You are on page 1of 165

Janusz A.

Zajdel
Limes Inferior
Data wydania : 1987 r.
Na szukanie lepszego swiata
nie jest jeszcze za p zno.
Alfred Tennyson
Sponad wody wstawaa subtelna mgieka delikatny woal daj acy mi ekko s c
zarysowi miasta, ktrego panorama wygl adaa st ad jak w aska, szara wst a zka,
u gry postrz epiona w fantazyjne z abki i rozpostarta wzdu z granicy wody i nieba.
d z koysaa si e lekko na maej fali uderzaj acej miarowo o burt e. Rytm ko-
ysania i plusk wody dziaay rozleniwiaj aco.
Ludzie stanowczo zbyt wiele wymagaj a od zycia medytowa Sneer, wyci a-
gni ety na dziobie odzi. Prawie wszyscy, w pocie czoa i na og bezskutecznie,
staraj a si e osi agn a c to, co mo zna zdoby c pro sciej i atwiej. Szukaj a szcz e scia i za-
dowolenia, nie prbuj ac wcze sniej dociec, co w istocie znacz a te poj ecia. . . Dla
mnie, na przykad, zupenie niez a realizacj a idei szcz e scia jest taka chwila, kie-
dy si e le zy na wznak koysany falami, ogrzewany promieniami so nca. . . Kiedy
naprawd e czuje si e pyn acy czas. Rytm fali daje zudzenie, ze jedynym tocz acym
si e wok ciebie procesem jest bieg czasu; czystego, wyabstrahowanego czasu,
nie wypenionego niczym oprcz plusku fal o burt e. Je sli mo zesz pozwoli c so-
bie na to, by nie liczy c uderze n fali i upywaj acych chwil, je sli upyw czasu nie
wywouje paniki w twoim umy sle jeste s naprawd e szcz e sliwy.
Unis powieki i nie poruszaj ac gow a powid spojrzeniem po jeziorze. Wy-
gl adao na to, ze tylko nieliczni spo srd milionw mieszka ncw Argolandu po-
dzielali jego pogl ad na zagadnienie szcz e scia. W polu widzenia Sneera koysao
si e tylko par e zagli i dwie motorwki, dryfuj ace leniwie bez nap edu. Reszta ow-
cw szcz e scia kotowaa si e w obszarze tamtego postrz epionego paska szaro sci,
co oddziela ciemny b ekit wd jeziora Tibigan od jasnego b ekitu bezchmurnego
nieba nad zachodnim horyzontem.
Szcz e sliwi czasu nie licz a przypomnia sobie stare porzekado. Co s
w tym musi by c, skoro ju z dawniej tak mwiono. Ale ja uj abym to inaczej: szcz e-
sliwi, ktrzy nie musz a liczy c czasu.
W sytuacji, gdy nie brak nikomu po zywienia, odzienia, mieszkania, a nawet
4
rozrywek czas staje si e warto sci a sam a w sobie i nie jest ju z tylko ruchomym
tem zycia, pejza zem drugiego planu, umykaj acym bezpowrotnie za oknem p e-
dz acego poci agu. Czas jest gwnym elementem rzeczywisto sci, nieodzownym
skadnikiem istnienia, trwania. . . A jednak ludzie jak gdyby nie dostrzegaj a tego,
nie doceniaj a znaczenia i warto sci czasu.

Zyje wci a z jeszcze staro zytna maksyma:
czas to pieni adz. Pieni adz sta si e pustym sowem, zmar w procesie przemian
spoecznych, a owo bezmy slne, prymitywne podej scie do zagadnienia czasu wci a z
pokutuje w powszechnej swiadomo sci.
Dlaczego? Dlatego zapewne odpowiada sobie Sneer w swych rozwa za-
niach ze przytaczaj aca wi ekszo s c ludzi, to w istocie rzeczy indywidua bez-
my slne i prymitywne. Czy z bowiem tak trudno dociec oczywistej prawdy, ktr a
on, Sneer, wykoncypowa dawno temu, jeszcze jako student: przecie z czas to po
prostu zycie.

Zycie jest sko nczonym kawakiem czasu, ktry zosta ci podarowa-
ny jak czysta kartka do pokolorowania, zabazgrania albo zmi ecia i wyrzucenia do
kosza na smieci. Czas to zycie. A zycie jest dla ludzkiej jednostki warto sci a tak
cenn a i unikaln a, ze gupot a byoby przeliczanie go na jakiekolwiek inne dobra
materialne. . .
Skoro za s oba te poj ecia czas i zycie sprz e zone s a tak nierozerwalnie, ze
w skali jednego ludzkiego bytu oznaczaj a wr ecz to samo, wynika st ad, i z wolny
czas oznacza wolne zycie.
Wolny czas to ten, ktrym mo zemy dysponowa c wedle wasnego uznania.
Najwi ekszym bogactwem czowieka jest czas, ktry pozostaje z zycia po odli-
czeniu wszystkich godzin wypenionych obowi azkami wobec spoecze nstwa i ko-
niecznymi staraniami o zapewnienie sobie mo zliwo sci materialnego istnienia.
Ideaem wolno sci byaby zatem sytuacja, w ktrej czowiek rozporz adza ca-
ym swym czasem. Sneer konsekwentnie zbli za si e do tego ideau: ze swiadcze n
na rzecz ogu zwolniony by na mocy praw obowi azuj acych w Argolandzie. Jego
klasa nie predysponowaa go do otrzymania obowi azkowego zaj ecia; osobista in-
wencja i talent natomiast pozwalay mu ogranicza c do minimum krz atanin e przy
zdobywaniu srodkw niezb ednych do przyjemnego sp edzania czasu wolnego lub,
inaczej mwi ac, wolnego zycia.
Faktu, i z powodzi mu si e w tym swiecie lepiej i zyje znacznie wygodniej ni z
innym posiadaczom tej ze klasy, Sneer nie uwa za za rzecz zdro zn a: wedle bo-
wiem zao ze n systemu spoecznego, w ktrym przyszo mu narodzi c si e i istnie c,
idea maksimum wygody i wolno sci przy minimum wysiku i obowi azkw by-
a perspektywicznym celem, stanem przewidywanym na przyszo s c dla obywateli
wszystkich klas.
Sneer uwa za, ze jedynie o krok. . . no, mo ze o dwa wyprzedza rozwj sytuacji
spoecznej, dystansuj ac nieco przeci etnego statystycznie czwartaka, zd a zaj acego
aczkolwiek wolniej, lecz w tym samym kierunku. A przecie z, jak wiadomo,
historia szanuje prekursorw wyprzedzaj acych wasn a epok e, cho cby nawet nie
5
cieszyli si e oni uznaniem wspczesnych.
Boczny podmuch silniej zakoysa odzi a. Sneer, le z ac na wznak, odruchowo
rozpostar ramiona, by nie znale z c si e w chodnej wodzie jeziora. Do n natrafia
na rozgrzane so ncem ciao dziewczyny, o ktrej prawie zapomnia, snuj ac swoje
rozwa zania.
W ogle to dziewczyna bya zb ednym rekwizytem na jachcie. Sneer nie za-
mierza nikogo zabiera c na dzisiejsz a przeja zd zk e. Upywu szcz e sliwego czasu
pragnie si e niekiedy do swiadcza c w samotno sci.
Towarzystwa ludzi, a zwaszcza dziewczyn, Sneer mia dosy c tam, na l a-
dzie, w kolorowo-krzykliwej d zungli Argolandu, w zatoczonych barach, na uli-
cach, w kabinach hotelowych. . .
Tylko z nawyku skin a by doni a, widz ac akome spojrzenia dziewczyny sle-
dz acej jego ruchy, gdy dzi s w poudnie odcumowywa d z od boi w basenie jach-
towym.
Ju z po chwili zaowa tego gestu, lecz byo za p zno: dziewczyna w po spiechu
upchn ea sw a pla zow a torb e w skrytce baga zowej, pi eknym skokiem z nabrze za
szurn ea do wody i po kilku sekundach wynurzya si e przy burcie jachtu.
Bya do s c atrakcyjnym egzemplarzem moda, najwy zej dwudziestoletnia,
o pi eknie opalonej skrze i w miar e penych ksztatach ale Sneer zna zbyt wie-
le podobnych, by specjalnie zapala c si e do tej wa snie, samotnie przechadzaj acej
si e po przystani. Na szcz e scie, nie okazaa si e uci a zliw a pasa zerk a. Wprawdzie
bez zadnej zach ety ze strony Sneera sci agn ea grn a cz e s c kostiumu, gdy tylko
d z znalaza si e za falochronem traktuj ac to zapewne jako minimum rewan zu
nale znego fundatorowi przeja zd zki ale potem, opalaj ac si e na dziobie jachtu,
tu z obok Sneera, niczym nie zakcaa toku jego my sli, mo ze tylko interesuj acym
ksztatem swego du zego biustu, gdy wkracza w pole jego widzenia przy wi ek-
szych przechyach.
Z niewielu zda n, jakie zamienili w czasie kilku godzin leniwego koysania si e
na wodzie, Sneer dowiedzia si e, ze dziewczyna ma na imi e Gracja, ze studiuje
nauki historyczne i specjalizuje si e w historii my sli etycznej ery nowo zytnej.
Prezentowanie wasnych, do s c oryginalnych i smiaych pogl adw etycznych
dwakro c modszej od niego studentce wydawao si e Sneerowi rzecz a nieodpo-
wiedni a. Rozmowa na inne tematy nie kleia si e jako s i wkrtce Sneer zaton a
w swoich rozwa zaniach. Kontemplacja czystego, nie ska zonego niczym czasu po-
chon ea go tak dalece, ze dopiero przypadkowe dotkni ecie ramienia dziewczyny
u swiadomio mu, i z nie jest sam na odzi.
Dziewczyna potraktowaa to dotkniecie jako rodzaj wst epu do dalszych po-
ufao sci i odpowiedziaa u sciskiem doni, jednak ze Sneer nie podj a dalszej gry.
Wracamy powiedzia chodno. Zgodniaem troch e.
Ju z w nast epnej chwili po zaowa tego wyznania, bo dziewczyna zupenie
bez skr epowania spytaa, dok ad pjd a na kolacj e.
6
Sneer nie by sk apy, lubi nawet czasem sono paci c w dobrej restauracji za
kolacj e z atrakcyjn a mod a dziewczyn a to dodawao mu blasku w oczach ko-
legw z jego srodowiska i nale zao do kosztw reklamy. Wiedzia jednak, czym
to si e sko nczy: dziewczyna najwyra zniej zwyka stosowa c fair play i a z palia si e
do rewan zu, przy czym z uwagi na jej studenckie dochody rewan z w mg
wyrazi c si e tylko w jeden sci sle okre slony sposb. A wa snie dzi s Sneer nie mia
specjalnej ochoty na damskie towarzystwo w hotelowej kabinie.
C z. . . mrukn a, obracaj ac w doni Klucz, niby przypadkiem w taki
sposb, by moga dostrzec symbol klasy. Wst apimy gdzie s, na bulwarze. . .
Nie zrazia si e jego czwrk a. Wr ecz przeciwnie.
My slaam, ze jeste s co najmniej dwojakiem. W zyciu nie widziaam czwar-
taka, ktry wynajmuje jacht na sze s c godzin powiedziaa z u smiechem, a Sneer
teraz dopiero spostrzeg, ze dziewczyna ma wspaniae, szarozielone oczy. Mu-
sisz by c bardzo zaradnym czwartakiem, je sli ci e sta c na takie wydatki!
Bya wida c przygotowana na wszelkie warianty rozwoju znajomo sci z przy-
padkowo poznanym m e zczyzn a, bo gdy na brzegu wyci agaa ze swej pla zowej
torby wytarte d zinsy i sk ap a trykotow a bluzk e, z wn etrza wypada szczoteczka do
z ebw.
Dla mnie mwia, ubieraj ac si e na nabrze zu klasa nie ma znaczenia.
Przy mojej specjalno sci, mogabym zosta c nauczycielk a. . . No, mo ze dziennikar-
k a telewizyjn a, ale to ju z wymagaoby bardzo wysokiej klasy. . . Wi ec najch et-
niej. . . chciaabym dosta c czwrk e i mie c du zo czasu. . .
Uhm. . . mrukn a Sneer kpi aco. Kiedy si e jest adn a i mod a dziew-
czyn a, wystarczy czwrka i troch e tupetu.
Nigdy nie miaam wielkich aspiracji powiedziaa ze wzruszeniem ra-
mion, a potem, przygl adaj ac si e uwa znie twarzy Sneera dodaa: Co s mi si e
zdaje, ze nie bardzo ci si e podobam? Wolisz pewnie intelektualistki.
Sneer wyczu w jej gosie nut e zawodu, a poniewa z mia mi ekkie serce, obj a
dziewczyn e i poszli razem w stron e centrum. Wiedzia od pocz atku, ze tak si e to
sko nczy. Jako czwartak, nie mgby nawet tumaczy c si e konieczno sci a wczesne-
go wstawania do pracy. . . Dziewczyna bya w sumie zupenie nieza i by c mo ze
naprawd e nie miaa punktw na kolacj e. Sneer dobrze pami eta wasne problemy
finansowe z czasw studenckich, a do modzie zy zwaszcza pci ze nskiej
mia zawsze bardzo przychylny stosunek.
* * *
Filip zbudzi si e znacznie p zniej ni z zwykle, spojrza odruchowo na zega-
7
rek i w jednej chwili obla si e chodnym potem. Zawsze tak byo, gdy stwierdza,
ze nic nie uratuje go przed sp znieniem si e do pracy. Towarzyszyy temu lekkie
mdo sci na my sl o kolejnym tumaczeniu si e przed szefem personalnym. Pozycja
Filipa nie bya najlepsza, coraz cz e sciej syszao si e o zwolnieniach, o trudno-
sciach w uzyskaniu pracy przez takich jak on. Kiedy ko nczy studia, nie byo
z tym zadnych problemw: nawet niektrych czwartakw powoywano do pracy.
Teraz trjka nie dawaa zadnej pewno sci.
Jego wewn etrzne poczucie czasu mwio mu, ze dzisiejszy dzie n nie jest
dniem wolnym od pracy. Umys pracowa jako s opornie, na zwolnionych obro-
tach, gowa ci a zya podejrzanie. Dopiero po du zszej chwili, gdy w wyobra zni
prze zy ju z swoje strachliwe skradanie si e do pokoju personalniaka, gdy ju z mia
prawie obmy slone zupenie oryginalne wytumaczenie sp znienia. . . przypomnia
sobie nagle, ze mo ze spokojnie odwrci c si e twarz a do sciany kabiny i zdrzemn a c
si e jeszcze kilka minut tych kilka minut, ktre s a najmilsze z caego spania,
kiedy to mo zna, zacisn awszy powieki, utrwali c w pami eci najciekawsze epizody
z prze snionego snu. . .
Filip by od kilku dni na urlopie. Sp edza go wprawdzie na miejscu, w Ar-
golandzie, bo wyjazd dok adkolwiek przekracza jego mo zliwo sci finansowe, ale
i tak byo przyjemnie: mg wysypia c si e do syta, a potem przez cay dzie n w-
czy c si e po aglomeracji, odwiedza c dzielnice, w ktrych nie by od lat, spacero-
wa c w poudnie wzdu z brzegu jeziora Tibigan i z pewn a zazdro sci a spogl ada c na
tych, co wynajmowali wspaniae zaglwki i odzie motorowe, by pywa c na nich
w towarzystwie slicznie opalonych dziewczyn.

Swiadomo s c, ze nie czeka go dzi s spotkanie z szefem, pozwolia Filipowi


na powrt zag ebi c si e spokojnie w psennych marzeniach. Niemie odczucia
fizyczne ust apiy, mi e snie zo adka rozlu zniy si e i tylko lekki ucisk w skroniach
zakca przyjemno s c tej chwili.
Co mg oznacza c ten lekki bl gowy? Filip prbowa przypomnie c sobie
wydarzenia wczorajszego wieczoru, lecz sen ogarn a go ponownie, wypeniaj ac
luk e w pami eci fantastycznymi wizjami.
Musiao by c jakie s piwo. Du zo piwa przebiego mu przez my sl, nim zupe-
nie zaton a w drzemce.
Okoo dziewi atej obudzi si e na dobre, przeskakuj ac ze snu w jaw e tak gwa-
townie, jak zanurzona pika wyskakuje na powierzchni e wody. Prbowa jeszcze
ca a si a woli czepia c si e snionego w atku, lecz sen wyrzuca go z siebie zdecydo-
wanie i nieodwoalnie.
Oprzytomnia z dziwnym uczuciem zalu i zawodu, ze nie dane mu byo do sni c
do ko nca pi eknej historii, ktr a prze zywa niezwykle realistycznie jako jej gwny
bohater.
Zawsze tak jest! pomy sla z pretensj a do losu, le z ac z zamkni etymi oczami.
Sen ucieka w najciekawszym miejscu, a czowiek, cho c wie, ze to tylko sen,
8
bezskutecznie prbuje przedu zy c go jeszcze, cho c o jedn a chwil e. . . i nigdy si e
to nie udaje. A potem, cho cby s nawet zasn a, snisz ju z co s zupenie innego.
Sen Filipa by naprawd e pi ekny. Odtwarza go teraz, upajaj ac si e jego tre sci a,
tak ze nawet nie czu trwaj acego wci a z blu gowy.
Nagle otworzy oczy i przytomnie rozejrza si e po pokoju. Jego ubranie byo
niezwykle porz adnie uo zone na krze sle, pantofle stay rwniutko. . . Tak, musia-
o by c sporo tego piwa. Tylko ono wyzwalao w Filipie tak a pedanteri e. By to
nawyk z czasw studenckich, kiedy ojciec miewa do niego pretensje o picie piwa
z kolegami i p zne powroty do domu. Rwniutko uo zone ubranie miao swiad-
czy c, ze Filip jest idealnie trze zwy. . .
Teraz ojciec nie zwraca ju z uwagi na owe, rzadkie zreszt a, wieczorne powroty
dorosego syna z baru, lecz odruch pozosta, tym silniejszy, im wi ecej kufli Filip
opr zni.
Przecie z to byo. . . naprawd e! Unis si e na okciu i pocieraj ac czoo do-
ni a, mozolnie prbowa oddzieli c prawd e od sennych zwidw. Ten czowiek,
ten automat. . .
Wjednej chwili przypomnia sobie wszystko. Nie byo tego wiele, ale. . . jak ze
cudowna bya jawa, ktrej reminiscencje powrciy w snach!
Wczoraj. . . Wczoraj. . . Wraca wi ec do domu, po caym dniu sp edzonym na
pla zy, gdzie ukradkiem, spod pzamkni etych powiek, ogl ada zgrabne sylwetki
przechodz acych dziewczyn. Zacz ey si e wakacje akademickie, pla za pena bya
studentek radosnych, odpr e zonych po napi eciach letniej sesji egzaminacyjnej,
wystawiaj acych na so nce i wiatr wszystko, co dao si e odkry c. . .
Filip, przesaniaj ac koszul a swoje jasne, piegowate ramiona, pokryte nieadn a,
r zowaw a opalenizn a, marzy o tym, by by c jednym z tych wysokich, sniadych,
ciemnowosych chopakw, szalej acych jachtami po zatoce. Albo. . .

Zeby chocia z
mc wynajmowa c odzie, przynajmniej raz na par e dni, na godzin e, dwie. . .
Wiedzia, ze to zupenie nierealne przy jego zarobkach, na jego skromnym
stanowisku. . . W wyobra zni tworzy sposoby osi agni ecia wy zszych dochodw
i lepszej pozycji w pracy, to znw wymy sla r znego rodzaju nadzwyczajne wy-
darzenia, przynosz ace mu niespodziewane zyski. . .
Wiedzia doskonale, ze nic takiego nie mo ze si e zdarzy c. Po pierwsze dlatego,
ze nikt jeszcze nie zdoby fortuny le z ac na pla zy i wymy slaj ac najbardziej niere-
alne warianty swojej przyszo sci. . . A po drugie zdawa sobie z tego spraw e
zwykle brakowao mu odwagi, by wprowadzi c w czyn ktrykolwiek ze swych
pomysw.
Filip ba si e wszystkiego nawet tego, co przynosia codzienno s c. W tym
bezpiecznym sk adin ad swiecie ba si e odezwa c go sniej, by nikt przypadkiem nie
usysza jego gosu wybijaj acego si e ponad sredni poziom szumu zbiorowo sci,
ktrej by elementem. Ba si e szefa personalnego i to byo przyczyn a porannych
mdo sci, gdy musia w my slach ukada c przekonywaj ac a historyjk e tumacz ac a
9
przyczyn e parominutowego sp znienia do pracy; historyjk e absolutnie r zn a od
wszystkich wymy slonych poprzednio. . .
Filip cz esto nienawidzi samego siebie za swj l ek. Nieraz postanawia, i z
ktrego s dnia odwa znie przyzna si e, ze po prostu zaspa. . . lecz ba si e nadal,
mimo tej swiadomo sci i tych postanowie n. . .
Tam, na pla zy, te z odczuwa dotkliwie ten brak odwagi. Nie umiaby przy a-
czy c si e do studentw graj acych w pik e, zagadn a c ktr a s z dziewczyn. . . Czu
si e may, niewa zny, niegodny niczyjego zainteresowania.
Gdyby tak mie c jedynk e. No, niechby chocia z dwjk e! my sla, widz ac
w marzeniach siebie za sterem motorwki, z Kluczem uwieszonym niedbale na
tasiemce przy k apielwkach, aby wszyscy mogli widzie c, z kim maj a do czynie-
nia. . .
Wierzy, ze nawet dwjka robi wra zenie, jakiego ze swoj a trjk a nigdy nie
byby w stanie wywoa c. . .
Kiedy so nce skryo si e za scian a wysokich budynkw okalaj acych uk pla zy
nad zatok a, ubra si e i powlk ulicami, bez celu, w nadziei, ze wydarzy si e jedna
z tych niezwykych przygd, ktre zmy sli przygoda nios aca odmian e w jego
zyciu.
Piwo dawao namiastk e takiej odmiany. U zyte w wi ekszej ilo sci sprawiao,
ze na pewien czas potrafi zapomnie c o swoich l ekach. Po paru kuflach czu si e
jak wwczas, gdy by studentem. Z rozrzewnieniem wspomina swj studenc-
ki, ubo zuchny Klucz zawieraj acy tylko skromn a kwot e stypendium, wypacanego
w samych czerwonych. . .
Ten Klucz, z pustym miejscem zamiast oznaczenia klasy, wydawa si e klu-
czem do prawdziwego, szcz e sliwego zycia: dawa potencjalnie nieograniczone
mo zliwo sci. . . Puste miejsce mogo teoretycznie zapeni c si e symbolem
najwy zszej klasy, a puste rejestry kont okr agymi kwotami zielonych i ztych
punktw. . .
Wtedy, jako student, nie docenia tej cudownej wa sciwo sci studenckiego Klu-
cza. Marzy, by jak najpr edzej uko nczy c nauk e, uzyska c klas e (oczywi scie wyso-
k a to wwczas nie podlegao w atpliwo sciom), dysponowa c licznymi punktami
w miych barwach zieleni i zci. . .
Ile z daby teraz za tamto bogie poczucie pewno sci siebie. . .
Na testach dosta ledwie trzeci a klas e i to byo pocz atkiem jego fobii. . . Resz-
ty dokonywaa powoli swiadomo s c ci agego pozostawania na granicy dziel acej
zatrudnionych od rezerwowych. Dzi s ju z trjka nie dawaa zadnej pewno sci pra-
cy, a za zielone punkty coraz mniej rzeczy mo zna byo dosta c. . . Znikoma liczba
ztych, jak a otrzymywa co miesi ac, topniaa byskawicznie. . .
Powiedziabym szefowi, co o nim my sl e usprawiedliwia si e sam przed
sob a, mijaj ac witryn e baru ale wwczas on skorzystaby z pierwszej okazji, by
mnie wyla c. . . A wtedy. . .
10
Wiedzia, co to znaczy. Bez pracy nie ma ztych punktw. Niewiele mo zna
zdziaa c z samymi zielonymi i czerwonymi. Ostatnio nawet automaty z przyzwo-
itym piwem przestawiono na zte punkty. Za zielone mo zna dosta c tylko jaki s
obrzydliwy, gorzkawy pyn, pewnie syntetyk. . .
Pomin awszy ju z nawet luksusy takie jak kanapka z pol edwic a, czy wreszcie
te cudowne zaglwki na jeziorze Tibigan, brak ztych uniemo zliwia korzystanie
z normalnych, ludzkich przyjemno sci, oferowanych przez Argoland jego zarabia-
j acym zte punkty mieszka ncom. Jak ze tu zaprosi c dziewczyn e do baru na pla zy,
nie maj ac ztych? Je sli zechce co s zje s c, napi c si e, trudno przecie z oferowa c jej
sandwicze z serem czy mi etow a herbat e jedyne, co byo dost epne za zielo-
ne punkty w ekskluzywnych barach na przystani. . . Byaby to pewnie pierwsza
i ostatnia randka. . .
Tak, posiadanie drugiej klasy dawaoby Filipowi ten niezb edny dla dobrego
samopoczucia margines bezpiecze nstwa. Dwjka gwarantuje stabilizacj e i nie-
pr edko jeszcze dojdzie do tego, by dwojacy mieli si e obawia c braku zaj ecia. . .
Snuj ac tego rodzaju refleksje, Filip znalaz si e we wn etrzu baru, na wprost
automatu z importowanym piwem. Z determinacj a podstawi kufel pod dozownik
i wsun a Klucz do szczeliny.
Pal diabli tych kilka n edznych ztych. I tak przez sto lat nie uzbieram ich
tyle, by wystarczyo na najmniejsz a z rzeczy, o jakich si e marzy rozgrzeszy
si e patrz ac, jak bursztynowy pyn wypenia szklane naczynie.
Wypi apczywie, du zymi ykami, a potem napeni kufel jeszcze raz i usiad,
przy bufecie, obok automatu do gier.
May, okr agy na twarzy i mocno przyysiay czowieczek sta przed automa-
tem i przygl ada si e migaj acym swietlnym napisom, ktre zapraszay do gry.
Sprawd z swoje szcz e scie pomn z swoje punkty odczyta Filip.
ysy zerka z ukosa na Filipa i wyra znie szuka sposobu rozpocz ecia rozmowy.
Trzydzie sci za jeden! powiedzia na wp do siebie. Gdybym mia
par e ztych. . . Widziaem dzi s, jak facet postawi dych e i zarobi trzy setki. . .


Ztych? zainteresowa si e Filip.
Stawia zte, to i wygra ztymi. To si e rzadko zdarza, ale te z, bym posta-
wi, gdybym mia.
Niech pan zagra zielonymi poradzi Filip, popijaj ac powoli piwo.
E, tam! Po co kusi c los? Zostawi e sobie t e szans e do czasu, jak mi par e
ztych wpadnie.
Dziesi e c ztych! skalkulowa Filip przecie z to tyle, ile mi pac a za
miesi ac pracy. . .
Niepewnie si egn a po Klucz, obejrza go uwa znie, jakby widzia go po raz
pierwszy. Szare cyferki wskazuj ace czas przeskakiway w leniwym rytmie mija-
j acych sekund.
11
Palcami prawej doni uj a gwk e Klucza i wskazuj acym palcem lewej dotkn a
ztej kropki na pytce. W okienku wska znika zajarzyy si e zte cyferki.
No, no! Sporo pan uzbiera! powiedzia ysawy, patrz ac przez rami e
Filipa. Pi e cdziesi at ztych, to ju z jest co s.
Przyjrza si e uwa znie Kluczowi i doda:
Oszcz edny pan jest. Maj ac trjk e, nieatwo uzbiera c p setki ztych. . .
Na pana miejscu zagrabym kilkoma. Punkty id a do punktw!
Sprbuj e b akn a Filip, chocia z zal mu byo ryzykowa c. Ale najwy zej
jednym punktem!
Wo zy Klucz do szczeliny automatu, wcisn a przycisk i poci agn a za d zwi-
gni e.
No, prosz e! ucieszy si e ysawy jegomo s c. Wygra pan trzy za jeden.
Te z nie zle. Warto postawi c jeszcze raz.
Niech tam! mrukn a Filip i zagra za trzy punkty.
Dalej byo ju z jak w marzeniach. Automat rozdzwoni si e, roziskrzy swiate-
kami.
Sto za jeden! zapia w zachwycie przygodny kibic, a pozostali go scie
baru odwrcili gowy w stron e automatu.
Filip wpatrywa si e w zte cyferki na liczniku, jakby chc ac si e upewni c, czy
nie znikn a, jak to cz esto bywao w snach o wielkiej wygranej.
Trzysta ztych! powtarza gor aczkowo w my slach. Dwa i p roku pra-
cy!
W ci agu ostatnich pi eciu lat udao mu si e zaoszcz edzi c zaledwie pi e cdzie-
si at. . . Trzysta ztych to bya fortuna dla tak modego czowieka Jednak Filip
zdawa sobie doskonale spraw e, ze najwi eksza fortuna zniknie bez sladu, je sli nie
jest poparta staymi wpywami. Zdarzyo mu si e ju z ze dwa razy wyda c dziesi atk e
w ci agu jednego popoudnia i wiedzia ze to nic trudnego. . .
Kilka osb obecnych w barze stao teraz wok niego, patrz ac z podziwem
i zazdro sci a to na niego, to znw na automat, ktry wci a z jeszcze pobrz ekiwa
i byska napisem: Odwa znemu sprzyja szcz e scie uwierz w to i prbuj cz e-
sciej!
No, panie kolego. . . My sl e, ze zasu zyem sobie na co najmniej jeden ku-
felek! przymwi si e ysawy, gramol ac si e na stoek przy barze.
Nawet na dwa! u smiechn a si e Filip, a potem pomy sla, ze wypada-
oby jako s uczci c to niezwyke wydarzenie i podszedszy do automatu z piwem
napeni od razu kilkana scie kufli.
Prosz e bardzo! powiedzia w stron e gapiw, otaczaj acych automat do
gier. Piwo dla wszystkich.
Odpowiedzia mu zbiorowy pomruk uznania, wszyscy pili za pomy slno s c
szcz e sliwego gracza, a Filipowi byo bardzo przyjemnie, tym bardziej, ze cay
12
pocz estunek kosztowa go zaledwie jeden zty punkt akurat ten, ktry prze-
znaczy by na stracenie, rozpoczynaj ac gr e. . .
Przy trzecim kuflu byli ju z po imieniu z ysawym facetem, ktry powiedzia,
ze nazywa si e Karl, traktowa Filipa bardzo serdecznie i wcale nie robi wra zenia
naci agacza. To raczej Filip namawia go na kolejne kufle, a z tamten zacz a go
powstrzymywa c przed zbytni a rozrzutno sci a.
To co byo p zniej, Filip przypomina sobie z pewnym trudem. Siedz ac na tap-
czanie, usiowa uporz adkowa c fakty. Potem si egn a do kieszeni kurtki wisz acej
na oparciu krzesa i wydoby Klucz.
Wszystko si e zgadzao. Z trzystu pi e cdziesi eciu czterech ztych punktw,
ktre mia w chwili podj ecia wygranej, brakowao niecaych siedmiu. Prawie dwa
wyda w barze, a pozostae pi e c. . .
Si egn a jeszcze raz do kieszeni i namaca prostok atny kartonik.
Karl Pron, hotel Kosmos, Argoland, TI. odczyta i odwrci wizytwk e
na drug a stron e, gdzie chwiejnym odr ecznym pismem zanotowano: wtorek godz.
14.
Odruchowo spojrza na cyfry zegarka na Kluczu. By wtorek, godzina dzie-
wi ata dziesi e c.
Wi ec to wszystko prawda zastanawia si e. Chyba ze ten Karl jest zwy-
kym oszustem. Ale, je sli nawet. . . to niewiele zainwestowaem. C z to jest: pi e c
ztych!
Jeszcze wczoraj nie my slaby w ten sposb, przeliczaj ac t e kwot e na prze-
ja zd zki motorwk a, albo wynaj ecie samochodu.
Teraz wszystko si e zmieni my sla, przypominaj ac sobie te urywki rozmowy
z Karlem, ktre najbardziej utkwiy w jego pami eci.
Kim by ten niepozorny czowieczek, do s c grzeczny i ogadzony, lecz wygl a-
daj acy co najwy zej na czwartaka? Czy naprawd e mgby pomc Filipowi? Musia
by c niezym psychologiem, skoro tak celnie odgad potrzeby modego czowieka,
sp edzaj ac z nim zaledwie trzy godziny przy piwie.
Znam faceta powiedzia ni st ad, ni zow ad, gdy byli ju z jako tako zaprzy-
ja znieni ktry potrafi zaatwi c ka zd a klas e.
Filip zdziwi si e troch e, cho c sysza, ze s a tacy faceci. Z drugiej jednak ze stro-
ny, powszechnie byo wiadomo, ze klasyfikacja podlega scisej kontroli Syskomu
i zaden czowiek nie ma na ni a wpywu.
Jak to si e robi? spyta, konfidencjonalnie schylaj ac si e do ucha Karla.
Tajemnica zawodowa u smiechn a si e tamten. Ale gdyby s chcia, to. . .
da si e zaatwi c.
Nie byoby zle. . . b akn a Filip, czerwieniej ac nieco na twarzy, i upi
dwa yki z kufla.
Z trjk a wysoko nie zajdziesz.
Wiem, cholera.
13
Zastanw si e.
Nad czym tu si e zastanawia c?
Susznie. Nie ma nad czym. Tylko paci c trzeba sporo. . .
Ile?
No. . . bo ja wiem? Fachowiec wzi aby ze dwie setki. . .


Ztych?
Dobry specjalista najch etniej pracuje za zte. Chyba ze. . . przeliczaj ac po
najwy zszym kursie, to znaczy. . . no, z pi etna scie za jeden. . . to by byo. . . trzy
tysi ace czerwonych. Albo osiemset zielonych.
Cholernie du zo. . . zasmuci si e Filip, ale zaraz sobie przypomnia o wy-
granej i powesela. Napeni nast epne dwa kufle.
Dwie setki. Ale trudno o kontakt z dobrym fachowcem. Oni s a ostro zni,
nie ryzykuj a. Sam nie dotrzesz do takiego, nie b edzie z tob a gada, je sli kto s ci e
nie poleci. A z byle p etakiem nie warto w ogle zaczyna c. Peno teraz takich pod
Stacjami Testowymi: zachwala swoje usugi, a potem znika z zaliczk a. . . Albo
palcem nie kiwnie, tylko udaje, ze co s zaatwia, a jak si e komu s przypadkiem uda
przej s c bez jego pomocy, to zgasza si e po honorarium. . . Ostrzegam ci e przed
tymi, co zaczepiaj a na ulicy.
Mgby s mnie. . . skontaktowa c?
Gdyby s chcia, mog e sprbowa c. Niczego nie obiecuj e, bo ci najlepsi rzad-
ko podejmuj a si e mniejszej roboty. Czekaj a na trudniejsze operacje. Sta c ich na
to, zrobi a jeden albo dwa lifty na miesi ac i wystarczy. Ka zdej robocie towarzyszy
takie samo ryzyko wpadki, wi ec wol a te lepiej patne. . .
Zorganizuj mi. . . spotkanie z dobrym fachowcem powiedzia Filip, nie-
zle ju z podchmielony.
Je sli chcesz. . . Ale musz e mie c z tego prowizj e.
Jasne. Musisz i ty zarobi c. . . zgodzi si e Filip.
Pewnie. Z czego s trzeba zy c, kiedy si e nie ma dobrej klasy. Zwykle bior e
dwadzie scia procent za kontakt. Je sli dasz pi atk e na koszty, to postaram si e jutro
ci odpowiedzie c.
Wtedy wa snie Karl wr eczy Filipowi wizytwk e. Wzbudzaa zaufanie. Ta-
kie wizytwki mo zna byo dosta c tylko wwczas, gdy miao si e zapacony hotel
za miesi ac z gry. W Kosmosie musiao to kosztowa c z pi e cdziesi at ztych.
Karl nie wygl ada na takiego, ktrego sta c na podobne luksusy, nie ukrywa braku
punktw i wci a z napomyka, ze ledwo wi a ze koniec z ko ncem, ale wida c chwila-
mi miewa wi eksze wpywy. Filip nie pyta go oczywi scie, co robi poza po sredni-
czeniem pomi edzy lifterami a ich klientami.
Mo ze Karl sam by lifterem takim od mniejszych, atwiejszych spraw?
Wszystko jedno pomy sla Filip. Nie pos adzam go, by chcia tylko wy-
udzi c ode mnie tych pi e c punktw.
14
Karl rzeczywi scie nie by nachalny i robi nieze wra zenie. Pi e c punktw, kt-
re Filip przela na jego Klucz, gdy wychodzili z baru, potraktowa jako zaliczk e
prowizji, reszt e mia otrzyma c po sfinalizowaniu caej sprawy.
Wszystko wygl adao do s c klarownie, przynajmniej wczorajszego wieczora,
kiedy piwo szumiao w gowie i swiat wydawa si e prostszy i weselszy. Teraz,
rankiem, wracaj ac my sl a do wczorajszej rozmowy z Karlem, Filip zaczyna znw
odczuwa c swoje zwyke, codzienne l eki, zagodzone nieco swiadomo sci a posia-
dania na Kluczu trzystu kilkudziesi eciu ztych punktw.
Dwie scie, plus czterdzie sci dla Karla liczy, ju z w azience pod natryskiem.
Straszna suma. . . Ale i tak rozeszaby si e bez sladu.
Jeszcze raz wspomnia sobie sowa ojca, powtarzane wielokrotnie, gdy Filip
by uczniem, i p zniej, gdy by studentem:
Jedyne, co daje pewno s c bytu w dzisiejszym swiecie, to wysoka klasa. Nie
jest wa zne, ile punktw masz na Kluczu. Najwa zniejsze, zeby s pracowa, i to
dobrze pracowa, bo liczy si e przede wszystkim to, co ci wpywa miesi ecznie.
Filip niezupenie zgadza si e z ojcem w ocenie tego zagadnienia. Rzeczywi-
sto s c zaprzeczaa cz esto tym maksymom. Filip zna wielu modych ludzi, ktrym
niska klasa i brak pracy nie przeszkadzay w wydawaniu ztych setkami. Zdawa
sobie jednak spraw e, ze dochody tych ztych modzie ncw, jak ich powszech-
nie nazywano, pochodz a z dotacji wysoko ustawionych tatusiw zerowcw,
albo te z z innych, niejasnych zrde.
Rodzice Filipa mieli tylko trjki, a to nie pozwalao na zbyt wystawny tryb
zycia. Jako student Filip dostawa od nich co najwy zej po jednym, czasem po dwa
zte na miesi ac i to musiao mu wystarczy c na wszystkie przyjemno sci niedo-
st epne za czerwone ze studenckiego stypendium i za tych par e zielonych, ktre
udawao si e czasem dorywczo zarobi c. . .
Wizja wy zszej klasy, lepszego stanowiska i co najmniej trzydziestu ztych
na miesi ac poprawia mu humor i dodaa odwagi. Wkrtce te z przesta my sle c
o kosztach, jakie poci agnie za sob a zamierzona operacja. Ostatecznie te punkty
i tak spady mu jak z nieba. . .
O to, czy poradzi sobie w pracy jako dwojak, wcale si e nie martwi. By prze-
konany, ze w peni zasuguje na drug a klas e inteligencji.
* * *
Karl wsta sporo po dziewi atej. Dziewczyny ju z nie byo, widocznie wymkn e-
a si e po cichu, gdy jeszcze spa. Zapaci jej wczoraj wieczorem, zanim posza
z nim do kabiny. Kosztowaa dokadnie cae pi e c punktw, ktre dosta od tego
15
modego szcz e sciarza z baru.
Wsta i rozejrza si e po kabinie hotelowej.
Jak to dobrze, ze opaciem z gry t e kabin e pomy sla i westchn a. Spraw-
dzi Klucz. Byo na nim troch e zielonych wystarczaj aco, by prze zy c par e ko-
lejnych dni. Czerwonych punktw nie mia w ogle. Zwykle od razu wymienia je
u handlarzy na zielone wedug aktualnego czarnorynkowego kursu. W jego srodo-
wisku nie nale zao do dobrego tonu jadanie w podrz ednych knajpach i mieszkanie
w tanich blokach.
Do diaba! zakl a w duchu, chowaj ac Klucz. Kto mi kaza wika c si e
w t e afer e?
Uprawiaj ac do niedawna drobny lifting, nie miewa problemw materialnych.
Odk ad jednak ze da si e namwi c do udziau w pewnym podejrzanym przedsi e-
wzi eciu, musia zaniecha c swych zwykych zaj e c.
Korcio go, by po cichu sprbowa c zarobi c troch e liftem. Z przyjemno sci a
wykreowaby jakiego s czwartaka, pi ataka cho cby, za tych kilkana scie ztych. . .
Zawsze to lepsze ni z nic. . . Wiedzia jednak, ze nie wolno mu teraz ryzykowa c.
Musia wygl ada c na przyzwoitego obywatela i nie mg pozwoli c sobie na zadn a
podejrzan a dziaalno s c. Za to przecie z wzi a tych dwie scie ztych i spodziewa
si e dosta c jeszcze o wiele wi ecej. . .
Punkty rozeszy si e w ci agu niespena tygodnia. Luksusowy hotel, porz adne
restauracje, dziewczyny bior ace po pi e c i wi ecej. . . Tego wymagali ludzie, kt-
rych planw nie prbowa nawet zg ebia c. Decyduj ac si e na wspprac e z nimi
wiedzia, ze sprawa jest wyj atkowo cuchn aca, lecz pociesza si e my sl a o tym, ze
uprawiaj ac dotychczasowy proceder te z ociera si e codziennie o krymina, cho c
ryzyko wi azao si e ze znacznie mniejszym zyskiem. Obiecywano tysi ace, wi ec
zgodzi si e bez du zszych waha n. Ze swoj a rzeczywist a klas a nie mg liczy c na
du ze zyski z liftingu. Pi atacy i szstacy nie s a klientel a, na ktrej mo zna zbi c ma-
j atek. Ciuaj a swoje zte, skupuj ac je po horrendalnym kursie, a potem trudno im
rozsta c si e z ka zdym punktem. . .
Szczeglnie teraz, gdy czwrka nie zapewniaa realnej szansy zatrudnienia,
mao kto inwestowa w awans do tej klasy dla dodatkowych paru zielonych.
Drobny lifting na niskim poziomie ko nczy si e nieodwoalnie powie-
dzia do siebie, zaczesuj ac przed lustrem rzadkie kosmyki na ysiej acy czubek
swej kulistej czaszki. Na rynku pozostan a tylko wielkie rekiny, spece od wy-
sokiej roboty. . . Zrobienie zerowca kosztuje pewnie z tysi ac ztych, mo zna za to
po zy c beztrosko adny kawa czasu. . . A konkurencja te z niewielka. . . Ilu mo ze
by c w Argolandzie lifterw z rzeczywistym zerem? Trzech, czterech?
Przypomnia sobie o Filipie, pi atce wydanej na dziewczyn e i mo zliwo sci zaro-
bienia dalszych trzydziestu pi eciu ztych. Spojrza na zegarek. Dochodzia dzie-
si ata.
Najlepszy czas, zeby zapa c ktrego s na mie scie pomy sla ko ncz ac toalet e.
16
Zadzwoni telefon. Karl podnis suchawk e i przez minut e sucha pilnie in-
strukcji przekazywanej damskim gosem.
Dobrze. B ed e o pierwszej powiedzia i odo zy suchawk e.
Poczu dziwny dreszczyk emocji. Wi ec to ju z! Trzeba b edzie zabra c si e do
dziea, czyli, innymi sowy, zacz a c nadstawia c karku za tych, ktrzy obiecali pa-
ci c tysi ace. . .
Poczu si e niepewnie, usiad w fotelu przy stoliku z telefonem i nie podno-
sz ac suchawki, nerwowo przebiera palcami po klawiszach aparatu. Mia ogrom-
n a ochot e zadzwoni c pod numer kontaktowy, ktry mu podano, i powiedzie c, ze
rezygnuje z udziau w tej aferze. Czu jednak, ze to na nic. Zbyt wiele wiedzia,
a ponadto nie mia ju z ani punktu z tego, co mu z gry zapacono.
Nie byo odwrotu. Karl wydoby z kieszeni swj Klucz i przyjrza mu si e
dokadnie, jakby po raz pierwszy widzia t e cienk a, prostok atn a pytk e z plastyku,
z okienkiem, w ktrym migay cyferki odmierzaj ace czas, zako nczon a paskim
kolistym uchwytem.
Do tej pory nie prbowa nawet zrozumie c dokadnie, jak dziaa Klucz
podobnie, jak nigdy nie zastanawia si e nad dziaaniem telefonu czy kalkulatora.
Przypuszcza, ze nikt w tym kraju z wyj atkiem paru jajogowych zerowcw
nie wie i nie rozumie, co dzieje si e we wn etrzu teflonowej pytki, b ed acej
rwnocze snie dowodem to zsamo sci, kart a kredytow a, zegarkiem, kalkulatorem,
dyplomem, certyfikatem klasy intelektu i licho wie, czym jeszcze. . .
Mimowolnie zacz a sobie przypomina c, co sysza kiedykolwiek o konstrukcji
i wa sciwo sciach Klucza. Jakie s pprzewodniki, elementy zintegrowane, domeny
cylindryczne, dipola, cieke krysztay. . . Nie, to byo zbyt m adre dla Karla.
A jednak znale zli si e spryciarze pewnie te z zerowcy ktrzy rozgry zli
to skomplikowane urz adzenie. . . Karl wiedzia, ze do wn etrza Klucza nie nale zy
zagl ada c. Zniszczony lub uszkodzony Klucz to zawsze kupa kopotw i strata
caego stanu konta. . . A czasem tak ze ponowna weryfikacja klasy. . .
Strata punktw akurat mu nie grozia; swoj a formaln a, niewysok a klas e te z by
zapewne bez trudu obroni par e lat praktyki w liftingu pozwalao mu zrobi c bez
trudu ka zdy test na czwartaka, ale Karl nie mia nigdy zamiaru ni ochoty zagl ada c
do wn etrza Klucza, bo wiedzia, ze nie zobaczy tam niczego ciekawego. . .
Patrzy na plastykow a pytk e z okr ag a tarczk a identyfikatora linii papilarnych,
ktry czyni Klucz przedmiotem sci sle osobistym, z pewnym sentymentem i odro-
bin a zalu. Wiedzia, ze b edzie musia rozsta c si e dzi s z tym poczciwym przedmio-
tem, otrzymuj ac w zamian inny, spreparowany przez tajemniczych kombinatorw,
ktrzy sami nie chcieli ryzykowa c prb swego produktu. . .
To jest cudowna rzecz! zachwyca si e facet, ktry tydzie n temu wci agn a
Karla do tej roboty. Pami etasz bajk e Stoliczku, nakryj si e!. . . albo t e drug a,
o takiej sakiewce, co to tylko wystarczyo ni a potrz asn a c i same rodziy si e w niej
dukaty? No, to wa snie ma by c co s takiego!
17
Karl nie potrafi wyobrazi c sobie, jak to mo zliwe. Faszywy Klucz? Owszem,
zdarzay si e cakiem zr ecznie zrobione wytryszki, lecz zwykle su zyy one co naj-
wy zej do uruchamiania jakich s prostych automatw z piwem albo bramki w wej-
sciu do metra. Ale zeby normalny Klucz, ze wszystkim?
Pami eta dobrze r zne prby, ktre jeszcze jako student przeprowadza z ko-
legami, gdy dostali swoje pierwsze studenckie Klucze. Cudzy Klucz, wo zony do
automatu, powodowa od razu dzikie wycie urz adze n alarmowych, a o wyudzeniu
czegokolwiek, co przekraczao stan konta, nie mogo by c nawet mowy: automat
zawsze odpowiada czerwonym napisem informuj acym, ilu i jakich punktw bra-
kuje, zeby speni c zyczenie klienta. . .
Karl zna z grubsza zasady rozlicze n punktowych. Studiowa nawet, cho c nie-
zbyt pilnie, ekonomik e handlu. Wiedzia wi ec, ze s a r znego rodzaju automaty:
handlowe, kasowe, rozliczeniowe. Wszystkie one dziaay na Klucze znajduj ace
si e w r ekach obywateli. Warunkiem uruchomienia automatw bya zgodno s c linii
papilarnych posiadacza Klucza z tymi, ktre byy z nim zakodowane, i oczywi scie
odpowiednia suma punktw.
Nigdy nie zdarzyo mu si e oszuka c automatu i wierzy, ze jest to niemo zliwe.
Niektrzy prbowali udawao si e czasem jakimi s wytrychami. . . Ale mo zna
byo przy okazji brzydko wpa s c za gupi a paczk e papierosw. . .
Musi by c jednak jaki s saby punkt w systemie kontroli, jaka s achillesowa pi e-
ta, pozwalaj aca oszuka c Bank rozwa za Karl, w zamy sleniu gapi ac si e w mi-
gaj ace cyferki zegarka. A ci cwaniacy znale zli wida c sposb wpisania czego s
dodatkowo na konto i na Klucz. . .
Dobrze wiedzia, ze samo sfaszowanie zapisu w Kluczu cho cby nawet
byo mo zliwe niczego nie rozwi azuje. Syskom jest za m adry, by tolerowa c
takie naiwne oszustwa.
Kt z by zreszt a odwa zy si e eksperymentowa c z wasnym Kluczem. Przecie z
do tego potrzebna jest znajomo s c kodu wewn etrznego automatw, a ten zmienia
si e samoczynnie co pewien czas. . . Jeden niewa sciwy impuls magnetyczny mo-
ze zupenie znieksztaci c zapis w pami eci Klucza, a wyjd a z tego jakie s bzdury
i wpadka gotowa!
Karl przypomnia sobie swego dawnego koleg e majsterklepk e, ktry usiuj ac
kombinowa c co s z podmagnesowaniem Klucza, napyta sobie kopotw z policj a.
Westchn a ci e zko i leniwie podnis si e z fotela.
Pozostaje mie c nadziej e, ze to fachowcy, nie jacy s amatorzy partacze
powiedzia do siebie.
O wp do jedenastej wyszed z kabiny. Zatrzaskuj ac za sob a drzwi zatrzyma
si e nagle.
Do licha! zastanowi si e przecie z zamek w drzwiach dziaa na Klucz,
z ktrego opacono nale zno s c za pokj! Kiedy dostan e od nich ten nowy Klucz,
to. . . mo ze nie pasowa c!
18
Zaraz jednak przypomnia sobie, ze nowy Klucz b edzie peen ztych, wi ec
mo zna przecie z zrezygnowa c cz e sciowo z rezerwacji i odebra c w automacie re-
cepcyjnym pozostae punkty po potr aceniu kosztw manipulacyjnych. Ucieszy
si e, bo w ten sposb odzyskiwa ponad trzydzie sci ztych, co oznaczao mi e-
dzy innymi mo zliwo s c zjedzenia sniadania w luksusowym automatycznym barze
hotelowym, gdzie szy tylko zte!
Kiedy dostan e ten nowy Klucz, b ed e mg od razu wyprbowa c go w auto-
macie recepcyjnym pomy sla, odbieraj ac swoje punkty i kieruj ac si e w stron e
baru. Wezm e sobie jeszcze lepsz a kabin e!
To cakiem dobry pomys z t a sakiewk a bez dna zaczyna z uznaniem my-
sle c o swych zleceniodawcach. Byle tylko nie wp edzi c si e w jakie s kopoty. . .
Przed drzwiami baru dostrzeg zielony mundur. Odruchowo zwrci twarz
w drug a stron e i skr eci w kierunku foteli ustawionych w hallu. Usiad tyem do
policjanta i przez chwil e obserwowa go w lustrzanej wykadzinie sciany. Czu, ze
t etno wali mu w skroniach, sysza je w obu uszach, donie mu si e spociy.
Nerwy, do diaba! stwierdzi zy na siebie.
Policjant patrzy w g ab baru, gdzie przed automatami kr eciy si e dziewczyny
te same, ktre zawsze tu a z a w poszukiwaniu hojnych go sci. Policjant sta
tu zapewne po to, by wprawnym okiem odcedzi c znane sobie stae bywalczynie
hotelowego baru od tych, ktre przyszy przypadkiem w poszukiwaniu kogo s, kto
zapaci za sniadanie.
Karl dostrzeg, jak znikn a na chwil e we wn etrzu lokalu i wyprowadzi dwie,
modziutkie pewnie maolatki. Wyszy potulnie, policjant rozejrza si e jeszcze wo-
koo, a potem powoli ruszy ku wyj sciu.
Pewnie dostaje punkty od tutejszych panienek za t epienie nieuczciwej konku-
rencji pomy sla Karl, wchodz ac do baru. Ka zdy orze, jak mo ze.
By zy na siebie, ze pozwoli si e wytr aci c z rwnowagi widokiem jednego
spokojnego gliny, w dodatku dorabiaj acego na boku w godzinach su zby.
Czego si e boisz, stary durniu! strofowa sam siebie. Jeszcze nie ma po-
wodw. Masz w kieszeni wasny, legalny, najuczciwszy Klucz. W dodatku, z mi-
nimaln a sum a punktw, co w tym spoecze nstwie jest najlepszym dowodem two-
jej uczciwo sci!
Wsta z fotela i leniwie wkroczy do wn etrza baru. Dziewczyny, ubrane kolo-
rowo jak manekiny z magazynu najlepszej konfekcji sprzedawanej tylko za zte
punkty, obsiady wysokie stoki wok scian. Kilka z nich odwrcio twarze omia-
taj ac Karla bystrymi, taksuj acymi spojrzeniami, lecz widocznie nie wyda im si e
wystarczaj aco nadziany ztymi.
Trzeba b edzie ubra c si e jako s. . . dro zej pomy sla mimochodem je sli
mam tu du zej mieszka c. . .
Rozumia, o co chodzio facetom, ktrzy mieli mu da c do wyprbowania swj
faszywy Klucz. . . Tutaj, w przyzwoitym, do s c drogim hotelu, ludzie wydaj acy
19
znaczne sumy ztych punktw nie budzili podejrze n. Trudno byoby sprawdza c
nieograniczone mo zliwo sci Klucza w podrz ednych hotelach i tanich knajpach,
gdzie wi ekszo s c automatw dziaaa na zielone.
Karl rozejrza si e po barze. Oprcz pstrych i haa sliwych jak papugi dziew-
czyn, siedziao tu, jak zwykle o tej porze, sporo facetw, ktrych zawody mo zna
byo z gry i bez ryzyka pomyki zaliczy c do nielegalnych. Zauwa zy dwch lifte-
rw, ktrych zna ledwie z widzenia, ale to nie wystarczao, by z nimi rozmawia c
o sprawie Filipa. W k acie dostrzeg znajomego, starego keymakera, ale pomy sla,
ze z lud zmi tego zawodu nie nale zao si e teraz zadawa c. Skierowa si e wi ec do
przeciwlegego k ata, wsun a Klucz do automatu, wzi a z podajnika tack e z kanap-
kami, spojrza na zte cyferki, ktre ukazay si e w okienku, i zakl a pod nosem.
Cztery kanapki kosztoway prawie jeden zty. Przyjrza si e im. Dwie byy z czar-
nym kawiorem.
Musz e si e przyzwyczai c pomy sla. Trzeba b edzie bez drgnienia powiek
przyjmowa c takie wydatki. A najlepiej w ogle nie patrze c na cen e. . .
Usysza, czy mo ze poczu, kogo s za swoimi plecami. Ostro znie skr eci gow e,
by k atem oka zbada c sytuacj e. To bya tylko jedna z dziewczyn.
Lubisz kawior? zagadn ea.
Przyjrza si e jej i u smiechn a si e pg ebkiem.
Chcesz? podsun a jej tack e. Mnie si e ju z przejad.
Usiada obok niego i przez chwil e zua w milczeniu.
Sony powiedziaa.
Gdy wrci po chwili z dwiema puszkami ninedownu, pochaniaa drug a ka-
napk e.
Zostawisz co s dla mnie? spyta cierpko.
Uhm. Jedz! wskazaa na tack e. Szukasz kogo s? Mo ze ja j a zast api e.
Nie s adz e. Potrzebny mi dobry lifter.
Nie znam b akn ea ostro znie i otworzya puszk e z napojem.
Przypu s cmy. . . Widz e tu ze dwch, ale oni mnie nie znaj a. . .
Co chcesz sobie zaatwi c? Pi atk e? spytaa ironicznie, mru z ac oczy.
Jeste s mi winna za dwie kanapki powiedzia chodno.
Przepraszam! To by gupi zart.
Owszem. Czy zbym wygl ada na szstaka?
No. . . wi ec co chcesz zaatwi c?
Dwjk e, ale nie dla siebie.
Znasz Sneera?
Znam o zywi si e Karl. On by mi pasowa!
By tu przed pgodzin a, z jedn a tak a. . .
Dok ad poszed?
Nie wiem. Paci za ni a, a potemwyszed sam. Chyba tutaj mieszka. Pewnie
poszed si e przej s c do centrum. On zwykle o tej porze spaceruje po okolicy.
20
Dzi ekuj e. Poszukam go. Chcesz jeszcze co s?
Napiabym si e czego s. Co mu powiedzie c, gdyby tu przyszed?
Nic. Sam go znajd e.
Karl zeskoczy ze stoka i przynis dziewczynie kieliszek koniaku. Koszto-
wao go to p ztego, ale informacja bya tego warta.

Zeby go tylko znale z c. . . i zeby si e zgodzi pomy sla, id ac ulic a i wypatru-


j ac w srd przechodniw.
Spojrza na Klucz. Bya jedenasta pi e c. Przypomnia sobie o wyznaczonym
spotkaniu i przyspieszy kroku, nie przestaj ac rozgl ada c si e za Sneerem. Chodzio
mu ju z teraz nawet nie o te pozostae trzydzie sci pi e c ztych od Filipa. W najbli z-
szym czasie nie b edzie ich potrzebowa, a potem. . . Potem ju z b edzie mia tyle,
ile zapragnie. . . Je sli wszystko dobrze pjdzie. Chodzio mu wy acznie o zwyk a
uczciwo s c zawodow a. A ponadto czu troch e sympatii dla tego modego, nieco
zahukanego chopaka.
* * *
Jak zwykle przed poudniem w barze by tok i haas, ale prawie nikt nie prze-
siadywa tu du zej ni z potrzeba na wypicie kawy albo szklanki piwa. Sneer za-
czeka kilka minut, a z zwolni si e jego stae miejsce w k acie, wreszcie usiad na
wysokim stoku i zanurzy w asy w pianie. Przeykaj ac ten pierwszy dzisiaj yk
dobrego pilznera, uspokaja si e powoli. Przyspieszone t etno wracao do normy.
Odrobina alkoholu przywracaa klarowno s c jego my slom. Tutaj wa snie, po srd
szmeru wielu nakadaj acych si e rozmw, brz eku szklanek i gulgotu dozownikw
nalewaj acych napoje, czu si e znakomicie. Tu by bezpieczny, dobrze ukryty po-
srd dziesi atkw zmieniaj acych si e co chwila twarzy, w samym srodku miasta Jak
may, m adry w a z w tropikalnej d zungli, wykorzystuj acy zdolno s c mimikry, prze-
slizgiwa si e, nie dostrzegany ani przez wrogw, ani przez tych, dzi eki ktrym
mg egzystowa c.
Zawsze wypija tu swoje przedpoudniowe piwo, spokojny o to, ze otrzymaby
drugie i trzecie, a nawet czwarte, gdyby zechcia. Wypija zreszt a zwykle nie wi e-
cej ni z dwa. Zbyt szanowa swj jasny, bystry umys (ktremu zawdzi ecza mi e-
dzy innymi tak ze to piwo), by m aci c go sobie nadmiern a dawk a alkoholu. Jednak
swiadomo s c owej potencjalnej mo zliwo sci ur zni ecia si e w razie ch eci, dawaa mu
szczegln a satysfakcj e.

Swiadomo s c ta bya jednym z gwnych elementw de-
cyduj acych o poczuciu bezpiecze nstwa w tym barze, w tym mie scie i w ogle na
tej planecie.
Z doskonale odmierzon a powolno sci a odwraca czasemgow e na d zwi ek brz e-
21
czyka oznajmiaj acego ktremu s z klientw, ze jego miesi eczny limit piwa
czy czego s tam innego wyczerpa si e na poprzedniej porcji. Czasem, gdy by
w szczeglnie dobrym nastroju, a go s c podoba mu si e na oko, Sneer zsuwa si e
powoli z wysokiego stoka w k acie (stae miejsce w k acie te z nale zao do ele-
mentw poczucia bezpiecze nstwa: lubi mie c zabezpieczone tyy i jedn a flank e),
a wi ec zazi z tego stoka i odsuwa lekko na bok niedoszego konsumenta, kt-
ry zazwyczaj z gupaw a min a gapi si e w automat. Potem wkada swj Klucz
do otworu i dysponowa dwa du ze piwa. Otrzymywa je niezawodnie w po-
niedziaek czy w sobot e, bez r znicy i nonszalancko podsuwa jedno pod nos
zaskoczonego go scia albo, tr acaj ac jednym kuflem o drugi, wznosi jaki s toast, ni
w pi e c, ni w dziewi e c.
Dzi s nie trzymay si e go takie numery. Przy czwartym kuflu stwierdzi, ze
nawet piwo mu nie smakuje. Czu ju z w gowie lekki alkoholowy szmerek, a gosy
wok niego zaczynay zlewa c si e w jednorodny szum.
Odstawi nie dopit a szklank e i patrzy bezmy slnie poprzez witryn e na prze-
lewaj acy si e potok przechodniw mijaj acych bar. By rozdra zniony, rozkojarzony
i w scieky w najgorszy z mo zliwych sposobw, w scieky beznadziejnie, bo na sie-
bie samego. . . O wiele atwiej jest znie s c najwi eksz a nawet przykro s c, gdy win a
obci a zy c mo zna kogokolwiek oprcz siebie. . .
Jak ostatni kretyn! Jak skrajny szstak! my sla o sobie z obrzydzeniem.
Jak mo zna byo na to pozwoli c, da c si e podebra c wtak prymitywny sposb, zapa c
si e na taki trick! Odk ad uprawia swj zawd, a raczej proceder, wiedzia dobrze,
ze od czasu do czasu kto s tam, gdzie s tam wpada z tego czy innego powodu.
Ale, jak dotychczas, byy to przypadki sporadyczne. W srd kolegw z bran zy
kr a zyy o tym r zne legendy i anegdoty. Taka wpadka to zawsze byo co s, o czym
opowiadao si e dugo potem. A tutaj masz! Gupia, krety nska sprawa. . .
Sneer jeszcze raz przebieg pami eci a cay dzisiejszy ranek (je sli tak mo zna
nazwa c czas mi edzy dziesi at a, kiedy to wygrzeba si e z zka, a dwunast a).
Dzie n zacz a si e normalnie. Obudzi si e w kabinie noclegowej sredniej kate-
gorii (przy jego zaj eciu, posiadanie staego mieszkania byo niewskazane, a ko-
rzystanie z najlepszych hoteli mogo budzi c podejrzenia), potem ruszy bez celu
w kierunku srdmie scia, ogl adaj ac wystawy sklepw i nogi mijanych dziewczyn.
Wst api do fryzjerni, ogoli si e w automacie i wzi a elektromasa z, by nada c swej
czterdziestoletniej fizjonomii wygl ad trzydziestolatka.
Nie mia dzi s wa sciwie nic do roboty. Ostatni klient bardzo przyzwoicie wy-
wi aza si e ze swych patno sci. Oznaczao to mo zliwo s c co najmniej miesi ecznego
nierbstwa, ale Sneer nie lubi zbyt dugo pauzowa c. Nie z chciwo sci bynajmniej,
lecz z zamiowania. Ten rodzaj zaj ecia dawa mu oprcz srodkw do wygodne-
go i w miar e dostatniego zycia pewien szczeglny typ prze zy c emocjonalnych,
autentyczny dreszczyk emocji, o ktry nieatwo w tym uporz adkowanym i nie-
omal doskonale zorganizowanym swiecie.
22
A wi ec, krtko mwi ac, wyszed si e przej s c przed poudniem, wypi c to swoje
codzienne piwo na rogu Pnocnej i Ronda Saturna, potem mia jeszcze spotka c
si e z jednym, ktry by winien jakie s tam kilkadziesi at punktw. Sowem, nic po-
wa znego, zadnych niebezpiecznych operacji. Szed rozlu zniony, spokojny, czysty
jak za, i nagle, niespodziewanie, ten facet. . .
To bya niew atpliwie wina Sneera. Po prostu, zbyt by rozlu zniony, zbyt bez-
troski, zbyt przyja znie nastawiony do swiata i ludzi i na chwil e zapomnia, ze
w srd tych ludzi, przyjaci zawsze mo ze si e gdzie s tam wpasowa c jaka s menda,
taki z cicha p ek kapu s, tajniaczek, inspektorek, tfu!
I w ogle, nie wiadomo po co zatrzyma si e przed witryn a, w ktrej wystawio-
no najnowsze modele mikrosystemw informatycznych. . .
Co jego, czwartaka, mog a obchodzi c mikro. . . jakie s tam? Na t e jedn a fataln a
chwil e zamy sli si e, zagapi, nie pilnowa wasnej pod swiadomo sci, pozwoli jej
wypyn a c na wierzch, wybulgota c poprzez t e spokojn a, g estaw a powoczk e, ktr a
si e otoczy i z ktr a tak mu byo dobrze!
W jaki sposb ten gnojek wyczu w moment roztargnienia? Czy zby tak do-
skonale wystudiowana, srednio t epawa mina, okazaa si e zbyt m adra? Mg to by c
czysty przypadek, ale Sneer wiedzia, ze takie przypadki nie zdarzaj a si e prawie
nigdy. Ostatecznie, nie zaczepia si e pierwszego z brzegu przechodnia, by z gupia
frant zada c takie niby to niewinne pytanko. . .
To bya niew atpliwie prowokacja, tylko dlaczego wymierzona wa snie w nie-
go? Czy zby popeni jaki s b ad? Mo ze to skutek donosu ktrego s z klientw? Nie!
Sneer by zawsze bardzo ostro zny, klientw traktowa poprawnie i nigdy nie bra
si e do w atpliwych spraw. Nigdy nie grozi, nie szanta zowa, nie wymusza. . . Co
najwy zej, wycofywa si e z interesw, czasem dopuszcza zwok e w inkasowaniu
honorarium albo nawet macha r ek a na jakie s tam drobne wierzytelno sci.
Trudno przypu sci c, by kto s z klientw sypn a go z osobistych pobudek.
Wszystkich mia w gar sci, a poza tym ka zdy z nich zdawa sobie spraw e, ze wcze-
sniej czy p zniej mo ze by c zmuszony do ponownego skorzystania z raz nawi aza-
nych kontaktw z fachowcem du zej klasy. Taka znajomo s c bya bardzo cenna dla
tych, co dzi eki specom w rodzaju Sneera wspinali si e wy zej czubka wasnej go-
wy.
A jednak musia by c jaki s donos, anonim czy co s w tym rodzaju. Mo ze kto s
z bran zy, konkurencja? To tak ze mao prawdopodobne. Konkurencji praktycznie
nie ma: klienteli pod dostatkiem, mo zna przebiera c. Sneer zalicza siebie raczej do
elity w zawodzie: bra tylko wysokie sprawy, sta c go byo na to. Niewielki prze-
rb, wysokie honoraria, nigdy zadnej taniej maswki, partaniny dla ubogich. Nie
podejmowa si e atwizny, zadne tam pi e c na cztery, czy nawet cztery na trzy.
Operowa zazwyczaj mi edzy trjk a a jedynk a. Jedna, dwie sprawy w miesi acu
i dosy c. Nie nale zao ryzykowa c zbyt cz esto, wystawia c g eby na pokaz, popada c
w rutyn e. Sneer wola opracowywa c ka zd a spraw e indywidualnie, pomau, z roz-
23
wag a i inwencj a. By dumny z tego, ze rzadko powtarza te same chwyty. Czu si e
artyst a, nie jakim s tam rzemie slnikiem.
Dzisiejszy przypadek rozstroi go zupenie. Nie poszed na spotkanie z du z-
nikiem, nie dopi ostatniej szklanki piwa.
Cholera wie, co z tego wyniknie my sla, wci a z rozpami etuj ac wydarzenie
sprzed godziny. Co on mo ze z tym zrobi c? Nie powiedzia ani sowa, tylko
obejrza Klucz, co s zapisa, podzi ekowa grzecznie i poszed. . . Mo ze trzeba
byo pj s c za nim, zaproponowa c co s. . .
Sneera sta c byo na kupienie caego p eczka takich maych szczyli agencia-
kw, ale ka zda prba dania takiemu w Klucz byaby rwnoznaczna z przyznaniem
si e do czego s. . . A wwczas to ju z zupenie nie wiadomo, co taki zrobi. Mo ze lep-
szy oficjalny tok sprawy, ni z szanta z. . .
Za dobrze mi byo, za dobrze szo. . . duma, wychodz ac z baru. Co s
podobnego zawsze spotyka czowieka w zupenie nieoczekiwanym momencie i ze
strony, z ktrej najmniej si e tego spodziewa.
Rozgl ada si e odruchowo, jakby z obawy, ze ju z po niego id a, cho c doskonale
wiedzia, ze to niemo zliwe.
Teraz na pewno wezw a mnie na weryfikacj e rozmy sla, id ac skrajem ulicy
i nie patrz ac ju z nawet na nogi mijanych dziewczyn.

