You are on page 1of 9

Na ulicy Czterech Wiatrw Niedaleko Bonifratrw Do zachodnich cian przytyka Sklep Magika Mechanika.

Sklep ten zawsze jest zamknity, Lecz przez okno wystawowe Wida rne dziwne sprzty, Rne czci metalowe, Tajemnicze instrumenty, Automaty, lalki, skrzynki, Nakrcane katarynki, piewajce psy i winki. Z gbi sklepu znad stolika Patrz oczy Mechanika. Wida jego twarz niemod, Okolon rud brod, Due uszy, nos spiczasty I krzaczaste brwi jak chwasty Cae noce Magik siedzi Pord zwojw drutu z miedzi, Warzy zioa, pray kwasy I uciera kuperwasy. Kto zobaczy Mechanika, Tego zaraz lk przenika, Ten ucieka od wystawy, Choby nawet by ciekawy. Dnia pewnego w padzierniku Napyno chmur bez liku, Run wicher porywicie, Poleciay te licie, Zaciemniy si bkity, Zgstnia mrok niesamowity. Snad aosny piew jesieni Albo napyw nocnych cieni, Albo gwiazd zupeny zanik Sprawi wanie, e Mechanik Usn nagle przy stoliku Dnia pewnego, w padzierniku. Spa jak kamie. A tymczasem Drzwi rozwary si z haasem I ze sklepu na ulic W noc, w jesienn nawanic Wybieg z chrzstem je stalowy Mia przybic zamiast gowy, Od przybicy a po pity W stal hartown by zaklty. Mia te pancerz - z kadej strony Mnstwem igie najeony, Nadto miecz ze stali twardej,

Tarcz tudzie halabard. Je przez chwil nasuchiwa, Co wspomina, co przeywa. Spojrza w noc padziernikow I zacisn pi stalow. W krg ulica bya pusta. Mrok narasta, wiatr nie usta, Deszcz jesienny w szyby chlusta. Co si stao, to si stao, Wida tak si sta musiao, Je wic naprzd ruszy miao, Pdzi w dal opustosza, Pod murami si przemyka I w zaukach ciemnych znika. A gdy bia jedenasta, Je opuci mury miasta. Min sady i ogrody, Przebieg szybko gaik mody, A wydarszy si zawiei Je stalowy dopad kniei. Tu odetchn. Lene zmory W dziuplach jady muchomory, W opuszczonym jarze strzygi Odprawiay na wycigi Swoje plsy i podrygi, Wiedmy spay w gniazdach wronich, Sowy piay, a koo nich, Wyskoczywszy na wierzchoek, Na piszczace gra Dusioek. Je przez chwil odpoczywa, Co wspomina, co przeywa, Lecz niebawem ruszy dalej, Budzc wiedmy chrzstem stali. Brzask od wschodu jania zudnie, A Je zda na poudnie, Stan wanie na polanie, Gdy znienacka, niespodzianie Ujrza tam, gdzie rzednie knieja, Czarodzieja Babuleja. Mia Babulej eb jak skaa, Z nozdrzy para mu buchaa, Wylatywa ogie z gby, Mia ramiona jak dwa dby, Kad nog mia jak wiea. Gdy si ockn, spostrzeg Jea. By Babulej tak potny,

e Je mny i orny Zblad - o ile jee bledn, Ale to jest wszystko jedno. Rzek Babulej: "Hej, rycerzu, Hej, stalowy dzielny Jeu, Jaka moc i jaka wadza Do tej kniei ci sprowadza? Czy przybywasz do mnie w goci, Czy chcesz zabra moje woci, Czy te cel masz niedocigy, Aby we mnie wbi swe igy?" Je zawoa: "Dobrodzieju, Czarodzieju Babuleju, Od przybicy a po pity Jam stalowy Je - zaklty Przez Magika Mechanika I wprost ao mnie przenika, Kiedy patrz na m zbroj, Na stalowe igy moje. Twoja mdro jest bez miary, Powiedz, jak mam zrzuci czary? Dokd i mam? Wska mi drog, Bo tak duej y nie mog." Zastanowi si Babulej I do Jea rzek ju czulej: "Z tej krynicy wody ulej. Kiedy ni przemyjesz oczy, Wnet przed tob si roztoczy Gadka droga. Id ni wawo, Byle w prawo, zawsze w prawo! Gdy dotrzymasz tego wicie, Spadnie z ciebie ze zaklcie." Je uciska Babuleja. "W tobie caa ma nadzieja"Rzek z wdzicznoci. Bez przeszkody Nala w do cudownej wody, Wod plusn sobie w oczy, A tu nagle si roztoczy Droga gadka, lecz zawia: Caa we mgle si gubia, Poronita przy tym bya Migotliw srebrn traw. Je t drog ruszy w prawo. Szed bez przerwy a do zmroku, Nie zwalniajc nawet kroku, Ani nie jad, ani nie pi, Tylko chodem si pokrzepi. Dziwne dziwy widzia z lewa: Migdaowe kwity drzewa, Kolorowych soc ulewa

