You are on page 1of 240

Ursula K.

Le Guin Tehanu Ostatnia ksiga Ziemiomorza Przeoy: Robert Jawie

Tylko w milczeniu sowo, tylko w ciemnoci wiato, tylko w umieraniu ycie: na pustym niebie jasny lot sokoa. Pie o Stworzeniu Ea (przeoy Stanisaw Baraczak) 1. CO ZEGO Po mierci Rolnika Flinta z Doliny rodkowej, wdowa po nim pozostaa sama na gospodarstwie. Jej syn wyruszy na morze, a crka polubia kupca z Yalmouth i oboje rzadko bywali na Dbowej Farmie. Mwiono o tej kobiecie, e bya kim wanym w dalekim kraju, z ktrego pochodzia. Mag Ogion odwiedza j czsto, ale to akurat nie dowodzio niczego, poniewa Ogion odwiedza niemal wszystkich.

Nosia obco brzmice imi, ale Flint mwi do niej Goha - tak na wyspie Gont nazywaj niewielkiego, biaego pajka. Imi to pasowao do niej, poniewa bya drobnej budowy, miaa bia skr i doskonale przda kozi wen i owcze runo. Po mu odziedziczya stado owiec, ziemi, na ktrej si pasy, cztery pola, sad grusz, dwie chaty dzierawcw i stary kamienny dom pod dbami. Na terenie jej niewielkiej posiadoci znajdowa si te cmentarz, gdzie pochowano Flinta. - Zawsze mieszkaam wrd grobw - mwia do swojej crki. - Matko, prosz, zamieszkaj z nami w miecie! - nalegaa Apple. - Moe pniej, kiedy przyjd na wiat dzieci i bdziecie potrzebowali kogo do pomocy - odpowiedziaa, przygldajc si z przyjemnoci szarookiej crce. - Ale nie teraz. Dobrze wam beze mnie, a ja nie chc std odchodzi. Zamkna drzwi i stana porodku kuchni. Zapada zmierzch, a ona przypominaa sobie ma, jak stpajc po kamiennych pytach posadzki podchodzi do lampy, krzesa iskr i po chwili krg wiata roztacza si powoli, coraz szerzej i szerzej. - Przywykam ju do mieszkania w cichym domu - pomylaa zapalajc lamp. Pewnego upalnego popoudnia stara przyjacika wdowy, Lark - co znaczy skowronek - przybiega z wioski zakurzon drog. - Goha - zawoaa z daleka, widzc kobiet pielc grzdk fasoli. - Goha, zdarzyo si co zego. Co bardzo zego. Czy moesz przyj? - Tak - odrzeka wdowa. - A c takiego si stao? Lark nie moga zapa tchu. Bya niemod i tgaw kobiet, do ktrej dawne imi zupenie ju nie pasowao. Kiedy, w

modoci - wbrew opinii wszystkich wieniakw - okazaa swoj przyja biaej kargijskiej wiedmie, ktr Flint sprowadzi do domu. Odtd ju zawsze byy przyjacikami. - Poparzone (kiecko - oznajmia w kocu Lark. - Czyje? - Wczgw. Goha posza zamkn bram zagrody i obie kobiety ruszyy w stron wsi. Lark ca drog mwia. Posapywaa ciko i co chwil ocieraa twarz, do ktrej przylepiay si wirujce w powietrzu pyki traw, obficie porastajcych pobocze drogi. - Obozowali na kach nad rzek, przez cay miesic. Mczyzna, ktry podawa si za druciarza, jaka kobieta i jeszcze jeden mczyzna, modszy. Wiesz, peno si teraz wczy takich band, mniejszych lub wikszych. Trzeba dobrze zamyka drzwi i radz ci, eby to robia. Ci tutaj te wygldali nieszczeglnie. adne z nich nie pracowao. Kradn, ebrz albo yj kosztem tej kobiety. Chopcy znad rzeki pacili jej ywnoci. Byam wanie na podwrzu, kiedy przyszed ten mody mczyzna. Powiedzia, e dziecko jest chore. Waciwie wczeniej nie zdawaam sobie sprawy, e jest jeszcze z nimi dziecko. Zawsze jako wymykao si z pola widzenia. No, wic pytam, czy ono ma gorczk, a ten typ mwi: "Poparzya si rozpalajc ogie". Zanim zdyem przygotowa si do wyjcia, on znikn. Poszam nad rzek, ale tam te ju nikogo nie byo. Ani tych ludzi, ani ich rzeczy. Tlio si jeszcze ognisko, a tu przy nim leaa... Lark zamilka na chwil. Patrzya wprost przed siebie, nie na Goh. - Nie przykryli jej nawet kocem - powiedziaa w kocu. Ruszya wielkimi krokami. - Zostaa wepchnita do poncego ogniska - dodaa. Przey-

kaa zy i cieraa lepkie nasiona ze swej rozgrzanej twarzy. Mona by pomyle, e sama wpada, ale gdyby bya przytomna, prbowaaby si ratowa. Pewnie j bili, pomyleli, e umara i chcieli ukry to, co zrobili, wic... Znw si zatrzymaa, a po chwili ruszya. - Moe to nie on. Moe on j wycign. Ostatecznie przyszed po pomoc dla niej. Musia by ojcem. Nie wiem. To nie ma znaczenia. Kto ma wiedzie? Kto ma si troszczy o to dziecko? Dlaczego robimy to, co robimy? - Czy bdzie ya? - zapytaa Goha niskim gosem. - Mogaby - odrzeka Lark. - Mogaby miao y. Po chwili dodaa: - Nie wiem, dlaczego musiaam przyj do ciebie. Jest tam Ivy. Nic ju nie mona zrobi. - Mogabym pojecha do Yalmouth, po Beecha. - On te nic nie poradzi. To jest poza... poza zasigiem naszej pomocy. Ogrzaam j. Ivy podaa jej wywar leczniczy i upia j zaklciem snu. Zaniosam j do domu. Musi mie sze czy siedem lat, a nie way nawet tyle, co dwuletnie dziecko. Cay czas jest nieprzytomna. I tak dziwnie oddycha. Wiem, e nie moesz w niczym pomc, ale potrzebowaam ci. - Chc tam pj - rzeka Goha. Ale przed wejciem do chaty na chwil wstrzymaa oddech. Dzieci wysano na dwr, w domu panowaa cisza. Dziewczynka leaa nieprzytomna w ku Lark. Wiejska czarownica, Ivy posmarowaa mniejsze oparzenia maci z lici oczaru i "lekarstwa -na-wszystko". Nie dotykaa prawej strony twarzy i gowy oraz prawej rki, ktre byy zwglone do koci. Nakrelia nad kiem run Pirr i na tym poprzestaa. - Czy moesz co zrobi? - zapytaa szeptem Lark. Goha staa patrzc na poparzone dziecko. Potrzsna gow,

- Nauczya si sztuki uzdrawiania na szczycie gry, prawda? -Bl, wstyd i wcieko przemawiay przez Lark, ebrzc o pomoc. - Nawet Ogion nie potrafiby jej uzdrowi - rzeka wdowa. Lark odwrcia si i zapakaa. Goha obja j i pogaskaa po siwych wosach. Czarownica Ivy nadesza z kuchni, posyajc w stron Gohy gniewne spojrzenie. Mimo, e wdowa nie rzucaa urokw i nie uywaa zakl, mwiono, e kiedy po raz pierwszy przybya na wysp Gont, mieszkaa w Re Albi jako wychowanka maga i e znaa Arcymaga z Roke. Bez wtpienia wadaa obcymi i tajemniczymi mocami. Zazdrosna ojej przywileje czarownica podesza do ka i zacza si przy nim krzta. W maej miseczce uformowaa kopczyk z zi i wstawia to do ognia. Cuchncy dym zmusi dziewczynk do kaszlu. Przebudzia si. Leaa teraz oddychajc z trudem, a jej zmaltretowanym ciakiem wstrzsay konwulsje. Zdrowym okiem spojrzaa na Goh. Ta podesza, uja lew do dziecka i powiedziaa w swojej rodzimej mowie: - Suyam im i odeszam od nich. Ale nie pozwol, by zabrali ciebie. Dziecko patrzyo przed siebie i z trudem prbowao oddycha.

2. W DRODZE DO GNIAZDA SOKOA

Ponad rok pniej, kiedy po Dugim Tacu noce stay si krtkie, a dni upalne, drog wiodc do Doliny rodkowej nadszed posaniec, rozpytujcy o wdow imieniem Goha. Ludzie z wioski wskazali mu ciek i pnym popoudniem dotar na Dbow Farm. By to mczyzna o ostrych rysach i bystrych oczach. Spojrza na Goh, potem na owce w zagrodzie i powiedzia: - adne jagnita. Mag z Re Albi posya po ciebie. - Wysa ciebie? - zapytaa Goha tonem penym niedowierzania i rozbawienia. Kiedy Ogion jej potrzebowa, potrafi znale lepszych posacw - ora lub tylko gos wymawiajcy jej imi. Mczyzna skin gow. - Jest chory - oznajmi. - Czy chciaaby sprzeda ktre z jagnit? - Mogabym. Porozmawiaj z pasterzem, jeli chcesz. Jest tam, przy pocie. Czy masz ochot na kolacj? Moesz zosta tu na noc, ale ja ruszam w drog. - Dzi wieczorem? Tym razem w jej lekko pogardliwym spojrzeniu nie byo rozbawienia. - Nie bd czeka z zaoonymi rkami - odpara. Przez chwil rozmawiaa ze starym pasterzem imieniem Clearbrook, a potem odwrcia si i posza w stron domu. Posaniec pody za ni. Weszli do kuchni. Na widok gocia dziewczynka, ktrej si przyglda, szybko odwrcia wzrok od podawanego jej mleka, chleba, sera i zielonej cebuli. Odesza nie mwic ani sowa. Wkrtce przygotoway si do podry, zabierajc jedynie lekkie skrzane toboki. Posaniec wyszed za nimi i wdowa

zamkna dokadnie drzwi. Wyruszyli razem, on - w interesach, gdy rol posaca peni przy okazji. Waciwym celem jego podry by zakup hodowlanego tryka dla wadcy Re Albi. Kobieta i dziewczynka poegnay mczyzn na rozwidleniu drg. On poszed w stron wioski, a one na pnoc i potem na zachd podnem Gry Gont. Szy, dopki nie zapad dugi letni zmierzch. Opuciy wtedy wski trakt i rozbiy obz w dolinie nad potokiem, ktry pyn bystro i cicho, odbijajc blade wieczorne niebo pomidzy zarolami karowatych wierzb. Goha urzdzia legowisko z suchej trawy i lici wierzby, umiecia na nim dziecko i owina je kocem. - Teraz - rzeka - jeste kokonem. Rankiem wyjdziesz z niego i bdziesz motylem. Nie rozpalaa ognia. Leaa w swoim schronieniu obok dziecka, przygldaa si gwiazdom i suchaa tego, co szepta strumie. Wkrtce zasna. Kiedy obudziy si w porannym chodzie przed witem, Goha rozpalia niewielkie ognisko i podgrzaa misk wody, aby przygotowa owsiany kleik dla dziecka i siebie. May, drcy motylek wyszed ze swego kokonu. Goha ochodzia misk w pokrytej ros trawie tak, aby dziecko mogo j utrzyma i pi z niej. Wschd jania ponad wysok, ciemn krawdzi gry, kiedy wyruszyy w dalsz drog. Przez cay dzie szy wolno, bowiem dziecko byo bardzo sabe. Kobieta nie bya w stanie nie dziewczynki, ale uprzyjemniaa jej drog opowiadajc historie. - Odwiedzimy pewnego czowieka, starca zwanego Ogionem zacza. Z trudem pokonyway wsk ciek, wijc si w gr poprzez lasy. - Jest mdrcem i czarodziejem. Czy wiesz,

kto to jest czarodziej, Therru? Jeli dziewczynka miaa kiedy inne imi, nie znaa go albo nie chciaa go zdradzi. Goha nazywaa j Therru. Dziecko potrzsno gow. - No c, waciwie ja te nie wiem - powiedziaa kobieta. - Ale wiem, co oni potrafi zrobi. Kiedy byam moda, starsza od ciebie, ale moda, Ogion by moim ojcem tak samo, jak teraz ja jestem twoj matk. Opiekowa si mn i stara si nauczy mnie tego, co powinnam wiedzie. Zostawa ze mn nawet wtedy, kiedy wola by sam. Lubi wdrowa po drogach, po lasach i dzikich zaktkach. Przemierzy t gr wzdu i wszerz, przygldajc si, suchajc. Zawsze sucha, wic zwano go Milczcym. Ze mn jednak rozmawia. Opowiada mi historie. Nie tylko te wspaniae opowieci, ktre poznaje kady, o bohaterach, krlach i rzeczach, jakie zdarzyy si dawno temu i daleko std, lecz historie, ktre zna tylko on. Przez chwil sza w milczeniu. - Opowiem ci teraz jedn z tych historii: Jedn z rzeczy, ktre potrafi czyni czarnoksinicy, jest przeobraenie si w co innego, przybieranie innej formy. Nazywaj to Przemian. Zwyczajny czarodziej potrafi sprawi, e wyglda jak kto inny albo jak zwierz. Po prostu nie jeste pewna, co widzisz. Jak gdyby zaoy mask. Ale czarnoksinicy i magowie mog uczyni wicej. Potrafi sta si mask, potrafi naprawd zmieni si w inn istot. Tak wic czarnoksinik, gdyby chcia przepyn morze, a nie mia odzi, mgby przemieni si w mew i przelecie na drugi brzeg. Musi jednak uwaa. Kiedy zostaje ptakiem, zaczyna myle jak ptak i zapomina, jak myli czowiek. Mgby wic pozosta mew i nigdy ju nie by czowiekiem. Ludzie mwi, e y kiedy pewien wielki czarnoksinik, ktry lubi

zmienia si w niedwiedzia. Czyni to zbyt czsto i w kocu sta si niedwiedziem. Zabi swojego synka. Trzeba byo schwyta go i umierci. Ogion mia te zwyczaj artowa na ten temat. Pewnego razu, gdy myszy dostay si do jego spiarnii i zrujnoway zapasy sera, schwyta jedn z nich za pomoc malekiego zaklcia, podnis zwierztko w gr - w ten sposb - i patrzc mu w oczy, rzek: - Mwiem ci, eby nie udawa myszy! Przez chwil mylaam, e mwi powanie... Ot historia, ktr ci opowiem, mwi o czym w rodzaju zmiany ksztatu, cho Ogion twierdzi, e to przekracza znane mu pojcie przemiany, gdy polega na wcieleniu si w dwie istoty rwnoczenie i w tej samej postaci. Mwi, e to przekracza moliwoci czarnoksinikw. Jednak spotka si z tym w maej wiosce na p-nocno-zachodnim wybrzeu Gontu, w miejscu zwanym Kemay. ya tam kobieta, stara rybaczka, ktra, cho nie bya wiedm, ukadaa pieni. Oto, w jaki sposb Ogion usysza o niej. Wdrowa kiedy brzegiem morza w tamtej okolicy i usysza, e kto piewa w czasie pracy: Na zachodzie dalszym ni zachd Poza ldem Mj lud taczy Na innym metrze Ogion nigdy przedtem nie sysza tej pieni, zacz, wic wypytywa, skd ona pochodzi. W kocu dotar do kogo, kto wyjani mu: - Och, to jedna z pieni Kobiety z Kemay. Powdrowa, wic dalej do Kemay, maego portu rybackiego. Odnalaz dom tej kobiety i zapuka do drzwi swoj lask.

Pamitasz, co mwiam ci o imionach? Teraz jeste moj Therru, ale kiedy bdziesz starsza, otrzymasz inne imi, ktre wszyscy bd znali i ktrego bd uywali. Jednak, kiedy wkroczysz w wiek dojrzay, zostanie ci nadane twoje imi prawdziwe. Uczyni to kto obdarzony prawdziw moc, czarnoksinik lub mag, gdy tylko oni maj moc nazywania. Bdzie to imi, ktrego by moe nigdy nie wyjawisz innej osobie, poniewa zawarta jest w nim twoja istota. Stanowi ono twoj si i moc. Moesz je zdradzi tylko komu, kogo darzysz absolutnym zaufaniem, bowiem ten, kto zna twoje imi, ma nad tob wadz. Bez twojej wiedzy moe je pozna tylko czarnoksinik. On zna wszystkie imiona. A wic Ogion, ktry jest wielkim magiem, stan u drzwi maego domku nie opodal przystani. Kiedy kobieta otworzya drzwi, Ogion cofn si, unis rk ze swoj dbow lask, jakby prbowa osoni si przed arem ognia i ze zdumieniem i strachem wypowiedzia gono prawdziwe imi tej kobiety - "Smok!" Opowiada mi, e w pierwszej chwili ujrza jedynie blask ognia, poysk zotych usek i pazurw oraz olbrzymie smocze oczy. Ludzie mwi, e nie wolno patrze w smocze renice. Potem obraz znikn i Ogion nie widzia ju smoka, tylko star, przygarbion rybaczk o wielkich doniach. Spojrzaa na niego tak, jak on patrzy na ni i rzeka: - Wejd, panie Ogionie. Wszed wic do rodka, a kobieta podaa mu zup rybn. Zjedli, a potem rozmawiali przy ogniu. Pomyla, e staruszka musi by mistrzyni przemian, ale nie wiedzia, czy jest kobiet, ktra umie zmienia si w smoka, czy smokiem potraficym przemienia si w kobiet. - Jeste kobiet czy smokiem? - zapyta wreszcie.

- Znam pewn opowie. Zapiewam ci j - zaproponowaa, ignorujc jego pytanie. Goha i Therru zatrzymay si na chwil, aby odpocz, po czym ruszyy dalej. Szy bardzo wolno, gdy droga wznosia si stromo midzy citymi brzegami kamiennego nawisu, poprzez zarola, w ktrych pieway cykady ogarnite letni gorczk. Oto, wic historia, ktr rybaczka zapiewaa Ogionowi. Kiedy Segoy wydwign z morza wyspy wiata, smoki byy pierworodnymi dziemi ziemi i wiatru wiejcego ponad ldem. Tak mwi Pie Stworzenia. Ale pie kobiety opowiadaa rwnie o tym, e smok i czowiek byli wtedy jednym. Stanowili jedn ras, skrzydlatych ludzi, mwicych Prawdziw Mow. Byli pikni, silni, mdrzy i wolni. Jednake z czasem wszystko si zmienia. Niektrzy spord ludzi-smokw stawali si coraz wikszymi mionikami lotu i dzikoci. Coraz mniej interesowali si tworzeniem, nauk i wiedz. Pragnli jedynie lata - wci dalej i dalej, beztroscy w poszukiwaniu coraz wikszej wolnoci. Inni ludzie-smoki niewiele dbali o latanie, natomiast gromadzili skarby. Wznosili domy i twierdze i wszystko to przekazywali swoim dzieciom. Im wicej posiadali, tym bardziej obawiali si dzikich, ktrzy mogli przyby i zniszczy ich dobra. Dzicy nie lkali si niczego, ale niczego te si nie uczyli. Poniewa byli nieustraszeni i ciemni, ginli w sidach zastawionych przez Bezskrzydych. Przylatywali jednak inni dzicy, aby podpala wspaniae budowle, sia zniszczenie i mier. Przeraeni Bezskrzydli starali si ukry przed napastnikami, a kiedy zabrako ju bezpiecznych kryjwek, postanowili

uciec. Zbudowali odzie i poeglowali na wschd, jak najdalej od zachodnich wysp, gdzie potni Skrzydlaci toczyli wojn pomidzy zrujnowanymi wieami miast. Tak wic ci, ktrzy byli jednoczenie smokami i ludmi, dali pocztek dwm rodzajom. Jeden - dziki, zachanny i gniewny -yje rozproszony na wyspach Rubiey Zachodnich. Drugi zamieszkuje miasta i osady na Wyspach Wewntrznych oraz cae poudnie i wschd. Wrd tego rodzaju znaleli si tacy, ktrzy ocalili wiedz ludzi-smokw - Prawdziw Mow Tworzenia. I to s wanie czarnoksinicy. Niektrzy z nich wiedz, e byli niegdy take smokami. Opowiadaj oni, e kiedy pierwotna rasa zaczynaa si dzieli, niektrzy posiadajcy jeszcze dawn posta udali si nie na wschd, lecz na zachd i przez Morze Otwarte dotarli a na drug stron wiata. yj tam w pokoju - potne skrzydlate istoty, zarwno dzikie, jak i mdre, o ludzkim umyle i smoczym sercu. I rybaczka zapiewaa tak: Na zachodzie dalszym ni zachd Poza ldem Mj lud taczy Na innym wietrze. Taka bya historia opowiedziana w pieni Kobiety z Kemay. Wwczas Ogion zwrci si do niej: - Kiedy zobaczyem ci pierwszy raz, ujrzaem twoj prawdziw natur. Ta kobieta, ktra siedzi po drugiej stronie paleniska, nie jest niczym wicej ni sukni, ktr nosi. Lecz ona potrzsna gow, zamiaa si i odrzeka: - Gdyby to byo takie proste! Niebawem Ogion powrci do Re Albi, a kiedy opowiada mi t histori, doda: - Od tamtego dnia zastanawiam si, czy rzeczywicie ktokol-

wiek, czowiek albo smok, dotar na zachd dalszy ni zachd; kim jestemy i gdzie ley nasza jedno... - Zgodniaa, Therru? Tam w grze, na zakrcie, jest chyba dobre miejsce na postj. Moe uda si nam zobaczy stamtd Port Gont. To wielkie miasto, wiksze nawet ni Yalmouth. Kiedy dojdziemy do tego zakrtu, usidziemy i odpoczniemy troszeczk. Rzeczywicie mogy stamtd zobaczy rozlege lesiste zbocza i k dochodzc do miasta. Widziay te strome skay, ktre strzegy wejcia do zatoki i, malekie z tej odlegoci, odzie koyszce si na ciemnej tafli wody. Daleko przed nimi widniao urwisko Overfell, na ktrym leao Sokole Gniazdo. Therru nie skarya si, e jest zmczona, ale potrzsna gow, kiedy Goha zapytaa, czy mog rusza dalej. Od czasu niadania w dolinie przebyy dug drog i to w doskwierajcym upale. Napiy si wody i Goha podaa dziecku woreczek z rodzynkami i orzechami. - Jestemy ju blisko miejsca, do ktrego zmierzamy - powiedziaa - i chciaabym dotrze tam przed zmrokiem. Pragn zobaczy Ogiona. Wiem, e jeste zmczona, ale pjdziemy wolno. Tam bdziemy bezpieczne, no i bdzie ciepo. We ten woreczek, wetknij go za pasek. Rodzynki dodadz siy twoim nogom. Czy chciaaby mie lask - jak czarnoksinik - ktra pomogaby ci w marszu? Therru skina gow. Goha wyja n i odcia silny pd leszczyny dla dziecka, a od lecej przy drodze olchy oderwaa ga, aby zrobi kij dla siebie. Ruszyy wolno w dalsz drog. Themi jada rodzynki, a Goha piewaa pieni miosne, pasterskie i ballady, ktrych nauczya si w Dolinie rodkowej. Nagle urwaa, podnoszc

rk w ostrzegawczym gecie. Czterej mczyni na drodze ju je zauwayli. Goha wiedziaa, e jedyne, co ona i Therru mog teraz zrobi, to przej obok tych ludzi nie zwracajc na nich uwagi. - Podrni - powiedziaa cicho do Therru, nie przerywajc marszu. Palce zacisna mocno na olchowym kiju. To, co mwia Lark o bandach i zodziejach, nie byo tylko skarg, jak podnosi kade pokolenie na to, e nic nie jest ju takie jak dawniej i e wiat zmienia si na niekorzy. W cigu kilku ostatnich lat w miastach i na prowincji Gontu zrobio si niebezpiecznie. Modzi mczyni naduywali gocinnoci wasnego ludu - kradli i sprzedawali to, co ukradli. Ndza staa si powszechna tam, gdzie wczeniej bya rzadkoci, a zrozpaczeni ebracy nierzadko uciekali si do przemocy. Kobiety bay si chodzi samotnie ulicami i gocicami. Wiele dziewczt ucieko, aby przyczy si do band zodziei i kusownikw. Po jakim czasie wracay do domw ponure, posiniaczone i brzemienne. Wrd wiejskich czarodziei i czarownic kryy wieci, e i w ich fachu le si dzieje: czary, ktre zawsze uzdrawiay, przestay leczy; zaklcia odnajdujce nie znajdoway niczego lub rzecz niewaciw; napoje miosne doprowadzay mczyzn do szau - nie wywoyway podania, lecz mordercz zazdro. Pojawio si wielu oszustw, ktrzy nie znajc sztuki magii, niewiadomi jej praw i niebezpieczestw wynikajcych z ich amania, obiecywali ludziom cudowne bogactwa zdrowie, a nawet niemiertelno. Ivy, czarownica z wioski, z ktrej pochodzia Goha, wspominaa o tajemniczym osabieniu magii, a potwierdza to Beech, czarodziej z Yalmouth. By to przenikliwy i skromny mczyzna, ktry pomg Ivy zagodzi bl i wyleczy opa-

rzenia Therru. Powiedzia wtedy do Gony: - Myl, e czas, w ktrym zdarzaj si takie rzeczy jak te, musi by czasem upadku. Ile stuleci mino, odkd w Havnorze by krl? To nie moe tak trwa. Musimy si zjednoczy albo bdziemy zgubieni, bo wystpimy przeciwko sobie wyspa przeciwko wyspie, czowiek przeciwko czowiekowi, ojciec przeciwko dziecku... - Popatrzy na ni nieco niemiao bystrym, przenikliwym wzrokiem. - Piercie Erreth-Akbego zosta zwrcony Wiey Havnor - rzek. - Wiem, kto go tam przywiz... To by niewtpliwie znak nadejcia nowej ery! Lecz nie wykorzystalimy tego. Nie mamy krla. Nie jestemy razem. Musimy odnale nasze serce, nasz si. Moe Arcymag zacznie wreszcie dziaa... -1 po chwili doda tonem wyjanienia: - Ostatecznie, pochodzi z Gontu. Nie nadesza jednak wie o adnym czynie Arcymaga ani o jakimkolwiek nastpcy Tronu w Havnorze, a sprawy szy coraz gorzej. Dlatego wic Goha odczua strach, a zarazem wcieko, gdy zobaczya, jak czterej mczyni ustawiaj si po obu stronach drogi. Z pochylon gow, Therru sza blisko Gony, nie chwycia jej jednak za rk. Jeden mczyzna, z czarnymi wsami opadajcymi na usta, wyszczerzy zby w szyderczym umiechu. - Hej, tam! - zacz, ale Goha mu przerwaa. - Precz z mojej drogi! - krzykna, unoszc swj olchowy kij, jakby bya to laska czarodzieja. - Id do Ogiona! - Zdecydowanym krokiem przesza midzy mczyznami, a Therru truchtem biega obok niej. Mczyni stanli bez ruchu. By moe imi Ogiona wci jeszcze miao w sobie moc, czy te miaa j Goha albo dziewczynka. Kiedy miny mczyzn, jeden z nich powiedzia: "Widzielicie to?" - splun i uczyni znak odwracajcy urok.

- Wiedma i jej potworny dzieciak - powiedzia drugi. - Niech id! Mczyzna w skrzanej czapce i kaftanie przez chwil sta, patrzc za nimi. Wida byo, e ma ochot pj ich ladem. Pozostali jednak zbierali si do drogi, ktry krzykn: "Chod, Handy" i ruszyli przed siebie. Kiedy Goha i Therru znikny za zakrtem drogi, przypieszyy kroku. Kobieta wzia dziewczynk na rce i niosa j przez jaki czas. Zmczya si jednak szybko, postawia dziecko na ziemi i znowu szy trzymajc si za rce, najszybciej jak mogy. - Jeste czerwona - powiedziaa Therru. - Jak ogie. Mwia rzadko i niewyranie, bardzo chrapliwym gosem, ale Goha potrafia j zrozumie. - Jestem za - odrzeka Goha z pewnym rozbawieniem. Kiedy jestem za, robi si czerwona. Jak wy, czerwoni ludzie, wy barbarzycy z zachodnich krain... Spjrz, przed nami jest miasteczko, to bdzie Oak Springs. To jedyna miejscowo przy tej drodze. Zatrzymamy si tam i odpoczniemy chwil. Moe dostaniemy troch mleka. A potem, jeli bdziemy mogy i dalej, jeeli bdziesz pewna, e moesz i dalej a do Sokolego Gniazda, to pjdziemy i znajdziemy si tam przed zmrokiem. Dziewczynka skina gow. Zjada troch rodzynek i orzechw i podjy mozoln wdrwk. Soce dawno ju zaszo, kiedy dotary do miasteczka i do domu Ogiona na szczycie urwiska. Nad morzem migotay ju pierwsze gwiazdy. Chodny wiatr koysa niskimi trawami. W oknie maego domu drao niemiae wiateko. Gdzie na pastwisku zabeczaa koza. Goha postawia oba kije przed wejciem i zapukaa. Nikt nie

odpowiedzia. Pchna drzwi. Ogie w palenisku wygas, ale lampka oliwna stojca na stole rozsiewaa dookoa niky blask. Z siennika w kcie izby dobieg zmczony gos Ogiona: - Wejd, Tenar. 3. OGION Kobieta przygotowywaa dziecku posanie, dorzucia drew do ognia i w kocu usiada na pododze obok siennika Ogiona. - Nikt si tob nie opiekuje - powiedziaa. - Odesaem ich - wyszepta. Jego twarz bya ciemna i surowa jak zawsze, lecz teraz okolona biaymi i wiotkimi wosami. Patrzy na Tenar oczyma pozbawionymi blasku. - Moge tu umrze, sam jeden - powiedziaa gwatownie. - Pom mi to zrobi - odrzek starzec. - Jeszcze nie - poprosia, pochylajc si i przyciskajc czoo do jego doni. - Nie dzi - zgodzi si. - Jutro. Znalaz do siy, aby podnie rk i pogadzi kobiet po wosach. Wyprostowaa si. Ogie ju si rozpali i jego blask igra z cieniami na cianach i niskim suficie. - Gdyby przyszed Ged... - mrukn starzec. - Czy posae po niego? - On jest zgubiony - rzek Ogion. - Chmura. Mga ponad ldami. Powdrowa na zachd. Niesie gazk jarzbiny. Do wntrza mrocznej mgy. Nie ma mojego Geda. - Nie, nie - szepna. - On wrci.

Milczeli. Powoli przenikao ich ciepo ognia. Tenar rozmasowa-a sobie obolae stopy i ramiona - nareszcie moga odpocz po caodziennej wdrwce. Stary czarnoksinik osun si w drcy psen. Tenar wstaa, nagrzaa wody i zmya z siebie py drogi. Napia si mleka, zjada kawaek chleba, ktry znalaza w spiami Ogiona, po czym usiada przy posaniu czarnoksinika. Przygldaa si jego twarzy. Siedziaa tak, zamylona, jak przed laty pewna dziewczyna, ktra yjc wrd ponurych murw wityni wiedziaa o sobie jedynie tyle, e jest Poart - kapank i sug Mocy Ciemnoci. Pamitaa te kobiet z farmy, ktra wrd ciszy nocy, suchajc spokojnych oddechw ma i dzieci, cieszya si krtkimi chwilami samotnoci. I bya te wdowa, ktra przyprowadzia tu poparzone dziecko, a teraz siedziaa przy umierajcym starcu. Czekaa na powrt mczyzny, tak jak od zarania dziejw czekaj wszystkie kobiety. Ogion nie nazwa jej ani sug, ani on, ani wdow. I nie zrobi tego Ged, kiedy, w mroku Grobowcw. Ani - jeszcze dawniej - matka. Matka, ktra bya jedynie wspomnieniem ciepa ognia poncego w kominie. Matka, ktra nadaa jej imi. - Jestem Tenar - szepna. Pomie, obejmujcy such gazk sosny, wystrzeli w gr jaskrawotym jzykiem ognia. Ogion oddycha z trudem, spa niespokojnie. Tenar te w kocu zasna, ale przebudzia si, kiedy usyszaa gos starca. - A zatem jeste tutaj? Widziae go? Kiedy Tenar wstaa, eby podsyci ogie, Ogion znowu zacz mwi. Sprawiao to wraenie, jakby spotka przyjaciela z lat dziecinnych - mwi gosem chopca.

- Prbowaem jej pomc, ale run dach. Spad na nich. To byo straszne trzsienie ziemi. Tenar suchaa - ona rwnie widziaa trzsienie ziemi. - Prbowaem pomc! - krzykn chopiec gosem cierpicego starca. Ogion westchn gboko i uspokoi si. O wicie Tenar usyszaa narastajcy szum. By to opot skrzyde. Olbrzymie stada ptakw przelatyway nad domem. Przez jaki czas kryy nad nim, a potem odleciay. Tego ranka nadeszli ludzie z Re Albi. Dziewczyna od kz, kobieta po mleko i inni - przyszli, eby zapyta, czy mog w czym pomc. Moss, wiejska czarownica, dotkna palcami olchowego kija i leszczynowej witki, stojcych przed wejciem i zajrzaa do rodka przez lekko uchylone drzwi. Ogion krzykn ze swojego siennika: - Odpraw ich! Odpraw ich wszystkich! Sprawia wraenie silniejszego ni poprzedniego dnia. Kiedy obudzia si maa Therru, powiedzia co do niej gosem oschym, ale zarazem agodnym. Dziecko wyszo, eby pobawi si w socu, a starzec zwrci si wtedy do Tenar: - Co oznacza imi, ktrym j nazywasz? Zna Prawdziw Mow Tworzenia, ale nigdy nie nauczy si jzyka kargijskiego. - Therru oznacza spalanie, ar ognia - wyjania. - Ach, tak - powiedzia, oczy mu zabysy i zmarszczy brwi. Zdawao si, e przez chwile szuka waciwych sw. - Oni... - zaczaj. - Oni... bd si jej lka. - Ju teraz si jej boj - odrzeka gorzko. Mag pokiwa gow. - Naucz j, Tenar - wyszepta. - Naucz j wszystkiego! Nie na Roke. Oni si boj. Dlaczego pozwoliem ci odej? Dlaczego odesza? eby j tu sprowadzi? Zbyt pno.

- Cicho ju, cicho - powiedziaa czule, kiedy starzec znowu zacz ciko oddycha. Potrzsn gow, resztk si krzykn: "Naucz j! "i zamilk. Nie chcia je, wypi tylko troch wody. Zasn w poudnie. Obudziwszy si kilka godzin pniej, powiedzia: "No, crko" i unis si na posaniu. Tenar umiechajc si wzia go za rk. - Pom mi wsta - poprosi. - Nie, nie moesz. - Chce - powiedzia. - Przed dom. Nie mog umrze pod dachem. - Dokd chciaby i? - Dokdkolwiek. Ale gdybym mg, to na len ciek. Ten buk ponad k. Tenar pomoga wsta starcowi, podeszli do drzwi. Ogion odwrci si i rozejrza po jedynej izbie swego domu. W ciemnym kcie, na prawo od drzwi, jego duga laska staa oparta o cian. Tenar signa po ni, aby poda Ogionowi, ale on potrzsn gow. - Nie - powiedzia. - Nie te. Znowu rozejrza si dokoa, jak gdyby czego szuka. - Chod - odezwa si wreszcie. Na zewntrz uderzy w nich ostry, zachodni wiatr. Ogion spojrza na horyzont i rzek: -Tak jest dobrze. - Pozwl mi poprosi kilku ludzi z miasteczka, aby zrobili nosze i zanieli ci - prosia Tenar. - Wszyscy czekaj, eby co dla ciebie zrobi. - Chce pj sam - odpar starzec. Therru okrya dom i przygldaa si, jak Ogion i Tenar id powoli, zatrzymujc si co kilka krokw. Szli przez gszcz

ki, ku lasom wznoszcym si stromo na stoku gry. Twarz Ogiona bya szara, a nogi mu dray, kiedy w kocu znaleli si u stp wielkiego buka, na samym skraju lasu, kilka jardw powyej grskiej cieki. Starzec opar si o pie drzewa. Przez dugi czas nie mg si poruszy ani mwi, a serce omotao mu w piersi jak oszalae. W kocu kiwn gow i szepn: - W porzdku. Therru sza za nimi w pewnej odlegoci. Tenar podesza do niej, powiedziaa co i wrcia do Ogiona. - Zaraz przyniesie pled - rzeka. - Nie jest zimno. - Ale mi jest zimno. Na jej twarzy pojawi si umiech. Dziewczynka przybiega niosc koc z koziej weny. Powiedziaa co szeptem do Tenar i odesza. - Heather pozwoli jej pomaga przy dojeniu kz i bdzie jej pilnowa - zwrcia si do Ogiona. - Wic mog zosta tu z tob. - Zawsze robisz kilka rzeczy naraz - wyszepta z trudem. - Owszem - odpara. - Ale teraz jestem tutaj. Skin gow. Dugo nic nie mwi, sta z zamknitymi oczyma, oparty o pie drzewa. Obserwujc jego twarz, Tenar spostrzega, e zmienia si ona powoli, jak wiato na zachodzie. Starzec otworzy oczy i przez luk w konarach drzew przyglda si niebu. Zdawa si czeka na jaki znak z tej dalekiej, zocistej przestrzeni. Nagle szepn z wahaniem: - Smok... Soce stao ju nisko nad horyzontem, wiatr ucich. Ogion spojrza na Tenar. - Skoczone - szepn z triumfem. - Wszystko si zmienio!

Zmienio si, Tenar! Czekaj... czekaj tutaj, na... Dra cay. Oddycha z coraz wikszym trudem. Pooy rk na doni Tenar, a kiedy pochylia si nad nim, wyjawi jej swoje imi, by po mierci by prawdziwie poznanym. Zacisn palce na jej doni, zamkn oczy i wyda ostatnie tchnienie. Tenar czuwaa przy zmarym do zmroku i pniej, kiedy na niebie zamigotay gwiazdy. Okrya siebie i starca wenianym kocem, ale mimo to czua przenikliwe zimno. W kocu wypucia ze swojej doni zesztywnia rk Ogiona, wstaa i wyruszya na spotkanie ludzi, ktrzy nadchodzili ze wiatem. Dwr wadcy Re Albi wznosi si na skalistej powierzchni stoku, poniej Overfell. Wczesnym rankiem, na dugo zanim soce rozwietlio zbocza gry, czarodziej bdcy w subie u tego wadcy schodzi drog prowadzc przez miasteczko. Inny czarodziej, ktry wyruszy jeszcze przed witem, wspina si mozolnie stromym traktem wiodcym z Portu Gont. Widocznie dotara do nich wie, e Ogion jest umierajcy. A moe ich moc bya tak wielka, e nikt nie musia im tej wieci przynosi? Miasteczko Re Albi nie miao czarodzieja, jedynie maga i czarownic, ktra wykonywaa skromne prace -jak odnajdywanie, naprawy czy nastawianie zamanych koci, czyli drobiazgi, ktrymi ludzie nie chcieli niepokoi maga. Cioteczka Moss bya kobiet o ponurym wygldzie, niezamn -jak wikszo wiedm - zawsze brudna, z siwiejcymi wosami zwizanymi w osobliwe czarodziejskie wzy i oczami zaczerwienionymi od dymu zi. To wanie ona przysza do Tenar, aby razem z ni czuwa noc przy ciele Ogiona. Umiecia woskow wiec w szklanym kloszu, przy zwokach spalia wonne olejki w glinianej misce, wypowiedziaa sowa, ktre powinny by powiedziane i zrobia wszystko to, co po-

winno by zrobione. Kiedy nadszed czas przygotowania ciaa do pogrzebu, spojrzaa na Tenar, jakby czekaa na pozwolenie, a potem dalej wypeniaa swoje obowizki. Wiejskie czarownice zwykle zajmoway si - jak to nazyway - przyhoubianiem zmarych, a czstokro - pogrzebem. Kiedy nadszed pierwszy czarodziej - wysoki modzieniec ze srebrzyst lask z sosnowego drewna, a potem drugi - tgi mczyzna w rednim wieku z krtk lask cisow, Cioteczka Moss nie przygldaa si im swoimi przekrwionymi oczami, lecz przygarbiwszy si ucieka wraz ze swymi lichymi czarami i zaklciami. Zwoki byy ju przygotowane do pogrzebu leay na lewym boku, z ugitymi kolanami, w lewej doni widniao malekie czarodziejskie zawinitko z kadej strony przywizane sznurkiem. Czarnoksinik z Re Albi dotkn tego kocem laski. - Czy grb zosta wykopany? - zapyta drugi przybysz, z Portu Gont. - Tak - odrzek czarodziej z Re Albi, wskazujc na dwr na szczycie gry. - Zosta wykopany na cmentarzu mojego pana. - Rozumiem. Mylaem, e nasz mag zostanie pochowany ze wszystkimi honorami w miecie, ktre uratowa od trzsienia ziemi. - Mj pan pragnie tego zaszczytu - odpar mag z Re Albi. - Ale to wygldaoby... - zacz ten z Portu Gont i przerwa. Nie chcia si spiera, jednak gotw by trwa na swoim stanowisku. Spojrza na zmarego. - Z pewnoci zostanie pochowany bez imienia - powiedzia z alem i gorycz. - Szedem ca noc, lecz przybyem za pno. Nasza strata jest tym wiksza. Mody czarodziej nic nie odpowiedzia. - Mia na imi Aihal - odezwaa siTenar. - Jego yczeniem

byo pozosta tu, gdzie ley teraz. Obaj mczyni popatrzyli na ni. Modzieniec, widzc wieniaczk w rednim wieku, odwrci si po prostu. Czowiek z Portu Gont przez chwil patrzy na ni, po czym spyta: - Kim jeste? - Nazywam si Goha, wdowa po Flincie - odrzeka. - Myl, e twoj spraw jest wiedzie, kim jestem, a nie moj - powiedzie. Wwczas czarodziej z Re Albi uzna j za godn krtkiego spojrzenia. - Uwaaj, kobieto, jak przemawiasz do ludzi posiadajcych moc! - Zaczekaj, zaczekaj - wtrci ten z Portu Gont z uspakajajcym gestem, starajc si uciszy jego oburzenie i wci przypatrujc si Tenar. - Ty bya... Bya kiedy jego wychowank? -1 przyjacik - dodaa Tenar. Potem odwrcia gow i staa w milczeniu. Kiedy wymawiaa sowo "przyjacika", w jej gosie zabrzmia gniew. Popatrzya na swego przyjaciela zwoki przygotowane do pogrzebania, utracone i nieruchome. Stali nad nim, ywi i peni mocy, nie ofiarujc przyjani, a jedynie wzgard, rywalizacj i gniew. - Przepraszam - powiedziaa. - To bya duga noc. Byam z nim, kiedy umiera. - To nie jest... - zacz mody czarodziej, lecz nieoczekiwanie przerwaa mu Cioteczka Moss, wykrzykujc na cae gardo: - Bya. Tak, bya. Nikt inny, tylko ona. Posa po ni. Wysa modego Townsenda, handlarza owiec, eby kaza jej przyj i powstrzyma swoj mier, dopki nie przybya i nie bya przy nim, a potem umar, umar tam, gdzie chcia by pochowany, tutaj.

-1 - wtrci starszy mczyzna - i wyjawi ci... ? - Swoje imi. - Tenar przyjrzaa si im. Niedowierzanie na twarzy starszego mczyzny, pogarda na twarzy drugiego - to zabio w niej resztki szacunku dla nich. - Wymwiam to imi - dodaa. -Czy musz je powtarza? Z ich sw zrozumiaa, e istotnie nie usyszeli tego imienia, prawdziwego imienia Ogiona; nie zwrcili uwagi na to, co powiedziaa. - Och! - westchna. - Nastay ze czasy. Czasy, w ktrych nawet takie imi moe przej mimo uszu, przepa jak kamie w wod! Czy suchanie nie jest moc? Suchajcie, wic: mia na imi Aihal. Jego pomiertne imi brzmi Aihal. W pieniach bdzie znany jako Aihal z Gontu. Jeli s jeszcze jakie pieni do napisania. By milczcym czowiekiem. Teraz jest cakowitym milczeniem. By moe nie bdzie ju pieni, tylko milczenie. Nie wiem. Jestem bardzo zmczona. Straciam ojca i drogiego przyjaciela. - Zamilka, jej gardo cisn szloch. Odwrcia si, aby odej. Uklka jeszcze, by pocaowa do Ogiona. Znowu spojrzaa na magw. - Czy upewnicie si - zapytaa - e jego grb zosta wykopany tam, gdzie on tego pragn? Najpierw starszy mczyzna, potem modszy skinli gowami. Wstaa, wygadzia fady spdnicy i w blasku poranka ruszya przez k. 4. KALESSIN "Czekaj" - tak powiedzia do niej Ogion, zanim wiatr mierci wstrzsn nim i oderwa go od ycia. "Skoczone... Wszystko

si zmienio..." A pniej: "Tenar... czekaj!" Ale nie powiedzia, na co powinna czeka. Na zmian, ktr ujrza lub, o ktrej wiedzia? By moe, lecz, na jak zmian? Czy mia na myli wasn mier, wasne ycie, ktre byo skoczone? Przemawia z radoci, triumfem. Kaza jej czeka. - C innego mam do roboty - rzeka do siebie, zamiatajc podog jego domu. - C innego kiedykolwiek robiam? "Czy mam czeka tutaj, w twoim domu?" - zwrcia si do tego, ktry odszed. - Tak - rzek bezgonie milczcy Aihal, umiechajc si. Pozamiataa, wic dom, oczycia kominek i przewietrzya materace. Wyrzucia kilka wyszczerbionych glinianych naczy i dziurawy rondel, lecz obchodzia si z nim delikatnie. Przytulia policzek do pknitego talerza, kiedy wynosia go na mietnik. Stanowi on dowd tego, jak bardzo chory by stary mag w cigu ostatniego roku. Zawsze y skromnie, jak ubogi rolnik, lecz kiedy jego wzrok by jasny i bya w nim moc - nigdy nie uywa poamanego talerza czy dziurawego rondla. Zasmuciy j te oznaki jego saboci - aowaa, e nie byo jej tu, kiedy Ogion potrzebowa opieki. - Lubiabym to - powiedziaa do swego wspomnienia o nim, lecz nie odezwa si ani sowem. Nigdy nie mia nikogo, kto by si nim opiekowa, poza sob samym. Czy odpowiedziaby jej: "Masz inne rzeczy do zrobienia"? Nie wiedziaa. Starzec milcza. Lecz tego, e dobrze uczynia zostajc tu, w jego domu, bya teraz pewna. Shan-dy i jej stary m Clearbrook, ktrzy byli na farmie w Dolinie rodkowej duej ni Tenar, zaopiekuj si stadami i sadem, druga para na farmie - Tiff i Sis - zbierze plony. Reszta bdzie musiaa na razie sama zatroszczy si o siebie. Krzew malinowy zostanie ogoocony

przez dzieci z ssiedztwa. Wielka szkoda, uwielbiaa maliny. Tu, w grze, na Overfell, gdzie zawsze d morski wiatr, byo zbyt zimno, by uprawia maliny. Jednake mae stare drzewko brzoskwiniowe Ogiona, przytulone do poudniowej ciany domu, urodzio osiemnacie owocw i Therru przygldaa si im, jak kot polujcy na myszy, a do dnia, kiedy wesza do domu i owiadczya swoim chrapliwym, stumionym gosem: - Dwie brzoskwinie s ju dojrzae. Razem poszy do brzoskwiniowego drzewa, zerway dwa pierwsze owoce i zjady je tam, stojc przy krzaku. Sok spywa im po brodach, oblizyway palce. - Czy mog j zasadzi? - zapytaa Therru, przygldajc si pomarszczonej pestce. - Tak. Tu, obok starego drzewa. Ale nie za blisko. Tak, eby obydwa drzewa miay miejsce na swoje korzenie i gazie. Dziecko wybrao miejsce i wykopao maleki doek. Uoyo w nim pestk i zasypao j. Tenar obserwowaa dziewczynk. Pomylaa, e zmienia si w cigu tych kilku dni, ktre tu razem spdziy. Wci bya jakby obojtna, bez gniewu, bez radoci, lecz odkd byy tutaj, jej dziwna czujno i bezruch jak gdyby niedostrzegalnie osaby. Pragna tych brzoskwi. Pomylaa o zasadzeniu pestki, o powikszeniu liczby brzoskwi na wiecie. Na Dbowej Farmie nie baa si tylko dwch osb: Tenar i Lark. Tutaj z atwoci polubia Heather, pasterk kz z Re Albi, agodn dwudziestoletni upoledzon kobiet o wrzaskliwym gosie, ktra traktowaa dziecko jak jeszcze jedn koz, okaleczaa kol. Bya dobra. I Cioteczka Moss te bya dobra, bez wzgldu na to, jak pachniaa. Kiedy Tenar po raz pierwszy zamieszkaa w Re Albi, dwa-

dziecia pi lat temu, Moss bya mod wiedm. Zginaa si w pl i szczerzya zby do "Biaej Pani", wychowanki i uczennicy Ogiona, nigdy nie odzywajc si do niej bez najwyszego szacunku. Tenar wyczuwaa, e szacunek ten by faszywy, stanowi mask dla zawici, niechci i nieufnoci. Tego, czego zaznaa a nazbyt wiele od kobiet, wobec ktrych zajmowaa pozycj wyszoci, kobiet, ktre spostrzegay siebie jako zwyczajne, a j jako niezwyk, jako uprzywilejowan. Kapanka Grobowcw Atuanu czy obca wychowanka Maga Gontu - bya inna, lepsza. Mczyni dali jej moc, mczyni dzielili si z ni swoj moc. Kobiety patrzyy na ni z zewntrz, niekiedy z ni rywalizujc, czstokro z oznakami kpiny. Czua si postawiona poza nawiasem, odgrodzona. Uciekaa przed Mocami pustynnych grobowcw, a pniej porzucia potg wiedzy i umiejtnoci ofiarowan jej przez Ogiona. Odwrcia si od tego wszystkiego, odesza na drug stron, do innej izby, gdzie yy kobiety, aeby by jedn z nich. Matk, on rolnika, matk, gospodyni, przyjmujc moc, do ktrej kobieta zostaa stworzona, rol wyznaczon jej przez porzdek wiata. I tam, w Dolinie rodkowej, ona Flinta, Goha bya mile widziana pomidzy kobietami - cudzoziemka wprawdzie, biaoskra i mwica do nich z nieco obcym akcentem, lecz znakomita gospodyni, doskonaa przdka z dobrze wychowanymi, mdrymi dziemi i wietnie prosperujc farm. Zasugiwaa na szacunek. Pomidzy mczyznami za bya kobiet Flinta, robic to, co powinna robi kobieta - ko, rodzenie, wypiekanie, gotowanie, przdzenie, szycie, podawanie do stou. Dobra kobieta. Zaaprobowali j. "Mimo wszystko Flint wyszed na swoje" mwili. "Ciekaw jestem, jaka jest biaa kobieta. Czy caa biaa?" - mwiy ich oczy, przypatrujc si jej, a zestarzaa

si i przestali si nad tym zastanawia. Tutaj, teraz, wszystko si zmienio, nie pozostao nic z tamtych lat. Odkd ona i Moss czuway razem przy Ogionie, czarownica daa jej do zrozumienia, e bdzie jej przyjacik, stronniczk, sug, czymkolwiek Tenar chce, eby ona bya. A Tenar nie bya wcale pewna, czego wymaga od Cioteczki Moss. Uwaaa, e jest ona nieobliczalna, porywcza, ciemna, chytra i brudna. Ale Moss dobrze sobie radzia z poparzonym dzieckiem. By moe to wanie ona wywoaa w Therru t zmian, to nieznaczne odprenie. Przy niej Therru zachowywaa si jak przy kadym - obojtna, nie odpowiadajca na pytania, posuszna w sposb, w jaki posuszny jest martwy przedmiot. Jednak stara kobieta wytrwale nad ni pracowaa, podsuwajc jej sodycze i byskotki, przekupujc, przypo-chlebiajc si i wdziczc. - Chod teraz z Cioteczk Moss, kochanie. Zbli si, a Cioteczka Moss pokae ci najpikniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziaa... Nos Cioteczki wystawa solidnym garbem nad jej bezzbnymi szczkami i cienkimi wargami, na jej policzku rosa brodawka wielkoci wini, wosy stanowiy siwo-czarn pltanin czarodziejskich wzw i kosmykw, a ciao wydzielao zapach tak silny i przenikliwy, jak wo lisiej nory. "Chod ze mn do lasu, kochanie!" - mawiay stare wiedmy w bajkach opowiadanych dzieciom z Gontu. "Chod ze mn, a poka ci co piknego!" A potem czarownica zamykaa dziecko w piecu, pieka i zjadaa albo usypiaa je na sto lat wewntrz wielkiego kamienia, a przybywa Krlewski Syn, by roztrzaska gaz moc Sowa, obudzi dziewic pocaunkiem i umierci niegodziw wiedm... - Chod ze mn, kochanie! - mwia Moss i zabieraa dziew-

czynk na pola, gdzie pokazywaa jej gniazdo skowronka w zielonym sianie, albo na bagna, gdzie zbieray dzik mit i czarn borwk. Nie musiaa zamyka dziecka w piecu ani przemienia go w potwora, ani te zaklina go w kamie. To wszystko zostao ju zrobione. Odnosia si yczliwie do Therru, lecz bya to baamutna dobro i wydawao si, e sporo rozmawiaa z dziewczynk, kiedy byy razem. Tenar nie wiedziaa, co Moss jej mwia lub te czego j uczya i czy powinna pozwoli czarownicy zapenia gow dziecka gupstwami. Saby jak babskie czary, zoliwy jak babskie czary syszaa setki razy. I rzeczywicie, przekonaa si, e magia takich kobiet jak Moss czy Ivy bya saba z powodu ich braku rozsdku, a niekiedy zoliwa skutkiem zych intencji lub ciemnoty. Wiejskie czarownice - chocia mogy zna wiele czarw, zakl i niektre z wielkich pieni - nie posiaday wcale wyksztacenia w dziedzinie Wyszych Kunsztw czy zasad magii. adna kobieta nie bya w ten sposb wyszkolona. Czamoksistwo byo mskim zajciem, msk umiejtnoci - czary czynili mczyni. Nigdy nie byo kobiety-maga. Mimo, e nieliczne spord nich nazyway si czarodziejkami lub czarownicami, ich moc bya niewprawna, sia pozbawiona kunsztu i wiedzy - na poy mieszna, na poy niebezpieczna. Zwyka wiejska wiedma, taka jak Moss, ya z kilku sw Prawdziwej Mowy, przekazanych jej przez starsze czarownice albo kupionych za wysok cen od czarodziejw, i z zapasw pospolitych zakl znajdowania i naprawiania, sporej iloci nic nie znaczcego rytuau, odprawiania misteriw, solidnej praktyki w zakresie poonictwa, nastawiania zamanych koci i leczenia dolegliwoci zwierzt i ludzi, dobrej znajomoci zi - wszystko to oparte byo na jakimkolwiek

wrodzonym darze uzdrawiania, piewu, przemieniania lub rzucania urokw. Taka mieszanina moga by dobra albo za. Niektre czarownice byy zawzitymi, zgorzkniaymi kobietami, gotowymi wyrzdza szkod i nie znajcymi powodu, aby jej nie wyrzdza. Wikszo bya akuszerkami i zna-chorkami, znajcymi kilka napojw miosnych, czarw podnoci i zakl potencji, przy czym same miay spory dystans do tego wszystkiego. Nieliczne, posiadajce mdro pomimo braku wiedzy, uyway swojego daru wycznie dla czynienia dobra, chocia nie potrafiy zrobi tego, co potrafiby kady czarodziej-terminator - wskaza powodu, dla ktrego czyniy czary, ani mwi o Rwnowadze i Drodze Mocy, aby umotywowa swoje dziaanie. - Id za gosem serca - powiedziaa przed laty do Tenar jedna z tych kobiet. - Pan Ogion jest wielkim magiem. Dostpujesz wielkiego zaszczytu, skoro on ci uczy. Lecz zastanw si, dziecko, czy wszystkim, czego ci nauczy, nie jest ostatecznie podanie za gosem serca? Tenar wiedziaa, e kobieta ma racj, ale jednak nie do koca si z ni zgadzaa. Byo co jeszcze. Obserwujc teraz Moss i Therru, Tenar pomylaa, e Cioteczka rwnie poda za gosem swego serca, lecz byo to mroczne, dzikie serce, rzdzce si swoimi prawami. Mylaa te, e Moss moe czu sympati do Therru nie tylko z dobroci, lecz z powodu ran, krzywdy, ktr jej wyrzdzono. Niemniej jednak nic, co Therru zrobia lub powiedziaa, nie wskazywao na to, e uczya si od Cioteczki Moss czegokolwiek oprcz tego, gdzie wije gniazdo skowronek, gdzie ronie czarna borwka i jak robi koci koysk jedn rk. Do Therru zostaa tak zarta przez ogie, e pozosta po niej zabliniony kikut, a jedynym palcem, ktrego dziewczynka moga uywa, by

kciuk. Cioteczka Moss znaa jednak zdumiewajcy ukad kociej koyski na cztery palce i kciuk i wierszyk towarzyszcy figurom: Bij. bij, poczerwie wszystko! Spal, spal, pogrzeb wszystko! Przybd smoku, przybd! I sznurek formowa cztery trjkty, ktre byskawicznie ukaday si w kwadrat. Therru nigdy nie piewaa gono, lecz Tenar syszaa, jak siedzc samotnie na progu domu maga, monotonnie piewaa pszeptem, ukadajc figury. A jaka wi - mylaa Tenar - czya j sam z tym dzieckiem, poza litoci, poza zwyczajnym poczuciem obowizku wobec bezradnej istoty? Lark zatrzymaaby j, gdyby nie wzia jej Tenar. Lecz Tenar zabraa j do siebie, nigdy nie zadajc sobie pytania "Dlaczego?". Czy podaa za gosem serca? Ogion nie zadawa adnych pyta na temat dziecka, powiedzia tylko: "Bd si jej lka". A Tenar odpowiedziaa zgodnie z prawd: "Ju si jej boj". Moe ona sama baa si dziecka tak, jak obawiaa si okruciestwa, gwatu i ognia. Czy to strach by wizi, ktra j zatrzymywaa? - Goha - powiedziaa Therru siadajc pod brzoskwiniowym drzewem i przygldajc si miejscu w twardej letniej ziemi, gdzie zasadzia pestk brzoskwini. - Co to s smoki? - Potne stworzenia - odrzeka Tenar - podobne do jaszczurek, ale dusze ni okrt i wiksze ni dom. Uskrzydlone jak ptaki. Wydychaj ogie. - Czy przylatuj tutaj? - Nie - rzeka Tenar. Dziewczynka nie pytaa wicej. - Czy Cioteczka Moss opowiadaa ci o smokach? Therru potrzsna gow.

