You are on page 1of 6

64

2
/
2
0
1
3
ALOJZY LYSKO
N
ie bawic si dalej w przerne dywagacje,
ju w tym miejscu mgbym da prost od-
powied: tak pisz, bo teksty po lsku s dla mnie
prawdziwsze, maj w sobie co z Logosu Grnol-
skiego, nad ktrym ubolewa Stefan Szy-
mutko, e Go nie mamy, dlatego my,
Grnolzacy nie syszymy siebie, nie
widzimy, czasem nie szanujemy i dlatego
nie stanowimy zwartej wsplnoty. Po-
nadto pisz coraz czciej po lsku, bo
sowa, zdania, frazy lskie rodz si we
mnie bez wikszego trudu. I z jeszcze
jednego powodu posuguj si lskim.
Majc ugruntowane przekonanie, e j-
zyk jest fundamentem tosamoci, pra-
gn rwnouprawni ten jzyk, pokaza,
e moe by znakomitym narzdziem
nie tylko komunikacji, ale twrczoci.
Piec z piekarokiym i kociekiym
J
zyk jest przewodnikiem po rze-
czywistoci spoecznej. W moim
dziecistwie (lata 40. XX wieku) t rze-
czywistoci by dom rodzinny w starej
wsi Bojszowy na ziemi pszczyskiej. Sta
opodal kocioa, szkoy i karczmy wa-
nych miejsc kadej dawniejszej spoecz-
noci. Solidny, murowany, jak wikszo
chopskich sadyb w tym zaktku Grnego lska.
Centralnym jego miejscem bya wielgachna kuch-
nia, gdzie si urodziem i wychowaem. Sta tam piec
z piekarokiym i kociekiym na ciepo woda, bifyj na
Zdecydowaem si podj prb opisania procesu mojego zmagania si z pierwocinami jzyka macie-
rzyskiego, domowego, regionalnego, lskiego. Chc poszuka w sobie odpowiedzi, dlaczego coraz
wicej pisz po lsku.
Dom rodzinny w starej wsi Bojszowy na ziemi
pszczyskiej sta opodal kocioa, szkoy i karczmy
wanych miejsc kadej dawniejszej spoecznoci.
Solidny, murowany, jak wikszo chopskich sa-
dyb w tym zaktku Grnego lska.
65
2
/
2
0
1
3
roztoliczne szka, st z dwoma stokami i ryczkom,
a nad nim wyszyto garnitura Go w dom Bg
w dom, wyrobiano rma, na kieryj wisiay szolki
i paradziy malowane puciynki na sl, cukier, pieprz,
no i ko, kaj ech spo, nad kierym wisiay dwa ob-
rozki: Jezus w ciyrniowej koronie i Matka Boska Bole-
sno.
Za cian kuchni, rwnolegle do niej, biega
piykno izba z wertikoym, dwoma szrankami na nie-
dzielne achy od mamy i taty, z dwoma kami, nad
kierymi wisiay Jezus nauczajcy z odzi i Ostatnio
Wieczerzo, za midzy oknami by wielce czczony
przez babka obroz Matki Boej Racowej.
Rozpisuj si o rodzinnym gniedzie, bo tam
poznaem wiat, czyli ow rzeczywisto spoeczn.
Najwicej czasu spdzaem z babk Mariann (ur.
1887), bo matka, jako wdowa, z heroizmem zdoby-
waa rodki do przeycia.
Zapamitaem babk siedzc na ryczce i obie-
rajc ziemniaki, a przy tym popakujc cicho z b-
lu (miaa chore nogi), a moe z alu (na wojnie utra-
cia dwch synw, a reszt dzieci podczas pomoru
w 1919 i 1926 roku). Czasem podnosia gow i ocie-
raa zy, o co pytaa, co opowiadaa, pouczaa.
Ona pokazaa mi wiat tak mgbym w jednym
zdaniu oceni rol babki w moim yciu. Bdc wte-
dy w stanie nieustajcego godu nazw, duo pyta-
em, nie zdajc sobie sprawy, e zakadam funda-
menty swojej mowy na cae ycie: hajs!, haka!, tutu!,
galotki, pocha, ciepa, lala, cysarsko, wiater z Polski,
bijom pierony, ty gidzie!
Z upywem czasu babczynych sw i mdroci
posiadem tyle, e potrafem ich ju wiadomie
uywa. Zaczem mwi i myle. Mwi po lsku.
I myle po lsku.
Nie klupie, tylko puka!
W
1949 roku poszedem do szkoy i tam zna-
lazem si w nowym wiecie. Nie nasza
kuchnia, a sala lekcyjna, nie babka, a nieznana mi