Oblewaa pikne place, Na nich domy i paace, A w paacach rajskie ptaki, A w ogrodach zote maki, A wokoo mleczne rzeki Zdajce w wiat daleki. Jea zudy nie skusiy. Wytajc wszystkie siy, Cigle w prawo szed po drodze, Pamitajc o przestrodze. I po stronie wanie prawej Ujrza Je rtciowe stawy. Falowaa rt srebrzycie I srebrzya si falicie, I janiaa uroczycie, Blask rzucajc na wybrzea, Na dal mroczn i na Jea. Je przed siebie miao dy, W ywym srebrze si pogry I przez rtci liskie fale Pyn silnie i wytrwale. Stoczy przy tym bj zajady, Bowiem zewszd go opady Wygodniae, ze trytony, Ale on, niezwyciony, Mieczem rba i wywija, A je wszystkie pozabija. Gdy Je stawy wreszcie przebrn, Poyskiwa zbroj srebrn. Kroczy naprzd niestrudzony, Rtci zudnie posrebrzony, Miecz wyostrzy, jak naley, A gdy mrok si rozla szerzej, Zszed w Dolin Nietoperzy. Czu, e bj nie bdzie bahy: Nietoperze z kutej blachy, Z metalicznym skrzyde chrzstem, Uderzyy rojem gstym, my blaszane o pnocy Przyleciay do pomocy, A ze szczelin pezy strachy, Nocne strachy z kutej blachy. Je odwanie si najey, Halabard si zamierzy, Wpad w sam rodek nietoperzy I na olep ci z rozmachem Napastliw gron blach. Ciem paday cae stosy, A on wci zadawa ciosy,

Nietoperzy chmary tpi, Tarcz pogi, miecz przytpi, Depta blach pokonan, A gdy bj si skoczy rano, Stwierdzi Je swj tryumf wiey, Wic z Doliny Nietoperzy, W ktrej posia mier i trwog, Wyszed znw na gadk drog. Mga, jak zwykle, drogi strzega, Droga praw stron biega. A gdy wit by niedaleko, Stan Je nad wielk rzek. Nurt burzliwy i spieniony Tworzy wiry z prawej strony. Je to zoczy, lecz nie zboczy, Tylko w rodek wirw skoczy. Pyn miao jak na pow, A gdy przemg moc ywiow, Ujrza Wysp Trzech Bawow. By na wyspie las potny, Nie drewniany, lecz mosiny, Z lasu, sadzc przez wdoy, Wyskoczyy trzy bawoy I ruszyy wprost na Jea, Ktry dotkn ju wybrzea. Ziemia draa, tratowana Przez bawoy. Gsta piana Wystpia im na pyski, W lepiach drgay krwawe byski, A kopyta ich potne, Nie zwyczajne, lecz mosine, I mosine wielkie rogi W sposb grony i zowrogi Skieroway si na Jea: Tylko baw tak uderza. Je, do walki ju gotowy, Wyj z pochwy miecz stalowy, W bok uskoczy i zawzicie Rbn mieczem. Straszne cicie Zmioto sze bawolich rogw, Ktre spady wrd rozogw. Ich mosiny dwik rozbrzmiewa, O mosine tuk si drzewa I przez echo powtrzony, Brzmia i grzmia na wszystkie strony. A bawoy chylc gowy Legy rzdem. Je stalowy Sta podparty halabard I przyglda si z pogard Pokonanym swoim wrogom

I mosinym wielkim rogom, Po czym w prawo ruszy drog. Dziwne dziwy widzia z lewa: Z biaych ska sfruna mewa Trzepotliwa, nienobiaa, W dziobie zoty klucz trzymaa, Kluczem skay otwieraa, Otwieraa zote bramy, Skarbce, zamki i sezamy. On szed w prawo, cige w prawo, Gardzi zotem, gardzi straw, Szed bez przerwy, a do zmroku, Nie zwalniajc nawet kroku. Ani nie jad, ani nie pi, Tylko chodem si pokrzepi. Kiedy tak przez piachy kroczy, Z pochwy naraz miecz wyskoczy I pofrun w dal z oskotem, Tarcza za nim w lad, a potem Halabarda, mknc przed siebie, Znika szybko w nocnym niebie. Je oniemia, Je si zdumia, Ale zanim co zrozumia, Jaka sia niebywaa Nagle z ziemi go porwaa I poniosa jak dbo somy W wiat daleki, niewiadomy. Je w niezwykym swoim locie Widzia gwiazd jarzcych krocie, A pod sob czarn chmur, A przed sob wielk gr Niebotyczn i wynios Do niej wanie Jea nioso. Je wyty wyobrani, Wzrok wyty i wyranie Widzia teraz i miarkowa, e to Gra Magnesowa Z dali ciemnej si wyania, e jej sia przycigania, Nieodparta i straszliwa, Stal unosi i porywa. Lecia Je jak srebrna kula, Brzcza tak jak pszczoa z ula, Gra przed nim w oczach rosa Niebotyczna i wyniosa, Wreszcie gniewny i ponury

