/ 1949 by ostatnim rokiem naboru na
studia socjologiczne.
Po pa dziernikowym prze omie roku 1956 socjologia polska wysz a z u pienia i powróci a na
uniwersytety. W 1957 roku po niemal dziesi cioletniej przerwie wznowiono rekrutacj na
uniwersyteckie studia socjologiczne, zacz si ponownie ukazywa „Przegl d Socjologiczny", po-
jawi o si te nowe czasopismo „Kultura i Spo ecze stwo".
Socjologia zacz a si rozwija równie poza uniwersytetami. W 1956 roku w Polskiej Akademii
Nauk powsta Instytut Filozofii i Socjologii, a kilka lat pó niej, w 1961 roku, instytut ten zacz
wydawa jeszcze jedno czasopismo socjologiczne - „Studia Socjologiczne". Powstawa y tak e ró ne
resortowe o rodki badawcze, z których na szczególn uwag zas uguje powo any do ycia w 1956 roku
rodek Badania Opinii Publicznej przy Polskim Radiu, b cy pierwszym w Polsce o rodkiem
nastawionym na prowadzenie masowych bada przy wykorzystaniu nowoczesnych, ilo ciowych
technik badawczych. O rodkowi temu, mimo licznych trudno ci zwi zanych z kolejnymi
zawirowaniami politycznymi w nast pnych latach, uda o si dotrwa do dnia dzisiejszego.
W roku 1957 zosta o reaktywowane Polskie Towarzystwo Socjologiczne. Z czasem zacz y si
tworzy jego oddzia y terenowe, a tak e sekcje tematyczne. W 1965 roku odby si pierwszy po
wojnie krajowy zjazd socjologiczny. Przez ca y czas swego istnienia Polskie Towarzystwo Socjologiczne
odgrywa o ogromn rol zarówno je li chodzi o integracj polskiego rodowiska socjologicznego, jak i
jego kontakty z socjologi wiatow oraz promocj socjologii polskiej na arenie mi dzynarodowej. Z
inicjatywy Towarzystwa w 1961 roku zacz si ukazywa przeznaczony dla zagranicznych odbiorców
„The Polish Sociological Bulletin" publikuj cy rozprawy socjologów polskich w j zyku angielskim
(w 1993 roku jego nazwa zosta a zmieniona na „Polish Sociological Review").
Ten bujny rozwój instytucjonalny socjologii po 1956 roku mia pewn osobliwo . W adze, godz c
si na powrót socjologii, d y do zagwarantowania dominacji socjologii marksistowskiej. W zwi zku
z tym „potrzebna by a recepta na co , co da oby si przedstawia jako socjologia , marksistowska i
jednocze nie zaspokaja oby potrzeby licznych entuzjastów socjologii i potrzeby stra ników czysto ci
ideologicznej" (Szacki 1997b: 446). Ostatecznie socjologia marksistowska, maj c zagwarantowan
urz dowo pozycj dominuj cej szko y naukowej, w znacznej mierze „z czysto merytorycznego punktu
widzenia nale a do wiata pozorów" (Szacki 1997b: 477).
Mimo nacisków politycznych i ogranicze wynikaj cych z istnienia cenzury, które zmierza y do
wymuszania lojalno ci wobec ustroju i pilnowa y panowania oficjalnie przyj tej doktryny marksizmu,
socjologii polskiej uda o si nawi za kontakt z socjologi wiatow . Ta za w latach
42 Cz pierwsza. Prolegomena
Prze om humanistyczny w socjologii lat siedemdziesi tych znalaz równie odbicie w socjologii polskiej.
Obecnie w rozmaitych o rodkach socjologicznych widoczne jest zainteresowanie, a nawet fascynacja
ró nymi najnowszymi nurtami socjologii humanistycznej, a tak e przejmowanie jej wzorów.
44 Cz pierwsza. Prolegomena
• czynniki spo eczne - tu donios e, a zw aszcza bolesne problemy danego spo ecze stwa
przyci gaj uwag badaczy bardziej ni problemy b ahe,
• czynniki teoretyczne - tu zainteresowany jak teori badacz mo e chcie j przetestowa , mo e
te chcie sprawdzi wyniki innych bada dotycz cych interesuj cych go kwestii.
Najcz ciej o wyborze problematyki badawczej decyduje splot czynników obu rodzajów.
Dalszym etapem jest przegl d istniej cej literatury - zarówno teoretycznej, jak i prezentuj cej
wyniki wcze niejszych bada tego samego problemu. Pozwala to na okre lenie w asnej perspektywy
badawczej, co prowadzi do kroku nast pnego. Jest nim sformu owanie pyta , na które dane badania
maj dostarczy odpowiedzi. Na rodzaj stawianych pyta ogromny wp yw ma orientacja teoretyczna
badacza. Jest rzecz oczywist , e w odniesieniu do ka dego problemu mo na interesowa si roz-
maitymi jego aspektami, a w konsekwencji formu owa ró ne pytania. Tak na przyk ad, badaj c
bezrobocie, mo na interesowa si nim na poziomie makrospo ecznym i zadawa pytania o jego
wielko w ró nych dzielnicach kraju, a tak e w ró nych kategoriach wieku, wykszta cenia i p ci.
Mo na te interesowa si wp ywem bezrobocia na ycie rodzinne, ró nymi postaciami roli
bezrobotnego, strategiami zachowa osób poszukuj cych pracy - stawia pytania odpowiadaj ce tym
zainteresowaniom.
Po okre leniu problemu badawczego i sformu owaniu pyta nast puje etap wyboru narz dzi
badawczych i sposobu zbierania danych. Nie ma jednego uniwersalnego narz dzia badawczego.
Ka de umo liwia dotarcie do pewnego tylko rodzaju danych. Narz dzia badawcze musz wi c by
dostosowane do badanej problematyki i wybrane ze wzgl du na ni . Niekiedy badana problematyka
wymaga pos enia si wi cej ni jednym narz dziem.
Kolejny etap to zbieranie danych. Zebrane dane zostaj poddane analizie. Socjologia pos uguje si
dwoma rodzajami analiz: ilo ciowymi i jako ciowymi. W przypadku analiz ilo ciowych
wykorzystywane s najró niejsze, niekiedy bardzo wyrafinowane, metody statystyczne. Jest rzecz
oczywist , e tego rodzaju analizy wymagaj zgromadzenia du ej liczby danych, co sprawia, e sposób
zbierania danych w znacznym stopniu przes dza o rodzaju pó niejszych analiz.
W socjologii o orientacji scjentystycznej, która uznaje obiektywno wiata spo ecznego oraz ceni
cis i rygoryzm metodologiczny, za prawdziwie naukowe uznawane s wy cznie badania
wykorzystuj ce analizy ilo ciowe. W socjologii humanistycznej ceni si przede wszystkim badania
pos uguj ce si analizami jako ciowymi, to znaczy takimi, które, skupiaj c si na niewielu przypadkach,
pozwalaj pozna je dog bnie i dociera do tego, co zachodzi w procesach mi dzyosobniczych
interakcji,
podczas których wci na nowo tworzy si i odtwarza wyposa ony w znaczenia wiat spo eczny. W tak
zorientowanych analizach znaczn rol odgrywa pomys owo i intuicja indywidualnego badacza.
Nie oznacza to jednak odrzucenia wszelkich rygorów w post powaniu badawczym (Czy ewski 1990:
99).
Ostatnim wreszcie etapem jest interpretacja wyników analiz oraz sformu owanie wniosków,
czyli stwierdzenie, jakiego rodzaju odpowiedzi zosta y uzyskane na pytania sformu owane w punkcie
wyj ciowym bada .
Mówi c o badaniach naukowych i ich metodach, mówimy o ca ym ci gu etapów badawczych.
Albowiem - jak powiada podr cznik metodologii - „w naukach empirycznych metody badawcze to
przede wszystkim typowe i powtarzalne sposoby zbierania, opracowywania, analizy i in-
terpretacji danych empirycznych [wyró nienie - BS], s ce do uzyskiwania maksymalnie (lub
optymalnie) uzasadnionych odpowiedzi na stawiane w nich pytania" (Stefan Nowak 1985: 22).
46 Cz pierwsza. Prolegomena
równie w inny sposób, na przyk ad kiedy badacz z takich lub innych wzgl dów jest zainteresowany tre ci
skrywaj si za ilo ciowo analizowanymi odpowiedziami. Wówczas w przypadku tak zwanych pyta
otwartych, to jest takich, które, nie zawieraj c zbioru gotowych odpowiedzi, pozwalaj na ich swobodne
sformu owanie, badacz obok analizy ilo ciowej poddaje je tak e analizie jako ciowej.
Wywiad. To, co bywa okre lane w ró nych podr cznikach jako wywiad, nie jest jednorodnym
narz dziem badawczym. W pewnych postaciach zbli a si do ankiety, w innych do obserwacji. Do
obserwacji upodabnia si wtedy, kiedy przeprowadzany jest nie z jedn osob , ale z kilkoma na raz, i to
dyskutuj cymi ze sob . We wszystkich postaciach wywiadu istnieje bezpo redni kontakt mi dzy badaj cym
a badanym, podczas gdy ankieta mo e by realizowana bez takiego kontaktu, na przyk ad drog pocztow .
Rodzaje wywiadów ró ni si stopniem sformalizowania pyta . Raz mo e to by wywiad z u yciem
kwestionariusza, kiedy indziej po prostu badanie ankietowe realizowane przy pomocy zadaj cych pytania
ankieterów.
Drugi rodzaj to wywiad swobodny, który najcz ciej ma si na my li, mówi c o wywiadzie. Tu w
kra cowym przypadku badacz okre la jedynie temat wypowiedzi. Nast pnie s ucha i nagrywa, interesuj c
si nie tylko tym, co, ale i jak mówi badany, a wi c obserwuj c jego zachowanie. W innych przypadkach
badacz w trakcie wywiadu zadaje mniej lub bardziej szczegó owe pytania. Stopie formalizacji i swobody
wywiadu zale y od tego, czy zadawane pytania s wcze niej przygotowane, czy te rodz si w
bezpo rednim zwi zku z wypowiedzi badanego.
Przy pos ugiwaniu si wywiadem jako narz dziem badawczym du rol odgrywa pomys owo
badacza. Przyk adem mo e tu by wywiad przeprowadzony przez polskich badaczy przy u yciu fotografii,
które pokazywali badanym z pro o komentarz (Kose a 1989).
W przypadku wywiadu swobodnego badana próba zazwyczaj jest ma a i dobierana celowo, nie za ze
wzgl du na statystycznie wyznaczone zasady reprezentatywno ci. Wywiad swobodny jest narz dziem
badawczym dostarczaj cym danych poddaj cych si g ównie analizom jako ciowym, co nie oznacza, e nie
mo na w jakim zakresie pos si tu równie analizami ilo ciowymi.
Podstawowe problemy metodologiczne zbierania danych za pomoc wywiadu wi si z bezpo redni
relacj badacz-badany. Takim problemem jest mi dzy innymi sposób okre lenia ich ról i charakteru relacji mi -
dzy nimi; w jakiej mierze maj by one hierarchiczne, a w jakiej partnerskie, kiedy to badacz rezygnuje z roli
tego, „który wie lepiej". Za tym ostatnim rozwi zaniem opowiadaj si niektóre wersje socjologii
humanistycznej.
W wywiadzie swobodnym mo na unikn narzucania badanym siatki kategorii poznawczych i zespo u poj
badacza. Niebezpiecze stwo to
ród a pisane. Socjolog korzysta z trzech rodzajów róde pisanych. Po pierwsze, z ró nego rodzaju
materia ów i danych urz dowych, z rocznikiem statystycznym w cznie. Po drugie, z najrozmaitszych
publikacji prasowych, podr czników szkolnych, a tak e tekstów audycji radiowych czy tekstów
literackich. Po trzecie, z dokumentów osobistych, to
48 Cz pierwsza. Prolegomena
jest listów, pami tników, autobiografii. W przypadku autobiografii badacze niekiedy prowokuj ich
powstawanie, og aszaj c na przyk ad konkurs z nagrodami na yciorys. (Gromadzenie i analizowanie
materia ów autobiograficznych jest od dawna specjalno ci socjologii polskiej.)
Tego rodzaju materia y, zw aszcza pami tniki i yciorysy, poddawane s najcz ciej jako ciowej
analizie tre ci, chocia w ograniczonym zakresie mo e by w odniesieniu do nich stosowana tak e
analiza ilo ciowa. Jako ciowe analizy tre ci osi gaj obecnie du y stopie subtelno ci. Wykorzystywana
jest w nich wspó czesna wiedza z zakresu semiotyki, socjologii j zyka, socjo- i psycholingwistyki.
Eksperyment. W naukach spo ecznych mo liwo prowadzenia eksperymentów jest do
ograniczona, g ównie ze wzgl dów moralnych, gdy wi si one z manipulacj lud mi. Niemniej
jednak eksperymenty wyst puj . S to najcz ciej eksperymenty z pogranicza socjologii i psychologii
spo ecznej. Polegaj na tworzeniu w celach badawczych ma ych grup i obserwowaniu w warunkach
laboratoryjnych zachowywania si ich cz onków. Znane s równie eksperymenty przeprowadzane w
warunkach naturalnych. Ponadto niekiedy bez udzia u socjologa powstaje sytuacja odpowiadaj ca
warunkom eksperymentu, na przyk ad wtedy, kiedy jaka zmiana zostaje wprowadzona w jednej
gminie, a nie wprowadzona w innej, do niej podobnej.
Ten skrótowy przegl d metod i narz dzi badawczych socjologa oraz problemów zwi zanych z ich
stosowaniem unaocznia, co nast puje:
• Nie mo na w sposób jednoznaczny i bez reszty przyporz dkowa jednych narz dzi badawczych
metodom ilo ciowym, innych za - jako ciowym. Nie znaczy to, e nie ma adnych powi za mi dzy
tymi metodami a stosowanymi narz dziami badawczymi. Socjolog, którego interesuj procesy i regu y
mi dzyosobniczych interakcji, nie b dzie pos ugiwa si ankiet ani sformalizowanym wywiadem, ale
wykorzysta wywiad swobodny i obserwacje, a ten, którego interesuj ludzkie interpretacje wiata
spo ecznego, si gnie ponadto do dokumentów osobistych.
• Dostarczone przez to samo narz dzie dane mog by analizowane w ró ny sposób.
• W tych samych badaniach empirycznych bywaj równolegle u ywane rozmaite metody i s
wykorzystywane ró ne narz dzia badawcze. Tak na przyk ad w polskich badaniach stylów ycia
pos ugiwano si obserwacj , wywiadem, opisem etnograficznym, a tak e wykorzystywano autobiografie i
dokumenty osobiste cz onków badanych rodzin (Gli ski 1989). Podobnie w badaniach monograficznych
ma ych zbiorowo ci korzysta si zarówno z obserwacji, jak i wywiadów oraz ró nego rodzaju doku-
mentów, w tym z danych urz dowych.
Na gruncie socjologii mamy nie tylko do czynienia z pluralizmem metod badawczych, ale i z pe jego
akceptacj . Co wi cej, jest on uzna-
wany za warto . Powa ni metodolodzy g osz pogl d, e „pluralizm metodologiczny [...] ma za sob
lepsze racje ni pogl dy wywy szaj ce jedne procedury i dane nad wszystkie inne. Zjawiska spo eczne
zbyt z one, by mo na je by o zbada jak jedn metod , maj zbyt wiele aspektów, by wszystkie
je mo na by o uchwyci [pos uguj c si tylko jedn metod ]. Pojedyncze procedury chwytaj tylko
wybrane aspekty z onych zjawisk. Co wi cej [...] ka da procedura chwyta nie tylko zjawiska, które
mia a zmierzy , ale tak e zjawiska irrelewantne [i] obci ona jest b dem [...] ch rzetelnego poznania
nakazuje [...] czy ró ne procedury i bada zjawiska za pomoc metod obci onych ró nymi rodza-
jami b du. Je li nasze hipotezy uzyskaj poparcie w wielokrotnych i tak zró nicowanych pomiarach, to
stopie ich konfirmacji b dzie wy szy ni wtedy, gdy oprzemy si na jednym rodzaju bada " (Su ek
1990: 8).
50 Cz pierwsza. Prolegomena
ecznymi. Powoduje to, e odró nienie socjologii od „spo ecznych nauk stosowanych", które to
okre lenie wyst puje niekiedy jako nazwa wydzia ów uniwersyteckich i kierunków studiów, jest nie
tylko trudne, ale wr cz niemo liwe. Rozprawy w tomach maj cych w tytule „spo eczne nauki
stosowane" cz sto nie ró ni si od tych, które znajdujemy w ksi kach zawieraj cych w tytule s owo
„socjologia".
Przy próbach odró nienia spo ecznych nauk stosowanych od socjologii wskazuje si , e w tych
pierwszych punktem wyj cia rozwa i bada s kwestie praktyczne, a nie problemy teoretyczne i
potrzeby rozwoju teorii, oraz e podejmowane s one z my o odbiorcach spoza kr gów akademickich
(Abercrombie, Hill, Turner 1994; Frysztacki 1996).
Problem zastosowa praktycznych wiedzy socjologicznej zawsze by i jest przedmiotem ywego
zainteresowania socjologów. W ko cu lat siedemdziesi tych XX wieku wyodr bni a si samodzielna
dziedzina bada nad wykorzystywaniem sozologicznej wiedzy naukowej w ró nych obszarach ycia
zbiorowego (Frieske 1990: X).
Socjologia mo e przyczynia si do rozwi zywania problemów spo ecznych dwojako, pe ni c rol
edukacyjn i instrumentaln . W pierwszym przypadku jest jednym ze róde wiedzy przydatnej do
likwidacji bol czek spo ecznych; w drugim s y bezpo redni pomoc w znajdowaniu sposobów
skutecznego rozwi zywania poszczególnych problemów. Pe ni c rol instrumentaln , socjolodzy s
swoj profesjonaln wiedz zazwyczaj klientom pozaakademickim, którymi bywaj ró ne agendy sa-
morz dowe i pa stwowe zainteresowane skuteczno ci zamierzonej b realizowanej polityki spo ecznej
(Kwa niewski 2002).
Relacja socjolog-klient przybiera mo e dwie odmienne postacie: technologiczn i kliniczn . W
przypadku pierwszej socjolog przyjmuje przedstawiony mu problem jako dany i nie wnika w sensowno
jego sformu owania ani powody zlecenia bada . Pos uguj c si profesjonaln wiedz , przedstawia rodki
realizacji okre lonych przez klienta celów oraz daj ce si przewidzie skutki i koszty spo eczne ró nych
rodzajów dzia na rzecz ich osi gni cia. W przypadku drugiej socjolog zwraca uwag równie na
samo sformu owanie problemu i ocenia je w wietle istniej cej wiedzy socjologicznej. Klient zgadza
si na poddanie ocenie sformu owanego przez siebie celu oraz proponowanego sposobu jego realizacji.
Rezultatem mo e by nowe zdefiniowanie problemu wyj ciowego.
Niezale nie od podejmowanych na zamówienie dzia eksperckich socjolodzy cz sto z w asnej
inicjatywy rozpoznaj problemy spo eczne, proponuj sposoby ich rozwi zania i uczestnicz w ich
realizacji (oczywi cie, je li znajduje si kto tak realizacj zainteresowany).
Osobn , autonomiczn sfer bada spo ecznych realizowanych przez wyspecjalizowane instytucje
pozaakademickie s badania opinii spo ecznej oraz rynku. Badania te prowadzone s bez nawi zywania
do jakich-
Socjologi okre lili my jako nauk o zjawiskach i procesach zachodz cych w zbiorowo ciach ludzkich.
Podkre lenie, e chodzi o zbiorowo ci ludzkie, jest rzecz nader wa , albowiem po ród gatunków
zamieszkuj cych ziemi nie tylko cz owiek yje w zbiorowo ciach. ycie spo eczne rozumiane jako
wszelkie postacie bytowania zbiorowego w ciwe jest nie tylko gatunkowi ludzkiemu i znacznie
wykracza poza jego granice. Formy ycia spo ecznego cz owieka, jakkolwiek niezwykle zró nicowane i
niekiedy ogromnie skomplikowane, s w istocie swoi cie ludzkimi rozwi zaniami tych samych
ogólnych problemów ycia gromadnego, które s problemami wszystkich istot tworz cych zbiorowo ci.
Zanim zaczniemy zajmowa si nami samymi i naszymi spo ecze stwami, dobrze jest spojrze na
cz owieka jako na jeden z wielu gatunków prowadz cych ycie zbiorowe, które pojawi y si na ziemi w
wyniku procesu ewolucji. Warto tak e zidentyfikowa podstawowe problemy ogólne ycia spo ecznego i
pozna sposoby ich rozwi zywania w wiecie zwierz cym.
Problematyk ycia zbiorowego istot ywych podejmuj od ró nych stron trzy dyscypliny
biologiczne: ekologia, etologia i socjobiologia.
1. Ekologia, etologia i socjobiologia
Ekologia. Ekologia bywa najogólniej okre lana jako nauka badaj ca zale no ci mi dzy gatunkiem a
ca ci jego rodowiska. W centrum uwagi ekologów znajduje si populacja, która jest cz stym
przedmiotem ich bada . Populacja jest w ekologii rozumiana jako zespó osobników danego gatunku
zamieszkuj cych jaki wyodr bniony obszar. Ekologia, zwracaj c uwag na stosunki mi dzy populacj a
rodowiskiem, traktuje populacj jako ca , która ma okre lon struktur i organizacj . Sk d si ta
organizacja bierze?
Podstawowe czynno ci zwierz t to poszukiwanie i spo ywanie pokarmu, sen i odpoczynek oraz
rozmna anie si . W toku tych czynno ci mi dzy osobnikami powstaj najró niejsze wi zy i
wspó zale no ci. cytujmy znanego polskiego ekologa: „ eby je , musi zwierz pokarm znale .
Osobniki jednego gatunku, u ywaj c tego samego pokarmu, po-
56 Cz pierwsza. Prolegomena
szukuj c go, spotykaj si . Cz sto sobie przeszkadzaj , czasem pomagaj w zdobyciu pokarmu. Ju s
jakie zale no ci: spotykania si , skupiania si , wspólne polowanie lub po prostu wspólne
poszukiwanie pokarmu, lub te antagonizm w zdobyciu pokarmu, konkurencja o pokarm.
eby je i odpoczywa , musi do tego osobnik mie miejsce. Szukaj c miejsca do spoczynku lub
róde pokarmu, organizmy spotykaj si , pomagaj sobie lub przeszkadzaj . St d te w ró ny sposób
mo e by zrealizowane wykorzystywanie przestrzeni, to, co nazywamy: struktura przestrzenna
populacji" (Petrusewicz 1978: 90-92).
Ekolodzy podkre laj , e wi zy te i wspó zale no ci nie maj charakteru intencjonalnego, ale s
prost konsekwencj czynno ci yciowych. Powstaj b bezpo rednio mi dzy osobnikami, b za
po rednictwem rodowiska. Niektórzy ekolodzy uwa aj ponadto, e populacja nie jest prostym
zbiorem osobników, ich zwyk sum , ale jest swoist , zintegrowan ca ci , która reaguje na wp ywy
rodowiska. Wysuwanym przez zwolenników tego pogl du argumentem na rzecz traktowania
populacji jako ca ci ponadjednostkowej jest mi dzy innymi to, e procesy yciowe, na przyk ad
metaboliczne, pojedynczych osobników przebiegaj inaczej w obecno ci innych osobników ni w izolacji
od nich, co potwierdzaj eksperymenty.
W rozwa aniach i badaniach ekologów znaczne miejsce zajmuje przestrzenna organizacja populacji.
Du o uwagi po wi caj zagadnieniom terytorializmu. Przez terytorium rozumiej oni t cz area u
osobniczego, to jest przestrzeni, po której porusza si osobnik w toku swoich czynno ci yciowych, a do
której w okresie godowym i l gowym nie dopuszcza innych osobników tego samego gatunku i broni
jej przed nimi. U wielu gatunków posiadanie terytorium jest niezb dnym warunkiem sukcesu
reprodukcyjnego. Osobniki s absze, które nie s w stanie wywalczy swojej cz ci przestrzeni, zmuszone
migrowa . Prowadzi to ekologów do interesowania si procesami migracji, a tak e hierarchiami
dominacji, chocia te ostatnie nie zajmuj wiele miejsca w ich rozwa aniach.
Perspektywa teorii ewolucji ka e ekologom widzie w procesach ró nicuj cych szans sukcesu
reprodukcyjnego mechanizmy selekcyjne, dzi ki którym dokonuje si ewolucja.
Etologia. Etologia zrodzi a si w Europie, a za jej klasyków uwa ani s Konrad Lorenz i Nikolaas
Tinbergen. Wspó cze nie okre la si j jako nauk o zachowaniu si zwierz t.
Etolodzy, tak samo jak badacze innych orientacji, interesuj si bezpo rednimi przyczynami
konkretnego zachowania i jego rozwojem, ale ponadto funkcj danego zachowania oraz jego ewolucj .
Uwa aj , e wyró nia ich nie przedmie bada i rodzaj badanych problemów, ale sposób podej cia do
nich.
58 Cz pierwsza. Prolegomena
dyscyplin , której projekt w latach siedemdziesi tych ubieg ego wieku stworzy ameryka ski entomolog
Edward O. Wilson.
W odró nieniu od ekologii i etologii socjobiologia nie prowadzi do wiadcze . Korzysta z tych, które
przeprowadzili inni, w tym ekolodzy i etolodzy. Jej projektodawca okre la j jako nauk zajmuj si
badaniem biologicznych podstaw zachowa spo ecznych wszystkich organizmów ywych, cznie z
cz owiekiem.
Umieszczaj c w centrum uwagi socjobiologii zachowania spo eczne, Wilson wyró ni trzy szczyty
„socjalno ci". Pierwszy osi gaj korale i g bki, drugi - owady spo eczne, trzeci - ssaki. (W pó niejszych
pracach pogl d ten zmodyfikowa i za dodatkowy, czwarty szczyt „soq'alno ci" uzna zachowania
spo eczne cz owieka.) Socjobiologia czy dwie odr bne tradycje nauk biologicznych: genetyki populacji i
ewolucyjnej ekologii z jednej strony, a etologii i innych bada zachowania si zwierz t z drugiej.
Podstawowym problemem socjobiologii w momencie jej powstania by problem „altruizmu", to jest
takich zachowa w obr bie gatunku, których koszty ponosz jedne osobniki, korzy ci za odnosz inne.
Dlaczego w ród owadów spo ecznych istniej kasty bezp odnych robotnic, które opiekuj si siostrami,
zamiast same si rozmna ? Dlaczego, kiedy stadu grozi drapie nik, osobnik, który go dostrzeg ,
wydaje krzyk ostrzegawczy, nara aj c si na niebezpiecze stwo? W jaki sposób mog y wyewoluowa
tego rodzaju zachowania, wyra nie sprzeczne z interesem w asnym, mimo e dobór naturalny dzia a na
poziomie jednostek i faworyzuje osobniki najlepiej przystosowane? Co wobec tego jest miar przy-
stosowania?
Odpowiadaj c na te pytania i d c do rozwi zania zagadki altruizmu, socjobiologia odwo uje si do
dwu teorii stworzonych przed jej powstaniem, w po owie lat sze dziesi tych i na pocz tku lat
siedemdziesi tych XX wieku.
Jedn z nich jest sformu owana w matematycznej postaci teoria cznej warto ci przystosowawczej
(inclusive fitness). W ogromnym uproszczeniu teori t mo na przedstawi w postaci trzech tez:
• W toku ewolucji jednostk doboru naturalnego nie jest ani gatunek, ani grupa, ani nawet osobnik,
ale gen. Te geny, które odpowiedzialne s za wykszta cenie cech morfologicznych i zachowaniowych
sprzyjaj cych sukcesowi reprodukcyjnemu osobnika, a tym samym przekazaniu wi kszej liczby kopii
tych e genów nast pnemu pokoleniu, rozprzestrzeniaj si w populacji. Powoduje to, e coraz liczniej
pojawiaj si osobniki maj ce te w nie cechy.
• Organizmy „d " do przekazania jak najwi kszej liczby kopii w asnych genów nast pnemu
pokoleniu, to jest zachowuj si w sposób sprzyjaj cy maksymalizacji tego przekazu. To d enie jest
podstawowym mechanizmem wyja niaj cym zachowanie si . Jednocze nie przekaz ten sta-
nowi miar przystosowania. Najlepiej przystosowane s nie osobniki najsilniejsze i najokazalsze ani
najbardziej d ugowieczne, ale te, które odnosz najwi kszy sukces reprodukcyjny - maj najwi cej
potomstwa, które do ywa wieku reprodukcyjnego i z kolei samo ma wiele potomstwa.
• Nosicielami kopii tych samych genów s osobniki spokrewnione ze sob . Z tego te wzgl du
„op acaj " si nak ady na rzecz krewnych, którzy s nosicielami kopii tych samych genów. Op acalna
wielko tych nak adów zale y od stopnia pokrewie stwa, co daje si wyliczy matematycznie.
Teoria ta pozwala a wyja ni istnienie w ród owadów spo ecznych bezp odnych robotnic
opiekuj cych si siostrami. U owadów tych siostry czy bli sze pokrewie stwo ni to, które czy
matk z dzieckiem. W przypadku owadów bardziej „op acaj " si wi c nak ady na rzecz sióstr ni
asnych dzieci.
Geny ka dego osobnika gatunku rozmna aj cego si p ciowo pochodz w po owie od ojca i w po owie od matki. Samce
owadów spo ecznych l gn si z niezap odnionych jaj, wobec czego maj tylko jeden komplet genów pochodz cy od matki.
Wszystkim córkom przekazuj taki sam. Siostry maj wiec jedn po ow genów identyczn . Z kolei otrzymywany od matki
komplet genów jest losowo wybierany z posiadanych przez ni dwóch kompletów. Prawdopodobie stwo zbie no ci tego
wyboru u rodze stwa wynosi 50 procent, co oznacza, e ma ono dzi ki matce jedn czwart wspólnych genów. W sumie
wszystkie siostry u owadów maj trzy czwarte wspólnych genów, podczas kiedy matka i dziecko mog ich mie tylko jedn
drug .
W odniesieniu do istot ludzkich teoria ta powiada, e bezdzietna siostra, która pomaga wychowywa
dzieci swojemu rodze stwu, mo e sprawi , e w nast pnym pokoleniu b dzie wi cej potomków jej
rodziców, ni by oby, gdyby sama nie zrezygnowa a z posiadania dzieci i pozbawi a rodze stwo
pomocy, sk aniaj c je do ograniczenia liczby potomstwa. Tak wi c w tej grupie krewnych czne szans
sukcesu reprodukcyjnego wzrastaj dzi ki temu, e jeden z jej cz onków zostaje wy czony z procesu
reprodukcji.
Teoria cznej warto ci przystosowawczej - incluswe fitness - umo liwia a wyja nianie wielu
przejawów „altruistycznego" zachowania si zwierz t, pozwalaj c na ich zinterpretowanie jako
egoistycznych w istocie dzia na rzecz w asnych genów. Jednak e nie wszystkie „altruistyczne"
zachowania dawa y si w ten sposób wyja ni . Wyt umaczenia domaga y si czyny „altruistyczne" na
rzecz osobników niespokrewnionych.
Z pomoc przychodzi a teoria „altruizmu odwzajemnionego". Altruizm odwzajemniony polega na tym, e
osobnik dzia a na rzecz innych osobników, spodziewaj c si , e one z kolei post pi podobnie, kiedy
sytuacja ulegnie odwróceniu i on sam znajdzie si w potrzebie. Oczywi cie, pojawia si tu natychmiast
pytanie o mo liwo ci oszustwa i czerpania ko-
60 Cz pierwsza. Prolegomena
rzy ci z czynów altruistycznych innych osobników bez odp acania im tym samym; jednym s owem
powstaje problem „pasa erów na gap ". Dla samego Wilsona nie by o to wielkie zmartwienie. Uwa ,
e na d sz met zachowania oszuka cze nie s mo liwe. Oszu ci zostaj rozpoznani i przestaje si im
wiadczy przys ugi. Zmniejsza to ich szans przetrwania i sukcesu reprodukcyjnego, czego
konsekwencj jest spadek w nast pnych pokoleniach liczby genów odpowiedzialnych za zachowania
oszuka cze, które wobec tego zanikaj . (W tym rozumowaniu wida bardzo wyra nie, w jak niezwykle
uproszczony sposób twórca socjobiologii widzia zale no mi dzy genami a zachowaniem, co sta o si
powodem gwa towanych ataków na socjobiologi .)
Socjobiologia przy wszystkich swoich uproszczeniach i s abo ciach przyczyni a si do
spopularyzowania teorii cznej warto ci przystosowawczej, która - jak si okaza o - pozwala na
wyja nienie wielu zachowa wyst puj cych w wiecie zwierz cym. Jednocze nie zwróci a uwag na
problem reprodukcji, wskazuj c, e w wiecie istot ywych u podstaw wszelkich mi dzyosobniczych
relacji mo emy odnale gr o maksymalizacj sukcesu reprodukcyjnego.
Nale y podkre li , e maksymalizacja sukcesu reprodukcyjnego zale y nie tylko od biologii rozrodu.
Równie od konkurencji w dost pie do p ci przeciwnej, udanego doboru partnera, opieki nad potomstwem.
W proces reprodukcji uwik ane s wi c ró nego rodzaju zachowania spo eczne (Poleszczuk 1992).
wa , poniewa jest now jako ci , a nie zwyk sum sk adaj cych si na ni cz ci?
Problem redukcjonizmu i holizmu pojawia si , jak wida , nie tylko w socjologii i innych naukach
spo ecznych, ale wsz dzie tam, gdzie obiektem rozwa s zbiorowo ci organizmów.
Prowadzi to do nast pnego pytania. Jak to si dzieje, e z pojedynczych zachowa zmierzaj cych do
zaspokojenia indywidualnych potrzeb i zapewnienia w asnego sukcesu reprodukcyjnego, z przypadkowych
kontaktów i spotka osobników powstaje uporz dkowana zbiorowo , swoista, zorganizowana ca ?
Obserwacje wiata zwierz cego ucz , e dzieje si tak nawet wówczas, kiedy w gr nie wchodz adne
intencje i nie bierze w tym udzia u wiadomo . W wiecie cz owieka w nie ze wzgl du na wiadomo
tworzenie rzeczywisto ci spo ecznej jest procesem znacznie bardziej skomplikowanym. Jednak, jak ucz
dyscypliny biologiczne, wiadomo nie jest warunkiem koniecznym istnienia porz dku spo ecznego.
Konieczne jest natomiast rozwi zanie dwóch podstawowych problemów ycia zbiorowego:
ograniczenia wewn trzgatunkowej agresji i konfliktów oraz zapewnienia wspó dzia ania i wspó pracy.
62 Cz pierwsza. Prolegomena
Jednocze nie u wielu gatunków ycie gromadne jest warunkiem przetrwania. Tak wi c ju w ród
zwierz t pojawia si dylemat wspó zawodnictwa i wspó pracy. A je li nie wspó pracy, to przynajmniej
ograniczenia agresji do poziomu, na którym nie grozi aby ona wzajemnym wyniszczeniem. Gatunki, w
których obr bie nie wytworzy y si odpowiednie mechanizmy ograniczaj ce agresj , po prostu wygin y.
Dominant dzia a onie mielaj co na inne zwierz ta. Trzymaj si one od niego w odleg ci
wi kszej ni od innych cz onków stada. Jednak e trzymanie si z dala od dominanta wyst puje do
momentu pojawienia si niebezpiecze stwa. Wówczas przestraszone zwierz ta skupiaj si wokó niego.
Dominant ma nie tylko przywileje, ale i obowi zki. Przede wszystkim strze e stada. Aby pe ni stra ,
musi przerywa jedzenie i wypoczynek -i z tej perspektywy przywilej pokarmowy ma swoje
uzasadnienie. Innym jego obowi zkiem jest pacyfikacja konfliktów wewn trz stada.
U niektórych gatunków hierarchia przyjmuje posta piramidy, na której dole znajduje si osobnik
pomiatany przez wszystkich i niekiedy nawet izolowany. Jeden z badaczy zauwa , e w ród ryb,
które obserwowa , najni sza rang ryba pe ni a wa ne funkcje spo eczne. Przyjmowa a na siebie ataki
wszystkich innych, tak e pozosta e osobniki wy adowywa y na niej swoj agresj i rzadziej atakowa y
si wzajemnie. W przypadku nieobecno ci tej ryby wzrasta o napi cie w grupie.
Tak jak hierarchia reguluje wspó zawodnictwo o zasoby, ustalaj c kolejno dost pu do nich,
terytorializm czyni to, wyznaj c prawa do nich na okre lonej cz ci u ytkowanej przestrzeni. Zasoby te
to nie tylko po ywienie, ale równie miejsca daj ce schronienie i mo liwo budowy gniazd czy nor,
które zapewniaj dost p do samic.
Terytoria, rozumiane jako broniona przed obcymi cz przestrzeni, na której zwierz prowadzi
swoj aktywno yciow , maj ró posta u ró nych gatunków. Bywaj terytoriami pojedynczych
osobników, bywaj par i stad.
U gatunków, u których istniej terytoria par, zdobycie terytorium przez samca jest warunkiem
zwabienia samicy i udanego rozrodu. Wi ksze szans powodzenia maj osobniki silniejsze i sprytniejsze.
Te, którym nie udaje si zaj terytorium, zostaj wy czone z procesu reprodukcji. Cz sto musz
migrowa , gdy na danym obszarze mie ci si ograniczona liczba terytoriów. Bywa te , e jaki
obszar obok osobników posiadaj cych terytoria i po czonych w pary zamieszkuj równie samotnicy,
wyczekuj cy momentu, by zaw adn terytorium, gdy jego dotychczasowy w ciciel ulegnie jakiemu
wypadkowi, i zapewni sobie mo liwo rozrodu.
Terytoria reguluj dost p do zasobów, a tak e rozmiary populacji i to nie tylko przez ograniczanie
udzia u w procesie reprodukcji, ale równie przez ograniczanie liczby osobników zamieszkuj cych dany
obszar. Jak wykaza y obserwacje, nadmierne zag szczenie samo w sobie wywo uje zgubne skutki.
Nawet w sytuacji obfito ci po ywienia prowadzi do tak wielkiego obci enia psychicznego, e w
organizmach zwierz t zachodz zmiany fizjologiczne, cz sto prowadz ce do ich wymierania.
64 Cz pierwsza. Prolegomena
W przypadku stad, jak zauwa jeden z polskich etologów, „posiadanie przez jak grup spo eczn
zwierz t w asnego terytorium spaja t grup , koordynuje jej dzia ania i sprawia, e ka dy osobnik grupy
znajduje si wobec drugiego w odleg ci umo liwiaj cej ich wzajemne dora ne porozumiewanie si "
oraz przekazywanie sygna ów o gro cym niebezpiecze stwie (Korda 1987: 123).
W wiecie zwierz cym ograniczaj ce agresj mechanizmy hierarchiczno ci i terytorializmu wyst puj
w najró niejszych kombinacjach, nawzajem si uzupe niaj c b zast puj c. Na przyk ad u naczelnych
zauwa ono ujemn korelacj mi dzy terytorializmem a hierarchiczno ci : gatunki terytorialne s w
minimalnym stopniu hierarchiczne, silnie za zhierarchizowane nie s na ogó terytorialne.
Poza funkcj ograniczania agresji oba te mechanizmy maj jeszcze inn cech wspóln . Jeden i drugi
daj wi ksze szans reprodukcji osobnikom przewy szaj cym inne pod wzgl dem cech umo liwiaj cych
zwyci stwo we wspó zawodnictwie o przywództwo czy terytorium. W rezultacie do puli genowej
gatunku przekazywanych jest wi cej kopii genów wygrywaj cych, bardziej uzdolnionych osobników ni
pozosta ych, mniej sprawnych. Z perspektywy ewolucji s to wi c mechanizmy selekcyjne.
Innym, wyst puj cym u niektórych gatunków, ale mniej powszechnym mechanizmem hamuj cym
agresj jest podzia na swoich i obcych. Jest on pochodn wzajemnego rozpoznawania si , która to
umiej tno wcale nie dotyczy wszystkich gatunków kr gowców.
Ma y g bacz, rybka piel gnicowata, potrafi poznawa s siada i toleruje jego obecno , zachowuj c
si agresywnie wobec innych. G si g gawe s zdolne do osobistego rozpoznawania, natomiast szczury
poznaj si jedynie po wspólnym zapachu stada. Od czony od stada i pozbawiony tego zapachu szczur z
chwil kiedy zostaje do niego ponownie do czony, traktowany jest jako obcy.
Jeden z badaczy tak pisze o szczurach: „W dziedzinie zachowania si w stosunku do cz onków w asnej spo eczno ci
prawdziwe wzory wszystkich spo ecznych cnót. Jednak e te same istoty zamieniaj si w prawdziwe bestie, gdy tylko maj do
czynienia z kim przynale nym do obcego im spo ecze stwa [...]. To, co dzieje si w ród szczurów, gdy cz onek obcego rodu
znajdzie si w ich rewirze b gdy zostanie tam umieszczony przez eksperymentatora, jest chyba najbardziej denerwuj ,
przera aj i ohydn spraw , jak w ogóle mo na prze przy obserwowaniu zwierz t" (Lorenz 1963: 212, 217-218). Obcy
zapach podnieca szczury, które gor czkowo zaczynaj poszukiwa intruza. W trakcie tych nerwowych poszukiwa atakuj si
wzajemnie, a zorientowawszy si , e maj do czynienia z pobratymcem, odst puj od ataku. W ko cu odnajduj obcego i
rzucaj si na niego, a biedna ofiara nawet nie próbuje si broni . Cz sto zreszt umiera z przera enia, zanim jeszcze nast pi
atak.
„Dylemat wi nia", b cy podstaw skomplikowanych matematycznych analiz problemów wspó pracy, przedstawia si prosto:
Zosta y aresztowane dwie osoby podejrzane o wspólne dokonanie powa nego przest pstwa. Materia dowodowy nie pozwala
na wytoczenie procesu i skazanie ich. Wi niów zamkni to w areszcie bez mo liwo ci kontaktowania si i porozumiewania.
Prowadz cy ledztwo ka demu z nich przedstawia t sam propozycj : Je li si przyznasz, a twój wspólnik b dzie si wypiera ,
wyjdziesz na wolno , a on zostanie skazany na dziesi lat. Je li ty si wyprzesz, a on si przyzna, to on wyjdzie na wolno , a
ty pójdziesz do wi zienia na dziesi lat. Je li obaj si przyznacie, dostaniecie po pi lat kary wi zienia. Natomiast je li aden z
was si nie przyzna, to wprawdzie nie b dzie was mo na skaza za to przest pstwo, ale co si zawsze znajdzie i obaj
zostaniecie wsadzeni na rok do wi zienia.
Zmieniaj c wysoko kar i nagród, mo na tworzy ró ne warianty tego dylematu. Dzi ki symulacjom komputerowym
mo liwe jest równie powtarzanie rozgrywek.
66 Cz pierwsza. Prolegomena
• Z powy szego wynika, e do spontanicznej wspó pracy dochodzi raczej w ma ych ni w du ych
grupach. Wspó praca obejmuj ca wszystkich cz onków nie mo e przetrwa w grupach, które
przekroczy y pewn wielko krytyczn .
• Wynika tak e, e wspó praca jest o wiele atwiejsza do utrzymania w populacji osiad ej. W
anonimowym t umie zdrajcy bez trudu znajduj ofiary, natomiast w ród s siadów wzajemna pomoc jest
regu .
• Zachowania w populacji mog zmienia si skokowo. Wprawdzie zmiana zachodzi rzadko, ale je li
ju zachodzi, to dokonuje si szybko. Im d ej system ewoluowa , tym wi ksza szansa, e wspó praca
oka e si zachowaniem dominuj cym. Nie mo na jednak wykluczy pojawienia si okresu powszechnej
zdrady.
Uczeni, którzy analizowali ró ne aspekty procesu ewolucji za pomoc modeli matematycznych,
stwierdzili ponadto, e „mimo swojej schematyczno ci nasze modele pokazuj , jak wspó praca powstaje i
rozpowszechnia si w rzeczywistych uk adach biologicznych. Istoty wy sze mog by sk onne do
ywania strategii opartych na wspó pracy dzi ki umiej tno ci rozpoznania kontrpartnera i
zapami tywaniu jego zachowania. Nawet jednak u bardzo prymitywnych organizmów mo na dopatrzy
si wspó pracy, któr umo liwiaj samoorganizuj ce si struktury przestrzenne oparte na oddzia ywaniach
z najbli szymi s siadami. Tak wi c w czasie ewolucji ycia na Ziemi by o wiele okazji do wspó pracy".
Z ca ym przekonaniem twierdz dalej: „z symulacji komputerowych wynika, e to raczej
wspó praca, a nie wyzysk dominuje w darwinowskiej walce o byt" (Nowak, May, Sigmund 1995: 48).
68 Cz pierwsza. Prolegomena
lowa swoj diet i nie mo e oddawa si rozkoszom sto u w takim stopniu, w jakim to czyni osobnik
pozbawiony tego genu. Oznacza tak e, e to, czy tak kontrol podejmie, zale y od istniej cych w
danym spo ecze stwie wzorów zdrowia i urody.
W odniesieniu do ycia spo ecznego cz owieka elementarn prawd jest, e cz owiek wyewoluowa
jako gatunek zdolny zarówno do wspó pracy, jak i wspó zawodnictwa. Jednak e to jego dziedzictwo
genetyczne w adnej mierze nie decyduje o stopniu i sposobie wykorzystywania tych zdolno ci. Ró ne
zbiorowo ci tworz rozmaite normy opatrzone sankcjami w postaci kar i nagród, które wzmacniaj
sk onno do wspó pracy i altruizmu b przeciwnie, os abiaj j i promuj wspó zawodnictwo. W
rezultacie w obr bie gatunku ludzkiego obserwowa mo emy najrozmaitsze sposoby rozwi zywania
dylematów wspó pracy i wspó zawodnictwa zbudowane na tym samym pod u dziedzictwa
gatunkowego cz owieka.
• Orientacja biologiczna nie kwestionuje wzgl dnej autonomii stwarzanego przez cz owieka wiata, to
jest kultury. Wskazuje natomiast na jej biologiczne ród a. Zdolno cz owieka do tworzenia kultury
powsta a w wyniku doboru naturalnego i w tym sensie wywodzi si z jego biologii.
Przedstawiciele tej orientacji, analizuj c kultur i jej rozmaite przejawy, zak adaj , e w ostatecznym
rezultacie sprzyjaj one maksymalizacji warto ci przystosowawczej (fitness). dz , e je li nawet
powsta o wiele cech kulturowych, które tej warto ci nie maksymalizuj , to takie maksymalizuj ce
znaczenie ma system przekazu kulturowego jako taki.
Towarzyszy temu g bokie przekonanie, e z punktu widzenia biologii ewolucyjnej zwi zki mi dzy
genami a kultur s najbardziej interesuj cym problemem naukowym, jaki wi e si z ewolucj
cz owieka. Równie z tego wzgl du, e w zgodzie z tez o biologicznym pochodzeniu kultury i o jej
dzia aniu na rzecz maksymalizacji warto ci przystosowawczej mo na sformu owa wiele ró nych hipotez
dotycz cych genezy kultury i wzajemnych zwi zków genów i kultury oraz stopnia jej autonomii.
• Zjawiska ycia spo ecznego cz owieka mog by wyja niane na wielu poziomach. Mo na
ogranicza si do poziomu spo eczno-kulturowego i wskazywa jedynie na ich bezpo rednie,
spo eczno-kulturowe uwarunkowania i przyczyny. Mo na te szuka ich przyczyn g bszych,
ostatecznych. Orientacja biologiczna jest zainteresowana poszukiwaniem takich w nie przyczyn w
odniesieniu do ycia spo ecznego cz owieka.
Z perspektywy orientacji biologicznej przejawy ycia spo ecznego zwierz t s interesuj ce nie ze wzgl du na
ich zewn trzne podobie stwa do
70 Cz pierwsza. Prolegomena
przejawów ycia spo ecznego ludzi. Zwa ywszy wielo gatunków zwierz cych z jednej strony, a z
drugiej ogrom zró nicowania form ycia spo ecznego cz owieka, nietrudno o znalezienie podobie stw
potwierdzaj cych dowolne hipotezy. Nie o podobie stwa wi c chodzi, ale o to, e wzgl dna prostota
przypadków zwierz cych u atwia odkrywanie ogólnych zasad rz dz cych zachowaniem spo ecznym i
yciem gromadnym. Tak odkryte zasady mog by przydatne do wyja niania zjawisk ycia spo ecznego
cz owieka (Hinde 1990).
• W orientacji biologicznej, zainteresowanej poszukiwaniem ostatecznych przyczyn zjawisk ycia
spo ecznego i zachowa spo ecznych cz owieka, wyró ni mo na dwa kierunki. Ró ni si one
wyborem dróg, jakimi zmierzaj do tego celu.
Jeden z nich odwo uje si do zmatematyzowanych modeli ewolucji opartych na zasadzie „koszt-
zysk" i szeroko wykorzystuje teori gier.
Drugi zwraca si w stron psychologii poznawczej oraz neurologii i odwo uje do wiedzy o
funkcjonowaniu mózgu.
Orientacja biologiczna najbardziej dostrzegalna jest w antropologii i naukach politycznych.
W antropologii b cej dyscyplin , której podstawowym przedmiotem zainteresowania s
spo ecze stwa rozpatrywane w szerokiej perspektywie porównawczej, w sposób naturalny pojawia si
pytanie, czy mimo ich ró norodno ci istnieje co , co jest im wszystkim wspólne. Jest to pytanie o
powszechniki kulturowe, którymi zainteresowanie sprzyja rozwojowi orientacji biologicznej. Inn
okoliczno ci sprzyjaj s zwi zki zarówno tradycyjne, jak i postulowane antropologii spo ecznej z
antropologi fizyczn .
W naukach politycznych natomiast orientacja biologiczna wyst puje w sferze filozofii politycznej.
Klasycznym przedmiotem zainteresowa filozofii politycznej jest prawo naturalne i jego normy, a tak e
ogólne zasady regulacji porz dku spo ecznego. Tradycyjnie klucza do nich poszukiwano w naturze
ludzkiej. Sprzyja to otwarciu na orientacj biologiczn , która - proponuj c perspektyw biologii
ewolucyjnej - wprowadza do tej tradycji nowy element.
W socjologii orientacja biologiczna jest nieobecna. Nie sprzyja jej to, e g ównym przedmiotem uwagi
socjologii jest jeden typ spo ecze stwa: nowoczesne spo ecze stwo przemys owe. Wyst puj ce w nim
zjawiska i procesy socjolodzy analizuj w krótkim horyzoncie czasowym. W tego rodzaju analizach
uzasadnione jest ograniczanie si do przyczyn bliskich. Zbyteczne jest si ganie do przyczyn
ostatecznych, które znajduj si w centrum zainteresowa orientacji biologicznej.
Jednak dla perspektywy socjologicznej tak e przydatna mo e by wiadomo , e - jak to formu uje
Kunicki-Goldfinger - „pewne normy
ludzkiego post powania, uwa ane za arbitralne moralne nakazy, pochodz bezpo rednio od
instynktownych reakcji zwierz cych. Opieka nad m odymi i obrona stada jest tyle instynktem, co i
wiadomionym sobie nakazem moralnym. Wzajemna pomoc w ród cz onków stada wydaje si
zdobycz ewolucyjnie star , warunkuj powstanie zacz tków spo ecze stwa i poprzedzaj wszelkie
wiadome na ten temat sformu owania" (Kunicki-Goldfinger 1974: 440).
ROZDZIA III
Kultura
1. Kultura jako wyró nik cz owieka 75
2. Wielo kultur i relatywizm kulturowy 81
3. Dziedziny kultury i kultura symboliczna 86
4. Kultura jako przedmiot zainteresowania socjologii 89
Poszukiwaniem wyró nika cz owieka, to jest takiej jego cechy, która by aby w ciwa tylko jemu,
zajmowa o si i zajmuje wielu filozofów. Wszystkich ich czy przekonanie o zasadniczej odr bno ci
cz owieka od pozosta ych istot ywych, ale ró ni si pogl dami na istot owej odr bno ci. Jedni za
gatunkowy wyró nik cz owieka uwa aj to, e jest on zwierz ciem spo ecznym, inni - e potrafi
ywa narz dzi, jeszcze inni za - e jest istot pos uguj si symbolami.
Ka de z tych okre le istoty cz owieka wskazuje na inn jego cech , ale tylko na jedn . Tote nie
wykluczaj si wzajemnie, wszystkie bowiem aspekty specyfiki gatunkowej cz owieka mo na „zespoli
i uogólni w stwierdzeniu, e cz owiek jest twórc i uczestnikiem kultury" (K oskowska 1991a: 17).
Kultura, której tworzenie umo liwia cz owiekowi jego rozwini ty mózg, odró nia go od reszty wiata
zwierz cego.
To, e kultura jest specyficznie ludzkim tworem, nie budzi niczyich w tpliwo ci. Rozumiana jako
wyró nik cz owieka ma bardzo szeroki zakres. Oznacza wszystko, co jest stworzone przez
cz owieka, co jest przez niego nabywane przez uczenie si i przekazywane innym ludziom, a
tak e nast pnym pokoleniom w drodze informacji pozagenetycznej.
Wszystko, co wchodzi w sk ad tak rozumianej kultury, spotka mo emy tak e w wiecie
zwierz cym, ale jedynie w formie zal kowej. Dlatego te to, co w wiecie zwierz cym jest, podobnie
jak ludzka kultura, rezultatem uczenia si oraz pozagenetycznego przekazu informacji, okre lane jest
mianem protokultury.
Pisze polski biolog: „Kultura jest narz dziem poznania i opanowywania wiata przez cz owieka [...].
U cz owieka [...] pozageneryczny szlak przekazywania cech, b cy w istocie przekroczeniem ewolucji
biologicznej, ma znaczenie decyduj ce" (Kunicki-Goldfinger 1993: 231).
Jego rola jest tak ogromna, e daje z udzenie tworzenia przez cz owieka wiata ca kowicie
wyzwolonego spod panowania praw przyrody.
l 76 Cz pierwsza. Prolegomena
Charakterystyka kultury jako atrybutu cz owieka
Najogólniejsz charakterystyk kultury rozumianej jako atrybut cz owieka mo na przedstawi w czterech
punktach:
• Kultura obejmuje ca ycia cz owieka. Nie ma takich czynno ci i zachowa ludzkich, których nie
regulowa aby kultura. Dotyczy to nawet zaspokajania podstawowych potrzeb organizmu. We my przyk ad
jedzenia.
Aby , cz owiek musi je . O tym, co mo e je , decyduj zasoby naturalnego rodowiska, w którym
yje. Ludzie yj cy na brzegach mórz i oceanów mog je ryby, skorupiaki i ro liny morskie, natomiast
ludzie yj cy w ród lasów mog ywi si rosn cymi w nich ro linami, grzybami oraz spotykanymi tam
zwierz tami. Ale czy rzeczywi cie jedz wszystko to, co nadaje si do spo ycia? Odpowied brzmi: nie.
Ró ne ludy maj najrozmaitsze pogl dy na to, co z rzeczy przyswajalnych przez system trawienny
cz owieka jest jadalne. Chi czyk uwa a za jadalne mi so psa. Europejczyk wzdraga si przed jego spo yciem.
Francuz uwa a za przysmak abie udka. W Polaku takie danie budzi obrzydzenie. Istniej te ró ne tabu
ywieniowe i to przeciwstawnie uzasadniane. yd nie je wieprzowiny, poniewa winia jest stworzeniem
nieczystym, Hindus za nie je wo owiny, poniewa krowa jest stworzeniem wi tym.
Wp yw kultury na to, jak si je, jest jeszcze wyra niejszy ni na to, co si je. Istniej najrozmaitsze
sposoby przyrz dzania potraw i ich przyprawiania. Ró nie te si je podaje i ró technik spo ywa.
Europejczyk pos uguje si , no em i widelcem (tym ostatnim stosunkowo od niedawna). Ludy
Dalekiego Wschodu u ywaj pa eczek. W etiopskiej restauracji podawane s p aty ciasta przypominaj ce
ogromne nale niki. W odrywane palcami kawa ki owija si k sy potrawy i wk ada do ust.
Spo ywaniu posi ków towarzyszy te wiele przepisów dotycz cych sposobu usadowienia biesiadników
czy kolejno ci podawania potraw, z których wiele ma znaczenie symboliczne. Takie znaczenie nadawane
jest tak e pewnym potrawom i produktom spo ywczym. Znamy w naszym kraju zwyczaj witania chlebem i
sol czy to nowo ców, czy dostojnych go ci. W dawnej Polsce m ody cz owiek ubiegaj cy si o r
panny, z chwil kiedy w czasie obiadu zosta pocz stowany czarn polewk , wiedzia , e nie ma ju o co si
ubiega .
• Poj cie tak rozumianej kultury nie ma charakteru warto ciuj cego. Kultur jest nie tylko to, co
dobre, szlachetne i pi kne, ale wszystko, co jest dzie em cz owieka. Pewne praktyki mog budzi nasz
sprzeciw czy oburzenie moralne, ale nie znaczy to, e nie s elementami kultury. W rezultacie o adnym
cz owieku nie mo na powiedzie , e jest bez kul-
tury, a co najwy ej, e jego kultura nam si nie podoba. Nie jest bez kultury kanibal, chocia
pot piamy jego kanibalizm, który przejmuje nas groz .
Dla uwydatnienia niewarto ciuj cego charakteru poj cia kultury w antropologicznych opisach
kultur u ywa si raczej przymiotnika kulturowy ni kulturalny. Ten ostatni ma bowiem w
potocznym odczuciu ton dodatniego warto ciowania.
• Kultura jest tworem zbiorowym, nie indywidualnym. Kultura powstaje i rozwija si w
wyniku kontaktów mi dzy osobnikami przekazuj cymi sobie ró ne informacje i ucz cymi si od
siebie nawzajem, jak reagowa i zachowywa si w rozmaitych okoliczno ciach. Pojedynczy
cz owiek mo e wnie znaczny wk ad w tworzenie kultury, ale to, co sam wymy li, stanie si cz ci
kultury dopiero wtedy, kiedy zostanie przej te przez innych i wprowadzone w obieg spo eczny. Nie
jest cz ci kultury sposób zachowania, który w ciwy jest tylko jednemu cz owiekowi i odbiega od
zachowa innych ludzi. Jest jego osobistym dziwactwem. Nie jest cz ci kultury schowany w
szufladzie, a nast pnie zniszczony r kopis, którego nikt nigdy nie przeczyta .
Kultur jako zbiorowym tworem spo ecznym mo na interesowa si dwojako.
Po pierwsze, jako zobiektywizowanym systemem; jako czym zewn trznym w stosunku do
ludzi, którzy j stworzyli. Uwaga jest wówczas skierowana na powi zania ró nych elementów tego
systemu oraz jego wewn trzne regularno ci.
Po drugie, jako procesem tworzenia kultury. W takim przypadku uwaga kieruje si na to, jak
ludzie „w toku swego istnienia wynajduj nowe sposoby my lenia i dzia ania zarówno w
stosunkach wzajemnych, jak i w stosunku do przyrody, która ich otacza [i] tym sposobem pro-
dukuj kultur " (Carrithers 1992: 51).
• Kultura narasta i przekszta ca si w czasie. Jest skumulowanym do wiadczeniem
przekazywanym z pokolenia na pokolenie w drodze pozagenetycznego dziedziczenia. Dlatego te jest
nieod cznie zwi zana ze wiadomo ci czasu i istnienia w czasie, a tak e z ró nymi formami pa-
mi ci przesz ci i sposobami jej utrwalania.
Tre kultury
Rozumienie kultury jako mi dzyosobniczego przekazu informacji i rezultatu uczenia si oznacza
zakwestionowanie przynale no ci do niej przedmiotów materialnych. Nie uczymy si bowiem butów
ani krzese . Uczymy si , jak je wytwarza oraz jak si nimi pos ugiwa . Uczymy si , e w kapciach
„nie wypada" i do lubu i e w meczecie nale y zdj obu-
78 Cz pierwsza. Prolegomena
wie. Uczymy si , jak siedzie na krze le w sposób „przyzwoity" i kiedy oraz komu nale y poda krzes o
i poprosi , aby „spocz ". Nie przeszkadza to, e dla badaczy kultury przedmioty mog by i bywaj
cennym ród em informacji o kulturze.
Co wi c jest tre ci kultury pojmowanej jako mi dzyosobniczy przekaz pozagenetyczny?
Stanis aw Ossowski uwa a, e na dziedzictwo kulturowe sk adaj si „wzory reakcji mi niowych,
uczuciowych i umys owych", natomiast przedmioty s „korelatami dziedzictwa kulturowego" (Ossowski
1966: 64-66).
Na pocz tku lat pi dziesi tych dwaj znani ameryka scy antropolodzy, Alfred Louis Kroeber i Clyde
May Kluckhohn, zebrali i poddali analizie ponad sto pi dziesi t definicji kultury, a nast pnie postarali si
wydoby z nich wspóln tre . W rezultacie takiej procedury stwierdzili, e „na kultur sk adaj si
wzory sposobów my lenia, odczuwania i reagowania" oraz e „zasadniczy trzon kultury stanowi [...]
idee, a szczególnie zwi zane z nimi warto ci" (Kroeber, Kluckhohn 1950, za: Kluckhohn 1975: 32).
Tak wi c za tre kultury rozumianej w podany tu sposób nale y uzna wzory sposobów
odczuwania, reagowania i my lenia, warto ci i wyrastaj ce z tych warto ci normy, a tak e
sankcje sk aniaj ce do ich przestrzegania.
Wzory sposobów my lenia, reagowania i odczuwania. Wzory mog by zarówno idealne, jak i
realne.
Wzór idealny post powania czy odczuwania to wzór, który mówi, jak post powa lub co odczuwa ,
a przynajmniej jakim odczuciom dawa wyraz w okre lonych okoliczno ciach. W takim rozumieniu
wzorem odczuwania jest uczucie smutku na pogrzebie, a rado ci na weselu. Wzory idealne pe ni
podobn rol w stosunku do naszych zachowa jak przechowywany w podparyskim Sevres wzorzec
metra w stosunku do narz dzi mierniczych. Wzory te niektórzy badacze nazywaj modelami.
Wzór realny post powania czy odczuwania to widoczne regularno ci zachowa cz onków pewnej
zbiorowo ci. Wzory realne nie okre laj , jak si nale y zachowywa , ale ujawniaj , jak si ludzie
zachowuj . Takim zauwa alnym wzorem zachowania jest na przyk ad pó ne ko czenie dnia w
Madrycie, na którego ulicach d ugo w noc toczy si bujne ycie, w przeciwie stwie do Wiednia, który
pustoszeje i zasypia przed godzin jedenast . Oczywi cie, nikogo w Madrycie nie obowi zuje pó ne
adzenie si spa , podobnie jak nic nie przeszkadza, by ka dy, kto tylko zechce, spacerowa po ulicach
Wiednia nawet do witu.
Wzory realne mog by jawne b ukryte.
Wzór jawny to taki, z którego istnienia cz onkowie danej zbiorowo ci zdaj sobie spraw i potrafi go
opisa badaczowi. Nikt w Polsce nie ma w tpliwo ci, e na Bo e Narodzenie ubieramy choink , a na
kolacj wigilijn sma ymy karpia. S to jawne wzory naszej kultury.
Wzór ukryty to taki, który realizujemy, nie maj c poj cia, e zachowujemy si zgodnie z nimi Jest to
wzór, z którego istnienia nie zdaj sobie sprawy uczestnicy danej kultury, natomiast dostrzega go badacz.
Znane s przypadki, kiedy antropolodzy stwierdzali, e rzeczywiste zachowania ludzi przebiegaj wedle
zupe nie innych wzorów ni te, o których dowiadywali si z rozmów z lud mi. Tego rodzaju odkrycia
zawsze bardzo ciesz antropologów.
Mo e te tak si zdarzy , e wzór idealny jest wzorem jawnym jakiego zachowania, natomiast wzór
ukryty jest wzorem realnym, zgodnie z którym ludzie rzeczywi cie si zachowuj .
Przyswojenie wzorów zachowania mo e by mniej lub bardziej dog bne. W jednym przypadku
cz owiek mo e zachowywa si zgodnie z nimi, ale odczuwa je jako co narzuconego z zewn trz i
kr puj cego, a nawet uci liwego. W innym natomiast mo e je przyswoi tak g boko, e stan si jego
„druga natur ", a ich realizowanie jest odczuwane jako zaspokajanie wewn trznej potrzeby. W tym
drugim przypadku mówimy, e wzory kulturowe zosta y zinternalizowane.
Warto ci. Wedle najprostszego okre lenia warto to dowolny przedmiot materialny lub idealny,
„w stosunku do którego jednostki lub zbiorowo ci przyjmuj postaw szacunku, przypisuj mu wa
rol w swoim yciu i d enie do jego osi gni cia odczuwaj jako przymus" (Jan Szczepa ski 1972: 97).
Do tak szeroko rozumianej kategorii warto ci mo e nale zarówno mieszkanie, jak i zdrowie.
Zarówno samochód, jak wolno i mi . Zarówno dochód, jak szacunek otoczenia. Zarówno ojczyzna,
jak zgrabna figura i adna cera.
Te przyk adowo wymienione warto ci uprzytomniaj ich ogromne zró nicowanie pod wzgl dem
stopnia wa no ci. Waga warto ci ojczyzny i adnej cery ró ni si tak bardzo, e nawet samo ich
zestawienie mo e by uznane za szokuj ekstrawagancj , a nawet za wi tokradztwo. Dlatego te
mówimy, e warto ci tworz hierarchi .
W ró nych zbiorowo ciach mo e obowi zywa d enie do realizacji ró nych warto ci. Mówimy
wówczas, e zbiorowo ci te maj „ró ne systemy warto ci". Systemy owe mog si ró ni nie tylko pod
wzgl dem zespo u tworz cych je warto ci, ale równie (b tylko) sposobu ich zhierarchizowania.
Systemy i hierarchie warto ci ró nych zbiorowo ci ludzkich s jednym z przedmiotów zainteresowania
oraz badania zarówno antropologów, jak i socjologów.
80 Cz pierwsza. Prolegomena
Niezale nie od wagi warto ci mo na w ród nich wyró ni warto ci uznawane, odczuwane oraz
realizowane (Ossowski 1967d). Warto ci uznawane to takie, o których cz owiek wie, e powinny by dla
niego atrakcyjne i e powinien je ceni . W przypadku warto ci uznawanych cz owiek, akceptuj c je i
c do ich realizacji, mo e odczuwa pewien przymus zewn trzny.
Warto ci odczuwane to takie, które zosta y g boko wch oni te i sta y si cz ci wewn trznego
wiata cz owieka, a d enie do ich osi gni cia odczuwane jest przez niego jako w asna, nagl ca
potrzeba. S to warto ci zinternalizowane.
Ten sam przedmiot mo e by dla jednego cz owieka warto ci uznawan , dla drugiego za
odczuwan . Pozbawiony s uchu cz owiek mo e uznawa warto muzyki i, ywi c przekonanie, e
nale y bywa na koncertach, wykupuje karnet i systematycznie ucz szcza do filharmonii, chocia nudzi
si tam miertelnie. Dla cz owieka muzykalnego, który lubi muzyk klasyczn , koncert jest warto ci
odczuwan i dlatego staje si bywalcem filharmonii.
Warto ciami realizowanymi mog by zarówno warto ci odczuwane, jak i uznawane. Jednak e nie
wszystkie warto ci, których odczuwanie i uznawanie ludzie deklaruj , s przez nich realizowane w
praktyce ycia codziennego. Niejedno przewidywanie zachowa ludzi oparte na zadeklarowanych
przez nich podczas bada warto ciach zawiod o ca kowicie.
Realizacja warto ci odczuwanych przychodzi nam atwiej, natomiast cz ciej realizujemy
uznawane. Cz ciej robimy co ze wzgl du na to, e tak wypada, czy te ze wzgl du na to, e uwa amy
to za nasz obowi zek, ni dlatego, e mamy tak ochot . Niekiedy zreszt robimy co nawet wbrew
ochocie. Oznacza to, e zrezygnowali my z realizacji warto ci odczuwanej na rzecz realizacji warto ci
uznawanej.
Konieczno takich wyborów pojawia si nader cz sto. Mówimy wówczas, e mamy do czynienia z
konfliktem warto ci.
Rozstrzygni cie takiego konfliktu przychodzi na ogó bez trudu. Kiedy konflikt wyst puje mi dzy
warto ciami o niejednakowej wadze, wybór przedstawia si nam jako tak oczywisty, e nawet mo emy
nie zauwa konfliktu. Je li na przyk ad, w momencie kiedy wychodzimy do kina, matka, z któr
sami mieszkamy, dostaje ataku serca, bez chwili zastanowienia zostajemy w domu i zajmujemy si
zapewnieniem jej pomocy lekarskiej, zapominaj c o filmie, który chcieli my obejrze .
Kiedy indziej jednak konflikty warto ci s znacznie powa niejsze, a niekiedy wr cz dramatyczne.
Powa decyzj jest na przyk ad wybór mi dzy po wi ceniem czasu yciu zawodowemu a
rodzinnemu. Cz sto staj przed nim pracuj ce zawodowo kobiety. Dramatycznych wyborów musi
niekiedy dokonywa lekarz, kiedy na przyk ad, odbieraj c poród, staje w obliczu tego rodzaju
komplikacji, e mo na uratowa ycie matki kosz-
tem ycia dziecka albo ycie dziecka kosztem ycia matki. W dodatku wyboru nale y dokona
natychmiast, gdy inaczej umr oboje. W odniesieniu do tego przypadku mo na - parafrazuj c s owa
poety - powiedzie , e od takich wyborów bieleje w os.
Normy. „Norma to w potocznym mniemaniu jaka regu a, jaki przepis" (Ossowska 1947:104).
Normy s to prawid a i regu y, wedle których grupa yje. Normy wyrastaj z warto ci. Wi si z
poczuciem powinno ci. Wiele norm przyswajaj sobie ludzie spontanicznie w procesie wzajemnego
obcowania. Normy okre laj moralno , obyczaje, zwyczaje.
Tre ciowo mog si do pewnego stopnia pokrywa z jawnymi wzorami kultury. Ró ni si jednak e
od nich wyra niejszym zwi zkiem z poczuciem powinno ci, a tak e tym, e s wyra niej s ownie
artyku owane. W ciwa danej kulturze konfiguracja norm i warto ci bywa okre lana jako jej ad
aksjonormatywny.
Sankcje. Sankcje to zarówno kary, jak i nagrody. Ka da zbiorowo ma w asny system kar i nagród,
za pomoc których zach ca do pewnych zachowa uwa anych za po dane i zniech ca do innych,
niepo danych. Kary i nagrody mog mie charakter formalny i nieformalny. Sankcje formalne to takie,
które s okre lane przez przepisy oraz kodeksy karne i których stosowaniem zajmuje si
wyspecjalizowany aparat administracyjny. To kara wi zienia i nadawany za zas ugi order. Sankcje
nieformalne to w przypadku kary wy mianie czy ostracyzm towarzyski, w przypadku za nagrody -
pochwa a b oznaki szacunku. W spo ecze stwach pierwotnych, a tak e w ma ych grupach
rozwini tych spo ecze stw wspó czesnych przewa aj sankcje o charakterze nieformalnym, które w
przypadku kar mog by niejednokrotnie odczuwane jako bardziej dotkliwe ni srogie nawet kary
formalne.
2. Wielo kultur i relatywizm kulturowy Wielo kultur i kryteria ich wyodr bniania
Zdolno tworzenia kultury, która jest podstawowym wyró nikiem cz owieka w wiecie istot ywych,
realizowana jest w rozmaitych rodowiskach geograficznych o zró nicowanych zasobach. Poszczególne
zbiorowo ci ludzkie yj na odmiennie ukszta towanych terenach, na ziemiach o rozmaitej glebie i w
rozmaitych warunkach klimatycznych. Ka da z tych zbiorowo ci zmuszona jest stara si o przetrwanie i
rozwi zywa podstawowe problemy bytu cz owieka, w tym jego bytu spo ecznego, w sposób
dostosowany do warunków, w jakich przysz o jej . Co wi cej, na-
82 Cz pierwsza. Prolegomena
wet w tych samych warunkach problemy te mog by i bywaj rozwi zywane na ró ne sposoby. W
dodatku ka da zbiorowo ma inne koleje losu. Inne s jej dzieje, z innymi przeciwno ciami
przychodzi o jej si boryka , inne kl ski na ni spada y. Rozporz dza wi c swoistym, sobie tylko
ciwym zbiorem do wiadcze . Wszystko to powoduje ogromne zró nicowanie kultur w obr bie
gatunku ludzkiego.
Poniewa kultura jest tworem zbiorowo ci, podzia na ró ne kultury jest pochodn podzia ów na
odr bne zbiorowo ci ludzkie; takie, z których ka da wytwarza w ciw sobie kultur i yje zgodnie z
asnymi systemami warto ci oraz realizuje sobie w ciwe wzory zachowa . W rezultacie kryteria
wykre lania granic poszczególnych kultur s tak ró ne, jak ró ne s kryteria, na których podstawie
wyró niane s zbiorowo ci ludzkie. Kryteria te maj ró ny stopie ogólno ci, a nadto cz sto si ze
sob krzy uj . Mamy wi c, po pierwsze, kultury zbiorowo ci terytorialnych. Takimi s , a raczej by y
izolowane plemiona, które zamieszkiwa y, a niekiedy wci zamieszkuj wyra nie wyodr bnione
obszary i tworz wyra nie wyodr bnione ca ci. Jednym z takich plemion byli Trobriandczycy
zamieszkuj cy wyspy Pacyfiku, których kultur bada wybitny antropolog polsko-angielski Bronis aw
Malinowski (1884-1942).
Pewnymi ca ciami s tak e kultury ró nych zbiorowo ci zamieszkuj cych terytoria jednolite pod
wzgl dem cech rodowiska, które wymusza okre lone sposoby ycia i sprzyja upodobnianiu si
kultur tych zbiorowo ci. Mo emy wi c mówi o kulturze górali karpackich czy ameryka skich Indian z
Równin.
Mo e te by tak, jak w przypadku Europy Zachodniej, w której wielowiekowe s siedztwo
zbiorowo ci zamieszkuj cych obok siebie oraz trwaj ca przez stulecia komunikacja mi dzy nimi
doprowadzi y do ujednolicenia wielu cech kulturowych, co pozwala mówi o kulturze zachodnio-
europejskiej.
Wyró niamy te kultury narodowe. Przy czym kiedy mówimy o narodowej kulturze polskiej,
francuskiej czy jakiejkolwiek innej, kryterium terytorialne czy si z kryterium etnicznym.
Odr bno ci kulturowe wyst puj te w zbiorowo ciach ró ni cych si typem gospodarki. Istnieje
kultura spo ecze stw pierwotnych, spo ecze stw rolniczych oraz kultura spo ecze stw przemys owych.
Kultury bywaj wyodr bniane równie wedle kryteriów chronologicznych. Wyró niana jest
kultura redniowiecza, kultura epoki renesansu czy o wiecenia.
Odr bno ci kulturowe charakteryzuj tak e zbiorowo ci, które s segmentami wielorako
zró nicowanych, wi kszych zbiorowo ci. W dawniejszych czasach takimi zbiorowo ciami o
ró ni cej si kulturze by a szlachta i mieszcza stwo. W nowszych s to na przyk ad ch opi i ro-
botnicy.
W spo ecze stwach wspó czesnych zauwa alne s tak e odr bno ci kulturowe zbiorowo ci
onych z ludzi nale cych do tej samej kategorii wiekowej, na przyk ad kultura m odzie owa.
Wobec tak wielorakiego zró nicowania kryteriów rozgraniczania kultur, w sytuacji kiedy „stopni
ogólno ci kultur [...] mo e by wiele, mog one by , co wi cej, mierzone w ró nych skalach", szczególnej
wagi nabiera „pilne rozró nianie stopni i wymiarów ogólno ci". Jest to bardzo wa ne, poniewa
„niewiele zda ogólnych da si sformu owa , które odnosi yby si w równej mierze i z równym
sensem do kultur wyodr bnionych ze wzgl du na ekologiczne osobliwo ci rodowiska lokalnego i
do kultur przywi zanych do spo ecze stw wy szego rz du, do kultur wyodr bnionych ze wzgl du na
dystanse etniczne i kultur oddzielonych z punktu widzenia dystansów spo eczno-klasowych itp."
(Bauman 1966: 43-44).
Z pewn pomoc przychodzi poj cie subkultury, czyli podkultury. Podkultura to nie kultura ni sza,
co sugerowa móg by przedrostek „pod-", ale pewien zespó regularno ci kulturowych, wyst puj cych w
dowolnej zbiorowo ci, która jest mniejsza od wi kszej zbiorowo ci b cej podstaw wyodr bnienia
danej kultury. I tak na przyk ad kultur polsk mo emy rozpatrywa równie jako subkultur kultury
europejskiej.
Najcz ciej jednak termin subkultura stosowany jest na okre lenie wzorów zachowa wyst puj cych w
niewielkich zbiorowo ciach, które dzi ki odmienno ci tych wzorów wyodr bniaj si w ramach
szerszych spo ecze stw. Tak wi c mamy subkultur m odzie ow i subkultur kibiców pi karskich,
subkultur górnicz i subkultur wi zienn .
Stosunek subkultury do kultury szerszego spo ecze stwa bywa ró ny. Czasami jest ona wariantem
szerszej kultury, jej selektywnym dostosowaniem do specyfiki pracy (subkultura górnicza) b
warunków ycia (subkultura m odzie owa) jakiej mniejszej zbiorowo ci. Czasami jest programow
negacj warto ci, norm i wzorów zachowa obowi zuj cych w szerszym spo ecze stwie. Bywa
wówczas okre lana mianem kontrkultury b kultury alternatywnej. Terminy te upowszechni y si
pod koniec lat sze dziesi tych XX wieku na okre lenie pojawiaj cych si , zw aszcza w ród ówczesnej
odzie y ameryka skiej i europejskiej, rozmaitych form negacji kultury zastanej i prób budowania
nowej.
Kultura wi kszo ci danego spo ecze stwa jest okre lana mianem kultury dominuj cej.
Relatywizm kulturowy
Wielo kultur, cz sto ró ni cych si zasadniczo, powoduje, e ludzie, którzy wyro li w jednej
kulturze i obowi zuj ce w niej wzory zachowa traktuj jako naturalne, stykaj c si z odmienn
kultur , sk onni s jej
84 Cz pierwsza. Prolegomena
wzory zachowa postrzega jako mieszne dziwactwa, a nawet zas uguj ce na pot pienie bezece stwa.
Inno kulturowa atwo i wr cz odruchowo oceniana jest negatywnie. W niektórych spo eczno ciach
nazwa „ludzie" odnosi a si wy cznie do wspó plemie ców. Kiedy Europejczycy, odkrywaj c nowe l dy,
spotykali si z ich mieszka cami, uwa ali ich za „barbarzy ców" i „dzikusów" pozbawionych jakiejkolwiek
kultury. Robili wi c, co mogli, aby ich „ucywilizowa ", to jest narzuci im, cz sto przemoc , kultur
europejsk . Niszcz c tubylcze kultury, przekonani byli, e post puj szlachetnie.
Sk onno do wynoszenia w asnej grupy ponad inne i traktowanie jej kultury jako przewy szaj cej
wszystkie inne oraz ocenianie praktyk innych kultur wedle norm kultury w asnej nosi miano etnocentryzmu,
którego jedn z form jest europocentryzm.
Przeciwie stwem etnocentryzmu jest relatywizm kulturowy. Relatywizm kulturowy nie jest czym
jednorodnym. International Encyclopaedia of the Social Sciences wyró nia nast puj ce jego odmiany:
Relatywizm kulturowy jako zasada metodologiczna. Oznacza wymóg, aby badacz, obserwuj c i
opisuj c jak kultur , stosowa perspektyw uczestnika danej kultury; aby na praktyki badanej kultury nie
patrzy z punktu widzenia norm i warto ci kultury w asnej, ale zwraca uwag na znaczenia, jakie przypisuj
im uczestnicy badanej kultury, oraz na funkcje, jakie praktyki te pe ni w yciu danej zbiorowo ci.
Relatywizm kulturowy jako element wiatopogl du. Polega na przekonaniu, e wszystkie kultury s
równe. Mo na je porównywa i wskazywa podobie stwa oraz ró nice mi dzy nimi, ale nie wolno ich
mierzy jedn miar i szeregowa na skali kultur wy szych i ni szych, lepszych i gorszych.
wiatopogl dowy relatywizm kulturowy przejawia si nie tylko w uznaniu równouprawnienia kultur, ale i w
towarzysz cym mu postulacie tolerancji wobec wszelkich praktyk rozmaitych kultur.
Relatywizm kulturowy jako teoria i filozofia cz owieka. Jest to pogl d, e cz owiek jest bez reszty
wytworem kultury. Jego sposób postrzegania, warto ciowania i zachowania zale y tylko i wy cznie od
kultury, w jakiej si wychowa i w jakiej yje. Taki pogl d bywa okre lany mianem kulturalizmu.
Relatywizm kulturowy jako relatywizm warto ci. Jest to pogl d, e nie ma warto ci uniwersalnych.
Wszystkie s produktem okre lonych kultur, s wobec nich funkcjonalne oraz zrozumia e w ich kontek cie.
Relatywizm kulturowy w postaci zasady metodologicznej budzi najmniej w tpliwo ci i jest naj atwiej i
najszerzej akceptowany. Inaczej jest w przypadku pozosta ych jego postaci.
Relatywizm kulturowy jako element wiatopogl du wyrós ze szlachetnych intencji zakwestionowania
europocentryzmu, a co za tym idzie - kolonializmu europejskiego, którego by podbudow ideologiczn . Jed-
nak e wraz ze znikni ciem kolonii zacz nabiera dwuznaczno ci. Doskonale pokazuje to wypowied
jednego z przedstawicieli krajów rozwijaj cych si , uczestnika konferencji Association Internationale de
Science Economique w Santa Margherita w 1953 roku: „To pi knie, e cenicie nasz odr bno
cywilizacyjn . Prawda, e w naszej cywilizacji bardziej cenione s walory kontemplacji, a mniej dobra
materialne i praca gospodarcza. Tylko e, widzicie, z tym wszystkim my te chcieliby my wi cej je ,
cieplej si ubra , wygodniej i zdrowiej mieszka , mie nowoczesne lekarstwo w razie choroby, jednym
owem, lepiej i d ej " (Kula 1963: 691).
Jeszcze powa niejsze zastrze enia budzi relatywizm kulturowy jako teoria i filozofia cz owieka oraz
jako relatywizm warto ci. Pocz wszy od ko ca lat sze dziesi tych XX wieku zastrze enia te s coraz
dobitniej formu owane.
Coraz cz ciej rozmaite badania przynosz wyniki nakazuj ce badaczom, niekiedy wbrew nim
samym, kwestionowa tez , e cz owiek jest wy cznie wytworem kultury i nie ma adnych, czy to
gatunkowych, czy osobniczych, sk onno ci wrodzonych. Kryzys teorii i filozofii relatywizmu
kulturowego nast puje tak e w rezultacie prób wprowadzenia perspektywy biologii ewolucyjnej do
nauk spo ecznych.
Przejawem tego kryzysu jest zainteresowanie powszechnikami kulturowymi, a tak e prawem
naturalnym, tak w wersji religijnej, jak i wieckiej.
W odniesieniu do powszechników znamienny jest przypadek ameryka skiego uczonego, Donalda
E. Browna. Prowadzi on wraz z Donaldem Symonsem w 1974 roku seminarium po wi cone
seksualno ci cz owieka. Na tym seminarium Symons przedstawia pierwszy szkic swojej ksi ki, w
której dowodzi , e mi dzy p ciami istniej pewne przyrodzone, ogólnogatunkowe ró nice. Brown,
przekonany o prawdziwo ci teorii relatywizmu kulturowego i fa szywo ci tezy Symonsa, za si z
nim, e znajdzie tak zbiorowo ludzk , w której ró nice mi dzy m czyznami a kobietami b si
przedstawia y odwrotnie ni to opisuje Symons. Nast pnie zacz poszukiwania i... przegra zak ad.
Sprowokowa o go to do zaj cia si powszechnikami kulturowymi i napisania o nich ksi ki. Stwierdzi
bowiem, e wiedza o powszechnikach kulturowych wyznacza relatywizmowi kulturowemu wyra ne
granice (Brown 1991).
Relatywizm warto ci budzi zastrze enia nie tylko rzeczników doktryn religijnych, przekonanych o
istnieniu ustanowionych przez Boga powszechnych norm moralnych, których przestrzeganie obowi zuje
wszystkich ludzi. Antropolog francuski i twórca strukturalizmu, Claude Levi-Strauss, z ca kowicie
wieckiej perspektywy dostrzeg pu apk czyhaj na konsekwentnego zwolennika relatywizmu
kulturowego. Kwestionowanie istnienia powszechnych norm i przestrzeganie zakazu oceniania
86 Cz pierwsza. Prolegomena
praktyk obcych kultur w kategoriach dobra i z a skazuje na bezradno wobec tego wszystkiego, co we
asnej kulturze postrzega si jako z o. Nie maj c ogólnej miary dobra i z a, cz owiek nie ma
uzasadnienia dla mniejszej tolerancji w stosunku do tego, co go otacza, ni do tego, z czym styka si w
kulturach obcych. Jednocze nie nie mo e zrzec si odpowiedzialno ci za z o b ce cz ci jego w asnej
kultury. Proponowanym przez Levi-Straussa sposobem na unikni cie tej pu apki jest odwo anie si do
istoty cz owieka jako podstawy odró nienia dobra od z a. T za odnale mo na przez oderwanie
wzroku od poszczególnych spo ecze stw i ogólne na nie spojrzenie (Levi-Strauss 1960: 411-424).
nych i obronnych. Kultura spo eczna z kolei to tre ci kulturowe odnosz ce si do stosunków mi dzy
lud mi, reguluj ce te stosunki i okre laj ce ich formy. Kultura symboliczna wreszcie to ta cz
kultury, która bliska jest temu, co potocznie postrzegane jest jako kultura po prostu, czyli „kultura" bez
adnego przymiotnika. W pracach badaczy bywa okre lana jako „kultura w w szym sensie". W szym
oczywi cie w stosunku do ca ciowego, antropologicznego poj cia kultury.
W publicystyce i nie tylko spotka mo na równie takie okre lenia, jak kultura literacka, kultura
muzyczna, kultura polityczna i inne. Stosunek tak wydzielanych dziedzin kultury do wskazanego ju
podzia u bywa dwojakiego rodzaju. Po pierwsze, s to cz ci kultury symbolicznej (na przyk ad kultura
muzyczna). Po drugie, jest to cz ca ciowej kultury, zwi zana z jak wyra nie wyodr bnion sfer
ycia zbiorowego i zawieraj ca w sobie elementy zarówno kultury spo ecznej, jak i symbolicznej. Tak
rozumiana jest na przyk ad „kultura polityczna". Nie od rzeczy b dzie te wspomnie , e cz sto
pos ugiwanie si okre leniem „kultura" z najrozmaitszymi przymiotnikami nie ma ugruntowania w
adnej ogólnej teorii kultury i jest zwyczajnym nadu yciem s ownym.
Kultura symboliczna
Kultura symboliczna obejmuje warto ci i wzory zachowa zwi zane z zaspokajaniem potrzeb ludzkich
wykraczaj cych poza podstawowe potrzeby cz owieka, których zaspokojenie jest niezb dne dla prze ycia.
Jest specyficznie ludzkim rodkiem zaspokajania w ciwych cz owiekowi takich potrzeb, jak dawanie
wyrazu uczuciom i impulsom twórczym oraz uzyskiwanie poczucia czno ci z innymi lud mi i
uczestnictwa we wspólnocie. Tego rodzaju potrzeby nazywane s ekspresyjno-integracyjnymi.
Dziedzina kultury symbolicznej to dziedzina symboli. Symbole cz sto bywaj rozumiane szeroko i
uto samiane ze znakami. Jednak e istnieje wiele racji, aby mianem symboli okre la tylko niektóre
znaki odznaczaj ce si pewnymi szczególnymi cechami.
Znak w najogólniejszym uj ciu to ka dy przedmiot czy zjawisko, które ludzie odnosz do czego
innego. Znak charakteryzuje stosunek do tego, co oznacza. Jest to stosunek mi dzy znaczonym a
znacz cym. Taki stosunek zachodzi na przyk ad mi dzy czerwonym wiat em na skrzy owaniu ulicznym
(znacz ce), które oznacza nakaz „zatrzymaj si " (znaczone). Najpowszechniejszym systemem znaków jest
zyk. Systemem znaków jest te dowolny alfabet, w którym ka dy znak graficzny oznacza b
wi k, jak w fonetycznym alfabecie aci skim, b przedmiot czy poj cie, jak w alfabecie chi skim.
