You are on page 1of 939

Andrew Harman

Lemingrad

*** le si dzieje w krlestwie Rhyngill. Nkani wysokimi podatkami, w tym ZUS-em (Zarobi-Uici-Spoywa) mieszkacy s zmczeni i niedoywieni. Firkin, wybitny przedstawiciel kategorii ludzi postpujcych zgodnie z zasad NAJPIERW DZIAAJ, MYL POTEM!, obwinia o to krla. Wyrusza on w poszukiwaniu zamachowca, ktry uwolniby krlestwo od tyrana, nie wie jednak, e prawdziwym otrem jest kto zupenie inny, i e u rde kopotw jego przyjaci odnale mona ciki sprzt geodezyjny, gobie i prawdziwy grad lemingw.

***

Spis treci

Middin Gry Talpejskie Vlad Fort Knumm

Zamek Rhyngill

Dla Jenny, bez ktrej mio pozostaaby tajemnic.

Middin

W pmroku zasiady cztery postaci. Knuy plany w ciemnoci rozwietlanej tylko przez nieliczne, migoczce w przecigu pomyki wiec. W sali tej pokolenia krlw wymylay szalone intrygi, zowieszcze fortele i kompleksowe, rabunkowe plany podatkowe, majce napenia po brzegi krlewskie spiarnie i utrzymywa lud elazn rk wadcy. Bya to Sala Konferencyjna zamku Rhyngill i z zaoenia nie miaa suy dostarczaniu rozrywki. Chyba e byo si osob potrafic wynale trzydzieci dwa sposoby na zabaw przy uyciu

zgniataczy kciukw, dostajc rumiecw podniecenia podczas puszczania z dymem maych wiosek i wpadajc w stan euforycznej, rozkosznej ekscytacji po zoeniu ostatniego podpisu pod raco oszukaczym aktem wymuszenia. Wielki dbowy st przez stulecia zasiedzia si w rodku komnaty. To na nim rozrysowywano niezliczone plany, amano porozumienia, to w niego wreszcie uderzano pici z frustracji, wzgldnie gniewu. Zza stou wyania si wysoki, czarny, monolityczny tron, ktrego surowo i prostota emanoway gstymi falami bezlitosnego okruciestwa. Wyglda, jakby by

wyciosany z litego bloku czarnego granitu. W rzeczy samej, by. Mury Sali Konferencyjnej promienioway, w zbjeckiej komitywie z tronem, takim samym okruciestwem. Narzdzia tortur uoono w ponure geometryczne wzory, a bro niosca bl i zniszczenie nonszalancko wisiaa rzdami wzdu przeciwlegej ciany. Miecze ssiadoway z kopiami, acuchy od pitnastofuntowych kicieni ocieray si o drzewce wczni, a kusze pozostaway gotowe do miotania betw w bitewne zbroje stojce w rogach sali. Oglny efekt by jednoczenie mroczny, gustownie ponury i bardzo, bardzo wyrazisty. Ujmijmy to tak: jeliby

szalony mongolski wdz, psychopatyczny morderca majcy sabo do zasonek od prysznica i wiktoriaski zabjca prostytutek wertowali drobne ogoszenia w poszukiwaniu czego wsplnego do wynajcia, to pomieszczenie nadawaoby si idealnie. Podczas wyboru wystroju Sali Konferencyjnej krl Stigg, pierwszy i jak dotychczas najokrutniejszy wadca Rhyngill, odpowiedzia na sugesti dekoratora wntrz: Gobeliny? GOBELINY!? Ha! To dobre dla dziewczt!. W chwil potem dekorator dosta wymwienie. Na zawsze i od wszystkiego. Obecnie za, wieki

pniej, cztery postaci siedziay zagbione w dyskusji, a wok nich Sala Konferencyjna niemal szemraa stuleciami nagromadzonej podoci. - A gdybymy tak opodatkowali jedzenie, sire? - zaproponowa Bartosz, czonek Czarnej Stray zamku Rhyngill, w nagym, rzadkim przypywie inteligencji. - Ju to zrobilimy! - e co? - spyta Bartosz, powracajc do normalniejszego poziomu aktywnoci umysowej. Dziaanie komnaty przemijao. - Ju opodatkowalimy ywno,

jeopie! - odpar lord kanclerz Snydewinder, ktry nie mia cierpliwoci do niemrawego paacowego wykidajy. - O! - wyartykuowa Bartosz, nieco zmieszany tym, e jego pomys, jego wietny pomys, zosta we wstpnej fazie rozwoju potraktowany tak ostro. W sali zalega gsta cisza. Nagle, jak gdyby komnata nie zamierzaa podda si tak atwo, w gowie Bartosza zaczo dzia si co dziwnego. Tak jak niektre sale koncertowe wydobywaj z wystpujcych w nich muzykw wirtuozerskie popisy, czy niektre

obiekty sportowe zawsze zapewniaj rekordowe czasy i odlegoci, tak dawna, osobliwa magia Sali Konferencyjnej dziaaa na stranika. Jego oczy otwary si szerzej, pozwalajc promykom soca wlizgn si pod cikie powieki. Palec wskazujcy prawej doni drgn i wyprostowa si. Rka zadraa, a oczy uniosy si, cignc za sob cik gow. Semafor wstrzymujcy pocig jego myli podnis si i pomys napdzany wycigowymi silnikami natchnienia popdzi z hukiem w d, nieostronie i poza wszelk kontrol. Wyraz paniki przemkn po karmazynowej twarzy. Krople potu pojawiy si na potnym czole. Wargi

zadray. Snydewinder spojrza znad oprawionej w czarn skr ksigi. Panowaa cisza (jeli nie liczy drobnego szumu szalestwa, o nateniu mniej wicej 50 imbecyli). Bartosz drgn, gdy natchnienie objo cakowit kontrol nad jego praw rk, ktra wzniosa si ku niebiosom. - Wiem... Byo to niczym wybuch pary z ogromnego wulkanicznego gejzeru. Wszystkie picioro oczu wlepione

byo w stranika... Czekano. - Mmm... oglibymy - mczy si nieprzyzwyczajony do potgi natchnienia. Pena oczekiwania cisza przykua pozosta trjk. - Moglibymy, moglibymy o... opo... opoda... opodatkowa jedzenie bardziej! - wyrzuci z siebie, sabnc pod wpywem wysiku umysowego. - O rany! - wyszepta Matusz, drugi z czonkw Czarnej Stray. - Tiaa, wielka szkoda - powiedzia Krl

- Ostrzegaem go przed zbyt intensywnym myleniem - szyderczo zauway Snydewinder. - Szkodzi mu, nie urodzi si, eby myle! Bartosz jkn. - Mnie si zdaje, e to dobry pomys Matusz niemiao wspar koleg. - Zamknij si! - Ale... - Zamknij si! - powtrzy Snydewinder, znaczco machajc swymi okutymi elazem buciorami. - Ale... auuu!

Matusz dosta ostrzeenie. Siedzia teraz i rozciera paskudny siniak na goleni, wynik nieprzyjemnego, szybkiego dgnicia butem Snydewindera. Pod nosem mamrota nieprzyzwoite wyrazy. Obuwie lorda kanclerza byo zabjcze. - Snydewinder! - warkn krl. - Jaki jest obecny poziom podatku od ywnoci? - Mgby pan sprecyzowa, sire? - Co? - C, sire, czy ma pan na myli Podatek Warzywny - 1. Zewntrzny i jego podpunkty: a) od hodowli, b) od

nawoenia czy c) od niw? A moe Podatek Warzywny - 2. Wewntrzny z podpunktami: a) od czyszczenia, b) od obierania i skrobania, c) od przygotowania lub d) od konsumpcji? Czy by moe Podatek Misny - 1. Drobiowy, podpunkty: a) od ferm kurzych, b) od dowolnego... - Dosy! - Sire? - Oglna wysoko opodatkowania ywnoci? - Globalnie, sire? - Tak, dolny puap.

- Wcznie z ZUS-em* [przyp.: Zarobi - Uici - Spoywa.], sire? - Tak. - Z regulacjami klimatycznymi, sire? - TAK! - I z Dodatkiem za Zbiory z Trudnych Terenw, sire? - Po prostu mi powiedz! - zagrzmia krl. Hmm... Oglna wysoko opodatkowania ywnoci, ustanowiona przez wasz wysoko krla Rhyngill 14 sezonowymi i

stycznia 1038 OG* [przyp.: OG Oryginalnej Grawitacji. Ten system kalendarzowy wynalaz filozof Grinuitsch, kierujc si nastpujcym tokiem rozumowania. Jeli nieoywiony obiekt, na przykad ceg, wystawi si za okno wysokiego budynku i upuci, stan si dwie rzeczy: po pierwsze, obiekt zacznie spada; po drugie, bdzie przyspiesza. Obie te rzeczy, twierdzi, maj przyczyn w grawitacji. Przyspieszenie wyjani nastpujco: ...i tak cega, byt bez przyczyny, nie moe napdza si sama i staje si ofiar wszechwadnej siy przycigania ziemskiego. Przyspieszenie jest zmian prdkoci w czasie. Cega nie moe zmieni prdkoci z wasnej woli. Jak z

tego wynika, grawitacja nie pozostaje bez wpywu na czas. Odtd wic przy odmierzaniu czasu uywana musi by staa przycigania ziemskiego, wszelkie pomiary za winny by porwnywane z tymi, dokonanymi na poziomie morza w soneczny dzie. Zasada ta bdzie od dzi znana jako Oryginalna Grawitacja.], zgodnie z Krlewskimi Prawami wprowadzonymi przez Wasz... Pniej odkryto, e zmiany w czasie zachodzce pod wpywem grawitacji s tak miesznie mae, e niemal, cho nie cakowicie, nieistotne. Przyciganie ziemskie szybko zostao usunite z wszystkich oblicze czasowych, a skala czasu bya odtd, na cze filozofa,

znana jako Czas Grinuitsch. - POWIEDZ MI NATYCHMIAST!!! - Siedemdziesit cztery procent, sire. - Dzikuj. Ale prosz, niszczycielsko, sire. - Przesta mi si narzuca. - Wedle rozkazu, wasza krlewska wysoko, sire. - Sza! Sire... wyszepta jeszcze wasza

Snydewinder. Bartosz usiad, ale wci by blady i zmieszany. Wysiek umysowy wykoczy go. Matusz w dalszym cigu masowa siniec na goleni i pod nosem podawa w wtpliwo pochodzenie lorda kanclerza. - Siedemdziesit cztery procent podatku od ywnoci... - zaduma si krl. Bartosz spojrza na wyczekujco. - C, sdz, e siedemdziesit pi procent nieco uatwioby rachunek. - Tak, sire.

Stranik podrapa si po gowie - Niech i tak bdzie! - zdecydowa wadca. - Tak, sire. - Snydewinder doby gsiego pira i woy na gow kapelusz doradcy podatkowego. - Mdra decyzja, sire - sign po atrament doprawdy byskotliwa ocena sytuacji, jeli wolno mi si tak wyrazi, sire. - Zrb to, z aski swojej, ekspresowo! - Tak, sire! Matusz potar nog i spojrza spode ba na Snydewindera. Lord kanclerz otworzy olbrzymi, oprawn w skr

ksig Rozporzdze Ekspresowych, poprawi czarn, skrzan opask na oku, gono wyama palce i rozpocz pisanie. Bartosz umiechn si, syszc skrzypienie pira suncego po chropowatym pergaminie. Jego pomys znalaz si w ksidze.

*** Wczesnym popoudniem pnegojesiennego dnia mody chopiec dostrzeg szans, ktrej oczekiwa. Bez chwili wahania chwyci Len Nimf

dziebeko, potn rk ujmujc jej drobne ciako. Bez wysiku, brutalnie podnis ku niebu bezbronn istot. dziebeko nie walczya. Nie moga walczy. Lena Nimfa nieuchronnie trafia do rki Firkina, doczajc do swych sistr, Muszki i Wikliny. Firkin mia ju trzy, potrzebowa jeszcze jednej. Pozby si Pasterza Murriona, odrzucajc go niedbaym ruchem nadgarstka. Beczka obserwowa upadajcego powoli i ldujcego na obszarpanym przecieradle Pasterza. Spojrza spode ba na Firkina, obejrza si w lewo i straci swoj tur.

Jutrzenka signa i podniosa Pasterza z lekkim umiechem. Zsuna go z pozostaymi trzema, odrzucia Tkacza Thruma, i pokazaa komplet Pasterzy swojemu bratu i jego najlepszemu przyjacielowi. - Wygraam - owiadczya i silnie zakaszlaa. Kolory odpyny jej z policzkw, kiedy zgia si wp na ku. Firkin, nie mogc pomc, patrzy ze wspczuciem na siostr. Obejrza jej karty i na nich skupi rozgoryczenie. - Byem tak blisko! Jeszcze jedna cholerna Lena Nimfa i...

- Tak... ale to ja wygraam! - odpara, na chwil opanowujc kaszel. - Gramy jeszcze raz - zaskomla Beczka, desperacko pragnc wygra parti. - Ja rozdam. Zacz gorliwie zbiera karty z ka Jutrzenki. - Nie, przepraszam, ale mam do na dzi - powiedziaa sabo. - Moe pniej, co? Beczka, podnoszc Czarnego Stranika i par Trefnisiw, wzruszy ramionami. Chod powiedzia Firkin,

wyprowadzajc przyjaciela - Jutrzenka potrzebuje teraz odpoczynku. W odpowiedzi da si sysze atak aonie sabego kaszlu.

*** Jutrzenka bya najnowsz ofiar choroby rozprzestrzeniajcej si wrd maej spoecznoci Middin, osady pooonej wysoko w Grach Talpejskich. Wikszo pozostaych dzieci i niektrzy starsi ju jej ulegli. Choroba nie bya nieuleczalna, nic z tych rzeczy. Wystarczao tylko dobre

odywianie i - w duym skrcie - na tym wanie polega problem. Nowe, podwyszone stawki podatkowe wprowadzone przez krla Rhyngill powanie wypaczyy ycie w wiosce. Wystarczajco trudno byo wyhodowa tyle, eby starczyo na przeycie, szczeglnie w tych jaowych, usanych wrzosami grach konieczno wysyania w doliny trzech czwartych zbiorw jako krlewskiej dziesiciny stawaa si wyjtkowo niemieszna. Uywano sowa dziesicina przez wzgld na tradycj i poniewa brzmiao lepiej ni podatek. Poza tym opaty zaczy si od waciwej dziesiciny, ale wiele lat temu przekroczyy ju oficjalne dziesi procent. Nazwy nie

zmieniono, po czci, eby wprowadzi zamieszanie, ale gwnie dlatego, e stra miaa problemy z wymwieniem pidziesicina lub trzypitecina przez gronie zacinite zby. Jedzenia, w ogle ywnoci, bardzo teraz w wiosce brakowao, wikszo mieszkacw nie miaa w ustach przyzwoitego posiku od tygodni, nawet miesicy. I zaczynao to by widoczne.

*** Dwaj chopcy, zazdronie obserwowani przez Jutrzenk, biegli przez malutk talpejsk miejscowo Middin.

Waciwie miejscowo to okrelenie troch na wyrost; ndzne zbiorowisko prostych, drewnianych chatek przycupnitych wysoko na talpejskich halach kojarzyo si raczej z pozostaociami po jakim marnym pikniku na skraju drogi - i nie wahabym si przed tym porwnaniem, gdyby nie zostao ju wczeniej literacko wyeksploatowane. Zreszt nawet ono byoby zdecydowanie zbyt pompatyczne. Gdyby mona byo obejrze Middin z lotu ptaka, miaoby si wraenie, e wielki i wyjtkowo nieudolny kruk prbowa tu kilkakrotnie zbudowa swoje gniazdo. Bezskutecznie. Gwn ulic Middin stanowio

pasmo ziemi wolne od zalegajcego gruzu. Nie byo ono rezultatem celowych dziaa inynieryjnych w dziedzinie budowy szos; wrcz przeciwnie kawakiem, do ktrego nikt si jeszcze nie zabra. W tej chwili nawierzchnia bya znona, ale kiedy padao... c, okrelenie botnista byoby eufemizmem. Po obu stronach ulicy wznosiy si domy. W wikszoci wyglday, jak gdyby skd spady, a nie zostay wzniesione, zreszt jest w tym przypuszczeniu sporo prawdy. Jednym z najlepszych przykadw ukochanego przez wszystkich mieszkacw stylu architektonicznego Stos Drewna Ustawiony Popiesznie Po Przejciu

Huraganu bya stanowica cel wdrwki chopcw chata Francka. Otworzywszy jednym pchniciem chybotliwe drzwi chaty, trzymajce si gwnie za spraw szczcia, dwaj przyjaciele weszli do ciemnego i ponurego pomieszczenia. Zamrugali w ciemnoci. Tajemnicze butelki stay rzdami na chybotliwych pkach, a modzierz wypeniony dziwnie pachncym proszkiem wraz z tuczkiem balansowa niepewnie na skraju nadjedzonego przez korniki kredensu. Byy tu wszystkie utensylia czarodziejskiego fachu. Szklane soje, oznaczone dziwnymi nazwami wykaligrafowanymi dziwnym pismem,

zawierajce jeszcze dziwniej wygldajce, zapeklowane i zakonserwowane stworzenia, ktrych los przypiecztowany zosta dawno temu (w odrnieniu od niektrych sojw na ciankach starzej wygldajcych naczy zastygay plamy lepkiej cieczy). W rogach stay tajemnicze metalowe konstrukcje, ktrych przeznaczenia chopcy mogli si jedynie domyli: teodolity, sekstans, dwie rozgazione rdki i jeden przyrzd, ktry wyglda jakby zosta wykonany z dwch denek od zielonych butelek po piwie i kilku metrw drutu. Kawaek krzemienia byska zotaw iskierk; kolorowe proszki tliy si w pytkich naczyniach ustawionych na wikszoci paskich

powierzchni, wydzielajc gsty, oleisty dym, jak zawsze dawicy obu przyjaci. Krtko mwic, cae pomieszczenie byo tajemnicze i przymione. Swoj drog, ciko powiedzie, jak gupia lub szalona musiaaby by ma, choby przelotnie rozwaajca ewentualno bliszego zetknicia si z czym nawet w najmniejszym stopniu zwizanym z chat Francka. W najodleglejszym rogu czarodziejskiej chaty znajdowa si stos burych szmat, najwyraniej narzuconych na st i udrapowanych nad podog. Chopcy zakasali wrd gstej, suchej atmosfery, przerywajc ponur, guch

cisz. - Eeee... Co, co, co? - Cze, Franek - rzuci Firkin, rozgldajc si w poszukiwaniu rda gosu. - Eeee... Co - co, co to? - Cze, Franek? - odezwa si Beczka. - Eeee... c... co, co to za dwik? powtrzy stos szmat, powodujc pojawienie si maej chmurki kurzu. - Cze, Franek, to ja, Firkin.

- Co? ...eee... o! ...wic wejd. - Ju weszlimy. - Gdzie? - Tu. - Aha! Cisza. Nic si nie poruszyo. Wntrze chaty przypominao szybko schncy obraz olejny - martw natur z chopcami stojcymi w oczekiwaniu na Francka. Beczka uleg atmosferze i zanis si potnym, rozrywajcym gardo

kaszlem. - O nie, nie nastpny... eee... aaa. Aaa! - zajczay szmaty, sztywno unoszc si w chmurze kurzu i odsaniajc czarodzieja Francka, wymachujcego szaleczo rkami w celu opdzenia si od tysicy opadajcych go we nie istot. - Kto kaszle? - zapyta. - Wybacz, to Beczka - powiedzia Firkin. - Beczka... czegoonce? - odpar Franek, przecierajc zaspane oczy. - Przyszed ze mn.

- Czegocecie? - Starzec ziewn imponujco. - Przyszlimy si z tob zobaczy. - Aha... Po co? - spyta Franek, ostatecznie otwierajc oczy. - Mylelimy, e opowiesz nam histori. - Pozwlcie mi si obudzi i... - Nie nastpny, co? - przerwa Beczka, w kocu opanowujc atak kaszlu. - Hmm?

- Powiedziae nie nastpny i wtedy wstae. - O, tak? - Franek najwyraniej nie apa, o co chodzi. Kilka kakw chaotycznie sterczao mu z niechlujnej brody. Nie nastpny? Zmruy oczy, usiujc przywoa z powrotem sen. Setki tawych gryzoni, o oczach lnicych w dzikim uniesieniu, cisny si w jego stron w krtkim nawrocie koszmaru, powodujc wystpienie zimnego potu na starczym czole. - No... Nie. Nie mam pojcia skama. - Zabawne. - A czy to by magiczny sen? - dry Beczka.

- H? - Franek i Firkin odezwali si jednoczenie, patrzc na maego, pulchnego chopca podskakujcego z podniecenia. - Sen, magiczny sen, sen o magii, z magi... Lubi magi, magia jest pasjonujca. Firkin nie wierzy w magi. Ja tak, czy to by magiczny sen? Hej, czy to by... Auu! Firkin kopn Beczk w gole, tym samym uciszajc bekoczcego gba. Tak naprawd, Beczka byo tylko przezwiskiem. Billy Hopwood, na swoje nieszczcie, po prostu niezwykle przypomina niewielk, przysadzist baryk.

- Co jest, Firkin? - Eee... z czym, Franek? - Z tob i magi. - Eee... c... - On nie wierzy w magi - oznajmi Beczka, pocierajc nog i pokazujc Firkinowi jzyk. - Tak mi dzisiaj powiedzia. - Czy to prawda? - Franek bawi si swoimi okularami. - Tak - owiadczy stanowczo Firkin. - Nigdy adnej nie widziaem i w ni nie wierz!

Franek pochyli si nad stoem, patrzy na chopca i sucha. - ...A wszystkie te historyjki zawierajce magi s gupie i pozwalaj bohaterom wydosta si tarapatw dziki machniciu czarodziejskiej rdki. To wszystko androny. Koszakiopaki. Bzdury. Czary-mary. MAGIA NIE ISTNIEJE! - Skoczye? - spyta Franek, spogldajc na poczerwieniaego modzieca. - Tak. - Pozwl, e opowiem ci o magii.

- O nie! - jkn Firkin. - Chc usysze co prawdziwego. Opowiedz nam o... eee... o... Och, o czymkolwiek, byle bez magii. Beczka potrzsn gow z niedowierzaniem. Franek by dobry w zmylaniu historii, ale bez magii byyby nudne. Nic ciekawego nigdy si nie dziao bez jej udziau. - ...i - cign Firkin - nie chc niczego wymylonego. Chc prawdy. Faktw. Beczka wstrzyma oddech. - O jejku, jejku - westchn Franek. Faktw, co? Czy to oznacza, e Firkin

dorasta? - spyta retorycznie. - Czy dobrze rozumiem, e moje historie o rycerzach, magach, smokach i damach s ju niepotrzebne? - Nie... - zacz Beczka. - ...e opowieci, ktre przdem, staj si stare i zuyte... - Nie! - Oczy Beczki byy szeroko otwarte. Uwielbia, jak Franek opowiada swoje historie. - ...e nie mam ju tak gorliwych suchaczy...? - Nie, Franek - powiedzia Firkin. Lubi twoje opowieci. Po prostu

potrzebuj bardziej...

czego

bardziej...

hm...

- ...prawdziwego! - zakoczy za niego czarodziej. - Tak - przytakn chopiec. - Niech i tak bdzie - westchn Franek, udajc pokonanego. Obaj przyjaciele usadowili si w oczekiwaniu na opowie. - To tajemnica. Nikt poza mn nie zna prawdy o maestwie ksicia Chandon. - Gdyby Franek potrafi przymiewa wiata, odgrywa cich, zowieszcz muzyk i produkowa spowijajc

wszystko mron mg, moment byby idealny. - Oto historya barzo cudna: o przygodach, o losie, o rozmyarach obuwia. renice chopcw si rozszerzyy. Czarodziej popad w pseudostarowieck manier, co zazwyczaj oznaczao, e bdzie niele. Przez chwil spoglda na chopcw, eby wzmc nieco oczekiwanie, wzi gboki oddech i rozpocz w uwicony tradycj sposb. - Dawno, dawno temu, za siedmioma grami...

*** Kroki krla Klaytha odbijay si echem od pustego korytarza. Brzmiao to jak echo w pustym korytarzu, bo taki wanie by. Pusty. W zamku Rhyngill byy setki mil takich korytarzy. Puste kamienne podogi odgradzay puste, cignce si milami kamienne ciany, okazyjnie przerywane drzwiami prowadzcymi do pustych pomieszcze, lub krzyujce si z innym korytarzem... tak, pustym.

Cae to miejsce byo puste. Byo takie, odkd naprawd co pamita. Kiedy musiao by zupenie inne. Potrafi nawet przywoa mgliste wspomnienia z czasw, kiedy caa ta przestrze ttnia yciem. yo tu ponad trzy i p tysica osb, wszelkich ksztatw i rozmiarw: od malutkich kominiarczykw, zawsze szarych od sadzy, przez pokojwki, kucharzy, sucych, a po gromad zaronitych, odzianych w czer stranikw zamkowych. Sta teraz w pustym korytarzu i

nasuchiwa. Cisza. Gsta, gboka, absolutna cisza. Cisza jak makiem zasia. Cisza przed burz w soneczny dzie. We wspaniaych dniach jego dziecistwa nigdy nie byo tak cicho. Martwa cisza. Tam gdzie s ywi ludzie, trudno mwi o martwej ciszy. Nawet w samym rodku nocy musi brzmie szum ycia. Ponad trzy i p tysica ludzi nigdy nie moe by cakowicie cicho. Zawsze pojawi si jaki dwik: agodny, zadowolony oddech modej dziewczyny stumiony przez wonne poduszki; niespokojne oddechy nicego, ktry walczy ze smokiem na szczycie gry; wreszcie przywodzce na myl miech silnika parowego chrapanie kucharza - cigy, jednostajny szum.

Za dnia haas bywa zapewne oguszajcy, gdy kady zajty by swymi dziennymi zadaniami, zbyt licznymi, by je wymieni, nieodzownymi dla gadkiego funkcjonowania zamku. Ostatnie dni mobilizacji do wojny z ssiednim krlestwem Cranachanu musiay by imponujce. Ludzie biegajcy, gromadzcy si, sprawdzajcy - przygotowywali si. Oczywicie, Klayth nie umia wtedy nawet przeliterowa sowa wojna, nie wspominajc nawet o braku wiedzy, co sowo to oznacza. Ludzie odjedali, i tyle. By zbyt mody, eby wiedzie dlaczego. Jak przez mg pamita, jak w cichej konsternacji kroczy wrd

wrzawy, blisko, ale poza ni, jak jesienny li na powierzchni strumyka. To podniecenie, elektryczne napicie w powietrzu - jakby jaki wielki bg potar caym zamkiem o monstrualny weniany pulower i prbowa przyczepi go do sufitu. Ale to byo inne od caej reszty - to byo dogbne podniecenie. Ostateczne podniecenie. Podniecenie marynowane tygodniami w delikatnej mieszaninie smutku, rozpaczy i prostego, staromodnego strachu. I nagle wszystko ucicho. W roku 1025 OG mczyni odeszli. Kobiety pozostay jeszcze przez par dni, nie majc co z sob zrobi po zakoczeniu gorczkowych przygotowa. Mae ich

grupki znajdowano szlochajce po ktach. Stopniowo wszystkie odeszy, zostawiajc tylko kilka do zajmowania si zamkiem i bezpieczestwem krla. Stao si to trzynacie lat temu, gdy Klayth mia niewiele ponad cztery latka. Potem nie ruszy si std przez wszystkie te lata, gdy zamek pustosza, a w rezydencji zbudowanej dla czterech tysicy osb pozostaa tylko szstka. Nic wic dziwnego, e przez wikszo czasu wiksza cz zamku bya, w rzeczy samej, w wikszoci pusta. Teraz sta na rodku jednego z setek pooonych wyej korytarzy i rozmyla o ludziach, z ktrymi go pozostawiono.

Dwaj ochroniarze, Bartosz i Matusz, prawdopodobnie mieli do siy fizycznej, ale brakowao im predyspozycji umysowych, by ustrzec go przed jakimkolwiek chtnym i zdolnym zamachowcem. Mimo to byli wierni. Oddani Klaythowi i gotowi za niego umrze. Ale wierzy, e maj nadziej, i do tego nie dojdzie. On zreszt te. By ponadto kucharz, Val Jambon, ktrego widywa przy rzadkich okazjach i ktry zawsze dostarcza najwspanialsze potrawy i przekski. Kucharz mia crk, Cukini, mod i o wstrzsajco rudych wosach. Klayth prawie nigdy nie spotka si z ni twarz

w twarz, ale czasami szpiegowa j, gdy wykradaa si do pobliskiego lasu. No i by jeszcze lord kanclerz, Snydewinder. Peni on nastpujce, podane tu bez szczeglnego porzdku, funkcje: gwnego doradcy strategicznego, gwnego ksigowego, szefa rachunkowoci, lorda kanclerza, doradcy podatkowego, nauczyciela... lista wydawaa si nie mie koca, jednak Klayth sdzi, e to wanie wchodzi w zakres obowizkw lordw kanclerzy. Wzruszywszy ramionami, ruszy pustym korytarzem w stron biblioteki.

*** - Ta, ktrej uda si umieci stop w tym oto sandale, jest prawowit pani mego krlestwa - oznajmi na cae gardo ksi Chandon. Wszyscy gocie przybyli na bal ruszyli do przodu, domagajc si jego uwagi. Ksi by najlepsz parti w caym krlestwie. Wysoki - growa nad wikszoci mczyzn nawet bez butw turniejowych; Ciemny - grzywy czarnych wosw zazdrocili mu wszyscy mczyni, zarwno rycerze i ludzie z gminu, jak i spory odsetek dam dworu; Bohaterski - mistrzem turniejw, ktry

mg w uczciwym pojedynku pokona kadego. piewano pieni o jego wyczynach na polach bitewnych. Ksi Chandon nachmurzy si i szepn co do ucha dowdcy stray. Wwczas nadeszli stranicy, pokrzykujc, popychajc i szturchajc, a wszyscy mczyni zostali odsunici na bok. - Niechaj kada z was, kobiet, przymierzy ten sanda, a ta, ktrej bdzie pasowa, moj on zostanie zakrzykn ksi, olniewajcy w swej paradnej zbroi. Wszyscy nie posiadali si z radoci i podniecenia, a dwie damy zemdlay.

Lecz wkrtce.... - Dlaczego? - zapyta Beczka. - Co? - odpar Franek. - Dlaczego zemdlay? - Miay za ciasno zasznurowane gorsety. A teraz nie przerywaj mi, bo przestan opowiada. Zaraz, na czym to ja stanem? - Oczy zaszy mu mg, mocno pocign swoj brod. - Ach, tak. Lecz wkrtce kada stopa zostaa umieszczona w sandale. Na adn nie pasowa. Nawet na matki. Ksi nasroy si i.... - Co to znaczy? - szepn Beczka.

- By wcieky - cicho odpowiedzia Firkin. Franek nie przerywa: ...tak wic posa do czarodzieja Merlota zarzdzenie, by tu i teraz stawi si u niego. Dwaj stranicy wyruszyli z rozkazem, by czarodziej dopomg usychajcemu z mioci ksiciu. - Wydaje mi si, e powiedziae, e nie bdzie w tym adnej magii przerwa Firkin. - Nno... no... tak, ale... - Franek wpad w panik. Zawsze to robisz! Zawsze

wprowadzasz Merlota, eby wymagiowa bohatera z kopotu albo znalaz ukryty skarb czy co takiego. To oszustwo. Nie ma czego takiego jak magia. To nieprawda! - Firkin, to tylko historia, podoba mi si, pozwl wic Franckowi dokoczy - powiedzia Beczka, zdenerwowany protestami przyjaciela. - W porzdku, zao si, e i tak wiem, jak si koczy - odpar Firkin, krzyujc ramiona i robic nadsan min. - Magia jest prawdziwsza, ni ci si wydaje, mody Firkinie! - Gos Francka dziwnie spowania, a czarodziej

przenikliwie wpatrywa si w oczy chopca. - Przekonasz si ju niedugo. Jest wszdzie wok ciebie. Zobaczysz j, jeli si rozejrzysz. A teraz powiedz mi, jak si skoczy opowie? - doda lejszym tonem. - C - Firkin zacz zarozumia odpowied - Merlot przybywa i uywajc swojej magicznej mocy, znajduje dziewczyn, na ktr pasuje sanda, ksi si z ni eni i yj dugo i szczliwie. - A kim jest ta dziewczyna? - spyta Beczka. - Proste! To ta, ktra musiaa zosta w domu i wyczyci kominek! -

Chopiec wyszczerzy zby i zadowolony z siebie usiad z powrotem. Franek pogadzi si po podbrdku i rzek: - Powiedz mi, Firkin, jak mylisz - jak interesujca wyda si przyszemu krlowi, ktrego umiejtnoci rycerskie i myliwskie s legendarne, dziewczyna, ktra spdza ycie na czyszczeniu kominkw, cerowaniu skarpet i ciereczek do naczy? No? - C... niezbyt... tego... prawdopodobnie,

- Aha! Tak wic nie bd yli szczliwie, czy nie?

- Tego... chyba nie. - Wic twoje zakoczenie niewaciwe, a moe nie jest? jest

- Hmm... chyba nie. - Firkin wyglda na zakopotanego. - A jakie jest odpowiednie zakoczenie, Franek? - spyta Beczka, chcc wiedzie wicej. - Prosz, powiedz mi! - Pamitacie zarzdzenie wysane do Merlota? - Tak - powiedzia Beczka. Tak przytakn Firkin

podejrzliwie, zastanawiajc si, co tym razem ma zamiar wymyli Franek. - Wiecie, co w nim napisa ksi? - Nie, nie powiedziae nam - szybko odpar Firkin. - Zawierao wiadomo i pogrk. Merlot przyby na dwr ksicy i by posuszny, gdy lubi uszczliwia ludzi. Wyjtkowo gruba i zachanna kobieta podara sanda, bo prbowaa trzykrotnie wcisn we swoj stop. Merlot naprawi go tak, eby idealnie pasowa na stop ksiniczki Daviny, ktr ksi kocha, poniewa bya pikna, inteligentna i bogata, a jej tata posiada najlepszy plac turniejowy w

okolicy. Pobrali si i urzdzili wielkie przyjcie dla wszystkich. - A co si stao z t drug dziewczyn? - Eee... no... ona... bya druhn. Firkin popatrzy potrzsn gow. na Francka i

- Nie potrafisz, prawda? Nie potrafisz opowiedzie historii bez magii. Nie potrzebowae w niej magii. Krawiec mg naprawi sanda. Jak ju powiedziaem, nie wierz w magi i wiele by trzeba, eby mnie przekona. Franek skrzyowa rce, rozsiad si

na swoim krzele i umiechn szeroko do samego siebie. - Zobaczymy - mrukn - zobaczymy. O dziwo, Firkin poczu si nieswojo.

*** Pniej tego samego dnia, po tym jak Franek opowiedzia im jeszcze kilka historii o zmiennym stopniu prawdopodobiestwa, Firkin pchn drzwi chaty, w ktrej mieszka, i wszed do rodka. W nozdrza uderzy go zapach gulaszu z rzepy.

- Cze, mamo! - zawoa. - O, cze, kochanie! Gdzie bye? - U Francka. - Umyj rce, kochanie, obiad gotowy. - Opowiada nam o wampirach, o tym, e nie mog wychodzi na wiato dzienne i e nie lubi czosnku... - No ju, popiesz si. To gulasz z rzepy, twj ulubiony. - ...i e wysysaj ludziom krew z szyi i lataj jak nietoperze, i... - No chod. Umye ju rce?

Jedzenie gotowe. - W porzdku - powiedzia bez specjalnego entuzjazmu. - Jak si ma dzisiaj Jutrzenka? - Niezbyt dobrze, kochanie. Mwic szczerze, tak jak wczoraj. Jego matka wolnym ruchem zamieszaa w garnku. Zawiesisty gulasz z rzepy bulgota na pycie piecyka, w ktrym przez cay dzie buzowa ogie. Shurl, mama Firkina, nie bya specjalnie pomysow kuchark, ale z drugiej strony, w Middin nie byo szczeglnie duego wyboru produktw spoywczych.

- Zaraz pjd si z ni zobaczy. - Ju prawie gotowe. Woaj tat. Firkin chcia spyta: Jak mam go woa?, ale wiedzia, e matka nie zwrciaby na to uwagi. W tej chwili jej wiat ogranicza si do rondla, w ktrym gotowa si gulasz z rzepy, i planw rozdystrybuowania posiku wrd czonkw rodziny. Niewiele poza tym si liczyo. Na razie. Firkin wyszed przez drugie drzwi i wkroczy do ogrodu. - Cze, tato. Mama kazaa mi zawoa ci na obiad.

- Uff, ech! W sam raz jeste. Podasz mi rk? Albo lepiej nie. Odrobina ogrodnictwa, tego ci trzeba. Zrobioby to z ciebie mczyzn. Jego ojciec by zawsze taki sam, kiedy przebywa w ogrodzie. Frustracj wynikajc z przerzucania kilku ton lepkiej, czarnej ziemi, uparcie odmawiajcej rodzenia czegokolwiek poza cienk warstw mulistej pleni, czsto wyadowywa na Firkinie. Wyllf, ojciec chopca, uporczywie trzyma si myli, e to co na tyach ich chaty jest gleb. Znajdowao si na ziemi, mona byo po tym chodzi. Nie by to dywan, wic musiaa to by gleba. Miewa jednake wtpliwoci. Czasem

wydawao mu si, e osignby wikszy botaniczny sukces, prbujc uprawia kawaek dobrze nawodnionej wochatej wykadziny podogowej redniej jakoci. - Przyszedem Jutrzenki. po prezent dla

- Bra, bra, bra! Tylko to potraficie! Co by powiedzia na odrobin potu i trudu? Och, nie! Nawet raz. Kiedy ja byem w twoim wieku, musielimy... Ojciec kontynuowa w tym samym stylu, kiedy Firkin, chlupoczc, przeszed przez zagon lepkiego bocka. Ju to wszystko sysza: e nie buduj

ju nic trwaego, e wszystko dzieje si w zbyt duym popiechu i e w kiebaskach jest dzisiaj mniej misa. Pozornie wbrew wszelkiemu prawdopodobiestwu w ciemnym bocie zakwity dwa przebiniegi. Byy pikne. Chopiec czu, e powinien potraktowa je jako symbol, ale nie mg. Na razie. Wiedzia, e spodobaj si Jutrzence. Sign w d, zerwa je i ostronie wnis do rodka. Kwiaty na urodziny siostrzyczki. Wiedzia, e jej si spodobaj, ale jednoczenie chcia da jej co wicej. eby tylko poczua si lepiej. Zapuka do drzwi Jutrzenki i cicho wszed.

- Cze, jak si czujesz? Beeee! wymownie. odpowiedziaa

- Przyniosem ci to. Wszystkiego najlepszego - powiedzia i wrczy jej dwa niepozorne kwiatuszki. Czu, e to niezbyt wiele. - Och, Firkin, s liczne! Dzikuj. Mi w palcach koszul i patrzy na go podog. - Tylko to znalazem... Chciaem przynie ci wicej... ale... c... przepraszam - skoczy bezadnie, wzruszajc ramionami.

Jego modsza siostra umiechna si sabo. - W porzdku - zachrypiaa. Rozumiem. Firkin spoglda na ni ze smutkiem. Tak bardzo chcia jej pomc, powstrzyma chorob. Tskni za Jutrzenk Wac Na Drzewa, Jutrzenk Wbiegajc Na Wzgrze i nawet troch za Jutrzenk miejc Si Histerycznie Podczas Zbiegania Ze Wzgrza. Brakowao mu wsplnych zabaw. Chcia, eby wydobrzaa. Chcia mc jej pomc. Potrzebowaa

tylko kilku dobrych posikw, eby ozdrowie. Co wicej, cae Middin potrzebowao tylko kilku dobrych posikw. Mieli tak niewiele, a wikszo tego i tak wdrowaa do krla. Ten krl! Ten krl! Gniew wygra pojedynek na rce z melancholi i dziaa destrukcyjnie na emocje Firkina. To wszystko byo win krla. Nienawidzi krla. Obrazy toczyy mu si w gowie. Tusta, nalana twarz, gba opychajca si winogronami, podczas gdy reszta kraju goduje. Olbrzymie stosy ywnoci strzeone zazdronie za niewzruszonymi murami. Nienawidzi krla. Co on robi? Po co tu jest? Szkodnik!

Gniew zszed ze sceny, w wietle reflektorw zostawiajc frustracj i niemoc, wsplnym, chralnym gosem zadajce swoje ulubione pytanie: C my moemy na to poradzi?. Firkin czu si bezuyteczny. Wiedzia, czego chce. Marzy o grupie ludzi pod wodz lnicego rycerza, wyzwalajcej kraj od tyranii. Marzy o lepszych czasach. Ale co on mg zrobi? Co mg zrobi? Umiechn si sabo do siostry i wyszed z pokoju. Co mg zrobi?

*** Wysoko pord niszego pogrza Gr Talpejskich zodziej przyglda si w skupieniu swojej upatrzonej ofierze. Obserwowa j ju od jakiego czasu. Przykucn za ska i czeka na waciwy moment. Dugo przemyka za omszaymi kamieniami, nastpnie czoga si na brzuchu w dugiej trawie, a dotar do tego miejsca. Ostatni krok zawsze by najgorszy. Cae nagromadzone napicie i podniecenie uwalniao si w jednym, szalonym susie do przodu w stron upu. Ale dopiero gdy nadejdzie waciwy czas, nie teraz, jeszcze nie.

Nogi bolay go od kucania. Musia wkrtce ruszy. Gdyby tylko ofiara spojrzaa w inn stron, mgby wybiec, wyrwa i uciec. Ofiara stana i gapia si na dolink, niemal zupenie bez ruchu. Zodziej zmieni nieco niewygodn pozycj. Ofiara obrcia si i spojrzaa w ty. Tylko na to czeka. Ju! Wsta i pobieg szybko przez wrzosy, schyli si, chwyci up i ju mkn co si w nogach, zanim ofiara w ogle zdaa sobie spraw z niebezpieczestwa. - Mam, mam! - krzycza zodziej, zbiegajc z gry. Obejrza si przez

rami, spodziewajc si ujrze za sob cigajc go posta. Nie byo jej. Nieco sobie odpuci, nastpnie za mocno si zmiesza. Dlaczego mnie nie ciga? - myla. Zatrzyma si i popatrzy w gr. To byo nie w porzdku. Zawsze go cigano. Sta chwil, po czym zawrci powoli pod gr. Badawczo wyjrza zza gazu. Posta wci staa, patrzc na dolin. Nie poruszya si. Musia mnie zauway. Dlaczego mnie nie ciga? - zastanawia si zodziej. Wsta i ruszy w stron ofiary.

- Dlaczego si nie bawisz? - Hm? - spyta Firkin marzycielsko. - Mam up. Wygraem - powiedzia Beczka, podrzucajc w rku lnice kamyki. - Och... dobra robota - odpar Firkin obojtnie. - Co si stao? Nie cierpisz, kiedy wygrywam. - Wybacz, nie mam nastroju do zabawy. - Dlaczego?

- To przez Jutrzenk. Przykro mi patrze na ni w takim stanie. Chc jej jako pomc, ale nie wiem jak. Usiad ciko na kamieniu i cisn kolana. Beczka zamyli si gboko. - Co zrobiby ksi Chandon? spyta po kilku minutach. - To powana sprawa - zdenerwowa si Firkin. - Moja siostra, podobnie jak wikszo mieszkacw wioski, jest chora, a ty mylisz o bajkach! - Ja tylko spytaem... mylaem, e to nam pomoe myle... to znaczy, on zawsze ratuje Damy w Opresji... a myl, e twoja siostra ma niez...

tego... opresj... i jestem pewien, e apie si jako dama. Nie wiem dokadnie, jakie warunki trzeba spenia dla prawdziwej damowatoci, ale... - Zamknij si z aski swojej... ja myl. - Och! - Tak... Beczka niemal sysza zgrzytanie k zbatych w umyle przyjaciela. Najwyraniej ukada plan. - Tak. To moe zadziaa! powiedzia do siebie Firkin. - Moe zadziaa. Ha!

Wsta i zbieg w d wzgrza. Beczka popatrzy za nim, podnis si krzykn: - Firkin?... Hej, zaczekaj na mnie!

*** - Jeste cakowicie pewny, e to si uda? Oczywicie, e jestem odpowiedzia Firkin ochrypym szeptem kilka minut pniej. - Kiedy wz ju std odjeda, nikt go nie sprawdza. - Skd wiesz?

- To logiczne, nie? - A co bdzie, jeli krl si dowie? Wyle tu Czarn Stra i wszyscy bdziemy... - Beczka urwa, a jego szept przeszed w pisk. - Krl nigdy nie zauway, bo nie wezm duo. Poza tym to i tak jest nasze! Chod. Firkin skrada si naprzd, trzymajc si blisko tyu szopy penicej niegdy funkcj suszarni i wypatrujc obluzowanej deski, o ktrej wiedzia, e gdzie tu si znajduje. Trzynacie lat przymusowego zaniedbania obluzowao wiele desek,

ale Firkin wiedzia tylko o tej tu przy ziemi. Wikszo dzieci z Middin bawia si w szopie do czasu, gdy ogoszono j stref zakazan. Oficjalna decyzja gosia, e miejsce to jest niebezpieczne i nikt, powtarzam, nikt, z wyjtkiem dostarczajcych dziesicin, nie ma tam prawa wstpu. Ale jak ze wszystkim, co zakazane, szopa staa si przez to tylko atrakcyjniejsza dla najmodszych mieszkacw wioski. Firkin ostronie przesun desk i wlizgn si przez otwr do ciemnego wntrza. Za nim wszed Beczka, zaraz potem umieci desk z powrotem na miejscu. Chopcy poczekali, a ich oczy przywykn do ciemnoci. Snopy wiata

wpaday do rodka przez dziury w dachu i pyki kurzu lniy chwilk, gdy przypadkowo je poruszyli. ciany szopy pokryway liczne rzdy wiszcych pek, a w przeciwlegym kocu wida byo resztki pieca. Wikszo jego czci zostaa rozgrabiona do remontowania piecw w okolicznych chatach. Firkin i Beczka ju to wszystko widzieli, wic przygldali si bez zainteresowania. Ich oczy zwrcone byy na wz stojcy porodku szopy. Spora pachta, pewnie przymocowana do bokw wozu, przykrywaa adunek. Ty by wci otwarty i cz dziesiciny znajdowaa si na zewntrz.

Nagle strumie jasnego wiata wla si do rodka przez otwarte drzwi frontowe. Do szopy weszy trzy postaci. Firkin rozpozna sylwetki. - ...W porzdku - powiedzia wonica Angus - po prostu dajcie to na ty. Mam nadziej, e tym razem s czyste! Spojrza na spis i odfajkowa co na kawaku pergaminu, speniajc swe oficjalne obowizki. Dwaj inni wieniacy umiecili swoj dziesicin pod cik pacht i odeszli, zrzdzc. Angus obliczy odfajkowane pozycje.

- Czterdzieci trzy! - mrukn do siebie. - Nie mogliby lepiej skadowa rzepy?! Fee! - Strzepn kilka tuzinw maciupkich owadw ywicych si rzep, miadc przy okazji niektre, nastpnie za odszed po swojego konia. Gdy drzwi si zamkny i trzasna kdka, Firkin ruszy przed siebie. Poszpera pod pacht, wycign skrzynk i odbieg. - Nie podoba mi si to - wyszepta Beczka. - To kradzie. - Jasne. A jak nazwiesz dziesicin? - No... tego...

- Jak wzicie czego, co od pocztku byo nasze, moe by kradzie, co? Chod. Gdy Angus po raz kolejny otworzy drzwi i wszed do nieuywanej suszarni ze swoim starym, zmczonym koniem, dwie postaci wydostay si na zewntrz, majc przy sobie wicej, ni gdy tu wchodziy.

*** Oczy Jutrzenki otworzyy si szeroko z podniecenia i zaskoczenia, kiedy Firkin zasoni jej rk usta i pooy sobie palec na wargach. Dawa jej znak,

eby bya cicho. Ostronie pooy skrzynk na ku i zdj rk z ust dziewczynki. Jutrzenka spojrzaa na pudeko, potem na Firkina, i wydaa z siebie ciche. - Coo?... Wszystkiego najlepszego wyszepta chopiec i umiechn si. - Ale... - To dla ciebie. - Jak?... gdzie?... - Nie zadawaj tyle pyta, bo pomyl, -

e nie chcesz. - Och, chc, chc, chc. Kurczowo cisna pudeko, zanoszc si atakiem kaszlu. - W takim razie popiesz si i otwrz namawia Beczka, nerwowo spogldajc na drzwi. By temu wszystkiemu przeciwny, ale kiedy ju si zaczo, palia go piekielna ciekawo, co si stanie. Miao to chyba co wsplnego z pierwszym stopniem do nieba (czy gdzie tam indziej). Twarz Jutrzenki lnia od wzrastajcego zniecierpliwienia, gdy dziewczynka zagldaa do skrzynki. Jej

may palec wlizgn si do rodka i zanurzy w maym garnuszku, a nastpnie powrci z adunkiem pienistej biaej masy na czubku. - Czy to jest?... - spytaa dziewczynka ze renicami rozszerzonymi ze zdumienia i wzrastajcej ekscytacji. Firkin wzruszy ramionami. - Myl, e to jest... Och, Firkin! wyszeptaa i wetkna sobie palec do buzi. To by. Promieniejca radoci Jutrzenka z powrotem signa palcem do garnczka.

To by jej ulubiony pudding, miejscowy przysmak przyrzdzany z mleka tutejszych gryzoni z dodatkiem mao znanych zi i wrzosw do smaku. Potrawa ta bya niezwykle rzadka z powodu trudnoci, jakich nastrczao zdobycie mleka. Paluszek dziewczynki nis trzeci porcj Lemingowego Musu w stron jej szeroko rozemianych ust.

*** Kilka dni pniej krl Rhyngill siedzia bez ruchu w Sali Konferencyjnej. Jego nabijane wiekami czarne szaty poyskiway, gdy sucha swego doradcy, lorda Snydewindera.

- Sire, czy nie warto byoby uczyni tego dla przykadu? Czy nie byoby mdrze zgnie nieposuszestwo w zarodku? Zmiady. Stumi! - Jeste umylnie? pewien, e zrobili to

- Tak, wasza cesarska wysoko. - Ale ca wiosk? Zachowanie kontroli jest koniecznoci. Jeli w innych wioskach dowiedz si, e uszo im to na sucho, wtedy dopiero si zacznie. Gdzie bdzie koniec? Nasze spichlerze opustoszej. Zaczniemy godowa!

Krlewskie szaty zaskrzypiay, gdy ich waciciel pochyli si do przodu. - Zatem co Snydewinderze? sugerujesz, lordzie

- Puci wiosk z dymem! wykrzycza odpowied doradca, uderzajc jednoczenie piciami w ciki dbowy st. - Puci z dymem wiele wiosek! - Nie ma innego wyjcia? - Moglibymy, moglibymy o... opo... opoda... opodatkowa ich bardziej! eksplodowa Bartosz, wci pozostajcy pod wraeniem swojego poprzedniego sukcesu.

- Zamknij si! - wrzasn lord Kanclerz, zgrabnie manewrujc butem. Olbrzymi stranik zawy gniewnie. - Snydewinder, ile mamy jeszcze czasu, zanim zaczniemy godowa? - Mgby pan sprecyzowa, sire? - Co? - C, czy ma pan na myli... - O nie, tylko nie to! Powiedz mi, ile mamy ywnoci w naszych spichlerzach. - Wcznie z warzywami, sire? - Wszystkiego?

- Wliczajc widnicie?

ubytek

naturalny

- Tak - westchn krl ze znueniem. Po prostu odpowiedz mi, w porzdku? - 434 tony warzyw, na co skadaj si: 34 tony rzepy, 27 ton marchwi, 14 ton kadego typu ziemniakw, 6 ton... - Wystarczy! - Krl wznis znuone oczy ku niebu. - Sire? - Po prostu powiedz mi, na jak dugo caej ywnoci w naszych spichlerzach wszystkie warzywa, ywy inwentarz, kurczaki, WSZYSTKO - na jak dugo

nam wystarczy? - Nam wszystkim? - Caej zaodze zamku. - Wcznie ze sub kuchenn? - Tak. - Obojgiem? - Tak! - Echo gosu krla roznioso si po komnacie. Snydewinder ucich i zacz z zapaem gryzmoli na kawaku pergaminu. Bartosz mrucza pod nosem obscenicznoci. Wikszo dotyczya

naruszania nietykalnoci osobistej, wszystkie za dotyczyy Snydewindera. Po kilku minutach pisanina ustaa i lord kanclerz podnis wzrok. - Sire, ju mam. Caa ywno w naszych spichlerzach, konsumowana na obecnym poziomie przez obecnych tu, oraz przez sub kuchenn (nieobecn), wystarczy w przyblieniu na szeset czterdzieci siedem lat, osiem miesicy i dwa dni, sire. - CO?!? - Szes... - Tak, tak syszaem. Po prostu jestem zaskoczony.

- Jeli wasza wysoko sdzi, e to za mao... - Nie... nie... hmm... daj mi pomyle. - Zapada cisza. - Twierdzisz, e wystarczy nam ywnoci na ponad szeset lat... - Szeset czterdzieci osiem, sire przerwa Snydewinder. - ...my wanie znw podnielimy podatki, a ty chcesz, ebym spali ca wiosk, bo jej dziesicina bya niepena!? - To by cay garnek Lemingowego Musu, sire - po raz kolejny poprawi doradca.

- Wiem, wiem. - Jeden z paskich przysmakw, sire. - I moich, doda w mylach. - Tak, wiem, ale... - Musi pan co w tej sprawie zrobi, sire. Utrzymanie porzdku ley w naszym ywotnym interesie. Jak ju wspomniaem, jeli jednej wiosce co takiego ujdzie na sucho, kto wie, czym si to skoczy! - Nie rozka spali caej wioski tylko dlatego, e dziesicina bya ciut za maa. Rozumiemy si, prawda? Zdrowe oko Snydewindera

zaiskrzyo, ostro kontrastujc z czarn opask na drugim. - Czy pan przypadkiem nie agodnieje, sire? - Lord kanclerz straci nad sob panowanie. - AGODNIEJE!? Jak miesz tak mwi? - zagrzmia krl. Bartosz umiechn si. Lubi, jak krl denerwowa si na Snydewindera. - C, sire, w czasach Twych Przodkw wioska i trzy inne, najblisze, sponyby, gdyby w dziesicinie brakowao cho jednej marchewki! Czy wystpisz, panie, przeciw starej tradycji swego Ojca?

- Nie potrzebujemy ywnoci. Mamy jej tony... - Paski Ojciec nigdy by czego takiego nie powiedzia! - Ja... my... - Krl zacz si plta. As z rkawa Snydewindera znw zadziaa. Klayth w odrnieniu od niego nigdy naprawd nie zna swojego Ojca. Stary Krl Khardeen... wyruszy na bitw trzynacie lat temu wraz ze wszystkimi mczyznami wystarczajco silnymi i chtnymi, eby walczy przeciwko krlestwu Cranachanu. Pozostawi swego syna na tronie, dwch ochroniarzy, Bartosza i Matusza, oraz strupiesza sub kuchenn. Mczyni nie wrcili.

Tajemnic pozostao, dokd odeszli. Tajemnic pozostao, dlaczego wrg nigdy nie najecha kraju. Wszystko to rzucio na mode barki Klaytha ciar wadzy. Musia utrzymywa pozory - by krlem. Musia sprawowa rzdy terroru - by krlem Rhyngill. Musia panowa elazn rk - to wanie robili krlowie Rhyngill! Tak w kadym razie utrzymywa

Snydewinder. - Oka mi, e jeste jego synem! Defraudujcych dziesicin trzeba ukara! Natychmiast! - Piskliwy gos tego wysokiego, kocistego, szczupego mczyzny brutalnie przywrci Klaytha na ziemi. - Co zamierzasz zrobi? piszcza Snydewinder. - Spali ich - wyszczerzy si Matusz. - Tak, spali! - przytakn Bartosz. - Natychmiassst! - popar ich Snydewinder, miao wpatrujc si w krla. - Po, po, po, hej! - zachichota

Matusz, zaczynajc czu bluesa. - Po, po, po, hej! P... Krl uderzy pici w st i zerwa si, dygoczc z gniewu. - Nie, nie, nie! Nie zgodz si na bezsensowne puszczanie z dymem! Jego skrzany strj wciekle skrzypia. Bartosz zamkn usta. - Co wic pan rozkae... sire? Snydewinder umiechn si szyderczo, niemal wypluwajc ostatnie sowo. - Ty! - Krl drcym palcem odzianym w skrzan rkawic wskaza okolice nosa doradcy. - Wydasz dekret

grocy, e wioska zostanie spalona, jeli dziesicina jeszcze raz bdzie niepena. Groba - rozumiesz!? - Rozumiem, sire. - To dobrze. - Uwaam to tylko za nieco sabe, biorc pod uwag... - Co?! - krzykn krl. Bartosz niemiao bawi si zbroj. Krl potrafi krzycze bardzo gono. - ...biorc pod uwag polityk elaznej rki paskiego Ojca, sire.

- Ja jestem krlem! Ty - dekret - w tej chwili! - Klayth podkrela kolejne wykrzykiwane sowa uderzeniami pici w st. Snydewinder przybra czerwonawy odcie, gono przekn i powiedziawszy: Tak, sire, opuci krlewsk komnat. S chwile - myla Klayth - kiedy nie ma wyboru i trzeba pomiata ludmi, wykorzystujc swoje stanowisko. A jeli to nie zadziaa, duo krzycze. Bartosz i Matusz stali cicho w rogu, nie wiedzc, co pocz, i liczc na to, e by moe s niewidzialni.

- A co do was dwch... Jestem zniesmaczony. Po, po, po, hej!?. Co wy sobie wyobraacie?! - Przepraszam... - wydusi z siebie Matusz. - Przepraszamy... sire - popar go nieco pewniej Bartosz. - Posiedzenie jest Zostawcie mnie samego. odroczone.

W komnacie szybko zapada cisza. Krl, skrzypic ubraniem, wsta zza stou i wolno ruszy w gb Sali Konferencyjnej. Min gustown ozdob z kopii i wyszed maymi, ukrytymi gboko za tronem drzwiczkami.

- Posiedzenie odroczone - mrucza do siebie znuony.

*** Firkin chciaby dobrze zje. Obrt. Zechce znw, podskok, teraz chce. Obrt. Pasztet mj. Podskok. Pasztet twj. Obrt. Pasztetniku, daj mi.... Firkin zatrzyma si w poowie

podskoku na jednej nodze i zachwia niepewnie. Beczka podnis wzrok znad biaych kamieni uoonych w dziesi zgrabnych prostoktnych pl i spojrza zezem w stron rda dwiku. Niewielka grupka ludzi, ktrzy zebrali si, by popatrze na sup ogoszeniowy, rozpychaa si, wskazywaa co i podnosia gosy w tonie skrzywdzonych niewinitek. Sup by to wysoki, cienki patyk, pewnie osadzony w bocie, sucy jako niezwykle wydajna forma komunikacji. Kady, kto chcia przesa wiadomo caej wiosce, przyczepia kartk do supa ogoszeniowego, a nastpnie tupaniem zwoywa ludzi, eby

przeczytali. Oczywicie, w tych czasach sup by praktycznie zbyteczny - w Middin zostao tak niewiele osb, e szybsza okazywaa si komunikacja ustna. Sup ogoszeniowy by take miejscem, gdzie informacje z zewntrz, jak by to powiedzie... ogaszano. Firkin opuci nog i zrobi krok do przodu. Ciekawo przywioda go do supa. Grupka staa ciasno zbita i wpatrywaa si w tawy kawaek pergaminu falujcy delikatnie na chodnym, grskim wietrzyku. Pergamin w tajemniczy sposb pojawi si noc. Na dole znajdowa si zowieszczy lad

czerwonego wosku i bkitna wstka piecz krla Rhyngill. Firkin wyapywa urywki rozmw krcych nad jego gow. - ...ja swoje zaadowaem... - ...to niesprawiedliwe... By zbyt may, eby ze swojego miejsca przeczyta obwieszczenie. - ...nie moja wina. Moja bya pena zapytajcie sotysa... - ...sprbuj to powiedzie Czarnej Stray...

- ...albo krlowi... Firkin wwierca si w gst mas cia. - ...urnom ci eb, jak ciem ino zoczom... Wpatrywa si w dekret i cicho czyta. Wok niego dyskusja rozgorzaa na caego. - ...ale zawsze pacilimy wszystko... - ...mamy jednego... wszyscy cierpie za

- ...a jeeli krl le policzy?

- ...nie. Moe jest surowy... ale sprawiedliwy... - Nie, nie jest. To ma by decyzja sprawiedliwego krla? - ...to tylko groba spalenia wioski... - ...aha, i dlatego jest w porzdku? Tylko groba? Firkin skoczy czyta i poblad. Nikt nie zauway, jak przeyka lin, zaciska pici i powoli zawraca. Sprzeczka trwaa, kiedy torowa sobie drog do czekajcego na Beczki. - I jak? zaciekawiony. spyta przyjaciel

- Niedobrze - odpar sabo Firkin. - Co tam napisali? - Zauway. - Kto... co? - Krl... dziesicin. - Aha... ojojoj - zakoczy Beczka. Firkin oszoomiony ruszy w kierunku swojej chaty, bezmylnie wpatrujc si w ziemi. W kilka minut cay jego wiat wywrcono do gry nogami, wytrznito, trzymajc za kostki, i rzucono w kt pokoju. I to z jego winy. Drobne wykroczenie zachwiao yciem

innych ludzi. Jego wina. Czu si chory. Oczy zaszy mu mg i napeniy si zami. By przestpc. Nosi w sobie tajemnic winy, ktra dotyczya caej wioski. Nie mg tego znie... Beczka obserwowa bezradnie, jak Firkin nieobecnym ruchem wyciera oczy i ucieka.

***

Jedn z ostatnich rzeczy, jakich spodziewamy si w rodku nocy, jest nage, brutalne przywrcenie do wiadomoci przez zowrog do zamykajc nam usta, by zapobiec krzykom, i przycinicie naszej rki do ka, unieruchomienie przez jakiego dzikiego, szalonego, obkanego intruza. Panowa rodek nocy, kiedy Beczk, kto nagle gwatownie i brutalnie wyrwa ze snu. Z niepokojc sprawnoci zosta przygwodony do ka, niezdolny do ruchu, ani krzyku. Wpatrywa si w twarz szalonego intruza, znajdujc si kilka cali od jego wasnej. Wpad w panik, miotajc nim jak tsunami wiami wodnymi. Pot

wystpi mu na czoo, fala arktycznego zimna przelaa si przez jego drcy ze strachu krgosup, setki pyta dotyczcych nieuchronnej przyszoci przepychay si na pierwsz lini w jego umyle w nadziei, e znajdzie si na nie odpowied. Myli pene dugich, cienkich sztyletw, olbrzymich dawek blu, tortur i... - Le spokojnie, gupku! - zabrzmia warkotliwy szept napastnika. - Przesta si wierci! - Mmfflgh! - Bya to najlepsza odpowied, na jak byo go sta. - I sied cicho!

- ...! - odpar Beczka. - Suchaj, nie chciaem ci budzi, ale musz powiedzie ci prosto w oczy... Do pucia jego usta i posta intruza wyprostowaa si w padajcym przez okno wietle ksiyca. - Nie mogem tak ci zostawi, eby rano znalaz wiadomo. Ju duej tego nie wytrzymam. Nie teraz. - Firkin usiowa kontrolowa emocje w swoim gosie. - Co ty wyrabiasz, tak na mnie wskakujc? - Informuj ci.

- O czym? - Nie mam wyboru. To wszystko wyrwao si spod kontroli. Nic innego nie mog ju zrobi. - Eee... co? Firkin przekn lin i kontynuowa roztrzsionym szeptem. - Jest tylko jedna odpowied. Jeden sposb wyrwania si z tego. Dugo i intensywnie nad tym mylaem. Nie prbuj mnie powstrzyma. To wszystko moja wina, wiem. Och... to straszne, e musz... odej... w taki sposb. Mam jej tyle do powiedzenia. Tak wiele chciabym jej powiedzie. Zanim... To

tchrzostwo, wiem. Sam w rodku nocy. Powiedz, e zrobiem to, eby zwrci na siebie uwag. Ale inaczej bd usiowali mnie powstrzyma, rozumiesz, nie mam wyboru. Zami jej serce, wiem. Nienawidz sprawia jej przykroci, ale nie ma innego wyjcia. Nie rozumiesz? Nie mam wyboru. Nie mam wyboru. Wsta i szybko wyszed, powstrzymujc morze ez. Zatrzyma si na progu, odwrci i wyszepta: - Powiedz jej, e ja... e ja... Odwrci si i wybieg. - Co mam jej powiedzie... dlaczego?

Pytanie dotaro do skrawka ksiycowego wiata padajcego na miejsce, gdzie przed chwil sta Firkin. Czy Beczka si obudzi? Czy Firkin naprawd to wszystko powiedzia? Skd ten czas przeszy? To byo zbyt realne jak na sen. Bolao go rami. Nagle przez gszcz zakopotanych myli w jego gowie przedara si jedna, ostra i cienka. Czy mia na myli to, co Beczka myla, e mia na myli? ...ju duej nie dam rady... nie mam wyboru... tchrzostwo... powiedz jej, e ja... e ja.... Rozlego si bicie alarmowych dzwonw, zaguszajc ostatnie sowa Firkina. Beczka wyskoczy z ka, narzuci

kurtk, wcign buty i pobieg do chaty przyjaciela. Po paru chwilach oglda przez okno puste ko i schludny pokj. A wic to prawda. Zamierza to zrobi. Musi go znale. I to szybko. Firkin nie powinien by sam w takiej chwili. Rozmylajc, Beczka rozglda si wok. Gdzie mg pj? Gdzie!? Spanikowany Beczka szybko, jak tylko potrafi. Mia nadziej, e ma racj. Mia nadziej, e uda mu si dorwa przyjaciela... bieg tak

*** Nastpnego ranka Jutrzenka powoli wstaa z ka. Z trudem wysza z pokoju, kurczowo ciskajc znaleziony pod poduszk skrawek papieru. Hektolitry ez oczekiway w penej gotowoci za jej powiekami. - Wyllf, kochanie, widziae dzi rano Firkina? - spytaa Shurl, zmywajc po niadaniu. - Nie. Jutrzenka przystana i suchaa przy drzwiach, prbujc si uspokoi.