- Ty opowiadaa - odpara. - Aha - powiedziaa Tenar. I zaraz dodaa: - Brzoskwinia, ktr zasadzia, bdzie potrzebowaa wody, eby zakiekowa. Raz dziennie, dopki nie przyjd deszcze. Therru wstaa i truchtem pobiega za rg domu, do studni. Jej nogi i stopy byy zdrowe. Tenar lubia patrze, jak sza lub biega, stawiajc na ziemi ciemne, zakurzone, liczne, mae stopki. Dziewczynka wrcia z Ogionow konewk, z trudem posuwajc si z ni naprzd, i cieniutkim strumykiem podlaa ma sadzonk. - Pamitasz, wic histori o tym, jak ludzie i smoki byli tym samym... Jak ludzie przybyli tutaj, na wschd, lecz wszystkie smoki pozostay na dalekich zachodnich wyspach. Daleko, daleko std. Therru skina gow. Zdawaa si nie zwraca uwagi, lecz kiedy Tenar, mwic "zachodnie wyspy", wskazaa na morze, Therru zwrcia twarz w kierunku wysokiego, jasnego horyzontu. Koza ukazaa si na dachu obrki i ustawia si do nich bokiem, dumnie podnoszc gow - najwyraniej uwaaa si za kozic. - Sippy znowu zerwaa si z uwizi - powiedziaa Tenar. - Hesssss! Hesssss! - Therru biega imitujc kozie zawoanie, ktrego uywaa Heather, a po chwili sama Heather pojawia si przy ogrodzeniu otaczajcym grzdki, krzyczc "Hesssss!" do kozy, ktra ignorowaa j, w zamyleniu przygldajc si fasoli. Tenar pozostawia tej trjce zabaw w berka. Przesza obok grzdki fasoli i ruszya w stron krawdzi urwiska. Dom Ogiona sta poza miasteczkiem, bliej urwiska ni jakikolwiek inny dom, na stromym, porosym bujn traw stoku,

przecinanym gdzieniegdzie szarym wystpem skalnym. Kiedy szo si na pnoc, uskok stawa si jeszcze bardziej stromy, a zaczyna opada pionowo i w odlegoci jakiej mili od miasteczka, Overfell zwao si do rozmiarw pki z czerwonego piaskowca, zwisajcej ponad morzem, ktre dwa tysice stp niej podmywao jego podstaw. Nic nie roso na tym odlegym kracu Overfell oprcz porostw, skalnego ziela, i - tu i wdzie - bkitnej stokrotki, skarowaciaej od poryww wiatru, podobnej do koralika rzuconego na surow, pokruszon ska. Po wewntrznej stronie grzbietu urwiska, na pnocy i wschodzie, ponad wskim pasmem bagien, wznosia si mroczna, olbrzymia ciana Gry Gont, zalesiona niemal po sam wierzchoek. Urwisko stao tak wysoko nad zatok, e trzeba byo spojrze w d, aby zobaczy jej wybrzee i niewyrane niziny Essary. Poza nimi, na caym poudniu i zachodzie, nie byo nic oprcz nieba ponad morzem. Tenar lubia tam chodzi w czasach, kiedy mieszkaa w Re Albi. Ogion kocha lasy, lecz ona, ktra ya na pustyni, gdzie jedynymi drzewami w promieniu setek mil byy rosnce w sadach skate jabonie i drzewa brzoskwiniowe, podlewane podczas niekoczcych si poi letnich, gdzie nie roso nic zielonego, wilgotnego i swobodnego, gdzie nie byo nic poza gr, wielk rwnin i morzem - ona lubia krawd urwiska bardziej ni otaczajce je lasy. Lubia widzie ponad gow jedynie bezkresne niebo. Porosty, szare skalne ziele i pozbawione odyg stokrotki - je rwnie lubia, byy znajome. Usiada na skale, kilka stp od krawdzi i - jak dawniej spojrzaa w dal na morze. Soce przygrzewao, lecz wiejcy nieustannie wiatr studzi pot na twarzy i ramionach kobiety. Przechylia si do tyu, opierajc si na rkach, i nie mylaa o

niczym, gdy wypeniay j soce, wiatr, niebo i morze. Nagle jednak poczua, e co kuje j w lewy nadgarstek, rozejrzaa si i zobaczya maleki oset kulcy si w szczelinie piaskowca, ledwie podnoszcy swe bezbarwne kolce do wiata i wiatru. Sztywno porusza si na wietrze, opierajc si jego podmuchom. Przygldaa mu si dugo. Kiedy ponownie popatrzya na morze, ujrzaa bkitny, zamglony zarys wyspy. Bya to Orana, najdalej wysunita na wschd spord Wysp Wewntrznych. Kobieta wpatrywaa si w ten ledwo widoczny ksztat, dopki nie przycign jej wzroku jaki ptak nadlatujcy z zachodu. Nie moga to by mewa, gdy lecia jednostajnie, a zbyt wysoko, aby by pelikanem. Czy bya to dzika g, czy albatros - wielki podrnik otwartego morza, przelatujcy pomidzy wyspami? Obserwowaa powolne uderzenia skrzyde, daleko w grze, w olepiajcym bezkresie. Nagle zerwaa si na nogi, odsuwajc si nieco od skraju urwiska, i stana bez ruchu, z zapartym tchem i mocno bijcym sercem przygldajc si wijcemu si, elaznemu cielsku, unoszonemu przez dugie, boniaste, czerwone jak ogie skrzyda, sigajcym daleko pazurom i kbom dymu rozwiewajcym si w powietrzu. Stwr lecia prosto na Gont, wprost na Overfell, wprost na ni. Ujrzaa blask rdzawo-czarnych usek i lnienie dugiego oka. Widziaa czerwony jzyk, ktry by jzykiem ognia. Wiatr napeni si odorem spalenizny, kiedy smok z syczcym rykiem kierujc si ku skalnej pce wyda ogniste westchnienie.Jego apy uderzyy o ziemi. Kolczasty, wijcy si ogon grzechota przy kadym ruchu, a skrzyda - szkaratne, gdy przewiecao przez nie stonce - huczay i szeleciy, skadajc si na bokach, pokrytych kolczug usek. Gowa odwrcia si powoli. Smok popatrzy na kobiet, ktra staa w zasigu jego ostrych jak

kosy szponw. Kobieta patrzya na smoka. Czua ciepo jego ciaa.Syszaa, e ludziom nie wolno patrze w smocze renice, lecz w tej chwili nic to dla niej nie znaczyo. Stwr spoglda wprost na ni spod zbrojnych pancerzy, tymi oczyma szeroko rozstawionymi ponad wskim nosem i dymicymi nozdrzami. A jej ciemne oczy na drobnej, delikatnej twarzy patrzyy prosto na niego. adne z nich nie przemwio. Smok odwrci nieco gow, dziki czemu kobieta nie zostaa spalona, kiedy si odezwa, a moe rozemia - potne "Ha!" pomaraczowego pomienia. Potem przykucn i pochyli swoje cielsko. - Ahivaraihe, Ged - przemwi do agodnie, dymico, migoczc poncym jzykiem. Pochyli gow. Dopiero wtedy Tenar ujrzaa czowieka, ktry siedzia okrakiem na grzbiecie smoka, w szczerbie pomidzy dwoma spord kolcw-mieczy, u nasady skrzyde. Jego donie byy zacinite, na ciemnordzawej kolczudze pokrywajcej szyj smoka, a gowa opieraa si o kolec, jak gdyby spa. - Ahi eheraihe, Ged! - powiedzia smok troch goniej, a jego duga paszcza, trwajca w grymasie wiecznego umiechu, ukazaa zby tak dugie jak przedrami Tenar, tawe, o biaych, ostrych kocach. Mczyzna nie poruszy si. Smok odwrci dug gow i ponownie spojrza na Tenar. - Sobriost - szepn, a zabrzmiao to jak zgrzyt metalu. To sowo Jzyka Tworzenia znaa. Ogion nauczy j wszystkiego, czego chciaa dowiedzie si o Dawnej Mowie. "Wejd na gr" - powiedzia smok. Tenar ujrzaa cztery stopnie: szponiast ap, zakrzywiony okie, przegub ramienia, nasad skrzyda. Gwatownie zaczerpna powietrza, by opanowa zawrt gowy. Potem ruszya. Obok pazurw, dugiej, pozbawionej warg paszczy i tego oka. Wspia si na rami

smoka i chwycia rk mczyzny. Nie porusza si, lecz z pewnoci nie by martwy, skoro smok przynis go tutaj i mwi do niego. - Chod - rzeka, a potem, kiedy rozluniaa zacinity uchwyt jego lewej rki i ujrzaa jego twarz, dodaa: - Chod, Ged. Chod... Unis nieco gow. Jego oczy byy otwarte, lecz nie widziay. Musiaa wspi si dookoa niego, kaleczc nogi na gorcej, opancerzonej skrze smoka, i rozewrze jego praw do, zacinit na zrogowaciaym guzie u podstawy mieczowatego kolca. Zmusia go, eby uchwyci si jej ramion i dziki temu moga zwlec go na ziemi po czterech niezwykych stopniach. Ockn si ju na tyle, by prbowa si jej trzyma, lecz nie byo w nim siy. Run bezwadnie jak worek z grzbietu smoka na skay. Smok odwrci swoj ogromn gow i obwcha ciao czowieka. Podnis eb, jego skrzyda uniosy si, wydajc potny, metaliczny odgos. Odsun apy od Geda, bliej krawdzi urwiska. Raz jeszcze utkwi wzrok w Tenar i przemwi gosem suchym jak trzask ognia. - Thesse Kalessin. Morski wiatr zagwizda pomidzy rozpostartymi skrzydami smoka. - Thesse Tenar - odrzeka kobieta wyranym, drcym gosem. Smok odwrci wzrok i spojrza na zachd, ponad morzem. Skurczy swoje dugie cielsko z brzkiem elaznych usek, po czym nagle rozpostar skrzyda, przykucn i zeskoczy z urwiska wprost na wiatr. Cigncy si za nim ogon zarysowa powierzchni piaskowca. Czerwone skrzyda opady, uniosy si i znw opady i ju Kalessin znalaz si daleko od ldu, lecc prosto na zachd.

Tenar obserwowaa go, a sta si nie wikszy od dzikiej gsi albo mewy. Powietrze byo chodne. Jeszcze przed chwil smok rozgrzewa je swoim ogniem. Tenar zadygotaa. Usiada na skale obok Geda i zacza paka. Ukrya twarz w ramionach i gono lamentowaa. - Co mam zrobi? - zawoaa. - Co teraz mam zrobi? Wkrtce wytara rkawem oczy i nos, poprawia wosy i odwrcia si do mczyzny. Lea na nagiej skale tak nieruchomy, tak spokojny, jak gdyby mg tam lee zawsze. Tenar westchna. Musiaa co zrobi, chocia nie wiedziaa, co. Nie bya w stanie go nie. Musiaa sprowadzi pomoc. Oznaczao to pozostawienie go samego. Wydao si jej, e lea zbyt blisko krawdzi urwiska. Gdyby prbowa wsta, mgby straci rwnowag i spa. W jaki sposb miaa go przenie? Nawet si nie przebudzi, kiedy mwia i dotykaa go. Chwycia go pod ramiona i prbowaa cign i - o dziwo udao si jej. Ciao mczyzny byo lekkie, Tenar przecigna go dziesi czy pitnacie stp, z nagiej skalnej pki na skrawek bota, gdzie suchy pk trawy dawa zudzenie schronienia. Tam musiaa go zostawi. Nie moga biec - nogi jej dray, oddech wci przechodzi w szloch. Posza, tak szybko jak tylko moga, do Ogionowego domu, dononym gosem woajc Heather, Moss i Therru. Dziecko pojawio si w pobliu obrki i stano, jak zwykle posuszne wezwaniu Tenar, ale nie zbliyo si, aby j powita. - Therru, biegnij do miasta i popro kogokolwiek, eby przyszed... Kogo silnego... Na urwisku jest ranny czowiek. Therru nie ruszaa si z miejsca. Nigdy nie chodzia sama do miasteczka. Staa unieruchomiona midzy posuszestwem a lkiem. Tenar zauwaya to i rzeka: - Czy jest tutaj Cioteczka Moss? A Heather? W trjk mo-

emy go przenie. Tylko prdko, prdko, Therru! - Czua, e jeli pozwoli Gedowi lee tam bez ochrony, on z ca pewnoci umrze. Bdzie stracony, spadnie, zabior go smoki. Wszystko mogo si zdarzy. Musi si pieszy, zanim to si stanie. Flint zmar od udaru na swoich polach i jej nie byo przy nim. Umar sam. Pasterz znalaz go lecego przy bramie. Ogion umar, a ona nie umiaa uchroni go przed mierci. Ged wrci do domu, eby umrze i by to koniec wszystkiego. Nic nie mona byo zrobi, a jednak nie moga zrezygnowa. - Szybko, Therru! Przyprowad kogo! Na drcych nogach ruszya sama w kierunku miasteczka, lecz ujrzaa Moss, ktra spieszya przez pastwisko, stpajc sztywno i podpierajc si swoim grubym gogowym kijem. - Wzywaa mnie, kochanie? Obecno Moss przyniosa jej natychmiastow ulg. Znowu moga trzewo myle. Moss nie tracia czasu na pytania, lecz usyszawszy, e trzeba przenie rannego mczyzn, wzia cik, pcienn narzut siennika, ktr wietrzya Tenar, i ruszya na kraniec Oerfell. Obie z Tenar zawiny w ni Geda i wanie mozolnie wloky swj ciar ku domowi, kiedy przybiega Heather, a tu za ni Therru i Sippy. Heather bya moda i silna, wic z jej pomoc mogy podnie ptno jak nosze i zanie mczyzn do domu. Tenar i Therru sypiay na posaniu przy zachodniej cianie dugiej, mrocznej izby. W odlegym jej kracu stao tylko ko Ogiona, przykryte teraz cikim, lnianym przecieradem. Pooyy tam mczyzn. Tenar przykrya go kocem, podczas gdy Moss mamrotaa zaklcia, a Heather i Therru stay nie odrywajc od nich oczu. - Zostawcie go teraz - rzeka Tenar, prowadzc je wszystkie do przedniej czci domu. - Kim on jest? - zapytaa Heather.

- Co robi na Overfell? - dodaa Moss. - Znasz go, Moss. By kiedy uczniem Ogiona-Aihala. Czarownica potrzsna gow. - To by chopiec z Dziesiciu Olch - odrzeka. - Ten, ktry jest teraz Arcymagiem na Roke. Tenar skina gow. - Nie, kochanie - powiedziaa Moss. - Ten tutaj jest do niego podobny, ale nim nie jest. Ten czowiek nie jest magiem. Nawet nie czarownikiem. Heather ubawiona spogldaa to na jedn, to na drug. Nie rozumiaa wikszoci z tego, co mwili ludzie, lecz lubia ich sucha. - Ale ja go znam, Moss. To Krogulec. - Wypowiedzenie tego imienia, imienia powszedniego Geda, wyzwolio w Tenar uczucie czuoci i po raz pierwszy pomylaa i poczua, e to rzeczywicie by on i e wszystkie lata, jakie miny, odkd ujrzaa go po raz pierwszy, poczyy ich nierozerwaln wizi. Przypomniaa sobie wiato, ktre kiedy ujrzaa w ciemnoci, pod ziemi, dawno temu, i twarz mczyzny w blasku tego wiata. - Znam go, Moss. Umiechna si. - By pierwszym mczyzn, jakiego w yciu widziaam - dodaa. Moss zamamrotaa i przesuna si. Nie lubia zaprzecza "Pani Gosze", ale nie przekonao jej to, co usyszaa. - Istniej sztuczki, przebrania, przeobraenia, przemiany odezwaa si. - Lepiej bd ostrona, kochanie. W jaki sposb dosta si tam, gdzie go znalaza? Czy ktokolwiek widzia, jak przechodzi przez miasteczko? - adna z was... nie zauwaya...? Wpatryway si w ni. Prbowaa powiedzie "smoka", ale nie moga. Jej wargi i jzyk nie chciay wyartykuowa tego sowa. Ale inne sowo uksztatowao si w nich samo.

- Kalessin - powiedziaa. Therru utkwia w niej wzrok. Fala ciepa zdawaa si wypywa z dziewczynki, jak gdyby miaa gorczk. Nie odezwaa si ani sowem, lecz poruszaa wargami, jakby powtarzajc to imi, a z jej postaci emanowa ar. - Sztuczki! - krzykna Moss. - Teraz, kiedy odszed nasz mag, bd si tu krci wszelkiego rodzaju oszuci. - Przybyam z Atuanu do Havnoru, a z Havnoru na Gont z Krogulcem, w otwartej odzi - odpowiedziaa Tenar oschle. Widziaa go, kiedy mnie tu przywiz, Moss. Nie by wtedy arcymagiem. Lecz by tym samym czowiekiem. Czy istniej inne blizny podobne do tych? Stara kobieta zamilka, opanowujc si. Spojrzaa na Therru. - Nie - odpara. - Ale... - Czy mylisz, e nie poznaabym go? Moss wykrzywia usta, zmarszczya brwi i potara jednym kciukiem o drugi, spogldajc na swoje rce. - S na wiecie ze rzeczy, pani - powiedziaa. - Rzecz, ktra przybiera ksztat i ciao czowieka, lecz jego dusza jest stracona... poarta... - Gebbeth? Moss skulia si na dwik tego sowa, tak otwarcie wypowiedzianego. Skina gow. - Istotnie, ludzie mwi, e niegdy przyby tutaj mag Krogulec, dawno temu, zanim ty z nim przypyna. I stwr ciemnoci przyby wraz z nim - cigajc go. Moe wci to robi. By moe... - Smok, ktry go tu przynis - przerwaa Tenar - nazwa go jego prawdziwym imieniem. I ja znam to imi. - W jej gosie rozbrzmiewa gniew na uparte podejrzenia czarownicy. Moss staa oniemiaa. Jej milczenie byo lepszym argumentem ni

sowa. - By moe ten cie, za nim, jest jego mierci - powiedziaa Tenar. - Moe on umiera. Nie wiem. Gdyby Ogion... Na myl o Ogionie znowu si rozpakaa mylc o tym, e Ged przyby za pno. Podaa Therru kocioek do napenienia i delikatnie dotkna jej twarzy, kiedy do niej mwia. Blizny byy gorce w dotyku, lecz dziecko nie miao gorczki. Tenar uklka, by roznieci ogie. Kto w tej rodzinie, skadajcej si z wiedmy, wdowy, kaleki i pgwka, musia zrobi to, co musi zosta zrobione. Nie moga nawet paka, pacz przeraziby dziecko. Smok odlecia. Czy jednak nie miao ju nigdy nadej nic wicej oprcz mierci?

5. POPRAWA Lea jak martwy, lecz nie by martwy. Gdzie by? Przez co przeszed? Tej nocy, w wietle ognia poncego w kominku, Tenar zdja z niego zniszczone, poplamione, cuchnce potem ubranie. Umya go i pozwolia mu lee nago pomidzy lnianym przecieradem a cikim kocem z mikkiej koziej weny. Kiedy by krzepkim, penym wigoru mczyzn, chocia szczupym i niewysokim. Teraz by chudy, jak gdyby odarty z ciaa, wty i wycieczony. Nawet srebrzyste blizny, ktre pokryway prgami jego rami i lew stron twarzy od skroni po szczk, wydaway si mniejsze. Jego wosy te posiwiay. "Mam dosy aoby - pomylaa Tenar. - Do aoby, do smutku. Nie bd si smuci z jego powodu! Czy nie przyby do mnie dosiadszy smoka? Kiedy zamierzaam go zabi. Teraz oywi go, jeli zdoam." - Spojrzaa na niego z wyzwaniem w oczach.

- Ktre z nas uratowao drugie z Labiryntu, Ged? Nie sysza, nie porusza si, spa. Tenar bya bardzo zmczona. Wykpaa si w wodzie, ktr zagrzaa, by umy w niej mczyzn, i wsuna si do ka obok maej, ciepej, jedwabistej ciszy, jak bya pica Therru. Zasna, a sen roztoczy przed ni obraz rozlegej wietrznej przestrzeni, wypenionej rowo-zot mg. Jej gos woa: "Kalessin". Inny gos odpowiada, woajc z otchani wiata. Kiedy si obudzia, na polach i na dachu domu szczebiotay ptaki. Unisszy si na ku, ujrzaa blask poranka przez chropowat szyb niskiego okna. Czua w sobie co dziwnego, jakie ziarno nikego wiata, zbyt mae, by je rozpozna czy pomyle o nim. Therru jeszcze spaa. Tenar siedziaa obok niej, przygldajc si przez mae okienko chmurze i sonecznemu wiatu. Rozmylaa o swojej crce Apple i prbowaa przypomnie sobie j jako dziecko. Jednak przed jej oczyma pojawiao si jedynie najlejsze mgnienie, znikajce, kiedy si ku niemu zwracaa: mae, pulchne ciako wstrzsane dwicznym miechem, wiotkie, rozwiane wosy... I drugie dziecko, chopiec, ktry dla artu otrzyma imi Spark, co oznacza "iskra", zosta bowiem wykrzesany z Flinta, ktrego imi oznaczao "krzemie". Nie znaa prawdziwego imienia swego syna. By on rwnie chorowitym dzieckiem, jak Apple zdrowym. Urodzony przedwczenie, o mao nie umar na krup, kiedy mia dwa miesice. Dwa lata pniej wychowywanie go przypominao hodowanie ledwie opierzonego wrbla - nie wiedziao si nigdy, czy rankiem bdzie jeszcze y. Wytrzyma jednak - maa iskierka nie miaa ochoty zgasn. I podrastajc sta si twardym chopakiem, zawsze aktywnym, zabieganym. Nie nadawa si do pracy na farmie - brakowao mu cierpliwoci do zwierzt, rolin, ludzi. Uywa sw tylko

dla swoich potrzeb, nigdy za dla przyjemnoci, dla wymiany mioci czy wiedzy. Ogion odwiedzi ich podczas swoich wdrwek, kiedy Apple miaa trzynacie, a Spark - jedenacie lat. Mag nada wwczas dziewczynce imi. U rde Kahedy wesza do zielonej wody, pikna, dziecko-kobieta, a on da jej prawdziwe imi: Hayohe. Pozosta na Dbowej Farmie dzie lub dwa i zapyta chopca, czy chce powdrowa z nim troch po lasach. Spark tylko potrzsn gow na znak odmowy. - Co chciaby wic robi? - zapyta go mag, a chopiec powiedzia to, czego nigdy nie by w stanie powiedzie ojcu czy matce: - Zosta eglarzem. Wic kiedy Beech trzy lata pniej nada mu imi, zaokrtowa si jako eglarz na statek handlowy przewocy towary z Yalmouth do Orana i Pomocnego Havnoru. Od czasu do czasu przyjeda na farm, ale nigdy na dugo, mimo e po mierci ojca miaa ona zosta jego wasnoci. Mia bia skr jak Tenar, lecz podobnie jak Flint wyrs na wysokiego mczyzn o wskiej twarzy. Nie zdradzi rodzicom swego prawdziwego imienia. By moe nie byo nigdy nikogo, komu je wyjawi. Tenar nie widziaa go od trzech lat. Mg wiedzie lub nie wiedzie o mierci swojego ojca. Mg sam by martwy, uton, ale Tenar miaa nadziej, e tak si nie stao. Wierzya, e przenisby t iskierk swego ycia ponad wodami, poprzez sztormy. Wanie co takiego byo w niej teraz: iskra, jak cielesna pewno poczcia, odczucie zmiany, czego nowego. Nie chciaa docieka, co to byo. Nie moga. To byo dane albo nie. Wstaa i ubraa si. Wczesnym rankiem byo ciepo, nie rozpalaa, wic ognia. Usiada w drzwiach, by wypi kubek

mleka i popatrze na cie Gry Gont. Wa tak lekki wiatr, jaki tylko mg by na tej omiatanej wichrami skalnej pce. Bryza przyniosa agodny dotyk peni lata i bogaty aromat k. W powietrzu bya jaka sodycz, jaka zmiana. - Wszystko si zmienio! - wyszepta starzec, umierajc, peen radoci. Kadc swoj rk na jej doni, ofiarowujc jej dar swoje imi. - Aihal! - szepna. W odpowiedzi za obor zabeczaa para kz, czekajcych na przyjcie Heather. - Be-eh - bekna jedna, a druga dodaa niej, metalicznie: - Bla-ah! Zaufaj kozie, mia zwyczaj mawia Flint, ona wszystko zniszczy. Flint, pasterz, czu niech do kz. Lecz Krogulec jako chopiec rwnie wypasa kozy na zboczach tej gry. Wesza do rodka. Zastaa Therru przygldajc si picemu mczynie. Obja dziecko ramieniem i chocia Therru zwykle bya bierna lub wzdragaa si przed dotykiem czy pieszczot, tym razem przyja je, a moe nawet skonia si nieco, ku Tenar. Ged wci lea wyczerpany, pogrony we nie. Na policzku widniay cztery jasne blizny, znaczce ciemn twarz. - Czy on zosta poparzony? - wyszeptaa Themi. Tenar nie odpowiedziaa od razu. Nie wiedziaa, czym byy te blizny. - Smok? - zapytaa go z drwin dawno temu, w Malowanej Komnacie Labiryntu Atuanu. A on odpowiedzia powanie: - Nie smok. Krewniak Bezimiennych. Ale ja poznaem jego imi... I to byo wszystko, co wiedziaa. Wiedziaa te jednak, co dla dziecka oznacza sowo "poparzony". - Tak - odrzeka. Therru dalej mu si przygldaa. Zadara gow, aby uy

swojego jedynego widzcego oka. Wygldaa teraz jak may ptak, wrbelek albo ziba. - Chod, ptaszynko, sen jest tym, czego on potrzebuje, tobie potrzebna jest brzoskwinia. Czy jaka brzoskwinia dojrzaa dzisiejszego ranka? Therru pobiega zobaczy, a Tenar podya za ni. Zjadajc brzoskwini, dziewczynka badawczo przypatrywaa si miejscu, w ktrym wczoraj zasadzia pestk. Bya najwyraniej rozczarowana, e nie wyroso tam adne drzewo, nic jednak nie powiedziaa. - Podlej j - rzeka Tenar. Przed poudniem nadesza Cioteczka Moss. Jedn z jej umiejtnoci, jako czarownicy-majstra-do-wszystkiego, byo wyplatanie koszy z sitowia z bagna Oerfell i Tenar poprosia kiedy, by nauczya j tej sztuki. Jako dziecko w Atuanie, Tenar nauczya si, jak si uczy. Jako obca na wyspie Gont, odkrya, e ludzie lubi uczy. Nauczya si wic pobiera od nich nauki tak, eby zosta zaakceptowan, aby obco zostaa jej wybaczona. Ogion nauczy j swojej wiedzy, a pniej Flint nauczy j swojej. To by nawyk jej ycia - uczy si. Okazywao si zawsze, e byo cae mnstwo rzeczy, ktre powinna pozna, wicej ni mogaby poj bdc kapank-terminatork czy te uczennic maga. Sitowie zostao namoczone i tego ranka miay rozdzieli je na czci, co byo zadaniem wymagajcym duego wysiku, lecz nieskomplikowanym, pozostawiajcym duo wolnej uwagi. - Cioteczko - rzeka Tenar, gdy siedziay na progu, majc pomidzy sob misk wymoczonego sitowia, a przed sob mat do ukadania rozszczepionych wkien - po czym poznajesz, czy kto jest czarodziejem, czy nie? Moss, jak zwykle, odpowiedziaa niejasno, pokrtnie.

- Gbia poznaje gbi - rzeka. - Co urodzone, przemwi. - 1 opowiedziaa histori o pewnej mrwce, ktra podniosa z podogi paacu maleki koniec wosa i ucieka z nim do mrwczego gniazda, a noc gniazdo owo jarzyo si jak gwiazda pod ziemi, gdy wos ten pochodzi z gowy potnego maga Brosta. Jednake tylko czarnoksinicy widzieli arzce si mrowisko. Dla zwykych oczu byo ono zupenie ciemne. - Zatem czowiek potrzebuje treningu - odezwaa si Tenar. Moe tak, moe nie - brzmia sens tajemniczej odpowiedzi Moss. - Niektrzy rodz si z tym darem - powiedziaa. - Nawet, jeli o tym nie wiedz, bdzie tam. Bdzie wieci, jak wos maga w norze w ziemi. - Tak - odrzeka Tenar. - Widziaam to. - Czysto rozszczepia trzcin i pooya uby na macie. - W takim razie skd wiesz, kiedy kto nie jest czarodziejem? - Nie ma tam tego - odpowiedziaa Moss. - Nie ma tam tego, kochanie. Mocy. Zobacz. Skoro mam oczy w gowie, widz, e ty masz oczy, nieprawda? I jeeli bdziesz lepa, zauwa to. I jeli bdziesz miaa tylko jedno oko, jak ta maa, albo jeli bdziesz miaa trzy - zobacz je, prawda? Lecz jeeli nie bd miaa oka, by nim widzie, nie bd widziaa, dopki mi nie powiesz. Ale ja je mam. Widz, wiem. Trzecie oko! - Dotkna swego czoa i wydaa z siebie gony, suchy chichot, jak kura unoszca si radoci nad swoim jajkiem. Bya zadowolona, e znalaza waciwe sowa, by powiedzie to, co chciaa powiedzie. Tenar zacza zdawa sobie spraw, e sporo z niezrozumiaoci i argonu czarownicy brao si ze zwyczajnej nietrafnoci sw i myli. Nikt nigdy nie nauczy jej myle w sposb uporzdkowany. Nikt nawet nie sucha tego, co m-

wia. Wszystkim, czego oczekiwano, wszystkim, czego od niej chciano, by zamt, tajemnica, mamrotania. Bya czarownic. Nie miaa nic wsplnego ze zrozumiaym wyraaniem myli. - Rozumiem - rzeka Tenar. - Wobec tego - by moe jest to pytanie, na ktre nie chcesz odpowiada - zatem, kiedy patrzysz na jak osob swoim trzecim okiem, swoj moc, widzisz jej moc albo jej nie widzisz? - To bardziej wiedza - odpara Moss. - Widzenie jest tylko sposobem wypowiedzenia tego. To nie jest podobne do tego, jak widz ciebie, jak widz to sitowie, jak widz tamt gr. To wiedza. Wiem, co jest w tobie, a czego nie ma w tej biednej, pustogowej Heather. Wiem, co jest w tym kochanym dziecku i czego nie ma w tamtym mczynie. Wiem... - Nie potrafia sobie dalej z tym poradzi. Mamrotaa i spluwaa. Kada czarownica godna spinki do wosw poznaje inn czarownic! - powiedziaa w kocu wprost, niecierpliwie. - Rozpoznajecie si nawzajem. Moss skina gow. - Tak, to wanie to. To waciwe sowo. Rozpoznajemy. -1 czarnoksinik rozpoznaby twoj moc, poznaby ciebie jako czarodziejk... Lecz Moss wyszczerzya do niej zby, ukazujc czarn jam umiechu w pajczej sieci zmarszczek. - Kochanie - rzeka. - Masz na myli mczyzn, mczyzn-czarnoksinika? Co ma z nami wsplnego mczyzna posiadajcy moc? - Ale Ogion... - Pan Ogion by askawy - wtrcia Moss bez ironii. Przez chwil w milczeniu rozszczepiay sitowie. - Nie skalecz na nich kciuka, kochanie - odezwaa si Moss. - Ogion mnie uczy. Jak gdybym nie bya dziewczyn. Jak gdybym bya jego terminatork, jak Krogulec. Nauczy mnie

Jzyka Tworzenia, Moss. Mwi mi to, o co go pytaam. - Nie byo drugiego takiego jak on. - To ja nie chciaam by uczona. Porzuciam go. Na co potrzebne mi byy jego ksigi? Jakim dobrem byy dla mnie? Chciaam y, potrzebowaam mczyzny, pragnam mie dzieci. Chciaam swojego ycia. Zgrabnie, szybko rozszczepiaa trzciny paznokciem. - I dostaam je. - We praw rk, wyrzu lew - odpowiedziaa wiedma. No c, kochana pani, kto ma powiedzie? Kto ma rzec? Pragnienie mczyzny wpdzio mnie w straszliwe kopoty, wicej ni raz. Ale pragnienie zampjcia - nigdy! Nie, nie. Nic z tego. - Dlaczego nie? - zapytaa Tenar. Moss, zaskoczona, odrzeka po prostu: - Jak to? Ktry mczyzna polubiby wiedm? - Po czym dodaa: - A jaka czarownica polubiaby mczyzn? Rozdzielay sitowie. - Co jest nie w porzdku z mczyznami? - zapytaa ostronie Tenar. Rwnie ostronie, obniajc gos, Moss odpowiedziaa: - Nie wiem, moja droga. Mylaam o tym. Czsto nad tym rozmylaam. Najlepszym, co mog powiedzie, jest to: mczyzna jest w swojej skrze, zobacz, jak orzech w skorupie. Podniosa swoje dugie, zakrzywione, wilgotne palce, jakby trzymaa w nich orzech. - Jest twarda i silna, ta skorupa, i caa jest nim wypeniona. Pena wspaniaego mskiego misa, mskiej jani. I to wszystko. To wszystko, co tam jest. Wewntrz jest tylko on i nic wicej. Tenar zastanawiaa si przez chwil, a wreszcie zapytaa: - Lecz jeli on jest czarnoksinikiem...

- Wwczas wewntrz jest tylko jego moc. Jego moc jest nim samym. Tak to wanie z nim jest. I to wszystko. Kiedy jego moc znika, on rwnie odchodzi. Pusty. - Rozupaa niewidzialny orzech i odrzucia upiny. - Nic. -A kobieta? - Och, c kochanie, kobieta jest czym cakowicie odmiennym. Kto wie, gdzie zaczyna, a gdzie koczy si kobieta? Posuchaj, pani, ja mam korzenie, mam korzenie gbsze ni ta wyspa. Gbsze ni morze, starsze ni wydwi gniecie ldw. Sigam wstecz w ciemno. - Oczy Moss lniy niesamowitym blaskiem w swoich czerwonych obwdkach, a jej gos zawodzi jak instrument - Sigam wstecz w ciemno! Przed ksiycem byam ja. Nikt nie wie, nikt nie wie, nikt nie moe powiedzie, czym jestem, czym jest kobieta, kobieta posiadajca moc, kobieca moc, sigajca gbiej ni korzenie drzew, gbiej ni korzenie wysp, starsza ni Tworzenie, starsza ni ksiyc. Kto mie zadawa pytania ciemnoci? Kto zapyta ciemno o jej imi? Stara kobieta koysaa si, piewajc monotonnie, zagubiona w swoich wcieleniach, lecz Tenar siedziaa prosto i rozszczepiaa trzcin paznokciem kciuka. - Ja to zrobi - odrzeka. Rozszczepia jeszcze jedn trzcin. - Wystarczajco dugo yam w ciemnoci - dodaa. Od czasu do czasu zagldaa do rodka, by zobaczy, czy Krogulec wci pi. Zrobia to teraz. Kiedy ponownie usiada z Moss, nie chcc wraca do tego, o czym mwiy, poniewa starsza kobieta wygldaa ponuro i markotnie, powiedziaa: - Dzi rano, kiedy si obudziam, poczuam, jak gdyby powia nowy wiatr. Zmiana. By moe to tylko pogoda. Czua to? Moss nie przytakna ani nie zaprzeczya. - Wiele wiatrw wieje tu, na Oerfell, niektre dobre, niektre

ze. Niektre przynosz chmury, niektre pikn pogod, a niektre przynosz wieci dla tych, ktrzy potrafi je usysze. Lecz ci, ktrzy nie chc sucha - nie sysz. Kim jestem, eby wiedzie? Stara kobieta bez magicznej nauki, be ksikowej wiedzy. Caa moja wiedza jest w ziemi, w mrocznej ziemi. Pod stopami dumnych. Pod stopami wyniosych panw i magw. Po co mieliby spoglda w d, uczeni? Co moe wiedzie stara czarownica? "Byaby ona gronym wrogiem - pomylaa Tenar - i bya trudnym przyjacielem." - Cioteczko - rzeka, podnoszc trzcin. - Wyrosam pomidzy kobietami. Samymi kobietami. W kargijskich krajach, na dalekim wschodzie, w Atuanie. Zabrano mnie od rodzicw, kiedy byam maym dzieckiem, aby wychowa mnie na kapank w miejscu na pustyni. Nie znam jego nazwy, w naszym jzyku nazywaymy je po prostu Miejscem. Jedynym miejscem, jakie znaam. Pilnowao go kilku onierzy, lecz nie mogli oni wchodzi midzy mury. My za nie mogymy wychodzi na zewntrz murw. Tylko w grupie, wszystkie kobiety i dziewczta, ze strzegcymi nas eunuchami, ktrzy utrzymywali mczyzn poza zasigiem naszego wzroku. - Czym s ci, o ktrych mwia? - Eunuchowie? - Tenar bez zastanowienia uya kargijskiego sowa. - Wykastrowani mczyni. Czarownica wytrzeszczya oczy, zawoaa: "Tsekh!" i uczynia znak chronicy od zego uroku. Ssaa wargi. Zostaa wytrcona ze swojego oburzenia. - Jeden z nich zastpowa mi tam matk... Lecz widzisz, Cioteczko, nigdy nie widziaam mczyzny, dopki nie staam si dojrza kobiet. Tylko dziewczta i kobiety. A mimo to nie wiedziaam, czym s kobiety, poniewa byy one wszystkim,

co naprawd znaam. Jak mczyni, ktrzy yj pomidzy mczyznami: eglarze, onierze i magowie z Roke - czy wiedz oni, czym s mczyni? Skd mog wiedzie, skoro nigdy nie rozmawiaj z kobiet? - Czy oni bior ich i trzebi jak barany i kozy? - zapytaa Moss. - Noem do kastrowania? Przeraenie, wstrt i blask zemsty wziy gr nad gniewem i rozsdkiem. Moss nie chciaa porusza adnej kwestii poza tematem eunuchw. Tenar nie potrafia jej wiele powiedzie. Uwiadomia sobie, e nigdy nie zastanawiaa si nad t spraw. Kiedy bya dziewczyn, w Atuanie, byli tam wykastrowani mczyni, jeden z nich kocha j czule, a ona jego, i zabia go, aby od niego uciec. Pniej przybya na Archipelag, gdzie nie byo eunuchw i zapomniaa o nich, pogrya ich w mroku razem z ciaem Manana. - Przypuszczam - powiedziaa, starajc si zaspokoi dz wiedzy Cioteczki - e bior modych chopcw i... - Przerwaa jednak. Jej rce te si zatrzymay. - Jak Therru - przemwia po dugiej pauzie. - Do czego jest dziecko? Do czego tam suy? eby zosta wykorzystanym. Zosta zgwaconym, zosta wykastrowanym... Posuchaj, Moss. Kiedy yam w mrocznych miejscach, wanie to tam robili. A kiedy przybyam tutaj, mylaam, e wyjd na wiato dzienne. Nauczyam si prawdziwych sw. Miaam swojego mczyzn i urodziam dzieci, yam dobrze. W wietle dnia. I w biay dzie oni uczynili to - temu dziecku. Na kach nad rzek. Rzek wypywajc ze rda, w ktrym Ogion nada imi mojej crce. W blasku soca. Prbuj dowiedzie si, gdzie mog y, Moss. Czy wiesz, co mam na myli? Co prbuj powiedzie? - Dobrze, dobrze - rzeka starsza kobieta, a po chwili: - Ko-

chanie, jest do nieszczcia, nie trzeba go szuka. - A widzc, e rce Tenar dray, kiedy prbowaa rozszczepi nieustpliw trzcin, powtrzya: - Nie skalecz na nich kciuka, kochanie. A do nastpnego dnia Ged w ogle si nie obudzi. Cioteczce Moss, ktra bya bardzo wprawn, cho przeraajco brudn pielgniark, udao si wla w niego yk bulionu. - Umiera z godu - oznajmia. -1 jest wyschnity z pragnienia. Gdziekolwiek by, niewiele tam jedli i pili. - A po powtrnym oszacowaniu mczyzny dodaa: - Wyglda na to, e odszed ju zbyt daleko. Widzisz, oni sabn i nie mog nawet pi, chocia jest to wszystko, czego potrzebuj. Znaam wielkiego, silnego mczyzn, ktry umar w ten sposb. Wysech na wir w cigu kilku dni. Ale dziki nieugitej cierpliwoci wlaa w niego kilka yek swojego bulionu z misa i zi. - Teraz zobaczymy - powiedziaa. - Przypuszczam, e jest za pno. On si nam wymyka. - Mwia bez alu, by moe z przyjemnoci. Mczyzna ten by dla niej niczym; mier bya przypadkiem. Moe mogaby pogrzeba tego maga. Nie pozwolono jej pochowa starszego. Nastpnego dnia Tenar nacieraa maci jego rce, kiedy si przebudzi. Musia lecie dugo na grzbiecie Kalessina, gdy kurczowy ucisk na elaznych uskach zdar skr z jego doni, a wewntrzna strona palcw bya wielokrotnie pocita. pic trzyma donie zacinite, jak gdyby nie chciay puci nieobecnego smoka. Musiaa delikatnie rozewrze mu si palce, by umy i posmarowa maci otarte miejsca. Kiedy to robia, krzykn i wzdrygn si, wycigajc rce, jakby czu, e spada. Otworzy oczy. Kobieta przemwia agodnie. Spojrza na ni. - Tenar - powiedzia bez umiechu, rozpoznajc j, bez

wzruszenia. I sprawio jej czyst przyjemno, e by wci jeszcze jeden yjcy czowiek, ktry zna jej imi, i e by to ten czowiek. Pochylia si i ucaowaa go w policzek. - Nie ruszaj si - rzeka. - Pozwl mi to skoczy. Usucha i wkrtce podryfowa z powrotem w sen, tym razem z rozwartymi domi, odprony. Pniej, zasypiajc noc obok Therru, pomylaa: "Ale ja nigdy przedtem go nie pocaowaam". I ta myl ni wstrzsna. Z pocztku nie dawaa temu wiary. Z ca pewnoci, przez wszystkie te lata... Nie w Grobowcach, ale potem, kiedy wdrowali razem po grach... Na "Daleko-patrzcej, gdy eglowali razem do Havnoru... Kiedy przywiz j tu, na Gont...? Nie. Ogion rwnie nigdy jej nie pocaowa ani ona jego. Nazwa j crk i kocha, lecz nie dotyka jej, a ona, wychowana jako samotna, nietknita kapanka, wito, nie potrzebowaa dotyku albo nie wiedziaa, e go potrzebuje. Opieraa na chwil czoo lub policzek o jego otwart do, a on mg pogaska j po wosach, raz, bardzo lekko. A Ged nigdy nie zrobi nawet tego. "Czy nigdy o tym nie mylaam?" - zapytaa siebie z niedowierzaniem i lekiem. Nie wiedziaa. Kiedy prbowaa o tym myle, wstrt i poczucie grzechu naszy j bardzo silnie, po czym znikny. Jej wargi poznay lekko chropowat, such, chodn skr jego policzka, obok ust, po prawej stronie i tylko ta wiedza miaa znaczenie. Zasna. nio jej si, e wzywa j jaki gos: 'Tenar! Tenar!" i e odpowiadaa, krzyczc jak morski ptak, lecc w blasku ponad morzem. Nie wiedziaa jednak, jakie imi woaa. Krogulec rozczarowa Cioteczk Moss. Pozosta przy yciu. Po jednym lub dwch dniach uznaa go za uratowanego.

Przysza i nakarmia go bulionem z koziego misa, korzeni i zi, opierajc go o siebie, otaczajc go silnym zapachem swego ciaa, wlewajc w niego yk ycie i gderajc. Mimo, e j rozpozna i nazwa j jej powszednim imieniem, i nie moga zaprzeczy, e wydawa si by czowiekiem zwanym Krogulcem, chciaa si tego wyprze. Nie lubia go. Powiedziaa, e cay jest zy. Tenar szanowaa przenikliwo czarownicy na, tyle, aby j to zmartwio, lecz nie moga znale w sobie takiego podejrzenia, a jedynie przyjemno pync z obecnoci mczyzny i jego powolnego powrotu do ycia. - Kiedy znowu bdzie sob, zobaczysz - powiedziaa do Moss. - Sob! - achna si Moss i wykonaa palcami gest miadenia i wyrzucania upiny orzecha. Do wczenie zapyta o Ogiona. Tenar obawiaa si tego pytania. Wmawiaa sobie i prawie siebie przekonaa, e mczyzna nie zapyta, e bdzie wiedzia tak, jak wiedz magowie, jak nawet czarodzieje z Portu Gont i Re Albi wiedzieli, kiedy umar Ogion. Lecz czwartego ranka lea przebudzony, kiedy do niego przysza, i, spojrzawszy na ni, powiedzia: - To jest dom Ogiona. - Dom Aihala - poprawia go tak swobodnie, jak tylko moga; wci nie byo jej atwo wymawia prawdziwego imienia maga. Nie wiedziaa, czy Ged zna to imi. Z pewnoci tak. Ogion powiedziaby mu lub nie potrzebowa mu mwi. Przez chwil nie reagowa, a kiedy przemwi, jego gos nie mia wyrazu. - Zatem umar. - Dziesi dni temu. Lea patrzc przed siebie, jak gdyby zastanawiajc si, rozwaajc co. - Kiedy tutaj przybyem?

Musiaa nachyli si nisko, aby go zrozumie. - Cztery dni temu, wieczorem. - Nie byo w grach nikogo innego - powiedzia. Wwczas jego ciao wykrzywio si i zadrao, jakby w blu lub nieznonym wspomnieniu blu. Zamkn oczy i odetchn gboko. W miar, jak nabiera si, ten wstrzymany oddech i zacinite donie stay si bliskie Tenar. Ale widziaa, e w mczynie wci nie ma spokoju i e wci jest chory. Letnim popoudniem mczyzna usiad w blasku soca na progu domu. Dojcie tu z ka byo najwikszym wysikiem, jaki podj. Siedzia na progu, a Tenar patrzya na niego obchodzc dom od strony grzdki fasoli. Wci wyglda jak posypany popioem, jak cie. Nie sprawiay tego wraenia jedynie siwe wosy, lecz pewna waciwo skry i koci. W jego oczach nie byo wiata. A jednak ten cie, ten popielaty czowiek, by tym samym dumnym, przystojnym mczyzn, ktrego siln twarz o jastrzbim nosie i delikatnych ustach ujrzaa po raz pierwszy w blasku jego wasnej mocy. Zbliya si do niego. - Potrzebujesz soca - zwrcia si do niego, a on skin gow. Siedzia w powodzi letniego ciepa, lecz jego donie byy zacinite. Milcza tak uporczywie, e pomylaa, e moe przeszkadza mu jej obecno. By moe nie potrafi czu si przy niej tak swobodnie jak niegdy. Ostatecznie by teraz Arcymagiem - wci o tym zapominaa. I mino dwadziecia pi lat, odkd chodzili po grach Atuanu i eglowali razem w "Dalekopatrzcej" przez wschodnie morze. - Gdzie jest "Dalekopatrzca"? - zapytaa raptownie, zaskoczona myl o niej, a potem pomylaa: "Jaka idiotka ze mnie! Tyle lat mino i on jest Arcymagiem, nie miaby teraz takiej maej dki". - Na Selidorze - odrzek, jego twarz znieruchomiaa w wyrazie

jednostajnego i niepojtego cierpienia. Tak dawno jak wieczno, tak daleko jak Selidor... - Najdalsza wyspa - powiedziaa. - Najdalszy zachd - doda Ged. Siedzieli przy stole, skoczywszy wieczorny posiek. Therru wysza na dwr, eby si pobawi. - Zatem to z Selidoru przybye na grzbiecie Kalessina? Kiedy wypowiadaa imi smoka, znowu wymwio si ono samo, dostosowujc jej usta do swego ksztatu i brzmienia, zmieniajc jej oddech w delikatny pomie. Na dwik tego imienia mczyzna podnis wzrok, obdarzajc j jednym intensywnym spojrzeniem, ktre sprawio, i zdaa sobie spraw z tego, jak bardzo zawsze unika patrzenia prosto w jej oczy. Skin gow, po czym z pracowit rzetelnoci skorygowa swoj zgod: - Z Selidoru na Roke. A pniej z Roke na Gont. Tysic mil? Dziesi tysicy mil? Nie miaa pojcia. Widziaa wielkie mapy w skarbcach Havnoru, lecz nikt nie nauczy jej liczb, odlegoci. Tak daleko jest Selidor... A czy lot smoka mg by liczony w milach? - Ged - zacza, uywajc jego prawdziwego imienia, poniewa byli sami. - Wiem, e przeszede wielki bl i niebezpieczestwo. I jeli nie chcesz, moe nie moesz, moe nie powiniene mi mwi - lecz gdybym wiedziaa, gdybym co o tym wiedziaa, by moe byabym dla ciebie wiksz pomoc. Chciaabym by. A oni wkrtce przybd po ciebie z Roke, wyl statek po Arcymaga, czy ja wiem, przyl po ciebie smoka! I znowu odejdziesz. I nigdy nie porozmawiamy. - Kiedy to mwia, zaciskaa wasne pici, syszc fasz w swoich sowach i w tonie swego gosu. Dowcipkowa na temat smoka! Marudzi

jak pena pretensji ona! Spuci wzrok na st, ponury, cierpliwy, jak rolnik stojcy w obliczu domowych wrzaskw po cikim dniu spdzonym w polu. - Myl, e nikt nie przypynie z Roke - powiedzia i kosztowao go to tak wiele wysiku, e mina chwila, zanim doda: Daj mi czas. Pomylaa, e byo to wszystko, co zamierza powiedzie, i odrzeka: - Tak, oczywicie. Przepraszam. Podniosa si wanie, aby sprztn ze stou, gdy mczyzna odezwa si niewyranie, wci nie podnoszc wzroku: - Mam go, teraz. Pniej on rwnie wsta i dokoczy sprztania ze stou. Zmy naczynia, podczas gdy Tenar chowaa ywno. I to j zainteresowao. Porwnywaa go do Flinta, ale Flint nigdy w yciu nie zmy ani jednej miski. Babskie zajcie. Jednak Ged i Ogion, kawalerowie, mieszkali tutaj bez kobiet. Nigdy tam, gdzie mieszka Ged, nie byo kobiet. Wykonywa, wic "kobiec prac" nie zastanawiajc si nad tym. Szkoda byoby - pomylaa - gdyby si nad tym zastanowi, gdyby zacz obawia si, e jego godno zawisa na cierce do wycierania naczy." Nikt nie przyby po niego z Roke. Kiedy o tym mwili, nie przyszed jeszcze czas na aden statek, oprcz okrtu pyncego przez ca drog z magicznym wiatrem w aglach. Dni mijay i wci nie byo dla niego adnej wiadomoci ani znaku. Wydawao jej si dziwnym, e opucili swojego Arcymaga na tak dugo. Musia im zabroni przysa po siebie, lub moe ukry si tutaj za pomoc swoich czarw tak, eby nie mogli go odnale i eby nikt nie mg go rozpozna. Bowiem wieniacy wci zwracali na niego dziwnie mao uwagi. To, e

nikt nie nadszed z dworu Wadcy Re Albi, nie byo takie dziwne. Wadcy tego domu nigdy nie yli w dobrych stosunkach z Ogionem. Kobiety tego domu byy, jak mwiy wiejskie plotki, adeptkami ciemnych kunsztw. Jedna z nich polubia pnocnego wadc, ktry pogrzeba j ywcem pod gazem; inna wtrcaa si do nienarodzonego dziecka w swoim onie, prbujc uczyni je istot posiadajc moc i rzeczywicie wypowiadao ono sowa, kiedy si urodzio, lecz pozbawione byo koci. "Jak may worek ze skry - szeptaa akuszerka w miasteczku. - May woreczek z oczami i gosem, i wcale nie ssao, tylko mwio jakim dziwnym jzykiem, i umaro..." Bez wzgldu na to, ile prawdy byo w tych opowieciach, wadcy Re Albi odnosili si zawsze z rezerw do wszystkich. Wydawao si, e Tenar, powinna by zaproszona na ich dwr, kiedy przybya tu po raz pierwszy. Bya przecie towarzyszk maga Krogulca, wychowank maga Ogiona, przyniosa do Havnoru piercie Erreth-Akbego. A jednak nie zaproszono jej nigdy. Zamieszkaa natomiast, ku swojej radoci, sama w malekiej chacie, nalecej do wiejskiego tkacza, Fana, i widywaa mieszkacw wielkiego domu rzadko i tylko z daleka. Nie byo teraz wcale pani domu, powiedziaa jej Moss, tylko stary pan, bardzo stary, jego wnuk i mody czarodziej imieniem Aspen, ktrego wynajli ze Szkoy na Roke. Odkd Ogion zosta pochowany, z talizmanem Cioteczki Moss w rku, pod bukiem przy grskiej ciece, Tenar nie widziaa Aspena. Cho wydawao si to dziwne, nie wiedzia on, e Arcymag Ziemiomorza znajduje si w jego wasnym miasteczku albo - jeli o tym wiedzia - z jakiego powodu trzyma si z daleka. Czarodziej Portu Gont, ktry take przyby, by pochowa Ogiona, rwnie nigdy nie wrci.