Znaczna cz znaków pe ni funkcje instrumentalne. Nie ma w asnej tre ci i ich warto jest
wy cznie warto ci narz dzia s cego przeka-
88 Cz pierwsza. Prolegomena
zywaniu tre ci tego, co jest znaczone. Zadanie przekazu spe niaj tym lepiej, im mniej same narzucaj
si uwadze.
Jednak e istniej warto ci o tak wielkiej wadze, e cz przynale nego im respektu sp ywa na ich
znaki. Znaki te wskutek tego nabieraj samoistnej warto ci. Te znaki to w nie symbole w w szym
czy - jak niektórzy uwa aj - w ciwym znaczeniu.
Antonina K oskowska pisze o nich: „Cech symbolu ró ni go od innych postaci znaku jest [...] to,
e sam no nik znaczenia, przedmiot oznaczaj cy, staje si wyczuwalny i wa ny. Znak o instrumentalnych
funkcjach tym lepiej spe nia swoje zadanie, im bardziej jest przezroczysty, nie narzucaj cy si uwadze
nadawcy i odbiorcy. Symbol natomiast w swym postrzegalnym aspekcie sam staje si warto ci . Musi
by traktowany z szacunkiem, jaki nale y si temu, co oznaczane" (K oskowska 1991a: 30).
Doskona ym przyk adem tak rozumianego symbolu jest krzy w kulturze chrze cija skiej. W
kulturze katolickiej Polski tak e obraz Matki Boskiej Cz stochowskiej, i to nie tylko jego orygina , ale i
kopie. Kopia tego obrazu w druje po Polsce, wsz dzie przyjmowana niezwykle uroczy cie i z
ogromnym nabo stwem. Innym przyk adem tak rozumianych symboli s symbole narodowe: Orze
Bia y, flaga bia o-czerwona. Obowi zuje wobec nich postawa szczególnego szacunku, a lekcewa ce
zachowanie postrzegane jest jako ich profanacja.
Warto ci, których znaki maj posta symboli, maj nie tylko wag szczególn , ale s warto ciami
autotelicznymi, to jest s wa ne jako takie, a d enie do ich realizacji jest samoistnym celem, nie za
drog do celu znajduj cego si poza nimi.
Dziedzina kultury symbolicznej to wiat autotelicznych warto ci, symboli i zachowa . W prze eniu
na konkrety spo eczne jest to wiat religii, sztuki, zabawy, a po cz ci równie nauki. Wiele bada
naukowych motywowanych jest potrzeb zaspokojenia ciekawo ci. Twórczo artystyczna w znacznej
mierze wynika z potrzeby samego tworzenia czy te ekspresji emocji. Kiedy modlimy si , nie chcemy
realizowa adnego innego celu poza sam modlitw , która jest dla nas form kontaktu z Bogiem.
uchaj c muzyki, ogl daj c obrazy w muzeach i czytaj c ksi ki, nie mamy na celu niczego innego jak
uchanie, ogl danie i czytanie. Jednocze nie ka da z tych czynno ci nie jest biernym odbiorem tre ci,
albowiem ka demu z przekazów przypisujemy znaczenie i rozumiemy go „po swojemu". Oczywi cie, w
wielu przypadkach w gr mog wchodzi tak e dodatkowe cele uboczne (na przyk ad ch zarobienia
pieni dzy, uzyskania wy szej pozycji b dostosowania si do obowi zuj cych wzorów zachowa ), ale
nie jako uboczne, które nie okre laj charakteru wiata religii, nauki, sztuki czy zabawy.
Obraz przedstawiaj cy pejza nie ma adnego innego celu poza ukazaniem jego pi kna. Powieszony na
cianie, dodaje urody pomieszczeniu
i nie s y niczemu poza dostarczaniem prze estetycznych. Jest elementem autotelicznej kultury
symbolicznej. Jest nim nawet wtedy, kiedy motywem jego namalowania by a potrzeba pieni dzy, a
zawieszenia na cianie - ch podniesienia presti u w ciciela. Motywy te bowiem nie przekre laj jego
autotelicznej warto ci jako obrazu, którego jedynym celem jest bycie obrazem.
90 Cz pierwsza. Prolegomena
Rozpatrywanie kultury jako czynnika zespalaj cego grup widoczne jest zw aszcza w rozwa aniach i
badaniach dotycz cych kultury narodowej. W odniesieniu do niej wa nym przedmiotem uwagi
sozologicznej jest kanon kultury narodowej. Jest on rozumiany jako zespó „dzie artystycznych,
wiedzy, norm i zasad, których znajomo uwa a si za obowi zuj cz onków zbiorowo ci narodowej i
która jest wpajana nowym pokoleniom w procesie kulturalizacji, czyli wprowadzania w narodow
kultur przez tradycj rodzinn , rodowisko i specjalne instytucje o wiatowe" (K oskowska 1991b: 53).
Kszta t tego kanonu, jego zmiany w czasie, czynniki wp ywaj ce na te zmiany oraz stopie jego
akceptacji i rzeczywistej znajomo ci w ró nych segmentach spo eczno ci narodowej s przedmiotem
socjologicznych bada empirycznych.
Kultura w uj ciu socjologicznym bywa te traktowana jako system komunikowania. Przy takim
podej ciu pojawiaj si natychmiast klasyczne pytania dotycz ce procesu komunikacji: kto komunikuje,
co, przez jaki kana i z jakim skutkiem. Pytania te wyznaczaj obszar docieka teoretycznych i bada
empirycznych. W odniesieniu do nadawcy tre ci kulturowych najcz ciej zaznacza si druga z
wymienionych perspektyw badawczych. Podkre lany jest wp yw warstw dominuj cych na kszta t ka-
nonu kulturowego. To one decyduj , jak nale y si zachowywa , jakiego s ownictwa u ywa , jakie
warto ci uznawa , a tak e co si ma podoba . Narzucanie w asnych standardów kulturowych s y
umacnianiu ich uprzywilejowanych pozycji.
W odniesieniu do dróg przekazu socjologowie kultury wyró niaj trzy „uk ady", w których przekaz
tre ci kultury symbolicznej odbywa si w odmienny sposób (K oskowska 1964, 1991a; Boksza ski 1991).
• Pierwszy to uk ad bezpo rednich i osobistych stosunków spo ecznych. Tak przekazywane s tre ci
kulturowe w spo ecze stwach pierwotnych, jak równie w rodzinach, grupach kole skich czy spo ecz-
no ciach lokalnych. W tym uk adzie nie ma podzia u na twórców i odbiorców. Tworzenie kultury jest
procesem spontanicznym, który zachodzi w toku bezpo rednich kontaktów i jest spleciony z
codziennymi czynno ciami.
• W drugim uk adzie te mamy do czynienia z przekazem bezpo rednim, ale sprofesjonalizowanym.
Wyst puje tu wyra ny podzia na profesjonalnych twórców i odbiorców. Jedni i drudzy mog zreszt
zamienia si miejscami: aktor graj cy w teatrze mo e nast pnego dnia kupowa obraz od malarza, który
poprzedniego wieczoru ogl da go na scenie. Kontakty mi dzy twórc a odbiorc poddane s okre lonym
regu om i odbywaj si w obr bie organizacji takich, jak teatr, filharmonia, galeria sztuki. Ponadto twórcy
legitymuj si formalnym wykszta ceniem, które uprawnia do zajmowania si dan dzia alno ci twórcz .
• Trzeci wreszcie to uk ad, w którym mamy do czynienia z po rednim kontaktem mi dzy twórc a
odbiorc , a przekaz tre ci kulturowych odbywa si przy u yciu takich rodków jak druk, radio, telewizja.
Te trzy uk ady, charakteryzuj ce si ró nymi sposobami przekazu kultury symbolicznej, pozwalaj
wyró ni jej trzy formy. W pierwszym uk adzie kultura symboliczna jest przemieszana z kultur bytu i
kultur spo eczn . Kultura symboliczna drugiego uk adu jest najcz ciej kultur elitarn , kultura trzeciego
za to kultura masowa (zob. Kultura masowa, s. 424).
W empirycznie zorientowanej socjologii kultury centralne miejsce zajmuj badania tak ilo ciowe, jak i
jako ciowe „uczestnictwa kulturalnego". W tego rodzaju badaniach podstawowym problemem jest
okre lenie zwi zku mi dzy spo ecznym usytuowaniem ludzi a ich uczestniczeniem w wyró nionych wy ej
uk adach kultury.
ROZDZIA IV
Socjologi zrodzi a w wieku XIX potrzeba zrozumienia kszta tuj cego si spo ecze stwa przemys owego i
znalezienia rodków zaradczych na utrapienia spo eczne towarzysz ce temu procesowi (zob. Historyczne
warunki narodzin socjologii jako dyscypliny naukowej, s. 23). August Comte, tworz c program socjologii, z
któr wi zano nadzieje na pomoc w rozwi zywaniu kwestii praktycznych, nie móg uciec od pytania,
sk d wzi si stan obecny i jak zapowiada si przysz . W socjologii wyró ni dwa podstawowe
dzia y: statyk i dynamik . Ta ostatnia mia a zajmowa si odpowiedzi na te w nie pytania. W
wersji Comte'a odpowiedzi te przybra y posta historiozoficznego schematu rozwoju ca ej ludzko ci,
podobnego do tych, jakie z upodobaniem tworzyli osiemnastowieczni filozofowie, upowszechniaj c
poj cie rozwoju spo ecznego kojarzonego z post pem.
Okre lenie socjologii jako nauki o zjawiskach i procesach zachodz cych w zbiorowo ciach
ludzkich jednoznacznie wskazuje, e pole uwagi socjologii obejmuje zarówno statyczne, jak i dynamiczne
strefy ycia spo ecznego. Procesy zmian by y i s przedmiotem zainteresowa socjologii, chocia w miar
jej rozwoju przekszta ca si charakter tych zainteresowa . Pocz tkom socjologii w ciwa by a
perspektywa historiozoficzna, która z czasem zanika a, ust puj c miejsca badaniom zmian
zachodz cych w okre lonych miejscach i w obr bie ograniczonych odcinków czasu. Uwag przedstawicieli
poszczególnych subdyscyplin socjologicznych i orientacji teoretycznych zacz y przyci ga rozmaite
zakresy i przejawy zmian.
Mo na bowiem interesowa si zmianami zachodz cymi na poziomie makrospo ecznym w ca ych
spo ecze stwach i systemach mi dzynarodowych albo zmianami na poziomie mezospo ecznym
zachodz cymi w spo eczno ciach lokalnych lub wielkich organizacjach albo te zmianami na poziomie
mikrospo ecznym, to jest dziej cymi si w obr bie ma ych grup i w ludzkich postawach.
Badaj c zmiany, mo na kierowa uwag na charakter nast puj cych po sobie form spo ecznych
te skupia si na czynnikach wywo uj cych dane zmiany. Pyta , jak zachodzi zmiana lub
dlaczego.
Podstawowym pytaniem, zw aszcza w odniesieniu do zmian na poziomie makrospo ecznym, jest
pytanie o to, czy i w jakiej mierze zmiana jest wynikiem samoistnego rozwoju mo liwo ci tkwi cych w
danym spo-
96 Cz pierwsza. Prolegomena
ecze stwie, czy te jest rezultatem bod ców zewn trznych (na przyk ad zmian rodowiska
przyrodniczego, zapo ycze z innych spo ecze stw, oddzia ywania wzorów kulturowych innych
spo ecze stw).
Rozmaicie ukierunkowane studiowanie zmian w ramach ró nych podej teoretycznych prowadzi do
formu owania szczegó owych socjologicznych teorii zmiany okre lonych wycinków ycia spo ecznego
zamiast jednej ogólnej teorii zmiany, która dotyczy aby jego ca ci i okre la a wszystkie jej czynniki.
Dla socjologii wspó czesnej charakterystyczne jest odej cie od pojmowania zmiany jako procesu
samoistnego rozwoju, a tak e porzucenie przekonania, e proces historyczny jest nieodwracalny, a jego
przebieg - konieczny. Podkre la si znaczenie dzia alno ci cz owieka i nieprzewidywalno biegu
wydarze oraz nieokre lono przysz ci, otwartej na ró ne mo liwo ci.
Jest to jeden z przejawów wzrastaj cego wp ywu ró nych wersji socjologii humanistycznej (zob.
Socjologia jako dyscyplina naukowa, s. 26). Takiej wi c socjologii, która traktuje rzeczywisto spo eczn
jako wci tworzon przez ludzi i podkre la znaczenie ich aktywno ci oraz konieczno ci u wiadomienia
sobie, e na nic nie jeste my skazani i wiele mo liwo ci jest przed nami otwartych.
Przy wszystkich ró nicach zainteresowa i podej teoretycznych uwaga socjologów podejmuj cych
problematyk zmian skupiona jest na zmianach zwi zanych ze spo ecze stwem przemys owym - jego
kszta towaniem oraz dalszymi przekszta ceniami, ich przyczynami i skutkami.
98 Cz pierwsza. Prolegomena
mi dzy nimi a dotychczasow form stosunków produkcji. Wymusza to ich zmian . Powstaje nowa baza,
z któr z kolei zaczyna by sprzeczna istniej ca nadbudowa, co wywo uje zmiany w tej ostatniej. Te pra-
wid owo ci rozwoju spo ecznego uzna za obowi zuj ce we wszystkich formacjach.
Dla Marksa istotne by o wykazanie na podstawie praw rozwoju spo ecznego, e koniec kapitalizmu
jest konieczno ci historyczn . Kres kapitalizmu mia zapocz tkowa prawdziw histori ludzko ci.
Dotychczasowe dzieje to tylko prehistoria.
O specyfice marksowskiej teorii rozwoju decyduj jej dwie cechy. Jedn jest orientacja przysz ciowa,
drug uznanie sprzeczno ci i konfliktów za si nap dow rozwoju.
Teoria formacji i rozwoju spo ecznego Marksa by a w pó niejszych czasach ró nie interpretowana i
stanowi a przedmiot gor cych sporów w rodowiskach marksistowskich. By y trzy kwestie sporne.
• Czy przysz e spo ecze stwo komunistyczne mo e by zwie czeniem tylko jednej, europejskiej drogi
rozwojowej, czy te wiedzie do niego wi cej dróg? Wymieniona przez Marksa formacja azjatycka obok
antycznej pozwala a s dzi , e uwzgl dnia on t drug mo liwo . Nie by o to jednak do ko ca jasne.
• Czy aby doj do komunizmu, konieczne jest przej cie przez wszystkie wcze niejsze etapy
(formacje)?
• Jaka jest rola wiadomej dzia alno ci ludzkiej w procesie rozwoju spo ecznego, który ze swej istoty
jest konieczno ci historyczn ? W jakiej mierze zmiany form spo ecznych zachodz samoistnie wskutek
zmian w sferze gospodarki, w jakiej za wymagaj wiadomego dzia ania politycznego? Marks bowiem
raz pisa , e adna formacja spo eczna nie ginie, zanim nie rozwin si wszystkie te si y wytwórcze,
którym daje ona dostateczne pole rozwoju" (Marks 1949: 338), kiedy indziej natomiast podkre la
znaczenie wiadomo ci klasowej dla powstania rewolucyjnego ruchu mas, który po y kres formacji
bur uazyjnej (zob. Karol Marks i poj cie historyczne klasy, s. 280).
Dyskusje wokó tych kwestii nie mia y charakteru czysto akademickiego. Przek ada y si na pytania, na
które odpowied mia a bezpo rednie znaczenie dla praktyki politycznej. Na przyk ad czy mo e powsta
komunizm w kraju, w którym nie ma w ogóle kapitalizmu? Albo czy tam, gdzie kapitalizm istnieje w
formie nie rozwini tej, nale y dzia na rzecz jego obalenia, czy te przyspieszenia jego rozwoju dla
szybszego przej cia przez ten konieczny etap drogi do komunizmu? I wreszcie -czy nale y zak ada , e
do rewolucji obalaj cej kapitalizm dojdzie samoistnie, czy te konieczna jest aktywno polityczna mas,
a dla jej pobudzenia - dzia alno organizacji takich jak partie polityczne i zwi zki zawodowe?
Rozdzia IV. Zmiana spo eczno-kulturowa 99
Ewolucjonizm
Podstawowe za enia ewolucjonizmu, którego dziewi tnastowiecznym klasykiem by Herbert Spencer
(1820-1903), by y po cz ci takie same jak marksowskie. Ewolucjonizm, podobnie jak teori Marksa,
cechuje perspektywa makrospo eczna i scjentystyczna oraz holizm. czy je te przekonanie, e
rozwojem spo ecznym rz dz prawa. W tym miejscu jednak ko cz si podobie stwa i zaczynaj
ró nice. O zasadniczej odmienno ci ewolucjonizmu i teorii marksowskiej decyduj dwie rzeczy.
• Jedn jest odmienne pojmowanie praw rz dz cych rozwojem spo ecznym. Dla Marksa prawa te
by y prawami ci le spo ecznymi, chocia pod wzgl dem rygoryzmu podobnymi do praw przyrody. Dla
Spencera, a tak e wielu pó niejszych neoewolucjonistów, prawa rz dz ce ewolucj spo ecze stw by y
tymi samymi prawami, które rz dz ewolucj w wiecie przyrody. Za podstawowe, ogólne prawo ewolucji
uznawali integracj materii i rozproszenie ruchu. W j zyku Spencera by o to przechodzenie od
„zdezintegrowanej homogeniczno ci" (w przyrodzie jej przyk adem jest kolonia korali) do
„zintegrowanej heterogeniczno ci" (przyk adem jest wielokomórkowy organizm). Uwa ali, e
ewolucja tak w wiecie przyrody, jak i wiecie spo ecznym jest tym bardziej zaawansowana, im
bardziej skomplikowana jest struktura organizmu i wi cej funkcji ulega w nim wyodr bnieniu. Zgodnie
z tym prawem przebiega zarówno rozwój cywilizacji jako ca ci, jak i rozwój jednego plemienia czy
narodu.
• Drug jest odmienna orientacja czasowa, która u ewolucjonistów jest orientacj przesz ciow .
Uwag ich przyci ga droga, jak ludzko kroczy a i kroczy w kierunku nowoczesnego spo ecze stwa
przemys owego, b cego w ich oczach zwie czeniem dziejów i poniek d ich kresem. Za g ówne
zadanie uwa aj wykre lenie ogólnej linii rozwoju, który mniej lub bardziej wyra nie uto samiaj z
post pem.
Ewolucjonizm zyska znacz cy wp yw w antropologii spo ecznej. Ewolucjonistycznie zorientowani
antropolodzy, badaj c rozmaite spo ecze stwa pozaeuropejskie, za jedno z g ównych zada uwa ali
okre lenie ich etapu rozwojowego.
Zaliczanie spo ecze stw do ró nych stadiów jednokierunkowego rozwoju, uznawanie jednych za mniej,
innych za bardziej rozwini te nie mog o nie mie w podtek cie elementu oceniaj cego. W rezultacie
ubocz-
uga i uprawiaj ce ziemi za pomoc motyki; rozwini te spo ecze stwo rolnicze u ywaj ce p uga;
spo ecze stwo przemys owe.
Charakterystyka tych typów, uzupe nianych o podtypy, bywa bogata i wielostronna. Uwzgl dnia
charakter podzia u pracy, rodzaj wzajemnych powi za mi dzy lud mi, zró nicowanie spo eczne, kszta t
rodziny i form w adzy, a tak e znajomo pisma.
Bogatych charakterystyk typów spo ecze stw przedprzemys owych znajduj cych si w ró nych
cz ciach wiata dostarczaj dzie a antropologów spo ecznych i kulturowych. Socjolodzy, jak wiadomo,
skupiaj uwag na wspó czesnym spo ecze stwie przemys owym, jego powstaniu oraz przemianach. W
odniesieniu do wcze niejszych form spo ecznych zadowalaj si ogólnym poj ciem spo ecze stwa
tradycyjnego.
W analizach socjologicznych oznacza ono najcz ciej spo ecze stwo istniej ce w europejskim kr gu
kulturowym do czasu rewolucji przemys owej. S y zazwyczaj jako t o do charakterystyki
spo ecze stwa przemys owego.
W ostatnich dziesi cioleciach zacz o upowszechnia si przekonanie, e zachodz ce w
spo ecze stwie przemys owym zmiany doprowadzaj do powstania nowej jako ci - spo ecze stwa
nowego typu. Pojawi o si poj cie spo ecze stwa poprzemys owego, ponowoczesnego, zwanego tak e
informacyjnym.
na us ug, jak równie spotkania s siedzkie w celu wspólnego wykonywania ró nych prac. Spotkania te,
cz ste zw aszcza jesieni i zim , s ród em najrozmaitszych informacji i pe ni rol odpowiadaj roli
gazet i ksi ek w spo ecze stwie przemys owym.
Tradycyjn spo eczno wiejsk cechuje zachowawczo i orientacja przesz ciowa. Przesz
uzasadnia sposób post powania i dostarcza wzorów zachowania si . Ich przestrzeganie zapewnia silna,
nieformalna kontrola spo eczna (Dobrowolski 1966).
matycznych intensyfikuje si proces globalizacji, który dodatkowo, poza samymi zmianami techniki,
wp ywa na przemiany spo eczne.
Globalizacja „jest stopniowym rozszerzaniem si na skal ca ego globu ziemskiego terytorialnego
zasi gu spo ecznego podzia u pracy i wymiany rynkowej, powi za i oddzia ywa wzajemnych
mi dzy zbiorowo ciami ludzkimi we wszystkich sferach ycia. Oznacza wzrastaj ce tempo
ogólno wiatowego przep ywu technik, dóbr, us ug, kapita u, si y roboczej, rodków komunikacji,
informacji i idei. Obejmuje rozwój ponadnarodowych instytucji i organizacji technicznych,
ekonomicznych, socjalnych, politycznych, kulturalnych, naukowych i artystycznych (na przyk ad
Mi dzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank wiatowy, ONZ, UNESCO, wystawy wiatowe,
mi dzynarodowe festiwale teatralne i filmowe, olimpiady sportowe)" (Jasi ska-Kania 2000:1-2).
Globalizacja k adzie kres izolacji poszczególnych spo ecze stw i powoduje nasilanie si zewn trznych
wp ywów na wszystkie sfery ich ycia.
Globalizacja jest najbardziej odczuwalna w sferze gospodarczej. Pojawia si coraz wi cej pot nych
korporacji mi dzynarodowych, które róde si y roboczej, surowców oraz rynków poszukuj w skali
ca ego globu. Dzia aj jednocze nie w wielu ró nych krajach, co pozwala im wykorzystywa ró nice
lokalne w kosztach si y roboczej, systemach podatkowych i przepisach reguluj cych dzia alno
gospodarcz w poszczególnych pa stwach. Mog wi c uwalnia si od ogranicze ze strony pa stw
narodowych. Post puj cej globalizacji towarzyszy wzrost wiadomo ci, e to, co zachodzi w jednej
cz ci wiata, wywiera wp yw na to, co dzieje si w innych jego cz ciach. Zauwa amy, e krach na
gie dzie w Tokio odbija si na notowaniach gie dowych w Warszawie. Zaczynamy sobie zdawa spraw ,
e wyci cie lasów w Brazylii grozi zmianami klimatycznymi na wszystkich kontynentach. Coraz
atwiejsza i szybsza komunikacja, któr umo liwia poczta elektroniczna i sie internetowa, sprawia, e z
ka dym dniem wiat kurczy si w naszych oczach i coraz wyra niej u wiadamiamy sobie zale no ci w
skali ca ego globu.
nie zakresu uczestnictwa obywateli w yciu politycznym. Za przejaw modernizacji uwa a si tak e
zmiany w sposobie patrzenia na wiat i systemach warto ci, które towarzysz rozwojowi spo ecze stwa
przemys owego, oraz kszta towanie si osobowo ci cz owieka nowoczesnego (zob. Interakcje jako
przedmiot zainteresowania psychologii, s. 122).
Modernizacja budzi a szczególnie ywe zainteresowanie w latach pi dziesi tych i na pocz tku lat
sze dziesi tych XX wieku. Sprzyja a temu ówczesna sytuacja polityczna na wiecie.
By to okres tak zwanej zimnej wojny mi dzy dwoma wielkimi blokami polityczno-militarnymi.
Stanowi y one dwa biegunowo ró ne wiaty. W ka dym z nich panowa y odmienne ustroje polityczne,
inne typy gospodarki i inny by charakter ich spo ecze stw. „Pierwszy wiat" tworzy y Stany
Zjednoczone i Europa Zachodnia. Kraje, które do niego nale y, cechowa wysoki stopie
uprzemys owienia, kapitalistyczna forma gospodarki rynkowej, ustrój demokratyczny i wy szy ni gdzie
indziej poziom dobrobytu. „Drugi wiat", w którym g ówn rol odgrywa Zwi zek Radziecki,
obejmowa kraje s abiej uprzemys owione, o socjalistycznej formie gospodarki planowanej, ustrojach
autorytarnych, ni szej stopie yciowej, natomiast wi kszej pewno ci pracy i bardziej rozwini tym sys-
temie zabezpiecze spo ecznych.
Poza tymi „dwoma wiatami" znajdowa y si kraje s abo, je li w ogóle, uprzemys owione, które
przyj o si okre la mianem Trzeciego wiata. Oba bloki polityczne rywalizowa y o uzyskanie w nich
wp ywów. Przed ka dym krajem Trzeciego wiata stawia o to pytanie, czy jego droga do
uprzemys owienia ma by kapitalistyczna, czy socjalistyczna, a teoretyków sk ania o do rozwa ania
plusów i minusów ka dej z nich.
Istnieje pogl d, e bod cem do podejmowania problematyki modernizacji by a ch przekonania
krajów Trzeciego wiata o wy szo ci kapitalistycznej drogi do uprzemys owienia i wykazania, e
prowadzi ona nie tylko do wzrostu dobrobytu, ale i do sprawiedliwo ci spo ecznej (Johnson 2000).
Podstawow przyczyn rozkwitu zainteresowa problematyk modernizacji by o w znacznej mierze to,
e problemy zwi zane z wysi kami modernizacyjnymi krajów Trzeciego wiata by y dla przedstawicieli
nauk spo ecznych kusz cym wyzwaniem intelektualnym. Istnia bowiem docelowy wzór przemian, ale
nie by o wiadomo, w jaki sposób go zrealizowa . Wzorcowe, nowoczesne spo ecze stwo przemys owe i
zarazem demokratyczne powsta o w Europie w wyniku d ugiego procesu historycznego jako rezultat
wielu oddolnych i spontanicznych procesów, a nie jako realizacja jakiego teoretycznego programu. Drogi
tej nie mog y na ladowa kraje Trzeciego wiata. Modernizacji chcia y i musia y dokona w krótkim czasie,
i to rozpoczynaj c od ró nych punktów wyj cia, jakimi by y poziomy rozwoju gospodarczego w
ka dym z nich. Ze wzgl du na ich
106 Cz pierwsza. Prolegomena
Teoria konwergencji
ownikowo „konwergencja" oznacza zbie no (Kopali ski 2000). U podstaw teorii konwergencji le o
ewolucjonistyczne za enie, e w miar post puj cego uprzemys owienia wszystkie kraje w sposób
konieczny b upodobnia si do siebie, w tym równie pod wzgl dem ustroju politycznego. Od
klasycznych teorii modernizacji ró ni o j koncentrowanie uwagi nie na Trzecim wiecie, ale na
odmienno ci „pierwszego" i „drugiego". Teoria konwergencji by a jeszcze wyra niej ni teorie mo-
dernizacji wytworem epoki, w której dwa wielkie bloki polityczne okre la y oblicze wiata.
Teoria konwergencji g osi a, e „pierwszy" i „drugi wiat" ró ni si nie jako ciowo odmiennymi
ustrojami, ale odmiennym usytuowaniem na tej samej linii rozwojowej, wiod cej do rozwini tego
spo ecze stwa przemys owego.
W wietle tej teorii socjalizm przestawa by wy szym w stosunku do kapitalizmu etapem rozwoju
ludzko ci, jak chcieli jego ideolodzy, i sta-
Rozdzia IV. Zmiana spo eczno-kulturowa 107
wal si mniej rozwini tym spo ecze stwem przemys owym. Teoria konwergencji, kwestionuj ca
przeciwstawno socjalizmu i kapitalizmu, by a ze wzgl dów ideologicznych surowo krytykowana w
krajach bloku socjalistycznego. Krytyka dotyczy a równie samej kategorii spo ecze stwa przemys owego
jako obejmuj cej zarówno spo ecze stwo kapitalistyczne, jak i socjalistyczne, a tym samym zamazuj cej
„gatunkow " ró nic mi dzy nimi.
ków mi dzynarodowych. Warunkiem ich przetrwania staje si umiej tno zdobywania pieni dzy, co jest
rzecz trudn ze wzgl du na szybko zmieniaj ce si na tych rynkach ceny i wymagania.
Podstawowymi poj ciami koncepcji systemu wiatowego s centrum, peryferie oraz
pó peryferie.
Centrum tworz kraje bogate, wysoko uprzemys owione, rozporz dzaj ce najnowocze niejszymi
technologiami i produkuj ce zró nicowane produkty. Sprawuj kontrol nad wi kszo ci zasobów
produkcyjnych i finansowych wiata. S stosunkowo niezale ne, stabilne politycznie, o ustrojach
demokratycznych.
Peryferie tworz kraje niegdy zaliczane do Trzeciego wiata. S ubogie i maj ma o zasobów
produkcyjnych, wobec czego nie s konkurencyjne na rynkach wiatowych. Dostarczaj surowców lub
jednorodnych produktów przemys owych. S uzale nione od krajów tworz cych centrum: od nap ywu
stamt d nowych technologii, od ich rynków, a nawet pomocy finansowej. W rezultacie kraje peryferyjne
ma o stabilne politycznie i dalekie od demokracji.
Pó peryferie to kraje, które ze wzgl du na swój poziom rozwoju gospodarczego sytuuj si mi dzy
centrum a peryferiami i nie mo na ich zaliczy do adnej z tych dwóch kategorii. S to zarówno
odnosz ce sukcesy kraje pozaeuropejskie, jak i postkomunistyczne kraje europejskie, w których poziom
ycia, chocia znacznie wy szy ni w dawnych krajach Trzeciego wiata, wyra nie odbiega od poziomu
ycia czo ówki europejskiej.
4. Dzia ania ludzi oraz ruchy spo eczne jako czynniki zmiany
Prze om, jaki w socjologii ostatnich dwóch dziesi cioleci spowodowa o upowszechnienie si orientacji
humanistycznej (zob. Socjologia wspó czesna, s. 36), wp yn tak e na sposób widzenia zmiany
spo ecznej. Z nowej perspektywy, któr ta orientacja przynosi a, spo ecze stwo ukazywa o si nie jako
historycznie konieczny etap obiektywnego procesu ewolucji, ale jako wytwór dzia ludzkich. Takie
spojrzenie na spo ecze stwo uwydatnia o jego ci zmienno . Rzeczywisto spo eczna okazywa a
si nieustannie kszta towana przez przetargi i negocjacje oraz powstaj ce mi dzy lud mi konflikty i
podejmowan przez nich wspó prac .
W rezultacie zmiana spo eczna na poziomie makrospo ecznym zacz a by postrzegana jako
przekszta canie ram, w jakich ludzie podejmuj dzia ania, odpowiadaj c na pojawiaj ce si przed nimi
problemy i wyzwania. U róde zmiany zacz to widzie moc sprawcz jednostek i zbiorowo ci ludzkich
(Sztompka 1993: 196).
jedynie siatk lu nych powi za . Przyk adem „nowych" ruchów s ruchy feministyczne i ekologiczne.
„Podstawowe pola aktywno ci nowych ruchów spo ecznych przejawiaj si w zainteresowaniu terytorium (fizycznym),
wiatem ycia» (takim jak ludzkie cia o, zdrowie, to samo seksualna), otoczeniem s siedzkim, miejskim rodowiskiem,
dziedzictwem kulturalnym, etnicznym, narodowym, j zykowym i to samo ci w tych zakresach; fizycznymi warunkami
ycia i prze ycia gatunku ludzkiego jako ca ci. Owe zainteresowania, chocia ró norodne i niespójne, maj wspólne ród o
w pewnych warto ciach. Warto ci te nie s same w sobie nowe, lecz w ramach nowych ruchów spo ecznych uzyska y
odmienny wyraz i akcenty. Najbardziej znacz cymi w ród tych warto ci s autonomia i to samo (wraz z ich
organizacyjnymi korelatami, takimi jak decentralizacja, samozarz dzanie, samopomoc) jako przeciwstawienie manipulacji,
kontroli, zale no ci, biurokratyzacji itp. [...].
Je li chodzi o zewn trzne formy dzia ania, to spotykamy tutaj taktyk demonstracji i inne postacie akcji z wykorzystaniem
obecno ci du ej liczby osób. Ta taktyka protestu ma na celu mobilizacj opinii publicznej poprzez rodki przewa nie legalne,
acz «nie-konwencjonalne» [...].
Taktyka protestu i da wskazuje, i zmobilizowana grupa dzia aj cych osób postrzega siebie jako sojusz stworzony ad hoc
i cz sto koncentruj cy si na pojedynczym zadaniu, sojusz pozostawiaj cy du o miejsca dla szerokiego wachlarza przekona
osób podejmuj cych ów protest" (Offe 1995: 230-231).
Nowe ruchy wiadcz o pojawianiu si we wspó czesnych spo ecze stwach wielu nowych konfliktów i
napi poza tymi, które wynikaj z rozbie no ci interesów ekonomicznych. Nowe ruchy skupiaj ludzi
ró nie usytuowanych spo ecznie i ekonomicznie, chocia w ród ich uczestników nadreprezentowani s
ludzie z wy szym wykszta ceniem. Narodziny nowych ruchów nie oznaczaj mierci „starych" ruchów,
cych reakcj na stare problemy, wci nie zlikwidowane. Oba rodzaje ruchów istniej obok siebie,
tyle e „nowe" znacznie g niej i jaskrawiej zaznaczaj swoj obecno na scenie publicznej. Powoduje
to postrzeganie ich jako dominuj cych w spo ecze stwach ponowoczesnych.
Nota bibliograficzna
W Cz ci pierwszej prezentowane s problemy i kategorie teoretyczne, do których odwo ania
pojawiaj si w dalszych partiach ksi ki. Ma ona charakter wst pu do podr cznika (st d tytu
Prolegomena), co powoduje jej zró nicowanie tematyczne, a to z kolei wymaga znacznie bogatszych
informacji bibliograficznych ni pozosta e, bardziej jednolite cz ci.
Informacje te zacz nale y od serii „Biblioteka Socjologiczna" Pa stwowego Wydawnictwa
Naukowego w Warszawie, w której wydawane s dzie a klasyków socjologii wiatowej. W serii tej
ukaza y si mi dzy innymi prace czo owych przedstawicieli funkcjonalizmu: Talcotta Parsonsa Szkice z
teorii socjologicznej (1972) oraz Roberta K. Mertona Teoria socjologiczna i struktura spo eczna (1982a).
Wydana zosta a tak e praca twórcy interakcjonizmu symbolicznego George'a Herberta Meada Umy l,
osobowo , spo ecze stwo (1975), jak równie dzie o wielkiego klasyka nauk spo ecznych Maxa Webera
Gospodarka i spo ecze stwo. Zarys socjologii rozumiej cej (2002). W tej samej serii ukaza o si kilka prac
polsko-ameryka skiego przedstawiciela socjologii humanistycznej Floriana Znanieckiego, w tym Wst p
do socjologii (1988). Wydane zosta y równie prace dwóch przedstawicieli socjologii europejskiej, którzy
znacz co wp yn li na jej kszta t wspó czesny: Niemca Georga Simmla Socjologia (1975) i Francuza Emile'a
Durkheima Elementarne formy ycia religijnego (1990), O podziale pracy spo ecznej (1999), Zasady metody
socjologicznej (1985, 2000).
Jako cenne ród o wiedzy socjologicznej wskaza nale y kilkutomow Encyklopedi socjologii, któr
wydaje sukcesywnie, pocz wszy od 1998 roku, Oficyna Naukowa w Warszawie. Has a Encyklopedii
autorskimi artyku ami po wi conymi zagadnieniom z obszaru nauk spo ecznych.
Wszechstronnych informaq'i o rozwoju socjologii i poprzedzaj cej j my li spo ecznej dostarcza ksi ka
Jerzego Szackiego Historia my li socjologicznej (2002). W pracy tej dzieje my li socjologicznej
doprowadzone s do czasów najnowszych, dzi ki czemu jest ona równie przegl dem wspó czesnych teorii
socjologicznych. Tym ostatnim po wi cona jest praca Jonathana H. Turnera Struktura teorii socjologicznych,
która mia a kilka uwspó cze nianych wyda . W Polsce zosta a wydana w 1985 roku.
Problemy zwi zane z praktycznym wykorzystywaniem wiedzy socjologicznej porusza Kazimierza Frieske
w ksi ce Socjologia w dzia aniu. Nadzieje i rozczarowania (1990).
Wyja nienia spo ecznych zachowa cz owieka z perspektywy ekologii znale mo na w ksi ce Johna R.
Krebsa i Normana B. Daviesa Wprowadzenie do ekologii behawioralnej (2001).
Etologiczne podej cie do zachowa spo ecznych prezentuj prace klasyków: Konrada Lorenza Odwrotna
strona zwierciad a. Próba historii naturalnej ludzkiego poznania (1977), Tak zwane z o (1996) oraz Iraneusa Eibl-
Eibes-feldta Mi i nienawi . Historia naturalna elementarnych sposobów zachowania si (1997).
Tezy socjobiologii pozwalaj pozna prace Edwarda O. Wilsona O naturze ludzkiej (1998) oraz skrócona
przez autora wersja jego podstawowego dzie a: Socjobiologia. Wydanie popularnonaukowe (2000).
O sporach wokó biologicznych interpretacji zachowania si ludzi oraz socjobiologii informuj teksty
zebrane w tomie pod redakcj Barbary Szackiej i Jakuba Szackiego Cz owiek, zwierz spo eczne (1991).
Biologiczne interpretacje spo ecznych zachowa ludzkich rozwijane pod szyldem psychologii ewolucyjnej
prezentuje ksi ka Davida M. Bussa Psychologia ewolucyjna (2001).
Pograniczem biologii i nauk spo ecznych zajmuje si w sposób popularnonaukowy Krzysztof
Szymborski w esejach zebranych w tomie Poprawka z natury. Biologia, kultura, seks (1999). Ksi ka Richarda
Wranghama i Dale'a Petersona Demoniczne samce. Ma py cz ekokszta tne i ród a ludzkiej przemocy (1999) jest
godn uwagi prób obserwacji zachowania si zwierz t w celu wyja nienia róde zachowania si
cz owieka.
Wiedzy o teoriach antropologicznie rozumianej kultury dostarcza tom Antropologia kultury. Zagadnienia
i wybór tekstów, pod redakcj Andrzeja Mencwela opracowany przez Grzegorza Godlewskiego, Leszka
Kolan-kiewicza, Andrzeja Mencwela, Miros awa P czaka i wydany jako pierwszy tom seryjnego
wydawnictwa „Wiedza o kulturze" (1995). Z kolei tom Poj cia i problemy wiedzy o kulturze, pod redakcj
Antoniny K oskowskiej (1991), otwieraj cy seri „Encyklopedia kultury polskiej XX w.", prezentuje
podstawowe kategorie opisu i analizy zjawiska kultury.
Ksi ka Ewy Nowickiej wiat cz owieka - wiat kultury. Systematyczny wyk ad problemów antropologii
kulturowej (1991), która jest uniwersyteckim podr cznikiem antropologii, porz dkuje problematyk tej
dyscypliny oraz przedstawia genez i formy spo ecznego ycia cz owieka jako istoty biokulturowej.
Socjologiczne spojrzenie na zjawiska kultury oraz przegl d jej definicji znale mo na w ksi ce Antoniny
oskowskiej Socjologia kultury (1981).
Charakterystyk ewolucjonizmu zawiera ksi ka Piotra Chmielewskiego Kultura i ewolucja (1988).
Informacji o marksizmie dostarczaj wiel-
kie monografie Leszka Ko akowskiego ówne nurty marksizmu (1988) i Andrzeja Walickiego Marksizm i
skok do królestwa wolno ci. Dzieje komunistycznej utopii (1996).
Pomy lana jako podr cznik praca Kazimierza Krzysztofka i Marka S. Szczepa skiego Zrozumie rozwój.
Od spo ecze stw tradycyjnych do informacyjnych (2002) przedstawia w sposób zwi y teorie rozwoju oraz
opisuje spo ecze stwo informacyjne i zjawisko globalizacji.
Powstanie i charakter spo ecze stwa kapitalistycznego opisuje praca Petera L. Bergera Rewolucja
kapitalistyczna (1995a), natomiast charakterystyk spo ecze stwa poprzemys owego zawiera ksi ka Petera
F. Drucke-ra Spo ecze stwo pokapitalistyczne (1999).
Przemiany w Polsce po roku 1989 w kontek cie teorii zmiany analizuje Witold Morawski w ksi ce
Zmiana instytucjonalna. Spo ecze stwo. Gospodarka. Polityka (1998). O polskich problemach zwi zanych z
nowoczesno ci pisze Marek S. Szczepa ski w niewielkiej ksi eczce Pokusy nowoczesno ci. Polskie
dylematy rozwojowe (1992).
Praca Paw a Kuczy skiego i Marcina Frybesa z udzia em Jana Strzeleckiego i Didiera Lapeyronnie W
poszukiwaniu ruchu spo ecznego. Wokó socjologii Alaina Touraine'a (1994), analizuj ca polski ruch
„Solidarno ci" w latach osiemdziesi tych, ukazuje za enia socjologii ruchów spo ecznych Alaina
Touraine'a. Ruchowi pacyfistycznemu po wi cona jest praca Wojciecha Modzelewskiego Pacyfizm. Wzory i
na ladowcy (2000). O nowych ruchach spo ecznych w Polsce ostatnich lat pisze Piotr uk Spo ecze stwo w
dzia aniu. Ekolodzy, feministki, sk otersi. Socjologiczna analiza nowych ruchów spo ecznych w Polsce (2001).
Behawioryzm pojawi si w psychologii na pocz tku XX wieku jako teoretyczna orientacja przeciwstawiaj ca si
dotychczasowemu sposobowi uprawiania tej dyscypliny. Tradycyjna psychologia, odwo uj c si do introspekcji, pragn a
pozna to, co dzieje si w umy le cz owieka i jego wiadomo ci. Behawioryzm natomiast g osi , e przedmiotem psychologii
nie jest to, co dzieje si w umy le cz owieka, ale jego obserwowalne zachowania. Aby je zrozumie , nie trzeba odwo ywa
si do wiadomo ci. Zachowanie jest bowiem poddaj si pomiarowi odpowiedzi na bod ce, które mo na zidentyfikowa
i których si mo na zmierzy . Bod ce te s przyjemne b przykre. Tych pierwszych si szuka, tych drugich unika.
Behawioryzm dowodzi , e operuj c nimi w postaci kar i nagród mo na dowolnie modyfikowa zachowanie si istot
ywych. Proces taki nosi miano warunkowania. Kierunek ten g osi ponadto, e prawa rz dz ce zachowaniem s ogólnymi
prawami odnosz cymi si jednakowo do wszystkich istot ywych. W celu poznania tych praw przeprowadzano na go biach i
szczurach, a tak e psach (s ynne do wiadczenia uczonego rosyjskiego Iwana P. Pawiowa) laboratoryjne eksperymenty
dotycz ce mechanizmów warunkowania. Wierzono g boko, e odkrywane w ten sposób prawid owo ci rz dz równie
zachowaniem cz owieka.
Interakcja jest takim dzia aniem spo ecznym, które wynika z orientowania si na innych ludzi i jest
odpowiedzi na ich zachowania i dzia ania. W poj ciu interakcji uwypuklony zostaje element wzajemnego od-
dzia ywania, interakcji. Z takim oddzia ywaniem mamy do czynienia wtedy, kiedy poszczególni osobnicy
wzajemnie na siebie wp ywaj i ka dy z nich modyfikuje swoje zachowania w odpowiedzi na zachowania
pozosta ych. Wskazuje si , e „u pod a wszelkiej interakcji znajduje si ch ka dego z uczestników do
kierowania reakcjami innych obecnych i kontrolowania ich" (Goffman 1981: 38).
Uczestników interakcji okre la si najcz ciej mianem aktorów spo ecznych b po prostu aktorów.
Termin ten bywa odnoszony do wszystkich osób, które podejmuj dzia ania spo eczne. Z dodatkiem przymio-
tnika zbiorowy jest tak e stosowany jako okre lenie zbiorowo ci i organizacji.
Interakcj spo eczn mo emy ogólnie okre li jako proces wzajemnego oddzia ywania co najmniej
dwóch osobników ludzkich.
ci le rzecz bior c, tak rozumiana interakcja spo eczna nie wymaga kontaktów bezpo rednich i mo e mie
miejsce równie wtedy, kiedy jej uczestnicy kontaktuj si za pomoc listu czy telefonu. Jednocze nie mo e jej
nie by mimo kontaktów bezpo rednich, na przyk ad mi dzy osobami podró uj cymi w jednym przedziale
kolejowym lub oczekuj cymi w poczekalni lekarza. Przebywaj c obok siebie, mog one nie zamieni ze sob
ani s owa i w aden inny sposób nie wp ywa na swoje post powanie. Mimo to mówi c o interakcji, ma si
najcz ciej na my li oddzia ywanie wzajemne w sytuacji bezpo redniego kontaktu.
przy jak najmniejszych kosztach. Z takim podej ciem wi e si rozpatrywanie interakcji jako wymiany oraz
jako gry. W przypadku drugiego, interakcja rozumiana jest jako komunikacja partnerów, którzy swoim
dzia aniom przypisuj znaczenia i poddaj je interpretacji.
Podej cie do interakcji jako wymiany oraz gry bli sze jest obszarowi socjologii scjentystycznej. Podej cie do
interakcji jako komunikacji sytuuje si natomiast w granicach socjologii humanistycznej.
Ogólnie rzecz bior c, zainteresowania interakcjami w znacznej mierze dotycz przebiegu procesów
interakcyjnych, a tak e kszta towania si w ich toku osobowo ci i to samo ci jednostek oraz kreowania ról
spo ecznych (zob. Osobowo , s. 139, To samo , s. 149, Rola spo eczna, s. 144). W kontek cie procesów
interakcji rzadszym przedmiotem zainteresowania s trwa e stosunki spo eczne, które si z nich wy aniaj , oraz
mechanizm ich wy aniania.
Takie sytuacje wyst puj we wszystkich, nie tylko ludzkich zbiorowo ciach (zob. Wspó praca i
wspó dzia anie, s. 65).
W perspektywie teorii gier i racjonalnego wyboru szczególnym przedmiotem zainteresowania s tak zwane
dylematy spo eczne. Sposoby ich rozwi zywania rozpatrywane bywaj zarówno w p aszczy nie norma-
tywnej (jaka strategia prowadzi do najlepszych rezultatów), jak i opisowej (jak zachowuj si indywidualni i
zbiorowi aktorzy i jak przebiegaj procesy, które prowadz do okre lonego wyniku).
Mianem dylematu spo ecznego okre la si „tak sytuacj decyzyjn lub konfliktow , w której stoj ce
naprzeciwko siebie strony, staraj c si doprowadzi do optymalnego urzeczywistnienia w asnych interesów,
w rezultacie wychodz na tym, zarówno ka da z osobna, jak i obie razem gorzej, ni gdyby interesy te ze
sob uzgodni y" (Hankiss 1986: 7).
Jednym z klasycznych przyk adów dylematu spo ecznego jest tak zwana tragedia wspólnego pastwiska. Przedstawia si
nast puj co:
Jest pastwisko gminne, na którym zgodnie z tradycj ka dy mieszkaniec wsi ma prawo wypasa jedn krow . W pewnym
momencie jeden z nich zaczyna wypasa dwie krowy. Jego zysk jest oczywisty, strata za pozosta ych niezauwa alna. Zach ca
to innych, aby zrobi to samo, i jeden po drugim ami pierwotn zasad wypasania tylko jednej krowy. Dopóki jest ich
niewielu, z dwóch krów ka dy ma wi cej mleka i mi sa, ni mia z jednej. Pozostali maj jednak mniej ni kiedy , poniewa
na pastwisku jest coraz mniej trawy i krowy chudn . Aby si ratowa , zaczynaj te pa dwie krowy. W ko cu trawy zaczyna
brakowa dla wszystkich i ka dy gospodarz ma mniej dochodu z dwóch krów, ni pocz tkowo mia z jednej. Ostatecznie
wszyscy trac .
Rezultaty po czenia wielu interakcji cz sto daj skutki, które odbiegaj od tego, do czego zmierza y celowo
dzia aj ce jednostki. Dlatego te , mimo metodologicznego indywidualizmu, zbiorowo ci spo eczne z per-
spektywy teorii racjonalnego wyboru postrzegane s nie jako proste agregaty pojedynczych aktorów i ich
dzia , ale jako ca ci o swoistych w ciwo ciach. Ograniczaj one jednostki i wp ywaj na ich
preferencje.
Przedmiotem zainteresowa teorii racjonalnego wyboru jest nie psychologia jednostek, ale zwi zki mi dzy
mikrospolecznym poziomem indywidualnych dzia a makrospo ecznym poziomem zachowywania si
systemu. Makrospo eczny poziom jest przy tym pojmowany jako struktura instytucji, mikrospo eczny za
jako zachowania aktorów w ramach tej struktury (Coleman, Fararo 1992: X).
jako manipulowanie wra eniami, b te uwaga zostaje skierowana na ukryte za enia i milcz co
przyjmowane procedury b ce pod em interakcji.
Interakcja jako komunikacja symboliczna. U podstaw interakcji rozumianej jako komunikacja symboliczna
znajduje si koncepcja cz owieka jako istoty, która potrafi tworzy symbole i pos ugiwa si nimi.
Zdolno t ludzie wykorzystuj do wzajemnej komunikacji i przekazywania sobie rozmaitych informacji
za pomoc zachowa , maj cych charakter symboliczny. Zachowaniami symbolicznymi s nie tylko wypo-
wiedzi s owne z one z symboli j zykowych, ale tak e strój i wygl d zewn trzny, mina, ton g osu, gesty i
pozycje cia a, czyli zachowania niewerbalne. Zachowania niewerbalne odgrywaj ogromn rol w komu-
nikacji mi dzyludzkiej. Obliczono, e w toku przeci tnej rozmowy s owa okre laj charakter danej sytuacji
jedynie w 35 procentach, natomiast pozosta e 65 procent wynika z gestów, min, pozycji cia a. Wiemy, e
mo na siedzie na krze le w sposób oznaczaj cy lekcewa enie rozmówcy. Je li kto podczas rozmowy
ci gle spogl da na zegarek, to bez wzgl du na to, co mówi, wiadomo, e chcia by j jak najpr dzej
zako czy .
Problemem jest to, e nie tylko s owa, ale i wszelkie gesty musz mie wspólne dla rozmówców znaczenie i
by przez nich jednakowo rozumiane, czyli by jednoznaczne jako symbole. Tymczasem sensy i znaczenia
tych samych gestów mog w poszczególnych zbiorowo ciach ró ni si kra cowo. W Polsce kiwni cie
ow z góry na dó oznacza potakiwanie, na boki za zaprzeczenie. W Bu garii znaczenie tych gestów jest
dok adnie odwrotne. atwo sobie wyobrazi wszystkie nieporozumienia, które z tego wynika y w czasach
masowych i w znacznej mierze handlowych woja y do Bu garii ludzi nieznaj cych miejscowego j zyka.
Nieporozumienia by y tym wi ksze, e cz miejscowej ludno ci nauczy a si , i poza Bu gari gesty te
maj odwrotne znaczenie, cz za przybyszów, e w Bu garii. W rezultacie nigdy nie by o wiadomo, czy
dana osoba kiwa g ow „po bu garsku" czy „po zagranicznemu", co znakomicie utrudnia o porozumiewanie
si ludzi.
Przyk ad ten uprzytomnia, jak istotne jest uzgodnienie znaczenia nie tylko s ów, ale i gestów, tak by ich
symbolika by a zrozumia a dla uczestników interakcji.
W odczytywaniu, interpretowaniu i uzgadnianiu znaczenia zachowa symbolicznych ogromn rol
odgrywa zdolno cz owieka do wcielenia si w drugiego osobnika i spogl dania na dan sytuacj z jego
perspektywy. Dzi ki temu mo e odgadn znaczenia, jakie ten drugi nadaje swoim zachowaniom. W toku
interakcji ludzie, rozszyfrowuj c znaczenia symboli u ywanych przez drug stron , odczytuj i interpretuj
wzajemnie swoje zachowania - tak werbalne, jak i niewerbalne.
128 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
Ostatecznie na interakcj symboliczn sk adaj si dwa procesy: odczytywanie znaczenia zachowa drugiej
osoby i przekazywanie jej informacji, jak samemu zamierza si post pi i jak si chce, aby post pi a ona.
Interakcja symboliczna jest ci ym procesem interpretowania znacze , odczytywania zamiarów i
wzajemnego dopasowywania si jej uczestników.
Problematyka interakcji symbolicznych zosta a sformu owana i rozwini ta w obr bie kierunku, zwanego
interakcjonizmem symbolicznym, zainicjowanego przez George'a Herberta Meada (1863-1931). Kierunek ten
wywar znaczny wp yw na ukszta towanie oblicza socjologii wspó czesnej. Da pocz tek wielu pó niejszym
orientacjom usytuowanym w obszarze socjologii humanistycznej i koncentruj cym uwag na procesach
interakcji.
Dekoracja to, powiedzmy, wyposa enie gabinetu lekarskiego czy dyrektorskiego. Niektóre zamieszczone w
nich sprz ty mog nie mie praktycznego znaczenia i s jedynie wywo ywaniu odpowiedniego wra-
enia. Na przyk ad ogromne dyrektorskie biurko zamiast biurka zwyk ej wielko ci czy kilka telefonów na
nim, podczas kiedy wystarczy by jeden. Tak samo w ró nych obskurnych hotelikach wej cie i recepcja bywaj
elegancko urz dzone dla wywarcia wra enia na potencjalnych klientach.
Fasada osobista jednostki to jej wiek, p , uroda, a tak e strój. Inaczej ubieramy si na pla , inaczej na
obron pracy doktorskiej. Inny te mamy sposób bycia w ró nych sytuacjach.
Goffman podkre la , e fasady nie powstaj w procesie interakcji, ale s wybierane spo ród tych, które ju
istniej . Fasady funkcjonuj przez ca y czas wyst pu jednostki i dostarczaj obserwatorom podstawowych
elementów definicji sytuacji.
Definicja sytuacji polega na okre leniu przez aktorów ich orientacji wobec danej sytuacji i dyspozycji do dzia ania w niej.
Je li wchodzimy do jakiego pomieszczenia, w którym przebywaj inni ludzie, musimy zda sobie spraw , co to jest za
miejsce. Czy jest to kino, urz d skarbowy, bank, restauracja McDonald'sa czy te dworzec kolejowy? Napotykani w ka dym z
tych miejsc ludzie maj odmienne oczekiwania co do naszych zachowa . Musimy tak e wiedzie , po co i dlaczego
znale li my si w tym miejscu. Czy do pomieszcze urz du skarbowego weszli my, aby podziwia pi kn klatk schodow ,
zeznanie podatkowe, czy odwiedzi pracuj tam cioci ? Czy do McDonald'sa wst pili my, poniewa jeste my
odni, czy te w poszukiwaniu toalety? W ka dym z tych przypadków b dziemy oczywi cie zupe nie inaczej si
zachowywa . Musimy tak e okre li , co si w danym momencie i w okre lonym miejscu odbywa. Czy przychodz c do
znajomych, przychodzimy na przyj cie imieninowe, czy na styp pogrzebow ? Ka da z tych sytuacji wymaga innych
zachowa . Tak e same przyj cia bywaj ró ne: zarówno dostojne i sztywne, jak swobodne i weso e. Istotnym elementem
definicji sytuacji jest tak e zdefiniowanie ról wyst puj cych w niej osób. Nie tylko kto jest kim: kto go ciem, a kto
gospodarzem, ale tak e kto jest jakiego rodzaju go ciem: kto lekcewa onym go ciem-natr tem, kto go ciem, którego
obecno gospodarze uwa aj za zaszczyt. Konsekwencj definicji sytuacji jest okre lenie naszego w niej miejsca, a co za tym
idzie - sposobu naszego zachowania.
Celem wszystkich wyst pów jest definiowanie sytuacji. Istotn cz ci tego procesu jest definiowanie przez
jednostk samej siebie i narzucanie tej definicji obserwatorom. Tak jest zarówno w przypadku jednostki, jak i
zespo u. Przy czym „zespó jest grup , ale [tak ] grup , która wywodzi si nie ze struktury spo ecznej, ale z
interakcji lub serii interakcji, dzi ki którym utrzymywana jest stosowna definicja sytuacji" (Goffman 1981:
154).
nych, jak i bada empirycznych jest zas ug socjologii fenomenologicznej i wyros ej z niej etnometodologii
zwi zanej z nazwiskiem Harolda Garfinkela (zob. Socjologia wspó czesna, s. 36). Dla tej orientacji teoretycznej
grupy spo eczne s wspólnotami poznawczymi organizuj cymi systemy znacze i systemy wa no ci
swoich cz onków.
Takie spojrzenie na rzeczywisto spo eczn prowadzi do pytania o sposoby tworzenia wspólnego wiata
znacze , konstruowania, a tak e potwierdzania b zmieniania obrazu zewn trznego wiata. Kieruje rów-
nie uwag na zasoby wiedzy potocznej o rzeczywisto ci spo ecznej, w któr s wyposa eni i któr
wykorzystuj uczestnicy interakcji, a która sprawia, e wiat spo eczny jest traktowany jako dany. Wiedza ta
jest nabywana w trakcie procesu socjalizacji (zob. Poj cie socjalizacji, s. 137, oraz Rodzaje socjalizacji, s. 152) i
dotyczy regu w ciwego post powania. Znajomo tych regu pozwala interpretowa to, co zachodzi w
trakcie podejmowanych dzia praktycznych. Uczestnicy interakcji rozporz dzaj znajomo ci procedur
interpretacyjnych, które maj pochodzenie spo eczne. Procedury te s stosowane, najcz ciej nie wiadomie,
do okre lania znaczenia poszczególnych dzia spo ecznych. Je li co przebiega niezgodnie z tymi
procedurami, kwalifikowane jest jako zachowanie odbiegaj ce od normalno ci (Heritage 1987: 240).
Badania empiryczne maj ce na celu ujawnienie tych procedur polega y na wiadomym zak ócaniu
„normalnego" przebiegu interakcji. Studentom polecano na przyk ad zachowywa si w rodzinnym domu
nie tak jak cz onkowie rodziny, ale jak sublokatorzy. Kiedy indziej polecano dopomina si o wyja nienie
sensu wypowiedzi przyjmowanych zazwyczaj jako oczywiste. Na przyk ad podczas po egnania
szczegó owo wypytywa , co egnaj cy ma na my li, kiedy mówi „do widzenia".
Badania te pozwoli y stwierdzi , e wszelkie zak ócenia rutynowego przebiegu interakcji denerwuj
partnerów, wywo uj u nich niepokój, a nawet gniew i prowadz do jej zdezorganizowania. Dowodzi o to,
e u pod a niezak óconego przebiegu interakcji le y wiele ukrytych za i milcz co przyj tych
procedur.
procesów jest definicja sytuacji i jej negocjowanie. Podkre la si dynamiczny charakter tej definicji, która w
miar rozwoju interakcji jest nieustannie modyfikowana, a sytuacja redefiniowana przez uczestnicz ce w
niej osoby.
Modyfikacje te dotyczy mog najró niejszych aspektów sytuacji. Mog by na przyk ad korekt wadliwie
zdefiniowanych na wst pie ról uczestników interakcji. M odziutka lekarka pogotowia opowiada a, jak to
pacjenci, do których przyje a, cz sto traktuj jako lekarza nie j , ale towarzysz cego jej starszego wiekiem
piel gniarza. Wyja nienie pomy ki wp ywa oczywi cie na zmian sposobu zwracania si do ka dego z nich
i zmian definicji sytuacji. Chorzy uprzytomniaj sobie, e zamiast do wiadczonego lekarza maj do
czynienia ze „ wie o upieczon " lekark . Zmiany definicji sytuacji mog polega tak e na zmianie stopnia
dominacji poszczególnych uczestników interakcji. W miar jej rozwoju jedni mog uzyskiwa coraz wi ksze
wp ywy, inni za je traci .
Dynamiczny charakter definicji sytuacji uprzytomnia dynamiczno procesów interakcji. Spojrzenie na
spo ecze stwo z interakcjonistycznej perspektywy ujawnia dynamiczny aspekt rzeczywisto ci spo ecznej i
ukazuje spo ecze stwo w ci ym procesie stawania si .
Tego rodzaju spojrzenie jest przeciwstawne spojrzeniu na spo ecze stwo jako na uk ad stabilnych i
sztywnych systemów oraz struktur pozycji, ról czy grup. Te dwa spojrzenia, aczkolwiek mog by traktowane
jako alternatywa, uzupe niaj si nawzajem. Ka de z nich pozwala dostrzec inny aspekt zjawisk i procesów
zachodz cych w zbiorowo ciach ludzkich.
Mimo e interakcjoni ci ograniczaj swoje zainteresowania do analiz dynamicznego aspektu interakcji, nie
zaprzeczaj , e mamy w niej do czynienia równie z pewnymi sta ymi, pochodz cymi z zewn trz i ogra-
niczaj cymi j elementami. Nale do nich wzory zachowa uznawanych w danym kr gu kulturowym za
ciwe w danej sytuacji i odpowiednie dla danej roli. Na pogrzebie nie nale y okazywa rado ci, a na
weselu rozpacza , prezydent pa stwa za na spotkanie z korpusem dyplomatycznym nie mo e pojawi si
w szlafroku ani w rozmowie z jego przedstawicielami u ywa wulgarnego j zyka.
Definicje tak sytuacji, jak i roli s wprawdzie przedmiotem negocjacji, w których wyniku zostaje okre lony
ich ostateczny kszta t, ale nie znaczy to, e w sposób ca kowicie dowolny. Jakkolwiek daleko mog yby
pój modyfikacje definicji sytuacji, nie mog przekroczy spo ecznie okre lonych ram, poza którymi
sytuacje sta yby si nierozpoznawalne. Konsekwencj nieodró niania wesela od pogrzebu, studenta od
profesora, by by chaos i brak mo liwo ci porozumienia. Dowolno w ustalaniu przebiegu procesu
interakcji mo na porówna z dowolno ci kreowania wariacji muzycznych. Wariacje mog by bardzo
ró ne, ale w ka dej z nich temat musi pozosta czytelny.
132 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
Poniewa trudno zaprzeczy istnieniu ogranicze zewn trznych, spraw centraln staj si wzajemne
stosunki mi dzy jednostk a spo ecze stwem. Do ich okre lenia niezb dna jest odpowied na dwa pytania.
Pierwsze: w jaki sposób spo ecze stwo wywiera nacisk na jednostk i okre la jej dzia ania. Jest to pytanie o
kontrol spo eczn (zob. Kontrola spo eczna, s. 157). Drugie: w jaki sposób dzia ania indywidualne w
interakcjach mi dzyosobniczych prowadz do ukszta towania spo ecze stwa, które wobec dzia aj cych
jednostek wyst puje jako rzeczywisto zewn trzna; rzeczywisto , która narzuca ograniczenia i z której
wymogami nale y si liczy . W odpowiedzi na drugie z tych pyta pomocne jest poj cie instytucji.
Instytucje
W yciu codziennym termin „instytucja" kojarzony jest najcz ciej z jakim urz dem. W rozmowach
codziennych nierzadko mo emy us ysze pytania w rodzaju: „w jakiej instytucji pracujesz?", „czy w twojej
instytucji by y ostatnio podwy ki p ac?", b te stwierdzenia: „w mojej instytucji dyrektor bardzo dba o
pracowników".
Socjologiczne poj cie instytucji odbiega od jej potocznego rozumienia. W uj ciu kierunku zwanego nowym
instytucjonalizmem oznacza utrwalone wzory dzia i regu y zachowa ludzkich, które porz dkuj
interakcje ludzkie i okre laj ramy prowadzonych przez jednostki gier (Chmielewski 1995: 9). W uj ciu
funkcjonalistycznym odnosi si do kompleksów ról skupionych wokó dzia alno ci, której celem jest
zaspokajanie jakiej istotnej potrzeby spo ecznej, na przyk ad reprodukcji, edukacji czy porz dku
spo ecznego.
We wspó czesnych, wielorako zró nicowanych spo ecze stwach przemys owych, które charakteryzuje
wysoki stopie specjalizacji, istnieje bardzo wiele bardzo ró nych instytucji, rozumianych jako kompleksy
ról. Maj rozmaite skale i s ze sob rozmaicie powi zane. W ród nich wyró ni mo na cztery zasadnicze,
zwi zane z podstawowymi potrzebami, których zaspokojenie jest niezb dne dla przetrwania cz owieka,
przedstawiciela gatunku biokulturowego. S to potrzeby reprodukcji, bezpiecze stwa, po ywienia i
schronienia oraz specyficznie ludzka potrzeba integracji i ekspresji, w ciwa istocie, która yje nie tylko w
wiecie biologii, ale tak e kultury symbolicznej.
Dla przedstawicieli orientacji teoretycznych, dla których spo ecze stwo jest skomplikowan sieci
wzajemnych oddzia ywa jednostek, znacznie wa niejsze od pytania o instytucje i ich rodzaje jest pytanie o
instytucjonalizacj : o to, w jaki sposób z pojedynczych interakcji, w których toku negocjuje si definicje
sytuacji i sposoby rozumienia znacze oraz
realizuje najrozmaitsze warianty zachowa , wyrastaj utrwalone wzory zachowa oraz zewn trzne w
stosunku do jednostek regu y ograniczaj ce i kontroluj ce ich dzia ania. Jednej z odpowiedzi na to pytanie
udzielaj Peter L. Berger i Thomas Luckmann:
„Wszelkie dzia anie ludzkie ma sk onno do przechodzenia w nawyk. Dzia anie o du ej cz stotliwo ci
zostaje uj te we wzór, który nast pnie mo e by odtwarzany z zachowaniem ekonomii wysi ku i który, ipso
facto, jest jako wzór postrzegany przez tego, który go realizuje. Przechodz ce w nawyk dzia anie, o którym
mowa, mo e w konsekwencji zosta wykonane powtórnie w ten sam sposób oraz z tym samym
ekonomicznym wysi kiem. [...] Psychologicznie - nawyki przynosz istotny zysk; ograniczaj wybór. Kiedy
w teorii mog istnie setki sposobów budowy czó na z kawa ków drewna, nawyk ci ga je do jednego. [...]
Dzi ki nawykom nie musimy w ka dej sytuacji definiowa ka dego kroku na nowo. Znaczna
ró norodno sytuacji mo e by sprowadzona do jakich uprzednich definicji. W zwi zku z tym mo na
antycypowa dzia ania, jakie trzeba b dzie podj w tych sytuacjach" (Berger, Luckmann 1983: 95-96).
ROZDZIA VI
Socjalizacja
1. Poj cie socjalizacji 137
2. Osobowo 139
3. Rola spo eczna 144
4. To samo 149
5. Rodzaje socjalizacji 152
zachowa , w znacznej mierze dlatego, e otoczenie spo eczne spodziewa si po nim innego rodzaju
zachowywania si .
Konfiguracje wzorów zachowania odnosz ce si do rozmaitych usytuowa ludzi w zbiorowo ciach
socjologowie nazywaj rolami spo ecznymi.
2. Osobowo
Ka dy cz owiek ma swój w asny sposób reagowania ruchowego i emocjonalnego; tak e okre lon
wyobra ni i pami . Ma te w ciwe sobie postawy, motywacje, d enia i zainteresowania. W ciwy
danemu cz owiekowi sposób postrzegania samego siebie i tego, co go otacza, jego pragnienia, a tak e
konflikty, jakie go dr cz , jego ycie osobiste i wewn trzne oraz jego zachowania spo eczne - wszystko
to razem sk ada si na jego osobowo .
W klasycznym uj ciu psychologii „termin osobowo jest u ywany dla oznaczenia zorganizowanej
struktury cech indywidualnych i sposobów zachowania, które decyduj o sposobach przystosowania si
danej jednostki do jej rodowiska" (Hilgard 1967: 658, Strelau 1977: 684). W psychologicznych badaniach
osobowo ci wyst puj trzy kierunki zainteresowa . Jednym jest zainteresowanie genez osobowo ci i
mechanizmami jej przekszta ce ; drugim - zainteresowanie elementami, z jakich sk ada si osobowo , i
ich wzajemnymi powi zaniami; trzecim za bliskie fizjologii zainteresowanie strukturami nerwowymi
umo liwiaj cymi powstanie takiej zorganizowanej ca ci, jak jest osobowo .
W odniesieniu do genezy osobowo ci psycholodzy zgodnie uwa aj , e podstawowe znaczenie dla
jej kszta towania maj do wiadczenia dzieci stwa, z którymi wi si silne emocje. Psycholodzy
twierdz , e do wiadczenia dzieci stwa s ród em potrzeb emocjonalnych. Twierdz tak e, e w
zachowaniu cz owieka nie od razu dostrzec mo na ci , organizacj i kierunek, czyli osobowo
(Reykowski 1977: 813). Osobowo nie jest cz owiekowi dana od zarania, ale kszta tuje si z czasem.
W przypadku drugiego kierunku zainteresowa znaczna cz uwagi psychologów skupia si na
badaniach poszczególnych wymiarów osobowo ci, takich jak potrzeby, motywacje b reakcje
emocjonalne i odporno na stres czy te sposób porz dkowania do wiadcze w postaci schematów
poznawczych. Badania te s wielce zró nicowane i prowadzone za pomoc najrozmaitszych metod - od
eksperymentów laboratoryjnych nad zwierz tami do rozmaitego rodzaju testów i kwestionariuszy.
Pog bionym badaniom poszczególnych cz ci sk adowych osobowo ci towarzyszy przekonanie, e
osobowo nie jest przypadkowym zbiorem najró niejszych cech, ale pewn ca ciow organizacj ,
która nadaje
140 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
zachowaniom danego cz owieka jednolito i wewn trzn spójno w czasie (Nuttin 1968: 51-52). Dlatego
te psycholodzy nie zadowalaj si badaniami poszczególnych elementów osobowo ci i poszukuj metody
pozwalaj cej na badanie jej jako strukturalnie powi zanej ca ci.
Jedn z takich metod s rozbudowane badania kwestionariuszowe, sk adaj ce si z wielu skal
mierz cych poszczególne cz ci sk adowe osobowo ci (postawy, zainteresowania etc.) (Sanocki 1976).
Pomiary te dostarczaj empirycznych danych, które poddane analizie korelacyjnej pozwalaj okre li
stopie powi zania ró nych cech osobowo ci.
Tego rodzaju analizy s jedn z podstaw konstruowania typów osobowo ci. Typy konstruuje si ,
wyodr bniaj c w postaci dwubiegunowej pewn w ciwo uznan za podstawow i okre laj
funkcjonowanie psychiczne, a nast pnie wskazuje si na jej zwi zki z innymi cechami (Nuttin 1968: 105-
106). Zarówno w dawniejszej, jak i wspó czesnej psychologii znale mo na wiele tego rodzaju typologii.
Tworzenie ich wiadczy, e w polu zainteresowania psychologów jest nie tylko to, co ró ni osobowo ci
poszczególnych jednostek ludzkich, ale tak e to, co jest wspólne osobowo ciom jakich kategorii ludzi.
Typem osobowo ci szeroko spopularyzowanym w naukach spo ecznych poza granicami psychologii
jest osobowo autorytarna. Konstrukt ten kojarzony jest z nazwiskiem Theodora Adorna (1903-1969).
Adorno by jednym z tych uczonych niemieckich, którzy w uzasadnionej obawie przed
prze ladowaniami wyemigrowali z faszystowskich Niemiec i znale li si w Stanach Zjednoczonych.
Problemem, który go absorbowa , by o okre lenie cech osobowo ciowych sprzyjaj cych przyj ciu fa-
szystowskiego wyznania wiary: jakie s i jakie maj ród a. Badania dotycz ce tej problematyki Adorno
prowadzi z ca ym zespo em uczonych. Teoretyczn podstaw bada by a freudowska psychoanaliza,
niekiedy do naiwnie stosowana. Uzyskane wyniki zosta y przedstawione w ksi ce Authoritarian
Personality, opublikowanej w 1950 roku.
Osobowo autorytarna zosta a scharakteryzowana jako wyposa ona w takie cechy, jak aprobata
konwencjonalnych warto ci i przyj tych zwyczajów, tendencja do surowego karania osób uznaj cych normy
odmienne od przyj tych przez dan osob , bezkrytyczne podporz dkowanie si autorytetom, niech do
wnikania w psychik tak w asn , jak i innych ludzi, poczucie zagro enia, tak e w siln sk onno do
wrogo ci wobec innych grup i du y stopie etnocentryzmu, sztywno , osch , odrzucanie
indywidualizmu i twórczej inwencji, preferowanie dzia ania z pozycji si y lub identyfikowanie si ze
sprawuj cymi w adz , projekcj w asnych nieu wiadomionych stanów emocjonalnych na otoczenie,
wreszcie przesadne zainteresowanie sprawami seksualnymi.
W pó niejszych latach ró ne elementy zaprezentowanej przez Adorna teorii osobowo ci autorytarnej
spotyka y si z do zasadnicz krytyk ,
Rozdzia VI. Socjalizacja 141
która jednak e nie podwa a w istotny sposób charakterystyki tej osobowo ci. Stosowana w tych badaniach
skala do pomiaru cech osobowo ci autorytarnej z ona z dziewi ciu podskal (tak zwana skala F) jest z ró -
nymi modyfikacjami wykorzystywana do dzisiaj, tak e w Polsce (Koralewicz 1987).
kulturach wi zali z ró nicami w sposobach wychowywania dzieci. Inny bywa stopie rygoryzmu, zakres
dyscypliny i intensywno okazywania uczu . Zwracali uwag , e sama organizacja rodziny ró ni si w
poszczególnych kulturach.
Osobowo modalna nawi zuje w swojej nazwie do u ywanego w statystyce okre lenia warto ci
wyst puj cej najcz ciej w zbiorowo ci. Osobowo modalna to typ osobowo ci wyst puj cy najcz ciej w
danej populacji. Jest, a w ka dym razie mo e by kategori empiryczn , drog za do jej poznania s analizy
statystyczne. Badaj c osobowo modalna, skupia si uwag na cz sto ci wyst powania w danej
zbiorowo ci pewnych cech psychicznych i ich powi za . Poj cie osobowo ci modalnej mo e odnosi si do
ka dej zbiorowo ci, a nie tylko do takiej, która ma wspóln kultur . Nie wyklucza te istnienia wielu
ró nych typów osobowo ci w obr bie jednej zbiorowo ci. Ponadto poj cie osobowo ci modalnej nie musi
wi za si z adn okre lon teori psychologiczn (Szacki 1975:
Zainteresowanie typami osobowo ci wyst puje nie tylko w antropologii, ale i w socjologii. Dzieje
socjologii dostarczaj wielu przyk adów zainteresowania typami osobowo ci i ich zró nicowaniem
odpowiadaj cym ró nicom mi dzy spo ecze stwami b ich segmentami. Wielu socjologów, w tym
równie socjolog polski, Florian Znaniecki, tworzy o rozmaite typologie osobowo ci. By y to zazwyczaj
konstrukty teoretyczne, wyros e wprawdzie z obserwacji wiata spo ecznego, lecz oparte g ównie na intuicji.
Nie bez powodu powiada si , e „niewiele systematycznego wysi ku po wi cano na zbadanie, czy typy
te naprawd istnia y w rzeczywisto ci, a je eli istnia y, to z jak cz stotliwo ci wyst powa y one w
ró nych spo ecze stwach i warstwach spo ecznych" (Inkeles 1984: 477).
W socjologii wspó czesnej nadal wyst puje zainteresowanie zró nicowaniem typów osobowo ci w
zale no ci od warunków spo ecznych, ale obecnie jest to przede wszystkim przedmiot bada
empirycznych.
Przyk adem takich bada s badania Alexa Inkelesa z pocz tku lat siedemdziesi tych, po wi cone
osobowo ci cz owieka nowoczesnego. Okre laj c swoje podej cie do nowoczesno ci jako
„socjopsychologiczne", Inkeles potraktowa nowoczesno „jako proces zmiany sposobów postrzegania,
wyra ania czego i oceniania [...] jako sposób funkcjonowania jednostki, jako zbiór predyspozycji do
dzia ania w pewien okre lony sposób" (Inkeles, Smith 1984: 434). Stworzy nast pnie hipotetyczny
konstrukt cz owieka nowoczesnego i podda go empirycznemu sprawdzeniu w szeroko zakrojonych
badaniach, które przeprowadzane by y w populacjach zamieszkuj cych ró ne cz ci wiata.
Obecnie osobowo ci cz owieka nowoczesnego przypisuje si takie cechy jak otwarto na nowe
do wiadczenia i atwo akceptacji zmian,
Rozdzia VI. Socjalizacja143
Badania wykaza y, e poza oczywistymi ró nicami wynikaj cymi z odmienno ci po enia spo ecznego, które ma wp yw
na stopie pewno ci miejsca pracy i stabilno ci dochodów z pracy, ró nice mi dzy prac w zawodach typowych dla
klasy redniej (zob. Klasa rednia, s. 307) a prac w zawodach typowych dla klasy robotniczej sprowadzaj si do trzech
punktów:
• Przedmiotem pracy w zawodach klasy redniej s g ównie idee, symbole i stosunki interpersonalne. Praca w zawodach
robotniczych w wi kszym stopniu polega na manipulowaniu przedmiotami.
• Zawody klasy redniej umo liwiaj wi ksz samodzielno wykonawcy pracy. Zawody robotnicze s bardziej podatne na
standaryzacj i bezpo redni nadzór.
• W zawodach klasy redniej sukces zawodowy i korzy ci p yn ce z roli zawodowej s w du ej mierze oparte na
indywidualnym dzia aniu. W zawodach robotniczych, szczególnie w ga ziach przemys u, w których istniej silne zwi zki
zawodowe, w wi kszym stopniu zale one od dzia zbiorowych.
Ogólnie rzecz bior c, zawody klasy redniej wymagaj wi kszej samodzielno ci w pracy, zawody robotnicze za
post powania zgodnego ze ci le okre lonymi zasadami ustanowionymi przez kogo z nadzoru.
Na podstawie empirycznie uzyskanych danych, zosta y skonstruowane dwa typy osobowo ci. Za podstawow cech
jednego z nich zosta a uznana samosterowno , natomiast drugiego - konformizm.
Typ samosterowny. Cechuje go „dzia anie na podstawie w asnego, indywidualnie wypracowanego os du sytuacji,
zwracanie uwagi zarówno na wewn trzn dynamik zachowa , jak i ich obserwowalne konsekwencje, szerokie horyzonty
my lowe, ufno wobec innych, a tak e wyznawanie standardów moralnych, wed ug których nic nie zwalnia cz owieka
od odpowiedzialno ci za w asne zachowanie przed samym sob ". Typ konformistyczny. Cechuje go „przestrzeganie
nakazów zewn trznego autorytetu, koncentracja na zewn trznych efektach zachowania z pomini ciem jego wewn trznej
motywacyjno-emocjonalnej dynamiki, nietolerancyjno wobec nonkonformizmu i odmiennych zapatrywa , brak ufno ci
wobec innych, a tak e wyznawanie standardów moralnych akcentuj cych mechaniczne pos usze stwo wobec litery
prawa" (Kohn, Mach 1986: 13).
atwo zauwa podobie stwa mi dzy tak scharakteryzowanym typem konformistycznym a osobowo ci autorytarn .)
Autorzy omawianych bada sadz , e cechy typu konformistycznego s konsekwencj warunków yciowych, które
ograniczaj wolno dzia ania i daj jednostce nik e podstawy do wiary, e jest panem swojego losu.
zbiorowo ci nale y. Mo e by ojcem, lekarzem i cz onkiem zwi zku zawodowego, a nast pnie pos em na
Sejm. Jakkolwiek wiele pozycji zajmowa by jednak dany osobnik, nigdy w toku swojego ycia nie jest w
stanie wyczerpa wszystkich mo liwo ci, jakie stwarza dane spo ecze stwo.
dwa zasadnicze rodzaje pozycji: przypisane i osi gane. Pozycje przypisane to takie, na których
zajmowanie cz owiek nie ma adnego wp ywu, które s mu wyznaczone bez udzia u jego woli wraz z
urodzeniem i od których w zasadzie nie ma ucieczki. Pozycje osi gane to takie, które sam zdobywa, a tak e
takie, które wprawdzie mog by mu narzucane (pozycja wi nia czy poborowego wcielonego do wojska),
ale na których zaj cie ma jaki wp yw. Nie by by wi niem, gdyby nie pope ni przest pstwa, i nie
poszed by do wojska, gdyby zacz studiowa .
W ka dym spo ecze stwie istniej oba rodzaje pozycji, z tym e w spo ecze stwach ró nego typu
rozmaicie przedstawiaj si ich proporcje. W nowoczesnych europejskich spo ecze stwach
przemys owych niewiele jest pozycji przypisanych, a te, które s , wyznacza g ównie biologia. Takimi
przypisanymi pozycjami s pozycje kobiety i m czyzny, dziecka i starca. W podzielonych na stany
spo ecze stwach feudalnych czy w spo ecze stwach kastowych by o znacznie wi cej pozycji przypisanych.
Przypisane by y pozycje ch opa, mieszczanina i szlachcica czy te cz onków poszczególnych kast.
Rol spo eczn okre la si w odniesieniu do pozycji w dwojaki sposób. Powiada si , po pierwsze, e
rola spo eczna to zespó praw i obowi zków zwi zanych z dan pozycj . Po drugie, e jest to schemat za-
chowania zwi zanego z pozycj , scenariusz pozycji, jej element dynamiczny, zachowaniowy.
Przy jednym i drugim okre leniu roli jest ona rozumiana jako wyznacznik sposobu zachowywania si
osoby, która zajmuje dan pozycj . Zwi zek pozycji z rol , która jest jej elementem dynamicznym,
powoduje, e cz sto s one uto samiane i przy opisie zjawisk spo ecznych mówi si po prostu o „rolach".
W konstrukcji roli mo na wyró ni trzy elementy: zachowania nakazane, zachowania zakazane oraz
margines swobody. W przypadku roli matki zachowania nakazane to na przyk ad zapewnianie dziecku
opieki i warunków rozwoju, zachowania za zakazane to katowanie i g odzenie dziecka. Margines swobody
natomiast to zakres i stopie okazywania uczu , opowiadanie bajek, ca owanie na dobranoc i tak dalej.
Poszczególne role ró ni si szeroko ci marginesu swobody. Scenariusz jednych pozycji jest sztywniej
okre lony i pozostawia mniej miejsca na improwizacje ni w przypadku innych. Z pewno ci rola
oficera w wojsku ma mniejszy margines swobody ni rola studenta.
Cz owiek, uczestnicz c w rozmaitych grupach i zajmuj c ró ne pozycje o najrozmaitszych
wymaganiach co do zachowania, znajdowa si
146 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
mo e w sytuacjach konfliktu ról, kiedy to ró ne jego role wymagaj w tym samym czasie sprzecznych ze
sob zachowa . Najprostszym przyk adem jest sytuacja dziecka, które matka wola na obiad w momencie,
kiedy na podwórku bierze ono udzia w zabawie z kolegami. Oczywi cie, tego rodzaju konflikty bywaj
tak e znacznie powa niejsze, a wszystkie s bardzo przykre. Nie mo na ich w pe ni unikn , ale mo na je
minimalizowa przez odpowiedni dobór ról. Pozycje osi gane, a wi c te, na których zaj cie cz owiek ma
wp yw, mog by tak dobierane, aby zwi zane z nimi role „pasowa y" do pozosta ych. Ksi dz z pewno ci
nie zdecyduje si na zostanie w cicielem sex-shopu.
Ka da pozycja zak ada istnienie innych pozycji, a tym samym ka da rola istnienie innych ról. Rola
przywódcy zak ada istnienie ról popleczników, rola matki - roli dziecka, a rola nauczyciela - ról uczniów.
Cz owiek zajmuj cy jak pozycj uczy si mniej wi cej w tym samym czasie nakazów w asnej roli oraz
nakazów ról ci le z jego rol zwi zanych. G ównym powodem dosy dobrego spe niania przez wi kszo
z nas nakazów ról jest to, e zbiorowo ci formu uj nakazy nie tylko pod adresem osób zajmuj cych pewne
pozycje, ale równie tych, które, wchodz c z nimi w interakcje, maj reagowa na ich zachowania.
Dla kszta tu roli istotne jest te to, kto j okre la. Rola ucznia mo e przedstawia si bardzo ró nie w
zale no ci od tego, czy okre la j nauczyciel reprezentuj cy system szkolny i jego wymagania, czy
wagaruj cy koledzy kontestuj cy ten system ( 1985).
momencie sprzeczne z nakazami danej roli. Mo emy sobie wyobrazi , jak bardzo poczuliby my si
zagubieni, gdyby nagle wszyscy zacz li zachowywa si w sposób zupe nie inny ni ten, do którego
jeste my przyzwyczajeni w danej sytuacji i który uwa amy za „w ciwy".
Role spo eczne, porz dkuj c rzeczywisto spo eczn , s czynnikiem stabilizuj cym spo ecze stwo.
Przeciwdzia aj zmianie, chocia jej nie wykluczaj - elementem dynamicznym jest zawarty w ka dej z nich
margines swobody. Wi cej jednak szans na wprowadzenie zmian maj ci, którzy wykraczaj poza nakazy
roli, ni ci, którzy ich przestrzegaj .
Przy podej ciu funkcjonalno-strukturalnym role to co zewn trznego w stosunku do cz owieka, to
rodzaj stwarzanych przez spo ecze stwo gotowych ubra czy raczej gorsetów, które cz owiek decyduje si
nosi b do których noszenia jest zmuszany. Tak rozumiana rola pozwala rozpatrywa zbiorowo jako
uk ad ról, a nie jako zbiór osób. Osoby mog si wymienia , natomiast uk ad pozycji i ról pozostaje w
zasadzie niezmieniony i to on tworzy struktur zbiorowo ci. Mo na by go porówna z raf koralow , która
w swym zasadniczym kszta cie pozostaje niezmieniona, chocia zamieszkuj j wci nowe koralowce.
Z takim uj ciem roli wi e si rozumienie struktury spo ecznej jako uk adu ról.
Jednym z czo owych przedstawicieli tej orientacji jest Robert Merton, który, zajmuj c si problematyk
ról, stwierdzi , e z ka pozycj zwi zana jest nie jedna rola, ale ca y ich zespó . Z pozycj matki zwi zane
role matki wobec dziecka, matki wobec nauczycieli w szkole, matki wobec s siadów etc. Wprowadzi on
poj cie zespo u ról, szeroko nast pnie spopularyzowane (Merton 1982a).
Podej cie interakcyjne. Przy podej ciu interakcyjnym role spo eczne s pojmowane nie jako co
gotowego i z zewn trz narzucanego cz owiekowi, ale jako co , co wci powstaje w procesach
mi dzyosobniczych interakcji. Zwolennicy tego podej cia zwracaj uwag nie na to, jakie role s , ale na to,
jak s odgrywane. Nie interesuje ich miejsce roli w strukturze spo ecznej, ale to, jaki kszta t przybiera rola
w toku odgrywania jej przez poszczególnych aktorów, a tak e w ich relacjach z ró nymi partnerami. Z tej
perspektywy mertonowski zespó ról nie jest zespo em ról, ale jedn i t sama rol rozmaicie odgrywan w
ró nych okoliczno ciach i wobec ró nych partnerów.
Przedstawiciele tej orientacji, badaj c, jak role s odgrywane, a tak e modyfikowane i tworzone w toku
interakcji, zwracaj uwag na ca zachowania aktorów, cznie z gestami, minami, czyli z
zachowaniem niewerbalnym.
Nie kwestionuj , e poj cie roli nie odnosi si do osób, ale do typów aktorów, i e ka da rola mimo
najrozmaitszych wariantów osobniczych jest atwo rozpoznawalna jako jedna i ta sama rola. Nie neguj ,
148 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
e aktora kr puj rozmaite ograniczenia zewn trzne i wewn trzne wynikaj ce z samej roli. Wskazuj
jedynie, e cz owiek ma ró ne mo liwo ci. Mo e identyfikowa si z dan rol i odgrywa j z
ca kowitym przekonaniem, mo e te zachowywa wobec niej rezerw i odgrywa j „z przymru eniem
oka". Mo e j zinternalizowa , ale mo e te odrzuci . W sumie jednostce ludzkiej przypisuj znaczny
stopie swobody.
