You are on page 1of 290

William Gibson

Rozpoznanie Wzorca
(Pattern Recognition)
Przeoy Pawe Korombel






Dla Jacka
1.
PORTAL KOSZMARNEJ NOCY

Rnica czasu po locie z Nowego Jorku wynosi pi godzin i jet lag* budzi Cayce Pol-
lard w Camden Town wydan na up bezwzgldnych, nieznuenie krcych wilkw roztrza-
skanego rytmu dobowego.
Trwa nijaka, upiorna, icie nieludzka godzina rozhutania ukadu limbicznego, popdw
i emocji, kiedy pie mzgu szaleje, dajc bez sensu kopulowania, jedzenia, ukojenia,
wszystkiego tego, o czym tak naprawd nie ma co marzy.
Nie ma co nawet marzy o jedzeniu, gdy nowa kuchnia Damiena jest rwnie pozbawio-
na jadalnej zawartoci jak okno wystawowe jej projektanta przy High Street w Camden. Jest
bardzo adna, drzwi grnych szafek to kanarkowy laminat, dolnych - pyta pilniowa lakiero-
wana na zielone jabuszko. Jest bardzo czysta i prawie zupenie pusta, poza kartonem
z dwoma pomarszczonymi opakowaniami patkw Weetabix i pojedynczymi torebkami her-
baty zioowej. Zupenie nic w niemieckiej lodwce, tak nowej, e pachnie tylko zimnem
i makroczsteczkowymi monomerami.
Syszc bezbarwny szum tego miejsca, Londynu, Cayce wietnie zdaje sobie spraw, e
teoria Damiena o jet lagu jest suszna; jej dusza pozostaje daleko, daleko w tyle, na rozci-
gnitym sznurze jakiej upiornej ppowiny wlokcej si ladem samolotu, ktry przewiz j

* Jet lag (ang.) - rozbicie psychiczne i zmczenie fizyczne po znacznej zmianie strefy
czasowej, np. dugim locie (wszystkie przypisy pochodz od tumacza). dziesitki tysicy
metrw nad Atlantykiem. Dusza nie umie porusza si tak szybko jak ciao; zostaje daleko
w tyle i po przylocie czekasz na ni i czekasz jak na zagubiony baga.
Zastanawia si, czy ten rozdzia nie pogbia si z wiekiem; dno bezimiennej godziny nie
zapada jeszcze niej, a sama pora nie staje jeszcze bardziej nijaka, obca w smaku, niecieka-
wa?
Cayce sztywnieje w pmroku sypialni Damiena, pod czym srebrzystym jak aroodporna
rkawica kuchenna, pewnie w ogle nie przewidzianym na okrycie. Bya zbyt zmczona, e-
by poszuka koca. Pociel midzy skr a kodr przemysowego przeznaczenia jest jedwabi-
sta, luksusowa i delikatnie pachnie, zapewne Damienem. Cakiem przyjemnie. Prawd m-
wic, po prostu nie drani; w tym momencie kady cznik z bratem ssakiem jest na plus.
Damien to przyjaciel.
Mawia, e ich klocuszki do zabawy w doktora s niedopasowane.
Ma trzydziestk, Cayce jest dwa lata starsza, ale w Damienie tkwi jaki nieprzystpny
modu niedojrzaoci, niemiay, uparty stwr, odstraszajcy potencjalnych inwestorw. Obo-
je byli i s bardzo dobrzy w tym, co robi, i adne z nich nie ma bladego pojcia, czemu tak
jest.
Wpisz w Googlea Damien, to znajdziesz: reyser wideoklipw i reklam telewizyjnych.
Wpisz Cayce, a znajdziesz: coolhunter, analityk trendw ulicznych, a czytajc dalej, do-
wiesz si, e ma wyczucie, jest rdkark w wiecie globalnego marketingu.
Chocia Damien powiedziaby, e tak naprawd to co zblionego do alergii, chorobliwa
odraza, czasem nawet gwatowna reakcja na semiotyk rynku.
Damien siedzi teraz w Rosji, uciek przed remontem i twierdzi, e krci dokument. Cayce
wie, e nike lady ycia w mieszkaniu to zasuga asystentki kierownika produkcji.
Przewraca si, rezygnujc z tej bezsensownej parodii snu. Siga po ubranie. May, czarny
chopicy T-shirt Fruit of the Loom, skurczony po starannym wygotowaniu, cienki szary pu-
lower z wyciciem w serek, jeden z szeciu kupionych hurtem od dostawcy do podstawwek
w Nowej Anglii, para nowych czarnych dinsw 501, kilka rozmiarw za duych, starannie
pozbawionych wszelkich znakw towarowych. Nawet kapsle tydzie temu wygadzi mot-
kiem w Village zdziwiony koreaski lusarz.
Przecznik podogowej woskiej lampy Damiena ley w doni jak wytwr pozaziemskiej
cywilizacji; jest inny, zaprojektowany do rozczania angielskiego prdu o odmiennym ni we
Woszech napiciu.
Cayce wstaje, wkadajc dinsy, prostuje si, czuje dreszcz.
wiat po drugiej stronie lustra. Bolce przewodw elektrycznych s grube, potrjne, dosto-
sowane do prdu, ktry w Ameryce zasila tylko krzesa elektryczne. Wntrza samochodw
maj zamienion lew stron z praw; suchawki telefonw maj inny, inaczej rozoony ci-
ar; okadki ksiek przypominaj australijskie dolary.
Mruc renice od wiata halogenw, racego bolenie jak soce, spoglda
w prawdziwe lustro, oparte o szar cian, czekajce na powieszenie, w ktrym widzi kukie-
k o nieskoordynowanych ruchach, i w czarnych spodniach. Sen nastroszy wosy i stercz jak
szczotka do ubrania. Wykrzywia si do odbicia. Nie wiedzie czemu przypomina sobie, e jej
facet porwnywa j do aktu Jane Birkin autorstwa Helmuta Newtona.
W kuchni nalewa wod przez niemiecki filtr do woskiego czajnika elektrycznego. Gmera
przy przecznikach:- czajnika, przewodu, gniazdka. Bezmylnie gapi si na bezkres kanar-
kowych szafek, gdy woda si gotuje. Wrzuca torebk kalifornijskiej herbaty zioowej do du-
ego biaego kubka. Zalewa j wrztkiem.
W salonie przekonuje si, e wierny cube Damiena jest wczony, ale w stanie upienia,
kontrolki wycznikw agodnie pulsuj. Tak uzewntrznia si ambiwalentny stosunek Da-
miena wobec projektowania: trzyma dekoratorw na smyczy, a przysign nie robi niczego,
za co im paci, a rwnoczenie sam kurczowo trzyma si tego mka, bo po przewrceniu do
gry nogami mona go rozbebeszy, cignc za czarodziejsk aluminiow rczk. Teraz Cay-
ce zdaje sobie spraw, e to upodobanie do grzebania w mechanizmach przypomina ycie
seksualne dziewczyn-robotw w jego wideoklipach.
Siada na fotelu przy komputerze i klika przezroczyst mysz. Wizka promieni podczer-
wonych przelizguje si niepewnie po dugim stole z jasnego drewna, a waciwie blacie na
krzyakach. Budzi si przegldarka. Cayce wypisuje: Fetysz:Emefy:Forum. Damien dba
o nie-pokalano swojej wraliwoci i nigdy nie wpisa potrzebnego jej adresu do Ulubio-
nych.
Otwiera si strona gwna, znajoma jak salon u przyjaciela. Za to suy klatka
z segmentu #48, niewyrana, prawie monochromatyczna, bez widocznych napisw i znakw.
To jedna z sekwencji budzcych skojarzenie z Tarkowskim. Cayce tak naprawd zna rzeczy
rosyjskiego reysera tylko z fotosw; raz zasna na projekcji Stalkera, podczas cigncego
si w nieskoczono zblienia kauy na zniszczonej mozaikowej pododze, ogldanej spod
sufitu. Ale nie wierzy, zreszt nie ona jedna, aby szukanie wzorcw co dao. Kult emefw,
czyli materiaw filmowych, dzieli si na wiele podkultw, czuych na kady piksel segmen-
tu. Truffaut, Peckinpah... Wielbiciele Peckinpaha nadal czekaj, jedni z tych wierzcych
w najmniej prawdopodobne, e kolty znw zadymi.
Wchodzi na forum, automatycznie przelatujc wzrokiem tematy wpisw i imiona twr-
cw nowszych wtkw, szukajc przyjaci, wrogw, wiadomoci z ostatniej chwili. Jedno
jest pewne: nie pojawi si aden wiey materia. Nic od tamtej panoramy play i Cayce nie
podpisuje si pod teori, e to Cannes zim. Francuscy znawcy emefw okazali si bezradni,
a niekoczce si wielogodzinne przegldy panoram podobnych scenerii skoczyy si fia-
skiem.
Widzi te, e jej przyjaciel, WParkUbrany, wrci do domu, do Chicago, po wyprawie
kolej do Kalifornii, ale kiedy otwiera poczt od niego, s tylko pozdrowienia.
Klika opcj odpowiedzi, podpisuje si: CayceP i wpisuje tre:

Cze WParkUbrany. Potwierdzam odbir.

Kiedy klika stron gwn forum, jej wpis ju tam jest.
Forum to teraz jakby jej dom. Jeden z punktw zahaczenia w yciu, jak znajoma kawiar-
nia, funkcjonujca poza czasem i siatk wsprzdnych.
F:E:F ma jakich dwudziestu staych bywalcw i zmienn liczb goci. W tej chwili cza-
tuje troje, ale nie masz szansy dowiedzie si, kim s, dopki sama do nich nie doczysz,
a Cayce nie czuje si zbyt komfortowo na czacie. Czat to dziwna rozmowa, nawet
z przyjacimi, jakby rozmawiaa w czarnej piwnicy z daleko siedzcymi ludmi; odstraszaj
j kanonady skrtw wyskakujcych jedne po drugich, bez zwizku z sob.
Cube agodnie wzdycha, bezwiednie mruczy napdem jak skrzynia biegw rasowego ka-
brio na uciekajcej pod koami autostradzie. Cay-ce macza usta w herbacie, ale napj nadal
jest zbyt gorcy. Szare, rozmyte wiato zaczyna przenika pokj, odsaniajc rzeczy Damie-
na, ktre przetrway ostatni remont.
Czciowo rozbebeszone roboty opieraj si o cian, w tym dwie kuky do testw zde-
rzeniowych, torsy z gowami o elfickich, wyranie kobiecych rysach. To rekwizyty do jedne-
go z klipw Damiena i a dziwne, e Cayce czuje si tak swojsko w ich towarzystwie, mimo
tego caego nastroju. Zapewne dlatego e s tak autentycznie pikne, cudownie kobiece. Da-
mien gardzi fantastycznonaukowym kiczem. Te istoty jak z marzenia sennego, o ciaach
z biaego plastiku, lnicego w pwietle brzasku niczym stary marmur, drani mskie zmy-
sy drobnymi piersiami, wiadczc o fetyszyzmie Damiena. Kaza je wymodelowa na podo-
biestwo swojej przedprzedostatniej kochanki.
Hotmail zaadowa trzy wiadomoci. Cayce nie ma ochoty otwiera adnej z nich. Jedna
od matki, trzy to spam. Dwie reklamy powiksza-cza czonka, jedna pod hasem: Spraw Sobie
Biust Co Si Zowie.
Kasuje spam. Pociga yk herbaty. Szare wiato nabiera dziennego kolorytu.
W kocu Cayce idzie do wieo przerobionej azienki Damiena. Czuje si w niej tak, jak-
by zaraz potem miaa wej do sterylnej sondy NASA, albo jakby graa w filmie powico-
nym Czarnobylowi i sowieccy technicy w gumowych rkawicach po pachy wanie zdjli
z niej oowiany kombinezon, przystpujc do szorowania szczotkami na dugich kijach.
Prysznic mona regulowa okciami, nie brudzc odkaonych doni.
Zdejmuje sweterek, koszulk i domi, nie okciami, puszcza wod i ustawia jej tempera-
tur.

Cztery godziny pniej jest w studiu pilatesu przy ekskluzywnej alei Neals Yard, samo-
chd z kierowc z Blue Ant czeka na pobliskiej ulicy, nazwa niewana. Stanowisko do wi-
cze jest bardzo dugie, bardzo niskie, nie wiedzie czemu grone i przypomina biedermeie-
rowski mebel. Cayce spoczywa na ruchomej wycieanej platformie, jedzi, zapierajc si
o ogranicznik w nogach. Spryny dwicz. Dziesi ruchw zapierajc si pitami, dziesi
palcami, dziesi pitami... W Nowym Jorku wiczy w fitness-klubie profesjonalnych tance-
rzy, ale tego przedpoudnia jest jedyn klientk przy Neals Yard. Moe orodek otwarto nie-
dawno, a moe pilates nie jest jeszcze popularny w wiecie po drugiej stronie lustra. Oni tu
wci spoywaj te archaiczne substancje - myli. Pal i pij, jakby to ich miao zbawi,
i cign w nieskoczono miesic miodowy z heroin. Czytaa, e tutejsze ceny heroiny
signy dna, a pierwsza partia afganskiego opium wci zalega rynek.
Skoczya seri na palcach, przechodzi na pity, wykrca szyj, sprawdzajc, czy wa-
ciwie, rwnolegle, ustawia stopy. Lubi pilates, bo to adne jogistyczne omy-achy, adne
medytowanie. Musisz mie oczy szeroko otwarte.
Skupienie rozprasza niepokj, wahanie przed podjciem pracy. Dawno nie bya tak roz-
strojona.
Przyleciaa do Londynu, bo ma kontrakt z Blue Ant. To rozgaziona globalnie, raczej
obojtna na podziay geograficzne ni wielonarodowa agencja reklamy, zatrudniajca nielicz-
ny personel stay, byskawicznie rosncy, gboko zakorzeniony organizm w rodowisku re-
klamowym ospaych rolinoercw. A moe to cakowicie nieorganiczny organizm, wyrosy
z gadkiego, ironicznego czoa zaoyciela, Huber-tusa Bigenda, teoretycznie Belga, wyglda-
jcego jak Tom Cruise na diecie z krwi dziewic i szwajcarskich czekoladek.
Cayce ceni go za jedno: za to, e zupenie nie przejmuje si swoim miesznym nazwi-
skiem*. Poza tym nie cierpi go do szpiku koci.
I to bez adnej przyczyny. No, prawie.
Nadal wiczc na pitach, sprawdza czas na koreaskim klonie klasycznego wstrzsood-
pornego Casio G-Shock, ktrego plastikow kopert pozbawiono wszelkich znakw firmo-
wych za pomoc kawaka drobnoziarnistego japoskiego papieru ciernego. Cayce ma obo-
wizek stawi si za pidziesit minut w biurze Blue Ant w Soho.
Wsuwa pod stopy podkadki z bladozielonej pianki, starannie ustawia stopy, unosi pity,
jakby bya w niewidzialnych szpilkach, i rozpoczyna seri dziesiciu ruchw zgarniajcych
palcami u ng.

* Bigend (slang amer.) - wielka klapa; wielki kutas.
2.
SUKA

W oknie wystawowym specjalisty od modnych dodatkw w Soho odbija si biurowy ze-
cap: wiey T-shirt Fruit of the Loom, czarna MA-1* od Buzza Ricksona, niemarkowa czarna
spdnica z ciucho-landu w Tulsa, czarne legginsy, ktre nosi na pilates, czarne szkolne cz-
enka z Harajuku**. Niby-torebka to kopertwka z czarnego enerdowskiego plastiku zaku-
piona w eBay - moe cz umundurowania Stasi, niegdy wanego zawodnika na macie za-
paniczej wywiadw.
Widzi swoje szare oczy, bielejce na szkle, a gbiej koszule od Bena Shermana, dugie
parki i spinki do mankietw w formie kokar-dowych znakw RAF-u, znaczcych skrzyda
spitfirerw podczas ostatniej wojny wiatowej.
Zecapy. Zestawy Cayce Pollard. Tak Damien okrela jej ubrania. Zecapy s biae, czarne
lub szare i wygldaj tak, jakby pojawiy si na tym wiecie bez interwencji czowieka. Ich
prostota bije na gow kad inn prostot.
To co ludzie bior za nieugity minimalizm, jest wynikiem oddziaywania rdzenia ato-
mowego mody, na ktre jest nieuchronnie wystawiona. To dlatego doszo do bezlitosnej re-
dukcji tego, co jest w sta-
* MA-1 - rodzaj kurtki lotniczej. ** Harajuku - ciuchowo-rozrywkowa dzielnica Tokio,
mekka japoskiej modziey. nie nosi, i co nosi. Ma alergi na mod. Toleruje tylko nijakie
ubiory z lat 1945-2000. Jest stref poza mod, jednoosobow szko sprzeciwu, ktrej suro-
wo od czasu do czasu grozi narodzeniem wasnego kultu.
Wok gwar Soho, pitkowe przedpoudnie zmierza ku zakrapianym lanczykom
i ostronym pogaduszkom w tych wszystkich restauracjach. Do jednej z nich, o wdzicznej
nazwie Charlie Dont Surf*, pjdzie na obowizkowy po spotkaniu poczstunek. Ale sama
jest w szerokim na kilometry doku, wydronym przez jet lag, i daleko jej do surfowania;
czuje brak serotoniny, pustk po spniajcej si duszy.
Patrzy na zegarek i rusza ku Blue Ant, ktrej siedziba jeszcze do niedawna gocia star-
sz, bardziej prostolinijn agencj.
Niebo jest jasnoszar nieck pocit spltanymi smugami kondensacji i kiedy Cayce naci-
ska domofon Blue Ant, auje, e nie ma przy sobie okularw przeciwsonecznych.

Siada naprzeciwko Bernarda Stonestreeta, znanego jej z nowojorskich dziaa Blue Ant.
Jest blady i piegowaty jak zawsze, a jego sterczca szopa marchewkowoczerwonych wosw
powtarza w zwariowany sposb motyw pomienia Aubreya Beardsleya, co moe by efektem
takiego a nie innego uoenia gowy na poduszce podczas snu, ale bardziej prawdopodobne,
e jest efektem zabiegw ekskluzywnego fryzjera. Stonestreet ma na sobie garnitur od Paula
Smitha, dokadnie marynark rozmiar 118 i spodnie 11T, uszyte z czego czarnego.
W Londynie ubiera si w rzeczy warte tysice funtw, wygldajce, jakby woy je pierwszy
raz ostatniej nocy, po czym przespa si w nich i tak przyjecha do biura. W Nowym Jorku
chodzi wymuskany od stp do gw, jakby dopadli go specjalici od wizau. Midzyatlan-
tycka rnica parametrw kulturowych.
Po jego lewej rce siedzi Dorotea Benedetti. Jej gadko zaczesane wosy, niemal
z maniakaln dokadnoci imbecyla, sygnalizuj, jak podejrzewa Cayce, zarwno powane
nastawienie, jak i tarapaty. Dorotea, ktr Cayce zna przelotnie z poprzednich nie zobowizu-
jcych

* Charlie Dont Surf (ang.) - dos. onierz Nie Surfuje; nazwa zawiera aluzj do okrele-
nia Wietkongu w Czasie Apokalipsy.
kontaktw zawodowych w Nowym Jorku, jest jak szych w spce Heinzi&Pfaff, zaj-
mujcej si projektowaniem graficznym. Przyleciaa rano z Frankfurtu zaprezentowa pierw-
sz wersj nowego logo jednego z dwch wiatowych gigantw obuwia sportowego. Bigend
uzna, e gigant musi dokona jakiej istotnej, cho do tej pory bliej nie zidentyfikowanej
zmiany tosamoci. Rynek jest zalany obuwiem sportowym, a buty rolkarzy, ktre ju zaczy
wypiera pytkie teniswki i adidasy, te nie id rewelacyjnie. Cayce dostrzega ostatnio za-
cztki miejskiego survivalu, jak na wasny uytek nazywa ten styl, i chocia na razie mona
mwi tylko o niewiadomej zmianie stosowania kupowanych modeli, to nie wtpi, e po
fazie identyfikacji nastpi faza upowszechnienia.
Nowy znak towarowy bdzie przeskokiem firmy w nowe stulecie i sprowadzono Cayce,
z jej alergi rynkow, eby osobicie zrobia to, co robi najlepiej. Ten sposb zaatwiania
sprawy wydaje si jej dziwny, jeli nie wrcz archaiczny. Czemu nie telekonferencja? Pewnie
stawka jest tak powana, e zadecydoway wzgldy bezpieczestwa. Ale kiedy to ostatnio
sprawy zawodowe zmusiy j do opuszczenia Nowego Jorku? Raczej dawno.
Bez wzgldu na okolicznoci spotkania wyglda na to, e Dorotea traktuje je powanie.
Powanie jak raka. Na stole przed ni, o milimetr zbyt rwno, ley elegancka szara koperta ze
sztywnego papieru z surowym, chocia wymylnym, logo Heinzi&Pfaff. Jest zamknita za
pomoc jednego z tych drogich archaicznych wynalazkw, kawaka sznurka i dwch maych
brzowych kartonowych guzikw.
Cayce odwraca wzrok od Dorotei i koperty, zauwaajc, e w szalonych latach 90. nie
poskpiono funtw na t sal konferencyjn, wypuke drewniane boazerie kojarz si
z salonami barowymi transatlantyckiego zeppelina. Zauwaa gwintowane zaczepy na bladej
powierzchni ciany, ktre utrzymyway logo agencji zajmujcej wczeniej te pomieszczenia.
Dostrzegalne s te pierwsze znaki ostrzegajce przed remontem - rusztowanie w korytarzu,
gdzie kto sprawdza przewody, i za-foliowane bele wykadzin, pnie poliestrowej puszczy.
Cayce dochodzi do wniosku, e Dorotea by moe tego popoudnia chciaa przymi jej
minimalizm. Jeli taki miaa zamiar, nic z niego nie wyszo. Mimo pozornej prostoty czarna
sukienka Dorotei usiuje przekaza rwnoczenie kilka rzeczy, na przynajmniej trzy sposoby.
Cayce zawiesia swoj kurtk od Ricksona na oparciu krzesa i widzi, e Dorotea nie moe
oderwa od niej wzroku.
To dzieo fanatykw, replika amerykaskiej kurtki lotniczej na poziomie muzealnym,
element ubioru tak funkcjonalny i kultowy, jakim mg si poszczyci tylko XX wiek. Cayce
podejrzewa, e Dorotei gwatownie skoczyy obroty, gdy spostrzega, e MA-1 Cayce to ab-
solutny szczyt mi-nimalizmu, dziecko japoskiego obsesyjnego podejcia, japoskiego zami-
owania prostoty, jak najdalsze od czego takiego jak moda.
Cayce wie na przykad, e charakterystyczne marszczenia rkaww powstay wskutek
uycia przedwojennych maszyn krawieckich, buntujcych si przeciwko nowemu liskiemu
materiaowi, nylonowi. Tu Rickson przesadzi, ale tylko troch; dokona jeszcze setek podob-
nych, drobnych zabiegw, tak e jego produkt sta si icie japoskim przejawem czci. Imita-
cja przerosa obiekt imitowany. W garderobie Cayce nie ma droszego artykuu i nic nie moe
go zastpi.
- Nie masz nic przeciw? - Stonestreet wyciga paczk silk cu-tw. Cayce nigdy nie palia
i uwaa silk cuty za angielski ekwiwalent japoskich mild sevenow, jakby cay wiat produk-
tw tytoniowych sprowadza si do tych dwch marek.
- Nie - mwi Cayce. - Prosz, pal.
Na stole jest nawet popielniczka, maa, okrga i idealnie biaa. Na konferencji po drugiej
stronie Atlantyku byaby czym rwnie przestarzaym jak jedna z tych paskich, dziurkowa-
nych yeczek do serwowania piounwki, na ktr kadzie si kostk cukru. (Cayce wie, e
w Londynie spotyka si je podczas niektrych konferencji, chocia sama nie uczestniczya
jeszcze w takiej).
- Dorotea? - Stonestreet podsuwa paczk, ale nie w kierunku Cayce. Dorotea odmawia.
Stonestreet wsuwa kocwk z filtrem midzy drobne ruchliwe wargi i wyjmuje pudeko za-
paek, zapewne wyniesione poprzedniego wieczoru z jakiej restauracji. Naley si spodzie-
wa, e s rwnie drogie jak szara koperta Dorotei. Stonestreet zapala papierosa.
- Wybacz, e musielimy ci cign, Cayce - mwi. Zuyta zapaka wpada do popiel-
niczki. Cichy, charakterystyczny brzk potwierdza, e to ceramika.
- Na tym polega moja praca, Bernardzie - odpowiada Cayce.
- Wygldasz na zmczon - mwi Dorotea.
- Cztery strefy czasowe. - Cayce umiecha si samymi kcikami ust.
- Prbowaa tych nowozelandzkich piguek? - pyta Stone-street. Cayce przypomina so-
bie, e ona Stonestreeta, Amerykanka, kiedy pierwsza naiwna w zmarym mierci ecz-
kow klonie Z Archiwum X, jest twrc udanej serii kosmetykw homeopatycznych.
- Jacques Cousteau powiedzia, e jet lag to jego ulubiony narkotyk.
- No wic? - Przy tych sowach Dorotea spoglda znaczco na kopert H&P.
Stonestreet wydmuchuje kb dymu.
- No tak, pewnie wypadaoby.
Oboje spogldaj na Cayce. Ta patrzy prosto w oczy Dorotei.
- Ja jestem gotowa.
Dorotea cignie sznureczek kartonowego guzika bliszego Cayce. Unosi skrzydeko ko-
perty. Wsuwa do rodka palec wskazujcy i kciuk. Panuje cisza.
- No tak - Stonestreet przerywa cisz i gasi papierosa.
Dorotea wysuwa z koperty dwadziecia osiem centymetrw kwadratowych sztuki. De-
monstruje je Cayce, trzymajc za grne rogi opuszkami palcw z idealnym manikiurem.
To rysunek zrobiony grubym, czarnym japoskim pdzelkiem, w stylu, ktry w firmie
jest znakiem rozpoznawczym samego herr Heinzie-go. Cayce wie o tym. To, co widzi, prze-
monie kojarzy si jej z wizerunkiem poskrcanego plemnika, dzieem Ricka Griffina, hippi-
sow-skiego twrcy komiksw, tak gdzie z 1967 roku. Od razu wie, e takie logo nie chwyci.
Nie wie, skd to wie. Tak stanowi mtne standardy jej instynktownej oceny.
Ale przez krtk chwil ma wizj niezliczonych rzesz azjatyckich robotnikw, ktrzy po
jej tak latami umieszczaliby odmiany tego symbolu na niekoczcej si, nieustpliwej po-
wodzi obuwia. Czym byby dla nich ten powykrcany plemnik? Czy w kocu zaczby ich
nawiedza w snach? Czy ich dzieci malowayby go kred na drzwiach, zanim zrozumiayby,
e to logo?
- Nie - mwi.
Stonestreet wzdycha. Nie jest to gbokie westchnienie. Dorotea z powrotem wsuwa ry-
sunek do koperty, ale pozostawia j nie zamknit.
Umowa wyklucza wszelkie krytyczne analizy i twrcze sugestie. Cay-ce jest jedynie wy-
specjalizowanym papierkiem lakmusowym w ludzkim ciele.
Dorotea bierze papierosa od Stonestreeta, zapala i rzuca zapak obok popielniczki.
- Jak tam zima w Nowym Jorku?
- Zimna - mwi Cayce.
- I smutna? Wci smutna? - Cayce nie odpowiada. - Moesz jeszcze troch zosta, pod-
czas gdy my wrcimy do rysownicy? - pyta Dorotea.
Cayce zastanawia si, czy Dorotea zna procedury.
- Przyjechaam na dwa tygodnie - mwi. - Zajmuj si mieszkaniem przyjaciela.
- Aha, wakacje.
- Nie ma mowy o wakacjach, jeli mam nad tym pracowa. Dorotea nie komentuje uwagi.
- To musi by trudne, kiedy si czego nie lubi - mwi Stone-street znad piegowatych
palcw zoonych w daszek. Ruda czupryna wznosi si nad nimi jak pomienie nad trawion
poarem katedr. - Mam na myli zaangaowanie emocjonalne.
- To nie ma adnego zwizku z lubieniem czy nielubieniem, Bernardzie - odpowiada
Cayce. - To jest jak tamten zwj wykadziny, albo jest niebieski, albo nie. A mojemu zaanga-
owaniu emocjonalnemu jest zupenie obojtne, czy jest, czy nie jest niebieski.
Czuje powiew zej energii, kiedy Dorotea wraca na swoje krzeso. Ta stawia swoj wod
obok koperty H&P i gasi papierosa takim gestem, jakby robia to pierwszy raz w yciu.
- Bd rozmawia z Heinzim po poudniu. Zadzwoniabym teraz, ale jest w Sztokholmie,
rozmawia z Volvo.
Powietrze jest bardzo gste od dymu i Cayce czuje w gardle nieprzyjemne drapanie.
- Nie pali si, Doroteo - mwi Stonestreet i Cayce ma nadziej, e naprawd, ale to na-
prawd si nie pali.
*
Restauracja Charlie Dont Surf, gastronomiczna kalifornysko-wiet-namska fuzja
z wyranym posmakiem kolonialnej kuchni francuskiej, jest pena. Biae ciany udekorowano
ogromnymi czarno-biaymi powikszeniami zapalniczek zippo z czasu wojny wietnamskiej,
zdobionymi prostackimi wojskowymi symbolami armii amerykaskiej, jeszcze bardziej pry-
mitywnymi motywami erotycznymi i drukowanymi sloganami. Cayce kojarzy si to fotogra-
fiami nagrobkw konfederatw, inny jest tylko styl grafiki i tre napisw, a sam temat,
Wietnam, uwiadamia, e lokal nie jest nowy. Nieprawdopodobne, aby dzi zaprojektowano
tak restauracj, kierujc si nostalgi za przegran przez Ameryk wojn.
SPRZEDAM MIEJSCE W PIEKLE I CHAUP W WIETNAMIE
Zapalniczki na zdjciach s zuyte, powygniatane i zardzewiae od potu. Niewykluczone,
e Cayce pierwsza odszyfrowuje te teksty.
ZAKOPCIE MNIE TWARZ DO ZIEMI, EBY WIAT MG POCAOWA MNIE
W DUP
- Wiesz, on naprawd ma na nazwisko Heinzi - mwi Stone-street, nalewajc Cayce drugi
kieliszek kalifornijskiego caberneta, ktry ta unosi do ust, chocia wie, e to niezbyt mdre
z jej strony. - A wydaje si, e to tylko przezwisko. Jeli mia jakie imi, to ju dawno od-
pyno daleko na poudnie.
- Ibiza - podsuwa mu Cayce.
- e co?
- Przepraszam, Bernardzie. Jestem zmczona.
- Mwi ci, piguki. Te z Nowej Zelandii.
NIE MA ADNEJ GRAWITACJI - WIAT JEST BAGNEM, KTRE NAS WSYSA
- Przejdzie mi.
- Ale z niej zoza, co?
- Z Dorotei?
Stonestreet przewraca oczami. S piwne i maj dziwny odcie, jakby rtciowy, lni mie-
dzian zieleni.
173. POWIETRZNO-DESANTOWA
Pyta o jego amerykask on. Stonestreet zdaje jej relacj z wprowadzenia do sprzeday
maseczki ogrkowej i serii pilotujcej nowy asortyment, zahaczajc o strategi dostaw sprze-
dawcom detalicznym. Dociera lancz. Cayce skupia si na sajgonkach, wczajc autopilota,
ktry steruje jej potakiwaniami gow i penymi zrozumienia uniesieniami brwi, wdziczna
Stonestreetowi za prowadzenie konwersacji. Kiedy pogra si w tym stanie nieobecnoci
duchowej, cabernet zaczyna dziaa, spychajc j z kursu rozmowy, i Cayce wie, e najlepsze,
co moe zrobi, to by mi, wchon troch pokarmu, po czym si zwin.
Ale zapalniczkowe pyty nagrobkowe i wypisane na nich przyziemne elegie nie daj jej
spokoju.
DZIADEK Z DIEN BIE PHU
Sztuka restauracyjna oddziaujca na wiadomo goci to wtpliwy pomys, szczeglnie
w przypadku kogo o wraliwoci Cayce - szczeglnej, instynktownej, niemniej jednak nieco
nieokrelonej.
- Wic kiedy zaczo wyglda, e Harvey Nicols si nie doczy...
Skinienie gow, uniesienie brwi, ugryzienie sajgonka. O to chodzi. Zakrywa doni kieli-
szek, kiedy Stonestreet chce jej dola.
I tak udaje si jej przebrn przez lancz z Bernardem Stonestree-tem, od czasu do czasu
przyzywana przez pamitne nazwy miejscowoci z zapalniczkowego cmentarzyska (CU CHI,
QUI NHON), zakrywajce ciany. W kocu on paci i wstaj, zbierajc si do wyjcia.
Sigajc po ricksona, ktrego wczeniej powiesia na krzele, dostrzega okrg, wie
dziur z tyu na lewym ramieniu, zapewne wypalon papierosem. Na brzegach dr mikro-
skopijne brzowe kuleczki stopionego nylonu. Wida szar podszewk, niewtpliwie dzieo
jakiego wyjtkowego speca od militariw z okresu zimnej wojny, dopieszczon przez wy-
twrc tej kurtki, istnego otaku*.
- Co nie tak?
- Nie, nic - mwi Cayce. Wkada zaatwionego na dobre ricksona. Wychodzi
i machinalnie zauwaa przy drzwiach wsk gablotk
z przezroczystego akrylu, prezentujc tuzin autentycznych zapalniczek zippo
z Wietnamu. Automatycznie pochyla si, aby na nie zerkn. ALBO JA MAM PRZESRANE,
ALBO ONI PRZEJEBANE Ta dewiza w duym stopniu rwnie odzwierciedla jej aktualny
stosunek wobec Dorotei, chocia Cayce wtpi, czy zdoa w jakiej mierze wyrwna rachun-
ki, a gniew nie zaszkodzi tylko jej samej.

* Otaku - wielbiciel japoskich komiksw i filmw animowanych; zagorzay wielbiciel,
fan.
3.
ZACZNIK

Posza do Harveya Nicolsa i dostaa mdoci.
Powinna mie wicej oleju w gowie.
Wiadomo, jak reaguje na znaki towarowe.
Bya na dole, w dziale mskim, pchana idiotyczn nadziej, e jeli ju kto prowadzi
Buzza Ricksona, to Harvey Nicols, ktrego ozdobne wiktoriaskie gmaszysko wznosi si jak
rafa koralowa naprzeciwko stacji Knightsbridge. Gdzie na parterze, w dziale kosmetycznym,
musz nawet mie maseczk ogrkow Heleny Stonestreet, gdy, jak wytumaczy jej Ber-
nard, jego moc przekonywania pokonaa nawet handlowcw HN.
Ale tu na dole, obok Tommyego Hilfingera, wszystko zaczo si na ni wali, obudzia
alergi na znaki towarowe. Niektrzy ludzie pokn jednego orzeszka ziemnego i gowa
puchnie im do rozmiarw piki do koszykwki. Cayce puchnie psyche.
Tommy Hilfinger zawsze tak na ni dziaa, chocia mylaa, e jest ju bezpieczna.
W Nowym Jorku wszdzie si czai na czowieka, jak Benetton, ale Cayce mylaa, e zaya
ju tyle tej trucizny, e si uodpornia. Na dodatek, aura ostrzegawcza zmalaa, co pewnie
jako wie si ze zmian otoczenia. Nie spodziewaa si Nicolsa w Londynie. Atak ma po-
sta piorunujcej reakcji, jak po ugryzieniu folii aluminiowej.
Spojrzenie w prawo i lawina runa. Stok Tommych spad jej na gow.
Mj Boe, czy to nie dowd lepoty? To przecie podrba podroby podroby. Rozwodnio-
na tynktura Ralpha Laurena, ktry rozwodni dni chway Brooks Brothers, ktrzy z kolei wy-
korzystali styl Jermyn Street i Saville Row, zrzynajc stroje do gry w polo i kraty najwiet-
niejszych regimentw i ozdabiajc nimi swoj gotowizn. Ale Tommy Hilfmger to punkt ze-
rowy, czarna dziura. Musi istnie jaki hilfingero-wy horyzont zdarze, poza ktrym nie ma
ju kolejnych pochodnych, jeszcze bardziej oddalonych od rda, jeszcze bardziej bezdusz-
nych. Tak w kadym razie ma nadziej. Ale pewnie wanie ta bezduszno decyduje o jego
dugiej wszechobecnoci, pewnie tak.
Za wszelk cen musi uciec z tego logo-labiryntu. Ale ruchome schody wyrzucaj
z powrotem na dwr, i Cayce wie, e na grze nie poczuje si inaczej ni w rodku, i e nie-
uchronnie czeka j Sloane Square, kolejne ogniwo czynnikw wyzwalajcych reakcj aler-
giczn, i e wpadnie na Laur Ashley. Naprawd paskudna perspektywa.
Przypomina sobie, e na pitym pitrze HN jest pseudokalifornijski supersam, co jakby
Dean&Deluca, z restauracj. W rodku maj wydzielony, rozbity na pokraczne segmenty,
zrobotyzowany, dziwnie szumicy bar sushi oraz bistro ze wietn kaw.
Kofein trzymaa na pniej, srebrn kul na spadek serotoniny i stany ekstremalne. Mo-
e pj na gr. Moe wjecha wind. Tak, skorzysta z windy, maej, idealnie uformowanej
kabiny wielkoci szafy ciennej. Znajdzie j i pojedzie ni na gr. Ju.
Od myli do czynu. Winda zjeda, cudem pusta, i Cayce wchodzi do kabiny, naciska
5.
- Ale jestem podniecona - szepce kobiecy gos, kiedy drzwi si zasuwaj, ale Cayce wie,
e jest sama w tej pionowej trumnie ze zwierciade i szczotkowanej stali. Na szczcie jechaa
ju t wind i wie, e bezcielesne gosy maj rozbawia klientw.
- Mmmm - mruczy rwnie bezcielesny samiec. Jedyne podobne odgosy, ktre przycho-
dz na myl Cayce, to niesamowite owadzie brzczenie w toalecie ekskluzywnego baru ham-
burgerowego przy Rodeo Drive, z ktrej korzystaa wiele lat temu. Pomylaa, e to muchy,
chocia pewnie nie o takie skojarzenie chodzio pomysodawcy.
Teraz przynajmniej nie syszy innych gosw, duchw wywoywanych przez projektan-
tw; winda jakim cudem dociera na pite pitro, nie zatrzymujc si pod drodze.
Cayce wyskakuje w blade wiato, tnce skosem niepotrzebnie rozleg tafl szka. Jest
mniej klientw ni kiedy. Na tym poziomie jest tyle garderoby, co na ludziach i w byszcz-
cych reklamwkach. Opuchnita psyche moe nieco sklsn.
Przystaje przy kontuarze, omiatajc wzrokiem skwierczce steki, promieniejce blaskiem
jak twarze wieo wytoczone w medialnej mennicy. Biologiczna czysto tych mis jest zu-
penie nieosigalna dla czowieka; zwierzta wyhodowano na diecie surowszej ni kuchenny
katechizm ony Stonestreeta.
Przy barze kilku eurosamcw w ciemnych garniturach. Stoj i kopc swoje nieodczne
papierosy.
Cayce opiera si brzuchem o kontuar, napotyka wzrok barmana.
- Time Out? - pyta tamten, lekko marszczc czoo. Ostrzyony prawie do goej czaszki,
spoglda zza maski masywnych woskich okularw. Te szka w czarnych oprawkach przy-
pominaj jej emotiko-ny, symbole majce obrazowa emocje, komiksowe buzie sklecone
z klawiaturowych symboli. Okulary mona by zaznaczy semk, nos cznikiem, usta le-
wym ukonikiem.
- Prosz?
- Time Out. Cotygodniowy program kulturalny. Bya w panelu. W ICA. - Ostatnie zapro-
szenie do Institute of Contemporary Art, panel z jak wykadowczyni taksonomii znakw
towarowych, prowincjonaln pani profesor. Kapuniaczek rosi Mail. Publiczno pachniaa
wilgotn wen i papierosami. Cayce przyja zaproszenie, bo moga poby kilka dni
z Damienem. Za seri reklamwek skandynawskich samochodw kupi wtedy dom, ktry od
kilku lat wynajmowa. Zapomniaa o chaturce w Time Out, jednym z elementw ycia cool-
huntera. - Szukasz emefw. - Zwa oczy w nawiasach z czarnego woskiego plastiku.
Damien na wp szczerze utrzymuje, e poszukiwacze emefw to pierwsza prawdziwa
masoneria nowego wieku.
- Bye tam? - pyta Cayce, wytrcona z rwnowagi tym nagym rozamem kontekstu. Nie
jest w adnym wypadku saw, w kadym razie nie zwyka by rozpoznawana przez obcych.
Ale emefy maj to do siebie, e niweluj granice, wykraczaj poza zwyky porzdek rzeczy.
- Mj przyjaciel by. - Opuszcza wzrok i przejeda po kontuarze nieskazitelnie bia
ciereczk. Ma obgryzione paznokcie i nosi za duy piercionek. - Powiedzia mi, e wpad na
ciebie pniej, na stronie. Kcia si z kim na temat Chiskiego wysannika. - Podnosi
wzrok. - Chyba nie mylisz powanie, e to on.
On to Kim Hee Park, mody koreaski autor odpowiedzialny za wspomniany film,
wiecznego faworyta kin studyjnych, porwnywanego przez niektrych z emefami. Inni posu-
waj si do stwierdzenia, e to Kim Park jest twrc. Sugerowanie Cayce czego podobnego
to tak, jakby si pytao papiea, czy lubi herezj sekty katarw.
- Nie - prycha. - Oczywicie e nie.
- Nowy segment - wydysza szeptem.
- Kiedy?
- Dzi przed poudniem. Czterdziestoomiosekundowy. Z nimi. Cayce i barman s teraz
w kapsule, do ktrej nie przenika aden
dwik.
- Rozmawiaj? - pyta.
- Nie.
- Widziae?
- Nie. Dostaem wiadomo, na komrk.
- Nic nie mw, nie psuj efektu - ostrzega Cayce, zbierajc si w gar.
On kolejny raz skada cierk. Eurosamce wypuszczaj chmur niebieskiego gitanowego
dymu.
- Co do picia? - Kapsua pka, dopuszczajc foni.
- Podwjne espresso. - Otwiera enerdowsk kopertwk, sigajc po drobne ze wiata po
drugiej stronie lustra.
Barman oddala si kilka krokw i w czarnym ekspresie przygotowuje kaw. Para syczy
pod cinieniem.
Forum wpadnie w sza, pierwszestwo wpisw zaley od stref czasowych, historii roz-
powszechniania, rda emisji. Lokalizacja moe okaza si niemoliwa, segment zapewne
zaadowano z tymczasowego e-maila, przez ju zlikwidowany adres internetowy, moliwe e
bez wiedzy providera, niekiedy z chwilowo aktywowanej komrki albo przez anonimizator.
To ju ustalaj emeferzy, nieustannie przeczesujcy Internet, ktrzy gdzie znaleli ten plik
wideo, podrzucony, czekajcy na cignicie.
Barman wraca z kaw w biaej filiance na biaej podstawce i stawia przed Cayce na
lnicym czarnym blacie. Podsuwa stalowy koszyczek z przegrdkami penymi kolorowego
angielskiego cukru w przynajmniej trzech rodzajach. Kolejny aspekt wiata po drugiej stronie
lustra: cukier. Jest go wicej i to nie tylko w sodyczach. Cayce ustawia supek szeciu gru-
bych funtowych monet.
- Na koszt firmy.
- Dzikuj.
Eurosamce zamawiaj nastpn kolejk. Barman wraca ich obsuy. Wyglda jak Mi-
chael Stipe* na sterydach. Cayce zabiera cztery monety i przesuwa reszt w cie cukiernicy.
Gadko yka podwjne gorzkie espresso i odwraca si, szykujc do wyjcia. Oglda si, od-
chodzc. Barman przyglda si jej uwanie zza czarnych nawiasw okularw.

Takswk, oczywicie czarn, do stacji metra Camden.
Atak tommyfobii zosta zgrabnie odparty, ale depresja po rozczeniu z dusz osigna
bezmiar pasa cisz podzwrotnikowych. Cayce obawia si popadnicia w otpienie, zanim zrobi
najpotrzebniejsze zakupy. Sunie na automatycznym pilocie do supermarketu przy High Street,
napenia koszyk. Owoce ze wiata po drugiej stronie lustra. Kolumbijska kawa, drobno mie-
lona. Mleko dwuprocentowe.
W pobliskiej papeterii, zagraconej artykuami dla plastykw, kupuje szerok, czarn, ma-
tow tam klejc.
Idc Parkway ku domowi Damiena, zauwaa ulotk na latarni. Monochromatyczny, za-
nieony frame-grabe**.
On patrzy jakby z gbin.
Pracuje u Cantora Fitzgeralda***. Nosi zot lubn obrczk.
Nie jest std, jest z emefu.

Wiadomo od WParkUbranego to tylko zacznik.
Cayce siedzi przed cubeem Damiena z francuskim ekspresem na

* Michael Stipe - wokalista grupy R.E.M., producent filmowy.
** Frame-grabe (ang.) - klatka filmowa poddana obrbce, uzyskana za po-moc^frame-
grabera, programu zapisujcego klatki filmu na dysku.
*** Cantor Fitzgerald - firma brokerska.
dwie filianki, kupionym przy Parkway. Unosi si zapach kolumbijskiej czarnej, piekiel-
nie mocnej. Nie powinna tego pi; nie odsunie snu, a tylko cignie koszmary. Cayce wie, e
obudzi si roztrzsiona i o potwornej godzinie. Ale nie moe by otpiaa podczas otwierania
nowego segmentu. Grunt to koncentracja.
Otwieraniu zacznika z niewidzianym emefem zawsze towarzysz gbokie zmiany po-
strzegania. Teraz te. Stan progowy.
WParkUbrany oznaczy zacznik: #135. Sto trzydzieci cztery znane fragmenty... cze-
go? Dziea w akcie tworzenia? Czego dawno zakoczonego i teraz nie wiedzie czemu roz-
prowadzanego w kawakach?
Nie zajrzaa na forum. Mog jej popsu efekt. Kady nowy fragment naley odbiera na
wieo.
WParkUbrany mwi, e nowy emef powinno si oglda tak, jakby nie byo poprzed-
nich, uciekajc na chwil od elementw skadanych wiadomie lub nie od pierwszego seg-
mentu. Mwi te, e homo sapiens ma zdolno rozpoznawania wzorcw. To jednoczenie
bogosawiestwo i puapka.
Cayce powoli naciska dwigni ekspresu.
Kawa spywa do kubka.
Kurtk narzucia jak paszcz na gadkie ramiona mechanicznej nimfy, ktrej biay tors ba-
lansuje na wzgrku onowym z nierdzewnej stali, oparty pod ktem o szar cian. Patrzy bez
wyrazu. Z bog niewiadomoci lepca.
Pita po poudniu i Cayce ledwo widzi na oczy. Podnosi do ust smolisty pyn. Klika my-
sz.
Ile razy to robia?
Od jakiego czasu oddaje si marzeniu? Tak Maurice nazywa istot emeferyzmu: oddanie
si marzeniu.
Ekran komputera Damiena wypenia si absolutn czerni. To tak, jakby uczestniczya
w narodzinach kina, pierwszej projekcji braci Lu-miere; parowa lokomotywa wypadnie
z ekranu, wyganiajc widowni na ulice nocnego Parya.
wiato i cie. Koci policzkowe kochankw, preludium pocaunku.
Cayce dry.
To ju tyle czasu i nawet si nie dotknli. I tylko faktura ta agodzi absolutn ciemno
wok nich.
S ubrani tak jak zawsze, w rzeczy, ktre Cayce szeroko konsultowaa, zafascynowana
ich wszechczasowoci, czym znanym i akceptowanym. I to wanie stanowi problem. Po-
dobnie uczesanie.
Chopak mgby by marynarzem, ktry zszed z okrtu podwodnego w 1914 roku, albo
jazzmanem wchodzcym do klubu w 1957. Brak dowodw, stylistycznych ladw, co
w rozumieniu Cayce wiadczy o czystym mistrzostwie. Uznaje si, e czarny paszcz chopca
jest ze skry, chocia moe by z matowego plastiku albo gumy. Ma zwyczaj stawia ko-
nierz.
Dziewczyna nosi duszy paszcz, rwnie ciemny, ale chyba z tkaniny. Jego poduszki to
temat caego wtku, setek wpisw. Zarys ramion damskiego paszcza winien zdradza kon-
kretn epok, dekad, ale w tym wypadku zamiast zblienia pogldw doszo jedynie do spo-
rw.
Nie nosi kapelusza. Przyjto, e albo wtedy w ogle nie noszono kapeluszy, albo to
dziewczyna wyzwolona, nie oglda si na podstawowe kanony epoki. Identycznej analizie
poddano uczesanie, ale jak do tej pory nie osignito adnych wsplnych wnioskw.
Cae armie fanatycznych badaczy bez koca ukaday, dzieliy i ponownie ukaday sto
trzydzieci cztery odnalezione fragmenty, ale nie zidentyfikowano epoki ani nie ustalono kie-
runku narracji.
Pojawiy si wtki-upiory i rozpoczy wasne, niejasne, lecz uporczywie ywotne biogra-
fie. Cayce zna je wszystkie, ale trzyma si od nich z daleka. Niczego nie wyjaniaj, prowa-
dz tylko na surrealistyczne, bezbrzene manowce najczystszych spekulacji.
I kiedy Cayce patrzy, jak stykaj si usta tych dwojga, wie, e nic nie wie, ale e zaley
jej tylko na jednym - na obejrzeniu filmu, ktrego cz musi stanowi ten materia. Musi.
Gdzie nad ich gowami co przebyskuje, co biaego, rzucajcego wadczy szponiasty
cie. Doktor Caligari? Potem znw czer zalewa ekran.
Cayce klika REPLAY. Jeszcze raz oglda materia.
Wchodzi na forum i przewija ca zakadk wpisw. Od rana zebrao si dobrych kilka
stron; #135 wynurzajc si, wzbudzi krgi na wodzie, ale Cayce nie ma teraz ochoty w nich
brodzi.
Jaki w tym sens.
Spada z hukiem fala zmczenia, potop wyczerpania, ktrego nie wstrzyma ani kolumbij-
ska, ani adna inna kawa.
Cayce rozbiera si, myje zby. Rce i nogi ma zdrewniae z wyczerpania i drce od ko-
feiny, gasi wiato i wczoguje si pod sztywn, srebrn kodr Damiena.
Kuli si do pozycji embrionalnej i przeywa krtkie zdumienie, gdy ostatnia fala spada na
ni, na jej cakowit i cakowicie teraz odsonit samotno.
4.
Granaty kalkulacyjne

Jako przesypia albo prawie przesypia sawetn z godzin i doywa kolejnego poranka
w wiecie po drugiej stronie lustra.
Budzi j metaliczny migrenowy blask pod powiekami, odbity od skrzyde ulatujcego
snu.
wim ruchem wysuwa gow spod gigantycznej rkawicy i mruc oczy, spoglda
w okno. wit. Wyglda na to, e dotara do niej kolejna partia duszy. Cayce teraz inaczej ju
ocenia siebie i wiat po tej stronie lustra. Nieoczekiwany przypyw energii. Co kae jej wsta
z ka, wej pod prysznic i skierowa na siebie z bliska ostry, igiekowy strumie z woskiej
chromowanej gwki. Remont obj kanalizacj, pyn cae hektolitry gorcej wody
i Caycejest za to Damienowi niewymownie wdziczna.
Ma wraenie, e zamieszkao w niej co prostolinijnego, celowego, ale nie ma pojcia, co
to planuje, czego chce. Lecz jak na razie ten stan rzeczy cieszy j i postanawia wyj na mia-
sto, powczy si bez celu.
Suszy wosy. Wada czarny dinsowy zecap.
Mleko po drugiej stronie lustra (inne, chocia Cayce nie potrafi okreli tej innoci)
z patkami Weetabix i plasterkami banana. Ten nowy lokator jej wntrza, drugie ja, cay
czas jej towarzyszy.
Przyglda mu si, kiedy zakleja czarn tam dziur, brzegi poszarpane jak archaiczne
punkowe rany zadawane odziey. Wkada rickso-na, sprawdza, czy ma klucze i pienidze
i schodzi nadal nie wyremontowan klatk schodow Damiena, mijajc grski rower lokatora
i stert zeszorocznych czasopism.
Na zalanej socem ulicy wszystko znieruchomiao, poza cynamonow koci plam, ktra
wyrasta blisko i znika. Cayce nasuchuje. Gdzie w oddali syszy narastajcy szum Londynu.
Czujc niewytumaczaln rado, rusza Parkway w kierunku High Street i znajduje pry-
watn takswk, szofer jest Rosjaninem. Tak naprawd to adna takswka, tylko zakurzona
niebieska jetta ze wiata po drugiej stronie lustra, ale szofer zawiezie j do Notting Hill, wy-
glda przy tym tak staro, inteligencko i okazuje taki niesmak na jej widok, e wcale nie musi
si go obawia.
Kiedy tylko wyjechali z Camden Town, pogubia si. Nie zna planu miasta, pamita tylko
sie metra i szlaki prowadzce z niektrych stacji.
odek przesuwa si raz w prawo, raz w lewo na rondach i zakrtasach labiryntu opano-
wanego tylko przez tubylcw i takswkarzy. Migaj restauracje i sklepy ze starociami, roz-
dzielone tylko pubami.
Zdumiewa j blask goleni czarnowosego mczyzny w bardzo drogim szlafroku, pochy-
lajcego si w progu po poranne mleko i pras.
Pod plandek pry si wojskowy pojazd o obcej sylwetce, potnym zderzaku i napitej,
sznurowanej siatce maskujcej. Kierowca ma beret.
Uliczne umeblowanie wiata po drugiej stronie lustra to odamki miejskiej infrastruktury,
ktrych funkcji nie potrafi zidentyfikowa. Lokalny odpowiednik tajemniczej stacji kontroli
jakoci wody w jej kwartale Nowego Jorku, w ktrej - wedle pewnej przyjaciki Cayce - cay
zestaw badawczy to kran i filianka. Zawsze fantazjowaa, e gdyby miaa robi co innego,
objaby posad wdrownego kipera, degustujcego wod w rnych punktach Manhattanu.
Nie znaczy to, e szczeglnie by jej na tym zaleao, jednak fakt, i kto mgby si utrzy-
mywa z takiego zajcia, nie wiedzie czemu dodawa jej otuchy. Wtpi, eby miasto nadal
w ten sposb kontrolowao wod pitn.
Zanim dotarli do Notting Hill, zawadiacka cz jej osobowoci, ktra kierowaa porann
wypraw, odesza w sin dal i Cayce czuje si pozbawiona celu i zagubiona. Paci Rosjani-
nowi, wysiada naprzeciwko Portobello i schodzi do podziemnego przejcia dla pieszych,
cuchncego moczem po pitkowej nocy. Niesychanie wysokie puszki po piwie ze wiata po
drugiej stronie lustra trzeszcz pod butami jak rozdeptywane karaluchy.
Metafizyka korytarzy. Cayce ma ochot na kaw.
Ale Starbucks po drugiej stronie, za rogiem, nie jest jeszcze otwarty. Kelner walczy
z celofanowym opakowaniem plastikowych tacek.
Niepewna, co dalej robi, idzie w kierunku sobotniego bazaru. Jest wp do smej. Nie
pamita, o ktrej otwieraj sklepy ze starociami w podcieniach budynkw, ale wie, e do
dziewitej bdzie tu jeden wielki korek. Po co tu przyjechaa? Nie kupuje staroci.
Tutejsze niewielkie, okropnie milukie domki to chyba przebudowane stare stajnie. Wci
zmierza w kierunku Portobello i bazaru, kiedy dostrzega ich: trzech mczyzn w rnych
okryciach, z postawionymi konierzami, wpatrzonych z powag w otwarty baganik maego
i nietypowo starego autka ze wiata po drugiej stronie lustra. To nawet nie auto z drugiej stro-
ny lustra, jest po prostu angielskie. aden inny pojazd zza Atlantyku w niczym nie przypomi-
na tego. To chyba Vaux-hall Wyvern - myli, poniewa ma obsesj zapamitywania zna-
kw towarowych, chocia wcale nie jest pewna, czy to w ogle ta marka. Jeli za chodzi
o to, dlaczego zwraca uwag na tych trzech mczyzn, to pniej nie bdzie potrafia tego
wytumaczy.
Na ulicy nie ma nikogo innego, a powaga, z ktr przygldaj si temu, czemu si przy-
gldaj, jest nietuzinkowa. Maj miny starannych pokerzystw. Najwikszy, chocia nie naj-
wyszy, to Murzyn z ogolon gow, wcinity jak kiebasa w co lnicego, czarnego i tylko
ledwo, ledwo skropodobnego. Obok wysoki mczyzna o szarej twarzy, przygarbiony, pod
przetuszczonymi fadami przeciwdeszczowej kurtki od Barboura. Woskowana bawena na-
braa blasku i barwy zeschnitego koskiego ajna. Trzeci, modszy, krtko ostrzyony
i jasnowosy, w obszernych szortach rolkarza i obstrzpionej dinsowej kurtce. Na brzuchu
nosi wielk torb pocztow. Szorty jako zawsze gupawo wygldaj w Londynie - myli
Cayce, zrwnujc si z nimi.
Nie moe si oprze, zerka do baganika.
Granaty.
Czarne, zwarte, cylindryczne. P tuzina granatw na starym popielatym swetrze, pord
rozrzuconych brzowych kartonw.
- Panienko? - nagabuje j ten w szortach.
- No, cze... - syczy ten o szarej twarzy, ostro, niecierpliwie.
Cayce mwi sobie, eby ucieka, ale nie moe.
- Tak? Groza.
- Curty. - Blondyn podchodzi bliej.
- To nie ona, idioto. Tamtej dalej nie ma, cholera - syczy znw szary, z rosnc irytacj.
Blondyn dziwi si, mruga.
- Ty nie po curty?
- Po co?
- Kalkulatory.
Wtedy nie moe si oprze i podchodzi popatrze do samochodu.
- Co to?
- Kalkulatory. - Napity plastik skrzypi, kiedy Murzyn pochyla si po granat. Odwraca
si, podaje go Cayce. W kocu trzyma to co. Jest cikie, masywne, moletowane, dopasowa-
ne do doni. Prowadnice z czarnymi suwakami. Mae prostoktne okienka, biae cyferki.
U gry rczka jak w mynku do pieprzu, tylko wykonana przez rusznikarza.
- Nie rozumiem - bka Cayce i wyobraa sobie, e zaraz si obudzi w ku Darniena, bo
ma wraenie, e ni. Automatycznie szuka oznaczenia towarowego, odwraca przedmiot. Wi-
dzi, e pochodzi z Liechtensteinu. Z Liechtensteinu? - Co to jest?
- Urzdzenie precyzyjne - mwi Murzyn - nietranzystorowy, nieprdowy kalkulator me-
chaniczny. Mechanizm dziaa pynnie jak migawka dobrego pprofesjonalnego aparatu -
mwi gbokim i melodyjnym gosem. - Wynalazek Curta Herzstarka, Austriaka, opracowany
kiedy Herzstark siedzia w Buchenwaldzie. Wiesz, wadze obozowe nawet wspieray jego
prace. By zaszeregowany jako wizie do prac umysowych. Kalkulator zamierzano wr-
czy Fiihrerowi pod koniec wojny, ale Amerykanie oswobodzili Buchenwald w 1945. He-
rzstark przey. - Delikatnie odbiera od niej przedmiot. Ma potne donie. - Zachowa rysun-
ki. - Wielkie palce poruszaj si pewnie, agodnie, zmieniaj konfiguracj suwakw. Murzyn
ujmuje wyprofilowany, cylindryczny spd, krci rczk mynka. Suma wyskakuje natych-
miast. Unosi przedmiot i sprawdza wynik w okienku. - Osiemset funtw. Stan doskonay. -
Mruy troch oko, czekajc na odpowied.
- Pikny egzemplarz. - Oferta ujawnia sens tej zdumiewajcej wymiany zda. To handla-
rze, przyjechali ubi interes. - Ale na co mi on.
- Trzeba by gupi pizd, eby wyciga mnie na darmo - warczy szary, wyrywajc
przedmiot z rk Murzyna, ale Cayce wie, e to pod adresem Murzyna, nie jej. Szary wyglda
w tej chwili jak grony portret Samuela Becketta w ksice, z ktrej Cayce uczya si w colle-
geu. Ma aob pod paznokciami i dugie palce z pomaraczowo-brzowymi plamami niko-
tyny, ktrych nie zmyje ju nigdy. Odwraca si, pochyla nad otwartym baganikiem i z
wciekoci pakuje czarne, przypominajce granaty urzdzenia.
- Hobbs, zupenie nie masz cierpliwoci - mwi Murzyn i wzdycha. - Ona przyjdzie. Za-
czekaj, prosz.
- Pojeb - mwi Hobbs tonem, jakby si przedstawia, zamyka karton i szybkimi, prak-
tycznymi, dziwnie macierzyskimi ruchami okrywa go starym zniszczonym swetrem, jak
czua matka koderk pice dziecko. Zatrzaskuje pokryw baganika i sprawdza, czy zamek
zaskoczy. - Marnujecie mj czas, cholera... - Szarpie drzwi od strony kierowcy. Rozlega si
przeraliwy zgrzyt.
Przez chwil wida brudn mysi tapicerk i sterczc z deski rozdzielczej szufladk po-
pielniczki wypenion po brzegi petami.
- Ona przyjdzie, Hobbs - protestuje Murzyn, ale zupenie bezsilnie.
Ten nazywany Hobbsem moci si na fotelu kierowcy, zatrzaskuje drzwi i wcieky pa-
trzy na nich zza brudnej szyby. Silnik samochodu zaskakuje z wiekowym, astmatycznym dy-
gotem. Mczyzna wrzuca bieg, nie odwracajc spojrzenia, nadal wcieky, po czym kieruje
si ku Portobello. Szary samochd zakrca na rogu i znika.
- Ten go to udrka - mwi Murzyn. - Teraz tamta przyjdzie i co ja jej powiem? - Od-
wraca si do Cayce. - Sprawia mu zawd. Myla, e ty to ona.
- Kto?
- Kupiec. Agentka japoskiego kolekcjonera - wyjania blondyn. - Nie twoja wina. - Ma
sterczce sowiaskie koci policzkowe, pasujce do nich szczere spojrzenie i akcent, ktrego
nabywa si, niedbale uczc si angielskiego w Anglii. - Ngemi tylko zdenerwowany jest -
wskazuje Murzyna.
- No c, do widzenia - mwi Cayce. Rusza ku Portobello.
Otwieraj si pomalowane na zielono drzwi i wychodzi z nich kobieta w rednim wieku.
Jest ubrana w czarne dinsy i prowadzi na smyczy duego psa. Ten widok, typowy dla Not-
ting Hill, jakby uwalnia Cayce od zaklcia. Przyspiesza kroku.
Ale syszy te kroki za sob. Kiedy si odwraca, widzi blondynka z otwart klapic tor-
b. Pospiesznie j dogania.
Murzyn znik.
- Z tob podejd, mona? - mwi, zrwnujc si z ni i umiechajc zachwycony, e mo-
e zaoferowa t przysug. - Wojtek Bi-roszak si nazywam.
- Mw mi Izmael - mwi Cayce, idc dalej. Nie ma pojcia, dlaczego to powiedziaa.
- To eskie imi? - Idzie przy niej peen entuzjazmu i usunoci. Typek o dziwnej, de-
bilnej, ale w gruncie rzeczy znonej niewinnoci.
- Nie. Mam na imi Cayce.
- Case?
- Naprawd powinno si wymawia Casey - mwi troch bezmylnie - jak nazwisko
czowieka, na cze ktrego nazwaa mnie matka. Ale ja wymawiam inaczej.
- Casey? Kto to?
- Edgar Cayce, picy Prorok z Wirginijskiej Play.
- Czemu tak ci nazwaa, ta twoja matka?
- Bo jest ekscentryczk z Wirginii. Prawd mwic, nigdy nie chciaa o tym mwi. - To
prawda.
- A ty robisz co tu?
- Sprawy rynkowe. A ty? - pyta, wci idc.
- Te.
- Kim byli tamci ludzie?
- Ngemi mi ZX-81 sprzedaje.
- A co to?
- Sinclair ZX-81. Komputer osobisty, z okoo 1980 roku. W Ameryce Timex 1000 by,
taki sam.
- Ngemi to ten duy?
- Od 1997 handluje starymi komputerami i historycznymi kalkulatorami. Sklep
w Bermondsey ma.
- Twj wsplnik?
- Nie. Zaatwia kontaktowa. - Lekko poklepuje torb i rozlega si grzechot plastiku. -
ZX-81.
- Ale przyszed tu sprzeda kalkulatory?
- Curty. Cudowne, nie? Ngemi i Hobbs maj nadziej na sprzeda wizan. Japoskiemu
kolekcjonerowi. Trudny ten Hobbs. Zawsze.
- Te handlarz?
- Matematyk. Smutas wspaniay. Bzik na curty, ale nie moe sobie na to pozwoli. Kupu-
je i sprzedaje.
- Nie wyglda na zadowolonego. - atwo prowadzenia niebywale idiotycznych roz-
mw ma, zadaniem Cayce, niebyway wpyw na ca jej karier coolhuntera, chocia nie
cierpi tego terminu. Sama te nawizywaa podobne konwersacje. Szukajc korzeni nastpnej
mody, odwiedzia getto Los Angeles, Dogtown, w ktrym podobno narodzi si tak epokowy
trend jak jazda na deskorolkach. I przekonaa si, e cay sekret skutecznego wyawiania no-
woci sprowadza si do tego, aby zada nastpne pytanie. Tak wanie poznaa tego Meksy-
kanina, ktry pierwszy przekrci baseballwk daszkiem do tyu. Ju to wiadczy, jaka jest
dobra. - Jak wyglda ten ZX-81? - Wojtek zatrzymuje si, grzebie w torbie i wyciga tragicz-
nie wygldajcy prostokt poobijanego czarnego plastiku, mniej wicej rozmiarw wideoka-
sety, oraz jeden z samoprzylepnych, jakim cudem dziaajcych blokw klawiszy, przypomi-
najcych rozganiki kablwki w motelach, ktrych goci naley podejrzewa o zamiar kra-
dziey tych urzdze. - To ma by komputer?
- Kilo RAM-u!
- Kilo? - Wychodz na ulic nazywan teraz Westbourne Grove, pen detalistw
z modnymi artykuami, i Cayce widzi tum na skrzyowaniu z Portobello. - Na co ci one?
- To skomplikowane.
- Ile ich masz?
- Duo.
- Czemu je lubisz?
- To historyczny etap rozwoju komputerw osobistych - mwi powanie -
i Zjednoczonego Krlestwa. Temu jest tylu programistw tu.
- A dlaczego?
Ale Wojtek przeprasza, wchodzi w wski zauek, w ktrym trwa rozadowywanie znisz-
czonej pciarwki. Przeprowadza szybk wymian zda z wielk kobiet w turkusowym
paszczu przeciwdeszczowym i wraca, pakujc do torby kolejne dwie rzeczy.
Idc, tumaczy jej, e Sinclair, angielski wynalazca, robi wszystko jak trzeba, tylko zu-
penie na opak. Przewidujc powstanie rynku tanich komputerw osobistych, uzna, e ludzie
zechc uywa ich do nauki programowania. ZX-81, sprzedawany w Stanach Zjednoczonych
pod nazw Timex 1000, kosztowa poniej stu dolarw, ale wymaga od uytkownika wpro-
wadzania programw za pomoc motelowej klawiaturki pomocniczej. Doprowadzio to,
w opinii Wojtka, do krtkotrwaego popytu na ten produkt i do stosunkowej nadprodukcji
wytrawnych programistw w Zjednoczonym Krlestwie dwadziecia lat pniej. Jest przeko-
nany, e konieczno pisania programw i te skrzyneczki zamciy im w gowach.
- Jak hakerom w Bugarii - dodaje tajemniczo.
- Ale jeli Timeksy szy w Stanach Zjednoczonych, dlaczego nie mamy te tylu programi-
stw?
- Programistw macie, ale Ameryka rni si. Ameryka zapotrzebowanie na Nintendo
miaa. Do Nintendo nie trzeba programistw. Poza tym, przy wprowadzaniu tego produktu do
Ameryki dodatkowe koci RAM-u z kwartalnym opnieniem cigano. Ludzie komputer
kupuj, do domu zawo i przekonuj si, e on prawie nic nie moe. Katastrofa.
Cayce jest pewna, e w Anglii te byo zapotrzebowanie na Nintendo, tyle e zostao za-
spokojone i zapewne nie naley si tu zbytnio spodziewa kolejnej fali programistw, jeli
teoria Wojtka jest prawdziwa.
- Musz si napi kawy - mwi.
Wojtek prowadzi j do rozsypujcego si pasau handlowego na rogu Portobello Road
i Westbourne Grove. Obok kramikw, w ktrych Rosjanie wykadaj zapasy poplamionych
starych zegarkw, schodami w d, zamawia jej filiank czego, co wyglda jak biaa ka-
wa z czasw wizyt maej Cayce w Anglii, napj ze wiata po drugiej stronie lustra i epoki
poprzedzajcej Starbucksy. Smakuje jak saba neska ze skondensowanym mlekiem i cukrem
sodszym ni sodzik. Cayce przypomina sobie, jak ojciec prowadzi j do londyskiego zoo,
kiedy miaa dziesi lat.
Siadaj na skadanych drewnianych krzesach, pamitajcych zapewne Blitzkrieg, ostro-
nie siorbic wrzcy pyn.
Ale w polu widzenia Cayce wyrasta ludzik Michelin, biaa nadmuchana gsienica, przy-
cupnity na brzegu kontuaru handlarza, jakie dziesi metrw dalej. Ma troch ponad p
metra wysokoci i zapewne arwk w brzuchu.
Ludzik Michelin to znak towarowy, od ktrego zaczy si jej fobie. Miaa wtedy sze
lat.
- Dosta kaczk w twarz przy dwustu pidziesiciu wzach - cicho recytuje.
Wojtek mruga.
- Co mwisz?
- Przepraszam - mwi Cayce. Kiedy bya nastolatk, przyjaciel ojca, pilot, opowiedzia jej
o koledze, innym pilocie, ktry zderzy si z kaczk, wzlatujc nad Sioux City. Kaczka roz-
trzaskaa owiewk i do kokpitu wpad huragan. Pilot wyldowa jednak bezpiecznie. Wkrtce
wrci do latania, a na pamitk zostao mu tylko par odamkw szka w lewej gace ocznej.
Opowie zafascynowaa Cayce i po jakim czasie przekonaa si, e zdanie z kaczk zae-
gnuje panik, ktr zawsze budzi ten najgorszy czynnik fobiotwrczy. - To taki tik werbalny.
- Tik?
- To trudne do wyjanienia. - Patrzy w innym kierunku, odkrywajc stoisko
z wiktoriaskimi, niewyobraalnie ohydnymi narzdziami chirurgicznymi. Pilnuje ich starzec
o wysokim, nakrapianym czole, przybrudzonych brwiach, wskich ramionach i ptasiej go-
wie. Stoi za kontuarem osonitym szkem od gry i frontu, za ktrym umieszczono wik-
szo poyskujcych eksponatw, w etui wycieanym przy-blakym aksamitem. Szukajc
przyjemniejszego tematu, ktry pozwoliby jej nie tumaczy si z kaczki, i uciekajc od lu-
dzika Michelin, bierze kaw i przecina wyoone spkanymi deskami przejcie. - Mgby mi
pan wyjani, co to jest? - pyta, wskazujc na chybi trafi palcem.
Sprzedawca spoglda na ni, na wskazany przedmiot i wraca wzrokiem do niej.
- Zestaw trepanacyjny, robota Evansa z Londynu, rok okoo 1780, w oryginalnym etui
z wowej skrki.
- A to?
- Francuski zestaw do litotomii z pocztku XIX wieku, z fur-kadem smyczkowym roboty
Grangereta. Puzderko mahoniowe z mosinymi okuciami. - Przyglda si jej gboko osa-
dzonymi, przekrwionymi oczami, nie drgnwszy nawet zaczerwienion powiek jakby oce-
nia, czy nadaje si do maego zabiegu zestawem Grangereta, budzcym dreszcz urzdzeniem,
rozoonym w przegrdkach na zjedzonym przez mole aksamicie.
- Dzikuj - mwi Cayce, dochodzc do wniosku, e w tej chwili nie jest to wystarczajco
przyjemny temat. Odwraca si do Wojtka. - Zaczerpnijmy troch wieego powietrza.
Wojtek podrywa si entuzjastycznie z krzesa, zarzuca na rami torb pkat od Sincla-
irw i idzie za Cayce w gr schodw, na ulic.
Ta okazuje si tak samo zatoczona jak podczas jej poprzednich tu wizyt. Turyci, kolek-
cjonerzy i ciekawscy, w tym wielu jej rodakw i Japoczykw, napynli niekoczcymi si
falami ze stacji po obu stronach bazaru. Tum gsty jak na stadionie podczas koncertu usiuje
porusza si we wszystkich kierunkach wzdu Portobello. Do dyspozycji jest tylko jezdnia,
chodniki zajli tymczasowi wystawcy z niewielkimi stolikami, otoczeni grupkami kupuj-
cych. Soce wyszo cakowicie i niespodziewanie spoza chmur i Cayce czuje zawrt gowy
wywoany nag solidn dawk wiata, tumem i rozdarciem duszy.
- Teraz szuka ciko - mwi Wojtek, ciskajc opiekuczo torb pod pach. Szybko do-
pija kaw. - I musz. Prac mam.
- Co robisz? - pyta Cayce, gwnie aby nie zdradzi, e ma zawroty gowy.
Ale on tylko wskazuje ruchem gowy torb.
- Oceni musz ich stan. Przyjemnie ci poznawa. - Wyjmuje co z grnej kieszeni kurt-
ki i podaje Cayce. Kawaek biaego bristolu z piecztk. Adres e-mail.
Cayce nigdy nie miaa wizytwek i zawsze niechtnie udostpniaa dane.
- Nie mam wizytwki - mwi, ale podaje mu adres na Hotmail, pewna, e zapomni. Woj-
tek rozdziawia umiechnite usta, gupkowato i jako dziwnie ufnie, pod prostymi jak od li-
nijki sowiaskimi komi policzkowymi, i znika w tumie.
Cayce parzy sobie jzyk wci gorc kaw. Resztk wrzuca do przepenionego ju ko-
sza.
Postanawia wrci do Starbucksa w pobliu stacji metra Notting Hill, wypi kaw latte,
z mlekiem ze wiata po drugiej stronie lustra i wrci metrem do Camden.
Ma poczucie, e zaczyna wraca do wiata rzeczywistego.
- Dosta kaczk w twarz przy dwustu pidziesiciu wzach - tym razem sowa te s wy-
razem ulgi i Cayce rusza z powrotem ku Notting Hill.
5.
NA CO ZASUYY

Pami Cayce wiernie przechowaa obraz krucjaty dziecicej.
Tak Damien nazywa ten wlokcy si noga za nog lemingopodob-ny tum modych ludzi,
korkujcy w niedziele High Street, od stacji do luz.
Kiedy Cayce wyania si z rozgrzechotanych, posapujcych otchani metra, na budzcych
zawroty gowy ruchomych schodach o stopniach z jasnego, twardego, zawinionego i chyba
niezniszczalnego drewna, stado gstnieje nieubaganie.
Na chodniku nagle wchania j tum wypeniajcy ulic, jakby ywcem przeniesiony
z wiktoriaskiego sztychu publicznej egzekucji albo wycigw.
Znieksztacone, ogromne imitacje pierwszych aeroplanw, butw kowbojskich
i rozczapanych martensw zdobi fasady wikszoci skromnych sklepikw. Wszystkie maj
rozlane kontury, typowe dla wyrobw rcznych, jakby ulepione ze zwaw modeliny przez
dzieci wielkoludw.
Cayce spdzia cae godziny podczas wdrwki przez ten gszcz ng, eskortujc szefw
pionw projektowych wiatowych wytwrni obuwia sportowego, ktrzy zapewnili sobie for-
tuny i wiele godzin samotnoci, tropic niszowe trendy uliczne, dajce si opisa w e-mailach
do kraju.
Ta zbieranina to zupenie co innego ni tum na Portobello Road; popychaj j inne -
dze, skpana w feromonach, zapachu godzikowych papierosw i haszyszu.
Obiera kurs na wygodny punkt orientacyjny - Virgin Megastore, rozwaajc, czy nie uda
si z prdem i nie przestudiowa innego materiau ni filmowy. Trendy wypywajce w tej
dzielnicy s w cenie i Cayce Pollard nadal ma klientw w Nowym Jorku chtnych zapaci za
raport o tym, co robi, co nosz i czego suchaj tu ci modzi modotwrcy. Nie, jednak nie.
Formalnie biorc, nadal ma kontrakt z Blue Ant, a poza tym zupenie brak jej motywacji.
Cignie j do powrotu i zmierza do mieszkania Damiena, pokonujc bez nadmiernego wysi-
ku alejki midzy stoiskami owocowo-warzywnymi przy Inverness Street. Po drodze robi tyl-
ko niezbdne zakupy - znalaza wiesze produkty ni w pobliskim supermarkecie - po czym
z przezroczyst, row reklamwk hiszpaskich lub marokaskich pomaraczy wraca do
domu.
Damien nie ma alarmu, co j cieszy, w przeszoci wczaa ju alarmy u obcych ludzi,
nie tylko ciche, i nie ma ochoty na powtrk. Klucze Damiena s tak masywne, solidne
i prawie rwnie przyjemnie wykoczone jak te cikie jednofuntowe monety; jeden do drzwi
od ulicy, dwa do mieszkania.
Wchodzc do mieszkania, przez chwil czuje si o niebo lepiej. Wspominajc groz
przedwitu, zdaje sobie spraw, e wiksza cz duszy przybya; teraz to tylko dom Damie-
na, czy te niedawno odnowiona wersja domu Damiena i jeli czego jej tu brak, to tylko sa-
mego Damiena. Gdyby nie wyjecha do Rosji krci dokument, pewnie teraz brodziliby sobie
w tumie po Camden i Primrose Hill.
Poznanie Wojtka, jego przyjaci oraz czarnych buchenwaldzkich kalkulatorw, wszyst-
kie te konteksty i podteksty, to tylko przeduenie snu ostatniej nocy.
Zamyka drzwi i podchodzi do upionego mka z wyczonym ekranem, agodnie pulsuj-
cego podwietlonymi przecznikami. Damien ma sztywne cze, a wic i stay dostp do sie-
ci, przynajmniej powinien mie. Czas sprawdzi Fetysz:Emefy:Forum i zobaczy, do jakich
wnioskw pobudzi segment z pocaunkiem WParkUbranego, Celulo, Mamm Anarchi
i innych wsplnikw w obsesji. Musi podj wtek od samego pocztku, musi si zoriento-
wa, co ludzie myl.
WParkUbrany jest jej ulubiecem na F:E:F. Wymieniaj e-maile, gdy na forum wrze jak
w ulu, ale i wtedy, gdy jest tam cicho jak w grobie. Nie wie o nim prawie nic, poza tym, e
mieszka w Chicago i chyba jest gejem. Ale kade z nich zna lepiej ni ktokolwiek na wiecie
namitne zainteresowanie emefami drugiego, jego wtpliwoci i robocze hipotezy.
Zamiast wpisa adres forum, klika histori przegldarki.