Nawet, jeli nie wiedzia, e jest tutaj Ged, z pewnoci wiedzia, kim bya ona - Biaa Pani, ktra nosia na nadgarstku Piercie Erreth-Akbego, ktra uczynia caoci Run Pokoju... "A ile lat temu to byo, staruszko!" - powiedziaa do siebie. Niemniej jednak to wanie ona podaa im prawdziwe uni Ogiona. Chyba naleao jej si troch uprzejmoci. Jednak czarodzieje na ogl nie interesowali si czym takim jak kurtuazja. Byli ludmi mocy i tylko moc si zajmowali. A jak moc ona teraz posiadaa? Jak posiadaa kiedykolwiek? Jako dziewczyna, kapanka, bya naczyniem: moc ciemnych miejsc przepywaa przez ni, korzystaa z niej, pozostawia j pust, nietknit. Kiedy bya mod kobiet, potny czowiek uczy j potnej wiedzy, a ona wyrzeka si jej, odwrcia si od niej. Jako kobieta wybraa i posiada moce kobiety, ale ten czas nalea do przeszoci - jej maestwo i macierzystwo dokonao si. Nie byo w niej nic, adnej mocy, ktr ktokolwiek mgby rozpozna. Lecz smok przemwi do niej. "Jestem Kalessin" - powiedzia, a ona odrzeka: "Jestem Tenar". - Kto to jest pan smokw? - zapytaa kiedy Geda w mrocznym miejscu, w Labiryncie, prbujc zaprzeczy jego mocy, starajc si go zmusi do tego, aby uzna jej moc. A on odpowiedzia z prost szczeroci, ktra rozbroia j na zawsze: - Kto, z kim smoki bd rozmawia. Bya, wic kobiet, z ktr rozmawiay smoki. Czy to bya ta nowa rzecz, ta ukryta wiedza, ziarnko wiata, ktre poczua w sobie budzc si pod maym okienkiem wychodzcym na zachd? W kilka dni po tamtej krtkiej rozmowie przy stole, pielia grzdk w ogrodzie Ogiona, uwalniajc od letnich chwastw cebul, ktr mag rozsadzi na wiosn. Ged wszed przez bram w wysokim pocie, ktry zagradza dostp ko-

zom, i energicznie zabra si do pielenia na drugim kocu szeregu sadzonek. Pracowa chwil, a potem wyprostowa si patrzc na swoje donie. - Daj im troch czasu na zagojenie si - powiedziaa agodnie Tenar. Skin gow. Podparte wysokimi palikami sadzonki fasoli okryy si kwieciem. Ich zapach by bardzo przyjemny. Mczyzna usiad opierajc szczupe ramiona na kolanach, utkwiwszy wzrok w zalanej socem pltaninie pnczy, kwiatw i zwisajcych strkw fasoli. Kobieta mwia przy pracy: - Kiedy Aihal umiera, powiedzia: "Wszystko si zmienio..." I od czasu jego mierci opakuj go, smuc si, ale co rozprasza mj al. Co wkrtce si narodzi - zostao uwolnione. We nie i po przebudzeniu wiem, e co si zmienio. - Tak - odrzek. - Skoczyo si zo... Po dugim milczeniu znw zacz mwi. Nie patrzy na ni, lecz po raz pierwszy jego gos brzmia jak ten, ktry pamitaa -spokojny, agodny, z suchym, gontyjskim akcentem. - Czy pamitasz, Tenar, kiedy pierwszy raz przybylimy do Havnoru? "Jak mogabym zapomnie?" - zawoao jej serce, lecz milczaa z obawy, e znowu mgby zamilkn. - Wprowadzilimy "Dalekopatrzc" do portu i weszlimy na nabrzee... po marmurowych stopniach. I ci ludzie, wszyscy ci ludzie... A ty podniosa rk, eby pokaza ten Piercie... -1 trzymaam twoj do; panicznie si baam: te twarze, gosy, kolory, wiee, chorgwie i transparenty, zoto, srebro i muzyka, a wszystkim, co znaam, bye ty... obok mnie, kiedy tak szlimy... - Rzdcy Krlewskiego Domu powiedli nas do stp Wiey

Erreth-Akbego ulicami penymi ludzi. Wspilimy si na wysokie stopnie, tylko my dwoje. Pamitasz? Skina gow. Pooya donie na ziemi, czujc jej ziarnisty chd. - Otworzyem drzwi. Byy cikie, troch si zacinay. I weszlimy do rodka. Pamitasz? Byo tak, jak gdyby prosi, aby rozproszya jego wtpliwoci -"Czy to si naprawd zdarzyo? Czy dobrze pamitam?" - To bya wielka, wysoka sala - powiedziaa. - Sprawia, e pomylaam o mojej Sali, gdzie zostaam Poart, ale tylko, dlatego, e bya tak wysoka. wiato padao w d z okien wiey, a jego strumienie krzyoway si jak miecze. -1 tron - wtrci. - Tron, tak, cay zoty i karmazynowy. Lecz pusty. Jak tron w Sali w Atuanie. - Nie teraz - odrzek. Spojrza na ni przez zielone pdy cebuli. Jego twarz bya napita, pena zadumy, jak gdyby prbowa nazwa rado, ktrej nie mg obj myl. - Jest krl w Havnorze - oznajmi. - W centrum wiata. Co zostao przepowiedziane, spenio si. Run zosta uzdrowiony i wiat sta si caoci. Nadeszy dni pokoju. On... Przerwa i spuci wzrok zaciskajc donie. - Przenis mnie ze mierci do ycia. Arren z Enlandu. Lebannen z pieni, ktre bd piewane. Przybra swoje prawdziwe imi: Lebannen, Krl Ziemiomorza. - Czy to jest, zatem to - zapytaa, klkajc i przygldajc mu si. - To uczucie radoci, wchodzenia w wiato? Nie odpowiedzia. "Krl w Havnorze" - pomylaa i powtrzya gono: - Krl w Havnorze!

By w niej obraz tego piknego miasta, szerokich ulic, wie z marmuru, krytych dachwkami i spiowych dachw, statkw o biaych aglach w porcie, cudownej komnaty tronowej, gdzie promienie soca paday jak miecze, bogactwa, godnoci i harmonii, porzdku, jaki tam utrzymywano. Z tego jasnego centrum widziaa ad rozchodzcy si na zewntrz - jak doskonae krgi na wodzie, jak prosta, wybrukowana ulica albo statek eglujcy z wiatrem: podanie waciw drog, przynoszenie pokoju. - Dobrze zrobie, drogi przyjacielu - powiedziaa. Wykona nieznaczny gest, jak gdyby chcia powstrzyma jej sowa, a pniej odwrci si przyciskajc do do ust. Nie moga znie widoku jego ez. Schylia si wracajc do pracy. Szarpna jeden chwast i drugi, uparty korzonek pk. Grzebaa rkoma prbujc znale jego koniec w szorstkiej glebie, w mroku ziemi. - Goha - powiedziaa Therru swoim sabym, pknitym gosem, stajc w bramie, i Tenar obejrzaa si za siebie. Ptwarz dziecka spogldaa wprost na ni widzcym i olepionym okiem. Tenar pomylaa: "Czy powinnam jej powiedzie, e w Havnorze jest krl?" Wstaa i podesza do bramy, aby lepiej sysze Therru. Beech powiedzia, e kiedy dziecko leao nieprzytomne w ognisku, wdychao ogie. "Jej gos jest wypalony" - wyjani. - Pilnowaam Sippy - szepna Therru - ale wydostaa si z arnowcowego pastwiska. Nie mog jej znale. Jej mowa bya jak zawsze duga. Draa od biegu i powstrzymywanego paczu. "Nie moemy paka wszyscy naraz - powiedziaa do siebie Tenar. - To gupie, nie moemy sobie na to pozwoli". - Krogulcze! - zawoaa odwracajc si. - Koza ucieka. Na-

tychmiast powsta z miejsca i podszed do bramy. - Sprawd w chodni nad strumykiem - rzek. Patrzy na Therru, jakby nie dostrzega jej odraajcych blizn, jak gdyby ledwie widzia j sam - dziecko, ktre zgubio koz, ktre musiao znale koz. To wanie koz widzia. - Albo ucieka, aby przyczy si do wielkiego stada - doda. Therru ju biega nad strumyk. - Czy ona jest twoj crk? - zapyta Tenar. Nigdy przedtem nie powiedzia ani sowa na temat dziecka i przez chwil wszystkim, o czym moga myle Tenar, byo "jacy dziwni s mczyni". - Nie, ani moj wnuczk. Ale moim dzieckiem - odpara. Co kazao jej znowu kpi, szydzi z niego? Wyszed przez bram w chwili, gdy Sippy, jak brzowo-biaa byskawica, pdzia w ich kierunku cigana przez Thernu, widoczn gdzie w dali. - Hej! - krzykn nagle Ged i jednym susem zatarasowa kozie drog, kierujc j prosto w otwart bram i ramiona Tenar. Kobiecie udao si chwyci lun skrzan obro Sippy. Koza natychmiast stana nieruchomo, potulna jak baranek, spogldajc jednym tym okiem na Tenar, a drugim na rzdki cebuli. - Precz! - rozkazaa Tenar wyprowadzajc j z koziego raju na kamieniste pastwisko, gdzie byo jej miejsce. Ged usiad na ziemi, rwnie zadyszany jak Therru lub nawet bardziej, gdy z trudem chwyta powietrze i najwyraniej krcio mu si w gowie. Ale przynajmniej nie paka. Zaufaj kozie - ona wszystko zniszczy. - Heather nie powinna bya ci kaza pilnowa Sippy - zwrcia si Tenar do Therru. - Nikt nie moe upilnowa Sippy.

Jeli znowu si wydostanie, powiedz o tym Heather i nie martw si. Dobrze? Therru skina gow. Patrzya na Geda. Rzadko spogldaa na ludzi - a jeszcze rzadziej na mczyzn - duej ni przez chwil. Ale jemu przygldaa si pewnie, zadzierajc gow jak wrbelek. Czy rodzi si bohater?

6. POGORSZENIE Min ju ponad miesic od letniego przesilenia, lecz na szczycie zwrconego ku zachodowi Overfell wieczory wci byy dugie. Therru wracaa pno z caodziennych wypraw po zioa z Cioteczk Moss i zawsze bya zbyt zmczona, by je. Tenar kada j do ka, a sama siadaa obok i piewaa jej. Dziewczynka, nie mogc spa, kulia si na posaniu jak sparaliowane zwierztko i szeroko otwartymi oczyma wpatrywaa si w swoje halucynacje, a zapada w stan, ktry nie by ani snem, ani jaw, ale by peen koszmarw, ktre nawiedzay Therru - nieobecn i nieosigaln. Tenar odkrya, e moe temu zapobiec trzymajc j i piewajc jej do snu. Kiedy koczyy jej si piosenki, ktre poznaa bdc on rolnika w Dolinie rodkowej, piewaa nie koczce si kargijskie pieni, ktrych nauczya si jako dziecko-kapanka wrd Grobowcw Atuanu. Usypiaa, wic dziecko monotonnym gosem i melodyjnym zawodzeniem ofiar dla Bezimiennych Mocy i Pustego Tronu, ktry teraz by wypeniony pyem i gruzem trzsienia ziemi. Nie wyczuwaa w tych pieniach adnej mocy poza t, ktr posiada pie sama w sobie. Lubia piewa w swoim wasnym jzyku, mimo e nie znaa piosenek, ktre kada matka piewaa dziecku w Atuanie, piosenek, ktre piewaa dla niej jej matka. I tym razem

Therru zapada nareszcie w gboki sen. Tenar zsuna dziewczynk ze swoich kolan na ko i zaczekaa chwil, aby upewni si, e pi. Wwczas, rozejrzawszy si dookoa, z niemal winowajczyni popiechem, a mimo to z namaszczeniem i uczuciem olbrzymiej przyjemnoci, przyoya swoj wsk, jasn do do tej strony twarzy dziecka, gdzie oko i policzek zostay wypalone przez ogie. Pod tym dotykiem bezwosa blizna znikaa. Ciao byo nieuszkodzone - dziecica, okrga, delikatna, upiona twarzyczka. Jakby jej dotyk odtwarza prawd. Lekko, niechtnie, podniosa do i ujrzaa ubytek nie do naprawienia, ran, ktra nigdy si nie zagoi. Pochylia si i pocaowaa blizn, szybko wstaa i wysza z domu. Soce zachodzio w niezmierzonej, perlistej mgle. Nikogo nie byo w pobliu. Krogulec by prawdopodobnie w lesie. Zacz odwiedzc grb Ogiona, spdzajc cae godziny w tym cichym miejscu pod bukiem, a kiedy nabra wicej siy, zasmakowa w przechadzkach po lenych ciekach, ktre uwielbia Ogion. Poywienie najwyraniej nie miao dla niego smaku; Tenar musiaa prosi, eby jad. Unika towarzystwa, poszukujc jedynie samotnoci. Therru bya gotowa i za nim wszdzie i waciwie nie przeszkadzaa mu, gdy - jak on trwaa w milczeniu. A jednak po jakim czasie z niecierpliwoci odsya dziecko do domu i szed dalej sam. Tenar nie wiedziaa, gdzie koczyy si jego wdrwki. Wraca pno, rzuca si na ko i zasypia, po czym rankiem odchodzi znowu, czsto zanim zbudzia si ona i dziecko. Zostawiaa mu chleb i miso, ktre bra ze sob. Ujrzaa teraz, jak idzie przez k ciek, ktra wydawaa si tak dug i trudn, kiedy pomagaa Ogionowi przemierzy j po raz ostatni. Szed przez rozwietlone powietrze, przygite wiatrem trawy,

kroczc pewnie, zamknity w swoim upartym cierpieniu, twardy jak kamie. - Czy bdziesz w pobliu domu? - zapytaa go z pewnego oddalenia. - Therru pi. Chc si troch przej. - Tak. Id - odrzek. Posza, rozwaajc obojtno mczyzny wobec koniecznoci, ktre rzdz kobiet: tego, e kto musi by niedaleko picego dziecka, e czyja wolno oznacza brak wolnoci drugiego. Chyba, e zostanie osignita pewna zmienna rwnowaga. Jak w przypadku ciaa posuwajcego si naprzd, jak ona teraz, na dwch nogach - najpierw jedna, potem druga. Na tym polegaa ta szczeglna sztuka: chodzenie... Pniej uwag Tenar przycigny pogbiajce si barwy nieba i agodny napr wiatru. Kontynuowaa przechadzk ju bez metafor, a dosza do urwiska piaskowca. Zatrzymaa si tam i patrzya, jak soce pogra si w pogodnej, rowej mgiece. Uklka i odnalaza oczyma, a potem kocami palcw, dug, pytk, zamazan bruzd w skale - lad ogona Kalessina. Raz za razem wodzia po niej palcami, wpatrujc si w dalekie otchanie zmierzchu i marzc. Wypowiedziaa jedno sowo. Tym razem imi nie byo ogniem w jej ustach, lecz zasyczao i mikko wysuno si spomidzy jej warg: - Kalessin... Skierowaa wzrok na wschd. Wierzchoki Gry Gont czerwieniy si ponad lasami, owic wiato, ktrego nie byo tu, na dole. Kolor przygasa, kiedy im si przygldaa. Odwrcia wzrok, a kiedy spojrzaa ponownie, szczyt by szary, niewyrany, lesiste zbocze okry mrok. Czekaa na wieczorn gwiazd. Kiedy zawiecia ponad mg, kobieta wolno powdrowaa do domu. Dom, nie-dom. Dla-

czego bya tu, w domu Ogiona, nie w swoim wasnym domu na farmie? Dlaczego dogldaa Ogionowych kz i cebuli, a nie swych wasnych sadw i stad? "Czekaj" - powiedzia i czekaa. Przyby smok i Ged mia si teraz dobrze, a w kadym razie - nie najgorzej. Zrobia, co do niej naleao. Prowadzia gospodarstwo. Nie bya ju potrzebna. Nadszed czas, aby odej. A jednak nie moga myle o opuszczeniu tej wysokiej pki skalnej, tego sokolego gniazda i o powrocie na niziny, do bezwietrznego wntrza kraju spokojnych farm. Kiedy o tym mylaa, serce w niej zamierao i pograa si w smutku. A co ze snem, ktry tutaj nia, pod maym oknem wychodzcym na zachd? Co ze smokiem, ktry przyby tu do niej? Drzwi domu jak zwykle stay otworem dla wiata i powietrza. Krogulec siedzia bez lampy na niskim siedzisku obok oczyszczonego paleniska. Czsto tam siada. Pomylaa, e byo to jego miejsce z czasw, kiedy by chopcem i terminowa u Ogiona. To byo take jej miejsce, owej zimy, kiedy bya uczennic Ogiona. Spojrza w jej kierunku, kiedy wchodzia, ale jego wzrok nie zatrzyma si na wejciu, lecz na prawo od niego, w ciemnym kcie za drzwiami. Staa tam laska Ogiona, ciki, dbowy kij wysokoci samego mczyzny, o rkojeci wygadzonej od noszenia. Obok niego Therru umiecia leszczynow witk i olchowy kij, ktre Te-nar wycia dla nich w drodze do Re Albi. "Jego laska z cisowego drewna, jego laska czarnoksinika, ktr da mu Ogion... Gdzie ona jest? - pomylaa Tenar. Dlaczego do tej pory nie zastanawiaam si nad tym." W domu panowa mrok i zaduch. Tenar poczua przygnbienie - pragna, eby Krogulec tu zosta, eby z ni poroz-

mawia, ale teraz, kiedy tam siedzia, nie miaa mu nic do powiedzenia. Ani on jej. - Przyszo mi do gowy - rzeka wreszcie, ukadajc cztery miski na dbowym kredensie - e ju czas, ebym wrcia na swoj farm. Nie odezwa si. Moliwe, e skin gow, lecz Tenar - odwrcona plecami - nie moga tego widzie. Nagle poczua si zmczona, chciaa si pooy. Ale on tu siedzia i nie byo jeszcze ciemno - nie moga rozebra si przed nim. Poczucie wstydu i skrpowania rozzocio j. Miaa wanie poprosi mczyzn, eby wyszed na chwil, kiedy z wahaniem przemwi. - Ksigi. Ksigi Ogiona. Runy i Dwie Ksigi Wiedzy. Czy zabierzesz je ze sob? - Ze sob? - Bya jego ostatni uczennic. Podesza do paleniska i usiada naprzeciw niego na trjnogim krzele Ogiona. - Nauczyam si pisa runy hardyckie, ale na pewno zapomniaam wikszoci z nich. Nauczy mnie kilku sw jzyka, ktrym mwi smoki. Troch z tego pamitam. Ale nic wicej. Nie zostaam adeptk, czarodziejk. Wyszam za m, przecie wiesz. Czy Ogion pozostawiby swoje ksigi mdroci onie rolnika? Po chwili powiedzia gosem bez wyrazu: - Czy zatem nie zostawi ich komu? - Tobie. To nie ulega wtpliwoci. Krogulec nic nie odrzek. - Bye jego ostatnim terminatorem, jego dum i przyjacielem. Nigdy tego nie powiedzia, ale jego ksigi nale do ciebie. - Co mam z nimi zrobi?

Wpatrywaa si w niego szeroko otwartymi oczyma. Zachodnie okno owietlao pokj nikym blaskiem. Ponura, bezlitosna, niewytumaczalna wcieko w jego gosie wzbudzia jej gniew. - Ty, Arcymagu, pytasz mnie? Dlaczego robisz ze mnie gupsz ni jestem, Ged? Wwczas podnis si. Gos mu dra. - Ale, czy ty nie... czy nie widzisz... to wszystko jest skoczone... stracone! Siedziaa nadal wpatrujc si w niego, prbujc zobaczy jego twarz w pmroku. - Nie mam ju mocy, nic. Oddaem j... zuyem... wszystko, co posiadaem. eby zamkn... Tak, aby... A wic dokonao si, skoczone. Prbowaa zaprzeczy temu, co powiedzia, ale nie moga. - To byo jak wylanie odrobiny wody - powiedzia. - Kubka wody na piasek. W suchej krainie. Musiaem to zrobi. Ale teraz nie mam nic do picia. A jak rnic to stanowio, jak rnic stanowi jeden kubek wody na ca pustyni? Czy pustynia znika?... Ach! Suchaj!... Cie szepta tak do mnie zza tamtych drzwi: "Suchaj! Suchaj!" I kiedy byem mody, udaem si do suchej krainy. I spotkaem go tam, staem si nim, polubiem swoj mier. Ona daa mi ycie. Wod, wod ycia. Byem fontann, rdem... tryskajcym, rozdajcym. Lecz tam nie pyn rda. Ostatecznie wszystkim, co posiadaem, by jeden kubek wody i musiaem wyla go na piasek w korycie Suchej Rzeki, na skay pogrone w ciemnoci. Wic dokonao si. Skoczone. Syszaa wystarczajco duo od Ogiona i od samego Geda, by wiedzie, o jakiej krainie teraz mwi. I wiedziaa te, e chocia uywa obrazowych wyrae, nie byy one maskami

prawdy, lecz sam prawd, tak, jak on pozna. Wiedziaa rwnie, e musi zaprzeczy temu, co powiedzia, bez wzgldu na to, czy byo to zgodne z prawd. - Nie dajesz sobie czasu, Ged - odezwaa si. - Powrt ze mierci musi by dug podr... nawet na grzbiecie smoka. Bdzie wymaga czasu. Czasu i spokoju, milczenia, ciszy. Zostae zraniony. Wyzdrowiejesz. Przez duszy czas sta w milczeniu. Tenar pomylaa, e wypowiedziaa waciwe sowa i dodaa mu troch otuchy. Ale w kocu mczyzna zapyta: - Tak jak to dziecko? To byo jak n, tak ostry, e nie czua, jak wbija si w jej ciao. - Nie wiem - mwi dalej tym samym cichym, oschym gosem - dlaczego j wzia wiedzc, e nikt nie moe jej uzdrowi. Wiedzc, czym musi by jej ycie. Przypuszczam, e to jest czci czasu, w ktrym ylimy - mrocznego czasu, wieku upadku, czasu dobiegajcego koca. Myl, e wzia j, tak jak ja wyszedem na spotkanie swojemu wrogowi, poniewa byo to wszystko, co mogem zrobi. I tak musimy przetrwa do nowych czasw z trofeami naszego zwycistwa nad zem. Ty ze swoim poparzonym dzieckiem, a ja z niczym. Rozpacz przemawia rwno, spokojnym gosem. Tenar odwrcia si, aby spojrze na lask maga stojc w mrocznym miejscu na prawo od drzwi. Nie byo w niej wiata. Caa bya ciemna, wewntrz i na zewntrz. Przez otwarte drzwi wida byo kilka dalekich i bladych gwiazd. Kobieta popatrzya na nie. Chciaa wiedzie, jakie to byy gwiazdy. Wstaa i po omacku podesza do drzwi. Mga podniosa si i przesaniaa niebo. Jedn z gwiazd, ktre Tenar widziaa z wntrza domu, bya letnia gwiazdka, ktr w Atuanie, w jej

rodzinnej mowie nazywano Tehanu. Nie znaa drugiej. Nie wiedziaa, jak tutaj, po hardycku nazywano Tehanu ani jak brzmiao jej prawdziwe imi, ktrym nazyway j smoki. Wiedziaa tylko, jak nazywaaby j jej matka: Tehanu, Tehanu. Tenar, Tenar... - Ged - powiedziaa nie odwracajc si. - Kto ci wychowywa, kiedy bye dzieckiem? Podszed, aby stan obok niej, rwnie wpatrujc si w zamglony horyzont morza, gwiazdy i wznoszcy si ponad nimi mroczny masyw gry. - Nikt wany - odrzek. - Moja matka zmara, gdy byem niemowlciem. Byo kilku starszych braci. Nie pamitam ich. By mj ojciec, kowal. I siostra mojej matki. Bya czarownic Dziesiciu Olch. - Cioteczka Moss - wtrcia Tenar. - Modsza. Posiadaa troch mocy. - Jak miaa na imi? Milcza przez chwil. - Nie pamitam - powiedzia wolno. Po chwili rzek: - Nauczya mnie imion. Sok, sok pielgrzym, orze, rybow, jastrzb gobiarz, krogulec... - Jak nazywacie t gwiazd? T bia, tam, wysoko. - Serce abdzia - odrzek podnoszc wzrok. - W Dziesiciu Olchach nazywali j Strza. Nie wypowiedzia jednak jej imienia w Jzyku Tworzenia ani te prawdziwych imion jastrzbia, sokoa i krogulca, ktrych nauczya go czarownica. - To, co powiedziaem... tam, w rodku... byo bdne - powiedzia mikko. - Nie powinienem si w ogle odzywa. Wybacz mi. - Jeli nie bdziesz si odzywa, co mog zrobi poza odejciem od ciebie? - Odwrcia si ku niemu. - Dlaczego mylisz

tylko o sobie? Zawsze o sobie? Wyjd na chwil - rzeka do niego, gniewna. - Chc przygotowa si do snu. Oszoomiony, wyszed mamroczc przeprosiny, a ona, udawszy si do alkowy, wylizna si z ubrania, wsuna si do ka i ukrya twarz w sodkim cieple jedwabistego karku Therru. "Wiedzc, czym musi by jej ycie..." Jej zo na niego, jej gupie zaprzeczenie prawdziwoci tego, co powiedzia, miao swoje rdo w rozczarowaniu. Mimo, e Lark mwia dziesitki razy, e nie ma na to adnej rady, wci jeszcze miaa nadziej, e Tenar potrafi uleczy oparzenia i wbrew wszystkim swoim zapewnieniom, e nawet Ogion nie potrafiby tego uczyni, sama Tenar ywia nadziej, e Ged uzdrowi Therru - e pooy do na blinie, a ona zagoi si, lepe oko zabynie, znieksztacona rka znw bdzie delikatna, zrujnowane ycie - nietknite. "Wiedzc, czym musi by jej ycie..." Odwrcone twarze, znaki chronicego przed zem, przeraenie i ciekawo, niezdrowa lito i zagroenie, gdy krzywda przyciga krzywd... I nigdy adnych ludzkich ramion. Nigdy nikogo, kto by j obj. Nikogo oprcz Tenar. Och, on mia racj, dziecko powinno byo umrze, powinno by martwe. Powinny byy pozwoli dziewczynce odej do suchej krainy, ona, Lark i Ivy - wcibskie, okrutne, stare kobiety o mikkich sercach. Mia racj, zawsze mia racj. Lecz w takim razie ci mczyni, ktrzy uyli jej do swoich potrzeb i zabaw, ta kobieta, ktra pozwolia im j wykorzysta - oni mieli racj bijc dziecko do nieprzytomnoci i wrzucajc je do ognia, aby spalio si na mier. Tylko nie byli dokadni. Stracili zimn krew, pozostawili w niej troch ycia. To by bd. I wszystko, co ona - Tenar, robia, byo bdne. Jako dziecko zostaa od-

dana mocom ciemnoci. Zostaa przez nie poarta, pozwolono, aby zostaa poarta. Czy mylaa, e kiedy przepynie morze, nauczy si obcych jzykw, zostanie on mczyzny, matk dzieci, kiedy zwyczajnie przeyje swe ycie, e wtedy stanie si kimkolwiek innym poza tym, kim bya - sug mocy ciemnoci, ich poywieniem, ich wasnoci, ktrej uyway dla swoich potrzeb i zabaw? Zniszczona, przycigaa do siebie to, co byo zniszczone, cz swojej wasnej ruiny, ciao swego wasnego za. Wosy Therru byy delikatne, ciepe i miay sodki zapach. Leaa zwinita w cieple ramion Tenar, nic. Jakie zo mogaby stanowi? To jej wyrzdzono zo, zo nie do naprawienia, ale ona nie bya za. Nie bya stracona, nie stracona, nie stracona. Lec bez ruchu Tenar wrcia pamici do wiata ze swojego snu, otchani wietlistego powietrza, imienia smoka, imienia gwiazdy, Serca abdzia, Strzay, Tehanu. Przeczesywaa czarn koz, aby uprz uzyskan w ten sposb czyst wen i zabra j do tkacza, ktry przerobi j na tkanin, jedwabiste "runo" Wyspy Gont. Stara czarna koza bya przeczesywana tysice razy i lubia to, skaniaa si ku szturchajcym i szarpicym drucianym zbom zgrzeba. Szaro-czarne wyczeski urosy do rozmiarw mikkiej, brudnej chmury, ktr Tenar wepchna wreszcie do siatki. W ramach podzikowania wydostaa kilka rzepw z frdzli uszu kozy i po przyjacielsku poklepaa jej bok. "Bee!" - bekna koza i odbiega truchtem. Tenar wysza z ogrodzonego pastwiska i stana przed domem rozgldajc si po ce, aby upewni si, e Therru wci si tam bawi. Moss pokazaa dziewczynce, jak ple kosze z trawy i - cho jej okaleczona rka bya niezgrabna - Therru zacza si tego uczy. Siedziaa w trawie na ce ze swoj robtk na kola-

nach, ale nie pracowaa. Przygldaa si Krogulcowi. Sta w sporym oddaleniu, bliej krawdzi urwiska. By odwrcony plecami i nie wiedzia, e ktokolwiek mu si przyglda. Obserwowa ptaka, mod pustuk, a ona z kolei obserwowaa jak niewielk zdobycz, ktr dostrzega w trawie. Wisiaa w powietrzu trzepoczc skrzydami, pragnc sposzy nomic lub mysz, przestraszy j tak, by popdzia do swojej nory. Mczyzna sta wpatrujc si w ptaka pochonity, rwnie godny. Powoli podnis praw rk, trzymajc przedrami poziomo, i zdawa si przemawia, cho jego sowa porywa wiatr. Pustuka zmienia zamiar i krzyczc wysokim, chrapliwym, paczcym gosem wzniosa si lotem strzay i pomkna w kierunku lasu. Mczyzna opuci rami i sta nieruchomo, ledzc wzrokiem ptaka. Dziecko i kobieta milczay. Tylko ptak frun, odlatywa na wolno. - Przyby do mnie kiedy pod postaci sokoa, sokoa pielgrzyma - powiedzia Ogion, przy ogniu, pewnego zimowego dnia. Opowiada jej o czarach Przemiany, o przeobraeniach, o magu Bord-gerze, ktry sta si niedwiedziem. - Przylecia do mnie z pnocnego zachodu. Przyniosem go tutaj i postawiem przy ogniu. Nie mg mwi. Mogem mu pomc, poniewa go znaem. Zdoa zrzuci posta sokoa i znowu by czowiekiem. Ale zawsze mia w sobie co z sokoa. W jego wiosce nazywali go Krogulcem, poniewa dzikie sokoy przylatyway do na dwik jego sowa. Kim jestemy? Co to znaczy by czowiekiem? Zanim otrzyma imi, zanim posiad wiedz, zanim zdoby moc, by w nim sok i czowiek, i mag, i wicej - by tym, czego nie potrafimy nazwa. I tacy jestemy wszyscy. Dziewczyna siedzca przy kominku, wpatrujca si w ogie, zasuchana, ujrzaa sokoa. Ujrzaa czowieka. Widziaa, jak

ptaki przylatyway do niego, przybyway na dwik jego sowa, kiedy wzywa je po imieniu. Przylatyway trzepoczc skrzydami, aby trzyma si jego ramienia swoimi srogimi szponami. Ujrzaa siebie jako sokoa, dzikiego ptaka.

7. MYSZY Pewnego popoudnia w domu maga zjawi si Townsend, handlarz owiec, ktry kiedy przynis na Dbow Farm wiadomo od Ogiona. - Czy teraz, kiedy odszed pan Ogion, sprzedasz kozy? - Mogabym, naturalnie - odrzeka Tenar. Rzeczywicie zastanawiaa si, w jaki sposb da sobie rad, jeli pozostanie w Re Albi. Jak kadego czarnoksinika, Ogiona utrzymywali ludzie, ktrym suyy jego umiejtnoci i moce - czyli w tym przypadku wszyscy mieszkacy Gontu. Gdyby tylko poprosi, z wdzicznoci dano by mu wszystko, czego potrzebowa. Nigdy jednak nie musia prosi. Musia raczej rozdawa nadmiar ywnoci, szat, przyborw, ywego inwentarza oraz wszystkich artykuw pierwszej potrzeby i ozdb, ktre mu podsuwano lub po prostu zostawiano na jego progu. "Co

mam z nimi robi?" - pyta zakopotany, stojc z rkoma penymi oburzonych, skrzeczcych kurczt, jardw obi ciennych albo garnkw marynowanych burakw. Ale Tenar pozostawia rodki do ycia w Dolinie rodkowej. Kiedy opuszczaa j tak nagle, nie zastanawiaa si nad tym, jak dugo bdzie moga zosta. Nie zabraa ze sob siedmiu kawakw koci soniowej - skarbu Flinta. Zreszt pienidze te byy uyteczne jedynie przy okazji kupna ziemi czy ywego inwentarza lub przy handlowaniu z jakim kupcem z Portu Gont, sprzedajcym futra pellawi lub jedwabie z Lorbanery bogatym rolnikom i pomniejszym wadcom Gontu. Farma Flinta dostarczaa jej wszystkiego, czego ona i Therru potrzeboway do jedzenia i ubrania, ale sze kz Ogiona oraz jego fasola i cebula suyy raczej jego przyjemnoci ni zaspokajaniu potrzeby. Tenar ya z jego spiami, z darw wieniakw, ktrzy dawali jej prezenty przez wzgld na maga, a take dziki Cioteczce Moss. Zaledwie wczoraj czarownica powiedziaa: - Kochanie, mojej kurze z piercieniem na szyi wykluy si pisklta. Przynios ci dwa, trzy kurcztka, kiedy zaczn grzeba w ziemi. Mag nie chcia ich trzyma. Mwi, e s zbyt haaliwe i niemdre. Ale co to za dom bez kurczt przy drzwiach? Rzeczywicie, kury Moss swobodnie wchodziy i wychodziy z jej domu, spay na jej ku i wzbogacay wonie niewiarygodnie ciemnej, zadymionej, cuchncej izby. - Mam brzowobia jednoroczn kzk, bdzie z niej wietna dojna koza - zwrcia siTenar do mczyzny o ostrych rysach. - Mylaem raczej o caym stadku - odpar. - Jest ich tylko pi czy sze, prawda?

- Sze. S tam, na pastwisku, jeli chcesz je obejrze. - Zrobi to. Jednak nie ruszy si z miejsca. Oczywicie adna ze stron nie moga okaza nadmiernego zapau. - Widziaa, jak przypyn ten okrt? - zapyta. Dom Ogiona zwrcony by na zachd i pnoc i mona byo z niego zobaczy jedynie skaliste przyldki u wylotu zatoki Zbrojne Urwiska. Z samego miasteczka w kilku miejscach mona byo spoglda w d na spadzist drog wiodc do Portu Gont i ujrze doki oraz ca przysta. Obserwowanie statkw stanowio w Re Albi stae zajcie. Na awce za kuni, skd by najlepszy widok, siedziaa zazwyczaj para starcw i chocia mogli oni nigdy w yciu nie przeby pitnastu mil tego zygzakowatego traktu do Portu Gont, obserwowali przyjcia i odejcia statkw jak widowisko, niezwyke, a jednak znajome, dostarczajce im niemaej rozrywki. - Z Havnoru, tak powiedzia chopak kowala. By na dole w Porcie, eby targowa si o sztaby. Wrci wczoraj pnym wieczorem. Ten wielki okrt jest z Wielkiego Portu Havnor, powiedzia. Prawdopodobnie zagadywa j, aby odwrci jej myli od ceny kz, a chytro w jego spojrzeniu bya prawdopodobnie czym wpisanym tam na stae. Lecz Wielki Port Havnor niewiele handlowa z Gontem, ubog i odosobnion wysp, sawn jedynie z czarnoksinikw, piratw i kz, i co w sowach "wielki okrt" zaniepokoio i zaalarmowao Tenar, cho nie wiedziaa dlaczego. - Powiedzia, e mwi, e w Havnorze jest teraz krl - cign handlarz owiec, spogldajc na ni z ukosa. - To byoby wspaniae - odrzeka Tenar. Townsend przytakn.

- Mgby rozpdzi ten cudzoziemski mottach. Tenar uprzejmie skina swoj cudzoziemsk gow. - Ale by moe s w Porcie tacy, ktrzy nie bd zadowoleni. Mia na myli kapitanw statkw pirackich z Gontu, ktrych kontrola nad pohidniowo-wschodnimi morzami wzrosa i ugruntowaa si w ostatnich latach do tego stopnia, e wiele spord dawnych pocze handlowych z centralnymi wyspami Archipelagu zostao przerwanych lub porzuconych. To z kolei doprowadzio do ubstwa wszystkich mieszkacw Gontu oprcz piratw. A jednak piraci, w oczach wikszoci Gontyjczykw, byli bohaterami. Tenar orientowaa si, e jej syn by eglarzem na statku pirackim. I by moe dziki temu by bezpieczniejszy ni na solidnym statku handlowym. Lepszy rekin ni led - jak mawiano. - Niektrzy nigdy nie s zadowoleni, wszystko jedno z czego -powiedziaa Tenar, machinalnie dostosowujc si do regu konwersacji, lecz tak nimi zniecierpliwiona, e dodaa wstajc: - Poka ci kozy. Moesz je obejrze. Nie wiem, czy sprzedamy wszystkie, czy ktrkolwiek. Zaprowadzia mczyzn do bramy arnowcowego pastwiska i odesza. Nie lubia go. Nie by winien temu, e przynis jej ze wieci wtedy, a by moe i teraz, ale w jego wzroku byo co, co w Tenar budzio odraz. Nie chciaa mu sprzeda kz Ogiona. Nawet Sippy. Kiedy mczyzna odszed nie dobiwszy targu, ogarn j niepokj. Powiedziaa do niego: "Nie wiem, czy sprzedamy", a nierozsdnie byo mwi my zamiast ja, kiedy Townsend nie da rozmowy z Krogulcem, a nawet o nim nie wspomnia, czego naleao si spodziewa po mczynie targujcym si z kobiet. Zwaszcza, jeli ona odrzuca jego ofert. Nie wiedziaa, co o Krogulcu, o jego obecnoci i nieobecnoci,

sdzono w miasteczku. Ogion, powcigliwy, milczcy i w pewien sposb budzcy lk, by ich wasnym magiem i wspwieniakiem. Z Krogulca mogli by dumni, jak ze znakomitej osobistoci, arcymaga, ktry mieszka krciutko w Re Albi i czyni cudowne rzeczy, okpiwajc smoka na Dziewidziesiciu Wyspach, przynoszc skd tam Piercie Erreth-Akbego. Ale nie znali go. Bo te on nie zna ich. Odkd przyby, nie poszed do miasteczka, tylko do lasu, na odludzie. Tenar nie rozmylaa nad tym wczeniej, lecz stroni od miasteczka z takim uporem, jak czynia to Therru. Musieli o nim rozmawia. To byo miasteczko i ludzie rozmawiali. Lecz plotkowanie na temat czynw czarnoksinikw i magw nie posuwao si daleko. Sprawa bya zbyt niesamowita, ycie ludzi posiadajcych moc byo zbyt niezwyke, zbyt rne od ich wasnego ycia. Syszaa, jak wieniacy z Doliny rodkowej mwili "Daj spokj", gdy kto zaczyna zbyt swobodnie spekulowa na temat wizyty zaklinacza pogody lub ich wasnego czarodzieja, Beecha. "Daj spokj. On idzie swoj drog, nie nasz". Co si tyczy jej samej, to nie podawali w wtpliwo, e powinna przeduy swj pobyt, by pielgnowa i obsugiwa czowieka obdarzonego moc. Znowu by to przypadek "Daj spokj". Sama niewiele bywaa w miasteczku, nie odnoszono si do niej ani przyjanie, ani nieprzyjanie. Mieszkaa tam kiedy, w chacie tkacza Fana, bya wychowank starego maga, posa po ni Townsen-da - wszystko to byo w porzdku. Lecz pniej przybya z dzieckiem, na ktre strach byo spojrze. Kto z wasnej woli przechadzaby si z nim w biay dzie? A jakiego rodzaju kobieta byaby uczennic czarnoksinika? Bya cudzoziemk i z pewnoci czarownic. Niemniej jednak bya on bogatego rolnika, tam, daleko

w dole, w Dolinie rodkowej, mimo e on ju nie y, a ona bya wdow. No c, kto mg zrozumie zwyczaje ludu czarownic? "Daj spokj, lepiej daj spokj..." Spotkaa Arcymaga Ziemiomorza, kiedy przechodzi obok ogrodowego potu. Powiedziaa: - Mwi, e przypyn okrt z Miasta Havnor. Zatrzyma si. Wykona gwatowny ruch, jakby zrywa si do ucieczki, ale zaraz si opanowa. - Ged! - zawoaa. - O co chodzi? - Nie mog - odrzek. - Nie mog przed nimi stan. -Przed kim? - Przed ludmi od niego. Od krla. Jego twarz poszarzaa, jak wtedy, gdy znalaz si tu po raz pierwszy i rozglda si za kryjwk. Jego przeraenie byo tak ogromne i tak bezbronne, e mylaa tylko o tym, jak mu oszczdzi tych przey. - Nie musisz ich przyjmowa. Jeli kto przyjdzie, odprawi go. Wr teraz do domu. Cay dzie nie jade. - By tam jaki czowiek - powiedzia. - Townsend, pyta o cen kz. Odesaam go. No, chod. Poszed z ni i kiedy znaleli si w domu, zamkn drzwi. - Oni z pewnoci nie mogliby wyrzdzi ci krzywdy, Ged. Dlaczego mieliby to zrobi? Usiad przy stole i potrzsn gow. - Nie, nie. - Czy wiedz, e tu jeste? - Nie wiem. - Czego ty si boisz? - zapytaa z powag, bez zniecierpliwienia. Przyoy donie do twarzy, pocierajc skronie i czoo, patrzc w d. - Byem... - odezwa si. - Nie jestem... To byo wszystko, co

potrafi powiedzie. Powstrzymaa go mwic: - W porzdku, w porzdku. - Nie miaa go dotkn, eby nie pogbi jego upokorzenia jakimkolwiek pozorem litoci. Rozzocia si na niego i za niego. - To nie ich sprawa - zawoaa - gdzie jeste czy kim jeste, czy te, co chcesz robi! Jeli przyjd wszy, mog odej ciekawi. -Byo to powiedzenie Lark. Drczya j tsknota za towarzystwem pospolitej, konsekwentnie mylcej kobiety. Tak czy owak, ten okrt moe nie mie z tob zupenie nic wsplnego. Mog ciga piratw. Dobrze bdzie, kiedy krl wreszcie zabierze si do tego... Znalazam troch wina w gbi kredensu, par butelek, ciekawa jestem, jak dugo Ogion je tam chomikowa. Myl, e szklanka wina dobrze zrobi nam obojgu. I troch chleba z serem. Maa ju zjada i posza z Heather apa aby. Na kolacj mog by abie udka. Ale na razie chleb z serem. I wino. Zastanawiam si, skd pochodzi, kto je przynis Ogionowi, ile ma lat? - Paplaa tak, troch bez sensu, wybawiajc go od koniecznoci udzielania jakiej odpowiedzi czy te mylnej interpretacji milczenia. Przestaa dopiero, kiedy przeszo mu zawstydzenie, zjad troch i wypi szklank starego, agodnego, czerwonego wina. - Najlepiej bdzie, jeli pjd, Tenar - powiedzia. - Dopki nie naucz si by tym, czym teraz jestem. - Pjdziesz? Dokd? -W gry. - Wdrujc, jak Ogion? - Spojrzaa na niego. Pamitaa, jak chodzia z nim po drogach Atuanu, drwic z niego: - Czy czarnoksinicy czsto ebrz? - A on odpowiedzia: - Tak, ale staraj si dawa co w zamian. Zapytaa ostronie: - Czy mgby na razie radzi sobie jako zaklinacz pogody

albo poszukiwacz? - Napenia jego szklank. - Nie - odrzek. - Nic z tego. Nic z tego. Nie wierzya mu. Pragna zbuntowa si, zaprzeczy, powiedzie do niego: "Jak to moliwe, jak moesz tak mwi jakby zapomnia wszystkiego, co wiesz, wszystkiego, czego nauczye si od Ogiona i na Roke, podczas swoich podry! To niemoliwe, eby zapomnia sw, imion, czynnoci swojej sztuki. Nauczye si, zdobye swoj moc!" - Powstrzymaa si od powiedzenia tego. Mrukna tylko: - Nie rozumiem. Jak to wszystko moe... - Kubek wody - odrzek przechylajc nieco szklank, jak gdyby wylewa wino. A po chwili doda: - Nie rozumiem tylko, dlaczego przynis mnie z powrotem. Okruciestwem jest dobro modych... Tak wic jestem tutaj. Musz da sobie z tym rad, a bd mg wrci. Niezupenie wiedziaa, co mia na myli, ale usyszaa nut potpienia czy te skargi, ktra w jego gosie wstrzsna ni i wzbudzia jej gniew. Odezwaa si sztywno: - To Kalessin przynis ci tutaj. W domu panowa mrok, gdy drzwi byy zamknite i tylko mae zachodnie okno wpuszczao do rodka wiato pnego popoudnia. Nie moga dostrzec wyrazu jego twarzy, lecz wkrtce z tajemniczym umiechem podnis ku niej szklank i napi si z niej. - To wino - powiedzia - musia przynie Ogionowi jaki wielki kupiec albo pirat. Nigdy nie piem rwnie dobrego. Nawet w Hav-norze. - Obrci w doniach pkat szklank, spogldajc na ni z gry. - Nazw si jako i wyrusz na drug stron gry, do Armouth i Wschodniego Lasu, skd pochodz. Bd tam kosi siano. Zawsze jest praca przy sianokosach i niwach.

Nie wiedziaa, co odpowiedzie. W tym stanie i z takim wygldem otrzymaby tak prac jedynie z litoci lub okruciestwa. A gdyby j dosta, nie byby w stanie jej wykona. - Drogi nie s ju takie jak dawniej - zwrcia si do niego. -Ostatnimi laty wszdzie grasuj zodzieje i bandy. Cudzoziemski motoch, jak mwi mj przyjaciel Townsend. Nie jest ju bezpiecznie chodzi w pojedynk. Przygldaa mu si w pmroku, eby zobaczy, jak przyj jej sowa i zastanawiaa si, jakie to musi by uczucie - nigdy nie ba si ludzkiej istoty. I jakie to bdzie uczucie - konieczno nauczenia si strachu. - Ogion stale chodzi... - zacz i ugryz si w jzyk. Przypomnia sobie, e Ogion by magiem. - W poudniowej czci wyspy - rzeka Tenar - jest mnstwo stad. Owce, kozy, bydo. Przed Dugim Tacem pdz je na wzgrza i wypasaj je tam a do pory deszczowej. Zawsze potrzebuj pasterzy. - Wypia yk wina. Byo w jej ustach jak imi smoka. - Ale dlaczego nie moesz po prostu zosta tutaj? - Nie w domu Ogiona. To pierwsze miejsce, do ktrego przyjd. - No i co, jeli rzeczywicie przyjd? Czego bd od ciebie chcieli? - ebym by tym, czym byem. Zmrozio j uczucie alu i osamotnienia, ktre usyszaa w jego gosie. Milczaa, prbujc sobie przypomnie, jakie to byo uczucie: by potn, by Poart, Jedyn Kapank Grobowcw Atuanu, a pniej utraci to, rzuci, sta si tylko Tenar, tylko sob sam. Mylaa o tym, jak to byo - by kobiet w kwiecie wieku, matk i on, a potem straci to wszystko, starzejc si i zostajc bezsiln wdow. By moe jedynie mczyzna mg si tak czu. Kobieta przywyka do

haby. A moe Cioteczka Moss miaa racj - kiedy zabrako jdra, skorupa bya pusta. "Myli wiedmy" - pomylaa. Zatem, aby zmieni bieg jego myli i swoich wasnych, a take, poniewa agodne, ogniste wino rozwizao jej jzyk i zaostrzyo dowcip, powiedziaa: - Wiesz, mylaam... o tym, jak Ogion mnie uczy, a ja nie chciaam tak dalej y, tylko poszam i znalazam sobie swojego rolnika i polubiam go... Mylaam, kiedy to zrobiam, mylaam w dniu mojego lubu: "Ged bdzie zy, gdy o tym usyszy!" - Zamiaa si mwic te sowa. - Byem. Czekaa. - Byem rozczarowany - powiedzia. - Zy - rzeka. - Zy - zgodzi si. Napeni jej szklank. - Posiadaem wtedy moc rozpoznawania mocy - powiedzia. A ty... ty janiaa w tym okropnym miejscu, w Labiryncie, w tym mroku... - Dobrze, zatem powiedz mi:, co powinnam bya uczyni ze swoj moc i wiedz, ktr prbowa mi wpoi Ogion? -Uywa jej. -Jak? - Tak, jak uywana jest Sztuka Magiczna. - Przez kogo? - Przez czarnoksinikw - odrzek jakby z blem. - Magia oznacza umiejtnoci, kunszty czarodziejw, magw. - C innego mogaby oznacza? - Czy to wszystko, co kiedykolwiek moga oznacza? Zaduma si, rzucajc jej przelotne spojrzenia. - Kiedy Ogion uczy mnie - powiedziaa - tu, przy kominku, sw Dawnej Mowy, byy one rwnie atwe i rwnie trudne w

moich ustach, jak w jego. Przypomniao to uczenie si jzyka, ktrym mwiam, zanim przyszam na wiat. Ale reszta wiedza, runy mocy, zaklcia, reguy, wzbudzanie potg - to byo dla mnie zupenie martwe. Jzyk kogo innego. Mylaam, e mogabym by przebrana za wojownika, z pik, mieczem, piropuszem i tak dalej. Lecz to przebranie nie pasowaoby, prawda? Co zrobiabym z mieczem? Czy uczyniby mnie bohaterem? Byabym sob w le lecym stroju i trudno byoby mi chodzi. Wypia may yk wina. - Wic zdjam to wszystko - dodaa. -1 zaoyam wasne ubranie. - Co powiedzia Ogion, kiedy go porzucia? - Co zwykle mwi Ogion? Wzbudzio to znowu niky umiech. Nie odezwa si jednak ani sowem. Tenar skina gow. Po chwili cigna ciszej: - Przyj mnie, poniewa ty przyprowadzie mnie do niego. Nie chcia adnych uczniw po tobie i nigdy by nie przyj dziewczyny, chyba e od ciebie, na twoj prob. Ale kocha mnie. I szanowa. A ja kochaam i szanowaam jego. Lecz nie potrafi da mi tego, czego chciaam, a ja nie potrafiam wzi tego, co mg mi da. Wiedzia o tym. Ale inaczej byo, kiedy zobaczy Therru. W przededniu swojej mierci. Ty mwisz i Moss mwi, e moc poznaje moc. Nie wiem, co w niej zobaczy, ale powiedzia: "Naucz j!" I powiedzia... Ged czeka. - Powiedzia: - "Bd si jej lka." I doda: "Naucz j wszystkiego* Nie Roke". Nie wiem, co mia na myli.Skd mog wiedzie? Gdybym tu z nim zostaa, mogabym wiedzie, mogabym j nauczy. Ale mylaam: "Przyjdzie Ged,

bdzie wiedzia. Bdzie wiedzia, czego j nauczy, co musi wiedzie, moja skrzywdzona". - Nie wiem - odrzek bardzo cicho. - Wiedziaem... W tym dziecku widz tylko... wyrzdzon krzywd. Zo. Wypi wino. - Nic nie mog jej da - doda. Rozlego si chroboczce pukanie do drzwi. Zerwa si natychmiast z tym samym bezradnym skrtem ciaa, szukajc wzrokiem kryjwki. Tenar podesza do drzwi, uchylia je i poczua zapach Moss, zanim ujrzaa j sam. - W miasteczku - szepna stara kobieta dramatycznie - mwi, e rni wietni ludzie nadchodz z Portu, z wielkiego statku, ktry przypyn z Miasta Havnor. Mwi, e przybywaj za Arcymagiem. - On nie chce ich widzie - odrzeka sabo. Nie miaa pojcia, co robi. - Niewtpliwie - zgodzia si wiedma. A po chwili oczekiwania dodaa: - W takim razie gdzie on jest? - Tutaj - odezwa si Krogulec, podchodzc do drzwi i otwierajc je szerzej. Moss zmierzya go wzrokiem i nie powiedziaa ani sowa. - Czy oni wiedz, gdzie jestem? - Nie ode mnie - odpara Moss. - Jeeli tu przyjd - rzeka Tenar - wszystko, co musisz zrobi, to odprawi ich precz... ostatecznie jeste Arcymagiem... Ani on, ani Moss, nie zwracali na ni uwagi. - Nie przyjd do mojego domu - owiadczya Moss. - Chod, jeli chcesz. Pody za ni spojrzawszy na Tenar, lecz bez sowa. - Ale co ja mam im powiedzie? - zapytaa. - Nic, kochanie - odrzeka czarownica. Heather i Therru wrciy z bagien z siedmioma martwymi

abami w siatce i Tenar zaja si odcinaniem i obdzieraniem ze skry udek na kolacj myliwych. Koczya wanie, kiedy usyszaa na zewntrz jakie gosy i podnisszy wzrok w stron otwartych drzwi, ujrzaa stojcych w nich ludzi mczyzn w kapeluszach, zot ni, blask... - Pani Goha? - odezwa si uprzejmy gos. - Wejdcie! - odrzeka. Weszli - piciu wysokich, okazaych mczyzn, ktrzy w izbie o niskim stropie sprawiali wraenie, jak gdyby byo ich dwakro wicej. Rozejrzeli si wok siebie i Tenar zobaczya to, co oni. Ujrzeli stojc przy stole kobiet trzymajc dugi, ostry n. Na stole leaa deska do krojenia, a na niej, z jednej strony kupka nagich, zielonkawo-biaych ng, z drugiej - stos tustych, pokrwawionych, martwych ab. Co przyczaio si w cieniu za drzwiami - dziecko, lecz dziecko zdeformowane, le stworzone, o p-twarzy i kleszczowatej doni. Na ku w alkowie, poniej pojedynczego okna, siedziaa dua, kocista moda kobieta, wpatrujca si w nich wytrzeszczonymi oczyma, z szeroko otwartymi ustami. Jej rce byy zakrwawione i ubocone, a ociekajca wilgoci spdnica cuchna bagienn wod. Gdy spostrzega, e na ni patrz, usiowaa zasoni twarz spdnic, obnaajc nogi a po uda. Odwrcili wzrok od niej i od dziecka i nie byo nikogo innego, na kogo mogliby patrze, oprcz kobiety z martwymi abami. - Pani Goha - powtrzy jeden z nich. - Tak si nazywam - odrzeka. - Przybywamy z Hanvoru, od krla - oznajmi uprzejmy gos. Pod wiato nie moga dojrze wyranie jego twarzy. - Poszukujemy Arcymaga, Krogulca z Gontu. Krl Lebannen ma zosta ukoronowany jesieni i pragnie mie przy sobie Ar-

cymaga, swego pana i przyjaciela, by przygotowa si do koronacji i ukoronowa go, jeli taka bdzie jego wola. Mczyzna przemawia pewnie i ceremonialnie, jak do damy w paacu. Mia na sobie bryczesy ze skry i lnian koszul, zakurzon od wspinaczki z Port Gont, lecz by to pikny strj, ze zotym haftem pod szyj. - Nie ma go tu - powiedziaa Tenar. Dwaj mali chopcy z miasteczka zajrzeli do rodka, cofnli si, znw zajrzeli i pierzchnli z wrzaskiem. - Moe mogaby powiedzie nam, gdzie on jest, pani Goho -rzek mczyzna. - Nie mog. Spojrzaa na nich wszystkich. Strach przed nimi, ktry z pocztku poczua - powstay by moe z paniki Krogulca lub ze zwykego niemdrego podniecenia na widok obcych - ustpowa. Oto staa w domu Ogiona i dobrze wiedziaa, dlaczego Ogion nigdy nie obawia si wielkich ludzi. - Musicie by strudzeni po takiej dugiej drodze - powiedziaa. - Usidcie prosz. Oto wino. Prosz, musz umy szklanki. Zaniosa desk do krojenia do kredensu, woya abie udka do spiami, zeskrobaa reszt do wiadra na pomyje, ktre Heather zanosi winiom Tkacza Fana, obmya w miednicy rce, ramiona i n, nalaa wieej wody i wypukaa dwie szklanki, z ktrych pia ona i Krogulec. W komodzie bya jeszcze jedna szklanka i dwa gliniane kubki bez uszu. Ustawia je na stole i nalaa gociom wina. W butelce zostao dokadnie tyle, by wystarczyo dla wszystkich. Wymienili spojrzenia i nie usiedli. Usprawiedliwia to niedobr krzese. Tym niemniej zasady gocinnoci zmuszay ich do przyjcia tego, co proponowaa. Kady z mczyzn wzi od niej szklank lub kubek z grzecznym mrukniciem. Pozdrawiajc j, wypili.