Usiowaa nie wierzy. - Nie by na niadaniu, a jego ko jest posane. - Och! - burkn Wyllf. - To bardzo dziwne. - Najpewniej znw siedzi u tego caego Francka. Stary bez wtpienia napycha mu gow bzdurami. - Ale on nigdy nie wychodzi bez niadania. - Shurl, nie wiem, gdzie jest nasz syn. Ale wiem, gdzie go nie ma. W ogrodzie, pomagajcego mi. Nigdy nie ma go w

ogrodzie pomagajcego mi. Nagle drzwi otworzyy si z impetem i do kuchni wpada jak trba powietrzna pulchna, czerwona na twarzy kobieta. - To ma by dowcip? - pisna, wymachujc maym niechlujnym kawakiem papieru. - Dowcip to ma by? - Dzie dobry, pani Hopwood! Jak si pani miewa? - spytaa Shurl. - Co to ma znaczy? Nigdy nie czytaam czego w podobnie zym gucie! Niesmaczny dowcip! Niesmaczny!

- Dziedoberek - burkn Wyllf. - To si skoczy kopotami, zobacz pastwo! - Czemu ona si tak gorczkuje? zapyta Wyllf. - Pozwlmy si jej uspokoi, to nam powie. - Shurl wzruszya ramionami. - Jeli stra si o tym dowie, bdzie po nas! - Pani Hopwood, prosz si uspokoi i wytumaczy nam, o co chodzi powiedziaa Shurl tak kojco, jak tylko potrafia.

- O to!!! Pastwa syn sprowadza mojego Billyego na z drog! krzyczaa matka Beczki, nadal wymachujc skrawkiem papieru. - Prosz zaczeka, nie przeczytamy, co tam jest napisane, jeeli nie przestanie pani wymachiwa tym po caej kuchni. Pani Hopwood rzucia kartk na st. Wszyscy troje wpatrywali si w wistek papieru. Bya to krtka, odrczna wiadomo. O co w niej chodzio?

Brzmiaa:

Mamo i Tato, Poszem szuka Firkina Wkrutce wruce. Kocham was, Billy

Wszyscy troje patrzyli po sobie w milczeniu.

- No i co to ma znaczy! - krzykna pani Hopwood. - A skd, do cikiej cholery, mam niby wiedzie!? - okaza pomoc Wyllf. - Mmm, uwaaj na jzyk! - sykna Shurl. - Ona zawsze oskara naszego Firkinka o wyprawianie niestworzonych rzeczy... - On sprowadza mojego Billyego na z drog! - piszczaa pani Hopwood. - Sama si sprowad!... Jutrzenka do ju usyszaa. Nie

obchodzio ich, gdzie s Firkin i Beczka, tylko czyja to wina. Ona wiedziaa. Firkin odszed, a ona wiedziaa, czyja to bya wina. Odwrcia si od drzwi i powoli, z wysikiem wrcia do ka. Mocno przyciskaa do siebie notatk. Ostatni, jak napisa Firkin. Pojedyncza za spyna jej cicho po policzku, kiedy przypomniaa sobie o przebiniegach. Tam gdzie powinien by Firkin, panowaa w chacie wielka pustka. Jej ramiona zaczy si trz. Nie byo go tak krtko, a ju bardzo za nim tsknia. To by dla Jutrzenki wielki wstrzs. Pocigna nosem, kiedy kolejna za

wymkna si jej z oka. Myl zrodzia si nieproszona wrd wezbranych uczu maej dziewczynki. W kadej innej chwili sprawiaby jej wielk przyjemno, ale teraz zwikszaa tylko bl: w ostatnich chwilach, kiedy pisa wiadomo, Firkin w desperacji myla przede wszystkim o niej. Dolna warga dziewczynki pocza si trz. Nieuchronnie, powolutku i bardzo, bardzo cicho, Jutrzenka si zaamaa.

Gry Talpejskie

Pitnacie lat wczeniej, trzysta pidziesit jardw od miejsca, w ktrym leaa, szlochajc, Jutrzenka, porodku opustoszaej doliny pooonej wysoko w Grach Talpejskich wznosi si stos szmat. Zimny wiatr wiejcy w dolinie sprawia, e wrzosy i niskie, przysadziste drzewa zdaway si szaleczo, botanicznie podniecone. Szmaty poruszyy si nieznacznie. Duy, czarny, niezidentyfikowany ptak wzbi si wysoko nad pobliski grzbiet grski, prowokujc kilka tawych gryzoni do biegu w poszukiwaniu kryjwki. Szmaty, targane przez chodny wiatr, znw si poruszyy.

Poczenie nieprzebranych zasobw wyobrani i wiary icie biblijnych rozmiarw mogoby dopuci myl (i tylko myl), e stos szmat peni w gruncie rzeczy funkcj namiotu. By to namiot trzymajcy pion mniej wicej tak samo, jak pijany piewak ludowy utrzymuje poziom linii melodycznej: w przyblieniu, niepewnie i bardziej z przyzwyczajenia ni z idealnego wyczucia. Wiatr zamar na moment, uyczajc maej talpejskiej dolince chwili niebiaskiego spokoju. Namiot na krtko stan nieruchomo, a z jego wntrza powoli, niczym macka dociekliwej

omiornicy, wypeza rka i pocza obmacywa skay. Do dotykaa poronitej powierzchni wedug okrelonego wzoru, w regularnych odstpach. Szukaa. Kilka cali na prawo od niej leao mae, dziwaczne urzdzenie, pomysowo sklecone z kawakw drutu i dwch denek z zielonych butelek po piwie. Do dotkna go i byskawicznie porwaa ze skay, gdzie zostao niezdarnie upuszczone poprzedniego wieczora. Wiatr zawia ponownie. Wewntrz namiotu co z niezwykym wysikiem poruszyo si i po bolesnej, artretycznej walce namiot z trudem wyplu ze swoich wntrznoci maego,

niezwykle obdartego czowieczka, ypicego zza pary dwch ciemnozielonych szkie. Zaspany czowieczek podrapa si po gowie i ziewn, mrugajc w wietle poranka. Wepchn donie gboko w niechlujne kieszenie i westchn westchnieniem starego, zmczonego poszukiwacza, ktry spdzi cae ycie na bezskutecznym szukaniu zota. Pogrzeba w kieszeni i wydoby z niej wszystko, co mia do jedzenia. Ponuro spojrza na such skrk od chleba o konsystencji pumeksu i zatskni za boczkiem. Kruchym, smaonym boczkiem i jajkami. Rozejrza si wok po pospnej dolince i splun.

- Jeszcze jeden dzie, to wszystko! Tylko jeden. Mam do! - wykrzycza, spogldajc ku niebiosom. Sukces zawsze czeka na Poszukiwacza tu za nastpnym wzgrzem, zaraz za tym gazem albo o tu, w tym strumieniu. Nigdy na kocu jego kilofa. Z wyjtkiem jednego razu. Musiao min ju ponad dwadziecia lat, odkd ujrza je ktem oka. W pobliskich grach naprawd natrafi na zoto. Pokad kwarcu bieg ukonie wzdu ciany klifu, byszczc i iskrzc si ku niemu srebrem i biel, gdy go mija. Do momentu gdy Poszukiwacz

nagle przesta go mija. Jeden srebrnobiay bysk nie by. Nie by srebrno-biay, ma si rozumie. Utrzymujc stopy w miejscu, odchyli si do tyu i obserwowa srebrnobiae byski, liczc je: srebrnobiay, srebrnobiay, zoty! Zapamita miejsce zotej iskierki, chwyci kilof i ruszy biegiem w kierunku wielkiej ciany klifu. Przez gow przebiegay mu myli o yle zota cigncej si milami wewntrz skay, o tonach kruszcu, ktre mg wydobywa, o wielkich bogactwach! Wstrzyma oddech, unis kilof i uderzy. Odrobina zota odpada od klifu wraz z kawakiem kwarcu wielkoci

doni. Poszukiwacz popatrzy z niedowierzaniem, uszczypn si, przetar oczy, dla efektu raz czy dwa przekl i spojrza ponownie. Tu, w jego rce, znajdowa si pierwiastek, ktrego poszukiwa, zote runo jego dobrowolnej wyprawy, materia jego snw. Powinien by szczliwy. Co tam szczliwy, upojony dojmujc radoci! W gbi duszy by. Ale byby znacznie szczliwszy, gdyby znalaz cho odrobink wicej. Niewiele, nie by chciwy. W obecnym stanie rzeczy to, co wydoby, cae jego zoto, nadawao si w sam raz do przetopienia na jeden, gra dwa piercionki. Dla nowo

polubionej ameby. Obrci kwarc w rce i porzuci marzenia. Przez lata ten kawaek zota, nie wikszy ni uska motylego skrzyda, sta si jego maskotk. Raz znalaz zoto. Moe mu si to przydarzy ponownie. Ta myl napdzaa go. A do dzisiaj. Lata zrobiy swoje. By zmczony, mia do, a teraz poczu si bardzo, bardzo stary. Ostronie wsun maskotk do niechlujnej kieszeni obdartego paszcza, zoy namiot, po raz ostatni

zarzuci na rami kilof wraz z plecakiem i wyruszy na ostatni dzie poszukiwa.

*** Trzy pary czarnych, oleistych oczu, osadzonych w tawych pyszczkach, odbijao sze maych zachodw soca. Srebrne mgieki wsw drgay nerwowo na kadym puszystym policzku. Co poruszao si midzy nimi. Co niespokojnego. Delikatny szelest wrzosw oznajmia przybycie kolejnych czterech tawych

gryzoni. Zaraz za nimi nadeszy dwa nastpne, poprzedzay nastpn ma grupk. I kolejne, i... Przebyy wiele mil, by zebra si na klifie. Co je tu cigno. Co niematerialnego niczym dym i nieodpartego niczym dza. Wszystkie, ktre usyszay zew, byy mu posuszne. Gdy soce bysno ostatnimi fotonami dnia i utono za horyzontem, stary i niechlujny osobnik zawrci do dolinki. Znalaz odpowiednie miejsce, zdj plecak i zacz ustawia chybotliw konstrukcj z patykw i nadgryzionej zbiskami czasu pachty, ktra suya mu za namiot. Setki oczu przyglday si temu z wysoka z

niemrugliw gryzoniom.

ciekawoci

waciw

Czuway, obserwujc, jak lodowaty, srebrzysty ksiyc cicho wschodzi na niebo i pozostaje tam ca noc. Czekay. Obserwoway. Jedynym ruchem byo gorczkowe drganie mnstwa wsikw i - ponad gwkami gryzoni - cige przemieszczanie si po ciemnym, atasowym niebie cia niebieskich popychanych orbitalnymi silnikami.

*** Noc mina szybko, nie znajdujc powodw do dalszego patania si po

wiecie. Obserwowana przez gryzonie niewyrana sugestia pomaraczy bez adnych fanfar wstydliwie wychyna zza horyzontu. Przez oczekujcy tum przebieg szmer ekscytacji. Gryzonie bezustannie przestpoway z jednej maej apki na drug. Jak na komend, przesuny si kilka krokw do przodu. Pomaracz blada, ale wiecia coraz mocniej. Urwisko klifu byo kuszce. Bez sowa (ani pisku) polecenia gryzonie niemal jednoczenie ruszyy do przodu. tawy dywan przesuwa si w stron ostrego urwiska, najpierw powoli, a nastpnie przyspieszajc kroku.

W spokojnym, mronym wietle poranka, jakich wiele, wysoko w Talpach, nieprzeliczone zastpy prawdziwy grad - lemingw radonie zeskakiway z urwiska wprost w objcia niewiadomoci...

*** up... szuussst. Wewntrz namiotu drgn przez sen. up... szuussst. Poszukiwacz

Mrukn i przewrci si na drugi bok. up... szuussst. Zaskoczony otworzy oczy i j nasuchiwa. Byo ju jasno, ale czu, e jest wczenie. Zgadywa, e tu po wicie. Podrapa si po zapuszczonej brodzie i zmarszczy brwi. Co mu przeszkodzio, to pewne. Ale co? up... szuusst. Z ciekawoci przepchn si do przodu i wyjrza przez podart klap. Wszystko wygldao normalnie. Wytkn

rozczochran gow na zewntrz i rozejrza si. tawa smuga przemkna kilka cali od jego nosa. Skoczy jak oparzony do rodka, wydajc krtki okrzyk. Przez chwil siedzia bez ruchu, przecierajc oczy, w kocu naoy swoje szka i zaryzykowa drugie podejcie. Wszystko wygldao lepiej w znajomym odcieniu zieleni. Zdenerwowany znw wysun gow i rozejrza si. Samotny kruk wykrakiwa swj poranny lament. W maej dolince nic si nie poruszao. Ociale wygramoli si z namiotu, wsta i przecign si, obolay po kolejnej nocy spdzonej na kamieniach. Gono ziewn i otworzy oczy. Przez

chwil nawet nie drgn. Sta, mrugajc, wci z wycignitymi ramionami, i prbowa poj to, co ukazao si jego oczom. W przeszoci zdarzao mu si widzie gry i doliny zmieniajce kolor w cigu jednej nocy, wic oglnie to, na co patrzy teraz, nie byo niczym nadzwyczajnym. Jedne i drugie staway si czasem biae, ale tylko za spraw niegu. Mae trawiaste dolinki byway srebrne, ale tylko mocno oszronione. Nigdy natomiast nie widzia ani nie sysza o dolinie zmieniajcej si w zoto! To by cud! I wszystko to dla niego!

- Dzikuj! - wykrzycza, patrzc w niebo i miejc si. W odpowiedzi kolejna bryka z gonym up... szuussst spada z gry wprost na jego namiot. Kiedy bryka zsuna si po dachu namiotu, otrzsna i z piskiem ulgi rzucia do ucieczki, na twarzy Poszukiwacza pojawi si wyraz dezorientacji przechodzcej w zakopotanie. Nagle sta si podejrzliwy. W zamyleniu zmarszczy gniewnie czoo, podszed do zota i podnis jedn bryk. Momentalnie upuci j, upad na kolana i j krzycze, ze zoci walc piciami w kamienie.

Podczas wielu lat poszukiwa nigdy nie natkn si na takie zoto. Wielu ludzi prbowao odnale zoto z wielu rnych powodw, ale nigdy, powtarza sobie, przenigdy nie sysza o kim wyraajcym zainteresowanie kruszcem ze wzgldu na jego ciepeko. Albo futerko.

*** Spakowanie dobytku nie zajo mu wiele czasu. Upchn szmatawy namiot do rwnie szmatawego plecaka i przeklinajc po raz pitnasty, wyruszy

w d. Byle dalej od gr. Idc, zrzdzi pod nosem. Rozwaa niesprawiedliwo caej sytuacji, by wcieky na wszystko, wszystko! Kopn redniej wielkoci kamie, uprzednio nabrawszy do niechci tylko dlatego, e znalaz si na jego drodze. Patrzy, jak przelatuje ukiem nad maym wwozem i trafia w niewielkie osypisko, wznoszc chmur kurzu i powodujc ma lawin. Poszukiwacz, ktrego sownik przeklestw obejmowa ju kilkaset pozycji, kopn nastpny kamie. Obserwowa go, mylc o lemingach. - Dobrze im tak! - krzycza w przestrze. - Nienawidz tych maych, wstrtnych stworze! Tak skaka z klifu

wprost na mnie! Nienawidz nienawidz!

ich,

Wikszo ycia spdzi w Talpach, poszukujc zota. Zacz ju niemal postrzega gry jako przyjaci, ale teraz kiedy zrzuciy na niego setki nieperspektywicznych finansowo gryzoni...! Tego ju za wiele. Nastpi koniec piknej, aczkolwiek jednostronnej przyjani. Przyby tu tylko po to, by znale zoto i wzbogaci si. W gecie rozpaczy machn rk na cay acuch grski, zwikszy zasb przeklestw do tysicy, odwrci si i ponuro powlk w d.

W zoci kopn kolejny kamie i krzykn. Przeklinajc, spojrza na swj but - czerwony, rwcy blem paluch wyziera ku niemu z dziury na czubku. Powoli zacz nabiera przekonania, e to jeden z tych porankw. W gruncie rzeczy, kiedy si nad tym zastanowi, jeden z tych porankw w porwnaniu z obecn sytuacj przypominaby wito pastwowe. - I nawet nie wyprawiaj porzdnie skr zwierzcych! Ja bym to lepiej robi! Przekl po raz kolejny i pokutyka w dalsz drog, mamroczc.

Nagle stan jak wryty. Jego oczy zaszy mg, przypominajc apatyczne wie pywajce za zielonym szkem. Rka drgna. W gowie Poszukiwacza dziao si co dziwnego. Jego procesy mylowe zmieniay bieg, jak gdyby zowrogi chochlik wpad do centrali telefonicznej i garciami wyrywa kolorowe kable, eby powtyka je losowo do niewaciwych gniazdek. Zaiskrzyo. Cz bezpiecznikw spalia si, inne zachwiay na krawdzi zwarcia. Chochlik piszcza przeraliwie, na chybi trafi krzyujc tuziny kabli w radosnym uniesieniu. Bysna olepiajca biaoniebieska byskawica, hukn neuronowy grzmot i

rozszed si lekki zapach ozonu. Chochlik przepi o jeden kabel za duo, pojawia si zupenie nowa sie pocze. Gdyby to bya kreskwka, dwa poprzednie akapity spokojnie mona by zastpi maym, nieudolnym rysuneczkiem arwki nonszalancko unoszcej si nad gow Poszukiwacza. Umiechn si i zawrci do dolinki. Umiecha si umiechem czowieka, ktry nagle wie, co robi. Praktycznie przez cae ycie pragn by bogaty. Wiedzia, e ludzie kupowali zoto, tak wic posiadanie zota wzbogacao. Oczyma duszy dostrzeg niegdy drogowskaz, ktry przywid go w gry. Dewiza Chc by

bogaty zmienia si w Potrzebuj zota. Ale to naleao ju do przeszoci. Bieg jego myli wyglda mniej wicej tak: Przez stulecia ludzie robili paszcze z koziej skry, spodnie z krecich futerek, nawet torebki z wy. Ludzie lubi rzeczy zrobione z innych zwierzt i, co najwaniejsze, kupuj rzeczy zrobione z innych zwierzt. Czemu nie miabym wprowadzi lukratywnego obrotu futrami skrek lemingw? No wanie, czemu nie! Im wicej o tym myla, tym bardziej mu si to podobao.

Przemyla wszystkie zalety: 1. atwa dostpno, same do ciebie przychodz. 2. Zbiory wymagaj minimalnych nakadw energii. Nie ma koniecznoci ponoszenia duych kosztw w zwizku z drogimi urzdzeniami typu puapka. Wystarczy pozbiera mae szkodniki! 3. Brak kopotw ze strony obrocw praw zwierzt. Jeli lemingom zaley na wykoczeniu si, kim jestem, by stawa na ich drodze? Tak chce Natura! 4. W gruncie rzeczy to nie jest taka za dolinka.

Tak oto w kilka sekund pojawiy w jego gowie nasiona majce szybko wykiekowa w pierwsz firm Wyprawa z Leminga Spka z o.o.

*** Kiekowanie zajo jednak nieco wicej czasu. Dokadnie cztery tygodnie wicej. W tym czasie Poszukiwacz oskrowa, oczyci i osuszy dosownie setki maych, tawych gryzoni. Wybudowa niewielki piec do suszenia, mogcy naraz pomieci trzydzieci do czterdziestu skrek, i nawet zacz go uywa. Pierwsze zanotowane uycie skrki leminga zdarzya si w roku 1023

OG, kiedy to Poszukiwacz wykorzysta j do zaatania dziury w bucie. mia si cicho do siebie, mijajc Wwz Natchnienia, i przez wzgld na dawne czasy wkopa do niego kamie. Ostatnie kilka tygodni byo najpracowitsze w jego yciu. Nowy plecak ze skrek lemingw na jego ramionach zawiera tylko niewielki procent wykonanej roboty, reszt ukry w maej jaskini w skaach. Schodzi z gr z poczuciem spenienia. By nie tylko niezmiernie dumny z tego, co osign - pomysu, pracy nad nim i kocowego produktu nawet jeli powtarza sobie, e wspaniaego kocowego produktu - by

take miertelnie przeraony. Teraz na jego barkach lea ciar zaznajomienia niczego niespodziewajcego si wiata ze skrkami lemingw. Myl ta towarzyszya mu przez ostatnie tygodnie, prbowa wic wykoncypowa krtk, chwytliw nazw, przykuwajc i rozpalajc ludzk wyobrani. Z pocztku najbardziej podobao mu si Talpejskie Przedsibiorstwo Skrzanych Akcesoriw, ale nie by zadowolony ze skrtu. Rozwaa zmian nazwy na Talpinus i planowa nawet w ramach promocji urzdzanie pokazw w domach, ale ostatecznie stano na Wyprawa z Leminga Spka z o.o.

Widzc tak nazw, wiesz, z czym masz do czynienia. Niepotrzebnie si martwi. W cigu kilku miesicy skrki z lemingw zostay zaadaptowane i dopasowane do setek rnych czci garderoby i akcesoriw. Lemingi byy ostatnim krzykiem mody. Punkty sprzeday detalicznej rozpleniy si po caym znanym wiecie, dostarczajc ciepej bielizny zastraszonym czonkom plemion na mronych pustkowiach Angstarktyki, bojowych bikini uciekinierom przemierzajcym na tratwach Morze Chodne na Dalekim Wschodzie, ocieplanych nakolannikw Spdzielczym Mnichom z grskiego

acucha Minalajw, czy wreszcie mocnych butw o delikatnych podeszwach Taczcym Derwiszom z Yeehpa! Yeehpa! - by wymieni tylko niektrych. Kady, kto by kim, mia co lemingowego. Nawet ci, ktrzy nikim nie byli, mieli co lemingowego. Kady chcia mie co lemingowego. Ceny rosy, a pienidze zapeniay kas, podobnie jak ubrani w oszaamiajce lemingowe fezy lotniarze na lemingowych paralotniach zapeniali klify Pnocnych Pustkowi Thkk. Wkrtce ludzie wprowadzili si do dolinki i w oczekiwaniu na drugi sezon wybudowali ma wiosk. Poszukiwacz zatrudnia pracownikw. By

szczliwszy ni kiedykolwiek, mia stay dom, przyzwoite ko i cel w yciu. Wreszcie, po latach stara, do czego doszed. Postawi na swoim.

*** Przyjemnego letniego talpejskiego wieczora Poszukiwacz siedzia w swoim ulubionym miejscu, wysoko na odsonitej skale naprzeciw klifu, z widokiem na dolink i jej mieszkacw. Wzi kolejny yk swojego nowego

ulubionego koktajlu, Zakrconego Leminga* [przyp.: Miejscowy drink, zawierajcy okoo trzydziestu naturalnych, botanicznych skadnikw, takich jak owoce jaowca, kolendra, chinina, oraz niepokojco du dawk alkoholu. Wrd miejscowych legendarna bya zdolno tego napoju do powodowania natychmiastowej i zupenej nietrzewoci wrd osb niezdajcych sobie sprawy z gadkoci, z jak przechodzi on przez gardo. Zakrcony Leming powinien by przechowywany w ciemnym, chodnym miejscu, najlepiej pod warstw oleju.]. Jeszcze tylko kilka minut, powiedzia sobie, i zejd na d.

Kawa pod nim, w maej, wieo odmalowanej wiosce, skrytej w cieniu olbrzymiego klifu ekscytacja sigaa zenitu. Cae miejsce przypominao scen jakby ludzie oczekiwali na podniesienie kurtyny w wieczr premiery, z t rnic, e oczekiwane tutaj wydarzenie miao by ukierunkowane zdecydowanie ku doowi. Przygotowania zostay ukoczone, piece w suszarniach rozpalone, wszystko sprawdzono przynajmniej trzy razy, i teraz wszyscy mogli ju tylko czeka, wpatrujc si wytrwale w szczytow lini klifu. Wszyscy, z wyjtkiem wysokiego, szczupego, odzianego w czer

osobnika, powoli okrajcego wiosk. Jego oczy poruszay si spokojnie w oczodoach, zagldajc za rogi, pod pokrywy, przez otwarte drzwi. Szukajc informacji, gromadzc je. Gdyby kto widzia go wczeniej tego wieczora, z ciekawoci zaobserwowaby, jak wyciga z kieszeni may mosiny przyrzd z precyzyjnie ustawion podziak noniusza i malutkim wizjerem. Ciekawo obserwatora wzrosaby, gdyby zobaczy, jak osobnik ten podnosi sekstans, patrzy przez niego na klif, przerywa, porwnuje wyniki z maym kompasem i map nieba, a nastpnie zapisuje co w maej czarnej, ksieczce. Obserwator mgby odnie

nieprzyjemne wraenie, e w momencie gdy wysoki, szczupy osobnik zaciera swoje odziane w czarne, skrzane rkawice donie, na jego twarzy maluje si wyraz satysfakcji i czciowo skrywanej chciwoci. Zdarzyo si to kilka godzin temu, teraz za pierwsze wte promyki mronego, porannego wiata pojawiay si ju niemiao na horyzoncie. Poszukiwacz wraz z wieniakami oczekiwa w dolince, wstrzymujc oddech i przeszywajc wzrokiem urwisko klifu wysoko nad ich gowami. Scena zdawaa si mie wymiar niemal religijny, tum wszak oczekiwa powtrnego nadejcia. Jego motywy nie

miay jednake witoci.

nic

wsplnego

ze

Nagle jaka rka wysuna si i co wskazaa. Ludzie, wypuszczajc powietrze, obserwowali maego, tawego gryzonia leccego agodnie ku ziemi. Za nim pojawi si nastpny, bezradnie wymachujc apkami w powietrzu. Za nim nastpny. Za nim... up... szuussst! Zaczo si. Korzystajc z tego, e uwag wieniakw przyku grad gryzoni, wysoki, szczupy osobnik po cichu oddali si i spldrowa may magazyn.

*** Nastpnego dnia, trzydzieci osiem mil za Grami Talpejskimi, w Krlewskim Sektorze Cesarskiego Paacu Fortecznego Cranachanu, wysoki, szczupy osobnik pieszy dugim korytarzem. Jego kroki odbijay si krtkim echem, gdy szybko mija odcinek goych cian, by ponownie zamilkn, kiedy dwik pochaniay mile gobelinw. Hektary kolorowych tkanin przedstawiay dawne wydarzenia kulturalne, zainicjowane przez wczeniejszych wadcw w celu scementowania stosunkw midzy krlestwami. Mody mczyzna mija

oblenia, bitwy i grabiee minionych dni, nie zwracajc na nie uwagi, bieg, ciskajc kurczowo zawinitko z tawych ubra. Gboko w jego oczach lnia iskierka szalestwa. By on szefem Cranachaskich Spraw Wewntrznych, najmodszym w historii piastujcym to stanowisko, osignite starowieckimi i uwiconymi tradycj rodkami: cik prac, przekupstwem, szantaem i czyst dz wadzy. Rzecz dziwna, obejmujc to stanowisko, nie otrzyma dokadnego opisu swojej pracy, co stanowio powany bd ze strony departamentu do spraw personalnych. Trzymajc si przesanki Niejasna definicja to elastyczna

definicja, pewnie zakorzenionej w kadej jego rodzcej si myli, szybko i bezwzgldnie przystpi do rozszerzania swoich wpyww. Kade stanowisko o pewnych uprawnieniach niemajce wystarczajcego zaplecza, jakkolwiek mae, byo bezlitonie inkorporowane przez jego byskawicznie rozrastajce si imperium. Nieprzezorni dyrektorzy byli wysadzani z sioda, gowy usuwane z niemal chirurgiczn precyzj, a on sam nigdy nie mia do. Raz jeszcze, gdy spojrza ukradkiem na niesione przez siebie ubrania, na twarz wystpi mu umieszek wyszoci. Przed nim stao bez ruchu dwch olbrzymich stranikw cesarskich,

halabardami blokujc dostp do masywnych podwjnych drzwi dbowych. Kiedy odziana w czer posta zmierzaa w stron drzwi i odbywajcej si w rodku narady, stranicy nerwowo dotknli drzewcw. Gdy szef Spraw Wewntrznych wpad do Izby Handlowej niczym maa, cho zabjcza trba powietrzna, dyskretnie odprawi ich machniciem czarnej rkawicy. Krl spojrza z wysokiego krzesa stojcego przy kocu masywnego dbowego stou. Trzy inne gowy odwrciy si i wpatrzyy w nieco zdyszanego osobnika. - Spnie si, Fisk! - zagrzmia jego

cesarska mo krl Cranachanu. - Tak, sire, niechaj wolno mi bdzie zoy najbardziej bluniercze i nieprzyzwoite przeprosiny oraz splun na groby tych, ktrzy chodzili twymi krlewskimi ladami odpar wielusetletni formu mody mczyzna. - Lepiej dla ciebie, eby mia cholernie dobry powd spnienia. - Tak, sire, oczywicie, sire. - Gos Fiska by nad wyraz spokojny. W jego wntrznociach jednake stao wiadro pene wgorzy, ktrym pokazano galaret i ocet.

- Usid, pniej si tob zajmiemy. - Tak, sire. Krl odwrci si i wskaza pulchnego mczyzn po lewej stronie. Ten usta mia wci otwarte, a jego cika brew poyskiwaa kropelkami potu. - Patafian! - krzykn krl. Kontynuuj, nie mamy caego dnia. -

Skryba Handlu i Przemysu zamkn buzi, przekn lin i cign, przecierajc brew. - Hmm, hmm. Jak wic mwiem, zanim mi tak niegrzecznie przerwano -

Patafian patrzy z wciekoci, jak Fisk haaliwie przerzuca papiery i siada na miejsce - potrzebujemy penych dwch lat, ale bez wsparcia Dwuletni Plan Ustepowiania Gr Talpejskich zawiedzie i zbiory rosncej na duych wysokociach kukurydzy bd o wiele mniejsze od zamierzonych... - Mam do wysuchiwania twoich jkw. Nie potrzebujemy wasnych upraw! zagrzmia minister Bezpieczestwa i Wojen. - Och, to co w takim razie sugerujesz? - krzykn Patafian, odwracajc wzrok w kierunku Wielce Gniewnego Eutanazjusza Hekatomba.

- Dobrze wiesz. Krzycz: Na pohybel!, i licz upy! - warkn ten w odpowiedzi. - Troch opanowania! - skarci ministra skryba. - Opanowanie? Lubi opanowanie odpar Eutanazjusz Hekatomb. Opanowa to krlestwo, opanowa tamto krlestwo. Cha, cha, cha! Minister Bezpieczestwa i Wojen odrzuci krtko ostrzyon gow i mia si w gos. Patafian jkn ze zoci. Fisk patrzy na to wszystko i na jego twarzy pojawi si dny wadzy umiech.

- Frundle, co ty na to? - baga Patafian. - Od tego szaleca nie wydobdziemy nic rozsdnego. Lord kanclerz krlestwa Cranachanu otworzy spor ksig i rozwaa pozycje. Pogaska si po dugim nosie i gboko zamyli. - No, Frundle, co ty na to? powtrzy, ocierajc brwi, Patafian. Lord kanclerz spojrza znad pkolistych okularw osadzonych niepewnie na czubku nosa. - Dwa lata? - Tak wanie mwiem - odpar z

irytacj Patafian. - W porzdku, moesz powiedzie rolnikom, e pienidze bd... - Dzikuj. - Skryba Handlu i Przemysu odetchn z uczuciem ulgi. Hekatomb warkn gniewnie. - ...musieli dostarczy - kontynuowa Frundle. - e praca jest wykonywana i stepy obrodz w cigu dwch lat. Inaczej nasz Wielce Gniewny Przyjaciel moe... hmm... podj kroki wedle wasnego uznania. Patafian przekn gono, gdy Hekatomb przesun palcem po gardle i

wybuchn miechem. - Tak wic postanowione zadecydowa krl. - Jeszcze jakie sprawy? Nadesza chwila, na ktr czeka szef Spraw Wewntrznych. Cicho unis do w czarnej rkawicy. - Fisk, udzielam ci gosu - wykrzycza krl, a potem ciszej doda: - I przypominam, e lepiej niech bdzie to co niezego. - Dzikuj, sire, nie zapomniaem. Fisk podnis par lecych koo niego na stole tawych spodni. Miay

poysk naturalnego futra. Odkaszln, gwnie dla efektu. - Mj panie, czonkowie rady, ufam, i wiecie, co to jest? Cisza. - A to? - Unis wykonan z tego samego materiau par rkawiczek. - A to? - Podkoszulek. - A to? - Kapelusz.

- A to? - Pantofle. - To? To? Jedno z tych? - Wkrtce na stole wyrosa spora sterta tawej odziey. Hekatomb bbni palcami po blacie w oczywistej irytacji. - No i co z tego? - wrzasn. - Co maj ze sob wsplnego? spyta Fisk agodnie. - S te - odpar drwico minister Bezpieczestwa i Wojen. - Musimy wysuchiwa tych bzdur?

- Wszystkie wykonane s ze skrek lemingw - wtrci si Patafian. Syszaem o nich, ale nigdy ich nie widziaem. Skd je wzie? - Powiedzmy, e nabyem. Ale czy kto wie, skd pochodz? - zapyta z satysfakcj Fisk. - Z lemingw! - udzieli ociekajcej szyderstwem odpowiedzi Hekatomb. - Tu zza wschodniej granicy, z Rhyngill - szybko powiedzia usiujcy zachowa twarz Patafian. - Tam s suszone i szyje si z nich ubrania. Ale pytam ponownie, skd pochodz? Gdzie rosn?

- Fisk! - krzykn krl. - Wszyscy wiemy, e rosn na grzbietach lemingw. To nie jest lekcja historii naturalnej i nie jest do koca jasne, co to ma bezporednio wsplnego ze Sprawami Wewntrznymi. Bybym wic wdziczny, gdyby raczy podzieli si z nami znaczeniem puenty, ktrej nie dajesz rady nam wyoy, gdy z zatrwaajc szybkoci trac cierpliwo. - Z caym szacunkiem, sire, to jest sprawa wewntrzna. Ta wypowied Fiska zaowocowaa gst cisz i czterema zdumionymi twarzami. Mia ich.

- Wyjani. Te ubrania wykonano ze skrek lemingw, ktre to stworzonka z przez siebie znanych powodw licznymi gromadami skacz z klifw. Ich ulubiony klif jest usytuowany zaraz za granic, w pobliu maej wioski w Rhyngill. Tam suszone s wszystkie skrki. Tam napywaj pienidze. Hekatomb, czy sprawdzae ostatnio stan naszej wschodniej granicy? - Nie, wymaga niewielkiego nadzoru. To naturalna granica, adna armia nie wspiaby si po tych skaach. - Patafian - zapyta Fisk - jaki jest status naszych uzgodnie z Rhyngill w kwestii eksportu ywego inwentarza?

- Nie ma takiego. - Skryba wyglda na zadumanego. - Frundle - kontynuowa zapytania Fisk - czy nieautoryzowany eksport cranachaskiego ywego inwentarza jest rwnoznaczny z bydokradztwem i karany mierci? Oczy Hekatomba zajaniay. - Tak. Czy mam z tego rozumie, e lemingi, z ktrych produkuje si t odzie i ktre przynosz takie dochody, nie yj w Rhyngill? - Dobrze ujte, lordzie kanclerzu. yj po cranachaskiej stronie Talp. Zgodnie z prawem, wszystkie skrki

lemingw hodowane w tym regionie i nielegalnie eksportowane z terenu Cranachanu s wci nasz wasnoci. W zwizku z tym wszystkie dochody z ich sprzeday s take nasze. Panowie, oni kradn nasze pienidze! - To powany problem, Fisk powiedzia ostatecznie krl, podpierajc podbrdek. - Co proponujesz w tej sprawie zrobi? - C, sire, mam pewien pomys...

*** Noc w miecie bya ciepa, a na

ulicach wrzao. Ludzie krztali si i falowali, jak to krztajcy si i falujcy ludzie, jedynie troszk bardziej czujnie. Mieszkacy fortu Knumm objawiali, krztajc si i falujc, dwa rodzaje czujnoci: typ czujnoci ludzi wypatrujcych niechcianych zodziejskich rk, zagarniajcych znaczn cz ich bogactw, oraz typ czujnoci ludzi niewypatrujcych niechcianych zodziejskich rk, zagarniajcych znaczn cz ich bogactw. Ci drudzy byli zazwyczaj posiadaczami zodziejskich rk, cho traktowali je raczej jako narzdzia suce uatwieniu szybkiej i uczciwej redystrybucji dbr. W ich kierunku.

Wysoko nad nimi ksiyc w peni jania nad odrapanymi dachami, a miliony gwiazd prowadziy, niemal zupenie nie mrugajc, obserwacj, jednake nie tak ostronie jak ludzie poniej. Zbliaa si jesie roku 1024 OG, ale dla wikszoci mieszkacw fortu drobiazgi w rodzaju pr roku czy lat nie miay wikszego znaczenia. Szczegy takie jak natura, zmiany pr roku lub pr dnia byy dla nich nieistotne. Jeli nie mona zobaczy, co natura czyni z flor i faun w trakcie roku, co za rnica, czy jest wiosna, czy zima? Nie eby mieszkacy i gocie fortu byli wrogami natury, po prostu nie byo jej tu tyle, by kto zawraca sobie ni gow.

Nie zrozumcie mnie le, w forcie istniay oprcz ludzi inne formy ycia. Po ulicach biegay hordy bezpaskich kotw, szczurw i dziwny bezpaski pies, balansujcy na krawdzi wcieklizny. Ludzie utrzymywali mae menaerie i nieliczne winie na ndznych podwrkach na tyach domw, powodowani niekamanym i penym powice zamiowaniem do wykwintnej kuchni. Wikszo budynkw penia funkcj domu dla jednej lub dwch kolonii stong i kilku gatunkw karaluchw. Jednake obserwujc codzienne ycie stworze, trudno byoby wyrobi sobie waciwe wyobraenie o sezonowych zmianach w zachowaniu zwierzt.

Stonogi, na przykad, nie s znane z dorocznych, dugodystansowych, wiosennych migracji. Co wicej, dla mieszkacw fortu Knumm mniej wicej rwnie niewane byo nastpstwo dnia i nocy. Budynki wychylay si do przodu tak bardzo i byy tak bardzo cienione, e niebo zagldao przez malutk szpark, ktra przepuszczaa w mrok bardzo niewiele wiata. Nawet w poudnie najbardziej sonecznego ze sonecznych dni jedynie najodwaniejsze lub najbardziej ryzykanckie fotony omielay si wedrze do wiata pod dachami. A i wtedy tylko w zorganizowanych watahach. Mieszkacy fortu Knumm yli

w cigym pmroku, a przy braku odmierzajcych czas soca i ksiyca ycie toczyo si tu na penych obrotach waciwie dwadziecia cztery godziny na dob. Kupcy zatrzymywali si w tym miecie zazwyczaj jedynie przejazdem, a jednym z bardzo, bardzo niewielu, ktry wraca tu regularnie i z wasnej woli, by niejaki wielmony pan Vlad Langschwein. Nikt naprawd nie wiedzia, na czym polegaj jego interesy, ale z dokadnoci zegarka raz w miesicu przybywa tu na nocne szalestwa. Robi to od lat, odkd ktokolwiek pamita. Tamtej nocy - gdy na zewntrz fortu Knumm raczej na

pewno panowaa noc - zgarbiony osobnik ukradkowo przemyka si ndznymi uliczkami, mijajc setki otwartych drzwi, szukajc wrd nich tych jednych, waciwych. Instynktownie trzyma si cienia i wzbrania przed wejciem w naprawd jasne wiato. W kocu uwag Vlada przykua jaskraworowa framuga w ksztacie serca, wkroczy wic z mrocznej ulicy w jeszcze mroczniejsze wntrze Salonu Rozkoszy Daisy i Maisy. Wszed na sigajcy kostek dywan, odszuka may dzwoneczek i da zna o swojej obecnoci. Z rowej ciemnoci wyglday ku niemu obrazki skpo odzianych cia kobiecych, baraszkujce w pozycjach wielce wydumanych, ktre

miay ukazywa w najdrobniejszym szczegle ich zmysow natur. Vlad z uznaniem obliza zimne wargi. Tupot butw na ostrych szpilkach zasygnalizowa pojawienie si modej kobiety, dyskretnie wzdychajcej na sposb, ktry wydawa jej si ciepy i kuszcy: - Tia, ciem mogiem suy? Vlad pochyli si do przodu i z caych si starajc si pozbawi swj gos charakterystycznego akcentu, wyszepta: - Uszszszszanowanie, czy Maissssy jessst... hmm... dosssstpna?

*** Pi dni szaleczego cicia, krojenia, czyszczenia i umieszczania w piecach suszcych szybko dobiegao koca. Grupka wieniakw pracowaa praktycznie bez przerw, eby przygotowa skrki lemingw tak szybko, jak to tylko moliwe. Panowa straszliwy baagan. Porzdki potrwayby zapewne kolejne pi dni - i to przy duej dozie szczcia. Obecnie jednak wieniacy nie zastanawiali si nad tym. Oczy wszystkich utkwione byy w jednym, zbliajcym si wielkimi krokami punkcie mikkim, puszystym podbrzuszu ostatniego leminga sezonu.

Poszukiwacz mia samozwaczo dostpi zaszczytu umiercenia tego ostatniego gryzonia i myl o tym sprawiaa mu wielk przyjemno. Bawi urzeczon, zafascynowan publiczno, podrzucajc n, udajc, e odcina sobie palec, symulujc al z odejcia kolejnego futrzanego yjtka do wielkiego kka do biegania w niebie. Publika bya zachwycona. Prawdziwa owacja wybuchna, gdy Poszukiwacz zakoczy ostatnie cicie i unis wysoko poyskujc taw skrk. Rytua ten mia odwieczny charakter. Praca skoczya si i wszyscy zdawali sobie z tego spraw. Szeregi

tumu przerway si i ludzie popdzili w rnych kierunkach, szybko ustawiajc stoy, przygotowujc miejsce i wykadajc rozmaite wielokolorowe sosy wraz z dugimi paskami jarzyn. W cudowny sposb w kilka minut wioska przygotowaa si do witowania. Z jednej z najbliszych chat wycignito niepewnie wielk mis, ktr nastpnie ustawiono ostronie na dugim stole na kozach. Rycho napeniono wszystkim szklanice, Poszukiwacz wygosi krtk mow, a kady mieszkaniec wioski wypi za swego ssiada i wsplne powodzenie pen szklank Zakrconego Leminga. Rozpoczo si przyjcie.

Cay zesp, caa wioska, jednoczenie odpry si, witujc ukoczenie okupionego dosown krwawizn - gryzoni - tygodnia cikiej pracy, i teraz wszyscy kolektywnie radowali si, e metaforyczny kamie metaforycznie spad im z metaforycznego serca. Wszystko szo w jak najlepsz stron. W krtkim czasie nikt nie by ju do koca trzewy. Rzpolenie muzykw pozostao niezauwaone, skoncentrowano si na naruszaniu kolejnych beczek pienistego piwa. Nie po raz pierwszy Poszukiwacz rozpar si w swoim krzele i szeroko umiechn. By ot tak, po prostu, bardzo dumnym i szczliwym czowiekiem. Skrki zostay zdjte i umieszczone w

piecach, odszpuntowane piwo lao si rwno do wszystkich garde z wyjtkiem tych najbardziej purytaskich, kady bawi si doskonale. C, spyta Poszukiwacz samego siebie, mogoby pj le? Niemal natychmiast, z wyczuciem czasu waciwym tego typu wyzywajcym los wypowiedziom, Poszukiwacz poaowa, e zada sobie to pytanie. Zgodnie z tradycj zapocztkowan przez zoliw gr lodow i niezatapialny statek, jego nieuwane i pene samozadowolenia myli w jaki sposb przechyliy delikatn szal losu na przeciwn mu stron. Pena powagi cisza zapada nad

biesiadujcym tumem, na brodatej twarzy Poszukiwacza umiech zamar niczym ptasi trel w obliczu godnego kocura. Muzyka prychna i umilka, piwo przestao si la, a biesiadnicy przestali biesiadowa. Mieszkacy wioski obrcili si twarzami w stron nadcigajcego niebezpieczestwa i powoli, niczym pojedyncza zmarszczka na gigantycznej plamie ropy, rozsunli przed zbliajcymi si rodkiem ulicy przybyszami. Grupa czterech ubranych na czarno jedcw znaczco dotykaa broni, jadc wolno i zowieszczo przez tum. Metalowe wieki byskay na maskach jedcw i uprzach ich koni. rednica pkola ludzi rosa, a przerwaa si z nieuchronnoci

waciw rozcignitej gumce. Oddzia konnych zatrzyma si dopiero przed niskim stoem, po ktrego przeciwnej stronie siedzia niski, starszy czowiek. Samotna posta Poszukiwacza znalaza si twarz w twarz z jedcami bez twarzy. Co si dziao, a on usilnie pragn, by przestao. Do w rkawicy signa w d i rzucia przed Poszukiwacza zwj pergaminu. Stanowice cao z rk usta zamaskowanej twarzy otworzyy si i szczkny. - Masz jeden dzie!!! Skrzana rkawica wycofaa si.

Sowa ze zowrbn nieodwoalnoci rozniosy si echem po dolince. Grupa konnych zawrcia ze swobodn, wojskow precyzj i odjechaa otoczona grobow, mordercz cisz. Poszukiwacz popatrzy na lecy przed nim niewinnie zwj pergaminu i nagle zrobio mu si bardzo niedobrze.

*** Rowe atasowe przecierada okrywajce oe w ksztacie serca zaszeleciy, gdy Maisy odchylia kodr. Umiechna si z bezosobow

zmysowoci i zacza niemiao bawi grnymi guzikami bluzki. Tak wyglda pocztek profesjonalnie amatorskiego uwodzenia. Vlad rozsun ciemne zasony i spojrza na zimny, srebrny ksiyc wiszcy w peni nad fortem Knumm. Ksiycowe wiato napyno do rodka i owietlio jego wysokie czoo, podkrelajc rzadk i cofnit lini wosw. Jego skra miaa blady, niebieskawy odcie, silnie kontrastujcy z wysokim konierzem dugiej, czarnej peleryny, zwisajcym na przygarbione ramiona niczym para strudzonych skrzanych skrzyde. Obrci si powoli, zoy rce jak do pacierza,

dugim, szarym paznokciem dotykajc dugiego, szarego paznokcia. Blade, wodniste oczy wyjrzay z mrocznych oczodow i przesuny si po modym, jdrnym ciele Maisy. Brwi uniosy si z podziwem. Maisy staa skromnie przed kiem i usiowaa wyglda kuszco dziewiczo. Kosztowao j to wiele pracy. Zsuna mikkie ramiczko i wyda wilgotne we waciwym stopniu, wyczekujce wargi, zamieniajce dorosych mczyzn w zdesperowane, zalinione wraki. Po dywanie w ramach nocnej podry, o jej samej tylko wiadomym celu, suna stonoga. But Vlada zmiady j cicho, kiedy jego waciciel podchodzi, by

uj Maisy za nagie ramiona. Gdy wzmocni ucisk dugie, szare paznokcie zatony w jdrnym ciele. Maisy wzdrygna si ze wstrtem. - Rany, ale masz zimne rce. - Ja, w sssam razzz do tszszszymania ci - wyszepta Vlad, umiechajc si w ksiycowej powiacie. Bez trudu dwign mod kobiet i ponis j w stron ka. Zatona w mikkim, ciepym puchowym materacu, ostronie i fachowo zmieniajc tempo oddechu. Bya profesjonalistk. Vlad rozpi ma klamr na szyi i zamaszystym gestem zrzuci peleryn.

Sta naprzeciw Maisy strojny tylko w zowieszczy umiech, peny strj wieczorowy i kamasze. Z kieszonki na piersi zwisaa mu starannie zoona chusteczka. Pochyli si do przodu i piekielnym wzrokiem wejrza w due, brzowe oczy Maisy. - Rany, ale masz wielkie oczy! - Ja, w sssam razzz do ssspogldania na ciebie! Vlad odgarn wosy z szyi dziewczyny i zowrogo, niecierpliwie obliza zimne wargi. - Rany, ale masz wielkie zb... auuu!

Zimne, niebieskie wiato ksiyca bysno na dwch ostrych jak brzytwy kach, wyaniajcych si zza rybiego umiechu przytrzymujcej dziewczyn istoty. - Zzzrelaksssuj si, kochanie, nie zzzaboli. Dla Maisy, podobnie jak dla setek innych dziewczyn uprawiajcych ten zawd, nagle stao si za pno...

*** Wesoa atmosfera skurczya si i zdecha jak stary balon. Gsta zasona

ciszy okrya wiosk, zmieniajc wito w styp. Zmartwiony Poszukiwacz powoli sun wzrokiem po zwoju pergaminu. Z pocztku mia nadziej, e to tylko art, i czyta, spodziewajc si dowcipnej puenty. Nic z tego. Zamiast niej widniay niepodlegajce dyskusji podpis i piecz krla Cranachanu Grimzyna. Kiedy skoczy czyta, zwin wargi i wybuchn szalonym miechem. Walczy z realnoci tej sytuacji. Przecie to musi by faszywe pismo, czy nie? Poskroba piecz: palce zanurzyy si w czerwonym laku. Podpis uparcie nie dawa si rozmaza. To go przekonao. Pismo byo prawdziwe. Twarz mu zmarkotniaa, obserwujcy go wieniacy wiercili si

nerwowo. Nie mg doby z siebie gosu. Nie mg w to uwierzy. Oczyma duszy widzia swoj przyszo, trwanie w skrcajcym odek pikowaniu, z zablokowanym drkiem sterowniczym, drcymi si silnikami i ziemi, ktra zbliaa si do niego wielka i przeraajco twarda. Drcymi domi sprbowa powstrzyma przypieszajc ziemi, chwytajc drek doni ze zbielaymi od strachu knykciami. Wrzeszczc gono wewntrz cichych synaps, mocno pocign do siebie. Lotki inspiracji podnosiy si, walczc z holownikiem wpdzajcej w panik depresji. Pocign raz jeszcze, mocniej. Ziemia

przed nim nieznacznie si obniya. Znw pocign i trzyma. Zwar mocno zby, napinajc w wysiku minie szczk. Powoli, na przekr przeciwnociom, na przekr dwikowi nadmiernie obcionego metalu dzwonicego w uszach jego duszy, wycign i ustabilizowa lot. Smuga czystego niebieskiego geniuszu zajaniaa nad nim, odsuwajc ciemne chmury zagady. Nastawi szczk, wymierzy w rodek geniuszu i przyspieszy. - Nie uda im si! - krzykn. - Nic z tego! Zadziwieni wieniacy jak jeden m wpatrywali si w starego Poszukiwacza

gniewnie pokrzykujcego do samego siebie. - Nic z tego. S bez szans. Co im si, u diaba, wydaje? Moje skrki lemingw. Ja je znalazem. Moje! Nie ich! W stanie gbokiego wzburzenia wsta, naoy butelkowe, zielone szka na czubek nosa i ruszy ku suszarniom. - Nie stjcie tak! - krzykn przez rami. - Czeka nas sporo roboty!

***

Daleko od grskiej dolinki, jedn z niezliczonych uliczek fortu Knumm kroczya w ksiycowej powiacie blada, przygarbiona posta. Usiowaa kopn psa, ktry zatoczy si przed ni, lecz zakla, nie trafiwszy. Mocniej nacigna na siebie dug, czarn peleryn i spojrzaa na ksiyc. Der ksssienic, pomylaa. Razzz na miesic podam za ksssienicem. Razzz na miesic zatschyna sssi praghnienie i razzz na miesic zzza nim podam. To sssamo zza kadim razzzem. Die dzieftschyna inna, ja, ale to sssamo za kadim razzzzem. Exsssstaza igrassschek, schybkie ugryzienie, potem chfila pschyjemnoci, to ciepe, lepkie

utschucie... I co potem? Fybatsch, zzzotko, musssz lecie. Co ja ssssob represssentuj? Musssi by co fiencej w yciu nisz to... w poschtku, moe nie jessstem ywy w dosssofnym znatscheniu, ale co to kogo opchoci? To potssstaffa, wiecie, jako y... eee... oyfiessstfa. By rodek nocy, a Vladowi zaburczao w brzuchu. Potrzebowa czego konkretnego. Niepocieszony skierowa si ku mrugajcemu neonowi niewielkiej kafejki.

***

Kilka ulic dalej Maisy, czonkini elitarnej grupy profesjonalistek znanych jako Pracujce Dziewice z fortu Knumm, rzucaa si niespokojnie w pytkim nie. Rowe przecierada szeleciy dyskretnie, gdy przewracaa si z boku na bok. Jak pamitki po ostatnim nocnym gociu, do szyi przylegay jej dwie kropelki zakrzepej krwi. Nad ranem bdzie czua si nieco bardziej zmczona ni zwykle, troszk przygaszona, odrobin apatyczna i bardzo, bardzo godna, ale to szybko minie. Nie bdzie te, tak jak pozostae, pamitaa o Vladzie Langschweinie.

*** Wczenie nastpnego ranka wicekapitan Barak z Cranachaskiej Stray Cesarskiej (Dywizja F) siedzia na koniu, ktry z kolei sta na wschodniej granicy, i wpatrywa si w Sektor Rhyngill. Barak zacign si wieym talpejskim powietrzem i gono odkaszln, jego ko za przeuwa kolejny gryz rosncej tu w rzadkich kpach trawy. - odak! - zawoa wicekapitan, przerywajc cisz. - Co ci mwiem o paleniu na subie? Zga to!

Kapral zdziwiony.

odak

rozejrza

si

- Oguche? - warkn Barak. - Zga. Ju! - Ale, sir, ja nie pal. - Kto pali, i to nie jestem ja. Gdybym to by ja, wiedziabym o tym, prawda, odak? - Barak odwrci si i zlustrowa wzrokiem Dywizj F Stray Cesarskiej. - Tak, sir! - odpowiedzia odak. Oto wicekapitan Barak w penej okazaoci, pomyla, z tym jego citym jzykiem.

- W porzdku, panowie! - krzykn Barak. - Przyznajcie si, to odpuszcz. Znacie zasady. Ktry z was pali na subie? Oglda ich po kolei, usiujc dojrze struk dymu ulatujc z popiesznie ukrytego papierosa. Panowaa cisza. - Tylko pogarszacie swoj sytuacj. Cisza. Dywizja F przeykaa gono lin. - No ju, przyzna si. - Barak szybko traci odrobin cierpliwoci, jak zazwyczaj dysponowa. - Przyzna si, bo stan si niemiy, wicie - rozumicie?

Z tyu szeregw kto nerwowo podnis rk. Barak zszed z konia i gniewnie, cikim krokiem ruszy naprzd. Dywizja F rozstpia si. Lata suby i kulenia si pod tym wyjtkowo niskim, ysiejcym wicekapitanem nauczyy ich unika Barakowania. - Ach, szeregowy Fosset - wyszepta Barak gosem, ktry roztopiby granit. Czy mam rozumie, e podnielicie rk, by prosi o pozwolenie udania si do ustpu, czy te - wzi gboki oddech, popatrzy Fossetowi w twarz i wrzasn: - POWIECIE MI, KTO TU PALI? H? Fosset przygadzi rozwiane wosy.

- Tak - wyszepta. - TAK... CO?!? - kontynuowa Barak, czerwieniejc na twarzy i zbliajc barykowat klatk piersiow do drcego brzucha szeregowca. - Tak... eee, sir. - Co wy usiujecie powiedzie? Namylcie si dobrze, zanim odpowiecie. MOG si ciut ZDENERWOWA! - Dla zilustrowania tych sw oblicze wicekapitana ochoczo przybrao odcie gustownego karmazynu. - Tak, sir.

- Zamieniam si w such, szeregowy... a jeli mi nie powiecie, TO TAK SKOCZYCIE! Wicekapitan wyszczerzy si w krokodylim umiechu, pieszczc dopiero co wycignity n. - To... - Fosset dygota. - To... aden z nas, sir. - Co? Nie pogarszajcie swojej sytuacji. Potrafi wyczu dym, a kiedy czuj dym, to znaczy, e KTO PALI. Nie spotyka si struek dymu ot tak, bez powodu szybujcych po grach. Nie wmwicie mi, e wczesnym rankiem urzdzaj piesze wycieczki w gry, eby odetchn wieym powietrzem. Suchajcie, Fosset...

Dygoczcy szeregowiec przekn lin, czujc, e moe to by ostatnie przeykanie liny w jego yciu. - ...spytam jeszcze raz, i spytam spokojnie. KTO PALI? - ... ... ... aden z nas... Twarz Baraka przybraa odcie czerwieni, ktry, gdyby wicekapitan by peoni, przynisby mu pierwsze miejsce na dowolnej wystawie kwiatw, sign w gr, i serdecznie potrzsn gardem Fosseta. - SIR! On ma racj, sir! - krzykn nagle odak, wskazujc w stron klifu. - Prosz spojrze, sir!

Barak odwrci si i spojrza, wci ciskajc krztuszcego si szeregowca. Obok dymu unosi si nad wiosk lec w odlegej dolince. Co si palio. - O kur... - Barak zwolni uchwyt, naraz zapominajc o Fossecie, i ponownie dosiad spokojnie pascego si konia. Za mn, onierze! zakomenderowa, ruszajc z kopyta i kierujc si wsk, niemal niewidoczn ciek, wiodc w d stromym, granicznym klifem. Fosset powlk si bezwadnie

wzdu szczytu skay, aujc, e nie nauczy si szlachetnej sztuki trzymania gby na kdk.

*** - Co ma znaczy adnych nie ma? warkn wicekapitan Barak kilka minut pniej, kiedy zatrzymali si w maej, spowitej dymem wiosce. - adnego. Wszystkie sobie poszy. Fiuuu! - Poszukiwacz wykona gest sugerujcy, e co wanie eksplodowao. - Co ma znaczy fiuuu? Mwimy o

lemingach, nie o ptaszkach. - Fiuuu... jak gdyby przypadkowo wylano na nie du ilo atwopalnej cieczy, nieostronie rzucono arzcy si patyk i... Fiuuu! Samozapon. To naprawd godne ubolewania. - Ale co z wiadomoci na zwoju pergaminu? Wczoraj...? Nie mw, daj mi zgadn... Fiuuu? Poszukiwacz przytakn, niczym mdrzec w swych butelkowo-zielonych szkach. Barak wpada w panik. Sprawy nie toczyy si waciwym torem.

- Ale nie wolno wam byo! Mam rozkazy. Rozkaz to rozkaz. - W jego gos wdara si aosna nuta. Poszukiwacz patrzy wspczujco na czubek gowy wicekapitana. W gbi duszy zaciera rce, wszystko szo jak po male. - Jakie, dokadnie, rozkazy? - zapyta. dosta pan

Barak oderwa oczy od znajdujcej si przed nim ziemi, ktr na prno namawia, by otworzya si i pochona go. Oczy zalniy mu, gdy zaczyna czyta to, co tkwio mu wewntrz gowy.

- Odebra i dostarczy wszystkie produkty kocowe powstae z nielegalnie importowanego ywego inwentarza - otwrz nawias gryzonie zamknij nawias. - W porzdku. Od razu tak trzeba byo. - Poszukiwacz si umiechn. - Co to ma znaczy? - dopytywa si zdesperowany Barak. - e nie ma si pan czym martwi. Jeli tylko zaczeka pan kilka godzin, trzy, moe cztery - dopki ostatecznie nie wyganie - moe pan wzi. Wzi wszystko. Twarz Baraka pokraniaa.

- Tak po prostu? Bez walki? - Najwyraniej. - Poszukiwacz umiechn si, pozorujc porak. - Jest nas znacznie mniej. Miast naraa si na rozlew krwi i niemal pewn rze z waszych rk, skadamy na rce potniejszej siy dentelmeski akt kapitulacji. Pier Baraka zafalowaa, przytakiwa ze zrozumieniem. gdy

- Akceptujemy. Jak dobrze, e zachowalicie rozsdek. Mdra decyzja. - Czy oczekujc na ostateczne doganicie ognia, zechce pan skorzysta z gocinnoci naszej

skromnej wioski? - C, ja... - Ma pan wicekapitanie? ochot na drinka,

- C... hmm, hmm... normalnie nigdy bym... ale... eee... w tych okolicznociach... - A pascy ludzie? - Nie wiem, w czym mogoby to przeszkodzi. Bd zobowizany. Poszukiwacz obj ramieniem wicekapitana i poprowadzi go ku dugiemu i bardzo dogbnemu

zapoznawaniu koktajlem.

si

miejscowym

*** Nastpnego dnia, z powrotem w Cranachanie, Barak czu si jak mier na chorgwi. Powiedzie, e bolaa go gowa, byoby niczym okrelenie mianem drobnej niedogodnoci w peni dojrzaego tropikalnego huraganu, szalejcego wrd maych wiosek na wybrzeu i niszczcego wszystko w promieniu dziesiciu mil od swojego centrum. By take wyczerpany powrotn podr, ktra przypada na najgorsz cz nocy. Nie powinna zaj

nawet w przyblieniu tyle czasu, ile zaja, choby jechali tyem, ale w pewnym momencie Fossett stwierdzi, e wie, gdzie s, i e jeeli pojad tu w d, za to wzgrze, t ma dolink, to po drugiej stronie bdzie ta skaa, z ktrej wida ju paac, i w ten sposb oszczdz wiele mil. Na nieszczcie, w stanie zbiorowego pijastwa uznali to za niezwykle dobry pomys. Znacznie lepszy, ni okaza si w rzeczywistoci. Zgubili si w kilka minut; w kilka godzin zgubili si kompletnie i, co gorsza, zaczli trzewie. Koniec kocw, wyszwendawszy si kilka godzin po grach i przeszedszy w stan lekkiego ju tylko upojenia alkoholowego, odak naprawd zorientowa si, gdzie s, i

poprowadzi ich do paacu. Na kocu kolumny wlk si z trudem Fossett, objuczony sakwami penymi produktw z lemingw. To byo wczoraj. Obecnie, po zdecydowanie zbyt krtkim nie i kilku filiankach mocnej, czarnej kawy, wicekapitan Barak z Cranachaskiej Stray Cesarskiej (Dywizja F) zapuka zakopotany do masywnych dbowych drzwi prowadzcych do Izby Handlu. Policzy do trzech, pchn wielkie mosine koa i wlizgn si do rodka, prowadzc za sob reszt Dywizji F. Nieczsto Dywizja F miewaa osobiste audiencje u krla Grimzyna we wasnej osobie, twarz w twarz. Wszyscy jej

czonkowie woleliby, eby ten zaszczyt nie spotka ich wanie dzisiaj. Jeli audiencja miaa potoczy si tak, jak obawia si tego Barak, bez wtpienia byaby ostatnia. - Wasza wysoko, czonkowie gabinetu - wyszepta Wicekapitan poprzez co w rodzaju psychicznej i fizycznej mgy, tej samej, ktra zamienia dwutygodniowe podchody w niez zabaw. Jest moim obowizkiem zakomunikowa, e moja misja zostaa, hmm, wypeniona. Ostatnie sowo wyszepta nawet ciszej ni ca reszt. onierze z Dywizji F jednoczenie ostronie zoyli

swj adunek na byszczcej marmurowej pododze. Z sakw uniosa si zowieszczo czarna, gsta mgieka. - Wszystkie produkty kocowe uzyskane z nielegalnie importowanego ywego inwentarza - otwrz nawias gryzo zamknij nawias - odzyskano i dostarczono, sire. - Wicekapitan zasalutowa bezwadnie krlowi oraz ministrowi Bezpieczestwa i Wojen. odek Baraka rozpocz rany metaforyczny marsz ku gardu, sprawiajc, e jego wacicielowi zrobio si niewyobraalnie niedobrze. - Doskonale - oznajmi krl, wychylajc si do przodu, eby lepiej przypatrze si zdobyczy.

- Napotkalicie opr? - warkn wielce gniewny Eutanazjusz Hekatomb. - Nie, sir. - Barak ciko przekn. - Nie byo nawet maciupciego, licznego starcitka? - Nawet takiego, sir. Barak wpatrywa si w punkt trzy cale nad gow ministra. Na zewntrz widoczna bya tylko jedna oznaka przeraenia wicekapitana - pulsujca rytmicznie ya na czole. Gdyby mg cofn czas, wrciby do momentu wczeniej tego ranka, kiedy odak zasugerowa: To tylko takie

spostrzeenie, sir, ale czy nie sdzi pan, e rozkazy, ktre otrzymalimy, odnosiy si do nienaruszonych produktw uzyskanych z nielegalnie importowanego ywego inwentarza - otwrz nawias gryzo zamknij nawias, sir? Sir? Dobrze si pan czuje, sir? Strasznie pan poblad. Co mogoby przynajmniej przeszkodzi odakowi albo zrani go, albo zabi, lub cokolwiek; kapral nie uczyniby spostrzeenia i Barak staby przed Rad Cranachanu w bogiej niewiadomoci monumentalnej rnicy pomidzy oczekiwaniami rady, a przeraajc rzeczywistoci zawartoci sakw. Hekatomb by zachwycony atwym

zwycistwem. - Zdaje si, wasza wysoko, e te ndzne stworzenia, ktre rozpanoszyy si w Rhyngill, w kocu uznay potniejsz si. - Odwrci si do Baraka i szeptem doda: - Dobra robota, stary. Moesz spodziewa si nagrody. Barak wrzasn i pdem wybieg z sali, szaleczo wymachujc rkami nad gow. Przynajmniej jego umys tak zrobi. On sam, miertelnie przeraony, powoli przekn lin w sposb, w jaki przeknby j mczyzna, dowiedziawszy si, e w jego spodniach tkwi kilka funtw trotylu. ya na czole wicekapitana pulsowaa

teraz w znacznie ywszym tempie. Szef Spraw Wewntrznych dyskretnie chciwie zatar rce. - Sire - zacz tonem, jaki przybieraj ludzie, ktrym wydaje si, e rozpoczynaj historyczn mow. Wewntrz tych skromnych, lecych przed nami sakw znajduje si roczny uzysk skrek lemingw, zwrcony prawowitym wacicielom. Oto jestemy wiadkami historycznego faktu: tu i teraz, od tej chwili, odtd, Cranachan dziery klucze si poday i popytu. Kontrolujemy teraz cay rynek caego znanego wiata... - Hmm... prosz wybaczy, e pytam -

odezwa si Patafian, skryba Handlu i Przemysu - ale w rzeczywistoci nie wydaje si tego znowu tak wiele. Fisk, niezwykle przejty i ca sw uwag kierujcy na przemwienie, nie dosysza sw Patafiana. - ...i tak oto moemy ustanowi kompletny i totalny monopol na skrki lemingw. Monopol, w ktrym to my ustalamy ceny, kontrolujemy... - Cay rok... tutaj? - rozwaa Frundle, cicho drapic si po nosie. - ...w ktrym to my rozdajemy karty, mogc podnosi przychody i dostarcza paliwa naszej maszynie wojennej...