Mo na by powiedzie , e przy podej ciu interakcyjnym g ównym obiektem zainteresowania jest margines
swobody odgrywanej roli, podczas kiedy przy podej ciu funkcjonalno-strukturalnym s nim nakazane i za-
kazane jej elementy.
Jaskrawego przyk adu oddzia ywania roli na osobowo dostarczy s ynny eksperyment Philipa Zimbardo. Zimbardo
podzieli losowo grup normalnych, dojrza ych, zrównowa onych, inteligentnych ludzi na „stra ników" i „wi niów", a
nast pnie umie ci ich w „wi zieniu", które zainscenizowa w podziemiach Wydzia u Psychologii Uniwersytetu w
Stanford. O tym, co z tego wynikn o, pisze tak: „Po up ywie zaledwie sze ciu dni musieli my zlikwidowa nasze niby-
wi zienie, gdy to, co ujrzeli my, by o przera aj ce. Nie by o ju jasne ani dla nas, ani dla wi kszo ci badanych, gdzie
jeszcze s oni sob , a gdzie zaczynaj si ich role. Wi kszo istotnie sta a si «wi niami» lub «stra nikami», niezdolnymi
ju do wyra nego rozró nienia mi dzy odgrywan rol a samym sob . Wyst pi y dramatyczne zmiany prawie w ka dym
aspekcie ich zachowania, my lenia i odczuwania. W czasie krótszym ni tydzie do wiadczenia zwi zane z pobytem w
«wi zieniu» przekre li y (tymczasem) to, czego badani nauczyli si przez ca e ycie; warto ci ludzkie uleg y zawieszeniu,
obraz samego siebie zosta podwa ony, ujawni a si najbrzydsza, najnikczemniejsza, patologiczna strona natury ludzkiej.
Byli my wstrz ni ci, gdy widzieli my, e niektórzy ch opcy («stra nicy») traktuj pozosta ych jak n dzne zwierz ta,
znajduj c przyjemno w okrucie stwie, podczas gdy inni ch opcy («wi niowie») stali si s alczymi, odcz owieczonymi
robotami, my cymi jedynie o ucieczce, o swym w asnym, indywidualnym przetrwaniu i o swej wzrastaj cej nienawi ci
do stra ników" (Aronson 1976: 38).
Rozdzia VI. Socjalizacja 149
Psycholodzy wskazuj , e cz owiek, ucz c si ról, przyswaja je sobie jako cz swojego ja i czyni je
elementami struktury w asnej osobowo ci (Reykowski 1964: 192-193). Ró ne badania empiryczne dowodz
nadto, e wp yw odgrywanych ról na osobowo jest silniejszy ni wp yw osobowo ci na role. Jednym z
przyk adów jest wspomniany wcze niej wp yw rodzaju wykonywanej pracy na osobowo (zob. Osobowo
jako przedmiot zainteresowania antropologii spo ecznej i socjologii, s. 141).
Wp yw odgrywanych ról na osobowo bywa wykorzystywany do celów psychoterapeutycznych. Tak
jest w psychodramie, która polega na nak onieniu pacjentów do odgrywania wyznaczonych ról, przy czym
okre lona jest jedynie ogólna sytuacja, natomiast sam przebieg gry pozostawiony jest improwizacji
(Czapów, Czapów 1969: 10). Jest te wykorzystywany w pedagogice, kiedy to niesubordynowanemu
uczniowi powierza si stanowisko pilnuj cego porz dku gospodarza klasy, co cz sto w sposób wr cz
magiczny zmienia go w stra nika porz dku klasowego i szkolnego.
4. To samo
Zainteresowania to samo ci pojawi y si w naukach spo ecznych stosunkowo niedawno, bo w ostatnim
pó wieczu. Mia y dwie teoretyczne inspiracje. Jedn by a psychoanaliza freudowska, drug
interakcjonizm symboliczny. Problematyk inspirowan przez psychoanaliz zacz a rozwija psychologia i
psychiatria, natomiast przez interakcjonizm symboliczny - psychologia spo eczna i socjologia.
W przypadku psychologii g ównym przedmiotem zainteresowania sta o si poczucie to samo ci
osobistej okre lane jako „ wiadomo w asnej spójno ci w czasie i przestrzeni, w ró nych okresach ycia, w
sytuacjach spo ecznych i pe nionych rolach, a tak e wiadomo w asnej odr bno ci, indywidualno ci,
niepowtarzalno ci" (Jarymowicz, Szustrowa 1980, za: Melchior 1990: 26) Na gruncie psychologii poczucie
to cz sto bywa rozpatrywane z perspektywy zdrowia psychicznego. Przy takim punkcie widzenia
klasycznym przedmiotem zainteresowania, zw aszcza nurtu nawi zuj cego do psychoanalizy, jest proces
dorastania i zwi zany z nim kryzys to samo ci, a ponadto wszelkie zaburzenia to samo ci jednostki cz ce
si z ró nego rodzaju dog bnymi zmianami w jej yciu, spowodowanymi czy to wydarzeniami losowymi
(rozwód, mier wspó ma onka, narodziny dziecka, utrata pracy) czy te jej przemieszczaniem si w
przestrzeni fizycznej b spo ecznej. Nurty inspirowane interakcjonizmem symbolicznym zwracaj z kolei
uwag na proces krystalizowania si to samo ci w toku interakcji spo ecznych. Z perspektywy tej orientacji
to samo jednostki nie jest czym trwa ym, nie jest jakim bytem nie-
150 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
zale nym od sytuacji. „Jest ona raczej procesem, ci gle kreowanym i odtwarzanym w ka dej sytuacji
spo ecznej, w któr cz owiek wkracza, spajanym przez w ni pami ci" (Berger 1995b: 102). Ta ni
pami ci, jakkolwiek by aby w a, ma podstawowe znaczenie dla poczucia to samo ci. Ujawni o si to w
jednym z eksperymentów psychologicznych, w którym, pos uguj c si hipnoz , wymazano ze
wiadomo ci badanego istnienie przesz ci. Skutki by y dramatyczne. Utraci on pami w asnej
przesz ci, a wraz z ni poczucie w asnej to samo ci, co spowodowa o tak wielki niepokój, e
eksperyment musia by natychmiast przerwany (Aaronson 1971).
Socjolodzy interesuj si nie tylko poczuciem to samo ci jednostki, ale tak e tym, jak to samo danej
jednostki jest postrzegana z zewn trz i jak jest okre lana przez innych ludzi. Interesuj si odpowiedzi
nie tylko na pytanie „kim jestem?", ale tak e „kim on/ona jest?". Obie te odpowiedzi s zreszt z sob
powi zane, albowiem z socjologicznej perspektywy to samo przedstawia si jako spo ecznie nadawana,
spo ecznie potwierdzana i przekszta cana (Berger 1995b). Widz c, jak wobec nas zachowuj si inni ludzie,
uprzytomniamy sobie, za kogo nas maj i jak nas oceniaj . Okre la to nasz sposób postrzegania samych
siebie. Je li kto jest traktowany jako okropna niezdara, trudno, aby nie uwierzy , e jest niezdar , i aby nie
zacz y mu lecie z r k ró ne przedmioty. Je li inni uwa aj nas za pi kno , my sami zaczniemy o sobie
my le jako o kim niezwykle urodziwym. I tak przez odbicia w oczach innych poznajemy samych siebie.
Innymi s owy, to, jak nas widz inni i jakiego zachowania od nas oczekuj , kszta tuje nasz w asny obraz
samych siebie. Na okre lenie tego naszego ja, które jest zwierciadlanym odbiciem naszego ja w oczach innych,
ywany jest w socjologii termin ja odzwierciedlona, wprowadzony przez ameryka skiego socjologa
Charlesa Cooleya (1864-1929) (Cooley 1992).
Dla socjologów rzecz interesuj jest nie tylko to samo osobista, ale równie , a mo e nawet przede
wszystkim to samo spo eczna jednostki. To samo spo eczna jednostki jest pochodn jej
przynale no ci do ró nych grup i kategorii spo ecznych. To samo ta ma zarówno wymiar subiektywny
(poczucie to samo ci), jak i obiektywny (zaklasyfikowanie jednostki przez innych).
W przypadku poczucia to samo ci osobistej jednostka widzi swoj osob jako ró od innych i
niepowtarzaln . „Jestem rudy, wysoki, przystojny, nie lubi flaków, atwo wpadam w gniew, uwielbiam
krymina y, na deszcz strzyka mi w kolanie" etc. W przypadku poczucia to samo ci spo ecznej granica
przebiega nie mi dzy „ja" a „reszta ludzi", ale mi dzy „my" a „oni". „Jestem Polakiem", „jestem lekarzem",
„jestem kibicem Legii" etc. „Ka dy akt afiliacji spo ecznej poci ga za sob wybór to samo ci. I
odwrotnie, ka da to samo wymaga dla swego przetrwania
Rozdzia VI. Socjalizacja 151
swoistych afiliacji spo ecznych" - pisze Peter L. Berger (Berger 1995b: 98-99).
To samo cz owieka, tak osobista, jak i spo eczna, jest silnie zwi zana z odgrywanymi przez niego
rolami spo ecznymi. Odgrywane role, wp ywaj c na osobowo cz owieka i zmieniaj c j , powoduj
zmiany jego obrazu samego siebie. W nowych rolach cz owiek mo e na przyk ad odkry , e jest despot
e ma talent organizacyjny. Role dzia aj ponadto na rzecz takiego przekszta cania obrazu samego
siebie, aby by on zgodny z przepisami odgrywanych ról.
Role tym silniej okre laj to samo jednostki, im mocniej jednostka identyfikuje si z nimi i im g biej
one przez ni zinternalizowane. Je li cz owiek odnosi si z rezerw do odgrywanej roli, mo e mie
silne poczucie, e nie jest tym, kogo gra, i e jego prawdziwe ja jest zupe nie odmienne od tego, które
prezentuje innym.
Zwi zek to samo ci z rolami dodatkowo wskazuje na znaczenie socjalizacji. System ról jest bowiem
sposobem klasyfikacji jednostek w spo ecze stwie. Cz owiek w toku socjalizacji uczy si go, tak jak uczy
si j zyka, a nast pnie uczy si klasyfikowa siebie oraz innych w ramach tego systemu. Z kolei takie
inne zaklasyfikowanie okre la sposób postrzegania zarówno innych ludzi, jak i samego siebie.
Spojrzenie na to samo cz owieka z perspektywy socjologicznej ukazuje jej ci zmienno .
Zmienno ta jest pochodn ogromnej ró norodno ci kulturowej i znacznego zró nicowania spo ecznego
wspó czesnych spo ecze stw przemys owych. W spo ecze stwach tradycyjnych to samo ci by y
jasno okre lone i ma o zmienne, a zmianom towarzyszy y rytua y przej cia; aby ch opiec sta si
czyzn i zmieni sw to samo , musia przej inicjacj . W spo ecze stwie nowoczesnym cz owiek
yje w „kalejdoskopie zmiennych ról" i niekiedy nawet tego samego dnia co chwila jest kim innym:
rano pokornym ma onkiem, w po udnie despotycznym szefem, po po udniu przestraszonym pacjentem
dentysty, wieczorem swobodnym, pe nym uroku, rozbawionym uwodzicielem.
Jak sobie wobec tego radzi, aby si nie pogubi i wiedzie , kim w ogóle jest? Odpowiadaj c na to
pytanie, wskazuje si , e cz owiek rozdziela rozmaite sfery swoich dzia . Na czas funkcjonowania w
okre lonej roli skupia uwag na tej to samo ci, która jest potrzebna w danym momencie, i zapomina o
reszcie (Berger 1995b). Jaskrawym przyk adem literackim takiego zabiegu jest Dr Jekyll i Mr. Hyde.
Ponadto zbiór pozycji i zwi zanych z nimi ról obejmuje role o niejednakowej wadze dla
spo ecznego usytuowania cz owieka, a tym samym okre lenia, kim jest w oczach innych, a kim w
oczach w asnych. W ród ró nych ról cz owieka jedna z nich bywa rol kluczow , wyznaczaj , jak jest
on postrzegany, a tym samym - jego to samo . W nowo-
152 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
czesnych spo ecze stwach przemys owych tak kluczow rol jest zazwyczaj rola zawodowa i ona
najcz ciej decyduje o jego obrazie samego siebie.
5. Rodzaje socjalizacji
Trwaj ca przez ca e ycie socjalizacja nie zawsze przebiega tak samo. Ze wzgl du na ró nice przebiegu
socjalizaqi odró nia si socjalizacj pierwotn i socjalizacj wtórn . Ka da z nich dokonuje si inaczej i
wprowadza w inne obszary ycia zbiorowego (Berger, Luckmann 1983).
Niekiedy pojawia si równie potrzeba resocjalizacji, to jest wymazania rezultatów wcze niejszej
socjalizacji, „oduczenia" dotychczas przyswojonych warto ci, norm i wzorów zachowa oraz nauczenia
nowych.
Socjalizacja pierwotna
Socjalizacja pierwotna jest socjalizacj , któr cz owiek przechodzi w dzieci stwie i dzi ki której staje si
cz onkiem spo ecze stwa. W jej toku uczy si elementarnych wzorów zachowa i podstawowych ról
spo ecznych. Uczy si pos ugiwa j zykiem i gestem, uczy si , e jest dzieckiem, dziewczynk b
ch opcem, uczy si , e nie nale y bi m odszego rodze stwa, tylko opiekowa si nim. Uczy si tak e, e
rodzice maj nad nim w adz i nale y ich s ucha , e s wa niejsi od innych otaczaj cych go ludzi, e s
znacz cymi innymi. Jednym s owem, w socjalizacji pierwotnej cz owiek uczy si abecad a spo ecznego.
Dlatego te jest ona najwa niejsza w yciu jednostki.
W procesie socjalizacji pierwotnej kszta tuje si tak e charakterystyczna dla danej kultury osobowo
podstawowa, ta, na której kanwie rozwijaj si pó niej poszczególne zró nicowane osobowo ci cz onków
zbiorowo ci.
Socjalizacja pierwotna przebiega w atmosferze nasyconej uczuciami. Silna wi emocjonalna czy
dziecko z rodzicami, którzy s dla niego najwa niejszymi osobami, przekazuj cymi wiedz o otaczaj cym
wiecie i jego regu ach. S oni dla niego takimi znacz cymi innymi, z którymi czy je silny zwi zek
emocjonalny. Zwi zek ten sprawia, e dziecko atwo uto samia si z rodzicami i bez trudu, wr cz
automatycznie przejmuje i internalizuje ich sposób widzenia wiata, ich warto ci, postawy i wzory
zachowa .
Ponadto rodzice, tacy jacy s , s dla dziecka jedynymi znacz cymi innymi, na których jest
nieodwo alnie skazane. W rezultacie wiat spo eczny, w takiej postaci, w jakiej rodzice go do wiadczaj ,
postrzegaj i oceniaj , przedstawia si dziecku jako jedynie istniej cy i jedynie mo liwy,
Rozdzia VI. Socjalizacja 153
jako wiat „w ogóle". Dziecko nie ma wyboru mi dzy ró nymi znacz cymi innymi i czy chce czy nie chce,
yje w wiecie zdefiniowanym przez swoich rodziców.
Ma to powa ne konsekwencje. Jak pisz Berger i Luckmann, „to w nie dlatego wiat zinternalizowany
w socjalizacji pierwotnej jest o wiele lepiej zakorzeniony w wiadomo ci ni wiaty internalizowane w
socjalizacji wtórnej" (Berger, Luckmann 1983: 210). Prawda ta dawno zosta a dostrze ona przez m dro
ludow , czego wyrazem jest znane przys owie: „Czym skorupka za m odu nasi knie, tym na staro
tr ci".
Za ko cow faz socjalizacji pierwotnej uznawane jest pojawienie si w wiadomo ci jednostki poj cia
uogólnionego innego. W socjalizacji pierwotnej pouczenia pocz tkowo pochodz od konkretnych osób i
dotycz konkretnych sytuacji. Matka pewnego dnia ka e umy r ce przed obiadem. Innego dnia ojciec nie
pozwala wej z brudnymi butami na kanap . Stopniowo okazuje si , e pewne rzeczy nale y robi , a
innych nie robi nie tylko danego dnia, ale zawsze, oraz e podobne wymagania maj tak e inne matki i
inni ojcowie, jak równie swoi i cudzy dziadkowie, wujkowie i ciocie. Wreszcie dochodzi do odkrycia, e to
nie tylko oni maj takie wymagania, ale e „w ogóle tak si nie robi". Odkrycie owego si jest odkryciem
istnienia ogólnospo ecznych regu , to jest uogólnionego innego. W tym momencie ko czy si socjalizacja
pierwotna.
Socjalizacja wtórna
Socjalizacja wtórna dotyczy jednostki, która ma ju za sob socjalizacj pierwotn i zna w wersji
wyniesionej z domu abecad o ycia spo ecznego. Socjalizacja wtórna uczy, jak si nim pos ugiwa . Wa na
cz tej nauki zdobywana jest w szkole.
Socjalizacja wtórna wprowadza cz owieka w poszczególne segmenty ycia spo ecznego. W jej toku
cz owiek nabywa wiedz niezb dn do poprawnego odgrywania ról wyst puj cych w ich obr bie. W
socjalizacji wtórnej uczy si , jak by uczniem, koleg , stolarzem, fryzjerk , przewodnicz cym studenckiego
ko a naukowego, pi karzem reprezentacji narodowej, a tak e m em, cioci , dziadkiem, przyjacielem.
W socjalizacji wtórnej cz owiek ma do czynienia z wieloma wiatami spo ecznymi oraz ró norodnymi
propozycjami ich interpretacji, w ród których mo e wybiera . Na jego wybory w znacznym stopniu
wp ywa wcze niejsza socjalizacja pierwotna, nad któr socjalizacja wtórna jest nadbudowywana. Socjalizacja
wtórna nie jest jednak e prostym, mechanicznym uzupe nieniem socjalizacji pierwotnej. Przekazywane w
jej toku tre ci bywaj odmienne od tre ci zinternalizowanych w toku socjalizacji pierwotnej, a czasami wr cz
sprzeczne z nimi. Socjalizacja pierwotna wp ywa
154 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
na sposób odbioru tre ci socjalizacji wtórnej. Jedne z tych tre ci s przyjmowane, inne odrzucane, jeszcze
inne za dopasowywane do wcze niej zinternalizowanych. Niekiedy wymaga to rewidowania,
modyfikowania, a nawet eliminowania niektórych tre ci nabytych w toku socjalizacji pierwotnej. W sumie
w toku socjalizacji wtórnej tera niejszo interpretowana jest przez cz owieka tak, aby by a w zgodzie z
jego przesz ci .
W socjalizacji wtórnej cz owiek mo e decydowa o tym, kto b dzie dla niego znacz cym innym. W
zró nicowanym wiecie spo ecznym inaczej ni w rodzinie, która jest jedynym wiatem ma ego dziecka,
cz owiek mo e mie wielu ró nych znacz cych innych.
Co wi cej, pomy lna socjalizacja wtórna nie wymaga wi zi emocjonalnej ze znacz cymi innymi, a
nawet ich samych. Socjalizuj ce tre ci mog by przekazywane anonimowo. Wielu rzeczy, cznie ze
wzorami zachowa okre lanych jako „dobre maniery", mo na nauczy si z podr czników i przekazów
medialnych.
Chocia socjalizacja wtórna nie musi by zabarwiona emocjonalnie, bywa, e ma takie zabarwienie.
Dobrze gra w pi no czy rozwi zywa zadania matematyczne mo e nauczy ten albo inny trener i ten
albo inny nauczyciel. Ich wymiana nie wp ywa na skuteczno socjalizacji wtórnej, w której liczy si przede
wszystkim rola, a nie osoba. Nie wyklucza to w adnym razie mo liwo ci wytworzenia si wi zi
emocjonalnej, niekiedy bardzo silnej, mi dzy danym trenerem a jego dru yn czy danym nauczycielem a
jego uczniami. Dobrze znane jest zjawisko uczennic, które „kochaj si " w nauczycielce, nie mówi c ju o
nauczycielu. Powstanie takiej wi zi emocjonalnej powoduje wi ksz podatno na przekazywane tre ci,
równie takie, które nie s zwi zane z dan rol . Trener pi karski mo e wp yn na to, jak szkoleni przez
niego pi karze b g osowa w wyborach, a nauczycielka - jakie fryzury b nosi i jak si ubiera jej
uczennice. Cz sto zreszt wp ywaj mimo woli, wcale do tego nie zmierzaj c.
W socjalizacji wtórnej nierzadko wiadomie d y si do na ladowania mechanizmów socjalizacji
pierwotnej i stosuje techniki pozwalaj ce zabarwi j emocjonalnie. Dzieje si tak, poniewa bez tego
socjalizacja wtórna jest wprawdzie skuteczna, ale tre ci nabyte w jej toku bywaj s abiej zinternalizowane i
mniej trwa e ni tre ci nabyte w procesie zabarwionej emocjonalnie socjalizacji pierwotnej.
Resocjalizacja
Na ladowanie mechanizmów socjalizacji pierwotnej jest szczególnie istotne w procesie resocjalizacji, której
celem jest przemiana cz owieka: wymazanie z jego wiadomo ci dotychczasowych tre ci i wprowadzenie
no-
wych; ca kowite przekszta cenie jego dotychczasowego obrazu wiata oraz siebie samego; przebudowa
osobowo ci i zmiana to samo ci.
Aby resocjalizacja by a skuteczna, musz ponownie, tak jak w socjalizacji pierwotnej, dokonywa jej
znacz cy inni i musi powsta silna identyfikacja emocjonalna z nimi.
Przy wszystkich podobie stwach resocjalizacji do socjalizacji pierwotnej istnieje mi dzy nimi zasadnicza
ró nica. W socjalizacji pierwotnej wszystko zaczyna si od zera. Male kie dziecko jest w sensie umiej tno ci
spo ecznych niezapisan kart . Osobnik resocjalizowany to karta zapisana, niekiedy bardzo g sto. Problem
polega na poradzeniu sobie z wytarciem tej karty, aby zrobi miejsce dla nowych tre ci.
Powoduje to konieczno reinterpretacji biografii wcze niejszej. Jak w przypadku relacji mi dzy
socjalizacj pierwotn a wtórn przesz w znacznej mierze decyduje o tera niejszo ci, czyli to, co jest
wyniesione z domu, o tym, co jest wch aniane i przyswajane pó niej, tak w przypadku resocjalizacji
zale no ta ulega odwróceniu. Tera niejszo decyduje o przesz ci - przyswojone nowe tre ci wymagaj
odrzucenia tre ci przyswojonych wcze niej, nowego spojrzenia na w asn przesz i jej oceny zgodnie z
nowo przyj tymi warto ciami.
ROZDZIA VII
Kontrola spo eczna
1. Kontrola spo eczna i porz dek spo eczny 159
2. Konformizm 162
3. Dewiacja 164
4. Kontrola spo eczna jako reakcja na dewiacj 174
2. Konformizm
Konformizm to dostosowanie w asnego zachowania i sposobu my lenia do zachowania i my lenia
innych cz onków danej zbiorowo ci (Aronson 1976). Takie okre lenie konformizmu kieruje uwag na
psychologiczne aspekty zachowa konformistycznych. Spraw centraln staje si pytanie, dlaczego
ludzie zachowuj si tak samo jak inni. Odpowiadaj c na nie, wskazuje si na trojakie powody
dostosowywania w asnego zachowania do zachowania innych:
• Zachowania innych cz sto informuj nas, jak nale y post pi , aby poradzi sobie w najrozmaitszych
sytuacjach. Je li na przyk ad chcemy wej do gmachu i nie wiemy, gdzie jest do niego wej cie i aden
napis o tym nie mówi, zwracamy uwag , któr dy wchodz inni, i idziemy za
Nota bibliograficzna
Problematyka przedstawiana w trzech rozdzia ach niniejszej cz ci jest wzajemnie powi zana i w
ró nych pracach zazwyczaj rozpatrywana cznie. Podejmuj j zarówno socjologowie, jak i
psychologowie spo eczni. Systematyczn prezentacj punktu widzenia psychologii spo ecznej na
omawiane tu zagadnienia znale mo na w akademickim podr czniku Bogdana Wojcieszke Cz owiek
ród ludzi. Zarys psychologii spo ecznej (2002). Tak e w wydanych pod redakcj Janusza
Reykowskiego pracach psychologów Osobowo a spo eczne zachowanie si ludzi (1980). Dla socjologa
interesuj ca jest te praca Janusza Reykowskiego Motywacja. Postawy prospo eczne a osobowo (1979).
Prace klasyków socjologii i antropologii dotycz ce osobowo ci, to samo ci i socjalizacji w powi zaniu z
kultur to: Ralpha Lintona Kulturowe podstawy osobowo ci (1975), Margaret Mead Kultura i to samo .
Studium dystansu mi dzypokoleniowego (1978) i tej samej autorki Trzy studia. 1. Dojrzewanie na
Samoa. 2. Dojrzewanie na Nowej Gwinei. 3. P i charakter w trzech spo eczno ciach pierwotnych
(1986). Z tego samego nurtu my lenia
O osobowo ci i kulturze wywodz si prace j zykoznawcy Edwarda Sapira, którego wybrane eseje
zosta y opublikowane w tomie Kultura, j zyk, osobowo (1978).
Interakcjonistyczne podej cie do zjawisk ycia spo ecznego prezentuje nale ca ju do klasyki ksi ka
Petera L. Bergera i Thomasa Luck-manna Spo eczne tworzenie rzeczywisto ci (1983). Dwóch wyda
doczeka a si w Polsce praca innego klasyka jednej z odmian interakcjonistycznej orientacji, Ervina
Goffmana, Cz owiek w teatrze ycia codziennego (1981: 2000).
Prace polskich socjologów po wi cone interakcjonistycznym orientacjom w socjologii, w
chronologicznej kolejno ci ich ukazywania si , to: Marka Czy ewskiego Socjolog i ycie potoczne.
Studium z etnometodologii i wspó czesnej socjologii interakcji (1984), El biety Ha as Spo eczny
kontekst znacze w teorii symbolicznego interakcjonizmu (1987), Ireneusza Krzemi skiego Co si dzieje
mi dzy lud mi? (b.d.w.). Autor tej ostatniej pracy przedstawia ró ne koncepcje interakcji formu owane
na gruncie psychologii i socjologii. Podobny charakter ma praca Andrzeja Piotrowskiego ad interakcji.
178 Cz druga. Cz owiek w spo ecze stwie
Studia z socjologii interpretatywnej (1998) omawiaj ca socjologi interakcjonistyczn w jej rozmaitych
wersjach.
Wszechstronnych informacji o teoriach wymiany dostarcza wydana pod red. Mariana Kempnego i Jacka
Szmatki antologia Wspó czesne teorie wymiany. Zbiór tekstów (1992).
Szczegó owemu problemowi definicji sytuacji po wi cona jest praca Aleksandra Manterysa Klasyczna
idea definicji sytuacji (2000). Problematyk to samo ci jednostki podejmuje praca Zbigniewa
Boksza skiego To samo , interakcja, grupa. To samo jednostki w perspektywie teorii socjologicznej
(1989). Z punktu widzenia psychologii problem to samo ci w powi zaniu z badaniami empirycznymi
omawiaj Pawe Boski, Maria Jarymowicz i Hanna Malewska-Peyre w ksi ce To samo a odmienno
kulturowa (1992). Podobn problematyk podejmuje socjolog Ma gorzata Melchior w pracy Spo eczna
to samo jednostki (w wietle wywiadów z Polakami pochodzenia ydowskiego w latach 1944-1955)
(1990).
Podr cznikowy wyk ad teorii socjalizacji rozpatrywanej z punktu widzenia pedagogiki zawiera ksi ka
Klausa-Jiirgena Tillmanna Teorie socjalizacji. Spo eczno , instytucja, upodmiotowienie (1996). O
socjalizacji w szkole jako narz dziu kontroli spo ecznej traktuje teoria przemocy symbolicznej Pierre'a
Bourdieu, której elementy s wy one w ksi ce napisanej wspólnie z Jeanem-Claudem Passeronem
Reprodukcja. Elementy teorii systemu nauczania (1990). Podobny problem podejmuj prace Basila
Bernsteina, których wybór zosta wydany pod redakcj Andrzeja Piotrowskiego Odtwarzanie kultury
(1990).
Ksi ka Jacka Kurczewskiego Prawo prymitywne. Zjawiska prawne w spo ecze stwach
przedpa stwowych (1973) analizuje mechanizmy kontroli w spo eczno ciach pierwotnych, w których nie
ma prawa pisanego. Z kolei praca Kazimierza Frieske Socjologia prawa (2001) omawia prawo jako
zjawisko spo eczne i podejmuje kwestie prawa i adu spo ecznego jako mechanizmu kontroli spo ecznej.
Teorie dewiacji wszechstronnie omawia Andrzej Siemaszko w ksi ce Granice tolerancji. O teoriach
zachowa dewiacyjnych (1993).
Analizie konformizmu po wi cona jest praca Anny Tyszkiewicz eby chcieli chcie . Problematyka
konformizmu w teoriach zachowa i stosunków spo ecznych (1998).
warzyszenie sportowe lub parti polityczn , zarówno grup zawodow i klub towarzyski, jak i plemi
pierwotne i naród nowoczesny, sta a si «grupa spo eczna»" (Ossowski 1967c: 146, 148).
Jak z tego wynika, termin „grupa spo eczna" rozumiany by przez Ossowskiego bardzo szeroko. Zreszt
nie tylko przez niego. Podobne rozumienie grupy spo ecznej znajdujemy tak e u innego socjologa polskiego
z tego samego pokolenia, to jest Paw a Rybickiego. Rybicki, wskazuj c na rozleg terminu „grupa
spo eczna", pisa : „w jego zakresie mie ci si tak dobrze ród, plemi , naród, jak gmina wyznaniowa, to-
warzystwo naukowe, klasa szkolna, t um rewolucyjny - s owem wszelka zbiorowo spo eczna, ma a czy
wielka, jak mo na tylko spotka w yciu" (Rybicki 1979: 647).
Tego rodzaju rozleg e rozumienie „grupy spo ecznej" nie stanowi o osobliwo ci socjologii polskiej, ale
swego czasu wyst powa o w ca ej socjologii. Mia o to dwie istotne konsekwencje.
Po pierwsze, bardzo trudno by o zbudowa zadowalaj definicj wielce zró nicowanych tworów
spo ecznych obejmowanych jednym mianem „grupy". Boryka si z tym Ossowski i ostatecznie za
najbardziej zadowalaj ce uzna ogólnikowe okre lenie grupy sformu owane w 1905 roku przez Albiona W.
Smalla: „Wszelki zbiór osób, który mo emy ujmowa jako ca ze wzgl du na jakiekolwiek godne
uwagi stosunki zachodz ce pomi dzy jego cz onkami" (za: Ossowski 1967c: 148).
Po drugie, budzi o potrzeb porz dkowania tego zró nicowanego zbioru tworów spo ecznych zaliczanych
do kategorii „grupa spo eczna". Prowadzi o to do zaabsorbowania klasyfikacjami i typologiami grup spo-
ecznych, którym po wi cano wiele uwagi. W wydanej w latach trzydziestych XX wieku Encyklopaedia of
Social Sciences autor has a „grupa" stwierdza : „Teoria sozologiczna w aden sposób nie mo e analizowa
poj cia grupy w jej ró nych formach, dopóki nie zacznie pos ugiwa si okre lonymi zasadami
klasyfikacji". W wydanym w 1932 roku katalogu poj socjologicznych przedstawiono trzydzie ci dziewi
odmiennych klasyfikacji grup, opartych na ró nych kryteriach (Merton 1982c: 360). Klasyfikacje te wci
rozbudowywano i uszczegó owiano, co stawa o si zaj ciem coraz bardziej ja owym.
Z czasem, w miar przesuwania si zainteresowa socjologii w stron „zachowa ", „dzia " i
„interakcji" oraz uznawania ich za podstawowe elementy spo ecznego budulca, grupa spo eczna
przestawa a by centralnym poj ciem socjologii i to tak dalece, e niekiedy wr cz znika a z obszaru jej
zainteresowa . Na przyk ad wydana w latach sze dziesi tych XX wieku International Encyklopaedia of
Social Sciences w ogóle nie zawiera has a „grupa spo eczna". Tak e w ród wspó czesnych podr czników
socjologii i kompendiów wiedzy socjologicznej bez trudu mo na znale takie, które obywaj si bez tego
poj cia.
Rozdzia VIII. Grupa spo eczna 185
Nie znaczy to, oczywi cie, e zainteresowanie grupami spo ecznymi znikn o z socjologii. Istnieje
nadal, chocia ma inny ni dawniej charakter. Grupa spo eczna przesta a by tak rozlegle pojmowana jak
kiedy . Ograniczenie tego poj cia dokona o si w dwojaki sposób. Po pierwsze, to, co okre lano ongi jako
„celowe grupy formalne", sta o si pod mianem organizacji autonomicznym przedmiotem
zainteresowa i bada osobnego dzia u socjologii, socjologii organizacji, a nawet odr bnej dyscypliny:
nauki o organizacji. Po drugie, termin „grupa spo eczna" zacz by odnoszony g ównie, je li nie
wy cznie, do grup ma ych. Przestano zajmowa si klasyfikacjami grup i zacz to koncentrowa uwag na
tym, co dzieje si wewn trz ma ych grup, postrzeganych najcz ciej jako mikrostruktury spo eczne.
Wspó cze nie zainteresowanie ma ymi grupami i badanie zachodz cych w nich procesów - zarówno za
pomoc obserwacji uczestnicz cej, jak i ró nego rodzaju eksperymentów - tworzy jeszcze jedno pogranicze
socjologii i psychologii spo ecznej.
Pos ugiwanie si terminem „grupa" w przytoczonych przyk adach z punktu widzenia socjologii mo na uzna
za nadu ycie j zykowe.
Pozostaj jednak trudne i podstawowe pytania o to, jakiego rodzaju zbiór ludzi mo na uzna za grup
spo eczn . Jednym z tych pyta jest pytanie, od ilu osób zaczyna si grupa. Jedni twierdz , e grup mog
by ju dwie osoby, to jest diada, inni za twierdz , e o grupie mo na mówi dopiero w przypadku trzech
osób, to jest triady. Zdecydowanie wi cej argumentów przemawia na rzecz drugiego pogl du. Zbiór
trzech osób z natury rzeczy tworzy bardziej skomplikowan i dynamiczn ca ni dwie osoby. Ka da
bowiem z trzech osób ustosunkowywa si mo e nie tylko do ka dej z pozosta ych dwóch, ale równie do
tego, co dzieje si mi dzy nimi, do tego, co je czy b dzieli. W ród trzech osób mog te powstawa
zmienne sojusze dwu osób przeciwstawiaj cych si trzeciej.
Innym istotnym pytaniem jest pytanie o czynniki, które sprawiaj , e pewna liczba osób mo e by
traktowana nie jako lu ny zbiór, ale spójna ca . Odpowiadaj c na nie, wskazuje si najcz ciej dwa ich
rodzaje.
Po pierwsze, ró nego rodzaju obiektywne relacje zachodz ce mi dzy tymi osobami. Dawniej mówi o si
w takim przypadku o cz cych je „stosunkach spo ecznych", obecnie mówi si o zachodz cych mi dzy nimi
„interakcjach" i wskazuje, e grup spo eczn charakteryzuje i wydziela z otoczenia „zag szczenie"
interakcji mi dzy jednostkami wchodz cymi w jej sk ad. Wprowadzenie tego kryterium w sposób
oczywisty wy cza z kategorii „grupa spo eczna" wiele zbiorowo ci wcze niej do niej zaliczanych, a
mianowicie te, które s tak du e, e mo liwe s interakcje mi dzy wszystkimi ich cz onkami. Pos uguj c si
tym kryterium, nie mo na w odniesieniu do narodu czy klasy spo ecznej stosowa okre lenia „grupa spo-
eczna". Zwraca na to uwag Merton, kwestionuj c sens terminu „grupa narodowa". Powiada, e ca ci,
które „nie spe niaj kryterium interakcji spo ecznej, powinny by poj ciowo i terminologicznie odró nione
od grup [...] mo na je nazywa zbiorowo ciami ludzi, maj cych dzi ki wspólnie wyznawanym warto ciom
poczucie solidarno ci, któremu towarzyszy poczucie moralnego zobowi zania do wype niania oczekiwa
zwi zanych z ich rol spo eczn . Wszystkie grupy s oczywi cie zbiorowo ciami, lecz zbiorowo ci, które
nie spe niaj warunków interakcji cz onków, nie s grupami" (Merton 1982c: 351-352; wyró nienie - BS).
Po drugie, wskazuje si na czynniki subiektywne, to jest wiadomo wspólnoty, poczucie bycia grup ,
postrzeganie siebie jako „my", a tak e uznawanie tych samych warto ci, podobny stosunek do tych samych
symboli, przejawianie takich samych postaw. Czynniki subiektywne, zw aszcza wiadomo bycia grup ,
przez niektórych socjologów uwa ane s nawet za warunek konieczny istnienia grupy spo ecznej.
Rozdzia VIII. Grupa spo eczna 187
Interakcje mi dzy cz onkami zbiorowo ci oraz poczucie wspólnoty wyra nie odró niaj grup
spo eczn od przypadkowego zbioru jednostek. Jednak e adne z tych kryteriów nie pozwala na wytyczenie
granicy mi dzy nietrwa ymi tak zwanymi quasi-grupami a grupami spo ecznymi, które s trwa ymi i
spoistymi ca ciami. W ród osób odbywaj cych podró , zw aszcza d sz , w jednym przedziale tego
samego poci gu mog pojawi si cz ste interakcje. Mo e te w ród nich wytworzy si poczucie
wspólnoty, zw aszcza kiedy poci g jest zat oczony i podró uj cy w jednym przedziale broni si przed
wej ciem do niego innych podró nych. Jednak e tego rodzaju zbiorowo trudno uzna za grup spo eczn
w pe nym znaczeniu tego s owa.
Wynika z tego, e aby zbiór ludzi mo na by o traktowa jako grup , oprócz interakcji oraz uznawania
wspólnych warto ci i wiadomo ci bycia grup w gr wchodzi musi czynnik dodatkowy. Za czynnik ten
uwa ane bywa najcz ciej wewn trzne ustrukturowanie grupy. Zwraca si uwag , e interakcje mi dzy
cz onkami grupy zachodz „wedle sta ych wzorów" i e grupa spo eczna to pewien zbiór osób, których
pozycje i role s ze sob powi zane.
Zadowalaj ce zdefiniowanie „grupy spo ecznej" nie jest mo liwe przy zachowaniu pe nej wierno ci
wobec interakcjonistycznej perspektywy mikrosocjologicznej. Wykracza poza t perspektyw samo
mówienie o „ustalonych wzorach" interakcji, a wi c o czym zewn trznym w stosunku do procesów
interakcji, a wyznaczaj cym ich ramy i charakter. Odej cie od perspektywy interakqonistycznej jeszcze
wyra niej wida w uznaniu powi zanych ze sob pozycji i ról za element konstytuuj cy grup . To, e poj cie
grupy jako swoistej i spójnej ca ci nie daje si pogodzi z pe wierno ci perspektywie
interakcjonistycznej, t umaczy znikni cie tego poj cia z niektórych podr czników socjologii. Nie ma dla
niego miejsca w tych, których autorzy chc konsekwentnie przedstawia ycie spo eczne z takiej
perspektywy.
Poj cie grupy spo ecznej, nie mieszcz c si w perspektywie interakcjonistycznej, jest podstawowym
poj ciem i przedmiotem zainteresowania mikrosocjologii, która okre la si jako strukturalistyczna (Szmatka
1989). Z jej perspektywy grupa spo eczna jest zbiorowo ci , któr charakteryzuj struktury
wewn trzgrupowe. Ich istnienie jest warunkiem koniecznym uznania zbiorowo ci za grup spo eczn .
Konsekwencj takiego punktu widzenia jest traktowanie tych struktur nie jako wtórnego rezultatu
procesów interakcyjnych, ale jako czynnika pierwotniejszego w stosunku do nich i je okre laj cego. Z tej
perspektywy interakcje s postrzegane jako zewn trzny przejaw „ukrytych, wewn trzgrupowych struktur
[...]. Grupa spo eczna wymusza skutecznie na swych cz onkach zarówno cz stotliwo , kierunek, jak i tre
interakcji, w jakie wchodz oni nawzajem" (Szmatka 1998: 46). Równie procesy
188 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
samookre lania si i powstawania wiadomo ci bycia grup traktowane s przy tym podej ciu jako wtórne
w stosunku do wewn trznych struktur grupy, które „determinuj , kontroluj i wymuszaj wiadomo bycia
grup , podzielan przez wi kszo jej cz onków, oraz proces samookre lania" (Mazur 1998: 261).
Tak rozumiana grupa spo eczna jest postrzegana jako samoistna ca ,b ca czym wi cej ni sum
sk adaj cych si na ni jednostek i do nich nieredukowaln . Takie swoiste, nieredukowalne do swych
cz ci ca ci bywaj okre lane mianem emergentnych. Jak pisze Jacek Szmatka, „przekszta cenie si
amorficznego zbioru ludzkiego w grup spo eczn o wykrystalizowanych strukturach wewn trzgrupowych,
trwa ej wiadomo ci grupowej i wyra nej strukturze powoduje, e grupa jakby autonomizuje si ,
usamodzielnia i oddziela zarówno od dzia jednostki, jak i jej stanów wiadomo ciowych i w
pewnym sensie przeciwstawia si jednostce, staj c si wobec niej samodzielnym, niezale nym od
jednostki podmiotem dzia , wymogów i nacisków" (Szmatka 1998: 49).
Tak rozumiane grupy tworz zewn trzn w stosunku do jednostek rzeczywisto i wywieraj na nie
rozmaite naciski oraz stosuj wobec nich ró ne przymusy. Ze strukturalistycznej perspektywy
„najistotniejsz cech wszelkich zjawisk grupowych jest przymus i si a oddzia ywania p yn ca z
ukszta towanych struktur grupy, nie za dobra wola jej cz onków" (Szmatka 1989: 242).
W rezultacie istotn cech grupy, obok struktur wewn trzgrupowych, jest to, e grupa wytwarza
asne normy, warto ci, wzory zachowa i regu y post powania, których uznawanie i przestrzeganie
obowi zuje jej cz onków. W ten sposób staje si instrumentem kontroli spo ecznej.
Struktura socjometryczn
Socjometria zajmuje si wzajemnymi oddzia ywaniami mi dzy lud mi zachodz cymi we wszelkich
grupach. W obr bie nauk spo ecznych socjometria zyska a pewn autonomi jako specyficzna metodologia
bada oraz dziedzina wiedzy. Wyrazem tego by o istnienie przez czterdzie ci lat
Rozdzia VIII. Grupa spo eczna 189
kwartalnika Ameryka skiego Towarzystwa Sozologicznego „Sociometry", przekszta conego w 1977 roku
w „Social Psychology".
Badania socjometryczne prowadzone s za pomoc prostego kwestionariusza. Polegaj na pytaniu ka dego
cz onka badanej zbiorowo ci, kogo chcia by mie do towarzystwa w toku jakiej czynno ci, a kogo nie. W
przypadku badania klasy szkolnej bywa to na przyk ad pytanie ka dego dziecka, z kim chcia oby siedzie w
jednej awce, a z kim nie. Kierowane do ludzi doros ych pytanie mo e dotyczy tego, z kim respondent
chcia by sp dza urlop, a z kim nie, albo z kim pracowa , a z kim nie etc. Niekiedy liczba tych wyborów
jest dowolna, czasami za ograniczona do jednej lub dwóch osób.
Wybory i odrzucenia pozwalaj na sporz dzanie graficznych obrazów relacji interpersonalnych, które
najcz ciej przybieraj posta tak zwanych socjogramów. Dane uzyskane dzi ki kwestionariuszowi socjo-
metrycznemu s tak e poddawane analizom statystycznym. W obu rodzajach analiz bywaj brane pod
uwag b jedynie wybory pozytywne, b te cznie z odrzuceniami. Analizy statystyczne, pos uguj c
si odpowiednimi wska nikami, pozwalaj okre li stopie ekspansywno ci grupy, spoisto ci grupy,
zwarto ci grupy etc. Analiza danych socjometrycznych dostarcza równie informacji o pozycji ka dej
jednostki w grupie i podzia ach na podgrupy, nazywane czasem klikami.
Za klik w tym przypadku uwa a si taki zespól cz onków zbiorowo ci, których rednia wzajemna
sympatia jest wi ksza ni ich rednia sympatia do pozosta ych cz onków tej e zbiorowo ci.
W sumie test socjometryczny pozwala bada zarówno stosunki interpersonalne, jak i uk ad pozycji w
grupie. Mo na spotka pogl d, e powstanie struktury socjometrycznej jest tym, co przekszta ca lu ny
zbiór jednostek w grup spo eczn . Uwa a si tak e, e to w nie struktura socjometryczna jest czynnikiem
wyznaczaj cym granice liczebno ci ma ej grupy (Szmatka 1989: 225, 228). Oznacza to, e o jakiej grupie
mo emy mówi jako o grupie malej tak d ugo, jak d ugo jednostki wchodz ce w jej sk ad mog si zna na
tyle, aby mie do siebie okre lony, pozytywny b negatywny stosunek.
Struktura przywództwa
Pytania o przywództwo, to jest o to, w jaki sposób i w wyniku czego jedni cz onkowie grupy uzyskuj
adz nad innymi, a tak e w jaki sposób ta w adza jest sprawowana i jakie s skutki rozmaitych stylów jej
sprawowania, stanowi jeden z klasycznych problemów badawczych ma ych grup. Badania tej
problematyki, usytuowane na styku psycho-
190 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Badania polega y na obserwacji wielu grup pi cioosobowych z onych z losowo dobranych ludzi, którzy wcze niej si nie
znali. Ka da grupa otrzymywa a informacje o pewnym problemie z zakresu stosunków mi dzyludzkich i proszona by a o
przedyskutowanie go i decyzj , co nale y zrobi w celu jego rozwi zania. Zachowania wszystkich dyskutuj cych cz onków
grupy by y szczegó owo obserwowane przez eksperymentatorów, ukrytych za szklan szyb przepuszczaj obraz tylko w
jedn stron . Ukrycie obserwatorów nie mia o na celu zatajenia faktu obserwacji, o której badani byli poinformowani, ale
wyeliminowanie mimowolnego, bezpo redniego oddzia ywania badaj cych na badanych.
Styl ten prowadzi mo e do atomizuj cej grup apatii b cej rezultatem osobistego uzale nienia ka dego
cz onka od przywódcy. W autorytarnie kierowanej grupie zanika te inicjatywa. Grupa dzia a sprawnie tak
ugo, jak d ugo obecny jest przywódca, natomiast w przypadku jego nieobecno ci dzia anie grupy
zamiera.
Styl demokratyczny sprzyja pojawianiu si sk onno ci do harmonijnej wspó pracy i wzajemnej pomocy
oraz wytwarzaniu si pogodnej atmosfery. Poziom wzajemnej agresji jest niski. Nieobecno przywódcy nie
prowadzi do przerwania dzia alno ci grupy.
Konsekwencj stylu anarchicznego jest dezorientacja. Na pocz tku nikt nie wie, co ma robi .
Ostatecznie aktywno mo e by du a, ale najcz ciej nie prowadzi do adnych rezultatów. W ród
cz onków grupy wzrasta poziom mi dzyosobniczej agresji.
Stwierdzono tak e, e w grupach demokratycznych wyra nie zaznaczaj si indywidualne ró nice mi dzy
poszczególnymi cz onkami grupy. S one mniej wyra ne w grupach anarchicznych, natomiast w
autorytarnych ulegaj zatarciu.
Struktura komunikacji
W badaniach nad strukturami komunikowania si przedmiotem zainteresowania by wp yw ich ró nych
kszta tów na sposób funkcjonowania grupy jako ca ci. Tego rodzaju badania mo na uzna za
dope nienie bada nad konsekwencjami rozmaitych stylów przywództwa. Jest to o tyle zasadne, e
przedmiotem bada s modele komunikacji o zró nicowanym stopniu centralizacji, jedn za z cech roli
przywódczej jest nasilenie interakcji przywódcy z pozosta ymi cz onkami grupy.
Jedno z takich bada polega o na rozdawaniu pi ciu osobom kartek z kilkoma znakami graficznymi, przy czym jeden z
tych znaków powtarza si na wszystkich kartkach. Zadaniem badanych by o stwierdzenie, który to znak. Ustalono
nast pnie trzy modele ich komunikacji: kr g - ka dy móg przekazywa informacje wy cznie swoim s siadom; cuch -
trzy spo ród pi ciu osób mog y komunikowa si z oboma s siadami, dwie za jedynie z s siadem z jednej strony; gwiazda
- tylko jedna osoba mog a komunikowa si z pozosta ymi czterema, które nie mog y przekazywa sobie informacji.
Badacze zwracali uwag , jak te ró ne sposoby komunikacji wp ywa y na szybko i dok adno rozwi zania zadania, a tak e
na to, co dzia o si w ród rozwi zuj cych zadanie: na ich zadowolenie, rol kierownika i stopie zorganizowania grupy. W
przypadku „kr gu" rola kierownika by a nieokre lona, organizacja niestabilna, szybko i dok adno wykonania zadania
niewielkie, natomiast zadowolenie uczestników bardzo du e. Kra cowym przeciwie stwem by a „gwiazda", w której
przypadku rola kierownika by a wyra na, organizacja stabilna, szybko i dok adno by y du e, natomiast zadowolenie
bardzo ma e. „ cuch" lokowa si mi dzy tymi dwoma kra cami.
192 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
4. Spójno grupy
Grupa spójna to taka, w której nie ma g bokich podzia ów i wyra nych podgrup czy klik. Wska nikami
spójno ci grupy, poza samym brakiem wewn trznych podzia ów, s przejawianie takich samych postaw,
uznawanie jednakowych norm i wzorów zachowa oraz wspólne dzia ania. W tradycyjnym j zyku
polskiej socjologii nale oby tu powiedzie , e grupa spójna to taka, któr spaja silna wi spo eczna.
Poj cie wi zi spo ecznej jest w socjologii polskiej rozumiane w sposób niejednolity. Niekiedy interpretuje
si je bardzo szeroko jako wszystko to, co spaja zbiorowo ci ludzkie. Tak na przyk ad Jan Szczepa ski przez
wi spo eczn rozumie „zorganizowany system stosunków, instytucji i rodków kontroli spo ecznej,
skupiaj cy jednostki, podgrupy i inne elementy sk adowe w funkcjonaln ca zdoln do utrzymania si i
rozwoju" (Jan Szczepa ski 1963: 119). Stanis aw Ossowski z kolei, nie neguj c znaczenia takich i tym
podobnych czynników obiektywnych jako spoid a grupy, okre lenie „wi spo eczna" woli zarezerwowa dla
czynników subiektywnych i sk onny jest wi spo eczn uto samia z „wi zi psychiczn ". Wedle niego, na
ostatni sk adaj si : „aprobuj ca wiadomo przynale no ci do grupy, tendencja do zachowywania
najwa niejszych konformizmów grupowych, kult wspólnych warto ci, wiadomo wspólnych interesów,
ale i gotowo do przedk adania interesów grupy ponad interesy osobiste, je eli taki konflikt zajdzie, albo
przynajmniej przekonanie, e si powinno interesy grupy przedk ada nad swoje [...] wiadomo
wspólnego stosunku do pewnych symboli, przedmiotów i osób" (Ossowski 1967c: 153-155).
Wskazana rozbie no rozumienia wi zi spo ecznej uprzytomnia wielorako czynników zespalaj cych
ludzi i dzia aj cych na rzecz spójno ci grupy oraz istnienie ró nych typów wi zi spo ecznej czy te ,
mówi c w innym j zyku, ró nych podstaw spójno ci grupy. Na przyk ad Robert Merton wyró ni trzy typy
podstaw spójno ci grupy: kreowan kulturowo - wynikaj „ze zinternalizowania przez cz onków grupy
wspólnych norm i warto ci"; kreowan organizacyjnie - wynikaj „z realizacji jednostkowych i
grupowych celów poprzez wspó zale ne dzia ania cz onków grupy"; kreowan strukturalnie - wynikaj
„na przyk ad z przeciwstawienia grup w asnych grupom obcym, z konfliktów z innymi grupami i tym
podobne" (Merton 1982c: 366).
Ogólnie rzecz bior c, stopie spójno ci grupy to stopie , w jakim grupa „trzyma si razem". Jest on
wypadkow wszystkich dzia aj cych na jej cz onków si , które sk aniaj ich do pozostawania w grupie. Z
punktu widzenia jednostki mo na wskaza dwa rodzaje motywacji sk aniaj cych ludzi do bycia razem i
wspólnego podejmowania ró nych dzia . Jed-
Rozdzia VIII. Grupa spo eczna 193
nym z nich jest wzajemna atrakcyjno cz onków, której odzwierciedleniem jest struktura socjometryczna
grupy. Drugim - korzy ci i satysfakcje, jakie wynika mog z cz onkostwa w grupie w postaci na przyk ad
wzrostu w asnego presti u b sprawniejszego dzia ania i atwiejszego osi gni cia celu uwa anego za
wa ny. Ze wzgl du na te ró nice motywacji wyró nia si grupy ekspresyjne i instrumentalne.
Grup ekspresyjn jest na przyk ad grupa m odych ludzi, którzy lubi by razem, wspólnie sp dza
czas, pi piwo, chodzi do dyskoteki i wyje na wakacje. Grup instrumentaln - grupa m odych
ludzi, którzy stowarzyszaj si w celu wspólnego prowadzenia dzia alno ci zarobkowej.
cis e rozgraniczenie obu rodzajów grup jest oczywi cie niemo liwe, albowiem grupa ekspresyjna mo e
zacz realizowa zewn trzne w stosunku do niej cele, a w grupie instrumentalnej mog pojawi si silne
wi zy wzajemnej sympatii.
W ka dej grupie niezale nie od jej charakteru wyst puje sk onno do wzmacniania jej spójno ci. W
tym kierunku dzia aj wytwarzaj ce si w grupie specyficzne obyczaje, systemy wewn trzgrupowych
warto ci czy sposób komunikowania si j zykiem aluzji niezrozumia ym dla osób spoza grupy. Trwaj c,
grupa konsoliduje si .
Grupy bardziej spójne dominuj silniej nad swymi cz onkami. Wraz ze wzrostem spójno ci wzrasta
sk onno , a tak e mo liwo kontrolowania cz onków przez grup . Wzrasta konformizm i tendencja do
odrzucania dewiantów (Szmatka 1989: 264, Mazur 1998). Stwierdzono przy tym, e nat enie presji grupy
wobec jej cz onków zale y od uk adu si mi dzy nimi. Im bardziej grupie zale y na jej cz onkach lub jej
cz onkom na grupie, tym wi kszy jest nacisk grupy na jednostk w kierunku podporz dkowania jej
normom grupowym. Jednocze nie im jednostka jest mniej pewna w asnej pozycji w grupie i im bardziej
obawia si braku akceptacji, która mo e doprowadzi do wykluczenia, tym bardziej sk onna jest do
zachowa konformistycznych. Jednostka pewna w asnej pozycji i maj ca poczucie pe nej akceptacji mo e
sobie pozwoli na mniej konformistyczne zachowania. Nie znaczy to, e tak czyni. Jak zauwa a Merton,
„funkcj konformizmu jest zdobycie akceptacji ze strony grupy, tak jak coraz wi ksze uznanie przez grup
wzmacnia tendencje konformistyczne" (Merton 1982b: 310).
Mo liwo wywierania przez grup daleko id cych presji na jednostk sprawia, e istnieje „bezpieczny
poziom spójno ci grupy" (Szmatka 1989: 266), którego przekroczenie mo e mie negatywne skutki.
Jednym z nich jest dezindywidualizacja jednostek i uznanie grupy za warto najwy sz oraz
uto samianie si z ni a do zatraty w asnej, indywidualnej to samo ci, a nawet instynktu
samozachowawczego, co resz-
194 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Grupa pierwotna
W socjologii istnieje tendencja do uto samiania grupy ma ej z grup pierwotn . Poj cie grupy pierwotnej
wprowadzi do socjologii Charles Horton Cooley, ameryka ski socjolog uwa any za jednego z prekursorów
interakcjonizmu symbolicznego. Przez grupy pierwotne rozumia „grupy odznaczaj ce si cis ym
zespoleniem jednostek poprzez stosunki osobiste (face to face) i wspó prac " (Cooley 1962: 23, za: Szacki
2002: 560). Wskaza pi cech grupy pierwotnej: wzgl dn trwa , bezpo rednie
Rozdzia VIII. Grupa spo eczna 195
nawet wewn trz organizacji sformalizowanych (zob. Organizacja formalna, s. 203). Panuj ce w grupach
pierwotnych za e stosunki osobowe i niewyspecjalizowane kontakty sprawiaj , e uczestniczenie w nich
zaspokaja podstawowe potrzeby emocjonalne i psychologiczne cz owieka. Przynale no do nich daje
poczucie kole stwa, bycia lubianym, akceptowanym, pozwala czu si bezpiecznie i zapewnia ogólne,
dobre samopoczucie. Jak stwierdzi jeden z socjologów, „to one przede wszystkim zakotwiczaj nas w
spo ecze stwie, bez nich czujemy si osamotnieni i zagro eni" (Light, Keller, Calhoun 1989: 209).
Ma e grupy o charakterze grup pierwotnych po rednicz w komunikowaniu si jednostki z
makrostrukturalnym poziomem ycia spo ecznego. Dzia aj równie z jednej strony jako przeka nik, a z
drugiej filtr komunikatów p yn cych z makrostrukturalnego poziomu. Na drodze od makrospo ecznego
nadawcy do odbiorców, którymi s jednostki, „znajduje si modyfikator w postaci siatki grup
pierwotnych" (Szmatka 1989: 331).
Po rednicz rol ma ych grup ujawni o wiele bada nad zachowaniami wyborczymi, oddzia ywaniem
rodków masowego przekazu, a tak e armi . Okaza o si , e na zachowania wyborcze maj wp yw nie tylko
makrostrukturalne czynniki, takie jak przynale no klasowa, wysoko dochodu, zawód, religia etc, ale
równie , a nawet przede wszystkim ma e grupy, do których jednostki nale . Okaza o si ponadto, e
oddzia ywanie tre ci przekazywanych przez rodki masowego przekazu w du ej mierze zale y od ich
przyj cia przez opiniotwórczych cz onków ma ej grupy.
Z kolei badania nad armi udowodni y, e w sytuacjach zagro enia na polu bitwy nierze pozostawali
na pozycjach nie ze wzgl du na pos usze stwo wobec rozkazów prze onych ani przywi zanie do
warto ci patriotycznych, ale z powodu lojalno ci wobec towarzyszy broni z tej samej kompanii, których nie
potrafili opu ci i pozostawi na pastw losu. Badania nad armi ameryka sk wykaza y „ogromnie wa
rol lojalno ci w stosunku do grup pierwotnych dla morale wojskowego i st d -dla efektywno ci w walce.
Badania te ujawni y wzgl dnie ma e znaczenie prostej identyfikacji z symbolami organizacji wojskowej jako
ca ci, z pa stwem lub przyczynami politycznymi prowadzenia wojny" (Shils 1951, za: Szmatka 1989:
337).
Wyniki tych wszystkich bada w pe ni uzasadniaj wniosek, e „wi kszo ludzi jest cz onkiem
szerszego spo ecze stwa na mocy zwi zków z innymi lud mi, z którymi s oni w bezpo rednich
kontaktach. Wielu jest cz stk szerszego spo ecze stwa jedynie przez swoje zwi zki z grupami
pierwotnymi. Jedynie niewielka cz osób, maj cych specjalne przygotowanie lub szczególne cechy
osobowo ci, jest zdolna po wi ci wi -
Rozdzia VIII. Grupa spo eczna 197
cej uwagi i zainteresowania symbolom szerszego wiata" (Shils, Janowitz 1956, za: Szmatka 1989: 338).
Z perspektywy biologii ewolucyjnej ma e grupy o charakterze grup pierwotnych stanowi naturalne
rodowisko cz owieka. Przez tysi clecia istnienia gatunku ludzkiego by y form organizacji spo ecznej,
która zapewnia a cz owiekowi przetrwanie. Do uczestniczenia w takich grupach zaprogramowa a nas
ewolucja i potrzeba ta jest naszym dziedzictwem ewolucyjnym.
Grupy, które nie spe niaj warunków grupy pierwotnej, bywaj okre lane mianem grup wtórnych.
Poj cie grupy wtórnej rzadko wyst puje samodzielnie i najcz ciej pojawia si wraz z poj ciem grupy
pierwotnej jako jego kontrastowe przeciwstawienie s ce uwydatnianiu cech w ciwych grupie
pierwotnej.
Jeden z takich eksperymentów opisuje John C. Turner. Polega on na tym, e „badacze podzielili losowo badane jednostki na
dwie kategorie (Grup X i Y), pomijaj c wszelkie mo liwe zmienne wi ce si zwykle z cz onkostwem grupowym.
Cz onkostwo by o anonimowe, brakowa o wspólnego celu, interakcji spo ecznej i innych podstaw spójnych stosunków
mi dzy cz onkami. Niemniej jednak osoby badane, dokonuj c rozdzia u nagród pieni nych (w warunkach, w których
same nie mog y korzysta z obranej strategii), dyskryminowa y cz onków anonimowej grupy zewn trznej i faworyzowa y
cz onków anonimowej grupy «w asnej»" (Turner 1998: 156). S ynny jest tak e eksperyment Muzafera Sherifa
przeprowadzony w ród ameryka skich ch opców przebywaj cych na obozie wakacyjnym. Ch opców stanowi cych jednolit
grup o znanej strukturze socjometrycznej podzielono na dwie, z których jedn nazwano grup „Czerwonych Diab ów", a
drug „Buldogów". Grupom tym organizowano zaj cia i wyznaczano zadania w taki sposób, aby nieustannie ze sob
wspó zawodniczy y. Rezultatem by konflikt mi dzy grupami, zerwanie wi zów cz cych ch opców, zanim zostali
przydzieleni do ró nych grup, oraz wzrost zwarto ci obu grup i wytworzenie si struktury socjometrycznej innej ni pierwotna.
W drugiej fazie eksperymentu, stawiaj c przed wszystkimi ch opcami zadania wa ne dla ca ego obozu, zlikwidowano
antagonizm i odnowiono pierwotne wi zi mi dzy ch opcami (Aronson 1978: 244 i nast.).
Stosuj c okre lenie „grupa w asna", najcz ciej nie zwraca si specjalnej uwagi, czy dany zbiór ludzi
spe nia kryteria bycia grup , i koncentruje j na samym wyst powaniu podzia u na „my" i „oni", „swoi" i
„obcy" oraz jego konsekwencjach. Wskutek tego okre lenie „grupa w asna" cz sto oznacza po prostu zbiór
ludzi postrzegaj cych si w jakiej sytuacji jako „my".
Powszechno podzia ów na „swoich" i „obcych" oraz nat enie towarzysz cych im emocji sk ania
niektórych naukowców do uznania ich za przejaw natury ludzkiej powsta ej na drodze ewolucji.
Niewykluczone, e maj racj . Jednak e, przyznaj c im racj , nie mo na zapomina , e nawet je eli emocje
zwi zane ze „swoimi" i „obcymi" wywodz si z na-
Rozdzia VIII. Grupa spo eczna 199
szego dziedzictwa ewolucyjnego, to o tym, kto jest „swoim", a kto „obcym" decyduje nie biologia, lecz
kultura. To kultura dostarcza kryteriów podzia u na swoich i obcych oraz znaków identyfikacyjnych
pozwalaj cych ich od siebie odró nia . wiadcz o tym wspomniane eksperymenty. Uprzytomniaj one
ponadto atwo manipulowania tymi podzia ami i towarzysz cymi im emocjami.
Grupa odniesienia
Okre lenie grupa odniesienia bywa u ywane w dwojakim sensie. Po pierwsze, na oznaczenie grupy,
która jest dla danej jednostki ród em norm i warto ci, a tak e wzorów zachowa , wedle których modeluje
asne post powanie. Po drugie, mo e oznacza grup , która jest dla jednostki t em oceny przez ni b
asnej sytuacji, b post powania.
Ocena w asnej sytuacji na tle innych dokonywana jest z perspektywy rozdzia u kar i nagród. Tak na
przyk ad student, którego praca roczna zosta a oceniona na trzy plus, b dzie bardzo niezadowolony z
siebie, je eli oceny reszty grupy to czwórki i pi tki, natomiast b dzie mia powody do zadowolenia, je eli
wi kszo grupy otrzyma oceny niedostateczne, a tylko jedna osoba zostanie oceniona wy ej od niego.
Ocenia w asne post powanie mo na zarówno przez zestawienie z norm uznawan w grupie,
która jest dla nas grup odniesienia, jak i z zachowaniem si innych cz onków tej grupy. Uzasadnieniem
asnego post powania staje si wówczas powo ywanie na to, e „inni tak robi " czy te „inni tak nie
robi ".
Z funkcjonowaniem grup odniesienia jako t a oceny w asnej sytuacji czy si poj cie wzgl dnego
upo ledzenia. Oznacza ono, e poczucie upo ledzenia wi e si nie tyle z umiejscowieniem na
obiektywnej skali posiadanych dóbr, ile z postrzeganiem w asnego usytuowania w stosunku do innych
osób o podobnych cechach, czyli zale y od subiektywnej skali ich pozycji.
Asystent w pa stwowej uczelni nie b dzie si czu upo ledzony, kiedy jego profesor b dzie zarabia
wi cej od niego, natomiast poczuje si upo ledzony na wie , e jego kolega, który jest asystentem w innej
uczelni, zarabia dwa razy tyle co on. Poj cie wzgl dnego upo ledzenia przydatne jest do wyja niania wielu
zachowa spo ecznych. Okazuje si , e sk onno do buntów i protestów cechuje wcale nie g ównie tych,
którzy s w obiektywnie najgorszej sytuacji ekonomicznej, ale tych, którzy postrzegaj si w sytuacji
upo ledzenia, nawet je li ich obiektywna sytuacja jest wyra nie lepsza ni najbiedniejszych.
Odró nienie dwóch rodzajów grup odniesienia, to jest tych, które s ród em norm, i tych, które s
ród em standardów oceny, jest odró -
200 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
ROZDZIA IX
Organizacja formalna
Inaczej jest w przypadku celowych grup formalnych, wspó cze nie nazywanych organizacjami
formalnymi. O ich istocie decyduje to, e maj organizacj sztywno okre lon w przepisach i statutach. S
one bardziej szkieletem organizacyjnym, który wype niaj ludzie, ni zorganizowanym zbiorem ludzi,
jak to jest w przypadku grup pierwotnych.
Niezale nie od ró norodnych postaci, w jakich wyst puj organizacje formalne, maj one nast puj ce
cechy ogólne:
• powo ywane do realizacji okre lonych celów w sposób zaplanowany i za pomoc procedur
okre lonych przez przepisy. Aby powo do ycia przedsi biorstwo czy fundacj , za szko czy
zwi zek zawodowy, nale y spe ni odpowiednie warunki, dokona zg osze w takich lub innych
urz dach i spe ni wymagania okre lone w kodeksach, ustawach i rozporz dzeniach.
• Maj sformalizowan struktur , któr bez trudu mo na przedstawi w postaci diagramu.
• Wyst puje w nich wyra ny, przejrzysty podzia pracy w przeciwie stwie do grup pierwotnych, w
których kontakty mi dzy cz onkami maj charakter niewyspecjalizowany, a podzia pracy jest p ynny. W
organizacji raz na zawsze wiadomo, e sprz taczka ma pastowa pod og , a bibliotekarka wydawa
ksi ki czytelnikom. Wype niania tych w nie czynno ci, a nie adnych innych oczekuje si od ka dej z
nich.
• Maj wyra nie wyodr bnione o rodki w adzy. Wiadomo, kto komu podlega i w jakim zakresie.
• Istnieje w nich wymiana personelu. Zmiana ludzi wype niaj cych poszczególne funkcje nie
wp ywa na zmian charakteru organizacji.
• W organizacjach formalnych dominuj stosunki rzeczowe. Organizacje s zbiorami ról, a nie
zbiorowo ciami osób.
Wraz z rozwojem wspó czesnego spo ecze stwa przemys owego i ró nicowaniem si podzia u pracy
coraz liczniejsze s organizacje formalne, które realizuj coraz bardziej wyspecjalizowane zadania.
Wspó czesny cz owiek jest przez nie otoczony ze wszystkich stron. Podczas kiedy w spo ecze stwach
tradycyjnych ycie cz owieka toczy o si w ród grup pierwotnych, w nowoczesnych spo ecze stwach
przemys owych toczy si w ród organizacji formalnych.
Ka dy z nas ma z nimi do czynienia na ka dym kroku od rana do wieczora. Kiedy zaczynaj c dzie ,
czamy radio, odkr camy kran, by wzi poranny prysznic, otwieramy gaz, przygotowuj c niadanie,
a nast pnie wsiadamy do tramwaju czy autobusu, aby uda si do pracy b na uczelni , s uchamy
wyk adów, za atwiamy zakupy w supermarkecie, zamawiamy pizz , ogl damy telewizj , zapalamy
wiat o, pobieramy pieni dze w banku, wysy amy list na poczcie, telefonujemy - to przy okazji ka dej z
tych czynno ci mamy do czynienia z jak organizacj formaln powsta dla zaspokojenia danej
potrzeby.
Rozdzia IX. Organizacja formalna 207
Mnogo organizacji formalnych sprawia, e s czynnikiem okre laj cym charakter wspó czesnego
ycia spo ecznego. Dlatego te nale do centralnego obszaru zainteresowa nauk spo ecznych.
adza wyst puje nie tylko w pa stwie. Pisa : „Typ panowania «legalnego» reprezentuj naturalnie nie
tylko nowoczesne struktury pa stwa i wspólnoty lokalnej, lecz w równej mierze stosunki w adzy w
prywatnym przedsi biorstwie kapitalistycznym, w dowolnej organizacji czy stowarzyszeniu, które
dysponuje rozbudowanym i hierarchicznie zorganizowanym zespo em zarz dzaj cym. Nowoczesne
organizacje polityczne s jedynie najwyra niejszymi przedstawicielami tego typu" (Weber 1975: 540).
Pod wp ywem Webera przyj o si w naukach spo ecznych u ywanie terminu „biurokracja" na
okre lenie specyficznej formy organizacji. Biurokracja - w rozumieniu socjologii - to „scentralizowany
system organizacyjny, w którym w adza zwi zana jest z zajmowanym w ramach hierarchii urz dem"
(Kami ski 1998: 67). Takie rozumienie biurokracji ró ni si od jej potocznego pojmowania jako synonimu
niesprawno ci administracji i nie yczliwego stosunku urz dników do petentów.
Sposób widzenia biurokracji przez Webera zwi zany jest ci le z jego teori dzia spo ecznych,
których istot stanowi - wedle niego - subiektywne znaczenie, w jakie wyposa aj je dzia aj ce podmioty
(zob. Wewn trzne zró nicowanie socjologii, s. 32). W zwi zku z tym uwa , e dla zrozumienia
dzia ania konieczna jest znajomo znacze i motywów le cych u jego podstaw. Weber wyró nia trzy
rodzaje takich motywów i odpowiadaj ce im trzy rodzaje dzia . Dzia ania emocjonalne, które s
rezultatem emocjonalnego stanu jednostki w danym momencie (takim dzia aniem jest na przyk ad
awantura zrobiona komu , kto nam nadepn na odcisk). Dzia ania tradycyjne, które wynikaj ze
zwyczaju, z tego, e „zawsze tak by o", i podejmowane s w znacznej mierze bezrefleksyjnie jako co
oczywistego. Dzia ania racjonalne, które charakteryzuje wyra ne okre lenie celu, a nast pnie przegl d
rodków pozwalaj cych go osi gn i wybór najw ciwszych.
Weber zauwa rozszerzanie si sfery dzia racjonalnych we wspó czesnych spo ecze stwach
przemys owych. Okre la to jako „proces racjonalizacji". Pierwszoplanowym przyk adem tego procesu
by a dla biurokratyzacja. Organizacja biurokratyczna ma bowiem jasno okre lony cel, precyzyjnie ocenia
rodki prowadz ce do jego osi gni cia i systematycznie eliminuje przeszkody stoj ce na drodze do tego
celu. Biurokracja by a dla niego zinstytucjonalizowan form racjonalnego dzia ania.
Typowi idealnemu biurokracji Weber przypisa nast puj ce cechy:
• Wszystkie sposoby post powania s okre lane przez normy prawne i przepisy. Ka dy urz dnik
ma jasno okre lon sfer dzia alno ci i zakres odpowiedzialno ci.
• Biurokracje maj struktur hierarchiczn . Przepisy reguluj sposób zwierzchnictwa i zakres
podporz dkowania. Urz dnicy s osobi cie wolni i podlegaj w adzy tylko w zakresie wyznaczonym
przez s bowe obowi zki wynikaj ce z zajmowanego stanowiska.
Rozdzia IX. Organizacja formalna 209
Zarz dzanie naukowe. W pocz tkach dwudziestego wieku pojawi y si pierwsze analizy procesu
pracy w celu wykrycia najlepszego, z punktu widzenia wydajno ci, sposobu jej wykonywania. W
analizach tych pos ugiwano si zaczerpni tymi z nauk cis ych metodami obserwacji i pomiaru, które
stosowano do czynno ci na stanowiskach pracy. Ten nurt zainteresowa zyska nast pnie miano
zarz dzania naukowego. Oznacza on skupianie uwagi „na usprawnianiu organizacji pracy cz owieka na
pojedynczym stanowisku pracy oraz usprawnianiu pracy ma ych zespo ów wytwórczych i sposobów
kierowania nimi" (Kurnal 1972a: 9). Klasykiem tego kierunku jest Frederick Winslow Taylor (1856-1915).
Taylor osobi cie prowadzi badania i w ich wyniku stwierdzi , e o podziale zada w procesie
produkcyjnym, o tym, co i jak si robi, powinni decydowa nie pracownicy produkcyjni zaanga owani
w proces pracy, ale odr bny personel zarz dzaj cy. Personel ten ma si zajmowa decydowaniem o
normach i standardach pracy, o sposobach ich osi gania - i dla wykonywania poszczególnych zada
dobiera w ciwych pracowników
O odpowiednich cechach fizycznych i psychicznych. Decyzje te powinny by podejmowane na
podstawie szczegó owej analizy samego procesu pracy. Proces ten musi by rozbity na poszczególne
czynno ci i ka da z nich poddana badaniu dla wykrycia najbardziej wydajnego sposobu jej
wykonywania. Sam Taylor zajmowa si badaniem prze adunku surowców w sk adach Bethlehem
Company, mierz c czas ka dego rzutu opat i ci ar przerzucanego materia u. Pozwoli o mu to
stwierdzi , jakiego rodzaju ruchy i jaki ci ar jednorazowo przerzucanego surowca zapewniaj
najwi ksz wydajno przy niezwi kszonym wysi ku; tak e jakiego rodzaju opaty s
najodpowiedniejszymi narz dziami oraz jak minimaln wag powinien mie sam pracownik, by z
odpowiedni si naciska na opat .
Powo uj c si na swoje badania, Taylor udowadnia , w jak du ym stopniu wydajno pracy zale y od
organizacji procesu pracy. Wskazywa tak e na korzy ci wynikaj ce z powierzenia organizacji tego
procesu specjalnym pracownikom. W ten sposób zwróci uwag , e zarz dzanie i w asno mog by
rozdzielone.
Koncepcje Taylora charakteryzowa o czysto mechaniczne uj cie nie tylko procesu pracy, ale i samego
cz owieka. Przekonany by , e o wydajno ci pracy na ka dym stanowisku decyduje rodzaj
wykonywanych ruchów i posiadanych narz dzi. Wyuczenie tych pierwszych i dobranie tych drugich
zwi ksza wydajno , czym zainteresowany jest nie tylko pracodawca, ale i pracownik, gdy zwi ksza
to jego zarobki, a to jest
Rozdzia IX. Organizacja formalna 211
w przypadku pracy jego jedynym motywem i celem. Kry a si za tym atomistyczna koncepcja cz owieka
jako izolowanej jednostki, kieruj cej si wy cznie motywem w asnej, i to wy cznie materialnej korzy ci.
Stosunki mi dzyludzkie. Klasykiem tego kierunku, okre lanego cz sto angielsk nazw human relations,
jest Elton Mayo (1880-1949). Mayo prowadzi w 1927 roku badania w Hawthorne nad zachowaniem ludzi
w procesie pracy i ich motywacjami. Wyniki tych bada zaskoczy y badaczy. W punkcie wyj ciowym bada
stawiano sobie za cel poszukiwanie czynników materialnych maj cych wp yw na wydajno pracy, takich
jak wielko pokoju, kolor cian, rodzaj o wietlenia, kszta t narz dzi etc. Tego rodzaju kierunek bada zgodny
by z taylorowskimi za eniami naukowego zarz dzania.
Zaskoczenie by o podwójne. Po pierwsze, okaza o si , e na wydajno pracy ogromny wp yw maj
nie tylko, a nawet nie tyle same warunki fizyczne pracy, ile atmosfera panuj ca w zak adzie, zw aszcza w
najbli szym otoczeniu pracownika; tak e stany psychiczne pracowników, ich zadowolenie b stres,
zwi zane nie tylko z sytuacjami w zak adzie pracy, ale i z ich yciem poza zak adem.
Po drugie - e poczucie uczestnictwa w zespole i satysfakcja z udzia u w jego osi gni ciach silniej
motywuj pracowników ni wzgl d na w asn korzy materialn . Mayo stwierdzi , e „w ka dym
nieprzerwanie pracuj cym oddziale robotnicy formowali si wiadomie lub pod wiadomie w grup z
odpowiednimi zwyczajami, obowi zkami, nawykami, a nawet obrz dami". Na poziomie zak adu pracy
oznacza o to, e jednym z podstawowych zada kierownictwa jest organizowanie pracy zespo owej i
wspó pracy tak w zespo ach, jak i mi dzy nimi. Mayo pisa : „Pierwotnie miano bada warunki pracy
robotników jako zbiorowiska jednostek, ale pó niej nast pi o jasne uznanie stosunku zespo ów pracy do
kierownictwa za jeden z zasadniczych problemów wielkiego przemys u" (Mayo 1972a: 361, 363).
Oznacza o to zasadnicz zmian spojrzenia na ludzi, i to nie tylko w procesie pracy. Prowadzi o do
zakwestionowania atomistycznej koncepcji cz owieka oraz pogl du, e kieruje si wy cznie motywem
korzy ci materialnych. Mayo za niedorzeczn uwa „hipotez mentalno ci t umu", jak okre la pogl d
osz cy, e „ludzko jest zbiorowiskiem nie-zorganizowanych jednostek dzia aj cych we w asnym
interesie" (Mayo 1972b: 346). Nowy punkt widzenia mia daleko id ce konsekwencje równie w
odniesieniu do problematyki organizacji formalnych.
Kierunek administracyjny. W przypadku tego kierunku uwaga skupiona jest nie na pracy produkcyjnej
i bezpo rednim zarz dzaniu jej procesem, ale na zarz dzaniu ca ym przedsi biorstwem i na centralnych funk-
212 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
som co najmniej w ten sposób, e wymaga pozbycia si dotychczasowych nawyków i nabrania nowych, z
czym wi si dodatkowe koszty psychiczne.
• Dla Webera biurokracja zwi zana by a ci le z profesjonalizmem. Jednak e z czasem coraz
wyra niejsza stawa a si dysharmonia mi dzy biurokratycznym a profesjonalnym wymiarem organizacji
formalnych. Rozbie no mi dzy zasadami dzia ania ekspertów i urz dników, niezbyt widoczna w
administracji pa stwowej, ujawnia a si , niekiedy jaskrawo, w innych typach organizacji formalnych, na
przyk ad w przedsi biorstwach przemys owych. ród em jej jest odmienno podstaw autorytetu
ekspertów i urz dników. W przypadku ekspertów podstaw ich autorytetu jest wiedza, w przypadku za
urz dników stanowisko w hierarchii organizacyjnej. Eksperci podejmuj decyzje zgodnie z posiadan
wiedz , urz dnicy - zgodnie z obowi zuj cymi przepisami. Pierwsi s bardziej elastyczni w reagowaniu
na wyzwania rodowiska i bardziej otwarci na innowacje ni drudzy. Rozbie no ci te stwarzaj pole
konfliktów wewn trzorganizacji.
• Cz stym zjawiskiem w biurokracji jest tak zwane przemieszczenie celów. Ma ono kilka postaci. Jedna
polega na tym, e przestrzeganie przepisów przestaje mie warto instrumentaln i staje si celem samym w
sobie. W rezultacie rozwi zywanie problemów zaczyna by mniej wa ne ni drobiazgowe przestrzeganie
przepisów, które staje si podstawowym celem istnienia biurokracji.
Inn postaci przemieszczenia celów jest takie zaabsorbowanie organizacji biurokratycznej w asnym
funkcjonowaniem, e niewiele energii pozostaje na realizacj zewn trznych celów i wykonywanie funkcji
us ugowych, do których zosta a powo ana. Znanym mi z osobistego do wiadczenia przyk adem jest
og oszenie przerwy w pracy pewnego urz du ze wzgl du na potrzeb policzenia pieni dzy i przygotowania
wyp aty miesi cznych wynagrodze dla pracowników. Uczyniono to, mimo e czekali interesanci, którzy
przybyli z odleg ych miejscowo ci na wezwanie urz du.
Trzecia posta przemieszczenia celów zwi zana jest z trudno ci zaprzestania dzia alno ci przez
organizacj . Je li cel, do którego by a powo ana, zosta zrealizowany, rozpaczliwie szuka innego, by
przed swoje istnienie.
• Weber widzia biurokracj na podobie stwo bezosobowej maszyny z trybami w postaci personelu,
który dzia a wy cznie wedle przepisów okre laj cych zakres kompetencji i odpowiedzialno ci dla ka dego
stanowiska. By o to takie samo podej cie, jakie w odniesieniu do przedsi biorstwa wyst powa o u Taylora.
Zyska o ono miano klasycznego.
Jednak e coraz bardziej widoczne stawa o si , e dzia ania organizacji nie s dzia aniami pozbawionych
emocji bezosobowych maszyn, ale e
214 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
„toczy si w nich ci a gra mi dzy grupami i jednostkami, której przedmiotem jest w adza i kontrola nad
organizacj " (Kami ski 1991: 142). Ju badania Mayo wykaza y obecno stosunków nieformalnych i
spontaniczne powstawanie ma ych grup wewn trz sformalizowanych struktur organizacyjnych. Ukaza y
tak e ich znaczenie i wp yw, najcz ciej ukryty, na funkcjonowanie organizacji i modyfikowanie jej
dzia . W rezultacie za okre lon w przepisach postaci organizacji formalnej zacz to dostrzega
nieformaln i p ynn struktur stosunków osobistych, uk adów i grup kole skich o charakterze grup
pierwotnych. Antoni Kami ski pisze: „Za fasad opisan w statucie i wewn trznych przepisach
formalnych rozkwita bogaty i nie mniej wa ny (a czasem wa niejszy) od formalnego wiat nieformalnych
uk adów, gier i niespisanych nigdzie paktów. Poza formalnymi regu ami gry wyra onymi w przepisach
powstaj regu y nieformalne, których skuteczno jest niejednokrotnie znacznie wi ksza" (Kami ski 1991:
142).
Okaza o si wi c, e ka da organizacja yje podwójnym yciem. To, co dzieje si w drugim,
nieformalnym yciu, ma wp yw, niekiedy znaczny, na ostateczny efekt jej dzia . Urz dnik, nawet
ulokowany w ma o wa nym miejscu formalnej struktury organizacyjnej, mo e dzi ki swoim kole skim
powi zaniom znacznie usprawni i przyspieszy za atwienie sprawy b , przeciwnie, skutecznie je
zablokowa , zale nie od tego, czy darzy petenta yczliwo ci , czy te ywi do niego wrogie uczucia.
Ulokowany w strategicznym miejscu pracownik mo e manipulowa informacjami dostarczanymi
zwierzchnikom i wp ywa na ich decyzje, a tym samym mie znacznie wi ksz w adz , ni by to
formalnie wynika o z charakteru jego stanowiska. Najprostszym przyk adem jest sekretarka, która mo e
przetrzyma wa ny dokument b dostarczy go szefowi do podpisu natychmiast i nawet poza
kolejno ci .
ciwo organizacji polegaj ca na wytwarzaniu w jej wn trzu drugiego ycia, poza kontrol
formalnej zwierzchno ci, mo e by i bywa wiadomie wykorzystywana. W okresie PRL wcale nierzadk
praktyk by o wykorzystywanie ró nych organizacji do prowadzenia w ich ramach, pod ich p aszczykiem i
szyldem, dzia alno ci realizuj cej cele sprzeczne z celami polityki pa stwa, do których realizacji
organizacje te by y powo ane i które formalnie realizowa y. Znanym mi osobi cie przyk adem jest Ko o
Przyjació Karagandy dzia aj ce w latach siedemdziesi tych w Warszawie w ramach Towarzystwa
Przyja ni Polsko-Radzieckiej (TPPR). Ko o zajmowa o si pomoc Polakom w Kazachstanie, stawiaj c
sobie za cel utrzymanie ich wi zi z ojczyzn . Skupia o nie tylko cz onków TPPR, ale i ludzi, którym
bliska by a idea pomocy rodakom w ZSRR i którzy nie tylko nie nale eli do TPPR, ale nawet ze wzgl du
na swoje przekonania nigdy by do niego nie wst pili. W Kole mo na by o te spotka by ych wi niów
agrów sowieckich, którzy lepiej ni inni rozumieli potrzeb
Rozdzia IX. Organizacja formalna 215
czno ci z Polakami pozostaj cymi w tamtym kraju i niesienia im pomocy. Poniewa Ko o po cichutku
robi o swoje, a wysy najró niejszych materia ów zajmowali si emeryci, nie brano go powa nie i
rzeczywista tre jego dzia alno ci umyka a uwadze w adz TPPR.
Biurokracja i „patologie" jej dzia ania s wdzi cznym tematem karykatur rysunkowych i prozatorskich
utworów satyrycznych. Jej prze miewcy w formie humorystycznej przekazuj spostrze enia dotycz ce jej
funkcjonowania, cz sto zreszt bardzo celne i w du ej mierze zgodne z tym,
0 czym w innym j zyku mówi badacze. Najbardziej znanymi utworami tego rodzaju jest Prawo
Parkinsona albo w pogoni za post pem i Zasada Pe era. Dlaczego wszystko idzie na opak. Prawo Parkinsona
osi, e „im wi cej mamy czasu na wykonanie jakiej pracy, tym wi cej czasu ona nam zabiera"
(Parkinson 1963:11). Natomiast zasada Petera powiada: „W hierarchii ka dy pracownik stara si wznie na
swój szczebel niekompetencji", „Z biegiem czasu ka de stanowisko zostanie obj te przez pracownika,
który nie ma kompetencji do wykonywania swych obowi zków". Je li mimo to ró ne organizacje
dzia aj jako tako sprawnie, to jedynie dzi ki temu, powiada Peter, e „prac [...] wykonuj ci, którzy
nie osi gn li jeszcze swego szczebla niekompetencji" (Peter, Hull 1975: 20-21).
W dzie ku Parkinsona znajdujemy te takie bystre stwierdzenia, jak: „Cz sto si zdarza, e m czy ni i
kobiety pe ni cy kluczowe funkcje, nie piastuj najwy szych stanowisk oficjalnych"; czy te : „Cz owiek,
któremu odmawia si prawa podejmowania wa nych decyzji, zaczyna uwa za nies ychanie wa ne te
decyzje, które wolno mu podejmowa . Zaczyna zrz dzi nad teczkami aktów, surowo sprawdza , czy
ówki s dobrze zatemperowane [...] i pilnie u ywa dwóch lub trzech kolorów atramentu" (Parkinson
1963: 61, 107).
nie w ich przypadku znaczenia i definicje sytuacji nie powstaj wy cznie wewn trz nich, ale pochodz
tak e z zewn trz, czego przyk adami s definicje dewiacji czy zdrowia psychicznego.
Niezale nie od tych krytyk niew tpliw zas ug podej cia interakcjonistycznego by o zwrócenie uwagi
na konieczno uwzgl dniania w analizach organizacji nie tylko czynników zewn trznych, ale i wewn trz-
nych, nie tylko obiektywnych, ale i subiektywnych.
rzy teori organizacji, badaj c proces adowania rudy za pomoc opaty.) W biurach i urz dach
podstawowymi narz dziami by y papier, pióro i liczyd a, a wymagane kwalifikacje sprowadza y si do
umiej tno ci czytania i pisania.