- Sowo daj! - powiedzia jeden z nich. - Andrady. Pne niwa - oznajmi drugi, z oczami szeroko otwartymi ze zdumienia. Trzeci potrzsn gow. - Andrady. Rok Smoka - owiadczy uroczycie. Czwarty skin gow i ponownie wypi may yk, peen czci. Pity, ktry by pierwszym, ktry przemwi, raz jeszcze podnis gliniany kubek w kierunku Tenar i rzek: - Zaszczycasz nas krlewskim winem, pani. - Ono naleao do Ogiona - odpara. - To by dom Ogiona. To jest dom Aihala. Wiedzielicie o tym, moi panowie? - Tak, pani. Krl wysa nas do tego domu, przypuszczajc, e przybdzie tu arcymag, a kiedy na Roke i do Hanvoru nadesza wie o mierci jego mistrza, utwierdzi si w swoim przypuszczeniu. Lecz to smok unis arcymaga z Roke. I od tego czasu na Roke ani do krla nie dotara od niego adna wie ani posanie. Bardzo ley to krlowi na sercu i jest w interesie nas wszystkich, by dowiedzie si, e arcymag jest tutaj i e cieszy si dobrym zdrowiem. Czy przyby tu, pani? - Nie mog powiedzie - odrzeka, lecz by to kiepski wykrt i wiedziaa, e mczyni myleli tak samo. Wyprostowaa si, stajc za stoem. - Chciaam powiedzie, e nie powiem. Myl, e jeli arcymag zapragnie przyj, to przyjdzie. Jeli nie yczy sobie zosta odnalezionym, nie znajdziecie go. Z pewnoci nie bdziecie go szuka wbrew jego woli. Najstarszy z mczyzn i najwyszy zarazem, powiedzia: - Krlewska wola jest nasz. Pierwszy mwca odezwa si bardziej pojednawczym tonem: - Jestemy jedynie posacami. Co jest midzy krlem a arcymagiem Wysp, jest midzy nami. My pragniemy tylko przynie wiadomo i odpowied. - Jeli zdoam, upewni si, czy dotara do niego wasza wia-

domo. - A odpowied? - nalega najstarszy mczyzna. Nie odezwaa si ani sowem, a pierwszy z mwcw powiedzia: - Zatrzymamy si tu na kilka dni w domu Wadcy Re Albi, ktry, usyszawszy o przybyciu naszego statku, zaofiarowa nam swoj gocinno. Wyczua zastawion puapk czy te zaciskajc si ptl, cho nie wiedziaa, skd si wzio to wraenie. Zarazia si od Krogulca jego poczuciem wasnej saboci. W roztargnieniu skorzystaa z tego, e wygldaa na zwyczajn gospodyni w rednim wieku. Ale czy byo to pozorne? To take bya prawda i sprawy te byy subtelniejsze nawet ni pozory i zmiany ksztatu czarnoksinikw. Pochylia gow i rzeka: - Bdzie to stosowniejsze ze wzgldu na wygod waszych lordowskich moci. Jak widzicie, yjemy tu bardzo skromnie, tak jak czyni stary mag. -1 pijecie andradzkie wino - rzek ten, ktry rozpozna rocznik, przystojny mczyzna o bystrym spojrzeniu i ujmujcym umiechu. Kobieta, odgrywajc swoj rol, trzymaa gow spuszczon. Lecz kiedy poegnali si i wyszli gsiego, wiedziaa, e - na kogo by nie wygldaa i kim by nie bya - jeli nie wiedzieli jeszcze, e jest Tenar Noszc Piercie, dowiedz si o tym niebawem. I dowiedz si, e ona sama zna arcymaga i rzeczywicie stanowi ich drog do niego, skoro s zdecydowani go odszuka. Kiedy odeszli, wydaa cikie westchnienie. Heather zrobia to samo i wwczas w kocu zamkna usta. - To dopiero - powiedziaa tonem gbokiego, penego zadowolenia i posza zobaczy, gdzie si podziay kozy. Therru wysza z ciemnego kta za drzwiami, gdzie zabarykadowaa si przed obcymi za pomoc aski Ogiona, olcho-

wego kija Tenar i swojej wasnej leszczynowej witki. Poruszaa si sztywno, bokiem, nie podnoszc wzroku, pochylajc zniszczon stron twarzy w kierunku ramienia w sposb, ktrego prawie cakiem zaniechaa, odkd tutaj mieszkay. Tenar podesza do dziecka i uklka, by wzi je w ramiona. - Therru - rzeka. - Oni ci nie zrani. Nie chc zrobi nic zego. Dziewczynka nie chciaa na ni spojrze. Pozwalaa Tenar obejmowa si jak kloc drewna. - Jeli tak bdziesz chciaa, nie wpuszcz ich wicej do domu. Po chwili dziecko poruszyo si nieco i zapytao swoim chrapliwym, stumionym gosem: - Co oni zrobi Krogulcowi? - Nic - odrzeka Tenar. - adnej krzywdy! Przychodz... chc okaza mu swj szacunek. Lecz zaczynaa zdawa sobie spraw z tego, czym bdzie dla niego usiowanie oddawania mu honorw, zaprzeczajc jego stracie, odmawiajc mu jego alu po tym, co utraci, zmuszajc go do tego, by odgrywa rol kogo, kim ju nie by. Kiedy wypucia Therru z obj, ta posza do komrki i przyniosa stamtd miot Ogiona. Pracowicie zamiota podog w miejscach, gdzie stali mczyni z Havnoru, zamiatajc ich lady, wymiatajc za drzwi kurz z ich stp. Przygldajc si jej, Tenar powzia decyzj. Podesza do pki, na ktrej stay trzy wielkie ksigi Ogiona i przeszukaa j. Znalaza kilka gsich pir i na wp wyschnit flaszk atramentu, lecz ani skrawka papieru czy pergaminu. Nie chciaa niszczy czego tak witego jak ksika, ale zacisna zby i wyrwaa cienki pasek papieru z nie zapisanej wyklejki Ksigi Runw. Usiada przy stole, umoczya piro i zacza pisa. Ani atrament, ani sowa nie przychodziy atwo. Nie pisaa chyba niczego od czasu, kiedy

siedziaa przy tym samym stole wier wieku temu, a Ogion zaglda przez jej rami, uczc j ruchw hardyckich i Wielkich Runw Mocy. Napisaa: id dbowa farma w dolinie rodkowej do clerbrooka powiedz goha przysya dba o ogrd i owce Przeczytanie tego jeszcze raz zajo jej prawie tyle samo, co napisanie. Therru skoczya ju zamiata i bacznie si jej przygldaa. Tenar dodaa dwa sowa: dzi wieczorem - Gdzie jest Heather? - zwrcia si do dziecka skadajc papier. - Chc, eby zaniosa to do domu Cioteczki Moss. Miaa wielk ochot i sama, zobaczy Krogulca, lecz nie miaa z obawy, e obserwowali j, aby zaprowadzia ich do niego. - Ja pjd - szepna Therru. Tenar spojrzaa na ni ostro. - Bdziesz musiaa i sama, Therru. Obok miasteczka. Dziewczynka skina gow. -Daj to tylko jemu! Ponownie skina gow. Tenar wetkna papier do kieszeni dziecka, obja je, pocaowaa i pucia. Therru posza, nie kulc si ju i nie posuwajc bokiem, lecz biegnc swobodnie. "Frunc - pomylaa Tenar, patrzc, jak dziewczynka znika w wieczornym wietle za ciemn futryn drzwi - lecc jak ptak, smok, dziecko, wolna istota."

8. SOKOY

Therru wrcia niebawem z odpowiedzi Krogulca: - Powiedzia, e odejdzie dzi wieczorem. Tenar przyja t wiadomo z zadowoleniem, uspokojona, e zaakceptowa jej plan, e ucieknie od tych posacw i wiadomoci, ktrych si obawia. Dopiero, kiedy podaa Heather i Therru ich uczt z abich udek, pooya dziewczynk spa, zapiewaa jej, a potem czuwaa sama, bez lampy czy wiata ognia poncego w kominku, dopiero wtedy serce zaczo w niej zamiera. Odszed. Nie by silny, by zdezorientowany i niepewny, potrzebowa przyjaci, a ona wysyaa go daleko od tych, ktrzy pragnli nimi by. Odszed, a ona musiaa zosta, by trzyma psy gocze z dala od jego tropu, by dowiedzie si przynajmniej, czy zostali w Goncie, czy poeglowali z powrotem do Havnoru. Zrozumiaa, jak niedorzeczn bya jego panika i to, e ona sama si tej panice poddaa. Rwnie bezsensowne byo to, e on odszed. Mg po prostu ukry si w domu Moss, ktry by ostatnim miejscem na caym Ziemiomorzu, gdzie krl szukaby arcymaga. Byoby znacznie lepiej, gdyby pozosta tam, dopki nie odpyn wysacy. Mgby wwczas wrci tu, do domu Ogiona, gdzie byo jego miejsce. I wszystko byoby jak przedtem: ona opiekowaaby si nim, dopki nie odzyska swojej siy, a on dotrzymywaby jej towarzystwa. Jaki cie pojawi si w drzwiach: - Tsssst! Nie pisz? - Wesza Cioteczka Moss. - Nareszcie

wyruszy - powiedziaa tonem spiskowca, penym triumfu. Poszed drog przez stary las. Mwi, e jutro pjdzie na skrty do Doliny rodkowej, przez Oak Springs. - To dobrze - rzeka Tenar. Moss, mielsza ni zwykle, usiada nie czekajc na zaproszenie. - Daam mu na drog bochenek chleba i kawaek sera. - Dzikuj, Moss. To adnie z twojej strony. - Pani Goho. - Gos Moss w ciemnoci przybra melodyjne brzmienie przywodzce na myl cichy piew i rzucanie urokw. -Jest pewna rzecz, ktr chciaam ci powiedzie, kochanie. Nie chc przy tym wykracza poza to, co mog wiedzie. Zdaj sobie spraw, e ya pomidzy wielkimi ludmi i sama bya jedn z nich i myl o tym zamyka mi usta. A jednak wiem o rzeczach, o ktrych nie masz pojcia pomimo caej znajomoci runw, Dawnej Mowy i wszystkiego, czego nauczya si od czarnoksinikw i w obcych krajach. - To prawda, Moss. - No wanie. Ot, kiedy rozmawiaymy o tym, w jaki sposb czarownica rozpoznaje czarownic, a moc rozpoznaje moc, powiedziaam o tym, ktry wanie odszed, e nie jest teraz adnym magiem, bez wzgldu na to, czy by nim kiedy. Ty jednak nie chciaa przyzna mi racji. Ale ja miaam racj, prawda? -Tak. - Tak, miaam. - Sam to powiedzia. - Oczywicie, e powiedzia. Musz przyzna, e on nie kamie ani nie mwi, e to jest tamtym, a tamto jest tym, a czowiek nie wie, o co chodzi. Nie naley te do tych, co prbuj powozi fur bez wou. Ale powiem otwarcie: ciesz si, e od-

szed, bo tak nie mogo by, nie mogo tak by duej, bo byo z nim teraz inaczej i w ogle. Pomijajc przenoni o powoeniu fur bez wou, Tenar nie miaa pojcia, o czym mwi stara kobieta. - Nie wiem, dlaczego tak si boi - powiedziaa. - To znaczy, czciowo wiem, ale nie rozumiem, dlaczego czuje taki wstyd. Wiem jednak, e uwaa, i powinien by umrze. I wiem, e ycie daje przyjemno i chwa, kiedy ma si prac do wykonania i jest si w staniej wykona. A jeli czowiek nie moe wykona pracy, jeli nie ma takiej moliwoci, to co mu pozostaje? Trzeba co mie... Moss suchaa i potakiwaa niczym sowom mdroci, lecz po maej pauzie rzeka: - Dziwna to rzecz dla starca, by pitnastoletnim chopcem! Bardzo dziwna! Tenar o mao nie zapytaa:, Co ty wygadujesz, Moss?", lecz co jej przeszkodzio. Uwiadomia sobie, e nasuchiwaa powrotu, Geda z jego wczgi po stoku gry, e nasuch wiaa dwiku jego gosu, e jej ciao zaprzeczao jego nieobecnoci. Spojrzaa na czarownic - bezksztatn bry czerni usadowion na krzele Ogiona przy pustym kominku. - Ach - westchna, gdy raptem przyszo jej do gowy mnstwo myli naraz. - Oto, dlaczego - rzeka. - Oto, dlaczego ja nigdy... Po dugiej chwili milczenia, Tenar odezwaa si: - Czy oni... czy czarodzieje... czy to jest zaklcie? - A jake, a jake, kochanie - odrzeka Moss. - Zaczarowuj siebie samych. Niektrzy powiedz ci, e dokonuj wymiany, przypominajcej maestwo odwrcone wstecz, ze lubami i wszystkim, i std czerpi swoj moc. Ale dla mnie to brzmi faszywie -jak zajmowanie si Starymi Mocami bardziej, ni

czyni to prawdziwy czarownik. A stary mag, on powiedzia mi, e nie robi nic podobnego. Chocia znaam kilka czarownic, ktre to robiy i nie popady przez to w adne wielkie nieszczcie. - Te, ktre mnie wychowyway, robiy to, przyrzekajc dziewictwo. - O, tak, adnych mczyzn, powiedziaa mi, a tymczasem one... Straszne! - Ale dlaczego, ale dlaczego... dlaczego nigdy nie pomylaam... Czarownica zamiaa si gono. - Bo to jest ich moc, kochanie. Nie mylisz! Nie moesz! I oni te nie mog, skoro raz rzucili swj czar. Jak mogliby? Obdarzeni swoj moc? Nie mogoby tak by, prawda? Nie mogoby tak by. Nie dostajesz, pki nie oddasz tyle samo. Oczywicie, e tak wanie jest. Wic czarownicy wiedz o tym, ludzie posiadajcy moc wiedz o tym lepiej ni ktokolwiek. Ale wiesz, z drugiej strony, niepokojc rzecz jest dla mczyzny nie by mczyzn, bez wzgldu na to, czy potrafi przywoywa na d soce z nieba. Wic usuwaj to dokadnie ze swoich myli za pomoc zakl zwizywania. Wanie tak. Nawet w tych zych czasach, kiedy czary schodz na manowce i w ogle, nie syszaam jeszcze o czarodzieju, ktry zamaby to zaklcie pragnc uy mocy dla zaspokojenia chuci swojego ciaa. Nawet najgorszy baby si to zrobi. Oczywicie s tacy, co bd wyprbowywa swoje wasne zaklcia uwodzenia na wiejskich kobietach, ale z tego, co widz, nie ma z tych zakl zbyt wielkiej pociechy. Sprawa polega na tym, e jedna moc jest rwnie potna jak kada inna, a kada idzie wasn drog. Tak ja to widz. Tenar siedziaa rozmylajc nad tym, co usyszaa. W kocu powiedziaa:

- Oni oddzielaj si od innych. - Tak. Czarnoksinik musi to robi. - Ale ty nie. - Ja? Ja jestem tylko star czarownic, kochanie. - Jak star? Po chwili gos Moss odezwa si w ciemnoci z nutk rozbawienia: - Na tyle star, by unika kopotw. - Ale powiedziaa... Nie ya w celibacie. - Co to jest, kochanie? - Jak czarnoksinicy. - Och, nie. Nie, nie! Nigdy nie byo, na co patrze, ale by sposb, w jaki ja mogam patrze na nich... nie czarujc, wiesz, kochanie, wiesz, co mam na myli... Jest taki sposb patrzenia, e on musia do mnie przyj. To byo pewne jak to, e wrona zakracze. Za dzie albo dwa, albo trzy musia do mnie przyj - "potrzebuj lekarstwa na parchy mojego psa", "potrzebuj naparu z zi dla mojej chorej babuni" - lecz ja wiedziaam, czego naprawd potrzebowali i jeli mi si podobali, mogli to dosta. I dla przyjemnoci, dla przyjemnoci nie jestem jedn z nich, chocia moe niektre czarownice s, ale one habi nasze rzemioso. Wykonuj swoje rzemioso dla zapaty, lecz dowiadczam rozkoszy za darmo - oto, co mwi. Nie, eby to bya sama przyjemno. Szalaam za pewnym mczyzn przez dugi czas, przez lata. By przystojny, ale mia twarde, zimne serce. Nie yje od dawna. Ojciec tego Townsenda, co wrci, eby tu zamieszka, znasz go. Och, tak bardzo pragnam mczyzny, e rzeczywicie posuyam si swoj sztuk, zuyam na niego niejedno zaklcie, ale wszystko na prno. Wszystko na nic. Nie ma krwi w rzepie... A tutaj, do Re Albi przybyam jako dziewczyna

przede wszystkim dlatego, e popadam w tarapaty z mczyzn w Porcie Gont. Nie mog jednak o tym mwi, bo jego krewni byli bogatymi i potnymi ludmi. To oni mieli moc, nie ja! Nie chcieli, eby ich syn wiza si z tak pospolit dziewk jak ja, nazywali mnie plugaw fldr i usunliby mnie z drogi, jak gdyby zabijali kota, gdybym nie ucieka tu, na gr. Lecz och, naprawd podoba mi si ten chopak, ze swoimi okrgymi, gadkimi ramionami i nogami i wielkimi, czarnymi oczyma. Widz go wyranie mimo upywu tych wszystkich lat... Przez dug chwil milczay w ciemnoci. - Kiedy miaa mczyzn, Moss... Czy musiaa zrezygnowa ze swojej mocy? - Ani troch - odpara zadowolona z siebie czarownica. - Ale mwia, e nie dostaje si, jeeli sienie odda. Czy zatem mczyni rni si tym od kobiet? - A czym si nie rni? - Nie wiem - rzeka Tenar. - Wydaje mi si, e wymylamy wikszo z tych rnic, a pniej na nie narzekamy. Nie rozumiem, dlaczego Sztuka Magiczna, dlaczego moc powinna by rna dla czarownikw i czarownic. Chyba, e sama moc jest rna. Albo sztuka. - Mczyzna rozdaje, kochanie. Kobieta zbiera. Tenar siedziaa milczca, ale nie usatysfakcjonowana. - Nasza moc wydaje si by niewielk przy ich mocy - powiedziaa Moss. - Ale siga gbiej. Caa jest korzeniami. Jest jak stare zarola jeyn. A moc czarnoksinika jest jak joda: moe by wielka, wysoka i wspaniaa, ale powali j burza. Nic nie zabije krzaku jeyny. - Wydaa z siebie chichot, najwyraniej zadowolona ze swego porwnania. - Dobrze, zatem! rzeka dziarsko. - Wic jak powiedziaam, moe i dobrze si

stao, e poszed swoj drog i usun si z twojej drogi, eby ludzie w miasteczku nie zaczli plotkowa. - Plotkowa? - Jeste szanowan kobiet, kochanie, a reputacja jest bogactwem kobiety. - Jej bogactwem - powtrzya Tenar w ten sam obojtny sposb. Pniej powiedziaa to raz jeszcze: - Jej bogactwem. Jej skarbem. Jej wartoci... - Nie mogc siedzie bez ruchu, wstaa rozprostowujc plecy i ramiona. - Jak smoki ktre znalazy jaskini, ktre zbudoway fortece dla swoich skarbw, eby by bezpiecznymi, eby spa na swoim skarbie, eby sta si swoim skarbem. Zbieraj, zbieraj i nigdy nie rozdawaj! - Poznasz warto dobrej reputacji - odezwaa si oschle, Moss - kiedy j stracisz. Ona nie jest wszystkim. Ale trudno zapeni miejsce po niej. - Czy zrezygnowaaby z bycia czarownic, aby by szanowan, Moss? - Nie wiem - odrzeka po chwili Moss w zamyleniu. - Wtpi, czy wiedziaabym, jak. By moe mam jeden dar, ale nie mam drugiego. Tenar podesza do niej i chwycia j za rce. Zaskoczona tym gestem, Moss wstaa odsuwajc si nieco, lecz Tenar przycigna j do siebie i ucaowaa w policzek. Starsza kobieta podniosa jedn rk i niemiao dotkna wosw Tenar - jedna pieszczota, tak jak mia zwyczaj robi Ogion. Potem odsuna si, mrukna, e musi i do domu i zacza zbiera si do wyjcia. - Czy wolaaby, ebym zostaa - zapytaa przy drzwiach skoro krc si tu ci cudzoziemcy? - Id - odpara Tenar. - Jestem przyzwyczajona do cudzo-

ziemcw. Tej nocy, kiedy leaa zasypiajc, wkroczya znowu w niezmierzone otchanie wiatru i wiata, lecz wiato byo zadymione, czerwone, pomaraczowo-czerwone i bursztynowe, jak gdyby samo powietrze byo ogniem. Bya w tym ywiole i jednoczenie jej nie byo. Leciaa na wietrze i bya wiatrem, powiewem wiatru, si, ktra si uwolnia. I nie woa jej aden gos. Rankiem usiada na progu rozczesujc wosy. Nie bya blondynk, jak wikszo Kargijczykw. Miaa blad cer, lecz jej wosy byy ciemne. Wci byy ciemne i niemal cakiem pozbawione nitek siwizny. Umya je uywajc wody, ktr grzaa, aby upra w niej odzie, bowiem postanowia powici ten dzie na pranie, skoro Ged odszed i jej dobra reputacja bya bezpieczna. Wysuszya wosy na socu, szczotkujc je. W gorcy, wietrzny poranek, iskry poday za szczotk i cichutko strzelay na rozwianych kocach wosw kobiety. Therru podesza i stana za ni przygldajc si jej. Tenar odwrcia si i ujrzaa j tak przejt, e niemal drc. - O co chodzi, ptaszynko? - Latajcy ogie - powiedziao dziecko z obaw albo triumfem. - Na caym niebie! - To tylko iskry z moich wosw - odrzekaa troch zaskoczona Tenar. Therru umiechna si. "Chyba nigdy wczeniej tego nie robia" - pomylaa kobieta. Dziewczynka wycigna obie rce, t ca i t poparzon, jak gdyby chciaa dotkn i pody za lotem czego, co byo wok rozpuszczonych, unoszcych si na wietrze wosw Tenar. - Ognie, wszystkie latajce - powtrzya i zamiaa si. W tym momencie Tenar po raz pierwszy postawia sobie py-

tanie - jak Therru j widzi, jak widzi wiat? I zdaa sobie spraw z tego, ze nie wie, e nie moe wiedzie, co widzi si okiem, ktre zostao wypalone. I wrciy do niej sowa Ogiona: "Bd si jej lka", lecz nie odczuwaa strachu przed dzieckem. Zamiast tego ponownie wyszczotkowaa wosy, energicznie, tak eby poleciay iskry, i raz jeszcze usyszaa ochrypy, radosny miech. Upraa przecierada, cierki do naczy, swoj bielizn i zapasow sukni oraz sukienki Therru i, upewniwszy si, e kozy s na pastwisku, rozoya to wszystko na ce, aby wyscho na trawie. Obciya rzeczy kamieniami, gdy porywisty wiatr wia z pno letni gwatownoci. Therru rosa. Wci bya maa i szczupa jak na swj wiek -musiaa mie okoo omiu lat - lecz w cigu ostatnich paru miesicy, kiedy jej rany w kocu si zagoiy i nie sprawiay blu, zacza wicej biega tu i tam i wicej je. Szybko wyrastaa ze swoich ubra, ktre donaszaa po najmodszym dziecku Lark, picioletniej dziewczynce. Tenar pomylaa, e mogaby pj do miasteczka, pogawdzi z Tkaczem Fanem i zobaczy, czy nie ma on resztek tkaniny, ktre daby w zamian za pomyje, ktre ona wysya dla jego wi. Chciaaby uszy co dla Therru. I chciaaby rwnie porozmawia z Fanem. mier Ogiona i choroba Geda zatrzymyway j z dala od miasteczka i ludzi, ktrych tam znaa. Odcigay j jak zawsze od tego, co znaa, co potrafia robi, od wiata, ktry wybraa by w nim y - wiata nie krlw i krlowych, potnych mocy i dominiw, wyszych kunsztw, podry i przygd, lecz zwyczajnych ludzi robicych zwyczajne rzeczy, jak wychodzenie za m, wychowywanie dzieci, prowadzenie gospodarstwa, szycie i robienie przepierki. Pomylaa to z pewnego rodzaju mciwo-

ci, jak gdyby chciaa, eby usysza j Ged, ktry bez wtpienia znajdowa si teraz w poowie drogi do Doliny rodkowej. Wyobrazia go sobie na drodze, nie opodal doliny, w ktrej ona i Therru spay. Wyobrazia sobie szczupego mczyzn o wosach koloni popiou, idcego samotnie i w milczeniu, z poow bochenka chleba czarownicy w kieszeni i brzemieniem cierpie w sercu. "By moe nadszed czas, eby si dowiedzia - pomylaa. Czas, eby si dowiedzia, e nie nauczye si niczego na Roke!" Kiedy tak przemawiaa do niego w mylach, inne wyobraenie przyszo jej do gowy. Zobaczya obok Geda jednego z mczyzn, ktrzy stali na tej drodze czekajc na ni i Therru. Mimowolnie krzykna: - Ged, uwaaj! - bojc si o niego, nie mia bowiem przy sobie nawet kija. To nie tego wielkiego typa o owosionych wargach ujrzaa, lecz innego spord nich, do modego mczyzn w skrzanej czapce, ktry intensywnie wpatrywa si w Therru. Mylaa o tym wszystkim, a kiedy upewnia si, e Therru jest z Heather, wyruszya do miasta. Podniosa wzrok, by ujrze ma chatk tu obok domu Fana, w ktrej mieszkaa, kiedy tutaj ya. Pomidzy ni a domem przechodzi jaki czowiek. By to mczyzna, ktrego pamitaa, wyobraaa sobie, mczyzna w skrzanej czapce. Mija chatk i dom tkacza. Nie widzia jej. Obserwowaa, jak nie zatrzymujc si szed ulic miasteczka. Zmierza albo do zakrtu drogi, albo do dworu. Tenar ledzia go z pewnej odlegoci, dopki nie przekonaa si, jaki wybra kierunek. Poszed dalej, pod gr, w kierunku posiadoci Wadcy Re Alb i, a nie drog, ktr szed Ged. Zawrcia, zatem i zoya wizyt staremu Fanowi. Cho prawie pustelnik, jak wielu tkaczy, Fan by na swj niemiay

sposb uprzejmy dla kargijskiej dziewczyny i jednoczenie czujny. Du ludzi strzego jej reputacji! Fan, teraz niemale lepy, mia terminatork, ktra wykonywaa wikszo roboty tkackiej. Cieszy si, e ma gocia. Usiad uroczycie na starym rzebionym krzele, pod przedmiotem, od ktrego pochodzio jego imi uytkowe: bardzo duym, malowanym wachlarzem, skarbem jego rodziny - darem, jak gosia fama, hojnego korsarza dla jego dziadka za popieszne utkanie agla w czas potrzeby.Rozoony wachlarz wisia na cianie. Delikatnie malowani mczyni i kobiety, w przezroczystych rowych, jadeitowych i lazurowych szatach, wiee, mosty i chorgwie Wielkiego Portu Havnor - wszystko to Tenar widziaa wiele razy. Czsto przyprowadzano tu podrnych, eby obejrzeli wachlarz. Wszyscy zgodnie twierdzili, e jest to najpikniejsza rzecz w miasteczku. Podziwiaa go wiedzc, e sprawi to przyjemno staremu czowiekowi, a take dlatego, e rzeczywicie by bardzo pikny, za starzec rzek: - Niewiele rwnie piknych rzeczy widziaa w swoich podrach, co? - Nie, nie. W Dolinie rodkowej nie ma niczego podobnego -odrzekaa. - Kiedy bya tutaj, w mojej chatce, czy pokazaem ci kiedy jego drug stron? - Drug stron? Nie - powiedziaa i nie byo ju innej rady -musia zdj wachlarz ze ciany. Ale to ona musiaa wej na krzeso i odczepi go starannie, poniewa starzec nie do dobrze widzia i nie by w stanie tego zrobi. Kierowa ni z niepokojem. Podaa starcowi wachlarz, a ten przyjrza mu si bacznie swoim zamglonym wzrokiem, zoy go do poowy, aby si upewni, e eberka poruszaj si swobodnie, nastpnie zoy, odwrci i wrczy kobiecie.

- Roz go powoli - powiedzia. Tak te zrobia. Smoki drgny, kiedy poruszyy si fady wachlarza. Namalowane na pokym jedwabiu, bladoczerwone, niebieskie i zielone smoki ustawiy si tam, gdzie po drugiej stronie stay postacie ludzi, pord chmur i grskich wierzchokw. - Podnie go do wiata - rzek stary Fan. Zrobia to i ujrzaa dwie strony, dwa obrazy zlewajce si w jeden pod wpywem wiata sczcego si przez jedwab. Chmury i szczyty byy wieami miasta, mczyni i kobiety byli uskrzydleni, a smoki spoglday ludzkimi oczyma. - Widzisz? - Widz - odrzeka pgosem. - Ja teraz nie mog, ale widz to oczyma duszy. Niewielu osobom to pokazuj. - Jest cudowne. - Zamierzaem pokaza to staremu magowi - powiedzia Fan. -Nigdy tego nie zrobiem. Tenar raz jeszcze odwrcia wachlarz do wiata, po czym umiecia go na dawnym miejscu tak, e smoki ukryy si w mroku, a mczyni i kobiety spacerowali w dziennym wietle. Fan zabra j ze sob do chlewa, eby obejrzaa jego winie, adn par tuczc si na jesienne kiebasy. Dyskutowali nad wadami Heather jako roznosicielki pomyj dla wi. Tenar powiedziaa, e potrzebuje skrawka materiau na sukienk dla dziecka i tkacz z przyjemnoci wycign dla niej pen szeroko cienkiego lnianego ptna pocielowego, podczas gdy moda kobieta, ktra bya jego terminatork i ktra zdawaa si przej zarwno jego brak towarzyskoci jak i jego rzemioso, z nachmurzon twarz rwnomiernie klekotaa przy szerokim warsztacie tkackim.

W drodze do domu Tenar wyobrazia sobie Therru siedzc przy tych krosnach. To byoby przyzwoite rdo utrzymania. Przewaajca cz pracy byo nudna, wci taka sama, lecz tkactwo stanowio zaszczytne zajcie, a w niektrych rkach byo szlachetn sztuk. Ludzie spodziewali si po tkaczach tego, e bd odrobin niemiali, czsto nieonaci i zamknici w sobie przy swojej pracy, a pomimo tego cieszyli si oni szacunkiem. Poza tym pracujc w domu przy warsztacie tkackim, Therru nie musiaaby pokazywa swojej twarzy. Tylko, co z kleszczowat doni? Czy ta do mogaby obsugiwa krosna? I czy dziewczynka przez cae ycie miaa si ukrywa? Ale co miaa robi? "Wiedzc, czym musi by jej ycie...". Tenar zmusia si do mylenia o czym innym. O sukience, ktr uszyje. Sukienki creczki Lark uszyte byy z grubego samodziau, w kolorze jednolitym jak boto. Mogaby ufarbowa poow tego ptna - moe na to albo czerwono marzann z bagien; a pniej obszerny fartuch lub biaa sukienka z falbank. Czy dziecko miao by ukryte przy krosnach w mroku i nigdy nie mie falbanki przy spdniczce? Jeli bdzie kroi rozwanie, zostaoby dosy na zmian bielizny i drugi fartuch. - Therru! - zawoaa zbliajc si do domu. Kiedy wychodzia, Heather i Therru byy na amowcowym pastwisku. Zawoaa ponownie, pragnc pokaza Therru materia i opowiedzie jej o sukience. Z chodni nad potokiem nadesza Heather. Rozgldaa si dookoa i cigna na sznurku Sippy. -Gdzie jest Therru? - Z tob - odpara Heather tak pogodnie, e Tenar rozejrzaa si szukajc wzrokiem dziecka, zanim zrozumiaa, e Heather nie ma pojcia, gdzie ona jest i po prostu wyrazia swoje y-

czenie. - Gdzie j zostawia? Heather nie wiedziaa. Nigdy przedtem nie porzucaa Therru; zdawaa si rozumie, e naley j mie wci mniej lub bardziej na oku, niczym koz. Lecz moe to wanie Therru rozumiaa to przez cay czas i trzymaa si w zasigu wzroku? Tak mylaa Te-nar, kiedy, nie doczekawszy si od Heather adnej zrozumiaej informacji, zacza szuka dziecka i woa je, nie otrzymujc jednak adnej odpowiedzi.Tak dugo, jak moga, trzymaa si z dala od krawdzi urwiska. Pierwszego dnia ich pobytu tutaj wytumaczya, Therru, e nie wolno jej nigdy samej schodzi spadzistymi polami rozcigajcymi si poniej domu ani wzdu stromej granicy na pnoc od niego, poniewa patrzc jednym okiem nie mona z cakowit pewnoci oceni odlegoci czy te gbokoci. Dziewczynka bya posuszna. Zawsze bya posuszna. Ale dzieci zapominaj. Nie, ona by nie zapomniaa. Ale moga dosta si w poblie krawdzi nie wiedzc o tym. Nie, na pewno posza do domu Moss. Na pewno - bya tam sama zeszej nocy, wic posza tam znowu. Ale tak, oczywicie. Nie byo jej tam. Moss jej nie widziaa. - Znajd j, znajd j, kochanie - zapewnia czarownica. Ale zamiast pj na len ciek, eby poszuka dziecka, czego spodziewaa si po niej Tenar, Moss zacza zwizywa wosy w wze przygotowujc si do rzucenia zaklcia znajdowania. Tenar pobiega z powrotem do domu Ogiona, wci woajc. I tym razem spojrzaa w d na strome pola poniej domu, majc nadziej ujrze tam ma figurk, skulon i bawic si midzy otoczakami. Lecz wszystkim, co zobaczya na kracu tych spadzistych pl, byo morze - pofadowane i mroczne, wic zakrcio jej si w gowie i poczua rosnce przygnbie-

nie. Posza na grb Ogiona i troch dalej len ciek, wci nawoujc. Kiedy wrcia przez k, pustuka polowaa w tym samym miejscu, w ktrym Ged obserwowa j ostatnio. Tym razem rzucia si na zdobycz, uderzya i wzbia si w powietrze z jakim niewielkim stworzeniem w szponach. Prdko pofruna do lasu. "Karmi swoje mode" - pomylaa Tenar. Wszelkiego rodzaju myli przechodziy jej przez gow, niezwykle ywe i precyzyjne. Mijaa suche ju pranie, rozoone na trawie. Musi je zebra przed wieczorem. Musi dokadniej poszuka naokoo domu, chodni i obrki. To bya jej wina. To ona spowodowaa to, co si stao, tym, e mylaa o zrobieniu z Themi tkaczki, zamkniciu jej w odosobnieniu, w ciemnoci, eby pracowaa, eby bya szanowana. Kiedy Ogion powiedzia: "Naucz j, naucz j wszystkiego, Tenar!". Kiedy wiedziaa, ze zo, ktre nie moe by naprawione, musi zosta przekroczone. Kiedy wiedziaa, e to dziecko zostao jej darowane, a ona zaniedbaa swoje obowizki, zawioda jego zaufanie, stracia je, stracia jedyny wielki skarb. Przeszukawszy kady kt pozostaych budynkw, wesza do domu, ponownie zajrzaa do alkowy i rozejrzaa si dookoa drugiego ka. Nalaa sobie wody, poniewa jej usta byy suche jak piasek. Za drzwiami trzy kije z drewna - laska Ogiona i kije podrne -poruszyy si w cieniu i jeden z nich powiedzia: -Tutaj. Dziecko kulio si w tym ciemnym kcie, wcignite w gb wasnego ciaa, z gow przechylon do ramienia, szczelnie cignitymi rkoma i nogami i zamknitym jedynym okiem. Zdawao si by nie wiksze od maego pieska. - Ptaszku, wrbelku, pomyczku, co ci jest? Co si stao? Co oni ci teraz zrobili?

Tenar obja mae ciako, zamknite i sztywne jak kamie, koyszc je w ramionach. - Jak moga tak mnie przestraszy? Jak moga chowa si przede mn? Och, byam taka rozgniewana! Zapakaa, a jej zy spaday na dziewczc twarzyczk. - Och, Therru, Therru, Therru, nie kryj si przede mn! Dreszcz przebieg przez cignite czonki i powoli zaczy si rozlunia. Therru poruszya si i nagle przylgna do Tenar przywierajc cianiej, a ciskaa j rozpaczliwie. Nie pakaa. Nigdy nie pakaa. By moe wypalono z niej zy, nie miaa adnej. Wydaa jednak z siebie przecigy, jkliwy, kajcy dwik. Tenar trzymaa j koyszc. Rozpaczliwy ucisk rozluni si bardzo, bardzo powoli. Gowa spocza na piersi Tenar. - Powiedz mi - mrukna kobieta, a dziecko odpowiedziao swoim zduszonym, chrapliwym szeptem: - On tu przyszed. Pierwsza myl Tenar dotyczya Geda i jej myli, wci poruszajce si z prdkoci strachu, uchwyciy to, dostrzegy kim "on" by dla niej i umiechny si szerokim, wymuszonym umiechem, lecz miny to w przelocie, podajc na poszukiwanie. - Kto tu przyszed? adnej odpowiedzi, tylko pewnego rodzaju wewntrzne drenie. - Mczyzna - powiedziaa spokojnie Tenar. - Mczyzna w skrzanej czapce. Therru kiwna gow. - Widziaymy go na drodze, kiedy szymy tutaj. adnej reakcji. - Czterej mczyni - ci, na ktrych byam za, pamitasz? By

jednym z nich. Przypomniaa sobie jednak, jak Therru trzymaa gow opuszczon kryjc poparzon stron twarzy, nie podnoszc wzroku, tak jak zawsze robia przy obcych. - Znasz go, Therru? -Tak. - Od... od czasu, kiedy mieszkaa w obozie nad rzek? Jedno skinienie gowy. Ramiona Tenar zacisny si wok dziecka. - Przyszed tutaj? - zapytaa i cay strach, jaki czua, przemieni si w gniew, we wcieko, ktra pona w jej ciele niczym sup ognia. Zamiaa si - "Ha!" - i przypomniaa sobie w tym momencie Kalessina i jego miech. Ale nad ogniem trzeba zapanowa. A dziecko trzeba pocieszy. - Czy on ci widzia? - Schowaam si. Po chwili Tenar powiedziaa gaszczc Therru: - On ci nigdy nie dotknie, Therru. Zrozum mnie i uwierz mi: on nigdy wicej ci nie dotknie. Nigdy wicej ci nie zobaczy, chyba e ja bd z tob, a wtedy bdzie mia do czynienia ze mn. Czy rozumiesz, moja kochana, moja drogocenna, moja pikna? Nie musisz si go ba. Nie wolno ci si go ba. On chce, eby si go baa. ywi si twoim strachem. Bdziemy go godzi, Therru. Bdziemy morzy go godem, dopki nie pore sam siebie. Dopki nie udawi si ogryzajc koci wasnych rk... Ach, ach, ach, nie suchaj mnie teraz, jestem tylko za, tylko za... Jestem czerwona? Czy jestem teraz czerwona jak Gontyjka? Jak smok, jestem czerwona? - Prbowaa artowa; a Therru spojrzaa jej w twarz, podnoszc swoj drc, zmit przez ogie towarzyszk i powiedziaa:

- Tak. Jeste czerwonym smokiem. Myl o tym, e mczyzna przyszed do domu, by w domu, powrci, eby przyjrze si swojemu dzieu, by moe myla o jego poprawieniu, myl ta, ilekro powracaa do Tenar, przychodzia mniej jako myl, a bardziej jako atak mdoci. Lecz obrzydzenie wypalio si w gniewie. Wstay i umyy si, a Tenar dosza do wniosku, e tym, co wanie odczuwa ponad wszystko, jest gd. - Mam pusty odek - rzeka do Therru i rozoya przed nimi obfity posiek skadajcy si z chleba z serem, zimnej fasoli w oleju i zioach, pokrojonej cebuli i suszonej kiebasy. Therru zjada sporo, a Tenar jeszcze wicej. Kiedy sprztny, powiedziaa: - Na razie, Therru, wcale nie bd ci opuszcza, a ty nie bdziesz opuszcza mnie. Dobrze? Powinnymy obie pj teraz do domu Cioteczki Moss. Rzucia czar, eby ci odnale i nie musi ju zawraca sobie nim gowy, lecz moe o tym nie wie. Therru przestaa si porusza. Rzucia jedno spojrzenie na otwarte wejcie i cofna si przed nim. - Musimy te przynie pranie. W drodze powrotnej. A kiedy wrcimy, poka ci materia, ktry dzisiaj dostaam. Na sukienk. Na now sukienk, dla ciebie. Czerwon sukienk. Dziecko stao kurczc si w sobie. - Kiedy si ukrywamy, Therru, karmimy go. My bdziemy je. I bdziemy go godzi. Chod ze mn. Trudno, bariera tego wyjcia na zewntrz bya dla Therru olbrzymia. Wzdrygna si przed nim, zakrya twarz, dygotaa, potykaa si. Okruciestwem byo zmusza j, by to przekroczya, okruciestwem wypdza j z ukrycia, lecz Tenar nie miaa litoci. - Chod - rzeka i dziecko ruszyo.

Rka w rk poszy przez pola do domu Moss. Raz czy dwa razy Therru zdoaa podnie gow. Moss nie bya zdziwiona ich widokiem, ale zachowywaa si dziwnie. Kazaa Therru pobiec do wntrza domu, eby zobaczy mode pisklta kury z piercieniem na szyi i wybra z nich dwa dla siebie; Therru natychmiast znikna w tym schronieniu. - Cay czas bya w domu - oznajmia Tenar. - Schowaa si. - Dobrze zrobia - odrzeka Moss. - Dlaczego? - spytaa szorstko Tenar. Nie bya w nastroju do ukrywania si. - W pobliu... w pobliu s istoty - rzeka czarownica nie zowrogo, lecz z niepokojem. - W pobliu s otrzy - odpara Tenar, a Moss spojrzaa na ni i cofna si nieco. - No, no - powiedziaa. - No, kochanie. Masz wok siebie ogie, blask ognia wok twojej gowy. Rzuciam czar, eby znale dziecko, ale nie poszed dobrze. W jaki sposb poszed wasn drog i nie wiem jeszcze, czy dobieg do koca. Jestem oszoomiona. Widziaam wielkie istoty. Szukaam maej dziewczynki, ale zobaczyam je, latajce w grach, latajce w chmurach. A teraz ty masz co wok siebie, jakby twoje wosy byy w ogniu. Co jest nie tak, co si stao? - Mczyzna w skrzanej czapce - rzeka Tenar. - Do mody mczyzna. Dosy przystojny. Na ramieniu kubraka ma rozdarty szew. Widziaa go w pobliu? Moss skina gow. - Zatrudnili go przy sianokosach na dworze. - Mwiam ci, e ona - Tenar spojrzaa na dom - bya z kobiet i dwoma mczyznami? To jeden z nich. - Chcesz powiedzie, jeden z tych, co...

-Tak. Moss stana jak drewniany posg starej kobiety. - Nie wiem - powiedziaa w kocu. - Mylaam, e wiem dosy. Ale to nieprawda. Po co... Po co przyszed? eby j zobaczy? - Jeli jest ojcem, by moe przyszed, eby jej zada. -Zada jej? - Jest jego wasnoci. Tenar mwia jednostajnie. Podniosa oczy na masyw Gry Gont. - Myl jednak, e to nie ojciec. Myl, e to ten drugi. Ten, ktry przyszed i powiedzia mojej przyjacice w wiosce, e dziecko "zranio si". Moss bya wci oszoomiona, wci przestraszona swoim wasnym zaklciem i wizj zawzitej Tenar, obecnoci ohydnego za. Z zatroskaniem potrzsna gow. - Nie wiem - powiedziaa. - Mylaam, e wiem dosy. Jak on mg wrci? - eby je - odrzeka Tenar. - eby je. Nie bd wicej zostawia jej samej. Ale jutro, Moss, moe poprosz ci, eby zatrzymaa j tu jak godzin, wczesnym rankiem. Czy byaby tak dobra i zrobia to, kiedy ja pjd do dworu? - Tak, kochanie. Oczywicie. Mogabym naoy na ni czar ukrycia, jeli chcesz. Ale... Ale oni s tam na grze, wielcy ludzie z Krlewskiego Miasta... - W takim razie mog zobaczy, jak yje prosty lud - odpara Tenar i Moss ponownie cofna si, jak gdyby przed prdem iskier przyniesionych w jej stron z ognia na wietrze.

9. ODNAJDYWANIE SW Rozcignici dugim sznurem w poprzek zbocza, kosili siano na lordowskiej ce, w jaskrawych cieniach poranka. Z tej odlegoci Tenar widziaa, e wrd kosiarzy s trzy kobiety, jeden chopiec i zgarbiony, posiwiay mczyzna. Wspia si wrd rzdw skoszonego siana i zapytaa jedn z kobiet o mczyzn w skrzanej czapce. - Ach, ten z Yalmouth - powiedziaa kosiarka. - Nie wiem, gdzie si podzia. Zbliyli si inni, zadowoleni z przerwy w pracy. adne z nich nie wiedziao, gdzie jest mczyzna z Doliny rodkowej ani dlaczego nie kosi razem z nimi. - Tacy dugo nie wytrzymuj - powiedzia mczyzna. - Niezaradny. Znasz go, pani? - Nie z wasnej woli - odrzeka Tenar. - Krci si koo mojego domu, przestraszy dziecko. Nie wiem nawet, jak si nazywa. - Nazywa si Handy - wyrwa si chopiec. Inni patrzyli na ni w milczeniu albo odwrcili wzrok. Zaczynali zdawa sobie spraw z tego, kim musi by ta kargijska kobieta w domu starego maga. Byli dzierawcami Wadcy Re Albi, nieufnymi wobec wieniakw, le patrzcymi na wszystko, co miao co wsplnego z Ogionem. Naostrzyli kosy, odwrcili si, ponownie rozcignli si dugim sznurem i zabrali si energicznie do pracy. Tenar zesza ze zboczy, mina szereg drzew orzechowych i skierowaa si ku drodze. Sta na niej mczyzna i najwyraniej czeka na kogo. Serce Tenar zadrao. Przyspieszya kroku. By to Aspen, czarodziej z dworu. Sta we wdzicznej pozie, oparszy si na swojej wysokiej, sosnowej

lasce w cieniu przydronego drzewa. Kiedy kobieta wysza na drog, zapyta: - Szukasz pracy? -Nie. - Mj pan potrzebuje rk do pracy w polu. Ta upalna pogoda wkrtce si zmieni, siano musi by zebrane. Dla Gohy, wdowy po Flincie, to, co powiedzia, byo odpowiednie, wic Goha odpowiedziaa mu grzecznie: - Bez wtpienia twoja zrczno zdoa odwrci deszcz od pl do czasu, kiedy siano zostanie zebrane. Wiedzia jednak, e bya kobiet, ktrej Ogion umierajc wyjawi swoje prawdziwe imi, a skoro tak, to jego sowa byy tak obrzydliwe i rozmylnie faszywe, e mogy suy za wyrane ostrzeenie. Miaa wanie zapyta go, czy nie wie, gdzie jest mczyzna imieniem Handy. Zamiast tego powiedziaa: - Przyszam, eby powiedzie tutejszemu nadzorcy, e czowiek, ktrego przyj do pracy przy sianokosach, opuci moj wie jako zodziej i co jeszcze gorszego i nie jest godzien przebywa w pobliu tego domu. Ale wyglda na to, e ten czowiek si wynis. Spokojnie przypatrywaa si Aspenowi, dopki nie odpowiedzia z wysikiem: - Nie wiem nic o tych ludziach. Tego ranka po mierci Ogiona sdzia, e Aspen jest wysokim, przystojnym modziecem w szarym paszczu i ze srebrn lask. Teraz nie wyglda na takiego modego, za jakiego go uwaaa, czy te by mody, lecz w jaki sposb wysuszony i zwidy. Jego spojrzenie i gos byy teraz otwarcie pogardliwe i kobieta odpowiedziaa mu gosem Gony: - Niewtpliwie. Prosz o wybaczenie. Nie chciaa mie z nim

adnych kopotw. Zabieraa si do odejcia w drog powrotn do miasteczka, ale Aspen krzykn: -Czekaj! Zatrzymaa si. - Zodziej i co gorszego, mwisz, ale oszczerstwo jest tanie, a jzyk kobiety gorszy ni jakikolwiek zodziej. Przysza tu na gr, eby narobi zej krwi pomidzy robotnikami pracujcymi w polu rzucajc kalumnie i kamstwa, smocze nasienie, ktre rozsiewa za sob kada wiedma. Czy mylaa, e nie wiem, e jeste czarownic? Kiedy zobaczyem to plugawe diabl, ktre lgnie do ciebie, czy mylisz, e nie wiedziaem, w jaki sposb zostao zrodzone i dla jakich celw? Dobrze uczyni czowiek, ktry prbowa zniszczy tego stwora, ale dzieo nie zostao ukoczone. Przeciwstawia mi si kiedy nad ciaem starego czarnoksinika i wtedy powstrzymaem si od ukarania ci, przez wzgld na niego i na obecno innych. Ale teraz posuna si za daleko i ostrzegam ci, kobieto! Nie pozwol ci postawi stopy na terenie tej posiadoci. A jeli postpisz wbrew mojej woli albo omielisz si tak bardzo, by znowu si do mnie odezwa, karz wypdzi ci z Re Albi i z Overfell, z psami u pit. Zrozumiaa mnie? - Nie - odrzeka Tenar. - Nigdy nie rozumiaam takich ludzi jak ty. Odwrcia si i ruszya w drog. Co niczym gaskajcy dotyk przebiego jej po plecach i wosy podniosy si jej na gowie. Odwrcia si gwatownie, eby ujrze, jak czarodziej wyciga lask w jej kierunku, jak gromadz si wok niej mroczne byskawice i jak jego wargi rozchylaj si, by przemwi. Pomylaa w tym momencie:, Poniewa Ged utraci swoj magi, mylaam, e stracili j wszyscy, ale byam w bdzie!" W tym samym momencie usyszaa: - No, no. Co my tu mamy?