ZOBACZ, NA CO ZASUYY TE AZJATYCKIE DZIWKI!
FETYSZ:EMEFY:FORUM

Zamiera z doni na myszy, wpatrzona w najwysz linijk - nazw ostatniej strony, na
ktrej zaogowano si z cubea Damiena.
Dowiadcza tej znanej wszystkim reakcji, wosy je si jej na gowie.
Na nic sia woli, nie zamieni miejscami azjatyckich dziwek z F:E:F. Cayce rozpaczliwie
chce, aby azjatyckie dziwki znalazy si poniej F:E:F, ale one jak byy, tak sana grze histo-
rii. Cayce siedzi zastyga, patrzy na histori przegldarki, tak jak kiedy na brzowego pajka-
sa-motnika w ogrodzie ranym w Portland; ponure stworzonko, o ktrym jej godny zaufania
gospodarz powiedzia, e ma do neurotok-syn, eby zapewni potworn mier im obojgu.
Mieszkanie Damiena nagle przestaje by przyjaznym, znajomym schronieniem. Staje si
ciasn duszn klitk w ktrej mog wydarzy si bardzo ze rzeczy. I Cayce przypomina so-
bie, e jest tu piterko, na ktre tym razem jeszcze nie wesza.
Spoglda na sufit.
I nie wiedzie czemu przypomina sobie, jak leaa szczliwa albo przynajmniej mio
nieobecna duchem pod facetem o imieniu Donny.
Donny by facetem Cayce Pollard, dziwniejszym ni wikszo jej pozostaych facetw,
i z czasem uwierzya, e to wynikao wanie z faktu, e nazywa si Donny. Jak zauwaya
jej przyjacika, aden z facetw, z ktrymi zwykle chodziy, nie tylko nie nazywa si Don-
ny, ale nikomu do gowy nie przyszo, e mgby si tak nazywa. Donny mia irlandzko-
woskie korzenie, pochodzi z East Lansing i brakowao mu dwch rzeczy: wstrzemiliwoci
w piciu alkoholu oraz jawnych rodkw utrzymania. Ale z drugiej strony by przystoj-
niaczkiem, czasem bardzo zabawnym, chocia nie zawsze wiadomie, i Cayce przeya okres,
w ktrym nie wiedzie jak, bo nigdy tego nie planowaa, ldowaa pod Donnym i jego szero-
kim umiechem w niezbyt czystej pocieli mieszkania przy Clinton Street, midzy Rivington
i Delancey.
Ale tego ostatniego razu, przygldajc si mu, gdy wkracza w faz rozbiegow orgazmu,
o ktrym z gry wiedziaa, e bdzie uczciwy, bo nieraz si o tym przekonaa, nie wiedzie
czemu wycigna ramiona nad gow, moe nawet z pewn luboci, i przejechaa lew rk
za popstrzonym przez karaluchy zagwkiem. Napotkaa tam co zimnego, twardego, wyko-
nanego z wielk precyzj, co po obmacaniu czubkami palcw okazao si kanciast kolb
samopowtarzalnego pistoletu - zapewne przyklejonego tam bardzo podobn do tej, ktrej
uya tego rana, zalepiajc ricksona.
Wiedziaa, e Donny jest leworczny i dlatego tak umieci bro, aby mc po ni sign,
lec w ku.
Jaki fundamentalny modu obliczeniowy Cayce natychmiast przeprowadzi najprostsz
z moliwych operacj: Cayce plus facet Cayce plus spanie z broni rwna si Cayce minus od
tej pory eksfacet Cayce.
Leaa tak tam, dotykajc opuszkami palcw szachownicy na kolbie pistoletu
i przygldaa si Donnyemu, jak po raz ostatni ujeda pewn klaczk.
A tu, w Camden Town, w mieszkaniu Damiena, u gry wskich schodw, jest pokj.
Spaa w nim podczas uprzednich wizyt i wie, e Damien zamieni go na domowe studio,
w ktrym folguje swojej tajemnej pasji miksowania muzyki.
Zastanawia si, czy teraz kto w nim jest?
Ten kto, kto jako dosta si tu pod jej nieobecno i z nudw rzuci okiem na azjatyckie
dziwki. To wydaje si absurdalne, niemoliwe, a jednoczenie, cho tylko teoretycznie, mo-
liwe. A moe to wszystko jest a za bardzo moliwe?
Znw ogarnia wzrokiem pokj i dostrzega na wykadzinie rolk czarnej tamy. Ley pio-
nowo, jakby si stoczya. A Cayce pamita, bardzo dokadnie pamita, e po tym, jak jej uy-
a, pooya j pasko na skraju stou, wanie eby si nie stoczya.
Wtedy co kae jej pj do kuchni i nie wiedzie czemu zajrze do szuflady
z kuchennymi noami Damiena. S nowe, prawie nieuywane i wystarczajco ostre. Chocia
nie jest pewna, czy nie zdoaaby si obroni jednym z nich, gdyby zasza taka potrzeba, to
pomys z ostrzami nie wydaje si jej dobry. Zaglda do innej szuflady i znajduje prostoktne
kartonowe pudo czci mechanicznych. S cikie, dokadnie wykoczone i lekko naoliwio-
ne. To zapewne szcztki dziewczyn-ro-botw. Jedna z tych czci, gruba i cylindryczna, ley
znakomicie w doni, spiowane brzegi lekko wystaj poza krawdzie zacinitej pici. Pa-
mita, jak par wsunitych midzy palce wierdolarowych monet moe znakomicie zastpi
kastet, jednak Donny si na co przyda.
Ma z sob ciki cylinderek, gdy idzie schodami do domowego studia nagraniowego
Damiena. Studio okazuje si tylko pustym studiem, nie adn kryjwk. Jest w nim tapczan,
wski i nowy, na ktrym prawdopodobnie spaaby, gdyby Damien nie wyjecha.
Wraca na d.
Ostronie pokonuje przestrze, wstrzymujc oddech, gdy otwiera obie szafy cienne. S
prawie puste, Damien nie dba o ubrania.
Zaglda do stojcych szafek w odnowionej kuchni i pod zlew. Nie kuli si tam aden
wamywacz, a tylko ley dua ta tama miernicza zostawiona przez brygad remontow.
Zakada acuch na zaryglowane drzwi wejciowe. Wedle nowojorskich standardw to
acuszek, nie aden acuch, zreszt na tyle dugo mieszkaa w Nowym Jorku, e ma bardzo
mae zaufanie do tej metody zabezpieczania mieszkania. Zawsze to jednak co.
Sprawdza okna. Wszystkie s zamknite i poza jednym zamalowane farb na spojeniu
skrzyda z futryn, tak e otworzenie ktrego z nich wymagaoby pewnie trzech godzin pra-
cy drogiego mistrza stolarki i specjalistycznego zestawu narzdzi. To jedyne dajce si otwo-
rzy, niewtpliwie dziki zabiegom wspomnianego stolarza, jest obecnie zabezpieczone za-
suwami ze wiata po drugiej stronie lustra, o krytych ryglach, otwieranych i zamykanych za
pomoc abki czy klucza maszynowego o dziwnie uksztatowanej gwce. Widziaa wcze-
niej takie urzdzenie w Londynie i nie ma pojcia, gdzie Damien moe je trzyma. Poniewa
okno otwiera si tylko od wewntrz, a szyba jest nietknita, jest wykluczone, eby wamy-
wacz dosta si t drog.
Oglda si na drzwi. Kto ma klucze. Dwa klucze do tych i moliwe, e trzecie do drzwi
na dole.
Damien na pewno ma now dziewczyn, o ktrej nie wspomina. Lub star. Kogo, kto
zatrzyma klucze. A moe to sprztaczka. Zapomniaa czego i wrcia si, kiedy Cayce bya
poza domem.
Ale zaraz przypomina sobie, e klucze s nowe, zamki wymieniono po zakoczeniu re-
montu, tak e musiano przesa jej nowy komplet w przeddzie przyjazdu. Przyszy Federal
Expressem. Zaatwia to sekretarka Damiena, ktra po wyjedzie Cayce ma ogarn mieszka-
nie. I Cayce przypomina sobie, jak rozmawiaa z ni przez telefon. Sekretarka bya przejta,
bo wysyaa jej swj jedyny komplet kluczy, i przepraszaa za nieporzdek. Damien nie za-
trudnia sprztaczki.
Idzie do azienki i przeglda swoje kosmetyki. Wyglda na to, e adnego nie ruszano.
Przypomina sobie dziwnie modego Seana Con-neryego w jego pierwszym Bondzie. Przed
wyjciem do kasyna przykleja dobr szkock lin swj liczny czarny wos do skrzyda
drzwi pokoju hotelowego, aby po powrocie dowiedzie si, czy kto naruszy jego przestrze,
czy nie.
Teraz na to za pno.
Wraca do salonu i spoglda na cubea, ktry wrci do stanu upienia, potem na tam na
wykadzinie. Pokj jest czysty i prosty, semio-tycznie neutralny. Damien pod grob zwol-
nienia rozkaza dekoratorom unika wszelkich dodatkw z czasopism o wntrzach.
Co jeszcze mogoby kry informacj?
Telefon. Na stoliku przy komputerze.
Jest to nietypowo prosty aparat ze wiata po drugiej stronie lustra, nie wydajcy adnych
nowomodnych dwikw. Nawet nie wywietla numeru rozmwcy. Damien uwaa, e takie
rzeczy tylko kradn czas i niepotrzebnie komplikuj proste sprawy. Ale przycisk REDIAL
ma, co pozwala na powtrne wybranie ostatniego poczenia.
Cayce podnosi suchawk i patrzy na ni, jakby ta miaa przemwi. Naciska REDIAL.
Sucha sekwencji dwikw ze wiata po drugiej stronie lustra. Spodziewa si gosu automa-
tycznej sekretarki Blue Ant, a moe weekendowej recepcjonistki, bo ostatnio korzystaa
z tego aparatu w pitek przed poudniem, czc si z Blue Ant i pytajc o samochd.
- Lasciate un messagio, risponder appena possible.
Kobiecy gos, ostry i niecierpliwy.
Rozczenie. Wolny sygna.
Krzyk grznie Cayce w gardle. Odkada suchawk, jakby parzya.
Zostaw wiadomo. Oddzwoni, kiedy tylko bd moga.
Dorotea.
6.
FABRYKA ZAPAEK

Cayce syszy w gowie gos ojca i powtarza za nim w mieszkaniu Damiena:
- Po pierwsze, zabezpieczy obrzea swojego terytorium.
Win Pollard, przez dwadziecia lat inspektor do spraw oceny i ulepszenia bezpieczestwa
fizycznego ambasad amerykaskich, poszed na emerytur i opatentowa barierki rozdzielaj-
ce tum na koncertach rockowych. Jego idea opowiastki do poduszki to systematyczna,
szczegowa i zawia relacja o tym, jak w kocu zabezpieczy kanalizacj w ambasadzie mo-
skiewskiej.
Cayce patrzy na pomalowane na biao drzwi i ocenia, e to db. Jak wiele rzeczy z epoki
wiktoriaskiej, s nad miar solidne. Zawiasy wewntrzne, jak naley, skrzydo otwiera si do
rodka, na nagi kawaek ciany. Cayce ocenia odlego midzy zamknitymi drzwiami
a cian i patrzy na st.
Bierze t tam, lec pod zlewem, mierzy dugo stou, potem odlego midzy za-
ryglowanymi i zabezpieczonymi acuchem drzwiami i cian. Po zabarykadowaniu zostanie
osiem centymetrw luzu i bez topora straackiego albo materiaw wybuchowych nikt nie ma
szans wedrze si do mieszkania.
Przekada na podog telefon, modem, klawiatur, goniki i monitor, nie odczajc ich,
ani nie wyczajc cubea. Tymczasem ekran si budzi i Cayce widzi, e azjatyckie dziwki s
nadal na tym samym miejscu. Przekadajc samego cubea, przypadkowo naciska wycznik
sieciowy. Komputer ganie. Wcza go i wraca do stou, ktrego blat spoczywa swobodnie na
krzyakach. Jest ciki i solidny, ale Cayce to jedna z tych szczupo wygldajcych kobiet,
ktrych niska waga idzie w parze ze sprawnoci mini. Dziki temu w collegeu wspinaa
si znacznie lepiej ni jej facet, psycholog, ku jego wiecznej i rosncej irytacji. Niezmiennie
osigaa szczyt pierwsza, trudniejsz tras, nigdy zreszt nie wybierajc jej celowo.
Opiera blat o cian przy drzwiach i wraca po krzyaki. Przynosi od razu oba, ustawia je,
nastpnie unosi blat i ukada na krzyakach, ostronie, eby nie porysowa wieo pomalo-
wanej ciany Damiena. Zdejmuje acuch i cofa rygle w drzwiach, uchyla drzwi na osiem
centymetrw, na tyle, na ile pozwala szeroko stou. Okazuje si, e powstaa szpara jest tak
wska, e nawet nic przez ni nie wida. Zabezpieczywszy obrzea, zamyka i rygluje drzwi,
potem jeszcze zakada acuch.
Cube informuje, e nie zosta waciwie zamknity, klka wic przy nim i klika OK.
Otwiera przegldark, patrzy na list adresw, azjatyckie dziwki nadal s, gdzie byy.
Widzc je znowu, dostaje gsiej skrki, ale opanowuje si i zmusza do otwarcia strony.
Nieoczekiwanie i ku jej znacznej uldze okazuje si, e nie ma na niej filmw dokumentuj-
cych zabijanie, tortury ani nic szczeglnie obrzydliwego. Najwyraniej owe kobiety zasuyy
na zainteresowanie penisw, bo te s w stanie erekcji. Penisy, jak to w wizualnej pornografii
dla panw, s cakowicie samodzielne, jakby przywdroway do krawdzi pewnego kobiece-
go otworu bez wacicieli. Kiedy Cayce wychodzi ze strony, musi pozamyka cay rj linkw
i to, co przez uamek sekundy chcc nie chcc, oglda, jest znacznie gorsze ni strona
z azjatyckimi dziwkami.
Teraz azjatyckie dziwki figuruj w historii przegldarki dwukrotnie, jakby na dowd, e
nie zostay wywoane przypadkowo.
Cayce usiuje sobie przypomnie, co nastpowao w dobranockach Wina po zabezpiecze-
niu obrzey. Zapewne kontynuacja rutynowego harmonogramu placwki. Chodzio
o profilaktyk psychologiczn, jak to nazywa: o nieodstpowanie od zwykych zaj,
o zachowanie morale. Ile razy uciekaa si do tego sposobu? Zeszego roku, wczeniej?
Trudno w tym momencie i miejscu powiedzie, jaki ma by jej rutynowy harmonogram,
ale myli o F:E:F i gorczkowej wymianie wiadomoci po odkryciu nowego emefu. Zaparzy
dzbanek herbaty, obierze pomaracz, sidzie po turecku na wykadzinie Damiena i zobaczy,
co si dzieje na forum. Potem zdecyduje, co powinna zrobi z azjatyckimi dziwkami
i Dorote Benedetti.
Nie po raz pierwszy wykorzystuje F:E:F w ten sposb. Zastanawia si, czy postpowaa
kiedy inaczej. To korzy podziau na emefy i NA, czyli Nieaktualne. Wszystko co nie jest
emefami, jest nieaktualne. Czyli tak naprawd wiat. Najwiesze wiadomoci. Nieaktualne.
W kuchni przy wrztku wraca mylami do zabezpiecze w Moskwie, o ktrych ojciec
opowiada jej na dobranoc. Zawsze po cichu yczya szpiegowskim urzdzeniom KGB, aby
day sobie rad, bo nie widziaa w nich nic zego. Wyobraaa je sobie jako nakrcane na klu-
czyk mosine okrciki podwodne, precyzyjne i skomplikowane jak jajka Faberge. Widziaa,
jak jedna po drugiej pokonuj puapki Wina i wynurzaj si w klozetach personelu, pracujc
malutkimi koami zbatymi. Ale to budzio w niej poczucie winy, bo praca Wina, ktrej od-
dawa si z ca pasj, polegaa na tym, eby zagrodzi im drog. I nigdy do koca nie potra-
fia sobie wyobrazi, po co przybyway i czym miay si zaj.
Czajnik Damiena zaczyna gwizda. Zdejmuje go z palnika i napenia dzbanek.
Siada na pododze przed cubeem, otwiera F:E:F i widzi, e s nowe wiadomoci. Ale
widzi te niez jatk wrd fanw emefw.
WParkUbrany i Mamma Anarchia znw rzucili si sobie do garde.
Ten pierwszy naley de facto do progresistw, ktrzy wierz, e materiay filmowe to
fragmenty dziea w akcie tworzenia, nie skoczonego i wci rozwijanego przez twrc.
Z drugiej strony s kompletyci, stosunkowo niewielka, ale dysponujca przekonujcymi
argumentami frakcja, przewiadczona, e to szcztki skoczonego dziaa, ktre twrca zdecy-
dowa si przedstawi w kawakach i nie po kolei. Mamma Anarchia jest zajad komple-
tystk.
Implikacje jednej lub drugiej idei maj dla czci staych bywalcw F:E:F wymiar niemal
teologiczny, ale Cayce traktuje spraw prociej: jeli materiay s urywkami skoczonego
filmu, niewane jakiej dugoci, to kady emefer jest nie wiedzie czemu przedmiotem zaba-
wy, bezlitosnego drczenia przez jakiego sadyst, ktrego pomysowo nie zna granic.
Sumeroemeferzy, ktrzy odkryli i poczyli znane fragmenty, musieli oczywicie rozwa-
y ide kompletyzmu. Kiedy byo pi czy dziesi fragmentw, wydawao si bardziej
prawdopodobne, e s czciami jakiego stosunkowo krtkiego dziea, by moe pracy stu-
denckiej, chocia niesamowicie dopracowanej w szczegach i dziwnie wcigajcej. Ale gdy
liczba ciganych plikw rosa i tajemnica pochodzenia pogbiaa si, wielu uznao, e s to
urywki dziea w akcie tworzenia, by moe przedstawiane w takim porzdku, w jakim po-
wstawao. I bez wzgldu na to, czy emefy byy obrazem ywym czy generowanym kompute-
rowo, oczywiste wartoci dziea w coraz wikszym stopniu zaprzeczay tezie, e to praca stu-
dencka albo pospolita amatorszczyzna. Byy po prostu wybitne.
Niebawem po tym, jak Bluszcz otworzya forum ze swojego seul-skiego mieszkania,
WParkUbrany pierwszy zasugerowa moliwo istnienia, jak go okreli: Kubricka maj-
ster-klepki. Tego rodzaju koncepcja nie ma nic wsplnego z ideami progresizmu czy kom-
pletyzmu, sama Mamma Anarchia bowiem bez enady uywa pojcia Wpark-Ubranego,
chocia wie, kto je stworzy. Jest po prostu cz wielkiej dywagacji, elementarna i wsplna,
ktra gosi: emefy tworzy jeden czowiek, autor dysponujcy odpowiednim zapleczem tech-
nologicznym, zbuntowany twrca, samotnie zaszyty gdzie w mroku Internetu. Coraz po-
wszechniejsz obsesj duej czci progesistw i komplety-stw - chocia kompletyci m-
wic o procesie tworzenia, zawsze starannie uywaj czasu przeszego - stao si przekonanie,
e emefy s generowane przez jaki interfejs CGI*, a aktorzy, ekipa i caa ta reszta s cako-
wicie w wirtualnej rce ukrytego i by moe nieznanego geniusza.
Ale WParkUbrany burzy si przeciwko skonnoci Mammy Anarchii do cytowania Bau-
drillarda i innych Francuzw, ktrzy wrcz wyprowadzaj go z rwnowagi, i Cayce automa-
tycznie klika ODPOWIEDZ NADAWCY, i le cay kontener beczek z oliw do wylania na
wzburzone fale:

* CGI - cze (program) midzy aktywn stron i statycznym, zamknitym materiaem,
dostarczanym na stron internetow.
Tak jest zawsze, kiedy zapominamy, e strona funkcjonuje, dlatego e Bluszcz jest chtna
wydatkowa swj czas i energi, i ani Bluszcz, ani wikszo z nas nie przepada za tym, kie-
dy zaczynasz si tu wydziera. Bluszcz jest naszym gospodarzem i powinnimy dba, eby
dobrze czua si na swojej stronie i nie wolno nam zakada, e F:E:F bdzie tu po wsze cza-
sy.

Klika WYLIJ WSZYSTKIE i widzi, jak pojawia si podpis i temat wiadomoci:

CayceP. Nie nud.

Poniewa WParkUbrany jest jej przyjacielem, Cayce uchodz na sucho rzeczy, ktre nie
uszyby innym. Staa si jakby rytualnym sdzi, ktrego szczeglnym obowizkiem jest kar-
cenie WParkUbrane-go, kiedy rzuca si na kogo, kto wyranie wyprowadza go
z rwnowagi. Bluszcz potrafi raz-dwa doprowadzi go do porzdku, ale jest policjantk
w Seulu, ma dugie zmiany i nie zawsze moe by na stronie, penic obowizki moderatora.
Automatycznie klika ODBIERZ WSZYSTKIE i ju jest odpowied:

Gdzie jeste?

I od niej:

W Londynie. Pracuj.

To wszystko strasznie dodaje jej otuchy. Trudno o lepsz profilaktyk psychiczn.
Odzywa si telefon obok cubea, dwiki ze wiata po drugiej stronie lustra, ktre co
najmniej wyprowadzaj j z rwnowagi. Waha si, podnosi suchawk.
- Halo?
- Witaj, droga Cayce. Tu Bernard. - Stonestreet. - Helena i ja chcielibymy zaprosi ci
do nas na ma kolacj.
- Dzikuj, Bernardzie. - Patrzy na st blokujcy drzwi. - Ale nie czuj si dobrze.
- Jet lag. Mogaby sprbowa pastylek Heleny.
- To mio z twojej strony, Bernardzie, ale...
- Wpadnie do nas Hubertus. Bdzie strasznie zawiedziony, kiedy nie bdzie mia okazji
si z tob spotka.
- A nie mamy spotkania w poniedziaek?
- Jutro po poudniu bdzie w Nowym Jorku. Nie moe by na spotkaniu. Daj si zaprosi.
To jedna z tych rozmw, podczas ktrych Cayce czuje, e Anglicy wznieli pasywno-
agresywne sposoby stosowania nacisku na podobne wyyny, co posugiwanie si ironi. Wy-
chodzc, zostawi obrzee niezabezpieczone, ale kontrakt z Blue Ant to ponad jedna czwarta
jej rocznego dochodu.
- Tak bez owijania w bawen, mam zesp napicia przedmie-siczkowego, Bernardzie.
- No, to nie ma mowy, musisz wpa. Helena ma na to wrcz cudowne remedium.
- Prbowae go?
- Czego?
Poddaje si. Towarzystwo, niemal kade, wydaje si nie takim zym pomysem.
- Gdzie mieszkacie?
- Doki. Pod sidemk. Strj luny. Przyl wz. Cudownie, e wpadniesz. Pa. - Stone-
street odkada suchawk tak nagle, e Cayce podejrzewa, i nauczy si tego w Nowym Jor-
ku. Rozmowy telefoniczne w wiecie po drugiej stronie lustra zwykle kocz si piewn,
niemal czu nutk, przeplatank poegna, ktrej nigdy w sposb zadawalajcy nie opano-
waa.
Psychologiczn profilaktyk szlag trafi.
Trzy minuty pniej po wypisaniu w Google lusarze pnocny Londyn rozmawia
przez telefon z pracownikiem czego o nazwie Zamki Sdziw i Adwokatw. Zaczyna
z nadziej:
- Nie pracujecie w soboty.
- Siedem dni w tygodniu, dwadziecia cztery godziny na dob.
- Ale przed wieczorem nie dacie rady przyjecha, prawda?
- Gdzie pani mieszka? - Podaje adres. - Za pitnacie minut - mwi lusarz.
- Nie przyjmujecie kart.
- Przyjmujemy.
Odkadajc suchawk, zdaje sobie spraw, e telefonujc, stracia numer Dorotei. Nie
znaczy to, e atwo by do niego dotara, ale to by jedyny dowd caego epizodu, poza azja-
tyckimi dziwkami w przegldarce. Naciska REDIAL tylko po to, aby to sprawdzi, i czy si
z pracownikiem zakadu lusarskiego.
- Przepraszam - mwi - omykowo wcisnam REDIAL.
- Za czternacie minut - mwi tamten przepraszajcym tonem. Pciarwka zjawia si
w niecae trzynacie.
Godzin pniej drzwi Damiena maj dwa nowe, bardzo drogie niemieckie zamki, do
ktrych klucze wygldajjak szkielet bardzo nowoczesnego samopowtarzalnego pistoletu.
Cube jest z powrotem na stole, na staym miejscu. Nie zmienia zamka w drzwiach od ulicy,
bo nie zna lokatorw Damiena ani nawet nie wie, ilu ich jest.
Kolacja z Bigendem. Cayce jczy i idzie si przebra.

Samochd i kierowca z Blue Ant czekaj kiedy wychodzi na ulic z dwoma nowymi klu-
czami na szyi, zawieszonymi na czarnej sznurwce. Zapasowe schowaa za jedn z konsol
mikserskich w pokoju na piterku.
Jest wieczr, wanie zaczyna pada lekki deszcz. Cayce przychodzi na myli, e kapu-
niaczek jeszcze bardziej przerzedzi krucjat dziecic pod wielkimi butami z modeliny, ae-
roplanami i latarniami, na ktrych wisz kamery ulicznego monitoringu.
Usiadszy na kanapie samochodu, pyta szofera, szczupego, ubranego bez zarzutu Afry-
kanina, o stacj metra pooon najbliej celu ich trasy.
- Bow Road - odpowiada szofer, ale ta nazwa nic jej nie mwi.
Spoglda na ty starannie ostrzyonej gowy, na kolczyk z niobu w grnym uku prawej
maowiny, potem na mijane fronty sklepw i restauracji.
Luny strj w pojciu Stonestreeta to dla niej znaczy ubir oficjalny, tak wic zdecydo-
waa si na zecap, ktry Damien nazywa: Spdniczka Zastosowania Oglnego; duga, szyta
przez anonimowego krawca rura z czarnego derseju, z moliwie najwszym obrbieniem
po kadej stronie, obcisa, ale wygodna, dobrze leca na biodrach i nieskoczenie rozcigli-
wa na dugo; pod to czarne poczochy, na to czarny kar-digan od Donny Karan, oddonno-
wany noyczkami do skrek. Balerin-ki z tradycyjnego sklepu paryskiego, nowiusiekie sta-
rocie.
I przyapuje si na tym, e myli z zawici o poszaleniu w Metro i o tym niewiarygod-
nym szyku, z ktrym paryanki nosz apaszki. To marzenie o innym miejscu jest albo kolej-
nym dowodem wyrwnywania si u niej poziomu serotoniny, albo reakcj typu nie-bd-
sobie-za-truwa-tym-gowy na azjatyckie dziwki w przegldarce.
Powinna si teraz skupi na wci narastajcym problemie z Doro-te, kim istniejcym,
a prawie jej nie znanym. Przeczesaa pami, szukajc czego, czym mogaby zaskarbi sobie
wrogo tej kobiety i niczego nie znalaza.
Rzadko przysparza sobie wrogw, chocia ten mniej widoczny wtek jej profesji, ocenia-
nie w kategoriach tak-nie, za co obecnie paci jej Blue Ant, moe by rdem pewnych kon-
fliktw. Zdarza si, e takie krtkie nie kosztowao firm kontrakt, a pracownika posad
(raz polecia nawet cay dzia). Reszta, oceny ulicznych trendw, nieregularne wykady pil-
nym plutonom dyrektorw, generuje zaskakujco mao zej woli.
Pocztkowo nie lubia tych pogadanek, ale po jakim czasie zaczy sprawia jej przy-
jemno. Im beznadziejniej zapniona firma, tym lepiej. Lubia nagy bysk zrozumienia,
kiedy pokazawszy hipho-powych chopakw w obwisych spodniach bez paskw, pytaa,
czemu obwise, czemu bez paskw, i sprawdziwszy wyniki testw, wyjaniaa, e
w wizieniach paski nie s dozwolone, a krlami spacernia-kw s ci, ktrzy dobrali sobie
najbardziej niedopasowane drelichy. Potem tumaczya, e wszystko ma swoje rdo,
a moda, ktra obejmuje najszersze krgi odbiorcw i czsto trwa najduej, rzadko rodzi si
na tablicy czy ekranie komputerowym projektanta.
Obok przemyka czerwony autobus pitrowy, mniej realny ni rekwizyt z disneyowskiego
wyobraenia Londynu.
Na murze dostrzega wieo rozklejone kopie fotosu ostatniego eme-fu. Pocaunek. Ju
wszed w obieg.
Raz w Nowym Jorku, w metrze do centrum w godzinie szczytu, podczas paniki
z wglikiem, kiedy recytowaa w mylach mantr o kaczce, nagle zdaa sobie spraw, e ma
przed sob fotos nie widzianego przez ni jeszcze fragmentu, nie wikszy ni firmowy identy-
fikator, cignity z Internetu i przypity agrafk do zielonej subowej garsonki znuonej
Murzynki. Cayce powtarzaa mantr, odpdzajc nawiedzajcy j koszmar: kto ciska na tory
probwki z tym wistwem w najczystszej postaci i - jak to kiedy powiedzia Win, co dobrze
zapamitaa - zaraza zaledwie po kilku godzinach dociera z 14. na 59. Street. Wojsko spraw-
dzio to ju w latach 60. zeszego wieku.
Murzynka widzc spojrzenie, skina gow, pozdrawiajc siostr emeferk i wewntrzne
ciemnoci Cayce rozpierzchy si na dowd, e wielu ludzi ledzi emefy, ten dziwnie niewi-
dzialny fenomen.
Teraz jest ich o wiele wicej, mimo oglnego i mile witanego braku zainteresowania
wielkich stacji i gazet. Kiedy tylko bior jeden z nich pod lup, wylizguje si im jak chiska
kluska z patyczkw. Pojawia si jak ma na monitorze radaru do wychwytywania potnych
pa-towcw; egzemplarz z gatunku duchw albo moe czarnych goci (Damien raz wyjani
jej, e w Chinach tak si mwi na hakerw i ich produkty).
Programy zajmujce si mod, kultur pop czy drobnymi tajemnicami, podkoloryzowa-
nymi na due tajemnice, przedstawiy temat, poukadawszy emefy w wtpliwym porzdku,
ale nie wzbudzi adnego odzewu odbiorcw (oczywicie poza F:E:F, gdzie te asamblae zo-
stay rozwalone na strzpy w trakcie dugich i namitnych protestw przeciwko bezsensow-
nemu umieszczeniu #23 przed, powiedzmy, #58). Wydaje si, e emeferw bdzie przybywa
dziki przekazom ustnym, tak jak to byo w przypadku Cayce, po przypadkowym natkniciu
si na cay emef lub fotos.
Pierwszy emef Cayce czeka na ni tamtego dziwnie odmiennego listopada, kiedy pod-
czas wernisau w galerii NoLiTa wracaa z zalanej, wsplnej damsko-mskiej toalety. Wa-
nie rozwaaa odkaanie butw i zapisywaa sobie w mylach, eby ich nigdy, pod adnym
pozorem nie dotyka, gdy dostrzega dwoje ludzi stojcych dziwnie blisko trzeciego, mczy-
zny w golfie, ktry trzyma przed sob przenone DVD. Wyglda jak jeden z szopkowych
Trzech Krli, skadajcych dary.
Mijajc ich, zobaczya na wywietlaczu tego urzdzenia jak twarz. Odruchowo si za-
trzymaa i gupawo kiwna w przd i w ty, szukajc takiej odlegoci, eby odczyta rj pik-
seli.
- Co to? - spytaa.
Dziewczyna o grubych powiekach, ostrym ptasim nosie, z wiekiem w dolnej wardze
spojrzaa na ni z ukosa.
- Emef - burkna, i tak to si zaczo.
Opucia galeri z adresem strony, na ktrej byy zgromadzone wszystkie do tej pory zna-
lezione emefy.
Teraz w wietle mokrego wieczoru zawibrowa niebieski puls, jakby ostrzeenie przed
wodnymi puapkami, wirami...
Jad jak szersz arteri, wielopasmow alej, grzznc powoli w korku. Samochd
zwalnia, przystaje blokowany rwnie z tyu, znowu powoli rusza.
Mijaj miejsce wypadku, lecy jasnoty motocykl z dziwnie wykrconym przednim
widelcem. Wiruje niebieski kogut na wskim prcie, sterczcym z wikszego, niewtpliwie
subowego motocykla, zaparkowanego w pobliu. Cayce wie, e to pojazd medycznej suby
ratowniczej, pomys ywcem ze wiata po drugiej stronie lustra, atwy rodek komunikacji
w gstym ruchu ulicznym.
Ratownik w kurtce od Belstaffa z wielkimi fluorescencyjnymi paskami klczy obok po-
walonego motocyklisty. Hem rannego ley na chodniku, kark ma unieruchomiony grubym
konierzem piankowym. Ratownik podaje mu tlen. Gdzie z tyu dociera natrtny sygna ka-
retki, te z drugiej strony lustra. Cayce przez chwil widzi nieprzytomn, pospolit twarz, usta
zasonite przezroczyst mask, zamknite oczy skrapiane nocnym deszczem. I wie, e ten
nieznajomy zamieszka w strefie rzdzonej wycznie przez ukad limbiczny, na krawdzi
niebytu lub jakiego niewyobraalnego bytu.
W pobliu nie ma adnego pojazdu, ktry mgby go uderzy lub w ktry on mgby ude-
rzy. A moe to sama ulica uniosa si, zgniatajc go z dziecinn atwoci. Widocznie zagro-
enie nie zawsze spada na nas tylko z tej strony, z ktrej si go najbardziej obawiamy.

- Tu bya fabryka zapaek - mwi Stonestreet, przywitawszy j i wprowadzajc na otwart
dwupoziomow przestrze, wyciean lnicym, ciemnym i twardym drewnem, cigncym
si do szka balkonu, ktry obiega fasad. - Szukamy czego innego. - Jest ubrany w czarn,
bawenian, garniturow koszul z lunymi wywijanymi mankietami. To pewnie domowa
wersja tego nowego stylu, nakazujcego nosi tylko wygniecione rzeczy. - To nie Tribeca*.

* Tribeca, TriBeCa - skupisko hiperluksusowych apartamentw nowojorskich.
Nie. Ani pod wzgldem powierzchni, ani objtoci - myli Cayce.
- Hub na pokadzie. Wanie przyjecha. Napijesz si czego?
- Hub?
- By w Houston. - Stonestreet puszcza do niej oko.
- Zao si, e nazywaliby go Hubble*, gdyby mogli. - Bi-gend. Lichwiarz.
Jej niech do Bigenda ma w istocie podoe osobiste, chocia wtrne, gdy przyjacika
Cayce kiedy bya z nim zwizana, w Nowym Jorku, przed tym dniem, jak do niedawna
mwia modzie. Margot, przyjacika, zawsze nazywaa go Lichwiarz, co Cayce pocztko-
wo uznaa za jakie niejasne nawizanie do jego begijskoci. A wreszcie zapytaa
i dowiedziaa si, e Lichwiarz, bo dawa bardzo niewiele, a bra bardzo duo. W miar roz-
woju sytuacji stosunek brania do dawania przekroczy prg nieprzyzwoitoci.
Na prob Cayce Stonestreet wrcza jej szklank wody mineralnej z du iloci lodu
i plasterkiem cytryny, operujc przy barku wmontowanym w kuchenn wysp z granitowym
blatem.
Na cianie po lewej stronie tryptyk japoskiego artysty, trzy panele ze sklejki dziesi
centymetrw na dwadziecia, jeden obok drugiego. Na nich sitodruk, znaki towarowe
i wielkookie animki**, warstwy farby kolejno nakadano i przecierano papierem ciernym, a
stay si przezroczyste. W rezultacie osignito wielk delikatno wyrazu, niemal kojc
gbi, ale czai si tam te niepokojca halucynogenna fala paniki, gotowa w kadej chwili
zala Cayce.
Odwraca si i za tafl szka dostrzega Bigenda, ktry wspiera si o mokr od deszczu ba-
lustrad, tyem do pokoju, w kurtce i w kapeluszu, chyba kowbojskim.

- Jak wedug was potraktuje nas przyszo? - pyta Bigend. Chocia na kolacj podano
wysmakowane wegaskie potrawy, wyglda tak, jakby wanie wchon gorcy gsty ros
woowy. Skra

* Hubble - nazwa czciowo niesprawnego teleskopu umieszczonego na orbicie okoo-
ziemskiej; hub (ang.) - gniazdo, wze centralny sieci.
** Animki - postaci o twarzach dzieci i ciaach dojrzaych dziewczt, z wyranymi du-
ymi oczami, bohaterki japoskich filmw rysunkowych (anime), czasem o charakterze por-
nograficznym.
i oczy mu byszcz, jest rumiany i prawdopodobnie spity od stp do gw. Na szczcie
rozmowa przy stole przebiega spokojnie, bez wzmianek o Dorotei i Blue Ant, za co Cayce
jest wdziczna losowi.
Helena, ona Stonestreeta, wygaszaa kazanie o stosowaniu w kosmetyce przetworzone-
go materiau z mzgw bydlcych. Temat wychyn z dyskusji towarzyszcej spoywaniu
nadziewanych bakaanw, a tyczcej encefalopatii gbczastej, kary na ludzko za zmusza-
nie rolinoercw do kanibalizmu w icie apokaliptycznych wymiarach.
Bigend ma zwyczaj wtrca tego rodzaju pytania do rozmw, ktrymi si znuy, to jego
kolce na drodze konwersacyjnej; moesz je omin albo na nie wjecha i rozwali opony, po
czym zostaje ci tylko nadzieja, e dojedziesz na felgach. Sia kolce przy kolacji, przy aperiti-
fach i Cayce uznaa, e szafuje nimi, bo jest szefem, a moe szybko si nudzi. Sprawia wra-
enie telemaniaka, ktry nieustannie nerwowo zmienia kanay. Cayce decyduje si mwi
wprost.
- Nie bd o nas myle. Nie wicej ni my o ludziach z epoki wiktoriaskiej. Nie ma
mam na myli wielkich postaci, ale zwyke dusze.
- Sdz, e bd nas nienawidzi - mwi Helen, ktrej cudowne wielkie oczy widz teraz
jedynie koszmary BSE i gbczast przyszo. Przez krtk chwil wyglda tak, jakby nadal
wcielaa si w przeywajc konflikt sumienia programistk, porwan podczas sidmego,
cigncego si w nieskoczono sezonu Z Archiwum X. Cayce obejrzaa jeden odcinek dla
pewnego aktora, faceta przyjaciki, grajcego zastpc kierownika kostnicy.
- Dusze - powtarza Bigend, wyranie nie suchajc Heleny. Niebieskie oczy rosn, sku-
pione na Cayce. Jego wymowa jest do tego stopnia pozbawiona akcentu, e Cayce nie przy-
pomina sobie nikogo mwicego rwnie bezbarwn angielszczyzn. Co denerwujce, Bigend
przemawia jakby w pustk, nie kierujc wypowiedzi do nikogo konkretnego, jak megafon
w hali odlotw, chocia nie atakuje tak nateniem gosu. - Dusze? - Cayce spoglda na nie-
go, starannie ujc bakaana. - Oczywicie, nie mamy pojcia, kim bd ani jakie bd te
istoty w przyszoci - kontynuuje. - W tym sensie nie mamy przyszoci. Nie znaczy to, e
mieli j nasi dziadkowie, choby tak im si wydawao. Przyszo w peni kulturowo ufor-
mowana to luksus innej epoki, takiej, w ktrej dzisiaj miao wiksz si przetrwania.
W naszym wypadku wszystko zmienia si tak nagle, tak gwatownie, tak gboko, e przy-
szo typowa dla naszych dziadkw ma zbyt wte teraz, aby si na niej oprze. Nie mamy
przyszoci, bo nasza teraniejszo jest zbyt ulotna. - Umiecha si jak Tom Cruise, odsania-
jc zbyt du ilo zbw, tylko duszych, ale rwnie biaych. - Pozostaje nam jedynie za-
rzdza ryzykiem. Wybiera scenariusze chwili. Rozpoznawa wzorce.
Cayce si dziwi, mruga.
- Czy w takim razie mamy przeszo? - pyta Stonestreet.
- Historia to najblisza prawdy relacja o tym, co i kiedy si stao
- mwi Bigend, zwajc oczy. - O tym, co kto komu zrobi. W jaki sposb. Kto zwyci-
y. Kto przegra. Kto zmutowa. Kto wymar.
- Przyszo jest obecna - mwi odruchowo Cayce - a przysza przeszo bdzie wygl-
da zupenie inaczej ni ta przeszo, ktr teraz sobie wyobraamy.
- Mwisz jak wieszczka. - Znw te biae zby.
- Wiem tylko, e jedyna staa w historii to zmiana; przeszo si zmienia. Nasza wersja
przeszoci bdzie interesowa przyszo mniej wicej w takim stopniu, w jakim my jeste-
my zainteresowani t przeszoci, w ktr wierzyli ludzie epoki wiktoriaskiej. Po prostu
bdzie pozbawiona wikszego znaczenia - tak naprawd to tylko przetwarza z pamici WPar-
kUbranego, wtek Celulo i Mauricea, dyskutujcych na temat tego, czy emefy maj na celu
zobrazowanie konkretnej epoki, czy te staranne unikanie realiw wiadczy o postawie twr-
cy wobec czasu i historii, a jeli tak, to jaka jest ta postawa?
Teraz z kolei Bigend milczy i uje, przygldajc si jej z wielk powag.
- Moe nie mamy przyszoci w sensie wsplnej wizji, ale zostalimy przywrceni rze-
czywistoci - mwi w kocu.
- Jedyne co warte przywrcenia to pokj - powiada cicho Helena, gosem dramatycznym
i penym tsknoty.
- Bylimy w, jak mwisz, fikcji, ktra ulegaa zmianom - kontynuuje Bigend. - Nie wie-
my, dokd zmierzamy. Chocia przynajmniej wiemy, e nie wiemy, a to ju co. - Szczerzy
zby do Cayce.
- Ale kiedy wieowce upady, chwila, to nasze drobne, wspaniae mae teraz, zostao
nam przywrcone. Kiedy runy, zdumieni zadrelimy i zostalimy przywrceni chwili. Od
tamtej pory naprawd nic jest takie samo.
*
Prowadzi kasztanowego hummera na belgijskich tablicach, z kierownic po lewej. Nie
jest to rozronity iiberpojazd, dip z zaatakowanymi wzami chonnymi, ale jaka nowsza,
mniejsza wersja, ktrej udaje si wyglda rwnie niemio i chropawo. Jest niemal rwnie
niewygodny jak wiksze modele, chocia siedzenia wytapicerowano mikk skrk.
W tamtych lubia jedynie ogromny garb, tunel wau napdowego szerokoci koskiego
grzbietu, oddzielajcy kierowc od pasaera, ale garb uleg kompletnej zmianie, od kiedy
oryginalny hum-vee awansowa do miana jednego z podstawowych elementw wystroju No-
wego Jorku.
Starowiecki cywilny hummer nigdy nie by jej ideaem starego samochodu, a w tym jest
zmuszona siedzie bliej Bigenda, ni byoby to w starym modelu. Kierowca pooy czeko-
ladowobrzowego stetsona na zminimalizowanym garbie midzy fotelami. Ruch uliczny
w wiecie po drugiej stronie lustra zmusza j do gupawego naciskania wyimaginowanego
hamulca, jakby siedzc tam, gdzie zwykle angielscy kierowcy, miaa prowadzi. ciska na
kolanach wschodnioniemieck koperto wk i stara si nie hamowa.
Bigend da jasno do zrozumienia, e ani myli pozwoli jej jecha takswk (chocia nie
zamierza rwnie przywoywa samochodu firmowego i szykownego szofera), ani nie popar
pomysu zdania si na ask i nieask metra ze stacji Bow Street. Wyjania, e o tej porze
w sobot Camden Town jest wycznie stacj pocztkow, rozadowuje krucjat dziecic.
Cayce przypomina sobie, e co na ten temat obio si jej o uszy, chocia po tym, jak ona
Stonestreeta nalaa jej jeden czy dwa kieliszki wina za duo, nie pojmuje tych caych logi-
stycznych zawioci. Przecie pocigi musz wpierw przyjecha, eby mogy odjecha, no
nie?
Deszcz przesta pada, powietrze jest czyste jak kryszta.
Kiedy objedaj rondo, zauwaa tablic reklamujc towary ze Smithfield, co oznacza,
e s blisko targu.
- Napijmy si w Clerkenwell - mwi Hubertus Bigend.
7.
PROPOZYCJA

Parkuje hummera przy dobrze owietlonej przelotowej w Clerken-well. Przedmiecie ma
niewiele istotnych cech indywidualnych. Jeli chodzi o handel i usugi to ulica prezentuje
zwyky londyski poziom, ale same budynki sprawiaj wraenie odrestaurowanych, blisze
poziomowi Tribeki ni fabryki zapaek Stonestreeta.
Bigend otwiera schowek kierowcy i wyjmuje gruby zafoliowany prostokt, po rozwini-
ciu mniej wicej wymiarw tablicy rejestracyjnej ze wiata po drugiej stronie lustra. Kadzie
go na desce rozdzielczej napisem do gry: obok skrtu EU, brytyjski lew i numer, chyba reje-
stracyjny.
- Pozwolenie na parkowanie - wyjania Bigend.
Cayce wysiada, widzc, e zaparkowali przy krawniku z podwjn t lini, oznacza-
jc zakaz parkowania. Zastanawia si, jak wysoko sigaj koneksje Bigenda.
Czowiek ze znajomociami nakada stetsona, wciska guzik na kluczu i hummer dwukrot-
nie mruga wiatami, po czym wydaje krtki pomruk, osigajc stan penej gotowoci alarmu.
Cayce jest ciekawa, czy czsto dotykaj tego gigantycznego matchboxa. I czy pozwala si
dotyka.
Ruszaj w kierunku baru-restauracji, ktry najwyraniej jest celem ich przyjazdu. Odre-
staurowano go tak, eby jak najmniej kojarzy si z pubem. Im bliej antypubu, tym bardziej
ronie dudnienie basw. Barwa wiata zza szyb przypomina Cayce zuyte arwki, jakby
postrzpione wkna wglowe ponce w zakopconych bakach.
- Bernard zawsze mwi, e jeste bardzo dobra - jego gos przypomina jej dziwnie frapu-
jc wypowied przewodnika muzealnego, odbieran przez suchawki.
- Dzikuj. - Kiedy wchodz do knajpy, jeden rzut oka i Cayce wie, e towarzystwo jest
po biaym proszku, staromodnym narkotyku.
Pamita tamte zbyt jasne umiechy, byszczce oczy, tpy wzrok.
Bigend natychmiast dostaje stolik, co w tych okolicznociach chyba nie kademu si uda-
je. Cayce przypomina sobie, jak na pocztku znajomoci z Bigendem jej nowojorska przyja-
cika zauwaya, e chocia Lichwiarz, to zawsze by szybko obsugiwany. Pewnie nie de-
cyduje to, e go tu dobrze znaj, ale pewien tatua postawy, co co ludzie potrafi odczyta.
Ma na sobie kowbojski kapelusz, rud przeciwdeszczow kurtk archaicznego myliwskiego
kroju, szare flanelowe spodnie i buty od Tonyego Lamy - wic sygna modnego stroju rw-
nie nie wchodzi w gr.
Kelnerka odbiera zamwienie, Holsten Pils dla Cayce, kir dla Big-enda. Cayce patrzy na
niego nad okrgym, niezbyt szerokim stolikiem z ma lampk oliwn i migoccym w niej
knotem. Bigend zdejmuje kapelusz, gest nagle niesychanie dodaje mu belgijskoci, jakby
stetson by fedor.
Kelnerka przynosi zamwienie i Bigend paci wieym dwudzie-stofuntowym banknotem
wyjtym z szerokiego portfela, wypchanego nierealnie wygldajcymi euro o wysokich no-
minaach.
Kelnerka nalewa piwo, Bigend zostawia reszt na stoliku.
- Jeste zmczona? - pyta.
- Jet lag - automatycznie reaguje na toast Bigenda, dzwoni szko.
- Paty czoowe si kurcz. Dosownie. Wiedziaa o tym? Dobrze wida na tomografie.
Cayce przeyka piwo, krzywi si.
- Nie, to dlatego e dusza podruje wolniej i si spnia - mwi.
- Wczeniej wspomniaa o duszach.
- Naprawd? - Nie pamita.
- Tak. Wierzysz w nie?
- Nie wiem.
- Ja te nie. - yczek kiru. - Nie dogadujecie si z Dorote?
- Kto ci to powiedzia?
- Bernard mia takie wraenie, jeli chodzi o ciebie. Ona potrafi by bardzo trudna
w kontaktach.
Cayce nagle czuje nietypowy ciar enerdowskiej kopertwki, spoczywajcej pod stoli-
kiem na jej udach. Jej zawarto jest nierwno rozoona, bo wrzucia tam zwarty kawaek
kiszek dziewczyny-robota, taki kastet na jaki wszelki wypadek.
- Czyby?
- Oczywicie. Jeli czuje, e moesz posi co, czego ona od dawna pragna. - Zby
Bigenda jakby si zwielokrotniy albo przeszy przemian. W tym wietle jego mokre od kiru
wargi s bardzo czerwone. Potrzsa gow, odrzucajc czarny lok z oczu. Cayce jest teraz
w stanie najwyszej seksualnej czujnoci, w kocu kojarzy dwuznaczne zachowanie Bigenda.
A wic to o to w gruncie rzeczy chodzi? Dorotea bierze j za sekskonkurentk? Czyby bya
na celowniku podania Bigenda, ktre, jak wie z opowieci Margot, jest jednoczenie stae
i wiecznie zmienne?
- Chyba nie rozumiem ci, Hubertusie.
- Chodzi o Londyn. Ona myli, e chc ci zatrudni na stanowisko szefa mojego londy-
skiego biura.
- To absurd. - I na dodatek ogromna ulga, jako e Cayce nie jest kim do prowadzenia
agencji w Londynie. Nie jest kim do prowadzenia jakiejkolwiek agencji gdziekolwiek. Jest
hiperspecjalist, wolnym strzelcem, wykonawc wyjtkowych zlece. Rzadko pobiera pensj,
zostaa stworzona do pracy o dzieo, zdecydowanie na krtko, nie kieruje, nie zarzdza, nie.
Ale ulga pynie przede wszystkim std, e nie chodzi o seks. To znaczy, e przynajmniej na
zdrowy rozum wyglda, e nie chodzi. Czuje si przygwodona przez te oczy, chocia opie-
ra si im ca si woli, rwnoczenie uwiziona spojrzeniem.
Bigend podnosi kieliszek do ust i pije do dna.
- Ona wie, e jestem tob bardzo zainteresowany. Chce pracowa dla Blue Ant i to na
stanowisku Bernarda. Staraa si uwolni od zobowiza z H&P na dugo przed tym, zanim
zostaa ich czniczk.
- Nie widz tego - mwi Cayce, majc na myli zastpienie Stonc-streeta Dorote. - Ona
nie za bardzo nadaje si do pracy z ludmi. - Prawd mwic, to rbnita suka. Podpalaczka
kurtek i wamywaczka.
- Oczywicie e nie. To byaby cakowita katastrofa. I jestem zachwycony Bernardem od
pierwszego dnia pracy. By moe Dorotea jest jednym z tych ludzi, dla ktrych prg jest za
wysoki.
- Jaki prg?
- Nasz biznes si kurczy. Jak wiele innych. Ilo autentycznych rozgrywajcych ulegnie
redukcji. Ju nie wystarczy robi to, co si robio i trzyma si tego, czego si trzymao. -
Cayce wyobraa sobie siebie przed progiem i nawet zadaje sobie pytanie, czy go pokona
i dotrze na drug, niewiadom stron. - Jeste inteligentna - mwi. - Chyba w to nie wtpisz.
W takim razie zajrzy do jego podrcznika. Czas samej rzuci kolec pod koa.
- Czemu zmieniasz logo drugiego wytwrcy obuwia sportowego na wiecie? To by twj
pomys czy ich?
- Ja nie pracuj w ten sposb. Klient i ja rozpoczynamy dialog. Pojawia si cieka. Rzecz
nie w narzuceniu twrczej woli. - Teraz patrzy na ni bardzo powanie i ona z zaenowaniem
czuje, e dry. Ma nadziej, e on tego nie zauwaa. Jeli Bigend potrafi sobie wmwi, e
nie narzuca swojej woli innym, potrafi sobie wmwi wszystko. - Rzecz w wykorzystaniu
moliwoci. Pomagam klientowi pj w tym kierunku, w ktrym rzecz ju si toczy. Chcesz
wiedzie co naprawd ciekawego o Dorotei?
- Co?
- Kiedy pracowaa dla bardzo specjalistycznej agencji konsultacyjnej w Paryu, zaoo-
nej przez wysokiego emerytowanego pracownika francuskiego wywiadu, ktry zrealizowa
wiele zada dla swojego rzdu w Niemczech i Stanach Zjednoczonych.
- Jest... szpiegiem?
- To raczej szpiegostwo przemysowe, chocia okrelenie brzmi nieco archaicznie,
prawda? Podejrzewam, e nadal wie, do kogo zadzwoni, aby wykona odpowiednie zlecenia,
ale nie nazwabym jej szpiegiem. W tym wszystkim interesowaa mnie inna rzecz. To, e ten
biznes jest pod pewnymi wzgldami zupen odwrotnoci naszego.
- Reklamy?
- Tak. Chcemy, eby og co sobie uwiadomi, co o czym wiedzia, ale na co nie zwra-
ca uwagi. Aby zacz traktowa to inaczej.
Chodzi o przekazanie mu informacji, ale w atmosferze pewnej nieokrelonoci.
Cayce stara si dopasowa t wypowied do tego, co wie o kampaniach Blue Ant. Jest
w niej jaki sens.
- Wyobraaem sobie, e biznes, w ktrym siedziaa Dorotea, dotyczy pewnych bardzo
okrelonych informacji.
- I tak byo?
- Czasem tak, ale rwnie czsto chodzio o zwyk reklam negatywn. O obsmarowanie
konkurencji. Naprawd nic szczeglnie ciekawego.
- Ale widziae j na stanowisku u siebie?
- Tak, chocia nie na tym, ktre ona sobie wyobraaa. Ale teraz dalimy jasno do zrozu-
mienia, e nie jestemy zainteresowani. Jeli ona uwaa, e ty dostaniesz to, na czym jej tak
zaleao, moe si bardzo rozgniewa. - Co jej sugerowa? Czy powinna opowiedzie mu
o kurtce, azjatyckich dziwkach? Nie. Nie ufaa mu ani troch. Dorotea korporacyjnym szpie-
giem? Bigend zainteresowany tego rodzaju metodami? Niby zainteresowany? Wszystko to
mogo by nieprawd. - Wic dowiedzmy si - doda nagle, pochylajc si lekko.
- O czym?
- O Pocaunku. Co o nim mylisz.
Cayce natychmiast wie, o jakim pocaunku mowa, ale zmiana kontekstu, widok Bigenda
w innym wietle, jako emefera, s tak dziwaczne i tak zmieniaj paszczyzn rozmowy, e
tylko siedzi bez ruchu, czujc, jak jej przepona lekko reaguje na brzmienie muzyki, ktrej
istnienia do tej chwili nie bya wiadoma. Jaka kobieta mieje si dwicznie przy stoliku
obok.
- O jakim pocaunku? - odpowiada odruchowo.
Bigend odpowiada, sigajc do wewntrznej kieszeni kurtki, ktrej nie zdj. Wyjmuje
eleganck, matow, srebrn papieronic, ktra po umieszczeniu na stoliku okazuje si tyta-
nowym odtwarzaczem DVD. Otwiera si prawie automatycznie, ukazujc po dotkniciu pal-
cem #135. Cayce oglda Pocaunek, spoglda na Bigenda.
- O tym pocaunku - mwi Bigend.
- O co ci dokadnie chodzi? - pyta Cayce, grajc na czas.
- Chc wiedzie, jak oceniasz jego znaczenie, biorc pod uwag wczeniejsze przesyki.
- Poniewa moemy tylko spekulowa na temat umiejscowienia tego segmentu
w hipotetycznej narracji, jak moemy oceni jego znaczenie?
Wycza odtwarzacz, zamyka go.
- Nie o to pytam. Nie chodzi mi ustosunkowanie si do segmentw w narracji, ale
o porwnanie go do realnego porzdku przesyanych segmentw.
Cayce nie przywyka do mylenia o emefach w tych kategoriach, chocia zna odpowied-
ni herezj krca po obrzeach F:E:F. Chyba wie, do czego zmierza Bigend, zadajc tak
skonstruowane pytanie, ale decyduje si gra gupka.
- Ale tu wyranie nie ma mowy o logicznej narracji. Albo s przesyane dowolnie...
- Albo w bardzo starannie ustalonym porzdku, z zamiarem stworzenia iluzji dowolnoci.
Niezalenie od tego i niezalenie od wszystkiego innego, emefy ju stay si najbardziej sku-
tecznym kawakiem partyzanckiej reklamy wszechczasw. ledziem strony entuzjastw
i szukaem wzmianek gdzie indziej. Same liczby s zdumiewajce. Twoja przyjacika
w Korei...
- Skd o tym wiesz?
- Kazaem przeglda wszystkie strony. Wicej, monitorujemy je stale. Twj wkad nale-
y do najbardziej wartociowych, na ktre si natknlimy. Kiedy si zna uczestnikw, nie-
trudno zgadn, e Cay-ceP to ty. Tak wic twoje zainteresowanie emefami jest nie tylko
prywatn spraw i std naley go zaliczy do zjawisk szeroko pojtej subkultury.
Do wiadomoci, e Bigend lub jego pracownicy szperali i szperaj po F:E:F, bdzie mu-
siaa si chyba niestety przyzwyczai. Z czasem strona staa si jakby drugim domem Cayce,
ale wiedziaa te, e to przezroczyste akwarium; jednoczenie mieszkanie przyjaciki
i audycja radiowa, dostpna kademu chtnemu suchaczowi.
- Hubertusie, jaki dokadnie charakter ma twoje zainteresowanie tym zjawiskiem? - pyta,
starannie dobierajc sw.
Bigend si umiecha. Gdyby tylko tak si nie szczerzy, byby cakiem przystojny - my-
li Cayce. A moe jaki chirurg dentystyczny potrafiby mu wsadzi mniejsze zby?
- Czy jestem prawdziwym wierzcym? O to przede wszystkim chcesz zapyta. Bo ty zali-
czasz si do tego zbioru. Ta sprawa budzi twoj prawdziw namitno. To wida w twoich
wpisach. Dziki nim jeste tak niezwykle cenna. Dziki nim i twoim talentom, alergiom,
ukrywanym patologiom, cechom, ktre wykreoway ci na tajemn legend wiata marketin-
gu. Ale czy ja nale do wierzcych? Moje namitnoci to marketing, reklama, strategia me-
dialna i kiedy odkryem emefy, namitnoci zagray. Zobaczyem, e produkt, ktry moe
nawet nie istnieje, skupia na sobie nieprzerwan uwag. Mylisz, e to mogoby nie wzbudzi
mojego zainteresowania? To najbardziej byskotliwa strategia marketingowa tego dopiero co
rozpocztego wieku. I nowa. Zupenie nowa.
Cayce skupia si na bbelkach, unoszcych si w prawie nietknitym piwie. Prbuje sobie
przypomnie wszystko, co syszaa czy czytaa dziki Google o pochodzeniu Bigenda, po-
wstaniu Blue Ant; ojciec brukselski przemysowiec, wakacje w rodzinnej wilii w Cannes,
archaiczna, ale zapewniajca dobre znajomoci, angielska szkoa z internatem, Harvard, prba
niezalenej produkcji w Hollywood, ucieczka w poszukiwaniu samego siebie do Brazylii,
powstanie Blue Ant, najpierw w Europie, potem w Zjednoczonym Krlestwie i Nowym Jor-
ku.
Do tego informacje z gazet o sawnych i bogatych, ktrych wiele przeczytaa.
I dowiadczenie Margot, ktre Cayce przeya z drugiej rki, chocia w czasie rzeczywistym,
wszystko to poczone z wiadomoci, e jest kim w rodzaju emefera, z przyczyn, ktre ona
moe tylko zgadywa. Chocia nagle sobie je uwiadamia i wcale si jej nie podobaj.
Podnosi wzrok.
- Widzisz w tym wielkie pienidze.
Bigend patrzy na ni z cakowit powag.
- Nie oceniam wiata przez pryzmat zysku. Oceniam go przez pryzmat doskonaoci.
I Cayce jako mu wierzy, chocia to adna pociecha.
- Hubertusie, do czego zmierzasz? Moja umowa z Blue Ant zakada ocen projektu znaku
towarowego konkretnej firmy. Nie analiz emefw.
- Zawarlimy znajomo - to brzmi niemal jak rozkaz.
- Nie, nie zawarlimy. Nie jestem pewna, czy ty w ogle zawierasz znajomoci.
Na to Bigend umiecha si umiechem, ktrego do tej pory nie widziaa, demonstrujcym
mniej zbw i by moe bardziej autentycznym. Ten umiech zapewne ma da do zrozumie-
nia, e pokonaa przynajmniej pierwsz fos jego faktycznej osobowoci, staa si do pewne-
go stopnia osob zaufan. Teraz zna prawdziwego Bigenda: mylcego niekonwencjonalnie
chochlika perwersji, trzydziestokilkuletnie genialne dziecko, poszukiwacza prawdy (a przy-
najmniej skutecznoci) na rynkach tego modego wieku. Taki Bigend niezmiennie wyania si
z artykuw, niewtpliwie po omotaniu dziennikarza umiechem i rnymi innymi sposoba-
mi.
- Chc, eby go znalaza.
- Go.
- Twrc.
- J? Ich?
- Twrc. Dostaniesz do dyspozycji wszystko, co bdzie ci potrzebne. Nie bdziesz pra-
cowa dla Blue Ant. Zostaniemy wsplnikami.
- Dlaczego?
- Bo chc wiedzie. Ty nie?
Tak.
- Czy zastanowie si na tym, e jeli go znajdziemy, moemy przerwa cay proces?
- Nie musimy jej mwi, e j znalelimy, no nie? - Cayce otwiera usta, ale zdaje sobie
spraw, e nie ma pojcia, co powiedzie. - Wyobraasz sobie, e nikt inny nie szuka? Dzi
w marketing produktw wkada si o wiele wicej kreatywnoci ni w same produkty, bez
wzgldu na to, czy chodzi o obuwie sportowe, czy o wysokobud-etowe filmy. To dlatego
zaoyem Blue Ant; bo dokonaem tego jednego prostego rozpoznania. Ju pod tym wzgl-
dem emefy s dzieem geniuszu.

Bigend odwozi j z powrotem do Camden Town, czy raczej w kierunku Camden Town,
poniewa w pewnym momencie Cayce zdaje sobie spraw, e min Parkway i jedzie ulicami
Primrose Hill, obszaru, ktry najbardziej przypomina w Londynie gr. To terytorium jej
prywatnych tabliczek pamitkowych, chocia jedyne nazwisko, ktre zapamitaa, spacerujc
z Damienem w tej okolicy, to Sylvia Plath.
Primrose Hm jc.s y. ii, :sze ni Camden. Pewni jej przyjaciele, ktrzy kiedy tu
mieszkali, dostali za adaptowany strych tyle, e kupili galeri sztuki w Santa Monica, kilka
przecznic od sali koncertowej projektu Franka Gehryego.
Ma mieszane uczucia. Niezbyt wie, co zrobi z propozycj Bigen-da. Wprowadzia j
w nastrj, ktry jej terapeutyczka, kiedy jeszcze Cayce j miaa, umieszczaa w rubryce stare
zachowania. Polegay na tym, e mwia nie, ale jako nie do stanowczo, i suchaa da-
lej. Rezultat by taki, e nie stopniowo si wykruszao i przechodzio w tak, zanim zdaa
sobie z tego spraw. Mylaa, e osigna na tym polu znaczne postpy, ale teraz czuje, e
znw wszystko toczy si po staremu.
Bigend, peen wigoru, prowadzcy w tym tacu, naprawd nie potrafi sobie wyobrazi, e
inni mog nie mie ochoty na jego pas. Margot wyznaa jej kiedy, e najdziwniejszym
i najbardziej skutecznym aspektem jego seksualnoci jest to, e wytwarza tak atmosfer
midzy sob i now partnerk, jakby ju z sob sypiali. Teraz Cayce widzi, e podobnie dzia-
a jako biznesmen, jeszcze negocjowan umow traktuje jak ju zawart, podpisan
i przypiecztowan. Jeli nie podpisae, Bigend sprawi, e wyda ci si, e podpisae, tylko
jako o tym zapomniae.
Jego wola miaa zaborcz amorficzno mgy; rozkadaa si wok ciebie, wysuwajc
niewidzialne macki. Czowiek nagle sobie uwiadamia, e cakiem mimowolnie kroczy
w innym kierunku ni ten, ktry wybra.
- Widziaa partyzanck reedycj ostatniego Lucasa? - Hummer okra rg, na ktrym
stoi pub, bdcy tak kwintesencj pubo-watoci, e s tylko dwie moliwoci: albo ma za
sob zaledwie kilka tygodni istnienia, albo zosta tak przerobiony, aby przycign klientel
nieosigaln dla pierwszych wacicieli. To przeraajcy idea podroby, o oknach
z wypukego szka, z nadlewami wypolerowanymi do przezroczystoci. W rodku ruda kobie-
ta w zielonym swetrze unosi kieliszek, otwiera usta, zapewne w radosnym toacie. Ten obra-
zek znika, gdy hummer mija pdem krtki, ciemniejszy odcinek domw mieszkalnych, potem
kolejny rg. - Wyglda na to, e zawzili si na niego, jak na nikogo. Ktrego dnia bdziemy
potrzebowali archeologa, eby pomg nam odnale oryginalne wtki klasycznych filmw.
- Kolejny, ciasny rg. - Spryciarze wrd dzisiejszych muzykw umieszczaj nowe kom-
pozycje w sieci, jak pasztet do ostygnicia na parapecie, i czekaj, a jacy anonimowi muzy-
cy dokonaj przerbek. Dziesi moe by nieudanych, ale jedenasta okazuje si dzieem ge-
niusza. Darmowym. Proces twrczy nie dokonuje si ju w gowie jednostki, jeli kiedykol-
wiek tak byo. Dzisiaj wszystko jest do pewnego stopnia odbiciem czego innego.
- A emefy? - Cayce nie moe si powstrzyma.
- Oto jest pytanie, no nie? Strategia twrcy polega na tym, e umieci si poza tym
wszystkim. Moesz zebra segmenty, ale nie zoy.
- Nie teraz. Ale jeli on kiedy je zbierze, to dadz si zoy.
- On?
- Twrca. - Wzrusza ramionami.
- Wierzysz, e te segmenty s czci caoci?
- Tak. - Bez wahania.
- Dlaczego?
- To nie tyle kwestia wiary, ile czego, co wiem sercem. - Sama syszy, e to dziwnie
brzmi, ale jest prawd.
- Serce to misie - poprawia j Bigend. - Wiesz limbiczn czci mzgu. Orodkiem
instynktu. Mzgiem pierwszych ssakw. Dziaajcym gbiej, szerzej, poza logik. Reklama
dziaa na t cz, nie na nowobogack kor mzgow. Nasz umys to tylko nadty gruczo,
dosiadajcy na barana gadzi pie mzgu i starszy umys ssakw, ale podstpna kultura kae
wierzy, e o wszystkim decyduje wiadomo. Mzg pierwszych ssakw rozciga si pod
ni, szeroki na kontynent, niemy i muskularny, trzymajcy si wasnego harmonogramu. I to
on kae nam kupowa. - Milknie. Cayce przyglda si mu z boku. W tej chwili, bez sw
i umiechu ukazuje si taki, jaki moe jest naprawd. - Kiedy stworzyem Blue Ant, zaoy-
em bazowo, e kada dobra reklama powinna dotrze do starszego, gbszego umysu, poza
jzykiem i logik. Najmuj ludzi na podstawie tego, czy potrafi to dostrzec, wiadomie czy
nie. Ta zasada si sprawdza.
Cayce musi przyzna w duchu, e ma racj. Bigend zatrzymuje hummera na stromym
skraju parku. W wietle latarni wiata po drugiej stronie lustra trawa jest mikka. Damien
opowiedzia jej legend, ktrej teraz nie pamita dokadnie, o angielskim Ikarze, ktry tu
wzlecia, czy si zabi, na dugo przed wzniesieniem rzymskiej osady. To dawne miejsce kul-
tu, skadania ofiar, egzekucji; Greenberry poprzedzio Primrose. Miejsce druidw.
Bigend nie zawraca sobie gowy pozwoleniem na parkowanie, icie nowoczesnym sym-
bolem wolnoci w tym miecie, ale wysiada, nakada stetsona z takim samym namaszczeniem
jak poprzednio i rusza w kierunku niewidzialnego grzbietu wzgrza. Na chwil zagubiona
w ciemnoci midzy latarniami Cayce idzie za nim, goniona ucitym stkni-ciem alarmu
hummera. cieki dla Bigenda nie istniej, wspina si na przeaj. Cayce zamyka pochd, wy-
ciga nogi, eby go dogoni, przeklinajc si za to, e tak daje sob manipulowa. Gupia,
odejd w noc, do kanau i dalej, do luz, mijajc bezdomnych, pijcych cydr na awkach. Ale
tego nie robi. Trawa, dusza ni si wydaje, rosi jej kostki. Jak nie w miecie.
Na samym szczycie jest awka i Bigend ju na niej siedzi, patrzc w d i dalej, ponad do-
lin Tamizy; Londyn, owietlony jak baniowa kraina, mruga w soczewce oparu generowane-
go przez wielkie ludzkie skupisko.
- Powiedz, e nie - mwi Bigend.
- Co?
- Powiedz mi, e tego nie wemiesz. Miej to za sob.
- Nie wezm tego.
- Musisz si z tym przespa.
Cayce prbuje zmarszczy brwi, ale nagle dostrzega, e bywa nieoczekiwanie zabawny.
Dokadnie wie, jak potrafi da w ko, i w jaki sposb jej to zdradza. To tylko technika roz-
brajania rozmwcy, ale skuteczna.
- Co by zrobi, gdybym go znalaza, Hubertusie?
- Nie wiem.
- Staby si producentem?
- Nie sdz. Nie wydaje mi si, aby ju wiedziano, co okae si konieczne do zrobienia
i jak nazwa tego, kto podejmie si zadania. Moe ordownikiem? Pomocnikiem? - Zgarbio-
ny w powej kurtce wydaje si w skupieniu spoglda na Londyn, ale Cayce dostrzega w jego
rce DVD. Rusza powtrka Pocaunku.
- Bdziesz musia zrobi to beze mnie.
Nie podnosi wzroku.
- Przepij si z tym. Rano sprawy wygldaj inaczej. Chciabym, eby z kim porozma-
wiaa.
- Tak - mwi Cayce, zdejmujc mu kapelusz z gowy. Bierze go w lew do, uderzeniem
kantu prawej obi bruzd przebiegajc przez rodek denka i pogbia j palcami, maym
i serdecznym. Zakada kapelusz na gow. Jednym odmierzonym stukniciem wskazujcego
palca obnia rondo. - W ten sposb. - Spoglda na niego spod wymodelowanego ronda. -
Zdejmuj go tak. - Demonstruje, przesuwajc kapelusz czubkiem palca w ty. Wkada go
z powrotem Bigendowi na gow. - Ty tak si z nim piecisz, jakby potrzebowa drabinki
bibliotecznej, eby dosi konia.
Bigend odchyla gow i patrzy na Cayce spod ronda.
- Dzikuj - mwi.
Cayce po raz ostatni spoglda na miasto z bani.
- Teraz zawie mnie do domu. Jestem zmczona.

W korytarzu Damiena staje na palcach, sprawdzajc, czy jeden ciemny wos Cayce Pol-
lard jest nadal na miejscu, przyklejony lin midzy skrzydem i framug, nastpnie wyjmuje
z etui rzadko uywan pudemiczk, muskajc twardy, gadki cylinder nalecy do dziewczy-
ny-robota. Klka i patrzc w lusterko, sprawdza, czy puder, ktry rozsypaa pod gak, jest
tam nadal, nietknity.
Dzikuj, komandorze Bond.
8.
FILIGRAN

Po starannym sprawdzeniu licznych mikrominiaturowych puapek, grudkowych i innych,
przekonawszy si, e s nietknite i tam, gdzie je zostawia, sprawdza wiadomoci.
Jedna od Damiena, jedna od WParkUbranego.
Otwiera wiadomo od Damiena.

Cze i pozdrawiam dwa metry spod powierzchni rozmroonych bagien za Stalingradem.
Jestem cay w strupach po insektach i zaronity po oczy, ale wci odstaj od reszty i wci
nie jestem do pijany, cho si staram. To zupenie niesamowite widowisko, nie miaem cza-
su opowiedzie ci przed wyjazdem. Chodzi o wykopalisko, ktre teraz jest chyba moim eme-
fem. To postsowiecki letni rytua, angaujcy piegowatych rosyjskich wyrostkw pci mskiej
ze wszystkich stron, gwnie z Leningradu, ktrzy przyjechali do tych sosnowych lasw
przekopa miejsce najwikszej, najduszej, najbardziej zawzitej i krwawej bitwy artyleryj-
skiej H wojny wiatowej. Okopy i linia frontu wdroway w nieskoczono w obu kierun-
kach, przy nieprawdopodobnych stratach w ludziach, tak e kiedy natrafi si na okop
i zaczyna kopa, kopie si przez, hm, warstwy Niemcw, Rosjan i Niemcw. Teraz to same
szare koci, wszystko zapado si w lepkomuliste boto zamarzajce zim na kamie. To boto
jest, tak si chyba mwi, beztlenowe. Z przyjemnoci stwierdzam, e ciaa dawno si roz-
pyny, ale koci i przedmioty pozostay w doskonaym stanie, oczywicie kiedy si je oczy-
ci z muu, i to wanie ciga kopaczy. Znajduje si wszelkiego rodzaju bro, zegarki, jeden
chopak znalaz wczoraj zakorkowan butelk wdki, ale uznano, e moga zosta specjalnie
zatruta i pozostawion jako puapka. Bardzo dziwne. Ale wizualnie, rany! Wszystko: pijani,
ogoleni do goej czaszki kopacze, rzeczy, ktre wydobywaj i wszdzie rosnce piramidy
szarych koci. Wikszo tego krcimy, przy czym sztuka polega na tym, aby wypi tyle,
eby uznali ci za jednego ze swoich - rozumiesz, kodeks imprezowy - ale nie przekroczy
pewnej granicy, za ktr walisz si z ng albo zapominasz o wymianie baterii w kamerze.
Dlatego nie dawaem znaku ycia, jestem 24 godziny na dob i siedem dni w tygodniu przy
wykopalisku. Mylaem, e to bdzie prba przed sesj na powanie, nastpnego lata, ale (1)
nie wyobraam sobie, eby tego rodzaju szajba moga si powtrzy, nawet w Rosji, (2) je-
stem pewny na 100%, e kiedy tylko si std wyrw, nie chc nigdy wicej oglda na oczy
tego miejsca ani tych ludzi. Mick, irlandzki kamerzysta, nabawi si chronicznego kaszlu,
ktry jego zdaniem wiadczy o nieuleczalnej grulicy, a Brianowi, australijskiemu kamerzy-
cie, zerwa si film w trakcie popijawy z kopaczami i ockn si z krwawym, ohydnym
i autentycznie wiziennym rysunkiem pajka w sieci, zrobionym na lewym ramieniu raczej za
pomoc noa ni igy do tatuau. Brian przey, zawzity sukinkot, i ma najwyszy status
wrd kopaczy (poza tym chyba zama komu szczk po caej tej aferze). I on, i ja uwaa-
my, e Mick bredzi z t grulic, rozmazana pizda, zreszt i tak trzymamy si od niego na
dystans. A jak u ciebie??? Czy podlewasz moje rolinki i karmisz moj zot rybk? Czy te
reklamowe palanty w Soho w ogle traktuj ci jak czowieka? Mgbym teraz zabi, gdyby
za to wpuszczali pod prysznic. Chyba mam wierzb i to po tym, jak ogoliem gow, cholera,
eby wygubi wszy. Brian co wieczr maluje sobie jaja przezroczystym lakierem do paznok-
ci, twierdzc, e to pewny sposb na pozbycie si tego paskudztwa, ale mi si wydaje, e to
dlatego, i jest ciot, chocia absolutnie si tego wypiera, i wsiowym masochist, i po prostu
tak mu si podoba.

XXX, Damien
PS. Na wypadek, gdyby to jasno nie wynikao z powyszego, wiedz, e bawi si pysznie
jak nigdy i nie wyobraam sobie wikszego szczcia.

Musi mie frajd z robienia tego dokumentu, chocia chyba nie sam frajd. Otwiera
poczt od WParkUbranego.

Kiedy caa reszta trzsie si nad Pocaunkiem, jak z pewnoci ochrzcz #135, Musashi
i ja rozejrzelimy si po okolicy. Nie wiem, czy ledzisz F:E:F, czy, jak si to mwi, zarabiasz
na ycie, ale wszyscy oszaleli na punkcie #135, koca tego nie wida, i chyba wiesz o CNN?
Nie wie.

Na wypadek, gdyby bya w piczce (szczciara), wczoraj pokazali nieco skrcon wer-
sj i teraz kada strona na tej planecie jest zablokowana przez nowicjuszy i ciemniakw sie-
ciowych najbardziej beznadziejnego rodzaju, w tym nasza.

Cayce przerywa czytanie, eby przeanalizowa wieczr z Bigen-dem. Jeli #135 by
w CNN, to Bigend o tym wiedzia i nie wspomnia celowo. Dlaczego? Prawdopodobnie zao-
y, e wzmoone globalne zainteresowanie przekona j do propozycji i wola, eby dowie-
dziaa si o tym pniej. Z niezadowoleniem czuje, e tego rodzaju zaoenie jest bliskie
prawdy. Myl, e po dwch latach na wp tajnej egzystencji emefera moe si obudzi
i zobaczy nazwisko twrcy wytuszczone na pierwszych stronach gazet, jest w jaki sposb
dokuczliwa.

t
Na wszelki niemiy wypadek wyszedem z F:E:F, ktre dodatkowo stao si nie do wy-
trzymania przez wojownicze porykiwania tej tustej krowy, A., i sprzymierzyem si
z Darrylem, i teraz w parze, dwaj sieciowi mdrale, dalej analizujemy kanji*, wyszukane
przez nas, kiedy jeszcze byem w Kalifornii.

Darryl vel Musashi to kalifornijski emefer biegy w japoskim. Japoskie strony emefe-
rw, opierajce si mechanicznemu tumaczeniu, s obszarem fascynacji WParkUbranego.
Korzystajc z translator-skiej pomocy Musashiego, ju sprbowa swoich si, po czym przed-
stawi wyniki bada na F:E:F. Cayce zajrzaa na te witryny, ale poza tym e tekst nawet nie
w kanji by niezrozumiay, to ta wciekle po-szatkowana mieszanina rzymskich liter za bar-
dzo przypominaa jej archaiczne komiksowe wyobraenie obelg, ataku kipicego, apoplek-
tycznego gniewu.

Darryl i ja pogrzebalimy gboko na stronie zarejestrowanej w Osace, o zupenie wyjt-
kowej monotonii i natrafilimy na wzmiank, sy-

* Kanji - piktogramy pochodzenia chiskiego, uywane we wspczesnej ja-
poszczynie.
gnalizujc odkrycie znakw wodnych w #78. (Wszystko to czeka na ciebie zarchiwizo-
wane, gdyby chciaa przeledzi kady krok po elektryzujcym kroku).

Cayce sabo si zna na filigranowaniu, nanoszeniu znakw wodnych, ale aden ogldany
przez ni emef nie by filigranowany. Zastanawia si, czy gdyby by, to jak i czym?

Ten segment, mog ci teraz powiedzie w najgbszej tajemnicy, jest zapewne filigrano-
wany niewidzialnymi znakami. Czy to znaczy, e inne te? Nie wiemy. Tak wic jest to fili-
granowanie steganograficzne, i, niech nam Bg pomoe, musimy zmierzy si z t metod.
Jest to, pozwl, e ci powiem, na wypadek gdyby w midzyczasie doznaa wylewu albo in-
nego cikiego urazu, najwiksze odkrycie od czasu znalezienia w sieci pierwszego emefu.
I dowiadujesz si o tym tu, pierwszy raz. Ode mnie. I od Musashiego, chocia zanim pozwol
mu przyj naleny ukon, musimy co zrobi z naszymi uwinionymi zaschnitym arciem
T-shirtami.

Cayce pociga yk herbaty, celebrujc to wiadomie, i nie odrywajc oczu od ekranu.
Mimo e tego dnia wydarzyo si wiele dziwacznych rzeczy, wyskakujcych poza normal-
no, wyczuwa, i to co czeka w nastpnych linijkach tej wiadomoci, bdzie jeszcze dalszym
susem poza norm, wywrze dugotrway i istotny wpyw. Tajemnica emefw czsto wydaje
si jej waniejsza ni Bigend, Blue Ant, Dorotea, nawet kariera zawodowa, a WParkUbrany
w tych sprawach nie artuje. Wie, e emefy s wane, nie wiedzc, skd to wie. Chodzi o co,
czego chyba wsplnie dowiadczaj ona, WParkUbrany, Bluszcz i wielu innych. O co, co
jest w emefach. O ich nastrj. Tajemnic. Tego nie da si wytumaczy ludziom spoza. Tylko
spojrzeliby na ciebie jak na wariatk. Ale to co wanego, wanego w pewien wyjtkowy
sposb.

Steganografia polega na ukrywaniu informacji przy rwnoczesnym rozsyaniu jej za po-
rednictwem innej informacji. Na razie wiem o tym niewiele wicej. Kontynuujc jednak
opowie o WParkUbranym i Mu-sashim w przestworzach kanji, wrcilimy do teraniej-
szoci i naszego jzyka, majc ten jeden ulotny lad, tajemniczy szyfr - mogcy by jedynie
wynikiem bdnej translacji Darryla, tak pocztkowo mylaem. Przyjechaem z powrotem do
Chicago, gdzie Darryl i ja, dwie ciekawskie istoty, z ca czuoci zabralimy si od genero-
wania pewnej Japoneczki imieniem Keiko, ktra zacza umieszcza wpisy pojapo-sku, na
tamtej stronce w Osace. Postaralimy si, eby bya przeurocza. Bardzo przyjazna. liczna,
nasza Keiko. Spodobaaby ci si. Zupene przeciwiestwo sekswabikw dla imbecyli, ktre
i ktrych pewnie dobrze znasz. Korzysta z serwera Musashiego, ale to tylko dlatego e jest
w San Francisco, uczy si angielskiego. Niebawem niejaki Ta-kayuchi zacz je z naszej
rczki, piknej jak kwiat. Taki, tak kae si nam nazywa, twierdzi, e kry po obrzeu pew-
nego tokijskiego stowarzyszenia otaku, grupy, ktra okrela si jako Mistyczna, chocia jej
czonkowie nigdy publicznie nie uywaj tej nazwy, wicej, nigdy si do niej nie odwouj.
Wedug Takiego to wanie pracusie z Mistycznej odczytali filigran #78. Taki utrzymuje, e
jest to numer i e podobno widzia go, i zna. Stymulowany samotnymi rojeniami, kiedy wy-
obraa sobie, e zadziera nasz cudownie kus plisowan spdniczk, o ktrej nadmienilimy
mu przelotnie, obiecuje nam go pokaza, po naszym powrocie do Tokio. No c, jestem za-
chwycony, e moje byskotliwe ja (chocia z pomoc mojego zaufanego, ubabranego ar-
ciem na wynos kanjimana) jako pierwsze dostarcza t wstrzsajc now wiedz (jeli to nie
stek najczystszych otakowych pierdo) do naszych wirtualnych brzegw. Anarchia zesra si
w barwach najzjadliwszej zieleni, kiedy moje (a raczej nasze, Darryl si dooy) odkrycie
ujrzy wiato F:E:F. Ale czy powinienem? I co waciwie mamy potem zrobi? Taki (ktry
posya Keiko zdjcia swojej sapicej osoby) nie pali si do podawania numeru Mistycznej,
aby udowodni jego istnienie, nawet gdyby jego kwiatuszek mia znikn z ekranu. Pod pew-
nymi wzgldami atwo go oszuka, ale pod innymi jest denerwujco inteligentny. Domaga si
Keiko na ywo. Pozdrawiam ci. Twj sfrustrowany WPar-kUbrany.
PS. Co robi?

Siedzi, rozwaa, a potem wstaje i znw sprawdza drzwi i okna, dotykajc kluczy wisz-
cych na szyi.
Idzie do azienki umy zby i twarz. To co w lustrze to jej twarz na tle biaych kafelkw.
Kafelki s kwadratowe i wyglda na nich jak wycinanka z czasopisma naklejona na kawaku
papieru milimetrowego. Wycinana drc rk.
E-mail Damiena pobudzi jej wyobrani. Widzi zway koci. Pierwsze siedemnacie pi-
ter powykrcanych, zmiadonych dwigarw. Pogrzebne popioy. Ich ostra wo gryzie pod-
niebienie.
Ale jest tu, w tym mieszkaniu, niedawno przeszukanym przez jak nieokrelon posta
albo postaci. Dorotea szpiegiem przemysowym?
Kobieta w lustrze, z pian od pasty do zbw na ustach, krci przeczco gow. Hydrofo-
bia.
Bigend radzi, eby si przespaa z jego propozycj. I pewnie si przepi, chocia tego nie
chce.
Zdejmuje i skada srebrn dech, rwnie przytuln jak wiey brezent, i zastpuje j ko-
dr w szarej bawenianej poszwie, wieej i nieuywanej, ktr znalaza w szafie ciennej.
- Dosta kaczk w twarz przy dwustu pidziesiciu wzach - modli si w ciemnoci.
Zamyka oczy i wyobraa sobie jaki symbol, znak wodny w prawym dolnym rogu jej y-
cia. Jest tam, tu poza zasigiem wzroku, poza zasigiem zmysw, poza moliwoci pozna-
nia i gosi, e ona jest... kim?
9.
TRANS

Budzi j soce padajce przez okna Damiena. Widzi kwadraty czystego nieba i ozdobne
kawaki chmur. Pry stopy pod kodr. Potem przypomina sobie komplikacje obecnej sytu-
acji.
Postanawia wsta i wyj, jak najmniej mylc. Wczeniej niadanie.
Bierze dokadny prysznic i wychodzi w dinsach i T-shircie, zamykajc drzwi
i oznaczajc je wosem, jak u Bonda, i lin pachnc mit - opiecztowuje mieszkanie Da-
miena przed wszelkimi zymi duchami.
W d Parkway i do maej Inverness, ulicy targowej ocierajcej si przecznic o Camden.
Zna tam kawiarni, francuski lokal. Pamita, e jada w nim niadanie z Damienem.
Mija sklepy z pytami i komiksami, okna upstrzone ulotkami (wrd ktrych po czci
szuka i nie znajduje Pocaunku).
I oto jest: pseudofrancuska knajpa z prawdziwymi francuskimi stolikami. Jest w niej mo-
dzie ze wiata po drugiej stronie tunelu pod Kanaem, gastarbeiterzy.
Wchodzc, zaraz dostrzega Wojtka, siedzcego przy stoliku ze srebrnowosym Billym
Prionem, dawnym wokalist grupy BSE.
Kiedy ledzia tajemnicze gwiazdy pop ze wiata po drugiej stronie lustra, nie dlatego e
interesoway j same w sobie, ale ich kariery byy tak skompresowane, tak przedziwnie krt-
kotrwae, jak czsteczki, ktrych przelotny byt mona wyledzi dopiero po rozpadzie, dziki
smugom, ktre pozostawiy na kliszach powleczonych specjalnymi substancjami, umieszczo-
nych na dole dawno zamknitych kopalni soli.
Smuga Billyego Priona powstaa std, e, po pierwsze, jakie dwa lata temu, przed de-
biutanckim koncertem BSE wstrzykn sobie botoks w lewy kcik ust, celowo doprowadzajc
do miejscowego paraliu mini, i, po drugie, dlatego e kiedy Margot braa udzia
w seminarium pomagisterskim Choroba jako metafora, organizowanym przez uniwersytet
nowojorski, Cayce zasugerowaa jej, eby jako wykorzystaa t historyjk. Margot pracowi-
cie szukaa metafory choroby Bi-gend i Billy Prion nie wzbudzi jej zainteresowania.
Media automatycznie zarejestroway Priona i donosz wszystko na jego temat, std Cayce
wie, e BSE si rozpado i Prion podobno by krtko zwizany uczuciowo z mod Fink
z zespou uywajcego nazwy Velcro Kitty, oczywicie dopki nie pokazali si u nich praw-
nicy i specjalici od znakw towarowych*.
Mijajc stolik, zauwaa, e Wojtek rozoy wok resztek niadania swojego tarota, ze-
szyty w spiralnej oprawie pene diagramw sporzdzonych czerwonym dugopisem, przed-
stawiajcych wiele poczonych prostokcikw. Kosmetyczna trucizna chyba dawno przestaa
dziaa i usta Priona wygldaj normalnie. Nie umiecha si, ale pewnie mgby to robi sy-
metrycznie. Wojtek co cicho tumaczy, marszczc w skupieniu czoo.
Kelnerka o twarzy zdradzajcej nerwowo, zaczerwienionych powiekach i szkaratnej
szmince na ustach podtyka jej pod nos kart i szybkim ruchem wskazuje stolik w gbi. Cayce
siada i nie zagldajc do karty, zamawia kaw, jajka i parwk, uywajc swojej najlepszej
francuszczyzny.
Kelnerka spoglda na ni ze zdumieniem poczonym z odraz jakby ogldaa kota przy-
noszcego w pyszczku jaki szczeglnie obrzydliwy kak spod kanapy.
- No dobra - szepce Cayce do oddalajcych si plecw kelnerki - bd Francuzk.
Ale kawa jednak si pojawia i jest wietna, podobnie jak jajka i pa-

* Velcro - zastrzeona nazwa handlowa zapicia na rzepy; Velcro Kitty (ang.) - Przylep-
na Kicia.
rowka, rwnie bardzo dobre. Kiedy Cayce nasycona unosi gow, dostrzega spoczywa-
jcy na niej wzrok Wojtka. Prion znik.
- Cze, Casey - mwi Wojtek. Pamita imi, ale le je wymawia.
- To by Billy Prion, no nie?
- Przysiadam si?
- Prosz.
Skada zeszyty, wkada starannie, po kolei, do torby i podchodzi do jej stolika.
- Przyjanisz si z Billym Prionem?
- Galeri ma. Miejsca potrzebuj, eby moje przedsiwzicie z ZX-81 pokaza.
- Skoczye je?
- Wci ZX-81 zbieram.
- Ile potrzebujesz?
- Duo. Sponsorw jednoczenie.
- Czy Billy te siedzi w sponsoringu?
- Nie. Ty dla wielkiej spki pracujesz? Oni chc si o moim przedsiwziciu dowie-
dzie?
- Jestem wolnym strzelcem.
- Ale ty tu pracowa jeste?
- Tak. Dla agencji reklamowej. Poprawia torb na kolanach.
- Saatchi?
- Nie. Wojtek, znasz si troch na filigranowaniu? Kiwa twierdzco gow.
- Tak?
- Na steganografii?
- Tak?
- Czemu kto miaby filigranowa numerycznie, powiedzmy, segment cyfrowego wideo?
- Widocznie?
- Raczej nie, nie sdz, raczej tajnie.
- To steganografia jest, utajnianie. Numer wielocyfrowy?
- Moe.
- Kod firma filigranujca dostarczy moe. Klientowi zaszyfrowany steganograficznie fi-
ligran sprzedaje i maskowania sposoby. Numeru w sieci szuka. Jeli zdjcie albo wideo klien-
ta spiratowano, mona to ujawni przez poszukiwania.
- Chcesz powiedzie, e filigran moe posuy do monitorowania danego zdjcia albo
klipu?
Kiwa gow.
- Kto si zajmuje takim filigranowaniem?
- Firmy s.
- Czy dziki filigranowi, takiemu numerowi, mona by doj do konkretnej firmy?
- To szkodliwe dla klienta bezpieczestwa byoby.
- Czy kto daby rad wyledzi albo odczyta tajny filigran? Nie znajc metody szyfro-
wania ani nie wiedzc, kto umieci filigran, ani nawet tego, czy on w ogle istnieje?
Wojtek zamyli si.
- Trudne, ale do zrobienia moe. Hobbs si na tych sprawach zna.
- Jaki Hobbs?
- Ty go poznaa. Czowiek z curtami.
Cayce przypomina sobie rozzoszczonego Becketta, aob za paznokciami.
- Naprawd? Jakim cudem?
- Matematyk. Trinity, Cambridge, potem zlecenia dla Stanw Zjednoczonych. NSA*.
Trudne bardzo.
- Pracuje dla...?
- Hobbsa.

Tego sonecznego przedpoudnia krucjata dziecica powraca silniejsz fal.
Cayce stoi na Inverness z Wojtkiem, obserwujc ludzi wlokcych si noga za nog, zaku-
rzonych, spoconych i niemal redniowiecznych, ktrzy nie podaj jednak do Betlejem, a na
bazar Camden Lock.
Wojtek woy ciemne okulary z okrgymi, maymi szkami. Przypominaj monety ka-
dzione na powiekach trupa.

* NSA (ang. National Security Agency) - Narodowa Agencja Ochrony, amerykaska
agencja rzdowa monitorujca wiatow wymian informacji i zabezpieczajca ukady infor-
macyjne Stanw Zjednoczonych.
- Musz si z Magd spotka - owiadcza Wojtek.
- Kto to?
- Siostra. Kapelusze na Camden Lock sprzedaje. Chod. - Wojtek wpycha si w potok
cia suncy ku luzom. - W sobot przy Por-tobello sprzedaje, na targu z konfekcj.
W niedziel tu.
Cayce idzie za nim, myli, ukada pytania o filigranowanie.
Soce dziaa kojco na t czapic pras i niebawem docieraj do luz, unoszeni nurtem
stp przynoszcych te wszystkie miliardy wytwrcom obuwia sportowego.
Wojtek daje do zrozumienia, i Magda poza tym, e projektuje i robi kapelusze, zajmuje
si te reklam, chocia Cayce nie bardzo domyla si, na czym to moe polega.
Targ mieci si w labiryncie z wiktoriaskiej cegy. Kiedy byy tu magazyny
i podziemne stajnie dla koni pocigowych, wlokcych barki. Cayce nie jest pewna, czy kiedy
udao si jej dotrze do dna tej pltaniny pomieszcze i korytarzy, chocia bya tu wiele razy.
Wojtek prowadzi, mijajc osonite pciennymi parawanami kramy z ubraniami, ktrych
pierwsi waciciele dawno umarli, plakatami filmowymi, pytami winylowymi, rosyjskimi
budzikami, wszystkim dla palaczy prcz tytoniu.
Daleko od soca, gboko w ceglanych podziemiach, rozjanionych lampami lava
i jarzeniwkami w niestandardowych kolorach, znajduj Magd, ktra niczym poza ukadem
koci policzkowych nie przypomina brata. Drobna, liczna, po hennie, zasznurowana w stanik
smukoci pocisku, ktry wyglda na przerbk skafandra lotniczego, wesoo pakuje rzeczy
i szykuje si zamkn kram.
Wojtek pyta jo co w rodzimym jzyku. Odpowiada, miejc si.
- Ona mwi, e ludzie francuscy hurtowo kupuj - wyjania Wojtek.
- Ona angielszczyzna dobra mwi - Magda zwraca si do Cayce. - Magda.
- Cayce Pollard. - Wymieniaj ucisk doni.
- Casey reklamuje te.
- Pewnie nie tak jak ja, ale mi nie przypominaj - mwi Magda, owijajc kolejny kapelusz
w bibuk i pakujc go do kartonu z innymi.
Cayce zaczyna jej pomaga. Mogaby nosi kapelusze Magdy, gdyby nosia kapelusze. S
tylko szare lub czarne, z grubej weny, robione na drutach, szydem lub ig eglarsk nie
kojarz si z adn epok nie maj metki.
- adne.
- Dzikuj.
- Dziaasz w reklamie? Co robisz?
- Id odstrzelona do klubu albo baru i zagaduj ludzi. Napominam o produkcie klienta,
oczywicie pozytywnie. Przy tym staram si zwrci na siebie uwag, te w pozytywnym
sensie. Zajmuj si tym od niedawna i chyba mi si nie podoba. - Magda rzeczywicie mwi
dobr angielszczyzn przeciwnie ni brat, i Cayce zastanawia si, skd ta rnica. Ale nie
komentuje tego. Magda si mieje. - Naprawd jestem jego siostr - mwi - ale mama przy-
wioza mnie tu, kiedy, chwaa Bogu, miaam pi lat. - Wkada ostatni kapelusz, zamyka kar-
ton i podaje go Wojtkowi.
- Pac ci za chodzenie do klubw i mwienie o produktach?
- Firma nazywa si Trans. - Literuje. - Wyglda na to, e idzie jak burza. Studiuj projek-
towanie, musz mie par funtw, eby zwiza koniec z kocem, ale zaczyna by tego tro-
ch duo. - Opuszcza rulon porwanego, przezroczystego plastiku na znak, e zamyka prze-
wiewny kram. - Ale wanie zeszo mi dwadziecia sztuk! Czas na drinka!