Zegnaj, sodkie zycie!
Wlepi a trjk e, jak nic. . . Gdzie tam trjk e! zreflektowa si e po chwili. Do-
brze b edzie, je sli nie wyniuchaj a caej prawdy. . .
Zbyt dokadnie zna metody bada n, by spodziewa c si e, ze zdoa ukry c sw a
tajemnic e. Co innego normalna sprawa, co innego taka podejrzana weryfikacja.
Ciekawe, co mi ka z a robi c? zastanawia si e rozpatruj ac ju z najgorsz a
z mo zliwych sytuacji. Wyobrazi to sobie do s c wyra znie. Skrzywi si e na sam a
my sl o codziennym wstawaniu o sidmej, o bieganiu na kilka godzin do jednego
z tych paskudnych gmachw. . . albo gorzej jeszcze. . .
Tyrabym jak osio, nie zarabiaj ac nawet poowy tego, co mam teraz. Nie,
mowy nie ma, do diaba! Nie mo zna do tego dopu sci c!
Najbardziej ze wszystkiego dra znio go jednak to, ze wpad tak gupio on,
zerowiec, a nadto we wasnym przekonaniu i zdaniem towarzyszy w sztuce, jeden
z najlepszych lifterw w caej aglomeracji. . . Da c si e nakry c, i to zupenie na lu-
zie, nie podczas penienia czynno sci zawodowych to pachniao ha nb a, rzucao
cie n na cay lifterski klan. . .
Przemierza ulice, nie widz ac i nie sysz ac niczego wokoo. Szuka w pami eci
tej jednej, fatalnej chwili, w ktrej popeni b ad; bo teraz nie w atpi ju z, ze musia
ten b ad popeni c. Ten gliniarz po prostu tam czeka, na niego wa snie. Najwyra z-
niej zasadzi si e na normalnej, codziennej trasie Sneera, jak dawni my sliwi przy
scie zce, ktr a zwierzyna zwyka zd a za c do wodopoju.
Sneer musia przyzna c, ze chwyt by skuteczny, cho c krety nsko prosty. Czy z-
by policja postanowia dobra c si e wreszcie lifterom do skry i Sneer pad ofiar a
24
nowych metod?
Dlaczego wa snie ja? pyta sam siebie zupenie bez sensu, i zeby si e pocie-
szy c odpowiada sobie: Dlatego, bo jestem kim s, kto si e liczy, nie jakim s tam
drobnym windziarzem. Gdyby zacz eli od tych z dou, by c mo ze odnie sliby sukces
ilo sciowy, ale naowiliby potek, a grubsze ryby zostayby ostrze zone. Chwytaj ac
takiego jak ja, licz a na zastraszenie pozostaych. . .
Kto s tr aci go w rami e. Obejrza si e, mo ze troch e zbyt nerwowo, lecz nie zwal-
niaj ac kroku.
Mam co s dla ciebie powiedzia pgosem tusty, ysawy czowieczek,
sun ac o krok za Sneerem.
Zna go. Tak, to ten, no, jak mu tam, Prom? Nie, Pron! Drobny lifciarz z dol-
nych klas, wyci agaj acy jakich s tam szstakw i pi atakw. Zupena miernota. Sne-
er w zasadzie nie zadawa si e z takimi. Ale ten czasem dostarcza dobrych klien-
tw.
Mamrobot e trzy na dwa. Sambymzrobi, ale to dla mnie troch e za wysoko,
a dla ciebie pestka. Obiecuj acy facet.
Ile? spyta Sneer machinalnie, lecz natychmiast przypomnia sobie, ze
go to nic a nic nie obchodzi, przynajmniej teraz.
Dwie setki!
W ztych?
W zciusie nkich.
Nie zle. Ale nie wezm e.
Dwie setki to rzeczywi scie byo sporo, a nawet bardzo du zo szczeglnie,
ze wszystko w ztych. Sneer wyobrazi sobie ten nie ko ncz acy si e szereg kufli
z bursztynow a zawarto sci a, ktry mo zna by za to dosta c.
Jak to? Pron a z si e zatrzyma, a potem dodrepta do sun acego nieustan-
nie naprzd Sneera i uczepi si e jego okcia. Co ty?. . . Urlop wzi ae s?
A daj ze mi spokj, do cholery. . . Sneer zawaha si e. Drapn eli mnie
i pewnie zwin a lada moment doda po chwili.
Ciebie?
Ton, jakim to byo powiedziane, oraz okr ago s c wywalonych ga Prona po-
echtay pr zno s c Sneera. Przez chwil e odczuwa wdzi eczno s c dla oble snego ty-
pa za ten odruch zdumienia, swiadcz acy, ze wpadka Sneera bya w jego poj eciu
czym s najzupeniej nie wchodz acym w rachub e.
Mnie! przytakn a z gestem mwi acym: no i co takiego? Nawet najlep-
szym si e zdarza!
Przy pracy?


Zeby to! Zupenie gupio, na ulicy. Jedna zbyt m adra odpowied z na gupie
pytanie.
I ty nazywasz to wpadk a? Pron lekcewa z aco wzruszy ramionami.
Spisa mnie.
25
No, to co takiego?
Jak to co? Przecie z to jasne: kiedy si e zgosz e do przekodowania Klucza,
po sl a mnie na weryfikacj e i tak przemagluj a, ze. . .
Do ko nca miesi aca masz kup e czasu. Co s si e poradzi.
Nic nie poradzisz. Za p zno westchn a Sneer z rezygnacj a.
P znawo, ale nie za p zno. Bywao gorzej powiedzia Pron pogodnie.
Sam miewaem r zne kopoty, a prosperuj e, Bogu dzi eki, sidmy rok w zawodzie.
Kto ci e spisa?
Jaki s mody. Tajniak.
Najskuteczniejszy sposb ju z przepad.
Jaki?
Stukn a c, od r eki. Pewnie nawet nie poszede s za nim?
Ot z to. Tu wa snie tkwia r znica mi edzy gnojkami z ni zszych klas a elit a,
do ktrej nale za Sneer. Dla tamtych stukn a c byo wyj sciem oczywistym, kt-
re Sneerowi nawet by na my sl nie przyszo. Tak byo zreszt a zawsze. Dawniej,
w epoce bankw i kas pancernych, zaden powa zny, licz acy si e kasiarz te z nie
tyka mokrej roboty, a byle doliniarz bez skrupuw ci a mojk a po oczach.
Dwa tygodnie to kupa czasu. Co s ci wykombinuj e, a ty mi za to zrb ma a
grzeczno s c: we z tego za dwie setki. Szczerze mwi ac odpali mi par e punktw
zaliczkowo, bo mu obiecaem umwi c najlepszego fachowca. Liczyem na ciebie.
Przecie z mnie znasz. Nigdy ci e w maliny nie wpu sciem, nie? No, to jak b edzie?
A, niech tam. Dawaj go. Za godzin e b ed e w hallu hotelu Kosmos
zgodzi si e Sneer.
Dzi eki. On b edzie tam o drugiej. A o twojej sprawie pomy sl e. Trzeba sobie
pomaga c, je sli zaczynaj a si e nam kr eci c koo tykw.
My sl, my sl, bracie. Swoj a gwk a czwartej klasy niewiele wydumasz. A mnie
nie zaszkodzi mie c troch e oszcz edno sci na ci e zkie czasy. Co na Kluczu, to moje.
Nawet, je sli zweryfikuj a i przeklasyfikuj a, to i tak musz a wszystko przela c, co
do punktu. Chyba ze udowodni a lifting. . . Wtedy gorzej, du zo gorzej. Ale dowo-
dw nie maj a. Co najwy zej, skarc a za swiadome i umy slne zatajenie rzeczywistej
klasy. Albo i to nie, bo chyba nie ma takiego paragrafu. . .
Pron skr eci w kolejn a przecznic e. Patrz ac za nim Sneer zastanawia si e, jak a
klas e ma naprawd e ten drobny cwaniak. W lifterskim savoir-vivre pytanie o takie
sprawy byo du zym nietaktem. Sneer kierowa si e powoli w stron e hotelu Ko-
smos. Z klientem mia si e spotka c dopiero za godzin e. Nale zao to do zawodo-
wego rytuau: klient nie powinien odnie s c wra zenia, ze lifter jest w ka zdej chwili
gotw do usug. W rezultacie nie bardzo jeszcze wiedzia, co zrobi z t a godzin a
czasu.
Snuj ac si e bocznymi ulicami srdmie scia spostrzeg nagle znajom a twarz. Ko-
lega sprzed lat, chyba ze studiw. Nawet dobry kolega. Mimo oporw tamtego po
chwili siedzieli ju z wmaymbistro na rogu. Sneer czu potrzeb e pogadania z kim s,
26
oderwania si e od zych my sli dzisiejszego dnia. Tu dopiero kolega zdradzi przy-
czyn e swej pow sci agliwo sci.
Nie mam ztych wyzna szczerze przed automatem z piwem.
Drobiazg. To ja zapraszaem u smiechn a si e Sneer.
Usiedli z kuflami przy stoliku w k acie. Sneer patrzy przyja znie na koleg e.
Przypomniay mu si e te dobre czasy sprzed dwudziestu prawie lat.
Co u ciebie, Matt? zagadn a, ale ju z po chwili zaowa tego zdawkowego
pytania. Nie zadaje si e takich pyta n czowiekowi, ktry nie ma ztych na piwo.
Jak widzisz.

Srednio! Matt nie robi przy tymtragicznych min, co Sneera
jeszcze lepiej do niego usposobio. Wa snie wracam z testu. Nie udao mi si e.
Co chciae s dosta c?
Startowaem na trjk e, ale. . .
Po choler e ci trjka?


Zeby dosta c prac e. Chc e nareszcie co s robi c!
Sneer pokr eci gow a w milczeniu.

Ze te z ludzie nie maj a wi ekszych proble-
mw!
To znaczy, ze nic nie robisz!
Nic. A ty?
Te z mam czwrk e. Ale, jak widzisz, nie narzekam.
Matt patrzy w kufel.
Rozumiesz co s z tego wszystkiego? powiedzia nagle, pgosem, roz-
gl adaj ac si e dokoa. Bo ja ju z si e zgubiem.
Sneer nie lubi rozmawia c o polityce, szczeglnie w publicznych lokalach.
Jednak kolega najwyra zniej potrzebowa wsparcia. Mo ze bardziej ni z on, Sneer,
w dzisiejszym fatalnym dniu.
Wszystko jest w porz adku, Matt powiedzia. Tak miao by c i tak jest.
Zgodnie z zao zeniami.
To, ze wi ekszo s c ludzi nic nie robi?
Przecie z zawsze o to chodzio! Od najdawniejszych czasw ludzie pr-
bowali przerzuci c wysiek fizyczny na zwierz eta, na maszyny. . . Potem wysiek
umysowy na komputery, systemy informatyczne. . . No, i prawie si e udao! Je sli
kto s jeszcze musi tym kierowa c, ulepsza c, to przecie z powinni to robi c najlepsi.
Dla innych nie pozostaje nic do roboty.
Ta cholerna klasyfikacja. . . mrukn a Matt. Czy to potrzebne?
Posuchaj. Sneer usiad wygodnie, zapali. Je sli nie przemawiaj a do
ciebie oficjalne artykuy prasowe, ja ci to wyja sni e pro sciej. Jest kilka podstawo-
wych cech, jakie winno posiada c idealne spoecze nstwo. Jasne, ze nigdy si e nie
osi agnie ideau. Ale nale zy zbli za c si e do niego maksymalnie. Pierwsza rzecz to
rwne szans e. A wi ec powszechny dost ep do wyksztacenia. Ten warunek spe-
nili smy. Mamy powszechne wy zsze wyksztacenie. Dawniej si e mwio: trzeba
mie c papierek, reszta niewa zna. Kto mia ten papierek, mia wi eksze szans e.
27
Kto go nie mia, pozostawa z poczuciem, ze ten brak decyduje o wszelkich niepo-
wodzeniach. Usuni eto to zrdo spoecznej frustracji. Wprowadzono powszechne
wy zsze studia. Obowi azkowe! A je sli miay sta c si e obowi azkowe, trzeba byo
umo zliwi c ka zdemu ich uko nczenie. Umo zliwi c to znaczy dostosowa c poziom
wymaga n do poziomu studentw. Teraz ju z nikt nie powie, ze nie dano mu szansy.
C z dalej? Druga dra zliwa sprawa to zarobki. Prbowano r znie. Dawanie we-
dug potrzeb to nieosi agalny idea. Potrzeby s a nieograniczone, rosn a w miar e
ich zaspokajania. A srodki na to s a zawsze sko nczone i ograniczone. Dawanie
wedug pracy, owszem, to dobra zasada. Ale zastosowa c j a w caej rozci ago sci
mo zna tylko wwczas, gdy wszyscy maj a prac e. Mo zna jeszcze dawa c wszyst-
kim po rwno. Te z nie zle, ale niezupenie sprawiedliwie, a ponadto powoduje to
powstawanie r znych niepo z adanych antybod zcw. W naszym spoecze nstwie re-
alizuje si e pewien szczeglny cocktail tych r znych zasad podziau, przy rw-
noczesnym zr znicowaniu wymaga n. Wymagamy od obywateli tym wi ecej, im
wy zszy jest ich poziom mo zliwo sci umysowych, zdolno sci, aktywno sci intelek-
tualnej. Gdy wszyscy maj a rwne wyksztacenie, jedyn a metod a okre slenia owe-
go poziomu przydatno sci intelektualnej jest powszechna klasyfikacja przy u zyciu
systemu testw. St ad siedem klas przydatno sci, od zera do szstki. Ka zdy mo ze
by c powoany do pracy, aczkolwiek, jak wiemy, w praktyce potrzebni s a tylko ci,
ktrzy mieszcz a si e mi edzy zerem a trjk a. Z podziaem dbr sprawa jest bar-
dziej skomplikowana, lecz, przyznasz, rozwi azano j a niezwykle zmy slnie. Wedle
zasady: ka zdemu po rwno, ka zdy, niezale znie od klasy, dostaje tyle samo czer-
wonych punktw miesi ecznie. Oboj etne, czy pracuje, czy nie, bo to nie od niego
zale zy. Wedug zasady ka zdemu wedug jego mo zliwo sci obywatele otrzymuj a
dodatkowo punkty zielone. Tym wi ecej, im wy zsz a klas e intelektu reprezentuj a.
Stwarza to bodziec do zwi ekszenia swych mo zliwo sci, do osi agania wy zszych
klas, a wi ec do zwi ekszania swej potencjalnej przydatno sci spoecznej. Liczba
zielonych nie zale zy od tego, czy si e pracuje czy nie. Premiowana jest gotowo s c
i odpowiedni poziom przydatno sci do pracy. A w ko ncu ci, ktrzy pracuj a, wyna-
gradzani s a dodatkowo, wedle zasady: ka zdemu wedug jego pracy, punktami
ztymi. Musz a przecie z mie c jaki s bodziec do wydajnego dziaania. Ot, i masz
w skrcie nasz doskonay system spoeczno-ekonomiczny. Nikt nie zostaje bez
srodkw do zycia, je sli nawet nie ma dla niego pracy i je sli natura nie obdarzya
go najwy zszego lotu intelektem. . .
adnie to przedstawie s powiedzia Matt cierpko. Nale zy jeszcze
tylko doda c, ze za czerwone punkty mo zna dosta c jedynie podstawowe srodki do
zycia: niezb edn a odzie z, najprostsze po zywienie i skromne mieszkanie. . .
Zgoda, i zupenie susznie wtr aci Sneer ironicznie. Ponadto ka zdy,
w zale zno sci od klasy, dostaje mniej lub wi ecej punktw zielonych, za ktre ma
prawo naby c nieco bardziej wyszukane artykuy: naturalne tworzywa, prawdzi-
w a szynk e. . . A ci, ktrzy wydajnie pracuj a, mog a za swoje zte punkty dosta c
28
r zne luksusy, a w srd nich dobre piwo. . . Czy nie uwa zasz, ze wszystko jest
w porz adku?
Matt patrzy na Sneera wci a z nie mog ac odgadn a c, czy ten broni z przekona-
niem przedstawionego systemu spoecznego, czy kpi sobie z niego.
A ty, jak uwa zasz? spyta wprost.
Mnie jest z tym wygodnie powiedzia Sneer, dopijaj ac piwo.
Nie rozumiem, sk ad masz zte, je sli nie pracujesz stwierdzi nagle Matt.
Takie pytanie byo dopuszczalne jedynie mi edzy bardzo za zyymi przyjaci-
mi, ale Sneer nie zamierza si e obra za c.
Przecie z wiesz, ze mo zna prywatnie wymieni c zielone na zte. . .
Po kursie czarnorynkowym?
Jasne. Nawet czerwone na zte te z czasem si e udaje, chocia z to bardzo
drogo wypada.
Ale. . . to nie jest dozwolone. . .
. . . ani te z nie zabronione. Przecie z nikogo to nie obchodzi. S a legalne au-
tomaty rozliczeniowe, w ktrych mo zesz przepisa c dowoln a liczb e dowolnych
punktw z jednego Klucza na drugi.
Ale. . . Matt zawaha si e chwil e, potem sciszy gos . . . ty przecie z
nie kupujesz ztych punktw na czarnym rynku?
Zgade s! za smia si e Sneer. Trzeba mie c tutaj zero wskaza swoj a
gow e. A tutaj doda wydobywaj ac swj Klucz co najwy zej czwrk e.
Tyle ci mog e powiedzie c, bo nie jeste s kapu s.
Sk ad wiesz? u smiechn a si e Matt.
St ad, ze nie masz na piwo.
Masz racj e. To do s c przekonywaj ace kryterium za smia si e Matt gorzko.
Tylko donosiciele zawsze znajduj a zaj ecie, niezale znie od posiadanej klasy.
Policja musi mie c informatorw we wszystkich srodowiskach. Ale czasem
taki tajniak udaje tylko szstaka. Ma nawet Klucz z szstk a, a naprawd e jest du zo
lepszy.
Ty masz czwrk e mrukn a Matt.
Nie, nie! Sneer poklepa uspokajaj aco do n kolegi. B ad z spokojny.
Jestem dokadnie po drugiej stronie. Sam te z mam wa snie kopoty. Ale kiedy
z nich wyjd e, zrobi e co s dla ciebie.
Co mo zesz zrobi c? Z czwrk a nie dostan e zadnego etatu.
To ju z moje zmartwienie, Matt.
W porz adku. Je sli to b edzie czysta sprawa, b ed e ci wdzi eczny. Byle nie
jakie s tam konszachty z policj a.
Mwiem ci, ze jestem po drugiej stronie. Wierz e, ze zasugujesz na lepsz a
klas e ni z czwrka, a wi ec, wedle mojego sumienia, sprawa b edzie czysta.
Powiem ci co s. . . Matt zawaha si e i milcza przez chwil e, patrz ac w blat
stolika. Ja naprawd e mam co najmniej dwjk e. Miaem j a nawet. Tylko ze. . .
29
bya taka sprawa. . . Po prostu, proponowali mi co s, odmwiem i teraz mam trud-
no sci.
Krtko mwi ac, nie chciae s kapowa c? Kiedy to byo?
Ze trzy lata temu. Skradziono mi Klucz. Zgosiem strat e, znalaz si e po
jakim s czasie, ale rozbebeszony. Oskar zyli mnie o prb e rozpracowania Klucza
i dali do zrozumienia, ze zatuszuj a spraw e pod pewnymi warunkami. Obiecywali
nawet zaszeregowa c mnie o klas e wy zej. Powiedziaem, ze nie chc e ani jedynki,
ani tej roboty. Wtedy zrobili mi weryfikacj e i spadem do czwrki.
Ciekawe! Sneer pokr eci gow a z niedowierzaniem. Nie spotkaem
si e z czym s podobnym. Testy s a zwykle przeprowadzane przez maszyn e. Obsuga
nie ingeruje. . .
W normalnych warunkach istotnie tak jest. . .
Sneer zamy sli si e. Je sli zdarzaj a si e podobne historie, to sprawy zaczynaj a
wygl ada c niewesoo.
Zawsze wydawao mi si e, ze w tym swiecie panuje przyzwoity, kompute-
rowo obiektywny porz adek. Wadza nie zajmuje si e pojedynczym obywatelem.
Sterowaniu podlegaj a procesy dotycz ace zbiorowo sci, nie jednostki. . . Wszystko
potwierdzao taki pogl ad. Od lat korzystam z tej sytuacji. Ale widocznie czasem
bywa tak, jak w twoim przypadku. . . To oznacza naruszenie wolno sci osobistej.
Ustalony porz adek spoeczny, panuj acy w Argolandzie, gwarantowa zawsze wol-
no s c jednostkom. . .
Wolno s c? parskn a Matt, krztusz ac si e piwem. To jest wolno s c? Czo-
wieku, w jakim swiecie zyjesz?

Zte punkty przesaniaj a ci wzrok, czy co? Nie
wiem, czym si e na co dzie n zajmujesz, ale chyba powiniene s dostrzega c t e prost a
relacj e pomi edzy porz adkiem i wolno sci a: one nie mog a wspistnie c! Je sli wol-
no s c jest realnym faktem, to porz adek jest tylko pozorny, i vice versa! Taka sama
sytuacja jak w przypadku rwno sci i sprawiedliwo sci, o ktrych wspominae s:
rwny podzia nigdy nie b edzie sprawiedliwy, i odwrotnie. Zastanw si e nad tym.
Co s w tym jest, Matt. . . Jak powiedziaem, mnie jest wygodnie w istnie-
j acej sytuacji. Przynajmniej dotychczas tak byo. Wierz e, ze nie wszystkim jest
z tym dobrze. . . To nawet oczywiste. Mam szczeglne zaj ecie. Mo zna powie-
dzie c, ze mj zawd jest chorobliwym wykwitem systemu spoecznego Argolan-
du. Albo. . . mo ze jest on logiczn a konieczno sci a tego systemu. . .
Zamilk, rozgl adaj ac si e po niewielkim wn etrzu piwiarni. Przy s asiednim sto-
liku trzech podpitych m e zczyzn prowadzio o zywion a rozmow e. Nie trzeba byo
dugo sucha c, by nabra c pewno sci, ze to szstacy. Po drugiej stronie, samotnie
kiwa si e nad kuflem jaki s mody czowiek. Sneer zowi jego bystre spojrzenie,
zbyt przytomne jak na pijanego.
Czym si e zajmujesz? spyta Matt pgosem. Je sli mo zesz powie-
dzie c. . .
Mog e. Ale nie tutaj mrukn a Sneer, nie spuszczaj ac oka z faceta przy
30
stoliku obok. Jak tylko ureguluj e swoje sprawy, zrobi e co s dla ciebie! Trzy lata,
to sporo czasu. Mo ze ju z nie b ed a si e czepia c.
Prbowaem dzi s zrobi c trjk e. Wydawao mi si e, ze test by specjalnie
spreparowany. Albo wyniki oceniono wedug zaostrzonych kryteriw.
Pomy slimy, co da si e zrobi c. Mam tu i wdzie paru wa znych facetw, kt-
rzy mi troch e maj a do zawdzi eczenia. Je sli nie przekonamy maszyny, to sprbu-
jemy przekona c jej operatorw. . . Zapisz mi swj telefon.
* * *
Drogeria mie scia si e przy bocznej uliczce, pustej i ocienionej scianami wy-
sokich wie zowcw.
Za szyb a drzwi wej sciowych wisiaa tabliczka z napisem: Przepraszamy, nie-
czynne. Awaria zasilania. Karl pchn a drzwi. Nie byy zamkni ete. W g ebi sklepu
dostrzeg dwie osoby: dziewczyn e, manipuluj ac a we wn etrzu automatu z otwart a
pyt a czoow a oraz m e zczyzn e, stoj acego przed innym automatem.
Nieczynne, prosz e pana! burkn ea dziewczyna, przelotnie spojrzawszy
na Karla, nie przerywaj ac dubania w obwodach automatu.
Bardzo mi potrzebne ostrza do golenia marki Atra Super Double Edge
powiedzia Karl.
W porz adku! Dziewczyna podesza do drzwi wej sciowych i zamkn ea
je na zasuwk e, opu scia zaluzje w oknie wystawowym, a nast epnie znikn ea na
zapleczu sklepu.
Teraz dopiero m e zczyzna stoj acy przed automatem z kosmetykami odwrci
si e w stron e Karla. Grn a poow e jego twarzy maskoway ogromne okulary so-
neczne, doln a za s obfity, g esty zarost.
Cze s c, Pron! powiedzia podnosz ac do n gestem przyjaznego powitania.
Siadaj i posuchaj.
Karl usiad na wy scieanym taborecie, brodacz sta dalej, piecami wsparty
o automat peen kolorowych pudeeczek i flakonw, widocznych za szybkami po-
dajnikw. Milcza z minut e, mierz ac Karla spojrzeniem spoza okularw.
Sprawa jest prosta, Pron powiedzia wreszcie, u smiechaj ac si e samymi
ustami, co byo ledwie widoczne pomi edzy g est a brod a i sumiastym w asem.
Mam tutaj Klucz, personalizowany na ciebie. Jest na nim numer twojego konta
i wszystkie dane osobowe, a czujnik linii papilarnych jest przystosowany do two-
ich palcw. To duplikat twojego legalnego Klucza i mo zesz posugiwa c si e nim
podobnie jak swoim. Z kilkoma jednak ze zastrze zeniami. Musisz sucha c uwa znie
i zapami eta c, a przede wszystkim zrozumie c zasad e tego. . . hm. . . eksperymentu.
31
Karl przekn a slin e i dwukrotnie kiwn a gow a na znak, ze jest gotw sucha c
z ca a uwag a.
Nie b ed e wyja snia ci szczegw technicznych, bo i tak nie zrozumiesz,
a zreszt a. . . nie musisz ich zna c. Jeste s z wyksztacenia ekonomist a, wi ec b e-
d e operowa terminami z zakresu bankowo sci i finansw, ktre nie powinny by c
ci obce. Jak wiesz, istniej a dwie grupy automatw przeznaczonych do dokony-
wania transakcji punktowych przy u zyciu Kluczy: do pierwszej nale z a automaty
do drobnych transakcji: sprzedaj ace gazety, papierosy, a tak ze bramki wej sciowe
do metra, do kina i tak dalej. Sowem te, w ktrych wydatkuje si e drobne sumy
punktw, nie daj ace mo zliwo sci wi ekszych nadu zy c. Do grupy tej nale z a rwnie z
automaty rozliczeniowe, to znaczy te, w ktrych punkty z Klucza jednego oby-
watela mog a by c przepisane na Klucz innego. Tutaj te z nie zachodzi mo zliwo s c
nadu zy c na szkod e spoecze nstwa, bo zaden towar nie zostaje wydany w prywatne
r ece. Wszystkie automaty tej grupy dziaaj a w sposb bardzo prosty. Przy zaku-
pie, gdy wprowadzasz swj Klucz do otworu automatu, on czyta stan rejestrw
punktowych zapisany w Kluczu, czyli, innymi sowy, sprawdza, czy masz po-
krycie na dokonanie transakcji. Z chwil a, kiedy dotykasz wa sciwego sensora na
pytce automatu, z adaj ac wydania okre slonego towaru, automat odejmuje od su-
my figuruj acej w odpowiednim, powiedzmy, ztym rejestrze punktowym Klucza
kwot e nale zno sci, zapisuje t e nale zno s c w innym pomocniczym rejestrze obrotw
bie z acych twojego Klucza i dopisuje do tej pozycji, wci a z tylko w twoim Klu-
czu, numer identyfikacyjny automatu, w ktrym dokonano zakupu. Zapami etaj,
bo to bardzo wa zne: automat nie kontaktuje si e z Bankiem, nie sprawdza zgod-
no sci stanu punktowego na Kluczu ze stanem twojego konta zapisanym w Banku.
Przyjmuje niejako na wiar e, ze stan Klucza jest prawdziwy. Rwnie z, i to te z
bardzo wa zne, automat nie zapisuje u siebie numeru Klucza, z ktrym odby-
a si e transakcja. Jedyny wi ec slad dokonanego zakupu zostaje na twoim Kluczu
i polega na przerzuceniu cz e sci punktw z rejestru gwnego do bie z acych obro-
tw oraz na zapisaniu numeru automatu, w ktrym dokonae s zakupu. Podobnie
ma si e sprawa przy osobistych rozliczeniach: na Kluczu dawcy zmniejsza si e stan
rejestru gwnego, w rejestrze bie z acych obrotw pojawia si e jako rozchd prze-
lana kwota, a tak ze numer Klucza, na ktry dokonano przelewu. Klucz biorcy
rejestruje odpowiednio przychd i numer dawcy. Czy jest to dla ciebie jasne?
Oczywi scie, znam to wszystko! potwierdzi Karl skwapliwie.
Bardzo dobrze. Wobec tego powiedz, jak odbywa si e podobna operacja
w drugiej grupie automatw, tych z dro zszymi towarami? Wybacz, ze ci e eg-
zaminuj e, ale sprawa wymaga znajomo sci podstawowych rzeczy, wi ec. . . rozu-
miesz. . .
Hm. . . Karl odchrz akn a. Wi ec te drugie maj a bezpo srednie po a-
czenie z Bankiem. Kiedy wkadam Klucz do szczeliny, automat czyta stan reje-
stru gwnego i sprawdza, czy jest on zgodny ze stanem zapisanym w Banku.
32
Je sli w okresie od ostatniego takiego sprawdzenia nast apia zmiana na Kluczu, bo
na przykad dostaem od kogo s prywatnie par e punktw lub kupiem papierosy,
o czym Bank jeszcze nie wie, to wwczas komputer Banku sprawdza rejestr po-
mocniczy mojego Klucza, notuje transakcje na moim koncie i zapisuje u siebie
nowy stan konta. Je sli natomiast wpyn ea na moje konto w Banku jaka s kwota,
ktrej nie mam jeszcze zapisanej w Kluczu (na przykad miesi eczna wypata), to
wwczas Bank przy okazji dopisuje j a w moim Kluczu, tkwi acym w automacie.
W ten sposb stan Klucza i konta w Banku zostaje uzgodniony i potwierdzony.
Dopiero teraz mog e wybra c i otrzyma c towar z automatu.


Swietnie! pochwali brodacz. I ty jeste s tylko czwartakiem?
Tak naprawd e, to. . . mam pewnie klas e gdzie s okoo trjki. . . u smiech-
n a si e Karl.
Aa! Rozumiem! u smiechn a si e tamten. Liftujesz?
Troch e, tak. . . Ale ostatnio, zgodnie z instrukcj a, nie robiemniczego z tych
rzeczy. . .
W porz adku. Wi ec, wracaj ac do naszych operacji kluczowo-bankowych. . .
Kiedy ju z dokonae s zakupu, automat handlowy. . . zwr c uwag e na ten szczeg:
samautomat, nie Bank, odpisuje z gwnego rejestru twojego Klucza kwot e nale z-
no sci i wpisuje j a do rejestru obrotwbie z acych Klucza razemze swoimnumerem
identyfikacyjnym. Dzieje si e tak dlatego, ze operacja zakupu mo ze zawiera c kilka
pozycji. Z tego samego automatu mo zesz czasem bra c kilka r znych rzeczy albo
t e sam a rzecz w kilku egzemplarzach. acza s a przeci a zone, wi ec dopki opera-
cja zakupw nie jest zako nczona, nie ma sensu przekazywanie do Banku osobno
ka zdej pozycji. I teraz nast epuje ostatni krok operacji: wyci agasz Klucz z otworu
automatu. Dopiero w tym momencie, podczas tego ruchu Klucza w otworze, no-
wy stan twojego konta, wydane kwoty oraz numer automatu, w ktrym dokonae s
zakupu, zostaj a przekazane do Banku! Po wyj eciu Klucza masz teraz pewn a no-
w a kwot e na gwnym rejestrze Klucza i ten sam zapis figuruje w Banku, a rejestr
obrotw bie z acych na Kluczu zostaje pusty. Tak wygl ada to wszystko w przy-
padku twojego legalnego Klucza. W tym natomiast, ktry zrobili smy dla ciebie
brodacz u smiechn a si e szeroko wprowadzono pewn a drobn a modyfikacj e.
Stan rejestru gwnego ulega wprawdzie zmianie przy ka zdej operacji patniczej,
a kwota wydatkowana i numer automatu zostaj a zapisane w rejestrze bie z acym,
lecz stan taki jest niestabilny! Po upywie kilku mikrosekund, i to jest wa snie
nasz wynalazek, stan rejestru obrotw bie z acych zostaje wyzerowany, a stan re-
jestru gwnego wraca do pewnej staej warto sci, uprzednio zaprogramowanej.
Znika te z oczywi scie z Klucza numer automatu, w ktrym dokonywano trans-
akcji! Rozumiesz? Dodali smy do Klucza male nki element scalony, mikrokalku-
latorek, ktry sam wykonuje t e dodatkow a operacj e w czasie mi edzy odpisaniem
nale zno sci przez automat handlowy a wyj eciem Klucza z automatu! W ten sposb
do Banku trafia informacja, ze. . . klient rozmy sli si e, niczego nie kupi i wyci a-
33
gn a Klucz z otworu zdawczego! Je sli prze sledzisz wszystkie operacje po kolei
z uwzgl ednieniem tej drobnej zmiany, to zauwa zysz, jakie cudowne, wr ecz bajko-
we wa sciwo sci ma nasz znakomity Klucz: nie do s c, ze sam zawiera zawsze tyle
samo punktw, to jeszcze utrzymuje zapis bankowy w takim samym stanie, nie-
zale znie od dokonywanych zakupw. Operacje rozchodowe i numery automatw,
gdzie kupowae s, nie s a nigdzie notowane. Mo zesz czerpa c, ile chcesz!
To rzeczywi scie jak w tej bajce z cudown a sakiewk a! potakn a Karl
z podziwem.
Wa snie. Analogia jest jeszcze wa sciwsza, ni z my slisz. Czy pami etasz, jak
byo w tej bajce? Ten, kto mia sakiewk e, mg z niej czerpa c, ile chcia, ale nie
wolno mu byo ani grosza da c drugiemu czowiekowi, bo wtedy sakiewka prze-
staaby obdarza c swojego wa sciciela! Tu jest podobnie! Gdyby s bowiem chcia,
na przykad, da c komu s sto ztych w prezencie, to wwczas. . .
Rozumiem! Karl pokiwa gow a. Wprawdzie automat rozliczeniowy
zapisze to na Kluczu biorcy wraz z numerem mojego Klucza, ale. . . na moim
Kluczu zapis darowizny i numer biorcy znikn a, nim wyjm e Klucz z automatu!
Przy najbli zszych u zyciach obu Kluczy w automacie handlowym Bank porwna
oba konta i stwierdzi, ze jednemu przybyo, a drugiemu. . . nie ubyo!
Chyba naprawd e jeste s trojakiem! za smia si e brodacz. Bystry z cie-
bie facet. Oczywi scie, ze nie mo zna nikomu podarowa c punktw, ktre. . . nie ist-
niej a. Taka operacja poci agn eaby za sob a natychmiastowe zamkni ecie obu kont
i konieczno s c przedstawienia obu Kluczy do kontroli. A do tego nie wolno do-
pu sci c. Podobnie zreszt a staoby si e w przypadku, gdyby s to ty bra punkty od
kogo s innego. Wtedy jemu by ubyo, a tobie nie przybyo i Bank te z wyapaby
wcze sniej czy p zniej t e niezgodno s c.
A co. . . z wpatami dokonywanymi bezpo srednio na konto bankowe?
Nie mo ze by c zadnych wpat! Dlatego wa snie potrzebowali smy kogo s,
kto nie pracuje i nie dostaje ztych. Nasza modyfikacja dotyczy tylko ztych
rejestrw Klucza. Stan ztych w Banku i na Kluczu musi by c wci a z, niezmiennie
ten sam i taki sam.
Jaki?
To zale zy wy acznie od nas. Mo ze to by c na przykad tysi ac ztych. . . Mo-
zesz operowa c tym Kluczem zupenie dowolnie, jak legalnym, w zakresie czerwo-
nych i zielonych punktw. Tylko ztych dotyczy nasza modyfikacja i wynikaj ace
z niej zakazy niedozwolonych operacji.
To znaczy: kupuj, co chcesz, bez ogranicze n, ale nikomu ani ztego, i od
nikogo zadnych ztych. No, i Bo ze bro n, nie wolno pracowa c i zarabia c ztych
punktw.
Dokadnie tak. Z tym, ze najdro zszy jednorazowy sprawunek nie mo ze
przekracza c kwoty, na jak a nastawiony jest gwny rejestr Klucza.
A. . . ile to b edzie? spyta Karl nie smiao.
34
Wmarzeniach ju z widzia siebie za sterem wasnego jachtu albo za kierownic a
wasnego, osobistego samochodu. Wprawdzie jedno i drugie mo zna byo maj ac
zte bez ogranicze n, codziennie wynaj a c na godziny, ale to ju z nie to, co mie c
wasne. Na wasne jachty i motorwki sta c byo tylko nielicznych. Ceny celowo
zawy zono, by unikn a c nadmiernego toku na szosach i jeziorze, a zwaszcza
na parkingach i przystaniach.
Na pewno ci wystarczy! u smiechn a si e brodaty. Zobaczysz, jak do-
staniesz. A teraz we z swj Klucz i chod z tutaj.
Karl poszed za brodaczem do maego automatu w k acie. By to automat roz-
liczeniowy.
Musimy najpierw opr zni c dokadnie twoje konto w Banku. Nasz nowy
Klucz ma wsz edzie same zera, z wyj atkiem oczywi scie rejestru gwnego ztych,
gdzie ma na stae wpisan a pewn a kwot e, ktra, jak ten wielokrotnie sprzedawany
pies ze starego dowcipu, zawsze wraca do wa sciciela. Musimy spowodowa c, by
taka sama kwota ztych znalaza si e na twoim koncie w Banku. U zyjemy w tym
celu twojego legalnego Klucza. W z go najpierw tutaj, do otworu zdawczego.
Najpro sciej b edzie, je sli oddasz mi wszystkie punkty, jakie masz na wszystkich
rejestrach, zielone i czerwone tak ze.
Brodacz wo zy swj Klucz do otworu odbiorczego. Karl zawaha si e na mo-
ment. To gupio oddawa c tak do ostatniego punktu wszystko, co si e ma. Opano-
wa jednak ten odruch ostro zno sci. Przecie z oni dali mu tyle ztych do wydawa-
nia przez ubiegy tydzie n, ze trudno ich pos adza c, by czyhali na par e n edznych
punktw, ktre mu zostay. Szybko sprawdzi stan rejestrw Klucza i wystuka
odpowiednie kwoty na czerwonej, zielonej i ztej klawiaturze automatu.
No, i ju z. Jeste s golutki jak noworodek powiedzia brodacz dobrodusz-
nie. Teraz jeszcze sprawd z, czy ci czego s tam nie dopisali w Banku, bo mogy-
by by c kopoty. Ale najpierw ja potwierdz e to, co dostaem.
Wsun eli kolejno swe Klucze w pierwszy z brzegu automat handlowy, ktry na
Klucz Karla zareagowa trzema czerwonym, zielonym i ztym rz edami zer
w okienkach.
Hej, Sandy! zawoa brodacz w stron e zaplecza. Pozwl no tutaj,
z Kluczem.
Dziewczyna wynurzya si e zza automatw w g ebi sklepu, podesza do auto-
matu rozliczeniowego, wsun ea Klucz do otworu i wystukaa co s na ztej klawia-
turze. Karl spojrza i wybauszy oczy w osupieniu. Zamar w bezruchu z Klu-
czem w doni.
No, dawaj ten Klucz! za smiaa si e go sno. Zatkao ci e?
Wsun a Klucz do automatu i po chwili mg si e przekona c, ze mu si e nie
przywidziao: dziesi e c tysi ecy ztych!
A teraz jeszcze raz w z do handlowego, zeby Bank zapisa to na twoje
konto powiedzia brodaty. Atutaj. . . jest twj nowy. Na nimte z jest zapisane
35
dziesi e c tysi ecy ztych.
Te punkty. . . byy prawdziwe? spyta szeptem, patrz ac w slad za Sandy
wychodz ac a ze sklepu.
A jak my slisz? Pewnie, ze prawdziwe. Tu nie ma miejsca na zadne kanty!
za smia si e brodacz. Bank musi wiedzie c, sk ad na twoim koncie znala-
zo si e dziesi e c tysi ecy. Ta dziewczyna jest prostytutk a. One miewaj a takie sumy
i nikogo to nie dziwi. Tych dziesi e c tysi ecy wpacali smy na jej konto maymi su-
mami przez ostatni rok. Pochodz a z kont wielu r znych m e zczyzn, wszystko wi ec
wygl ada legalnie. A ty. . . mo zesz by c na przykad jej przyjacielem, u ktrego
zdeponowaa swoje oszcz edno sci. Ostatnio mno z a si e przypadki wymuszania za-
kupw przez bandy modocianych, szstakw i studentw: api a bogat a w punkty
samotn a kobiet e i pod gro zb a zyletki prowadz a do jakiego s odludnego automatu
z napojami alkoholowymi, gdzie zmuszaj a do zakupienia dla nich du zych ilo sci
trunkw. Prostytutki s a ich cz estymi ofiarami i dlatego zwykle staraj a si e nie trzy-
ma c du zych sum na wasnym Kluczu. Tak wi ec, wszystko, jak widzisz, wygl ada
bardzo prawdopodobnie.
A ja zostaem przy okazji alfonsem! skrzywi si e Karl.
Za dziesi e c tysi ecy.
Jak to?
Zwyczajnie. To jest twoje honorarium. Kiedy sko nczymy nasz ekspery-
ment, dostaniesz z powrotem swj legalny Klucz, a te dziesi e c tysi ecy pozostanie
na twoim koncie. B edziesz je mg wykorzysta c wedle ch eci. Nie licz ac tego, co
wykorzystasz z naszego wiecznie penego Klucza w czasie trwania testu.
To znaczy. . . zastanowi si e Karl ze maj ac taki Klucz, trzeba jednak
mie c sporo ztych na pocz atek?
A co? Nie wiesz, ze punkty id a do punktw? Gdyby s podarowa taki Klucz
n edzarzowi, nic by z niego nie mia! Mo ze uciuaby troch e czerwonych i zielo-
nych, zamieni je na par e ztych, i c z z tego? Mgby co najwy zej operowa c
w granicach kilkunastu czy, powiedzmy, stu ztych! Mgby robi c drobne zaku-
py, pi c dobre trunki, ale nigdy nie zdoaby kupi c sobie jachtu czy willi, bo na to
potrzeba mie c tysi ace na koncie.
Punkty lubi a punkty. . . zgodzi si e Karl ale, wobec tego, skoro macie
tyle ztych, to. . . po choler e wam Klucze? Chcecie je sprzedawa c?
Nonsensy pleciesz! Nie musimy ich sprzedawa c, maj ac je do dyspozy-
cji. Rozpowszechnienie ich szybko doprowadzioby do wykrycia afery. Robimy
je wy acznie dla naszych ludzi. Po prostu utworzyli smy zesp, rodzaj spdziel-
ni, w celu zmajstrowania takich Kluczy. Potem rozstaniemy si e, ka zdy pjdzie
w swoj a stron e i b edzie sobie zy spokojnie i beztrosko.
A z do wpadki mrukn a Karl.
Brodacz skierowa na niego ciemne kr a zki szkie.
Wa snie za to pacimy tobie. Tyle punktw nie daje si e za nic. B edziesz
36
naszym balonem prbnym. Je sli gdzie s tkwi b ad, je sli czego s nie przewidzieli-
smy do ko nca, ty wpadniesz, nie my. Sam musisz sobie radzi c. Do nas nie dotr a,
cho cby nawet odkryli wasno sci tego Klucza.
Rozumiem Karl skin a gow a.
Wymienili Klucze. Brodacz schowa do kieszeni Klucz Karla.
A teraz wyprbuj powiedzia.
Gdzie?
Ot, cho cby w tym automacie. Kup sobie ostrza Atra Super. I ogl g eb e.
Posiadacz takiej fortuny musi wygl ada c elegancko!
Karl kupi paczk e ostrzy, maszynk e i krem do golenia. Potem sprawdzi stan
ztych punktw na swym nowym Kluczu.
Byo wci a z dziesi e c tysi ecy ztych.
Dziesi e c lat luksusowego zycia! pomy sla. Albo dziesi e c lat kryminau
za oszustwo Kluczowe. Paragraf 784.
Co mamrobi c? spyta, widz ac ze brodaty zdejmuje z drzwi wej sciowych
tabliczk e informuj ac a o zamkni eciu sklepu.


Zy c. Normalnie, jak zamo zny czowiek. Bez zadnych oszustwi kombinacji.
Tylko pami etaj, ze nie wolno bra c ani dawa c ztych. Dziwkom pa c zielonymi
albo dawaj prezenty.
Jak dugo ma to trwa c?
Zobaczymy. Skontaktujemy si e z tob a.
Brodacz wyszed pierwszy, pozostawiaj ac Karla z nowym, czarodziejskim
Kluczem w doni.
Maj a mnie w gar sci. Zawsze mog a zrobi c jaki s numer z moim prawdziwym
Kluczem i policja b edzie mnie szukaa. Ale ja te z mam ich w gar sci. . .
Nie, to nie byo prawd a. Ju z po chwili zrozumia, ze nie ma w gar sci niczego
oprcz trefnego Klucza. Jego zleceniodawcy rozpyn eli si e jak we mgle, a on,
nie chc ac zdechn a c w d zungli Argolandu, musia tego Klucza u zywa c. Trudno
prze zy c jedn a dob e bez Klucza, wiedzia o tym.
D zungla, psiakrew! pomy sla o Argolandzie i jego mieszka ncach.
Przypomnia sobie ni st ad, ni zow ad znany z filmw przygodowych spo-
sb polowania na tygrysy: do drzewa przywi azuje si e becz ace, bezbronne jagni e.
A my sliwi czaj a si e, ukryci w krzakach.
Mo ze nie byo z nim a z tak zle, ale czu, ze nim tamci upoluj a swego tygrysa,
on, Karl Pron, mo ze zosta c po zarty zupenie mimochodem i nikt si e tym nawet
nie wzruszy.
37
* * *
Jak to dobrze my sla Sneer, gdy po zegnawszy Matta szed na umwione
spotkanie ze s a jeszcze tacy, ktrym chce si e zaspokaja c ambicje i niezdrow a
ch e c do pracy.
Gdy zosta sam ze swymi my slami, tamta sprawa od zya. Wrci stan pode-
nerwowania, niepewno sci. . . Dotychczas nie dopu sci w swych rozwa zaniach tej
najgorszej ewentualno sci. . .

Zycie liftera, mimo pozorw, nie jest tak sodkie i beztroskie, jakim mogoby
si e wydawa c. Idealn a sytuacj a przy uprawianiu liftingu jest posiadanie czwartej
klasy intelektu. Zapewnia to do s c ju z przyzwoite dochody, a jeszcze nie zmu-
sza do podj ecia pracy. Druga sprawa to rzeczywisty poziom umysowy. Najlepiej,
oczywi scie, by c zerowcem. Sneer osi agn a oba te ideay. Zerowcem by niew at-
pliwie, wiedzia o tym. Czwart a klas e zabezpieczy sobie ju z dawno temu i prze-
zornie nie wspina si e wy zej.
To, ze mia zani zon a klas e, nie byo przest epstwem. Trudno udowodni c, ze
kto s wykiwa komputer testuj acy. Co najwy zej mo zna zarz adzi c weryfikacj e pod
szczeglnie zaostrzonym nadzorem. Zreszt a ani wadzom nie zale zy specjalnie na
tropieniu takich przypadkw (ostatnio nawet z trjk a nie ka zdy ma prac e), ani te z
nie ma wielu takich, ktrzy chc a ukrywa c swj wy zszy poziom. Raczej przeciw-
nie, ka zdy chce wypa s c na testach jak najlepiej, bo to daje ewidentne korzy sci.
W przypadku Sneera zaliczenie do wa sciwej klasy oznaczaoby konieczno s c
pracy i ostateczny koniec z liftingiem. Nie to jednak byo najgorsze.
Gdyby mu udowodniono, ze zajmowa si e tym procederem, sytuacja byaby
nie do pozazdroszczenia. Lifting by przest epstwem grubszego kalibru.
Nie, to niemo zliwe. Tego nie mo zna udowodni c. Na tym mo zna tylko zapa c
pociesza si e, wkraczaj ac do hotelowego hallu.
Byo tu chodno i przyjemnie. Sneer rozsiad si e w fotelu blisko okna. Ob-
serwowa wchodz acych i wychodz acych. Si egn a do kieszeni i wydoby Klucz.
Obraca w doniach plastykow a pytk e bezmy slnie wpatruj ac si e w bia a cyfr e 4
swiec ac a w okienku, gdy palec dotyka odpowiedniego sensora na jej powierzch-
ni.
Przepraszam usysza nie smiay gos nad sob a.
Podnis gow e. Sta przed nim mody chopak, blondyn o krtko przyci etych
somkowych wosach i r zowej cerze. B ekitnymi oczami wpatrywa si e ciekawie
w Sneera. O kilka krokw za nim czeka Pron. Gdy Sneer spojrza w jego stron e,
tamten lekko skoni gow e i oddali si e w stron e windy.
Czy zby ten lifciarzyna mieszka w takim hotelu? pomy sla Sneer, patrz ac
za nim z dezaprobat a. B ad. Ale to jego sprawa.
38
No, dobra mrukn a do stoj acego wci a z chopaka i wskaza mu fotel
obok. Siadaj.
Odrobina lekcewa zenia w gosie, byskawiczne przej scie na form e ty wobec
klienta wszystko to nale zao do wypraktykowanego obrz adku: miao od razu
wytworzy c odpowiedni dystans i szacunek. Byo poza tym pewn a moraln a rekom-
pensat a dla liftera, dodatkowym honorarium za sprzeda z wasnej osobowo sci.
Prbowaem na dwjk e, ale. . . zacz a chopak, opuszczaj ac wzrok. Sie-
dzia w fotelu sztywno, z do nmi zaci sni etymi na podokietnikach.
Co robisz? spyta Sneer oboj etnie.
Jestem asystentem programisty. Z trjk a nie mam szansy na nic wi ecej.
Chcesz by c programist a?
No. . . mo ze. . . blondyn zarumieni si e po ko nce uszu.
Jednym sowem, jak najwy zej. Masz ambicj e, chopcze. Nie ma si e czego
wstydzi c.
Sneer klepn a go doni a po kolanie.
Pomog e ci przeskoczy c ten prg. Dalej sam musisz sobie poradzi c.
Blondyn podnis oczy. U smiechn a si e nie smiao. Wida c byo, ze jest
wdzi eczny ju z teraz, za sam a obietnic e.
Czy z ktry s z nich mgby mnie sypn a c? pomy sla Sneer. Przecie z oni
mnie wprost kochaj a!
Chod zmy na gr e. W kabinie mo zna porozmawia c spokojnie. Aha, jeszcze
jeden drobiazg. . .
Zatrzyma si e przed automatem rozliczeniowym i wsun a swj Klucz do otwo-
ru odbiorczego. Wystuka na klawiaturze liczb e 100 i wcisn a zty przycisk, i
Poowa z gry, reszta po robocie powiedzia.
Chopak si egn a po swj Klucz. Male nki, ledwo dostrzegalny moment wa-
hania. . . Sneer u smiechn a si e. Zna to dobrze. Wszyscy prawie klienci podob-
nie prze zywaj a t e chwil e. Chopak wsun a Klucz do otworu zdawczego. Cyfry
w okienku potwierdziy dokonanie przelewu stu ztych punktw na Klucz Sne-
era.
Chcesz o co s spyta c? Sneer pozwoli pytaniu zabrzmie c ironicznie.
N. . . nie zaj akn a si e chopak.
Ale ja ci i tak odpowiem roze smia si e Sneer. Gramy uczciwie. W ra-
zie niepowodzenia zwracam wszystko, co do jednego punktu. Ale to si e nie zda-
rza, przynajmniej u mnie!
Dwie scie ztych punktw wydaje si e cen a do s c wygrowan a, lecz trzeba
wiedzie c, ze przeprowadzenie dobrego liftu te z kosztuje sporo wysiku i ryzyka.
Dla artysty, jakim niew atpliwie by Sneer, sprawa trzy na dwa nie bya niczym
niezwykym. Robi par e razy nawet jeden na zero. Unika tak wysokich klas,
ale czasem ponosia go zyka hazardzisty. Oszukiwanie testerw byo bowiem
39
czym s w rodzaju hazardu, byo pojedynkiem zakonspirowanego zerowca z in-
nymi, jawnie dziaaj acymi, ktrzy usilnie starali si e nie dopu sci c do zawy zenia
czyjejkolwiek klasy. Ambitny lifter, sciskaj acy w gar sci swj skromny (aczkol-
wiek nafaszerowany ztymi punktami) Klucz z czwrk a, pragn a sam dla siebie
potwierdzi c czasem sw a prawdziw a klas e. Zrobienie zerowca byo takim wa snie
potwierdzeniem, testem dla liftera, ktry na co dzie n zajmuje si e wypo zycza-
niem swego najwy zszej klasy intelektu mniej zdolnym klientom. Ale struny nie
wolno przeci aga c. Poza tym, operacje jeden na zero zdarzaj a si e rzadko. Kosz-
tuj a te z niemao. Taka jedna sprawa ustawia liftera na p roku pod wzgl edem
finansowym. A klientom te z si e to opaca: z zerem mo zna si ega c po najlepsze
posady. Je sli kto s lubi pracowa c, oczywi scie. Albo je sli ma tak zwane dobre
ukady.
Sneer wierzy, ze te ukady te z s a wa zne. To nic, ze o przydziale stanowisk
decyduj a obiektywne komputery. Sneer mia ju z odnotowane na swym koncie nie-
jedno zwyci estwo nad obiektywnym komputerem testuj acym. . .
Podobno dawniej przypomnia sobie, wyci agni ety na tapczanie w hotelo-
wej kabinie, po wyj sciu klienta takich, jak ja, nazywano murzynami. Pod-
stawiali si e za ludzi na r znych egzaminach, pisali za nich rozprawy doktorskie
i prace naukowe. Dlaczego sami nie mogli, czy nie chcieli robi c tego na wasny
rachunek, lecz windowali w gr e innych? Widocznie, per saldo, lepiej si e to opa-
cao. Podobnie, jak mnie.
Wywidszy tak genealogi e swego zawodu i osadziwszy jej korzenie w za-
mierzchych wiekach, poczu si e jakby nieco pewniejszy: nie zginie lifterski fach,
maj ac tak dugie i bogate tradycje.
Doszed do wniosku, ze przed poudniem zbyt si e przej a incydentem z tajnia-
kiem. Prowokacja, ktrej uleg, nie musiaa by c przecie z wymierzona przeciwko
niemu jako lifterowi. Rwnie dobrze mogo chodzi c o zwyk a kontrol e Kluczy,
ostatnio syszao si e o pojawieniu si e faszywych. Mo ze bya to po prostu wyryw-
kowa kontrola przypadkowych przechodniw. Tylko. . . to pytanie! Pytanie byo
na poziomie co najmniej dwjki, jak wyj ete z testu. A on, Sneer, bez zastanowie-
nia, machinalnie, z zawodow a biego sci a odpowiedzia na nie przypadkowemu
rozmwcy! On, rzekomy czwartak!
Mo ze jednak chodzi o Klucze? Sprawdzaj a ich autentyczno s c. Sneer mia
Klucz najprawdziwszy w swiecie, bez zadnych przerbek, podmagnesowa n, nic
z tych rzeczy. To by przyzwoity, legalny Klucz obywatela czwartej klasy intelek-
tualnej, co miesi ac przedstawiany do przekodowania i nigdy nie kwestionowany
ani przez wadze, ani przez automaty handlowe, kasowe czy rozliczeniowe. A ze
byo na nim sporo ztych punktw? Za to jeszcze nikomu gowy nie urwano. To
sprawa osobista. Wolno, do cholery, dosta c czasemco s wprezencie od zyczliwych
przyjaci!
Przyapa si e na tym, ze ukada sobie w my slach mow e obro ncz a, wi ec szyb-
40
ko zaj a si e rozwa zaniami na inny temat. Trzeba byo uo zy c jaki s plan dla tego
chopaka.
W sytuacji niezbyt jasnej, pki nie wiadomo, czego chce policja, Sneer posta-
nowi nie ryzykowa c osobi scie. Z chopakiem umwi si e na dzisiejszy wieczr
w jednej ze stacji bada n testowych z dala od srdmie scia. Wiedzia, ze najlepiej
dziaa si e w p znych godzinach, gdy personel techniczny jest zm eczony, ogl ada
telewizj e i nie zwraca tak bacznej uwagi na petentw. Przebieg pami eci a wszyst-
kie znane sposoby liftingu, ktre wyprbowa ju z w praktyce, i zdecydowa, ze
najlepsza b edzie w tym przypadku metoda na piguki. Si egn a do kieszeni kurt-
ki wisz acej na krze sle, wydoby sprz et i sprawdzi jego dziaanie.
Bya czwarta. Do spotkania z klientem pozostao sporo czasu. Sneer le za z r e-
kami pod gow a. Brakowao mu jednak czego s do peni zadowolenia. Po du zszej
dopiero chwili skonstatowa, ze od sniadania przekni etego rano w hotelowym
barze przez cay dzie n niczego oprcz piwa nie mia w ustach. Zwlk si e z tap-
czanu, narzuci na ramiona kurtk e i rozejrza si e po pokoiku. Nigdy nie zostawia
niczego whotelowych kabinach, nawet gdy wychodzi na chwil e. To te z by zawo-
dowy nawyk. Lifter nosi cay swj warsztat pracy w kieszeniach. Oprcz gowy,
oczywi scie, ktr a ma na karku.
Zjecha wind a do baru, wsun a Klucz do automatu i zadysponowa sandwi-
cze z kawiorem i sok pomara nczowy. Sta przez chwil e, oczekuj ac na realizacj e
zamwienia. Spojrza na pyt e automatu i zmartwia.
W okienku jarzy si e napis: Klucz niewa zny.
Od dziesi eciu lat nie zdarzyo mu si e nic podobnego. Kiedy s wprawdzie prze-
oczy termin przekodowania Klucza, ale to bya czysta formalno s c i w ci agu p
godziny sprawa si e wyja snia. Wyj a Klucz z automatu i obraca go w doniach.
Ten sam numer. Jego Klucz. . . Co si e stao? Czy zby ten tajniak? Nie, on przecie z
tylko zapisa numer. A zreszt a, p zniej, przez cay dzie n Klucz by dobry.
Mogo by c tylko jedno wytumaczenie: Klucz zosta zastrze zony w centrali
i od tej chwili Sneer nie dostanie kropli piwa ani kromki suchego chleba, dopki
nie zgosi si e do najbli zszej stacji kontrolnej. W ten sposb zmuszaj a go, by si e
zgosi niezwocznie. Bo jak dugo mo zna wytrwa c w takiej sytuacji w srodku
miasta?
Do cholery! Przecie z nie mog e si e tam zgosi c! pomy sla, chowaj ac tref-
ny Klucz do kieszeni. Przypomnia sobie o Pronie. Podszed do pulpitu recepcji
i zapyta o niego. Tak, zajmuje tu kabin e, jest u siebie.
Sneer zadzwoni do Prona i poprosi go na d.
Zablokowali mi Klucz powiedzia. Po zycz par e ztych.
Wporz adku. Dzi ekuj e, ze wzi ae s spraw e tego chopaka. Co chcesz dosta c?
Sneer ponowi zamwienie, zabra wszystko na tac e i skierowa si e do windy.
By w scieky, ze on, krl lifterw, musi prosi c o po zyczk e takiego szmaciarza,
tak a kreatur e. Ale robi dobr a min e. Ju z w windzie zorientowa si e, ze z niewa z-
41
nym Kluczem nie dostanie si e do wynaj etej uprzednio kabiny. Znw musia prosi c
Prona, tym razem o go scin e.
Dobra, chod z zaprosi go may kanciarz. Postaram si e zaraz dowie-
dzie c czego s w twojej sprawie. Rozmawiaem ju z z jednym takim.
Sneer usiad na brzegu tapczana i pochania kanapki, a Pron telefonowa.
Zaatwione powiedzia, odkadaj ac suchawk e. Pjdziesz o smej
wieczorem do tej stacji przy placu Astronautw. B edzie tam czeka odpowiedni. . .
fachowiec. Pomo ze ci. To b edzie troch e kosztowao.
Musi, jasne zgodzi si e Sneer. Kto to jest?
Chopak z bran zy. Mody, ale zdolny.
Jak on to zaatwi?
Nie bj si e, czysta sprawa. B edziesz mia zweryfikowan a czwart a klas e
i przekodowany Klucz. Wystarczy?
O niczym innym nie marz e.
No, i dobrze. B edziesz mia spokj do nast epnej wpadki.
Tfu, tfu, odpuka c w nie laminowan a pyt e pa zdzierzow a! Sneer roze-
smia si e i postuka palcem w spd blatu stolika. My slisz, ze gdybym sam si e
zgosi, przetestowaliby mnie przed przedu zeniem wa zno sci Klucza?
To bardzo prawdopodobne w takiej sytuacji. . .
S adzisz, ze nie mgbym symulowa c? Udawa c idioty?
O nie, mj drogi! Pron u smiechn a si e szeroko. Teraz ju z nie. Wy-
cwanili si e. Ju z wiedz a, ze niektrym bardzo zale zy na zani zeniu klasy. W przy-
padkach takich jak twj, poddaj a faceta testom w stanie elektrohipnozy, patrosz a
ca a pod swiadomo s c. Wywlok a twoje zero, cho cby s nie wiem jak je ukry. Nie
wolno ryzykowa c.
Pjd e. Jak wygl ada ten twj czowiek?
Pozna ci e, sam do ciebie podejdzie zapewni Pron. Teraz musz e
wyj s c. Mam jedn a du z a spraw e do zaatwienia. Mo zesz tu zosta c. Wychodz ac
zatrza snij drzwi.
Sneer podzi ekowa. Mia wci a z sporo czasu do spotkania z klientem Chcia
jeszcze chwil e odpocz a c, odpr e zy c si e przed oczekuj ac a go robot a. Gdy Pron wy-
szed, Sneer wyci agn a si e wygodnie na jego tapczanie.
Z drzemki wyrwao go miarowe stukanie do drzwi. Spojrza na zegarek. Byo
wp do szstej. Za trzy kwadranse powinien spotka c si e z klientem.
Kto to mo ze by c? zastanawia si e otwieraj ac. Za drzwiami nie zauwa zy ni-
kogo. Chcia je zamkn a c i wtedy usysza cienki gosik, dobiegaj acy gdzie s z dou.
Nim si e zorientowa, co si e dzieje, poczu zimny dotyk metalu na przegubie do-
ni i usysza metaliczny brz ek. Cofn a si e, usiuj ac zatrzasn a c drzwi, lecz nim si e
zamkn ey, do pokoju wlazo co s w ksztacie i wielko sci piki futbolowej, poru-
szaj ace si e na cienkich, paj eczych nogach. To z tego c z e g o s wydobywa si e
w cienki gosik. Przegub Sneera uj ety by w metalow a bransoletk e, po aczon a
42
cienkim a ncuszkiem z tym dziwacznym stworem. Teraz dopiero dotara do swia-
domo sci Sneera tre s c tego, co mwio kuliste monstrum.
J e s t p a n z a t r z y m a n y. P r o s z e s i e
p o d p o r z a d k o w a c . P r o s z e s t o s o w a c s i e d o
p o l e c e n. N i e s u b o r d y n a c j a b e d z i e k a r a n a
e l e k t r o w s t r z a s a m i.
Co za cholera! warkn a Sneer, usiuj ac pozby c si e bransoletki, ale za-
inkasowa ostrzegawczy impuls elektryczny i natychmiast przesta manipulowa c
przy swoim przegubie.
J e s t e m a r e s z t o m a t n u m e r s u z b o w y
z e r o-z e r o j e d e n ci agn a robot piskliwym, urywanym gosikiem.
J e s t e m n o w a f o r m a r e a l i z a c j i z a b e z p i e c z e n i a
p o d e j r z a n e g o d o c z a s u w y d a n i a n a k a z u
a r e s z t o w a n i a. N i e o g r a n i c z a m s w o b o d y
z a t r z y m a n e g o a j e d y n i e u n i e m o z l i w i a m u k r y c i e
s i e p r z e d o r g a n a m i s c i g a n i a.
Wi ec mog e st ad wyj s c? Sneer patrzy na robota i intensywnie my sla,
co robi c dalej.
Jaki s cholerny prototyp. Co za dzie n, do diaba. Czego oni chc a ode mnie?
O c z y w i s c i e p r o s z e b a r d z o a l e r a z e m z e
m n a odpar robot na zadane pytanie.
Sneer wzi a swoj a kurtk e i ruszy ku drzwiom. Aresztomat, jak pies na smyczy,
pod a zy za nim na swych o smiu paj eczych n zkach. Szed nawet do s c zgrabnie
i nie utrudnia poruszania si e zatrzymanemu.
Jakim cudem znale zli mnie tutaj? pomy sla Sneer, wychodz ac z pokoju.
Czy zby. . . O, do diaba, zaraz!
Hej, ty, glino na szczudach czy jak ci tam! Sneer nie liczy si e ze sowa-
mi. Nikt nie mo ze oskar zy c go przecie z o obraz e funkcjonariusza w osobie tego
potworka. Kogo miae s wa sciwie zatrzyma c?
O b y w a t e l a K a r l a P r o n a wyrecytowa aresztomat.
Sneer odetchn a.
Wi ec pu s c mnie, do cholery. Nie jestem Pron.
N u m e r p o k o j u s i e z g a d z a. P r o s z e w s u n a c
s w j K l u c z w m j o t w r k o n t r o l n y.
Sneer wydoby pospiesznie Klucz z kieszeni.
T e n K l u c z j e s t n i e w a z n y stwierdzi robot.
Ale przecie z jest na nim zakodowany numer ewidencyjny. Mj, a nie two-
jego Prona.
N i e m a m i n s t r u k c j i n a t a k a o k o l i c z n o s c.
P r o s z e u d a c s i e z e m n a d o c e n t r a l i.
43
Sneer czu ju z, ze nie wygra z tym bydlakiem. Zaczynao mu si e spieszy c.
Oceni na oko dugo s c a ncuszka. Mia ponad ptora metra.
Cokolwiek zrobi e, nie udowodni a, ze to ja. Prona te z si e nie b ed a czepia c, bo
go tu nie byo pomy sla.
Zjecha wind a na d i ruszy bocznymi ulicami w stron e stacji testw, gdzie
mia spotka c si e z dzisiejszym klientem. Nieliczni o tej porze przechodnie ogl a-
dali si e za nim z dziwnymi u smieszkami. Aresztomat drepta przy nodze. Jaki s
dzieciak go sno poinformowa matk e:
Mamo, zobacz, wariat prowadzi robota na smyczy!
Sneer ju z wiedzia, co zrobi. Zszed powoli po schodach na peron kolejki pod-
ziemnej. Peron by pusty. Spojrza na tablic e informacyjn a. Najbli zszy poci ag
mia nadej s c za trzy minuty. Sneer ze sw a elektroniczn a kul a u nogi, a wa-
sciwie u r eki, ustawi si e na brzegu niskiego peronu.
Po chwili ju z tylko metr a ncuszka zwisa mu u przegubu. Przebieg, dla bez-
piecze nstwa, o kilka uliczek dalej, a potem wst api do stacji obsugi pojazdw
i poprosi o po zyczenie obc egw. Po minucie ju z tylko gustowna bransoletka zdo-
bia jego prawy przegub. a ncuszek nie by zbyt solidny. Konstruktorzy liczyli na
elektrowstrz asy. Natomiast lifterzy specjalizowali si e w przechytrzaniu konstruk-
torw.
* * *
Chopak by blady i stremowany. Sneer udziela mu ostatnich wskazwek.
Kiedy si e ju z zarejestrujesz i b edziesz przechodzi przez korytarzyk do ka-
biny testowej, poknij bia a kulk e, a zielon a wci snij w lewe ucho. W korytarzyku
nie ma zadnych kamer, nikt tego nie spostrze ze. Potem, ju z w kabinie, usi adziesz
w fotelu, zao zysz hem ze suchawkami i uruchomisz tester. Tumaczyem ci ju z,
jak to dziaa: kiedy pytanie dotrze do twojego ucha, zielona kulka odbierze je
i przeka ze do biaej, ktr a b edziesz mia w zo adku. Biaa kulka jest czym s w ro-
dzaju lasera krystalicznego, emituj acego promieniowanie rentgenowskie, zmodu-
lowane sygnaem zielonej. Kabina jest ekranowana, wi ec fale o cz estotliwo sci ra-
diowej nie mog a z niej wyj s c. Cz estotliwo sci rentgenowskie przechodz a bez prze-
szkd, bo konstrukcja jest do s c lekka, ale musisz siedzie c tak, aby twj zo adek
znajdowa si e na wprost wywietrznika w scianie. Musisz odpowiednio ustawi c
fotel. B ed e tu, po drugiej stronie sciany i natychmiast odbior e sygna. Moj a odpo-
wied z usyszysz w lewym uchu. B ed e mwi powoli. Powtarzaj dokadnie ka zde
sowo. Nie spiesz si e, limit czasu jest wystarczaj acy. Aha! Musisz pami eta c, ze
mog a ci e obserwowa c w czasie testowania, wi ec zachowuj si e zupenie normalnie
44
i swobodnie. To wszystko.
Klepn a chopaka po ramieniu, przesun a w kieszeni prze acznik, wo zy do
ucha mikrosuchawk e i oddali si e w stron e skweru z krzewami ligustru, ci agn a-
cego si e wzdu z sciany pawilonu Stacji Bada n Testowych.
Po dwudziestu paru minutach byo po wszystkim.
Sneer usysza w suchawce sakramentalne prosz e wyj s c z kabiny i wiedzia
ju z, ze si e udao. Pytania nie byy trudne.
Nie czekaj ac na klienta, z ktrym umwi si e na nast epny dzie n w celu zainka-
sowania reszty honorarium (nieczynny Klucz uniemo zliwia operacj e przelewu),
Sneer ruszy w kierunku placu Astronautw. Nie zna tamtejszej Stacji, nigdy tam
nie pracowa, a aktualizacj e swego Klucza przeprowadza zwykle w srdmie sciu.
Przed budynkiem kr ecio si e jak zwykle w takich miejscach sporo dziw-
nych indywiduw. Tajniacy i kombinatorzy, mniej wi ecej w liczebnej rwnowa-
dze, zgodnie koegzystuj acy i nie wchodz acy sobie w drog e, dopki nic si e nie
dziao. Drobni lifciarze, color-changerzy, keymakerzy. . .
Sneer naci agn a r ekaw na swoj a nieszcz esn a now a bransoletk e. Miaa jaki s
paskudny zatrzask, ktrego bez klucza nie zdoa otworzy c, a nie mia pod r ek a
piki do metalu.
Dwana scie czerwonych za jeden zty! rzuci schrypni ety drab, mijaj ac
Sneera.
Sam bym kupi za tyle! burkn a, nie odwracaj ac gowy. Wiedzia, ze
ostatnio zte dochodz a do pi etnastu czerwonych.
Zrobi e cztery na trzy za sto zielonych, z gwarancj a! Nowoczesn a metod a!
zapewnia jaki s lifter, nie odrywaj ac wzroku od supa ogoszeniowego. Sam nie
wygl ada lepiej ni z na pi ataka.
Kluczyk dla szanownego pana? Czwreczka, trjeczka? Dobra robota, pa-
sowany, do ka zdego paluszka. Zupenie tanio! Jaki s keymaker nachalnie rekla-
mowa swj towar. A mo ze wytryszek do automatw alkoholowych?
Sneer? na p pytaj aco mrukn a mody chopak w seledynowej wiatrw-
ce.
Tak Sneer unis wzrok i zwolni kroku.
Od Prona. Chcesz utrzyma c swoj a czwrk e, tak? Ten sam protekcjonal-
ny ton i poczucie wy zszo sci, ktre Sneer tak cz esto demonstrowa w kontaktach
z klientami.
Zaatwi e ci to ci agn a seledynowy. Bez puda!
Sneer skrzywi si e z niesmakiem.
Do cholery, na co mi przyszo: by c klientem takiego smierdziela pomy sla,
ale zaraz u smiechn a si e z przymusem.
Za ile? spyta rzeczowo.
Pi e cset ztych. Albo dwa patyki zielonych.
45
Z byka spade s warkn a Sneer, ale zaraz doda grzeczniej. Panie
kolego?
Taka taryfa. A co, nie kalkuluje si e?
Jak a masz klas e?
Uczciw a czwrk e. Ani p klasy wy zej.
Ja mam zero, rozumiesz? A za trzy na dwa bior e sto pi e cdziesi at!
Ale ja robi e zero na cztery, to te z trudna robota. Jak kto s musi mie c
formaln a czwrk e, to nie da rady beze mnie. Twoje zero nic ci nie pomo ze. A ja,
nawet w hipnozie, nie b ed e lepszy ni z na czwrk e!
Ale, do cholery zniecierpliwi si e Sneer przecie z co innego lifting,
a co innego takie tam. . .
To si e teraz nazywa downing. Nowa specjalno s c. Odk ad zacz eli spraw-
dza c podejrzanych o lift, downerzy s a w cenie. Jak ci e, bracie, raz wyzeruj a, to
amen. Pogoni a do gwkowania za par e ztych i nie b edzie czasu na lift ani na
dolce vita.
Downer zamilk, bo jaki s tajniak zainteresowa si e ich przydugim dialogiem.
Odeszli na bok, w stron e parku.
To jak? zagadn a downer. Decyduj si e. Czas to punkty.
Jak to zrobisz? Na podstawk e? Czy na wcisk?
Nie twoje zmartwienie. Ka zdy fach ma swoje sekrety.
Czterysta.
Dla ciebie, niech b edzie. Jeste s kumpel Prona, to niech tam.
Cholera jasna, te z mi kumpel! Sneer zagryz wargi. Wlazem w lepsze
towarzystwo.
By w scieky. Tyle punktw! I zeby on, Sneer, musia pokornie targowa c si e
z takim gwniarzem. On, zerowiec!
Prona zwin a lada moment. O ile ju z nie siedzi rzuci mimochodem.
Sk ad wiesz?
Dopadli mnie w jego kabinie. Przez pomyk e.
Gliny?
Nie, jaki s taki may elektryczny bydlak.
Sneer odchyli mankiet i pokaza bransoletk e.
Tyle z niego zostao.
Widziaem ju z ten nowy wynalazek powiedzia downer. Nie przyjmie
si e. Aha, jeszcze tylko maa zaliczka. Dwie setki z gry, reszta potem.
Przecie z mam trefny Klucz, Pron ci nie mwi?