Dwaj spord mczyzn z Havnoru wyszli na drog z winiowych sadw znajdujcych si po drugiej jej stronie. Spogldali to na Aspena, to na Tenar, z uprzejmym wyrazem twarzy, jak gdyby aujc, e musz przeszkodzi czarodziejowi w rzucaniu kltwy na wdow w rednim wieku. Ale to musiao by tylko zudzenie. - Pani Goha - rzek mczyzna w haftowanej zotem koszuli i skoni si przed ni. Drugi, jasnooki, rwnie pozdrowi j z umiechem. - Pani Goha - powiedzia - jest jedyn, ktra niczym krl nosi swoje prawdziwe imi otwarcie i, jak sdz, bez obawy. Mieszkajc na Goncie moe wole, abymy uywali jej gontyjskiego imienia. Lecz, znajc jej czyny, prosz o okazanie jej szacunku, gdy nosia ona Piercie, ktrego nie nosia adna kobieta od czasw Elfarran. - Opad na jedno kolano, jak gdyby bya to najnaturalniejsza rzecz na wiecie, bardzo lekko i szybko uj praw do Tenar i dotkn czoem jej nadgarstka. Uwolni j i wsta umiechajc si tym uprzejmym, porozumiewawczym umiechem. - Ach! - westchna Tenar, podniecona i na wskro przejta gorcem. - Na wiecie istniej wszelkiego rodzaju moce! Dzikuj. Czarodziej sta bez ruchu patrzc szeroko otwartymi oczyma. Zme w ustach kltw i cofn lask, lecz wok niej i wok jego oczu wci widoczna bya ciemno. Nie miaa pojcia, czy wiedzia, czy te dopiero teraz si dowiedzia, e ona jest Tenar Noszc Piercie. To nie miao znaczenia, Nie mg jej bardziej nienawidzi. Jej wina polegaa na tym, e bya kobiet. Nic nie mogo pomc w tej sytuacji ani nic jej naprawi. adna kara nie bya wystarczajca. Patrzy na to, co zrobiono Therru i pochwala to.

- Panie - zwrcia si teraz do starszego mczyzny - cokolwiek mniejszego ni uczciwo i szczero wydaje si brakiem szacunku wobec krla, w ktrego imieniu przemawiacie i dziaacie. Chciaabym szanowa krla i jego posacw. Lecz mj wasny honor wymaga milczenia, dopki nie zwolni mnie z niego mj przyjaciel. Ja... Jestem pewna, moi panowie, e wyle on do was jak wiadomo w swoim czasie. Tylko dajcie mu czas, bagam was. - Z ca pewnoci - odrzek jeden, a drugi doda: - Tyle czasu, ile potrzebuje. A twoje zaufanie, pani, zaszczyca nas nade wszystko. Ruszya w kocu drog do Re Albi, wstrznita bezlitosn nienawici czarodzieja, swoj wasn gniewn pogard, swoim przeraeniem, kiedy nagle dowiedziaa si o jego woli i mocy uczynienia jej krzywdy, nagym kresem tego przeraenia w schronieniu zaofiarowanym przez wysannikw krla ludzi, ktrzy przybyli statkiem o biaych aglach z samego portu, Wiey Miecza i Tronu, centrum prawa i porzdku. Jej serce unioso si z wdzicznoci. Rzeczywicie by krl na tym tronie, a w jego koronie najwaniejszym klejnotem bdzie Run Pokoju. Podobaa jej si twarz modszego mczyzny - mdra i dobrotliwa - i sposb, w jaki uklk przed ni niczym przed krlow. I jego umiech, w ktrym ukryty by art. Odwrcia si, by spojrze za siebie. Dwaj wysannicy kroczyli drog do dworu z czarodziejem Aspenem. Zdawali si konwersowa z nim po przyjacielsku, jak gdyby nic si nie stao. Stumio to fal jej penego nadziei zaufania. Co prawda byli dworzanami. Nie ich spraw byo spiera si, osdza i potpia. A on by czarodziejem i to czarodziejem ich gospodarza. "Mimo to - pomylaa - nie musieli spacerowa i rozmawia z nim tak

swobodnie." Ludzie z Havnoru pozostali jeszcze kilka dni w gocinie u Wadcy Re Albi, majc by moe nadziej, e arcymag zmieni zdanie i przybdzie do nich, lecz nie szukali go ani te nie nagabywali Tenar o miejsce jego pobytu. Kiedy wreszcie odpynli, Tenar powiedziaa sobie, e musi zdecydowa si, co robi. Nie byo adnego istotnego powodu, eby tu zostaa i dwa przekonywajce powody do odejcia: Aspen i Handy. adnemu nie moga ufa, e zostawiaj i Themi w spokoju. A jednak trudno jej byo si zdecydowa, poniewa trudno byo nawet myle o odejciu. Opuszczajc teraz Re Albi porzucaa Ogiona, tracia go tak, jak nie tracia go, kiedy prowadzia jego gospodarstwo i pea jego cebul. I mylaa: 'Tam w dole, nigdy nie bd marzya o niebie. Tu, gdzie przylecia Kalessin, byam Tenar" Na dole, w Dolinie rodkowej, znowu bdzie tylko Goh. Zwlekaa. Powiedziaa do siebie: "Czy mam si ba tych ajdakw, uciec przed nimi? Wanie tego ode mnie chc. Czy maj mnie zmusi, ebym przychodzia i odchodzia zalenie od ich woli?" I dodawaa: "Tylko skocz robi ser". Trzymaa Themi zawsze przy sobie. A dni mijay. Moss przysza z plotk do opowiedzenia. Tenar pytaa j o czarodzieja Aspena, nie opowiadajc jej caej historii, lecz mwic, e jej grozi - i rzeczywicie mogo to by wszystkim, co zamierza zrobi. Moss na ogl nie zbliaa si do posiadoci starego wadcy, bya jednak ciekawa, co si tam dziao i skonna znale okazj, by pogawdzi z kilkoma tamtejszymi znajomymi, z kobiet, od ktrej nauczya si poonictwa i z innymi, ktrym suya jako znachorka i poszukiwaczka. Nakonia je do rozmowy o wypadkach we dworze. Wszystkie one nienawidziy Aspena, a wic gotowe byy o nim mwi,

lecz trzeba byo odbiera ich opowieci jako efekt zoliwoci i strachu. Mimo to pomidzy fantazjami byy fakty. Sama Moss powiadczaa, e dopki trzy lata temu nie przyby Aspen, modszy wadca, wnuk, by zdrowym, cho niemiaym, ponurym mczyzn. "Jakby przestraszonym" - powiedziaa. Pniej, mniej wicej wtedy, kiedy zmara matka modego wadcy, stary wadca posa na Roke po czarodzieja. - "Po co? Mimo, e pan Ogion by w odlegoci niespena mili? A oni wszyscy we dworze sami s czarownikami". Ale Aspen przyby. Zoy Ogionowi swoje uszanowanie i nic wicej i zawsze - mwia Moss - pozostawa na grze, w rezydencji. Odtd coraz mniej widywano wnuka i mwiono, e dniem i noc ley w ku. "Jak chore dziecko, zupenie uschnity" - powiedziaa jedna z kobiet, ktre byy we dworze w jakiej sprawie. Lecz stary wadca - majcy sto lat albo wicej, twierdzia Moss, ktra nie lkaa si liczb i nie miaa dla nich szacunku - stary wadca kwit. "Peen soku" - mwili. Za jeden z mczyzn, gdy yczyli sobie, aby tylko mczyni usugiwali im we dworze, powiedzia jednej z kobiet, e stary wadca naj czarodzieja, by ten uczyni go wiecznie ywym, i e czarodziej robi to ywic go yciem wnuka. I mczyzna nie widzia w tym nic zego, mwic: - Kto by nie chcia y wiecznie? - No c - rzeka zaskoczona Tenar. - To brzydka historia. Czy nie mwi o tym w miasteczku? Moss wzruszya ramionami. Znowu bya to kwestia "Daj spokj". Poczynania potnych nie powinny by osdzane przez nie posiadajcych mocy. Istniaa take niejasna lepa krolewskosc, zakorzenienie w miejscu: starzec by ich wadc, Wadc Re Albi i to, co czyni, nikogo nie powinno zajmowa... Najwyraniej Moss sama to czua.

- Ryzykowne - rzeka. - Taka sztuczka nie moe si uda. - Nie nazwaa jej jednak nikczemn. We dworze nie wida byo ladu po czowieku imieniem Handy. Pragnc upewni si, e opuci on Overfell, Tenar zapytaa paru znajomych w miasteczku, czy nie widzieli takiego czowieka, lecz otrzymywaa niechtne i wymijajce odpowiedzi. Nie chcieli w aden sposb miesza si w jej sprawy. "Daj spokj...". Jedynie stary Fan traktowa j jak przyjacik i wspwieniaczk. By moe, dlatego, e jego wzrok by tak zamglony, i nie mg wyranie dostrzec Therru. Zabieraa teraz dziecko ze sob, kiedy sza do miasteczka czy te w ogle oddalaa si od domu. Therru nie uwaaa tej niewoli za mczc. Trzymaa si blisko Tenar, jak mae dziecko, pracujc z ni lub bawic si. Bawia si koci koysk, wyplataniem koszykw i par kocianych figurek, ktre Tenar znalaza w maej torebce z trawy na jednej z pek Ogiona. Byo to zwierz, ktre mogo by psem albo owc, i posta mogca by kobiet lub mczyzn. Dla Tenar nie miay one znamion mocy ani niebezpieczestwa, a Moss rzeka: "Po prostu zabawki". Dla Therru byy wielk magi. Czasem godzinami przestawiaa je z miejsca na miejsce we wzorach jakiej milczcej opowieci. Nie odzywaa si podczas zabawy. Czasami budowaa domy dla osoby i zwierzcia, kamienne kopce, chaty z bota i somy. Byli zawsze w jej kieszeni, w swoim woreczku z trawy. Uczya si prz. Potrafia trzyma kdziel w poparzonej doni i obraca wrzeciono drug. Odkd tu byy, regularnie przeczesywaa kozy i miay ju do uprzedzenia peen worek jedwabistej koziej sierci. "Ale ja powinnam j uczy - mylaa strapiona Tenar. -

Naucz j wszystkiego, powiedzia Ogion, a czego ja j ucz? Gotowania i przdzenia?" - Wtem inna cz jej umysu odezwaa si gosem Gony: - "A czy nie s to prawdziwe kunszty, potrzebne i szczytne? Czy mdro to tylko sowa?" Niemniej jednak martwia si t spraw i pewnego popoudnia, kiedy Therru szarpaa kozi wen, by j oczyci i rozplata, a ona grplowaa j w cieniu brzoskwiniowego drzewa, powiedziaa: - Therru, by moe ju czas, eby zacza si uczy prawdziwych imion rzeczy. Jest jzyk, w ktrym wszystkie rzeczy nosz swoje prawdziwe imiona, a czyn i sowo s jednym. Mwic tym jzykiem Segoy wydwign wyspy z gbin. Jest to jzyk, ktrym przemawiaj smoki. Dziecko suchao w milczeniu. Tenar odoya swoje zgrzeba i podniosa z ziemi may kamyk. - W tej mowie - rzeka - to jest tolk. Therru przygldaa si temu, co robia i powtrzya sowo tolk, lecz bezgonie, jedynie formujc je ustami, cignitymi nieco z prawej strony przez blizn. Kamie lea na doni Tenar. Kamie. Obie milczay. - Jeszcze nie - odezwaa si Tenar. - To nie jest to, czego musz ci teraz nauczy. - Upucia kamyk na ziemi i podniosa swoje zgrzeba oraz gar kbiastej weny, ktr Therru przygotowywaa do grplowania. - Moe, kiedy bdziesz miaa prawdziwe imi, moe wtedy przyjdzie pora. Nie teraz. Teraz suchaj. Teraz jest pora na opowieci, czas, aby zacza si uczy opowieci. Mog opowiedzie ci histori z Archipelagu i z Krajw Kargadu. Opowiadaam ci histori, ktrej nauczyam si od mojego przyjaciela Aihala Milczcego. Teraz opowiem ci t, ktrej nauczyam si od mojej

przyjaciki Lark, kiedy opowiadaa j swoim dzieciom i moim. Jest to historia o Andaurze i Avad. Tak dawno, jak wieczno, tak daleko jak Selidor, y mczyzna zwany Andaurem, drwal, ktry wdrowa samotnie po wzgrzach. Pewnego dnia, gboko w lesie, ci olbrzymi db. Padajc, drzewo zawoao do ludzkim gosem... Byo to dla nich przyjemne popoudnie. Lecz noc, lec obok pogronego we nie dziecka, Tenar nie moga spa. Bya niespokojna, niepokoia j jedna drobna obawa za drug "czy zamknam bram pastwiska?", "czy rka boli mnie od grplowania, czy to pocztek artretyzmu?" i tak dalej. Pniej zaniepokoia si bardzo, wydawao jej si, bowiem, e syszy haasy pod domem. "Dlaczego nie postaraam si o psa?" - pomylaa. Gupia. Nie mie psa. Kobieta i dziecko, ktre mieszkaj same, powinny mie psa w dzisiejszych czasach. "Ale to jest dom Ogio-na! Nikt nie przyszedby tu, eby czyni zo. Ale Ogion jest martwy, pogrzebany w korzeniach drzewa na skraju lasu. I nikt nie przyjdzie. Krogulec odszed, uciek. Nawet ju nie Krogulec, czo-wiek-cie, adnego poytku dla kogokolwiek, martwy czowiek zmuszony do tego, by y. a ja nie mam adnej siy, nie ma we mnie dobra. Wymawiam sowo Tworzenia i zamiera ono w moich ustach, jest bez znaczenia. Kamie. Jestem kobiet, star kobiet, sab, gupi. Wszystko, co robi, jest ze. Wszystko, czego dotykam, przemienia si w popioy, cie, kamie. Jestem stworem ciemnoci, obrzmiaym ciemnoci. Jedynie ogie moe mnie oczyci. Tylko ogie moe mnie pore, strawi mnie, jak..." Podniosa si i wrzasna na cay gos w swoim wasnym jzyku: "Bd odrzucona, kltwo i odwr si!" - po czym wycigna prawe rami i opucia je wskazujc wprost na za-

mknite drzwi. Nastpnie, wyskoczywszy z ka, podesza do drzwi, otworzya je gwatowym ruchem i krzykna w pochmurn noc: - Przychodzisz za pno, Aspen. Zostaam poarta dawno temu. Id oczyci wasny dom! Nie byo adnej odpowiedzi, adnego dwiku, tylko mdy, kwany, ohydny swd spalenizny - przypalonej tkaniny lub wosw. Zamkna drzwi, postawia przy nich lask Ogiona i sprawdzia, czy Therru wci pi. Ona sama nie spaa tej nocy. Rankiem zabraa Therru do miasteczka, aby zapyta Fana, czy nie bdzie potrzebowa ich przdzy. By to pretekst, eby wydosta si z domu i cho przez ma chwil by pomidzy ludmi. Starzec powiedzia, e chtnie utka przdz i rozmawiali przez kilka minut pod olbrzymim malowanym wachlarzem, podczas gdy terminatorka rzucaa gniewne spojrzenia i zawzicie klekotaa krosnami. Kiedy opuciy dom Fana, kto uskoczy za rg maej chatki, w ktrej Tenar niegdy mieszkaa. Co, osy lub pszczoy, ksao szyj i gow Tenar i wszdzie dokoa sycha byo stukot deszczu, ulewy z piorunami, lecz nie byo chmur. Kamienie. Ujrzaa, jak otoczaki uderzaj w ziemi. Therru przystana, zaintrygowana, rozgldajc si dookoa. Paru chopcw wybiegao zza chatki, kryjc si w cieniu jej cian. Gono krzyczeli do siebie nawzajem i miali si. - Chod - rzeka Tenar i poszy do Ogionowego domu. Tenar draa i drenie zwikszao si w miar, jak szy. Prbowaa ukry je przed Therru, ktra - nie rozumiejc, co si stao -wygldaa na zmartwion, lecz nie przestraszon. Skoro tylko weszy do domu, Tenar wiedziaa, e kto by tam podczas ich wizyty w miasteczku. Cuchno spalonym misem

i wosami. Narzuta ich ka bya zmita. Kiedy prbowaa zastanowi si, co robi, zrozumiaa, e ciy na niej zaklcie. Zostao rzucone i czekao na ni. Nie moga powstrzyma drenia, a jej umys by zmieszany, powolny, niezdolny do podjcia decyzji. Nie moga myle. Wypowiedziaa sowo, prawdziwe imi kamienia i rzucono nim w ni, w jej twarz, w twarz za, odraajc twarz... Omielia si mwi... Nie moga mwi... Pomylaa w swoim wasnym jzyku: "Nie mog myle po hardycku. Nie wolno mi". Moga myle po kargijsku. Niezbyt szybko. Byo tak, jakby musiaa prosi dziewczyn imieniem Arha, ktr bya dawno temu, aby wysza z mroku i mylaa za ni. eby jej pomoga. Tak jak pomagaa jej zeszej nocy, odwracajc kltw czarodzieja z powrotem na niego. Arha nie znaa wielu rzeczy, ktre znay Tenar i Goha, lecz wiedziaa, jak rzuca kltw, jak y w ciemnoci i jak milcze. Trudno byo to zrobi milcze. Chciaa krzycze. Chciaa rozmawia - pj do Moss i opowiedzie jej, co si stao, dlaczego musi i, przynajmniej poegna si. Prbowaa powiedzie do Heather: - Kozy s teraz twoje, Heather. - 1 zdoaa wypowiedzie to po hardycku, tak aby Heather zrozumiaa, lecz Heather nie rozumiaa. Wytrzeszczaa oczy i zamiaa si: - O, to kozy pana Ogiona! - odpara. "Zatem... ty... - staraa si powiedzie Tenar - trzymaj je dalej dla niego", lecz wesza w ni miertelna choroba i usyszaa swj gos mwicy ostro: - Wariatko, pgwku, idiotko, babo! Heather spojrzaa na ni wytrzeszczonymi oczyma i przestaa si mia. Tenar zasonia usta rk. Wzia Heather i obrcia j tak, aby patrzya na sery dojrzewajce w obrce, i

wskazywaa na nie i na Heather, tam i z powrotem, a Heather skina niezdecydowanie gow i ponownie si zamiaa, poniewa kobieta zachowywaa si tak dziecinnie. Tenar kiwna do Therru - Chod! - wesza do domu, gdzie obrzydliwy fetor przybra na sile, sprawiajc, e Therru skulia si. Tenar wyja ich toboki i podrne obuwie. Do swojego toboka woya zapasow sukni i bielizn, dwie stare sukienki Therru, do poowy uszyt now i zaoszczdzony materia, wrzeciona, ktre wystrugaa dla siebie i Therru, oraz troch ywnoci i glinian butelk wody na drog. Do toboka Therru powdroway jej najlepsze koszyki, kociana posta i kociane zwierz w swojej torebce z trawy, kilka pir, maa mata-labirynt, ktre daa jej Moss, oraz woreczek orzechw i rodzynek. Chciaa powiedzie: "Id podla brzoskwini", lecz nie miaa. Wyprowadzia dziewczynk przed dom i pokazaa jej. Therru troskliwie podlaa maleki kieek. Zamioty i uporzdkoway dom, pracujc szybko, w milczeniu. Tenar postawia dzban z powrotem na pce i zobaczya na drugim jej korku trzy olbrzymie ksigi, ksigi Ogiona. Ujrzaa je Arha i byy one dla niej niczym, wielkimi skrzanymi pudami penymi papieru. Lecz Tenar utkwia w nich wzrok i zagryza knykie, z wysikiem marszczc brwi, aby si zdecydowa, aby wiedzie, co robi i aby wiedzie, jak je przenie. Nie moga ich nie. Ale musiaa. Nie mogy zosta tu, w zbezczeszczonym domu. W domu, do ktrego zawitaa nienawi. Byy jego. Ogiona. Geda. Jej. Wiedza. Naucz j wszystkiego! Oprnia z weny i przdzy worek, w ktrym zamierzaa je nie, woya ksigi, jedna na drug, i zwizaa szyjk torby skrzanym paskiem z

ptl do trzymania. Po czym rzeka: - Musimy ju i, Therru. Mwia po kargijsku, lecz imi dziecka byo takie samo, byo kargijskim sowem - pomie, ponicie. I dziecko podeszo nie zadajc adnych pyta, niosc swj may skarb w toboku na plecach. Podniosy swoje kije podrne, pd leszczyny i ga olchy. Postawiy lask Ogiona w ciemnym kcie przy drzwiach. Drzwi domu zostawiy otwarte dla wiatru od morza. Zwierzcy zmys poprowadzi Tenar z dala od pl i z dala od drogi na wzgrzu, obok ktrej przesza. Trzymajc Therru za rk, posza na skrty opadajcymi stromo pastwiskami, w kierunku drogi dla wozw, ktra wioda zygzakiem w d, do Portu Gont. Wiedziaa, e jeli spotka Aspena, bdzie zgubiona i obawiaa si, e moe czeka na ni na drodze. Ale moe nie na tej drodze. Po przebyciu jakiej mili moga ju jasno myle. Pierwsz rzecz, o ktrej pomylaa, byo to, e wybraa waciw drog. Wracay, bowiem do niej hardyckie sowa, a po chwili sowa Prawdziwej Mowy. Schylia si, podniosa kamie i trzymaa go w doni, mwic w mylach: tolk, po czym woya ten kamie do kieszeni. Spojrzaa w dal na rozlege paszczyzny powietrza i chmur i powiedziaa w mylach: Kalessin. I jej umys rozjani si, stajc si rwnie czystym jak to powietrze. Weszy w dug przesiek zacienion przez wysokie, trawiaste nasypy i odkrywki skay. Tu znowu poczua lekki niepokj. Kiedy dotary do zakrtu, ujrzay u swych stp ciemnobkitn zatok i wyaniajcy si z niej, pomidzy Zbrojnymi Urwiskami, pikny okrt pod penymi aglami. Tenar lkaa si ostatniego takiego statku, lecz nie tego. Chciaa zbiec

drog na jego spotkanie. Tego nie moga zrobi. Szy krokiem Therru. Byo to lepsze tempo ni dwa miesice temu, a schodzenie z gry uatwiao im marsz. Jednak okrt pdzi im na spotkanie. W jego agle daj magiczny wiatr; przemkn przez zatok niczym leccy abd. Wpyn do portu, zanim Tenar i Therru znalazy si w poowie drogi do nastpnego zakrtu traktu. Wszelkie miasta byy dla Tenar miejscami niezwykymi. Nigdy w nich nie mieszkaa. Widziaa najwiksze miasto Ziemiomorza, Havnor, raz, przez chwil; i poeglowaa z Gedem do Portu Gont przed laty, ale wspili si na drog do Overfell nie zatrzymujc si na ulicach. Jedynym innym miastem, jakie znaa, byo Yalmouth - senne, soneczne, portowe miasteczko, w ktrym przybycie statku przywocego towary z Andradw byo wielkim wydarzeniem, a wikszo rozmw mieszkacw dotyczya suszonych ryb. Ona i dziecko weszy na ulice Portu Gont, kiedy soce byo wci do wysoko ponad zachodnim morzem. Therru przesza pitnacie mil bez sowa skargi, cho oczywicie bya zmczona. Tenar rwnie bya zmczona, gdy nie spaa poprzedniej nocy. Ksigi Ogiona take stanowiy cikie brzemi. W poowie drogi woya je do toboka, ktry niosa na plecach, a ywno i odzie do worka na wen. Byo to lepsze rozwizanie, lecz nie doskonae. Tak wic, kroczc z mozoem midzy pojedynczymi domami, doszy do bramy miasta, gdzie droga, przebiegajc pomidzy dwoma wyrzebionymi w kamieniu smokami, przemieniaa si w ulic. Tam te mczyzna, stranik bramy, zmierzy je wzrokiem. Therru pochylia poparzon twarz w kierunku ramienia i ukrya spalon do pod fartuszkiem sukienki. - Czy udajesz si do domu w miecie, pani? - zapyta stranik,

badawczo przygldajc si Therru. Tenar nie wiedziaa, co powiedzie. Nie wiedziaa, e przy bramach miasta s stranicy. Nie miaa, czym zapaci poborcy myta ani oberycie. Nie znaa nikogo w Porcie Gont oprcz - pomylaa - czarodzieja, tego, ktry przyszed, aby pochowa Ogiona, jak on si nazywa? Lecz nie wiedziaa, jak si nazywa. Staa tam z otwartymi ustami, niczym Heather. - Idcie, idcie - powiedzia stranik, znudzony i odwrci si. Chciaa go zapyta, gdzie znajdzie drog na poudnie przez przyldki, drog wiodc wybrzeem do Yalmouth, lecz nie miaa ponownie wzbudzi jego zainteresowania, eby nie zdecydowa, e mimo wszystko jest wczg albo czarownic, albo czymkolwiek, czego on i kamienne smoki nie powinni wpuszcza do Portu Gont. Przeszy, wic pomidzy smokami - Therru podniosa gow, troch, aby je zobaczy - i podreptay po kocich bach, coraz bardziej zdumione, oszoomione i zmieszane. Tenar wydawao si, e nie byo nikogo ani niczego, czego nie wpuszczono by do Portu Gont. Byo tam wszystko. Wysokie domy z kamienia, fury, wozy, bydo, osy, place targowe, sklepy, tumy, ludzie, ludzie - im dalej szy, tym wicej byo ludzi. Therru przylgna do rki Tenar, idc bokiem i ukrywajc twarz we wosach. Tenar trzymaa kurczowo rk Therru. Nie wyobraaa sobie, jak mogaby tu pozosta, jedyn wic rzecz do zrobienia byo wyruszy na poudnie i i a do zapadnicia zmroku, majc nadziej, e rozbij obz w lesie. Tenar wybraa szerok kobiet w szerokim biaym fartuchu, ktra zamykaa okiennice sklepu, i przesza przez ulic zdecydowana zapyta j o drog z miasta na poudnie. Jdrna, czerwona twarz kobiety wygldaa do sympatycznie, lecz kiedy Tenar zbieraa si na odwag, by do niej przymwi,

Therru chwycia j mocno, jakby prbujc si przed ni ukry, i podnisszy wzrok Tenar ujrzaa nadchodzcego w jej kierunku mczyzn w skrzanej czapce. Zauway j w tej samej chwili. Zatrzyma si. Tenar schwycia Therru i na poy cigna j za sob, na poy odwracaa jej twarz. - Chod! - powiedziaa i wielkimi krokami ruszya prosto przed siebie, obok mczyzny. Skoro pozostawia go w tyle, przyspieszya kroku, schodzc w kierunku migoczcej zachodem soca wody oraz dokw i nabrzey rozcigajcych si u stp spadzistej ulicy. Therru biega razem z ni, oddychajc ciko, tak jak oddychaa po tym, jak zostaa poparzona. Wysokie maszty koysay si na tle czerwono-tego nieba. Okrt ze zwinitymi aglami sta przy kamiennym molo, za wiosow galer. Tenar obejrzaa si za siebie. Mczyzna szed tu za nimi. Nie spieszy si. Wybiega na molo, lecz po przebyciu dugiej drogi, Therru potykaa si i nie moga i dalej, niezdolna do zapania oddechu. Tenar podniosa j i dziecko uchwycio si jej, kryjc twarz na ramieniu kobiety. Lecz Tenar ledwo moga si porusza, obciona w ten sposb. Dray pod ni nogi. Zrobia krok i jeszcze jeden, i jeszcze jeden. Dosza do maego, drewnianego pomostu przerzuconego midzy molo a pokadem statku. Pooya do na jego porczy. Z pokadu przypatrywa si jej eglarz - ysy, ylasty, muskularny. - Co si stao, prosz pani? - zapyta. - Czy... Czy to statek z Havnoru? - Z Krlewskiego Miasta, pewnie. - Wpu mnie na pokad! - No, nie mog tego zrobi - odpar mczyzna, szczerzc zby, lecz jego wzrok przesuwa si; eglarz spoglda teraz na

czowieka, ktry podszed i stan obok Tenar. - Nie musisz ucieka - zwrci si do niej Handy. - Nie zamierzam ci zrobi nic zego. Nie chc ci skrzywdzi. Nie rozumiesz. To ja sprowadziem dla niej pomoc, prawda? Naprawd aowaem tego, co si stao. Chc ci przy niej pomc. - Wycign rk, jak gdyby czu nieprzepart ch dotknicia Therru. Tenar nie moga si ruszy. Przyrzeka Therru, e on nigdy wicej jej nie dotknie. Zobaczya, jak jego rka dotyka nagiego, drcego ramienia dziecka. - Czego od niej chcesz? - odezwa si inny gos. Inny eglarz zaj miejsce ysego: mody mczyzna. Tenar wydawao si, e to jej syn. Handy by skory do mwienia: - Ona ma... ona zabraa mojego dzieciaka. Moj siostrzenic. Ona jest moja. Zaczarowaa j, ucieka z ni, widzisz... Zupenie nie moga mwi. Sowa znowu od niej odeszy, zostay jej odebrane. Mody eglarz nie by jej synem. Mia szczup i surow twarz o bystrych oczach. Patrzc na niego, odnalaza sowa: - Pozwl mi wej na pokad. Prosz! Mody czowiek wycign rk. Uja j, a on wcign j przez kadk na pokad okrtu. - Czekaj tu - rzek do Handy'ego, a do niej powiedzia: - Chod za mn. Lecz nogi nie chciay jej podtrzymywa. Runa jak koda na pokad statku z Havnoru, wypuszczajc z rk ciki worek, ale przywierajc do dziecka. - Nie pozwlcie mu jej zabra, och, nie oddawajcie im jej, ju nie, ju nie, ju nie!

10. DELFIN Nie chciaa puci dziecka, nie chciaa im go odda. Na pokadzie statku byli sami mczyni. Dopiero do dugim czasie zaczo do niej dociera to, co mwili, co si stao, co si dziao. Kiedy poja, kim jest mody mczyzna, ten, ktrego wzia za swojego syna, zdawao si jej, e rozumiaa to od samego pocztku, tylko nie bya w stanie o tym myle. Nie bya w stanie myle o czymkolwiek. Wrci na pokad z dokw i sta teraz obok kadki rozmawiajc z siwowosym mczyzn, sdzc z wygldu - kapitanem statku. Spoglda na Tenar, ktr pozostawiono skulon, z Therru, w rogu pokadu pomidzy balustrad a wielk wind kotwiczn. Zmczenie po dugim dniu odnioso zwycistwo nad strachem Therru. Spaa gbokim snem, przytulona do Tenar, ze swoim may zawinitkiem zamiast poduszki i paszczem zamiast koca. Tenar wstaa powoli, a mody czowiek natychmiast do niej podszed. Wygadzia spdnic i prbowaa poprawi wosy. - Jestem Tenar z Atuanu - rzeka. Mczyzna sta bez ruchu. Powiedziaa: - Myl, e jeste krlem. By bardzo mody, modszy od jej syna, Sparka. Mg mie zaledwie dwadziecia lat. Lecz dostrzega w jego wygldzie co, co wcale nie byo mode. Co w jego spojrzeniu, co sprawio, e pomylaa: "On przeszed przez ogie". - Nazywam si Lebannen z Enladu, pani - powiedzia i mia wanie zoy jej ukon lub nawet uklkn przed ni. Chwycia jego donie tak, e stanli twarz w twarz. - Nie przede mn - zawoaa - ani ja przed tob! Rozemia si

ze zdziwieniem i trzyma j za rce, utkwiwszy w niej szczere spojrzenie. - Skd wiedziaa, e ci szukam? Czy sza do mnie, kiedy ten czowiek...? - Nie, nie. Uciekaam... przed nim... przed... przed bandytami... Prbowaam wrci do domu, to wszystko. - Do Atuanu? - Och, nie! Na moj farm. W Dolinie rodkowej. Tu, na Goncie. - Ona rwnie si zamiaa, przez zy. Teraz mona byo wypaka zy. Pucia donie krla, aby mc wytrze oczy. - Gdzie to jest - Dolina rodkowa? - zapyta. - Na poudniowym wschodzie, nie opodal tamtych przyldkw. Yalmouth jest portem. - Zabierzemy ci tam - rzek zadowolony, e moe jej to zaoferowa. Umiechna si i wytara oczy, kiwajc gow na znak zgody. - Szklanka wina. Troch jedzenia, troch odpoczynku - powiedzia - i ko dla twojego dziecka. - Kapitan statku, przysuchujcy si dyskretnie, wyda rozkazy. ysy eglarz, ktrego pamitaa - jak jej si wydawao - z dawnych czasw, wystpi naprzd. Zamierza podnie Therru. Tenar stana midzy nim a dzieckiem. Nie moga pozwoli mu jej dotkn. - Ja ja zanios - powiedziaa nienaturalnie wysokim gosem. - Tam s schody, prosz pani. Ja to zrobi - odpar eglarz i wiedziaa, e jest uprzejmy, a jednak nie moga pozwoli mu dotkn Therru. - Pozwlcie mnie - powiedzia mody czowiek, krl, pytajc j wzrokiem o pozwolenie. Uklk, wzi pice dziecko z desek pokadu, podszed do luku i ostronie znis dziewczynk po

stromych schodach. Tenar podaa za nim. Pooy dziewczynk na koi w malekiej kabinie, z zakopotaniem, czule. Otuli j paszczem. Tenar pozwolia mu to zrobi. W wikszej kabinie, ktra przebiegaa przez ruf statku, z dugim oknem wychodzcym na oblan wiatem zmierzchu zatok, poprosi j, aby usiada przy dbowym stole. Wzi tac od chopca, ktry j przynis, rozla czerwone wino do kielichw z cikiego szka, poda jej owoce i ciastka. Skosztowaa wina. - Jest bardzo dobre, ale nie z Roku Smoka - oznajmia. Spojrzaa na ni ze zdumieniem, jak pierwszy lepszy chopak. - Z Enlandu, nie z Andradw - odrzek potulnie. - Jest bardzo delikatne - zapewniaa go i ponownie wypia. Wzia ciastko. Byo to kruche ciasto, bardzo poywne. Zielone i bursztynowe winogrona byy sodkie i cierpkie. ywy smak poywienia i wina by niczym liny, ktrymi przycumowano statek - na nowo wiza j ze wiatem, z jej mylami. - Bardzo si baam - rzeka w formie przeprosin. - Myl, e wkrtce znowu bd sob. Wczoraj... nie, dzisiaj, dzisiaj rano... rzucono na mnie... zaklcie... - Wypowiedzenie tego sowa byo niemal niemoliwe, zajkna si na nim: - K... kltw. Odebraa mi mow i rozum, jak sdz. U... uciekymy przed ni, ale pobiegymy prosto do czowieka, czowieka, ktry... Z rozpacz podniosa oczy na modzieca. Jego powany wzrok pozwoli jej powiedzie to, co musiao zosta powiedziane. - By jednym z ludzi, ktrzy okaleczyli dziecko. On i jej rodzice. Zgwacili, pobili i poparzyli j; te rzeczy si zdarzaj, mj panie. Te rzeczy zdarzaj si dzieciom. I on wci j ledzi, eby si do niej dobra. I...

Powstrzymaa si i wypia wino. -1 tak od niego przybiegam do ciebie. Do przystani. Spojrzaa na niskie, rzebione belki kajuty, wypolerowany st, srebrn tac, szczup, spokojn twarz modego czowieka. Mia ciemne, mikkie wosy i brzowo-czerwon skr. Ubrany by dobrze i prosto, bez adnych acuchw, piercieni czy innych zewntrznych oznak wadzy. "Lecz wyglda tak, jak powinien wyglda krl" - pomylaa. - Przykro mi, e pozwoliem temu czowiekowi odej - powiedzia. - Ale mona go odnale. Kim by ten, ktry rzuci na ciebie zaklcie? - Czarodziejem. - Nie chciaa wyjawi imienia. Nie chciaa myle o tym wszystkim. Pragna mie ich wszystkich za sob. adnej zemsty, adnego pocigu. Zostawi ich i ich nienawi, pozostawi ich za sob, zapomnie. Lebannen nie nalega, lecz zapyta: - Czy na swojej farmie bdziesz bezpieczna od tych ludzi? - Myl, e tak. Gdybym nie bya taka zmczona, taka zdezorientowana przez... przez... gdybym nie miaa takiego zamtu w gowie, e nie mogam myle, nie baabym si Handy'ego. Co on mg zrobi? W obecnoci wszystkich ludzi na ulicy? Nie powinnam bya przed nim ucieka. Ale wszystkim, co czuam, by jej strach. Ona jest taka maa, wszystko, co moe zrobi, to ba si go. Bdzie musiaa si nauczy nie czu tego strachu. Musz j tego nauczy... - Majaczya. Myli przychodziy jej do gowy w jzyku kargijskim. Czy mwia po kargijsku? Modzieniec pomylaby, e jest szalona - stara, szalona, paplajca kobieta. Spojrzaa na niego ukradkiem. Jego ciemne oczy nie patrzyy na ni; przypatrywa si maemu, nieruchomemu, czystemu pomieniowi szklanej lampy, ktra zwisaa nisko ponad stoem. Jego twarz bya zbyt

smutna, jak na twarz modego czowieka. - Przybye, eby go odnale - odezwaa si. - Arcymaga. Krogulca. - Geda - rzek spogldajc na ni z nikym umiechem. - I on i ja jestemy znani pod naszymi prawdziwymi imionami. - Ty i ja, tak. Ale on tylko dla ciebie i dla mnie. Skin gow. - Grozi mu niebezpieczestwo od zawistnych ludzi, ludzi zej woli i nie ma on teraz adnej... adnej obrony. Wiesz o tym? Nie moga zmusi si do tego, aby wyrazi si janiej, lecz Lebannen odrzek: - Powiedzia mi, e jego moc, jako maga, jest stracona. Zostaa zuyta w akcie, ktry ocali mnie i nas wszystkich. Lecz trudno byo w to uwierzy. Nie chciaem w to wierzy. - Ja rwnie. Ale tak jest. I dlatego on... - Znowu si zawahaa. - Chce by sam, dopki jego rany si nie zagoj - powiedziaa wreszcie ostronie. Lebannen rzek: - On i ja bylimy razem w mrocznej krainie, suchej krainie. Umarlimy razem. Razem przeprawialimy si przez tamte gry. Jest droga. Zna j. Lecz imi tych gr brzmi: Bl. Kamienie... Kamienie rani i rany te goj si dugo. Spuci wzrok na swoje rce. Tenar pomylaa o doniach Geda, porysowanych i pokrytych bliznami, zacinitych na swoich ranach. Jej wasna do zamykaa si na maym kamyku w jej kieszeni, sowie, ktre podniosa na stromej drodze. - Dlaczego ukrywa si przede mn? - krzykn z alem modzieniec. Potem doda spokojnie: - Rzeczywicie, miaem nadziej go zobaczy. Lecz jeli sobie tego nie yczy, koniec na tym, rzecz jasna. - Rozpoznaa dworsko, uprzejmo, godno posacw z Havnoru i docenia j, znaa jej warto.

Lecz kochaa go za jego al. - Na pewno do ciebie przyjdzie. Tylko daj mu czas. Odnis tak powane rany... wszystko zostao mu odebrane... Ale kiedy o tobie mwi, kiedy wymawia twoje imi, och, wtedy widziaam go przez chwil takim, jakim by... jakim znowu bdzie... Sama duma! 114 - Duma? - powtrzy Lebannen, jakby zaskoczony. - Tak. Oczywicie, duma. Kto ma by dumny, jeli nie on? - Zawsze mylaem o nim jako... By taki cierpliwy - powiedzia Lebannen, a pniej zamia si z nietrafnoci swego okrelenia. - Teraz nie ma cierpliwoci - rzeka Tenar - i jest dla siebie surowy poza wszelkie granice rozsdku. Myl, e nie moemy nic dla niego zrobi. Moemy tylko pozwoli mu pj wasn drog i znale si na kocu swojego postronka, jak mwi na Goncie, kiedy kto jest u kresu si... - Nagle znalaza si na kocu swojego wasnego postronka, tak zmczona, e czua si chora. - Wydaje mi si, e musz teraz odpocz powiedziaa. Natychmiast wsta. - Pani Tenar, powiedziaa, e ucieka przed jednym wrogiem, a znalaza innego. Ale ja przybyem poszukujc przyjaciela i znalazem innego. Umiechna si na t jego uprzejmo. "Jaki to miy chopiec" - pomylaa. Kiedy si obudzia, cay statek by w ruchu: rozbrzmiewa skrzypieniem i jkiem wrg, guchym odgosem stp biegajcych po pokadzie, opotem ptna i krzykami eglarzy. Trudno byo do-budzi Therru i wstaa zaspana, by moe rozgorczkowana, chocia zawsze bya taka ciepa, e Tenar trudno byo oceni jej temperatur. Skruszona za to, e ci-

gna sabowite dziecko pitnacie mil piechot i za wszystko, co si wczoraj wydarzyo, Tenar prbowaa j rozweseli opowiadajc o tym, e s teraz na statku, e na pokadzie jest prawdziwy krl i e maa izdebka, w ktrej si znajduj, jest wasnym pokojem krla, e statek zabiera je do domu, na farm, i ciocia Lark bdzie na nie czeka w domu, a by moe bdzie tam rwnie Krogulec. Nawet to nie wzbudzio zainteresowania Therru. Bya obojtna, apatyczna, niema. Na jej maej, szczupej rczce Tenar dostrzega lad: cztery palce, czerwone niczym pitno, jak od miadcego ucisku. Lecz Handy nie chwyci jej. Dotkn tylko. Tenar powiedziaa jej, przyrzeka, e on nigdy wicej jej nie dotknie. Obietnica zostaa zamana. Jej sowo nic nie znaczyo. Jakie sowo znaczyo cokolwiek wobec guchej przemocy? Schylia si i pocaowaa znaki na rczce Therru. - Szkoda, e nie miaam czasu, eby skoczy twoj czerwon sukienk - rzeka. - Krl pewnie chciaby j zobaczy. Ale z drugiej strony, przypuszczam, e ludzie nie nosz na statku swoich najlepszych strojw, nawet krlowie. Themi usiada na koi, z przechylon gow i nie odpowiedziaa. Tenar wyszczotkowaa jej wosy. Odrastay wreszcie gsto, tworzc jedwabist, czarn zason nad poparzonymi czciami skry gowy. - Jeste godna, ptaszynko? Wczoraj wieczorem nie jada nic na kolacj. Moe krl da nam niadanie. Ubiegej nocy da mi ciastka i winogrona. adnej odpowiedzi. Kiedy Tenar powiedziaa, e ju czas opuci kajut, Therru usuchaa. Na pokadzie staa z gow przechylon do ramienia. Nie podniosa wzroku na biae agle pene porannego wiatru ani na iskrzc si wod, ani na Gr Gont, wznoszc ku niebu

swoje cielsko i majestat lasu, urwiska i wierzchoek. Nie podniosa gowy, kiedy przemwi do niej Lebannen. - Therru - powiedziaa mikko Tenar, klkajc przy niej. Odpowiedz, kiedy mwi do ciebie krl. Milczaa. Wyraz twarzy Lebannena, kiedy ten si jej przypatrywa, by nieprzenikniony. By moe bya to maska, uprzejma maska pokrywajca odraz, wstrzs. Lecz spojrzenie jego ciemnych oczu byo spokojne. Bardzo lekko dotkn} ramienia dziecka i rzek: - To musi by dla ciebie niezwyke: obudzi si na rodku morza. Zjada tylko troch owocw. Kiedy Tenar zapytaa j, czy chce wrci do kajuty, skina gow. Z blem serca Tenar pozostawia j skulon w koi i powrcia na pokad. Okrt przepy wa pomidzy Zbrojnymi Urwiskami - wyniosymi, pospnymi cianami, ktre zdaway si pochyla nad aglami. ucznicy stojcy na warcie w niewielkich fortach przypominajcych gniazda jaskek botnych wysoko, na urwiskach, spogldali w d na tych na pokadzie, a eglarze krzyczeli do nich ochoczo. - Droga dla krla! - woali, a z gry dobiega odpowied niewiele goniejsza od krzyku jaskek z wysokoci: "Krl!" Lebannen sta na wysokim dziobie statku z kapitanem i starszym, szczupym, wskookim mczyzn w szarym paszczu maga z Wyspy Roke. Ged nosi taki paszcz, czysty i delikatny, w dniu, w ktrym przynieli Piercie Erreth-Akbego do Wiey Miecza; stary, poplamiony, brudny i znoszony w podry, suy mu za koc na zimnych kamieniach grobowcw Atuanu i na ziemi pustynnych gr, kiedy razem przemierzali tamte gry. Mylaa o tym, gdy piana przeleciaa obok burt okrtu i wysokie urwiska pozostay

daleko w tyle. Kiedy statek wypyn poza ostatnie rafy i koyszc si poeglowa na wschd, podeszli do niej trzej mczyni. Lebannen rzek: - Pani, oto Mistrz Wiatrw z Wyspy Roke. Mag ukoni si, spogldajc na ni z pochwa w swych przenikliwych oczach, a take z ciekawoci. "Czowiek, ktry lubi wiedzie, ktrdy wieje wiatr" - pomylaa. - Teraz nie musz ywi nadziei, e ta pikna pogoda si utrzyma, lecz mog na to liczy - zwrcia si do niego. - Jestem tylko adunkiem w taki dzie jak ten - odpar mag. Poza tym, kiedy statkiem kieruje taki eglarz jak Mistrz Serrathen, kt potrzebuje zaklinacza pogody? "Jestemy tacy uprzejmi - pomylaa - same Panie, Panowie i Mistrzowie, same ukony i komplementy." Rzucia spojrzenie modemu krlowi. Patrzy na ni z umiechem, lecz z rezerw. Poczua si tak, jak czua si w Havnorze jako dziewczyna: obc, niezrczn pord ich gadkich swek. Ale poniewa nie bya teraz dziewczyn, nie bya przeraona, lecz tylko dziwia si temu, w jaki sposb mczyni porzdkuj swj wiat w ten taniec masek i jak atwo kobieta moe nauczy si go taczy. Powiedzieli jej, e dopynicie do Yalmouth zabierze im tylko jeden dzie. Z tym pomylnym wiatrem w aglach zawin tam pnym popoudniem. Wci bardzo zmczona dugim strapieniem i wysikiem poprzedniego dnia, z ulg usadowia si na siedzeniu, ktre ysy eglarz sporzdzi dla niej ze somianego siennika i kawaka ptna aglowego. Przypatrywaa si falom i zarysowi Gry Gont - bkitnemu i niewyranemu w wietle poudnia, zmieniajcemu si, kiedy okrali strome wybrzea oddaleni od nich jedynie o mil lub dwie. Przyniosa Therru na gr i

dziecko leao obok niej w socu, rozgldajc si lub drzemic. Inny eglarz, ogorzay, bezzbny, podszed na bosych stopach o podeszwach przypominajcych kopyta i odraajco zdeformowanych palcach i pooy co na ptnie obok Therru. - Dla maej dziewczynki - powiedzia ochryple i oddali si niezwocznie, cho niezbyt daleko. Od czasu do czasu z nadziej spoglda znad swojej roboty, aby sprawdzi, czy podoba jej si podarunek, ale po chwili gwatownie spuszcza wzrok, udajc pochonitego prac. Therru nie chciaa dotkn maej, owinitej w materia paczuszki. Musiaa otworzy j Tenar. Bya to doskonaa rzeba dugoci kciuka, przedstawiajca delfina, z koci i koci soniowej. - Moe mieszka w twojej torebce z trawy - rzeka Tenar. - Z innymi kocianymi ludmi. Na to Therru oywia si na tyle, eby wyj swoj torebk z trawy i woy do niej delfina. Ale to Tenar musiaa pj podzikowa skromnemu dawcy. Therru nie chciaa na niego patrze ani te si do odezwa. Po chwili poprosia, aby wrciy do kabiny i Tenar pozostawia j tam w towarzystwie kocianej osoby, kocianego zwierzcia i delfina. 'Tak atwo - pomylaa z wciekoci - tak atwo byo Handy'emu odebra jej blask soca, odebra jej okrt, krla i jej dziecistwo, a tak trudno to zwrci! Rok spdziam prbujc jej to da, a on jednym dotkniciem odbiera i wyrzuca precz. I jak ma z tego korzy - jaka jest jego nagroda, jego moc? Czy moc jest to... pustka?" Doczya do krla i maga przy balustradzie statku. Soce miao si ju dobrze ku zachodowi i okrt sun poprzez splendor wiata, ktre sprawio, e pomylaa o swoim nie w

locie ze smokami. - Pani Tenar - przemwi krl. - Nie powierzam ci adnej wiadomoci dla naszego przyjaciela. Wydaje mi si, e gdybym to zrobi, naoybym na ciebie brzemi, a take naruszybym jego wolno. Nie chc uczyni adnej z tych rzeczy. Mam by ukoronowany w cigu miesica. Gdyby to on trzyma koron, moje panowanie rozpoczoby si tak, jak pragnie moje serce. Lecz czy bdzie tam, czy te nie - to on przywid mnie do mego krlestwa. On uczyni mnie krlem. Nie zapomn o tym. - Wiem, e o tym nie zapomnisz - odrzeka agodnie. By taki skupiony, taki powany, uzbrojony w potg swojej wadzy, a mimo to taki wraliwy w swej uczciwoci, czystoci swojej woli. Wspczua mu w duchu. Mylaa, e pozna bl, ale bdzie go poznawa raz za razem, przez cae ycie i niczego z tego nie zapomni. Przeto nie chcia, jak Handy, wybra najatwiejszego wyjcia. - Chtnie zanios wiadomo - powiedziaa. - To adne brzemi. Czy j usyszy - to zaley od niego. Mistrz Wiatrw umiechn si szeroko. - Jak zawsze - wtrci. - Cokolwiek czyni, zaleao od niego. - Dugo go znasz? - Nawet duej ni ty, pani. Uczyem go - odrzek mag. - Tego, czego mogem... Przyby do Szkoy na Roke, wiesz, jako chopiec, z listem od Ogiona, informujcym nas, e posiada on wielk moc. Lecz kiedy po raz pierwszy byem z nim w odzi, eby nauczy go, jak przemawia do wiatru, to wiesz, wywoa trb wodn. Zrozumiaem wtedy, co nas czeka. Pomylaem: "Albo utopi si, zanim osignie wiek szesnastu lat, albo zostanie arcymagiem przed czterdziestk..." A moe tylko lubi myle, e tak pomylaem.