- ...w piciu torbach? - ...co da nam finansow swobod w odnowieniu paacu i jego otoczenia... Wszyscy w komnacie usiowali ignorowa drcego si Fiska. - Musz przyzna - owiadczy krl Frundleowi - e spodziewaem si nieco wikszej, hmm, objtoci. Fisk wci pozostawa niewiadomy kiekujcych szybko wok niego ziaren zwtpienia. - ...i kapita na doinwestowanie kadego inynieryjnego lub rolnego planu, jaki nam si wymarzy, dla nas, i

dla przyszych pokole Cranachan! Fisk rozejrza si w oczekiwaniu aplauzu. Oczy wszystkich zwrcone byy na pi czarnych od sadzy sakw, walajcych si bezceremonialnie przed nimi. - Barak, stary druhu - zacz Hekatomb agodnie. - Czy byby tak miy i otworzy dla nas jedn z tych toreb? Nienienienienie - pomyla. - Tia - pisn. Krople potu kapay mu na brwi, ya przypieszya o kolejne kilka uderze na minut. Schyli si i zacz mocowa z zatrzaskami.

- Barak! - zawoa krl, skinwszy dugim, wadczym palcem. - Otwrz to tutaj. Wicekapitan ruszy naprzd z szybkoci czowieka wiedzcego, e idzie na spotkanie prawie pewnej mierci. Kiedy kad sakw przed krlem, unis si z niej may kb sadzy. Barak umiechn si ponuro i j od nowa niespiesznie zmaga si z zatrzaskami, usiujc odsun w czasie nieuchronn chwil, majc nadziej, e jakim cudem popioy zamieniy si z powrotem w lnic skr. - Otwieraj, Barak! - nalega wadca.

Wicekapitan przekn, wzi gboki oddech, wstrzyma go i na krlewsk prob postawi torb pionowo. Chmury gstej, czarnej sadzy rozeszy si, wypeniajc komnat i natychmiast pochaniajc wiato. Miao si wraenie, e rada zostaa nagle przeniesiona na szczyt najbardziej dymicego stoka wulkanicznego, w sam rodek wyjtkowo okazaego wyziewu. Czarne chmury taczyy i wiroway w zatykajcym puca zapomnieniu i zawicym szalestwie. Gdzie spord cichego wiru odezwa si saby i przepraszajcy gos ekswicekapitana Baraka z Cranachaskiej Stray Cesarskiej.

- Wasza wysoko... mog wyjani...

*** W 1024 OG, pod oson zachmurzonego nocnego nieba, may drewniany wz zjeda po zboczu jednego ze - wzgrz w Talpach. Poszukiwacz zamia si do siebie na myl o twarzy wicekapitana Baraka. - Fiuuu! - szepn cicho i zachichota. Pocign za lejce, kierujc kucyka bardziej w lewo, i pody dalej niewyranym szlakiem z Middin. Ciko

obadowany wz zaskrzypia delikatnie, jakby wiedzia, e wiezie roczny zbir skrek lemingw. Jak to dobrze, e pamitaem o jaskince, pomyla po raz setny Poszukiwacz. I zaraz potem: ciekawe, jak cen uzyskamy za tak duo. Znw pocign lejce, manewrujc ostronie pomidzy dwoma skaami, i wzek potoczy si w gbok, ciemn noc.

Vlad

Nerwy Firkina byy naprone jak stalowe kable, kiedy przemyka wskim wwozem obok picej istoty. Dra na caym ciele. Najmniejszy kolejny wstrzs, choby niewielka dawka strachu, wysaby jego ducha w szaleczy zjazd po zboczu gry paniki prosto w ciemn dolin przeraenia. Mogoby by gorzej, wmawia sobie, prbujc odzyska pewno. Mogaby wci panowa noc. Mogoby wci by ciemno. Co mogoby wci si za mn porusza. Co z dugimi, kocistymi palcami i wielk, zalinion paszcz, rozwart w

oczekiwaniu, godzie i... DO! Skoncentruj si! Poczekaj na chrapnicie. Krok. Chrapnicie. Krok. Krople potu wystpiy na czoo chopca z wysiku zbierania myli. By tak blisko histerii, e niemal czu ciar duszy siedzcej mu okrakiem na ramieniu. Opuci Middin poprzedniej nocy peen odwagi, napompowany adrenalin i obdem. Pierwsze kilka godzin na jedynym szlaku prowadzcym z wioski w d byo w porzdku. Obawia si

gwnie potknicia i skrcenia sobie kostki na niezauwaonym kamieniu. Wraz ze schodzeniem coraz niej, w nieznane rejony, zmysy wyostrzyy mu si na tyle, e zyska wiadomo setek otaczajcych go niewielkich nocnych porusze i dwikw. Wyobrania zacza pata mu figle, zmieniajc niewinne pnie drzew w ohydne gargulce lub okrutne i zowrogie smoki, czajce si w cieniu i ywice mordercze zamiary. Mruy oczy, prbujc widzie wyraniej, ale wszystko pozostawao szare i zamazane. Po kilku godzinach w gstej, ciemnej nocy zda sobie spraw z bliskiej obecnoci jakiego oddechu.

Gbokiego, ochrypego oddechu rozchodzcego si w spokojnym, nocnym powietrzu. By blisko. Zbyt blisko. Firkin nie bez trudu powstrzymywa panik. Zatrzyma si, wstrzyma oddech i nasuchiwa. Puls wali mu w skroniach. Wok panowaa gboka cisza. Jego puca lada moment mogy eksplodowa pod cinieniem. Cisza. Powoli wypuci powietrze, obawiajc si, e pkn nadwerone ebra. Gdy znw usysza tajemniczy oddech, na czoo wystpi mu zimny pot. Znw wstrzyma oddech. Przestao. W jego gowie trwaa gonitwa myli. Niczego nie widzia, niczego nie sysza. Odetchn po raz kolejny, znw usysza ten oddech i... Nagle panika znikna.

Niemal rozemia si gono pod wpywem szczerej ulgi, uwiadomiwszy sobie, e nasuchiwa wasnego, rozlegajcego si w nocnej ciszy oddechu. Podniesiony na duchu wyruszy w dalsz drog. Pomimo ciemnoci szed przez kilka nastpnych godzin, kiedy usysza kroki. Coraz goniejsze. Szed dalej. Kroki staway si goniejsze i goniejsze. - To moje kroki - powiedzia sobie. To moje kroki, ot co. By kategorycznie si o tym przekona, do rozsdnie postanowi przystan i

nasuchiwa. Cisza. Dodajca pewnoci siebie, gboka cisza. Cisza - jeli nie bra pod uwag tupotu zbliajcych si ku niemu krokw. Lodowate igy strachu wbiy si w Firkinowy krgosup, wosy na karku zjeyy w sposb waciwy przeraonym jeozwierzom. Haaliwie zanurkowa w poszycie. Kroki znw stay si goniejsze. To mnie usyszao. Jest midzy drzewami - myla gorczkowo. Kroki byy coraz blisze. Nadchodzi! Leg nieruchomo tam, gdzie wyldowa w krzakach, krzywic si przeraliwie w straszliwej udrce, o trzy miligramy adrenaliny odlegy od zupenej katalepsji. Ba si poruszy,

oddycha. Kroki byy coraz bliej i bliej, wci goniejsze i goniejsze i... przeszy obok. Sucha, a rozbolay go uszy. Wydawao mu si, e ley tak bez ruchu ca wieczno, a w kocu wypuci powietrze wizione w pucach i przeszed w stan zwykego przeraenia. Kroki nie zatrzymay si. By moe to co nie podao za nim, a moe po prostu gdzie si przyczaio. Lea jeszcze przez kilka minut, a stan agodnej paniki ustabilizowa si - wsta wwczas najciszej, jak potrafi. Wysila oczy w ciemnoci, usiujc dojrze najdrobniejszy lad obecnoci

waciciela krokw. Ku wasnemu zadowoleniu niczego nie zauway, wic ruszy dalej, aczkolwiek z pocztku bardzo niechtnie. To wszystko wydarzyo si wiele godzin temu. Zdyo wsta soce, niebo byo czyste, a ptaszki wierkay. Od czasu do czasu cyka jaki wierszcz, a Firkin, dzielny poszukiwacz przygd obarczony chwalebn misj, znw by przeraony. Min zakrt cieki i stan jak wryty. Na poboczu lea may, mocny but, w ktrego rodku prawdopodobnie tkwia maa, mocna stopa. Firkin by pewien, e stopa jest przymocowana do ciaa i z duym prawdopodobiestwem

do drugiej stopy. Ale reszta tego, cokolwiek to byo, leaa ukryta w wysokiej trawie tu obok cieki, a w wieym porannym powietrzu dawao si sysze gone chrapanie. Firkin sucha regularnych chrapni i dokadnie rozwaa swoje kopotliwe pooenie. Rozejrza si wok. W tym miejscu cieka biega wskim, stromym wwozem. Wysokie zbocza i omszae szczeliny umoliwiay wspinaczk tylko najbardziej wprawnym talpinistom. Mg zawrci i szuka obejcia, ale bez mapy i kompasu ryzykowa, e atwo si zgubi i nigdy ju nie odnajdzie cieki. Byo tylko jedno wyjcie. C,

waciwie dwa, ale powrt do Middin, chorej siostrzyczki i mnstwa pyta ze strony prawie na pewno zagniewanych rodzicw nie wydawa si zachwycajc perspektyw. Niechtnie i czujc, jak wzrasta mu poziom adrenaliny, podj decyzj o miniciu picej istoty. Obliczywszy chwil stawiania krokw tak, by przypaday na chrapnicia, mg porusza si bardzo cicho. Chrapnicie. Krok... Krok... Chrapnicie.

Zagryz zby i ruszy naprzd na palcach. Cinienie krwi chopca znw

wzroso, bola go kady misie. Chrapnicie. Krok. Nie mia spojrze na ciao w trawie. Chrapnicie. Krok. Chrapanie zaguszao kady najmniejszy dwik, jaki wydawa, wic posuwa si naprzd niemal bezgonie. Chrapnicie. Krok. Firkin, przemykajc wwozem obok picego stworzenia, by napity i zdenerwowany jak bl gowy w aptece. Dra na caym ciele, wystarczyby jeszcze jeden wstrzs, najmniejszy

przestrach... Nagle niebo eksplodowao kakofoni opoczcych skrzyde i lici - dziki gob wypad spomidzy drzew. Kora nadnerczy chopca pracowaa na najwyszych obrotach. pioch poderwa si gwatownie, zadra zaskoczony, zerwa na rwne nogi i krzykn: - Firk!... Firkin pad zemdlony. Beczka stan prosto, zmieszany, lecz uradowany, e nie sprawdziy si jego najgorsze przypuszczenia. Podszed do

bezwadnego ciaa przyjaciela.

*** Rok 1025 OG mija w grskim krlestwie Cranachanu spokojnie. C, spokj jest pojciem wzgldnym, a ycie w tyranii tak... hmm... tyraskiej jak ta, na ktrej czele sta krl Grimzyn i jego kohorty za, dla kadego dcego do normalnoci spoeczestwa byoby dalekie od normalnoci. Podczas kilku miesicy po tym jak szef Spraw Wewntrznych Fisk przyj przeprosiny od wicekapitana Baraka i bez wahania zaakceptowa jego dymisj,

bogi spokj w Cranachanie zakciy nieliczne poaowania godne incydenty. Czterdziestu trzech drobnych rzezimieszkw zostao skazanych na mier za kilka drobnych przestpstw, takich jak naruszenie nietykalnoci cielesnej, pozbywanie si wciekych zwierzt bez naleytej troski i uwagi oraz miecenie. Krl Grimzyn zainicjowa obejmujc cae krlestwo akcj zwalczania miecenia, wierzc, e czyste ulice zachc bogatych turystw, ktrzy zaoszczdz mu czasu i kopotw zwizanych z koniecznoci przekroczenia granic w celu zagarnicia ich bogactw. Zagarnianie bogactw na gruncie lokalnym jest o wiele atwiejsze.

Co niezwyke, bogaci turyci zdawali si wierzy broszurom informujcym, e Cranachan jest jednym z najbezpieczniejszych krlestw dla przypadkowych goci. Miejscowi mieszkacy zapewniaj wieczorami kolorowe uliczne spektakle, prezentujc ekscytujce pokazy rzucania noami, szermierki i sztuki walki toporem. Nie ma problemw z urzdzaniem weekendowych zabaw pod hasem rozwi zagadk morderstwa istnieje moliwo dostarczenia wasnej ofiary. Na terenie caego krlestwa paci mona gotwk i biuteri. Odwied Cranachan, a nigdy nie zechcesz go opuci.

W zarodku zgnieciono kilka maych powsta, co zaowocowao aresztowaniem i bezzwocznym osadzeniem w wizieniu lub straceniem wszystkich zoczycw i kilku niewinnych przechodniw. W gruncie rzeczy jednak w Cranachanie rozrnienia tego typu nie maj wikszego znaczenia. Gdzie pord tego caego chaosu Patafian dokona bardzo interesujcego odkrycia. ycie caego Cranachanu, Rhyngill oraz szefa Spraw Wewntrznych miao ulec dramatycznej zmianie. Fisk zapuka do wielkich dbowych

drzwi prowadzcych do Izby Handlu i czeka pod czujnym wzrokiem dwch stranikw dziercych halabardy ze swobodnym profesjonalizmem ludzi stworzonych do swojej roboty. Szef Spraw Wewntrznych dra agodnie. Z komnaty dochodzio echo krzykw. Przekn gono, popchn drzwi i wkroczy do rodka. Jego kroki odbijay si echem, gdy kroczy obserwowany przez wszystkich zgromadzonych. Szed lnic marmurow podog, a zatrzyma si i lekko skoni. - Panie, pokorny suga stawia si na wezwanie. - Lizus - mrukn pod nosem Patafian.

- Co to jest!? - wrzasn krl, unoszc w rce tawy element stroju. Fisk rozejrza si nerwowo. Odpowied bya oczywista, pytanie tylko - czy waciwa? Tak czy inaczej, udzieli jej. - Para spodni, wasza krlewska wysoko. Krl skrzywi si, a Fisk poczu wyjtkowo nieswojo. - Tak - rzuci wadca przez zacinite zby. - Jak na razie masz racj. Jednakowo ponowi pytanie: co to jest?

Fisk z niewyran min przestpowa z nogi na nog, przypomniawszy sobie bardzo podobn rozmow sprzed kilku miesicy. Co mu podpowiadao, e tym razem konkluzja bdzie nieco inna. - Hmm, czy wasza wysoko ma na myli z czego jest zrobione? Krl przytakn wadczo, odsaniajc rzd zbw. Fisk przypomnia sobie scen z wasnego dziecistwa. Widzia wtedy olbrzymiego lwa z szeroko rozwartymi, zalinionymi szczkami, o oczach poncych w oczekiwaniu na moment, kiedy odgryzie gow maego ssaka przygniecionego do ziemi wielkimi apami. Teraz, w obliczu krla, zrozumia, co musia czu ten

ssak. - Sdz, o potny krlu zwierz... Cranachanu, e ubranie, ktre spoczywa w twej doni - Fisk dygota w panice wykonane jest ze skrek kilku l-llemingw. - Racja. - Lecz, sire... prosz o wybaczenie mojej oczywistej gupoty, ale czy w bardzo podobny sposb nie zaprezentowaem waszej wysokoci tego ubrania kilka miesicy temu? Eee... nie ebym krytykowa sposb prezentacji, nawet nie przeszo mi to przez myl. W ogle nie chciaem o tym wspomnie, mwic szczerze -

zakoczy sabo i umiechn si szeroko gupawym umiechem, wynikajcym raczej z przejmujcego strachu ni wesooci. - To jest to samo ubranie. - Ach tak, rozumiem! - Nie rozumia. Ale dlaczego wasza wysoko mi je pokazuje? - Dlatego. - Krl sign za siebie i wycign prawie identyczn par spodni. Te jednak byy nieco lepiej wykonane, miay wieki wzmacniajce waniejsze szwy i wyglday na mniej wyblake. Krtko mwic, wyglday, jakby krawiec od czasu stworzenia pierwszej pary mia za sob

przynajmniej rok praktyki. - Och, wasza wysoko ma now par. Jak... eee... mio. Skd pochodz te spodnie? - zapyta Fisk, czujc, e w rzeczywistoci wcale nie chce zna odpowiedzi. - Kupiem je na targu w Rhyngill powiedzia zadowolony z siebie Patafian. - Musz by z zeszego roku odparowa Fisk, wpadajc w zo. Krl kiwn na niego, by podszed bliej, przewrci spodnie na drug stron i wskaza ma metk, wszyt w jeden ze szww. Napis na niej gosi:

Wykonano w Rhyngill. 100% czystej skry lemingw. Zbiory z 1024 OG. Fiskowi opada szczka. - ...? - zacz oniemiay, wpatrujc si w dwie lece przed nim na stole pary spodni. - To by bardzo ruchliwy targ kontynuowa Patafian, dokrcajc Fiskowi rub. - Wybr by duy, wic kupiem jeszcze to, to, kilka sztuk tego, tego, to, jedno z tych, to... tawe przedmioty posypay si ze sporej torby, a utworzyy na stole naprzeciw Fiska wielki stos.

- Zdawa by si mogo - zza stosu dobiega gos Patafiana - e handel lemingowymi skrkami ma si w Rhyngill bardzo dobrze i sdzc po cenach, przynosi bardzo, bardzo due zyski. Fisk opanowa si i przygotowa do przemowy. - Ale... - Sowa zawiody go. Krl waln piciami w st i podnis si gwatownie. Korona zachwiaa si niepewnie na jego gowie. - Tak: ale.... Ale - jak? Ale dlaczego? Ale - co zamierzasz z tym zrobi?

- ... - odpowiedzia Fisk, lecz strach wykrci mu struny gosowe, jak wykrca si mokr szmat. - Odejd i zrb z tym co! - warkn wadca. Fiskowi udao si utrzyma rwnowag podczas skadania dugiego, gbokiego ukonu. Niepewnie zawrci w stron drzwi. W gowie krcio mu si od panicznego strachu i miliona pyta. - Prosz zostawi to mnie - zdoa wykrztusi, mijajc dbowe drzwi. Ja... ja... eee... co wymyl. Krl Grimzyn, ledwo panujc nad

wrzcym gniewem, umiechn si z szyderstwem, ktre zmrozioby cieky azot. Krysztaki czystego przeraenia pomkny krwiobiegiem Fiska, ostatecznie ugadzajc w arktyczne ju i tak serce. Czu, e jest blady i wyczerpany jak wysuszona, pomarszczona skra jakiej zamarznitej jaszczurki. Tak jak powidoki przylegaj do siatkwek wystawionych na jasne wiato, tak do duszy Fiska przywary pewne odczucia. Lodowaty powiew furii krla Grimzyna zmrozi dusz skazaca. Fisk nagle ujrza siebie stojcego u podna wysokich na kilkaset stp lodowych cian, patrzcego

na drce tony lodu, ktre czekaj tylko na okazj, by run na niego i przynie mron niepami. Zamkn oczy i przeraony zadra na caym ciele.

*** - Ju tam jestemy? - Co? - Ju tam jestemy? - Nie!

- Och... Dwaj chopcy przedzierajcy si przez las znw zamilkli. Wok nich wznosiy si najwysze drzewa, jakie dotychczas w yciu widzieli, sprawiajc, e czuli si w gruncie rzeczy bardzo, bardzo malutcy. - Jestem godny! - Co? - Jestem godny i padam ze zmczenia. Bol mnie ramiona, stopy mam gorce, chce mi si pi i... - Zamknij si! - Firkin traci opanowanie. Wci by zy na Beczk za

wystraszenie go w wwozie, Beczka za wci by zdenerwowany, e przyjaciel tak zdenerwowa go w Middin. Biorc pod uwag, e zosta wystraszony niemal na mier, Firkin doszed do siebie stosunkowo szybko, ale w jego oczach goci teraz wyraz napicia i nieufnoci. - Ale... - Cicho bd! Nic na to nie poradz. To nie moja wina, e niczego ze sob nie wzie, jasne? A teraz chodmy dalej. Ju chyba niedaleko. - Jestem godny, kiedy si boj, a poprzedniej nocy byo ciemno i bardzo si baem, i... i... i... jestem godny. No i

tak. - Zamknij si. - To bardzo niemie z twojej strony. - Zamknij si, zamknij si, zamknij si!!! Beczka zrobi gupi min za plecami Firkina i ruszy dalej w las. Robio si pno, ju od wielu godzin szli midzy drzewami. Beczka nie myla, e las moe by taki duy. Nie myla, e do miasta moe by tak daleko. Mwic w skrcie, w ogle nie myla. Co wicej na ich wsplne nieszczcie, Firkin te nie.

Wyruszenie z Middin na krucjat wydawao mu si zeszej nocy tak dobrym pomysem. A moe to bya przedwczorajsza noc? Zdawao si to tak daleko i tak dawno temu.

*** Pnym popoudniem i wczesnym wieczorem rolinno wok nich zmienia si z gstego lasu sosnowego w las rzadszy i bardziej rnorodny, peen zaroli krzewicych si midzy olbrzymimi, wiekowymi dbami i jesionami. cieka stawaa si coraz bardziej nierwna i sprawiaa teraz wraenie zaniedbanej, a miejscami

kompletnie zapuszczonej. wiato blado, zmieniajc ziele w brunatne szaroci. Firkin zacz mie problemy z patrzeniem, gdzie stawia nogi. Potkn si na przecinajcych ciek korzeniach i run w kau. ciemnio si i wkrtce mg jedynie wyta wzrok przez zmruone powieki. - W porzdku - rzek ostatecznie. - Ju czas zapali latarnie. - To dobrze - podchwyci Beczka. Golenie mam obite do koci. - Wic si popiesz. Nic nie widz. - Co?

- No ju, wycignij latarnie, wiesz, co masz robi. - Ja? - Tak. - Eee... tego... - Beczka wzi gboki oddech. Wok szybko narastaa ciemno. - Nie mam ich. Ty masz? - O rany - jkn zawiedziony Firkin, zorientowawszy si, e s pozbawieni lamp. - O rany, rany - powtarza, gdy ostatni foton dnia mrugn na niego zza drzewa i popieszy do domu pooy si spa. Chopiec gwatownie wyty wzrok. Nadaremno - ciemno zapada ju wok nich na czas kolejnej dugiej

nocy i Firkin widzia mniej wicej tyle, co wgorz w puszce czarnej, matowej farby. W pudeku i pod przykryciem.

*** W chatce, na polanie pord tego samego wielkiego lasu, pewien kocisty osobnik czu si bardzo, bardzo podle. Bez przesady mona powiedzie, e by wrcz ogupiay z nudw. Wyglda zza talii kart rozrzuconej przed nim na stole, obserwujc zardzewiay ruszt majaczcy w przeciwnym rogu pokoju. Ruszt by w opakanym stanie. Lata, by moe cae dziesiciolecia miny, odkd ostatni raz poczerniao odlewane elazo, i kiedy

prawdopodobnie po raz ostatni co na nim upieczono. Nie bya to do koca prawda. Na szczycie rusztu wci przyrzdzano potrawy, ale bez wykorzystania wgla czy te samego rusztu. Mieszkaniec chatki uywa obecnie samowystarczalnych pojemnikw z wrzcym tuszczem i robicej ping! maszynki ze szklanymi drzwiczkami. Kiedy zebra karty, by postawi kolejnego pasjansa przy nikym wietle wieczki, spomidzy dwch szpiczastych kw wymkno si cikie westchnienie. Ssspokj, ssspokj - myla. - Mam do. Przydaaby mi sssi eine kleine

partyjka w... w... cokolfiek, byle to byy karty. Kilka minut pniej, po kolejnej porace, wsta, dowlk si do ciany i pstrykn pstryczek.

*** - O rany, rany - wci szepta Firkin, bardzo zagubiony i przeraliwie godny. Sysza, jak co porusza si w poszyciu i usilnie prbowa nie zwraca na to uwagi. Wci ywe byo wspomnienie poprzedniej nocy. Uchyli si gwatownie, gdy para skrzastych skrzyde zafurkotaa nad jego gow i

znika w nieprzeniknionej ciemnoci. Sowa hukna, zdecydowanie zbyt gono i zbyt blisko. Jego zmysy wyostrzyy si, a wyobrania wyolbrzymiaa wszystkie dwiki wyowione przez uszy z mroku. Szum skrzydeek najdrobniejszych owadw stawa si szwadronem ziejcych ogniem smokw, ktre pustoszyy piekielnym ogniem poacie gruntu, dobiegajcy za z dugich traw szmer krztajcych si ryjwek - gosem zbliajcej si bandy oszalaych z godu hien, pragncych erowa na krwi. Jego krwi. Chopiec wpatrywa si w gst ciemno szeroko otwartymi oczami. - Widzisz tam co? - zapyta Beczka.

- Gdzie? - Tam. - Nie widz, na co pokazujesz. - TAM. - Gdzie? Beczka powymachiwa rkami w ciemnoci, natrafiajc w kocu na do Firkina, ktrej uy, by co wskaza. - Tam... widzisz? - Co? - Nie wydaje ci si, e tam jest troch

janiej? Firkin wybausza oczy w optyczn prni. - Hmm, moesz mie racj! - Tam jest janiej, prawda? - ...by moe. - Co to takiego? - Nie mam pojcia. wiata, jak sdz. Chodmy i zobaczmy. - Powinnimy? - z powtpiewaniem dopytywa si Beczka.

- Czemu nie? - Eee... a czemu tak? - Poniewa nie mam zamiaru znowu zosta w ciemnociach, zwaszcza jeeli tam kto ma wiato - odpar Firkin, wskazujc w do nieokrelonym kierunku. - No chod. Chopiec ruszy przed siebie ostronie, uwanie stawiajc kady krok. Nie mg mie pewnoci, na czym stanie lub w co wdepnie. Niewidzialne konary smagay ich i czepiay si ubra. Ciasne wzy spltanych gazi blokoway drog, powodujc, e wpadali na siebie.

Czarny bluszcz opltywa im kostki. Szli wolno, lecz w kocu spoceni i zdyszani stanli przy skraju polanki. To na niej znajdowao si rdo wiata. Gdy wychodzili z ciemnoci, serca zabiy im mocniej z wysiku i strachu. Zaskoczenie byo zupene. Stanli jak wryci, w szczerym zdumieniu rozdziawiwszy usta, mrugajc od olepiajcego wiata, na zmian czerwonego i biaego. - Czy... czy... czy ty widzisz to samo co ja? - wyszepta sparaliowany Firkin. - Eee... a co ty widzisz?

- Co... czego... nie powinno... tu by. - Tak. - Beczce opada szczka. Czerwone, potem biae. - Co, o czym mylaem, e jest bajk. - Ehm. - Och... Stali, obserwujc mienic si kolorami polank. Ostre, czarne cienie cofny si od ich kostek i umkny z powrotem do lasu. Polanka bysna na czerwono, potem biao. - Chyba zwariowaem.

- Ja te.

*** - Tato, znowu dzwoni. - Co? A, w porzdku - odpar zza chmury mki energicznie wakujcy ciasto Val Jambon. - Lepiej si zdenerwowany. popiesz. Bdzie

- Tak, wiem. Przynie mi te buki, dobrze? Te fajne, lepkie? spytaa

dziewczynka, dubic w bukach dla zabawy. - Tak... skarbeku. ajajaj!, nie rb tego,

- Ta jest do niczego. Ma w rodku dziur. Mog j zatrzyma? Umiechna si szeroko do taty, przechylia gwk na bok i dla uzyskania penego efektu zbliya do siebie nawzajem due palce u ng. - Tak, tak, Cukinio, niegrzeczna dziewczynko. A teraz po te dwie na talerzu. - Si robi! - odpara zza tego, co zostao jeszcze z wielkiej i

niewiarygodnie lepkiej buki. Taca bya rycho gotowa, dwie lepkie buki, szklanka soku pomaraczowego i dwa specjalne herbatniki czekoladowe. Kucharz podnis j, ruszy do drzwi i rozpocz dug podr w gr schodw. W kocu, po miniciu kilku ppiter, wietrznych klatek schodowych i setek jardw pustych korytarzy, dotar na miejsce. Zapuka elegancko do drzwi, otworzy je i wkroczy do komnaty. Po tych wszystkich pospnych i pustych korytarzach na zewntrz widok jasnych kolorw tego pomieszczenia zawsze stanowi dla niego swego

rodzaju wstrzs. No i ten dywan! Nigdzie indziej nie byo dywanu, takiego miego, gbokiego, wygodnego, czerwonego dywanu pokrytego tuzinem wielkich, puchatych poduch. Postawi tac z kolacj na maym stoliku na rodku komnaty i rozejrza si dookoa. Wszdzie walao si mnstwo papierowych ptaszkw, w rogu leay rozrzucone pcheki, staa gra planszowa, sodziutki pingwin, przynajmniej p tuzina ksiek oraz osadzony wysoko na jednej z poduszek may, kudaty mi. Sowo ukochany jest dobrym punktem startowym do opisu tego niedwiadka. Dawno, dawno temu by cay pokryty futrem, lecz spora jego cz stara si przez lata przytulania oraz innych, nie

tak agodnych form okazywania uczu. Na nosie nie zostao mu duo kudw, a niektre szwy niepokojco si przetary. By jednak pogodnym misiem. Mia szczcie. Na miejscu pozostao mu oboje oczu i uszu. Ot co. Kucharz zawrci, zamkn drzwi i wykonawszy zadanie, zszed po schodach. May, ysiejcy mi siedzia na szczycie stosu poduszek, czekajc, a kto zechce si nim pobawi.

***

Beczk pieko ucho. Co zadziwiajce, bardzo si z tego cieszy. wieci na czerwono i biao na polance. Pulsujca wciekym blem maowina uszna zazwyczaj nie sprawiaa mu radoci. Nie nalea do tych, ktrzy czerpali z tego przyjemno. Ale teraz, w tym momencie, na polance w rodku wielkiego lasu, wiele mil od domu, niewiele rzeczy mogo sprawi mu wiksz przyjemno - moe z wyjtkiem duej porcji parujcego gulaszu, gorcej kpieli, wieo zasanego ka, kilku naprawd dobrych ksiek z bajkami, dzbanka herbaty i p tuzina rnego rodzaju pasztecikw. No i nieprzebywania tutaj,

na polance w rodku wielkiego lasu, wiele mil od domu, z bolcym uchem. Piekce ucho dodawao mu pewnoci siebie. Udowadniao, e: a) By ywy. b) Firkin te. c) Niektre czci jego mzgu wci dziaay (stosunkowo) normalnie. d) Nadal obowizywao przyczynowoci. prawo

e) Mg w gruncie rzeczy wcale nie cierpie na nawracajce halucynacje, tak wic

f) co bardzo, bardzo dziwnego naprawd znajdowao si, bezsprzecznie, naprzeciw nich, po drugiej stronie polanki. - Firkin - szepn Beczka. - Co ja waciwie zrobiem? - Uszczypne mnie - zabrzmiaa beznamitna odpowied. Jak na razie w porzdku, pomyla Beczka. - A co ty wtedy zrobie? - Walnem ci - odpar Firkin, patrzc na wprost. - Zdaje si, e w ucho.

Beczka by teraz zadowolony. Dwukrotnie przelecia w pamici punkty od a) do e), wzi gboki oddech i bysn na czerwono, potem biao. Pomyla, e najwyszy czas sprawdzi f). Mia nadziej, e si myli. - Firkin - wyszepta. - H? - nadesza odpowied ze strony wieccego na czerwono, potem na biao nieobecnego duchem Firkina. - Co widzisz? Na tej polance. To znaczy co dokadnie, widzisz? - Eee... tam? - Firkin zdawa si zmaga ze sob.

- Tak. Czerwone, potem biae. - Na drugim kocu polanki? Beczka wiedzia, e jego przyjaciel rwnie j widzi. - Tak... ta maa chata. W porzdku, doszed do wniosku Beczka. Czas na kopotliwe pytanie. - Firkin, zastanw si dokadnie, zanim odpowiesz. Czy ewentualnie dostrzegasz co choby odrobin dziwnego w zwizku z t chatk?

Drugi chopiec nie musia dugo zastanawia si nad odpowiedzi, rzucio mu si to w oczy, gdy tylko wkroczyli na polank. - C, zazwyczaj nie spotyka si chatek z oknami zrobionymi z... z... Sowa uwizy mu w gardle. Sta, przestpujc z nogi na nog niczym iga po zarysowanej pycie. Beczka dokoczy za niego szeptem: - ...cukru. - Tak. - ...i drzwiami z marcepanu...

- Ta... - ...i lukrowanym dachem... - T... - ...oraz cianami z piernika. Na twarzy Firkina pojawi si dziwny grymas. Bysn na czerwono, potem na biao. - Te to widzisz - powiedzia. - Cha, cha, cha - co za ulga! Cha, mylaem, e... cha... wariuj... Kompletnie, kompletnie wariuj. To znaczy, co za myl, eby ciany byy zrobione z... pier... pier... pier... to mieszne... To znaczy, co na przykad, jeli pada

deszcz?... Cha... cha...To jest nieprawda... bajeczki... fantazje... zupenie nieprawdziwe, to... Odwrci si i pierwszy raz, odkd weszli na polan, spojrza Beczce prosto w oczy. Jego przyjaciel by miertelnie powany. Jednoczenie zawiecili na czerwono, potem biao. - Powiedz mi, e nie jest prawdziwa. Oczy Firkina miay bagalny wyraz. Potrzsn ramionami Beczki. Beczka nie by pewien. Jego przyjaciel dopiero co potwierdzi, e widzi to samo, ale wci co nie dawao mu spokoju. Co zdecydowanie nie w

porzdku. Czerwone, potem biae. Beczka mia sabe, a jednak istotne przeczucie, e chatka ta nie bya tak sobie, ot, normaln, przecitn, niedawno odnowion, wart bliszego zainteresowania piernikow rezydencj, jednake powody tych podejrze chwilowo mu umykay. - Powiedz mi, e nie jest prawdziwa powtrzy Firkin. - Nie moe by. To tylko jedna z tych rzeczy, o ktrych opowiada nam Franek. Jedna z gupawych bajek... Czerwone, potem biae.

Beczka przywoa w pamici obraz wykreowany dla nich przez Francka. Nagle co zaskoczyo. - Firkin, zastanw si dobrze, zanim odpowiesz. Czy przypominasz sobie, eby w historiach opowiadanych nam przez Francka pojawia si, choby przelotnie, ten wielki czerwony neon migajcy nad drzwiami? - Eee...Ten z napisem JEDZ U VLADA? - Tak. - C, teraz wspomniae... kiedy o tym

- ...I znak PYTAJ O PROMOCJE? - ...noo... - ...i WPADNIJ NA JEDZENIE TWOJEGO YCIA? - Mwic szczerze, nie. Wska struka aromatycznego zapachu opucia chatk i poszybowaa przez polank. Zdawaa si wiedzie, dokd poda. Sprytna wo. Czerwone, potem biae. - Dziwne, nie? - cign Beczka. Przegapi takie szczegy - to niepodobne do Francka. Wydaje si, e

powinien o tym wspomnie, w kocu wie, jak bardzo lubi jedzenie. Wcign nosem powietrze. Aromatyczne palce wtargny do nozdrzy i jy pieci jego zmys powonienia. Beczka bezwiednie zrobi dwa kroki naprzd, pierwszy czerwony, a drugi - biay. - Jak cudownie pachnie... Jego brzuch zaburcza przytakujco. Aromatyczne palce tymczasem signy i chwyciy Firkina. On take bezwolnie ruszy naprzd. - ...a ja umieram z godu.

- W odlegoci wielu mil nie ma pewnie niczego innego... Brzuch Firkin zaburcza, podkrelajc prawdziwo ich sw. - ...torba jest pusta... - ...i drogi... przeszlimy dzisiaj kawa

W zamroczeniu przecili polan, zapominajc o podejrzeniach i byskajc miarowo na czerwono i biao. Przed nimi, cicho, otwary si drzwi osadzone na dobrze naoliwionych zawiasach.

- ...naprawd przydaby nam si odpoczynek... - ...i co do zjedzenia... - ...prosz przodem. - Firkin skoni si nisko tu przy drzwiach. - Ale dzikuj! Przeszli nad ozdobion sowem Wilkommen wycieraczk i wkroczyli do niemal zupenie opuszczonej chaupy.

*** W kwaterze szefa cranachaskich

Spraw Wewntrznych panowa straszliwy baagan. W cigu kilku dni, ktre miny od spotkania z krlem Grimzynem, przez jego biurko przewalio si mnstwo roboty. Fisk pracowa jak czowiek pewny, e jutra nie bdzie, i gdyby szybko nie znalaz rozwizania, rzeczywicie mgby mie racj - jedno rozkazujce warknicie krla i rok 1025 OG staby si ostatnim rokiem Fiska. Problem lemingw wymkn si spod kontroli, a on musia szybko znale wyjcie z sytuacji. Potrzebowa szybkiego rozwizania albo paszportu do jakiej odlegej krainy. W tej chwili wpatrywa si w znajdujcy si przed nim baagan.

Mapa wschodniej granicy Cranachanu ustawiona bya na samym czubku stosu aktw wasnoci, uzgodnie importowych i wewntrznych dokumentw precyzyjnie wyznaczajcych lini graniczn. Wygld gabinetu sugerowa niewielk eksplozj nuklearn w biurze niezwykle zajtego radcy prawnego, specjalisty w zakresie granic. Fisk przez potne szko powikszajce zlustrowa kady cal kadej z map przedstawiajcych granic i nigdzie nie zauway, by nie pokrywaa si z lini krawdzi klifu. Zmieniwszy taktyk, przewertowa setki dokumentw prawnych, starajc si znale podstaw

do podwaenia wanoci ustale granicznych. Na nic. Podog pokryway strzpy porwanego w przypywie frustracji pergaminu. Z kadego punktu widzenia, a rozpatrywa ich wiele, dochodzi do wniosku, e gdy lemingi raz przekroczyy granic z Rhyngill, nie istniaa dla Cranachanu legalna podstawa do dochodzenia swoich praw wasnoci, a co dopiero domagania si ich zwrotu. O dziwo, pomimo kamiennego serca i chciwej natury, Fisk lubi, by wszystko odbywao si legalnie. Niekoniecznie cakiem legalnie, ale z na tyle ograniczon doz nielegalnoci, by mg postpowa

wedug wasnego uznania, przysparzajc sobie kopotu.

nie

Z tego gwnie powodu, jak rwnie ze wzgldu na zwizane z nim ryzyko i wydatki, nie zaakceptowa pomysu (E. Hekatomba, dodajmy), by raz do roku najeda Rhyngill i zagarnia skrki lemingw en masse. Ju nie biorc innych rzeczy pod uwag, takie rozwizanie oznaczao cik, niewymagajc wielkiej finezji prac. Nie, powtarza sobie Fisk, musi istnie lepsze wyjcie z tej sytuacji. W gecie frustracji jego odziana w czarn rkawic do zmia i cisna kolejn kulk pergaminu w pustk, za krawd stou. Obserwowa, jak kulka

leci po uku, wirujc z gracj, by znikn za sztucznym horyzontem biurka. Wsta i obrzuci wzrokiem kosz na papiery. By pusty, wszystkie kule chybiy celu. Mruczc pod nosem, przesun st o kilka stp, usiad i wystrzeli kolejn salw tawych pergaminowych kul. Wsta, eby oceni swoj celno, i umiechn ze znudzeniem, stwierdziwszy, e pi z omiu pociskw dotaro do celu, trzy pozostae za leay w przyzwoicie niewielkiej odlegoci. Usiad ponownie i zadumany odda si ssaniu kocwki pira. Nagle ni z tego, ni z owego wycign rk, schwyci wiey kawaek

pergaminu, zmi w niewielk kulk i cisn ladem pozostaych. Nastpnie zerwa si z miejsca i spojrza za kraj stou. W sam rodek! Wyda okrzyk radoci i wybieg z gabinetu, w szaleczym popiechu przewracajc za sob krzeso. Udao si! Rozwiza problem.

*** Powiadaj, e droga do serca mczyzny wiedzie przez jego odek. C, droga do serca mczyzny bez wtpienia wiedzie przez nos. Zapytajcie laryngologa.

W przypadku Firkina i Beczki prawda ta potwierdzaa si bez zastrzee. Schwytani przez tajemniczo uwodzcy zapach, wydobywajcy si z chatki, podyli za jego przyprawiajcym o drenie nozdrzy ladem jak pszczoy do miodu. Gdy dwaj chopcy zasiedli na czerwonych, cukrowych fotelach, pewnie przytwierdzonych do lukrowej podogi, ich brzuchy zaburczay sejsmicznie, usiujc zwrci na siebie czyj uwag. Iluzja domowej zacisznoci pozostaa, wraz z kilkoma gazkami i dziwnymi wietlikami, zdecydowanie za progiem. Wntrze mogo rwnie dobrze by z innej planety. Chopcy nigdy czego

takiego nie widzieli, ale, o dziwo, czuli si tu swobodnie* [przyp.: Od lat wiadomo, e gdy zostawi si dzieciom wolny wybr, zjedz najtustsze, najbardziej tuczce dostpne wyroby garmaeryjne, popijajc je litrami psujcych zby wysokosodzonych napojw. Oprcz tego, majc wolny wybr rodowiska oddawania owym zwyczajom ywieniowym, niewtpliwie skieruj si do miejsca najbardziej jaskrawo i bez gustu urzdzonego, jakie tylko znajdzie si w okolicy. Psychologowie od dawna spekuluj na temat powodu tych zachowa. Najbardziej prawdopodobna teoria brzmi: rodowisko to jest uzewntrznieniem pragnienia powrotu

do rodowiska i sposobu ycia zakorzenionego gboko w podwiadomoci pamici zbiorowej. Inni sdz, e to dlatego, i dzieci s za mode, eby chodzi do pubw.]. Wntrze chaupki urzdzone byo w jaskrawych, przycigajcych wzrok kolorach, dobranych idealnie do gustu starannie zaplanowanego przekroju klienteli. Na pomalowanych na purpurowo piernikowych cianach wisiay lnice wizerunki hamburgerw, cheeseburgerw i potraw z grilla, przebywajcych w towarzystwie kartonowych pojemnikw z anemicznymi frytkami. Wykonane z toffi belki podtrzymyway drodowy sufit,

reflektory z waty cukrowej poczone byy anykowymi kablami, fontanna sorbetu spywaa dyskretnie w drugim kocu chaty, a w akwarium pod lad pywaa rybka z galaretki. Chopcy wpatrywali si intensywnie w wypisany na andrucie jadospis. Beczka macha nogami. - Ooch... z serem! - Wymachiwa zacinitymi pistkami koo uszu i mia si do rozpuku. Zadziwia ich wszechstronno menu. Nie mogli si zdecydowa. - ...i sosem pomidorowym... Firkin rozejrza si.

- Ciekawe, gdzie jest kelner? - ...och, lody... - Nikogo nie widz. - ...czekoladowe cigutki... Firkin zlustrowa wzrokiem kilka identycznych cukrowych stow z czerwonymi, cukrowymi krzesami. Byy ustawione w doskonaym porzdku i zaopatrzone w komplety sztucw, przyprawy, sos pomidorowy i czekoladowy, cukier w kostkach... sowem, we wszystko, co potrzebne do solidnego posiku. Brakowao tylko ludzi.

Powrci wzrokiem do menu i zacz zastanawia si nad decyzj. Wybr by mczcy. - Guten Abend, panoffie. Firkin i Beczka podskoczyli jak oparzeni. - Fittam w meine ressstauracji. - C... Co... Kto? - Jessstem wacicielem tej kneipe, Herr Vlad Langschwein, do usug. Wypowiadajc te sowa, przybysz zoy gboki ukon. Wyprostowawszy si, pozosta przy stoliku, roztaczajc

wok siebie aur wyczekiwania doprawion spor doz podniecenia. By niezbyt wysokim, lekko przygarbionym osobnikiem. Mia na sobie czarny garnitur, bia koszul ze stjk i fatalnie zawizan much, bezceremonialnie osadzon na pomarszczonej szyi. Przez lewe rami przerzuci poplamiony rcznik, dopeniajcy wizerunku obszarpanej sualczoci idealnego, pod warunkiem, oczywicie, e nie wemie si pod uwag lekko sinobladego odcienia jego skry. Zbliy si nieznacznie do Firkina i wbi w niego spojrzenie bladych, wodnistych oczu.

- Tschym mog ssssuy? - sykn. Sssugeruj sssmaczn sssurwk z ssselera i sssardynek. Ssss Ssss Ssssss. - Poruszy ramionami, chichoczc z mao zrozumiaego artu. - A, hmm, hmm... jesz... jeszcze si nie zdecydowalimy - odpar Firkin, pocierajc kark, w ktrym uczu nagle dziwne mrowienie. - Tschy wyborze? mog dopomtzzzz w

- Co by pan poleci, panie Langschwein? - zapyta przymilnie Beczka. Wizja zacnej wyerki podniosa go na duchu.

- Alessssz prosssz, mwcie mi Vlad. To znatschnie milsssze! - Gospodarz umiechn si ponuro. Firkin przyapa si na rozmylaniu o nitej rybie. - Dzissssiejszy ssspecja jessst wyjtkoffo sssmaczny unt bartzo polecany - sycza dalej Vlad, zacierajc rce. - Och, a c to takiego? - dopytywa si zaliniony Beczka. Zgarbiona posta pochylia si i wskazaa na menu dugim, szarym paznokciem palca wskazujcego.

- Czy jest tego duo? Ja i Firkin szlimy cay dzie i jestemy zmczeni, i umieram z godu. - F sssam razzz, eby zassspokoi mj... eee... passsskie potrzeby, ssssir! - Czy wanie to tak pachniao, kiedy wchodzilimy? Bezzzsssprzetschnie! Gdy gospodarz wypowiada to sowo, nieznacznie drgn mu kcik ust. - Och, w taki razie poprosz. A ty, Firkin? - Hmm... co? A, tak - odpar Firkin, podnoszc wzrok znad menu.

- Ffszyssstko w porztku, sssir? - Tak, tak w porzdku... jestem troch zmczony, to wszystko - skama chopiec. - Tfa przysssmaki zzza chfiletschk rzuci Vlad i skoniwszy si lekko, znikn bezgonie w kuchni, zostawiajc chopcw samych. - Ma strasznie dziwny akcent, ale wydaje si miy - powiedzia gono Beczka, starajc si zaguszy burczenie brzucha. - Nie jestem pewien. Z nim jest co nie w porzdku, lecz nie wiem co.

- Porusza si z gracj jak na takiego staruszka. Nie syszaem, jak wychodzi. Ani jak wchodzi. - Czemu mwisz, e jest stary? - C, jest ysy i ma tylko dwa zby... po prostu uznaem... - Tak, te to zauwayem. A co sdzisz o sposobie, w jaki... - Oto i wasssze posssiki, panoffie. Vlad by ju z powrotem z dwoma parujcymi talerzami. Ustawi je na stole, z kieszonki marynarki wydoby sztuce i serwetki, yczy ssssmatschnego i tyle go widziano.

Beczka porwa swoje sztuce i j paaszowa bez opamitania. Firkin wpatrywa si w wybr frytek, fasoli i panierowane kulki, na ktre patrzy z nadziej, e zawieraj kurczaka. Wygldao to niele. Niele te pachniao. Brzuch Firkina zabulgota rozpaczliwie. - Nie jeste godny? - wydobyo si z penych fasolki ust Beczki. - Chc, eby troch ostygo... ale co to w ogle jest? - Nie wiem. Niewtpliwie ma co wsplnego z kurczakiem. Firkin umiera z godu. W brzuchu

wci mu burczao. Z tym miejscem co byo nie w porzdku, ale nie wiedzia co. Sdzi jednake, e nie ma to nic wsplnego z kotlecikami z kurczaka. Jego widelec niezdecydowanie. zachwia si

Mia nadziej, e nie ma to nic wsplnego z kotlecikami z kurczaka. odek wygra. Firkin apczywie rzuci si na jedzenie.

*** Najbardziej uderzajce w kuchni

lokalu U Vlada byo to, e nie bya kuchni. By moe kiedy ni bya i moe nawet jeszcze kiedy bdzie, ale w tej chwili, kiedy tu obok Firkin i Beczka zapychali si po dziurki w nosie, penia zdecydowanie odmienn funkcj. Stanowia fabryk szybkiego arcia. Miejsce podgrzewania go, rzucania na talerze i ciskania na tyle stow, przed tyle osb, ile tylko mona. Kilka minut wczeniej wlizgn si tu Vlad, wyj dwie porcje kurczaka z frytkami z gbokiego naczynia z tuszczem, bezceremonialnie wetkn do urzdzenia na szczycie rusztu, poczeka, a dziwo ze szklan szybk zrobi ping!, dorzuci na oba talerze po porcji gorcej

fasolki i pogna restauracji.

z powrotem do

Siedzia teraz, obserwujc dwch chopcw przez malekie dziurki w jednym z obrazw. W oczekiwaniu na nadchodzce wydarzenia obliza blade, poszarzae wargi. - Ach, jacy sssodcy chopcy! szepta do siebie - I jakie maj zzzdrowe appetiten! Obserwowa, jak Firkin przeyka ostatni ks, po czym wsta i migiem wrci na sal.

*** Firkin odoy widelec i otar usta. Musia przyzna, e byo dobre. Wreszcie si najad. Nasssze usssugi wasss zzzadowalaj? - wysycza Vlad, po raz kolejny podrywajc go z miejsca. - Byo wietne! - entuzjazmowa si Beczka. - Moemy teraz dosta troch budyniu? - Ssssir ma eine sssstrasssszliwy appetit. To wssspaniale. Taki appetit ozzznacza sssmaczne... eee... zzzdrowe ciao!

Obliza wargi. Firkin znw potar si po konierzu. - Eee... zostao mi niewiele miejsca. - Pozzzwol sssobie zaproponowa plasssterek Sssschwarzwald Kuchen. Albo sssorbet cytrynowy. A moe La Mort au Chocolat. - Nie, dzikuj. Jestem peny odpowiedzia Firkin. - Oooch tak, ja poprosz! - A tschymm pana naffascheroffa? zapyta Beczk, chichoczc pod nosem. - Tym pierwszym - strzeli Beczka,

nie majc bladego pojcia, midzy czym wybiera. - Bardzo dobrze, sssir, chociasch Tschekoladowy Zzzgon jessst najpopularniejsssszy. Sssss sss sss! - I po raz kolejny znikn szybko i cicho, unoszc ze sob talerze. - Beczka, nie wiem dlaczego, ale to miejsce mi si nie podoba. Przy starym Vladzie przechodz mnie ciarki. Nigdy nie dojdziemy do zamku, jeli si std nie ruszymy. Powinnimy odej std, gdy tylko... - Passski dessser, ssssir! - krzykn Vlad, podsuwajc Beczce talerz pod nos i podejrzliwie spogldajc na Firkina.

- Tego... nie, powoli... auuu!

dzikuj,

musimy

Firkin kopn Beczk pod stoem i pokaza, eby zachowa cisz. - ...je. Powoli je. To mia na myli. Niech przetrawi to, co zjad wczeniej, zanim... eee... zanim... - ...zjem deser - z dum dokoczy Beczka. Firkin umiechn si gupawo. - Ffposztku. Nie pieszcie sssi. Nigdy nie poganiam possssikw... eee... klientw - Vlad poprawi si bardzo szybko. - Ssssiedcie, ile chcecie.

Kaffe? Firkin przytakn w odpowiedzi, gwnie eby zapewni sobie chwil wytchnienia. Beczka zaj si trudnym i pracochonnym zadaniem wchonicia olbrzymiego kawaka ciasta, Vlad za pomkn po kaw. - Beczka, zostaw to, musimy si std wydosta. - Popatrz na t czekolad...! - Musimy ju i, nie podoba mi si tu. - ...o, ma w rodku czarne wisienki!

- O rany, zapomnij o ciastku! - Firkin szarpn Beczk za rami. - Oooch, jest cudowne! - Chod... no, chod... och. - Passska kaffe, prossssz. - Vlad przynis dwie filianki parujcej kawy i ponownie znikn. Firkin z powrotem usiad spokojnie. Nie mg uwierzy, e Beczka jest taki ciemny. Zosta i dokoczy deser! Czy on nie rozumie? Vlad Langschwein jest kim wicej, ni mogoby si wydawa na pierwszy rzut oka. Odruchowo sign i oprni

filiank. Beczka wyszczerzy si jak idiota i szaleczo wymachujc rkami, usiowa wskaza co w powietrzu. Po chwili wybuchn histerycznym miechem. Vlad umiechn si za obrazem jak nita ryba. Ky bysny, kiedy oblizywa swe zimne, szare wargi. Beczka pozielenia. - Skd si wzi ten albatros? - Firkin czu si wyluzowany. - Dlaczego mam sonia na nosie? - zastanawia si. - Kto wsadzi moje palce u ng do uszu Beczki?

Wok wszystko zaczo wirowa, i... - O, cze, dywan... kocham ci, dywan... bagam, nie uciekaj przede mn! Firkin zbyt pno zorientowa si, e w kawie byo co wicej ni kawa, mleko i cukier. Kolory wok wygasy. Wszystko stao si czarno-biae. Potem ju tylko czarne.

***

Rosch Mhtonnay sta na niewielkim wzniesieniu, przepatrujc wschodni granic Cranachanu i jednoczenie zwracajc si do stojcych przed nim czekajcych setek ludzi odzianych w grube, te paszcze. Wikszo dzierya kilofy, cz kliny lub wielkie moty. Na gowach wszyscy mieli te kaski. Za nimi sta rzd wielkich, pustych metalowych pojemnikw, pomalowanych na ten sam ty kolor. Tak prezentowa si zesp majcy wprowadzi w ycie najwikszy projekt inynieryjny roku 1025 OG. - W porzdku, panowie - zakrzykn Rosch, kiedy rozespane soce jo wspina si na nieboskon. - Wszyscy

wiecie, dlaczego tu jestemy i co mamy do zrobienia. Linia, ktr widzicie przed sob, to nasz cel. Nie mamy zbyt wiele czasu, wic chc widzie pot, krew i zy. Powodzenia! Kiedy wycign z kieszeni sfatygowany gwizdek, jego ludzie unieli narzdzia i skupili wzrok na prostej linii biegncej rwnolegle do urwiska. Wszyscy syszeli ju przedtem motywacyjne przemowy Roscha Mhtonnaya. Uwaa on za swj obowizek zwrci si do swoich ludzi przed rozpoczciem realizacji projektu inynieryjnego, zwaszcza tak wanego jak ten, najwikszy w tym roku. Rosch wcign gboko powietrze, przytkn

gwizdek do ust i dmuchn. Pierwsze uderzenie setek dzieronych wprawnie kilofw rozdaro porann cisz. Roscha rozpieraa rado, by ze swoich ludzi niezmiernie dumny. Zwaszcza tego dnia. Dowodzi trzystu czternastoma robotnikami wykonujcymi zadanie wagi pastwowej. Wrci mylami do chwili sprzed tygodnia, kiedy wysoki, szczupy, odziany w czer mczyzna wpad do jego biura. Rosch odczu wtedy dojmujcy strach, rozpoznajc w gociu szefa Spraw Wewntrznych. cign cikie buciory ze stou i wsta, dokadnie w chwili gdy Fisk, przemierzywszy nag podog, schwyci krzeso i rozsiad si na nim. Go z

niesmakiem przesun wzrokiem po rozrzuconych na biurku inyniera pergaminach, katalogach i poplamionych na brzowo zimn herbat kubkach. - Eee... tego... Witam, sir - wybekota Rosch. - Wpad pan po raport o postpach Planu Ustepowiania? Jest tutaj, wanie go koczyem i miaem zamiar dostarczy, tego, osobicie, tego... - To akurat oczko w gowie Patafiana. Postpy tego projektu mnie nie interesuj. Interesuj mnie ludzie. Potrzebuj ich. - Sir? Nic mi o tym nie wiadomo. Mylaem, e to pode plotki. Ma pan na

myli kogo konkretnego? Jestem pewny, e bd zaszczyceni paskim, tego, zainteresowaniem. - Co? Nie, potrzebuj ich wszystkich. Naraz? Brwi inyniera powdroway w gr na masywnym czole. - Oczywicie. S przecie zespoem, czy nie? - C, wiem, e niektrych widuje si zawsze razem, ale nie sdz... Fisk z niesmakiem obrzuci wzrokiem liczne kalendarze pokrywajce cian za inynierem, ktry cierpia na nadwag.

Obrazki na byszczcych pergaminach przedstawiay wyuzdane, roznegliowane kobiety, przysonite w zasadzie wycznie geodezyjnym sprztem, z ktrym pozoway. Szczeglnie zafascynowaa go dziewczyna z poziomnic. - Co ty bekoczesz?! Chcesz t robot czy nie? - Robot? Robot. Tak. Mylaem, e... no...

renice Roscha rozszerzyy si, kiedy Fisk rozwin map wschodniej granicy Cranachanu, a nastpnie wrczy mu zezwolenie z podpisem samego krla Grimzyna. Poszerzyy si jeszcze

bardziej, gdy wysucha szczegowych planw projektu. - ...i musi to by ukoczone w przecigu dwch miesicy. Dacie rad? - zakoczy Fisk. - Ba! To sporo pracy. Nie da si bez wikszej liczby ludzi. - Powtarzam: dacie rad? - Musiabym przenie robotnikw z prac nad Ustepowianiem. - I wtedy dacie rad? - Sdz, e tak. Dobra, prosz zostawi to mnie.

- Doskonale! - Fisk zatar gono rkawice. - A, Mhtonnay - doda tonem pogrki - chyba nie musz ci mwi, e w naszej pogawdce poruszalimy sprawy natury... hmm... bardzo delikatnej. Jeeli bd przecieki, osobicie dopilnuj, eby odnaleziono ci na dnie gbokiego, mrocznego wykopu. Tragiczny wypadek, rozumiesz. Czy wyraam si jasno? - Jak soce, sir, jak soce potwierdzi Rosch, przeykajc lin. - Oczekuj szybkiego rozpoczcia robt. Obaj wstali, po czym Fisk znikn tak szybko, jak si pojawi. Rosch

Mhtonnay spojrza gupkowato na swoj wycignit do, ktrej Fisk nie ucisn, i siad ciko z powrotem i potar czoo.

*** W oddali kto urzdzi koncert kociej muzyki na najwikszej parze koncertowych kotw, jakie mona sobie wyobrazi. Jego wielkie, lnice od wysiku ramiona uderzay rytmicznie, odgrywajc druzgoczc zmysy solwk. Mona byo odnie niepokojce wraenie, e jest coraz bliej.

Niebo pene cikich chmur burzowych ciskao i pomiatao par redniej wielkoci lodowcw w poruszajcej niebo i ziemi partii pozbawionego regu rugby. Byy coraz bliej. Pangea, Gondwana i kilka innych niewielkich kontynentw skakao, jakby kto gra nimi w pcheki. Te si zbliay. W kadym razie tak wydawao si lecemu z mocno zacinitymi powiekami Firkinowi, ktry mia nadziej, e to tylko zy sen, i modli si, by skoczy si jak najszybciej. Kiedy otworzy jedno oko, do tumu zjawisk sejsmicznych doczyy liczne mae trzsienia ziemi. Kilka tysicy

wciekych, dzikich antylop walczyo o pierwszestwo w szalonym biegu przez zaduch w jego gowie. Czym sobie na to zasuyem? - zastanawia si, kiedy przemkna gromada zebr. Lea na boku i ka, majc nadziej, e wcieke stworzenia w kocu si uspokoj. Czemu czuj si jak co, co cigny hieny? Iskierki wspomnie przedzieray si przez ciemn mas zamroczenia. Co zwizanego z kotlecikami z kurczaka, kaw i chatk z piernika. No i, rzecz jasna... Vladem Langschweinem. Guten Morgen , panoffie. Pschyjemnie sssi sssspao? - spytaa oddalona od twarzy Firkina zaledwie o kilka cali ysa gowa. Umiechajc si

chodno i wiszczc oddechem wydobywajcym si spomidzy dwch ostrych kw, zapytaa: - niadanko? - Ussssggrnttlbleurgh! - brzmiaa najlepsza odpowied, na jak sta byo Firkina. - Wrtz tu za chfil. - Uurgh. Gowa odwrcia si i usuna z pola widzenia. Firkin usysza szczk klucza w metalowych drzwiach. Nic w tym dziwnego, e usysza - dla Firkina brzmia, jakby odegrano go

szesetkilowatowym wzmacniaczem ustawionym na maksimum. Z trudem dotaro do niego, e zabjczy bl gowy moe mie co wsplnego z chatk z piernika i Vladem Langschweinem, i e przyszo nie maluje si w zbyt rowych kolorach. O jeden nadludzki wysiek i kilka stad dzikich, spanikowanych zwierzt pniej Firkin usiad i otumaniony rozejrza si dookoa. Beczka wci spa na ku w drugim kocu pokoju. Poza dwoma kami w pomieszczeniu waciwie nie byo niczego, ale nie sprawiao ono szczeglnie nieprzyjemnego wraenia. Z

wyjtkiem by moe elaznych sztab w oknach i wielkich pancernych drzwi. Pod jedn ze cian sta kredens, na ktrym Firkin zauway ich torby. Nagle na niebywale niskim horyzoncie umysowym Firkina pojawio si mae, lecz istotne pytanie. Byo bardzo proste, a jednak uderzyo go niczym kilka byskawic. Brzmiao: Co my tu robimy?. Nie miao nic wsplnego z filozoficznym i skomplikowanym wydaniem pytania Co my tu robimy?, byo bardziej w rodzaju Dlaczego Jestemy Trzymani w Maym Pokoiku Maej Chatki w Lesie Przez ysego Faceta z Dwoma Zbami i Dziwnym Akcentem?.

Firkin z przeraeniem skonstatowa, e zaczyna podejrzewa dlaczego, ale nie chcia w to uwierzy. Nie chcia nawet o tym myle. Chwil pniej nieludzki jk obwieci zmagania Beczki z rygorami i wymogami przytomnoci. Wyraz jego twarzy przekona Firkina, e nie tylko on otrzyma chemiczne rodki odurzajce. Beczk bolaa gowa. Firkinowi zaczynao przechodzi. By ju troch mniej nieywy. - Kto gra na tych kotach? wymrucza Beczka. - Twoja gowa - odszepn Firkin.

- Co... auu, nie drzyj si tak! - Ja szepcz. - Jasne... a kto trzyma megafon? Okropnie si czuj. - Wiem. Podano nam narkotyki i teraz jestemy uwizieni. - Co? Och, Firkin, to jeden z twoich wygupw, prawda? Prawda? Powiedz mi, e tak. Powiedz, prosz. - Nie, to nie wygup. - Och. Bleaurgh... Guten Morgen , panoffie.

niadanko, ja? - Nie - powiedzia Beczka - Tschemu nie? - Nie chc kolejnej dawki tego, cokolwiek-to-byo. - Jusch nie potschebujecie, mam vas tu - odpar Vlad od niechcenia. niadanko? - Nie jestem godny. Id sobie. - Sssspoyj co. Posmakujessssz... eee... poczujessssz si lepiej. Pysssszne niadanko, mniam, mniam.

Vlad wepchn tac przez otwr w drzwiach i odszed. Leao na pododze i wpatrywao si w nich. niadania, ktre jadali w przeszoci, byy ndznymi przekskami w porwnaniu z t uczt. Angielskie niadanie w caej swej okazaoci: bekon, jajka, kiebaski, fasolka, czarny pudding, grzyby, grzanki i tak dalej. To niadanie zawierao to wszystko - i wicej. Duo, duo wicej. Gry jedzenia, idealnie przyrzdzonego, niemal niecierpliwie wyczekujcego, kiedy chopcy w kocu zatopi w nim swoje sztuce i por je. W cudowny sposb oba niadania zdaway si woa: Zjedz mnie, ugry

mnie, poryj mnie! Poczujesz si lepiej, kiedy zjesz plasterek. Przyrzdzono mnie specjalnie dla ciebie i od lat moim marzeniem byo, eby to ty, wanie ty, mnie zjad. Jestem wanie takie, jakiego pragniesz. Kiedy mnie zjesz, bd zachwycone tak bardzo jak ty, znajc ogrom danej ci przyjemnoci. Dalej wic, we ks. To byo dla nich zbyt wiele. Ulegli pokusie i wbrew swej woli paaszowali, a trzsy im si uszy. Kady ks by lepszy od poprzedniego i kady zdawa si powodowa cichy jk zachwytu w niadaniu (najlepiej wychodzio to kiebaskom).

Plastry bekonu niemal wskakiway im do gb, fasolki za formoway si w grupy rozmiarw widelca, cieszc si niebywale podczas wdrwki do ust. Gdy zakoczyli gwn cz niadania, swoj obecno zademonstroway tosty i marmolada. Co ciekawe, wszystkie tosty byy gorce. Szybko skoczyli i syci wrcili na ka. Firkin by zdziwiony iloci skonsumowanego przez siebie jedzenia, zwaszcza e nie by wczeniej godny.

*** Pewnego wyjtkowo nijakiego ranka

w roku 1025 OG soce wstao w Grach Talpejskich przy akompaniamencie gwizdka i uderze trzystu czternastu inynierw. Bezlitonie wyrwani ze snu mieszkacy Middin, zaciekawieni do granic wytrzymaoci, z trudem wygrzebywali si na wiato poranka, aby dowiedzie si, co te si tam, u diaba cikiego, wyrabia. Poszukiwacz spojrza na podkrelon wiatem lini urwiska i podrapa si po gowie. Na klifie krztaa si masa tych ludzikw, ktrzy pracowicie walczyli motami i kilofami. Wieniacy obserwowali malutkich mieszkacw Cranachanu pracujcych

nad ich gowami ze spokojnym, niemal akademickim zainteresowaniem. Wkrtce, gdy okazao si to niezbyt emocjonujce i zacz dawa o sobie zna bl karku, odeszli jeden za drugim zaj si swymi zwykymi, dziennymi sprawami. Kilku mrukno co o zdrowiu psychicznym Cranachan, inni za uznali, e s oni po swojej stronie granicy i dopki nie szkodz ludziom po jej drugiej stronie, mog robi, co im si ywnie podoba. Poza tym, jak mogoby nam zaszkodzi intensywne kopanie na grze tamtego klifu? To pewnie jakie wykopaliska, czy co w tym rodzaju. Poszukiwacz, obarczony gigantycznym brakiem zaufania do czegokowiek

zwizanego z Cranachanami, odnosi si do tych teorii krytycznie. Wpatrywa si w brzeg klifu i stara si stwierdzi, o co chodzi tym razem.