Zaden automat nie zrobi
przelewu, wszystkie dostay zastrze zenie po linii zasilaj acej.
Nie ma sprawy. Znam tu jednego pasera, niedaleko. Ma na melinie wasny
automat rozliczeniowy, domowej roboty, zasilany z baterii. Za dych e zaatwi. To
jak? Idziemy?
Sneer w milczeniu skin a gow a. Downer poszed przodem.
46
To tutaj powiedzia, zatrzymuj ac si e przed drzwiami wysokiego miesz-
kaniowca. Zaczekaj chwil e.
Sneer rozejrza si e po uliczce, obstawionej ponurymi, betonowymi blokami
o jednostajnych fasadach. Na skrawkach zdeptanych trawnikw mi edzy budyn-
kami bawiy si e dzieci, cho c pora bya do s c p zna. Widocznie rodzice ich zaj eci
byli jakimi s wa znymi sprawami.
Wedug statystyk pomy sla Sneer zatrudnionych jest tylko osiemna-
scie procent dorosych obywateli. Caa reszta to czwartacy, pi atacy i szstacy, dla
ktrych nie ma odpowiednich zaj e c. Teoretycznie, nikt nie ma powa zniejszych
problemw materialnych. Nawet ci, ktrzy maj a wielodzietne rodziny. A jednak
wszyscy ci rezerwowcy s a nieustannie czym s zaj eci. Najcz e sciej swiadczeniem
podejrzanych usug na rzecz wy zszych klas, za zte, oczywi scie.
Po kilku minutach seledynowa wiatrwka downera ukazaa si e w ciemnym
prostok acie drzwi. Sneer wszed za nim do sieni o scianach pokrytych nieudolny-
mi bazgroami. W poprzek jednej z nich bieg wielki napis: Nie tra c ztych na
dup e. Gwno kupisz za czerwone! Po drugiej stronie Sneer odczyta: Cho cby s
mia najwy zsz a klas e, bez punktw jeste s. . . . Ostatnie sowo byo zamazane.
Paser mieszka w podwjnej kabinie na parterze. Gdy weszli, zaatwia jak a s
transakcj e z dwoma przyzwoicie wygl adaj acymi modzie ncami. Sneer dostrzeg,
ze ka zdy z nich mia po kilka Kluczy.
Opr zniaj a obce Klucze wyja sni downer szeptem. Ta maszynka
ignoruje sygna identyfikatora linii papilarnych. Mo zesz przela c wszystkie punkty
z cudzego Klucza na wasny.
Jak to? zdziwi si e Sneer. Przecie z wiadomo, z czyjego Klucza po-
chodz a te punkty. Wystarczy, ze wa sciciel zgosi kradzie z. . .
Nie zgosi. Le zy w kostnicy. Ci chopcy, to hieny szpitalne. Wsppracuj a
z personelem szpitala publicznego. Kiedy pacjent umiera, zgarniaj a punkty z jego
Klucza, zanim szpital zgosi zgon. Wiesz, jaka jest procedura: gdy facet umie-
ra, Syskom blokuje jego konto i czeka na dyspozycje Wydziau Spadkowego. Po
ustaleniu praw spadkowych, punkty zmarego przechodz a na konta spadkobier-
cw. Dopki nie ma zgoszenia, konto jest czynne, ale facet ju z nie zyje. Je sli si e
w tym czasie przeleje punkty na czyje s konto, to on ju z nie zakwestionuje tego
przelewu i istnieje prawne domniemanie, ze zadysponowa przelew ciep a r ek a.
Wiesz przecie z, ze czujnik linii papilarnych sprawdza tak ze temperatur e skry
i t etno w kciuku.
Sneer wiedzia o tym dobrze, bo sam niejednokrotnie w swej praktyce stoso-
wa metod e na podstawk e. Polegaa ona na u zyciu cieniutkich, niewidocznych
prawie, r ekawiczek ze sztucznymi liniami papilarnymi, odpowiadaj acymi liniom
klienta. Pozwalay one podszy c si e pod inn a osob e podczas sprawdzania to zsamo-
sci w automacie testuj acym. Wa zne byo wwczas, by temperatura zewn etrznej
powierzchni r ekawiczki mie scia si e w granicach przeci etnej temperatury naskr-
47
ka doni. Dlatego te z przed wej sciem do Stacji Testowej nale zao mie c dodatkowo
na doni r ekawiczk e z ogrzewaczem i termostatem, ktr a zdejmowao si e na mo-
ment przed identyfikacj a.
Sposb ten wymaga jednak ze uprzedniego przygotowania r ekawiczki, za zgo-
d a i z udziaem klienta, ktry musia uda c si e do fachowca zwanego r ekarzem
w celu zdj ecia miary. Kosztowao to sporo ztych, zwykle koo pi e cdziesi eciu,
i obci a zao honorarium liftera, wi ec Sneer tylko w ostateczno sci ima si e tej me-
tody.
Hieny sko nczyy wa snie swe machinacje z Kluczami nieboszczykw, pozo-
staj acych chwilowo mi edzy niebem a ziemi a. Za Sneerem czekao ju z trzech na-
st epnych klientw.
Dwie setki i dycha dla ciebie powiedzia downer, wtykaj ac Klucz do
prymitywnie wygl adaj acego aparatu.
Sneer wo zy swj Klucz do drugiego otworu. Maszynka dziaaa bezb ednie.
Przelew poszed sprawnie, co Sneer natychmiast mg sprawdzi c na liczniku swe-
go Klucza.
To zdolny facet powiedzia downer, gdy wyszli. Zerowiec chyba
albo co najmniej jedynak. Ale oficjalnie jest na rencie. Ci ze szpitala podkr ecili
co s w komputerze medycznym i zaatwili mu pen a niezdolno s c do pracy. Za to
on robi im od czasu do czasu przelewy z nieboszczykw.
A z zywych? Nie zdarza si e?
Owszem, ale to ju z inny proceder. Tym ju z nie zajmuj a si e hieny, i w ogle,
personel szpitala nie macza w tym palcw. Trudni a si e tym tylko wampiry. To ta-
cy, co potrafi a dosta c si e na oddzia szpitalny, symuluj ac ci e zki stan przez za zycie
odpowiedniej kompozycji srodkw chemicznych i lekw. Kradn a Klucze innym
pacjentom i przekazuj a wsplnikom, ktrzy je opr zniaj a, a potem zwracaj a nie-
postrze zenie wa scicielowi. Ale to du ze ryzyko i niewielki zysk. W publicznym
szpitalu le z a przewa znie pi atacy i szstacy. Ile mo zna z takiego wyssa c? Par e zie-
lonych. . .
Sneer sucha tych wyja snie n z rosn acym obrzydzeniem. O ile do tej pory
wykonywa swj zawd z pewnym starannie ukrywanym przed samym sob a po-
czuciem niesmaku, o tyle teraz zaczyna dochodzi c do przekonania, ze lifting jest
czym s w rodzaju szlachetnej rozgrywki w porwnaniu z machinacjami dziej acy-
mi si e w dolnej warstwie przest epczego swiatka Argolandu.
Downer zabra Klucz Sneera i znikn a w drzwiach Stacji Testw. Sneer usiad
na awce niedaleko wej scia do budynku i obserwowa kr ec acych si e w pobli zu
osobnikw, bawi ac si e w odgadywanie ich profesji.
Tajniakwrozpoznawao si e najatwiej. Poruszali si e do s c nerwowo, rozgl ada-
j ac si e bacznie i unikaj ac miejsc nie o swietlonych latarniami. Handlarze punktami
snuli si e powoli, jakby od niechcenia zbli zali si e do przechodniw i gosem brzu-
chomwcy rzucali par e zwi ezych sw w rodzaju: mo ze zte za zielone? albo:
48
mamy co s do odst apienia?. Lifterzy a raczej jak pogardliwie nazywano nisko
kwalifikowanych, pok atnych przedstawicieli tego zawodu windziarze usio-
wali skusi c potencjalnych klientw kwiecistymi obietnicami zrobienia im pi atej
klasy w miejsce szstej.
Downera nie byo ju z od dobrych czterdziestu minut, gdy nagle jak
zdmuchni eci ze skweru przed Stacj a Testwznikn eli wszyscy spaceruj acy leni-
wie kombinatorzy, pozostawiaj ac zdezorientowanych tajniakw, wyodr ebnionych
tym samym i zdekonspirowanych. Po chwili dopiero Sneer dostrzeg przyczy-
n e paniki: niewielki, szary furgon z siatk a w oknach, ktry wyoni si e z jednej
z bocznych ulic i zmierza w kierunku budynku stacji.
Samochd zatrzyma si e przed wej sciem. Dwch cywilw i jeden mundurowy
policjant weszli do Stacji. Wyszli dokadnie po dwch minutach. Sneer zauwa zy
mi edzy nimi seledynow a kurtk e downera.
A niech by to jasny szlag trafi! zakl a, spluwaj ac z w scieko sci a. Co
za dzie n cholerny!
Si egn a machinalnie do kieszeni, gdzie zazwyczaj nosi swj Klucz.
Trzeba natychmiast zgosi c kradzie z Klucza! pomy sla, wstaj ac z awki.
Mam nadziej e, ze ten bawan wie, co nale zy zeznawa c w takich przypadkach!
Ruszy w stron e budki telefonicznej, by zadzwoni c na posterunek policji. To
bya jedyna rzecz, ktr a mg teraz zrobi c za darmo.
* * *
Brz eczyk nie wr zy niczego dobrego. Bann podnosi suchawk e z oci aga-
niem.
Invigil, sucham.
To ja sucham! To by sam szef.
Wi ec, Szefie. . .
Macie wreszcie jakiego s?
Mieli smy. . . to znaczy. . . chwilowo. . . znikn a j aka si e Bann, kr ec a
nerwowo sznur telefonu woln a doni a.
Jak to znikn a?
Jeszcze nie wiem. Po szesnastej jeszcze by, i od tej pory zadnego sladu.
Do mnie, z wyci agiem!
Bann westchn a ci e zko i odo zy suchawk e. Kiwn a na technika, ktry przy-
suchiwa si e rozmowie.
Dawaj wydruki. Wszystkie, od wczoraj.
Technik zgarn a ze stou cztery sterty szerokiej papierowej ta smy poskadanej
49
w harmonijk e, wo zy je wszystkie do kartonowego puda, ktre Bann wzi a pod
pach e i powlk si e do szefa.
Ja zupenie nie rozumiem zacz a ju z od drzwi.
Dobrze, dobrze. Poka z go!
Ktrego?
No, tego co znikn a.
Bann wybra odpowiedni a ta sm e z puda i rozpostar j a przed szefem na biur-
ku.
Tutaj, o dziesi atej sze s c, bra cztery buki z szynk a i dwie kawy w barze
hotelu Kosmos. Potem przela osiem ztych na czyj s Klucz. Taka jedna, stu-
dentka. Pierwszy raz mia z ni a do czynienia. Te z sprawdzili smy, na jej koncie nie
byo innych przeleww z jego Klucza.
Niewa zne. Dalej! ponagla szef, przesuwaj ac ta sm e zapisu.
Tutaj. . . o 10.50 kupowa papierosy w automacie na rogu alei Tibigan
i Czternastej Przecznicy mamrota Bann potem. . . tak, wst epowa do ba-
ru. . . dwa piwa. . . drugi bar. . . dwa piwa. . . Ale by sam, te piwa bra w paromi-
nutowych odst epach. . . Siedzia chyba do s c dugo, bo nast epny zapis jest z bram-
ki metro, ze stacji zaraz obok baru. . . Potem. . . Par e drobnych zakupw, ci agle
w centrum, znw piwo, ale z kim s drugim, brane po dwa kufle naraz. . . Nie wie-
my, kto to by. W ka zdym razie zaden z pozostaych sledzonych. Oni byli wtedy
zupenie gdzie indziej. No, i wreszcie, przelew. . . Nie potwierdzony na jego kon-
cie, bo nie u zy Klucza ani razu po tym, jak. . . ten mody przela mu setk e.
Pewnie zaliczka?
Chyba tak. Bo potem, okoo sidmej wieczorem, Klucz tego modego zo-
sta zweryfikowany na dwjk e.
Gdzie to byo?
W Stacji Testowej numer siedem. Ale, powtarzam, ten pierwszy przelew
nie zosta potwierdzony. Nasz obiekt nie u zywa Klucza od czwartej po poudniu.
To wprost niemo zliwe. Jest dziewi ata! A co w hotelu?
Nie wrci. Pokj zapacony z gry, ale nikogo tamnie ma. Zabili go, zgubi
Klucz, albo. . .
Blokada! szef ucieszy si e wasn a przenikliwo sci a. Sprawdzae s czy
nie ma zablokowanego Klucza?
Nie. . . W wydruku nie ma informacji.
Nie chodzi o blokad e konta, tylko o blokad e Klucza! W takim przypad-
ku sygna blokuj acy idzie do wszystkich automatw sieci a zasilaj ac a. Powiniene s
o tym wiedzie c! Bank nie ma tu nic do rzeczy. Blokad e Klucza nakada Su z-
ba Kontroli Klas, a blokad e konta Su zba Bankowa. To dwa odr ebne wydziay.
Sprawd z to natychmiast!
Po kilku minutach Bann wrci z informacj a. Szef triumfowa.
50
No, widzisz! Trzeba my sle c o wszystkim! Te barany z Kontroli Klas miay
co s do niego! Zao zyli mu blokad e Klucza i spieprzyli ca a Wasz a puapk e. Teraz
szukaj wiatru w polu.
Mo ze si e zgosi do kontroli, zeby odblokowa c.
No, wi ec na co czekasz? Zawiadom wszystkie Stacje Testw!
Bann znowu wybieg, by wrci c po kwadransie.
No, mamy go! zapia rado snie, a z szef podskoczy na krze sle. Zgosi
si e do weryfikacji. Kazaem przetrzyma c go jak najdu zej, chocia z jest ju z po kon-
troli. Obiecali zwleka c z wydaniem mu Klucza, dopki patrol policji nie b edzie
na miejscu. Oni po prostu czasem sprawdzaj a czy kto s nie ma zani zonej klasy.
Trafili na niego zupenie przypadkowo. Zwyczajny pech.
Ale tak ze nauka na przyszo s c powiedzia szef sentencjonalnie. Trze-
ba przewidywa c i takie przypadki. Jak on si e nazywa?
Adi Cherryson. Znany te z jako Sneer. Z informacji, ktre mamy o nim,
niewiele wynika. Czwartak, nieokre slone zaj ecie, du ze przychody od prywatnych
osb. Teraz nie ma w atpliwo sci, ze to wysokiej klasy lifter. Dostawa du ze przele-
wy od paru osb, ktre obecnie maj a klas e zerow a i zajmuj a wysokie kierownicze
pozycje.
To ju z nie nasz wydzia! przypomnia szef. Potrzebuj e po prostu
dobrego zerowca.

Zeby mia prawdziwe zero, a nie jakie s kko graniaste.
O takiego najatwiej w srd lifterw. To cholernie inteligentne bestie. Na
pewno b edzie dobry, szefie.
Na biurku zabrz ecza telefon. Szef podnis suchawk e. Bann widzia, twarz
mu powoli czerwienieje, co u Szefa byo oznak a w scieko sci. Po chwili suchawka
spada z haasem na wideki, a pi e s c Szefa hukn ea o biurko.
Gwno! rykn a. Zidentyfikowali go. To nie zaden zerowiec i w ogle,
nie ten. . . Sneer. Ma tylko jego Klucz. Robi mu czwart a klas e To zwyky czwar-
tak, downer.
Downer? zdziwi si e Bann.
Co? Nie wiesz, co to znaczy? To co ty w ogle wiesz? Przenios e do policji
miejskiej, sowo daj e!
Bann wlk si e z powrotem do swego pokoju peen czarnych my sli.
Trzeba zaczyna c od pocz atku. Niech to wszyscy diabli pomy sla z gorycz a.
I kto narozrabia? Koledzy z innego Wydziau. Ale to nic. Szefowi si e czego s
spieszy z tym zerowcem, pewnie dosta polecenie z gry. Dostanie innego i b edzie
znw spokj.
Metoda apania na zywca bya opracowana dokadnie i zwykle dziaaa bez
puda. Musiaa dziaa c, bo opieraa si e na statystyce. Chc ac zidentyfikowa c i do-
pa s c dobrego liftera z utajon a klas a zerow a, wystarczyo wytypowa c kilkuset mo-
dych, ambitnych ludzi, z aspiracjami co najmniej na dwjk e. Potem typowao si e
kilkuset drobnych kombinatorw, operuj acych w tej samej dzielnicy. Potem
51
przekazywao si e odpowiednie instrukcje do Syskomu: kontrola bankowa auto-
matw z piwem we wszystkich barach dzielnicy, posiadaj acych automaty do gry;
je sli w tym samym barze, w krtkim odst epie czasu, zamwi piwo jeden z mo-
dych ambitnych i jeden z cwaniaczkw, i je sli do tego jeszcze ten ambitny zagra
na automacie Syskom dawa mu wygra c. Cwaniaczek nie przegapia okazji za-
robku, a mody, rozs adny czowiek nie przepija kilkuset ztych, tylko stara si e je
wykorzysta c z po zytkiem dla swojej przyszo sci. W dziewi e cdziesi eciu procen-
tach takich przypadkowych spotka n z zaaran zowan a wygran a, mody czowiek
znajduje doj scie do dobrego liftera za po srednictwem przypadkowego cwaniacz-
ka. Wystarczy sledzi c kroki szcz e sliwego gracza i wcze sniej czy p zniej
jego zte punkty trafi a na konto tego, o kogo ostatecznie chodzi.
Spoecze nstwo epoki automatyzacji samo staje si e jednym wielkim automa-
tem, dziaaj acym prawie bezb ednie. Wrzucasz trzysta ztych wyskakuje li-
fter z klas a zerow a. Nie trzeba bawi c si e w detaliczne inwigilacje, prowadzenie
kartotek, sledzenie ka zdego z osobna. Ka zdy krok ka zdego obywatela znaczony
jest kolorowymi punktami zostawionymi na jego drodze: w sklepie, w automacie
barowym, w kinie, w bramce metra, na Kluczu dziwki. Zamiast sledzi c obywa-
tela, wystarczy przejrze c zapis bankowy jego wydatkw. Je sli wydaje, to znaczy,
ze zyje. Je sli zyje musi wydawa c, brocz ac punktami jak ranny zwierz, dopki
wszystkie z niego nie wyciekn a. Wi ec o to wa snie chodzi: by mia zawsze cho c
troch e, bodaj tych czerwonych, bo inaczej straci si e go z oczu.
W tym wa snie krya si e odpowied z na w atpliwo sci Sneera, posiane przez
dawnego koleg e w jego wysoce inteligentnym, lecz leniwym umy sle: istnienie li-
fterw i downerw, robionych zerowcw i zerowych czwartakw, inteligentnych
dziwek i inteligentw sprzedaj acych jak dziwki swoj a uczciwo s c i honor, wszyst-
ko to byo normalnymi skadnikami tej rzeczywisto sci, a nawet mo zna by rzec
skadnikami niezb ednymi dla jej funkcjonowania, dla owego sci sle kontro-
lowanego Porz adku. Bo w swiecie Argolandu realny by wa snie Porz adek. To
Wolno s c bya pozorem.
* * *
Opuszczaj ac gmach hotelu Kosmos, Karl Pron odczuwa co s w rodzaju za-
chwytu nad swoim szlachetnym charakterem. Czu si e dobroczy nc a, samarytani-
nem, anioem opieku nczym i w ogle swietlan a postaci a w obrzydliwym bagnie
powszechnej chciwo sci i bezwzgl edno sci, za jakie uwa za teraz Argoland wraz
z okolicami.
Gdyby nie czysta to n jeziora Tibigan, nie znalazby s w caym Argolandzie
52
jednego metra kwadratowego, na ktrymnie pleni si e jakie s swi nstwo przypo-
mnia sobie fragment przemwienia pewnego kaznodziei, ktrego sucha czasem
w niedzielne przedpoudnia.
Stosunek Karla Prona do religii by mo zna by rzec ostro zny. Nale za on
do tych, ktrych on ze kaznodzieja nazywa wierz acymi na wszelki wypadek.
Oprcz takich jak Karl, duchowny w wyr znia jeszcze: szczerze wierz acych,
niewierz acych, czyli ateistw, oraz antyteistw. Charakterystyczn a cech a tych
ostatnich byo wedle pastora to, ze uwa zaj a za swj ideologiczny obowi azek
jada c w ka zdy pi atek wieprzowy kotlet (cho cby nawet lekarz zaleca im diet e), by
swym post epowaniem sprzeciwia c si e Temu, w ktrego istnienie nie wierz a.
Z uwagi na swj asekurancki swiatopogl ad, Karl nie unika okazji speniania
dobrych uczynkw, szczeglnie wwczas, gdy nie kosztowao to ani punktw, ani
zbytniej fatygi. Nie bez suszno sci s adzi, ze zawsze lepiej mie c wok siebie lu-
dzi, ktrzy co s mu zawdzi eczaj a. By wprawdzie zbyt trze zwy, by zywi c zudzenia
co do ludzkiej wdzi eczno sci, niemniej jednak jako ekonomista z wyksztacenia
niezachwianie wierzy w statystyk e.

Swiadcz ac drobne grzeczno sci mo zliwie
licznemu gronu osb, liczy na to, ze znajd a si e w srd nich statystycznie rozsia-
ni jak rodzynki w cie scie tacy, ktrzy przyj awszy przysug e czuj a si e moralnie
zobowi azani do jej odwzajemnienia. Pozostaych z gry spisywa na straty, nie
zauj ac poniesionego trudu swiadczenia im uprzejmo sci ani te z nie czuj ac zalu do
nich samych. Pewien procent mile potraktowanych sprawdza mu si e od czasu do
czasu w potrzebie i tych wpisywa na list e bli zszych znajomych.
Metoda nie bya wynalazkiem Karla. Studiuj ac histori e handlu, czytywa stare
podr eczniki psychologii klienta, z czasw gdy jeszcze istniay sklepy z ludzk a ob-
sug a.

Zelazna zasada gosz aca, ze ka zdy wchodz acy do sklepu cho cby tylko
chcia schroni c si e przed deszczem jest potencjalnym klientem i musi by c trak-
towany na rwni z czyni acym du ze zakupy, owocowaa teraz w interesach Karla.
Dzi eki niej prosperowa nie zle, imaj ac si e r znych zaj e c.
Ostatnie siedem lat liftingu nadw atlio wprawdzie jego spore ongi s rezerwy
finansowe, lecz wynikao to z obiektywnych okoliczno sci i specyfiki zawodu: li-
fting wymaga spektakularnej oprawy drogich hoteli, porz adnych restauracji,
eleganckiego wygl adu. Kiedy miao si e jak Karl Pron nisk a rzeczywist a
klas e, koszty pochaniay lwi a cz e s c niezbyt wysokich honorariw. Ale profesja
ta dawaa w srodowisku pozycj e, jakiej nie moga zapewni c zadna inna: liftera
nikt nie pyta, dlaczego ma tylko czwart a klas e. Istnieje bowiem domniemanie,
ze de facto ma on klas e o wiele wy zsz a, ktr a ze wzgl edw zawodowych
ukrywa. Dla ambitnego trojaka rzecz to nader cenna.
Karl nie wierzy w pieko. Jego zdaniem, istota tak pena dobroci, jak Stwr-
ca tego swiata, nie mo ze okaza c si e skrupulatnym, maostkowym buchalterem,
rejestruj acym ka zde ludzkie potkni ecie tak jak Syskom rejestruje ka zdy punkt
wydatkowany przez obywatela. Wedle regu etycznych, ktre Karl wykoncypowa
53
sobie na wasny u zytek, liczy si e tylko ostateczny bilans zych i dobrych uczyn-
kw, ktry je sli jest w rwnowadze daje czowiekowi cakiem niez a not e
za oglne wra zenie w oczach Stwrcy.
Ju z od dawna (tak przynajmniej wydawao mu si e teraz) czu wsobie niewy zy-
t a skonno s c do wy swiadczania dobrodziejstw innym ludziom. Tyle ze dotychczas
jako s nigdy nie mia na to srodkw. Wszystkie punkty te otrzymywane urz e-
dowo i te zarobione, rozpyway si e od razu, przeciekay przez palce, nim zd a zy
spotka c potrzebuj acego kumpla. W rezultacie to raczej on, Karl, potrzebowa cz e-
sto wsparcia w formie paru punktw po zyczki.
Lecz od dzisiejszego ranka wszystko jako s si e zmienio, odwrcio. Pocz aw-
szy od zupenie bezinteresownego (je sli nie liczy c uzyskanej przy tym informa-
cji) pocz estunku dla dziewczyny, poprzez zaatwienie Filipowi najlepszego liftera,
zupenie za darmo (pomin awszy tych gupich pi e c ztych zaliczki), a z do na-
karmienia godnego Sneera dzisiejsza dziaalno s c Karla ukadaa si e w jedno
chwalebne pasmo dobrych uczynkw.
Stara si e zapomnie c, ze nie mgby cho cby nawet chcia ani odebra c
reszty prowizji od Filipa, ani te z rozliczy c si e ze Sneerem za kanapki, bo nie
pozwala na to jego nowy Klucz. W swietle tego faktu, filantropia Karla okazaaby
si e w pewnym stopniu przymusowa, jednak ze. . . czy z nie czyni tego wszystkiego
jedynie z dobroci serca?
Zapragn a raz jeszcze przypiecz etowa c poczucie wasnej dobroci, ktre tak
radykalnie agodzio, ba, tuszowao wr ecz w jego sumieniu swiadomo s c uczest-
niczenia w ajdactwie, jakiego nie znay argolandzkie kroniki kryminalne. Okazja
nadarzya si e od razu za rogiem Sidmej Przecznicy: dwoje malcw ciemno-
skry chopczyk i drobna, jasnowosa dziewczynka akomie przygl adao si e
automatowi ze sodyczami i gum a do zucia.
Karl wsun a do automatu swj Klucz i sypn a nar eczem kolorowych opako-
wa n pod nogi oszoomionych z zachwytu dzieciakw.
Dobre uczynki dotycz a osb znanych lub nieznanych, ale zawsze konkretnych
i okre slonych. Przest epcza machinacja z Kluczem, wymierzona przeciwanonimo-
wej, szarej masie enigmatycznie zwanej ogem nie krzywdzia konkretnie
nikogo. Ta r znica obiektu dziaa n pozwalaa Karlowi wywie s c dodatnie saldo
swych uczynkw.
Zdawa sobie doskonale spraw e, ze gdzie s tam, na poziomie grnych szczebli
zarz adzania gospodark a, wyjdzie jak szydo z worka ten drobny w oglnej ska-
li niedobr towaru w stosunku do punktw. Lecz nim do tego dojdzie, on, Karl
Pron, b edzie ju z normalnym, spokojnym obywatelem z czwart a klas a i mrowiem
ztych punktw na swym legalnym Kluczu.
Peen tak optymistycznych przewidywa n, dumny ze swej szczerej mio sci do
bli znich, gotw nadal swiadczy c swe usugi z czystej dla nich zyczliwo sci, Karl
zatrzyma si e przed pawilonem bankowym przy alei Tibigan, tu z za skrzy zowa-
54
niem z Dziewi at a Przecznic a, dla dokonania operacji, jak a zdrowy na umy sle Ar-
golandczyk przeprowadza tylko wtedy, gdy nie ma ju z innego wyj scia: zamiany
pewnej liczby ztych punktw na zielone.
Zamiana taka bya legalnie mo zliwa jedynie wedug nominalnej warto sci:
punkt za punkt. Mo zna byo dosta c zielone i czerwone za zte, oraz czerwone
za zielone. W drug a stron e automaty bankowe nie dziaay.
Wobec silnie zr znicowanej czarnorynkowej warto sci punktw o r znych ko-
lorach, bankowa wymiana bya oczywistym nonsensem i nikt z niej nigdy nie
korzysta. Jednak ze oficjalny kurs, rwny dla wszystkich kolorw punktw, mia
pewne znaczenie spoeczno-ideologiczne: Przychody zerowca, wyra zone w punk-
tach (bez specyfikacji ilo sciowej poszczeglnych barw) byy przeci etnie tylko
cztery razy wi eksze od przychodw szstaka. Znakomicie maskowao to rzeczy-
wist a rozpi eto s c dochodw r znych klas intelektualnych, podtrzymuj ac w sta-
tystykach przynajmniej mit o wzgl ednej rwno sci materialnej obywateli.
W rzeczywisto sci, po uwzgl ednieniu rynkowej warto sci ztych i zielonych,
zerowiec inkasowa kilkana scie razy wi ecej ni z szstak. Wprawdzie ten ostatni
otrzymywa dostatecznie du zo, by spokojnie egzystowa c na nie najgorszym po-
ziomie, bez konieczno sci szukania dodatkowych zarobkw jednak ze swiado-
mo s c, ze inni maj a si e jeszcze o wiele lepiej, niejednemu sp edzaa sen z powiek.
Zamiana ztych na zielone lub czerwone je sli ju z kto s zmuszony by do
takiej operacji, na przykad z braku czerwonych na zapacenie komornego w ta-
nim bloku mieszkalnym odbywaa si e zwykle nie w banku, lecz pod bankiem,
u jednego z urz eduj acych tam stale handlarzy, zwanych color-changerami albo
potocznie kameleonami.
Wobec ogranicze n swego nowego Klucza, Karl nie mg zaatwi c sprawy z za-
wodowym kameleonem spod banku. Nie mg tak ze dokona c zwykej jeden za
jeden zamiany ztych na zielone w automacie bankowym, bo jak wykoncy-
powa operacja taka spowodowaaby urodzenie si e pewnej sumy zielonych
na jego koncie bez uszczerbku stanu ztych. Takie punkty niewiadomego pocho-
dzenia demaskowayby lewy Klucz.
Karl wymy sli sobie inny sposb. Pod bankiem oprcz handlarzy trafiali
si e tak ze ludzie pragn acy zdoby c troch e ztych na konkretny zakup. Ju z po kilku
minutach znalaz mod a kobiet e usiuj ac a naby c dwie setki ztych. Karl poroz-
mawia z ni a chwil e i poszli razem do pobliskiego magazynu, wyr zniaj acego si e
jaskrawo ztymi draperiami w oknach wystawowych.
Wyszli stamt ad zadowoleni oboje: Karl z o smioma setkami zielonych na Klu-
czu, kobieta z pi eknym, prawdziwym futrem z norek. Osiemset nie wystar-
czao, wi ec Karl musia dwukrotnie jeszcze przeprowadzi c podobne transakcje,
sledzony zymi spojrzeniami color- changerw, ktrym podkupywa klientw, da-
j ac korzystniejsze warunki wymiany.
Uzbierawszy ptora tysi aca zielonych, usun a si e chykiem z oczu wyra znie
55
ju z w sciekych kameleonw.
Punktw potrzebowa do uregulowania pewnego prywatnego dugu. Sprawa
bya wogle paskudna i Karl plu sobie wbrod e zauj ac, ze da si e wni a wci agn a c.
Zatai t e histori e przed lud zmi, z ktrymi obecnie wsppracowa, bo obawia si e,
ze mogliby zrezygnowa c z jego usug.
Na samo wspomnienie w atpliwego interesu, ktry zrobi, zmuszony gwatow-
n a potrzeb a finansow a, rumieni si e teraz i dostawa g esiej skrki.
On, Karl Pron, przyzwoity lifter, dwa tygodnie temu zada si e wstyd przy-
zna c z wampirem. Zdarzyo mu si e to po raz pierwszy i jak sobie wa snie
obieca ostatni. . .
Ten n edzny szstak zaczepi go przy piwie i skoowa zupenie, obiecuj ac pi e c-
set zielonych za drobn a przysug e. Pron zna faceta z widzenia, lecz bro n Bo ze!
poj ecia nie mia, czym si e ta kreatura zajmuje! Ze swej wrodzonej przychyl-
no sci wobec ludzi, Karl przyrzek sw a pomoc, a poza tym. . . kiedy nie ma si e
punktw, ka zdy interes jest dobry. Karl uwierzy, ze sprawa jest atwa, a jego ro-
la bezpieczna. W umwionym dniu poszed do szpitala, obejrza sobie zywego
jeszcze umarlaka, pogada z le z acym w tej samej sali wampirem, a potem wyszed
z ukradzionym przez wampira Kluczem, przela u pasera dwa tysi ace zielonych
na swoje konto, zwrci Klucz.
Wampir mia pole ze c jeszcze z tydzie n, by dopilnowa c sprawy. Potem mieli
si e spotka c i rozliczy c. Szstak nie dawa znaku zycia przez nast epne dziesi e c dni,
punkty si e Karowi rozlazy.
A je sli facet nie umar? gryz si e Karl od tygodnia.
Dzi s wa snie wampir zadzwoni. Domaga si e spotkania, mwi pswka-
mi i by czego s podenerwowany. Karl wola nie my sle c, co by si e stao, gdyby
ograbiony pacjent ozdrowia nagle i zorientowa si e w stanie swego Klucza.
Pierwsze, co policja robi w takich razach, to ustalenie osoby, na ktrej korzy s c
przelano punkty. . .
Mam nadziej e, ze ten cymba wybra odpowiedniego pacjenta! pociesza
si e Karl, id ac w stron e stacji metra, by spotka c si e z wampirem.
* * *
Dwaj cywilni wywiadowcy stali przed komisarzem w pozie penej skruchy.
Szef si e w scieka i trudno byoby nie przyzna c mu racji.
Nie nasza wina, komisarzu. . . b akn a jeden z tajniakw. To Wydzia
Techniki

Sledczej wmusi nam ten cholerny aparat do wyprbowania.
Trzeba byo mie c go na oku! warkn a komisarz.
56
Oni zapewniali, ze zatrzymany nie mo ze si e wymkn a c. Aresztomat emituje
ci agy sygna kontrolny.
Niech to szlag trafi! Komisarz skierowa ze spojrzenie na le z acy na
pododze wrak aresztomatu.

Zeby nie przewidzie c takiego prostego tricku!
Prba pozbycia si e aresztomatu jest wykroczeniem zagro zonym kar a wy-
sokiej grzywny z zamian a na areszt powiedzia drugi tajniak. Ale w tym
przypadku nie mamy nawet dowodu. Musiaa zaj s c pomyka. Automat nie ziden-
tyfikowa tego faceta. Najprawdopodobniej to nie by Karl Pron.
Jak to? nastroszy si e komisarz. Wi ec kto to by?
Kto s z niewa znym Kluczem. Aresztomat nie by zaprogramowany na tak a
okoliczno s c, nie zapisa numeru.
No, prosz e! Jeszcze jeden b ad konstruktorw. Napiszcie o tym w raporcie!
A ten Pron, jak zrozumiaem, znikn a wam z oczu?
Niestety. Ale, powtarzam, to nie nasza wina. Posali smy aresztomat do ho-
telu, a sami udali smy si e do szpitala. Nie wolno nam byo osobi scie zatrzyma c
podejrzanego, nie maj ac zadnych dowodw. Aresztomat jest wybiegiem prawni-
czym, pozwalaj acym mie c faceta w r eku bez ograniczenia jego wolno sci.
Ale wampira nie zapali scie.
Mamy paru podejrzanych.
Bez zadnych dowodw! Wiadomo tylko, ze kto s otru pacjenta, ktremu
wyci agni eto przedtem wszystkie punkty z Klucza. Jedynym konkretnym sladem
jest ten Pron. Trzeba go teraz znale z c i zamkn a c! sierdzi si e komisarz.
Wci a z nie ma podstaw, szefie. Wa sciciel Klucza nie zyje. Przelew by
zrobiony na dziesi e c dni przed jego smierci a. W szpitalu stoi oglnie dost epny
automat rozliczeniowy. Ka zdy adwokat bez trudu wyka ze, ze Pron mg zaa-
twi c transakcj e legalnie, z udziaem Briskyego. Cz esto bywa, ze pacjent, le z a-
cy w szpitalu, przelewa swoje punkty na konto znajomego lub czonka rodziny,
z pro sb a o zaatwienie jakich s interesw. W tym przypadku pacjent nie mia bli z-
szych krewnych, wi ec. . .
No, tak. . . komisarz podrapa si e w gow e. Co wiadomo o tym Pro-
nie?
Mamy tu wyci agi z jego konta za ostatnie dwa tygodnie. Jeden z in-
spektorw rozo zy na biurku papierowe ta smy. Tydzie n temu dosta dwie setki
ztych od jakiego s trzeciaka, wyda je prawie co do punktu. Mieszka w Kosmo-
sie, nie ukrywa si e, a nawet, mo zna powiedzie c, afiszowa si e ze swoimi zty-
mi. Dzi s rano, na przykad, zamawia kanapki z kawiorem i drogi koniak. Koo
poudnia natomiast. . . o, tutaj, odda reszt e posiadanych punktw temu, od ktre-
go dosta tych dwie scie. A potem zainkasowa dziesi e c tysi ecy z Klucza pewnej
dobrze prosperuj acej dziewczynki.
To przypuszczalnie depozyt. One cz esto tak robi a doda drugi inspektor.
57
A potem, koo siedemnastej, dosta jeszcze kilkaset zielonych od pewnej
kobiety.
Sowem, zadnego punktu zaczepienia! zirytowa si e komisarz.
No. . . mo ze tylko to jeszcze, ze od chwili otrzymania du zego przelewu nie
wyda ani punktu przez cay dzie n. To musi by c rzeczywi scie depozyt tej dziew-
czyny. Hotel ma opacony z gry, ale sam znikn a.
Jeszcze jeden wampir wy slizguje si e nam z r ak. Trudno, chopcy. Za zcie
sta a kontrol e konta tego Prona. Musi si e wreszcie odezwa c, wyda c par e punktw,
wrci c do hotelu.
Chyba ze. . . zacz a jeden z tajniakw.


Ze co? S adzisz, ze ten wampir, z ktrym wsppracowa, postara si e za-
trze c slady? domy sli si e komisarz.
To zupenie prawdopodobne. Tylko Pron, o ile jest rzeczywi scie wsplni-
kiem, przyci sni ety do muru, mgby sypn a c wampira. A sprawa jest gardowa,
wi ec. . .
Masz racj e. Je sli nie b edzie zadnych obrotw na koncie Prona przez naj-
bli zszy tydzie n, mo zemy go skre sli c i zacz a c szuka c zwok zgodzi si e komi-
sarz.
My sl e, ze b ed a, mimo wszystko. On mia dziesi e c tysi ecy na Kluczu! Nie
wierz e, by morderca nie prbowa tego odzyska c.
W jaki sposb?
Oni znaj a metody, o ktrych nawet my jeszcze nie mamy poj ecia. Przy
takiej sumie warto pokombinowa c. Na przykad, mo zna zdj a c skr e z palcw nie-
boszczyka albo sporz adzi c r ekawiczk e papilarn a. A potem przela c te punkty na
dziesi e c Kluczy, nale z acych do r znych facetw ze znakomitym alibi. A jeszcze
lepiej na Klucze r znych prostytutek albo nieskazitelnych, na pierwszy rzut oka,
obywateli.

Slad si e rozmyje, rozga ezi i. . . szukaj wiatru w polu.
Tak czy owak zadecydowa komisarz nie tra ccie czasu. Mamy
do schwytania jeszcze paru innych drani grasuj acych w publicznych szpitalach.
A z tym Pronem zaczekamy. Je sli si e nie ujawni w ci agu paru dni, przeka zemy
jego spraw e do Sekcji Zagini e c.
Na biurku zadzwoni telefon. Komisarz sucha przez du zszy czas, a potem
powiedzia bezradnie:
Aco ja mog e mu zrobi c? Je sli nawet ze, to nigdy tego nie wykryjemy. Chy-
ba ze znajdziemy wampira i wydusimy z niego zeznania, ale to jeszcze trudniejsza
sprawa. Otru c mg ka zdy, kto tam by: pacjent, piel egniarz, kto s z odwiedzaj a-
cych. Aha, jeszcze jedno: kogo w takim razie prbowa zatrzyma c ten cholerny
aresztomat? Tak, rozumiem. . . Z tym Pronem? Niech idzie do diaba.
Komisarz odo zy suchawk e i spojrza na agentw.
No, i macie swojego nieboszczyka. Zgosi si e. Stary lis! Je sli nawet ma-
cza apy w tej szpitalnej aferze, to teraz niczego mu nie udowodnimy. Oczywi scie
58
zna Briskyego i oczywi scie wzi a jego oszcz edno sci na przechowanie. Denat ba
si e, ze go okradn a.
To ostatnie jest niepodwa zalnie prawdopodobne.

Zle si e dzieje ostatnio
w miejskich szpitalach powiedzia jeden z tajniakw.
A faceta, ktry w par e dni wydaje dwie setki ztych i ma dziesi e c tysi ecy
na koncie, trudno byoby oskar zy c o ch e c ograbienia staruszka z paru zielonych
doda drugi. Inna rzecz, ze warto by zbada c, sk ad czwartak bierze na takie
wydatki.
To ju z sprawa Wydziau Kontroli Dochodw. Nie b edziemy ich wyr ecza c,
mamy do s c wasnych kopotw uci a komisarz. Przy okazji dowiedzieli smy
si e, kto rozpracowa aresztomat. Nazywa si e Sneer. O ile Pron nie zmy sli tego
pseudonimu. Ale nie s adz e, by ga wiedz ac, ze jest podejrzany. Sprawd zcie tego
Sneera.
* * *
Cienie wysokich budynkw stoj acych wzdu z alei Tibigan si egay ju z brzegu
jeziora. Od strony wody wia saby, lecz chodny wietrzyk, koysz acy barwne za-
gle na spokojnej tafli zatoki. Karl patrzy na jezioro, do nmi wsparty o barierk e,
oddzielaj ac a promenad e bulwaru od pla zy.
Sta tak ju z od p godziny, boj ac si e odwrci c ku miastu. Wydawao mu si e, ze
stamt ad wa snie grozi niebezpiecze nstwo rozpoznania jego twarzy, zdemaskowa-
nia, pojmania. . . Jezioro byo czym s neutralnym, nie zaanga zowanym w ciemne
machinacje. Byo czyste, spokojne, radosne.
Inna sprawa, ze znajdowano w nim niekiedy ofiary porachunkw przest epcze-
go podziemia. Ale w wi ekszo sci przypadkw jezioro wyrzucao zwoki na wy-
brze ze lub na mielizny nie opodal pla zy, jakby chciao od zegna c si e od udziau
w brudnych interesach, rozgrywaj acych si e na l adzie.
Karl pierwszy raz w zyciu naprawd e ba si e miasta. Id ac tutaj, nad jezioro,
gdzie o tej porze nie byo ju z tumu pla zowiczw, przemyka si e pod scianami do-
mw, ukrywaj ac twarz przed przypadkowymi spojrzeniami przechodniw. Nigdy
dot ad nie odczuwa podobnego l eku. Tum by dla niego bezimienn a, przelewa-
j ac a si e mas a. Nie rozr znia w nim pojedynczych osb z wyj atkiem dobrych
znajomych, i to tylko wwczas, gdy chcia ich zauwa zy c. Teraz widzia z osobna
ka zd a g eb e; ka zd a par e oczu, prze slizguj ac a si e po jego twarzy. Taksowa szyb-
kimi spojrzeniami mijane osoby i wydawao mu si e, ze przynajmniej co trzeci
przechodzie n ma bystre oczy inspektora w cywilu.
Nie mg darowa c sobie wasnej gupoty. Jak mo zna byo wchodzi c w kon-
59
szachty z takim typem! Co za beznadziejnie gupi szczeniak! Nie mg wytrzy-
ma c jeszcze kilku dni na szpitalnym zarciu?

Spieszyo mu si e do paru n edznych
zielonych! Od razu wida c, ze partacz i nowicjusz. Stary fachowiec poczekaby
cierpliwie, co najwy zej pomagaj ac dyskretnie przeznaczeniu. A ten sypn a ja-
kiego s paskudztwa, daj acego charakterystyczne objawy.
Nie, tego si e Karl nie spodziewa! Przyj a spk e w najlepszej wierze. Sprawa
bya jasna i czysta jak za niewinnej dziewicy: pacjent by czowiekiem samotnym
i beznadziejnie chorym. Jego punkty poszyby i tak do publicznej kasy.
Ale zeby zaraz mordowa c? Karl wzdrygn a si e na sam a my sl o sledztwie,
wktrymon b edzie pierwszympodejrzanym, cho c nawet palcemnie tkn a denata!
Maj ac w gar sci niewyczerpane zrdo punktw, Karl mg w ka zdej chwili
wpa s c w ci e zkie tarapaty przez gupie pi e cset zielonych, na ktre poaszczy si e
w chwili sabo sci. Perspektywa wpadki wa snie teraz, w obliczu otwieraj acego si e
przed nim raju, wtr acaa Karla na dno czarnej rozpaczy.
Siedem lat liftingu, i zadnych powa zniejszych kopotw z wadz a. Czysta kar-
toteka w policji, a tu masz diable kaftan! my sla z zalem, wtulaj ac odruchowo
gow e w ramiona, ilekro c za jego plecami zastukay kroki przechodnia spaceruj a-
cego po bulwarze. Ciekawe, co grozi za wspudzia? Ba. . . ale, zeby potrak-
towali mnie tylko jako pomocnika, musi najpierw znale z c si e gwny winowajca!
Karl ba si e przesuchania. Wiedzia, co grozi kapownikowi w Argolandzie.
Sypni ecie wampira mogo si e zupenie nie opaca c: wcze sniej czy p zniej znale-
ziono by zwoki Karla w jakim s kanale albo na skraju pla zy.
Z drugiej strony, przeczuwa tak ze, co zrobi a faceci od faszywych Kluczy,
gdy zorientuj a si e, ze ich cudowny prototyp mo ze wpa s c wraz z Karlem w r ece
wadz. Karl wiedzia, ze wwczas tak ze mo ze liczy c na cichy pogrzeb w jeziorze
Tibigan, i to zanim zostanie zatrzymany.
B ad z co b ad z, jestem w sytuacji nieco lepszej ni z Sneer. Mam czynny Klucz,
i to taki, ktry nie pozostawia sladw na moim koncie. Policja nie ma zadnych do-
wodw. Przelew na moje konto z Klucza denata to tylko poszlaka. Zaraz, zaraz. . .
Przecie z znam nazwisko tego pacjenta, widziaem go, wiem o nim to i owo. . .
Dlaczeg z by nie zabluffowa c? Albo. . . Lepsze to ni z czekanie i ukrywanie si e,
niepewno s c trwaj aca przez nast epne kilka dni. Cho cbym si e ukrywa, znajd a mnie
i zwin a wkrtce, a wtedy rozmowa b edzie zupenie inna.
Poczu si e cakowicie wolny od zobowi aza n wobec tej swini, co bez skrupuw
wpakowaa go w kaba e.
Je sli kto s z nas musi mie c kopoty, to ja w mniejszym stopniu na nie zasu zy-
em! zdecydowa i odwrci si e twarz a ku miastu.
Wymijaj ac przechodniw, ruszy wzdu z bulwaru, potem skr eci w Szst a
Przecznic e i doszed do alei Tibigan dokadnie o dziewi etnastej, kiedy wielki ze-
gar na scianie gmachu Zarz adu Automatyki wygrywa sw a spiewn a melodyjk e.
O tej porze ruch uliczny by ju z sabszy, ludzie zapeniali lokale rozrywkowe,
60
bary, sale widowiskowe. Tutaj, w centrum, spotykao si e wieczorem cae lepsze
towarzystwo Argolandu: zte klasy od zerowcw do trojakw, a tak ze oby-
watele innych klas, maj acy do stracenia troch e ztych.
Karl zatrzyma si e na chwil e przed wej sciem do budynku zwanego Basz-
t a Argolandu. Gmach ten jedna z najwy zszych budowli swiata mie sci,
oprcz licznych biur, wielki wielobran zowy dom handlowy oraz na samym
prawie szczycie ekskluzywn a restauracj e. Mijaj ac Baszt e, Karl przypomnia
sobie, ze nie jad jeszcze obiadu.
Zawsze sobie obiecywaem drogi obiad w Baszcie, gdy tylko uda mi si e ze-
bra c tysi ac ztych przypomnia sobie i westchn a. Nigdy nie pomy slaem,
ze mo zna mie c jeszcze jakie s kopoty, gdy si e posiada nieograniczony kredyt!
Min a Baszt e z postanowieniem, ze wrci tu zaraz, je sli powiedzie si e jego
desperacki plan.
Gdy wchodzi do poczekalni Komendantury Policji, siedziao tam kilka osb.
Karl zlustrowa ich twarze jednym szybkim spojrzeniem. Na szcz e scie, nie byo
tu nikogo znajomego. Podszed do dy zurnego policjanta i zgosi ch e c zo zenia
zeznania. Po chwili poproszono go do maej kabiny w g ebi biura.
Prosz e siada c u smiechn a si e gruby policjant wniedbale rozpi etymmun-
durze, siedz acy za konsol a.
Nazywam si e Karl Pron. Czwarta klasa powiedzia Karl kad ac na pul-
picie swj Klucz.
Inspektor machinalnie wsun a Klucz do identyfikatora i spojrza na ekran
komputerowego terminalu, ukryty przed wzrokiem petenta. Potem przenis spoj-
rzenie na twarz Karla.
Koledzy z Brygady

Sledczej szukaj a pana powiedzia, nie przestaj ac si e
uprzejmie u smiecha c.
Domy slam si e, o co chodzi. Chyba to ta sama sprawa. Karl stara si e nie
traci c dobrej miny, ale wewn etrznie zdenerwowa si e troch e. Wa snie dzi s do-
wiedziaem si e, ze zmar w szpitalu pewien starszy czowiek nazwiskiem Brisky.
Prawa do n inspektora wystukiwaa co s na klawiaturze komputerowego termi-
nalu.
Tak, tak, prosz e mwi c, sucham pana powiedzia zach ecaj aco, spogl a-
daj ac na ekran. Ben Brisky, zgadza si e.
Znaem go troch e. To znaczy, spotkali smy si e par e razy na pnocnym pir-
sie, za pwyspem. Pan wie, tam jest dobre miejsce do w edkowania, a ja czasem
lubi e sobie posiedzie c nad wod a. Taka to bya znajomo s c, pan rozumie.
Inspektor pokiwa gow a i u smiechn a si e ze zrozumieniem. By c mo ze sam
by w edkarzem.
Wi ec jakie s dwa tygodnie temu, kiedy byem na rybach, kto s mi wspo-
mnia, ze Brisky le zy w Trzecim Szpitalu. Pomy slaem wtedy, ze mo zna by go
byo odwiedzi c. Licho wie, czy ma jak a s rodzin e. Facet by, wie pan, do s c sym-
61
patyczny. Ale jako s nie mogem wybra c si e do tego szpitala. Wreszcie wst apiem
tam po paru dniach, przy okazji. Brisky by w kiepskim stanie. W dodatku uroi
sobie, ze kto s ze szpitalnych wsptowarzyszy dybie na jego oszcz edno sci. Prosi,
zebym od niego wzi a wszystkie zielone. Zgodziem si e, by go uspokoi c. No, wi ec
teraz chciabym odda c te punkty. Tylko nie wiem, komu?
Hm. . . inspektor zastanawia si e przez chwil e, patrz ac w ekran. Mo z-
na je zdeponowa c na koncie policji. Dy zurny wska ze panu odpowiedni automat
inkasuj acy. A poza tym prosz e poda c miejsce zamieszkania. Mo zemy pana po-
trzebowa c jako swiadka.


Swiadka? Karl zr ecznie uda zdziwienie.
Tak. To Wydzia Zabjstw szuka pana dzi s po poudniu. Pa nskie zgosze-
nie cz e sciowo wyja snia w atpliwo sci, ale. . .
Co si e stao?
Briskyego otruto.
W szpitalu? Co s podobnego! Do czego to dochodzi! oburzy si e Karl.
Przedawkowali leki!
Ee, nie. . . u smiechn a si e policjant. Zreszt a, sledztwo jest w toku,
wkrtce wyja snimy spraw e. Wi ec gdzie pan mieszka?
Na razie w hotelu Kosmos. Gdybym zmieni adres, zawiadomi e.
W porz adku. Dzi ekujemy, ze si e pan zgosi.
Mo zecie mnie teraz pocaowa c w tyek pomy sla Karl, wstaj ac. Zezna-
em wszystko, wi ecej nie wiem. Punkty oddaem i nikt mi niczego nie udowodni.
Mog e spa c spokojnie.
Aha, jeszcze jedno zatrzyma go gruby inspektor. Kiedy prbowa-
no. . . hm. . . znale z c pana w hotelu, kto s inny by w pa nskim pokoju. Kt z to
taki?
W moim pokoju? Karl uda g eboki namys, co dao mu chwil e czasu na
byskawiczn a analiz e sytuacji. Je sli policja zastaa tam kogo s, to przecie z wiado-
mo, kogo. Par e osb byo u mnie dzisiaj. Mo ze ta dziewczyna, co j a zostawiem
w pokoju, wychodz ac rano do miasta?
To byo po poudniu podpowiedzia policjant.
Aha. To mg by c tylko. . .
Zamiast mnie zwin eli Sneera. Co za cholerny pech! Chyba nie pomy sla, ze to
ja napu sciem na niego gliny? zafrasowa si e Karl.
. . . taki jeden kolega. By zm eczony i zdrzemn a si e u mnie.
Nazwisko?
Ba! Czy ja wiem? Nazywaj a go Sneer.
No, dobrze. Policjant znw wystuka co s na klawiaturze terminalu i po-
patrzy w ekran. Tak. To wszystko. Dzi ekuj e panu.
Mog e prosi c o mj Klucz?
62
A, oczywi scie. Prosz e. Policjant poda Karlowi Klucz, wy aczy magne-
tofon i u smiechn a si e sympatycznie na po zegnanie.
Dopiero na ulicy Karl odetchn a pen a piersi a.
Je sli tamten kretyn nie sypnie, mog e by c spokojny pomy sla. Gdyby
mieli cho c cie n dowodu, nie wypu sciliby mnie tak atwo.
Pomaca w kieszeni Klucz i ruszy w stron e Baszty.
* * *
Byo dobrze po jedenastej, gdy Sneer wsta z awki i ruszy w stron e srd-
mie scia. Wieczorny chd przenika jego wytworn a bluz e i najmodniejsz a bia a
koszul e, nieco ju z przybrudzon a po caodniowym wczeniu si e w upale ulic za-
kurzonego miasta.
Bramka kolei podziemnej bya nieubagana, cho c Sneer prbowa wszystkich
trickw znanych i wypraktykowanych jeszcze w czasach studenckich. Widocznie
ulepszono od tego czasu mechanizmy kontroluj ace tak, aby nikt nie mg nadu zy-
wa c miejskiej komunikacji bez stosownej opaty. Musia dotrze c pieszo do tych
rejonw, gdzie mia szans e spotkania kogo s znajomego.
Panie kochany! przekonywa go bezradny policjant, dy zuruj acy przy
telefonie w Komendanturze, ktremu Sneer zgosi utrat e Klucza. C z ja mog e
dla pana zrobi c? Mam tu ju z z dziesi e c podobnych zgosze n. Jutro dostan e wykaz
wszystkich Kluczy, odzyskanych lub znalezionych tej nocy. Niech pan zadzwoni
rano.
Do jutra jako s wytrzymam, ale co b edzie, je sli nie zechc a odda c? rozwa-
za Sneer, mijaj ac otwarte przez ca a dob e sklepy z automatami zywno sciowymi
i automatyczne jadodajnie. Czort wie, co zezna ten mody idiota?
Pociesza si e, ze wpadka downera moga by c spowodowana tylko przyapa-
niem go na posugiwaniu si e cudzym Kluczem. Taka sytuacja byaby najkorzyst-
niejsza. Etyka zawodowa nakazywaa przynajmniej w przypadku liftingu by
niefortunny fachowiec chroni klienta, bior ac ca a win e na siebie. Powinien przy-
zna c si e, ze znalaz cudzy Klucz i prbowa z wasnej inicjatywy uruchomi c go
dla wasnych celw. Trudno wwczas udowodni c cokolwiek klientowi, szczegl-
nie gdy dopeni obowi azku zgoszenia zguby. Ale je sli downer zosta zatrzymany
zamiast Sneera, podobnie jak ten zamiast Prona?
Co za cholerny splot przypadkw! my sla Sneer ze zo sci a, dotykaj ac do-
ni a metalowej bransolety, ktra wci a z obejmowaa jego przegub. Jednak chcieli
czego s ode mnie. Stacje Testowe dostay polecenie zatrzymania mnie, gdy zgo-
sz e si e do kontroli. Co gorsza, wcale nie chodzi im o ten diabelski aresztomat. On
63
chyba nawet nie zarejestrowa mojego numeru. Widocznie zablokowany Klucz
nie pozwala na odczytanie danych przez zwyky automat. Dopiero identyfikator
w Stacji Testowej mo ze dobra c si e do danych z takiego Klucza. No, i dobra si e,
porwna z rejestrem zastrze ze n i wyszo, ze trzeba zawiadomi c policj e. Chopak
wpad przeze mnie, nie na odwrt. Trudno, jego zawodowe ryzyko. Za to bierze
swoje cztery setki. Najgorsze, ze wci a z nie wiadomo, czego chc a ode mnie. Jak-
kolwiek by byo, dolicz a w ostatecznym rozrachunku tak ze prb e posu zenia si e
downerem, a licho wie, czy nie skojarz a tego z moim zaj eciem. Musieliby by c
durniami, gdyby nie wiedzieli, komu przede wszystkim potrzebni s a downerzy.
A je sli nie pozb ed e si e tej cholernej obr eczy, to dostanie mi si e tak ze za tamtego
policyjnego diaba.
Sneer zdawa sobie spraw e z tego, co oznacza utrata Klucza. Nie b ed ac jed-
nak ze dotychczas nigdy w podobnych tarapatach, nie przypuszcza, jak przykre
mo ze to by c w bli zszym zetkni eciu.
Co za perfidny system przymusu! z zyma si e, klucz ac bocznymi ulicami
w kierunku centrum miasta. Jak atwo przywoa c do porz adku ka zdego, kto
cho c o cal wyamie si e z przypisanych mu ramek. Dopki jeste s w porz adku, re-
spektujesz wszystkie, gupie i m adre, zarz adzenia administracyjne, nie buntujesz
si e, pracujesz, kiedy ci ka z a, a kiedy ci e zwolni a, nie protestujesz, dopki jeste s
potulnym barankiem w tej owczarni, dostajesz co najmniej minimum tego, co nie-
zb edne do egzystencji. Ale sprbuj tylko wystawi c rogi! Bez Klucza zdechniesz,
samotny po srd milionw ludzi, goni acych za wasnym interesem.

Swiat Argolandu objawia mu teraz swoje drugie oblicze, a raczej swj


spd, o ktrym wiedzia, lecz ktrego nie ogl ada nigdy z takiego punktu wi-
dzenia, b ed ac zawsze na wierzchu tego spoecze nstwa.
Odczuwaj ac coraz dotkliwszy gd i zm eczenie, zat eskni do dawnych, zna-
nych z historii, dobrych czasw, kiedy mo zna byo wyci agn a c komu s z kieszeni
portfel wypchany banknotami albo ur zn a c dyndaj acy u pasa mieszek peen duka-
tw. Albo chocia z sci agn a c kilka jabek ze straganu!
Dzi s wszystkiego strze ze nieomylna, czujna elektronika i automatyka. Mo zesz
ukra s c bli zniemu jego Klucz, ale niewiele ci z tego przyjdzie. Gdy sprbujesz go
u zy c, ka zdy automat okrzyknie ci e zodziejem.
Poza srdmie sciem ulice byy o tej porze do s c puste. Sneer sabo zna dzielni-
c e, kluczy wi ec nieco na o slep pomi edzy podobnymi do siebie blokami mieszkal-
nymi, kieruj ac si e jak na latarni e morsk a na jasno o swietlony szczyt Baszty
Argolandu, ukazuj acy si e w prze switach ulic wiod acych w stron e centrum.
Tam, na sto dwudziestym pi atym pi etrze, siedz a sobie r zne nicponie i zr a
soczyste befsztyki. . . westchn a, wspominaj ac swietn a kuchni e restauracji na
szczycie wie zowca.
Na skrzy zowaniu ulic, przed wej sciem do pustego o tej porze maego baru,
prawie wpad na jak a s wychudzon a, rozczochran a dziewczyn e. Usun ea si e szyb-
64
ko pod mur budynku, kryj ac si e w cieniu pomi edzy dwoma o swietlonymi oknami
bistro. Sneer wszed do srodka.
Za grubymi szybkami gablot bufetu wida c byo apetyczne, zimne i gor ace
przek aski. Automaty z napojami zapraszay barwnymi, sugestywnymi reklamami.
Przekn a slin e i odruchowo si egn a do kieszeni, ale dobrze wiedzia, ze nie ma
sposobu na automaty gastronomiczne. Chyba ze. . .
Powid ko ncami palcw wzdu z kraw edzi drzwiczek jednego z podajnikw.
Szczelina bya zbyt w aska, by udao si e podwa zy c czymkolwiek drzwiczki, od-
gradzaj ace zgodniaego czowieka od smakowitych da n. Najsabszym punktem
bya szyba, lecz Sneer nie mia ochoty wybiera c okruchw szka z talerza. Ze
zo sci a uderzy pi e sci a w szko.
Uwa zaj! usysza za sob a lekko schrypni ety gos.
Obejrza si e. Chuda dziewczyna staa w drzwiach baru. W jasnym swietle
mg widzie c jej brzydk a, wyblak a twarz i byszcz ace gor aczkowo oczy.
Nie prbuj nawet powiedziaa, wskazuj ac na automaty. Zao zyli za-
bezpieczenia. Popatrz!
Wyci agn ea w kierunku Sneera w askie, ko sciste donie, pokryte bliznami po
niedawnych zadrapaniach. Patrzy na ni a pytaj aco.
Wmontowali pojemniki z aerozolem. Kiedy stuczesz szyb e, automat opry-
ska ci e takim gryz acym paskudztwem, ze b edziesz si e drapa przez trzy godziny
do krwi. To przesi aka nawet przez r ekawiczki i odzie z. Miaam szcz e scie, ze tylko
donie. . .
Stali naprzeciw siebie, milcz ac przez chwil e.
My slaam, ze masz punkty. Taki elegancki facet, tutaj. . . To jest tania
knajpka, za czerwone i zielone.