Modele struktur organizacyjnych, w tym idealny typ biurokracji Maxa Webera, odpowiada y warunkom
spo ecze stwa przemys owego, w którym maszyna by a symbolem nowoczesno ci, i odnosi y si do form
organizacyjnych zwi zanych z tymi warunkami. Oczywi cie, warunki te ulega y zmianom, technika
rozwija a si , ale nie na tyle dramatycznie, aby doprowadzi do zakwestionowania poznawczej
przydatno ci tych modeli.
W drugiej po owie XX wieku w rozwoju technologii nast pi skok jako ciowy. Ju nie mechanika, ale
elektronika zacz a modelowa formy ycia zbiorowo ci ludzkich i wp ywa na kszta t ludzkiej
wyobra ni. W fabrykach i urz dach, w domach prywatnych coraz liczniej pojawiaj si komputery, a
wraz z nimi mo liwo szybkiego komunikowania si za pomoc poczty elektronicznej i sieci
internetowej. Elektronicznie sterowane maszyny coraz skuteczniej wyr czaj cz owieka w pracach wyma-
gaj cych wysi ku fizycznego. Jednocze nie korzystanie z coraz bardziej wyrafinowanych urz dze
wymaga coraz wy szych kwalifikacji. Wa niejszy od wysi ku fizycznego staje si wysi ek umys owy.
Wzrasta zapotrzebowanie na wysoko kwalifikowanych pracowników, specjalistów i ekspertów. Nowe
warunki stwarzaj mo liwo , a niekiedy i powoduj konieczno ca kowitej zmiany organizacji pracy.
Powstaj firmy, których pracownicy wykonuj swoje zadania nie w ich siedzibach, ale we w asnych
domach i komunikuj si ze zwierzchnikami i wspó pracownikami, korzystaj c z komputerów.
Wszystko to rodzi nowe problemy i stawia socjologi organizacji przed nowymi wyzwaniami.
Dawne modele organizacji, chocia wci przydatne, przestaj wystarcza .
Na pocz tku lat sze dziesi tych XX wieku dwaj uczeni brytyjscy Tom Burns i G.M. Stalker podj li
problem konieczno ci dostosowania systemów zarz dzania do zmienionych i szybko zmieniaj cych si
warunków. Wskazuj c, e organizacje odpowiadaj ce weberowskiemu modelowi biurokracji najlepiej
dzia aj w przewidywalnych, stabilnych i znanych warunkach, wyrazili przekonanie o nadchodz cym
zanikaniu tego typu organizacji w spo ecze stwach wspó czesnych, charakteryzuj cych si ci ym
procesem zmian. Na podstawie bada oko o dwudziestu szkockich i brytyjskich firm przemys owych, nota
bene ównie elektronicznych, stworzyli model zarz dzania nazwany „organicystycznym". By on bie-
gunowym przeciwie stwem klasycznego, biurokratycznego modelu, który okre lili mianem
„mechanicystycznego".
W modelu organicystycznym znikaj sztywne hierarchie i podzia y pracy. W toku interakcji
mi dzyosobniczych nast puje sta e wzajemne do-
Rozdzia IX. Organizacja formalna 219
stosowywanie si pracowników i okre lanie ich zada . Istot pracy jednostki nie jest wykonywanie z góry
okre lonych czynno ci, ale wykorzystywanie w asnych zdolno ci do realizacji celów organizacji. W
przypadku pojawienia si jakiego problemu wszyscy, którzy rozporz dzaj odpowiedni wiedz , wspólnie
dyskutuj i szukaj rozwi zania. Najwy sze kierownictwo nie ma monopolu na wiedz niezb dn do
rozwi zywania wszystkich problemów, a tym samym nie ma monopolu na podejmowanie wa nych
decyzji. Informacje nie s przekazywane wy cznie pionowo, ale rozchodz si we wszystkich kierunkach,
a komunikacja mi dzy lud mi zajmuj cymi ró ne pozycje nie polega na wydawaniu polece , ale na
konsultacjach.
Dla autorów tej koncepcji modele mechanicystyczny i organicystyczny by y dwoma biegunami skali, na
której sytuowa y si formy organizacyjne badanych przedsi biorstw. Ich podstawowym wnioskiem by o
stwierdzenie, e nie ma takiej jednej struktury organizacyjnej, która by zawsze i w ka dych warunkach
gwarantowa a najwy sz sprawno dzia ania. Najw ciwsz struktur organizacyjn jest taka, która
pozwala danej organizacji mo liwie jak najsprawniej realizowa jej cele w warunkach, w jakich dzia a
(Haralambos, Holborn 1990: 426-429).
Z organicystycznym systemem zarz dzania wi e si istotny problem. Skuteczno tego rodzaju
zarz dzania zale y od zaanga owania pracowników w sprawy firmy i uto samiania si przez nich z jej
celami. Model organicystycznego systemu ponownie przywo problem wi zi pracowników z organizacj
podnoszony wcze niej przez szko stosunków mi dzyludzkich.
W latach osiemdziesi tych XX wieku kwestia ta zacz a budzi ywe zainteresowanie. Zacz to mówi o
instytucjonalizacji organizacji i przekszta caniu organizacji w instytucje, maj c na my li powi zanie
organizacji, czyli systemu regulacji dzia ludzkich, z warto ciami, symbolami, a nawet rytua ami.
Wprowadzenie poj cia instytucji w tym kontek cie oznacza o skierowanie uwagi na „kulturowy wymiar
procesu regulacji, na sens i znaczenie, jakie dana spo eczno nadaje ró nego rodzaju zachowaniom"
(Kami ski 1991: 134).
W ka dej organizacji wcze niej czy pó niej praktyki organizacyjne zaczynaj by wyposa ane w sens
kulturowy. „W administracji pa stwowej, w korporacjach przemys owych, stowarzyszeniach spo ecznych
itp. powstaje cz sto specyficzny etos kulturowy, który nadaje celom i dzia aniom organizacyjnym charakter
misji. Misja ta znajduje wyraz w ideologii organizacji powi zanej z okre lonymi rytua ami i elementami
zachowa indywidualnych, które staj si symbolami umo liwiaj cymi identyfikacj [...] symbole i rytua y
organizacyjne tworz osobowo organizacji. Pracownicy nie czerpi dumy z tego, e fragmentarycznie
uczestnicz w procesie, którego ko cowym efektem jest jaki produkt czy us uga, ale
220 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
cz sto s dumni z tego, e pracuj dla okre lonej organizacji, przedsi biorstwa lub firmy [...]. Dzi ki
instytucjonalizacji organizacja zaskarbia sobie lojalno swoich uczestników, staje si cz ci istotnej
tre ci ich ycia, a jej cele przedmiotem ich identyfikacji" (Kami ski 1991: 136-137).
Proces tak rozumianej instytucjonalizacji jest w pewnej mierze procesem spontanicznym i z czasem
dokonuje si w ka dej organizacji wraz z nawarstwianiem si tradycji. Jednak e jego znaczenie dla
skutecznego i sprawnego dzia ania organizacji sk ania do wiadomego zabiegania o jego
uruchomienie i przyspieszenie. Zmierzaj w tym kierunku mi dzy innymi takie zabiegi jak wprowadzanie
jednolitych strojów dla pracowników, eksponowanie logo firmy, tworzenie izb pami ci przedsi biorstwa,
obchody firmowych i pracowniczych jubileuszy, organizowanie wspólnych uroczysto ci, rytua y
zwi zane z nagradzaniem szczególnie zas onych pracowników firmy etc.
Poziom makrospo eczny. Wspó czesne spo ecze stwa s ca ciami z onymi z ró norodnych
cz ci, mi dzy którymi zachodz skomplikowane i p ynne relacje. Makrospo eczny poziom ycia
spo ecznego ma w asne, specyficzne dla tego poziomu mechanizmy regulacji dzia zbiorowych.
Przyci gaj one uwag socjologów organizacji, którzy uprzednio zajmowali si regulacj dzia ludzi na
poziomie organizacji (Morawski 1979: 8). Przyk adem mo e tu by francuski uczony Michel Crozier, autor
klasycznego, t umaczonego na j zyk polski dzie a Biurokracja. Anatomia zjawiska.
Analizy makrospo ecznych systemów organizacyjnych „prowadzone s pod wieloma szyldami. W
ró nych pracach pojawiaj si jako centralne takie poj cia jak «porz dek», «sterowanie», «kontrola» lub
«regulacja» (Kami ski 1979, 19-20).
Socjologowie organizacji, podejmuj c problematyk makrospo eczn , wykorzystuj w swych analizach
wiedz o mechanizmach funkcjonowania biurokratycznych organizacji i ich charakterystycznych
„patologiach". W wielu przypadkach daje to interesuj ce rezultaty. I tak na przyk ad, ogl d systemu
realnego socjalizmu z perspektywy socjologii organizacji pozwala dostrzec, e wiele jego wad i
przykrych dla obywateli cech nie by o „b dami i wypaczeniami", które da yby si wcze niej lub pó niej
naprawi b usun , ale nieuniknionymi, klasycznymi patologiami czy „dysfunkcjami" biurokracji.
Poniewa system spo eczno-polityczny skonstruowany by wedle wzoru gigantycznej, podlegaj cej
jednemu centralnemu kierownictwu organizacji biurokratycznej, w ciwe tego rodzaju organizacjom
patologie i dysfunkcje wyst powa y w równie gigantycznych wymiarach. Ówczesne publikacje, które
opisywa y otaczaj rzeczywisto w j zyku socjologii organizacji (je li mog y si ukaza , co si zdarza o
w schy kowym okresie istnienia PRL), znacz co poszerza y krytyczn wyobra ni spo eczno-polityczn .
Rozdzia IX. Organizacja formalna 221
Na poziomie makrospo ecznym szczególn uwag przyci ga problem relacji mi dzy organizacjami
formalnymi a demokracj . W rozwini tych spo ecze stwach przemys owych zarówno w adza, jak i zasoby
nie do pomy lenia bez oprawy organizacyjnej. ycie wspó czesnych spo ecze stw w coraz wi kszym
stopniu kszta tuj pot ne organizacje, na których decyzje ludzie yj cy w tych spo ecze stwach maj coraz
mniejszy wp yw. Dlatego te kluczowym problemem wspó czesno ci jest stworzenie takich mechanizmów
demokratycznych, które umo liwia yby sta kontrol w adzy, i to zarówno w adzy administracji pa stwowej
oraz samorz dowej, jak i korporacji przemys owych (zob. Demokracja i biurokracja, s. 409).
ROZDZIA X
Jedna i druga wola le u podstaw stosunków spo ecznych, ale dotycz stosunków innego rodzaju. Z
woli organicznej rodzi si Gemeinschaft (wspólnota), z woli arbitralnej Gesellschaft (t umaczone jako „zrze-
szenie", „spo ecze stwo", a obecnie najcz ciej jako „stowarzyszenie"). Charakteryzuj c te dwa rodzaje
zbiorowo ci, Tönnies podkre la ich przeciwstawno . Przypisywane im przeciwstawne cechy daj si
przejrzy cie przedstawi w postaci tabelki:
Wspólnota Stowarzyszenie
Wi zy cz ce ludzi pokrewie stwo, umowy, wymiana dóbr materialnych,
braterstwo, s siedztwo wyrachowanie
Po pierwsze, Park zwróci uwag na przestrzenne uwarunkowanie zjawisk spo ecznych, który to
rodzaj uwarunkowania uzna za bardzo donios y. Nawi zuj c do ekologii (zob. Ekologia, etologia i
socjobiologia, s. 55) jako nauki przyrodniczej, wprowadzi poj cie „ekologii spo ecznej".
Drug charakterystyczn cech socjologii uprawianej w tym rodowisku by o zainteresowanie miastem i
uczynienie podstawowym przedmiotem bada zjawisk i procesów spo ecznych zachodz cych na jego ob-
szarze. Przyjmuj c za enia ekologii spo ecznej, uwa ano, e zjawiska te i procesy daj si
przyporz dkowa poszczególnym cz ciom przestrzeni miejskiej. Zajmowano si przestrzenn organizacj
ycia w mie cie, usytuowaniem dzielnic n dzy i bogactwa, rozmieszczeniem przest pczo ci etc. Wszystko
to przedstawiano za pomoc najrozmaitszych map i wykresów.
Trzeci cech by empiryzm. Socjologowie chicagowscy byli przede wszystkim badaczami terenowymi,
którzy stworzyli pewien wzorzec sozologicznych bada terenowych. W kr gu seminarium Parka powsta o
wiele monografii dotycz cych poszczególnych aspektów ycia w mie cie, g ównie w Chicago. Z wydanego
w ko cu lat dwudziestych XX wieku podr cznika akademickiego mo na si dowiedzie , e metoda bada
terenowych polega na „intensywnym badaniu stosunków i procesów wyst puj cych w pojedynczym
wypadku. Badacz wybiera grup lub jaki aspekt zachowania si grupowego odpowiednio do
postawionego przez siebie problemu, po czym studiuje je z mo liwie wielu punktów widzenia" (Palmer
1928: 19-20, za: Szacki 2002: 609). Taki sposób badania bywa nazywany „metod monograficzn " i okre lany
mianem socjografii. W socjografii podstawowym celem bada nie jest weryfikacja teorii, ale mo liwie
wszechstronny, drobiazgowy opis wszystkich aspektów wybranego, pojedynczego wycinka rzeczywisto ci
spo ecznej. Ten typ bada bardzo d ugo dominowa w socjologii, tak e polskiej. A do lat pi dziesi tych
XX wieku badania socjologiczne kojarzone by y g ównie z tego rodzaju post powaniem badawczym,
podobnie jak obecnie kojarzone s najcz ciej z badaniami ankietowymi i ilo ciowymi analizami danych.
Wedle socjograficznego wzoru badano nie tylko Chicago i nie tylko w szkole chicagowskiej.
Korzystali z niego równie badacze spoza tej szko y, których przedmiotem zaintersowania by y miasteczka
ameryka skie i ich lokalne spo eczno ci. Rezultatem ich pracy by o wiele monografii poszczególnych
miasteczek. Najs ynniejsze z nich to monografia zatytu owana Middletoion. A Study in Contemporary
American Culture autorstwa Roberta S. i Helen M. Lyndów opublikowana w 1929 roku oraz pó niejsza
monografia Yankee City Series Lloyda Warnera, licz ca sze tomów wydawanych kolejno w latach 1941-
1959. W obu monografiach nazwy miasteczek b cych przedmiotami badania zosta y zmienione na naz-
wy fikcyjne.
228 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Obie wymienione monografie stanowi klasyczny wzorzec bada spo eczno ci lokalnych. Badacze
yli do poznania wszystkich aspektów ycia badanej spo eczno ci, mimo e w przypadku Lyndów
ównym przedmiotem ich zainteresowania by a dystrybucja w adzy w lokalnej spo eczno ci, a w przypadku
Warnera spo eczne zró nicowanie tej spo eczno ci (Bernard 1973). Ukierunkowanie zainteresowania nie
wyklucza o traktowania spo eczno ci lokalnej tak „jak gdyby by a ona pierwotnym plemieniem, tj.
zamkni w sobie ca ci strukturaln i funkcjonaln , któr mo na zrozumie bez wykraczania poza ni "
(Steward 1950: 29, za: Szacki 2002: 600).
Takiemu podej ciu towarzyszy o wykorzystywanie w jednych badaniach ró norakich narz dzi i technik
badawczych: obserwacji uczestnicz cej, wywiadu, analizy statystyk i dokumentów, a nawet ankiety.
W sumie zas ugi socjologii ameryka skiej w dziedzinie bada spo eczno ci lokalnych s trojakie i
polegaj na:
• zwróceniu uwagi na przestrzenny wymiar zjawisk spo ecznych,
• zwróceniu uwagi na spo eczno ci lokalne w obr bie miasta,
• wypracowaniu metody monograficznej jako jednej z metod socjologii.
Franciszek Bujak
Franciszek Bujak (1875-1953) podj w 1900 roku szczegó owe opisywanie wybranych wsi ma opolskich.
Zamierza na tej podstawie stworzy opracowanie ogólne. Chocia zamiaru tego nie zrealizowa , jego
monografie zapocz tkowa y „bardzo ywotny w polskich naukach spo ecznych nurt zainteresowa
badawczych" (Szacki 1995: 72).
Bujak, zbieraj c materia y do swoich monografii, przywi zywa wielk wag do bezpo redniego
kontaktu z badan zbiorowo ci . Wiele czasu sp dza w badanych miejscowo ciach, w których prowadzi
obserwacje i rozmawia z mieszka cami, a tak e przeprowadza wywiady zarówno z pojedynczymi
osobami, jak i wywiady grupowe. Si ga równie do materia ów archiwalnych i wykorzystywa dane
statystyczne.
Za eniem wyj ciowym Bujaka by o, e „gmina jest takim skupieniem spo ecznym, którego coraz
bsze i sumienniejsze badanie mo e jeszcze rzuci ca e snopy wiat a na spo ecze stwo i jego funkcje
[...] w niej mo na daleko atwiej bada zwi zek i zale no wzajemn ró nych zjawisk gospodarczych i
spo ecznych" (Bujak 1976: 547, za: Szacki 1995: 72).
Studia Bujaka, które nale do klasyki socjografii polskiej, zapocz tkowa y w Polsce empiryczne
badania zbiorowo ci spo ecznych.
Rozdzia X. Spo eczno lokalna 229
Zbiorowo terytorialna
Spo eczno ci lokalne by y podstawow form organizacji ycia zbiorowego w spo ecze stwach
tradycyjnych. Rozwój nowoczesnego spo ecze stwa przemys owego wraz z towarzysz cymi mu procesami
industrializacji, urbanizacji i wzrostem ruchliwo ci przestrzennej powoduje s abni cie i zanikanie wi zi
cz cych spo eczno ci lokalne. Spo eczno ci lokalne trac swój charakter i przekszta caj si w
zbiorowo ci terytorialne. Zbiorowo ci terytorialne s skupiskiem zatomizowanych jednostek, którego
sk ad bywa p ynny i zmienny, co dodatkowo utrudnia tworzenie si wi zi spo ecznej. Jednostki, z których
sk ada si zbiorowo terytorialna, bytuj obok siebie i zaspokajaj swoje potrzeby w obr bie tego samego
obszaru geograficznego, ale nie musz czu si i najcz ciej si nie czuj zwi zane ani z nim, ani z sob
nawzajem. Znacznie silniejsze s ich zwi zki z lud mi spoza uk adu lokalnego. Poza tym uk adem znaj-
duj si te ich grupy odniesienia.
Maj tak e odmienny ni cz onkowie spo eczno ci lokalnych stosunek do zamieszkiwanej przestrzeni.
Spo eczno zamieszkuje miejsce, zbiorowo za zaludnia obszar. „Miejsce jest doskonale znane,
przyswojone, w asne. Obszar natomiast jawi si jako niczyj i obcy" (Ja owiecki 1989: 101).
Tak rozumiana zbiorowo terytorialna jest szersz kategori ni spo eczno lokalna. Ka da spo eczno
lokalna jest zbiorowo ci terytorialn , natomiast nie ka da zbiorowo terytorialna spo eczno ci lokaln ,
chocia ka da kryje w sobie mo liwo przekszta cenia si w po czon wi zi spo eczno .
W polskiej literaturze socjologicznej wyst puje odró nienie spo eczno ci lokalnej od zbiorowo ci
terytorialnej, w czym pobrzmiewa wyra ne echo typologii Tönniesa. Tak samo zreszt jak i we wszystkich
innych typologiach, w których wspólnota o silnej wi zi z przewag cz cych ludzi stosunków
osobowych jest przeciwstawiana zbiorowo ciom bez takiej wi zi i z dominuj cymi w niej stosunkami
rzeczowymi. Typologie te ponadto s z regu y podszyte nostalgi za wiatem tradycyjnych wspólnot.
Jako takie, s traktowane jako graniczna strefa wzajemnego przenikania si makro- i mikrospo ecznych
poziomów ycia spo ecznego.
Spo eczno ci lokalne widziane s jako miejsce, w którym „jednostka styka si z szerszym
spo ecze stwem i kultur . To w nie w swojej miejscowo ci przez wi ksz cz ludzkiej historii, a w
znacznej mierze tak e dzisiaj, jednostka staje wobec instytucji swego spo ecze stwa, wobec w ciwych mu
dróg wyra ania uczu religijnych, regulowania zachowa , ycia rodzinnego, socjalizacji m odych,
zarabiania na ycie, wyra ania ocen estetycznych" (Warren 1972: 21, za: Szacki 2002: 596).
Podobnie rzecz widzi wspó czesny socjolog polski: „W uk adach lokalnych produkowana jest cz
dóbr i us ug, wytwarzaj si systemy warto ci i etos pracy, podejmowane s decyzje dotycz ce migracji i
innych zachowa przestrzennych, kszta tuj si style ycia, konkretyzuje si w mi dzyludzkich relacjach
struktura klasowa spo ecze stwa i brutalnie ujawniaj si nie w statystyce, ale bezpo rednio w ludzkich
losach -nierówno ci spo eczne. W uk adach lokalnych wreszcie odbija si system instytucji pa stwowych i
ujawnia spo eczna tre sprawowanej w adzy" (Ja owiecki 1989: 102).
Wszystko to sprawia, e zjawiska spo eczne na poziomie lokalnym s przedmiotem ywego
zainteresowania nauk spo ecznych. Zainteresowania te maj ró posta , gdy ró nie rysuje si ich
przedmiot szczegó owy. Przedmiotem tym bywa spo eczno lokalna, sposób jej funkcjonowania jako
powi zanej ca ci i procesy jej przekszta ce . Kiedy indziej przedmiotem zainteresowania bywa
spo eczno lokalna jako miejsce przejawiania si i t o ogólniejszych zjawisk spo eczno-politycznych. Bywa
te , e przedmiotem uwagi s przejawy na poziomie lokalnym ogólniejszych zjawisk, które bada si w
obr bie jednostek terytorialnych o administracyjnie wyznaczonych granicach, bez odnoszenia tych bada do
koncepcji spo eczno ci lokalnych (Tarkowski 1994).
Zró nicowane s tak e metody bada struktur redniego poziomu i wyst puj cych w nich zjawisk.
Obok wszystkich innych metod wspó czesnej socjologii wykorzystywany jest w ich badaniu opis
socjograficzny i prowadzone s studia monograficzne wedle wzoru ukszta towanego w socjologii
ameryka skiej lat trzydziestych i dominuj cego w socjologii polskiej okresu mi dzywojennego.
W dorobku naszej powojennej socjologii mamy wiele tego rodzaju monografii. S w ród nich zarówno
takie, w których spo eczno lokalna jest samoistnym przedmiotem bada , jak i takie, w których jest
terenem bada ogólnospo ecznych procesów czy zjawisk.
Mimo wielu prac podejmuj cych problematyk socjologiczn spo eczno ci lokalnych problematyka ta
nie wyodr bni a si w osobn subdyscyplin socjologiczn . Zajmuj si ni ró ne subdyscypliny
sozologiczne, maj ce sobie w ciwe granice z innymi naukami, g ównie spo ecznymi,
232 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
chocia nie tylko. W rezultacie problematyka spo eczno ci lokalnych uprawiana jest na pograniczu
ró nych dyscyplin, z których ka da kieruje uwag na inne aspekty zjawisk spo ecznych na poziomie
lokalnym.
I tak spo eczno lokalna jest przedmiotem zainteresowania socjologii wsi. Zarówno w Polsce, jak i m.
wiecie problematyka spo eczno ci lokalnych zajmuje w niej poczesne miejsce. Jednak e w adnym razie nie
jest to sama z zakresem zainteresowa tej subdyscypliny. Socjologia wsi jest bowiem równie socjologi
rolnictwa i zajmuje si rozmaitymi spo ecznymi aspektami przemian tradycyjnych sposobów
gospodarowania i podnoszenia cywilizacyjnego poziomu ycia na obszarach wiejskich. W polu jej
zainteresowania s na przyk ad takie problemy, jak utowarowienie gospodarki rolnej, przekszta canie si
tradycyjnego ch opa w zawodowego rolnika, urbanizacja wsi polegaj ca na tworzeniu infrastruktury
zapewniaj cej warunki ycia przypominaj ce miejskie - wodoci gi, drogi, telefony (Turowski 1995). Ze
wzgl du na rozleg y zakres podejmowanej problematyki socjologi wsi cz zwi zki z wieloma naukami,
nie tylko spo ecznymi. Jak stwierdza jeden z jej przedstawicieli, zwi zki te s zwi zkami z „geografi
rolnictwa, z racji wspólnych zainteresowa przestrzeni wiejsk ; z histori ch opów, ze wzgl du na
istotn rol wiedzy o przesz ci dla zrozumienia tera niejszo ci wsi; z prawem rolnym, z racji
zainteresowania normatywnymi aspektami organizacji produkcji rolnej; z etnografi , wnosz wiedz o
tradycji kultury materialnej i duchowej ludno ci wiejskiej; a tak e [...] z ekonomik rolnictwa, polityk i
statystyk agrarn " (Kaleta 1993: 90).
Inn subdyscyplin sozologiczn podejmuj problematyk spo eczno ci lokalnych jest socjologia
miasta. W jej obr bie szczególn uwag przyci gaj przestrzenne uwarunkowania procesów spo ecznych i
„spo eczne wytwarzanie przestrzeni" (Ja owiecki 1988). Problematyka spo eczno ci lokalnych w granicach
tej subdyscypliny wi e si z problemami gospodarki przestrzennej i urbanistyki. Pytanie, jakie w
odniesieniu do spo eczno ci lokalnych pojawia si w socjologii miasta, jest pytaniem o formy organizacji
przestrzeni miejskiej i kszta ty osiedli sprzyjaj ce powstawaniu takich spo eczno ci. Pytanie to i
poszukiwania id ce w tym kierunku pojawi y si w Polsce ju w okresie mi dzywojennym. Wybudowane
wówczas na warszawskim oliborzu osiedle Warszawskiej Spó dzielni Mieszkaniowej zosta o
zaprojektowane z my o stworzeniu warunków dla takiej spo eczno ci.
Z kolei socjologia polityki i nauki polityczne zainteresowane s formami przejawiania si w adzy na
poziomie lokalnym.
Rozproszenie problematyki spo eczno ci lokalnych jest równie jej rozproszeniem instytucjonalnym.
Podejmowana i rozwijana jest nie tylko na wydzia ach socjologii i w instytutach socjologii, ale równie w
takich jednostkach organizacyjnych, jak na przyk ad Instytut Wsi i Rolnictwa, In-
Rozdzia X. Spo eczno lokalna 233
4. Lokalizm
Dog bne zmiany stosunków spo ecznych i organizacji spo ecze stwa, jakie wywo a w Europie rewolucja
przemys owa, powodowa y rozk ad spo eczno ci lokalnych i przekszta canie si ich w zbiorowo ci
terytorialne. Towarzyszy o temu obumieranie lokalizmu. Zgodnie z najprostszym okre leniem lokalizmu,
oznacza on „wzgl dn autonomi oraz upodmiotowienie konkretnych spo eczno ci lokalnych w zakresie
gospodarczym, spo ecznym i kulturalnym w ramach szerszego uk adu spo eczno-przestrzennego i
politycznego" (Sowa 1989: 30). Tak rozumiany lokalizm zwi zany jest z pewn ideologi ; tak , w której
„wzgl dna autonomia i upodmiotowienie spo eczno ci lokalnych" s uznawanymi warto ciami.
abn ce uznanie tych warto ci oznacza zmierzch lokalizmu. Uwa a si , e w Europie proces ten
rozpocz si w wieku XIX, a jego szczytowy punkt przypada na po ow wieku XX.
Zmierzch lokalizmu to zmiana sposobu patrzenia na rzeczywisto spo eczn i problemy spo eczne.
To koncentracja uwagi na zbiorowo ciach makrospo ecznych oraz uwydatnianie znaczenia i roli
biurokratycz-
234 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
nej organizacji pa stwa przy ignorowaniu spo eczno ci lokalnych, a nawet niech tnym czy wr cz wrogim
do nich stosunku. Taki wrogi stosunek zaznaczy si wyra nie w Polsce w okresie PRL. Cech ustroju komu-
nistycznego by o d enie do maksymalnej centralizacji umo liwiaj cej pe kontrol wszystkich
przejawów ycia spo ecznego. Niezale nie od g oszonych hase , niekiedy pi knie brzmi cych, rzeczywistym
celem by o przekszta cenie spo ecze stwa w jedn wielk , wszechogarniaj organizacj biurokratyczn .
Wszelkie przejawy spontanicznej samoorganizacji by y podejrzane i jako takie t pione b
podporz dkowywane biurokratycznej kontroli partyjnych i pa stwowych agend.
Tak by o równie w odniesieniu do spo eczno ci lokalnych. W Polsce powojennej procesy destrukcji
spo eczno ci lokalnych przekszta caj ce je w zbiorowo ci terytorialne nie ogranicza y si do samoistnych
procesów towarzysz cych rozwojowi spo ecze stwa przemys owego. By y równie rezultatem wiadomej
polityki, która mia a na celu zapewnienie wszechw adzy pa stwa b cego narz dziem Partii (zawsze
pisanej z wielkiej litery). W rezultacie zbiorowo ci terytorialne, w jakie zmienia y si spo eczno ci lokalne,
nabiera y szczególnego charakteru jako wytwory nie tylko procesów uprzemys owienia i urbanizacji, ale i
biurokratyzacji oraz upolityczniania (Starosta 1995: 113-120).
W ostatnim dziesi cioleciu lokalizm zacz si odradza na ca ym wiecie. Sta si „swego rodzaju
wiatopogl dem, który wyznaje na wiecie coraz wi cej zwyk ych obywateli, a tak e przedsi biorców,
mened erów i polityków" (Ja owiecki, Sowa 1989: 4-5). Jak zauwa jeden z polskich socjologów,
„lokalizm, czy raczej renesans lokalizmu na wiecie jest jednym z najbardziej niezwyk ych, zaskakuj cych
zjawisk spo ecznych ko ca XX wieku" (Sowa 1989: 37). Z tego rodzaju renesansem mamy do czynienia
tak e we wspó czesnej Polsce. Jednym z jego przejawów jest wzrost zainteresowania problematyk lokaln
ze strony przedstawicieli ró nych dyscyplin: socjologów, geografów, ekonomistów (Wódz 1989: 44).
Odradzanie si lokalizmu jest reakcj na nieporadno pa stwa i centralnej biurokracji w rozwi zywaniu
problemów spo ecznych. Nieporadno ta w ostatnich dziesi cioleciach ujawni a si wsz dzie, ale
szczególnie dramatycznie w krajach tak zwanego realnego socjalizmu. W tych krajach bowiem wszechobecne
pa stwo kontrolowa o wszystkie sfery ycia spo ecznego, cznie z gospodark . Jego niewydolno dawa a si
wi c szczególnie we znaki. Ostatecznie doprowadzi a do gospodarczego i politycznego bankructwa
pa stwa, co otworzy o drog przemianom demokratycznym.
W ideologii wspó czesnego lokalizmu nostalgiczna t sknota do daj cej poczucie zakorzenienia
tradycyjnej spo eczno ci lokalnej czy si z pragmatyzmem. Przejawem pragmatyzmu jest podkre lanie
po ytków wynikaj cych z realizacji potencjalnych mo liwo ci rodowisk lokalnych. Has o „rozwoju
lokalnego" kieruje uwag na niewykorzystane zasoby
rodowisk lokalnych, zarówno materialne, jak i ludzkie. Wyra a te nadziej na rozwój ca ego kraju
przez zdynamizowanie spo eczno ci lokalnych i wykorzystanie ich zasobów.
Ideologia lokalizmu i rozwoju lokalnego ma wyra ny wymiar polityczny, który we wspó czesnej
Polsce, w epoce dog bnych przeobra ustrojowych jest szczególnie wyra ny. Przekszta cenie zbiorowo ci
terytorialnych w upodmiotowione spo eczno ci lokalne jest jedn , by mo e nawet najwa niejsz z dróg
prowadz cych do odbudowy spo ecze stwa obywatelskiego, czyli takiego spo ecze stwa, w którym
funkcjonuje wiele niezale nych od biurokratycznych struktur pa stwa zrzesze , powstaj cych z inicjatywy
obywateli w celu samodzielnego rozwi zywania najrozmaitszych problemów spo ecznych.
Ideologia lokalizmu czy si z przekonaniem, e jest on zwi zany z demokracj , która jest jego
warunkiem. Wskazuje si , e znaczenie struktur lokalnych jest tym wi ksze, im mniejsza jest centralizacja
adzy politycznej i bardziej równomierny jej rozdzia (Starosta 1995: 19). W ich rozbudowie widzi si te
przeciwwag dla zagro demokracji, jakie niesie ze sob biurokracja.
W ideologii lokalizmu mie ci si okre lony model spo eczno ci lokalnej. Przekszta cenie zbiorowo ci
terytorialnych w spo eczno ci lokalne nie mo e by powrotem do tradycyjnych spo eczno ci, na które z
oczywistych wzgl dów nie ma miejsca w warunkach wspó czesnych. Modelem spo eczno ci lokalnej,
cej wspólnot podobnie jak spo eczno tradycyjna, lecz funkcjonuj cej na ca kowicie odmiennych
zasadach odpowiadaj cych nowoczesno ci, jest lokalna spo eczno samorz dowa.
Jest to taka spo eczno , dla której przestrze i terytorium s naturaln podstaw dobrowolnego
zrzeszania si . Jest to spo eczno otwarta, nie stawiaj ca przeszkód nap ywowi nowych ludzi do danego
uk adu lokalnego i odp ywowi z niego dotychczasowych jego cz onków. Dobrowolne stowarzyszenia i
zrzeszenia s w niej rozbudowane. Poprzez nie cz onkowie spo eczno ci uczestnicz w rozmaitych sferach
ycia zbiorowego. Programy rozwojowe tworz obywatele i wspó pracuj ce z nimi lokalne stowarzyszenia i
organizacje. Lokalne elity w adzy s wy aniane przez procedury demokratycznych wyborów. Cz onków
spo eczno ci cechuje silna identyfikacja z miejscem zamieszkania i aktywny udzia w lokalnym yciu
politycznym (Starosta 1995: 102-106).
ROZDZIA XI
Naród
narodow od makrospo ecznych zbiorowo ci innego typu, jest niemo liwe. Jakiekolwiek bowiem by yby te
kryteria, zawsze mo na wskaza zbiorowo , która ich nie spe nia, a mimo to nikt nie ma w tpliwo ci,
e jest narodem. Jak stwierdzi jeden z polskich socjologów, „nie ma i prawdopodobnie nie b dzie
takiej definicji narodu, która pasowa aby do wszystkich grup, których cz onkowie uporczywie uwa aj
samych siebie za nale cych do jednego narodu i jako naród s postrzegani tak e przez ludzi nale cych
do innych grup tego rodzaju" (Szacki 1997a: 15-16).
Oczywi cie, jest to prawda dopóty, dopóki pragniemy zdefiniowa naród w kategoriach obiektywnych
cech, których posiadanie czyni dan zbiorowo narodem. Naród bowiem, co do czego panuje niemal po-
wszechna zgoda, to zjawisko ci le zwi zane ze sfer wiadomo ci, to samo ci, warto ci. To przede
wszystkim „organizacja uczu " (Jedlicki 1997: 60). Ju Max Weber pisa , e poj cie narodu nale y do
sfery warto ci, a to oznacza, i w pewnych grupach mo emy si spodziewa szczególnej solidarno ci
podczas ich zetkni cia z innymi grupami. Tak zbiorowo ci na poziomie makrospo ecznym jest naród. Jest
on przez jej cz onków postrzegany jako grupa w asna z wszystkimi tego konsekwencjami, znanymi
psychologii i socjologii (zob. Grupy w asna i obca, s. 197).
Je li próbuje si okre la naród za pomoc obiektywnych cech danej zbiorowo ci, kategoria narodu
staje si ma o, je eli w ogóle, odró nialna od kategorii spo ecze stwa. Nic w tym dziwnego, albowiem
naród jako zbiorowo w skali makrospo ecznej ma wszystkie cechy spo ecze stwa, chocia spo ecze stwo
nie ma wszystkich cech narodu. Nawet je li zachodzi aby (a jest to mo liwe) pe na zbie no mi dzy
zbiorem jednostek tworz cych spo ecze stwo a zbiorem jednostek tworz cych naród, to okre lenie tego zbioru
mianem spo ecze stwa kieruje uwag w zupe nie inn stron i ku innym kwestiom ni okre lenie go
narodem.
Spo ecze stwo nie budzi emocji. Z narodem wi si niezwykle silne uczucia. Dla narodu ludzie
oddaj w asne ycie i w imi narodu odbieraj je innym. Naród jest warto ci autoteliczn . Spo ecze stwo
ma warto instrumentaln jako forma organizacji ycia zbiorowego w obr bie jakiego terytorium. W
my leniu potocznym wyst puje intuicyjne odró nianie narodu i spo ecze stwa. Przyk adem mo e by
wypowied jednego z naszych parlamentarzystów, który stwierdzi , e „naród potrzebuje dobrze
wykszta conego spo ecze stwa".
W realnej rzeczywisto ci zakresy zbiorowo ci okre lanej mianem spo ecze stwa i mianem narodu
zazwyczaj krzy uj si . Spo ecze stwa s najcz ciej z one z cz onków ró nych narodów i grup etnicznych, a
cz onkowie jednego narodu wchodz w sk ad ró nych spo ecze stw.
Spo ecze stwo jest wielorako zró nicowan i cz sto rozdzieran konfliktami ca ci . Nie tylko
konfliktami o pod u ekonomicznym, ale
Rozdzia XI. Naród 241
równie narodowo ciowymi. Naród jest postrzegany jako jednolita ca , jako wspólnota, której wszyscy
cz onkowie s bra mi bez wzgl du na to, pod jak szeroko ci geograficzn yj i czym si zajmuj ; tak e
jako ca jednorodna etnicznie, chocia i w tym przypadku, podobnie jak w przypadku wszystkich
innych obiektywnych cech narodu, istniej znamienne wyj tki. Wszak trudno odmówi miana narodu
zró nicowanym etnicznie Amerykanom czy Szwajcarom. Niemniej poj cie narodu jest ci le zwi zane z
poj ciem etniczno ci i zbiorowo ci etnicznej, okre lanej najcz ciej mianem grupy etnicznej, chocia nie
spe nia ona wszystkich kryteriów grupy w cis ym, socjologicznym rozumieniu (zob. Ma e grupy jako
mikrostruktury spo eczne, s. 185).
2. Zbiorowo etniczna
Charakter zbiorowo ci etnicznej
Okre lenie obiektywnych cech decyduj cych o istocie zbiorowo ci etnicznej i etniczno ci jest nie mniej
trudne ni w przypadku narodu. Istot etniczno ci jest bowiem poczucie to samo ci grupowej i mocne
przekonanie o w asnej odr bno ci. Zbiorowo ci etniczne odznaczaj si spójno ci i s po czone siln
wi zi spo eczn , co sprzyja okre laniu ich mianem grup. Niekiedy mówi si te o nich jako o „etniach".
Istnieje powszechna zgoda, e rdzeniem etniczno ci jest wiadomo ostrego podzia u na my i oni. My,
wyposa eni w cechy szczególne, tylko nam ciwe i jaskrawo odró niaj ce nas od wszystkich innych. O
tym, jakie cechy zostan w odniesieniu do danej zbiorowo ci uznane za taki wyró nik, decyduj przypadki i
okoliczno ci. Mo e to by równie dobrze j zyk, jak religia, obyczaj, wygl d fizyczny etc. Wa ne jest jedynie
to, aby cechy te stanowi y niekwestionowan w asno danej zbiorowo ci i wyra nie j odró nia y od
innych, nawet, a mo e i zw aszcza, podobnych do niej pod wieloma innymi wzgl dami. Poczucie
etniczno ci rodzi si zawsze w sytuacji kontaktu mi dzygrupowego (Burszta 1998: 136).
Inn istotn cech zbiorowo ci etnicznych jest g bokie przekonanie o wspólnocie pochodzenia i
wi zach krwi cz cych ich cz onków. Konsekwencj tego przekonania jest postrzeganie etniczno ci jako
cechy naturalnej przypisanej jednostkom niezale nie od ich woli, podobnie jak p .
W literaturze po wi conej problematyce narodu i etniczno ci wyst puj rozbudowane charakterystyki
zbiorowo ci etnicznych. Anthony D. Smith, autor jednej z klasycznych prac z tego zakresu, wyró nia
nast puj cych sze sk adników etniczno ci (Smith 1986):
• Nazwa zbiorowo ci. Nazwa ma ogromne znaczenie symboliczne. W staro ytno ci, a tak e w
redniowieczu przypisywano jej niezwyk-
242 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
moc. Nazwanie kogo czy czego by o jednoznaczne z okre leniem istoty nazywanego obiektu. Bóg
ydów nie ma imienia, albowiem cz owiek, nie b c w stanie zrozumie jego istoty, nie ma prawa
nadawa Mu imienia.
• Przekonanie o wspólnym pochodzeniu. Stanowi nieod czny element etniczno ci. Legendy i mity
mówi ce o pocz tkach i pochodzeniu zbiorowo ci etnicznej okre laj jej miejsce i pozycj w wiecie. Daj c
wyja nienie jej pocz tków, uzasadniaj jej dalsze losy i okre laj przysz e przeznaczenia.
• Wspólne dzieje. Zbiorowo ci etniczne s zbiorowo ciami historycznymi, które maj w asne dzieje i
pami wspólnej przesz ci.
• asna, odr bna kultura. Cz onków zbiorowo ci etnicznej czy i odró nia od ludzi spoza niej
przede wszystkim w asna, specyficzna kultura. Mechanizm tego odró niania dzia a wedle wzoru
podobie stwa i ró nicy. Podkre la si upodobnienie cz onków danej zbiorowo ci pod wzgl dem tych
cech kulturowych, które ró ni ich od cz onków innych zbiorowo ci. Oczywi cie, w poszczególnych
zbiorowo ciach bywaj to ró ne cechy. Najcz ciej jest to j zyk i religia, ale mo e te by rodzaj ubioru, a
nawet diety.
• Zwi zek z okre lonym terytorium. Jest to zwi zek istotny g ównie w planie symbolicznym. Liczy
si nie terytorium jako miejsce zasobów surowcowych i jego materialne posiadanie, ale terytorium jako
„w asne miejsce na ziemi", z którym zwi zane s narodziny zbiorowo ci i istotne fragmenty jej dziejów.
Jest ono wi ojczyzn , do której mo na zawsze symbolicznie powraca , nawet je li w realnym wiecie
dana zbiorowo jest go pozbawiona i yje od wielu lat w rozproszeniu.
• Poczucie solidarno ci i to samo ci. Grup etniczn charakteryzuje znaczna spójno i silna wi
spo eczna w rozumieniu wi zi psychicznej.
Nie w ka dej zbiorowo ci etnicznej tak wyró nione sk adniki etniczno ci wyst puj wszystkie razem.
Ponadto w rozmaitych zbiorowo ciach waga ich bywa ró na. Jednak kszta towaniu si etniczno ci zawsze
towarzyszy tendencja do podkre lania tego, co nam jest wspólne i co ró ni nas od innych w tych wszystkich
sze ciu wymiarach. Je li w którym czego nie dostaje, d y si do jego uzupe nienia.
• Miejskie mniejszo ci etniczne. Przyk adem s Polacy w Chicago czy Nowym Jorku b te
Chi czycy lub Irlandczycy w dowolnym z miast ameryka skich czy Arabowie w Pary u.
• Ludy tubylcze, miejscowe. W tym przypadku mianem grupy etnicznej okre lane s ludy, które y na
jakim terytorium, zanim przybyli tam europejscy kolonizatorzy i osadnicy, na przyk ad Aborygeni w
Australii czy Indianie w Ameryce i Kanadzie.
• Kulturowo zró nicowane populacje pa stw b cych tworami kolonializmu.
• Protonarody. S to takie grupy, które maj swoich przywódców politycznych i ideologów oraz
do uzyskania w asnego pa stwa, co uwa a si za podstawowy wyznacznik ruchów narodowych. S
one te okre lane mianem narodów bez pa stwa (Burszta 1998: 135-136).
dla nich poparcie spo eczne. W tym momencie grupa etniczna wkracza na scen polityczn , co jednak wci
mo e godzi z lojalno ci wobec pa stwa, w którego granicach yje. Trzeci etap to przeciwstawienie si
temu pa stwu i danie niepodleg ci. W tym momencie mo emy ju mówi o narodzinach ruchu
narodowowyzwole czego i rozwini tej wiadomo ci narodowej.
Oczywi cie, nie zawsze zbiorowo ci etniczne przechodz (i musz przechodzi ) przez wszystkie te
etapy. O tym, które i kiedy je przeby y sta y si (b przejd i stan si ) narodami, a które nie, zale y w
ka dym poszczególnym przypadku od splotu wielu ró nych okoliczno ci. Z tego te powodu mo na
zasadnie twierdzi , e wspó czesna mapa narodów wiata jest dzie em wielu przypadków, jak równie , e
nie jest ona niezmienna i raz na zawsze dana.
Rozbie no w postrzeganiu swojego narodu da a o sobie zna w prowadzonych w Polsce badaniach pami ci spo ecznej.
Ujawni y one istnienie dwu odr bnych wzorów polskiej tradycji narodowej. Jeden by wzorem tradycji pa stwowej, w
którym centralnymi postaciami byli Boles aw Chrobry, Kazimierz Wielki, Józef Pilsudski. Drugi - wzorem tradycji
kultury polskiej, w którym centralnymi postaciami byli Miko aj Kopernik, Adam Mickiewicz, Fryderyk Szopen. Postacie
historyczne nale ce do ka dego z tych wzorów rzadko by y przez respondentów wskazywane jednocze nie jako
szczególnie przez nich cenione (Szacka, Sawisz: 1990). Dwoisto ta ujawni a si równie w badaniach CBOS-u
przeprowadzonych w 1988 roku na reprezentatywnej próbie doros ych mieszka ców Polski (Karpi ski 1999). Badanym
przedstawiano wiele okre le i mieli wybra te, które uwa aj dla siebie za wa ne. Okre lenie „jestem obywatelem
Polski" wybra o 80 procent, natomiast „jestem osob przywi zan do polskiej tradycji narodowej" 62 procent.
Zwa ywszy na to, e odsetek wyborów okre lenia „jestem Polakiem" wybra o 87 procent, wida wyra nie, e s takie
osoby, dla których „bycie Polakiem" oznacza bycie obywatelem, i takie, dla których oznacza przywi zanie do polskiej
tradycji narodowej, chocia dla znakomitej wi kszo ci oznacza jedno i drugie.
Dalsze badania prowadzone w latach dziewi dziesi tych XX wieku wykaza y, e „wspó cze ni Polacy stopniowo
odchodz w zakresie swojej identyfikacji narodowej od modelu wspólnoty kulturowej na rzecz wspólnoty obywatelskiej"
odzi ski 1999: 42).
nem, oznacza to, e ród em w adzy jest wspólnota spo eczna. T za trudno okre li , nie odwo uj c si do
jej kultury i historii (Rakowska-Harm-stone 1997: 117). Klasycznym przyk adem takiej drogi ukszta towania
si narodu jest Francja.
Te dwie drogi kszta towania si narodów sprawi y, e odró nia si dwa rodzaje narodów. Niekiedy
mówi si o nich jako o starych i nowych narodach, cz ciej jako narodach terytorialno-obywatelskich i
etniczno--genealogicznych te politycznych i etniczno-kulturowych. W odniesieniu do istniej cych
narodów rozró nienia te dotycz w gruncie rzeczy bardziej ich odmiennej przesz ci historycznej ni
wspó cze nie wyst puj cych mi dzy nimi ró nic. Niezale nie bowiem od przebiegu procesów
narodotwórczych w ich wyniku powstaj podobne do siebie ca ci. W ka dym narodzie wymiar kultury i
polityki ostatecznie wzajemnie si ze sob splataj i wspólnie zaczynaj okre la tre wiadomo ci
narodowej. W jednym przypadku nast puje polityzacja etniczno ci, w drugim za etnicyzacja polityczno ci,
kiedy to symbole w adzy pa stwowej i pa stwa (hymn, god o, flaga) staj si obdarzonymi adunkiem
emocjonalnym symbolami narodu. Ponadto naród nie mo e istnie bez rdzenia etnicznego. Je eli takiego
nie ma, musi by wynaleziony czy raczej odnaleziony (Smith 1986: 212), podobnie jak i jego si gaj ca w
mo liwie dalek przesz tradycja.
Ka dy z tych w tków, tak etniczno-kulturowy, jak i polityczny, chocia w rzeczywisto ci ci le ze sob
splecione, w ró nych narodach wyst puj z ró wyrazisto ci . S tak e akcentowane z ró si w po-
246 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
szczególnych teoriach narodu. W literaturze przedmiotu mo na znale zarówno czysto polityczne, jak i
czysto kulturowe teorie narodu. W pierwszych jako podstawowy warunek uznania zbiorowo ci za naród
uwa ane jest posiadanie przez jej cz onków pe ni praw obywatelskich, a sam naród jest uto samiany z
pa stwem narodowym. W drugich wymiar polityczny narodu jest lekcewa ony i naród uto samiany jest ze
wspólnot kultury symbolicznej i istnieniem w ród jego cz onków wiadomo ci narodowej w postaci
poczucia przynale no ci do okre lonej zbiorowo ci etnicznej. W tym ostatnim przypadku bywa, e do
uznania jakiej zbiorowo ci za naród wystarcza istnienie poczucia przynale no ci do tego rodzaju
wspólnoty w w skim kr gu jej elity spo ecznej.
Zró nicowane s tak e tre ci potocznej wiadomo ci narodowej. Inna jest nie tylko wiadomo
cz onków ró nych narodów, ukszta towanych odmienn drog , ale i wiadomo narodowa poszczególnych
cz onków tego samego narodu. Jedni postrzegaj swój naród w nierozerwalnym zwi zku z organizacj
pa stwow , inni widz go w niezale nych od polityki wymiarach etniczno ci i kultury (patrz: ramka na
poprzedniej stronie).
4. Naród a nowoczesno
W my leniu potocznym rozpowszechnione jest przekonanie, e podzia ludzko ci na narody jest czym nie
tylko oczywistym, ale i odwiecznym, a same narody w dzisiejszej postaci istniej „od zawsze". Takiemu
przekonaniu sprzyja to, e istotnym elementem to samo ci narodowej jest wiadomo wspólnych dziejów.
Posiadanie d ugiej przesz ci jest traktowane jako mocny argument na rzecz politycznej niezale no ci
danej grupy etnicznej. Ponadto daleko w przesz si gaj ce dzieje zbiorowo ci dodaj jej splendoru.
Powo ywanie si przez naród na swoj przesz utwierdza w nim przekonanie o odwieczno ci jego
obecnej postaci.
Przekonanie to jest ca kowicie sprzeczne z tym, co twierdz wspó czesne teorie narodu. Mówi one, e
narody i ideologie narodowe s zjawiskiem stosunkowo m odym. Rozwin y si w Europie Zachodniej, w
epoce zwanej nowoczesn , która rozpocz a si wraz z osiemnastowieczn rewolucj francusk i
dziewi tnastowieczn rewolucj przemys ow . W ród przedstawicieli nauk spo ecznych pogl d ten zyskuje
coraz wi cej zwolenników. Jak stwierdza historyk polski, „historiografia europejska rezygnuje dzi z
poj cia «pa stwo narodowe» w odniesieniu do redniowiecza i czasów nowo ytnych". Jednocze nie
dodaje: „Nikt jednak nie kwestionuje, e struktury w adzy silnie wp ywa y na kszta towanie si
wiadomo ci narodowej" (M czak 1996a: 9).
Rozdzia XI. Naród 247
Nikt, kto wi e powstanie narodów z europejsk nowoczesno ci , nie twierdzi oczywi cie, e narody
powsta y nagle albo e zosta y powo ane do ycia w sposób ca kowicie dowolny. Wszyscy zgadzaj si , e
powstanie narodów to wynik d ugotrwa ych procesów historycznych, w których toku ukszta towa y si
zbiorowo ci ostatecznie okre laj ce si i okre lane jako narody. Równie wiadomo narodowa nie
powsta a nagle i z niczego. Co wi c sprawi o, e narody sta y si w epoce nowoczesnej charakterystyczn dla
niej form zbiorowej to samo ci, a tak e - jak to formu owa Stanis aw Ossowski - g ównymi sk adnikami
spo ecznej struktury wiata (Ossowski 1967b: 239). Tak te , dodajmy, zacz y by powszechnie postrzegane.
Z procesami modernizacyjnymi towarzysz cymi narodzinom spo ecze stwa przemys owego czy o
si wiele zmian tak w sferze stosunków spo ecznych, jak i wiadomo ci (zob. Typy spo ecze stw, s. 100).
Zmiany te sprzyja y krystalizowaniu si wiadomo ci poszczególnych zbiorowo ci jako wiadomo ci
narodowych i przydawa y znaczenia tego rodzaju to samo ciom. Uczeni wyró niaj pi rodzajów tych
zmian.
• Zniesienie sztywnych podzia ów stanowych, zrównanie wszystkich wobec prawa i przekszta cenie
ich w obywateli ciesz cych si , przynajmniej potencjalnie, pe ni praw obywatelskich. (Potencjalnie,
albowiem w wielu krajach europejskich d ugo obowi zywa cenzus maj tkowy, nie mówi c o
kobietach, które w wi kszo ci pa stw europejskich uzyska y prawa wyborcze dopiero w latach
trzydziestych ubieg ego wieku, a w Szwajcarii dopiero w 1971 roku - zob. Kobiety jako przedmiot zainte-
resowania nauk spo ecznych, s. 347). Postrzeganie narodu jako wspólnoty, której wszyscy cz onkowie s
bra mi, nie jest mo liwe bez jakiego oparcia w rzeczywisto ci.
Znikni cie okre lonych prawem podzia ów stanowych mia o dodatkowy skutek. Wraz z nimi znikn
konkurencyjny wobec to samo ci narodowej wymiar samookre lania si jednostek i poczucia ich
to samo ci. Dopóki istnia y stany, by o si przede wszystkim szlachcicem, mieszczaninem albo ch opem.
Dla polskiego szlachcica polski ch op czy nawet mieszczanin by znacznie bardziej „obcy" ni szlachcic
hiszpa ski b francuski, a ju na pewno litewski.
• Modernizacja wi za a si z upowszechnianiem o wiaty i wzrostem pi mienno ci. Rozszerzanie si
kr gu ludzi uczestnicz cych w jednej i tej samej kulturze symbolicznej sprzyja o dalszemu ujednolicaniu i
zespalaniu si zbiorowo ci. Procesy spontaniczne wspierane by y odgórnym administracyjnym przymusem.
We Francji dziadkowie dzisiejszych Breto czyków pami taj jeszcze napisy na podwórkach szkolnych:
„Zabrania si plu i mówi po breto sku" (Kruczkowska 1999).
• Przemiany, jakie nios a ze sob rewolucja przemys owa, powodowa y ruchliwo przestrzenn
ludzi i wzrost migracji ze wsi do miasta.
248 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Oznacza o to, e coraz wi cej ludzi, porzucaj c wspólnot spo eczno ci lokalnej oraz wiat grup
pierwotnych i stosunków osobowych, przechodzi o do wiata organizacji formalnych i stosunków
rzeczowych. W takim wiecie niezaspokojona pozostawa a elementarna ludzka potrzeba przynale no ci
do zbiorowo ci z onej ze swoich i daj cej poczucie zakorzenienia. Jak pisze historyk polski, „ludzka
potrzeba przynale no ci do rozpoznawalnej, d ugowiecznej wspólnoty, która nie rodzi si i nie umiera
wraz ze mn , i mocno z ni zwi zana potrzeba uznania albo szacunku, dumy i godno ci, zdaj si
niezbywalnym atrybutem naszej spo ecznej natury. I tak ju jest, e w czasach rosn cej ruchliwo ci ludzi
porzucaj cych rodzinn wie i mieszania si spójnych kiedy spo eczno ci etnicznych afiliacja narodowa
sta a si w naszej cywilizacji najskuteczniejsz , cho przecie nie jedyn form zaspokojenia tych potrzeb"
(Jedlicki 1997: 60-61).
Rozpad dawnych wi zi spo ecznych stworzy puste miejsce i tym samym warunki dla powstania wi zi
nowego typu cz cej cz onków szczególnego rodzaju zbiorowo ci - narodu. Osobliwo ci narodu jest to,
e -b c zbiorowo ci w skali makrospo ecznej - przybiera charakter grupy w asnej. Chocia jego
cz onkowie nie znaj si osobi cie, zwi zki mi dzy sob postrzegaj jako zwi zki o charakterze
ciwym grupie pierwotnej.
Ten rodzaj postrzegania wi zi narodowej wzmacniany jest w procesie socjalizacji. Jednym z jej
elementów jest rozszerzanie sentymentów zwi zanych z najbli szym otoczeniem i w asn rodzin na
makrospo eczn zbiorowo narodow . S temu metafory „ojczyzny-matki", „rodaków--braci",
kojarzenie ojczyzny z „domem rodzinnym", nazywanie Polski krajem „rodzinnym" etc. Znany, powsta y
jeszcze w XIX wieku wiersz zaczynaj cy si od s ów: „Kto Ty jeste ? - Polak ma y", uczy, e na pytanie:
„Gdzie mieszkasz?", odpowied ma brzmie : „Mi dzy swemi".
• Procesom modernizacyjnym towarzyszy laicyzacja spo ecze stwa i zaw anie si zwi zanej z
religi sfery sacrum. Pozostawia to niedosyt, który mo e zaspokaja i zaspokaja naród. Jak pisze Seton-
Watson, nacjonalizm sta si namiastk religii i naród zacz by pojmowany przez nacjonalistów na
podobie stwo boga (Seton-Watson 1977).
Wielu badaczy zwraca uwag na religijne zabarwienie ideologii narodowej i zwi zanej z narodem
sfery postaw i zachowa . wi ta narodowe i ich obchody wzorowane s na wi tach i obchodach
religijnych. Wobec symboli narodowych obowi zuje postawa szczególnej czci, a potraktowanie ich w
sposób jej pozbawiony uwa ane jest za profanacj , podobnie jak to jest w przypadku symboli religijnych.
• W wielorako zró nicowanym wiecie, w którym cz owiek nale y do wielu rozmaitych grup i
pe ni wiele ró nych ról, chwiejne jest jego poczucie to samo ci. Jednym ze stabilizuj cych je
elementów sta a si
Rozdzia XI. Naród 249
rola zawodowa. Jednak w coraz szybciej zmieniaj cym si wiecie, do którego przystosowanie wymaga
nabywania wci nowych specjalizacji, zachwianiu ulega równie to samo zwi zana z rol zawodow .
Kiedy ju nikt nie wie, kim jest, to samo narodowa pozwala wyj z tego chaosu.
Pierwszoplanowe miejsce to samo ci narodowej ukaza y wspomniane ju badania przeprowadzone w Polsce przez OBOP
w 1988 r. Okre lenie „jestem Polakiem" by o wybierane najcz ciej (87 proc), nieco cz ciej nawet ni okre lenia takich
podstawowych to samo ci jak „jestem on /m em" (85 proc.) i „jestem m czyzn /kobiet " (83 proc.) (Karpi ski 1999).
pie wzoru pa stwa narodowego, wyst pi a po drugiej wojnie wiatowej i by a rezultatem dekolonizacji
Azji i Afryki.
Trzeci fal ruchów narodowych mo emy obserwowa wspó cze nie. Pojawi y si wraz z upadkiem
panowania komunistycznego w wielonarodowych pa stwach. Dramatyczne przejawy tych ruchów
widzieli my na terenie by ej Jugos awii oraz w niektórych republikach dawnego Zwi zku Radzieckiego
(Czeczenia). W innych jego cz ciach d enie do samodzielno ci poszczególnych republik zaznacza si te
wyra nie, chocia nie tak dramatycznie.
Wspó cze nie pragnienie w asnego pa stwa przejawia coraz cz ciej i to coraz mniejszych
zbiorowo ci. Wedle ustale Organizacji Narodów Zjednoczonych, gdyby wszystkie grupy etniczne w skali
wiata uzyska y pe niepodleg , przed budynkiem ONZ trzeba by powiesi pi tysi cy odr bnych
flag (Burszta 1998: 143).
Dla niektórych jest to powa ny, budz cy niepokój problem; niepokoj si mo liwo ci destabilizacji
obecnej równowagi politycznej wiata, jak równie tym, e s to cz sto zbiorowo ci zbyt ma e, aby mog y
uczestniczy w mi dzynarodowym wspó zawodnictwie w roli samodzielnych podmiotów (Rakowska-
Harmstone 1997).
czucie odr bno ci, ale i ostry antagonizm. Podobnie ostry antagonizm wyst puje w Belgii mi dzy
Walonami i Flamandami.
Jest jeszcze trzecia mo liwo , której przyk adem jest Francja. We francuskim narodzie obywatelskim
zrodzonym wraz z rewolucj , regionalne ró nice kulturowe i zwi zane z nimi niech ci mimo usilnych
stara nie uleg y zatarciu, a co najwy ej wyciszeniu i u pieniu. Normandia, Bretania, Prowansja,
Okcytania, nie mówi c ju o kraju Basków, nigdy nie utraci y poczucia odr bno ci. W ostatnim
dziesi cioleciu to samo ci regionalne zacz y o ywa . Rozbudowano lokalne uczelnie, powo ano Akademi
zyka Baskijskiego, powsta y Rady Kulturalne Kraju Basków i Bretanii, a tak e Instytut Studiów Okcytanii.
W 1999 roku Francja podpisa a Europejsk Kart J zyków Regionalnych i Mniejszo ciowych. Jest to rów-
noznaczne z uznaniem, e francusko mo e by wyra ana nie tylko po francusku, ale tak e po
korsyka sku czy breto sku.
Wyrazem akceptacji ró nic regionalnych jest uchwalona w 1992 roku Europejska Karta J zyków
Regionalnych i Mniejszo ciowych. W 95 punktach zobowi zuje ona rz dy do zagwarantowania nauki
zyka regionalnego w szko ach pa stwowych, dwuj zyczno ci w s dach i urz dach, wspomagania
rozwoju kultury w miejscowym j zyku. Decyzje, których j zyków ma to dotyczy i które tym samym maj
by uznane za cz dziedzictwa j zykowego narodu, pozostawiono poszczególnym pa stwom.
Sygnatariusze nie musz wprowadza w ycie wszystkich jej punktów, mog ograniczy si do 35 z nich.
Do roku 2000 Kart podpisa o ponad dwadzie cia pa stw europejskich (Kruczkowska 1999; Janusz, Bajda
2000).
• Pa stwa narodowe, b ce realizacj d do suwerenno ci grup etnicznych uzyskuj cych
wiadomo narodow , powstawa y cz sto na obszarach, na których zamieszkiwa y, i to od dawna, tak e
inne grupy etniczne. Bywa o i tak, e w rezultacie porozumie mi dzynarodowych granice mi dzy
pa stwami zostawa y wykre lone w sposób, który nie pokrywa si z granicami ziem zamieszka ych przez
cz onków s siaduj cych narodów. W rezultacie cz ich znajdowa a si na terytorium s siedniego pa stwa.
W tego rodzaju sytuacjach zbiorowo ci odmienne etnicznie od dominuj cej zbiorowo ci narodu
pa stwowego okre lane s najcz ciej mianem mniejszo ci narodowych. Jest to wyrazem akceptacji
tego, e cz obywateli danego pa stwa przynale y do innego narodu. Mniejszo ci narodowe skupione s
najcz ciej na terenach przygranicznych. Ich cz onkowie maj zazwyczaj silne poczucie odr bno ci i
rozwini wiadomo narodow , wspieran kontaktami z macierzystym krajem.
Prawa mniejszo ci chronione s przez pakty i organizacje mi dzynarodowe. Problem stosunku do
mniejszo ci narodowych pojawi si w okre-
252 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
sie mi dzywojennym, kiedy to traktat wersalski powo do ycia wiele nowych pa stw, silnie
zró nicowanych narodowo ciowo (w Polsce mniejszo ci narodowe stanowi y 31 proc. ludno ci). W tej
sytuacji pojawi o si donios e pytanie: „Czy nowe b gruntownie przeobra one organizmy pa stwowe
stan si wspóln ojczyzn ca ej ludno ci, która w cz ci wbrew w asnej woli znalaz a si w granicach
tych krajów, czy te jako pa stwa narodowe zostan ziemiami ojczystymi wi kszo ci narodowych, to
znaczy narodów pa stwowych, li tylko toleruj cych pozosta ych wspó obywateli nale cych do grup
mniejszo ciowych?" (Chlebowczyk 1989: 428).
Ochrona prawa mniejszo ci mo e by interpretowana dwojako:
Po pierwsze, jako ochrona przed represjami i dyskryminacj jednostek ze wzgl du na ich przynale no
narodow , która nie wyklucza polityki asymilacyjnej, nawet agresywnej.
Po drugie, jako ochrona warunków umo liwiaj cych zachowanie to samo ci narodowej danej
mniejszo ci.
Zazwyczaj przedstawiciele narodu panuj cego s zwolennikami pierwszej interpretacji praw mniejszo ci,
natomiast przedstawiciele mniejszo ci narodowych - drugiej. Ci ostatni nie maj ochoty na asymilacj i
dopominaj si o nauczanie w asnego j zyka w szko ach, a nawet o szko y we w asnym j zyku, o
dwuj zyczno urz dów na zamieszka ych przez siebie terenach i dwuj zyczne nazwy miejscowo ci.
Zazwyczaj nie przeszkadza to im by lojalnymi obywatelami pa stwa, w którego granicach yj . Bywa, e
uczestnicz w jego yciu politycznym, maj c swoje partie i swoich pos ów w parlamencie (na przyk ad w
Polsce ma ich mniejszo niemiecka).
• Znaczne zró nicowanie rynków pracy w poszczególnych krajach, istnienie pa stw naruszaj cych w
sposób drastyczny prawa cz owieka oraz atwo przenoszenia si z miejsca na miejsce sprzyjaj
ruchliwo ci ludzi. Wielu z nich porzuca swój kraj i rusza w wiat, b to w poszukiwaniu
bezpiecze stwa, b lepszych warunków ycia. W wielu krajach europejskich pojawiaj si coraz
liczniejsi imigranci, którzy cz sto w sposób jaskrawy ró ni si od ludno ci rodzimej. Ró ni si kultur ,
religi , a bywa, e i wygl dem (na przyk ad Turcy w Niemczech). Najcz ciej wykonuj najni ej
kwalifikowane i najgorzej op acane prace, których rdzenni mieszka cy nie maj ochoty podejmowa .
Imigranci maj ró ny stosunek do kraju nowego osiedlenia. Jedni z nich pobyt w nim traktuj jako
tymczasowy i maj zamiar powróci do w asnej ojczyzny po zgromadzeniu rodków pozwalaj cych na
dostatniejsze w niej ycie. Inni nie my o powrocie. Ci, którzy nie chc wraca do w asnego kraju, pragn
uzyska obywatelstwo pa stwa, w którym mieszkaj . Jednak e pragnieniu temu towarzyszy ch
zmiany w asnej
Rozdzia XI. Naród 253
to samo ci, stopienia si z narodem, w ród którego yj , i pe nej asymilacji kulturowej. Inni natomiast
pragn równouprawnienia politycznego w postaci obywatelstwa danego pa stwa przy jednoczesnym
zachowaniu w asnej to samo ci etnicznej.
Pa stwa cz sto broni si przed stabilizowaniem enklaw etnicznych powstaj cych w rezultacie nap ywu
imigrantów. Czyni to, obwarowuj c uzyskiwanie obywatelstwa ró nymi warunkami, niekiedy trudnymi
do spe nienia. Jednak nie likwiduje to problemu, albowiem nawet nie maj c obywatelstwa, imigranci latami
przebywaj legalnie w kraju osiedlenia i z ka dym rokiem coraz mocniej w nim si zakorzeniaj . Chc c nie
chc c, wspó czesne pa stwa europejskie stopniowo przeobra aj si w pa stwa wieloetniczne.
O zbiorowo ciach etnicznych, powsta ych w rezultacie nap ywu emigrantów, mówi si czasem jako o
grupach etnicznych, czasem jako o mniejszo ciach narodowych.
Panuj tendencj jest uznawanie za mniejszo ci narodowe takie mniejszo ci, które uto samiaj si z
narodem maj cym w asne pa stwo, a pozosta e - za etniczne.
• Czwarty, bardzo specyficzny wzór wieloetniczno ci wyst puje w Stanach Zjednoczonych Ameryki. W
przypadku mniejszo ci narodowych czy imigranckich grup etnicznych w pa stwach europejskich
wszystkie one istniej obok jakiej dominuj cej wi kszo ci narodowej, której prymat uzasadnia
historia. Dzieje wskazuj , e to ona od ich zarania yje na tym obszarze i ona przed wiekami
stworzy a pa stwo lub w czasach pó niejszych uzyska a je dzi ki zdeterminowanemu d eniu do
niepodleg ci. Wi kszo ta okre la charakter pa stwa narodowego (francuskie, polskie, niemieckie etc.) i
uwa a, e jest ono, a w ka dym razie powinno by jej i tylko jej w asno ci . Mniejszo ci narodowe i od-
mienne grupy etniczne traktuje jako „obcych", którzy z racji tej obco ci musz by jej podporz dkowane, a
ich prawa mog pochodzi tylko z jej nadania.
Specyfika USA polega na tym, e jest to kraj samych imigrantów. Rdzenni mieszka cy, Indianie,
zostali b wyt pieni, b zamkni ci w rezerwatach. Kraj zasiedlili przybysze z ró nych cz ci wiata,
ównie z Europy i Afryki. Byli wyznawcami rozmaitych religii, mówili ró nymi j zykami i mieli ró ne
obyczaje, a nawet kolory skóry. Wszyscy koniec ko ców stali si obywatelami tego samego pa stwa.
dzono ongi , e z biegiem czasu ca a ta mieszanka grup etnicznych stopi si w jedn ca w tyglu
pa stwa ameryka skiego. Czas pokaza , e obraz Ameryki jako tygla (melting-pot) jest fa szywy. W ostatnich
dziesi cioleciach okaza o si , e odr bno ci etniczne nie tylko nie s abn , ale zaczynaj by uwa ane za
warto i u przedstawicieli ró nych grup etnicz-
254 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
nych o ywa zainteresowanie w asnymi korzeniami. W rezultacie przestano mówi o „tyglu", a zacz to o
„mozaice".
Dla Stanów Zjednoczonych charakterystyczne jest to, e ywej wiadomo ci etnicznej poszczególnych
grup towarzyszy wspólna ameryka ska wiadomo narodowa. USA s przyk adem narodu
wieloetnicznego. Ameryka ska wiadomo narodowa to w znacznej mierze wiadomo przynale no ci
do pa stwa, które jest przez jego obywateli postrzegane (mniej lub bardziej prawdziwie) jako przyk ad
demokracji doskona ej, jako rzecznik i obro ca demokracji oraz sprawiedliwo ci na ca ym wiecie.
Tradycja narodu ameryka skiego b ca podstaw takiej jego wiadomo ci to tradycja kszta towania tej
demokracji. Ale nie tylko. To równie tradycja pionierów w trudzie i znoju zagospodarowuj cych coraz
dalsze i dziksze tereny mi dzy Atlantykiem a Oceanem Spokojnym. To tak e wiara w istnienie
specyficznie ameryka skiego zespo u warto ci, do których nale y indywidualizm, przedsi biorczo ,
sukces, konkurencja. To tak e pewne elementy kultury masowej, które symbolizuj Ameryk , takie jak
hamburgery i coca-cola. W Stanach Zjednoczonych nad ró nicami etnicznymi nadbudowana zosta a i
nadbudowa a si warstwa wspólnej kultury symbolicznej, w której centrum znajduj si wprawdzie
warto ci polityczne, ale nie wype niaj ca ej jej przestrzeni.
Obywatele tego kraju, b c Amerykanami, nie wyrzekaj si swojej etniczno ci. S Hiszpano-
Amerykanami, Polako-Amerykanami, Szwedo-- Amerykanami czy te Afrykano-Amerykanami. Chocia
przybyli z najrozmaitszych zak tków wiata i wiele ich ró ni, czy ich wiara w to, e razem stworzyli
Ameryk i okre lili jej kszta t wspó czesny. Wierze tej nie przeszkadza fakt, e zró nicowanie etniczne jest
jednym z istotnych wymiarów nierówno ci spo ecznych w USA. Szczyt etnicznej hierarchii zajmuj tak
zwani WASP {White Anglo-Saxon Protestant), czyli biali anglosakso scy protestanci.
Zespoleniu zbiorowo ci etnicznych w USA sprzyja to, e nie tworz w tym kraju rozleg ych i zwartych
jednostek terytorialnych. Wag tego czynnika uzmys awia przyk ad Kanady podzielonej na cz
angielsk i francusk . Francuski Quebec ma bardzo wyra ne poczucie odr bno ci i wyst puj tam silne
tendencje separatystyczne wraz z d eniem do utworzenia w asnego pa stwa.
Konflikty etniczne
Mozaiki narodowo ciowe i etniczne wspó czesnych organizmów pa stwowych s potencjalnym ród em
ró nego rodzaju konfliktów, które staj si pod em ruchów narodowych. W XX wieku ruchy te sta y
Rozdzia XI. Naród 255
si pot si polityczn i podstawowym ród em zaburze , cz sto gwa townych i krwawych, tak w
poszczególnych pa stwach, jak i na wiecie. Wiele wskazuje na to, e nie inaczej b dzie i w nast pnym
stuleciu.
Sk ada si na to wiele powodów. Podstawowa przyczyna tkwi w tym, e z odr bno ciami etnicznymi
wi si silne emocje towarzysz ce wszelkim podzia om na „swoich" i „obcych". Emocje te atwo si
rozpalaj i nietrudno je wznieca . Jest to tym atwiejsze, im ostrzej zarysowana jest granica mi dzy „swoimi"
a „obcymi", to jest im wi cej przeciwie stw zbiega si po obu jej stronach. „Fundamentem pokojowych
stosunków religijnych i j zykowych w pa stwie szwajcarskim jest fakt, e granice polityczno-
administracyjne, j zykowe i wyznaniowe wzajemnie si ze sob krzy uj " - pisze szwajcarski historyk
(Altermatt 1997: 102).
Emocje te rozpalaj si najcz ciej w toku walki yj cych w jednym pa stwie ró nych grup etnicznych
o dost p do zasobów i przywilejów, a tak e o utwierdzenie swojej hegemonii lub poszerzenie autonomii.
Mo e to ostatecznie doprowadzi do rozpadu pa stwa. Czy do tego dojdzie, w du ej mierze zale y od
polityki pa stwa. Cytowany historyk szwajcarski twierdzi, e w unifikuj cym pa stwie centralistycznym
narody przejawiaj tendencje od rodkowe, natomiast je eli w pa stwie zostaje wprowadzona konstytucja
federalistyczna - do rodkowe (Altermatt 1997: 103).
Uczucia wrogo ci mi dzy zbiorowo ciami etnicznymi s tak e rozpalane przez cz sto pozbawionych
skrupu ów polityków, w których r kach staj si pot broni . Wykorzystuj oni etniczne symbole i emo-
cje dla uzyskania i umocnienia swojej w adzy politycznej. Jest to tym atwiejsze, e bardzo cz sto wspólnoty
etniczne maj powody, by czu si pokrzywdzone przez tych b innych „obcych". Czasami ich krzyw-
dy s krzywdami doznanymi w przesz ci, kiedy indziej s wynikiem dyskryminacji wspó czesnej, a
bywa, e w jednym i drugim przypadku s krzywdami wyimaginowanymi, co nie przeszkadza, e s
równie ywo odczuwane jak krzywdy rzeczywiste (Rakowska-Harmstone 1997: 118).
Wiele najnowszych bada problematyki etniczno ci wskazuje, e elity walcz ce o w adz , presti i
pieni dze szukaj poparcia (i znajduj je) w zbiorowo ciach etnicznych i narodowych. W wiecie, w
którym trudno jest zdoby dost p do ograniczonych zasobów, natomiast atwo si komunikowa , etniczne
symbole i rozró nienia nadaj si do wykorzystywania na rzecz mobilizowania do realizacji partykularnych
celów i koordynacji interesów. Pozwalaj skupia ró nych ludzi pod jednym sztandarem (Smith 1986: 9).
256 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Od pa stwa do narodu
W pocz tkowej fazie tworzenia si narodu w obr bie pa stwa wyst puj trzy procesy, które w ka dym
indywidualnym przypadku maj ró ny przebieg i ró ne tempo, a tak e najrozmaiciej si na siebie
nak adaj i ze sob splataj :
• Kszta towanie si zbiorowo ci ponadplemiennej i ponadregionalnej w obr bie okre lonego
terytorium, którego granice s pocz tkowo niewyra ne, a kiedy si ju ustal , to nigdy raz na zawsze.
Zmieniaj si wskutek ró nych posuni politycznych i wojen z s siadami, w których rezultacie zostaj
przy czane jakie nowe ziemie b tracone dotychczas posiadane.
• Kszta towanie si wiadomo ci przynale enia do takiej zbiorowo ci, której istot postrzega si wci
jako tak sam niezale nie od zmiany granic nale cego do niej terytorium.
• Kszta towanie si okre le odnoszonych do tego typu zbiorowo ci, pojawianie si poj cia narodu oraz
historyczne przemiany jego tre ci, jak równie tre ci wiadomo ci narodowej.
W kszta towaniu si narodu polskiego pod politycznym dachem pa stwa mo na wyró ni trzy okresy:
• powstania pa stwa i kszta towania si szlacheckiej rzeczypospolitej do ko ca XVI wieku,
• rozkwitu rzeczypospolitej szlacheckiej,
• prób reformy ustroju pa stwa u schy ku XVIII wieku w sytuacji zagro enia jego niepodleg ego bytu.
Powstanie pa stwa i kszta towanie si szlacheckiej rzeczypospolitej. Pocz tkiem Polski historycznej
jako ca ci ponadplemiennej by o pa stwo Mieszka I, który zjednoczy znaczn cz ziem mi dzy
Wis
Rozdzia XI. Naród 257
a Odr . Od nazwy jednego z zamieszkuj cych je plemion, Polan, wzi a si nazwa: Polska.
W 966 roku Mieszko przyj chrzest. Chrzest w adcy oznacza przyj cie chrze cija stwa przez kraj, w
którym panowa i który zgodnie z ówczesnymi normami uwa any by za jego w asno . Jego syn i
spadkobierca, Boles aw Chrobry, zosta uznany przez cesarza Ottona III za w adc chrze cija skiego godnego
korony, któr otrzyma pó niej z r k papie a. Oznacza o to uznanie suwerenno ci nowego pa stwa. Oba te
wydarzenia wyznaczy y miejsce Polski na mapie chrze cija skiej Europy.
Przyj cie przez Polsk chrze cija stwa w zachodniej, rzymskiej, a nie wschodniej, bizantyjskiej wersji
zwi za o j z kr giem kultury europejskiej. Jednak e nie tylko na tym polega znaczenie tego aktu. Wprowa-
dzenie do Polski chrze cija stwa oznacza o pojawienie si nowego elementu wi cego j w ca . W ród
ludzi jednej wiary powstawa y warunki do ujednolicania si obyczajów, systemów warto ci i wizji wiata.
Chrze cija stwo oznacza o te pojawienie si na ziemiach polskich ko cielnego, scentralizowanego systemu
organizacyjnego. Chrystianizacja Polski by a d ugim procesem, który w wieku XIII uleg gwa townemu przy-
spieszeniu, a parafia sta a si podstawow jednostk terytorialn (Samsonowicz 1996: 41).
Wprawdzie wczesne pa stwo polskie by o w asno ci w adcy, ale aden z nich nie móg rz dzi bez
wsparcia ludzi, którzy razem z nim brali udzia w wyprawach wojennych i uczestniczyli w rozszerzaniu
granic pa stwa, a tak e pomagali mu w tworzeniu jego wewn trznej organizacji. Rodzi o to w ród nich
poczucie, e pa stwo jest tak e ich w asno ci . Pochodzili oni nie tylko z jednego plemienia Polan
(Samsonowicz 1996: 19).
Do powstawania wi zi pa stwowej jako wi zi ponadplemiennej w sposób znacz cy przyczynia y si
opowie ci o dawniejszych wyprawach wojennych, wyczynach i dokonaniach. Na prze omie XI i XII wieku
powsta a pierwsza pisana kronika Galia Anonima, w której opowie o wydarzeniach zwi zanych z
rodowodem Polaków u ona zosta a w ci g chronologiczny. Pojawi a si historia, a wraz z ni nowy rodzaj
wi zi grupowej w postaci wspólnej przesz ci oraz uprawomocnienie pa stwa nie tylko w przestrzeni, ale
i w czasie.
W wieku XII zbiorowo pa stwow cementowa a ju wspólna dynastia, wspólna wielka historia i
wspólne prawo (Samsonowicz 1996: 29).
Proces konsolidacji pa stwa zosta przerwany w ko cu XIII wieku przez rozbicie dzielnicowe i
podzia kraju na wiele ksi stw. Po blisko stu latach zadanie ich zjednoczenia i ponownej budowy pa stwa
zosta o podj te przez W adys awa okietka i kontynuowane przez jego nast pców.
258 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Jaki ostateczny kszta t terytorialny b dzie mia o pa stwo polskie, a w konsekwencji, z jakich
zbiorowo ci ukszta tuje si naród polski, nie by o z góry przes dzone. Nie tylko nie by o wiadomo, czy
ksi stwa skie i pomorskie stan si cz ci Polski, czy te zachowaj odr bno i ukszta tuj si w
nich odr bne narody, ale równie niejasna by a przysz Mazowsza, dzi postrzeganego jako serce Polski.
Mazowsze, chocia ho downiczo zwi zane z królem Polski, d ugo utrzymywa o swoj odr bno .
By a ona tak wielostronna i tak daleko posuni ta, e historycy mówi wr cz o „przes ankach tworzenia si
narodu mazowieckiego" (Samsonowicz 1989). Mazowsze mia o „odr bny byt pa stwowy, odmienne
kszta ty gospodarki, inn ni Korona struktur spo eczn , w asne prawa, obyczaje, nawet odr bny dialekt.
Dla Mazurów by y to czynniki utrzymuj ce ich poczucie odr bno ci [...]. Dodatkowym czynnikiem
separatyzmu by [...] pogardliwy stosunek mieszka ców innych ziem polskich". Wprawdzie panowie
wielkopolscy i ma opolscy uwa ali Mazowsze za cz polskiego królestwa, ale dla „dalszych s siadów -
mieszka ców Prus Królewskich, Litwy, tak e dla W gier, Krzy aków, cesarza - Mazowsze by o krajem
odr bnym, ró nym od Polski" (Samsonowicz 1994: 242).
Wcielenie Mazowsza do Korony nast pi o dopiero w 1526 roku. Mazowsze przysta o na zjednoczenie w
zamian za dopuszczenie jego mieszka ców o niejasnej pozycji mi dzy rycerstwem a ch opstwem do przy-
wilejów, jakimi cieszy a si w Koronie szlachta (w innych cz ciach Polski ludzie o podobnej pozycji zasilali
najcz ciej stan ch opski). W ten sposób proces tworzenia si odr bnego narodu mazowieckiego zosta
przerwany (Samsonowicz 1994: 242).
W XV i XVI wieku jest ju w Polsce wiadomo jednego „cia a królestwa polskiego" istniej cego ponad
podzia ami etnicznymi i regionalnymi. Do „cia a" tego si nale o i w konsekwencji by o Polakiem ze
wzgl du na zamieszkiwanie na jego terytorium i podleganie w adzy jego królów. (Pewien drukarz
niemieckiego pochodzenia nazywa siebie „Polakiem wmieszkanym"; Tazbir 1998: 101). Takie rozumienie
„bycia Polakiem" nie przeszkadza o jednoczesnemu identyfikowaniu si ze wspólnotami regionalnymi, a
nawet etnicznymi. Znanym i cz sto cytowanym przyk adem jest pewien szesnastowieczny kanonik, który
zwyk by podpisywa si jako natione Polonus, gente Ru henus, origine Judaeus (Tazbir 1998: 92).
Równie cz sto cytowany jest Dymitr Solikowski, który w 1573 roku pisa : „W królestwie spólnym siedzi
Polak, Litwin, Prusak, Rusak, Mazur, mudzin, Inflant, Podlaszanin, Wo czyk, Kijowianin" (Tazbir 1998:
101). Ówcze nie tego rodzaju okre lenia odnosi y si do mieszka ców poszczególnych regionów bez
wzgl du na ich to samo etniczn , tak jak j dzisiaj rozumiemy.
Rozdzia XI. Naród 259
U schy ku redniowiecza równolegle z kszta tuj cym si polskim narodem politycznym zaczyna
kszta towa si polski naród etniczno-kulturowy. Symptomem tego procesu jest ekspansja j zyka polskiego,
który ju w XV wieku pojawia si w dokumentach takich jak ksi gi ziemskie i zapisy s dowe (Samsonowicz
1996: 62).
W miar rozwoju dzia alno ci handlowej wymagaj cej kontaktów z klientem mówi cym po polsku,
zykiem tym zaczyna y pos ugiwa si elity mieszcza skie, co prowadzi o do zaniku ich niemieckiego
charakteru, znamionuj cego je w redniowieczu. Je li nawet nie polonizowa y si , to w ka dym razie
upowszechnia a si w ród nich znajomo miejscowego j zyka i obyczaju (M czak 1996b: 99).
Stopniowo rodzi a si wiadomo roli j zyka jako elementu czno ci i czynnika wyodr bniaj cego
zbiorowo . Co wi cej, tak wyodr bniana zbiorowo zaczyna a by kojarzona z poj ciem narodu. W
owniku Jana M czy skiego z 1563 roku aci skie s owo natio umaczono jako „rodzaj, pokolenie, te lud,
której krainy albo królestwa, zw aszcza który jest jednego j zyka" (Samsonowicz 1989: 148).
Wiek XVI to równie wiek narodzin literatury w j zyku polskim. Wiek Reja i Kochanowskiego,
których dzie a wesz y na sta e do kanonu polskiej kultury narodowej.
Kroniki historyczne, pocz wszy od kroniki Wincentego Kad ubka z prze omu XII i XIII wieku,
wzmacnia y zbiorow to samo opart na wspólnocie dziejów.
Rzeczpospolita szlachecka. Osobliwo ci kszta towania si polskiego narodu pod dachem pa stwa by o
to, e w czasach nowo ytnych przebiega on w pa stwie o bardzo szczególnym ustroju.
W krajach Europy Zachodniej panowa w tym okresie absolutyzm. Monarchie absolutne sprzyja y
procesom narodotwórczym, dzia aj c na rzecz unifikacji zamieszkuj cych na ich terenie zbiorowo ci, i to w
dwojaki sposób.
Po pierwsze, os abia y podzia y terytorialne, wi c ze sob ró ne regiony przez rozbudowywany
centralny aparat administracyjny i fiskalny. Po drugie, zmniejsza y przepa mi dzy mieszcza stwem a
szlacht . W s bie przy dworze i w biurokratycznym aparacie w adzy spotyka y si elity szlacheckie i
mieszcza skie. We Francji pojawi si nawet nowy rodzaj szlachty, „szlachty urz du" (noblesse de robe), w
odró nieniu od „szlachty rycerskiej" {noblesse d'epee).
Absolutyzm prowadzi nadto polityk gospodarcz sprzyjaj emancypacji miast i mieszcza stwa. W
monarchiach scentralizowanych w adza ogólnie nastawiona by a na niwelowanie ró nic, widz c w nich
potencjalne ród o oporu.
260 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Inaczej dzia o si w Polsce, która by a dziwol giem ustrojowym w ówczesnej Europie. W Polsce
nie by o absolutyzmu, ale demokracja szlachecka. W tym ustroju czynnikiem umacniaj cym zwi zki
ró nych ziem i regionów z pa stwem nie by a si a centralnej w adzy, ale przywileje szlacheckie, które
przys ugiwa y wszystkim „szlachetnie urodzonym" bez wzgl du na ich regionalne i etniczne pochodzenie.
Przywileje szlacheckie dzia y na rzecz terytorialnego scalania pa stwa, ale jednocze nie rozbija y
yj w jego granicach zbiorowo , pog biaj c przepa mi dzy „szlachetnie urodzonymi" a reszt
mieszka ców kraju. J zyk i obyczaje ludu, tak e jego wyznanie (które w postaci katolicyzmu sta o si w
XVII wieku dodatkowym wyznacznikiem przynale no ci do narodu polskiego) nie interesowa y szlachty.
Mimo to a do schy ku XVI wieku naród by pojmowany „jako pewna zbiorowo ludzka zamieszka a
na wspólnym terytorium, ogarniaj ca te grupy ludno ci, które maj wspólny obyczaj i przesz historycz-
oraz pos uguj si tym samym j zykiem" (Tazbir 1998: 87). By o to mo liwe z tego wzgl du, e do
czasów unii lubelskiej pa stwo polskie obejmowa o obszary zamieszkane w przewa aj cej mierze przez
ludno o polskim charakterze etnicznym, a w ka dym razie mówi po polsku.