*** Mj sokole chmuuurnooki... piewaa Cukinia radonie, podskokami zmierzajc w stron studni. Jej dugie wosy spyway w d ramion puszystymi rudymi kaskadami. Byy pikne, rude, o odcieniu, za ktry nie jedna wiewirka daaby si powiesi. Wsta pikny poranek i traw wci

pokryway srebrne pereki rosy. Tu i wdzie jzyki mgy kady si w zagbieniach ziemi. Ojciec pewnego razu opowiedzia jej, e s to leniwe chmury, ktre jeszcze nie wstay. Rzecz jasna, nie uwierzya mu, ale spodoba jej si pomys. Bawia j myl o chmurach ukadajcych si w zagbieniach, umieszczajcych sztuczne szczki w soikach lub ustawiajcych budzik i w kocu zasypiajcych. Ponosia j wybujaa fantazja. Czy chmury ni? Czy chrapi? Co si dzieje, kiedy nadchodzi mrz? miaa si i powtarzaa sobie, e jest gupiutka. Miaa racj.

Zauwaywszy drzewo z wycitym w korze znakiem, Cukinia zesza ze cieki i ruszya w stron studni. Jej goe stopy byy mokre od rosy na trawie, askotao j w palcach ng. Uwielbiaa biega i skaka po lesie, czua wtedy, e yje i jest wolna. Wolaa las od wntrza zamku - mrocznego, zimnego i pustego. Kruk zakraka gdzie nad jej gow. Zatrzymaa si, eby posucha. Czyste powietrze przynioso odpowied drugiego ptaka. Pochylia si, zerwaa sporego grzyba i pobiega dalej, radonie wymachujc wiadrem. Przeskoczya nad kod, obiega wielkie drzewo i wkrtce znalaza si przy studni.

Osoba odpowiedzialna za jej budow bez wtpienia znaa si na architekturze klasycznych ogrodw. Ta studnia bya wanie taka, jaka studnia by powinna. Niska, okrga, wykonana z materiaw naturalnych, pokryta zielonymi i tymi porostami. Miaa nawet may, szpiczasty, upkowy dach. Cukinia przerzucia wiadro przez krawd studni i pucia je, a nastpnie czekajc na plusk, obserwowaa krcc si coraz szybciej i szybciej korb. Zawsze trwao to duej, ni oczekiwaa. Krtki plusk poprzedza dugie echo wspinajce si po ciankach studni. Chwycia korb i zacza krci. Tym razem wiadro odbyo dug drog w gr. Wycigaa je cal po calu, a pojawio si nad

krawdzi i moga zarzuci je na murek. Dyszc ciko z wysiku, napia si i wlaa wod do wasnego wiadra. Potara czoo wierzchem doni i zawrcia do zamku, zatrzymujc si tylko raz, by napeni kieszenie wieymi grzybami.

*** - Beczka, tak si zastanawiam powiedzia Firkin. - Hmm? Co? - Pamitasz, co sobie pomylae,

kiedy pierwszy raz zobaczylimy t chatk? - Hmm... Pomylaem, e nie moe by prawdziwa, e pochodzi z bajki. - I tak wanie jest. Pamitasz t bajk? - No, to byo co o dwjce zgubionych w lesie dzieci, ktre za macocha zostawia, eby umary z godu, a ktre znalazy chatk z piernika, a potem zapaa je Baba-Jaga... co takiego. - Tak, ale to jeszcze nie wszystko. Co si stao z dziemi?

- Odpyny na kaczce! - Nie... po co byy potrzebne BabieJadze? - A, o to ci chodzi. Czemu nie powiesz od razu. Chciaa je zje... Umilk, blednc na twarzy. - O rany, Firkin, czy mylisz, e... Nie... Potrzsn gow. W oczach pojawi mu si bagalny wyraz. - A potrafisz wytumaczy to niadanie? Bye godny, zanim je nam poda? Ja nie, a zjadem wicej, ni normalnie dabym rad w tydzie! - ...niby tak, ale...

- ...no i popatrz na drzwi... Beczka musia przyzna, e byy nieco zbyt dobrze zabezpieczone jak na pokj gocinny. Nawet jak na pokj w hotelu o najwyszym standardzie bezpieczestwa... - O nie... co my zrobimy, co my zrobimy, musimy si std wydosta, ja nie chc by zje-zje-zje... - Nie mw tego. To si nie wydarzy. Jestemy bohaterami. To si nie moe tak skoczy, a poza tym... - Umilk. - Co? - ...nie wiem. Pomylaem po prostu,

e jeeli bd wystarczajco dugo mwi, przyjdzie mi jaki pomys. - Aha. Zapada cisza, obaj przyjaciele pogryli si we wasnych mylach. Beczka by bliski paniki. Oczy mu zwilgotniay. Perspektywa bycia zjedzonym sama w sobie bya wystarczajco przeraajca, ale by zjedzonym przez kogo tak odpychajcego... i do tego cudzoziemca! Brrr! Musia std uciec - ale jak? Rozejrza si po komrce. Na drzwiach i w oknach tkwiy sztaby. Wchodzc do rodka, nie zauwayli

sztab. Beczka poczu si gupi i nieszczliwy. Powinni byli zauway sztaby na chatce z piernika. Wizienie z piernika... To byo to! Wizienie z piernika byo zrobione z... piernika! Mieli szans uciec, a Beczka zna sposb. - Mam, mam, mam! - zakrzykn, z furi drapic po cianach. - Uspokj si... co masz? - Odpowied. Moemy uciec wybekota, nadal szaleczo szorujc paznokciami po cianach. - Jak?

- ...Pier-pier-pier... - Co? - ...pier-pier... Firkin spojrza na powikszajcy si stos piernikowych okruchw u swoich stp. - Piernik jest jadalny! - krzykn. Moemy wyje sobie wyjcie. Hurra! Doskoczy do ciany i j rwa i gry. Nie mg w to uwierzy. Beczka mia racj. Ich rce tony w cianach, z ktrych zapamitale wyrywali wielkie

bloki piernika. Przez co twardsze fragmenty przegryzali si i ju po kilku minutach przed nimi znajdowaa si gboka dziura, a za nimi spory stos okruchw. - Ha, to przecie oczywiste! Powinnimy byli wpa na to wczeniej - entuzjastycznie zauway Beczka. - Jasne. Jeli utrzymamy tempo, za chwil bdziemy na zewntrz! - Hi, hi. Auu... ten kawaek tu jest naprawd twardy. - Tak, ja te mam ciki piernik do zgryzienia.

Kontynuowali prac, lecz spod grubej, mikkiej warstwy piernika stopniowo wyaniaa si normalna kamienna ciana, przez ktr adnym cudem nie udaoby im si przegry. Firkin poaowa, e nie urodzi si z betonowymi wypenieniami. Beczka nie mg uwierzy wasnym oczom. O may wos jego plan odnisby sukces. Rzuci si na ko i zaka rozpaczliwie. - Jestemy uwizieni, je... je... jestemy uwizieni i zo... zos... zostaniemy zje... zjee... zjee... buhuhuuu! - Wtuli twarz w poduszk i zanis si paczem.

*** W innej czci chatki Vlad pisa donos na maym skrawku pergaminu. Mia on wymiary w sam raz pasujce do tuby, majcej wymiary w sam raz pasujce do nogi jednego z gobi pocztowych Vlada. Wiedzia, e ju wczeniej powinien by donie o schwytaniu chopcw; od pocztku podejrzewa, e zmierzaj do zamku Rhyngill, a o tym mwiy rozkazy. Ale w tej czci lasu przez kilka ostatnich lat panowa taki spokj, e Vlad zatskni za towarzystwem. Praca nie zajmowaa go tak bardzo, jak by moga. Jaki by sens zostania donosicielem

Snydewindera, jeli nie byo o czym donosi? Lordowi kanclerzowi nie zrobi szczeglnej rnicy, jeli wiadomo bdzie spniona o kilka dni, myla Vlad. Schwytaem ich. Donikd si nie wybieraj. Odoy piro i ruszy zobaczy, co u winiw.

*** - O, hej. Ju jeste? - Val Jambon pogaska crk po gwce, gdy stawiaa wiadro koo zlewu. Na kamiennych pytkach kuchennej podogi cign si cig maych, mokrych ladw stp i

gdzieniegdzie kau, wychlapanych podczas zmaga Cukinii z wiadrem. - Popatrz, co mam! - pisna, wiedzc, jak bardzo jej ojciec lubi grzyby. - Grzyby! - Kucharz skrzywi si nieznacznie. Wicej cholernych grzybw, pomyla. Kadego cholernego dnia przynosi mi te nieszczsne grzyby. Wyadowaa zawarto kieszeni na spory dbowy st i cofna si z dum. Sprawy, pomyla Val, zaszy za daleko. - Dzikuj ci, Cukinio. To bardzo

mie. Posuchaj, czy... eee... w lesie ronie co innego? - Tak. Mnstwo rzeczy. - Tak wanie mylaem. Dlaczego w takim razie zawsze przynosisz grzyby? - Lubisz je - odpara i umiechna si sodko jak spaniel w Walentynki. - Co ci poka - powiedzia Val, odwracajc si i otwierajc kredens. Stos okrgych, szarych grzybw wysypa si na podog i leg u jego stp. Z twarzy dziewczynki znikn umiech. Naprawd lubi grzyby -

kontynuowa Val, wystpujc z biaawego krgu lecych u jego stp grzybw. - Ale nie tak duo, nie codziennie. Jutro przynie mi co innego, dobrze? Cukinia aonie pocigna nosem, wpatrujc si w grzyby. Na wszelki wypadek nie powiem jej o czternastu szafkach i szeciu kredensach penych cholernych rzeczy, ktrych naniosa do zamku, pomyla Val. Zamabym jej serce. Ktrego dnia zmdrzeje. Przynajmniej mam tak nadziej. Val Jambon by bardzo otwartym i kochajcym czowiekiem. Bez trudu

mgby by ulubionym wujkiem kadego. Jego pogldy na ycie byy zadziwiajco dziecinne i nigdy nie nauczy si ywi do kogo urazy. Jego motto brzmiao: Prawdziwych przyjaci poznaje si przy obiedzie. Niemal cae swoje ycie powici gotowaniu w rnych jego odmianach. Spdzi lata na nauce sztuki obrbki ywnoci, tworzeniu deserw i planowania menu, tak e teraz nie znalazoby si wielu rzeczy, ktrych nie potrafiby gotowa, dusi, smay, piec albo wdzi w sposb doskonay. Jego ulubionymi daniami byy sodkie, lepkie ciastka i puddingi. Na cae szczcie podobnie ksztatoway si preferencje krla.

Val, wrczywszy Cukinii kawaek ciasta z jabkami, znikn w odlegym kcie kuchni, przegrzebujc rozmaite szuflady, podczas gdy w garnkach na opalanym wglem piecu wrzao, a w piekarnikach si pieko. Nieobecna duchem Cukinia ua ciasto, rozmylajc prawdopodobnie o rowych krliczkach lub czym w tym rodzaju. W tym samym czasie wysoko ponad nimi, daleko w innej czci zamku, pewna rka chwycia za sznurek od dzwonka i pocigna go. Czerwony sznurek napry si, przesyajc pionowy ruch szarpnicia przez kilka bloczkw i kilkaset jardw, a nastpnie przemieniajc go w poziome brzczenie

dzwonka w kuchni. Val spojrza na, nastpnie przenis wzrok na zegar, by w kocu zatrzyma go na Cukinii. - niadanie dla le Grand Fromage , jak sdz. - Wsta, w popiechu przygotowa tac i wyruszy w dug tras do komnaty sypialnianej krla. Rowe krliczki baraszkoway na maych, czkach jej umysu. Cukinii zielonych

*** Kiedy Firkin wyczu za sob oddech, wosy na jego karku gwatowanie

stany dba. - Co sssi ssstao? Firkin odwrci si i stan oko w oko (blade i wodniste) z Vladem Langschweinem, zagldajcym do rodka przez przerw midzy sztabami. - Nie, wydaje mi si, e to normalna reakcja na bycie tak dugo pod kluczem, prawda? - spyta zdenerwowany Firkin. - adna z moich popschednich ofi... aden z moich goci nie dowiadtschy takiego wssstrzssu. aden tesch nie prbowa zje cian. Jessstecie godni?

- Nie. Nie dawaj nam ju wicej jedzenia. - Bd musssia naprafia te ciany, kiedy odejdziecie. - Dlaczego masz ciany z piernika? - eby iluzzzja bya peniejsssza pochwali si Vlad. - Kady ma wssspomnienia z dziecissstfa, kademu die Mutter opowiadaa o zzzamkach unt chatkach w lesssie. Tschy wesssszlibycie tu, gdyby ciany byy z kamienia? W puapce na mysssszy niezbdny jessst ssser, ja? Firkin czu si pokonany.

- A terazzz nadssszed czasss na przeksssk! - Nie rozumiem. Czemu nas karmisz? - Jak na mj gussst dziepko zzza schtschupy. jessste

- Syszaem o takich jak ty. Ty pijesz, a nie jesz! Jeste wampirem! - Ale prosssz, to brzmi tak wulgharnie, nie uyvaj tego soffa! Jessst obraliwe i zawssstydzajce. Kojaschy mi ssssi z komarami i pijaffkami! Tffu! - Splun. - Nie miessszajcie mnie z tymi ssszkodnikami! - Czemu nas karmisz? Potrzebujesz

tylko naszej krwi! - C, mam dosssy obiaduff f pynie, zzznuyem sssi zzzwykhym odyffianiem. Nie zrozumcie mnie le doda zaskakujco gawdziarskim tonem. - Lubi eine gute wyerka jak kady. Trudno zwalczy pokusss uffiedzenia nieffinnej kobiety za pomotz hipnozzzy - podniecenie podczasss zbliania sssi do nagiej ssszyi byszczcej w wietle ksssienica i ffreszcie ekssstaza ukssszenia... Ale po pierwschych kilkussset razach znika posssmak nowoci. Prbowaem od tyu, unt z kobiet na grze, unt nawet na tylnym sssiedzeniu wozzu, ale w kocu to tylko sssanie, sssanie, ssslurp.

Oczy obu przyjaci otwieray si szerzej i szerzej w przeraeniu i odrazie. - Potrzebowaem czego wicej cign Vlad. - Tak fic przebudowaem t ssstar chatk i zaczem wabi do niej mae kinder. Ssszybko zasssmakowaem w czym... ahemm... konkretnym. Beczka zacz si trz. Jego usta zamykay si i otwieray, bezgonie powtarzajc: Nie, nie, nie, nie. - Mam teraz kucharsk. ssspor ksssik

W szeroko otwartych oczach Beczki czaio si najgbsze przeraenie.

Vlad zaczyna si lini, wic przecign maym, szarym jzykiem po wargach. - Ale wy dffaj nie jessstecie jessszcze gotoffi! - doda. Nie mona powiedzie, eby wypowied ta szczeglnie podniosa Firkina na duchu. Wraz ze wzrostem podniecenia oczy Vlada staway si coraz zimniejsze. - Jessszcze zjecie. Czasss na przeksssk mit herbat unt ciassstken. Ssss, ssss, ssss. - Odwrci si i odszed.

Firkinowi zrobio si niedobrze. Dotychczas tylko dopuszcza myl, e Vlad moe by wampirem, ale teraz kiedy usysza... kiedy usysza, e to prawda... e ten potwr ma zamiar ich zje... Wzdrygn si. Nie mina minuta, kiedy Vlad wrci, woajc: - Terazzz bdziecie je! Wepchn przez otwr tac i ponownie zostawi chopcw samych. Firkin nie mg w to uwierzy. Pomimo uczucia sytoci i tego, e napcha si zaledwie kilka godzin wczeniej, wpatrywa si w tac niknc pod naporem tuczcych,

naadowanych kaloriami ciastek i nie mg powstrzyma si przed ich zjedzeniem. Beczka podnis wzrok na przeksk i take momentalnie poczu gd. W cigu kilku minut jedzenie zniko, talerze byy czyste, a brzuchy chopcw pene. Po zjedzeniu posiku i wyprbowaniu pomysu Beczki nie mieli ju nic do roboty. Pooyli si na kach i wpatrywali w sufit. Beczka by przygnbiony, Firkin za - niespokojny. Musiao istnie jakie wyjcie. Trzeba dziaa. Jego gowa pracowaa lepiej, kiedy mg si czym bawi. Podszed do kredensu, pogrzeba w swojej torbie i po kilku sekundach

wyj mae, prostoktne pudeko kart. Zmusi si do bycia pogodnym. W kadym razie przynajmniej prbowania bycia pogodnym. - Partyjk, Beczka? - Co!? Jak moesz w ogle myle o grach w takim momencie? - Uspokj si. Co innego nam pozostaje?... A poza tym... - Co? - ...to pomaga mi w myleniu. Firkin otworzy pudeko, wycign

karty i przetasowa je. Nastpnie poda tali Beczce, ktry, pocztkowo niechtnie, zabra si do rozdawania. Po kilku rozgrywkach uspokoili si troch, i wkrtce usysze mona byo tylko agodny szmer rozdawanych kart i okazjonalne wygraem albo ja bij. Dwik roznis si przez szpar w drzwiach po caej chacie i w kocu, niczym aromat jednego z serwowanych tu da, dotar do Vlada. Narastaa w nim ciekawo. Zna ten dwik, cho po raz ostatni sysza go bardzo dawno. Rozpozna go, zbliywszy si do drzwi. - Karty - szepn. - Oni graj w karty!

Vlad uwielbia karty. Od ostatniego razu, gdy robi nimi co innego ni stawianie pasjansw, mino wicej czasu, ni odwayby si pomyle, ale teraz mia na miejscu dwch przeciwnikw, tylko czekajcych na to, by ich ogra. Przeciwnikw, ktrzy w dodatku uwaali go za osobnika ujmujcego - co prawda w sensie dalekim od oglnie przyjtego. Pogratulowa sobie niewysania wiadomoci do Snydewindera. Karty byy waniejsze. - O keih - zadecydowa. - Zagram sssobie zzz tymi dffoma! Ssss, ssss, sss. Spojrza na grajcych chopcw i poczu dreszcz emocji. Karty. Gra w

karty. Otworzy drzwi i wszed do pokoju. Firkin odwrci si i odezwa, kompletnie nad sob nie panujc: - Czego tu chcesz?! Wynocha! - Wy, wy gracie w karty? - Vlad zatar zimne, bkitne donie. - Trafne spostrzeenie - zabrzmiaa sarkastyczna odpowied. - Mog si przyczy? - Co? Trzeba przyzna, e masz tupet! - Mog si przyczy? - powtrzy Vlad uprzejmie.

Spojrza na siedzcego z rozdziawionymi ustami Beczk. Oczy wampira, o ile to moliwe, wyglday na jeszcze zimniejsze i bledsze ni kiedykolwiek. Twarz chopca przybraa beznamitny wyraz; ramiona mu obwisy, zdawa si traci kontakt ze wiatem zewntrznym. - Doprawdy, docenibym, gdybyie dopucili mnie do gry - wyszepta Vlad, wpatrujc si hipnotycznie w oczy Beczki. - Tak... prosz... docz... do... nas... powiedzia ten monotonnym, wypranym z wszelkich emocji gosem. - liczne dziki.

Vlad usiad, wzi karty i zacz rozdawa. Beczka rozejrza si wok siebie zdezorientowany i potrzsn gow. Zdawa si zaskoczony obecnoci Vlada. Firkin by wcieky, ale nijak nie mg powstrzyma naruszenia porzdku ich gry. Wampir umiechn si lodowatym, szarym umiechem i powoli przetasowa niewielk tali.

*** Powrciwszy do roku 1025 OG,

stwierdzimy, e ycie w maej wiosce, w maej dolince biego bez wikszych ekscesw. Mieszkacy Middin atwiej wpadali w irytacj z powodu bezustannego huku i omotu powodowanego o kadej porze dnia przez cranachaskich inynierw. Z pocztku wikszo mieszkacw przynajmniej zauwaaa roboty na klifie. W kocu o tej porze roku nie byo wiele wicej do roboty, trwao oczekiwanie na nadejcie lemingw. Jednake stopniowo, w zwizku z brakiem widocznych z dnia na dzie postpw, ciekawo zmniejszaa si, przechodzc w poirytowanie, a nieco pniej we frustracj i gniew na cigy, bezlitosny haas.

Narodzio si kilka teorii majcych wyjani, co si dzieje, jednak wszystkie zostay uznane za nieprawdopodobne. Najbardziej popularna gosia, e co si wydobywa, ale Poszukiwacz wiedzia lepiej ni wszyscy mieszkacy wioski razem wzici, e w tych grach nie ma niczego cennego, czym warto by si zainteresowa. W kadym razie adnego minerau. By to kolejny wczesny wieczr w Middin, podczas ktrego Poszukiwacz zasiad przed swoj chat z drinkiem w rku i wpatrywa si w zabarwione na to, teraz ju nieco nisze urwisko klifu.

- Chyba powinienem si upewni, e moje noe s wystarczajco naostrzone na nadchodzcy sezon - powiedzia do siebie i pocign kolejny yk Zakrconego Leminga. - Wezm Wyllfa do pomocy, jeli nie jest zajty w swoim ogrodzie. Nie wiem, dlaczego tak si tym przejmuje. Mech, mech, jeszcze raz mech i bl plecw: tyle z tego ma. Wzi jeszcze jeden dugi, leniwy yk i ponownie spojrza w gr. - Ci cholerni robotnicy to prawdziwe utrapienie. Jeli si nie popiesz i nadal bd robi tyle haasu, lemingi nie przyjd. Nagle mocno szklance. zacisn do na

Kolejne obrazy nastpoway szybko po sobie w jego mylach. Pergamin z ultimatum od krla Cranachanu. Noc z wicekapitanem Barakiem. Myli cofny si jeszcze dalej. Tajemnicza, czarna posta z sekstansem. A teraz te prace na klifie... Czu, e wszystkie fakty cz si z sob, myla o tym ju wczeniej. Bya to myl z rodzaju tych, ktre gnied si gdzie z tyu gowy i za nic nie chc sobie pj. Co jak swdzenie w niedostpnym miejscu midzy opatkami. Tkwia niczym drzazga w jego mzgu, drapic i irytujc - ale teraz wiedzia ju dlaczego.

Przymkn powieki i wpatrzy si w wizj przepywajc przed oczyma jego duszy. Skoncentrowa si. Zwolni ucisk, szklanka wysuna mu si z rki i rozbia na skaach. Nie zwrci na to uwagi. Jego rce rozpostary w mylach wielk map, ktrej j si uwanie przyglda. Przed oczami ukazay mu si znajome kontury gr, lasw na poudniowych nizinach, rzek, strumykw. Bya tam te, na pierwszy rzut oka niemal niezauwaalna, czarna kropkowana linia, ktra pokrywaa si dokadnie z ciemnobrzow lini obrysowujc krawd urwiska. Postawi w mylach ostatni kresk, rysunek by kompletny.

Wsta i pobieg do chaty, przeklinajc energicznie wasn gupot. Czemu wczeniej nie przyszo mu to do gowy? Czy byo ju za pno? Musia dziaa. Szybko.

*** Rozdajc karty wrd siedzcych na pododze, Vlad czu dreszczyk emocji. Opuszki jego zimnych, szarych palcw przesuway si pieszczotliwie po gadkiej, byszczcej powierzchni kart.

Zbliajce si konsumpcyjne przeznaczenie chopcw zostao chwilowo zawieszone, ich status wzrs do poziomu wymagajcych przeciwnikw. Oczywicie, atwo mg z powrotem wrci do poziomu obiadu. Przyjaciele musieli po prostu waciwie rozegra parti. Vlad skoczy rozdanie i podnis wzrok na chopcw. Umiechn si niczym nity od miesica morszczuk, odwrci karty i z niedowierzaniem obejrza, jakie dosta. Beczka, posegregowawszy wasne karty, krci si nerwowo. Vlad potar oczy i ponownie zmierzy wzrokiem zgrabny wachlarzyk w swej doni.

Podczas licznych podry widzia wiele wariacji na temat pikw, kar, trefli i swoich ulubionych kierw, ale te karty stay w jawnej niezgodzie z tradycyjnym wygldem talii. Nie byo w niej asw, krli, dam ani waletw. Na obrazkach widniay, pokrywajc ca powierzchni kart, wizerunki najrozmaitszych dziwnych stworze. - Co to sss za karty!? - oburzy si. Ja chc gra w karty! - To s karty. - Nieprawdziwe karty. Niczego nie rozzzpoznaj! - Chodzi ci o to, e jeszcze nigdy

takimi nie grae? - Ja. To wanie powiedziaem. Beczka przystpi do wyjaniania Vladowi, najlepiej jak potrafi, zawioci gry. Firkin sucha jednym uchem, starajc si uchwyci zawieszony gdzie na czubku ktrego z jego pocze synaptycznych pomys. Po kilku minutach byli gotowi do gry. Szo im powoli, poniewa Vlad stara si wykorzysta wszystko, o czym opowiedzia mu Beczka. Jak byo do przewidzenia, przegra. Nie szo mu tak, jak sobie zaplanowa, ale mimo to rozda ponownie, zdecydowany tym razem wygra.

- Ja, straschna dziecinada - pociesza si - ale pschynajmniej to karty. Myli Firkina kryy wok innych tematw, przegra wic kolejne rozdanie. Trzecie toczyo si przy akompaniamencie podenerwowanego mruczenia Vlada. Chopcy uchwycili z niego: ...zzze karty... ...bezzzsssensssowna bezzzsssensssowna... i gra...

Beczka pisn z zachwytu, kiedy schwyciwszy kart ze stosiku, obwieci kolejne zwycistwo. Vlad zakl troch goniej.

Nagle pomys Firkina zupenie si wyklarowa. Dokadnie wiedzia, co powinni zrobi. Wzi karty i zacz rozdawa. Usiujc opanowa emocje, uczu przepywajcy przez jego ciao zastrzyk adrenaliny. - Jeszcze jedna partyjka? - spyta cicho, tylko odrobin drcym gosem. Karty byy rozdane, zanim Vlad w ogle zda sobie spraw, e mia moliwo odmwi. Podnis je i ponownie j mamrota pod nosem. Gra rozpocza si. Vladowi, obytemu ju z postaciami, szo dobrze. Tak w kadym razie sdzi. Do zwycistwa brakowao mu tylko Pasterza Murriona. Jednej karty. Pomijajc jego pogard dla

niepowanego charakteru gry, perspektywa zwycistwa mile go poechtaa. O tak, myla, ja im poka! Beczka odoy swoj kart. Vlad powstrzyma si przed spluniciem, widzc Len Nimf dziebeko, a nastpnie Trefnisia Wica, odoonego przez Firkina. Jedna, jedyna karta - i wygra! Odrzuci Trefnisia Kalambura, nieprzydatnego, skoro wczeniej pozby si Wesoka i Docinka. Beczka schwyci Kalambura, a nastpnie, powoli i z namaszczeniem, w sposb obliczony na wywoanie jak najwikszej irytacji, pooy swoje karty uformowane w zgrabny wachlarz na pododze.

- Wygraem - obwieci dumnie. Vlad eksplodowa. Rzuci karty na podog i wsta. - Das ist eine bezzzsssensssowna gra! Zzze karty! Bzzzdurrra! Zzzzbyt dziecinne! Zacisn pici i poczerwienia na twarzy. Przekl samego siebie. Dwanacie lat oczekiwania na partyjk kart - i poraka. Z dwjk dzieci. Cztery razy z rzdu! Wstyd i haba! - Gdyby to byo co bardziej... eee... dorosssego, nie mielibycie ssszansss!

Przyszed czas na ruch Firkina. - Jasne - zadrwi - a kto tak twierdzi? - Isch! - wrzasn wampir. - Mwic co bardziej dorosego, masz na myli na przykad pokera, zgadza si? Vlad przesta kl i zmierzy Firkina wzrokiem. Chopiec wzbudzi w nim ciekawo. - Co ty pofiedzia? - Drgn mu kcik ust. - Po... ker - szepn Firkin, wyczuwajc nag zmian w nastroju

porywacza. - Na pefno umiesssz w to gra? - W bladych oczach Vlada pojawi si gd. Intensywnie wpatrywa si w Firkina. - Jestem najlepszym pokerzyst w caych Grach Talpejskich! Sprbuj si ze mn! - Firkin zarzuci przynt. Z pozoru wydawa si spokojny, ale wewntrz dra z napicia i serce walio mu jak optane. Beczka nie mg uwierzy swoim uszom. Dotychczas poker kojarzy si Firkinowi gwnie z pokiereszowaniem czego. Nigdy w yciu w niego nie gra, a teraz wyzywa na pojedynek bardzo, bardzo zdenerwowanego wampira. To

ju koniec, pomyla. Firkinowi mzg si zlasowa. Nie wytrzyma napicia i przesta myle rozsdnie. - No, to na co czekamy? Rozzzdawaj! - Vlad w oczekiwaniu zaciera rce. - Nie mog. - Troch poluzowa yk, dopiero potem wycign, myla Firkin. Ju prawie. Spokojnie, tylko spokojnie. - Tschemu? - C, wyruszajc, zakadaem, e moim jedynym towarzystwem bdzie Beczka. - Nie bekocz, powtarza sobie Firkin. - Wspaniay kompan, niestety pozbawiony talentw pokerowych. -

Powoli, spokojnie. - Stwierdziem, e byoby nierozsdnie zabiera z sob zwyke karty. Beczka potar czoo. Firkin w ogle nie mia zamiaru gra. - To jest keine problem. Mam gdzie tali. Udao si! Wyjciu Vlada z pokoju towarzyszy szczk (odgos) opadajcej szczki Beczki. Firkin ruszy si kilka setnych sekundy pniej. - Firkin, co ty wyrabiasz? Nigdy nie grae w poke... au!

Przyjaciel wanie wypycha Beczk przez drzwi. - No chod... ap torb... id, id! Wypchn i wykopa Beczk z pokoju, zawrci, zabra karty i pobieg za nim. Kilka pokojw dalej Vlad w szale poszukiwa wyrywa szuflady i oprnia kredensy. - Gdziecie sssi podziay, meine kleine kartchen? Przyjaciele pobiegli co si w nogach w przeciwnym kierunku, wpadajc przez par podwjnych drzwi do gwnej sali restauracyjnej. Ich ucieczk zaguszay

odgosy wydawane przez Vlada, ktry wyciga kolejne szuflady i wytrzsa na podog tuziny kartonowych pude. Chopcy urzdzili w restauracji mae pandemonium. Firkin zahaczy torb o krzeso, wysyajc je w drog po lukrowej pododze. Beczka pierwszy dotar do frontowych drzwi, chwyci klamk, nacisn j i, niesiony pdem swoim i Firkina, waln z caej siy w marcepanow fasad. Drzwi byy zamknite. Chopcy przewrcili si i leeli zdyszani. Na tyach chatki trway szalecze poszukiwania, a gony huk donis o oprnieniu kolejnego kartonowego puda.

Firkin potrzsn gow, starajc si przywrci w niej porzdek. Zawrci do wntrza restauracji, podnis krzeso i ruszy czerwony na twarzy w stron wielkiego cukrowego okna. Zamachn si i wkadajc w to ca si, rzuci krzesem. Nagle wszystko zaczo dzia si jakby w zwolnionym tempie. Pitnacie milionw okruchw cukrowego szka rozprysno si we wszystkich kierunkach, kiedy krzeso dosigo okna. Firkin straci rwnowag na lukrowej pododze i pomkn po niej prosto na cian pod oknem. Krzeso wyldowao na zewntrz, na polance,

przekoziokowao dwukrotnie i zakoczyo swj lot w trzech kawakach, tworzcych ciekawy wzr wok pewnego pniaka... Beczka zda sobie spraw, e wszystko gwatownie ucicho. - Zzznalazzzem, chocy! Firkin wsta pierwszy. Jakim cudem udao mu si podwign Beczk i wypchn go, wci zamroczonego, przez okno. Po krtkiej chwili obaj znaleli si w wietle popoudniowego soca, troch cignc si nawzajem, troch biegnc przez polank i troch przewracajc si, cay czas zmierzajc w stron drzew.

- Zzznalazzzem! - krzycza Vlad tryumfalnie. - Gotoffi do gry, chocy? Gazie uderzay ich po twarzach, ale nie zwracali na to uwagi, pdzc nadal na zamanie karku. Ich serca biy jak oszalae. Zagbiali si w las, starajc si jak najbardziej oddali od chatki, zanim Vlad odkryje... Zza ich plecw dobieg mrocy krew w yach okrzyk Vlada, ktry stwierdzi, e chopcy zniknli. Przypieszyli, przeraeni odgosami wydawanymi przez ich porywacza podczas przeczesywania chatki. Wci biegli. Biegli, a obaj przewrcili si na skarpie i legli zziajani. Nie mieli pojcia, jak dugo biegli - czas

zachowuje si dziwnie, kiedy czowiek wpada w panik - ale zdawali sobie spraw, e nogi odmwi im posuszestwa, jeli sprbuj zmusi je do dalszego wysiku. - Uff! Mu... mu... musimy biec da... dalej - wyzipia Beczka. - Uspokj si. Za... za chwil dojdziemy do siebie. Beczka zmierzy go wzrokiem. - Co? - Nie bdzie nas ciga, do... dopki wieci soce - powiedzia Firkin, w mylach dodajc: Tak przynajmniej

mwi Franek. Wci leeli, odzyskujc oddech i stopniowo si uspokajajc. Po kilku minutach Firkin urwa dbo trawy i zacz je u. Spokojnie odwrci si i pogrzeba w torbie, wycigajc z niej pudeko kart. Wytrzepa z rkawa Pasterza Murriona i delikatnie wsadzi go do pudeka. Beczka patrzy na to zaskoczony. - Oszukiwae? - Tylko troch. - Co czuem, e nie powinienem tego

wygra. Firkin umiechn si z trawk w zbach. - Chcesz tam wrci i wszystko wyjani? Na te sowa Beczka poblad na twarzy. Z niedowierzaniem potrzsn gow. Firkin wyszczerzy si do niego. - Ty draniu! Nie artuj sobie na ten temat. - Zirytowany, ale mimo to artem, uderzy Firkina w rami tak silnie, jak tylko da rad, po czym pooy si z powrotem na trawiastej skarpie i po raz

pierwszy od dawna popatrzy w niebo. - Wiesz - odezwa si po upywie kilku minut - jednej rzeczy cigle nie rozumiem. - Hmm? - Jak u licha wpade na to, e jest wampirem? - Ach, elementarna dedukcja, drogi Beczko - odpar Firkin, dgajc przyjaciela dbem trawy. - W menu nie byo ladu czosnku.

Fort Knumm

W najgbszej, najmroczniejszej czci zimnego serca fortu Knumm czaia si jednostka zmasowanego powietrza. Byo ciepe, wilgotne i pulsowao - niska, niemal podziemna, basowa czstotliwo dudnia w nim regularnym, cikim rytmem. Gdyby dysponowao konkretn fizyczn postaci, miaoby bicepsy jak kody, skonno do skry i wiekw, zainteresowania w rodzaju profesjonalnego dzierenia kija, w miar regularnego roztrzaskiwania czaszek i okazjonalnego dokonywania bardziej rozlegych zakce w funkcjonowaniu koczyn oraz dojmujcy wyraz podej

niepoczytalnoci, skaniajcy dorose ogry do krzyku i ucieczki do mamusi. Oczywicie, nie zawsze byo takie, zaczynao tak samo jak wszystkie inne podmuchy powietrza: czsto baraszkowao wok ludzkich stp lub rozwiewao wosy, od czasu do czasu dla zabawy zwiewajc kapelusze z gw. Ale od kiedy w Krlewskiej Czapie wysiady wentylatory, zaczo si zmienia. Powietrze jest rzecz na tyle ulotn, e jego charakter definiuje nie wychowanie, lecz rodowisko. Pewne rzeczy si udzielaj. Ciko nie przej czciowo osobowoci kogo, w czyich pucach przebywao si dugo i gboko.

Tak wic gdy w Krlewskiej Czapie, ulubionym miejscu spotka najpodlejszych wyrzutkw spoecznych grasujcych po forcie, gdzie bandyci, podrzynacze garde i zabjcy pili, jedli i uprawiali hazard wraz z najemnikami, mordercami i szalecami - no wic gdy w Krlewskiej Czapie wysiady wentylatory, jakie szans miao kilka niewinnych litrw powietrza? Tak, odkd stana klimatyzacja, powietrze szybko doroso. Brak regulacji pozwoli mu na autokreacj. Nauczyo si dba samo o siebie. Nauczyo si pali, nasiko alkoholem i innymi substancjami uzaleniajcymi. Zmienio si. Mama nie byaby ju z

niego dumna. Przestao by sodk, delikatn bryz, rozwiewajc jesieni stosy lici. Stao si pode, niemal zowrogie. Gdyby przypatrze mu si uwanie w jakim ciemniejszym zakamarku, zwaszcza na chwil przed ktni lub bjk, daoby si dostrzec szeroki umiech kota z Cheshire. W zasadzie nie byo ju powietrzem... Stao si Atmosfer.

*** Stary czowiek w wielkim lesie czyta oparty o wysokie drzewo. Pnopopoudniowe soce skrzyo na byskawicach, pksiycach,

gwiazdkach i tandetnych, emaliowanych znakach zodiaku zdobicych jego dug, czarn szat i szpiczasty kapelusz. Obok niego lea cinity na ziemi sponiewierany zielony plecak. Czowiekiem tym by Vhintz, jeden z ostatnich przedstawicieli gincego zawodu - Wdrownych Czarodziejw. Podobnie jak pozostaych szeciu czy siedmiu, podrowa od miasta do miasta, rzucajc czary, tworzc mikstury i dokonujc wyczynw o oglnie magicznym charakterze, aby cho odrobin uatwi ludziom ycie. Mia ciki ranek, na ktry skadao si ostrzenie magicznych noyczek i naprawa parakosmicznych butw, w tej

chwili za odrabia zadanie domowe. Cztery lata wczeniej, mniej wicej w roku 1034 OG, ojciec zapisa go na korespondencyjny kurs dla niezaawansowanych uytkownikw magii. Niektre kursy, takie jak Rka szybsza ni oko dla pocztkujcych, Podstawy abrakadabry i Zaawansowane zaklinanie, uzna za poyteczne. Nauczyy go wszystkiego, co musia wiedzie o wygldaniu wystarczajco tajemniczo podczas naprawy ciekncych kranw i leczenia brodawek. Lata praktyki przekonay go, e wszystkie fizyczne czynnoci mog by uznane za magiczne - wystarczy mie

odpowiedni ton gosu i wygld. W opublikowanych niedawno dokumentach Taumaturgiczna Rada Filozofw i Psychologw przedstawia nowo uzyskane dane o postrzeganiu wartoci Wdrownych Czarodziejw na rynkach miejskich. W podsumowaniu rada stwierdzia, e na wiar w moliwoci Czarodzieja wpywaj nastpujce czynniki: w 15 procentach dotychczas osignite wyniki, w 38 procentach jzyk ciaa stosowany przez Czarodzieja, wreszcie w 54 procentach ton gosu. Rada z zaskoczeniem odkrya, e razem daje to 107 procent, co tylko dowodzi, e niektrzy rodz si, by by kantowani.

Vhintz by moe nie rozumia cakowicie magii, ale atwowierno widzia tak dobrze, jak promienie rentgenowskie widz ledzion. Na tym opar ca swoj karier. Tego dnia w ramach zadania domowego czyta Zaawansowane inkantacje. Zawsze uwaa prawdziw magi za bardzo trudn. W gruncie rzeczy, za niemoliw. By pewien, e mgby rzuci czar, gdyby tylko zrozumia Znaki ASCII* [przyp.: Wszystkie alfabety, znaki, symbole i hieroglify wynalezione i wykorzystywane przez Rad ds. Akademickiego Standardu Czarw I Inkantacji podlegaj ochronie prawa

autorskiego. W krgach magicznych znane s pod oglnym mianem Znakw ASCII]. Wanie nadszed ten dzie. By pewny, e to osignie. Czu si dobrze. Wycign z plecaka kolejn ksik. Bya dua, oprawiona w skr i zaskakujco cika. Okadk pokryway dziwne runy i znaki ASCII. Wygldaa na bardzo star i bardzo magiczn. Taka wanie bya. Gdy by jeszcze zbyt may, by rozumie rzeczy tego typu, dziadek wrczy mu j, mwic: - Strze jej jak oka w gowie. Widz, e nadchodz cikie czasy. Przesta

gaworzy, Vhintz. Wojny, gd nawiedz to krlestwo. Nie, nie chc twojej grzechotki. Dziadek chwil nasuchiwa, po czym dorzuci jeszcze: Oj! Musz lecie! - A nastpnie powiewajc poami paszcza, wybieg z pokoiku Vhintza i znikn w korytarzu cigany przez trzydzieci czy czterdzieci par bardzo gniewnie brzmicych buciorw. Wtedy po raz ostatni widziano dziadka Vhintza. On sam nigdy si nie dowiedzia, skd (lub komu) jego przodek wzi ksig. Wszystko to wydarzyo si wiele lat temu. W chwili obecnej na maej polance pord olbrzymiego lasu zblia si czas na pierwszy raz Vhintza. By

pewien, e tego dnia, po latach przygotowa, uda mu si rzuci czar. Rozejrza si. Czysto. Otworzy oprawion w skr ksig i rzuci okiem na poke stronice. Wzi historyczny oddech i powoli, wodzc palcem po kolejnych sowach, zacz czyta. By silnie skoncentrowany, jego oczy powoli lustroway stron. Prbowa oywi kade sowo, smakujc jego ksztat, przymierzajc je, wchodzc w nie. Co si dziao. Na jego czoo wystpiy krople potu, wiadectwo wysiku. Stopniowo zaczynay dzia si dziwne rzeczy. Sowa powoli przesuway si w rnych kierunkach. Rozpoznawa pojedyncze litery, nawet poszczeglne

wyrazy, ale wymyka mu si sens caoci. Przypominao to czytanie gazety przyklejonej do dna basenu. Zagryzajc wargi z frustracji, zamkn ksig. Pewnego dnia tego dokona; mia nadziej, e to tylko kwestia czasu. Wyczerpany wysikiem umysowym zamkn oczy, by zastanowi si, gdzie popeni bd. Wkrtce ciepe soce, ciche ptasie trele i kojce bzyczenie okolicznych pszcz stworzyy wasne zaklcie. Vhintz po cichutku zapad w spokojny, pytki sen.

***

Dwaj przyjaciele ze znueniem przemierzali las. Jki i zawodzenia Vlada ucichy wiele godzin wczeniej. Franek mia racj, mwic o wampirach i wietle dziennym. - Stj i patrz! - powiedzia Firkin. - Na co? - Tam - wskaza Firkin. - Na co? Nie widz tam niczego z wyjtkiem tego starego, odrapanego drogowskazu. - Tak, to jest to. Drogowskaz. - Ahaaa.

Podeszli do niego. Firkin odsun zasaniajc go ga, strzepn z niej wieloletni warstw brudu i odczyta:

FORT KNUMM 12 mil

Fort Knumm. Ach, jakie wizje to przywoywao! Potne fortyfikacje wyrastajce na otoczonym fos pagrku. Mury zwieczone waami patrolowanymi przez elitarne jednostki wojska. Powiewajce proporcje. Trbacze gotowi, by obwieci przybycie przyjaci, i bateria dzia, gotowa powita wrogw. Hucznie

powita, dodajmy. Brzmiao imponujco. Byoby takie, gdyby chocia ocierao si o prawd. Owszem, znajdowa si tam fort. May, zapyziay, opuszczony i zaniedbany, stojcy w samym rodku miasta. Wybudowano go w czasach, kiedy forty byy de rigueur i kade miasto, ktre chciao by na fali, musiao takowy posiada. Stanowi pierwszy fort w tym rejonie, wic ciga tumy z okolicy w promieniu wielu mil. Najzrczniejsi miejscowi, zawsze chtni zarobi troch grosza, zajli si rkodzielnictwem. Sprzedawano wszelkiego rodzaju wyroby - wszystkie rcznie wykonane.

Kosze wiklinowe, koszyki dla kotw, kolorowe wiece woskowe pokryte dziwacznymi wzorami, mae zioowe mydeka, mid i powida w malutkich dzbanuszkach, soiczki z pynem do kpieli. W nadzwyczajnym, nagym przebysku zdolnoci efektywnego planowania miejskiego burmistrz powoa masowe stowarzyszenie rzemielnikw, umoliwiajc im dystrybucj wyrobw w caym miecie i uzyskiwanie za nie uczciwej ceny. Wkrtce uruchomiona zostaa sie dostawcza i sklepy zaczy oferowa towary z naklejkami, oznajmiajcymi, e zostay wykonane przez Rkodzielnikw z fortu Knumm.

Handel z turystami kwit. Nadszed czas prosperity. cile regulowano rozrost miasta, szczegowej kontroli poddano rwnie architektur, tak by nie niszczya starowieckiej atmosfery, jak burmistrz obrazowo nazywa niezbyt higieniczne, pulsujce yciem domy wok fortu. Taki stan rzeczy trwa dobre kilka lat i wielu ludzi obroso przy okazji zyskw w sporo sadeka. Stali si krtkowzroczni i zadowoleni z siebie, by nie wspomnie o narastajcym lenistwie. Zbyt pno zdali sobie spraw, e inne miasta te ju miay forty i fort Knumm przesta by czym wyjtkowym. Liczba turystw spadaa

na eb na szyj. Mieszkacy miasta starali si ignorowa malejcy dochd, majc nadziej, e gocie z zewntrz wci bd przybywali z wizytami. Ale przestali. Brakowao pienidzy. Turystw brakowao jeszcze bardziej i miasto stao si zbieranin zdesperowanych kupcw, kryminalistw, patnych mordercw, zabjcw, agentw ubezpieczeniowych i tym podobnych... Oczywicie Firkin i Beczka nic o tym nie wiedzieli. W porwnaniu z Middin fort Knumm przypomina oaz bogactwa, ttnic yciem metropoli. Wczesnym wieczorem, po kilku

godzinach wytonego marszu, chopcy przekroczyli bram miasta. W sklepionym przejciu tkwiy dwie wielkie, przegnie drewniane bramy, ktre jakim cudem utrzymyway si na czterech zardzewiaych do granic moliwoci zawiasach. Od bramy na wzgrze biega gwna ulica, po ktrej obu stronach stay w ciasnych rzdach sklepy. Tam gdzie drewniane szkielety wygiy si ze staroci, fronty budynkw chyliy si pod dziwnymi ktami, a najwysze pitra nie przepuszczay wiata sonecznego. Wygldao to, jakby architekt stara si uchwyci moment, w ktrym dwie gigantyczne fale ju, ju

maj na siebie run, a nastpnie zamieni t impresj w kompozycj z drewnianych domw. Przyjaciele kroczyli powoli w gr ulicy, zagldajc w sklepowe witryny. - Wyglda mi pan na wiatowego dentelmena, e si tak wyra. Ale wyczuwam, e w paskim yciu czego brakuje. Potrzeba panu tego! Zrobi pan na damach wraenie swoim nieskazitelnym, zadbanym wygldem! Sprzedawca wepchn Beczce do rk mae drewniane pudeko i rozpocz demonstracj Niezbdnika Obieywiata. Beczka sta zdumiony, gdy tamten

pokazywa mu cki do paznokci, pilnik, wykaaczk, urzdzenie do wycigania kamieni z butw, trzy rodzaje noy, par noyczek... - ...wszystko to w wygodnym i porcznym drewnianym futerale. Jest paskie za jedyne... - Chod - wtrci si Firkin, chwytajc przyjaciela za rami. - Ju jedno takie ma - zawoa jeszcze na odchodnym sprzedawcy. Przeszli par krokw dalej. - W yciu kadego pojawiaj si mroczniejsze chwile - nagabywa najbliszy sklep. - Ujarzmijcie je za

pomoc... tego! - Rka dzierca woskow wiec ozdobion niegustownymi wzorami wychyna ze sklepu, cignc za sob maego, kudatego czowieka. wieca miaa okoo dwunastu cali wysokoci i musiaa way dobre kilka funtw. - Rozjanijcie swe domostwo tym wspaniaym przykadem kunsztu woskarskiego. Specjalna receptura knota zapewnia powolne spalanie, gwarantujce dug ywotno i atmosfer towarzyszc... - Nie, dzikujemy. - Ciepo i wiato z tego samego rda...

- Nie, jest za cika. Jestemy w podry. - Tak wic bez trudu owietlicie sobie drog. Wasza cieka moe by widoczna jak na doni! - Czowieczek gorczkowo wymachiwa wiec. - Nie - odmwi Firkin stanowczo, popychajc Beczk do przodu. - Poaujecie! Jeszcze zobaczycie! Sprzedawca po cichu doby trzycalowe ostrze i machn nim znaczco. Firkin zignorowa nieprzekonujca pogrk i szed dalej. - Zadziwiajce miejsce - zauway

Beczka, rozgldajc si. - Prawdziwe... tego, no... no, to... sklepikarzy. - Zagbie? - Eee? - ...sklepikarzy. - Co... Nie, prawdziwe... to nie tak. To

- Macie problemy ze znalezieniem waciwego sowa? Mylicie si w definicjach? - dobieg z lewej strony jaki gos. - W takim razie, szanowni panowie, nadszed wasz szczliwy dzie. Mam dla was, tu i teraz, kompletne, kieszonkowe, najnowsze

wydanie sownika. Razem z nim wasnoci panw stanie si rwnie mj wasny tezaurus, oczywicie oswojony i wytresowany! Cha, cha, cha! Zaskoczcie panny umiejtn gr sw! Szeptaniem poprawnych gramatycznie wierszy miosnych! I co wy na to, panowie? Wygldacie mi na ludzi, ktrzy nie przepuszcz dobrej okazji. Hej, noicowynato? - Ju to czytaem. Intryga jest do bani - odpar Firkin lekcewaco. - Zapewniam, e wasza kolekcja ksiek potrzebuje tego sownika! - Czy on powiedzia kolacja?... Umieram z godu.

- Tu na pewno mona co zje pocieszy Beczk Firkin. - W pobliu. Przeszli obok maego, kocistego czowieczka, ktry siedzia na ziemi w otoczeniu rysunkw portretowych. - Dobry wieczr - zagadn ich. - Dobry wieczr panu - odpowiedzia Beczka grzecznie. - adny dzie - doda tonem konwersacji. - Zanosi si na deszcz - zabrzmia nowy gos. - Chyba nie chcielibycie zmokn? Co powiedziayby panny, gdybycie zmokli? Mam tu pewien przedmiot... - Sprzedawca pomkn do wntrza sklepu.

- Naszkicuj paski portret, sir. To potrwa tylko minutk, sir. Doskonaa pamitka. Mog go nawet oprawi. Naszkicuj... auu! - Zamknij si, Boz, to moi klienci powiedzia sprzedawca parasoli, kopic marnego artyst. - Tak jak mwiem, hmm, oto lekki, przenony sposb na pozostanie suchym. Prosta konstrukcja, atwa obsu... - ...obaj urod... macie tak portretow

- ...dostpne w wielu kolorach, by pasoway do waszego stroju. Modne parasole. Nie dostaniecie lepszych...

...wglem, atramentem, czy kolorowymi owkami? Prosz wybra, sir... - Wystarczy! - wrzasn Firkin. - Mam do. Nie chc parasola, piknie dzikuj, a gdybym kupi szkic, pognitby si w mojej torbie. - Na paskie yczenie mog dooy tub, sir. - Nie. Nie chc. A teraz, czy mogliby nam panowie powiedzie, gdzie tu mona co zje? Obaj natrci zadumali si. - Nie widz powodu, eby mu

powiedzie. W kocu nic nie kupi, nie? Poda i popyt, te sprawy. Wiem, gdzie mgby co zje, a on nie! - Zgadza si. Wiemy, gdzie jest pub, a on nie! - Boz si wyszczerzy. - Sdz, e nie powinnimy im mwi. - Racja! Nie powiemy im. To tajemnica, e trzeba i tdy, a potem pierwsz w lewo. Auu! - Co te ci strzelio do tego gupiego ba, eby im mwi?! - Tak mi chciaem. si wymskno. Nie

*** W roku 1025 OG Poszukiwacz przechadza si nerwowo tam i z powrotem po przedpokoju Sali Konferencyjnej zamku Rhyngill. Zdawao mu si, e syszy, jak bicie jego serca wypenia komnat. Adrenalina przelewaa si w jego ciele, tworzc mieszank nerwowoci i strachu. Wiedzia, e krl Khardeen unika wszelkich niepotrzebnych wydatkw, i to czsto przy uyciu bezwzgldnych metod. Kryy plotki, e jego ulubione powiedzonko brzmi mniej wicej tak: Oszczdnoci i prac ludzie si bogac. Szczeglnie czsto

powtarza je pono podczas ustalania wysokoci dziesiciny. Drzwi zaskrzypiay, otwierajc si, i rka ze rodka zaprosia Poszukiwacza. Przygadzi wosy, obcign kurtk i nerwowo wszed. Min geometryczne wzory uoone z broni przystrajajcej ciany i stan przed wielusetletnim dbowym stoem. Wieludziesitletni krl Rhyngill siedzia, drzemic po drugiej stronie stou. - Hmm, hmm, wasza wysoko, sire! Krl poderwa si i rozejrza wok przestraszony.

- Sire - kontynuowa urzdnik omielam si przedstawi Francka Middina, Poszukiwacza. Franek zgi si wp podstarzaego krla podenerwowany. Krl lec przed nim ma podejrzliwie skosztowa wygldao jak owsianka. w obecnoci i czeka spojrza na miseczk i czego, co

- Sucham? - rzek z irytacj w odpowiedzi na nerwowe pokasywanie urzdnika. Wyjrza znad okularw w ksztacie pkola i wytar usta do niechlujn chusteczk. - Przybywam ze spraw wagi pastwowej - zacz Franek ostronie. -

Bagam o posuch u waszej ekscelencji. - H... Co ty gadasz? - Krl podnis trbk do ucha. - Mam niecierpic zwoki spraw i bagam o posuch u waszej ekscelencji powtrzy Franek cierpliwie. - Impotencji? Wypraszam sobie. - Ekscelencji, sire. To wysoko jest ekscelencj. wasza

- Cholerna racja. Nie mona pozwoli, eby plotkowali o impotencji takiej ekscelencji jak ja. To zreszt nieprawda. Widziae mojego syna? Krl zacz grzeba w kieszeniach

peleryny. - Mylaem, e jestemy znani w caym krlestwie. O, jest. Sam spjrz. - Krl pokaza may portret swojego syna oprawiony w ramk w ksztacie serca. - Czy nie jest sodki? Franek nigdy nie wiedzia, co wypada powiedzie w takiej chwili. - Hmm, tak, sire. Ma nos po waszej ekscelencji. - Mj nos? Co z moim nosem? - Nic, sire. Miaem na myli, e syn jest troch podobny do waszej wysokoci.

- Hmmm. - Krl skrzywi si, chowajc portret. - A tak w ogle, co ci sprowadza? - Sire, przejd od razu do rzeczy. - Cholernie dobry pomys! - Mam powody sdzi, e to, co szybko stao si naszym gwnym produktem eksportowym, towarem niezbdnym we wszystkich dziedzinach ycia, substancj, przy ktrej uzyskaniu odegraem wielk i niezmiernie wan rol, midzykrlestwianym symbolem renomy i... - Do rzeczy! - warkn krl, bawic si sumiastymi wsiskami.

Franek odkaszln i przewin swoje myli. - Sire, nasze skry s... to jest skry lemingw s w niebezpieczestwie. - e co? - Po raz pierwszy krl okaza prawdziwe zainteresowanie. - Jakie niebezpieczestwo... jakie? - Sire, mam powody podejrzewa, e Cranachanie zamierzaj ukra tegoroczne i przysze zbiory lemingw wprost sprzed naszego nosa. Krl nachyli si nad stoem i wbi wzrok w Poszukiwacza, jednoczenie maym palcem wykonujc gest zachty.

- Prawie rok temu wrczono mi to. Doda urzdnikowi zwj pergaminu. To deklaracja wasnoci regionu, gdzie rozmnaaj si i rosn lemingi, a zarazem danie zwrotu ich skrek. Twarz krla poblada, gdy przetrawi informacj. - Wstrtne prawda? kruczki prawne. To

- Tak, sire. Ale w rzeczywistoci trac prawa do skrek w momencie, gdy te z wasnej woli wkrocz w nasz przestrze powietrzn. Nie mamy z Cranachanami porozumie handlowych. - W taki razie wszystko w porzdku,

czy nie? - C, sire, byoby, gdyby wydarzenia przybray lepszy obrt. W tym roku po raz pierwszy w dziejach lemingi wylduj na cranachaskiej ziemi. - Po ich stronie granicy? Franek przytakn powoli. - Niemoliwe... nie mog przenie granicy bez mojej zgody... Nawet ja nie mog przenie granicy bez mojej zgody! A przecie jestem krlem! - Oni nie tknli granicy, sire. - Nie dranij mnie. Co si dzieje? Co

si zmienio? Co przesunli? - Gr. Krla zatkao. Jego pomienna furia stracia na pomiennoci. Spojrza sponad okularw, stukn trbk o dbowy st, na nowo przytkn j do ucha i cicho spyta: - Gr? - Gr - potwierdzi Franek. - Wanie mi si wydawao, e tak syszaem. - Wadca znw bawi si wsami. Jego cesarska mo, krl Rhyngill

Khardeen, podnis yk i powoli rozmiesza niejadaln letni owsiank. Poczenia nerwowe w jego gowie, zarose w wyniku wielu lat umysowej jaowoci, gwatownie oczycia maczeta prawego oburzenia. Jego twarz zmienia si, przybraa modszy i bardziej oywiony wyraz. - A niech to cholera - powiedzia. Tak by nie moe! - Powsta, upuszczajc yk, ktra spada z cichym pluskiem, zwrci wzrok na urzdnika i wrzasn: - Sprowad mi tutaj Rad Wojenn... NATYCHMIAST! Wykonawszy w kierunku krla pobieny ukon, urzdnik pomkn na jednej nodze, w gowie rozwaajc

polecenie. Radcy wojenni! Nie zebrali si od, uuu, zanim zostaem urzdnikiem, to jest po tym, jak byem, a moe to byo, zanim ja byem, nie po, zdecydowanie po, musiao by, inaczej nie musiabym... rany julek! Kawa czasu! Podczas gdy radcw wojennych odnajdywano w najdalszych zaktkach zamku Rhyngill, Franek opowiedzia krlowi ca histori. Przedstawi mapy, rysunki, dane o sprzeday, dane o planowanej sprzeday, analiz przewidywanych dochodw i wydatkw, kwartalnie modyfikowany raport o bezrobociu w Talpach; opisa prace cranachaskich inynierw na klifie; stosy pergaminu

wycignite z jego walizki udowodniy bezsprzecznie, e skrki lemingw znalazy si w niebezpieczestwie. Jeli nie zadziaaj szybko i stanowczo, rok 1025 OG okae si ostatnim, w ktrym skrki lemingw bd pochodzi z Rhyngill.

*** Gdy Wdrowny Czarodziej Vhintz ucina sobie popoudniow drzemk, jego umys zdj buty i pobieg wesoo przez wiee pola jego pamici. Pchn drzwi i zajrza do sztucznie zaciemnionego pokoju. Ujrza rzdy nalecych do magw gw. Jaka

posta staa na maym podium w przedniej czci pokoju i ukadaa stosik papierw. Pami Vhintza wykonaa gest w stron maga na kocu rzdu, popchna go wzdu awki i zasiada, by wysucha wykadu. Magiczna latarnia wywietlia obraz za plecami wykadowcy, prosto brzmicy temat pogadanki:

GAR FAKTW NA TEMAT MAGII

Wykadowca zakasa, by zwrci na siebie uwag, wiata przygasy, a on

zacz... - eby by prawdziwie magicznym, eby posi zdolno rzucania czarw bez odwoywania si do ksigi czarw, by zaczarowa lub zmieni rzeczywisto i okrci sobie zasad przyczyny i skutku wok palca, nie s wymagane predyspozycje genetyczne. Nie trzeba by sidmym synem kuzynki (ze strony ojca) jednookiego wilka morskiego, by mie jakie takie szanse w praktyce taumaturgicznej. Na sali zapanowaa wesoo. - Aby skutecznie rzuci zaklcie, musicie je zrozumie. Wymaga to, przede wszystkim, zdolnoci tworzenia i

ksztatowania sw, by skupi waciwy rodzaj magii na konkretnym obiekcie, jakkolwiek niechtny byby w obiekt. Wszyscy wiedz, e jeli wemiesz wieszak, odpowiednio go uksztatujesz i postawisz na maym radyjku tranzystorowym, popynie muzyka. Tak samo jest z magi. Sowa s magicznych. wieszakami nauk

Magia nas otacza, jest wszdzie, biegnie rwnolegle do nas w czasie i przestrzeni, a jedynym, czego trzeba, by otworzy eteryczne sklepienie, jest waciwa aranacja sw.

Oczywicie, musicie zdawa sobie spraw z tego, co robicie. Kluczem do tej rozrastajcej si eterycznej tamy staroytnej mocy jest umiejtno bardziej podstawowa ni istota zda, bardziej bezporednia ni wymowa czy gramatyka, bardziej poprawna ni asonans. Znacznie starsza i gbsza ni jakakolwiek polednia dziedzina literatury. By uywa magii waciwie, musicie by adeptami odwiecznej sztuki czarowania. Uniosa si jaka rka. Wykadowca by gotowy, zanim pado pytanie. - Nie, nie! Nie jest wane miejsce aranacji i sekwencja zwykych literek. To znacznie wzniolejsze, o wiele

bardziej holistyczne. Dla adepta prawdziwego czarowania najwaniejsza jest gboka i gruntowna wiedza o tempie, ustawieniu akapitw, odmianie przyswkw i parametrach infiltracji wtkw pobocznych. W innym wypadku moecie rwnie dobrze wzi ksig, przeu j na mae kawaeczki i czeka na waciw aranacj. Pami Vhintza, czujc si zastanawiajco niezrcznie, wstaa i wylizgna si z sali.

***

- Jeste pewien, e powiedzia pierwsza w lewo? - wyszepta Beczka. - Tak, nie syszae? - Zdaje mi si, e tak powiedzia, ale nie wydaje mi si, eby mia racj. Troch tu ciemno. Beczka rozejrza si nerwowo i zbliy do przyjaciela. Niewielka grupka szczurw obserwowaa z bezczelnym znudzeniem, jak chopcy wchodz w wsk boczn uliczk. Chodnik, jeli t szumn nazw okreli mona pasmo nierwnej ziemi, penice niewdziczn funkcj zajmowania przestrzeni pomidzy dwoma rzdami walcych si

budynkw, poyskiwa w przymionym wietle ulicy. Beczce zdawao si bardzo dziwne, e poyskuje, skoro nie padao od tygodni, i w ogle byby zaskoczony, gdyby deszczowi udao si tu dosta. - Powiedzia, jak daleko na pierwszej w lewo? - Nie, i oby ju niedaleko, bo zawracam i... Uwaaj! Nad ulic otworzyo si okno, w ktrym ukazaa si posta dzierca spore wiadro. Beczka zauway to zbyt pno. Nie przerywajc rozmowy z kim w rodku, posta gestem znamionujcym znudzenie spenianiem irytujcych prac

domowych odwrcia wiadro do gry dnem. Beczka ruszy si zbyt pno. Kiedy kaskada aromatycznych oraz nieco mniej aromatycznych domowych odpadkw zaszczycia Beczk niechcianym i okropnie mokrym chluniciem, Firkin odwrci si i mocno skuli. Okno zamkno si, a incydent na dole pozosta niezauwaony. Beczka sta, poyskujc podobnie jak chodnik. Duga obierka z ziemniaka, ozdobiona kawakami marchewki, oplota mu czoo. Chopiec z obrzydzeniem potrzsn gow, oprcz tej usuwajc z siebie take kilka innych obierek. - Kochaniutki, patrz, gdzie stawiasz

nta, zwaszcza w takiej okolicy. Wysoka kobieta wynurzya si z mrocznego cienia niewidocznej bramy, stana w janiejszym cieniu bocznej uliczki i spojrzaa wspczujco na ociekajcego Beczk. - Tu mieszkaj zwierzta, kochaniutki. Zwierzta, niech mnie, jeli nie mam racji. Jakby dla podkrelenia ostatnich sw, duy szczur przemkn cichutko wskro ulicy, omijajc szerokim ukiem ostry czubek buta kobiety. - Wy nietutejsi, co? - zapytaa, gdy Beczka usiowa doprowadzi si do jakiego takiego porzdku. - Nie - odpar Firkin. - Skd wiesz?

- Najsamprzd, lepiej bycie wodzili oczkami, co si wok dzieje, a poza tym nigdy przedtem nie widziaam was, kochaniutkie przystojniaczki, w moim rewirze, a ja znam wszystkich w moim rewirze. Taka praca. - Umiechna si ciut zoliwie w stron Beczki. - Tyki w troki, pomylimy nad wyczyszczeniem ci, kochaniutki powiedziaa i nie czekajc na odpowied, znika w cieniu. Beczka popatrzy pytajco na Firkina, ktry w odpowiedzi wzruszy ramionami. - No dalej, sodziutcy. Nie wiem jak wy, ale ja jestem kobieta pracujca.

Chopcy wkroczyli w cie, idc za ni wskimi zaukami, przechodzc przez dziury w ogrodzeniach, okrajc mroczne i obskurne bloki mieszkalne, a wreszcie ich przewodniczka zatrzymaa si, po czym przesza przez osobliwie rowe drzwi. Nieufnie, ale nie majc lepszego pomysu, chopcy weszli za ni. Podoga wydaa im si dziwnie chybotliwa, wic Firkin spojrza pod nogi na kudaty, rowy dywan. Z bocznych drzwi wysun si dugi, zgrabny palec, zapraszajc ich do rodka. Powita ich dwik biecej gorcej wody i dziwny, lecz sympatyczny aromat wieych olejkw i balsamw

zioowych. Kobieta zakrcia kurki i zwrcia si do Beczki: - W porzsiu, kochaniutki. Moemy zaczyna? - Ruchami znamionujcymi wpraw ja rozpina guziki przy jego kurtce. - Ciuteczk zamierde, kochaniutki, ale bez zgrzytu, za chwiluni znw bdziesz pachnia jak ryczka. A ty, przystojniaczku, uderzaj w nastpne drzwi, Barabara czeka - zwrcia si do Firkina, gdy w pokoju pojawia si kolejna wysoka, niezwykle skpo odziana kobieta, posyajc w stron chopca szeroki umiech. Brud z ostatnich kilku dni, przymione

czerwone wiata oraz wyraz zakopotania na twarzy Beczki ukryy fakt, e by zdecydowanie za mody na zainteresowania tego typu. Zapach olejkw i wyczerpanie sprawiy, e niemal nie zauway, jak szybko i fachowo zosta rozebrany. Maisy umiechaa si do niego sodko, zdejmujc ostatnie czci jego garderoby i pomagajc mu wej do gorcej, bulgoczcej kpieli. - Zosta sobie tutaj, a ja wyszoruj ubranka. Pena obsuga, sodziutki! Potrzsna stosem szmat, sprawdzajc, czy w kieszeniach nie zostay jakie drobne, po czym wysza, opuszczajc pokj i relaksujcego si

Beczk.