- Jeste w barze, co pijesz - mwi Magda; caa trjka pociga ciemne piwo, wcinita
w rg lakierowanego na ciemno, ju gwarnego pubu w Camden.
- Wiem - mwi Wojtek, jakby si tumaczy.
- Nie! To znaczy, siedzisz w barze, popijasz i kto obok zagaja. Kto, kto mgby ci si
spodoba. Wszystko cacy-cacy i gadacie sobie, a ona, czy on, mamy te facetw, napomyka
o wspaniaej firmie szyjcej gotowe ubrania albo o tym fantastycznym nowym filmiku, ktry
wanie widziaa czy widzia. To tylko wzmianka, rozumiesz, nie natrtna paplanina, a tylko
przelotna, uprzejma wzmianka. I wiesz, jak reagujesz? Cholera, tego wanie nie mog znie
w tym interesie. Wiesz, jak reagujesz?!
- Nie - mwi Cayce.
- Mwisz, e tobie te si to podoba! Kamiesz! Najpierw mylaam, e kamanie to m-
ska specjalno, ale kobiety te sta na to! Kami!
Cayce syszaa o tego rodzaju reklamie w Nowym Jorku, ale nigdy nie trafia na kogo,
kto by faktycznie si ni zajmowa. Uwaaa to za wielkomiejsk legend.
- Ale potem odchodzisz, zapamitujc tamt pozytywn wzmiank, skojarzon
z atrakcyjn osob pci przeciwnej. Z kim, kto zwrci na ciebie uwag, z kim, przed kim
skamaa, eby zrobi na nim czy na niej dobre wraenie.
- Ale czy dinsy oni kupuj, film ogldaj? - pyta podniesionym gosem Wojtek. - Nie!
- Dokadnie, ale to wanie tak dziaa - mwi Cayce. - Oni nie kupuj produktu, oni doko-
nuj recyklingu informacji. Wykorzystuj t informacj, eby zrobi dobre wraenie na kolej-
nej poznanej osobie.
- To skuteczny sposb informacji rozprowadzania by ma? - zaperza si Wojtek. - Nie ja
sdz.
- Ale tak - mwi z naciskiem Cayce. - Model wirusowy. Chodzi o gbok nisz. Ar-
tykuy podlegaj starannej selekcji...
- Cholernie inteligentne! Z jednej strony kadego wieczoru jestem w takich knajpach, e
karta by mi krwi spyna, gdybym miaa zapaci, ale dostaj gotwk na takswk, gotw-
k na drinki i jedzenie. - Pociga dugi yk z plitrowej szklanki. - Ale co mi si od tego
robi. Wychodz prywatnie, powiedzmy z przyjacimi, poznaj kogo, rozmawiamy i nagle
kto o czym napomyka.
- I?
- O czym, co lubi. O filmie. Projektancie. I we mnie ciach, jaki szlaban. - Spoglda na
Cayce. - Rozumiesz?
- Chyba tak.
- Dewaluuj co. W innych. W sobie. Przestaj ufa najprostszym pogaduszkom. - Magda
wyglda na przygnbion. - Jak reklam si zajmujesz?
- Jestem konsultantk projektantw odziey. - Nie brzmi to zbyt interesujco, wic doda-
je: - Wyszukuj rzeczy, ktre s cool, chocia nie lubi tak ich nazywa. Wytwrcy wykorzy-
stuj mnie do analizowania tego, jak ubiera si ulica.
Brwi Magdy jad w gr.
- I podobaj ci si moje kapelusze?
- Naprawd mi si podobaj, Magdo. Gdybym nosia kapelusze, kupowaabym je
u ciebie. - Magda kiwa potakujco gow, ogarnita nagym podnieceniem. - A wracajc do
cool... nie mam pojcia, czemu to archaiczne okrelenie tak si trzyma... rzeczy same w sobie
nie musz by cool. To jak cinka drzew.
- Skojarzam nie ja - owiadcza z powag Wojtek.
- Drzewo samo si nie zetnie. Jak nie ma klientw, nic nie jest cool. Liczy si postawa
grupy wobec pewnej klasy przedmiotw. Zajmuj si rozpoznaniem wzorca zachowa. Pr-
buj to zrobi, zanim kto mnie uprzedzi.
- A potem?
- Wskazuj go modyfikatorowi.
- I?
- Zostaje wdroony do produkcji. Podzielony na jednostki. Sprzedawany. - Pociga y-
czek piwa. Rozglda si po pubie. Tutejsi klienci to nie krucjata dziecica. To pewnie miej-
scowi, zapewne z dalszych ulic, z okolic ktrych status nie poszed tak w gr, jak kwarta
Damiena. Drewno barowej lady jest wylizgane jak kadub starej odzi, jakby trzymao si
tylko dziki tysicznym warstwom lakieru trumiennej barwy.
- Wic ja tworz wzorzec? - pyta Magda. - Oszukaczy wzorzec. eby omin cz tego
procesu.
- Tak - mwi Cayce.
- To dlaczego prbuj wepchn ludziom te cholerne klipy z Internetu? T par caujc
si w drzwiach? To te jaki produkt? Nawet nam nie powiedzieli.
Cayce nie moe wydoby z siebie sowa.

- Dzie dobry, Heleno. Tu Cayce. Dzikuj za kolacj. Byo uroczo.
- Jak poszo z Hubertusem? Tak nie owijajc w bawen, Bernard myla, e Hubertus
moe si na ciebie napali.
- Dziki za szczero, Heleno, ale chyba nie w tym rzecz. Poszlimy na kieliszek. Tak na-
prawd nigdy nie rozmawialimy w cztery oczy.
- Jest byskotliwy, prawda? - Co dziwnego zabrzmiao w jej gosie. Rodzaj rezygnacji?
- Tak. Jest tam Bernard, Heleno? Wybacz, e zawracam mu gow, ale mam pytanie do-
tyczce zlecenia.
- Przepraszam, ale wyszed. Przekaza co?
- Nie wiesz, czy Blue Ant ma co w rodzaju spki zalenej, ktra si nazywa Trans?
Jak...lacja? Albo...gresja?
Milczenie.
- Tak. Ma. Prowadzi j Laura Dawes-Turmbull. Tak si dziwnie skada, e mieszka razem
z kuzynem Bernarda. Tym od trawnikw.
- Przepraszam? - Prawnikw? le usyszaa?
- Kuzyn. Od trawnikw. Produkty do pielgnacji trawnikw. Ale to Laura prowadzi
Trans, to wiem na pewno. Jedno z ukochanych przedsiwzi Hubertusa.
- Dziki, Heleno. Musz koczy.
- Pa, kochanie.
- Pa.
Cayce wyjmuje kart z automatu i odwiesza suchawk, ktr natychmiast przejmuje ca-
mdeski krzyowiec z dredami, oczekujcy na chodniku.
Soce teraz nie wydaje si ju tak przyjemne. Uprzednio wymwia si, wysza z pubu,
kupia kart do automatu, poczekaa w kolejce. Wyglda na to, e Magd faktycznie zatrudnia
jakie odgazienie Blue Ant, pracujce nad tym, aby zwrci uwag ludzi na emefy. Do cze-
go zmierza Bigend?
Brodzi w strumieniu krzyowcw, dociera na przeciwlegy brzeg. Ta powd modziey
obejmujca ca szeroko ulicy jest jakim dziwnym zjawiskiem, swoistymi emefami.
wiato niesie zapowied jesieni i Cayce zastanawia si, gdzie bdzie tej zimy? Tutaj?
W Nowym Jorku? Nie wie. Przekroczya trzydziestk i nie wie, gdzie bdzie za miesic, dwa.
Co ma o tym myle? Czy to dobrze? Nie wie.
Dociera do miejsca, w ktrym wyprawa krzyowa opywa stacjonarny supe pijcych ca-
mdeczykw, szacownych alkoholikw. To dziki nim Damiena sta byo na wynajmowanie
tu mieszkania przez cae lata, zanim dorobi si pienidzy i kupi dom. Gdzie w pobliu jest
wiktoriaski przytuek, ohydna rozlega noclegownia z czerwonej cegy, wzniesiony wanie
dla tych ludzi. Chocia to przelotne ptaki, zbieray si i zbieraj na High Street chyba od
pierwszego dnia jego funkcjonowania. Pewnej nocy, na spacerze podczas peni ksiyca,
Damien pokaza go Cayce. Wyjani, e to reduta oporu przeciwko nowobogackim przyby-
szom. Chtni do przerbek adaptatorzy strychw wycofali si na widok mieszkacw nocle-
gowni, tych indywiduw oddanych staej konsumpcji strongw i sodzonych cydrw. Obro-
cy stoj teraz wrd krucjaty dziecicej, skaa porodku rzeki modoci.
Camdescy pijacy to w wikszoci ludzie spokojni, kiedy nie drcz ich ze duchy, ale te-
raz jeden z nich, by moe modszy ni pozostali, patrzy na ni z gbi swojej skonnoci nie-
bieskim poncym okiem, acetylenowym i pozbawionym wieku.
Cayce dry i oddala si szybko, zastanawiajc si, co zobaczy.
Na Inverness kupcy spuszczaj zielone aluzje, zamykajc wczeniej, a knajpka, w ktrej
jada niadanie, przeywa pene oblenie, fala miechu pijcych dzieci wylewa si na ulic.
Idzie dalej, czujc si przybyszem nie z innego kraju, ale z innej planety, za spraw tego,
co wyniko ostatnio, a co zaraa wszystko. Hubertus i Trans...

Trudno wymaga, eby raz-dwa odpisywaa, no nie? Co tam w ogle robisz? Wiesz, e
papie te jest emeferem? No, moe nie sam papie, ale kto w Watykanie przeglda segmen-
ty. Szydo z wora wylazo a w Brazylii, gdzie ludkowie nie rozrniaj za bardzo telewizji,
Internetu i innych takich rzeczy. Tam panuje jakby kult emefw. A moe nie tyle kult, co dzi-
ka dza, pragnienie, aby je spali, bo ten niepimienny, ale zdecydowanie wideoerny ludek
wierzy, e autorem jest sam diabe. Bardzo dziwne i wyglda na to, e Rzym wysa tym Bra-
zylijczykom owiadczenie, e to sprawa Watykanu, okrela, co jest dzieem szatana, e in-
nym od tego wara, e spraw emefw wzito pod lup i eby w midzyczasie nie podskaki-
wali. auj, e sam tego nie ogosiem, choby po to, eby wnerwi Anarchi.

Zamyka ostatni poczt od WParkUbranego, wstaje i idzie do tej kuchni. Stawia
czajnik. Kawa czy herbata? Nienawidz udomowienia wyzna kiedy Donny, na ile by
zdolny do wyzna.
Zadaje sobie pytanie, czy woli londyskie mieszkanie nieobecnego przyjaciela od swoje-
go, nowojorskiego? Jest rwnie starannie oczyszczone ze zbdnych przedmiotw jak jej.
I dlaczego woli? Czy dlatego e te nie cierpi udomowienia? Margot mwi, e adne miesz-
kanie nie jest tak wyczyszczone z rzeczy jak jej.
Wasne rzeczy wywieraj na ni presj. Rzeczy innych ludzi nie. Margot uwaa, e Cayce
uwolnia si od materializmu, jest nadnaturalnie dojrzaa, nie potrzebuje zewntrznych oznak
osobowoci. Najgorsze s oczy - powiada Margot o mieszkaniach pewnych samotnych ko-
biet w Nowym Jorku. Wchodzisz tam i widzisz same oczy, setki par oczu. Wszystkie te du-
perelki z buziami: laleczki, figurki. Oczy. Wszdzie te drobiazgi.
Czekajc na wrztek, odwraca si, patrzy na salon Damiena i widzi dziewczyny-roboty
pozbawione oczu. Mieszkanie Damiena nie jest tak upstrzone. Zabroni dekoratorom dekoro-
wania, zapewniajc mieszkaniu semiotyczn neutralno, ktr Cayce zaczyna coraz bardziej
tu docenia. Jej mieszkanie w Nowym Jorku jest bielon jaskini, niewiele mwic
o wacicielce. Nierwne podogi jak w czynszwce pomalowaa na bkit, ktry odkrya
w pnocnej Hiszpanii. To sprawa staroytnego barwnika, opartego na arszeniku. Tamtejsi
wieniacy od stuleci maluj nim wntrza, eby nie popstrzyy ich muchy. Chcc osign ten
odcie, Cayce kazaa wymiesza kilka bezarszenikowych emalii, posugujc si jako wzorem
polaroidow fotografi. Jak w barze przy High Street w Camden Town lakier zakry szczecin
drzazg zuycia. Taka faktura ma charakter, jest przyjazna, wiadczy o dugim zamieszkaniu,
ale unika wszelkiej wylewnoci.
Gwizd czajnika. Cayce parzy filiank kolumbijskiej i idzie z ni do cubea. Przegldarka
jest ustawiona na F:E:F i mona przejrze komentarze, wczu si w nastrj ostatnich wyda-
rze. Niewiele tego, poza nieustajcymi analizami #135, normalne, i dyskusjami nad waty-
kaskim wtkiem z Brazylii. Ciekawe, Maurice pisze, e zarwno caa sprawa jak
i domniemane papieskie zainteresowanie wyszy z Brazylii, ale adne niezalene rdo tego
nie potwierdzio. Czy to prawda? - pyta. Czy bujda?
Cayce marszczy brwi. Oto opowie Magdy. Przed wieczorn prac, na odprawie, poka-
zano jej #135, a potem wrczono krtki scenariusz rozmowy: To wyglda na wysokobude-
towy film nieznanego pochodzenia, bardzo interesujcy, bardzo intrygujcy. Czy co o nim
syszae/syszaa? Po raz pierwszy od kiedy realizuje zlecenia, ma zrelacjonowa reakcje.
A gdzie, zapytaa Cayce, Magda ma rozgasza t wiadomo? W prywatnym klubie przy
Covent Garden, wrd ludzi z mediw. Wprowadzi j czonek klubu, przedstawiony po od-
prawie, i zostawi, eby sama popracowaa nad ludmi.
Trans. Blue Ant. Bigend.
A jutro spotyka si znw ze Stonestreetem. I Dorote.
10.
MOCNE POSUNICIE, MALANE OCZY

Jest gotowa na mocne posunicie.
Myli o tym, wiczc pilates przy Neals Yard, napinajc krtki odcinek krgosupa,
umieciwszy nagie stopy w skrzanych ptlach, jeszcze wieych i sztywnych. Cae studio
wydaje si wiee i chropowate. Powinni nasmarowa ptle olejkiem z norek. Otara sobie
podeszwy stp.
Nigdy nie bya pewna, co Donny mia na myli, kiedy mwi o mocnym posuniciu;
uywa tego pojcia, kiedy by zy, sfrustrowany, albo i zy, i sfrustrowany. Dorotea sobie
pogrywa, a ona nie reaguje. Mogaby zwrci si do Bernarda lub Bigenda, ale im nie ufa.
Nie ma pojcia, o co chodzi Bigendowi, do czego jest zdolny. Sensowne byoby skoczy
robot, odebra pienidze i o wszystkim zapomnie.
Ale trudno byoby Dorote zapomnie. Dorote z tymi koszmarnymi znajomociami. Do-
rote, zwariowan suk, ktra tylko dlatego upara si szkodzi Cayce, bo musi kogo niena-
widzi, i upatrzya sobie wanie j, a moe wykombinowaa sobie, zgodnie z tym, co suge-
rowa Bigend, e Cayce cignito do prowadzenia londyskiego oddziau Blue Ant. A moe
jest jedn z klaczy Bigenda? Wszystko moe pasowa i jaki twardy supe w Cayce wci
parzy i gbiej przenika ar. Dziura w ricksonie, wamanie azjatyckich dziwek, zblia si jej
czas, chciaaby zacisn rce na szyi Dorotei i trz, a by jej mzg, kurwa, zagrzechota.
Mocne posunicie. W przypadku Donnyego kontekst wskazywa, e chodzi o dziaanie
celowe, ale kracowo nieprzewidywalne, cakowicie zaskakujce konkurencj, przeciwnika
lub te, co duo bardziej prawdopodobne w jego przypadku, po prostu zwariowane. Wynik
ten sam. Nigdy nie powiedzia, jakie dokadnie mocne posunicie rozwaa. Moe dlatego, e
sam nie wiedzia. Moe w gr wchodzia tylko improwizacja, dziaanie pod natchnieniem
chwili. Zen a la East Lansing. Tak czy inaczej, miaa wraenie, e mocne posunicie nigdy
mu nie wyszo. Kiedy teraz z perspektywy czasu rozwaa samo wyraenie, kojarzy si jej
z jego jedn jedyn prb werbalnego przekazu na temat preferencji seksualnej: No co, daa-
by jeszcze rady, a by miaa te malane oczy?.
Pniej dowiedziaa si, e chodzio o rytualne miny tancerek na rurze, sygna ekstatycz-
nego uniesienia, a przynajmniej zapowied tego stanu.
Zastanawia si, czy mwic o mocnym posuniciu, po prostu nie myla o zasuniciu
komu pienidzy? O posuniciu w sensie przywaszczenia. Napomyka o mocnym posuniciu
w sytuacji ekonomicznej niepewnoci. Tego rodzaju sytuacja w jego przypadku miaa charak-
ter chroniczny, przy czym jej warunki brzegowe byy niesychanie roz-kurczliwe. Przewanie
rozwizywa j, biorc poyczk od Cayce, ale zawsze wpierw napomyka o mocnym posu-
niciu. Jeli wyraenie odnosi si do pienidzy, chyba nie powinna wprowadza go w czyn,
gdy to, co j kusi, odbioby si negatywnie na jej zasobach finansowych.
Wie, e to, co j kusi, to wariactwo. Wydech, nogi proste w kolanach unosz si
w ptlach, tworzc kt dziewidziesit stopni z tuowiem, wdech, opuszczenie ng, naci-
gnicie ptli i spryn ka, na ktrym wiczy. Wydech, jak si to mwi, do spodu, nogi
w gr, nabranie powietrza, opuszczenie ng do pozycji horyzontalnej, nacignicie spryn
do maksimum. Powtarza wiczenie jeszcze sze razy, w sumie dziesi.
Nie powinna myle o niczym innym z wyjtkiem wicze i po czci wanie dlatego je
wykonuje. Jeli si odpowiednio skoncentruje, przestaje myle. Coraz bardziej przychyla si
do zdania, e zamartwianie si nie pomaga w rozwizywaniu kopotw, ale tak naprawd nie
znalaza jeszcze innej alternatywy. Na pewno nie mona zostawi ich samym sobie. A tego
przedpoudnia ma jeden spory problem albo kilka, bo niebawem czekaj spotkanie ze Stone-
streetem i Dorote, ma obejrze najwieszy pomys Heinziego na nowe logo. Powie im, czy
projekt wypali, czy nie. Zgodnie z umow.
Id tam, mwi gorcy supe wciekoci w jej rdzeniu, w zaklejonym ricksonie (tama za-
czyna zwija si na brzegach), niech Dorotea wie, e wcale nie przegapia szkody. Ale nie
mw sowa. Potem, kiedy Dorotea wycignie przepracowany projekt (ktry z pewnoci wy-
pali, jako e Heinzi jest, eufemistycznie mwic, znakomity), odczekaj uamek sekundy, po
czym pokr przeczco gow. A Dorotea bdzie wiedziaa, e kamiesz, ale nie bdzie moga
nic na to poradzi.
I Cayce wyjdzie, wrci do Damiena, spakuje si, pojedzie na Heathrow i wykorzysta swj
bilet powrotny na najbliszy lot klas biznes do Nowego Jorku.
Zapewne zawali kontrakt, duy kontrakt, i bdzie musiaa si naprawd ostro zwija
w Nowym Jorku, eby znale wie robot, ale uwolni si od Bigenda, Dorotei
i Stonestreeta przy okazji, i tego caego popaprastwa, ktre im towarzyszy. wiat po drugiej
stronie lustra zostanie schowany do pudeka, a do nastpnego razu, oby do wakacji, kiedy
Damien bdzie ju w domu, a ona nigdy wicej nie bdzie musiaa ama sobie gowy Doro-
tea, azjatyckimi dziwkami ani niczym podobnym, nigdy wicej.
Z tym zastrzeeniem, e bdzie to jednoznaczne z oszukaniem klienta i naprawd nie
chce tego robi, nie mwic, e to mieszny, infantylny pomys. Straci kontrakt, pewnie ze-
psuje sobie opini i wszystko tylko po to, eby wkurzy Dorote. Wtpliwa przyjemno. To
nie ma adnego sensu, tylko ten supe wciekoci bdzie mia satysfakcj.
Siedzi po turecku, robi skony tuowia, spryny pracuj luniej. Donie wntrzem ku g-
rze, proszco. Zero mylenia. Mylenie o tym, eby nie myle, to na nic, trzeba skupi si na
kadym powtrzeniu.
Do wtru agodnego brzku spryn.

Zamwia kierowc do Blue Ant na wczeniejsz por.
Chce sama zakosztowa atmosfery ulicy, sama napi si kawy z kubka. Soho
w poniedziaek rano emanuje swoist energi. Dobrze jest zaczerpn jej cho przez kilka
minut. Kupuje kaw i oddala si od Blue Ant, dostosowujc krok do tempa ludzi idcych do
pracy, z wikszoci ktrych czuje jak ulotn blisko. Zarabiaj na ycie, rnicujc po-
ziomy i prdy swojego skupienia, i zazdroci im modoci i determinacji. Czy kiedy bya
taka sama? Nie bardzo - myli. Po collegeu rozpocza prac w zespole projektowym wy-
twrcy rowerw grskich z siedzib w Seattle, rozszerzya dziaalno na ubrania dla desko-
rolkarzy, potem obuwie. Jej umiejtnoci, ktre tak naprawd s odwrotnoci alergii, jak je
nazwa Bigend, nadaway jej kierunek i stopniowo pozwolia im zdefiniowa natur swojej
pracy. W mylach nazywaa to pyniciem z prdem, ale moe chodzio tylko o lini naj-
mniejszego oporu. A co, jeli prd w sposb naturalny ukada si po linii najmniejszego opo-
ru? Dokd teraz ci prowadzi?
- Na psy - mwi gono, co wprawia w niepokj idcego obok bardzo przystojnego Azja-
t. Wzdryga si i obrzuca j badawczym spojrzeniem. Umiecha si do niego uspakajajco,
ale marszczy brwi i przyspiesza kroku. Cayce zwalnia i daje si wyprzedzi. Mczyzna ma
na sobie szofersk kurtk z czarnej skry koskiej, ktrej przeszycia miejscami zszarzay jak
walizka sprzed wieku i Cayce dostrzega, e akurat niesie walizk sprzed wieku. Ma wali-
zeczk z brzowej skry woowej. Woskowania naday jej blask i rudobrunatny odcie jak
butom starcw w domu, w ktrym umar jej dziadek, tata Wina. Odprowadza go wzrokiem,
na fali tsknoty, samotnoci pozbawionej wszelkiego seksualnego pragnienia, ale zwizanej
z natur miejskiego ycia, tysicami mijanych codziennie nieznajomych, ktrych prawdopo-
dobnie nigdy wicej nie spotkasz. Nie po raz pierwszy dowiadcza tego uczucia, zna je od
bardzo dawna. Odzywa si w niej teraz, bo czuje si zagubiona, na krawdzi decyzji, blisko
punktu zwrotnego.
Nawet jej stosunek do emefw ulega zmianie. Margot uwaa, e Cayce traktuje te obrazy
jak hobby, ale Cayce i hobby to dwie rne sprawy. Miewa obsesje. Tak. Wasne wiaty. Kry-
jwki. Ale one s bezimienne - dawno temu powiedziaa jej Margot. Dlatego je lubisz. No
nie? Wszystko rozbija si o te twoje uczulenie na logo. Margot odkrya, i wikszo zaku-
pw spoywczych Cayce to towary nie-markowe i Cayce przyznaa, e wybiera je nie dlate-
go, e s tasze, tylko dlatego, e jest uczulona na znaki towarowe.
Jeszcze raz rozglda si, szuka wzrokiem Azjaty, ale go nie znajduje. Sprawdza godzin
na casio-klonie.
Czas na Blue Ant. Czas na Dorote.
Recepcjonistka znw posya j na trzecie pitro, gdzie zastaje Sto-nestreeta ubranego
w jeden z jego niesamowitych, wymitolonych garniturw, tym razem szary. Rude wosy
stercz w kilku nowych kierunkach. Pali papierosa i przeglda dokument w rowym folderze
Blue Ant.
- Dzie dobry, kochanie. Mio byo ci goci w sobot. Jak przejadka z Hubertusem?
- Pojechalimy na kieliszek. Do Clerkenwell.
- Teraz wiesz, jak tam kiedy byo naprawd. Urocze chaupki. Co takiego mwi?
- Nic o sprawach zawodowych. Rozmawialimy o materiaach filmowych. - Obserwuje
go uwanie.
- O materiaach filmowych? - podnosi wzrok z min, jakby straci wtek.
- Z Internetu. Anonimowe dzieo, puszczane kawakami. Znasz je?
- Ach. To. - Co on wie? - Helena dzwonia i mwia, e pytaa o Trans.
- Tak.
- To taki stwr z legendy. Naprawd nie wiemy, czemu suy. Jak na razie. Czy tak na-
prawd suy czemukolwiek? Gdzie o tym syszaa?
- W jakim pubie.
- Sam nie mam z t firm adnych kontaktw. Prowadzi j kuzyn, tyle o tym wiem. Mog
was spikn.
- Byam tylko ciekawa, Bernardzie. Gdzie Dorotea?
- Pewnie bdzie lada chwila. Potrafi by trudna w kontaktach, no nie?
- Prawie jej nie znam. - Sprawdza uczesanie w lustrze wypeniajcym panel cienny i nie
zdejmujc kurtki, siada. - Hubertus w Nowym Jorku?
- Tak. W hotelu Mercer.
- Widziaam go tam raz, w barze. Rozmawia z psem Kevina Bacona.
- Jego pies?
- Kevin Bacon by ze swoim psem. Hubertus mwi do niego.
- Nie wiedziaem, e lubi zwierzta.
- To by pies sawnej postaci. Ale z Kevinem Baconem chyba nie rozmawia.
- Co o nim sdzisz?
- O Kevinie Baconie?
- Hubertusie.
- Pytasz powanie? Stonestreet odrywa si od faksw.
- W miar.
- Ciesz si, Bernardzie, e jestem na kontrakcie, nie na pensji.
- Zaley... - zaczyna Stonestreet i chyba oddycha z ulg, kiedy wkracza Dorotea,
w powanym biurowym kostiumie od Armaniego, nijakim w jaki zowrogi sposb. Cayce
wyczuwa, e to z jej strony niedwuznaczny wyraz niechci wobec mody. Spojrzenie, ktre
nie byoby nie na miejscu na ekskluzywnej egzekucji.
- Dzie dobry - mwi. Zwraca si Cayce: - Czujesz si dzisiaj lepiej?
- Tak, dzikuj. A ty?
- Byam we Frankfurcie, z Heinzim rzecz jasna. - I to twoja wina. - Ale mam wraenie, e
czary Heinziego skutkuj. Ma wycznie dobre zdanie na temat Blue Ant, Bernardzie. Nazy-
wa to powiewem wieoci. - Patrzy na Cayce. Moesz mi naskoczy.
Cayce odpowiada jej umiechem.
Dorotea zajmuje miejsce obok Stonestreeta, wyjmujc kolejn z drogo wygldajcych
kopert.
- Byam w studiu z Henzim, kiedy szkicowa. Obserwowanie go przy pracy to przywilej.
- Poka.
- Oczywicie. - Dorotea nie spieszy si z otwieraniem. Wkada rk do rodka. Wyjmuje
sztywny kartonik, rozmiarw poprzedniego. Jest na nim ludzik Michelin w jednym
z najwczeniejszych, wywoujcych naj gwatowniejszy skurcz odka potwornych wciele.
Nie obecny, naarty robakami, wyuskany ze skorupy w Ninja, ale tamta niesamowita,
zblazowana, palca cygaro wiekowa kreatura, mumia chorego na elefantiaz. - Bibendum -
mwi cicho Dorotea.
- Restauracja? - pyta zagubiony Stonestreet. - Przy Fulham Road? - Siedzi obok Dorotei
i nie widzi, co jest na kartoniku.
Wrzask ronie Cayce w gardle.
- Och, ale ze mnie idiotka - mwi Dorotea. - To inny projekt.
Bibendum, Cayce zna jego imi, wraca do koperty.
Dorotea wyjmuje zmieniony projekt Heinziego, ktry pokazuje Cayce, a potem niemal
przelotnie, Stonestreetowi.
Pitkowy plemnik z lat 60. zmutowa w sunc komet, lun, dynamiczniej sz wersj
logo wytwrcy sprzed jakich dziesiciu lat.
Cayce usiuje otworzy usta, co powiedzie. Skd ona wie? Ile wie?
Milczenie si przedua.
Rude brwi Stonestreeta jad w gr, milimetr po milimetrze, bezsownie i oskarajco-
pytajco. Wreszcie osigaj maksymaln wysoko.
- A wic...? - Bibendum. Tak si nazywa. Jest to te nazwa restauracji w odnowionym
Michelin House, do ktrej rzecz jasna Cayce nigdy nie zajrzaa. - Cayce? le si czujesz?
Szklank wody?
Po raz pierwszy zobaczya Bibendum w czasopimie, francuskim czasopimie. Miaa
sze lat. Zwymiotowaa.
- Dosta kaczk w twarz przy dwustu pidziesiciu wzach.
- Co? - Stonestreet zaczyna si podnosi. W jego gosie jest ton paniki.
- Wszystko gra, Bernardzie. - ciska brzeg stou.
- Nie chcesz wody?
- Nie. Chc powiedzie, e projekt jest wietny. Zaskoczy.
- Wygldasz, jakby zobaczya upiora.
Dorotea umiecha si z wyszoci.
- T... to ten projekt Heinziego. Wy... wywar na mnie wraenie. - Udaje si jej zrobi
grymas, co przypominajcego umiech.
- Naprawd? To cudownie!
- Tak, ale ju zrobilimy, co trzeba, prawda? - mwi. - Dorotea moe wrci do Frankfur-
tu, a ja do Nowego Jorku. - Wstaje z krzesa, ma zawroty gowy. - Bd potrzebowaa samo-
chodu. - Nie chce patrze na Dorote. Tego przedpoudnia to ona wykonaa mocne posuni-
cie. Ona wygraa. Teraz strach przenika Cayce do szpiku koci, nie da si go porwna z tym,
co czua po wamaniu azjatyckich dziwek. Teraz stao si co znacznie gorszego. Bardzo mao
ludzi wie o rozmiarach jej fobii na punkcie znakw towarowych, a jeszcze mniej
o konkretnych czynnikach wyzwalajcych. Rodzice, paru lekarzy, paru terapeutw, kilka naj-
bliszych przyjaciek, nie wicej ni trzech byych facetw.
Ale Dorotea wie.
Jako dociera do drzwi. Ma nogi jak z drewna.
- Do widzenia, Bernardzie. Do widzenia, Doroteo.
Stonestreet jest osupiay.
Dorotea w sidmym niebie.

Tamci wszyscy spieszcy si ludzie znikli z ulic Soho i, dziki Bogu, samochd czeka.
Na Parkway siga po pienidze i przypomina sobie, e to auto firmy, nie takswka. Wiel-
kim mosinym kluczem Damiena otwiera drzwi od ulicy, przeskakuje po dwa stopnie, trzy-
majc w pogotowiu dwa czarne niemieckie klucze.
I zastaje ludzika Michelin o biaych waeczkach wykonanych z filcu, uduszonego na ga-
ce u drzwi czarn garot z grubego sznura.
Otwiera usta do krzyku, ale si opanowuje. Bierze gboki oddech.
- Dosta kaczk w twarz przy dwustu pidziesiciu wzach.
Sprawdza wos. Nadal tkwi na swoim miejscu. Puder rozpylony wok gaki powinien
znikn, ale obrzee pozostao nienaruszone.
Stara si nie patrzy na to co, przywizane do gaki. To tylko lalka. Lalka. Otwiera drzwi
niemieckimi kluczami.
Jest w rodku. Przekrca zamki, zakada acuch. Dzwoni telefon.
Cayce krzyczy.
Podnosi suchawk po trzecim dzwonku.
- Halo?
- Tu Hubertus.
- Hubertus...
- Tak. Oczywicie. I?
- Co i?
- Przespaa si z tym. - Otwiera usta, ale nie wydaje z nich adnego dwiku. - Podpisa-
a si pod logo Heinziego - mwi Hubertus. - A wic sprawa zaatwiona. Gratulacje.
W tle sycha fortepian. Barow muzyk. Ktra jest godzina w Nowym Jorku?
- Pakuj si, Hubertusie. Jad na Heathrow, lec pierwszym rejsem do domu. - Mwi go-
no to, czego najbardziej pragnie.
- wietnie. Moemy to omwi, kiedy przylecisz.
- Prawd mwic, mylaam o Paryu.
- No, to spotkamy si tam jutro. Mam pod rk gulfstreama klienta. Nie wykorzystana
oferta.
- Naprawd nie ma czego omawia. Powiedziaam ci w sobot wieczorem.
- Poradzia sobie z Dorote? - Zmieni temat.
- Zmieniasz temat, Hubertusie.
- Bernard powiedzia, e zzieleniaa, kiedy pokazaa projekt.
- Znw zmieniasz temat. Czy bd pracowa dla ciebie, eby ustali rdo emefw, to-
samo twrcy czy twrcw? Nie bd.
- Dlaczego nie? - Pytanie odbiera jej mow. Bo ni std, ni zowd nabraa do niego jakiej
jeszcze gbszej, niesprecyzowanej niechci? Bo absolutnie mu nie ufa? Bo nie chce wie-
dzie, czym s emefy, o czym s, czemu su, kto za nimi stoi? To naginanie faktw, bo tak
naprawd to chce zna odpowied na te wszystkie pytania i spdzia wiele czasu, dyskutujc
o tym z innymi emeferami. Nie, rzecz raczej w tym, e na pierwszy rzut oka emefy plus Bi-
gend to po prostu zupenie poroniony pomys. Nie chodzi o Bigenda noszcego kowbojski
kapelusz jak ostatnia pierdoa, ale Bigenda si sprawcz Blue Ant. Bigenda geniusza
w swoim fachu, Bigenda od nowych sposobw. Kade poczenie tego pierwszego i tego dru-
giego wydaje si jej okropne. - Chc, eby kogo poznaa - on kontynuuje spokojnie. - Kaza-
em mu przyj przed poudniem do biura i Bernard zorganizowa wam lancz, ale za szybko
wysza.
- Kto to? O co chodzi?
- To Amerykanin. Nazywa si Boone Chu.
- Boonchu?
- Boone. Jak Daniel*. Chu. Ce-ha-u. Myl, e moglibycie co wsplnie osign. Chc
to uatwi.
- Hubertusie, prosz. To bez sensu. Powiedziaam ci, nie jestem zainteresowana.
- Mam go na drugiej linii. Boone? Mwie, e gdzie jeste?
- Przy stacji Camden - mwi mski gos. Radosny, z amerykaskim akcentem. - Twarz
ku Virgin.
- No, widzisz, jest tu-tu - mwi Bigend.

* Daniel Boone - pionier amerykaski.
Od suchawk - myli Cayce. Nie odkada.
- Parkway, zgadza si? - Znw amerykaski akcent. - Zaraz przy metrze.
- Hubertusie, to naprawd bez sensu...
- Prosz, porozmawiaj z Booneem - mwi Bigend. - To ci nie zaszkodzi. A jak midzy
wami nie zaiskrzy, moesz lecie do Parya. - Zaiskrzy? - Na wakacje. Na koszt Blue Ant.
Ka sekretarce zamwi hotel. Premia za zlecenie dla H&P. Wiedzielimy, e moemy na
tobie polega. Klient bdzie mia nowe logo do kolekcji jesiennej. Oczywicie, bdziesz nam
potrzebna do skontrolowania kadego rozwizania.
Znw to samo. Zdaje sobie spraw, e ju atwiej bdzie spotka si z tym czowiekiem,
tym Booneem i potem jecha na lotnisko. Zawsze moe z dala omija Bigenda w Nowym
Jorku. Ma tak nadziej.
- Czy on wci jest na linii, Hubertusie?
- Jak najbardziej - mwi gos z amerykaskim akcentem. - Id Parkway.
- Zadzwo dwa razy - mwi Cayce i podaje numer domu i mieszkania. Odkada suchaw-
k.
Idzie do kuchni, bierze nieuywany jeszcze ostry, niemiecki n Damiena do obierania
i czarny worek na mieci. Otwiera drzwi. To wci tam jest, na gace. Cayce zagryza zby
i wsuwa to do czarnego plastiku, zaciska u gry. Odcina czarny sznur. To spada do worka.
Kadzie worek na podog, tu przy drzwiach, zamyka je, odnosi n do kuchni. Wraca do
drzwi. Bierze gboki oddech, wychodzi na klatk schodow. Zdejmuje z szyi czarne klucze
i starannie zamyka drzwi. Unosi dwoma palcami worek z tym w rodku, jak ze zdechym
szczurem, ktry jest jednak lejszy, i schodzi na ppitro, gdzie wpycha to za czekajcy na
wyniesienie stos czasopism o modzie.
Siada plecami do ciany i obejmuje ramionami kolana. Supe znw si zawiza i Cayce
ku swojemu wielkiemu zniecierpliwieniu czuje, e ma okres.
Wraca na gr upora si z tym problemem. Zaledwie udaje si jej doprowadzi wszystko
do porzdku, syszy dwukrotny dzwonek do drzwi.
- Cholera, cholera. Szlag...
Zapominajc zamkn drzwi na klucz, schodzi na d.
To zabierze tylko minut, moe mniej. Przeprosi za to, e Bigend na si zaaranowa
spotkanie, ale bdzie stanowcza: nie zamierza podj adnych poszukiwa twrcy emefw,
finansowanych przez Bigenda. Po prostu.
Frontowe drzwi s z dbu malowanego na biao, ale zky, zostay obtuczone
i pobrudzone, czekaj jeszcze na renowacj. Judasza nie myto chyba od II wojny wiatowej.
Przekrca zamek i otwiera drzwi.
- Cayce? Jestem Boone Chu. Mio ci pozna. - Wyciga rk.
Nadal ma na sobie skrzan kurtk ze spowiaymi ciegami. Prawa rka wycignita, le-
wa na rczce walizeczki, zniszczonej i obdartej, ktr zauwaya kilka godzin wczeniej
w Soho.
- Cze - mwi Cayce i wymienia ucisk doni.
11.
BOONE CHU

Boone Chu wali si jak kowboj na now brzow kanap Damiena, zakadajc nog na
nog.
- Pracowaa wczeniej dla Blue Ant? - Ma teraz widrujce spojrzenie, ale moe ona le
odczytuje nieskromn intensywno spojrzenia, ten charakterystyczny, gupkowaty element
zachowania Amerykanw chiskiego pochodzenia.
- Kilka zlece w Nowym Jorku. - Przycupna na krzele przy komputerze.
- Wolny strzelec?
- Zgadza si.
- Ja te.
- Co robisz?
- Osieciowania. - Odczekuje moment. - Stanowy Uniwersytet Teksaski. Potem wasna
firma. Popynem.
W jego gosie nie ma cienia goryczy, chocia, jak zauwaya, ludzie, ktrzy to mwi,
rzadko j okazuj, co jest troch niesamowite. Generalnie zadzieraj nosa. Ma nadziej, e ten
si do takich nie zalicza.
- Gdybym ci zgooglowaa, dowiedziaabym si, e...
- Moja pierwsza, do znana firma, gono popyna. Wczeniej..szlachetny haker, ale
to tylko szum medialny. - Oglda si na dziewczyny-roboty oparte o cian, ale nie zadaje
pyta.
- Czym si zajmowaa?
- Zabezpieczeniami.
- Gdzie mieszkasz?
- Stan Waszyngton. Mam ska na Orcas i przyczep kempingow z lat 50., na podka-
dach kolejowych. Trzyma si dziki pleni i rdzy zerajcej aluminium. Zbieraem si do bu-
dowy domu, ale teraz al mi widoku.
- Tam masz baz?
- Baz mam tu. - Trca czubkiem buta dziecic walizeczk sprzed wieku. - A ty gdzie
mieszkasz?
- Przy West 111.
- Przy Columbii. Prawd mwic, wiedziaem, e mieszkasz w Nowym Jorku.
- Tak?
- Przegooglowaem ci. - Cayce syszy bulgot wody w czajniku. Nie zaoya gwizdka.
Wstaje. On rwnie i idzie za ni do kuchni. - adna - zagaduje.
- Damien Pease.
- Przepraszam?
- Pease. Jak w tym wierszyku dla dzieci. Reyser reklamwek. Widziae jak?
- Nie kojarz.
- To jego mieszkanie. Co dokadnie zaproponowa ci Bigend, Boone?
- ebym zosta jego wsplnikiem. - Boone mwi i przyglda si jej, Cayce tylko si przy-
glda. - Tak powiedzia. Nic wicej nie precyzujc. Chce, ebym pracowa z tob. ebymy
znaleli osob czy osoby, ktre wprowadzaj te wideoklipy. Fundusz kosztw nieograniczo-
ny, ale nie jestem pewien, ile moe wynie fundusz pac. - Ma wysokiego jea, nieprawdo-
podobnie gstego, jak to Chiczyk, i dug twarz, ktrej rysy moe stayby si zniewieciae,
gdyby nie to, e, jak Cayce si domyla, na ich ksztat wpyno dorastanie w Tulsa, wrd
dzieciakw gotowych dopiec Chiczykowi noszcemu nazwisko amerykaskiego pioniera.
- Czy powiedzia ci, dlaczego chce, ebymy razem pracowali? Albo czemu w ogle chce
mnie zatrudni? - Wrzuca torebki z herbat do czajniczka i zalewa wod. - Przepraszam. Za-
pomniaam zapyta. Moe chcesz kawy?
- Moe by herbata. - Idzie do zlewu i myje kubki, ktre zostawia. Co w jego ruchach
przypomina jej kucharza restauracji, z ktrym kiedy chodzia. Energicznie strzepuje cie-
reczk, zanim wytrze kubki. - Powiedzia, e nie musisz drugi raz wymyla koa. - Stawia
kubki jeden obok drugiego. - Powiedzia, e jeli kto potrafi doj, skd te materiay pocho-
dz, to ty.
- A ty?
- Ja mam ci pomaga. Ty mylisz, ja realizuj. Spoglda na niego.
- Potrafiby?
- Nie jestem prestidigitatorem, ale mog si przyda. Zota rczka w sprawach oglnych,
rzec mona.
Cayce nalewa wody.
- Chcesz to robi?
Boone podnosi kubek. Wcha opar.
- Co to?
- Nie wiem. To Damiena. Ale bezteinowa. Boone dmucha, pociga yczek. Krzywi si.
- Ukrop.
- No, jak? Chcesz to robi?
Patrzy na ni opar unosi si z kubka, ktry nadal trzyma przy ustach.
- Nie mam sprecyzowanej opinii. - Opuszcza kubek. - Z teoretycznego punktu widzenia
to ciekawy problem i, o ile wiemy, nikt go jeszcze nie rozwiza. Jestem wolny i Bigenda sta
na wyoenie masy forsy.
- To plus?
On kiwa gow znw pociga herbaty. Znw si krzywi.
- Minus to Bigend. Ciko go oceni, no nie? - Podchodzi do kuchennego okna, jakby
chcia wyjrze na dwr, ale tylko wskazuje okrgy przezroczysty wiatraczek wentylatora,
osadzony w pitnasto-centymetrowym wyciciu w szybie. - U nas nie ma czego takiego. Tu
s wszdzie. Od zawsze. Nawet nie jestem pewien, do czego to suy.
- Cz wiata po drugiej stronie lustra - mwi Cayce.
- Prosz?
- Mam na myli rnice.
- Dla mnie wiat po drugiej stronie lustra to Bangkok. Azja. Tu jest bardziej swojsko.
- Nie, inaczej - mwi mu. - Dlatego zwrcie uwag na ten wentylator. Pewnie tu go wy-
naleziono i tu zrobiono. To by przemysowy nard. Jak chcesz kupi noyczki, sprzedadz ci
angielskie noyczki. Sami wszystko robi. Utrzymuj wysokie ca na import. To samo
w Japonii. Tam wszystkie materialne duperele s inne, od podstaw.
- Rozumiem, do czego zmierzasz, ale nie wydaje mi si, eby miao by tak dalej. Nie
w tym wiecie, na ktrym zaley Bigendowi; adnych granic, niedugo cay wiat si ujedno-
lici, nie bdzie wiatw po drugiej stronie lustra. Nie w przypadku materialnych dupereli. -
Patrzy jej w oczy.
Bior kubki i wracaj do salonu.
- A ty, co mylisz o Bigendzie? - pyta Boone.
Cayce zadaje sobie pytanie, dlaczego w ogle prowadzi t rozmow? Na ile ma zwizek
z porann wymian spojrze w tumie, ktr Boone traktuje jak nieby? A wic chodzi
o drczce j poczucie wyobcowania; rano Boone by nieznajomym mijanym na ulicy, ktre-
go nigdy wicej miaa nie spotka, a teraz si objawi i jest tu.
- Hubertus Bigend to bardzo inteligentny czowiek i bardzo mi si nie podoba - mwi.
- Dlaczego?
- Chyba problem rozbija si wanie o to, jakim jest czowiekiem. Nie jestem do silna,
eby odrzuci propozycj pracy dla jego firmy, ale dokucza mi myl, e mam nawiza z nim
bardziej osobiste stosunki
Natychmiast przychodzi jej do gowy: Czemu mu to mwi, zupenie go nie znam. A jak
wrci do Bigenda i wszystko mu powtrzy?. Boone siedzi, dugimi palcami oplata kubek
i zerka na ni.
- Bigenda sta na kupowanie ludzi - mwi. - Nie chc skoczy jako maskotka przy jego
kluczach. Chocia nie jestem te odporny na kwoty, ktrymi dysponuje. Kiedy moja firma
zacza si chwia, zdaem sobie spraw, e robi rzeczy, ktrych przyjdzie mi aowa. -
Cayce patrzy na niego. To prawda, czy jedynie autoreklama? Boone marszczy brwi. - Jak
mylisz, czemu mu na tym zaley?
- Uwaa, e to artyku produkcyjny.
- Czyli rdo pienidzy. - Odstawia kubek na wykadzin.
- Twierdzi, e chodzi o doskonao, nie o pienidze.
- Pewnie, pienidze to tylko produkt uboczny - mwi Boone Chu - dziki ktremu nie
musi wdawa si z nami w konkrety.
- Ale gdyby poda swoj cen, sprawa byaby mniej ciekawa, no nie? Gdyby ustali wy-
nagrodzenie za to zadanie, mielibymy tylko kolejne zlecenie. Odwouje si do czego gb-
szego.
- I traktuje spraw jak zaatwion.
- Zauwayam. - Spoglda mu prosto w oczy. - Chcesz da mu t satysfakcj?
- Jak nie, to moe nigdy nie zaznam tej satysfakcji, e dotr do sedna sprawy. A ju pr-
bowaem.
- Tak?
- Czasem potrafi tkwi w pokoju hotelowym, bawic si tym.
- Trca stop walizeczk. - Do niczego nie udao mi si doj, ale to tylko mnie napdza.
- Co tam masz? - Boone podnosi walizk i odchyla zatrzaski. Jest wyoona kostkami sza-
rej pianki, otulajcej gadki prostopadocian z szarego metalu. Unosi, jak si okazuje, laptopa
w tytanowej obudowie, ukazujc zwoje przewodw, trzy komrki i wielki specjalistyczny
wkrtak z wymiennymi ostrzami. Jedna z komrek ma ksztat kandyzowanego jabka na pa-
tyku, a moe bardziej mango ni jabko.
- Co to? - pyta Cayce, wskazujc telefoniczne mango.
- Japoskie.
- I umiesz si posugiwa wkrtakiem?
- Nigdy bez niego nie wychodz.
I Cayce mu wierzy.

W kocu lduj w panazjatyckiej restauracji przy Parkway, penej piaskowanego drewna
i miseczek raku*, jedz kluski i Boone zgbia problem rozdzielczoci. Weterani F:E:F prze-
nicowali go ju na dziesit stron, ale Boone ma do niego oywczo wiee podejcie.
- Kady z segmentw ma t sam rozdzielczo, wystarczajc do projekcji kinowej. In-
formacja wizualna, wielko ziarna jest odpowiednia. Zdjcia o mniejszej rozdzielczoci
rozmywayby si przy po-

* Raku - ceramika z polew, uywana gwnie podczas ceremonii picia herbaty.
wikszeniu. Jeli jest generowany komputerowo, kto musia o to zadba. - Podnosi pa-
tyczki do ust. - Widziaa kiedy pracowni ren-deringow, obrbki komputerowej? - Wkada
klusk do ust i uje.
- Nie.
Przeyka, odkada patyczki.
- Hala, masa komputerw, wizualizatorzy obrabiaj tamy klatka po klatce. Pracochonna
robota. Niby na olep, ale zaplanowana do najmniejszego szczegu. Obrbka komputerowa
wymaga duego ludzkiego wkadu, masy pracownikw i zapewne nie daaby si dugo
utrzyma w tajemnicy. Kto by si wygada, chyba e zastosowano nietypowe ograniczenia.
Ci ludzie siedz i masuj obrazki, piksel po pikselu. Dopracowuj. Dodaj szczegy. Wosy.
Wosy to koszmar. I nie zarabiaj gr zota.
- Wic hipoteza z Kubrickiem majster-klepkto tylko marzenie?
- Chyba e twrca ma dostp do technologii na poziomie, ktrego, o ile wiemy, jeszcze
nie osignito. Zaoenie, e emefy s generowane cakowicie komputerowo, oznacza, i twj
twrca albo powikszy moliwoci tworzenia obrazu komputerowego metod Roswella, albo
dysponuje tajnym laboratorium obrbki. Jeli wykluczymy technologi pozaziemsk, co nam
zostaje?
- Hollywood.
- Tak, ale niekoniecznie w Kalifornii. Nawet jeli zamiar generowania komputerowego
podjto w Hollywood, sam proces moe si odbywa, powiedzmy, w Nowej Zelandii. Albo
w Irlandii Pnocnej. Oczywicie moe te w samym Hollywood. Problem w tym, e to te
przemys. Ludzie gadaj. Biorc pod uwag zainteresowanie, ktre ten interes wzbudzi, po-
trzeba patologicznej tajnoci, eby nic nie wycieko na zewntrz.
- W takim razie nie mwimy o Kubricku majster-klepce - mwi Cayce - ale
o podziemnym Spielbergu. Zakadamy, e emefy produkuje kto ju dysponujcy nieprze-
citnymi moliwociami wytwrczymi. Kto, kto z jakiego powodu jest skonny produkowa
i rozpowszechnia bardzo niekonwencjonalny materia w bardzo niekonwencjonalny sposb.
Kto zdecydowany za wszelk cen utrzyma to w tajemnicy.
- Kupujesz to?
- Nie.
- Czemu nie?
- Ile czasu spdzie faktycznie przy emefach?
- Niewiele.
- Co czujesz, kiedy je ogldasz? Spoglda na swoje kluski, a potem na ni.
- Samotno?
- Wikszo ludzi j czuje, tyle e w gbszym wymiarze. Jakby polifonicznym. Do tego
dochodzi wraenie, e te obrazy ku czemu zmierzaj, e co si wydarzy. Zmieni. - Wzrusza
ramionami. - Tego nie da si opisa, ale kiedy troch z nimi poyjesz, zaczynasz im ulega.
Po prostu niesychanie silnie oddziaywaj podczas bardzo krtkiej projekcji. Nigdy do mnie
nie przemawiao, e to dzieo jakiego uznanego twrcy filmowego, ktrego sta na zrobienie
czego takiego, chocia jeli przegldniesz strony powicone emefom, zobaczysz, e bez
przerwy wypywaj nazwiska rnych reyserw.
- A moe sprawa w powtarzalnoci. Moe od tak dawna przygldasz si tym materiaom,
e przypisaa im to wszystko. Na dodatek rozmawiasz z ludmi, ktrzy zachowywali si
i zachowuj tak samo.
- Prbowaam si przekona, e tak jest. Chciaam w to uwierzy, po prostu dlatego eby
si uwolni. Ale potem wracam i patrz na to znowu, i czuj... nie wiem. e w co wchodz.
W jaki wiat? W opowie?
- Wsuwaj te kluski. Rozmawia moemy potem.

I rozmawiaj, spacerujc. Id do Camden Lock, wzdu High Street, pod nieobecno
tych wszystkich weekendowych krzyowcw. Mijaj okna wystawowe projektanta kuchni
Damiena, Boone zahacza o swoje dziecistwo w Oklahomie, wzloty i upadki firmy, kaprysy
przemysu i gospodarki w ogle od poprzedniego wrzenia. Wyglda to tak, jakby stara si
powiedzie jej, kim jest. Cayce w zamian opowiada mu niewiele o swojej pracy i zupenie nic
o swojej szczeglnej wraliwoci, ktra j umoliwia.
Docieraj do ponurej cieki holowniczej nad kanaem, pod niebem jak na szarej mono-
chromatycznej odbitce Turnera w technice ciba-chrom, przy zbyt jasnym tle. To miejsce
przypomina jej o wycieczce do Disneylandu, z Winem i matk, kiedy miaa dwanacie lat.
Karaibscy piraci mieli awari i wyratowa ich personel w butach rybackich do pachwin na
kostiumach piratw, i poprowadzi przez drzwi awaryjne do zniszczonego, betonowego, za-
plamionego olejem podziemnego krlestwa maszynerii i przewodw, zamieszkanego przez
ponurych mechanikw. Ci pracownicy zaplecza przypominali jej Morlockw z Wehikuu cza-
su.
Sporo j kosztowaa ta wyprawa, bo nie moga powiedzie rodzicom, e zacza unika
widoku Myszki Miki i czwartego, ostatniego dnia dostaa wysypki. Potem Miki przesta by
problemem, ale i tak go unikaa, bo wci jej si wydawao, e moe by le.
Boone przeprasza, musi sprawdzi poczt elektroniczn, mogo przyj co, co chciaby
jej pokaza. Siada na awce i wyjmuje laptopa. Cayce idzie na brzeg kanau i patrzy w d.
Szary kondom, dryfujcy jak meduza, na wp zatopiona puszka po piwie, gbiej wirujce
co, czego nie mona zidentyfikowa, owinite w blady, wzdty i porwany plastik, ktrym
owija si palety cegie i pustakw. Cayce wzdryga si i odwraca plecami.
- Popatrz na to - mwi Boone, unoszc wzrok znad ekranu laptopa, trzymanego na kola-
nach. Cayce przecina ciek holownicz i siada obok. Boone podaje jej laptopa. Skpana
w wietle popoudnia patrzy na otwart wiadomo.

W kadym z nich jest jaki szyfr, ale nic wicej nie mog ci powiedzie. Jest krtki
i zunifikowany w kadym segmencie. Gdyby byt duszy, to jeszcze, ale e jest, jaki jest, to
mog powiedzie jedno: prawdziwa iga w twoim stogu siana.

- Od kogo to?
- Mojego przyjaciela w Rice. Zmusiem go do przejrzenia wszystkich stu trzydziestu pi-
ciu segmentw.
- Czym si zajmuje?
- Matematyk. Dla mnie to czarna magia. Przepytuje anioy siedzce pdupkiem na
gwce od szpilki. Pracowa w mojej firmie. Zajmowa si szyfrowaniem, ale to tylko aspekt
uboczny jego prac teoretycznych. By okropnie rozbawiony, e maj jakie zastosowanie
praktyczne.
Cayce wypalia, nim zdya ugry si w jzyk:
- To filigran.
Spoglda na ni. Cayce nie wie, co si kryje za tym spojrzeniem.
- Skd wiesz?
- W Tokio jest kto, kto twierdzi, e zna pewien numer odczytany przez kogo
z segmentu siedemdziesitego smego.
- Przez kogo odczytany?
- Przez emeferw. Z grupy otaku.
- Masz ten numer?
- Nie. Nawet nie cakiem wierz, e to prawda. Moe to zmylone.
- Po co?
- eby zaimponowa pewnej dziewczynie. Ale ona te nie istnieje. Boone wpatruje si
w ni.
- Czego potrzeba, eby to sprawdzi?
- Lotniska - mwi Cayce, przyznajc si w duchu, e ju to rozwaya, ju przez to prze-
sza - biletu. I kamstwa.
Boone odbiera laptopa, zamyka go, kadc rce na gadkim szarym metalu. Patrzy na nie-
go takim wzrokiem, jakby si modli. Unosi wzrok.
- Twj ruch. Jeli to prawda i moesz to wydoby, mogoby nas gdzie zaprowadzi.
- Wiem - mwi Cayce i to naprawd wszystko, co moe powiedzie, tak wic tylko sie-
dzi, zastanawiajc si, co takiego uruchomia, dokd to zaprowadzi i dlaczego.
12.
APOFENIA

Wchodzc po schodach, uwiadamia sobie, e zapomniaa pobawi si w Bonda, ale
uznaje, e ostatnie wydarzenia zamay kltw azjatyckich dziwek. Nie przeszkadza jej nawet
to, co tkwi za stert czasopism. Byle tylko o tym nie myle.
Bardziej martwi jato, w co wanie si wpakowaa. Odprowadzajc go na stacj, potwier-
dzia, e jest gotowa pracowa dla Bigenda, polecie do Tokio i znale Takiego. Z pomoc
WParkUbranego i Musa-shiego sprbuje zdoby numer. Potem si zobaczy.
Nie ma powodu, mwi Boone, traktowa tego jako faustowskiej umowy z Bigendem.
W kadej chwili mog zrezygnowa z partnerstwa, nie uciekajc si do garstwa.
Cayce jednak zna ju ten argument z poprzednich sytuacji, z poprzednich umw, kiedy
sprawy nie uoyy si tak idealnie.
Ale teraz ma przed sob wyjazd, a na szyi dwa bardzo czarne, bardzo dziwnie wygldaj-
ce klucze i nie martwi si obrzeem.
Pieprzy Dorote.
W tej chwili podwiadomie wierzy w niemieck technologi zabezpiecze. Z tym, e kie-
dy otwiera zamki wietnymi, wietnymi kluczami, uwiadamia sobie, e ta wiara przysporzy-
a jej pewnego problemu.
Nie bardzo wie, gdzie zostawi, czy komu powierzy nowe klucze. Damien po powrocie
zechce dosta si do domu, a jej nie bdzie. A on nie ma adnego biura, adnej znanej jej za-
przyjanionej agencji, nie maj wsplnych przyjaci, na tyle godnych zaufania, eby powie-
rzy im opiek nad drogimi i bardzo przenonymi urzdzeniami do miksowania muzyki
w pokoju na piterku. Nie ma pojcia, jak sprawnie dziaa internetowe poczenie Damiena
w Rosji, przy wykopie. Jeli wyle mu poczt elektroniczn, pytajc o rad, to czy Damien
wskae jej na czas miejsce, w ktrym powinna zostawi klucze?
Wpada jej do gowy pomys, aby wykorzysta Wojtka i Magd, ktrzy nie maj pojcia,
gdzie jest mieszkanie. Moe jeden zestaw zostawi rodzestwu, poda Damienowi namiary
Wojtka i Magdy, a drugi zabierze z sob.
Tak wic kiedy wchodzi do rodka, uznaje, e wszystko jest takie, jak by powinno, na-
wet wygniecenie na kanapie, tam, gdzie siedzia Boone.
Dzwoni telefon.
- Halo?
- Pamela Mainwaring. Biuro podry Hubertusa. Mam dla ciebie bilet na lot Heathrow-
Narita, jutro, dziesita pidziesit pi, klasa pierwsza, British Airways. Moe by?
Cayce spoglda na dziewczyny-roboty.
- Tak. Dziki.
- Kapitalnie. Wpadn do ciebie i podrzuc bilety. I laptopa, i telefon. - Zawsze udawao
si jej oby bez jednego i drugiego, przynajmniej w podry. Ma laptopa w domu, ale pod-
czya normaln klawiatur i monitor i uywa go jak komputera stacjonarnego. A wiat po
drugiej stronie lustra zawsze by miejscem bezkomrkowych wakacji. Przypomina sobie jed-
nak, e w Tokio nie ma angielskich napisw, a ona nie zna japoskiego. - Bd za dziesi
minut. Dzwoni z samochodu. Pa. - Trzask przerwanego poczenia.
Znajduje kartk z adresem Wojtka i wysya mu poczt, podaje numer telefonu Damiena
i prosi o jak najszybsze oddzwonienie, chodzi o przysug wart kilku ZX-81. Potem wysya
poczt do WParkUbra-nego, informujc, e bdzie pojutrze w Tokio, i pytajc o strategi
wobec Takiego.
Waha si przed otwarciem ostatniej wiadomoci od matki i przypomina sobie, e nadal
nie odpowiedziaa na dwie poprzednie.
Matka ma adres: cynthia@roseoftheworld.com. Rose of the World* to wsplnota za-
mieszkaa na czerwonej od pyu ziemi Maui.

* Rose of the World (ang.) Ra wiata.
Cayce nigdy tam nie bya, ale Cynthia przysaa zdjcia. Paskie, dziwnie prozaiczne ran-
czo z lat 60., na tle czerwonego wzgrza, stoi wrd dugiej, rzadkiej trawy, przez ktr ta
czerwie przeziera jak jaka egzema czaszki. Czonkowie wsplnoty, do ktrej matka Cayce
zalicza si od dawna, przesuchuj mile tam magnetofonowych, rwnie wieo kupionych
i dopiero co wyjtych z opakowa, nasuchujc gosw umarych. Entuzjaci EVP*. Kiedy
matka woya szpulowego uhera Wina do ich pierwszej mikrofalwki. Powiedziaa, e za-
kca transmisje.
Cayce dugo udawao si omija szerokim ukiem t cz ycia matki, taka rwnie bya
strategia ojca. Apofenia, nazwa to po zastanowieniu Win, uywajc swojego starannego
i ostronego jzyka: spontaniczna percepcja zwizkw midzy niezalenymi od siebie zjawi-
skami. Cayce nie usyszaa od niego ani sowa wicej na ten temat.
Waha si, kliknicie mysz dzieli j od otworzenia wiadomoci zatytuowanej:
CZE???
Nie, nie jest gotowa.
Idzie do lodwki i zastanawia si, co zje przed odjazdem, a co wyrzuci do mieci.
Apofenia. Patrzy bezmylnie na zimne, piknie owietlone wntrze lodwki Damiena.
A co, jeli sens, ktrego wszyscy dopatruj si w emefach, to tylko iluzja, bdne rozpoznanie
wzorca? Przerabiaa to z WParkUbranym, ktry porwnywa emefy z rnymi rnociami
(neuromechanik halucynacji, relacj Augusta Strindberga z zaamania nerwowego
i wasnymi dowiadczeniami narkotykowymi, kiedy bdc nastolatkiem, czu si czym
w rodzaju anielskiej maszyny tumaczcej pismo linearne B). Wszystko na nic.
Wzdycha i zamyka lodwk.
Odzywa si brzczyk drzwi frontowych. Cayce schodzi na sam d, aby wpuci Pamel
Mainwaring, dwudziestokilkuletni blondynk w czarnej mini i rajstopach w szkock krat,
z dwiema czarnymi walizeczkami z balistycznego nylonu** w rkach. Na ulicy czeka samo-
chd Blue Ant. Szofer stoi obok, pali papierosa, w uchu suchawka, rozmawia z powietrzem.

* EVP (ang. Electronic Voice Phenomena) - gosy rejestrowane elektronicznie. ** Nylon
balistyczny-sztuczny materia uywany rwnie na kamizelki kuloodporne.
Pamela Mainwaring to samo tempo, skuteczno i poraajca precyzja. Nie jest kobiet,
ktra czsto musiaaby co powtarza. Nie dotary jeszcze do mieszkania, a skoczya opisy-
wa Cayce apartament w Park Hyatt, na Shinjuku, z - widokiem na paac cesarski.
- Przynajmniej na cz dachu - mwi, stawiajc walizeczki obok siebie na stole. Ogarnia
wzrokiem kuchni. - adna . - Otwiera jedn z walizeczek, jest tam laptop i drukarka. -
Tylko jeszcze raz sprawdz - mwi, wczajc sprzt. - Powrotny otwarty, na dowolnego
przewonika. Moesz lecie, gdzie chcesz, kiedy chcesz. Mj adres e-mail i numer telefonu s
w laptopie. Zajmuj si wszystkimi podrami Hubertusa, wic jestem dostpna dwadziecia
cztery godziny na dob, siedem dni w tygodniu. - Gsty fryz planu lotw wypenia ekran. -
Tak. Jeste tu. - Wyjmuje z koperty pusty bilet i wkada go do prostoktnej drukarki. Ta mru-
czy szybko i cicho i wyrzuca bilet z przeciwnej strony. - Odprawa najpniej dwie godziny
przed odlotem. - Zrcznie wkada wieo wydrukowane bilety do folderu British Airways. -
Mamy dla ciebie iBooka, z programami i modemem do komrki. I telefon. Dziaa tu, w caej
Europie, Japonii i Stanach. Kto z tokijskiego biura odbierze ci na Narita. Ludzie z Tokio s
cakowicie do twojej dyspozycji. Najlepsi tumacze, szoferzy, kady kto bdzie ci potrzebny.
Dosownie kady.
- Nie chc by odbierana.
- To nie bdziesz.
- Pamelo, czy Hubertus nadal jest w Nowym Jorku?
Ta spoglda na swojego Oakleya Timebomba, ktrego koperta jest nieco szersza ni jej
przegub.
- Jest w drodze do Houston, ale wieczorem bdzie z powrotem w Mercerze. Jego adres e-
mailowy i wszystkie numery telefonw s w twoim iBooku. - Otwiera drug walizeczk. Jest
tam paski mak, szary telefon komrkowy (wielki, wic albo przestarzay, albo niezwykle
mocny), rne kable i drobne czci jeszcze w plastikowych, fabrycznych opakowaniach, do
tego instrukcja obsugi na typowym papierze kredowym. Na komputerze ley koperta z logo
Blue Ant. Pamela zamyka swj komputer, zasuwa zamek byskawiczny walizeczki. Siga po
kopert, rozrywaj, wytrzsa kart kredytow. - Podpisz tu, prosz. - Cayce bierze kart.
CAYCE POLLARD. Platynowa Visa z hieratycznym znakiem Blue Ant, bdcym, a jake,
dzieem Heinziego. Wyglda na wsplne dzieo robota i egipskiego skryby. Pamela Mainwa-
ring wrcza jej drogi niemiecki cienkopis. Cayce kadzie kart awersem na stole, podpisuje
si na pasku rewersu. Co w niej ciko zapada si, jaka cz jej etycznego fundamentu. -
Mio byo ci pozna - dodaje Pamela. - Udanej podry, powodzenia, a w razie jakiejkolwiek
potrzeby dzwo do mnie albo mailuj. Pamitaj, jakiejkolwiek. - Mocno ciska do Cayce. -
Sama trafi do wyjcia, dziki.
I zaraz wychodzi, Cayce zamyka za ni drzwi i rygluje zamki. Wraca do stou i siga po
komrk. Widzi, e jest wczona. Po kilku podejciach udaje si jej wyczy aparat. Odka-
da go do walizeczki, zamyka j i odsuwa od brzegu stou.
Oddycha gboko, po czym zwija krgosup w wiczeniu pilates, krg po krgu, przyjmu-
jc na stojco pozycj podow. Prostuje si tak wolno i pynnie, jak tylko potrafi.
Dzwoni telefon Damiena.
- Halo?
- Wojtek jest.
- Potrzebuj twojej pomocy w pewnej sprawie, Wojtku. Chciaabym zostawi ci klucze,
eby odda je mojemu przyjacielowi, kiedy si pokae. Zapac ci za to dwadziecia funtw.
- Nie musi si paci, Casey.
- To dotacja na twoje przedsiwzicie zwizane z ZX-81. Mam nowe zlecenie i to pjdzie
w koszta - kamie gadko, ale zaraz zdaje sobie spraw, e niekoniecznie. - Moemy si spo-
tka za dwie godziny tam, gdzie jedlimy niadanie?
- Tak?
- Dobrze. Do zobaczenia. - Odkada suchawk.
Zastanawia si, czy telefon jest na podsuchu, po raz pierwszy
w yciu. Czy nie takie byo przede wszystkim zadanie wamywacza od azjatyckich dzi-
wek? Dorotea jest suk ze sfory szpiegw przemysowych, obecn lub by, wic to wcale nie
takie nieprawdopodobne. Robi si takie rzeczy jak pluskwy, jak zestawy szpiegowskie. Cayce
przeglda w mylach swoje rozmowy od czasu przegldania witryny azjatyckich dziwek. Je-
dyn wan rozmow, dotyczc Trans, przeprowadzia z budki przy High Street w Camden.
Teraz ta z Wojtkiem, ale suchacz musiaby wiedzie, gdzie wtedy jada niadanie... Ale czy
nie mona by wyledzi jego numeru?
Idzie do pokoju, w ktrym trzyma bagae, i zaczyna tradycyjn jog przed podr, ska-
danie i pakowanie zecapw, co w jaki sposb informuje jej ciao, e niebawem utraci stwo-
rzon tu stref bezpieczestwa.
Wypeniwszy te zadania, kadzie si na szarej kodrze i zapada w sen. Nakazuje swojej
podwiadomoci obudzenie za godzin, aby zdy na spotkanie z Wojtkiem w bistrze przy
Inverness Street. I wie, e si obudzi.
ni - chocia rzadko ni, w kadym razie nie pamita tego - e jest w Londynie, sama na
tylnej kanapie czarnej takswki, pod koniec lata, gdy licie podkrelaj wiek miasta, gbi
jego historii, jego majestat. Fasady wysokich domw s nieodgadnione jak twarze pokerzy-
stw. Przechodzi j dreszcz. Chocia noc jest ciepa, powietrze w takswce duszne i napywa
do niej wizerunek z wiadomoci Damiena, wilgotne piramidy szarych koci, rosnce obok
wykopw na rosyjskich bagnach. Czym s te wykopy, jak si maj wobec zmarych, wobec
historii? Syszy dzwonienie kilofw, pijacki miech, i jest w tej takswce, i w sosnowym le-
sie, na bagnach w lecie, bdc wiadkiem jakiego niewyobraalnego kanibalizmu, zjadania
zmarych. Przypomina sobie, jak mwia Bigendowi, e przeszo te jest zmienna, tak
zmienna jak teraniejszo, ale teraz musi mu powiedzie, e nie powinna by wykopywana,
pldrowana, odrzucana. Musi mu powiedzie, ale nie moe przemwi, chocia teraz widzi,
e to Bigend prowadzi t takswk, ubrany zreszt w kowbojski kapelusz. Nawet gdyby
przemwia, nawet gdyby udao si jej rozbi to co, co tak bolenie wizi mow, to on jest
oddzielony od jej gosu grub pyt szka lub plastiku, pochonity prowadzeniem, wiozc j
nie wiadomo gdzie.
Budzi si. Serce jej omocze.
Wstaje, ochlapuje twarz zimn wod i wchodzi wskimi schodami do pokoju, w ktrym
ukrya drugi pk kluczy.
I bdzie ostrona na ulicy, w drodze na spotkanie z Wojtkiem. Nigdy wczeniej nie na-
stawiaa si na to, eby sprawdza, czy jest ledzona, czy nie, ale teraz jest i bdzie.
Gdzie gboko w niej wynurza si maleki samosterowny okrt podwodny.
S chwile, w ktrych moesz zrobi tylko kolejny krok. A potem kolejny.
13.
KANOE

Fotel Cayce na grnym pokadzie Boeinga 747 linii British Airways przemienia si
w ko, kanoe z zaawansowanego technologicznie kompozytu i laminatu pokrywajcych
drewno teko we. Cayce siedzi w pierwszym rzdzie boeinga, nie majc w polu widzenia ad-
nych foteli.
Kabina przypomina komfortow hal biurow podzielon na boksy, ergonomiczne po-
mieszczenia pracownicze, chocia z drugiej strony ma si wraenie, e nastpny krok projek-
tantw to instalacja przewodw doprowadzajcych pokarm i schludnie odprowadzajcych
odchody.
Jak zwykle schowaa zegarek i nie wie, ile godzin jest ju w powietrzu; obiad podano,
wiata przygaszono i wyobraa sobie swoj dusz podskakujc gupawo, gdzie nad beto-
now pyt Heathrow, niewidzialna ppowina rozciga si miarowo. Gdy wiadomo, e musz
by daleko nad oceanem, gdzie nie zagraaj adne ludzkie czynniki, maleje te wskanik
strachu. Przez wikszo ycia najbardziej bezbronna czua si wanie w takich chwilach,
kiedy tkwia zawieszona w pustce, nad bezdroami wd. Jeli teraz wiadomie jednak czego
si lka, to wydarze, ktre gro nad skupiskami wielkich miast Zachodu, na linii ziemia-
powietrze, scenariuszy ywcem wzitych z CNN.
Linie komercyjne przysparzaj Cayce kopotw z jeszcze jednego powodu - powtarzajc
w nieskoczono logo przewonika w swoich klaustrofobicznych pomieszczeniach. BA nig-
dy nie byy szczeglnie napastliwe, ale Virgin narzucajce si ca mas produktw i usug s
zupenie nie do zniesienia.
Teraz mczy j jednak gwnie to, e nie wzia z sob niczego do czytania, a nawet nie
myli wcza wbudowanego w porcz DVD, gdy od jakiego czasu narzucia sobie zakaz
ogldania nowoci wideo. Tymczasem sen nie chce przyj. Londyn znikn ju z horyzontu,
Tokio pozostaje niewyobraalne, ukryte w niepamici, wic Cayce siada po turecku porodku
wskiego eczka i trze oczy, jak dziecko przykute do posania, cho ju na tyle due, e
skazane na niekoczce si przewracanie z boku na bok.
Przypomina sobie laptopa Bigenda. Byszczy teraz wie nalepk ochrony Heathrow.
Podnosi z podogi nylonow walizeczk i otwiera. Wczoraj wieczorem siedziaa dwadziecia
minut, przeszukujc desktop, ale teraz po raz pierwszy zauwaa nieopisan pytk kompakto-
w. Po wsuniciu do czytnika okazuje si zindeksowan baz danych caego F:E:F. Ten, kto
przygotowa j dla Bigenda, dostarczy rwnie na twardym dysku pen kolekcj emefw
i jej trzy ulubione montae, w tym jeden roboty Celulo i Mauricea.
Nadal siedzc po turecku, robi naklejk z opisem: KOPIA CD DLA BLUSZCZA.
Bluszcz chciaa mie baz danych forum prawie od momentu znalezienia emefw, ale
oglnodostpne oprogramowanie, pozwalajce prowadzi stron, nie indeksuje danych i nie
miaa nikogo chtnego czy zdolnego do wykonania tego. Korespondenci oznaczyli ulubione
wtki i wymieniali si nimi, ale nie byo moliwoci analizy danego tematu w caym czasie
dziaania strony.
Dopiero teraz.
Cayce nie ma pojcia, ile wpisw nagromadzio si na stronie od pierwszego dnia. Nigdy
si nie cofaa i nie zagldaa na sumerostro-n, pierwsze dni, ale teraz wciska ENTER i szuka:
CayceP.

Przeciwnie, ni mwiam wczoraj...

Ach. To nie jej pierwszy wpis. Pocztkowo nie byo nawet CayceP. Wpisuje: Cayce.
ENTER.

Cze. Ile segmentw, w sumie? Wanie pobraam ten, kiedy on jest na dachu. Czy kto
da rad tym nasadom kominowym (tak si na to mwi?)?
Dodaa P, bo pojawi si te inny wpis Cayce, jaki Marvin z Wichita z takim nazwi-
skiem, tylko wymawiao si jak Case, nie Casey.
Czuje si troch, jakby znalaza pamitnik z liceum.
Oto pierwszy wpis WParkUbranego:

Obcignijcie mi pompk do cigania mleka! Mylaem, e tylko ja jeden mam wira na
punkcie piknoty tego poplamionego kawaka anormalnej filmowej prerii. Kto jeszcze ma
chtk na kowbojsk poetyk? Bo moecie by pewni, e ja nie.

To byo przed przybyciem Anarchii, znaczcym choby z tego powodu, e trzy dni po
nim WParkUbrany dokona pierwszej z wielu haaliwych wyprowadzek ze strony.
Po kilku podejciach trafia na waciwy wrd porczowych przyciskw z matowego sto-
pu i zamienia ko w wygodny fotel. Jest przyjemnie, kiedy potne silniki pracuj dla two-
jej wygody. Rozsiada si wygodnie, ubrana w swj czarny gruby baweniany dres (odmwia
woenia pajacyka BA), okrywa nogi kocem w szkock krat i kadzie iBooka na brzuchu.
Lampk wiatowodow na gitkim ramieniu, z gwk policyjnej latarki, ustawia we waci-
wym pooeniu.
Wychodzi z CD-ROM-u i klika monta Celulo i Mauricea.
Zaczyna si od ta, dachu, dziwnych kominw. Teraz chopiec. Podchodzi do niskiego pa-
rapetu. Patrzy w kierunku miasta, ktre nigdy nie ukazuje si w zblieniu. Analiza ujawnia
tylko zamazany ukad prostopadych linii. Nic wyranego. To na pewno horyzont miasta, ale
nawet przybliona identyfikacja jest niemoliwa, za mao wida. Wykluczono Manhattan
i wiele innych; s cae listy wyklucze, z opisami: wykluczone lub mao prawdopodobne.
Maurice przeskakuje do segmentu skadajcego si cakowicie z dugich uj dziewczyny
w starannie utrzymanym parku.
Czasem, kiedy Cayce oglda dobry monta, a ten jest jednym z najlepszych, ma wraenie,
jakby ogldaa zupenie nowy emef; zanurza si z radoci i oczekiwaniem, a kiedy monta
si koczy, doznaje wstrzsu. To byoby na tyle. To wszystko. Jak to moliwe? Tak te jest
teraz. Emef si koczy.
Cayce zasypia z laptopem na kolanach.
Kiedy si budzi, jest ciemniej i czuje parcie na pcherz.
Zadowolona, e nie ma na sobie pajacyka, zamyka laptopa, odkada go, rozpina pas, na-
kada kapcie BA i rusza w kierunku ogona samolotu, do toalet.
Po drodze mija pic posta kogo, kto nie moe by nikim innym jak tylko Billym
Prionem. Cicho chrapie, lekko rozchyliwszy zastyge usta, uwolnione od paraliujcej je nie-
gdy botuliny. Okryty kocem w szkock krat jak starzec na leaku w nadmorskim kurorcie,
odsania obwis i nieruchom twarz. Cayce mruga zdziwiona, przekonujc sam siebie, e to
nie moe by dawny wokalista BSE, ale to najwyraniej on, od stp do gw w zeszorocznej
kolekcji mskiej Agnes B.
W ssiednim kanoe pi blondynka z opask na oczach, w czarnym topie. Mae kolczyki
w sutkach wyranie pobyskuj spod napitego materiau.
To potwierdza trafno identyfikacji. pic jest wokalistka dawnego Velcro Kitty,
z ktr zdaniem muzycznej prasy Prion ju nie chodzi.
Cayce zmusza si do ruszenia z miejsca i szurajc winylowymi, granatowymi kapciami,
dociera do do przestronnych i bezpiecznych toalet pierwszej klasy, ze wieymi kwiatami
i kosmetykami do twarzy Molton Brown. Rygluje drzwi i siada, nie mogc zrozumie, jak to
moliwe, e Prion, waciciel galerii, w ktrej Wojtek chciaby urzdzi wystaw ZX-81, leci
z ni jednym samolotem do Tokio. Dlaczego? wiat moe i jest may, ale to ju zaczyna
dziwnie wyglda. Patrzy na intensywnie niebieski pyn, znikajcy w wirze spuszczanej wo-
dy.
Wracajc na miejsce, zauwaa, e wokalistka z kolczykami w sutkach nie pi, siedzi pro-
sto, odoywszy opask. W wietle punktowej lampki nocnej przeglda kredowe kartki czaso-
pisma o modzie. Prion nadal chrapie.
Cayce siada z powrotem w kanoe i dostaje od stewardesy ciepawy biay rczniczek.
Czemu Prion i wokalistka Velcro Kitty lec tym rejsem?
Przypomina sobie pogldy ojca na paranoj. Win, zawsze czujny ekspert od zabezpiecze
z epoki zimnej wojny, traktowa paranoj jak zwierz, ktre da si udomowi i wytresowa,
jak nieuleczaln chorob, ktr najlepiej powstrzymuje niedopuszczanie do siebie myli, e
staa si czci twojego, ja. Bya w nim, zawsze obecna i poufaa, ale wykorzystywa j
zawodowo, nie pozwalajc jej si rozrosn, opanowa go, pochon jak dungla. Hodowa
j na osobnej, wydzielonej grzdce i codziennie sprawdza, jakie przynosi wieci, przeczucia,
oderwane sygnay, anomalie.
Czy obecno Priona w tym samolocie to anomalia?
Dochodzi do wniosku, e mogaby tak powiedzie tylko wtedy, gdyby uznaa si za cen-
trum, punkt skupienia czego, czego nie rozumie, nie potrafi zrozumie. Pierwsza linia we-
wntrznej obrony Wina zawsze opieraa si przekonaniu, e sam jest tylko czci czego
wikszego. Twierdzi, e paranoja w istocie wiadczy o egocentryzmie, a kady wierzcy
w spiskow teori dziejw w taki czy inny sposb chce wywyszy siebie. Ale lubi te po-
wtarza, e nawet pa-ranoidalni schizofrenicy maj wrogw.
Cayce dochodzi do wniosku, e niebezpieczestwa to jedna z odmian apofenii.
Wilgotny rczniczek w jej doni jest ju zimny. Kadzie go na porczy i zamyka oczy.
14.
TWARZ BIKKLEA

Kiedy wychodzi ze stacji Shinjuku, cignc czarn walizk na kkach, zapada elektrycz-
ny zmierzch i wita j nieco inny zapach wglowodorw.
Z Narita pojechaa ekspresem Japoskich Linii Kolejowych, wiedzc, e w ten sposb
uniknie wleczenia si zderzak w zderzak autostrad i jednego z njnudniej szych na wiecie
przejazdw autobusem. Samochd Pameli Mainwaring byby rwnie powolny i naraziby j
na kontakt z personelem Blue Ant, a to chciaaby ograniczy do minimum.
Wkrtce po wyjciu z samolotu stracia z oczu Priona i jego przyjacik, i nawet jeli
przylecieli w najbardziej niewinnym celu, to yczya im, eby utknli w korku, ktrego jej
udao si unikn.
Unosi wzrok ku maniakalnie oywionemu lasowi reklam. Logo Coca-Coli pulsuje wyso-
ko na budynku, a obok slogan: NIE ZASTANAWIAJ SI! Reklama Coca-Coli znika, zast-
piona klipem z najnowszym niusem, obrazem ciemnoskrego mczyzny w jasnej szacie.
Cayce mruga, wyobraajc sobie w to miejsce ponce wieowce, w ramie zmiennych obra-
zw i wirujcych popiow. Zbyt dziwne. Czy si wydarzyo?
Powietrze jest ciepe i nieco wilgotne.
Zatrzymuje takswk, tylne drzwi otwieraj si przed ni nie wiedzie jakim sposobem,
jak to w Japonii. Z rozmachem rzuca walizk na ty i siada na nieskazitelnym biaym okryciu
kanapy, prawie zapominajc, e ma zamkn za sob drzwi.
Takswkarz w biaych rkawiczkach robi to jednak za ni, uywajc dwigni pod swoim
fotelem, zawraca.
- Tokijski Park Hyatt.
Takswkarz kiwa gow.
Wsuwaj si w gsty, powolny, uderzajco cichy ruch uliczny. Cayce wyjmuje nowy tele-
fon i wcza go. Ekran oywia si, pojawiaj si kanji. Dzwoni niemal natychmiast.
- Tak?
- Prosz z Cayce Pollard.
- Przy telefonie.
- Witamy w Tokio, Cayce. Tu Jennifer Brossard, Blue Ant - syszy gos z amerykaskim
akcentem. - Gdzie jeste?
- Niedaleko Shinjuku, w drodze do hotelu.
- Potrzebujesz czego?
- Chyba snu. - Oczywicie to troch bardziej skomplikowane, spniona dusza ma do
przebycia zupenie nowy szlak. Cayce nie pamita, jak radzia sobie zjet lagiem, bdc tu po-
przednio, to dziesi lat temu. Zapewne taczya i duo pia. Bya wtedy o tyle modsza, a na
giedzie panowaa hossa hoss.
- Masz nasz numer.
- Dzikuj.
- Dobranoc.
- Dobranoc.
I nagle powraca samotno w grobowej ciszy tokijskiej takswki. Cayce wyglda przez
okno, niechtnie dopuszczajc do siebie wicej obcej, a jednak na wp znajomej kultury
marketingowej. Okazuje si, e te niezliczone sygnay i znaki to dla niej teraz za duo. Zamy-
ka oczy.
Kolejne biae rkawiczki wynosz w Park Hyatt walizk, skadaj na wzku bagaowym
i zaraz okrywaj czym w rodzaju gstej jedwabnej sieci rybackiej z ciarkami. Ten rytualny
gest wprawia j w zdumienie; czy to przeytek z ery majestatycznych hoteli europejskich?
Biae rkawiczki w przestronnej windzie Hitachi naciskaj guzik RECEPCJA. Winda
pnie si niesamowicie pynnie, szybko sprawia, e krew odpywa Cayce z gowy, przelatuj
pitra, nieoznaczone i nieprzeliczone, wreszcie drzwi otwieraj si bezszelestnie na bambu-
sowy gaj, wyrastajcy z prostoktnego trawnika wielkoci kortu do squasha.
Wpis do ksigi goci, wprowadzenie karty Blue Ant, podpis, znw jazda w gr przez
wiele piter, w sumie z pidziesit.
Do tego bardzo duego pokoju z wielkimi czarnymi meblami. Boj krtko prezentuje roz-
liczne urzdzenia, potem kania si i znika, nie czekajc nawet na napiwek.
Cayce zdumiona mruy oczy. To apartament Jamesa Bonda, raczej Brosnana ni Conne-
ryego.
Korzysta z pilota, tak jak j nauczono, zasony rozjedaj si cicho, odsaniajc niezwy-
k, niemal wirtualn panoram dachw, unoszce si kbowisko elektrycznych lego, po-
dziobane dziwnymi ksztatami, ktrych nie sposb gdzie indziej si spodziewa, chyba eby
zastosowa specjalne tokijskie przystawki. Logo korporacji, ktrych Cayce nawet nie rozpo-
znaje. Dziwny luksus, jakby sam w sobie wart wyprawy. Teraz przypomina go sobie
z poprzednich wizyt, jak rwnie fakt, e w zmienionym kontekcie pewne marki zmieniy
oddziaywanie. Cae morze pledw Burberryego nie miao na ni adnego wpywu, ani Mont
Blanc, ani nawet Gucci. Moe tym razem nie dopadnie jej nawet Prada.
Zamyka zasony pilotem i zabiera si do rozpakowywania, wieszania i ukadania zeca-
pw. Kiedy skoczya, w pokoju nie ma ladu zamieszkania, poza enerdowsk kopertwk
i czarn walizeczk iBooka, lecymi na okryciu barwy ecru, rozcielonym na ogromnym
ku.
Przeglda instrukcje poczenia z Internetem, wyjmuje laptopa i sprawdza poczt.
Wiadomo od WParkUbranego z dwoma zacznikami. Piszc mu o wyjedzie do To-
kio, nie podaa celu podry, WParkUbrany na pewno naley do tych czonkw forum, kt-
rym takie hasa jak Big-end i Blue Ant co mwi.
Tytu: KEIKO. Otwiera wiadomo.

Jak tam w Tokio? Niczym si nie przejmuj, bo w midzyczasie Sash i ja dbamy, eby nie
zgasa nocna lampka palona w twojej intencji. To znaczy gwnie Sash dba, bo to on znalaz
nam t keikopodobn. Z tym, e to nie Keiko, a Judy...

Cayce otwiera pierwszy zacznik i komentuje na gos: - WParkUbrany, wstydziby si.
Oto pitrowy tort, wiadomo w wiadomoci, a wszystko wymierzone w Takiego, czy te
Takiego wedug wyobrae WParkUbrane-go i Musashiego.
Keiko-Judy jest niedojrzale dziewczca i rwnoczenie agresywnie kobieca, jej ksztatne,
a przy tym szczupe nogi wyaniaj si ze szkolnej spdniczki w szkock krat i znikaj
w podkolanwkach z niezwykle grubej dzianiny, zrolowanych poniej ydki. Nieuchwytny
modu wraliwoci Cayce na cool niezwykle sprawnie rejestruje parametry fetyszy erotycz-
nych, choby widziaa je po raz pierwszy i wcale na ni nie dziaay. Po prostu wie, e tego
typu podkolanwki nale tu do takich fetyszy, co zapewne wynika z zakorzenionych ju
japoskich nawykw i upodoba. Jest przekonana, e w Japonii wychodzi czasopismo dla
panw powicone tej czci dziewczcej odziey. Podkolanwki Keiko-Judy schodz do
prehistorycznych botkw z pcienn cholewk, tylko na grubych paskich podeszwach, rw-
nowacych potne obwarzanki na kostkach, ktre upodabniaj Keiko-Judy do rebaka rasy
Clydesdale.
Keiko-Judy ma warkoczyki, wielkie ciemne oczy i ogromn bluz, cakowicie maskujc
piersi. Jej cielesno jest tak natarczywa, e a denerwujca. Bigend natychmiast rozpoznaby
przesanie tego wizerun-kowego przekazu, dziecic niewinno i palce seksualne promie-
niowanie, dziaajce naprzemiennie na jakiej nieuchwytnej czstotliwoci.
Cayce wraca do tekstu poczty.