Zmian przynios a w 1569 roku unia lubelska. Po czenie Wielkiego Ksi stwa Litewskiego z Koron
wi za o si z przyznaniem przywilejów polskiej szlachty bojarom litewskim i ruskim. Podzia y etniczne i
stanowe skrzy owa y si , a wraz z nimi i dwa rodzaje to samo ci, z których wa niejsza dla szlachty by a
to samo stanowa; zreszt z biegiem czasu szlachta spoza Korony uleg a polonizacji. Powsta szlachecki
naród polski.
By a to wspólnota polityczna, obejmuj ca tych i tylko tych, którzy cieszyli si pe ni praw politycznych;
by a ich zreszt ca kiem spora rzesza. Dla ko ca XVIII wieku szacuje si j na 8-10 procent populacji.
Oznacza to, e taki odsetek mieszka ców kraju mia prawa wyborcze, z czym czy si szeroko
rozwini ty samorz d terytorialny (Tazbir 1998: 58-59).
Dla porównania warto wskaza , e we Francji w latach 1831-1846 prawo wyborcze mia o 1,5
procent ludno ci, a w Anglii w 1832 roku 3,2 procent. Oczywi cie, w szlacheckiej Polsce pozycja
wyborcy by a pozycj przypisan , wynikaj z urodzenia, natomiast w dziewi tnastowiecznych krajach
europejskich by a pozycj osi gan , zwi zan z cenzusem maj tkowym. Jest to zasadnicza ró nica
jako ciowa. Niemniej zestawienie to jest u yteczne dla zdania sobie sprawy z tego, jak znaczna cz
ludno ci mia a w dawnej Polsce prawa wyborcze.
Szlachcic polski by wysoce upolityczniony. Mia mo liwo wybierania i bycia wybranym pos em do
sejmiku i sejmu oraz uczestniczenia w elekcjach królów, co wci ga o go w kr g spraw publicznych. By y
one
Rozdzia XI. Naród 261
najcz stszym tematem rozmów przy okazji najró niejszych zjazdów rodzinnych i spotka towarzyskich. W
edukacji szlacheckiej k adziono nacisk na elementy niezb dne w karierze politycznej, rozwijanej najcz ciej
w skali powiatu czy województwa (Tazbir 1998: 68).
Wytworzy a si tak e szlachecka elita polityczna wykazuj ca ywe zainteresowanie sprawami
publicznymi przekraczaj cymi partykularne interesy szlachty danego regionu (M czak 1996b: 109).
Zrodzi o si poj cie rzeczypospolitej, rozumianej nie jako forma rz du, ale polityczna i spo eczna
organizacja obywateli, która ma na celu wspólne dobro. Dla polityków szlacheckich Polska by a „czym
wielkim, posiadanym wspólnie [ale tylko przez szlacht - BS], o co nale o si troszczy i poczuwa do
odpowiedzialno ci. I ten w nie organizm polityczny nazwali rzecz -pospolit " (Tazbir 1998: 65).
Wykszta ci o si poj cie suwerenno ci ludu, ale rozumianego jako ogó szlachty, silnie zreszt
ekonomicznie rozwarstwionej.
Kultura szlachecka przenikni ta by a gor cym patriotyzmem. Patriotyzm ten mia jednak ciemne
oblicze. Obrona Polski oznacza a nie tylko obron jej niezawis ci przed zagro eniami zewn trznymi,
ale równie obron jej ustroju, którego istot by y przywileje szlacheckie. Ustrój ten by postrzegany jako
podstawowy wyró nik polsko ci. Zagro eniem, przed którym nale o go broni , by y zarówno próby
wzmocnienia w adzy królewskiej, jak i d enia emancypacyjne innych stanów.
Politycznemu narodowi szlacheckiemu zacz to nadawa zabarwienie etniczne, przywo uj c czy te
wr cz konstruuj c mit jego odmiennego, sarmackiego pochodzenia. Mit ten sprzyja konsolidacji stanu
szlacheckiego i pog bia przepa mi dzy szlacht a reszt ludno ci. Do Sarmatów móg by sporadycznie
zaliczony mieszczanin, ale nigdy ch op (Tazbir 1998: 91). Z czasem Sarmatów zacz to uto samia z
Polakami, co oznacza o postawienie znaku równo ci mi dzy Polakiem a szlachcicem. Takiemu uto samianiu
pomaga a spo eczna i ekonomiczna pozycja ch o-pów-poddanych, która sprzyja a wytwarzaniu si w ród
nich przekonania o w asnej etnicznej odmienno ci, co zreszt na niektórych terenach by o prawd , na
przyk ad na Litwie. Zasadne czy nie, uto samianie Polaka i pana mia o na wsi bardzo d ugi ywot, d szy
ni Polska szlachecka.
Schy ek rzeczypospolitej szlacheckiej. Okres reform i zagro enia niepodleg ego bytu pa stwowego.
W ko cu XVIII wieku dla wielu wiat ych ludzi w Polsce sta o si jasne, e jej ustrój jest anachronizmem i
bez jego zasadniczego zreformowania pa stwo polskie nie utrzyma si . W publicystyce tego okresu,
argumentuj cej na rzecz reform, wyst puje zarówno polityczne, jak i etniczno-kulturowe rozumienie
narodu. Polityczne rozumienie narodu jako wspólnoty obywateli czy o si z kwe-
262 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Od narodu do pa stwa
Przedstawienie procesu formowania si nowoczesnego narodu polskiego po utracie pa stwowo ci wymaga
uwzgl dnienia zarówno okresu zaborów, jak i kszta towania si etnicznie zró nicowanego niepodleg ego
pa stwa polskiego.
Okres zaborów. W momencie upadku pa stwa polskiego pojmowanie Polski jako jednego cia a by o
ju mocno ugruntowane. Od samego pocz tku rozbiory traktowano jako rozcz onkowanie pa stwa.
Doskonale oddaje to pochodz ce z lat sze dziesi tych XIX wieku nazwanie Polski „m cze sko
rozsztukowanym cia em" (Szwarc 1996: 149-150). Takie postrzeganie Polski wzmacnia a pami o
pa stwie polskim istniej cym przez wiele wieków i maj cym ongi czasy wietno ci.
Podzia na cz ci w czone do ró nych organizmów pa stwowych kraju zamieszkanego w znacznej
mierze przez ludzi mówi cych jednym j zykiem, maj cych podobne obyczaje i wspóln przesz , pozwala
dostrzec, e czym innym jest zbiorowo po czona wi zami wspólnej kultury, a czym innym organizacja
polityczna. Dla Polaków ró nica ta by a jednocze nie ró nic mi dzy tym co „swoje" i „obce". Sprzyja o to
pojmowaniu narodu jako wspólnoty g ównie, je li nie wy cznie, pozapolitycznej.
Rozdzia XI. Naród 263
Dodatkowym czynnikiem dzia aj cym w tym kierunku by nowy sposób postrzegania wiata, jaki na
pocz tku wieku rozpowszechni! si wraz z romantyzmem. Jednym z jego prekursorów by niemiecki
filozof, Johann Gottfried Herder (1744-1803).
Filozofia Herdera legia u podstaw etniczno-kulturowego poj cia narodu, tak jak idee rewolucji
francuskiej u podstaw jego poj cia politycznego. Dla Herdera naród by nie tyle zbiorowo ci obywateli
zamieszkuj cych wspólne terytorium i poddanych tym samym prawom, ile ukszta towan historycznie
wspólnot kulturow , której wyrazem jest wspólny j zyk. Podstaw dobrego prawa by y dla niego
starodawne obyczaje, a organizacja polityczna - czym wtórnym w stosunku do czynników kulturowych.
Za rdze narodu uwa lud, którego obyczaje rozró niaj narody. O wieceniowemu obrazowi jednolitej
ludzko ci i jej post pu, który polega na rozwoju cywilizacji niweluj cej oparte na przes dach obyczaje
ludów, Herder przeciwstawia obraz ludzko ci, w którym ró norodno kultur i obyczajów jest cenn
warto ci .
Przez ca y okres zaborów podstawowym czynnikiem, który jednoczy Polaków, by a kultura. Granice
mi dzy zaborami by y atwe do przekraczania. Jedni robili to legalnie, inni przemycali przez nie ludzi i
idee zarówno z innych zaborów, jak i z ukszta towanych po powstaniu listopadowym polskich rodowisk
emigracyjnych.
wiadomo narodow Polaków kszta towa y w XIX wieku romantyczne poezje Mickiewicza i
owackiego nawi zuj ce do w tków ludowych, muzyka Szopena, a w pó niejszych czasach Moniuszki,
tak e malarstwo Matejki i powie ci historyczne Sienkiewicza przywo uj ce pami Polski szlacheckiej.
Znacz cym elementem wi zi narodowej w tym okresie by j zyk, do którego czysto ci zacz to
przywi zywa wag . U progu XIX wieku, w 1807 roku, zacz to wydawa pierwszy s ownik j zyka
polskiego, Samuela Bogumi a Lindego. W toku XIX wieku ukszta towa si wspó czesny polski j zyk
literacki.
Innym istotnym elementem wi zi by a pami dziejów Polski. Ju w 1802 roku w kr gu
Towarzystwa Przyjació Nauk powsta a my l napisania pe nej historii Polski. Podj j i urzeczywistni
Joachim Lelewel; natomiast Julian Ursyn Niemcewicz stworzy popularn wersj historii Polski w postaci
piewów historycznych. Poczucie jedno ci narodowej wzmacnia y tak e obchody, takie jak uroczyste
pogrzeby ksi cia Józefa Poniatowskiego w 1817 roku i Tadeusza Ko ciuszki w 1819 roku, sypanie kopca
jego imienia, u schy ku za wieku, w dobie autonomii galicyjskiej, krakowskie uroczysto ci zwi zane z
urodzinami Kopernika czy sprowadzeniem zw ok Adama Mickiewicza na Wawel. W Galicji mia y miejsce
tak e obchody grunwaldzkie.
264 Cz trzecia. Zbiorowo ci spo eczne
Sam Wawel jako siedziba dawnych królów Polski by wa nym symbolem jednocz cym Polaków.
Podobnie zreszt jak cz stochowskie sanktuarium Królowej Korony Polskiej, miejsce licznych pielgrzymek z
ca ego kraju.
Wiek XIX na ziemiach Polski to wiek stopniowego rozwoju spo ecze stwa przemys owego i zwi zanych
z nim przemian spo ecznych. S abnie znaczenie urodzenia, wzmacnia si rola pieni dza. Pojawia si nowa
„klassa umys owa", czyli inteligencja, grupuj ca ludzi wykszta conych i utrzymuj cych si z pracy
umys owej. Wywodz si oni zarówno ze zubo ej szlachty, jak i mieszcza stwa, a w pojedynczych
przypadkach nawet z ch opów (Czepulis-Rastenis 1973). Z czasem warstwa ta staje si g ównym no nikiem
ideologii narodowej.
Rozwija si i upowszechnia o wiata, która rozszerza zakres zbiorowo ci uczestnicz cej w kulturze.
Towarzysz temu starania o wieconych kr gów, aby by a to kultura polska, z czym wi e si opór wobec
nacisków germanizacyjnych i rusyfikacyjnych. Znana jest walka o j zyk polski w szko ach zaboru pruskiego
i rosyjskiego oraz tajne nauczanie j zyka i historii Polski w zaborze rosyjskim od schy ku XIX stulecia.
Stopniowo polska wiadomo narodowa, której podstaw jest wspólnota kultury, zaczyna przekracza
granice elit.
Dominacja wymiaru kulturowego w procesie kszta towania si narodu w XIX wieku nie oznacza, e
proces ten nie mia wówczas wymiaru politycznego. Powstania nie by y niczym innym jak d eniem do
uzyskania „dachu politycznego" dla wspólnoty kulturowej.
W wymiarze politycznym podstawowym problemem by a kwestia uobywatelnienia ch opów. Ch op
pozbawiony pocz tkowo wszelkich praw, nawet wolno ci osobistej, i zobowi zany do pa szczyzny czu
si kim obcym w kraju, którym w adali panowie - Polacy. Dramatycznym wyrazem tej obco ci by a
rze galicyjska w 1846 roku, kiedy to pod wodz Jakuba Szeli ch opi wyst pili przeciwko szlachcie jako
Polakom zagra aj cym cesarzowi.
Ka demu powstaniu, pocz wszy od ko ciuszkowskiego, towarzyszy y starania o wci gni cie ch opów
do walki o wolno Polski. Zdawano sobie spraw , e nie jest to mo liwe bez uczynienia ich cz onkami
wspólnoty narodowej, ciesz cymi si takimi jak wszyscy inni prawami. Przywództwa kolejnych powsta
zapowiada y im pe ne równouprawnienie, a nawet wydawa y zmierzaj ce w tym kierunku postanowienia.
Z chwil kiedy pod presj potrzeb rozwijaj cej si gospodarki w adze poszczególnych zaborów zacz y
przyznawa ch opom prawa, powsta y warunki do ich unarodowienia. Wraz z rozwojem o wiaty mo liwe
by o wykszta canie si poczucia przynale no ci do kulturowej wspólnoty narodowej. Poczucie to, do
po owy stulecia w ciwe elitarnej zbiorowo ci o wieconych, która tworzy a „klas polityczn ", z czasem
zacz o roz-
Rozdzia XI. Naród 265
przestrzenia si w ród coraz liczniejszych rzesz robotników i ch opów (Szwarc 1996: 198) - w niema ej
mierze dzi ki wiadomie podejmowanym przez elity wysi kom szerzenia o wiaty w ród ludu.
Po kl sce powstania styczniowego (w zaborze pruskim wcze niej) pod has em pracy organicznej
powstawa y najrozmaitsze towarzystwa i zrzeszenia, które - podejmuj c dzia ania na polu gospodarczym -
jednocze nie stawia y sobie za cel umacnianie polsko ci.
Wszystko to jednak e nie odnosi si do ca ego obszaru dawnej Rzeczypospolitej. Na Litwie, jak
równie na Kresach Wschodnich, gdzie lud mówi innym ni polski j zykiem, wyrasta y miejscowe elity
kulturotwórcze. Wraz z nimi zaczyna a rodzi si wiadomo narodowa miejscowej ludno ci, wspierana
poczuciem odr bno ci przede wszystkim wobec tego co polskie, a w przypadku ukrai skim i bia oruskim -
równie w jakiej mierze i tego co rosyjskie.
W tych warunkach w Polsce pojawi y si pytania podstawowe dla wszystkich pa stw wieloetnicznych.
Czy yj ce w tym samym pa stwie narodowo ci maj by jego wspó gospodarzami, czy te wy cznie go -
mi mniej lub bardziej ch tnie widzianymi przez dominuj liczebnie wi kszo narodowo ciow ? Czy
nale y zmierza do tworzenia narodu pa stwowego, z onego z obywateli ró nych narodowo ci, czy te
uzna dominuj cy naród kulturowo-etniczny (w tym wypadku polski) za wy cznego w ciciela pa stwa?
By y to dwie orientacje polityczne, które pojawi y si u progu odradzaj cej si pa stwowo ci. Pierwszej
patronowa Józef Pi sudski, drugiej Roman Dmowski.
Z czasem koncepcja narodu politycznego jako zbiorowo ci obywateli zacz a mie coraz mniej
zwolenników nie tylko w spo eczno ci polskiej, ale równie w ród mniejszo ci. Zwyci a koncepcja
narodu polskiego jako narodu etniczno-kulturowego. W nawi zaniu do niej powsta program forsownej
polonizacji, postuluj cy w razie jego niepowodzenia izolacj oraz ekspulsj ywio ów nie daj cych si
spolonizowa (Kersten 1989: 452). W 1935 roku Polska wypowiedzia a mi dzynarodowy traktat z 1919
roku o ochronie mniejszo ci.
Druga wojna wiatowa, wedle opinii historyka, spowodowa a „wyostrzenie identyfikacji narodowej
[...]. Kiedy prze ladowano i zabijano ludzi dlatego, e byli Polakami, ydami, Ukrai cami, to samo
narodowa wybija a si ponad inne systemy odniesienia. [...] ycie cz owieka zale o od tego, czy by
Polakiem, ydem, Ukrai cem, Litwinem, ale o tym, kim by , nie on sam decydowa , lecz wy szy
autorytet wyposa ony w moc rozporz dzania yciem i mierci . Owa narzucona z zewn trz wspólnota
losu formowa a samoidentyfikacj narodow , cementowa a wi zi i rodzi a solidarno wewn trz ka dej
grupy [...]. Rozdarcie spo ecze stwa II Rzeczypospolitej po szwach narodowych sta o si faktem"
(Kersten 1989: 461, 462).
Socjolog okre li by to jako dzia anie mechanizmu naznaczania. Cz owiek nazwany Polakiem, ydem czy
Ukrai cem niezale nie od tego, jak my la o sobie uprzednio, zaczyna przekszta ca obraz samego
siebie i uwa si za tego, kim zosta nazwany.
Praktyka zewn trznego naznaczania umacnia a przekonanie o istnieniu obiektywnych,
rozpoznawalnych z zewn trz wska ników narodowo ci. Tymczasem stosowane w czasie drugiej wojny
kryteria narodowo ci by y rezultatem biurokratycznych decyzji, cz sto równie arbitralnych, jak
przypadkowych. Jaskrawym przyk adem ich dowolno ci jest przypadek ydów. Wedle niemieckich ustaw
norymberskich, ydem by ka dy, kogo jedno z czworga dziadków by o ydem. Dlaczego jedno z
dziadków, a nie pradziadków albo rodziców? Nie by o innego powodu poza tym, e kto gdzie w nie tak
zdecydowa , prawdopodobnie kieruj c si wzgl dami pragmatycznymi. Sprawdzanie pradziadków
by oby zbyt trudne,
Rozdzia XI. Naród 267
ograniczenie si do rodziców eliminowa oby zbyt ma liczb ludno ci. Trudno sobie wyobrazi , aby kto ,
kogo tylko jedna babcia czy dziadek by /a ydem (i to zapewne takim/ , który/a przyj a chrzest w
momencie lubu, je li nie wcze niej), mia zwi zki z kultur ydowsk i sam uwa si za yda, póki nie
zosta tak nazwany i zaliczony do cz onków spo eczno ci skazanej na eksterminacj .
ostatnich okre lana jest w przypadku Bia orusinów na 215 tysi cy, Ukrai ców za na 265 tysi cy (Eberhardt
1996: 131). Mniejszo niemieck na pocz tku lat pi dziesi tych szacowano na 200 tysi cy. Po zmianach
ustrojowych w 1989 roku mniejszo ta nie tylko ujawni a si jako liczniejsza ni uprzednio szacowano -
obecnie jedni szacuj j na 300 tysi cy (Eberhardt 1996: 131), inni za nawet na 700 tysi cy (Bojar 1997: 406) -
ale nadto bardzo sprawnie i szybko potrafi a si zorganizowa .
Uderzaj ce s ró nice liczebno ci mniejszo ci wedle wyra nie zani onych szacunków z 1960 roku (podaje je Wielka
Encyklopedia Powszechna) i wedle szacunków z lat dziewi dziesi tych Ministerstwa Kultury i Sztuki oraz organizaqi
mniejszo ciowych. Te dwa ostatnie oszacowania ma o si od siebie ró ni z jednym wyj tkiem. Jest nim liczba
mniejszo ci niemieckiej, która wedle ministerstwa wynosi 350-450 tysi cy obywateli, a wedle organizacji
mniejszo ciowych - 700 tysi cy (Bojar 1997: 406).
Dane o liczbie szkó , w których nauczane s j zyki ojczyste mniejszo ci narodowych i etnicznych,
wskazuj , e prze om demokratyczny w 1989 roku stworzy nowe mo liwo ci wszystkim mniejszo ciom.
Znacz co wzros a liczba szkó , w których dzieci ucz si j zyka swoich mniejszo ci jako j zyka ojczystego, a
tak e liczba uczniów.
Wyrazem pr no ci mniejszo ci niemieckiej i jej rozwini tej wiadomo ci narodowej jest liczba
cz onków trzech regionalnych towarzystw kulturalnych Niemców, która cznie przekracza 280 tysi cy
osób. Podobnie towarzystwa ukrai skie i bia oruskie mia y w ko cu lat dziewi dziesi tych
odpowiednio: 7 i 5,2 tysi cy cz onków (Rocznik Statystyczny 1997), chocia wedle szacunków
dokonywanych przez same mniejszo ci by y one w tym czasie tylko o po ow mniejsze od niemieckiej.
Demokratyczne przemiany 1989 roku stworzy y warunki sprzyjaj ce nie tylko mniejszo ciom
narodowym, ale równie zbiorowo ciom regionalnym o w asnej kulturze, postrzegaj cym si jako grupy
etniczne: zakom i Kaszubom. Jedni i drudzy zacz li dopomina si o oficjalne uzna-
W roku szkolnym 1980/1981 szkól z j zykiem bia oruskim by o 42, a uczniów 2404; z j zykiem ukrai skim 15 i 409
uczniów. Mniejszo niemiecka nie mia a szkó ze swoim j zykiem a do roku szkolnego 1995/1996 (Rocznik Statystyczny
1998). Natomiast zgodnie z informacj MEN opart na danych GUS, w roku szkolnym 1999/2000 „najwi ksz grup pod
wzgl dem liczebno ci uczniów stanowi mniejszo niemiecka - 28 244 uczniów w 355 szko ach. Nast pna w kolejno ci jest
mniejszo bia oruska reprezentowana przez 3611 uczniów w 48 szko ach, ukrai ska (2645 uczniów w 107 szko ach i
zespo ach mi dzyszkolnych), s owacka (385 uczniów w 18 szko ach) oraz ydowska (25 uczniów w 1 szkole). W ród
mniejszo ci etnicznych najliczniej reprezentowani s Kaszubi - 1470 uczniów w 19 szko ach oraz emkowie - 80
uczniów w 10 szko ach (Informacja o mniejszo ciach... 2000).
nie ich odr bno ci. Grupa zaków wyst pi a nawet o uznanie ich za mniejszo narodow i przyznanie
odpowiednich praw, na co s d nie wyrazi zgody. Jedni i drudzy dopominaj si , by j zyki, jakimi mówi ,
nazywane gwar sk i kaszubsk , nie by y otaczane pogard jako dialekty ludzi niewykszta conych i
pione w szko ach, ale zosta y uznane za j zyki pe noprawne. Kaszubi doprowadzili do powstania szkó ,
w których naucza si j zyka kaszubskiego.
W Polsce ochrona praw mniejszo ci narodowych i etnicznych jest konstytucyjnie gwarantowana. Mówi o
niej artyku 35 Konstytucji uchwalonej w 1997 roku.
Nota bibliograficzna
W socjologii problematyka ma ych grup wyst puje pod szyldem mikro-socjologii i dominuje w niej
perspektywa strukturalno-funkcjonalna. W j zyku polskim najpowa niejsze prace z tego zakresu to
Jacka Szmatki Ma e struktury spo eczne. Wst p do mikrosocjologii strukturalnej (1989) i opracowana
przez niego antologia Elementy mikrosocjologii. Wybór tekstów klasyków socjologii (1978). W tekstach
zebranych w tym tomie podejmowane . tak e kwestie roli spo ecznej, konformizmu, dewiacji,
kontroli spo ecznej, które wi si ci le z problematyk ma ych grup. Inna prac z tego zakresu jest
ksi ka Jana Turowskiego Socjologia. Ma e struktury spo eczne (1993), która ma charakter
podr cznika. Punkt widzenia psychologii spo ecznej na ma e grupy i ich funkcjonowanie przedstawia
ksi ka Carol K. Oyster Grupy (2002).
Problematyki wspólnoty spo ecznej, w tym grup pierwotnych i spo eczno ci lokalnych, dotycz
teksty zebrane przez Barbar Miko ajewsk w tomie Zjawisko wspólnoty. Wybór tekstów (1999).
W j zyku polskim dost pne s dwie klasyczne prace po wi cone biurokracji: Michela Croziera
Biurokracja. Anatomia zjawiska (1967) i napisana wspólnie z Erhardem Friedbergiem Cz owiek i system.
Ograniczenia dzia ania zbiorowego (1982).
Zjawiska zwi zane z biurokracj skrótowo omawia ksi eczka Ludwiga von Misesa Biurokracja
(1998). Nawi zuj ce do Maxa Webera zwi e przedstawienie problematyki organizacji na ró nych
poziomach ycia spo ecznego znajduje si w ksi ce Antoniego Kami skiego adza a racjonalno .
Studium z socjologii wspó czesnego kapitalizmu (1976).
Informacji o klasycznych teoriach zarz dzania dostarcza ksi ka pod redakcj Jerzego Kurnala
Twórcy naukowych podstaw organizacji. Wybór pism (1972b).
Najpe niejsz polsk prac teoretyczn o spo eczno ciach lokalnych jest praca Paw a Starosty Poza
metropoli . Wiejskie i ma omiasteczkowe zbiorowo ci lokalne a wzory porz dku makrospo ecznego (1995).
Problematyce spo eczno ci lokalnych i lokalizmu po wi cone s prace zebrane w tomie pod redakcj
Bohdana Ja owieckiego, Kazimierza Z. Sowy i Piotra Dudkiewicza Spo eczno ci lokalne. Tera niejszo i
przysz (1989). Problematy-
ameryka skiej samorz dno ci lokalnej omawia praca Yincenta Ostroma Federalizm ameryka ski.
Tworzenie spo ecze stwa samorz dnego (1994). Dzia anie demokracji lokalnej we W oszech analizuje Robert
D. Putnam w pracy opartej na badaniach empirycznych i zaliczanej ju do klasyki Demokracja w
dzia aniu. Tradycje obywatelskie we wspó czesnych W oszech (1995).
Praca Ernesta Gellnera Narody i nacjonalizm (1991) zapocz tkowa a dominuj cy wspó cze nie sposób
my lenia o narodach. O historycznym procesie kszta towania si narodów w Europie opowiada ksi ka
Krzysztofa Pomiana Europa i jej narody (1992), natomiast przemianom zachodz cym w ostatnich latach
w Europie po wi cona jest praca Rogersa Brubakera Nacjonalizm inaczej. Struktura narodowa i kwestie
narodowe w nowej Europie (1998). Sytuacj narodowo ciow w Europie rodkowo-Wschodniej analizuje
Marek Waldenberg w ksi ce Narody zale ne i mniejszo ci narodowe w Europie rodkowo-Wschodniej.
Dzieje konfliktów i idei (2000). Dramatyczne skutki europejskiego etnonacjonalizmu ukazuje Urs
Altermatt w ksi ce, któr zaczyna od analizy poj cia narodu, Sarajewo przestrzega. Etnonacjonalizm w
Europie (1998). O kszta towaniu si narodu polskiego mówi ksi ka Tomasza Kizwaltera O
nowoczesno ci narodu. Przypadek Polski (1999), która zaczyna si od omówienia ró nych teorii
narodu. Omawia je te Antonina K oskowska w pracy Kultury narodowe u korzeni (1996), w której -
wykorzystuj c materia y autobiograficzne - analizuje problemy konwersji i to samo ci narodowej.
ROZDZIA XII
mniej do pewnego stopnia, podstawach. Wiele do powiedzenia na ten temat maj zarówno historycy, jak i
antropolodzy.
Poniewa g ównym przedmiotem zainteresowania socjologii jest nowoczesne spo ecze stwo
przemys owe, socjolodzy skupiaj uwag na ró nicach i nierówno ciach spo ecznych wyst puj cych w
spo ecze stwach tego typu. S to spo ecze stwa, w których dominuj pozycje osi gane (zob.
Spo ecze stwo przemys owe, s. 102), a wi c takie, których uzyskanie uwa a si za zale ne od samego
cz owieka. Podstawowym pytaniem w odniesieniu do tego typu spo ecze stw jest pytanie o to, czy
rzeczywi cie tak jest. Prowadzi to do dalszych pyta o podstawy nierówno ci, stopie trwa ci podzia ów,
a tak e sztywno granic mi dzy nimi i mo liwo ich przekraczania, to jest o ruchliwo spo eczn .
Kszta towaniu si w Europie nowoczesnych spo ecze stw przemys owych towarzyszy o przekonanie,
e zrównanie wszystkich wobec prawa i zniesienie nierówno ci stanowych, których podstaw by y
prawem zagwarantowane przywileje zwi zane z okre lonymi pozycjami przypisanymi, oznacza b dzie
kres wszelkich nierówno ci. Co poniektórzy anty-feudalni ideologowie prze omu XVIII i XIX wieku nie
oczekiwali zniesienia nierówno ci, ale ywili przekonanie, e likwidacja zamkni tych stanów tworz cych
hierarchie da pocz tek takiemu spo ecze stwu, w którym miejsce cz owieka w uk adzie nierówno ci
zale ne b dzie jedynie od jego zdolno ci oraz pracowito ci. Wszelkie przedzia y ka da jednostka b dzie
mog a atwo przekracza w ci gu swego ycia nawet wielokrotnie. Tak wi c ju u zarania nowoczesnych
spo ecze stw przemys owych powsta wzorzec spo ecze stwa merytokratycznego, to jest takiego, w któ-
rym miejsce cz owieka w hierarchii spo ecznej zale y od niego samego i nie ma adnych przeszkód, aby
ka dy móg zaj takie, jakie mu si nale y stosownie do wyposa enia intelektualnego i cech osobowo ci.
Ten wzorzec merytokratyczny nigdy nie zosta porzucony. Do dzisiaj porównuje si z nim realnie
istniej ce spo ecze stwa; równie w socjologii. Do standardowych pyta badawczych tej dyscypliny
nale pytania o przeszkody i bariery na drodze swobodnego przep ywu jednostek mi dzy ró nymi
poziomami hierarchii spo ecznych i stopie oddalenia badanych spo ecze stw od idea u
merytokratycznego.
Socjologiczna problematyka podzia ów i nierówno ci spo ecznych jest podejmowana i badana przede
wszystkim na makrospo ecznym poziomie ycia spo ecznego, co nie znaczy, e nie zdarzaj si prace
podejmuj ce j równie na poziomie spo eczno ci lokalnych.
Podzia y spo eczne na poziomie makrospo ecznym bywaj rozpatrywane z dwojakiej perspektywy. Po
pierwsze, spo ecze stwa pojmowanego jako swoista, ponadjednostkowa ca z ona z powi zanych ze
sob strukturalnie cz ci. Po drugie, spo ecze stwa pojmowanego jako zbiór ró norodnych jednostek, które
mog by zaliczane do kategorii two-
Rozdzia XII. Zró nicowanie spo eczne i ruchliwo spo eczna 279
cych stopnie skali jakiej cechy przez nie posiadanej (na przyk ad dochodu, wykszta cenia). W
pierwszym przypadku uwaga skupiona jest na charakterze cz ci sk adowych danego typu spo ecze stwa i
ich wzajemnych relacjach. W drugim - na hierarchicznym uporz dkowaniu wyró nionych kategorii.
Pierwsze podej cie mo na nazwa strukturalnym, natomiast drugie gradacyjnym.
Podstawowymi kategoriami opisu zró nicowa , podzia ów i nierówno ci spo ecznych s klasa i
warstwa. Pos uguj si nimi zgodnie socjolodzy o odmiennych perspektywach badawczych i orientacjach
teoretycznych, chocia nie ma mi dzy nimi zgody co do sposobu ich rozumienia.
Niezgoda zaczyna si ju od tego, czy te dwie kategorie odnosz si do wszystkich spo ecze stw, w
których wyst puj zró nicowania i nierówno ci, czy te ich stosowanie ma by ograniczone do
spo ecze stw jednego typu, to jest nowoczesnych spo ecze stw przemys owych; takich spo ecze stw, w
których przewa aj pozyqe osi gane, a zró nicowania i nierówno ci nie s sformalizowane i wsparte
prawem, ale wynikaj z samoistnego dzia ania rozmaitych si spo ecznych. Innymi s owy, dotyczy tego,
czy „klasa" i „warstwa" s poj ciami ogólnymi, czy te historycznymi. Rozumienie ich w pierwszy sposób
prowadzi do skupiania uwagi na powszechno ci zjawiska zró nicowania zbiorowo ci ludzkich i jego
ogólnych prawid owo ciach, natomiast w drugi - na zró nicowaniach nowoczesnego spo ecze stwa
przemys owego, a wi c na specyficznych przejawach ogólnych prawid owo ci.
W charakterystyce podzia ów spo ecznych nowoczesnych spo ecze stw przemys owych oprócz klasy i
warstwy istotn rol odgrywa kategoria zawodu. Analiza zró nicowania spo eczno-zawodowego pozwala
na empiryczne okre lenie w ciwych temu spo ecze stwu zró nicowa i nierówno ci, a tak e procesów
ruchliwo ci spo ecznej.
W perspektywie bada empirycznych zró nicowania i nierówno ci spo eczne traktowane s jako
nierówno ci szans yciowych, to jest szans „korzystania z utworzonych spo ecznie dóbr ekonomicznych i
kulturalnych normalnie istniej cych w spo ecze stwie" (Giddens 1973: 130, za: Pohoski 1995: 346). S one
badane dwojako. Po pierwsze, jako „podzia dóbr mi dzy grupy lub kategorie spo eczne", po drugie, jako
„dost p jednostek do grup lub kategorii spo ecznych nierówno obdzielonych dobrami" (Pohoski 1995: 346).
Pierwsza perspektywa badawcza kieruje uwag na zró nicowania i nierówno ci spo eczne danego
spo ecze stwa, natomiast druga na procesy ruchliwo ci spo ecznej.
Badania empiryczne zró nicowa spo ecznych s w socjologii niezwykle rozwini te. S to g ównie
badania ilo ciowe o bardzo rozbudowanej metodologii, wykorzystuj ce wyrafinowane techniki
statystyczne, które pozwalaj na pomiary dystansów i ujawnianie barier mi dzy ró nymi poziomami
zró nicowania spo ecznego, a tak e na okre lanie rodzajów i mechanizmów ruchliwo ci spo ecznej.
280 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
spo ecznej, ale jako naturalny sk adnik ycia spo ecznego, który dynamizuje je i prowadzi do zmian.
Tak rozumiane klasy nie by y dla Marksa wy cznie kategoriami ekonomicznymi. Potencjalnie by y dla
równie grupami spo ecznymi, to jest zbiorowo ciami po czonymi wi zi spo eczn , której wyrazem by a
wiadomo klasowa". W zaczerpni tym od Hegla j zyku Marks pisa o przekszta caniu si klasy „w
sobie", to jest zbioru jednostek o jednakowym po eniu spo eczno-ekonomicznym, w klas „dla siebie", to
jest zbiorowo
0 poczuciu klasowej to samo ci i rozwini tej „ wiadomo ci klasowej".
wiadomo klasowa" proletariatu w uj ciu Marksa jest interpretowana jako rozpoznanie przez
cz onków klasy robotniczej w asnej roli w procesie produkcji, ich stosunku do w cicieli rodków
produkcji i na koniec zrozumienie, e mog poprawi swoje po enie tylko przez obalenie ustroju.
Proces kszta towania si wiadomej klasy robotniczej Marks przedstawi w napisanym wspólnie z
Fryderykiem Engelsem Manife cie komunistycznym. Pocz tkowo w jednej fabryce pojedynczy robotnicy
zaczynaj dopomina si o swoje prawa i wchodz w konflikt z w cicielem fabryki. Nast pnie wszyscy
robotnicy tej fabryki zauwa aj , e s w jednakowym po eniu i maj wspólne interesy. Potem
wiadamiaj to sobie robotnicy ca ego miasta i regionu, potem ca ego kraju, a wreszcie ca ego wiata i
has em ich staje si zawo anie: „Proletariusze wszystkich krajów czcie si ".
W pracach Marksa istniej dwa modele struktury spo ecznej jako struktury klasowej. Jeden jest modelem
biegunowym, w którym wyst puje dychotomiczny podzia na dwie podstawowe klasy - kapitalistów i pro-
letariat, drugi jest bardziej skomplikowanym modelem, w którym pojawiaj si podzia y wewn trz klas
podstawowych oraz klasy „po rednie" mi dzy tymi biegunami. W niektórych pismach Marksa wyst puje
pierwszy model, w innych drugi.
Model biegunowy pojawia si w Kapitale w rozwa aniach teoretycznych, kiedy Marks - pragn c dociec
istoty relacji mi dzy kapitalistami a proletariatem - klasy te z za enia rozpatruje tak, jak gdyby tylko one
istnia y w spo ecze stwie. Model ten dominuje tak e w programowym Manife cie komunistycznym,
wzywaj cym robotników do walki o obalenie kapitalizmu. Wprawdzie wymieniane s w nim najró niejsze
zbiorowo ci spo eczne, których cz onków krzywdzi rozwijaj cy si kapitalizm i które maj wszelkie
powody, by go zwalcza , ale nie one licz si w tej walce. Liczy si proletariat, albowiem nawet je li w
danym momencie jest mniej liczny ni pozostali wrogowie kapitalizmu, to wraz z jego rozwojem ich
liczebno i si a b s ab y, podczas kiedy proletariatu wzrasta y. Marks przekonany by o pog biaj cej si
polaryzacji spo ecze stwa kapitalistycznego, dlatego te w kontek cie walki politycznej pos ugiwa si
282 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
Karol Marks widzia struktur spo eczn jako jednowymiarow . Oczywi cie by w pe ni wiadomy
istnienia wielu p aszczyzn podzia ów spo ecznych, ale s dzi , e wszystkie s pochodn
podstawowych podzia ów
Rozdzia XII. Zró nicowanie spo eczne i ruchliwo spo eczna 283
szewc czy krawiec, a jeszcze inne niewykwalifikowany robotnik, który ma do zaoferowania jedynie
asn si fizyczn .
Inn istotn odmienno ci Weberowskiego rozumienia klasy w porównaniu z Marksowskim jest to, e
dla Webera klasy nie by y ani realnie, ani potencjalnie zbiorowo ciami o poczuciu wspólnoty.
Stany. W koncepcji Webera stany, w przeciwie stwie do klas, maj poczucie wspólnoty, aczkolwiek
cz sto s abo wykszta cone.
Podczas kiedy sytuacj klasow wyznaczaj szans na rynku, to sytuacj stanow wyznacza „godno "
spo eczna, która wi e si z jak cech wspóln pewnej liczby osób. (Cz sto w prezentacjach pogl dów
Webera zamiast okre lenia „godno " wyst puje „presti ".) Od ka dego, kto chce nale do danego stanu,
oczekuje si okre lonego stylu ycia. Dlatego te podzia na stany wi e si ze sfer konsumpcji, podczas
gdy podzia na klasy jest zwi zany ze sfer produkcji.
Z „godno ci " stanow czy si d enie do zachowania dystansów wobec osób spoza danego stanu i
sk onno do odgradzania si od nich. Niech tnie, je li w ogóle, utrzymuje si z nimi stosunki towarzyskie i
zawiera zwi zki ma skie.
Podzia y klasowe i stanowe krzy uj si i nak adaj na siebie, tworz c najró niejsze konfiguracje. Tak
na przyk ad samo posiadanie jako takie mo e z czasem zacz si liczy jako cecha stanowa; jednak e nie od
razu. Kiedy ubogi szwajcarski handlarz Guggenheim, zaczynaj c od handlu obno nego, dorobi si w
Ameryce milionowej fortuny, nie wystarczy o to, by inni milionerzy zacz li uwa go za równego sobie.
Bez wzgl du na wysoko konta bankowego dla Rothschildów by parweniuszem, z którym nie mieli ochoty
utrzymywa stosunków towarzyskich i nie chcieli, by ich dzieci bawi y si z jego dzie mi. Samo poj cie
„nowobogackiego" i kpi cy stosunek do takiej osoby doskonale oddaje rozbie no mi dzy sytuacj
klasow a stanow .
Stanem mo e sta si tak e grupa zawodowa, a to wtedy, kiedy uzyska spo eczn „godno ", dzi ki
swoistemu stylowi ycia zwi zanemu z zawodem.
Rozmaite konfiguracje relacji mi dzy podzia ami stanowymi i klasowymi, zbie no ci i rozbie no ci
mi dzy tymi dwoma rodzajami podzia ów spo ecznych otwieraj interesuj ce pole docieka
socjologicznych. Sam Weber uwa , e zbieganiu si tych dwu podzia ów spo ecznych sprzyja wzgl dna
stabilizacja zasad nabywania i podzia u dóbr, natomiast przeciwdzia a wszelki wstrz s i przewrót techniczno-
gospodarczy. W warunkach szybkich zmian na plan pierwszy wysuwaj si sytuacje klasowe. Z regu y epoki
i kraje, w których pierwszoplanowe znaczenie maj sytuacje klasowe, s epokami przewrotów techniczno-
gospodarczych. Natomiast ka de opó nienie procesów przemian ekonomicznych prowadzi do dominacji
sytuacji stanowych i przywraca znaczenie spo ecznej godno ci jako podstawy nierówno ci spo ecznych.
Rozdzia XII. Zró nicowanie spo eczne i ruchliwo spo eczna 285
Partie. Mówi c o partiach, Weber mia na my li nie tylko takie organizacje, które wspó cze nie okre lane
mianem partii politycznych. Przez partie rozumia wszelkie grupy, które stawiaj sobie za cel wp ywanie
na aparat w adzy i budowanie go w miar mo no ci ze swoich stronników. Wynika z tego, e partie
wyst puj jedynie w obr bie zbiorowo ci o charakterze stowarzysze (zob. Ferdynand Tönnies i dwa typy
zbiorowo ci, s. 225), w których istnieje jaki racjonalny porz dek oraz aparat s cy jego utrzymywaniu. W
poszczególnych przypadkach partie mog reprezentowa interesy wynikaj ce z sytuacji klasowej lub
stanowej i stosownie do tego dobiera swoich stronników. Jednak wcale nie musz by partiami wy cznie
klasowymi czy stanowymi. Mo liwe s ró ne kombinacje. Weber zdecydowanie odrzuca pogl d, e w adza
polityczna jest w r kach klasy kapitalistów i s y tylko ich interesom.
zycji, jak ka dy z nich zajmuje w badanej spo eczno ci, decyduje nie tylko wysoko dochodów, ale i inne
czynniki, na przyk ad szacunek i powa anie ze wzgl du na walory moralne. Na podstawie wywiadów z miesz-
ka cami stwierdzi istnienie sze ciu poziomów pozycji spo ecznych, które nazwa „klasami". Przez klasy
rozumia „dwie lub wi cej grup ludzi, którzy sami s dz , e s i rzeczywi cie s zgodnie umiejscawiani
przez wszystkich cz onków community na spo ecznie wy szych i ni szych pozycjach" (Warner, Lunt 1942: 82,
za: Weso owski 1962: 159). Wyró ni sze klas, które nazwa : „wy sz -wy sz ", „wy sz -ni sz ", „ redni -
wy sz ", „ redni -ni sz ", „ni sz -wy sz " i „ni sz -ni sz ".
Z kolei Davis i Moore w publikowanych w latach czterdziestych XX wieku artyku ach sformu owali
funkcjonaln teori stratyfikacji. Stratyfikacj rozumieli szeroko jako nierówno poziomów udzia u w
dobrach, g ównie dobrach materialnych, i presti u. Wykazywali funkcjonaln niezb dno i u yteczno
tego rodzaju nierówno ci. Argumentowali, e zapewnia ona zajmowanie najwa niejszych pozycji przez
najbardziej kwalifikowane osoby, które kompetentnie wype niaj swoje zadania. Dowodzili, e zdobywanie
kwalifikacji wymaga nak adów i wi e si z wyrzeczeniami, których ludzie nie podejmowaliby bez nagród
w postaci przysz ych wysokich pozycji.
Teoria Davisa i Moore'a wywo a szerok dyskusj . Polemizowano zarówno z jej za eniami
ideologicznymi, jak i sposobem rozumienia stratyfikacji.
W warstwie ideologicznej wskazywano tkwi ce u podstaw rozumowania Davisa i Moore'a za enie,
e w punkcie wyj cia wszyscy maj takie same szans osi gni cia wysokich pozycji, a o tym, czy je osi gn ,
decyduje wy cznie talent i praca jednostki. Zwracano uwag , e szans wykszta cenia, zasi g wp ywów na
innych, stopie szacunku, a nawet szans doczekania pó nego wieku s w znacznej mierze ju w punkcie
startu okre lone przez wyj ciow pozycj jednostki w uk adzie stratyfikacyjnym.
W warstwie merytorycznej podj to pytanie, co to jest stratyfikacja, oraz próby zaw enia tego poj cia.
Proponowano, aby rozumie j nie po prostu jako ka de hierarchiczne zró nicowanie jednostek, ale jako
system utrwalonych warstw, do których przynale no jest w znacznej mierze okre lana przez
mi dzypokoleniowe przekazywanie pozycji lub co najmniej przez szans osi gni cia okre lonych pozycji.
Innymi s owy, proponowano, aby o stratyfikacji mówi tylko wtedy, kiedy istnieje „dziedziczna
nierówno ", a warstwy charakteryzuj si „biologiczn i spo eczn trwa ci " (Buckley 1958, za:
Weso owski 1966: 134) i maj tendencj do zamykania si .
W nast pnych latach poj cie stratyfikacji ulega o dalszym modyfikacjom. Pod wp ywem, po
pierwsze, rozwoju ilo ciowych bada empirycz-
Rozdzia XII. Zró nicowanie spo eczne i ruchliwo spo eczna 287
nych; po drugie, pod wp ywem kontaktów socjologii ameryka skiej z socjologi europejsk i teori Maxa
Webera.
Aby bada uwarstwienie spo eczne, nale o znale wska niki pozwalaj ce na okre lanie warstw na
podstawie kryteriów mierzalnych. Koncepcja trzech p aszczyzn zró nicowania spo ecznego Maxa Webera
wskazywa a drog tych poszukiwa . Ostatecznie takimi wska nikami powszechnie stosowanymi we
wspó czesnej socjologii sta y si : dochód, wykszta cenie mierzone liczb lat nauki i presti zawodu, którego
metody mierzenia zosta y w socjologii dobrze opracowane.
W perspektywie empirycznej przez stratyfikacj spo eczn rozumiane s takie podzia y spo eczne, w
których pozycja spo eczna ludzi mo e by ujmowana jako wy sza lub ni sza z punktu widzenia której z
wymienionych wy ej cech mierzalnych.
Badania tak rozumianej stratyfikacji spo ecznej pokazuj nierówny rozdzia takich dóbr jak formalne
wykszta cenie, ranga zawodu, dochód. W wyniku tego nierównego rozdzia u tworz si hierarchie.
Socjolodzy, badaj c stratyfikacj , interesuj si nie tylko tymi trzema odr bnymi hierarchiami, ale tak e, a
nawet przede wszystkim ich powi zaniami. Poniewa analiza tych powi za wykazuje, e zawód jest
czynnikiem wi cym wykszta cenie z dochodem, jest on traktowany jako podstawowy element
okre laj cy pozycje jednostek w uk adzie stratyfikacyjnym (S omczy ski 1989).
Zaw one, empiryczne pojmowanie stratyfikacji jako uk adu warstw wyznaczonych za pomoc
mierzalnych kryteriów nie wyeliminowa o ogólnego rozumienia stratyfikacji jako hierarchicznego
uszeregowania rozmaitego rodzaju grup (rozumianych tu i w dalszym ci gu jako ró nego rodzaju zbiorcze
kategorie spo eczne) ze wzgl du na zakres posiadanej przez ich cz onków w adzy, presti u i bogactwa. Tak
rozumiana stratyfikacja wyst puje w ró nego typu spo ecze stwach.
Podsumowuj c, stwierdzi trzeba, e niezale nie od tych wszystkich dyskusji termin stratyfikacja
wyst puje w socjologii ameryka skiej najcz ciej jako ogólne okre lenie obszaru problemowego
obejmuj cego zró nicowania, nierówno ci i podzia y spo eczne. W socjologii polskiej natomiast takim
ogólnym terminem jest zazwyczaj struktura spo eczna.
czym w obu przypadkach dotyczy to klas i warstw rozumianych przede wszystkim historycznie, to
jest jako kategorii opisu podzia ów nowoczesnych spo ecze stw przemys owych.
Klasa
Z pi ciu podstawowych sposobów historycznego rozumienia klasy trzy z nich to uj cia klasyczne,
które w swojej ortodoksyjnej wersji nale ju w znacznej mierze do przesz ci. Pozosta e dwa s
uj ciami wspó czesnymi, w których jednak e odnale mo na co najmniej echa uj klasycznych,
je eli nie wr cz nawi zania do nich.
Uj cia klasyczne
• Klasa w rozumieniu Karola Marksa. Klasy s zasadniczymi segmentami struktury
spo ecze stwa pojmowanego jako swoista ca . Podstaw podzia u na klasy jest stosunek do
asno ci rodków produkcji. Wszelkie podzia y spo eczne i zwi zane z nimi konflikty maj u
podstaw podzia y i konflikty klasowe i mog by do nich sprowadzone. Klasy nie s kategoriami
statystycznymi, ale realnymi zbiorowo ciami zdolnymi do wytworzenia poczucia wspólnoty.
• Klasa w rozumieniu Maxa Webera. Podzia na klasy wyst puje tylko w jednym z trzech
wymiarów zró nicowania spo ecznego, to jest ekonomicznym. Klasa okre la rodzaj szans na rynku.
Klasy nie s zbiorowo ciami wytwarzaj cymi poczucie wspólnoty.
• Klasa w rozumieniu Williama L. Warnera. Klasa jest jednym z poziomów hierarchicznego
uk adu pozycji okre lanych przez wysoko dochodów i szacunek spo eczny. Jest wi c tym, co
wielu socjologów nazywa warstw .
spo eczne i mog by rozwa ane jako tworz ce skal nominaln " (Slomczy ski 1989: 5).
Skala nominalna zgodnie z tym, o czym poucza podr cznik metodologii, to „skala, która sk ada si z dwóch lub wi cej
kategorii oznaczonych nazwami, wg których klasyfikujemy pewne przedmioty. Jedyn okre lon relacj pomi dzy tymi
kategoriami jest relacja ró no ci, nie implikuje ona, i jedna z tych kategorii zawiera «mniej» czy te «wi cej» w asno ci
mierzonych" (Jahoda, Deutsch, Cook 1955, za: Nowak 1965: 275).
W takim rozumieniu klas widoczne s nawi zania do Marksowskiej koncepcji, w której klasy by y
podstawowymi elementami okre laj cymi kszta t struktury spo ecznej. Jednak e mimo tych nawi za
strukturalnie rozumiane klasy bywaj wyró niane nie tylko na podstawie Marksowskiego kryterium
stosunku do rodków produkcji, ale tak e innych dodatkowych kryteriów, takich na przyk ad jak kontrola
sprawowana nad prac innych oraz podzia pracy na fizyczn i umys ow (S omczy ski 1989). W ich
uwzgl dnianiu dopatrzy si mo na wp ywów Webera.
Zdaniem czo owych badaczy problematyki zró nicowania spo ecznego takie pojmowanie klas
zwi zane jest z tradycj socjologii europejskiej. Pisz : „W europejskiej tradycji socjologicznej klasy s
definiowane poprzez stosunki kontroli nad produkcj oraz dystrybucj dóbr i us ug. Stosunki te, b ce
pochodn stosunków w asno ci, dotycz przede wszystkim procesu pracy i jego organizacji" (S omczy ski,
Janicka, Mach, Zaborowski 1996: 29).
Przy takim rozumieniu klasy zestawy wyró nianych klas i ich uk ady w poszczególnych
spo ecze stwach przedstawiaj si odmiennie w zale no ci od ró nic systemów polityczno-ekonomicznych
tych spo ecze stw.
Warstwa
Termin warstwa spo eczna ma zupe nie inne znaczenie w ka dym z dwóch wyró nionych sposobów
pojmowania podzia ów spo ecznych, to jest strukturalnym i stratyfikacyjnym. Ponadto w samej
stratyfikacyjnej perspektywie warstwa bywa rozumiana dwojako: b jako kategoria empiryczna, b
jako ogólna kategoria teoretyczna, na podobie stwo Weberowskiego stanu.
• Warstwa w uj ciu strukturalnym wyst puje w marksistowskiej perspektywie ogl du struktury
spo ecznej. Pojawia si w niej wówczas, kiedy podzia na klasy okazuje si niewystarczaj cy dla
zadowalaj cego opisu struktury danego spo ecze stwa. W takim przypadku terminem „warstwa" okre lana
jest b cz klasy - mówi si wtedy o warstwie bur- uazji przemys owej, bur uazji finansowej,
proletariatu wielkoprzemys-
290 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
owego etc. - b istotne spo ecznie kategorie nie daj ce si jednoznacznie zaliczy do adnej z klas
wyró nionych na podstawie stosunku do rodków produkcji. Klasycznym przyk adem jest inteligencja, o
której mówi si jako o warstwie; tak samo mówi si o ch opstwie w krajach, w których podzieleni na
klasy ch opi wyodr bniaj si jako zbiorowo o w asnej kulturze i poczuciu to samo ci (Wiatr 1976: 255).
• Warstwa w uj ciu stratyfikacyjnym jako kategoria empiryczna jest wyró niana na podstawie
kryteriów mierzalnych. Kryteriami tymi jest wysoko dochodów mierzona ilo ci zarabianych pieni dzy,
wykszta cenie mierzone liczb lat nauki i presti zawodu. S to mierniki uniwersalne. Uniwersalnym
miernikiem jest pieni dz bez wzgl du na rodzaj waluty. Tak e liczba lat nauki mierzy to samo bez
wzgl du na ró nice w systemach edukacji. Wobec istnienia mi dzynarodowej skali presti u zawodów
równie i ta miara jest powszechna. Ponadto, jak wykaza y liczne badania, zwi zki mi dzy tymi trzema
sk adowymi okre laj cymi czn pozycj stratyfikacyjn przedstawiaj si podobnie w ró nych krajach.
Pozwala to traktowa je jako uniwersalne, które wynikaj „z logiki procesu modernizacji i w ma ym
stopniu zale od systemu ekonomiczno-politycznego" (Slomczy ski, Janicka, Mach, Zaborowski 1996:
49).
Tak wyró niane warstwy tworz skal porz dkow .
Skala porz dkowa „okre la wzgl dne pozycje przedmiotów lub osób z punktu widzenia pewnych w asno ci, nie okre laj c
dystansu mi dzy tymi pozycjami". Pozwala uporz dkowa obiekty od najmniejszych do najwi kszych, chocia nie
pozwala stwierdzi , o ile jeden od drugiego jest wi kszy lub mniejszy. Mo na j porówna do elastycznej ta my mierniczej
nierównomiernie rozci ganej (Jahoda, Deutsch, Cook 1955, za: Nowak 1965: 276).
• Warstwa w uj ciu stratyfikacyjnym jako ogólna kategoria teoretyczna jest jednym z poziomów
stratyfikacji rozumianej jako uk ad grup tworz cych hierarchi ze wzgl du na zakres w adzy, presti u i
bogactwa ich cz onków. Takiego rodzaju hierarchiczne uk ady wyst puj w spo ecze stwach ró nego typu,
nie tylko nowoczesnych spo ecze stwach przemys owych.
Cz onkowie tak rozumianych warstw maj pewn wiadomo wspólnych interesów, a tak e poczucie
grupowej to samo ci i podobny styl ycia, który mniej lub bardziej odró nia ich od cz onków innych
warstw spo ecznych (Haralambos, Holborn 1990: 25). Podobnie pojmowana „warstwa" nie tylko przypomina
Weberowski stan, ale staje si poj ciem tak ogólnym, e swym zakresem obejmuje równie i takie
tworz ce hierarchi kategorie spo eczne jak indyjskie kasty i europejskie stany feudalne.
Rozdzia XII. Zró nicowanie spo eczne i ruchliwo spo eczna 291
Klasyfikacj zawodów jeden z jej twórców charakteryzuje w nast puj cy sposób: „Zgrupowano 367 zawodów lub
skich kategorii zawodowych wydzielonych w tej klasyfikacji przy u yciu nast puj cych kryteriów: rodzaj
wykonywanych czynno ci, podzia pracy na fizyczn i umys ow , poziom kwalifikacji wymagany do
wykonywania zawodu, funkcja w organizacji pracy (stanowisko), rodzaj zak adu pracy, w jakim wykonywany
jest zawód (gospodarka uspo eczniona i nieuspo eczniona), stosunek do rodków produkcji (pracownicy
najemni, samodzielni i pracuj cy w rodzinnym warsztacie pracy). Na podstawie tych kryteriów wyodr bnili my
12 szerokich kategorii spo eczno--zawodowych [...]: specjalistów technicznych i nietechnicznych (1);
kierowników (2); techników i wyspecjalizowanych pracowników administracyjno-biurowych (3); pozosta ych
pracowników umys owych (4); pracowników fizyczno-umys owych (5); w cicieli zak adów wytwórczych i
us ugowych (6); majstrów i brygadzistów (7); wykwalifikowanych pracowników fizycznych (8);
pó wykwalifikowanych pracowników fizycznych (9); niewykwalifikowanych pracowników fizycznych (10);
rolników indywidualnych (11); najemnych pracowników fizycznych w rolnictwie (12)" (Pohoski 1983; Pohoski
1995: 347).
wi dziesi tych powsta a nowa Polska Socjologiczna Klasyfikacja Zawodów (okre lana skrótem PSKZ)
(Sawi ski, Doma ski 1996). Zmiany w stosunku do SKZ polega y na nieznacznym zredukowaniu liczby
jednostek najni szego szczebla oraz uwzgl dnieniu nowych zawodów, które w latach dziewi dziesi tych
pojawi y si na rynku pracy. S to zawody zwi zane ze sfer biznesu oraz us ug finansowych
(bankowo ci , rynkiem papierów warto ciowych) i osobistych (bezpiecze stwem publicznym, rozrywk ,
wypoczynkiem) (S omczy ski, Doma ski 1998:133). Nowa skala ma czterna cie najogólniejszych kategorii
zawodowych. Obecnie polscy socjolodzy korzystaj z obu tych skal.
Oprócz klasyfikacji zawodów w poszczególnych krajach, istnieje tak e Mi dzynarodowa Klasyfikacja
Zawodów (okre lana skrótem ISCO-88), w której jest dziesi najogólniejszych kategorii (PGSS 1993: 233).
Klasyfikacje zawodów dostarczaj podstawy dla konstruowania skal zawodów. W Polsce opracowano
trzy takie skale: 1) skal wedle z ono ci pracy (ogólnej z ono ci, z ono ci pracy z lud mi, z
przedmiotami i symbolami); 2) skal wedle kryterium presti u; 3) skal wedle kryterium pozycji spo eczno-
ekonomicznej (S omczy ski, Kacprowicz 1979).
Skale te pozwalaj na kontrol poprawno ci klasyfikacji zawodów. Jednak ich podstawowe znaczenie
polega na tym, e dostarczaj narz dzia do poznania hierarchicznego usytuowania w przestrzeni
spo ecznej przedstawicieli poszczególnych kategorii zawodowych, czyli cech ich po enia spo ecznego.
Stwierdzenie zbie no ci b rozbie no ci usytuowania na poszczególnych skalach prowadzi do pyta o
spo eczne przyczyny i skutki zbie no ci i rozbie no ci cech po enia spo ecznego. Równie do pytania o to,
która z tych sytuacji bardziej przybli a dane spo ecze stwo do wzoru spo ecze stwa merytokratycznego
o atwych do przekraczania granicach mi dzy warstwami.
Rozdzia XII. Zró nicowanie spo eczne i ruchliwo spo eczna 293
W badaniach uwarstwienia spo ecznego, w których za jego wska nik przyjmuje si zró nicowanie
spo eczno-zawodowe, wykorzystywane s najcz ciej skale presti u zawodów. Socjolodzy pos uguj si
zarówno skalami presti u skonstruowanymi w poszczególnych krajach, jak i Mi dzynarodow Standardow
Skal Presti u Zawodów, opart na Mi dzynarodowej Klasyfikacji Zawodów (Doma ski 1981: 125). Ta
ostatnia skala jest przydatna zw aszcza w mi dzynarodowych badaniach porównawczych.
Niektórzy badacze s sk onni s dzi , e zró nicowanie zawodowe okre la ca y system nierówno ci
w spo ecze stwie przemys owym, a w ka dym razie b dzie go okre la w przysz ci (Doma ski 1985:
38). Tymczasem wiele bada wskazuje, e istnieje umiarkowana zale no mi dzy zawodem a
dochodem. Na rozlu nienie zwi zku mi dzy zawodem a dochodem wp ywaj trzy podstawowe czynniki.
Pierwszym jest p . Kobiety zarabiaj rednio 80 procent tego, co w tych samych zawodach zarabiaj
czy ni. Drugim jest sektor gospodarki. Nawet personel administracyjno-biurowy zarabia inaczej w
przemy le, inaczej w administracji pa stwowej. Trzecim - wielko zak adu pracy. Zazwyczaj w
wielkich zak adach pracy zarabia si wi cej ni w ma ych (S omczy ski, Doma ski 1998: 135). Te dwa
ostatnie czynniki sprawiaj , e jedno ze róde nierówno ci spo ecznych mierzonych wysoko ci dochodu
widzi si w segmentacji rynku pracy (Doma ski 1987).
Presti zawodu
Na pierwszy rzut oka presti wydaje si cech subiektywn , niemo liw do zmierzenia. Ludzie tak bardzo
i pod tak wieloma wzgl dami ró ni si mi dzy sob , a oceniani s tak rozmaicie i wedle w asnego
uznania oceniaj cych, e trudno jest wyobrazi sobie prze enie tych rozmaitych subiektywnych ocen na
obiektywne, ilo ciowe miary.
Aby wykaza , e jest to mo liwe, nale y w pierwszym rz dzie podkre li , e badaczy interesuje
zró nicowanie spo eczne na poziomie makrospo ecznym, na którym w gr wchodzi nie presti osób, ale
zawodów.
W spo eczno ciach lokalnych na tyle ma ych, e wszyscy si znaj , a przynajmniej du o wiedz o
sobie, presti ka dego cz owieka zale y od jego cech osobistych. W nowoczesnych spo ecze stwach
przemys owych, w których najcz stsze stosunki mi dzy lud mi to stosunki rzeczowe mi dzy anonimowymi
jednostkami (w wielkich miastach nawet mieszka cy jednego budynku cz sto si nie znaj i nic o sobie nie
wiedz ), zalety i wady poszczególnych osób nie s widoczne i umykaj ocenie spo ecznej. Poza w skim
gronem rodzinnym i przyjacielskim ka dy postrzegany jest nie wprost jako osoba, ale przez stereotyp
zajmowanej pozycji zawodowej i zwi zanej z ni roli. O presti u cz owieka w kr gu znajomych decyduje
to, jaki on jest, o presti u w ród nieznajomych to, kim jest. Przejawem
294 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
wykorzystywania przez jednostk presti u zajmowanej pozycji jest wy miewane przez satyryków
zawo anie: „Pan nie wie, kim ja jestem!"
Stwierdzenie, e przedmiotem zainteresowania jest nie presti osób, ale presti zawodu, nie wystarcza
do wyja nienia, w jaki sposób subiektywne oceny zostaj przekszta cane w obiektywn ilo ciow miar .
Dokonywane jest to za pomoc procedury, która polega na zbieraniu wielu pojedynczych ocen
poszczególnych zawodów i na ich podstawie okre laniu ogólnej oceny ka dego z nich, na przyk ad w
postaci matematycznej przeci tnej (Doma ski 1981: 121-122).
Badania wykazuj istnienie bardzo du ej zgodno ci w ocenach presti u zawodów. Podobnie oceniaj go
ludzie m odzi i starzy, wykszta ceni i niewykszta ceni, pracownicy fizyczni i umys owi (S omczy ski,
Doma ski 1998:137).
Analizy prowadzone w rozmaitych okresach w tych samych krajach oraz analizy porównawcze
prowadzone w ró nych krajach (nie tylko europejskich) wykaza y, po pierwsze, du stabilno hierarchii
presti u zawodów w czasie (Doma ski 1981: 131), a po drugie, znaczne podobie stwo tych hierarchii w
krajach o odmiennych systemach ekonomiczno--politycznych (na przyk ad mi dzy Polsk o gospodarce
planowej w okresie realnego socjalizmu a krajami kapitalistycznymi o gospodarce rynkowej), a tak e w
krajach o ró nych tradycjach kulturowych (Doma ski 1981:123). Oczywi cie, jest tak pod warunkiem, e
wszystkie badane kraje maj cechy pozwalaj ce na uznanie ich za ró ne warianty nowoczesnych
spo ecze stw przemys owych.
Znaczne podobie stwo hierarchii presti u zawodów w wielu ró nych krajach sk oni o badaczy do
wysuni cia hipotezy, e czynnikiem odpowiedzialnym za ten stan rzeczy jest poziom ekonomicznego
rozwoju kraju. S dzono, e wp ywa on mo e nie tylko na charakter samych zawodów, ale i na kszta t
kultury, a co za tym idzie - po rednio i na systemy warto ci le ce u podstaw oceny presti u zawodów.
Potwierdzi y to badania mi dzynarodowe, które wykaza y, e „w krajach bardziej pod wzgl dem
kulturowym zbli onych ludzie przypisuj na ogó zawodom te same rozmiary presti u" (Doma ski 1981:
145). Wykaza y tak e, e podstawowymi czynnikami, z którymi wi e si presti zawodu, s wykszta cenie
i dochód, aczkolwiek w ró nych krajach zwi zki te przejawiaj si z ró sil .
Zmiana miejsca przez grup polega zawsze na przesuni ciu si jej w gór lub w dó uk adu
hierarchicznego. Prowadzi to w sposób nieunikniony do przebudowy tego uk adu lub nawet do zmiany
charakteru ca ego spo ecze stwa. Tak na przyk ad zmiana pozycji mieszcza stwa na drabinie spo ecznej
oznacza a koniec stanowego spo ecze stwa feudalnego.
W przypadku jednostek zmiana miejsca w systemie zró nicowania spo ecznego nie musi oznacza
zmiany ich usytuowania w hierarchii spo ecznej. Jednostki mog przemieszcza si mi dzy kategoriami na
przyk ad zawodowymi, które znajduj si na tym samym poziomie ich hierarchii. Tego rodzaju
przemieszczenia to ruchliwo pozioma (horyzontalna). Przyci ga ona znacznie mniejsz uwag
socjologów ni ruchliwo pionowa (wertykalna) polegaj ca na przemieszczaniu si jednostek mi dzy
poziomami hierarchii spo ecznej.
W badaniach ruchliwo ci spo ecznej g ównym ich przedmiotem jest ruchliwo pionowa jednostek, a
wska nikiem empirycznym poziomów hierarchii spo ecznej s zazwyczaj kategorie spo eczno-zawodowe.
Ruchliwo pionowa mo e oczywi cie polega zarówno na przemieszczaniu si w gór hierarchii
spo ecznej, a wi c awansie, jak i przemieszczaniu si w dó , a wi c degradacji.
Przemieszczanie si jednostek w gór lub w dó mo e mie dwojak posta i odpowiednio do niej
wyró nia si dwa rodzaje ruchliwo ci.
• Pierwsza posta ruchliwo ci to podnoszenie przez jednostk poziomu swojego wykszta cenia,
nabywanie nowych kwalifikacji, bogacenie si i w konsekwencji przesuwanie si z biegiem lat na
wy sze pozycje hierarchii spo ecznej (lub te wskutek innego rodzaju przyczyn - na ni sze). Jest to awans
(b degradacja) w granicach jednego pokolenia. Tego rodzaju ruchliwo to ruchliwo
wewn trzpokoleniowa. Badaj c j empirycznie, porównuje si pozycj respondenta w momencie bada z
jego pozycj w momencie podejmowania pierwszej pracy.
• Druga posta ruchliwo ci to zaj cie przez jednostk wy szej b ni szej pozycji, ni mieli jej
rodzice wskutek zdobycia przez ni innego wykszta cenia i uzyskanie innych kwalifikacji oraz dochodów.
Jest to ruchliwo mi dzypokoleniowa. Okre la si j empirycznie, porównuj c pozycj ojca, w czasie
kiedy syn/córka mia /a 14 lub 16 lat, z aktualn , to jest w momencie bada , pozycj syna/córki.
(Okre lenie wieku dziecka jest konieczne, chodzi bowiem o wyznaczenie punktu startu dziecka. W
toku jego ycia ojciec tak e móg zmienia pozycje i podlega procesowi ruchliwo ci
wewn trzpokoleniowej.)
O obu rodzajach ruchliwo ci decyduj rozmaite czynniki.
• Jedna grupa czynników to cechy jednostek oraz ich rodziców. Pewne osoby s utalentowane i
pracowite, a na dodatek sympatyczne, inne leniwe, niezdolne i antypatyczne. Jedni rodzice mog i chc
inwestowa
296 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
w wykszta cenie dzieci, nawet kosztem w asnych wyrzecze , inni nie mog , nie potrafi b nie chc .
• Druga grupa czynników to mo liwo ci przesuni , jakie stwarza dane spo ecze stwo. Zale one
od stopnia jego otwarto ci, a tak e od istnienia w nim mechanizmów wyrównywania szans m odzie y ze
spo ecznie upo ledzonych rodowisk i rodzin w z ym po eniu materialnym. Ich dzia anie, mniej lub
bardziej skuteczne, sprowadza si na ogó do ró nych u atwie w dost pie do wykszta cenia. S to na
przyk ad rozmaite systemy stypendialne, a tak e punkty preferencyjne przyznawane „za pochodzenie"
przy przyjmowaniu na studia. W PRL przez wiele lat punkty przyznawano dzieciom robotników i
ch opów, a w USA przyznaje si je m odzie y z grup etnicznych uwa anych za spo ecznie upo ledzone.
• Trzecia wreszcie grupa czynników to zmiany na rynku pracy. Czasami s one rezultatem rozmaitych
kataklizmów powoduj cych ubytek ludno ci, ró ny w poszczególnych jej kategoriach. Na przyk ad
wojna sprawia, e gin przede wszystkim m czy ni. Niekiedy, jak to by o w czasie ostatniej wojny na
ziemiach polskich, celowo niszczone s elity intelektualne podbitego kraju. Najcz ciej jednak zmiany
rynku pracy s wynikiem rozwoju gospodarki, który powoduje zmian sk adu spo eczno-zawodowego
kolejnych pokole . W miar wzrastaj cego uprzemys owienia kraju coraz wi cej ludzi zaczyna pracowa
w przemy le oraz us ugach, coraz mniej za w rolnictwie. Ro nie tak e zapotrzebowanie na pracowników o
coraz wy szych kwalifikacjach, natomiast coraz mniej potrzebni s pracownicy bez kwalifikacji lub o
niskich kwalifikacjach.
Ruchliwo wynikaj ca ze zmiany sk adu spo eczno-zawodowego kolejnych pokole to ruchliwo
strukturalna, natomiast pozosta a to ruchliwo wymienna (czasem nazywana te cyrkulacyjn ). Jednym z
zada , jakie stawiaj sobie badacze procesów ruchliwo ci, jest oszacowanie proporcji obu tych rodzajów
ruchliwo ci w ogólnej ruchliwo ci spo ecznej zaobserwowanej w danym czasie w danym kraju.
Klasycznym problemem badawczym jest tak e okre lenie stopnia determinacji pozycji spo ecznej
jednostek przez rozmaite czynniki. Zosta y wypracowane techniki analiz statystycznych, które pozwalaj na
badania zakresu wp ywu dowolnej liczby rozmaitych czynników na ró ne elementy pozycji jednostek: na
dochód, wykszta cenie, pozycj zawodow . (W j zyku socjologii empirycznej formu owane jest to w
postaci pytania: „Jak proporcj wariancji danej zmiennej zale nej wyja niaj poszczególne zmienne
niezale ne?"). To, jakie czynniki zostan uwzgl dnione w analizie, zale y od wyboru badacza. Dokonuje
go na podstawie ogólnej wiedzy o procesach ruchliwo ci oraz wiedzy o badanym spo ecze stwie
dostarczanej przez wcze niejsze badania empiryczne i w asne obserwacje. I tak na przyk ad w odniesieniu
do jednego spo ecze stwa wart
Rozdzia XII. Zró nicowanie spo eczne i ruchliwo spo eczna 297
zbadania mo e by zakres wp ywu przynale no ci etnicznej i koloru skóry na pozycj spo eczn , w innym
za - przynale no ci partyjnej.
Klasycznymi czynnikami uwzgl dnianymi w tego typu analizach s takie czynniki „przypisane"
(niezale ne od jednostki), jak wykszta cenie i pozycja spo eczna ojca, oraz takie „osi gane", jak w asne
wykszta cenie.
Nat enie ruchliwo ci spo eczno-zawodowej traktuje si zazwyczaj jako sumaryczny wska nik dystansów i
barier spo ecznych, a tak e jako ród o informacji o mechanizmach odtwarzania si hierarchii spo ecznych
(Doma ski 1998: 448). Jest to równie wska nik stopnia otwarto ci danego spo ecze stwa.
ROZDZIA XIII
Przemiany przeobra aj ce spo ecze stwa przemys owe w tak wielkim stopniu, e zaczyna si je
postrzega jako spo ecze stwa nowego typu i okre la mianem „ponowoczesnych" (zob. Spo ecze stwo
poprzemy slowe, ponowoczesne i informacyjne, s. 103), dotycz tak e zró nicowania spo ecznego. W wyniku
zmian na rynkach pracy wywo ywanych przez rozwój techniki oraz proces globalizacji zmienia si ich
charakter.
Zmiany te przedstawiaj si nast puj co:
• S abnie zapotrzebowanie na proste prace fizyczne, wzrasta natomiast na prace wymagaj ce
wy szych kwalifikacji i odpowiedniego poziomu wiedzy. Wiedza jako taka zaczyna by uwa ana za
podstawowy „zasób" spo eczny (Drucker 1999).
Prowadzi to do zmniejszania si liczebno ci spo eczno-zawodowej kategorii robotników. Sprzyja temu
malej ce znaczenie tradycyjnego wielkiego przemys u, zw aszcza wydobywczego i ci kiego. Ponadto
mi dzynarodowe korporacje wol uruchamia pewne ga zie produkcji w krajach mniej rozwini tych, w
których si a robocza jest ta sza, zwi zki zawodowe s ma o aktywne b w ogóle nie istniej , a ochron
rodowiska nikt nie zawraca sobie g owy.
„[W Stanach Zjednoczonych] pomi dzy 1970 a 1990 ogólna [...] produkcja przemys owa wzros a wi cej ni dwa i pó raza w
ci gu tych dwudziestu lat. Ale zatrudnienie w przemy le nie wzros o w ogóle. A nawet przeciwnie, spada o. [...]
spad o [...] z 25 procent ca kowitej si y roboczej w 1960 roku do 16 lub 17 procent w 1990 roku. W tym czasie ca kowita
ameryka ska si a robocza podwoi a si i by to najwi kszy wzrost, jaki kiedykolwiek zanotowano w jakimkolwiek kraju w
czasach pokoju. Ale ten przyrost pojawi si w pracach innych ni wytwarzanie i przemieszczanie rzeczy [...]. Sytuacja w
Japonii jest prawie dok adnie taka sama. [...]
Dla ekonomii oraz polityki spo ecznej jest znacznie lepiej - twierdz Japo czycy - by zamiast wydawa pieni dze na
tworzenie stanowisk pracy dla pracowników fizycznych w krajach rozwini tych, przeznacza je na rozwijanie krajowej
edukacji i mie tym samym pewno , e ludzie m odzi naucz si wystarczaj co du o, by posi kwalifikacje do pracy
wymagaj cej wiedzy lub przynajmniej do wiadczenia us ug o wysokim standardzie" (Drucker 1999: 61-63).
• Kiedy podstawowym narz dziem pracy staje si komputer, zamazaniu ulega podzia na prace
„fizyczne" i „umys owe". Rozmywanie granicy mi dzy tymi dwoma rodzajami pracy, niegdy bardzo
wyra nej,
302 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
nast puje z obu stron. Zak ady produkcyjne i us ugowe u ywaj skomplikowanej, opartej na elektronice
aparatury, której obs ug trudno uzna za prac fizyczn . Z kolei prace „przy biurku" w znacznej mierze
wskutek komputeryzacji ulegaj rutynizacji i mog by wykonywane na tyle mechanicznie i bez
umys owego wysi ku, e trudno nazwa je „umys owymi" w pe nym znaczeniu tego s owa.
• Przybiera na sile zauwa ony i opisany w latach czterdziestych XX wieku (Burnham 1941) proces
oddzielania si w asno ci od zarz dzania, w zwi zku z czym rozrasta si spo eczno-zawodowa kategoria
mened erów. Kategoria ta jest wewn trznie silnie zró nicowana ze wzgl du na rozmait skal
zarz dzanych przez nich przedsi biorstw, korporacji i banków.
• Zró nicowaniu ulegaj wszystkie kategorie spo eczno-zawodowe. Ró nice wewn trz kategorii
traktowanych uprzednio jako jednolite prowadz do nowego rodzaju nierówno ci spo ecznych. Opis
podzia ów spo ecznych w kategoriach zró nicowania spo eczno-zawodowego nie pozwala ich dostrzec, a
tym samym nie daje pe nego obrazu nierówno ci spo ecznych (Fitoussi, Rosanvallon 2000: 53-54).
• Rynek w krajach wysoko rozwini tych ulega bardzo szybkim przekszta ceniom. Wci pojawiaj si
nowe towary, szybko zmieniaj si mody. Stwarza to potrzeb ci ego dostosowywania si do nowych
kierunków popytu i modyfikowania b nawet zmieniania profilu produkcji. W tych warunkach ma e i
rednie przedsi biorstwa, które odgrywaj coraz wi ksz rol w spo ecze stwach ponowoczesnych,
zainteresowane s elastyczn polityk zatrudnienia. D do zawierania z pracownikami
krótkoterminowych kontraktów, które u atwiaj p ynno kadr i dostosowywanie ich sk adu do aktualnych
potrzeb. Jednym ze skutków tego jest wzrost ruchliwo ci wewn trzpokoleniowej.
Inym skutkiem jest sta a obawa utraty pracy odczuwana we wszystkich kategoriach spo eczno-
zawodowych, chocia nie we wszystkich równie mocno. W rezultacie istotnymi podzia ami spo ecznymi
staj si podzia y na tych, którzy s mniej, i tych, którzy s bardziej zagro eni bezrobociem, na tych, którzy
mniej, i tych, którzy s bardziej elastyczni w dostosowywaniu si do potrzeb rynku, a tak e na tych,
którzy maj mniejsze, i tych, którzy maj wi ksze mo liwo ci uzyskania sta ego, a przynajmniej
ugoterminowego zatrudnienia.
Wiedza i wy sze kwalifikacje u atwiaj dostosowywanie si do zmieniaj cych si zapotrzebowa rynku
pracy, ale nie likwiduj poczucia niepewno ci, które w spo ecze stwach ponowoczesnych znane jest
wszystkim. Nawet wysoko ulokowani w hierarchii spo ecznej mened erowie, którzy sprawnie zarz dzaj
przedsi biorstwami przynosz cymi zysk w danym kraju, nie maj pewno ci, czy kierowany przez nich
zak ad nie zostanie zlikwidowany ze wzgl du na ogólny interes korporacji okre lany w skali globalnej.
Rozdzia XIII. Zró nicowanie spo eczne spo ecze stw ponowoczesnych 303
W analizach ponowoczesnego zró nicowania spo ecznego i towarzysz cych im dyskusjach trzy kwestie
wysuwaj si na czo o. Jedn z nich jest „ mier klas", drug - „klasa rednia", trzeci - marginalizacja spo-
eczna i powstawanie tak zwanej „podklasy" (underdass).
W tym miejscu zaznaczy nale y, e termin „klasa" w ka dej z tych dyskusji jest rozumiany inaczej.
1. „ mier klas"
Na pocz tku lat dziewi dziesi tych XX wieku Clark i Lipset postawili pytanie: „Czy klasy umieraj ?"
(Clark, Lipset 1991). Sprowokowa o ono dyskusj dotycz charakteru zró nicowania spo ecze stw
ponowoczesnych i jego odr bno ci w stosunku do zró nicowania klasycznych spo ecze stw
kapitalistycznych dziewi tnastowiecznej Europy.
W rozwa aniach o tym, czy klasy umieraj i na czym ich mier polega, rozumienie klas bliskie jest ich
Marksowskiemu pojmowaniu. W debacie o mierci klas tradycja Marksowska jest na tyle widoczna, e
jeden z jej uczestników zada wr cz pytanie: „ mier klasy czy Marksowskiej teorii klasy?" (Pakulski
1993b).
W Marksowskiej perspektywie podzia na klasy wynikaj cy z ró nic usytuowania w procesie produkcji
by kluczowym podzia em spo ecznym, który koniec ko ców (w marksistowskim j zyku: w „ostatniej in-
stancji") wyja nia mia wszelkie ró nice spo eczne, cznie z ró nicami orientacji politycznych i
wiatopogl dowych, a nawet gustów estetycznych. Konflikt mi dzy dwiema biegunowymi klasami
spo ecznymi - kapitalistami, w cicielami rodków produkcji, i pozbawionymi tych rodków robotnikami
- by uwa any za podstawowy konflikt spo eczny, który le y u pod a wszelkich konfliktów i jest si
nap dowa wszystkich ruchów spo ecznych, z ruchami narodowymi w cznie. W tych ostatnich za naro-
dowymi has ami dostrzegano ukryt walk klas.
Teza o „ mierci klas" jest zakwestionowaniem dominuj cej roli tak rozumianej „klasy" w okre laniu
podzia ów spo ecznych, jak równie uznawania konfliktów klasowych za jedyne istotne konflikty spo eczne. W
adnym razie nie jest równoznaczna z twierdzeniem, e podzia y i nierówno ci spo eczne wywodz ce si
ze sfery ekonomicznej i wynikaj ce z odmiennego w niej usytuowania nie maj znaczenia. „ mier klas"
oznacza jedynie utrat przez klas (rozumian w duchu Marksowskim) dotychczasowej kluczowej roli w
okre laniu nierówno ci spo ecznych i przekszta cenie si jej w jedn „z wielu teoretycznych kategorii
analizy stratyfikacji i konfliktów" (Pakulski 1993b: 289).
Na rzecz tezy o zmniejszeniu si przydatno ci poj cia klasy do analizy wspó czesnych spo ecze stw
ponowoczesnych przytacza si wiele argumentów. S one trojakiego rodzaju.
304 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
1. Jedne dotycz zmiany charakteru klas i relacji mi dzy nimi. Zmierzch tradycyjnego przemys u
wydobywczego i ci kiego oraz zamieranie wielkich zak adów produkcyjnych przy jednoczesnym wzro -
cie sektora us ug powoduje zmniejszenie liczebno ci klasy robotniczej i zanikanie warunków
sprzyjaj cych rozwojowi robotniczej wiadomo ci klasowej.
Wbrew przewidywaniom Marksa w spo ecze stwach wspó czesnych nie nast puje dychotomizacja
podzia ów spo ecznych i przybli anie si ich do biegunowego modelu. Wprost przeciwnie, zamazywaniu
ulegaj granice mi dzy biegunowymi klasami: kapitalistów - w cicieli rodków produkcji, i robotników -
posiadaczy wy cznie si y roboczej, a tak e pojawia si obszar ich wspólnych interesów.
Zamazywanie granic mi dzy biegunowymi klasami ma kilka przyczyn i wiele postaci. Po pierwsze,
znacznie rozrastaj si kategorie spo eczno-zawodowe sytuuj ce si mi dzy dwiema biegunowymi
klasami. Po drugie, same granice tych klas trac wyrazisto . W asno rodków produkcji, w tym kapita u,
oddziela si od jego zarz dzania. Rozrasta si wewn trznie zró nicowana kategoria mened erów, którzy
nie s w cicielami, ale zarz dcami przedsi biorstw, korporacji i kapita ów. W rezultacie rozporz dzanie
rodkami produkcji staje si wa niejsze od ich w asno ci, a tym samym zró nicowanie spo eczne w
wymiarze w adzy wa niejsze od zró nicowania w wymiarze asno ci.
Wiele przedsi biorstw to spó ki akcyjne. W cicielami akcji, a tym samym cz stkowymi w cicielami
rodków produkcji mog by równie robotnicy. W wielu krajach istniej nadto fundusze emerytalne, które
pochodz ze sk adek pracowniczych i których w cicielami s sk adkodawcy. Stanowi znaczn cz
kapita u finansowego, który bywa uwa any za najwa niejsz wspó cze nie form w asno ci (Drucker 1999).
Uczestnictwo w funduszu emerytalnym czyni jego uczestnika w cicielem jakiej cz stki rodków
produkcji nawet wtedy, kiedy podstaw jego utrzymania jest sprzeda w asnej si y roboczej.
Z kolei wspólnym interesem kapitalistów i robotników jest ochrona krajowych zak adów przed
mi dzynarodow konkurenq' zagra aj ich bytowi, a tym samym stanowi gro utraty miejsc pracy.
Dlatego te i w ciciele, i robotnicy zainteresowani s tak polityk gospodarcz pa stwa, która chroni
krajowy przemys i sprzyja jego rozwojowi.
2. Drugi rodzaj argumentowania polega na wskazywaniu, e szans yciowe jednostek zale nie
tylko od przynale no ci do klasy okre lanej przez kryteria ekonomiczne.
W spo ecze stwach ponowoczesnych nast puje przekszta canie wielu umiej tno ci w zawody
kwalifikowane. Ustanawiane s formalne progi kwalifikacji, wska nikiem za ich osi gni cia jest odbycie
stosownych szkole i zdanie egzaminów. Do orzekania o dopuszczeniu do danego
Rozdzia XIII. Zró nicowanie spo eczne spo ecze stw ponowoczesnych 305
zawodu decyduj cia a wyposa one w odpowiednie uprawnienia i powo ywane specjalnie w tym celu.
Oznacza to profesjonalizacj zawodów, która prowadzi do wzrostu znaczenia wiedzy po wiadczanej
formalnymi wiadectwami i dyplomami. W rezultacie jednym z istotnych wymiarów zró nicowania
spo ecznego staje si poziom wykszta cenia. Badacze zwracaj uwag , e w spo ecze stwach
ponowoczesnych „zmienia si zasada stratyfikacji spo ecznej: strukturyzuj ca rola kapita u i w asno ci
ust puje zró nicowaniu profesjonalnej wiedzy i kwalifikacji technicznych" (Do-ma ski 1994: 84). W ko cu
lat osiemdziesi tych XX wieku pojawi a si nawet teza o wy anianiu si „klasy dysponentów wiedzy"
(knowledge class) onej z ludzi zajmuj cych si produkcj i dystrybucj wiedzy, która to klasa zast puje
klas robotnicz w roli g ównego przeciwnika bur uazji przemys owej (Berger 1995a).
asno intelektualna staje si nie mniej wa na, a nawet wa niejsza od w asno ci materialnej, chocia
uzyskana dzi ki niej pozycja jest zagro ona ostr konkurenq' i jako taka niepewna.
W spo ecze stwach ponowoczesnych wzrasta znaczenie Weberowskich „stanów", to jest podzia ów w
wymiarze kultury, opartych na ró nicach systemów warto ci, stylów ycia i konsumpcji (w literaturze
socjologicznej cz sto okre la si to jako „wzrost znaczenia orientacji statusowych"). W tym typie
spo ecze stw cz owiek jest przede wszystkim konsumentem i charakter jego konsumpcji okre la jego
miejsce w przestrzeni spo ecznej. Zawód jest w dalszym ci gu wa nym wyznacznikiem pozycji spo ecznej,
ale nie dlatego, e sytuuje w klasowych relacjach posiadaj cy-nieposiadaj cy kapita ekonomiczny, lecz
dlatego, e jest oznak pozycji i wska nikiem spo ecznego znaczenia oraz mo liwo ci konsumpcyjnych
jednostki.
Podstawow rol w podzia ach spo ecznych przestaje odgrywa gospodarka, a zaczyna kultura. Do
opisu nowej sytuacji stosuje si poj cia kapita u kulturowego i kapita u spo ecznego. Ich posiadanie
ma znacz cy wp yw na usytuowanie jednostki w uk adzie nierówno ci spo ecznych (patrz: ramka na
nast pnej stronie).
W spo ecze stwach ponowoczesnych zwraca si te uwag na znaczenie pozycji przypisanych,
okre lanych przez przynale no etniczn , kolor skóry, preferencje seksualne, a tak e p , która zaczyna
by postrzegana jako wyznacznik ró nic spo ecznych (zob. Ró nice pici jako ró nice spo eczne, s. 345).
Osobn spraw jest rozwój najrozmaitszych regulaqi prawnych chroni cych przedstawicieli ró nego
rodzaju mniejszo ci, wynikaj cy z charakaterystycznej dla tych spo ecze stw silnej orientacji
indywidualistycznej i wysokiej warto ci jednostki. Ma to taki skutek, e szans yciowe jednostek
zaczynaj mniej zale od przynale no ci klasowej, natomiast bardziej od „politycznie zdefiniowanych
i prawem gwarantowanych uprawnie " (Pakulski 1993b: 285).