*** Tytu radcy wojennego Rhyngill jest bez wtpienia wspaniay, peen mocy, powagi i chway. Przywodzi na myl czowieka gotowego bez wahania rzuci si w wir walki, ociekajcego agresj i uzbrojonego po zby, reprezentujcego wojskowy kunszt krlestwa, strategiczny filar Rhyngill, wcielenie najbardziej przeraajcych koszmarw wrogw. Radcy wojenni zbierali si jedynie w najciszych chwilach. Powszechnie uwaano, i poniewa kady z nich niezmiennie przejawia wicej agresji

ni batalion podczas szturmu, zebranie ich wszystkich razem stwarzao niestabiln i niezwykle niebezpieczn atmosfer, ktra moga, przy waciwym pokierowaniu, skuteczniej doprowadzi kad wojn do szybkiego i ostatecznego koca ni kilka funtw bardzo rozwcieczonego plutonu. By to gwny powd, dla ktrego sale konferencyjne budowano tak wielkie. I tak bez fanfar, zapowiedzi, ani nawet wyszeptanego powitania, w roku 1025 OG radcy wojenni wkroczyli do Sali Konferencyjnej. Bya usiana pergaminami, na jej rodku za czowieczek w okularach z butelkowego szka pokazywa prognozy rynkowe

zachwyconemu i wygldajcemu zaskakujco modo krlowi. Franek obrci si, by zoy ukon radcom wojennym. Jego szczka opada nisko, zanim zdoa pomyle o samokontroli. Poszukiwacz z blem zda sobie spraw, co z radcw zrobiy cae dziesiciolecia pokoju. Do sali wkutykao trzech staruszkw, bezzwocznie kierujc si w stron swoich tronw. Czwarty wjecha na rozklekotanym wzku szpitalnym. - O co si rozchodzi? - spyta oschle Lappet. - Rozgrywalimy wanie ze

starym Rachnidem bardzo adn partyjk warcabw. Trzeba dba o mylenie strategiczne, jak babci kocham! Rachnid potakn i balansujc niepewnie na lasce, jakim cudem usadzi si na tronie. Bateleur, przypominajcy zoliwego gnoma osiemdziesiciolatek, o czarnych, rzucajcych iskierki oczach, niepokojco ostrym, haczykowatym nosie i z grzyw gstych, czarnych wosw, rozejrza si wok z entuzjazmem. - Kto si pisze na stare, dobre lanie? zaskrzecza. Urzdzimy adn potyczk!

- Skoczy si, zanim dojdziesz zarechota Brumas z wysokoci swojego wzka. - Zamknij si, dziadu! - krzykn Bateleur, dgajc go dug, zaostrzon lask. - Jeszcze tylko cztery do zbicia. Wygrabym, jak babci kocham. Teraz to ju niewane kontynuowa przebywajcy we wasnym wiecie Lappet. - Kogo nazywasz dziadem? - zawoa Brumas ochryple, uderzajc si po uchwie obwisymi policzkami. - W yciu nie czuem si tak dobrze, jestem zdrw jak ryba i gotw na wszystko! -

Waln si w pier i zanis atakiem kaszlu. - Panowie, prosz - wtrci si krl Khardeen. - Bdcie askawi odoy swary na pniej. Rozumiem, e nie przebywalicie razem od duszego czasu i jest duo rzeczy do nadrobienia, ale prosibym o uwag. To powana sprawa! - Przypomniaa mi si partia sprzed kilku lat. Cztery piony do zbicia, pi ruchw, i udao mi si, jak babci kocham! - Lappet, prosz o uwag. Krl, gdy zareagowa ostro i zyska

zainteresowanie podstarzaych radcw wojennych, przystpi do szczegowego przedstawiania sytuacji, w jakiej si znaleli. Odwoywa si do wykresw, map i szczegowych prognoz Francka. Mwi dusz chwil, ozdabiajc prawd frazesami pod publiczk, a Franek patrzy si na niego i co jaki czas przytakiwa. - ...tak wic, panowie - zakoczy wadca - co zamierzamy w tej sprawie uczyni? Od strony wzka dobiego ciche chrapanie. - To przecie oczywiste! - krzykn Bateleur, wymachujc lask.

Brumas, wyrwany z drzemki przez gwatowny krzyk, podnis si na tronie i rozejrza wok zmieszany. - Co jest oczywiste? - spyta Lappet. - W akcie agresji kradn nasze cotam. Sdz, e powinnimy ich skopa, sire! - Bateleur krzycza nadal swym skrzekliwym gosem. - Sugeruj podjcie dziaa, rzecz jasna o charakterze militarnym. Od lat nie byo porzdnej potyczki. - Prbowae kiedy strczkw senesu? - zapyta Brumas bez szczeglnego zwizku z tematem. - Masz na myli w-w-wojn?! -

odezwa si w kocu Rachnid. - Nie, w-w-warcaby - odpar Bateleur sarkastycznie. - Co wy na to? - Dwa dziennie i ci przejdzie cign przebywajcy we wasnym wiecie Brumas. - Nie sdzisz, e to nieco zbyt brutalne? - jkn Rachnid. - I ty siebie nazywasz radc wojennym! - zaskrzecza Bateleur, uderzajc pici w st. Rachnid poblad. - A ty, Lappet? Co o tym sdzisz? -

zapyta krl, podkrcajc zadowoleniem sumiaste wsiska.

- Musz przyzna. Wyzwanie wobec strategicznego planowania na terytorium wroga pocigajce. Zbiega si z decyzj o akcji militarnej. - W porzdku, w takim razie postanowione. Ogaszam, e wniosek przeszed - oznajmi krl, patrzc znad okularw. - Niech rozpoczn si przygotowania. Franckowi tempo podjcia decyzji odjo mow. Rozejrza si wok zadziwiony, nie spodziewa si takich efektw - a w kadym razie nie tak szybko.

*** - Dobrze si bawimy, co nie? spytaa Maisy, a w tonie jej gosu zabrzmiaa nieobecna tam wczeniej nutka. - Tak, dzikuj - odpowiedzia grzecznie Beczka spod gry rowej piany. - Wyszorowany do czysta? - Chyba tak. - Masz swoje wdzianko, wrzucaj na grzbiet i zjedaj!

- A czy jest suche? Nie jest zdrowo wkada mokre ubranie, zwaszcza noc, poniewa... Przerwa, dostrzegajc na twarzy Maisy wyraz irytacji. - W takim razie, eee... wrzuc to na grzbiet i zjad. Eee... mogaby poda mi rcznik? Chciabym si przedtem wytrze. Maisy podaa mu rcznik i czekaa ze zniecierpliwieniem. - Przepraszam, czy mogaby spojrze w inn stron? Bd teraz wychodzi. - O mnie si nie martw, sodziutki. Ju

to widziaam. Beczka zarumieni si, gdy zda sobie spraw, e kobieta ma racj, i wstydliwie wygramoli si z wanny. - Czemu si gniewasz? - zapyta. - Bo marnujecie mj czas. Jak nie macie szmalu - spadwa. - Zaprosia nas. Nie wiedziaem, e bdziemy musieli paci. - Naprawd nie dostalicie jeszcze nic wartego grosiwa, kochaniutki. To miao by pniej. - Wymawiajc te sowa, oda lekko wargi. Na Beczce nie zrobio to szczeglnego wraenia.

- Ju wkrtce bdziemy mie troch pienidzy i skarb. Dlatego tu jestemy oznajmi radonie, energicznie wycierajc wosy. - Rany, nie! - jkna Maisy w rozpaczy. - Tylko nie kolejny frajer, co przyjecha tu zrobi kas. Nie wiecie, e czasy, kiedy w forcie Knumm mona byo nabi kabz, miny? Posuchaj mojej rady, sodziutki, i prynij std, jak tylko dasz rad. - Nie, nie zrozumiaa. My mamy misj do spenienia. Maisy uniosa rce ku niebiosom. - Jeszcze lepiej. Cholerni misjonarze.

Wiedziaam, e nie jestecie z okolicy. Beczka wcign spodnie. - To tajna misja. - Posuchaj, kochaniutki. Zwisa mi to. Chc tylko, ebycie std spynli, aby kto inny mg przyj. Kto z cho odrobink szmalcu. Ja jestem kobieta pracujca. Wypchna wci wilgotnego Beczk na zewntrz, gdzie zapad ju wczesny wieczr, i zatrzasna drzwi. - Poczekaj, poczekaj! Firkin! Zorientowawszy si, e jego najlepszy, a w zasadzie jedyny przyjaciel zosta w

rodku, Beczka j dobija si do rodka. - Otwieraj! Firkin! Drzwi otworzyy si gwatownie i moda kobieta o wygldzie oprawcy wypchna na zewntrz stawiajcego saby opr, ociekajcego wod Firkina. - Zaczekaj, zaczekaj! - zaka Beczka w stron zamykajcych si drzwi. Te stany na chwil, otworzyy nieco bardziej, a gos ze rodka zapyta: - Czego chcecie? - Gdzie moemy spdzi noc?

- Macie pienidze? - Niewiele. - To w takim razie nie mj problem, prawda? Drzwi z gonym hukiem zamkny si ostatecznie. Firkin jkn i usiad. - O co im poszo? - Nie jestem pewien. Zdaje mi si, e Franek wspomina o miejscach takich jak to, ale nie pamitam, jak si nazywaj.

Firkin zdawa si nic nie rozumie. - Och, wiesz, weszlimy w brudnych ubraniach, a wyszlimy w czystych. - Takie co przedpotopowego? - Tak, mam na kocu jzyka - Beczka wyta pami. Take Firkin, zmarszczy brwi. skoncentrowany,

- Mam! - wrzasn po duszej chwili. - Powiedz, powiedz! - Pra... lnia!

*** W caej historii zamku Rhyngill kilka krtkich tygodni po spotkaniu Rady Wojennej w roku 1025 OG zapisao si jako najbardziej gorczkowe. Podniecenie mkno przez korytarze i komnaty niczym wyegzorcyzmowany demon po narkotykach. Nikt nie opar si gorczce, nawet zamieszkujca w kuchni banda szczurw niadych zdawaa si w tych dniach bardziej podenerwowana ni zwykle. Byo to podniecenie wynikajce z przygotowa. Sprawdzanie tego, upewnianie si co do tamtego, robienie

czego innego, mwienie komu, eby zrobi to, tamto albo co innego, na co tobie zabrako ju czasu. Raj dla biurokraty. W pewnym sensie przypominao podniecenie wystpujce tu przed rozpoczciem sezonu wakacyjnego, ale z dwiema zasadniczymi rnicami. Po pierwsze, byo powane, a po drugie - niektrzy mogli nie wrci. Wrd tego wszystkiego snu si may chopiec, przesikajc atmosfer, ale nic nie rozumiejc. Ksi Klayth oglda kolumny onierzy defilujce na dziedzicu przed spichlerzami. Gdy przemierza stajnie, widzia kawalerzystw przygotowujcych

oporzdzenie. Chodzi od jednej grupki przygotowujcych si ludzi do drugiej i wci sysza to samo sowo: wojna. Rhyngill znajdowao si w ostatniej fazie przygotowa do wojny z ssiednim krlestwem Cranachanu. Radcy wojenni ustalili strategie na rne ewentualnoci. Brumas zamwi i otrzyma specjalny bojowy wzek inwalidzki. Wszystko byo gotowe. Nagle ksi Klayth zauway zmian. Obudziwszy si pewnego ranka, z miejsca poczu, e co jest inaczej. Wygrzeba si z ka, na paluszkach przeszed przez komnat, otworzy cicho drzwi i ujrza wielkie czarne buty, dug, powiewajc peleryn, i w kocu

wielk, brodat twarz swojego ojca, krla Khardeena, ktry sili si na umiech i patrzy na niego przez pkoliste okulary. - Cze, tato - wyszepta may ksi. - Co tu robisz? Gdzie jest mama? - W bezpiecznym miejscu, synu. W bezpiecznym miejscu. - Krl podnis potomka i podszed do najbliszego krzesa. - Dlaczego? - zapyta Klayth. - Poniewa wyjedam i chc, eby by duym chopcem. Klayth wpatrzy si w brodat twarz

ojca. Wygldaa bardzo staro, ale i silnie, jak skate drzewo. Panowa od dawna i jeszcze pi lat temu martwi si, e nigdy nie bdzie mia syna i dziedzica. Nie wynikao to z braku prb, o czym a za dobrze wiedziaa wikszo dam dworu, bya to raczej kwestia niezgrania. Ale przed czterema laty pojawi si Klayth i troski krla znikny. Majc dziedzica, mg wrci do rzeczy, ktrymi powinni zajmowa si krlowie. Mg da synowi wzr do naladowania. Mg opuci zamek i kontynuowa rzdy bezlitosnego, ale, och, jake sprawiedliwego terroru i wyzysku, ktre zna i kocha. Lata

wymuszonej abstynencji od wojowniczych, grabieczych objazdw zakoczyy si wraz z uniesieniami tej jednej nocy. Jak dokona tego, bdc w tym wieku, stanowio zreszt gwny temat plotek przez wiele tygodni po fakcie. - Synu, chc, eby przez jaki czas sprawowa rzdy, tak jak ja. Wszystko bdzie w porzdku, Bartosz i Matusz si tob zajm. Klayth mia oczy pene ez. Nie mg mie pewnoci, ale czu, e widzi ojca po raz ostatni. - W takim razie postanowione powiedzia krl cicho, odstawiajc syna

na podog, po czym wyszed z komnaty. Klayth nic mu nie odpowiedzia. Jak mg odpowiedzie, czy w ogle w jakikolwiek sposb wyrazi swoj opini, skoro nie mia pojcia, co si wok niego dzieje? Wrci do swojej komnaty i wyglda bezmylnie przez okno. Po kilku minutach ujrza krla, czterech radcw wojennych i pancerny wzek inwalidzki na czele pierwszej kolumny wojska, jak mijali bram, most zwodzony i znikali w mrokach historii. Odwrci wzrok od okna i poczu si bardzo, bardzo may.

*** Wdrowny Czarodziej wci drzema w ciepych promieniach pnopopoudniowego soca. Ksiyc na pelerynie Vhintza byska co chwila, wraz ze wznoszeniem si i opadaniem jego klatki piersiowej. Obok niego wiekowa, oprawna w skr ksiga leaa bezceremonialnie tam, gdzie spada z jego kolan. Usta Vhintza byy potwarte, pochrapywa z cicha. Sielankowy obrazek. Na swoje szczcie, nie zdawa sobie sprawy z obecnoci obrzydliwej istoty, ktra obserwowaa go z drugiej strony

polanki. Gdyby miaa usta, oblizywaaby je, przypatrujc si swej zdobyczy. Gdyby miaa rce, zacieraaby je ochoczo. Gdyby miaa rozum, pojaby, e zdobycz moe okaza si ponad jej siy. W jej polu widzenia jednake znajdowa si potencjalny solidny posiek. Prawdziwa uczta. A istota bya godna. Jej oczy oceniay odlego pomidzy ni a zdobycz - mierzyy dystans, sprawdzay, za czym mona by si schowa, wypatryway ladw zasadzki. Teren okaza si czysty. Istota bya bardzo, bardzo godna... Ruszya powoli, wprost na niewinnie picego czowieka. Ostronie,

ukradkiem, leciaa przez polank, trzymajc si nisko, poza polem widzenia. Im bardziej si zbliaa, tym mocniej jej szczki dray w oczekiwaniu. Gdy wypatrzya przed sob bezbronn ofiar, w jej odku wezbray soki trawienne. Bya coraz bliej. Czowiek wci spa, niewiadomy i bezradny. W paszczy istoty zebraa si gorca lina. Skrzyda doniosy nieludzkie ciao bliej, pene liny szczki lniy w socu - ostatni przebysk pikna przed rzezi. eb potwora zniy si, po czym zacz porusza si miarowo w bok, tam i z powrotem, wraz z zagbianiem si kw. Sza darcia i ksania. Potwr, usiujc zaspokoi swj wynaturzony

gd, rozrzuca kawaki...

wok

wydarte

Gdy czerwieniejce promienie soca owietliy aren rzezi i zniszczenia, potwr, nasyciwszy palcy gd, unis swe nadte cielsko i odlecia, pragnc przetrawi potn uczt. Chodny wietrzyk owia sabo czowieka, podwiewajc poy jego peleryny. Czowiek nieprzytomnie unis powieki, a gdy jego zakoczenia nerwowe eksplodoway ostatnimi minutami popoudniowej drzemki, caym ciaem wstrzsna straszliwa konwulsja. Vhintz ziewn szeroko i podrapa si po ramieniu. Cmokajc i przecigajc si, podnis ksig i

schowa j ostronie do plecaka. Sztywno wsta, przecign si po raz kolejny, rozmasowa plecy i wyruszy w stron nastpnego miasta, pozostawiajc po sobie ogrzany fragment pniaka, odcinity w trawie ksztat czowieka i malutk kupk przeutego pokego pergaminu. Delikatny powiew wiatru unis strzpy, ukrywajc je pod stert zeszorocznych lici. Nieopodal, trawic popoudniow biesiad, chrapa cichutko may ml ksikowy.

*** Na samym kocu ciemnego, wilgotnego, brukowanego zauka kilkudziesiciu najpodlejszych przestpcw z caego fortu Knumm spdzao szalon noc poza domem. Nie byo w tym nic niezwykego. Zawsze spdzali noc poza domem. Zawsze znaleli jak wymwk. Wykazywali si niesamowit inwencj przy ich wymylaniu. Jeli nie byo nowego zbiega, ktrego przystanie do wesoej gromadki naleao obla, zawsze wypadaa rocznica przystania

nowego zbiega do gromadki, czasem nowe morderstwo do uczczenia, a czasem nawet rozrzutny zodziej, ktry stawia kolejki, by obla up z ostatniego wamania. W Krlewskiej Czapie atwo byo znale przyjaciela: by nim kady nietrzymajcy noa przy twoim gardle, nerkach itp. Przestpcy w forcie Knumm umieli si bawi. Zawsze przebywali w Czapie, jak skrtowo okrelano lokal. Kochali tutejsz Atmosfer, a ona kochaa ich. Obowizkiem byo zajrze na imprez. Nie uznawano adnych wymwek. Nawet morderstwa, w tym wasnego.

Tej nocy jak zwykle byo toczno. Ichnaton Asasyn siedzia przy stoliku do gry w Czachy* [przyp.: Czachy s gr, do ktrej potrzebne s: paska pyta kamienna o szeciu uzach, dwa niewielkie toporki i zero zasad. No dobra, zasady istniej, ale s w stu procentach zmienne i zalene od dwch czynnikw: a) kto potrafi goniej wrzeszcze; b) ile dotychczas wypi.] wraz z Aznarem Wykidaj. Wok stolika toczya si zgraja podrzdnych bandytw i zodziei. - Ukadaj! - wrzasn przekrzykujc gwar. Ichnaton,

Aznar pochyli si, wrzuci monet w

bok stou i zacz ukada to, co si na nim pojawio. Barman Skrothm walczy z kilkoma wariatami, wykcajcymi si o cen ostatniej kolejki. Reszta klienteli albo bawia si ogldaniem zapasw przy barze, albo oszukiwaa si nawzajem na tysice sposobw przy maych stoliczkach, rozrzuconych po mrocznym wntrzu. Panowaa wymienita Atmosfera, sprzyjajca byciu zym. - Ja rozbijam! - pisn Ichnaton, stajc twarz w twarz z Aznarem i dla lepszego efektu dgajc noem trzech skradajcych si zodziejaszkw. W

powietrzu pojawi si blady, czarny grymas. Atmosfera si nagrzewaa. - Kiedy j uoy! - Czy ty si KCISZ? - odpar pytajco Ichnaton, bawic si nonszalancko przeszo trzynastocalowym noem do patroszenia. - ...eee... - Ja rozbijam - powtrzy Ichnaton szeptem, ktry jednake wszyscy syszeli. Przed nim, na paskim kamiennym stole, leao pi sferycznych przedmiotw, uoonych w przyblieniu

w trjkt. Wyprostowa si, unikajc niskich, dbowych belek, zacisn zby i opuci swj topr na najblisz kul. Gdy pka, rozleg si dwik rozupywanych koci. Bandyci i zodzieje wyrazili okrzykami swoj aprobat. Na stole szara masa wymieszaa si z krzepnc ju krwi i pocieka do uz. - Pierwsza! Cha, cha, cha! - wrzasn Ichnaton, podnoszc topr do drugiego uderzenia. Tym razem pod ciosem pky dwie czaszki wieych nieboszczykw.

Zodzieje oszaleli z zachwytu. Aktywny udzia publicznoci by ywotnym elementem ycia nocnego w Czapie. Jeli nie rozbawie publiki swoj gr, niebawem publika moga zabawia si tob, i to niekoniecznie w jednym kawaku. W innej czci baru Skrothm ostatecznie przekona wirw do ceny kolejki, dodajc do siebie ich gowy. Ichnaton, ktry unis topr do kolejnego uderzenia, zatrzyma go w powietrzu. Popatrzy w stron drzwi i zamruga z niedowierzaniem. Stay tam, mrugajc, dwie nowe twarze. Okrglejsza z nich zakaszlaa. Nagle zrobio si zupenie cicho.

Atmosfera wstrzymaa oddech.

*** Dojcie do stwierdzenia, e siedzenie w rynsztoku w plugawym zauku biegncym obok Salonu Rozkoszy Daisy i Maisy nie jest najlepszym pomysem, nie zajo Firkinowi i Beczce zbyt wiele czasu. Wystarczajco le byo ju nie wiedzie, gdzie si dokadnie w obcym miecie znajduje, ale siedzenie przed jednym z bardziej zapuszczonych z licznych nocnych przybytkw tego miasta w chwili, kiedy wieczr szybko przechodzi w noc, byo nie tylko niepodane, ale take

niewyobraalnie ryzykowne. Wraz z zapadaniem zmroku rosa nie tylko liczba klientw rowego paacu rozkoszy, ale take poziom ich nietrzewoci. Olbrzymie oprychy umiechay si lubienie do chopcw, owiewajc ich jednoczenie cikim, alkoholizowanym chuchem. Ostateczna decyzja o ruszeniu si stamtd nie wynikaa z adnych pozytywnych zaoe co do marszruty, lecz wycznie z oglnego stwierdzenia, e wszdzie lepiej ni tutaj. Z pocztku posugiwali si zuchow technik nawigacji, uwielbian przez turystw pltajcych si bez celu po obcym miecie, eby obejrze jego

zabytki. Polegaa ona na aeniu w losowo wybranych kierunkach, a natrafi si na co, co wyglda znajomo. Niestety, poniewa dyli do miejsca, ktrego nazwy ani wygldu nie znali, metoda ta okazaa si kompletnie bezuyteczna. Potrzebne byo nieco bardziej przemylane podejcie. Poniewa zmierzali do zajazdu, miejsca stworzonego jedynie w celu dostarczania wina, wdek i wielkich iloci piwa spragnionym klientom i/lub alkoholikom, czy nie byoby suszne ustali kierunek, z ktrego dobiegay zawieszone w powietrzu intensywne wyziewy alkoholowe, a nastpnie pody w stron wprost przeciwnym do ich malejcego natenia, w tene

sposb uatwiajc precyzyjne odkrycie i ostateczne przybycie do rda wyzieww? Chopcy poszli za swoimi nosami. Okazao si to trudniejszym zadaniem, ni z pocztku mogoby si wydawa. Fort Knumm mia tak wiele rnych, kccych si ze sob i co gorsza przyprawiajcych o mdoci zapachw, e podanie za jednym konkretnym okazywao si niezwykle trudne. Chopcy wczyli si bez celu po ciemnych bocznych uliczkach w pobliu murw miejskich. Przypieszali kroku, mijajc grupki potnych, spogldajcych na nich podliwie opryszkw, palcych co i

wypuszczajcych ciemny, niebieskawy dym, zawisajcy w powietrzu w bardzo wyluzowany sposb. Kilka razy, zwaszcza w okolicy murw, musieli wraca po swoich ladach, napotkawszy za rogiem lepe zakoczenie uliczki. Przez cay czas wok ich ng przebiegay zaaferowane nie wiadomo czym szczury, a po obu stronach ttniy yciem zamieszkane przez karaluchy domostwa. Krgowce byy w mniejszoci, na jednego przypaday setki innych mieszkacw ze znacznie mniejsz iloci krgosupa. Koniec kocw, Firkin i Beczka skrcili w kolejn, rwnie odpychajc jak pozostae uliczk i ostronie

posuwali si ni naprzd. Przed nimi, na prawo, w jednym z budynkw panowa wikszy haas, ni mogliby oczekiwa. Na ulic przedostawa si ochrypy miech, od czasu do czasu ubarwiony dwikiem tuczonego szka i krzykiem. Brzmia rytmiczny, niski, puls podziemnego wiatka. Nad gowami chopcw wisia wyblaky szyld. Wymaga gruntownego odmalowania, ale jeli kto stan i wystarczajco mocno wytrzeszczy w otaczajcym pmroku oczy, wci mia moliwo odczytania sowa Czapa. Krya plotka, e nazwa ta bya wynikiem nieszczliwego zbiegu okolicznoci, takich jak: dyslektyczny,

czciowo guchy twrca szyldu, nietrzewy historyk-amator oraz niefortunne, cho wcale przez to nie mniej szczere, poczucie lojalnoci wobec krla okazane przez waciciela lokalu. Ten ostatni pragn uhonorowa wadc, nadajc now nazw odrestaurowanemu zajazdowi, i zdecydowa si wykorzysta zasyszan legend o czym, co mia na gowie krl w momencie narodzin, a co decydowao o jego wspaniaych osigniciach. Zafrapowany tosamoci przedmiotu z krlewskiej gowy zwrci si do swego przyjaciela, wiecznie pijanego historyka-amatora, ktry zapewni go, e wie, o czym mowa. Syszc to, waciciel zamwi szyld i zadecydowa

o zmianie nazwy lokalu. Zwrcono si do krla z prob o przybycie w dniu ceremonii odsonicia nowej nazwy lokalu. Tego dnia, niestety, nie wszystko poszo zgodnie z planem. Waciciel, wygosiwszy tak sobie mwk, z dum odsoni nowy szyld. Krlowi zrzeda mina, zgromadzony motoch zanis si miechem, a waciciela po raz ostatni widziano szarpicego si z dwoma czonkami Czarnej Stray. Krl rozkaza pozostawi szyld, by przypomina, e krlewskie narodziny s wydarzeniem doniosym. Opuszczajc tryumfalnym krokiem scen blamau, owiadczy jeszcze:

- A tak przy okazji, chodzio o czepek! Nikt nie wie, co stao si z wacicielem zajazdu. Wikszo przypuszczaa, e cokolwiek to byo, nie odbio si na jego zdrowiu zbyt korzystnie, a niektrzy wrcz utrzymywali, e nazwa zajazdu okazaa si dla niego prorocza. Wszystko to wydarzyo si dawno i zapewne nie do koca byo prawd, ale miejscowym podobaa si ta historia. Firkin i Beczka stali na zewntrz zajazdu, suchajc spronych przypiewek. Popatrzyli po sobie, wzili gboki oddech i weszli do rodka Czapy.

Pijacka kakofonia zamilka gwatownie, zapada nieprzenikniona cisza. Dwaj chopcy stali w drzwiach. Beczka zakaszla. Atmosfera umiechna si zowieszczo. Na lewo staa grupa ludzi, ktrzy unosili topory nad kamiennym stoem. Inni klienci, odziani w skrzypice, udekorowane rdz zbroje, siedzieli w odosobnionych wnkach, popijajc dziwn brzow ciecz. Kilku ludzi trzymao rce w cudzych kieszeniach. Firkin ruszy wolno w stron baru. Oszoomieni mczyni w futrach rozstpowali si przed nim posusznie. Wdrapa si na stoek barowy i wbi

wzrok w wielkie, spocone cielsko Skrothma, obecnego, powaanego, otyego waciciela interesu. - Karczmarzu - zacz Firkin tonem, ktry wydawa mu si odwany Chcielibymy... Rozejrza si, syszc informujcy o podejciu Beczki do baru dwik bardzo szybkich krokw. - Chcielibymy dosta co do zjedzenia... Prosimy... Jeli to nie sprawi kopotu... - Och, chcielibycie, tak? Firkin poczu krople potu na czole.

Tuste cielsko karczmarza ruszyo w ich stron. Idc, Skrothm wyciera rce w rcznik - ten niegrony gest wyda si Firkinowi grob, i to przez due G a nastpnie due ROB i . Karczmarz mia na sobie fartuch i kamizelk, wyglday, jakby tkwiy na nim od wielu miesicy. Stan przed Firkinem, zasaniajc mu widok baru. - Chcielibymy co do jedzenia? Och, jak bymy chcieli? Cha, cha, cha! Zatrzs si ze miechu. Oprcz tego w lokalu panowaa cisza jak makiem zasia. - Tak, poprosimy. - Jacy my? - zapyta Karczmarz,

przechylajc si nad kontuarem. - Chyba nie wy, wasza wysoko? He, he, he! Zabjcy, zodzieje i szalecy skadajcy si na publiczno wychylili si na krzesach, oczekujc rozrywki. - Eee... nie. On i ja - odpar Firkin, wskazujc na czerwonego na twarzy Beczk. - Jest was wicej? Caa dostawa? Czy tylko wy dwaj? W odlegym kcie zowieszczy umiech. sali mign

- Tylko my dwaj - odpowiedzia

Firkin z trudem, przeykajc lin. - Jaka szkoda! Lubimy tu goci, co nie, Gnorm? - Karczmarz szturchn pod ebro jednego ze zwalistych mczyzn po swojej lewej, ktry przytakn energicznie i wybuchn miechem. - Grr - powiedzia Gnorm. - Prosz nam powiedzie, co jest w menu? - poprosi Firkin. - Uchuchu, syszlicie? Powiedzia menu, elegant. Karczmarz wietnie si bawi. Czu si jak na scenie, a publice si to podobao. Teatralnym gestem nachyli

si przed Firkinem. - Tutaj nie nazywamy tego, hmm, hmm, menu. Mam wraenie, e mwimy na to lista. Powiniene powiedzie: Karczmarzu, co jest na licie, w porzdku? Kilku rozbawionych modszych zodziejaszkw zaczo koysa si na krzesach. Firkin czu, e sytuacja wymkna mu si spod kontroli. Przekn raz jeszcze, wzi gboki oddech i... Karczmarzucojestnalicie? wyrzuci z siebie Beczka, trzymajc mocno zamknite oczy.

Kiedy zawstydzony Firkin zamkn rozdziawione usta, cay lokal wybuchn rzsistym miechem. - Brawo, chopaki. Tak si ciesz, e spytalicie. - Karczmarz zamia si, podajc Firkinowi niemal przezroczysty od tuszczu kawaek pergaminu. Tusta twarz rozpromienia si. - Prosz bardzo. Wybaczcie nam nasz ma zabaw. Rzadko widzimy tu nowe twarze, wic kiedy ju si to zdarzy, lubimy co z tego mie. Co nie, Gnorm? - Grr - powiedzia Gnorm. Dwie olbrzymie rce uniosy Beczk, a nastpnie posadziy na stoku obok przyjaciela.

- Po prostu co sobie wybierzcie i mi powiedzcie - oznajmi Skrothm, stawiajc przed nimi pieniste napoje. Chopcy nagle uwiadomili sobie, e przez cay dzie prawie nic nie pili (moe z wyjtkiem kilku haustw wody w kpieli, ale to si nie liczy). Obaj schwycili napoje i wypili je duszkiem w kilka sekund. Zawarto szklanek smakowaa troch dziwacznie, lecz bya mokra. To wystarczyo. - Cholercia, alecie spragnieni, co? rzuci karczmarz, podajc im nastpn kolejk. Znikna, zanim Skrohtm zdy napeni kolejne szklanki. Na drugim kocu sali ruszya gra w

Czachy, Atmosfera powrcia do swojego zwykego poziomu. W Czapie zazwyczaj skadaa si w 45 procentach z dymu papierosowego, w 20 procentach z dymu z fajek, w 19 procentach z wyzieww alkoholowych, w 13 procentach z oparw egzotycznych i zapewne nielegalnych narkotykw, i wreszcie w 3 procentach z tlenu, co niechybnie dowodzi, e przy tworzeniu dobrej atmosfery tlen jest skadnikiem dopuszczalnym. Przyjaciele, dalecy od kompletnego ugaszenia pragnienia, zamwili nastpn kolejk.

*** ycie, jak powszechnie wiadomo, idzie naprzd. Wszystko si zmienia, dokonywane s nowe odkrycia, podczas gdy stare gin w pomroce dziejw i kto dokonuje ich na nowo, starodawne miasta, zaniedbane i opustoszae, popadaj w ruin, nieuywane minie i umiejtnoci zanikaj i wreszcie kocz si roczne prenumeraty. Tak wic koniec kocw, w roku 1025 OG Bateleur odkry, e nie przeduy prenumeraty pisma Miesicznik stratega. By to tylko may symptom pitna, jakie lata wymuszonego pokoju, podczas ktrych krl produkowa potomka, odcisny na militarnej wietnoci

radcw wojennych Rhyngill. Do niego dosza zwyczajna mieszanka artretyzmu, katarakty, siwienia i starczego zniedonienia. Aczkolwiek w przypadku Rachnida ciko byoby tego dowie, jako e by szalony od zawsze. Nie do jednak, e potga radcw wojennych stopniaa pod wpywem chronicznego braku zaj - wiat zewntrzny take nie sta w miejscu. Wymylono nowe techniki zdobywania przewagi taktycznej, ulepszono procesy produkcyjne, tak by wytwarza ostrzejsz i wiksz bro, wreszcie wprowadzono w powszechne uycie programy szkoleniowe podnoszce umiejtnoci bojowe i zwikszajce

odwag onierzy. Nieszczciem, jedn ze zdolnoci, jakich nie traci starzejcy si umys, jest moliwo wytworzenia i podtrzymania poczucia susznego oburzenia. Co wicej, jeeli z wiekiem w ogle co ronie, to wanie ta moliwo - a oburzenie moe by potn si. Tak wygldaa naga prawda o radcach wojennych Rhyngill. Siedzc jak na szpilkach i - metaforycznie - drc kopytami ziemi we frustracji wynikajcej z braku jakichkolwiek rozrywek choby luno powizanych z wojn, po dwudziestu dwch latach gotowi byli bez wahania rzuci si w wir walki, choby bya to bjka o

miejsce w kolejce po emerytur. Radcy wojenni po raz pierwszy od prawie wierwiecza dysponowali realn si, wic ta, jak wszystkie tego typu przywary, uderzya im do gowy. Tyranizowali lub echtali pochlebstwami wszystkich, ktrzy znaleli si w ich polu widzenia, tym za, ktrzy w tyme polu si nie znaleli, wysyali nadsane pisma. Tak oto, po chodnym pocztku i kilku krtkotrwaych gosach sprzeciwu, zmobilizowali do akcji rdzewiejc machin wojenn. Niesieni oburzeniem radcy zakrzyknli Na pohybel!, i przystpili

do zbierania wojsk Rhyngill. W dwie i p minuty po tym, jak obserwowali gromadzcy si kwiat modziey Rhyngill, Bateleurowi przyszo na myl, e nieodnowienie prenumeraty Miesicznika stratega mogo okaza si bdem. No c, rozmyla prowadzony si do Cranachanu, przynajmniej mielimy dobry powd, eby przegra. Jak inaczej bymy si dowiedzieli, e byo nas za mao, bylimy nieruchawi, le uzbrojeni i z gry skazani na porak? To byo wspaniae zwycistwo, a taktyka Cranachanu nienaganna. Wszystko poszo zgodnie z planem.

Kiedy zmasowane siy Rhyngill, w penym uzbrojeniu i ofensywnym szyku, maszeroway wyjtkowo wsk dolin, pojedynczy onierz z Cranachanu wyskoczy zza niskiego krzaka jaowca. Korzystajc z uniwersalnego jzyka gestw, ustanowionego w rozdziale konwencji Gin-Whiskey, dajcym wskazwki co do etykiety wojennej (ekscytujca, lecz cikostrawna mieszanka praw i poj dotyczcych traktowania jecw, nieodmiennie przysparzajca czytelnikowi blu gowy), pojedynczy onierz zatrzyma ca armi. Wskaza na szczyt urwiska i jak stewardesa pokazujca umiejscowienie wyj awaryjnych powid placem wzdu linii klifu.

Omiatajc spojrzeniem ciany, onierze z Rhyngill dostrzegali wci wicej i wicej przeciwnikw, dziercych bro wiksz i ostrzejsz ni ich. By to pokaz przewagi liczebnej, ktry mia zrobi wraenie na przeciwniku. Zrobi. Wojskowy odpowiednik tremy scenicznej zar szeregi armii Rhyngill. Zajczay, zmieszay si i wkrtce podday. Wielce Gniewny Eutanazjusz Hekatomb przyglda si temu z olbrzymi satysfakcj. Odnielimy atwe zwycistwo nad tymi aosnymi kreaturami, myla, jak oni w ogle mi uwaa si za ludzi? Zupenie jak wakacje - tygodnie przygotowa i

robienia planw, kilka ostatnich dni biegania jak z motorkiem w tylnej czci ciaa, a potem puf! Krtki bysk - to wszystko. Pozostaj tylko wspomnienia. Nie bdzie z tego malowide, poszo za szybko, poza tym wiato padajce zza plecw igra z oczami artystw. E. Hekatomb przez kilka minut obserwowa zaganianie jecw, po czym schowa do kieszeni sierpniowy numer Miesicznika stratega i wyruszy w drog powrotn do Cranachanu.

***

- Tak wic, co sprowadza takich dwch maych nieznajomych do naszego przytulnego zajedziku? - spyta Skrothm, nachylajc si nad kontuarem do Firkina i Beczki. - Szukamy zamamamachowcwww wybekota Beczka. Pi lub sze pint mocnego piwa, wypitych szybko po sobie w celu ugaszenia pragnienia, zaczynao... eee... rozwizywa chopcom jzyki, tak to nazwijmy. Beczka wybekota swoj odpowied w jednej z tych niefortunnych chwil, kiedy wszyscy mwicy na sali przestaj na chwil, by zaczerpn powietrza. W cigu trzech nastpnych nanosekund miay miejsce nastpujce

wydarzenia: 1. kady przyrzd sucy do rzucania, cicia lub okaleczania zosta wycignity i przygotowany do rzucania, cicia lub okaleczania, 2. wszystkie wyjcia zamknite i obstawione, zostay

3. Beczk zdjto ze stoka i przygwodono do podogi dwoma najduszymi i najostrzejszymi mieczami, jakie w yciu widzia, 4. Firkinowi przeszo przez myl, e Beczka powinien trzyma gb na kdk,

5. Beczka zmoczy si i zgodzi z Firkinem, 6. Atmosfera wstrzymaa oddech. - Sztjcie! - krzykn Firkin. Oczy wszystkich zwrciy si w jego stron. W pmroku bysno jakie ostrze. - Chiba bdzie opsze - hik! - jeeli wyjajajanie... Oczy Beczki stay si zbiornikami najczystszego przeraenia. Wszyscy patrzyli na Firkina. Nikt si nie odezwa. - Hmm... c. - Chopiec pocign

solidny yk napoju i stan na barze. Zachwia si agodnie i zlustrowa okolic jednym otwartym i jednym pprzymknitym okiem. Wzi gboki oddech i wyszczerzy si do obserwujcego go motochu. Teraz albo nigdy. - Mamy missie do... sssapenienia oznajmi. - O, wypychacze zwierzt! - dobiego gdzie z tyu. - Nie, nie, nie! - Firkin rozejrza si wok konspiracyjnie i przyoy palec do ust. - Ciii... To jezd, hik!, tajna misia. - Szpiedzy! - krzykn jeden z co

bardziej nerwowych zodziei. Byy to ostatnie sowa w jego yciu. - Powiedz, co tutaj robisz, bo bdziemy musieli uy... hmm... pewnych metod, eby si dowiedzie gboki, wilgotny szept Skrothma zabrzmia o kilka cali od jego ucha. Firkin podskoczy, pocign solidnego yka i sprbowa opanowa nerwy. Tum zaczyna si niecierpliwi. - Ale prosz, panowieee - zakrzykn Firkin. - Poczebujemy, poczebujemy... - Wiadra! - dobiego z motochu. Po Czapie przetoczya si fala

oguszajcego rechotu. - ...waszej pomocy - dokoczy Firkin sabo. Beczka nie widzia wiele ze swojego miejsca na pododze, ale mia wraenie, e wydarzenia nie przybieraj korzystnego obrotu. Czu si poza tym do zabawnie - zupenie jakby nie panowa nad wasnym ciaem. Wszystko wok krcio si, by pewien, e si krcio. Dobrym pomysem wydao mu si zamknicie oczu. Otworzy je z powrotem - a jednak si krci! O nie, pomyla, nie znowu! Wysoko nad nim Firkin rozpoczyna co, co jemu samemu wydawao si porywajc mow, majc pozyska do pomocy w misji

band zdesperowanych zamachowcw. - Panowwie, weszymy w moczne czaszy... - wiato nigdy nie dziaao tu zbyt dobrze, prawda, karczmarzu? - zawoa kto z tumu. - Z naszym krlesztfem cu jezd niefporzontku... - Z tob te, stary. Mwiem ju, e trza ci wiadra! - Znw zabrzmia miech. - Podatki s barbararz... brrabrzrz... brbrzrzb... barso wysokie, nie mamy co jed, moja siosztra goduje i choruje -

cign Firkin. - Gnorm, wycignij skrzypce! Firkin ykn raz jeszcze. - Sae naszearcie wudruuuje w jedno miejszcze. Do zamku i do krla. Zamek musi by peniusienieczki szkra... szkarbw i jed... jedzenia. Musi by! Kilka osb z tumu rozmawia midzy sob. zaczo

- I fffanie dlatego tu jesztemy. Panowwwie, poczebujemy gupy - hik! wyszokolonych zamch... zchmam... luci, kchrzy raznazafffsze uwolnio krlesztffo od fszszszelkiego a i

szszszalonego krla! Tum straci ju resztki zainteresowania przemow. Skarby, czemu nie, bogactwa przekraczajce najmielsze marzenia, prosz bardzo, chtnie, najwysza wadza i szacunek, ktry niesie ze sob bogactwo, z najwiksz przyjemnoci, ale eby od razu zabija krlw? Nie, nic z tego. Za duo zawracania gowy. Haasy i szmer staway si coraz goniejsze, tu i wdzie zaczy si kolejne rozmowy. Firkin by jednak obojtny wobec faktu, e nikt go nie sucha, bd po prostu zbyt pijany, eby to zauway.

- ...nagrody bd wszszpaniauuue kontynuowa, cakowicie ignorowany. Wszszszyszczy pocielimy si szkra... szkarbami. Ale czeka naszszsz fiele niezz... niepespieczestff. Sztrasznicy maj kolczaszte miecie i fielkie habala... hlalabla... hlblablabla... Porywajca przemowa wsika w szmer lokalu niezainteresowanych osb. Firkina penego

- ...nie, poszszszuchajcie mnie cign dzielnie. - Kaszszty, ktozami pudzie, bendzie, hik!, bogaty. Pszszekroczcisss foje naj mielszemaszszeee... - Unis swj dzban, polizgn si na kauy piwa na barze i znikn w p zdania. Nie

zauway tego nikt z wyjtkiem Beczki i Skrohtma. Karczmarz przypatrzy si lecemu twarz do ziemi Beczce, niczym motyl przyszpilonemu do podogi dwoma mieczami, pokrci gow wspczujco i da znak wacicielom ostrzy. Otrzymali oni po dzbanie przedniego piwa w ramach nagrody za pilne wypenianie swoich obowizkw i w zwizku z tym kompletnie zapomnieli o drcej na pododze postaci. W cigu kilku minut ycie wrcio do poziomu zdeprawowania uchodzcego w Czapie za norm.

***

Fisk wlk si od niechcenia w stron gwnego centrum komunikacyjnego Cranachanu. Palcami odzianej w rkawice doni uderza w prty klatek stojcych wzdu cian pomieszczenia, ktre akurat przemierza. Gdy odziany w czer osobnik czyni w ten sposb poruszenie w klatkach, narasta tpy, ptasi szmer i stukot dziobw uderzajcych o stalowe karmniki. Nie znosi zapachu tych gupich ptaszysk. Irytowa go fakt, i cay wewntrzny system komunikacyjny krlestwa opiera si na gobiej zdolnoci do powrotu w to miejsce skdkolwiek. Dla prnej egzekutywy rady Cranachanu byo to denerwujco wolne i niedokadne. Fisk nie znosi gobi. To takie staromodne;

w roku 1025 OG powinni ju mie co lepszego. Kto mg przewidzie, ile potrwa lot? Gob mg zatrzyma si na odpoczynek, zosta zjedzony przez jakiego wdrownego ptaka drapienego lub nawet uwiedziony przez dorodn, pragnc potomstwa gobic. Jakie istniay gwarancje, e jaki cholerny gupi ptak po prostu nie odleci sobie z piekielnie wan informacj tylko dlatego, e moe to zrobi?! Jeszcze bardziej dranio i irytowao Fiska to, e podczas niezwykych, ekscytujcych wydarze, takich jak wyprawy lub wojny, gobie dziaay tylko w jedn stron. Bierze si go ze sob i odsya z wiadomoci. Ludzie

pisz do niego i mwi mu, co robi. Co to za system komunikacyjny, w ktrym nie mona na kogo nawrzeszcze? Jak mona rzdzi, nie wydajc rozkazw? W takich wypadkach wszystko opiera si na zaufaniu, jednej z cech, z ktrymi Fisk nie chcia mie nic wsplnego. Zatrzyma si i zacz robi miny do mieszkaca najbliszej klatki. Zabbni palcami o kraty i zachichota, widzc, jak ptak si cofa. - A kysz! - zapiszcza, usiujc wystraszy biedne zwierz. - A kysz! A KYSZ! - Sir. - W otwartych drzwiach centrum stan kopista.

Fisk podnis na niego wzrok i powolnym ruchem przygadzi wosy. - Czego? - Sir, wanie nadlatuje wiadomo. - Nareszcie! Przebieg obok kopisty i wpad do pomieszczenia-ldowiska. Bladoszary gob wlecia agodnie przez otwarte okno, wczepiajc pazurki w nierwn powierzchni kamiennej pki. - Zapa go! - rozkaza Fisk. Drugi kopista doskoczy do ptaka, chwyci go delikatnie, apic za

uderzajce skrzyda i poda Fiskowi apami do przodu. Ten zapa niecierpliwie za tub, a nastpnie, po chwili obustronnych piskw, zdj j i podszed do stou. Zakl siarczycie, zauwaywszy zadrapania i rysy na rkawicach, i raz jeszcze zaduma si nad gupot systemu wykorzystujcego ptaki niewzbraniajce si przed wykorzystywaniem swoich szponw. Otworzy ma tub, wydoby z niej zwitek pergaminu i odczyta, co nastpuje:

Misja wykonana Stop Jecy wzici Stop

Dwie i p minuty Stop Jeste mi szylingw Stop E Hekatomb winny czterdzieci

Zakl po raz kolejny i ruszy zoy raport Krlowi Grimzynowi. A niech to! Wiedzia, e Rhyngillczycy s gupi, ale eby dali si nabra na plan z sierpniowego numeru Miesicznika stratega? Fisk nie mg w to uwierzy. Zgodzi si postawi dwadziecia szylingw, ale za zwycistwo w czasie poniej trzech

minut musia podwoi stawk. atwy zarobek - Fisk nie wierzy w sierpniow strategi. Znw zakl i pokrci gow z niedowierzaniem. aosni Rhyngillczycy kosztowali go czterdzieci szylingw! Wci przeklinajc doda do dugiej listy rzeczy, ktrymi gardzi cae krlestwo Rhyngill.

*** Optany mionik kotw powrci, by si zemci, radonie bbnic i szalejc wrd zamroczonych i straszliwie wraliwych neuronw w mzgu Firkina. Beczka take nie czu si

zbyt dobrze. Leeli w rynsztoku przy ohydnej uliczce na tyach Krlewskiej Czapy. We wszystkich pozostaych zaktkach wiata, w tej albo innej chwili tego dnia, powinno wzej soce. Wzeszo ju, jak wielka, ysa gowa pomaraczowego olbrzyma, nad dalekowschodnim Morzem Chodnym, aby spogldajc w d na ostatnie, wytrwae uciekinierki, trzymajce si jeszcze na nogach po forsownym, nocnym powstaniu (wojskowym, rzecz jasna); jego promienie byskay na niebiesko i srebrno, taczyy po lodowcowych pustkowiach Angstarktyki; wszdzie, nad poow

wiata bdc w jego zasigu, soce ju wzeszo i wiecio. Wszdzie, z wyjtkiem fortu Knumm. Tu, w wilgotnym, mrocznym sercu Fortu, rwnie dobrze wci mg panowa rodek nocy. Jednake dla kogo, wcale nie odlegego o miliony mil, mimo to byo zbyt jasno. - OOOONNNIIIIEEEE! - jkn Firkin, otworzywszy w ramach eksperymentu jedno przekrwione oko. NIE ZNOWU! - Noc kto wyoy mu jzyk wykadzin. Mionik kotw kontynuowa solwk. - OBOEBOEBOEBOEEEE! Niejasne, lecz pomimo to bardzo

zawstydzajce nocne wypominki zaczy przybiera konkretne formy. Ranym krokiem przechadzay si po pamici Firkina, dgajc go w synapsy neuronowym odpowiednikiem zakoczenia parasola. Cofny si, by zobaczy efekty. Gdy mdoci i wstyd cieray si w walce o dominacj, twarz Firkina przybraa dziwny kolor, co w rodzaju zieleni i czerwieni jednoczenie. Minie twarzy miotay si we wspczuciu, kiedy niedowierzanie zaoyo oczywistym faktom nelsona. Firkin przegra. Popatrzy na Beczk, otworzy usta i zapyta: - Co...?

Wyraz jego twarzy nie uleg zmianie przez najblisze kilka minut, podczas ktrych Beczka opowiedzia o tym, jak zostali si usunici z Czapy i spdzili noc w zauku. Karczmarz nieco si wkurzy, przekonawszy si, e maj przy sobie zbyt mao, by zapaci za napoje w szklankach, nie wspominajc nawet o jedzeniu i wczeniejszych kolejkach. Mieli szczcie, e wyszli z tego bez poamanych koczyn - karczmarz dobrodusznie im odpuci, gdy, jak to uj: - Od lat nie byo takiego ubawu, co nie, Gnorm? - Grr - powiedzia Gnorm.

Firkin wyglda fatalnie, a czu si jeszcze gorzej. Pragn, by ziemia go pochona. - Zimiapchomnidobra? - poprosi, pochylajc gow midzy kolanami. Beczka sign po wiadro.

*** Wysoko, w jednej z najwyszych wie zamku Rhyngill, pewien czowiek by bardzo zajty. Jego szczupe, kociste donie szybko i skutecznie oprniay tuziny klatek. Bya to brudna robota. Mia na sobie stary kitel, wielkie buty,

czapk z tkaniny i czarn, skrzan opask na oku. Zamaszystym gestem zamit w ostatniej klatce i wrzuci gobia z powrotem, szybko zamykajc za nim drzwiczki. Uwolniony od przykrego obowizku, zakrzykn A kysz!. Nie byo to przyjemne zajcie, ale musiao zosta wykonywane. Nie mg si tym zajmowa kto inny, poniewa nikt inny w zamku nie wiedzia o trzymanych tu niemal trzydziestu gobiach. Stanowio to jego ma tajemnic. Obejrza si, syszc opot skrzyde i skrobnicie maych szponw ldujcego na parapecie gobia. Chwyci go nerwowo i trzymajc na odlego

wycignitej rki, wnis do rodka. Przykucn na pododze i przytrzymywa ptaka do gry nogami, odwizujc od jego nki kawaek papieru. Otworzy najblisz klatk i cisn do niej gobia, powodujc oderwanie si i swobodny lot kilku pir. Rozwin cienki pasek papieru i odczyta:

Z powodu zbliajcego si wita Krlewskiego Stop nastpny wz dostawczy Stop nadjedzie wczenie 19 Stop

Zadbaj eby by wypeniony Stop BO INACZEJ Stop

Szybko policzy. - To dzisiaj! - splun na jednego z gobi. Nie znosi tych z Cranachanu, zawsze tak niespodziewanie zmieniajcych plany. Nienawidzi tego przydziau, tego krlestwa. Zacisn zby. Marzy o opuszczeniu Rhyngill. - Ba! - rzuci. Kilka gobi zamachao skrzydami, kilka pir poszybowao

agodnie na podog. Snydewinder przebra si i wyszed z komnaty, starannie zamykajc trzy zamki po drugiej stronie drzwi.

*** - Ta, ktrej uda si umieci stop w tym oto sandale, jest prawowit... - Szkarlett, kochanie, nic mnie to nie obchodzi! - ...lubisz brzoskwinie? Gosy powrciy.

- ...skub, skub, lurp... - ...cholerna harwka, dzie w dzie ogania si od dam i panien. Staway si coraz goniejsze. Losowe, niepowizane ze sob zdania trzsy si w jego gowie. - Tato nie wraca ranki i wieczory... To stawao si nie do zniesienia. Jeden z jego najgorszych koszmarw. - ...ile widzisz palcw? Obudzi si zlany zimnym potem.

Wicej snw, wicej gosw. Jego ciaem wstrzsn gorczkowy dreszcz. Gosy ze wszystkich ksiek, ktre przeczyta... c, zjad, krzyczay do niego w nocy. Bola go brzuch, czu si wyczerpany. - Musiao mi zaszkodzi co, co jadem! - zajcza malutki ml ksikowy, ualajc si nad sob. Mia racj. Te sny nawiedzay go od czasu nielegalnego obarstwa podczas drzemki Wdrownego Czarodzieja. Staway si coraz gorsze, goniejsze i czstsze. Bogu ducha winny ml ksikowy,

zaerajc si apczywie Dodatkiem IIIb starej, oprawnej w skr ksigi, nie zdawa sobie sprawy z nastpujcych faktw: a) bya to ksiga Czarodzieja, b) bya to magiczna ksiga, c) bya to bardzo stara ksiga, d) bya to bardzo magiczna ksiga, e) i bdzie tego aowa! Nie rozumia take, co si z nim teraz dziao. Ksigi magiczne musz by

drukowane na specjalnych maszynach drukarskich, nie po prostu nakadajcych atrament na pergamin, lecz inkaustujcych sowa w substancj papieru, wicych magiczny barwnik z sam esencj pergaminu, dziki czemu tworzy si w ten sposb sie okrelonych, staych prowadnic falowych, wzmacniajcych konkretne magiczne sygnay. Odstpy midzy sowami maj znaczenie decydujce. Prosty bd interpunkcyjny podczas drukowania Wyelce Staroytnego Almanachu Magyi spowodowa zaptlenie jednego z czarw relokacyjnych. Bd zosta odkryty zbyt pno, by dao si go usun, i sta si

przyczyn natychmiastowego zniknicia dwch pras drukarskich, trzech maszyn do pisania i wszystkich spinaczy do papieru w biurze. Nigdy ich nie odnaleziono. W tej chwili w czeluciach organizmu mola ksikowego dziay si rzeczy, ktre wedug naturalnego porzdku tyche nigdy nie powinny si zdarzy. Lignina, bdca skadnikiem wikszoci pergaminw, ulegaa szybkiemu i nieodwracalnemu rozpuszczeniu, podczas ktrego uwalniay si ze stronic winkaustowane w nie sowa. Sowa te, uwolnione z ogranicze dwuwymiarowej strony, stay si zabawkami w bawialni chaosu i czyy,

grupoway si na nowo, tworzc bardziej znaczcy ukad. Ukad tak szatasko zoony na wszystkich swoich poziomach, e jego rozmiar by nieistotny. Ukad wykraczajcy poza zwyk makroskopi. Gdyby dao si go zobaczy, przypominaby seri malutkich, obrconych do gry denkiem misek niadaniowych umocowanych do wieszaka na ubrania. Ml jeszcze nie zdawa sobie sprawy, e bl brzucha i wizje stanowi dopiero pocztek. Szybko zbliaa si chwila, w ktrej uwolnione sowa miay osign mas krytyczn. Wydarzenie to mogo otworzy nowy rozdzia w historii.

Wydarzenie to mogo wstrzsn fundamentami rzeczywistoci. Wydarzenie to mogo dla wszystkich w nie zamieszanych stanowi nowatorskie dowiadczenie.

*** Krl Klayth przebywa w oficjalnych komnatach odziany w lune poranne szaty. Z powodu aoby po zaginionym ojcu szaty byy niemal cakowicie czarne. Z lecej przed nim na tacy zastawy niadaniowej podnis delikatnie filiank parujcej herbaty.

- Sire, tego piknego ranka pragn dostpi zaszczytu krlewskiego towarzystwa. Czy mog wej i odda si rozmowie? - Snydewinder powita krla w uwicony tradycj sposb i nie czekajc na odpowied, wszed do komnaty. - Nie, nie moesz! - Jak to, sire? - Wci niadam. - Ale przebywasz w oficjalnych komnatach, sire, i w zwizku z tym kady moe pragn zaszczytu bycia wysuchanym. Nigdy nie odwaybym si nawet pomyle o najciu waszej

wysokoci, gdy wasza wysoko przebywa w swych prywatnych kwaterach. To byoby... - Tak, tak. Czego chcesz? - zapyta krl poirytowany. - Sire - rozpocz Snydewinder z wymuszon wesooci mamy wspaniay poranek. Pozwoliem sobie nakaza osiodanie koni. Czy wolno mi zasugerowa waszej wysokoci spdzenia ranka na polowaniu i ujedaniu koni z dala od zamku? Z pewnoci nie byoby to bez znaczenia dla umiejtnoci zdradziec... eee... jedzieckich waszej wysokoci - Zatar nerwowym ruchem rkawice i przekn lin. - Poranna przejadka po lesie,

sire, c za wspaniay powz... eee... pocztek dnia - zakoczy z faszywym umiechem. Krl po cichu upi herbaty. - Konie s gotowe i gryz wdzido, e si tak wyra, sire. Wkrtce bdzie za pno, minie najpikniejsza pora dnia - doda Snydewinder, wygldajc przez okno. Krl znw ykn herbaty, szeleszczc przy tym z cicha lunymi szatami. - Wysoki stopie umiejtnoci we wszystkich godnych monarchy zajciach jest stosowny dla osoby krlewskiego statusu, sire.

- Nie mam ochoty. Odejd. Po twarzy lorda kanclerza przemkn chwilowy wyraz przeraenia. - Ale, wasza krlewsko, to bardzo wane, kwestia ycia i mierci... eee... moe nie doj do kwestii ycia lub mierci, jeeli wasza wysoko bdzie dba o umiejtnoci jedzieckie. W gosie Snydewindera pojawia si nuta desperacji. - Jest za wczenie. - Ale wasza krlewska mo, bd... eee... konie bd zawiedzione, jeeli...

Lord kanclerz j bawi si guzikami marynarki. Klayth zauway, e jest niespokojny. Gr wzia w nim ciekawo. - Nie chcielibymy zmartwi naszych rumakw, prawda? Snydewinder podnis wzrok i wyranie si rozluni. Wysoki garb pomidzy jego ramionami osiad o kilka cali. - Nie, sire, skde znowu. Czy mog w takim razie przyj, e wasza wysoko zechce nam tego ranka towarzyszy? - Tak. Niech i tak bdzie. Poinformuj

Bartosza i Matusza. - Klayth pocign kolejny yk herbaty Earl Grey. - Ju to zrobiem, sire. - Bardzo dobrze. - Zgromadzimy si przy mocie zwodzonym i bdziemy oczekiwa rychego przybycia... - popieszy do wyjcia, rzucajc jeszcze przez rami ...waszej wysokoci. Krl ykn herbaty i, nie po raz pierwszy, zagbi si w ywionych co do Snydewindera podejrzeniach. By pewien, e ten co krci. Po kilku chwilach odoy filiank i

poszed przebra si w strj myliwski.

*** Pomidzy zewntrznymi fortyfikacjami, a wewntrznym murem zamku czekaa cierpliwie grupka czterech koni w penym myliwskim rynsztunku. Dwch olbrzymich stranikw paacowych karmio je kostkami cukru i klepao po aksamitnych chrapach. Snydewinder bawi si strzemionami, kopa kamienie i mrucza pod nosem. Gdyby wynaleziono ju zegarek na rk, wci rzucaby na niego okiem, przeklinajc mijajce nieuchronnie sekundy. Nagle odbieg od

grupki, wyjrza przez bram i wrci, z oywieniem szarpic guziki swego stroju. Zdecydowanie co chodzio mu po gowie. - Ach, jake mio zobaczy wasz wysoko w tak pikny poranek! - Jego gos zabrzmia cienko i nieszczerze. Ignorujc go, Klayth podszed do grupy i z sympati poklepa jednego z koni. - Witaj, Bartosz, witaj, Matusz zawoa. - Dzi-dzi-dzie dobry, sire. - Dobry, wasza wysoko.

- Czy ju wyruszamy, sire? Prosz, sire? Ju, sire? - Snydewinder znw wyjrza za bram. Krl dosiad swego konia i usadowi si w siodle. Czu si dobrze. Lubi jazd konn. Bartosz i Matusz ociale, a Snydewinder niczym nadpobudliwy szympans wdrapali si na swoje potne rumaki. Wkrtce czterech jedcw pokierowao konie przez bram i most zwodzony. Snydewinderowi wydawao si, e przejedanie nad zielon, zaronit liliami wodnymi fos trwao ca wieczno. Bez przerwy oglda si

przez lewe rami, zdajc si czego (lub kogo) wypatrywa. Gdy przejechali przez most, lord kanclerz zad w rg myliwski i uku wierzchowca ostrogami. Pozostali podyli za nim midzy drzewa i oddalili si od zamku. Chwil pniej para koni cigncych pusty wz wyjechaa zza sporej kpy drzew i powoli ruszya w stron bramy.

*** Kilka mil od zamku Rhyngill - i kilka godzin pniej - dwie postaci

odpoczyway w cieniu drzew. Nisza i tsza z nich wci dyszaa, zmczona wywlekaniem i wyciganiem drugiej, wyszej i szczuplejszej, z rynsztoka przy brudnej uliczce w pobliu Krlewskiej Czapy. - Jestem godny - zagai Beczka. - Pff! - Jeste godny? - Pff! - Zao si, e jeste! - Tak, i czuj si beznadziejnie. Zawiodem. Przepraszam, Beczka, nie

powinienem by ci w to wciga. Gupiec ze mnie, jeste moim najlepszym przyjacielem, nie powinienem bra ci ze sob - ka Firkin. - I nie wzie. Poszedem za tob. - Powinienem odesa ci z powrotem. - zy spyway cicho po brudnym policzku chopca. - Nie zesp. posuchabym. Stanowimy

- Zawiodem ciebie i Jutrzenk. Firkin pocign nosem. - Tylko spjrz na nas. Spjrz, gdzie si znalelimy.

- Wanie, gdzie? - Nie wiem! I nie wiem, co robi! Nie mamy pienidzy, jedzenia, map! Nie wiem, gdzie jestemy. Nie mamy zamachowcw. Cigle boli mnie gowa i gdybym zna drog, maszerowabym teraz do domu! - Gos chopca dra pod wpywem emocji. - Ale nie mog wrci. Nie wiedziabym, co powiedzie Jutrzence. Zawiodem j i ciebie. Zawiodem! - Przewrci si na brzuch i zaszlocha aonie w traw, jeden z okci pakujc w co brzowego i nieprzyjemnego. Beczka wierci si. Tak, ma racj, pomyla, ale przecie tak daleko zaszlimy i tyle zrobilimy.

Tok jego myli zakci odlegy dwik. Nadstawi ucha. Poprzez szelest lici, z oddali usysza gos rogu. Potem drugi raz, goniej. Zblia si, i to szybko. Ziemia zadraa. Potrzsn przyjaciela za rami, ale Firkin usysza ju dwik i rozglda si wok zmieszany. Oczy wci mu byszczay. Gosowi rogu towarzyszy ttent kopyt czterech cikich koni. Take coraz goniejszy. Firkin usiad, pocign nosem i przetar oczy. Beczka skuli si za kod, na ktrej siedzia. Syszeli cztery konie, ale przez gst zason drzew nie mogli ich dostrzec. Ttent

kopyt stawa si coraz goniejszy. Rg stawa si coraz goniejszy. Firkin skuli si peen najgorszych obaw. Ziemia draa, jakby lada moment miaa eksplodowa. Nagle zza drzew wyskoczyy cztery najwiksze konie, jakie chopcy w yciu widzieli. Firkin skamienia ze strachu i skuli si na widok galopujcych w jego stron rumakw. Ciko dyszay, ich chrapy faloway. Osiem par kopyt walio w ziemi, mknc dugimi susami. Wszyscy jedcy odziani byli w czer. Pierwszy z nich pocign mocno za wodze i pochyli si nad potnym karkiem zwierzcia, ktre skoczyo nad kod. Jedziec krzykn w radosnym

podnieceniu. Zanim kopyta rumaka dotkny ziemi, w powietrzu znalaz si drugi i ignorujc grawitacj, zatoczy wielki uk nad chopcami. Wkrtce przeskoczyy trzeci i czwarty, najpierw nieskoczenie dugo przenoszc swoje brzuchy nad gowami przyjaci, by potem wzbi tumany ziemi uderzeniami kopyt. Firkin z wzrastajcym gniewem obserwowa, jak jedcy oddalaj si, wrzeszczc obkaczo, podczas gdy wiatr rozwiewa im peleryny. By pewien, e pierwszy z jedcw mia na gowie ma koron. Rozmyla, odprowadzajc ich wzrokiem i strzepujc sobie ziemi z plecw.

- Co to?... Kto to?... Mogli nas rozdepta! - wyrzuci z siebie Beczka, czerwieniejc na twarzy. Firkin, milczc, zmarszczy brwi i nachmurzy si w gbokim zamyleniu. Po chwili odwrci si w stron Beczki i powiedzia: - Polowanie, tak, krl - ale nie w tej kolejnoci! - Co?... - Odpowiedzi na twoje pytania. - Ach... tak wic to by... KRL!!!