Judy Tsuzuki, wzrost - metr siedemdziesit trzy i tak japoska jak ty, nie liczc DNA.
Z Teksasu. Dwadziecia siedem lat. Barmanka w tutejszym lokalu, przy ulicy Musashiego.
eby wprowadzi stosowny chaos w obszarze libidalnym Takiego, zrobilimy fotk naszej
dugiej Judy i komputerowo skompresowalimy j przynajmniej o jedn trzeci. Ubrana
i umalowana w pokoju modszej siostry Musashiego, w kampusie uniwerku kalifornijskiego.
Darryl sam dobra ciuchy, a potem zdecydowalimy si jeszcze o par klikni powikszy jej
oczy. Oto caa rnica. Epokowe wypukoci Judy zniky, przepady, jakby natura daa jej
skromny biust (faktycznie to skrpowalimy je bandaem na potrzeby zdjcia, ale nie za
mocno), a wielkie okrge oczy, ktre si nam udao zrobi, to czyste czary animek. Oto
dziewczyna, ktrej Taki szuka cae ycie, chocia natura nigdy nie stworzya czego podob-
nego, i uwiadomi to sobie, kiedy tylko jego wzrok padnie na ten wizerunek. Drugi zacz-
nik...
Cayce otwiera go. Tekst w kanji, pisakiem, masa wykrzyknikw.

To pismo Keiko. Bdziesz potrzebowaa jakiej Japonki, zapewne modej, eby napisaa
to na komputerze i wydrukowaa. Oszczdz ci tumaczenia. Od kiedy Musashi wykona t
imponujc fotografi, pracuj nad podczeniem ci do Takiego. Si robi, ale nie chc dzia-
a zbyt pochopnie, jako e nasze chopi wydaje si troch niestabilne. Keiko wanie posaa
mu wiadomo, e jej przyjacika przybdzie do Tokio, i e ma dla niego niespodziank.
Dam ci zna, kiedy dostan odpowied. Ty tam w interesach? Oni pono naprawd r suro-
w ryb.

Wstaje, idzie tyem, a trafia udami na brzeg ka, wyrzuca w gr ramiona i pada na
plecy, jakby robia ora na niegu. Wpatruje si w biay sufit.
Czemu tu przyjechaa? Czy na postronku jej duszy wyrs jaki nowy i na zawsze nie-
rozwizywalny supe?
Zamyka oczy, ale o spaniu nie ma mowy. Czuje tylko, e gaki oczne s o rozmiar za du-
e i nie mieszcz si w oczodoach.

Portierzy zachowuj starann obojtno, kiedy opuszcza hotel w dinsach 501
i ricksonie, odrzucajc propozycj wezwania takswki.
Po kilku przecznicach kupuje od ulicznego ydowskiego sprzedawcy czarn wenian
czapeczk i par przeciwsonecznych chiskich okularw, Rolex Daytona jej nie interesowa,
zwaszcza jako proponowane uzupenienie stroju. Nasuwa czapk na oczy, upycha wosy,
zaciga zamek w ricksonie, garbi si i kuli, zatracajc zewntrzne oznaki pci.
Nie znaczy to, e czuje si tak samo bezpiecznie jak wtedy, kiedy poprzednio tu bya, ale
do stanu zagroenia trzeba bdzie si przyzwyczai. Prawd mwic, syszaa, e ilo ci-
kich przestpstw wzrosa, ale idzie, jakby nigdy nic. Nie moe przecie na zawsze zosta
w swoim biaym pudeku, wiszcym nad miastem. Nie teraz. Ma wraenie, e tym razem za-
stawia nie tylko dusz i musi si rozchodzi.
Chodzi o Wina. Zacza wywietla Wina na biaych cianach. Na prno. Wizerunek si
nie pojawi, rozpacz wci trwa.
Nie. Stawia ciko kroki. Id jak mczyzna. Weszo si w zatarg z prawem. Rce
w kieszeniach, prawa ciska okulary przeciwsoneczne.
I prawo wygrao.
Mija jedn z tych poraajco efektywnych nocnych brygad remontowych, ktra rozstawi-
a wiecce pachoki pikniejsze ni jej wszystkie lampy, i tnie asfalt stalowymi schadzanymi
wod tarczami. Tokio nie tyle pi, co pauzuje, przeprowadzajc najniezbdniejsze naprawy
infrastruktury. Cayce nigdy nie widziaa ziemi w tych naciciach, mona by pomyle, e
asfalt okrywa wycznie jednolity pokad rur i przewodw.
Idzie dalej, waciwie bez celu, prowadzona jakim na wp zapomnianym poczuciem
orientacji, a dociera w poblie Kabukicho, Bezsennego Zamku, strefy ttnicej yciem przez
ca noc. Ulice s jasne jak w dzie, a wszystkie bez wyjtku fasady rozpromienione przy-
najmniej jednym ostrym rdem wiata.
Bya tu wczeniej, chocia nigdy sama, i wie, e to kraina salonw madonga, maych ba-
rw dla bardzo specyficznej klienteli, sex-sho-pw, sklepw z filmami porno i zapewne wie-
loma innymi artykuami, ale wszystko to funkcjonuje z tak chodnym nastawieniem, typowym
dla przemysu rozrywkowego, e Cayce zadaje sobie pytanie, ile przyjemnoci mog zazna
tu nawet najbardziej oddani entuzjaci tego typu rozrywki.
Ufa, e najgorsze co moe si jej tu przytrafi, to prba nawizania znajomoci ze strony
wodewilowego, podchmielonego urzdni-czyny, tak pozbawionego wytrwaoci a nawet mo-
bilnoci, e a niepowanego.
Kiedy idzie dalej, haas ronie do poziomu huku fabryki; muzyka, piosenki, seksualne ja-
poskie nawoywania jakby z garda Godzilli.
Cayce udaje, e syszy morze.
Budynki s niesychanie wskie. Wiecznie niespokojne fasady wydaj si jednym nie-
koczcym si neonem, obdnym karnawaowym pochodem obrazw i sw, ale nieco wyej
wisz zgrabne szyldziki, rwne rzdki identycznych prostoktw, sygnalizujc usugi lub
produkty na kolejnych pitrach.
Zatrzymuje j szyld w poowie wysokoci budynku:
DUPCIA BAJECZNA GWKI NIE OD PARADY
Litery czerwone, kursyw, na tym tle. Wpatruje si w nie, kto na ni wpada, rzuca co
chrapliw japoszczyzn i zataczajc si, idzie dalej. Cayce nagle zdaje sobie spraw, e ster-
czy porodku ulicy, przed ttnicym yciem paacem porno. Para znudzonych naganiaczy lub
ochroniarzy podpiera otwarte drzwi. Wielki ekran o wysokiej rozdzielczoci raczy j nachal-
nym ruchomym obrazkiem bardzo zagranicznego pieprzenia, brutalnym i ginekologicznym.
Szybko rusza dalej.
Skrca w kolejne uliczki, a natenie wiata opada na tyle, e moe zdj okulary. Huk
morza cichnie.
Napywa fala. Cayce mikn nogi.
Tu majjet lagi co si zowie. Przy nich londyskie to ranek po nieprzespanej nocy.
- Gwko nie od parady - mwi do siebie w wskiej, cakowicie opustoszaej ulicy - za-
bieraj do domu swoj bajeczn dupci.
Ale ktrdy? Oto pytanie.
Oglda si tam, skd przysza, w gb wskiej uliczki, pozbawionej chodnika. Syszy ro-
sncy warkot maego silnika.
Na mijanym przed chwil skrzyowaniu wyrasta jedziec na skuterze, posta w hemie na
tle nigdy nie gasncej powiaty. Hem wykonuje obrt, jakby si jej przyglda. Osona jest
nieprzenikniona, lustrzana. Jedziec nagle zwiksza obroty silniczka, zawraca i znika bez la-
du jak halucynacja.
Cayce stoi, wpatrujc si w puste skrzyowanie, owietlone teraz jak scena. Po kilku na-
stpnych skrtach odnajduje drog, sterowana odleg reklam Gapa*.

Telewizja rozwiewa tajemnic Billyego Priona.
Cayce zamierzaa rozsun zasony uniwersalnym pilotem, chcc popatrze na elektrycz-
ne lego, kiedy ju wzia prysznic i woya biay frotowy szlafrok, i przez pomyk wcza
wielki telewizor. I oto on, w penym neopunkowym stroju zespou BSE. Poowa ust martwa,
poowa wykrcona w wariackiej uciesze, z maej butelki popija bikklea, jogurtowy napj
orzewiajcy produkowany przez Suntory. Cayce te go lubi. To jej ulubieniec w krainie Po-
cari Sweat** i Calpis Water***.

* Gap - globalna sie detalicznego handlu konfekcj. ** Pocari Sweat - japoski napj
zrwnowaony elektrolitycznie. *** Calpis Water - napj podobny do Pocari Sweat, ale na
bazie laktozy.
Przypomina sobie ten smak kostek lodu topicych si na jzyku i natychmiast linka na-
pywa jej do ust.
Kiedy reklamwka si koczy, Cayce zdaje sobie spraw, e Billy Prion jest w Japonii
twarz napojw Bikkle, a fakt, e jest gaijinem*, tylko mu pomaga. To e na Zachodzie zu-
penie znik z gazet i telewizji, tu najwyraniej nikomu nie przeszkadza.
Kiedy udaje si jej wyczy telewizor, rcznie gasi wszystkie lampy. Zasony zostawia
rozsunite.
Nie zdejmujc szlafroka, kuli si w pocieli wielkiego biaego oa i modli si, aby fala
napyna i zabraa j na tak dugo, jak tylko potrafi.
Napywa, ale gdzie tam w niej jest i ojciec, i posta na skuterze, i gadki obszar chromo-
wej osony hemu.

* Gaijin (jap.) - obcokrajowiec.
15.
SWOISTO

Win Pollard zagin rano 11 wrzenia 2001 roku w Nowym Jorku. Portier z Mayflower
wczenie wezwa mu takswk, ale nie przypomnia sobie, jaki adres poda mczyzna
w szarym paszczu, od ktrego dosta dolara napiwku.
Cayce moe teraz o tym myle, bo japoskie soce wiecce przez rozsunite story two-
rzy iluzj wiata zupenie innego ni ten, w ktrym zgin ojciec.
Zwinita w rozgrzanej ciaem jaskini z delikatnej bawenianej piamy i frotowego szla-
froka, z pilotem w doni mozolnie odbudowuje w pamici portrety ojca.
Ani ona, ani matka nie wiedziay, e Win by w miecie, a powd czy powody jego poby-
tu pozostay nie wyjanione. Mieszka w Tennessee na zapuszczonej farmie kupionej dziesi
lat wczeniej. Pracowa nad barierkami rozdzielajcymi tumy na wielkich koncertach. W tym
okresie, w ktrym zagin, akurat wystpowa o patenty na swoje wynalazki. Gdyby zostay
mu przyznane, byyby teraz czci spucizny po nim. Pracowa z firm mieszczc si przy
5. Avenue, ale jego wsppracownicy nie mieli pojcia, e jest w miecie.
Z tego co wiadomo, przedtem nigdy nie zatrzymywa si w Mayflower, a jednak pojawi
si tam wieczorem 10 wrzenia, rezerwujc wczeniej pokj przez Internet. Natychmiast uda
si do pokoju i, na ile dao si to ustali, nie opuszcza go. Poprosi o kanapki z tuczykiem
i tuborga. Do nikogo nie dzwoni.
Poniewa nie znano powodu jego przyjazdu, nie zakadano, e dotar w poblie World
Trade Center. Ale Cynthia, matka Cayce, od pocztku bya przekonana, e znalaz si wrd
ofiar. Tak mwiy jej gosy. Kiedy si okazao, e CIA miaa fili w jednym z przylegych
budynkw, Cynthia nabraa przekonania, e Win uda si tam z wizyt do starego przyjaciela
albo kolegi z pracy.
Sama Cayce znalaza si w SoHo w czasie pierwszego ataku i bya wiadkiem mikrowy-
darzenia, ktre z perspektywy czasu mona uzna za znak, co prawda cichy i tajemniczy, e
w tamtej chwili cay wiat dosta kaczk w twarz.
W maej witrynie ekscentrycznego sprzedawcy antykw przy Spring Street opad patek
z bukietu zaschnitych r.
Cayce wczya si po Spring Street, majc troch czasu do zabicia przed biznesowym
niadaniem w SoHo Grand. Bya wspaniaa pogoda. Patrzya bezmylnie i z pewn przyjem-
noci na trzy zardzewiae skarbonki z kutego elaza, repliki Empire State Building rnych
rozmiarw. Wczeniej syszaa niewiarygodnie gony i bliski przelot samolotu. Co migno
nad zachodnim Broadwayem, ale zaraz zniko. Pewnie krcono tam film.
Zwide re w wazie Fiestaware koloru zamanej bieli wyglday tak, jakby stay tu od
kilku miesicy. Pocztkowo zapewne biae, teraz miay barw i faktur pergaminu. To bya
tajemnicza wystawa, z pomalowanym na czarno sklejkowym tem, kompletnie zasaniajcym
wntrze. Nigdy nie dojrzaa, co jest w gbi, ale ekspozycja zmieniaa si zgodnie z jak
swoist poetyk i przechodzca Cayce miaa zwyczaj przystawa i rzuca na ni okiem.
Opada patek i jednoczenie sycha huk, moe zderzenie wielkich ciarwek, jedno
z tych niespodziewanych zdarze dwikowego ta dolnego Manhattanu. Tylko Cayce jest
wiadkiem tej miniatury upadku.
By moe rozlega si syrena albo syreny, ale w Nowym Jorku syreny to rzecz powsze-
dnia.
Cayce idzie w kierunku Broadwayu i hotelu, syszc kolejne syreny.
Przecinajc ulic, widzi zbierajcy si tum. Ludzie si zatrzymuj, odwracaj i patrz na
poudnie. Pokazuj palcami. Dym na tle czystego nieba.
Jest poar, wysoko w World Trade Center.
Teraz Cayce przyspiesza kroku w kierunku Canal Street, mija ludzi klczcych obok ko-
biety, ktra chyba zemdlaa.
W polu widzenia ma wieowce, buchajcy, niewiarygodny dym. Bucz syreny.
Nadal skupiona na spotkaniu z wybitnym niemieckim projektantem obuwia, wchodzi do
SoHo Grand i szybko wspina si po aurowych schodach, niby z kutego elaza. Jest dokad-
nie dziewita. wiato w holu ma dziwn podwodn barw. Cayce ma wraenie, e ni.
W World Trade Center szaleje poar.
Cayce znajduje domofon i pyta o projektanta. On odpowiada jej po niemiecku, chrapli-
wym podnieconym gosem. Chyba nie pamita, e byli umwieni na niadanie.
- Prosz, wejd - mwi po angielsku i jeszcze: - Jest samolot. - Dodaje co pospiesznie,
zduszonym gosem, po niemiecku. Odkada suchawk.
Ma samolot? Musi lecie? Mieszka na smym pitrze. Czyby chcia zje to niadanie
u siebie w pokoju?
Kiedy drzwi windy si zamykaj, Cayce zamyka oczy i widzi kruchy, upadajcy patek,
wirtualny model obracajcy si w kolorowych rozjanionych dekoracjach. Tak przedmioty
wiod swoje samotne, tajemnicze ycie.
Drzwi pokoju otwieraj si, zanim Cayce zdya zastuka. Ukazuje si blady, mody,
nieogolony czowiek. Nosi okulary w grubych czarnych oprawkach. Jest w samych skarpet-
kach, wieej, krzywo zapitej koszuli, ma rozpity rozporek. Wpatruje si w ni, jakby nale-
aa do jakiego gatunku, ktry widzi po raz pierwszy w yciu. Gono pracujcy telewizor
przekazuje relacj CNN i kiedy mija Niemca, bo chocia nie zaprosi jej do rodka, to prze-
cie nie bdzie w nieskoczono sta w drzwiach, widzi na ekranie, poniej pustego kubeka
na ld obleczonego derm, drugi samolot wbijajcy si w wieowiec.
Podnosi wzrok ku oknu, za ktrym wida oba wieowce. Zapamita na zawsze widok
wybuchajcego paliwa o zielonkawym zabarwieniu, o czym potem nigdy nie usyszy i o czym
nigdy nie przeczyta.
Cayce i niemiecki projektant bd oglda ponce i po jakim czasie zapadajce si wie-
owce, i chocia potem bdzie zdawa sobie spraw, e musiaa widzie skaczcych, spadaj-
cych ludzi, to te obrazy nie zachowaj si w jej pamici.
Czua si tak, jakby kto puszcza w telewizji jej wasne sny. Jakby zadawa cik, g-
boko osobist zniewag najzwyklejszemu prawu do intymnoci. Jakby dowiadczaa czego
wykraczajcego poza normy.

Znajduje waciwy przycisk pilota i zasony si rozjedaj. Wy-czoguje si z biaej ja-
skini i podchodzi do okna, nie zdejmujc pogniecionego szlafroka.
Niebieskie niebo. Czystsze ni podczas poprzedniego pobytu. Teraz jedzi si tu na bez-
oowiowej benzynie.
Spoglda na drzewa otaczajce paac cesarski i widzi te kilka kawakw dachw, obieca-
nych przez pracownic Bigenda.
Midzy drzewami s na pewno cieki o zupenie niewyobraalnym uroku, ktrych nie
zobaczy nigdy.
Prbuje oceni poziom opnienia duszy, ale zupenie nic nie czuje. Jest sama, tylko w tle
szumi klimatyzacja. Siga po telefon i zamawia niadanie.
16.
WDRUJCE GOSY

Poprzednio czua zapach jakby rozgrzanego pynu do czyszczenia piekarnika, drapicy
w gardle. Rozwia si cakowicie?
Skupia si na niadaniu, idealnie usmaonych jajkach sadzonych i grzance z chleba nieco
obcych rozmiarw. Bekon jest kruchy i bardzo paski, jakby wyprasowany. Luksusowe ja-
poskie hotele podchodz do zachodniego niadania tak, jak pracownicy Ricksona do MA-1.
Cayce zastyga z widelcem w poowie drogi do ust, spogldajc na szaf, w ktrej wczoraj
powiesia kurtk. Tokijski oddzia Blue Ant ma pomaga jej we wszystkim, co si da.
Po tym, jak skoczya je i wyczycia talerz ostatnim kawakiem grzanki, nalewa drug
filiank kawy i sprawdza w laptopie miejscowy numer Blue Ant. Dzwoni z komrki i kto
odzywa si: Muszi mu-szi, co sprawia, e Cayce nie moe powstrzyma si od umiechu.
Prosi o Jennifer Brossard i po krtkim: Cze mwi, e potrzebuje kurtki lotniczej MA-1,
repliki wytwarzanej przez Buzza Ricksona, numer 38 albo jego japoski ekwiwalent.
- Jeszcze co?
- S nie do kupienia. Zamawia si je na rok z gry.
- Czy to wszystko, czego potrzebujesz?
- Tak, dziki.
- Mamy ci j posa do hotelu?
- Tak. Dzikuj.
- To pa. - Jennifer Brossard si rozcza.
Cayce wycza komrk i przez krtk chwil wpatruje si w jasne, czyste niebo
i wysokociowce o dziwnych ksztatach, zwieczonych jakby talerzami mikrofalwek albo
technologicznie wydumanymi falbankami.
Dochodzi do ciekawego wniosku, e ju nie interesuje jej to.
Kiedy sprztacz psychosomatycznego pieca wkracza do akcji, przychodzi czas zaj si
innymi sprawami, takimi, ktre co daj pozwalaj zapomnie. Bierze prysznic, ubiera si,
pisze e-maila do WPar-kUbranego.

Muszi muszi. Mam nadziej, e rozwine Judy z tego elastycznego bandaa. Jest z niej
fantastyczna Keiko. Ka to wydrukowa i napisa tekst odrcznie, a potem decyduj. Mam
laptopa, ktry czy si z sieci przez komrk, chocia jeszcze nie wiem, jak poczy lapto-
pa z komrk. Ale zabieram go z sob i wszystkiego dojd. Bd sprawdza poczt. Tu masz
numer mojej komrki, gdyby potrzebowa zwyczajnie pogada.

Sprawdza i wypisuje numer telefonu.

Teraz mog tylko czeka, eby podpi mnie do Takiego.

Wczeniej rozmawiaa z WParkUbranym dwa razy i za kadym razem czua si dziwnie,
jak podczas telefonicznej rozmowy z czowiekiem, ktrego zna si dobrze z Internetu, ale
ktrego nigdy si nie widziao.
Zastanawia si nad otwarciem poczty od matki, ale uznaje, e to moe by za duo po
wspomnieniach w chwili przebudzenia. Z wiadomociami od matki czsto tak bywa.
Na dole, w centrum dla biznesmenw, przepikna hostessa w kostiumie sekretarki, wy-
gldajcym jakby zaprojektowa go Miyake, drukuje obraz Keiko na sztywnym arkuszu su-
perbyszczcego papieru formatu A4.
Cayce czuje si zaenowana, ale liczna hostessa nie okazuje adnych emocji. Zachcona
tym Cayce kae jej rwnie wydrukowa napis w kanji podany przez Darryla i prosi
o przepisanie go czarnym pisakiem pod fotografi.
- Potrzebujemy tego do filmu - kamie, wyjaniajc. Niepotrzebnie, gdy hostessa przy-
glda si napisowi, spokojnie ocenia ilo wolnego miejsca na fotografii i umieszcza bardzo
zblion wersj, z wykrzyknikami wcznie. Zastyga z pisakiem nad fotografi.
- Tak? - pyta Cayce.
- Prosz o wybaczenie, ale moe doda umiechnit buk?
- Prosz. - Hostessa szybko dodaje umiechnit buk, zakrca pisak, podaje Cayce fo-
tografi, trzymajc j obiema rkami, i kania si. - Bardzo dzikuj.
- Bardzo prosz. - Kolejny ukon.
Cayce mija bambusowy gaj w hotelowym holu na wysokoci nieba i zauwaa
w ciennym lustrze stan swojej fryzury. Byskawiczny telefon do Jennifer Brossard.
- Tu Cayce. Musz i do fryzjera.
- Kiedy?
- Teraz.
- Masz co do pisania?
Dwadziecia minut pniej jest w Shibuya, w mrocznym pokoju na pitnastym pitrze cy-
lindrycznego budynku, mglicie przypominajcego szaf grajc Wurlitzera, masowana gor-
cymi kamieniami, o co nie prosia. adna z kosmetyczek i fryzjerek nie mwi po angielsku,
ale Cayce decyduje si po prostu podda harmonogramowi, liczc na to, e wczeniej czy
pniej zrobi jej wosy.
I poddaje si mu, dowiadczajc przez blisko cztery godziny wielkiego, obcego luksusu,
chocia okazuje si, e obejmuje maseczk z alg, czyszczenie i masa twarzy, wyrwnanie
brwi i usunicie niepotrzebnego zarostu, manikiur, pedikiur, depilacj ng (do kolan)
i pachwin. Z tego ostatniego Cayce wywija si w ostatniej chwili.
Kiedy prbuje zapaci kart Blue Ant, kosmetyczki chichoc i opdzaj si. Cayce po-
nawia prb i jedna z nich wskazuje logo karty. Zapewne Blue Ant ma tu otwarty rachunek
albo salon obsuguje modelki i modeli firmy, i to jest usuga gratisowa.
Wychodzc, czuje si rwnoczenie lejsza i gupsza, jakby razem z innymi tkankami zo-
stawia za sob par szarych komrek. Ma na sobie wicej makijau, ni zwykle nakada
w miesic, ale pomaloway j spokojne jak wyznawcy zen profesjonalistki, dla ktrych ide-
aem jest japoski odpowiednik Enyi.
Na swj widok w pierwszym lustrze zatrzymuje si. Musi przyzna, e ma niebanalnie
zrobione wosy, paradoksalne skrzyowanie uczesania i rozkudania. Jak wosy animek
w powikszeniu.
Ale reszta imageu nie pasuje. Standardowy zecap nie wytrzymuje konkurencji z tym po-
ziomem kosmetycznej prezentacji, wybitnym jak kuchnia mistrza sushi.
Otwiera i zamyka usta, bojc si obliza. Dostaa zestaw do poprawienia makijau, jest
w walizeczce laptopa, kolejny produkt wysokiej klasy, wart zapewne setki dolarw, ale wie,
e sama nigdy nie dorwna tym, ktre zrobiy j przed chwil.
Na nastpnej przecznicy napotyka dom Parco, przy ktrego mikro-butikach Fred Segal*
z Melrose Avenue wyglda jak dom towarowy w Montanie.
Po niespena godzinie wynurza si z Parco w zaklejonym tam ricksonie, czarnej we-
nianej spdniczce, bawenianym swetrze, czarnych rajstopach od Fogala, ktre pewnie kosz-
tuj tyle ile dwutygodniowy czynsz za jej nowojorskie mieszkanie, i czarnych zamszowych
francuskich botkach w stylu retro, idealnie pasujcych do reszty. Zecap, ktry poprzednio
miaa na sobie, kazaa woy do duej reklamwki Parco, a laptop jest w grafitowej, ergo-
nomicznej torbie na biodrach, wiszcej na szerokim pasku, przebiegajcym ukonie midzy
piersiami, dziki czemu sweter nie cakiem maskuje to, czego nie powinien maskowa.
Konwersji na zecap dokonano noykami do szww w dziale pasmanteryjnym Mujiego**,
na smym pitrze. Metki bez wyjtku powdroway do kosza. Bez wyjtku poza minimetk
METKA na torbie. Moe jako to przeyje. Okae si.
Wszystko to na kart Bigenda. Sama nie wie, co powinna o tym myle, ale pewnie si
dowie.
Dokadnie naprzeciwko jest kawiarnia, pitrowy klon Starbucksa, w ktrym chyba wszy-
scy zapalaj papierosa od papierosa. Zamawia mroon herbat, dziwic si malekim po-
jemniczkom na cukier w py-

* Fred Segal - minipasa butikw w Los Angeles, oferujcy (i kreujcy) najmodniejsze
ubrania, dodatki i usugi kosmetyczne Wybrzea Zachodniego; mekka hollywoodzkich
gwiazd.
** Muji - japoski producent i sprzedawca cenionych ubra, mebli, wyposaenia kuchni,
azienek, biur, kierujcy si zasadami zen: anonimowoci, prostot i funkcjonalnoci.
nie i sok cytrynowy (czemu u nas na to nie wpadli?) i idzie na pitro, gdzie jest mniej pa-
lcych.
Siada przy kontuarze - jest w stylu skandynawskim, z jasnego drewna - przy oknie wy-
chodzcym na ulic i drzwi domu Parco, wypakowuje laptopa, telefon i instrukcj obsugi.
Nie naley do tych, ktrzy nigdy nie czytaj instrukcji, chocia woli ograniczy si do przele-
cenia ich wzrokiem. Po dziesiciu minutach wytonych zabiegw ma F:E:F na ekranie, po-
czenie bezprzewodowe dziaa sprawnie, sodzi wic cytrynow herbat i sprawdza, co si
dzieje. Wie, czego mona si spodziewa na tym etapie, po wynurzeniu si nowego segmentu.
Wszyscy ju obejrzeli go kilkakrotnie, odbya si burza mzgw i teraz spywaj bardziej
osobiste, pogbione interpretacje.
Patrzy na ulic, na ktrej pojazdy o dziwnych wymiarach rozdzielaj sznury pojazdw
wygldajcych znajomo (po caym wiecie jedzi masa Japoczykw) i zauwaa srebrny sku-
ter, ktrego kierowca ma na sobie srebrny hem z lustrzan oson, dobrany pod kolor karose-
rii skutera, i wojskow amerykask park M-1951, z wyszyt na plecach biao-niebiesk
kokard RAF-u, wygldajc jak tarcza strzelnicza. Pami Cayce byskawicznie wraca do
poranka w londyskim Soho. Widzi okna sklepu z modnymi dodatkami, ogldanego przed
spotkaniem w Blue Ant.
W jej naturze ley dostrzec ten szczeg, ten zabkany detal wspomnie; wojskowy
symbol angielski, wybrany przez wojownikw mody i umieszczony w innym kontekcie za
spraw echa midzykulturowego. Ale kierowca skutera dobrze myli; parka model 51 to jest
to.
Cayce sprawdza poczt. Jest wiadomo od WParkUbranego.

Nastawiam uszy, o pani Muji.

Jest zaskoczona, bo dopiero co przyleciaa do Tokio, ale przypomina sobie, e WParkU-
brany wie, i lubi Mujiego, bo ten nigdy nie umieszcza adnych logo. Opowiedziaa mu
o swojej awersji.

Gdzie dokadnie jeste? Blisko, na ile mog oceni. Taki normalnie pracuje na Shinjuku.
Proponuje spotkanie na Roppongi, wczesnym wieczorem. Powiedziaem mu, e masz dla
niego pozdrowienia od Keiko i wyjtkow przesyk. Jeste nauczycielk, chocia nie jej, od
niedawna przyjacik i pomagaa jej w angielskim. Jeste te eme-ferk, o czym on wie,
jako e Keiko te ni jest. Keiko daje do zrozumienia, e jak on poda ci ten numer, to ty moe
jako pomoesz jej na uczelni. Taki wie, e nie mwisz po japosku, ale podobno wystarcza-
jco zna angielski, eby poradzi sobie podczas tego rodzaju kontaktu. Uff. Mwi uff, bo
bardzo ciko pracowalimy, Darryl i ja, bdc Keiko. Myl, e woylimy w to tyle stara,
e powinien poda ci ten numer, jeli zaley mu na dalszej interakcji. Zakadam, e jeste
gotowa, chocia przebywasz tam w sprawach zawodowych, wic nie wyczaj komrki. Za-
dzwoni, kiedy tylko bd mia czas i sposobno i wyl ci e-mailem map, ktr Taki po-
dobno rwnie wyle Keiko.

Wycza laptopa, zamyka go, odcza komrk i wszystko pakuje. Dym zaczyna dawa
jej w ko. Rozglda si. Nie ulega wtpliwoci, e kady mczyzna si na ni gapi, ale pod
jej wzrokiem natychmiast patrz w d albo w bok.
Pociga ostatni yk herbaty, zsuwa si z wysokiego stoka, zakada torb na rami, bierze
reklamwk Parco i idzie do schodw wyjciowych.

Spniajc si, dusza wyczynia dziwne sztuczki z czasem. Wydaje si, e dowolnie roz-
szerza go, oddala. Cayce miaa wraenie, e caa ogromna sesja w Shibuya powicona jej
gwce nie od parady i doprowadzaniu dupci do bajecznego stanu, a take pniejsze zakupy
w Parco zajy pene pi godzin, ale nastpne cztery upyny, kiedy wczya si takswk
i piechot od jednego punktu do drugiego w dziale Hello Kitty!* Kiddylandu**, po czym
skurczyy si w jedn chwil japoskiej magmy.
I dlaczego, zastanawia si, patrzc bezmylnie na kolejne artykuy w Hello Kitty!, takie
japoskie franchisingi nie powoduj u niej trzsienia ziemi, atakw paniki, nie wzywa przy
nich kaczki?
Nie wie, dlaczego. Po prostu nie. Tak jak nie powoduje go Kogepan, obojtny dla oka,
niepokojco pozbawiony wyrazu dzidziu w pieluchach, ktrego imi, co mtnie sobie przy-
pomina, znaczy: spalona grzanka. Bstwa Kogepana plasuj si niej Hello Kitty!; ten pierw-
szy franchising nigdy nie osign globalnego zasigu drugiego. Mona

* Hello Kitty! - japoski producent zabawek i mebli dla dzieci. ** Kiddyland - dziecicy
dom towarowy w Harajuku.
kupi kogepanowe torebki, magnesowane notatniki do wieszania na lodwce, dugopisy,
zapalniczki, szczotki do wosw, zszywacze, pirniki, plecaki, zegarki, figurki. Poniej Ko-
gepana jest franchising aosnej bezksztatnej pandy i jej pandusit. I nic z tej maswki, tyle
do niczego nie potrzebnej, co bezwzgldnie pchajcej si pod oczy, nie dziaa na Cayce.
Rozlega si dziwny, denerwujcy dwik, pokonujcy nawet elektroniczn wrzaw Kid-
dylandu, i w kocu Cayce zdaje sobie spraw, e to jej telefon.
- Halo?
- Cayce? WParkUbrany. - Jego gos brzmi zupenie inaczej, ni mona by to sobie wy-
obrazi, czytajc wpisy na forum. Dojrzalej? Inaczej.
- Co u ciebie?
- Wci na nogach - mwi.
- Ktra tam jest?
- Chyba chodzi ci o to, ktry dzie? - poprawia j. - Wol nie mwi. Jeszcze bym si
rozrycza. Ale mniejsza z tym. On chce si z tob spotka w barze na Roppongi. Tak myl,
e to bar. Mwi, e nie ma angielskiej nazwy, tylko czerwone latarnie przed wejciem.
- Nomiya*.
- Facet tak mnie wymczy, e mam wraenie, jakbym tam mieszka. Mam tego do.
Darryl i ja czujemy si, jakbymy kursowali po Marsie wzkiem golfowym dla astronautw;
wieczny jet lag. Funkcjonujemy w strefie czasowej Tokio i walczymy o to, eby nie pa
z ng, pracujc w dwch strefach. Wic Taki posa Keiko mapk, zgadza si? I ja posaem j
tobie, i on mwi: wp do sidmej.
- Czy go rozpoznam?
- Z tego, comy widzieli, to nie Ryuichi Sakamoto**. Nie zapomnij, e Keiko myli ina-
czej. Praktycznie zapowiedziaa mu, e odda mu swj skarb, kiedy wrci do ojczyzny.
Cayce si krzywi. Ten aspekt przyszoci jest wyjtkowo nieprzyjemny.

* Nomiya - w Japonii: pijackie nory, poza Japoni: bary i restauracje z klasycznymi ja-
poskimi potrawami i napojami.
** Ryuichi Sakamoto - urodziwy japoski kompozytor, muzyk, producent, aktor.
- Ale poda mi numer?
- Tak myl. Jak nie, nie ma mowy o obrazku Keiko.
- Ty... to znaczy ona mu to powiedziaa? - Ta cz podoba si jej jeszcze mniej.
- Nie, oczywicie e nie. To dar mioci, co co ma go podtrzyma, a ona dowiezie skarb
do Tokio. Ale ty musisz dosta ten numer. Niech to bdzie jasne.
- Jak?
- Wycigniesz go od niego.
- Dziki.
- Chcesz dowiedzie si prawdy o tych caych emefach, no nie?
- Jeste niezastpiony.
- Jak ty. To dlatego si rozumiemy. Teraz zamierzam zje ca torb ziarenek kawy
w czekoladzie i bd tu tkwi, zgrzytajc zbami, a mi same pieki zostan, pki si nie ode-
zwiesz.
Rozcza si.
Cayce wpatruje si w te wszystkie oczy Hello Kitty!, Kogepanw i bezksztatnych pand.
17.
JATKA ULICZNA

Idzie Roppongi Dori spod ANA Hotel, gdzie kazaa si dowie takswkarzowi, w cieniu
wielopoziomowej estakady, ktra wyglda w tym miecie jak jaka straszna staro. Kto kie-
dy powiedzia jej, e Tarkowski filmujc Solaris, zrobi z estakady odnalezione Miasto Przy-
szoci.
Teraz, po p wieku uywania i smogu, wyglda jak scenografia owcy androidw; beto-
nowe krawdzie osigny porowato rafy koralowej. Zmierzch wczenie zapada tu, na dole,
i Cayce dostrzega lady obozowisk bezdomnych: zawinite w plastik koce poupychane
w zamieconych do granic moliwoci szpalerach miejskich zaroli. W grze hucz pojazdy,
bbnic nieustannie, kurz sypie si za kadym przejazdem.
Pamita Roppongi jako niezbyt mie miejsce, jedno z tych nieokrelonych terytoriw, ro-
dzaj nadgranicznego miasta, epicentrum midzykulturowego handlu erotycznego w szalonych
latach 80. Chodzia tutaj do tumnych barw, wtedy modnych, ale teraz chyba ju nie, ale
zawsze zalega w nich cie jakiej podoci, ktrego nie dostrzegao si nigdzie indziej.
Przystaje, czujc, jak plastikowa rczka torby Parco wrzyna si w do. Tak od dobrych
kilku godzin. Reklamwka nie pasuje na to spotkanie. Nie ma w niej niczego poza trzecio-
rzdn spdniczk, rajstopami i bluzeczk Fruit of the Loom. Wsuwa j midzy postrzpione
krzewy w cieniu estakady, skarowaciae do rozmiarw bonsai, zostawia i idzie dalej.
Wychodzi z cienia i wchodzi wyej, w prawdziwy wieczr, do waciwego Roppongi.
Spoglda na map, przerysowan wczeniej z ekranu laptopa na serwetk. WParkUbrany
przesa segment mapy Tokio otrzymany od Takiego. Miejsce spotkania zaznaczono krzyy-
kiem. To jedna z uliczek za gwnym cigiem komunikacyjnym. Cayce pamita, e uliczki
byy albo eleganckie, albo zaplute, zalenie od tego, jak szy interesy.
Po dwudziestu minutach bkania si z serwetk w rce przekonuje si, e uliczka jest za-
pluta. W pewnej chwili dostrzega bar Henry Africa, lokal cudzoziemcw mieszkajcych tu na
stae, ale to nie jej cel.
Swj cel rejestruje ktem oka, przechodzc obok. Jeden z tych bezimiennych lokali pubo-
podobnych, oznaczonych czerwon latarni, ktre turyci z zasady omijaj. Mieszcz si za-
zwyczaj na parterze, przy takich wanie bocznych uliczkach. Ich zerowy albo prawie zerowy
wystrj przypomina Cayce pewne wodopoje na rogach ulic dolnego Manhattanu, teraz ju
w zaniku, bo historyczne granice miasta si poszerzyy, pocztkowo pod naporem dekady
disneylandyzacji, a teraz pod wpywem jakiego jeszcze potniejszego uroku.
Za brudn zason stoj puste, obrotowe stoki barowe na chromowanych nogach, ktre
zwykle rozstawiano wok saturatora, przy czym te s bardzo niskie, podobnie jak sam bar.
Ich czerwona tapicerka popkaa i rozazi si. Zostaa poklejona tam jak kurtka Cayce.
Cayce wzdycha, prostuje si, odwraca i pochylajc si, mija zason, wkraczajc
w wiekowe i dziwnie przyjemne wonie smaonych sardynek, piwa i papierosw.
Bez trudu poznaje Takiego. Jest jedynym klientem. Unosi si i kania, z zaenowania
czerwony jak pomidor.
- Ty musisz by Taki. Jestem Cayce Pollard. Przyjacika Keiko z Kalifornii.
Taki gwatownie mruga za zanieonymi upieem okularami i kiwa si w miejscu, nie-
pewny, czy powinien z powrotem usi. Cayce siga po krzeso naprzeciwko, zdejmuje tor-
b, ricksona, wiesza jedno i drugie na oparciu. Siada.
Taki rwnie siada. Ma przed sob otwart butelk piwa. Mruga, nic nie mwi.
Skopiowawszy mapk na serwetk, jeszcze raz przeczytaa to, co WParkUbrany napisa
o Takim:
Taki, tak kae si nam nazywa, twierdzi, e kry po obrzeu pewnego stowarzyszenia
o charakterze otaku, grupy, ktra okrela si jako Mistyczna, chocia jej czonkowie nigdy
nie uywaj tej nazwy publicznie, wicej, nigdy si do niej nie odwouj. Wedug Takiego to
wanie pracusie z Mistycznej zamali filigran #78. Taki twierdzi, e w segmencie jest numer,
ktry podobno widzia i zna.

Cayce dochodzi do wniosku, e ma do czynienia z wyjtkowym przedstawicielem dzi-
wacznej japoskiej subkultury. Taki jest zapewne tego rodzajem facetem, ktry wie wszystko,
co mona wiedzie na temat jakiego sowieckiego transportera opancerzonego, lub ktry za-
graca mieszkanie pudami z nigdy nie zoonymi plastikowymi modelami.
Chyba sapie.
Cayce dostrzega wzrok barmana. Wskazuje gow plakat z reklam Asahi Lite.
- Keiko wiele mi o tobie opowiadaa - mwi, wcielajc si w posta jej przyjaciki, ale
w efekcie tamten chyba tylko jeszcze bardziej chce zapa si pod ziemi. - Ale raczej nie
wspomniaa, czym si zajmujesz.
Taki nic nie odpowiada.
Nadzieja WParkUbranego, e Taki na tyle zna angielski, aby przeprowadzi transakcj,
moe by ponna. Piknie. Cayce Pollard siedzi sobie tu, p wiata od domu, prbujc wy-
mieni pornograficzny artyku robiony pod klienta na szereg cyfr, ktry moe nawet nic nie
znaczy. A Taki siedzi dalej, sapie i Cayce auje, e nie znajduje si w jakim innym miej-
scu, obojtnie jakim, byle nie w tym.
Taki ma jakie dwadziecia pi lat i lekk nadwag. Jego krtkie mysie owosienie
dziwnie sterczy w rnych kierunkach. Nosi tandetne okulary w czarnych ramkach. Niebie-
ska, starannie zapita koszula i bezbarwna kurtka w krat wygldaj na wyprane, ale nigdy
nie prasowane.
Zgodnie z tym, co zauway WParkUbrany, nie jest to najprzystojniejszy facet, z ktrym
Cayce ostatnio pia drinka. Chocia jak pomyli, e ten tytu przysugiwaby Bigendowi, to
krzywi si z dezaprobat.
- Si zajmuj? - odzywa si Taki, reagujc by moe na skrzywienie.
- Co robisz?
Barman podaje piwo.
- Gry - udaje mu si wreszcie wydusi. - Projektuj gry. Do telefonw komrkowych.
Cayce umiecha si - ma nadziej, e zachcajco - i pociga swoje Asahi Lite. Jej wy-
rzuty sumienia rosn z kad chwil. Zdenerwowany Taki - nie zapamitaa jego nazwiska
i prawdopodobnie nigdy nie zapamita - ma wielkie pkola potu pod pachami. Jego wargi s
czerwone, wilgotne i zapewne pluje, kiedy mwi. Gdyby by jeszcze bardziej przeraony,
pewnie zwinby si w kbek i umar.
auje, e doprowadzia dupci do bajecznego stanu i kupia te ciuchy. Zrobia to dla nie-
go, ale naprawd nie wyobraaa sobie, e bdzie miaa do czynienia z czowiekiem o takich
trudnociach w kontaktach towarzyskich. Moe gdyby wygldaa zwyczajnie, nie byby tak
przeraony. A moe byby, bez wzgldu na wszystko.
- To ciekawe - kamie Cayce. - Keiko duo mi o tobie opowiadaa, o komputerach i takich
tam.
Teraz z kolei on si krzywi, jakby dosta w nos, i jednym haustem dopija swoje piwo.
- Takich tam? Keiko? Mwia?
- Tak. Syszae o emefach?
- Film sieciowy. - Teraz wyglda wrcz rozpaczliwie. Cikie szka, liskie od potu, zje-
daj nieuchronnie z nosa. Cayce hamuje si, eby nie wycign rki i nie podsun ich.
- Ty... znasz Keiko? - wyduszajc to z siebie, znw si krzywi. Cayce ma ochot zakla-
ska.
- Tak! Jest cudowna! Prosia mnie, ebym co ci przywioza. Nagle odczuwa pene op-
nienie duszy na trasie Londyn-Tokio,
nie tyle miadc fal, co implozj wszechwiata. Wyobraa sobie, e przeazi przez bar,
obok barmana o dziobatej, dziwnie wypukej twarzy, kadzie si na pododze i skulona za
rzdem butelek ley nieruchomo przez tydzie.
Taki grzebie w bocznej kieszeni kurtki, wyjmuje pogniecion paczk casterw. Czstuje
j.
- Nie, dzikuj.
- Keiko przysya? - Wsadza castera do ust i zostawia nie zapalonego.
- Fotografi. - Cayce jest zadowolona, e nie widzi swojego umiechu, musi by upiorny.
- Daj mi zdjcie Keiko! - Chwilowo wyjty caster wraca midzy wargi. Dry.
- Taki, Keiko mwia mi, e co odkrye. Numer. Ukryty w eme-fie. Czy to prawda?
Oczy zwaj mu si. To nie jest wyraz wrogoci, ale podejrzliwoci, przynajmniej tak
mona to odczyta.
- Jeste emeferk?
- Tak.
- Keiko lubi emefy?
Teraz musi improwizowa, bo nie jest pewna, co WParkUbrany i Musashi mu napletli.
- Keiko jest bardzo mia. Bardzo mia wobec mnie. Lubi mi pomaga w zwizku z moim
hobby.
- Ty bardzo lubisz Keiko?
- Tak! - Kiwa gow i umiecha si.
- Lubisz... Ani z Zielonego Wzgrza?
Cayce otwiera usta, ale nic si z nich nie wydobywa.
- Moja siostra lubi Ani z Zielonego Wzgrza, ale Keiko... nie zna Ani z Zielonego Wzg-
rza.
Caster pozostaje nie zapalony, a oczy za zanieonymi upieem soczewkami kalkuluj.
Czy WParkUbrany i Musashi nie przedobrzyli, generujc posta tej japoskiej dziewczyny?
Gdyby Keiko bya prawdziwa, czy powinna przypomina Ani z Zielonego Wzgrza?
I wszystko, co Cayce wie o kulcie Ani z Zielonego Wzgrza w Japonii, po prostu rozwiewa si
w kbku mgy synaptycznej.
Ale wtem Taki umiecha si po raz pierwszy i wyjmuje castera z ust.
- Keiko nowoczesna dziewczyna. - Kiwa gow. - Zwariowana na punkcie zdrowego cia-
a!
- Tak! Tak! Bardzo nowoczesna.
Caster z zalinionym pseudokorkowym filtrem wraca midzy wargi. Taki znw grzebie
w kieszeniach, wyjmuje zapalniczk z Hello Kitty! i zapala papierosa. To nie plastikowa jed-
norazwka, ale chromowane zippo lub dobra podrbka. Cayce ma wraenie, e zapalniczka
towarzyszya jej z Kiddy landu, e to szpieg grupowego umysu Hello Kitty! Roznosi si
smrd benzyny. Taki odkada zapalniczk.
- Numer... bardzo trudne.
- Keiko powiedziaa mi, e okazae wielki spryt, znajdujc ten numer.
Taki kiwa gow. Wydaje si zadowolony. Wydmuchuje dym. Strzepuje popi do po-
pielniczki z reklam Asahi. Za barem, na skraju pola widzenia Cayce, jest tandetny telewizo-
rek, wykonany z przezroczystego plastiku. Ma ksztat hemu gracza w futbol amerykaski. Na
sze-ciocalowym ekranie krzyczca twarz usiuje si przebi przez cieniutki lateks, potem jest
krtka relacja z zapadania si poudniowej wiey WTC, nastpnie cztery idealnie okrge zie-
lone melony tocz si po paskiej biaej powierzchni.
- Keiko powiedziaa mi, e dasz mi ten numer. - Kolejny wymuszony umiech. - Keiko
mwi, e jeste bardzo miy.
Twarz Takiego ciemnieje. Cayce ma nadziej, e to nie oznaka gniewu, ale drgny gb-
sze pokady zaenowania, lub te Japoczycy nie maj enzymu rozkadajcego alkohol. Taki
byskawicznym ruchem wyjmuje z wewntrznej kieszeni kurtki palmtopa i kieruje ku niej
szczelin wysyajc promienie podczerwone.
Chce przesa numer.
- Nie mam palmtopa - mwi mu Cayce.
Taki marszczy brwi, wyjmuje gruby, staromodny pisak. Cayce jest na to przygotowana,
podsuwa serwetk, na ktrej narysowaa mapk Roppongi. Taki si marszczy jeszcze bar-
dziej, przewija obraz na palm-topie, nastpnie wypisuje numer na zoonej serwetce.
Cayce przyglda si mu, kiedy przepisuje trzy czterocyfrowe zestawienia, filcowa ko-
cwka zostawia gruby niewyrany lad na szorstkim papierze. Cayce ma przed sob numer do
gry nogami: 8304 6805 2235. Wyglda jak oznaczenie listu przewozowego Federal Express.
Odbiera serwetk.
Taki zakrca pisak.
Cayce szybko siga do torby, ktr ukradkiem rozsuna na wszelki wypadek, i wyciga
kopert z wizerunkiem Judy.
- Chciaa, aby ci to przekaza - mwi.
Kiedy Taki niezdarnie otwiera kopert, Cayce boi si, e j podrze. Rce mu dr. Ale
udaje mu si wyj zdjcie, patrzy na nie i oczy zachodz mu zami.
Cayce ledwo moe to znie.
- Przepraszam, Taki - wykonuje gest w kierunku, w ktrym powinny by toalety - zaraz
wracam.
Zostawia ricksona, torb z laptopem i wstaje. Nie wypuszcza serwetki z rk. Porozu-
miawszy si na migi z barmanem, idzie malekim korytarzykiem i wchodzi do najbrudniej-
szej japoskiej toalety, jak widziaa od nie wiedzie kiedy, jednego z tych staromodnych
pomieszcze z dziur w betonowej pododze. Cuchnie rodkiem odkaajcym i, zapewne,
uryn, ale s drzwi, ktre Cayce moe zamkn, oddzielajc si od Takiego.
Oddycha gboko, zaraz tego auje i patrzy na numer na serwetce. Tusz wsika w papier
i moliwe, e napis wkrtce stanie si nieczytelny. Ale w tym momencie Cayce dostrzega
niebieski plastikowy dugopis, lecy na ciennej suszarce do rk. Bierze go, przedmiot zo-
stawia bruzd w warstwie gruboziarnistego kurzu, przebysk chromu. Cayce sprawdza na po-
kej, wyzbytej graffiti cianie, czy dugopis pisze. Pojawia si cienki niebieski lad.
Przepisuje numer na wntrze lewej doni, odkada dugopis na suszark, zgniata serwetk
i ciska do kloacznej dziury w pododze. Nastpnie decyduje, e skoro ju si tu znalaza, zrobi
siusiu. Nie po raz pierwszy sika w takich warunkach, ale nie byaby zmartwiona, gdyby po
raz ostatni.
Kiedy wraca do stolika, Takiego ju nie ma. Na stoliku, obok pustej butelki po piwie, na
wp pustej szklanki z piwem, popielniczki i rozerwanej koperty le dwa zmite banknoty.
Cayce oglda si na barmana, ktry jakby ledwo zwraca na ni uwag.
W czerwonym telewizorze owadzi superbohaterowie mkn na opywowych motocyklach
przez komiksowy pejza miasta.
- Dosta kaczk w twarz - mwi do barmana, narzuca ricksona i przekada przez gow
pasek torby.
Barman ponuro kiwa gow.
Na zewntrz nie ma nawet ladu po Takim, zreszt wcale si go nie spodziewaa. Rozgl-
da si na boki, zastanawiajc si, jak szybko zapa takswk, ktra zawiozaby j do hotelu.
- Znasz ten bar?
Widzi gadk, opalon, ewidentnie europejsk twarz, ktra jako zupenie si jej nie po-
doba. Ocenia reszt. Klon Prdy; czarna skra, lnicy nylon, buty z czubkami, ktrych Cayce
nie cierpi.
Rce api j z tyu, mocno, tu nad okciami, przyciskaj ramiona do bokw.
Tego mona byo si spodziewa - myli Cayce. Tego mona byo si spodziewa....
Kiedy znalaza si z ojcem w Nowym Jorku, ten upar si, eby wzia lekcje samoobrony
u niskiego, wymuskanego grubaska, Szkota nazywanego Krlik. Cayce kcia si, argu-
mentujc, e Nowy Jork nie jest ju tak niebezpieczny, jak pamita go Win, co byo prawd,
ale prociej byo zoy sze wizyt Krlikowi, ni przekona Wina.
Ojciec opowiedzia jej, e Krlik suy w SAS, ale kiedy spytaa o to Krlika, wyjani,
e zawsze by za gruby na SAS i prawd mwic, suy jako sanitariusz. Krlik lubi swetry
na guziki i koszule w wielobarwn krat, mia prawie tyle lat co Win i zapowiedzia Cayce, e
nauczy j, jak twardzi faceci walcz w pubach. Pokiwaa z powag gow dochodzc do
wniosku, e gdyby takie typy kiedykolwiek si jej narzucay, przynajmniej da sobie z nimi
rad. I tak, podczas gdy niektre jej przyjaciki zgbiay tajemnice boksu tajskiego, j na-
uczono skromnego ptuzina ukadw najczciej wykorzystywanych w karcerach angiel-
skich wizie.
Krlik posugiwa si terminem: jatka uliczna. Zawsze wymawia go z luboci unoszc
jasnopiaskowe brwi. Tak si zoyo, e Cayce nigdy nie znalaza si w sytuacji, w ktrej mo-
gaby urzdzi na Manhattanie uliczn jatk Krlika.
Kiedy palce klona Prdy mitol rzep paska midzy jej piersiami, usiujc przej torb,
Cayce uwiadamia sobie, e oto instynktownie wprowadza w ycie scenariusz, ktrego na-
uczy j Krlik: nagle wyciga rce, apic cienkie jak skrka rkawiczek skrzane klapy
przeciwnika. Gdy ju trzyma go mocno, drugi napastnik niewiadomie wsppracuje z ni
szarpic j w ty. Wtedy ona przyciga z ca moc pierwszego i rwnoczenie uderza go, jak
tylko potrafi najsilniej, czoem w nos.
Nigdy wczeniej nie przerabiaa praktycznie tego ukadu, gdy Krlik nie mia nosa do
stracenia, i jest nieprzygotowana zarwno na bl, ktrego doznaje, jak i oguszajcy trzask
przegrody nosowej, pkajcej na jej czole.
Bezwadne ciao, ktre nagle osuwa si na chodnik, jest tak cikie, e Cayce puszcza
klapy i przypomina sobie, e powinna zrobi krok w ty, wytrcajc z rwnowagi tego kogo
za ni, spojrze w d midzy nogi (widzi czarny mski but, z takim samym ohydnym kwa-
dratowym noskiem) i najsilniej, jak potrafi, nastpi obcasem na odsonite rdstopie. Robi,
spoglda, wytrca i nastpuje, co skutkuje niezwykle chrapliwym wyciem, rozlegajcym si
tu przy jej lewym uchu.
Wyrywa si i ucieka.
- I uciekaj - brzmia niezmiennie przypis do kadej z lekcji Krlika. Wciela przypis
w ycie najlepiej, jak potrafi, laptop tucze j bolenie w biodro, kiedy pdzi jak strzaa
w kierunku rogu zauka i wiate janiejszej czci Roppongi.
Te nagle znikaj jednak, przy wtrze pisku hamulcw, zasonite przez srebrny skuter
i jedca w srebrnym hemie, ktry unosi lustrzan oson.
To Boone Chu.
Cayce ma wraenie, e znalaza si w jakim ciekokrystalicznym rodowisku. We nie
przepenionym czyst adrenalin.
Usta Boonea Chu otwieraj si, mwi ale Cayce nic nie syszy. Wszystko zgodnie
z logik snu: podkasuje spdnic, siada na siodeku pasaera i widzi, jak do Boonea Chu
robi co, co ciska ich w przd, wyrzucajc gwatownie poza kadr dwch mczyzn ubranych
na czarno, tak e na siatkwce Cayce pozostaje zamazany obraz tego podskakujcego na jed-
nej nodze, prbujcego dwign na nogi tamtego, ktrego walna gow.
Przed sob ma kokard RAF-u parki Boonea Chu. apie go w pasie, eby nie spa,
i rwnoczenie zdaje sobie spraw, e to jego widziaa wczeniej pod klonem Starbucksa i w
Kabukicho poprzedniej nocy. Teraz sun bardzo szybko midzy dwoma rzdami samocho-
dw czekajcych na skrzyowaniu, ktrych wypolerowane drzwi lni jak meduzy
w neonowym morzu.
Przez skrzyowanie, zanim wiata si zmieni. W lewo, co przypomina jej, e musi si
ka razem z nim, kiedy skrca, i e nigdy nie lubia motocykli, a potem Boone Chu rwie
w d prawie rdmiejskiej alei, obok baru Sodka Skrpowana Stopka.
Boone podaje jej hem w kolorze niebieski metalik, z rysunkiem poncych oczu.
Cayce udaje si wsadzi go na gow, ale majc woln tylko jedn rk, nie potrafi zapi
paska. Hem pachnie papierosami. Czuje pulsujcy bl czoa.
Boone Chu nieco zwalnia, skrca w nastpny zauek, tym razem wski, nieprzejezdny dla
samochodw. To jeden z tych rezydencjal-nych tokijskich korytarzy, jak ze snu, obrzeony
maymi domkami i poncymi gdzieniegdzie kiciami automatw z napojami, gum do ucia
i papierosami. Na jednym z nich sparaliowany umiech Billye-go Priona, pocigajcego
z butelki bikklea.
Nigdy nie widziaa, aby kto z tak prdkoci prowadzi skuter takimi uliczkami
i zastanawia si, czy to legalne.
Boone Chu zatrzymuje si na wskiej ulicy w miejscu jej przecicia z szersz, dla samo-
chodw, opuszcza wideki i zsiada, zdejmujc hem. Dwa japoskie wyrostki o lodowatym
spojrzeniu odrzucaj papierosy, gdy Boone podaje jednemu z nich hem i rozpina park.
- Co tu robisz? - pyta go Cayce, tonem jakby nie wydarzyo si nic godnego uwagi, zsia-
dajc i obcigajc spdnic. Boone zdejmuje jej hem i podaje drugiemu wyrostkowi.
- Daj mu kurtk.
Cayce patrzy na ricksona, widzi tam zwijajc si w miejscu, w ktrym Dorotea wypa-
lia dziur. Zdejmuje ricksona i podaje chopcu, zapinajcemu pasek niebieskiego hemu. Na
tle poncego oka wida brakujcy palec. Chopiec nakada ricksona, zapina zamek
i wskakuje na skuter, za wsplnika, ktry ma na sobie hem i park Boonea. Kierowca
opuszcza oson hemu, unosi kciuk, odpowiadajc na gest Boonea, i ju ich nie ma.
- Masz krew na czole - mwi Boone.
- To nie moja - odpowiada, podnoszc rk i czujc co lepkiego pod palcami. - Chyba
mam wstrznienie mzgu. Mog wymiotowa. Albo zemdle.
- Damy sobie rad. Bd przy tobie.
- Dokd pojechali ci na skuterze?
Metalowa kolumna wiate pojazdw po drugiej stronie ulicy, najeonej dziwacznymi
miejskimi techomieciami rozdziela si, taczy i znw czy.
- Z powrotem, zobaczy, gdzie tamci dwaj.
- Wygldaj jak my.
- O to wanie chodzi.
- A co, jeli tamci ich zapi?
- Chodzi o to, e mog aowa, e si im udao. Ale po tym, co im zrobia, nie za bardzo
bd si do czegokolwiek nadawa.
- Boone?
- Tak?
- Co tu robisz?
- Obserwuj tych, ktrzy obserwuj ciebie.
- Kim oni s?
- Jeszcze nie wiem. Pewnie Wosi. Masz ten numer? Jest w laptopie?
Cayce nie odpowiada.
18.
HONGO

Przykada do guza na czole schodzon puszk z tonikiem z automatu. Wiksza cz
chusteczek higienicznych, zlanych tonikiem, zostaa zuyta na okad czoa.
Takswka przeciska si wsk uliczk na tyach betonowego blokowiska najeonego nie-
rwn szczecin klimatyzatorw. Zaparkowane motocykle okryto szarymi pokrowcami.
Boone Chu mwi co po japosku, ale nie do takswkarza. Do mikro fonowo-
suchawkowego zestawu komrki. Oglda si przez tyln szyb. Kolejne zdania po japosku.
- Znaleli ich? - pyta Cayce.
- Nie.
- Dokd poszed Taki?
- W gr ulicy, szybko. Skrci w lewo. To ten facet z numerem? Powstrzymuje si, aby
nie spojrze na do trzymajc spocon
puszk. A jeli tusz si rozpuci?
- Kiedy si tu dostae? - Ma na myli Japoni.
- Z tob. Byem z tyu, w turystycznej.
- Dlaczego?
- Bylimy ledzeni, kiedy wyszlimy z tamtej restauracji w Camden Town.
Patrzy na niego.
- ledzeni?
- Mody chopak, kasztanowe wosy, czarna kurtka. ledzi nas do kanau. Obserwowa,
stojc przy luzach. Albo za pomoc kamery, albo maej lornetki. Potem szed za nami do
metra i przyczepi si do mnie. Zgubiem go w Covent Garden. Nie wyrobi si przy wyjciu.
To kojarzy si jej z pierwszymi lekturami Conan Doylea. Jednonogim marynarzem z Indii
Wschodnich.
- Potem ty mnie ledzie?
Boone mwi co po japosku do mikrofonu.
- Mylaem, e niele bdzie ustali, na czym stoimy. Od czego zacz. Pracujemy dla
Bigenda. Czy ci ludzie, ktrzy nas ledz, pracuj dla Bigenda? Jeli nie...
- I co?
- Jak do tej pory, nie mam pojcia. Wczoraj wieczorem minem tamtych dwch. Mwili
po wosku. To byo wtedy, kiedy sza do dzielnicy czerwonych wiate.
- Co mwili?
- Nie znam woskiego. Opuszcza puszk z tonikiem.
- Dokd jedziemy?
- Za nami jedzie skuter, ebymy mieli pewno, e nikt inny tego nie robi. Kiedy prze-
konamy si na sto procent, idziemy do mieszkania zaufanej osoby.
- Nie znaleli tamtych?
- Nie. Ten, ktremu dooya gow, pewnie teraz jest w klinice, nastawiaj mu nos. -
Marszczy czoo. - Nie nauczya si tego, studiujc marketing, no nie?
- Nie.
- Z tego co wiemy, rwnie dobrze mog by z Blue Ant. By moe zamaa nos zastpcy
dyrektora dziau projektowania.
- Kiedy nastpny zastpca dyrektora dziau projektowania ci zaatakuje, te moesz za-
ma mu nos. Ale Wosi, ktrzy pracuj w tokijskich oddziaach agencji reklamowych, nie
nosz Prdy szytego w Albanii.
Takswka porusza si teraz drog szybkiego ruchu. Zakrcaj obok drzew i staroytnych
murw paacu cesarskiego. Cayce wspomina, jak spogldajc rano z pokoju, wyobraaa so-
bie cieki za tymi murami. Odwraca si, patrzy w ty, prbujc dostrzec skuter i czuje bole-
sn sztywno karku. Mury i drzewa s pikne, ale bez wyrazu, ukrywaj tajemnic.
- Prbowali zerwa ci torb? Laptopa Blue Ant?
- Mam w niej torebk, telefon. - Jakby na zawoanie, zaczyna dzwoni telefon Blue Ant.
Cayce wygrzebuje go. - Halo?
- WParkUbrany. Pamitasz mnie?
- Sprawy si skomplikoway.
Syszy, jak ten wzdycha, daleko, w Chicago.
- W porzdku. yj, aby tru si zmczeniem.
- Spotkalimy si - mwi, zastanawiajc si, czy Boone Chu syszy to, co ona. Ustawia
wysoko gono ze wzgldu na tokijski poziom haasu i teraz auje tego.
- Nie wtpi. Nie czeka nawet, eby wrci do domu. Prosto do kafejki internetowej
i otworzy serce przed Keiko.
- Porozmawiamy, ale potem. Przepraszam.
- Powiedzia Keiko, e ci to da, wic nie jestem za bardzo zmartwiony. Wylij mi e-
maila. - Trzask.
- Przyjaciel? - Boone Chu odbiera od niej tonik i pociga may yk.
- Emefer. Z Chicago. On i jego przyjaciel znaleli Takiego.
- Masz numer?
Pokazuje mu do, cyfry spisane niebiesk kocwk dugopisu.
- I nie wprowadzia go do laptopa? Nie wysaa nikomu?
- Nie.
- To dobrze.
- Dlaczego?
- Bo musz rzuci okiem na tego laptopa.

Boone kae takswkarzowi zatrzyma si w Hongo, koo dzielnicy Uniwersytetu Tokij-
skiego. Paci, wysiadaj i kiedy takswka odjeda, pojawia si srebrny skuter.
- Chciaabym z powrotem kurtk.
Boone mwi co po japosku do pasaera, ktry rozsuwa zamek i zdejmuje ricksona
Cayce, nie zsiadajc ze skutera. Rzuca go jej i szczerzy gronie zby pod opuszczon oson
hemu z poncym okiem. Boone wyjmuje zza paska czarnych dinsw bia kopert i podaje
j kierowcy, ktry kiwa gow i wsadza kopert do kieszeni parki. Skuter jczy i znikaj.
Rickson pachnie lekko maci tygrysi. Cayce wrzuca puszk po toniku do najbliszego
pojemnika na odpadki przeznaczone do recyklingu i idzie za Booneem. Wci dokucza jej
bl czoa.
Minut pniej unosi wzrok ku trzypitrowej, oszalowanej budowli, ktra wisi jak balon
nad wsk ulic, rozpadajca si i niewiarygodnie licha. Srebrzyste deski wygldaj jak li-
stewki gigantycznej okiennicy. Cayce nie przypomina sobie, aby widziaa w Tokio co rw-
nie starego, co dopiero tak zaniedbanego.
Postrzpione, zbrzowiae palmy strzeg wejcia, osonitego ozdobnymi japoskimi da-
chwkami, zdublowane par rozsypujcych si stiukowych kolumn, ktre niczego nie wspie-
raj. Zwieczenie jednej z nich wyglda na nadgryzione przez jakie wielkie stworzenie.
Cayce odwraca si do Boonea.
- Co to jest?
- Przedwojenny budynek mieszkalny. Wikszo zniszczyy bomby zapalajce. Siedem-
dziesit lokali, wsplne toalety. Publiczna ania jest przecznic dalej.
Idc za nim, zgaduje, e na balkonach wietrzy si pociel. Mijaj gste, niskie zarola ro-
werw, wchodz po trzech szerokich betonowych schodkach do korytarzyka wyoonego
wieccym turkusowym linoleum. Kuchenne wonie s nie do zidentyfikowania.
Potem sabo owietlone, nagie drewniane schody i korytarz tak wski, e musz i g-
siego. Gdzie w dali migoce pojedyncza wietlwka. Boone si zatrzymuje i Cayce syszy
brzk kluczy. Otwiera drzwi, wcza wiato i przepuszczaj. Cayce wchodzi do rodka i, nie
wiedzie czemu, prbuje sobie przypomnie sowa Wina, sprytnie tumaczcego deja vu. Co
o budowie mzgu...
Owietlenie dziwne, ale w jaki sposb znajome, kilka czystych szklanych baniek ze sa-
bymi jasnooranowymi wknami, reprodukcje arwek Edisona. Ich blask jest za saby, za to
niemal magiczny. Meble niskie i o podobnej aurze jak sam budynek; zniszczone, dziwnie
wygodne, nadal uyteczne.
Boone wchodzi i zamyka drzwi, gadkie, nowoczesne i biae. Na niskim, postawionym
centralnie stole ley otwarta czerwono-brzo-wa walizeczka Boonea, obok telefony. Laptop
jest otwarty, ale nie wczony.
- Kto tu mieszka?
- Marisa. Moja przyjacika. Projektuje materiay ubraniowe. Teraz jest w Madrycie.
Idzie do zatoczonej wnki kuchennej i wcza duo janiejsze, biae wiato. Na maej
ladzie ukazuje si rowy elektryczny garnek Sanyo do gotowania ryu, obok wolno stojce,
wskie plastikowe urzdzenie z przezroczyst rur. Zmywarka do naczy?
- Zrobi herbat. - Napenia czajnik wod z butli.
Cayce podchodzi do jednego z papierowych, przesuwanych okien. W rodku szybki, nie-
ktre matowe. Spoglda przez zwyk szybk na agodnie opadajce dachy, ktre, co niewia-
rygodne, wydaj si pokryte wysokim do kolan mchem, ale po chwili zdaje sobie spraw, e
to chyba co podobnego do kudzu* z farmy Wina w Tennessee. Nie, nie chyba, poprawia si,
to jest kudzu. Kudzu w miejscu pochodzenia. Kudzu w ojczynie.
wiato okolicznych okien zdradza, e dachy s z blachy falistej; pordzewiay, osigajc
rne odcienie gbokiego brzu. Wielki beowy owad przenika tunel blasku, znika.
- Niesamowite miejsce - mwi Cayce.
- Niewiele takich zostao. - Boone grzechoce pojemnikami, szukajc herbaty.
Cayce odsuwa okno. Syszy gwizd czajnika.
- Znasz Dorote Benedetti?
- Nie.
- Pracuje dla Heinziego i Pfaffa, grafikw. To ich cznik z Blue Ant. Myl, e wysaa
kogo, eby wama si do mieszkania Damie-na. Uywano jego komputera.
- Skd wiesz?
Podchodzi do wnki, ktra dawniej chyba bya schowkiem na pociel. Kobiece rzeczy wi-
szce na drewnianym drku przyprawiaj j o zaenowanie. Gdyby wnka miaa drzwi, za-
mknaby je.
- Wamywacz skorzysta z telefonu Damiena. Nacisnam REDIAL i usyszaam jej gos
nagrany na sekretark. - Opowiedziaa mu o Dorotei, ricksonie i azjatyckich dziwkach.
Zanim skoczya, siedzieli po turecku na poduszkach na tatami.

* Kudzu - azjatycka winorol sprowadzona w 1878 roku do Stanw Zjednoczonych, ro-
snca niebywale szybko w nowych warunkach (latem okoo 30 cm na dob).
Wyczyli wiato w kuchni i pij zielon herbat, ktr Boone nalewa z glinianego
dzbanka.
- Wic moliwe, e dziaalno naszych Woszkw nie wie si z tym, e pracujesz dla
Bigenda, ani z emefami - zauwaa Boone. - Wamanie byo najpierw.
- Jakie tam wamanie - protestuje Cayce. - Dostali si bez ladu. Nie wiem jak.
- Jeli to profesjonalici, uyli wytrycha. Nie zostawia ladw. Niczego by nie zauway-
a, gdyby nie skorzystali z twojej przegldarki i telefonu. Niezbyt to profesjonalne, ale mniej-
sza z tym. I Bigend powiedzia ci, e pracowaa dla kogo w Paryu, kto zajmowa si szpie-
gostwem przemysowym?
- Tak. Ale myla, e ona ma do mnie zadr, bo uznaa, e chc zaproponowa mi stano-
wisko, na ktrym jej zaley. Dyrektora londyskiego oddziau Blue Ant.
- I nie powiedziaa mu o kurtce ani o mieszkaniu?
- Nie.
- Ale nasi chopcy mwi po wosku. Zreszt nie wiemy, czy byli tu od pocztku, czy ich
przysano. Nie lecieli z nami, tego jestem pewien. Obserwowaem ich dzisiaj, kiedy obser-
wowali ciebie. Trudno powiedzie, czy znaj miasto, czy nie. Mieli samochd i japoskiego
kierowc.
Przyglda mu si uwanie w blasku bambusowego wkna, arwki Edisona.
- Dorotea co o mnie wie - mwi. - To bardzo osobiste. Mam fobi. Wiedz o niej tylko
moi rodzice, mj terapeuta, par bliskich przyjaciek. To mnie gryzie.
- Moesz mi powiedzie, co to jest?
- Jestem alergiczk. Na pewne znaki towarowe.
- Na znaki towarowe?
- Od dziecka. Wiem, jak rynek zareaguje na nowe logo, ale nic za darmo. - Czuje, e si
rumieni. Niech to szlag.
- Moesz mi poda jaki przykad?
- Choby ludzik Michelin. S te inne. Wspczeniejsze. Tak naprawd to bardzo nie lu-
bi o tym mwi.
- Dzikuj ci - powiada z wielk powag. - Nie musisz. Mylisz, e Dorotea o tym wie?
- Wiem, e wie. - Opowiada mu o drugim spotkaniu, o Bibendum, laleczce na gace drzwi
Damiena.
Boone marszczy brwi, bez sowa nalewa herbat. Patrzy na Cayce.
- Myl, e masz racj.
- Dlaczego?
- Bo ona co o tobie wie, co do czego nieatwo byo jej dotrze. Pytanie tylko, do czego
dotara? Kto zada sobie wiele trudu. I po co wycigna tamten obrazek z koperty i pokazaa
ci go, a potem podrzucia t lalk, sama albo przez kogo. Myl, e lalka miaa zmusi ci do
wyjazdu, do powrotu do Nowego Jorku. Ale nie wrcia, potem ja si zjawiem i teraz tu
jestemy, i podejrzewam, e ludzie, ktrzy ci obserwowali, pracuj dla niej.
- Dlaczego?
- Dopki ich nie znajdziemy, co teraz jest niezbyt prawdopodobne, i nie przekonamy ich,
eby powiedzieli, ile wiedz - a prawdopodobnie wiedz tyle co nic - nie mam pojcia. A ju
zupenie nie mam pojcia, dla kogo mogaby ona pracowa. Czy teraz pozwolisz mi zajrze
do twojego komputera?
Cayce wyjmuje iBooka z torby, ktra ley na macie obok i podaje go Booneowi. On ka-
dzie go na stoliku obok wasnego laptopa i wyjmuje z teczki starannie zwinity kabel.
- Nie przejmuj si mn. Potrafi pracowa i rozmawia.
- Co robisz?
- Chc si upewni, czy to co piszesz, nie jest przesyane osobom trzecim.
- Moesz si tego dowiedzie?
- W dzisiejszych czasach? Nie mam absolutnej pewnoci. - Komputery s poczone
i wczone. Boone odwraca si do swojego i wkada CD. - Od wrzenia mamy zupenie inny
obraz bezpieczestwa informatycznego. Gdyby FBI robio z twoim laptopem to, do czego si
przyznaje, mgbym to zauway. Jeli robioby to, do czego si nie przyznaje, to zupenie
inna historia. A mwimy o samym FBI.
- FBI?
- To tylko przykad. Dzisiaj wielu ludzi robi rne rzeczy i nie wszyscy z nich to Amery-
kanie, pracownicy agencji rzdowych. Stawki niebotycznie podskoczyy. - Wystukuje rne
rzeczy na jej klawiaturze, patrzc na swj ekran.
- Czyje to mieszkanie?
- Marisy. Mwiem ci.
- A Marisa to? Podnosi wzrok.
- Moja bya. - Cayce jako to przeczuwaa i nie bya tym zachwycona, a teraz nie jest za-
chwycona tym, e nie jest tym zachwycona. - Po prostu zostalimy przyjacimi - mwi Bo-
one i z powrotem patrzy na ekran.
Cayce unosi do i otwiera j, demonstrujc wewntrzn stron, numer Takiego.
- Wic co moesz z tym zrobi?
Boone podnosi wzrok. Oywia si.
- Jeli jaka firma zrobia to filigranowanie, znajd j. Potem sprbujemy si czego do-
wiedzie. Jeli oznaczali kady segment, powinni wystawia faktury. Idc tym tropem, po-
szukamy odpowiedzi na pytanie, czy klient i twj twrca to jedna i ta sama osoba.
- I ju?
- adne ju. To, e ich znajdziemy, wcale nie znaczy, i zaraz wszystkiego si dowiemy
Cayce wreszcie gryzie si w jzyk. Pije herbat i w bursztynowym blasku arwek roz-
glda si po omiomatowym mieszkaniu, zastanawiajc si instynktownie - chocia zyma si
na sam siebie, e takie myli a jej po gowie - jaka jest kobieta, ktra tu mieszka.
Rwnoczenie czuje tego guza na czole i wie, e jej bajeczna dupcia to zapewnie tylko
wspomnienie. Korci j poszuka dobrze owietlonego lustra i oceni szkody, ale nie szuka
i nie ocenia.
To niewane. Bo chocia nie czuje si zmczona, zjetlagowana, po drugiej stronie lustra,
ani nic w tym stylu, to ma wraenie, e jej dusza bardzo daleko oddzielia si od ciaa.
I chocia w tej chwili jej poziom serotoniny siga dolnej strefy stanw dolnych, to wcale nie
znaczy, e si podniesie. Przeciwnie.
19.
MIDZY MISTYCZNYCH

Nocny ochroniarz w hotelu wyglda jak modsza, nieco bardziej niedostpna wersja Beata
Takeshiego, japoskiego aktora, ktrego egzystencjalne filmy gangsterskie uwielbiali jej dwaj
byli faceci. Prowadzi j do windy i do pokoju, wciekle wyprony, w zapitej na ostatni gu-
zik nieskazitelnej czarnej marynarce sportowej.
Eskortuje j, gdy powiedziaa mu, e klucz zostawia wewntrz. Ten dwustuprocentowy
mczyzna wyjmuje teraz wasny klucz, prawdziwy, metalowy, wiszcy na mocnym acusz-
ku u pasa, i otwiera zamek. Uchyla drzwi, wcza wiato i gestem zaprasza j do pokoju.
- Dzikuj. Prosz chwil zaczeka, znajd mj klucz. - Faktycznie jest w kieszeni rick-
sona, gotowy znale si w jej doni, kiedy bdzie potrzebny, ale Cayce sprawdza azienk,
szaf cienn, zaglda za due czarne meble, po czym zauwaa u stp ka du szar re-
klamwk z logo Blue Ant z boku. Klka, aby zajrze pod ko, ale przekonuje si, e nie
jest to model, pod ktry mona by zajrze i prostuje si. Nadal klczc, demonstruje jednak
w doni swj klucz, plastikow kart. - Znalazam. Bardzo dzikuj.
Tamten kania si i odchodzi, zamykajc za sob drzwi. Cayce zamyka je na klucz, zasu-
wa acuch. Na wszelki wypadek barykaduje drzwi wielkim czarnym fotelem, tak e mona
je uchyli tylko troch. Od wysiku czuje bl w karku. Opanowuje pragnienie, eby zwin
si w kbek, tam gdzie stoi i poegna wiadomo. Zamiast tego wraca do ka i zaglda
do torby od Blue Ant. W rodku jest nie noszony czarny MA-1 od Ricksona, starannie owi-
nity czarn bibuk. Ranek wydaje si bardzo odlegy.
Cayce czuje wo maci tygrysiej ze starego ricksona. Wpycha nowego do reklamwki,
zdejmuje torb z ramienia i rozbiera si.
W lodowatym wietle azienkowego lustra czoo jest tylko lekko spuchnite. Szcztki ba-
jecznej dupci wygldaj jak efekt usiowa praktykanta z domu pogrzebowego w pierwszym
dniu pracy. Wyjmuje mydo z opakowania, notujc w mylach, eby nie korzysta
z szamponu hotelowego o nieodpowiednim dla gaijina pH, starannie przepisuje numer Takie-
go z doni do firmowego notatnika Park Hyatt, po czym zamyka si w oszklonej kabinie
prysznicowej o rozmiarach kuchni dziewczyny Boonea w Hongo.
Czujc si duo czystsza, chocia wcale nie mniej wyczerpana, owija si we frotowy szla-
frok i przeglda menu, wybierajc ma pizz i przystawk z ziemniakw piure. Niejaposkie
jedzenie na popraw nastroju.
Pizza okazuje si wietna, chocia bardzo japoska, ale ziemniaki s superkopi, bardziej
zachodnie ni na Zachodzie. Cayce zamwia rwnie dwie butelki bikklea i koczc ziem-
niaki, jest przy drugiej.
Musi sprawdzi poczt. Musi zadzwoni do Pameli Mainwaring i wyrwa si std naj-
szybciej jak to moliwe. I naprawd powinna zadzwoni do WParkUbranego.
Dopija jednym ykiem bikklea i podcza iBooka do hotelowej kocwki Internetu.
Jedna wiadomo. Widzi nagwek. To od WParkUbranego.

Cudownie przedziwne

Otwiera poczt. Jest zacznik o nazwie cp.jpg.

Nie ma pokoju dla bezbonych*. Taki wysta nam, czy raczej Keiko, z dwch rnych
kafejek e-maile, dotar do domu i wysa zacznik.

Klika plik jpg.
Mapa. Obszar w ksztacie pogruchotanego T, ulice, litanie nume-

* Iz 48, 22. Cytat za Bibli Tysiclecia.
rw. Jak kostka po schabowym, dusza cz pokrzywiona, z uskokami, lewe rami
przycite. Aleje, place, ronda, dugi kwadrat, park? To bladoniebieskie, T szare, linie czarne,
numery czerwone.

Jeli poprzednio Taki byt ogarnity mioci, teraz jest ogarnity podaniem. A moe na
odwrt. Ale w nowej gorczce uwielbienia i pragnienia przypodobania si posa to, co, jak
wyjania Keiko, jest ostatnim poowem Mistycznej. Darryl, ktrego DNA ma rwnie geny
otaku, jest przekonany, e Taki nie naley do Mistycznej, ale plta si po jej obrzeu - praw-
dopodobnie jako rdo informacji, gdy projektuje gry japoskim operatorom sieci telefo-
nicznych. Wedug Darryla najwyszy poziom gry technomaniakw to pozyskiwanie informa-
cji dla samego pozyskiwania informacji, std wniosek, e Mistyczna zawzia si na emefy
nie jak emeferzy, ale eby rozwiza zagadk, ktrej nikt inny nie rozwiza. Podejrzewa ist-
nienie jakiej komrki zawodowych teoretykw informatyki, ktrzy s tak samo zwizanymi
z otaku infonarko-manami. Mog pracowa w dziale bada i rozwoju jednej albo kilku korpo-
racji. Mog potrzebowa czego, o czym Taki wie. Tak naprawd to bez znaczenia, bo Taki
trafiony psychoseksualnym pociskiem samoste-rujcym, czyli Judy, odwrci przepyw stru-
mienia danych i znalaz cel w yciu. eby zaoszczdzi ci kopotu i liczenia, numerw jest sto
trzydzieci pi, kady skada si z trzech grup czterocyfrowych.

Cayce czuje gsi skrk na gowie. Wstaje, idzie do azienki, wraca z notatnikiem.
8304 6805 2235
Kadzie notatnik obok laptopa i wpatruje si w czerwony woal numerw, czciowo za-
saniajcy urbanistyczn ko.
Oto ona. Ulice bezporednio poniej s mae i powykrcane, biegn w kierunku pwy-
spu, tworzcego pionow laseczk T. Chocia, napomina sam siebie, nie ma powodu wie-
rzy, e jest to wizerunek jakiej wyspy, faktycznej czy wymylonej. To moe by segment
wikszej mapy, tworzcy liter T. Z drugiej strony, jeli to ulice, biegn wzdu granic...

Pamitasz to rozjanienie, kiedy si cauj? Jakby nad nimi co eksplodowao? Gdyby
ledzia F:E:F, wiedziaaby, e wielu naszych angielskich korespondentw skojarzyo ten
wybuch z Blitzkriegiem. aden z rozlicznych dowodw, e nasza opowie jest osadzona
w Londynie lat 40., nie jest do koca przekonujcy. Ale to rozjanienie.
Puste to. Taki mwi, e Mistyczna rozszyfrowaa szkic z tej bieli. Nie bd udawa, e
wiem, jak mona co wypatrzy na pustym tle, chocia to, jak sdz, problem lecy
u podstaw caej historii sztuki. Tak czy inaczej, co z tego wynika dla nas? Jeli kady segment
jest znakowany jednym z tych numerw, to akcja kadego segmentu powinna by tu zazna-
czona i mamy po raz pierwszy rodzaj harmonogramu i moliwe, e gdybymy potrafili przy-
pisa numery segmentom, ustalilibymy ich porzdek. (Wprowadziem je wszystkie do bazy
danych i nie ukadaj si w jak sekwencj. Podejrzewam przypadkowe generowanie i/lub
przypadkowe przyporzdkowanie). Darryl sprawdza szkic programem - szukaczem map. Na
razie. Wyczerpany, ogupiay, ale niezdrowo podniecony pozdrawiam. WParkUbrany.

Cayce patrzy na urbanistyczn ko. Dzwoni do Pameli Mainwaring.
20.
UBERKOCI

Zegarek budzi j, wierkoczc niemiosiernie. Siada w wielkim ou, nie bardzo wiedzc,
gdzie jest.
Szsta rano. Pamela Mainwaring zarezerwowaa jej lot z Narita wczesnym popoudniem.
Sprawdza, czy wczya przeronity odpowiednik zwykego czajnika elektrycznego,
owija si w ten sam szlafrok, w ktrym bya wczoraj, podchodzi do okna, pilotem rozsuwa
zasony i odsania niewyrane Tokio na dnie akwarium deszczowego wiata. Wilgo gnana
porywami wiatru tnie szko jak rutem. Miota si ciemny, gsty mech paacowego ogrodu.
Dzwoni komrka. Cayce wraca do ka, przewierca doni pociel, znajduje telefon.
- Halo?
- Boone. Jak twoja gowa?
- Zmczona. Dzwoniam do Pameli...
- Wiem. Ja te. Spotkamy si w holu o wp do dziewitej. Mamy zarezerwowane miej-
sca w pocigu. - Jego zachowanie w jaki uciliwy sposb ogranicza jej autonomi. - Do
zobaczenia - Boone koczy rozmow.
Woda osiga punkt wrzenia, gdy Cayce grzebie midzy przegryzkami na grnej pce
minibaru, szukajc zafoliowanego zestawu do kawy z ekspresu.
Hotelowe centrum fitnessu jest tak wielkie, jakby zaprojektowano je gwnie po to, aby
obrazowao zagadnienia perspektywy wntrza, i ma wasny reformer do pilatesu
w pseudoklasycznej wersji japoskiej, z lakierowanym na czarno drewnem i przypominajc
skr rekina tapicerk. Cayce udaje si powiczy, wzi prysznic, umy gow, spakowa
i dotrze do holu o wp do dziewitej.
Boone zjawia si chwil po niej, w odwiecznej czarnej kurtce, targajc skrzan wali-
zeczk i jedn z tych toreb podrnych Filsona, ktre wygldaj jak artykuy od L.L. Beana*
dla olbrzymw.
Cayce podnosi swoj bezimienn koreask torb z nylonu i, mijajc bambusowy gaj,
wchodz do windy.

Budzi j stewardesa, proponujc gorcy rczniczek. Cayce przez chwil myli, e jest
nadal w drodze do Tokio i e to wszystko by tylko sen.
Ta myl wprawia j w przeraenie i Cayce nadwera sobie szyj, kiedy szybko odwraca
gow. Przekonuje si, e Boone Chu pi w najbliszym gniazdowatym fotelu, odchylonym
maksymalnie w ty. Wydaje si przedziwnie zamaskowany, jak kady z czarn opask na
oczach.
Nie mieli sobie wiele do powiedzenia w pocigu do Narita. Cayce spaa w poczekalni na
lotnisku po zastosowanych przez ochron lotniska procedurach kontrolnych, do ktrych nale-
a rentgen butw i odpowiadanie na pytania przed urzdzeniem na promienie podczerwone,
rejestrujcym mikrozmiany temperatury skry wok oczu. Teoretycznie kamstwa na temat
bagau powoduj niewidzialny i nieunikniony mikrorumieniec. Z drugiej strony Japoczycy
wierz te, e grupa krwi determinuje osobowo, przynajmniej wierzyli, kiedy Cayce ostatni
raz bya w Japonii. Boone by jednak pod wraeniem i oznajmi, e wkrtce spodziewa si
takich czytnikw rumiecw w Ameryce.
Kiedy wchodzili na pokad, powiedziaa mu, e za porednictwem WParkUbranego do-
staa co jeszcze od Takiego, ale jest zbyt zmczona, eby si tym zajmowa i pokae mu to
po tym, jak si przepi. Zastanawia si, co takiego j wstrzymuje? Zapewne to, e zbyt krtko

* Filson, L.L. Bean - amerykaskie firmy specjalizujce si w ubiorach i ekwipunku dla
turystw i myliwych.
z sob pracuj, ale rwnie co, co poczua w tamtym mieszkaniu i czemu nie chce si
bliej przyglda. Poza tym potrzebuje czasu na zastanowienie si nad t urbanistyczn ko-
ci. A tak w gruncie rzeczy, Boone za bardzo si szarogsi.
Przede wszystkim jednak naley przeanalizowa t kostk. Przeksztaca wic ko
w fotel i podnosi iBooka z podogi. Wcza go, znajduje plik od WParkUbranego i otwiera
zdjcie.
Wydaje si jej ono jeszcze bardziej enigmatyczne ni wtedy, kiedy zobaczya je po raz
pierwszy, chocia ju wwczas wprawio j w osupienie.
Czy moliwe, e Taki po prostu wymyla to wszystko, aby zrobi wraenie na Keiko?
Ale WParkUbrany i Darryl znaleli go na japoskiej stronie, kiedy Keiko jeszcze nie istnia-
a. Nie, Cayce wie, e Taki mwi prawd. Jest zbyt smutny, eby nie by prawdziwym. Wy-
obraa go sobie, jak pokrzepiony wiadomociami od Keiko idzie do kogo i za nie wiedzie
jak dziwn cen zdobywa ten obrazek, uzyskany z biaego rozbysku.
Ale w swojej niemiaoci, swojej ostronoci, nie przynis go na spotkanie. Tylko ten
jeden numer. Potem spreparowana wersja Judy Tsuzuki zrobia swoje, wic poszed do siebie
i posa to WParkUbra-nemu, mylc, e wysya swojej wielkookiej mioci, swojemu reba-
czysku o pkatych pcinach.
Cayce zastanawia si, co by z tym zrobia Bluszcz z Seulu, zaoycielka F:E:F. Co by
pomylaa?
Marszczy brwi, dostrzegajc po raz pierwszy, e praca z Booneem Chu dla Bigenda wy-
paczya jej stosunek do F:E:F i spoecznoci eme-ferw. Nawet WParkUbrany, ktrego
udzia w ostatnich odkryciach trudno przeceni, nie wie, jaki jest jej cel, na czyj rachunek
pracuje.
- Co to jest? - Boone wychyla si z zacienionego przejcia. Czarny T-shirt i zsunita na
pier opaska kojarz si dziwnie z koloratk. Do kompletu wystarczyby kilkucentymetrowy
skrawek biaego papieru i staby si modym ksidzem z zapuchnitymi od snu oczami.
Cayce unosi fotel i Boone docza do niej, siadajc na strapontenie przy dolnej czci sie-
dzenia. Podaje mu laptopa.
- Taki jest zachwycony fotografi. Nie mg wytrzyma z przyjciem do domu. Musia
wpa do kafejek internetowych, posa jej e-maile. Z domu wysa to.
- Cae sto trzydzieci pi? - pyta, wskazujc numery.
- Nie liczyam, ale tak. Numer od Takiego jest na dole tego T.
- To tak wyglda, jakby naniesiono wszystkie segmenty. Chocia mapa wirtualnego wia-
ta wyglda inaczej. Przynajmniej wykonana profesjonalnie.
- A w innym przypadku?
- To znaczy jakim?
- A co jeli to powstawao rwnolegle z segmentami? Czemu mielibymy zakada, e to
zostao zaplanowane z gry przez twrc?
- Moemy zaoy, e zaplanowa, ale robi wszystko po swojemu. Ci, ktrzy zaprojekto-
wali wszystkie wielkie gry Nintendo, rysowali je na dugich zwojach papieru. Lepiej nie dao
si tego zrobi. Mona byo rozwin ca rolk i dokadnie przeledzi ca akcj. Ukad by
dwuwymiarowy, przewijao si ekran... - Milknie, marszczy czoo.
- Co?
Potrzsa gow.
- Musz si z tym przespa. - Wstaje, oddaje laptopa i wraca na swoje miejsce.
Cayce wpatruje si bezmylnie w grafik, czujc ciepo iBooka na udach, i zastanawia
si, dokd powinna si uda z Heathrow. W koper-twce Stasi, lecej w torbie podrnej, s
nowe klucze do mieszkania Damiena. Tak naprawd to ma ochot tam pojecha, chocia nie-
ustajcy bl czoa podaje to w wtpliwo.
Czy w tym czasie kto dobiera si do zamkw? Nie wie, kto zajmuje dwa pozostae
mieszkania, ale bez wzgldu na to kim s lokatorzy, raczej regularnie wychodz do pracy.
Wamywacz mgby dosta si do rodka za dnia i otworzy mieszkanie Damiena.
Ale jak nie Damien, to pozostaje jedynie hotel, a nawet dysponujc kart Blue Ant, ma po
dziurki w nosie tych wszystkich hoteli. Postanawia pojecha do Camden. Heathrow Express
do Paddington, potem takswka. Podjwszy decyzj, zamyka plik z grafik od Takiego, od-
kada laptopa i przywraca tryb kowy siedzenia.