306 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
Kapita kulturowy. Poj cie to wprowadzi Pierre Bourdieu. Oznacza idee, wiedz i umiej tno ci, jakie ludzie nabywaj ,
uczestnicz c w yciu spo ecznym. Obejmuje mi dzy innymi umiej tno poprawnego pos ugiwania si j zykiem i
znajomo regu grzecznego zachowywania si . Ogólnie okre lany jest jako j zykowe i kulturowe kompetencje.
Kapita spo eczny. W literaturze socjologicznej poj cie kapita u spo ecznego wyst puje w dwu znaczeniach. W
odniesieniu do spo ecze stwa oznacza „umiej tno wspó pracy mi dzyludzkiej w obr bie grup i organizacji w celu
realizacji wspólnych interesów" (Fukuyama 1997: 20). Zdolno ta wi e si z istniej cym w danej zbiorowo ci zaufaniem
spo ecznym oraz przestrzeganiem norm lojalno ci, rzetelno ci, uczciwo ci. Kapita spo eczny „tworzony jest i
przekazywany za po rednictwem mechanizmów kulturowych: religii, tradycji, historycznego nawyku (Fukuyama 1997:
39). W odniesieniu do jednostki kapita spo eczny rozumiany jest jako sie jej towarzyskich znajomo ci, spo ecznych
kontaktów i powi za (Markowski 1998: 120).
Wszystkie te nowe podzia y najrozmaiciej si krzy uj i nak adaj tak nawzajem na siebie, jak i na „stare"
podzia y klasowe. Pogmatwane staj si linie konfliktów spo ecznych. Badacze okre laj t sytuacj jako
„rozproszenie wzorów zró nicowania" (Pakulski 1993b; Waters 1997).
3. Trzeci wreszcie rodzaj argumentów dotyczy ma ej mocy wyja niaj cej przynale no ci klasowej.
Wyja nia ona jedynie 17 procent dochodów i oko o 10 procent preferencji wyborczych (Waters 1997: 37;
Halaby, Weak-liem 1993; Clark, Lipset, Rempel 1993; Franklin, Mackie, Valen 1992). Prowadzone w ró nych
krajach badania orientacji politycznych wykazuj , e ich zró nicowanie nie wi e si z podzia em na klasy.
(W tym miejscu kontrargumentem mog by wyniki bada systemów warto ci, które wskazuj na ich
zwi zek z usytuowaniem w procesie produkcji - zob. Osobowo , s. 139).
Zwolennicy tezy o mierci klas wskazuj , e rozdzieraj ce wspó czesny wiat konflikty i wyst puj ce w
nim ruchy spo eczne nie daj si interpretowa w kategoriach klasowych. Dotyczy to nie tylko
dramatycznych i krwawych konfliktów narodowo ciowych i ruchów zmierzaj cych do uzyskania
autonomii i niezale no ci narodowej, ale tak e takich ruchów, jak ruch „Solidarno ci" w Polsce lat
osiemdziesi tych czy „Zielonych" w Niemczech (Pakulski 1993a).
Wskazuj ponadto na ma e znaczenie klasy dla jednoznacznego okre lania to samo ci jednostki, która to
to samo jest obecnie bardziej ni kiedykolwiek p ynna i zale na od zmiennego kontekstu sytuacyjnego.
Jest tak mi dzy innymi dlatego, e wspó cze nie istnieje wi cej ni kiedykolwiek rozmaitych wspólnot, z
którymi jednostka odczuwa czno w ró nych sytuacjach. S to zarówno wspólnoty dane w
bezpo rednim do wiadczeniu, jak i „wspólnoty wyobra ane", które powstaj dzi ki rodkom masowego
przekazu. Jedne i drugie skupiaj ludzi o podobnych zainteresowaniach, troskach czy gustach: wegetarian,
obro ców rodowis-
Rozdzia XIII. Zró nicowanie spo eczne spo ecze stw ponowoczesnych 307
ka, rodziców dzieci niepe nosprawnych etc. rodki masowego przekazu wzmacniaj ponadto poczucie
wspólnoty ludzi o jednakowych cechach przypisanych, takich jak kolor skóry, p czy wiek.
Panorama spo eczna ponowoczesnych spo ecze stw to zawi a mozaika subkultur gustu,
niesformalizowanych zrzesze , zwi zków obywatelskich inicjatyw, buntowniczych grup etnicznych i
religijnych, kohort pokoleniowych, enklaw alternatywnych stylów ycia, internetowych grup dyskusyjnych,
stowarzysze zawodowych etc. Wiele z tych zrzesze ma ywot efemeryczny, inne trwaj d ugo. cz one
i mobilizuj do wspólnych dzia ludzi ró ni cych si pozycj ekonomiczn i usytuowaniem w
podzia ach sceny politycznej.
Wszystko to sprawia, e zanika zwi zek mi dzy spo eczno-ekonomiczn pozycj jednostki oraz jej
stylem ycia i konsumpq'i, jej to samo ci i politycznymi zachowaniami. Wedle zwolenników pogl du o
mierci klas", wiadczy to o utracie przez klas pozycji centralnej kategorii zró nicowania spo ecznego.
Tak rozumian „ mier klas" niektórzy wi ze wzrostem ogólnego dobrobytu w wysoko rozwini tych
spo ecze stwach. Wyra any jest pogl d, e po zaspokojeniu potrzeb materialnych znaczenia nabieraj war-
to ci pozamaterialne, takie jak wolno osobista, samorealizacja, a oprócz tego widoczne staj si koszty
dobrobytu oraz konieczno dbania o rodowisko i jego ochron . Pogl d ten znajduje wsparcie w wynikach
mi dzynarodowych bada porównawczych. Wykazuj one siln korelacj mi dzy wysoko ci dochodu
narodowego w przeliczeniu na jednego mieszka ca danego kraju a wyborami warto ci przez jego
mieszka ców (Inglehart 1990, za: Clark, Lipset, Rempel 1993).
2. Klasa rednia
Podczas kiedy w debacie o mierci klas dominuje pojmowanie klasy na sposób Marksowski, w dyskusjach
dotycz cych klasy redniej klasy rozumiane s podobnie jak u Warnera, to jest jako poziomy hierarchii spo-
ecznej (zob. Koncepcje stratyfikacji (uwarstwienia), s. 285). Klasa rednia, jak sama nazwa wskazuje, jest
okre leniem rodkowego poziomu. Poni ej niej umiejscawiana jest klasa robotnicza, ponad ni za klasa
wy sza. Klas robotnicz wyodr bnia wykonywanie pracy fizycznej, klasa wy sza natomiast jest wyró niana
na podstawie ma o precyzyjnych i w znacznej mierze intuicyjnych kryteriów, ró ni cych si zreszt w
poszczególnych krajach. I tak na przyk ad w Wielkiej Brytanii, mówi c o klasie wy szej, ma si na my li
ównie arystokracj , zw aszcza rodow , natomiast w Stanach Zjednoczonych osoby najbogatsze ze
szczególnym uwzgl dnieniem tych, którzy nale do takich od pokole .
308 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
W rozwa aniach o klasie redniej cis e wyznaczenie jej granic nie budzi szczególnego
zainteresowania. Uwaga skierowana jest na jej sk ad i charakter, jej historyczn zmienno oraz miejsce i
rol we wspó czesnych spo ecze stwach ponowoczesnych.
W okresie klasycznego kapitalizmu dziewi tnastowiecznego „klasa rednia" obejmowa a tych
wszystkich, których nie mo na by o zaliczy ani do robotników, ani do wielkich kapitalistów. Sk ada a si
przede wszystkim z drobnych przedsi biorców i to oni decydowali o jej charakterze. Z biegiem czasu,
wraz z liczebnym wzrostem kadr urz dniczych, a tak e przedstawicieli wolnych zawodów, „klasa rednia"
zacz a si rozrasta , a drobni przedsi biorcy, dalej wchodz c w jej sk ad, przestali okre la jej oblicze.
Obecnie „klasa rednia" w rozwini tych spo ecze stwach przemys owych to wielce zró nicowany zbiór
kategorii spo eczno-zawodowych. Jej cz onków charakteryzuje do wysoki poziom dochodów, lecz nie on
jest ich podstawowym wyró nikiem. Mimo e wszyscy przedstawiciele klasy redniej ciesz si pewnym
dobrobytem, dochody ich s zró nicowane i w niektórych przypadkach nie odbiegaj od dochodów
pewnych kategorii robotników. Podstawow lini demarkacyjn mi dzy klas robotnicz a redni nie jest
dochód, ale praca umys owa o charakterze daj cym niejak samodzielno i niezale no lub praca na
asny rachunek (ale poza rolnictem) (Domaóski 1994; Drozdowski 1998).
W wyniku historycznej zmiany oblicza klasy redniej mówi si o niej obecnie jako o nowej klasie
redniej w odró nieniu od grupuj cej drobnych przedsi biorców starej klasy redniej, stanowi cej
„nieod czny element spo ecze stwa agrarno-drobnomieszcza skiego, które jest oparte na drobnej w asno ci
indywidualnej i rodzinnej" (Drozdowski 1998: 91).
Przedstawicieli nowej klasy redniej spo ecze stw ponowoczesnych charakteryzuje „si a
ekonomiczna", któr czerpi z trzech róde :
asno ci - czyli posiadania jakiej cz ci rodków produkcji, czy to w postaci w asnego
samodzielnego przedsi biorstwa, czy pakietu akcji, czy te udzia u w spó ce etc.
Kontroli - czyli umownego prawa do zarz dzania jak cz ci procesu produkcyjnego (prac ,
zasobami kapita owymi b te jednym i drugim).
Szans na rynku - czyli posiadania kwalifikacji b talentów uwa anych za szczególnie warto ciowe
na rynku pracy (Runciman 1990).
Wyró nikiem nowej klasy redniej jest te poziom wykszta cenia. Coraz wyra niej wida , e w gruncie
rzeczy trudno o dost p do dochodów klasy redniej bez posiadania formalnego dyplomu, który
potwierdza nabycie wiedzy w sformalizowanym procesie kszta cenia (Drucker 1999: 40).
Zró nicowany zbiór ludzi zaliczanych do nowej klasy redniej czy nie tylko to, e zajmuj
rodkowe pozycje w hierarchii spo ecznej. Mimo
Rozdzia XIII. Zró nicowanie spo eczne spo ecze stw ponowoczesnych 309
ró nych róde w asnych pozycji maj podobne orientacje i d enia. Podobny jest tak e ich styl ycia, i to
na tyle, e to on w nie bywa uwa any „za najbardziej charakterystyczny rys ich odr bno ci" (Doma ski
1994: 121).
Przedstawiciele tak rozumianej klasy redniej odznaczaj si przedsi biorczo ci , aktywno ci ,
eniem do sukcesu i ambitnymi planami kariery zawodowej, a tak e wysokimi aspiracjami w zakresie
kszta cenia zarówno w asnego, jak i swoich dzieci. Klas redni charakteryzuje równie indywidualizm,
którego wyrazem jest mi dzy innymi przywi zywanie wagi do osi gni zdobywanych osobistym
wysi kiem, dzi ki w asnym ch ciom i zdolno ciom.
Klas t , zw aszcza jej poziom ni szy, cechuje nadto silne d enie do zaznaczania swojej odr bno ci i
podkre lanie dystansu w wymiarze kultury do klasy ni szej. Klasa rednia jest bardzo wra liwa na oznaki
presti u i dominuje w niej orientacja stanowa, w Weberowskim rozumieniu stanu.
Poniewa nowa klasa rednia skupia ludzi o wysokim poziomie wykszta cenia, przewa aj w niej
orientacje wiatopogl dowe charakterystyczne dla ludzi wykszta conych. Liczne badania prowadzone w
wielu krajach wykazuj , e „ludzie wykszta ceni cz ciej deklaruj poparcie dla wolno ci osobistych,
maj pozytywny stosunek do dyskryminowanych grup mniejszo ciowych, s zwolennikami mniejszej
represyjno ci w karaniu przest pców i - w ogóle - mniejszego rygoryzmu, opowiadaj si za równo ci
ci, kontrol urodze , prawem do aborq'i i s bardziej tolerancyjni w sprawach obyczajowo ci seksualnej"
(Doma ski 1994: 86).
Nowej klasie redniej przypisuje si rol stabilizatora w spo ecze stwie, i to zarówno w sferze
gospodarki, jak i polityki.
W gospodarce jej stabilizuj ca rola wynika z posiadanych mo liwo ci konsumpcyjnych. B c zbiorem
ludzi o pewnym poziomie dobrobytu, stanowi du y rynek nabywców, zw aszcza je li wzi pod uwag
nie tylko jej mo liwo ci materialne, ale i wra liwo na presti , którego oznakami bywa mi dzy innymi
posiadanie pewnych dóbr i zdolno „nad ania za mod ".
W sferze polityki jest jak zawsze buforem, który - agodz c napi cia mi dzy radykalnymi do ami
spo ecznymi a konserwatywn klas wy sz - zapobiega starciom spo ecznym.
Liczebny wzrost nowej klasy redniej w wyniku charakterystycznej dla spo ecze stw ponowoczesnych
zmiany ich sk adu spo eczno-zawodowego sprawia, e spo ecze stwa te staj si „spo ecze stwami klasy
redniej". I to w dwojakim sensie.
• Po pierwsze, w sensie liczebnej dominacji pozycji spo ecznych umiejscowionych w rodkowych
partiach uk adu nierówno ci. W rezultacie
310 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
uk ad ten przestaje mie kszta t zw aj cej si ku górze piramidy i przybiera posta rombu, bardzo
rozszerzonego w rodku (Clark, Lipset 1991: 406). Badania postrzegania zró nicowania spo ecznego
wykaza y, e klasa rednia, rozumiana jako zbiór tych wszystkich, którzy nie s zaliczani ani do kategorii
bogatych, ani do kategorii biednych, jest we wszystkich krajach gospodarczo rozwini tych szacowana na
ponad 50 procent ich populacji (w Japonii nawet 70 proc). Mi dzynarodowe badania porównawcze
wykaza y tak e, i wraz ze wzrostem zamo no ci w danym kraju odsetek ten si zwi ksza (Pawe Morawski
2001: 94).
• Po drugie, w sensie dominacji w kulturze tych spo ecze stw warto ci, orientacji i stylu ycia
ciwych ludziom usytuowanym w rodku drabiny spo ecznej. Istnieje w nich i nadaje im ton „du a
zbiorowo grup i jednostek, które razem wzi te tworz o rodek specyficznego stylu ycia, mentalno ci i
pogl dów. Z tego o rodka emanuj wzory docieraj ce do odleg ych kr gów, które rzutuj na kszta t ca ych
spo ecze stw" (Doma ski 1994: 268).
rz dz nimi inne regu y. Wspó czesna marginalizacja spo eczna i uruchamiaj ce j mechanizmy, nawet
je li w jakiej cz ci pokrywaj si z wcze niejszymi, maj w asne cechy szczególne. Pojawiaj si jako
pochodna szybkiego rozwoju techniki. Pod jego wp ywem wci zmienia si rynek pracy, a dostosowywanie
si do jego zmiennych potrzeb wymaga du ej elastyczno ci. Kurczy si liczba miejsc pracy dla ludzi o
niskich kwalifikacjach. Nie ka dy potrafi by elastyczny i nie ka dy jest w stanie podnosi swoje
kwalifikacje. Zmienno rynku pracy jest nowym mechanizmem, wyrzucaj cym ludzi na margines
spo eczny.
Wspó czesna marginalizacja spo eczna nie polega na braku uprawnie , jak to bywa o niegdy , ale na
niemo no ci korzystania z nich. Jak pisze Kazimierz Frieske, „marginalno spo eczna w nowoczesnych
spo ecze stwach wyznaczona jest przez warunki, jakie trzeba spe ni , aby móc korzysta z praw
przys uguj cych, przynajmniej formalnie, wszystkim jego cz onkom [...] dost p do rynku pracy wyznaczaj
kwalifikacje, aby skorzysta z ochrony, jak ka demu gwarantuje system prawny, trzeba umie napisa
pozew, ale - aby si tego nauczy , trzeba mie dost p do systemu edukacyjnego" (Frieske 1999: 23).
Wspó czesna marginalizacja jest wielowymiarowa. Nie prowadzi ona jednak automatycznie do powstania
underclass. Aby taka powsta a, ludzie przede wszystkim musz by skupieni przestrzennie. Takie
skupienie sprzyja wytwarzaniu si subkultury ubóstwa: specyficznych systemów warto ci i wzorów
zachowa , wzorów organizacji rodziny, uczestnictwa w yciu spo ecznym, aspiracji edukacyjnych etc.
Kultura underclass kojarzona jest cz sto (i nie bez powodu) z brakiem zapobiegliwo ci i aspiracji
edukacyjnych, wczesnym, samotnym macierzy stwem, przest pczo ci , narkomani .
W skupiskach ludzi wykluczonych kultura ta utrwala si , i to tak dalece, e mo e nie zanika wraz z
polepszeniem si sytuacji materialnej ludzi yj cych w jej kr gu. Przekazywana nast pnym pokoleniom, za-
myka, a co najmniej utrudnia ich drog do przezwyci enia sytuacji marginalizacji i wykluczenia.
Przynale no do underclass ma tendencj do dziedziczenia.
Mimo istnienia specyficznej kultury wykluczonych, badacze zgodnie zwracaj uwag , e nie tworz oni
adnej grupy w socjologicznym rozumieniu tego poj cia. Stanowi kategori spo eczn , której cz onków
czy jedynie podobie stwo strategii przetrwania (Frieske 1999: 29). S dobitnym wiadectwem zaniku
tkanki spo ecznej (Fitoussi, Rosanvallon 2000: 158).
ród ró nych czynników wyrzucaj cych ludzi na margines spo eczny najwi ksze znaczenie ma
bezrobocie i bieda. S one ze sob ci le zwi zane, ale bynajmniej nie to same.
312 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
Bezrobocie
W spo ecze stwach ponowoczesnych o zmiennych rynkach pracy wszyscy s zagro eni utrat zatrudnienia,
chocia nie wszyscy w jednakowym stopniu. Im wy sze kwalifikacje, tym zagro enie jest mniejsze, ale w
niewielu wypadkach znika ca kowicie.
Utrata pracy ma nie tylko oczywiste konsekwencje ekonomiczne. Nawet specjalista, którego zasoby
pozwalaj mu utrzymywa si na zno nym poziomie materialnym mimo braku sta ego zatrudnienia,
bole nie odczuwa jego utrat . Wraz z nim traci bowiem dotychczasow kluczow rol spo eczn
okre laj jego to samo (zob. Rola spo eczna, s. 144, oraz To samo , s. 149). Sprzyja to niemi emu
poczuciu zagubienia. Ponadto z miejscem pracy wi e si rozleg a sie stosunków spo ecznych. Jego utrata
powoduje, e obumieraj zwi zane ze rodowiskiem pracy kontakty towarzyskie, co rodzi poczucie
wykluczenia (Fitoussi, Rosanvallon 2000).
Psychiczne skutki bezrobocia zale od d ugo ci jego trwania. Krótkotrwa e pozostawanie bez pracy mo e
ich w ogóle nie powodowa . Inaczej jest w przypadku bezrobocia d ugotrwa ego, zw aszcza kiedy
przechodzi w stan chroniczny. Najgorsze jest to, e wraz z wyd aniem si czasu pozostawania bez pracy
maleje szansa na jej znalezienie.
Zatrudnienie uzyskuj przede wszystkim ci, którzy ju je maj , nast pnie ci, którzy byli krótko bezrobotni, i tak dalej...
Mo na by nawet uporz dkowa prawdopodobie stwo znalezienia pracy w bezpo redniej zale no ci od stosunku mi dzy
okresem zatrudnienia i okresem bezrobocia (Fitoussi, Rosanvallon 2000: 85).
Jest tak z kilku przyczyn. Jedn jest zamieranie kontaktów z lud mi usytuowanymi na rynku pracy, a
tym samym zmniejszanie si mo liwo ci pomocy z ich strony w jej znalezieniu. Inn to, e wci zmie-
niaj ce si technologie wymagaj sta ego nabywania nowych umiej tno ci. Przerwa w pracy oznacza
zatrzymanie tego procesu, a wi c stopniowe tracenie kwalifikacji, które z ka dym dniem bardziej si
starzej . Dotyczy to zw aszcza robotników wykwalifikowanych, których powrót do pracy wymaga w
wielu przypadkach dodatkowego szkolenia. (W 2000 roku pewien polski elektryk powiedzia w prywatnej
rozmowie, e ten, kto w jego zawodzie mia trzyletni przerw w pracy, ju si do niej nie nadaje,
ca kowicie bowiem zmieni y si i materia y, i narz dzia, których si u ywa, jak równie przepisy
bezpiecze stwa.) Trzeci przyczyn jest to, e przed aj cy si okres bez pracy niszczy nawyki dyscypliny,
której wymaga ka da praca.
Rozdzia XIII. Zró nicowanie spo eczne spo ecze stw ponowoczesnych 313
Bieda
W spo ecze stwach ponowoczesnych obok rozrastania si klasy redniej, nast puje zwi kszanie si
dystansu ekonomicznego mi dzy jego gór i do em. W ko cu lat dziewi dziesi tych XX wieku w
Stanach Zjednoczonych zauwa ono, e „w ci gu ostatnich lat dwudziestu dochód ogólny najubo szych 20
procent rodzin ameryka skich spad o 21 procent, gdy dochód najbogatszego kwintyla wzrós o 20 procent"
(Bauman 1998: 11). W Wielkiej Brytanii odsetek osób yj cych w gospodarstwach domowych o dochodzie
ni szym ni po owa redniego dochodu wynosi w 1971 roku 9 procent, natomiast w roku 1991 - 24 procent
(Bilton, Bonnett, Jones, Skinner, Stanworth, Webster 1997: 159).
Jednoznaczne okre lenie granicy ubóstwa oraz cis e wyliczenie odsetka mieszka ców danego kraju
yj cych poni ej tej granicy nie jest mo liwe. Stosowane s bowiem ró ne miary ubóstwa, z których ka da
inaczej wyznacza t granic (zob. Miary ubóstwa i ich ograniczenia, s. 337). Te metodologiczne trudno ci w
niczym nie zmieniaj podstawowego faktu, jakim jest istnienie ludzi yj cych w biedzie. Nie wp ywaj te
na to, co w zjawisku ubóstwa interesuje socjologa, który jest „zobowi zany do poszukiwa spo ecznej i
kulturowej tre ci kryj cej si za niskimi dochodami jednostek i rodzin" (Tarkowska 2000a: 19).
Bieda jest kategori niejednoznaczn nie tylko w kategoriach ilo ciowych. Jest tak e zró nicowana
jako ciowo. Bez wzgl du na przebieg granicy ubóstwa pewne jednostki i rodziny znajduj si tu za
ni , inne w znacznym od niej oddaleniu. Bieda jednych i drugich jest inn bied . Odmienna jest te bieda
krótkotrwa a i przej ciowa, zwi zana z wydarzeniami losowymi czy cyklem ycia jednostki b rodziny,
oraz bieda d ugotrwa a. Jeszcze inna jest bieda chroniczna towarzysz ca cz owiekowi przez ca e ycie, a
nawet przekazywana nast pnemu pokoleniu i spychaj ca do underclass.
Ubóstwo ma istotne konsekwencje spo eczne, gdy prowadzi do kumulacji niedostatków. Niskie
dochody ograniczaj b wr cz uniemo liwiaj nie tylko zaspokajanie podstawowych potrzeb bytowych,
takich jak w ciwe od ywianie, posiadanie odzie y, utrzymywanie czysto ci, leczenie si , zapewnienie sobie
dachu nad g ow etc. Ograniczaj tak e uczestnictwo w yciu spo ecznym, które jest nieuniknienie
zwi zane z wydatkami. Kosztuje nie tylko bilet do kina, muzeum, codzienna gazeta, abonament radiowy i
telewizyjny, ale nawet za atwienie sprawy w wielu urz dach, które cz sto wymagaj z enia podania
opatrzonego znaczkiem skarbowym. Kosztuje tak e komunikacja: przejazdy, telefony, listy, co utrudnia
kontakty ze znajomymi, jak równie cz onkami rodziny mieszkaj cymi w innych dzielnicach czy
miejscowo ciach.
Biedni we wszystkich krajach to przede wszystkim bezrobotni oraz osoby o niskich zarobkach i
wielodzietne. Mimo ogólnych podobie stw
314 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
bieda w ka dym kraju ma w asne oblicze. Ró na jest liczebno ludzi biednych i ich cechy demograficzne, a
tak e ród a biedy i czynniki j utrwalaj ce.
Przyk adowo w Stanach Zjednoczonych, a ostatnio i w krajach Europy Zachodniej zauwa a si
feminizacj biedy, a zw aszcza jej etnicyzacj . Znaczne ró nice poziomu ycia mi dzy krajami w po czeniu
z du atwo ci przemieszczania si w przestrzeni dzi ki wspó czesnym rodkom komunikacji powoduj ,
e do zamo nych, wysoko rozwini tych krajów nap ywaj legalnie b nielegalnie ludzie z krajów
ubogich. W miejscu nowego pobytu, nawet maj c kwalifikacje, wykonuj prace najni ej p atne i o
najni szym presti u, których nie chc podejmowa miejscowi. Sprawia to, e najjaskrawsze ró nice
spo eczne zaczynaj pokrywa si z podzia ami etnicznymi (zob. Zbiorowo etniczna, s. 241).
Bieda w gospodarczo rozwini tych, zasobnych krajach jest kompromituj cym zjawiskiem i powa nym
problemem. Stanowi on wyzwanie dla ideologów i polityków. Przedmiotem gor cych sporów s socjalne
funkcje pa stwa i sposoby ich wype niania. Dyskusje dotycz ce zwalczania biedy ogniskuj si wokó
trzech g ównych kwestii.
• Pierwsz jest ocena zjawiska nierówno ci. Dla jednych samo ich istnienie jest rzecz z i
niesprawiedliw . W zwi zku z tym uwa aj , e nale y zapobiega nadmiernemu bogaceniu si ludzi
przez wprowadzanie wysokich podatków, a uzyskane rodki finansowe przeznacza na wyrównywanie
standardu ycia ludzi ubo szych. Inni natomiast s dz , e w nierówno ciach spo ecznych, nawet
najwi kszych, nie ma nic z ego. Wa na jest nie rozpi to nierówno ci, ale to, aby poziom, na jakim yj
ludzie usytuowani na najni szym stopniu skali nierówno ci, nie grozi ich marginalizacj , oraz aby ich bieda
zmniejsza a si wraz ze wzrostem krajowego bogactwa.
• Drug jest diagnoza róde biedy. Jedni s sk onni widzie je w wydarzeniach losowych, takich jak
ró ne postacie upo ledzenia fizycznego i choroby, oraz w postawach jednostek, które nie potrafi sobie
radzi , nadu ywaj alkoholu i nie chce im si pracowa . Inni przyczyn biedy szukaj w systemie
spo ecznym oraz procesach socjalizacji umacniaj cych kultur biedy.
• Trzecim przedmiotem sporów jest to, w jakim stopniu dzia ania pomocowe powinny by prowadzone
centralnie przez agendy administracji pa stwowej, w jakim za przez samorz dy lokalne i organizacje
pozarz dowe.
Stanowiska zajmowane w tych kwestiach zale od przekona ideowych i zwi zanych z nimi orientacji
politycznych dyskutantów.
Niezale nie od tego, jakie stanowiska w danym kraju przewa aj i jakie kszta ty przybieraj pod
ich wp ywem systemy opieki spo ecznej, zawsze pozostaje podstawowy dylemat: w jaki sposób udziela
pomocy
Rozdzia XIII. Zró nicowanie spo eczne spo ecze stw ponowoczesnych 315
ludziom potrzebuj cym, aby nie uzale nia ich od niej, ale umo liwia im, a przynajmniej ich dzieciom,
zerwanie z bied i opuszczenie marginesu spo ecznego, je eli ju si na nim znale li.
Systemy opieki spo ecznej poszczególnych pa stw cz w sobie zazwyczaj elementy dwu modeli
radzenia sobie z bied : „europejskiego" i „ameryka skiego". Wyró niaj c je, Stanis awa Golinowska
pisze, e w modelu europejskim „istotne jest wyrównywanie standardów socjalnych, czyli wi kszy zakres
redystrybucji dochodów. Natomiast w podej ciu ameryka skim pierwszoplanowe s równe szans i brak
barier, a nawet wyzwalanie inicjatywy oraz wspomaganie przedsi biorczo ci dzi ki rodkom publicznym"
(Golinowska 2001).
ROZDZIA XIV
Przemiany ko ca lat osiemdziesi tych XX wieku w Polsce nie polega y wy cznie na zmianie ustroju
politycznego, ale równie modelu gospodarki. Gospodarka znajdowa a si w stanie g bokiego kryzysu i
nie mog a sprosta mi dzynarodowej konkurencji ani nawet zaspokoi potrzeb krajowych. Wiele prób jej
usprawnienia podejmowanych w czasach PRL wykazywa o jasno, e jest to niewykonalne bez rezygnacji z
jej charakteru nakazowo-rozdzielczego. Poniewa taka gospodarka uwa ana by a za istotn cech
socjalizmu, jej zmiana nie by a mo liwa bez zmiany ustroju politycznego. Dopiero po przekszta ceniu
ustroju mo na by o podj zadanie jej naprawy przez zmian rz dz cych ni zasad i poddanie jej prawom
rynku. Tak drog zmian wskazywa o do wiadczenie europejskie, zgodnie z którym nie mo e by
sprawnej gospodarki bez rynku, którym rz dzi prawo popytu i poda y.
Skutki zmiany podstaw gospodarki z natury rzeczy wykraczaj znacznie poza sfer samej gospodarki.
Maj one daleko id ce konsekwencje spo eczne, poniewa przekszta caj regu y gry w ca ym
spo ecze stwie. Socjolodzy po wi cali i po wi caj wiele uwagi spo ecznym skutkom transformacji
oraz wy anianiu si nowego kszta tu spo ecze stwa polskiego. Analizuj c zró nicowania i
nierówno ci spo eczne w dzisiejszej Polsce, rozpatruj je zarówno na tle ich uk adu w czasach PRL, jak
i obecnych procesów ró nicowania si spo ecze stw ponowoczesnych.
Rozwój bada zró nicowania, nierówno ci i ruchliwo ci spo ecznej w Polsce zacz si na dobre w latach
sze dziesi tych XX wieku. Rozpocz to wówczas realizacj du ych projektów badawczych, w których
stosowano odpowiadaj ce mi dzynarodowym standardom metody i techniki reprezentatywnych bada
ilo ciowych. Mimo ogranicze politycznych wyniki tych bada dostarczy y wielu informacji, które do
dzisiaj zachowa y warto i s cennym materia em porównawczym. Dotyczy to zw aszcza
zró nicowania spo eczno-zawodowego i procesów ruchliwo ci spo ecznej badanych przy u yciu
standaryzowanych metod ilo ciowych.
Zró nicowanie spo eczno-zawodowe nie wyczerpuje wszystkich wymiarów ró nic i nierówno ci
spo ecznych w Polsce. Wiedz o nich uzupe niaj badania socjologiczne prowadzone z odmiennych
inspiracji teo-
320 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
retycznych i przy u yciu innych narz dzi ni badania uwarstwienia spo eczno-zawodowego. Wzbogacaj
tak e wyniki bada antropologów, którzy w latach 1965-1995 badali polskich poborowych.
Osobnym przedmiotem zainteresowa przedstawicieli polskich nauk spo ecznych i obiektem bada sta a
si bieda, która w nowych warunkach politycznych przesta a by tematem tabu, a w nowych warunkach
gospodarczych zacz a si powi ksza . Wraz z wkroczeniem na cie rozwoju gospodarczego zacz
rosn dystans mi dzy górnym a dolnym kra cem skali zarobków, co odpowiada ogólnej prawid owo ci
(Kuznets 1989, za: Doma ski 2000a: 89) (zob. Bieda, s. 313).
W 1982 roku 10 procent populacji o najwy szych zarobkach zarabia o 2,8 raza wi cej ni 10 procent populacji o najni szych
zarobkach. W roku 1995 by o to ju 3,5 raza wi cej, a w roku 1998 - 4,4 raza wi cej (Doma ski 2000a: 91).
Przyjmuje si , e im wy szy w danym kraju odsetek zatrudnionych w sektorze pierwszym, tym wi ksze
jego zacofanie gospodarcze, natomiast odsetek zatrudnionych w sektorze trzecim jest miar poziomu jego
rozwoju gospodarczego.
Podstawowym skutkiem spo ecznym uprzemys owienia jest przemieszczanie si ludzi ze wsi do miast. Wie
dostarcza si y roboczej, która w miar potrzeb zape nia poszczególne kategorie spo eczno-zawodowe.
Uprzemys owienie socjalistyczne, podlegaj c ogólnym prawid owo ciom procesów uprzemys owienia,
mia o tak e cechy szczególne:
• Biegiem procesu uprzemys owienia nie rz dzi rynek, ale centralny plan, przy którego uk adaniu
cz sto kierowano si bardziej wzgl dami ideologicznymi i politycznymi ni racjonalno ci gospodarcz .
• Nacisk k adziono na rozwój przemys u ci kiego i produkcj rodków produkcji, natomiast nie
przywi zywano wagi do produkcji rodków konsumpcji i lekcewa ono sfer us ug.
• ównym czynnikiem wzrostu produkcji by wzrost zatrudnienia, nie za zwi kszanie wydajno ci
pracy.
Dodatkowym elementem by a socjalistyczna polityka gospodarcza, której zasad by o ograniczanie
wszelkiej tak zwanej prywatnej inicjatywy, czyli samodzielnej dzia alno ci gospodarczej w sferze
produkcji, w handlu oraz w us ugach.
Splot tych wszystkich czynników odcisn pi tno na charakterze spo eczno-zawodowego zró nicowania w
okresie PRL. O miejscu kategorii spo eczno-zawodowych na skalach zarobków i presti u system politycz-
ny decydowa w znacznej mierze po rednio, poprzez przyj ty model socjalistycznego uprzemys owienia.
Zarobki. Konsekwencj socjalistycznego modelu uprzemys owienia by y dwie cechy zró nicowania
zarobków w PRL.
• D enie do rozwoju produkcji przez wzrost zatrudnienia stwarza o sta e zapotrzebowanie na si
robocz i sprzyja o relatywnie wy szemu wynagradzaniu pracy prostej ni pracy wymagaj cej
wysokich kwalifikacji (Mokrzycki 1997: 40).
„Je li w 1973 r. stosunek redniego wynagrodzenia pracowników z wy szym wykszta ceniem do redniej p acy w ca ej
gospodarce uspo ecznionej wynosi 1,56, to w 1978 spad do 1,27, w 1980 osi gn poziom 1,11, by w 1981 przekroczy
symboliczn liczb 1 i zatrzyma si na poziomie 0,94.
[...] w roku 1981 oko o 60% pracowników z wy szym wykszta ceniem mia o ju wynagrodzenie ni sze ni rednia
krajowa, podczas gdy w 1968 r. ponad 80% z nich zarabia o jeszcze powy ej redniej krajowej" (Weso owski, Mach 1986;
Beskid, Jarosi ska, Milic-Czerniak 1988, za: Mokrzycki 1997: 41).
322 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
Rezultatem by o zmniejszanie si ró nic mi dzy zarobkami pracowników umys owych i fizycznych oraz
aby zwi zek mi dzy wykszta ceniem i zarobkami z pracy (Pohoski 1995: 350; Mokrzycki 1997: 34-35).
Zjawisko to przybra o na sile w latach siedemdziesi tych i osiemdziesi tych XX wieku (patrz ramka na
poprzedniej stronie), kiedy to pojawi y si dodatkowe motywy polityczne podnoszenia zarobków
robotników. Starano si w ten sposób zapobiec ich wyst pieniom rewindykacyjnym.
• Nacisk na rozwój przemys u ci kiego i wydobywczego powodowa z kolei znaczne ró nicowanie si
zarobków robotników wykwalifikowanych pracuj cych w ró nych dzia ach gospodarki. Jak wykazywa y
badania, jedne dzia y by y bardziej uprzywilejowane w rozdziale rodków finansowych ni inne. Na
wysoko zarobków wi kszy wp yw mia dzia gospodarki ni wy sze wykszta cenie i kompetencje
zawodowe (Doma ski, Mach, S omczy ski, Zaborowski 1991: 45; Pohoski 1995: 364).
Presti . Hierarchia presti u zawodów w PRL (podobnie zreszt jak i w innych krajach
socjalistycznych) mia a jedn osobliwo . By a ni znacznie wy sza ni w krajach o gospodarce
rynkowej pozycja zawodu robotnika wykwalifikowanego. Wed ug bada z lat sze dziesi tych XX
wieku robotnicy wykwalifikowani przemys u ci kiego znajdowali si w kategorii zawodów
ciesz cych si wysokim presti em, w tej samej, w której mie cili si na przyk ad prawnicy i ekonomi ci.
Presti zawodu robotnika wykwalifikowanego w przemy le lekkim i us ugach by wprawdzie ni szy od
presti u zawodu robotnika w przemy le ci kim i mie ci si w grupie zawodów o rednim presti u, ale i
tak by wy szy od presti u zawodu pracowników biurowych (S omczy ski 1974: 305-307).
Socjolodzy stwierdzili wyst powanie w tamtym okresie zjawiska, które nazwali rozbie no ci (b
dekompozycj ) cech po enia spo ecznego. Polega a ona na odmiennym usytuowaniu zawodów na
ka dej z trzech skal: wykszta cenia, zarobków i presti u. Rozbie no ta przejawia a si w dwóch
postaciach: wysokiego usytuowania na skali dochodów zawodów o niskim presti u oraz niskiej na skali
dochodów zawodów o wysokim presti u.
Pierwsza wyst powa a w przypadku kategorii zawodowych zwi zanych z samodzieln dzia alno ci
gospodarcz . Tak zwana inicjatywa prywatna w ca ym okresie PRL mia a niski presti , do czego w znacznej
mierze przyczynia a si ówczesna propaganda. W badaniach z lat sze dziesi tych presti w cicieli
sklepów i drobnych kupców by ni szy od presti u pó wykwalifikowanych robotników nie tylko
przemys u ci kiego, ale równie przemys u lekkiego i us ug. W latach siedemdziesi tych wy-
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 323
Presti . Niekorzystnym zmianom po enia zawodów zwi zanych z ni szymi kwalifikacjami na skali
zarobków nie towarzyszy o w latach dziewi dziesi tych XX wieku obni enie si ich presti u. Rozmaite
badania zgodnie pokazywa y, e robotnicy wykwalifikowani wci zajmowali wysokie miejsc w
hierarchii presti u.
Przeprowadzone w 1995 roku badania wykaza y, e robotnicy wykwalifikowani byli lokowani na skali presti u wy ej (31,6)
ni pracownicy biurowi (24,2) i pracownicy placówek handlowych (23,3) (S omczy ski, Doma ski 1998: 134). W badaniach
CBOS z 1996 roku górnik wraz z lekarzem zaj drugie miejsce na skali presti u (74), ust puj c jedynie profesorowi
uniwersytetu (79). Robotnik wykwalifikowany, którego przyk adem w tych badaniach by tokarz, znalaz si na skali presti u
wy ej (63) ni dyrektor fabryki (61), minister (60) i ksi dz (56) (Biuletyn CBOS, BS/132 /130/96).
Odej cie od centralnie planowanej gospodarki i wprowadzenie gospodarki rynkowej mia o ponadto
dwa skutki, istotne z punktu widzenia
324 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
Bezrobocie, które wyst pi o w Polsce po zmianach ustrojowych, w najmniejszym stopniu dotkn o ludzi z
wy szym wykszta ceniem nie tylko dlatego, e wi ksze by o zapotrzebowanie na prace zwi zane z ich
kwalifikacjami. Równie dlatego, e byli bardziej elastyczni. Mogli podejmowa prace dalekie od swojej
specjalizacji, korzystaj c z kwalifikacji, które przy okazji swojej specjalizacji nabyli (na przyk ad znajomo ci
zyków obcych) b mogli atwo naby dzi ki zdobytej w toku kszta cenia si umiej tno ci szybkiego
uczenia si nowych rzeczy. Niejeden biolog, matematyk czy fizyk przekszta ca si bez specjalnego trudu
(chocia by mo e i bez przyjemno ci) w t umacza, redaktora poczytnego pisma, agenta ubezpieczeniowego
czy maklera gie dowego.
Zjawisko bezrobocia jako takie sta o si trwa ym elementem naszego ycia spo ecznego, chocia w ró nych
latach i w rozmaitych rejonach kraju odsetki osób nie maj cych pracy s i b ró ne.
Oprócz jawnego bezrobocia i od dawna znanego ukrytego bezrobocia na wsi pojawi o si nowe
bezrobocie ukryte w postaci wcze niejszego (o mniej wi cej dziesi lat) przechodzenia na emerytur .
Mo liwo tak stwarzano pracownikom likwidowanych i upadaj cych zak adów.
Ograniczenie zatrudnienia w sferze przemys u przyczyni o si te do zwi kszania ukrytego bezrobocia na
wsi. Wobec konieczno ci zmniejszania zatrudnienia w pierwszym rz dzie zwalniano tak zwanych
ch opów--robotników, czyli robotników b cych jednocze nie w cicielami gospodarstw rolnych.
Wychodzono z za enia, e w ich wypadku utrata pracy nie b dzie równoznaczna z utrat wszelkich
rodków do ycia.
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 325
które podobnie jak Polska nale y do krajów socjalistycznych (Erikson, Goldthorpe 1992, za: Doma ski
1998: 450). W grzy jednak e nie doznali w czasie wojny takich jak Polacy wyniszcze wysoko
wykwalifikowanych kadr i nie mieli tylu „pustych" miejsc w górnych partiach hierarchii spo ecznej.
wiadczy to o tym, e masowy awans robotników i ch opów w Polsce w pierwszych latach po wojnie mia
nie tylko polityczne przyczyny.
Charakter ruchliwo ci spo ecznej
Ruchliwo spo eczna w Polsce w okresie PRL by a zwi zana z procesami uprzemys owienia, które
zmienia y spo eczno-zawodowy sk ad ludno ci, i silnie uzale niona od zmian poziomu rozwoju
gospodarczego kraju. Ten zwi zek i ta zale no nast puj co okre li y jej charakter (Pohoski 1996):
• Poniewa nat enie ruchliwo ci spo ecznej zale o od tempa rozwoju gospodarczego kraju, jego
spowolnienie, które zacz o si w latach sze dziesi tych i doprowadzi o do kryzysu gospodarczego lat
osiemdziesi tych, spowodowa o najpierw jej niewielkie os abienie, a nast pnie znaczny spadek.
• Poniewa ruchliwo spo eczn powodowa a przede wszystkim zmiana sk adu spo eczno-zawodowego
wynikaj ca z uprzemys owienia, by a to g ównie ruchliwo strukturalna. Natomiast w rozwini tych
gospodarczo krajach o gospodarce rynkowej podstawow rol w procesach ruchliwo ci odgrywa
ruchliwo wymienna (zob. Ruchliwo spo eczna s. 294).
• Zmiany sk adu spo eczno-zawodowego wynikaj ce z rozwoju gospodarczego powoduj zwi kszanie
si liczby pozycji na rednich i wy szych szczeblach drabiny spo ecznej przy jednoczesnym zmniejszaniu
si liczby pozycji na ni szych jej szczeblach. Dlatego te w uprzemys awiaj cej si Polsce
mi dzypokoleniowa ruchliwo spo eczna w gór drabiny spo ecznej by a znacznie cz stsza ni w dó .
Nawet kiedy pod koniec lat siedemdziesi tych ruch w dó zwi kszy si , wci pozostawa znacznie
mniejszy ni w rozwini tych gospodarczo krajach o gospodarce rynkowej (Pohoski 1996: 51).
Polska w okresie socjalizmu pod wzgl dem stopnia równo ci szans wymiany mi dzy grupami
zawodowymi i dystansami mi dzy nimi niewiele ró ni a si od rozwini tych gospodarczo pa stw o
innym ustroju politycznym. By o tak mimo istnienia szczególnego wykluczenia spo ecznego, które
polega o na stosowaniu kryterium politycznego przy obsadzaniu stanowisk kierowniczych w
administracji pa stwowej i zak adach pracy.
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 327
Sk ania to niektórych badaczy do twierdzenia, e „otwarto struktur spo ecznych jest w gruncie rzeczy
socjologiczn sta i nie zmienia si atwo nawet przy radykalnej zmianie systemu politycznego. Zmiany
, ale marginalne" (Doma ski 1998: 463).
W prowadzonych w Polsce w 1972 roku badaniach nad zró nicowaniem spo ecznym i ruchliwo ci spo eczn
analizowano mi dzy innymi wp yw czynników przypisanych i czynników osi ganych na wykszta cenie, pozycj
spo eczno-zawodow i zarobki badanych.
Brano pod uwag nast puj ce czynniki przypisane: p , wykszta cenie ojca, pozycja spo eczno-zawodowa ojca, miejsce
zamieszkania (wie -miasto) oraz liczba rodze stwa.
Okaza o si , e najwi ksze znaczenie mia a p badanych oraz wykszta cenie ojca i jego pozycja spo eczno-zawodow .
Czynniki przypisane najsilniej oddzia ywa y na zarobki, wyja niaj c jedn czwart ich wariancji. Wp yw p ci by netto
prawie trzykrotnie wi kszy od wp ywu kolejnego pod wzgl dem znaczenia czynnika przypisanego - wykszta cenia ojca.
Nieco mniejsze znaczenie mia y czynniki przypisane w przypadku wykszta cenia respondentów. Wyja nia y 21 procent
jego wariancji.
Najs abiej oddzia ywa y one na pozycj spo eczno-zawodow badanych, wyja niaj c jedynie 9 procent jej wariancji w
okresie ich pierwszej pracy, a 7 procent w momencie bada .
Z czynników osi ganych najwi kszy wp yw na pozycj spo eczno-zawodow respondentów mia o ich wykszta cenie,
które wyja nia o 14 procent wariancji tej pozycji w okresie pierwszej pracy (Pohoski 1979).
Po transformacji ustrojowej badacze zauwa yli zahamowanie, a nawet lekkie odwrócenie spadkowej
tendencji ruchliwo ci wewn trzpokoleniowej i mi dzypokoleniowej, która wyst powa a w ci gu
poprzednich trzydziestu lat. Z bada przeprowadzonych w 1994 roku wynika, e odsetek m czyzn
przechodz cych do innej kategorii zawodowej wzrós z 9,7 procent w latach 1983-1988 do 20 procent w
latach 1988-1994 (Doma ski 2000a: 22).
Zaobserwowany wzrost ruchliwo ci spo ecznej wi e si ze wzrostem ruchliwo ci wymiennej (Pohoski
1996: 57). Ruchliwo ci strukturalnej sprzyja o w nowych warunkach jedynie powstanie mo liwo ci
tworzenia prywatnych zak adów pracy poza rolnictwem. Da o to skokowy wzrost odsetka prywatnych
przedsi biorców.
„W ci gu oko o 5 lat (1987-1991/2) udzia tej grupy zawodowej [...] wzrós w Polsce dwukrotnie (z oko o 5% do 12%
ród m czyzn i z oko o 2% do 5% w ród kobiet czynnych zawodowo [...].
Nowi w ciciele stosunkowo cz ciej rekrutuj si z grupy pracowników umys owych - inteligencji i techników,
relatywnie rzadziej - z grupy robotników wykwalifikowanych, i niemal w ogóle - spo ród niewykwalifikowanych
pracowników fizycznych i pracowników umys owych" (Pohoski 1996: 55-56).
328 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
Z czasem jednak nast pi o usztywnienie barier spo ecznych, które tworz si ze wzgl du na ró nice szans
ludzi o ró nym pochodzeniu spo ecznym (Doma ski 2000a: 51).
Zró nicowanie spo eczno-zawodowe kobiet. W ród kobiet dominuj i wci powi kszaj si
kategori spo eczno-zawodow s pracownice umys owe. Kobiety przewa aj w kategoriach pracowników
umys owych ni szego szczebla, podczas kiedy m czy ni w zawodach robotnika wykwalifikowanego
(Doma ski 2000a: 19).
Nast pne dwie kategorie to pracownice fizyczne poza rolnictwem oraz rolniczki, która to kategoria
systematycznie maleje w ostatnich dziesi cioleciach, aczkolwiek proces ten zacz si pó niej ni w ród
czyzn.
Odsetek kobiet b cych w cicielkami przemys owych i rzemie lniczych zak adów pracy jest wyra nie
mniejszy ni odsetek w cicieli w ród m czyzn, chocia i w ród nich podwoi si po przemianach ustro-
jowych 1989 roku.
Kobiety prawie w ogóle nie s reprezentowane w ród wy szej kadry kierowniczej.
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 329
Ruchliwo spo eczna kobiet. Badaj c ruchliwo spo eczn w Polsce na przestrzeni wielu lat, socjolodzy
stwierdzili, po pierwsze, e kobiety zacz y by mobilne pó niej ni m czy ni, oraz po drugie, e
tempo rozwoju gospodarczego odmiennie wp ywa o na ruchliwo m czyzn i kobiet (Pohoski 1996:
54-55). Oba te zjawiska badacze t umacz charakterem socjalistycznego uprzemys owienia.
Rozwijanie przemys u ci kiego stwarza o zapotrzebowanie na m sk si robocz , co sprzyja o
odp ywowi m czyzn z rolnictwa i opó nia o odchodzenie z niego kobiet. Spowolnienie tempa
gospodarczego rozwoju a do poziomu kryzysu, które hamowa o ruchliwo spo eczn m czyzn, nie
mia o hamuj cego wp ywu na ruchliwo kobiet. W przemy le ci kim i w ogóle w ca ej produkcyjnej
sferze gospodarki zatrudniony by znacznie mniejszy odsetek kobiet ni m czyzn. Kobiety, rozpoczynaj c
karier zawodow , podejmowa y g ównie prace umys owe i fizyczno-umys owe w administracji, o wiacie,
bie zdrowia (jako fizyczno-umys owe okre la si takie zawody jak konduktor, listonosz, fryzjer,
bileter w kinie etc). Popyt na tego rodzaju prace nie jest uzale niony od tempa rozwoju gospodarki i przy
jego s abni ciu nie tylko nie spada, ale mo e nawet zwi ksza si .
W Polsce po przemianach ustrojowych spadkowi strukturalnej ruchliwo ci m czyzn towarzyszy wzrost
strukturalnej ruchliwo ci kobiet.
i szarej gospodarki, których udzia w przychodach niektórzy szacuj na 20 procent" (Mokrzycki 2001:
76). W 1998 roku w sektorze prywatnym zatrudnionych by o ju 70,2 procent czynnej zawodowo ludno ci
(Doma ski 2000a: 107). Wzros y tak e dochody prywatnych przedsi biorców, wynosz c ich na szczyt
hierarchii zarobkowej. Jednak w pó niejszych latach g ównymi wygrywaj cymi zacz li by przedstawiciele
wy szych kadr kierowniczych (Doma ski 2000a: 110, 116).
Temat klasy redniej podj li tak e socjolodzy, którzy jednak bardzo krytycznie odnie li si do wyobra ,
jakie o wspó czesnej polskiej klasie redniej mieli politycy i publicy ci. Wysuwali wobec nich dwa
podstawowe zarzuty. Wskazywali, po pierwsze, na anachroniczno uto samiania klasy redniej z
drobnymi i rednimi w cicielami. Jeden z socjologów stwierdzi wr cz, e jest to koncepcja klasy
redniej „si gaj ca czasów Manifestu komunistycznego" (Mokrzycki 2001: 69).
Po drugie, wykazywali, e w Polsce pierwszej po owy lat dziewi dziesi tych nie istnieje klasa rednia
ani w anachronicznej, ani tym bardziej nowoczesnej postaci i e w wypowiedziach polityków i publicystów
jest ona „artefaktem", ideologiczn kreacj , tworzon w poszukiwaniu „si y spo ecznej, której bie ce
interesy by yby zgodne z kierunkiem reform i która stanowi aby naturaln baz polityczn reformatorów"
(Mokrzycki 2001: 69, 81).
W oczach socjologów rozwój drobnych przedsi biorstw nie by wystarczaj cym dowodem istnienia czy
te tworzenia si klasy redniej, nawet starego typu. Klasyczn , dziewi tnastowieczn kapitalistyczn klas
redni czy o bowiem nie tylko podobne usytuowanie w gospodarce, ale tak e podobie stwo kultury i
uznawanych warto ci. Charakteryzowa j duch przedsi biorczo ci i etos puryta ski. Tymczasem w
Polsce lat dziewi dziesi tych mieli my do czynienia nie tyle ze spontanicznie powstaj i odtwarzaj
dawny wzór klas redni , ile z „wymuszon klas redni " (Drozdowski 1998: 96). Wielu ludzi zacz o
prowadzi dzia alno gospodarcz nie z powodu o ywiaj cego ich „ducha przedsi biorczo ci" i nie w
eniu do niezale no ci, ale z l ku przed degradacj materialn czy wr cz utrat rodków do ycia.
Dawna inicjatywa prywatna tak e nie okaza a si zal kiem kapitalizmu, zdolnym do rozwini cia si w
klas redni starego typu. Wielu rzemie lników i w cicieli drobnych warsztatów w nowych warunkach
bankrutowa o, nie mog c sprosta wymogom gospodarki rynkowej i nie umiej c dzia zgodnie z jej
regu ami. W socjalizmie jako „prywatna inicjatywa" funkcjonowali na pograniczu legalno ci. W
warunkach ci ych niedoborów i rynku producenta utrzymanie si na powierzchni wymaga o raczej
mentalno ci w ciwej podziemiu gospodarczemu ni mentalno ci dziewi tnastowiecznej klasy redniej.
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 331
Ludzie podejmuj cy po prze omie ustrojowym w asn dzia alno gospodarcz pochodzili z ró nych kr gów
spo ecznych i tworzyli zró nicowany zbiór; równie pod wzgl dem kulturowym. Mokrzycki zwraca uwag
na przepa spo eczn „pomi dzy np. niewykszta conym w cicielem sklepu a by ym profesorem
uniwersytetu, nawet je li ten drugi jest równie w cicielem sklepu" (Mokrzycki 2001: 80).
Badania sozologiczne z pocz tku lat dziewi dziesi tych wskazywa y tak e, e mylne jest upatrywanie w
prywatnych przedsi biorcach g ównych popleczników dokonywanych reform. Sonda e mówi y, e „pry-
watni przedsi biorcy lokuj si (na czym , co mo na by uzna za skal liberalizmu) powy ej redniej, ale
zawsze poni ej inteligencji. Spo ród cech, które zawsze we wszystkich niemal sonda ach i badaniach
wykazuj korelacj z poparciem dla liberalnych reform, na pierwszym miejscu znajduje si wykszta cenie
wy sze, na drugim m ody wiek, na trzecim zamieszkiwanie w du ym mie cie" (Mokrzycki 2001: 80-81).
Skoro klasa rednia w rzeczywisto ci nie istnia a, mog a by ona jedynie wykreowana. Jednak e socjolodzy
zgodni byli co do tego, e kreowanie jej w staro wieckiej, dziewi tnastowiecznej postaci jest nieporozu-
mieniem. Wyra ali pogl d, e tego typu „klasa rednia" wprawdzie mo e os ania reformy i stabilizowa
kapitalizm drobnych w cicieli, ale nie jest „forpoczt nowoczesnej gospodarki rynkowej, lecz grup , która
w gruncie rzeczy przyczynia si do petryfikacji swoistej transformacyjnej prowizorki" (Drozdowski 1998:
100).
Wskazywali równie , e koncentrowanie uwagi decydentów politycznych na drobnych w cicielach
uwa anych za podstawowych reprezentantów klasy redniej daj cej im oparcie, oznacza postrzeganie do-
konuj cych si w Polsce zmian w kontek cie dziewi tnastowiecznego kapitalizmu. Wspó cze nie bowiem
„drobny w ciciel jest postaci drugoplanow . Na plan pierwszy wysuwa si natomiast nowa klasa
rednia w zachodnim sensie tego s owa, w której g ówn rol zaczyna obecnie odgrywa knowledge
class. Reformy liberalne w Europie rodkowej na tyle, na ile s skuteczne, wpisuj si w ten w nie
wspó czesny kontekst. I odwrotnie, skuteczno tych reform jest wyra nie zale na od ich zbie no ci
z tendencjami kapitalizmu wspó czesnego" (Mokrzycki 2001: 83).
Z perspektywy wiedzy socjologicznej o wspó czesnym wiecie ponowoczesnych spo ecze stw
kapitalistycznych Polska, chc c sprosta jego wyzwaniom, musi wytworzy now klas redni , której
cz ci sk adowa mog by w ciciele i przedsi biorcy, ale nie oni powinni stanowi jej trzon i decydowa
o jej obliczu.
Zal kiem nowej klasy redniej mo e i musi sta si kategoria spo eczna tradycyjnie okre lana jako
inteligenta. W niej, ze wzgl du na po-
332 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
siadane wykszta cenie, ruchliwo zawodow , kontakty mi dzynarodowe, tkwi potencjalne mo liwo ci
stworzenia nowoczesnej klasy redniej „dysponentów wiedzy" (knowledge class), która jest wa cz ci
sk adow wspó czesnych spo ecze stw ponowoczesnych. Jednak e aby tego rodzaju nowa klasa rednia
mog a zaistnie , konieczne jest z jednej strony powstanie warunków, w których kwalifikacje i kompetencje
maj warto rynkow , a z drugiej strony - nabycie przez ich posiadaczy umiej tno ci ich sprzedawania.
Oczywi cie nie ka demu mo e si to uda . Jak zauwa a jeden z socjologów, „nale y w tpi , czy do roli
wspó czesnej knowledge class przygotowana jest ca a polska inteligencja. Wydaje si , e wysokie i jasno
sprecyzowane wymagania, jakie stawia nowej klasie redniej wspó czesny rynek, poci gn za sob -
nieuchronnie - zjawisko swoistej «denominacji» znacznej cz ci dzisiejszej inteligencji" (Drozdowski
1998:101).
W sumie istnienie nowoczesnej klasy redniej w Polsce jest kwesti otwart . Dobr wró jest, e - jak
pokazuj badania - w drugiej po owie lat dziewi dziesi tych XX wieku wi kszy wp yw na usytuowanie
na skali dochodów zaczyna wywiera „kapita profesjonalnych kwalifikacji" ni „kapita w asno ci". Co
prawda, przyczyn jest nie wzrost wynagrodzenia wysoko wykwalifikowanych kadr, ale pojawienie si
przed nimi wi kszych mo liwo ci dodatkowego zarobkowania poza g ównym miejscem pracy (Doma ski
2000a: 116).
Jednocze nie w postrzeganiu zró nicowania spo ecznego w Polsce dominuje dychotomiczny podzia na
biednych i bogatych. Do klasy redniej obejmuj cej tych, którzy nie s ani biedni, ani bogaci, zalicza si
oko o 40 procent populacji (w 1997 roku 37,3 proc), podczas kiedy w krajach gospodarczo rozwini tych
odsetek ten przekracza, i to niekiedy znacznie, 50 procent (Morawski 2001: 94) (zob. Klasa rednia, s. 307).
Wzrost jest cech biologiczn uwarunkowan genetycznie. Jednak e geny okre laj wy cznie mo liwo ci
organizmu, natomiast o wykorzystaniu tych mo liwo ci decyduj wp ywy rodowiska: ilo i jako od-
ywiania, ryzyko zaka i chorób, obci enie prac fizyczn , antyzdrowotne nawyki, stresy
psychonerwowe etc. (Bielicki, Szklarska, Welon, Brajczewski 1997: 13). Jest rzecz sprawdzon w wielu
krajach, e dzieci yj ce w lepszych warunkach osi gaj wy szy wzrost. Wzrost jest wi c prostym, atwo
mierzalnym wska nikiem warunków, w jakich wzrastaj osobnicy.
Zebrane przez antropologów dane pochodz ce z trzech bada poddano drobiazgowym analizom
statystycznym. Dostarczy y one nie tylko odpowiedzi na pytania, czy w Polsce wyst puje zró nicowanie
„biologicznego dobrostanu jednostek" i jakie czynniki je warunkuj . Ujawni y tak e zmienno w czasie
zarówno samego zró nicowania, jak i si y oddzia ywania poszczególnych czynników na jako ycia.
Wynika o z nich co nast puje:
• W Polsce istnieje spo eczne zró nicowanie jako ci ycia. Wzrost m odzie y skorelowany jest z
wielko ci zamieszkiwanej miejscowo ci, z wykszta ceniem i zawodem rodziców oraz liczb
rodze stwa. Wszystkie te czynniki wp ywaj na „biologiczny dobrostan" m odzie y. Im wy sze
wykszta cenie rodziców i presti ich zawodu, im mniej dzieci w rodzinie, a tak e im wi ksza jest
miejscowo , w której yj poborowi, tym wi ksza jest ich rednia wysoko . Okaza o si , e wbrew
potocznym pogl dom wielko zamieszkiwanej miejscowo ci oddzia ywa a w równomierny sposób i nie
by o skokowej ró nicy mi dzy wsi a miastem jako takim.
Ze wska ników po enia spo ecznego antropolodzy utworzyli czn pi ciostopniow skal rodowisk
ró nicuj cych wzrost, a tym samym okre laj cych jako yda, która wp ywa na rozwój biologiczny
dzieci. Dolnym kra cem tej skali (najni szy wzrost) okaza a si kombinacja: wie , ojciec rolnik
indywidualny, rodzice - wykszta cenie podstawowe; natomiast górnym (najwy szy wzrost): miasta ponad
100 tysi cy mieszka ców, ojciec specjalista z wykszta ceniem wy szym, matka z wykszta ceniem co
najmniej rednim.
• Trzy badania przeprowadzone w Polsce w ci gu trzydziestu lat wykaza y, e w okresie tym
nast pi o podniesienie ogólnego poziomu cywilizacyjnego i polepszenie jako ci ycia, ale nie zmniejszy o
si spo eczne zró nicowanie.
Spo eczne zró nicowanie „biologicznego dobrostanu" wyst puje w wielu krajach, ale nie we wszystkich. Na
przyk ad w krajach skandynawskich rozwarstwienie spo eczne nie wi e si z ró nicami jako ci ycia
wp ywaj cymi na rozwój biologiczny dzieci.
334 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
Przypadek krajów skandynawskich sk oni autorów opracowania do sformu owania nast puj cej tezy: „Po osi gni ciu
przez spo ecze stwo odpowiednio wysokiego przeci tnego poziomu zamo no ci i przy odpowiedniej polityce socjalnej
pa stwa - nierówno ci sytuacji spo ecznej i materialnej rodzin, cho nadal istotne, nie ró nicuj ju dobrostanu
biologicznego dzieci. Taka «biologiczna bezklasowo » jest zapewne jedynym (cho maj cym znaczenie fundamentalne)
rodzajem bezklasowosci mo liwym do osi gni cia przez nowoczesne spo ecze stwo industrialne i postindustrialne.
Badania antropologów s w stanie poinformowa w nie o tym, jak daleko jest jeszcze - danemu spo ecze stwu - do
owego jedynie osi galnego stanu «bezklasowo ci»" (Bielicki, Szklarska, Welon, Brajczewski 1997:12).
W Polsce w ko cu 1999 roku 38,2 procent ludno ci o na terenach uznanych za wiejskie na podstawie
kryteriów administracyjnych, natomiast 61,8 procent na terenach administracyjnie uznawanych za
miejskie, z czego 21,8 procent w miastach licz cych powy ej 200 tysi cy mieszka ców (Rocznik
Statystyczny 2000). Badania antropologów, podobnie jak rozmaicie ukierunkowane badania socjologów,
przy ró nych okazjach ujawniaj
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 335
bokie ró nice materialnego i cywilizacyjnego poziomu ycia w miejscowo ciach ró nej wielko ci. Na
jednym kra cu skali sytuuje si poziom ycia w wielkich miastach, na drugim - na wsi.
Raport o rozwoju spo ecznym Polska 2000. Rozwój obszarów wiejskich opracowany w ramach Programu
Narodów Zjednoczonych ds. Rozwoju powiada, e „nasz kraj to w istocie dwie Polski. Polska miejska,
nale ca do krajów wysoko rozwini tych, i Polska wiejska, która jeszcze tej bariery nie pokona a". Do
takiego wniosku uprawnia Wska nik Rozwoju Spo ecznego (Human Development Index, HDI: „Jest wa on
redni z nast puj cych, znormalizowanych zmiennych: przeci tna oczekiwana d ugo ycia w momencie
urodzenia, skolaryzacja na poziomie wykszta cenia wy szego, analfabetyzm oraz dochód narodowy brutto na
ow wed ug parytetu si y nabywczej"; Giza-Poleszczuk 2002: 239). W roku 1997 jego warto dla ca ej
Polski wynosi a 0,809, co sytuowa o j w grupie krajów rozwini tych, chocia na przedostatnim miejscu.
Ten sam wska nik dla terenów miejskich mia warto 0,828, a dla wiejskich tylko 0,794, co by o poni ej
warto ci granicznej krajów rozwini tych, za któr przyjmuje si warto 0,800 (Raport... 2000: VIII).
Na wsi mniej si zarabia. Dochody wiejskich gospodarstw domowych s o 30 procent mniejsze od
dochodów gospodarstw miejskich (Raport... 2000: 51). Wp yw wielko ci miejsca zamieszkania na zarobki
wzrós i wzrasta po przemianach ustrojowych. Podczas gdy w 1987 roku wielko miejsca zamieszkania
wyja nia a jedynie 0,6 procent zmienno ci dochodów, to w 1995 roku - 1,5 procent, a w 1998 roku - 33
procent (Doma ski 2000: 93).
Wie jest biedna. Przyk adowo stopa ubóstwa relatywnego (zob. Oblicze polskiej biedy, s. 337) na wsi w
1997 roku wynosi a 23 procent i by a ponad dwukrotnie wy sza ni w miastach ogó em (10 proc). W
miastach du ych, licz cych ponad pó miliona mieszka ców, wynosi a w tym e roku tylko 4 procent
(Sfera ubóstwa... 1998: 20).
Wie jest le wykszta cona. Wykszta cenie wy sze ma znacznie mniejszy odsetek mieszka ców wsi ni
miast. W latach dziewi dziesi tych wraz ze wzrostem nierówno ci szans edukacyjnych (zob. wiata w
uk adzie nierówno ci spo ecznych, s. 421) znacznie pogorszy si dost p dzieci wiejskich do szkó wy szych.
Wedle danych Raportu w latach osiemdziesi tych XX wieku co czternaste dziecko wiejskie podejmowa o
studia wy sze, w latach dziewi dziesi tych czyni o to jedynie co sto trzydzieste – sto czterdzieste
(Raport... 2000: VIII).
Przepa mi dzy miastem a wsi jest nie tylko pochodn ró nic poziomu kwalifikacji i wykszta cenia
ludno ci zamieszkuj cych te dwa rodzaje obszarów. Badania antropologów dowodnie wykaza y, e
upo ledzaj co dzia a sama „wiejsko ".
336 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
ca w nim poch ania wi kszo si y roboczej rodzin, a szans przetrwania i rozwoju zale od
umiej tno ci radzenia sobie z konkurencj .
Z drugiej strony s rolnicy, którzy uzupe niaj rodki utrzymania czerpane z gospodarstwa dochodami z
pracy poza rolnictwem. Produkcja rolna s y im w znacznej mierze lub nawet wy cznie do
zaspokajania potrzeb rodziny. S to gospodarstwa rolne, w których, je li istnieje jakakolwiek produkcja na
rynek, to i tak dominuje w nich logika gospodarki naturalnej.
Na podstawie spisu rolnego z 1996 roku i przy przyj ciu bardzo niskiego progu towarowo ci odsetek
gospodarstw indywidualnych produkuj cych na rynek szacowano na 45,9 procent, reszta produkowa a na
potrzeby w asne (Wilkin 2000: 50).
Proporcje typów gospodarstw s ró ne w ró nych regionach Polski. Najwi cej na rynek produkuj
gospodarstwa w pó nocno-zachodniej cz ci kraju, najmniej - w po udniowo-wschodniej. W tej ostatniej
tereny wiejskie s g sto zaludnione, a gospodarstwa rolne ma e. G sto zaludnienia u atwia rozwój
infrastruktury spo eczno-technicznej. Prowadzi to do paradoksu polegaj cego na tym, e wi cej relatywnie
dobrze wyposa onych w infrastruktur wsi jest w rejonach do biednych i o s abych ekonomicznie
gospodarstwach rolnych, natomiast w rejonach z du ymi i silnymi ekonomicznie gospodarstwami wsie
cz sto s niewielkie i o s abej infrastrukturze (Wilkin 2000: 40-41).
Minimum socjalne to „minimum potrzeb uznanych spo ecznie za uzasadnione" (Tymowski 1973: 7).
Okre lenie to wskazuje na jego uznaniowy charakter. Na ustalenie poziomu minimum socjalnego ma
wp yw ogólna zamo no danego kraju.
Jak ustali minimum socjalne i co w czy do koszyka podstawowych potrzeb, jest zawsze przedmiotem
sporów i dyskusji. (Na przyk ad, czy tak potrzeb jest gazeta codzienna? Bilet do kina raz w miesi cu,
raz w roku? Paczka papierosów dziennie?) Niezale nie od sporów dotycz cych spraw szczegó owych
istnieje ogólna zgoda co do tego, e przy obliczaniu minimum socjalnego nale y oprócz wydatków na
ywno i mieszkanie uwzgl dnia tak e zaspokajanie potrzeb zwi zanych z funkcjonowaniem
spo ecznym, takich jak edukacja, zdrowie, kultura, transport, rekreacja. Nie bez powodu minimum to
okre lane jest jako socjalne.
Minimum socjalne nie jest uwa ane za próg ubóstwa, ale za granic wyznaczaj sfer niedostatku i
ostrzegaj przed ubóstwem.
Minimum egzystencji z kolei stanowi próg ubóstwa. Jest ono ni sze od minimum socjalnego, poniewa
przy jego obliczaniu uwzgl dnia si jedynie zaspokojenie najniezb dniejszych potrzeb i pomija koszty
zaspokajania potrzeb zwi zanych z wykonywaniem pracy zawodowej, komunikacj , kultur i
wypoczynkiem, a nawet korzystaniem z telewizji. Minimum egzystencji „uwzgl dnia jedynie te potrzeby,
których zaspokojenie nie mo e by od one w czasie, a konsumpcja ni sza od poziomu wyznaczonego
granic prowadzi do biologicznego wyniszczenia; poziom minimum egzystencji przyj to za granic
ubóstwa skrajnego" (Sfera ubóstwa... 1998: 14; wyró nienie - BS).
Ubóstwo relatywne. Granic ubóstwa relatywnego wyznacza pewien procent mediany lub rednich
wydatków gospodarstw domowych (cz ciej rednich). Taki pomiar ubóstwa stosuje Urz d Statystyczny
Krajów Unii Europejskiej (EUROSTAT) (Sfera ubóstwa... 1998:15). Wzgl dno tak okre lanego ubóstwa jest
rzecz oczywist . W krajach o wy szym poziomie dochodów, a tym samym i rednich ogólnych wydatków
gospodarstw domowych, granica ubóstwa jest usytuowana na znacznie wy szym poziomie ni w krajach
biedniejszych. W Polsce GUS za granic ubóstwa relatywnego przyjmuje 50 procent ogó u rednich
wydatków gospodarstw domowych.
Oficjalna granica ubóstwa mog aby by równie nazwana administracyjn . Jest stosowana przy
administracyjnych decyzjach przyznaj cych prawa do zasi ku czy innego rodzaju pomocy socjalnej.
Granic t w Polsce wyznacza wysoko minimalnej emerytury.
Ostatnia miara ró ni si istotnie od trzech pozosta ych miar obiektywnego ubóstwa. Podstaw jej jest
bowiem wysoko dochodów (najcz ciej
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 339
W roku 1997, przy przyj ciu minimum socjalnego za 100 procent, rednie wydatki ogó u gospodarstw domowych
stanowi y jego 117 procent, poziom wydatków uznawanych za relatywn granic ubóstwa 58 procent, a minimum
egzystencji 44 procent. Oczywi cie, proporcje te b si z roku na rok zmienia , ale nie w taki sposób, aby uleg y
zasadniczemu przekszta ceniu (obliczenia w asne na podstawie danych w: Sfera ubóstwa... 1998: 13).
Wielo miar ubóstwa sprawia, e zale nie od przyj tej miary poziomu biedy inaczej rysuje si jej zasi g.
Im wy ej dana miara sytuuje poziom biedy, tym wi ksza proporcja ludno ci znajduje si w jej sferze.
Z danych GUS wynika, e na przyk ad w roku 1997 w gospodarstwach domowych poni ej minimum
socjalnego o w Polsce ogó em 50,4 procent ludno ci, poni ej relatywnej granicy ubóstwa - 15,3
procent, a poni ej minimum egzystencji: - 5,4 procent {Sfera ubóstwa... 1998: 16).
boko ubóstwa to ró nica mi dzy poziomem wydatków wyznaczaj cych granic ubóstwa a
wydatkami gospodarstw domowych yj cych poni ej tej granicy. Mo na zarówno tu poni ej danej
granicy, jak i w znacznej od niej odleg ci. W 1997 roku w Polsce wydatki rodzin yj cych w sferze
niedostatku, czyli poni ej minimum socjalnego, by y
340 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
rednio o 31 procent ni sze od jego granicy, a yj cych w skrajnym ubóstwie - rednio o oko o 17 procent
ni sze od granicy minimum egzystencji (Sfera ubóstwa... 1998: 16).
Jak we wszystkich stereotypowych wyobra eniach, w stereotypie emeryta-biedaka by o zarówno ziarno prawdy, jak i
fa szu. Fa sz polega na tym, e nie wszyscy emeryci yli w biedzie, poniewa wysoko emerytur by a silnie
zró nicowana. Jednym dochód w postaci emerytury pozwala jedynie na prze ycie, innym na ycie w dostatku. Mi dzy
tymi biegunami mie ci y si ró nej wielko ci dochody emerytalne, z których cz by a równa, a nawet wy sza od
dochodów przypadaj cych na jednego cz onka w rodzinach wielu m odych ludzi maj cych dzieci. Bieda tych rodzin by a
jednak starannie przemilczana.
bezrobotnych. Natomiast samo zjawisko bezrobocia jest silnie zró nicowane regionalnie i zale y od
sytuacji na lokalnych rynkach pracy. Najwy sza stopa bezrobocia jest w regionach o przewadze
gospodarki rolnej i s abo uprzemys owionych, natomiast najni sza w województwach z du ymi centrami
miejskimi i zró nicowanym rynku pracy.
Jak wielka mo e by skala ró nic regionalnych, pokazuj przyk adowo dane odnosz ce si do roku 1993. W roku tym stopa
procentowa bezrobocia w stosunku do ludno ci pracuj cej poza rolnictwem wynosi a dla ca ego kraju 23 procent.
Natomiast w dawnym województwie suwalskim si gn a 51,8 procent i by a najwy sza w kraju. Najni sz natomiast
stop bezrobocia mia o w tym czasie dawne województwo warszawskie: 8,5 procent (Kózek 1996: 95, 96).
Innymi czynnikami sprzyjaj cymi ubóstwu s wielodzietno , niskie kwalifikacje, niski poziom
wykszta cenia oraz rodzaj zamieszkiwanej miejscowo ci.
Wszystkie te czynniki, jak wykaza y wspomniane ju badania antropologów, maj od dawna wp yw na
poziom ycia warunkuj cy „biologiczny dobrostan m odzie y". Jednak e obecnie wp yw tych czynników
na zagro enie ubóstwem uleg wzmocnieniu z tego wzgl du, e - pomin wszy wielodzietno - dzia aj
one nie tylko bezpo rednio, ale i po rednio, przez zwi kszanie ryzyka bezrobocia.
Nowy w stosunku do czynników tak e dawniej obni aj cych poziom ycia sta si w latach
dziewi dziesi tych XX wieku m ody wiek. Wedle kryterium minimum egzystencji, w drugiej po owie
lat dziewi dziesi tych prawie po owa populacji dotkni tej przez bied mia a mniej ni dziewi tna cie
lat, przy czym jedna trzecia z nich - mniej ni czterna cie. Dawniej z powodu biedy cierpieli przede
wszystkim ludzie starzy, w latach dziewi dziesi tych cierpia y przede wszystkim dzieci. Ludzie licz cy
sze dziesi t pi i wi cej lat stanowili w tym okresie zaledwie 5 procent populacji biednych, podczas kiedy
dzieci - 30 procent (Tarkowska 1998: 14).
Rozdzia XIV. Zró nicowanie spo eczne, nierówno ci i ruchliwo spo eczna... 343
ROZDZIA XV
Ró nice p ci
jako ró nice spo eczne
W spo ecze stwach nowoczesnych ujawni si i nabra znaczenia podzia spo eczny, którego podstaw
jest ró nica p ci. Zauwa ono zwi zane z nim upo ledzenie kobiet w wielu wymiarach ycia spo ecznego.
Problematyka zró nicowania spo ecznego p ci znalaz a si w obszarze zainteresowania nauk spo ecznych.
ogromne trudno ci po czenia wiedzy o nich z wiedz o „tradycyjnych p aszczyznach nierówno ci"
uzyskiwan za pomoc dotychczas stosowanych, dobrze teoretycznie ugruntowanych i wypróbowanych
procedur badawczych. Ró nice mi dzy m czyznami a kobietami s bowiem „p aszczyzn zró nicowania
spo ecznego, jako ciowo ró od podzia ów zawodowych i barier klasowo-warstwowych okre lanych
przez stosunki w asno ci i kierowania przedsi biorstwami" (Doma ski 1992: 18) (podobnie jak jako ciowo
ró ne s zró nicowania etniczne).
Dodatkow trudno ci bywa niech samych kobiet do wychodzenia poza dobrze znany i swojski wiat
mikrospo eczny sfery prywatnej i wypowiadania si o rzeczywisto ci makrospo ecznej. W jednym z
pierwszych bada dotycz cych postrzegania zró nicowania spo ecznego, przeprowadzonych w latach
sze dziesi tych XX wieku przez Stefana Nowaka (Nowak 1966), trudno ta okaza a si nie do
przezwyci enia i badacz wbrew swoim pierwotnym zamiarom ograniczy si do próby z onej z samych
czyzn. (Jak opowiada , jedna z kobiet, uzasadniaj c odmow odpowiedzi, uj a rzecz dosadnie: „Bo ja
jestem od garów, a od klasów to s ch opy").
Wszystkie te trudno ci powoduj „niewidoczno " kobiet, która co najmniej utrudnia, a w istocie
uniemo liwia uzyskanie pe nej wiedzy o badanych spo ecze stwach. Jest to problem, z którym boryka si nie
tylko socjologia. Ekonomi ci na przyk ad zwracaj uwag , e w krajach Trzeciego wiata praca kobiet,
wykonywana g ównie w rodzinnych gospodarstwach rolnych oraz w domu, a wi c poza publiczn sfer
pracy wynagradzanej pieni nie, nie znajduje odbicia w obrazuj cych poziom ycia statystykach, które s
oparte na powszechnie przyj tych procedurach oblicze dostosowanych do uwzgl dniania jedynie prac
zarobkowych. W rezultacie pomijane jest gospodarcze znaczenie pracy kobiet zwi zanej g ównie z
produkcj i przetwarzaniem ywno ci. Powoduje to zani on ocen aktywno ci gospodarczej krajów
Trzeciego wiata przez mi dzynarodowe organizacje, takie na przyk ad jak Bank wiatowy (Sklair 1991:
13).
W ko cu lat sze dziesi tych zacz y nast powa zmiany. Po pierwsze, zmienia si zacz a sama
socjologia. Jej scjentystyczny model pocz traci popularno , natomiast zyskiwa y j orientacje teoretyczne
zwi zane z perspektyw interakcjonistyczn , a wraz z nimi nabiera a znaczenia problematyka
mikrospo eczna (zob. Socjologia wspó czesna, s. 36). Po drugie, pojawi y si ideologie i ruchy feministyczne,
które nie tylko podj y kwesti spo ecznych nierówno ci zwi zanych z p ci , ale równie zacz y g osi
potrzeb przebudowy socjologii (Maynard 1990) i dopomina si o uwzgl dnianie w niej feministycznej
perspektywy i feministycznych metod bada spo ecznych (Reinharz 1992).
Rozdzia XV. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne 349
Pocz wszy od lat siedemdziesi tych kobiety i ich sytuacja spo eczna zacz y by wa nym przedmiotem
bada nauk spo ecznych. W ogromnym tempie przybywa prac podejmuj cych problematyk miejsca kobiet
w spo ecze stwie. Tak jest w historii, historii nauki, biografistyce, filozofii. Wychodzi wiele czasopism
po wi conych tej problematyce. W socjologii mno si prace teoretyczne i empiryczne po wi cone
zró nicowaniom spo ecznym zwi zanym z p ci . Problematyka ta wkracza do podr czników i programów
studiów socjologicznych. Na wielu uniwersytetach powstaj samodzielne kierunki i specjalizacje okre lane
jako Gender Studies Women Studies.
Fala tych zainteresowa nie omin a Polski. I u nas coraz liczniej pojawiaj si prace historyczne i
socjologiczne po wi cone miejscu kobiet w ró nych spo ecze stwach. Pocz wszy od 1986 roku, kiedy to
powsta y na Uniwersytecie Warszawskim pierwsze Podyplomowe Studia nad Kulturow i Spo eczn
To samo ci P ci Gender Studies, nast puje coraz intensywniejsza instytucjonalizacja tego kierunku
zainteresowa w poszczególnych o rodkach akademickich.
traktowanie i nikt nie mo e by dyskryminowany ze wzgl du na takie lub inne cechy przypisane.
Wszystko to razem, wyczulaj c na spo eczne ró nice p ci, pozwala o je dostrzega w poszczególnych
wymiarach ycia spo ecznego.
Ró nice p ci w sferze pracy
Od zarania dziejów cz owieka w spo eczno ciach ludzkich wyst puje podzia pracy zwi zany z p ci . W
pierwotnych spo ecze stwach zbieracko--my liwskich kobiety zajmowa y si zbieractwem, m czy ni za
polowaniem. We wszystkich badanych przez antropologów spo ecze stwach przedprzemys owych istnieje
podzia na czynno ci m skie, których wykonywanie nale y do m czyzn, oraz kobiece, które s domen
kobiet. Jednak nie w ka dym spo ecze stwie te same czynno ci uwa ane s za m skie i kobiece. Mo na
jednak dostrzec pewne ogólne regu y rz dz ce tym podzia em. M czy ni najcz ciej wykonuj prace, które
wymagaj wi kszej si y fizycznej i oddalania si od domu, kobiety te, które mo na wykonywa przy
mniejszym wysi ku fizycznym i w pobli u domu. Inn regu jest, e niezale nie od tego, jakie to s
czynno ci, te, które s uznawane za m skie, traktowane s jako wa niejsze ni te, które s uznawane za
kobiece.
Mo na w tym, oczywi cie, widzie przejaw dyskryminacji pracy kobiet. Jednak w spo ecze stwach
przedprzemys owych by a to bardziej dyskryminacja w sferze kulturowej ni ekonomicznej. W
spo ecze stwach tych jednostk produkcyjn by a rodzina. O wynikach jej dzia alno ci gospodarczej
decydowa a praca wszystkich cz onków cznie z dzie mi. Ekonomiczne efekty pracy kobiet by y równie
wa ne jak pracy m czyzn, chocia czynno ci przez nie wykonywane mog y cieszy si mniejszym
presti em i aden szanuj cy si m czyzna za skarby wiata nie siad by przy ko owrotku i nie zacz
prz , je li akurat prz dzenie by o w danym spo ecze stwie uznawane za czynno kobiec . W
spo ecze stwach o gospodarce przedprzemys owej nie by o te wyra nego uzale nienia ekonomicznego
kobiet od m czyzn, poniewa zale no ta by a obustronna. Praca kobiet na równi z prac m czyzn
decydowa a o bycie rodziny (zob. Europejska rodzina w epoce przedprzemys owej, s. 377).
Uprzemys owienie, wraz z którym zaczyna si podzia na spo eczn sfer pracy najemnej i prywatn sfer
pracy domowej, przynosi znacz ce zmiany w tych relacjach. Tradycyjna sk onno do ni szej oceny pracy
kobiet zaczyna znajdowa wyraz nie tylko w sferze kultury, ale tak e na rynku pracy.
Rozdzia XV. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne 351
„Kobiety pracuj ce zawodowo dominuj liczebnie w zawodach zwi zanych ze wiadczeniem us ug zbli onych do prac
wykonywanych przez gospodynie domowe we w asnym gospodarstwie, takich jak sprz tanie (pomoce domowe), szycie
(krawcowe, szwaczki), przygotowywanie posi ków (kucharki, pracownice gastronomii), opieka nad chorymi i dzie mi
(piel gniarki, wychowawczynie w przedszkolach, nauczycielki). W 125 spo ecze stwach, w których przeprowadzono
studia porównawcze, m czy ni cz ciej ni kobiety wykonywali prace niebezpieczne i wymagaj ce si y fizycznej w takich
bran ach jak górnictwo, hutnictwo, transport i produkcja ci kiego sprz tu. Kobiety by y bardzo nielicznie reprezentowane w
zawodach daj cych w adz polityczn , kontrol kapita ów, w zawodach zwi zanych z zarz dzaniem przedsi biorstwami,
natomiast przewa y w zawodach pomocniczych o mniejszej z ono ci zada " (Doma ski 1992: 36).
Z danych zamieszczonych w Roczniku Statystycznym 1998 wynika, e w Polsce we wrze niu 1997 roku
zarabia o 1500 z i wi cej 25 procent zatrudnionych m czyzn, natomiast tylko 11 procent zatrudnionych
kobiet. Ró nice rednich p ac m czyzn i kobiet w poszczególnych grupach zawodowych przedstawia y si
w 1997 roku nast puj co:
czy ni kobiety
robotnicy przemys owi i rzemie lnicy 872 567
pracownicy us ug osobistych i sprzeda y 747 521
technicy i redni personel 1055 774
specjali ci 1218 898
parlamentarzy ci, wy si urz dnicy i kierownicy 1725 1302
(Fuszara 1999)
Upo ledzenie kobiet na rynku pracy, rozmaicie wyja niane przez ró ne teorie (Reszke 1991), przejawia si
nie tylko w postaci ni szych zarobków. Kobiety ch tniej ni m czy ni s zwalniane z pracy, co powoduje,
e na przyk ad w Polsce w ród ludzi pozbawionych pracy wi kszy jest odsetek kobiet ni m czyzn, mimo
e poziom wykszta cenia bezrobotnych kobiet jest wy szy ni m czyzn. Odsetek ten wykazuje przy tym
tendenq wzrostow . W ko cu 1992 roku kobiety stanowi y 53,3 procent bezrobotnych (Reszke 1995:136), a
w odniesieniu do lat pó niejszych mówi si nawet o 60-procentowym udziale kobiet w ród bezrobotnych
(Fuszara 1999).
Tego rodzaju dyskryminacji sprzyja stereotypowe wyobra enie kobiet jako przede wszystkim matek i on,
w zwi zku z czym uwa a si , e bezrobocie jest dla nich mniej dotkliwe ni dla m czyzn. Powiada si , po
pierwsze, e mog by utrzymywane przez m czyzn, a po drugie, e praca w domu i opieka nad dzie mi
mog dawa im zadowolenie i chroni przed za amaniem psychicznym, jakim utrata pracy grozi
czy nie, dla którego rola zawodowa jest podstawowym sk adnikiem jego to samo ci. W Polsce
rozpowszechnione jest przekonanie, e chocia wiele kobiet pracuje, najwa niejszym ich pragnieniem jest
dom i dzieci. W roku 1999 tego rodzaju opini wyrazi o 88 procent badanych, podczas gdy odsetek
podobnych odpowiedzi w Holandii wyniós 41 procent, a w Wielkiej Brytanii 45 procent (Halman 1999: 23).
Polskie badania socjologiczne wykaza y, e w latach dziewi dziesi tych ponad po owa badanych
zgadza a si z pogl dem, e „kiedy brakuje miejsc pracy, m czy ni powinni mie wi ksze prawo do
pracy ni kobiety". Jest rzecz interesuj , e wyst powanie tego pogl du silniej ró nicowa y wiek,
wykszta cenie i usytuowanie spo eczne ni p
Rozdzia XV. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne 353
(Siemie ska, Marody 1996: 45). Dawa tu o sobie zna „paradoks zadowolonego niewolnika" (Doma ski
1992) polegaj cy na akceptowaniu przez kobiety swojej gorszej w porównaniu z m czyznami pozycji
spo ecznej. Mi dzynarodowe badania porównawcze wykaza y, e akceptacja dyskryminacji kobiet na
rynku pracy jest wi ksza, po pierwsze, w krajach, w których demokracja jest s abiej zakorzeniona i mniej
ustabilizowana, a po drugie, w krajach katolickich.