Ztacy tu nie przychodz a. Ale. . . ty te z nie masz?
Straciem Klucz.
Przykro. My slaam, ze co s zarobi e. Nie mog e dosta c si e do mojej kabiny.
Nie zapaciam za poprzedni miesi ac i zablokowali mi drzwi. Teraz pac e z dnia
na dzie n, po trochu, ile uda mi si e zdoby c. Kiedy zadu zenie si e zmniejsza, cza-
sem udaje si e otworzy c drzwi i przespa c w domu. Ale kiedy s wreszcie trzeba
wyj s c, zdoby c co s do jedzenia. A przy powrocie znw trzeba paci c, zeby drzwi
si e otworzyy. I tak z dnia na dzie n. A Klucz mam pusty.
Do ko nca miesi aca jeszcze sporo czasu zauwa zy Sneer.
Nie spodziewa si e, by ktokolwiek mg w tym mie scie znajdowa c si e w tak
krytycznej sytuacji. Miesi eczny przydzia punktw zapewnia podstawy egzysten-
cji nawet szstakom.
Zaraz na pocz atku miesi aca przychodzi ten ajdak i zabiera mi wszystko,
do ostatniego czerwonego westchn ea dziewczyna.
M a z?
Niezupenie. Ale mimo to bije, kiedy nie chc e zrobi c przelewu.
Prbowaa s zo zy c skarg e w policji?
65
W policji? On dla nich pracuje. Jest na ich usugach, potrzebuj a go i nie
zrobi a mu krzywdy. Przez cae noce nie ma go w domu, prawie nie mieszka ze
mn a, nic go nie obchodzi, ze komorne nie zapacone.
Nie mog e ci pomc Sneer rozo zy r ece. Sam nie wiem, gdzie b ed e
spa tej nocy.
Dam sobie rad e u smiechn ea si e dziewczyna. Nie dzi s, to jutro znaj-
dzie si e kto s z paroma punktami. Pki Klucz w gar sci, w sercu nadzieja, jak m-
wi a. Gorzej, jak nawet Klucza nie ma. Wtedy dopiero zaczyna si e gehenna. Znam
to, ukradli mi kiedy s Klucz. Ostatnio podobno coraz cz e sciej kradn a. Zanim czo-
wiek dostanie nowy, zdechn a c mo zna przez t e biurokracj e.
Przygn ebiony jeszcze g ebiej utyskiwaniami dziewczyny, Sneer przyspieszy
kroku, by pr edzej znale z c si e w znanych, przyjaznych, penych znajomych osb,
rejonach srdmie scia. By skrci c sobie drog e, skr eci z gwnej ulicy, zataczaj acej
obszerny uk estakad a nad niskimi, starymi domami. Zabrn a w w askie uliczki
starej dzielnicy i po chwili ju z zaowa, ze nie trzyma si e dobrze o swietlonej
arterii.
Ej, panie! usysza za sob a cienki, dzieci ecy gos.
Spojrza przez rami e. May, najwy zej dziesi ecioletni chopczyk szed za nim
w odlego sci paru krokw.
Czego chcesz? Sneer rozejrza si e ukradkiem na boki.
Kup mi czekolad e. Tu, za rogiem, jest automat.
Kiedy, widzisz Sneer u smiechn a si e przyja znie do malca tak si e
nieszcz e sliwie zo zyo, ze mi wa snie ukradli Klucz!
Chopiec sta przed nim, milcz ac z zakopotan a min a. Wida c nie mia instruk-
cji na tak a okoliczno s c.
No, dlaczego nie chcesz kupi c dziecku czekolady? powiedzia kto s skry-
ty w mrocznej sieni budynku. Mam ci e nauczy c uprzejmo sci?
Z ciemnego otworu drzwi wyoni si e wysoki, barczysty modzieniec. Za nim
wyszo jeszcze dwch, ni zszych i mniej okazaych. Byli za to uzbrojeni w cienkie
metalowe dr a zki.
Powiedziaem, ze nie mam Klucza burkn a Sneer, robi ac krok w ich
stron e. Nie wierzysz? Masz, szukaj!
Dryblas zbli zy si e niezdecydowanie.
Tylko bez sztuczek! ostrzeg niepewnie.
Czuo si e, ze brak mu rutyny. Obmaca stoj acego spokojnie Sneera, sprawdzi
wszystkie kieszenie.
Nie ma powiedzia w stron e kumpli.
Zostaw. Mo ze by c glina poradzi jeden z nich.
Ja tu znam wszystkich tajniakw mrukn a wysoki. Kto ty jeste s?
Nie powiem ci, synku wycedzi Sneer bo umarby s ze strachu.
Chopak waha si e chwil e, ale cofn a si e o dwa kroki.
66
No, dobra, dobra! powiedzia pojednawczo. Sprawy nie byo.
Sneer zrobi zwrot na pi ecie i nie ogl adaj ac si e, niezbyt szybko oddali si e
w stron e najbli zszej przecznicy. Dopiero za rogiem, widz ac z daleka zaparkowany
przy kraw e zniku wz policyjny, odetchn a swobodniej.
Udao si e. Pocz atkuj acy wyciskacze dobrze wiedzieli, kto oprcz niekt-
rych tajnych funkcjonariuszy policji chadza c mo ze noc a bez Klucza po ulicach
Argolandu. Gdyby Sneer mia Klucz przy sobie, przygoda niechybnie zako nczy-
aby si e przymusowymi zakupami.
Wyciskacze nie czynili zazwyczaj krzywdy cielesnej przechodniowi, pac a-
cemu w automatach sklepowych za zamwione przez nich towary. Zwykle po-
przestawali na kilku butelkach alkoholu, paru puszkach piwa, jakiej s niewielkiej
zak asce. Uwzgl edniaj ac stan punktowy konta ofiary, nie nadu zywali go zbytnio.
Na umiarkowaniu wymaga n opierali wasne bezpiecze nstwo i bezkarno s c. Klient,
obrobiony w miar e agodnie, rezygnowa przewa znie ze skadania doniesie n na
policji, zdaj ac sobie spraw e z bezskuteczno sci skargi. Wyciskacz nigdy oczywi-
scie nie wymusza zadnych przeleww na swoje konto i wszelki slad gin a wraz
z nim za rogiem ulicy.
Tylko odmowa obdarowania wyciskaczy ko nczya si e zwykle mniej lub bar-
dziej dotkliwym pobiciem ku przestrodze potencjalnym klientom. Tak ze w tym
przypadku identyfikacja napastnikw bya bardzo utrudniona, gdy z dziaali z dala
od staych siedzib, gdzie zwykle cieszyli si e niez a opini a w srd s asiadw i miej-
scowych policjantw.
Wolabym ju z nawet straci c par e punktw, byle mie c Klucz! pomy sla Sne-
er. Dobrze, ze si e odczepili. Mogliby mi doo zy c ze zo sci, ze nic nie dostali!
Zagra ryzykownie, ale z dobrymskutkiem. Sugestia podziaaa, wich szstac-
kich mzgownicach zakiekowa strach. Elegancko ubrany facet spaceruj acy bez
Klucza po bocznych ulicach, mg by c zdzierc a. Sneer sam czu niemiy dreszcz
na plecach, gdy my sla o spotkaniu prawdziwego zdziercy. Nie zna nikogo, kto
wyszed cao z takiego spotkania. O zdziercach syszao si e niekiedy w komuni-
katach policyjnych i st ad ich wyczyny znane byy szerokiemu ogowi.
Zdzierstwo jest procederem nie znajduj acym akceptacji nawet w kr egach naj-
bardziej zdegenerowanych przest epcw Argolandu. Zdzierca to zwyrodniay ban-
dzior, ktry potrafi zabi c czowieka jednym uderzeniem pi e sci, by potem, posu-
guj ac si e specjaln a, sobie tylko znan a technik a, precyzyjnie zedrze c skr e z doni
denata jak zdejmuje si e r ekawiczk e.
Zdzierca nie nosi wasnego Klucza. Do akcji wyrusza ubrany w porz adny strj
wieczorowy. Ma zwykle jedn a noc na opr znienie Klucza ofiary, zanim policja
dowie si e o zabjstwie i zablokuje konto. Nie ma zatem czasu na sporz adzenie
r ekawiczki papilarnej. Zreszt a, zaden szanuj acy wasny spokj i wolno s c r ekarz
nie sporz adza r ekawiczki z martwej doni, a zdzierca te z nie lubi wci aga c nikogo
do spki. U zywaj ac skry ofiary jako r ekawiczki, prowadzi do rana intensywne
67
nocne zycie po najlepszych lokalach, nie wzbudzaj ac niczyich podejrze n chyba
ze popeni jak a s nieostro zno s c.
Mo zliwo s c u zywania cudzego Klucza ko nczy si e zwykle nast epnego dnia,
lecz zdzierca spi ju z wwczas w najlepsze w swej melinie, nabieraj ac si do kolej-
nej nocnej wyprawy na nast epn a ofiar e. Przest epca jest tak doskonale anonimowy,
ze nie udao si e jeszcze w Argolandzie schwyta c zadnego zdziercy.
Sneer sysza o przypadkach, gdy ofiar a zdzierstwa padali ludzie ze zniko-
mym stanem konta. Przest epca nie sprawdza przecie z Klucza przed atakiem na
przechodnia, ofiar e wybiera zapewne na oko, wedug zewn etrznego wygl adu. Za-
tem brak Klucza nie chroni przed tego rodzaju opryszkiem.
Docieraj ac do poudniowej cz e sci srdmie scia, gdzie patrole policyjne skrz et-
niej wymiatay z ulic podejrzanych nocnych wcz egw, Sneer poczu si e bez-
pieczniej. Policjanci byli teraz jego sprzymierze ncami i opiekunami. Przepiso-
wo zgosi utrat e Klucza, mogli to w ka zdej chwili sprawdzi c w Komendanturze.
A dowd wasnej to zsamo sci linie papilarne doni mia, jak ka zdy obywatel,
zarejestrowane w centralnej kartotece Syskomu. Oddycha z ulg a, wkraczaj ac na
znany teren, gdzie nie powinno go spotka c nic zego dniem ani noc a. Tutaj prze zy
prawie cae swoje dorose zycie, tu czu si e pewnie i bezpiecznie.
Wlok ac si e na obolaych nogach, przeklina rozlego s c aglomeracji. Argoland,
rozprzestrzeniaj ac si e wzdu z zachodniego i poudniowo-zachodniego brzegu je-
ziora, stopniowo wchon a dawne suburbia i kilka starych, podupadych miaste-
czek w promieniu dziesi atek kilometrw. Teraz by monstrualnym zlepkiem daw-
nych wielkomiejskich dzielnic, podmiejskich obszarw niskiej zabudowy i ota-
czaj acych pier scieniem srdmie scie licznych osiedli ponurych, monotonnie jed-
nakowych blokw mieszkalnych.
Dalej, poza granicami aglomeracji, nie byo ju z nic. . . To znaczy, nic z punk-
tu widzenia bezpo srednich zainteresowa n mieszka ncw miasta. Setkami kilome-
trw rozpo scieray si e tam obszary upraw rolnych i fermy hodowlane, obsugi-
wane przez urz adzenia wymagaj ace nadzoru zaledwie nielicznych specjalistw.
Gdzieniegdzie w srd pl uprawnych spotka c byo mo zna jakie s dziwne budowle
w peni zautomatyzowane przetwrnie, fabryki prawie cakowicie ukryte we
wn etrzu ziemi, by nie zajmoway cennej powierzchni uprawnej. Ludzie zamiesz-
kuj acy miasto nie my sleli na co dzie n o tych terenach, nie traktowali ich jak zrda
tego wszystkiego, co konsumowali ka zdego dnia w mie scie. Dla przeci etnego ar-
golandczyka tereny pozamiejskie jak gdyby nie istniay. Mao kto wybiega my sl a
poza aglomeracj e, cho c ka zdy przecie z w ramach odbytych wy zszych studiw
uczy si e o tym wszystkim. Nauka ta, dla wi ekszo sci, nieprzydatna w dalszym
zyciu, pr edko wietrzaa z gw i niejeden, spytany o pochodzenie pewnych arty-
kuw spo zywczych lub wyrobw codziennego u zytku, nie potrafiby powiedzie c
nic ponad to, ze pochodz a z odpowiedniego automatu czy magazynu.
W sytuacji, gdy ka zdy prawie obywatel cae swe zycie sp edza w obszarze
68
aglomeracji, pochoni ety legalnym lub nielegalnym pomna zaniem punktw, trud-
no byo dziwi c si e takiemu podej sciu. Sprawy produkcji dbr mogy interesowa c
co najwy zej jakich s przem adrzaych zerowcw tych samych, co wymy slali
wszystkie te dowcipne maszyny, eliminuj ace potrzeb e ludzkiej pracy na roli czy
w fabrykach. Najwa zniejsze, ze za swoje punkty ka zdy mg dosta c to, co byo
mu potrzebne, i ze zostawao jeszcze na eksport do innych aglomeracji, sk ad za
to dostawao si e r zne importowane delikatesy i artykuy luksusowe dost epne za
zte dla tych, co umieli je zdobywa c.
Sie c drg i linii kolejowych, zbiegaj acych si e w obszarze aglomeracji, su-
zya wy acznie dowozowi towarw do miasta i wywozowi produkowanych przez
nie odpadw do przerobu lub unicestwienia w zakadach produkuj acych energi e.
Aglomeracja bya ogromn a, zyw a istot a, monstrualnym polipem rozsiadym po-
srodku rozlegego obszaru i wysysaj acym z niego wszystko, co si e dao. Gdzie s
daleko, rozsiane po wielkim kontynencie, istniay podobne. Tak podobne, ze nikt
wa sciwie nie mia dostatecznie wa znych powodw, by je odwiedza c. Tym bar-
dziej ze kosztowaoby to zawrotn a liczb e punktw.
Dawne, historyczne przyczyny migracji ludno sci ch e c atwiejszego zycia,
lepszych zarobkw przestay dziaa c od chwili oglno swiatowej unifikacji za-
sad gospodarczych i wprowadzenia jednolitej klasyfikacji intelektualnej. Teore-
tycznie mo zna byo zarejestrowa c si e w dowolnej aglomeracji, lecz zwi azane
z tym formalno sci i opaty stanowiy skuteczn a zapor e przeciwko przemiesz-
czaniu si e ludno sci.

Swiatowy system gospodarczy wyrwnywa poziom zycia
mieszka ncw globu tak dokadnie i skutecznie, ze obywatele okre slonej klasy
mieli si e jednakowo w ka zdym miejscu globu.
Od czasu, gdy produkcja przemysowa i rolna ulegy cakowitej mechanizacji,
znikn ey mniejsze o srodki miasta, wsie, osiedla przy du zych zakadach prze-
mysowych. Ludno s c na terenach poza wielkimi aglomeracjami okazaa si e zu-
penie zb edna, tereny byy potrzebne pod uprawy. Dawni mieszka ncy mniejszych
miejscowo sci wchoni eci zostali przez wielkie aglomeracje, powi ekszaj ac tum
rezerwowych, dla ktrych nie byo zaj ecia tak ze w miastach. Lecz tutaj mo zna
byo zy c, nawet nie pracuj ac. Tu znajdoway si e automaty, magazyny, instytucje
kulturalno-rozrywkowe, mieszkania.
Dla niektrych nie zatrudnionych takich jak Sneer aglomeracja bya
wdzi ecznym terenem do rozwijania pozalegalnej, lecz intratnej dziaalno sci usu-
gowej, pomna zaj acej skromne stosunkowo dochody z dotacji urz edowych. Lecz,
by takie dodatkowe dochody osi agn a c, trzeba byo mie c klas e. Nie na Kluczu,
lecz w gowie, jak mawia Sneer. Wi ekszo s c niepracuj acych, z klas a od czwar-
tej do szstej, a tak ze niektrzy trojacy posiadaj acy niezbyt przydatne specjalno-
sci zawodowe, przyjmowali bez protestu status materialny wynikaj acy z zaszere-
gowania intelektualnego. Jednakowy dla wszystkich klas, przydzia czerwonych
punktw zapewnia nieze pokrycie codziennych potrzeb, a pewna kwota zielo-
69
nych (otrzymywanych przez wszystkich, proporcjonalnie do zaszeregowania
z wyj atkiem studiuj acej modzie zy, ktra dostawaa tylko czerwone) dawaa mo z-
liwo s c korzystania z dodatkowych uciech oferowanych przez miasto.
Tak wi ec ka zdy by nie tylko zabezpieczony materialnie, lecz tak ze mia wci a z
szans e polepszania swej sytuacji drog a ksztacenia wasnego intelektu. Dawao to
ka zdemu tak potrzebn a w zyciu nadziej e na co s wi ecej.
Nadzieja ta bya mwi ac szczerze do s c iluzoryczna, jednak zdawali so-
bie z tego spraw e tylko ci, ktrzy wspi eli si e nieco wy zej od innych, osi agaj ac
sredni a klas e. Granica wymaga n stawiana przed kandydatami do pracy dosownie
uciekaa przed lud zmi szybciej, ni z byli oni zdolni podnosi c sw a klas e umysow a.
Niektrzy pozostawali na zawsze w pokonanym polu, zderzaj ac si e z nieprzekra-
czalnym puapem wasnych mo zliwo sci. Inni dla ktrych nawet mur oficjalnej
etyki nie by zadn a przeszkod a, forsowali barier e mo zliwo sci przy pomocy fa-
chowcw podobnych do Sneera.
W sumie, nie bardzo byo wiadomo, czy to stopie n komplikacji urz adze n tech-
nicznych i problemw spoecznych wzrasta tak gwatownie, ze coraz mniej ludzi
potrafio sprosta c obowi azkom wynikaj acym z kierowania i nadzoru czy mo ze
poziom umysowy spoecze nstwa obni za si e w oglnej skali tak szybko i wadze
dla utrzymania dobrego nastroju musiay cichcem zani za c kryteria klasyfikacyjne,
wskutek czego dzisiejszy trojak czy dwojak nie by ju z tak inteligentny, jak nie-
gdysiejszy.
Oglnie bior ac, wszystko w tym systemie dziao si e zgodnie z pierwotnymi
zao zeniami: automatyzacja procesw wytwrczych i operacji handlowych po to
wa snie zostaa wprowadzona, by uwolniwszy ludzi od wysiku fizycznego i umy-
sowego, zapewni c im dobrobyt i wygod e. Ostateczn a granic a tego procesu byby
zatem stan, w ktrym nikt nie pracuje, lecz wszyscy korzystaj a z wytworw auto-
matycznych urz adze n. Pierwotnie s adzono, ze granica ta osi agni eta zostanie w ja-
kiej s niewyobra zalnie odlegej przyszo sci. Urbanizacj e przyj eto jako nieodzow-
ny produkt uboczny wdra zanego programu. Problem zatrudnienia spodziewano
si e rozwi aza c drog a skracania dziennego czasu pracy i zwi ekszania zmianowo sci.
Szybko okazao si e to utopi a. W teoretycznych rozwa zaniach pomylono rze-
czywisto s c z pobo znymi zyczeniami idealistycznych demagogw: zbyt serio po-
traktowano nieprecyzyjnie rozumiany aksjomat o rwno sci wszystkich ludzi. Bo
c z to znaczy, ze jeden czowiek jest rwny drugiemu? Czowiek rzec mo z-
na jest istot a wielowymiarow a; ktre z z jego cech uzna c mamy za reprezen-
tatywne dla porwna n? Ani mo zliwo sci, fizyczne czy umysowe, ani potrzeby,
materialne czy duchowe, zunifikowane nie s a i ujednolici c si e nie daj a.
Wprowadzenie powszechnie obowi azuj acego wy zszego wyksztacenia, maj a-
cego zrwna c mo zliwo sci i szans e, obna zyo jedynie niezaprzeczalne r znice po-
ziomw umysowych i zdolno sci. System klasyfikacyjny sta si e niezb edny dla
okre slenia, kto i w jakim stopniu zdolny jest sprosta c wymogom zo zonego uka-
70
du. Upychanie na stanowiskach pracy ludzi z miernymi zdolno sciami byoby ab-
surdem. O wiele pro sciej i taniej zapewni c im byt bez zatrudnienia, ni z tworzy c
fikcyjne stanowiska pracy!
W trakcie wdra zania nowego systemu ekonomicznego pady kolejne, z dawna
pokutuj ace w ludzkim kanonie pogl adw spoecznych, nie scise lub zgoa b edne
pewniki. Okazao si e na przykad, ze wbrew przekonaniu panuj acemu od czasw
wczesnego kapitalizmu, ludzie wcale nie z adaj a pracy dla niej samej Praca bya
zawsze pewnym hasem, umownym symbolem, znacz acym tyle, co inny umow-
ny symbol pieni adz. Jedno i drugie poj ecie oznacza to samo: sum e dbr,
jakie pracownik spodziewa si e otrzyma c na wasno s c.

Z adaj ac pracy, robotnik
spodziewa si e otrzymania w naturalnym nast epstwie rzeczy pacy. W cza-
sach, gdy nie byo innego sposobu zdobycia pieni edzy przez liczne rzesze ludzi
pracuj acych, w swej podstawowej masie uczciwych i uczciwie traktuj acych swo-
j a spoeczn a rol e, oderwani od zycia teoretycy ukuli doktryn e, i z lud pracuj acy
potrzebuje tylko pracy, bo zy c bez niej nie potrafi.
Ale w gruncie rzeczy, ka zdy czowiek jest w pewnej mierze leniwy, mniej
lub bardziej tak jak bywa lepszy lub gorszy, gupszy lub m adrzejszy; jest to
jego naturalne, ludzkie prawo, swiadcz ace o czowiecze nstwie. Mo zna nawet
jak chc a niektrzy lenistwu przypisa c rol e twrcz a w ksztatowaniu ludzkiej
cywilizacji. Gdyby bowiem nie lenistwo naszych przodkw, chc acych osi agn a c
to samo mniejszym wysikiem, nie mieliby smy dzi s nawet maszyn prostych.
W dugiej historii ludzkich spoecze nstw znale z c mo zna eksperymenty r z-
nych reformatorw, zmierzaj ace do tego, by zapewni c ludziom prac e z pomini e-
ciem pacy. Jednak prby takie na og ko nczyy si e fiaskiem, przy czym wycho-
dzio zazwyczaj na jaw, i z czowiek pracuj acy nie uwa za jeszcze za wynagrodze-
nie tego, co zu zywa na prost a reprodukcj e wasnych si fizycznych, na mieszkanie,
ubranie i inne koszty wasne swego jednoosobowego przedsi ebiorstwa.
Natomiast odwrotny eksperyment nie prowadzi do katastrofy: daj ac czowie-
kowi sam a pac e, powodujemy, ze prac e znajduje on sobie we wasnym zakresie,
odpowiednio do stopnia wasnego lenistwa. Przy czym regu a jest, i z aktywno s c
okazuje si e proporcjonalna do poziomu umysowego osobnika. W skrajnym przy-
padku czekoksztatna mapa, karmiona do syta, nie przejawi zadnych skon-
no sci do organizowania sobie pracy, wy zywaj ac si e wy acznie w zaj eciach czysto
ludycznych.
Nale zy zwrci c uwag e, ze historia wykazaa tak ze powierzchowno s c innego
s adu, wywodz acego si e ze staro zytno sci, a gosz acego, i z lud potrzebuje jako-
by tylko chleba i igrzysk. Nieraz mogli si e przekona c r zni p zniejsi wadcy, ze
otrzymawszy sam chleb, lud niechybnie zapyta zaraz o maso i w edlin e, bojkotu-
j ac najatrakcyjniejsze nawet igrzyska.
System panuj acy w spoeczno sci Argolandu nie by sprzeczny z naturalnymi
prawami: prac a zajmowali si e najinteligentniejsi z konieczno sci lub z wyboru
71
dziaaj ac w legalnych i nielegalnych dziedzinach zycia spoecznego i gospodar-
czego i na og nie czuli si e pokrzywdzeni; ci o ni zszym poziomie umyso-
wym, pobieraj acy dotacje tak ze nie domagali si e bynajmniej umo zliwienia im
odpracowania otrzymanych dbr. Jednym sowem, wszystko przedstawiao si e ja-
ko ukad do s c stabilny i w miar e sprawiedliwy.
Tak przynajmniej interpretowa sytuacj e Sneer, stoj acy nieco z boku gwnego
nurtu zycia podstawowej masy obywateli Argolandu. Do dzisiejszego, fatalnego
dnia dysponuj ac zwykle do s c poka zn a sum a punktw na Kluczu niecz e-
sto wdawa si e w dywagacje nad ocen a rzeczywisto sci pozwalaj acej mu zupenie
przyzwoicie egzystowa c po srd dobrze poznanych zjawisk i procesw.
Po zastanowieniu, obecn a sytuacj e Sneer oceni jako przypado s c, z ktrej
trzeba si e b edzie mniejszym lub wi ekszym kosztem wydoby c. To jeszcze nie ka-
tastrofa. Ostatecznie, innym ludziom te z gin a od czasu do czasu Klucze.
Gorzej byo z najbli zsz a przyszo sci a. Sneer od razu skre sli Prona z listy osb,
u ktrych mo zna by poszuka c schronienia na dzisiejsz a noc. Je sli nawet policja nie
zatrzymaa go do tej pory, to pewnie postara si e znikn a c bez sladu, przynajmniej
na pewien czas.
Znalazszy si e przed gmachem hotelu Kosmos, Sneer wst api jednak do hal-
lu i na wszelki wypadek sprawdzi list e go sci. Owszem. Kabina Prona bya nadal
zarezerwowana i opacona, lecz lokatora w niej nie byo. Tak przynajmniej infor-
mowa monitor informacyjny hotelowego komputera.
Pokj Sneera by tak ze opacony na dalsze trzy doby, co w obecnej sytuacji
zakrawao na kpin e. Bez Klucza nie byo sposobu, by dosta c si e do wasnej kabiny
noclegowej. Na domiar zego, z hotelowej restauracji dochodziy d zwi eki muzyki
tanecznej i zapachy gor acych da n.
Sneer usiad na kanapie w hallu i akomie patrzy na szklane drzwi knajpy,
za ktrymi rozbawieni m e zczy zni ob zerali si e i pili przy akompaniamencie rado-
snego szczebiotu kobiet, w srd ktrych przewa zay miejscowe panienki. Sneer
widywa je tutaj ka zdej nocy. Niektre te lepiej prosperuj ace miay wynaj ete
na stae kabiny w hotelu, inne przychodziy z miasta.
Jeszcze jeden zawd, przy ktrym wysoka klasa tylko przeszkadza pomy-
sla, obserwuj ac ta ncz acych na parkiecie. Trudno przecie z pracowa c w dzie n
i w nocy; a zreszt a, nadmiar intelektu te z chyba zawadza w tej profesji. M e zczy zni
wol a growa c umysowo nawet w zku.
My sl o zku wywoaa w nim raczej dosowne skojarzenia, ciepo hotelo-
wego hallu otulio go agodnie. Z gow a odchylon a do tyu na zagwek kanapy,
przymkn a powieki.
Samotny? usysza nagle stumiony gos za plecami, czuj ac rwnocze-
snie na ramieniu czyja s lekk a do n.
Obejrza si e ostro znie. Za oparciem kanapy staa dziewczyna. Pochylona nie-
co, w lekkiej sukience zapi etej prawie pod szyj a, nie wygl adaa na nocn a rezy-
72
dentk e hotelowej knajpy. Wydao mu si e jednak, ze musia widzie c j a ju z kiedy s:
te du ze, okr age, niebieskie oczy, jasn a twarz w aureoli zotawych, do s c krtko
obci etych, lecz wij acych si e wosw.


Zle trafia s u smiechn a si e. Dzi s firma nieczynna.
Wiem. Masz kopoty odpowiedziaa ze zmru zeniem oczu.
Sk ad wiesz?
Widziaam dzi s po poudniu. Pu sci ci e ten. . . mechaniczny gliniarz?
Aha, widziaa s mrukn a Sneer. No, to ju z wiesz i rozumiesz, ze. . .
Dzi s rano przerwaa mu szeptem jeden taki, niedu zy i troch e ysy,
pyta o ciebie. A raczej, nie o ciebie konkretnie, tylko o speca z twojej bran zy.
Powiedziaam, ze by tu taki i spytaam, czy ci e zna. Ucieszy si e i poszed ci e
szuka c. Nie wiem, czy. . . nie zrobiam czego s niewa sciwego?
Sk ad wiesz, czym si e zajmuj e? Sneer oprzytomnia ju z zupenie. Pa-
trzy na dziewczyn e badawczo, raz jeszcze usiuj ac sobie przypomnie c, w jakich
okoliczno sciach mg j a widywa c.
Nie denerwuj si e. Je sli to przeze mnie masz kopoty, powiedz. Ja naprawd e
niczego o tobie nie powiedziaam. On ci e zna.
W porz adku. Widziaem si e z nim. Mo ze byoby lepiej, gdybym go nie
spotka, ale to i tak nie ma wi ekszego znaczenia. Nie trap si e.
Sneer u smiechn a si e blado i zamkn a oczy. Czu znw ogarniaj ac a go fal e
senno sci, ktra przezwyci e zaa uczucie godu i pragnienia.


Zle wygl adasz. Powiniene s si e przespa c powiedziaa dziewczyna.
Powinienem. Zje s c kolacj e, wyspa c si e. . . Ale nic z tego odburkn a
niecierpliwie. Nie mam Klucza.
Milczaa przez chwil e, jakby nie rozumiej ac.
Jak to? W ogle nie masz? powiedziaa po chwili. Zreszt a, niewa zne.
Chod z, mam tu kabin e. Wprawdzie rano przyjdzie pewien facet, ktry. . .
Sneer spa. Potrz asn ea jego ramieniem, potem odesza na chwil e w stron e
baru. Wrcia z plastykow a torb a i znw potrz asn ea spi acym.
Chod z! powiedziaa. Wzi eam co s do zjedzenia. Nie mam zbyt wielu
ztych, ale nie mog e patrze c, jak si e m eczysz.
Wsta i bezwolnie da si e zaci agn a c do windy, a potem do kabiny. Tutaj do-
piero obudzi si e na dobre, zatapiaj ac z eby w cwiartce kurczaka z ro zna. Szklanka
wina przywrcia mu cakowicie przytomno s c.
Dziewczyna miaa widocznie najprawdziwsze wyrzuty sumienia. S adzia, ze
to z jej winy Sneer wpad w tarapaty i chciaa to jako s odkr eci c. Rozczulia go ta
troskliwo s c zupenie obcej dziewczyny, ktrej nie zna nawet z imienia.
Przypadkiem wiedziaam, jak ci e nazywaj a i co robisz wyja sniaa skwa-
pliwie, w po spiechu i bezadnie. Ten facet szuka dobrego liftera. Wiesz, tu-
taj dziewczyny wiedz a co s o ka zdym, kto pomieszka par e dni. Plotkuj a w barze.
73
A ten ysy zafundowa mi przek ask e, wi ec. . . chciaam si e zrewan zowa c. . . Czy
to by kto s z policji?
Nie. Sam ma jakie s kopoty powiedzia Sneer mi edzy k esami kurczaka
i przy okazji zapl ataem si e w jego spraw e. Ale to ani twoja wina, ani jego.
Spostrzeg, ze dziewczyna patrzy na jego prawy nadgarstek.
O, widzisz? u smiechn a si e. Pozbyem si e tego drobnego problemu.
Zostay inne, gorsze. Ale to ju z zupenie osobna sprawa.
Poo zy r ek e na jej doni.
Dzi ekuj e ci, w ka zdym razie. Jak ci na imi e?
Alicja.
Przeszkadzam ci w pracy, Alicjo. Zaraz sobie pjd e.
Nie przeszkadzasz. Rano powinien tu przyj s c facet, ktry przechowuje mo-
je punkty. Wiesz, nie trzymam ich na wasnym Kluczu. Nie musz e dzi s praco-
wa c. . . za punkty. W ogle, ch etnie bym zaj ea si e czym s innym. Gdyby mo zna
byo uczciwie zarobi c chocia z ze dwie setki ztych na miesi ac, nie marnowaa-
bym zdrowia w tej cholernej knajpie.
Dwie setki? Sneer spojrza na ni a ze zdziwieniem. Tyle nie dostaje
nawet zerowiec na kierowniczym stanowisku.
U smiechn ea si e zagadkowo.
S a r zni zerowcy. Nie masz poj ecia, do jakiego stopnia r zni a si e mi edzy
sob a. Znam wielu z nich. Rozmawiaj a ze mn a. Niektrym nie daabym nawet
dwjki. Zupene dno!
Wiem. Sam zrobiem kilku takich.
Masz zero?
Co s koo tego.
Dlaczego nie pracujesz?
Za ile? Za sto ztych miesi ecznie? skrzywi si e Sneer. Z liftingu
mam cztery, pi e c razy tyle. A jak si e trafi kandydat na zero, to nawet wi ecej.
Otar usta serwetk a i wyci agn a si e na tapczanie. Alicja usiada obok niego.
Widzia jej profil na tle ciemnego okna. Miaa adny, may nos i apetyczny zarys
warg. Sneer przygl ada si e jej z przyjemno sci a.
Na zare s si e pomy sla z przygan a i ju z zaczynasz akomie zerka c na
dziewczyn e.
Posu n si e powiedziaa. Zaj ae s cay tapczan.
Przypominam, ze nie mam Klucza mrukn a, gdy kada si e obok.
Lubi e sobie porozmawia c z prawdziwym zerowcem. Ale najpierw musisz
si e przespa c powiedziaa i przytulia si e do niego.
Sneer nie byby sob a, gdyby potrafi zasn a c w takich okoliczno sciach. Bli-
sko s c Alicji rozbudzia go zupenie.
Mwia s o zerowcach.

Ze wielu w srd nich jest liftowanych. W jaki sposb
mo zesz to rozpozna c? spyta, patrz ac z bliska w jej oczy. Kiedy otwieraa s
74
drzwi kabiny, dostrzegem czwrk e na twoim Kluczu.
Zmieszaa si e troch e, ale po chwili u smiechn ea si e przepraszaj aco.
Zegaam troch e. To co robi e tutaj, w srd dziewcz at z baru, nie jest moim
jedynym zaj eciem. To jest. . . a raczej by. . . parawan dla sporych sum wpywa-
j acych na mj Klucz. Zacz eli si e mn a interesowa c inspektorzy z Kontroli Docho-
dw, wi ec musiaam udawa c panienk e lekkich obyczajw. Ale wkrtce przeko-
naam si e, ze to zaj ecie opaca si e jeszcze lepiej ni z poprzednie i. . . zmieniam
zawd.
Co robia s przedtem?
Te z mam zero. Robiam to samo, co ty. . .
Lifterka? Sneer a z unis si e na okciu, by przyjrze c si e tak niezwykemu
zjawisku. Co s podobnego!
Pierwszy raz w zyciu mia przed sob a dziewczyn e lifterk e na poziomie zero-
wym.
Nie bujasz tym razem? upewni si e jeszcze.
St ad wa snie znam ciebie i paru innych. Ktry z z lifterw Argolandu nie
znaby Sneera, artysty w swoim rzemio sle powiedziaa, przymykaj ac swoje
ogromne oczy o t eczwkach koloni nieba nad Tibigan w pogodny lipcowy dzie n.
Sneer nie mg oderwa c wzroku od jej oczu, niewinnych na pozr, lecz dziw-
nie przyci agaj acych i obezwadniaj acych. Mia dziwne uczucie, jakiego nigdy
przedtem nie do swiadczy, ze ta dziewczyna mogaby zrobi c z nim wszystko, co
zechce. Jej spojrzenie rozmi ekczao w jednej chwili w chodny pancerzyk, twar-
dy acz niedostrzegalny z zewn atrz, ktrym si e otacza, zapobiegaj ac zbyt g ebo-
kim penetracjom uczu c w obszar jego duszy. Duszy jak uwa za w gruncie
rzeczy zbyt wra zliwej, by bez dostatecznej osony moga funkcjonowa c w tym
bezwzgl ednym, zmechanizowanym swiecie.
Powoczka cynizmu, przywdziana przez dusz e i sumienie chronia Sneera
przed nadmiarem wspczucia dla innych ludzi, przed zakusami przedsi ebior-
czych dziewczyn, ktre po uwie nczonym sukcesem ataku na zmysy, spodzie-
way si e podobnie atwych zdobyczy w dziedzinie uczu c.
Lecz ponadto i to byo ju z efektem ubocznym powoczka owa przesa-
niaa Sneerowi jego wasne wn etrze przed nim samym, pozwalaj ac mu nie zasta-
nawia c si e zbyt g eboko nad wasnym post epowaniem, nie analizowa c wasnych
stanw uczuciowych i prawdziwego stosunku do otoczenia.
Teraz, twarz wtwarz z Alicj a, Sneer czu si e coraz bardziej obna zony ze swojej
warstwy ochronnej, bezbronny, mi ekki jak ostryga wydobyta z muszli.
Powiedz od razu, czym jeszcze si e zajmujesz powiedzia ochrypym
pszeptem, prbuj ac zbli zy c usta do jej policzka. Hipnotyzujesz? Rzucasz
uroki?
Nie! roze smiaa si e, uchylaj ac twarz przed jego pocaunkiem. Ale
potrafi e wr zy c. Daj mi lew a r ek e!
75
Patrzya przez chwil e na wewn etrzn a stron e jego doni.
Widz e wielkie zmiany! powiedziaa tajemniczym gosem chiromantki.
Widz e zero na twoim Kluczu!
Mwisz o stanie konta? roze smia si e. Bywao tak ju z nieraz. To
zadna sztuka wyda c wszystko co do punktu!
Mwi e o twojej klasie. Zostaniesz zerowcem, bardzo wa znym zerowcem. . .
B edziesz d zwiga na swych barkach wielki ci e zar. B edziesz zna prawd e. A kiedy
dostrze zesz, ze nie ma ratunku dla swiata, kiedy nie b edziesz wiedzia, co czyni c,
kiedy u swiadomisz sobie, ze w caym wszech swiecie nie ma istoty zdolnej ci
dopomc, pomy sl o Alicji. Nigdy nie zapominaj o Alicji! zacisn ea jego do n
i dodaa, ju z swym zwykym, zartobliwym tonem: Za wr zby si e nie dzi ekuje,
ale wolno pocaowa c wr zk e.
Sneer skwapliwie skorzysta z przyzwolenia.
Czy znasz piosenk e, ktr a spiewaa kiedy s Dony Bell? spytaa, gdy le-
zeli obok siebie w mroku kabiny, roz swietlanym co chwila barwnymi odblaskami
neonowej reklamy zza okna. T e ballad e o gwiazdach nad Tibigan?
Nie przypominam sobie. . . Dony Bell? To ta, ktrej zabroniono wyst epo-
wa c w telewizji?
Tak. Koniecznie musisz posucha c kiedy s tej ballady. Koniecznie, pami etaj!
Uhm! mrukn a sennie. Zanotujesz mi tytu. . .
Pami etam numer nagrania. Zapisz e ci. Pami etaj, musisz tego posucha c!
Za oknem byo ju z zupenie jasno, gdy Sneer otworzy oczy, rozbudzony lek-
kimi poci agni eciami za wosy.
Wstawaj. Powiniene s ju z st ad i s c powiedziaa Alicja agodnie. Lepiej
b edzie, je sli nikt ci e tutaj nie zobaczy.
Dlaczego? wymamrota sennie.
Wsta n, prosz e ci e! Alicja popchn ea go w kierunku azienki.
Opuka twarz, spojrza w lustro na swoje nie ogolone policzki i zaczerwie-
nione oczy. Ubra si e szybko. Alicja otworzya przed nim drzwi i na po zegnanie
dotkn ea doni a jego twarzy.
Wrc e tu powiedzia, patrz ac jej w oczy.
Skin ea ledwo dostrzegalnie gow a, zamykaj ac drzwi kabiny.
Ostro znie zszed po schodach. Spa zbyt krtko i czu si e fatalnie. W hallu na
dole spojrza na zegar. Bya sidma trzydzie sci cztery.
Barbarzy nska pora na wyrzucanie czowieka z zka pomy sla i opad na
mi ekk a kanap e pod scian a, naprzeciw zamkni etych drzwi nocnej restauracji.
Ockn a si e kwadrans przed dziewi at a.
Co za dziewczyna! To bya pierwsza my sl, jaka przebiega mu przez gow e.
Zerwka, lifterka, a do tego jeszcze. . .
Nie umia znale z c odpowiednich okre sle n. Alicja zaimponowaa mu jak nikt
76
dotychczas. Pokonaa jego chodn a oboj etno s c i samo to ju z wystarczao, by na-
bra przekonania, ze jest wyj atkow a dziewczyn a.
We dwoje stanowiliby smy niezy tandem! Oczywi scie, musiaaby zaniecha c
tego nocnego. . . kamufla zu my sla, wychodz ac z hotelu. Zatrzyma si e nagle.
Do licha! Jestem o ni a zazdrosny! stwierdzi z niepokojem. Co z tob a,
stary?
Z pobliskiej kabiny telefonicznej zadzwoni na policj e i dowiedzia si e, ze jego
Klucz znalaz si e wa snie i jest do odebrania w Komendanturze

Srdmie scia.
Pogna w stron e pobliskiego biura policji, lecz po drodze oprzytomnia
z pierwszej rado sci i zacz a si e zastanawia c nad sytuacj a.
Mo ze lepiej byoby najpierw znale z c downera i dowiedzie c si e, jak rozegra
spraw e? pomy sla, ale ju z po chwili odrzuci ten pomys.
Downer mg zosta c zatrzymany w areszcie, a zreszt a bez pomocy Prona, kt-
ry go zna, Sneer nie mia szansy jego odnalezienia. Z kolei Pron te z zapewne
siedzi albo si e ukrywa.
Sneer czu si e bardzo zle, z samego rana w brudnawej koszuli i z nie ogolo-
n a g eb a, w rejonie miasta, gdzie w ka zdej chwili mo zna byo spotka c znajomych
z bran zy. . . Jedna doba zycia bez Klucza, bez wasnej kabiny, mo zliwo sci zjedze-
nia sniadania i wypicia porannej kawy to byo najzupeniej do s c jak na jego
cierpliwo s c.
Wszystko jedno zdecydowa. Je sli to puapka, to i tak mnie przydybi a,
nie dzi s, to jutro.
Zegar na gmachu Zarz adu Automatyki Miejskiej wydzwoni dziewi at a. Argo-
land dopiero zaczyna zy c normalnym, dziennym zyciem. Sneer rzadko bywa na
ulicach o tej porze.
Mi edzy sm a a dziesi at a ruch by niewielki. Obywatele ztych klas ju z co
najmniej od godziny tkwili na swych stanowiskach pracy lub odsypiali jeszcze
nocne rozrywki, je sli mieli dzi s akurat popoudniow a zmian e. Obywatele klas nie
zatrudnionych oraz tacy symulanci jak Sneer wygrzebywali si e wa snie z zek
i nie zd a zyli jeszcze zapeni c barw i piwiarni.
Sneer ujrza w wyobra zni siebie po srd tumu ludzi p edz acych do pracy przed
godzin a sm a, przeykaj acych w po spiechu kanapki w automatycznych bufetach,
ludzi spoconych na sam a my sl o sp znieniu do pracy. Teraz, prze zywszy nieca-
a dob e bez Klucza, nie dziwi si e im, lecz tym bardziej wzdraga si e na my sl
o znalezieniu si e w podobnej sytuacji.
Co za krety nski paradoks! zastanawia si e. Je sli urodzie s si e za m adry,
albo chciao ci si e doskonali c swj umys, musisz tyra c jak gupi osio, bo inaczej
zablokuj a ci Klucz i fig e z makiemdostaniesz. Ale wystarczy, zeby s by gupi albo
udawa gupiego i ju z ci e spoecze nstwo bierze na utrzymanie. A je sli jeszcze do
tego kombinujesz co s nielegalnie, to zyjesz sobie wesoo i bez kopotw, cho cby s
by szstakiem. Alicja ma racj e: ten swiat zmierza ku upadkowi, goni w pi etk e,
77
co s tutaj nie jest w porz adku. A mimo wszystko ten upadek trwa tak dugo, ze ma
cechy stanu ustalonego.
Je sli my tutaj, od wewn atrz, dostrzegamy, ze co s nie jest w porz adku to nie-
mo zliwe, by nie widzieli tego jeszcze dokadniej zerowcy z najwy zszego szczebla
hierarchii, czuwaj acy nad caym tym kramem! Oni chyba udaj a tylko, ze wszystko
tu przebiega wedle ustalonego planu i zmierza prosto do wytyczonego celu!
Ale dlaczego tak post epuj a, toleruj ac ten stan rzeczy? Mo ze zabrn eli zbyt da-
leko, nie maj a ju z odwrotu? Nie brak wszak dowodw na to, ze idealny plan usta-
nowienia porz adku spoecznego i totalnego uszcz e sliwienia ludzko sci powoduje
uboczne efekty, jakich nikt nie przewidywa. Czemu z wi ec autorzy i wykonawcy
tego planu staraj a si e za wszelk a cen e utrzyma c pozory, ze wszystko realizuje si e
tutaj za ich aprobat a i dokadnie wedle pierwotnych zao ze n?
Sneer by prze swiadczony o tym, ze zna dobrze reguy funkcjonowania spo-
eczno sci Argolandu. Zna je w istocie, aczkolwiek tylko w takim zakresie, by
mc bezb ednie posugiwa c si e prawami, jakie tu rz adz a. Teraz nie wiedzia
sam, dlaczego czu, ze otwiera si e przed nim otcha n niewiedzy, ze rodz a si e
pytania, ktrych nie zadawa sobie do tej pory i si a rzeczy nie szuka na
nie odpowiedzi. Mia dot ad w swej swiadomo sci co s w rodzaju modelu tego spo-
ecze nstwa, fenomenologiczn a teori e, pozwalaj ac a wyja sni c wspzale zno sci rze-
czy i zjawisk, bez wnikania w ich istot e, przyczyny i cele. Bra ten swiat takim,
jaki by, bada go i czerpa st ad jedynie wiedz e pozytywn a, ktra bya przydatna
bezpo srednio lub po srednio przy zdobywaniu punktw.
Dlaczego nagle umys Sneera zaczyna domaga c si e g ebszych rozstrzygni e c,
sk ad pojawiy si e w atpliwo sci i problemy? Czy zby par e chwil rozmowy z przy-
padkowo spotkan a dziewczyn a rozmowy, ktrej jego zm eczony umys nie by
nawet zdolny w cao sci zarejestrowa c spowodowao ten dziwny niepokj in-
telektualny? A mo ze to po prostu jednodniowe wykluczenie poza t e spoeczno s c
(wykluczenie co za trafny kalambur! pomy sla Sneer) zmusio go do rewi-
zji utrwalonych pogl adw? Nie umia tego rozstrzygn a c. Z r ekami w kieszeniach
szed brzegiem chodnika w kierunku Komendantury, odruchowo rozgl adaj ac si e
po ulicy, jakby w nadziei spotkania jednego z tych dwch, ktrzy byli mu teraz
potrzebni: downera lub Prona.
Bzdura! zgromi sam siebie. Nie wierzmy w cuda. Siedz a obaj, jak amen
w pacierzu! Przed wej sciem do gmachu policji w por e przypomnia sobie o bran-
solecie i obci agn a mankiet. Wszed zdecydowanie, kieruj ac si e prosto do dy zur-
nego, ziewaj acego za pulpitem. Po chwili mia z powrotem swj Klucz. Przyjrza
mu si e uwa znie. Wszystko si e zgadzao: numer, stan konta. . . no, i to najwa zniej-
sze: czwarta klasa!
Policjant nawet sowa nie powiedzia, skin awszy tylko gow a na uprzejme po-
dzi ekowanie Sneera.
To wprost niemo zliwe! pomy sla, ju z na ulicy, wkadaj ac Klucz do auto-
78
matu z papierosami. Dziaa! Niech mnie wszyscy diabli, je sli co s rozumiem. . .
Po tylu perypetiach, kombinacjach, szarpaniu nerww niepewno sci a odda-
j a mu, jakby nigdy nic, czynny Klucz! Z du zej chmury may deszcz. Wiele haasu
o nic. Gra urodzia mysz. Wy swiechtane powiedzonka nasuway si e mimowol-
nie.
Albo ten swiat komputerowego porz adku jest de facto jednym nieopisanie
wielkim burdelem, albo. . . to jeszcze nie koniec kopotw pomy sla, chowa-
j ac Klucz i otwieraj ac kupion a paczk e papierosw. Gdy zapala papierosa, rozej-
rza si e ukradkiem. Nie zauwa zy nikogo podejrzanego w zasi egu wzroku, lecz na
wszelki wypadek obszed kilka bocznych uliczek, zatrzymuj ac si e przed automa-
tami, wst epuj ac do sklepw i bram. Nie. Nikt go chyba nie sledzi.
Zawrci w stron e hotelu. Mijaj ac jeden z niewielkich pawilonw na bocz-
nej ulicy, dostrzeg grupk e rozbawionych m e zczyzn, ktrzy wychodzili ze sklepu.
Zatrzyma si e przed witryn a pen a barwnych reklam, zapraszaj acych do wn etrza.
Jaki s nowy sex shop pomy sla i chcia pj s c dalej, lecz zaintrygoway go
salwy zbiorowego smiechu dobiegaj ace z wn etrza, wi ec wszed do sklepu.
W srodku panowa pmrok, sycha c byo nastrojow a muzyk e. Tumek obi-
bokw, ktrzy zwykli wa esa c si e o tej porze po okolicznych piwiarniach, otacza
stoj ace na srodku niewielkie podium pokryte czerwonym pluszem. Ludzie popija-
li piwo z puszek i pgosem wymieniali jakie s uwagi czy dowcipy. Sneer zbli zy
si e do podium i spojrza pomi edzy gowami widzw.
Na podwy zszeniu, w pozycji le z acej, poruszay si e dwie ludzkie sylwetki.
Czerwone swiato nadawao nienaturalny odcie n skrze nagich postaci. Sneer pa-
trzy przez chwil e na dwa ciaa, wykonuj ace jakie s wymy slne ama nce, bardziej
przypominaj ace cwiczenia akrobatyczne, ni z normalne, ludzkie czynno sci seksu-
alne.
Czy zby uchylono ju z nawet ten paragraf Kodeksu Obyczajno sci? Dawniej nie
wolno byo pokazywa c takich rzeczy w oglnie dost epnych lokalach handlowych
pomy sla i cofn a si e o krok w kierunku wyj scia.
Muzyka urwaa si e nagle, strumienie o slepiaj aco biaego swiata zalay po-
dium. Dwie postacie zamary w bezruchu, splecione w dziwacznej, nienaturalnej
pozie. Sneer dostrzeg, ze pod opadaj acymi, dugimi wosami kobiety pochylonej
nad le z acym m e zczyzn a, jest tylko gadka r zowa wypuko s c bez zadnych rysw,
przeci eta u dou czerwon a szpar a ust.
Prosimy obejrze c nasz najnowszy produkt powiedzia go snik nad po-
dium. Przedstawiamy pa nstwu nowy model uniwersalnego, doskonaego se-
xomatu, w dwch wersjach, m eskiej i ze nskiej, wedle zapotrzebowania. Nasza
niezawodna, czekoksztatna maszyna zaspokaja wszelkie potrzeby klienta. Jest
doskonalsza ni z najsprawniejszy zywy partner. Jest niewyczerpana w pomysach,
co gwarantuje bogata biblioteka programw, do aczona bezpatnie do ka zdego eg-
zemplarza. Za dodatkow a opat a mo zna otrzymywa c w abonamencie wymienne
79
podobizny twarzy osb aktualnie popularnych i znanych powszechnie z filmw
i telewizji. Automaty nasze zasilane s a z wasnych mikroakumulatorw o du-
zej pojemno sci i niskim napi eciu, gwarantuj acych nieprzerwane dziaanie przez
osiem godzin oraz pene zabezpieczenie przed pora zeniem elektrycznym. ado-
wanie akumulatorw z sieci miejskiej, za po srednictwem prostownika wkalkulo-
wanego w cen e kompletu. Koszty eksploatacji minimalne, trwao s c gwarantowa-
na, cena rewelacyjnie niska. Satysfakcja pewna!
A teraz ci agn a po chwili go snik, a swiato zmienio barw e prosimy
naocznie przekona c si e o zaletach naszych wyrobw. Prosimy oceni c niezwyk a
sprawno s c dziaania oraz precyzj e oprogramowania naszych nowych sexomatw.
Zwracamy uwag e na bezprecedensowy fakt, i z oba egzemplarze m eski i ze nski
idealnie synchronicznie wykonuj a wsplnie czynno sci, dla ktrych s a skon-
struowane, zupenie bez udziau zywych partnerw!
Z go snika popyn ea znw nastrojowa muzyka, a dwie r zowe, plastykowe
kuky podj ey swe mechaniczne harce, wydaj ac przy tymserie okoliczno sciowych
d zwi ekw i posapywa n.
Sneer sta jeszcze przez chwil e i czu, jak w nim gwatownie wzbiera, nie
daj acy si e opanowa c, histeryczny chichot, szyderczy chichot jakiej s rozpaczli-
wie radosnej satysfakcji. Wybieg, krztusz ac si e tym wewn etrznym paroksyzmem
smiechu. Przez kilka minut sta, zgi ety wp, z czoem opartym o chodny mur
budynku, do nmi trzymaj ac si e za brzuch. Ciaem jego wstrz asay konwulsyjne
spazmy dzikiego rechotu, po policzkach pyn ey zy.
To jest to! wychlipa pgosem, opanowuj ac z trudem drgania prze-
pony. To jest wa snie pena synteza, szczyt wszystkiego, pierwsza zapowied z
ostatecznego ko nca. Oto, do czego gnamy w tym naszym beznadziejnym, slepym,
baranim p edzie. Automaty do wszystkiego! Wszystko automatycznie! I oto nagle
przytomniejemy w obliczu dylematu: je sli jeden automat potrafi kopulowa c drugi
tak sprawnie, zgrabnie i na tyle sposobw, to co jeszcze, u diaba, robi a ludzie na
tej planecie?!
* * *
Fred Banfi, pracownik Wydziau Kontroli Dochodw, siedzia w bufecie nad
drug a fili zank a kawy i wpatrywa si e w miy dla oka zarys bioder Sally, pochylo-
nej nad automatem z napojami gazowanymi.
Dziewczyna bya nowym konserwatorem automatw spo zywczych w stow-
ce Zarz adu Aglomeracji. Pracowaa tu dopiero dwa tygodnie i wszyscy szeptali, ze
jest dziewczyn a jednego z Wysokich Szefw, lecz nie wiadomo ktrego. Zdania
80
w tej sprawie byy podzielone, ale sam fakt nie ulega w atpliwo sci. Dziewczy-
na miaa trzeci a klas e, jednak ze liczba niesprawnych automatw w stowce nie
najlepiej swiadczya o jej kwalifikacjach. Przypuszczano, ze wcale nie jest elek-
tronikiem ani mechanikiem precyzyjnym. Miaa za to idealn a figur e i bya bardzo
adna.
Gdyby jej przyjaciel by Wysokim Szefem w Zarz adzie Masowej Rozryw-
ki, na pewno bez trudu umie sciby j a na etacie spikerki telewizyjnej pomy sla
Banfi sarkastycznie. Nadawaaby si e rwnie dobrze do takiej pracy, a otrzymy-
waaby najwy zsz a mo zliw a liczb e ztych. Jej trzecia klasa wygl ada na podlifto-
wan a. Wa sciwie, mo zna by ustali c, czyja to przyjacika. Wystarczyoby spraw-
dzi c, czy jeden spo srd notowanych lifterw inkasowa ostatnio sto ztych od
ktrego s z wy zszych szefw.
Tak a rzecz Banfi mgby sprawdzi c bez trudu we wasnym wydziale. Mia
dost ep do kont wszystkich mieszka ncw Argolandu osi agaj acych prywatne do-
chody za bli zej nie okre slone usugi swiadczone innym obywatelom. Mgby to
jednak zrobi c jedynie dla zaspokojenia ciekawo sci, bo przecie z samobjstwem
byoby zadzieranie z ktrymkolwiek z Wysokich Szefw, jakim s wa znym zerow-
cem z wy zszego szczebla administracji.
C z zreszt a mgby takiemu zrobi c, on, zwyky dwojak? Przecie z nie pjdzie
i nie spyta po prostu, dlaczego ta smarkata, prosto po studiach, dostaje prawie tyle
samo ztych co on, stary pracownik na odpowiedzialnym stanowisku, w dodatku
o klas e od niej lepszy?
Czym si e martwisz? usysza za plecami.
Pozna gos Bustona, inspektora z Wydziau Kontroli Klas.
Wprost przeciwnie. Ciesz e moje oczy powiedzia, nie odwracaj ac gowy
i wskazuj ac podbrdkiem wypi ety tyek dziewczyny.
No, no! u smiechn a si e Buston. Nie rb sobie apetytu. Nie sta c ci e
na taki k asek.
Wiem, i to wa snie przyprawia mnie o zgrzytanie z ebw. Czowiekowi opa-
daj a r ece w obliczu pewnych. . . praktyk w naszym urz edzie powiedzia Banfi
zni zonym gosem.
Mj drogi! Nie my sl o tym, bo nabawisz si e nadkwasoty poradzi kolega,
sadowi ac si e ze swoj a kaw a obok Banfiego, tak aby te z mie c w polu widzenia
okr ago sci Sally. Wiesz, ze niczego tu nie zmienisz, nie naprawisz. Mnie te z
czasemdiabli bior a. Czowiek jest bezsilny wobec zerowcwz gry. Robisz, co do
ciebie nale zy, naganiasz si e jak idiota, zeby speni c swj obowi azek, przepisy s a
po twojej stronie, a tu nagle, w ostatniej fazie sprawy, dzwoni a do ciebie z Centrali
i mwi a: zaniecha c wszelkich dziaa n, zostawi c czowieka w spokoju, zadnych
wyja snie n. Ot, cho cby przed chwil a. Miaem w gar sci Klucz faceta. Ewidentny
usugowiec, mo ze lifter albo gorzej jeszcze. Wygl adao na to, ze ma zani zon a
klas e, robi jakie s manipulacje z downerem. Chciaem go przesucha c, a tu nagle
81
telefon: zadnych przesucha n, odda c Klucz w normalnym trybie, tak jakby zosta
zwyczajnie zgubiony.
Co za facet?
Jeden taki, ze srdmie scia. Sneer go nazywaj a, czy jako s tak.
Banfi z trudem opanowa drgnienie powiek.
Nie przypominam sobie powiedzia z udan a oboj etno sci a.
Ma du ze wpywy z r znych prywatnych Kluczy.
B edziecie go rozpracowywa c?
Po co? Gra go chroni. Mo ze ma kogo s w srd Wysokich Szefw?
My slisz, ze niektrzy z nich wol a chopcw ni z dziewczynki? roze smia
si e Banfi, ju z zupenie odpr e zony.
Nie byoby dobrze, gdyby zacz eli rozpracowywa c tego Sneera. Bez trudu mo-
gliby znale z c na jego koncie w Banku zapis przelewu stu pi e cdziesi eciu ztych
z Klucza zony Banfiego.

Zaowa teraz, ze nie poprosi o t e przysug e kogo s z dal-
szej rodziny. Trick z zapat a poprzez Klucz zony by bardzo prymitywny i niczego
wa sciwie nie ukrywa. Wtedy, dwa lata temu, wola jednak, by sprawa zostaa
w rodzinie.
Nasz system prawny zupenie wi a ze nam r ece Bustonowi zebrao si e
wa snie na utyskiwania zawodowe. Nawet, kiedy masz w gar sci faceta prawie
przyapanego na liftingu, niewiele mo zesz mu udowodni c. Wczoraj wywiadowca
przyprowadzi mi jednego. Nominalnie czwartak, lecz z rozmowy od razu wyczu-
wasz, ze sprytna bestia. Udaje prymitywnego gupka, ale przepisy zna na pami e c.
Do niczego si e nie przyznaje, wi ec odtwarzam mu zapis jego dialogu z wywia-
dowc a. Pod stacj a testw proponowa mu cztery na trzy z gwarancj a. A on mi
na to: Jak to? Nie wolno udziela c korepetycji? Przecie z wadze popieraj a pod-
noszenie poziomu intelektualnego obywateli. Wi ec go pytam, czy wie, ze dzia-
alno s c usugowa wymaga zgody administracji miejskiej. Wie, oczywi scie. Ale
powiada przepisy nie zabraniaj a dziaalno sci spoecznej ani te z swiadczenia
uprzejmo sci. Roze smiaem mu si e w nos i mwi e: Przecie z nie b edziesz mi tu,
bracie, opowiada, ze chcesz kogo s za darmo liftowa c na trjk e?. A on, uwa zasz,
z g eb a bezczelnie, na mnie: Co mi tu, bracie przyszywany, b edziesz imputowa?
Mwiem o korepetycjach, nie o liftowaniu. A poza tym, nie ma przepisu zabra-
niaj acego komukolwiek wyra zania i przyjmowania wdzi eczno sci w jakiejkolwiek
formie. Czy, gdyby mi dziewczyna zaproponowaa par e miych chwil w zamian
za podniesienie jej poziomu umysowego, to te z wedug was byaby nielegalna
dziaalno s c usugowa?. Widz e, ze facet jest szczwany, wi ec zaczynam z innej
beczki: Ma pan tylko czwrk e mwi e. Wi ec, jak pan sobie wyobra za po-
moc w uzyskaniu trjki? A on: Wedug mnie, jestem trojakiem. Chyba to nie
przest epstwo, mie c dobre mniemanie o sobie? A ze wasze testy s a do kitu, to nie
moja wina. Mo zecie mi podwy zszy c klas e, prosz e bardzo. Par e zielonych wi e-
cej zawsze si e przyda. Ale ostrzegam, ze o prac e dla mnie nieatwo i Wydzia
82
Zatrudnienia b edzie was kl a w zywy kamie n. Jestem z wyksztacenia archeolo-
giem. A w ogle, to prosz e si e ode mnie uprzejmie odpieprzy c. Tak mi dosownie
powiedzia i poszed sobie, a ja nawet nie mogem go zatrzyma c.
Co to znaczy imputowa c? zainteresowa si e Banfi.
Poj ecia nie mam mrukn a Buston i obaj pogr a zyli si e w kontemplacji
zgrabnej figury dziewczyny bezradnie szamoc acej si e z zepsutym automatem.
* * *
Ani wizyta w gabinecie bioregeneracji, gdzie wzi a k apiel, masa z, ogoli si e
i przebra w czyst a bielizn e, ani nawet obfite sniadanie w ztym barze przy
alei Tibigan, nie wymazay z pami eci Sneera przykrych wspomnie n ubiegej doby.
Usilnie stara si e, by wszystko wrcio do normy; odby nawet jak ka zdego dnia
pgodzinn a przechadzk e ulicami srdmie scia, lecz nieatwo byo przej s c do
porz adku dziennego nad wydarzeniami, ktre tak niespodziewanie spi etrzyy si e
i zag e sciy wok jego osoby. Niby wszystko zako nczyo si e pomy slnie, sytuacja
obecna nie r znia si e niczym od tej sprzed dwudziestu czterech godzin, sprzed
momentu, gdy jaki s gupi tajniak czy kontroler posia niepokj w jego umy sle,
z adaj ac pokazania Klucza i notuj ac jego numer ewidencyjny. A jednak. . .
Zatrzymuj ac si e w tym samym miejscu, przed t a sam a wystaw a du zego skle-
pu ze sprz etem elektronicznym, usiowa odtworzy c tamt a wczorajsz a sytuacj e.
W oknie wystawowym stay dzi s inne ju z nowo sci drogie zabawki dla doro-
sych: jakie s nowe urz adzenia do rejestracji przestrzennego, barwnego i ruchome-
go obrazu holograficznego. Wczoraj prezentowano tu mikrosystem komputerowy,
na ktrym Sneer zna si e du zo lepiej, ni z wypadao przyzwoitemu czwartakowi
gardz acemu perwersyjnymi fanaberiami zerowcw.
To wprost niemo zliwe, by odczepili si e ode mnie tak atwo pomy sla Sneer,
rozgl adaj ac si e wokoo, jakby spodziewa si e ujrze c znowu tego samego modego
czowieka, ktry wczoraj zagadn a go o jaki s niuans z zakresu teorii organizacji
systemw komputerowych.
Instynkt mwi mu, ze wci a z co s si e tu nie zgadza, ze brakuje jakiego s dalsze-
go ogniwa a ncucha zdarze n, w ktre wpl ata go. . . przypadek czy celowe dziaa-
nie jakich s nieznanych si.
Historia z Kluczem, aresztomatem i policj a domagaa si e innego, logicznego
finau. Ten, ktry nast api, musia by c tylko pozornym happy endem, jak w do-
brym filmowym dreszczowcu czy kryminale, gdzie bohatera pewnego ju z, ze
sko nczyy si e mro z ace w zyach krew prze zycia czeka jeszcze par e zaskocze n,
rujnuj acych rzekomy ad i spokj.
83
Do tego jeszcze dziewczyna. Sneer nie musia nawet zamyka c oczu, by uj-
rze c twarz Alicji; jej gos brzmia mu w uszach na tle ulicznego szumu, przebija
si e nawet poprzez jazgot staro swieckiej kolejki miejskiej zabytku z ubiegego
stulecia, kursuj acej po estakadzie nad ulicami centrum Argolandu.
Kim bya Alicja? Czy tylko przypadek wplt j a w bieg wydarze n, w ktre
zamieszany by Sneer? A mo ze pojawia si e wa snie po to, by go w te wydarzenia
wpl ata c? Nie, nonsens! Przecie z zacz eo si e od tajniaka. Niemniej jednak, Pron
odnalaz Sneera dzi eki wskazwce Alicji. Gdyby nie to, wydarzenia musiayby
potoczy c si e inaczej. Chocia z, kto wie?
W tym zautomatyzowanym otoczeniu czowiek staje si e tak ze takim maym
automacikiem, nie dostrzegaj acym nawet, do jakiego stopnia podlega sterowaniu
przez nadrz edny system kontroli westchn a Sneer, krocz ac coraz smielej gw-
n a ulic a Argolandu.
Prbowa my sle c o swych zwykych, codziennych sprawach, ukada c jakie s
plany, obmy sla c nowe, bardziej wyrafinowane lifterskie chwyty do zastosowania
przy najbli zszej okazji, ale nieposuszna wyobra znia podsuwaa mu wci a z przed
oczy obraz dziewczyny, ktra zjawia si e przy nim w momencie, gdy mia po uszy
zmartwie n i jakby nie byo tego do s c otumania go zupenie tymi b ekitnymi
oczyma, ktrych nie sposb zapomnie c.
Poczu gwatown a potrzeb e zobaczenia si e z Alicj a. Przyspieszy kroku, lecz
po chwili zatrzyma si e i skr eci w przecznic e. Wszed do magazynu damskiej
konfekcji, gdzie napakowa pen a torb e r znych drobiazgw, ktre jak mu si e
wydawao mogyby ucieszy c ka zd a dziewczyn e. B ed ac nieraz obiektem mniej
lub bardziej nachalnego naci agania na drogie prezenty przez r zne przelotne zna-
jome, mia w tych sprawach nieze rozeznanie.
Czujnik kasowy przy wyj sciu ze sklepu, po obw achaniu torby, zainkasowa
z Klucza Sneera czterdzie sci par e ztych, co wydao mu si e zbyt maym wydat-
kiem na prezenty dla tak wspaniaej dziewczyny, wst api wi ec jeszcze do sklepu
z importowanymi kosmetykami oraz bi zuteri a i zaokr agli wydan a sum e do set-
ki. Teraz wygl adao to ju z zupenie przyzwoicie. Dwie torby z zakupami za sto
ztych nie mogy nie przekona c najwybredniejszej nawet argolandki o szczerym
zaanga zowaniu ofiarodawcy.
Zgupiae s zupenie zgromi sam siebie. W zyciu nie wydae s na zadn a
dziewczyn e wi ecej ni z dziesi e c naraz. . .
Ale dzi s by szczeglny dzie n, a Alicj e uwa za za kogo s zupenie wyj atkowe-
go. Poza tym Sneer wci a z nie by pewien, czy niespodziewanie odzyskany Klucz
nie straci nagle swych normalnych wa sciwo sci. Mo ze zwrcono go tylko przez
niedopatrzenie zaspanego policjanta z nocnego dy zuru? Ka zdym kolejnym zaku-
pem upewnia si e, ze Klucz wci a z funkcjonuje.
Alicja! Byle tylko zasta c j a w hotelu! Sneer poczu nagy niepokj. Serce
zacz eo mu bi c dziwnie mocno, gdy wbiega do hotelowego hallu.
84
Co si e ze mn a dzieje? powtarza, obudnie prbuj ac oddali c od siebie na-
suwaj ac a si e odpowied z. Nie chcia dopu sci c do swiadomo sci tej prostej prawdy,
tego oczywistego faktu, ze Alicja przeamaa jego niezomn a dot ad zasad e niean-
ga zowania si e w damskie sprawy.
Poo zy na pulpicie recepcji obie torby z zakupami i w tej ze chwili u swiadomi
sobie, ze nie zna numeru kabiny, w ktrej sp edzi noc. Nie zna tak ze nazwiska
Alicji, nie pami eta nawet, na ktrym pi etrze mieszka.
Na ka zdej z sze s cdziesi eciu kondygnacji gmachu znajdowao si e co najmniej
sto kabin mieszkalnych.
Dr z ac a r ek a wystuka na klawiaturze informatora imi e Alicja. Ekran roz-
swietli si e paroma wierszami napisw. W hotelu mieszkao kilka kobiet nosz a-
cych to imi e.
Klasa czwarta, dopisa Sneer.
Wszystkie nazwiska znikn ey z ekranu jak zdmuchni ete. W ich miejsce poja-
wi si e napis informuj acy, ze w srd mieszkanek hotelu nie ma i od tygodnia
nie byo zadnej czwartaczki o takim imieniu.
To wprost niemo zliwe my sla Sneer gor aczkowo. Przecie z otwieraa
drzwi wasnym kluczem, pokj musia by c wynaj ety na jej nazwisko. Dopiero
po chwili zrozumia, ze dziewczyna moga posu zy c si e pseudonimem albo zgoa
zmy slonym imieniem.
Pytanie o mode kobiety z czwart a klas a, mieszkaj ace w hotelu, spowodowao
wyrzucenie na ekran ponad setki nazwisk i numerw. Komputer ewidencyjny by
cierpliwy, lecz Sneer podda si e wobec perspektywy sprawdzania tylu kabin.
Je sli tu mieszka. . . pomy sla, zbieraj ac paczki i wlok ac si e w stron e windy
spotkam j a wreszcie, cho cby w barze na sniadaniu. Chyba ze. . .
Zatrzyma si e gwatownie w wej sciu do windy, blokuj ac mechanizm drzwi.
Wchodzi pan, czy nie? ofukn a go jaki s niecierpliwy wsppasa zer, wi ec
Sneer wszed w zamy sleniu do klatki windy i wcisn a przycisk siedemnastego
pi etra, gdzie mia swoj a kabin e, w ktrej nie by od wczorajszego popoudnia.
Czy zby to wszystko wcale si e nie zdarzyo? zastanawia si e, podczas gdy
d zwig min a dawno jego siedemnaste pi etro i zatrzyma si e na sze s cdziesi atym.
Przy snio mi si e, czy jak? Tam, w hallu, na kanapie?
Po chwili zastanowienia z niepokojem stwierdzi, ze nic nie przeczy tej hipote-
zie.