Po formalnociach paszportowych czeka na nich Bigend, jedyna umiechnita twarz
wrd zwartego tumu ponurych szoferw unoszcych kartony z rcznie wypisanymi nazwi-
skami. Na jego kartonie wypisano szorstkim czerwonym flamastrem: POLLARD&CHU.
Bigend naprawd wyglda tak, jakby mia zbyt wiele zbw. Zbyt rwno naoy stetsona
i ma t sam przeciwdeszczow kurt, ktr widziaa na nim podczas poprzedniego spotkania.
- Tdy prosz. - Ostentacyjnie przejmuje wzek bagaowy od Boonea i wychodz za nim
na zewntrz, wymieniajc spojrzenia, obok czekajcych takswek i ostatnich przyjezdnych,
ktrzy pokasuj z ulg, zacigajc si papierosem po wyjciu z samolotu. Cayce dostrzega
hummera zaparkowanego tam, gdzie na pewno nigdy nie wolno parkowa i przyglda si, jak
Bigend i Boone unosz kwadratowe drzwi baganika i aduj bagae.
Bigend otwiera przed ni drzwi pasaera, Cayce wsiada. Boone zajmuje miejsce na tylnej
kanapie, za ni.
Bigend skada ogromne plastikowe pozwolenie na parkowanie.
- Nie musiae nas odbiera, Hubertusie - mwi Cayce, poniewa czuje si w obowizku
co powiedzie i poniewa to do blu oczywista prawda. Bigend na wstpie, zaraz po przy-
jedzie, to wrzd na dupie i ograniczenie wolnoci osobistej. Chocia mam w torebce jego
kart kredytow - napomina sam siebie.
- Ale bynajmniej - odpowiada dwuznacznie Bigend, ruszajc od krawnika. - Chc
o wszystkim wiedzie jak najszybciej.
I dowiaduje si, gwnie od Boonea, ale Cayce zauwaa dwa istotne pominicia. Boone
nie wspomina o uderzeniu gow ani grafice od Takiego. Opowiada, e byli w Tokio, ledzc
trop wskazujcy, i przynajmniej jeden segment emefw jest specjalnie oznaczony.
- I jest? - pyta Bigend.
- Moe - odpowiada Boone. - Mamy dwunastocyfrowy szyfr, pozyskany moe
z konkretnego segmentu.
- I?
- Cayce bya ledzona w Tokio.
- Przez kogo?
- Przez dwch mczyzn, prawdopodobnie Wochw.
- Prawdopodobnie?
- Podsuchaam ich rozmawiajcych po wosku.
- Kim byli?
- Nie wiemy.
Bigend ciga wargi.
- Masz pojcie - zwraca si z pytaniem do Cayce, rzucajc jej przelotne spojrzenie - cze-
mu kto miaby ci ledzi? Jakie nie-zamknite zlecenie? Co przypadkowego?
- Mielimy nadziej, e to ty mgby to wyjani, Hubertusie - mwi Boone.
- Mylisz, e kazaem ledzi Cayce, Boone.
- Ja bym to zrobi, gdybym by w twojej sytuacji, Hubertusie.
- Pewnie tak, ale nie jeste - mwi Hubertus. - Ja nie stosuj takich metod, nie wobec
wsplnikw. - S teraz na autostradzie i deszcz nagle uderza w przedni szyb. Cayce ma
wraenie, e pogoda pognaa za nimi z Tokio. Bigend wcza wycieraczki, cikie opatki,
zamontowane u gry zamiast u dou szyby. Przyciskiem redukuje o uamek atmosfery cinie-
nie opon. - Fakt, e jestecie moimi wsplnikami, sprawia, i jestecie o wiele bardziej nara-
eni na inwigilacj, to chyba jasne. Takie s minusy przebywania na wieczniku.
- Ale kto wie, e jestemy twoimi wsplnikami? - pyta Cayce.
- Blue Ant jest agencj reklamow, nie wywiadowcz. Ludzie gadaj. Nawet ci, ktrym
si paci za niegadanie. Kiedy na przykad planujemy kampani, tajno moe zadecydowa
o wyniku. A mimo to s przecieki. Sprawdz, kto dokadnie miaby powd zakada, e pra-
cujecie dla mnie, ale teraz ciekawi mnie ci dwaj niby-Wosi.
- Zgubilimy ich - mwi Boone. - Cayce wanie dostaa szyfr od cznika i pomylaem,
e to waciwa chwila, eby j zgarn. Kiedy pniej chciaem si za nimi rozejrze, znikli.
- A ten cznik?
- To kto, na kogo trafiam przez sie emeferw - mwi Cayce.
- Na to wanie liczyem.
- Wtpimy jednak, eby mia co wicej do zaoferowania - mwi Boone, na co Cayce
oglda si na niego - ale jeli filigran jest autentyczny, to moe mamy jaki punkt zaczepienia.
Cayce patrzy przed siebie, na si ledzc zataczajce uk wycieraczki. Boone okamuje
Bigenda, czy raczej nie udostpnia mu pewnych informacji, a przy okazji miesza j w swoje
krtactwa. Przez chwil zastanawia si, czy nie wspomnie o Dorotei lub azjatyckich dziw-
kach, choby tylko po to, eby nada rozmowie kierunek, ktrego Boone si nie spodziewa,
ale nie ma pojcia, ku czemu zmierzaj jego matactwa. A nu maj jaki sensowny cel? Kiedy
znajd si sami, musi to wyjani.
Mruga zaskoczona, gdy nagle opuszczaj autostrad, wjedajc w labirynt Londynu. Za-
palaj si latarnie.
Po Tokio wszystko ma inny rozmiar. Jak dziecica kolejka w innej skali. A rwnoczenie
ma wraenie, e te dwa miasta czy jaka tajemnicza wi. By moe gdyby Londyn wznie-
siono kiedy z drewna i papieru, a potem sponby jak Tokio i zosta odbudowany, tajemnica,
ktr zawsze wyczuwaa w tych ulicach, zachowaaby si, zaszyfrowana w stali i betonie.
Jest bardzo zaenowana i nie moe si pozbiera, gdy musz j obudzi, kiedy hummer
zatrzymuje si pod domem Damiena.
Boone zanosi jej torb a pod drzwi.
- Wejd z tob.
- Nie trzeba - mwi. - Jestem tylko zmczona. Nic mi si nie stanie.
- Zadzwo. - Kiedy zbliali si do Heathrow, wprowadzi numery swoich komrek do jej
telefonu. - Daj zna, e wszystko w porzdku.
- Dam zna - mwi, czujc si jak idiotka. Otwiera zamek frontowych drzwi, zdobywa si
na umiech i wchodzi do rodka.
Stosy czasopism zniky z podestu, a z nimi czarny worek na mieci.
Wchodzi na ostatni szereg schodw, jest niemal przy drzwiach Damiena, trzymajc drugi
niemiecki klucz w rce, i wtedy dostrzega wiato bijce przez szpar progu.
Stoi bez ruchu, z kluczem w jednej rce, torb w drugiej, syszy gosy. Rozpoznaje te
gos Damiena.
Puka.
Drzwi otwiera moda kobieta, wysza od niej. Ogromne, chabrowe, nieco skone oczy
nad niebywale wydatnymi komi policzkowymi spogldaj na ni zimno.
- Tak? Czego chcesz? - pyta blondynka jakby teatralnym, artobliwie wyzywajcym to-
nem, ale kiedy sznuruje idealnie uszminkowane usta o ekstrawagancko penej dolnej wardze,
nadajc im wyraz ponurego obrzydzenia, Cayce zdaje sobie spraw, e o arcie nie ma mowy.
Za kobiet z uberkomi policzkowymi pojawia si Damien, przez moment zupenie nie
do rozpoznania, ze wie szczecin na gowie i zalotnie obejmuje kobiet, szczerzc zby do
Cayce.
- To Cayce, Marina. Moja przyjacika. Na Boga, gdzie ty bya, Cayce?
- W Tokio. Nie wiedziaam, e wrcie. Jad do hotelu.
Ale Damien nawet nie chce o tym sysze.
21.
MARTWI PAMITAJ

Cayce szybko si orientuje, e Marina Szczegow pracuje przy produkcji filmu Damiena
w Rosji, pilnuje budetu, i e poczua do niej natychmiastow antypati, zreszt nie pierwsza
z jego panienek. Widzc znw torsy dziewczyn-robotw, przypomina sobie, e tamta, na
wzr ktrej odlano te piknoci, okazaa si najwredniejsz map - przynajmniej do tej pory.
Na szczcie prawie natychmiast konwersacyjnie rozdziela je Wojtek, ktrego obecno
Cayce pocztkowo traktuje jako jeszcze jeden z wielkich dopustw zwielokrotnionego jet
lagu, i Fergal Collins, irlandzki ksigowy i doradca podatkowy Damiena, znany Cayce z kilku
poprzednich spotka. Wojtek zmusza Szczegow do wysuchiwania jakiej perory, rozpocz-
tej jeszcze przed przybyciem Cayce, prowadzonej zapewne po rosyjsku, z szybkoci, pyn-
noci i pewnoci siebie zupenie inn ni jego wypowiedzi po angielsku. Marina nie wydaje
si zachwycona rol odbiorcy tego sowotoku, ale chyba uznaa, e nie pozostaje jej nic inne-
go, jak sucha.
Woj tek jest ubrany w swj zwyky strj osieroconego deskorolkarza, natomiast Marina
ma na sobie ekskluzywn kolekcj Prdy z tego sezonu, same czernie, czego Cayce nie moe
nie zauway, cho si stara. Koci policzkowe Mariny s doprawdy niesamowite, do tego
stopnia, e przy niej Wojtek w ogle nie wyglda na Sowianina. Mona by pomyle, e ma
ich dwie pary, jedn wepchnit pod drug; przedstawicielka rasy kaukaskiej w pierwotnym,
niemal wykopaliskowym wydaniu.
Wyglda jak posta z Matriksw, a gdyby miaa wiksze cyce, mogaby wyldowa na
pudeku interaktywnej gry dla caego przedziau wiekowego dojrzewajcych chopcw.
Fergal to sympatycznie misoerny egzemplarz biznesmena, pozujcy na maniakalnego
wielbiciela sztuki. Siedzi w przemyle muzycznym, ale pracuje dla Damiena, od kiedy Cayce
go poznaa.
- Jak tam w Tokio po dewaluacji? - pyta, zajmujc miejsce obok niej na brzowej kanapie
Damiena.
- Jest jak nigdy przedtem - odpala cytatem z Dwighta Davida Eisenhowera, ktrym si
czasem posikuje, kiedy nie ma nic do powiedzenia. Fergal lekko marszczy brwi. - Przepra-
szam, Fergalu. Trudno powiedzie, ebym tam naprawd bya. Damien skoczy film?
- Gdyby tak byo, dzikowaby Bogu na kolanach, ale nie. Wrci po nowe fundusze, do-
datkowe kamery, chyba dodatkow ekip i, jak myl - obnia lekko gos - dlatego e dama
miaa ochot zwiedzi stolic.
- Nadzoruje budet?
- Tak na to mwimy, ale prawda jest bardziej prozaiczna. Dziewczyna jest zorientowana.
- W czym?
- Jak dawniej mwio si w pewnych krgach u was, zna ludzi, ktrzy znaj ludzi. Nasza
Marina ma znajomoci. Jej ojciec by w dawnych, dobrych czasach dyrektorem fabryki alu-
minium. Kiedy doszo do prywatyzacji, dziwnie szybko zosta jej wacicielem. I jest nim
nadal, a poza tym ma browar i bank handlowy. Prawd mwic, ten browar to dar bogw. Od
pierwszego klapsa piwo przywozili beczkowozami. Damien zosta ulubiecem wszystkich,
a poza tym gdyby nie piwo, chlaliby wd.
- Bye tam?
- Przez jedno popoudnie. - Krzywi si.
- Jak to wyglda?
- Co midzy trzymiesicznym koncertem rockowym w 1968, rozbebeszaniem zbiorowe-
go grobu i Czasem Apokalipsy Coppoli. Naprawd trudno to opisa, co oznacza wielki plus
dla naszego bohatera. Znasz tego Polaka?
- Wojtka?
- Kto to?
- Artysta. Zatrzymaam si tu i kiedy wyjedaam do Tokio, zostawiam mu klucze.
- Chwaa Bogu, e zna rosyjski. Dziki temu nie jestemy skazani na Marin. Ale czy ci
si nie wydaje, e on do niej uderza?
- Nie - mwi Cayce, widzc, jak Wojtek wyjmuje z torby jeden ze swoich notesw - on
uderza do jej kieszeni, eby zasponsorowaa jego przedsiwzicie. - Marina zbywa go lekce-
wacym gestem i idzie do azienki, zamykajc za sob drzwi. Umiechnity Wojtek podcho-
dzi do Cayce, z zeszytem w jednej rce, butelk piwa w drugiej.
- Casey, bya gdzie?
- Daleko. Poznae Fergala?
- Tak! - Siada na kanapie. - Damien do mnie z lotniska dzwoni, prosi si tu z kluczami
spotka, jedzeniem od Hindusa i piwem. Ta producentka, Marina, ona bardzo interesujca
jest. Znajomoci w galeriach w Moskwie ma.
- Mwisz po rosyjsku?
- Oczywicie. Magda tam si urodzia. Ja w Polsce. Nasz ojciec inynierem w Moskwie
by. Ja Polski nie pamitam.
- Chryste, ta khoorma jest boska! - woa Damien zza ciany.
- Przepraszam - mwi Cayce, wstajc. Idzie do tej kuchni i zastaje gospodarza zamu-
rowanego z radoci na widok rzdu otwartych plastikowych miseczek penych jedzenia.
- Wreszcie nie aden pieprzony gulasz - Damien odzyskuje gos. - Przy wykopalisku je-
chalimy na gulaszu. Nie byo lodwek. Ten gulasz perkota nam przez prawie dwa miesice.
Po prostu wrzucao si do gara, co w rce wpado. Jakby nasz szary sos, miso niewiadomego
pochodzenia i ziemniaki. I do tego chleb. Rosyjski chleb palce liza, ale ta khoorma...
Cayce ciska go.
- Damien, nie mog tu zosta.
- Nie bd gupia.
- Nie. Twoja dziewczyna si wkurza, e jestem.
Damien umiecha si szeroko.
- Nie wkurza si. Zawsze ma tak min. To nie ma adnego zwizku z tob.
- Twoje szczcie do znajomoci z ponurymi panienkami dalej ci nie opuszcza, co?
- Bez Mariny nie zrobi tego filmu.
- Nie mylisz, e byoby ci atwiej, gdyby nie czy pracy z kiem?
- Nie. W ogle nie byoby o niczym mowy. Ona taka jest. Kiedy przyjedasz?
- Gdzie?
- Do wykopu. Musisz to zobaczy. Niesamowite. Te co, wiea szarych koci.
- Nie mog, Damienie. Pracuj.
- Wci dla Blue Ant? Kiedy dostaem tamtego e-maila o kluczach, mylaem, e jest ju
po wszystkim.
- To nowe zlecenie.
- Ale dopiero co przyleciaa z Tokio. Jeste tu, na grze stoi tapczan, a ja jutro wyje-
dam. Jak pojedziesz do hotelu, zupenie si nie zobaczymy. Id na gr, przepij si, jak po-
trafisz, a ja zaatwi wszystko z Marin. - Umiecha si. - Znam si na tym.
Nagle myl o tym, e faktycznie ma szuka hotelu, jedzi nie wiadomo gdzie, przerasta
jej siy.
- Dobra, przekonae mnie. Jestem za bardzo skoowana. Ale jak wyjedziesz do Rosji nie
budzc mnie, zabij ci.
- Id na gr i po si. A tak w ogle, to gdzie znalaza tego Wojtka?
- Na Portobello Road.
- Podoba mi si.
Cayce ma wraenie, jakby jej nogi naleay do kogo innego. Bdzie musiaa ostro z nimi
pogada, eby zaniosy j na gr.
- Nieszkodliwy - mwi, nie bardzo wiedzc, co to ma znaczy. Idzie po torb, a potem na
gr.
Udaje si jej rozoy tapczan i pada na niego. W tej samej chwili przypomina sobie, e
Boone prosi j o telefon. Wyjmuje komrk i wybiera pierwszy z jego numerw.
- Halo?
- Cayce.
- Gdzie jeste?
- U Damiena. Przyjecha. Pauza.
- To dobrze. Martwiem si o ciebie.
- Ja te martwiam si o siebie, kiedy usyszaam, jakie gwna wstawiasz Bigendowi po
drodze. Co to byo?
- Improwizowaem. Wiesz, jest szansa, e on wie.
- Skd?
- Skd to akademickie rozwaania. Jest taka moliwo. Kto ci da komrk, z ktrej
dzwonisz?
Boone ma racj.
- I mylae, e moe co mu si wypsnie?
- Pomylaem, e zaryzykuj.
- Nie podoba mi si to. Mieszasz mnie w swoje krtactwa, a nie pozwolie mi zadecydo-
wa, czy mam na to ochot.
- Przepraszam - te przeprosiny nie wydaj si jej szczere. - Potrzebuj ten plik od Takie-
go. Wylij mi go e-mailem.
- Czy to bezpieczne?
- Taki przesa go w ten sposb twojemu przyjacielowi, a on tobie. Jeli kto kontroluje
ten kana, ju ma plik.
- Co chcesz z tym zrobi?
- Razem z przyjacielem chcemy policzy anioy na gwce od szpilki.
- Pytam powanie.
- Poimprowizowa. Pogrzeba. Pokaza paru ludziom mdrzejszym ode mnie.
- W porzdku. - Nie jest zachwycona tym, e wci robi wszystko pod jego dyktando. -
Wpisae swj adres do laptopa?
- Nie. Prosz. Chu, kropka, b, mapa... - Cayce wklepuje adres.
- Jaka domena? - pyta.
- Moja bya firma. Tyle z niej zostao.
- W porzdku. Wyl ci to zaraz. Dobranoc.
- Dobranoc.
eby wysa grafik, musi wyj laptopa i podczy go do telefonu. Robi to na automa-
tycznym pilocie, chyba pamita wszystko, jak trzeba, bo wiadomo do chu.b przechodzi na-
tychmiast.
Automatycznie sprawdza PRZYCHODZCE. Kolejna poczta od matki, tym razem
z jakim obco wygldajcym zacznikiem.
Bezwiednie otwiera poczt od Cynthii.
Te cztery fragmenty w zaczniku przypadkowo zarejestrowa student antropologii
z miejskiego uniwerku w Nowym Jorku, dokonujcy 25 wrzenia pomiarw przekazw wer-
balnych i niewerbalnych, pozostawionych przez osoby zaginione w pobliu blokady przy Ho-
uston i Var-rick. Stwierdzilimy, e ta tama szczeglnie obfituje w ESP i stosujc rne me-
tody odzyskalimy szereg wiadomoci.

- Dosta kaczk w twarz - mwi Cayce, zamykajc oczy. W kocu musi je otworzy.

Jestem skonna uwierzy, e cztery z nich s od twojego ojca. Wiem, e nie wierzysz
w to, co ja, ale mam wraenie, e Win zwraca si do ciebie, kochanie, a nie do mnie (dwa
razy mwi cakiem wyranie Cayce) i e zaley mu na kontakcie.
Przekazy tego rodzaju nie s atwe do rozszyfrowania technikami konwencjonalnymi, a ci
z drugiej strony znakomicie potrafi modulowa t cz pasma, ktr my zwykle odbieramy
jako szum. Dlatego zwikszenie wzgldnego wskanika szumw powoduje zatarcie przekazu.
Jeli sucha si jednak w skupieniu, na suchawkach, to mona usysze, jak twj ojciec m-
wi, co nastpuje:
Plik nr 1: Spoywczy... [??] Wiea wiata... [ycia?*].
Plik nr 2: Cayce... Sto... [pocztek twojego adresu?].
Plik nr 3: Zimno tu... Korea... [bdny rdze?**] Zaniechane...
Plik nr 4: Cayce, koci... W gow, Cayce... [kto zasugerowa, e kto oberwa
w gow***, ale szczerze mwic, wtpi, aby twj ojciec si tak wyrazi].
Wiem, e to sprawy ci obce, ale ja od dawna wierz w ich realno. Niewane. Wierz,
wic jestem tu, w Rose of the World, pomagajc, na ile potrafi, w tych pracach. Twj ojciec
stara si co ci powiedzie. Szczerze mwic, wolaabym, eby powiedzia nam dokadnie
kiedy, jak i co. Przede wszystkim, gdzie przeszed na drugi brzeg, bo wtedy moglibymy
przebada DNA i mie dowd, e faktycznie nas opuci. Prawne ustalenie zaginicia dalej
nie jest moliwe, chocia zmieniam kancelari i kazaam adwokatom uzyska nakaz sdo-
wy... Cayce patrzy na rk, ktra sama z siebie zamkna wiadomo. Nie chodzi o to, e
matka jest szalona (Cayce w to nie wierzy) ani o to, e wierzy w te sprawy (chocia lepo
wierzy), ani nawet o to, e

* W oryg. wymawiane podobnie sowa: light/life (wiato/ycie). ** W oryg. Korea/core
error (Korea/bdny rdze). *** W oryg. Head, Cayce/headcase (gowa, Cayce/oberwa
w gow).
domniemane przekazy maj banalny, chaotyczny charakter i zupenie nie trzymaj si ku-
py (przywyka do tego), ale o to, e teraz Win staje si ywym trupem, podtrzymywanym
przy yciu upiorem i to na dwa sposoby.
Mie kogo, kto znik na Manhattanie w tamto przedpoudnie 11 wrzenia, o kim nie wia-
domo, czy przebywa w ssiedztwie WTC, a nawet czy mia powd tam przebywa, to nie
koczcy si koszmar. Zostali powiadomieni o znikniciu Wina dopiero dziewitnastego,
zwyke policyjne procedury nie dziaay, a firma, ktra wydaa Winowi kart kredytow, nie
spieszya si z udzielaniem informacji krewnym klienta. Cayce sama musiaa sobie radzi
podczas pierwszych etapw poszukiwa. Cynthia pozostaa na Maui, bojc si wsi do sa-
molotu jeszcze dugo po wznowieniu lotw komercyjnych. Dziewitnastego twarz Wina do-
czya do bardzo wielu innych twarzy, ktre dzie po dniu towarzyszyy Cayce po zama-
chach. Bardzo moliwe, e znalaz si wrd tych, na ktrych natrafi student antropologii,
szepta we wszechwiecie Cynthii przez membran z tamtej strony, ktr Cynthia i jej towa-
rzysze wymylili mu na Maui. Sama Cayce rozoya w pobliu blokady przy Houston
i Varrick kilka zdj Wina, odbitek wykonanych w zakadzie fotograficznym koo jej miesz-
kania, troskliwie zabezpieczonych plastikiem. Win starannie unika portretowania, by moe
ze wzgldw zawodowych, zostawi wic po sobie bardzo niewiele dobrych uj. Najlepsze,
dzieo Cayce, przyjaciele mylnie brali za fotografi Williama S. Burroughsa w modym wie-
ku.
Nastpni zaginieni nieznajomi stawali si jej bliscy, w miar jak pokonywaa stacje tej
niepojtej drogi krzyowej.
Robic odbitki, patrzya, jak twarze zmarych krewnych innych ludzi wynurzaj si
z ssiednich kopiarek, pomnaajc pamitkowy album strat miasta. A ustawiajc te odbitki,
zauwaya, e ani jedno zdjcie nie zasania innego i to dlatego w kocu si rozpakaa, sku-
lona na awce przy Union Square, przed morzem wieczek poncych u stp posgu Georgea
Washingtona.
Pamitaa, e zanim si rozpakaa, siedziaa tam, patrzc to na pomnik rosncy u stp
Washingtona, to na dziwn rzeb po drugiej stronie 14. Street, przed Virgin Mcgastore,
wielki nieruchomy metronom cigle dymicy par, i znw wracaa wzrokiem do rosncego
skupiska wieczek, kwiatw, fotografii, wiadomoci. Jakby odpowied na pytanie, dlaczego
to si stao, jeli taka odpowied w ogle bya, wynikaa z zestawienia tych widokw.
Potem wrcia do domu, pieszo, do bezgonej jaskini z pomalowanymi na niebiesko pod-
ogami i skasowaa program, ktry umoliwia ogldanie CNN na komputerze. Od tamtej
pory staraa si nie oglda telewizji i nigdy, jeli tylko nie istniaa nadzwyczajna koniecz-
no, wiadomoci.
Ale jak si okazao, zagubiona osoba Cayce zagubia si w jaki inny ni wszystkie pozo-
stae i wyjtkowo niejasny sposb.
Gdzie by ojciec? Wyszed z Mayflower i nie wrci, tyle wiedziano. Za rad adwokatw
matki naja prywatnych detektyww, ktrzy przeprowadzali wywiady z takswkarzami, ale
miasto dostao bardzo dziwnej amnezji na punkcie Wingrovea Pollarda, przepad tak cako-
wicie i bezgonie, e nie dao si udowodni, i nie yje.
Martwi pamitaj, zawsze powtarzaa matka. Cayce nigdy nie miaa ochoty si dowie-
dzie, co pamitaj.
- Spisz? - Ostrzyona gowa Damiena pojawia si u gry schodw. - Wychodzimy do
Brasserie. Zapraszamy.
- Nie, dziki, id spa. - I ma rozpaczliw nadziej, e te sowa si ziszcz.
22.
KAMUFLA

Zasypia szybko i bardzo gboko, zapada si przez pokady czego zbyt ulotnego, eby
zasugiwao na sowo sen, po czym nagle zostaje wypluta na powierzchni.
Podwietlony zegarek informuje, e spaa zaledwie trzy kwadranse.
Na dole cisza. Cayce przypomina sobie, e wszyscy poszli do Brasserie, restauracji przy
High Street w Camden, ulubionego lokalu Damiena.
Wstaje, wkada dinsy, sweter i krokiem osiemdziesiciolatki wlecze si na d wskimi
schodami. Trudno ju mwi o opnieniu duszy, to fizyczny upadek.
Zagldajc do sypialni Damiena, widzi, e walizki Mariny s od Louisa Vuittona, do-
strzega powtarzajce si monogramy, co realnego i obrzydliwego, na co ma ostr alergi.
Z dwch otwartych wieutkich walizek wylewa si czarna ekskluzywna kolekcja Prdy.
Srebrna rkawica kuchenna ley na pododze, a na poskrcanych przecieradach zmity
mundur polowy. Jego wzr kamuflau poznaa, pracujc nad konfekcj dla deskorolkarzy.
Zna wikszo kamuflay. Najpikniejszy jest poudniowoafrykaski, beowe ekspresjoni-
stycz-ne smugi, replika pejzau nieziemskiej urody. Ten jest inny. Niemiecki? Rosyjski? An-
gielski? Co jej przypomina. wiat wymarych jezior Poego?
W azience unika lustra, obawiajc si tego, co mogaby zobaczy przy tak niskim po-
ziomie serotoniny. Szybko bierze prysznic, wyciera si, ubiera, starannie rozwiesza rcznik
(Marina to wyjtkowe prosi, nie ma co gada), marszczc z obrzydzeniem nos na widok
licznych drogich kosmetykw, rozrzuconych na umywalce Damiena. Ale odkrywa te par
produktw nie sucych upikszaniu, butelk doskonaej kalifornijskiej melatoniny, ktr
w Stanach wydaj od rki, a w Anglii tylko na recept. yka p tuzina duych, jasnobrzo-
wych, elowatych kapsuek, popijajc dziwnie smakujc londysk wod z kranu i peznie
z powrotem na gr, rozpaczliwie udajc, e jest bardzo zmczona (co zapewne jest prawd)
i wmawiajc sobie, e zaraz zapadnie w gboki, nie przerywany niczym sen (co jest bardzo
wtpliwe).
Ku swemu zdumieniu zasypia; sen jest pytki, ale cigy, chocia Cayce czuje wcieko
i wrzask za such warstewk melatoniny oklejajc mzg.

Otwiera oczy i widzi gow Damiena w tym samym miejscu gdzie poprzednio, u gry
schodw. Poniej gowy dostrzega zapit pod szyj kurtk polow.
- Przepraszam. Tylko sprawdzaem, czy pisz. Nie chciaem ci budzi - mwi prawie
szeptem.
Cayce patrzy na zegarek. Jest sidma rano.
- Nie, w porzdku. Nie pi.
- Marina tak. Zostanie u mnie. Jak bdziemy cicho, to moe nie obudzimy jej, wycho-
dzc. Wypijemy kaw i pogadamy.
- Pi minut.
Gowa znika.
Kamufla Damiena wyglda jak czekoladowe okruszki sypnite na konfetti barwy ostat-
nich lici jesieni.

Tu paci si wicej za kaw na miejscu ni na wynos. Zapewne w Tokio panuj podobne
zwyczaje, ale nie zauwaya.
Pada deszcz i Damien woy pod czekoladowo-liciast kurtk czarn bluz z kapturem.
Po wejciu do tego klona Starbucksa nie cign kaptura i Cayce jest z tego zadowolona,
gdy ogolony czerep Damiena budzi w niej dezorientacj. Zawsze nosi wosy do ramion,
z przedziakiem na rodku gowy jak shoegazerzy i fryzura bya mu obojtna.
Cayce czuje si jak za dawnych czasw, siedzc z Damienem naprzeciwko stacji metra
Camden, w mokrym ubraniu, grzejc rce o kubeczek z kaw latte.
- Co z twoim ojcem? - pyta Damien, spogldajc piwnymi oczami spod bawenianego
kaptura.
- Znaku ycia. Matka jest na Hawajach, odbiera od niego przekazy na pustych tamach
audio, wic jest przekonana, e nie yje. - Wie, e brzmi to dziwnie, ale jak mwi o takich
sprawach?
- Pierdolone zasrastwo - mwi Damien z tak wyranym i jednoznacznym wspczuciem,
e Cayce ma ochot go uciska. - To musi by okropne.
Cayce kiwa potakujco gow. Pije kaw z kartonowego kubka.
- S problemy z ubezpieczeniem, ale to pewnie tylko sprawa czasu.
- A jak ty mylisz, nie yje?
- Nigdy w to nie wtpiam, naprawd. Nie wiem dlaczego. - Ucieka wzrokiem z jasno
owietlonej miejskiej jaskini, poza rzd klientw i syk pary z ekspresu, do nieznajomych
pewnie przemierzajcych ulic w deszczu.
- Masz tu robot dla Blue Ant? - Zrobi Bigendowi kilka reklamwek. Syszaa, e jest je-
go ulubiecem. - Iw Tokio?
Wraca do niego wzrokiem.
- Chcieli, ebym wpada i ocenia, czy nowe logo zaskoczy, czy nie. - Wymienia nazw
firmy i Damien kiwa potakujco gow. - Potem sprawy przybray inny obrt.
- Nie widz, eby inny obrt wprawia ci w nirwan.
- Nie wprawia. Nie spytae mnie, dlaczego zmieniam zamki.
- Zastanawiaem si.
- Miae gocia. Nieproszonego. Nie byo mnie wtedy.
- Kto si wama?
- I nie zostawi ladw wamania, cho drzwi byy zamknite na zamek. Jest jaka szansa,
e jeszcze kto mg mie klucze?
- Nie. Przypilnowaem tego. Wymieniem zamki zaraz po remoncie.
- I moliwe, e uyto twojego komputera. - Myli przy tym o Boonie sprawdzajcym jej
iBooka.
- Strasznie wiele to im da. Masz pojcie, kto to mg by? Wicej w tym pytaniu cieka-
woci ni zoci. Prawd mwic, adnej zoci. Tego si spodziewaa. Ludzie fascynowali go
w jaki szczeglny, abstrakcyjny sposb: liczyy si rzeczy, ktre robili, a nie to, dlaczego je
robili.
Opowiada mu o Dorotei, ricksonie i azjatyckich dziwkach, o wymianie zamkw. Potem
o drugim spotkaniu z Dorote. O ludziku Mi-chelin na spotkaniu, a potem o lalce na gace
u drzwi.
- Zaczekaj. Nie rozgaszasz tego, no nie?
- Nie.
- Wic kto o tym wie?
- No... ty, kilka bliskich przyjaciek, paru byych facetw, czego auj, psychiatra
i dwch psychoterapeutw.
- A czemu bya w Tokio?
- Dla Bigenda. Szuka twrcy emefw.
Przyglda si mu, kiedy on rozwaa to, co usysza. Jest jednym z ludzi pozornie obojt-
nych na moc przycigania emefw. To dlatego, i sam jest twrc, optanym potrzeb gene-
rowania wasnych emefw.
- Czy mwi po co?
- Nie by wylewny, ale jest przekonany, e to mocna, zupenie nowa rzecz i chce wsi
do tego pocigu jako maszynista, nie pasaer.
- Wic pracujesz nad tym dla Blue Ant?
- Nie. Bigend okreli to jako wspudzia. Z nim. I amerykaskim konsultantem od bez-
pieczestwa komputerowego, Boone Chu.
- Boonchoo?
- Boone, jak Daniel Boone. Ce-ha-u.
- Dosza do czego?
- Gwnie do irytacji, chocia gdybym nie miaa takiego jet lagu, pewnie wpadabym
jeszcze w cik paranoj. - Szybko i pobienie opisuje przeycia w Japonii, nie wdajc si
w szczegy o WParkU-branym ani o Takim, napomyka tylko o Wochach i Boonie.
- Dooya mu z byka?
- Rozbiam mu nos czoem.
- Wanie tak na to si tu mwi. A przynajmniej mwio. Zadziwiajce. Nigdy nie myla-
em, e jeste zdolna do czego takiego.
- Ja te nie. - Wok ludzie z mokrymi, luno zoonymi parasolami rozmawiaj, pij ka-
w. Nagle syszy zdumiewajcy akcent rdzennego mieszkaca Glasgow, kiedy kto zamawia
kaw latte z poczwrnym mlekiem. Damien te to syszy i umiecha si szeroko.
- Co z tob? - pyta Cayce. - Wida, e strasznie ci zaley na tym twoim przedsiwziciu,
chyba bardziej ni na producentce.
- Czasem myl, e byoby atwiej, gdybym sypia z jej ojcem ni z ni. To nowy Rosja-
nin starej daty. Dorobi si, grabic wasny kraj, ale to postawa bez przyszoci. Rosja ma
dochd narodowy Holandii, ale to si zmienia. Nowi Rosjanie nowej daty s za uczciw gr;
firmy prowadz ksigowo, pac podatki. Dojrzeli, e w ten sposb mona zarobi wiksze
pienidze. To nie przypadek, e Putin mwi o sobie, e jest prawnikiem. Bo jest. Ale ojciec
Mariny pochodzi ze starej szkoy i w naszej sytuacji potrzebowalimy kogo wanie takiego.
eby zaatwi co trzeba z ludmi, ktrzy faktycznie kontroluj teren wykopu, eby trzyma
z daleka miejscow milicj. - Unosi rk, wykonuje gest odegnywania uroku, krzyuje palce.
Drug podnosi kubek do ust, pociga yk.
- Fergal mwi, e wrcie znale inwestora.
- Zaatwione. Mielimy w Brasserie spotkanie z ludmi od kasy.
- Nie potrzebujesz pienidzy od nowych Rosjan starej daty?
- To ostatnia rzecz, ktra jest mi potrzebna. Myl, e bdziemy filmowa jeszcze trzy ty-
godnie i koniec.
- Nie boisz si krci z t crk dona?
- To nie mafioso - mwi bardzo powanie Damien, chocia Cayce tylko artowaa. - Oli-
garcha niszego szczebla. Mam dobre stosunki z Borysem. Wydaje si zadowolony, e ma j
z gowy.
- Ale nie chcesz, eby zbytnio si przyzwyczai do tej sytuacji, co?
- Przeraasz mnie. - Dopija resztki swojej kawy. - Ale gdybym by na twoim miejscu,
bardziej bym si martwi. Propozycja pracy dla Hubertusa Bigenda przeraziaby mnie nawet
przy najbardziej sprzyjajcych okolicznociach. - Wstaje.
Cayce te si podnosi, biorc torb z oparcia krzesa.
- Co bdziesz dzi robi, Damien?
- Po poudniu lecimy Aerofotem do Sankt Petersburga. Musz zaadowa na pokad na-
sze bagae i dodatkow ekip. Plus Marin. To Tupolew 185. Wsadzenie Mariny do rosyj-
skiego samolotu bdzie wymagao wysiku. Fergal pilnuje budetu jak bulterier koci. Musz
zrobi ten film, nie ma dwch zda. A ty?
- Wybieram si do studia pilatesu. O ktrej ten lot?
- Druga dwadziecia pi.
- Nie bd ci si plta pod nogami. Nie masz mi za ze, e miae przez mnie to wama-
nie?
- Nie wyobraam sobie, e miaaby si plta gdzie indziej. - Na dworze, pod markiz,
kadzie jej rce na ramionach. - Bdziesz na siebie uwaa? Masz prawdziwy myn i wyglda
na to, e dziej si naprawd dziwne rzeczy.
- Nic mi nie bdzie. Strasznie si ciesz, e si spotkalimy.
- Wiem - mwi, przywoujc takswk. - Wiem, e nic ci nie bdzie, i e si cieszysz! -
Takswka podjeda i Damien otwiera jej drzwi, muskajc przelotnie w policzek. Cayce
wsiada, on zamyka za ni drzwi.
- Neals Yard.
23.
CIULE

Opuszczajc NeaFs Yard i studio pilatesu, Cayce stara si wej w skr zagubionej tu-
rystki, chocia wie, e nigdy si w ni nie wpasuje. Jak Magda rozsiewajca w niezbyt uczci-
wy sposb mikromemy, tak Cayce wie, e jest i bya wspwinna. Chocia trudniej ju okre-
li, czego wspwinna. Chyba tego czego, co sprawia, e Londyn i Nowy Jork stopniowo
upodabniaj si do siebie, czego co rozpuszcza membrany midzy wiatem i wiatem po
drugiej stronie lustra.
Wie zbyt wiele o procesie plasujcym dany produkt w wiecie i czasem a powtpiewa,
czy tak naprawd jest jeszcze miejsce na spontaniczne reakcje. Ale mwi sobie, e to sprawa
nastroju, troch nieprzyjemnego nastroju, spowodowanego opnieniem duszy. Ta cignca
si za ni cz jej osoby powoli do niej dociera i zadanie Cayce polega po prostu na tym,
eby i, eby by w Londynie, bo w ten sposb sygnalizuje ciau, gdzie jest.
Deszcz przesta pada, ale krople nadal scz si z parapetw i markiz, roszc nylon no-
wego ricksona. Z roztargnieniem dotyka miejsca, w ktrym powinna by tama klejca, ale
jej tam nie ma. adnej dziury. Historia wymazana, jeden przedmiot zastpiony drugim, iden-
tycznym.
W tej chwili auje, e nie mona rwnie atwo zastpi jednego ycia drugim, ale wie, e
takie postpowanie byoby nie w porzdku. Czy bez wzgldu na to, jak dziwne jest twoje
ycie, ta dziwno nie moe wykroczy poza pewien poziom, bo zaczaby wie ycie ko-
go innego? Jej yciu nigdy nie brakowao porcji dziwnoci, ale ma wraenie, e niektre
rz&ZTy, zwaszcza te, ktre ostatnio jej si przytrafiy, s nie z jej yciorysu. Nigdy nie zrobi-
a niczego takiego, eby musie korzysta z ukrytych drzwi, tajemnych przej, tych wido-
mych oznak kamstwa, gruntownej nieuczciwoci, ktra jej zdaniem nie ma z ni adnego
zwizku. Nigdy wczeniej nie bya nachodzona, ledzona, napadana. Przez cay czas spdza-
ny na ulicach wiata na tropieniu tego co cool, i czego domagali si producenci artykuw
masowych, nic takiego jej si nie zdarzao. Czemu wic zdarza si teraz? Jaki bd popenia?
A moe chodzi po prostu o to, e w momencie, w ktrym opad tamten patek,
w momencie uderzenia samolotw w wieowce, wiat dokona tak zasadniczego zwrotu, e
teraz tak naprawd nic nie jest takie, jak byo, a jej oczekiwania wzgldem tego, jak powinny
wyglda parametry jej ycia, s tylko pobonymi yczeniami, coraz bardziej rozmijajcymi
si z samym yciem, w miar jak oddala si od okna w SoHo Grand, z ktrego patrzya na
ponce wieowce. Podejrzewa, e wielu jej przyjaci widzi swoje ycie podobnie jak ona,
chocia czuje, e jej ycie zamiera, gdy przyjmuje tak postaw. Wic odegnuje si od niej.
Przystaje przed tafl szka Duffera przy St. George, za ktr wisi anorak, nadal drczona
brakiem serotoniny. Nagle otrzsa si, przypominajc sobie ucisk tamtego czowieka na
Roppongi, tego, ktry zaszed j od tyu. Wtedy nie czua strachu. Za to teraz wyania si z jej
rdzenia, zimny i twardy.
- Dosta kaczk w twarz. - No c, tamten faktycznie dosta. Dosta od Cayce w twarz
przy nie wiadomo ilu wzach.
Czuje gd. Dugo nie zaspokajany gd grozi szalestwem. Cayce idzie przed siebie, a
trafia na bar kanapkowy, may, sprzed epoki globalizacji, do tego elegancki, jako e znalaza
si przy St. Martins Lane i czynsze chyba nie s tu niskie. Kupuje saatk z jajkiem na ba-
gietce, kaw z ekspresu i zanosi to do maego stoliczka przy oknie. Siada, wygldajc na uli-
c, i je.
Pierwszy raz trafia do Covent Garden po cikich opadach niegu. Spacerowaa za rk
z Winem i przypomina sobie tajemniczo wyciszony Londyn, niesamowite milczenie; niena
breja ciamkaa pod butami, a trapezoidalne czapy topicego si niegu szuray, osuwajc si 2
przewodw. Win powiedzia jej, e oglda dawny Londyn. Samochody przewanie si po-
choway, a biel otulia nowoczesne fragmenty, wysuwajc na pierwszy plan te starsze.
I tamtego dnia dziecistwa dostrzega, e to miasto to nie cigi budynkw, jak miasta amery-
kaskie, ale najprawdziwszy jednorodny labirynt, ywy, bo nadal rosncy organizm z cegy
i kamienia.
W torbie dzwoni komrka Blue Ant. Zirytowana, e nie wyczya dzwonka i e teraz te-
lefon przerywa jej mylenie, wyjmuje go, spodziewajc si Boonea.
- Halo?
- Cze, Cayce. Jak si masz? Wyspana? - Bigend.
- Tak, wyspana.
- Gdzie jeste?
- Przy Saint Martins Lane.
- No, to bardzo blisko. Podejd do Blue Ant. Musimy porozmawia.
Fundamentalny instynkt pracobiorcy knebluje w niej jk, ale z najwyszym trudem.
- Kiedy?
- Kiedy tylko bdziesz moga.
- Jem niadanie.
- To kiedy skoczysz. Pol samochd.
- Nie - potrzebuje jak najwicej czasu, eby osign szybko dziaania zblion do Bi-
gendowego pdu. - Musz si przej.
- Kiedy tylko bdziesz moga. Prosz. Do widzenia. - Rozcza si.
Komrka natychmiast znw dzwoni.
- Halo?
- WParkUbrany. Gdzie jeste?
- Przy Saint Martins Lane.
- W Londynie? Musz co z tobobgada. Mamy problem. Z Judy.
- Judy?
- Judy Tsuzuki. Keiko.
- T dziewczyn ze zdjcia?
- Z ni ca od stp do gw. Lubi wypi po pracy, wic zacza zachodzi do knajpy Dar-
ryla, a Darryl startuje do kadej. No i stawia jej drinki, i prbuje j olni, mwic, jaki to ma
superkomputer. To nie chwyta, wic demonstruje, jaki z niego wielki lingwista i jakie wrae-
nie zrobio jej zdjcie na tym kretynie w Japonii. Czyta jej fragmenty e-maila Takiego. Ona
si na niego wkurwia, cae metr siedemdziesit trzy kobiecego ciaa w skrzanej mini,
w ktrej zasuwa za barem. e trzeba by ciulem, eby zrobi co takiego temu facetowi
w Japonii, ktry powiedzia jej takie rzeczy, jakich aden inny facet dotd jej nie powiedzia...
- Ale on myli, e jest uczennic...
- Wiem, ale ona bya po kilku drinkach, wic Darryl jest ciul...
- Ty te jeste ciul. I ja te, e na to poszam. - Dwie starsze Angielki wchodzce do baru
patrz na ni, ale szybko odwracaj wzrok.
- Metafizyk zostawmy na pniej. Problem w tym, e Judy jest faceta al, jest wkurzona
na Darryla i w konsekwencji na nas, i chce tamtemu odpisa. Chce posa mu wicej zdj
i uszczliwi go. Mwi, e tego wanie chce, a jak Darryl na to nie pjdzie, to ona pjdzie
do jednego dziennikarza z Chronicie, z ktrym wczeniej chodzia, i opowie mu o jednym
perwersyjnym hakerze przy Mission, ktry omota faceta z Tokio, bo tamten ma namiar na
jak du spraw zwizan z tym filmem w sieci.
- O tym te wie?
- To wynika jasno z e-maili Takiego. Wydara je Darrylowi i przeczytaa.
- To nie byy po japosku?
- Z przetumaczonych.
- Wic czego chcesz ode mnie?
- Jak mamy j uciszy? Powiedz.
- Nie uciszajcie. Nie uda si wam. Niech pisze do Takiego.
- Mwisz powanie?
- Oczywicie, e mwi powanie. Jak chcecie dalej cign t spraw, to dajcie Judy by
Judy/Keiko. Pamitaj, e Taki jest zakochany w obrazku, ktry stworzylicie.
- Tego si obawiaem. Prawd mwic, doszedem do niemal identycznego wniosku.
Chodzi tylko o to, e nie cierpi traci kontroli nad sytuacj, no wiesz?
- Trzeba zacz od tego, e twoja kontrola bya bardzo iluzoryczna.
- Wolne arty, kurwa. Z ciulem kalibru Darryla na gowie? Co si tam dzieje z tym T-
czym?
- Jest ogldane.
- Przez?
- Przyjaci przyjaciela. Dokadnie nie wiem.
- Tam u ciebie wszystko gra? Masz zmczony gos.
- Jestem zmczona, ale wszystko gra.
- Kontaktuj si. Pa.
Cayce patrzy na telefon i zastanawia si, kim jest WParkUbrany. Poza tym, e jest teore-
tykiem emefw. Co robi, kiedy si nimi nie zajmuje? Nie ma pojcia i nie ma pojcia, jak
naprawd wyglda, jak osign ten stopie powicenia, kacy trzyma si emefw i wci
je zgbia. Ale teraz wszechwiat F:E:F uzewntrznia si w jaki niepojty sposb. Objawia
si w tym wiecie. Wkurzona japosko-teksa-ska barmanka Darryla-Musashiego to jeden
z dowodw tego procesu.
Ale Cayce jest zadowolona, e jeszcze komu oprcz niej nie podoba si to, co zrobiono
Takiemu.

Kiedy zblia si do Blue Ant, telefon znw dzwoni.
- Gdzie jeste?
- Prawie na miejscu. Dwie minuty. Bigend rozcza si.
Cayce idzie dalej, mija okno galerii, w ktrej wisi ogromne ptno. Niebieski ksztat
w rodku przypomina kostk Takiego. Co to jest? Czemu zostao przesonite rozbyskiem?
Co jeszcze ukryto w innych segmentach?
Kiedy wyciga rk do domofonu Blue Ant, drzwi otwiera brunet w przeciwsonecznych
okularach, z nosem starannie oklejonym przylepcem cielistego koloru. Zastyga, robi dziwny
unik, potem rusza, ocierajc si o wycignit rk Cayce i pdzi ulic tam, skd Cayce wa-
nie przysza.
- Hej - mwi Cayce, apic drzwi, zanim si zamkny. Wosy je si jej na karku.
Wchodzi do budynku.
- Czekaj na pani na grze - mwi moda recepcjonistka. U-miecha si. wiek byszczy
w skrzydeku jej nosa.
- Ciule - mwi Cayce i oglda si na drzwi. - Kto to wyszed? - Dziewczyna chyba nie ro-
zumie. - Z przylepcem na nosie.
Twarz dziewczyny rozjania umiech zrozumienia.
- Franco. Szofer Dorotei, od Heinziego i Pfaffa. Mia wypadek.
- Ona tu jest?
- Czeka na pani - mwi recepcjonistka. Umiecha si. - Trzecie pitro.
24.
CYPR

Kiedy Cayce dociera na trzecie pitro, Bernard Stonestreet przechodzi wanie obok
schodw, z nietypow dla niego kwan, zdradzajc roztargnienie min. Sterczca szopa
wosw i nieskazitelnie wygnieciony czarny garnitur a za dobrze przypominaj jej poprzed-
ni wizyt.
- Czeee - mwi, przez chwil wytrcony z rwnowagi. - Zastanawiaem si, gdzie je-
ste. Idziesz na spotkanie z Hubertusem i Dorote?
- Raczej tak.
- Wszystko w porzdku? - pyta zaniepokojony chyba tonem jej odpowiedzi.
- Cudownie - odpowiada przez zacinite zby Cayce.
- To nieco zaskakujce, no nie? - Znia troch gos, cho w pobliu nie ma nikogo, kto
mgby go usysze. - Z Dorote.
- To znaczy?
- Przyj j na stanowisko cznika z grafikami. Absolutnie wbrew ustaleniom, ktre sam
z gry narzuci. Zawsze si upiera, eby graficy pracowali bezporednio z klientem - m-
wic, zaciska lekko wargi. - Wiem, wiem, ona ma dowiadczenie. - Wzrusza ramionami,
piknie skrojona marynarka wyranie unosi si. - Przesaa ju nawet rezygnacj Heinziemu...
dzi rano.
- Kiedy zostaa zaangaowana? Stonestreet sprawia wraenie zaskoczonego.
- Dzi rano - mwi. - Dopiero co si dowiedziaem.
- Gdzie oni s?
- W sali, w ktrej rozmawialimy. Tam - dopowiada, wskazujc drzwi.
Cayce mija go. Otwiera drzwi.
- Dzie dobry! - witaj Bigend, siedzcy na dawnym miejscu Stonestreeta, u szczytu du-
giego stou. Dorotea po jego lewej rce, z boku, bliej drzwi i Cayce. Boone naprzeciwko
niej. Ani Boone, ani Dorotea nie odzywaj si.
Cayce zatrzaskuje za sob drzwi. Z haasem.
- Cayce... - zaczyna Bigend.
- Zamknij si. - Cayce mwi tonem, ktrego rzadko uywa, co nie znaczy, e nigdy.
- Cayce... - prbuje z kolei Boone.
- Co si tu, kurwa, wyprawia? Hubertus zaczyna otwiera usta.
- Zaangaowae j?! - pyta Cayce, wskazujc Dorote.
- To zrozumiae, e jeste wcieka - mwi z absolutnym spokojem Dorotea. Ma na sobie
co mikkiego, barwy bardzo ciemnego popielu, ale wosy sczesaa jak zwykle, gadko.
- Facet - mwi Cayce, odwracajc si do Bigenda - ktry napad na mnie w Tokio...
- Franco - ze spokojem przerywa jej Dorotea.
- Zamknij si!
- Kierowca Dorotei - dorzuca Bigend, jakby to wszystko wyjaniao. Sprawia wraenie
jeszcze bardziej zadowolonego z siebie ni zwykle.
- Bandyta - mwi Cayce.
- I co zrobi biedny Franco, kiedy ci spotka? - pyta Dorotea.
- Uciek.
- Przerazi si - mwi Dorotea. - Lekarze w Tokio powiedzieli mu, e gdyby bya centy-
metr nisza, mogaby go zabi. Przegroda nosowa zmiadyaby mu przedmzgowie. Do-
brze mwi? Mia wstrzs mzgu, wylewy pod oczami, oddycha tylko przez usta i zapewne
czeka go operacja. - Z jakiego niewiadomego powodu lekki ton tych sw hamuje Cayce
w rwnej mierze co ich sens. - Nie poprowadzi na razie samochodu - konkluduje Dorotea -
a z pewnoci nie mojego.
- Tylko bdzie napada na ludzi? - nie mwi tego tym samym gosem, co poprzednio. Za-
szy si w swojej klatce. Szkoda.
- Przykro mi z powodu tego, co si stao - mwi Dorotea. - Gdybym bya na miejscu, nie
doszoby do tego. Franco nie ma cikiej rki, ale dano ode mnie wynikw. - Nie wida,
eby wzruszaa ramionami, ale odczuwa si, jakby to robia.
- Cayce, wiem, e jeste wyprowadzona z rwnowagi, ale usid, prosz - mwi Huber-
tus. - Mielimy wyjtkowo owocne spotkanie. Wyoylimy karty na st. Dorotea bardzo
duo wie o tym, co si dzieje, i wyglda na to, e to wszystko bezporednio dotyczy take
ciebie. Bardzo bezporednio, bo zajmowaa si tob przed zleceniem Heinziego i Pfaffa,
a przynajmniej tym naszym obecnym spotkaniem. Zechciej usi.
Cayce z uraz i bezradnoci zauwaa, e Boone sucha uwanie, chocia demonstrujc
cakowit neutralno. Siedzi w tej swojej starej czarnej kurtce jak skupiony chiski pokerzy-
sta grajcy o du stawk. Nie pogwizduje, ale ma min, jakby to robi.
Cayce czuje, e podja decyzj, tylko jej jeszcze nie zna. Siga po krzeso przy kocu
stou i siada, ale nie wsuwa ng pod st. Jeden ruch mniej w razie gdyby chciaa wsta
i wyj.
- Boone uzna za konieczne opowiedzie mi o interakcjach midzy tob i Dorotea - mwi
Bigend - o twojej faktycznej i hipotetycznej wiedzy na temat tego, co si zdarzyo.
- Hipotetycznej?
- Hipotetycznej, ale w kadym wypadku zgodnej z prawd. - Bigend rozsiada si wygod-
nie. Cayce dochodzi do wniosku, e teraz przydaby mu si stetson, bo zachowuje si tak, e
kapelusz byby bardzo na miejscu. - Bya bardzo niegrzeczna i nieprzyjanie nastawiona. Fak-
tycznie przypalia ci kurtk, faktycznie nasaa Franco i jego wsplnika, eby wamali si do
mieszkania twojego przyjaciela i zainstalowali pluskw w komputerze. Podczas drugiego spo-
tkania celowo pokazaa ci obrazek, o ktrym wiedziaa, e wyprowadzi ci z rwnowagi
i faktycznie podrzucia lalk pod drzwi mieszkania twojego przyjaciela, aby znw ci nastra-
szy. Przy okazji zaoono podsuch telefoniczny i Franco ledzi ci przy rnych okazjach,
w tym podczas twojej przechadzki z Booneem. I, jak sama wiesz, w Tokio.
Cayce posya Booneowi spojrzenie majce znaczy: Jeszcze ja si z tob policz. Na-
stpnie odwraca si od Bigenda.
- I? I co, Hubertusie? Wiedzc to, angaujesz j?
- Tak, bo potrzebujemy jej po naszej stronie - mwi Bigend, cierpliwie potakujc gow. -
I teraz jest po naszej stronie. - Przy tych sowach spoglda na Dorote.
- Cayce, to dla mnie sprawa kariery - mwi Dorotea, kadc ten szczeglny nacisk na
sowo kariera, kiedy czciej si uywao, mwic religia. - Blue Ant to moje miejsce.
Hubertus o tym wie.
- Ale, Hubertusie - mwi z przekonaniem Cayce - a co, jeli Dorotea to...
- Tak? - Przy tym sowie Bigend pochyla si, kadc donie pasko na stole.
- Poda, kamliwa suka?
Bigend wydaje z siebie chichot, gboki i niepokojcy.
- No c, nie ma zmiuj, zajmujemy si reklam. - Umiecha si.
- Ale ty mwisz o lojalnoci, nie o uczciwoci. Ja mocno i zwyczajnie wierz, e moemy
liczy na absolutn lojalno Dorotei wobec... - nagle zmienia wyraz twarzy, lodowato patrzy
na Dorote-jej kariery.
Cayce niechtnie uwiadamia sobie, e Bigend ma racj. Hubertus kupuje oddanie Doro-
tei za jedyn rzecz, ktrej absolutnie nikt inny nie moe jej zaoferowa: szybki awans w Blue
Ant. I Cayce nagle jest bardzo ciekawa, co wie Dorotea.
- Wic powiedz, co zdaniem Hubertusa bardzo mnie zainteresuje - zwraca si do Dorotei,
ostentacyjnie ignorujc Boonea.
- adna kurtka - mwi Dorotea. - Nowa? - Cayce pniej pomyli, e w tamtej chwili
bardzo niewiele brakowao, aby Franco przesta by jedynym osobnikiem naraonym na to
ryzyko, e przegroda nosowa zmiady mu przedmzgowie, ale Dorotea siedzi za daleko,
a Cayce nie da si sprowokowa. Dorotea si umiecha. - Trzy tygodnie temu we Frankfurcie
- zaczyna - dostaam telefon od nieznajomego Rosjanina z Cypru. Powiedzia, e jest doradc
podatkowym. Pocztkowo wygldao to na nowy kontrakt dla Heinziego, ale szybko wyszo
na jaw, e ewentualny zleceniodawca jest zainteresowany moj poprzedni specjalnoci za-
wodow. - Unosi pytajco brew.
- Wiem o niej.
- Chodzio o to, eby tak obrzydzi pewnej osobie prac dla pewnej firmy, aby zerwaa
kontrakt. Firma to Blue Ant. Osoba to ty. - Dorotea kadzie rce na udach. - Mj zlecenio-
dawca natychmiast przylecia z Cypru, jeli to rzeczywicie by Cypr, i spotkalimy si.
Wyjani, e chodzi o ciebie. Troch si tego spodziewaam, siedz przecie w tym bizne-
sie. Zna moj przeszo i moje relacje zawodowe z Blue Ant. Tego nie dao si ukry.
- To faktycznie Rosjanin?
- Tak. Wiesz co o Cyprze?
- Nie.
- To raj podatkowy Rosjan. Prawdziwy raj. Wielu tam mieszka. Dostaam twoje dossier
i opaciam najemnika.
- Doroteo, nie chciaem przerywa wczeniej - wtrca Boone - ale jak form miaa zapa-
ta?
- To byy dolary amerykaskie.
- Dzikuj - mwi Boone i milknie.
- Jakie dossier? - pyta Cayce.
- Kiedy przestaa odwiedza Katherine McNally? - pyta w odpowiedzi Dorotea.
- W lutym - automatycznie odpowiada Cayce, czujc gsi skrk na gowie.
- Mj Rosjanin da mi jej notatki. W formie maszynopisu. - Katherine robia notatki pod-
czas ich rozmw. - Z nich dowiedziaam si o twojej wraliwoci na...
- Nie musisz si w to zagbia - przerywa jej Cayce. Czy tera-peutka mogaby j zdra-
dzi? Katherine powtpiewaa, czy Cayce rozwizaa wszystkie swoje problemy, ale doszy
do porozumienia i zakoczyy terapi w dobrej atmosferze. Katherine chciaa popracowa nad
sprawami zwizanymi z Winem i jego znikniciem, ale wszystko to byo zbyt wiee i Cayce
nie chciaa w tym grzeba. - Nie mog uwierzy, e Katherine...
- Zapewne to stao si bez jej udziau - mwi Dorotea, jakby czytajc w jej mylach. -
Wtpi, czy znasz ludzi pokroju tego zleceniodawcy. Ja tak. Jest co najmniej prawdopodobne,
e jego czowiek w Nowym Jorku wama si do gabinetu tej kobiety i sfotografowa jej do-
kumenty. Moga o niczym nie wiedzie.
- Zauwa, e nie moemy ustali daty poznania historii twojej terapii - mwi Bigend. -
Jeli przestaa odwiedza terapeutk w lutym, oni mogli dosta si do jej gabinetu w kadej
chwili, zanim nawizali kontakt z Dorotea.
Cayce patrzy kolejno na Bigenda, Boonea i Dorote.
- A jakie byo twoje... - przez chwil szuka odpowiedniego sowa - zlecenie?
- Zatru ci ycie, zmusi do opuszczenia Londynu. Tak obrzydzi Blue Ant, eby trzy-
maa si z daleka, a szczeglnie unikaa Hu-bertusa. Poza tym miaam zainstalowa
w komputerze twojego przyjaciela dostarczony program i monitorowa ci w Londynie.
- Zadali zwrotu programu po instalacji - dodaje Boone. - Na nieszczcie, zrobia to.
- Wic Franco dosta si do mieszkania Damiena, wsadzi co do jego komputera. O co
chodzio z tymi azjatyckimi dziwkami?
- Azjatyckimi? - Doro tea lekko wytrzeszcza oczy, jakby naprawd bya zdziwiona.
- I po co dzwoni do ciebie? Potwierdzi wykonanie zlecenia?
- Skd o tym wiesz?
- Skorzysta z telefonu Damiena.
Dorotea mwi pod nosem co po wosku, niewtpliwie wulgarnego. Zapada milczenie.
Obecni w sali konferencyjnej spogldaj po sobie.
- Kiedy tamci si dowiedzieli, e lecisz do Tokio - mwi Dorotea - chyba ich prd porazi.
Zadali, ebym ci nadal ledzia. Miaam zobowizania wobec Heinziego i sama nie mo-
gam. Posaam Franco i Maxa.
- Tamci? Czyli?
- Nie wiem. Kontaktowaam si tylko z tym Rosjaninem. On niewtpliwie dla kogo pra-
cuje. Chcia przej wszystko, co dostaniesz od ludzi, z ktrymi si spotkasz.
- Ale skd wiedzia...
- Ju ja si tego dowiem - mwi Boone.
- Ale Pamela Mainwaring ju dla nas nie pracuje - mwi Hubertus.
- J byo atwo podej - wtrca Dorotea.
- A teraz, jeli ty i Boone nam wybaczycie, chciabym przedstawi Dorote grafikom,
z ktrymi bdzie pracowa - mwi Hubertus, wstajc.
Cayce i Boone zostaj sami.
25.
SIGIL

Trudno si denerwowa w Starbucksie - myli Cayce, siedzc w kawiarni nieopodal
Blue Ant, pod dokadnie takimi samymi imitacjami lamp-wahade z Murano, ktre wisz
w Starbucksie najbliszym jej mieszkania w Nowym Jorku.
Proces decyzyjny, ktry poprzedzi dotarcie w to miejsce, mia wysoce nieprzyjemn i w
gruncie rzeczy pozawerbaln posta. Cayce nie chciaa pozosta w Blue Ant ani sekundy du-
ej, ni musiaa. Dlatego Boone czeka teraz na zamwienie przy ladzie z napojami, identycz-
nej we wszystkich Starbucksach, takiej z bbnow oson.
Wystrj w jaki sposb suy emocjonalnej neutralnoci, tonizacji afektw. Cayce czuje
opadajce zdenerwowanie (chocia by moe po prostu czuje si w tu swojsko), ale w tej sa-
mej chwili wraca Boone, stawiajc na stoliku kawy latte.
- Powiedz, czemu Starbucks nie dziaa ci na nerwy, skoro czynnikiem wyzwalajcym re-
akcj alergiczn jest nadmiar znakw towarowych? - pyta.
Cayce przeszywa go wzrokiem, oniemiaa z irytacji.
- Wygldasz, jakby bya wcieka - mwi Boone, siadajc naprzeciwko.
- Jestem wcieka. Poza tym, e Hubertus zatrudni Dorot, a ona dostaa w apy notatki
mojej terapeutki, zadaj sobie pytanie, czy mog dalej z tob pracowa.
- Chyba ci rozumiem.
- Nie podobao mi si, kiedy w samochodzie rozmawiae z Big-endem bez uzgodnienia...
- Przepraszam. Zrobiem to bez zastanowienia, ale byem wkurzony, e tak si nam wa-
dowa na gow. Uznaem, e czujesz to samo.
Prawd mwic, tak byo.
- Na dodatek opowiedziae mu, o co podejrzewam Dorote. Bez konsultowania ze mn.
To byo tylko do twojej wiadomoci, nie do jego.
- Mylaem, e pisz...
- Powiniene do mnie zadzwoni!
- Wiedziaem, e Franco i Max siedz w samochodzie pod mieszkaniem twojego przyja-
ciela.
- Byli tam? Kiedy?
- Kiedy wrciem rozejrze si o pierwszej w nocy.
- Wrcie? Po co?
- Sprawdzi, czy nic ci zagraa.
Wlepia w niego wzrok.
- Wtedy zadzwoniem do Bigenda i powiedziaem mu, co si dzieje, i e ci faceci chyba
pracuj dla Dorotei. Zaraz do niej zadzwoni. Wiedzia, e jest w Londynie. Nie mam pojcia,
co jej zakomunikowa, ale nie mino dziesi minut, a Franco odebra telefon i znikli. Od-
czekaem chwil, uznaem, e chyba jeste bezpieczna i wrciem do hotelu Bigenda. Zjedli-
my bardzo wczesne niadanie, a potem Do-rotea doczya do nas na kaw.
- W ogle nie spae?
- Nie.
- I bye przy tym, jak zawar umow z Dorote?
- Byem tylko przy tym, jak szlifowali szczegy umowy zawartej przez telefon. Ale wy-
suchaem jej wersji wydarze, tak wic wiem, e Franco i Max byli gotowi do powrotu pra-
wie zaraz po tym, jak kazaa Mainwaring kupi bilety na lot. ledzili nas ju z lotniska. Tak
przy okazji, Hubertus tego nie zauway. Jest ponad takie drobiazgi.
Zaczyna do niej dociera, e zapewne faktycznie tylko dlatego naduy jej zaufania, aby
zapewni jej bezpieczestwo. Co nie znaczy, e w tej chwili czuje si cho troch bezpiecz-
niej.
- A co jeli ona w dalszym cigu kamie? W dalszym cigu pracuje dla nie wiadomo ko-
go?
- Moe. Hubertus to pokerzysta. Wyjtkowo metodyczny gracz, niemniej jednak pokerzy-
sta. Swoj strategi opiera na zaoeniu, e rozszyfrowa j lepiej ni oni. Tamci Rosjanie, czy
Cypryjczycy, niewane, zapewne mog jej zaproponowa tylko pienidze. Ale Bigend do-
strzega te inny wariant. Napomkn o nim, opowiadajc mi, co robi. Gdyby znw jej potrze-
bowali, nie bd si wysila. Uyj groby.
- Co masz na myli?
- Trudno cieszy si rozwojem kariery, lec w grobie.
- Nie dramatyzujesz?
- Ludzie, ktrzy rozkazuj Rosjanom na Cyprze wynajmowa szpiegw przemysowych,
mog mie skonno do dramatycznych gestw. Zwaszcza jeli s Rosjanami.
- Czy ona wci si z nimi kontaktuje? Czy to Rosjanie? Kim oni s?
- Rozmawiaa z nimi wczoraj wieczorem. Od tej pory unika kontaktu.
- Czemu wczeniej uye liczby mnogiej? Powiedziae oni.
- Ona uwaa, e to jaka organizacja. Spotkaa si tylko z jednym Rosjaninem, ale przez
telefon rozmawiaa z paroma. To bya prosta wymiana zda, oni pytali, ona odpowiadaa.
Uwaa, e wszyscy s Rosjanami albo pracuj dla Rosjan.
Cayce rozwaa to, czego si dowiedziaa, prbujc uporzdkowa najwiksze niewiado-
me. Nie jest to atwe.
- Czy oni wiedz o tobie?
- Tyle co z pluskwy w telefonie twojego przyjaciela i z tego, e Hubertus chcia nas sko-
jarzy. Sfotografowali nas te przy kanale i musz wiedzie, e to ja byem na skuterze na
Roppongi. To wszystko, chyba e mwia o mnie jeszcze komu, zwaszcza z telefonu
w Camden.
- Nie. Nie mwiam. Co z moj komrk, skoro Pamela pracowaa dla Dorotei?
- Dorotea mwi, e jest czysta. Nie byo czasu zaoy pluskwy. Mainwaring wzia apa-
rat z podrcznego magazynu Blue Ant. Gdyby Dorotea miaa czas, co by zmajstrowaa.
Twojego laptopa kupi technik w najbliszym sklepie. Rozmawiaem z nim. Mwi, e w-
czy go, sprawdzi, czy dziaa, wprowadzi to, co Hubertus mu kaza wprowadzi, i wrczy
go Mainwaring, kiedy wychodzia. Poza tym nie zauwayem niczego, kiedy sprawdzaem go
w Tokio. Co jeszcze ci daa?
- Nic. - Przypomina sobie. - Kart Blue Ant na koszty. Vise.
- W takim razie mona zaoy, e znaj numer karty. Poprosibym o now.
- Ten facet, ktry prbowa odebra mi torb w Tokio...
- Franco. Potencjalne sabe ogniwo. - Wyjmuje z kieszeni telefon i sprawdza godzin na
wywietlaczu. - Tylko e on teraz jedzie na Heathrow, ma lot do Genewy. Bigend zapaci za
bilet. Leci na rekonwalescencj i konsultacje z bardzo drogim szwajcarskim chirurgiem, ktry
obejrzy jego nos. Pozbyto si go i sowicie opacono, eby nie zawraca gowy. Drugi facet
dosta dwa tygodnie wakacji w Cannes i niez premi. To zmniejsza prawdopodobiestwo,
e bd rozmawia z Cypryjczykami, czy kim tam oni s. Mamy nadziej. Ci specjalici od
nagych wypadkw to przewanie tylko specjalici od siedmiu boleci.
- A co Dorotea powie temu czowiekowi z Cypru?
- e Bigend j zaangaowa. Tego nie da si ukry. W tej chwili wychodzi informacja dla
prasy. Bd podejrzewa, e j przekupi, ale to te pokerzystka.
- Co z jej telefonem, tym od Bigenda? Skd wiesz, e nie jest na podsuchu?
- Bigend w pewnym momencie sam go jej da i powiedzia, eby go nie uywaa, tylko
trzymaa w pogotowiu, na wypadek, gdyby jej potrzebowa. Chocia zwykle problem
z telefonem komrkowym polega nie na podsuchu, ale na tym, e kto pozna twoj czsto-
tliwo. S dostpne, wic pozostaje jedynie szyfrowa rozmowy.
- I przyszede pod Damiena o pierwszej w nocy, eby sprawdzi, czy nic mi nie grozi?
- Nie mogem spa.
Cayce odstawia kubeczek z kaw.
- Dzikuj.
- Teraz jestemy kwita? Uwaasz, e moesz ze mn pracowa?
Cayce patrzy mu prosto w oczy.
- Tylko wtedy, kiedy zawsze bd miaa ci w zasigu. Musz wiedzie, co robisz. Czy to
wykonalne?
- W ramach moliwoci.
- Co to znaczy?
- Wylatuj do Columbus w stanie Ohio. Dzi wieczorem. Jeli mi si poszczci, nie bd
musia ryzykowa dokadnego opowiadania ci tego, co si dzieje. Ty za to bdziesz musiaa
czyta midzy wierszami, a do naszego bezporedniego spotkania.
- Co takiego jest w Columbus?
- Sigil Technologies. Firma filigranujca wszelkie media cyfrowe. Na swojej stronie nie
wspominaj sowem o klientach firmy, ale moi przyjaciele mwi, e Sigil obsuguje kilka
grubych ryb.
- Mylisz, e to Sigil filigranowao emefy?
- Na to wyglda. Posaem numer Takiego mojemu koledze na Uniwersytecie Ricea.
Sprbowa kilku metod. Numer jest na pewno zakodowany w segmencie 78. Ale kolega m-
wi, e uyta technika filigranowania wskazuje na okrelon szko mylenia. I e ludzie zwi-
zani z t szko pracuj w Sigil Technologies.
- I co zrobisz, kiedy si tam dostaniesz?
- Pozawieram znajomoci. Zmikcz kogo trzeba.
- Umiesz to robi?
- Opracowaem kilka schematw - mwi Boone i pociga kawy.
- Posae temu koledze kostk Takiego?
- Tak. Sprbuje kilku metod, opierajc si na tym, co ju wie po analizie #78. Moe uda
mu si przyporzdkowa segmenty punktom na mapie. Jeli to mapa.
- To wyglda na map. Znam kogo - myli o Darrylu - kto zamierza wrzuci to do szu-
kacza map. Jeli to obraz jakiego miasta, moe udaoby si je odnale.
- Niezy pomys, ale w tej chwili bardziej chciabym pozna charakter prac Sigil. Czy do-
staj z zewntrz kady segment, filigranuj go i odsyaj? Bo jeli tak i jeli znalelibymy
rdo pochodzenia segmentw albo adres zwrotny, moglibymy trafi na twojego twrc.
- Czy Sigil musiaoby dosta i obejrze materia, eby go oznaczy?
- Nie sdz, ale chc si tego dowiedzie.
- Jak si do tego zabierzesz?
- Zastukam do ich drzwi jako przedstawiciel maej, ale wietnie prosperujcej firmy, ktra
ostatnio uznaa, e musi oznacza swoje produkty niewykrywalnym cyfrowym znakiem wod-
nym. Od tego zaczn. Czemu interesuje ci, czy Sigil oglda emefy?
- Emeferzy s wszdzie. Kto mg zosta emeferem, zapoznajc si z emefami w pracy.
Jeli w Sigil wpadniesz na emefera, zorientuje si, czego szukasz.
- Moe wpadn. A co innego nam pozostaje? - Boone ma racj. Znw spoglda na tele-
fon, sprawdzajc godzin. - Musz i - mwi.
- Dokd?
- Do Selfridgea. Na gwat potrzebuj garnituru.
- Nie wyobraam sobie ciebie w garniturze.
- Nie musisz wyta wyobrani - mwi, stojc ju i trzymajc w doni swoj walizeczk.
- Nigdy mnie w czym takim nie zobaczysz. - Umiecha si przy tych sowach.
Jaki gos w niej mwi: - Ale zao si, e bdziesz w nim dobrze wyglda. Cayce si
rumieni. Wstaje, czujc si niewiarygodnie niezrcznie.
- Powodzenia w Ohio - mwi na gos, wycigajc rk.
Nie zachowuje si jak typowy Amerykanin, nie macha jej doni jak dwigni wiejskiej
pompy, tylko ciska j, pochyla si szybko i lekko cauje w policzek.
- Uwaaj na siebie. Bd w kontakcie - mwi.
Odprowadza go wzrokiem do drzwi, w ktrych mija dziewczyn w szarawarach
w tygrysy, a la Maharishi. Dziewczyna zauwaa nieprzytomn min Cayce, umiecha si
i puszcza do niej oko.
26.
WU-ER

Sprztnicie mieszkania Damiena okazuje si przedsiwziciem powaniejszym, ni si
spodziewaa, ale nie poddaje si, ufajc, e praca fizyczna i upr konieczny, eby nie rzuci
jej w poowie, w jaki sposb przyspiesz powrt duszy. W salonie, po rozpakowywanych
tam kilku kamerach wideo, walay si kawaki biaego styropianu o abstrakcyjnych ksztatach,
niezliczone styropianowe drobiny, porwane i pozgniatane folie, puste torby z zaciskowymi
krawdziami, karty gwarancyjne i instrukcje obsugi. Wyglda to tak, jakby jaki rozpiesz-
czony dzieciak rozbebeszy stos drogich prezentw. Z pewnoci wielu uznaoby hobby Da-
miena za dziecinn zabaw.
Oto butelki po piwie, podstawka pod filiank, suca tymczasowo za popielniczk
i pena pomazanych szmink marlboro, brudne talerze z resztkami indyjskich potraw, drogie
figi, ktre Cayce z przyjemnoci wyrzuca do kosza, podobnie jak przerne kosmetyki zna-
lezione w azience. Zmienia pociel w ku na dole, rozciela porzdnie gigantyczn rkawi-
c, ciera kurze i rusza w dziewiczy rejs jaskra woczer-wonym niemieckim odkurzaczem.
Wchodzi na gr, sprawdzajc, co jeszcze powinna zrobi, i nagle obrywa, jak
w kreskwce, wielkim motem zmczenia, ktry powala j na stsknione mikkoci tapczanu.
Kiedy si budzi, syszy telefon na dole. wiato docierajce z zewntrz zmienio barw.
Patrzy na zegarek. Mino osiem godzin. Telefon milknie, ale po chwili znw si odzywa.
Kiedy Cayce podnosi suchawk, okazuje si, e to Magda, pyta, czy ma ochot zje
z ni kolacj.

Spodziewa si tylko Magdy, ale kiedy dociera na umwione miejsce, w poblie stacji, za-
staje rwnie Wojtka i duego Afrykanina. Wszyscy s w rowych humorach, ale to pewnie
tylko dlatego, e nie ma&jet lagu i ich ycie nie jest tak skomplikowane jak ostatnio jej. Nikt
nie szczerzy si tak jak Ngemi, zapity pod szyj, w kurtce ze sztucznej skry. Kiedy ruszaj
do pobliskiej greckiej restauracji, pyta go, co jest powodem tej radoci.
Sprzeda kalkulatory, ktre widziaa koo Portobello. Kupcem okazaa si wyczekiwana
wysanniczka japoskiego kolekcjonera. Najwyraniej wyoya adn sumk. Ngemi jest
szczliwy, jak to czowiek, ktry przey nieoczekiwany i niesychanie przyjazny obrt for-
tuny, chocia w pewnej chwili ciko wzdycha.
- Teraz musz jecha do Poole i odebra je od Hobbsa. Cayce przypomina sobie niemie-
go mczyzn z brudnym samochodzikiem.
- On mi si nie podoba - mwi bez ogrdek Magda i Cayce ma wraenie, e zwraca si
gwnie do Wojtka.
- To czowiek byskotliwy - odpowiada Wojtek, wzruszajc ramionami.
- Zapity stary szpieg.
Cayce wyczulona od jakiego czasu na sowo szpieg zauwaa je, ale nie przywizuje tu
do niego wikszej wagi.
Trafiaj do przytulnej knajpki, ktrej wystrj wiadczy, e powstaa przed krucjat dzie-
cic. Pomalowane na biao ciany ze skrawkami bkitu egejskiego i charakterystyczne grec-
kie koronki, wpychane turystom, dziwnie przypominaj Cayce chisk restauracj w Roanoke
w stanie Wirginia.
- licznie zrobia wosy - mwi szczerze Magda, gdy kelner rozla ju retsin. -
W Tokio?
- Dzikuj. Tak.
- Jakim cudem? Bya tam tylko przelotem.
- Tak. W sprawach zawodowych. - Cayce tumi ziewnicie, ktre pojawio si nie wie-
dzie skd. - Przepraszam.
- Wci funkcjonujesz w ich strefie czasowej? Musisz pada z ng.
- Teraz chyba funkcjonuj tylko we wasnej strefie czasowej - mwi Cayce. - Tyle e nie
wiem, jaka ona jest.
Ngemi wspomina o dewaluacji jena, bo to wie si z jego sprawami zawodowymi, a co
z kolei prowadzi do rozmowy o koleance z klasy Magdy, ktr ostatnio zaangaowano do
zespou projektujcego ubrania postaci w nowej japoskiej grze wideo. Ngemi i Wojtek nie
bardzo wierz, e kto moe powanie zajmowa si takimi rzeczami, ale Cayce zapewnia
ich, e to cakiem normalna dziaalno w brany; wicej, szybko si rozwija.
- Ale te animki nie nosz kapeluszy - lamentuje Magda, nalewajc sobie kolejny kieliszek
tego wina o ywicznym zapachu, krzywic si po wypiciu. - Wszystkie maj takie fryzu-
ry... jak ty! - Magda ma na sobie skrzan obcis bluzk w kolorze turbobkit-nym, uywa-
nym do malowania powierzchni urzdze elektrycznych w fabrykach. Cienie na oczach te
ma turbobkitne.
- ycie artysty serio nie przelewki to - zauwaa Wojtek, ktry spospnia po tych rewela-
cjach. - Czas to pienidz, ale i pienidz to pienidz.
- Jeszcze bdziesz mia swoje rusztowanie - mwi Magda. - Wszystko si uoy. - Wyja-
nia Cayce, e brat zebra blisko trzysta ZX-81 i stoi przed niezwykym wyzwaniem: musi
zmodyfikowa obudowy, dopasowa odpowiednie zczki, a potem wszystkie pracowicie
polutowa. Wojtek sucha z uwag, wyranie rozkoszujc si zgryzotami artysty serio.
Cayce dowiaduje si, e Wojtek tworzy machin prymitywn jak ryba dwudyszna. Rysuje
na serwetce trjwymiarowe rusztowanie, ktre ma by zaatwione od podrzdnego budowni-
czego, zlokalizowanego przez Ngemiego w Bermondsey. Cayce patrzy na tusz rozprowadzo-
ny na serwetce i myli o Takim w barze na Roppongi.
Ngemi zapewnia Wojtka, e zaatwiane rusztowanie jest dokadnie takie, jakiego potrze-
buje: bardzo zardzewiae i bardzo poplamione. Ale zanim dopasujje sami do koncepcji
Wojtka, minie wiele tygodni, jeli nie miesicy. Rusztowanie nie jest drogie, ale te nie za
darmo. Musi jeszcze zosta przewiezione, zmierzone, przycite, ustawione, prawdopodobnie
kolejny raz przycite, kolejny raz ustawione, a potem gdzie zmagazynowane, a znajdzie si
galeri.
- Bez sponsora ani rusz - mwi Ngemi. Cayce przychodzi na myl Billy Prion, ale gryzie
si w jzyk, zanim wygadaa, e widziaa go w Tokio. Poza tym Prion jest teraz bardzo zajty.
- W tym czasie, kiedymy ci poznali, mylelimy, e koniec Wojtkowych problemw
z funduszami - kontynuuje - ale niestety nie. Wyszo inaczej.
- Czyli jak? - pyta Cayce, przeczuwajc, e to j upatrzono na sponsora.
- Hobbs i ja nie mielimy nic do ciekawego, eby solo zainteresowa naszego Japo-
czyka, ale uznalimy, e mona poczy siy i nacign go na skadowisko. Kolekcjonerzy
traktuj skadowiska z naboestwem. Niemcy mwi na nie Konvolut*. Fajne sowo. Kiedy
zbieracz widzi peny magazyn albo duy skad, traci gow i jest zaatwiony. Wmawia sobie,
e znalaz ukryty skarb. - Umiecha si, a wiato yrandola odbija si od ciemnej ogolonej
czaszki. - Mylaem sobie, e gdyby towar zszed, to fundnbym Wojtkowi to rusztowanie.
- Ale przecie mwie, ecie wszystko sprzedali? - pyta Cayce.
- Tak, ale teraz negocjuj zakup wanga Stephena Kinga - spokojnie i z wyran dum od-
powiada Ngemi. Cayce wytrzeszcza na niego oczy. - Papiery ma czyste jak za - zapewnia j -
cena wysoka, ale uwaam, e rozsdna. Dua rzecz, jeden z wczesnych minikomputerw ro-
bionych pod klienta. Sam transport pochonie fundusze, ktre odoyem na rusztowanie,
a pewnie trzeba bdzie jeszcze dooy. - Cayce kiwa gow. - No i teraz musz jecha do
Hobbsa Baranova - dodaje ju mniej radonie - a on jest w tym swoim piekielnym humorze.
Jeli wtedy nie by w piekielnym humorze - myli Cayce, wspominajc tamto przypad-
kowe spotkanie - to wolaabym go nie oglda, kiedy w nim jest.
- Hobbs chcia swojej dziaki ze sprzeday curtw, bo szykowa si na aukcj bardzo
rzadkiego egzemplarza, ktry ostatniej rody wypyn w Hadze. Prototyp fabryczny naj-
wczeniejszej wersji, ze szczegln, prawdopodobnie wyjtkow odmian mechanizmu. Ale
zamiast wyldowa u Hobbsa, dosta si w rce jednego handlarza z Bond Street, i to za ca-
kiem przystpn cen. Teraz trudno bdzie si dogada z Hobbsem.
- Ale przecie sprzedae i jego egzemplarze, no nie?