wychowawczyni, nie wite obrazki, a jakiej chopy
na fotografjach. Wszystko tam byo inne, obce.
Inna bya te mowa. Kade moje sowo, zdanie
byo poprawiane. Rechtorko, wto klupie! Nie klu-
pie, tylko puka! Moga i na strona? Nie mwi si
na strona, tylko do ubikacji!, Engel zjod mi krepel.
Nie krepel, tylko pczek!
witej pamici Julia Gemzowa, rodem ze Stare-
go Scza, naharowaa si mocno, zanim nauczya nas
nowych sw, poj i grzecznociowych formuek.
Jzyk polski nie by dla mnie nowym. Ze stare-
go elementarza (Falskiego!), po ciotce Cilce, ju
w pitym roku ycia nauczyem si pynnie czyta:
Ala, As, stolarz warszawski Adam Winiewski. Jednak
nie znalazem sw, ktrymi posugiwaem si w do-
mu. eby cokolwiek zrozumie, musiaem groma-
dzi w pamici znaczenia nowych sw, uczy si
skadania ich w zdania, wypowiada je poprawnie,
myle po nowemu. Nauczyem si tego widocznie
szybko, skoro miaem dobre oceny w dzienniku. Po-
mimo to, ten nowy wiat by mi wci obcy. Nie po-
trafem pogodzi tych dwch rzeczywistoci do-
mowej i szkolnej.
W szkole Krakw by star stolic Polski, gdzie
by Wawel, Smocza Jama, Sukiennice, w domu to
Najwicej czasu spdzaem
z babk Mariann.
Alchemia godki
66
2
/
2
0
1
3
Alchemia godki
bya cysarsko. Mwili babka: Tam chodzom chopy
z koszulami na wiyrchu. Jak zawia wiater z Polski
czyli ze wschodu latem dobr pogod zwiastuj-
cy babka mwili: Bydymy suszy! Nie rozumia-
em tego.
Jeli wieje wiater z Polski, to znaczy, e u nas nie jest
Polska? pytaem babk.
Tu od wiek wiekw jest lsk! odpowiadali.
Na razie nasz domowy, lski wiat by mi bli-
szy i milszy ni ten szkolny, polski. Na przykad boj-
szowskie nazwiska i nazwy przysikw brzmiay
bardziej swojsko Buy, Szymki, Piecuchy, Biego-
nioki, Urbanki, Brandysy, Stangrety, Zuberczoki, Ka-
siyrze, Palarze ni te szkolne: Zawadzki (Acha!, to
tyn co wyblankowo na mydle), Cyrankiewicz (Acha!
tyn z pychy dopiso se icz, eby gupim ptokiym niy
by).
Brzmiay swojsko take nasze imiona: Jorga, Wi-
lym, Byno, Zefik, Neska, Dorka, Ancia, nasze kwiot-
ki: muskatki, leluje, rozymdle, knefiki, siyrotki, domb-
ki, nasze jodo: ymy, kreple, zisty, strucle, nudle,
owiyzina, ur, mamina uroda w zagrdce: tomaty,
oberiba, bania, fazol. Wszystko si inaczej nazywao
ni w szkolnych ksikach: drzewa (stromy), narz-
dzia (noczynia), ubrania (achy) Szkolnego wiata
nie potrafy przybliy i ociepli nawet ciekawe
czytanki w drugiej i trzeciej klasie.
Robi sie z ciebie Polok!
P
rzeom nastpi dopiero, gdy po ciotce Cilce,
ktra ju wysza ze szkoy, dostaem wicze-
nia ortografczne Zenona Klemensiewicza (wwczas
nazwisko to niewiele mi mwio). Byo w tej niepo-
zornej ksieczce duo krtkich, ale trafajcych do
mojej gowy i serca tekstw o przyrodzie i yciu
wiejskim poezja Mickiewicza, Asnyka, pikne opi-
sy Dygasiskiego, Tetmajera, Orkana, jakiego
Or-Ota i innych.
Nie wiem, dlaczego polubiem szczeglnie
Adolfa Dygasiskiego. Jego utwory wiejske tak mi
przypady do serca, e majc 12 lat sam chwyciem
za piro, prbujc opisywa swoje przygody pa-
sterskie nad Korzycem moj rzek rodzinn,
znojne niwa, zimowe wyprawy na zamarznite
stawy .
Odtd, a do dzi, pira nie odoyem, prowa-
dzc w miar systematyczny pamitnik. Przy jego
prowadzeniu mimowiednie zaczem wnika w taj-
niki polskiego sowa, w ducha polskiej mowy i lite-
ratury. Ducha tego wzmacniay dobrze skorelowa-