- Czy on wci jest arcymagiem? - zapytaa Tenar. Pytanie zdawao si zdradza straszn ignorancj, a kiedy powitao je milczenie, przestraszya si, e wiadczyo o czym gorszym ni ignorancja. Mag odezwa si w kocu: - Nie ma teraz Arcymaga Roke. Ton jego gosu by niezmiernie ostrony i precyzyjny. Nie miaa zapyta, co chcia przez to powiedzie. - Myl - rzek krl - e ten, ktry uzdrowi Run Pokoju, moe nalee do kadej rady tego krlestwa: Nie sdzisz, panie? Po kolejnej pauzie i najwyraniej z wysikiem, mag przyzna: - Oczywicie. Krl czeka, ale on nie odezwa si wicej. Lebannen spojrza w dal na jasn tafl wody i rzek, jak gdyby zaczyna opowie: - Kiedy on i ja przybylimy na Roke z najdalszego zachodu, unoszeni przez smoka... - Zrobi przerw, a imi smoka Kallessin - wypowiadao si w mylach Tenar jak uderzenie gongu. - ...smok zostawi mnie tam, a jego ponis w dal. Odwierny Domu Roke powiedzia wwczas: "Skoczy z czynieniem. Wraca do domu". I przedtem - na play Selidoru - kaza mi zostawi swoj lask i powiedzia, e nie jest ju teraz magiem. Wic Mistrzowie z Roke zgromadzili si, aby wybra nowego arcymaga. Przyjli mnie pomidzy siebie, abym mg dowiedzie si tego, co krl powinien wiedzie o Radzie Mdrcw. Zastpowaem rwnie jednego spord nich: Thoriona, Mistrza Przywoa, ktrego sztuka zostaa obrcona przeciwko niemu samemu przez potne zo, ktre odnalaz i ktremu pooy kres mj pan, Krogulec. Kiedy bylimy tam, w suchej krainie, midzy murem i acuchem gr, widziaem Thoriona. Mj pan przemawia do, wskazujc mu drog

powrotn do ycia, wiodc przez mur. Lecz on nie skorzysta z niej. Nie powrci. Modzieniec mocno trzyma si nadburcia swymi silnymi, piknymi domi. Kiedy mwi, wci wpatrywa si w morze. Milcza przez chwil, a pniej podj opowie. - Tak, wic powikszyem liczb dziewiciu tych, ktrzy spotkali si, aby wybra nowego arcymaga. - Oni s... rozumnymi ludmi - rzek rzucajc Tenar spojrzenie. - Nie tylko uczonymi w swoim kunszcie, ale mdrymi. Wykorzystuj swoje rnice, jak widziaem wczeniej, aby umocni sw decyzj. Ale tym razem... - Faktem jest - wtrci Mistrz Wiatrw widzc, e Lebannen nie chce, by wygldao na to, e krytykuje Mistrzw z Roke e byy midzy nami same rnice i adnej decyzji. Nie moglimy doj do adnego porozumienia. Przecie arcymag nie by martwy - y. Jednak nie by magiem - a mimo to wci by panem smokw, jak si zdawao... I poniewa nasz Mistrz Przemian wci by wstrznity obrceniem si jego wasnej sztuki przeciwko niemu i wierzy, e Przywoacz powrci ze mierci, i baga nas, abymy na niego zaczekali... I poniewa Mistrz Wzorw wcale nie chcia zabiera gosu. Jest Kargiem, pani, jak ty sama; wiedziaa o tym? Przyby do nas z Karego-At. - Przyglda si jej swym przenikliwym wzrokiem: Ktrdy wieje wiatr? - A wic z powodu tego wszystkiego znalelimy si w kropce. Kiedy Odwierny poprosi o imiona tych, spord ktrych mielimy wybra, nie pado ani jedno imi. Kady patrzy na pozostaych... - Ja patrzyem w ziemi - przyzna Lebannen. - Wic w kocu spojrzelimy w stron tego, ktry zna imiona: Mistrz Imion. On za przyglda si Mistrzowi Wzorw, ktry nie odezwa si ani sowem, lecz siedzia tam pomidzy

swoimi drzewami niczym pniak. To wanie w Gaju si spotkalimy, wiesz, wrd tych drzew, ktrych korzenie s gbsze ni wyspy. Byo to pnym wieczorem. Czasem pomidzy tymi drzewami jest wiato, lecz nie tej nocy. Byo ciemno, adnego wiata gwiazd, pochmurne niebo ponad listowiem. I wtedy Mistrz Wzorw wsta i przemwi - ale w swoim wasnym jzyku, nie w Dawnej Mowie, nie po hardycku, lecz w jzyku kargijskim. Niewielu spord nas go znao czy choby wiedziao, jaka to bya mowa, nie wiedzielimy wic, co o tym myle. Lecz Dawca Imion wyjani nam, co powiedzia Mistrz Wzorw. Rzek: "Kobieta na Goncie". Przerwa. Nie patrzy ju na ni. Po chwili zapytaa: - Nic wicej? - Ani sowa wicej. Kiedy nalegalimy, patrzy na nas szeroko otwartymi oczyma i nie potrafi odpowiedzie. Mia wizj, widzisz - dostrzega on ksztat rzeczy, wzorzec. Niewiele z tego mona uoy w sowa, a jeszcze mniej w myli. Nie wiedzia, co myle o tym, co powiedzia. A w kadym razie wiedzia tyle, co i my. Lecz byo to wszystko, co mielimy. Mistrzowie z Roke byli nauczycielami, a Mistrz Wiatrw by bardzo dobrym nauczycielem; nie mg si wic powstrzyma od uczynienia swej opowieci zrozumia. By moe bardziej zrozumia, ni sobie yczy. Raz jeszcze spojrza na Tenar i odwrci wzrok. - Tak, wic, widzisz, wygldao na to, e powinnimy przyby na Gont. Ale, po co? Szukajc, kogo? "Kobieta"- - niewiele, eby przystpi do dziaania. Najwyraniej kobieta ta ma nas prowadzi, w jaki sposb wskaza nam drog do naszego arcymaga. A zarazem, jak moe si domylasz, pani, to o tobie bya mowa - o jakiej, bowiem innej kobiecie z Gontu kiedykolwiek syszelimy. Nie jest to wielka wyspa, lecz twoja

sawa jest wielka. Pniej jeden z nas powiedzia: "Ona zaprowadzi nas do Ogiona". Wiedzielimy jectoak wszyscy, e Ogion dawno temu odmwi zostania arcymagiem i pewnie nie zechciaby przyj tej godnoci teraz, kiedy by stary i schorowany. I rzeczywicie, jak sdz, Ogion umiera podczas naszej rozmowy. Wtem inny zawoa: "Ale ona zaprowadzi nas rwnie do Krogulca!". I wtedy naprawd znalelimy si w mroku. - Naprawd - wtrci Lebannen. - Bo zacz pada deszcz, tam, midzy drzewami. - Umiechn si. - Mylaem, e ju nigdy wicej nie usysz, jak pada deszcz. Sprawio mi to wielk rado. - Dziewiciu z nas mokrych - rzek Mistrz Wiatrw - i jeden z nas szczliwy. Tenar zamiaa si. To byo silniejsze od niej - lubia tego mczyzn. Jeli tak si jej wystrzega, wypadao jej wystrzega si jego. Lecz wobec Lebannena i w obecnoci Lebannena tylko szczero popacaa. - Zatem wasza "kobieta na Goncie" nie moe by mn, gdy ja nie zaprowadz was do Krogulca. - Moim zdaniem - odrzek mag z widoczn i by moe prawdziw szczeroci - to nie moga by ty, pani. Przede wszystkim Mistrz Wiatrw wypowiedziaby twoje imi, kiedy mia wizj. Bardzo niewielu ludzi nosi otwarcie swoje prawdziwe imiona. Lecz Rada Roke polecia mi zapyta ci, czy wiesz o jakiej kobiecie na tej wyspie, ktra mogaby by t, ktrej szukamy - siostr lub matk czowieka posiadajcego moc, lub nawet jego nauczycielk; istniej, bowiem czarownice bardzo mdre na swj sposb. Moe Ogion zna tak kobiet? Mwi, e zna kad dusz na tej wyspie, mimo e mieszka sam i wdrowa po odludziu. Chciabym, eby y,

aby nas teraz wspomc. Mylaa ju o rybaczce z opowieci Ogiona. Jednak kobieta ta bya stara, kiedy zna j Ogion, przed laty, i do tej pory musiaa ju umrze. "Chocia - pomylaa - mawiano, e smoki yj bardzo dugo." Nie odzywaa si przez chwil, a potem rzeka tylko: - Nie znam nikogo tego pokroju. Czua pohamowane zniecierpliwienie maga. "Czego ona chce?" - myla niewtpliwie. A ona zastanawiaa si, dlaczego nie moe mu powiedzie. Jego guchota zmuszaa j do milczenia. Nie moga nawet powiedzie mu, e jest guchy. - A wic - odezwaa si wreszcie - nie ma adnego arcymaga Ziemiomorza. Ale jest krl. - W ktrym dobrze ulokowalimy nasz nadziej i zaufanie doda mag z serdecznoci, z ktr byo mu do twarzy. Lebannen, przygldajc si i suchajc, umiechn si. - W minionych latach - rzeka Tenar niezdecydowanie - wiele byo zmartwie, wiele byo nieszcz. Moja... maa dziewczynka... Takie rzeczy byy a nadto powszednie. I syszaam, jak mczyni i kobiety posiadajcy moc mwili o zaniku czy te zmianie swojej mocy. - Ten, ktrego arcymag i mj pan pokona w suchej krainie, ten Cob, sta si przyczyn nieopisanego za i zniszczenia. Dugo jeszcze bdziemy naprawia nasz sztuk, uzdrawia naszych czarnoksinikw i nasze czamoksistwo - powiedzia stanowczo mag. - Zastanawiam si, czy mogoby by wicej do zrobienia ni naprawianie i uzdrawianie - rzeka. - Chocia to te, oczywicie. -Ale zastanawiam si, czy to moliwe, e... e kto taki jak Cob mg posi tak moc, poniewa rzeczy ju si zmieniay... i e nastpowaa, nastpia, zmiana, wielka zmiana? I e to wanie z powodu tej zmiany mamy znowu

krla w Ziemiomorzu - by moe krla zamiast arcymaga? Mistrz Wiatrw spojrza na ni, jak gdyby zobaczy bardzo odleg chmur burzow na najdalszym horyzoncie. Podnis nawet praw rk w ulotnym gecie, pierwszym szkicu zaklcia zwizujcego wiatr, po czym ponownie j opuci. - Nie obawiaj si, pani - powiedzia. - Roke i Sztuka Magiczna przetrwa. Nasz skarb jest dobrze strzeony! - Powiedz to Kalessinowi - odpara nagle nie mogc cierpie cakowitej niewiadomoci jego braku szacunku. Sprawio to, rzecz jasna, e otworzy szeroko oczy ze zdumienia. Usysza imi smoka. Lecz to nie zmusio go, aby usysza Tenar. W jaki sposb on, ktry nigdy nie sucha kobiety, odkd jego matka piewaa mu ostatni koysank, mgby j usysze? - To prawda - zabra gos Lebannen. - Kalessin przyby na wysp Roke, o ktrej mwi, e jest cakowicie bezpieczna od smokw. I to nie dziki jakiemu zaklciu mojego pana, gdy nie posiada on ju wwczas mocy... Nie sdz jednak, Mistrzu Wiatrw, eby pani Tenar obawiaa si o siebie. Mag uczyni arliw prb naprawienia swego wystpku. - Przepraszam, pani - rzek. - Mwiem jak do zwyczajnej kobiety. O mao si nie rozemiaa. Moga nim wstrzsn. Powiedziaa tylko obojtnym tonem: - Moje obawy s zwyczajnymi obawami. - Bez sensu; nie sysza jej. Lecz mody krl milcza i sucha. Chopiec okrtowy wysoko, w przyprawiajcym o zawrt gowy, koyszcym si wiecie masztw, agli i takielunku, zawoa czysto i sodko: - Miasto za przyldkiem! -1 po chwili ci, ktrzy byli na dole, na pokadzie, ujrzeli natok ciemnoszarych dachw, iglice

bkitnego dymu, kilka szklanych okien, owicych blask zachodzcego soca, oraz doki i mola zatoki Yalmouth na tle atasowo bkitnej wody. - Czy mam wprowadzi stadek do portu, czy ty to zrobisz panie? - zapyta kapitan okrtu, a Mistrz Wiatrw odrzek: Wprowad go, mistrzu. Nie chc mie do czynienia z t kup wrakw! - machajc rk wskaza na tuziny statkw rybackich zamiecajcych zatok. Wic krlewski okrt, niczym abd wrd kacztek, wpyn do portu halsujc wolno, pozdrawiany przez kad d, jak mija. Tenar przegldaa doki, lecz nie byo tam adnego innego statku eglugi morskiej. - Mam syna eglarza - zwrcia si do Lebannena. - Mylaam, e jego statek bdzie w porcie. - Jaki to statek? - By trzecim matem na "Mewie z Eskel", ale to byo ponad dwa lata temu. Mg zmieni statek. Jest niespokojnym czowiekiem. - Umiechna si. - Kiedy ujrzaam ci po raz pierwszy, mylaam, e jeste moim synem. W niczym go nie przypominasz, jedynie w tym, e jeste wysoki, szczupy i mody. A ja byam zdezorientowana, przeraona... Zwyczajne obawy. Mag wspi si na stanowisko kapitaskie na dziobie statku. Tenar i Lebannen zostali sami. - Zbyt duo jest zwyczajnego strachu - rzek modzieniec. Bya to jej jedyna szansa porozmawiania z nim na osobnoci. Wypowiadaa popieszne i niepewne sowa: - Chciaam powiedzie... ale to nie ma sensu... lecz czy nie mogoby tak by, e na Goncie jest kobieta, nie wiem kto, nie mam pojcia, ale moliwe, e jest albo bdzie, albo moe by,

kobieta i e oni szukaj - e potrzebuj - jej. Czy to niemoliwe? Sucha. On nie by guchy. Zmarszczy brwi, skupiony, jak gdyby stara si zrozumie obcy jzyk. I odrzek tylko, pszeptem: - By moe. Rybaczka wrzasna w swej malekiej dce: - Skd? - a chopak w takielunku odkrzykn niczym piejcy kogut: - Z Krlewskiego Miasta! - Jak si nazywa ten statek - zapytaa Tenar. - Mj syn zapyta, jakim statkiem pynam. - "Delfin" - odpowiedzia Lebannen umiechajc si do niej. "Mj synu, mj krlu, mj drogi chopcze - pomylaa. Jake chciaabym mie ci blisko siebie." - Musz i po moj ma - rzeka. - W jaki sposb dostaniesz si do domu? - Piechot. To tylko kilka mil w gr kotliny. - Wskazaa za miasto, w gb ldu, gdzie pomidzy dwoma ramionami gry, niczym w podoku, leaa rozlega i skpana w socu Dolina rodkowa. -Wioska jest nad rzek, a moja farma - p mili od wioski. To pikny zaktek twojego krlestwa. - Ale czy bdziesz bezpieczna? - O tak. Dzisiejsz noc spdz z moj crk, tu, w Yalmouth. A w wiosce na wszystkich mona polega. Nie bd sama. Ich oczy spotkay si na chwil, lecz adne nie wymwio imienia, o ktrym oboje myleli. - Czy oni przybd znowu z Roke? - zapytaa. - Poszukujc "kobiety na Goncie" albo jego? - Nie jego. Tego, jeli ponownie to zaproponuj, ja im zabroni - odrzek Lebannen nie uwiadamiajc sobie, jak wiele powiedzia jej w tych trzech sowach. - Lecz co si tyczy ich poszukiwa nowego arcymaga lub kobiety z wizji Mistrza

Wzorw, to tak, one mog przywie ich tutaj. I by moe do ciebie. - Bd mile widziani w Dolinie rodkowej - rzeka. - Cho nie tak mile widziani, jak byby ty. - Przyjad, kiedy bd mg - powiedzia troch surowo, a troch tsknie. - Jeeli bd mg.

11. DOM Kiedy mieszkacy Yalmouth dowiedzieli si, e przypyn okrt z Havnoru, wikszo z nich zesza do portu, aby zobaczy modego krla, opiewanego w pieniach. Nie znali jeszcze tych pieni, lecz znali dawne, a stary Relli przyszed ze swoj harf i zapiewa fragment Czynw Morreda, gdy krl Ziemiomorza na pewno by spadkobierc Morreda. Niebawem sam wadca wyszed na pokad - najmodszy, najwyszy i najprzystojniejszy, jaki mg by. Obok niego sta mag z Roke oraz kobieta i maa dziewczynka w starych paszczach, niewiele lepszych od ebraczych achw. Krl traktowa je, jakby byy krlow i ksiniczk, wic moe nimi byy. - Moe to jego matka? - zaciekawia si Shinny, a Apple odrzeka: - Moja. A to jest Therru. - Jednak nie zacza przepycha si przez tum, nawet, kiedy oficer ze statku zszed na ld, zapraszajc starego Relliego na pokad, aby zagra dla krla. Czekaa wraz z innymi. Widziaa, jak krl przyjmuje dostojnikw z Yalmouth i syszaa, jak piewa dla Relli. Patrzya, jak egna swych goci, gdy -jak mwili ludzie - okrt zamierza jeszcze przed zmrokiem wypyn ponownie na pene morze i uda si w drog do domu, do Havnoru. Ostatnimi, ktre przeszy przez trap, byy Themi i Tenar. Krl oficjalnie ucisn obie, przykadajc policzek do policzka i klkajc, by obj Themi. "Ach!" - westchn tum na nabrzeu. Soce zachodzio w zotej mgle, kadc przez zatok wielki zoty szlak, kiedy ta dwjka schodzia na ld. Tenar taszczya

ciki toboek i torb. Therru schylia gow i ukrya twarz we wosach. Wcignito trap, eglarze skoczyli do takielun-ku i okrt "Delfin", rozbrzmiewajcy komendami oficerw, odwrci si i wyruszy w drog. Wwczas Apple nareszcie utorowaa sobie drog przez tum. - Witaj, matko - rzeka, a Tenar odpowiedziaa: - Witaj crko. Ucaoway si, Apple podniosa Therru i zawoaa: - Jak ty urosa? Jeste dwa razy wiksza, ni bya. Chodcie, chodcie ze mn do domu. A jednak Apple bya nieco oniemielona w obecnoci swojej matki, tego wieczora, w miym domu swego ma, kupca. Spojrzaa na ni kilka razy zadumanym, niemal ostronym wzrokiem. - Wesz, matko, nigdy nie znaczyo to dla mnie wiele - powiedziaa przy drzwiach sypialni Tenar. - To wszystko: Run Pokoju i ty, przynoszca Piercie do Havnoru. To byo zupenie jak jedna z pieni. Tysic lat temu! Ale to naprawd bya ty - prawda? - To bya dziewczyna z Atuanu - odrzeka Tenar. - Tysic lat temu. Wydaje mi si, e mogabym spa przez tysic lat Wanie teraz. - No to id do ka. - Apple odwrcia si, po czym zawrcia z lamp w rku. - Krlewska caunico. - Co ty opowiadasz? - burkna Tenar. Apple i jej m chcieli zatrzyma Tenar przez par dni, lecz zdecydowaa ona uda si na farm. Apple i Therru poszy z ni wzdu spokojnej, srebrzystej Kahedy. Lato przeradzao si w jesie. Soce wci byo upalne, lecz wia chodny wiatr. Zakurzone listowie drzew wygldao jak zmczone. Pola byy skoszone lub trway na nich niwa. Apple mwia o tym, o ile silniejsza jest Therru i z jakim wi-

gorem teraz kroczy. - Szkoda, e nie widziaa jej w Re Albi - rzeka Tenar. - Zanim... - i przerwaa. Postanowia nie martwi tym wszystkim swojej crki. - Co si stao? - zapytaa Apple, tak wyranie zdecydowana wiedzie, e Tenar poddaa si i odrzeka niskim gosem: Jeden z nich. Therru bya kilka jardw przed nimi - dugonoga, w sukience, z ktrej wyrosa. Idc wypatrywaa jeyn w ywopotach. - Jej ojciec? - spytaa Apple, a myl ta wywoaa w niej obrzydzenie. - Lark mwia, e ten, ktry wydaje si by ojcem, nazywa si Hake. Ten jest modszy. To ten, ktry przyszed, do Lark, eby jej powiedzie. Nazywa si Handy. On... wczy si po Re Albi. A pniej pechowo wpadymy na niego w Porcie Gont. Ale krl go odprawi. I teraz ja jestem tutaj, a on tam i wszystko skoczone. - Ale Therru si baa - rzeka surowo Apple. Tenar skina gow. - Dlaczego posza do Portu Gont? - Och, ot ten Handy pracowa dla czowieka... czarodzieja w domu wadcy Re Albi, ktry poczu do mnie niech... - Prbowaa przypomnie sobie imi uytkowe czarodzieja i nie potrafia; wszystkim, co przychodzio jej na myl, byo Tuaho, kargijskie sowo oznaczajce pewne drzewo, ale nie pamitaa, jakie dokadnie. -Wic? - No c, wygldao na to, e lepiej bdzie po prostu wrci do domu. - Ale za co ten czarodziej ci nie lubi? - Gwnie za to, e jestem kobiet.

- Pni. Skrka starego sera. - Skrka modego sera, w tym przypadku. - Jeszcze gorzej. Nikt, kogo znam lu w pobliu, nie widzia jej rodzicw, jeli to jest waciwe sowo na ich okrelenie. Jeeli jednak wci si tu krc, to nie chc, eby bya sama w domu na farmie. Przyjemnie jest by otaczan matczyn opiek przez crk i przyjmowa t opiek jak dziecko. Tenar jednak odpara niecierpliwie: - Nic mi si nie stanie! - Mogaby przynajmniej postara si o psa. - Mylaam o tym. Moe kto w wiosce ma szczeniaka. Zapytamy Lark, kiedy do niej wstpimy. - Nie szczeniaka, matko. Psa. - Ale modego. Takiego, z ktrym mogaby si bawi Therru bronia si. - Miego szczeniaka, ktry bdzie si asi do wamywaczy -odpara Apple. Kroczya dalej, hoa i szarooka, miejc si ze swej matki. Dotary do wioski okoo poudnia. Lark powitaa Tenar i Therru obfitoci uciskw, pocaunkw, pyta i jedzenia. agodny m Lark i inni wieniacy wstpowali, by przywita si z Tenar. Czua szczcie powrotu do domu. Lark i dwoje najmodszych spord jej siedmiorga dzieci towarzyszyli im w drodze na farm. Dzieci znay oczywicie Therru od czasu, kiedy Lark po raz pierwszy przyniosa j do domu i byy do niej przyzwyczajone. Jednak dwumiesiczna rozka sprawia, e z pocztku byty niemiae. Wobec nich, a nawet wobec Lark, Therru pozostaa zamknita w sobie, bierna, jak za dawnych, zych czasw. - Jest wyczerpana, zdezorientowana tymi wszystkimi podr-

ami. Przezwyciy to. Nadzwyczaj szybko wraca do zdrowia - powiedziaa Tenar do Lark, lecz Apple nie miaa zamiaru pozwoli jej poprzesta na tym. - Jeden z nich zjawi si i nastraszy j i matk - rzeka. I po trochu, wsplnymi siami, crka i przyjacika wydobyy od Tenar relacj ze wszystkich przey. A kiedy otworzyy wyzibiony, duszny, wypeniony kurzem dom, przewietrzyy pociel, pokiway gowami nad kiekujc cebul, woyy odrobin ywnoci do spiarni i wstawiy wielki kocio zupy na wieczerz, Tenar trudno byo opowiada. Teraz jako nie moga im powiedzie, co uczyni czarodziej. "Zaklcie - rzeka wymijajco - a by moe to on wysa za ni Handy'ego". Kiedy jednak zacza mwi o krlu, sowa popyny nieprzerwanym strumieniem. - A tam by on - krl! Niczym ostrze szpady. I Handy cofn si i kurczy przed nim. A ja mylaam, e to Spark! Mylaam, naprawd mylaam przez moment, byam taka... taka zdenerwowana... - No - rzeka Apple. - To wszystko w porzdku, bo Shinny mylaa, e jeste jego matk. Kiedy na przystani przygldaymy si, jak przybywasz w chwale. Pocaowaa go, wiesz, Ciociu Lark. Pocaowaa krla - ot tak. Mylaam, e ucauje te tego maga. Ale nie zrobia tego. - Do gowy mi by nie przyszo, co takiego. Jakiego maga? odezwaa si Lark z gow w kredensie. - Gdzie jest twj worek z mk, Goha? - Trzymasz na nim rk. Rokijski mag, przyby poszukujc nowego arcymaga. -Tutaj? - Czemu nie? - odpara Apple. - Ostatni by z Gontu, nieprawda? Niewiele jednak czasu spdzili na szukaniu. Poe-

glowali z powrotem prosto do Havnoru, jak tylko pozbyli si matki. - Co ty powiesz? - Mwi, e szuka kobiety - mwia dalej Tenar. - "Kobiety na Goncie". Lecz nie wydawa si by zbytnio uradowany swoim zadaniem. - Czarnoksinik szukajcy kobiety? O, to co nowego zdziwia si Lark. - Mylaam, e do tego czasu stocz j woki, ale jest zupenie dobra. Upiek par bochenkw chleba, dobrze? Gdzie jest olej? - Bd musiaa spuci troch z garnka w chodni. O, Shandy! A wic jeste! Jak si masz? Jak si ma Clearbrook? Co sycha? Sprzedaa jagnita? Zasiedli w dziewitk do wieczerzy. W agodnym, tym blasku wieczora, w kuchni o kamiennej pododze, przy dugim, gospodarskim stole Therru zacza unosi nieco gow i odezwaa si kilka razy do innych dzieci. Wci jednak kulia si i kiedy zapad zmierzch, usiada tak, by jej widzce oko mogo obserwowa okno. Dopiero, kiedy Lark wraz ze swymi dziemi posza do domu, a Apple piewaa Therru do snu, Tenar - zmywajc naczynia z Shandy - zapytaa o Geda. Jako nie chciaa tego robi, kiedy suchay Lark i Apple. Musiaaby wiele wyjania. Zupenie zapomniaa wspomnie o jego pobycie w Re Albi. I nie chciaa ju wicej rozmawia o Re Albi. Jej umys zdawa si mrocznie, kiedy prbowaa o tym myle. - Czy w zeszym miesicu przyszed tu ode mnie mczyzna... eby pomc przy pracy? - Och, zupenie zapomniaam! - zawoaa Shandy. - Masz na myli Sokoa - tego z bliznami na twarzy? - Tak - odrzeka Tenar. - Sokoa.

- O, tak, c, przypuszczam, e bdzie na Grze Gorcych rde, nad Lissu, z owcami Serry'ego. Przyszed tu i mwi, jak to go przysaa, a tutaj nie byo dla niego ani odrobiny pracy, wiesz, skoro Clearbrook i jak dogldamy owiec, ja zajmuj si mleczarni, a stary Tiff i Sis pomagaj mi, kiedy trzeba, wic amaam sobie gow, ale Clearbrook mwi tak: "Id spyta czowieka Ser-ry'ego, nadzorc Rolnika Serry'ego nad Kahedanan, czy na wysokich pastwiskach nie potrzebuj pasterzy" - powiedzia mu Clearbrook i to wanie zrobi. I z miejsca przyjli go do pracy. Wic niewtpliwie jesieni wrci na d ze stadami. Tam na grze, na Dugich Turniach nad Lissu, na wysokich pastwiskach. Myl, e moe to do kz go chcieli. Miy go. Owce albo kozy, nie pamitam, ktre. Mam nadziej, e to dla ciebie dobrze, e nie zatrzymalimy go tutaj, Goha, ale naprawd nie byo dla niego ani odrobiny pracy, skoro jestem ja, Clearbrook i stary Tiff. I Sis zebraa len. A on powiedzia, e by pasterzem tam, skd pochodzi, za gr, gdzie nad Armouth, chocia mwi, e nigdy nie pasa owiec. Moe to przy kozach go zatrudnili. - By moe - odrzeka Tenar. Zrobio jej si lej na sercu, a jednoczenie poczua rozczarowanie. Chciaa wiedzie, e jest bezpieczny i zdrw, ale pragna rwnie zasta go tutaj. "Wystarczy jednak - powiedziaa do siebie - po prostu by w domu". I moe lepiej, e go tu nie byo, e nie byo tu tego wszystkiego. Raz na zawsze pozostawia za sob wszystkie smutki, sny, czary i obawy Re Albi. Bya tutaj, teraz i to by dom - te kamienne podogi i ciany, te okna o maych szybach, za ktrymi w blasku gwiazd stay mroczne dby, te spokojne, posprztane pokoje. Tej nocy dugo nie moga zasn. Jej crka spaa w ssiedniej izbie, w pokoju dziecinnym z Themi, a Tenar leaa w swoim ku, w ku swego ma, sama.

Zasna. Kiedy si obudzia, nie pamitaa adnego snu. Po kilku dniach na farmie, przestaa ju niemal wraca myl do lata spdzonego na Overfell. To byo dawno temu i daleko stad. Mimo, e Shandy upieraa si przy tym, e w gospodarstwie nie byo ani odrobiny pracy, Tenar odkrya mnstwo rzeczy, ktre wymagay zrobienia: wszystko, co nie zostao zaatwione przez cae lato i wszystko, co musiao by zrobione w porze zbiorw na polach i w mleczarni. Pracowaa od witu do zmroku, a jeli przypadkiem miaa godzin na odpoczynek - przda albo szya dla Therru. Skoczya wreszcie czerwon sukienk i bya to pikna sukienka z biaym fartuszkiem od wita i pomaraczowo-brzowym, na co dzie. - Teraz wygldasz piknie! - rzeka Tenar z dum, kiedy Therru po raz pierwszy j przymierzya. Therru odwrcia twarz. - Jeste pikna - powiedziaa, Tenar innym tonem. - Posuchaj mnie, Therru. Chod tutaj. Masz blizny, szpetne blizny, poniewa uczyniono ci krzywd. Co strasznego. Ludzie widz blizny. Lecz widz rwnie ciebie, a ty nie jeste tymi bliznami. Nie jeste szpetna. Nie jeste za. Jeste Therru i jeste pikna. Jeste Therru, ktra moe pracowa, chodzi, biega i piknie taczy w czerwonej sukience. Dziewczynka suchaa z mikk, nieuszkodzon czci twarzy rwnie pozbawion wyrazu jak cz nieruchoma, pokryta mask blizn. Spucia wzrok na donie Tenar i nagle dotkna ich swymi maymi paluszkami. - To pikna sukienka - odezwaa si swoim sabym, ochrypym gosem. Kiedy Tenar zostaa sama i zwijaa skrawki czerwonej tkaniny, piekce zy napyny jej do oczu. Czua si skarcona. Dobrze zrobia, e uszya t sukienk i powiedziaa dziecku

prawd. Lecz dobro i prawda nie wystarczyy. Poza dobrem i prawd bya luka, pustka, przepa. Mio, jej mio dla Therru i Therru dla niej, zbudowaa most ponad t przepaci, most z pajczej sieci, ale ten most nie zamkn przepaci. Ona pozostaa. I dziecko wiedziao o tym lepiej ni ona. Nadszed dzie rwnonocy. Jaskrawe soce jesieni pono poprzez mg. Pierwszy brz bysn w liciach dbw. Szorujc miski po mietanie w mleczarni, przy oknie i drzwiach szeroko otwartych na wonne powietrze, Tenar mylaa o tym, e jej mody krl zostanie tego dnia ukoronowany w Havnorze. Panowie i panie bd si przechadza w swoich bkitnych, zielonych i karmazyno-wych szatach, lecz on bdzie ubrany na biao. Wejdzie do Wiey Miecza, po tych samych stopniach, na ktre wspinali si ona i Ged. Na jego gowie umieszcz koron Morreda. Odwrci si, kiedy zabrzmi trbki i zasidzie na tronie, ktry by pusty przez tak wiele lat. Spojrzy na swoje krlestwo tymi ciemnymi oczyma, ktre poznay, czym jest bl i czym jest strach. "Panuj dobrze, panuj dugo, biedny chopcze! - pomylaa. To Ged powinien by woy koron na jego gow. Powinien by pojecha." Ale Ged wypasa owce czy te kozy bogacza, na wysokich pastwiskach. Bya pikna, sucha, zota jesie i siadanie zostan sprowadzone na d, dopki tam, wysoko, nie spadnie nieg. Kiedy Tenar posza do miasteczka, nie omieszkaa zajrze do chatki Ivy, na kocu Mili Lane. To, e poznaa Moss w Re Albi, sprawio, e zapragna pozna lepiej Ivy, o ile zdoaaby pokona podejrzliwo i zawi czarownicy. Brakowao jej Moss, mimo e tutaj miaa przy sobie Lark. Uczya si od niej i pokochaa j, a Moss daa zarwno jej, jak i Therru co, czego potrzeboway. Miaa nadziej znale tu

co podobnego. Jednak Ivy, cho o wiele czystsza i rzetelniejsza od Moss, nie miaa zamiaru zrezygnowa z niechci do Tenar. Traktowaa dowody jej przyjani ze wzgard, na ktr - przyznawaa Tenar - by moe zasugiway. "Ty idziesz swoj drog, ja id swoj" - mwia jej czarownica bez sw. I Tenar bya posuszna, chocia nadal odnosia si do Ivy z wyranym szacunkiem, kiedy si spotykay. Uwaaa, e lekcewaya j zbyt czsto i zbyt dugo i winna jej bya wynagrodzenie. Najwyraniej akceptujc to, czarownica przyjmowaa swoj naleno z niezmiennym gniewem. W poowie jesieni do doliny przyby czarownik Beech, wezwany przez bogatego rolnika, aby wyleczy jego podagr. Zatrzymywa si, jak zawsze, na krtko we wsiach Doliny rodkowej i spdzi jedno popoudnie na Dbowej Farmie badajc stan zdrowia Therru i rozmawiajc z Tenar. Chcia wiedzie wszystko, co moga mu powiedzie na temat ostatnich dni Ogiona. By uczniem ucznia Ogiona i gorcym wielbicielem maga Gontu. Tenar przekonaa si, e moe mwi o Ogionie rwnie atwo, jak o innych ludziach z Re Albi, powiedziaa wic wszystko, co potrafia. Kiedy skoczya, zapyta ostronie: - A arcymag - czy on przyjecha? - Tak - odrzeka Tenar. Beech, gadkoskry, czterdziestoletni mczyzna o agodnym wygldzie, ze skonnoci do otyoci, z ciemnymi pkolami pod oczyma, ktre przeczyy uprzejmoci oblicza, spojrza na ni i nie spyta o nic. - Przyby po mierci Ogiona. I odszed - rzeka. I zaraz dodaa: - Nie jest ju arcymagiem. Wiedziae o tym? Beech skin gow. - Czy jest jaka wie o wyborze nowego arcymaga? Cza-

rownik potrzsn gow. - Niedawno przypyn statek z Enladw, ale jego zaoga nie mwia o niczym poza koronacj. Byli ni cakowicie pochonici! I mam wraenie, e wszystkie wrby byy pomylne. Jeli dobra wola magw jest cenna, to nasz mody krl jest bogatym czowiekiem... I aktywnym, jak si zdaje. Tu zanim opuciem Yalmouth, z Portu Gont nadszed ldem rozkaz dla szlachty, kupcw oraz burmistrza i jego rady, aby zgromadzili si i dopilnowali, by bailiffowie okrgu byli zacnymi i odpowiedzialnymi ludmi, gdy s oni teraz przedstawicielami krla, maj wypenia jego wol i stanowi jego prawo. C, moesz sobie wyobrazi, jak powita to Lord Heno! Heno by sawnym patronem piratw i wikszo bailiffw i szeryfw morskich z Poudniowego Gontu dugo siedziaa u niego w kieszeni. - Znaleli si jednak ludzie, ktrzy z poparciem krla skonni byli stawi czoa Lordowi Heno - mwi dalej Beech. - Z miejsca zdymisjonowali star klik i mianowali pitnastu nowych bailiffw, przyzwoitych ludzi, opacanych z funduszu burmistrza. Heno wypad stamtd jak burza, poprzysigajc zemst. To nowy czas! Oczywicie nie od razu, lecz ju nadchodzi. Szkoda, e Mistrz Ogion tego nie doy. - Doy - odrzeka Tenar. - Kiedy umiera, umiechn si i powiedzia: "Wszystko si zmienio..." Beech przyj jej sowa ze zwykym spokojem powoli kiwajc gow. - Wszystko si zmienio - powtrzy. Po chwili powiedzia: - Maa ma si bardzo dobrze. - Tak... Czasami jednak myl, e nie do dobrze. - Pani Goho - rzek czarownik. - Gdybym ja czy jakikolwiek

czarownik albo czarownica, czy te, omielam si powiedzie, czarnoksinik opiekowa si ni i uy dla niej caej uzdrowicielskiej mocy Sztuki Magicznej przez wszystkie te miesice od czasu, kiedy zostaa skrzywdzona, nie powodzioby jej si lepiej. By moe nie tak dobrze, jak teraz. Zrobia wszystko, co mona byo zrobi, pani. Uczynia cud. Wzruszya j jego szczera pochwaa, a mimo to zasmucia i powiedziaa mu, dlaczego. - To nie wystarczy - rzeka. - Nie potrafi jej uleczy. Ona jest... Co mam robi? Co si z ni stanie? Boj si. -O ni? - Boj si, poniewa jej strach przyciga do niej przyczyn jej obaw. Boj si, poniewa... Lecz nie moga znale na to sw. - Jeli bdzie ya w strachu, bdzie czyni zo - rzeka wreszcie. -Tego si boj. Czarownik zaduma si. - Mylaem - odezwa si w kocu z wahaniem - e moe, jeli posiada dar, a przypuszczam, e tak, to mogaby przyuczy si troch Sztuki. I gdyby zostaa czarownic, jej... wygld nie przemawiaby tak bardzo przeciwko niej. By moe... - Odchrzkn. - S czarownice, ktre wykonuj bardzo zaszczytn prac - doda. Tenar przecigna midzy palcami troch nici, ktr uprzda, sprawdzajc jej gadko i wytrzymao. - Ogion przykaza mi j uczy. "Naucz j wszystkiego" - powiedzia, a potem doda: "Nie Roke". Nie wiem, co mia na myli. Beech odpowiedzia bez wahania. - Chcia powiedzie, e nauka na Roke - Wysze Kunszty - nie byaby odpowiednia dla dziewczyny. Nie mwic ju o dziewczynie tak upoledzonej. Ale jeli powiedzia, eby nauczy j wszystkiego oprcz tej wiedzy, wygldaoby na to, e

on rwnie zauway, i jej droga mogaby miao by drog czarownicy. - Znowu si zamyli, z wiksz pewnoci, gdy mia po swej stronie wag opinii Ogiona. - Za rok lub dwa, kiedy podronie i bdzie silniejsza, mogaby pomyle o poproszeniu Ivy, eby zacza j odrobin uczy. Nie za duo, oczywicie, dopki nie otrzyma swego prawdziwego imienia. Tenar odczua nagy, silny opr wobec tej sugestii. Nie odezwaa si ani sowem, ale Beech by wraliwym czowiekiem. - Ivy jest surowa - rzek. - Lecz to, co potrafi, robi uczciwie. A nie mona tego powiedzie o wszystkich czarownicach. Saby jak babskie czary, wiesz i zoliwy jak babskie czary \ Znam jednak czarownice obdarzone prawdziw moc uzdrawiania. Uzdrawianie przystoi kobiecie. Jest dla niej naturalne. A dziewczynka mogaby mie do tego szczeglne zacicie... skoro sama jest tak poraniona. Tenar pomylaa, e jego yczliwo jest niewinna. Podzikowaa mu mwic, e musi dobrze zastanowi si nad tym, co powiedzia. I naprawd to zrobia. Przed kocem miesica wieniacy z Doliny rodkowej zgromadzili si w Okrgej Stodole Sodevy, aby mianowa swoich wasnych bailiffw i urzdnikw pokoju i naoy na siebie podatek, przeznaczony na pobory dla nich. Takie byy krlewskie rozkazy, przyniesione burmistrzom i starszynie wiosek i byy wypeniane z ochot, gdy na drogach, jak zawsze, byo wielu bezczelnych ebrakw i zodziei, a rolnicy i wieniacy gorco pragnli porzdku i bezpieczestwa. Powtarzali sobie kilka nieprzyjemnych pogosek, takich jak ta, e Lord Heno utworzy Rad otrw i werbowa wszystkich szubrawcw w okolicy, by chodzili bandami i rozbijali gowy urzdnikw krlewskich, ale wikszo ludzi rzeka na to "Niech tylko sprbuj!" Rozeszli si do domw mwic sobie

nawzajem, ze teraz uczciwy czowiek moe noc spa bezpiecznie w ku i e to, co idzie le, krl doprowadza do adu, chocia podatki przekraczaj wszelkie granice rozsdku i ludzie nigdy nie wyjd z ndzy, prbujc je spaci. Tenar rada bya dowiedzie si o tym wszystkim, ale nie przeja si tym za bardzo. Pracowaa bardzo ciko. Odkd dotara do domu, niemal bezwiednie postanowia, e nie pozwoli myli o Handym czy jakimkolwiek podobnym otrze rzdzi yciem Therru lub jej wasnym. Nie moga stale trzyma dziewczynki przy sobie, a tym samym odnawiaa jej obawy, wiecznie przypominajce o tym, co nie pozwalao jej y. Aby zdrowo si rozwija, dziecko musi by wolne i musi wiedzie, e jest wolne. Stopniowo pozbya si bojaliwego sposobu bycia, wyprostowaa si i sama chodzia po farmie i bocznych drogach, a nawet do wioski. Tenar nie udzielaa jej ani sowa przestrogi, nawet, kiedy musiaa si od tego powstrzymywa. Therru by bezpieczna na farmie, bezpieczna w wiosce, nikt nie zamierza jej zrani - to naleao traktowa jako rzecz nie ulegajc wtpliwoci. I rzeczywicie Tenar niezbyt czsto poddawaa to w wtpliwo. Z ni sam, z Shandy i Clearbrookiem w pobliu domu, z Sis i Tiffem na dole w niszym domu, z rodzin Lark w caej wiosce i ze sodk jesieni Doliny rodkowej - jaka krzywda moga si sta dziecku? Wystaraa si rwnie o psa, kiedy usyszaa o takim, jakiego chciaa: jednym z wielkich, szarych, kudatych gontyjskich owczarkw. Od czasu do czasu mylaa jak kiedy, w Re Albi: "Musz uczy to dziecko! Ogion tak powiedzia". A jednak wydawao si, e dziecko nie nauczyo si niczego oprcz pracy na farmie i opowieci - wieczorami, kiedy te staway si krtsze i

Tenar zacza siadywa z Therru po kolacji przy kuchennym ogniu, tu przed snem. By moe Beech mia racj i Therru powinna zosta wysana do czarownicy, eby nauczy si tego, co wiedziay czarownice. To byo lepsze ni posanie jej na praktyk do tkacza, jak zamierzaa uczyni Tenar. Lecz nie a tak dalece lepsze. Wci bya niezbyt dua i niewiele wiedziaa jak na swj wiek, gdy nie uczono jej niczego, zanim przybya na Dbow Farm. Bya niczym mae zwierztko, ledwo znajce ludzk mow i nie posiadajce adnych ludzkich umiejtnoci. Uczya si szybko i bya o wiele bardziej pracowita od niesfornych dziewczynek i rozemianych, leniwych chopcw Lark. Umiaa sprzta, podawa do stou i prz, troch gotowa, troch szy, doglda drobiu, przyprowadza krowy i wykonywa doskona prac w mleczami. Prawdziwa gospodarska dziewka - nazwa j stary Tiff, odrobin si przypochlebiajc. Tenar widziaa rwnie, jak ukradkiem uczyni znak chronicy przed zem, kiedy mijaa go Therru. Jak wikszo ludzi, Tiff sdzi, e czowiek jest tym, co mu si przydarza. Bogaty i silny musi posiada cnoty; ten, ktremu wyrzdzono zo, musi by zy i moe zosta susznie ukarany. W takim razie nie na wiele zdaoby si, gdyby Therru zostaa najprawdziwsz gospodarsk dziewk na Goncie. Nawet dobrobyt nie pomniejszyby widocznego pitna tego, co jej zrobiono. Beech myla o tym, by zostaa czarownic akceptujc to pitno i robic z niego uytek. Czy wanie to mia na myli Ogion, gdy powiedzia: "Nie Roke"; gdy powiedzia: "Bd si jej lka"? Czy to byo wszystko? Pewnego dnia, kiedy przypadkiem zetkny si na wiejskiej ulicy, Tenar zwrcia si do Ivy: - Chc ci zada pewne pytanie, pani Ivy. W sprawie twego

fachu. Wiedma zmierzya j jadowitym spojrzeniem. - Mego fachu, czyby? Tenar skina gow. - Chod, zatem - rzeka Ivy wzruszywszy ramionami i poprowadzia j uliczk Mili Lane do swego maego domu. Nie by on siedliskiem infamii i kurczt, jak dom Moss, lecz by domem czarownicy: belki gsto zawieszone suszcymi si zioami, ogie zasypany szarym popioem z jednym malekim wgielkiem mrugajcym jak czerwone oko, tusty czarny kot z jednym biaym wsem, picy na wysokiej pce, i wszdzie obfito maych pudeek, garnkw, dzbankw, tacek i zakorkowanych butelek, wszystko aromatyczne, cierpkie, sodkie i dziwne. - Co mog dla ciebie zrobi, pani Goho? - zapytaa oschle Ivy, kiedy znalazy si w rodku. - Powiedz mi, z aski swojej, czy mylisz, e moja wychowanka Therru, ma jaki dar do twojej sztuki - jak moc w sobie? - Ona? Oczywicie - odrzeka wiedma. Rycha i lekcewaca odpowied nieco zbia Tenar z tropu. - No c - odezwaa si - zdaje si, e Beech te tak sdzi. - lepy nietoperz w jaskini by to dostrzeg - powiedziaa Ivy. Czy to wszystko? - Nie. Potrzebuj twojej rady. Kiedy zadam pytanie, bdziesz moga mi poda cen odpowiedzi. Zgoda? - Zgoda. - Czy powinnam odda Therru do terminu na czarownic, kiedy bdzie troch starsza? Ivy milczaa przez chwil, decydujc si na swoje honorarium, jak sdzia Tenar. Zamiast tego odpowiedziaa na pytanie. - Nie wziabym jej - rzeka.

- Dlaczego? - Baabym si - odpara wiedma, utkwiwszy nagle w Tenar dzikie spojrzenie. - Baa? Czego? - Jej! Czym ona jest? - Dzieckiem. Dzieckiem, z ktrym brutalnie postpiono! - To nie wszystko, czym jest. Mroczny gniew wstpi w Tenar i zapytaa: - Czy w takim razie uczennica wiedmy musi by dziewic? Ivy wytrzeszczya na ni oczy. Po chwili rzeka: - Nie to miaam na myli. - A co miaa na myli? - Chc powiedzie, e nie wiem, czym ona jest. Chc powiedzie, e kiedy patrzy na mnie tym jednym widzcym i jednym lepym okiem, nie wiem, co widzi. Widz, jak przechadzasz si z ni, jakby bya pierwszym lepszym dzieckiem i myl: "Czym one s?" Jak si posiada ta kobieta, nie jest, bowiem wariatk, eby trzyma za rk ogie, eby prz ni trb powietrzn? Mwi, pani, e jako dziecko sama mieszkaa z Dawnymi, Mrocznymi, Tymi, Ktrzy S Pod Stopami, i e bya krlow i sug tych mocy. Moe wanie, dlatego nie boisz si tej. Jak ona jest moc, nie wiem, nie mwi. Lecz wiem, e to przekracza granice mojej wiedzy, czy Beecha, czy te wszystkich czarownic i czarodziejw, jakich kiedykolwiek znaam! Udziel ci rady, pani, za darmo. Oto ona: Strze si! Strze si jej w dniu, w ktrym odnajdzie swoj si! To wszystko. - Dzikuj ci, pani Ivy - odrzeka Tenar z ceremonialnoci Kapanki Grobowcw Atuanu i wysza z ciepej izby aa saby, przenikliwy wiatr koca jesieni. Wci bya rozgniewana. Nikt nie chcia jej pomc - mylaa.

Wiedziaa, e to zadanie przekracza jej siy, nie musieli jej tego mwi - lecz adne z nich nie chciao jej pomc. Ogion umar, stara Moss deklamowaa, Ivy ostrzegaa, Beech trzyma si z dala, a Ged - jedyny, ktry naprawd mg pomc - Ged uciek. Umkn jak zbity pies i nie przysa jej adnego znaku ani wiadomoci, nigdy nie pomyla o niej czy o Therru, lecz tylko o swojej drogocennej habie. To byo jego dziecko, jego wychowanka. To byo wszystko, o co dba. Nigdy nie troszczy si o ni, nie myla o niej, tylko o mocy - jej mocy, swojej mocy, w jaki sposb mg z niej korzysta, w jaki sposb mg wydoby z niej wicej mocy. Skadajc zamany Piercie, tworzc Run, osdzajc krla na tronie. A kiedy straci swoj moc, wci bya ona wszystkim, o czym potrafi myle: e zostaa stracona, zgubiona, pozostawia go samemu sobie, jego habie, jego pustce. "Nie jeste uczciwa" - rzeka Goha do Tenar. "Uczciwa! - achna si Tenar. - A czy on gra uczciwie?" 'Tak - odrzeka Goha. - Gra. Albo prbowa." "C, zatem moe gra uczciwie z kozami, ktre wypasa; nic mnie to nie obchodzi" - odpara Tenar, mozolnie maszerujc w stron domu, na wietrze i w pierwszym, rzadkim, zimnym deszczu. - Moe dzi w nocy spadnie nieg - powiedzia dzierawca Tlff, spotkawszy j na drodze wrd k nad Kahed. - nieg tak wczenie? Mam nadziej, e nie. I kiedy soce byo ju nisko, chwyci mrz: deszczowe kaue i poida zaszkliy si, a potem pokryy si lodem; trzciny nad Kahed znieruchomiay; sam wiatr ucich jakby zamarznity, niezdolny do tego, aby si poruszy. Przy ogniu - wonniejszym ni ogie Ivy, gdy drzewo pochodzio ze starej jaboni,

ktra zostaa cita w sadzie zeszej wiosny - usiada Tenar i Therru, by prz i rozmawia po kolacji. - Opowiedz histori o kocich duchach - poprosia Therru swoim ochrypym gosem, kiedy pucia w ruch koowrotek, aby uprz kb ciemnej, jedwabistej koziej weny. - To letnia historia. Therru zadara gow. - Zimowe historie powinny by wielkimi historiami. Zim uczysz si Stworzenia Ea, tak aby moga piewa j na Dugim Tacu, gdy przyjdzie lato. Zim uczysz si Zimowej Koldy i Czynw Modego Krla, a na Festiwalu Powrotu Soca, kiedy soce zwraca si na pnoc, eby sprowadzi wiosn, moesz je zapiewa. - Nie umiem piewa - wyszeptaa dziewczynka. Tenar odwijaa uprzedzon wen z kdzieli i zwijaa j w kbek zgrabnymi i miarowymi ruchami rk. - Nie tylko gos piewa - rzeka. - Umys piewa. Najadniejszy gos na wiecie na nic si nie zda, jeli umys nie zna pieni. Rozsupaa ostatni kawaek nici, ktry zosta uprzedzony jako pierwszy. - Posiadasz si, Therru, a sia, ktra jest niewiadoma, jest niebezpieczna. - Jak ci, ktrzy nie chcieli si uczy - powiedziaa Themi. Dzicy. - Tenar nie wiedziaa, co ma na myli i rzucia jej pytajce spojrzenie. - Ci, ktrzy zostali na zachodzie - dodaa Therru. - Aha - smoki - w pieni Kobiety z Kemay. Tak. Wanie. A wic:, od ktrej zaczniemy - jak wyspy zostay wydwignite z morza czy jak Krl Morred przegna Czarne Okrty? - Wyspy - szepna Therru. Tenar miaa raczej nadziej, e wybierze Czyny Modego Krla, poniewa widziaa twarz Lebannena jako oblicze Morreda; jednak wybr dziecka by suszny.

- Bardzo dobrze - odrzeka. Podniosa wzrok na wielkie Ksigi Wiedzy Ogiona na pce nad kominkiem, dodajc sobie odwagi, e gdyby zapomniaa, moe znale tam sowa; wcigna powietrze i zacza. Przed snem Therru dowiedziaa si o tym, jak Segoy wydwign z gbin Czasu pierwsz z wysp. Zamiast jej piewa, Tenar usiada na ku otuliwszy dziewczynk kodr i razem recytoway cicho pierwsz strof pieni Tworzenia. Tenar zaniosa ma lampk oliwn z powrotem do kuchni, wsuchujc si w absolutn cisz. Mrz sku wiat, uwizi go. Nie byo wida adnej gwiazdy. Ciemno napieraa na pojedyncze okno kuchni. Od kamiennych podg cigno chodem. Wrcia do ognia, bo nie bya jeszcze pica. Wzniose sowa pieni poruszyy jej ducha, a od czasu rozmowy z Ivy wci jeszcze bya rozgniewana i niespokojna. Wzia pogrzebacz, aby wznieci may pomie z polana znajdujcego si w gbi kominka. Kiedy uderzya w polano, dwik rozleg si echem na tyach domu. Wyprostowaa si i stana nasuchujc. Znowu: ciche, stumione, guche uderzenie - przed domem. W okno mleczami? Wci z pogrzebaczem w rku, Tenar przesza mroczn sieni do drzwi, ktre wychodziy na chodni. Za chodni bya mleczarnia. Dom zosta zbudowany na niskim pagrku i oba te pomieszczenia zagbiay si na powrt we wzgrze, niczym piwnice. Chodnia miaa tylko otwory wentylacyjne; mleczarnia miaa drzwi i okno, niskie i szerokie jak okno w kuchni. Stojc przy drzwiach chodni Tenar syszaa odgosy wywaania tego okna i szepczce mskie gosy. Flint by metodycznym gospodarzem. Wszystkie drzwi tego domu, oprcz jednych, posiaday po kadej stronie zasuw,

tgi kawa eliwa umieszczony w prowadnicach. Wszystkie byy utrzymane w czystoci i naoliwione; adne nie byy nigdy zamknite. Zasuna rygiel w poprzek drzwi chodni. Bezgonie wlizn si na miejsce, przylegajce cile do cikiej elaznej szczeliny w ocieu. Syszaa, jak otwarto zewntrzne drzwi mleczarni. Jeden z mczyzn pomyla w kocu o tym, aby je sprawdzi, zanim wyamali okno i odkry, e nie byy zamknite. Ponownie usyszaa szepty. Pniej zapada cisza, na tyle duga, eby Tenar usyszaa bicie swego serca bbnice jej w uszach tak gono, e przerazia si, i nie usyszy spoza niego adnego dwiku. Czua, jak dr jej nogi i jak chd podogi zakrada si pod jej spdnic niczym lodowata do. - Otwarte - szepn obok niej mski gos, a jej serce zabio bolenie. Pooya do na ryglu mylc, e jest otwarty odemkna go, nie zamkna. - Niemal przesuna go z powrotem, kiedy usyszaa, e drzwi pomidzy chodni a mleczarni skrzypi, otwierajc si. Znaa ten zgrzyt grnego zawiasu. Znaa rwnie gos, ktry si odezwa. - To jest spiarnia - powiedzia Handy, a pniej, kiedy drzwi, pod ktrymi staa, zaomotay o zasuw, doda: - Te s zamknite. Ponownie zaomotay. Cienki brzeszczot wiata, jak ostrze noa, mign pomidzy drzwiami a ocieem. Dotkn jej piersi i kobieta cofna si, jak gdyby j skaleczy. Drzwi zastukay jeszcze raz, lecz nieznacznie. Byy solidne, pewnie zawieszone na zawiasach i zasuwa bya mocna. Szeptali po drugiej stronie drzwi. Wiedziaa, e planowali obej dom i sprawdzi drzwi frontowe. Pobiega do nich i zaryglowaa je, chocia nie bya w peni wiadoma tego, co robi. Moe to by koszmar senny. Miaa kiedy ten sen, e prbowali dosta si do domu, e wciskali cienkie noe przez

szpary w drzwiach. Drzwi - czy byy jakie inne drzwi, przez ktre mogliby si dosta do rodka? Okna - okiennice w sypialni. Jej oddech sta si tak krtki, e mylaa, i nie dotrze do pokoju Therru, lecz bya tam, zamkna na szybie cikie, drewniane okiennice. Zawiasy byy sztywne i poruszyy si z trzaskiem. Teraz wiedzieli. Teraz nadchodzili. Przyjd pod okno ssiedniej izby. Bd tam, zanim zdy zamkn okiennice. I byli. Ujrzaa twarze, plamy poruszajce si w mroku na zewntrz, kiedy prbowaa uwolni lew okiennic ze skobla. Zacia si. Nie moga jej poruszy. Biaa rka dotkna szyby, przyklejajc si do niej. - Jest tam. - Wpu nas. Nie zrobimy ci krzywdy. - Chcemy tylko z tob porozmawia. - On chce tylko zobaczy swoj ma dziewczynk. Uwolnia okiennic i przycigna j do okna. Gdyby jednak rozbili szyb, mogliby otworzy okiennic jednym pchniciem. Jedyne zamknicie stanowi haczyk, ktry wyskoczyby z drewna, jeli uyliby siy. - Wpu nas, a my ci nie skrzywdzimy - powiedzia jeden z gosw. Syszaa ich stopy na zamarznitej ziemi, skrzypice w opadych liciach. Czy Therru si przebudzia? oskot zamykanych okiennic mg j obudzi, lecz nie wydaa adnego dwiku. Tenar stana w drzwiach pomidzy swoj izb a sypialni Therru. Byo ciemno i cicho. Baa si dotkn dziewczynki i obudzi j. Musiaa zosta z ni w pokoju. Musiaa o ni walczy. Miaa w rku pogrzebacz; gdzie go podziaa? Odoya go, eby zamkn okiennice. Nie moga go znale. Szukaa po omacku w mroku izby, ktra zdawaa si nie mie cian. Drzwi frontowe, ktre prowadziy do kuchni,

zaomotay, wstrzsane w swojej framudze. Gdyby moga znale pogrzebacz, pozostaaby tu, walczyaby z nimi. - Tutaj! - zawoa jeden z nich i kobieta wiedziaa, co znalaz. Spoglda na kuchenne okno, szerokie, z nie zamknitymi okiennicami. Podesza - bardzo wolno, po omacku - do drzwi izby. Teraz by to pokj Therru. Kiedy bya to izba jej dzieci. Pokj dziecinny. Wanie, dlatego po wewntrznej stronie drzwi nie byo zamka. eby dzieci nie mogy zamkn si w rodku i przestraszy si, gdyby rygiel si zaci. Po przeciwnej stronie wzgrza, za sadem, Ciearbrook i Shandy spali w swojej chacie. Gdyby zawoaa, moe usyszaaby Shandy. Gdyby otworzya okno sypialni i krzykna albo jeliby obudzia Therru i gdyby wyskoczyy przez okno i przebiegy przez sad - lecz mczyni byli tam, wanie tam, i czekali. To byo wicej, ni moga znie. Okowy mronego przeraenia, ktre j wizay, pky. W gniewie pobiega do kuchni, ktra w jej oczach bya czerwonym wiatem, porwaa z pnia dugi, ostry, rzenicki n, odsuna zasuw i stana w drzwiach. - Chodcie, zatem! - krzykna. Usyszaa wycie, chrapliwy oddech i zaraz potem, wrzask: Uwaaj! - Inny rykn: - Tutaj! Tutaj! Potem zapada cisza. wiato z otwartych drzwi przemkno po czarnym lodzie kau, zalnio na czarnych gaziach dbw i na opadych, srebrnych liciach, a kiedy jej oczy przyzwyczaiy si do ciemnoci, ujrzaa, e co podpeza do niej ciek, jaka ciemna brya podkrada si do niej wydajc wysokie zawodzce kanie. Czarna posta podbiega i byskawicznie rzucia si naprzd, zabysy dugie ostrza.