Przylgn Je do zbocza gry. Sta bezbronny, peen trwogi, Magnes wizi jego nogi I krpowa wszystkie ruchy, Tak jak much lep na muchy. Chcc si wydrze z tej niewoli, J porusza si powoli, J powoli pi si w gr, Nie zwaajc na wichur. Szed pi godzin, a o wicie Wreszcie znalaz si na szczycie. By tam paac z gwiazd wysnuty I by czowiek w zocie kuty I obuty w zote buty. A dokoa w barwnej niedzi Stali ludzie z brzu, miedzi I z mosidzu, i z oowiu Stali wszyscy w pogotowiu. Wadca Gry Magnesowej Do zdobyczy swojej nowej Krzykn: "Jam jest w zocie kuty I obuty w zote buty, Bezprzykadna dzielno twoja Ani pancerz, ani zbroja Nie uchroni ci przede mn. Ja mam tak moc tajemn, e si tylko stal ywi I na grze tej szczliwie Miedzi, brzem i mosidzem Jak posusznym ludem rzdz. Bro si, Jeu! Mam ochot Stal tw przebi ostrzem zotym!" Je zawoa: "Niech si stanie! Chod, przyjmuj twe wyzwanie. Nie mam miecza ani tarczy, Ale igie mi wystarczy!" Po tych sowach pi zacisn, Zoty rycerz tarcz bysn, Bysn zotym swym pancerzem, A gdy stan tu przed Jeem, Porwa szybko w do waleczn Zot kling obosieczn. Zawrza bj. I brzk metali, Naprzd zota, potem stali, Dookoa si rozlega I wraz z echem w dal wybiega. Nagle dopad Je rycerza

I straszliwa iga Jea W pancerz wbia si ze zgrzytem. Rycerz zachwia si, a przy tym Krwi czerwonej kropla spada, Krew trysna na wizada, Na napiernik, na przybic, Na stalowe rkawice. Wanie krwi tej kropla wiea Ze zaklcie zdja z Jea. Pka stal, przybica spada I dziewczyny twarz poblada Wyonia si ze stali, A tu stal pkaa dalej, Opadaa jak upina Wysza z niej na wiat dziewczyna Jawic wdziki swe dziewczce I dziewczce biae rce, I kibici ksztat powabny, Obleczony w strj jedwabny. Rycerz patrza ze zdumieniem, Podszed, obj j ramieniem I na jego pier zocist za jej spada kropl czyst. I - o Boe! - za ta wiea Zdja czary ze z rycerza, Zoto spado ze. Okowy Wadcy Gry Magnesowej Nie zdoay ju si osta I modzieca pikna posta Przed dziewczyn kornie staa, A dziewczyna promieniaa, Biale rce wycigaa. wiat spowia mga rowa, W mgle tej Gra Magnesowa Rozpyna si, przepada, Tak jak nikn ze widziada I dokoa zasza zmiana Niewidziana, niespodziana: Migdaowe kwity drzewa, Kolorowych soc ulewa Oblewaa pikne place, Na nich domy i paace, A w paacach rajskie ptaki, A w ogrodach zote maki, A dokoa mleczne rzeki Zdajce w wiat daleki. Cay bezmiar gra i piewa. Z biaych ska sfruna mewa, Trzepotliwa, nienobiaa,

W dziobie zoty klucz trzymaa, Kluczem skay otwieraa, Otwieraa zote bramy, Skarbce, zamki i sezamy. A modzieniec rzek najczulej: "Zaczarowa mnie Babulej, Zaku w zoto swym zaklciem, A ja jestem sawnym ksiciem, Dzielnym ksiciem Zotowojem, Wanie jeste w pastwie moim." "A ja - rzeka mu dziewczyna Jestem panna Klementyna, Pasierbica Mechanika ledziennika i magika. Ach, to zonik jest nieczuy, Jego sowa mnie zakuy W stal okrutn, w posta Jea, Ktry nie wie, dokd zmierza." "Porzu trosk nadaremn Rzek Zotowj. - Zosta ze mn. Mowie serca chciej uwierzy, Pragn z tob ycie przey, Bdziesz dobr moj on, Szanowan i wielbion, Mieszka bdziesz w tych ogrodach, Wchodzi bdziesz po tych schodach, Siedzie bdziesz na tym tronie, Jak przystao mojej onie!" Klementyna si zgodzia, Bya dobra, bya mia, Z mem duo lat przeya W wielkim szczciu i bez wani I to wanie koniec bani. Na ulicy Czterech Wiatrw Niedaleko Bonifratrw Do zachodnich cian przytyka Sklep Magika Mechanika. Sklep, zamknity na trzy spusty, Jest od dawien dawna pusty, Lecz przez szyb wystawow, Gdy do szyby przylgn gow, Wida wielk pajczyn. Pajk wt sw tkanin Utka z nudw i z nawyku Dnia pewnego, w padzierniku.

You might also like