Zaden materialny dowd nie potwierdza realno sci spotkania z Alicj a. Czy zby
jego umys, zm eczony tyloma wydarzeniami, w srd sennych marze n wytworzy
sobie posta c czuej, troskliwej dziewczyny jedynej osoby w tym mie scie, ktr a
szczerze obchodzi los Sneera owej fatalnej nocy? Potrzebowa kogo s takiego i. . .
przy sni sobie?
Je sli to by sen, to chyba zaczynam wariowa c! pomy sla Sneer i ze zo sci a
wcisn a ponownie przycisk windy, by znale z c si e na swoim pi etrze. Wydaem
ca a setk e z powodu sennych halucynacji!
85
Nie mg uwierzy c, by Alicja naprawd e nie istniaa. Zbyt dobrze pami eta jej
sowa, zbyt realnie widzia w wyobra zni jej twarz. Dlaczego podaa mu faszywe
imi e, zatara swe slady? Przecie z sama wbijaa mu to imi e do gowy, wielokrotnie
nakazuj ac, by o niej pami eta.
Wszystko to byo zbyt rzeczywiste jak na najbardziej nawet realistyczny sen.
Znajd e j a! Je sli istnieje, musz e j a znale z c! postanowi, rzucaj ac torby
z zakupami na tapczan.
Na kolejn a point e wczorajszej historii nie trzeba byo dugo czeka c:
w cocktail-barze na dole, gdzie wst api w poszukiwaniu Alicji, spotkaa go na-
st epna niespodzianka.
Przy automacie z piwem siedzieli w najlepsze ci dwaj, ktrych Sneer w swych
przewidywaniach widzia ju z co najmniej w policyjnym areszcie. Pron i downer
w seledynowej wiatrwce rozprawiali wesoo z kuflami w doniach i wygl adali
na zupenie zadowolonych z zycia. Gdy Sneer zatrzyma si e w drzwiach, Pron
pomacha mu doni a, jakby wa snie tu i na teraz byli umwieni.
Zdaje si e, ze jestemci co s winien za wczoraj zacz a Sneer, wydobywaj ac
Klucz, lecz Pron zamacha r ekami.
Bro n Bo ze! zaprotestowa. To bya kole ze nska przysuga. Nie ma
mowy o zadnych nale zno sciach. Stawiam ci piwo za wczorajsze kopoty w mojej
kabinie.
Poda Sneerowi peny kufel i podsun a mu stoek.
Trzeba obla c to mie spotkanie! doda jowialnie. Niewiele brakowao,
a spotkaliby smy si e w takim samym skadzie, tylko ze w miejscu, gdzie nie daj a
piwa.
Taak. . . wtr aci downer przeci agle. Wszystko dobre, co si e dobrze
ko nczy. Nale zy mi si e dwie scie.
Jak to? Sneer spojrza na niego z ukosa.
A zwyczajnie. Masz Klucz?
Mam!
Czynny?
Czynny. . .
Zrobiem swoje, punkty si e nale z a.
Sneer milcza przez chwil e, zaskoczony bezczelno sci a modego czowieka.
Trudno jednak byo znale z c luk e w jego prostym wywodzie.
Dobra. Fakt jest faktem powiedzia wreszcie. Spraw e zaatwie s, acz-
kolwiek, niech mnie wszyscy diabli, je sli cokolwiek rozumiem. . . Jakim cudem
ci e pu scili?
To proste! za smia si e downer. Nie mo zna nikogo aresztowa c bez
powodu. Byem czysty jak kryszta.
Wypac e ci dwie scie ztych i doo z e jeszcze pi e cdziesi at, je sli mi wyja-
snisz, jak to zrobie s.
86
Tajemnic zawodowych nie sprzedaj e, Mog e ci powiedzie c za darmo, bo
i tak nie wykorzystasz tego tricku w lifterskiej praktyce, a na downing masz za
dobr a klas e. Tylko nie puszczaj tego dalej.
W porz adku! zgodzi si e Sneer. Ale najpierw zaatwimy rozliczenia.
Kolejne dwie scie punktw opu scio Klucz Sneera.
To ju z trzysta w dniu dzisiejszym zsumowa w my slach. Nie licz ac
drobnych wydatkw. Jest dziesi ata trzydzie sci rano. Je sli dalej pjdzie w takim
tempie, to do wieczora zostan e n edzarzem.
Nie dopadli ci e w ko ncu? zagadn a Prona, gdy usiedli znw obok niego.
Sam si e zgosiem. To robi dobre wra zenie.
Te z, oczywi scie, okazae s si e krysztaowy? u smiechn a si e Sneer.
Ma si e rozumie c.
A tak naprawd e?
Powiem ci kiedy s. Pron zmru zy swoje nieco wyupiaste oczy. Jak
si e wszystko adnie zako nczy.
Aha, jeszcze jedno! przypomnia sobie Sneer. Wczoraj rano rozma-
wiae s o mnie z dziewczyn a w barze.
Zgadza si e. Blondynka, du ze niebieskie oczy.
Nie spotkae s jej tu dzisiaj?
Pron zastanawia si e przez chwil e.
Nie. Dzi s jej tu nie byo. Przynajmniej po dziewi atej. Szukasz jej?
Uhm. Gdyby s j a spotka. . .
To co?
Powiedz jej, ze prosz e o telefon. Mieszkam tutaj, w Kosmosie.
Pron wierci si e na stoku, jakby mia co s jeszcze do powiedzenia i nie mg
si e zdecydowa c.
Suchaj, Sneer. . . wykrztusi wreszcie. Musz e si e uczciwie przyzna c,
ze policja wie, kto zaatwi aresztomat. Podeszli mnie, nie mogem nic skr eci c.
Wierz mi, byem przekonany, ze to policjanci zastali ci e w mojej kabinie. . . Do-
piero Aber mi powiedzia. . . o przygodzie z aresztomatem.
Trudno, cholera zafrasowa si e Sneer. Wiedziaem, ze to musi si e zle
sko nczy c. Trzeba szybko pozby c si e tej bransoletki.
Wci a z j a masz?
Nie daje si e otworzy c. B ed e musia wybra c si e zaraz do Raju Majsterko-
wiczw na Czwart a Przecznic e i sprbowa c rozci a c to pik a do metalu.
Poka z, jak to wygl ada? zainteresowa si e Pron.
Tutaj ci nie b ed e pokazywa. Sneer rozejrza si e po barze, w ktrym
siedziao po k atach par e osb. Podae s moje nazwisko?
Sk ad ze! obruszy si e Pron. Znam ci e tylko jako Sneera.
To p biedy. Niczego mi nie udowodni a. Pseudonim nie jest zakodowany
na Kluczu. A to gupie urz adzenie nie umiao nawet stwierdzi c, kim jestem. No,
87
wi ec jak to byo tam, w Stacji Testw?
Downer, nazwany przez Prona Aberem, odstawi pusty kufel na blat stolika.
Wy, lifterzy zacz a z kpi acymu smieszkiemwykorzystujecie wswojej
pracy wasn a inteligencj e i cudz a gupot e. My natomiast staramy si e wykorzysta c
wasn a gupot e i cudze lenistwo. No, mo ze troch e przesadzam z t a gupot a, ale
czwartak nie jest oficjalnie uwa zany za umysowego ora, i wa snie to pomaga
nam podej s c dumnych ze swej klasy dwojakw i trojakw obsuguj acych Stacj e
Testw. S a r zne metody downingu. Nie musz e ci tego tumaczy c, sam te z stosu-
jesz indywidualne podej scie do ka zdej sprawy. Opowiem ci, jak zrobiem twoj a
czwrk e. To by do s c prosty trick. Nie ma mowy o oszukaniu komputera, ktry te-
stuje delikwenta pod elektrohipnoz a. Pozostaje wi ec oszuka c operatorw. Pierw-
sza rzecz to wybr odpowiedniej chwili. Wybraem czas, kiedy telewizja trans-
mitowaa interesuj acy mecz: dru zyna Nied zwiedzi Argolandu walczya wa snie
z Zielonymi Kaskami. Zgodnie z moimi przewidywaniami, w chwili gdy wsze-
dem do Stacji, obaj dy zurni technicy siedzieli z patrzawkami na oczach i su-
chawkami w uszach, sledz ac kolejn a akcj e naszej czoowej dru zyny. Jeden z tech-
nikw ypn a okiem spod patrzawki i pg ebkiem spyta, o co chodzi. Podaem
mu twj Klucz, a on wsun a go do szczeliny kontrolnej, spojrza na ekran i burk-
n a: Kontrola klasy w trybie zaostrzonym. Do kabiny! Teraz ju z wiedziaem,
o co chodzi. Po prostu, na twoim Kluczu byo zakodowane zastrze zenie Wydzia-
u Kontroli Klas bez zadnych konkretnych dyspozycji, poza sprawdzeniem, czy
rzeczywi scie masz czwrk e. Technik odda mi twj Klucz i przesta si e mn a inte-
resowa c, wracaj ac do ogl adania meczu. Poszedem do kabiny testowej, zao zyem
kask i wsun aem do testera m j wasny Klucz, nie zablokowany wprawdzie, ale
to nie ma zadnego znaczenia dla automatu testuj acego, ktrego zadaniem jest, po
pierwsze, stwierdzenie zgodno sci linii papilarnych z ich obrazem na Kluczu, a po
drugie przetestowanie delikwenta i ocena jego klasy umysowej.
Poniewa z technik wcisn a na swoim pulpicie przycisk zaostrzonej kontroli,
tester da mi elektrohipnoz e i zada test, ktry wykaza moj a rzeczywist a czwrk e.
Gdy wyszedem z kabiny, na pulpicie operatora swiecia cyfra 4, oznaczaj aca
pozytywny wynik testu.
Podaem operatorowi znowu twj Klucz, on sprawdzi tylko, czy jest na nim
czwrka, wsun a go do szczeliny transmitera i posa do Centralnego Rejestru
informacj e, ze weryfikacji dokonano i Klucz mo zna odblokowa c.
Diablo proste! mrukn a Sneer.
Owszem. Tylko trzeba to wymy sli c. . . maj ac samemu czwrk e! Downer
poklepa si e dumnie po piersi. Kto by si e spodziewa po czwartaku!
Na czym polegao niedopatrzenie operatora?
Na tym za smia si e downer ze ogl ada mecz. A poza tym, rzecz
w lenistwie i rutynie. Zauwa z, jak to wygl ada od jego strony: przychodzi facet
i pokazuje Klucz z czwrk a; operator sprawdza na ko ncwce Syskomu, ze Klucz
88
jest zablokowany. W kolejno sci powinien upewni c si e, czy Klucz nale zy do face-
ta, ktry go przynis. Ale po co, my sli operator, ktremu spieszno do ogl adania
meczu, skoro i tak za chwil e automat testuj acy sprawdzi to zsamo s c klienta i nie
przetestuje niewa sciwej osoby. Po te scie, gdy facet oddaje Klucz, jest na nim
czwrka, podobnie jak na pulpicie kontrolnym. Zatem wszystko gra: test si e
odby, wykaza czwrk e, Klucz mo zna odblokowa c. Technik odblokowuje Klucz,
chocia z wa sciwie powinien najpierw sprawdzi c, czy to ten sam Klucz, ktry by
przed chwil a weryfikowany w testerze. Ale, po pierwsze, skoro ju z raz zdecydo-
wa si e pomin a c kontrol e to zsamo sci, to nie ma powodu, by teraz nagle nabra c
podejrze n. A po drugie, ogl ada wci a z jednym okiem telewizj e. Siedzi wygodnie
w fotelu, maj ac w zasi egu r eki tylko terminal Syskomu. By si egn a c do konsoli
kontrolnej, musiaby d zwign a c tyek z fotela i przej s c trzy kroki. Trzymam sto do
jednego, ze tego nie zrobi! Odblokuje Klucz i odda klientowi, kln ac w duchu, ze
go cholera przyniosa wa snie podczas transmisji meczu!
A gdyby jednak sprawdzi?
Zdarza si e to niekiedy. Wwczas uruchamiam wariant ratunkowy: ach,
strasznie przepraszam! Oczywi scie, ze to nie ten Klucz! Czowiek jest tak zde-
nerwowany, gdy idzie na test. Na smier c zapomniaem; to jest Klucz, ktry zna-
lazem wa snie tutaj, przed budynkiem. Pewnie drugi taki, roztargniony jak ja,
zgubi i teraz si e martwi, wi ec miaem odda c i trzymam cay czas w gar sci, zeby
nie zapomnie c. A mj Klucz, prosz e, mam tutaj, w drugiej r ece. Oczywi scie, to
ten wa snie by przed chwil a w automacie testuj acym! Podaj e mj autentyczny
Klucz, a technik, zy ju z okropnie, bo ucieko mu par e ciekawych akcji podbram-
kowych, teraz jednak sprawdza wszystko dokadnie. No, i rzeczywi scie: klient
nie ze! Testowa swj Klucz, a tamten pewnie naprawd e znalaz. Wi ec odbloko-
wuje mj Klucz, cho c nie jest on wcale zablokowany (ale tego nie wida c goym
okiem). Zb edne odblokowanie po prostu niczego nie zmienia na czynnym Klu-
czu. Aby sprawdzi c, czy mj Klucz istotnie by zablokowany, operator musia-
by znw przesiada c si e do innego pulpitu, ktry normalnie powinien obsugiwa c
trzeci technik, aktualnie nieobecny, bo poszed po piwo. A w ogle, to po choler e
przychodziby klient odblokowywa c niezablokowany Klucz? Poza tym, na po-
cz atku, gdy operator sprawdza Klucz przed testem, by on zablokowany (o tym
rzekomo znalezionym operator zapomnia natychmiast, gdy odo zy go na bok,
a zreszt a Nied zwiedzie wa snie strzeliy bramk e).
Nie ma, poza tym, zadnego powodu, by fatygowa c si e sprawdzaniem tego
znalezionego Klucza. Gdyby s zgosi si e po godzinie i zapyta o zgub e, wydano
by ci Klucz, nie sprawdzaj ac niczego oprcz to zsamo sci linii papilarnych.
Tylko ze wwczas to ty byby s mi winien dwie scie, a nie ja tobie wes-
tchn a Sneer. No, dobra. A teraz powiedz, dlaczego ci e zgarn eli.
Dziwna sprawa. Kiedy ju z miaem twj Klucz z powrotem, bo wszyst-
ko poszo bez puda, jak przewidywaem, wpadli policjanci i bez gadania zawie zli
89
mnie do Komendantury. Miaem w kieszeni oba Klucze, ale to zadna tragedia. Po-
wiedziaem, ze ten drugi znalazem, a weryfikowaem wasny. Sprawdzili w zapi-
sie testera, wszystko si e zgadzao. Potrzymali mnie troch e, popytali, ale wreszcie
c z mogli zrobi c? Wypu scili mnie, nie znajduj ac winy!
A mj Klucz? Nie zdziwili si e, ze jest odblokowany?
Mo ze si e i zdziwili, ale to przecie z nie moja sprawa! Czy s adzisz, ze tech-
nik, ktry mnie obsugiwa, przyznaby si e, ze odblokowa ten Klucz bez spraw-
dzenia to zsamo sci wa sciciela? B ad z spokojny! Zaparby si e nawet tego, ze mia
go w ogle w r ekach!
Sneer kr eci gow a z podziwu. Trudno byo odmwi c sprytu temu czwarta-
kowi. Ale, z drugiej strony, wszystko to razem nie wyja sniao jeszcze powodw,
dla ktrych policja tak atwo przesza do porz adku dziennego nad spraw a Sneera.
Blokada, aresztomat, afera z downerem i nic, zadnych konsekwencji! To zbyt
pi ekne, by mogo by c zako nczeniem serii kopotw.
Jak to si e dzieje, ze w tak doskonale zorganizowanym swiecie mog a swobod-
nie i bezkarnie dziaa c takie paso zyty, jak Pron czy ten, jak mu tam, Aber?
rozmy sla w drodze do Raju Majsterkowiczw.
Wielki magazyn narz edzi i materiaw, oprcz dziaw handlowych, stawia
do dyspozycji klientw liczne warsztaty i pracownie, gdzie zapaleni majsterkowi-
cze mogli za par e punktw uprawia c swe hobby. Byy tu pracownie mechaniczne,
elektroniczne, chemiczne, studia nagra n, fotolaboratoria. W srd u zytkownikw
przewa zaa modzie z, lecz spotykao si e tutaj tak ze sporo osb dorosych. By-
o tajemnic a publiczn a, ze tu wa snie powstaje wi ekszo s c narz edzi, ktrymi po-
suguj a si e ludzie uprawiaj acy nielegalne zawody. Tu konstruowano przemy slne
wytrychy do automatw, przer zne urz adzenia i aparaty do oszuka nczych machi-
nacji punktowych, kompozycje chemiczne symulatory, ktrymi posugiwali
si e podejrzani osobnicy w celu znalezienia si e w szpitalu miejskim lub klinice
psychiatrycznej.
Sneer tak ze korzysta do s c cz esto z kabin warsztatowych Raju. Ukryty przed
niepowoanym okiem w zamkni eciu wynaj etej kabiny, realizowa tu swoje pomy-
sy: mikroskopijne urz adzenia transmisyjne, owe barwne piguki, tak pomocne
przy liftingu, oryginalne, unikalne mikroukady, montowane z superminiaturo-
wych elementw krystalicznych. Pomysy i schematy kre slone na bibukowych
serwetkach w kawiarni podczas wielodniowych wcz eg Sneera po lokalach Ar-
golandu, przeradzay si e tutaj w gotowy, znakomicie funkcjonuj acy produkt jed-
norazowego u zytku za ka zdym razem inny, oparty na nowej idei, wyprzedzaj a-
cej my sl techniczn a konstruktorw staraj acych si e zabezpieczy c automaty testu-
j ace przed oszustwem.
Sneer by specjalist a od mikroelektroniki ukadowej. Studiowa t e dziedzin e
z prawdziwym zamiowaniem, nie ograniczaj ac si e do w askiej specjalizacji wy-
maganej na uczelni. Dzi eki temu mg teraz bez trudu rywalizowa c z profesjona-
90
listami z kilku innych, pokrewnych dziedzin, nadzoruj acymi r zne funkcje Ogl-
nego Systemu Komputerowego, zwanego w skrcie Syskomem.
Szlachetna idea rozwijania technicznych umiej etno sci modzie zy, przy swie-
caj aca istnieniu instytucji Raj Majsterkowiczw, jak wiele szlachetnych idei,
produkowaa uboczne efekty spoeczne, wymykaj ace si e kontroli wadz aglome-
racji.
Czy naprawd e? zastanowi si e Sneer, wchodz ac do Raju. Czy rzeczy-
wi scie wadze nie zdaj a sobie sprawy z tego, co si e tu dzieje? A mo ze toleruj a taki
stan rzeczy w sci sle okre slonych celach? Przecie z ka zdy, kto korzysta z urz adze n
warsztatowych, paci za to ze swojego Klucza. Bank rejestruje na jego koncie
wydatki na materiay, na wynaj ecie pracowni. Je sli trzeba, nietrudno odtworzy c
z zapisu bankowego, czym zajmuje si e wa sciciel Klucza.
Sneer od dawna zdawa sobie z tego spraw e i nie by tak naiwny, by potrzebne
mu materiay kupowa c w automatach. Mikroelementy elektroniczne nabywa od
pracownikw zajmuj acych si e naprawami i konserwacj a automatw i nawet nie
wnika specjalnie w pochodzenie tych drobiazgw.
Tym razem nie zamierza niczego konstruowa c. Potrzebna mu bya tylko do-
bra pia do metalu. Poszuka wolnej kabiny mechanicznej, zapaci Kluczem i za-
mkn a si e starannie od srodka. Z zestawu narz edzi wybra odpowiedni a pi e, po-
szuka kawaka blachy dla zabezpieczenia przegubu przed skaleczeniem i odchyli
mankiet bluzy.
O, do diaba! wyrwao mu si e, gdy spojrza na przegub swej prawej r eki.
Zamiast stalowej obr eczy, stanowi acej fragment policyjnego automatu, r ek e
otaczaa miedziana bransoleta o gadkiej, wypolerowanej powierzchni, zaopatrzo-
na w zwyke, atwo daj ace si e otworzy c zapi ecie.
Sneer odo zy pi e i przez chwil e przygl ada si e bransoletce. Odpi a zamek
i zdj a j a z przegubu. Bya torusem zo zonym z dwch ukowatych cz e sci, spojo-
nych zawiasem.
Kiedy? My sla intensywnie, staraj ac si e zrozumie c, jak to si e stao. Po-
kazywaem downerowi, wczoraj wieczorem. . . A potem. . . Tak! Alicja!
Tylko Alicja moga zamieni c bransolety, gdy spa w jej kabinie. Lecz w jaki
sposb otworzya ten trickowy, policyjny zamek? Czy zby pracowaa dla policji?
I dlaczego to zrobia? Co oznacza ta miedziana obr ecz?
Sneer obejrza dokadnie bransolet e. Na wewn etrznej jej stronie, przylepiony
kawakiem przejrzystej ta smy, widnia skrawek papieru z sze sciocyfrowym nume-
rem. Obok, na gadkiej powierzchni metalu, by wygrawerowany napis: Pami etaj
o mnie.
W zamy sleniu zapi a bransolet e na przegubie. Wi ec jednak Alicja. O co wa-
sciwie chodzio tej dziewczynie, w tak dziwny sposb staraj acej si e pozosta c w je-
go pami eci?
91
Pod swiadomie czu, ze ma to jaki s zwi azek z nocn a rozmow a. O czym rozma-
wiali? Po kolei przypomina sobie jej sowa.
Mam! ucieszy si e wreszcie. Nagranie! Mwia o jakiej s piosence, bal-
ladzie. Numer nagrania! Obiecaa zanotowa c. . . Oryginalny sposb, ale trzeba to
sprawdzi c!
W drodze na drugie pi etro, gdzie mie sciy si e studia nagra n d zwi ekowych,
kupi w automacie czysty kr a zek akustyczny cienk a tarczk e wielko sci maego
guzika, na ktrej mo zna byo pomie sci c zapis pgodzinnej audycji.
Wo zy kr a zek do automatu i wybra na klawiaturze numer. Po kilkunastu se-
kundach kr a zek wypad do podstawionej doni. Sneer rozejrza si e za wolnym
stanowiskiem odsuchowym, lecz wszystkie byy okupowane przez modzie z ze
suchawkami w uszach, podryguj ac a w rytmie modnych przebojw.
Sneer! usysza tu z obok znajomy gos.
Obejrza si e. Przy urz adzeniu do kopiowania nagra n sta Matt i kto s jeszcze,
mody chopak, ktrego Sneer widzia po raz pierwszy.
Cze s c, Matt! Co porabiasz? Obiecaem do ciebie zadzwoni c, ale wybacz,
miaem troch e kopotw.
Nie szkodzi u smiechn a si e Matt. Jako s sobie radz e.
Bawisz si e nagraniami?
Niezupenie Matt zmiesza si e jakby.
Jego towarzysz zgarn a do pudeka stert e kr a zkw akustycznych i spojrza py-
taj aco.
Id z, spotkamy si e wieczorem powiedzia Matt i si egn a do pudeka,
wyjmuj ac jeden z kr a zkw.
Chopak zabra pudeko z pozostaymi, a Matt uj a Sneera pod r ek e i popro-
wadzi do k ata sali, gdzie stao kilka stolikw i szereg automatw z napojami.
Dzi s ja zapraszam na kufelek powiedzia, stawiaj ac przed Sneerem pla-
stykowe naczynie.
Znalaze s prac e?
Mam do ciebie pro sb e b akn a Matt cicho, rozejrzawszy si e czujnie do-
koa. Gdyby ci e kto s pyta o mnie, to nie widziae s mnie tutaj.
Jaka s trefna robtka? domy sli si e Sneer.
Posuchaj sobie w domu. Matt wcisn a mu w do n kr a zek d zwi ekowy.
Co to jest?
Par e pyta n dla tych, ktrzy oduczyli si e je zadawa c. Przeciwwaga dla co-
dziennej porcji papki informacyjnej, ktr a nas karmi a.
Bawisz si e w konspiracj e, Matt? raczej stwierdzi, ni z zapyta Sneer.
Dawniej to si e nazywao bibua.
Niestety westchn a Matt. Od czasu, gdy wynaleziono samorozpada-
j acy si e papier, nie mo zna robi c ulotek. Prawdziwy, trway papier jest zupenie
niedost epny. Drukuje si e na nim tylko podr eczniki i dziea uznane za klasyk e.
92
Nietrway papier to znakomity wynalazek. Nie trzeba sprz ata c z ulic sta-
rych opakowa n, nie gromadz a si e stare gazety.
Wa snie. To bardzo wygodne dla administracji: po tygodniu nie ma zadne-
go sladu oficjalnych wypowiedzi wadz i mo zna bez rumie nca wstydu gosi c co s
wr ecz przeciwnego. Zapis akustyczny wypiera inne sposoby notowania informa-
cji, ale ludzie tak przywykli do informacyjnego szumu, ze natychmiast wypusz-
czaj a prawym uchem to, co wpada w lewe. O wiele skuteczniej mo zna im co s
przekaza c na pi smie. Ale wobec braku papieru musimy nagrywa c te kr a zki.
Z kim wojujesz, Matt? u smiechn a si e Sneer poba zliwie.
Jak to: z kim? Oczywi scie z administracj a, z tymi zerowcami z Rady,
ktrzy robi a z nas durniw, stwarzaj ac dla nas ten ob edny cyrk.
To tak, jakby s wojowa ze mn a.
Czy zby s pracowa dla Rady?
Nie. Ale zyj e dzi eki temu, co nazywasz cyrkiem.
Nie wiem, co robisz. Ale, je sli zyjesz dzi eki sytuacji, jak a stworzyli zerow-
cy z Rady Aglomeracji, to po prostu paso zytujesz na tych wszystkich, ktrym jest
gorzej ni z tobie w tym mie scie.
Jestem im potrzebny.
Tak dugo, dopki istnieje ten wynaturzony system spoeczny.
Wa snie dlatego powiedziaem, ze wojujesz ze mn a za smia si e Sneer.
Chcesz zdewastowa c moje tereny owieckie i rozp edzi c zwierzyn e.
Jeste s paskudnym cynikiem.
Moi klienci s a odmiennego zdania. Wszyscy, co do jednego, okazuj a mi
wdzi eczno s c.
Co robisz? Klucze, r ekawiczki, downing?
Liftuj e, i to nie zle. Mog e ci zaatwi c lepsz a klas e, je sli zechcesz.
Mwie s, ze jeste s po drugiej stronie. My slaem, ze po tej samej, co ja.
Wi ec mo ze jestem po trzeciej stronie Sneer wzruszy ramionami.
Nie mog e podcina c ga ezi, na ktrej siedz e i z ktrej zrywam zupenie smaczne
owoce.
Niczego nie rozumiesz! Matt zacisn a pi e sci i wida c byo, ze traci cier-
pliwo s c. Ten swiat upadnie, zawali si e! Siedz ac na swojej ga ezi nie widzisz, ze
korzenie tego drzewa prchniej a w oczach. Mao kto rozumie sytuacj e, wszyscy
o slepli, maj a przed oczami tylko kolorowe punkty. Musimy jako s przeciwstawi c
si e tej piwno-telewizyjnej pseudokulturze, ktra si e tu wytworzya. Czy nie zasta-
nowie s si e, dlaczego oni poj a nas piwem i karmi a tani a masow a rozrywk a? Jedno
i drugie zawiera ten sam podstawowy skadnik: ogupiacz! Popatrz na tych ludzi!
C z widz a przed sob a?

Zycie wypenione piwkiem i bezsensownymi programa-
mi rozrywkowymi! Ucz a si e, bo musz a. Majsterkuj a, bo si e nudz a. Ale przez cay
czas maj a swiadomo s c, ze zarwno ich wiedza, jak nabyte zdolno sci manualne nie
93
zostan a nigdy wykorzystane w jakimkolwiek po zytecznym celu. Czowiek prze-
sta by c potrzebny.
Owszem wtr aci Sneer. Jest nadal potrzebny. Jako konsument. Bez
niego wszystko traci sens.
Stracio ju z dawno. To wszystko, co widzisz dookoa, jest jednym wielkim
cyrkiem, komedi a re zyserowan a przez grup e zerowcw dla caej nie swiadomej
reszty. To wszystko jest jednym wielkim bluffem!
Przesadzasz!
Ani troch e. Przekonasz si e wkrtce. Przekonaj a si e wszyscy, nawet naj-
gupszy szstak w tym mie scie pojmie, ze jest obiektem bezsensownej manipula-
cji.
Posuchaj, Matt! zniecierpliwi si e Sneer. Nasza administracja jest
tolerancyjna. Znosi r zne rzeczy, czasem przymyka oko na spore kanty i nie-
zbyt czyste interesy. Obawiam si e jednak, ze nie b edzie wyrozumiaa dla tych,
co chcieliby wywoa c jakie s oglne zamieszanie lub powszechne niezadowole-
nie. Bo chyba, jak zrozumiaem, do tego zmierza wasza konspiracja.
Mniejsza o to, Sneer. Zapomnijmy o tej rozmowie westchn a Matt.
Czy znasz najnowszy dowcip o zerowcach?
Nie syszaem.
Wi ec. . . maj a ich przemianowa c na e l i p t y k w.
Dlaczego?
Bo si e p a s z c z a.
Przed kim?
No, nie! Matt pokr eci gow a z niedowierzaniem. Czy ty naprawd e
nie chwytasz pointy?
Sneer naprawd e nie rozumia ani dowcipu, ani sensu tych wszystkich aluzji.
Matt wda si e w jak a s gupi a, szczeniack a afer e my sla, id ac z powrotem
w stron e hotelu. Nic dziwnego, ze go przeklasyfikowali. Powinienem wyci a-
gn a c go z tej kabay. To w gruncie rzeczy niegupi facet. Zaatwi e mu cho cby
trjk e i jak a s sensown a prac e.
Wiedzia, ze mo ze liczy c na kilku do s c wpywowych urz ednikw, ktrzy dzi e-
ki niemu zajmowali teraz nieze pozycje w administracji Argolandu. Zaatwienie
pracy dla trojaka nie byoby dla nich zadnym problemem.
Pod warunkiem, ze ten kretyn przestanie spiskowa c przeciwko porz adkowi
w aglomeracji! pomy sla z irytacj a o koledze.
W gruncie rzeczy Sneer nie by wcale taki pewny, jak to jest naprawd e z t a
argolandzk a rzeczywisto sci a. Chyba jednak Matt ma troch e racji: albo wolno s c,
albo porz adek. A mo ze i jedno, i drugie jest nieprawdziwe?
Sneer dozna ol snienia w momencie, gdy id ac w kierunku hotelu sta si e przy-
padkowym swiadkiem zaj scia pod pawilonem Banku.
94
W srd szwendaj acych si e tam, jak zwykle, handlarzy i kameleonw, kr a zy
niepozorny, may czowieczek. Sneer dostrzeg, ze podobnie jak inni miejsco-
wi kombinatorzy, on te z dyskretnie zaczepia przechodniw. Zbli zy si e tak ze do
Sneera. Wpotwartej doni trzyma may, plastykowy kr a zek do nagra n akustycz-
nych.
Prawda po cenie kosztw! powiedzia cicho, schrypni etym szeptem.
Pacisz tylko tyle, ile za czysty kr a zek.
Dzi ekuj e mrukn a Sneer i nie zatrzymuj ac si e poszed dalej.
Nim uszed kilkana scie krokw, usysza za sob a tupot ng i odgosy szamo-
taniny. Obejrza si e. Dwch cywilw wloko maego handlarza w kierunku zapar-
kowanego w bocznej ulicy samochodu. Caa reszta punkciarzy jakby nigdy nic
kontynuowaa sw a dziaalno s c.
Ju z wiem! ucieszy si e Sneer, obserwuj ac to wydarzenie. Wiem, jak to
jest z tym porz adkiem w Argolandzie. Mamy tutaj po prostu doskonale kontrolo-
wany baagan, stwarzaj acy pozory zarwno porz adku, jak wolno sci.
Sformuowanie tego paradoksalnego na pozr algorytmu dziaania Ar-
golandu okazao si e nadspodziewanie owocne dla wyja snienia wielu zjawisk
tych, z ktrymi zetkn a si e w tym mie scie, oraz tych, ktre mia pozna c w najbli z-
szej przyszo sci.
To jedyne logiczne wyja snienie wielu pozornych absurdw, na ktre napotyka
czowiek w codziennym zyciu kontynuowa Sneer swoje rozwa zania, znalaz-
szy si e w kabinie mieszkalnej. Wprost trudno uwierzy c, by administracja dys-
ponuj aca tak precyzyjnym systemem kontroli i sterowania ludno sci a, nie moga
poradzi c sobie z tymi wszystkimi ujemnymi zjawiskami, z nielegaln a dziaalno-
sci a r znych kombinatorw i kanciarzy.
Scena pod bankiem swiadczya o tym, ze su zba porz adkowa tylko pozornie
nie zauwa za jednych, by natychmiast reagowa c na pojawienie si e innych podej-
rzanych facetw. Wniosek st ad jest zupenie oczywisty: niektrzy s a wadzom po
prostu potrzebni, ich dziaalno s c jest wkalkulowana w funkcjonowanie systemu,
by c mo ze nawet jest administracji na r ek e, pomaga w czym s, stwarza jakie s spe-
cyficzne sytuacje spoeczne czy gospodarcze.
Wiele spraw wygl ada zupenie inaczej, gdy spojrze c na nie przez pryzmat tej
zasady. Cho cby taki lifting: mo ze nie jest tak bardzo istotn a rzecz a, czy wysoki
urz ednik administracji albo dyrektor instytucji, ma klas e zerow a, czy powiedz-
my drug a. Je sli jednak stawia si e wymagania co do klasy to wwczas kandy-
dat na dane stanowisko musi za wszelk a cen e zdoby c to zero. Gdyby nie pomoc
liftera, wielu takich kandydatw nigdy by nie sprostao wymaganiom. A prze-
cie z s a w srd nich na przykad synowie czy kuzyni wysoko postawionych
osb, protegowani wa znych zerowcw! Formalnie nie mo zna dla nikogo robi c
wyj atkw, poprzeczka jest ustawiona rwnie wysoko dla ka zdego. Podliftowany
zerowiec de facto dwojak radzi sobie lepiej lub gorzej na swej posadzie,
95
ale nikt mu nie mo ze czyni c formalnych zarzutw z powodu klasy. Z drugiej za s
strony, gdyby odpowiednie czynniki kontroluj ace zechciay pogrzeba c w zapisach
bankowych, mo zna by wreszcie wykaza c, kto i kiedy korzysta z usug liftera.
Wobec tego, liftowany dygnitarz jest potulny i niekontrowersyjny w swym su z-
bowym srodowisku, atwo nim sterowa c, wywiera c na niego pewne naciski, bo
zrobi wszystko, by nie grzebano w jego przeszo sci i nie badano kwalifikacji.
Prawdziwy zerowiec, maj acy swj intelekt w gowie, a nie tylko na Kluczu,
ma w nosie te wszystkie naciski i ukady personalne. On poradzi sobie sam, nikt
mu nie wyka ze niedostatkw umysowych, a weryfikacja nie grozi mu przekla-
syfikowaniem. Taki pracownik cho c faktycznie zdolny i samodzielny w pracy
nie jest po z adanym elementem w su zbowej hierarchii instytucji publicznych
czy placwek naukowych.
Podobnie jak lifterzy, tak ze inni fachowcy musz a spenia c jak a s pozytyw-
n a z punktu widzenia wadz rol e w Argolandzie. We zmy takiego kameleona:
gdyby nie on, sk ad wzi aby niepracuj acy czwartak zte punkty na honorarium
dla liftera? I tak dalej, i tak dalej. . . Caa ta podskrna infrastruktura spoeczna
dziaa za cichym przyzwoleniem administracji a wi ec na ten czy inny sposb
w interesie wadzy. Kto wie, czy nie s a rwnie z do czego s potrzebni wyciska-
cze, wampiry, zdziercy? Mo ze funkcjonowanie tego spoecze nstwa wymaga, by
ludziom, oprcz poczucia bezpiecze nstwa fizycznego i socjalnego dostar-
cza c tak ze nieco poczucia zagro zenia? Pewna liczba bandziorw liczba z gry
zaplanowana i utrzymywana na okre slonym poziomie mo ze peni c tak a sa-
m a rol e jak szczupaki w stawie z karpiami. Taki szczupak eliminuje sabe, chore
sztuki hodowlane, a pozostae zmusza do czujno sci, do ruchu, do ucieczki, by
rozwijay swe mi e snie zamiast obrasta c w tuszcz.
Zupenie zgrabna analogia z tym stawem hodowlanym! zakonkludowa
Sneer, le z ac wygodnie z r ekami pod gow a i maj ac w zasi egu doni puszk e dosko-
naego, chodnego piwa. Cay Argoland jest takim stawem karmionych karpi.
S a w nim ryby wi eksze i mniejsze, wa zniejsze i mniej wa zne. System klasyfikacji
z jednej a owa nieformalna substruktura z drugiej strony, zmuszaj a wszystkich do
ci agego ruchu, by smy si e zanadto nie zapa sli na ciele i umy sle. Mnie te z przy-
goniono troch e, dla zasady. Widocznie zanadto rozleniwiem si e ostatnimi czasy
i kto s uzna, ze powinienem si e rozrusza c.
Przypomnia sobie o kr a zkach z nagraniami, ktre mia wkieszeni kurtki, wi ec
si egn a po odtwarzacz kupiony w drodze do hotelu. Wo zy suchawk e do ucha,
umie sci jeden z kr a zkw w aparacie i w aczy urz adzenie.
Do ciebie mwimy, obywatelu Argolandu, niezale znie od tego,
jak a posiadasz klas e i ile punktw zawiera twj Klucz! mwi gos
z kr a zka. Chcemy postawi c kilka pyta n, ktrych sam nie stawiasz
sobie z lenistwa umysowego lub z wrodzonej niech eci do my slenia.
96
Chcemy zakci c senny spokj twojego umysu. Czy nie zauwa zye s
dotychczas, ze jeste s systematycznie ogupiany? Czy nie czujesz, nie
dostrzegasz, ze z ka zdym dniem upodabniasz si e coraz bardziej do
automatw, ktre ci e otaczaj a?
Dlaczego nie pytasz, komu zale zy na tym, aby s by potulnym
pionkiem, daj acym si e przestawia c na szachownicy zycia? Dlaczego
pozwalasz, by samozwa ncze siy manipuloway twoim losem w imi e
celw, ktrych nie dano ci pozna c?
Czy nie zauwa zasz, ze jeste s oszukiwany i zmuszany do oszustw,
ze bierzesz udzia w tragicznej farsie, w niegodnej ludzkiej istoty pa-
rodii zycia spoecznego? Czy wystarcza ci to, ze po prostu istniejesz,
wegetujesz jak ro slina, zdana na ask e nieznanych ogrodnikw?
Dlaczego pozwalasz wi ezi c si e w p etach wynaturzonego mode-
lu spoecznego, nie znajduj acego uzasadnienia w caej szczytnej hi-
storii naszej cywilizacji modelu nieodpowiedniego dla istot ludz-
kich, stworzonych do zycia w wolno sci? Dlaczego zrujnowano do-
robek wiekw kultury i cywilizacji? Ludzie, ktrzy kieruj a naszym
miastem, kontynentem, caym swiatem powinni odpowiedzie c na te
pytania. Dlaczego milcz a? Dlaczego zamykaj a usta pytaj acym, za-
miast udzieli c odpowiedzi?
Pytajcie wszyscy, go snym chrem! Wasze po aczone gosy nie
dadz a si e zaguszy c ani zignorowa c! Pytajcie i nie pozwalajcie zby c
si e wykr etnymi oglnikami! Pytajcie i z adajcie odpowiedzi.
Uhm. . . mrukn a Sneer do siebie. Je sli ju z zaczn a pyta c, to raczej
o przyczyny wzrostu ceny piwa.
Zmieni kr a zek w aparacie, lecz zamiast oczekiwanej ballady w wykonaniu
Dony Bell, m eski gos obwie sci:
Jest nam bardzo przykro, lecz nagranie, ktrego z adasz, zostao
zastrze zone przez Wydzia Masowej Rozrywki zarz adzeniem z dnia
trzeciego lipca bie z acego roku. Jego rozpowszechnianie wstrzymano
ze wzgl edu na niski poziom artystyczny i brak walorw spoeczno-
wychowawczych. Prosimy wybra c inn a pozycj e z katalogu nagra n.
Do licha! Sneer wy aczy aparat. Tego jeszcze nie byo. Zakazana
piosenka?
W zestawieniu z tre sci a pierwszego nagrania fakt ten wygl ada intryguj aco.
Sneer zastanowi si e chwil e, a potem si egn a po telefon.
Benny? Mam spraw e powiedzia. Czy mgby s mi wyszpera c nagra-
nie numer 378245?
97
To ty, Sneer? rozlego si e w suchawce. A co to za nagranie?
Dony Bell.
Posuchaj, stary! gos Bennyego przybra oficjalny ton. Jestem po-
rz adn a firm a. Szukam r znych dziwnych rzeczy i nie obchodzi mnie, po co s a
klientowi potrzebne. Ale takich spraw nie tykam. Dony Bell jest zastrze zona.
Oficjalnie nigdzie nie wyst epuje, nie nagrywa, w telewizji nie odtwarzaj a nawet
jej dawnych przebojw. To co s oznacza. Nie wiem, co. Nie znam si e na polity-
ce. Chodz a plotki, ze nie chciaa ujawni c autora tekstu jednej ze swych piosenek.
Uparcie twierdzi, ze go nie zna, ze tekst zosta jej podrzucony.
To wszystko, co wiem. Aha, niektrzy mwi a, ze ona wyst epuje w jakim s
lokalu, kabarecie. Taka marna knajpa, gdzie zbieraj a si e r zne wyrzutki. No, ro-
zumiesz? Wyrzuceni z masowej rozrywki, tacy tam. . . tego. . . arty sci. Trzecia uli-
ca w lewo za magazynem obuwia na Siedemnastej Poprzecznej, id ac od jeziora.
Strasznie ten telefon trzeszczy, jakby kto s tam co s naprawia na linii.
Dzi ekuj e, Benny! Sneer odo zy suchawk e, poj awszy aluzj e diggera.
Telefon mg by c pod aczony do policyjnych urz adze n rejestruj acych, a Benny
uzna wida c rozmow e za niezbyt bezpieczn a.
Na zdaniu Bennyego mo zna byo polega c. Stary fachowiec od wynajdywa-
nia r znych potrzebnych przedmiotw i informacji nieraz ju z dopomg Sneero-
wi w zdobyciu pewnych drobiazgw lub uzyskaniu poufnych adresw. Oficjalnie
zajmowa si e po srednictwem w handlu obiektami kolekcjonerskimi: starymi mo-
netami z czasw obiegu pieni e znego, drobnymi antykami. By z wyksztacenia
historykiem sztuki, klas e mia do s c wysok a Sneer nigdy nie pyta, jak a
lecz ze wzgl edu na brak odpowiedniej dla niego posady wadze ch etnie pozbyy
si e kopotu wydaj ac Bennyemu licencj e na drobny handel starociami. Pod tym
paszczykiem Benny od lat uprawia digging jeden z najbardziej cenionych
nielegalnych procederw.
Sneer doskonale zrozumia odpowied z diggera. Oznaczaa ona po prostu, ze
przyj a zamwienie, lecz rwnocze snie sygnalizowa, i z nie nale zy wi ecej o tym
rozmawia c przez telefon. Ostatnie zdania mogy by c informacj a, gdzie mo zna
usysze c trefn a ballad e, lecz rwnie dobrze mogy stanowi c tylko maskuj acy be-
kot dla ewentualnych podsuchiwaczy rozmowy.
Spojrza na Klucz. Bya dopiero szsta po poudniu. Wcze snie rozpocz ety
dzie n wlk si e niemiosiernie, a Sneer pod swiadomie jako s unika dzi s poka-
zywania si e w miejscach publicznych i najch etniej nie wychodziby w ogle z ka-
biny. Teraz jednak poczu si e nieco godny i znudzony bezczynno sci a.
Trzeba ruszy c w miasto pomy sla. Musz e przeama c z a pass e, zrobi c
co s, zarobi c par e punktw.

Zycie musi toczy c si e dalej!
Gdy zbli zy si e do drzwi, kto s w nie wa snie zapuka. Sneer cofn a si e od-
ruchowo. Pomny wczorajszego do swiadczenia z aresztomatem, waha si e przez
chwil e, a potem otworzy, cofaj ac si e szybko.
98
W progu sta m e zczyzna ubrany w jasny garnitur z prawdziwej weny, jaki
mo zna kupi c tylko w najlepszych magazynach srdmie scia.
Mo zna? spyta, u smiechaj ac si e nie smiao.
To nie policjant pomy sla Sneer. Oni nie chodz a pojedynczo i nie s a tacy
grzeczni.
Bardzo prosz e! powiedzia w stron e nieznajomego.
Przyjrza mu si e dokadniej w swietle padaj acym z okna kabiny. Przybyy
mg by c nieco starszy od Sneera, gdzie s koo pi e cdziesi atki. Usiad w fotelu
nie rozgl adaj ac si e po kabinie, co tak ze zrobio dobre wra zenie na gospodarzu.
Jestem pracownikiem administracji przedstawi si e, pokazuj ac Klucz, na
ktrym Sneer zauwa zy symbol zerowej klasy i chciabym przede wszystkim
przeprosi c za pewne przykro sci, jakie spotkay pana w ci agu ostatniej doby.
To. . . chyba jaka s pomyka? zaj akn a si e Sneer, siadaj ac na skraju tap-
czanu naprzeciw przybysza.
Pan Adi Cherryson, alias Sneer, nieprawda z? upewni si e przybysz i nie
czekaj ac na potwierdzenie, ci agn a dalej. Aby upro sci c nasz a rozmow e, umw-
my si e, ze ja b ed e mwi, pan za s nie b edzie niczego potwierdza ani te z niczemu
zaprzecza. Prosz e przyj a c, ze wiem o panu bardzo du zo, lecz nie mam zadnych
wsplnych interesw z wydziaami, zajmuj acymi si e sprawami klasyfikacji, do-
chodw, zatrudnienia, porz adku publicznego i tych wszystkich organw admini-
stracyjnych, z ktrymi obywatel, a zwaszcza obywatel pa nskiej. . . hm. . . profe-
sji, nie lubi mie c do czynienia. Ot z, przede wszystkim wyja sni e, ze zamierzamy
zwrci c si e do pana z pewn a propozycj a i pro sb a zarazem, panie Sneer, je sli po-
zwoli pan u zywa c tego nieformalnego imienia, pod ktrym jest pan znany tak ze
u nas.
To znaczy gdzie? wtr aci Sneer czujnie.
Powiedzmy oglnie, ze w Radzie Aglomeracji. Ot z, znaj ac pewne pa nskie
walory, w szczeglno sci za s, pa nsk a wysok a klas e. . .
Jestem czwartakiem powiedzia Sneer chodno.
Prosz e wysucha c mnie do ko nca u smiechn a si e cierpliwie urz ednik
Rady. Wiemy, ze jest pan zerowcem, i to nie byle jakim. Znamy kilku ze-
rowcw, ktrzy tylko panu zawdzi eczaj a swoj a klas e i stanowisko. Mgbym pa-
nu przedstawi c ich list e, ale w ko ncu to nie ma nic do rzeczy. Co wi ecej, jest
pan czowiekiem nie tylko wysoce inteligentnym, lecz tak ze obdarzonym sprytem
i pomysowo sci a. Trzeba by c geniuszem w lifterskiej sztuce, by zrobi c zerow-
ca z takiego na przykad. . . hm. . . no, nie b ed e wymienia nazwiska, bo to teraz
dyrektor powa znej instytucji, ale mwi ac mi edzy nami, kompletny kretyn.
Jak pan zatemwidzi, doceniamy wpeni pa nskie kwalifikacje i walory. Odkry-
j e nasze karty: jest nam potrzebny kto s taki, jak pan. Kto s posiadaj acy formalnie
czwart a klas e, nie zwracaj acy na siebie uwagi, powiedziabym nawet, prosz e si e
nie gniewa c, udaj acy gupka. A rwnocze snie powinien to by c kto s byskotliwy
99
i bystry, a przy tym fachowiec w dziedzinie mikroelektroniki. Niewielu mamy ta-
kich w Argolandzie, wi ec niech si e pan nie dziwi, ze Syskom wskaza wa snie
na pa nsk a kandydatur e. Dzi s ka zdy, kto mo ze, pcha si e na wysokie pozycje, lecz
o prawdziwego zerowca coraz trudniej. Nasze poufne badania wykazuj a, ze w srd
obywateli z formalnym zerem, zajmuj acych czoowe stanowiska w zarz adzaniu
aglomeracj a, niepokoj aco ro snie odsetek takich, co z trudem udaj a zerowcw. To
oczywi scie skutki dziaalno sci pana i pa nskich kolegw. Ale nie nasz a jest spraw a
regulacja tych nieprawidowo sci. Dla nas nie jest pan w tej chwili lifterem, lecz
czowiekiem, o ktrego nam chodzi. A zadanie, ktre chcemy panu powierzy c,
jest niezwykle wa zne z punktu widzenia interesw caej aglomeracji.
Nieznajomy przerwa na chwil e, wpatruj ac si e w Sneera, ktry z kamienn a
twarz a odwzajemnia mu badawcze spojrzenie.
Jednym sowem, proponujemy panu prac e na stanowisku odpowiednim dla
czwartaka, z przepisowym uposa zeniem w ztych punktach.
Ale, by zrekompensowa c straty, jakie poniesie pan w wyniku podj ecia si e tej
pracy, oferujemy ponadto dodatkowo przeci etn a pa nskich dotychczasowych przy-
chodw z. . . hm. . . pa nskiej dotychczasowej dziaalno sci.
Czterysta ztych na miesi ac mrukn a Sneer, niby do siebie.
Powiedzmy, pi e cset u smiechn a si e przybysz. A je sli b edzie panu
odpowiadaa wsppraca z nami, mo ze pan osi agn a c jeszcze wi eksze korzy sci.
A inne zaj ecia? Czy musiabym ich zaniecha c?
Sk ad ze znowu! Interesuje nas tylko ten czas, za ktry pacimy. Poza tym,
mo ze pan robi c, co si e panu podoba. Postaramy si e nawet, by nikt pana nie nie-
pokoi, oczywi scie pod warunkiem, ze b edzie pan przestrzega pewnych pozorw
i regu gry.
C z miabym robi c?
Zostanie pan kim s w rodzaju portiera czy dozorcy w pewnej placwce na-
ukowej. Chcemy wiedzie c, co si e tam dzieje. Musimy mie c u nich swojego czo-
wieka.
Nie zajmuj e si e donosicielstwem! obruszy si e Sneer.
Pan mnie zle zrozumia urz ednik pokr eci gow a i znw si e u smiechn a.
Jego szczupe, delikatne donie bawiy si e zot a zapalniczk a, ktr a wyj a z kie-
szeni. Nie chodzi nam o donosy. Chcemy, aby kto s rzetelnie i fachowo nadzo-
rowa dziaalno s c pewnej placwki naukowej. Rozumie pan, nie mo zemy posa c
tam czowieka z formalnym zerem. Caa sprawa musi by c zaatwiona dyskretnie,
z zachowaniem normalnej procedury. Wydzia Zatrudnienia musi skierowa c tam
autentycznego czwartaka. Zerowcw wci a z nam brakuje, a co dopiero takich,
jak pan, zakamuflowanych. A w srd tych. . . uczonych. . . zdarzaj a si e r zni. Cza-
sem trudno stwierdzi c, ktry prawdziwy, a ktry liftowany. Trzeba im patrze c na
r ece. Szczegw dowie si e pan oczywi scie po wyra zeniu zgody, sprawa jest po-
ufna. Nie mo zemy, rzecz jasna, wywiera c na panu zadnych naciskw, ale prosz e
100
w imieniu Rady o pomoc w tej sprawie. Obiecujemy nasz a g ebok a wdzi eczno s c
i oferujemy dalsz a wspprac e, z interesuj acymi perspektywami, je sli spodobamy
si e sobie nawzajem.
Czy kopoty, ktre mnie spotkay wczoraj, byy wst epem do naszej dzisiej-
szej rozmowy? Sneer rzuci szybkie spojrzenie na twarz przybysza, lecz ten
znowu si e u smiechn a.
Zacz aemod przeprosin przypomnia. To by po cz e sci zo sliwy przy-
padek, po cz e sci za s, wynik nadgorliwo sci lub nieudolno sci ni zszego personelu
administracyjnego. Musieli smy oczywi scie sprawdzi c kilka rzeczy dotycz acych
pana osoby i nie dao si e unikn a c korzystania z pomocy odpowiednich wydzia-
w Zarz adu Aglomeracji. Wie pan, jaki element pracuje w niektrych urz edach.
Im ni zsza klasa, tym wa zniejszy chce si e okaza c taki funkcjonariusz. St ad nieraz
wynikaj a nie planowane efekty. Ale to si e ju z na pewno nie powtrzy. Jest pan
pod nasz a specjaln a ochron a i nie ukrywam, ze zale zy nam bardzo na pa nskiej
pomocy.
Czy mog e si e zastanowi c?
Oczywi scie. Oto mj numer, prosz e zatelefonowa c za dwa, trzy dni. Nasz a
rozmow e prosz e jednak ze traktowa c jako poufn a.
W porz adku Sneer schowa podan a wizytwk e. Jeszcze tylko jedno
pytanie. Czy kobieta, przedstawiaj aca si e jako Alicja, jest wasz a pracownic a lub
ma jaki s zwi azek z moj a spraw a?
Alicja? Urz ednik Rady zastanawia si e przez chwil a. Nie. Na pewno
nie. Jakie s kopoty?
Ech, chyba po prostu przypadek u smiechn a si e Sneer. W caym
zamieszaniu ostatniej doby gotw byem przypisywa c znaczenie ka zdemu szcze-
gowi.
Odprowadzi go scia do drzwi, a potem usiad na chwil e, by si e zastanowi c.
adny mi przypadek! pomy sla w zwi azku z Alicj a. Je sli ona nie jest
od nich, to sk ad, u licha, wiedziaa o maj acej nast api c propozycji? Przecie z ona
wywr zya mi to z r eki!
Sneer by zatwardziaym racjonalist a i w zadne wr zby nie wierzy.
Po wyj sciu delegata Rady przez du zsz a chwil e zbiera my sli, rozbiegane
w poszukiwaniu odpowiedzi na kilka pyta n nasuwaj acych si e w czasie rozmo-
wy. Propozycja bya niezwykle obiecuj aca finansowo, lecz Sneer doskonale zda-
wa sobie spraw e, ze nigdy i nigdzie na tym swiecie, a zwaszcza w Argolandzie,
nikt nikomu nie paci tak dobrze za bahostki. Je sli wi ec oferta nie krya w sobie
jakiej s puapki, je sli nie bya prb a zniszczenia Sneera przez odpowiednie czyn-
niki powoane do t epienia takich jak on to musiao chodzi c o spraw e wielkiej
donioso sci.
Oferta bya kontynuacj a niecodziennych wydarze n tocz acych si e ostatnio wo-
k Sneera, lecz czy bya ich naturaln a kontynuacj a? A mo ze wszystkie poprzed-
101
nie fakty nale zy interpretowa c jako psychologiczne przygotowanie go do tej wi-
zyty nieznajomego zerowca?
To byo nawet do s c prawdopodobne. Najpierw pokazano Sneerowi, jak nie-
mio jest utraci c, cho cby na krtko, mo zliwo s c korzystania z Klucza. Potem
zademonstrowano mu, ze przy dobrych ch eciach ze strony wadz, mog a one uda-
remni c wszelkie prby ratowania si e znanymi powszechnie sposobami. Jednym
sowem, dano mu do zrozumienia, ze dotychczasowy brak kopotw zawdzi ecza
tylko askawemu przymkni eciu czyjego s oka na jego dziaalno s c. A dziaalno s c ta
jak wynikao z rozmowy bya doskonale znana odpowiednim czynnikom.
W ko ncu, oddaj ac mu Klucz, wykazano, ze wadze mog a machn a c r ek a na
wszystkie dotychczasowe sprawki Sneera oczywi scie pod pewnymi warunka-
mi. Te warunki wa snie zostay przedstawione przez nieznanego osobnika, poda-
j acego si e za przedstawiciela Rady Nadzorczej Aglomeracji.
Sneer by mimo wszystko przekonany, i z zaden uczciwy organ sprawiedliwo-
sci nie znalazby dostatecznych dowodw, by go legalnie ukara c. Lecz rwnocze-
snie wiedzia doskonale, jak dalece mo ze utrudni c, obrzydzi c, a nawet uniemo z-
liwi c zycie nieustanna szarpanina z policj a. W jego zawodzie zbytnie zaintereso-
wanie wadz byoby katastrof a.
Propozycja, przedstawiona wformie pro sby, moga wi ec by c wrzeczywisto sci
zwykym szanta zem.
Czy zbym, u licha, by naprawd e tak genialnym zerowcem, ze wa snie mnie
musieli wyuska c spo srd wszystkich innych? westchn a, wychodz ac z kabiny.
Je sli prawdziwego zerowca mo zna dzi s znale z c jedynie po srd lifterw, to
znaczy, ze cay Argoland jest rzeczywi scie jednym wielkim oszustwem i bluffem,
jak twierdzi Matt. Tylko kto tu kogo oszukuje?
W zamy sleniu schodzi po schodach z siedemnastego pi etra. Lubi odbywa c t e
drog e pieszo, szczeglnie wwczas, gdy chcia si e nad czym s skupi c i odizolowa c
od otoczenia. Schody w odr znieniu od takich miejsc, jak kabina mieszkal-
na, klatka windy czy bar miay t e cenn a zalet e, ze daway mo zliwo s c wyboru
dwch kierunkw ucieczki w gr e albo w d. Sneer zdawa sobie spraw e ze
smutnego faktu, ze w Argolandzie nie sposb uciec przed czym s lub przed kim s
tak w ogle i naprawd e, bo wcze sniej czy p zniej, jak przysowiowa koza do wo-
za, czowiek musi przyj s c do jakiego s automatu i ujawni c swoj a aktualn a lokaliza-
cj e przez wetkni ecie Klucza w jego szczelin e. Niemniej jednak, klatka schodowa
bya dla niego miejscem, gdzie czowiek znajduje si e pomi edzy dwoma kolejnymi
kontrolowanymi punktami w przestrzeni, a wi ec jakby nigdzie. Dawao to, przy-
najmniej teoretycznie, poczucie pewnej niezale zno sci. Dziwi si e ludziom, ktrzy
wol a toczy c si e w windzie nawet wtedy, gdy potrzebuj a zjecha c o par e pi eter
w d.
Kto tu kogo oszukuje, je sli wszyscy zdaj a sobie spraw e, ze s a oszukiwani?
kontynuowa swoje rozmy slania, zeskakuj ac ze schodw na jednej nodze po dwa
102
stopnie naraz. Zerowcy z Rady wiedz a doskonale, ze na wa znych stanowiskach
pracuj a ludzie ewidentnie podliftowani, ale udaj a, ze wierz a w ich kwalifikacje.
Je sli wi ec cay Argoland jest fars a, w ktrej uczestnicz a wszyscy jego obywatele,
to kt z u diaba jest widzem tego przedstawienia?
Nim znalaz si e na parterze, by ju z bliski decyzji przyj ecia oferty. Uzna, ze
byaby to znakomita okazja do przyjrzenia si e kulisom tej farsy. Podj ecie si e pro-
ponowanej roli mogoby si e okaza c bardzo pouczaj ace. Sneer nie przepuszcza
nigdy okazji nauczenia si e czego s nowego o swiecie i zyciu. Taka wiedza pro-
centowaa zazwyczaj w dalszej dziaalno sci, a w tym przypadku same studia
miay przynie s c niebagatelne wynagrodzenie w postaci okr agej kwoty ztych
punktw.
Od czasu, gdy zacz a pod swiadomie rewidowa c sw a fenomenologiczn a teori e
funkcjonowania swiata, dostrzeg mnstwo szczegw, na ktre wcze sniej nie
zwraca uwagi. Od dawna wiedzia do s c dokadnie, jak funkcjonuje spoecze n-
stwo, ktrego by skadnikiem. Kolejne pytanie, narzucaj ace mu si e teraz z niepo-
koj ac a si a, brzmiao: dlaczego? Dlaczego wa snie tak?
W oglnym obrazie, w atmosferze tego miasta odnajdywa co s dziwnego
cho c nienowego, a jakby od dawna znanego, lecz przyjmowanego bez zastrze ze n
jako normalny skadnik rzeczywisto sci co kazao spodziewa c si e zaskakuj a-
cej odpowiedzi na to pytanie. Czu instynktownie, ze do penego obrazu swiata
brakuje jeszcze jakiego s elementu, informacji, faktu, pozwalaj acego racjonalnie
wyja sni c sytuacj e, w ktrej wszyscy przed wszystkimi udaj a, ze wszystko jest
w porz adku. Taki paradoks nie tumaczy si e sam przez si e, wymaga znalezienia
jakiego s klucza.
Mo ze klucz w le za w zasi egu r eki, mo ze znao go wielu spo srd aktorw
granej tu codziennie komedii, a mo ze by on starannie ukryty? Sneer czu coraz
wyra zniej, ze musi klucz ten odnale z c, by uzupeni c sw a wiedz e o otaczaj acej
go rzeczywisto sci. Dra zniy go niezrozumiane aluzje, niejasne pointy dowcipw,
ktre obijay si e o jego uszy. By zy na siebie, ze dotychczas, wykorzystuj ac
swj spryt wy acznie dla ci agni ecia korzy sci z obiektywnie istniej acej sytuacji,
nie pokusi si e o uzyskanie g ebszej wiedzy o swiecie.
Licho wie, czy nie jestem takim samym zadufanym durniem, jak liftowani
przeze mnie pseudozerowcy, ktrzy, osi agn awszy wysoki szczebel su zbowy, za-
pominaj a, kim s a naprawd e pomy sla i postanowi sprawdzi c si e, potwierdzi c
swoje mo zliwo sci, stawiaj ac przed sob a zadanie poznania prawdy.
Wej scie pomi edzy zerowcw zwi azanych z Rad a mogo by c wielce, po zytecz-
ne, a mo ze nawet nieodzowne dla osi agni ecia tego celu.
Za oszklonymi drzwiami hotelowej sali restauracyjnej, gdzie zajrza w po-
szukiwaniu Alicji, dostrzeg znajom a ysin e Prona, otoczonego gromadk a koloro-
wych dziewcz at.
Sk ad on bierze punkty na takie zycie? pomy sla Sneer ogarniaj ac spojrze-
103
niem zastawiony stolik. Siedzi tu od rana do nocy!
Pron dostrzeg go, zawoa i podnosz ac si e zaprasza szerokimi gestami. Wi-
da c byo, ze jest porz adnie pijany, bo opad z powrotem na krzeso, z trudem
utrzymuj ac rwnowag e. Sneer niech etnie zbli zy si e do stolika.
To mj serrrdeczny przyjaciel! przedstawi go Pron dziewcz etom,
a wskazuj ac z kolei na nie, powiedzia zao snie: Pom z mi, stary. Te dziew-
czyny zniszcz a mnie doszcz etnie!
Wcale w to nie w atpi e! Sneer podnis ze stolika pust a butelk e i przez
chwil e ostentacyjnie studiowa nalepk e. Polegniesz finansowo. Zniszcz a ci e
automaty kasowe.
To mi akurat nie grozi wybekota Pron, wywijaj ac Kluczem. To si e
nikomu nie uda, dopki Klucz. . . Ech, Sneer!

Zeby tak gdzie s by taki automat,
zeby czowiek mg. . . tego. . . no. . . ze dwadzie scia lat do tyu. . . I jeszcze tro-
ch e zdrowia. Ale co tam! Czego si e napijesz? Zamawiaj, na mj rachunek! My,
czwartacy, my, czwartacy! Nikt nie goooni nas do pracy! zaintonowa faszy-
wie i spad pod stolik przy akompaniamencie chralnego smiechu dziewczyn.
Sneer pochyli si e nad nim i korzystaj ac z tego, ze Pron trzyma Klucz w zaci-
sni etych palcach, sprawdzi stan jego rejestrw punktowych. Z trudem powstrzy-
ma si e od gwizdni ecia.
Dziesi e c tysi ecy! pomy sla ze zdumieniem. Sk ad tyle ztych u takiego
nieroba? Za samo posiadanie tej sumy powinni go byli zamkn a c. Chyba ze pracuje
dla policji.
Zaopiekujcie si e moim. . . koleg a! rzuci w stron e rozbawionych dziew-
czyn i wyszed.
Stanowczo nale zy zmieni c hotel. Za dugo tu siedz e i dorobiem si e niepo-
trzebnych znajomo sci stwierdzi, maszeruj ac ulic a i rozgl adaj ac si e za jakim s
zacisznymi miejscem, gdzie mo zna by co s zje s c.
Po chwili przypomnia sobie, ze gwn a przyczyn a jego pobytu w hotelu Ko-
smos jest teraz Alicja. Nie wiedzie c dlaczego, spodziewa si e jej pojawienia czy
cho cby jakiej s wiadomo sci od niej.