ne z jzykiem polskim lekcje historii, wietnie
wykadane przez wychowawczyni, wspomnian
ju Juli Gemzow, a potem lektura ksiek o tema-
tyce historycznej.
W 1949 roku poszedem do szkoy i tam znalazem si w nowym wiecie.
(na zdjciu z prawej Alojzy Lysko w wieku 12 lat)
67
2
/
2
0
1
3
Alchemia godki
Robi sie z ciebie Polok! zauwayli pewnego razu
babka. Niych ta robi! Ale tyj czopki na gowa niy
wdziywej! (przyniosem ze szkoy kompletny mun-
durek harcerski z rogatywk). Wiysz, wiela to ju r-
nych czopek naszym ludziom wkodali na ep? A wiela
gw z tymi czopkami spado?
Mj pamitnik rozbuja jak wiosna, gdy moje
serce zakosztowao cudu pierwszej, niewinnej mio-
ci. Od tej chwili ze swoimi zapiskami musiaem si
kry przed domownikami i kolegami w szkole.
Dziwnym jzykiem tam pisaem. Ani polskim, ani
lskim. Sowa lskie wyday mi si zbyt prostackie,
by wyrazi uczucia. Co si nagle stao z moim jzy-
kiem domowym. Jakbym si go wstydzi. Co gorsze,
babka ktra bya moim oparciem yciowym, ktra
mnie pilnowaa, abym si nie wykorzeni ze lskiej
rodni zmara.
W domu, w gronie rwienikw, dalej si goda-
o, take w kopalni, gdzie po ukoczeniu szkoy gr-
niczej podjem prac. Jednak moje myli bdziy
ju gdzie indziej.
Ale gdzie tu s grnicy?
P
odjem decyzj, e pjd si dalej kszta-
ci. Znalazem si w dbrowskiej Sztygarce,
gdzie trafem na wietn polonistk Jadwig Fary-
now. Na jednej z pierwszych lekcji wywoaa mnie
do tablicy, aby sprawdzi moj wiedz z gramatyki.
Odpowiadaem do gadko, bo w ldzinskiej szko-
le grniczej dyrektor Anielin Fabera czsto powta-
rza z nami podstawowe wiadomoci z gramatyki.
Po oczach profesorki widziaem, e jest zadowo-
lona. Tymczasem przy stawianiu oceny umieszek
z jej twarzy znikn, powiedziaa surowo:
Duo pracy przed tob. Wierz jednak, e szybko na-
uczysz si poprawnej polszczyzny. Musisz duo czyta
na gos. Cokolwiek czyta, a to szczeglnie
Podsuna mi niewielk ksik Sztuka mwienia
autorstwa Bronisawa Wieczorkiewicza. C to bya
za cudowna ksika! Pod jej wpywem przeobraziem
si w innego czowieka. Kadego dnia wczenie rano
w internatowej azience wiczyem na gos wymow
rnych gosek, sylab, zbitek spgosek, zbitek samo-
gosek itp. I stwierdzaem, e mj jzyk staje si coraz
sprawniejszy: dykcja, intonacja, ekspresja.
Na rezultaty pracy nie czekaem dugo. Wkrtce
nikt ju nie rozpoznawa mojego lskiego pocho-
dzenia, za moje dzienniki z tego okresu a pstrz
si od nowych sw i piknych zda polskich. Sta-
em si prawie mistrzem w mwieniu i pisaniu. Do-
strzega to nie tylko Farynowa, ale take inni profe-
sorowie m.in. Jan Ziemba nauczyciel matematyki
o zamiowaniach historycznych. On w Zagbiu ura-
towa we mnie lzaka. Gdyby nie on, utopibym si
w morzu polskoci. Pod jego skrzydami wygraem
dwa teleturnieje powicone lskowi. W jednym
z nich staa si rzecz niebywaa. Zadano mi pytanie:
Na podstawie znanych ci utworw literackich, scha-
rakteryzuj jedno z grniczych hobby? Wypeniona po
brzegi sala w Paacu Kultury Zagbia zamilka. Ka-
mera telewizyjna podjechaa mi dosownie pod
nos, aby podpatrze, jak si bd poci. Tymczasem
mnie w uamku sekundy przeleciaa przez gow
myl, e musz rozbi w sobie polsk skorup
i czym prdzej dosta si do lskiego skarbca, aby
znw sta si synkiym ze lska.
Wybraem krliki jako jedn z grniczych pasji
i mniej wicej odpowiedziaem tak:
Co byda duo godo... Znocie jednego takigo poety