* Konvolut (niem.) - plik, sterta.
- Tak, ale jeli co lduje na Bond Street, to zwykli miertelnicy mog przesta o tym ma-
rzy. Nawet Hobbs Baranov. Za drogie.
Magda, ktra atakuje retsin nieco bardziej zdecydowanie ni reszta towarzystwa, robi
kwan min i mwi:
- To odpychajcy typ. W ogle nie powiniene si z nim zadawa. Jeli tacy s wszyscy
amerykascy szpiedzy, to ju wol Rosjan, chocia ich pobili!
- Nigdy nie by szpiegiem - mwi ponuro Ngemi, odstawiajc kieliszek. - Tylko krypto-
grafem. Matematykiem. Gdyby Amerykanie naprawd byli tak bezwzgldni albo sprawni, jak
to sobie ludzie wyobraaj, to nigdy nie pozwoliliby biednemu Hobbsowi zapija si na
mier w przyczepie kempingowej z przeciekajcym dachem.
Cayce nie uwaa si za osob bardzo bezwzgldn ani bardzo sprawn, wic pyta:
- A gdyby byli, to co by zrobili?
Ngemi zatrzymuje widelec z resztk plasterkw omiornicy w poowie drogi do ust
i mwi:
- No, pewnie by go zabili.
Cayce, czciowo wychowana w upiornej, cho niezwykle banalnej bace amerykaskiej
spoecznoci szpiegowskiej, ma wasne pogldy na prawdopodobiestwo jej zachowa. Cho-
cia Win zapewne nigdy nie by samodzielnym funkcjonariuszem wywiadu, to zna prawdzi-
wych szpiegw, pracowa z nimi i dzieli pewien zasadniczy zasb dowiadcze, uczestniczc
na swj sposb w yciu tajnego wiata i w jego wojnach. Dlatego strzpki wiadomoci
z tamtego obszaru, docierajce do uszu Cayce z ust tych, ktrzy maj o nim jeszcze mniejsze
pojcie ni ona, wydaj si jej czyst fantazj.
- Tak po prawdzie - mwi - to cz tradycji zostawia ich samym sobie, eby zapijali si
na mier. - Co w jej gosie sprawia, e konwersacja zamiera, chocia Cayce nie zamierzaa
tak mrozi towarzystwa. - W jakiej przyczepie, o czym ty mwisz? - pyta Ngemiego, eby
przerwa cisz.
Win y na tyle dugo, e pogrzeba paru kolegw. Z tego, co Cayce wie, adnego nie
powalio nic bardziej zowrogiego ni stres i przepracowanie, a moe depresja spowodowana
zbyt dug i zbyt blisk obserwacj ludzkiej duszy, prowadzon z pewnych oczywistych, cho
rwnoczenie nietypowych punktw widzenia.
- Mieszka w maej przyczepie kempingowej - mwi Ngemi. - Tak naprawd to na dziko.
Koo Poole.
- Ale ma emerytur z CIA, cholera - protestuje Magda. - Nie wierz w t jego przyczep!
I kupuje te curty, kosztuj fortun. On co ukrywa. Tajemnice. - Pociga gboki yk retsiny.
- Z NSA - poprawia j Ngemi. - I rent inwalidzk tak mi si wydaje, chocia nigdy go
nie spytaem, bo to chyba jasne. Ma teraz tego wszystkiego moe nawet gdzie z dziesi ty-
sicy funtw. Przewanie w kalkulatorach. adna fortuna. Tak naprawd to nie ma nawet
tyle, eby je sobie zatrzyma. Jako zbieracz, musi kupowa, ale jako biedak - sprzedawa. -
Wzdycha. - Wielu jest na to skazanych, nie wyczajc mnie.
Ale to nie przemawia do Magdy.
- To szpieg. Sprzedaje tajemnice. Wojtek mi powiedzia.
Sponiony brat Magdy patrzy kolejno na Cayce i Ngemiego, po
czym wraca wzrokiem do Cayce.
- Szpieg aden. Rzdowe tajemnice adne. Nie powinna mwi tak, Magda.
- To co sprzedaje? - pyta Cayce.
- Czasem chyba ludziom pewnym informacji rda znajduje - mwi Wojtek, lekko ci-
szajc gos.
- To szpieg! - owiadcza Magda ze zoliw radoci.
Wojtka a skrca.
- By moe utrzymuje pewne kontakty - rozsdza spr Ngemi - i moe dowiedzie si
pewnych rzeczy. Wyobraam sobie, e s ludzie w... - Z powag marszczy szerokie czoo. -
Jest nadzieja, e to nic nielegalnego. Tu jest normalne, e kumple z modoci trzymaj si
razem. Nikt nie stawia pyta. Ale zakadamy, e Hobbs ma swoje kontakty.
- Wu-er - powiada triumfujco Magda. - Wojtek mwi, e jego dziaka to wu-er.
Wojtek topi ponury wzrok w kieliszku.
Cayce wie, co oznacza to wu-er. Wywiad radiowy. Postanawia zmieni temat rozmo-
wy. Nie chce psu sobie wieczoru.

Po wyjciu z restauracji zatrzymuj si w zatoczonym pubie przy stacji. Cayce pamita
ze szkoy, e nie naley miesza retsiny z innymi alkoholami, i zamawia mae shandy, piwo
ze sodk bia lemoniad. Ledwo macza usta w niewielkiej szklance.
Wyczuwajc, e atak w sprawie sponsorowania niebawem przybierze bardziej otwart
form, decyduje si na uderzenie wyprzedzajce.
- Mam nadziej, e szybko znajdziesz sponsora, Wojtku. Na pewno ci si uda. auj, e
sama nie mam takiej forsy, ale trudno.
Tak jak si spodziewaa, tamci patrz po sobie. Ngemi podejmuje jeszcze jedn prb.
- A moe twj pracodawca jest w stanie...
- Nie mog go o to prosi. Za krtko dla niego pracuj. - Myli jednak nie o Bigendzie,
ale o jego karcie kredytowej w swoim portfelu. Prawd mwic, mogaby kupi Wojtkowi to
zardzewiae rusztowanie. I postanawia, e kupi, jeli nikt inny si nie pojawi. Niech Rosjanie
Dorotei, w ktrych istnienie jako nie do koca wierzy, ami sobie nad tym gow.
27.
ENTUZJASTKA DO SZPIKU KOCI

Wchodzc po schodach, zdaje sobie spraw, e zupenie przesza jej ochota na numery
w stylu Bonda.
adnego wosa przyklejonego lin, czekajcego na sprawdzenie. Ma mniej wiary
w niemieckie zamki, jej fatalizm wzrs. Skoro komu tam udao si sforsowa zamki
w drzwiach gabinetu Katherine Mc-Nally przy 5. Avenue i ukra jej notatki ze spotka
z Cayce lub zrobi ich kopie, to i te zamki nie bd dla niego problemem. Ale czy naprawd
kto wszed w rodku nocy i przekrad si obok stoliczka w maej poczekalni ze starymi nu-
merami Timeu i Cosmopolitan?
Otwiera zamki. Przekrca gak w drzwiach i uchyla je. Widzi, e zapomniaa zostawi
wczone wiato.
- Mam ci w dupie! - krzyczy pod adresem tego, kto mgby czeka w rodku.
Zapala wiato. Rygluje drzwi, zaglda na gr.
Wedug urzdowego czasu Cayce Pollard jeszcze nie warto prbowa zasn.
Wcza komputer Damiena, otwiera przegldark i przechodzi do F:E:F, patrzc na kla-
wisze, w ktre musi uderzy. Jeli Dorotea mwi prawd, to jej facet od azjatyckich dziwek
zainstalowa program, ktry zapisuje kade uderzenie w klawiatur. Czy ten zapis mona od-
czyta w innym miejscu, czy mona tu zajrze tylnymi drzwiami? A czy tamci ludzie potrafi
rwnie przeledzi kliknicia mysz? Ale w jaki sposb dowiaduj si, co Cayce klika? Wi-
dz tylko to, co pisze, czy rwnie kliknite adresy internetowe?
Po stosunkowo dugiej nieobecnoci na forum Cayce czuje si obco. Nie zna wikszoci
autorw wpisw. Przypomina sobie, e po niedawnym programie telewizyjnym pojawia si
wielka fala wieych entuzjastw. Czy to oni kryj si za tymi nic nie mwicymi jej imio-
nami? Przeglda kilka wtkw, nie otwierajc wpisw, ocenia je tylko po tytuach. Segment
#135 jest nadal na topie, podobnie jak sprawa wtku satanistycznego, pochodzcego od eme-
ferw z Brazylii.
Siedzi wygodnie i wpatruje si w monitor, trzymajc rce na udach; teraz klawiatura bu-
dzi w niej lk. Wyobraa sobie, e w pokoju obok - ktry przybra wygld hali jak w Man
from U.N.C.L.E.* - siedz nieuchwytne postaci, wpatruj si w wielki ekran, na ktrym jest
tylko strona F:E:F, i czekaj, a otworzy jaki wpis.
Daje im czeka, po czym zamyka przegldark i wycza komputer.
Ju nie musi si zastanawia, jak podczy iBooka do komrki. Jeli Boone mia racj, to
laptop nie przekazuje adnych uderze w klawisze do serialowej hali. Chocia przecie
mogli tu wpa, kiedy wyszam do Greka... - myli, otwierajc skrzynk pocztow.
- Mam was w dupie - dodaje gono do dziewczyn-robotw Da-miena. Nie moe y
w ten sposb. Nie godzi si na to.
Ma trzy wiadomoci.
Pierwsz od Boonea.

Cze. Pozdrowienia z La Guardia, krainy Bardzo cisych Zabezpiecze. Std ju blisko
do Columbus i spotkania zapoznawczego z wiadom firm. Oczywicie, bdziemy musieli
cakowicie improwizowa. Jak si czujesz? Daj mi zna.

Nie jeste najbardziej elokwentnym z korespondentw - myli. Ale czego si spodzie-
waa. Strof Szekspira z La Guardia?

Cze. Z mojego laptopa, tak jak mwilimy. U mnie wszystko gra. Nic nowego.

* Man from U.N.C.L.E. - serial z lat 60., ktrego bohaterowie walcz z organizacjami d-
cymi do dominacji nad wiatem.
Nastpna jest od WParkUbranego:

Jezu. (Moja matka byta bardzo religijna na swj postrzelony sposb. Mwiem ci? Podej-
rzewam, e dlatego zawsze kiedy jestem w strachu, wzywam imienia boskiego nadaremnie).
Darryl pozwala Judy pisa wiadomoci od Keiko, bo, jak sama powiedziaa, nie mamy inne-
go wyjcia. Prawie si do niego wprowadzia i dwa dni z rzdu nie posza do roboty. Za-
dzwonia, e jest chora. Jest zahipnotyzowana gbi (chwytajcej za serce czystoci, jak m-
wi) namitnoci Takiego. I to chocia wie, e Taki bierze j za malutk Japoneczk w wieku
szkolnym, i mimo e Darryl musi tumaczy ich prywatn korespondencj. Da mi ju do zro-
zumienia, e maksymalnie jak moe tonuje wypowiedzi, a jej owiadczy, e sabo opanowa
slangowe japoskie okrelenia dotyczce seksu (co oczywicie mija si z prawd). Ona roz-
pywa si we zach i powtarza, e cae ycie czekaa na tak mio, ktr zaoferowa jej Taki.
Szczerze mwic, to najbardziej niesamowite gwno, ktre od jakiego czasu spado na mj
zauek i pewnie miabym ubaw po pachy, gdyby tylko nie zaleao nam... a tak przy okazji,
NA CZYM NAM ZALEY? Dopuszczajc Judy do Takiego, stracilimy szans wycignicia
jeszcze czego od Mistycznej. Poza tym moemy cakowicie straci Takiego - zejdzie na nie-
uleczalny priapizm. Twj WPU

Nastpna poczta od Bluszcza, zaoycielki i wacicielki F:E:F, od ktrej nie miaa wia-
domoci od czasu wyjazdu z Nowego Jorku.

Cze, Cayce. Dawno nikt nie widzia ci na forum. Jeste w Japonii? Ja wci w Seulu,
w wielkim budynku z numerem!

Bluszcz posaa Cayce plik z fotk wysokociowca z wielk czwrk na bocznej cianie,
sigajc dziesitego pitra. W oddali widniay identycznie oznaczone bloki z pitk
i szstk.

Mamma Anarchia nie pisuje do mnie zbyt czsto. Nie cierpi z tego powodu. Dziaa mi
na nerwy.

Bluszcz i Cayce musiay czasem koordynowa dziaania dyplomatyczne, agodzc tarcia
midzy WParkUbranym a Anarchi, bo mogyby rozsadzi stron, albo po prostu zajmoway
zbyt wiele miejsca... Zamiera.

Jeste w Japonii?
Jeli WParkUbrany nie powiedzia Bluszczowi o podry Cay-ce, a nie bardzo mieci
si jej w gowie, e w tych okolicznociach mgby paln takie gupstwo, to co tu mierdzi.

Dzi dostaam od niej bardzo dziwnego e-maila. Bardzo przyjaznego. Dzikuje mi za
F:E:F itp. Potem pyta o ciebie tonem, jakby byta twoj star przyjacik. Z tego wnosz, e
jeste w Tokio? Ale jest w tym co, co mnie niepokoi. Tu masz fragment odnoszcy si do
ciebie. Jak chcesz, mog ci przysa cao.
> I co sycha u CayceP? Ostatnio nie pisze. Wiesz, oczywicie, e
> czsto zagldaam na forum, zanim staam si aktywnym czon-
> kiem, i przemylenia CayceP robiy na mnie piorunujce wraenie
> od pierwszego wpisu, ktry przeczytaam. Taka entuzjastka do
> szpiku koci. Wiesz, to by tamten wpis sugerujcy, e twrca czer-
> pie z funduszy rosyjskiej mafii albo innej podobnej tajnej organiza-
> cji. Pamitasz? Mam nadziej, e ktrego dnia poznam j osobi-
> cie, by moe kiedy wrci z Tokio.

Zachmurzona Cayce wpatruje si w ekran. Ma ochot cisn laptopem w najblisz
dziewczyn-robota. To nie fair. Cholera, nie fair. To nie powinno si jej przytrafi.
Ale jeli Mamma Anarchia jest jako zamieszana w ostatnie niesamowite zdarzenia, cze-
mu zdradzaaby si przed Bluszczem? eby da zna jej, Cayce? Lub te...?
A moe popenia bd, freudowsk pomyk? Chciaa napisa Londyn, a bezwiednie
napisaa Tokio? Win zawsze zaleca panowanie nad pirem i jzykiem, ale Cayce wie, jak
to ciko, kiedy medium, z ktrego korzystasz, nie wyraa si ani jednym, ani drugim.
A pomyki chodz po ludziach.
Cayce i Mamma Anarchia w adnym wypadku nie s przyjacikami.
Wszystko, na co j byo sta, to par wymuszonych e-maili. Witrynowa przyja Cayce
i WParkUbranego jest a nazbyt wyrana, a obrzydzenie WParkUbranego wobec Mammy
Anarchii a nazbyt gone, od przypadkowych atakw na francuskich filozofw, ktrych ona
cytuje, po celowo absurdalne wycieczki osobiste (biorc pod uwag, e nigdy si nie spotkali
i WParkUbrany nie ma pojcia, jak Anarchia moe wyglda). Ten e-mail do Bluszcza to
bardzo niezrczna przynta, chocia Cayce nie ma pojcia, skd Mamma Anarchia mogaby
wiedzie o przyjani jej i Bluszcza i o tym, e do czsto prywatnie dyskutuj
o wydarzeniach na stronie i wyrniajcych si uczestnikach forum.
Ciarki chodz po plecach, jak si nad tym zastanowi. Oddycha gboko.
- Dosta kaczk w twarz przy dwustu pidziesiciu wzach.
Odruchowo, jak hazardzista szarpicy dwigni jednorkiego bandyty w nadziei sprowa-
dzenia lepszej rzeczywistoci, klika ODWIE, na wypadek gdyby przysza nastpna wia-
domo.
Margot. Australijska przyjacika z Nowego Jorku, bya dziewczyna Bigenda, regularnie
ostatnio opiekujca si mieszkaniem Cayce: wyjmuje listy ze skrzynki, doglda, czy wszystko
gra, i takie tam. Mieszka o dwie przecznice bliej Harlemu ni Cayce, niemniej
w psychologicznym zasigu Columbii.

Cz. kochana. Troszk si tu martwi. Dzi wpadam do ciebie, jak zwykle. Spotkaam
stra zmywajcego schody i nie by wyranie wkurzony, ale to nic na tyle niezwykego, eby
o tym pisa. Wolaabym mie wiksz pewno w tej sprawie, ale wydaje mi si, e kto by
u ciebie od czasu mojej ostatniej wizyty. Dwie rzeczy. Woda laa si w klozecie, kiedy we-
szam do azienki. Ostatnim razem korzystaam z klopa i lao si ze spuczki, wic podnio-
sam pokryw, co tam w rodku poruszaam i udao mi si, przestao si la. Tym razem,
kiedy weszam, znw si lao, ale pocztkowo tego nie zauwayam. Wszystko piknie adnie,
porzdek a mio (jak ty to robisz?), a zauwayam, e spuczka znw puszcza. Dostaam
gsiej skrki. Ale oczywicie, te twoje urzdzenia naleay ju do prehistorii, kiedy wojna
burska zajmowaa pierwsze strony gazet, wic znw mogy troch si obluzowa, jak to one.
Ale troch si wystraszyam. Przeszam si po caym mieszkaniu, rozejrze si i cho dokad-
nie nie pamitam, jak wszystko byo, ale ty masz tak mao rzeczy i w tak wzorowym porzd-
ku, i wszystko naprawd wygldao tak samo. Ale to by soneczny dzie, naprawd cudny,
soce padao przez te twoje, troch rozsunite, biae zasony w salonie, i prbowaam sobie
przypomnie, jak przedwczoraj uoyam poczt, kiedy kadam j obok komputera. Dzi nic
nie przyszo. I w tym socu zobaczyam kurz i pomylaam, e zrobi ci przysug
i pocieram za ciebie kurze, i wtedy zobaczyam prostoktny lad. Tam, gdzie pooyam two-
j poczt! Kto j przesun i okrya si now warstw kurzu. Czy tylko ja mam klucze? Twj
pijany str grzeba przy klopie? Daj mi zna i czy uwaasz, e powinnam co zrobi. Kiedy
wracasz? Mylaam, e wyjedasz na krtko. Spotkaa si z Najwikszym Gwnem wiata?
Nie, nie mw mi. Margot

Cayce zamyka oczy i widzi swoj jaskini z niebiesk podog swoje mieszkanie przy
111. Street, za ktre paci miesicznie 1200 dolarw, od kiedy jej wsplokatorka, poprzedni
gwny najemca, wrcia do San Francisco. Jej dom. Kto w nim by? Str? Niemoliwe,
musiaby zosta przekupiony.
Jake nienawidzi tych drobiazgw, niby niewanych, niby marginalnych, a ostatecznie
potwornie wanych. Ciar zwali si na jej ycie, czuje go, jakby znw prbowaa zasn
pod srebrn kuchenn rkawic Damiena.
Nagle czuje si miertelnie zmczona, czas urzdowy Cayce Pollard przeskoczy pi go-
dzin w przd. Trzsie si z wyczerpania, chocia rwnoczenie nie wierzy, e zdoa zasn.
Zamyka iBooka, odcza komrk, sprawdza zamki w drzwiach. Szuka w azience melatoni-
ny, ale wyjechaa do Rosji. Jasne.
Zbiera si jej na pacz, chocia bez szczeglnego powodu. To tylko ta natarczywa niesa-
mowito zdarze, ktre nie wiedzie czemu zajmuj coraz wiksz cz jej wiata.
Gasi wiato, rozbiera si, wczoguje do ka, bogosawic wasn przezorno, ktra
kazaa jej wczeniej zoy i schowa rkawic.
I zupenie nie pamita tego, jak to si stao, e zaraz przenosi si na West Broadway, stoi
porodku pustego, pokrytego biel chodnika, w cienkim na centymetr wieym niegu. Jest
cicha godzina nocna, godzina, w ktrej czowiek budzi si samotny, a Cayce jest samotna, nie
ma pieszych ani samochodw, wszystkie okna, wszystkie latarnie s wygaszone, a jednak
Cayce widzi otoczenie, jakby nieg by wystarczajcym rdem wiata w tej zamarej stre-
fie. Nie szpec go lady stp ani opon, a kiedy Cayce si odwraca, spogldajc za siebie, wi-
dzi, e tam te nie ma adnych ladw stp, nawet jej wasnych. Po prawej rce ma ceglan
twarz SoHo Grand. Po lewej ma bistro, do ktrego zabraa raz Donnyego. Wtem przed sob,
na rogu, widzi chopca. Czarny paszcz, moe ze skry, a moe nie, podniesiony konierz.
Mowa ciaa znana z niezliczonych przegldw 135 segmentw.
Chce krzykn, ale co w piersi to udaremnia i z najwikszym wysikiem robi pierwszy
krok, potem drugi, zostawiajc lady na dziewiczym niegu. Potem biegnie, rozpity rickson
furkoce poniej jej ramion jak skrzyda, ale gdy biegnie ku niemu, on zdaje si rozpywa
i Cayce przenosi si do Chinatown, biae ulice s tak samo wyludnione, jego nie ma. Obok
sklep spoywczy z opuszczonymi aluzjami. Cayce dyszy.
Podnosi wzrok i widzi delikatne jak zorza polarna, lecz ostro zarysowane i wysokie jak
niebiosa bliniacze wiee wiata. Kiedy odchyla si w ty, szukajc szczytw, ogarnia j za-
wrt gowy; zwaj si w nico, w znikajcy punkt, jak tory kolejowe biegnce w pustynny
bezkres nieba.
- Zapytaj go - powiada ojciec i kiedy Cayce si odwraca, widzi go. Jest ubrany tak, jak
wyobraa go sobie w tamto przedpoudnie. Rozpity, drogi paszcz na garniturze z kamizelk.
Wyciga rk z czarnym cylindrem, kalkulatorem Curta Herzstarka. - Zmarli nie mog ci po-
mc, a z tego chopaka adna pociecha.
Szare oczy w cienkich zotych ramkach. Nabieraj barwy nieba.
- Tato...
I kiedy udaje si jej wydoby sowo, budzi si, pena alu, grozy i poczucia tego, e decy-
zja zostaa podjta, chocia nie wie, co to za decyzja, kto j podj i czy kiedykolwiek j zre-
alizuje.
Musi zapali wiato, eby mie pewno, e to mieszkanie Damie-na. Ach, eby Damien
tu by. eby ktokolwiek tu by.
28.
W ZNACZENIU USTAWY

Cze, Wojtek.
Kiedy Ngemi odwiedzi Baranova? Musz porozmawia z Baranovem.

Naciska WYLIJ.
Odcza drukark od cubea Damiena, podcza do iBooka z nadziej, e ma waciwy
sterownik. Ma. Z atramentowej drukarki wyania si kartka byszczcego papieru
z urbanistyczn kostk. Cayce ma wraenie, e to jest jej potrzebne, ale nie chce wiedzie
dokadnie, do czego.
Sprawdza poczt. Mija limit czasu dostpu, brak nowych wiadomoci.
Sen przestaje by istotny.
Cayce patrzy na wydruk. Place i aleje. Siatka numerw.
Sprawdza poczt. Jedna wiadomo.

Casey, on dzi rano jedzie, pocig z Waterloo do Bournemouth 8:10. Ngemi si pisze.
Tam jego przyjaciel samochd mu poycza, eby do Baranova pojecha. Czemu ty teraz nie
pisz! Wojtek

Godzina i minuty w grnym prawym rogu ekranu: 4:33.

A ty czemu nie pisz? Moesz porozumie si z Ngemim i spyta, czy mog z nim je-
cha? Nie mog tego wyjani, ale to bardzo wane.
Odpowied przychodzi prawie natychmiast.

Nad przedsiwziciem z ZX-81 pracuj. On wczenie si budzi. Do niego zadzwoni, do
ciebie.

Posya mu podzikowania i numer komrki Blue Ant. Bierze prysznic. Nie myli.

Skad z High Street w Camden dociera na stacj Waterloo o 7:50. Wiekowe schody ru-
chome przesuwaj j do hali, poniej kilku gobi i czterotarczowego, wiktoriaskiego zegara,
wiszcego nad rozkadami jazdy i podrnymi cigncymi walizy z czarnego, balistycznego
nylonu do pocigw przemierzajcych tunel pod Kanaem. Moe ku Belgii, Bigendlandii.
Cayce ma si spotka z Ngemim pod zegarem, ale przyjechaa wczeniej, wic kupuje
bulwarwk, cienk kanapk z bekonem owinit w foli i fant. Kawa niewskazana, bo Cay-
ce ma nadziej zdrzemn si w pocigu.
Stoi, przeuwajc kanapk pod zegarem. Niedzielny poranek na falujcej wok niej sta-
cji. Potne niezrozumiae gosy recytuj i charcz nad tumem, jakby jaka wana informacja
prbowaa wydoby si z zakurzonych cynowych garde stuletnich tub gramofonowych.
Fanta ma ostry, sztuczny smak. Cayce zastanawia si, dlaczego j kupia. Gazeta te j
rozczarowuje, tryska jednakowymi strugami wstydu i wciekoci, rytualnie i z blem waku-
jc jaki podtekst doprowadzajcy nard do biaej gorczki, paradoksalnie zreszt przynoszc
mu chwilow ulg.
Wrzuca jedno i drugie do kosza. Widzi, e zblia si Ngemi, wielki, czarny, w zapitej
pod szyj, ciasnej czarnej kurtce. Niesie tkan torb podrn, afrykaskie rkodzieo.
- Dzie dobry - wita j, jakby lekko zaskoczony. - Wojtek mwi, e chcesz zoy wizyt
Baranovowi.
- Zgadza si. Mog z tob jecha?
- Masz dziwne yczenie. O charakterze tego czowieka nie da si powiedzie, e zmienia
si na lepsze. Zawsze jest w parszywym humorze. Kupia bilet?
- Jeszcze nie.
- To chod ze mn.

Ngemi mwi, e podr do Bournemouth potrwa dwie godziny. Wczeniej jechao si
krcej, teraz ekspres tucze si po starych, wci czekajcych na wymian szynach.
Zaskoczona Cayce przekonuje si, e Ngemi z jego skrzypic sztuczn skr
i zawodow powag dobrze na ni dziaa.
- Wczoraj wieczorem powiedziae, e Baranov uczestniczy w aukcji, jego oferta zostaa
przebita i nie bdzie w rowym nastroju - zaczyna, kiedy pracownik Kolei Brytyjskich
w poliestrowej sportowej marynarce pcha obok wzek, ktrego zawarto niezwykle dobitnie
przypomina jej, e znajduje si w wiecie po drugiej stronie lustra: gu-miaste biae kanapki
z past jajeczn w sztywnych trjktnych opakowaniach, puszki z piwem, miniaturki whisky
i wdki.
- Gorzej - mwi Ngemi. - Ju to, e w ogle kto podkupi mu kalkulator, pewno dopro-
wadzioby go do wciekoci, a na dodatek zaatwi go Lucien Greenaway z Bond Street.
- A kto to?
- Handlarz. Niegdy wycznie od zegarw. Bardzo nielubiany wrd kolekcjonerw. Ze-
szego roku wzi si za curty. Widzisz, rynek curtw nie jest jeszcze cakiem zracjonalizo-
wany.
- To znaczy?
- Nie jest zorganizowany w wiatowe rodowisko specjalistw. Nie to co z rynkiem rzad-
kich znaczkw i monet. Albo z rynkiem zegarw, ktrymi handluje Greenaway. Curty wci
maj pynne ceny. Wci jeszcze trafiaj si dziwne egzemplarze za stosunkowo mae pieni-
dze, wczeniej obrastajce gdzie kurzem na pkach. Wszystkie tego rodzaju rynki zostay
zracjonalizowane dopiero dziki Internetowi.
- Naprawd?
- Jak najbardziej. Sam Hobbs - Cayce gubi si przez chwil, a przypomina sobie, e to
drugie nazwisko Baranova - czciowo si do tego dokada.
- Jak?
- Przez eBay - mwi Ngemi. - Bardzo sprawnie sobie poczyna i sprzeda Amerykanom
duo curtw, zawsze za wicej, ni by tu dosta. Ceny ulegaj globalnej racjonalizacji.
- Czy tyje... lubisz? Jak on?
Ngemi wzdycha, kurtka skrzypi przeraliwie.
- Ceni je. Daj mi rado. Ale w przypadku Hobbsa to co wicej ni pasja, to namit-
no. Widzisz, ja uwielbiam histori komputerw i curty to dla mnie po prostu szczebel. Fa-
scynujcy szczebel, ale mam hewlett-packarda, ktry sprawia mi tak sam rado, albo moe
wiksz. - Spoglda przez okno na angielski krajobraz; bezksztatne pola, ciemn wieyczk
odlegego kocioa. Z powrotem odwraca si do Cay-ce i mwi: - Hobbs cierpi i cieszy si,
jak tylko znawca potrafi. Dla niego pewnie liczy si nie tyle sam artefakt, co rdo pocho-
dzenia.
- Czyli?
- To e powstay w obozie koncentracyjnym. Herzstark nie przerwa pracy
w Buchenwaldzie, chocia otaczay go tylko mier, zagada i beznadzieja. W kocu obz
wyswobodzono. Herzstark wyszed na wolno, nie rozstajc si ze swoj wizj kalkulatora.
Hobbs oddaje cze jego triumfowi. Nie kady potrafi uciec przed mierci.
- Czy sam Hobbs musi przed czym ucieka?
- Dokadnie biorc, przed sob samym. - Kiwa gow. Zmienia temat. - Czym si zajmu-
jesz? Nie zrozumiaem w restauracji.
- Marketingiem.
- Sprzeda?
- Nie. Znajduj rzeczy, style, ktre inni ludzie albo firmy mog potem sprzeda.
I oceniam logo, znaki towarowe.
- Jeste Amerykank?
- Tak.
- Myl, e nasta trudny czas dla Amerykanw - mwi Ngemi, opierajc du gow
o pozbawiony pokrowca zagwek fotela drugiej klasy. - Pozwolisz, e teraz popi.
- Ale prosz.
Ngemi zamyka oczy.
Cayce patrzy na szachownic pl, soce od czasu do czasu poyskujce w kauy. Kiedy
ostatni raz jechaa pocigiem, nie metrem, przez pola? Nie pamita.
Natomiast przypomina sobie, kiedy pod koniec padziernika po raz pierwszy zobaczya
Stref Zero. Platformy widokowe. Soce wiecio tak mocno, e w rodku miasta wydawao
si wrcz nienaturalne. Wycigano pocig szybkiej kolejki kursujcej pomidzy New Jersey
a miastem, zagrzebany pod gruzami. Zamyka oczy.

W Bournemouth Ngemi prowadzi j kilka ulic od stacji do sklepu warzywnego, przez
dziwn, nielondysk Angli.
W warzywniaku wita go starszy, bardzo powany mczyzna o janiejszej nieco karnacji,
porzdnie uczesanych siwych wosach i cienkim nosie Etiopczyka. To najwyraniej sprze-
dawca, o czym wiadczy nieskazitelny niebieski fartuch. Cayce bierze go za rastafarianina
o konserwatywnych pogldach. Ngemi i sprzedawca wymieniaj dugie powitanie albo wia-
domoci w jakim obcym jej jzyku, moe amhar-skim, moe zupenie niezrozumiaym dia-
lekcie angielskim. Ngemi jej nie przedstawia. Mczyzna wrcza mu kluczyki od samochodu
oraz reklamwk ze liwkami i dwoma dojrzaymi bananami.
Ngemi z powag kiwa gow, zapewne w podzice, i Cayce idzie za nim ulic, a Ngemi
zatrzymuje si i otwiera drzwi pasaera w ciemnoczerwonym samochodzie ze wiata po dru-
giej stronie lustra. To vaux-hall, ale w niczym nie przypomina tego, ktrym Hobbs by
w Porto-bello. W rodku pachnie jakim nieznanym odwieaczem powietrza, raczej z Afryki
ni std.
Ngemi zastyga za kierownic, potem wkada kluczyk do stacyjki.
Skomplikowane ronda pokonuj z prdkoci, przy ktrej Cayce musi zamyka oczy.
W kocu woli ich nie otwiera wcale.
Kiedy otwiera wreszcie oczy, widzi falujce zielone wzgrza. Ngemi prowadzi
w milczeniu, bardzo skoncentrowany. Na kolejnym wzgrzu wyrastaj ruiny zamku.
- Normandzki - mwi Ngemi, ale nie rozwija tematu. Nie czekajc na poczstunek, Cayce
wyjmuje banana z reklamwki, obiera go i zjada. Niebo zachmurza si i zaczyna sipi.
Ngemi wcza wycieraczki. - Zaproponowabym lancz, zanim dojedziemy do Hobbsa - tu-
maczy si - ale kiedy si go odwiedza, najwaniejsze jest trafi na waciwy moment.
- Moemy do niego zadzwoni, upewni si, e bdzie.
- Nie ma telefonu. Wczoraj wieczorem udao mi si go dopa w lokalu. Oczywicie by
pijany. Zanim przyjedziemy, powinien ju wsta i mam nadziej, e nie zdy znowu zapa
za butelk.
Dwadziecia minut potem Ngemi zjeda z drogi gwnej na zwyk asfaltwk. adna
wiejska okolica. Owce pas si na wzgrzu. Wspinaj si wsk okrajc je drog szutro-
w. Po drugiej stronie, w dole ukazuje si kompleks opuszczonych ceglanych budynkw r-
nej wielkoci. Kompletny bezruch.
Zjedaj, wir trzeszczy pod oponami vauxhalla, wida ogrodzenie z siatki i drutu kol-
czastego.
- Dawniej by tu orodek treningowy - mwi Ngemi. - MI6 albo MI5. Chyba pi. Teraz
hoduj i szkol psy policyjne. Tak mwi Hobbs.
- Jacy oni?
- Nie mam pojcia. Trudno sobie wyobrazi bardziej ponure miejsce.
Cayce nie ma pojcia, gdzie si znaleli. W Bournemouth? W Poole?
Ngemi zjeda z szutru na zwyk poln drog. Rozbryzguje brzowe kaue. Midzy k-
pami drzew i ogrodzeniem wyrastaj przyczepy. Jest ich moe z siedem. Robi wraenie tak
samo opuszczonych jak zabudowania. Stoj przy domach, ale wyranie osobno.
- To tu mieszka?
- Tak.
- Co to jest?
- Obz cygaski. Hobbs wynajmuje jeden wz.
- Widziae ich? Cyganw?
- Nie, nigdy - mwi, zatrzymujc samochd.
Cayce patrzy na wielk prostoktn tablic, uszczc si sklejk na dwch ocynkowa-
nych rurach, czarne litery na biaym tle:

MINISTERSTWO OBRONY
WSTP WZBRONIONY
ZGODNIE Z USTAW
O INFORMACJACH NIEJAWNYCH
AMICYM ZAKAZ
GROZI ARESZTOWANIE I SD
29.
PROTOK

Ngemi wysiada zesztywniay, prostuje nogi. Kurtka mu trzeszczy, kiedy siga na tyln
kanap po kolorow torb. Cayce te wysiada. Cisza. Nie sycha nawet ptakw.
- Jeli tu s psy, to czemu ich nie sycha? - pyta Cayce. Spoglda na zabudowania za
siatk. Midzy wysokimi kwadratowymi supami z odbarwionego betonu biegnie drut.
Wszystko jest stare i w jaki sposb martwe. To relikt II wojny wiatowej?
- Nigdy ich nie syszaem - mwi ponuro Ngemi i rusza ciek, omijajc mae kaue.
Ma na nogach czarne, miejskie martensy z pierwszej dekady punku, z czterema oczkami na
sznurwki, ktre ju daleko odbiegaj od pierwotnego celu projektanta i s teraz niedrogim
obuwiem dla kadego.
Nie skoszona trawa. Dzikie krzewy z tymi kwiatuszkami. Cayce poda za Ngemim
do najbliszej przyczepy ze wiata po drugiej stronie lustra. To dwutonwka, grna cz
beowa, dolna burgundowa, powyginana i zmatowiaa. Niski dach do szpica przypomina
Cayce rysunki arki Noego w ksikach dla dzieci. Z tyu kwadratowa, spowiaa tablica reje-
stracyjna ze wiata po drugiej stronie lustra: LOB i cztery cyfry. Dawno nigdzie si nie ruszy-
a, obrosa j trawa, ukrywajc koa, ktre moe s, a moe nie. Okna zabito ocynkowanymi
pytami metalu.
- Hobbs - woa pgosem Ngemi. - Hobbs, tu Ngemi. - Zawiesza gos, podchodzi bliej.
Beowo-burgundowe drzwi wygldaj na wiecznie nie domknite. - Hobbs? - Stuka lekko
dwa razy.
- Odwal si - jczy kto ze rodka, zapewne Hobbs, skomle z blu. W gosie ma kraco-
we zmczenie.
- Przyjechaem po kalkulatory - mwi Ngemi. - eby dobi targu z Japoczykiem. Mam
twoj dziak.
- Co za pizda. - Baranov kopniciem otwiera drzwi, jakby nie musia si unosi z miejsca,
w ktrym siedzi. Ukazuje si bezdenny prostokt ciemnoci. - Kto to, kurwa?
- Poznae j przelotnie koo Portobello - tumaczy Ngemi. - Koleanka Wojtka.
Cayce dochodzi do wniosku, e to prawda, chocia wtedy koleank jeszcze nie bya.
- A po co j tu przywlk? - pyta Baranov, pochylajc si nieco, tak e soce daje krtki
odblask w szkach jego okularw. Wszelkie znuenie znika mu z gosu, napitego
i wyrazistego; precyzyjnie wypowiadane goski nios ton groby.
- Niech sama wyjani - mwi Ngemi, ogldajc si na Cayce - ale najpierw zaatwmy in-
teres. - Unosi torb w kierunku Baranova, wskazujc, o jaki interes chodzi. Zwraca si do
Cayce: - Hobbs ma miejsca tylko dla jednego gocia. Wybacz, prosz. - Wspina si do rodka,
przyczepa gronie koysze si na resorach, grzechoce jak kontener pustych butelek. - Raczej
nam dugo nie zejdzie.
- Upierdliwa pizda - mwi Baranov, chocia nie wiadomo czy pod adresem Cayce, czy
Ngemiego, czy ycia.
Ngemi zgarbiony niemal wp siada na czym niewidocznym, rzuca Cayce przepraszaj-
ce spojrzenie i zamyka drzwi.
Osamotniona, chocia syszc przytumione gosy, patrzy po innych przyczepach. Jedne
rozlatuj si bardziej ni Baranova, inne s nowsze i nieco wiksze. Nie podobaj si Cayce.
eby straci je z oczu, okra lokum Baranova. Kieruje wzrok na drucian siatk i wymare
ceglane budynki. Te si jej nie podobaj.
Recytuje pod nosem mantr o kaczce.
Midzy czubkami zamszowych butw od Parco wyrasta czarny przewd. Cayce oglda
si i widzi, e wypeza z otworu wentylacyjnego w boku przyczepy Baranova. Idzie za nim
i znajduje miejsce, w ktrym przechodzi pod siatk. Biegnie midzy kpkami pokej trawy
ku ceglanym budynkom. Prd? Poprowadzony przez MI5 czy kogo innego? Moe przez wa-
ciciela?
- Hej! - woa Ngemi z przyczepy. - Chod, porozmawiaj z Hobbsem, jak chcesz. Nie
ugryzie ci. Jest chyba nawet w lepszym humorze. - Cayce wraca, udajc, e nie zauwaa
przewodu. - miao - zachcaj. Zerka na swj staromodny zegarek z kalkulatorkiem. Chro-
mowa koperta byska w socu. W drugiej rce trzyma torb, ktrej chyba przybyo zawarto-
ci. - Nie wiem, ile czasu ci powici. Jeli si uda, chciabym zapa nastpny pocig.
Przyczepa koysze si, gdy Cayce wchodzi do niej, mrugajc w ciemnoci. Napiera po-
twornie bliska czer, cuchnc popioem papierosowym i brudnymi ubraniami.
- Siadaj - rozkazuje Baranov. - Zamknij te drzwi.
Wykonuje polecenie, ldujc na stercie ksiek wysokoci krzesa,
duych tomach z pciennymi oprawami bez obwolut. Baranov pochyla si.
- Dziennikarka?
- Nie.
- Nazywasz si.
- Cayce Pollard.
- Amerykanka.
- Tak.
W miar jak jej wzrok oswaja si z mrokiem, dostrzega, e Baranov pley na wskiej
pryczy, ktra pewnie peni rol ka, chocia zalega na niej tak stroma gra zbitych ubra, i
Cayce nie pojmuje, jak mona spa na czym takim. Opuszczany wski stolik wspiera si na
jednej nodze obok pryczy.
Baranov wsadza do ust papierosa z jasnego tytoniu i pochyla si. W bysku plastikowej
zapalniczki wyrasta brudny zamiecony blat z laminatu w bumerangowy wzorek z lat 50. Na
nim ley kupka niedopakw, by moe skrywajca popielniczk. I trzy grube pliki bankno-
tw, spite szerokimi rowymi gumkami.
Papieros rozarza si potnie jak meteoryt rozcinajcy atmosfer Ziemi, zapewne za jed-
nym zamachem spala poow. Cayce szykuje si na chmur dymu, ale ta si nie pojawia. Ba-
ranov nie wypuszcza oddechu, tylko zbiera banknoty i wsadza je w kiesze zniszczonej kurtki
od Barboura, ktr Cayce pamita z Portobello.
W kocu wypuszcza dym z puc i przyczepa jest go pena, chocia nie tak, jak Cayce si
spodziewaa. Promienie soca wpadajce przez dziurki w karoserii tworz widowiskow
sceneri, plan zdjciowy Ri-dleya Scotta w skali domku dla lalek.
- Znasz tego cholernego Polaczka.
- Tak.
- To wystarczy, eby ci unika. Marnujesz mj czas, kochana. - Meteoryt znw wpada
w atmosfer, druga poowa papierosa koczy ywot. Baranov gasi go czciowo lub cakowi-
cie w kupce niedopakw.
Cayce zdaje sobie spraw, e do tej pory nie widziaa jego lewej rki. Wszystko bra pra-
w, papierosa, zapalniczk, banknoty.
- Nie widz twojej lewej rki.
W odpowiedzi pojawia si bro, idealnie owietlona jednym z hi-perminiaturowych re-
flektorw kierunkowych Ridleya Scotta.
- Nie widz obu twoich rk - rzuca Baranov. Cayce nigdy do tej pory nie patrzya w otwr
lufy. W przypadku tej lufy jest niewiele do ogldania, od otworu do zamka; to duy rewolwer
z amanym szkieletem, ktrego luf i przedni cz kabka spustowego niezdarnie odpi-
owano; zardzewiay metal zachowa lady szybkich ruchw pilnika. Do Baranova, drobna
i brudna, jest zbyt maa do wielkiego, drewnianego chwytu. U dou zwisa piercie temblaka,
przywoujc wspomnienie biaych hemw i epoki brytyjskiego panowania w Indiach. Cayce
unosi donie; znany gest z dawnych czasw, z dziecicych zabaw. - Kto ci posa?
- Sama si posaam.
- Czego chcesz?
- Ngemi i Wojtek mwi, e moesz wydosta pewne informacje.
- Tak mwi?
- Chc co przehandlowa za informacj.
- Kamiesz.
- Nie. Wiem dobrze, czego chc. I w zamian mog ci da co, czego ty chcesz.
- Za pno, kochana. Na co mi, kurwa. - W tej samej chwili szorstki metal lufy, niewiary-
godnie zimny i wyrany, wciska si w rodek jej czoa.
- Lucien Greenaway - mwi Cayce. Czuje, jak piercie chodu drga o milimetry, zdra-
dzajc reakcj. - Handlarz. Z Bond Street. Ma kalkulator. Mog ci go kupi. - Zimny pier-
cie napiera. - Nie mog ci da pienidzy - odpowiada naporowi, wiedzc, nie wiadomo
skd, e musi powiedzie wanie to jedno kamstwo i to tak, eby zabrzmiao wiarygodnie -
ale dysponuj kart osoby trzeciej i mog ci kupi ten kalkulator.
- Musz przymkn jadaczk Ngemiemu.
W tej chwili dociera do niej, dlaczego nie powinna oferowa pienidzy, chocia Bigend
na pewno by je dostarczy: jeli Baranov sam paciby, miaby poczucie, e paci handlarzowi,
ktrego nienawidzi.
- Gdybym moga zaproponowa ci gotwk, zrobiabym to, ale mog zaoferowa ci tylko
kalkulator. Da kalkulator. W zamian za to, czego potrzebuj. - Skoczywszy, zamyka oczy.
Cay horyzont ogranicza si do piercienia zimnej stali.
- Greenaway. - Horyzont ustpi. - Wiesz, ile on chce?
- Nie - mwi Cayce. Mocno zaciska powieki.
- Cztery tysice piset. Funtw.
Cayce otwiera powieki. Rewolwer ju nie jest skierowany w jej czoo.
- Jeli mamy rozmawia, to mgby we mnie nie celowa?
Baranov jakby przypomina sobie, e trzyma rewolwer.
- Masz - mwi, upuszczajc go tak, e wszystko grzechoce na laminatowym blacie - po-
celuj w mnie. - Cayce przenosi wzrok z rewolweru na mczyzn. - Kupiem go na pchlim
targu. Chopak wykopa go tu w lesie. Kosztowa dwa funciaki. W rodku rdza i ziemia. B-
ben si nie krci - dodaje i umiecha si do niej.
Cayce spoglda na bro, wyobraajc sobie, e podnosi j, umiecha si do niego i uderza
go w czoo najsilniej, jak potrafi. Opuszcza rce. Wraca wzrokiem do Baranova.
- Ponawiam ofert.
- Dysponujesz kart kredytow z limitem na cztery i p?
- Platynow Visa.
- Mw, o co chodzi. To jeszcze nie znaczy, e to zaatwi.
- Musz wyj co z tej torby. Wydruk.
- miao.
Odsuwa na bok rewolwer i obtuczony biay kubek, tak e Cayce moe zmieci na stole
wydruk urbanistycznej kostki po schabowym. Baranov wyciga rk w prawo i wiato halo-
genowej arwki pada na blat. Cayce przypomina sobie o przewodzie, biegncym pod siatk.
Baranov bez sowa patrzy na wizerunek.
- Kady z tych numerw to szyfr - mwi Cayce - odnoszcy si do sekwencji pewnej in-
formacji. Kada sekwencja ma przypisany jeden z numerw, w celu identyfikacji
i monitorowania.
- Steganografia - mwi Baranov i zblia cienki palec wskazujcy z plamami po nikotynie
do wydruku. - Czemu tu zakrelono?
- Szyfrowaa pewna firma amerykaska, Sigil. Chc si dowiedzie, dla kogo to zrobia,
ale przede wszystkim zaley mi na adresie e-mailowym, pod ktry wysaa cay rysunek po
zakodowaniu.
- Sigil?
- W Ohio. - Baranov cmoka, dziwnie, jakby naladowa jakiego ptaka. - Moesz si tego
dowiedzie?
- Ustalmy protok - mwi. - Zakadajc, e mog, co potem?
- Jeli bd wiedziaa, e moesz, pjd do tego twojego handlarza i kupi kalkulator.
- A potem?
- Ty dasz mi adres e-mail.
- A potem?
- Ja dam Ngemiemu kalkulator. Ale jak nie dasz mi adresu...
- Tak?
- To kalkulator wleci do kanau przy Camden Lock.
Pochyla si, oczy za okrgymi szkami zwaj si, ginc w niezliczonych zmarszcz-
kach.
- Zrobiaby to, no nie?
- Tak. I zrobi, jeli uznam, e mnie oszukujesz. Wpatruje si w ni.
- Wierz, e ci na to sta - mwi w kocu. W jego gosie jest prawie uznanie.
- Ciesz si. Wic zadzwo do Ngemiego, jeli bdziesz co mia. On wie, jak si ze mn
skontaktowa. - Baranov milczy. - Dzikuj za rozwaenie mojej propozycji - mwi Cayce
i podnosi si, garbic pod niskim sufitem. okciem uchyla drzwi i wychodzi na blade wiato
i pachnce, niesychanie wiee powietrze. - Do widzenia. - Zamyka za sob drzwi.
Ngemi trzeszczy obok.
- No i co, by w lepszym humorze? - pyta.
- Postraszy mnie broni.
- Tu jest Anglia, dziewczyno - mwi Ngemi. - Ludzie nie trzymaj broni.
30.
.RU

W pocigu do stacji Waterloo Ngemi kupuje piwo i chipsy o smaku smaonych kurcza-
kw.
Cayce kupuje butelk niegazowanej wody mineralnej.
- Jak Baranov wyldowa w takich warunkach?
- Chodzi ci o miejsce?
- Oglnie. Zapija si tam?
- U siebie, w kraju, miaem kuzyna - mwi Ngemi - ktry przepi cay sklep z artykuami
elektrycznymi. Poza tym e pi, by z niego cakiem normalny go, wszyscy go lubili. Jego
jedyny problem polega na tym, e pi. Myl, e w przypadku Hobbsa picie to objaw czego
innego, chocia tak si przywiza do butelki, e w tej chwili to ju stracio znaczenie. Hobbs
to panieskie nazwisko jego matki. Przy urodzeniu wpisali mu Hobbs-Baranov, z kresk
w rodku. Jego ojciec, sowiecki dyplomata, uciek do Ameryki i oeni si z bogat Angielk.
Hobbsowi udao si zgubi to, co po kresce, ale kiedy si upije, zawsze do tego wraca. Raz
powiedzia mi, e cigle mu to ciy, chocia si odci.
- Pracowa jako matematyk dla amerykaskiego wywiadu?
- Chyba zaproponowali mu wspprac, kiedy by na Harvardzie. Ale tak naprawd nie
wiadomo. Wspomina o tym tylko wtedy, kiedy jest pijany. - Otwiera puszk i pociga yk. -
To pewnie nie mj interes, ale czy wizyta si udaa?
- Moe. Ale jeli tak, to bd musiaa ci prosi o dalsz pomoc.
- Moesz powiedzie mi co wicej?
- Potrzebuj czego, a Baranov moe mi to znale. Powiedziaam, e w zamian kupi mu
kalkulator od tamtego handlarza z Bond Street.
- Od Greenawaya? da nieprzyzwoitej ceny.
- To niewane. Jeli Baranov zaatwi mi to, czego chc, umowa stoi.
- I potrzebujesz mojej pomocy?
- Jeste mi potrzebny, eby pj ze mn do tego handlarza i pomc w zakupie. Musz
mie pewno, e to waciwy egzemplarz, ten na ktrym zaley Baranovowi. A jeli Baranov
da mi to, na czym mi zaley, bd ci potrzebowaa, eby dostarczy mu kalkulator.
- Pewnie, e mog to zrobi.
- Od czego zaczniemy?
- Greenaway ma stron w sieci. Nie otwiera interesu w niedziel. Cayce otwiera torb,
wyjmuje laptopa i komrk.
- Mam nadziej, e ten kalkulator wci tam jest.
- Przy tej cenie na pewno - zapewnia j Ngemi.

Wieczorem na stacji Waterloo panuje ju zupenie inny ruch. Gobie, ktre Cayce rano
ogldaa w locie, teraz bez lku drepc midzy nogami podrnych, zbierajc to, co przynis
dzie.
Pod nadzorem Ngemiego wysaa poczt do Greenawaya, proszc o rezerwacj prototypu
kalkulatora Curta, ktry, co wida, wci figuruje w ofercie. Obejrzy go jutro, przed kupie-
niem.
- Kiedy prosisz o rezerwacj, nie masz pewnoci, e artyku nie zejdzie - wyjania Ngemi,
kiedy Cayce idzie z nim do ruchomych schodw. - W midzyczasie moe pojawi si inna
tragiczna ofiara, ale zwracasz na siebie uwag i ustalasz ton rozmowy. Przyda si, e jeste
Amerykank. - Nalega, aby wspomniaa, e mieszka w Nowym Jorku i jest w Londynie tylko
przelotnie. - Wiesz, kiedy Hobbs mgby dosta dla ciebie tamt informacj?
- Nie mam zielonego pojcia.
- Ale chcesz dobi targu z Greenawayem?
- Tak.
- Jeste bogata?
- Gdzie tam. Wykadam nie swoje pienidze.
- Gdyby zaoferowaa Hobbsowi tyle gotwki, ile chce Green-away, pewnie by ci odm-
wi. Nie sta go na taki zakup, tak samo jak mnie. Wiem, e odmawia, kiedy oferowano mu
pienidze za usug, chocia w gr wchodziy powane kwoty.
- No, ale przecie zaley mu pienidzach, no nie?
- Tak, ale chyba ma ograniczone moliwoci. Pewnie niezbyt wielu ludzi ma wobec niego
dug.
- Jaki dug?
- Wdzicznoci. Nie wyobraam sobie, eby mia jakie wyjtkowe rda informacji. Nie
ma te wyjtkowych umiejtnoci ani wiedzy. Pewnie dzwoni do kogo, kto ma wobec niego
dug wdzicznoci, zadaje pytanie i czasem dostaje odpowied.
- Wiesz, do kogo dzwoni? - pyta, niezbyt liczc na to, e usyszy odpowied.
- Syszaa o programie Echelon?
- Nie - mwi, chocia wydaje si jej, e syszaa, ale nie kojarzy w jakich okoliczno-
ciach.
- Program amerykaskiego wywiadu do monitorowania caego Internetu. Jeli naprawd
istnieje, to Hobbs moe by jego dziadkiem. Niewykluczone, e przysuy si do jego po-
wstania. - Unosi brew na znak, e to wszystko co wie lub chce powiedzie na tak dziwaczny
temat.
- Rozumiem - mwi Cayce, niepewna, czy tak jest naprawd.
- No c... - Ngemi zawiesza gos, gdy s blisko ruchomych schodw, jadcych w d -
musisz wiedzie, co robisz.
- Nie, nie wiem. Zupenie nie wiem. Ale dzikuj ci za pomoc.
- W takim razie, miego wieczoru. Zadzwoni do ciebie rano. Odprowadza wzrokiem
przekrzywion, ogolon kopu ciemnej gowy, sunc w d londyskiego metra.
Idzie poszuka takswki.

Ja pierdol. Znasz to powiedzonko? Z lat 70. Nie chodzi o pierdolenie, ale o gbokie
zdumienie poczone z niewiar.

Jest gotowa wczeniej i spa zgodnie z urzdowym czasem Cayce Pollard i przed umy-
ciem zbw sprawdza poczt elektroniczn. Pierwsza wiadomo od WParkUbranego.
Judy nie wysza od Darryla od czasu mojej ostatniej wiadomoci. Jest napalona na Takie-
go, ktry chce lecie do Kalifornii, ale na szczcie siedzi nad zleceniem dla japoskich ope-
ratorw telefonicznych. Chc wiedzie jedno. Czy to co robimy, jest co warte? Masz co?
Jeste bliej?

Cayce dochodzi do wniosku, e moe. Wicej nie potrafi powiedzie.

Moe. Mam tu co nagranego, ale sprawdzenie, czy co z tego wyniknie, zajmie chwil.
Kiedy bd wicej wiedzie, dowiesz si.

WYLIJ.
Nastpna od Boonea.

Pozdrowienia z Holiday Inn przy drodze do parku technologicznego. Hotel oryginalny,
cay w beach. Nawizaem kontakt w wiadomej sprawie, ale nie mam pojcia, czy co uzy-
skamy. Nastpny przystanek - bar na dole, gdzie sabsze owieczki z wiadomej firmy mog si
zbiera. U ciebie wszystko gra?

To wyboisty szlak - myli Cayce - chocia nie wiadomo, czego jeszcze mgby popr-
bowa poza skumplowaniem si z pracownikami. Sigil.

Gra.

Zastanawia si.

Nic nowego.

Co jest nawet bliskie prawdy.
WYLIJ.
Nastpna to... spam? Adres mailowy z samych cyfr.

Tak. Koczy si na.ru. Trzymaj si protokou. H-B

Baranov, podpis z cznikiem.
.ru
Rosja.
31.
PROTOTYP

Nastpnego ranka podczas wicze przy Neals Yard Cayce trzyma wczon komrk
Blue Ant blisko siebie.
Telefon dzwoni, kiedy Cayce jest na PediPole, urzdzeniu, kt/e kojarzy si jej
z rysunkiem Leonarda, obrazujcym proporcje ludzkiego ciaa w stosunku do wszechwiata.
Rozcapierzonymi palcami cignie strzemiona z czarnej pianki.
Kobieta wiczca na najbliszym reformerze marszczy brwi.
- Przepraszam - mwi Cayce. Zwalnia spryny, wyjmuje rce ze strzemion i komrk
z kieszeni ricksona. - Halo?
- Dzie dobry. Tu Ngemi. Jak si masz?
- Dzikuje, dobrze. A ty?
- wietnie. Wang Stephena Kinga dzi wyrusza w podr. Jestem bardzo podekscytowa-
ny.
- Z Maine?
- Z Memphis. - Gono oblizuje wargi. - Dzwoni Hobbs. Mwi, e ma to, czego chcesz
i teraz twj ruch. Czy odwiedzimy pana Greenawaya i zapacimy mu t nieprzyzwoit cen?
- Tak. Prosz. Moemy to zrobi teraz?
- Nie otwiera przed jedenast. Spotkamy si tam?
- Prosz.
Podaje jej numer przy Bond Street.
- Do zobaczenia na miejscu.
- Dzikuj.
Cayce kadzie telefon na podstawie PediPole z jasnego drewna i przyjmuje pozycj.

Jeli jaka cecha Anglikw kompletnie wyprowadza j z rwnowagi, to ich wyczulenie na
przynaleno klasow - bardzo dziwn przynaleno, definiowaln tylko w wiecie po
drugiej stronie lustra. Cayce ju dawno zrezygnowaa z tumaczenia angielskim znajomym,
o co jej chodzi.
Gdyby szukaa rwnie monstrualnej przywary swoich rodakw, wskazaaby przywizanie
czci Amerykanw do broni. Anglicy generalnie uwaaj je za oburzajce, bdne samo
w sobie, niepojte uzalenienie, czsto prowadzce do straszliwego i rozrzutnego niszczenia
ludzkiego ycia. Cayce uznaje ich racje, ale te wie, e instynkt posiadania broni gboko
tkwi w psychice Amerykanw i e wszelka zmiana w tym zakresie jest prawie nieprawdopo-
dobna, chyba e stopniowa i dugotrwaa. Podobnie jest ze spraw przynalenoci klasowej
w Anglii.
Cayce przewanie stara siej ignorowa, chocia te angielskie zachowania, ten ich sposb
bycia, to obwchiwanie kasty od pierwszego kontaktu z nieznajomym sprawiaj, e dreszcz j
przechodzi.
Katherine sugerowaa, e Cayce by moe reaguje tak dlatego, e jest niesychanie wra-
liwa na skodyfikowane zachowania. A te zachowania s bardzo skodyfikowane; ludzie
w Anglii wpierw patrz na buty innych. Tak jak wanie Lucien Greenaway popatrzy na
obuwie Ngemiego.
I nie jest nim zachwycony.
S to z lekka zakurzone czarne martensy, na nie przepuszczajcych tuszczu (wedle re-
klamy) podeszwach z poduszkami powietrznymi, rozstawione teraz przed kontuarem sklepu,
na ktrego szyldzie widnieje po prostu: L. GREENAWAY. Buty Greenawaya s niewidoczne
za lad, ale gdyby by Amerykaninem, to pewnie miaby na nogach pytkie, odsaniajce na-
sady palcw mokasyny z frdzlami. Tu trudno si spodziewa czego takiego. Raczej obuwia
z Saville Row, ale nie szytego na miar.
Poznaa w Anglii ludzi, ktrzy z szeciu metrw potrafi oceni, czy dziurki na guziki
przy mankietach marynarki s prawdziwe.
- Musz pani zapyta, panno Pollard, czy jest pani absolutnie zdecydowana na ten zakup.
L. GREENAWAY naley do tego rodzaju sklepw, do ktrych wchodzi si po nacini-
ciu dzwonka u drzwi i odblokowaniu zamka przez sprzedawc, a sam Greenaway wyglda
tak, jakby trzyma wielki palec u nogi nad brzczykiem, wzywajcym pluton ochroniarzy
w hemach, uzbrojonych w paki.
- Tak, panie Greenaway, jak najbardziej. Ten patrzy na jej czarn nylonow kurtk.
- Jest pani kolekcjonerem?
- Mj ojciec.
Greenaway rozwaa t informacj.
- Nie kojarz nazwiska. Rynek curtw obejmuje raczej wsk grup ludzi.
- Pan Pollard jest amerykaskim urzdnikiem na emeryturze, byym naukowcem - mwi
Ngemi. - Posiada par egzemplarzy z serii pierwszej, wszystkie sprzed 1949 roku
i oczywicie nisko sygnowane, do numeru trzysetnego. Ma rwnie kilka egzemplarzy serii
drugiej, wybranych gwnie ze wzgldu na dobry stan i ciekawy wariant obudowy. - Ta po-
biena, daleka od rzeczywistoci charakterystyka Wina jest wynikiem delikatnego wywiadu
na chodniku przed sklepem. Handlarz przewierca go wzrokiem. - Mog pana o co zapyta? -
Kontynuuje niewzruszony i lekko si skania, gono trzeszczc sztuczn skr.
- O co zapyta?
- O pochodzenie tego artykuu. Wiadomo, e Herzstark trzyma u siebie w domu
w Nendeln, w Lichtensteinie, trzy prototypy. Wiadomo, e po jego mierci w 1988 zostay
one sprzedane prywatnemu kolekcjonerowi.
- Tak?
- Czy oferowany egzemplarz to jeden z tamtych trzech, panie Greenaway? Opis, ktry
znalazem na paskiej stronie internetowej, jest pod tym wzgldem nieco dwuznaczny.
Na twarz Greenawaya wpeza lekki rumieniec.
- Nie, to aden z nich. To dawna wasno gwnego mechanika i jest do niej doczona
szeroka dokumentacja, w tym zdjcie, na ktrym Herzstark i wspomniany mechanik, jego
wytwrca, trzymaj ten egzemplarz. Tamte trzy z domu w Nendeln s numerowane jeden,
dwa i trzy, cyframi rzymskimi. Oferowany egzemplarz ma numer cztery. - W dalszym cigu
patrzy na Ngemiego z idealnie obojtnym wyrazem twarzy, rwnoczenie sygnalizujcym
bezbrzen nienawi i obrzydzenie. - Rzymskie.
- Moemy go zobaczy? - pyta Cayce.
- Gwny mechanik - powtarza Ngemi. - Wytwrca.
- Prosz? - rzuca Greenaway jak najdalszy od tego, aby prosi.
- Kiedy dokadnie wykonano ten prototyp? - umiechajc si lekko, pyta Ngemi.
- A co pan chce zasugerowa tym pytaniem?
- Ale nic. - Ngemi unosi brwi. - W 1946? 47?
- W 1947.
- Zechce pan nam go pokaza, panie Greenaway - znw prbuje Cayce.
- A jak zamierza pani zapaci, jeli zdecyduje si pani go naby? Prosz wybaczy, ale
nie mam zwyczaju przyjmowa czekw, jeli nie znam kupujcego.
Visa Blue Ant, czekajca w doni Cayce, wynurza si z kieszeni ricksona i spoczywa na
prostoktnej zamszowej podkadce biurkowej na ladzie Greenawaya. Ten spoglda na ni,
wyranie zdziwiony rysunkiem mrwki w staroytnym egipskim stylu. Wreszcie odczytuje
nazw banku, emitenta karty.
- Rozumiem. I pani limit pokrywa cen tego egzemplarza, plus VAT?
- To bardzo obraliwe pytanie - mwi pozbawionym wyrazu tonem Ngemi, ale Greena-
way ignoruje go, obserwujc Cayce.
- Tak, panie Greenaway, ale sugeruj, eby pan bez zwoki sprawdzi to u emitenta. -
Prawd mwic, nie jest cakiem pewna wysokoci limitu, ale mtnie sobie przypomina uwa-
g Bigenda, i moe kupowa samochody, ale nie samoloty. Bigend na pewno ma wiele wad,
ale wtpliwe, aby by skonny do przesady.
Teraz Greenaway spoglda na nich tak, jakby napadli na niego z broni w rku, przy
czym samo zdarzenie nie budzi w nim lku czy niepokoju, jedynie pene irytacji zdumienie
wywoane ich pewnoci siebie.
- To nie bdzie konieczne - odpowiada. - Przekonamy si o tym podczas autoryzacji.
- Czy teraz mgbym go zobaczy? - pyta Ngemi, opierajc si czubkami palcw o blat,
jakby zamierza czego zada.
Greenaway siga pod lad, wyjmujc szare kartonowe pudeko, jakiego Cayce nigdy do
tej pory nie widziaa: kwadratowe boki szerokie na okoo pitnacie centymetrw z dwoma
drucianymi zamkniciami w ksztacie litery U, przechodzcymi przez precyzyjnie wycite
otwory w brzegu pokrywki. Pudeko jest prawdopodobnie duo starsze ni Cayce. Greenaway
zastyga i Cayce wyobraa sobie, e odlicza w mylach. Nastpnie unosi pokrywk i odkada
j na bok.
Trumienna szara bibuka otula kalkulator. Greenaway siga do pudeka, ostronie wyci-
ga kalkulator i kadzie go na zamszowym prostokcie.
Cayce przedmiot wydaje si bardzo podobny do tych, ktre widziaa w baganiku Bara-
nova, chocia jest chyba nieco bardziej toporny.
Ngemi wyj lup i obrotowym ruchem starannie wciska j w lewy oczod. Pochyla si
z trzaskiem i skupia cyklopowe spojrzenie na curcie. Cayce syszy jego oddech i tykanie wie-
lu zegarw, stojcych na pkach wok, ktrego poprzednio nie bya wiadoma.
- Hm - sycha Ngemiego, i po chwili jeszcze bardziej basowo - hm. - Naley podejrze-
wa, e wydaje te dwiki zupenie niewiadomie. Wydaje si bardzo daleki i Cayce czuje si
pozostawiona samej sobie. Ngemi prostuje si wreszcie, wyjmujc lup z oczodou. Mruga. -
Bd musia wzi go do rki. Bd musia przeprowadzi dziaanie.
- Czy pastwo w ogle wiecie, co robicie? Nie chodzi wam tylko o to, eby mnie wner-
wi, co?
- Nie, prosz pana - mwi Ngemi - wiemy, co robimy.
- No to rb pan swoje.
Ngemi siga po kalkulator, obracajc go najpierw o 180 stopni. Cayce zauwaa rzymsk
czwrk, wyryt na okrgej metalicznej podstawie. Ngemi ustawia kalkulator pionowo,
przemieszcza suwaki w szczelinach albo prowadnicach. Zastyga, przymykajc oczy, jakby
nasuchiwa, i obraca grn czci przypominajc rczk mynka do pieprzu. Rozlega si
szelest, jeli mona powiedzie, e mechaniczne urzdzenie szeleci. Ngemi otwiera oczy,
patrzy na cyfry, ktre pojawiy si w okrgych otworkach. Przenosi wzrok na Greenawaya.
- Tak - mwi.
Cayce wskazuje na Vise Blue Ant.
- Wemiemy go, panie Greenaway.

Przecznic od L. GREENAWAY, dokd Ngemi zanis pudeko z kalkulatorem, trzyma-
jc je przy brzuchu jak urn z prochami krewnego, czeka Baranov, z wypalonym do poowy
papierosem, przyklejonym do kcika ust.
- To to?
- Tak - mwi Ngemi.
- Autentyczny.
- Oczywicie. Baranov bierze pudeko.
- To rwnie jest godne uwagi. - Po tych sowach Ngemi rozpina zamek kurtki i wyjmuje
brzow kopert. - Dokumentacja pochodzenia.
Baranov wsadza pudeko pod pach i bierze kopert. Wrcza Cayce wizytwk.
The Light of India Curry House. Poole.
Cayce odwraca kartonik. Rdzawy napis wiecznym pirem. Ksztatna kursywa.
stellanor@armaz.ru
Oczy za okrgymi optycznymi szkami mierz Cayce wzrokiem penym pogardy, nie-
chci.
- Ropa batycka, co? Mylaem, e sta ci na co wicej.
Odrzuca papierosa i rusza tam, skd wanie przyszli Ngemi i Cayce, prototyp kalkulatora
Curta trzyma pod pach, brzow kopert w doni.
- Nie bdziesz mi miaa za ze, jeli zapytam, co to znaczy? - pyta Ngemi.
- Nie bd - mwi Cayce, przenoszc spojrzenie z oddalajcej si kurtki Baranova
w kolorze gnoju na adres e-mail w kolorze rdzy. - Ale nie wiem.
- Tego szukaa?
- To musi by to - mwi. - Tak przypuszczam.
32.
MISTYKA UCZESTNICTWA

Ngemi odcza si od niej przy stacji Bond Street, zostawia Cayce w nagym rozbysku
sonecznego blasku. Cayce nie ma pojcia, dokd i ani po co.
Takswka zabiera j na High Street w Kensington. Wizytwk Ba-ranova, t z hinduskiej
restauracji, wsuna do zamykanej na zamek byskawiczny kieszeni rkawa ricksona, orygi-
nalnie przeznaczonej na amerykaskie papierosy.
Stan progowy - myli, wysiadajc z takswki obok czego, co kiedy byo zatch wie-
lopoziomow jaskini Kensington Market, labiryntem penym punkowych i hippisowskich
szmatek i dodatkw, a teraz zniko. Stan progowy. Katherine McNally tak okrela obszar
przemiany. Czy teraz przeywa stan progowy, czy po prostu niezdecydowanie? Paci kierow-
cy przez okno i ten odjeda.
Ropa - zastanawia si - powiedzia Baranov?
Idzie w kierunku parku. Byszczy pozacany Albert Memoria, ktry na zawsze utraci
w jej oczach realno po tym, jak zosta oczyszczony. Pomnik ogldany przez ni po raz
pierwszy by czarny, nagrobkowy, niemal grony. Win opowiada jej, e kiedy pierwszy raz
ujrza Londyn, by niemal tak samo czarny, miasto sadzy, ktrego jednobarwna faktura wy-
dawaa si bardziej obiona, ni bya w rzeczywistoci.
Czeka na zielone wiato, przecina ulic. Skrca do ogrodu, gdzie wir skrzypi pod pode-
szwami jej butw.
Urzdowy czas Cayce Pollard dobija godziny zwtpienia i rozpaczy. Dusza zbyt dugo
przebywa w niebycie.
Drki z czerwonym wirem, szerokie jak wiejskie drogi Tennessee, przecinaj park,
wiodc do pomnika Piotrusia Pana, ktrego postumentu strzeg krliki z brzu.
Cayce zdejmuje torb, odkada. Zdejmuje ricksona i rozpociera go na krtko przycitej
trawie. Siada na kurtce. wirem sunie biegacz. Cayce otwiera kiesze na rkawie i patrzy na
wizytwk od Baranova.
stellanor@armazu.ru
W ostrym wietle litery s spowiae, jakby Baranov pisa je przed laty. Starannie chowa
wizytwk, zapina zamek kieszonki. Otwiera torb, wyjmuje laptopa i komrk.
czy si z serwerem Hotmail. Upywa limit czasu poczenia. Brak nowych wiadomoci.
Cayce klika NOWA WIADOMO.

Nazywam si Cayce Pollard. Siedz na trawie w parku w Londynie. wieci soce i jest
ciepo. Mam 32 lata. Mj ojciec zagin 11 wrzenia 2001 roku w Nowym Jorku, ale nie uda-
o mi si stwierdzi, czy zosta zabity podczas ataku terrorystw. Niedugo potem zaczam
oglda materiay filmowe, ktre robisz.

To robisz z ukrytym podmiotem ty kae si jej zatrzyma. Uderza klawisz DELETE,
kasuje ktre robisz.
Katherine McNally zachcia j do pisania listw, ktre tak naprawd nigdy nie miay,
a w niektrych wypadkach nie mogy by wysane, jako e adresat ju nie y.

Kto pokaza mi jeden segment i poszukaam nastpnych. Znalazam powicone im fo-
rum dyskusyjne i zaczam pisa, wysya pytania. Nie mog ci

Tym razem to jej nie zatrzymuje.

wytumaczy, dlaczego, ale to stao si dla mnie bardzo wane, dla nas wszystkich
z forum. Dla WParkUbranego, Bluszcza, Mauricea i Celulo, wszystkich innych te. czy-
limy si z forum, kiedy tylko moglimy, eby by z ludmi, ktrzy zrozumieli. Szukalimy
nastpnych urywkw tam. Niektrzy ludzie surfowali po sieci tygodniami, nie wysyajc
adnej poczty, a kto odkry nowy segment.

Przez ca zim, najagodniejsz jak Cayce przeya na Manhattanie, chocia rwnie
najbardziej mroczn, otwieraa F:E:F - eby ni i marzy.

Nie wiemy, co robisz ani dlaczego. WParkUbrany myli, e nisz. nisz dla nas. Czasem
tak to mwi, jakby myla, e jestemy twoim snem. Uwaa, e jestemy wzorcowym przy-
kadem mistyki uczestnictwa; tak si wcignlimy w poszukiwania tego co robisz, e stali-
my si czci tego czego. Wamalimy si do systemu. Tak gboko w niego weszlimy, e
on, nie ty, zaczyna z nami rozmawia. Mwi, e to jak z Coleridgea i De Quinceya. Mwi, e
to szamanizm. e by moe nam si wydaje, e siedzimy wpatrzeni w ekran, a tak naprawd
przynajmniej cz z nas udaa si na wypraw. Wdrujemy, szukamy, naraamy si.
W nadziei, jak mwi, e natrafimy na cuda. Kopot w tym, e ostatnio tak yam i yj.

Podnosi wzrok; w jasnym wietle wszystko zbielao i wyblako. Znw sobie przypomina,
e zapomniaa przeciwsonecznych okularw.

Bywaam tam, bywaam tu, szukaam. Naraaam si. Nie wiedzc dobrze, czemu. Baam
si. Okazuje si, e i tam, i tu s niezbyt mili ludzie. Chocia to pewnie adna nowo.

Przestaje pisa i spoglda na Piotrusia Pana; zauwaa, e dziecice donie wypoleroway
uszy krlikw.

Czy wiesz, e tu wszyscy czekamy na kolejny segment? Przez ca noc wczc si w t
i we w t po sieci, nie wiedzc, gdzie go nam zostawie? Tak jest. No, ostatnio ja osobicie
nie, ale to dlatego e poszam za rad WParkUbranego i prbowaam inaczej si wama.
I chyba dlatego, e ja... e my znalelimy te szyfry na segmencie, map wyspy, miasta, czy
czego tam, wiemy, e ty albo kto inny za ich porednictwem monitoruje cyrkulacj segmen-
tu, ocenia rozpowszechnianie. I dziki znalezieniu tych szyfrw, tych cyfr wplecionych
w klatki, udao mi si znale ten adres e-mail i teraz siedz w parku, obok pomnika Piotrusia
Pana, piszc do ciebie i...

I co?
...chc ci zapyta:
Kim jeste?
Gdzie jeste?
Czy nisz?
Czy jeste tam? Jak ja tu?

Czyta, co napisaa. Jak wikszo listw, ktre Katherine kazaa jej napisa - do matki, do
Wina, przed znikniciem i po, do rnych byych facetw i jednego byego terapeuty - koczy
list do twrcy pytajnikami. Katherine bya przeciwna takim zakoczeniom. Uwaaa, e naj-
wicej poytku przyniosyby jej listy zamknite jeli ju nie wykrzyknikami, to kropkami, ale
Cayce ani kropki, ani wykrzykniki nigdy szczeglnie nie wychodziy.

Pozdrawiam serdecznie Cayce Pollard

Przyglda si rkom, ktre przez krtki czas dalej pisz, jak rce pry-muski kursu pisania
bezwzrokowego, jakby tylko udawaa, e co robi.

(CayceP)

W tej chwili zdaje sobie spraw, e park tumi haas Londynu, i ma wraenie, e znalaza
si w staym punkcie, wok ktrego wiruje wszystko inne, e szerokie wirowane alejki
zbiegajce si u stp Piotrusia Pana s liniami czcymi miejsca z prehistorii, w ktrych yy
magiczne moce.
Palce rozgniewanego dziecka pisz:

stellanor@armaz.ru

i to w okienku adresowym, jakby faktycznie wysyaa wiadomo.
Najeda kursorem na WYLIJ.
Oczywicie nie wyle.
Przyglda si, jak wysya.
- Nie wysaam - protestuje wobec laptopa na trawie, wobec wyblakych w socu kolo-
rw ekranu. - Nie wysaam - mwi Piotrusiowi Panu.
Nie moga wysa. A jednak wysaa. Siedzi po turecku na kurtce, zgarbiona nad lapto-
pem. Nie umie nazwa tego, co czuje.
Automatycznie sprawdza poczt. Koniec limitu czasu, brak nowych wiadomoci.
Obok przebiega kobieta, chrzci wir, kobieta sapie jak miech.

Mechanicznie zjada miseczk z tajsk saatk w azjatyckiej restauracji po drugiej stronie
ulicy. Nie jada dzi niadania i moe ten posiek j uspokoi. Cho wtpi, eby si uspokoia
po tym, co zrobia.
Pogd si z tym, co si stao - mwi sobie w duchu. Nie pytaj, czego si spodziewa-
a, wysyajc wiadomo.
Czuje si niemal tak, jakby co w parku kazao jej to zrobi. Genius loci, powiedziaby
WParkUbrany. Za duo soca. Zbieg linii. (Zbieg czego, to oczywiste, ale w tej czci jej,
ja, do ktrej ona nie ma dostpu).
IBook jest znw otwarty, stoi na stoliku przed ni i wanie prze-googlowaa argaz.
Ekran informuje, e to czowiek po berberyj-sku. Sprawdzia na innej stronie nazwisko
i adres osoby odpowiedzialnej (przy czym nie bardzo wie, co to znaczy) za domen argaz.ru:
niejaki A.N. Poliakow i zapewne jaki budynek biurowy na Cyprze.
Gdyby palia i bya wytrzymalsza na smrd papierosw, to pewnie mogaby bardziej
przycisn Baranova. W tej chwili niemal auje, e nie ma tego naogu.
Patrzy na swoje antycasio i prbuje ustali, ktra godzina jest teraz w Ohio. Przypomina
sobie, e maki maj mapki ze strefami czasowymi, ale nie chce si jej odgrzebywa
w pamici, jak si po nich porusza.
Zadzwoni do Boonea. Musi mu powiedzie, co si wydarzyo. Zamyka laptopa i odcza
komrk. Co jej mwi, e fakt, i nie dzwoni wpierw do WParkUbranego, o czym wiad-
czy, ale postanawia go nie analizowa.
Wybiera pierwszy numer Boonea.
- Boone?
Odpowiada jej chichot kobiety, ktra zaraz pyta:
- Kto dzwoni?
Z gbi pomieszczenia sycha przytumiony gos Boonea:
- Daj mi to.
Cayce patrzy na dymicy kubek zielonej herbaty, przypomina sobie, kiedy ostatni raz pia
zielon herbat. W Hongo, z Booneem.
- Cayce Pollard.
- Boone Chu - mwi Boone. Widocznie odebra telefon kobiecie.
- Tu Cayce, Boone. - Przypomina sobie kudzu na dachu z blachy falistej. Powiedziae,
e ona jest w Madrycie - myli. - Dzwoni tylko, eby przypomnie, e yj. - Marisa. Da-
mien ma Marin. Za niedugo okae si, e kto ma Marik.
- Dobrze - mwi Boone. - Masz co nowego? Patrzy na samochody przejedajce High
Street.
- Nie - mwi.
- Moe na co trafi tutaj. Dam ci wtedy zna.
- Dziki. - Dga przycisk. - Nie wtpi, e dasz. - Kelner chyba zauway wyraz twarzy
Cayce, bo lustruje j z najwyszym niepokojem. Cayce posya mu wymuszony umiech
i opuszcza wzrok na miseczk. Z przesadnym spokojem odkada telefon i siga po paeczki. -
Kurwa - burczy pod nosem, zmuszajc si do jedzenia.
Czemu ja wci aduj si w takie ukady? - pyta sam siebie.
Kiedy kluski i kurczak zniky i kelner przynis nastpn herbat, Cayce czuje potrzeb
zrobienia czego dla siebie i z wasnej woli. Dzwoni na komrk do Bigenda.
- Tak?
- Tu Cayce, Hubertusie. Pytanie.
- Tak?
- Ten facet z Cypru. Czy Dorotea miaa jego nazwisko?
- Tak. Zaczekaj. Andreas Poliakow.
- Hubertusie?
- Tak?
- Czy sprawdzae?
- Tak.
- Gdzie?
- W zapisie rozmowy.
- Czy ona wiedziaa, e jest nagrywana?
- Gdzie jeste?
- Nie zmieniaj tematu.
- Wanie zmieniem. Masz dla mnie jakie informacje?
- Jeszcze nie.
- Boone jest w Ohio.
- Tak. Wiem. Cze.
Podcza znw laptopa do komrki i wcza go. Musi powiedzie WParkUbranemu,
czego si dowiedziaa i co zrobia.
Sprawdza wiadomoci przychodzce.
Jedna.
Od stellanor@armaz.ru.
Krztusi si herbat, kaszle. Mao nie opluwa klawiatury.
Zmusza si otworzenia poczty, po prostu otworzenia, tak jakby bya to jakakolwiek inna
wiadomo. Jakby...

Witam! To bardzo dziwna wiadomo.

Cayce zamyka oczy. Kiedy je otwiera, sowa nadal widniej na ekranie.

Jestem w Moskwie. Ja te nie mam ojca, zgin od bomby. Matka te. Skd masz ten ad-
res? Kim s ludzie, o ktrych mwisz? Segmenty to czci twrczoci?

I nic wicej.
- Tak - mwi laptopowi Cayce - tak. Twrczoci.
Twrczoci.

- Znw Cayce, Hubertusie. Do kogo mam zadzwoni w sprawie lotu?
- Do Sylvie Jeppson. Do biura. Gdzie lecisz?
- Do Parya, w przysz niedziel. - Pije trzeci zielon herbat i czuje nieprzychylne
spojrzenia, gdy blokuje stolik.
- Po co?
- Wyjani jutro. Dziki. Cze.
Dzwoni do Blue Ant i czy si z Sylvie Jeppson.
- Czy do Rosji potrzeba wizy?
- Tak.
- Ile si na ni czeka?
- To zaley. Jeli zapacisz wicej, dadz ci w godzin. Ale wczeniej maj zwyczaj kaza
ci siedzie godzin w pustej poczekalni. To z nostalgii za sowieckimi czasami. Ale mamy
dojcie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rosji.
- Tak?
- Zrobilimy co dla nich. Po cichu. Gdzie jeste?
- W Kensington przy High Street.
- To si dobrze skada. Masz paszport?
- Tak.
- Moemy si spotka za p godziny? Kensington Palace Gardens 5. Przy Bayswater.
Metro Queensway. Bdziesz potrzebowaa trzech fotografii paszportowych.
- Moesz to zaatwi?
- Hubertus nie chciaby, eby czekaa. Zreszt wiem, z kim rozmawia. Ale musisz si
pospieszy. Nie pracuj po poudniu.

Wychodzca z wydziau wizowego konsulatu rosyjskiego wysoka, blada, zawsze nie-
wzruszona Sylvie pyta:
- Kiedy chcesz lecie?
- W niedziel. Przed poudniem. Do Parya.
- To BA, chyba e wolisz Air France. Nie wolaaby pocigiem?
- Nie, dziki.
- A kiedy do Rosji?
- Jeszcze nie wiem. Tak prawd mwic, w tej chwili s na to mae szanse, ale na wszelki
wypadek chciaam mie wiz. Dzikuj za pomoc.
- Zawsze do usug - mwi, umiechajc si Sylvie. - Mam zajmowa si tob najlepiej,
jak si da.
- Zaja si najlepiej, jak si dao.
- Wracam takswk do Soho. Podwie ci? Cayce widzi nadjedajce dwie wolne tak-
swki.
- Nie, dziki. Jad do Camden. Oddaje Sylvie pierwsz.
- Aerofot - mwi, kiedy kierowca pyta, dokd chce jecha.
- Na Piccadilly - informuje takswkarz. Cayce dzwoni do Wojtka.
- Halo?
- Tu Cayce, Wojtku.
- Casey! Cze!
- Znw wyjedam z miasta. Musz da ci klucze od domu Da-miena. Mgby tam
wpa? Powiedzmy, o wp do pitej? Raczej si spiesz. - Obiecuje sobie, e kupi mu to
rusztowanie.
- Problem aden, Casey!
- Dziki. Do zobaczenia.
Kupi mu rusztowanie na kart Bigenda. Ale za bilet Aerofotu zapaci wasn.
- Mam gdzie twoj mistyk uczestnictwa - mwi, chocia nie wie, czy te sowa odnosz
si do WParkUbranego, Londynu czy te oglnych lub szczeglnych tajemnic jej ycia dzi-
siaj.
Takswkarz zerka na ni w lusterku.
33.
PROGRAMIK

Okazuje si, e samolot Aerofotu, rejs SU244 z Heathrow o 22:30, to Boeing 737, nie
tupolew, jak liczya. Nigdy wczeniej nie bya w Rosji i wyobraaj sobie gwnie przez pry-
zmat opowiastek Wina, suchanych w dziecistwie; wiat za granic wiata, ktrego ochronie
si powici; wiat szpiegowskich urzdze pywajcych w toaletach i niekoczcego si
szeregu zdrad. W Rosji jej dziecistwa zawsze pada nieg, a ludzie nosz ciemne futrzane
czapy.
Odnajduje swj fotel obok przejcia i zastanawia si, czy Aerofot musia stawa do kon-
kursu, chcc zatrzyma logo z sierpem i motem, i w jakim zakresie moe go uywa. Sierp
i mot ma potny wspczynnik rozpoznania. Jest to uskrzydlona, delikatna wersja i Cayce
nie potrafi dopasowa jej do konkretnej daty; wyglda na futurystyczne dzieko epoki wikto-
riaskiej. Z wielk ulg stwierdza jednak, e nie budzi w niej adnej reakcji alergicznej.
Tak jest z wszystkimi znakami pastwowymi poza symbolami nazistowskich Niemiec,
przy czym te ostatnie budzjej lk i obrzydzenie nie tyle z powodu cicego na nich stygma-
tu za (chocia po czci ma on znaczenie), ile dlatego, e Cayce jest wiadoma przeraajce-
go talentu ich twrcw. Hitler mia naprawd zbyt byskotliwy wydzia graficzny i a za do-
brze rozumia potg znakw. Heinzi cakiem dobrze sprawdziby si w minionej epoce, ale
wtpliwe, czy nawet on przeskoczyby konkurencj.
Swastyki, a szczeglnie ta specyficzna czcionka do zapisu skrtu SS, powoduj u niej
gwatown reakcj, zblion do tommyfobii, ale jeszcze silniejsz. Kiedy pracowaa przez
rok w Austrii, w ktrej te symbole nie s zakazane prawem jak w Niemczech, i nauczya si
przechodzi na drug stron ulicy, kiedy zauwaaa wystaw sklepu ze starociami.
Symbole ojczyniane nie wzbudzaj w niej adnej reakcji, a przynajmniej nie wzbudzay.
Przebywajc w zeszym roku w Nowym Jorku, bya z tego bardzo zadowolona. Alergia na
gwiadziste flagi i ory z rozpostartymi skrzydami skazaaby j na status dobrowolnego
winia, osobnika gatunku obarczonego semiotyczn agorafobi.
Pakuje ricksona do grnego schowka bagaowego, siada i wsuwa torb z laptopem pod
fotel, ktry ma przed sob. Przestrze na nogi jest przyzwoita i Cayce czuje rodzaj pseudono-
stalgii za Winow wersj Aerofotu: zoliwymi stewardesami wciskajcymi pasaerom zat-
che kanapki i plastikowe torebeczki na pira, zmylne zabezpieczenie na wypadek czstych
spadkw cinienia. Powiedzia jej, e Polska z powietrza wyglda jak Kansas, tylko uprawia-
ne przez krasnoludki; szachownica nieskoczenie malutkich poletek, kraina paska i rozlega.
Niebawem kouj na pas startowy; fotel obok jest pusty i Cayce uwiadamia sobie, e
szczliwym trafem ma prawie tyle samo miejsca i prywatnoci, ile do i z Tokio, chocia eks-
presowa wiza kosztowaa j tylko niewiele wicej ni poprzedni lot.
Lista osb znajcych jej obecne plany obejmuje Magd, ktra pojawia si w zastpstwie
Wojtka odebra klucze, matk, nad ktr Cayce w kocu si zlitowaa i do ktrej wysaa
poczt, oraz WParkUbrane-go. Tych troje wie, dokd si wybiera, ale kto jeszcze, kto jej
nieznany wie, e przybdzie.
Wycie turbin boeinga ronie.

Cze mamo,
Mam nadziej, e wybaczysz mi moje milczenie, a przynajmniej nie wemiesz go do sie-
bie. Zakoczyam prac, z powodu ktrej tu przyleciaam. Teraz zatrudnia mnie szef
i waciciel tej firmy, dla ktrego wykonuj bardziej bezporednie zlecenie - nie chc robi
tajemnic, ale mog tylko powiedzie, e chodzi o ledztwo w wiecie sztuki, dotyczce no-
wych pomysw dystrybucji filmw oraz samej ich budowy. To moe si wyda nudne, ale
jestem tym zafascynowana i gwnie dlatego si nie odzywaam. Poza tym myl, e wyjazd
z Nowego Jorku i wikszy dystans do sprawy taty dobrze mi zrobiy, to te powd, dla ktre-
go nie pisaam. Pamitam, e ustaliymy, i dalsze nasze dyskusje na temat EVP s bez sen-
su, bo mamy zbyt rne pogldy, ale klipy, ktre mi przysaa, naprawd mnie przestraszyy.
Nie ma co w tym bardziej grzeba, bo i tak nic si nie wygrzebie. Mimo tego wszystkiego ni
mi si ostatnio i udzieli bardzo konkretnej rady, z ktrej skorzystaam i ktra okazaa si
suszna, wic moe s takie aspekty tego zagadnienia, co do ktrych nie rnimy si a tak
bardzo. Nie wiem. Wiem tylko, e w kocu zaczynam godzi si z tym, i on naprawd od-
szed, a wszystko, co wie si z ubezpieczeniem i emerytur, to tylko biurokratyczne kody
pod nogi. Chciaabym przesta si tym zajmowa, ale czasem myl, e to nigdy si nie uda.
Tak czy siak, chc te napisa, e dzi w nocy lec do Moskwy, w sprawie tego zlecenia,
o ktrym wczeniej wspomniaam. To dziwne lecie tam, dokd tato zawsze lata, kiedy by-
am maa. Ten kraj nigdy nie wydawa mi si prawdziwy, by raczej czym z bajki, skd wra-
ca z tymi malowanymi drewnianymi jajkami i opowieciami. Pamitam, jak mwi mi, e
chodzi tylko o to, eby mie nad nimi jak kontrol, dopki nie wybuchn rozruchy godo-
we. Kiedy wszystko si zmienio i nie byo adnych rozruchw, pamitam, e przypomniaam
mu to. Powiedzia mi, e wykoczyli ich Beatlesi, tak e rozruchy godowe niekoniecznie
musiay wybuchn. Beatlesi i ich Wietnam. Musz i, jestem w hali odlotw na Heathrow.
Ciesz si, e jeste w Rose of the World, bo wiem, e lubisz tych ludzi. Dziki za kontakt
i sama postaram si poprawi pod tym wzgldem. Ucaowania, Cayce

Nigdy sobie nie wyobraaam, e ci to powiem, ale by moe znalazam twrc. Niewy-
kluczone, e to od niego dostaam poczt, na ktr zaraz odpowiem. Jestem na Heathrow,
czekam na nocny lot do Moskwy, przylot jutro o 5:30. On mwi, e tam jest. Znalazam ko-
go, kto na podstawie numeru Takiego znalaz mi adres e-mail. Nie pytaj, jak to zrobi (le-
piej, ebymy nie wiedzieli). Zachowaam si jak trzepni-ta. Siedziaam w parku i zaczam
pisa do niego list, ktrego wcale nie zamierzaam wysa. By to jakby list do Pana Boga,
z tym wyjtkiem, e miaam adres i wpisaam go, i potem wysaam ten list. Tak prawd m-
wic, nie zamierzaam go wysya, nawet nie widziaam, e wysyam, ale wysaam. Po nieca-
ej pgodzinie przysza odpowied. Napisa, e jest w Moskwie. Suchaj, wiem, e chcesz
wiedzie WSZYSTKO, ale to w zasadzie wszystko, co wiem, niewiele wicej przyszo w tej
odpowiedzi i nie chc ci tego tak przekazywa, nie t drog. Powiem wicej, dostaam ten
adres w taki sposb, e mam poczucie, i caa nasza dziaalno moe by monitorowana
i ostatnia rzecz, na ktrej by mi teraz zaleao, to ciganie na siebie uwagi. Wic troch
cierpliwoci, WParkUbrany; wytrzymaj, niedugo dowiesz si wicej. Moe nawet wszyst-
kiego. W kadym razie jest szansa, e jutro dowiem si wicej i wtedy do ciebie zadzwoni.
Bd bardzo potrzebowaa wyrzuci z siebie najwiesze wieci. Czy jestem podekscytowa-
na? Chyba tak; to dziwne uczucie, nawet nie potrafi go opisa. Jakbym nie wiedziaa, czy
krzycze z radoci, czy ze strachu.