Sciemniao si e. Na ulicach zapon ey latarnie i barwne reklamy. Przechod-


nie, wypeniaj acy tumnie ulice centrum, wybierali w srd setek mo zliwo sci jaki s
atrakcyjny sposb sp edzenia tego wieczoru. Reklamy zapraszay do sal widowi-
skowych, kin, kabaretw, lokali dansingowych.
Sneer nie mia dzi s ochoty na gwarne towarzystwo rozochoconych ludzi.
Chcia usi a s c i spokojnie pomy sle c lub porozmawia c z kim s zaufanym. Wizyta
zerowca z Rady splataa si e w jego swiadomo sci z osob a Alicji. Odrzuciwszy
wiar e w jej wieszcze zdolno sci, musia przyj a c, ze znaa zamiary Rady. Najprost-
szym wyja snieniem mg by c jej swiadomy i planowany udzia w a ncuchu zda-
rze n, zaaran zowanych specjalnie dla Sneera. Je sli jednak animatorzy tej sprawy
znali dobrze cechy jego osobowo sci, nie mogli nie wiedzie c o jego sceptycznym
104
stosunku do wr zb i przepowiedni. Sneer nigdy, na przykad, nie korzysta z tak
popularnych w Argolandzie automatw stawiaj acych horoskopy. Trudno zatem
przypuszcza c, by podstawili Alicj e jako osob e maj ac a przekona c go, ze to, co ma
si e zdarzy c, jest nieuchronnym fatum, z gry zapisanym w ksi egach przeznacze-
nia.
Pozostawaa zatem druga mo zliwo s c: Alicja wiedziaa o czekaj acej Sneera
propozycji, nie maj ac nic wsplnego z Rad a. Informowaa go o przyszo sci, przed-
stawiaj ac j a jako fakt dokonany, sugeruj ac przy tympomoc czy wsparcie wjakich s
bli zej nie okre slonych trudno sciach. C z mogo to oznacza c? W czyim imieniu
zwracaa si e do niego w zartobliwej formie wr zby, ktra oto zaczynaa si e spe-
nia c? Je sli nie bya zwi azana z Rad a, nie dziaaa w jej imieniu to mo ze. . .
dziaaa przeciw niej?
Tajemnicze znikni ecie dziewczyny, dziwny prezent w postaci miedzianej
bransolety, numer nagrania piosenki, ktra zostaa wycofana z rozpowszechnia-
nia wszystko razem pasowao do tej hipotezy. Czy zby Alicja spodziewaa si e
pozyska c Sneera dla jakiej s sprawy, jeszcze nim znajdzie si e w srd zerowcw
zwi azanych z najwy zsz a wadz a aglomeracji? Mo ze by jej lub jakiej s gru-
pie, ktr a reprezentowaa potrzebny zaprzyja zniony czowiek na tak wysokim
szczeblu.
Albo, po prostu, wszystko polega na nic nie znacz acym zbiegu okoliczno sci
prbowa zbagatelizowa c spraw e, bo w ten sposb stwarza sobie iluzj e, ze
Alicja jest zwyczajn a dziewczyn a, ktra obdarzya go swymi wzgl edami z czystej
sympatii, nie podszytej zadnymi ukrytymi celami.
Na dnie swiadomo sci czaio si e jednak podejrzenie, ze wok jego osoby toczy
si e jaka s dziwna gra ukrytych si, ktrej nie by w stanie zrozumie c. Pomy sla, ze
by c mo ze zarwno bransoleta, jak owa nie znana mu piosenka Dony Bell,
zawiera c mog a kolejne elementy amigwki, ktr a nale zao rozwi aza c.
Przez chwil e sta przed witryn a wielkiego magazynu spo zywczego, wpatruj ac
si e bezmy slnie w pki pene barwnych opakowa n, kosze owocw, szeregi puszek
i butelek. Widok ten wywoywa z pami eci dalekie wspomnienie dawno minione-
go czasu, jak a s nieokre slon a, dawi ac a w gardle t esknot e. Sneer wszed do sklepu,
wybra ze sterty plastykowych toreb najwi eksz a, jak a znalaz, i id ac wzdu z rega-
w, napeni j a po brzegi. Zatrzyma si e du zej przed maym automatem, kusz a-
cym barwnymi torebkami sodyczy i paczuszkami gumy do zucia. U smiechn a si e
do swoich wspomnie n, wybieraj ac dugo odpowiedni przycisk. Schowa do kie-
szeni otrzyman a paczuszk e, poo zy torb e na pulpicie i wsun a Klucz do automatu
kasowego.
Kwota wykazana przez kas e zdumiaa go sw a wysoko sci a. Prawie caa na-
le zno s c opiewaa na zte. Stouj ac si e w restauracjach, nie mia poj ecia, ze ceny
podstawowych artykuw spo zywczych wzrosy tak znacznie od czasw, gdy na
polecenie matki robi domowe zakupy.
105
Zapaci, zabra torb e i kolej a podziemn a pojecha w kierunku Dzielnicy P-
nocnej.
Zna tu ka zdy zauek, cho c ostatnio niecz esto odwiedza ten rejon miasta. Sta-
y tu stare domy, pami etaj ace czasy sprzed Wielkiej Reformy. Trway dzielnie
po srd nowej zabudowy, cho c stan ich by ju z najwyra zniej beznadziejny. Nie-
typowe, budowane wedle dawnej technologii, nie daway si e remontowa c przy
u zyciu nowoczesnych maszyn i materiaw, pozostawiono je wi ec wasnemu lo-
sowi i opiece mieszka ncw przewa znie ludzi starszych, emerytw, ktrzy nie
chcieli przenosi c si e do nowych dzielnic, trwaj ac uparcie w swych wal acych si e
siedzibach.
Sneer wszed do jednego z tych domw. Klatka schodowa wstydliwie kry-
a w mroku swe odrapane sciany. Szed po omacku, trafiaj ac instynktownie na
stopnie schodw, licz ac je pod swiadomie i omijaj ac odruchowo szczerby w ich
kraw edziach. Na pode scie drugiego pi etra zatrzyma si e przed pomalowanymi na
br azowo, drewnianymi drzwiami. Dotkn a ich powierzchni, uj a w do n wypolero-
wan a mosi e zn a gak e. Waha si e przez kilkana scie sekund, nim nacisn a dzwonek.
Ci e zkie kroki za drzwiami zbli zay si e powoli. Niski, cichy gos spyta: Kto
tam?, a potem drzwi otworzyy si e szeroko.
Oo! To ty! twarz starego czowieka o biaych, g estych wosach rozja snia
si e u smiechem.
Sneer przekroczy prg i znalaz si e w ramionach starca.
Chod z, synku! Mama le zy, czuje si e niezbyt dobrze, ale ucieszy si e bardzo.
Cz esto mwimy o tobie. Dawno nie zagl adae s!
Praca, kopoty u smiechn a si e Sneer. Wiesz, jak to jest, kiedy czo-
wiek ma czwart a klas e.
Ech, ty, ty! ojciec pogrozi mu palcem. Powiniene s nareszcie przesta c
si e bawi c! Sta c ci e na inny tryb zycia.
Weszli do niedu zej kabiny, gdzie na zku le zaa matka Sneera. Zmienia si e
od czasu, gdy widzia j a ostatni raz. Ju z wtedy chorowaa, lecz teraz musiao by c
z ni a gorzej.
Zrobiem zakupy, mamo! A za reszt e punktw kupiem sobie gum e do
zucia! powiedzia, na sladuj ac gos dziecka. Witaj, mamo! Nic si e nie zmie-
niasz, odk ad ci e pami etam!
Ach, ty garzu! Chod z tu, poka z si e! u smiechn ea si e wyci agaj ac do
niego r ece. Za to ty si e starzejesz.
Ale nie powa zniej e, mamo! powiedzia, schylaj ac si e nad ni a.
Obj ea go i ucaowaa, a on, siedz ac na skraju zka, poczu si e dziwnie daleki
od wszystkiego, co zaprz atao jego my sli, nimprzekroczy prg rodzinnego domu.
Wci a z nie pracujesz? spytaa, trzymaj ac jego do n.
Jak to! Pracuj e! Jestem artyst a! roze smia si e.
106
Jeste s leniem bez ambicji. Zawsze bye s zdolnym chopcem, ale lenistwa
nie udao si e z ciebie wypleni c.
Mamo! Ja naprawd e jestem artyst a. Czy nie uwa zasz, ze to prawdziwa
sztuka: zrobi c geniusza z osa? Zreszt a, chyba wkrtce zaczn e robi c co s innego.
Mam interesuj ac a propozycj e. B ed e mg zarobi c tyle, ze i dla mnie wystarczy,
i wam b ed e mg zaatwi c inne mieszkanie.
Namnie potrzeba niczego wi ecej powiedzia ojciec. Mamy wszystko,
co niezb edne.
Ale mamie potrzebny jest dobry lekarz. Przy sl e tutaj jednego znajomego.
A poza tym chciaem z tob a porozmawia c, tato.
Porozmawiajcie sobie w kuchni. Pewnie nie jade s kolacji, we z sobie co s
powiedziaa matka.
Przeszli do maej kuchenki. Ojciec przyrz adzi herbat e, kroi chleb. Sneer mia
uczucie, jakby czas cofn a si e o trzydzie sci lat. By znw; maym chopcem, nie
rozumiej acym wielu rzeczy, potykaj acym si e o dziwne, coraz to nowe, zaskaku-
j ace problemy, ktre wyrastay przed nim w tym skomplikowanym swiecie.
Jeszcze kilka dni temu by przekonany, ze ju z zna ten swiat we wszystkich jego
przejawach. Dzi s czu si e znowu jak ten dziesi ecioletni, may Adi, wypytuj acy
ojca o r znic e mi edzy ztym a czerwonym punktem.
Tato powiedzia, patrz ac w szare oczy ojca, ktry miesza herbat e sta-
ro swieck a srebrn a y zeczk a i u smiecha si e do niego spoza okularw. Czy ty
pami etasz, jak wszystko wygl adao przed. . .
Przed czym?
No, zanim zacz eli wprowadza c powszechn a automatyzacj e. To nast apio
jako s tak. . . nagle. Ucz ac si e historii w szkole, zawsze odnosiem wra zenie, ze
strasznie du zo doniosych zdarze n nagromadzio si e w do s c maym przedziale
czasu. Bo przecie z porozumienia mi edzynarodowe, odkrycie metody anihilacji
materii, unifikacja poziomu ekonomicznego, klasyfikacja, urbanizacja, automaty-
zacja wszystko to nast apio prawie rwnocze snie.
Na tym wa snie opiera si e kompleksowy program Wielkiej Reformy
u smiechn a si e ojciec. Zao zenia byy opracowane bardzo precyzyjnie.
Kto je opracowa?
No, uczeni, oczywi scie. Z caego swiata.
Wa snie! Jak to si e stao, ze wielkie mocarstwa, ktre przedtem byy wobec
siebie tak nieufne, ktre gromadziy niesamowity potencja militarny dla obrony
przed sob a nawzajem, nagle przyst apiy do zgodnej, przykadnej wsppracy? Ja-
kim cudem politycy i dyplomaci, zwykle nieust epliwi wobec przeciwnej strony,
pogodzili si e tak atwo?
Zwyci e zy rozs adek.
Nie, tato. To niemo zliwe. Owszem, w naszym Argolandzie i pewnie tak ze
w innych aglomeracjach bywa, ze zakuty dwojak nagle m adrzeje i staje si e jedy-
107
nakiem. Ale za tym zawsze stoi lifter! Nie wierz e, by przywdcy polityczni nagle,
wszyscy naraz, zm adrzeli!
Nie wszyscy, nie wszyscy, synku! Tylko niewielu! Ci, ktrzy nie chcieli
zm adrze c, znikn eli z areny politycznej.
O tym nie uczono mnie na lekcjach historii.
Ale tak byo. Prawd e mwi ac, w utworzonej wwczas Radzie Nadzorczej

Swiata zasiado bardzo niewielu dawnych przywdcw z poszczeglnych krajw.


Pojawili si e nowi ludzie, inaczej my sl acy. Byo nawet sporo tar c i konfliktw, ale
w ko ncu. . . zwyci e zy rozs adek, ludzie zm adrzeli.
Nie potrafi e jako s wyobrazi c sobie takiej metamorfozy. Politycy zmienia-
j a czasem pogl ady, ale bod zcem do tego rzadko bywa racjonalny argument czy
wzgl ad na interes ludzko sci. Najcz e sciej bod zcem takim bywa po prostu strach
o wasn a pozycj e lub o wasn a skr e. . . Czeg z mogli ba c si e ci, ktrzy wwczas
zm adrzeli tak nagle? Kto i czym ich postraszy, by zmusi c do zgodnej wsppracy
w skconym swiecie?
Ojciec u smiechn a si e znad szklanki. Patrzy przez chwil e w oczy Sneera,
a potem powiedzia z dziwn a, ironiczn a nutk a w gosie:
Nie trud z si e takimi dociekaniami. To byo dawno, synku. Je sli wspcze-
sno s c chce co s ukry c przed lud zmi, historia po dziesi atkach lat nie ma szans do-
grzebania si e prawdy. Zamiast niej znajduje si e tylko artefakty, misternie utkane
legendy modyfikuj ace prawd e, spreparowane na u zytek wczesnego spoecze n-
stwa i tak g eboko zaszczepione w swiadomo sci pokole n, ze staj a si e prawd a za-
st epcz a, ktrej obalenie po latach nie le zy w niczyim interesie. Przeciwnie, mo-
goby to wstrz asn a c podstawami od lat budowanej rzeczywisto sci.
Wi ec jednak s adzisz, ze historia nie dostarcza nam penej wiedzy o zdarze-
niach poprzedzaj acych Wielk a Reform e?
Urodziem si e przed Reform a, lecz od samego pocz atku, jak si egam pami e-
ci a, nikt nie by pewien, co si e wa sciwie stao, co byo przyczyn a nagego zwrotu
w swiatowej polityce i ekonomice. Oficjalnie, jak zreszt a wiesz, wyja sniano to
odkryciem metody uzyskiwania taniej energii w nieograniczonych praktycznie
ilo sciach. Lecz ju z wwczas kr a zyy r zne plotki i domysy. Mwiono o jakiej s
mafii, o grupie uczonych-terrorystw szanta zuj acych przywdcw politycznych
i zmuszaj acych ich do zgody pod gro zb a totalnej zagady. Ale do dzi s nikt tego
nie potwierdzi oficjalnie. Faktem jest, ze niektrzy znani politycy znikn eli ww-
czas nagle z firmamentu. P zniej te z si e to zdarzao, szczeglnie tym, ktrzy kry-
tykowali przyj ete kierunki i rozwi azania. Mnie tak ze nie wszystko si e podobao.
Co wi ecej, teraz widz e, ze ludzie my sl acy wwczas podobnie jak ja, mieli sporo
racji. Lecz c z mogli zrobi c? Ja sam, b ed ac przez cae zycie tylko trojakiem, pra-
cowaem uczciwie na powierzonym mi skromnym odcinku, ufaj ac, ze my sl a za
nas bardziej do tego predysponowani zerowcy. Krytyka reform bya zle widzia-
na. Znikali bez sladu nie tylko znani politycy. Ich los podzielio wielu zwykych
108
obywateli, zbyt smiao wytykaj acych b edy lub podaj acych w w atpliwo s c skutki
poczynionych przedsi ewzi e c spoecznych czy technicznych. W najlepszym razie
spadali nagle do szstej klasy, trac ac wszelkie zyciowe perspektywy. Teraz rzadko
syszy si e o takich faktach. Zreszt a, wi ekszo s c ludzi, zwaszcza mode pokolenia
urodzone po Reformie, zaakceptoway taki model swiata, jaki zastay, plasuj ac
si e w nim na lepszych czy gorszych pozycjach. Wszyscy zainteresowani s a raczej
urz adzeniem si e w nim w miar e wygodnie na swych kilkadziesi at lat zycia, ni z
dr a zeniem go w poszukiwaniu jakiej s abstrakcyjnej prawdy. Prawie nikt nie my sli
o mo zliwo sci ulepszenia tego swiata.
Wa snie! Czy zby ten swiat by najlepszym z mo zliwych? wtr aci Sneer.
Jest przede wszystkim homogeniczny, jednorodny pod wzgl edem warun-
kw zycia. A poniewa z jest przy tym jedynym mo zliwym swiatem, nie sposb
oceni c, czy jest dobry czy zy. Jest, jaki jest. Brak skali porwnawczej.
My slisz, ze bardziej opaca si e spo zytkowa c swe zycie na zdobywanie
punktw, ni z na prby ulepszania swiata?
Trudno powiedzie c, co opaca si e lepiej. Ale z mojego do swiadczenia
wiem, ze bezpieczniej jest akceptowa c t e rzeczywisto s c. A na pewno nie jest bez-
piecznie, nawet teraz, po latach, grzeba c w tamtych, starych historiach sprzed
Reformy.
Uwa zasz, ze to nie jest bezpieczne?
Tak, synu. To co mwie s o czynniku strachu, mo ze obowi azywa c nadal.
Zerowcy, ktrzy kieruj a swiatem, z sobie wiadomych wzgl edw nie lubi a tych,
ktrzy chcieliby wnikn a c we wszystkie mechanizmy i uwarunkowania ich wadzy.
* * *
W dole rozpo sciera si e ocean swiata mrowi acy si e barwami, zyj acy nie-
spokojnym, pulsuj acym nieustannie zyciem. Bli zsze plamy swiata, uporz adko-
wane w prostok aty, daj ace si e podzieli c wzrokiem na pojedyncze punkty, oraz te
dalekie, zlane w mgliste, swiec ace oboki ci agn ey si e a z do horyzontu, po-
krywaj ac cay widoczny obszar l adu. Przecinay je sznury jaskrawych koralikw,
kre sl ace szerokie p etle na tle regularnych prostok atw srdmiejskiej zabudowy
i prostuj ace si e w promieniste, proste linie, by wybiec w r zne strony, poprzez
zanurzone we mgle odlege obszary suburbiw.
Nocny widok na aglomeracj e Argolandu, ogl adany z wysoko sci stu dwudzie-
stu sze sciu pi eter, niezmiennie wywiera na Sneerze rwnie silne wra zenie, jak
wwczas, gdy rodzice pokazali mu po raz pierwszy ten kawa swiata, w ktrym
mia prze zy c cae zycie. To ograniczenie przestrzeni zycia podobnie zresz-
109
t a, jak ograniczenie czasu jego trwania przyj a wwczas jako rzecz naturaln a.
My sl o wykroczeniu poza obszar aglomeracji bya dla niego wtedy a tak ze
jeszcze dugo potem wybrykiem fantazji o takim samym stopniu realno sci, jak
idea eliksiru zycia, zapewniaj acego przekroczenie przypisanych czowiekowi
granic trwania w czasie.
Dopiero p zniej, gdy dzieci ece poczucie czasu, wedle ktrego kilkadziesi at
lat wydaje si e niesko nczono sci a, ust apio wra zeniu, i z czas galopuje coraz pr e-
dzej Sneer zacz a zastanawia c si e nad proporcjami wymiarw tego czaso-
przestrzennego pudeka, w ktrym zamkni ety jest ka zdy obywatel aglomeracji.
Kilkadziesi at lat zycia w obszarze o promieniu czterdziestu kilometrw wydawao
si e jakim s smutnym nieporozumieniem. Wiedzia oczywi scie wszystko a przy-
najmniej tak mu si e zdawao o przyczynach i celach, dla ktrych stoczono
kilkadziesi at milionw ludzi na obszarze pi eciu tysi ecy kilometrw kwadrato-
wych. Zreszt a sytuacja, w ktrej na ka zdego mieszka nca przypada sto metrw
powierzchni to jeszcze zupenie nieze warunki, je sli we zmie si e pod uwag e,
ze jest to cena pacona za oddalenie od tych milionw ludzi widma godu. Tereny,
otaczaj ace aglomeracje podobne do Argolandu, s a zbyt cenne, by zajmowane byy
pod rozproszon a zabudow e mieszkaln a.
Sneer nieraz odczuwa, ze obszar, w ktrym przyszo mu istnie c, robi wra-
zenie klatki, i to klatki nieco przepenionej. Skoro jednak ze od lat kilkudziesi e-
ciu trwaj aca sytuacja zapewniaa zno sne warunki bytu wszystkim obywatelom,
trudno byoby kwestionowa c takie rozwi azanie, nie maj ac w zanadrzu ewidentnie
lepszego.
Stoj ac teraz przed krysztaow a szyb a galerii widokowej na szczycie Baszty
Argolandu, Sneer raz jeszcze pomy sla o aglomeracji jak o wielkiej klatce pe-
nej zwierz at, karmionych i chronionych przed nie sprzyjaj acymi okoliczno sciami,
lecz, niestety, pozbawionych szerszego wybiegu.
Skojarzenie z klatk a miao jeszcze jeden aspekt, ktry teraz, w swietle ostat-
nich do swiadcze n Sneera, ujawnia si e z ca a ostro sci a.
Czy zwierz e w klatce jest w stanie zg ebi c intencje tych, ktrzy go w niej
zamkn eli? Czy karmi a nas jedynie z dobroci, czy te z mo ze su zy c im mamy do
jakich s bli zej nie znanych celw? A mo ze. . . Sneer poczu na grzbiecie nie-
miy dreszcz. Mo ze jeste smy tylko do swiadczalnymi zwierz etami? Mo ze Ar-
goland jest czym s w rodzaju eksperymentalnej hodowli? Albo mo ze rezerwatu
stworzonego dla jakiego s niezwykego, wynaturzonego szczepu ludzko sci, odizo-
lowanego od reszty normalnego swiata? Mo ze to jaka s boczna, zdegenerowana
ga a z ludzko sci, ktrej stworzono tu enklaw e, nisz e ekologiczn a, humanitarnie
pozwalaj ac tym niby-ludziom wegetowa c w prze swiadczeniu, ze s a tacy sami, jak
wszyscy inni na caym swiecie?
To byy oczywi scie nonsensy, fantastyczne pomysy rodem z science fiction,
z horrorw wy swietlanych w kinach Argolandu, na ktre chadza w modo sci.
110
Oczywi scie, ze to nie mogo by c prawd a! Przecie z Argoland, wgruncie rzeczy, nie
jest zamkni ety i odizolowany od swiata! Maj ac dostatecznie du zo ztych punk-
tw, mo zna przy pewnej dozie cierpliwo sci i wytrwao sci uzyska c zezwo-
lenie na wyjazd do innej aglomeracji, kupi c bilet lotniczy i polecie c. Je sli prawie
nikt tego nie robi, to tylko dlatego i wa snie dlatego, ze wsz edzie jest tak samo!
A wi ec, idiotyczne spekulacje o enklawie i izolacji, o szczeglnej sytuacji Argo-
landu, s a bzdur a wyl eg a w mzgu Sneera wskutek nagromadzenia niezrozumia-
ych zdarze n i nasuchania si e informacji, plotek, domysw.
Je sli jednak ze prawd a jest, jak powiedzia czowiek z Rady zastanawia si e
Sneer, wpatrzony w k ebi ace si e u jego stp nocne zycie aglomeracji ze trzeba
kontrolowa c nawet uczonych, ze coraz trudniej o zerowca. . . czy z nie oznacza
to przypadkiem, ze podobny cyrk, ze farsa tego samego rodzaju odgrywana jest
wsz edzie, we wszystkich aglomeracjach tego globu? Wynikaoby st ad tak ze, ze
oni, ci zerowcy z Rad r znego szczebla, s a poza t a gr a, na zewn atrz tych klatek,
gdzie pod ich bacznym okiem dzie n po dniu tworzy si e fikcyjn a rzeczywisto s c
i pozoruje normalno s c wszystkiego, co si e tam dzieje.
Jedynym sposobem logicznego wyja snienia podobnej sytuacji byoby zao ze-
nie, ze caa ludzko s c z jakie s przyczyny ulega nagej lub stopniowej degenera-
cji umysowej, a jedynie ci, ktrzy pozostali jako tako normalni, staraj a si e teraz
utrzyma c porz adek, steruj ac biednymi, przygupimi bli znimi za pomoc a wymy sl-
nej kombinacji automatyki i pozorw, pozwalaj acych nie dopu sci c strasznej praw-
dy do powszechnej swiadomo sci.
To te z bya jedna z apokaliptycznych wizji odkrytych ju z dawno przez au-
torw scenariuszy filmowej fantastyki. Umys Sneera wzdraga si e przed przyj e-
ciem tak tragicznego wyja snienia losw ludzko sci, aczkolwiek miao ono wszel-
kie pozory prawdopodobie nstwa. Ile z bowiem niezbadanych czynnikw zwi aza-
nych z nowymi technologiami agrochemi a, farmakologi a, dziaaniem promie-
niowa n i dziesi atkami innych dziedzin dziaalno sci czowieka na Ziemi mogo
podst epnie, w nieprzewidziany sposb wpyn a c na rozwj nie tylko fizyczny,
lecz i umysowy nast epuj acych po sobie pokole n.
Idiota, z natury rzeczy, nie jest w stanie oceni c stopnia swojego wasnego zi-
diocenia, nawet przez porwnanie z innymi, normalnymi lud zmi. A c z dopiero,
kiedy wszyscy nagle zaczynaj a idiocie c! pomy sla Sneer z niepokojem. Je sli
to wa snie stao si e z ludzko sci a przez ostatnie dziesi atki lat, powinienem pocie-
szy c si e chocia z tym, ze nale z e do elity. Przecie z zaproponowano mi wspprac e
z lud zmi, ktrzy, jak nale zy s adzi c, czuj a si e w srd tego wszystkiego najm adrzej-
si. Przy czym cieszy c si e powinienem z zachowaniem pewnego umiaru. Jak w srd
slepcw krlem jest jednooki, tak w srd idiotw m edrcem mo ze by c debil.
Roze smia si e z tego konceptu, a po trosze rwnie z ze swych hipotez, lecz
by ju z teraz pewien, ze nie mo ze zignorowa c oferty Rady. To by jedyny sposb
popatrzenia z zewn atrz na t e klatk e, na Argoland i jego mieszka ncw. To byaby
111
okazja spojrzenia na cao s c spraw aglomeracji, ogarni ecia wzrokiem dziej acych
si e w niej procesw tak, jak widzi si e jej rozlego s c i struktur e urbanistyczn a
ze sto dwudziestego szstego pi etra Baszty.
Sneer obszed galeri e widokow a, ogarniaj ac wzrokiem mrowie swiate na po-
udnie, zachd i pnoc od centrum. Wschodni a cz e s c galerii pozostawi, jak zwy-
kle, na koniec, bo byo to zupenie szczeglne, osobne prze zycie po obejrzeniu
nocnej panoramy aglomeracji. Spojrzawszy na wschd, doznawao si e niezwyke-
go, oszaamiaj acego wra zenia: pora zony jeszcze orgi a swiata, sci agany ku ziemi
niepokoj acym, fascynuj acym mrowieniem si e swietlistego molocha rozpaszczo-
nego na trzech czwartych obszaru dost epnego oczom, wzrok natrafia nagle na
niesko nczon a, czarn a, milcz ac a pustk e, odci et a od realnego swiata jak ostr a,
srebrzyst a kling a o swietlon a jasno lini a bulwaru. Oczy same biegy ku grze
w poszukiwaniu jakiego s oparcia w tej czarnej, milcz acej otchani. Czuo si e pra-
wie, jak stopy trac a kontakt z twardym betonem posadzki, a ciao lewituje w prze-
strze n, nie sci agane ku ziemi zadnym sladem jej istnienia.
Dopiero po chwili wzrok przywyka do ciemno sci, a gwiazdy wyst epowa-
y z czarnego ta jak mae, srebrne ostrza, skierowane w patrz acego. Doem
te z czarna, lecz bez tych srebrzystych punkcikw, szerokim pasem rozci agaa si e
spokojna to n jeziora Tibigan. Tylko tam, na ciemnym niebie nad jeziorem, mo z-
na byo tak wyra znie zobaczy c gwiazdy. Nad miastem guszya je una swiate,
nad jeziorem krloway niepodzielnie, przedu zaj ac w niesko nczono s c ten swiat,
z trzech pozostaych stron paski i ko ncz acy si e kr egiem horyzontu.

Swiat liczy sobie czterdzie sci kilometrw w ka zd a stron e, z wyj atkiem tej
jednej pomy sla Sneer, patrz ac w niebo nad Tibigan.
Przypomniaa mu si e rozmowa z Alicj a i piosenka, o ktrej wspominaa
wa snie o gwiazdach nad Tibigan. Bezwiednie ko ncami palcw lewej doni do-
tkn a miedzianej bransolety.
Gdzie jeste s, Alicjo? westchn eo w nim co s, poza jego wol a.
Do Baszty zaniosy go same nogi, znalaz si e tu si a dugoletniego nawy-
ku. Teraz, okoo pnocy, w restauracji na sto dwudziestym pi atym mo zna byo
spotka c ca a elit e argolandzkiego podziemia zawodowego najznakomitszych
lifterw, klucznikw, paserw i innych ztych ptakw, ktrzy mogli pozwoli c
sobie na codzienne przesiadywanie do p znych godzin nocnych w tym drogim
lokalu, dost epnym dla posiadaczy ztych punktw. Gdyby policja zechciaa na-
prawd e oczy sci c miasto z grubego kalibru kanciarzy, wystarczyoby zarzuci c sie c
w tym i paru podobnych nocnych lokalach. Pow byby pewny i obfity. By c mo-
ze, w sie c zapl ataby si e jaki s uczciwie pracuj acy obywatel, lecz mo zna by go
byo bez trudu odr zni c po klasie. Pozostali, nale z acy do klas rezerwowych, nie
wstawali przed sidm a rano, by uda c si e do zaj e c, w wi ekszo sci polegaj acych na
markowaniu po zytecznej pracy.
Nielegalni fachowcy nie udawali, ze pracuj a. Oni pracowali naprawd e od
112
poudnia do pnocy, przez cay czas my sl ac i dziaaj ac, ryzykuj ac i czujnie omi-
jaj ac puapki. Tylko bowiem oni przez zawistnych wspobywateli zwani paso-
zytami byli w istocie jedynym bezspornie niezb ednym skadnikiem spoecze n-
stwa Argolandu, jego flor a bakteryjn a, uatwiaj ac a przebieg procesw spoeczno-
ekonomicznych, smarem umo zliwiaj acym funkcjonowanie tego wymy slonego,
sztucznego systemu, ktry bez nich zgrzytaby o wiele go sniej i zacinaby si e
katastrofalnie.
Wa snie ta ich zbawienna rola nie przewidywana przy projektowaniu mo-
delu spoecznego, lecz stanowi aca jego wtrny wytwr sprawiaa, ze wadze
przymykay oko na dziaalno s c podziemia zawodowego. Po prostu uzupeniali
braki i tuszowali b edy modelu, ktry mia by c w zao zeniach bezb edny. Oczysz-
czenie Argolandu z fachowcw w rodzaju Sneera obna zyoby wszystkie te b edy,
a tego na pewno nikt nie pragn a.
Ka zdy obywatel Argolandu intuicyjnie odr znia fachowcw od pospolitych
przest epcw. Wampir, wyciskacz, hiena czy zdzierca zyskiwali jednoznaczne po-
t epienie. Natomiast takiego na przykad kameleona akceptowa bez moralnego
sprzeciwu ka zdy, najbardziej nawet praworz adny obywatel, zwaszcza wwczas,
gdy by zmuszony zdoby c troch e ztych punktw w zamian za swoje uczciwie
uzyskane zielone. Podobnie akceptowano liftera, cho c nikt z klientw raczej nie
przyznawa si e do korzystania z jego usug.
Do podobnych konkluzji Sneer dochodzi ju z wielokrotnie, lecz dopiero teraz
wszystko to zaczynao mu si e ukada c w spjn a cao s c.
Stoj ac w wej sciu do sali restauracyjnej, dok ad zszed z galerii widokowej,
patrzy z pewn a wy zszo sci a na ca a t e mena zeri e, w srd ktrej odnajdywa twarze
kolegw z bran zy, staych bywalcw, w towarzystwie zawsze kr ec acych si e tutaj
modych dziewczyn nieokre slonej klasy i do s c jednoznacznej profesji.
Jak mogem przez tyle lat zadowala c si e tak n edzn a egzystencj a! mwi
do siebie z pozycji czowieka, ktry osi agn a wy zszy stopie n swiadomo sci ni z ta
caa zgraja, sprzedaj aca swoje umysy podobnie, jak kr ec ace si e tu dziewczyny
sprzedaj a swe wdzi eki.
Propozycja otrzymana od Rady Aglomeracji nobilitowaa go w jego wasnych
oczach. Uwierzy jeszcze bardziej w swoje mo zliwo sci, w warto s c swego umysu
i poczu co s w rodzaju szacunku dla samego siebie. Wprawdzie w swych roz-
wa zaniach nie ustali ostatecznie, czy rol e Rady nale zy oceni c pozytywnie czy
negatywnie, lecz o tym mo zna byo przekona c si e dopiero po dopuszczeniu go do
konfidencji przez t e najwy zsz a wadz e aglomeracji.
W srd zmieszanych odgosw rozmw wybija si e czyj s znajomy gos, po-
krzykuj acy w ko ncu sali. Sneer spojrza w tamt a stron e.
Cholera! zakl a pod nosem. Znowu ten Pron.
May lifciarz kroczy przez srodek sali, rozprawiaj ac z dwoma m e zczyznami,
ktrzy szli po jego obu stronach. By lekko podpity, lecz dobrze trzyma si e na
113
nogach.
Ma zdrowie ten facet pomy sla Sneer. Od samego rana urz eduje po
knajpach. Sk ad u niego tyle ztych? Musia zrobi c jaki s nieczysty interes.
Prbowa znikn a c z pola widzenia Prona, lecz bystre, wyupiaste oczka wy-
sledziy go od razu.
Tamten po zegna kolegw i przypi a si e do Sneera, ktry by si e nie da c
naci agn a c na du zsze nocne eskapady o swiadczy, ze wa snie wraca do hotelu.
To znakomicie! ucieszy si e Pron. Pjdziemy razem, je sli nie masz
nic przeciw temu.
Sneer nie zdoa wymy sli c na poczekaniu zadnej obiekcji, zjechali wi ec na d
i ruszyli ulic a w stron e hotelu.
Nie widziae s tej dziewczyny? zagadn a Sneer.
Nie, ale pewnie poka ze si e znowu w Kosmosie. To jedna z tamtejszych.
Sneer milcza przez nast epne kilka minut. Skr ecili wa snie w jedn a z w askich,
bocznych uliczek, skracaj ac sobie drog e do hotelu. Ulice byy wyludnione, cza-
sem tylko spotykao si e jakiego s sp znionego przechodnia. A z trudno uwierzy c,
ze w srdmie sciu tak ludnej aglomeracji prawie nikt nie chodzi po ulicach po
pnocy.
Z tyu zadudniy czyje s, ci e zkie kroki. Sneer obejrza si e. Doganiao ich
dwch wysokich, barczystych m e zczyzn. Poza tym ulica bya pusta.
Kroki zbli zay si e. Sneer dostrzeg dugie cienie po dwch stronach chodni-
ka, jakby nadchodz acy chcieli wyprzedzi c ich z dwch stron. Niejasne poczucie
zagro zenia przyszo o moment za p zno. Poczu, ze ci e zka apa obejmuje go od
tyu, grube przedrami e unieruchomio jego brod e.
Spokj powiedzia napastnik. Nie o ciebie chodzi, ale jak si e ruszysz,
skr ec e kark!
Sneer znieruchomia. K atem oka widzia, jak drugi drab, unieruchomiwszy
jedn a r ek a szamoc acego si e Prona, drug a zakrywa mu usta, wlok ac go rwnocze-
snie w stron e pobliskiej bramy starej kamienicy. Sneer wiedzia, ze nie poradzi
sobie z napastnikiem, trzymaj acym go w zelaznym u scisku silnego ramienia. Nie
by wprawiony w walce wr ecz, preferowa raczej intelektualne ni z bokserskie po-
jedynki, lecz wa snie dlatego stara si e zawsze utrzyma c swe nogi w stanie
zapewniaj acym mo zliwo s c byskawicznej ucieczki.
Gdyby si e wyrwa c pomy sla, obserwuj ac ukad palcwtrzymaj acej go r eki.
Praw a do n mia woln a. Przeciwnik ufa sile swego przedramienia i precyzji
chwytu, ktrym unieruchomi lew a r ek e Sneera.
Drugiemu napastnikowi udao si e bez wi ekszego trudu zawlec wierzgaj ace-
go Prona w czelu s c ciemnej bramy. Sneer czu, ze musi co s zrobi c nie tyle ze
specjalnej sympatii dla Prona, co z poczucia sprawiedliwo sci. Zawsze uwa za,
ze u zycie brutalnej siy wobec czowieka, ktrego jedyn a broni a jest gowa na
114
karku, stanowi swi nstwo, ktre powinno by c karane co najmniej smierci a, w mia-
r e mo zno sci poprzedzon a torturami. Ilekro c ktokolwiek, wykorzystuj ac fizyczn a
przewag e, pozwoli sobie u zy c wobec niego siy, Sneer nie dysponuj ac inny-
mi srodkami w wyobra zni dokonywa na winnym wymy slnej egzekucji. To
pozwalao mu atwiej przekn a c gorycz bezsilno sci wobec przemocy i przej s c do
porz adku dziennego nad upokorzeniem. Wielokrotnie obiecywa sobie, ze zamiast
elektronicznych piguek, wymy sli kiedy s cudown a, bezszmerow a i niezawodn a
bro n, ktra posu zy mu do ukarania wszystkich, ktrzy kiedykolwiek o smielili si e
go tkn a c. Niekiedy jednak ze nie wytrzymywa napi ecia i reagowa irracjonalnie,
bez samokontroli, szczeglnie w przypadkach ra z acego dra nstwa.
Poczu, ze chwyt napastnika osab jakby, napi ety dot ad mi esie n gniot acy szy-
j e nieco zmi ek.
Je sli zdoam dobiec do Trzeciej Alei. . . pomy sla. Tam cz esto stoi wz
policyjny.
Gwatownym wyrzutem prawej r eki chwyci may palec trzymaj acego go dra-
ba i szarpn a ku grze. Skutek by zdumiewaj acy. Napastnik rykn a rozdzieraj aco,
odskoczy do tyu i potykaj ac si e usiad na chodniku. Sneer odbieg trzy kroki,
obejrza si e i stan a jak wryty.
Na chodniku siedzia zwalisty drab, trzymaj ac lew a doni a przegub prawej
i wpatruj acy si e w jej rozczapierzone palce. Trwao to zaledwie kilka sekund.
M e zczyzna na chodniku wznis oczy ku niebu i pad na wznak, jakby straci przy-
tomno s c. Sneer zbli zy si e ostro znie. Prawa do n le z acego spoczywaa na betonie
chodnika, wok niej tworzya si e w oczach ciemna plama krwi. Sneer pochyli
si e i dostrzeg, ze w doni tej brakuje maego palca.
Teraz dopiero poczu, ze w zaci sni etej pi e sci trzyma co s mi ekkiego. Powo-
li rozwar do n, a potem ze wstr etem odrzuci jej zawarto s c. By to may palec
napastnika.
Nie rozumiej ac, co si e stao, lecz peen poczucia wasnej siy, Sneer pobieg
w kierunku bramy, w ktrej znikn a drugi napastnik. Zderzy si e z nim w ciemnym
przej sciu. Wida c, wywabiony krzykiem, porzuci ofiar e i bieg sprawdzi c, co si e
stao. Sneer w ostatniej chwili uskoczy w bok, prbuj ac wymierzy c na o slep cios
w gow e biegn acego.
Czu, ze do n ledwo tr acia szcz ek e, lecz mimo to biegn acy zachwia si e
i ukl ekn a. Sneer ponowi cios. Usysza trzask jakby gruchotanych ko sci, prze-
ciwnik run a na ziemi e i leg bez ruchu.
Pobieg w g ab bramy prowadz acej na mae podwrko mi edzy domami. Pod
scian a, zwini ety w k ebek, j ecza Pron. Musia otrzyma c cios w zo adek. Sneer
pochyli si e nad nim.
Wstawaj, szybko! powiedzia, podnosz ac go i tuk ac otwart a doni a po
policzkach.
Pron otworzy oczy, lecz dopiero po du zszej chwili mg stan a c na nogach.
115
Sneer przerzuci przez rami e jego r ek e i powlk go do bramy wychodz acej na
drug a ulic e.
Co. . . z nimi? wyj ecza Pron, trzymaj ac si e woln a r ek a za brzuch.
Ale mi przyo zy. Chyba zama mi zebro.
Dosta za swoje. Chyba rozwaliem mu czerep.
A ten drugi?
Urwaem mu palec.
Pron spojrza na twarz Sneera. Jego oczy byy jeszcze bardziej wyupiaste, ni z
zwykle.


Zartujesz?
Wa snie, ze nie powiedzia Sneer w zamy sleniu. Sam nie wiem, jak
to zrobiem. Szczegy poda jutrzejsza prasa! doda i roze smia si e niespodzie-
wanie dla samego siebie.
Nie mogo by c zadnych w atpliwo sci. Prawa do n Sneera przejawiaa niewia-
rygodne cechy. atwo s c, z jak a spaszczy w dwch palcach metalow a rurk e przy
swym tapczanie, upewnia go o tym. P zniej przeprowadzi jeszcze kilka ekspe-
rymentw na drobnych przedmiotach, lecz nie chc ac dewastowa c wyposa zenia
kabiny, poprzesta na tym.
Sia jego doni wi azaa si e z bransolet a. Gdy przeo zy j a na lewy przegub,
jego lewa do n nabraa podobnych wa sciwo sci, a prawa utracia je cakowicie.
Zauwa zy, ze efekt nie ogranicza si e do doni, lecz obejmowa wszystkie mi e-
snie ramienia i przedramienia. Co wi ecej, nie ujawniao si e to, gdy operowa r ek a
normalnie, z umiarkowan a si a, dopiero znaczne napi ecie mi e sni i zamiar du zego
wysiku wyzwalay niezwyk a si e.
Czym wi ec bya bransoletka? Na oko zwyky kawaek metalu. Sneer prbo-
wa wyobrazi c sobie mechanizm jej dziaania, lecz nie potrafi, i to napeniao go
dziwnym l ekiem. Nigdy nie sysza o czym s podobnym.
Kim wi ec bya dziewczyna, ktra podarowaa mu ten dziwny upominek? Dla-
czego wyposa zya go w instrument, daj acy niewiarygodn a si e jego r ece? Czy zby
chciaa da c mu prbk e mo zliwo sci tych, w ktrych imieniu dziaa? Bo to, ze Ali-
cja musi reprezentowa c jak a s ukryt a organizacj e czy grup e, nie ulegao w atpliwo-
sci. Ale sk ad owa grupa mogaby wzi a c przedmiot, ktry nie jest znany ludzkiej
technice?
To wa snie byo przera zaj ace. Sneer czu si e wci agni ety w tryby jakiej s ma-
chiny, wzi ety pomi edzy dwa pot e zne walce, ktre lada chwila mogyby go zmia z-
d zy c.
Jak rozumie c to wszystko? To tak, jakby kto s wr eczy mu bro n do r eki. Prze-
ciw komu? Dlaczego zamiast uzbraja c jego do n nie wspomogli jego umy-
su, by mg zrozumie c, o co tu wa sciwie chodzi, kto i czego spodziewa si e po
nim?
116
Czy zby to miao znaczy c: Czynimy siln a twoj a do n, a rozumu, ktry posia-
dasz, wystarczy ci, aby s zrobi z tego wa sciwy u zytek?
Czy mo ze: B edziesz musia samsi e broni c wi ec uzupeniamy braki twoich
fizycznych mo zliwo sci.
Ostatni a my sl a Sneera byo fantastyczne przypuszczenie, ze jasnowidz aca Ali-
cja spenia jego ukryte g eboko marzenie o niezawodnej broni, umo zliwiaj acej
natychmiastowe karanie obuzw, ktrzy wykorzystuj ac sw a przewag e fizyczn a,
zn ecaj a si e bezkarnie nad sabszymi od siebie.
Z t a my sl a i z obrazem Alicji przed oczyma, zasn a w swej kabinie na siedem-
nastym pi etrze hotelu Kosmos.
* * *
Notatka w porannej gazecie zupenie uspokoia Sneera: obaj nocni napastnicy
byli notowani w policji. Wyja snienia zo zone w szpitalu, gdzie umie sci ich nocny
patrol, byy m etne i sprzeczne, co kierowao sledztwo na zupenie bezpieczne dla
Sneera tory. Policja poczytywaa zaj scie za wynik porachunkw swiata przest ep-
czego, a jedynym nie daj acym si e wyja sni c szczegem by urwany palec jednego
z poszkodowanych. Drugi napastnik, dostarczony do szpitala w stanie ci e zkim,
mia zmia zd zon a ko s c skroniow a i p ekni et a zuchw e. Ekspert policyjny orzek, ze
ciosy zostay zadane pi e sci a, a ich skutki swiadcz a o niezwykej sile. Winnego
szukano wi ec w srd osikw posuguj acych si e karate i podobnymi technikami
walki, co stawiao zarwno Sneera, jak Prona poza kr egiem podejrze n.
Je sli mieli jakie s pretensje do Prona lub kto s ich na niego nasa, to tym bar-
dziej nie wspomn a ani o niedoszej ofierze, ani o zleceniodawcach pomy sla
Sneer, przegl adaj ac gazet e przy porannej kawie wbarze hotelu. Czyta tylko tytuy
artykuw, ktre nie zapowiaday niczego rewelacyjnego. Byy zwyk a, codzienn a
porcj a informacyjnego kitu, maj ac a zaspokoi c z adz e wiedzy przeci etnego argo-
landczyka i na cay dzie n pozostawi c go w prze swiadczeniu, ze zosta poinformo-
wany absolutnie o wszystkich wa znych sprawach, jakie wydarzyy si e w swiecie
i aglomeracji. Do tych niby-wa znych informacji dorzucano zwykle gar s c cieka-
wostek zupenie drobnego kalibru, jakby daj ac tym do zrozumienia, ze nic ju z
wi ecej nie ma do zakomunikowania i trzeba czym s zapeni c pozostae w numerze
puste szpalty.
Przeci etny szstak bez zastrze ze n przyjmowa do wiadomo sci obraz swia-
ta kre slony przez poranny dziennik Zorza Argolandu; pi atak miewa niekiedy
pewne w atpliwo sci co do tego, czy gazetowe wie sci wyczerpuj a caoksztat wy-
darze n; natomiast czwartak czyta tylko tytuy, nie trac ac czasu na zag ebianie si e
117
w tre s c notatek, by nast epnie skoncentrowa c si e na dziale ogosze n, ktre niosy
najwi ecej informacji o tym, czym zyje aktualnie aglomeracja.
Jak przystao na tytularnego czwartaka, Sneer tak ze nie zaniedbywa lektury
drobnych ogosze n. Mo zna z nich byo wydoby c wiele u zytecznych i pouczaj a-
cych tre sci.
W rubryce Kupno, na przykad, pojawiy si e ostatnio dziesi atki anonsw
o identycznym brzmieniu: Kanarki kupi e. Nie oznaczao to bynajmniej szcze-
glnego zainteresowania hodowl a ptactwa spiewaj acego. Ka zdy wiedzia dosko-
nale, ze sowo Kanarki u zywane jest tutaj w znaczeniu powszechnie znanym
jako zargonowe okre slenie ztych punktw. Handel punktami nie by oficjalnie
dozwolony, lecz wolno byo regulowa c nimi prywatne zobowi azania czy wr ecz
dokonywa c ich darowizny. Tote z przeprowadzenie transakcji byo rzecz a zupenie
prost a, ale przy korzystaniu z amw gazety nale zao posu zy c si e kryptonimem,
znanym zreszt a tak ze odpowiednim wadzom.
Wszyscy oszukuj a wszystkich i wszyscy wiedz a, ze s a oszukiwani po-
my sla Sneer, lecz rwnocze snie stwierdzi, ze ta konkluzja budzi w nim coraz
mniej zdziwienia. Teraz ju z zrozumia, ze ta cicha umowa spoeczna stanowi je-
den z filarw trwania systemu, w ktrym zyje.
Rubryka Nauka przynosia oferty o nast epuj acej tre sci: Aby lepsz a kla-
s e uzyska c, dzwo n. . . lub: Inteligencj e podnosz e metod a przyspieszon a
rutynowany specjalista, telefon. . . Tak ogaszali si e sredniej klasy lifterzy, nasta-
wieni na tani a maswk e pi e c na cztery.
Wrubryce Praca przewa zay ogoszenia typu: Damzarobi c szstakowi, by-
li bokserzy mile widziani albo co s w tym rodzaju. Chodzio oczywi scie o dora z-
ne skucie komu s mordy lub porachowanie ko sci. Nierzadko zleceniodawc a bywa
szanowany i dobrze pac acy zerowiec.
Najwi ecej niespodzianek niosa zwykle rubryka Usugi r zne. Dzi s tak ze
nie zawioda ona oczekiwa n Sneera, ktry, jak zawsze, zostawi j a sobie na de-
ser. Oprcz typowych ogosze n w rodzaju: Co trzeba, zrobi e za punkty i Do n
pomocn a podam, niedrogo, Sneer znalaz tu tajemnicz a ofert e o tre sci: Daltoni-
sta. Telefon. . . , wieczorem.
Zastanawia si e wa snie, co mo ze oznacza c ten anons, gdy do jego stolika
zbli zy si e Pron. Wygl ada kiepsko, ale robi dobr a min e. W r ece trzyma gazet e.
Czytae s? spyta, sadowi ac si e naprzeciw Sneera ze szklank a piwa.
Uhm. Zdaje si e, ze poszli w maliny. Mo zemy spa c spokojnie.
Ty tak. Dla mnie dopiero si e zacz eo.
W co ty si e wpakowae s, Karl?
Chc a mnie wyko nczy c. Twarz Prona zdradzaa wewn etrzne napi ecie,
jego oczy biegay niespokojnie po wn etrzu baru. My slaem, ze graj a ze mn a
uczciwie, robiem, co kazali. A teraz, zamiast paci c, chc a pozby c si e swiadka.
Jaka s du za sprawa?
118
Dla nich cholernie du za.
Dla ciebie chyba te z. Dziesi e c tysi ecy, to nie w kij dmucha.
A. . . ty sk ad wiesz? sposzy si e Pron.
Punkty gupich nie lubi a. Pami etaj o tym i trzymaj Klucz przy tyku, za-
miast wywija c nim przed oczyma caego Argolandu.
Pron opu sci wzrok.
Masz racj e. W ka zdym razie dzi ekuj e ci za pomoc. Nie miaem poj ecia, ze
masz tak a ci e zk a ap e.
Bo u zywam jej z umiarem, co i tobie radz e w odniesieniu do Klucza i punk-
tw. Dwa razy ju z wdepn aemniechc acy wtwoje zasrane sprawy i wi ecej nie mam
zamiaru nadstawia c si e za ciebie. Zreszt a, b ed e teraz zaj ety.
Dostae s robot e?
W penym oficjalnym sensie tego sowa.
Jak to? Ty?
Wyobra z sobie! Sneer bawi si e zdumieniem Prona. Pac a dobrze,
czemu nie sprbowa c?
Jako zerowiec?
Nie. Jako czwartak.
Nie rozumiem.
Gdyby z tylko tego mrukn a Sneer.
Wi ec wyja snij.
Nie zwierzamy sobie naszych sekretw zauwa zy Sneer cierpko, a Pron
poczerwienia.
No, rozumiesz. Nie mog e ci teraz niczego wyja sni c b akn a. Sam
widziae s. Boj e si e.
Mniejsza o to. A co do tej dziewczyny, to sprawa nadal aktualna. Za par e
dni podam ci mj nowy numer telefonu. Sneer spojrza na gazet e. Aha. . .
Nie wiesz, kto to jest daltonista?
Taki facet, co nie rozr znia kolorw.
Tyle to i ja wiem. Ale tutaj, zobacz.
Pron przeczyta wskazany anons.
Ach, to. . . u smiechn a si e. Nie syszae s? To zupenie nowy wy-
nalazek. Generator pola elektromagnetycznego, ktry, przystawiony do automatu
rozliczeniowego albo kasowego, powoduje zakcenie jego funkcjonowania. Wa-
sciciel takiego urz adzenia za odpowiedni a opat a udaje si e z klientem po zakupy.
Podczas pacenia przystawia swj generator w odpowiednim miejscu do obudo-
wy automatu kasowego, ktry gupieje na chwil e i staje si e daltonist a: pobiera
z Klucza czerwone punkty, chocia z nale zno s c opiewa na zielone. Rzecz jest nie
do wykrycia, bo po wy aczeniu generatora automat wraca do normalnego stanu,
a na konto klienta w Banku trafia informacja o obci a zeniu rejestru czerwonych
punktw.
119
Dobre! powiedzia Sneer z uznaniem.
Dla mnie bez znaczenia. Nie u zywam czerwonych! skrzywi si e Pron.
Bo s gupi! Sneer pokiwa gow a z politowaniem. Kiedy ta metoda
rozpowszechni si e, cena zielonych spadnie na eb!
Jak to?
Pomy sl! Je sli za czerwone mo zna kupi c to samo, co za zielone, to r znica
warto sci spadnie do wysoko sci prowizji, jak a pobiera wa sciciel daltonizatora. Na
twoim miejscu, poleciabym zaraz pod bank i sprzeda wszystkie zielone po cztery
czerwone, o ile ju z nie spady ni zej.
Wiesz powiedzia Pron z podziwem ty masz zerowy eb! Nie wpa-
dem na to!
A z nas dwch, to nie ja przecie z jestem ekonomist a! mrukn a Sneer
z przek asem.
Filip szuka ci e od wczoraj. Pron zr ecznie zmieni temat. Jest ci jesz-
cze winien punkty. Przyjdzie tu koo jedenastej.
Jakie s tam par e kropek. Zapomniaem w tym zamieszaniu.
adne mi par e kropek. Stwa ztych powiedzia Pron melancholijnie.
Ty, Karl, nigdy nie zrobisz wielkiego maj atku! Sneer pokr eci gow a
z politowaniem. Je sli chcesz mie c du zo punktw, musisz je lekcewa zy c. A ty
szanujesz ka zdy punkt, cho cby s mia ich nie wiem ile.
Wi ec, wedug ciebie, dziesi e c tysi ecy to jeszcze nie tak du zo?
Miewaem wi ecej. Nim si e obejrzysz, b ed a warte poow e. Punkty trzeba
wydawa c!
Fakt. Jeszcze dwa lata temu za zte kupowao si e tylko delikatesy i luksu-
sowe towary, a dzi s ju z na samych zielonych nie prze zyjesz.
Nasza wina! Coraz wi ecej durniw z zawy zon a klas a, co udaj a, ze pracuj a
i bior a zte. A od tej ich pracy nie przybywa towarw w sklepie.
Pron zmarszczy czoo i zamy sli si e g eboko.
Kiedy dojdziemy do celu powiedzia po chwili patrz ac w okno kiedy
osi agniemy ten nasz idea powszechnego szcz e scia, wwczas wszyscy, niezale z-
nie od klasy, dostawa c b edziemy tyle ztych, ile teraz ma dobrze zarabiaj acy
zerowiec. Lecz wwczas wystarczy nam tego dokadnie na to, co dzi s ma szstak
za swoje czerwone.
Rzeke s! roze smia si e Sneer. Co s jeszcze ci jednak zostao w gowie
z tej ekonomii.
To ja pieprz e takie szcz e scie mrukn a Pron.
O jedenastej Sneer spotka si e z Filipem. Chopak by wyra znie uszcz e sliwio-
ny, zachwycony sw a drug a klas a i peen nadziei na przysze sukcesy. Na razie
korzysta jeszcze z urlopu, okraszonego mi a perspektyw a zaskoczenia przeo zo-
nego w pracy, ktry tak ze by dwojakiem.
120
Niewiele ci to pomo ze my sla Sneer, inkasuj ac reszt e nale zno sci z Klucza
Filipa. Mimo wszystko, trapi a ci e wyrzuty sumienia z powodu tego liftu. Jeste s
zbyt uczciwy, by co s osi agn a c w naszym swiecie.
Okoo poudnia wybra si e do przychodni lekarskiej. O tej porze lekarze przyj-
mowali gwnie niepracuj acych, wi ec du za liczba oczekuj acych pacjentw nie
przerazia Sneera. Stan a cierpliwie w kolejce do gabinetu znajomego lekarza. Po
kilkunastu minutach by ju z przy drzwiach, a za nim zebrao si e kilka nast epnych
osb.
Poprzedni pacjent wyszed, Sneer wkroczy do gabinetu. Nim zd a zy zamkn a c
za sob a drzwi, usysza:
Ktra klasa? Co dolega?
Czwarta, jak zwykle powiedzia Sneer wesoo. Jak si e masz, Dan!
Ach, to ty! lekarz podnis gow e znad biurka. Jak si e masz, stary
oszu scie!
Nie zle, wydrwipunkcie. Mam spraw e za par e ztych.
O co chodzi? lekarz si egn a po bloczek. Za swiadczenie?

Swiadectwo
zgonu? Bo chyba nie chodzi o zwolnienie z pracy?
Nic z tych rzeczy. Chciabym, zeby s zaj a si e moj a matk a. Ma powa zne
kopoty z zo adkiem.
Kto dzi s nie ma kopotw z przewodem pokarmowym! westchn a le-
karz. Wszystko przez te stupidatory.
Przez co?
To swi nstwo, ktre dodaj a do zarcia i piwa, sprzedawanych za czerwone.
Daje niespodziewane efekty uboczne.
Co to za domieszki? Nie syszaem.
Ogupiacze. Nie mwi si e o tym, ale to ju z przestao by c tajemnic a. B ed a
musieli popracowa c nad czym s nowym. Szstacy zaczynaj a protestowa c. Wi ec
chodzi o twoj a matk e?
Tak. Mieszka w pnocnej dzielnicy, ale pokryj e wszystkie twoje koszty,
gdyby s zechcia zaopiekowa c si e ni a.
Dobrze. Porozmawiamy za chwil e, tylko sko ncz e z tym motochem. To
dugo nie potrwa. Usi ad z sobie tam, za parawanem, i zaczekaj.
Sneer wszed za parawan, a lekarz zawoa nast epnego pacjenta. Spieszy si e,
by nie da c dugo czeka c koledze, a wygl adao to mniej wi ecej tak:
Ktra klasa? Co dolega?
Szsta. Mam ostre ble gowy i. . .
Pije pan?
Nie.
Pali.
Tak.
Du zo?
121
Dwadzie scia dziennie.
Za du zo. Jak pan przestanie pali c, prosz e si e zgosi c. Pi e c punktw. Na-
st epny.
Klasa? Co dolega?
Pi ata. Bol a mnie stawy skokowe.
Pije pan?
Tak.
Pali?
Troch e.
Musi pan przesta c pi c i pali c. Pi e c punktw. Nast epny.
Klasa? Co dolega?
Szsta. Boli mnie zo adek.
Pije pan?
Niewiele.
Pali?
Troch e.
Bierze pan proszki nasenne?
Czasami.
Nie pi c, nie pali c, nie bra c proszkw, pi e c punktw, nast epny. W ci agu
kilku minut za drzwiami nie byo ju z nikogo.
To by wariant superekspresowy usprawiedliwi si e lekarz. Zwykle
rozmawiam z nimi troch e du zej.
Nie badasz ich? zdziwi si e Sneer. Widz e tu peny komplet najlepszej
aparatury diagnostycznej!
Szkoda czasu. Jak syszae s, ka zdy z nich pije albo pali. Czy s adzisz, ze a-
two przesta c pi c i pali c? Musz a wierzy c, ze sami s a winni swoim dolegliwo sciom.
Nie mam czasu zajmowa c si e zbyt dugo pacjentem, pac acym wedug oficjalnego
cennika pi e c czerwonych za porad e. Moje uposa zenie nie zale zy od tego, ilu ich
przyjm e. Klasy pracuj ace poczuwaj a si e do dodatkowych honorariw w ztych,
a ci, tutaj, cho cby chcieli, nie maj a z czego.
Ciekaw jestem, co by s zrobi, gdyby si e okazao, ze ktry s z nich nie pali
ani nie pije? za smia si e Sneer.
O, to drobnostka. Kazabym mu wyleczy c albo wyrwa c kilka z ebw. To
najprostszy sposb na pozbycie si e pacjenta na du zej. Oni boj a si e dentysty jak
ognia. Zreszt a susznie. Pewnie nie korzystae s z pomocy stomatologicznej za
czerwone punkty? Oni tam dopiero maj a metody pozbywania si e pacjenta! Wi ec,
kiedy wysyam kogo s do dentysty, to wiem, ze nie wrci do mnie, dopki mu z eby
same nie wypadn a ze staro sci.
A co wtedy?
Mwi e mu, ze nie ma rady na jego dolegliwo sci. Staro s c, rzecz normalna,
wszystko w czowieku si e ko nczy.
122
Lekarz by wyra znie o zywiony i w dobrym nastroju, ktry sta si e jeszcze
lepszy z chwil a, gdy Sneer wymieni kwot e zaliczki na poczet jego usug.
Powiedz mi, Dan spyta Sneer, nim po zegna lekarza czy mo zliwe
jest takie dziaanie na ludzkie mi e snie, by zwielokrotniy sw a si e?
My slisz o treningu czy o srodkach farmakologicznych?
Nie. Chodzi mi o bod zce fizyczne, stymulacj e bioelektryczn a czy co s
w tym rodzaju.
Wiem, ze na przykad w hipnozie czowiek mo ze przejawia c pewne cechy
fizyczne, nie ujawniaj ace si e w normalnym stanie organizmu. Stymulacja. Bo ja
wiem? Mo ze, w pewnym stopniu. Wymagaoby to chyba do s c skomplikowanej
aparatury, w aczonej w system nerwowy. Wiesz, organizm ludzki kryje w sobie
tyle nieznanych mo zliwo sci. Kiedy s zajmowano si e takimi badaniami, ale ostatnio
jako s nie syszy si e o nowych osi agni eciach w tej dziedzinie.
Po wyj sciu od lekarza Sneer uda si e na Dwunast a Przecznic e, gdzie mia swj
antykwariat digger Benny. W sklepiku byo kilka osb. Benny wygl ada na zde-
nerwowanego i Sneerowi wydao si e, ze daje dyskretne znaki. Zacz a wi ec prze-
gl ada c pki z drobiazgami, spod oka obserwuj ac pozostaych klientw. Dwoje
z nich starsza kobieta i siwy m e zczyzna, wygl adaj acy co najmniej na dwoja-
kw interesowao si e grafik a, rozwieszon a na jednej ze scian. Trzeci, mody
czowiek o t epawym wyrazie twarzy, skrupulatnie przegl ada stare ksi a zki sto-
j ace na regale w g ebi sklepu. Ze sposobu, w jaki jego ci e zkie donie trzymay
i otwieray tom po tomie, mo zna byo wnioskowa c, ze niecz esto miewa w r eku
tak niezwyky przedmiot jak ksi a zka.
To w jego wa snie stron e biegy niespokojne spojrzenia wa sciciela antykwa-
riatu, szczupego, ruchliwego staruszka o bladoniebieskich, swidruj acych oczach,
kr ec acego si e niespokojnie wok stou penego starych czasopism, ceramiki, an-
tycznych zegarkw i mnstwa innych staroci.
Sneer powoli zbli zy si e do stou, Benny rzuci mu krtkie, wymowne spojrze-
nie, a potem, obserwuj ac wci a z m e zczyzn e przy regale, odchyli nieco ku grze
plik starych tygodnikw, ukazuj ac ukryte tam papiery. Sneer zbli zy si e powoli,
a Benny podszed do pek z ksi a zkami, zapewne dla odwrcenia uwagi stoj acego
przy nich klienta.
Wertuj ac tygodniki, Sneer wygarn a spod nich kilka cienkich broszurek, po-
wolnym ruchem wsun a je za bluz e i leniwie skierowa si e ku wyj sciu. Manipula-
cje te nie uszy widocznie uwagi faceta szperaj acego w ksi a zkach.
Panie! usysza Sneer za sob a, gdy kad do n na gace drzwi. Chwi-
leczk e!
Zatrzyma si e i odwrci twarz a do tamtego, stoj acego teraz na srodku sklepu.
Benny, tu z za jego ramieniem, mia do s c przera zon a min e i bezradnie opuszczone
r ece. Pozostali klienci, rzuciwszy bystre spojrzenia za siebie, powrcili do ogl a-
dania obrazkw na scianie udaj ac, ze niczego nie zauwa zaj a.
123
Prosz e mi to pokaza c! za z ada mody czowiek, robi ac dwa kroki w stro-
n e Sneera.
Co?
Papiery, ktre pan schowa.
Wyci agni eta r eka ledwo zd a zya chwyci c klap e bluzy Sneera, ktry obj a j a
doni a w nadgarstku i scisn a. Nie puszcza, dopki nie usysza chrz estu p ekaj a-
cej ko sci promieniowej. Zobaczy przed sob a twarz wykrzywion a blem. Rozwar
do n, r eka przeciwnika opada bezwadnie, a Sneer odwrci si e ku drzwiom i nie-
zbyt szybko oddali si e w stron e zej scia do kolei podziemnej. Po chwili dogoni
go skrzekliwy gos Bennyego, wykrzykuj acy co s na temat obuzw atakuj acych
spokojnych klientw. Sneer u smiechn a si e do siebie, przyspieszy kroku i znikn a
w podziemnym przej sciu.
W hotelu obejrza broszury. Byo to kilka egzemplarzy tego samego tekstu,
zatytuowanego Brakuj acy rozdzia, odbitego prymitywn a metod a na trwaym
papierze. Jedn a schowa do kieszeni, a pozostae ukry w tapczanie. Wiedzia,
ze trzeba odo zy c na p zniej kolejn a wizyt e u Bennyego. Zamanie r eki funk-
cjonariuszowi administracji, ktrym niew atpliwie by mody bibliofil, musiao
poci agn a c za sob a sledztwo i inwigilacj e wa sciciela antykwariatu, i tak ju z po-
dejrzanego o przechowywanie nielegalnych drukw.
Wyjrza przez okno. Byo wczesne popoudnie. Argoland zaczyna wyl ega c na
ulice, tumy kolorowych mrwek dreptay po chodnikach, zapeniay si e sklepy
i lokale rozrywkowe.
Z wysoko sci siedemnastego pi etra patrzy na ten beztroski i szcz e sliwy swiat
popoudniowo-wieczornego miasta, przypominaj acy jaki s festyn czy lunapark,
gdzie wszyscy, pod koniec ka zdego dnia, zapominaj a o codziennych kopotach
i bawi a si e jak dzieci.
Czu si e wa snie jak dziecko, ktre kto s wywleka za r ek e ze swiata barwnych
karuzeli, wspaniaych zabaw, niezwykych atrakcji. Mia wra zenie, ze wkrtce
opu sci ten swiat na zawsze, bo je sli nawet wrci tu kiedykolwiek, nie b edzie ju z
w stanie cakowicie podda c si e jego umowno sci.
A jednak my sla, wpatrzony w g estniej ace potoki przechodniw mimo
caej umowno sci, ten wa snie swiat jest najprawdziwszy, realny; w nim przecie z
zyj a miliony skadaj ace si e na ludzko s c. Je sli nawet istniej a inne miejsca, eksklu-
zywne enklawy rozumu, to czym ze s a wobec tych tocznych lunaparkw, gdzie
toczy si e prawdziwe zycie caej prawie ludzko sci?
Czowiek dorosy, wracaj acy do krainy dzieci nstwa, nie potrafi ju z bawi c si e
beztrosko zabawkami, ktre niegdy s byy tak wspaniae. Nie umie ju z nie do-
strzega c, ze pi ekne ongi s paace zbudowane s a z kiepsko pomalowanej dykty, a ze
starej lalki sypi a si e trociny.
Sneer zdawa sobie z tego spraw e i byo mu smutno, gdy si ega do kieszeni po
wizytwk e i kad palce na klawiaturze telefonu.
124
Dlaczego si e zgadzam? Co mnie do tego zmusza? zastanawia si e, i w tej
samej chwili wzrok jego pad na miedzian a bransolet e.
W jego pod swiadomo sci bysn ea na uamek sekundy nieuchwytna sekwencja
skojarze n, ktrej nie umiaby swiadomie, krok po kroku odtworzy c, lecz po chwili
zna ju z odpowied z:
Ona tego chciaa. Spodziewa si e tego po mnie. Tego, i czego s jeszcze, niewia-
domego, czego dowiem si e we wa sciwym czasie.
Szybkimi ruchami palcw wybra numer wydrukowany na wizytwce.
* * *
Dy zur, rozpoczynaj acy si e o trzeciej po poudniu, by stosunkowo najmniej
nieprzyjemny. Oczywi scie, rola portiera w Instytucie Kluczowym nie bya niczym
zabawnym. Sneer odczuwa to coraz dotkliwiej. Teraz, po kilku tygodniach pracy,
zaczynao go to nu zy c.
Na popoudniowej zmianie mo zna byo wytrzyma c. Dumni z siebie naukowcy,
patrz acy z lekcewa zeniem i zle ukrywan a pogard a na przygupiego w ich mnie-
maniu czwartaka, opuszczali gmach o trzeciej. Mo zna byo spokojnie zabra c si e
do wypeniania zwykych obowi azkw.
Sneer wiedzia z praktyki, ze nie wolno dopuszcza c do powstawania zalego-
sci, bo p zniej trzeba by mozolnie przekopywa c zo za nagromadzonych bzdur,
produkowanych nieustannie przez tych nad etych, pewnych siebie pgwkw.
Instrukcje, jakie otrzyma przed obj eciem stanowiska, zdumiay Sneera nie-
zmiernie. Oswojony ju z z my sl a o fikcyjno sci dziaa n wi ekszo sci pracuj acych
w Argolandzie, wci a z jeszcze tkwi w przekonaniu o autentycznie doniosej roli
uczonych, zwaszcza zerowej klasy, na ktrych jak mniema opiera si e caa
cywilizacja wspczesnego swiata.
Ze swego lifterskiego do swiadczenia wiedzia, ze wielu z nich nie dorasta inte-
lektualnie do posiadanej klasy, lecz s adzi, i z przynajmniej ci najwy zej postawieni
w naukowej hierarchii to ludzie autentycznie m adrzy i po zyteczni.
Wystarczyo kilka tygodni obserwacji, prowadzonej jak gdyby z ukrycia bo
z pozycji czwartaka, na ktrego nie zwracano uwagi by przekonanie to ust api-
o miejsca pewno sci czego s wr ecz przeciwnego: zdolno sci, wiedza i wyniki pracy
zdaway si e by c w odwrotnej proporcji do wysoko sci piastowanych funkcji. Tak
wi ec, cay bez wyj atkw Argoland, od gry do dou, wygl ada na jak a s purnon-
sensow a komedi e, opart a na dziwnych reguach umowno sci: wszyscy udaj a wiar e
w donioso s c wasnej roli spoecznej, skrz etnie przy tym ukrywaj ac przed otocze-
niem fakt niedorastania do tej roli. Rwnocze snie za s wszyscy zdaj a sobie spraw e
125
z udawania innych.
Przed kim wi ec, u licha, grana jest ta komedia? duma Sneer, tkwi ac go-
dzinami za swym stolikiem portiera podczas nudnych dziennych dy zurw.
Przecie z ci prawdziwi zerowcy, ktrzy mnie tu posadzili, najlepiej orientuj a si e
w oglnej sytuacji. Nie oni wi ec s a widzami tego przedstawienia.
Na polecenie swych mocodawcw, podczas popoudniowych dy zurw Sneer
kr a zy po pustym gmachu, zaopatrzony w uniwersalny Klucz, otwieraj acy wszyst-
kie drzwi i przegl ada materiay stanowi ace wyniki prac naukowych Instytutu. Bez
wi ekszego trudu mg zauwa zy c ich zaosn a nieporadno s c, wtrno s c, fikcyjno s c
nawet. Naukowe opracowania byy rozd ete wodnistym wielosowiem, pseudo-
naukowym bekotem, fabrykowanym jakby w nadziei, ze nikt kompetentny nie
zajrzy nigdy do opasych tomw dokumentacji, zalegaj acych regay. Podobnie
byo z pracami eksperymentalnymi. Faszowanie i naci aganie wynikw stao si e
normaln a praktyk a, a wszystko razem byo na og pozbawione warto sci nauko-
wej i poznawczego znaczenia.
W ezowym problemem, wok ktrego obracay si e wszystkie prace badaw-
cze, byo zagadnienie Klucza tego precyzyjnego urz adzenia, ktre mia ka zdy
obywatel Argolandu i innych aglomeracji na caym swiecie. Klucz jest przyrz a-
dem niezmiernie skomplikowanym. W gruncie rzeczy jest to miniaturowy kom-
puter, wsppracuj acy z wszelkiego typu automatami, maj acymi zastosowanie
we wszystkich dziedzinach zycia wspczesnego czowieka. Jest jego portfelem,
paszportem i certyfikatem osobistym, zast epuje wszystkie dawne za swiadczenia,
dokumenty, czeki i inne papierki. Jest po srednim elementem, w aczaj acym ka z-
dego czowieka w Centralny System Komputerowy, reguluj acy zycie spoeczne.
Wsppraca tych tak odmiennych w swej naturze ukadw wymaga pewnej stan-
daryzacji jednego z nich. Klucz jest jak gdyby transformatorem, dopasowuj a-
cym naturalny a wi ec niedoskonay i zindywidualizowany wytwr ewolucji
biologicznej, jakim jest ludzka istota, do precyzyjnego tworu cybernetyki.
Ta doniosa rola Klucza w zyciu nowoczesnego spoecze nstwa wymaga
tak wydawao si e dot ad Sneerowi nieustannego doskonalenia tego urz adzenia,
w celu rozszerzenia jego mo zliwo sci, zapobiegania nadu zyciom, wzbogacania je-
go funkcji. Rozpoczynaj ac prac e w Instytucie Kluczowym, Sneer by przekonany,
ze tymi wa snie zagadnieniami zajmuj a si e uczeni pracownicy tej placwki. S a-
dzi, ze udoskonalaj a oni mikroukady, konstruuj a wymy slne czujniki i blokady,
wymy slaj a nowe zastosowania dla Klucza.
Ku swemu zdumieniu, bardzo pr edko przekona si e, ze nawet najwy zej posta-
wieni w instytutowej hierarchii zerowcy, firmuj acy swymi nazwiskami wi ekszo s c
naukowych prac Instytutu, maj a zaledwie znikome poj ecie o cao sci zagadnienia.
Sprawiali wra zenie, ze nie znaj a nawet ideowego schematu po acze n poszczegl-
nych elementw Klucza!
Praca uczonych polegaa wa snie na rozszyfrowywaniu poszczeglnych ele-
126
mentw skadaj acych si e na Klucz, na badaniu i wykrywaniu zasad jego dziaania,
na wynajdywaniu tkwi acych w nim, a nie wykorzystanych jeszcze mo zliwo sci!
To byo zdumiewaj ace. Klucz by obiektem bada n, tak jak ongi s bya nim dla
biologw struktura komrki, a potem cz asteczki biaka; jak dla neurologw
budowa i dziaanie ludzkiego mzgu. Klucz by jak gdyby tworem danym
obiektywnie, skonstruowanym przez kogo s innego, bli zej nie okre slonego, kto
w dodatku zapomnia dostarczy c odpowiedniej kompletnej dokumentacji swego
wyrobu.
Badania prowadzone w Instytucie przypominay przy tym badawcz a dziaal-
no s c dziecka, ktre przy u zyciu motka i obc egw zg ebia tajniki zegara kwarco-
wego. Wyniki tych bada n byy adekwatne do metod i mo zliwo sci badaczy.
Gdy po paru dniach pracy Sneer podzieli si e swymi spostrze zeniami z Bar-
nem, funkcjonariuszem Rady Nadzorczej, ktry zwerbowa go do tej roboty, w
u smiechn a si e z zadowoleniem i powiedzia:
Trafie s w sedno sprawy, Sneer. Oni powinni bada c Klucz z caym przeko-
naniem, ze to, co robi a, jest niezmiernie wa zne i doniose. Przekonanie takie winni
podziela c rwnie z inni uczeni, zatrudnieni w innych dziedzinach i zajmuj acy si e
innymi, lecz rwnie pozornymi problemami. Og za s powinien swi ecie wierzy c,
ze od wynikw prac uczonych zale zy caa gospodarka aglomeracji i osobisty do-
brobyt ka zdego obywatela. Twoja rola polega na tym, by, po pierwsze, nasi uczeni
ani na chwil e nie zw atpili we wasn a genialno s c oraz w sens i donioso s c tego, co
robi a; po drugie, by przypadkiem nie udao im si e zbada c wszystkiego do ko nca,
bo wwczas mogliby sprawia c nam kopoty i zmusiliby nas do wymy slania im
nowych zabaw.
Osobi scie w atpi e, by udao im si e cho cby we fragmentach rozpracowa c Klucz,
je sli nie b edziesz im zbyt wydatnie pomaga. W razie czego, musisz im tak ze
troch e przeszkadza c, myli c tropy, kierowa c na faszywe tory. Sowem, b edziesz
w naszym imieniu nieoficjalnie sterowa ich dziaalno sci a. Dobierali smy ich sta-
rannie. Nie powinno by c w srd nich rzeczywistych zerowcw, wi ec chyba nie
sprawi a ci kopotw. Ale musisz na nich wci a z uwa za c!
Jaki to ma sens? dopytywa si e wwczas Sneer, nie pojmuj ac celu ta-
kich mistyfikacji. Czy zby chodzio o stworzenie pozorw, w ktre wierz a sami
uczestnicy pozoracji? Czy mo ze o to, by zaj eci nonsensown a, niepotrzebn a niko-
mu dziaalno sci a, nie mieli czasu na zajmowanie si e prawdziwymi, rzeczywistymi
problemami?
Po c z mam ci wyja snia c nasze motywy, skoro sam je stopniowo odkryjesz
swoj a zerow a mzgownic a! roze smia si e Barn.
Tak wi ec, Sneer trzyma c musia si e instrukcji: w dzie n udawa niezbyt rozgar-
ni etego czwartaka, podsuchuj ac rozmowy, ktrych teoretycznie nie powi-
nien rozumie c. Gdy natomiast mia popoudniowy lub nocny dy zur i pozostawa
sam w gmachu, obchodzi laboratoria i pracownie uczonych i kontrolowa wy-
127
niki ich pracy. Na szcz e scie, nie mia z tym zbyt wiele roboty, bo w szufladach
wi ekszo sci biurek znajdowa tylko arkusze papieru pobazgrane bezsensownymi
zawijasami owoc caodniowej symulowanej dziaalno sci naukowej.
Je sli tak wygl ada dziaalno s c uczonych, to mo zna sobie wyobrazi c, jak wygl a-
da praca na ni zszych szczeblach, gdzie przewa zaj a dwojacy i trojacy konkludo-
wa ze zgroz a, lecz natychmiast nasuway si e pocieszaj ace wnioski. Ale je sli
jest to zjawiskiem powszechnym, i mimo wszystko cay mechanizm spoeczno-
gospodarczy jako s dziaa, nale zy s adzi c, i z praca wszystkich zatrudnionych oby-
wateli Argolandu jest psu na bud e potrzebna, stanowi ac tylko kamufla z. Ale. . .
dla kogo? Czemu ma su zy c ta komedia? Przed kim jest odgrywana? Czy wszy-
scy udaj a przed wszystkimi, ze wszystko tu dzieje si e na serio, ze jest niezb edne
i konieczne? Dla kogo ci prawdziwi zerowcy, ta bli zej nie okre slona grupa, zwana
Rad a Nadzorcz a, utrzymuje w ruchu t e fikcj e, to spoeczne perpetuum mobile
absurdu?
Sneer przypomnia sobie reklamowy pokaz sprawno sci sexomatw. Tak, ju z
wtedy nasun eo mu si e podejrzenie, ze automatyzacja wszystkich dziedzin zy-
cia czyni zb edn a obecno s c czowieka na tym globie. Czy zby chodzio o to, by
za wszelk a cen e utrzyma c w spoecze nstwie przekonanie, ze tak nie jest? Prze-
cie z, je sli si e dobrze zastanowi c, to bior ac pod uwag e t e pozorno s c i umow-
no s c czynno sci osb pracuj acych mo zna by wyeliminowa c potrzeb e pracy
dalszych kilkunastu procent ludno sci, pozostawiaj ac na stanowiskach tylko tych,
ktrzy s a niezb edni do nadzorowania automatw! W gruncie rzeczy stanowio-
by to osi agni ecie celu, jakim jest spoecze nstwo dobrobytu, zaj ete tylko konsu-
mowaniem dbr, ju z nawet bez konieczno sci stwarzania pozorw jakiejkolwiek
produktywnej dziaalno sci.
A jednak Rada Nadzorcza z jakich s jej tylko znanych powodw od-
wleka ten moment. Wygl ada na to, ze nawet usiuje utrzyma c istniej acy stan
rzeczy! Toleruje dobrze znane i atwe do zlikwidowania, ujemne zjawiska spo-
eczne, przest epczo s c nawet, by nie trzeba byo ogranicza c liczebno sci aparatu
administracyjno-porz adkowego! Utrzymuje instytuty, ktre niczego nie odkrywa-
j a, urz edy, ktre niczemu nie su z a.
Zakadaj ac, ze w Radzie zasiadaj a ludzie rzeczywi scie m adrzy, ktrzy wie-
dz a, co robi a, nale zy wyci agn a c st ad wniosek, i z taki stan jest z jakich s wzgl edw
optymalny. Ta caa spoeczna fikcja musi czemu s su zy c, je sli popieraj a j a Rady
wszystkich aglomeracji. Niemo zliwe, by tym swiatem kierowali sami ob aka ncy!
rozumowa Sneer, kr a z ac po pustych korytarzach instytutu. A ci, ktrzy
chc a ogowi u swiadomi c umowno s c i sztuczno s c obecnej sytuacji, dziaaj a prze-
ciw zamiarom Rady, przeciw temu optymalnemu stanowi rzeczy i dlatego nie s a
tolerowani. Widocznie odkamanie sytuacji, jakiego domagaj a si e w swych pro-
klamacjach, spowodowaoby jakie s powa zne kopoty.
Sneer przypomnia sobie o nagraniu, o ktre prosi Bennyego par e tygodni
128
temu. Zaj ety nowymi obowi azkami, nie zgosi si e dotychczas do sklepiku digge-
ra. Poszukiwania Alicji te z jak dot ad pozostay bez rezultatu. Maj ac do s c
ztych bo jego mocodawcy rzetelnie wywi azywali si e z finansowych obiet-
nic Sneer zawiesi dziaalno s c w swym zawodzie, rzadziej teraz obraca si e
w srd kolegw po fachu. Kilka godzin dziennej pracy w instytucie mimo i z
nie bya ona zbyt wyczerpuj aca rozbijay mu kompletnie dzie n, zmuszaj ac do
modyfikacji trybu zycia i obyczajw.
Dzisiejszy dzie n pracy rozpocz ety o trzeciej po poudniu, gdy pracownicy
opuszczali wa snie instytut Sneer zacz a od normalnej kontroli stanu prac po-
szczeglnych zespow. Jego podopieczni nie wysilali si e specjalnie.