„Generalnie w Europie rodkowej i Wschodniej znacznie wi cej osób ni w innych krajach opowiada o si za odmiennym
traktowaniem kobiet i m czyzn na rynku pracy [...]. Ponad 60 procent badanych na Litwie, 50-55 procent w Polsce i
Czechos owacji, 40-45 procent w Estonii, otwie i Rosji podziela o pogl d, e gdy brakuje miejsc pracy, m czy ni powinni
mie pierwsze stwo w jej otrzymaniu. [...] W Europie Zachodniej gotowo godzenia si z takim rozwi zaniem by a
znacznie ni sza. Tak na przyk ad w katolickiej Portugalii, która wkroczy a na drog przemian demokratycznych pó niej ni
wi kszo krajów zachodniej Europy, odsetek osób podzielaj cych t opini wynosi 35 procent. W krajach skandynawskich
wyró niaj cych si najbardziej zaawansowanymi procesami egalitaryzacji kobiet i m czyzn by on znacznie ni szy; w
Norwegii i Finlandii wynosi oko o 15 procent, a w Danii i Szwecji 10 procent. Ogólnie w krajach katolickich - w tym
równie w obj tych analizami porównawczymi Austrii, Brazylii i Chile - wi cej badanych ni w innych krajach by o sk onne
akceptowa dyskryminacyjn polityk zatrudniania" (Siemie ska, Marody 1996: 45-16).
Dyskryminacja na rynku pracy ma konsekwencje si gaj ce poza sam rynek pracy. W Polsce mniejsze
zarobki kobiet w po czeniu z ni szym wiekiem emerytalnym (co traktowane jest jako przywilej) powoduj ,
e ró na jest rednia wysoko emerytur m czyzn i kobiet. Ró nica ta widoczna w starym systemie
emerytalnym, w nowym systemie, jak wszystko wskazuje, jeszcze si zwi kszy (Fuszara 1999).
Ró nice p ci w sferze w adzy i polityki
powszechnie stanowi barier awansu i kobiety zajmuj zazwyczaj ni sze pozycje zawodowe ni
czy ni. W sferze pracy w adza najcz ciej nale y do m czyzn. Nawet w silnie sfeminizowanych
sektorach gospodarki stanowiska kierownicze zajmuj cz ciej m czy ni ni kobiety. Skupienie w adzy w
kach m czyzn szczególnie jaskrawo widoczne jest na poziomie pa stwa, i to niemal we wszystkich
krajach. Ankieta przeprowadzona w 1971 roku w dziewi dziesi ciu trzech spo ecze stwach wykaza a, e „w
ka dym z nich polityczn w adz sprawuj w ogromnej wi kszo ci m czy ni, a w 88 procentach tych e
zajmuj wszystkie wa ne polityczne stanowiska. Poza bardziej sformalizowanymi i obywatel-
354 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
skimi systemami politycznymi m czy ni w 84 procentach spo ecze stw odgrywaj wszystkie istotne role
przywódcze, równie w grupach rodowych" (Wrangham, Peterson 1999: 146).
W Europie kobiety uzyskiwa y czynne i bierne prawa wyborcze stopniowo w kolejnych krajach dopiero w
XX wieku. Odsetek kobiet w ród parlamentarzystów danego kraju nie wykazuje adnych korelacji z dat
uzyskania przez nie praw wyborczych.
W Polsce wiat polityki tak e jest wiatem m czyzn. Przewaga liczebna m czyzn uzasadniana bywa wol
wyborców. Tymczasem to, kto zostaje wybrany' zale y w znacznej mierze od tego, kto i jak by zg aszany,
a tak e jak promowany przez partie polityczne. W ród przedstawianych przez partie kandydatów jest
zazwyczaj niewiele kobiet. W polskich wyborach 1993 roku w dziewi ciu województwach adna z
partii, z której zostali wybrani senatorzy, nie zg osi a ani jednej kobiety. Ogólnie w tych wyborach kobiety
stanowi y jedynie 9,9 procent kandydatów do Senatu (Siemie ska 1996: 93). W wyborach 1997 roku w ród
kandydatów do Sejmu by o 16 procent, a do Senatu - nieca e 11 procent kobiet, na listach krajowych za
zajmowa y one ogó em 14 procent miejsc (Fuszara 1999). Kobiety s najcz ciej umieszczone na listach na
dalekich pozycjach (Siemie ska 1996:94), a tak e s abiej promowane w rodkach masowego przekazu. Analiza
przekazów telewizyjnych zwi zanych z wyborami 1997 roku ujawni a, e w telewizji ró ne ugrupowania
polityczne „promowa y niemal wy cznie (a niektóre wy cznie) m czyzn" (Fuszara 1999).
Z kolei analiza wyników wyborów 1993 roku wykaza a, e nieprawd jest, jakoby wyborcy nie chcieli
osowa na kobiety. W województwach, w których kandydowali przedstawiciele obu p ci, rednia liczby
osów oddanych na kobiety by a wi ksza ni rednia liczby g osów oddanych na m czyzn (Siemie ska
1996: 93). Okaza o si równie , e „ rednie po enie kobiet na listach kandydatów wed ug rankingu im
przypisanego przez poszczególne partie by o w wielu okr gach ni sze przed g osowaniem ni ich rednie
miejsce po uporz dkowaniu kandydatów wed ug liczby g osów oddanych na nich przez wyborców" (Sie-
mie ska 1996: 94).
Nie inaczej przedstawia si sytuacja na poziomie wybieralnych organów w adz samorz dowych. Tak e tutaj
kobiety stanowi jedynie kilkana cie procent zg aszanych kandydatów, z tym e odsetek ten jest zazwyczaj
nieco wy szy w gminach wi kszych.
Pomijaniu kobiet na listach wyborczych towarzyszy przekonanie, e kobiety nie nadaj si do polityki i nie
interesuj si ni . Tymczasem, jak wykazuj badania, jest w tym tylko cz prawdy. Zainteresowania po-
lityk kobiet silniej ni zainteresowania m czyzn zale od poziomu
Rozdzia XV. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne 355
wykszta cenia i usytuowania spo eczno-zawodowego - im s one wy sze, tym wi ksze jest
zainteresowanie polityk . W rezultacie ró nicuj cy wp yw p ci na zainteresowania polityk wyst puje
jedynie w ród osób o wykszta ceniu podstawowym i zasadniczym zawodowym (Siemie ska 1996: 86).
Dopominanie si o wi kszy udzia kobiet w polityce uzasadniane jest nie tylko powo ywaniem si na
prawa przys uguj ce wszystkim ludziom, ale tak e tym, e „kobiety ze wzgl du na swoje specyficzne do-
wiadczenia yciowe, wynikaj ce z ich cech biologicznych i kulturowo ukszta towanych modeli ich ról w
spo ecze stwie, mog wnie do polityki odmienne spojrzenie, przyczyniaj c si do lepszej identyfikacji wa -
nych spo ecznie problemów i sposobów ich rozwi zywania" (Siemie ska 1996: 68).
Badania ujawniaj ró nice w sposobie dzia ania kobiet i m czyzn w sferze polityki. Stopie
autorytaryzmu jest wy szy w ród pos ów ni w ród pos anek. Dla kobiet celem jest cz ciej realizacja
okre lonych zada ni samo uzyskanie wp ywów politycznych. Kobiety s te bardziej od m czyzn
wyczulone na potrzeby ludzi i cz ciej opowiadaj si za rozwi zaniami legislacyjnymi chroni cymi grupy
szczególnie poszkodowane (Siemie ska 1996: 107,124).
lejenia. Ch opców natomiast nikt o ich ycie seksualne nie pyta . Ponadto, jak stwierdzi a autorka tych analiz,
Ma gorzata Fuszara, „wobec dziewcz t znacznie cz ciej ni wobec ch opców stosowane s rodki surowe.
W moich badaniach okaza o si , e a 50 procent dziewcz t zosta o umieszczonych poza domem rodzinnym, a
w przypadku ch opców sta o si tak w 26 procentach przypadków, mimo e ch opcy zawsze, a
dziewcz ta w bardzo nielicznych przypadkach, oskar ani byli o pope nienie przest pstwa" (Fuszara 1995:
159-160).
Odmienne traktowanie m czyzn i kobiet przez s dy rodzinne wyst powa o tak e w orzecznictwie
dotycz cym spraw rozwodowych. W przypadku m czyzn zwracano uwag g ównie na to, czego robi nie
powinni (nadu ywa alkoholu, bi ony i dzieci, wywo ywa awantur i obrzuca cz onków rodziny
wyzwiskami), podczas kiedy w przypadku kobiet, oprócz obowi zku enia na dom (czego wymagano
tak e od m czyzn), wymagano wiadcze na rzecz m a, dzieci i cz onków rodziny w postaci gotowania,
prania, sprz tania etc. (Fuszara 1995: 165).
Czytelny w orzecznictwie s dów rodzinnych patriarchalny wzór rodziny jest bardzo trwa y i wci
podtrzymywany przez ró ne rodki przekazu i ca y system socjalizacyjny. Wiele analiz tre ci audycji
telewizyjnych, czasopism oraz podr czników szkolnych pokazuje dowodnie, e kobiety przedstawione s
w nich jako istoty o w skich zainteresowaniach, zaabsorbowane g ównie obowi zkami domowymi, które
ich podstawowym i ochoczo wykonywanym zadaniem yciowym (Siemie -ska 1997).
Prze miewcze dowcipy w przypadku m czyzn odnosz si najcz ciej do poszczególnych kategorii
zawodowych (na przyk ad niegdysiejsza seria dowcipów o milicjantach), natomiast w przypadku kobiet do
du o szerszych kategorii (na przyk ad blondynek, które sk din d uchodz za kwintesencj kobieco ci).
Zauwa alna jest tak e tendencja do wy szego oceniania tego, czemu przypisywana jest cecha „m sko ci",
ni tego, czemu „kobieco ci". Powiedzenie kobiecie, e zachowa a si „po m sku", traktowane jest jako
komplement, natomiast powiedzenie m czy nie, e zachowa si po kobiecemu, ju w samym
sformu owaniu ma odcie pogardliwy, poniewa najcz ciej brzmi: „zachowa si jak baba".
W sferze kultury symbolicznej zaliczenie jakiego dzie a do „literatury kobiecej" nie ma charakteru
pochwa y, natomiast inaczej jest ze stwierdzeniem, e ksi ka jakiej autorki to „m ska proza".
Przyk adem odmiennego traktowania m czyzn i kobiet jest te europejska moda. Wiele wzorowanych na
skim ubraniu strojów jest bezproblemowo uznawanych za cz garderoby damskiej - spodnie, mary-
narki, koszulowe bluzki, krawaty. Noszenie ich przez kobiety nikogo nie
Rozdzia XV. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne 357
razi. Natomiast m czyzna ubieraj cy si w damskie suknie natychmiast zyskuje etykietk dewianta
seksualnego, chocia zami owanie do tego rodzaju ubra wcale nie musi wi za si z jak kolwiek
osobliwo ci zachowa seksualnych.
Seksizm z kolei jest terminem utworzonym przez analogi do rasizmu. Tak jak rasizm dzieli ludzi na
nale cych do lepszej i gorszej rasy, tak seksizm dzieli ludzi na nale cych do lepszej i gorszej p ci.
Ideologie feministyczne
trzy podstawowe odmiany feminizmu: liberalny, socjalistyczny i radykalny. Ró ni si diagnoz
przyczyn upo ledzenia kobiet w spo ecze stwie oraz wyborem dróg prowadz cych do jego likwidacji.
Feminizm liberalny cieszy si najwi ksz popularno ci . Jego g ówn tez jest, e poza podstawowymi
ró nicami biologicznymi nic nie ró ni obu p ci. Wszelkie odmienno ci m czyzn i kobiet w reakcjach
psychologicznych, kierunkach zainteresowa , sprawno ciach intelektualnych i manualnych s wy cznie
rezultatem pierwotnej i wtórnej socjalizacji. W ich toku ka da z p ci kszta towana jest odmiennie, w
wyniku czego jedne predyspozycje i sposoby zachowania staj si kobiece, a inne m skie.
Feminizm liberalny domaga si , aby kobiety i m czy ni, maj c jednakowe mo liwo ci, mieli równy
dost p do wszystkich pozycji zawodowych i ról spo ecznych. Sztywny podzia ról na kobiece i m skie
widzi jako krzywdz cy obie p cie. Kobiety, maj c ograniczony obyczajem dost p do wielu ról zawodowych,
nie mog w pe ni rozwija swoich talentów; m czy ni s wykluczani ze sfery prywatnej i pozbawiani
wielu rado ci, jakie daje kontakt z w asnymi dzie mi.
Feminizm liberalny d y do zmiany dotychczasowych praktyk kulturowych. Sprzeciwia si wszelkim
przejawom odmiennego traktowania kobiet i m czyzn, uwa aj c je za dyskryminacj . Sprzeciwia si tak e
przekazywaniu w toku socjalizacji (w tym w edukacji szkolnej) tradycyjnych stereotypów „kobiety" i
„m czyzny".
Feminizm socjalistyczny zwany bywa tak e marksistowskim b lewicowym. Przyczyn ucisku kobiet
widzi w kapitalizmie i opisuje w j zyku marksistowskim, nazywaj c kobiety klas wyzyskiwan . Dostrzega
ich wyzysk nie tylko na rynku pracy, ale tak e w domu rodzinnym, w którym pracuj nieodp atnie jako ony i
matki. Z ich pracy jako gospody domowych korzystaj wszyscy m czy ni, chocia najwi kszy zysk czer-
pi kapitali ci, poniewa reprodukcja nowych pokole robotników nic ich nie kosztuje.
Feminizm socjalistyczny widzi wspólnot interesów kobiet i klasy robotniczej. Uwa a, e jednym i drugim
wolno mo e przynie jedynie obalenie kapitalizmu.
Feminizm radykalny. Podczas kiedy feminizm socjalistyczny za upo ledzenie kobiet wini kapitalizm i
kapitalistów, feminizm radykalny obar-
Rozdzia XV. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne 359
cza win patriarchalizm i m czyzn. Przyczyn ucisku kobiet widzi we wrodzonych sk onno ciach
czyzn do dominacji i agresji.
Uwa a, e nierówno p ci istnieje dzi ki sta ym wspólnym wysi kom m czyzn skierowanym na
umacnianie swojego panowania nad kobietami i ich wyzyskiwania. G osi, e panowanie m czyzn nad
kobietami wspieraj wszystkie instytucje spo eczne, a zw aszcza rodzina. Feminizm radykalny widzi w niej
ród o wszelkiego z a.
Dla feminizmu radykalnego m czy ni s klas rz dz , kobiety -podporz dkowan . Nawo uje on do
walki z patriarchalizmem i domaga si ca kowitej przebudowy spo ecznej. W tym miejscu spotyka si z fe-
minizmem socjalistycznym.
Te trzy nurty, zreszt wewn trznie niejednolite, nie wyczerpuj wszystkich odmian feminizmu. Odmian tych
jest wiele i bywaj wyró niane na podstawie rozmaitych kryteriów. Tak wi c mo na spotka si z wyodr b-
nianiem feminizmu postmodernistycznego, psychoanalitycznego, lesbijskiego, a tak e ekofeminizmu,
postfeminizmu etc. (Johnson 2000; Evans 1995; Whelehan 1995).
Dylematy feminizmu
Feminizm jako ideologia i jako ruch stawiaj cy sobie za cel pe ne zrównanie kobiet i m czyzn we
wszystkich sferach ycia spo ecznego zmaga si z dwoma dylematami. Jeden dotyczy relacji mi dzy p ciami,
drugi — zbie no ci i rozbie no ci interesów samych kobiet.
1. Kwestionowanie przez feminizm biologicznego uwarunkowania ró nic mi dzy p ciami, poza
podstawowymi ró nicami budowy anatomicznej i roli w procesie reprodukcji, prowadzi o do postulatu,
aby kobiety na równi z m czyznami dopu ci do wszelkich prac, w tym do s by w wojsku, policji oraz
stra y po arnej i powierza im wykonywanie identycznych zada , poniewa uzdolnienia i mo liwo ci obu
ci s takie same. Argumentacja na rzecz tego postulatu zgodna by a z panuj cymi w naukach spo ecznych
pogl dami na rol biologii i kultury w kszta towaniu predyspozycji jednostek.
Jednak e w ostatnich dziesi cioleciach zacz y pojawia si dowody, e kultura nie jest a tak
wszechw adna, jak s dzono jeszcze przed pól wiekiem. W odniesieniu do ró nic mi dzy p ciami wiele
bada neurofizjologicznych i psychologicznych, cz sto podejmowanych w intencji udowodnienia braku tych
ró nic, zacz o dawa wyniki wiadcz ce o czym przeciwnym (Pool 1994). Badania mózgu wykaza y
ró nice w budowie mózgu m czyzn i kobiet (Moir, Jessel 1989). Psychologiczne badania zachowa
seksualnych ujawni y, e m czy ni i kobiety czego innego szukaj we wzajemnych zwi zkach (Townsend
1998). Ich odmienne orien-
360 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
taqe nie dawa y si przy tym wyt umaczy ró nicami socjalizacji obu p ci, natomiast dobrze je wyja nia o
odwo anie si do dziedzictwa ewolucyjnego: inne wzory zachowa sprzyja y sukcesowi reprodukcyjnemu
czyzn, inne takiemu sukcesowi kobiet.
W przypadku uznania biologicznego uwarunkowania odmienno ci psychologicznej m czyzn i kobiet
obstawanie przy pogl dzie, e obie p cie mog robi to samo i w taki sam sposób, grozi wpadni ciem w
anty-feministyczn pu apk . Zaczyna bowiem oznacza przyj cie norm m skiej kultury za wzór i
konieczno podj cia stara o udowodnienie, e kobiety s w stanie normom tym sprosta .
Rodzi to istotne pytania o kierunek emancypacyjnych d kobiet. Czy ma to by emancypacja kobiet w
ramach m skiego wiata, czy emancypacja wiata kobiet? Czy nale y d do zacierania ró nic mi dzy
ciami i tworzenia obojnaczej kultury, czy te do dowarto ciowania ró nic p ci i tworzenia kultury
splecionej z dwu odr bnych, ale równie cennych i cenionych w tków: kobiecego i m skiego?
W zwi zku z podstawowymi pytaniami o rodzaj relacji mi dzy p ciami pojawia si tak e pytanie, czy
równouprawnienie kobiet jest spraw wszystkich, czy tylko samych kobiet i czy w ich walce o nie
czy ni mog by sojusznikami, czy tylko przeciwnikami.
Na wszystkie te pytania poszczególne odmiany feminizmu udzielaj innych odpowiedzi.
2. Feminizm Drugiej Fali zacz si w Stanach Zjednoczonych w ród wykszta conych bia ych kobiet z klasy
redniej. Czarne kobiety szybko zakwestionowa y tez o wspólnocie interesów kobiet. Mia y poczucie, e
ich podstawow to samo okre la nie p , ale przynale no do upo ledzonej kategorii czarnych. W ten
sposób ju we wczesnej fazie feminizmu Drugiej Fali ujawni si istotny problem krzy owania si i
konkurowania to samo ci kobiecej z innymi to samo ciami: etnicznymi, klasowymi i innymi (Whelehan
1995). Pojawi o si generalne pytanie: Jakie s ogólne interesy wszystkich kobiet oraz co je czy mimo
wielorakich dziel cych je ró nic? Co jest i mo e by pod em kobiecej solidarno ci i poczucia to samo ci,
które pozwala mówi „my kobiety"?
kobiecej ekspresji. Ruchy te i inicjatywy czasem bywaj podejmowane w cis ym zwi zku z ideologi
feministyczn , czasami bez zwi zku z ni , a niekiedy nawet z odcinaniem si od feminizmu. Termin ten
bowiem nie tylko w Polsce nabra pejoratywnego zabarwienia (Whelehan 1995: 211), zapewne w du ej
mierze wskutek uto samiania go z ha liwym feminizmem radykalnym.
Ruchy kobiece przybieraj tak e ró posta . Jedne z nich odpowiadaj wzorowi starych ruchów
spo ecznych, inne maj niesformalizowan struktur i sposób dzia ania w ciwy „nowym" ruchom
spo ecznym (zob. Ruchy spo eczne, s. 109).
Przyk ad Polski jest charakterystyczny. Informatory z roku 2000 mówi o stu do ponad dwustu rozmaitych
organizacjach i inicjatywach kobiecych, istniej cych i powstaj cych w celu rozwi zywania poszczególnych
problemów kobiet. „S w ród nich ruchy feministyczne, zawodowe, ko cielne, oddzia y partii czy grupy
tworz ce si na uniwersytetach, s wreszcie oddzia y polskie mi dzynarodowych grup kobiecych [...]. W ród
polskich organizacji spotykamy zarówno takie, które maj bardzo sformalizowan struktur , których
dzia ania charakteryzuj si regularno ci , podzia em w adz, ci le okre lonymi programami, celami i
metodami dzia , jak i grupy o p ynnej i s abo zarysowanej strukturze. Niektóre z tych ostatnich grup
po pewnym czasie dzia s abo sformalizowanych upodobniaj si w sposobach dzia i organizacji do
grup sformalizowanych, inne przez d szy czas zachowuj ma y stopie formalizacji" (Fuszara 2000).
Cz owieka, który dyskryminacj ze wzgl du na p traktuje jako jedn ze szczególnie powa nych (Nowicki
2000: 216-217).
Z czasem poj cie dyskryminacji uleg o interpretacji rozszerzaj cej. Oprócz dyskryminacji bezpo redniej
wyró niono dyskryminacj po redni , która pojawia si wtedy, kiedy pozornie neutralne prawo ma ne-
gatywne konsekwencje dla jednej z kategorii obywateli. Ponadto uznano, e pa stwo jest zobowi zane nie
tylko do powstrzymywania si od dyskryminowania, ale równie do skutecznej ochrony przed wszelkimi
jej przejawami.
Oczywi cie, dyskryminacja ze wzgl du na p mo e dotyka nie tylko kobiet. Przyk adem jest kilka
orzecze Trybuna u dotycz cych dyskryminacji m czyzn. Jednak kobiety cz ciej cierpi z jej powodu i z
tego wzgl du szczególnie wiele wysi ku po wi caj jej zwalczaniu.
Trud ten przynosi owoce. Nie mo na nie wi za z wp ywami feminizmu i ruchów kobiecych powstania
Komisji Praw Kobiet i Równo ci Parlamentu Europejskiego, jak równie tego, e w opracowanym przez
Komisj Europejsk programie dzia ania na lata 1995—1997 sprawa równo ci p ci sta a si spraw
priorytetow (Machi ska 2000: 8).
rodowiska kobiece uzna y za niezwykle wa ny, z punktu widzenia interesów kobiet, artyku 141 Traktatu
ustanawiaj cego Wspólnot Europejsk (w wersji Traktatu amsterdamskiego) z 1997 roku, dopuszczaj cy
tak zwan dyskryminacj pozytywn jako niesprzeczn z zasad równo ci.
Artyku ten powiada: „Przez wzgl d na potrzeb zapewnienia w praktyce pe nej równo ci kobiet i m czyzn w
yciu zawodowym zasada równego traktowania nie wyklucza utrzymywania lub wprowadzania przez pa stwa
cz onkowskie rozwi za i rodków prawnych przewiduj cych specjalne prerogatywy dla nieproporcjonalnie
nisko reprezentowanej p ci w celu u atwienia jej przedstawicielom wykonywania pracy zawodowej lub w celu
zapobie enia albo zrekompensowania utrudnie w przebiegu kariery zawodowej" (Równo prazv... 2000: 12).
W drugiej po owie lat dziewi dziesi tych zasada równo ci p ci zacz a zajmowa poczesne miejsce w
obszarze polityki spo ecznej. Wydawane w ostatniej dekadzie XX wieku Zalecenia i Dyrektywy Rady Wspól-
noty Europejskiej, maj c na wzgl dzie rzeczywist równo szans obu p ci na rynku pracy, zwraca y
uwag na konieczno zrównania ich pod wzgl dem obowi zków rodzicielskich. W roku 1992 zalecano,
eby pa stwa cz onkowskie podj y i/lub propagowa y inicjatywy maj ce na celu umo liwienie kobietom i
czyznom pogodzenia zawodowych, rodzinnych i wychowawczych obowi zków, wynikaj cych z opieki
nad dzie mi", a tak e, aby „propagowa y i zach ca y, ze stosownym szacunkiem dla wolno ci osobistej, do
wi kszego zaanga owania m czyzn, aby na-
Rozdzia XV. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne 363
st pi równy podzia obowi zków rodzicielskich mi dzy kobiet i m czyzn " {Równo praw..., 2000: 70-
71). Cztery lata pó niej zosta a og oszona wspólnotowa Dyrektywa wskazuj ca, i „nale y wyda przepisy
umo liwiaj ce m czyznom i kobietom pogodzenie obowi zków zawodowych i rodzinnych" {Równo
praw... 2000: 22).
Dyrektywy Rady (Wspólnoty Europejskiej) s to „akty o wi cym co do celu charakterze w stosunku do pa stw, do których
skierowane [...], wybór rodków i metod nale y do pa stwa cz onkowskiego. Dyrektywy wskazuj pa stwu wymagane
kierunki zmian prawa krajowego" {Równo praw... 2000: 9).
Nota bibliograficzna
Socjologia polska ma du y dorobek w dziedzinie bada nad zró nicowaniem spo ecznym i
ruchliwo ci spo eczn . Rozwój tych bada , a wraz z nimi pojawianie si licznych publikacji
po wi conych tej tematyce datuje si od lat sze dziesi tych XX wieku.
W odniesieniu do ruchliwo ci spo ecznej praca Bogdana W. Macha Funkcja i dzia anie: systemowa
koncepcja ruchliwo ci spo ecznej (1989) jest godn uwagi analiz ruchliwo ci spo ecznej z
funkcjonalistycznej perspektywy teoretycznej. Presti jako wymiar zró nicowania spo ecznego w
perspektywie historycznej omawia praca Henryka Doma skiego Presti (1999a).
O zró nicowaniu spo ecznym w Polsce po transformacji ustrojowej mówi wyczerpuj co ksi ki
Henryka Doma skiego Hierarchie i bariery spo eczne w latach dziewi dziesi tych (2000) oraz Ubóstwo
w spo ecze stwach postkomunistycznych (2002a). Tej samej problematyce po wi cony jest zbiór prac,
pisanych w znacznej mierze przez ekonomistów, wydany pod redakcj Tadeusza Kowalika Nierówni
i równiejsi. Sprawiedliwo dystrybucyjna czasu transformacji (2002). Omawiane tam mi dzy innymi
trzy reformy spo eczne ostatnich lat (emerytalna, edukacji i opieki zdrowotnej) z punktu
widzenia równo ci szans. Wp yw transformacji ustrojowej na spo eczne oblicze i sytuacj
ch opów oraz robotników omawiaj prace Krzysztofa Gorlacha Ch opi, rolnicy, przedsi biorcy:
„k opotliwa" klasa w Polsce postkomunistycznej (1995) i Juliusza Gardawskiego Przyzwolenie ogra-
niczone. Robotnicy wobec rynku i demokracji (1996). Klasie redniej po wi cona jest ksi ka Henryka
Doma skiego Polska klasa rednia (2002b), natomiast zal kom polskiej klasy wy szej opracowanie
Krzysztofa Jasieckiego Elita prywatnego biznesu. Formowanie si nowych aktorów transformacji w Polsce
(2001).
O problemach pomocy spo ecznej mówi ksi ka Stanis awy Golinowskiej i Ireny Topi skiej Pomoc
spo eczna - zmiany i warunki skutecznego dzia ania (2002).
Pracy kobiet po wi cona jest ksi ka Henryka Doma skiego Zadowolony niewolnik idzie do pracy.
Postawy wobec aktywno ci zawodowej kobiet w 23 krajach (1999b), natomiast ich uczestnictwu w
yciu politycznym -
366 Cz czwarta. Podzia y spo eczne
rozprawa Renaty Siemie skiej Me mog , nie chc czy nie potrafi . O postawach i uczestnictwie
politycznym kobiet w Polsce (2000).
Punkt widzenia psychologii na odmienno kobiet i m czyzn przedstawia praca Sandry Lipsitz Bem
sko , kobieco . O ró nicach wynikaj cych z p ci (2000). Z kolei obrazy kobiet w literaturze, filmie
oraz sztuce analizuj artyku y zamieszczone w zbiorze wydanym pod red. Ma gorzaty Radkiewicz
Gender w humanistyce (2001).
Ideologie i ruchy feministyczne obszernie omawia ksi ka Rosemarie Putnam Tong My l feministyczna.
Wprowadzenie (2002).
5. INSTYTUCJE
ROZDZIA XVI
Sfera reprodukcji
i ca oroczna dost pno seksualna kobiet. Uwa aj , e powsta a ona w rezultacie ewolucji biologicznej,
poniewa wzmacniaj c zwi zek m czyzny z kobiet , sk ania a go do wiadcze na rzecz kobiety i jej
dzieci, co zwi ksza o ich prze ywalno . W pierwotnych spo eczno ciach zbieracko- owieckich trudni ca
si zbieractwem kobieta nie by a w stanie samodzielnie zapewni dzieciom podstaw egzystencji. Konieczna
by a wspó praca m czyzny- owcy.
Poj cie rodziny
W potocznym odczuciu odpowied na pytanie, co to jest rodzina, wydaje si nader atwa. Jednak e z
chwil kiedy wykraczamy poza potoczne my lenie i zaczynamy uwzgl dnia antropologiczn i historyczn
perspektyw , poj cie rodziny traci jednoznaczno . Badacze rodziny przyznaj si do trudno ci ze
zdefiniowaniem przedmiotu swoich bada .
Trudno ci wynikaj z tego, e poj cie „rodziny" zawiera w sobie dwa powi zane, ale nieto same elementy.
Jednym jest pokrewie stwo o pod u biologicznym, drugim - zamieszkiwanie we wspólnym gospodar-
stwie domowym. To ostatnie mo e czy osoby, mi dzy którymi nie ma adnych wi zów krewniaczych. Z
kolei osoby, bardzo blisko spokrewnione biologiczne, na przyk ad rodzice i dzieci, mog w odr bnych
gospodarstwach domowych przestrzennie oddalonych.
Badacze s zgodni, e granice rodziny jako jednostki badawczej nie daj si w sposób zadowalaj cy okre li
na podstawie kryterium pokrewie stwa. Pokrewie stwo biologiczne jest bowiem stopniowalne -
odzwierciedlaj to poj cia „bliskich" i „dalekich" krewnych. Ponadto istniej „powinowaci" nie zwi zani
wi zami krwi, ale w czani do zbioru krewnych. Zasi g granicy zbioru krewnych uwa anych za rodzin
jest okre lany spo ecznie, a co za tym idzie ró nie w poszczególnych spo ecze stwach.
Z tego te powodu wielu badaczy zajmuj cych si problematyk rodziny sk onnych jest za podstawowe
jej kryterium uznawa nie pokrewie stwo, ale wspólne zamieszkiwanie (Gottlieb 1993). Niektórzy z nich
wysuwaj nawet postulat, aby w ogóle nie mówi o rodzinie, tylko o gospodarstwie domowym
(domostwie). Ono to bowiem, ich zdaniem, jest w ka dym spo ecze stwie podstawow komórk
spo eczn , która okre la form reprodukcji ludzkiej (Robertson 1991). Inni, nie porzucaj c terminu
„rodzina", zwracaj uwag na jego niejednoznaczno i mo liwo zwi zanych z nim nieporozumie .
Rozmaito form rodziny
Na form rodziny wp ywaj warunki ekologiczne i zasoby rodowiska, w jakim yje dane
spo ecze stwo, sytuacja demograficzna, typ gospo-
Rozdzia XVI. Sfera reprodukcji 373
darki i poziom rozwoju gospodarczego. Istotny wp yw maj tak e, wsparte tradycj , normy kultury.
Normy te jednak e nie s niezmienne i z czasem ulegaj modyfikacjom tak pod wp ywem zmian
zachodz cych w danej zbiorowo ci, jak i oddzia ywa otoczenia zewn trznego.
Mimo zmienno ci form rodziny istniej co najmniej dwa sta e elementy, które pozwalaj ró ne postacie
organizacji reprodukcji w cza do tej samej ogólnej kategorii „rodziny".
• Rdze rodziny ludzkiej tworzy spo ecznie uznany zwi zek kobiety i m czyzny, czyli ma stwo,
oraz dzieci zrodzone z tego zwi zku. Mimo rozmaito ci form ma stw, a tak e sposobów ich
sankcjonowania, w ka dym spo ecze stwie odró nia si uznane spo ecznie i sformalizowane zwi zki
czyzn i kobiet od innych ich zwi zków. Odró nia si równie dzieci zrodzone w zwi zkach
ma skich od dzieci zrodzonych poza nimi.
• Powszechne jest tabu kazirodztwa, to jest zakaz utrzymywania stosunków seksualnych z bliskimi
krewnymi (incestu). Zakaz ten ma dwojakie uzasadnienie: biologiczne i spo eczne. Biologiczne,
albowiem p odzenie dzieci przez bliskich krewnych (którzy mog by nosicielami tych samych
recesywnych genów powoduj cych zaburzenia rozwojowe b schorzenia) zwi ksza
prawdopodobie stwo urodzenia potomstwa niepe nosprawnego. Spo eczne, albowiem zwi zki mi dzy
cz onkami jednej i tej samej rodziny by yby ród em konfliktów i prowadzi y do rywalizacji wewn trz
rodziny. Powodowa yby tak e mieszanie si ról w rodzinie i zamazywanie granic pokole , a tym
samym niepomiernie komplikowa y linie dziedziczenia. Wskazuje si tak e, i tabu to, zmuszaj c do
poszukiwania partnerów w ród cz onków innych rodzin, sprzyja powstawaniu powi za mi dzy
rodzinami i tworzeniu si wspólnot spo ecznych.
Jednak e powszechno tabu kazirodztwa odnosi si wy cznie do najbli szych krewnych, to jest
rodze stwa oraz rodziców i dzieci. W odniesieniu do dalszych krewnych tabu to przedstawia si
rozmaicie w ró nych kulturach.
Rozmaito wzorów rodzin ludzkich dotyczy postaci ma stwa, regu dziedziczenia, regu
zamieszkiwania, typu w adzy w rodzinie, zasady doboru partnerów.
Ma stwo. Podstawowymi postaciami ma stwa s : ma stwo monogamiczne (zwi zek jednego
czyzny z jedn kobiet ) i ma stwo poligamiczne. To ostatnie mo e mie posta poligynii
(zwi zku jednego m czyzny z kilkoma kobietami) lub poliandrii (zwi zku jednej kobiety z kilkoma
czyznami).
Niezale nie od postaci ma stwo jako spo ecznie uprawomocniony zwi zek osobników odmiennej p ci
pe ni we wszystkich spo ecze stwach podobn rol porz dkuj . Ze wzgl du na to, e
reprodukcyjne mo -
374 Cz pi ta. Instytucje
liwo ci kobiet s znacznie mniejsze ni m czyzn, a proporcje obu p ci s w ka dej populacji jednakowe,
„poda " p odnych kobiet jest zawsze znacznie mniejsza ni „popyt" na nie. Nieuporz dkowana rywalizacja
czyzn o zdobycie kobiet zapewniaj cych im sukces reprodukcyjny by aby ród em nieustaj cych walk
w spo ecze stwie. Przeciwdzia a temu instytucja ma stwa, która jest form „racjonowania
reprodukcyjnych us ug kobiet" (Robertson 1991: 53). Ma stwo okre la, z którym m czyzn zwi zana
jest dana kobieta, i oznacza uzyskanie spo ecznej zgody na monopolizacj reprodukcyjnych i
produkcyjnych us ug danej kobiety przez danego m czyzn . Zaw aszczenie kobiety przez m czyzn
dzi ki ma stwu znakomicie ilustruje dziewi te przykazanie: „Nie b dziesz po da ony bli niego
swego", po którym zaraz nast puje dziesi te: „Ani adnej rzeczy, która jego jest".
Dane antropologiczne z lat czterdziestych XX wieku dotycz ce dwustu trzydziestu o miu spo ecze stw
przedprzemys owych pokazuj , e tylko czterdzie ci trzy z nich wymaga o, aby mie nie wi cej ni
jednego wspó ma onka w tym samym czasie, w czterech kobieta mog a mie wi cej ni jednego m a,
natomiast w pozosta ych m czyzna móg mie wi cej ni jedn on .
Dane te wskazuj na niezwyk rzadko poliandrii. Najcz ciej przytaczanym przyk adem takiej formy
ma stwa jest plemi Toda, yj ce w Himalajach. W plemieniu tym m ami kobiety byli bracia lub inni
blisko spokrewnieni m czy ni. Ojcem dziecka zostawa ten, który dope ni odpowiedniego obrz du, w
którego rezultacie stawa si ojcem tak e nast pnych dzieci do czasu, a inny m czyzna zdecydowa si
na odbycie rytua u ojcostwa. Tego rodzaju forma ma stwa mia a ekonomiczne uzasadnienie. Plemi
Toda o na bardzo nieurodzajnej ziemi, a m czy ni cz sto pracowali z dala od domu jako tragarze i
przewodnicy górscy. Poliandryczna forma ma stwa ogranicza a dost p m czyzn do kobiet, a tym
samym liczebno populacji, co by o wa ne przy sk pych zasobach. Pokrewie stwo m czyzn b cych
ami jednej kobiety sprzyja o te utrzymaniu w asno ci w rodzinie. Dodatkow korzy ci by o to, e
ta forma ma stwa umo liwia a sta obecno jakiego m czyzny w domu i wykonywanie przez niego
prac w gospodarstwie domowym.
Poligynia, to jest wielo stwo, wyst puje z kolei w wielu spo ecze stwach. Jednak e akceptacja takiej
formy ma stwa w jakim spo ecze stwie nie oznacza, e wszyscy m czy ni posiadaj w nim po kilka
on. Nie jest to mo liwe chocia by ze wzgl dów demograficznych. Ponadto posiadanie wielu on jest
kosztowne. Z tego te wzgl du wielo stwo by o i jest najcz ciej praktykowane w spo ecze stwach
silnie zhierarchizowanych. Ten, kto jest zasobny, ma wiele on, natomiast kto jest ubogi, ma jedn lub
adnej i jest wykluczony z procesu reprodukcji.
Rozdzia XVI. Sfera reprodukcji 375
Ma stwo poligyniczne, które umo liwia m czy nie znaczny sukces reprodukcyjny, ma tak e
uzasadnienia spo eczne. wiadczy o bogactwie, a tym samym zwi ksza presti spo eczny. W pewnych
warunkach ma tak e uzasadnienia ekonomiczne. W rolniczych spo eczno ciach afryka skich, w których
podstawowym narz dziem uprawy ziemi by a motyka (tak zwane rolnicze spo ecze stwa kopieniacke),
istnia o du e zapotrzebowanie na si robocz . O r ce do pracy by o znacznie trudniej ni o sam ziemi .
ona mia a znaczn warto i jako si a produkcyjna, i jako reprodukcyjna, dostarczaj ca si y roboczej w
postaci dzieci. Poniewa kobiety by y cenne, zdobycie ony wymaga o uiszczenia op aty rodzinie kobiety.
Zgromadzenie odpowiednich rodków dla wielu m czyzn by o nie tylko trudne, ale i niemo liwe.
Dlatego te nawet w spo ecze stwach dopuszczaj cych wielo stwo przewa y ma stwa
monogamiczne.
W rezultacie najcz stsz form ma stwa jest ma stwo monogamiczne. Jego zdecydowana
przewaga prowadzi nawet do stwierdzenia, e „cz owiek jako gatunek przejawia siln statystyczn
preferencj do monogamii" (Bielicki 1995: 16).
Zwi zki monogamiczne przewa aj dlatego, e s najefektywniejsz form ma stwa. Produktywn
efektywno gospodarstwa domowego opartego na zwi zku dwojga ludzi wykaza Gary Becker,
odwo uj c si do teorii racjonalno ci decyzji.
Dziedziczenie. Dziedziczenie mo e wyst powa jako patrylinearne -wy cznie w linii m skiej,
matrylinearne - wy cznie w linii skiej, b te bilateralne - zarówno w linii skiej, jak i m skiej.
Przy bilateralnej formie dziedziczenia potomkowie obu p ci mog by traktowani równo lub z
uprzywilejowaniem potomków m skich. Tak jest na przyk ad w przypadku dziedziczenia tronu
brytyjskiego. Kobieta dziedziczy tron jedynie w braku m skiego potomka. Mimo e najstarszym dzieckiem
brytyjskiej królowej El biety jest ksi niczka Anna, nast pc tronu jest nie ona, ale m odszy od niej syn
królowej, ksi Karol.
Oprócz zasady dziedziczenia dóbr przez wszystkie dzieci lub wszystkich synów w równych cz ciach
wyst puje tak e zasada primogenitury, to jest dziedziczenie ca ego maj tku rodziców przez najstarszego
syna. Ta ostatnia zasada najcz ciej dotyczy posiad ci ziemskich i jej celem jest zapobie enie ich
rozdrobnieniu. W ród angielskiej arystokracji najstarszy syn by wy cznym dziedzicem nie tylko dóbr, ale
i tytu u szlacheckiego. W rezultacie w Wielkiej Brytanii by o wielu m odych, starannie wychowanych i
dobrze wykszta conych m czyzn pozbawionych materialnych podstaw egzystencji. Historycy dopatruj
si w tym przyczyny specyficznej drogi rozwoju kapitalizmu angielskiego oraz ekspansji angielskiego
kolonializmu.
W polskich rodach magnackich nie podlega a podzia owi wydzielona cz posiad ci okre lana jako
„ordynacja". By a ona w ca ci dziedziczona przez najstarszego syna - ordynata.
376 Instytucje Cz pi ta.
szych cz ciach rozdzia u, „warstwa" wyst puje w znaczeniu ogólnej teoretycznej kategorii stratyfikacyjnej
- zob. Klasy i warstwy - rozmaito znacze , s. 287), czego odbiciem jest poj cie mezaliansu.
tek mi ci dwojga m odych, którym formalne b obyczajowe zakazy nie pozwalaj na
ma stwo, jest trwa ym w tkiem literackim w dzie ach ró nego formatu - od Romea i Julii Williama
Szekspira do Tr dowatej Heleny Mniszkówny.
dzicami a dzie mi lub mi dzy ma onkami dzia o si co odbiegaj cego od normy (Skolnick, Skolnick
1989: 14).
Rodziny b ce zbiorami domowników mia y urozmaicony sk ad. Tworzyli je mi dzy innymi s cy
(najcz ciej bez enni), których a do XVIII wieku traktowano tak jak krewnych i wymagano od nich
wykonywania takich samych prac jak od cz onków rodziny biologicznej tej samej p ci i w tym samym
wieku. Domownikami bywa y tak e osoby zam ne, którym ubóstwo nie pozwala o na utrzymywanie
asnego gospodarstwa domowego. W domach rzemie lników i kupców do gospodarstwa domowego
nale eli te uczniowie i terminatorzy, w domach arystokracji - paziowie. Do ówczesnej rozszerzonej
rodziny mogli nale te najró niejsi krewni. (Zjawisko krewnych, rezydentów i rezydentek, którzy
„przytulali si przy rodzinie" z braku w asnych rodków do ycia, mia o d ugi ywot; w polskich
dworach wyst powa o chyba do ko ca ich istnienia.)
Wielko rodzin-gospodarstw domowych by a ró na. Zale a zarówno od usytuowania spo ecznego i
po enia ekonomicznego, jak i etapu rozwoju rodziny. Równie od regionu.
Gospodarstwa domowe szlachty, a zw aszcza arystokraci, by y du e, a nawet bardzo du e. Liczna s ba
wiadczy a o pozycji spo ecznej i dodawa a presti u. Wielko rodzin mieszczan i ch opów zale a od ich
po enia ekonomicznego. Ludzie ubodzy mieli rodziny ma e, z one tylko z rodziców i dzieci, bogatsi -
rozszerzone. W czasach pó niejszych, wraz z pocz tkami uprzemys owienia, rodziny ludzi biednych
zacz y rozrasta si , gdy stawa y si punktem zaczepienia i wsparcia dla krewnych przybywaj cych ze
wsi do miast w poszukiwaniu pracy.
W pó nocno-zachodniej Europie regu by y gospodarstwa domowe zbudowane wokó jednej rodziny
elementarnej. Natomiast w Europie Po udniowej i Wschodniej istnia y gospodarstwa domowe z one z
kilku rodzin elementarnych podlegaj cych w adzy jednej „g owy domu".
Je li w danym regionie regu by a rodzina neolokalna, ka da rodzina pocz tkowo by a rodzin ma .
Powi ksza a si z czasem, w miar jak rodzi y si dzieci i przybywali krewni i s cy. Kiedy dzieci
dorasta y i zak ada y w asne rodziny, rodzina macierzysta kurczy a si , a po odej ciu ich wszystkich i
mierci jednego ze wspó ma onków zanika a. Pozosta y przy yciu wspó ma onek cz sto szuka
schronienia w innym gospodarstwie domowym.
Ma onkowie, rodzice, dzieci
Dobór ma ski nie by wynikiem decyzji indywidualnych. O tym, kto z kim mo e wej w zwi zek
ma ski, decydowa o przede wszystkim usytuowanie spo eczne. W spo ecze stwie stanowym ka dy
stan, a niekiedy nawet jego warstwy by y zbiorowo ciami endogamicznymi.
Rozdzia XVI. Sfera reprodukcji 379
Poniewa ma stwo by o przede wszystkim zwi zkiem rodzin, partnerów ma stwa wybiera y
rodziny zgodnie z swymi politycznymi lub/i ekonomicznymi interesami. Przez ma stwa rodziny
wchodzi y w alianse polityczne, czy y swoje fortuny i rozbudowywa y posiadane przedsi biorstwa.
ród mieszcza stwa, a tak e bogatszego ch opstwa zawarcie ma stwa by o zawi zaniem spó ki
produkcyjnej.
Pozycje ojca, matki i dziecka okre la y silniej kryteria spo eczne ni biologiczne. M czyzna b cy
ow domu by przez wszystkich domowników nazywany ojcem, nawet je li by bezdzietnym kawalerem.
On za mówi o swoich domownikach „moja rodzina". Matkami nazywano kobiety matkuj ce
domownikom, nawet je li nie mia y w asnych dzieci.
Ze wzgl du na du miertelno dzieci wiele rodzin nie mia o potomstwa, któremu mo na by przekaza
maj tek i które mog oby zapewni rodzicom opiek na staro . Sprzyja o to przemieszczaniu si dzieci
mi dzy rodzinami, co mo na uzna za system adopcji niesformalizowanych. Rodziny wielodzietne i
ubogie oddawa y swoje dzieci bogatszym bezdzietnym krewnym, a nawet ludziom obcym. Brano te na
wychowanie sieroty, których by o du o ze wzgl du na krótk ówcze nie redni ycia. W ten sposób wiele
dzieci stawa o si cz onkami rodziny innej ni biologiczna i t przybran uwa o za swoj .
Ojciec by absolutnym w adc w rodzinie, podobnie jak monarcha w pa stwie absolutnym. Ponosi
ca kowit odpowiedzialno za wszystko, co dzia o si w domu, cznie z opiek nad dzie mi i ich
wychowywaniem. Do XIX wieku ksi ki kucharskie i poradniki domowe adresowane by y do m czyzn.
Nie do pomy lenia by o, aby obowi zki zawodowe mog y przeszkodzi m czy nie w wype nianiu
obowi zków ojcowskich. Nadrz dno obowi zków domowych by a w rodzinach mieszcza skich tak
oczywista, e nie by o rzecz niezwyk ograniczanie na ich rzecz dzia alno ci zawodowej (Gillis 1996:
183).
Inaczej by o w ród biedaków i szlachty. Tych pierwszych bieda zmusza a do szukania pracy poza domem,
tych drugich odci ga y od domu obowi zki pa stwowe: s ba wojskowa i dworska, a w Polsce, kraju de-
mokracji szlacheckiej, sejmikowanie.
Podstawow rol kobiety a do po owy XIX wieku by a nie rola matki, ale ony - pracownika rodzinnej
jednostki produkcyjnej. Rodzenie dzieci by o oddzielone od opieki nad nimi. Mia o to mi dzy innymi
przyczyny demograficzne. miertelno kobiet przy porodach by a du a, a nadto liczne porody
dzieli y tak krótkie odst py czasu, e kobieta nie by a w stanie opiekowa si wszystkimi dzie mi, które
urodzi a. Ówczesna rednia d ugo ycia sprawia a te , e matka rzadko do ywa a doros ci wszystkich
swoich dzieci.
Pomin wszy rodziny ubogie, od pierwszej chwili po przyj ciu na wiat dziecka zajmowa si nim ojciec i
zaczyna od znalezienia dla niego mam-
380 Cz pi ta. Instytucje
ki. Najcz ciej by a ni kobieta yj ca na wsi, której za op at oddawano na dwa lata dziecko do wy
karmienia. W bogatszych rodzinach zatrudniano mamk w domu. Matce pokazywano urodzone dziecko
jedynie na chwil lub wcale. Niekiedy pierwszy raz widzia a je dopiero po kilku latach, je li oczywi cie i
ona, i ono do yli tego momentu.
Dzie mi niezbyt si przejmowano i ma o o nie troszczono. Jedn z przyczyn braku uczu , które wspó cze nie
uwa ane s za naturalne, mog o by unikanie stresów zwi zanych z ich mierci . Dzieci przychodzi y
na wiat szybko jedno po drugim i szybko z niego odchodzi y. W Europie Zachodniej w pierwszym roku
ycia umiera o ich od 20 do 40 procent. Do dwudziestego roku ycia do ywa o jedynie 50 procent
urodzonych dzieci. Podrzutki i sieroty oddawane op acanym z funduszy publicznych wiejskim mamkom
umiera y prawie wszystkie - prze ywa o ich co najwy ej 10 procent (Gottlieb 1993: 133).
Dzieci by y cenione jako sil robocza i zabezpieczenie rodziców na staro . Po uko czeniu siedmiu lat
mog y by uznane za doros e. Wiek, w którym dziecko uznawano za doros e, zale od spo ecznego i
ekonomicznego usytuowania rodziny, a tak e od regionalnych zwyczajów. Doros oznacza a obci enie
obowi zkami, a nie wyzwolenie si spod w adzy ojcowskiej. Ta ustawa a dopiero z chwil opuszczenia
przez dzieci domu i za enia w asnej rodziny.
Powierzanie dzieci innym rodzinom na pewien czas lub na sta e mia o ró ne uzasadnienia. Dzieci
szlacheckie wysy ano do innych domów, aby zdoby y og ad i pozna y wp ywowych ludzi. Dzieci
mieszcza skie oddawano do terminu w celu nauczenia ich zawodu. Ludzie ubodzy oddawali dzieci ze
wzgl du na trudno ci z ich wy ywieniem. Takie pozbywanie si dzieci nie by o uwa ane za uchybienie
obowi zkom ojcowskim czy macierzy skim.
Kilkunastolatki prawie zawsze przez jaki czas y i pracowa y w obcych domach. By o to dla nich
okazj do poznania wiata i zdobycia do wiadczenia. Tak wi c chocia rodziny w postaci rozbudowanych
gospodarstw domowych by y ma o ruchliwe, du a ruchliwo jednostek mi dzy rodzinami sprzyja a
ich powi zaniu i tworzeniu si tkanki spo ecznej.
ca ej Europy. Rodzina odpowiadaj ca temu wzorowi jest obecnie traktowana jako „rodzina tradycyjna", a
cz sto nawet uwa ana za odwieczn i naturaln form spo ecznej organizacji reprodukcji ludzkiej.
Nowa posta rodziny formowa a si pod wp ywem zmian, które zachodzi y wraz z post puj cym
uprzemys owieniem. W gospodarce coraz powszechniejszym ród em utrzymania stawa a si praca najemna
poza domem. W spo ecze stwie zaczyna y dominowa pozycje osi gane (zob. Rola spo eczna, s. 144).
Kszta towa y si ustroje demokratyczne, w których ludzie stawali si równymi wobec prawa obywatelami
posiadaj cymi prawa wyborcze, a wi c udzia we w adzy. Jednostka stawa a si samoistn warto ci ,
rozwija si indywidualizm. Jednym z jego kulturowym wyrazów by romantyzm.
Na przekszta cenia rodziny istotny wp yw mia te czynnik demograficzny. Wyd a si rednia d ugo
ludzkiego ycia i spada a umieralno dzieci.
W nowych warunkach zmianie ulega a wielko rodziny, forma zawierania ma stw i relacje mi dzy
ma onkami. Zmienia y si tre ci ról m a, ojca, matki i ony, zmienia a pozycja dzieci w rodzinie, a
tak e zakres i charakter kontroli rodziny. Przekszta cenia te mia y charakter procesów o ró nym rytmie w
poszczególnych krajach europejskich i warstwach spo ecznych.
Wielko rodziny. Rodzina zmniejsza a si i przybiera a posta rodziny elementarnej z onej wy cznie
z rodziców i dzieci. Ma e gospodarstwo domowe jako ruchliwsze przestrzennie by o lepiej dostosowane
do nowych warunków.
Zmniejszenie rodziny nie polega o na zmianie z trzypokoleniowej w dwupokoleniow . Z przyczyn
czysto demograficznych dziadkowie i babcie jako powszechny element krajobrazu rodzinnego pojawili
si dopiero w XX wieku (Skolnick, Skolnick 1989: 11). Z gospodarstwa domowego znikn li natomiast
rozliczni krewni, a najemni s cy przestali by uwa ani za cz onków rodziny. Mi dzy „s " a
„pa stwem" wyrós znaczny dystans.
Ma stwo stopniowo zaczyna o by zawierane w wyniku osobistych decyzji partnerów, którzy coraz
cz ciej kierowali si wzgl dami romantycznymi. W miar powi kszania si redniej d ugo ci ycia prze-
kszta ca o si ono ze zwi zku dwojga rodziców wychowuj cych gromadk dzieci w zwi zek dwojga ludzi
oparty na wzajemnych uczuciach. Sto lat temu statystyczna para ma ska wychowywa a dzieci przez
po ow czasu trwania ich zwi zku, wspó cze nie przez jedn pi (Skolnick, Skolnick 1989: 15).
czyzna, ojciec, m . Rodzina w postaci gospodarstwa domowego przestawa a by jednostk
produkcyjn . Podstaw egzystencji zaczyna a by praca najemna wykonywana poza domem. Pojawi a si
granica mi -
382 Cz pi ta. Instytucje
dzy wiatem spraw publicznych i pracy zarobkowej oraz prywatnym wiatem rodziny. W ród
mieszcza stwa, które zrodzi o nowy wzór rodziny, sfera publiczna sta a si domen m czyzn.
czyzna opu ci dom, który przesta by podstawowym terenem jego dzia ania i przekszta ci si w
miejsce jego wytchnienia. Umiej tne zarz dzanie sprawami domowymi przesta o by kryterium dobrego
ojcostwa, sta o si nim natomiast skuteczne dostarczanie rodków finansowych na utrzymanie rodziny
(Gillis 1996: 188).
Rola ojca zesz a na drugi plan nie tylko wobec roli zawodowej. M czyzna w rodzinie sta si przede
wszystkim m em, a dopiero potem ojcem, i to zwi zanym z dzie mi przez osob ony. Podstaw m skiej
to samo ci przestawa y by relacje z dzie mi i zaczyna y by relacje z kobietami.
Mimo tych zmian patriarchalna w adza w rodzinie s ab a bardzo powoli. Trwa a d ej ni zwi zana z ni
odpowiedzialno za funkcjonowanie gospodarstwa domowego, któr przerzucano na kobiety. Na przy-
ad we Francji prawo o w adzy m owskiej istnia o do 1938 roku, termin za „w adza ojcowska" znikn z
prawa dopiero w 1970 roku i zosta zast piony przez „w adz rodzicielsk " (Delumeau, Roche 1995: 377).
Pocz wszy od XIX wieku patriarchalna w adza w rodzinie, która uprzednio w pe ni harmonizowa a z
absolutn w adz monarchy w pa stwie, zaczyna a by w coraz wi kszej sprzeczno ci z zasadami kszta -
tuj cego si i umacniaj cego ustroju demokratycznego.
Kobieta, matka, ona. Wraz z podzia em na publiczn sfer pracy zawodowej i prywatn sfer rodziny
kobieta wykluczona z tej pierwszej zosta a ci le zwi zana z drug i obarczona za ni pe odpowiedzial-
no ci . Zosta zerwany jej zwi zek z produkcj , natomiast umocniony z reprodukcj . Oczywi cie nie
dotyczy to kobiet z ubogich rodzin robotniczych zmuszonych do pracy zarobkowej i ch tnie zatrudnianych
jako ta sza od m czyzn si a robocza oraz kobiet w rodzinach ch opskich, które to rodziny dalej by y
jednostkami produkcyjnymi.
Macierzy stwo zosta o uznane za podstawowy obowi zek i naturalne powo anie kobiety. Jej zadaniem
sta o si nie tylko rodzenie dzieci, ale tak e opiekowanie si nimi. Odwrotnie ni to by o uprzednio, rola
matki sta a si donio lejsza ni rola ony. Ojciec, zaj ty prac poza domem, przestawa by g ówn
postaci w rodzinie - stawa a si ni matka; tak e w sferze symbolicznej. G os matki, u miech matki i
mi matki sta y si centralnymi symbolami drugiej po owy XIX wieku.
Dzieci. Zmieni si emocjonalny stosunek do dzieci. Badacze wi t zmian ze spadkiem ich
miertelno ci. Dzieci, które mia y szans do doros ego wieku, warte by y emocjonalnych i nie tylko
emocjonalnych inwestycji. Posiadanie dzieci stopniowo coraz mniej wi za o si z korzy ciami, a coraz
bardziej z kosztami. W spo ecze stwie o pozycjach osi ganych, aby zapewni dzieciom odpowiedni
pozycj , nale o da im
Rozdzia XVI. Sfera reprodukcji 383
ciwe wykszta cenie. Pojawi o si poj cie dzieci stwa jako odr bnej fazy ycia, w której nie ma
obowi zku pracy, ale za to jest obowi zek nauki. Najg bsza zmiana nast pi a mi dzy rokiem 1870 i
1930. Na pocz tku tego okresu dzieci bywa y jeszcze wykorzystywane jako tania si a robocza. Natomiast
w latach trzydziestych XX wieku dzi ki ustawodawstwu pa stwowemu wolne od pracy zarobkowej
dzieci stwo sta o si udzia em wszystkich dzieci w kr gu kultury euroameryka skiej (Zelizer 1989, za:
Skolnick, Skolnick 1989: 380).
Formy kontroli rodziny. W okresie przedprzemys owym rozbudowane gospodarstwa domowe by y ze sob
po czone najrozmaitszymi zwi zkami i nieustannym przep ywem ludzi. Kontrola, jakiej podlega y, by a
nieformaln kontrol opinii s siedzkiej. Nowa, elementarna rodzina w indywidualistycznej epoce
przemys owej, w której prywatno sta a si warto ci , zosta a uwolniona od ingerencji otoczenia
spo ecznego, ale jednocze nie poddana kontroli pa stwa.
Wiele funkcji spe nianych uprzednio przez rodzin , takich jak opiekowanie si osobami chorymi i starymi
czy nauczanie dzieci, zacz o by wype niane przez organizacje formalne sfery publicznej - szpitale, przy-
tu ki, szko y. Dzieci zacz y by postrzegane jako mali obywatele, którzy nie s wy czn w asno ci
rodziców, ale nale równie do pa stwa, które obowi zane jest je chroni . Ustawowo wprowadzano
powszechny obowi zek szkolny. W ró nych krajach pojawia o si te coraz wi cej ustaw chroni cych dzieci i
zaw aj cych granice ojcowskiej oraz rodzicielskiej w adzy.
w ogóle w adzy rodzicielskiej jest pojawienie si w wielu krajach s dów opieku czych w adnych
pozbawia rodziców praw rodzicielskich i odbiera im dzieci, a tak e rzeczników praw dziecka, do
których dzieci mog sk ada skargi na z e traktowanie przez rodziców.
adza m a z kolei ulega a os abieniu wskutek d emancypacyjnych samych kobiet. Coraz g niej
protestowa y przeciwko wykluczeniu ze sfery publicznej i brakowi praw obywatelskich sprzecznemu z
zasadami rozwijaj cej si demokracji. Kobiety stopniowo uzyskiwa y dost p do studiów wy szych i
zdobywa y uprawnienia polityczne (zob. Ró nice p ci jako ró nice spo eczne, s. 345). Na rynku pracy
zacz y pojawia si w nowej postaci, ju nie tylko jako niewykwalifikowana i tania si a robocza, ale jako
osoby wysoko wykwalifikowane. Coraz wi cej kobiet podejmowa o prac zawodow dla uzyskania
niezale no ci, potwierdzenia w asnej warto ci i daj cej zadowolenie samorealizacji. Coraz wi cej przy-
bywa o rodzin, w których oboje ma onkowie pracowali poza domem i oboje wnosili wk ad do
bud etu domowego.
W tej sytuacji dotychczasowa wy czna odpowiedzialno kobiet za rodzin zacz a by przez nie
postrzegana jako upo ledzenie, co rodzi o postulat równego obci enia obojga ma onków obowi zkami
wobec gospodarstwa domowego i realizacji modelu rodziny partnerskiej.
enia kobiet do zmiany ich pozycji w rodzinie z podporz dkowanej na równorz dn wzmacnia y idee
równo ci i wolno ci zwi zane z rozwojem demokracji i koncepcj praw cz owieka.
Ma stwo. Zawieranie ma stw w wyniku indywidualnych decyzji sta o si rzecz oczywist .
Ma stwo coraz cz ciej jest traktowane jako zwi zek dwojga ludzi, którego g ównym celem jest
zaspokajanie potrzeb emocjonalnych i seksualnych, nie za potrzeb ekonomicznych ani nawet
reprodukcyjnych.
Zwi zek oparty wy cznie na wzajemnych uczuciach staje si bardziej kruchy i cz ciej ulega rozpadowi
ni zwi zek, którego podstaw by a wspó zale no ekonomiczna. Coraz wi cej jest rozwodów, a ich
upowszechnianiu si sprzyja rozwój indywidualizmu wraz z towarzysz cym mu przekonaniem, e ka dy
cz owiek ma prawo do osobistego szcz cia. Je eli dane ma stwo go nie daje, nie ma powodu, aby
trwa o. W oczach wielu osób wzrost odsetka rozwodów jest wiadectwem wysokich wymaga
stawianych ma stwu, i to zarówno przez m czyzn, jak i kobiety, które wraz z mo liwo ciami pracy
zawodowej uzyskuj perspektyw niezale no ci finansowej. W rezultacie nie wystarcza im m jako
ywiciel rodziny, ale chc w nim mie darz cego uczuciem kochanka. Prawo jednostki do samorealizacji w
pe nym mi ci zwi zku popada w sprzeczno z prawem dzieci do posiadania obojga rodziców.
W ostatnich dziesi cioleciach poza wzrostem odsetka rozwodów nowym zjawiskiem jest upowszechnianie
si zwi zków nieformalnych. Jed-
Rozdzia XVI. Sfera reprodukcji 385
ne z nich s z czasem formalizowane, inne trwaj przez wiele lat w nie-sformalizowanej postaci lub te
zrywane i zast powane przez kolejne.
„W Szwecji w 1960 roku wska nik par yj cych w nieformalnych zwi zkach wynosi 1 procent, a w 1974 wzrós do 12
procent. Z kolei w Danii w 1974 roku wynosi 8 procent, w 1979 roku 13 procent, [...] a w 1982 ju 17 procent. W
Wielkiej Brytanii w roku 1992 ponad 18 procent niezam nych kobiet i m czyzn w wieku 16-59 lat o razem bez
lubu" (Kwak 1995: 143,144).
Nowym zjawiskiem znamionuj cym wspó czesno jest tak e coraz wi ksza jawno zwi zków
homoseksualnych, a nawet d enie do ich formalizacji. Niektóre kraje wprowadzi y regulacje prawne
daj ce tak mo liwo .
Ojciec. Rozdzielenie biologicznej i spo ecznej funkcji ojca nie jest niczym nowym, obecnie dokonuje si
jednak nie tylko jako rezultat adopcji, ale równie powtórnych ma stw rozwiedzionych rodziców oraz
sztucznego zap odnienia. W pierwszym przypadku ojciec biologiczny jest znany i mo e obowi zkami
ojcowskimi dzieli si z drugim m em matki. W przypadku sztucznych zap odnie biologiczny ojciec jest
anonimowym dawc nasienia, a funkcj ojcowsk pe ni bezp odny m matki lub niekiedy partnerka
matki homoseksualnej.
Matka. W obrazie rodziny ko ca XX wieku blednie posta ojca, a coraz intensywniejszych barw nabiera
posta matki. Tendencja do sprowadzania istoty rodziny do relacji matka-dziecko dawa a o sobie zna ju
wcze niej, ale obecnie uleg a znacznemu wzmocnieniu. Wyrazem tego jest mi dzy innymi spo eczna
akceptacja „samotnych matek" i poj cie „rodziny niepe nej", które najcz ciej oznacza matk z
dzieckiem lub dzie mi. Tendencja ta znajduje te odbicie w decyzjach s dów orzekaj cych w sprawach
rozwodowych.
„W Polsce w 1995 roku w 68,7 procent spraw rozwodowych w adz rodzicielsk przyznano wy cznie matce, w 25,6
procent obojgu rodzicom, wy cznie za ojcu tylko w 3,3 procent (Duch-Krzysztoszek 1998: 31).
We wszystkich krajach europejskich notuje si liczebny wzrost dzieci urodzonych ze zwi zków
pozama skich. Najwi kszy odsetek takich dzieci jest w krajach skandynawskich. W Szwecji w latach
dziewi dziesi tych wynosi oko o 50 procent („Newsweek", stycze 1997).
Matkami dzieci pozama skich s najcz ciej kobiety usytuowane na samej górze i na samym dole
hierarchii spo ecznej. W pierwszym przypadku s to kobiety o du ych dochodach, na przyk ad gwiazdy
kultury masowej, które dla zaspokojenia pragnienia macierzy stwa ani nie potrzebuj , ani nie chc
wi za si na sta e z jednym m czyzn . W drugim
386 Cz pi ta. Instytucje
- s to kobiety bez pracy lub o bardzo niskich zarobkach, dla których zasi ek dla samotnych matek bywa
podstawowym ród em utrzymania. Tak jest na przyk ad w ród kobiet w ameryka skich miejskich
gettach, gdzie tylko jedna rodzina na dziesi jest rodzin z ojcem, a tak e w ród bezrobotnych dziewczyn
w Wielkiej Brytanii. O tych ostatnich w styczniu 1997 roku pisa „Newsweek": „Kiedy trudno o prac ,
ode dziewczyny mog decydowa si na dziecko, poniewa nie widz dla siebie niczego innego, czym
mog yby si zaj ".
Chocia matka zaj a centralne miejsce w spo ecznym procesie reprodukcji, poj cie matki utraci o nie tylko
spo eczn , ale i biologiczn jednoznaczno ze wzgl du na pojawienie si „matek zast pczych". S nimi
kobiety, godz ce si by w ci y i urodzi dziecko w zast pstwie innej kobiety, której zap odniona komórka
jajowa zostaje wszczepiona do ich macicy. Która z nich jest w takim przypadku matk biologiczn ?
Dzieci. Dawniej dzieci by y inwestycj zapewniaj rodzicom na staro rodki utrzymania i opiek . Wraz
z powstaniem systemów emerytalnych ta rola dzieci zanik a i rozpocz o si umacnianie autonomicznej
pozycji dziecka w rodzinie. Wyd si okres wolnego od odpowiedzialno ci dzieci stwa i pojawi a si
pozbawiona doros ych obowi zków kategoria „nastolatków". „Dobro" dziecka sta o si nadrz dnym
celem rodziny, obowi zki za rodziców wobec dziecka zacz y górowa nad ich prawami wobec niego.
Dzieci staj si coraz kosztowniejsze i jest ich w rodzinie coraz mniej. Coraz wi kszych nak adów wymaga
ich wykszta cenie chroni ce przed degradacj spo eczn i zapewniaj ce konkurencyjno na rynku pracy.
Pojawi o si poj cie „dzieci wysokiej jako ci".
Sytuacja dzieci w rodzinie podlega coraz ci lejszej kontroli ze strony pa stwa, czego wyrazem s
wspomniane wcze niej s dy opieku cze i rzecznicy praw dziecka.
„Je li na pocz tku XX wieku ojciec cieszy si niew tpliwie pe ni ojcowskiej i m owskiej w adzy i stanowi szczyt
trójk ta, którego podstaw by y ona i dzieci, to poczynaj c od 1970 roku, pozycje te uleg y zasadniczej zmianie. Na
szczycie trójk ta znalaz o si teraz dziecko i jego «dobro», za jego podstaw sta a si «para rodzicielska» z jednej
strony, a ten trzeci po rednik, który pojawi si mi dzy rodzicami i dzie mi, to znaczy pa stwo - z drugiej"
(Delumeau, Roche 1995: 387)
Pa stwo i rodzina. Wspó czesne pa stwa wp ywaj na proces reprodukcji ludzkiej co najmniej na trzy
sposoby.
• Po pierwsze, przez ustawodawstwo zapewniaj ce poszanowanie praw dziecka i równoprawno
ma onków.
• Po drugie, przez ustawodawstwo socjalne. Rodzaje zasi ków socjalnych i regu y ich przyznawania
oddzia uj nie tylko na decyzje o liczbie
Rozdzia XVI. Sfera reprodukcji 387
posiadanych dzieci, ale równie na decyzj o zawarciu zwi zku ma skiego, który w pewnych
przypadkach mo e powodowa utrat uprawnie do pomocy socjalnej. System zasi ków mo e tak e
os abia pozycj ojca. Jak pisa londy ski „The Economist" w 1995 roku: „Kiedy kobiety przekonuj si ,
e pa stwo jest lepszym - od m czyzny - ywicielem rodziny, w ich oczach nast puje dewaluacja
instytucji ojca".
• Po trzecie, przez system podatkowy. Systemy opodatkowania dochodów mog sprawi , e zawarcie
ma stwa b dzie wi za si z korzy ci materialn lub strat .
Statystyki policyjne ujawniaj , e ofiarami wi kszo ci zabójstw s cz onkowie rodziny zabójcy. Z danych
ameryka skich wynika, e w USA wi cej funkcjonariuszy policji traci ycie i doznaje obra ,
interweniuj c w konfliktach rodzinnych ni w jakichkolwiek innych sytuacjach.
Jednak niezale nie od tego, co w rzeczywisto ci dzieje si w rodzinach, i niezale nie od rozmaitych
nowych postaci spo ecznej organizacji reprodukcji ludzkiej badania empiryczne wykazuj , e we
wszystkich krajach europejskich ceniona jest rodzina zgodna ze wzorem ukszta towanym w wieku XIX,
która jest okre lana jako „tradycyjna" (patrz: ramka na poprzedniej stronie).
ród samej m odzie y odsetek opinii, e pierwsze kontakty seksualne m odzi ludzie powinni mie
dopiero po lubie, zmala mi dzy rokiem 1988 a 1998 z 41 do 17 procent (BS/98/99).
Zmieniaj si nie tylko pogl dy m odzie y, ale i jej zachowania. W dekadzie 1988-1998 wzrós odsetek
odzie y szkól ponadpodstawowych, maj cej za sob inicjacj seksualn .
W Polsce wzrasta te liczba zwi zków nieformalnych. Podczas kiedy w badaniach z 1988 roku 51 procent
respondentów stwierdzi o, e nie zna adnej pary yj cej w tego rodzaju zwi zku, w badaniach z 1993
roku odpowiedzia o tak tylko 10 procent badanych (Kwak 1995: 149).
Ma stwo. W Polsce ma stwo jest wysoko cenion warto ci . W badaniach z ko ca lat
osiemdziesi tych „szcz liwe, udane ycie ma skie" jako najwa niejszy lub wa ny cel w yciu wskaza o
74,7 procent respondentów (Duch-Krzysztoszek 1998: 96). Wysoki odsetek Polaków (86 proc.) postrzega
te swój dom rodzinny jako „miejsce, gdzie s ludzie, którzy si kochaj , rozumiej i gdzie jest mi
najlepiej" (BS 197/175/94).
Mimo to w latach dziewi dziesi tych wspó czynnik nowo zawieranych ma stw obni si . W roku
1990 wynosi on 6,7 w przeliczeniu na 1000 osób, natomiast w 1997 ju 5,3 (Rocznik Statystyczny 1998:
96).
Model ma stwa. W prowadzonych w Polsce badaniach operuje si trzema modelami ma stwa. S
to modele: „tradycyjny" - jedynie m pracuje i zarabia wystarczaj co na utrzymanie rodziny, ona za
zajmuje si wy cznie prowadzeniem domu i wychowywaniem dzieci; „partnerski" - m i ona tyle samo
czasu przeznaczaj na prac zawodow i w równym stopniu zajmuj si domem i dzie mi;
„mieszany" - m
390 Cz pi ta. Instytucje
Badania CBOS pokazuj , e przyczyny niezawierania ma stw przez m ode kobiety i m odych m czyzn
w 1996 roku postrzegane by y nast puj co (mo na by o wybra trzy odpowiedzi; w procentach):
Diety czy ni
obawiaj si trudno ci materialnych
obawiaj si trudno ci mieszkaniowych 7 2 65
6 0 52
obawiaj si nieudanego ma stwa
3 9 24
nie mog znale odpowiedniego partnera/ki
wybieraj wolno , ycie bez zobowi za 2 5 24
obawiaj si , e za enie rodziny przeszkodzi im 2 4 4 4
w karierze zawodowej 2 4 2 5
obawiaj si obowi zków rodzicielskich 1 3 2 5
(W zestawieniu tym uwzgl dni am jedynie odpowiedzi o odsetkach powy ej 20 proc.)
„Opinia, e ludzie nie wst puj w zwi zek ma ski z obawy, i za enie rodziny przeszkodzi im w
karierze zawodowej, bardzo silnie zale y od cech po enia spo ecznego ankietowanych - im wy sze maj
wykszta cenie, kwalifikacje zawodowe i dochody, a tak e im lepiej oceniaj swoje warunki materialne i
m odsi, tym cz ciej przypisuj tego typu l ki zarówno m czyznom, jak i kobietom. O m czyznach
zdecydowanie najcz ciej s dz tak uczniowie i studenci [...], o kobietach za badani z wy szym
wykszta ceniem. Osoby o wysokim statusie spo ecznym, a tak e ucz ca si m odzie cz ciej ni inni
prze ywaj niepokoje o swoj karier zawodow i w zwi zku z tym cz ciej dostrzegaj je w ca ym
spo ecze stwie. [...] Im ni sze maj wykszta cenie badani, tym rzadziej s dz , e m czy ni nie eni si ,
gdy wybieraj wolno , ycie bez zobowi za , tym cz ciej natomiast uwa aj , i nie mog znale
odpowiedniej kandydatki na on . Trudno ci te stanowi rzeczywisty i nabrzmia y problem w rodowisku
wiejskim. Rolnicy te w porównaniu z reszt badanych najcz ciej w tym widz przyczyn bez enno ci
czyzn i umieszczaj j na drugim miejscu po trudno ciach materialnych" (BS/186/184/96).
i ona pracuj zawodowo, m po wi ca wi cej czasu na prac zawodow , ona oprócz pracy zawodowej
zajmuje si domem i dzie mi. Trzeci model jest w gruncie rzeczy wariantem modelu tradycyjnego
zmodyfikowanym o potrzeb wsparcia bud etu domowego drug pensj . Nic wi c dziwnego, e w
badaniach z 2000 roku w porównaniu z rokiem 1997 jego akceptacja zmala a o tyle punktów
procentowych, o ile wzros a akceptacja modelu „tradycyjnego". Natomiast mi dzy rokiem 1995 a 2000
akceptacja modelu „partnerskiego" wzros a wprawdzie niewiele, ale nast pi licz cy si wzrost jego
aprobaty przez m czyzn.
Akceptowanie danego wzoru ma stwa nie jest równoznaczne z jego realizacj we w asnym yciu.
Dzieci. Jak wykazuj badania, w Polsce oddzielanie si sfery seksu od ma stwa i reprodukcji nie
oznacza, e reprodukcja przesta a by uwa ana za g ówny cel ma stwa. W ko cu lat osiemdziesi tych
warto ci , z któr najcz ciej wi zano ma stwo, by o posiadanie dziecka (66,2 proc), rzadziej
wskazywano na zaspokojenie potrzeby mi ci (48,6 proc.) i oparcie w potrzebie (45,3 proc.) (Duch-
Krzysztoszek 1998: 98). W rozmaitych badaniach respondenci, bez wzgl du na p , znacznie cz ciej
deklarowali zadowolenie z dzieci ni z ma stwa, przy czym rozbie no ta by a wi ksza w przypadku
kobiet.
W porównaniu z innymi krajami europejskimi Polska nale y do tych, w których jest wysoki (chocia nie
najwy szy) odsetek opinii, e rodzice powinni zrobi wszystko dla dobra dziecka (67 proc), i najwy szy
odsetek opinii, e dzieci obowi zane s kocha i szanowa swoich rodziców (89 proc.) (Halman 1999: 15).
W latach dziewi dziesi tych XX wieku, a wi c po zmianach ustrojowych w Polsce, nast pi spadek
liczby zawieranych ma stw oraz zacz o rodzi si coraz mniej dzieci. W roku 1990 rednia liczba
dzieci kobiet w wieku rozrodczym wynosi a 2,04, a w 1998 - 1,43, czyli osi gn a wspó czynnik
dzietno ci, który nie zapewnia zast powalno ci pokole . Przy czym nie wyst pi y statystycznie istotne
zwi zki mi dzy akceptowanym wzorem ma stwa i deklaracjami co do po danej liczby dzieci
(BS/53/2000).
Spadek dzietno ci nie znaczy, e Polacy w ogóle nie chc mie dzieci. Chc , ale najcz ciej tylko dwoje
(BS/53/2000).
W potocznej opinii podstawowym powodem ograniczania liczby dzieci s trudno ci materialne, zw aszcza
zwi zane ze zdobyciem w asnego mieszkania. Socjolodzy natomiast dostrzegaj tu charakterystyczn dla
nowoczesnych spo ecze stw tendencj do spadku liczby dzieci w miar coraz wy szej pozycji spo eczno-
zawodowej rodziców (Duch-Krzysztoszek 1998: 151). Przewiduj te pojawienie si sk onno ci do
opó niania wieku zawierania ma stw i ograniczania liczby dzieci w m odszych pokoleniach
wkraczaj cych w doros po przemianach ustrojowych. Wysoka pozycja rodziny sk ania do
przywi zywania wagi do „jako ci dzieci". Koszty zwi zane z podwy szaniem „jako ci" dzieci sk aniaj
do
392 Cz pi ta. Instytucje
ograniczania ich liczby. Badania z pocz tku lat dziewi dziesi tych wykaza y, e posy anie dzieci na
dodatkowe zaj cia pozaszkolne jest silnie skorelowane z wykszta ceniem rodziców, natomiast nie wykazuje
zwi zków z dochodami gospodarstwa domowego (Giza-Poleszczuk 2000: 148). Stosunek do kszta cenia
dzieci jest te skorelowany z miejscem zamieszkania.
W badaniach m odzie y szkó ponadpodstawowych w 1999 roku 78 procent m odych ludzi zamieszka ych na wsi
stwierdzi o, e ich rodzice chc , aby po uko czeniu nauki uczyli si dalej, natomiast w ród m odzie y zamieszka ej w
ma ych miastach odsetek ten wynosi 91 procent, a w miastach powy ej 500 tysi cy mieszka ców 97 procent
(BS/19/99).
Matki i ojcowie. Polskie rodziny s wyra nie matkocentryczne. Prowadzone od 1992 roku przez CBOS
badania w ród m odzie y szkó ponadpodstawowych nieodmienne informuj o silniejszym zwi zku m o-
dych ludzi z matk ni z ojcem. Cz ciej jako dobre i bardzo dobre oceniaj swoje stosunki z matk ni z
ojcem. Z matk te cz ciej rozmawiaj o problemach osobistych, o szkole i nauce, o planach na przysz ,
a tak e o seksie. Jedynym wyj tkiem s rozmowy o polityce, które prowadzone s cz ciej z ojcem ni
matk (BS/19/99).
Zagro enia i konflikty w rodzinie. W pracach po wi conych rodzinie wskazuje si , e najpowa niejsze
zagro enia rodziny wynikaj z po enia materialnego. Zwraca si te uwag , e zmniejszanie si
dzietno ci oraz starzenie si spo ecze stwa zwi ksza b dzie obci enie rodzin opiek nad lud mi
starymi, której nie b w stanie sprosta systemy zabezpieczenia spo ecznego. Zagro enia te dostrzegane
w krajach bogatszych od Polski i o rozwini tych funkcjach opieku czych. Tym wi ksze s wi c w
Polsce. Poza rodzinami bezrobotnych w najgorszej sytuacji materialnej s rodziny rolników, których
deklarowana sytuacja materialna w ko cu lat dziewi dziesi tych nie ró ni a si od sytuacji rodzin
bezrobotnych (BS/87/87/98).
W niemal co czwartej polskiej rodzinie dochodzi do k ótni i awantur przynajmniej par razy w miesi cu.
Jako najcz stsz przyczyn nieporozumie rodzinnych wymienia si sytuacj finansow , brak pieni dzy i
pracy (60 proc). W dalszej kolejno ci przyczynami tymi s : podzia obowi zków domowych (40 proc.) i
problemy zwi zane z wychowywaniem dzieci (32 proc.) (BS/208/183/94).
Rodziny radz sobie z zagro eniami wynikaj cymi z pogarszaj cej si sytuacji, rezygnuj c z korzystania z
atnych us ug i rozszerzaj c zakres domowej dzia alno ci us ugowo-produkcyjnej, jak remont
mieszkania, drobne naprawy, szycie etc. (Beskid, Zarzycka-Skrzypek 1993: 91).
W sytuacjach kryzysowych odgrywa rol tak e pomoc krewnych, najcz ciej rodziców, dziadków.
Udzielana jest nie tylko w formie wsparcia
finansowego jako darowizna lub po yczka, ale równie w formie prac naprawczych, pomocy w za atwieniu
spraw w urz dzie czy znalezieniu pracy. Wbrew bowiem temu, co s dzono ongi , w spo ecze stwach prze-
mys owych nie znikaj kontakty mi dzy krewnymi. Je li s abn , to nie wskutek zmian zachodz cych w
rodzinach/gospodarstwach domowych w rezultacie procesu uprzemys owienia jako takiego, ale nag ych
awansów spo ecznych (Giza-Poleszczuk 2000: 123). Przyk ad Polski wskazuje, e nawet w spo ecze stwie
przemys owym, w którym dokona si awans spo eczny szerokich mas ludno ci, wi zy krewniacze o ywaj
i nabieraj znaczenia we wszelkiego rodzaju sytuacjach kryzysowych.
Rodzina i pa stwo. Opó nianie wieku zawierania ma stw, spadek dzietno ci, pojawienie si tak zwanego
ujemnego przyrostu naturalnego (wi cej zgonów ni narodzin) - wszystko to niepokoi demografów, a
wraz z nimi i polityków. W programach ró nych partii pojawia si has o „polityki prorodzinnej". Cz sto
jest ono tu rozumiane jako propagowanie „tradycyjnego" modelu ma stwa i zach canie kobiet za pomoc
odpowiedniego ustawodawstwa do wycofywania si z rynku pracy i zajmowania wy cznie rodzin oraz
rodzenia wi kszej liczby dzieci.
Tymczasem w odczuciu spo ecznym polityka prorodzinna to dla przesz o po owy naszych obywateli
pomoc dla m odych ma stw w uzyskaniu mieszkania, a dla mniej wi cej jednej czwartej rozbudowa
ogólnych funkcji socjalnych pa stwa i likwidowanie bezrobocia. Tylko oko o jednej pi tej badanych widzi w
wi kszych zasi kach rodzinnych i wychowawczych oraz zasi kach na dziecko w ciw form wspierania
rodzin. Ogólna ocena polityki prorodzinnej pa stwa w roku 2000 wypad a le. Przy skali pi ciopunktowej
nikt z badanych nie oceni tej polityki jako bardzo dobrej, jako dobr oceni o j 6 procent, dostateczn - 47
procent, a niedostateczn - 46 procent (BS/53/2000).
ROZDZIA XVII
Sfera polityki
1. Polityka i w adza 397
2. Pa stwo 400
3. Demokracja 403
1. Polityka i w adza
Polityka ogl dana z perspektywy socjologicznej to zachodz ce w zbiorowo ciach procesy, dzi ki którym
jednostki b grupy zdobywaj w adz , pos uguj si ni i j trac . Takie uj cie polityki ci le wi e si z
poj ciem w adzy, która - zgodnie z klasyczn definicj Maxa Webera -oznacza zdolno kontrolowania
lub wp ywania na dzia ania innych bez wzgl du na ich zgod . Tak rozumiana w adza wyst puje
zarówno na mikro-, jak i makropoziomie ycia spo ecznego i przybiera rozmaite formy.
Powoduje to, e sfera polityki mo e by widziana bardzo szeroko i obejmowa wszelkie relacje
mi dzyosobnicze, w których przejawia si owa zdolno kontrolowania i wp ywania na dzia ania innych.
Takie relacje wyst puj nie tylko w zbiorowo ciach ludzkich, ale i w wielu zbiorowo ciach zwierz cych (zob.
Biologiczne podstawy ycia spo ecznego z perspektywy biologii ewolucyjnej, s. 53). Tymi ostatnimi jednak e
socjologowie si nie interesuj , chocia zdarza si to co poniektórym politologom (przyk adem artyku Freda
H. Wilhoite jr.: adza polityczna u naczelnych: podej cie biobehawioralne, 1991).
W ka dej dowolnie licznej zbiorowo ci, je li nie jest to jedynie pewna liczba osób przypadkowo
znajduj cych si w tym samym miejscu, jaka forma przywództwa jest rzecz nieuniknion . Badania
psychologów wykaza y, e w zbiorowo ciach utworzonych dla celów eksperymentalnych z kilku
przypadkowo dobranych ludzi, którym powierza si do wykonania jakie zadanie, spontanicznie wy aniaj
si dwie role przywódcze. Z jedn zwi zane jest organizowanie dzia , z drug za - zapobieganie
konfliktom i dbanie o dobr atmosfer (zob. Struktura przywództwa, s. 189). Unaocznia to dwie podstawowe
funkcje w adzy, którymi s organizowanie zbiorowych dzia oraz likwidowanie, a co najmniej agodzenie
konfliktów.
Istnienie przywództwa jest te uwa ane za jedn z konstytutywnych cech grupy jako pewnej
ustrukturowionej ca ci odró niaj cej si od bezkszta tnego zbioru jednostek (zob. Ma e grupy jako
mikrostruktury spo eczne, s. 185).
398 Cz pi ta. Instytucje
Z tak szeroko rozumian polityk mamy do czynienia na ka dym kroku: w ka dej rodzinie, organizacji,
stowarzyszeniu etc. Odzwierciedla to j zyk potoczny, gdy nierzadko mo na us ysze , e „polityk
naszego ojca jest niesprzeciwianie si w sposób jawny decyzjom matki, ale ich ignorowanie", czy te :
„mój kierownik ma tak polityk , e w delegacje s bowe wysy a jedynie m odszych wiekiem
pracowników".
Aczkolwiek szerokie rozumienie polityki jest w pe ni uzasadnione, najcz ciej - mówi c o niej - ma si na
my li jej zakres w szy, obejmuj cy procesy zdobywania, utrzymywania i tracenia w adzy na poziomie ma-
krospo ecznym.
Zaznaczy nale y, e sozologiczne zainteresowania w adz na poziomie makrospo ecznym nie ograniczaj
si do mechanizmów jej uzyskiwania, sprawowania i tracenia, a wi c polityki w sensie cis ym. Dla socjolo-
gów w adza to równie jeden z wa nych wymiarów zró nicowania spo ecznego (zob. Zró nicowanie
spo eczne i ruchliwo spo eczna, s. 275). Istotne jest dla nich tak e pytanie o spo eczne ród a w adzy w
poszczególnych spo ecze stwach, którymi mo e by zarówno bogactwo, jak presti , sprawno
organizacyjna, w asno rodków produkcji, a nawet przewaga liczebna.