Mickiewicza, kiery napiso Pana Tadeusza. Ka tam
w jednej ksiyndze opiso szlachta dobrzysko, kiero
daleko szyroko synya z dobrej gospodarki. To tyn
Mickiewicz sie jich niy umio nachwoli, e tako uroda
mieli w polu, e chowali taki piykne rasy koni, nawet
duo krlikw mieli, kierymi sie radzi zabowiali. Do-
brze to odmalowo jedyn woski artysta, co se Polsko
upatrzo Andriolli...
I w tym miejscu przestaem goda, jakbym wy-
powied zakoczy. Lecz jeden z jurorw zapyta:
No, dobrze... Ale gdzie tu s grnicy?
Bo ja nie powiedziaem jeszcze najwaniejszego
odparem rezolutnie. Chciobych mie takie krle,
jaki ech w Panu Tadeuszu widzio, jak ech czyto o
tyj szlachcie dobrzyskij pedzio Zefik do kamrata,
jak se po szychcie siedzieli przy piwie.
Sala buchna radosnym okrzykiem. Wygraem
ten konkurs. I Sztygarka i ja zostalimy obsypani na-
grodami.
Profesor Ziemba jeszcze wiele razy angaowa
mnie do rnych konkursw historycznych. To dzi-
ki niemu, gdzie gboko, pod polsk skorup wci
wegetowa we mnie Grnolzak. Przebudzi si,
gdy podjem prac w kopalni Ziemowit. Z inte-
lektualnego nieba spadem do pieka. W grnictwie
najwaniejszy by plan wydobycia, nie byo miejsca
na poezj. Najlepiej odda to w wierszach Jzef Kru-
piski, z ktrym razem znosilimy chamstwo, bez-
wzgldn walk, okrzyki, przeklestwa.
Byem sabym sztygarem, bo staraem si trak-
towa podlegych mi pracownikw po ludzku. Za-
uwayem, e wielu grnikw to byli pikni, bogaci
duchowo ludzie. Zaczem ich opisywa w swoich
dziennikach:
Konder by moim hajerem. W tej kopalni mozoli
si od bajtla. W ciemnych podziemiach robi ju
wszystko, co robi moe grnik. By ciskaczem, le-
prym, pompkorzym, budowo tamy, fedrowo na fla-
rach, wozi kamie do zawalisk... Zno robota, zno
gruba. I zno ludzi...
68
2
/
2
0
1
3
Tylko swojej ojczyzny masz sucha!
P
o dwch latach speniy si moje marzenia.
Zostaem nauczycielem. Otworzyy mi si
podwoje do nowego ycia. Jako nauczyciel przed-
miotw zawodowych w szkole grniczej miaem
wicej czasu i moliwoci, aby pracowa nad sob,
gwnie nad jzykiem. Wrciem do recepty Fary-
nowej duo czyta na gos i do swej pasji duo
pisa. W 1965 roku zadebiutowaem w katowickich
Pogldach opowiadaniem Moja pierwsza lekcja.
W kolejnym opowiadaniu lzak chciaem piknie
opisa po polsku lskie boleci. I tego kursu trzy-
maem si dugo. Chodziem po starych ludziach
i zapisywaem ich wspomnienia. Od tych ludzi uczy-
em si historii lska, ktra nie zawsze pokrywaa
si z histori wykadan (w latach 19711976 stu-
diowaem prawo) i przedstawian w ksikach.
W moim pisaniu musiaem coraz czciej wy-
biera: po ktrej stronie stan? W uszach po-
brzmiewa mi gos gdzie czytanego Sandora Mara-
ia: Tylko swojej ojczyzny masz sucha! Syszaem
gos wielu skrzywdzonych, widziaem zy starych
kobiet opakujcych synw, ktrzy polegli w nie-
mieckim wojsku, mw wywiezionych do sybir-
skich agrw... Nie mogem by obojtny, nie mo-
gem ich zdradzi. Stanem po lskiej stronie!
Po niespokojnym sierpniu 1980 roku co si
w naszych duszach przemienio. Zawadno mn
wtedy proste, nawet nie wiem czyje, powiedzenie:
Obce zna dobrze, swoje wity obowizek. Na
wszystko zaczem spoglda i wszystko ocenia
Jako nauczyciel przedmiotw zawodowych w szkole grniczej miaem wicej
czasu i moliwoci, aby pracowa nad sob, gwnie nad jzykiem. (pierwszy z lewej)
Alchemia godki
Z
d
j