Srodek lata
nie nastraja ich widocznie do wyt e zonej, twrczej pracy. My sleli raczej o urlo-
pach, o wypoczynku nad jeziorem ni z o zg ebianiu tajnikw mikroobwodw Klu-
cza. Nie byo wi ec nawet niczego, co mgby skorygowa c ani te z zam aci c.
Ko ncz ac obchd pracowni i gabinetw, zajrza, jak zwykle, do sekretariatu dy-
rektora. Od dawna ju z zamierza dobra c si e do kasy pancernej stoj acej w dyrektor-
skim gabinecie, gdzie wedle informacji szefa personalnego, ktry wprowadza
Sneera w jego obowi azki znajdowa c si e miay najdonio slejsze, tajne dokumen-
ty i opracowania naukowe. Sejf powierzono szczeglnej uwadze portiera. By on
zabezpieczony dodatkowymi, specjalnymi czujnikami alarmowymi, po aczonymi
z instalacj a blokuj ac a wyj scia z gmachu, na wypadek wamania.
C z takiego mog a trzyma c w tym sejfie? zastanawia si e Sneer. S adz ac
po tre sci prac, ktre tu powstaj a, nie byoby dziury w niebie, gdyby kto s nagle
opr zni to pudo.
Z racji swej roli tajnego zerowca, wprowadzonego tutaj przez Rad e Nadzor-
cz a, Sneer czu si e upowa zniony tak ze do przetrz a sni ecia sejfu. Specjalny Klucz,
dostarczony przez Barna, umo zliwia otwarcie ka zdego zamka w gmachu instytu-
tu.
Jednak dobranie si e do sejfu wymagao wy aczenia sygnalizacji alarmowej,
ktrej centrala znajdowaa si e na parterze gmachu. Ilekro c Sneer znalaz si e w se-
kretariacie na drugim pi etrze, odkada przejrzenie zawarto sci sejfu na p zniej, bo
nie chciao mu si e schodzi c na d w celu wy aczenia alarmu.
Dzi s jednak ze postanowi przejrze c wreszcie ten sejf, traktuj ac to jako zwyk a
formalno s c. Zada sobie trud zej scia na parter, a potem otworzy stalowe drzwi
kasy i wydoby na biurko grub a czerwon a teczk e z odr ecznymi notatkami.
Papiery byy na tyle interesuj ace, ze Sneer po swi eci dwie godziny na ich prze-
gl adanie.
A to dranie! powiedzia do siebie na gos, doszedszy do ostatniego
arkusza. Tego bym si e po nich nie spodziewa!
Z papierw wynikao, ze naukowcy, produkuj acy na co dzie n sterty bezu zy-
tecznej bzdury, potrafi a poza tym wymy sla c zupenie niegupie rzeczy. Wpraw-
dzie trudno byoby nazwa c to osi agni eciami naukowymi, lecz z praktycznego
129
punktu widzenia to, co zrobili, dawao im niebagatelne prywatne korzy sci!
A spryciarze! mrucza Sneer z pewn a doz a podziwu, przegl adaj ac raz
jeszcze r ekopis i zawarte w nim schematy.
Jego lifterska dusza nie moga nie odda c sprawiedliwo sci kolegom oszustom.
Jako fachowiec zarwno w elektronice, jak w oszuka nstwie, potrafi sprawiedli-
wie oceni c finezyjny kant, artystycznie przeprowadzone oszustwo.
Bardzo adna robota! zachwyca si e z coraz wi ekszym podziwem, w miar e
zg ebiania tajemnicy znalezionej w sejfie. Wi ec jednak paru spo srd nich to
prawdziwi zerowcy! Mo ze nie genialni, ale z gow a na karku. Nie znaj ac schematu
Klucza, rozgry zli nieatwy problem! A do tego jeszcze przez cay czas udaj ac
gupszych ni z s a naprawd e! U spili czujno s c Rady, bo gdyby znaa ich prawdziwe
mo zliwo sci, nie pozwoliaby im dziaa c w tej dziedzinie!
Sneer zajrza raz jeszcze do wn etrza sejfu i wydoby z niego Klucz. Obejrza
go i zanotowa numer ewidencyjny. Potem si egn a do telefonu i wywoa Biuro
Ewidencji. Poda numer i czeka ze suchawk a przy uchu.
Kto? wykrzykn a nagle i podskoczy na krze sle. Prosz e powtrzy c?
Odo zy suchawk e i sta przez chwil e bez ruchu, krztusz ac si e wewn etrznym
smiechem. Raz jeszcze podnis suchawk e, wybra numer centrali hotelu Ko-
smos i numer pokoju.
Hej, ty, stary oszu scie! powiedzia ze smiechem. Jak to kto mwi?
Sneer. Posuchaj, to bardzo wa zne, dla ciebie przede wszystkim: Czekaj na mnie
w hotelu. Ani kroku z kabiny, rozumiesz?
Roz aczy si e, odczeka kilka minut i zadzwoni do Barna z Rady.
Mam co s ciekawego. Ci chopcy, tutaj, zrobili pi ekn a rzecz: uniwersalny
wytrych do krainy szcz e scia. Ale widocznie, zeby osi agn a c szcz e scie, trzeba mie c
troch e szcz e scia. Oni, niestety, mieli pecha. Przy slesz kogo s, czy mam stre sci c
spraw e przez telefon? Tak, tak. . . Lepiej, je sli kto s przyjedzie. Sprawa nie mo ze
czeka c do jutra, trzeba ich od razu wszystkich. . . Tak, mam tu wykaz numerw
Kluczy caej szajki. Przygotowali jeden prbny egzemplarz. Mieli go wyprbo-
wa c, ale tu nie ma informacji, komu go przekazali. Dobrze. Czekam.
Sneer rozejrza si e po pokoju, si egn a po popielniczk e, a potemwydar ostatni a
kart e z teczki i spali. Przez chwil e obraca w doni Klucz Prona, wreszcie schowa
go do kieszeni i powoli zszed po schodach na d.
No, popatrz tylko! Modszy z przybyych zerowcw przerzuca arkusze
z czerwonej teczki. Zawsze mwiem, ze kto s to kiedy s wykombinuje!
To bardzo cenna zdobycz, kolego! Starszy u smiechn a si e do Sneera.
Nasi uczeni okazali si e m adrzejsi, ni z my sleli smy. Zrobili Wieczny Klucz. Prosz e
o niczym nie mwi c zmiennikowi. Na pa nskim dy zurze nic si e nie wydarzyo.
Drzwi sejfu zostawiamy przymkni ete; niech my sl a, ze ktry s zapomnia je zatrza-
sn a c.
Nie ka zecie ich aresztowa c? zdumia si e Sneer.
130
Aresztowa c? My nie mo zemy nikogo aresztowa c, kolego. Musiaaby to
zrobi c policja. A przecie z w srd tej grupy jest paru zerowcw! Policjanci za s to
przewa znie trojacy.
To przecie z przest epcy! Udawali liftowanych zerowcw, by nikt nie podej-
rzewa ich o zdolno sci, ktre posiadali.
Ale to zerowcy, de nomine i de facto! powiedzia modszy z naciskiem.
Nie mo zemy publicznie podwa za c autorytetu zerowcw, a do tego jeszcze
uczonych z powa znego instytutu. Jak by to wygl adao w oczach obywateli in-
nych klas? Oni musz a wierzy c nie tylko w intelekt, lecz tak ze w nieskaziteln a
uczciwo s c zerowcw. To podstawowy warunek zaufania do nas, wiary w nasze
predyspozycje do kierowania aglomeracj a.
Wi ec ujdzie im to bezkarnie? Pozostan a tutaj?
Na razie tak. Starszy zerowiec skin a gow a, chowaj ac papiery do teczki.
Pozostan a tu, i to b edzie dla nich kar a.
Widz ac zdumion a min e nic nie rozumiej acego Sneera, obaj zerowcy wymie-
nili porozumiewawcze spojrzenia, a starszy wyja sni:
Jest pan nowym pracownikiem. P zniej zrozumie pan dokadniej, o co tu-
taj chodzi. Na razie mo zemy powiedzie c tylko tyle, ze caa grupa pozostanie na
swoich stanowiskach, natomiast pana st ad wycofamy. Kiedy odkryj a brak doku-
mentw, poczuj a si e zagro zeni i zdemaskowani, ale nie b ed a wiedzieli, kto ak-
tualnie posiada ich tajemnic e. B ed a najpierw podejrzewali, ze zdrajca jest w srd
nich. B ed a nieufni wzgl edem siebie. B ed a czekali, dr eczyli si e oczekiwaniem na
skutki utraty tych papierw. B ed a ostro zni, lojalni wobec wadz, palcem nie kiw-
n a przeciwko nam, b ed a do przesady skrupulatnie respektowali nasze zalecenia.
Sowem, b edziemy mieli ich cakowicie w r ekach. Rozumie pan teraz?
A. . . je sli pomy sl a, ze ten, kto ukrad dokumenty, nie pozna si e na ich
znaczeniu?
Posiejemy wich umysach niepewno s c, wydamy policji dyspozycje wspra-
wie zatrzymania tych najmniej znacz acych potek, ktrych nazwiska znamy. Ka-
zemy zacz a c aresztowania po kolei, od d o u, od ostatnich po srednikw i agen-
tw, dziaaj acych na zlecenie gwnych szefw szajki. B ed a dr ze c z niepewno sci
nie wiedz ac, jak wysoko si egnie policja.
Ale zerowcw nie ka zecie aresztowa c?
Ju z wyja sniaem, ze mogoby to zaszkodzi c reputacji naszej klasy.
Wi ec gwni aferzy sci zostan a na swoich stanowiskach?
Nie na dugo. Dyrektora po slemy wkrtce na emerytur e. On zreszt a zawini
tylko tym, ze przymkn a oko na afer e w zamian za obietnic e otrzymania Wiecz-
nego Klucza. Pozostaych stopniowo przeniesiemy na inne, wy zsze stanowiska.
Wy zsze?
Tak. Po to, by mie c ich na oku i lepiej wykorzysta c ich rzeczywiste mo zli-
wo sci. Na pewnych stanowiskach trzeba pracowa c, nie ma czasu na zajmowanie
131
si e kombinowaniem. Nie musz e chyba tego wyja snia c, by pan przecie z lifterem.
U nas, w obszarze continuum, jest podobnie.
Przepraszam. . . wtr aci Sneer. Co to jest obszar continuum?
Za dugo musiabym wyja snia c. Starszy zerowiec wzi a teczk e pod pa-
ch e i ruszy ku wyj sciu. Prosz e zgosi c si e normalnie do pracy, pojutrze, o dzie-
wi atej rano. Przy slemy acznika Rady. Reszty dowie si e pan po tamtej stronie.
Po tamtej stronie czego?
Po tamtej stronie zera u smiechn a si e uprzejmie zerowiec, skin a na
towarzysza i obaj ruszyli ku wyj sciu. Sneer poszed za nimi, by ich wypu sci c
z gmachu. W gowie mia lekki zam et. Czu, ze znw wyj eto mu kilka cegieek
z mozolnie budowanego modelu tej skomplikowanej rzeczywisto sci, w ktr a by
uwikany wraz z caym otaczaj acym go swiatem.
O dziewi atej Sneer mg opu sci c instytut, pozostawiaj ac na su zbie nocnego
zmiennika. Wzi a z postoju samochd i w ci agu kilku minut by ju z w Kosmo-
sie. Pron czeka w swoim pokoju. Wida c byo, ze trz esie si e ze strachu.
Dawaj ten Klucz! powiedzia Sneer bez wst epw, wyci agaj ac r ek e w je-
go kierunku.
Pron cofn a si e o krok, patrz ac na niego wybauszonymi oczyma z takim za-
skoczeniem, ze Sneer roze smia si e go sno.
Daj! powtrzy. Znam spraw e. Je sli mi go oddasz, masz szans e ura-
towa c skr e i te dziesi e c tysi ecy.
Pron poda mu Wieczny Klucz, a Sneer wydoby z kieszeni jego oryginalny.
Masz, cwaniaku! powiedzia sarkastycznie. Nic mi si e za to nie nale-
zy, chocia z wydobyem ci e z ci e zkich tarapatw. Masz swoje punkty i martw si e
dalej sam. Musisz znikn a c na pewien czas. A najlepiej zrobisz, je sli zatelefonu-
jesz jutro do faceta, od ktrego dostae s to cudo, i powiesz mu, ze to policja oddaa
ci twj wasny Klucz, zabieraj ac tamten. Nie r ecz e, czy to wystarczy, by si e od
ciebie odczepili. B ed a chcieli odzyska c swoje punkty. Ale, by c mo ze, wkrtce ich
zamkn a. Przynajmniej tych, z ktrymi miae s bezpo srednio do czynienia.
A ja? Co zrobi a ze mn a?
Poj ecia nie mam. Wydaje mi si e, ze mogliby dotrze c do ciebie tylko na
podstawie zezna n czonkw tamtej szajki. Ale jedynym dowodem mgby by c
przelew, ktry ci dali.
To byy punkty z Klucza jakiej s dziwki mrukn a Pron. Mo ze. . . lepiej
b edzie znale z c j a i odda c. . . Albo. . . p na p. . .
To ju z twoja sprawa. By c mo ze jej nie zidentyfikuj a. Na li scie uczestnikw
afery nie byo ani ciebie, ani tej kobiety.
Sk ad ty wiesz o tym wszystkim?
Niewa zne. Na przyszo s c uwa zaj.
Niech mnie szlag trafi, je sli dam si e jeszcze w co s uwika c! zakl a si e
Pron. Niech diabli wezm a te tysi ace! Czort mnie podkusi wazi c w nie swoje
132
bran ze. Od jutra zajmuj e si e tylko uczciwym liftingiem!
Masz racj e. Tym bardziej ze ja znikam st ad na dobre i nikt ci e ju z nie b edzie
wyci aga z bagna.
A. . . ta dziewczyna? Gdyby si e pokazaa?
Powiedz jej ode mnie, ze wr zby si e speniy. I jeszcze, ze dzi ekuj e za
praktyczny upominek.
Nic wi ecej?
Spytaj, czy chciaaby co s dla mnie przekaza c. Je sli to b edzie mo zliwe,
sprbuj e skontaktowa c si e z tob a za jaki s czas. Na razie i tak musisz si e dobrze
schowa c. Sneer wsta z krzesa.
Pron u scisn a jego wyci agni et a r ek e.
Dzi ekuj e ci jeszcze raz! powiedzia wylewnie.
Sneer u smiechn a si e w milczeniu. W gruncie rzeczy, ten ysawy, wyupiasty
czwartak czy mo ze nawet trojak by sympatyczniejszy ni z si e na pocz atku
wydawao. Poczu, ze tam, po drugiej stronie zera cokolwiek miaoby to
oznacza c b edzie mu brakowao pechowca Karla Prona, tak jak caego tego
swiatka, z ktrego przeciwno sciami boryka si e may lifciarz.
* * *
Telefon u Bennyego nie odpowiada. Sneer wybra jeszcze raz numer anty-
kwariatu, odczeka minut e i odo zy suchawk e. Przez chwil e zastanawia si e, zwi-
jaj ac w doniach plik broszur.
Trzeba tam zajrze c zdecydowa, wsuwaj ac papiery do kieszeni.
Zbieg po schodach i rozejrza si e za wolnym samochodem. Postj by pusty,
wi ec ruszy w kierunku najbli zszej stacji kolei podziemnej.
Od czasu, gdy zacz a pracowa c, zamieszka w jednym ze starych budynkw
w zeszowiecznej cz e sci srdmie scia. Nie byo to wygodne, ale jako uczci-
wy czwartak musia zachowywa c pozory. Tego wymagali pracodawcy, obiecu-
j ac zreszt a, ze to dugo nie potrwa. Sneer bez zalu opuszcza teraz ciasn a kabin e
w przeludnionym domu. Ostatni a noc postanowi sp edzi c, jak dawniej, w hotelu
Kosmos. Nie prbowa ustala c, czy ci agnie go tam bardziej przyzwyczajenie do
wygd, czy te z nadzieja spotkania Alicji. Prawdopodobnie oba motywy odgrywa-
y tu rol e, bo standard mieszkaniowy czwartaka da mu si e ju z dobrze we znaki,
a wspomnienie Alicji nie osabo, mimo i z od jedynego z ni a spotkania upywa
szsty tydzie n.
Przy stacji metra dostrzeg na postoju wolny samochd, wi ec przyspieszy
kroku i dopad go przed m e zczyzn a, nadchodz acym z drugiej strony ulicy. Za-
133
trzasn a drzwiczki, wsun a Klucz do stacyjki i chuchn a w probierz trze zwo sci.
Silnik zaszumia cicho, Sneer ruszy ostro i pomkn a pust a uliczk a, smign awszy
przed nosem niedoszego pasa zera.
Sklepik Bennyego by zamkni ety. Tabliczka wywieszona woknie informowa-
a, ze wa sciciel korzysta z urlopu, lecz brakowao informacji o terminie otwarcia.
Sneer domy sla si e, co to mo ze oznacza c. Na wszelki wypadek nie prbowa
nawet zagl ada c do mieszkania diggera.
Spojrza na Klucz. Dochodzia druga po poudniu.
Do licha! pomy sla. Mam wci a z uczucie, jakbym zegna si e z tym mia-
stem.
Od rana byo mu dziwnie smutno. Mia dzi s wolny dzie n po wczorajszej po-
poudniowej su zbie, uwie nczonej odkryciem w instytutowym sejfie. Jutro rano
powinien zjawi c si e w pracy, lecz zgodnie z zapowiedzi a zerowcw z Rady, mia
to by c ostatni dzie n jego kariery na etacie portiera Instytutu Kluczowego.
Bezwiednie skr eci na podjazd przed hotelem Kosmos. Wysiad i zatrzasn a
drzwiczki samochodu, ktry potoczy si e powoli w stron e postoju.
W hotelowej knajpie siedzia w najlepsze Pron w towarzystwie dwch dziew-
czyn. Sneer podszed do stolika.
Jeszcze tu jeste s! powiedzia z dezaprobat a.
Pron wsta chwiejnie i bior ac Sneera pod rami e odprowadzi go o kilka krokw
od stolika.
Przyszed mi do gowy lepszy pomys! powiedzia szeptem. Widzisz
tych dwch chopcw koo automatu z piwem?
Sneer obejrza si e dyskretnie. Obaj chopcy mieli po dwa metry wzrostu
i twarze skrajnych szstakw.
To lepsze, ni z ukrywanie si e wyja sni Pron. Gdzie z zreszt a mgbym
si e schowa c? Teraz, kiedy mam normalny Klucz, mog e paci c im ztymi.
Ile ci e to kosztuje?
Po ztym dziennie plus zarcie.
Drogo zauwa zy Sneer, obrzucaj ac krytycznym spojrzeniem obu goryli.
Mam nadziej e, ze niedugo b ed e mg ich zwolni c.
Zawoaj tu ktrego s z twoich obro ncw. Sneer u smiechn a si e chytrze.
Pron zrobi gest w stron e osikw. Podeszli obaj.
Sprbujemy, czy jeste scie warci trzydziestu punktw na miesi ac! Sneer
opar okie c o blat pobliskiego stolika.
Poo zy ich obu na r ek e. Wszyscy trzej w acznie z Pronem mieli zupenie
baranie miny.
Musicie jeszcze po cwiczy c, chopcy! rzuci Sneer lekcewa z aco.
Jak ty to robisz, Sneer? Pron nie mg wyj s c z podziwu, a goryle, za-
wstydzeni pora zk a, usun eli si e w k at sali.
134
Sneer pozostawi to pytanie bez odpowiedzi. Spyta o Alicj e, ale Pron nie wi-
dzia jej ani razu w ci agu ostatnich tygodni. Za to w automacie recepcyjnym do-
wiedzia si e, ze w skrytce czeka na niego jaki s list. Wsun a Klucz do szczeliny
kontrolnej, i po chwili trzyma w doniach kopert e. Nie byo na niej nazwiska
nadawcy.
Na maym kawaku trwaego papieru znalaz kilka skre slonych pospiesznie
sw.
To co zabrae s, dobrze schowaj. Oddasz mi p zniej. Na odwrocie
jest to, o co prosie s.
B.
Na drugiej stronie kartki widnia napisany na maszynie tekst piosenki. Sneer
schowa papier do koperty i wsun a do kieszeni, bo od strony restauracji zbli za
si e Pron.
Mam pro sb e powiedzia Sneer, wydobywaj ac plik broszur. Schowaj
to do swojej skrytki. Zgosz e si e po to kiedy s.
Trefne?
Raczej tak.
W porz adku! Pron wsun a broszury za pazuch e. Na jak dugo znikasz
tym razem?
Poj ecia nie mam. Ale b ed e tu jeszcze do jutra. A gdyby ta dziewczyna. . .
Pami etam, co mam powtrzy c u smiechn a si e Pron. Powodzenia,
stary!
* * *
Sneer szed brzegiem pla zy, rozgl adaj ac si e po jeziorze. Wiao mocno, zagle
jachtw smigay po zatoce, jaka s damska zaoga z piskiem taplaa si e tu z przy
brzegu, usiuj ac postawi c przewrcon a d z.
Przed chwil a, id ac tutaj, Sneer dostrzeg w ulicznym tumie dziewczyn e, ktra
z daleka wydaa mu si e Alicj a. Pogoni za ni a, klucz ac w srd przechodniw, by
po chwili przekona c si e, ze to pomyka.
Teraz nie mg pozby c si e my sli o niej. Czu, ze zostaje za nim to miasto
i ta dziewczyna. Mia wra zenie, ze zamyka si e pewien rozdzia w jego zyciu, ze
co s zmienia si e radykalnie, odcinaj ac mu mo zliwo s c powrotu do leniwej, beztro-
skiej egzystencji czowieka wykorzystuj acego nieznaczn a jedynie cz astk e swych
135
mo zliwo sci. Przeczuwa, ze teraz zacznie si e jakie s zycie naprawd e w od-
r znieniu od tego umownego przedstawienia, w ktrym dot ad uczestniczy jako
jeden ze statystw. Czu to, lecz wiedzia rwnie z, ze nie mo ze si e ju z cofn a c.
Podniecaj aca tajemnica, ktrej r abka ledwie uchyli, kusia go samym swym
istnieniem, poci agaa go tak samo, jak owa nie poznana do ko nca niebieskooka
dziewczyna, co przemkn ea przez jego zycie w jedn a z krtkich letnich nocy.
Prosz e pana! usysza nagle za plecami nie smiay gos.
Odwrci si e. Jasnowosy chopak zatrzyma si e w odlego sci dwch krokw.
Sneer pozna Filipa.
Jak si e masz! wyci agn a do n w jego stron e.
Pron powiedzia, ze tutaj najpr edzej pana znajd e. Chciabym zapyta c. . .
j aka si e Filip.
Usi ad zmy! Sneer zbli zy si e do betonowej balustrady oddzielaj acej pla-
z e od nabrze za basenu jachtowego. Jak ci si e powodzi z dwjk a?
Ot z wa snie! Filip zrobi zaosn a min e. Chciabym spyta c, ile kosz-
tuje zrobienie pierwszej klasy?
Ho, ho! za smia si e Sneer. Ju z? Co si e stao?
Bo. . . widzi pan. . . Kiedy przyszedem do pracy z moj a dwjk a, to wpraw-
dzie dali mi pi etna scie ztych podwy zki, ale. . . mj szef, ktry te z mia dwjk e,
w ci agu tygodnia podliftowa si e na jedynk e. . . Wi ec wa sciwie. . . wszystko zo-
stao po staremu. Te pi etna scie punktw wi ecej to te z nie tak du zo. Ostatnio ceny
poszy w gr e, za wszystko trzeba paci c ztymi, a zielone spady katastrofalnie.
No, ale za to pewnie dziewczyny bardziej ci e lubi a? u smiechn a si e
Sneer. Dwojak, to ju z jest kto s!
Ee, tam! Filip zaczerwieni si e po ko nce uszu. Jak kto s nie umie
gada c z dziewczynami, to nawet zero nie wystarczy. Pan, to potrafi! Karl mi opo-
wiada.
Nie wierz mu. To porz adny chop, ale straszny garz! Wi ec chcesz kupi c
sobie jedynk e. My slisz, ze ci to pomo ze, ze b edziesz zadowolony?
Nie wiem. Trzeba chyba prbowa c?
To kosztuje pi e cset ztych.
Du zo. Ale mo ze uda mi si e zaoszcz edzi c. Za ptora roku, za dwa lata.
Pron znajdzie ci dobrego liftera.
A pan?
Ja nie dziaam ju z w tej bran zy. Przynajmniej w najbli zszym czasie. Ale
jest paru innych.

Zycz e powodzenia.
Patrzy za odchodz acym Filipem. Korcio go, by zawoa c za nim:
Daj temu spokj, to bzdura, oszustwo, farsa! To nic nie warte, szkoda punk-
tw! Nie wspinaj si e, nie rozbudzaj w sobie pragnie n i ambicji, ktrych nigdy nie
zaspokoisz.

Zyj, po prostu zyj, bo nie obejrzysz si e nawet, a sko nczy si e zycie,
i nie zd a zysz go posmakowa c!
136
Milcza jednak, bo wiedzia, ze nic by to nie pomogo. On sam te z przecie z
pcha si e gdzie s tam, w gr e, na ton acy w chmurach szczyt piramidy, w nieznan a
dziedzin e tajemnych si, ktre dla niewiadomych celw poci agay za niewidzial-
ne sznurki, animuj ace te bezwolne rzesze ludzkich marionetek, takich jak Filip
wa snie i jemu podobni, podejmuj acych bezsensown a gr e, ktrej celu sami nie
pojmuj a, znaj ac tylko reguy kolejnych posuni e c.
Tragifarsa podsumowa, rozgl adaj ac si e za woln a odzi a. W dodatku
grana w teatrze marionetek!
Wsun a Klucz w automat cumowniczy i zeskoczy do maej motorwki. Na-
brze zem zbli zay si e jakie s dwie dugonogie amatorki bezpatnej przeja zd zki, jed-
na pomachaa nawet doni a w kierunku Sneera.
Nie daj Bo ze, znajome pomy sla i penym gazem ruszy wzdu z falochronu
w kierunku otwartej tafli jeziora. Dopiero gdy Argoland przeistoczy si e w w a-
sk a, szar a smug e na horyzoncie, wy aczy silnik i si egn a po kopert e. Raz i drugi
odczyta cztery zwrotki tekstu piosenki.
Kiedy dokoa g esty mrok,
gdy gn ebi ci e koszmarny sen,
ponad wodami Tibigan
na gwiezdne niebo podnie s wzrok.
Z otchani setek swietlnych lat
Tysi ace gwiazd na niebie l sni,
Co mwi a, ze ju z bliskie dni,
gdy zbudzi si e ten senny swiat!
Nie swiadom, co mu niesie czas,
w kosmicznych p etach drzemie lud,
lecz jak niewola przysza wprzd,
tak i nadzieja zst api z gwiazd.
Wi ec nie tra c wiary w gwiezdny cud,
w dalekich gwiazd pomocn a do n,
pki jeziora czysta to n,
odbija wszech swiat w lustrze wd.
137
Wzruszy ramionami i schowa kartk e do kieszeni.
Alegorie, przeno snie mrukn a do siebie.
Zamiast spodziewanych wyja snie n czy wskazwek znajdowa jakie s mgliste,
mistyczne brednie. O c z mogo chodzi c Alicji, ktra tak usilnie kierowaa je-
go uwag e na t e piosenk e? Czy zby nie tekst, lecz melodia zawiera c miaa jakie s
szczeglne znaczenia? To jeszcze mniej prawdopodobne.
Si egn a do drugiej kieszeni i opr zni j a dokadnie. By tam Wieczny Klucz,
ktry zabra Pronowi, paczka papierosw, zapalniczka i jeden egzemplarz broszu-
ry od Bennyego. Sneer przeczyta kilka pocz atkowych zda n i doszed do wnio-
sku, ze musi to by c opowiadanie fantastyczno naukowe.
Dlaczego jednak wydane byo w formie powielanej broszury? Stary digger
uzna je widocznie za niebezpieczny materia, skoro najwyra zniej chcia ukry c je
przed w scibskim okiem wadzy.
Sneer zapali papierosa, obejrza Wieczny Klucz i wyrzuci go za burt e. Potem
uo zy si e wygodnie na dnie odzi i si egn a po broszur e.
Brakuj acy rozdzia przeczyta tytu, a potem, wsparty na okciu, czyta da-
lej:
Redaktor porannego wydania Washington Post skrzywi si e na
widok fotografii, ktre fotoreporter rozo zy na jego biurku.
W ostatnim tygodniu mieli smy chyba ze cztery zdj ecia UFO
powiedzia, patrz ac z niech eci a na reportera. Czy nie mg-
by s skierowa c wreszcie swojego obiektywu nieco ni zej? Na Ziemi
te z dziej a si e ostatnio r zne interesuj ace rzeczy!
Zgoda, szefie! broni si e fotograf. To prawda, ze du zo
si e o tym pisze ostatnio, ale tym razem, prosz e popatrze c! Przecie z to
jest wspaniae zdj ecie! Lataj acy spodek nad Biaym Domem!
Uhm. . . Dwa dni temu byo zdj ecie UFO nad Pentagonem,
a we czwartek nad Kapitolem zauwa zy redaktor sceptycznie.
Przyznaj si e, Bili, jak ty to robisz?
To s a najuczciwsze zdj ecia, bez zadnych trickw! obruszy
si e reporter. Je sli pan nie chce, sprzedam gdzie indziej. Redak-
tor z wyobra zni a zrobiby z tego swietny materia! Mam nawet tytu:
UFO czy komunistyczna penetracja?
Nie jeste s w kursie, Bili. Mwiem ju z, ze powiniene s zmieni c
kierunek patrzenia. Od paru dni zarysowuje si e wyra zny post ep w ro-
kowaniach w sprawie militarnego odpr e zenia. No, dobrze. . . Dam to
zdj ecie z Biaym Domem na drugiej stronie.
Na biurku zadzwoni telefon. Redaktor podnis suchawk e
i przez chwil e sucha, a twarz jego zmieniaa si e z ka zd a sekund a.
138
Znakomite! Dawa c mi to zaraz! wykrzykn a z entuzjazmem
i odo zy suchawk e. Masz pecha, Bili. Twoje zdj ecie nie pjdzie
w porannym wydaniu. Mamy kup e sensacji na pierwsze dwie strony.
Mo zesz si e pocieszy c, ze oprcz ciebie musz e wyrzuci c z numeru co
najmniej jednego senatora i trzech kongresmanw.
Co si e stao?
Wszystko naraz! Sensacyjne o swiadczenie Departamentu Sta-
nu! Powa zne decyzje rozbrojeniowe, parafowanie paktu o nieagre-
sji mi edzy najwa zniejszymi ugrupowaniami wojskowymi, realna per-
spektywa integracji swiatowej gospodarki! Niebywaa sprawa! Po ty-
lu bezowocnych na pozr, wlok acych si e w niesko nczono s c konfe-
rencjach! Podobno prezydent rozmawia osobi scie z Moskw a, Peki-
nem, Pary zem i zanosi si e na jakie s przeomowe, wsplne o swiad-
czenie mocarstw nuklearnych. A do tego jeszcze Reuter poda sensa-
cyjne doniesienie o odkryciu metody uzyskiwania energii praktycznie
z ka zdego dost epnego surowca! Przepraszam ci e, Bili! B ed e strasznie
zaj ety, musz e przemakietowa c cay numer!
Fotoreporter zgarn a swoje zdj ecia i wyszed trzaskaj ac drzwiami.
Nie ma mowy! Redaktor odpowiedzialny stanowczo po-
kr eci gow a. Zabieraj to, Kola! Nigdy nie dawali smy zadnych te-
go rodzaju sensacji, wadze krzywi a si e na podobne bzdury. Lataj ace
spodki nad Kremlem! To by dopiero byy telefony! Z Komitetu, z Mi-
nisterstwa.
Mo zna by to opatrzy c stosownym komentarzem, na przykad:
Czy zby nowa prba imperialistycznej akcji szpiegowskiej?
Oj, Kola, Kola! Na szkolenia nie chodzisz?! Nie wiesz, ze
ostatnio ograniczamy tego rodzaju epitety? Tocz a si e wa zne rozmowy
na najwy zszym szczeblu, nie mo zna zakca c atmosfery.
To mo ze. . . zatytuowa c inaczej? Go scie z kosmosu czy dow-
cip fotoreportera?, na przykad.
Nie zawracaj gowy. I tak nie mam miejsca w numerze. Prze-
cie z nie wyrzuc e tej notatki o sukcesach sowchozu Nowe

Zycie.
Ani doniesienia o zamieszkach na tle rasowym w. . .
Do gabinetu redaktora wpada sekretarka, powiewaj ac ta sm a pa-
pieru z dalekopisu.
Towarzyszu redaktorze! TASS poda to przed chwil a!
Redaktor przebieg wzrokiem po tek scie depesz.
Zmiataj, Kola, ze swoim UFO! Tu, na Ziemi, dziej a si e takie
rzeczy, ze nie tylko dla ciebie, ale nawet dla towarzyszy z Politbiu-
139
ra i akademika Kooczkina miejsca nie b edzie w jutrzejszym nume-
rze! powiedzia z entuzjazmem w gosie, niedwuznacznym gestem
wskazuj ac drzwi fotoreporterowi.
Tego dnia gazety caego swiata doniosy na pierwszych stronach
o podpisaniu porozumie n mi edzynarodowych, daj acych podstawy do
wielu dalszych posuni e c integracyjnych i niezwykle szybkich prze-
mian w polityce i gospodarce swiatowej. Opinia publiczna, zasko-
czona tak nagym i pomy slnym zwrotem w stosunkach mi edzyna-
rodowych, zwrcia oczy na te doniose sprawy, zywo interesuj ace
ka zdego czowieka na Ziemi.
W oglnej euforii i w g estym potoku informacji zabrako miejsca
na doniesienia o zaobserwowanych licznie nad stolicami wielu kra-
jw nie zidentyfikowanych obiektach lataj acych. Zreszt a, w owym
czasie sensacje tego rodzaju przejady si e ju z czytelnikom gazet i wi-
dzom telewizji.
*******************************************************
Sneera obudziy ostre promienie so nca, swiec acego prosto wtwarz. Przesoni
oczy i podnis si e z dna odzi. Wiao silnie od pnocy, motorwka dryfowaa po
sporej fali. Na wodzie bielao kilka arkuszy namokego papieru.
Chyba usn aem czytaj ac pomy sla. Nie bya to wida c specjalnie frapu-
j aca lektura.
Popatrzy na pywaj ace kartki. Broszura bya zle zszyta i wiatr roznis j a po
wodzie. Usiad za sterem i uruchomiwszy silnik, skierowa d z w stron e brzegu.
* * *
Dzie n w instytucie przebieg normalnie. Gdyby Sneer nie wiedzia, co si e sta-
o, to nawet nieco zaaferowane miny kilku spo srd wa zniejszych person, przemy-
kaj acych korytarzami gmachu, uszyby jego uwagi.
Nikt nie pyta go o przebieg ostatniego dy zuru, nie byo zadnych odwiedzin
policji. Najwyra zniej ci, ktrzy orientowali si e w powadze swej sytuacji, starali
si e za wszelk a cen e zachowa c spokj i pozory, ze nic si e nie stao.
Kilka minut przed trzeci a do stolika portiera podszed mody czowiek i po-
wiedzia, ze czeka na Sneera w samochodzie na parkingu za gmachem instytutu.
Sneer bez trudu zauwa zy dugi, smuky wz poyskuj acy czerwieni a wypolero-
wanego lakieru. Takie pojazdy widywao si e rzadko, przemykaj ace estakad a po-
140
nad ulicami srdmie scia, zamkni et a dla publicznego ruchu i zarezerwowan a w za-
sadzie dla automatycznych wozw ci e zarowych zaopatruj acych aglomeracj e.
Mwio si e, ze tymi ogromnymi samochodami je zd z a tylko bardzo wa zni ze-
rowcy z najwy zszego szczebla wadz, ale tak naprawd e, to nikt dobrze nie wie-
dzia, komu su z a. W ka zdym razie, samochd by wyra znie wi ekszy i okazalszy
od maych, miejskich pojazdw, ktrymi je zdzio si e za zielone punkty po obsza-
rze dzielnic centralnych, a za zte mo zna byo wyjecha c nawet poza rejon zwar-
tej zabudowy, do suburbiw, zabudowanych indywidualnymi willami i domkami,
gdzie zamieszkiwali obywatele zamo zniejszych klas pracuj acych, z reguy jedy-
nacy i zerowcy. Dla szstaka czy pi ataka wycieczka w tamte rejony byaby zb edn a
strat a cennych ztych punktw, ktre z wi ekszym po zytkiem mo zna byo wyda c
wewn atrz miasta. O zamieszkaniu w tych drogich dzielnicach zaden z nich nie
mg marzy c. Nawet, gdy si e ma dostatecznie du zo ztych, uzyskanych w wy-
niku r znych nielegalnych operacji, nie wolno wychyla c si e ponad standard swej
klasy, by nie zwrci c na siebie zbyt bacznej uwagi inspektorw policji i kontroli
dochodw.
W ten sposb brak ztych oraz pewne wzgl edy bezpiecze nstwa osobistego
stanowiy skuteczn a zapor e przeciwko napywowi niepracuj acych klas na tereny
podmiejskie.
Sneer bywa czasem w tych rejonach, kiedy s nawet zastanawia si e nad wy-
naj eciem lub kupnem wasnego domu w jednym z tych przestronnych, zielonych
osiedli. Jednak ze charakter pracy i konieczno s c dziaania w r znych obszarach
centrum miasta zmuszay go do cz estej zmiany miejsca pobytu.
Gdybym odnalaz Alicj e przemkn eo mu przez my sl, gdy przypomnia so-
bie o swym dawnym pomy sle kupienia domku.
Wspomnienie dziewczyny, wywoane my sl a o wasnym domu, przekonao go,
ze nie powinien pozwoli c sobie na kontynuowanie podobnych my sli, by nie po-
pa s c w melancholi e nie spenionych marze n.
Prosz e powiedzia m e zczyzna, ktry po niego przyjecha, otwieraj ac
drzwiczki wozu. Musimy si e spieszy c.
Dok ad pojedziemy? Sneer oci aga si e z wsiadaniem.
Za miasto, na poudnie. Zreszt a, zobaczysz sam u smiechn a si e tamten,
obchodz ac samochd i sadowi ac si e na miejscu kierowcy. B edzie to raczej
przyjemna niespodzianka.
Sneer zaj a miejsce obok niego, wz wymanewrowa z parkingu na ulic e, po-
temw slizgn a si e stromympodjazdemna estakad e. Bariera, zagradzaj aca przejazd
zwykym, miejskim samochodom, uniosa si e samoczynnie i po chwili czerwona
limuzyna sun ea lew a stron a, wyprzedzaj ac wlok ace si e ci e zarwki, automatycz-
nie prowadzone przez prawy pas autostrady.
Sneer nigdy jeszcze nie jecha z tak a pr edko sci a. Wynajmowane samochody
poruszay si e znacznie wolniej. Widzia je teraz z wy zyn estakady mae, nie-
141
poradne zuczki, gramol ace si e ulicami o dawno nie naprawianej nawierzchni.
Czerwona limuzyna w ci agu dziesi eciu minut wyniosa ich poza zwart a zabu-
dow e centralnych dzielnic Argolandu. Przez nast epne kilkana scie minut mkn eli
autostrad a, obwiedzion a z obu stron wysokimi siatkowymi ogrodzeniami. Obok
autostrady biegy drogi dojazdowe, od czasu do czasu krzy zoway si e z ni a po-
przeczne wiadukty. Cay teren pokryty by lu zn a zabudow a, szeregami domw
r znej wielko sci, otoczonych zieleni a krzeww i trawnikw. Przed wieloma do-
mami stay mniejsze lub wi eksze, kolorowe samochody. Sneer zna te obszary
z poprzednich wycieczek, lecz doje zd za tu zawsze oglnie dost epnymi drogami
lokalnymi lub patn a szos a szybkiego ruchu.
Tutaj nic prawie nie zmienio si e od stu lat odezwa si e kierowca. Ta-
kie same domy, ogrdki. . . Tylko samochody s a teraz nap edzane silnikami innego
typu i nie ma problemw z paliwem.
Autostrada wybiega poza obszar niskiej zabudowy, znikn ey siatki po jej obu
stronach. W tej okolicy Sneer nie by nigdy. Samochody miejskie mogy doje z-
d za c tylko do pewnej granicy, gdzie ko nczyy si e dzielnice podmiejskie. Dalej
przestaway po prostu dziaa c silniki. Sneer przypomnia sobie, jak pewnego razu
zap edzi si e zbyt daleko wylotow a drog a i musia pcha c samochd z powrotem,
kilkadziesi at metrw, a z do strefy dziaania silnikw.
Przez nast epny kwadrans jechali w srd zielonych pl, po ktrych kursoway
wielkie automatyczne maszyny do zbioru warzyw. Sneer zdziwi si e, ze samochd
wyje zd za poza obszar aglomeracji. Wiedzia, ze do innych miast podr zuje si e
wy acznie drog a powietrzn a, co zreszt a sono kosztuje. Dok ad zatem wiz go ten
maomwny mody czowiek, ktry przedstawi si e jako acznik Rady Nadzorczej
i dor eczy mu wezwanie do szefa wydziau S?
Samochd zwolni i zjecha na praw a stron e autostrady, a potem skr eci
w boczn a drog e, wiod ac a w kierunku grupy biaych budynkw, wyrastaj acych
w srd pola kukurydzy i otoczonych g estym zywopotem. Droga prowadzia do
bramy wjazdowej, ktr a kierowca otworzy swoim Kluczem.
Zatrzymali si e przed jednym z niskich budynkw w g ebi ogrodzonego terenu.
Tu z za nim rozpo scieraa si e sporych rozmiarw betonowa pyta l adowiska smi-
gowcw. Kilka maszyn r znej wielko sci stao przed du zymblaszanymhangarem,
wok nich krz atao si e par e osb w lotniczych kombinezonach.
To tutaj kierowca wskaza Sneerowi wej scie do budynku. Je sli masz
przy sobie co s oprcz Klucza, musisz to zo zy c w skrytce, zanim przejdziesz
bramk e kontroln a. Nie masz chyba zadnych sztucznych organw?
Tylko dwa plastykowe z eby w grnej szcz ece. Czy mam je wykr eci c?
Sneer u smiechn a si e kpi aco. Bomb ostatnio nie poykaem.
Tu nie ma zartw, Sneer! acznik pogrozi palcem, ale te z si e u smiech-
n a. Tu urz eduje mzg Argolandu!
Dlaczego a z tak daleko?
142
Bo tu powietrze zdrowsze mrukn a acznik, znacz aco mru z ac oczy
i sprawdzi godzin e na Kluczu. Id z ju z, zeby szef nie czeka. Pokj numer
sze s c.
W gabinecie panowa przyjemny chd. Pomi edzy drewnianymi zeberkami
okiennych zaluzji wpaday do wn etrza smugi sonecznego swiata, rysuj ac jasne
kreski na grubym dywanie za scielaj acym srodek pomieszczenia. Reszta pokoju
ton ea w pmroku i dopiero po chwili, gdy oczy przywyky do sk apego o swietle-
nia, Sneer mg dostrzec ci e zkie, drewniane biurko w g ebi i siw a gow e siedz a-
cego za nim czowieka.
Dzie n dobry powiedzia w stron e siedz acego. Zostaem tutaj wezwa-
ny.
Witaj w continuum, Sneer! gos zza biurka by agodny i przyjazny.
Pozwolisz, ze b ed e ci e nazywa tym imieniem?
Wszyscy mnie tak nazywaj a.
W porz adku. Nazywam si e Vito Rascalli. Kieruj e tu Wydziaem Specjal-
nym.
Wyszed zza biurka i zbli zy si e z wyci agni et a doni a do Sneera, stoj acego
wci a z na srodku dywanu.
Zawsze ciesz e si e bardzo, gdy mog e powita c kogo s po t e j stronie
powiedzia, wskazuj ac Sneerowi fotel w k acie obok biurka i siadaj ac naprzeciwko
na drugim.
Sneer nie rozumia prawie niczego z jego sw, lecz wyczekiwa w nadziei, ze
wreszcie co s si e wyja sni. Rozgl ada si e przy tym ukradkiem po pokoju.