- Jestem pewien. - Skd wiesz? - C, to logiczne - due konie, dobrze odywione; duzi stranicy, dobrze odywieni, w czarnych zbrojach; no i korona. W miar krlewska. I mogli nas stratowa! Nawet nas nie zauwayli! Mogli skosi nas, pojecha dalej i... Firkin zamyli si. Czu si bardzo may i bardzo wcieky. Uderzy go ogrom jego zadania, lecz jednoczenie zapon w nim ogie susznego gniewu. Jak on mie tratowa ludzi w lesie? Jak mie ignorowa nas, jakbymy byli robakami? Jak mie traktowa Jutrzenk i reszt ludzi z Middin jak zwierzta? To

zaszo ju za daleko, nie ujdzie mu na sucho. Firkin wiedzia, e potrzebuj pomocy. Bez niej nie bd mogli wypeni swego zadania. Ale w ciemnociach zawiecia iskierka nadziei. Musi wci szuka. Dla dobra wszystkich nie mg si podda. By to winny Beczce. Fort Knumm okaza si nieprzydatny, ale gdzie na pewno kto si znajdzie. Wystarczy szuka, to tylko kwestia czasu. Firkin podnis si, schwyci torb i ruszy w lad za czterema jedcami. Poczu, e kto cignie go za rkaw. To by Beczka.

- Nie teraz, prosz. Jeszcze nie. Niedugo za nimi podymy. Ale, ale ja umieram z godu! - zawy. Firkin chcia wyruszy bezzwocznie, lecz nagle zda sobie spraw, e zbyt mocno naciska Beczk. lad by wyrany, trudno przeoczy osiem par odciskw kopyt i liczne poamane gazie. - W porzdku - odpar. - Ja pjd tdy, ty tamtdy. Widz ci tu za dziesi minut z wszystkimi orzechami i jagodami, jakie znajdziesz. Nie zgub si. No i... tego... udanych oww. - Bardzo zabawne - rzuci Beczka sarkastycznie.

Uspokojeni zmian nastawienia Firkina i wci jeszcze wstrznici po spotkaniu z jedcami, umiechnli si do siebie nawzajem i zajli ywotn kwesti zbieractwa.

*** Dwa konie pocigowe zmagay si z uprz, cignc po mocie zwodzonym zaadowany po brzegi wz. Okute elazem koa stukotay po nierwnej drewnianej nawierzchni. Dwaj mczyni siedzcy na kole nie zwaali na haas. Wiedzieli, e w zamku nie ma nikogo, kto mgby ich usysze. Pocigajc lejce, nakazali koniom

skrci w lewo. W zasadzie nie potrzeboway tej sugestii. Setki razy pokonyway t tras i bez trudu wracay do domu, przez granic, a potem przez Gry Talpejskie. Wz podskoczy, przetaczajc si po nierwnym kocu mostu. Z jednego z workw wypady dwie mae marchewki. Uwieczywszy sw misj sukcesem, wonica poluzowa lejce i wz potoczy si spokojnie szlakiem prowadzcym z zamku Rhyngill.

*** Patrzyli na drzewa, w krzaki, pod

drzewa, za krzaki. Nic. W bardzo krtkim czasie przeczesali zaskakujco rozlegy teren, ale Firkin wraca na polan z pustymi rkoma. - Strata czasu - narzeka. Kilka minut wczeniej Beczka biega po lesie, wymachujc rkami. Mia co na oku i bardzo nie chcia, eby to co mu ucieko. - Zaczekaj, a zobaczysz, co mam. Podszed do stojcego w pobliu pieka. - Tylko tyle znalazem, ale to zawsze co. Wycignij n. Beczka upuci na pieniek swoj zdobycz.

Firkinowi opada szczka. - Tylko tyle znalazem - powtrzy Beczka przepraszajcym tonem. - Szukalimy jedzenia, a nie czego, co mona woy do pudeka po zapakach i nosi przy sobie jak zwierztko! - Wiem, e to niewiele, ale... Firkin jeszcze raz dokadnie obejrza propozycj przyjaciela. Bya maa, bladozielona, i przygldaa im si z wyrzutem par duych, okrgych, niemrugliwych oczu o bardzo zoonej budowie. Z gowy wystaway jej dwa czuki zakoczone kulkami. Mae szczki

poruszay si bez przerwy. Nie wygldaa apetycznie. Firkin odwrci si z obrzydzeniem. - ...lepsze to ni nic - zakoczy Beczka niepewnie. - Niewiele. Zjedz sam. Ja nie jestem godny. - Dostaniesz p, jeli chcesz powiedzia Beczka, dla podkrelenia swoich sw wymachujc noem. - Nie, dziki - odpar Firkin, kierujc si w stron nieco gstszego fragmentu lasu. - Zrobi siusiu - doda. Zbierajc si na odwag, Beczka

nachyli si nad maym owadem i lodowato umiechn. - Cze, obiadku - rzuci, oblizujc wargi i unoszc w gr n. Przymierzy si do cicia. - Jeste pewien, e nie chcesz kawaka? - zapyta po raz kolejny. - Nie - odrzek Firkin, znikajc midzy drzewami. - Popiesz si! Beczka powtarza sobie, e bdzie smaczne. Przecie to gwnie biaka, sympatyczne, zdrowe biaka z odrobink chityny. Franek opowiada o plemionach Pigmejw ywicych si wycznie

robakami. Mnstwem. ywych. Chopiec nagle poaowa, e pomyla o chitynie. - Jestem bardzo godny - powiedzia sobie. - Albo on, albo ja. Zacisn zby, zamkn oczy i unis n. Opuci rk... - Nie, nie, stj - zapiszcza cienki gosik. Beczka rozejrza si. Zauway jedynie kilka drzew i obiadek. By pewien, e usysza gos. To musia by wiatr, pomyla. Ponownie unis n...

- Nie, nie, stj. Mnie syszysz, prawda to? Beczka otworzy oczy szeroko. Wyprostowany do wysokoci trzech czwartych cala robal wpatrywa mu si w oczy z wyrzutem. - Obiadem nie bd. Szczka Beczki opada z hukiem. - Zje mnie naprawd ty wcale nie chcesz. - ... - odrzek Beczka. - Smakuj le ja strasznie bardzo. Fuj. - Robal wykona gest splunicia. Godne

podziwu u istoty z mnstwem szczk. - ... - powtrzy Beczka i machn noem. - Nie, nie. Mie trzy yczenia ty moesz. - Co... - Trzy yczenia... odoony n by ma. dla ciebie...

- Co masz na myli? Jakie trzy yczenia? - Upuci n. - Mmmh! Nienormalnie si czuj od posiku ostatniego. Sny szalestwa, dziwne postaci poprzez moj

wiadomo skacz. Mczce to jest! Mmmh! - Robal przechyli gwk na bok, nie przestajc patrze Beczce w oczy. - Ta, ale co z yczeniami? - Taktyka opnienia, by uyciu noa twojego zapobiec. Postaci te sprowadzi tu mog. - Jakie postaci? Skd? - Z ksiek... Molem ksikowym ja jestem, rozumiesz! Z Wymiaru Rozdziaw sprowadzi je tu mog, w waszej rzeczywistoci umieci! - Ranyyy... nieza gadka.

- Ksiki ja nie tylko zjadam. - Moesz wywoywa bohaterw ksiek? Kogokolwiek... kontinuum tomowoprzestrzenne co do czynienia z tym ma. - Kogokolwiek?... Jak? - Twoje oczy zamknite, i mnie kogo ty chcesz, powiedz... - Jeli to art, potraktuj ci jak obiad! - pogrozi Beczka, przypominajc sobie, e to on jest tu szefem. Gdyby ml mia palce, w tym

momencie mocno i skrzyowaby je za plecami.

porzdnie

Zamek Rhyngill

Cichy dwik zabrzmia pocztkowo na poziomie trzech decybeli poniej ludzkiego puapu syszalnoci. Da si sysze niczym cykada w upalny rdziemnomorski wieczr na maej polanie wrd ogromnego lasu, majcej wkrtce sta si wiadkiem tajemniczych wydarze, a pooonej okoo p mili od fortu Knumm. Kruchy, ostry dwik. Cykanie stawao si coraz goniejsze. Doczyo do niego drugie, identyczne, o tej samej czstotliwoci. A potem kolejne. I kolejne. askotay wntrze ucha jak le ustawione radio tranzystorowe. Sysza je Beczka, Firkinowi za

wydawao si, e co syszy. Intensywno dwikw wzrastaa, lecz wci doskonale wspbrzmiay. Beczka rozejrza si, usiujc zlokalizowa ich rdo. Zdaway si dochodzi znikd. Albo skdkolwiek. Stopniowo dawa si rozpozna take coraz mocniejszy harmonijny akord. Idealna tercja maa. Dwik miarowo stawa si goniejszy i goniejszy. Firkin dosysza go, i wychyn zza drzew i podszed do przyjaciela. Doczy si akord kwintowy, by doda molow harmoniczn. Byo to jednoczenie pikne i irytujce, niczym chr komarw.

Beczka dostrzeg srebrn smuk przemykajc na granicy jego pola widzenia. Potem nastpn. Kwinta urosa w si. Teraz cao brzmiaa, jakby kto pociera palcami o brzegi setek kieliszkw do koniaku. Efekt by hipnotyczny. Kilka srebrnych smug nadleciao z lewej i zaczo wirowa wok siebie, tworzc ma drog mleczn. Wosy na karku Firkina wibroway. Chopcy wpatrywali si w te cuda z zachwytem. Ml ksikowy mia oczy mocno zacinite. Pomidzy jego czukami przeskakiway drobne wyadowania elektryczne. Dwik ta wraz z pojawianiem si na polance

kolejnych srebrnych smug, ktre zbieray si i zleway. Do podstawy akordu doczya septyma. Dao si wyczu napicie. Dwik sta si trudny do zniesienia. Wewntrz gw chopcw pojawio si swdzenie. Wci byo goniej, ju zupenie nie do wytrzymania. Powietrze na polance, zapenione srebrnymi smugami, zrobio si cikie i nieprzejrzyste. Septyma rosa w si. I wtedy... Cisza. Kompletna, absolutna cisza. Akord rozpyn si w nico, smugi za uformoway w... pulchnego, wieprzkowatego jegomocia, odzianego w wytuszczony fartuch i zapewne

niegdy bia czapk kucharsk, ktry dziery tac przepysznie wygldajcych pasztecikw z kruchego ciasta. Beczka wpatrywa si w niego z niedowierzaniem. Potar oczy, zamruga, spojrza na mola ksikowego i z powrotem na Pasztetnika. Ten tymczasem j przechadza si po polanie we wasnej, zdumiewajco realnej osobie. - Paszteciki, paaszteciki! Dobre, wiee paaszteciki! Pan mi wygldasz na godomora, e si tak wyra. Pyszny, zdrowy pasztecik dobrze panu zrobi! Obaj przyjaciele stali jak wryci. - Widz, ale... - zacz Firkin.

- Pasztecik... pasztecik... pasztecik... szepta Beczka, wpatrujc si w stojcego przed nimi mczyzn jak w obraz. - wiee, rano upieczone, ze skadnikw pierwszej jakoci, tradycyjne przepisy... - ...oczom nie wierz! - dokoczy Firkin. - ...z wieprzowink, cynaderkami, dziczyzn... Beczka, linic si, pomkn jak w transie ku Pasztetnikowi. Widok chrupicych, zocistych pasztecikw parujcych agodnie doszcztnie go

otumani. Nie mg uwierzy swojemu szczciu. Ml ksikowy take. Podziaao. Byo atwe, nie musia wypowiada adnej magicznej formuy, po prostu pomyla o Pasztetniku - i stao si. Czu, jak jego niewielka ja rozpryskuje si na miliony malutekich kawaeczkw, ktre pdz we wszystkich kierunkach na poszukiwania. Nieskoczenie mae srebrne iskierki pomkny buszowa do innego wymiaru. Magiczne pociski niosce myl o Pasztetniku wystrzeliy w pustk, by wybra malekie elementy z postaci wystpujcych we wszystkich ksikach. Pldrujc biblioteki, najedajc

ksigarnie i pdzc wzdu pek wychwytyway z ksig fragmenty, a nastpnie gromadziy je w jednym punkcie. Tam, niczym siarczan miedzi krystalizujcy natychmiast z nasyconego roztworu, wszystkie te drobiny przylgny do siebie w wyniku implozji nieentropijnej energii, i tak oto w rodku lasu stan, jakby by tam od zawsze, Pasztetnik. Stworzony z elementw licznych rymowanek dla dzieci z caego wiata, objawi si fizycznie przed oczyma zdumionych chopcw i nie mniej zdumionego mola.

***

Cisz rozdary niesione przez echo uderzenia kopyt o muraw przed zamkiem. Czterech jedcw powracao z przejadki. Krl Klayth, ciko dyszc, zatrzyma konia, przystajc tu przed mostem zwodzonym. Jego rumak zziaja si z wysiku i przestpowa niespokojnie z nogi na nog na mikkim podou. Dwaj stranicy paacowi przemknli po mocie i zniknli w zamku. Jadcy niedaleko za nimi Snydewinder krzykn jeszcze: Wspaniaa przejadka, sire, bardzo przyjemna!, i nie czekajc na odpowied, przejecha po mocie i znik krlowi z oczu. Dziwne, pomyla Klayth. Jestem

pewien, e si umiecha. Zadziwiajce, ile potrafi zdziaa zwyky ko! Wzorem pozostaych ruszy w stron zamku, lecz nagle si zatrzyma. Co przykuo jego wzrok. Na ziemi, kilka jardw od niego, leaa malutka marcheweczka, wgnieciona w wiey odcisk podkowy. Nie widzia jej, kiedy wyjedali. Ale z drugiej strony, zastanawia si wadca, nie przygldaem si wtedy. To nie takie oczywiste. Jeszcze raz popatrzy na miejsce, gdzie koczyo si mikkie podoe i cho nie mg mie cakowitej

pewnoci, doszed do wniosku, e wyglda to tak jakby ciki wz wyjecha z zamku i skierowa si szlakiem ku grom. Krl w zamyleniu pokrci jeszcze gow, wzruszy ramionami, postara si zapamita, e powinien wypyta o to lorda kanclerza, i wjecha na most.

*** - Zaraz, zaraz, czy ja dobrze rozumiem? - powiedzia powoli Firkin do tryskajcego radoci Beczki. Usiujesz mi wmwi, e to wszystko robota mola ksikowego?

- Oszsta. - Co? - Tak si nazywa. - Oszst? - C, tak to zabrzmiao. Wydawa szczkami taki mieszny odgos, brzmicy mniej wicej... eee... no, Oszst. - W porzdku - tak wic to wszystko robota Oszsta? - Zgadza si - przytakn Beczka jak gdyby nigdy nic.

- I utrzymujesz, e paszteciki, ktre przed chwil zjedlimy, upiek Pasztetnik, ktry jeszcze trzy minuty temu by zbiorem sw w ksikach rozsianych po caym wiecie? - Tak. - I e tajemniczy dwik oraz te mieszne srebrne cosie byy fragmentami jego postaci, zbierajcymi si razem, eby go urzeczywistni? - Tak. - ...i teraz jest realny jak ty i ja... - Tak.

- ...i ty zayczye sobie Pasztetnika... - Tak. - ...i mamy jeszcze dwa yczenia... - Tak. ...i moemy kogokolwiek... - Tak. - ...kto nam si zamarzy?... - Tak. - I ja mam w to uwierzy? sprowadzi

- Tak. - Wiedziaem, e to powiesz. Oszst potakiwa wszystkiemu rwnie gorliwie jak Beczka. Firkin usiad i w zamyleniu wlepi wzrok w mola. Ten odpowiedzia penym samozadowolenia spojrzeniem. - Pszam, chopaki - zmci cisz Pasztetnik - ale jak nic ju nie chcecie, to bd spada do Bajlandii, tak wic do zobaczyska, w porzdalu? - Nie, nie, musisz pj z nami odezwa si bagalnie Beczka. - Prosz.

- Kiedy mam do opchnicia te wszystkie paszteciki! Firkin wsta, wsun sobie Oszsta do kieszeni i podszed do Pasztetnika. Jedn rk obejmujc jego wytuszczone rami, j wyjania, e udaj si do zamku Rhyngill, i e dostawca pasztetw jego krlewskiej moci brzmi bardzo fajnie, a poza tym na zamku s ci wszyscy ludzie, sam wiesz, no, rycerze, pisarze, panny, ooo tak, mnstwo panien, z twoim wygldem nie bdziesz mia adnych problemw, straszne mnstwo panien, na pewno sprzedasz tyle, ile dziennie wypiekasz, plus co ekstra, rozumiesz? Zapada cisza, wszyscy pogryli si we

wasnych mylach. Pasztetnik marzy o nowych przepisach, krlewskich przepisach. Ma si rozumie wtedy, kiedy nie marzy akurat o pannach. Beczka marzy o gorcych, parujcych pasztecikach. Firkin rozmyla o wszystkich herosach ze wszystkich ksiek, jakie czyta. Wtedy to, po raz pierwszy w yciu, na tej polance pord potnego lasu, naprawd pomyla o magii na powanie.

*** Cukinia siedziaa na wielkim dbowym stole kuchennym, bezmylnie wymachujc nogami. Przerwaa to pasjonujce zajcie, podniosa yk i zacza odciska sobie na nodze zanikajce powoli czerwone kka. Val Jambon zajty by w drugim kocu kuchni wykaczaniem popolowaniowej przekski dla krla. Cukinia obserwowaa przez ostatnie pitnacie minut, jak szatkowa, uciera, kroi i sieka. Na piecu gotowao si niespiesznie w kilku garnkach. On by zajty. Ona znudzona. Nuda, nuda, nuda. Chc kogo do zabawy, mylaa sobie, chociaby

zwierztko. - Przynios troch wody - odezwaa si, zeskoczya ze stou, wzia wiadro i wysza z kuchni. - wietnie - nieobecnym gosem zawoa zza plecw Val Jambon. Drzwi, przez ktre wysza Cukinia, oczywicie nie prowadziy bezporednio na zewntrz. Zbytnio uatwioby to ycie wojskom najedcy. Prowadziy do niewielkiego przedsionka z trzydziestoma lub czterdziestoma okienkami strzelniczymi, nastpnie przez kolejne drzwi i ciemny korytarz, szeroki w sam raz dla Cukinii, ktra przemkna pod murem i fos,

potem posza w gr, by w kocu wychyn z naturalnie wygldajcej jaskini we wzgrzu nieopodal zamku. Korytarz ten w przeszoci spenia nieocenion funkcj, pozwalajc na zaopatrywanie zamku podczas oble. Rzecz jasna, mia te system obronny. Oprcz okienek strzelniczych rozmieszczonych w wielu punktach na caej jego dugoci istnia mechanizm pozwalajcy zatopi tunel wod z fosy. Z moliwoci tej skorzystano tylko raz, ale za to z niezwykymi efektami, podczas oblenia w roku 936 OG, kiedy to krl Stigg... to zreszt temat na osobn opowie. Cukinia zamrugaa w jasnym wietle

poranka i wsuchaa si w do pne chry ptakw pragncych zaznaczy swe terytoria. Z uwag suchaa treli skowronkw walczcych o dominacj w porannym powietrzu. Z niskich krzakw dobiegao wiergotanie czyykw, w oddali dao si sysze kukuk. Cukinia uwielbiaa piew ptakw. Marzycielsko wpatrujc si w gazie i nucc co pod nosem, ruszya w kierunku studni.

*** Jednoczenie na caym wiecie ze wszystkich kopii pewnej bajki po cichu i nagle usunito elementy pewnej postaci. Stojc w wyjtkowo cichej bibliotece,

wsuchujc si uwanie i patrzc na waciw pozycj, daoby si prawdopodobnie zauway, jak niemal nieskoczenie maa srebrna smuka wlatuje do ksiki, by po chwili opuci j, powikszywszy si nieco, i odlecie w kierunku, z ktrego si pojawia. Ba, daoby si nawet usysze przy tym cichy wist! Gdyby za ksika leaa otwarta, jej stronice mogyby zafalowa nieco, jakby poruszy ni leciusieki podmuch wiatru. Wszystkie elementy wyrwane z powierzchni stronic, na ktrych spoczyway od lat, mkny niesione przez srebrne magiczne pociski w kierunku jednego punktu zbiorczego.

Punkt ten znajdowa si okoo dwch mil od wielkiego zamczyska, na polance pord potnego lasu. Na owej polance stali: Firkin, Beczka, Pasztetnik i may ml ksikowy. Dziki odywczej wartoci pasztecikw i determinacji Firkina przeszli tego ranka kawa drogi. Wszyscy czterej obserwowali, jak tworzy si przed nimi maa srebrna galaktyka. Chr komarw znw doskonale sobie radzi, wic gdy z lewej nadleciaa kolejna grupa srebrnych drobinek, septyma zacza wybija si w akordzie. Pasztetnik podrapa si po gowie, midzy czukami mola skakay wyadowania elektryczne, zdawao si, e lada

moment nadejdzie potna burza. Dwik stawa si coraz wyszy i goniejszy. Wstrzymali oddech, powietrze wirowao od srebrnych smug. Firkin modli si o rozwizanie komarzego chru. Wosy w jego nozdrzach zadray, nagle gwatownie zachciao mu si kicha. Dwik sta si goniejszy. I znw. I... Na polance zapada cisza, jakby kto zamkn j w dwikoszczelnym pomieszczeniu. Firkin kichn. Kiddy otworzy oczy, zorientowa si, e maj towarzystwo. Przed nimi na rozstawionych nogach sta zwalisty mczyzna w penej redniowiecznej zbroi odbijajcej popoudniowe soce.

Przybic hemu mia spuszczon. W pochwie na szerokich plecach dyndao swobodnie wielkie, dwurczne mieczysko, na lewym nadgarstku wisia krtszy, bogato zdobiony mieczyk, do lewego ramienia mia umocowan ma, okrg tarcz, udekorowan koron z brzu i dwiema wstkami na beowym tle. Chopcy, zaszokowani ponownym sukcesem, nie mogli usta w miejscu, Oszst za wyglda na zadowolonego z siebie - gdyby mia paznokcie, wycieraby je o koszul na piersi. Firkin podszed niepewnie do opancerzonego osobnika i przemwi podniesionym gosem, jak sdzi,

odpowiednim w tej sytuacji. - Czoem waszej wysokoci - rzekszy to, skoni si gboko i z namaszczeniem. Rycerz sta niewzruszony. Firkin spojrza za siebie. Beczka i Pasztetnik, umiechnici gupawo, bezgonie powtarzali ruchem warg: Dawaj, da-waj! - Hmm, hmm, uszanowanie waszej wysokoci. Eee... pokornie bagamy jegomoci o parol, i wemie udzia w susznej, a szlachetnej wyprawie, ktrejmy si samowtr podjli.

Firkin zmaga si ze swoj nik zdolnoci do stylizacji jzykowej. - Trwamy przy nadziei - kontynuowa przemow do lnicego metalowego monolitu - i jegomo uzna za stosowne, by u naszego boku, z orem swoim, przyj sub... Rycerz rozkrzyowa rce i powolnym ruchem unis przybic. Z zacienionego wntrza hemu wyjrzao dwoje przeszywajcych, bkitnych oczu. - ...nasz, a jednakowo zobowiza si do... ooo. - Firkin spoglda w par bkitnych oczu. - Czoem - doda jeszcze sabncym gosem.

- O e, a si wam kiebasi z tymi jegomociami i jednakowoami! Od lat em tego nie sysza! Firkin sta zdumiony, Beczka za wierci si nerwowo. - Chcesz pan pysznego pasztecika? zagadn Pasztetnik, wyczuwajc okazj handlow i jednoczenie pragnc przerwa krpujc cisz. - Mata, kumie, ze winin i grochem? Ni ma to jak groch. - Niestety nie, psze pana. Jestem dostawc pasztecikw bez grochu. - Juci, bez grochu nie Iza. Wcalem

nie taki godny. A ty - zwrci si siedzcy na pniaku rycerz do Firkina co e chyba przed chwil baaka? Co o szlachetnej wyprawie, cy cu. - No... tak - odpar zbity z tropu Firkin, podchodzc do rycerza w lnicej zbroi i starajc si sobie przypomnie, czy Franek wspomina, e on tak miesznie mwi. Troch to potrwa, myla, zanim si przyzwyczaimy. Rycerz zdj hem i pooy go na ziemi. Kaskada kruczoczarnych wosw spyna po ramionach wojownika. By dokadnie ogolony, a jego podbrdek opisa waciwie mogo wycznie sowo szlachetny. Twarz mia

uczciw, znamionowaa wielk si woli. Odpowiada marzeniom kadej panny - wysoki, czarnowosy, przystojny rycerz w lnicej zbroi. - C, widzi pan, to jest tak... - Firkin zacz opisywa ich trudne pooenie. Ksi Chandon sucha uwanie, co jaki czas zadajc w swej dziwacznej gwarze pytania. Kiedy Firkin skoczy, ksi wsta, nonszalancko doby swego dwurcznego miecza i wycign go ku niebu. Wyglda fantastycznie, gdy sta tak na polanie. Promienie soca odbijay si od zbroi, dodajc mu icie bajkowego charakteru. - Ja, ksi Chandon, si do was

przyczam. Rami w rami z wami stan i od wszelkich przeciwnoci obroni. - Och, dzikujemy! - zawoa Firkin. - To bardzo mio z pana strony przytakn Beczka. - Tyla przynajmiej mog zrobi odpar ksi skromnie. - No i mnogo lat bdzie, odkdem ostatni raz porzdnie komu skr zoi. Tylko jedno pomiarkujwa - musz zachowa anonimowo, co by si nikt nie zwiedzia, kto ja jestem. Od teraz woajta mnie skrtem: ksiCh. Ze wzgldu na wymow, zabrzmiao

to jak Krzy. - W porzdku, eee... Krzysiu, ale po co ta tajemnica? - spyta Firkin, majc nadziej, e uda mu si zrozumie odpowied. - Nie chc, co by si wszytkie ludziska dowiedzieli, em tu jest. Juci, bez obrazy... to nie s sprawy, ktrymi si winna krlewsko zajmowo. Firkinowi zdawao si, e rozumie co waniejsze punkty wypowiedzi ksicia. - Mi nie biega o te, jake im tam, cuda odwagi, cy cu. To mi akuratnie w sam raz urzdza! - Ksi obejrza si za siebie i ciszy gos

konfidencjonalnie. - Mi o dziouchy biega. Psiekrwie spokoju nie dadz! Dzie za dniem si od tego taatajstwa, panien i damulek, trza ogania! Lubi ratowanie, mnogo radoci daje, ino one s potem wszyskie, psia jucha, wdziczne, i si setkami za mn uganiajo. A skra na czeku czasem cierpnie! Pasztetnik wpatrywa si w niego z zazdroci, mruczc pod nosem co o nierwnych szansach. - Ale, kiedy wam si jeszcze jedno yczenie ostao! - odezwa si ksi, zmieniajc temat - ewa wymylili, kto si t raz pojawi?

Firkin powiedzia mu. Co ciekawe, jego wasny sposb mwienia brzmia teraz dziwnie. - Suszne gadanie! Beczka przekaza molowi ksikowemu ich trzecie yczenie. Wszyscy stanli wyczekujco. Oszst wyprostowa si do penego wzrostu (trzy czwarte cala), zamkn oczy i zamyli si. Teraz, kiedy poj ju, o co chodzi, a w dodatku mia publiczno, uleg pokusie cichego mamrotania pod nosem i tajemniczego manipulowania czukami - po prostu dla zrobienia lepszego wraenia. Zatoczy si do przodu i do tyu, jakby opanoway go

jakie dziwne duchy. Wiedzia, e oczy wszystkich utkwione s wanie w nim. - Hopsiupmykmyk - pisn (take dla lepszego wraenia), czc czuki. Jego ja eksplodowaa po raz kolejny, znw sta si punktem zbornym dla fragmentw dzie literackich. Niemal natychmiast pojawi si szklany szum, nabierajcy intensywnoci wraz z formowaniem si czekoksztatnego pola. Tercja wzniosa si nad podstaw akordu, a niebawem doczya do niej kwinta. Tumek zgromadzonych na polance istot wpatrywa si w gstniejc chmur srebrnego pyu, kady chcia pierwszy dostrzec ksztaty formujcej si postaci.

Gdy septyma wzrosa w si, a gsto magicznych pociskw zbliya si do krytycznej, Firkina zacza swdzie skra na gowie. Wstrzyma oddech, oczekujc rozwizania. Nagle w znajomy akord wdara si faszywa nuta. Zapada cisza, a na polanie pojawia si nastpna posta. - Wy... - zdya wyrzec, po czym byskawicznie znikna, zostawiajc po sobie janiejce widmo masy siwiejcych wosw i symfoni kolorw.

***

Na polance panowaa grobowa cisza. Wszyscy wpatrywali si oskarycielsko w uparcie usiujcego wzruszy swoimi nieistniejcymi ramionami mola ksikowego. - Na mnie nie patrzcie! - pisn ml. Winy mojej nie ma w tym! Nie rozumiem tego ja! - Sprbuj jeszcze raz. Oszst zamkn oczy i sprbowa jeszcze raz. Znw zabrzmia coraz intensywniejszy szklany dwik. Tercja wzniosa si nad podstaw, nabraa mocy, po czym niespodziewanie rozjechaa si, uziemiona seri

bkitnych iskier tworzcych uk midzy czukami Oszsta, i pozostawiajc po sobie delikatny zapach ozonu. Ml rozejrza si wok strapiony. - Przepraszam. Niemoliwe to teraz jest. Interferencja zbyt wielka. Kto czyta o nim prawdopodobnie. Firkin mia do. Zacisn zby i przygnbiony obj rkami kolana. Beczka kaza molowi prbowa co dziesi minut, a mu si uda. Caa czwrka zasiada na polanie, opierajc si plecami o pnie drzew i suchaa opowieci ksicia o ratowaniu dam przed smokami, wiedmami,

paleniem na stosie i tym podobnymi zagroeniami. Opowiedzia take o cudach odwagi dokonanych przez innych rycerzy, koczc histori o jednym, ktry ocali pann przed gotowaniem ywcem w potnej wiey, a skoczy z plam na honorze, gdy owa panna zacigna go do onicy. - Widzita - podsumowa. - Kupczenie pasztetami moe i takie chwalebne nie jest, juci bezpieczniejsze - na pewno. - Masz racj - zgodzi si Pasztetnik, w gbi duszy pragncy jednak zasmakowa chwalebnego ryzyka, chociaby raz, krciutko.

Nagle grupka usyszaa znajomy wysoki dwik. Oszstowi udao si, chr komarw powrci i powoujc now posta do istnienia, gra coraz goniej. Srebrny py nadlatywa ze wszystkich stron, powodujc na polance prawdziw srebrn zamie. Wysoko dwiku rosa, a sta si gony i ostry, nie do zniesienia, i po chwili na polance ukazaa si w caej swej okazaoci trzecia posta. Odziana bya w peleryn koloru Edur, udekorowan wszystkimi znakami zodiaku, gwiazdkami i ksiycami, wykoczon futrzanym konierzem i mankietami barwy c-moll. Oglnie rzecz biorc - krzykliwy dysonans. Miaa te

pasujcy do wiolonczerwonych szat wysoki kapelusz, osadzony pod do swobodnym ktem na gowie, pokrytej burz rozczochranych, przewanie siwych wosw. Twarz zdobia mu duga, gsta broda, a pod pach dziery rdk. Starzec wlepi swe lodowate oczy w Firkina. - Ty musisz by Firkin. - No... zdumiony. tak odpar Merlot. chopiec Lubisz

- Ja jestem brzoskwinie?

Podziaao znw, widzicie? - zagwizda mol.

widzicie,

Jego sowa zaguszy haas dochodzcy spomidzy pobliskich krzakw. Gazie zahutay si, licie zaszeleciy, jakby jaka istota w wyjtkowo zym humorze usiowaa si wyprostowa. Nagle, niczym kula armatnia, w chmurze pir, lici i zdumionych owadw, z krzakw wystrzelia sowa uszata. Popdzia prosto na Merlota, w ostatniej chwili rozkadajc skrzyda, machajc nimi agodnie i osiadajc melodyjnie na odzianym w c-moll ramieniu. Wyprostowaa si, przygadzia pira ogona i starannie zoya skrzyda,

odzyskujc tym samym swj normalny wygld. - Och, jaka liczna sowa! - jkn Beczka. Sowa wyprostowaa si i przymkna oczy. - Jaka sowa? - odpara spokojnym, wywaonym gosem. - Arbutusie, to bardzo niegrzecznie, czy nie? - upomnia sow Merlot. - Phi! A wyrwanie nas tak, w poowie rozdziau, jest niby szczytem grzecznoci? - Arbutus zamkn leniwie oczy, przemieniajc si w doskona

ilustracj terminu osowiay. - To nie moja wina, jak ci doskonale wiadomo - odpar Merlot. - To twoja sprawka, czy nie? - powiedzia, intensywnie wpatrujc si w maego zakopotanego robaczka, ktry siedzia na pieku. - Imponujce, doprawdy imponujce. Porwae si z motyk na soce, czy nie? - Zachichota, a z jego brody posypay si okruchy. - Musisz si jeszcze wiele nauczy o etykiecie magii, mj may, zielony przyjacielu. Pozwl na jaki czas do mnie. - Wzi robaczka w starcz, pomarszczon do i zwrci si do Firkina.

- C - kontynuowa - weso tu macie gromadk, modziecze. Weso, czy nie? - Eee... dzikuj, tak. Bardzo si ciesz, e mg pan do nas doczy powiedzia Firkin przepraszajco. - Nie miaem wyboru, czy nie? Nazywaj to przyzywaniem. C, jeli nadal interesuje was to cae krlobjstwo, powinnimy rusza. Jak to mwi, kuj cotam pki... eee... - Gorce - zaskrzecza Arbutus, pocigajc dziobem za mysi ogonek zwisajcy spod kapelusza czarodzieja. - Tak - zakoczy Merlot. - Za mn! -

zakrzykn i wymachujc rdk, chwiejnym krokiem opuci polan. - Pierwsze, co powiniene wiedzie o czarach przyzywajcych - mwi do robaczka siedzcego mu na doni - jest to, e nie da si ich zignorowa, czy nie? Pomyl o telefonie... ach, nie, nie znasz ich, w takim razie pomyl o czym, co bardzo trudno jest zignorowa, a potem sprbuj intensywnie myle o zignorowaniu tego, rozumiesz? Pewnego razu, bdc w rodku wyjtkowo wielkiego... Merlot, kontynuujc przemow skierowan do wntrza swej doni, z Arbutusem dumnie wczepionym w rami, znikn midzy drzewami.

Reszta, wzruszywszy podya za nim.

ramionami,

*** W zupenie pustej kuchni, gdzie w dolnych poziomach zamku Rhyngill, kto si poruszy lub raczej - przemkn. Wiedzia, e nie powinien si tu znajdowa. Wiedzia, e jeli zostanie przyapany, bdzie mia kopoty. W chwili nieuwagi postawi stop na powce upiny orzecha. upina pka gono. Stan bez ruchu. Dwik odbija si echem po kuchni, zbyt gono

i zbyt dugo. Powoli rozejrza si wok. Para maych, czarnych oczu przygldaa mu si zza drcych wsikw i kredensu. Nie zauway myszy, a gdyby nawet - zignorowaby j. Wypatrywa ludzkiego towarzystwa; szpiedzy zazwyczaj nie przypominaj gryzoni. Mysz obserwowaa wysokiego, szczupego intruza, przekradajcego si w kierunku spiarni znajdujcej si po drugiej stronie kuchni. Po kilku minutach widziaa, jak wraca, dwigajc jutowy wr peen ziarna dla ptakw. Gdy zodziej majstrowa przy zasuwce od drzwi kuchennych i

wymyka si na korytarz, zlustrowawszy go uprzednio wzrokiem, z worka wypado i potoczyo si po pododze kilka ziaren. Mysz znw zostaa sama.

*** Wysuchawszy pierwszej lekcji, Oszst pochrapywa agodnie w kieszeni Merlota. Udao mu si urzdzi cakiem wygodnie wrd kawakw sznurka, somek, rnorakich skrawkw tkanin i strzpkw pergaminu, noszonych tu przez czarodzieja. Merlot nienawidzi wyrzucania czegokolwiek, utrzymujc, i: To, e nie potrafi znale dla czego zastosowania, nie oznacza, e

jest bezuyteczne, czy nie?. Jego szaty pene byy drobnych mieci, ktre normalny czowiek na jego miejscu ju dawno by wyrzuci. Nikt do koca nie mia pewnoci, w jaki sposb udaje mu si zachowa pion, mimo e dwiga ze sob tak mas odpadkw. Istniao wiele aspektw zachowania Merlota dla wielu nie do koca jasnych. Jednym z nich bya jego niezwyka wiedza o rzeczach, o ktrych nie powinien mie zielonego pojcia. Krya plotka, e Merlot yje wstecz i pamita pewne rzeczy z przyszoci. Plotka, e uparcie pamita wszelkie przysze dementi. Jedn z rzeczy, z ktrych zdawa

sobie spraw czarodziej, bya minimalna wiedza chopcw na temat prowadzenia dziaa wojennych. W caoci czerpali j z poznanych jeszcze w Middin opowieci rodzicw i Francka. Merlot rozumia take powody przyzwania ksicia Chandon - by wielkim rycerzem z jednym, czy dwoma wielkimi mieczami, mg odegra rol zarwno obrocy, jak i zamachowca. Rzecz jasna, chopcy nie mieli pojcia, e zbroja ksicia lnia, byszczaa i iskrzya si jak nowa tylko dlatego, e wanie taka bya: pierwszorzdna i nowiuteka. Jak to zbroja paradna, cienka, lekka, zaprojektowana, by dobrze si prezentowa. Bez wtpienia wygiaby si i popkaa, znalazszy si

po mniej przyjemnej stronie jakiegokolwiek przyzwoitego cicia lub pchnicia. Oczywicie, dla ksicia nie miao to znaczenia. Dlaczeg miaoby mie? Jego wyczyny z pl bitewnych przeszy do legend. Setki przeciwnikw umierconych niemale od niechcenia, krlestwa ocalone przez jego dzielne, heroiczne i nieprawdopodobnie wprost odwane czyny. Kady o nim sysza, od biednych wieniakw po koronowane gowy. Mia doskonaego rzecznika prasowego i niezwykle kreatywny zesp autorw legend, ktrzy pomagali informowa o tych... eee... faktach. Waciwie nie mia zamiaru bra

udziau w samych bitwach. To nie bya jego sprawa. Niewolnikw, chopstwa, nielegalnych imigrantw owszem, ale nie wysoko urodzonych. Nie ksicia Chandon. Oczywicie, nie mia nic przeciwko szermierce i by zaskakujco dobry w, jak sam to okrela, ojeniu skry. Ale robi to podczas turniejw, gdzie obowizuj oglnie przestrzegane zasady. Bez adnego rbania, gdy przeciwnik ley na ziemi, kopania, uderzania pici; przerywanie po gwizdku i, rzecz jasna, niepodwaalna decyzja sdziego. atwo przyszo mu zoenie przysigi wiernoci wobec sprawy Firkina i Beczki. Jego wyobraenie o niebezpieczestwie koczyo si na skrceniu kostki podczas

niezwykle forsownego turnieju, a ryzyko oznaczao podjcie decyzji o prbie trudnego, podwjnego uderzenia przez ostatni bramk w meczu krokieta o stawk pidziesiciu szylingw. Firkin i Beczka byli dobrzy w mieczach. Tak im si przynajmniej zdawao. W Middin nie byo lepszych od nich w walce na patyki, znali te wszystkie wane sowa, jak pchnicie, parowanie i gard. Nigdy przedtem nie widzieli prawdziwego miecza, nie wspominajc nawet o prbie podniesienia takiego. Co si tyczy Pasztetnika, pozostawa on zagadk, ale z pewnoci nie mia do krzepy, by okaza si mistrzem walki na miecze.

Nie, oceni w mylach Merlot, bezporednia prba wtargnicia gwnym wejciem, pokonania stray, zabicia krla, a nastpnie wadania krlestwem przy uyciu brutalnej siy nie bya dla tej gromadki dobrym rozwizaniem. Czarodziej w zamyleniu przygryza brod. Nie, tu potrzeba czego subtelniejszego, bardziej finezyjnego, czy nie? Nagle odwrci gow i umiechn si do sowy nonszalancko uczepionej jego ozdobionego tonacj c-moll ramienia. - Arbutusie, mj drogi przyjacielu, oto, czego chciabym, aby si dla mnie podj.

*** To nic nie pomagao. Nie mg si skoncentrowa. Mia przed sob dobr ksik, pen emocji i przygd doprawionych odrobin niebezpieczestw, ale nie potrafi przesta myle o innych sprawach. O tym, jak wygldaj ponad szeset czterdzieci dwa lata ywnoci. Wci powraca do tego w wyobrani, nie potrafi pozby si tej myli od czasu ostatniego spotkania, podczas ktrego tak bardzo spiera si z Snydewinderem. Dosownie stanowia ona pokarm dla umysu Klaytha. Wyobraa sobie

spichlerze zapchane po sufit. Rzdy upchnitych w puda warzyw sigajce a po stropy; pki pene przetworw i powide; stosy saaty, selerw i szpinaku; gry galarety, gsi i golonek! Ta caa ywno musiaa stanowi niesamowity widok. Zamkn ksik i z mocnym postanowieniem opuci bibliotek. Musi zobaczy to na wasne oczy! Spichlerze znajdoway si poza waciwym zamkiem, na sporym dziedzicu w obrbie gwnych murw. Byy dobrze zabezpieczone przed atakiem z zewntrz; w razie oblenia mogy przez rok zapewni wyywienie w peni zaludnionemu zamczysku.

P godziny pniej Klayth przestpi przez mae drzwi w pnocnym skrzydle zamku, ktre prowadziy na dziedziniec. Tu stay spichlerze. Byy olbrzymie, wiksze nawet, ni sobie wyobraa. Stay w dwch rzdach po sze, zwrcone ku sobie drzwiami, wzdu podwrza wiodcego do Bramy Pnocnej. Kady wyglda na gotowy pomieci przynajmniej po dwa zeppeliny i dodatkowo mniej wicej p tuzina balonw napenionych gorcym powietrzem. Wszystko to zrobio imponujce wraenie. na krlu

Szed dalej i po przebyciu bardzo dugiej, w swoim mniemaniu, drogi

dotar w poblie pierwszego spichlerza. Rozsuwane frontowe drzwi, osadzone na szynach, sigay prawie po dach. Wyglday na niewyobraalnie cikie. Podchodzc bliej, Klayth z ulg zauway, e w gwnej bramie umieszczone s drzwi mniejsze, rozmiarw czowieka. Stojc przed spichlerzem, poczu si malutki. W jego gowie znw zakotowao si od myli o spoczywajcych wewntrz dobrach. Sign do maej gaki przy drzwiach, przekrci j i wkroczy do przestronnego, ciemnego wntrza. Czeka na t chwil z niecierpliwoci. Sta z zamknitymi oczami, czekajc, a

przyzwyczaj si do ciemnoci. Otworzywszy je, szybko przebieg wzrokiem po otaczajcym go niesamowitym widoku. Zakrcio mu si w gowie, gdy prbowa oszacowa rozmiary tego miejsca. Jak okiem siga, cigny si rzdy pek, w gr po sufit i w gb ginc w ciemnociach. Wygldao to jak wprawki w perspektywie, rwnolege linie zbliajce si do siebie, a nastpnie zanikajce, wchonite przez ogromn pieczar. Wntrze spichlerza byo olbrzymie. Poraajce. Potne... Oraz zupenie puste. Jak i pozostaych jedenastu

spichlerzy.

*** Chodna trawa askotaa nogi Cukinii niespiesznie wdrujcej przez las w stron studni. W mylach bawia si, wyobraajc sobie, e jest wiewirk, i starajc si wybra wrd gazi tras, ktra doprowadziaby j do studni bez zetknicia z ziemi. Szo jej cakiem dobrze. Wzdu tego konaru, skrt w lewo przy przegniym sku, w d po tej maej gazce, rozbieg i skok! Ostronie, ostronie, to dugi skok i twarde ldowanie. Teraz w gr po tej gazi, wymin sow, w d w poprzek... w

poprzek... sow? Oczy dziewczynki zawrciy wzdu gazi, natrafiajc na siedzcego spokojnie piknego samca sowy uszatej. Nie moga uwierzy wasnym oczom! Jak zaklta wpatrywaa si w pozostajcego w bezruchu ptaka, starajc si zapamita kady szczeg. Jedno z pomaraczowych oczu otworzyo si powoli i ypno na ni z gry. Ostre spojrzenie przeszyo j na wskro i utkwio w samym sercu. W owym momencie Cukinia dowiadczya uczucia, ktre pniej miaa pozna jako mio. Jej serce zabio mocniej, nie moga zapa oddechu. Draa z emocji, usiujc jednak zachowywa si na tyle

spokojnie, by nie przestraszy sowy. Powoli, niczym cik aksamitn kurtyn, ptak unis drug powiek. By pikny. Pomimo zachwytu Cukinia zdawaa sobie spraw, e sowa moe stanowi niebezpieczestwo. Syszaa o innych zwierztach tego rodzaju - czarnych panterach, z pozoru tak agodnych i delikatnych, a potraficych odgry rk byskawicznym kapniciem szczk; malekich abkach, kolorowych jak pisanki, pokrytych trucizn mogc zabi, gdy si ich dotkno. Dziewczynce wydawao si, e najpikniejsze i najbardziej kolorowe zwierzta s czsto najbardziej

niebezpieczne. Gdyby bya krlikiem, pami gatunkowa i instynkt sprowokowayby j, miertelnie przeraon, do szybkiego uderzania tylnymi apami o ziemi. Prawdopodobnie czekayby j tylko sekundy ycia, nim uskrzydlone szpony porwayby j w powietrze i wyrway z tego padou ez. Gwatownie, w cakowitej ciszy, sowa poderwaa si z gazi i runa w kierunku Cukinii, z wysunitymi przed siebie szponami i oczyma lnicymi okruciestwem. Bezlitosne, precyzyjne spojrzenie oczarowao dziewczynk, ktra pniej dosza do wniosku, i zahipnotyzoway j te lepia, z kad chwil wiksze i wiksze... Przez krtk chwil,

wydajc si dla niej wiecznoci, wiat wok skada si wycznie z opierzonych skrzyde oraz ich oguszajcego opotania. Zamkna oczy w oczekiwaniu na ostateczne uderzenie szponw. Cisza. Nie uderzyy. Wstrzymaa oddech i trwaa w bezruchu. Po nieskoczenie dugiej chwili postanowia otworzy jedno oko. Nic. Obejrzaa si przez prawe rami. Nic. Obrcia gow i ostronie wyjrzaa przez lewe rami. Podskoczya gwatownie, ujrzawszy sow w caej okazaej okazaoci. Siedziaa jej na ramieniu. Ldowanie byo tak mikkie, e

dziewczynka niczego nie poczua. Sowa patrzya na ni, delikatnie skubic j w ucho. Cukini opuci strach. - Ojej! Jaki jeste liczny... jak ci na imi? Arbutus powstrzyma odpowiedzi. si przed

- Zao si, e bardzo milutko kontynuowaa dziewczynka. - Na przykad Oswald, Mdrzec, albo... Arbutus skuli si. - O, tu jeste, paskudniku jeden! Arbutus, przyle tu natychmiast! Odpowied przysza wraz z krzykiem

wybiegajcego zza drzewa Firkina. - Arbutus! - zapiszczaa zachwycona Cukinia. - A nie mwiam, e bardzo milutko? To znacznie lepsze ni Oswald albo... - Bya pewna, e sowa jej przytakna. Zastanowio j, czy sowy potrafi si umiecha. - Och, Arbutusie, uwielbiam ci! oznajmia. - Musz wzi ci do taty. Chod. Jeste tak mdr, liczn sow. Jeste wspaniay i... I tak dalej, i tak dalej. Arbutus, rzecz jasna, by tym zachwycony. Cukinia - cakowicie nim urzeczona. Nie do, e spotkaa

prawdziw sow, ta w dodatku siedziaa jej na ramieniu! Zawrcia w stron niewielkiej jaskini stanowicej wejcie do zamku i wesza do niej. Poniekd zdawaa sobie spraw z tego, i podaj za ni dwaj chopcy, z ktrych jeden jest wacicielem sowy, ale nie miao to dla niej znaczenia. Nie teraz, nie kiedy moga obnosi si z prawdziw sow. Bya za to zupenie niewiadoma, e w niewielkiej odlegoci podaj za nimi rwnie: mczyzna w fartuchu i z tac pasztecikw, rycerz w lnicej zbroi oraz rzeczywisty opiekun Arbutusa* [przyp.: W gruncie rzeczy Arbutus do nikogo nie naley. Przestaje

po prostu z tymi, ktrych lubi zwaszcza jeli maj na podordziu zapasy myszy.]. Wprowadzajc do zamku band niedoszych zamachowcw, Cukinia nie przestawaa ani na chwil szczebiota sodkich bzdurek do usadowionego na jej ramieniu ptaka.

*** A w roku 1025 OG trzy miesice upyny od legendarnej ju dwuipminutowej wojny z Rhyngill. Okoo trzech tysicy jecw zasiedlio nowe, dobrze strzeone miejsca pobytu.

Zbiory skrek z lemingw przebiegy zgodnie z planem, cho podano w wtpliwo sens zrealizowania zaoe kontraktu podpisanego z Roschem MhTonnayem wykorzystanie wykopw w celu, dla ktrego zostay stworzone, okazao si niepotrzebne, a poniewa projekt ten drastycznie kolidowa z zaoeniami Planu Ustepowiania Gr Talpejskich, skryba Handlu i Przemysu zablokowa wypat. Wkrtce mia z tego wynikn powany spr prawny, ale wyjwszy ten drobny zgrzyt, w krlestwie Cranachanu wszystko ukadao si jak najpomylniej. Pozycja Fiska mocno wzrosa i by teraz pewien, e ma w kieszeni awans.

Jeli pomin uraz, spowodowany wyjtkow nieostronoci podczas zmaga z pewnym gniewnym gobiem pocztowym, ktry to uraz zmusi go do naoenia czarnej, skrzanej opaski na oko, ycie szefa Spraw Wewntrznych stanowio ostatnio pasmo sukcesw. Niestety, ju wkrtce miao ulec nieodwoanym zmianom. W Sali Konferencyjnej Cesarskiego Paacu Fortecznego Cranachan, spokojna narada zmierzaa ku niespodziewanie gorcemu przebiegowi. - ...a winiowie zachowuj si dobrze, sire - donosi krlowi Grimzynowi Wielce Gniewny Eutanazjusz Hekatomb. - Ustanowilimy

cisy reim i nalegamy, by jecy si do przystosowali. - Bardzo dobrze. Bardzo porzdne zwycistwo. Dobra robota! - radowa si wadca. - Nie do koca, sire - niemal szeptem powiedzia lord kanclerz Frundle. - C miaa znaczy ta uwaga? zapyta krl. - C, wasza wysoko, czonkowie rady, jak mamy wykarmi trzy tysice jecw bdcych naszymi, hmm, hmm, gomi? Pozostali czterej uczestnicy narady

nagle uznali za niezwykle wprost interesujce koce swoich paznokci, rysy na tynku pokrywajcym sufit i plamy na powierzchni stou. - Wic? - ponagli Frundle. Zebrani mamrotali co niewyranie. Fisk bawi si swoj opask. - Przepraszam? Nie dosyszaem. Jakie pomysy, Fisk? - Co?... A, tak... ha! To banalne! Szef Spraw Wewntrznych znalaz si w centrum zainteresowania lorda kanclerza. - Hmm... dodatkowy przychd uzyskany ze sprzeday skrek z lemingw pokryje cakowicie...

- Raczysz artowa! - przerwa mu Patafian. - Widziae dane o sprzeday? - Nie ostatnio, ostatnio byem bardzo... - plta si Fisk, zdrowym okiem miotajc wok gromy. - Czy s, tego, nie najlepsze? NIE NAJLEPSZE??? NIE NAJLEPSZE! Jeszcze troch, a bdziemy do nich dopaca! wykrzycza czerwony na twarzy skryba Handlu i Przemysu. - O czym ty opowiadasz? - wtrci si krl. Patafian pokaza zebranym wykres, bardziej przypominajcy trajektori lotu

rzuconej z wysoka cegy ni udane, dochodowe przedsiwzicie. Rok 1025 OG okaza si, bez adnej przesady, katastrof. Fisk przekn ciko. - Dlaczego? - zagrzmia krl Grimzyn. - Nie wiadomo - odpar Patafian. Gdy tylko rozpoczy si zaproponowane przez naszego szacownego koleg... - przerwa i wpatrujc si w Fiska, wzi gboki oddech - bardzo kosztowne prace zwizane z przesuwaniem granicy urwiska, sprzeda skrek lemingw zacza gwatownie spada. Na caym wiecie. Pojawiy si plotki...

- Phi, plotki! pogardliwie.

prychn

Fisk

- Jakiego typu plotki? - zapyta krl, karcc spojrzeniem szefa Spraw Wewntrznych. - Plotki wice noszenie akcesoriw z lemingw z seri tajemniczych wypadkw. Podobno gdy waciciele takich akcesoriw przebywali w wysokich budynkach... - To niedorzeczne! - znw wtrci si Fisk. - ...wiele portfeli oraz torebek miao rzekomo opuci kieszenie oraz ramiona i rzuci si samobjczo w d.

- Musz przyzna - przytakn Frundle - e syszaem co podobnego. - Doszy mnie te suchy, e niektrzy zabrali swoje skrki do mediw... cign Patafian. - Na przykad gazet? - przerwa znudzony Hekatomb. - Nie, mediw - takich porednikw midzy wiatami. - Co w rodzaju sprzedawcw alkoholu? - dopytywa si wyszczerzony od ucha do ucha minister Bezpieczestwa i Wojen. - Nie. Krysztaowe kule, prawdziwa

abrakadabra, te rzeczy. Zdaje si, e uznali oni, i w skrkach pozostaa wci odrobina... eee... - Czego? odpowied. Krl nalega na

- C, sire, nie ma na to waciwego sowa... - Wysil si. - Odrobina lemingnozy! - To znaczy e wiec w ciemnoci? zachichota Hekatomb. - Nie, chodzi mi o to, to znaczy, im chodzi o to, e w skrkach wci

przebywa cz duszy poprzednich wacicieli i w czasie peni ksiyca... - Wracaj, by si zabawi?! - dziko zakpi Wielce Gniewny Eutanazjusz. Twoje zdolnoci byyby nieocenione na pustyni. Nikt tak jak ty nie potrafi robi wody z mzgu! Fisk by kompletnie zdezorientowany. - Usiujecie mi wmwi - odezwa si, nerwowo szarpic opask - e ludzie przestali kupowa produkty ze skrek lemingw z powodu bezpodstawnych, wyssanych z palca plotek? - Tak by si zdawao - odpar

Patafian. - I e zaufanie do tych produktw lego w gruzach? Frundle i Patafian przytaknli jednoczenie. Hekatomb zaczyna mie do roztrzsania tego nieistotnego problemiku. - I co z tego!? - zagrzmia. - Ten cay aosny plan by strat czasu, sami przyznajcie. Umyjmy rce od tej kiepskiej sprawy! - Nie moemy - odpowiedzia mu zafrasowany Frundle. - Zaszlimy za daleko. Co niby powinnimy zrobi? Wypuci jecw, mwic im

przepraszamy za niedogodnoci? Czy ciebie, Eutanazjusza Hekatomba, zachwyca taka perspektywa? Minister Bezpieczestwa i Wojen musia przyzna, e tym razem stary pryk ma racj. - By moe si powtarzam - zacz krl, przerywajc zalegajc cisz - ale co mamy zamiar w tej sprawie zrobi? Patafian wzruszy aonie ramionami i odwrci si w stron lorda kanclerza, ktry patrzy w pustk. Hekatomb zabbni palcami po stole i wlepi bojowe spojrzenie w Fiska. - Jakie pomysy, Fisk?

- Kto, ja, sire? - Tak, ty. Dlaczego ja, zastanawia si szef Spraw Wewntrznych, dlaczego wanie ja? - Bo to by twj kretyski pomys! doda krl, miotajc oczami byskawice. Fala paniki przetoczya si przez umys Fiska. Nagle poczu si wyalienowany. Twarze podobne do jego wasnej wyday mu si obce, wszyscy wpatrywali si w niego. Czu si jak zwierz w klatce, bardzo mae zwierztko w klatce, do ktrej klucz dziery stojcy tu obok lew.

- C... ja... eee... tego... - Jeste nam bardzo pomocny warkn wadca. Fisk rozglda si w poszukiwaniu rda inspiracji. Moglibymy... najecha ich spiarnie. Skoro wykarmiali si, przebywajc w Rhyngill, musi by tam wystarczajca ilo ywnoci... Umiecha si sabo we wszechogarniajcej ciszy. - Nie... aha... gupi pomys... wymagajcy zbyt duej siy ludzkiej... ale ze mnie guptas! - Mylae, e to kupimy!? - zamia si Patafian.

- Chwileczk... to jest to! - krzykn Fisk. - Co jest to? Dokadnie? - Krl jkn, ukrywszy gow w doniach. - Myto! A dokadnie - podatki! Frundle nadstawi uszu. - Podatki! - powtrzy Fisk. - Pac je swojemu krlowi w postaci dziesiciny. Krl j odbiera i skaduje w spichlerzach. - Skd wiesz? - zaciekawi si Frundle. Fisk mia swoje metody i nie

zamierza ich zdradza. Poklepa si po nosie dugim palcem w czarnej rkawicy. - Ale jaki mamy poytek ze skadowanej w Rhyngill dziesiciny? spyta Patafian. - Potrzebujemy tylko - cign rozentuzjazmowany Fisk - jednego czowieka, ktry mgby pracowa na terenie obcego krlestwa i mie siln pozycj na zamku Rhyngill, a wwczas to my bdziemy mia si ostatni! Pozostali czterej zebrani popatrzyli po sobie w zamyleniu, po czym przenieli wzrok na Fiska i, rzeczywicie, wybuchnli gromkim

miechem. Szef Spraw Wewntrznych odnis wraenie, e powiedzia co, czego w swoim czasie bdzie szczerze aowa.

*** Jeli jeszcze raz powie: Ojej, ale z ciebie liczna sowa!, urw jej ucho! myla Arbutus, wci uczepiony ramienia Cukinii. Nie jestem liczny! Dostojny, wyniosy, przystojny... u licha, jest tyle innych sw! Dlaczego ona musi wci powtarza liczny! Szczebiotanie dziewczynki szybko zaczo dziaa Arbutusowi na nerwy.

- A wic to wasza sowa? - spytaa Cukinia. W maym tunelu prowadzcym do zamku Rhyngill jej gos zabrzmia gucho. - Niedokadnie - odpar Firkin. Opiekujemy si nim w czyim imieniu. - Niezbyt dobrze z tego, co widziaam - oznajmia dziewczynka bezczelnie. - Odlecia. Czasami jest bardzo niegrzeczny. Arbutus zaskrzecza co pod nosem. - Tak przypuszczam. Ale, ojej, on jest taaaki... sodziutki! - zagruchaa Cukinia.

Blisko byo, bliziuteko, pomyla Arbutus, ju prawie stracia ucho. - To nasz przyjaciel - powiedzia Beczka. - Kto? Jasne, ona musi by w centrum zainteresowania, pomyla Arbutus. Charakterystyczne. - Waciciel Arbutusa. Waciciel! Phi! C oni mog o tym wiedzie! Sowa tupna szponem zirytowana. - A gdzie on teraz jest?

- Szed za nami. - Wkrtce powinien tu by - dorzuci Firkin. - Tak jak mj ojciec - powiedziaa Cukinia, patrzc na Arbutusa. - Nie mog si doczeka, a mu ci poka! Otworzya drzwi i wesza z przedpokoju do kuchni. Za ni podyli Firkin i Beczka. Obaj chopcy stanli jak wryci. Sowa kuchnia uywali tak czsto i tak czsto je syszeli, e dokadnie wiedzieli, co ono oznacza.* [przyp.: Kuchnia I, lm D. -i a. -chen: 1. may kcik w drewnianej chacie,

przeznaczony do gotowania gulaszu z rzepy. Znajduj si tam dwa rondle, cztery talerze i przypadkowy zbir noy, widelcw i yek.] Sowo to jednak nie wydawao si stosowne w odniesieniu do miejsca, w ktrym si znaleli. Byo to zapewne najwiksze pomieszczenie, jakie dotychczas w yciu widzieli. Obie chaty, w ktrych mieszkali, spokojnie daoby si tu upchn w najmniejszym z ktw. Wzdu jednej ze cian cign si wielki, czarny elazny piec, na ktrym grzao si kilka garnkw. Byy tu pki pene miedzianych rondli, waz, chochli, form do pieczenia i innych naczy, ktrych przeznaczenia chopcy mogli si

jedynie domyla. Na jednej z pek leaa taca ze stygncymi ciasteczkami. ciany zdobiy soje, dzbanki i woreczki, a pod sufitem przywieszone byy haki na drb i dziczyzn. Zapachy byy fantastyczne. Nieznane aromaty kryy po wntrzu tej wityni gotowania niczym szalone wchowe demony, tworzc co na wzr atmosferycznego odpowiednika zupy minestrone. Jednake czego tu brakowao... Znalazszy si w kuchni o rozmiarach wioski, spodziewaby si ujrze sporo ludzi. W tej kuchni, z wyjtkiem dwch chopcw, dziewczynki, sowy oraz przeraonej myszy, byo zupenie pusto.

*** S na wiecie nieposkromione siy, ktrych obecno filozofowie, poeci i naturalici postrzegali ju od zarania dziejw. Nadali tym siom nazwy: Przeznaczenie, Los, Hormony. Sklasyfikowali je: szansa i fart, deja vu i przypadek, testosteron i czyste podanie. Z rzadka udawao im si nawet zaobserwowa sieci zdarze, ktre siy te ploty wok niespodziewajcych si niczego ofiar. Ale pomimo usilnych prb - a niektrzy na swe badania dostali nawet granty z PAN-u* [przyp.: Paranormalna Agencja

Naukowa. Ciao utworzone w celu zapewnienia zaplecza socjalnego i sal bankietowych rozlicznym, rnorakim zjazdom stanowicym ozdob kalendarza pracy czarodziejw. Zjazdy te zazwyczaj z miejsca przeksztacay si w warcholskie popijawy, co sprawiao, e po siarczystej ktni z gospodarzem, spowodowaniu kilku poarw i przetestowaniu wyrozumiaoci i odpornoci na stres wszystkich znajdujcych si w promieniu p mili od miejsca wykonywania tradycyjnych piosenek czarodziejskich kolejna konferencja organizowana by musiaa by nowym miejscu. Paranormalna Agencja Naukowa w rzeczywistoci mieci si w

drewnianej chacie, pooonej trzy mile od najbliszego skupiska ludzkiego, dwikoszczelnej i zaopatrzonej w zapas rnorakich piw, win i wdek wystarczajcy, by powali ma armi. Niestety, mimo e miejsce to miao suy prowadzeniu bada, nie odkrywa si w nim nic z wyjtkiem denek kolejnych szklanic. Jednake Paranormalna Agencja Naukowa w stanie gbokiego upojenia rozdaje granty. Szybko co prawda auje swej rozrzutnoci, nie zmienia to jednak faktu, e bra naukowcw bywa niekiedy dofinansowywana przez aonie niewielkie dotacje z PAN-u.] - nigdy ich naprawd nie pojli. Niektrzy dowiadczyli ich silniej ni pozostali,

ale stykamy si z nimi, prdzej czy pniej, to tu, to tam, wszyscy. Te siy wiod ososie wiele mil w gr szkockich rzek, by tam poczyy si w pary i zdechy; te siy daj dopiero co odstawionym od smoczka dzieciom such muzyczny, pozwalajcy im komponowa niemiertelne symfonie; te siy wreszcie zmieniaj miczakw w romantycznych, zawadiackich bohaterw, dodajc im odwagi przy przepywaniu fosy penej piranii, wspinaniu si na zamkowe mury, walce z stranikami, by czekajcej pannie dopomc w ucieczce po uprzednim wrczeniu jej bombonierki. Siy te oddziayway na jednego z

trzech ludzi wchodzcych do zamku bez pozwolenia. Odczuwa ich obecno ju wczeniej i by pewny, e miao to co wsplnego z sam istot zamkw. Co wsplnego ze sposobem, w jaki kamienie uoone s na sobie w wysokie, potne, strzeliste wiee, sigajce nieba dla podkrelenia ludzkich moliwoci. Czu niepokj. Gdy mija ostatni zakrt tunelu pod fos i wkracza przez drewniane drzwi do kuchni, umys mia peen wizji. Wizji wysokich wie i spiralnych schodw, solidnych, drewnianych drzwi pkajcych pod naporem odzianego w stal ramienia, wizji zakwefionych, skpo odzianych, uginajcych si pod ciarem biustw Dam w Opresji, okazujcych

mu szczer wdziczno doprawion, niekoniecznie ma, dawk podania. - Panny! - pomyla Krzy. - O nie, tylko nie... znowu!

*** Tej dziewczynce przydaaby si lektura sownika! - przyszo na myl Arbutusowi, gdy Cukinia po raz n-ty okrelia go jako miego, gdzie n byo liczb spor i zdecydowanie dodatni. Cukinia siedziaa na wielkim dbowym stole i wymachiwaa nogami, podczas gdy Firkin i Beczka patali si

po kuchni, czekajc na pozosta trjk. Arbutus obrci eb prawie o trzysta szedziesit stopni i po raz kolejny zastanowi si nad najlepszym sposobem usunicia ucha dziewczynce bez narobienia przy tym niepotrzebnego szumu. Lubi by przygotowany. - Och, ojcze, gdzie jeste, kiedy naprawd ci potrzebuj? - spytaa Cukinia retorycznie, wzdychajc dla peniejszego efektu. - A gdzie s pozostali? zainteresowa si Beczka. Cukinia spojrzaa na niego. - Pozostali? -

- Rozumiesz, pozostaa obsuga kuchenna - wyjani Firkin. Wiedzia, jak powinno to wyglda. Franek im opowiada. - Jaka obsuga? - No wiesz - odpar Beczka pomywacze, cukiernicy, rzenicy... - O czym ty opowiadasz? - zdziwia si dziewczynka. Arbutus wznis oczy ku niebu, wyraajc swoj dezaprobat. - Bya ju kiedy w kuchni, prawda? - zapyta Firkin.

- Oczywicie. Mj ojciec jest kucharzem - oznajmia, z dum dodajc: - krlewskim! - ...a co z innymi? - Och tak, przyrzdza jedzenie dla wszystkich - powiedziaa, drapic Arbutusa pod miejscem, gdzie jej zdaniem powinien mie brod. - Eee... - niemiao odezwa si Beczka, sdzc, e co najwyraniej mu umkno. - Czy karmienie tych wszystkich ludzi nie jest dla niego nieco zbyt pracochonne? - Och, nie, pomagam mu.