c
i
a

d
o

t
e
k
s
t
u

p
o
c
h
o
d
z


z

a
r
c
h
i
w
u
m

p
r
y
w
a
t
n
e
g
o

A
l
o
j
z
e
g
o

L
y
s
k
i
.
69
2
/
2
0
1
3
wedug tej sentencji: na prac nauczycielsk, dzia-
alno spoeczn (byem radnym Tychw, radnym
Sejmiku, posem), ycie rodzinne (budowaem dom,
wychowywaem dzieci). Zauwayem, e wedug te-
go drogowskazu ycie nabiera innego wymiaru.
W yciu publicznym posugiwaem si jzykiem
polskim, natomiast w domu, w rodowisku, gdzie
si wychowaem godali my po naszymu. Take
w zapiskach osobistych czsto uywaem lszczy-
zny.
Dopiero w 1982 roku dziki Janowi Wygoowi,
redaktorowi naczelnemu tyskiego Echa, zaczem
publikowa o nas, Grnolzakach, w naszym, l-
skim jzyku. Cykl Obrazy dalekie i bliskie traf
w oczekiwania czytelnicze. Ale lskie sowo i praw-
da o lskiej ziemi nie podobay si wadzy. Byo kil-
ka rozmw (kiedy wy, towarzyszu, nauczycie si pisa
poprawnie po polsku?), ktre miay skorygowa mo-
j postaw, lecz czas dziaa na moj korzy stary
porzdek chyli si ku upadkowi.
W stanie wojennym zawieszono wydawanie ga-
zety, ale moje nazwisko zdobyo ju na tyle spoecz-
nego uznania, e w 1983 roku dyrektor kopalni Zie-
mowit Antoni Piszczek zaproponowa mi napisanie
i zredagowanie ksikowego kalendarza grnicze-
go. Ju od pierwszego rocznika 1984 kalendarz zdo-
by rzesze czytelnikw. By czytany nie tylko przez
grnikw, lecz przez ludzi spoza grnictwa. Mwio-
no, e ta zielona ksieczka to znakomity podrcz-
nik edukacji regionalnej. Redagowaem go dwa-
dziecia lat, zamieszczajc rwnie teksty w jzyku
lskim. Mog powiedzie, e ten kalendarz by dla
mnie doskonaym laboratorium jzykowym. Moj
alchemi sowa.
A potem, w 1988 roku, podjem si prowadze-
nia zespou folklorystycznego Bojszowianie. To by-
o nowe dowiadczenie, ktre zwrcio mi uwag,
jak bogate jest nasze dziedzictwo duchowe i jak jest
przez wadze faszowane bd przemilczane. Za-
oyem kapel, wyczyciem repertuar z obcych
utworw, rozszerzyem go, wydajc na potrzeby ze-
spou pojemny (350 pieni) piewnik, wzbogaciem
programy. Napisaem scenariusze kilkunastu wido-
wisk, a niektre z nich zostay nagrodzone na presti-
owych festiwalach. Kierowaem zespoem kilka-
nacie lat i wyniosem stamtd wiele cennych do-
wiadcze pisarskich. Pieni lskie s bowiem obf-
tym zdrojem archaicznych sw lskich, nieuywa-
nych ju dzi zwrotw, zapomnianych zwyczajw.
Zaczem czerpa z tego rda obfcie.
Po naszymu, czyli po lsku
G
dy w 1990 roku Maria Paczyk zapocztko-
waa konkurs gwary lskiej Po naszymu,