Sciany byy obstawione regaami penymi starych ksi ag. Na biurku stay dwa
staro swieckie aparaty telefoniczne i zupenie nie pasuj acy do tego wn etrza kom-
puterowy display z zielonkawo swiec acymekranem. Sneer rozpozna na tymekra-
nie obrysowany grub a lini a kontur Argolandu.
Jak ci si e podobaa ta fictive science? zagadn a Rascalli po du zszej
chwili milczenia, jakby odczekawszy, by Sneer sko nczy lustracj e pomieszczenia.
Sneer nie zrozumia pytania.
Ma pan na my sli science fiction? spyta niepewnie. Czy zby chodzio
mu. . . o t e broszur e? pomy sla ze zdumieniem. Sk ad wie?
Nie! roze smia si e Rascalli. Chodzi mi o instytut i uprawiane tam
nauki fikcyjne.
Byem zaskoczony. Niektrych spraw do tej pory nie umiem sobie wyja-
sni c.
Postaram si e, aby s wiedzia wszystko, co trzeba. Sprawdzili smy ci e. Ta
praca, oprcz innych celw, bya pewnego rodzaju prb a, testem. Wiemy teraz, ze
jeste s zerowcem o wysokim wska zniku zerowo sci.
Nie rozumiem? b akn a Sneer, patrz ac na rozmwc e, ktry u smiecha si e
spod g estych, siwych brwi. Zerowiec, to chyba po prostu zerowiec. O jakim
143
wska zniku pan mwi?
Susznie. Masz prawo nie rozumie c. Nawet dla najinteligentniejszego ze-
rowca wszystko to jest cholernie skomplikowane. Ogarn a c to i zrozumie c do ko n-
ca jest trudno nawet starym wyjadaczom po tej stronie, a co dopiero siedz acym
tam. Zaczn e chyba od pewnych. . . subtelno sci nomenklatury. Widzisz, z zero-
wo sci a jest troch e tak, jak z g estym lasem: kiedy patrzysz z du zej odlego sci,
nie rozr zniasz poszczeglnych drzew, widz ac tylko ciemn a scian e, jak a s jedno-
lit a mas e. Im jeste s bli zej, tym wyra zniej rozpada si e ona na pojedyncze drzewa.
A dopiero z bardzo maej odlego sci dostrzegasz, ze jedne z nich s a bli zej, inne
dalej, ze jedne s a wi eksze, inne mniejsze. Tak te z jest z zerowcami. Dla szstaka
s a jednolit a mas a, gdzie s tam, na dalekim horyzoncie. Im bli zej za s czowiek jest
klasy zerowej, tym dokadniej zdaje sobie spraw e, ze zerowiec, zerowcowi nie-
rwny. A kiedy ju z znajdziesz si e w srd zerowcw, poznasz, jak bardzo r zni a
si e mi edzy sob a.
Tylko naiwny trzeciak czy dwojak wzdycha c mo ze z zazdro sci a: ach, gdyby
tak by c zerowcem! my sl ac, ze przynale zno s c do tej klasy rozwi azaaby wszyst-
kie problemy i zapewniaby mu atwe zycie bez zmartwie n. A w rzeczywisto-
sci dopiero tu, po tej stronie zera, zaczynaj a si e prawdziwe, istotne r znice. Aby
je jednak ze dostrzec, trzeba znale z c si e po srd prawdziwych zerowcw. Jeste s
wa snie w srd nich, ale nie ciesz si e przedwcze snie. To naprawd e bardzo trudna
i odpowiedzialna rola. Na razie spenie s nasze wymagania. Ostatnio bardzo trud-
no o prawdziwego, nie podliftowanego zerowca! System o swiatowy nie sprzyja
rozwijaniu inteligencji u modzie zy, a system ekonomiczny nie dostarcza odpo-
wiednich motywacji. Sowem, prawdziwego zerowca, c z za paradoks, znamien-
ny jednak dla naszych czasw, najatwiej znale z c w srd lifterw, a nie na sta-
nowiskach wymagaj acych klasy zerowej, bo tam plasuj a si e r zni karierowicze,
kombinatorzy i pseudonaukowcy. Wiesz ju z troch e na temat naszej polityki spo-
ecznej, orientujesz si e zatem, jakie s a nasze cele. Chodzi gwnie o utrzymanie
rwnowagi w spoecze nstwie Argolandu. W innych aglomeracjach, oczywi scie,
jest tak samo. Nie mo zemy zburzy c tej bajkowej budowli, ktr a stworzyli smy dla
ludzi z tamtej strony zera! Nie mo zemy powiedzie c wprost takiemu liftowanemu
zerowcowi, ze jest durniem. Mniejsza o niego i jego ambicje, ale byby to wyom,
szczerba w oglnospoecznych pogl adach na sens i prawidowo s c naszych poczy-
na n. Do tego nie mo zemy dopu sci c. Nie jest ju z chyba dla ciebie tajemnic a, ze
w naszym swiecie licz a si e tylko zerowcy, ci autentyczni. Oni jedynie s a niezb ed-
ni dla funkcjonowania swiata w takiej jego postaci, jaka uksztatowaa si e w ci agu
ostatnich dziesi ecioleci.
Wi ec na dobr a spraw e, wszyscy pozostali obywatele mogliby przesta c ist-
nie c, bo s a niepotrzebni?
Tu wa snie dochodzimy do zabawnego lub, je sli wolisz, tragicznego dy-
lematu. Bo gdyby oni wszyscy, bierni w gruncie rzeczy konsumenci, przestali
144
istnie c, wwczas nie byoby potrzebne ju z zupenie nic: ani uprawy rolne, ani
produkcja czegokolwiek, ani caa automatyka i organizacja, ani wreszcie my, ze-
rowcy, pozbawieni obiektw do kierowania. Oni, biedni, nie douczeni szstacy,
sfrustrowani trojacy i dumni z siebie faszywi pseudozerowcy, stanowi a jedyn a ra-
cj e naszego istnienia, jedyny cel naszych dziaa n. Znasz do s c dobrze reguy dzia-
ania spoecze nstwa Argolandu. Ale to, co o nim wiesz, jest jedynie pierwszym
stopniem wtajemniczenia. Jeste s tutaj po to, by zyska c drugi stopie n swiadomo-
sci. Wiemy, ze umys twj jest w stanie przyj a c i zrozumie c pewn a prawd e, znan a
tylko nielicznym, nie wszystkim nawet w srd prawdziwych zerowcw. Ale nim
wyjawi e ci t e wa zn a tajemnic e naszego swiata, musisz u swiadomi c sobie wa-
sn a w nim pozycj e. Wkraczasz na scie zk e, z ktrej nie ma powrotu, musisz sobie
zdawa c z tego spraw e! A teraz par e informacji, zeby s wiedzia, w jakim swie-
cie zyjemy naprawd e. Z pewno sci a dziwie s si e, jeszcze jako dziecko, dlaczego
szstak to kto s o najni zszym stopniu inteligencji, a zerowiec o najwy zszym. Zda-
wa c by si e mogo, ze logika nakazuje przyj a c odwrotn a nomenklatur e. Jest w tym
zupena racja. Jednak ze takie postawienie sprawy su zy okre slonym celom. Po
pierwsze, szstacy nie s a nazywani najni zsz a klas a, bo cyfra oznaczaj aca ich
klas e jest wa snie najwy zsza. W ten sposb zapobiegli smy utarciu si e okre sle n:
klasy wy zsze i klasy ni zsze, co ma pewne znaczenie dla samopoczucia tych
mniej inteligentnych. Po drugie za s, tak naprawd e, na nasz, zerowcw, u zytek kla-
syfikacja przedstawia si e inaczej, ni z widz a to pozostali obywatele. Wyja sni e ci
to pogl adowo. Przypomnij sobie model atomu, ten najprostszy, tak zwany pla-
netarny. Elektrony s a w nim rozmieszczone na sci sle okre slonych poziomach,
bli zszych lub dalszych od centralnego j adra. Pozycja elektronu, zwi azanego z da-
nym atomem, jest skwantowana. Oznacza to, ze elektron taki nie mo ze zaj a c po-
o zenia po sredniego mi edzy poziomami. Mo ze nale ze c do pierwszej, drugiej lub
dalszej warstwy, czyli powoki. Im bli zej j adra znajduje si e dana powoka, tym
trudniej jest wyrwa c z niej elektron, by znalaz si e poza atomem. Spoeczno s c
ludzka w aglomeracjach jest w podobny sposb skwantowana. Powok, czyli
klas, mamy siedem. Ich liczba wynika tylko z przyj etych zao ze n, mogoby ich
by c wi ecej lub mniej, ale sidemka to taka adna cyfra. Ka zdy obywatel, ktrego
walory umysowe nie przekraczaj a poziomu przyj etego umownie za granic e klasy
szstej, jest szstakiem i tak dalej. Ka zdy obywatel nale zy do jednej z klas, jest
przypisany do okre slonej powoki tego ukadu, przy czym najbli zsza dna jest
powoka minus szsta licz ac od zerowej w d. Szstacy s a wi ec gorsi od po-
ziomu minus sze s c, a tak zwani zerowcy, ci, ktrych umieszczamy na r znych
wa znych stanowiskach w aglomeracji, maj a intelekt zawarty w przedziale od
minus jeden do zera. Aby nie powodowa c zb ednych kompleksw w srd tych
wszystkich ujemnych obywateli, opuszczamy znak minus w oficjalnej nomen-
klaturze klas! Tak wi ec, wyja snia si e w pozorny paradoks: po tamtej, ujemnej
stronie zera, mamy siedem ujemnych klas, odzwierciedlaj acych raczej niedostatki
145
umysowe, ni z intelektualne walory obywateli, w porwnaniu z poziomem okre-
slonym inteligencj a wzorcow a, czyli zerowym. Zatem owo zero, to limes
inferior, dolna granica poziomw intelektualnych, niezb ednych jednostce ludzkiej
do aktywnego uczestniczenia w jakiejkolwiek po zytecznej dziaalno sci w naszym
tak skomplikowanym swiecie. Poni zej tego poziomu, niestety, a mo ze. . . na szcz e-
scie, musimy umie sci c wszystkich prawie obywateli miasta. Powy zej zera za s
rozci aga si e, podobnie jak w modelu atomu, continuum, czyli niesko nczenie g e-
sty obszar stanw nieskwantowanego, dodatniego intelektu. Tutaj zaliczy c mo-
zemy jedynie nielicznych, ktrych umys przejawia pewien nadmiar inteligencji
ponad minimum. Mam nadziej e, ze teraz b edziesz lepiej rozumia pewne sprawy
i poj ecia. Widzisz, ze mamy dwie kategorie zerowcw: tych po tamtej stronie,
ktrych nazwa c by mo zna zerowcami podzerowymi, oraz tych nadzerowych.
O pierwszych mo zna by z grubsza powiedzie c, ze s a niegupi; dopiero o tych
drugich mo zemy mwi c, ze s a m adrzy, cho c w r znym stopniu, bo ich m adro s c
mo ze przybiera c dowolne stany, od umownego zera do niesko nczono sci, ktrej
odpowiada poziom intelektu absolutnego, geniusza genialno sci. Umys taki oczy-
wi scie nie istnieje, podobnie jak nie istnieje liczba niesko nczenie wielka. Mo zna
jednak zbli za c si e do tego ideau, osi agaj ac coraz to wy zszy wska znik zerowo sci.
Pewnie spotkae s si e z zagadkowym, zartobliwym na pozr okre sleniem: kwa-
dratowy zerowiec. Jest to rzeczywi scie pewien kalambur sowny, lecz nie pozba-
wiony sensu. W srodowisku nadzerowcw, ktrzy s a lud zmi z du zym poczuciem
humoru, okre sla si e w ten sposb czowieka o wska zniku zerowo sci bliskim licz-
bie cztery. Czym ze bowiem jest, z punktu widzenia geometrii, symbol zera? Jest
to kko, a kko powinno by c okr age. Prawdziwe, doskonae kko, oczywi scie.
A niedoskonae, przybli zone? Jak mo zna je przedstawi c? Oczywi scie, przez jaki s
wielok at foremny wpisany lub opisany na prawdziwym kole. Im wi ecej bokw ma
taka kanciasta karykatura kka, tym bardziej zbli za si e ona do ideau. St ad te z
zerowiec trjk atny jest mniej m adry od sze sciok atnego, a dwudziestocztero-
k atny du zo lepszy od tamtych obu. Przyznasz, ze to do s c dowcipne. . . St ad
te z o zerowcach z niskim wska znikiem mwi si e czasem pogardliwie, ze ich ze-
ro to kko graniaste. Opisany system klasyfikacji wprowadzili smy dla wygody,
nie oznacza on jednak ze kwantyzacji intelektu nadzerowcw. W razie potrzeby
wska znik, na co dzie n wyra zany wielko sci a cakowit a, mo zna okre sli c z dokad-
no sci a do dowolnej liczby miejsc po przecinku.
Czy. . . ma to a z takie znaczenie? Sneer by oszoomiony tymi wszyst-
kimi informacjami.
Kolosalne! Sam si e przekonasz, dziaaj ac w srd nas. Bo nie musz e chy-
ba wyja snia c, ze uznali smy ci e za nadzerowca. Od wska znika zerowo sci zale zy
pozycja w hierarchii su zbowej, liczba gosw, jak a ka zdy z nas dysponuje przy
gosowaniach w Radzie, a tak ze, c z, te z jeste smy lud zmi, liczba ztych otrzy-
mywanych co miesi ac. Czasem trzecie miejsce po przecinku decyduje o twojej
146
karierze!
Na ile zatem okre slono mj wska znik?
Dokadnie jeszcze nie wiemy. To nie takie proste, jak te naiwne testy-
amigwki do odr zniania pi ataka od czwartaka. Tamto jest fikcj a, zabaw a, zaj e-
ciem dla bezczynnych podzerowcw. Tu za s chodzi o losy swiata, o dobr kadry
kierowniczej. Trzeba uwzgl ednia c mnstwo cech. Czowiek jest istot a wielopara-
metrow a i nie tylko zdolno sci, lecz tak ze cechy psychiczne i charakter okre slaj a
jego wska znik. B edziesz jeszcze poddany szczegowym badaniom.
Sneer siedzia w milczeniu, przetrawiaj ac w my slach to, co usysza. W ci agu
kilku tygodni ju z po raz drugi przewracano do gry nogami cay obraz swiata, jaki
zdoa sobie ustawi c w swej swiadomo sci. Jak ze naiwny by s adz ac, ze rozumie
ten swiat, beztrosko przemierzaj ac wesoe ulice srdmie scia Argolandu. Jak bar-
dzo chciaby teraz wrci c do tej bogiej nie swiadomo sci nominalnego czwartaka,
ktry by pewien swej doskonao sci wyra zaj acej si e faktycznym zerem. Tam-
to zero, widoczne z tamtej strony jako zocisty kr ag na szczycie firmamentu,
z obecnego punktu widzenia byo zerem w dosownym sensie tego symbolu.
Chyba zm eczyem ci e tym wykadem powiedzia Rascalli, patrz ac wy-
rozumiale na Sneera. Id z zje s c obiad. Bufet jest na lewo od wyj scia. Odpocznij
troch e, a potem zgo s si e do Sekcji Personalnej, budynek numer dwa. P zniej po-
mwimy o innych, jeszcze wa zniejszych sprawach.
Teren, na ktrym stay zabudowania Rady, by w rzeczywisto sci rozleglejszy,
ni z si e Sneerowi wydawao na pierwszy rzut oka. Mg si e o tym przekona c, gdy
w poszukiwaniu stowki zap edzi si e zbyt daleko jedn a z alejek. Min awszy may,
zaciszny park peen kwitn acych krzeww i nieznanych, egzotycznych ro slin, wy-
szed na grup e pi eknie poo zonych domkw i wi ekszych willi, znacznie okazal-
szych nawet od tych najbogatszych, jakie mo zna byo zobaczy c w podmiejskich
dzielnicach Argolandu. Nad wszystkim unosi si e uchwytny nieomal zmysa-
mi bogi spokj. W ogrdkach, wok kolorowych basenw, bawiy si e dzieci
i wypoczywao wiele osb dorosych.
Przez kontrast z zatoczonymi pla zami Argolandu, z jego ciasn a nawet na
przedmie sciach zabudow a, ten komfort i obfito s c wolnej, otwartej przestrzeni
sprawiay wra zenie jakiej s ogromnej niesprawiedliwo sci, nadu zycia nieomal.
Sneer zdawa sobie spraw e z tego, ze urbanizacja, z wszystkimi jej ujemny-
mi skutkami, staa si e w pewnym momencie dziejw swiata jedynym wyj sciem
z impasu. Wielokrotnie wbijano mu do gowy t e oczywisto s c: tereny pozamiejskie
zywi a wszystkich mieszka ncw aglomeracji, ka zdy akr ziemi jest zbyt cenny, by
zajmowa c go dla prywatnego u zytku maych grup ludzi.
Tu najwyra zniej zamano t e zasad e. Nadzerowcy wy aczyli siebie samych
z oglnych praw i regu obowi azuj acych ca a podzerow a hoot e intelektualn a.
By c mo ze, traktowali to jako godziw a rekompensat e za trudy ponoszone w trosce
o funkcjonowanie aglomeracji, byby to jednak ze ich jednostronny punkt widze-
147
nia, ktrego akceptacji przez pozostaych obywateli z pewno sci a nie udaoby si e
uzyska c.
To dlatego zapewne o srodek kierowania aglomeracj a umieszczono tak daleko
od miasta i od oczu jego mieszka ncw. Ochronie tej maej tajemnicy nadzero-
wych dygnitarzy su zyo cakowite i szczelne zamkni ecie miast, osi agni ete przez
utrudnienie ich opuszczenia. Pojazdy drogowe z wyj atkiem tych, ktrymi dys-
ponowali nadzerowcy oraz ci e zarwek dowo z acych zaopatrzenie nie mogy
przekracza c pewnej ustalonej granicy na obrze zu miasta: specjalna bariera elek-
tromagnetyczna parali zowaa prac e silnikw. Czy mo zna byo wyj s c z miasta pie-
szo? Tego Sneer nigdy nie prbowa, lecz teraz nabra podejrze n, ze i to zostao
zapewne uniemo zliwione w jaki s przemy slny sposb. Inna sprawa, ze nikt w mie-
scie nie mia specjalnych powodw, by opuszcza c je w celu zwiedzania obsza-
rw pokrytych uprawami ci agn ac a si e kilometrami kukurydz a czy plantacjami
ogrkw. Poza miastem z punktu widzenia jego mieszka nca nie byo nic:
ani jednego automatu, ani jednej szczeliny, w ktr a mgby wetkn a c swj Klucz
dla uzyskania czegokolwiek za swoje punkty.
Nimodnalaz budynek stowki, a raczej bardzo przyzwoitej restauracji, Sneer
doszed do jednej jeszcze konkluzji. Ot z stwierdzi, ze ukrywanie przez nadze-
rowcw ich standardu zyciowego, ich izolacja od spoecze nstwa powoduje, i z oni
sami z tak du zej odlego sci kieruj ac zyciem aglomeracji, w dodatku za po sred-
nictwem mniej lub bardziej liftowanych podzerowcw z administracji miejskiej
si a rzeczy zatracaj a nieuchronnie jasno s c widzenia spraw milionw obywateli
miasta. Co wi ecej sprawy te w zadnym stopniu nie dotycz a ich samych, ukry-
tych bezpiecznie w swych komfortowych gniazdkach. Jak ze niech etnie musieli
czyni c niezb edne su zbowe wyprawy do hucz acego ula, jakim by, w porwnaniu
z tym miejscem, Argoland. St ad, jak zza grubej szyby, ogl adali dziej ace si e tam
sprawy jako sprawy cudze i nie maj ace wpywu na ich wasny status.
Sposb, w jaki uzupeniali swe potrzeby kadrowe poprzez wybr spo srd
zerowcw, wykrytych w mie scie stawia znakomit a tam e wszelkim prbom
penetracji niepo z adanych elementw z zewn atrz, mog acych zdemaskowa c ow a
dobrze ukrywan a podszewk e ich zycia zgrzebnego na pozr, penego jakoby
ci e zkich trudw zwi azanych ze sprawowaniem spoecznie wa znych obowi azkw.
Dlaczego upatrzyli sobie wa snie mnie? zastanawia si e Sneer, od chwili
gdy znalaz si e tutaj. Tam, w Argolandzie, mg uchodzi c, nawet przed sob a sa-
mym, za geniusza. Nie zatraci jednak poczucia samokrytycyzmu i jako s nie umia
do ko nca uwierzy c, ze tylko walorom umysowym zawdzi ecza w wybr.
Musiao by c w tym co s jeszcze, jakie s dodatkowe kryteria, ktre nie wie-
dz ac o tym spenia.
Odpowied z na te w atpliwo sci zacz ea mu si e rysowa c ju z w chwili, gdy chc ac
pobra c z podajnika tac e z obiadem, nie znalaz szczeliny, w ktrej nale zaoby
umie sci c Klucz. Zdezorientowany, usun a si e na bok, by zobaczy c, w jaki sposb
148
inni konsumenci uruchamiaj a automaty gastronomiczne. Po chwili ju z wiedzia:
wystarczyo nacisn a c przycisk, by otrzyma c jedzenie. Wszystko byo tutaj bez-
patne! Ka zdy, kto dost api zaszczytu przebywania w tym o srodku wadzy, mg
zaspokaja c swoje apetyty nie wydaj ac ani punktu.
Kolejn a niespodziank a bya sama jako s c potraw. Sneer, bywalec najlepszych
lokali Argolandu, w zyciu nie jad podobnych specjaw. To jedzenie naprawd e
miao smak! Nie umyway si e do niego nawet najdro zsze potrawy za ci e zkie zte
punkty. Firmowe dania restauracji w Baszcie czy Kosmosie mo zna byo przy
tutejszych delicjach smiao nazwa c podym zarciem.
Kto lubi dobre jedzenie i potrafi oceni c jego uroki, z pewno sci a nie zrezygnuje
z mo zliwo sci stoowania si e tutaj skonstatowa, bior ac sobie drug a porcj e zna-
komitych piero zkw. B edzie si e stara robi c wszystko, by go st ad nie wylano
z powrotem tam, do miasta.
Po chwili dotaro do jego swiadomo sci, ze po prostu nie ma mowy o tym, by
kogokolwiek st ad odesano do Argolandu: czowiek taki mgby rozpowszech-
nia c niepo z adane informacje w srd podzerowcw! A zatem, je sli ju z kogo s za-
proszono tutaj, to z pewno sci a odpowiada on wszelkim kryteriom i warunkom, by
lojalnie w aczy c si e w dziaalno s c Rady.
Jedn a wi ec z przyczyn wyboru w moim przypadku pomy sla popijaj ac
ostatni piero zek swietnym sokiem pomara nczowym by zapewne mj syba-
rytyzm. Ale to nie wszystko. . . C z jeszcze, oprcz inteligencji i sprytu? A mo ze
inteligencja jest tu kryterium drugorz ednym, mniej znacz acym? Rascalli mwi
o r znorodno sci cech osobowych, branych pod uwag e w klasyfikacji nadzerow-
cw. W ka zdym razie, umiowanie wygd i dobrego zarcia na pewno wchodzi
w rachub e. C z jeszcze? Brak skrupuw moralnych? Konformizm wobec dowol-
nego ukadu warunkw daj acego osobiste korzy sci?
To zaczynao tr aci c rachunkiemsumienia, wi ec Sneer otar usta serwetk a i roz-
parszy si e na krze sle, zapali papierosa.
A je zeli kto s si e wyamuje? Je sli pomimo starannego doboru, przemknie si e
tutaj kto s nie pasuj acy do tego zespou? Je zeli nie mo zna odesa c go z powrotem,
to pozostaje tylko jedna mo zliwo s c!
Ta ostatnia my sl przej ea go nagymniepokojemi mimo ze ani mu nie przyszo
do gowy opuszcza c tego pi eknego miejsca, w ktrym znalaz si e jakim s cudow-
nym zrz adzeniem losu (losu starannie sterowanego jak losy wszystkich ludzi
w jego swiecie), poczu si e nagle jak mucha, ktra usiada niebacznie na sma-
kowitej, sodkiej gadzi g estego miodu. Biedna mucha, ktra w pierwszej euforii
chepce akomie t e sodycz, co ju z po chwili zniewala wszystkie jej sze s c n zek.
Naiwna mucha, ktra nimsprbuje rozwin a c skrzyda mo ze jeszcze wierzy c
i wmawia c sobie, ze tkwi w tym miodzie wy acznie z wasnej woli; ze wystarczy
chcie c by odlecie c w dal, wrci c na owe cudowne, wonne miejskie smietniki,
do roju jej podobnych, wolnych much! A tu nic z tego! Prby uwolnienia si e
149
pogarszaj a tylko sytuacj e muchy, jej delikatne skrzydeka paprz a si e lepk a mazi a
i to jest koniec muchy. Trudno nie upapra c si e, wpadszy do soika z miodem.
Sneer z okrutn a oboj etno sci a patrzy na much e, ktra usiuj ac usi a s c na
deserze jednego z konsumentw przy tym samym stoliku staa si e zrdem
obrazowych paraleli w jego rozwa zaniach.
Doigrasz si e i ty pogrozi musze i dla odp edzenia natr etnych my sli zaj a si e
podsuchiwaniem tocz acych si e wok niego rozmw.
Syszaa s, co zrobi ten facet z nadzoru gospodarki le snej? mwi chi-
choc ac jeden z m e zczyzn siedz acych w pobli zu, do modej dziewczyny zajadaj a-
cej krem z owocami.
Mwi a, ze zwariowa.
No, pewnie! Ale to nie wszystko! Posuchaj! Jestem dzi s u naczelnika nad-
zoru gospodarki terenowej, a tu wpada kto s z patrolu powietrznego i krzyczy:
Szefie! Ten kretyn od maszyn wyr ebowych chyba oszala! Naczelnik na to:
Nie kretyn, przede wszystkim, bo ma siedemnastok at, a ty tylko sze sciok at, i nie
tobie go ocenia c! Na to tamten z patrolu: Ale z, szefie, on tak zaprogramowa
maszyny wycinaj ace drzewa w Puszczy Zachodniej, ze zamiast sci a c odpowied-
nie kwadraty, poszy po caym obszarze i powaliy drzewa po liniach tworz acych
wielki napis, widoczny z powietrza. Tu naczelnika ruszyo. Zerwa si e zza biurka
i wrzasn a: Co? Co on napisa? A tamten mu na to, ze napis brzmi. . .
Tu opowiadaj acy schyli si e do ucha dziewczyny i go snym szeptem powie-
dzia:
. . . pocaujcie nas w dup e!
Dziewczyna prychn ea smiechem, nie zd a zywszy przekn a c kremu, ktry mia-
a w ustach. Rozmowa urwaa si e na czas potrzebny do usuni ecia skutkw drob-
nego incydentu. Po chwili m e zczyzna opowiada dalej:
Wi ec ten z patrolu mwi szefowi, ze wcale si e nie dziwi. Sam by te z zwa-
riowa, siedz ac samotnie w o srodku dyspozycyjnym w centrum puszczy. Naczel-
nik zby to krtk a uwag a, ze tamten dobrze wie, za co si e znalaz w odosobnieniu,
i ze w ogle nie pora litowa c si e nad wariatem, gdy zagro zona jest racja stanu
i bezpiecze nstwo powszechne. Zamaza c to zaraz! powiada, a facet z patrolu
smieje mu si e w nos. Szefie! mwi. Te litery maj a po dwa kilometry wy-
soko sci, a napis jest na trzydzie sci dugi!. Trudno naczelnik tucze pi e sci a
w st. Wali c, jak leci, cay obszar!. Ale z, to jest sze s c tysi ecy hektarw
pi eknej starej puszczy! Wszystkiego nie zu zyjemy, nie ma mocy przerobowych,
zgnije nam to drewno, b ed a cholerne straty! oponuje facet z patrolu. A ty wiesz,
co b edzie, jak o n i nadlec a? Przecie z potrafi a to przeczyta c i zrozumie c! Co ty mi
tu b edziesz o stratach. Co z tego, ze b edzie las, je sli nie b edzie nas! Wiesz, jacy
s a dra zliwi! Je sli napis jest dobrze widoczny z du zej wysoko sci, to nie b ed a ani
przez chwil e w atpi c, ze zrobiono go dla nich!
No, i co dalej? spytaa dziewczyna.
150
Tego z lasu zamkn eli w klinice. A las wal a, jak leci.
Naczelnik mia racj e! Niechby przeczytali i obrazili si e. adnie by smy wy-
gl adali!
Oboje wstali i oddalili si e w kierunku wyj scia. Jadodajnia pustoszaa, ko n-
czya si e pora obiadu. Sneer wsta tak ze i ruszy na poszukiwanie budynku numer
dwa, gdzie mia by c poddany jakim s badaniom. Spodziewa si e, ze nie b edzie
to w niczym przypominao bada n klasyfikacyjnych dla podzerowcw, w ktrych
uczestniczy wielokrotnie w imieniu swych klientw. To jednak, co zasta w bu-
dynku numer dwa, w ogle nie miao nic wsplnego z badaniami testowymi. Za-
dano mu szereg pyta n, na ktre stara si e odpowiada c zgodnie z prawd a, s adz ac,
i z odpowied z jest z gry znana pytaj acym. Wiedzieli o nim rzeczywi scie sporo,
czego dowodem mogo by c na przykad pytanie, ktre zada jeden z rozmwcw:
Wyrazie s si e kiedy s, ze system spoeczny panuj acy w Argolandzie bardzo
ci odpowiada i wcale nie chciaby s, by zmieni si e w jakimkolwiek stopniu. Czy
nadal podtrzymujesz ten pogl ad?
Mwiem tak odpowiedzia Sneer bo moja pozycja materialna i do-
chody uwarunkowane byy istnieniem tego wa snie systemu.
Niewa zne s a pobudki u smiechn a si e pytaj acy. Musisz mie c pene
przekonanie, ze nie nale zy i nie wolno zmienia c niczego w Argolandzie, bo ka z-
da zmiana mo ze doprowadzi c do nieszcz e scia na skal e ogln a, a teraz, gdy jeste s
tutaj, katastrofa taka najdotkliwiej ugodziaby w ciebie wa snie. Czy zatem jeste s
przekonany, ze nale zy za wszelk a cen e utrzyma c rwnowag e spoeczn a Argolan-
du?
Nie zmieniem tego pogl adu.
To dobrze. Utwierdzisz si e w nim jeszcze bardziej, pracuj ac z nami.
Po rozmowach poddano Sneera elektrohipnozie i nie pami eta ju z niczego wi e-
cej a z do chwili, gdy go obudzono i pozwolono mu wrci c do Rascallego.
Je sli wyrobie s sobie jakie s pogl ady na nasz temat powiedzia z dobro-
tliw a kpin a Szef Wydziau S, gdy Sneer zgosi si e ponownie w jego gabinecie
to odrzu c je natychmiast. Je sli za s s adzisz, ze wszystko rozumiesz, to przyjmij
do wiadomo sci, ze si e mylisz. Nie musisz zreszt a ucieka c si e do domysw. Do-
wiesz si e wszystkiego, caej prawdy, bez upi eksze n i przemilcze n. Prawda ta jest
zbyt zo zona, zbyt zawia, by zdoa j a w cao sci odtworzy c nawet tak inteligent-
ny nadzerowiec, jak ty. Wiesz du zo, domy slasz si e jeszcze wi ecej. Prawie ka zdy,
nawet szstak, tam, w mie scie, wie co s, domy sla si e, syszy r zne opinie. Ale ca a
prawd e o naszym swiecie mo zna pozna c i ogarn a c tylko st ad, z pozycji nadzerow-
ca. Niezwykle trudno jest uo zy c rozsypan a mozaik e o nieznanym rysunku z drob-
nych, niekompletnych kamykw, w srd ktrych zdarzaj a si e w dodatku faszywe
kawaki, z zupenie innej ukadanki. A je sli jeszcze kto s, pod pozorem pomocy
w ukadaniu, de facto przeszkadza w tej czynno sci, sprawa staje si e beznadziejna.
Dlatego pewien jestem, ze nie wiesz jeszcze wielu rzeczy i ze twj obraz sytuacji
151
swiata, w ktrym wszyscy zyjemy, jest niekompletny.
Rascalli zrobi du zsz a przerw e. Wpatrywa si e w ekran, jakby oczekuj ac wia-
domo sci maj acej si e na nim pojawi c. Po chwili oczy jego poruszyy si e, odczytu-
j ac jak a s krtk a informacj e.
W porz adku powiedzia z widoczn a ulg a. Jest akceptacja. Nie sprze-
ciwiaj a si e. Mo zemy w aczy c ci e do naszej ekipy.
A teraz suchaj uwa znie. To co ci powiem, jest tajemnic a dost epn a tylko
nadzerowcom. Musisz j a pozna c, aby wa sciwie wypenia c obowi azki, ktre prze-
widujemy dla ciebie w naszej Radzie. Na pewno zadajesz sobie teraz pytanie:
dlaczego stworzyli smy i utrzymujemy w Argolandzie i w innych aglomeracjach
ten dziwaczny, sztuczny ukad stosunkw spoecznych? Dlaczego d a z ac do je-
go utrzymania, rwnocze snie tolerujemy znane nam ujemne zjawiska, ktrym
bez trudu mogliby smy zapobiec? S adzisz zapewne, ze dysponuj ac zespoem naj-
t e zszych mzgw swiata, mogliby smy wymy sli c dla ludzko sci znacznie lepszy,
efektywniejszy model zycia, zamiast tej wielkiej mistyfikacji. Zauwa zye s, jak
usilnie staramy si e, by dla przeci etnych obywateli klas podzerowych wszystko to
wygl adao jak najnaturalniej. Caa publiczna informacja su zy przekonaniu ich,
ze ten wa snie model zycia jest optymalny, a jego realizacja bliska ideau. Wi ek-
szo s c, znaczna wi ekszo s c ludzi wierzy, ze tak istotnie jest. S a zadowoleni, jedni
mniej, inni wi ecej, lecz zyj a w tych warunkach i staraj a si e w ramach modelu
osi aga c swoje osobiste cele. Wobec penej automatyzacji produkcji oraz niewy-
czerpanego zrda energii, ktrym dysponujemy, dziaalno s c podzerowcw nie
ma zadnego znaczenia ani wpywu na ilo s c produkowanych dbr. Istotna jest tyl-
ko kwestia ich podziau, takiego, by czowiek mia poczucie, ze stan posiadania
zale zy od czynnikw znajduj acych powszechn a akceptacj e spoeczn a: od przy-
datno sci i wkadu pracy. Musz a w to wierzy c, bo inaczej strac a jedyn a motywacj e
dziaa n, ktre skadaj a si e na funkcjonowanie modelu jako cao sci. . .
Ale czy na pewno model ten jest jedynym, susznym i najlepszym z mo zli-
wych?
Nie wiemy. Nie prbowali smy wymy sla c innego.
Dlaczego wybrano wa snie ten, nie inny?
Nie byo innych.
Wi ec, opracowuj ac schemat dziaania nowego spoecze nstwa epoki auto-
matyzacji, nie prbowano dyskutowa c r znych rozwi aza n?
Nie. Tego modelu nikt nie dyskutowa. On zosta nam dany. . . w formie
gotowej do wprowadzenia.
Nie rozumiem?
Pracuj ac z nami, zrozumiesz to pr edzej, ni z si e spodziewasz! Rascalli
odruchowo rozejrza si e po pustym gabinecie i zni zywszy gos, doda przechy-
laj ac si e przez biurko w stron e Sneera. Ten przedziwny system organizacji
i kierowania spoecze nstwem zosta nam narzucony!
152
Przez kogo?
Przez si e, o ktrej nie wiemy prawie nic poza tym, ze jest nieomal wszech-
pot e zna! Ta wa snie sia kazaa nam zorganizowa c wszystko w taki sposb, czy-
ni ac nas, nadzerowcw, odpowiedzialnymi za wprowadzenie w zycie caego pro-
gramu i czuwanie nad jego realizacj a!
C z mo ze stanowi c tak wielk a si e, zdoln a narzuci c swoje plany caej pla-
necie? Jaka s grupa terrorystw, dysponuj aca srodkami globalnego zniszczenia?
Mafia, grupa zwariowanych uczonych? Czy mo ze zbuntowany superkomputer,
steruj acy ca a energetyk a?
Nie, nie. . . Wszystko, co wymieniasz, nie byoby jeszcze najgorsze, na-
wet razem wzi ete. To dawaoby chocia z nadziej e, cie n szansy wyrwania si e spod
wpywu. Niestety! Sia, ktra nad nami zawisa, nie pochodzi st ad. . .
Sk ad?
Z naszej planety.
Obca interwencja z kosmosu?
Niewiele wiemy o nich i nie dowiemy si e wi ecej, ni z oni chc a nam przeka-
za c. W gosie Rascallego brzmiaa melancholia i gorycz. Nie mamy szans
w konfrontacji z nimi. W dawnych czasach brano pod uwag e r zne warianty mo z-
liwych kontaktw z inteligentnymi przybyszami z g ebin wszech swiata. Rozpa-
trywano zbrojn a inwazj e powoduj ac a zniszczenie naszej cywilizacji i swiat a po-
moc wy zej rozwini etych istot; kolonizacj e i bratersk a wspprac e; nieporozumie-
nia i przyja z n. Lecz byy to wszystko pomysy na nasz a ludzk a miar e. Wariantu,
b ed acego konglomeratem wszystkich wymienionych wersji, nikt nie przewidy-
wa. Ci, ktrym musimy si e podporz adkowywa c, nie s a, sensu stricte, niczyimi
wrogami. Oni s a po prostu fanatykami! Fanatykami na skal e caego dost epne-
go dla nich kosmosu, zadufanymi we wasnej inteligencji, ktra jest niew atpliwa,
oraz we wasnej suszno sci i nieomylno sci! Przybyli tutaj, by obdarzy c nas wy-
my slonym przez siebie modelem spoecze nstwa istot rozumnych, uznanym przez
nich za uniwersalny i najlepszy, dla wszystkich spoecze nstw istniej acych w ko-
smosie, ktre osi agaj a wysoki poziom rozwoju wiedzy i automatyzacji srodkw
produkcji. Model ten upowszechniaj a, gdzie tylko znajd a odpowiednio rozwini e-
t a cywilizacj e! Dziaalno s c sw a traktuj a jako posannictwo, dziejow a misj e swojej
rasy, ktra pierwsza w kosmosie osi agn ea najwy zszy poziom wiedzy spoecznej
i bya w stanie taki optymalny model stworzy c. Jako ci najm adrzejsi, nie dopusz-
czaj a do dyskusji nad suszno sci a swych przekona n! Dziaaj a jak ongi s rycerze
zakonni, krzewi acy wiar e w srd poga nskich ludw: z fanatyczn a wiar a w swe
idee, ktre stay si e czym s w rodzaju religii!
Czy. . . prbowano przeciwstawi c si e im, odmawia c przyj ecia ich rad?
To nie byy rady. Akceptacja ich idei przez ka zde dojrzae spoecze nstwo
jest dla nich rzecz a bezdyskusyjn a, oczywist a.
Ale. . . przecie z ka zde spoecze nstwo ma wasn a specyfik e! To co spraw-
153
dzio si e u nich, niekoniecznie musi by c dobre dla nas!
Oni twierdz a, ze zarwno na ich planecie, jak na wielu innych, ktre obda-
rowali swiatem swej m adro sci, system przez nich sformuowany dziaa bezb ed-
nie, uszcz e sliwiaj ac przer zne spoecze nstwa istot rozumnych.
Czy rzeczywi scie tak jest?
Nie wiemy nawet, gdzie znajduje si e ich ojczysta planeta. Prawdopodobnie
tak daleko, ze nie byliby smy w stanie dotrze c tam bez ich pomocy a gdyby si e
to nawet udao, to nie mamy zadnej pewno sci, ze pokazaliby nam to swoje idealne
spoecze nstwo.
A inne, uszcz e sliwione planety, na ktrych przykad si e powouj a?
Te z nie zostay bli zej okre slone, ale z naszych do swiadcze n mo zemy wnio-
skowa c, na czym polega i c h przekonanie o szcz e sliwo sci tych planet. P zniej
wrc e do tego zagadnienia. Teraz chciabym jeszcze, aby s wiedzia, ze w rezulta-
cie niedwuznacznego nacisku, ludzko s c zostaa zmuszona do podporz adkowania
si e tym misjonarzom ideau spoecznego. Przyjmij do wiadomo sci, ze dysponuj a
oni niewyobra zalnie wielk a si a i od razu odrzu c wszelk a my sl o wyamaniu si e
z zale zno sci od nich.
Czy zby straszyli zagad a ludzkiej cywilizacji?
Nie, tego nie powiedzieli wprost. Stosuj a metody bardzo kurtuazyjne i dy-
plomatycznie ostro zne. Nie da si e zaprzeczy c, ze w pierwszej fazie przekszta-
cania naszej cywilizacji ponosili nawet do s c znaczne koszty, dostarczaj ac wielu
cennych srodkw technicznych. Niczego nie chcieli w zamian. Pragn eli wy acz-
nie tego, aby smy bez oporw zastosowali w praktyce ich wyprbowany system
organizacji spoecze nstwa.
Czy. . . nie wydao si e to nikomu podejrzane? Ta bezinteresowno s c?
Pocz atkowo nie. Poczytywano to za skutek ich fanatyzmu, g ebokiej wiary
we wasne idee, nieprzepartej z adzy ci agego potwierdzania wasnej genialno sci.
Ludzko s c, a raczej ci, ktrzy byli za ludzko s c odpowiedzialni, nie mieli wybo-
ru. Teraz jednak rodzi si e w nas, nadzerowcach, przekonanie, ze wszystko to ma
w sobie pewien dalekowzroczny cel. Skutki dziaania wprowadzonego systemu
wskazuj a na to wyra znie. Spoza wszystkich jego dodatnich cech zaczyna coraz
wyra zniej wyziera c ostateczny efekt.
Ubezwasnowolnienie naszego spoecze nstwa! powiedzia Sneer, zaci-
skaj ac pi e sci. Ogupienie, pozbawienie ludzkiego oblicza, zautomatyzowanie,
zatomizowanie, rozbicie na pojedyncze elementy, kieruj ace si e drobnymi, wa-
snymi interesami. Rozbicie solidarno sci ludzkiej, pozbawienie poczucia przyna-
le zno sci do ludzkiego gatunku!
Nie popenili smy b edu, wyawiaj ac ciebie spo srd wielu innych! Ra-
scalli u smiechn a si e, z nietajonym podziwem i satysfakcj a patrz ac na Sneera.
Jeste s nadzwyczaj inteligentny i bystry, b edziesz bardzo po zyteczny w naszym
gronie. Ale pod jednym warunkiem: musisz zrezygnowa c z buntu i oporu prze-
154
ciwko nim. To tylko zniszczyoby ciebie, a by c mo ze, tak ze nas i cay nasz glob.
Ka zdy z nas prze zywa ci e zko to pogodzenie si e z realiami naszej sytuacji, owo
walenie gow a w twardy, niesko nczenie gruby mur. Oszcz ed z sobie tego i przyj-
mij bez buntu nasze metody dziaania, przy acz si e do nas, zaakceptuj nasz a drog e
walki. Cho cby ci si e wydawao, ze nie jest to walka, lecz oportunizm i rezygnacja
z radykalnych dziaa n. Zdarzy ci si e nieraz jeszcze, ze b edziesz chcia, w naj-
lepszej wierze i z najlepszymi zamiarami, zrobi c co s dobrego dla naszej biednej,
zgubionej planety, i nie zrobisz tego, co zamierzye s. Przeszkodzi ci w tym jaki s
nieludzki, lecz wyra zny, zrozumiay, ach, jak ze, niestety, doskonale zrozumiay
Gos, brzmi acy w tobie i wok ciebie, ktry powie ci: nie!, a ty usuchasz
tego Gosu, cho cby s nie chcia, bo zdasz sobie spraw e z beznadziejno sci sprzeci-
wu. Zdasz sobie spraw e z prostego faktu, ze nie podporz adkowuj ac si e, w jednej
chwili zgubisz siebie samego i stracisz ju z na zawsze wszelk a mo zliwo s c zdzia-
ania najdrobniejszej rzeczy dla dobra mieszka ncw Ziemi. Zdasz sobie przy tym
spraw e, ze zawsze znajdzie si e kto s sabszy od ciebie, kto potulnie i posusznie
speni polecenia tego Gosu, a twoja ofiara na nic si e nie zda, niczego nie zmieni.
Rascalli przerwa, bo gos ochryp mu nagle. Zakasa kilkakrotnie i nala sobie
wody z karafki, po czym popi ni a jak a s piguk e.
C z wi ec robicie wy, zerowcy, by nie rzuci c w ko ncu ludzko sci w niewol e
tych kosmicznych fanatykw? Przecie z nale zy si e spodziewa c, ze w pewnym mo-
mencie wkrocz a tu i opanuj a nas ze szcz etem, bo chyba o to im wreszcie chodzi!
Nie wierz e, by inwestowali bezinteresownie w takie przedsi ewzi ecie!
Niewiele mo zemy zrobi c. Najprawdopodobniej ju z od samego pocz atku,
kiedy spotkao nas to nieszcz e scie, ze do nas wa snie trafili, by wyprbowywa c
swoje idee, nie mo zna byo niczego przedsi ewzi a c. Nie unikniemy ostatecznego
losu, jaki nam przeznaczyli. Oni zrobi a wreszcie to, co zechc a. S a wobec naszych
mo zliwo sci wszechpot e zni. Jedyne, co mo zemy robi c, to op znia c w koniec.
Tym wa snie zajmujemy si e od chwili owej przedziwnej, niespodziewanej inwa-
zji.
Kiedy to byo? Nigdy nie syszaem o tym fakcie z historii Ziemi?
Rascalli roze smia si e go sno, histerycznie.
Pewnie, ze nie. Nie moge s sysze c! To my wa snie, spadkobiercy tych, co
ulegli presji, musimy fakt ten trzyma c w scisej tajemnicy. Wyci eli smy z historii
ludzko sci jeden jedyny szczeg: kontakt z obcymi. Ludzko s c musi pozostawa c
w przekonaniu, ze to, czym zyje obecnie, stworzyli nasi przodkowie, sami, bez
niczyjej pomocy i naciskw. Tylko my, najm adrzejsi ze wszystkich ludzi, mo-
zemy zna c prawd e. Reszta, gdyby j a poznaa, nie byaby w stanie oceni c grozy
sytuacji. Rozlegyby si e powszechne protesty: przeciwko naszej dziaalno sci, ale
to mniejsze zo; lecz tak ze przeciwko nim, i to zgubioby ludzko s c. Niech ma-
sy podzerowcw my sl a, ze to my, nadzerowcy, niezale zni jajogowi kierownicy
cywilizacji ziemskiej, sami tworzymy ten system, kierujemy nim i odpowiadamy
155
za jego zalety i b edy. Gotowi jeste smy przyj a c na siebie cae odium wynikaj a-
ce z wad systemu, byle tylko og nie domy sla si e istnienia Zewn etrznej Siy,
ktrej jeste smy podporz adkowani. Musimy wzi a c wszystko na siebie, by c tam a,
zapor a izoluj ac a prawd e o istnieniu obcych od swiadomo sci ludzkiego zywiou.
Rozumiesz chyba, ze to konieczne!
Sneer pokiwa gow a w zamy sleniu.
Wi ec to, co dzieje si e w Argolandzie i innych centrach ludno sciowych na
caym globie, jest fars a gran a dla tych z kosmosu po to, by wierzyli, ze ich plany
s a przez was realizowane sci sle i z dobrym skutkiem.
Przez nas, nie was poprawi Rascalli. Teraz i ty jeste s z nami
i musisz poczuwa c si e do wsplnej odpowiedzialno sci za ten swiat. Nasza rola
przypomina szczeglnego rodzaju filtr: izolujemy ludzko s c od prawdy o naszych
kosmicznych nadzorcach, a rwnocze snie izolujemy ICH od penej informacji
o tym, co dzieje si e faktycznie na Ziemi. Na szcz e scie, ograniczaj a si e do ogl a-
dania oglnego obrazu spoecze nstwa, a wi ec ulegaj a grze pozorw adu, ktry
tworzymy. Wierz a, ze wszystko idzie w dobrym kierunku, a naszym zadaniem
jest utwierdza c ich w tym przekonaniu, drog a odpowiednich meldunkw i spra-
wozda n. Jak dotychczas, wszystko si e udaje, cho c oni maj a niekiedy pretensje,
ze idzie nam zbyt wolno w marsz ku ich ideaowi. Wwczas musimy zrobi c
co s naprawd e, jakie s spektakularne posuni ecie, by widzieli post ep. A potem zno-
wu rozlu zniamy nacisk na spoecze nstwo. Im bardziej b edzie ono zachowywa c
ludzkie cechy, im wolniej b edzie zmierza c do ich zatraty, tym du zej potrwa, nim
tu przyjd a i wybior a nas jak raki z saka. Gdyby jednak ze nie udao si e nam za-
chowa c pozorw, gdyby przejrzeli nasz a gr e wkrocz a sami, by konsekwentnie
zrealizowa c swe plany urobienia nas na podobie nstwo gromady zdalnie sterowa-
nych robotw. Wprowadz a swoje ideay rwno sci spoecznej: zrwnaj a wszyst-
kich do poziomu szstaka! To jest ich ostatecznym celem! Z trudem udao nam
si e wprowadzi c pewne modyfikacje ich planw. Starali smy si e zachowa c pew-
ne pierwiastki historycznych uwarunkowa n naszego spoecze nstwa. Chcieli smy
zachowa c pewne nasze, ludzkie i ziemskie, warto sci i zdobycze. W chwili, gdy
oni tu przybyli, swiat trwa w podziale na dwa podstawowe systemy stosunkw
spoecznych. Ka zdy z nich mia swe zalety i wady. Wobec konieczno sci ujed-
nolicenia w caym swiecie systemu spoecznego w ramach narzuconych przez
przybyszw starali smy si e zachowa c maksimum spo srd najlepszych cech obu
istniej acych. Niestety. . . Ka zdy, kto zna problemy spoeczno-ekonomiczne swiata
sprzed Wielkiej Reformy, dostrze ze bez trudu, ze w tym, co obecnie obserwuje si e
w aglomeracjach, znale z c mo zna tylko wszystkie niemal wady obu przeciwstaw-
nych systemw starego swiata. Nie chcemy niczego rusza c w istniej acym uka-
dzie. Marzeniem naszym jest utrzymanie bie z acej sytuacji, jak najdu zej mo zna.
Nie dlatego, by smy uwa zali j a za dobr a, lecz dlatego, ze jest to jedyny sposb
uchronienia si e przed jeszcze gorszym. Niestety, s a w srd podzerowcw ludzie,
156
ktrzy, wiedz ac zbyt wiele, rozpowszechniaj a nie scise i nieodpowiedzialne infor-
macje, jak gdyby nie rozumieli, ze dziaaj a przeciwko caej ludzko sci. Ci biedni
gupcy z dolnych klas nie pojm a, bo nie s a do tego zdolni, naszych uwarunkowa n
i motywacji. A ci z kosmosu obserwuj a nas ci agle. Je sli przeniknie do ich swiado-
mo sci caa prawda o rzeczywistej sytuacji, o rozbie zno sci mi edzy rzeczywisto sci a
a ich wydumanym modelem, to kt z pierwszy ucierpi, je sli nie my, nieudolni,
w ich ocenie, kierownicy akcji ulepszania ludzko sci na kosmiczn a mod e. Nas
dosi egnie pierwszy cios, a potem. . . potem ju z nic nie uratuje ludzko sci. . . Kto
wie, jakie plany maj a wobec nas? Tego si e nie dowiemy, dopki oni nie zechc a
zrealizowa c ostatniej fazy swych zamierze n.
Czy oni s a tutaj, w srd nas?
Gdyby to mo zna byo wiedzie c! Nikt nawet nie wie, jak naprawd e wygl a-
daj a. Nie wiadomo, czy potrafi a przybiera c ludzk a posta c. Komunikuj a si e z na-
mi drog a radiow a. Widujemy ich pojazdy poruszaj ace si e w naszej atmosferze.
Daj a nam odczu c sw a obecno s c, cho c nie pojawiaj a si e na og w obr ebie aglo-
meracji. Czasem, jakby dla przypomnienia, demonstruj a swe niesamowite mo zli-
wo sci techniczne, podobnie jak post epowali wwczas, gdy skonili przywdcw
mocarstw starego swiata do penego posusze nstwa w imi e istnienia ludzko sci. . .
Teraz, gdy wiesz ju z wszystko ci agn a Rascalli, po chwili przerwy zrozu-
miesz bez trudu, ze wszelkie przeciwdziaanie temu, co robimy my, nadzerowcy,
jest podrzynaniem garda ludzko sci na Ziemi. Ufam, ze nie musz e z ada c od cie-
bie zadnych gwarancji zachowania tajemnicy wobec podzerowcw. To si e samo
przez si e rozumie.
Oni rozpowszechniaj a pewne. . . teksty, sugeruj ace istnienie interwentw
z kosmosu powiedzia Sneer, przypomniawszy sobie nie doczytan a do ko nca
broszur e.
Wiemy o tym. Rascalli lekcewa z aco machn a r ek a. To co pisz a w wy-
wrotowych broszurkach, kupy si e nie trzyma. Prawda jest o wiele bardziej skom-
plikowana. Te prymitywne, uproszczone wersje historii zakulisowych dziaa n to-
warzysz acych Wielkiej Reformie nie s a na szcz e scie zbyt przekonywaj ace nawet
dla t epawych podzerowcw.
Czy. . . celowo si e ich ogupia, by nie rozumieli niczego i byli posuszni?
To jest nieunikniona konieczno s c, w imi e wy zszych racji powiedzia
Rascalli, spuszczaj ac wzrok pod biurko. Lepsze. . . nieco przyt epawe spoe-
cze nstwo ni z zagada ludzko sci.
A wi ec to prawda z tymi ogupiaczami w piwie?
Nie tylko w piwie u smiechn a si e Rascalli. We wszystkim, z czym
si e na co dzie n stykaj a: w nonsensach codziennego zycia. Ale to jedyny sposb,
by zapanowa c nad tym zywioem, by stworzy c pozory wobec naszych dobroczy n-
cw, ze my, nadzerowcy, wypeniamy to wszystko, czego si e po nas spodziewaj a.
No, c z. . . Teraz niesiesz wsplnie z nami ten ci e zar odpowiedzialno sci. Musi-
157
my odmadza c nasze kadry. Kto s musi po nas dalej prowadzi c t e gr e, lawirowa c,
balansowa c, strzec rwnowagi mi edzy konieczno sci a i mo zliwo sciami, odwleka c,
jak dugo si e da, ten smutny, nieuchronny koniec ludzko sci, ktry, miejmy nadzie-
j e, nast api ju z nie za naszego zycia. Chocia z, kto wie? Ich zamiary s a nieprzenik-
nione. Id z teraz do biura personalnego, budynek numer jeden. Tam zajm a si e tob a,
zakwateruj a i przydziel a zadania. Na pocz atek zostaniesz modszym inspektorem
rwnowagi spoecznej, a potem. . . zobaczymy.
* * *
Budynek, w ktrym Sneer otrzyma tymczasowe pomieszczenie, sta nieco
na uboczu, z dala od pozostaych zabudowa n. Pokj by bardzo obszerny, wi ek-
szy nawet od najdro zszych, luksusowych kabin w argolandzkich hotelach. Mia
co najmniej dwadzie scia metrw kwadratowych, do tego jeszcze spor a azienk e
z prawdziw a, dug a wann a, w ktrej mo zna byo si e wygodnie wyci agn a c. Takie
luksusy spotykao si e tylko w willach znaczniejszych zerowcw, w pier scieniu
podmiejskich, ztych dzielnic.
Sneer prbowa sobie wyobrazi c wn etrza domw w osiedlu ogl adanym przed
obiadem. Musiay by c szczytem komfortu, jak wszystko tutaj, w tej enklawie
prawdziwego, wygodnego zycia.
Jak ze zao snie przedstawiay si e przy tym wszystkim n edzne warunki bytowa-
nia tumu ludzkich pionkw, przesuwanych na gigantycznej planszy aglomeracji,
w tamtym swiecie pozorw.
Teraz, gdy mg ogarn a c swiadomo sci a wszystkie warstwy rzeczywisto sci,
ktra odkrya si e przed nim cakowicie po ostatnich wyja snieniach, nie dziwi si e
niczemu. Ten obraz swiata musia ju z by c ostateczn a jego wersj a, nie mg kry c
g ebszych sekretw, co najwy zej mo ze jakie s szczegy, ktre wcze sniej czy
p zniej b edzie mia okazj e pozna c. Trzeba byo przyj a c ten swiat takim, jakim si e
okaza, wraz ze wszystkimi konsekwencjami tego stanu rzeczy.
Sneer zrozumia teraz, co mia na my sli Rascalli, gdy mwi o nieodwracalno-
sci przej scia do tego jak si e tu adnie mwio continuum. . . Okre slenie to,
nawi azuj ace do modelu atomu, z ktrym stary nadzerowiec porwnywa spo-
eczno s c aglomeracji, miao kilka przeno snych sensw. Oprcz tego, ze oznaczao
brak wi ezw scisej klasyfikacji intelektualnej, dopuszczaj acej tylko sztywne ra-
my siedmiu klas ujemnych, poj ecie continuum znaczyo tak ze obszar swobodnego
ruchu, wolno sci i wzgl ednej niezale zno sci w sensie czysto przestrzennym.
Aglomeracje byy atomami ludzko sci, wi a z acymi milionowe tumy jedno-
stek, niezdolnych jak przypisane do atomu elektrony uwolni c si e z p et si
158
potencjau skupiaj acego je wok j adra, ktrym byo miasto. Za to sytuacja nadze-
rowca przypominaa warunki istnienia swobodnego elektronu, zdolnego porusza c
si e poza przymusow a orbit a.
Jak ze nieludzka musi by c inteligencja, ktra potrafia wymy sli c tak bezdusz-
ny model spoecze nstwa, lekcewa z acy w sposb absolutny wszelkie indywidualne
cechy ludzkiej jednostki pomy sla Sneer o mitycznych przybyszach z niezna-
nych g ebin Galaktyki. Zmuszony do codziennego bezsensownego kr a zenia po
wyznaczonej orbicie, czowiek rzeczywi scie upodabnia si e do bezrozumnej cz ast-
ki, zdanej na przypadkow a gr e si dziaaj acych w tym zo zonym ukadzie. Iluzo-
ryczna zmiana wasnego statusu spoecznego polega jedynie na zamianie jednej
orbity na inn a, gdzie dalej trwa ob edne kr a zenie intensywny ruch po krzywej
zamkni etej, nie posuwaj acy obiektu ani o krok w kierunku jakiego s realnego celu.
Nie ulegao w atpliwo sci, ze takie zorganizowanie spoecze nstwa Ziemi, zre-
alizowane konsekwentnie i do ko nca, musiao su zy c okre slonym celom. W srd
tych celwtrudno byoby dopatrzy c si e szcz e scia dla obiektwmanipulacji. Praw-
dziwy cel galaktycznych fanatykw przeziera do s c wyra znie poprzez frazeologi e
gosz ac a optymalizacj e wszystkich rodzajw i typw spoecze nstw rozumnych
istot. Gdyby chcieli oni owadn a c planet a miliardw indywidualno sci ludzkich,
byoby to zadanie rwnie trudne, jak sledzenie i nadzorowanie ka zdego z osobna
pojedynczego elektronu spo srd miliardowego tumu. O wiele atwiej upilnowa c
te niesforne cz astki, gdy powi azane w p eczki, usidlone na swych orbitach, kr a-
z a w wymuszonym koowrocie.
Taka zbiorowo s c jak atom rz adzi si e wasnymi prawami, a wi ec niejako
sama si e pilnuje. Wystarczy sledzi c j a jako cao s c, sterowa c ni a globalnie i nie
dopuszcza c do rozpadu na skadniki. Wtedy nie trzeba ju z nawet dba c o iden-
tyfikacj e poszczeglnych elementw, staj a si e bowiem nieomal identyczne, za-
mienne, u sredniaj a swe cechy i przestaj a istnie c jako indywidualne obiekty.
Ludzko s c skoagulowana w grudki, zlepiona w bryki, ktre mo zna odcedzi c
i usun a c, maj ac pewno s c, ze zadna drobina nie przemknie si e przez sitko
wzdrygn a si e Sneer, pora zony tym porwnaniem. Oni chc a nas mie c w ka-
wakach, by tym atwiej usun a c, zniszczy c albo wykorzysta c do jakich s niewia-
domych celw. Zamiast wybiera c po jednym, rozsianych po caym globie, mog a
nas bra c hurtem, jak mrwki razem z bryk a cukru rzuconego na przyn et e.
W kontek scie takiej interpretacji ich celw galaktyczni misjonarze stawali si e
po prostu przewrotnymi ekspansjonistami, pragn acymi rozci agn a c sw a wadz e na
wszystkie planety, do ktrych zdoali si egn a c.
Najbardziej optymistyczn a spo srd hipotez, jakie nasuway si e Sneerowi na
temat motyww dziaania tajemniczej supercywilizacji, byo przypuszczenie, i z
czyni a to wszystko w obronie wasnej: tumi ac w zarodku rozwj wszystkich spo-
ecze nstwrozumnych wok siebie, zabezpieczaj a si e przed wyro sni eciempod ich
bokiem jakiej s siy i rozumu, zdolnych im z czasem zagrozi c.
159
Lecz nawet najsilniej hamowane w swym rozwoju spoecze nstwo mo ze wy-
mkn a c si e spod ogupiaj acej kontroli. Gdyby chodzio im tylko o oczyszczenie
okolicy z potencjalnych wrogw, zlikwidowaliby po prostu zycie na tej planecie.
Rascalli mwi o naciskach, o demonstracji siy i fantastycznych mo zliwo sci. . .
Je sli nie skorzystali z nich, by raz na zawsze rozprawi c si e z ludzko sci a, je sli
dokadaj a tylu wysikw i stara n, by wprowadzi c w czyn swe zamierzenia, to wi-
docznie ludzko s c jest im potrzebna, i to wa snie w tej postaci, jak a usiuj a jej
nada c. Po co? Zapewne dla atwego kierowania miliardami jednostek, skupionych
w zniewolone, odizolowane od siebie zbiorowiska.
Byo ju z kiedy s co s podobnego. . . Sneer z trudom odgrzebywa z pami eci
szcz atki wiedzy historycznej. To si e nazywao: obozy koncentracyjne. Tam
jednak chodzio o masowe morderstwo. Tutaj za s. . . kt z wie, o co chodzi?
Pewna odpowied z na to pytanie b edzie mo zliwa dopiero wwczas, gdy objawi
si e ostateczny cel akcji kosmicznych demonw. Ta konkluzja napawaa smutkiem,
niosa poczucie beznadziejno sci. Sneer rozumia teraz punkt widzenia nadzerow-
cw.
Oczywiste byo, ze komfort, jaki tworzyli dla siebie, nie by jedyn a przyczyn a,
dla ktrej chronili tajemnic e, kad ac si e tam a pomi edzy masami ludno sci aglome-
racji a ow a Kosmiczn a Si a. Nierozumny zywio tumu nie poj aby ich argumen-
tw, nie uwierzyby w niepokonan a moc przybyszw. Sama swiadomo s c podle-
go sci obcej sile mogaby zama c bierno s c ludzkiej masy. P ekyby wi ezy spoecz-
nego porz adku. Nadzerowcy, okrzykni eci zdrajcami, co wysuguj a si e naje zd zcom
z kosmosu, pierwsi padliby ofiar a tumw. Reszty atwo si e domy sli c. Byoby
to monstrualne samobjstwo ludzko sci, porwanie si e na beznadziejn a, nierwn a
konfrontacj e.
To co dotychczas wydawao si e Sneerowi nieuczciwe w post epowaniu nadze-
rowcw: utrzymywanie i nap edzanie nienaturalnego, re zyserowanego swiata
aglomeracji, dezinformacja, ogupianie ludzi teraz, w swietle penej prawdy
o swiecie, w ktrym zy, stawao si e jedyne mo zliwe i suszne.
Ta wa snie swiadomo s c wszystkiego, caej grozy poo zenia, kneblowaa usta
nadzerowcom. Stwarzaj ac nieprawdziwy swiat dla tumu nie swiadomych wsp-
obywateli, t epi ac wszelkie okruchy prawdy o sytuacji u smiechali si e obudnie
do tych, w ktrych mocy pozostawali wraz z caym globem. Oni, nadzerowcy
cho c poziom ich zycia mgby stanowi c przedmiot zazdro sci i po z ada n reszty
spoecze nstwa, gdyby mogo ono przyjrze c si e temu z bliska w istocie tkwili
za tymi samymi drutami obozu wsplnej zagady; tym r zni acy si e od innych,
ze obarczeni ci e zarem prawdziwej wiedzy o sytuacji i dobrowolnie przyj etym
brzmieniu odpowiedzialno sci za utrzymanie delikatnej rwnowagi mi edzy kru-
ch a tkank a ludzko sci i zdoln a j a bez trudu zmia zd zy c, brutaln a si a interwentw.
Czy swiadomo s c gro zby i odpowiedzialno sci jest wysok a czy nisk a cen a, pa-
con a za komfort zycia trudno o tym rozs adzi c. Czowiek w swym indywi-
160
dualnym bytowaniu do s c wcze snie oswaja si e z konieczno sci a smierci, lecz nie
przeszkadza mu to dziaa c, gromadzi c dbr, osi aga c sukcesw zyciowych. Czy
nieuchronno s c upadku i nieodgadnionego ko nca ludzko sci obchodzi czowieka
bardziej, ni z wasna smier c? Chyba raczej nie. Dlatego wa snie nadzerowcy prze-
nikni eci byli wi eksz a trosk a o bie z ace utrzymanie rwnowagi, ni z o przysze, i tak
przes adzone losy ludzkiego gatunku. Dlatego nie wahali si e wpywa c nawet na
mentalno s c czonkw skazanego na zgub e spoecze nstwa, nie dbali o moralne,
spoeczne, kulturalne skutki bie z acych posuni e c wobec ludno sci. Ot epienie, de-
moralizacja, ukierunkowanie umysw na sprawy codziennego bytu wszyst-
ko to sprzyjao utrzymaniu spokoju, oddalao widmo zamieszek, ktre stayby
si e niechybnie powodem niezadowolenia kosmicznych naje zd zcw i odsuni ecia
nadzerowcw od ich kierowniczej roli. Przekonani o nieskuteczno sci dziaa n wy-
branych ludzi przy wdra zaniu narzuconego programu, interwenci staraliby si e
przyspieszy c osi agniecie zaplanowanego stanu spoecze nstwa, ujmuj ac ster we
wasne r ece.
Z drugiej strony tolerowanie przez nadzerowcw wielu bardzo ludzkich
cho c niew atpliwie ujemnych cech spoecze nstwa i jednostek, stabilizowao
tempo odczowieczenia na poziomie minimalnym. Przed kosmitami mo zna byo
roztacza c od czasu do czasu usprawiedliwienia op znie n, powouj ace si e na drob-
ne przej sciowe trudno sci techniczne nie na tyle kopotliwe, by wymagay ich
interwencji.
Snuj ac rozmy slania nad losem swiata w tak ostatecznej znajduj acego si e opre-
sji, Sneer musia przyzna c nadzerowcom racj e przynajmniej w jednej kwestii:
braku alternatywy. To co robili, mogo by c oceniane z r znych punktw widze-
nia i z r znymi wynikami. Wobec bezsilno sci swiata zagro zonego pot eg a obcych,
przyj eta taktyka bya najlepszym wyj sciem: dawaa nadziej e ludzkiego prze zycia
jeszcze paru pokoleniom. Odraczanie ko nca swiata miao taki sam sens, jak od-
wlekanie nieuchronnej smierci chorego czowieka, nawet za cen e pewnych szkd
w jego organizmie.
W prostok acie ciemniej acego okna wida c byo wycinek czystego nieba, na
ktrym wyst apiy ju z pierwsze swiata ja sniejszych gwiazd. Wiedziony si a pod-
swiadomego skojarzenia, Sneer dotkn a lew a doni a przegubu prawej i stwier-
dzi brak bransolety. Natychmiast przypomnia sobie, ze pozostaa w skrytce przy
bramce kontrolnej, w wej sciu do budynku Wydziau S.
Gwiazdy piosenka bransoleta odtworzy w my sli ci ag skojarze n,
zbiegaj ac po schodach.
Z niewiadomych przyczyn brak bransolety wp edzi go w lekk a panik e. Bieg,
by odzyska c j a co pr edzej, jakby jej utrata miaa oznacza c utrat e ostatniej mate-
rialnej wi ezi z dziewczyn a, o ktrej wci a z nie mg i nie chcia zapomnie c.
Budynek Wydziau S otwarty by tak ze w nocy. Nadzerowcy czuwali przez
ca a dob e, ani na chwil e nie ustaj ac w wysikach zmierzaj acych do utrzymania
161
chwiejnego status quo. Od dzisiejszego dnia Sneer tak ze w aczony zosta do tego
nieprzerwanego czuwania. Wedug szczegowych instrukcji, ktre przekazano
mu w sekcji, gdzie go przydzielono, mia zajmowa c si e obserwacj a rwnowa-
gi. Oznaczao to po prostu wykrywanie i likwidowanie tych wszystkich zjawisk,
ktre mogyby owej rwnowadze zagrozi c.
Nie przejmuj si e szczegami wyja snia Sneerowi dzi s po poudniu kie-
rownik sekcji, energiczny, mody mulat o dobrodusznym spojrzeniu. Nie wy-
r eczaj policji ani administracji. Poradz a sobie sami, a je sli nawet nie, to nic nie
szkodzi. Twoje zadanie polega tylko na wychwytywaniu tego, co mogoby zagro-
zi c globalnej rwnowadze w aglomeracji. Nadu zycia i zodziejstwo obywateli,
korupcja urz ednikw, nieudolno s c uczonych, gupota funkcjonariuszy ni zszych
szczebli, wszystko to s a bahostki nie zagra zaj ace podstawom istnienia zrwno-
wa zonego ukadu. Powiem wi ecej, zjawiska te s a nawet w wielu przypadkach sta-
bilizatorem, dziaaj acym w po z adanym kierunku. Ludzie zaj eci drobnymi szwin-
dlami, zaatwianiem wasnych codziennych spraw i rozwi azywaniem problemw
indywidualnych, nie maj a czasu na dociekania o charakterze oglnym. Je sli usy-
szysz, ze kto s wiesza psy na zerowcach, maj ac na my sli Rad e i cay aparat admini-
stracyjny, nie reaguj. To dobrze, ze podzerowcy maj a nas za przyczyn e wszelkich
swych kopotw, ze czyni a nas odpowiedzialnymi za braki i niedostatki stworzo-
nego przez nas ukadu spoecznego. Dopki wierz a w t e nasz a win e, sytuacja jest
daleka od stanu alarmowego. Wa zne jest tylko, by nie mwili ani sowa o kim s, kto
jest nad nami, oboj etne, jak sobie tego kogo s wyobra zaj a. Nale zy t epi c wszelkie
sugestie istnienia Wielkich Obcych. Ludzie nie maj acy dostatecznej swiadomo sci
caoksztatu naszej wsplnej sytuacji, a wi ec wszyscy oprcz nas, musz a pozosta-
wa c w przekonaniu, ze Ziemia jest suwerenn a planet a, rz adzon a przez ludzi lepiej
lub gorzej, ale tylko przez ludzi.
Niektrzy domy slaj a si e czego s, zywi a pewne podejrzenia zauwa zy
Sneer.
Im wi ec przede wszystkim nale zy zamyka c usta. To ludzie nieodpowie-
dzialni. Swoimi domysami, rozpowszechnianymi po srd wspobywateli, nie
sprawi a niczego dobrego. Mog a jedynie spowodowa c zakcenia na skal e dostrze-
galn a dla naszych galaktycznych przyjaci. . .
Sneer zrozumia sytuacj e ju z wcze sniej, podczas rozmowy z Szefem Wydzia-
u. Wyja snienia od niego uzyskane doskonale uzupeniay puste dot ad miejsca
w modelu interpretuj acym mechanizm tak dobrze znanego dziaania swiata Argo-
landu. Obcy przybysze z kosmosu byli tym jedynym brakuj acym ogniwem, po-
zwalaj acym rozumie c wszystko, co si e tutaj, na Ziemi, dzieje. A z dziwne, ze tak
niewielu spo srd mieszka ncw aglomeracji dochodzi do podobnych wnioskw
i domysw. Czy zby naprawd e tak byli zaj eci codzienno sci a, ze nie maj a czasu na
zastanowienie? Czy mo ze tak skutecznie dziaaj a substancje ogupiaj ace? Albo
dziaalno s c inspektorw rwnowagi, t epi acych ka zdy przejaw niebezpiecznych
162
spekulacji?
Teraz Sneer rozumia, dlaczego od wielu, wielu lat jak si ega pami eci a
wyszydzano w masowych publikatorach wszelkie doniesienia o pojawianiu si e
nieznanych obiektw na niebie, wszelkie hipotezy dotycz ace istnienia jakich s in-
nych rozumnych cywilizacji w zasi egu kontaktu. Autorw takich hipotez publicz-
nie ods adzano od rozumu i wy smiewano bezlito snie.
A jednak, nawet w srd podzerowcw, zdarzaj a si e tacy, ktrzy dochodz a do
pewnych wnioskw, buduj a r zne przypuszczenia i hipotezy. . . Czy nie jest przy-
padkiem tak, ze. . .
Zastanawia si e przez chwil e.
Ale z tak! To bardzo prawdopodobne! Cho cby taki Matt! Czy zby klasyfikacja
opieraa si e nie tylko na walorach intelektualnych? Mo ze i ona wprz egni eta jest
w oglny system prewencji? Mo ze ten, kto jest zbyt m adry, by nie dostrzec czego s
podejrzanego w tym swiecie, i kto przy tym nie chce udawa c, ze tego nie dostrze-
ga. . . zostaje automatycznie szstakiem, pi atakiem, niezale znie od poziomu umy-
sowego? Mo ze stosunek do owej podejrzewanej prawdy jest jednym z kryteriw
klasyfikacji?
Tak, to mogo by c mo zliwe! Taki dociekliwy m adrala, je sli swych wnioskw
nie potrafi zachowa c dla siebie, zostaje po prostu sklasyfikowany jako szstak.
Szstak jest z zao zenia gupszy od pi ataka, i nawet nie wiadomo o i l e gupszy,
bo klasa szsta nie jest ograniczona od dou. Jest wi ec potencjalnie po prostu
nieograniczenie gupi. Jego gupota nie ma granic. Mo ze wygadywa c r zne rzeczy
ale. . . kt zby tam sucha idioty!
Nawet nie zle pomy slane! stwierdzi Sneer zgry zliwie, lecz nie bez uznania.
Trudno odmwi c nadzerowcom staranno sci w opracowaniu metod utrzymywa-
nia w tajemnicy doniosego faktu istnienia Obcej Siy.
Teraz tak ze on mia uczestniczy c w ukrywaniu tej tragicznej prawdy. Uznawa
logik e wywodu nadzerowcw, widz acych jedyne wyj scie w takim wa snie post e-
powaniu, i wiedzia, ze powinien w aczy c si e w syzyfowy trud podtrzymywania
swiata na pochyo sci, po ktrej zsuwa si e on nieubaganie i nieuchronnie.
Wydobywaj ac bransolet e ze skrytki w hallu wej sciowym Wydziau S, przyj-
rza si e jej raz jeszcze. Wszystko, czego dowiedzia si e ostatnio, w niewytuma-
czalny sposb wi azao si e w jego umy sle z jakim s niejasnym obrazem, z mglisty-
mi wspomnieniami czego s niesprecyzowanego mo ze z jakim s snem, z czyimi s
sowami. . . Teraz, zapinaj ac bransolet e na przegubie, my slami wraca do swego
spotkania z Alicj a, szukaj ac klucza do szyfru zapisanego w jego pod swiadomo sci.
Sneer rozumia teraz, ze zwabiony przeczuciem rozwi azania zagadki, zabrn a
w matni e, z ktrej nie byo powrotu. Zyskuj ac gorzk a wiedz e o mechanizmach
rz adz acych ludzko sci a, traci mo zliwo s c odzyskania swej pierwotnej, wygodnej
i beztroskiej pozycji w uproszczonym spoecze nstwie, ktrego problemy wyda-
way si e teraz smiesznymi kopotami przedszkolaka wobec grozy wisz acej nad
163
nie swiadom a sytuacji ludno sci a Ziemi.
Kto mi, u licha, kaza pl ata c si e w to wszystko? zadawa sobie pytanie,
powracaj ace co pewien czas, razem z przypywami nostalgicznej t esknoty za
betonowo-plastykowym, rodzimym srodowiskiem, z ktrego wyrwano go nagle
i przeniesiono w krajobraz tak naturalny, ze a z obcy czowiekowi wychowanemu
pomi edzy labiryntem ulic i monotoni a wd Tibigan.
Odpowied z narzucaa si e sama. To nie nadzerowcy zmusili go do opuszczenia
miasta. A przynajmniej, nie tylko oni mieli w tym udzia.
Wszystko przez t e dziewczyn e! pomy sla z irytacj a, obracaj ac machinalnie
bransolet e wok nadgarstka. Otumania mnie, dziaaj ac na t e najgupsz a, ir-
racjonaln a warstw e m eskiej psychiki. . . Staa si e obiektem po z adania i t esknoty,
znikaj ac i pozostawiaj ac nadziej e na spenienie si e czego s wspaniaego, jedyne-
go w swoim rodzaju. . . Jak mogem. . . Jak mog e by c takim durniem, by wci a z
pozostawa c pod jej wra zeniem?
Na podobne refleksje byo jednak zdecydowanie za p zno. Tutaj, w kwaterze
gwnej argolandzkich nadzerowcw, sp etany i przykuty do tego miejsca znajo-
mo sci a wszystkiego do ko nca i swiadomo sci a niemocy wobec okoliczno sci, mg
ju z tylko wyrzuca c sobie brak trze zwego rozs adku w chwili sabo sci.
Co robi c dalej? rozmy sla teraz wiedz ac, ze cho cby nawet znalaz si e zno-
wu w aglomeracji, nie zdoa w aczy c si e do tamtej smiesznej zabawy w zycie
spoeczne. Czy naprawd e nie ma zadnego wyj scia, zadnego ratunku dla tego
biednego swiata?
Wiedzia, ze nie ma. . . Nie znajdowa ani jednej rysy, szczeliny daj acej szans e
podwa zenia oczywisto sci wywodw Rascallego, a jednak my sl wracaa ci agle do
tego problemu. Czy naprawd e nie przeoczono jakiej s szansy, jakiego s sposobu?
U swiadomi sobie nagle, ze oto spenia si e znowu przepowiednia Alicji: oto
dotar do owej maj acej nadej s c chwili naznaczonej w odkrytej przed nim przy-
szo sci.
B edziesz zna prawd e zdania napyway z g ebi pami eci, jakby byy echem
dopiero co wypowiedzianych swAlicji. Akiedy dostrze zesz, ze nie ma ratun-
ku dla swiata, kiedy nie b edziesz wiedzia, co czyni c; kiedy pomy slisz, ze wcaym
wszech swiecie nie ma istoty zdolnej ci dopomc. . .
W caym wszech swiecie?. . . powtrzy go sno.
W caym ogromnym wszech swiecie nie byo zby. . . wi ekszej. . . lub nawet
rwnorz ednej Siy?
Nigdy nie zapominaj o Alicji znw te sowa, natr etnie wciskaj ace si e
w swiadomo s c. Wwczas w hotelu, usypiaj ac ze znu zenia, rejestrowa je prawie
bezwiednie. W chwil e potem spa ju z kamieniem. O czym sni wtedy? Nie pa-
mi eta, lecz wiedzia, ze musia sni c jaki s niezwyky sen. Teraz wiedzia to na
pewno. . .
164
Obrazy tamtego snu napyn ey nag a fal a. Nie tylko obrazy. . . Melodia i so-
wa musiay by c elementem towarzysz acym sennym widzeniom. Sk ad zna t e me-
lodi e? Bo sowa. . . tak, to byy sowa piosenki spiewanej gosem Dony Bell. . .
Tekst, przeczytany dwa dni temu, wraca z pod swiadomo sci, peny i kompletny. . .
. . . lecz jak niewola przysza wprzd,
tak i nadzieja zst api z gwiazd.
Tak! To wa snie by w przeoczony wariant, ta jedyna szansa, ktrej zasiedzia-
li w swych wygodnych fotelach nadzerowcy nie umieli lub mo ze nie chcieli
dostrzega c ani przewidywa c. Teraz wydaa si e ona Sneerowi tak oczywista, ze a z
niemo zliwa do przeoczenia.
A ona, Alicja, bya swiadectwem realno sci tej szansy. Bya tu po to, by wie-
dzia. . . i dziaa!
Lecz jakie zadanie, jaka rola bya mu przeznaczona?
Zapi ecie bransolety pu scio nagle, jedna z cz e sci zatrzasku oddzielia si e od
toroidalnej powki miedzianej obr eczy, ukazuj ac wewn etrzne wydr a zenie. Wy-
pad stamt ad drobny owoidalny przedmiot przypominaj acy zelatynow a kapsuk e
jakiego s leku. Uj a j a w palce. Bya przejrzysta, w jej wn etrzu przelewaa si e kro-
pla b ekitnego pynu. Na jej powierzchni widniay drobniutkie litery napisu.
Wypij mnie odczyta Sneer.
Z g ebi minionego czasu wrciy zdania, czytane gosem matki.
My sl e, ze mogabym, gdybym tylko wiedziaa, jak zacz a c. . . Bo, widzi-
cie, tak wiele zdumiewaj acych rzeczy wydarzyo si e ostatnio, ze zacz ea uwa za c
ju z tylko nieliczne z nich za naprawd e niemo zliwe.
Sta wraz z Alicj a przed male nkimi drzwiczkami, za ktrymi rozpo sciera si e
urzekaj acy widok gwiezdnego nieba. W ustach mia jeszcze resztki zelatynowej
kapsuki.
To przej scie do innego

Swiata, gdzie nie si ega ich moc. Obiecaam ci po-
mc i oto jestem. Chod z ze mn a.
A ci wszyscy, tutaj? wskaza doni a za siebie.
Ich tak ze zabierzemy, poprzez ten otwr acz acy dwa wszech swiaty.
Jak?
Zapnij bransolet e, chwy c r ek a za cokolwiek, sci snij mocno i ci agnij za sob a
ten biedny, udr eczony glob. Po to daam si e twojej doni.
Spojrza w jasn a twarz Alicji, trwaj ac w radosnym poczuciu ol snienia i zro-
zumienia, na granicy snu i jawy, nie wiedz ac ju z, co jest jaw a a co snem, lecz
165
pewien, ze dopiero z ostatnim z ludzi umiera nadzieja.
Warszawa - Chicago, 111. - Zakopane - Racibr,
lipiec 1979 - sierpie n 1980.

You might also like