- Tenar! - Zatrzymaj si tam - krzykna podnoszc n. - Tenar! To ja - Sok, Krogulec! - Zosta tam - powtrzya. Posta stana nieruchomo obok czarnej masy lecej na ciece. Nike wiato padao na korpus, twarz, widy o dugich zbach, trzymane na sztorc niczym laska czarnoksinika. - Czy to ty? - zapytaa. Klcza teraz przy ciemnym ksztacie lecym na ciece. - Chyba go zabiem - powiedzia. Spojrza przez rami, wsta. Nie byo znaku obecnoci innych mczyzn. - Gdzie oni s? - Uciekli. Podaj mi do, Tenar. W jednej doni trzymaa n. Drug chwycia rk mczyzny, ktry lea skulony na ciece. Ged uj go pod rami i przetaszczyli go przez prg, do domu. Lea na kamiennej pododze kuchni, a krew wypywaa z jego piersi i brzucha jak woda z dzbana. Grna warga obnaaa zby i wida byo tylko biaka jego oczu. - Zamknij drzwi - powiedzia Ged i Tenar wykonaa jego polecenie. - Ptna s w szafie - rzeka, a on przynis przecierado i podar je na bandae. Obwizaa nimi brzuch i pier mczyzny, w ktr trzy z czterech zbw wide wbiy si z caej siy, pozostawiajc trzy poszarpane rda krwi, ktra ciekaa strugami, kiedy Ged podtrzymywa tors mczyzny tak, aby Tenar moga owin bandae. - Co ty tu robisz? Przyszede z nimi? - Tak. Ale oni o tym nie wiedzieli. To mniej wicej wszystko, co moesz zrobi, Tenar. - Opuci ciao mczyzny i odchyli

si oddychajc ciko i wycierajc twarz grzbietem zakrwawionej doni. - Chyba go zabiem - powiedzia znowu. - Moliwe. - Tenar przygldaa si, jak jaskrawoczerwone plamy pokryway powoli cikie ptno, ktre spowijao szczup, owosion pier i brzuch mczyzny. Wstaa i zakoysaa si, bardzo krcio jej si w gowie. - Usid przy ogniu - rzeka. - Musisz by zmarznity. Nie wiedziaa, w jaki sposb poznaa go w mroku na zewntrz. By moe po gosie. Mia na sobie gruby, pasterski, zimowy paszcz ze strzyonej weny, obrcony skrzan stron na wierzch, i wycignit, zrobion na drutach pastersk czapk; jego blad twarz pokryway bruzdy, wosy byy dugie i siwe. Pachnia dymem drzewnym, mrozem i koz. Mia dreszcze, dra na caym ciele. - Usid przy ogniu - powtrzya. - Do do niego drewna. Tak te zrobi. Tenar napenia kocioek i zawiesia go na jego elaznym ramieniu nad ogniem. Na jej spdnicy bya krew, uya wic resztek ptna umoczonych w zimnej wodzie, by j oczyci. Podaa cierk Gedowi, aby usun krew ze swoich doni. - Co masz na myli - zapytaa. - Przyszede z nimi, ale oni o tym nie wiedzieli? - Schodziem. Z gry. Na drodze ze rde Kahedy. - Mwi matowym gosem, jakby zadyszany, a drenie sprawiao, e jego mowa bya niewyrana. - Usyszaem za sob ludzi i zszedem na bok. Do lasu. Nie miaem ochoty rozmawia. Nie wiem. Co w nich byo. Baem si ich. Niecierpliwie skina gow i usiada po drugiej stronie kominka, pochylajc si do przodu, aby sucha, z domi silnie zacinitymi na podoku. Wilgotna spdnica zibia jej nogi.

- Kiedy przechodzili obok, usyszaem, jak jeden z nich powiedzia: "Dbowa Farma". Wtedy poszedem za nimi. Jeden z nich nie przestawa mwi. O dziecku. - Co mwi? Milcza. W kocu rzek: - e zamierzaj odzyska. Ukara j, powiedzia. I odpaci ci piknym za nadobne. Za to, e j ukrada, powiedzia. Powiedzia... - Ged przerwa. - e mnie rwnie ukarze. - Oni wszyscy mwili. O, o tym. - Ten nie jest Handym. - Wskazaa gow w kierunku mczyzny lecego na pododze. - Czy to... - Powiedzia, e ona jest jego. - Ged rwnie spojrza na mczyzn i z powrotem na ogie. - On umiera. Powinnimy sprowadzi pomoc. - Nie umrze - odpara Tenar. - Rankiem pjd od Ivy. Inni s cigle tam na zewntrz. Ilu ich jest? - Dwch. - Jak umrze, to umrze, jeeli bdzie y, bdzie y. adne z nas nie wychodzi. - Zerwaa si na rwne nogi w przypywie strachu. - Czy ty przyniose widy, Ged? Wskaza na nie. Cztery dugie zby lniy, oparte o cian przy drzwiach. Ponownie usiada na zydlu przy kominku, lecz teraz ona draa, trzsa si od stp do gw, jak wczeniej on. Sign przez kominek, by dotkn jej rki. - Ju dobrze - powiedzia. - Co bdzie, jeli cigle s tam, na zewntrz? - Uciekli. - Mogli wrci. - Dwch przeciwko dwojgu? I my mamy widy. ciszya gos

do szeptu i powiedziaa z przeraeniem: - Kosy s w przybudwce stodoy. Potrzsn gow. - Uciekli. Zobaczyli - jego i ciebie w drzwiach. - Co zrobilicie? - Zaatakowa mnie. Wic i ja zaatakowaem jego. - Chodzi mi o to, co byo wczeniej. Na drodze. - Zmarzli w czasie marszu. Zaczo pada, a oni zmarzli i zaczli rozmawia o przyjciu tutaj. Przedtem tylko ten jeden rozmawia o dziecku i o tobie, o daniu... daniu nauczki... Zascho mu w gardle. - Chce mi si pi - powiedzia. - Mnie te. Woda si jeszcze nie gotuje. Mw dalej. Odetchn i sprbowa opowiedzie spoicie swoj histori. - Pozostali dwaj niewiele go suchali. By moe syszeli to wszystko wczeniej. pieszyli si. eby dotrze do Yalmouth. Jak gdyby uciekali przed kim. Umykali. Ale zrobio si zimno, a on wci mwi o Dbowej Farmie i ten w czapce powiedzia: "A wic czemu by nie pj tam po prostu i nie spdzi nocy z..." - Z wdow, tak? Ged ukry twarz w doniach. Czekaa. Poprawi polana w kominku i kontynuowa spokojnie. - Pniej zgubiem ich na chwil. Droga wesza w dolin, nie mogem, wic poda wzdu traktu, lasem, tu za nimi. Musiaem zej na bok, przez pola, trzymajc si z dala od ich wzroku. Nie znam tego kraju, tylko drogi. Baem si, e jeli przetn pola, zgubi si, nie trafi do domu. I ciemniao si. Pomylaem, e przegapiem dom, minem go. Wrciem na trakt i prawie wpadem na nich - tam na zakrcie. Widzieli mijajcego ich starca. Zdecydowali si zaczeka, a si ciemni i bd pewni, e nikt inny nie przyjdzie. Czekali w stodole. Ja zostaem na zewntrz. Zaledwie przez cian od

nich. - Musiae zmarzn - rzeka Tenar gucho. - Byo zimno. - Wycign rce do ognia, jak gdyby myl o tym ponownie przeja go chodem. - Znalazem widy przy drzwiach przybudwki. Kiedy wyszli, udali si na tyy domu. Mogem wtedy podej do frontowych drzwi, eby ci ostrzec - oto, co powinienem by zrobi, lecz wszystkim, o czym potrafiem myle, byo to, aby ich zaskoczy. Mylaem, e to moja jedyna przewaga, szansa... Mylaem, e dom bdzie zamknity i bd musieli si wama. Ale pniej usyszaem, jak wchodz do rodka, tam z tyu. Wszedem za nimi do mleczarni. Ledwo si wydostaem, kiedy podeszli do zamknitych drzwi. - Zamia si niepewnie. - Przeszli tu obok mnie w ciemnoci. Mogem im podstawi nog... Jeden z nich mia krzemie i krzesiwo, spali troch hubki, kiedy chcieli zobaczy zamek. Wyszli przed dom. Syszaem, jak zamykasz okiennice; wiedziaem, e ich usyszaa. Rozmawiali o rozbiciu okna, przy ktrym ci zobaczyli. Potem ten w czapce dostrzeg okno - to okno... - Kiwn gow w stron kuchennego okna, z jego szerokim wewntrznym parapetem. - Powiedzia: "Dajcie mi kamie, wywal je", a oni podeszli tam, gdzie by i mieli wanie podsadzi go na parapet. Zawyem, wic i on upad, a jeden z nich - ten - rzuci si biegiem prosto na mnie. - Ach, ach - chwyta powietrze mczyzna lecy na pododze, jak gdyby opowiada histori Geda za niego. Ged wsta i pochyli si nad nim. - On chyba umiera. - Nie, nie umiera - odrzeka Tenar. Nie moga cakowicie powstrzyma dygotania, lecz byo to teraz tylko wewntrzne drenie. Kocioek szumia. Zrobia dzbanek herbaty i pooya donie na grubych, glinianych ciankach imbryka. Na-

penia dwa kubki, potem trzeci, do ktrego dolaa troch zimnej wody. - Jest za gorca do picia - powiedziaa Gedowi potrzymaj j najpierw chwil. Zobacz, czy to w niego wejdzie. - Usiada na pododze obok gowy mczyzny, podniosa j na jednej rce, przyoya kubek ostudzonej herbaty do jego ust, wepchna krawd naczynia midzy obnaone zby. Ciepy pyn wpyn mu do ust. Przekn. Nie umrze stwierdzia. - Podoga jest jak ld. Pom mi go przenie bliej ognia. Ged zabra si do zdejmowania pledu z awy, ktra biega wzdu ciany pomidzy kominkiem a sieni. - Nie bierz tego, to dobry kawaek roboty tkackiej - powstrzymaa go Tenar, posza do ustpu i przyniosa stamtd znoszony wojskowy paszcz, ktry rozcielia jako posanie dla mczyzny. Wcignli na bezwadne ciao i otulili je nim. Przemoczone, czerwone plamy na bandaach nie powikszay si ju. Tenar podniosa si i stana bez ruchu. - Therru - powiedziaa. Ged rozejrza si dokoa, lecz nie byo tam dziecka. Tenar popiesznie wysza z izby. Pokj dziecinny, pokj dziecka, by cakowicie ciemny i cichy. Po omacku znalaza drog do ka i pooya rk na ciepym zagiciu koca ponad ramieniem Therru. - Therru? Dziecko oddychao spokojnie. Nie obudzio si. Tenar czua ciepo jej ciaa niczym promieniowanie w zimnej izbie. Wychodzc przesuna doni po komodzie i dotkna zimnego metalu: pogrzebacz, ktry pooya, kiedy zamykaa okiennice. Zaniosa go z powrotem do kuchni, przekroczya ciao mczyzny i zawiesia pogrzebacz na haczyku na ko-

minku. Stana spogldajc w d na ogie. - Nie mogam nic zrobi - odezwaa si. - Co powinnam bya uczyni? Uciec - od razu - krzycze i pobiec do Clearbrooka i Shandy. Nie mieliby czasu, eby skrzywdzi Themi. - Oni byliby w domu z ni, a ty na zewntrz, ze starym mczyzn i kobiet. Albo mogli zabra j i uciec. Zrobia, co moga. To, co uczynia, byo waciwe. Zrobione we waciwym momencie. wiato z domu, ty wychodzca z noem i ja tam - widzieli wtedy widy - i jego na ziemi. Wic uciekli. - Ci, co mogli - rzeka Tenar. Odwrcia si i szturchna nieco nog mczyzny czubkiem buta, jak gdyby by obiektem, ktrego bya troch ciekawa, a ktry wzbudza w niej troch wstrt, jak martwa mija. - Ty zrobie waciw rzecz - powiedziaa. - Myl, e nawet ich nie widzia. Wbieg prosto na nie. To byo jak... - Nie powiedzia, jakie to byo. Powiedzia: - Wypij swoj herbat. -1 dola sobie z dzbanka stojcego na cegach paleniska. -Jest dobra. Usid - rzek, a ona zrobia to. - Kiedy byem chopcem - odezwa si po pewnym czasie Kargowie najechali moj wie. Mieli piki - dugie, z pirami przywizanymi do drzewca... Skina gow. - Wojownicy Boskich Braci - rzeka. - Uczyniem... czar mgy. eby ich zdezorientowa. Ale przyszli... Kilku z nich. Widziaem, jak jeden wbieg prosto na widy - jak ten. Tylko przeszy przez niego na wylot Poniej pasa. - Ty ugodzie w ebro - powiedziaa Tenar. Kiwn gow. - To by jedyny bd, jaki zrobie - dodaa. Teraz ona szczkaa zbami. Wypia herbat. - Ged - rzeka - co bdzie, jeli oni wrc?

- Nie wrc. - Mogliby podpali dom. - Ten dom? - Rozejrza si po kamiennych cianach. - Stodo. - Oni nie wrc - odpar uparcie. -Nie. Ostronie trzymali kubki, grzejc na nich donie. - Przespaa to. - Dobrze zrobia. - Ale zobaczy go... tutaj... rano... Spojrzeli na siebie. - Gdybym go zabi - gdyby umar! - rzek Ged z wciekoci. Mgbym go wywlec i pogrzeba. -Zrb to. Potrzsn tylko gniewnie gow. - Co to za rnica, dlaczego, dlaczego nie moemy tego zrobi! - zapytaa Tenar. - Nie wiem. - Skoro tylko si przejani... - Wynios go z domu. Taczki. Starzec moe mi pomc. - Nie moe ju niczego dwiga. Ja ci pomog. - Zawioz go do wioski. Jest tam jaki uzdrawiacz? - Czarownica, Ivy. Poczua si nagle bezgranicznie zmczona. Ledwie moga utrzyma kubek w doni. - Jest wicej herbaty - powiedziaa ze zdrtwiaym jzykiem. Nala sobie jeszcze jeden kubek. Ogie taczy przed jej oczami. Pomienie plsay, strzelay w gr, opaday, rozjaniay si znowu kontrastujc z zakopconym kamieniem, bladym niebem, otchaniami wieczoru, gbiami powietrza i wiata ponad wiatem. te, pomaraczowe, pomaraczowo-czerwone pomienie, czerwone j-

zyki ognia, ogniste jzyki, sowa, ktrych nie moga wypowiedzie. - Tenar. - Nazywamy t gwiazd Tehanu - odezwaa si. - Tenar, moja droga. Chod. Chod ze mn. Nie byli przy ogniu. Byli w ciemnoci - w mrocznej sieni. W ciemnym korytarzu. Byli tam wczeniej, prowadzili si nawzajem, podali za sob nawzajem, w mroku pod ziemi. - Oto droga - powiedziaa.

12. ZIMA Budzia si, nie chcc si obudzi. Nika szaro przewiecaa przez wskie szpary w okiennicach. Dlaczego okiennice byy zamknite? Popiesznie wstaa i przesza sieni do kuchni. Nikt nie siedzia przy ogniu, nikt nie lea na pododze. Nie byo ani ladu po kimkolwiek, czymkolwiek. Poza imbrykiem i trzema kubkami na stole. Therru wstaa o wschodzie soca i, jak co dzie, zjady niadanie. Sprztajc ze stou, dziewczynka zapytaa: - Co si stao? -Uniosa rg mokrego ptna z balii stojcej w spiarni. Woda w balii bya zmtniaa od brzowej czerwieni. - Och, mj okres nadszed wczenie - odrzeka Tenar, wstrznita swoim kamstwem. Therru staa przez moment bez ruchu, z rozszerzonymi nozdrzami i nieruchom gow, niczym wszce zwierz. Potem wrzucia ptno z powrotem do wody i wysza nakarmi kurczta. Tenar czua si chora, amao j w kociach. Wci byo zimno, pozostawaa, wic pod dachem najduej, jak moga. Prbowaa zatrzyma Therru w domu, lecz kiedy przy przenikliwym wietrze wyszo soce, Therru zapragna wybiec na dwr. - Zosta z Shandy w sadzie - polecia Tenar. Therru wysza nie mwic ani sowa. Zniszczenie mini i gruba blizna usztywniy poparzon i zdeformowan stron twarzy dziewczynki, lecz kiedy blizny zestarzay si, a Tenar po latach prb nauczya si nie odwraca wzroku od jej szpetoty, ale dostrzega j jako twarz,

zauwaya, e posiada ona swoj wasn mimik. Kiedy Therru bya przestraszona, spalona i ociemniaa strona "zamykaa si" - jak mylaa Tenar - cigajc si, tejc.. Kiedy bya podniecona lub przejta, nawet lepy oczod zdawa si spoglda, a blizny czerwieniay i byy gorce w dotyku. Teraz, kiedy wychodzia, wygldaa przedziwnie, jak gdyby jej twarz wcale nie bya ludzka; zwierz, jakie niezwyke, dzikie stworzenie o zrogowaciaej skrze, z jednym byszczcym okiem, milczce, pochliwe. 51 Tenar wiedziaa, e skoro po raz pierwszy j okamaa, Therru po raz pierwszy zamierzaa nie by jej posuszn. Po raz pierwszy, lecz nie ostatni. Z cikim westchnieniem usiada przy kominku i przez chwil oddawaa si bezczynnoci. Pukanie do drzwi: Clearbrook i Ged - nie, musi nazywa go Sokoem - Sok stojcy na progu. Stary Clearbrook by przepeniony chci rozmowy i poczuciem wanoci. Ged ponury, cichy i potny w swoim oblepionym brudem paszczu z owczej skry. - Wejdcie - powiedziaa. - Napijcie si herbaty. Co sycha? - Prbowali uciec do Yalmouth, ale ludzie z Kahedanan, urzdnicy miejscy, znaleli ich w szopie Cherry'ego - oznajmi Clearbrook wymachujc pici. - Uciek? - Ogarno j przeraenie. - Pozostali dwaj - odrzek Ged. - Nie on. - Widzisz, znaleli ciao w starych jatkach na Okrgym Wzgrzu, cae porozbijane na kawaki, tam na grze w starych jatkach, koo Kahedanan, wic dziesiciu, dwunastu z nich z miejsca mianowao si urzdnikami i wyruszyo za nimi w pocig. Zeszej nocy trway poszukiwania po wszystkich wsiach, a dzisiejszego ranka, przed samym witem, zna-

leli ich ukrytych w szopie Cherry'ego. Byli na p zamarznici. - Zatem on nie yje? - zapytaa zdezorientowana. Ged wyuska si z cikiego paszcza i siedzia teraz przy drzwiach na krzele o trzcinowym siedzeniu, rozwizujc skrzane getry. - On yje - powiedzia swoim spokojnym gosem. - Jest u Ivy. Zawiozem go dzi rano fur do gnoju. Przed witem na trakcie byli ludzie cigajcy ca ich trjk. Zabili kobiet na wzgrzach. - Jak kobiet? - wyszeptaa Tenar. Spojrzaa Gedowi w oczy. Nieznacznie skin gow. Clearbrook chcia sam opowiedzie histori i mwi dalej, gono: - Gadaem z niektrymi ludmi stamtd i powiedzieli mi, e caa czwrka wczya si w pobliu Kahedanan, a kobieta przychodzia do miasteczka na ebry, caa pobita i z oparzeniami i siniakami na caym ciele. To ci mczyni j posyali, widzisz, eby tak ebraa i potem wracaa do nich, a ludziom mwia, e jak wrci z niczym, zbij j jeszcze bardziej, odpowiadali, wic:, po co wraca? Ale mwia, e gdyby nie wrcia, przyszliby po ni, widzisz, i zawsze z nimi odchodzia. Lecz potem w kocu posunli si za daleko i zatukli j na mier. Zostawili jej ciao w starych jatkach, tam gdzie zostao jeszcze troch smrodu, wiesz, moe myleli, e ukryj to, co zrobili. Pniej odeszli, tu na d, wanie zeszej nocy. Dlaczego nie krzyczaa ani nie wzywaa pomocy zeszego wieczora, Goha? Sok mwi, e byli tutaj, zakradali si w poblie domu, kiedy na nich natrafi. Na pewno bym usysza albo Shandy, ma lepszy such ode mnie. Mwia jej ju? Tenar potrzsna gow.

- Pjd jej powiedzie - rzek starzec, zachwycony, e bdzie pierwszy z wiadomoci, i poczapa przez podwrze. Zawrci w pl drogi. - Nie pomylabym nigdy, e jeste zdatny do wide! -krzykn do Geda, klepn si w udo ze miechem i poszed dalej. Ged wylizn si z cikich getrw, zdj zabocone buty, postawi je na progu i w poczochach podszed do ognia. Weniane spodnie, kaftan i koszula - gontyjski pasterz o sprytnym obliczu, jastrzbim nosie i czystych, ciemnych oczach. - Zaraz bd tu ludzie - odezwa si. - Przyjd, eby opowiedzie ci o tym wszystkim i jeszcze raz usysze, co si tu stao. Tych dwch, ktrzy uciekli, trzymaj teraz zamknitych w pustej piwnicy i pilnuje ich pitnastu czy dwudziestu ludzi, a dwudziestu czy trzydziestu chopcw prbuje na nich zerkn... - Ziewn, potrzsn ramionami i rkoma, by je rozluni i spojrzawszy na Tenar zapyta, czy moe usi przy ogniu. Gestem wskazaa na zydel przy kominku. - Musisz by zmczony - szepna. - Spaem troch, tutaj, zeszej nocy. Nie mogem oprze si sennoci. - Znw ziewn. Podnis na ni wzrok sprawdzajc, jak si czuje. - To bya matka Therru - rzeka. Jej gos nie wznis si ponad szept. Skin gow. Siedzia przechylajc si nieco do przodu, oparszy rce na kolanach, jak czyni to Flint, wpatrujc si w ogie. Byli bardzo podobni i kracowo odmienni, tak rni jak zakopany kamie i szybujcy ptak. Bolao j serce, bolay j koci, a jej umys rozdarty by pomidzy zym przeczuciem, alem, pamitnym strachem i kopotliw lekkoci.

- Czarownica ma naszego czowieka - powiedzia. - Zwizanego, na wypadek, gdyby poczu si zdrowszy. Dziury w nim zapchaa pajczyn i zaklciami tamujcymi upyw krwi. Mwi, e bdzie y, eby wisie. - Wisie. - To zaley od Sdw Krlewskich, teraz, gdy znowu si zbieraj. Zostanie powieszony albo zesany do niewolniczej pracy. Potrzsna gow marszczc brwi. - Nie pozwoliaby mu odej tak po prostu, Tenar - powiedzia agodnie, przygldajc si jej. - Nie. - Musz zosta ukarani - rzek, wci j obserwujc. - Ukarani. To on tak powiedzia. Ukara dziecko. Jest ze. Musi zosta ukarane. Ukara mnie za to, e je wziam. Za to, e jestem... - Mwia z wysikiem. - Nie chc kary! To nie powinno si byo zdarzy! Szkoda, e go nie zabie! - Robiem, co w mojej mocy - odpar Ged. Po duszej chwili rozemiaa si drcym gosem. - Oczywicie. - Pomyl, jakie to byoby atwe - powiedzia, ponownie zagldajc w wgle - kiedy byem czarnoksinikiem. Mgbym rzuci na nich zaklcie zwizujce, tam na drodze, zanim by si zorientowali. Mgbym zaprowadzi ich prosto do Yalmouth, jak stado owiec. Albo zeszej nocy, tutaj, pomyl o fajerwerkach, jakie mgbym wystrzeli! Nie wiedzieliby nawet, co ich ugodzio. -1 tak nie wiedz - odrzeka. Spojrza na ni. W jego oku dostrzega ledwo widoczny, niepowstrzymany bysk triumfu. - Nie - powiedzia. - Nie wiedz. - Zdatny do wide - mrukna. Ziewn} szeroko.

- Czemu nie wejdziesz i nie przepisz si troch? Chyba, e chcesz zabawi towarzystwo. Widz, e nadchodz Lark i Daisy z kilkorgiem dzieci. - Wstaa, aby wyjrze przez okno. - Zrobi tak - odrzek i wymkn si. Lark i jej m, Daisy - ona kowala i inni znajomi z wioski przychodzili przez cay dzie opowiada i dowiadywa si wszystkiego, tak jak zapowiedzia Ged. Tenar stwierdzia, e ich towarzystwo tchnie w ni nowe ycie, odrywa j od staej obecnoci przeraenia ubiegej nocy, a moga zacz wspomina to jako co, co si zdarzyo, a nie co, co si dziao, co musi si jej zawsze przytrafia. Therru rwnie musiaa nauczy si to robi, pomylaa, lecz nie z jedn noc - ze swoim yciem. Kiedy inni odeszli, zwrcia si do Lark: - Jestem na siebie wcieka za to, e byam taka gupia. - Przecie ci mwiam, eby dobrze zamykaa drzwi. - Nie... A moe... To wanie to. - Wiem - rzeka Lark. - Ale chodzio mi o to, e kiedy tu byli - mogam wybiec i sprowadzi Shandy i Clearbrooka - moe mogam zabra Therru. Mogam te pj do przybudwki i sama wzi widy. Albo noyce do jaboni. Maj siedem stp dugoci i ostrze jak brzytwa. Czemu tego nie zrobiam? Dlaczego nie zrobiam czegokolwiek? Czemu po prostu si zamknam cho nie warto byo prbowa? Gdyby jego - gdyby Sokoa tam nie byo... Wszystkim, co zrobiam, byo uwizienie siebie i Therru w puapce. W kocu podeszam do drzwi z rzenickim noem i wrzasnam na nich. Byam na wp oszalaa. Lecz to by ich nie odstraszyo. - Nie wiem - odrzeka Lark. - To byo szalone, ale moe... Nie wiem. Co moga zrobi poza zamkniciem drzwi? To jest

tak, jak gdybymy przez cae nasze ycie zamykay drzwi. To dom, w ktrym mieszkamy. Spojrzay dokoa na kamienne ciany, kamienne podogi, kamienny kominek, nasonecznione okno kuchni Dbowej Farmy, domu Rolnika Flinta. - Ta dziewczyna, ta kobieta, ktr zamordowali - zacza Lark, spojrzawszy przenikliwie na Tenar. - To bya ta sama. Tenar skina gow. - Jeden z nich powiedzia, e bya w ciy. W czwartym albo pitym miesicu. Obie milczay. - Zapana w puapk - odezwaa si Tenar. Lark wyprostowaa si i siedziaa tak, z domi wspartymi na tgich udach, ze znieruchomiaym, przystojnym obliczem. - Strach - powiedziaa. - Czego tak si boimy? Dlaczego pozwalamy im mwi nam, e si boimy? Czego oni si boj? Podniosa poczoch, ktr cerowaa, obrcia j w doniach, chwil milczaa, w kocu rzeka: - Po co oni si nas boj? Tenar przda i nie odpowiadaa. Do izby wbiega Therru i Lark powitaa j: - Oto i moje kochanie! Chod, ucinij mnie, moja kochana dziewczyneczko! Therru przytulia si do niej popiesznie. - Co to za ludzi zapano? - zapytaa swoim chrapliwym, bezbarwnym gosem, spogldajc to na Lark, to na Tenar. Tenar zatrzymaa koowrotek. Przemwia powoli. - Jednym by Handy. Jednym by mczyzna imieniem Shag. Ten, ktry by ranny, nazywa si Hake. - Nie spuszczaa wzroku z twarzy Therru. Ujrzaa ogie, czerwieniejc blizn. - Zdaje si, e kobieta, ktr zabili, nazywaa si Senny. - Senini - szepno dziecko. Tenar skina gow. - Zabili j na mier? Ponownie skina gow.

- Tadpole mwi, e byli tutaj. Jeszcze raz skina gow. Dziewczynka rozejrzaa si po izbie, tak jak uczyniy to kobiety; lecz jej spojrzenie byo zupenie niewidzce, nie dostrzegaa cian. - Zabijecie ich? - Mog by powieszeni. - Na mier? -Tak. Therru kiwna gow, niemal obojtnie. Znowu wysza z izby, doczajc do dzieci Lark przy obudowie studni. Dwie kobiety nic nie mwiy. Przdy i ceroway, w milczeniu, przy ogniu w domu Flinta. Po dugim czasie Lark zapytaa: - Co si stao z twoim gociem, pasterzem, ktry przyszed tu za nimi? Mwia, e nazywa si Sok? - pi tam - odrzeka Tenar wskazujc gow na ty domu. - Aha - mrukna Lark. Koowrotek warkota. - Znaam go wczeniej. -Aha.w Re Albi, tak? Tenar skina gow. Koowrotek warkota. - eby ledzi tych trzech i zmierzy si z nimi w ciemnoci z widami, to wymagao troch odwagi. Nie jest modziecem, prawda? - Nie. - Po chwili cigna dalej: - By chory i potrzebowa pracy. Posaam go, wic za gr, z wiadomoci dla Clearbrooka, eby go tu zatrudni. Ale Clearbrook myli, e moe jeszcze robi wszystko sam, wic wysa go nad rda do letniego wypasu. Wraca stamtd. - Wobec tego pewnie go tu zatrzymasz? - Jeeli bdzie chcia - odrzeka Tenar. Jeszcze jedna grupa przybya z wioski na Dbow Farm, by

wysucha opowieci Gohy i opowiedzie jej o swoim udziale w pojmaniu mordercw, obejrze widy, porwna ich cztery dugie zby z trzema krwawymi plamami na bandaach czowieka imieniem Hake i przedyskutowa to wszystko raz jeszcze. Tenar cieszya si z nadejcia wieczoru, zawoaa Therru do domu i zamkna drzwi. Podniosa rk, by zamkn je na zasuw. Opucia do i zmusia si, eby odwrci si od nich i pozostawi je nie zabezpieczone. - W twoim pokoju jest Krogulec - poinformowaa j Therru, przynoszc do kuchni jajka z chodni. - Zamierzaam ci powiedzie, e jest tutaj. Przepraszam. - Znam go - odpara Therru myjc w spiarni twarz i donie. I kiedy wszed Ged, z cikimi powiekami i rozczochrany, podesza prosto do niego i uniosa ramiona. - Therru - powiedzia, podnis j i obj. Przylgna do niego na krtko, po czym wyrwaa si na wolno. - Znam pocztkow cz Stworzenia - zwrcia si do niego. - Zapiewasz mi j? - Ponownie pytajc Tenar wzrokiem o pozwolenie, usiad na swym miejscu przy kominku. - Mog j tylko powiedzie. Skin gow i czeka, z do surowym wyrazem twarzy. Dziecko wyrecytowao: Tworzenie od niweczenia, Kres od pocztku, Kt odrni z ca pewnoci? Tym, co znam, s drzwi pomidzy nimi, Ktre przekraczamy odchodzc. Wrd wszystkich istot wiecznie wracajcych, Najstarszy, Odwierny, Segoy... Gos dziecka przypomina dwik, jaki daje metal przeci-

gnity po szkle, szelest suchych lici, syk poncego ognia. Dosza do koca pierwszej strofy: Wwczas z piany wynurzya si jasna Za. Ged skin gow na znak zwizej, stanowczej aprobaty. - Dobrze - pochwali. - Wczoraj wieczorem - powiedziaa Tenar. - Nauczya si jej wczoraj wieczorem. Wydaje si, jakby to byo rok temu. - Mog nauczy si wicej - rzeka Therru. - Nauczysz si - odpowiedzia jej Ged. - Teraz prosz skoczy sprztanie - wtrcia Tenar i dziecko usuchao. - Co mam robi? - zapyta Ged. Tenar zawahaa si, spogldajc na niego. - Trzeba napeni i podgrza kocioek. Skin gow i zanis kocioek do pompy. Przygotowali i zjedli kolacj, a potem uprztnli ze stou. - Powiedz jeszcze raz Tworzenie tak daleko, jak umiesz powiedzia Ged do Therru, siedzc przy kominku - i bdziemy kontynuowa od tego miejsca. Wyrecytowaa drug strof raz z nim, raz z Tenar, a raz sama. - Do ka - przynaglia Tenar. - Nie opowiedziaa Krogulcowi o krlu. - Ty mu opowiedz - rzeka Tenar, rozbawiona tym pretekstem do zwoki. Therru zwrcia si do Geda. Jej twarz, pokryta bliznami i nienaruszona, widzca i lepa, bya przejta, gorejca. - Krl przyby statkiem. Mia miecz. Da mi kocianego delfina. Jego okrt frun, aleja byam chora, bo dotkn mnie Handy. Lecz krl dotkn mnie tam i znak odszed. - Pokazaa swoje krge, szczupe rami. Tenar wytrzeszczya oczy. Za-

pomniaa o znaku. - Ktrego dnia chc polecie tam, gdzie mieszka - powiedziaa Therru Gedowi. Skin gow. - Zrobi to - dodaa. Znasz go? - Tak. Znam go. Odbyem z nim dug podr. - Dokd? - Tam, gdzie nie wschodzi soce i nie zachodz gwiazdy. I z powrotem z tego miejsca. - Leciae? Potrzsn gow. - Potrafi tylko chodzi - odrzek. Dziewczynka zadumaa si, a potem, jak gdyby zadowolona, powiedziaa "Dobranoc" i oddalia si do swego pokoju. Tenar posza za ni, ale Therru nie chciaa, eby piewano jej do snu. - Mog powiedzie w ciemnoci Tworzenie - owiadczya. Obie strofy. Tenar powrcia do kuchni i ponownie usiada przy kominku naprzeciw Geda. - Jak ona si zmienia! - westchna. - Nie mog za ni nady. Jestem za stara, eby wychowywa dziecko. A ona... Jest mi posuszna, ale tylko, dlatego, e tak chce. - To jedyne usprawiedliwienie dla posuszestwa - zauway Ged. - Ale kiedy wpadnie na pomys, eby mi si sprzeciwi, co mam zrobi? Jest w niej dziko. Czasami jest moj Therru, czasami jest czym innym, nieosigalnym. Pytaam Ivy, czy pomylaaby o jej przyuczeniu. Beech podsun mi t myl. Ivy odmwia. "Czemu nie?" - zapytaam. "Boj si jej" odpara... Lecz ty si jej nie lkasz. Ani ona ciebie. Ty i Lebannen jestecie jedynymi mczyznami, ktrym pozwolia si dotkn. Ja pozwoliam temu... temu Handy'emu... Nie

mog o tym mwi. Och, jestem zmczona! Nic nie rozumiem... Ged woy wizk do ognia, aby pon may i powolny, i oboje przygldali si skokom i migotaniu pomieni. - Chciaabym, eby tu zosta, Ged - rzeka. - Jeli zechcesz. -Nie odpowiedzia od razu. Dodaa: - Moe wybierasz si do Havnoru... - Nie, nie. Nie mam, dokd i. Szukaem pracy. - C, jest tu mnstwo do zrobienia. Clearbrook nie chce si do tego przyzna, ale jego artretyzm czyni go niemal niezdatnym do czegokolwiek poza ogrodnictwem. Odkd wrciam, potrzebuj pomocy. Mogam powiedzie staremu durniowi, co o nim myl, za to, e wysa ci na gr, ale to nie ma sensu. Nie chciaby sucha. - To byo dla mnie dobre - powiedzia Ged - To by czas, ktrego potrzebowaem. - Pasae owce? - Kozy. Na samym szczycie pastwisk. Chopak, ktrego mieli, zachorowa i Serry zatrudni mnie, wysa mnie tam na gr pierwszego dnia. Trzymaj je tam wysoko i do pna, wic wena ronie gsto. W ostatnim miesicu miaem gr niemale dla siebie. Serry przysa mi ten paszcz i troch zapasw i kaza utrzymywa stado najwyej i najduej, jak bd mg. Tak te robiem. Byo wietnie, tam na grze. - Samotny - rzeka. Skin gow, lekko umiechnity. - Zawsze bye sam. - Tak, byem. Nie odezwaa si ani sowem. Spojrza na ni. - Chciabym tu pracowa - powiedzia. - Zatem zaatwione - odrzeka. Po chwili dodaa: - W kadym

razie na zim. Tej nocy mrz przybra na sile. Ich wiat by doskonale cichy poza szeptem ognia. Milczenie byo jak obecno midzy nimi. Podniosa gow i spojrzaa na niego. - No? - rzeka. - W czyim ku mam spa, Ged? Dziecka czy twoim? Wcign powietrze. Przemwi niskim gosem. - Moim, jeli zechcesz. - Zechc. Powstrzymywao go milczenie. Widziaa wysiek, jaki robi, aby si z niego wyrwa. - Jeeli bdziesz miaa do mnie cierpliwo - powiedzia. - Mam do ciebie cierpliwo od dwudziestu piciu lat - odrzeka. Popatrzya na niego i rozemiaa si. - Chod, no chod, mj kochany. Lepiej pno ni wcale! Jestem tylko star kobiet... Nic nie jest zmarnowane, nic nie jest nigdy zmarnowane. Ty mnie tego nauczye. - Wstaa, on rwnie wsta; wycigna rce i on je chwyci. Padli sobie w objcia i ich ucisk zacieni si. Obejmowali si tak szaleczo, tak serdecznie, e zapomnieli o wszystkim poza sob nawzajem. Nie miao znaczenia, w ktrym ku zamierzali spa. Tej nocy leeli na obmurzu paleniska i tam Tenar nauczya Geda misterium, ktrego nie mg nauczy go najmdrszy mczyzna. Raz podsyci ogie i przynis z awy "dobr robot tkack". Tym razem Tenar nie miaa nic przeciwko temu. Jej paszcz i jego kaftan z owczej skry zastpoway im koce. Obudzili si ponownie o wicie. Nike srebrzyste wiato padao na ciemne, na wp bezlistne gazie dbw za oknem. Tenar wyprya si na ca dugo, by czu na sobie jego ciepo. Po chwili mrukna:

- On tu lea. Hake. Dokadnie pod nami... Ged wyda saby pomruk protestu. - Teraz naprawd jeste mczyzn - powiedziaa. - Po pierwsze: przebie drugiego mczyzn tak, e by peen dziur, po drugie: leysz z kobiet. Przypuszczam, e to waciwa kolejno. - Cicho! - mrukn odwracajc si od niej, kadc gow na jej ramieniu. - Nie mw ju nic. - Bd, Ged. Biedaku! Nie ma we mnie litoci, tylko sprawiedliwo. Nie nauczono mnie litoci. Mio to jedyna aska, jak posiadam. Och, Ged, nie bj si mnie! Bye mczyzn, kiedy po raz pierwszy ci ujrzaam! To nie bro i nie kobieta moe stworzy mczyzn, ani te magia, ani jakakolwiek moc, nic poza nim samym. Leeli w cieple i bogim milczeniu. - Powiedz mi co. Zamrucza sennie na znak zgody. - Jak to si stao, e usyszae to, co mwili? Hake, Handy i ten trzeci. Jak to si stao, e bye wanie tam, wanie wtedy? Unis si na jednym okciu, by mc patrze na jej twarz. Jego wasna twarz bya tak otwarta i wraliwa w swoim wyrazie spokoju, spenienia i delikatnoci, e Tenar musiaa sign w gr i dotkn jego ust tam, gdzie pocaowaa go po raz pierwszy, przed miesicami. I to doprowadzio do tego, e znowu wzi j w ramiona i rozmowa potoczya si dalej bez sw. Naleao dopeni formalnoci. Najwaniejsz z nich byo powiadomienie Clearbrooka i innych dzierawcw z Dbowej Farmy, e Tenar zastpia "starego pana" pracownikiem najemnym. Zrobia to niezwocznie i bez ogrdek. Nie mieli

na to wpywu ani te nie stanowio to dla nich adnej groby. Posiadanie przez wdow wasnoci jej ma uwarunkowane byo nieistnieniem mskiego dziedzica lub pretendenta. Spadkobierc by syn Flinta, eglarz, a wdowa po Flincie jedynie opiekowaa si farm pod nieobecno dziedzica. Gdyby umara, prawo sprawowania zarzdu nad farm przeszoby na Clearbrooka; gdyby za Spark nigdy jej nie zada, przypadaby dalekiemu kuzynowi Flinta z Kahedanan. Dwie pary, ktre nie posiaday ziemi, lecz byy ywo zainteresowane dziaaniem i zyskownoci gospodarstwa, nie mogy by usunite przez adnego mczyzn, z ktrym wizaa si wdowa, nawet gdyby go polubia. Tenar obawiaa si jednak, e mogliby czu si uraeni jej brakiem wiernoci Flintowi, ktrego przecie znali duej ni ona. Na szczcie nie mieli nic przeciwko jej decyzji. "Sok" zdoby ich aprobat jednym dgniciem wide. W dodatku to, e kobieta chciaa mie w domu mczyzn, by j chroni, wiadczyo tylko o jej zdrowym rozsdku. A skoro wzia go do ka, c, apetyty wdw byy przysowiowe. I bya przecie cudzoziemk. Stanowisko wieniakw byo podobne. Troch szeptw i chichotania, lecz niewiele wicej. Wygldao na to, e bycie szanowan byo atwiejsze, ni sdzia Moss. A moe to uywane dobra straciy swoj warto. Czua si tak samo zbrukana i poniona przez akceptacj ze strony ludzi, jak byaby przez ich dezaprobat. Jedynie Lark uwolnia j od wstydu nie wydajc adnych sdw i nie uywajc sw -mczyzna, kobieta, wdowa, cudzoziemka - zamiast tego, co widziaa, lecz po prostu patrzc, przygldajc si jej i Sokoowi z zainteresowaniem, ciekawoci, zazdroci i wielkodusznoci.

Albowiem Lark nie dostrzegaa Sokoa poprzez sowa "pastuch", "pracownik najemny", "m wdowy", lecz spogldaa na niego samego i zauwaya wiele rzeczy, ktre j zaintrygoway. Jego powaga i prostota nie byy wiksze ni te, ktre cechoway innych mczyzn, jakich znaa, lecz rniy si od nich gatunkiem. Widziaa w nim jak wielko, na pewno nie wzrost i obwd w pasie, lecz dusz i umys. Zwrcia si do Ivy: - Ten czowiek nie mieszka wrd kz przez cae ycie. Wie wicej o wiecie ni o farmie. - Powiedziaabym, e jest czarownikiem, ktry zosta przeklty lub w jaki sposb utraci swoj moc - odrzeka wiedma. - To si zdarza. - Aha - mrukna Lark. Jednak sowo "arcymag" byo zbyt wielkie i wzniose, aby sprowadza je z dalekich parad i paacw i dopasowywa do ciemno-okiego, szarowosego mczyzny z Dbowej Farmy, nigdy te tego nie robia. Gdyby to uczynia, nie mogaby by z nim tak swobodna. Nawet myl o tym, e by czarownikiem, trocheja niepokoia, gdy sowo to wchodzio w drog mczynie, dopki nie ujrzaa go ponownie. Siedzia na jednej ze starych jaboni w sadzie obcinajc martwe gazie i pozdrowi j gono, kiedy zbliya si do farmy. Pomylaa, e jego imi dobrze pasowao do niego, usadowionego tam w grze; pomachaa w jego stron i umiechna si idc dalej. Tenar nie zapomniaa pytania, ktre zadaa mu na obmurzu paleniska pod paszczem z owczej skry. Zadaa je powtrnie, kilka dni lub miesicy pniej - czas upywa im sodko i beztrosko w kamiennym domu, na skutej zim farmie. - Wcale mi nie powiedziae - zacza - jak doszo do tego, e usyszae ich rozmow na drodze.

- Chyba ci mwiem. Zszedem na bok, ukryem si, gdy usyszaem, e id za mn ludzie. - Dlaczego? - Byem sam i wiedziaem, e w okolicy grasuj bandy. - Tak, oczywicie. Ale czy w chwili, gdy ci mijali, Hake mwi o Therru? - Zdaje si, e powiedzia: "Dbowa Farma". - To wszystko jest cakiem moliwe. Tylko wydaje si takie dogodne. Wiedzc, e mu wierzy, pooy si i czeka. - Takie rzeczy przytrafiaj si czarnoksinikom - powiedziaa. - I innym. - By moe. - Moja droga, chyba nie prbujesz... przywrci mnie na stanowisko? - Nie. Nie, wcale nie. Czy rozsdnie byoby to czyni? Gdyby by czarnoksinikiem, czy byby tutaj? Leeli w wielkim ou o dbowej ramie, dobrze przykryci owczymi skrami i pierzynami, jako e izba nie posiadaa kominka, a noc chwyci tgi mrz i spad nieg. - Lecz oto, co chc wiedzie. Czy istnieje co poza tym, co nazywasz moc, co - by moe - j poprzedza? Albo co, czego tylko pewnym sposobem uywania jest moc? Co w tym rodzaju. Ogion powiedzia kiedy o tobie, e zanim zdobye jakkolwiek wiedz czy praktyk jako czarnoksinik, bye magiem. Urodzony mag -powiedzia. Wyobraziam, wic sobie, e, aby mie moc, czowiek musi najpierw mie na ni miejsce. Pustk do zapenienia. I im wiksza jest ta pustka, tym wicej mocy moe j zapeni. Lecz jeli wcale nie ma si mocy albo zostaa odebrana, albo rozdana -ona wci tam

bdzie. - Ta pustka - wtrci. - "Pustka" to jakie sowo na jej okrelenie. Moe niezbyt waciwe sowo. - "Moliwo"? - zapyta i potrzsn gow. - To, co moe by... sta si. - Sdz, e znalaze si na tym trakcie, wanie tam i wanie wtedy, z tego powodu - poniewa wanie to ci si przytrafia. Nie sprawie, e to si zdarzyo. Nie spowodowae tego. Nie stao si to z powodu twojej "mocy". To przydarzyo si tobie. Z powodu twojej... pustki. Po chwili odrzek: - Nie jest to dalekie od tego, czego uczono mnie jako chopca na Roke: e prawdziwa magia tkwi w czynieniu tego, co musi si uczyni. I tylko tego. Ale to, co mwisz, siga dalej. Nie czyni, lecz dowiadczy uczynienia. - Myl, e nie cakiem o to chodzi. Przypomina to bardziej co, z czego wyrasta prawdziwe czynienie. Czy nie przybye i nie uratowae mi ycia - czy nie przeszye Haka widami? To byo "czynienie", w porzdku, czynienie tego, co musi si uczyni... Znowu si zamyli i w kocu zapyta j: - Czy t mdro wpojono ci, kiedy bya Kapank Grobowcw? - Nie. - Przecigna si, wpatrujc si w mrok. - Arh uczono, e aby by potn, musi zoy ofiar. Powici siebie i innych. Transakcja: da, eby dosta. I nie mog powiedzie, eby byo to niezgodne z prawd. Lec? moja dusza nie moe y w tym ciasnym miejscu - co za co, zb za zb, mier za ycie... Wolno jest poza tym. Poza zapat, nagrod, wykupem - poza wszystkimi transakcjami i rwnowagami jest

wolno. - Drzwi pomidzy nimi - powiedzia mikko. Tej nocy Tenar miaa sen. nio jej si, e ujrzaa przejcie ze Stworzenia Ea. Byo to mae okno z chropowatego, zamglonego, cikiego szka, osadzone nisko w zachodniej cianie starego domu ponad morzem. Okno byo zamknite. Zostao zaryglowane. Chciaa je odemkn, lecz byo jakie sowo czy klucz, co, czego zapomniaa, sowo, klucz, imi, bez ktrego nie moga go otworzy. Szukaa go w izbie z kamienia, ktra malaa i mroczniaa, dopki nie poczua, e Ged obejmuje j, prbujc j zbudzi i pocieszy sowami: - Ju dobrze, moja kochana, wszystko bdzie dobrze! - Nie mog si uwolni! - krzykna, przywierajc do niego. Uspokoi j, gaszczc jej wosy; leeli razem, a on szepn: - Spjrz. Wzeszed sdziwy ksiyc. Jego biay blask odbija si od niegu i wpada do wntrza izby, gdy z powodu zimna Tenar nie zamkna okiennic. Cae powietrze nad nimi byo rozwietlone. Leeli w cieniu, lecz wydawao si, e sufit jest tylko woalem pomidzy nimi a bezkresnymi, srebrnymi, niezmconymi gbiami wiata. Bya to na Goncie zima cikich niegw. Duga zima. Zbiory byy dobre. Byo pod dostatkiem poywienia dla zwierzt i ludzi i niewiele roboty poza jedzeniem i wygrzewaniem si przy ogniu. Therru znaa Stworzenie Ea od pocztku do koca. W dniu Powrotu Soca recytowaa Zimow Kold i Czyny Modego Krla. Wiedziaa, jak obchodzi si ze spieczon skrk na placku, jak prz na koowrotku i jak robi mydo. Znaa nazw i zastosowanie kadej roliny, jak wida byo ponad niegiem, i posiadaa sporo innej wiedzy, o zioach i sowach,

ktr zgromadzi Ged podczas swojego terminu u Ogiona i dugich lat spdzonych w Szkole na Roke. Nie zdj on jednak z pki nad kominkiem Runw ani Ksig Wiedzy, nie nauczy te dziecka adnego sowa Jzyka Tworzenia. Rozmawia o tym z Tenar. Opowiedziaa mu, jak uczya Therru jednego sowa - tolk, a pniej zaniechaa tej nauki, gdy nie wydawao jej si to waciwe, cho nie wiedziaa dlaczego. - Mylaam, e to moe dlatego, e nigdy naprawd nie mwiam tym jzykiem, nigdy nie wykorzystywaam go w magii. Mysiaam, e moe powinna nauczy si go od kogo, kto naprawd nim wada. - Nie jest nim aden mczyzna. - Tym bardziej adna kobieta. - Chodzio mi o to, e tylko smoki uywaj go jako swej mowy. - Czy one si go ucz? Nie spieszy z odpowiedzi, najwyraniej przypominajc sobie wszystko, co mu opowiadano i co wiedzia na temat smokw. - Nie wiem - odrzek wreszcie. - C my o nich wiemy? Czy ucz tak jak my: matka - dziecko, starszy - modszego? Czy te s jak zwierzta, ucz si niektrych rzeczy, lecz rodzc si posiadaj wikszo swojej wiedzy? Nawet tego nie wiemy. Domylani si jednak, e smok i mowa smoka stanowi jedno. Jedn istot. -1 nie wadaj adnym innym jzykiem. Skin gow. - Nie ucz si - rzek. - S. Przez kuchni przesza Therru. Jednym z jej zada byo napenianie skrzyni na drewno do podpaki i tym wanie bya zajta. Okutana w skrcony kaftan z jagnicej skry i czapk,

biegaa tam i z powrotem, z drewutni do kuchni. Wrzucia swj adunek do skrzyni w kcie przy kominku i ponownie wyruszya w drog. - Co ona piewa? - spyta Gei -Therru? -Kiedy jest sama. - Ale ona nigdy nie piewa. Nie umie. - Na swj sposb. "Na zachodzie dalszym ni zachd..." - Ach! - zawoaa Tenar. - Ta historia! Czy Ogion nigdy nie opowiada ci o Kobiecie z Kemay? - Nie - odrzek. - Opowiedz mi. Przdc opowiedziaa mu histori, a cichy warkot koowrotka towarzyszy sowom opowieci. Na jej zakoczenie rzeka: - Kiedy Mistrz Wiatrw powiedzia mi, e przyby poszukujc "kobiety na Goncie", pomylaam o niej. Ale ona na pewno ju nie yje. I, tak czy owak, w jaki sposb rybaczka, ktra bya smokiem, mogaby zosta arcymagiem?! - C, Mistrz Wzorw nie powiedzia, e kobieta na Goncie ma zosta arcymagiem - zauway Ged. Cerowa paskudnie rozdarte spodnie, siedzc na parapecie okna, aby wykorzysta tyle wiata, ile dostarcza pochmurny dzie. Od Powrotu Soca mino p miesica i nastaa najmroniejsza pora. - Co zatem powiedzia? - "Kobieta na Goncie". Tak mi mwia. - Ale oni pytali, kto ma by nastpnym arcymagiem. - 1 nie otrzymali na to pytanie adnej odpowiedzi. - Nieskoczone s spory magw - odpara Tenar raczej oschle. Ged odgryz nitk i okrci niewykorzystany kawaek wok dwch palcw. - Na Roke nauczyem si troch posugiwa kalamburami przyzna. - Lecz myl, e to nie jest kalambur. "Kobieta na

Goncie" nie moe zosta arcymagiem. adna kobieta nie moe by arcymagiem. Zostajc nim zniweczyaby to, czym si staa. Magowie z Roke to mczyni - ich moc jest msk moc, ich wiedza -msk wiedz. Zarwno msko, jak i magia zbudowane s na jednej skale: moc naley do mczyzn. Gdyby kobiety posiaday moc, czyme byliby mczyni, jeli nie kobietami, ktre nie mog rodzi dzieci? A czym byyby kobiety, jeli nie mczyznami, ktrzy to potrafi? - Ha - zawoaa Tenar. I zaraz zapytaa sprytnie: - Czy nie byo krlowych? Czy nie byy one kobietami posiadajcymi moc? - Krlowa to tylko krl-kobieta. Parskna. - Chodzi mi o to, e mczyni dali jej moc. Pozwolili jej korzysta ze swojej mocy. Lecz nie naley do niej, prawda? To nie, dlatego, e jest kobiet, posiada moc, lecz na przekr temu. Skina gow. Przecigna si, prostujc zgite przy koowrotku plecy. - W takim razie, czym jest kobieca moc? - Nie sdz, ebymy to wiedzieli. - Kiedy kobieta posiada moc dlatego, e jest kobiet? Przypuszczam, e przy swoich dzieciach. Na chwil... - Moe w swoim domu. Rozejrzaa si po kuchni. - Ale drzwi s zamknite - rzeka. - Zamknite na klucz. - Poniewa jeste cenna. - O, tak. Jestemy drogocenne. Jak dugo jestemy bezsilne?.. Pamitam, kiedy po raz pierwszy to zrozumiaam! Kossil grozia mi - mnie, Jedynej Kapance Grobowcw. I uprzytomniam sobie, 167

e jestem bezradna. Oddawano mi honory, lecz to ona posiadaa moc, od Boga-krla, mczyzny. Och, to mnie rozzocio! I przerazio mnie... Rozmawiaam kiedy o tym z Lark. Powiedziaa: "Dlaczego mczyni boj si kobiet?" - Jeli twoja sia jest tylko saboci innych, yjesz w strachu -stwierdzi Ged. - Tak, to prawda. Ale kobiety chyba boj si wasnej siy, boj si samych siebie. - Czy nigdy nie uczy si ich, aby sobie ufay? - zapyta Ged, a kiedy mwi te sowa, ponownie wesza Therru, zajta swoj prac. Ged i Tenar wymienili spojrzenia. - Nie - odrzeka. - Zaufanie nie jest tym, czego nas uczono.Przygldaa si, jak dziecko ukada drewno w skrzyni. Gdyby moc bya zaufaniem - westchna. - Lubi to sowo. Gdyby nie byo wszystkich tych ukadw - jeden po drugim krlowie, mistrzowie, magowie i posiadacze. Prawdziwa moc, prawdziwa wolno, tkwiaby w zaufaniu, nie w przemocy. - Tak jak dzieci ufaj swoim rodzicom - powiedzia. Oboje zamilkli. - W obecnym stanie rzeczy - odezwa si - nawet zaufanie ulega zepsuciu. Mczyni na Roke ufaj sobie samym i sobie nawzajem. Ich moc jest czysta, nic nie plami jej czystoci, bior wic t czysto za mdro. Nie mog sobie wyobrazi czynienia le. Podniosa na niego wzrok. Nigdy dotd nie mwi tak o Roke, cakowicie spoza niej, wolny od niej. - Moe potrzebuj tam kilku kobiet, by wskazay im t moliwo - powiedziaa, a on zamia si. Ponownie pucia w ruch koowrotek. - Wci nie rozumiem, dlaczego, jeli mog istnie krlowie-kobiety, nie moe by kobiet-arcymagw. Therru su-

chaa. - Gorcy nieg, sucha woda - przytoczy Ged gontyjskie powiedzenie. - Krlowie obdarzani s moc przez innych. Moc maga naley do niego - do niego samego. -1 jest to mska moc. Gdy nie wiemy nawet, czym jest moc kobiety. W porzdku. Rozumiem. Ale mimo to, dlaczego nie potrafi znale arcymaga - arcymaga-mczyzny? Ged bada wzrokiem postrzpiony szew spodni. - No c - odrzek. - Jeeli Mistrz Wzorw nie odpowiada na ich pytanie, odpowiada na to, ktrego nie zadali. By moe tym, co musz zrobi, jest postawienie tego pytania. - Czy to zagadka? - spytaa Therru. - Tak - powiedziaa Tenar. - Ale nie znamy zagadki, znamy tylko jej rozwizanie. Brzmi ono: Kobieta na Goncie. - Jest ich wiele - odrzeka Therru po chwili namysu. Najwidoczniej zadowoliwszy si tym, wysza po kolejny adunek drewna na podpak. Ged ledzi j wzrokiem. - "Wszystko si zmienio" - powiedzia. - Wszystko... Czasami myl, Tenar... Zastanawiam si, czy panowanie Lebannena nie jest jedynie pocztkiem. Drzwiami... A on - odwiernym. Ktry nie przechodzi... - Wydaje si by taki mody - rzeka czule Tenar. - Rwnie mody jak Morred, kiedy zmierzy si z Czarnymi Okrtami. Rwnie mody jak ja, kiedy... - Przerwa, wygldajc przez okno na szare, zamarznite pola, poprzez bezlistne drzewa. -Albo ty, Tenar, w tym mrocznym miejscu... Czym jest modo czy wiek? Czasami myl, e moje ycie jest jak lecca jaskka widziana przez szpar w murze. Umarem i odrodziem si, jedno i drugie w suchej krainie i tu, pod socem, niejeden raz. I Tworzenie mwi nam, e powrcilimy wszyscy i wiecznie wracamy do rda i e r-

do to jest niewyczerpane. Tylko w umieraniu ycie... Mylaem o tym, kiedy byem na grze z kozami, a dzie trwa wiecznie i nie min jeszcze czas, zanim nadszed wieczr i znw poranek... Pojem kozi wiedz. Pomylaem wic: "Po c si smuc? Jakiego czowieka opakuj? Geda-arcymaga? Czemu So-k-pasterz jest chory z alu i wstydu? C takiego uczyniem, czego powinienem si wstydzi?" - Nic - zawoaa Tenar. - Nic, nigdy! - O, tak - powiedzia Ged. - Caa wielko czowieka oparta jest na wstydzie, zbudowana z niego. Wic Sok-pasterz opakiwa Geda-arcymaga. I doglda kz, czego naleaoby oczekiwa od chopca w jego wieku... Po chwili Tenar umiechna si. Powiedziaa, troch wstydliwie: - Moss mwia, e miae okoo pitnastu lat. - To byoby bliskie prawdy. Ogion nada mi imi jesieni; a nastpnego lata odpynem na Roke... Kim by ten chopiec? Pustka...wolno. - Kim jest Therru, Ged? Nie odpowiada, a pomylaa, e nie zamierza odpowiedzie, a pniej rzek: - Po tym, co jej zrobiono - jaka wolno j czeka? - Zatem jestemy nasz wolnoci? - Myl, e tak. - Zdawae si by, w swojej mocy, tak wolnym, jak tylko moe by czowiek. Lecz jakim kosztem? Co czynio ci wolnym? A ja... zostaam stworzona, urobiona jak glina, wol kobiet sucych Dawnym Mocom lub sucych mczyznom, ktrzy stworzyli wszystkie suby, drogi i miejsca, nie wiem ju ktrym. Potem uwolniam si - z tob, na moment, i z Ogionem. Ale to nie bya moja wolno. Tylko dawaa mi

wybr; i wybraam. Postanowiam uksztatowa siebie jak glin na uytek gospodarstwa, rolnika i naszych dzieci. Uczyniam si naczyniem. Znam jego ksztat. Lecz nie glin. ycie zataczyo ze mn. Znam tace. Ale nie wiem, kim jest tancerz. - A ona - rzek Ged po dugim milczeniu - jeli kiedykolwiek bdzie taczy... - Bd si jej lka - szepna Tenar. Wtedy do izby powrcia Therru i rozmowa zesza na ciasto chlebowe rosnce w skrzyni obok pieca. Rozmawiali tak, cicho i dugo, przechodzc od jednej rzeczy do drugiej, przez p krtkiego dnia, przdc i zszywajc razem swoje ywoty za pomoc sw; lata, czyny i myli, ktrych nie dzielili. Pniej znowu zamilkli, pracujc, rozmylajc i marzc, a milczce dziecko byo z nimi. Tak mina zima, a nadesza pora kocenia si owiec i praca staa si bardzo cika, podczas gdy dni wyduay si i rozjaniay. Potem jaskki przyfruny z wysp pod socem, z Poudniowych Rubiey, gdzie gwiazda Gobardon wieci w konstelacji Kresu; ale wszystkie rozmowy midzy jaskkami dotyczyy pocztku.