- Wspaniale, a kto poza tob? - Firkin czu, e jest coraz bliej prawdy. - Nikt, tylko ja - odpara Cukinia z dum. - Dwie osoby przygotowuj posiki dla wszystkich mieszkacw zamku? zapyta oszoomiony Firkin. - Tak - odpara. Nagle olbrzymie drewniane drzwi otworzyy si, trzeszczc przy tym niemiosiernie. Do rodka wpad wysoki czarodziej w wiolonczerwonych szatach, ktre nieznacznie tylko zmieniy tonacj. Za nim wszed jeszcze wyszy rycerz w bardzo lnicej zbroi oraz

niski, gruby i zatuszczony Pasztetnik. Arbutusie! Znalaze now przyjacik, czy nie? - zawoa Merlot dononie, wycigajc przed siebie rk. Na obliczu sowy pojawi si wyraz ulgi. Bez wahania pomkna w stron znajomego i kochanego ramienia w barwach c-moll. - Ty jeste Cukinia, co? Lubisz brzoskwinie? - Czarodziej umiechn si do zdumionej dziewczynki. Arbutus dziobn mysi ogonek wystajcy spod Merlotowego kapelusza. - No nie, panienka bez wtpienia

wolaaby pasztecika. Mam poda? pado pytanie. - Ach, a to, moda damo - przerwa Merlot - jest nasz towarzysz podry, a zarazem dostarczyciel najznakomitszych ciast i pasztecikw... - Pooy rce na ramionach krgego dentelmena - Pan Pasztetnik! - dopeni przedstawienia. - Szacuneczek - wyszepta Pasztetnik, dotykajc doni czoa. Cukinia siedziaa oszoomiona, nie mogc si zdecydowa, na kogo patrze. Tylu nieznajomych, i to naraz! - Po mej prawej stronie stoi nasz obroca, odwany, mny rycerz,

znawca historii i etykiety, bohater przekazw ustnych i pisemnych, ksi... hmm, tego, Krzy! Cukinia bya zafascynowana. Rycerz, prawdziwy rycerz w jej kuchni! Nigdy wczeniej nie widziaa rycerza. Sta, niemal zahaczajc gow o sufit, wci lnicy, pomimo skroplonej pary pokrywajcej mgiek zbroj. - Juci, co to kumie wygadujeta? Krzy rozejrza si zakopotany. - Wanie przedstawiem ci tej czarujcej modej damie, czy nie? oznajmi Merlot wyniole. Krzy z trudem skupi swj

przeszywajcy, bkitny wzrok. - Nie - stwierdzi, krcc gow. Nie, kiej to nie ta. Za mao w opresji. Wszyscy wpatrzyli si w potnego, opancerzonego mczyzn. - Co ja tu robi w tej izbie kuchennej? Ona musi by tam! - Wskaza na drzwi prowadzce w gb zamku i postpi krok w ich stron. Firkin by przeraony. - Krzysiu! idziesz? Zaczekaj! Dokd ty

Rycerz zrobi drugi krok.

- Co ty robisz? Nie moesz nigdzie i. A co z Krlem? Co z nami? Firkin szed za rycerzem, wymachujc rkami w celu zwrcenia jego uwagi. - Damy - brzmiaa jedyna odpowied. Chopiec zaczyna si martwi. Podbieg i pooy si przed rycerzem, ktry, niczym w transie, przekroczy nad nim bez wysiku. - Nie moesz teraz i! - wrzasn chopiec, rzucajc si ku rycerzowi i chwytajc go za nog. Krzy postpi jeszcze dwa potne kroki, po czym olbrzymi opancerzon

doni delikatnie odsun miotajcego si chopca od swojej kostki i opuci przybic. Wszyscy mogli ju tylko wpatrywa si w ksicia Chandon, ktry zmierza jak we nie, najpierw powoli, a potem biegiem, w stron drzwi. Wyglda jak niekontrolowany, niezatrzymywalny pocig w ksztacie rycerza, pen par opuszczajcy stacj. Kilka minut pniej, gdy opady ju wszystkie dbowe drzazgi, przebywajcy w kuchni syszeli kroki metalowych butw stukajcych energicznie w pustym korytarzu oraz od czasu do czasu okrzyk: - Cicha j ta, dzieuchy, id ku wam!

*** Delikatny szum skrzyde, dochodzcy z trzydziestu kilku wietrznych klatek umieszczonych wysoko w najwyszej wiey zamku Rhyngill, sta si nieco goniejszy, gdy ich mieszkacy usyszeli trzy obroty klucza w drzwiach. Gdy puci ostatni zamek i drzwi zostay otwarte, pord ptasiego szumu zabrzmia nowy dwik. Ludzkie przeklestwo. Wyrzek je cicho, ale nie starajc si ukry obrzydzenia, pasji i gniewu, jakie ze sob nioso.

Snydewinder by wcieky. Nie byo w tym nic niezwykego. Zdawa by si mogo, e nawet gdy wszystko szo w najlepszym porzdku i nie byo si czym martwi, lord kanclerz zawsze potrafi co wymyli. Niezmiennie przebywa w stanie gbokiej irytacji. Ten dzie nie stanowi wyjtku. Wystarczajco si zirytowa, gdy musia popiesznie zorganizowa polowanie dla krla i tych idiotw stranikw. Codziennie wystarczajco denerwujce byo wspinanie si po setkach stopni na t cholern wie, eby wykarmi te koszmarne gobie, a

tego dnia byo to wyjtkowo denerwujce ze wzgldu na gupi wr, z ktrego wysypao si wicej ziarna, ni donis na gr. Ale eby robi to wszystko po to, by krl Grimzyn z Cranachanu mg wyda prawdziwe krlewsk uczt...! Zakl jeszcze raz, tym siarczyciej, i kopn w klatki. razem

Gobie zatrzepotay niespokojnie skrzydami i zagruchay goniej. Snydewinder nasypa ziarna do wszystkich miseczek, piszczc przy tym A kysz! A KYSZ!. Nastpnie wzi zwitek pergaminu i napisa na nim:

Zadanie wykonane Stop Krlewska uczta w drodze Stop AUST! Stop S

Zwin list i woy do tuby, ktr przywiza do nogi gobia, trzymajc si na bezpieczny dystans od jego pazurkw. Skrzywi si na wspomnienie wypadku ze swoim okiem - wiedzia, jak niebezpieczne potrafi by te powietrzne szkodniki. Kilka chwil pniej, obserwujc

ptaka odlatujcego ku dalekiemu Cranachanowi, Snydewinder umiechn si zimno i okrutnie. Wysanie tej wiadomoci nieznacznie poprawio mu humor. Cae to poranne zawracanie gowy z polowaniem, te cholerne gobie, to cholerne krlestwo. W zasadzie bya to drobna, aosna zniewaga, co w rodzaju pokazania komu przez cian gestu o... takiego..., ale pozwolia mu poczu si lepiej, dowartociowa si. Zachichota na myl o licie. AUST! - Tylko ja jeden wiem, co to znaczy, oni wszyscy s zbyt tpi, by to rozpracowa - wyszepta szelmowsko pod nosem.

Wychyli si przez okno w stron Talp i Cranachanu i na cay gos wykrzycza: - A udawcie si tym!! Cha, cha, cha!

*** W jednej z najniej pooonych czci zamku trwa turniej. W pustej strwce dwaj najpotniejsi mieszkacy zamku Rhyngill zwarli si w walce. Bartosz ocenia pozycj przeciwnika i rozwaa wasny plan. By pewien, e istnieje sposb, by przy minimalnym wysiku zupenie odwrci sytuacj. W

odwodnionej melasie jego umysu kolejne plany i posunicia wylgay si, by na powrt zaton w neuronowej mazi. Nagle Bartosz wlepi wzrok w Matusza i zamia si zoliwie. Pracujce wytrwale w jego gowie koenzymy wtpliwoci i zamtu zawiody. Pomimo ich heroicznego wysiku, wbrew wszelkim przeciwnociom, uknu pewien plan. Wpad na w jednym z rzadkich przebyskw jasnoci umysu. Wiedzia ju, jak wygra. Niemal natychmiast, w serii nastpujcych po sobie pstrykni, Bartosz obskoczy maym czarnym krkiem prawie ca plansz do gry w

warcaby. - Wygraem! - zakrzykn zwycisko, ale nie bez pewnej ulgi. - Co? - Wygraem. - Dlaczego? - Bo ty przegrae. Dlatego. Grymas boleci przebieg po twarzy Matusza, gdy ten zda sobie spraw, e rzeczywicie, na planszy nie ma ju adnych biaych pionw. - Och! - jkn smutno, a gos jego

odbi si od goych cian pustej strwki. Po chwili jednak zasugerowa pogodniej: - Do dwch wygranych? - Bartosz przytakn i z zapaem wzili si do ponownego ustawiania pionw na planszy, nastpnie przerwali i po krtkiej dyskusji uzgodnili ustawienie ich wszystkich na czarnych polach. - Zaczyna ten, co przegra przypomnia, szczerzc si, Bartosz. -

- Ty zaczniesz nastpnym razem odpar Matusz, unoszc piona i zastanawiajc si, gdzie go postawi. - Suchaj! - powiedzia wpatrzony w pustk Bartosz. - Co sysz. - Podrapa

si po gowie. - Nie rozpraszaj mnie. Ja myl. - Syszysz co? - Nic. - A ja tak - utrzymywa Bartosz. Matusz zwin potn do w trbk, przystawi do ucha i nasuchiwa, podczas gdy drugi stranik bada wntrze swojego organu suchu masywnym paznokciem. - A co powinienem usysze? zapyta Matusz. - Nic nie... - Jego twarz rozjania si w momencie, gdy usysza.

- A nie mwiem! - zatryumfowa Bartosz, podczas gdy jego kolega stara si zidentyfikowa nowy dwik. Z pocztku by to bardzo cichy, odlegy tupot, jakby kot skrada si w pantoflach. Z czasem jednak sta si goniejszy, ciszy, bardziej dwiczny, i teraz ju nie mona go byo nie usysze. Regularne uderzenia metalu o kamie. Bez wtpienia by to bardzo duy czowiek w metalowych butach, przebiegajcy szybko pustym kamiennym korytarzem tu obok strwki. Gowy obu stranikw jednoczenie uniosy si, by ledzi dwik krokw, dudnicych w biegu obok ich pomieszczenia. Do Matusza wci

tkwia zwinita przy uchu. Ciko obuty mczyzna przebieg w odlegoci zaledwie stopy od nich, po czym nagle zapada cisza. - Ciekawe, co to byo. - Nie wiem. - Ja te. - Bartosz wzruszy swymi masywnymi ramionami. - Twj ruch doda. - No. Skoncentrowany Matusz powoli ustawi biaego piona na planszy. Nagle dotar do nich saby okrzyk.

Brzmia mniej wicej: - Tylko nie panikujta, kumo! Id ku wom!

*** W zamkowej kuchni na dobre rozgorzaa dyskusja. Modsi stali w grupce, gdzie Firkin maglowa Cukini. - Sze!? - Tak, sze - powtrzya dobitnie dziewczynka. - Jak to moliwe? To znaczy, w takim

duym zamku powinny by tysice! Szeroko rozoy rce. - Suchaj, nie pytaj mnie, dlaczego w tym zamku yje tylko sze osb. Tak jest i ju! Splota rce i odwrcia si. Beczka obszed st i kontynuowa rozmow, tym razem jednak agodniej. Firkin gono wyrazi swoje zniecierpliwienie i podszed do Merlota ogldajcego resztki drzwi. - Ta dziewczyna jest gupia! poskary si czarodziejowi. Arbutus przytakn z namysem.

- Eee... co? - zapyta Merlot, wpatrujc si w kupk ziarna na pododze. - Jest gupia. Twierdzi, e w tym zamku mieszka tylko sze osb! Arbutus znw pokiwa gow. - I ma racj - odpar czarodziej, trcajc ziarno szpiczastym butem. Dzwoneczek na kocu buta zadzwoni z cicha. - Ale... - Nie ma adnych ale. To prawda.

Arbutus przestpi z nogi na nog i wlepi spojrzenie w sufit. Firkin tymczasem wierci si nerwowo w miejscu. Po chwili Merlot przenis wzrok z podogi na Firkina i skupi na nim uwag. - C, mody czowieku, nie jest dobrze, czy nie? - Martwi si - odpar po chwili zastanowienia chopiec. - Aha. - Nie wiem, co robi.

- Mhm - wymrucza czarodziej, przygryzajc brod. Firkin wzruszy ramionami i cign: - Zaszedem tak daleko, Beczka tyle przeze mnie przeszed, a teraz jestemy tu, w zamku... no i... Przez chwil milcza, po czym podnis wzrok. Jego oczy paay gniewem i skrzywdzon dum. - To przez Krzysia! Zdenerwowa mnie. Zawid nas wszystkich. Obieca pomoc, a teraz uciek. To nie w porzdku. Potrzebujemy go, a jest bezuyteczny!

- Spokojnie, nie osdzaj tak szybko, mody czowieku. - Gos Merlota by ciepy i kojcy jak ulubiona sofa. - Nie wiem, co robi - kontynuowa Firkin. - Jestemy ju blisko, ale nie wiem, gdzie jest krl. - Ho, ho! A wic na tym polega twj problem? Dlaczego od razu nie powiedzia, mody czowieku? Umiechn si mdrze. - Gdzie mieszkaj krlowie? Firkin wpatrywa si w czarodzieja. - W zamkach - odpar sarkastycznie. - A gdzie si teraz znajdujemy?

Tak, wiem! wybuchn zniecierpliwiony Firkin, tupic nog. Ale nie wiem, gdzie szuka. Nigdy przedtem tu nie bylimy. Nie wiem, dokd... i... - Urwa, podajc wzrokiem za spojrzeniem Merlota. Popatrzy na Cukini, pogron w rozmowie z Beczk. Wpatrywa si w ni prawie przez cay czas. Ona bdzie najlepszym przewodnikiem! Ta myl podniosa Firkina na duchu.

*** Damy w Opresji, jak sugeruje to

okrelenie, nie nale do zamieszkujcej bezpieczne, zaciszne komnaty mietanki zamkowej spoecznoci. O nie, nie dla nich plusze, parterowe apartamenty wyposaone w drzwi wychodzce na patio z caorocznym widokiem na przystrzyone zamkowe ogrody. Nie dla nich bankiety i bale wyszych sfer, pene upudrowanej i odzianej w peruki szlachty. Nie dla nich wolno. By osign odpowiedni stopie opresji, Damy te musz by naraone na waciwe dawki trudnoci, niewygd i koowrotkw. adna Dama nie moe by w peni uwaana za bdc w Opresji bez maego, chybotliwego koowrotka u stp.

Jednake kluczem do zapewnienia opresji najwikszego kalibru jest miejsce. Wiadomo, i wspczynnik opresyjnoci rozmaitych wymylnych tortur jest synergicznie zwikszany za spraw waciwego doboru miejsca wprowadzania w ycie tyche. Dla przykadu: wizja bycia przykutym kajdanami do ciany w barze z pen obsug kelnersk na hawajskiej play nie odpowiada powszechnym wyobraeniom o piekle, podczas gdy umieszczenie teje ciany w ohydnym, zapchlonym dole, w celi lub w ropiejcej masie cuchncych wntrznoci zdaje si o wiele blisze ideau. Z tego te powodu Damy w Opresji zawsze odnajduje si uwizione

na szczytach wysokich, penych przecigw wie lub te wtrcone do gbokich, zamieszkanych przez szczury podziemnych lochw, gdzie za towarzystwo maj wycznie karaluchy oraz - czasami - smoki o wyjtkowo cuchncym oddechu. Wszystko to malowao si jasno przed oczami Krzysia, ktry z mieczem w rku wbiega pdem po spiralnych schodach na najwysz wie zamku Rhyngill. By pewien, e na szczycie tej wiey odnajdzie Dam w najwikszej Opresji ze wszystkich Dam, ktre kiedykolwiek... znalazy si w Opresji. Wiea bya wysoka i pena przecigw, a wic stanowia miejsce wprost

idealne. Uderzajc stopami o trjktne kamienie, Krzy dysza ciko z wysiku. Wspina si coraz wyej, sprawdzajc wszystkie pomieszczenia po drodze szlak rozupanych i zdgruzgotanych drzwi stanowi doskona graficzn ilustracje jego postpw. Dwa pitra i cztery pary drzwi nad nim szczupy, kocisty Snydewinder w skupieniu wyglda przez okno, obserwujc dopiero co wysanego gobia. - A udawcie si tym! - zachichota, wyobraajc sobie powietrznodesantow zniewag lecc do Cranachanu i wyraz twarzy krla,

gdy... Nagle jego marzenia prysy, przytoczone naporem rzeczywistoci. Lord kanclerz napi minie ramion i nasuchiwa. Odgos roztrzaskiwanego drewna dbowego dotar do szczytu wiey. Snydewinder zamar w miejscu. Ksi mrukn co pod nosem, gdy zajrza do kolejnego pustego pomieszczenia. Ruszy dalej po schodach. Na odgos krokw Snydewindera zdjo przeraenie.

Kroki w mojej wiey, pomyla. Krzy kontynuowa poszukiwania, jeszcze jedne drzwi zaamay si z hukiem. Co si dzieje? - rozmyla lord kanclerz. - Kroki! Moja wiea! Jak oni mi, ju ja im poka! Policzymy si... Przedostatnie drzwi ustpiy haaliwie pod naporem masy Krzysia. Oburzenie ustpio miejsca lepej panice i ucieko do rogu. Zaraz za nim pomkn Snydewiner. Buty o rozmiarze czterdzieci osiem niosy ksicia przez kilka ostatnich

kondygnacji schodw. Nagle, bez ostrzeenia, schody skoczyy si, a drog zablokoway drzwi. Szczyt! Ksi stan przed nimi zziajany. To tu, pomyla. To tu! Obrzuci wzrokiem trzy zamki i olbrzymie elazne zawiasy. W przecigu krtkiej chwili, jak przystao na dowiadczonego wyamywacza drzwi, oceni rozoenie dziaajcych na nie si, sabe punkty i punkt przyoenia - oraz si, ktr on powinien przyoy w celu szybkiego i cakowitego obalenia ich na ziemi. Po drugiej stronie Snydewinder rozpaczliwie szuka kryjwki. Znalaz

si w puapce i doskonale o tym wiedzia. - Bez obaw! Ju tam id! - krzykn ksi. Snydewinder na chwil zastyg w bezruchu, ale w obecnym stanie swojego umysu uzna te sowa za grob. Wypatrzy niewielk szpar pomidzy kilkoma klatkami, a cian. lepa panika przekonaa go, e zmieci si tam bez problemu, rzuci si wic do kryjwki. Gobie odsuny si od wymachujcego rkami lorda kanclerza, w swej ptasiej agodnoci rozmylajc, przed czym to si tak chowa. Odpowied nadesza gwatownie.

Najpierw byo odliczanie w postaci piciu mocnych kopniakw, a potem wiat skoczy si eksplozj drzazg, zawiasw, zamkw i oszoomionych kornikw. Ksi sta we framudze i rozglda si gronie. Wraz z opadajcym pyem na podog poszybowao przypadkowe pirko. Nic poza nim si nie poruszyo. Nawet gobie siedziay cicho. Snydewinder zacisn powiek zdrowego oka mocniej ni kiedykolwiek, a na opasce pojawiy si zmarszczki. Lea widoczny do poowy za klatkami, czekajc na cios pici w

metalowej rkawicy lub w najgorszym wypadku dotyk zimnej stali na ciele. Przeraenie i panika trzymay go pospou w elaznym ucisku, jego serce przestao bi, poraone napiciem elektrycznym... - Do jasnej cholery! Gobnik! Ksi rozejrza si za koowrotkiem i nie zauwaywszy adnego, uderzy rkawic w pozostaoci drzwi, nastpnie odwrci si i zbieg po schodach, by kontynuowa poszukiwania. Snydewinder dra za klatkami.

*** - No i...? - zapyta Firkin zrzdliwie, a jego gos odbi si guchym echem po pustym kamiennym korytarzu. - Co no i? - odpowiedziaa podenerwowana Cukinia. Ktrdy przewodnikiem! teraz? Ty jeste

Grupka intruzw staa na skrzyowaniu piciu identycznych korytarzy. Ich cienie dray niespokojnie, gdy niezauwaalny podmuch zaamywa wiata pochodni przymocowanych do cian.

- Nie wiem. Nigdy przedtem tu nie byam. - Tak wic zgubia si! - warkn Firkin, bardziej z oglnej zoci ni gniewu. - Powinienem by wzi kbek nici jkn Beczka. - Nie zgubiam si - odpara Cukinia butnie. - Zupenie nie!... Ja tylko... Gos si jej zaama. - Ja po prostu... eee... nie do koca wiem, gdzie jestemy...To wszystko! - Wspaniale. - Firkin wzruszy ramionami i rozway plusy pynce z obraenia si.

- Ile palcw widzisz? - zapyta nagle Merlot, przerywajc zimn, pospn cisz. - Co to ma wsplnego... - zacz Firkin. - Ile palcw widzisz? - powtrzy czarodziej cierpliwie. - Co to ma wsp... - Nie k si ze mn, mody Firkinie! Ile? - Czarodziej wpatrywa si intensywnie w oczy chopca. - Trzy, ale... - Dzikuj. - Merlot wyprostowa si

i zacz odlicza korytarze zgodnie z ruchem wskazwek zegara. Zakoczy, wskazujc na trzeci korytarz. - Tdy - oznajmi. - Za mn!

*** Snydewinder wytrzsn z wosw resztki wielkich, niegdy zamykanych na trzy zamki drzwi, strzsn ze swych czarnych, skrzanych szat ostatnie kilka pir, po czym... zatrzs si cay. Strach, gniew i ponura trwoga spowodoway niekontrolowane wstrzsy jego chorobliwie chudego ciaa. Pytania

w jego gowie domagay si odpowiedzi, jak motoch podczas polowania na czarownice domaga si sprawiedliwoci. Kto to by? Czemu tu wtargn? Czego szuka? Czy wrci, eby dokoczy, co zacz? Pyta byo wiele setek wicej, ale nie potrafi doj z nimi do adu. Do rozsdku, dzierca sdziowski motek spokoju, uderzya nim

haaliwie, przyzywajc do porzdku i stopniowo uciszajc rozwydrzony motoch w jego gowie. Ten niespokojny spokj pozwoli mu usysze wasne myli. Wszystkie prowadziy do bardzo podobnych konkluzji: jeli zosta odkryty prawdziwy powd jego trzynastoletniej obecnoci w Rhyngill, to... c, wola o tym nie myle. Przez rozpalon wyobrani Snydewindera przemkna wizja rozdziawionej, zalinionej lwiej paszczy. Lodowaty dreszcz zmrozi mu krgosup. Ktokolwiek rozbi w drobny mak drzwi i wdar si do jego wiey, musi zosta powstrzymany. Jako.

Nadszed czas na dziaanie.

*** - Twj ruch. - Tak? - Tak. - Dlaczego? - Bo ja si wanie ruszyem. - Aha, w porzdku - powiedzia Matusz przekonany tym argumentem, po

czym przesun piona o jedno pole do przodu. - Hej, twoje s biae! Cofnij go! wrzasn Bartosz, z uraz wskazujc palcem spornego piona. - Jeste pewien? - Tak. - Ale ja mylaem... Bartosz nigdy nie dowiedzia si, o czym myla Matusz, sam zainteresowany te zreszt rycho zapomnia. Ich dyskusja zostaa gwatownie przerwana przybyciem lorda kanclerza. Wpad jak burza do

strwki, niemal zrywajc drzwi z zawiasw i teraz, dyszc ciko, wpatrywa si w nich wzrokiem szaleca. - Wstawa! Szybko! Najazd! - Krople potu lniy na wysokim czole Snydewindera. - Chodcie! Ruszcie si! Natychmiast! Dwaj stranicy wstali powoli, patrzc na lorda kanclerza ze wzrastajcym poruszeniem. - Teraz? - zapyta czujny jak zwykle Matusz. - Ale my cigle gramy. - Tak, teraz! - Snydewinder chwyci plansz i cisn j w odlegy kt

pomieszczenia, rozsypujc przy tym czarne i biae piony. - Koniec gry. - Umiechn si gorzko. - Trzeba dziaania - cign, usiujc zachowa spokj. Nie udao mu si. Przewrci okiem, a wyszo mu z orbity. - Szpiedzy! Wamali si! S ich setki! Wyapa! Pozabija! Unicestwi! - zakoczy gosem, ktry wspi si na niezdrow wysoko. Podbieg do Matusza od tyu i j z caej siy popycha go w stron drzwi. - Rusze si! Obieg go z powrotem i niecierpliwie pocign za rkaw.

- Ruszaj si natychmiast albo ci zabij! Podziaao. Zrobiby to, nie ywi dla ycia szacunku. Matusz widzia kiedy, jak Snydewinder wyrwa stonodze wszystkie nki z wyjtkiem jednej i chichoczc przy tym maniakalnie, obserwowa, jak zatacza niezdarnie koa. W tej chwili podskakiwa, napinajc swe chude, kociste rce i wpatrujc si z obdem w oku w Matusza. Panika ogarna go bez reszty. Wyglda jak krlik owietlony reflektorami czterdziestotonowej, pdzcej wprost na niego ciarwki. Ale ten krlik by inny. Nie by krlikiem, ktry zamknie

oczy, liczc na to, e ciarwka przemknie kilka cali od niego. Nie by krlikiem, ktry odwrci si i pobiegnie, wymachujc na alarm biaym ogonkiem. By krlikiem, zamierzajcym pewnie sta na swoim miejscu. Krlikiem z planem! Snydewinder wybieg ze strwki, a za nim niespiesznie podyli Matusz i Bartosz. - Przeszuka zamek! Znale ich i aresztowa! - krzycza wciekle lord kanclerz. - I zgosi si do mnie! Bd w swoich kwaterach! Sta jeszcze chwil, trzsc si niczym budy po amfetaminie, po czym

gwatownie odwrci si i odbieg dugim korytarzem.

*** Krople potu wci przylegay mu do czoa. Przebieg przez drzwi od swoich spartaskich kwater, zatrzasn je za sob i opar si o nie, usiujc zapa oddech. Smugi paniki wiroway wok jego kostek jak mga w niskobudetowych horrorach. Zamkn oczy i zadra. Niechciana straszliwa wizja pojawia si w jego gowie. Oto patrzy dwojgiem maych oczu, z wysokoci zaledwie kilku cali nad ziemi. Patrzy na krlewsk,

zowieszcz posta gronego zwierzcia. Uderzao ono czarnymi pazurami o ziemi, ale nie towarzyszy temu aden dwik. Lwia paszcza wpierw umiechna si szyderczo, by po chwili rozewrze si, ukazujc te zbiska okolone czarnymi wargami. Kbowisko zotej grzywy byo coraz bliej. Snydewinder wpatrywa si w gr, w czarno-czerwon paszcz, zapowied mierci. Wraz z oddechem z potnego garda doby si krzyk tysicy martwych od dawna ssakw. Czu, jak jego gos docza do tej kakofonii. Krzyczc. Paszcza bya coraz bliej i bliej. Zbyt blisko. W przeraajcym momencie, gdy czu ju duszce ciepo oddechu, lwi pysk jakby stopnia.

Spyn ciek groz, by byskawicznie niczym rt zamieni si w szydercz twarz sprzed trzynastu lat... Snydewinder krzykn, otworzy oczy i sta, dygoczc. Umiechnita szyderczo twarz krla Grimzyna wci lnia utrwalony obraz, wypalony gboko w jego siatkwce. Macki paniki przelizgny si pod drzwiami i chwyciy go za kostki. Rzuci si w stron biurka, wskoczy na krzeso, podcign nogi i obj je mocno. Ukry gow midzy kolanami i kiwa si wolno tam i z powrotem. Po raz pierwszy od trzynastu lat Snydewinder si ba.

Ju prawie zapomnia, jakie to uczucie. By przypomnie sobie co takiego, musia cofn si pamici o trzynacie lat. Bya to chwila, kiedy po samotnym przebyciu Gr Talpejskich przygotowywa si do wkroczenia do wrogiej fortecy, zamku Rhyngill, uzbrojony wycznie w plik faszywych dokumentw, listy uwierzytelniajce, swj sprawny umys i zdolno gania w ywe oczy. odek podchodzi mu do garda, gdy na pozr spokojnie podszed do potnego stranika i oznajmi, e chce si widzie z krlem. Tak, teraz. To bardzo wane i nie, nie moesz si dowiedzie o charakterze mojej sprawy. Nie, niczym nie handluj. Jestem lord Snydewinder i to powinno ci

wystarczy. Popiesz si, czowieku, zaprowad mnie do jego wysokoci. Tak, teraz! Od tego czasu niemal zdoa przekona samego siebie, e jest lordem Snydewinderem, a nie byym szefem Spraw Wewntrznych Cranachanu. Jeli chodzio o wiat, to umar Fisk, niech yje Snydewinder. W przecigu nastpnych kilku lat wadza zepsua go do szcztu i po serii pokrtnych i fachowych manewrw rozszerzajcych jego uprawnienia, manewrw zbyt skomplikowanych, by mody krl Klayth je poj, wysforowa si na pozycj zapewniajc mu kontrol nad wszystkimi aspektami funkcjonowania

zamku. Kady, kto okazywa choby najmniejsze podejrzenia, znika, a wszyscy pozostali zostawali zwolnieni. On tu rzdzi. Nie Klayth, myla, nie ten marionetkowy wadca, ktry wszystkiego, co wie, nauczy si ode mnie, ktrego prowadziem, ktrym manipulowaem, jak i wszystkim w tym maym, zgniym, tandetnym krlestwie. Snydewinderowi udao si ocenzurowa wspomnienia o do haniebnym wydaleniu z Cranachanu i scenie, w ktrej krl Grimzyn wraz z komisj przedstawi mu, bez ogrdek, los, jaki go czeka, jeli jego plan nie przyniesie spodziewanych efektw lub jeli Snydewinder nawet w ogle pomyli o ponownym postawieniu stopy w

Cranachanie. Ale wszystko powiodo si znakomicie, plan okaza si sukcesem. Im wicej o tym myla, tym bardziej czu si zmieszany i zakopotany. To nie miao sensu. Wykona swoje zadanie, dotrzyma swojej czci umowy. Cranachan otrzymywa dziesicin z Rhyngill, zapobieg najechaniu tego miejsca. I na co to wszystko? Jakie dosta podzikowania? Po trzynastu dugich latach niewolniczej harwki u tronu, rozmyla, przysyaj wielkich, rozwalajcych drzwi rycerzy, by mnie nastraszy. Ale to im si nie uda. Nie ujdzie im na sucho. O co to, to nie! Ja im poka!

Obejmujc mocno kolana i kiwajc si na krzele, Snydewinder mamrota, jcza i narzeka pod nosem.

*** - Suchajcie! - powiedzia Beczka ponaglajco. W dugim, mrocznym korytarzu jego gos zabrzmia gucho i dudnico. - Czego? - spytaa Cukinia. - Kto tu idzie. Najwyszy czas westchn

zrzdliwie Firkin. korytarzem ze sto lat!

Idziemy

tym

- Nie, znowu nie tak dugo! - odpar Beczka, bronic Cukinii. Kroki stay si goniejsze. - Moe uda nam si spyta tego kogo o drog - rzuci Firkin sarkastycznie, patrzc na dziewczynk. Tym komentarzem trafi w czuy punkt. - Suchaj, to nie moja wina, e nigdy wczeniej tu nie byam! - krzykna, tupic nk Cukinia. - To duy zamek. - A wic znowu si zgubia? - Firkin by spity, dostrzegalne stawao si

oglne napicie. Cukinia odwrcia wzrok. Kroki si zbliay. Firkin zrobi nachmurzon min. - Ale prosz was, prosz! Nie tak powinnicie si zachowywa! - Merlot stan pomidzy dwojgiem nastolatkw, szeleszczc przy tym melodyjnie. - Nie tak, czy nie? Arbutus przytakn zgodnie. Firkin spojrza na jaskrawo odzianego czarodzieja. - A co sugerujesz? Chopcu

zaczynay puszcza nerwy. - Powinnimy wsppracowa! zaapelowa Beczka. - Jasny gwint, zgrabnie to uj, prawda, Arbutusie? - powiedzia Merlot. Sowa przytakna, wkadajc w to ca sw sowi mdro. - Uj to nas moe ten kto, co pdzi korytarzem - oznajmi Pasztetnik, zmieniajc temat konwersacji na o wiele bardziej przyziemny i na czasie. Kroki dudniy regularnie o podog korytarza. Caa grupka spogldaa w

stron, z ktrej dobiega haas. Pasztetnik zmruy oczy, Merlot zezowa w pmroku, Firkin i Beczka stali zakopotani, a Arbutus otworzy powoli jedno oko, spojrza w korytarz i po chwili znw je zamkn. - Nic nie widz - oznajmia Cukinia. - Nie jestem pewien, czy chciabym co zobaczy - wyszepta Beczka. - Ale tu wcale nie jest ciemno dodaa dziewczynka. - Boj si. - A ja chciabym wiedzie powiedzia Firkin cicho - dlaczego ten kto biegnie...

- Mmm - rozwia wtpliwoci kolegi Beczka. - ...i czy nie powinnimy poszuka jakiej kryjwki. Merlot popatrzy na niego. - To znaczy... eee... co, jeli id nas zaaresztowa... Jeli wiedz, e tu jestemy...? Wok nich grao echo krokw. Wszyscy wpatrywali si w pusty korytarz. Dudnienie byo coraz goniejsze, odbijao si od cian. Brzmiao tak, jakby dochodzio z wntrza cian. Powinni ju byli kogo dostrzec, kogo bardzo duego, sdzc

po krokach, coraz goniejszych i bliszych, bliszych... - Czy w tym zamku straszy?! - Beczka stara si przekrzycze dudnienie. - Boj si - pisna Cukinia. ...i bliszych. Tajemnicza powinna ju do nich dobiec. posta

- Nic nie widz! - doda Beczka. Prbowali skupi si na rdle dwiku, wci dononiejszego i coraz bliszego. Zbyt bliskiego. Znajdowao si nad nimi. Jak jeden m wszyscy unieli gowy i odprowadzili wzrokiem tupot niewidzialnych stp na suficie,

mijajcych ich i stopniowo cichncych. Z korytarza nad nimi, przez kamienie, przedar si niewyrany krzyk. - Id ku wom, kumo, id!

*** Dwaj stranicy biegli jednym z tysicy pustych zamkowych korytarzy. Bartosz by bardzo podniecony, najazd oznacza, e bdzie co do roboty. By take zy na siebie. Otrzyma bezporedni rozkaz od Snydewindera. Wiedzia, e pozostaje to w zgodzie z naturaln kolej rzeczy, wszak

Snydewinder jest, bd co bd, lordem kanclerzem. Ale Bartosz mia sobie za ze, e otrzymujc rozkaz, nie narobi odpowiedniego zamieszania ani nie sprbowa rozzoci Snydewindera. W otrzymywaniu od niego rozkazw Bartosz lubi jedynie krtkie chwile, kiedy wyoywszy swoje racje, ten may, wstrtny czowieczek czerwienia na twarzy i popada w furi, syszc jego pomrukiwania i odchrzkiwania. Bartosz opanowa do perfekcji sztuk wyczuwania waciwej chwili godzenia si na wypenienie rozkazu, tak by spowodowa przy tym maksymaln wcieko lorda kanclerza i jednoczenie minimalnie ryzykujc. Bya to jedyna uboczna korzy z pracy, jak

Bartosz czerpa, wic teraz aowa straconej okazji do podranienia si ze zwierzchnikiem. Jedynym powodem, dla ktrego tym razem zrezygnowa ze swojego zwyczaju, by niepokojcy wyraz twarzy Snydewindera. Przez wszystkie lata obecnoci lorda kanclerza w zamku, Bartosz nigdy nie widzia go przestraszonego. Tego naprawd przestraszonego, drcego wraka z wybauszonymi oczami, nie widzia nigdy przedtem. Perspektywa spotkania z kim lub czym, co mogo wzbudzi w Snydewinderze tak godny politowania strach, napeniaa Bartosza gbokim

podnieceniem. Pragn uciska temu komu lub czemu do i postawi mu kufelek. Stranicy wypadli zza zakrtu i stanli na skrzyowaniu korytarzy. - Ktrdy teraz? - Eee... w prawo - zdecydowa Bartosz. Pobiegli w tym kierunku, wypatrujc jakich znakw obecnoci najedcw: narysowanych kred strzaek, fragmentw odziey zawieszonych na co ostrzejszych kawakach kamieni lub nawet dugiego sznurka, po ktrym mogliby pody do wyjcia. O tak, co

takiego okazaoby si bardzo pomocne, ale oczywicie nic z tych rzeczy nie znaleli. To byoby zbyt proste. - Jak mylisz, ilu ich bdzie? - zapyta Bartosz, a jego gboki gos zadudni w pustym korytarzu. - ... - brzmiaa odpowied. - Jak mylisz... - Bartosz ponowi pytanie, obracajc si przez rami. Nagle stan w miejscu i rozejrza si. Matusz znikn. Bartosz sta samotnie w korytarzu i drapa si po gowie. Gdzie on si podzia? Popatrzy przed siebie. Nic z tego. Od czasu ostatniego skrzyowania adnego innego nie byo,

wic... Popatrzy w stron, z ktrej przyszed. Tam dostrzeg stojcego jeszcze przed skrzyowaniem Matusza, ktry wzrusza ramionami i gupawo macha rk. - Kompletny brak wyczucia kierunku mrukn Bartosz. - Nastpnym razem powiem po prostu Za mn!.

*** Na terenie kadego zamku znajduje si miejsce, w ktrym architekt pozwoli sobie na wyraenie wasnej indywidualnoci. Niektrzy bez

wyranego powodu dodaj lepe zakoczenia korytarzom, inni w serii dziesiciu, czy dwunastu par drzwi jedne zmniejszaj w stosunku do reszty o trzy cale i dodaj dowcipny napis w rodzaju Kucaj lub Kicaj, inni na zwisajcych parapetach ustawiaj rzdami pokazujce obsceniczne gesty gargulce, inni z kolei bawi si w dowcipy wzrokowe, przyprawiajc skrzyda ukom przyporowym. Na nikogo jednake w tej materii nie mona byo liczy tak bardzo jak na McEschera, wynalazc pionowego, przenonego uku przyporowego, samonapeniajcego si wodospadu i ruchomych schodw Mbiusa. By on

bez wtpienia bezdyskusyjnym mistrzem tak zwanej Artytektury. Ju jako dziecko okaza si geniuszem kognitywnego rozumowania trjwymiarowego i interpolowanej rearanacji hiperprzestrzennej. Pewnego letniego dnia rodzice wzili go na piknik, gdzie bawi si klockami. Gdy zaniepokojeni tym, e chichocze cicho pod nosem, poszli zobaczy, co porabia, ze zdumieniem odkryli, dlaczego mrwki nie zaatakoway pikniku: cae ich setki zawzicie maszeroway po spiralnych, jednopoziomowych, czterostronnych schodach, ktre prowadziy donikd. Wiele lat pniej, gdy McEscher dosta woln rk przy projektowaniu i budowie zamku

Rhyngill, stworzy najbardziej mistrzowski przykad artytektonicznego labiryntu, jaki kiedykolwiek zaprojektowano i jakiego budow uwieczono sukcesem. Aleja Vertigo, jak przezwali j budowniczowie, znajdowaa si mniej wicej w centrum zamku. Bya punktem, w ktrym zbiegay si wszystkie korytarze. Stajc na samym dole i patrzc w gr, dostrzegao si ich setki - wyaniay si ze wszystkich stron i pod wszystkimi ktami. Niektre poczone byy krtkimi schodami, inne schodami ruchomymi Mbiusa, inne z kolei duszymi schodami, ustawionymi wobec krtszych pod ktem

dziewidziesiciu stopni. Niektre korytarze koczyy si po prostu pionowymi spadkami. Aleja stanowia arcydzieo trjwymiarowej, hiperprzestrzennej geometrii. Niektrzy filozofujcy matematycy utrzymywali nawet, e wykraczaa poza przecitn trjwymiarowo i dopuszczaa do bardziej tajemniczych wymiarw. Wystarczy, powiadali oni, stan na szczycie najwyszych schodw, zamkn oczy, rozluni si i poszybowa w powietrze, a by moe upadnie si tak para-wymiarowo, by wykroczy poza prawa konwencjonalnej geometrii i znale si w wiecie, w ktrym kto wie, ile wymiarw wchodzi w gr. Co dziwne, nikt nigdy nie zebra

si na odwag, by wyprbowa t teori na wasnej skrze. Niestety, zaprojektowanie i budowa alei Vertigo odcisno na McEscherze niezatarte pitno, spychajc go w d spirali szalestwa. Koniec kocw, odnaleziony po latach u podny schodw w stanie kompletnej umysowej aberracji, doy swych dni w domu dla szalonych architektw, usiujc skrzyowa gady z abami.

*** Tymczasem niewielka grupka intruzw wysza na wielk, otwart

przestrze i stana w miejscu. Nagle wszyscy poczuli si bardzo, bardzo mali. Jak jeden m unieli gowy i spojrzeli na pltanin poczonych schodw, przej i suncych powoli schodw ruchomych. Firkinowi z wraenia opada szczka, Beczka czu si kompletnie skoowany, a Pasztetnik pad jak dugi. - Prze... prze... przepraszam, Cukinio - wyszepta, pojwszy prawdziwe rozmiary zamku, Firkin. - Jest olbrzymi. - A nie mwiam? - Zao si, e nie masz pojcia, ktrdy teraz powinnimy i.

- Nie. - Ile masz palcw, Merlot? - zapyta Firkin. - Zbyt mao, czy nie? - odpar czarodziej, podczas gdy Pasztetnik z trudem podnosi si z ziemi. - Ten korytarz wyglda niele. Beczka wskaza taki, w jakim zauway wicej pochodni ni w pozostaych. - Ale te wszystkie schody... - jkn Pasztetnik. - No wanie. Krl raczej nie mieszka na parterze - wyjani chopiec.

Pasztetnik wzruszy ramionami. - Skoro wybieramy si na gr oznajmi Merlot - to patrzcie na schody przed wami. Czuj tu Magi. Firkin ruszy przodem, wspinajc si po wskiej kondygnacji kamiennych schodw. Po chwili minli niewielki podest i skierowali si styczn do ich pocztkowego azymutu. Wspinali si po coraz szerszych schodach. Firkin spojrza do gry i nagle poczu, e stopie pod nim faluje, jakby jecha na wielbdzie podczas trzsienia ziemi. Skoowany, chwyci si porczy.

Byo mu niedobrze. Wiedzia, e patrzy do gry, podpowiedziaa mu to grawitacja, ale wszystkie zmysy krzyczay, e patrzy w d. Daleko, daleko w d. Potrzsn gow i z ukosa popatrzy w pustk. Ze posunicie. Zakrcio mu si w gowie, a odek podszed do garda, gdy ujrza przepa poruszajc si jednoczenie w gr i w d. Przesta i, mocno przywar do ciany, obejmujc solidny kamie i przyciskajc do niego policzek w poszukiwaniu rwnowagi. Ttno podskoczyo mu gwatownie w wyniku tak intensywnego kontaktu ze sztuk. ciana poruszya si, by tego pewien. A moe to tylko on si zachwia? Pojcia gry i dou stay si zowieszczymi

plotkami, ktre sysza dawno, dawno temu. Zacz wirowa. Krci si wok wasnej osi, lecc w d, wprost ku niebu - a moe w gr, ku twardej ziemi? Kto chwyci go za rami... - W porzdku? - zapyta Beczka. - Ni... ni... nie patrz w d... albo w gr - odpowiedzia blady, dygoczcy Firkin. - Czemu nie? - Ni... ni... nie i ju! Nie patrz. To przeraajce. Nadal mocno trzyma si ciany, szczerze wierzc, e gdy j puci, runie

w gr, w d lub gdziekolwiek indziej, wprost w wirujc pustk, z ktrej nie ma ucieczki. Pieko Dantego istniao, miao si dobrze i czyhao trzy stopy za nim. - Rusz si, zejd z drogi - ponagli go Beczka. - Stoisz na drodze, rusze si! - Jakiej drodze? - W gr. - Jakiej drodze? Beczka delikatnie popchn przyjaciela do przodu i pilnujc kadego jego kroku oraz cay czas go zagadujc, doprowadzi do drugiego podestu.

Poruszali si bardzo wolno. Firkin, osignwszy podest, upad na kolana i pocaowa podoe, jakby byo dawno niewidzianym przyjacielem, ktry wyjecha na wakacje za granic i tak mu si spodobao, e chciaby zosta tam na stae, a teraz wraca niechtnie tylko dlatego, e skoczyy mu si pienidze. Pooy si, zamykajc mocno oczy, i szepta aonie, czujc podnoszce na duchu przyciganie ziemskie, przyciganie w jednym tylko kierunku. Kierunku, ktry nazywa doem. W cigu kilku minut, dyszc jak lokomotywa, doczy do reszty zamykajcy pochd Pasztetnik. - Nigdy si niczego nie nauczysz, czy

nie? - skarci Firkina Merlot. Przed nimi cign si zakoczony zakrtem korytarz, wejcie do drugiego, mniejszego, znajdowao si po prawej. Firkin, wzruszajc ramionami, wpez do i usiad, opierajc si plecami o cian. Zimny kamie sprawi, e poczu si pewniej i stopniowo opanowa nerwy. Jego zmysy doszy do siebie i wkrtce zda sobie spraw z toczcej si obok rozmowy. Dotar do niego gos Cukinii. - Co jesz? - Czasztko - brzmiaa odpowied Beczki.

Zmieszany Firkin otworzy oczy i ujrza Beczk jedzcego due, zociste ciastko zboowe. - Skd je masz? - dopytywaa si dziewczynka. - Eee... ja je... tego... znalazem! odpar zakopotany chopiec. - Gdzie? - Leao sobie i... eee... - Tata si wcieknie, kiedy to zauway. - I tak byo ich za duo dla waszej szstki.

- Ale to kradzie! - Nie, to podatek! - butnie odpar zarzut Beczka. - Najwyszy czas, ebymy co odzyskali, prawda, Firkin? Umiechn si i poda przyjacielowi ciastko. Firkin ugryz kawaek. - Moich pasztecikw ju nie aska? dobieg zza ich plecw kpiarski gos Pasztetnika. - Po prostu miaem ochot na... - Ciii! - pisn Firkin, kadc palec na usta. - Co? - szepn Beczka.

- Sysz jakie gosy. Zza rogu korytarza dobiegao gbokie, powolne mamrotanie. Firkin podkrad si tam, rozejrza i po chwili wrci. - Dwch Czarnych Stranikw obwieci drcym gosem. - Co my teraz zrobimy? - zapyta przeraony Beczka. - Zostawcie to mnie - powiedzia stanowczo Merlot. - Mam w tym wpraw. Ruszy spokojnie i melodyjnie do przodu, delikatnie podzwaniajc

dzwoneczkami u butw. Firkin, Beczka i Pasztetnik z otwartymi ustami obserwowali, jak czarodziej skrca za rg. - Jaki on odwany! - wyszeptaa z respektem Cukinia. Gdy znikn im z oczu, oczekiwali odgosw taumaturgicznej destrukcji czynionej przez Merlota ciskanymi w przeciwnikw byskawicami energii. Zamiast tego jednake zza rogu dobieg ich ciepy i kojcy gos czarodzieja. - Dzie dobry panom. Bd panowie tak askawi i powiedz nam, gdzie moglibymy znale krla, czy nie?

Bartosz i Matusz popatrzyli po sobie z niedowierzaniem, przytaknli, zrozumiawszy si bez sw, po czym popdzili za uciekajcym za rg czarodziejem, powiewajcymi poami jego peleryny i lecc u jego boku sow. - Tdy! - krzykn Merlot do Firkina, wskazujc niewielki korytarz po swojej prawej stronie. Po chwili wszyscy poza czarodziejem mknli nim co si w nogach, bdc daleko ju od wyaniajcych si zza rogu stranikw. - Poszli tamtdy - poinformowa stranikw Merlot, palcem wskazujc mniejsze z przej. Ci podzikowali skinieniem gowy i nie zwalniajc, pobiegli dalej.

Gone kroki szeciu par biegncych stp i krzyki w rodzaju Chod tu do mnie!, Wracaj! oraz do czstego Ratunku! zaskakujco szybko zmieniy si w zwyke echo. - Doskonale, Arbutusie - powiedzia Merlot, nonszalancko opierajc si o cian i nasuchujc gwatownie cichncych dwikw. - To powinno ich zaj. Teraz wemy si do prawdziwej roboty. - Entuzjastycznie zatar rce. - W porzdeczku, kapitanie! zaskrzecza gupawo Arbutus. -

- Skoro tak, to czy nie miaby ochoty pogada z pewnymi gobiami...?

*** Krl Klayth na powrt znalaz si w swoim ulubionym miejscu, bibliotece, robi to, co lubi robi najbardziej czyta. Co jednak byo z nim nie w porzdku. Wpatrywa si uwanie w karty ksigi lecej przed nim na masywnym stole, ale jego myli kryy wok zupenie innych spraw. Sta pochylony nad otwart ksig, wspierajc gow na rkach i opierajc si okciami o st. Podrapa si po gowie i popatrzy w sufit, bezmylnie bbnic palcami po blacie. Ciko

westchn. W mylach opuci ju fabu ksiki, bibliotek i zamek. Znw przebywa w spichlerzach. Wci nie mg uwierzy, e s takie wielkie, a przede wszystkim - kompletnie puste. Wyprostowa si i j bez celu przechadza si po bibliotece. Obojtnie mija rzdy zatchych ksig, upchnitych na wysokich, zakurzonych regaach, o ktrych zawartoci mogy dawa wyobraenie jedynie drobne literki oznaczajce poszczeglne dziay. Szwenda si tak, co jaki czas wycigajc z pki jak przypadkow ksik, kartkujc j od niechcenia i odkadajc na miejsce. W kocu dotar do sekcji, w ktrej by przedtem moe z raz czy dwa. Ta cz biblioteki

nazywaa si Akta. Niczym poczerniae zby z pek wyzieray tu rzdy oprawnych w czarn skr ksig. Krl przyglda si tytuom na wiekowych grzebietach: Akta nalenoci, ywy inwentarz od 933 do 1014 OG, Zatrudnienie i tym podobne. Przybity Klayth wycign z pki Akta nalenoci i spojrza na stron, na ktrej si otwary. Zapeniay j kolumny maciupekich, rcznie zapisanych liczb, zsumowanych w prawym, dolnym rogu stronicy. Niektre z liczb rozpozna jako daty, a po chwili stwierdzi, e urg oznacza zapewne uregulowany, lecz caa reszta rwnie

dobrze mogaby by napisana hieroglifami. Poirytowany odoy ksig na pk, ale wiedziony leniw ciekawoci wycign drug, Zatrudnienie. Opase tomisko otwaro si na zapisach z roku 1025 OG. Klayth przyjrza si stronie, starajc si odgadn znaczenie zapisw. Tym razem zapeniay j kolumny sw, wpisanych tym samym drobnym, starannym pismem, co w poprzedniej ksidze. Byy tu nazwiska, adresy, lista funkcji penionych przez pracownikw, kolumny z pacami, datami rozpoczcia i zakoczenia pracy oraz szczeglnie szeroka kolumna Powody odejcia. Ta ksiga zaciekawia go, ponis j wic w stron najbliszego pulpitu.

Przegldajc j, przenis si do innego wiata. Nazwiska i adresy, o ktrych nigdy wczeniej nie sysza, strona za stron ukaday si w zgrabne, mae wersety. W trzeciej kolumnie dostrzeg sowa, ktrych nie zna: stajenny, podkuwacz koni, pomocnik kowala, szewc, patnerz, niegodziwiec lista cigna si bardzo dugo: pokojwka, szwaczka, dworzanin. Krcio mu si w gowie od nieznanych sw. Stronice pene nazw zawodw. Odwrci stron i niemal zakrztusi si ze zdumienia. Tu nie byo ju zgrabnych literek. Ich miejsce zajy niechlujne gryzmoy, wykraczajce poza nakrelone linie, orzce powierzchni pergaminu sowem, okazujce zupeny brak

respektu dla subtelnych niuansw stylu i gracji poprzednich zapisw, a co wicej - niepokojco znajome. Takie bazgroy mgby stworzy pajk zanurzony w inkaucie i cinity na nietknit wczeniej stronic, miotajcy si w celu usunicia z siebie atramentu. U gry tej strony widnia pierwszy wpis tym charakterem pisma: N. O. Tariusz, ul. Garncarzy, Rhyngill, skryba, 1012 do 1025 OG, zwolniony. Nagle Klaytha uderzya pewna myl; przesta czyta i podnis wzrok znad ksigi. Wszystkie te sowa oznaczay zawody. Wszystkie te nazwiska oznaczay ludzi. Wszyscy ci ludzie tutaj pracowali. Skierowa wzrok na kolumn

Powody odejcia. Z wyjtkiem rzadkich wpisw w rodzaju zmar lub deportowany, przy wszystkich nazwiskach widnia ten sam powd. Zwolniony. Wszystkie pochodziy z drugiej poowy roku 1025 OG. Pytania kryy wok umysu krla jak my wok wiecy w letni wieczr. Gdzie oni si podziali? Kto ich zwolni? Czemu to pismo jest tak przeraliwie znajome? Czemu Klayth czu, e co si w tym wszystkim zdecydowanie nie zgadza?

Jak brzmiao sowo oznaczajce niedajce spokoju odczucie, spowodowane pewnymi fragmentami informacji, zdarze i bodcw pozazmysowych (patrz Przeczucia), zbiegajcymi si w jeden wniosek pierwsza P, jedenacie liter, w rodku d? Gdyby Klayth mia sownik, mgby w nim sprawdzi. Podtopienie. Nie, bez sensu. Podniecenie. niewaciwe. Dobre, tyle e

Potrojenie. Za krtkie i nie ma d.

Podniebienie. Bez artw! P... od... Nie, nic z tego. Podej... Mam! Podejrzenie. Krl wyprostowa si i nie wiedzc jeszcze dlaczego, pobieg w stron spichlerzy. W tym samym czasie w drugim kocu biblioteki pojawia si i zacza czego szuka wysoka posta, ktra pamitaa, e to czego szuka, znale mona w kilka minut.

***

Uderzenia skrzyde i skrobanie szponw o parapet okienny oznajmiy przybycie Arbutusa na szczyt najwyszej z wie. Sowa podskoczya, rozejrzaa si dokoa, a nastpnie wleciaa do rodka i przysiada na zakurzonej drewnianej pce. Szcztki dbowych drzwi wci leay tam, gdzie upady, na grubej warstwie kurzu i drzazg dostrzec mona byo jedynie nieliczne lady podeszew. Trzydzieci par oczu wygldao z klatek w tpej ptasiej ciekawoci. Arbutus zoy skrzyda za plecami, zgi nogi w kolanach i wyda z siebie seri skrzekw i treli, gobi

odpowiednik: Czoem pracy! Co tu si wyrabia, chopaki?.

*** AAAAAAAAaaaaaaa!!! wrzeszcza, wymachujc rkami, pdzcy ciemnym korytarzem Beczka. Po pitach deptali mu Cukinia oraz Pasztetnik, ktrzy zapewne krzyczeliby co podobnego, gdyby tylko udao im si zapa dech. Na samym kocu bieg Firkin, usilnie starajcy si myle o czym innym ni cigajcy ich potni Czarni Stranicy i ich zamiary wobec intruzw. Nie udawao mu si to. Na razie.

W polu widzenia pojawio si skrzyowanie. Decyzja zostaa podjta w przecigu tysicznej czci sekundy. Rzucili si na prawo. - AAAAAAAAA! - powtrzy Beczka, tym razem jednak nie pojawi si efekt Dopplera. Beczka zatrzyma si gwatownie i spojrza w d. W dole, pomidzy jego palcami u ng, w powodujcej skrt kiszek pionowej perspektywie rozcigaa si aleja Vertigo. Cofn si krok do tyu, w sam raz, eby pochwyci i obrci nadbiegajc Cukini, zatrzymujc j przy tym bezpiecznie, oraz by ocali samego siebie od straszliwego, przyprawiajcego o

mdoci ataku zawrotw gowy. Odwrci si i j wymachiwa zamaszycie rkami w stron pozostaej dwjki, ktra pdzia na zamanie karku w stron przepaci. Pasztetnik, z zamknitymi oczami, posuwa si naprzd przedziwnymi susami, dziki czemu mg trzyma przy sobie tac i, jak dotd, nie zrzuci z niej ani jednego pasztecika. Firkin nagle zda sobie spraw, e przed nim, tu za miejscem, gdzie sta Beczka, znajduje si... hmm... inne wejcie do alei Vertigo. Mniej wicej w tym samym czasie skonstatowa, e Pasztetnik w aden sposb nie okazuje zamiaru zwolnienia tempa, rzuci si wic desperacko i powali go na ziemi wprawnym

chwytem rodem z rugby. Obaj ciko runli i zwarci, twarzami w d, lizgiem sunli w stron przepaci. Firkin poczu, e przypiesza, gdy sia bezwadnoci Pasztetnika mocno go pocigna. Trzyma si kurczowo jego kostek i zaciska zby. Wiedzia, e kilka krtkich stp przed nim znajduje si wiele dugich stp drogi w d. Przypomnia sobie skrcajce odek uczucie, jakiego dowiadczy po drodze na gr. Teraz, podczas podry w d, bdzie przynajmniej krtsze. - Och, Tarcie, nie porzucaj mnie! baga Firkin w chwili zwtpienia. Fartuch Pasztetnika zostawia za sob tusty lad, porzdnie smarujc ten

odcinek korytarza. Nie zamierzali si zatrzyma. Firkin zary palcami ng w podoe. Piekielnie zabolao. Stopniowo i obiektywnie rzecz biorc, zdecydowanie za wolno, zaczli zwalnia. Firkin podnis gow. Zblia si koniec korytarza, krawd bya zbyt blisko. Czu, e jego palce u ng lada moment eksploduj. Nieuchronnie zbliali si do przepaci. Beczka chwyci za ramiczko fartucha Pasztetnika i pocign tak silnie, jak tylko potrafi. Powoli, jak wypata odszkodowania przez firm ubezpieczeniow, pdzcy lizgiem si zatrzymali. Ramiona Pasztetnika wystaway znad krawdzi. Firkin, przygnieciony jego stopami, wpatrywa

si w otcha. Nagle dostrzeg pasztecik przetaczajcy si koo niego i niespiesznie spadajcy w przepa. Lecia bardzo, bardzo dugo, a w kocu setki stp poniej pozostawi po sobie tust plam. Obaj szczliwcy wzdrygnli si z przeraenia. Pasztetnik uroczycie przyrzek od tej chwili uywa wycznie niskotuszczowego ciasta, decyzj sw argumentujc pragnieniem zapewnienia sobie dugiego i zdrowego ycia. Firkin wci lea, ciko dysza i marzy o tym, by mc wsikn jak kamfora. Wiedzia, e w kadej chwili, tu za ich plecami... - Ha! Tu jestecie! - zagrzmia

Bartosz. - Niech nikt si nie rusza. Std nie ma ucieczki! - Ale ubaw! Moglibymy tak jeszcze raz? - cieszy si Matusz. - Nie. Musimy znale Snydewindera. - To nie w porzdku! Lubi sobie pobiega, pokrzycze i... - Rozkaz to rozkaz! Ruszaj. Wielki stranik oddali si powoli, mamroczc co pod nosem. - Co... co... co macie zamiar z nami zrobi? - wy dysza Beczka.

- Ja nic - odpar Bartosz. - Reszt zajmie si Snydewinder. - Jak reszt? - spyta Pasztetnik i natychmiast tego poaowa. - Tortury, ingi... ingiwi... iwigin... przesuchania i takie tam. Cukinia wybuchna paczem. Na skrzyowaniu korytarzy pojawi si Matusz. Na twarz wypez mu gupawy umiech. - Ojojoj! Nie tdy droga - zamrucza, po czym znikn, otrzymawszy jeszcze na odchodnym szybkiego kopniaka od Bartosza.

Nie po raz pierwszy od czasu opuszczenia Middin Firkin skarci si w mylach za to, e nie starczyo mu zdrowego rozsdku, by porzuci szlachetne myli o heroicznych czynach i prawym oburzeniu, i by zrobi to, co na jego miejscu uczyniby kady mylcy czowiek: zosta w ku, nacign koc na gow i mie nadziej, e to przejdzie. Nad grup intruzw zapada mczca cisza, przerywana tylko kaniem Cukinii i dwikami, ktre wydawa Beczka, majc nadziej, e s pocieszajce. Bartosz sta w bezruchu na kocu krtkiego korytarzyka. Pasztetnik wyjrza w d na alej Vertigo,

zastanawiajc si przez chwil, czy nie byoby lepiej, gdyby Firkin pozwoli mu skoczy jako spora tusta plama. Zdecydowa, e nie. Rozway te ewentualno rzucenia si naprzd w akcie niezrwnanej odwagi, zaatakowania i pokonania stranika, i tym samym zapewnienia wszystkim bezpieczestwa - jednake, poniewa wci mia problemy ze zapaniem oddechu po caym tym bieganiu, zarzuci take ten pomys. Uspokoi si i wybra opcj trzeci. Skoro to nieuniknione, zrelaksuj si i miej z tego jak najwicej rozrywki! Gdy kilka minut pniej Firkin podnis wzrok, ujrza Matusza, ktry

sta wyczekujco obok kolegi. - Z drogi, tpaki! Przepucie mnie! krzykn Snydewinder, ciosami i kuksacami starajc si utorowa sobie drog pomidzy stranikami. Bartosz zrobi krok w bok i lord kanclerz przelecia midzy nimi, walczc o utrzymanie rwnowagi. Obrzuci stranikw zabjczym spojrzeniem przez rami, poprawi swoj skrzan zbroj i zwrci si do winiw. - W porzdku, zabawa skoczona! Rzucie bro! Cisza.

- Wszyscy. Cisza. - Natychmiast! Na podog, tutaj! krzycza Snydewinder, wskazujc za siebie. Czterej jecy wpatrywali si w niego. - No ju, na co czekacie!? Rbcie, co ka! - piszcza, czerwieniejc na twarzy. - A... - zacz Beczka. - Bro na ziemi, ale ju! - Tego... a co, jeli...

Bez ukadw!

wymwek,

negocjacji, broni? -

- ...nie mamy adnej zakoczy Firkin.

- esz! Najedcy zawsze maj bro... chyba e - Snydewinder w zamyleniu pogaska si po podbrdku chyba e... jestecie szpiegami. Tak wanie. Szpiedzy! Strae, aresztowa ich! - ponagli Bartosza i Matusza. Nie mieli dokd ucieka. Zostali zapdzeni w kozi rg. Wraz ze zblianiem si stranikw oddalaa si nadzieja.

*** Oszst rozglda si wok siebie z niedowierzaniem. By godny jak wilk, a obok niego leaa otwarta olbrzymia, oprawna w skr ksiga, najapetyczniejsza, jak w swym trzyipcalowym yciu widzia. Wo dojrzaej ligniny rozchodzia si po caym stole. Soki trawienne maego mola ksikowego wziy nadgodziny, jego odeczek burcza cichutko. Nie jest atwo przebywa wrd niewyobraalnych iloci jedzenia. Oszst ukradkiem ruszy w stron ksigi. Wysoki, lczcy nad ni osobnik

wyta wzrok w pmroku panujcym w bibliotece, od czasu do czasu, gdy jego palce natrafiy na interesujcy wpis, wydajc z siebie jaki dwik: zamylone Hmm lub bardziej natchnione Aha!. Siedzcy na pce Arbutus muska swoje lotki, przygldajc si, jak stary czarodziej w zamyleniu przygryza brod. Wyprawa do zakurzonego gobnika pozostawia na upierzeniu sowy sporo brudu. - Jak dugo jeszcze zamierzasz tu pozostawa? - zapyta Arbutus znad wyjtkowo ubrudzonego pira, z nutk irytacji w gosie.

- Co? - Merlot usysza, e kto co mwi, ale by tak pochonity ksig, e zupenie nie zwrci uwagi na tre przekazu. - Jak dugo? - Tyle, ile bdzie trzeba! - odburkn czarodziej. - Wiesz, uwaam, e powiniene nauczy si docenia ksiki. To bardzo poyteczne - doda lejszym tonem, po raz pierwszy spogldajc na ptaka. Oszst przytakn gorliwie. Wgryza si wanie w rg ksigi i musia przyzna, e jest wyjtkowo poyteczna. - Dobrze wiedzie - mrukn Arbutus,

pedantycznie ukadajc skrzyda. Merlot wycign mysz z kapelusza, rzuci j sowie i powrci do lektury. - Przesta! - krzykn, zauwaajc Oszsta. - Nie niszcz dowodw! Odsun ksig, podetkn molowi strzp pergaminu i ponownie zacz czyta. Ta ksiga go zafascynowaa. By to spis wszystkich ludzi, ktrzy kiedykolwiek pracowali w zamku, ich zaj, a przede wszystkim powodw odejcia - t sam ksig przeglda Klayth. W danej chwili Merlot odczytywa te same zapisy. Tu znajdowa si klucz do caej intrygi,

przebiegle zamaskowanej i perfekcyjnie wprowadzonej w ycie. Czarodziej nie mg uwierzy w arogancj typa, ktry wasnorcznie parafowa wszystkie te zowieszcze decyzje. Snydewinder w cigu ostatnich trzynastu lat zatwierdzi ponad dwiecie zwolnie pracownikw zamku, umoliwiajc tym samym swj awans na stanowiska gwnego doradcy strategicznego, gwnego ksigowego, doradcy podatkowego, lorda kanclerza, nauczyciela i tak dalej, by wymieni tylko niektre. W krtkim czasie zdoa zmanipulowa oraz usun zatrudnionych w zamku ludzi i posiad

tym samym moliwo dokadnego dyktowania krlowi, co ma zrobi. Nie byo nikogo, kto mgby zaprotestowa. Merlot wci potrzebowa odpowiedzi. Trapiy go dwa kluczowe pytania: Skd wzi si Snydewinder? I z jakiego powodu dy do wadzy w Rhyngill? Wiedzia, gdzie znale odpowiedzi, i e Arbutus po swojej wizycie u gobi prawdopodobnie potwierdzi jego przypuszczenia. Wygodniay Oszst obserwowa, jak Merlot odkada ksig na pk. - Prosz! Jedzenia potrzebuj! zaskomla.