czyli po lsku, znalazy si tam moje teksty, kt-
rych autorstwo, na moj prob, byo ukryte. Ju
wtedy opanowaem lszczyzn do tego stopnia, e
zarwno wiedza o lsku, jak i jzyk pozwalay mi
napisa dobry tekst i dziecku, i osobie starszej. Wie-
le z tych tekstw byo wyrnionych, a dwie uczest-
niczki, przygotowane pod moim kierunkiem: Doro-
ta Sojka z Bojszw i Klaudia Drzyzga z Pszczyny,
zostay lzaczkami Roku. Ten konkurs to kolejne la-
boratorium, gdzie w alchemicznym kotle wygoto-
wywa si mj styl jzyka lskiego. By gotowy ju
w 1992 roku, kiedy ukazay si Duchy i duszki boj-
szowski napisane w jzyku moich rozmwcw
prostych, uduchowionych ludzi. W jzyku lskim
ukazyway si kolejne moje ksiki: Klechdy pszczy-
skie (1997) Boe strony (2003) oraz czteroksig Du-
chy wojny (20082011).
Pisz teraz w jzyku lskim swobodnie, tworz
z radoci. W akcie tworzenia odbywam podre
w dusze naszych przodkw. Szukajc stylu, z galerii
znanych mi postaci, z ktrymi niegdy rozmawia-
em, wybieram t, ktra jest najblisza wizerunkowi
mojego bohatera. Raz jest to Jadwiga Piecuch, ktra
kad wypowied pamitam zaczynaa od zwro-
tu: Bozeckusie, bozeckusie..., raz Teofl Stolecki, ktry
rozmow zaczyna: Pra, powiydzma piyknie adnie...,
raz stary Moik, ktry rozpoczyna od zdania: Coch
mio pedzie, a nic niy da...
Moi liczni rozmwcy to byy ywe rda l-
skiej mowy. Tylko czerpa i tylko si uczy. Tej nauki
nie zaniedbywaem i doszedem do umiejtnoci,
ktre jzykoznawcy nazywaj podwjn kompe-
tencj jzykow. Polsk i lsk.
Dzisiaj lska kompetencja jest u mnie pierw-
sz, bo jest naturalna. Jest lepszym przewodnikiem
po grnolskiej rzeczywistoci spoecznej ni pol-
ska. Jak gosi synna formua amerykaskiego socjo-
loga Jacquesa Sapira: wiaty, w ktrych yj rne
spoeczestwa, s odrbnymi wiatami, nie za tym
samym wiatem, tylko opatrzonym odmiennymi
etykietami! To w jzyku zawarty jest mylowy sche-
mat danej kultury, take lskiej.
Jeli zaley nam na zachowaniu wiata lskie-
go, musimy usilnie zabiega, aby zachowa jzyk
lski, trudzi si nad nim (kto to dzi robi?), piel-
gnowa go (chwaa licznym konkursom gwar l-
skich), rozwija, upowszechnia (dlaczego nie ma
edukacji regionalnej?). Jeli umrze jzyk, to umrze
bezpowrotnie unikalny wiat naszej lskiej Ojczy-
zny.
Dlaczego pisz po lsku? Pisz, aby ten wiat
ratowa. Ratuj i ty! Nie pozwl mu zagin.
Alojzy Lysko pisarz, folklorysta, samorzdowiec, na-
uczyciel, wieloletni kierownik zespou Bojszowianie
Alchemia godki

You might also like