13. GOSPODARZ Podobnie jak jaskki, wraz z powrotem wiosny, pomidzy wyspami zaczy kry statki. We wsiach mwiono, a bya to

wiadomo z drugiej rki z Yalmouth, e krlewskie okrty zupiy upiecw, doprowadziy majtnych piratw do ruiny, skonfiskoway ich statki i fortuny. Sam Lord Heno wysa swoje trzy najwietniejsze, najszybsze okrty, pod dowdztwem czarownika-wilka morskiego imieniem Taiy, ktrego obawiay si wszystkie statki handlowe od Solca po Andrady; jego flota miaa wcign okrty krlewskie w zasadzk z dala od Orana i zniszczy je. Ale to wanie jeden z krlewskich statkw wpyn do Zatoki Yalmouth z Tallym w kajdanach na pokadzie i z rozkazem eskortowania Lorda Heno do Portu Gont, by zosta osdzony za piractwo i morderstwo. Heno zabarykadowa si w swym kamiennym dworze na wzgrzach za Yalmouth, lecz zaniedba rozpalenia ognia, jako e bya ciepa wiosenna pogoda; wic piciu lub szeciu modych krlewskich onierzy wpado do niego przez komin i cay oddzia poprowadzi go skutego przez ulice Yalmouth, a nastpnie odda w rce sprawiedliwoci. Dowiedziawszy si o tym, Ged rzek z mioci i dum: - Wszystko, co moe zrobi krl, zrobi on dobrze. Handy'ego i Shaga bezzwocznie wyprowadzono na pnocn drog do Portu Gont, a kiedy rany Haka wystarczajco si zagoiy, zosta on tam przewieziony statkiem, aby by osdzonym w sdzie krlewskim za morderstwo. Wiadomo o ich skazaniu na galery wywoaa w Dolinie rodkowej wiele zadowolenia i wzajemnych gratulacji, ktrym Tenar, a obok niej Therru, przysuchiway si w milczeniu. Przypyny inne statki, przywoc ludzi wysanych przez krla. Nie wszyscy cieszyli si popularnoci wrd mieszczan i wieniakw prymitywnego Gontu; szeryfowie krlewscy, przysani, aby zoyli sprawozdania na temat systemu bailirfw i urzdnikw pokoju oraz aby wysuchali skarg i zaale

pospolitego ludu; sekretarze i poborcy podatkowi; szlachetnie urodzeni wizytatorzy maych wadcw Gontu, dyskretnie zasigajcy informacji co do ich wiernoci Koronie w Havnorze oraz czarnoksinicy, ktrzy chadzali tu i tam, zdajc si robi mao, a mwi jeszcze mniej. - Myl, e w gruncie rzeczy oni poszukuj nowego arcymaga -rzeka Tenar. - Albo tropi naduycia sztuki - odpar Ged. - Magii, ktra zesza na manowce. Tenar zamierzaa powiedzie: "Powinni zatem zajrze na dwr Re Albii", ale zajkna si przy tych sowach. "Co ja chciaam powiedzie? - pomylaa. - Czy opowiadaam Gedowi o... Robi si zapominalska. Co to ja chciaam powiedzie Gedowi? O tym, e lepiej bdzie, jeli naprawimy bram niszego pastwiska, zanim krowy uciekn." Zawsze byo mnstwo rzeczy, o ktrych musiaa pamita -sprawy farmy. "Nigdy nie robisz jednej rzeczy" - powiedzia kiedy Ogion. Nawet z pomoc Geda, wszystkie swoje myli i dni powicaa sprawom farmy. Dzieli z ni domowe prace, tak jak nie czyni tego Flint, lecz Flint by rolnikiem, a Ged nie. Uczy si szybko, ale te wiele byo do nauczenia. Pracowali. Teraz niewiele pozostawao czasu na rozmow. U schyku dnia jedli razem kolacj, razem sali ko, spali, budzili si o wicie i wracali do pracy i tak w kko, niczym koo myna wodnego, wznoszce si pene i oprniajce si pord dni przypominajcych wodospad jasnej wody. - Witaj, matko - odezwa si szczupy mczyzna stojcy przy bramie. Pomylaa, e to najstarszy syn Lark, i rzeka: - Co ci sprowadza chopcze? - Po czym przyjrzaa mu si ponad gdaczcymi kurami i paradujcymi gsiami. - Spark! - krzykna i ruszya biegiem do niego, rozpdzajc

drb. - No, no - powiedzia. - Nie przesadzaj. Pozwoli jej si obj i pogaska po twarzy. Wszed do domu i usiad w kuchni przy stole. - Jade? Widziae si z Apple? - Mgbym co zje. Przetrzsaa dobrze zaopatrzon spiarni. - Na jakim statku jeste. Cigle na "Mewie"? - Nie. - Umiechn si bez humoru. - Zaoga si rozpada. Przejli go ludzie krla. - Ale... to nie by piracki statek... - Nie. - To dlaczego? - Powiedzieli, e kapitan przemyca jakie towary, ktrych szukali - odrzek niechtnie. By chudy jak zawsze, ale wyglda bardzo dojrzale - opalony na ciemny brz, z prostymi wosami i dug, wsk twarz, podobn do twarzy Flinta, lecz jeszcze wsz, twardsz. - Gdzie ojciec? Tenar stana bez ruchu. - Nie wstpie do swojej siostry. - Nie - odrzek, obojtny. - Flint zmar trzy lata temu - powiedziaa. - Od udaru. Clearbrook znalaz go na polach, na ciece powyej zagrd dla jagnit. To byo przed trzema laty. Zapado milczenie. Nie wiedzia, co powiedzie albo nie mia nic do powiedzenia. Postawia przed nim straw. Zacz je tak apczywie, e natychmiast naoya mu wicej. - Kiedy ostatni raz miae co w ustach? Wzruszy ramionami i jad dalej. Usiada przy stole naprzeciw niego. Pnowiosenny blask soca zala niskie okno po

drugiej stronie stou i pad na mosin krat kominka. Wreszcie odsun talerz. - No to, kto zajmuje si farm? - spyta. - Jakie to ma dla ciebie znaczenie, synu? - zapytaa agodnie, ale oschle. - Jest moja - odrzek podobnym tonem. Po chwili Tenar wstaa i uprztna naczynia. - Rzeczywicie. - Oczywicie, moesz zosta - powiedzia niezrcznie, by moe usiujc zaartowa; nie by jednak dowcipnym czowiekiem. - tary Clearbrook jest jeszcze tutaj? - Wszyscy wci tu s. I czowiek zwany Sokoem, i dziecko, ktre wychowuj. Tu w domu. Bdziesz musia spa na strychu. Ustawi drabin. - Znowu stana naprzeciw niego. - A zatem, czy przyjechae tu na stae? - Moliwe. W ten sam sposb Flint odpowiada na jej pytania przez dwadziecia lat, odmawiajc jej prawa ich zadawania przez to, e nigdy nie mwi "tak" ani "nie", zachowujc wolno opart na jej niewiedzy. "Ubogi i wski rodzaj wolnoci" pomylaa. - Biedny chopcze - rzeka - twoja zaoga rozbita, twj ojciec martwy i obcy ludzie w twoim domu, a wszystko w cigu jednego dnia. Bdziesz potrzebowa troch czasu, by przyzwyczai si do tego wszystkiego. Przykro mi, mj synu. Ale ciesz si, e tu jeste. Czsto o tobie mylaam, na morzach, wrd sztormw, zim. Nie odezwa si ani sowem. Nie mia nic do zaoferowania, a nie potrafi przyjmowa. Odsun krzeso i wanie mia wsta, gdy wesza Therru. Otworzy szeroko oczy, na wp podnisszy si z awy.

- Co jej si stao? - spyta. - Zostaa poparzona. Oto mj syn, o ktrym ci opowiadaam, Therru. eglarz, Spark. Therru jest twoj siostr, Spark. - Siostr! - Przez adopcj. - Siostr! - powtrzy, rozejrza si po kuchni jak gdyby w poszukiwaniu wiadka i utkwi zdumiony wzrok w swojej matce. Odwzajemnia spojrzenie. Wyszed, omijajc szerokim ukiem Therru, ktra staa bez ruchu. Zatrzasn za sob drzwi. Tenar chciaa przemwi do Therru, nie moga jednak wydoby z siebie ani sowa. - Nie pacz - rzeko dziecko, ktre nie pakao, podchodzc do niej i dotykajc jej rki. - Czy on ci zrani? - Och, Therru! Niech ci ucisn! - Usiada przy stole z Therru w ramionach, cho dziewczynka stawaa si zbyt dua, by j przytula i nigdy nie nauczya si robi tego swobodnie. Tenar obejmowaa j i pakaa, a Therru pochylia sw pokryt bliznami twarzyczk ku twarzy Tenar, a staa si ona mokra od ez. Ged i Spark przyszli o zmierzchu z przeciwlegych kocw farmy. Spark najwidoczniej rozmawia z Clearbrookiem i przemyla sytuacj, za Ged stara si j oceni. Bardzo niewiele mwiono przy kolacji, a i to ostronie. Spark nie uskara si na to, e nie odzyska swojego wasnego pokoju, lecz wdrapa si po drabinie na strych, jak na eglarza przystao, i by najwidoczniej zadowolony z posania, jakie przygotowaa mu tam matka, gdy nie wrci na d a do pnego ranka. Zada wwczas niadania i spodziewa si, e zostanie mu ono podane. Jego ojcu usugiwaa matka, ona i crka. Czy by gorszym mczyzn ni jego ojciec? Czy Tenar miaa

mu tego dowie? Podaa mu posiek, uprztna po nim ze stou i powrcia do sadu, gdzie wraz z Therru i Shandy wypalaa plag gsienic barczatki, ktra grozia zniszczeniem wieo zawizanych owocw. Spark oddali si, aby doczy do Clearbrooka i Tiffa. Odtd przebywa gwnie z nimi. Mijay dni. Cik prac wymagajc muskuw, a take prac fachow przy owcach i zbiorach wykonywali Ged, Shandy i Tenar, podczas gdy dwaj starcy, ktrzy spdzili tam cae ycie, robotnicy ojca Sparka, oprowadzali go opowiadajc, jak zarzdzaj farm. Naprawd wierzyli, e kieruj tym wszystkim i dzielili si z nim t wiar. Tenar le czua si w domu. Jedynie pod goym niebem, przy pracy w gospodarstwie, odczuwaa ulg w gniewie i wstydzie, jaki przynosia jej obecno Sparka. - Moja kolej - zwrcia si do Geda w rozgwiedonym mroku ich izby. - Kolej na mnie, by straci to, z czego byam najbardziej dumna. - Co stracia? - Swego syna. Syna, ktrego nie wychowaam na czowieka. Zawiodam. Zawiodam go. - Zagryza warg, wpatrujc si w ciemno, nie uroniwszy zy. Ged nie prbowa si z ni spiera ani odwodzi jej od alu. Zapyta: - Czy mylisz, e zostanie? - Tak. Boi si sprbowa powrotu na morze. Nie powiedzia mi prawdy albo nie ca prawd o swoim statku. By drugim matem. Przypuszczam, e by zamieszany w przewz kradzionych towarw. Piractwo z drugiej rki. Nie dbam o to. Wszyscy gontyjscy eglarze s po trosze piratami. Ale on kamie. Kamie. Jest o ciebie zazdrosny. Nieuczciwy, zawistny czowiek.

- Raczej przestraszony - odrzek Ged. - Nie nikczemny. A to jest jego farma. - To niech j sobie wemie! I oby bya dla niego tak szczodra, jak... - Nie, kochanie - przerwa Ged, powstrzymujc j zarwno gosem, jak rkoma. - Nie mw, nie wypowiadaj zego sowa! By tak natarczywy, tak szczerze przejty, e jej gniew przemieni si cakowicie w mio, ktra bya jego rdem i kobieta zawoaa: - Nie przeklabym jego ani tego miejsca! Nie chciaam tego! Tylko sprawia mi to tak przykro, przynosi taki wstyd! Tak mi przykro, Ged! - Nie, nie, nie. Moja droga, nie dbam o to, co ten chopak o mnie myli. Ale jest bardzo surowy dla ciebie. -1 dla Therru. Traktuje j jak... Powiedzia, powiedzia do mnie: "Co ona zrobia, e tak wyglda?" Co ona zrobia...! Ged pogaska j po wosach, jak czyni to czsto. Lekka, powolna, powtarzajca si pieszczota usypiaa ich oboje miosn przyjemnoci. - Mgbym znowu wyruszy pasa kozy - rzek wreszcie. - To by ci tu wszystko uatwio. Oprcz pracy... - Wolaabym i z tob. Pogaska j po wosach i zdawa si rozwaa jej sowa. - Chyba moglibymy - powiedzia. - Tam, na grze, nad Lissu, byo par rodzin wypasajcych owce. Ale pniej nadchodzi zima... - Moe zatrudniby nas jaki rolnik. Znam si na pracy... i owcach... a ty znasz si na kozach... i szybko uczysz si wszystkiego. - Zdatny do wide - mrukn. Odpowiedzia mu jej przerywany miech.

Nastpnego ranka Spark wsta wczenie, aby zje z nimi niadanie, poniewa wybiera si na ryby ze starym Tiffem. Wsta od stou, mwic z wikszym poczuciem przyzwoitoci ni zwykle: - Przynios mnstwo ryb na kolacj. Minionej nocy Tenar podja decyzj. Powiedziaa: - Czekaj. Moesz sprztn ze stou, Spark. W naczynia do zlewu i polej je wod. Zmyje sieje razem z naczyniami po kolacji. Gapi si przez moment, po czym rzek zakadajc czapk: - To babska robota. - To robota kadego, kto je w tej kuchni. - Nie moja - odpar stanowczo i wyszed. Podya za nim. Stana na progu. - Sokoa, a nie twoja? - zapytaa. Kiwn tylko gow, przechodzc przez podwrze. - Za pno - westchna, zawracajc do kuchni. - Nie udao mi si. - Czua zmarszczki na swej twarzy, cigajce skr wok ust, pomidzy oczyma. - Mona podlewa kamie - rzeka - lecz on nie uronie. - Trzeba zaczyna, kiedy s modzi i niedojrzali - odpar Ged. -Jak ja. Tym razem nie moga si zamia. Wracajc do domu po caodziennej pracy, ujrzeli czowieka rozmawiajcego ze Sparkiem przy bramie frontowej. - To ten typek z Re Albi, prawda? - zapyta Ged, cieszcy si doskonaym wzrokiem. - Chod, Therru - ponaglia Tenar, gdy dziecko stano w miejscu. - Jaki typek? - Bya raczej krtkowidzem, wic spojrzaa na podwrze mruc oczy. - Ach, to ten, jak mu tam, sprzedawca owiec, Townsend. Po co tu wrci, padlino-

erny kruk! Przez cay dzie bya w wojowniczym nastroju, wic Ged i Therru roztropnie zachowywali teraz milczenie. Zbliya si do mczyzn stojcych przy bramie. - Czy przyszede w sprawie jagnit, Townsend? Spnie si o rok, ale kilka tegorocznych jest jeszcze w owczarni. - Tak te powiedzia mi gospodarz - rzek Townsend. - Doprawdy? - burkna Tenar. Pod wpywem jej tonu, twarz Sparka pociemniaa jeszcze bardziej. - W takim razie, nie bd przeszkadza tobie i gospodarzowi stwierdzia i wanie zbieraa si do odejcia, kiedy Townsend powiedzia: - Mam dla ciebie wiadomo, Goha. - Do trzech razy sztuka. - Stara czarownica, wiesz, stara Moss, jest w zej formie. Powiedziaa, jako e szedem do Doliny rodkowej, powiedziaa: "Powiedz pani Gosze, e chciaabym j zobaczy, zanim umr, jeli jest szansa, e przyjdzie". "Kruk, padlinoerny kruk" - pomylaa Tenar, spogldajc z nienawici na zwiastuna zych wieci. - Jest chora? - miertelnie chora - odrzek Townsend z gupim umiechem, ktry mg wyraa wspczucie. - Zachorowaa zim i szybko traci siy, wic kazaa ci powiedzie, e bardzo chce ci zobaczy, zanim umrze. - Dzikuj ci za przyniesienie wiadomoci - rzeka powcigliwie Tenar i odwrcia si, aby pj do domu. Townsend poszed ze Sparkiem do owczarni. Kiedy przygotowywali obiad, Tenar powiedziaa do Geda i Therru: - Musz i.

- Oczywicie - zgodzi si Ged. - Caa nasza trjka, jeli zechcesz. - Naprawd? - Po raz pierwszy tego dnia jej twarz pojaniaa, chmura burzowa rozwiaa si. - Och - westchna - to... to dobrze... nie chciaam prosi, mylaam, e moe... Therru, czy miaaby ochot wrci do maego domku, domu Ogiona, na jaki czas? Therru stana nieruchomo, zastanawiajc si. - Mogabym zobaczy moje drzewko brzoskwiniowe - powiedziaa. - Tak. I Heather, i Sippy, i Moss - biedna Moss! Och, tskniam, pragnam wrci tam, na gr, ale nie wydawao mi si to suszne. Trzeba byo prowadzi farm... i w ogle... Zdawao si jej, e istniaa jaka inna przyczyna, z powodu, ktrej nie wrcia, nie pozwolia sobie na mylenie o powrocie, a do teraz nie zdawaa sobie nawet sprawy z tego, e pragna powrotu; lecz jakikolwiek by to powd, wymyka si jak cie, zapomniane sowo. - Ciekawa jestem, czy ktokolwiek opiekuje si Moss, czy ktokolwiek posa po znachora. Jest jedyn znachork na Overfell, lecz z pewnoci na dole, w Porcie Gont s tacy ludzie, ktrzy mogliby jej pomc. Ach, biedna Moss! Chc i... Jest zbyt pno, ale jutro, jutro wczesnym rankiem. A gospodarz sam moe sobie zrobi niadanie! - Nauczy si - powiedzia Ged. - Nie, nie nauczy. Znajdzie jak idiotk, ktra bdzie to robi za niego. Ach! - Rozejrzaa si po kuchni z bystr i srog min. - Z przykroci zostawiam jej dwadziecia lat, w cigu, ktrych szorowaam ten st. Mam nadziej, e to doceni. Spark przyprowadzi Townsenda na obiad, lecz sprzedawca nie chcia zosta na noc, cho oczywicie zaproponowano mu

nocleg ze zwyk gocinnoci. Byoby to jedno z ich ek i Tenar nie podoba si ten pomys. Z przyjemnoci obserwowaa, jak odchodzi do swoich gospodarzy w wiosce, w bkitnym pmroku wiosennego wieczoru. - Jutro z samego rana wyruszymy do Re Albi, synu - zwrcia si do Sparka. - Sok, Therru i ja. Wyglda na troch przestraszonego. - Ot, tak sobie, wyruszycie? - Tak te i ty odszede, tak te i wrcie - odrzeka matka. -Teraz spjrz tutaj, Spark: to jest skarbonka twojego ojca. Znajduje si w niej siedem kawakw koci soniowej i etony kredytowe od starego Bridgemana, ale on nigdy nie zapaci, nie ma, czym zapaci. Te cztery andradzkie kawaki zarobi Flint sprzedajc owcze skry okrtowemu dostawcy konfekcji w Yalmouth przez cztery lata z rzdu, kiedy bye maym chopcem. Tymi trzema havnorskimi zapaci nam Tholy za farm High Creek. Kazaam twojemu ojcu kupi t farm i pomogam mu j uprztn i sprzeda. Wezm te trzy kawaki, bo je zarobiam. Reszta i farma - s twoje. Jeste gospodarzem. Wysoki, szczupy modzieniec sta nieruchomo, ze spojrzeniem utkwionym w skarbonce. - We to wszystko. Nie chc tego - powiedzia niskim gosem. - Nie potrzebuj tego. Ale dzikuj ci, mj synu. Zatrzymaj cztery kawaki. Kiedy si oenisz, uwaaj je za mj podarunek dla twojej ony. Odoya pudeko na miejsce pod wielkim talerzem, na najwyszej pce kredensu, gdzie zawsze trzyma je Flint. - Therru, spakuj teraz swoje rzeczy, bo wyruszymy bardzo wczenie. - Kiedy wracacie? - zapyta Spark, a brzmienie jego gosu

przywiodo jej na myl niespokojne, chorowite dziecko, jakim by kiedy. Ale odrzeka tylko: - Nie wiem, mj drogi. Jeli bdziesz mnie potrzebowa, przyjd. Zaja si wyciganiem ich podrnego obuwia i tobokw. - Spark - odezwaa si. - Moesz co dla mnie zrobi? Siedzia na zydlu przy kominku, niepewny i przygnbiony. -Co? - Zejd w najbliszym czasie do Yalmouth i odwied swoj siostr. Powiedz jej, e wrciam na Overfell. Powiedz jej, eby wysaa wiadomo, kiedy bdzie mnie potrzebowa. Skin gow. Przyglda si Gedowi, ktry spakowa ju swj niewielki dobytek ze zrcznoci i szybkoci kogo, kto duo podrowa, i ustawia teraz naczynia, aby pozostawi kuchni w naleytym porzdku. Zrobiwszy to, usiad naprzeciwko Sparka i zaczaj przeciga nowy sznurek przez oczka swojego toboka, eby go zawiza. - Uywaj do tego specjalnego wza - odezwa si Spark. Marynarskiego wza. Ged bez sowa wrczy mu paczk i przypatrywa si, jak Spark w milczeniu demonstruje wze. - Zobacz, przesuwa si - powiedzia, a Ged kiwn gow. Opucili farm w mroku i chodzie poranka. wiato soneczne docierao pno na zachodni stron Gry Gont i tylko marsz pozwala im zachowa ciepo, dopki wreszcie soce nie wynurzyo si zza wielkiego masywu poudniowego szczytu i nie zawiecio im w plecy. Therru bya dwakro lepszym piechurem ni zeszego lata, niemniej jednak bya to dla nich dwudniowa wyprawa. Po poudniu Tenar zapytaa: - Czy bdziemy prbowali dotrze dzisiaj do Oak Springs?

Jest tam co w rodzaju gospody. Wypiymy tam kubek mleka, pamitasz, Therru? Ged wpatrywa si w grski stok z nieobecnym wyrazem twarzy. - Znam takie miejsce... - wietnie - rzeka Tenar. Na krtko zanim doszli do wysokiego zakrtu traktu, z ktrego mona byo ujrze Port Gont, Ged skrci z drogi do lasu, ktry porasta strome zbocza wznoszce si ponad traktem. Zachodzce sonce wysyao ukone, czerwono-zote promienie w mrok panujcy tam wrd pni i gazi. Wspinali si przez jakie p mili, ciek, ktrej Tenar nie moga dostrzec, a wyszli na niewielki stopie czy te pk grskiego stoku, k osonit przed wiatrem przez rozcigajce si za ni urwiska i otaczajce j drzewa. Mona byo stamtd zobaczy wzniesienia gry na pnocy, a pomidzy wierzchokami olbrzymich jode roztacza si widok na zachodnie morze. Cakowit cisz przerywa tylko wiatr szumicy w jodach. Grski skowronek piewa dugo i sodko, hen, w grze, w blasku soca, po czym opad do swego gniazdka w trawie nie tknitej ludzk stop. Caa trjka jada chleb z serem. Patrzyli, jak ciemno podnosi si z morza. Urzdzili sobie posanie z paszczy i uoyli si do snu, Therru obok Tenar, Tenar tu przy Gedzie. Tenar obudzia si w rodku nocy. W pobliu pohukiwaa sowa, dwiczna, powtarzajca si nuta przywodzia na myl dzwon, a w oddali, na szczycie gry, jej towarzysz odpowiada niczym duch dzwonu. Tenar pomylaa: "Popatrz, jak gwiazdy zachodz za morze", lecz natychmiast usna ze spokojnym sercem. Zbudziwszy si szarym witem ujrzaa, e Ged siedzi wypro-

stowany obok niej, w paszczu nacignitym na ramiona, spogldajc ku zachodowi. Jego niada twarz bya nieruchoma, przepeniona cisz, tak, jak ujrzaa kiedy, dawno temu, na play Atuanu. Nie opuszcza wzroku, jak wtedy; wpatrywa si w bezkresny zachd. Podajc za jego wzrokiem zobaczya nadchodzcy dzie, rozlewajcy si po niebie rowo-tym blaskiem. Odwrci si do niej, a ona powiedziaa: - Kocham ci, odkd po raz pierwszy ci ujrzaam. - Dawczyni ycia - rzek i przechyli si do przodu, caujc jej pier i usta. Obja go na moment. Wstali, obudzili Therru i wyruszyli w drog; kiedy jednak weszli midzy drzewa, Tenar obejrzaa si na ma k, jak gdyby polecajc jej dotrzyma danej sobie obietnicy szczcia. Pierwszego dnia podry ich celem bya wdrwka. Tego dnia mieli dotrze do Re Albi. Wicej uwagi powicaa Tenar Cioteczce Moss, zastanawiajc si, co jej si przytrafio i czy rzeczywicie jest umierajca. W miar jednak upywu czasu i drogi, jej umys nie chcia skupi si na myli o Moss czy te na jakiejkolwiek myli. Bya strudzona. Nie chciaa jeszcze raz zamcza si t drog do mierci. Minli Oak Springs, zeszli do wwozu, po czym znowu podjli wspinaczk. Przez ostatni, dugi, stromy odcinek drogi na Overfell, Tenar z trudem podnosia nogi, a jej myli byy otpiae i pogmatwane, przyczepiay si do jednego sowa lub wyobraenia, dopki nie utracio ono sensu - do kredensu w domu Ogiona albo sw: kociany delfin, ktre przyszy jej do gowy na widok torebki z zabawkami Therru i powtarzay si bez koca. Ged szed naprzd wielkimi krokami, swym swobodnym chodem wdrowca, a Therru mozolnie stpaa tu obok niego,

ta sama Therru, ktr nie dalej ni przed rokiem wyczerpaa ta duga wspinaczka i ktr trzeba byo nie. Lecz tamto zdarzyo si po duszym dniu marszu, a dziewczynka wracaa jeszcze do zdrowia po karze, jak jej wymierzono. Tenar starzaa si. Stawaa si zbyt stara, aby odbywa tak dug drog tak szybko. Trudno byo i pod gr. Stara kobieta powinna siedzie w domu, przy kominku. Kociany delfin, kociany delfin. Kociany, zwizany, zaklcie zwizujce. Kociany czowiek i kociane zwierz. Szli na przedzie. Czekali na ni. Bya powolna. Bya zmczona. Z trudem pokonaa ostatni odcinek wzgrza i zbliya si do nich, kiedy droga wysza na poziom Overfell. Na lewo byy dachy Re Albi, nachylone w kierunku krawdzi urwiska. Na prawo droga wznosia si do dworu. - Tdy - powiedziaa Tenar. - Nie - zaprotestowao dziecko, wskazujc w lewo, na miasteczko. - Tdy - powtrzya Tenar i skrcia w prawo. Ged poszed za ni. Szli pord orzechowych sadw i porosych traw pl. Byo ciepe, pne popoudnie wczesnego lata. Ptaki pieway w drzewach sadu w pobliu i w oddali. Droga z wielkiego domu wyszed im na spotkanie ten, ktrego imienia nie moga sobie przypomnie. - Witam! - rzek i przystan, umiechajc si do nich. Zatrzymali si. - C za wielkie osobistoci przybyy, by zaszczyci dom Wadcy Re Albi - powiedzia. Tuaho to nie byo jego imi. Kociany delfin, kociane zwierz, kociane dziecko. - Janie Pan Arcymag! - Pochyli si i Ged zoy mu ukon. - 1 Janie Pani Tenar z Atuanu! - Skoni si jej nawet niej, a

ona uklka na drodze. Gowa jej opada, a pooya donie na ziemi i schylaa si, dopki jej usta rwnie nie znalazy si w pyle drogi. - Teraz czogaj si - rozkaza i kobieta zacza pezn w jego kierunku. - Stj - powiedzia, a ona zatrzymaa si. - Moecie mwi? - zapyta. Milczaa, gdy adne sowa nie przychodziy jej do gowy, lecz Ged odpowiedzia swym normalnym, spokojnym gosem: -Tak. - Gdzie jest potwr? - Nie wiem. - Mylaem, e wiedma przyprowadzi ze sob swoj krewn. Lecz zamiast niej przywioda ciebie. Lord Arcymag Krogulec. C za znakomity zastpca! Wszystko, co mog zrobi z wiedmami i potworami, to oczyci z nich wiat, Ale z tob, ktry bye niegdy czowiekiem, mog rozmawia; ty jeste przynajmniej zdolny do rozsdnej rozmowy. I zdolny poj kar. Mylae, jak mniemam, e jeste bezpieczny, skoro osadzie na tronie swego krla i zniszczye mego pana, naszego pana. Sdzie, e postpie wedug swojej woli i zniweczye obietnic wiecznego ycia, nieprawda? - Nie - odrzek gos Geda. Nie widziaa ich. Moga dostrzec jedynie py drogi i czu jego smak w ustach. Usyszaa, jak przemwi Ged. Powiedzia: - W umieraniu jest ycie. - Kwacz, kwacz, cytuj Pieni, Mistrzu z Roke. Nauczycielu! Jaki to zabawny widok, wielki arcymag wystrojony jak pastuch, a w nim ani krzty magii, ani sowa mocy. Czy moesz rzuci czar, arcymagu? Choby may czar - choby malekie zaklcie iluzji? Nie? Ani sowa? Mj pan ci pokona. Czy

teraz to wiesz? Nie zwyciye go. Jego moc yje! Mgbym utrzyma ci tu przy yciu przez jaki czas, aby ujrza t moc, moj moc. Aby ujrza starca, ktrego chroni przed mierci. I mgbym wykorzysta do tego twoje ycie, gdybym go potrzebowa - i aby ujrza, jak twj wcibski krl robi z siebie gupca, ze swoimi mizdrzcymi si lordami i gupimi czarodziejami szukajcymi kobiety! Kobieta ma nami wada! Lecz panowanie jest tutaj, wadza jest tutaj, tu, w tym domu. Przez cay ten rok gromadziem wok siebie ludzi, ktrzy znaj prawdziw moc. Sprowadzaem ich te z Roke sprzed nosw nauczycieli. A take z Havnoru, sprzed nosa tak zwanego Syna Morreda, co chce, eby rzdzia nim kobieta, twego krla, ktry uwaa, i jest tak bezpieczny, e moe by znany pod swym prawdziwym imieniem. Czy znasz moje imi, arcymagu? Czy pamitasz mnie, sprzed czterech lat, kiedy bye wielkim Mistrzem Mistrzw, a ja skromnym uczniem na Roke? - Nazywae si Aspen - odpowiedzia cierpliwy gos. - A moje prawdziwe imi? - Nie znam twego prawdziwego imienia. - Co? Ty go nie znasz? Nie umiesz go odkry? Czy magowie nie znaj wszystkich imion? - Nie jestem magiem. - O, powtrz to. - Nie jestem magiem. - Lubi sucha, jak to mwisz. Powtrz to. - Nie jestem magiem. - Ale ja jestem! - Tak. - Powiedz to! - Jeste magiem.

- Ach! To lepsze ni mylaem! Chciaem zowi wgorza, a zapaem wieloryby. Chodcie, zatem, chodcie pozna moich przyjaci. Ty moesz i. Ona moe si czoga. Poszli, wic drog do dworu Wadcy Re Albi i weszli do rodka, Tenar - na rkach i kolanach po trakcie i po marmurowych stopniach, wiodcych a do drzwi, i po marmurowych posadzkach sal i komnat Wewntrz domu byo ciemno. Wraz z ciemnoci mrok wkrad si w umys Tenar tak, e coraz mniej rozumiaa z tego, co mwiono. Niektre tylko sowa i gosy docieray do niej wyranie. Rozumiaa to, co mwi Ged, i kiedy przemawia, pomylaa o jego imieniu i przylgna do niego w duchu. Odzywa si jednak bardzo rzadko i tylko, aby odpowiedzie temu, ktrego imi nie brzmiao Tuaho. Ten przemawia teraz do niej, nazywajc j Suk. - To moje nowe zwierztko - powiedzia do innych mczyzn, kilku z tych, ktrzy znajdowali si w ciemnoci, gdzie wiece rzucay cienie. - Widzicie, jak dobrze jest wytresowana? Fikaj kozy, Suko! - Przekoziokowaa, a mczyni zamiali si. - Miaa szczeni - rzek - ktrego ukarania zamierzaem dokoczy, jako e pozostawiono je na wp spalone. Lecz zamiast tego przyprowadzia mi ptaszka, ktrego zapaa krogulca. Jutro nauczymy go lata. Inne gosy wypowiaday jakie sowa, lecz nie rozumiaa ju wicej sw. Zacinito jej co wok szyi i zmuszono do wczogania si po dalszych schodach do izby przesiknitej woni moczu, gnijcego misa i sodkich kwiatw. Gosy przemwiy. Do zimna niczym kamie uderzya j lekko w gow, podczas gdy co miao si: "Eh, eh, eh", jak stare skrzypice drzwi, otwierane i zamykane. Pniej kopnito j i kazano czoga

si po salach. Nie potrafia peza do szybko, wic kopano j w piersi i usta. Potem drzwi, ktre zamkny si z hukiem, i cisza, i ciemno. Usyszaa czyj pacz i pomylaa, e to dziecko, jej dziecko. Nie chciaa, aby dziecko pakao. W kocu przestao.

14. TEHANU Dziewczynka skrcia w lewo i zanim si obejrzaa, skrya si w cieniu kwitncego ywopotu. Czowiek zwany Aspenem, ktrego imi brzmiao Erisen, a ktrego widziaa jako rozwidlon i pokrcon ciemno, zwiza jej matk i ojca, rzemieniem przez jej jzyk i rzemieniem przez jego serce, i poprowadzi ich w kierunku miejsca, w ktrym si ukry. Wo tego miejsca przyprawiaa j o mdoci, ale dziewczynka ruszya za nimi, aby sprawdzi, co si stanie. Czowiek wprowadzi ich i zamkn za nimi drzwi. Nie moga tam wej. Wiedziaa, e musi lecie, ale nie potrafia lata; nie bya jedn ze skrzydlatych. Najszybciej jak moga, pobiega przez pola, obok domu Cioteczki Moss, obok domu Ogiona i obory, na ciek wzdu urwiska i na jego skraj, gdzie nie wolno jej byo chodzi, poniewa widziaa je tylko jednym okiem. Bya ostrona. Spojrzaa uwanie tym okiem. Staa na krawdzi. Woda bya daleko w dole, a hen, w oddali zachodzio soce. Spojrzaa na zachd drugim okiem i zawoaa innym gosem imi, ktre syszaa we nie swojej matki. Nie czekaa na odpowied, lecz odwrcia si i pobiega z powrotem - najpierw za dom Ogiona, aby zobaczy, czyjej drzewko brzoskwiniowe uroso. Stare stao obwieszone mnstwem maych, zielonych brzoskwi, lecz nie byo ani ladu sadzonki. Zjady j kozy. Albo uscha, bo nikt jej nie podlewa. Dziewczynka staa chwileczk spogldajc w ziemi, po czym wzia gboki oddech i pobiega dalej, przez pola, z powrotem do domu Cioteczki Moss. Kurczta wracajce na

noc do kurnika popiskiway i trzepotay skrzydekami, protestujc przeciwko jej wejciu. Maa chata staa mroczna i przesycona zapachami. - Cioteczka Moss? - zapytaa gosem, ktry przeznaczony by dla tych ludzi. - Kto tam? Stara kobieta leaa skulona w ku. Bya przestraszona i prbowaa otoczy si kamieniem, aby trzyma wszystkich z dala od siebie, lecz nie udao si jej; nie miaa do siy. - Kto to? Kto tam? Och, kochanie. O, drogie dziecko, moja maa spalona, moja liczna, co ty tu robisz? Gdzie ona jest, twoja matka, och, czy jest tutaj? Czy ona przysza? Nie wchod, nie wchod kochanie, ciy nade mn kltwa, przekl star kobiet, nie podchod, bo mnie! Nie zbliaj si! Pakaa. Dziecko wycigno rk i dotkno jej. - Zimno ci - powiedziao. - Jeste jak ogie, dziecko, twoja do mnie parzy. Och, nie patrz na mnie! On sprawi, e moje ciao gnije i usycha, i znowu gnije, ale nie pozwoli mi umrze - powiedzia, e ci tu sprowadz. Prbowaam umrze, prbowaam, ale utrzyma mnie, utrzyma mnie przy yciu wbrew mojej woli, nie pozwoli mi umrze. Och, pozwl mi umrze! - Nie powinna umiera - rzeko dziecko, marszczc brwi. - Dziecko - wyszeptaa stara kobieta. - Kochanie, nazwij mnie moim imieniem. - Hatha - powiedziao dziecko. - Ach! Wiedziaam... Uwolnij mnie, kochanie! - Musz zaczeka - odrzeko dziecko. - A przybd. Czarownica leaa spokojnie, oddychajc bez blu. - A, kto przybdzie, kochanie? - szepna. - Mj lud.

Wielka, zimna do czarownicy leaa jak wizka chrustu w doni dziewczynki. Trzymaa j mocno. Na zewntrz chaty byo teraz rwnie ciemno jak wewntrz niej. Hatha, ktr nazywano Moss, spaa; i wkrtce dziecko siedzce na pododze przy jej ku, z kur usadowion nie opodal, rwnie spao. Mczyni przyszli o wicie. Powiedzia: - Wstawaj, Suko! Wstawaj! Wspara si na rkach i kolanach. Zamia si, mwic: - Ca drog na nogach! Jeste mdr suk, potrafisz chodzi na tylnych apach, prawda? O to chodzi. Udajesz czowieka! Mamy teraz sposb na chodzenie. Daleje! Rzemie otacza wci jej szyj i mczyzna szarpn go. Posza zanim. - Masz, ty j prowad - powiedzia i teraz wanie ten, ktrego kochaa, lecz nie znaa ju jego imienia, trzyma pasek. Wyszli z mroku. Kamie rozstpi si, by ich przepuci, i zawar si za nimi. By zawsze tu obok niej i tego, ktry trzyma rzemie. Inni szli z tyu, trzech lub czterech mczyzn. Pola byy szare od rosy. Gra odcinaa si ciemn plam na tle bladego nieba. Ptaki zaczynay coraz goniej piewa w sadach i ywopotach. Dotarli do krawdzi wiata i szli przez chwil wzdu niej, dopki nie doszli do miejsca, gdzie jedyny grunt stanowia skaa, a krawd bya bardzo wska. W skale bya jaka linia i kobieta przyjrzaa si jej. - Moe j zepchn - powiedzia. - A potem moe pofrun sok, zupenie sam. Odwiza rzemie z jej szyi. - Id i sta na brzegu - rozkaza. Podya za znakiem w skale a do krawdzi. Pod ni byo morze i nic innego. Poza ni byo

powietrze. - Teraz Krogulec j zepchnie - odezwa si. - Ale przedtem by moe chciaaby co powiedzie. Ma tak wiele do powiedzenia. Kobiety zawsze maj. Czy chciaaby nam co powiedzie, pani Tenar? Nie moga mwi, ale wskazaa na niebo ponad morzem. - Albatros - powiedzia. Zamiaa si gono. W otchaniach wiata, od bramy nieba, nadlatywa smok, a za wijcym si, opancerzonym cielskiem cigna si smuga ognia. Wtedy Tenar przemwia. - Kalessin! - krzykna, po czym, odwrciwszy si, chwycia Geda za rk i pocigna go w d, na ska. Przetoczy si nad nimi ryk ognia. Zagrzechotaa kolczuga i wiatr zagwizda w uniesionych skrzydach. Przypominajce ostrza kos pazury zaszczekay o ska. Wiatr wia od morza. Maleki oset, rosncy w szczelinie skay obok jej doni, porusza si na wietrze. Przy niej by Ged. Kulili si rami przy ramieniu, majc za sob morze, a przed sob - smoka. Ged przemwi ochrypym, drcym gosem, w smoczym jzyku. Tenar zrozumiaa sowa, ktre brzmiay: - Dzikujemy ci, Najstarszy. Patrzc na Tenar Kalessin odezwa si potnym gosem przypominajcym dwik, jaki wydaje gong pocierany metalow miot: - Aro Tehanu? - Dziecko - rzeka Tenar. - Therru! - Zerwaa si na nogi, aby biec, szuka swojego dziecka. Ujrzaa, jak nadchodzi wzdu krawdzi skay, midzy gr a morzem, w kierunku smoka. - Nie biegnij, Therru! - krzykna, lecz dziewczynka dostrzega j i biega wprost do niej. Przylgny do siebie.

Smok odwrci swoj ogromn, ciemnordzaw gow, by przyjrze si im obydwoma oczyma. Jamy nozdrzy, wielkie jak koty, jarzyy si od ognia i unosiy si z nich wstgi dymu. ar smoczego cielska przebija si przez zimny morski wiatr. - Tehanu - powiedzia smok. Dziecko odwrcio si, eby na niego spojrze. - Kalessin - rzeko. Wwczas Ged, ktry pozostawa na klczkach, wsta, aczkolwiek na drcych nogach, chwytajc rami Tenar, by odzyska rwnowag. Rozemia si. - Teraz wiem, kto ci wezwa, Najstarszy! - zawoa. - Ja - powiedziaa dziewczynka. - Nie wiedziaam, co innego mog zrobi, Segoyu. Wci spogldaa na smoka i przemawiaa w jzyku smokw, sowami Tworzenia. - To dobrze, dziecko - odrzek smok. - Dugo ci szukaem. - Czy polecimy tam teraz? - zapytao dziecko. - Tam, gdzie s inni, na inny wiatr. - Porzuciaby ich? - Nie - odpara dziewczynka. - Czy oni nie mog polecie? - Nie mog polecie. Ich ycie jest tutaj. - Zostan z nimi - owiadczyo dziecko z nieco zapartym tchem. Kalessin odwrci eb, by wyda ogromny, gorcy podmuch miechu, lekcewaenia, radoci czy te gniewu. - Hah! - Po czym, ponownie spogldajc na dziecko, rzek: To dobrze. Masz tu co do zrobienia. - Wiem - odparo dziecko. - Wrc po ciebie - powiedzia Kalessin. - W swoim czasie. - A do Geda i Tenar: - Oddaj wam swoje dziecko, jak wy oddacie mi swoje. - W swoim czasie - rzeka Tenar.

Kalessin nieznacznie skin swoj olbrzymi gow i duga paszcza o szablastych zbach wykrzywia si nieco. Ged i Tenar odsunli si na bok wraz z Therru, gdy smok odwrci si, wlokc swj pancerz po skalnej pce, ostronie stawiajc szponiaste stopy, zbierajc swj czarny zad niczym kot, a wzbi si w powietrze. Skrzyda strzeliy w gr, karmazynowe w nowym wietle, kolczasty ogon zadwicza na skalistej powierzchni urwiska i stwr odlecia, znikn - mewa, jaskka, myl. Na jego miejscu leay przypalone strzpy materiau i skry i inne rzeczy. - Chodmy std - powiedzia Ged. Ale kobieta i dziecko stay i przyglday si tym rzeczom. - To kociani ludzie - rzeka Therru. Po czym odwrcia si i wyruszya w drog. Sza wsk ciek przed mczyzn i kobiet. - Jej mowa ojczysta - powiedzia Ged - Jzyk jej matki. - Tehanu - odrzeka Tenar. - Ma na imi Tehanu. - Chodcie! - zawoao dziecko, ogldajc si na nich. - Cioteczka Moss jest chora. Zdoali wynie Moss na wiato i powietrze, obmy jej rany i spali cuchnce przecierada z jej ka, podczas gdy Therru przyniosa czyst pociel z domu Ogiona. Przyprowadzia take ze sob Heather, dziewczyn od kz. Z pomoc Heather uoyli star kobiet wygodnie w jej ku, z jej kurcztami; i Heather obiecaa wrci do nich z czym do jedzenia. - Kto musi zej do Portu Gont - powiedzia Ged - po tamtejszego czarodzieja. eby zaopiekowa si Moss; mona j uzdrowi. Kto musi rwnie pj do dwom. Teraz starzec umrze. Wnuk mgby y, jeeli oczyci si dom... - Siedzia na progu chaty Moss. Opar gow o framug drzwi, w blasku

soca, i zamkn oczy. - Dlaczego robimy to, co robimy? zapyta. Tenar mya twarz, donie i rce w miednicy czystej wody, ktrej nabraa z pompy. Skoczywszy toalet, obejrzaa si za siebie. Kracowo wyczerpany Ged zapad w sen z twarz lekko podniesion do wiata poranka. Usiada obok niego na progu i pooya gow na jego ramieniu. "Zostalimy oszczdzeni? - pomylaa -Jak to si stao, e zostalimy oszczdzeni?" Opucia wzrok na do Geda, rozlunion i otwart na glinianym stopniu. Pomylaa o ocie poruszajcym si na wietrze i szponiastych stopach smoka o czerwonych i zotych uskach. Bya na wp pogrona we nie, kiedy usiado obok niej dziecko. - Tehanu - mrukna. - Mae drzewko uscho - rzeko dziecko. Po chwili znuony, senny umys Tenar zrozumia i przebudzi si wystarczajco, by da odpowied. - Czy na starym drzewie s brzoskwinie? Mwiy szeptem, eby nie obudzi picego mczyzny. - Tylko mae, zielone. - Dojrzej po Dugim Tacu. Ju niedugo. - Czy moemy jak zasadzi? - Niejedn, jeli chcesz. Czy dom jest w porzdku? - Jest pusty. - Czy mamy tam zamieszka? - Rozbudzia si jeszcze bardziej i otoczya dziecko ramieniem. - Mam pienidze - rzeka. - Do, by kupi stado kz i zimowe pastwisko Turby'ego, jeeli jest jeszcze do sprzedania. Ged wie, dokd zabra stado na gr, latem... Ciekawe, czy wena, ktr grplowaymy, jeszcze tam jest... - Mwic te sowa, pomylaa: " Zostawi-

limy ksigi, ksigi Ogiona! Na kominku na Dbowej Farmie dla Sparka, biedny chopiec, nie umie odczyta z nich ani sowa"! Nie wydawao si to jednak wane. Bez wtpienia trzeba byo nauczy si nowych rzeczy. Moga wysa kogo po ksigi, gdyby Ged ich potrzebowa. I po swj koowrotek. Moga te pj sama, jesieni, odwiedzi syna, pogawdzi z Lark i zosta jaki czas z Apple. Musiay na nowo obsia ogrdek Ogiona, jeli chciay mie tego lata jakiekolwiek wasne warzywa. Pomylaa o rzdach fasoli i zapachu jej kwiatw. Pomylaa o maym oknie wychodzcym na zachd. - Sdz, e moemy tu zamieszka - powiedziaa.

You might also like