Czarodziej wybra jaki nieszkodliwy romans, podnis mola i woy go do kieszeni wraz z ksik. - Jedzonko. Baw si dobrze, przyjemnego trawienia, mj may zielony przyjacielu! Bon appetit, czy nie? - powiedzia, ruszajc ku spichlerzom. Arbutus delikatnie osiad melodyjnym ramieniu czarodzieja. na

- A ty powiedz mi - cign Merlot co mieli ci do przekazania twoi podniebni kuzyni? Tylko nie mw, e gruchu, gruchu.

*** Snydewinder bekota z oywieniem. Jego wyobrania pracowaa na najwyszych obrotach, napdzana wysokooktanow perspektyw zadawania blu czterem korzcym si przed nim jecom. Szli w d korytarzem, potem schodzili po schodach, z ktrych spadli, potknwszy si o co w sabym wietle pochodni stranikw. Wci w d, w d i w d. Obecnie znajdowali si znacznie poniej poziomu gruntu. Rusza si! wrzasn Snydewinder. - Mam mnstwo rzeczy do zrobienia przed witem! Noe trzeba naostrzy, elazo rozgrza do biaoci,

szubienic... - Zamknij si, zamknij si! - krzykn wyzywajco Beczka. - Naprawd nie musisz tego wygadywa! - Obj Cukini ramieniem. - Ojej, czy to nie sodziutkie? zadrwi lord kanclerz, ktry odzyska ju dawny temperament. - Przestacie! Nie ycz sobie niczego w tym rodzaju, kiedy jestecie moimi winiami! szydzi z nich zza potnych plecw Matusza. Cukinia bya bliska ez. - Nie uwaacie, e ucielenienie to dobre sowo? - duma Snydewinder na

gos, gdy zbliali si do lochw. - A uwizienie albo zadawanie, wiecie, na przykad blu!? - piszcza obkaczo w drcym wietle pochodni. Firkin zacisn zby i pici. - Osobicie - cign lord kanclerz zawsze lubiem brzmienie sowa... powieszenie! Che! Brzmi tak... ostatecznie, nie uwaacie? To byo dla Cukini zbyt wiele, rozpakaa si. Wci szli naprzd, powczc nogami. Snydewinder zatar rce, jego skrzane odzienie zaskrzypiao zowieszczo. - Widz, e bd mia z wasz

czwrk mnstwo uciechy. Dam wam lekcj: nigdy nie zadzierajcie ze mn lub krlem Rhyngill, bo damy wam w ko. I to jak! - Wybuchn dononym miechem, a waciwie okrutnym piskliwym zawodzeniem tchrzliwego sadysty, ktry uwielbia to, co robi. Firkin odway si rozejrze wok. Zaduma si nad czym, co wanie wymskno si Snydewinderowi. Policzy szybko. Cztery! Nagle zda sobie spraw, e od momentu schwytania myla wycznie o sobie. Ja! Ratujcie Mnie! Gdzie podzieli Arbutusem? Nie si Merlot z zauway, jak

odchodzili. Nagle Firkin poczu wszechogarniajcy wstyd. Czarodziej mg si zgubi, by ranny, a nawet mart... - No i jestemy - pisn Snydewinder, gdy dotarli do ostrego zakrtu w mrocznym korytarzu. - Nareszcie w domu! - Przebieg przez rzadko uywany loch, otwierajc drzwi cel. Mae, czarne, poyskliwe stworzonka rozbiegy si na wszystkie strony. Wiedziay, co robi. Snydewinder zamia si okrutnie. - Prosimy, prosimy, apartamenty czekaj. - W ciemnoci jego oczy lniy szalestwem, jak noc rt na plamie ropy.

W celach unosi si zapach wilgoci. ciany pokrywa dywan z pleni, w wietle pochodni poyskujcy zielonkawo i pomaraczowo. Mode stalaktyty na kamiennym suficie przypominay lnice guzki, a w co suchszych rogach czaiy si nieprzeliczone zastpy pajkw. Cige kapanie odbijao si dononym echem. Odziana w rkawic do lorda kanclerza wepchna przeraonego Firkina do pierwszej celi, po czym zatrzasna drzwi i - po spowodowanej rdz chwili zmaga - zasuna rygiel. - Std nie ma ucieczki - przypomnia Beczce Snydewinder, gdy chopca wpychano do drugiej celi.

Stranicy zatrzasnli pozostae dwie pary drzwi, skrzypicych i piszczcych w skorodowanym protecie. - Dalej, popieszmy si. Trzeba przygotowa proces i szubienic. Czas na wyrok skazujcy. Ten proces musi przebiec wyjtkowo szybko! - Lord kanclerz wybieg z lochw, miejc si obkaczo. Za nim ruszyli stranicy, zabierajc ze sob pochodnie i zostawiajc jecw w ciemnoci, pord dwikw kapicej z sufitu wody, czarnych nek drobicych po pododze i ka Cukinii.

*** W Sali Konferencyjnej zamku Rhyngill rozleg si dwik maego rcznego dzwonka. Dzwonienie uderzyo, eksplodujc dwicznym echem, w kamienne ciany, odbio si od kolumn i rykoszetem od broni pokrywajcej ciany. Prbowao uciec. Kilka chwil pniej do Sali Konferencyjnej wkroczy odziany w czarn, skrzan zbroj rzeczywisty wadca Rhyngill. - Sire, bagam o posuch. - Oby to, z czym przychodzisz, byo go warte! - odpowiedzia krl,

wymachujc wielkim ceremonialnym mieczem katowskim w uwicony przez tradycj sposb.* [przyp.: Tradycj t zapocztkowa krl Stigg, pierwszy i jak dotd najokrutniejszy wadca Rhyngill, po tym jak lord kanclerz uzna, e warto wyciga go z ka w pewnej niecierpicej zwoki sprawie. Nieszczciem dla lorda kanclerza krl doszed do wniosku, e biorc pod uwag onic, butelk whisky i wyjtkowo nienasycon konkubin, sprawa ta w gruncie rzeczy nie jest wcale taka wana. Do akcji wkroczy wiszcy na cianie dugi na cztery stopy ceremonialny miecz katowski i lord kanclerz natychmiast dosta

wymwienie. wszystkiego.]

Na

zawsze

od

- Och, jest, jest, jest, wspaniae, wspaniae... - bekota podekscytowany lord kanclerz. Dysza ciko, jakby przed chwil bieg co si w nogach. W rzeczy samej, bieg. - Zamierzasz powiedzie, chodzi, czy mam zgadywa? o co

- Wasza wysoko, bezzwocznie przybywam tu z lochw. - Co ty tam robi? - Szpiedzy! - Snydewinder wyranie rozkoszowa si tym sowem.

- Szpiedzy? - Klayth odoy miecz. Zanosio si na to, e na nieszczcie bdzie to warte posuchu. - Schwytaem czwrk szpiegw! krzycza podniecony Snydewinder. By tak szczliwy, e zapomnia o wszystkich mociach i wysokociach. - Namierzyem ich podczas rutynowego obchodu. Knuli zbrodnicze plany. Ujem ich! - Nawet wzmianki, jednego sowa, niewyranej aluzji na temat roli, jak odegrali w tym wszystkim Bartosz i Matusz. - Kim oni s? Czego chc? Czemu tu s? W gosie krla brzmiao zmieszanie i

strach. Nie podobao mu si to. Szpiedzy i podejrzenia. To nie w porzdku. - Trzech obcych i ich wtyczka, crka kucharza - odpar lord kanclerz, z trudem opanowujc targajcy nim obd. Sowa te wstrzsny Klaythem do gbi. - Zaoenia ich misji: nieznane cign Snydewinder, powcigajc do skutecznie uczucia wywoane piorunujc mieszank gniewu, strachu i chci odwetu. - Cel: nieznany! Przebywaj w celach, oczekujc na proces! - Kiedy miaby si odby? - zapyta

Klayth, drc przed odpowiedzi. Snydewinder pauz. zrobi dramatyczn

- O wicie - oznajmi w kocu prawie zupenie spokojnym gosem. Wewntrz wrza. Krl o mao co nie zasab na tronie. - Jestem wicie przekonany kontynuowa spokojnie lord kanclerz e s oni niebezpiecznymi szpiegami. Licz, e jutro, sire, wyda pan peny wyrok. - Po jego twarzy przemkn potworny grymas. Stwierdzi, e musi szybko wyj, bo zaczyna traci nad sob panowanie.

- Musz jeszcze poczyni wiele przygotowa do jutrzejszej krwawej... eee... sdowej rozprawy, sire. Prosz o pozwolenie oddalenia si, ebym mg jutro rano wypru z nich... to znaczy, wysun przeciw tym szpiegom logiczne argumenty! - Zatar gorczkowo rkawice. W jego chytrym oku, oku nadcigajcego cyklonu, pojawi si szataski bysk. Odwrci si i wybieg z Sali Konferencyjnej jak optany przez jakiego demona. Klayth wpatrywa si w miejsce, w ktrym jeszcze przed chwil sta lord kanclerz. - O wicie! Wszystko, tylko nie proces o wicie!

Gowa opada mu na rce. - Ja tak nie potrafi!

*** Setki stp poniej Firkin dra na zbitej z desek awce w wilgotnej, mierdzcej celi. Przysuchiwa si, jak Beczka pociesza Cukini. Szo mu znakomicie, teraz dziewczynka przez wikszo czasu pocigaa nosem, tylko niekiedy wybuchajc spazmatycznym szlochem. Firkin czu si pusty w rodku i nie

znajdowa sw pociechy, otuchy. Doskonale wiedzia, e ponosi win za ca t sytuacj. Padajce z jego strony sowa pocieszenia mogyby tylko nasypa soli na wie ran i wrci, cinite mu w twarz. Byby otwarty na gwatown reakcj, gniew, strach i zo ze strony ich wszystkich, w tym samego siebie. Nienawidzi si. Zawid. Zamkn oczy i sprbowa powstrzyma narastajce w nim uczucia. By te inny, bardziej konkretny powd, dla ktrego nie mg nikomu nie otuchy - sam zmaga si z wielk gul w gardle, wiksz, ni kiedykolwiek sobie wyobraa. Mia wraenie, e co usiuje si z niego

wydosta, co ywego. Ciko mu byo oddycha, ale nie omieli si otworzy ust. Gdyby to zrobi, zamiast sw pociechy, ociekajc wod ciemno straceczych cel przeszyby krzyk blu i przeraenia. Zacisn zby, obj kolana rkami, jak potrafi najsilniej; nieco wikszy nacisk, a pkn, zalewajc go gorc mazi stawow. Z caych si stara si nie myle o jutrze. Bez powodzenia. C za ironia losu: zaczo si od Jutrzenki, skoczy o wicie. Pocztek i koniec. Pene koo. Pomyla o siostrze, o chwili kiedy po raz ostatni widzia j rozemian, o swoich ponnych

nadziejach, gupich, aosnych, modzieczych mrzonkach. Wydawao si to tak odlege, tak dawne, jak dowiadczenia z innego wieku, innego wiata. Stopniowo, gdy zmczenie doczyo do emocjonalnego ciaru na barkach chopca, zwikszajc jego wraliwo oraz podwyszajc i tak ju nadzwyczajn uczuciowo, powoli da si wcign w wojn obliczon na wyczerpanie przeciwnika - i przegra bitw z emocjami. Po brudnym policzku agodnie spyna ciepa, sona za rozpaczy, bysna, odrywajc si od oblicza chopca, i wskoczya w zielonkaw kau u jego stp.

*** Jak mona si byo spodziewa, w rodku nocy panowaa na zamku cisza. Panowaa w nim od trzynastu lat, lecz tym razem byo wyjtkowo cicho, zupenie jakby zamek wstrzyma oddech w oczekiwaniu na wit. Wszyscy, gwnie z powodu emocjonalnego wyczerpania, mocno spali. Beczka na drewnianej awce w swojej celi rzuca si niespokojnie i krci z boku na bok. Cukinia z caej siy wtulaa gow w donie. Nikt nie chrapa. Trudno jest chrapa na kilka godzin przed um w i o nym rendez-vous z niemal pewn mierci.

Tylko w jednym pomieszczeniu rozbrzmieway odgosy wytonej pracy - w ciemnej izbie, gboko we wntrznociach zamku, duo poniej poziomu gruntu. Cztery spore pochodnie buchay wielkimi pomieniami, zabarwiajc kamienne ciany na karmazynowo i przydajc powietrzu gstego, dymnego posmaku. Tu wanie lord kanclerz koczy przygotowywa swoj prywatn wersj pieka, sprawdzajc ostatnie oe do rozcigania winiw. Sen by ostatni rzecz, o ktrej myla, jego ciao pulsowao adrenalin, a umys planami i listami rzeczy ju zrobionych i czekajcych na swoj kolej. By na

nogach ca noc, ju wczeniej rozebra i pokry smarem pozostae cztery oa, po tych zabiegach funkcjonujce niebywale gadko. Naostrzy take wszystkie kolce w elaznej dziewicy, wypolerowa zgniatacze kciukw, oczyci kajdany i rozpali ogie, tak e pogrzebacze lniy teraz zabjcz, jasn czerwieni. Skoczy oporzdza ostatnie oe i odepchn je do tyu. Skrzypic drewnianymi nogami po kamiennej pododze, doczyo do stojcych w zgrabnym rzdku pozostaych czterech. W przypadku tortur, pomyla Snydewinder, najwaniejszy jest porzdek i zwracanie uwagi na

najdrobniejsze szczegy. Pobieg w przeciwlegy kt sali tortur, gdzie podnis kilka skrzynek i pi piekielnie ostrych byszczcych skalpeli. Potrzsn klatkami i obserwowa, jak skorpiony agresywnie strzelaj ogonami. Nie przestajc gada do siebie, ustawi na stole klatki, a obok nich pooy skalpele, po czym wytoczy tac pen wymylnych stalowych narzdzi dentystycznych. Obcgi, klamry, wierta - odlicza je w mylach, przez cay czas maniakalnie chichoczc i nawet na chwil si nie zatrzymujc. W kadej, dosownie kadej chwili jaka cz jego ciaa draa, trzsa si lub podrygiwaa. Nie panowa nad tym; w ten sposb jego ciao uwalniao

wypeniajce je pokady zdawionych nerww - gdyby teraz usiad, najpewniej by eksplodowa. Stan przy masywnych, ciemnych dbowych drzwiach i rozejrza si, oceniajc wykonan prac i utwierdzajc si w przekonaniu, e robi doskonae wraenie. Nieznacznie przesun jedn z pochodni w uchwycie, tak by nadawaa przyrzdom dentystycznym blasku, ktry przykuje uwag sprowadzonych i przywizanych do oy winiw. Szczegy, pomyla, szczegy s najwaniejsze! Zatar rce i obliza wargi. - Gotowe! - oznajmi, umiechajc si okrutnie. W jego oku byskaa erujca

na wyczekiwaniu iskra szalestwa. Czas ruszy w tany! Zaklaska odzianymi w rkawice domi i opuciwszy pdem sal tortur, pobieg licznymi korytarzami ku strwce. Wetkn do niej gow, wywarcza rozkazy zdezorientowanym stranikom i pomkn dalej. Kilka minut pniej, nieco tylko zdyszany, dotar do publicznych komnat krla. Wadca siedzia zamylony, w tej samej pozycji od wielu godzin. Twarz mia blad i zmartwion. Noc nie zmruy oka, myli uparcie przypominay mu o prawdziwym znaczeniu procesu o

wicie. Zadra, gdy uzmysowi sobie, co przyniesie ta krtka godzina. Proces o wicie by jedynym procesem, podczas ktrego mona byo wyda wyrok mierci, gwnie dlatego, e wyrok mierci by jedynym wyrokiem, ktry mona byo wyda podczas procesu o wicie. Stao si to obowizujcym prawem w okresie panowania krla Stigga Niemiosiernego, ktry podczas porannych procesw zawsze wydawa wyroki mierci, nawet za najdrobniejsze wykroczenia. Zapytany o powd, odpar: Poranki? Nienawidz porankw. Pierwsz rzecz, jaka przychodzi mi na myl po przebudzeniu,

jest mier. Obowizkiem Klaytha kontynuowa t polityk. byo

Napity gos Snydewindera wdar si w jego wiadomo i przerwa rozmylania. - Sire, prosz wasz cesarsk obecno o nadzr nad procesem i wydaniem wyroku na szpiegw, ktrych wczoraj pochwycilimy - wyrzuci z siebie lord kanclerz. - Nonsens. niadania! Nie jadem jeszcze

- Hmm, hmm... Obawiam si, wasza

wysoko, e dzisiejszego ranka nie bdzie niadania. - Wyjanij, prosz! - Z wyej wymienionymi szpiegami zostaa wczoraj pochwycona crka kucharza. W zwizku z tym wydaem rozkaz aresztowania Vala Jambona, ktry zostanie osdzony jako wspwinny. Oczywicie bdzie mia proces rwnie uczciwy jak pozostali. Po twarzy Snydewindera przemkn grymas szalestwa. - To niedorzeczne. Usiujesz zakci funkcjonowanie zamku? Czy kara mierci za przebywanie tutaj nie jest lekk przesada? Jak to uzasadnisz? -

Krl usilnie pragn wykrzycze to na cay gos. Podejrzenia, wtpliwoci i dua dawka lku przed wydaniem wyroku skaniay go do oznajmienia Snydewinderowi kilku rzeczy, ale powstrzyma si i milcza. Na razie. - W porzdku. Miejmy to z gowy powiedzia zamiast tego. Przekn ciko i zamroczony, i otpiay, jak to ludzie, ktrzy maj za sob nieprzespan noc, ruszy w stron sali tortur. Po pitach depta mu lord kanclerz, zacierajc haaliwie rkawice i prawie ca drog podskakujc.

*** Firkina zaczy ju bole rce. Lea na ou, z rkami i stopami przymocowanymi do obrotowych bbnw nad gow i pod nogami. Liny byy nacignite. Pozostaa czwrka znajdowaa si w rwnej linii na lewo od niego. Na samym jej kocu Cukinia przez zy wyjaniaa wszystko ojcu, przysuchujcemu si z mieszank alu, zakopotania i smutku. No i gniewu. W drcym wietle pochodni Matusz i Bartosz stali na stray, oczekujc przybycia krla i lorda kanclerza. Matusz spojrza na lece na stole narzdzia dentystyczne i wzdrygn si. Lubi swoj prac stranika zamkowego.

By dumny, e chroni krla i dba o jego dobro, poza tym mia adny mundur. Ale co si tyczy zadawania ludziom blu, c... Masywne dbowe drzwi otwary si gwatownie i do rodka wpad Snydewinder. Mia na sobie czarn, skrzan zbroj i wielkie rkawice ze wieo wypolerowanymi metalowymi pytkami na kostkach. Okute elazem buciory brzczay, gdy szed po zimnej kamiennej pododze. Obrzuci winiw zowrogim spojrzeniem zdrowego oka. - Prosz wsta, sd idzie! Jeli tylko dacie rad, che, che, che! Jego krlewska mo, krl Rhyngill Klayth! -

Zoy gboki i bardzo dugi ukon, po czym wskaza wadcy tron ustawiony przodem do jecw. Krl odziany by w pen zbroj sdow, skadajc si z dugiej, czarnej, skrzanej peleryny obwiedzionej i wykoczonej krecimi skrkami; czarnych, sigajcych ud podkutych butw z atwym dostpem do ukrytych w nich, doskonale wywaonych noy do rzucania; standardowej czarnej, skrzanej zbroi na ciao i - zamiast korony - z wykonanej w caoci z biaej skry peruki, opadajcej na ramiona dugimi, wskimi loczkami. Przeszed powoli przed winiami, pamitajc, by patrze wycznie przed siebie. Z

powodu nieprzespanej zaczerwienione oczy.

nocy

mia

Firkin napry si, by dobrze mu si przyjrze. Oto jego wrg. Cel wyprawy. Przyczyna caej biedy, a take nieszcz jego siostry, Beczki i pozostaych. Chopiec nie mg uwierzy wasnym oczom. Ubir wyglda waciwie, otoczenie wygldao waciwie, ale... nie mg by przecie taki mody. Picioro winiw przygldao si, jak krl siada, nieprzyjemnie trzeszczc pancerzem. Klayth nie mg zmusi si do spojrzenia na prawo, gdzie leeli kucharz i Cukinia. Wycign z kieszeni may motek i z niechci go unis.

Snydewinder wpatrywa si we z oczekiwaniem. - Zgromadzilimy si wszyscy. Niechaj... rozpocznie si proces - cicho powiedzia krl. Nastpnie uderzy moteczkiem o porcz tronu, czujc, jak wzrasta w nim nienawi do samego siebie. C, nie mia wyboru. Do akcji wkroczy Snydewinder. J przechadza si dumnie tam i z powrotem przed rzdem oy, uderzajc si rkoma po piersi. - Sdz, e wszyscy wiemy, dlaczego tu jestemy? - krzykn i wsucha si w echo swego surowego gosu. Nikt nie odpowiedzia.

- W celu przeprowadzania procesu! Procesu piciu obrzydliwych kreatur. Stoicie, przepraszam, leycie tu przed nami oskareni o szpiegostwo na rzecz Cranachanu. Teraz zastanwcie si dobrze, zanim odpowiecie. Przyznajecie si, parszywe mazgaje? - Nie! - jknli chrem oskareni. - A wic nie chcecie po dobroci! C, zamierzam udowodni wasz win. Znacie oczywicie kar za... szpiegostwo? - Znali. Noc, stojc pod ich celami i szepczc ochryple, powtrzy im j wystarczajco wiele razy. Lecy potaknli i wzdrygnli si. Po policzkach Cukinii spyny zy.

Snydewinder podszed do niej i wyszepta do ucha: - Szubienica gotowa! Wszyscy usyszeli. Dziewczynka krzykna przeraona, a lord kanclerz zachichota i zatar rce, gono trzeszczc rkawicami. - Wczorajszego popoudnia wasza czwrka zostaa zdybana na przebywaniu w zamku bez pozwolenia. Co robilicie? - My tylko... - zacz Firkin. - Szpiegowalimy! - krzykn Snydewinder. - Winni! Che, che, che!

Krl niespokojnie wierci si na tronie. - Nie! - krzykn Firkin, gdy lord kanclerz pocign dwigni, zaciskajc wizy. - Nie jestemy sz... szpiegami! Nie interesuj nas wasze tajemnice! - Tak wic wiecie o naszych tajemnicach! Jestecie szpiegami, tylko szpiedzy wiedz o naszych tajemnicach! Snydewinder odwrci si tyem do , pokazujc wzr na swoim sdowym paszczu. Namalowana czerwon farb kobieta w cienkiej sukni i z koron na gowie w jednej rce dzierya pionowo miecz, a w drugiej ma ptl. Procesy o wicie byy bardzo sprawiedliwe.

Daway moliwo wyboru sposobu mierci. - Nie jestemy szpiegami. Jestemy wiernymi poddanymi jego krlewskiej moci i chcielimy zobaczy, jak mieszka! - wykrzycza Firkin. - Jakie to wzruszajce - zadrwi Snydewinder. - Skoro tu jestecie, macie okazj wzi aktywny udzia w prezentacji naszego systemu sdowniczego! - Doskoczy do oa chopca i pocign dwigni, jeszcze bardziej zacieniajc wizy. W ciele Firkina co odraajco chrupno. Matusz skuli si i zagryz wargi.

- Ale... dlaczego nie bagalicie o posuch, o wycieczk z przewodnikiem? - zapyta Klayth, z kad minut coraz bardziej przeraony. Firkin pomyla szybko: - Oprowadzaa nas... - Wasza wsplniczka! - natychmiast przerwa mu lord kanclerz. - Ona! dramatycznym gestem wskaza Cukini. - Nie! - krzykn Beczka. - Zostaw j w spokoju! - Nigdy wczeniej ich nie widziaam szlochaa dziewczynka. - To przez ich sow. Bya taka liczna.

- Sow? Nie ma adnej sowy! wrzasn Snydewinder. - ...kochany Merlota... i... Arbutus... on by

- Sowa? Merlot? Brednie! Brednie wariatki! Nie moemy wierzy w adne jej sowo! - Zostaw j w spokoju! - krzykn Beczka w bezsilnej zoci. - Chciaam ci go pokaza - szepna Cukinia do ojca. - By liczny. Przepraszam... - Zaszlochaa cicho. Na przekr sobie Snydewinder nieomal zaczyna jej wierzy. Nigdy nie

by w stanie znie paczcych kobiet. W jego umyle pojawiy si wtpliwoci. Jeli jest niewinna, co robi w zamku pozostaa trjka? Musi si ich pozby. On by celem tych trzech intruzw. Musia by. Moe krl, jego krl, rozpracowa zniewag? Moe si udawi? Moe ci tutaj mieli go dorwa? Za to, e krl Grimzyn si udawi? Twarz lorda kanclerza nabiega krwi ze wciekoci. Zwrci si stron Klaytha, wargi dray mu nerwowo. - Sire, nie widziaem adnej sowy. To sztuczka majca na celu zmian biegu postpowania karnego. Ci ludzie bez wtpienia s szpiegami z Cranachanu. Cukinia ja zawodzi ze strachu.

Klayth mia tego wszystkiego dosy. - Nie widziaem adnych dowodw! krzykn, wlepiajc wzrok w rozgorczkowanego lorda kanclerza. - S niebezpieczni! Zabij ich! Zgad ich! - Snydewinder rzuci kilka szalonych oskare, po czym po raz kolejny nacign wizy Firkina. Chopiec krzykn z blu. - Gdzie dowody? - upomnia si wadca. - Tu, przed tob. ywe dowody. Zostali znalezieni na zamku. To szpiedzy! Powiedz mi, bez obaw. Powiedz mi prawd! - Snydewinder

przejecha palcem po ostrym jak brzytwa skalpelu, dobywajc przeraajcy pisk ze skry rkawicy. - Sam uje tych, jak ich nazywasz, szpiegw? - Tak, tak, och tak! Na gorcym uczynku! - wybekota lord kanclerz, umiechajc si pustym umiechem nieboszczyka. Bartosz podrapa si po gowie i popatrzy na Matusza. - Gdzie? - warkn krl, szybko tracc resztki zaufania do swojego doradcy i mentora.

- W grnym korytarzu, nieopodal alei Vertigo. - Snydewinder spojrza na Beczk i przecign skalpelem w pewnej odlegoci od swojej twarzy. - A co, jak sdzisz, robili tam na grze, gdy ich schwytae? - Szpiegowali! To szpiedzy! - Sire...? - cicho wtrci si Bartosz. - Nie ma tam niczego, co warto by obejrze. - Kto wie, po co tam byli? W kadym razie byli, a nie powinni. Gdyby nie moja czujno i sprawne dziaanie, ju by nas zaatakowano. Albo obleni!

Klaythowi przemkny przez myl puste spichlerze. - Sire... to my ich aresztowalimy. Matusz i ja. - Tak, oczywicie! Ze wzgldw bezpieczestwa nie zaryzykowabym wasnej osoby - odpar Snydewinder, umiechajc si niewyranie. - Kto wie, jakie niebezpieczestwo by mi grozio. Cranachascy szpiedzy zawsze maj przy sobie bro. Strae powinny si tym zajmowa. To ich praca. Znaj si na tym. - Wierci si, bezustannie przebierajc palcami. - Znalaze jak? - zapyta Klayth podejrzliwie. Zaczynay wzrasta w nim

niepokojce domysy. - Jak co? - Przez twarz lorda kanclerza przemkn wyraz paniki. - Bro. - No... nie, nie jako tak. Nie. - W takim razie nie s szpiegami. Nie s szpiegami! To niedorzeczno! - Snydewinder zacisn zby tak mocno i gwatownie, e da si sysze zgrzyt. - Sire, nie jestemy szpiegami odezwa si zdesperowany Beczka. Z kadego jego sowa przebija paniczny

strach. - Uwolnij pozostaych, a powiem ci prawd. Wszyscy popatrzyli w jego kierunku. Krl krci si niespokojnie na tronie, niepewny, gdzie ley prawda. Bartosz i Matusz patrzyli na niego wyczekujco. Snydewinder kipia z gniewu. - Kamcy! S szpiegami, maj obowizek temu zaprzecza! To podstawy szkolenia! Zabij ich! Zgad, zanim bdzie za pno! Kolejna doza niepewnoci zachwiaa domysami Klaytha.

- Oto prawda! - przekrzykiwa Beczka wrzeszczcego lorda kanclerza. Przyszlimy w sprawie dziesiciny! Krl znw pomyla o dwunastu gigantycznych spichlerzach. Dwunastu pustych spichlerzach. Wyprostowa si. Dlaczego s puste? Czy Snydewinder mimo wszystko ma racj? Czy ci szpiedzy przybyli, by ukra zapasy? Rozkojarzony Snydewinder poj w kocu, po co tu przybyli. Teraz pozostawao pozby si ich. I oczyci samego siebie z zarzutw. - Twoje podatki s za wysokie! krzykn Firkin.

- I dlatego postanowilicie je wykra! - oskary go lord kanclerz. - Co? - Firkin musia myle intensywnie. Nie mg powiedzie caej prawdy. - Jak niby mielibymy to zrobi? Byoby tego za duo. - Wozy! Zaadowa na wozy i zabra z powrotem. - Mam ich, pomyla Snydewinder. W umyle Klaytha kawaki tej dziwnej ukadanki zaczy do siebie pasowa. Sprawa bya niejasna, ale co tu zdecydowanie nie grao. Przed oczami stana mu marchewka leca w wyobionej przez wz koleinie.

- Nie mamy wozw. Nie mamy jedzenia - ka Firkin. - To wszystko kamstwa! - Jego gos dra z emocji. Cukinia bya zmieszana i zaskoczona. - Ale ja widziaam wozy - wyjczaa cicho przez rwcy potok ez. - Co powiedziaa? wstrznity Klayth. zapyta

Zachcona przez ojca, dziewczynka powtrzya pocigajc nosem: - Widziaam wozy. Skrawki informacji wiroway w krlewskiej gowie. Czu si, jakby sta

przed jednorkim bandyt, w ktrym zamiast owocw krc si bardziej rzeczywiste obiekty. Po lewej stronie zwolni i zaskoczy bben z pustymi spichlerzami. Pozostae wci obracay si wok wasnej osi. - Bzdura! - pisn Snydewinder. Majaczy! - Sprawy zaczy przybiera niewaciwy obrt. Wrcz fatalny. - Kontynuuj - zachci krl. Nie majcy o tym wszystkim zielonego pojcia Firkin i Beczka byli zdumieni. - Co kilka tygodni dwch mczyzn przyjeda wielkim wozem. Byli tu

wczoraj rano - powiedziaa cicho Cukinia pomidzy pocigniciami nosem. lady wozu odcinite w bocie zaskoczyy tu obok spichlerzy. Jednorki bandyta wci wirowa. Klayth przypomnia sobie popiesznie zaaranowane poprzedniego ranka owy. Czy nie by to pomys lorda kanclerza? Kolejny bben zwolni i zaskoczy. Snydewinder wyglda na zaniepokojonego. Przeskakiwa z nogi na nog i gorczkowo zaciera rce. Traci nad sob panowanie. Nikt inny nie mg zaj si komi, w stajniach nikt nie pracuje. Kolumna

pena nazw zawodw zatrzymaa si w kolejnym okienku. - Zaadowali wz i odjechali cigna dziewczynka. - W caym Middin mamy tylko jeden wz - wyjcza miertelnie przeraony Beczka. - Przyszlimy tu pieszo, mog pokaza odciski na nogach! Krl zignorowa chopca, ca uwag koncentrujc na opowieci zapakanej dziewczynki. - ...Powozili dwaj potni mczyni. Nie cierpi ich. S niemili. Maj kije, ktrymi bij konie, i krzycz na nie z zabawnym akcentem, i to jest bardzo

niemie. - Bzdura! - wybuchn Snydewinder. Kochaj swoje konie, jak wszyscy Cranachanie! A w cranachaskim akcencie nie ma nic zabawnego! Tak cudownie jest usysze go raz na jaki czas, to taki miy akcent... oj! Wszyscy utkwili wzrok w lordzie kanclerzu, ktry wyglda jak may chopiec przyapany z rk w pudeku ciastek. Reflektory prawdy zalay sal tortur wielokilowatowymi falami wiata prawoci i sprawiedliwoci. - Co ty powiedzia!? - krzykn krl, wstajc z miejsca. - Znasz tych zodziei? Wiesz, kto od lat pustoszy moje

spichlerze, wpdzajc w gd moje krlestwo? Rujnujc ludzkie ycia? Przy kadym pytaniu Snydewinder skrca i wi si, jakby dgnity dugim, zaostrzonym patykiem. Przewraca oczami, tak jak sztorm przewraca zotymi rybkami. - Co? - Klayth zszed z tronu i ruszy w jego stron. - Co sprawia, e cranachaski brzmi dla ciebie tak cudownie? Moe o czym ci przypomina? O czym za grami? Wskaza rk w stron Gr Talpejskich. Wargi lorda kanclerza dray, gdy na gwat prbowa co wymyli. By unikn katastrofy, potrzebny by generalny remont i dodanie wspornikw.

- Sucham! - warkn Krl. - Kamstwa. Same Wszystkiemu zaprzeczam... kamstwa.

Snydewinder dra, jakby walczy ze zbyt mocno nacignit spryn rozrywajc mu wntrznoci. Byskawicznie przegrywa t walk. W jego gowie nastpi psychiczny ekwiwalent cakowitego osunicia ziemi, ktre spowodowaa erozja podtrzymujcych j niszych warstw. Opuciy go resztki odwagi, trzymajcej go pewnie na nogach. Ciao mia przesiknite adrenalin, niemal ocieka ni. Nagle zrozumia, e nie ma innego wyjcia. Paniczny strach otworzy i

przytrzyma mu drzwi. Snydewinder wybieg, dzwonic okutymi buciorami i wzniecajc iskry. Wymachiwa nad gow rkami i wykrzykiwa rozliczne cranachaskie przeklestwa i wyzwiska. W uamku sekundy znalaz si za drzwiami i zatrzasn je. Da si sysze dwik szybkich krokw i wysoki, cienki miech, czystym szalestwem odbijajcy si od goych kamiennych cian.

*** Gdy przebrzmiay ju krzyki, tu po tym, jak Bartosz i Matusz doszli do wniosku, e niegupim pomysem byoby

sprbowa powstrzyma Snydewindera, maa eksplozja, po ktrej pozosta oboczek bkitnego dymu, otwara szeroko dbowe drzwi. - Natychmiast przerwa t parodi procesu! - krzykn, szeleszczc przy tym melodyjnie wysoki osobnik stojcy we framudze. Na jego ramieniu siedziaa sowa. - Arbutus! - jkna Cukinia. - Merlot! - odetchn z ulg Firkin. - Sowa? Merlot? A wic to prawda stwierdzi krl. Arbutus podlecia do Cukinii i usiad

na ou w pobliu jej ramienia. Dziewczynka umiechna si po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna. - Ci ludzie s niewinni! - krzykn Merlot. - Ci ludzie s niewinni! - w teje samej chwili krzykn krl. - Uwolni ich natychmiast! Stranicy, czujc prawdziw satysfakcj ze swojej pracy, zajli si oswobadzaniem byych winiw. - Snydewinder! - wrzasn Firkin, gdy uwolniono mu jedn rk. - Ucieka! Zapcie go, zatrzymajcie!

- Tak, zatrzymajcie! To wszystko jego wina! - popar go Beczka. Merlot sta w bezruchu. Jego wpatrujce si w dal oczy zaszy mg, brwi si nastroszyy. Odwizujc Cukini, umiechn si niepewnie. - Przepraszam Musiaem!... Rozkazy. Bartosz -

wyszepta.

- Wiem. - Dziewczynka popatrzya na niego zazawionymi oczyma i take si umiechna. Merlot zaszeleci w E-dur i z zadowoleniem zwrci si do Firkina.

- W porzdku, znajdzie si. Zaufaj mi. Cukinia obja ojca i wtulia twarz w jego brzuch, szlochajc z ulgi. Val Jambon gaska j po gwce, szepczc kojco. Firkin podnis si z oa i przytuli do czarodzieja. - Och, Merlot, kiedy zauwayem, e nie ma ci z nami, pomylaem, e nie yj... - Co to, to nie. Nie ja! Uspokj si, wszystko w porzdku, czy nie? No ju dobrze, dobrze. - Czarodziej sprawia wraenie z lekka zakopotanego, poprawi peleryn.

Kilka minut pniej wszyscy zgromadzili si na pododze wok Merlota i krla. Na twarzach Firkina i Beczki mona byo dostrzec napicie wywoane przeyciami ostatnich kilku dni. Rozmasowywali sobie kostki i nadgarstki, bliscy szalestwa od nagromadzonych w ich gowach pyta. - Kim jest Snydewinder? - zapyta Klayth, pragnc znale potwierdzenie swoich podejrze. - Po prostu, mwic pokrtce, najzwilej, jak si da, bez zbdnych wstpw... - Kiiiim?!? - przerwa czarodziejowi Arbutus.

Merlot spojrzeniem.

spiorunowa

sow

- ...obmierz kreatur, czy nie? Jest szpiegiem. Agentem, przysanym tu z Cranachanu. Firkin i Beczka wygldali skoowanych. Klayth przytakn. na

- Trzynacie lat temu - cign Merlot - toczylicie z Cranachanem wojn o lemingi. Wojn, jak przekonuje historia, przez was przegran. Z tego, co wiem, w dwie i p minuty. Zgodnie z normaln kolej rzeczy Cranachanie powinni byli wtedy najecha Rhyngill en masse, zaj jego ziemie i cieszy si gwatami i rozbojami. Ale dostali ju to, czego

chcieli - lemingi. Cranachanie s z natury leniwi, a ich krlestwo przeludnione, w zwizku z czym wszystkie ich gospodarstwa s niewielkie i niewydolne, czy nie? Dodatkowy ciar, konieczno wykarmienia jecw, okaza si ponad ich siy. Nie potrzebowali twojego krlestwa, tylko jego upraw. Wiedzc, e twj ojciec, wyruszajc na wojn, zostawi na tronie ciebie, czeka modego i podatnego na wpywy, postanowili przysa tu agenta majcego uatwi przejmowanie ywnoci dostarczanej do zamkowych spichlerzy. Poniewa zamek by opustoszay, okazao si to nadzwyczaj atwe. Przez ostatnie trzynacie lat caa pobierana

przez ciebie dziesicina bya wywoona przez gry i nikt, poza tob, mody wadco, niczego nie podejrzewa. - Ale co z Czarn Stra? - spyta Firkin spogldajc z zainteresowaniem na Matusza i Bartosza. - Rozwizana trzynacie lat temu. Funkcjonuje wycznie jako legenda, podtrzymywana przez plotki i Snydewindera. Klayth siedzia, podpierajc gow rkoma. - Czuj si strasznie. Gupio mi. Byem wykorzystywany, oszukiwany i...

- Wszyscy bylimy - wtrci si Beczka. - Ale co teraz zrobimy? - zapyta rozpaczliwie Firkin. - Nie martw si - odpar stanowczo Merlot. - Mamy pewien plan, czy nie, Arbutusie? Siedzca na ramieniu Cukinii sowa potakna z dum.

*** Bieg na olep, ciko dyszc, a jego oddech nis si echem po zimnych

kamiennych korytarzach. Jego wiat zacz si pru jak kaszmirowy szal schwytany w tryby jakiej dziwacznej maszyny rolniczej. Tylko szybciej. Po trzynastu latach gwatownie skoczyo si bezpieczne manipulowanie, manewrowanie i kontrolowanie mieszkacw zamku Rhyngill. Zupenie jakby odhodowany przez ciebie pudel zacz nagle warcze, lini si i przystpi do systematycznego rujnowania wszystkiego, co masz, nie wykluczajc twoich kostek. Nie mg uwierzy w to, co si wok niego dziao. Gdy zosta nakryty, paniczny strach zagoci w nim niczym uparty dziki lokator. Okute elazem buty uderzay o podog mrocznych korytarzy,

niosc go jak najdalej od izby tortur. Pracujcy na zwikszonych obrotach umys wypeniay liczne pytania: Co robi? Dokd i? Jak si tam dosta? Czy... up! Minwszy ostry zakrt, gwatownie porzuci rozmylania. Jego twarz spotkaa si ze cian ozdobnego metalu. Nie przypomina sobie, by j tu wczeniej widzia. ciana spojrzaa na niego par przeszywajcych bkitnych oczu. Ku ogromnemu zaskoczeniu Snydewindera dzierya wielki i sprawiajcy wraenie bardzo ostrego dwurczny miecz, ktrego ostrze lnio w pmroku korytarza. Byy lord kanclerz szybko j zastanawia si nad

nastpnym posuniciem, w jego gowie pojawiay si coraz to inne plany. Zdecydowa si na jeden z wielu i byskawicznie wprowadzi go w ycie: wzi gboki oddech i krzykn tak gono, jak tylko potrafi. Paniczny strach wanie otworzy piwo i zabra si do dobrej ksiki. Snydewinder prbowa rzuci si do ucieczki, ale rycerz zapa go i cisn niczym w imadle potnymi metalowymi domi, obejmujc jego ramiona jak pobudzany wstrzsami elektrycznymi skorupiak zaciskajcy si na bucie nurka. - Pochwalony! - powiedzia ksi Chandon. - A niech to licho, gdziewa pochowali wszytkie wasze panny?!

- L... l... l... l... - brzmiaa najlepsza odpowied, na jak sta byo Snydewindera. - C ty chcesz powiedzie? Licho wie...? - ...l...l...l...l... - Laboga...? - ...l...l...l...l...ll...lo... - A dy mwe normalnie, jestem noga z alfabetu Morsea! - ...l... l... l... ll... llo... loch... - Juci, cza byo od razu gada, e w

lochach! Kompletnie ogupiay Snydewinder przytakn aonie. - No to, bratku, prowad do tych lochw! Krzy obrci bekoczcego chudzielca i si poprowadzi go wzdu korytarzy z powrotem do lochu i izby tortur.

*** Krl Klayth, suchajc Firkina opowiadajcego o biedzie i godzie

rujnujcym krlestwo, zmarkotnia na twarzy i osun si na krzele. - Nic o tym nie wiedziaem powiedzia, krcc powoli gow. Dorastaem wrd tego. Mylaem, e to normalne, e tak powinno to wyglda. - To nie twoja wina - stara si pocieszy go Firkin. - Musz to naprawi - cign krl, nie zwracajc na niego uwagi. - Tylko e nie wiem jak! - zakoczy, zrywajc z gowy sdow peruk i ciskajc j na podog. - Nie wiem jak. - Jeste krlem. Moesz wszystko! pisna Cukinia.

Klaytha zastanowiy te sowa. Jeste krlem. Moesz wszystko!. W kko powtarza je w mylach. Jeste krlem - smakowa je, bezgonie wymawiajc. Moesz wszystko! Moesz wszystko!. Po raz pierwszy zda sobie spraw z tego, e jest krlem. e on tu rzdzi. Le Grand Fromage ! Ciar wadzy spoczywa na jego barkach. Moe podejmowa decyzje. On, nie Snydewinder. Przyszo krlestwa spoczywa w jego rkach. Jego, nie Snydewindera. Ostatnie wtpliwoci z niego uleciay. Wiedzia, e moe ludziom rozkazywa, jeli uzna to za stosowne. Wiedzia, e moe odda ludziom wyhodowan przez nich

ywno, e ma moliwo przywrci krlestwu Rhyngill jego dawn chwa. Jest krlem! Moe wszystko! Ale... Drzwi otwary si z haasem i wpad przez nie Snydewinder, gwatownie przerywajc tok myli Klaytha. Widok zdrajcy wzbudzi w krlu gniew, nienawi, ch odegrania si i kilka innych niezbyt eleganckich uczu. - Bra go! - krzykn Klayth, wskazujc na aonie rozpaszczonego na pododze Snydewindera. Bartoszowi i Matuszowi nie trzeba

byo tego dwa razy powtarza. Od lat czekali na okazj odegrania si na przeoonym. Byskawicznie, o wiele szybciej, ni spodziewaliby si po samych sobie, nabrali rozpdu i rzucili si w stron skomlcego mczyzny. W zwolnionym tempie, niczym rugbyci skoczyli w gr, zawili w powietrzu jak dwa wieloryby w alaskaskim przesmyku, a gdy zadziaaa grawitacja, runli potnie, z zatrwaajc precyzj w d... Gdy opad kurz, przebywajcy w sali ludzie odwayli si wyjrze spomidzy palcw lub zza krzese. Ujrzeli umiechnitych od ucha do ucha wielkich stranikw, ktrzy siedzieli

obok siebie na pododze. Spod poczonych potg strw zamkowego porzdku wystawaa, podrygujc co jaki czas, jedna stopa i jedno kociste rami. Matusz, dla lepszego podskoczy z raz czy dwa. efektu,

- Nie gniewajta si, mony panie, cosik mi si zdaje, e to nie najlepsza chwila, ale czy wy nie mata tu adnych panien do ratowania, dam w opresji cy co? - dobiego z korytarza niemiae pytanie Krzysia. Klayth spojrza na potnego rycerza, potem na wyszczerzonych Bartosza i Matusza. Jego ramiona zadray, na

twarzy pojawi si umiech. Klayth caym swoim modym ciaem odczu ulg, po raz pierwszy od lat widzc przed sob przyszo. Dostrzeg cel ycia. Otworzy usta i zamia si. Pozostali, zdumieni, przygldali mu si w milczeniu. Krl wci si mia, zamknwszy oczy i chwyciwszy si za brzuch. Na twarzy Merlota zagoci ukradkowy umiech. Firkin zachichota, Beczka parskn i po chwili izba tortur trzsa si od miechu. Poczone uczucie ulgi wszystkich znajdujcych si w prywatnym piekle Snydewindera osb (z wyjtkiem jednej) zaatakowao napicie kilku

ostatnich godzin, zdaro je ze cian, podaro na strzpy i wesoo skakao na jego szcztkach.

*** Kilka dni pniej, po drugiej stronie Gr Talpejskich, w Wielkiej Auli Cesarskiego Paacu Fortecznego krla Grimzyna dobiegay koca negocjacje handlowe. Delegacja Rhyngill zasiadaa naprzeciw przedstawicieli Cranachanu przy eleganckim drewnianym stole. Mczyni w dugich, czarnych paszczach pilnie i skutecznie dbali o

zaopatrywanie delegatw w kaw i ciastka, a skoczywszy, znikali szybko i bezszelestnie w maych drzwiach w odlegym kocu auli. - Nim zarysujemy nasz kocow propozycj - oznajmi jego krlewska mo, krl Rhyngill Klayth - mj doradca handlowy pokrtce przedstawi dotychczas omwione kwestie, by przypomnie nam fakty. Korpulentny jegomo przemwi, uprzednio lekko skoniwszy si obu wadcom: - W cigu ostatnich dziesiciu lat Rhyngill ucierpiao na wskutek znaczcego spadku produkcji rolnej.

Panowie zreszt doskonale zdaj sobie z tego spraw, nie? Starannie unika najmniejszej choby uwagi na temat niedawnej dziaalnoci Cranachanu. Obie strony wiedziay, e ta druga strona wie. Obie wiedziay te, e ta druga strona wie, kogo ostatecznie naley o to wini. - W gwnej mierze zostao to spowodowane niedoinwestowaniem na rynku maszyn rolniczych i ziarna, jak rwnie spadkiem wydajnoci siy roboczej starzejcej si i podupadajcej na zdrowiu. Nadamy, nie? Pasztetnik przerwa, popatrzy

znaczco na osiem wiszcych nad mahoniowym stoem yrandoli, owietlajcych kunsztowne gobeliny na cianach okazaej auli, po czym wzi kolejny ks piernika podanego wraz z kaw. - Znaczcy zastrzyk finansowy cign - na wprowadzenie w ycie starannie zaplanowanego projektu usprawnienia wydajnoci rolnictwa, w poczeniu z zasileniem siy roboczej o blisko trzy tysice zdrowych pracownikw, w szybkim czasie umoliwi znaczny wzrost produkcji rolnej Rhyngill, tym samym stwarzajc podstawy do ustanowienia pomidzy naszymi krajami bilateralnej, korzystnej

dla obu stron wymiany handlowej. Wszystko jasne? Krl Grimzyn zmarszczy brwi i popatrzy na energicznie skrobicego na karcie pergaminu Patafiana, skryb Handlu i Przemysu. - No i...? - wyszepta. Patafian wzruszy ramionami i ponownie obrzuci wzrokiem pergamin. Frundle pstryka palcami. Cranachaska strona stou emanowaa atmosfer nieufnoci. - I jak wam si to widzi? - ponagli Pasztetnik.

Klayth zauway, e Frundle pochyla si i szepcze co na ucho Patafianowi, ktry po chwili zastanowienia potakn, zapisa co na pergaminie, ponownie potakn, nachyli si do ucha krla Grimzyna i zacz szepta, gestykulujc przy tym z oywieniem. W auli zapada gsta cisza, przerywana jedynie rwnomiernym chrupaniem pustoszcego talerz pierniczkw Pasztetnika. - No dalej. Nie bdziemy tu siedzie do pnocy! Krl Grimzyn unis do i nadal sucha doradczego szeptu Patafiana, raz czy dwa razy potakujc i od czasu do czasu wtrcajc pytanie. W kocu obaj

skinli gowami - najwyraniej zapady ustalenia. Cranachaski skryba Handlu i Przemysu spojrza na swojego rhyngillskiego odpowiednika, odchrzkn i przemwi: - Czy sugerujecie, e jeli damy wam troch pienidzy i zwrcimy jecw, to wyhodujecie mnstwo rzeczy i sprzedacie nam je? - No - odpar Pasztetnik - o to nam biega. - To dobrze. - No i co wy na to?

- To wspaniay pomys. Zgadzam si w imieniu Cranachanu. - Wspaniale, wspaniale! - ucieszy si Grimzyn, w duchu wzdychajc z ulg. Trzynacie lat utrzymywania trzech tysicy mczyzn jako jecw wojennych powanie nadszarpno budet krlestwa. - Ugodziwszy si w tej sprawie, sdz, i moemy pozostawi naszych doradcw handlowych samym sobie, by uzgodnili szczegy. Eee... mody krlu, moe partyjk krokieta? - Z prawdziw przyjemnoci! Obaj wadcy wstali i wolnym krokiem wyszli przez otwarte drzwi

wprost w ciepe poudniowego soca.

promienie

*** Wysoko, na pce skalnej gdzie w Talpach chudy, kocisty osobnik z opask na oku zmaga si z kilofem. Poci si, przeklina i wylewnie zorzeczy. W tej kolejnoci. Przepady przywileje przysugujce mu z urzdu, nie nosi ju czarnego, skrzanego pancerza ni rkawic, nie krzycza na ludzi i nie rozkazywa im. Miny dni chway! Jego caodzienny wysiek

zaowocowa jedynie niewielkim wgbieniem w kamienistym podou. Podnis wzrok ku grom, oceni czekajc go prac i splun siarczycie na czerwon ziemi. Dwaj siedzcy na sporym gazie stranicy zamkowi koczyli kolacj pieczonego indyka - z zaciekawieniem przygldajc si winiowi. Snydewinder, byy lord kanclerz itd., stanowi najmniej liczn w dziejach krlestwa karn brygad; w osigalnym dla niego tempie pracy poprawienie standardu Transtalpejskich Szlakw Handlowych midzy Rhyngill i Cranachanem istotnie mogo zaj bardzo duo czasu.

Bartosz wskaza widoczny u ujcia doliny zamek Rhyngill. Ukryta za murami czerwona tarcza soneczna podkrelaa strzelisto wie i iskrzya w zaronitej lili wodn fosie. Obrazek ywcem wyjty z bajki. - Ojej, jak licznie! - stwierdzi Bartosz. - No - zgodzi si dziercy w rku indycze udko Matusz. - To po prostu... Popatrzyli po sobie i umiechnli si. - ...Pieeeenkne!!! chrem. zakrzyknli

*** - Jutrzenko, kto chce si z tob widzie - zwrcia si do dziewczynki wstrznita matka. Staa w drzwiach do jej pokoju, wskazujc drog gociowi. Ten wszed, stpajc ciko po pododze butami do konnej jazdy. Jutrzenka usiada z trudem. Najgorszy etap choroby miaa ju za sob; prezent wykradziony przez Firkina i Beczk zdziaa cuda, ale dziewczynka wci bya saba. - Specjalna przesyka - powiedzia z umiechem jedziec.

Postawi na pododze du paczk, po czym wrczy Jutrzence kopert z pieczci odcinit w czerwonym wosku i bkitn wstk. Dziewczynka popatrzya na rodzicw, ktrzy wzruszyli ramionami, i podekscytowana zabraa si do otwierania koperty. Po chwili wysiku zamaa piecz i wyja z koperty pergamin. Wyglda bardzo adnie, mia zote brzegi, fantazyjn obwdk i pokryway go dwa rodzaje pisma, z ktrych jedno byo nieco niechlujne. Jutrzenka przeczytaa drcym gosem, wiadomo napisan adnymi, duymi literami, wodzc palcem po kadym sowie: Mamy za...szczyt zap...rosi

wszy...stkich do zamku Rhyngill na bal dla ucz...cz...cz...enia za...war...cia so...ju...juu z krl... est...wem Carachanu... Cranachanu. Ereswupe. Rozradowana Shurl zapiszczaa, wkrtce jednak spowaniaa. - Nie mam co na siebie woy. I waciwie - dlaczego my? - To Firkin, mamo. On to zrobi. Wszyscy s zaproszeni - powiedziaa Jutrzenka, po czym zwrcia si do jedca: - Co to jest ereswupe? - To znaczy, e musicie potwierdzi udzia w balu.

- Tak, tak, ja chc i. Chc zobaczy si z Firkinem. - Mam rozumie, e zamierzacie uczestniczy w balu? - Nie, zamierzamy na niego pj! odpara dziewczynka. - Co to jest? zapytaa ze wzrastajc ciekawoci, wskazujc paczk. - Niewielki drobiazg, z najlepszymi yczeniami od gospodarza - odpar jedziec. Paczka szybko znalaza si na ku, a po chwili kawaki postrzpionego i niebywale popltanego sznurka walay si w okolicy. Jutrzenka spojrzaa na

wieko, odchylia je i zajrzaa do wntrza paczki. Wzia gboki oddech. - Czy to...? - spytaa jedca. Ten wzruszy ramionami. Dziewczynka odchylia wieko bardziej i pochwycia dochodzcy z wntrza delikatny zapach. - Czyby to by... Jej palec wlizgn si do ciemnego wntrza paczki. Gdy go wycigna, nis na czubku adunek pienistej biaej substancji. Jutrzenka woy palec do ust.

- Tak, to jest Lemingowy Mus! Firkin przysa mi Lemingowy Mus! Dziewczynk ogarna rado. - Czuj si zobowizany do pewnych wyjanie - wtrci si jedziec. Podarek pochodzi od waszego gospodarza, krla Klaytha. Przesya przeprosiny i z niecierpliwoci oczekuje uwag. - Kr... - wyszeptaa, mdlejc, Shurl. Osuwajc si on podtrzyma Wyllf. - Musz wzi si do pracy i przypi to obwieszczenie do waszego supa. Jedziec odszed, ostronie przestpujc nad Shurl i Wyllfem. Jutrzenka

umiechna si, zlizujc z palca kolejn porcj musu. Spojrzaa na zaproszenie i przeczytaa cicho drug wiadomo. Misja katastrofa. Niech yje krl! Do zobaczenia wkrtce. Niech yje bal. Causy, Firkin. PS. Zajrzyj do koperty. Rozchylia i przechylia kopert. Na ko wypady dwa do sponiewierane, lecz wci pikne przebiniegi. Jutrzenka umiechna si i po raz kolejny zanurkowaa palcem w misce musu.

*** Na jednym z najniszych szczytw Gr Talpejskich niewielka grupka staa w krpujcej ciszy. Nikt nie by do koca pewien, co powinien powiedzie. Firkin wiedzia, e ju niedugo trzech przyjaci, ktrzy pomogli jemu i Beczce w najtrudniejszym momencie ycia, bdzie musiao odej. Na zawsze. Chopiec w swoim dotychczasowym krtkim yciu nigdy nie dowiadczy czego takiego. egna si ju wielokrotnie, ale za kadym razem wiedzia, e znw spotka si z tym kim - za p roku, rok, moe duej, ten kto wejdzie przez drzwi, wybiegnie zza rogu, zejdzie ze wzgrza. Wrci.

Tym razem miao by inaczej. W dole w stron zamku cigny nieprzebrane tumy tych, ktrzy bezzwocznie odpowiedzieli na zaproszenie. Nadcigali ze wszystkich stron we wszelkiego rodzaju wozach, konno, pieszo - we wszystkim, co mogo zabra ludzi na pokad i porusza si. Niektre wozy byy przystrojone wstkami, ukwiecone niczym ki, pokryte akrami kolorowego pergaminu. Zdawao si, e wszyscy ludzie wdziali na t okazj swe najjaskrawsze i najkrzykliwsze ubiory. Z gry, ze wzgrza stanowio to wspaniay widok, mogcy rozradowa nawet cyniczne serce zatwardziaego pesymisty. W

rzeczy samej, widok ten powinien wypry piersi Firkina i Beczki w poczuciu bezwstydnej dumy i napeni ich serca nieskrpowan radoci. W normalnych okolicznociach tak by byo, ale na tym owiewanym wieczornym wietrzykiem i dogldanym przez samotnie piewajcego skowronka wzgrzu nie docierao do nich nawet najlejsze echo myli o szczciu. - Ale dlaczego? - zaprotestowa Firkin, z trudem dobywajc gos ze cinitego garda. - Zosta oni na zawsze nie mog wyjani Oszst. - Historii niepenych zbyt wiele byoby.

- Ale oni s teraz przyjacimi! - rzek Beczka. Firkin pocign nosem.

naszymi

- Kiej ja tak nie lubi poegna! oznajmi stumionym gosem potny rycerz, przestpujc z nogi na nog. Przez moment iskra w kciku jego oka lnia bardziej ni caa zbroja. - Ta. Po prostu ju idmy nadzwyczaj cicho zgodzi si z nim nacigajcy nerwowo szelki fartucha Pasztetnik. Merlot patrzy na Firkina. Promienie pnopopoudniowego soca odbijay si majestatycznie od jego gwiazdek i

ksiycw i jakim cudem sprawiy, e lnia nawet jego duga, siwa broda. Peleryna szelecia delikatnie w E-dur. Tak, by czarodziejem w kadym calu. Arbutus otworzy oczy i take wlepi wzrok w chopca. Firkin przekn z trudem lin, zamruga i pocign nosem. - Wci nie wierzysz w magi, czy nie? - wyszepta Merlot, umiechajc si urzekajco, a w jego oku zalnia iskierka. Zmieszany Firkin zmusi si do umiechu. Szybko przetar oczy wierzchem doni, majc nadziej, e nikt tego nie zauway.

Trzy decybele poniej ludzkiego puapu syszalnoci rozleg si dwik. By niezapowiedziany, niezamierzony i wysoce niepodany przez wszystkich zgromadzonych. Powrciy cykady wydajce odgosy pocieranych palcem koniakwek. Do wtru komarzego chru zaczy si snu delikatne srebrne smuki, ktrych pojawieniu si towarzyszyo denerwujce uczucie swdzenia. W jednej chwili smuki byy wszdzie. Nikt nie uchwyci chwili ich pojawienia si; zdawao si, e ich istnienie eksplodowao z nicoci: w jednej chwili ich nie byo, a potem... Zataczay krgi wok trzech mczyzn, byskajc i iskrzc si w

mrocznym wietle wieczoru oraz magii. Czwrka modziecw i dziewczynka obserwowali, jak blask zaczyna si zbiega, gromadzi, koncentrowa w miejscu lecym tu pod sercem kadej z trzech postaci. Jakby miliony srebrnych pszcz roiy si w ulu znajdujcym si w prnym wntrzu klatek piersiowych tej trjki. Rj rozrasta si stopniowo, rozprzestrzeniajc si we wszystkich kierunkach. Dzieci z rozdziawionymi buziami wpatryway si w mczyzn. Smuki okryway postaci, jak gdyby osigajcy prdko wiata pajk pracowicie rozciga wok nich sw sie. Dzieci z rozdziawionymi buziami patrzyy przez mczyzn, ktrych srebrny rj okry cakowicie, a stali si

pprzeroczyci, i w kocu powoli, niemal bolenie, przestali tam by. Nie sposb byo stwierdzi dokadnie, kiedy odeszli w kontinuum tomowoprzestrzenne, tak jak nie sposb stwierdzi, ktry bysk jest ostatni iskr kryjcego si za horyzontem soca, ale Firkin i jego przyjaciele zdali sobie spraw, e patrzc w miejsce, gdzie jeszcze przed chwil stali czarodziej, rycerz i Pasztetnik - patrz w pustk. Pozosta po nich tylko lekki zapach ozonu, delikatne dwiczenie w uszach i janiejce powidoki na siatkwkach. Oraz dojmujce wszechogarniajcej pustki. Ich przyjaciele odeszli. uczucie

Beczka pocign nosem, Firkin wytar zy, a Cukinia cicho jkna. - Szkoda, e nie mogli zosta szepn Firkin. - Och, Arbutusie - westchna bliska ez dziewczynka. - Brak mi bdzie pasztecikw - jkn Beczka, starajc si kiepsk ironi rozpogodzi nieco nastrj. Jednake nastrj, niczym brezent w zimowy dzie, mroczny i ciki, nie uleg zmianie. Klayth milcza, starajc si wyglda dostojnie. Nie wiedzieli, jak dugo stoj na

wzgrzu, ale pozostali tam, a zaczli przyjmowa do wiadomoci, e tamte postaci ostatecznie odeszy. Wreszcie stao si co niezwykle rzadkiego: mimo i kade z nich byo pogrone we wasnych mylach, we wasnym wiecie, w jaki sposb razem odwrcili si i w milczeniu ruszyli w stron zamku. - Oj! Wszyscy wy! zaczekajcie, nie aska? Na mnie

Jak we nie, niemal niechtnie, Beczka odwrci si i ujrza Oszsta, z caych si wymachujcego skrzydekami i usiujcego ich dogoni. Chopiec schwyci mola i ostronie, delikatnie ponis w doni.

- Och, Arbutusie - westchna, pocigajc nosem Cukinia, starajca si nie dopuci do siebie myli, e nie ma ju wrd nich piknej sowy. Znacznie uszczuplona grupka niepocieszonych awanturnikw zmierzaa w stron zamku. - Och, Arbutusie! - pisna dziewczynka, tym razem jednak zupenie innym tonem. - Patrzcie, patrzcie! - By to ton zupenie niepasujcy do nastrojw panujcych wrd przyjaci. Szczerze ucieszona Cukinia radonie podskakiwaa. - Patrzcie wszyscy! - Wycigna z

kieszeni due, brzowe piro i zacza nim radonie wymachiwa. - Ojej, jakie ono liczne! Pozostali milczeli, wpatrujc si w ni z niedowierzaniem. Beczka zawy zaskoczony, gdy w jego rku, wprost z grskiego powietrza zmaterializowa si gorcy, parujcy pasztecik. Firkin podskoczy, kiedy pojawia si przed nim maa aksamitna brzoskwinia. Caa trjka umiechna si szeroko, zaskoczona i uradowana. Cukinia pomachaa swoim pirem. Klayth nagle posmutnia. Pozostali, zakopotani, uspokoili si. Beczka usiowa ukry pasztecik. Klayth, ich

nowy przyjaciel i towarzysz, nie dosta nic. Oszst z zaenowaniem popatrzy na swoje stopy. Nie wiedzieli, jak si zachowa. Naprawd lubili Klaytha. Na krtk chwil w miejscu, gdzie wczeniej sta Merlot, pojawio si brodate oblicze. - ...i ty, mody czowieku, nie zostae pominity. Co dostae, h? Mody Krl obejrza swoje rce i przegrzeba kieszenie: nic. Podnis wzrok na pprzeroczyst twarz i wzruszy ramionami. - Gdzie nie sprawdzae?

Klayth spojrza z gupkowatym wyrazem twarzy na pobliski kamie i sprbowa pod niego zajrze. - Nie wygupiaj si - rzeka unoszca si w powietrzu twarz Merlota. Sprbuj jeszcze raz. - Nie wiem - odpar kompletnie zagubiony chopiec. - Szczero - oznajmi czarodziej. To u krla przydatna zaleta, czy nie? Brodate oblicze niczym czujcy balon spyno ze wzgrza ku grupce i zawiso przed Klaythem - Rozejrzyj si wok siebie -

szepno konspiracyjnym tonem. - No dalej, rozejrzyj si, i powiedz mi, co widzisz. Mody wadca zmruy oczy i spojrza w dal. Widzia zamek Rhyngill, lecz on ju wczeniej nalea do niego. Widzia cigncych do zewszd ludzi, ale czu, e Merlotowi chodzi o co innego. Firkin umiechn si pod nosem, po czym szturchn Beczk i Cukini i wykona rk gest. Tamci zamiali si. - O co chodzi? - zapyta Klayth, syszc ich miech. - Czy to jest za mn? - Tak! - zawoali chrem zza jego plecw.

Oblicze czarodzieja rozpromienio si. - Nie widz! - jkn krl. - Oni - odpar Merlot. - Nie widzisz ich. Nie zmieniajc ukadu stp, Klayth obrci si w pasie i umiechn rozbrajajco do trojga swoich nowych przyjaci. Troje nowych przyjaci. Podobao mu si brzmienie tych sw. - Masz teraz przyjaci, o ktrych zawsze marzye powiedzia czarodziej gosem gasncym jak kolor

widncej ry. Oczy Klaytha nabiegy zami, gdy poj, ile prawdy niosy w sobie sowa Merlota. Serce w nim uroso. Pragn krzycze, wrzeszcze, skaka. Zrozumia, e od tej pory krlowanie bdzie wspaniae. Oblicze znikno bezgonie. Mody wadca podbieg do Cukinii i uciska j serdecznie. Oszst rozpromieni si. Beczka delikatnie schowa go do kieszeni. - Chodmy. Czeka na nas bal ponagli Firkin, patrzc w d na

napeniajc nadziej wizj. Tumy wci cigny ze wszystkich stron, niczym mrwki na bankiet, niosc z sob zapowied nowych czasw. Klayth czu, e rozpiera go niesamowita duma. Firkin z niecierpliwoci oczekiwa spotkania Jutrzenk. Z sercami penymi radoci ruszyli w d wzgrza, na bal do bajkowego, zalanego promieniami zachodzcego soca zamku. Zdawao si, e ich stopy ledwie dotykaj ziemi, jakby kroczyli po chmurach wirujcej mgy. Milczeli, ale to miao si wkrtce zmieni, na razie po prostu rozkoszowali si swoimi uczuciami. Czuli si spenieni. Po prostu szczliwi.

Pochd zamykali Cukinia i Beczka, ktrzy szli wolno i umiechali si do siebie nawzajem. Ona trzymaa swoje piro i mylaa z czuoci o Arbutusie. On trzyma j za rk i myla z czuoci o niej.

You might also like