Cze! Dzikuj za odpowied. Naprawd nie wiem, co powiedzie, ale jestem szczli-
wa, e odpowiedziae, i podekscytowana. Zamierzam by jutro w Moskwie, w sprawach
zawodowych. Nazywam si Cayce Pollard. Gdyby chcia do mnie zadzwoni, bd w hotelu
Prezydent. Ale moesz te wysa e-maila. Mam nadziej, e to zrobisz. Pozdrawiam, CayceP

Przeglda te wiadomoci w laptopie, kiedy samolot osign wysoko przelotow, i nie
chce myle, jak bdzie si czua jutro, pojutrze czy popopojutrze, jeli nie dostanie odpowie-
dzi na ostatni wiadomo. Co, jak sobie myli, jest cakiem moliwe.
Rosja. Rosja serwuje pepsi. Cayce pije yk.
Przychodzi jej na myl porednik Dorotei z Cypru, waciciel domeny argaz.ru. Zastana-
wia si, czy na F:E:F znalazaby inne wtki zwizane z Rosj, w ramach dyskusji nad emefa-
mi.
Wkada pytk z F:E:F, ktrej nadal nie skopiowaa Bluszczowi. Przechodzi do funkcji
wyszukiwania i wypisuje Rosja*.
Zaskoczona natrafia na swj bardzo dawny wpis, na samym dole wtku zaczynajcego si
od rozwaa nad tym, czy twrca to nie uznany filmowiec zachowujcy kompletn anonimo-
wo.

To do mnie zupenie nie przemawia. Nie dlatego e chyba nigdy nie osigniemy porozu-
mienia, kim ten kto mgby by, ale dlatego e to zbyt oczywiste, za bardzo narzucajce si.
Czemu to nie miaby by, powiedzmy, jaki wielki rosyjski mafioso, obsesyjnie pragncy
wyrazi swoje ja, jaki nie odkryty talent, std te dysponujcy rodkami do generowania
i rozpowszechniania emefw? To wiadoma przesada, ale nie wykraczajca poza prawdopo-
dobiestwo. Krtko mwic, wydaje mi si, e idc tymi torami, za bardzo trzymamy si
schematw.
Ledwo sobie przypomina ten wpis. Poprzednio nigdy nie miaa do si i ochoty, aby si
cofn i jeszcze raz przeczyta swoje wpisy, a nawet gdyby wystarczyo jej si, i tak pewnie
nie miaaby na to ochoty. Ale teraz czyta dalej, ledzc wtek do koca.
I widzi, e nastpny zaczyna si od pierwszego wpisu Mammy Anarchii. Teraz sobie
wszystko przypomina.

To co powiem, jest na temat, chocia nie wydaje si, aby kto z was mia blade wyobra-
enie, o czym mwi. Czy wy nic nie wiecie o sztuce narracji? Gdzie gra i przesada Derri-
dy? Gdzie powizanie graniczne Foucaulta? Gdzie gry jzykowe Lyotarda? Metafory Laca-
na? Gdzie oddanie praxis, umocowujce nostalgi i rozpacz u Jamesona - jak i lkw przed
irracjonalnoci u Habermasa - w penych rozpaczy rozprawach, sygnalizujcych klsk
owieceniowej hegemonii na polu teorii kultury? Ale nie, rozprawy na tej stronie s rozpacz-
liwie zacofane. Mamma Anarchia

No c, Mamma przyoya si jak si patrzy - myli Cayce. Uya przy tym sowa
hegemonia, bez ktrego WParkUbrany uwaa kady wpis podpisany Mamma Anarchia
za faszywk. (Chocia nie wyjechaa z hermeneutyk; wpis Mammy Anarchii bez her-
meneutyki te jest podejrzany).
Ale urzdowy czas Cayce Pollard wskazuje, e pora spa, wic Cayce wyjmuje CD
z laptopa, odkada go i zamyka oczy.
ni o dobrze zbudowanych mczyznach, nieznajomych, ale w jaki sposb przypomina-
jcych Donnyego, przebywajcych w jej nowojorskim mieszkaniu. Ona te tam jest, ale oni
nie widz jej ani nie sysz, a ona chce, eby si wynieli.

Na lotnisku Szeremietiewo-2, kiedy ju mina ujednolicone bee odprawy celnej
i paszportowej, jak ywcem przeniesione z lat 70. ubiegego wieku, uderza j wszechobec-
no reklam, umieszczonych wszdzie, ale to wszdzie. Na wzku bagaowym jest ich co
najmniej cztery, jedna Hertza i trzy inne po rosyjsku. Jak w Japonii czciowo chroni j nie-
znajomo jzyka. To dobrze, jako e tutejsze natenie reklamy, przynajmniej na lotnisku,
rywalizuje z tokijskim.
Jedyne, co potrafi odczyta to BANKOMAT. Dochodzi do wniosku, e gdyby te urz-
dzenia wynaleziono w latach 50., w Ameryce te nazywayby si bankomat*. Korzysta ze
swojej karty, nie z Visy Blue Ant, podejmujc pierwsz parti rubli i w kocu wyjeda
z wzkiem na zewntrz, wchaniajc pierwszy yk rosyjskiego powietrza, gstego od jeszcze
jednej miejscowej specjalnoci, smrodu spalin. Czekaj parkujce byle jak takswki i Cayce
wie, e ma znale zarejestrowany pojazd. Tak jak radzia jej Magda.
Niebawem jej si to udaje i opuszcza Szeremietiewo-2 w leciwym mercedesie, dieslu
barwy jodekowej zieleni, uwiconym ma cerkiewk na desce rozdzielczej z podcielon
bia, papierow serwetk, imitujc koronk.
Wielka, nieco ponura omiopasmowa droga, to Leningradskij Pro-spiekt, stwierdza Cay-
ce, po przejrzeniu moskiewskiego przewodnika Lonely Planet, kupionego na Heathrow. Sa-
mochody jad w obie strony zderzak w zderzak, ale jad. Wielkie zabocone ciarwki, luk-
susowe samochody, wiele autobusw, wszystko zmienia pasy w sposb nie budzcy zaufania,
nie mwic o tym, e jej kierowca prowadzi rozmow przez komrk, majc suchawk
w jednym uchu, i suchawki odtwarzacza CD na obu. Cayce pojmuje, e pojcie jazdy pasami
jest tu pynne i pewnie nie naley oczekiwa, aby prowadzcy byli skupieni na kierowaniu.
Sama prbuje si skoncentrowa na trawiastym pasie biegncym rodkiem jezdni, na ktrym
rosn dzikie kwiaty.
W oddali wyrastaj wysokie oranowe budynki i kominy wypuszczajce biay dym, za-
pewne strefa przemysowa, chocia dziwne, e fabryki s tak blisko osiedli. W jej wiecie to
ju od dawna nie do pomylenia.
Im bliej miasta, tym wicej rozmaitych billboardw reklamujcych komputery, dobra
luksusowe i artykuy elektroniczne. Niebo nad piropuszami kominw i tobrzowymi
smugami spalin jest bezchmurne, niebieskie.
W samej Moskwie najbardziej uderza j niepojta gigantomania. Ceglane cyklopowe bu-
dynki z epoki stalinowskiej maj barw ciem-nopomaraczow, wykoczenia frontonw
i dachw - rdzawoczer-

* Rosjanie uywaj identycznego okrelenia jak Polacy, w Stanach Zjednoczonych jest to
ATM (ang. Automatic Teller Machine, dos.: mechaniczny kasjer).
won. Wzniesione, aby ponia i przeraa. Latarnie uliczne, fontanny i place, wszystko
jest w tej samej, przesadzonej skali.
Kiedy przecinaj Sadowoje Kolco, osiem pasw wypchanych samochodami, wskanik
miejskiego nasycenia podnosi o kilka kresek i reklam przybywa. Po prawej wznosi si
ogromny dworzec w stylu Art Nouveau, przeytek z wczeniej ery, przy ktrym najwikszy
dworzec londyski wyglda jak dla liliputw. Potem ukazuje si rwnie wielki McDonalds.
Jest wicej drzew, ni Cayce si spodziewaa, i gdy zaczyna si przyzwyczaja do tutej-
szej skali, dostrzega mniejsze budynki, wszystkie uderzajco brzydkie, zapewne z lat 60.
Nigdy wczeniej nie widziaa czego rwnie koszmarnego; na dodatek wygldaj tak, jakby
lada chwila miay si rozsypa. Jest sporo wyburze i wszdzie wida rusztowania, remonty.
Tumy przechodniw rwnie gste jak w Camden podczas krucjaty dziecicej, cho prze-
mieszczaj si ze znacznie wiksz determinacj. Cayce zgaduje, e to ulica Twierskaja.
Szerokie transparenty wisz nad ulicami, billboardy wiecz wikszo budynkw.
Jest wprost niewiarygodna ilo bladoniebieskich trolejbusw. Wiele z nich wyglda,
jakby nie miay prawa ju wyjeda na tras. Do tej pory mylaa, e nie ma prawdziwych
aut w tym kolorze, jedynie modeliki Dinky Toy.
Z epok sowieck czy postsowieck zetkna si w jeden jedyny wieczr w byym Berli-
nie Wschodnim, kilka miesicy po zburzeniu muru.
Powrciwszy do hotelu, na bezpieczne terytorium Zachodu, mao si nie rozpakaa,
wstrznita okruciestwem, o ktrym nie miaa pojcia, nie mwic ju o prostackiej gupo-
cie, i musiaa zadzwoni do Wina, do Tennessee.
- Te skurczysyny od tak dawna faszoway ksigi, e nawet same nie miay pojcia, co si
u nich dzieje - tumaczy jej ojciec. Powiedzia, e tu przed upadkiem Niemiec Wschodnich
CIA ocenia tamtejszy przemys, i owiadczya, e trzyma si najlepiej w caym obozie ko-
munistycznym. - A to dlatego, e wierzylimy ich danym. Powiedzmy, fabryka opon wietnie
wygldaa. Nie wedle naszych standardw, ale lepiej ni w Trzecim wiecie. Mur si wali,
my wchodzimy, caa fabryka jest w ruinie. Poowa maszyn staa odogiem od dziesiciu lat.
Warta w gruncie rzeczy tyle, co nagie mury. Okamywali samych siebie.
- Ale jacy oni byli podli wobec swoich obywateli, jacy maostkowi - skarya si. - Do-
puszczali tylko dwa kolory, trupio szary i brzowy. Ten brzowy jest tak gwniany, jak to
tylko moliwe. A cuchnie.
- Ale za to nie ma za duo reklam, eby dziaay ci na nerwy, co? Musiaa si rozemia.
- W Moskwie byo podobnie?
- Ale skd. Niemcy przegonili nawet Sowietw. Tamci chyba uznali, e Niemcy
Wschodni kupili cae to komunistyczne pieprzenie w bambus. No, a sama widziaa, teraz si
na nie wypili.
Takswka przejeda pod wielkim logo Prdy. Cayce ledwo si powstrzymuje, eby si
nie skuli.
Co zdumiewajce, kilka billboardw jest w wiekowym sowieckim stylu, mde czerwienie,
biele i szaroci pokryte imperatywn czerni.
Patrzc na nie, widzi, albo przynajmniej wydaje si jej, e widzi, wykrzywion
w umiechu, znajom i na wp sparaliowan twarz Billyego Priona.

Hol hotelu Prezydent z atwoci pomieciby trybuny Placu Czerwonego, a mauzoleum
Lenina znikoby w kcie. Tymczasem ten obszar wielkoci poowy boiska do futbolu amery-
kaskiego zajmuj tylko cztery mae zestawy wypoczynkowe. Cayce czeka na zakoczenie
przeduajcych si formalnoci meldunkowych, do ktrych niezbdny jest jej paszport,
i obserwuje mod kobiet kursujc gniewnie tam i z powrotem po drugiej stronie tego wy-
kadzinowego pola, obut w szmaragdowe kozaki za kolana, na wysokich szpilkach, wyglda-
jce na wsplne dzieo jakiego florenckiego rkawicznika i Frederi-cka z Hollywood.
Dziewczyna ma takie same niesamowite koci policzkowe jak kierowniczka produkcji Da-
miena. Ich elegancki ksztat powtarzaj koci biodrowe, uwydatnione bardzo opit, bardzo
krtk spdniczk, z aplikacjami z wowej skrki w ksztacie pomieni, uwydatniajcymi
poladki. Spdniczka oddaje hod linii Versacego stworzonej w Miami.
Jest dziesita rano i Cayce wie, e trzy dziewczyny w podobnych strojach kc si na
zewntrz, w korytarzu ochrony, z czterema stacjonujcymi tam, potnie zbudowanymi mo-
dymi ludmi w kevlaro-wych kamizelkach. Zapewne usiuj dosta si do rodka i przyczy
do zniecierpliwionej koleanki po fachu.
Kiedy ma do zielonych kozakw, robicych nieco bajkowe wraenie na tle jesiennej pa-
lety holu, przeglda angielskojzyczny folder, wyoony na beowym kontuarze. Dowiaduje
si, e obszar mijanych orany i brzw to dawna Oktiabrskaja. Folder donosi midzy wier-
szami, e nadal naley do Kremla.

Pokj na dwunastym pitrze jest wikszy, ni Cayce si spodziewaa. Z gbokiego wy-
kuszowego okna rozciga si rozlegy widok na rzek Moskw i miasto. Na drugim brzegu
rozlega katedra, a na wasnej wysepce pomnik niewiarygodnej brzydoty. Przewodnik infor-
muje, e to pomnik Piotra Wielkiego. Musi by strzeony, gdy miejscowi esteci gro, e go
wysadz. Wyglda jak fontanna do rozlewania szampana obsugujca staromodne wesela ro-
botnicze.
Odwraca si. Jesienna mroczno okrywa pokj, kapa barwy ciemnego muu zasnuwa
ko. Wszystko to tworzy przykry dysonans, wraenie niskiego poziomu, jakby projektant
zapatrzy si w zdjcie zachodniego hotelu z lat 80., ale w rzeczywistoci nigdy nie widzia
adnego z nich. azienk wyoono kafelkami w trzech odcieniach brzu (chocia Cayce za-
uwaa z ulg, e nie nawizuj do kolorystyki wschodnioniemieckiej). Prysznic, wanna, bidet
i klozet. Kady sprzt oklejony papierow opask z napisem: DIZIENFEKTED.
Napis na biurku zachca do uywania laptopa z pokoju lub te, jeli woli, odwiedzenia
BIZNEZ CENTRA w holu.
Cayce wyjmuje iBooka i podcza go do biurkowego gniazdka. Moe Pamela Mainwa-
ring miaa racj, mwic, e komrka powinna tu dziaa, ale Cayce nie jest tego pewna. Ju
zdaa sobie spraw, e nie podaa numeru ostatniemu, niesychanie tajemniczemu korespon-
dentowi i zastanawia si, czy bya to jaka podwiadoma decyzja. cze jest powolne, ale
Cayce w kocu widzi poczt.
Dwie wiadomoci.
WParkUbrany i stellanor.
Bierze gboki wdech i bardzo powoli robi wydech.
Jeste na Zamoskworzeczu, to znaczy po przeciwnej stronie rzeki Moskwy ni Kreml,
w dzielnicy starych domw mieszkalnych i cerkwi. Hotel jest przy Bolszoj Jakimiance, to
znaczy przy Duej Jakimian-ce. Jeli pjdziesz t ulic w kierunku Kremla, trzymajc si
mojej mapki, i przejdziesz Bolszoj Kamiennyj Most, zobaczysz Kreml. Idc tras wyznaczo-
n na mapce, dojdziesz do Kofeiny, szyld jest po rosyjsku. Bd tam dzi o 17:00. Prosz,
usid przy rybie. Bd wtedy wiedzie, e to ty.

- Przy rybie - powtarza Cayce.

No jasne, e chc wiedzie WSZYSTKO i chtnie wczoraj, ale jeste pewnie w powietrzu
i ten numer, ktry mi daa, czy z upierdliw Angielk, powtarzajc w kko, e uytkow-
nik jest bla, bla, bla. Ale grunt, e si odezwaa. Wiesz, tak naprawd nigdy nie wtpiem, e
doyjemy tego historycznego dnia. Nigdy. Twrca yje. Jest. Nie od dzi. Czeka na nas. Ale
teraz czekam na ciebie, eby powiedziaa mi WSZYSTKO. Jedyne wiadomoci, ktre mam,
s do maego kalibru, chocia czy w porwnaniu z twoimi doniesieniami mona liczy na
co powanego? Dwie sprawy. Judy odpyna. W ramiona mioci. Wczoraj, wic ju jest na
miejscu. Wykupia czarter z Seattle. Odpyna, eby by z Takim. Darryl jest w sidmym
niebie, ma j z gowy. Taki chyba zacznie si domyla, e co tu nie gra, widzc, e Judy ma
rozmiary dwa razy wiksze ni jego idea i nie mwi po japosku, ale z drugiej strony Darryl
chyba zacz mie nas do. Teraz kiedy jest sam z sob i miseczk smaonego japoskiego
makaronu z torebki, wraca na szlak i tu sprawa druga. Zwizana z t kostk po schabowym
Takiego. Darryl zaprzg do tego wszystkich hakerw, wcznie z jego kumplem z Palo Alto,
ktry siedzi nad programem - wyszukiwark danych wizualnych. Ten kumpel ma programiki
do projektowania komputerowego, wyszukujce rne rzeczy na podstawie wzorca. Darryl
kaza mu rozejrze si za dwoma rzeczami: najpierw za czci mapy, odpowiadajc ulicom
z kostki. Wizali z tym wielkie nadzieje, ale na nadziejach si skoczyo. Druga rzecz bya
tylko dodatkiem do pierwszej; chodzio o znalezienie w ogle czego w ksztacie takiej kostki
po schabowym. No i trafili na stuprocentowy odpowiednik 75% caoci. Poza kawakiem
z wyszczerbionym brzegiem nasza ko wyglda, wypisz wymaluj, jak rczny mechanizm
uzbrajajcy miny M18A1 Claymore bdcej na wyposaeniu armii Stanw Zjednoczonych.
To po prostu klucha materiau wybuchowego C4 upakowana za siedmiuset stalowymi kulka-
mi. Kiedy C4 wybucha, kulki wylatuj na prawie dwa metry w gr, pod ktem 60 stopni.
Wszystko w promieniu ponad 50 metrw (chyba e natrafi na drzewa czy krzewy) zostaje
przerobione na siekane. Te miny s detonowane na odlego. Wygldaj jak cikie, zwarte
anteny satelitarne, prostoktne i lekko wklse. Nie pytaj mnie; programik to wyszuka. Czy
TERAZ askawie zadzwonisz i powiesz mi WSZYSTKO?
34.
ZAMOSKWORZECZE

Cayce jednak nie dzwoni do WParkUbranego. Jest zbyt podekscytowana, zbyt niespo-
kojna.
Ale to miasto narzuca pewien szyk, szyk, ktry miaaby w gbokim powaaniu, gdyby
mieszkaa tu duej, wic ubiera si w zestaw Prdy i nawet prbuje szczcia z kosmetykami,
ktre dostaa w salonie w Tokio. Podejrzewa, i wynik jej usiowa wzbudziby rado ko-
smetyczek, ale przynajmniej wida, e ma makija. Zapewne wyglda teraz jak reporterka
jakiej nieznanej stacyjki radiowej, subsydiowanej przez okrgowe wadze kulturalno-
owiatowe. Na pewno nie telewizyjnej.
Sprawdza, czy wzia kart magnetyczn do drzwi, nakada rick-sona, zarzuca na rami
torb z iBookiem, zabiera komrk i idzie do miniholu z windami. Tam, pod niesychanie
wielkimi donicami z kwiatami i zeschymi limi, siedzi umundurowana kobieta, zapewne
nigdy nie opuszczajca posterunku. Cayce kiwa jej gow, ale bez odzewu.
Midzy windami jest due okno, zasonite do podogi ochrow tkanin supekow. Obok
stoi chodziarka zapakowana szampanem, wod mineraln, niewtpliwie znakomicie scho-
dzonymi butelkami burgunda i mas butelek pepsi. Czekajc na wind, Cayce odsuwa ochro-
we supeki i widzi stare budynki mieszkalne, biae wieyczki i po-maraczowo-turkusow
dzwonnic, zwieczon zdumiewajcymi blankami. W oddali zote cebule kopu.
Zapewne tam ma i.
W rozlegym holu nikogo, nawet dziewczyny w zielonych kozakach.
Znajduje drog na zewntrz budynku, obok strwki z barczystymi chopakami
w kuloodpornych kamizelkach, i prbuje obej kwarta, eby wyj w kierunku na cebulaste
kopuy.
Prawie natychmiast gubi si. Ale to jej nie przeszkadza. Wysza tylko po to, aby si od-
pry. W pewnym momencie przypomina sobie, e powinna zadzwoni do WParkUbrane-
go.
Czemu si waha? Pewnie dlatego, e bdzie musiaa opowiedzie mu o Bigendzie
i Boonie, a boi si, boi si tego, co on powie. Ale jeli tego nie zrobi, ich przyja, ktr sobie
bardzo ceni, przestanie by tym, czym bya.
Zatrzymuje si, patrzc na star dzielnic mieszkaln i w peni zdaje sobie spraw, e in-
stynktownie wykonuje ten numer z niesamowite! - ale-to-przecie-zupenie-jak, powtarzany
zawsze, kiedy widzi po raz pierwszy co poruszajcego jej wraliwo estetyczn: niesamo-
wite!, ale to przecie zupenie jak Wiede, tyle e nie Wiede i niesamowite!, zupenie jak
Sztokholm, tyle e nie Sztokholm, niesamowite!...
Idzie dalej, czujc si jak dziecko, ktre wypucio si na wagary i troch si boi, od cza-
su do czasu podnoszc wzrok w nadziei zobaczenia zotych cebul. Z tego stanu wyrywa j
dwik telefonu.
Nie zadzwonia. Odpowiada z poczuciem winy.
- Tak?
- Wszystko. Teraz.
- Wanie miaam do ciebie zadzwoni.
- Spotkaa si z nim?
- Nie.
- A spotkasz wkrtce?
- Tak.
- Kiedy?
- Po poudniu, o pitej, w restauracji albo kawiarni, nie jestem pewna.
- Nie moesz spotka si z nim w Starbucksie.
- To nie Starbucks. Nie jestem pewna, czy tu nawet maj Star-bucksa.
- Bd mieli.
- WParkUbrany? - Czuje si dziwnie, wymawiajc jego imi.
Tak naprawd nick. Nagle czuje si jeszcze dziwniej, przypominajc sobie, e nie zna je-
go imienia.
- Tak?
- Musz ci co powiedzie. WParkUbrany chwil milczy. Wreszcie mwi:
- Nosisz nasze dzieci pod sercem?
- To powana sprawa...
- Zgaduj. Pewnie od tygodnia huczy o niej w Internecie.
- Nie. Pracuj dla kogo.
- Mylaem, e pracujesz dla tej zabjczo skutecznej postmodernistycznej agencji rekla-
mowej.
- Pracuj dla kogo, kto jest zainteresowany znalezieniem twrcy. Dla kogo, kto mnie fi-
nansuje. To dlatego byo mnie sta, eby lecie do Tokio i spotka si z Takim.
- Wic? Dla kogo?
- Wiesz, kim jest Hubertus Bigend?
- Jak big plus end?
- Tak.
- Zaoyciel i waciciel wspomnianej agencji?
- Tak.
- Nowy mistrz srania w bani na amach kolorowych periodykw, w dziale wywiadw ze
sawnymi ludmi?
- Ten sam. I ja pracuj dla niego. Lub te, jak twierdzi, z nim. Ale dziki niemu tu jestem.
Dziki niemu miaam pienidze, eby zdoby ten adres, ktry mnie tu cign. - Milczenie. -
Baam si, e to bdzie z nami koniec - dodaje.
- Nie bd mieszna. Przecie nosisz nasze dziecko pod sercem, no nie?
- Czuj si gwnianie, e ci nie powiedziaam.
- Jeli dalej zamierzasz spotka si z twrc i dalej ze mn rozmawiasz, naprawd nie ob-
chodzi mnie, ile capw i w jaki sposb musiaa zaliczy, eby si tam znale. A jeli musia-
a kogo zabi, to pomog ci ukry trupa.
- Nie mwisz tego tylko tak sobie?
- Przecie mwi, no nie? Czego jeszcze chcesz? Mam to wypisa na bicepsie zamanym
tipsem? - Chwila milczenia. - Ale na co temu twojemu panu Bigendowi nasz twrca?
- Mwi, e nie wie. Mwi, e emefy to najsprytniejszy sposb marketingu w tym stuleciu,
i jaki widzia do tej pory. Mwi, e chce wiedzie wicej. Myl, e moe nawet mwi
prawd.
- Podejrzewam, e wiat zna dziwniejsze rzeczy. W tej chwili to moje najmniejsze zmar-
twienie.
- W takim razie jakie s twoje zmartwienia?
- Jak mam si tam dosta. Czy mj paszport, kiedy go znajd, jeli go znajd, jest wci
wany. Czy uda mi si szybko zaatwi bilet, nie obciajc hipoteki.
- Mwisz powanie?
- A co mylisz?
Jasnowosa opiekunka do dziecka, z wygldu Kalifornijka, mija Cayce, prowadzc mae,
ciemnowose, rosyjskie dziecko z czerwonym balonem. Obrzuca Cayce spojrzeniem i pogania
dziecko.
Cayce przypomina sobie Sylvie Jeppson, wsplne wyjcie z rosyjskiego konsulatu.
- Bdziesz musia zaatwi sobie wiz - mwi - i moesz j szybko dosta, jak zapacisz
ekstra, ale nie musisz zaatwia sobie biletu. W Blue Ant w Londynie jest taka kobieta, nazy-
wa si Sylvie Jeppson. Zaraz do niej zadzwoni i dam jej twj numer. Znajdzie najblisze
poczenie i zarezerwuje ci lot z 0Hare. Wiem, e to brzmi zupenie zwariowanie, ale musz
wiedzie, jak si nazywasz. Prawd mwic, nie wiem.
- Thornton Vaseltarp*.
- Prosz?
- Gilbert.
- Gilbert?
- Peter Gilbert. WParkUbrany. Przyzwyczaisz si. Co si kryje za tym lotem do Mo-
skwy?
- Nic si nie kryje. Mam fundusz na koszta. Wanie stae si jednym z nim. Musz ci tu
mie. Po prostu.
- Dzikuj.
- Ale nie wsyp mnie przed ni, e tu jestem. Myli, e przylec za tydzie.

* Thornton Vaseltarp - pseudonim literacki Johna Keela, autora powieci o dziwnych,
niewytumaczalnych zjawiskach.
- Czy zawsze musisz tak miesza?
- Nie, ale si ucz. WParkUbrany... Peter... zaraz do niej dzwoni.
Milczenie.
- Dzikuj. Wiesz, e musz tam by.
- Wiem. Zadzwoni pniej. Pa.
Idzie dalej z telefonem w rce, a dochodzi do grubego, granitowego supka sterczcego
z chodnika. Nie ma pojcia, do czego kiedy suy, ale przysiada na nim, czuje ciepo przez
sukienk. Dzwoni do Blue Ant w Soho. Moskwa dodaje swj pogwizd do sygnau, ale po-
czenie przebiega pomylnie, chocia tylko z poczt gosow Sylvie.
- Cze Sylvie. Tu Cayce Pollard. Jest kto w Chicago, kogo musz mie w Moskwie,
najszybciej jak si da. Peter Gilbert. - To imi i nazwisko dziwnie brzmi w jej ustach. Dwu-
krotnie powtarza numer telefonu WParkUbranego. - Zarezerwuj mu pokj w hotelu Prezy-
dent. Zaatw to najszybciej, jak moesz, prosz. To wane, dzikuj. Pa.
Obok z wyciem przejeda nieoznaczony wz policyjny, nowiutki mercedes
z wczonym niebieskim kogutem. Cayce odprowadza go wzrokiem, kiedy z piskiem k bie-
rze ciasny redniowieczny zakrt.
Chowa telefon, wstaje i idzie dalej. Po zaledwie kilku krokach zalewa j wielka fala zm-
czenia, pynca jakby od strony rzeki, co zarzdzajcego urzdowym czasem Cayce Pollard
oznajmia z gbokich pokadw organizmu, e pora na niewiadomo. Cayce uznaje, e le-
piej si zastosowa do tego polecania, wic zawraca i zaczyna szuka drogi powrotnej do ho-
telu Prezydent.

Budzi j komrka, chocia spodziewaaby si raczej telefonu z recepcji czy alarmu zegar-
ka. Siada naga pod grub bia poszw i firmow kap mulistej barwy, prbujc sobie przy-
pomnie, gdzie jest. Soneczny blask padajcy przez szpar w zasonach jest dziwnie sztucz-
ny.
Wstaje z ka, mocuje si z zamkiem byskawicznym torby.
- Halo?
- Tu Boone. Gdzie jeste?
- Wanie si obudziam. A ty gdzie jeste?
- Wci w Ohio. Ale co mam.
- To znaczy co? - Siada na krawdzi ka. Sprawdza godzin na zegarku.
- Nazw domeny. Argaz kropka ru. - Nic nie przychodzi jej do gowy. - Nazra - dodaje.
- Co to jest?
- Stolica Republiki Inguskiej. Ofszornaja zona.
- Co?
- Zagraniczny raj podatkowy. Rosjan. Tak si im Cypr spodoba, e postanowili zbudo-
wa wasny. Wybrali Inguszeti. Facet, na ktrego zarejestrowano domen, mieszka na Cy-
prze, ale pracuje dla jakiej zagranicznej firmy w Inguszetii. To pewnie std ten rosyjski w-
tek Dorotei.
- Skd wiesz, e jest z... Inguszetii?
- Z Google.
Nie pomylaa o tym.
- I to z tej domeny... - Waha si przed powiedzeniem kamstwa. Kamie. - I to z tej dome-
ny rozsyaj emefy?
- Trafia.
- Ale masz tylko domen, nie adres?
- Hej, to lepsze ni nic. - W jego gosie sycha zawd. - Mam jeszcze co.
- Co?
- Chodzi o rop naftow.
Cayce czuje, jak wosy je si jej na gowie.
- Nie rozumiem.
- Nie jestem do koca pewien. Ale sprawdziem tego faceta z pomoc mojego kolegi
z Harvardu, ktry jest w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Mwi, e firma, dla ktrej tam-
ten pracuje, ma powizania z grubymi rybami, ktre decyduj o rosyjskiej ropie.
- O rosyjskiej ropie?
- Po jedenastym wrzenia saudyjska ropa naftowa przestaa si podoba gociom, ktrzy
maj co do powiedzenia na wiatowym rynku paliw. Ten region zacz im wychodzi bo-
kiem. Potrzebuj stabilnego rda. Federacja Rosyjska je ma. To oznacza powane zmiany
w przepywie wiatowego kapitau. To oznacza, e bdziemy jecha na rosyjskiej ropie.
- Ale jaki to ma zwizek z emefami?
- Jeli si dowiem, dam ci zna. Co z tob? Co drgno?
Wciga gboki oddech i ma nadziej, e nie byo go sycha.
- Nie. Nic. Boone?
- Tak?
- Kto by u ciebie, kiedy dzwoniam? Pauza.
- Pracowniczka Sigil.
- Czy znae... j wczeniej? - To niewaciwe pytanie i Cayce wie o tym, ale wci myli
o Marisie, mieszkaniu w Hongo i o tym, e wtedy w jego gosie by jaki dziwny ton.
- Poznaem j w barze, do ktrego oni wszyscy chodz po pracy - mwi teraz zupenie
bezbarwnym tonem i Cayce skd wie, e nie jest tego wiadomy. - Nie podoba mi si to, co
robi, ale ona pracuje w rachunkowoci i okazuje si, e taki kto jest nam wanie potrzebny.
- Och. - I przypomina sobie pistolet za wezgowiem ka Don-nyego. - Na kolejnym
spotkaniu wycigniesz cay adres? - Od razu auje tych sw.
- To tak brzmi, e czuj si gwnianie, Cayce.
- Przepraszam. Nie chciaam, eby tak wypado. Ale musz f. Mam spotkanie o pitej.
Pogadamy wkrtce. Pa.
- No... pa. - Boone nie wydaje si zadowolony.
Dwik przerwanego poczenia.
Cayce siedzi w ciemnoci, zastanawiajc si, co si wanie wydarzyo. Nagle niemal
rwnoczenie zaczyna piszcze zegarek i dzwoni telefon hotelowy, wydajc dziwny, obcy
dwik, ktrego nigdy nie syszaa.
35.
KOEH

Bolszoj Kamiennyj Most, Wielki Kamienny Most, jest rzeczywicie wielki, chocia
prawdopodobnie zmieni si bardzo od czasu, kiedy nadano mu t nazw.
Znalezienie go nie sprawia kopotu, podobnie jak Kofeiny, dziki mapie, ktr skopiowa-
a z zacznika ostatniej wiadomoci. Narysowaa j na hotelowej papeterii, zoonej we
czworo.
To musi by ten lokal, chocia Kofeina to KO<t>EMH.
- Dosta kaczk w twarz... - szepce Cayce, przechodzc obok drzwi i sondujc wzrokiem
lokal.
Z wygldu przypomina raczej bar z wygodnymi fotelami ni kawiarni, chocia w Seattle
bya podobna kawiarnia w czasach, w ktrych Cayce zacza pracowa nad ubraniami dla
deskorolkarzy. Brakuje tylko kanap jak z instytucji dobroczynnych zaopatrujcych bezrobot-
nych.
Jest zatoczona.
Pdzi kolejny nieoznaczony radiowz, byskajc niebieskim kogutem, moe ju pity,
lnicy, nowy i drogi jak wszystkie pozostae.
Wyglda na to, e tego popoudnia mantra o kaczce jest na nic.
- Przejd przez strach - mwi sobie. Margot czsto to powtarzaa, kiedy wci chodzia na
zajcia swojej grupy uzalenionych od innych ludzi. To te niewiele pomaga. - Pieprz to. -
Liczy na to starsze zaklcie duego kalibru. Po tych sowach zawraca i wkracza do rodka.
Przytulne, toczne pomieszczenie, bysk miedzi i polerowanego drewna.
Zajte s chyba wszystkie stoliki, poza jednym, przy ktrym stoj dwa ogromne, gbo-
kie, a do tego puste fotele i, niewtpliwie, ryba: dua wolno stojca rzeba o uskach wyci-
tych z jednofuntowych puszek kawy Medaglia dOro, uywanych ju przez Wassilyego
Kandin-skyego, ale uoonych raczej zgodnie z estetyk Franka Gehryego.
Idzie za szybko, eby przyjrze si ludziom, ale czuje na sobie wiele spojrze, kiedy
przeciska si midzy stolikami i siada w jednym z foteli.
Natychmiast pojawia si kelner. Mody, cakiem przystojny, w biaej kurtce, z bia ser-
wet przerzucon przez rk i na pewno nie uszczliwiony jej obecnoci. Mwi co ostro po
rosyjsku. Na pewno nie pyta o zamwienie.
- Przepraszam - odpowiada Cayce. - Mwi tylko po angielsku. Jestem umwiona ze zna-
jomym. Poprosz kaw.
Ledwo Cayce otwiera usta, a w zachowaniu kelnera nastpuje naga zmiana, nie majca
bynajmniej zwizku z uwielbieniem jzyka angielskiego.
- Oczywicie. Amerikano?
Zgaduje, e woski jest tu domylnym jzykiem przy zamawianiu kawy, i e nie jest pyta-
na o narodowo.
- Prosz.
Gdy kelner odchodzi, Cayce omiata wzrokiem ludzi. Gdyby znaki towarowe ubra, ktre
maj na sobie, byy widoczne, miaaby si z pyszna. Sporo Prdy, Gucciego, cho w zbyt
indywidualnej, drogiej i artystowskiej odmianie jak na Londyn czy Nowy Jork. Poza dwoma
dziewczynami ubranymi w stylu gotyckim, w czarnych brokatach, i chopakiem reprezentuj-
cym ubiorem czysty grunge w najlepszym wydaniu, klientela wyglda na goci Rodeo Drive
w Los Angeles z dodatkiem sterczcych koci policzkowych.
Ale na modej kobiecie, ktra mija teraz wejcie, wszystko jest matowe i popielate, pra-
wie czarne. Blada cera. Ciemne oczy. Wosy rozczesane na rodku gowy, niemodnie dugie.
Biaa, kocista, a jednoczenie mikka twarz zamiewa wszystko.
Cayce apie si na tym, e tak mocno zacisna donie na porczach fotela, a sprawia jej
to bl.
- To ty piszesz, tak?
Akcent tylko lekki, gos cichy, ale bardzo czysty, jakby idealnie wyranie dobiegajcy
z oddali.
Cayce zaczyna si unosi, ale nieznajoma gestem daje znak, eby siedziaa, i zajmuje
miejsce naprzeciwko.
- Stella Wokowa. Podaje do do powitania.
- Cayce Pollard.
Cayce wyciga do. Czy to twrca? Czy twrca ma na imi Stella? Czy Stella to rosyj-
skie imi?
Stella Wokowa krtko ciska wycignit do.
- Jeste pierwsza - mwi.
- Pierwsza? - powtarza Cayce. Oczy mao jej nie wyskocz z orbit.
Pojawia si kelner z kaw dla dwch osb, nalewa j do delikatnych, biaych porcelano-
wych filianek.
- Tu kawa jest bardzo dobra. Kiedy byam maa, tylko nomenklatura miaa dobr kaw
i wtedy nie bya taka dobra. Sodzisz? mietanki? - Cayce boi si, e nie zapanuje nad dre-
niem rk i potrzsa przeczco gow. - Ja te nie. Czarna gorzka. - Stella podnosi filiank,
wdycha zapach, pociga yczek. Wygasza jak pochwa, po rosyjsku. - Podoba ci si Mo-
skwa? Bya tu wczeniej?
- Nie - mwi Cayce. - To dla mnie co nowego.
- Mam wraenie, e jest nowa dla nas wszystkich. Teraz kadego dnia.
Nie umiecha si, jej oczy s szeroko otwarte.
- Czemu tu jest tyle radiowozw? - pyta Cayce. To wszystko, co przychodzi jej do gowy,
ten aosny wysiek w celu przerwania milczenia, ktrego si jako boi, jakby mogo j zabi.
Zadaj kolejne pytanie - myli. - Zawsze ami przepisy, ale jed bez syren.
- Radiowozw?
- Nieoznaczonych. Z niebieskimi kogutami.
- To nie radiowozy! To samochody wanych ludzi, bogaczy albo ich podwadnych. Kupu-
je si pozwolenie i mona nie respektowa przepisw. Koguty s ze wzgldu na ludzi, ostrze-
gaj. Mylisz, e to dziwne?
Wszystko wydaje mi si dziwne - myli Cayce. Albo nic.
- Stello? Mog ci o co zapyta?
- Tak?
- Czy ty jeste twrc? Stella skania gow na rami.
- Jestem jej siostr bliniaczk. - Jeli jeszcze pokae, e umie rwnoczenie przebywa
w dwch miejscach, Cayce nie bdzie zdziwiona. - Ona jest artyst. Ja... Kim ja jestem? Dys-
trybutorem. Tym, ktry znajduje publiczno. Wiem, e to aden wielki talent.
- Mj Boe - mwi Cayce, ktra nie bardzo wierzy w Jego istnienie - wic to prawda.
Oczy Stelli, ju szeroko otwarte, rozszerzaj si jeszcze bardziej.
- Tak. To prawda. Nora jest artyst.
Cayce czuje, e znw zamyka si w sobie. Musi zada kolejne pytanie. Byle o co.
- Czy Stella i Nora to rosyjskie imiona?
- Nasza matka uwielbiaa wasz literatur. Szczeglnie William-sa i Joycea.
- Williamsa?
- Tennessee.
Stella. I Nora.
- Mj ojciec mieszka w Tennessee - mwi Cayce, czujc si jak pajacyk na sznurkach.
- Piszesz, e zgin, kiedy wieowce runy.
- Zagin, tak.
- Nasi rodzice zginli. Od bomby. W Leningradzie. Moja siostra i ja, i moja matka,
mieszkaymy w Paryu. Nora studiowaa w szkole filmowej, ja w szkole biznesu. Ojciec nie
chcia, ebymy byy w Rosji. Niebezpiecznie. Pracowa dla brata, mojego wuja, ktry sta si
bardzo potnym czowiekiem. Powiedzia nam w Paryu, e powinnymy y ze wiadomo-
ci, e nigdy nie wrcimy. Ale nasza babcia, jego matka, umara i wrciymy na pogrzeb.
To miao by tylko na trzy dni. - W wielkich oczach skierowanych na Cayce zalega mrok. -
Bomba jest na drzewie, kiedy wychodzimy z naszego domu, wszyscy na czarno, na pogrzeb.
Oni detonuj j przez radio. Nasi rodzice umieraj natychmiast, to aska. Bomba ciko rani
Nor. Bardzo ciko. Ja miaam tylko zamania, ramion, szczki, i duo maych ran.
- Wspczuj...
- Tak. - Stella kiwa potakujco gow, chocia Cayce nie ma pojcia, czemu przytakuje. -
Od tamtej pory mieszkamy w Moskwie. Wujek czsto tu bywa, a Nora potrzebuje wielu rze-
czy. Kim s twoi przyjaciele?
- Przepraszam?
- Piszesz, e szukasz sztuki Nory z twoimi przyjacimi. Namitnie. - Umiech, kiedy wy-
ania si zza bladego spokoju Stelli, to cud. A moe nie spokoju - myli Cayce - tylko jakie-
go hiperczujnego znieruchomienia. Nie ruszaj si, to oni nas nie zobacz. - Kim jest Mauri-
ce? To pikne imi.
- Pracuje w banku, w Hongkongu. Anglik. Nie znam go bezporednio, ale bardzo go lu-
bi. Rozumiesz, e robimy to przez serwer WWW i poczt elektroniczn?
- Tak. Moe to widziaam. Mam oprogramowanie. Dziki numerkom Sigil widz, jak
sztuka Nory si rozchodzi. To oprogramowanie jest bardzo dobre. Siergiej je nam znalaz.
- Kto to Siergiej?
- Obsuguje system. Gwiazda politechniki. Boj si, e kariera nie uoy mu si, tak jak
powinna, bo wuj za dobrze mu paci. Ale on te uwielbia to, co robi Nora. Jak ty.
- Czy te materiay filmowe... sztuka Nory... jest generowana komputerowo, Stello? Czy
aktorzy s prawdziwi?
Boi si, e pytania s zbyt bezporednie, zbyt obcesowe.
- W szkole filmowej w Paryu nakrcia trzy krtkometrawki. Najdusz szesnastomi-
nutow. Bya pokazywana w Cannes i spotkaa si z przychylnym przyjciem. Bya tam?
Znasz pla Croisette?
Przez gow Cayce przelatuj obrazy jak fotografowane aparatem z ultraszybk migawk.
- Tylko raz.
- Po zamachu zabrano nas do Szwajcarii. Nora wymagaa operacji. Tu krew nie jest do-
bra. Miaymy szczcie, e nic nie byo w pierwszych transfuzjach, robionych w Rosji.
Oczywicie, zostaam z ni. Na pocztku nie moga mwi. Nie poznawaa mnie. Kiedy
w kocu zacza si odzywa, to tylko do mnie i naszym jzykiem z dziecistwa.
- Jzykiem bliniaczek?
- Jzykiem Stelli i Nory. Potem wrciy inne jzyki. Lekarze pytali mnie o jej zaintereso-
wania, oczywicie by tylko film. Po jakim czasie zaprowadzono nas do studia montaowe-
go, ktre wuj kaza urzdzi, tam, w klinice. Pokazalimy Norze film, nad ktrym pracowaa
wczeniej w Paryu. I nic. Jakby go nie widziaa. Potem pokazano jej film z Cannes. Ten wi-
dziaa, ale sprawia jej wielki bl. Wkrtce zacza pracowa w studio. Montowaa. Cia
i kleia.
Zahipnotyzowana Cayce dopija kaw. Pojawia si kelner, bez sowa dolewa kawy.
- Trzy miesice cia i kleia. W tym czasie przesza trzy operacje i wci pracowaa. Na
moich oczach jej film stawa si coraz krtszy. W kocu zredukowaa go do jednej klatki.
W Kofeinie zapada cisza, to moment pozornej synchronizacji planw, od ktrej mrz
idzie po kociach. Cayce dry.
- Co to byo?
- Ptak. Nawet nie zblienie. Skrzyda na tle szarej chmury. - Zakrywa doni pust fili-
ank, kiedy kelner podchodzi dola kawy. - Potem si schowaa.
- Gdzie?
- W sobie. Przestaa mwi. Reagowa. Je. Znw karmili j przez rurk. Szalaam.
Mwio si o zawiezieniu jej do Ameryki, ale amerykascy lekarze sami przylecieli. W kocu
powiedzieli, e nie mog nic zrobi. Nie da si go usun.
- Czego nie da si usun?
- Ostatniego odamka. Utkn midzy pkulami, w jaki straszny sposb. Nie dao si
usun. Ryzyko byo za due. - Ciemne, teraz bezdenne oczy wypeniaj pole widzenia Cay-
ce. - Ale wtedy zobaczya ekran.
- Ekran?
- Monitor. Pod sufitem, w korytarzu. Taki wewntrzny, pokazujcy tylko recepcj przed
oddziaem prywatnym. Siedzi szwajcarska pielgniarka, czyta. Kto przechodzi. Zauwayli,
e ona to obserwuje. Najbardziej inteligentny lekarz by ze Stuttgartu. Kaza przecign lini
od monitora do jej montaowni. Kiedy pokazyway si te obrazy, skupiaa na nich wzrok.
Kiedy je wyczano, znw zaczynaa umiera. Lekarz zarejestrowa dwie godziny monitorin-
gu i puci na stole montaowym. Zacza montowa. Manipulowa. Wkrtce wyodrbnia
posta. Mczyzn, pracownika personelu. Sprowadzili go do niej, ale nie zareagowaa. Zi-
gnorowaa go. Dalej pracowaa. Pewnego dnia zastaam j, jak w Photoshopie opracowywaa
komputerowo ujcie jego twarzy. Tak si to zaczo. - Cayce przyciska gow do oparcia. Na
si zamyka powieki. Kiedy je otworzy, zobaczy starego rickso-na, wiszcego na ramionach
dziewczyny-robota Damiena. Albo wnk w mieszkaniu w Hongo, pen ubra obcej kobiety.
- Jeste zmczona? le si czujesz?
Otwiera oczy. Stella jest nadal tam, gdzie bya.
- Nie. Tylko sucham tego, co mwisz. Dzikuj ci, e mi to opowiadasz.
- Prosz.
- Stello?
- Tak?
- Czemu mi to opowiedziaa? Wszystko co robicie, ty i siostra, jest otoczone wielk ta-
jemnic. A mimo to, kiedy w kocu znajduj twj adres i wysyam do ciebie e-mail, natych-
miast odpowiadasz. Przyjedam, i spotykasz si ze mn. Nie rozumiem.
- Jeste pierwsza. Mojej siostry nie interesuje publiczno. Myl, e ona nie rozumie, co
ja robi z jej twrczoci, e przedstawiam j wiatu. Ale chyba czekaam i kiedy do mnie
napisaa, zdecydowaam, e jeste prawdziwa.
- Prawdziwa?
- Wujek to niesychanie wany czowiek, wielki biznesmen, a od mierci naszych rodzi-
cw jeszcze wikszy. Nie widujemy go czsto, ale jego aparat nas ochrania. Oni si boj, ro-
zumiesz, wic s bardzo ostroni. To bardzo smutny styl ycia, ale tak to bywa, kiedy w tym
kraju jest si bardzo bogatym. Chciaam, eby wiat obejrza twrczo mojej siostry, ale oni
si uparli, eby bya anonimowa. - Smutny, agodny umiech wynurza si zza zastygej, du-
giej i bladej twarzy. - Kiedy powiedziaa mi, e twj ojciec zgin, pomylaam, e nie zro-
bisz nam krzywdy. - Na bladej twarzy pojawia si niepokj. - Ona, moja siostra, bardzo si
zdenerwowaa. Zrobia sobie krzywd.
- Z powodu mojego przyjazdu?
- Oczywicie e nie. Nie wie o nim. Kiedy zobaczya zamach w Nowym Jorku. - Ale
mwic to, nie patrzy na Cayce, lecz w kierunku wejcia. Cayce dostrzega tam dwch ocze-
kujcych modych ludzi w ciemnych spodniach i czarnych skrzanych kurtkach. - Teraz mu-
sz i. To moi kierowcy. Samochd czeka, eby odwie ci do hotelu. - Stella wstaje. - Ko-
bieta nie powinna sama chodzi po nocy.
Cayce te wstaje i widzi, e Stella jest od niej kilka centymetrw wysza.
- Spotkamy si jeszcze?
- Oczywicie.
- Czy bd moga spotka si z twoj siostr?
- Tak, jasne.
- Kiedy?
- Jutro. Skontaktuj si z tob. Przyl samochd. Chod. - I rusza pierwsza do wyjcia,
nie dajc rachunku ani nie pacc, ale bardzo przystojny kelner skania si nisko, kiedy go
mijaj, podobnie jak starszy mczyzna w biaym fartuchu. Nie powicajc uwagi mczy-
znom w kurtkach, Stella wyprowadza Cayce na ulic. - To jest twj samochd. - Czarny mer-
cedes. Stella ujmuje do Cayce, ciska j. - To wielka przyjemno.
- Tak - mwi Cayce - dzikuj ci.
- Dobranoc.
Jeden z modych ludzi otwiera drzwi przed Cayce. Wsiada. Ten zamyka za ni drzwi, ob-
chodzi samochd z tyu i zajmuje miejsce za kierownic. Odjedaj i Cayce oglda si. Stel-
la macha jej na poegnanie.
Kiedy czarny mercedes dojeda do Wielkiego Kamiennego Mostu, kierowca dotyka
czego na desce rozdzielczej i rozbyskuje migocce niebieskie wiato. Kierowca przyspie-
sza, pynnie zmieniajc biegi, jedzie w gr wielkiego kamiennego garbu i w d, do Zamo-
skworzecza.
36.
WYKOPALISKO

Otwierajc oczy, widzi klin wiata, rozdzielajcy ciemny sufit jak przekrj ostrza, ktre-
go brzegi spoczywaj midzy cienistymi ochro-wymi zasonami.
Pamita, e po powrocie ze spotkania ze Stell ogldaa na laptopie monta Mauricea
i Celulo, przeywajc go w zupenie nowy sposb, ktrego nie potrafi w aden sposb opisa.
Wyczoguje si z trudem spod cikiej pocieli i rozsuwa zasony. Zarwno wiato pora-
a jej wzrok, jak i ogromny, koszmarny posg na swojej rzecznej wysepce.
W azience, pord natoku brzw, ustawia kurki prysznica. Automatycznie zauwaa, e
to repliki Kohlera, bez znaku towarowego. Rozwija mydo z opakowania i wchodzi do bro-
dzika.
Dwadziecia minut potem, ubrana, z ledwie wysuszonymi suszark wosami, schodzi na
d i niespokojnym wzrokiem ocenia bufet niadaniowy. Stosy wdlin, piramidy wdzonych
ryb, srebrne misy z czerwonym kawiorem, wazy kwanej mietany. Bliny. Nie, to chyba nie
bliny, ale ze sodkim serem. W kocu, kiedy ju ogarnia j czarna rozpacz, daleko w gbi
widzi muesli, patki kukurydziane i wiee owoce. Wielki dzban soku. Kawa w wielkich, sta-
rych termosach z wciskanymi wiekami.
Znajduje stolik. Je powoli, ze wzrokiem wbitym w talerz. Od pobliskiego stou dobiega j
francuszczyzna, lekka jak ptasi wiergot na tle cikiego rosyjskiego.
Czuje si, jakby wydarzyo si co wielkiego i nadal trwao, ale nie potrafi okreli, co to
takiego. Wie, e ma to zwizek ze spotkaniem ze Stell i z opowieci o niej i jej siostrze, ale
jako nie potrafi tego dopasowa do swojego ycia. Trwa raczej w tej opowieci, zostawiwszy
za sob wasne ycie jak pokj, z ktrego si wyszo, niedaleko, ale bezpowrotnie.
Wrciwszy na gr, dzwoni do WParkUbranego, do Chicago.
- Bd z tob szczery - mwi jego gos po ostatnim, urwanym dzwonku. - Wyjechaem na
jaki czas. Ale nie zostawiem gotwki ani prochw, a pitbull zaliczy pozytywnie test na
wcieklizn. Dwukrotnie.
Cayce nie zostawia wiadomoci.
Czy to oznacza, e WParkUbrany jest ju w drodze?
Mogaby zadzwoni do Sylvie Jeppson i dowiedzie si, ale myl o kontaktowaniu si
z Blue Ant nie budzi w niej entuzjazmu.
Stella jej ufa. Bez wzgldu na to w jakim dziwacznym, smutnym i przeraajcym rosyj-
skim scenariuszu tkwi Stella i jej siostra bliniaczka, Cayce rozpaczliwie nie chce zdradzi
tego, co na jej oczach wyonio si zza zastygej biaej twarzy.
WParkUbrany by j zrozumia. Ale kto poza nim? Nie Boone, teraz jest tego pewna. Za-
pewne Bigend, ale na swj sposb, rozumiejc emocje i w najmniejszym stopniu ich nie od-
wzajemniajc.
Otwiera butelk rosyjskiej wody mineralnej.
Dorote wynaj Rosjanin z Cypru, ten sam, ktry widnieje jako rejestrator argaz.ru, do-
meny w jaki sposb zwizanej z rosyjskimi magnatami naftowymi. Tak twierdzi Boone.
Zastanawia si, czy to ci sami Rosjanie, ktrzy dostali w swoje rce notatki Katherine
McNally? Niekoniecznie, jako e Dorotea uya w Tokio Wochw. To spisek, w ktrym
kady ma rwne szanse.
Ale jak si nad tym zastanowi, to trudno zaprzeczy, e Baranov te jest Rosjaninem,
a przynajmniej p Anglikiem, p Rosjaninem. Chocia to nie pasuje do ukadu, ktry Cayce
prbuje stworzy. Tak jak nie pasuje do niego Damien, ktry na gbokim zadupiu realizuje
swoje archeologiczne punkowe przedsiwzicie, chocia ojciec jego dziewczyny jest wiet-
nym kandydatem na cara mafii.
Zawsze trzeba zostawi miejsce na przypadki, utrzymywa Win. Jeli mylisz inaczej,
uwaasz, e wszystko jest tylko czci po-

wszechnego spisku, masz cik apofeni. Gdy ju cieszysz si symetri swojej wizji, to
niemal na pewno grozi ci, i przegapisz autentyczny lad, zawsze mniej symetryczny, mniej
doskonay, tyle e na pewno prawdziwy.
Rosja to co innego...
Poykajc wod, przypomina sobie co i krztusi si, kaszle.
Chodzi o ten stary wpis, na ktry trafia, przegldajc CD z F:E:F w poszukiwaniu zwiz-
kw sprawy z Rosj.
Wkada pytk do napdu. Powtarza przeszukiwanie. Jest.

...Czemu to nie miaby by, powiedzmy, jaki wielki rosyjski mafioso, obsesyjnie pragn-
cy wyrazi swoje ja, jaki nie odkryty talent, std te dysponujcy rodkami do generowa-
nia i rozpowszechniania emefw?...

To byo w styczniu. Nadal chodzia do Katherine. Nie miaa pojcia, e bdzie pracowa
dla Blue Ant, e przyjedzie do Londynu lub e zwie si z Bigendem.
Mafioso.
Skd te.
Wyciera usta w ty doni.
To nie kto obsesyjnie pragncy wyrazi swoje,ja, to sieroty bliniaczki.
Jeli Baranov nadal mg liczy na chocia jednego znajomego, ktry mia wobec niego
dug wdzicznoci, kogo w trzewiach Lan-gley lub Falls Church, chtnego i zdolnego wyo-
wi adres stellanor z sieci lub skdind, to na co byo sta bardzo bogatego, wpywowego
Rosjanina we wasnym kraju, czy te nawet bardzo wan bogat Rosjank?
I co moe si kry za eufemizmem bardzo bogaty, bardzo wany, kiedy mowa
o dzisiejszych Rosjanach?
Czuje, jak midzy jej opatkami ronie supe napicia.
Kiedy si okazuje, e w internetowej ksice telefonicznej nie ma moskiewskiego studia
pilatesu, Cayce nakad strj do wicze i idzie pitro wyej, do hotelowej siowni. Jest tu sa-
ma, jeli nie liczy jednego starszego, otyego Rosjanina, ktry z wyrazem niemal religijnego
smutku mozolnie drepce po ruchomej bieni.
Urzdzenia robi wraenie krajowych, chocia nowych, i Damien z pewnoci chciaby je
sfilmowa. W gbi, w kcie jest co w rodzaju twardego gimnastycznego materaca i Cayce
usiuje przypomnie sobie wiczenia na materacach, ktrych uczono j na samym pocztku.
Czuje na sobie smutny wzrok Rosjanina, kiedy przechodzi przez poszczeglne wiczenia,
ale ku swojemu zaskoczeniu jest zadowolona z jego obecnoci.
To taki poranek.

Strasznie chce wyj z hotelu, znale najblisz stacj metra, uici sawn miniopat
i zapuci si w wiat ozdobnych mineralnych cudw, znanych jej tylko z fotografii. Te stacje
to jedyne paace proletariatu. Odwiedzajc je, uwolniaby si na chwil od mk oczekiwania.
Ale nie moe tego zrobi i nie robi. Czeka na wiadomo od Stelli.
Tu po poudniu dzwoni komrka.
- Halo?
- Gdzie jeste? - Bigend.
- Pywam - kamie odruchowo, nie mylc trzewo.
- Pywasz?
- Jak to w Poole*. A ty?
- W Paryu. Sylvie mwia, e wkrtce tu bdziesz?
- Teraz nie jestem pewna. Analizuj pewien lad. Mam nadziej, e nie jeste tam tylko ze
wzgldu na mnie. Mog nie przylecie.
- Nie, nie tylko. Nie powiesz mi, o co chodzi?
- Nie przez komrk. Kiedy si spotkamy. - Ma nadziej, e to wystarczy, jak Booneowi.
- Rozmawiaa z Booneem. - To nie pytanie.
- Tak.
- Mia wraenie, e to, co osign w Ohio, nie zrobio na tobie wraenia.
- Wic chyba jest nadwraliwy.
- Nie ukada si midzy wami?
- My nie chodzimy z sob, Hubertusie.
- Ale bdziesz mnie informowa na bieco, prawda?

* Poole - miasto w Anglii, nad kanaem La Manche; nazw wymawia si jak pool, basen
pywacki.
Cayce zakada, e Bigend nie moe teraz sprawdzi, gdzie ona jest, i ma nadziej, e za-
oenie pokrywa si z rzeczywistoci, chocia jeli nie, to nic na to nie poradzi.
- Tak, oczywicie. Musz ju i, Hubertusie. Pa. Wyobraa sobie, jak Bigend patrzy na
telefon. Komrka znw dzwoni.
- Tak?
- Halo. Tu Stella. Wci masz ochot na odwiedziny?
- Tak. Mam. Wielk.
- Czy nie za wczenie? Wyspaa si?
- Tak, dziki. - Zastanawia si, jaki jest rozkad dnia Stelli.
- Czekaj przy strwce ochrony, podjedzie samochd. Za p godziny bdzie dobrze?
- Tak! Jasne!
- Do widzenia.
Wstaje, majc na sobie majteczki i T-shirt Fruit of the Loom, i zaczyna si ubiera. Nie
wiedzie czemu czuje si w obowizku woy moliwie najbardziej oficjalny strj, wic wy-
biera dobre, japoskie rajstopy, francuskie buty i spdniczk oglnego zastosowania, maksy-
malnie rozcignit, a na piersi, dziki czemu cakiem skutecznie udaje sukienk. Idzie do
azienki, maluje si, wraca, wkada czarny cienki kardigan i szybko sprawdza poczt.
Damien.

Ciki dzie. Musiaem ci mwi pewnie z pidziesit razy, e gboko wierz
w dokumentalistyk. Wiem, e ludziom wydaje si to dziwne, bo jestem mistrzem sztucznoci
i tego, co nigdy nie jest tym, na co wyglda. Bla, bla. Cholera, ale to prawda, bo tak mwi na
tych rnych witrynach, ktre mona oglda w tych maych telewizorkach. No i dzisiaj wie-
czorm trac wiar, bo wczeniej wykopalimy tego sztuka-sa. Mwiem ci o nim? To cay
samolot i nie wiedzie czemu, kurna, siedzia w bocie, ponad metr pod powierzchni, ale
Guru Szuru-Buru wiedzia, gdzie jest. Gosi, e wie dziki snom i wizjom, ale podejrzewam,
e azi tu zim z detektorem metali. No i powiedzia: Samolot tu jest, kopcie i, zanim wrci-
limy do Londynu, zrobili wykop i trafili na niego. apwki i groby odniosy skutek i w
kocu wrcilimy z dodatkowymi kamerami i ekip, bo chciaem, eby ten samolot by
zwieczeniem filmu. Nie miaam pojcia, e to bdzie sztukas, niech mnie szlag; aden inny
samolot nie wyglda tak hitlerowsko, niesamowity.
Bombowiec nurkujcy, uywany w Hiszpanii, Guernica itp. Absolutna ikona. No wic
w kocu jest tu dzisiaj przed nami, cay w szarym syfie, jak samolot z muu ulepiony przez
czowieka z Nowej Gwinei*, na dole tej wielkiej pieprzonej dziury, ktr oni tu wygrzebali.
O ile wiemy, to do tej pory najwikszy wykop i niesamowity triumf socjotechniki, bo nie
rozwalili od razu owiewki i nie dorwali si do kokpitu. Brian i Mick trzymali wart przez
ostatnie dwie noce i kopacze go nie tknli. Ale przyszed ten dzie, ktrego emy si spo-
dziewali, i ustawilimy si krci to, po comy tu przyjechali. I podsadzili dwch wielkolu-
dw, caych w wytatuowanych pajczynach, na skrzyda, ktre s liskie od muu, ale na kt-
rych ustali w tych swoich butach, a ja widziaem ze skraju wykopu, e ten cay interes jest
w idealnym stanie. Jak eksponat muzealny. Niesamowite. I potem podsadzili Briana, eby
krci z rki zblienia, a oni zgarniali mu z owiewki. A cholerny pilot siedzi w rodku. Wida
byo zarys gowy, gogle. Nigdy nie widziaem, eby Brian oderwa oko od celownika, kiedy
krci, ale obejrza si na mnie z min CO JEST, KURWA?!, ale daem mu znak DALEJ,
KR TO. Wic krci. Wszystko; jak odcignli owiewk i po prostu rozerwali go na ka-
waki, tego pilota. Na strzpy. Zerwali z niego zegarek, kompas, zabrali pistolet i bili si
o up, a spadli ze skrzyda, a ten pilot po prostu by w kawakach. Brian skrci to wszystko.
Mick trzaska z drugiej kamery i nakrci duo, nowi chopcy te. Wic mamy mas materia-
u. W ktrym momencie ogldam si na Marin, a ona si, kurwa, mieje. Nie dostaa adnej
histerii z powodu potwornoci tego wszystkiego, tylko si po prostu mieje, bo to takie, chole-
ra, zabawne. Piszc to teraz, siedz w namiocie sam, bo od sowa do sowa i kazaem jej wy-
pieprza. Mick i Brian s pijani, a ja si boj obejrze to, co skrcili. Wiem, e mi przejdzie,
moe nawet jutro, ale teraz chyba wyjd i zalej si w trupa. Jak on si tak, cholera, zary tym
samolotem? Wic, jak to mwi, dziki za wysuchanie i nie zapomnij podlewa cholernej
zotej rybki. Mam nadziej, e dobrze ci idzie z tym gwnem, z ktrym si tam mczysz. Ko-
cham ci.

Cayce potrzsa gow, jeszcze raz czyta wiadomo.

Ja te ci kocham. Teraz nie mog napisa wicej. Potem. Dobrze mi idzie. Te jestem
w Rosji, w Moskwie, opowiem ci pniej.

Zaczyna z powrotem pakowa laptopa do torby, ale si wstrzymuje. Zabieranie tych
wszystkich klamotw na spotkanie z twrc wyda-

* Aluzja do sekwencji z filmu Pieski wiat - Mondo cane, w ktrej tubylcy jednej z wysp
Pacyfiku oddaj cze bosk samolotom.
je si jej jako nieeleganckie. Zamiast torby i laptopa bierze wschod-nioniemieck koper-
twk i przekadajc najwaniejsze rzeczy, przypomina sobie, e recepcja jeszcze nie oddaa
jej paszportu. Wemie go, wychodzc. Na dnie torebki trafia na co zimnego. Wyciga meta-
lowy kawaek dziewczyny-robota Damiena; camdeski kastet domowej roboty. Dobrze, e
nie miaa kopertwki w bagau podrcznym. Wrzuca go z powrotem, na szczcie i wszelki
wypadek, upewnia si, e zabraa klucz do pokoju i wychodzi, majc gow pen obrazw
z wiadomoci Damiena.
Kierowca, ktry przyjeda po ni, ma ciemne okulary i krtko ostrzyon, interesujco
zarysowan czaszk. Opywow.
Kiedy odjedaj, w kierunku, w ktrym udaa si wczoraj wieczorem, przypomina sobie,
e zapomniaa poprosi o paszport.
37.
KINO

Skrcaj w szerok ulic. Cayce, ktra rano przegldaa internetow mapk Moskwy,
uznaje, e to chyba Twierskaja. Kierowca ma suchawk w uchu i uywa wody koloskiej.
Trzymaj si Twierskiej, jeli to Twierskaja, i przepisw ruchu ulicznego. Kierowca nie
wcza niebieskiego koguta.
Przejedaj pod transparentem z angielskim napisem: WAXEN FIGURES
EXHIBITION*. Niektre szyldy nie s pisane cyrylic: BOUTIQUE, KODAK, apteka nazy-
wa si PHARMACOM.
Kiedy skrcaj w lewo, Cayce pyta:
- Co to za ulica?
- Gieorgiewskij - mwi kierowca, chocia rwnie dobrze mgby si przedstawia. Skr-
ca jeszcze raz, w zauek, i zatrzymuje si.
Cayce chce powiedzie, e nie zamierzaa si zatrzymywa, ale on wysiada, obchodzi
samochd i otwiera jej drzwi.
- Wyjd. - Szary, szorstki beton. Graffiti rolkarzy, rozdte litery, niezdarny hod Nowemu
Jorkowi i Los Angeles. - Prosz. - Kierowca cignie wielkie, staromodne stalowe drzwi. Gu-
cho huczy acuch ograniczajcy. W rodku ciemno. - Tu.
- Stella jest tu?
- Kino - mwi. Mijajc go, Cayce wchodzi w ciemnaw, nieokrelon przestrze. Kiedy
drzwi zatrzaskuj si za nimi, jedyne

* Wystawa Figur Woskowych.

wiato pada z gry. wiato nagiej arwki nad zowrogo stromymi, betonowymi scho-
dami, ktre chyba nie maj porczy. - Prosz. - Kierowca wskazuje schody.
Teraz Cayce dostrzega, e porcz jest, pajczy duch porczy; cienka stalowa listwa. Na
nie wicej ni dwch tralkach. Ugina si midzy nimi, jest wta jak lina i huta si, gdy Cay-
ce kadzie na niej rk.
- Dosta kaczk w twarz...
- Do gry, prosz.
- Przepraszam. - Rusza, czujc za sob jego obecno. Pokazuj si kolejne stalowe
drzwi, wsze, poniej czterdziesto-
watowej arwki. Cayce otwiera je.
Kuchnia skpana w czerwonym wietle. Pomieszczenie przypomina kuchnie
w najstarszych, wci nie odnowionych czynszwkach Nowego Jorku, ale jest obszerniejsze;
piec przysadzisty, z ery przedstali-nowskiej, szerszy ni samochd, ktry przywiz Cayce.
Opalany wglem lub drewnem.
Na rodku, tam gdzie zwykle w takich kuchniach stoj krtkie wanny, jest prysznic; kwa-
dratowy brodzik lekko wyniesiony ponad poziom podogi, oflizowany, wklsy, co umoliwia
spyw wody. Starodawna, galwanizowana gwka prysznica, jak ula do chopskiego warszta-
tu lub obory, jest podwieszona do sufitu na wysokoci prawie piciu metrw. Narose przez
dziesitki lat osady dymu i sadzy naday sufitowi barw sepii. rdem czerwonego wiata
jest kradzione oznaczenie metra, oparte o cian, z arwk w rodku.
- Jeste - mwi Stella, otwierajc drzwi, zza ktrych pada blask. Mwi co po rosyjsku do
kierowcy. Ten kiwa gow, cofa si i zamyka za sob drzwi prowadzce na wskie schody.
- A gdzie jestem?
- Chod. - Stella prowadzi j do dalszego pomieszczenia. Po wewntrznej stronie wyso-
kich, brudnych okien niegdy zapewne wisiay aluzje. - To Kreml - mwi Stella, wskazujc
najbliszy budynek - i Duma. - Cayce ogarnia wzrokiem wntrze. ciany, niemalowane co
najmniej od czasw sowieckich, przypominaj nomiya na Roppongi, nikotyna dziesitki lat
osiadaa na farbie, ktra kiedy moga by kremowa. Jest popkana, nierwna. Klepki podogi
gin pod warstwami lakieru; najwieszy jest kasztanowy. Dwa bardzo nowe, bardzo biae
biurka z Ikei, profilowane krzesa obrotowe, para komputerw osobistych i kosze na papiery.
Na cianie dugi, skomplikowany wykres na trzech poczonych, biaych tablicach. - Siergiej
twierdzi, e to produkcja, ktra nigdy si nie koczy - dodaje, widzc, e Cayce patrzy nie na
widok z okna, ale na wykres. - Oczywicie, tu twrczo dopiero si zaczyna.
- Ale czy si skoczy? - Cayce czuje, e si rumieni, zaenowana, poniewa nie potrafia
si powstrzyma, aby nie wyskoczy z kolejnym bezporednim pytaniem.
- Chodzi ci o narracj linearn?
- Musiaam spyta. - Czuje si tak, jakby WParkUbrany, Bluszcz, Celulo i Maurice, caa
ekipa F:E:F czekaa w kulisach, liczc na ni.
- Nie wiem. Ktrego dnia moe zacznie ci i klei, tak jak zrobia ze swoim szkolnym
filmem; skrci dzieo do jednej klatki. A moe ktrego dnia te postaci zaczn mwi. Kto
wie? Nora? Ona nie mwi. - Wchodzi mody czowiek o bujnych rudych wosach, kiwa im
gow i zasiada przed jednym z komputerw. - Chod - mwi, ruszajc tam, skd przyszed
rudzielec. - Znasz ide squatu? Zajmowanie pustostanw, jak w Amsterdamie albo Berlinie.
- Tak.
- Nie macie tego w Ameryce?
- Nie cakiem.
- Tu wanie by taki pustostan. Te pokoje byy sawne w latach 80. Zajto je na imprez.
Siedmioletni. Nieprzerwan. Ludzie przychodzili, imprezowali, przychodzili inni, niektrzy
odchodzili, impreza trwaa, zawsze. Mwio si o wolnoci, sztuce, rzeczach duchowych.
Nora i ja chodziymy do szkoy, kiedy przyszymy tu pierwszy raz. Nasz ojciec bardzo by
si gniewa, gdyby nas tu zobaczy. Nie dowiedzia si. - Kolejny pokj jest wikszy, peny
stanowisk komputerowych, oddzielonych laminatowymi pytami. Ekrany s wygaszone, krze-
sa puste. Na jednym z monitorw siedzi Garfield z plastiku, rne maskotki oznaczaj sta-
nowiska rnych osb. Cayce podnosi kwadrat przezroczystego akrylu. W rodku laserem
wycite logo Coca-Coli, nieporadny rysunek wieowcw WTC i sowo PAMITAMY.
Szybko go odkada. - Teraz trudno to sobie wyobrazi. Kiedy tu piewa Wiktor Tsoi.
W tamtej epoce ludzie mieli czas. System zapada si pod wasnym ciarem, ale kady mia
prac, czsto bezsensown, bardzo le patn, ale kady mia za co je. Ludzie cenili przy-
ja, rozmawiali do witu, jedli i pili. Wielu yo jak wieczni studenci. Nie mylao si
o sprawach materialnych. Teraz mwimy, e wszystko, czego Lenin uczy nas o komunizmie,
byo kamstwem, a wszystko, czego uczy o kapitalizmie, prawd.
- Co tu robicie?
- Transferujemy dzieo siostry do pracowni.
- Czy ona jest tu teraz?
- Pracuje. Zaraz j zobaczysz.
- Aleja nie mog jej przeszkadza...
- Nie. Kiedy pracuje, jest. Zrozum. Kiedy nie pracuje, nie ma jej. Czwarty pokj mieci
si na kocu wskiego korytarza. Sufit jest
rwnie wysoki jak w innych pomieszczeniach, jasne ciany ciemniay do wysokoci ra-
mienia, przez lata brudzone odciskami rk. Drzwi w gbi, gadkie i biae, robi wraenie
niematerialnych na tle uszczcego si tynku.
Stella otwiera je, cofa si, agodnym gestem zaprasza Cayce do rodka.
Cayce w pierwszym odruchu myli, e pokj jest pozbawiony okien, owietlony jedynie
najwikszym ekranem ciekokrystalicznym, jaki w yciu widziaa, kiedy oswaja si jednak
z pmrokiem, dostrzega w gbi trzy wysokie, wskie okna, zamalowane na czarno. Ale reje-
struje to tylko czci wiadomoci, moduem prymitywnych ssakw, ktry wycznie skanu-
je otoczenie i rejestruje potencjalne drogi ewakuacji. Inteligencja wyszego rzdu bez reszty
skupia si na ekranie, na ktrym zastyga klatka nigdy nie widzianego segmentu.
Oto chopak, jakby widziany oczami dziewczyny, ktr moe chce pogadzi na poe-
gnanie. Wyciga rk.
Kursor miga jak celownik bombowca, zastyga na kciku ust. Kliknicie. Wielkie zblie-
nie, rozwarstwienie obrazu do poziomu ziarna. Szybki retusz. Kliknicie. Odjazd.
Wyraz twarzy chopca, nastrj ujcia uleg zmianie.
To byoby na tyle, jeli chodzi o pogldy kompletystw - myli Cayce. Emefy s dzie-
em w akcie tworzenia.
- Oto Nora - mwi Stella, bezszelestnie mijajc Cayce i kadc rce na osonitych szalem
ramionach postaci siedzcej przed ekranem. Prawa do Nory zastyga. Nadal spoczywa na
myszy, chocia Cayce wyczuwa, e nie ma to adnego zwizku z dotkniciem siostry czy
obecnoci nieznajomej.
Cayce nadal nie widzi twarzy. Wosy Nory, jak i siostry, s dugie i ciemne, rozdzielone
porodku gowy, lni, odbijajc blask ekranu.
Stella zwraca si po rosyjsku do siostry i Nora powoli si odwraca, powiata bijca
z ekranu owietla jej profil trzy czwarte.
To twarz Stelli, ale przecita szram, zygzakowatym pionowym uskokiem. adnych
blizn, tylko ko sterczy, napinajc skr rwnie gadk i bia jak Stelli.
Cayce patrzy w ciemne oczy. Nora j widzi. Potem przestaje widzie. Wraca do ekranu.
Stella przyciga biurowe krzeso.
- Siadaj. Obejrzyj jej twrczo. - Cayce potrzsa przeczco gow, oczy piek j od ez. -
Siadaj - bardzo agodnie mwi Stella. - Nie bdziesz jej przeszkadza. Przebya dug drog.
Musisz obejrze to, co robi.

Kiedy wychodzi z pokoju Nory, zegarek informuje j, e miny ponad trzy godziny.
Zastanawia si, czy kiedykolwiek zdoa komu opisa, nawet WPar-kUbranemu, co
przeya. Jak ogldaa segment, a waciwie kociec segmentu, budowany prawie z niczego.
Ze szcztkw znalezionego wideo. Jak kiedy jaki mczyzna sta na peronie, odwrci si
i podnis rk; uchwycono ruch i daleko pniej ziarnisty obraz znalaz drog do jednego
z pomocniczych ekranw Nory. I dzi wybra go wdrujcy, mkncy kursor. Fragmenty gestu
mczyzny staj si szcztkami zachowa chopca w ciemnym paszczu z podniesionym ko-
nierzem. Chopca, ktrego ycie, jak si wydaje, jest ograniczone do miasta w ksztacie litery
T, miasta, ktre nakrela Nora, tworzc emefy. Cayce rozumie, e wiadomo Nory jest
ograniczona czy te przywizana do odamka w ksztacie litery T w jej mzgu, czci mecha-
nizmu uzbrajajcego zapalnik miny typu Claymore, ktra zabia jej rodzicw, osiadego zbyt
gboko, grocego zbyt wielkim niebezpieczestwem podczas usuwania, aby ktokolwiek
odway si go tkn. Ta cz wysza w tysicach egzemplarzy spod automatycznej prasy
jakiej amerykaskiej fabryki zbrojeniowej. By moe robotnicy, ktrzy j formowali, myle-
li, e posuy zabijaniu Rosjan, jeli w ogle myleli o tym, do czego i przeciwko komu po-
suy. Ale teraz wojna Wina i Baranova jest skoczona, wojna stara jak ceglane zabudowania
za przyczep; zostay betonowe supki ogrodzenia i echo psiego szczekania. I ten element
uzbrojenia, moe bdzcy od przegranej wojny Sowietw z ich nowymi nieprzyjacimi,
znalaz drog do rk nieprzyjaci wuja Nory i maleka cz bezlitonie prostego, tylko lek-
ko znieksztaconego wybuchem urzdzenia wleciaa w sam rodek mzgu Nory. I to stamtd,
i z innych ran teraz wyaniaj si emefy, do wtru cierpliwych, regularnych klikni kompute-
rowej myszy.
W tamtym zaciemnionym pokoju, z ktrego oczyszczonych okien mona by ujrze
Kreml, Cayce stana przed rdami wspaniaego cyfrowego Nilu, ktrego poszukiwaa ra-
zem z przyjacimi. S w pynnych, precyzyjnych ruchach bladej kobiecej doni. W ledwo
syszalnych klikniciach, znaczcych elementy obrazu. W oczach, naprawd patrzcych jedy-
nie wtedy, kiedy s skierowane na ekran.
To tylko rana przemawia bezgonie w mroku.

Stella zastaje j na korytarzu z twarz mokr od ez, zacinitymi powiekami, wcinit
w tynk tak nierwny jak ko na czole Nory. Kadzie rce na jej ramionach.
- Teraz widziaa jej twrczo. - Cayce otwiera oczy, kiwa potakujco gow. - Chod -
mwi Stella - rozmazaa si. - Prowadzi j obok stanowisk komputerowych, do kuchni,
w ktrej panuje blask zachodu. Podstawia gruby kb szarego papierowego rcznika pod stary
mosiny kran i podaje Cayce nasiknity, ta przykada go do rozpalonych powiek. Papier
jest szorstki, woda zimna. - Zostao tylko par takich budynkw - Stella przerywa cisz. -
Ziemia jest za droga. Nawet nasze ukochane miejsce z modoci nie mogo pozosta niczyje.
Wuj musia je kupi. Chroni je przed inwestorami, bo Nora dobrze si tu czuje. Koszt nie ma
dla niego znaczenia. Chce, ebymy byy bezpieczne i eby Norze byo jak najlepiej.
- A ty? Czego ty chcesz, Stello?
- Chc, eby wiat pozna jej twrczo. Skd moecie wiedzie, jak tu yli artyci.
W takich pokojach ludzie oddawali ycie budowaniu caych wiatw, pulsujcych krwi
i myl, a potem nikt nigdy ich nie oglda. Umieray razem z twrcami, szy do ziemi. Teraz
to, co robi Nora, czy si z morzem. - Umiecha si. - To sprowadzio ci do nas.
- Czy to wasi rodzice, Stello? Ta para?
- Moe, kiedy byli modzi. Tak, przypominaj ich. Ale jeli Nora tworzy jak opowie,
to chyba nie o naszych rodzicach. Nie o ich wiecie. To inny wiat. To zawsze jest inny wiat.
- Tak - przytakuje Cayce, odkadajc zimny, ociekajcy wod kb papieru. - To inny
wiat. Stello, jak mylisz, przed czym chroni was ci, ktrzy pracuj dla waszego wuja?
- Przed jego wrogami. Przed kadym, kto chciaby nas wykorzysta, eby go skrzywdzi.
Musisz zrozumie, e w wypadku takiego czowieka jak wujek, te zabezpieczenia wcale nie
s niezwyke. Niezwyke jest to, e Nora jest artystk i niezwyka jest jej sytuacja, jej stan i e
zaley mi na tym, aby jej twrczo bya ogldana. Tak, to jest niezwyke, ale nie to, e mu-
simy by chronione. Nie tu.
- Ale czy rozumiesz, e jestecie chronione przed czym jeszcze, by moe bezwiednie?
- Nie rozumiem.
- Sztuka twojej siostry staa si bardzo cenna. Rozumiesz, odniosycie sukces. Sztuka
Nory to autentyczna tajemnica ukryta w sercu wiata i coraz wicej ludzi na caym wiecie
powica jej uwag.
- Ale gdzie tu niebezpieczestwo?
- My te mamy bogatych i potnych. Wszystko co zwraca uwag wiata, staje si cenne,
choby tylko potencjalnie.
- Komercjalizacja? Wuj nie pozwoli na tego rodzaju dewaluacj.
- To ju jest cenne. Cenniejsze, ni sobie wyobraasz. Komercjalizacja bdzie po prostu
polegaa na oznaczeniu towarw znakiem kojarzcym si emefami, na franchisingu. S lu-
dzie, ktrzy si tym bardzo interesuj, Stello. Przynajmniej jeden z nich, bardzo sprytny
czowiek. Wiem, bo pracuj dla niego.
- Tak?
- Tak, ale postanowiam, e nie powiem mu, e was znalazam. Nie powiem mu, kim je-
stecie ani gdzie, ani kim jest Nora, ani niczego, czego si tu dowiedziaam. Nie bd dla nie-
go pracowa. Ale inni bd was szuka i znajd, i musicie by gotowe.
- Jak to gotowe?
- Nie wiem. Sprbuj to okreli.
- Dzikuj - mwi Stella. - To cudowne, e widziaa jej twrczo.
- Dzikuj.
ciskaj si, Stella cauje j w policzek.
- Twj kierowca czeka.
- Odelij go, prosz. Musz si przej. Poczu miasto. I nie widziaam metra.
Stella wyjmuje z kieszeni szarej spdniczki telefon i naciska przycisk. Mwi co po ro-
syjsku.
38.
PUPPENKOPF

Trafia na zatoczony Arbat.
Zostawiwszy za sob opuszczon kamienic i Gieorgiewskij, dryfowaa bez celu ulicami,
a trafia na czerwone M, znak metra.
Schodzc, zapacia, zbyt duym banknotem i z trudnoci zebraa etony z jarzcego si
plastiku barwy zabawkowych szkielecikw, byszczcych w ciemnociach. Kady eton ze
znakiem M. Ju jeden wystarczyby jej na podr, ktrej kierunku i stacji nigdy nie pozna.
Oddaa si marzeniu, ktre zafascynowao ojca - monumentowi na stalinowsk mod,
niesamowitemu moskiewskiemu metru.
Pod ziemi groteskowa gigantomania jeszcze si podwoia, przepych stacji przekroczy
dziecice marzenia Cayce. Zocone brzy, bladorowe marmury z ykami barwy akwama-
ryny, grawerowane gigantyczne byskotki mocowane do filarw dwigajcych podziemne
hale, blisze salom balowym ni peronom metra, promieniste yrandole. Jakby cae bogactwo
ostatniego imperium XIX wieku, jak je nazywa Win, bogactwo, ktre przetrwao najcisze,
najbardziej ponure lata 30., zasilio te bazyliki transportu publicznego.
Byo to tak oszaamiajce, miao tak niewiarygodn si oddziaywania, e zajo ca jej
uwag i przynajmniej czciowo odcigno od tego, co czua, gdy schodzia stromymi scho-
dami ku brzkliwym stalowym drzwiom i gdy wracaa w bolenie ostre wiato dnia.
Nie miaa pojcia, gdzie jedzia przez co najmniej dwie godziny, przesiadajc si impul-
sywnie, na chybi trafi, kierujc si ku szalonym, majestatycznym schodom, zwykym, ru-
chomym. A w kocu wyonia si na powierzchni, trafiajc na szeroki i zatoczony Arbat,
na ktrym modu niesamowite!-ale-to-przecie-zupenie-jak usiowa jej wmwi, e to zu-
penie jak Oxford Street, chocia tak naprawd to wcale nie Oxford Street.
Spragniona wchodzi do lokalu, przypominajcego z pozoru wosk knajp (modu po-
rwnujcy znw zawodzi), oferujcego napoje bezalkoholowe i dostp do Internetu. Kupuje
butelk wody mineralnej i pgodzinne poczenie, aby sprawdzi poczt.
Klawisze opisane cyrylic; Cayce wci niechccy wciska klawiszow kombinacj rezy-
gnacji z emulacji klawiatury angielskiej, po czym nie moe znale kombinacji powrotnej, ale
udaje si jej cign i odczyta wiadomo od WParkUbranego.

Zwykle udaj tak samo zblazowanego jak inne pretensjonalne dupki, ale musz powie-
dzie, e ta twoja londyska agentka od organizacji podry zna si na rzeczy. No, bo: siedz
na Charles de Gaulle w fotelu Air France z najdelikatniejszej, rcznie wyprawianej skry, od
Hermesa, ogldam CNN we francuskiej wersji jzykowej i czekam na najblisze poczenie
do Moskwy. Kopot w tym, cho to nie wina Sylvie, e co wkurwio tutejsze czujniki mate-
riaw wybuchowych i nawet my, z uberklasy, musimy czeka, a samoloty bd mogy lata.
Posadzili ca nasz pitk przed, musz z cikim sercem przyzna, najlepszym zimnym
bufetem, jakiego w yciu kosztowaem, i wci otwieraj szampana. By moe nie wspo-
mniaem o tym wczeniej, ale od ostatnich nieprzyjemnoci byem jednym z tych, ktrzy nie
skacz do gry z radoci na myl o lataniu; std tamten pocig do Darryla. Ale tempo wyda-
rze i poziom rozpieszczania s takie, e do tej pory nie byem za bardzo wiadom tego, co
si dziao. Mam wraenie, e Ameryka skoczya si przy bramce hali odlotw. I kiedy tylko
doprowadz te czujniki do porzdku, pdz w twoim kierunku, chocia by moe znw trzeba
bdzie mnie nauczy, jak samemu karmi si i myje. Moesz si przyda, szykujc zapas tych
malutkich gorcych rczniczkw. Dziki raz jeszcze.