Niezale nie od rozmaitych zainteresowa socjologii ró nymi aspektami w adzy na wszystkich poziomach
ycia spo ecznego, istnieje w jej obr bie subdyscyplina okre lana jako „socjologia polityki" lub „socjologia
stosunków politycznych" o obszarze zainteresowa bliskim obszarowi nauk politycznych. Pojawi a si
ona do pó no w socjologii, któr charakteryzuje (zw aszcza charakteryzowa a u jej zarania) koncentracja
uwagi przede wszystkim na spo ecze stwie jako swoistym, odr bnym od pa stwa tworze.
Nauki polityczne skupiaj uwag na makrospo ecznym porz dku politycznym, traktowanym jako
zinstytucjonalizowany i sformalizowany system, za pomoc którego pewne jednostki i grupy
zdobywaj , utrzymuj i sprawuj w adz nad innymi. Centralne miejsce w tym porz dku zajmuje
pa stwo. Zró nicowanie form pa stwa i sposobów jego dzia ania koncentruje na sobie uwag nauk
politycznych, a tak e prawnych.
Polityk jako przedmiotem bada interesuje si te psychologia. Istnieje taka jej cz , która -
okre laj c si jako psychologia polityczna - zajmuje si zachowaniami jednostek w obszarze polityki. W
obr bie jej zainteresowa znajduj si takie kwestie jak zwi zki mi dzy cechami osobowo ci a
orientacjami politycznymi, zachowania wyborcze, a tak e podejmowanie decyzji dotycz cych polityki
(Skar ska 1999: 8).
Rozdzia XVII. Sfera polityki 399
Prawomocno w adzy
Szerokie Weberowskie okre lenie w adzy jako zdolno ci wp ywania na dzia ania innych bez pytania o ich
zgod odnosi si mo e do dwu zupe nie ró nych sytuacji. Jednej, kiedy pos usze stwo zostaje uzyskane
przez zastosowanie rodków przymusu b gro ich u ycia, i drugiej, kiedy pos usze stwo wynika z
uznania czyich uprawnie do wydawania polece i uznania za w ciwe podporz dkowywanie si im. W
tym drugim przypadku mówimy o w adzy prawomocnej.
Rozró nienie tych dwóch rodzajów w adzy ma d ugi rodowód w europejskiej my li politycznej. W adza
oparta na przymusie nigdy nie stanowi a teoretycznego problemu, chocia bywa a i bywa niema ym proble-
mem praktycznym tych, którzy jej podlegaj , a niekiedy i tych, którzy j sprawuj . Uwa a si bowiem, e
tego rodzaju w adza jest ma o stabilna. Ludzie s jej pos uszni tylko w takiej mierze, w jakiej zdolna jest to
pos usze stwo wymusi . Kiedy zdolno ta maleje, s abnie pos usze stwo. Przyk adem mo e by Polska w
latach osiemdziesi tych XX wieku, w której bujnie rozwija y si ró ne zorganizowane formy oporu wobec
adzy, do bezradnej wobec nich mimo tak rozpaczliwej próby ich st umienia jak wprowadzenie stanu
wojennego.
Problemem s natomiast powody, dla których ludzie uznaj czyje prawo do sprawowania w adzy, a swoje
pos usze stwo uwa aj za rzecz oczywist . Pytanie o te powody w j zyku politologii wspó czesnej jest
pytaniem o legitymizacj w adzy i jej ród a.
U podstaw rozmaitych, mniej lub bardziej rozbudowanych odpowiedzi jest klasyczne rozró nienie trzech
typów prawomocnego panowania Maxa Webera. Wyró ni on panowanie charyzmatyczne, tradycyjne i le-
galne, czyli racjonalne.
• Panowanie charyzmatyczne wynika ze szczególnych cech osobistych przywódcy, które powoduj , e jego
zwierzchnictwo jest spontanicznie uznawane za oczywiste. Ludzie id za nim, s mu pos uszni i
uznaj jego autorytet ze wzgl du na jego walory. O takich osobach mówi si , e maj charyzm .
Charyzmatyczne przywództwo szczególnie widoczne jest w ró nych ruchach religijnych, chocia
dostrzec te je mo na w podwórkowych grupach kole skich. Niektórzy uwa aj , e jest to
najbardziej elementarna i najpierwotniejsza forma przywództwa, wyst puj ca tak e w ród naszych
zwierz cych przodków i kuzynów (Wilhoite 1991).
• Panowanie tradycyjne z kolei opiera si na zwyczaju i tradycji. Uznaje si dan zwierzchno , poniewa w tej
postaci istnieje „od zawsze". Z panowaniem tradycyjnym mamy najcz ciej do czynienia w monarchiach,
w których prawo cz onków danego rodu do sprawowania w adzy postrzegane jest jako
niekwestionowalne. Naturalnie, u róde tradycyjnego
400 Cz pi ta. Instytucje
2. Pa stwo
Podobnie jak to jest w przypadku w adzy, u podstaw wspó czesnych definicji pa stwa le y jego okre lenie
dane przez Maxa Webera i uznawane za klasyczne. Powiada on, e pa stwo to instytucja, która ma
wy czne prawo do pos ugiwania si si w obr bie danego terytorium. Takie okre lenie pa stwa
wskazuje na jego cztery cechy charakterystyczne. Po pierwsze, e jest aparatem sprawowania w adzy; po
drugie, e sprawuje j monopolistycznie; po trzecie, e jest to w adza prawomocna; po czwarte, e jest
organizacj opart na zasadzie terytorialnej, a nie rodowej, i wi zach krwi.
Inaczej okre la pa stwo Karol Marks. Dla niego by o ono organem panowania klasowego i klasowego
ucisku.
Wbrew pozorom nie s to sprzeczne okre lenia pa stwa. Ka de z nich bowiem mówi o innym jego aspekcie;
definicja Weberowska o ogólnych cechach organizacji pa stwowej odró niaj cych j od innych organizacji,
natomiast Marksowska o tym, w czyim interesie w adza pa stwowa jest sprawowana.
Marks zreszt nie by pierwszy, który w pa stwie dostrzeg stra nika przywilejów spo ecznych. Wiele
wieków wcze niej t rol pa stwa zauwa Platon. Stwierdzi , e gdyby pan ze swymi niewolnikami
znalaz si na pustyni, gdzie nie ma pa stwa, niezbyt d ugo cieszy by si nie tylko posiadaniem
niewolników, ale tak e w asnym yciem.
Marksowska i Weberowska definicje pa stwa cznie okre laj obszar wspó czesnych zainteresowa
politologicznych. Obejmuj one zarówno pytania o mechanizmy dzia ania pa stwa, jak i o to, do kogo
adza w pa stwie nale y i w czyim interesie jest sprawowana.
Rozdzia XVII. Sfera polityki 401
Kszta tuj ce si w Europie pa stwa stopniowo przestawa y by uwa ane za osobist w asno w adcy i
zaczyna y by postrzegane jako w asno ludu, co oznacza o kres absolutyzmu. W osiemnastowiecznej
my li politycznej pojawi a si idea ludu jako suwerena, najdobitniej wyra ona przez Jana Jakuba Rousseau.
Przy czym, tak jak i we wcze niejszej my li politycznej, bycie suwerenem oznacza o dla niego posiadanie
adzy ustanawiania praw. Innym istotnym dorobkiem my li tego okresu by a sformu owana przez
Monteskiusza (i do dzi uznawana za fundament demokracji) zasada podzia u w adzy na ustawodawcz ,
wykonawcz i s downicz .
Uznanie ludu za suwerena prowadzi o nieuniknienie do pytania o to, kto jest „ludem". Odpowied na nie
mia a daleko id cy wp yw tak na przeobra enia spo eczne, jak i na wykre lanie granic pa stw. Wtedy bo-
wiem, kiedy pa stwo by o uwa ane za w asno rz dz cej dynastii, jego granice mog y by dowolnie
wyznaczane przez podboje, ma stwa i przymierza dynastyczne. Je li natomiast suwerenem stawa si
lud, musia a to by jaka przestrzennie usytuowana wspólnota historyczno-kulturowa. Takie te wspólnoty
sta y si z czasem podstaw organizacyjn pa stw. Jak pisze jeden z politologów, „znaczenie suwerenno ci
ludu polega o na tym, e ukszta towane kulturowo, etnicznie i historycznie wspólnoty zyska y wymiar
polityczny, którego przedtem nie mia y. Ze wzgl du wi c na zró nicowanie tych wspólnot efektem
«uniwersalnej» idei suwerenno ci ludu by a nacjonalistyczna «partykularyzacja», która poci gn a
zasadnicze konsekwencje w przestrzennej organizacji pa stw" (Beetham 1995: 295). W ten sposób na
europejskiej scenie politycznej pojawi y si pa stwa narodowe.
Pa stwa narodowe we wspó czesnym wiecie
3. Demokracja
Uznanie ludu za suwerena oprócz pytania, kto jest ludem, rodzi o pytanie o sposób, w jaki ma by
realizowana jego suwerenno . Poszukiwanie odpowiedzi na nie prowadzi o tak do rozwoju teorii
demokracji, jak i praktycznych prób wcielania jej w ycie.
404 Cz pi ta. Instytucje
Wspó cze nie demokracja, jej postacie i problemy niemal bez reszty absorbuj uwag politologów
(Szczupaczy ski 1998: 11). Zanikn y niegdysiejsze zainteresowania typologi i klasyfikacj ustrojów.
Je eli jaki typ ustroju poza demokracj przyci ga uwag , to jest nim autorytaryzm. Jednak e i on jest
rozpatrywany w cis ym powi zaniu z demokracj liberaln jako jej przeciwie stwo. Przez systemy
autorytarne rozumiane s bowiem takie systemy polityczne, w których nie ma podstawowych instytucji
demokratycznych (Krasnod bski 1998).
Demokracja zaj a centralne miejsce w polu uwagi, poniewa konkurencyjne wobec niej ustroje, takie jak
faszyzm i komunizm, z którymi niema o ludzi wi za o nadzieje na przezwyci enie niedostatków ustroju
demokratycznego, skompromitowa y si , ukazuj c swoje ponure oblicza. W przypadku komunizmu
dodatkowo ujawni si jego hamuj cy wp yw na rozwój gospodarczy, skutkuj cy ubo eniem spo ecze stw.
Jak powiada jeden ze wspó czesnych politologów, „w ostatnim pó wieczu wiat sta si wiadkiem
nies ychanych i bezprecedensowych zmian politycznych. Wszystkie inne g ówne formy ustrojowe odmienne
od demokracji albo znik y, albo sta y si ekscentrycznymi nieco prze ytkami, albo wycofa y si do swych
ostatnich twierdz" (Dahl 2000: 7).
Liczebny wzrost w skali wiata krajów o ustroju demokratycznym w ci gu XIX i XX wieku nie by
procesem harmonijnym. Mia trzy fale przedzielone okresami odwrotu od demokracji. Pierwsza, d uga fala
demokratyzacji, to lata 1828-1926; druga, krótka, lata 1943-1962; trzecia natomiast zacz a si w 1974 roku
(Huntington 1995). Chocia poszczególni politolodzy ró ni si w liczbowych ocenach procesów
demokratyzacji, zgodni s co do tego, e w wiecie wspó czesnym ich zasi g ulega nieustannemu
poszerzaniu, nawet je li tu i ówdzie pojawiaj si jakie ich zak ócenia.
W dziejach kultury europejskiej demokracja, rozumiana jako rz dy ludu, ma d ugi rodowód. Ustrój
nazwany demokracj , od greckiego s owa demos - lud i kratos - adza, zaprowadzono po raz pierwszy w
staro ytnych Atenach. Tam te Perykles w s ynnej mowie nad grobem Ate czyków poleg ych w wojnie ze
Spart sformu owa idee, które na sta e zros y si z wyobra eniem demokracji. S to: 1) udzia wszystkich
obywateli w rz dach pa stwem, 2) równo obywatelska, 3) wolno jednostki, 4) aktywne uczestnictwo
w yciu publicznym.
Bardzo podobnie wspó czesny politolog okre la zasady, których przestrzeganie jest niezb dne, aby dane
stowarzyszenie czy organizacja, niezale nie od ich rodzaju i wielko ci, mog y by uznane za
demokratyczne. S to: 1) rzeczywiste uczestnictwo, 2) równe prawo g osu, 3) o wiecone rozumienie, 4)
nadzór nad podejmowanymi zadaniami, 5) w czenie wszystkich doros ych (Dahl 2000: 39). Inny za
stwierdza, e „obok w adzy drugim istotnym komponentem demokratycznej organizacji spo e-
Rozdzia XVII. Sfera polityki 405
cze stwa powinna by kontrola. Kontrol lud powinien sprawowa nieustannie, co wymaga zwi kszonej
aktywno ci obywateli, obiektywno ci prasy, niezale nej opinii publicznej, istnienia organizacji
kontroluj cych w adz w interesie etnicznych grup mniejszo ciowych, religijnych, organizacji
konsumentów, aktywnych zwi zków zawodowych, obro ców praw jednostkowych itd.". Demokracja na
poziomie pa stwa „wymaga równie rozwoju mechanizmów mikrodemokracji, stosunków demokratycz-
nych w zak adach pracy, organizacjach spo ecznych, rodzinach (Ludwikowski 1998: 124).
Wraz z rozwojem nowoczesnych organizacji pa stwowych wprowadzenie w nich demokracji wymaga o
przezwyci enia istotnej trudno ci. Przydatno ate skiego wzoru by a ograniczona. Ateny by y ma ym
miastem-pa stwem i wszyscy obywatele mogli mie rzeczywisty udzia w sprawowaniu w nim rz dów.
Panowa a w nich demokracja bezpo rednia. Przez wiele wieków nie umiano wyobrazi sobie innej
postaci demokracji i uwa ano, e tego rodzaju ustrój nadaje si wy cznie dla pa stw niewielkich. Tak
dzono jeszcze w XVIII wieku, kiedy rodzi a si idea suwerenno ci ludu oraz istotna dla pó niejszego
rozwoju demokracji idea podzia u w adz na ustawodawcz , wykonawcz i s downicz .
Dopiero wiek XIX wynalaz form demokracji jako ustroju odpowiedniego dla du ych pa stw. By a ni
demokracja przedstawicielska. Zrodzi a si z po czenia tradycji demokracji ate skiej z nowo ytn ide
suwerenno ci ludu oraz parowiekowym do wiadczeniem europejskich zgromadze stanowych, takich jak
angielski parlament, francuskie stany generalne, hiszpa skie cortezy, niemieckie landtagi czy wreszcie polski
sejm. Ten ostatni bliski nam przyk ad pokazuje, jak w przedstawicielstwach stanowych wykszta ca y si
mechanizmy i procedury, które mog y by nast pnie wykorzystane w konstrukcji organów
przedstawicielskich przekraczaj cych granice stanowe.
Prawa wyborcze, które w krajach europejskich z kszta tuj cymi si ustrojami demokratycznymi nale y
pocz tkowo jedynie do nielicznych m czyzn o odpowiednio wysokich dochodach, w ci gu XIX i XX wieku
ulega y stopniowemu rozszerzaniu na coraz szersze kr gi ludno ci. Przyk adem mo e by Wielka
Brytania, gdzie w 1831 roku prawa te mia o 4 procent doros ej ludno ci w wieku powy ej dwudziestu
lat, natomiast w roku 1931 - 97 procent.
Wspó czesna definicja ustroju demokratycznego powiada, e jest to „ustrój, gdzie sprawuj cy w adz
odpowiedzialni s na forum publicznym przed obywatelami, którzy dzia aj za po rednictwem obieralnych
przedstawicieli, wspó zawodnicz cych i wspó pracuj cych zarazem ze sob " (Schmitter, Lynn 1995: 29).
406 Cz pi ta. Instytucje
Warunkiem, uznania jakiego pa stwa za demokratyczne jest istnienie w nim wielu instytucji uwa anych
obecnie za konieczny warunek demokracji. S to: 1) wybierani przedstawiciele, 2) wolne, uczciwe i
regularnie powtarzane wybory, 3) wolno s owa, 4) ró norodne ród a informacji, 5) wolno
stowarzyszania si , 6) inkluzywne obywatelstwo. To ostatnie oznacza, e „ aden doros y cz owiek stale
mieszkaj cy w danym kraju i poddany jego prawom nie mo e by pozbawiony uprawnie , które maj inni i
które s niezb dne do funkcjonowania wy ej wymienionych pi ciu instytucji politycznych" (Dahl 2000: 80-
82).
Instytucje uwa ane za warunek konieczny demokracji wyznaczaj jedynie najogólniejsze ramy ustroju
demokratycznego. Mog by one wype niane rozmaitymi tre ciami, w tym elementami demokracji
bezpo redniej w postaci referendum. Rozmaito ta znajduje odbicie w teoriach demokracji, z których jedne
za spraw podstawow uwa aj formalne przestrzeganie procedur demokratycznych, inne za rzeczywisty
udzia obywateli w podejmowaniu decyzji politycznych (w literaturze przedmiotu wyst puj poj cia
demokracji proceduralnej i demokracji partycypacyjnej).
Demokracj po redni charakteryzuje istnienie partii politycznych. Partie s to grupy przybieraj ce
posta mniej lub bardziej sformalizowanych organizacji, które d do udzia u we adzy pa stwowej i
rywalizuj z innymi tego rodzaju grupami o uzyskanie poparcia spo ecznego dla realizacji tego d enia.
Partie po rednicz mi dzy w adz pa stwow a obywatelami. Ró ni si zarówno programami, jak i
stopniem zorganizowania, a tak e tym, e wyra aj warto ci i interesy innych od amów spo ecze stwa. Tak
jak i wszystkie inne organizacje formalne s zagro one patologiami, zw aszcza „przemieszczeniem celów"
(zob. „Patologie" organizacji formalnych, s. 212). Ograniczeniem rozrostu patologii jest regularnie powtarzany
test wyborczy. Partia, która nie potrafi przekona wyborców, e reprezentuje ich interesy i realizuje
uznawane przez nich warto ci, przegrywa wybory.
Podstawowym zadaniem partii jest nominowanie kandydatów do cia przedstawicielskich, które sprawuj
adz ustawodawcz . W poszczególnych pa stwach wybory cz onków tych cia odbywaj si wedle roz-
maitych ordynacji wyborczych. Bywaj one wi kszo ciowe (ka da partia otrzymuje tyle miejsc w
parlamencie, w ilu okr gach jej kandydat otrzyma najwi ksz liczb g osów), proporcjonalne (ka da partia
otrzymuje liczb miejsc w parlamencie w proporcji do liczby oddanych na ni g osów) b s kombinacj
obu.
W pa stwach uznawanych za demokratyczne ró ne s nie tylko ordynacje wyborcze, ale i partie, a co za
tym idzie - systemy partyjne. Jak pisze jeden z politologów: „Najprawdopodobniej adne inne instytucje
polityczne nie kszta tuj politycznego krajobrazu kraju bardziej ni ordy-
Rozdzia XVII. Sfera polityki 407
nacja wyborcza i system partyjny. I adne nie s bardziej ró norodne" (Dahl 2000: 121).
Okre lenie demokracji jako ustroju, w którym lud jest suwerenem, przy jednoczesnym uto samianiu
suwerenno ci z posiadaniem w adzy ustawodawczej pozostawia spraw otwart form i sposób
sprawowania w adzy wykonawczej. W jednych pa stwach, których ustroje spe niaj warunki
instytucjonalne demokracji, najwy szym zwierzchnikiem w adzy wykonawczej, czyli rz du, jest prezydent
wybierany w wyborach powszechnych, w innych premier powo ywany przez parlament i przed nim
odpowiedzialny, natomiast prezydent pe ni wy cznie rol reprezentacyjn podobnie jak król w istniej cych
jeszcze w Europie monarchiach. Pierwszy przypadek okre lany jest jako system prezydencki, drugi za -
jako system parlamentarny. S te (na przyk ad w Polsce) systemy mieszane: parlamentarno-
przezydenckie, w których prezydent, pe ni c rol reprezentacyjn , ma tak e pewne uprawnienia w adcze.
Przyznanie ludowi w adzy suwerennej zostawia spraw otwart nie tylko sposób sprawowania w adzy, ale i
jej zakres. Nie okre la, jak daleko mo e ona si ga i gdzie ma przebiega granica mi dzy tym, co prywatne, a
tym, co publiczne, czyli do jakiego stopnia pa stwo ma prawo ingerowa w ycie prywatne obywateli.
Okre lenie tych granic jest przedmiotem debat i sporów zarówno na p aszczy nie ideologicznej i
teoretycznej, jak i praktycznej. Zasadnicze przedmioty dyskusji s dwa: demokracja i liberalizm oraz
demokracja i biurokracja. Dodatkow p aszczyzn sporu jest to, kto ma rzeczywisty wp yw na procesy
decyzyjne w pa stwie demokratycznym i jak rol odgrywaj w nim elity oraz jaki zakres ich wp ywu
daje si pogodzi z demokracj .
Demokracja i liberalizm
i pozaparlamentarne jednostek upo ledzonych ekonomicznie. Demokracja zapewnia im, tak jak i wszystkim
innym obywatelom, prawo tworzenia ró nego rodzaju stowarzysze , w tym partii politycznych, reprezen-
tuj cych ich interesy na forum parlamentu. W rezultacie do gwarantowanych przez demokracj swobód
obywatelskich zostaj dopisywane prawa socjalne. Przy pewnym ich poziomie demokracja staje si
demokracj socjaln , a pa stwo pa stwem opieku czym.
Wspó czesne europejskie pa stwa demokratyczne oscyluj mi dzy demokracj liberaln a demokracj
socjaln , pa stwem minimum a rozbudowanym pa stwem opieku czym, wci poszukuj c z otego rodka
mi dzy nimi. Zadanie trudne, gdy umiejscowienie tego rodka stale si zmienia zale nie od stanu
gospodarki danego kraju i mi dzynarodowej koniunktury gospodarczej. Nadmierne przesuni cie w stron
pa stwa opieku czego grozi „zaduszeniem" gospodarki: zahamowaniem, a co najmniej spowolnieniem
tempa jej rozwoju. Skutkuje to, po pierwsze, zmniejszeniem dochodów pa stwa pochodz cych z podatków
i tym samym funduszy na cele publiczne, co oznacza ograniczenie mo liwo ci realizacji celów socjalnych.
Po drugie, spadkiem liczby miejsc pracy i wzrostem bezrobocia, co wzmacnia naciski na rozszerzenie
funkcji socjalnych pa stwa, chocia jego dochody malej . Z kolei nadmierne przesuni cie w stron pa stwa
liberalnego grozi pog bianiem si nierówno ci spo ecznych, które przek adaj si na sprzeczn z
demokracj nierówno ci w dost pie do sfery politycznej. Pog bianie to stwarza tak e zagro enie
wybuchem niezadowolenia spo ecznego, a co najmniej grozi przegran w wyborach aktualnie rz dz cych
partii.
Przed ka dym ze wspó czesnych pa stw demokratycznych stoi trudne zadanie godzenia tego, co
spo ecznie s uszne, z tym, co finansowo mo liwe. Zadanie to jest szczególnie trudne w pa stwach
postkomunistycznych, które odziedziczy y po komunizmie zarówno zacofan gospodark , jak i
rozbudowany systemem zabezpiecze spo ecznych.
Demokracja i biurokracja
adne pa stwo nie mo e istnie bez biurokratycznego aparatu administracji publicznej, która jest
narz dziem sprawowania w adzy wykonawczej i przekszta ca ogólne przepisy w konkretne decyzje
dotycz ce indywidualnych spraw (Peters 1999). Wspó cze nie widoczny jest ogromny rozrost
biurokratycznego aparatu pa stwowego mimo niech ci, jaka towarzyszy temu procesowi, i prób
przeciwdzia ania mu. Jednym z przyk adów tego rozrostu mog by Stany Zjednoczone, w których sto
pi dziesi t lat temu rz d federalny liczy 5 tysi cy funkcjonariuszy, a w ko cu XX wieku liczy ich 3
miliony.
410 Cz pi ta. Instytucje
Rozrost biurokracji ma wiele przyczyn. Podstawowa to ilo ciowy wzrost problemów spo ecznych i
rozszerzenie zakresu dóbr publicznych, za które odpowiedzialno ci obarcza si pa stwo. Za dobra
publiczne, czyli takie, z których korzystania nikt nie mo e by wykluczony, uwa ana jest wspó cze nie
nie tylko podstawowa infrastruktura materialna kraju (drogi, zdrowe rodowisko etc), ale tak e
edukacja, opieka zdrowotna etc. Wspó czesna rodzina jest dobrym przyk adem przejmowania przez
pa stwo wielu funkcji, które dawniej wype nia y zrzeszenia innego rodzaju, a tak e wkraczania przez
pa stwo w celu ochrony praw jednostek do sfery uznawanej dawniej za prywatn . W przypadku rodziny
jest to ochrona praw kobiet i dzieci (zob. Feminizm i ruchy kobiece, s. 357).
Bez aparatu biurokratycznego nie sposób przeprowadzi wyborów do cia przedstawicielskich ani
realizowa podstawowej dla demokracji zasady równo ci wobec prawa. Nie mo na te wype nia funkcji
opieku czych pa stwa. Cenne dla liberalizmu swobody jednostki wymagaj gwaranci formalnych, których
nie jest w stanie zapewni drogie ich sercom pa stwo minimum.
B. Guy Peters w pracy po wi conej administracji publicznej zwraca uwag , e „to, na co mo e pozwoli
sobie rz d dzisiaj, by oby nie do pomy lenia przed pierwsz wojn wiatow , przed latami wielkiego kry-
zysu gospodarczego, a nawet przed okresem tak zwanej zimnej wojny. Realia ka dego z tych wydarze
czy procesów historycznych ca kowicie zmieni y nasze opinie o zadaniach pa stwa i roli rz dów"
(Peters 1999: 65).
Po dany zakres interwencji pa stwa jest przedmiotem wielu sporów politycznych. Omnipotencj pa stwa
próbuje si ogranicza przez delegowanie w adzy na ni sze szczeble samorz dowe i powierzanie orga-
nizacjom pozarz dowym wykonywania licznych zada .
Zdaniem wielu, jej przeciwwag mo e by jedynie rozwój spo ecze stwa obywatelskiego, rozumianego
jako wielo dobrowolnych stowarzysze na ró nych poziomach i w ró nych obszarach ycia spo ecznego.
Stowarzysze , które d do realizacji dóbr publicznych za pomoc rodków prywatnych. Spo ecze stwo
obywatelskie jest przejawem poczucia odpowiedzialno ci jednostek za dobro wspólne danej zbiorowo ci
wynikaj cej ze wiadomo ci, i jego realizacja jest korzystna dla wszystkich jej cz onków. (Przyk adem
zapobieganie „tragedii wspólnego pastwiska" -zob. Wspó praca i wspó dzia anie, s. 65). Wymaga tak e
umiej tno ci wspó pracy dla urzeczywistnienia wspólnych celów bez ogl dania si na pa stwo i jego agendy
realizuj ce cele publiczne za pomoc rodków publicznych.
Trudno polega na tym, e jak pokazuje do wiadczenie, wycofywanie si pa stwa z jednego rodzaju
dzia alno ci skutkuje poszerzeniem innego ich rodzaju. I tak na przyk ad prywatyzacja pewnych
sektorów
Rozdzia XVII. Sfera polityki 411
gospodarki, zw aszcza tych, które zapewniaj obywatelom podstawowe us ugi, stwarza konieczno ich
kontrolowania w celu ochrony interesów tych e obywateli. Pouczaj cy jest przyk ad Wielkiej Brytanii, w
której prywatyzacja British Telecom spowodowa a powstanie Office of Telecomunication Regulation (Oftel),
a prywatyzacja British Gas - Office of Gas Regulation (Ofgas) (Peters 1999: 57).
Problem relacji mi dzy biurokracj i demokracj polega na tym, e demokracja nie mo e realizowa swoich
celów bez organizacji biurokratycznych dzia aj cych na ró nych poziomach i w ró nych sferach ycia
spo ecznego, a jednocze nie organizacje te chc c nie chc c stanowi jej zagro enie. Jednym z jego róde s
ciwe biurokracji patologie (zob. „Patologie" organizacji formalnych, s. 212). Innym to, e tworz c
szczegó owe przepisy, organizacje biurokratyczne mog przekroczy granice uprawnie w adzy
wykonawczej i przez tak zwane prawo powielaczowe przyw aszcza sobie uprawnienia w adzy
ustawodawczej. Dotyczy to zw aszcza administracji centralnej.
Wszystkie natomiast organizacje formalne, zwane biurokratami, maj wpisan w siebie zasadnicz
sprzeczno mi dzy zasadami swego funkcjonowania a zasadami demokracji. Dostrzeg j Robert Michels
(1876--1936) i nazwa elaznym prawem oligarchii. Analizuj c powstawanie i dzia anie partii
politycznych, stwierdzi , e w wielkich, z onych spo ecze stwach ludzie nie mog w pojedynk wyra
swoich potrzeb i skutecznie broni w asnych interesów, wobec czego musz stowarzysza si i tworzy
organizacj . Jednak e kiedy ju j utworz , okazuje si ona zazwyczaj na tyle du a, e niemo liwe staje si
nie tylko bezpo rednie uczestniczenie ka dego z cz onków w jej pracach, ale nawet ogarni cie ca ci jej
potrzeb. Konieczno ci staje si stworzenie specjalistycznego, biurokratycznego aparatu wykonawczego i
powierzenie prawa podejmowania decyzji przywódcom. W rezultacie organizacja, która powsta a w
celu reprezentowania zrzeszonych w niej cz onków, pozbawia ich mo liwo ci podejmowania decyzji. Z
czasem wyniesieni na szczyt przywódcy ucz si politycznej gry i manipulowania cz onkami przez selekcj
udost pnianych im informacji, zwo ywanie zebra w dogodnych dla siebie terminach i zg aszanie
wniosków w momencie i w sposób zapewniaj cy ich przyj cie. Poniewa przywódcy decyduj o doborze
personelu i awansach, mog stworzy popieraj cy ich zespól. Ostatecznie ich pierwszoplanow trosk staje
si utrzymanie w asnej pozycji i umocnienie w adzy, realizacja za celów, dla których organizacja zosta a
powo ana, schodzi na plan dalszy.
Wielkim pytaniem wspó czesno ci jest pytanie o to, w jakiej mierze elazne prawo oligarchii dzia a na
poziomie pa stw uznawanych za demokratyczne. Jest to pytanie o dystrybucj w adzy w tych e
pa stwach i charakter ich politycznych elit.
412 Cz pi ta. Instytucje
Elity i demokracja
Potocznie przez elit rozumiane s osoby wyró niaj ce si szczególnymi dokonaniami w jakiej dziedzinie.
Takich elit jest wiele w ka dym spo ecze stwie: kulturalna, intelektualna, biznesowa etc. Jednak e nie
wszystkim z nich badacze elit po wi caj jednakow uwag . W centrum ich zainteresowa s elity
polityczne. Sk adaj si one z osób, które - zajmuj c wysokie pozycje w wielkich i wp ywowych
organizacjach, zw aszcza partiach politycznych - mog w sposób sta y i znacz cy oddzia ywa na kszta t
decyzji politycznych.
Klasykami problematyki elit w socjologii s Vilfredo Pareto (1848--1923) i Gaetano Mosca (1858-1941).
Obaj za najwa niejszy podzia spo eczny uwa ali podzia na rz dz cych (elit ) i rz dzonych (masy). Przy
wszystkich ró nicach, jakie wyst powa y mi dzy ich pogl dami, obaj tak samo sceptycznie zapatrywali si
na mo liwo realizacji ustroju demokratycznego, w którym wszyscy obywatele mieliby zapewniony
równy wp yw na decyzje polityczne.
Niezale nie od ich szczegó owych pogl dów, a tak e politycznych sympatii, ich wspóln zas ug jest
ukazanie problemu relacji mi dzy istnieniem elit politycznych a demokracj . Sta si on jednym z
centralnych problemów tak teorii elit, jak i teorii demokraq'i (Wasilewski 1995: 185).
Zwrócenie uwagi na elity spowodowa o, e demokraq zacz to pojmowa mi dzy innymi jako metod
wyboru elity w adzy (Widmaier 1995), rol za obywateli jako odrzucanie lub aprobowanie w kolejnych
wyborach przywódców politycznych, czyli elit, które prowadz ze sob konkurencyjn walk o g osy
wyborców. Tak pojmowana demokracja jest zinstytucjonalizowan walk elit politycznych o uzyskanie od
obywateli mandatu na sprawowanie w adzy (Wasilewski 1995: 187).
W teoriach elit s dwa naczelne pytania dotycz ce ich relacji z demokracj .
• Jedno jest pytaniem o to, czy na decyzje polityczne ma wp yw wiele elit reprezentuj cych interesy
ró nych od amów spo ecznych, czy te wszystkie one tworz razem jedn elit w adzy. Czy wi c w
danym spo ecze stwie istnieje zaprzeczaj cy demokracji monopol w adzy, czy te go nie ma? Kwestia ta jest
uwa ana za rozstrzygaln empirycznie (Wasilewski 1995: 188).
• Drugie pytanie jest pytaniem o to, w jakich warunkach istnienie elit nie zagra a demokracji, a nawet j
utwierdza. Za podstawowy warunek uwa ane jest poszanowanie przez elity demokratycznych regu gry i
uznawanie przez nie warto ci demokratycznych instytucji. Jak pisz badacze tej problematyki,
„demokratyczna stabilno wymaga, aby elity postrzega y polityk raczej jako «przetarg» ni «wojn », a jej
wynik jako „warto
dodan ” a nie «sum zerow »" (Burton, Gunther, Higley 1995: 16). Inni za stwierdzaj , e stabilno
ustroju demokratycznego zale y od odpowiedzialno ci i profesjonalizmu elit (Higley, Pakulski 1999:119).
Uwag badaczy elit przyci gaj te takie kwestie, jak kontakty mi dzy elitami a g ównymi si ami
spo ecznymi, tempo i wzory zmiany elit oraz rola elit w transformatach ustrojowych w porównaniu z
innymi zbiorowymi aktorami, takimi jak masowe ruchy spo eczne czy klasy (niezale nie od ich
rozumienia). Wszystkie one s przedmiotem rozwa i dyskusji politologów oraz socjologów tak w
odniesieniu do poszczególnych spo ecze stw, jak i na p aszczy nie ogólnej teorii.
ROZDZIA XVIII
Sfera ekspresyjno-integracyjna
1. Edukacja 417
2. Kultura symboliczna spo ecze stwa masowego 424
3. Religia 431
Cz owiek, tak jak wszystkie istoty ywe, potrzebuje bezpiecznego schronienia, ochrony przed zimnem,
po ywienia i mo liwo ci reprodukcji. Jednak potrzeby cz owieka nie ograniczaj si do tego, co jest
niezb dnym warunkiem przetrwania fizycznego. Odczuwa tak e potrzeb wyra ania uczu oraz impulsów
twórczych, równie poczucia czno ci z innymi lud mi i uczestniczenia we wspólnocie. S to w ciwe
ludziom potrzeby, które okre la si mianem ekspresyjno-integracyjnych.
Z potrzeb tych wyrasta kultura symboliczna (zob. Kultura symboliczna, s. 87), a ich zaspokajaniu s y
wiele instytucji zwi zanych zarówno z jej sfer , jak i sfer o wiaty oraz religii.
Sposoby zaspokajania tych potrzeb kszta tuj si wspó cze nie w warunkach spo ecze stwa
przemys owego, które jest spo ecze stwem masowym, to jest takim, o którego obliczu decyduj nie elity,
ale masy.
W charakterystykach spo ecze stwa przemys owego jako spo ecze stwa masowego wskazuje si na
nast puj ce jego cechy:
• upowszechnienie o wiaty, w rezultacie czego umiej tno czytania i pisania przestaje mie charakter
elitarny;
• pojawienie si kategorii czasu wolnego; kiedy g ównym ród em utrzymania staje si praca
zarobkowa poza domem w ró nego rodzaju przedsi biorstwach, doba zaczyna dzieli si na czas pracy i
czas, którym ka dy mo e dowolnie rozporz dza ;
• indywidualizacja i atomizacja spo eczna, której konsekwencj jest kurczenie si sfery stosunków
osobowych (zob. Grupa pierwotna, s. 194);
• rozwój rodków technicznych, które umo liwiaj jednoczesne docieranie informacji do coraz
wi kszej liczby ludzi.
1. Edukacja
W europejskich spo ecze stwach przedprzemys owych umiej tno czytania i pisania mia a charakter
elitarny. Nauczanie by o domen duchowie stwa i odbywa o si b w domach, b w szko ach
zakonnych. G ównym przedmiotem w szko ach, przynajmniej w Polsce, by a nauka aciny. Jej znajomo
szlachta uwa a za niezb dn dla odró nienia si od pospólstwa.
418 Cz pi ta. Instytucje
Wiedz i umiej tno ci praktyczne osi gano przez obserwacj i na ladownictwo. Rodziny ch opskie i
mieszcza skie by y jednostkami produkcyjnymi: rolniczymi i rzemie lniczymi. Dzieci od najm odszych lat
uczestniczy y w ich pracach i w ten sposób zdobywa y ró ne umiej tno ci praktyczne i zawodowe. Nauka
zawodu poza rodzin odbywa a si przez terminowanie u majstrów, co oznacza o przy czanie si na
pewien czas do ich gospodarstw domowych - rodzin. Ten sposób zdobywania kwalifikacji zawodowych nie
wymaga umiej tno ci czytania i pisania. Nie wymaga a jej równie praca r kodzielnicza.
Spo ecze stwo przemys owe przynios o zasadnicz zmian . Jednostkami produkcyjnymi sta y si
wyspecjalizowane przedsi biorstwa, a produkcja maszynowa w coraz szerszym zakresie zast powa a
kodzie o. Wymaga a ona ludzi o nowym rodzaju kwalifikacji, co stworzy o konieczno zmiany sposobów
kszta cenia.
Na ziemiach polskich zacz y si one zmienia na pocz tku XIX wieku. W Ksi stwie Warszawskim, a
potem w Królestwie Polskim podj to takie reformowanie systemu szkolnictwa, aby uczyni je
powszechnym i dro nym, to znaczy aby aden poziom nauczania nie zamyka drogi do edukacji na
kolejnym poziomie, ale by do niego wst pem. Zacz to te k nacisk na nabywanie umiej tno ci
praktycznych w toku edukacji szkolnej.
Dodatkowym powodem ówczesnego reformowania szkolnictwa by o pojawienie si w Ksi stwie
Warszawskim zapotrzebowania na pracowników aparatu administracyjnego. Powsta y komisje
egzaminacyjne, badaj ce przydatno do pracy w urz dach i kwalifikacje do okre lonego stopnia
bowego. Warunkiem dopuszczenia do egzaminu by o przedstawienie wiadectwa uko czenia
odpowiedniej szko y.
Ten historyczny przyk ad uzmys awia oczekiwania wobec edukacji pojawiaj ce si wraz ze
spo ecze stwem przemys owym. Jedne wynikaj z rozwoju technologii, który sprawia, e obs uga coraz
bardziej skomplikowanych urz dze technicznych wymaga coraz szerszej wiedzy i wi kszych
umiej tno ci. Inne - z towarzysz cego rozwojowi spo ecze stwa przemys owego rozrostu organizacji
biurokratycznych i pa stwowego aparatu administracyjnego. U podstaw nowoczesnych systemów edukacyj-
nych le y wi c rosn ce zapotrzebowanie na coraz wy ej wykwalifikowane kadry dla produkcji,
zarz dzania i administracji.
Przywo any przyk ad pozwala tak e dostrzec podstawowe cechy systemów edukacyjnych
nowoczesnych spo ecze stw przemys owych. S one nast puj ce:
• Wszystkie szko y tworz jeden system poddany kontroli pa stwa. W czone s do niego tak e szko y
prywatne i wyznaniowe, które obowi zane s realizowa te same ogólne za enia programowe okre lane
przez odpowiednie ministerstwa.
Rozdzia XVIII. Sfera ekspresyjno-integracyjna 419
• System szkolny jest hierarchiczny. Ma trzy zasadnicze poziomy: podstawowy, redni i wy szy, które w
poszczególnych krajach bywaj obudowywane ró nymi formami po rednimi.
• System szkolny, przynajmniej z za enia, ma by dro ny. Przy jego konstrukcji widoczne s starania
o likwidacj „ lepych uliczek", to jest takich szkó , których uko czenie nie otwiera drogi do nast pnego
poziomu (w Polsce takimi szko ami by y zasadnicze szko y zawodowe, które obecnie ulegaj stopniowej
likwidacji).
Cech nowoczesnych spo ecze stw przemys owych jest tak e to, e ro nie w nich rola formalnych
wiadectw i ró nego rodzaju certyfikatów potwierdzaj cych uzyskane wykszta cenie (cech t pokaza
tak e przytoczony przyk ad historyczny).
„W ko cu 1994 roku w siedmiu krajach (Kanada, Stany Zjednoczone, Holandia, Niemcy, Polska i Szwajcaria
przeprowadzono badania [alfabetyzmu funkcjonalnego - BS] na reprezentatywnych dla tych krajów próbach
czyzn i kobiet w wieku 16-65 lat. Badani otrzymali trzy rodzaje materia ów, w miar typowych, z którymi
cz owiek styka si najcz ciej w yciu codziennym: teksty (na przyk ad artyku y z gazet, og oszenia), dokumenty
(jak formularze, gwarancje, instrukcje obs ugi) i materia y wymagaj ce operacji ilo ciowych (rachunki,
formularze bankowe, zeznania podatkowe). Do ka dego z materia ów do czone zosta y zadania mierz ce
sposób rozumienia tekstu".
Uzyskane wyniki sytuowano na trzech pi ciostopniowych skalach, z których ka da mierzy a jeden rodzaj
umiej tno ci (poziom I oznacza najmniejsze, poziom IV/V najwi ksze umiej tno ci).
W Polsce w porównaniu z innymi krajami najwi kszy by odsetek osób na poziomie najni szym ka dej skali i
najmniejszy na poziomie najwy szym. Ujawni si tak e znaczny dystans mi dzy Polsk a nast pnym w
kolejno ci krajem na obu kra cach skali. Odpowiednie dane przedstawiaj si nast puj co (w procentach):
Po ls ka Kraj nast pny Kraj o najlepszych
w kolejno ci wynikach
Zadania tekstowe:
Poziom I 42,6 USA 20,7 Szwecja 7,5
Poziom IV/V 3,1 Szwajcaria 8,9 Szwecja 32,4
niem.
Zadania z dokumentami:
Poziom I 45,4 USA 23,7 Szwecja 6,2
Poziom IV/V 5,8 Szwajcaria 16,0
Szwecja 35,5
franc.
Zadania ilo ciowe:
Poziom I 39,1 USA 21,0
Szwecja 6,6
Poziom IV/V 5,8 Szwajcaria 19,0
Szwecja 35,8
niem.
(Bia ecki 1996)
420 Cz pi ta. Instytucje
W miar rozwoju tych spo ecze stw nast puje coraz szersze upowszechnianie o wiaty. Dzia ania w
tym kierunku podejmuj pa stwa, które okre laj minimalny poziom wykszta cenia powszechnego i wymu-
szaj jego osi ganie. W Polsce posy anie dzieci do osiemnastego roku ycia do szko y jest ustawowym
obowi zkiem rodziców. Jego zaniedbanie podlega formalnym sankcjom karnym.
W spo ecze stwach przemys owych nast puje tak e podnoszenie si poziomu powszechnego
wykszta cenia, a upowszechnianiu ulegaj coraz wy sze jego poziomy. Wykszta cenie rednie przestaje mie
charakter elitarny i rosn odsetki ludzi podejmuj cych studia wy sze.
Zmienia si tak e kryterium analfabetyzmu. Niegdy analfabetyzm oznacza nieznajomo alfabetu, a
tym samym brak umiej tno ci czytania i pisania. Obecnie pojawi o si poj cie „alfabetyzmu funkcjonalnego".
Analfabet jest cz owiek, który wprawdzie zna litery, umie czyta i pisa , ale nie rozumie czytanych
tekstów i nie potrafi korzysta z informacji przekazywanych za pomoc pisma (instrukcji obs ugi urz dze ,
obja nie dotycz cych stosowania danych nawozów, za ywania lekarstw etc.) (patrz: ramka na
poprzedniej stronie).
Zadania szko y
Podstawowym i najbardziej oczywistym zadaniem szkó jest dostarczanie wiedzy, zarówno wiedzy
zawodowej przygotowuj cej do funkcjonowania na rynku pracy, jak i tej, która potrzebna jest do
codziennego ycia we wspó czesnych spo ecze stwach zbiurokratyzowanych. Trudno w nich , nie umiej c
nada telegramu, dokona przekazu pieni dzy, napisa podania i wype ni formularza, czynno ci
wymaganych przez ró ne urz dy w najrozmaitszych okoliczno ciach yciowych.
Jednak e rola szko y nie ogranicza si do dostarczania wiedzy. Szko y s wa nymi agendami
socjalizacji, a to, czego ucz , s y nie tylko nabywaniu ró nych umiej tno ci i sprawno ci intelektualnych,
ale tak e integracji spo ecznej.
W szkole, która jest miejscem socjalizacji wtórnej (zob. Socjalizacja wtórna, s. 153), dziecko uczy si
w zbiorowo ci innej ni rodzina oparta na wi zach krwi. Rozpoczynaj c nauk , trafia do grona
rówie ników, z których wielu widzi po raz pierwszy w yciu. Uczy si nawi zywa z nimi stosunki, a
tym samym poznaje zasady wspó ycia spo ecznego. Szko a jest te organizacj biurokratyczn , w której
obowi zuje przestrzeganie sformalizowanych regu i uj tych w regulaminach nakazów, dziecko musi si
nauczy stosowania do nich. Jednym s owem, w szkole wchodzi w wiat zbiorowo ci odmiennych od grup
pierwotnych (zob. Grupa pierwotna, s. 194), w ród których up ywa o jego dotychczasowe ycie.
Rozdzia XVIII. Sfera ekspresyjno-integracyjna 421
W toku nauki szkolnej jest tak e w czane do zbiorowo ci spoza zakresu do wiadczenia osobistego.
Dowiaduje si , e jest cz onkiem narodu i obywatelem pa stwa oraz uczy si zwi zanych z tym ról (zob. Rola
spo eczna, s. 144).
W warunkach powszechnego obowi zku szkolnego i kontrolowanego przez pa stwo jednolitego
systemu o wiatowego wszystkie dzieci ucz si tego samego i w taki sam sposób. Poznaj jednakowe
warto ci, normy i wzory zachowa spo ecznych oraz regu y wspó ycia spo ecznego. Ucz si , jak by
patriotycznym cz onkiem narodu i dobrym obywatelem.
W toku nauki szkolnej ten dzia aj cy integruj co przekaz jest najcz ciej przekazem po rednim. Zawiera
si w tekstach literackich w czanych do lektur szkolnych, w obrazach przesz ci Polski prezentowanych w
podr cznikach historii, a tak e w tekstach zada matematycznych i wicze gramatycznych. Przekaz
kszta tuj cy spo eczn , narodow i obywatelsk wiadomo jest jednocze nie narz dziem kontroli
spo ecznej (zob. Kontrola spo eczna i porz dek spo eczny, s. 159).
Zawarto ideologiczna podr czników szkolnych bywa cz stym przedmiotem zarówno analiz, jak dyskusji
i sporów. Wyrazem doceniania wp ywu tre ci przekazywanych przez upowszechniony system szkolny jest
to, e przemianom ustrojowym i spo ecznym towarzysz zmiany w systemie o wiatowym. Zmianie ulegaj
zarówno programy nauczania, jak i organizacja szkolnictwa.
wiata w uk adzie nierówno ci spo ecznych
Od zarania budowy powszechnego i dro nego systemu o wiatowego w spo ecze stwie przemys owym
poczynaniom w tym zakresie przy wieca wzór spo ecze stwa merytokratycznego. Takiego, w którym
„tylko u yteczno stanowi mi dzy lud mi ró no ", zgodnie ze sformu owaniem Stanis awa Staszica,
jednego z organizatorów szkolnictwa w Ksi stwie Warszawskim. Wierzono w mo liwo realizacji tego
wzoru poprzez odpowiednio zbudowany system szkolnictwa, który pozwoli po kres dziedziczeniu
pozycji spo ecznych i sprawi, e o miejscu zajmowanym przez cz owieka w spo ecze stwie decydowa
wy cznie jego zdolno ci osobiste i predyspozycje psychiczne, a tak e wysi ek indywidualny.
Przekonanie to, jak równie fakt, e szko a jako miejsce nabywania kwalifikacji sta a si g ównym
mechanizmem rozmieszczania jednostek na pozycjach spo ecznych, sprawi y, e procesy edukacyjne
znalaz y si w polu uwagi socjologów zainteresowanych problematyk zró nicowania spo ecznego i
ruchliwo ci spo ecznej.
Ich badania i analizy wykazuj z udno wiary w os abianie przez szko y tendencji do dziedziczenia
pozycji spo ecznych w spo ecze stwie
422 Cz pi ta. Instytucje
przemys owym. Ujawniaj istnienie w wielu krajach silnej zale no ci mi dzy pochodzeniem spo ecznym a
dost pem do kolejnych szczebli o wiatowych. Wykazuj , e pochodzenie okre la szans przej cia z poziomu
podstawowego na redni silniej ni ze redniego na wy szy. Powoduje to, e bardzo wcze nie dokonuj si
zasadnicze rozstrzygni cia co do pozycji spo ecznej mo liwej do osi gni cia dzi ki wykszta ceniu.
Zauwa ono tak e, i w miar zmniejszania si selekcji na pierwszym progu wskutek upowszechniania
coraz wy szych poziomów o wiaty wzmacnia si selektywne znaczenie drugiego (Doma ski 2000b).
W Polsce nierówno szans edukacyjnych pog bi a si w latach dziewi dziesi tych XX wieku. Nast pi wzrost wp ywu
pochodzenia spo ecznego. Na obu szczeblach edukacyjnych zwi kszy y si szans edukacyjne dzieci specjalistów i kadry
kierowniczej.
W roku 1987 ich szans przej cia na szczebel ponadpodstawowy by y czterokrotnie wi ksze w porównaniu ze redni dla
ogó u ludno ci oraz prawie dwukrotnie wi ksze w porównaniu z dzie mi pracowników umys owych.
W latach 1998-1999 sta y si dziewi ciokrotnie wi ksze w porównaniu ze redni dla ogó u ludno ci i siedmiokrotnie
wi ksze w porównaniu z dzie mi pracowników umys owych.
W roku 1987 dzieci te mia y trzykrotnie wi ksze szans przej cia na szczebel wy szy w porównaniu ze redni dla ogó u
ludno ci i dwukrotnie wi ksze w porównaniu z dzie mi pracowników umys owych. W latach 1998-1999 szans te
sta y si cztery i pó raza wi ksze w porównaniu ze redni dla ogó u ludno ci i przesz o trzy i pó raza wi ksze w
porównaniu z dzie mi pracowników umys owych (Doma ski 2000b).
Przyczyn selekcjonuj cego wp ywu pochodzenia spo ecznego na szans edukacyjne szuka si zazwyczaj
poza szko . Najcz ciej widzi sieje w kosztach edukacji, którym nie mog sprosta rodziny biedniejsze,
trudno ciach dojazdu do oddalonych szkó wy szego poziomu oraz kulturowym upo ledzeniu rodowiska
dzieci, których rodzice maj niski poziom wykszta cenia i nie przejawiaj aspiracji edukacyjnych.
Takie diagnozy sk aniaj do poszukiwania rodków zaradczych w rozwoju systemów stypendialnych
oraz preferowaniu przy przyjmowaniu na studia dzieci ze rodowisk uwa anych za upo ledzone
kulturowo. W PRL na przyk ad w pewnym okresie przyznawano dodatkowe punkty dzieciom robotników
i ch opów. Punkty te dodawano do punktów uzyskanych dzi ki ocenom na egzaminach wst pnych na
studia.
Rozpowszechnione jest przekonanie, e likwidacja barier utrudniaj cych dost p do szkó kolejnych
poziomów umo liwi rozmieszczanie ludzi na pozycjach spo ecznych zgodnie z zasadami
merytokratycznymi. Szko y jako takie traktowane s zazwyczaj jako instytucje wyrównuj ce ró nice
pochodzeniowe. Potocznie wierzy si , e sukces szkolny zale y wy cznie od osobistych zdolno ci i
zapa u ucznia do nauki.
Rozdzia XVIII. Sfera ekspresyjno-integracyjna 423
Nie jest to prawda. Badacze zauwa yli zró nicowanie osi gni szkolnych dzieci wywodz cych si z
ró nych rodowisk spo ecznych, chocia nie ma powodu uwa , e rozk ad zdolno ci jest rodowiskowo
zró nicowany. Dostrzegli tak e mechanizmy ocen i promowania, a nawet organizacji nauki w szkole, które
dzia aj na rzecz pog biania ró nic pochodzeniowych, a tym samym wzmacniania tendencji do
dziedziczenia pozycji spo ecznych.
Odmienne traktowanie uczniów o ró nym pochodzeniu spo ecznym jest najcz ciej mimowolne i nie wiadome. Niekiedy
si ga bardzo daleko i wykracza poza samo ró nicowanie oczekiwa i stronniczo ocen. W polskich szko ach zauwa ono
pojawianie si podzia ów na klasy grupuj ce dzieci lepiej wyposa one w kapita kulturowy i uznane za zdolniejsze i
klasy grupuj ce pozosta e dzieci. Niekiedy nie chce si (lub nie potrafi) zauwa , e s to dyskryminuj ce podzia y
wedle spo ecznego pochodzenia. Dyrektorka jednego z warszawskich gimnazjów, której zarzucano wprowadzenie
pochodzeniowego podzia u na klasy, stwierdzi a: „Bzdura. Absolutnie nie mamy adnej klasy sk adaj cej si z dzieci
biznesmenów, urz dników i nauczycieli. Zapewniamy tylko [wyró nienie - BS] dzieciom kontynuacj nauki j zyka
obcego. Poziom zaawansowania decyduje o podziale na klasy". Przyzna a nast pnie, e - jak pisze dziennikarka - mo e
tak by , i dzieci z klas zaawansowanych j zykowo pochodz z bardziej elitarnych domów, gdzie rodzice wcze niej
zadbali o nauk i rozwój dziecka. „Ale nigdy si nad tym nie zastanawia am, to nie by o kryterium" (Niezgoda 2001).
rodowiskowo zró nicowane s nie zdolno ci, ale kapita kulturowy, który dzieci zdobywaj w toku
socjalizaqi pierwotnej i z którym przychodz do szko y. Odmienne usytuowanie w spo ecze stwie, a co za
tym idzie - ró ne warunki yciowe przedstawicieli poszczególnych warstw powoduj , e odmiennie
postrzegaj oni wiat. Znajduje to odzwierciedlenie w sposobach wychowywania dzieci (zob. Osobowo , s.
139) i procesach socjalizacji pierwotnej, w toku której dziecko zdobywa nie tylko wiedz o otaczaj cym
wiecie, ale tak e znajomo pewnych strategii poznawczych oraz wzorów j zykowej organizacji i
komunikowania, czyli kodów j zykowych. Brytyjski uczony, Basil Bernstein, wyró ni dwa takie
podstawowe kody: ograniczony i wypracowany. Ró ni si one dwojako: formalnymi cechami u ywanego
zyka (zasobem s ownictwa, strukturami sk adniowymi) oraz w asno ciami poznawczymi przekazy-
wanymi za po rednictwem j zyka (Boksza ski, Piotrowski 1990; Ma-rody 1987). Dzieci z odmiennych
rodowisk ró ni pos ugiwanie si innymi kodami j zykowymi. Te, których rodzice s lepiej wykszta ceni i
usytuowani wy ej w hierarchii spo ecznej, pos uguj si kodem wypracowanym, te, które maj s abo
wykszta conych rodziców, wykonuj cych prace fizyczne - kodami ograniczonymi. Wp ywa to na oceny
szkolne. Te pierwsze dzieci s lepiej oceniane i uznawane za zdolniejsze, te drugie uzyskuj etykietki
gorszych uczniów. Uruchomiony zostaje mechanizm naznaczania z jego wszystkimi konsekwencjami (zob.
Dewiacja, s. 164) oraz
424 Cz pi ta. Instytucje
zaczyna dzia tak zwany efekt Pigmaliona. Polega on na tym, e korzystny obraz w asnej osoby pobudza
zachowania potwierdzaj ce ten obraz w oczach innych. Eksperymentalnie zosta o wykazane, e „dzieci, w
stosunku do których nauczyciele maj korzystne oczekiwania, czyni wi ksze post py ni dzieci, w stosunku
do których nauczyciele nie maj takich oczekiwa . Istotn rzecz jest to, e podstawa tych oczekiwa mo e
nie by w ogóle zwi zana z faktycznymi uzdolnieniami uczniów" (S omczy ski 1991: 131-132).
do prasy - przez wysoko nak adów poszczególnych czasopism, w odniesieniu do programów radiowych i
telewizyjnych - przez badanie ich „s uchalno ci" i „ogl dalno ci", w odniesieniu do przekazów interneto-
wych - przez sprawdzanie cz sto ci odwiedzania poszczególnych stron.
Istot kultury masowej okre la sposób jej przekazu. Antonina K oskowska definiuje j jako „zjawiska
intelektualnej, estetycznej i ludyczno-rekreacyjnej (czyli zabawowo-rozrywkowej) dzia alno ci ludzkiej,
zwi zane w szczególno ci z oddzia ywaniem tak zwanych rodków masowego komunikowania, a wi c
tre ci rozpowszechniane za pomoc tych rodków" (K oskowska 1964: 96).
Mi dzy tre ciami tak rozumianej kultury masowej i elitarnej kultury symbolicznej, zwanej te kultur
wy szego poziomu lub kultur wysok , nie sposób wyznaczy wyra nej granicy. Kultura masowa cz sto
korzysta z tre ci kultury wysokiej i nadaje im posta odpowiadaj technicznym mo liwo ciom rodków
przekazu oraz umo liwiaj ich szeroki odbiór.
Przemieszanie kultur symbolicznych ró nego poziomu objawia si wielorako. Dzie a literackie staj si
podstaw scenariuszy filmowych i seriali telewizyjnych. Obrazy wielkich malarzy s reprodukowane, a ich
reprodukcje ozdabiaj nie tylko ciany mieszka , ale tak e wieczka bombonierek i kartki kalendarzy.
Koncerty i utwory muzyczne uznanych przez elit mistrzów s transmitowane przez stacje radiowe i
telewizyjne oraz nagrywane na kasety i p yty, a rozwijaj ca si technika umo liwia coraz lepsz jako tych
nagra . Wiersze poetów b cych twórcami z kr gu kultury wy szego poziomu wykorzystywane s jako
teksty piosenek, które staj si przebojami.
Wykre lenie wyra nej linii granicznej mi dzy kultur masow a kultur wysok uniemo liwia równie
to, e zakres tej ostatniej jest historycznie zmienny. Bywa, e to, co w chwili swego powstania, a nawet
przez wiele nast pnych lat, by o uwa ane za element kultury pospólstwa, z czasem zostaje zaakceptowane
jako cz kultury wy szego poziomu. Dobrym przyk adem jest jazz, uliczna muzyka Murzynów Nowego
Orleanu, która obecnie grywana jest w salach filharmonii.
Na podstawie kryterium sposobu przekazu i uzupe niaj cego je kryterium instytucjonalnego za kultur
wysok uzna nale y:
• to, co jest przekazywane przez bezpo redni kontakt odbiorcy z twórc b odtwórc ; koncert
Pendereckiego grany w filharmonii nale y do kultury wy szego poziomu, ale ten sam koncert
transmitowany przez stacj telewizyjn zaliczymy do kultury masowej; innymi s owy, kultura wysoka to
kultura przekazywana w drugim uk adzie przekazu kultury;
• to, co za kultur wy szego poziomu zostaje uznane przez autorytety uwa ane za kompetentne i co jest
upowszechniane przez instytucje o charakterze elitarnym; s to utwory muzyczne wykonywane w
filharmo-
426 Cz pi ta. Instytucje
niach; obrazy zawieszane na cianach muzeów i galerii; powie ci i wiersze wysoko oceniane przez
kompetentnych krytyków literackich i zamieszczane na amach presti owych czasopism.
Poza sposobem przekazu oraz kryterium instytucjonalnym od kultury elitarnej ró ni kultur masow
dominacja w niej tre ci o charakterze rozrywkowym oraz silniejsza komercjalizacja.
Masowi odbiorcy, jakkolwiek zró nicowani pod wzgl dem intelektualnych mo liwo ci odbioru, w czasie
wolnym od pracy pragn odpoczynku od monotonii zaj zawodowych i zapomnienia o zwi zanych z nimi
stresach. Poszukuj wi c tre ci, których odbiór nie wymaga wysi ku i pozwala oderwa si od codzienno ci.
Je li za chodzi o komercjalizacj , jest ona wynikiem tego, e w spo ecze stwie przemys owym, które
jest spo ecze stwem rynkowym, wszystko przybiera (a w ka dym razie mo e przybra ) posta towaru.
Kultura wysoka jest w stanie, przynajmniej do pewnego stopnia, unika utowarowienia. Twórcy mog
stworzy jakie dzie o wy cznie dla zaspokojenia swojej potrzeby twórczej, bez zwracania uwagi na
mo liwo jego sprzeda y. Niektóre utwory b pewne dzia ania, zaliczane do kultury wy szego
poziomu, mog nie poddawa si presji rynku, gdy finansuje je pa stwo lub inni mecenasi, którzy s
zainteresowani ich spo eczn b presti ow , a bywa e i po rednio reklamow warto ci , nie za
bezpo rednio handlow . Kultura masowa w znacznie mniejszym stopniu mo e liczy na mecenasów, którzy
nie spodziewaj si bezpo rednich zysków materialnych. Te za mo e przynie jedynie odbiór masowy.
Komercjalizacj jako cech kultury masowej podkre la jedna z jej definicji, która powiada, e „kultura
masowa jest kultur popularn , tworzon przez masow technik przemys ow i sprzedawan dla zysku
masowej publiczno ci konsumentów" (Strinati 1995: 22).
Kultura popularna
Kultura masowa od samego zarania by a przedmiotem ostrej krytyki. Po wi cane jej prace cz ciej mia y
posta paszkwili ni neutralnych analiz. Wysuwano wobec niej trzy rodzaje zarzutów: po pierwsze, e jest
tandetna i mia ka; po drugie, e przekszta ca ludzi w biernych odbiorców i niszczy tkwi cy w nich
potencja twórczy; po trzecie, e ma szkodliwe oddzia ywanie spo eczne.
Szkody te widziano dwojako i poniek d sprzecznie. Z jednej strony zarzucano jej, e sprzyja
panowaniu mas. Likwiduje bowiem ró norodno przez upowszechnianie jednorodnych tre ci, zgodnych z
prymitywnym i wulgarnym gustem tych e mas. Zagra a to elitarnej i wyrafinowanej kulturze wy szego
poziomu, a w konsekwencji - samym elitom.
Rozdzia XVIII. Sfera ekspresyjno-integracyjna 427
Z drugiej strony przeciwnie, w kulturze masowej widziano narz dzie wykorzystywane przez elity do
manipulowania masami.
W rezultacie tej bardzo gwa townej i pe nej emocji krytyki termin „kultura masowa" nabra zabarwienia
negatywnego. Aby uwolni si od niego, w latach sze dziesi tych XX wieku angielscy i ameryka scy
badacze zajmuj cy si kultur masowego spo ecze stwa wprowadzili na jej okre lenie termin „kultura
popularna". Nowy termin wi za si ze zmian spojrzenia.
Zwolennicy terminu „kultura popularna" zacz li wskazywa , e w opisach kultury okre lanej jako
„masowa" wida swoisty „etnocentryzm" elit, wyra aj cy si w absolutyzacji norm ich w asnej kultury
elitarnej. Powiadali dalej, e je li relatywizm kulturowy staje si elementem naszego wiatopogl du (zob.
Relatywizm kulturowy, s. 83) i kultur odmiennych od naszej nie uwa amy za gorsze, tylko za inne, taka
postawa nie mo e obowi zywa wy cznie wobec kultur obcych ludów. Równie kultura mas musi by
traktowana jako inna, nie za gorsza ni kultura elit.
Charakterystykom kultury masowej towarzyszy przekonanie, e jest to kultura narzucana odbiorcom
przez dnych zysku producentów, którzy karmi masy trywialnymi tre ciami i pozbawiaj je mo liwo ci
uczestnictwa w kulturze wy szego poziomu. Zwolennicy okre lenia „kultura popularna" odwracaj
zale no mi dzy nadawcami a odbiorcami. O tre ciach i formie tego, co pojawia si w rodkach masowego
przekazu, decyduj nie nadawcy, ale gusty odbiorców. Nadawanie okre lonych programów zale y od ich
„ogl dalno ci", na której pomiar pozwalaj wspó czesne rodki techniczne. Wi kszo spo eczna dostaje
takie przekazy, jakich pragnie, i jest to jej kultura, któr nie ma powodu gardzi .
Jeden z badaczy wyrazi przekonanie, e „nikt nie my li ju dzisiaj w kategoriach kultury masowej [...]
wiemy obecnie, jak docenia zarówno kultur popularn , jak i kultur wysok " (Strinati 1995:29). Nie mia
racji. Wci bowiem jest niema o zwolenników kategorii „kultura masowa". Tyle tylko, e zacz to jej
przypisywa zabarwienie ideologiczne.
Kultura popularna w epoce spo ecze stw ponowoczesnych
Opisy wspó czesnej kultury popularnej, zarówno krytyczne, jak i przyjazne, s w gruncie rzeczy opisami
kultury niewielkiej liczby rozwini tych spo ecze stw przemys owych. Takich, w których wysoki poziom roz-
woju techniki i gospodarki oraz towarzysz cy im wzrost dobrobytu spowodowa tak daleko id ce zmiany,
e sta y si spo ecze stwami nowego rodzaju i zyska y nazw spo ecze stw ponowoczesnych (zob. Typy
spo ecze stw, s. 100). Najbardziej wyrazistym przyk adem takiego spo ecze stwa s Stany Zjednoczone.
428 Cz pi ta. Instytucje
W rozwa aniach dotycz cych kultury popularnej w spo ecze stwach ponowoczesnych wyst puj cztery
zasadnicze tematy:
1. Wp yw elektronicznych technik przekazu na dobór przekazywanych tre ci i rodzaj wra liwo ci
odbiorców. Wci unowocze niane i coraz powszechniej dost pne multimedialne rodki przekazu sprawiaj ,
e kultura popularna przestaje by kultur s owa drukowanego i staje si kultur d wi ku oraz obrazu. Ma
to - jak twierdz niektórzy - powa ne nast pstwa: „Sta a i intensywna obecno obrazu i d wi ku
uwra liwi a nasze mózgi na przekazy o charakterze emocjonalnym, symbolicznym, syntetycznym i
jednocze nie zmniejszy a si oddzia ywania przekazów zwi zanych z analitycznym, formalnym,
racjonalnym i logicznym sposobem my lenia" (Olechnicki 1997: 86).
Inn konsekwencj nowych sposobów przekazu jest powo ywanie do ycia sztucznej, wirtualnej
rzeczywisto ci. Tworzy j odbiornik telewizyjny przekazuj cy obrazy, które wielu ludziom towarzysz od
rana do wieczora. Tworzy komputer, który dzi ki grom komputerowym umo liwia prze ywanie
najrozmaitszych przygód, a dzi ki Internetowi pozwala kontaktowa si z lud mi yj cymi w
najodleglejszych miejscach wiata i nawi zywa z nimi bliskie stosunki. Wielu ludziom rzeczywisto
wirtualna zaczyna przes ania , a nawet zast powa wiat realny.
„Zajrzyjmy na wy sz uczelni . Stanowiska komputerowe w bibliotece University of Illinois at Chicago [...]; na wysokich
sto kach siedz studenci wszelkich kolorów skóry i specjalno ci, kilkunastu obcych sobie osobników, jeden obok drugiego,
rami s siada nieomal e przeszkadza w swobodnym poruszaniu si po klawiaturze. Cisza i absolutny brak
wzajemnych relacji osobowych, nikt nikogo nie zauwa a - wszyscy wpatrzeni w kolorowe monitory - jedni przeszukuj
zasoby bibliotek na ca ym wiecie, [...] inni przegl daj ostatni poczt komputerow , jeszcze inni pieczo owicie co
wystukuj , to u miechaj c si , to marszcz c brwi, to znów parskaj c ledwie tonowanym miechem. Ci ostatni [...]
uczestnicz w nie w internetowej wspólnocie chats, w wirtualnej grze w kluby mi ników tego i owego; maj ju sta ych
«partnerów», z którymi wymieniaj si uwagami, wyznaj uczucia, umawiaj si na spotkania -jutro o 12.30 w
cyberprzestrzeni, a niekiedy na jak najbardziej realne. Zatopienie w wybranej «wspólnocie» trwa do d ugo, ale jako e
liczba stanowisk «w tym wiecie» jest ograniczona, wi c trzeba po egna si z sieciowym partnerem, umówi na nast pn
sesj , kolejn «wymian » pogl dów i ust pi miejsca cierpliwej kolejce ch tnych. [...] Jedni odchodz nawet nie rzuciwszy
okiem ani na pozostaj cych jeszcze w innym wiecie, ani na wie o przyby ych w analogicznym celu oddalenia si od
samotno ci «tu i teraz»; ci drudzy zasiadaj przy wolnym blacie. Znów jednostajny stukot klawiatury, u miechy i
wirtualny raj" (Burszta, Kuligowski 1999: 81).
2. Utowarowienie kultury. Spo ecze stwa ponowoczesne s spo ecze stwami, ciesz cymi si
obfito ci dóbr, których zasób przewy sza samoistnie odczuwane potrzeby. Dlatego te kontynuacja
produkcji wymaga stworzenia nowych. Prowadzi to do wzrostu roli strategii marketingowych i
reklamowych.
Rozdzia XVIII. Sfera ekspresyjno-integracyjna 429
Reklama staje si coraz bardziej natarczywa i wszechobecna. Jej specyficzny j zyk i stylistyka zyskuj
szerok popularno i s coraz powszechniej u ywane do wszelkiego perswazyjnego oddzia ywania na
masowego odbiorc . Miasta zape niane s billboardami, na których mo na znale nie tylko reklamy
nowych kosmetyków czy modeli telefonów komórkowych, ale tak e szczytne has a oraz portrety
bohaterów narodowych (takie portrety, którym nie towarzyszy y adne podpisy, pojawi y si na ulicach
Warszawy w 2000 roku). Techniki marketingowe i reklamowe zaczynaj by wykorzystywane w
kampaniach wyborczych.
W multimediach o doborze tre ci decyduje przede wszystkim ich warto handlowa; to, czy da si je
korzystnie sprzeda b samoistnie, b jako t o reklam. Dla twórców programów telewizyjnych
najbardziej istotna jest ich ogl dalno .
„Wszystko [...], je li jest w stanie zwróci uwag klienta, mo e sta si towarem - patologie, ludzkie nieszcz cia i
tragedie, ale te warto ci duchowe czy ycie rodzinne i prywatno . Co wi cej - zaistnienie w przestrzeni publicznej
pewnych warto ci, wzorów zachowa , problemów spo ecznych, nowych trendów intelektualnych czy artystycznych jest
mo liwe tylko po uprzednim przekszta ceniu ich w towar albo w element strategii marketingowych nastawionych na ich
sprzeda (Krajewski 1997: 15).
3. Wzrost roli konsumpcji. Spo ecze stwa ponowoczesne s spo ecze stwami, w których ro nie
znaczenie konsumpcji. Jej rodzaj staje si jednym z istotnych wyznaczników pozycji spo ecznej. Podzia y
spo eczne wedle stylów konsumpcji krzy uj si z podzia ami opartymi na innych kryteriach, które - jak
twierdz niektórzy - staj si coraz mniej istotne (zob. Zró nicowanie spo eczno-zawodowe, s. 291).
Konsumpcja staje si te jedn z naczelnych warto ci. Wszechobecne reklamy budz po danie coraz
to nowych przedmiotów i przekonuj , e „jeste tego warta/y". Sprzedawcy stosuj rozmaite techniki
manipulacyjne zach caj ce, a po prawdzie przymuszaj ce, do zakupów. Kupowanie staje si na ogow
czynno ci , która zast puje rozrywk , spotkania z przyjació mi dla wymiany my li, a do pewnego stopnia
tak e ycie rodzinne. Jednym ze sposobów wspólnego sp dzania czasu staj si niedzielne wyprawy do
centrów handlowych.
„Jedyn publiczn przestrzeni bardzo wielu okolic sta y si centra handlowe. A w centrach handlowych mo na tylko
kupowa lub marzy o kupowaniu. W centrum handlowym nie znajdziesz normalnej restauracji. S tylko szybkie
dania i stoliki przewa nie porozstawiane na rodku hali, eby komu nie przysz o do g owy siedzie tam i gada . Bo
centra handlowe s wi tyniami religii zakupów. Trzeba kupi danie - zwykle na jednorazowym talerzu - szybko je
zje i dalej kupowa . Taka restauracja to stacja paliw dla kupuj cych maszyn nap dzanych pizz , hot-dogiem albo
hamburgerem. Masz zatankowa i i do nast pnego sklepu. Nie mo esz traci czasu na pró ne gadanie" (Barber
1998).
430 Cz pi ta. Instytucje
latynoameryka ski serial, ni wyprodukowa w asny. Nie sta ich tak e na promowanie w asnej kultury i
uczynienie jej elementów sk adnikami globalnej mieszanki.
Na ile takie zagro enie jest realne, pozostaje spraw otwart . W pracach dotycz cych kultury popularnej
spo ecze stw ponowoczesnych zwraca si bowiem uwag na jej wielkie zró nicowanie. Wspó wyst powanie
ró nych stylów i przeplatanie si rozmaitych w tków uwa ane jest za jej charakterystyczn cech . W
odniesieniu do multimedialnych przekazów wskazuje si zarówno na ich jednolito , jak i ró norodno .
Prowadzi to do kwestionowania istnienia jednolitej widowni masowej. Uwa a si , e jest ona podzielona na
wiele grup widzów ogl daj cych inne programy, do nich adresowane. Wskazuje si tak e, e równolegle z
ekspansj standardowej pop-kultury nast puje odkrywanie warto ci lokalnych, czego przejawem jest
pojawianie si w Internecie grup dyskutuj cych w miejscowych j zykach o swoich lokalnych problemach
(Milczarek 1997: 35).
3. Religia
Sformu owanie ogólnego i neutralnego wyznaniowo okre lenia religii napotyka wiele trudno ci.
Podstawow jest znaczne zró nicowanie wierze i praktyk, zas uguj cych na miano religijnych, które
wyst puj w poszczególnych kulturach. Utrudnieniem jest tak e to, e jak pisze jeden z religioznawców:
„Kategoria «religii» powsta a w spo eczno-kulturowych kontekstach zdominowanych przez tradycj
judeochrze cija sk . Powa ne trudno ci natury badawczej w socjologii religii wynikaj ze stopnia, w którym
nasz podstawowy aparat poj ciowy wywodzi si z doktryn religii chrze cija skiej" (Robertson 1998: 161).
Z judeochrze cija sk postaci religii zwi zane s nast puj ce wierzenia: istnieje jedna istota najwy sza
- Bóg; Bóg jest stworzycielem wiata i wszystkiego, co yje; to, co stworzy , jest przedmiotem Jego ci ej
uwagi; mier cz owieka nie jest ko cem wszystkiego; los cz owieka po mierci zale y od przestrzegania
regu zachowania okre lonych w doktrynie religijnej.
Jednak e, jak wykazuj badania mi dzykulturowe, czne wyst powanie takich wierze nie jest
powszechne. Wiele religii nie uznaje istnienia istoty najwy szej, a nawet istnienia bogów. Niektóre nie
mówi nic o pocz tkach wiata i ycia. Inne uwa aj , e bogowie interesuj si bardzo ma o b wcale
lud mi i ich sprawami. Niektóre nic nie mówi o yciu po mierci, a wiele z nich nie uzale nia losu po
mierci od post powania cz owieka na ziemi.
Pewnym przezwyci eniem tych trudno ci jest okre lenie religii sformu owane przez mile'a
Durkheima (1858-1917). Jego punktem wyj cia
432 Cz pi ta. Instytucje
Ró norodno religii
Religie ró ni si mi dzy sob trojako: 1) rodzajem obrz dów i praktyk religijnych, 2) tre ci
prawd wiary, 3) form organizacyjn zbiorowo ci religijnych.
1) Praktyki religijne mog polega na modlitwie, medytacji lub wpadaniu w trans.
2) Rozmaito wierze mo na sprowadzi do czterech podstawowych typów:
tach: rzekach, górach, wiatrach, deszczach. Maj emocje i uczucia. Pomagaj ludziom lub szkodz b
te wykazuj oboj tno wobec nich. Nie wymagaj czci tak jak bogowie, ale nale y si z nimi liczy i
mo na próbowa na nie wp ywa za pomoc magii lub odpowiednich rytua ów.
• Teizm. Jest to wiara w bogów. Wyst puje w postaci panteizmu (uto samiania Boga z natur ),
politeizmu (wiary w wielu bogów) oraz monoteizmu (wiary w jednego Boga). Wspó czesne religie
monoteistyczne (w kolejno ci ich powstania) to judaizm, chrze cija stwo i islam.
• Abstrakcyjne idea y. Ten typ wierze wyst puje g ównie w Azji. W centrum uwagi jest nie Bóg i
jego kult, ale sposób my lenia i zachowywania si cz owieka, którego zadaniem jest osi gni cie
specjalnego stanu wiadomo ci. Najbardziej znanym systemem wierze tego typy jest buddyzm.
Wedle danych internetowych, w roku 2001 w populacji wiatowej odsetki niewyznaj cych adnej religii oraz
wyznawców poszczególnych religii by y nast puj ce
(w procentach):
Chrze cija stwo 33
Islam 22
Hinduizm 16
Bez religii 14
Buddyzm 6
Tradycyjna religia chi ska 4
Pierwotna religia tubylcza 3
Inne 3
(http/www.adherents.com/Religions-By-Adherents.html)
3) Istniej trzy podstawowe formy organizacji zbiorowo ci religijnych: Ko ció , sekta i zwi zek kultowy.
• Ko ció . Jest sformalizowan organizacj religijn , która ma wiele cech organizacji biurokratycznej, od
której ró ni j to, e podstawow rol legitymizacyjn odgrywa w niej nie prawo, ale tradycja, chocia
bardzo silnie sformalizowana. W Ko ciele istnieje wyspecjalizowana kategoria funkcjonariuszy.
Przynale no do Ko cio a jest okre lana g ównie, chocia nie wy cznie, przez urodzenie. Do Ko cio a
mo e przy czy si ka dy, kto tego chce, po spe nieniu okre lonych rytualnych warunków.
Ko cio y wyst puj w ró nych postaciach. Wyró nia si trzy ich typy.
Ko ció episkopalny. Ma jednolit hierarchiczn organizacj . Duchowni s powo ywani na stanowiska
przez zwierzchników i przed nimi odpowiadaj . Takim Ko cio em jest przede wszystkim Ko ció katolicki.
Ponadto Ko ció anglika ski oraz Cerkwie prawos awne.
Ko ció prezbiteria ski. Ma posta zbli on do demokracji przedstawicielskiej. W adza jest w r kach
regionalnej rady. Pochodzi ona z wybo-
434 Cz pi ta. Instytucje
W Polsce dominuje rzymski katolicyzm obrz dku aci skiego. Wed ug Rocznika Statystycznego 2000, jego
wyznawców w 1999 roku by o (w zaokr gleniu do 1 tysi ca) 34 603 tysi ce. Wyznawców innych od amów
katolicyzmu (greckokatolickiego, ormia skiego, bizantyjskiego) by o cznie 118 tysi ce, a wyznawców ró nych
odmian staro-katolicyzmu cznie 51 tysi ce.
Wyznawców prawos awia by o 562 tysi ce, natomiast wyznawców chrze cija stwa protestanckiego i
wywodz cego si z tradycji protestanckich cznie 158 tysi ce. Ponadto w Polsce by o 12 tysi cy wiadków
Jehowy, którzy w wiatowych statystykach wyst puj jako chrze cijanie, natomiast w polskim Roczniku
Statystycznym czani s do kategorii „inne".
mi) przejmowa y ró nego rodzaju organizacje wieckie, a przede wszystkim pa stwo. Zró nicowanie
wyznaniowe obywateli wymusza o neutralno wiatopogl dow pa stwa. Pa stwo oddziela o si od
Ko cio ów i nabiera o charakteru neutralnej wiatopogl dowo organizacji wieckiej. Nast powa a
sekularyzacja sfery publicznej.
Sekularyzacj t wspomaga y przemiany kultury, które dokonywa y si w miar rozwoju spo ecze stw
przemys owych. Warto ci coraz powszechniej uznawan stawa a si jednostka, jej wolno i autonomia.
Umacniaj ce si przekonanie, e ka dy cz owiek ma prawo by „sam sobie sterem, eglarzem, okr tem",
prowadzi o do ideologicznych buntów przeciwko ró nego rodzaju autorytetom (równie ko cielnym),
ograniczaj cym swobod jednostki. S ab a rola religii w jej tradycyjnych postaciach instytucjonalnych. Wraz
z rozwojem naukowo-technicznym wiar w Boga zacz a zast powa wiara w Rozum. Szerzy si pogl d, e
wiara w Boga jest zbiorem przes dów wynikaj cych z niewiedzy. Rodzi o si przekonanie, e w miar
wzrostu wiedzy o wiecie dostarczanej przez rozwijaj si nauk wiara w Boga b dzie s ab a i coraz mniej
miejsca w yciu spo ecznym b dzie zajmowa religia, która z czasem zaniknie.
Przewidywania te nie sprawdzi y si . Wprawdzie w spo ecze stwach nowoczesnych, a zw aszcza
ponowoczesnych, zmniejszy y si wp ywy ustabilizowanych i uznanych Ko cio ów, ale nie znaczy to, e
zamkn o „do wiadczenie sacrum" i wyeliminowane zosta y „dzia ania ludzkie skierowane ku rzeczywisto ci
transcendentnej".
W spo ecze stwach nowoczesnych sacrum pojawia si poza Ko cio ami i cz sto bez zwi zku z wiar w
Boga. Przyk adem jest sfera sacrum zwi zana z narodem. Obowi zek czci wobec symboli narodowych, rytua y
obchodów wi t narodowych maj charakter religijny (zob. Naród a nowoczesno , s. 246), tak jak religi
rozumia Durkheim. Podobnie religijnego charakteru dopatrzy si mo na w stosunku ludzi do
przywódców pa stw totalitarnych i w rytua ach masowych zebra i pochodów organizowanych w tych
pa stwach. Stalina i Hitlera otacza a atmosfera ubóstwienia. O Stalinie piewano kantat skonstruowan na
podobie stwo pie ni
436 Cz pi ta. Instytucje
religijnych, a przemówienia Hitlera na masowych zgromadzeniach budzi y emocje podobne do tych, jakie
wzbudzaj charyzmatyczni przywódcy religijni.
W czasach wspó czesnych, zw aszcza w wysoko rozwini tych spo ecze stwach przemys owych
okre lanych mianem ponowoczesnych, rodz si najró niejsze ruchy religijne. Przybieraj posta sekt i
kultów rozwijaj cych si poza Ko cio ami. Cz sto cz w sobie elementy ró nych tradycji religijnych:
chrze cija stwa, hinduizmu, buddyzmu. Popularno zyskuj ruchy Hare Kriszna (w Polsce w 1999 roku
mia y one 5043 wyznawców; Rocznik Statystyczny 2000) czy Medytacji Transcendentalnej. Do ruchów tych
„szerok fal nap ywa m odzie rozczarowana efektami wiary w post p naukowo-techniczny,
zniech cona do skostnia ych struktur wielkich Ko cio ów i poszukuj ca swojej w asnej drogi do sacrum"
(Olechnicki 1997: 83). Pozako cielna zindywidualizowana religijno bywa niekiedy nazywana religijno ci
„niewidzialn , ukryt ". Socjolodzy religii stwierdzaj : „Dawny model ko cielnie (instytucjonalnie)
okre lonej religijno ci przesta by modelem dominuj cym, jest wiarygodny dla mniejszo ci ludzi
wspó czesnych w Europie Zachodniej. Poszerzaj si ustawicznie ró norodne formy religijno ci
pozako cielnej, a granice mi dzy tym, co religijne, i tym, co niereligijne, sakralne i wieckie, staj si coraz
mniej przejrzyste" (Maria ski 2000: 134).
• Kontroli spo ecznej. Religia wzmacnia podstawowe normy i warto ci danego spo ecze stwa przez
wykazywanie ich boskiego pochodzenie i nadawanie im pozaziemskich sankcji. Ta rola religii by a dawno
zauwa ana i doceniana przez pisarzy politycznych (na przyk ad Machiavellego) oraz instrumentalnie
wykorzystywana przez w adców, niezale nie od ich osobistego stosunku do wiary i Ko cio a.
Religia a zmiana spo eczna. Istniej dwa sprzeczne pogl dy na relacje mi dzy religi a zmian
spo eczn . Ka dy z nich rozporz dza powa nymi argumentami.
Zgodnie z jednym z nich, religia jest si konserwuj istniej cy stan rzeczy. Mi dzy innymi dlatego, e
- czyni c spraw najwa niejsz zbawienie po mierci - sprzyja lekcewa eniu spraw ziemskich, niezwi za-
nych z drog do tego celu. Ponadto, jak dowodzi historia, religia wielokro wspiera a w adz
przeciwstawiaj si emancypacyjnym d eniom poddanych.
Zgodnie z drugim pogl dem, religia jest jednym z czynników zmiany spo ecznej. Argumentem jest rola
etyki protestanckiej w kszta towaniu si kapitalizmu, na któr wskaza Max Weber w klasycznej rozprawie
Etyka protestancka a duch kapitalizmu. Innym argumentem jest wp yw religijnej idei ludzkiego braterstwa na
ruch na rzecz praw cz owieka.
Religijno jako przedmiot bada . W ankietowych badaniach socjologicznych regu jest
uwzgl dnianie w kwestionariuszach pytania o religijno , która jest traktowana jako jedna ze zmiennych
niezale nych. Badaczy interesuje, w jakiej mierze pogl dy b ce przedmiotem badania wi si b to z
rodzajem wyznawanej religii (w krajach zró nicowanych wyznaniowo), b ze stopniem religijno ci (w
krajach jednolitych wyznaniowo).
Ten ostatni przypadek jest przypadkiem Polski. W badaniach CBOS stopie religijno ci mierzony jest
za pomoc jednego pytania cznie o wiar i praktyki religijne, b dwóch oddzielnych pyta o
uczestnictwo w praktykach religijnych i o intensywno wiary.
Religijno w Polsce mierzona za pomoc cznej skali CBOS w roku 1999 przed-
stawia a si nast puj co (w procentach):
Wierz cy i praktykuj cy regularnie 58
Niewierz cy i niepraktykuj cy 3
Wtedy kiedy religijno stanowi autonomiczny przedmiot bada i nie jest tylko jedn ze zmiennych
niezale nych, uwzgl dniane jest kilka jej wymiarów. Ankietowani pytani s o: znajomo tre ci religii to
jest do-
438 Cz pi ta. Instytucje
i z jego wst pem wybór tekstów pierwszych teoretyków kultury masowej: Kultura masowa
(2002). Bezcenny zasób informacji o konsekwencjach rozwoju technik audiowizualnych dla kultury
zawiera antologia zaprojektowana i zredagowana przez Maryl Hopfinger Nowe media w komuni-
kacji spo ecznej XX wieku (2002).
Drugim obok Emile'a Durkheima klasykiem socjologii, który zajmowa si socjologi religii, jest
Max Weber. Przedmiotem jego zainteresowania by a etyka gospodarcza religii wiatowych.
Dotycz ce jej prace zosta y wydane w Polsce w postaci trzech tomów Dzie zebranych z socjologii
religii. Etyka gospodarcza religii wiatowych, tom 1: Taoizm i konfucjanizm, tom 2: Hinduizm i buddyzm,
tom 3: Staro ytny judaizm (2000). Osobno wydana jest jego najbardziej znana praca z tego zakresu
Etyka protestancka a duch kapitalizmu (1994). Problematyk socjologii religii podejmuje te jeden
z najwybitniejszych socjologów - teoretyków XX wieku, Niklas Luhmann, w ksi ce Funkcja
religii (1998). Miejsce religii w wiecie wspó czesnym omawia Janusz Maria ski w opracowaniu
Religia i Ko ció mi dzy tradycj i ponowoczesno ci . Studium socjologiczne (1997). Ten sam problem z
fenomenologicznego punktu widzenia rozpatruje Thomas Luckmann w pracy Niewidzialna religia.
Problem religii we wspó czesnym wiecie (1991). O nowych ruchach religijnych pisze Eileen Barker w
ksi ce Nowe ruchy religijne (1997). Informacji o religijno ci w Polsce, tak jak rysuje si ona w
badaniach empirycznych, dostarcza praca Ireny Borowik Procesy instytucjonalizacji i prywatyzacji
religii w powojennej Polsce (1997).