Zabiera si do odpowiedzi, ale znw trafia nie ten klawisz, co powinna. Pracownik obsu-
gi zaprowadza porzdek z alfabetami, Cayce pisze:

Byam tam. Spotkaam si z ni. Ni. No, raczej, widziaam. Patrzyam na jej twrczo.
Jestem w kafejce internetowej i chyba wci to analizuj. To trudne do opisania. Zreszt to
bezcelowe, naprawd. To jeste prawie na miejscu. Ciesz si! Moe ju doleciae, nie wr-
ciam jeszcze do hotelu.

Odlegy huk, moe wybuch. Cayce podnosi wzrok. Syreny zaczynaj wy.
Obsugujcy podszed do drzwi i spoglda w gr Arbatu, i nagle Cayce jest z powrotem
w samochodzie, jedzie do Stonestreeta, widzi motocyklist lecego na plecach, prawdopo-
dobnie ze zamanym karkiem, twarz wystawion na deszcz. Przepywa j dreszcz, czuje
miertelno.

Powiniene co wiedzie, a jak do tej pory nikt inny tego nie wie: stel-lanor@armaz.ru,
Stella, to nie twrca, to jej siostra.

WYLIJ.
Dopija wod, wylogowuje si, zelizguje z wysokiego krzesa. Nadal syszy syreny, ale
jakby z wikszej odlegoci. Teraz musi znale takswk. Zarejestrowan.

Kiwajc gow chopakom z ochrony w kevlarowych kamizelkach, przypomina sobie, e
nadal nie odebraa paszportu.
Hol hotelu Prezydent jest nadal tak samo rozlegy i nawet mniej zaludniony, a jej danie
wywouje w recepcjonicie jaki gboki, atawistyczny odruch z epoki sowieckiej. W jednej
chwili jego twarz traci wszelki wyraz i wpatruje si w ni mruc oczy. Odwraca si, znika za
drzwiami w boazerii i nie ma go prawie dziesi minut, zegarek Cayce wiadkiem. Ale wraca
z paszportem i oddaje go jej bez sowa.
Cayce pamita wszystkie opowieci Wina i sprawdza, czy to faktycznie jej paszport, czy
ma wszystkie strony, i czy nie przyleciaa skdind, ni byo w rzeczywistoci. Wszystko jest
takie, jak powinno.
- Dzikuj.
Wkada go do kopertwki Stasi.
Czas na dug kpiel, w dugiej brzowej wannie. Potem zadzwoni na recepcj i spyta,
czy nie pojawi si niejaki pan Gilbert. Kiedy si odwraca, przed ni stoi Dorotea Benedetti.
- Musimy porozmawia.
Jest w czerniach, na szyi ma co z prawdziwego zota, grubsze ni acuszek; uczesana
idealnie jak zawsze, ale ma mocniejszy makija.
- Dorotea? - To oczywicie ona, ale jaki instynkt kae Cayce gra na czas. Jeszcze gb-
szy instynkt kae ucieka.
- Wiem, e je znalaza. Hubertus nie wie, ale oni wiedz.
- Kto?
- Aparat Wokowa. Ludzie, ktrzy mnie zatrudniali. Musimy zaraz porozmawia. Chod
ze mn do baru.
- Mylaam, e pracujesz dla Hubertusa.
- Chodzi mi nie tylko o siebie, o ciebie te. Wytumacz. Jest mao czasu. - Odwraca si,
nie czekajc na odpowied, i maszeruje po brzowo-ochrowym placu defilad, zapewne
w kierunku baru. Na jej rajstopach z tyu wida stylizowane we, jakby szew, od pity do
poowy ydki.
Cayce idzie za ni, nie czujc cienia zaufania, supe lku zaciska si midzy opatkami.
Ale musi jej wysucha, bez wzgldu na to, co ma do powiedzenia.
W barze do przesady krluje motyw padziernika; bukiety suszonych kwiatw wielkoci
stogw siana okupuj zasypane limi przycienne stoliki, dodatkowo zastawione imitacjami
bladych tykw, ktre niepokojco kojarz si z czaszkami. Na cianie wisi lustro w brzowej
oprawie z ciemnozotymi ykami.
Jest tu dziewczyna w zielonych butach, chocia nie ma ich na sobie. Cayce rozpoznaje
pomienie z wowej skrki maksymalnie wyeksponowane na stoku barowym. Nie tylko jej
udao si przekona ochron, jest tu co najmniej tuzin jej koleanek i towarzysz klienteli
lokalu, skadajcej si wycznie z duych, starannie ogolonych, krtko ostrzyonych, uderza-
jco kwadratogowych mczyzn w ciemnych garniturach. Bar to jaka dawno zagubiona
Ameryka, z niebiesk warstw papierosowego dymu i Frankiem Sinatr, ktrego obecno
wcale nie ma znaczenia ironicznego. Gesty mczyzn rzebi z dymu i muzyki ksztaty trium-
fu i imperium, klski i frustracji.
Dorotea ju siedzi przy dwuosobowym stoliku, kelner w biaej kurtce przeadowuje na-
pitki z tacki: kieliszek biaego wina dla Doro-tei, perriera i wysok szklank z lodem stawia
z drugiej strony.
- Zamwiam ci - mwi Dorotea, kiedy Cayce siada. - Musisz bardzo si spry, wic
alkohol nie jest chyba najlepszym pomysem.
Barman nalewa perriera i odchodzi.
- Co masz na myli?
Dorotea spoglda na ni.
- Nie oczekuj, e mnie polubisz. W tej sprawie kieruj si wasnymi interesami, ale teraz
moim interesom najlepiej suy pomaganie tobie. Nie wierzysz mi, ale prosz, rozwa t mo-
liwo. Co wiesz o Andrieju Wokowie?
Wokowa. Stella Wokowa. Cayce gra na czas, pociga yk wody mineralnej. Wydaje si
zwietrzaa.
- To ich wuj - mwi niecierpliwie Dorotea. - Wiem, gdzie dzi bya. Wiem, e si z nimi
spotkaa. Wokw wkrtce te si dowie.
- Nigdy o nim nie syszaam. - Ma wyschnite gardo, pociga kolejny yk.
- Niewidzialny oligarcha. Duch. Prawdopodobnie najbogatszy ze wszystkich. Wyszed
nietknity z wojny bankierw w 1993, potem zgarn jeszcze wicej. Zaczyna od zorganizo-
wanej przestpczoci, to tutaj naturalne. Jak wielu, ponis osobiste straty. Zabito mu brata.
Jego dziaalno wie si z czym, co naleaoby raczej nazywa polityk ni przestpczo-
ci, ale w Rosji takie rozrnienia zawsze byy naiwne. - Pociga yk wina.
- Doroteo, co ty tu robisz? - Cayce zadaje sobie pytanie, co czuaby, gdyby to spotkanie
nastpio innego dnia. Po tym co wieo przeya, po obejrzeniu tego, jak tworzone s emefy,
nie czuje lku czy gniewu, chocia pamita, e Dorotea budzia w niej oba te uczucia. Supe
na plecach si rozlunia.
- Czyha na ciebie bliskie niebezpieczestwo. Ze strony aparatu Wokowa. Zagraasz im,
bo poznaa bratanice ich szefa. To nie powinno si zdarzy.
- Ale przecie wcale nie s cile strzeone. Posaam e-maila. Stella odpowiedziaa.
- Skd miaa adres?
Szka Baranova byskaj w promieniu angielskiego soca, przenikajcego dziuraw ka-
roseri przyczepy. Z oczu wygldaj gbokie pokady chodu i nieufnoci.
- Od Boonea - kamie.
- Niewane - mwi Dorotea i Cayce jest zadowolona, e niewane, chocia chce powie-
dzie Dorotei, e Boone jest w Ohio, w Sigil.
- Opowiedz mi o twoim ojcu - mwi Dorotea. - To jest waniejsze. Jak si nazywa?
- Win. Wingrove Pollard.
- I zagin w Nowym Jorku w dniu zamachu na WTC?
- Poprzedniego wieczoru zgosi si do hotelu, a rano wzi takswk. Ale nie znalelimy
kierowcy i nie moemy znale jego.
- Niewykluczone, e mog pomc ci go znale - mwi Dorotea. - Skocz t wod.
Cayce dopija perriera. Opadajce kostki lodu tuk o zby, sprawiajc bl.
- Cholera, moje zby - mwi, odstawiajc szklank.
- Powinna bardziej uwaa - podsumowuje Dorotea. Cayce patrzy w stron baru i widzi,
e aplikacje z wowej skrki na spdniczce tamtej dziewczyny pezaj, wilgotne i lnice.
W pomienistych wyciciach napitego materiau wida yw zielono-czarn wow skr.
Cayce chce o tym powiedzie Dorotei, ale wydaje jej si to jako krpujce. Czuje si niepo-
radnie, bardzo oniemielona. Dorotea wlewa resztki perriera do szklanki Cayce. - Czy nigdy
nie przyszo ci do gowy, e mogabym by Mamm Anarchi?
- To niemoliwe - mwi Cayce - nigdy nie mwisz, e co jest hegemonistyczne.
- O co ci chodzi?
Cayce czuje rumieniec.
- Umiesz si adnie wysowi, ale nie wydaje mi si, eby sta ci byo na wymylenie te-
go wszystkiego. Tych teorii, ktre doprowadzaj do szau WParkUbranego. - A moe nie
powinna tak mwi? - Sta ci?
- Nie. Pij t wod. - Cayce pije, uwaajc na ld. - Ale mam maego puppenkopfa, ktry
mi pomaga. Mwi, co chc powiedzie, a on tumaczy na jzyk Anarchii, eby zdenerwowa
twojego najbardziej denerwujcego przyjaciela. - Dorotea si umiecha.
- Puppen... co?
- Pacynk. Amerykanina, studenta ostatniego roku. W ten sposb mog by Mamm.
I teraz ty te jeste moim maym puppen-kopfem. - Wyciga rk nad stolikiem i gadzi poli-
czek Cayce. - I nie bdziesz nam wicej sprawia kopotw, adnych, ale to adnych. Teraz
jeste grzeczn dziewczynk i powiesz mi, skd masz ten adres e-mail, prawda?
Tylko e na stoliku pod cian s trupie czaszki i kiedy Cayce otwiera usta, aby powie-
dzie o tym Dorotei, widzi za barem samego Bi-bendum, waki bladego, gumowatego cielska
jak fady sflaczaego ste-rowca, tuste, wstrtne. Usta Cayce zastygaj otwarte, tak e nie wy-
daje adnego dwiku, podczas gdy straszliwe oczy ludzika Michelin mierz j naprawd
zym wzrokiem i chyba ten jeden jedyny raz w yciu syszy EVP - gdy z gbi gosu Sinatry,
tego leniwego zakola wokalnej rzeki, wyskakuje dziwnie jaskrawy, poskrcany, komiksowy
dymek, robi soniczny ekwiwalent salta w ty i odzywa si gosem ojca, chocia skompreso-
wanym z uwagi na nieprawdopodobny dystans.
- Dosypaa wistwa do mineralnej. Krzycz.
Wic krzyczy.
Kiedy robi si czarno, zaciska jeszcze palce wok czego gadkiego i zimnego, lecego
na samym dnie kopertwki Stasi.
39.
CZERWONY PY

Chocia nigdy wczeniej jej nie zauwaya, na pewno ma stalow, zrcznie uksztatowan
obrcz, dokadnie przylegajc do nieregularnych wypukoci wewntrznej czci obrzea
czaszki.
Teraz, kiedy wie ojej istnieniu, zdaje sobie spraw, e wykonano j z cienkiego, wiesza-
kowego prta, tylko o wiele mocniejszego i sztyw-niejszego. Wie, bo j czuje, gdy kto obra-
ca klucz wsunity w czoo, rwnie metalowy, w ksztacie litery T, z jednostronnym, niesy-
chanie delikatnym rysunkiem, map miasta, ktrego nazw niegdy znaa, ale teraz umyka jej,
pogronej w niedoli, gdy obrcz si rozpra. Rozpra si po kadym obrocie klucza, spra-
wiajc jej rozdzierajcy bl.
Otwierajc oczy, przekonuje si, e le dziaaj, nie tak, jak si tego spodziewaa.
Bd musiaa nosi okulary - myli, zamykajc powieki. Albo szka kontaktowe. Albo
bd musiaa przej t operacj laserem. Wie, e to wynalazek rosyjskiej medycyny, dzieo
przypadku, po tym jak uratowano pacjenta z rozcit rogwk, przywiezionego z wypadku
samochodowego...
Znw otwiera oczy.
Jest w Rosji.
Prbuje unie rk, aby dosign bolcej gowy, ale przekonuje si, e nie moe.
Przeprowadza inwentaryzacj przestrzeni. Ley na plecach, zapewne na ku i nie moe
ruszy rkami. Ostronie unosi gow, jak przed setk w pilatesie, i widzi, e rce s na swo-
im miejscu, a przynajmniej tak to wyglda, pod cienkim szarym kocem i zoonym biaym
przecieradem, ale skrpowane pasami z szarej plecionki, jednym tu poniej ramion, drugim
tu poniej okci.
Nie wyglda to dobrze.
Opuszcza gow i jczy pod wpywem szybkiego obrotu klucza, co najmniej dwukrotne-
go.
Sufit, na ktrym udaje si jej skupi wzrok, jest gadki i biay. Obracajc nieporadnie
gow, widzi rwnie gadk i rwnie bia cian. Po lewej wycznik wiata, prostoktny
i nijaki, a potem rzd przynajmniej trzech pustych ek, z pomalowanego na biao metalu.
Wykonaa mas pracy i jest bardzo zmczona.

Siwowosa kobieta w szarym kardiganie na workowatej, szarej sukience przyniosa tac.,
ko podniesiono, Cayce moe psiedzie. Zlikwidowano pasy, a take regulowan ob-
rcz w czaszce.
- Gdzie jestem?
Kobieta co mwi, nie wicej ni cztery sylaby, i kadzie tac na drucianej podstawie na
brzuchu Cayce. Jest na niej plastikowa miska z czym jakby zup rybn z maami, cho mo-
e bez may, i plastikowy kubek szarawo-biaego pynu.
Kobieta podaje Cayce dziwn, stpion yk, ktra okazuje si by z jakiego gitkiego
plastiku, na tyle sztywnego, e mona ni je zup i na tyle mikkiego, e mona j wygi
w pak. Cayce zjada zup, ktra jest ciepa, gsta i bardzo dobra, a take doprawiona, jak
adne szpitalne danie.
Cayce podejrzliwym wzrokiem spoglda na szary napj. Kobieta wyciga palec i mwi
jedn sylab.
Okazuje si, e pyn smakuje troch jak bikkle. Organiczny bikkle.
Kiedy koczy i odkada kubek na tack, kobieta w nagrod wypowiada neutraln w tonie
monosylab. Zabiera tack, przechodzi przez pokj, otwiera jedyne drzwi barwy kremowej
i wychodzi, zamykajc je za sob.
Usytuowanie ka uniemoliwio Cayce zobaczenie czegokolwiek za drzwiami, ale jeli
to szpital, to pewnie wychodz na korytarz.
Siada, odkrywajc, e jest w dugiej szpitalnej koszuli bez plecw, uszytej z cienkiej,
spranej do granic flaneli, z prawie ju niewidocznymi rowo-tymi klaunami na bladonie-
bieskim tle.
Lampa na suficie nagle si rozmywa, ale nie znika.
Cayce odrzuca na bok koc i przecierado. Uda ma cae w siniakach. Zsuwa nogi z ka.
Zbiera si w sobie, pewna, e porywa si na niemoliwe. Ale utrzymuje si na nogach.
Pokj, czy raczej sal, wycielono jednolit warstw czego szarego i gumowego, pokry-
tego drobinami piasku.
Stawia stopy razem i szuka magnesw, jak mwi opis izome-trycznego wiczenia
w pilatesie, punktw skupienia, napina minie ng. Maksymalnie prostuje krgosup. Ogra-
nia j fala zawrotw gowy. Odczekuje, a minie. Skrca si w kbek, opuszcza gow, zwija
ebro po ebrze, rwnoczenie uginajc nogi w kolanach, a kuca, zwieszajc swobodnie
gow...
Co jest pod kiem. Co czarnego.
Cayce zastyga. Klka i wyta wzrok. Wyciga rk, maca. To jej walizka. Wysuwa j
spod ka. Zamek byskawiczny jest rozpity, pozwijane rzeczy wysypuj si na zewntrz.
Obmacuje je, wyczuwa dinsy, sweter, zimny liski nylon zewntrznej warstwy ricksona. Ale
nie ma kopertwki Stasi ani torby podrnej. Nie ma telefonu, laptopa, portfela, paszportu.
Zamszowe buty stamszono i wcinito do jednej z bocznych kieszeni.
Wstaje i rozwizuje tasiemki na karku, uwalniajc si od tego stroju cyrkowego klauna,
w ktrym wieci goym tykiem. Naga stoi chwil w zielonkawym, jarzeniowym pmroku,
po czym znw si schyla i po omacku rozpoczyna wyszukiwa swoje rzeczy. Nie odnajduje
skarpetek, musz wystarczy majtki, dinsy, czarny T-shirt. Siada na skraju ka, zawizuje
buty.
Uwiadamia sobie, e drzwi przecie bd zamknite na klucz. Na pewno.
Nie s zamknite. Przycisk ustpuje gadko. Drzwi lekko obracaj si na zawiasach.
Otwiera je.
Korytarz - tak; szpital - nie. Moe szkoa?
ciana bladoturkusowych szafek z trzycyfrowymi plakietkami. Jarzeniwki. Na pododze
linoleum korkowego koloru.
Korytarz na lewo koczy si brzowym wyjciem awaryjnym. Po prawej szklane drzwi
z porczami, wiato soca.
atwy wybr.
Rozdzieraj j sprzeczne pragnienia. Chce rzuci si do ucieczki, a wie, e powinna si
zachowywa, jakby miaa prawo przebywa w tym budynku, chocia nie wiadomo, co to za
budynek ani czemu suy. Otwiera drzwi i wychodzi jakby nigdy nic.
Soce olepiaj. Niemoskiewskie powietrze pachnie letni rolinnoci. Osaniajc oczy
przegubem, oszoomiona blaskiem idzie przed siebie, w kierunku jakiego pomnika. To Le-
nin, gigantyczny marksistowski krasnal ogrodowy, tak aerodynamiczny, e prawie nierozpo-
znawalny. Uksztatowany w biaym betonie pomnik wskazuje drog proletariatowi.
Cayce odwraca si i patrzy za siebie. Ceglany budynek wyglda jak brzydki miejski col-
lege, wykoczony betonow attyk, przypominajc koron Statuy Wolnoci. Midzy wie-
yczkami s okna.
Nie ociga si ani nie przyglda dokadniej. Dalej opada stok wyschnitej trawy,
a wydeptana cieka prowadzi do pytkiego zagbienia terenu, odpywowej niecki poza za-
sigiem wzroku ludzi w budynku.
Wygniecion traw popstrzyy przydeptane niedopaki papierosw z filtrem, kapsle, ka-
waki folii.
Cayce idzie, a dociera do zakurzonego wieca krzeww, naturalnej kryjwki, wyranie
cieszcej si popularnoci. Butelki i puszki, pomity papier, wyschnity kondom, zwisajcy
z gazki jak cz organu trawiennego jakiego wielkiego owada. Jak wida, to te miosne
gniazdko.
Kuca, apie oddech, nasuchujc odgosw pocigu.
Z gry dobiega monotonny huk odrzutowca.
cieka ciele si dalej i gubi w gadkich skakach, dnie sezonowego strumyka. Cayce
kroczy wrd gstszej i bardziej zielonej rolinnoci, a dociera do brzegu niecki.
Na grze widzi ogrodzenie.
Nowsze ni budynek, mocowane na cynkowanych drkach zatopionych w betonie. Siat-
ka zwieczona drutem kolczastym. Cayce powoli podchodzi tam i widzi, e drut jest zwyky,
nie yletowy, z krtkimi ostrzami, zaledwie podwjny.
Oglda si za siebie. Wida tylko krawd attyki na szczycie ceglanego budynku.
Wyciga palce. Bierze oddech. Dotyka siatki najkrcej i najlej, jak potrafi. Nie kopie jej
aden prd, chocia moliwe, e na murach barakw penych znudzonych, uzbrojonych po
zby stranikw wanie zawyy syreny alarmowe.
Ocenia wzrokiem siatk i czubki swoich butw. Nie za bardzo do siebie pasuj. Letnie
miesice w Tennessee nauczyy j, e do przeaenia przez siatk najlepsze s kowbojki. Po
prostu wciskasz czubki w kwadratowe otwory i idziesz w gr bez problemu. Czubki butw
Parco s za szerokie, a podeszwy ledwo profilowane.
Siada na ziemi, rozsznurowuje buty, ciga i mocno wie sznurwki, zdejmuje ricksona
i opasuje si nim, zawizujc rkawy najmocniej, jak si da.
Wstaje, patrzy w gr. Soce jest w zenicie. Sycha dzwonek elektryczny. Obiad?
apie si siatki i wspina, odchylajc w ty, kadc pasko podeszwy. To mczca pozycja,
ale jedyna w tych butach. Rce j bol, ale docieraj do piciocentymetrowej poprzeczki, tu
poniej kolcw.
Zwisa na prawej rce, rozwizuje rkawy kurtki i przerzuca j przez drut.
Mao nie spada, kiedy przekada nog na drug stron, ale w kocu stoi okrakiem, czujc
od razu, jak ostry kolec przebija warstwy formowanego z maniakalnym uwielbieniem nylonu
i cieniutk podszewk.
Przerzucenie drugiej nogi jest trudniejsze. Podchodzi do tego jak do wiczenia gimna-
stycznego. Prosz pynnie. Z wdzikiem. Nie ma powodu do popiechu. (Jest, bo rce dygoc
jej w przegubach). Nastpnie musi oderwa kurtk. Mogaby j zostawi, ale nie zostawi.
Mwi sobie, e nie, bo dowiedzieliby si, ktrdy przesza, ale tak naprawd nie, bo nie.
Rozlega si trzask rozpruwanego nylonu, buty lizgaj si po siatce i lduje na tyku,
z ricksonem w rce.
Wstaje sztywno, oglda porwane plecy kurtki i wkada j.

Zatrzymuje si, kiedy soce mwi jej, e oddalia si ju od ogrodzenia na trzy godziny
marszu.
Rolinno stopniowo nika, wypierana przez wyschnit czerwon ziemi, bez ladu
drogi i wody. Zapasy ywnoci Cayce skadaj si z gustownej wykaaczki z hotelu w Tokio
i opakowanego w celofan mitusa, zapewne z Londynu.
Zaczyna si zastanawia, czy to nie przypadkiem Syberia i auje, e nie ma wiedzy
o Syberii, bo wtedy miaaby jakie przesanki oceny sytuacji. Kopot w tym, e okolica bar-
dziej przypomina skrub australijski, jest tylko jeszcze bardziej wyzbyta ladw ycia. Nie
wida adnego ptaka, uka ani w ogle nic, poza niewyranym odciskiem opon jak godzin
temu. Teraz myli, e powinna bya pj wzdu niego.
Siada na ziemi, ssie wykaaczk i stara si nie myle o swoich nogach, ktre bol jak ja-
sna cholera. Dorobia si pcherzy, o ktrych stara si nie myle i ktrych na pewno nie chce
oglda. Postanawia wydrze podszewk z ricksona i owin ni stopy.
Huk samolotw zaczyna by czci krajobrazu i Cayce zastanawia si, co by sobie po-
mylaa, gdyby nie wiedziaa, co to jest. Czy s jeszcze na wiecie ludzie, ktrym to nic nie
mwi? Nie wie.
Krzywic si, wstaje i rusza dalej, ssc wykaaczk. Dziki temu ma mniej sucho
w ustach.

W tej okolicy zachd soca trwa bardzo dugo. Mnstwo fantastycznych odcieni czer-
wieni.
Kiedy Cayce zdaje sobie spraw, e nie zdoa i w ciemnoci, poddaje si i siada.
- Pikny syf - mwi, uywajc powiedzenia Damiena, ktre dobrze podsumowuje sytu-
acj.
Wyjmuje mitusa, rozwija z opakowania i wkada do ust.
Robi si chodno. Cayce wkada kurtk i zaciga zamek. Niemniej jednak nadal czuje
chd na plecach, bo kurtka jest czciowo w strzpach, po tym jak Cayce wydara podszew-
k, opatulajc stopy. Podszewka troch pomoga, ale dalszy marsz wydaje jej si wtpliwy,
nawet po wschodzie soce.
Stara si nie ssa mitusa, aby nie znikn zbyt szybko. Zapewne powinna go wyj z ust
i zachowa na pniej, ale nie ma gdzie go schowa. Rozsuwa kieszonk papierosow na r-
kawie i znajduje wizytwk hinduskiej restauracji z adresem Stelli. Wpatruje si
w precyzyjn kursyw Baranova koloru zaschnitej krwi, a robi si zbyt ciemno, eby co-
kolwiek dojrze.
Wyjmuje lepkiego cukierka i przez chwil ssie.
Wychodz gwiazdy.
Po chwili, gdy wzrok przywyka do ciemnoci, zauwaa dwie wietlne wiee, daleko,
chyba tam skd przysza. Nie wygldaj jak pamitkowa iluminacja Strefy Zero, ale jak wiee
ze snu, ktry miaa w Londynie, tylko troch sabsze, dalsze. Zwraca im uwag:
- Wasze miejsce nie jest na Syberii. - I wtedy zdaje sobie spraw, e on tu jest. - Chyba
mogabym tu umrze - mwi mu. - Znaczy si, myl, e mogabym.
Tak mogaby - mwi on.
- A umr? Nie wiem.
- Ale czy nie yjesz? Trudno powiedzie.
- Czy w tej muzyce, wczoraj, to bye ty? Halucynacje.
- Mylaam, e w kocu objawio si mamine EVP. Bez komentarza.
Cayce si umiecha.
- A tamten sen w Londynie? Bez komentarza.
- Kocham ci.
Wiem, e mnie kochasz. Musz odej.
- Czemu?
Suchaj.
I odchodzi, i tym razem Cayce skd wie, e na zawsze.
Syszy silnik helikoptera, gdzie za plecami. Maszyna zawraca, Cayce widzi dugi pro-
mie wiata, przeczesujcy martw ziemi, gdy nadlatuje jak morska latarnia, ktra oszalaa
z samotnoci i przeszukuje nag ziemi tak gupio, tak przypadkowo, jak moe to robi tylko
zrozpaczone serce.
40.
UNIWERSYTET MARZE

migowiec przelatuje dokadnie nad jej gow, ale wiato reflektorw pada w bok, nie
obejmuje Cayce. Maszyna jest tak blisko, e Cayce widzi detale obego, tego podwozia,
rozjanione czerwonym, mrugajcym wiatem.
Nastpnie reflektory gasn i czerwone wiateko zawisa nieruchomo.
Wiee znikaj.
Helikopter wraca. Zatrzymuje si pidziesit metrw dalej i promienie wiata znw wy-
strzeliwuj, przebijajc wzbity kurz, i odnajduj j.
Osania oczy. Widzi midzy palcami, jak maszyna siada, niezgrabna, prawie prostoktna.
Jaka posta wyskakuje z drzwi, umieszczonych w boku, i idzie ku niej, rzucajc rozlegy,
niespokojny cie na wiato i kurz.
Rotory zwalniaj, cichn, niespiesznie zastygaj.
Kto zblia si do niej, wychodzc poza blask i zatrzymuje si. Jest niecae dwa metry
przed ni, plecami do blasku.
- Cayce Pollard?
- Kim jeste?
- WParkUbrany.
To zupenie nie mieci si jej w gowie. W kocu pyta:
- Kto zacz wtek, na ktrym opara si formalnie szkoa kompletystw?
- Maurice.
- W odpowiedzi na?
- Wpis DaveaZArizony, opisujcy teoretyczne ograniczenia krcenia na ywo.
- WParkUbrany? To ty?
On robi kko i staje w takim miejscu, e wiato pada mu na twarz. To mczyzna
o rudych, przerzedzonych wosach, gadko sczesanych do tyu. Ma na sobie oliwkowe
spodnie robocze z demobilu, grub czarn koszul rozpit na biaym podkoszulku i na pier-
siach du lornetk. Okulary lornetki wygldaj jak gogle, ale schodz si do pojedynczej
rury, wielkoci i ksztatu latarki.
WParkUbrany siga do kieszeni i wyjmuje wizytwk. Podchodzi i podaj j Cayce. Ta
bierze wizytwk i mruc oczy, podranione kurzem i mocnym, biaym wiatem, patrzy na
ni.

PETER GILBERT
BIAAS W REDNIM WIEKU
OD 1967

Cayce podnosi wzrok.
- Przemys muzyczny - mwi on. - Jak robisz w pewnym nurcie muzyki i siedzisz
w Chicago, bez niego ani rusz.
- Bez kogo?
- Bez Be-Wu-eS-Wu. Takiego jednego biaasa. - Przezornie kuca dwa metry dalej, eby
nie poczua si zagroona. - Moesz chodzi? W helikopterze jest sanitariusz.
- Co tu robisz?
- Wpado mi do gowy, e moe si rozmylia.
- Wzgldem czego?
- Wanie ucieka z jedynego rosyjskiego wizienia, do ktrego ludzie prbuj si wa-
ma.
- Wama? Do wizienia?
- Mwi na nie uniwersytet marze. Tam wanie zabra ci wyspecjalizowany oddzia-
lik Wokowa, po tym, jak Mamma przekarmia ci ryfem.
- Czym?
- Rohypnolem. Koktajlem gwatu. Mg ci zabi, ale taka ju jest nasza Mamma. Z tym
e zareagowaa odwrotnie. Powinna sta si potulna jak baranek, ale wyglda na to, e zbu-
dzia w tobie syberyjskiego tygrysa.
- Naprawd? Bye tam?
- Nie. Wanie zgosiem si do hotelu, kiedy pojawia si karetka i policja. Znasz ten
tekst ze starych westernw, kiedy kowboj umiera z pragnienia na pustyni i zjawia si pomoc,
i pada tekst: Napij si, ale nie za duo?
Wpatruje si w niego, nic nie mwic.
On odpina od pasa plastikow manierk i podaje jej.
Cayce bierze yk, przepukuje usta, wypluwa, pije.
- Miaem wraenie, e Mamma wci prbowaa zapanowa nad sytuacj, ale
z rozkwaszonym nosem i okiem spuchnitym do tego stopnia, e zupenie zniko, nie bya
zbyt przekonujca.
- Wiedziae, e to ona?
- Nie. Nie wiedziabym te, e to ty, gdybym nie usysza pi razy Pollard, czy co
w tym rodzaju. Prawd mwic, widziaem kilka zdj na Google, ale na noszach nie wygl-
daa superrewelacyj-nie. Z tym e dama z rozkwaszonym nosem tak bardzo wyazia ze sk-
ry, e mao jej nie aresztowano. Mwia co w stylu, e powinni zawie ci do pokoju, e
ona z tob zostanie. Wtedy wpado trzech goci w czarnych skrach i wszyscy oprcz Mam-
my natychmiast stanli na tylnych apkach. Ty po prostu wyparowaa, razem ze swoimi no-
szami, bez adnego gadania, a Mamma posza ze skrami, nie wygldajc na zbytnio uszcz-
liwion tym obrotem sprawy. Natomiast ja nie bardzo wiedziaem, co mam z sob zrobi.
Sprawdziem poczt. Bya wiadomo od ciebie, z adresem Stelli. Wysaem jej e-maila. Po-
daem, e jestem twoim przyjacielem i opisaem, co przed chwil widziaem. P godziny
potem siedziaem w bmw z niebieskim kogutem i nowym oddziaem czarnych skr, gnajc na
zamanie karku pod prd, do centrum Moskwy. Zanim si zorientowaem, co si dzieje, byem
z Wokowem w jednej z siedmiu sistr...
- Sistr?
- Starekie komuchowskie drapacze chmur jak z horroru, z betonowymi ozdbkami. Nie-
botycznie drogie lokale. Twoim panem Big-endem...
- Bigendem?
- I Stell. Plus paroma ludmi Wokowa i tym chiskim hakerem z Oklahomy...
- Booneem?
- Tym gociem, ktry kontrolowa twoj poczt dla Bigenda. - Cayce przypomina sobie
pokj w Hongo, Boonea podczajcego swojego laptopa do iBooka. - Wybacz, ale kurz,
ktry wzbijaa, ma w sobie za duo tytanu - mwi. - Zapewne przekroczya dzienne zapo-
trzebowanie na ten pierwiastek. Moe by tak pozwolia, ebym wezwa tego sanitariusza?
Pomoe ci dosta si do migowca. - Odbiera od niej manierk, pije, zakrca i wiesza
z powrotem przy pasie.
- Tytan?
- Sowiecka katastrofa ekologiczna. Nie tak wielka jak wysychanie Morza Aralskiego, ale
odbya turystyczn przechadzk rodkiem pasa skaenia przemysowego dugiego na sze-
dziesit kilometrw i szerokiego na trzy. Myl, e dobrze by ci zrobio dokadne wyszoro-
wanie od wewntrz.
- Gdzie jestemy?
- Z tysic trzysta kilometrw na pnoc od Moskwy.
- Jaki dzi dzie?
- Pitek, pitek wieczorem. Stracia przytomno w rod i leaa w tym stanie, a kto
ci dzisiaj obudzi. Pewne dostaa rodki uspokajajce. - Cayce prbuje wsta, ale nagle on
jest przy niej, kadc jej rce na ramionach. - Nie. Nie ruszaj si. - Dziwna lornet-ko-latarka
dynda kilka centymetrw od jej twarzy. WParkUbrany prostuje si, odwracajc w kierunku
wiata. Daje znaki rk. - Gdyby nie te noktowizory - mwi przez rami - to moglibymy ci
nie znale.

- Co wiesz o rosyjskich wizieniach? - pytaj. Oboje maj na gowach due suchawki ze
liskiego beowego plastiku, z mikrofonami i zielonymi skrconymi przewodami. Nauszniki
s dwikochonne, nie przepuszczaj huku silnikw, ale gos WParkUbranego dociera do
niej jak z bardzo gbokiej studni.
- e to nie wesoe miasteczka?
- AIDS i grulica s na kadym kroku. A to najmniejszy problem. Lecimy do sprywaty-
zowanego wizienia.
- Sprywatyzowanego?
- miay eksperyment w zarzdzaniu now Rosj. Ich wersja CCA, Zakadw Karnych
Cornelia, takich jak Wackenhut. Normalne wizienia to koszmar, realne i nieeliminowalne
zagroenie zdrowia ludnoci. Gdyby chciano wyhodowa nowy szczep grulicy odpornej na
dostpne specyfiki, pewnie trudno byoby wymyli co lepszego ni to, co samo wykluwa si
w wizieniach. Niektrzy ludzie uwaaj e AIDS w tym kraju rozprzestrzeni si jak duma,
a stan w wizieniach wcale nie poprawia sytuacji. Kiedy jedna z korporacji Wokowa zdecy-
dowaa si na prbne przedsiwzicie, polegajce na tym, e zdrowi, motywowani winio-
wie mog prowadzi zdrowe, motywowane ycie, a oprcz tego maj zapewnione szkolenie
i perspektyw pracy, kto stanby jej na drodze?
- To tam opracowuj emefy?
- I co motywuje tych modelowych winiw? Interes wasny. Zacznijmy od tego, e s
zdrowi, w innym wypadku nie zostaliby wybrani. Trzymani w zwykym wizieniu nie mieli-
by szans na ucieczk przed chorobami. To raz. Dwa, kiedy si tam dostaj widz e wcale nie
jest tak le. Penitencjariusze to mczyni i kobiety, a jedzenie jest lepsze ni to, ktrym musi
si obej wikszo ludzi w tym kraju. Trzy, za swoj prac s opacani. Nie dostaj fortuny,
ale mog zoy pienidze w banku albo posa rodzinie. Jest trzydzieci kanaw satelitar-
nych, biblioteka wideo, mog zamawia ksiki i pyty kompaktowe. Ale o dostpie do sieci
mowy nie ma. adnego surfowania. adnych telefonw. Za to grozi natychmiastowy bilet do
grulicolandii. A jeli chodzi o zajcie, to maj tylko jeden wybr.
- Renderuj emef?
- Cay. - Podaje jej manierk. - Jak twoje stopy? Zbywa pytanie machniciem rki.
- W porzdku, chyba e na nich staj.
- Jestemy na miejscu - mwi, wskazujc przed siebie, poza dzib migowca. - Ostatecz-
ny czynnik motywacyjny, ktry trzyma tu ludzi: Wokw. Zapewne jego nazwisko nigdy nie
pado, ale jeli siedzisz i jeste Rosjaninem, a oni wszyscy, oczywicie, s to chyba wiesz,
skd wiatr wieje.
Pilot, ktrego twarzy nie widziaa, ubrany w hem, mwi co po rosyjsku. Wrd trza-
skw wyawia gos odpowiadajcy mu z ziemi.
Przed nimi zapala si piercie wiate.
- Nie rozumiem, jak to wszystko mogo zosta zorganizowane, tylko po to, eby wspo-
maga sztuk Nory. Zreszt, jak to chyba nie problem, ale dlaczego?
- Ogromna poda siy roboczej w subie wadzy absolutnej. Mwimy o erze postsowiec-
kiej, zgadza si? I o niezmiernym bogactwie prywatnym. Wuj Nory nie jest jeszcze Billem
Gatesem, ale stawianie ich obok siebie to nie art. By na czele wielu zmian i w duym stop-
niu udao mu si unikn rozgosu w mediach. To co na pograniczu czarnej magii. Zawsze
mia znakomite kontakty z wadzami, bez wzgldu na to, kto rzdzi. Dziki temu udao mu
si przetrwa wiele burz.
- Poznae go?
- Byem z nim w jednym pokoju. Mwi gwnie Bigend. Tumacze. Nie mwi po angiel-
sku. Mwisz po francusku?
- Tak naprawd to nie.
- Ja te nie. Nigdy nie aowaem tego bardziej ni wtedy, kiedy on rozmawia
z Bigendem.
- Dlaczego?
Odwraca si i patrzy na ni.
- To byo jak ogldanie kopulujcych pajkw.
- Dogadali si?
- Wymieniono wiele informacji, ale prawdopodobnie nie miay wiele zwizku z tym, co
naprawd sobie powiedzieli, czy to przez tumaczy, czy po francusku. - Cztery koa podwozia
migowca nieoczekiwanie dotykaj betonu. Jest to rwnie mie jak nage opadnicie z trzech
metrw w wzku golfowym. Zabolay j stopy. - Zaraz ci przebadaj, pozawijaj, a potem
Wokw chce ci zobaczy.
- Dlaczego?
- Nie wiem. Kiedy znika, wsadzi nas wszystkich w znacznie szybszy helikopter
i przysa tu.
- Jakich nas?
Ale ju zdj suchawki. Nie syszy jej, rozpinajc pasy.
41.
ZA PANA POLLARDA

Cayce stara si nie szura zbyt wielkimi czarnymi kapciami, ktre woya na obandao-
wane stopy, kiedy wraz z WParkUbranym idzie iorytarzem obok tych szafek. Na, jak
mwi WParkUbrany, kolacj.
Ostatni godzin, czy co koo tego (wci nie odnalaza zegar-ca), spdzia na badaniu
lekarskim, starannym myciu pod prysznicem bandaowaniu stp. Teraz znw ma na sobie
spdniczk oglnego zastosowania i czarny kardigan, po tym jak WParkUbrany powiedzia,
e woenie czego wieczorowego na kolacj to niezy pomys.
Spdniczka oglnego zastosowania, wraz z reszt ubra i zestawem do makijau, czekaa
na ni wyprana i zoona na jednym z ek zby chorych, w ktrej odzyskaa przytomno.
miesznie czuje si w kapciach dostarczonych przez t samkobie-, ktra przyniosa zu-
p, ale pcherze i bandae wykluczay francu-;kie szpilki, a lekarz, chccy oszczdzi jej blu
przy zdejmowaniu za-nszowych butw, rozci je.
- Jak nazywa si ten specyfik, ktry daa mi Dorotea?
- Rohypnol.
- Lekarz mwi, e to co innego. Tak mi si przynajmniej wyda-e. rodek stosowany
w psychiatrii?
- Powiedziano nam, e z hotelu zabrano ci do prywatnej kliniki, otem miaa zosta
przeniesiona w bezpiecznie miejsce, co pewnie >znacza ten zakad. Z opisu rodek wygl-
da mi na rohypnol; mia prawi, eby si podporzdkowaa.
- Gdzie ona jest? Wiesz? Moe oni wiedz?
- Odnosz wraenie, e to niestosowne pytanie. Kiedy je zadajesz, patrz na ciebie szkla-
nym wzrokiem. Masz pojcie, o co jej chodzio?
- Chciaa si dowiedzie, jak zdobyam adres e-mailowy Stelli.
- Sam jestem tego ciekaw. - Wzi prysznic, ogoli si i przebra w nowe, czyste dinsy
i czyst bia koszul, cho wymit po wyjciu z walizki. - Ale moemy tylko zgadywa, co
ci wrzucia do szklanki. Kelner myla, e masz halucynacje.
- Miaam.
- Tam - mwi, pokazujc schody biegnce w gr. - Nic ci nie jest?
Pokonuje kilka stopni i zatrzymuje si.
- Czapi w kapciach Myszki Minnie, jestem tak zmczona, e nie pamitam, co to zna-
czy by wypoczta, jet lag wydaje mi si by luksusem dla tych, ktrzy nie podruj za du-
o, nogi bol mnie jak po chocie gumowym wem. Nie wspominam ju, e nie mam
skrawka skry na podeszwach stp.
Pokonuj trzy szeregi betonowych schodw. Cayce coraz mocniej wspiera si
o balustrad. Wchodz do brzydkiej betonowej tiary, ktr zauwaya, uciekajc.
Okna tego owalu osadzono midzy ukonymi betonowymi cianami. Kopua sklepienia
opada ku frontowi, stykajc si z malowidami ciennymi przedstawiajcymi wiat. Eurazja
wrd heroicznej koby, pod wzlatujcymi midzykontynentalnymi rakietami balistycznymi
i sputnikami. Jaskrawe niegdy barwy spezy jak na starym globusie, odkrytym na dusznym,
zakurzonym strychu nad licealn sal gimnastyczn.
Bigend stoi w rodku grupy ludzi. Unosi powitalnym gestem kieliszek.
- Czas pozna grub ryb - mwi cicho WParkUbrany, umiechajc si i podajc jej ra-
mi. Wspiera si na nim, majc absurdalne wraenie powtrki balu szkolnego, i ruszaj ra-
zem.
- Witaj, Peter - mwi Bigend - wszyscy ju wiemy, e to ty j znalaze. - ciska do
WParkUbranego, potem obejmuje i cauje Cayce, nie dotykajc ustami jej policzkw. - Mar-
twilimy si o ciebie. - Jest zarowiony, kipi jak niepokojc energi, ktrej nigdy wcze-
niej nie przejawia. Ciemny kosmyk opada mu na oczy. Odrzuca go w ty gestem zbyt bu-
czucznym, aby wry komukolwiek co dobrego, po czym zwraca si do mczyzny obok: -
Andriej, to Cayce Pollard, kobieta, dziki ktrej si spotkalimy. Petera ju znasz. Cayce, to
Andriej Wokw. - Obnaa biae i niepokojco liczne zby.
Cayce spoglda na Wokowa i widzi Eichmanna na awie oskaronych.
Banalny, ysiejcy mczyzna w rednim wieku. Zote zauszniki szkie bez oprawek
byszczce na skroniach, ciemny garnitur, ktry za wysok cen nagradza waciciela niewi-
dzialnoci, biaa koszula z konierzykiem jak z porcelany obleczonej ptnem i krawat
z grubego, lnicego i gadkiego jedwabiu w kolorze bardzo ciemnego granatu.
Wokw ciska jej do. Gest jest rytualny, przelotny.
- Mojej angielszczynie wiele brakuje - mwi - ale musz pani powiedzie, e jest nam
bardzo przykro, e zostaa pani tak le potraktowana. Mnie rwnie jest przykro - i zwraca si
do modego czowieka, ktry by w opuszczonym mieszkaniu za Gieorgiewskim, kontynuujc
po rosyjsku.
- auje, e nie moe uczestniczy w kolacji, ale ma wane sprawy w Moskwie - tuma-
czy mody czowiek, jego gsta ruda czupryna jest o kilka odcieni janiejsza ni wosy WPar-
kUbranego. Rwnie ma na sobie garnitur, ale wyglda na wypoyczony.
Wokw kontynuuje po rosyjsku.
- Stella Wokowa take przeprasza za niewygody, ktre nieszczliwym zbiegiem oko-
licznoci pani wycierpiaa. Byaby tu dzi, ale, jak pani wie, obowizki wobec siostry spra-
wiaj, e powinna by w Moskwie. Obie panny Wokw z gry ciesz si na pani wizyt, po
pani powrocie do Moskwy.
- Dzikuj - mwi Cayce, zauwaajc gbokie trjktne nacicie na prawej maowinie
usznej Wokowa i syszc szelest, z ktrym chirurgiczne noyczki przecinay zamsz jej bu-
tw.
- W takim razie, do widzenia - egna si Wokw. Odwraca si do Bigenda i szybko do-
daje co idiomatyczn francuszczyzn.
- Do widzenia - mwi automatycznie Cayce, gdy Wokw rusza do drzwi, dwaj modzi
mczyni w czarnych garniturach krok za nim. Trzeci odczekuje, a Wokw zniknie z pola
widzenia, po czym wychodzi za tamt trjk.
- Sistiema - mwi Bigend.
- Co?
- Tych trzech. Rosyjska sztuka walki, dawniej zarezerwowana jedynie dla onierzy spec-
nazu i ochroniarzy z KGB. Powstaa z tacw kozackich. Co zupenie innego ni wschodnie
sztuki walki. - Ma wygld bardzo zdecydowanego dziecka, ktrego nikt nie potrafi po-
wstrzyma przed rozwiniciem prezentw gwiazdkowych. - Ale nie przedstawiem ci Siergie-
ja Magomiedowa - mwi, wskazujc tumacza, ktry wyciga do.
- Spotkalimy si w studio - mwi mody, najwyej dwudzie-stotrzyletni czowiek.
- Pamitam.
- I Wiktora Marchwiskiego-Wyrwaa - cignie Bigend, przedstawiajc pitego czonka
grupy, wysokiego mczyzn o bardzo starannie ostrzyonych siwych wosach, ubranego
w marynark z jedwabistych tweedw, zupenie jak z weny nie narodzonych jagnit, idealny
strj na wiejski weekend w Anglii, przynajmniej w mniemaniu paryskich gogusiw. Cayce
wymienia z nim ucisk doni. Ma Wojtko-we, idealnie horyzontalne koci policzkowe.
W prawym uchu maleka suchawka.
- To przyjemno pozna pani - mwi. - Jestem, oczywicie, bardzo rad, e widz tu pa-
ni, bezpieczn i w zadowalajcej kondycji. Pozwoli pani, e dodam, i jestem nowym sze-
fem ochrony Andrieja Wokowa i to wanie pani musz za to podzikowa.
- Doprawdy?
Pojawiaj si trzej mczyni w biaych kurtkach kelnerskich i ciemnych spodniach,
pchajcy stoliczki z nierdzewnej stali.
- Moe pani pozwoli, e wyjani to przy kolacji - mwi, wskazujc okrgy st, ktrego
poprzednio nie zauwaya. Na biaym obrusie zastawa na sze osb. Dwaj kelnerzy manew-
ruj stolikami, ale trzeci zdejmuje jedno nakrycie.
- Dla kogo to byo? - pyta Cayce.
- Dla Boonea - odpowiada Bigend. - Ale skorzysta z tego, e Wokw leci do Moskwy,
i zabiera si z nim. Prosi, eby ci przekaza, e auje.
Cayce patrzy na Bigenda, WParkUbranego i szste krzeso, i nic
nie mwi.
*
- Andriej Wokw - mwi bez adnych wstpw Marchwi-ski-Wyrwa, po tym jak ze-
brano gbokie talerze - jest obecnie najbogatszym czowiekiem w Rosji. Fakt, e nie jest to
wiedza powszechna, najlepiej wiadczy o niezwykej randze tego czowieka. - Jedz przy
wiecach, wiato padajce ze szczeliny pod sufitem przygaszono do bursztynowej powiaty. -
Jego, e si tak wyra, imperium, powstao z wielu nieprzystajcych do siebie elementw.
Byo to nieuniknione i wizao si z ostatnim, wyjtkowym i niezwykle chaotycznym okre-
sem historii tego kraju. Jest strategiem o nieprzecitnych umiejtnociach, lecz a do niedaw-
na nie mg powici wiele czasu czy energii uksztatowaniu tego, co pozyska. Firmy
i wszelkiego rodzaju nieruchomoci byy po prostu gromadzone, czekajc na zaprowadzenie
jakiego adu w tym gszczu. Ten proces teraz nastpuje i z przyjemnoci mog oznajmi, e
mam w nim swj udzia. Powinna pani wiedzie, e rwnie pani ma w nim swj udzia.
- Nie mam pojcia, w jaki sposb.
- No c, nieatwo to dostrzec, szczeglnie pani. - Odczekuje, podczas gdy kelner dolewa
mu biaego wina. Cayce zauwaa nad konierzem kelnerskiej kurtki skrawek czarnego tatuau
i przypomina si jej Damien. - On bardzo kocha brata - kontynuuje polski szef ochrony - i po
zamachu zadba, aby jego bratanice byy bezpieczne i miay wszelkie wygody. Szczeglnie
poruszya go sytuacja Nory, jak zapewne kadego z nas, i to za jego sugesti zainstalowano
w szwajcarskiej klinice urzdzenia do montau filmw. Podczas dalszych wysikw, maj-
cych doprowadzi do wyleczenia Nory, podejcie do tego zagadnienia ulego pewnym po-
dziaom...
- To byo nieuniknione - wtrca Siergiej Magomiedow, ktry by moe wypi troch za
duo w zbyt krtkim czasie - jako e system majcy zapewni bezpieczestwo pannom Wo-
kw opiera si na cisej tajnoci, podczas gdy mechanizm stworzony do upubliczniania
twrczoci nie. Anonimowo, filigranowanie, ewolucja strategii...
- Masz tu powd do chway, Siergiej - rzuca lekko, ale jak si wydaje znaczco, Mar-
chwiski-Wyrwa. - Wiele z tego sam wymylie.
- ...zawieray nieuchronne ryzyko ujawnienia - koczy Siergiej. - Twrczo wymagaa
zwrcenia w jaki sposb uwagi widowni, a Stella Wokowa z caego serca pragna, aby ta
widownia miaa wymiar globalny. W tym celu uylimy metody, z ktrjest pani obznajo-
miona, i sami znalelimy pierwsze segmenty.
- Wy?
Cayce i WParkUbrany wymieniaj spojrzenia.
- Tak. Rwnie my czasem wskazywalimy ludziom waciwy kierunek. Ale niemal od
pocztku wynik przekroczy nasze najmielsze oczekiwania.
- Na waszych oczach rodzia si subkultura - wtrca Bigend. - Eksplodujca subkultura.
- Nie spodziewalimy si takiego zasigu - przytakuje mu Siergiej - ale rwnie poziomu
obsesji widowni czy te dzy rozwizania tajemnicy.
- Kiedy si w to wczye, Siergiej? - pyta WParkUbrany.
- W poowie 2000 roku, zaraz po tym, jak panny Wokw wrciy do Moskwy.
- Skd ci cignli?
- Z Berkeley. Byem na prywatnym stypendium. - Umiecha si.
- Andriej Wokw by szczeglnie przewidujcy, dostrzegajc zawczasu wag informaty-
ki - mwi Marchwiski-Wyrwa.
- A czym dokadnie si zajmujesz, Siergieju? - pyta Cayce.
- Siergiej odegra znaczc role przy tworzeniu tej pracowni - mwi Marchwiski-
Wyrwa - jak rwnie podczas organizacji filigranowania przez Sigil. Jestemy szczeglnie
ciekawi, jak udao si pani otrzyma adres, ktry wykorzystaa pani do skontaktowania si ze
Stell. Infiltrujc Sigil?
- Nie mog wam powiedzie - mwi Cayce.
- Czy to dlatego, e osigna pani cel dziki znajomociom pani ojca? A moe przez nie-
go samego?
- Mj ojciec nie yje.
- Wiktorze, Cayce ma za sob bardzo dugi i wyczerpujcy dzie - mwi Bigend i nagle
Cayce zdaje sobie spraw, e nigdy nie widziaa, eby tak dugo milcza. - Moe to nie naj-
lepsza chwila.
Cayce upuszcza widelec. Biaa porcelana brzczy gono.
- Czemu pan powiedzia to o moim ojcu? - pyta, patrzc na Marchwiskiego-Wyrwaa.
Ten chce odpowiedzie, ale Bigend wchodzi mu w sowo.
- Uchylajc rbka tej uroczej starowieckoci, ktr nas tu czarowano, powiem, e Wiktor
i Siergiej reprezentuj dwa le skoordynowane szczypce wydziau bezpieczestwa Wokowa.
Dodatkowo Wiktor wydaje si zapomina, e jest tu po to, aby przeprosi za niezdar-no
tego narzdu.
- Nie rozumiem - mwi Cayce, unoszc widelec - ale masz racj, jestem bardzo zmczo-
na.
- Wydaj mi si, e mgbym wytumaczy, jeli Wiktor pozwoli
- powiada Siergiej.
- Ale prosz - Polak odpowiada mu z uprzejmoci i mordem w oczach.
- Stelli i Nory zawsze strzegy dwa dziay bezpieczestwa. Jeden to wydzia podporzd-
kowany grupie strzegcej samego Wokowa. Ma ona korzenie w KGB, ale w takim samym
znaczeniu jak Putin jest z KGB, najpierw prawnik, potem szpieg. Druga, przewanie skada-
jca si z moich kolegw, to mniej konwencjonalna organizacja, gwnie dziaajca na bazie
Internetu. Wiktora wprowadzono bardzo niedawno, ma zlikwidowa powany brak zrozu-
mienia i cznoci midzy dwoma dziaami. Pani pojawienie si na scenie, zasygnalizowane
znalezieniem adresu stellanor, to jaskrawy dowd naszych problemw.
- Ale jaki to wszystko ma zwizek z moim ojcem?
- Po raz pierwszy zwrcili na ciebie uwag - mwi Bigend - kiedy zasugerowaa na fo-
rum, e twrca to moe rosyjski mafioso. Wystarczyo rzuci jeden przykad, eby trafi
w czue miejsce.
- Ale nie w nas bezporednio. To czue miejsce to bya para amerykaskich studentw,
ktr zaangaowalimy do przeszukiwania, czytania i zbierania komentarzy na temat emefw.
Pani strona szybko okazaa si najbardziej ywotnym i najciekawszym forum, i potencjalnie
najbardziej niebezpiecznym.
- Pacilicie ludziom za podgldanie F:E:F?
- Tak. Niemal od pocztku. Wprowadzilimy zasad, e nie wolno im umieszcza wpi-
sw, ale pniej odkrylimy, e jeden z nich stworzy fikcyjn osobowo i czsto komuni-
kowa si z innymi na forum.
- Kto to? - pyta WParkUbrany. - Nie, wol nie wiedzie.
- Cayce, kiedy zwrcia nasz uwag, przesano raport do tego bardziej tradycyjnego
dziau i wtedy wanie pojawia si twj ojciec
- mwi Siergiej. - Zostaa odszukana przez twojego providera, ustalono twoje dane, ad-
res i lokalizacj. Wtedy kto skojarzy co z bardzo gbokiej przeszoci. Zajrzano do archi-
wum w Moskwie, znaleziono teczk twojego ojca i okazao si, e jeste jego crk. Sprawy
tym bardziej si skomplikoway, e jak to w przypadku tradycjonalistw... - przerywa
i umiecha si - zapewne winienem po prostu rzec: jak to w przypadku Rosjan... ich podejrze-
nia nabray icie barokowego rozmachu; oto znw mieli przed sob tego byskotliwego czo-
wieka, starego przeciwnika, ktry pono dawno odszed na emerytur... Ale nie mogli go zlo-
kalizowa. Przepad. Znik. 11 wrzenia. Ale czy nie yje? Nie? Gdzie dowd? Podjli pewne
kroki. - Na chwil milknie. - Dostano si do twojego mieszkania i zainstalowano urzdzenia
monitorujce cze telefoniczne i internetowe.
- Kiedy to zrobiono? - pyta WParkUbrany.
- W tydzie po wpisie, ktry zwrci nasz uwag.
- Kto by w moim mieszkaniu w cigu ostatnich dwch tygodni
- mwi Cayce.
- Rutynowa kontrola urzdze - wtrca Marchwiski-Wyrwa
- na wypadek dekonspiracji.
- Zapiski twojej psycholog skopiowano - cignie dalej Siergiej.
- Absolutnie nie miaa pojcia o tym, co si stao. Dokonano wamania, nie przekupstwa.
Ale to wszystko byy reakcje tradycjonalistw, nie nasze. My wynajlimy Dorote Benedetti,
eby ci ledzia, zarwno na stronie, jak i poprzez biece kontakty z firmami, dla ktrych
pracowaa w Nowym Jorku.
- Czemu j? - pyta znw WParkUbrany. Wszyscy na niego patrz. Wzrusza ramionami.
- Tradycjonalici mieli kontakty z jej poprzednim pracodawc - wyjania Siergiej. - Uwa-
ali, e j rozumiej. My uwaalimy, e ona rozumiaa nas.
- Benedetti pomostem midzy kulturami - mwi z umiechem Bigend, popijajc wina.
- Dokadnie. A kiedy ostatnio stao si jasne, e przyjedasz do Londynu pracowa dla
Blue Ant, skojarzono jeszcze jeden fakt. Rwnie pan Bigend wzbudzi nasz uwag, gdy
nie dao si nie zauway jego bardzo twrczych analiz spoecznoci sieciowej skupionej wo-
k emefw i jej zachowa. Zarejestrowalimy to szybko przez Si-gil. Nie moglimy pozosta
obojtni na zainteresowania Blue Ant i Hubertusa Bigenda. To oczywiste.
- Dzikuj - Bigend umiechn si.
- To, e zaczlicie dziaa razem, w ogle nam si nie spodobao. Tradycjonalistom jesz-
cze mniej. Pozwolilimy im przej Bene-detti i dostaa rozkaz przerwa twoje zwizki
z Blue Ant. Wykorzystaa swoich ludzi do monitorowania cza telefonicznego
i internetowego w twoim londyskim mieszkaniu.
- To ten czowiek z Cypru? - pyta Cayce.
- Tak, tradycjonalista. Porednik.
Cayce patrzy kolejno na Siergieja, Marchwiskiego-Wyrwaa i Big-enda, a potem na
WParkUbranego, czujc, jak wiele ostatnich wydarze w jej yciu przechodzi dyslokacj,
ukadajc nowy wzr, zgodny z waciwym paradygmatem minionych zdarze. Nie jest to
mie wraenie; jakby Soho samo z siebie wpezo na Primrose Hill, bo przekonao si, e tam
jest jego miejsce i nie ma innego wyboru. Ale, jak uczy j Win, spisek, na ktry si natyka-
my, rzadko dotyczy nas; my jestemy tylko trybikami wielkiej machiny.
Kelnerzy sprztaj nakrycia po daniu gwnym i stawiaj mniejsze kieliszki, nalewajc
wino deserowe.
Dociera do niej, e kolacja odbya si bez adnych toastw, a zawsze syszaa, e to spe-
cjalno rosyjskich bankietw. Ale to, by moe, nie jest rosyjski bankiet. By moe to ban-
kiet w kraju pozbawionym granic, wymarzonej ojczynie Bigenda, kraju nie majcym lu-
strzanego odbicia, w ktrym mona by si znale, ale za to takim, w ktrym niewidzialna
rka rynku zredukowaa wszystkie przeycia do wariacji na ten sam temat, rnych tylko ce-
n. Lecz kiedy tak wanie myli, Marchwiski-Wyrwa stuka yeczk o kieliszek.
- Chciabym wznie toast na cze ojca panny Pollard, witej pamici Wingrovea Pol-
larda. Tym z nas, ktrzy pamitaj, jak to byo, atwo przez moment wpa w stare koleiny,
widzie wiat przez pryzmat starych rywalizacji. Sam tak wczeniej postpowaem i musz za
to przeprosi. Gdyby nie tacy ludzie jak ojciec panny Pollard, stranicy demokracji i wolnego
rynku, gdzie dzisiaj bylibymy? Z pewnoci nie tu. Rwnie ta instytucja nie suyaby
obecnemu celowi, wspomagajc rozwj sztuki, rwnoczenie polepszajc byt i przyszo
tych, wobec ktrych los by mniej askawy. - Przerywa, rozglda si wok i Cayce zastana-
wia si, co on dokadnie robi i dlaczego? Czy w ten sposb tuszuje swj bd, to e da jej
w ko? - Tacy ludzie jak Wingrove Pollard, moi przyjaciele, dziki swojej dugiej i penej
determinacji walce o wolno, umoliwili w kocu ludziom pokroju Andrieja Wokowa zaj-
cie miejsca w pierwszym szeregu wspzawodnictwa z innymi wolnymi ludmi. Bez takich
ludzi jak Wingrove Pollard, An-driej Wokw mgby dzi gni w wizieniu sowieckiego
reimu. Za Wingrovea Pollarda!
I wszyscy, nie wyczajc Cayce, powtrzyli te trzy ostatnie sowa, unoszc kieliszki
i pijc pod spowiaymi malunkami midzykonty-nentalnych rakiet balistycznych
i sputnikw.

Kiedy WParkUbrany i Bigend wychodz z Cayce, asystujc jej w drodze do domku go-
cinnego, przeznaczonego dla przyjezdnych naukowcw, Marchwiski-Wyrwa przeprasza
pozostaych i odciga j na bok. Nie wiedzie skd w jego rkach pojawia si duy prostokt-
ny przedmiot w pokrowcu z delikatnej, beowej weny, gruby na jakie siedem, moe osiem
centymetrw.
- Andriej Wokw pragnby to pani przekaza - mwi. - To tylko symboliczny dar. -
Wrcza jej przedmiot. - Jeszcze raz przepraszam za wczeniejsze nalegania. Gdybymy wie-
dzieli, skd pani otrzymaa adres, moglibymy naprawi nieszczelno w zabezpieczeniu pa-
nien Wokw. Sigil przysparza nam wielu zmartwie. Ale Siergiej twierdzi, e ma zasadnicze
znaczenie dla przedsiwzicia Nory i Stelli.
- Zasugerowa pan, e mj ojciec moe wci y. Nie wierz w to.
- Przykro mi to mwi, ale ja rwnie. Nasi ludzie w Nowym Jorku zbadali spraw bar-
dzo uwanie i nie udao im si udowodni, e nie yje, aleja osobicie wierz, e nie ma go
wrd ywych. Czy pani na pewno nie pomoe nam w sprawie Sigil?
- Nie mog panu nic powiedzie, bo nie wiem. Ale Sigil nie ma adnego sabego punktu
ani nie byo adnego przecieku. Kto ze znajomociami w rodowiskach wywiadu wywiad-
czy mi przysug, ale nie wiem, jak tego dokona. Niemniej jednak nie zajo mu to wiele
czasu.
Marchwiski-Wyrwa zwa oczy.
- Echelon. Oczywicie. - Umiecha si. - Przyjaciel pani ojca. Tak jak podejrzewaem.
Cayce nic nie odpowiada.
On siga do kieszeni marynarki i wyjmuje zwyk bia kopert.
- To rwnie dla pani - mwi. - Tradycjonalici potrafi by przydatni. Nasi ludzie
w Nowym Jorku s bardzo utalentowani, niezwykle sumienni i dysponuj wieloma moliwo-
ciami dziaania.
Kadzie kopert na pudle, ktre ona wci trzyma przed sob jak tac.
- Co to jest?
- Wszystko, co wiadomo o ostatnim przedpoudniu pani ojca, po tym jak wyszed
z hotelu. Dobranoc, panno Pollard.
Odwraca si i wraca midzy cienie owalnego pomieszczenia, gdzie Siergiej usiad
z powrotem przy stoliku owietlonym wiecami, zdj krawat i zapala sobie papierosa.
42.
JEGO NIEOBECNO

Co prawda winiowie pracowni renderujcej Wolkowa nie nosz jednolitych strojw,
ale wszyscy wygldaj tak, jakby korzystali z tej samej garderoby co obsada Przyjaci. Cay-
ce napotyka kilku z nich, gdy wychodzi z Bigendem i WParkUbranym, i kilku kolejnych
w drodze do domku gocinnego.
Bigend mwi, e ogrodzenie, ktre pokonaa, zbudowano niedawno, utrudniajc dostp
nastoletnim zodziejaszkom z okolicznych wsi.
Dodaje jeszcze, e zwykle przebywa tu okoo szedziesiciu ludzi, speniajc przy sto-
ach montaowych swj obowizek wobec spoeczestwa rosyjskiego, po tym jak wczeniej
przeszli kurs montaystw. Surowy materia dostarczano ze studia w Moskwie.
- Jakie przestpstwa popenili? - pyta Cayce, szurajc kapciami. WParkUbrany niesie
prezent Wokowa.
- Nic zagraajcego zdrowiu i yciu - tumaczy Bigend. - To zasada. Generalnie po prostu
popenili bd.
- Jaki bd?
- le ocenili wysoko apwki albo tego, kto j dawa. Zapacili nie temu urzdnikowi,
co trzeba. Przysporzyli sobie zbyt potnego wroga. Ludzie Siergieja od rekrutacji ledz
wokandy sdowe, wyroki... Najwaniejsze to znale ich, zanim wylduj za bram standar-
dowego wizienia. Zanim tu przyjad, przechodz badania lekarskie i psychologiczne. Podej-
rzewam, e nie wszyscy z wynikiem pozytywnym.
my wiruj wok wiata na stalowym prcie obok betonowej cieki, jest jak w lecie
w kampusie zabiedzonego miejskiego col-legeu.
- Co si z nimi dzieje po wyjciu? - pyta.
- Nie sdz, aby do tej pory ktry z nich wyszed. To wizienie dziaa od niedawna,
a wyroki przewanie sigaj od trzech do piciu lat. Wszystko tu organizuje si na bieco.
Jak wiele rzeczy w tym kraju.
cieka prowadzi do sosnowego modnika, ocieniajcego parterowy budyneczek
z czerwonej cegy, przypominajcy niewielki motel. Czworo drzwi i tyle samo okien. Biae
koronkowe firanki zasaniaj ciemne okna, ale nad trzema drzwiami pal si wiata.
- Wygldasz na wykoczon - mwi WParkUbrany, wrczajc jej pudo. - Wypij si.
- Wiem, e jeste wyczerpana - mwi Bigend - ale musz zamieni z tob cho par sw.
- Nie daj si, id spa - radzi WParkUbrany. Odwraca si i wchodzi do siebie. wiato
zapala si za firankami.
- Drzwi nie s zamykane na klucz - mwi Bigend, wchodzc pierwszy drzwiami po lewej.
Plafoniera rozjania si wiatem. Cayce wchodzi za nim, czujc szczypanie obandaowanych
stp.
Kremowe ciany, brzowe pytki podogowe, rcznie tkany armeski dywan, brzydkie
meble politurowane na ciemno jak z lat 40. Cayce kadzie pudo na toaletce z lustrem, maj-
cym po bokach wzorki ze szka mlecznego.
W powietrzu unosi si zapach rodkw dezynfekcyjnych, a moe owadobjczych.
Nadal trzyma w rce kopert. Odwraca si do Bigenda.
- Boone czyta moj poczt.
- Wiem - mwi Bigend.
- Ale czy wiedziae wczeniej?
- Dowiedziaem si dopiero, kiedy zadzwoni z Ohio, mwic, e musimy natychmiast le-
cie do Moskwy. Zosta zabrany gulfstreamem mojego przyjaciela i dostarczony do Londynu.
Przyzna mi si podczas lotu.
- To dlatego nie zosta?
- Nie. Wyjecha, bo nie chciaem ju duej z nim wsppracowa.
- Nie chciae? To znaczy, nie chcesz?
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo pozuje na sprawniejszego, ni naprawd jest. Wol ludzi, ktrzy naprawd s spraw-
niejsi, ni im si wydaje.
- Gdzie Dorotea?
- Nie wiem.
- Pytae?
- Tak. Raz. Powiedzieli, e nie wiedz.
- Wierzysz im?
- Myl, e lepiej zostawi to bez pyta.
- Co chciaa zrobi?
- Zmieni front. Kolejny raz. Chciaa zatrzyma to londyskie stanowisko, ale im powie-
dziaa, e bdzie pracowa rwnie dla nich. Oczywicie, przedyskutowaem to z ni. Ale
kiedy twoja poczta dotara do Stelli Wokowej i Stella odpowiedziaa, wydarzenia potoczyy
si byskawicznie. Ochroniarze Wokowa monitoruj przecie wszystko na argaz.ru. Natych-
miast skontaktowali si z Dorote, ktra podczas, jak si spodziewam, bardzo intensywnej
wymiany zda po raz pierwszy zdaa sobie spraw, dla kogo w gruncie rzeczy pracuje -
i kogo zdradzia, przechodzc na moj stron. Musiaa rwnie zrozumie, e gdyby udao si
jej pierwszej dotrze do ciebie i odkry, jak otrzymaa ten adres, mogaby zaoferowa im co
bardzo wanego. Mogaby nawet dosta nagrod, by moe zatrzymujc rwnie prac
w Blue Ant.
- Ale skd wiedziaa, e poleciaam do Moskwy?
- Wyobraam sobie, e natychmiast naja zastpcw na miejsce tamtych dwch, a moe
od pocztku miaa ich wicej. Wtpi, aby kiedykolwiek zaprzestaa ci ledzi, nawet po
Tokio. Spodziewaa si, e nadal bdzie zapotrzebowanie na raporty z twojej dziaalnoci.
W kadym razie nie jest kobiet obdarzon wielk wyobrani. Jeli widzieli ci odlatujc
z Heathrow, wiedzieli, e wyldujesz w Moskwie. Z atwoci zaaranowaa dalsze ledzenie
ci w Rosji. Nie przez ludzi Wokowa, rzecz jasna. Nadal miaa znajomoci z poprzedniej
roboty. - Wzrusza ramionami. - Pisaa na twoim forum, podajc si za kogo innego. Wiesz
o tym?
- Tak.
- Zadziwiajce. Miaa rwnie blade pojcie na temat twrcy jak my, a zostaa poinfor-
mowana, eby atwiej moga ci powstrzyma. Ale ty pisz na stojco, no nie? Zobaczymy si
jutro.
- Hubertusie? Booneowi nie udao si nic osign w Ohio?
- Nic. Nazwy domeny dowiedzia si z twojego e-maila do Stelli. Mia oczywicie cay
adres, ale nic mu to nie dawao. Donoszc ci, e zdoby domen, myla, e zdobdzie uzna-
nie w moich oczach. Ale wiedzc, jak szybko musimy dziaa, by zmuszony powiedzie mi
prawd, ca prawd. - Znw wzrusza ramionami. - Ty te nie powiedziaa mi, co zamie-
rzasz, ale przynajmniej nie kamaa. Tak przy okazji, jak zdobya ten adres?
- Przez czowieka z koneksjami w NSA. Absolutnie nie mam i nie bd miaa pojcia, jak
go zdoby.
- Kiedy tylko ci poznaem, wiedziaem, e stawiam na waciwego konia.
- Wiesz, gdzie pojecha Boone?
- Pewnie do Tokio. Do tej swojej dziewczyny, projektantki, u ktrej si zatrzyma, kiedy
ty tam bya. Poznaa j?
- Widziaam jej mieszkanie - mwi po pauzie Cayce.
- Myl, e tak naprawd to chodzio mu o pienidze. - Krzywi si. - Zawsze w kocu si
przekonuj, e ta caa internetowa zgraja myli tylko o tym. Dobranoc.
Wychodzi.
Cayce siada na oranowej kapie z lat 60. i otwiera bia kopert Wiktora Marchwiskie-
go-Wyrwaa.
S w niej trzy strony niebieskiego, uszlachetnionego papieru z podsumowaniem jakiego
obszerniejszego dokumentu. Czyta szybko, mczc si z dziwn skadni tumaczenia, ale nie
rozumie.
To opis ostatnich godzin ojca w Nowym Jorku.
Czyta po raz drugi.
Za trzecim razem zaczyna pojmowa.
Win przyjecha do Nowego Jorku na spotkanie z konkurencyjn firm, zajmujc si pro-
dukcj barierek do rozgradzania tumw. Niebawem mia otrzyma patent i nie by usatysfak-
cjonowany propozycjami firmy, z ktr do tej pory wsppracowa. Poniewa obawia si
komplikacji prawnych w razie zmiany wsplnika, umwi si na 11 wrzenia z prezesem tej
konkurencyjnej firmy w jego biurze przy 90. West Street. Mieli wszystko przedyskutowa.
Wzi takswk, tak jak uparcie twierdzi portier Mayflower.
Cayce siedzi i patrzy na numer rejestracyjny takswki, nazwisko kambodaskiego kie-
rowcy, prawo jazdy, numer telefonu.
Wypadek zdarzy si w Village, takswka jechaa na poudnie do Christopher.
To bya drobna stuczka, drugi pojazd, dostawczy van, bardziej ucierpia. Wina bya po
stronie takswkarza, ktry prawie nie zna angielskiego.
Jak blisko tego miejsca przejechaa, udajc si na spotkanie? I czy Win zwrci uwag na
wieowce, kiedy wysiada z takswki tamtego piknego, przejrzystego przedpoudnia?
Da takswkarzowi pi dolarw i wsiad do wolnej limuzyny, ktr zapa. Zaniepokojo-
ny Kambodanin zanotowa numery. Wiedzia, e pasaer zdaje sobie spraw, i kolizja bya
z jego winy.
W sdzie skama, upieko mu si i zosta zwolniony, a potem kolejny raz skama policji,
ktra odpytywaa takswkarzy, szukajc Wina, i skama jeszcze raz - detektywom wynaj-
tym przez Cayce. e nie zabra pasaera spod Mayflower. e nie widzia czowieka ze zdj-
cia.
Cayce patrzy na nazwisko dominikaskiego kierowcy drugiego samochodu. Kolejne cy-
fry. Nazwisko, adres, numer telefoniczny do wdowy po nim, w Bronksie.
Limuzyn wydobyto z gruzw trzy dni potem, razem z kierowc.
By sam.
Wci brak dowodu - podsumowuje nieznana osoba, skadajca nieporadnie przetuma-
czony raport - e Win zgin, ale szeroki materia dowodowy wskazuje, i przebywa
w miejscu lub w pobliu katastrofy. Dodatkowe ledztwo wskazao, e nigdy nie pojawi si
przy 90. West.
Z zaschnitej ry opada patek.
Kto lekko stuka do drzwi.
Cayce wstaje sztywno, nie mylc, otwiera drzwi, w doni trzyma niebieskie kartki.
- Czas na imprezk - mwi WParkUbrany, trzymajc litrow butelk wody. - Przypo-
mniaem sobie, i ci nie ostrzegem, e tu lepiej nie pi wody z kranu. - Jego umiech ganie.
- Co jest?
- Czytam o moim ojcu. Poprosz o wod.
- Znaleli go? - Z korespondencji Cayce zna histori zniknicia Wina. Idzie do azienki,
skd po chwili sycha plusk nalewanej do kubka wody. Wraca i podaje go Cayce.
- Nie. - Pije, krztusi si, zaczyna paka, powstrzymuje si od ez. - Ludzie Wokowa pr-
bowali go znale i dowiedzieli si duo wicej od nas. - Ale tu te go nie ma - podnosi nie-
bieskie kartki - tu te go nie ma. - Znw wybucha paczem, a WParkUbrany obejmuje j
ramieniem i nie wypuszcza z ucisku.
- Znienawidzisz mnie - mwi, kiedy Cayce si uspokaja. Ona podnosi wzrok.
- Dlaczego?
- Bo jestem ciekaw, co ten polski rzecznik prasowy Wokowa da ci na pamitk. Wygl-
da na zestaw noy do stekw.
- Dupek - mwi Cayce. Pociga nosem.
- Nie otworzysz?
Odkada zmite kartki i oglda beowe skrzydeko pokrowca, ktre, jak si okazuje, za-
bezpieczono dwoma zoconymi zatrzaskami. Unosi je, zsuwa materia.
To wska dyplomatka od Louisa Vuittona, lni zocone zatrzaski. Cayce wpatruje si
w ni.
-* Moe tak j otworzysz - mwi WParkUbrany.
Otwiera. Widzi ciasno upakowane pliki sztywnych nowych banknotw w biaych bande-
rolach.
- Co to?
- Setki. Nowiutkie, uoone numerami. Pewnie z pi tysicy.
- Dlaczego?
- Oni lubi okrge liczby.
- Chodzi mi o to, dlaczego mi to dali?
- Dali ci.
- Nie podoba mi si to.
- Moemy wystawi na aukcj internetow. Przyda si kademu gangsterowi w Miami.
- O czym ty mwisz?
- O dyplomatce. Jest nie w twoim stylu.
- Nie wiem, co z tym zrobi.
- Porozmawiamy o tym jutro. Musisz si wyspa.
- To absurdalne.
- To Rosja. - Umiecha si szeroko. - Po co sobie tru dup? Znalelimy twrc.
Cayce patrzy na niego.
- Znalelimy, no nie?
WParkUbrany zostawia jej wod.
Cayce czubkiem palca zamyka dyplomatk i nasuwa beowy pokrowiec. Idzie z wod do
azienki, przepuka usta po umyciu zbw.
Siadajc na ku, zdejmuje kapcie i widzi, e banda na lewej stopie troch nasikn
krwi. Kostki u ng spuchy. Zdejmuje kardigan, ciga przez gow spdniczk i rzuca jedno
i drugie na dyplomatk, niesmaczn tac z gotwk.
Odrzuca kap, przekrca kontakt, kulejc, wraca do ka, wczoguje si pod przykrycie
i naciga pod szyj szorstk poszw. Bielizna pocielowa ma zapach jak w domu letnisko-
wym na pocztku sezonu, dugo po ostatnim wietrzeniu. Ley nieruchomo, wpatrujc si
w ciemno oywian tylko odlegym buczeniem samolotu.
- Nie trafili na aden twj lad, co? Aleja wiedziaam, e umare. Jego nieobecno staje
si w jaki sposb nim samym.
Matka raz powiedziaa, e kiedy drugi samolot uderzy w wieowce, ogromny smutek
Wina, osobisty i zawodowy wstyd z powodu tego, co si stao, osign taki poziom, e by
moe przesta istnie, tak protestujc przeciwko temu niezwykle atwemu, straszliwemu prze-
amaniu obrzea. Cayce nie wierzy w to wytumaczenie, ale teraz wywouje u niej umiech.
- Dobranoc - mwi ciemnoci.
43.
E-MAILE

Mj otumaniony ze szczcia brat, po kolana w brudnych starych rurach w galerii Priona,
przesya ci wielkie dziki. Powiedziaam mu, e dostaa to, co dostaa, od rosyjskich gang-
sterw i postanowia si tego pozby, a on wybausza na mnie oczy i rozdziawi jap. (Po-
tem zacz si martwi, e s nieprawdziwe, ale Ngemi, ktremu amerykascy kolekcjonerzy
czsto pac w gotwce, przekona go, e niepotrzebnie si amie). To przecudownie z twojej
strony, bo wygldao na to, e bdzie musia zrezygnowa ze swojej nory i wprowadzi si do
mnie, eby mie z czego zapaci za to rusztowanie, a to brudne, liniejce prosi. Byo tego
wicej, ni potrzebowa na rusztowanie, ale wykorzysta reszt, wynajmujc dodatkowo wiel-
ki ekran plazmowy. Ustalamy teraz z Prionem dat wernisau i musisz przyjecha, mowy nie
ma. Prion ma teraz jak umow z rosyjskim napojem jogurtowym, ktry maj tu wprowa-
dzi, kupionym chyba przez Japoczykw. Wiem o tym, bo przerabiamy to teraz na szkole-
niach w pracy. No i dlatego Wojtek trzyma go w chodziarce w galerii - flaki si wywracaj!
Pewnie bdzie prbowa nas tym czstowa na wernisau, ale MOWY NIE MA! No, wic
tajemniczy film internetowy douje na barometrze topowym, ruski jogurt szybuje, e hej, tak
samo jak jeden ruski magnat naftowy; e niby taki zaskakujco kulturalny, alternatywny,
sponsor a la Saatchi, aden nuworysz, mafioso czy inna winia. Wanie to ka mi teraz roz-
gasza w klubach. Taki los. W dzie wci robi kapelusze. Baw si dobrze w Paryu! Mag-
da

Naprawd, kochanie, jestem pewna e to nielegalne. Przecie na pudeku FedEx-u jest
napisane z boku, e nie wolno przesya gotwki. Ale dosza, bardzo ci dzikuj. I jest akurat
jak znalaz, bo adwokaci mwi, e moemy teraz udowodni obecno Wina w godzinie
zamachu, i e to automatycznie pocignie prawne uznanie go za zmarego, co oznacza koniec
kopotw z ubezpieczeniem i emerytur. Ale wszystkie te zabiegi mog zabra nawet miesic,
tak e bardzo si ciesz, i mam to w midzyczasie. Mwi, e wszystko, co im przekazaa,
jest prawd, do ostatniej kropki, i s bardzo ciekawi, jak si tego dogrzebaa, po tym jak po-
licja i ta agencja detektywistyczna okazali si bezradni. Wyjaniam im, na czym polega nasza
praca w Rose of the World. No i, to jasne, e twj ojciec musia ci wspomc, aby moga
otrzyma tak dokadny opis jego ostatniej godziny, ale uszanuj twoj wol niedzielenia si
ze mn tym, co wiesz, chocia mam nadziej, e kiedy to zrobisz. Twoja kochajca matka,
Cynthia

Cze, Cayce Pollard! aujemy, e nie udao si nam spotka, kiedy tu bya, ale chcia-
am ci podzikowa za zarekomendowanie firmie Judy Tsuzuki. Spotkalimy si dzi z ni,
zgodnie z sugesti HB po tym, jak si z nim skontaktowaa, i oczywicie co dla niej znaj-
dziemy. Jej entuzjazm wobec miasta (i jej chopaka!) jest naprawd zniewalajcy i jestem
przekonana, e bez wzgldu na to, co bdzie dla nas robi, wniesie wiele wieoci. Pozdra-
wiam, Jennifer Brossard, Blue Ant, Tokio (do wiadomoci: HB)

Pamitam go; wci mwia, e umieszcza zabawne wpisy na forum. I to nie gej? Produ-
cent muzyki z Chicago? I nie lichwiarz, jak rozumiem? (Jeli nie lichwiarz, to jak, e spytam
wcibsko, sta ci na Pary?) Musz ci powiedzie, e wczoraj widziaam nadlichiwarza we
wasnej osobie, w CNN. Siedzia midzy jakim rosyjskim multimiliar-derem i naszym mini-
strem spraw wewntrznych, i wyglda, jakby wanie pochon wntrznoci czego niewin-
nego, o nkach jeszcze nie porosych wosiem; bezgranicznie zadowolony z siebie. A tak
w ogle, kiedy wracasz do kraju? Mniejsza z tym! Baw si dobrze! Margot

Droga Cayce, oczywicie, e w literaturze medycznej spotyka si przypadki ustpienia
reakcji panicznej pod wpywem duego stresu, chocia daleko do zrozumienia tego mechani-
zmu. O sowieckich rodkach psychotropowych nie mam pojcia. Pytaam znajomego
w Niemczech, ktry pracowa jako ochotnik przy leczeniu ofiar Czernobyla. Powiedzia, e
wszystkie substancj odpowiadajce temu opisowi to zapewne rodki suce torturowaniu
i zwykle skadaj si z chemikaliw przemysowych, ktrych zaycie jest w najwyszym
stopniu niewskazane. Ponura sprawa. Mam nadziej, e nie zaya tego duo, bez wzgldu
na to, co to byo. Jeli chodzi o ustpienie reakcji panicznej, to radz po prostu zaobserwo-
wa, co z tego wyniknie. Jeli nadal bdziesz czua potrzeb porozmawiania o tej sprawie, to
mam kilka wolnych terminw jesieni. Pozdrawiam, Katherine McNally

Tu wszystko skoczone, pakowanie do wyjazdu. Cudownie byo si z tob spotka. Peter
jest naprawd fajny i to adnie z waszej strony, e wytrzymalicie z Marin, chocia pieprzya
a mio, i to cay czas. Zwaszcza ty bya w porzdku, bo wiedziaa, e powiedziaem jej,
eby spywaa po tej sprawie ze sztukasem, ale nigdy nie nabijaa si ze mnie z tego powodu.
Jak pewnie zorientowaa si na miejscu, nie miaem adnych szans na dalsze krcenie bez
apwek. Jestem pewny, e gdybym twardo trzyma si zasad, nie wywizbym std kawaka
tamy. Teraz czuj si troch wikszym barachem moralnym ni zwykle, ale z drugiej strony
wiem, e skrciwszy to, co skrciem, poszerzyem nasz wiedz o historii. Uporzdkuj so-
bie wszystko po powrocie do Londynu, kiedy sid do wstpnego montau. Ty wracasz
z Parya, no nie? Twj Polak ma wernisa w galerii tego Billyego Jakmutarn z BSE i on,
i jego siostra mwi, e musisz przyjecha, e mowy nie ma. Poznaa t jego siostr? Nad-
uywa henny i ma pikne zderzaki, rozrywkowa dziewczyna, zwierzaczek od jakich zaroio
si po upadku muru berliskiego. Chyba mnie krci! Damien

Cze! Kiedy znw przyjedziesz spotka si z nami? Ten segment, ktry widziaa,
wkrtce bdzie zrobiony. Wci kursuje midzy uniwersytetem i nami. Nora nic nie mwi,
ale czuje, e segment wkrtce pjdzie w wiat. Mamy nadziej, e ci si spodoba! Stella

Cayce nadal ma iBooka, ale nigdy nie uywa go do sprawdzania i wysyania poczty.
Trzyma go pod hotelowym kiem, obok dyplomatki od Louisa Vuittona, ktra, chocia ani
razu nie bya z ni na zakupach, ani gdzie indziej, zupenie jej nie przeszkadza. Nie przeszka-
dza jej te cay dzia z Tommym w Galleries Lafayette w zeszym tygodniu i nawet ludzika
Michelin rejestruje teraz bez wraenia. Zastanawia si, czy ta zmiana nie wpynie na jej zdol-
no oceny znakw towarowych, ale nie sposb pozna odpowiedzi na to pytanie przed po-
wrotem do pracy, a wcale si do tego nie spieszy.
Peter mwi, e s na wakacjach i e sam nie mia wakacji od lat.
Rne wytwrnie pytowe i grupy prbuj go cign, ale on najzwyczajniej nie odpo-
wiada na wezwania. Uwielbia Pary i mwi, e nie by tu od czasu, kiedy by kim innym,
bardzo gupim.
Cayce wtpi, aby kiedykolwiek by gupi.
Co drugi dzie sama chodzi do kafejki internetowej i sprawdza poczt. Ma nowy adres,
z rozszerzeniem.uk, ktry zaatwi jej Wojtek.
Myli o Bigendzie i Wokowie, i zastanawia si, czy Bigend mg od pocztku wiedzie,
e twrca, a tak naprawd twrczynie, to bratanice Wokowa, ale nieodmiennie wraca do
stwierdzenia Wina, e zawsze trzeba zostawi nieco miejsca na zbieg okolicznoci.
Pojechali razem odwiedzi Stell i Nor w tamtym moskiewskim pustostanie, a potem
wykopalisko, ktre Damien skoczy filmowa i gdzie wprawia w zdumienie sam siebie, bo
nie wiedzie po co zeskoczya do wykopu i z furi odrzucaa opat szary mu i koci, zalewa-
jc si zami. Ani Peter, ani Damien nie pytali o powd tych ez, ale Cayce myli teraz, e
gdyby spytali, odpowiedziaaby, e opakuje stulecie, minione, a moe ju to obecne, sama
nie wie.
A teraz jest pno, zblia si wilcza godzina, kiedy dusza si oddala. Ale ona wie, zwini-
ta w kbek za nim, w tym ciemnym pokoiku, syszc dobiegajce ich pynne dwiki Parya,
e jej dusza powrcia, przynajmniej na razie, cignita na koowrotek srebrnej nici, i jest
ciepo zakotwiczona.
Cauje jego nieruchome plecy i sama zapada w sen.
PODZIKOWANIA

Dzikuj wielu przyjacioom, ktrzy dodawali mi odwagi i zachcali do pracy nad t po-
wieci, bardziej przepenion wydarzeniami, ni zwykle bywao. Jack Womack, ktremu jest
powicona, uratowa j nieskoczon ilo razy przed wrodzonym brakiem wiary autora,
okazujc przy tym wit cierpliwo. Susan Allison i Tony Lacey, odpowiednio z Penguin
Putnam i Penguin UK, kolejny raz okazali si cudowni od pocztku do koca, jak i Martha
Millard, moja agentka literacka. Dzikuj Douglasowi Couplandowi za kaw, wysoko nad
Shinjuku, i oglnie za wiee spojrzenie na Tokio, Eileen Gunn za podzielenie si drobiazgo-
wymi wspomnieniami z Moskwy, Jamesowi Dowlingowi za zapoznanie mnie z kalkulatorem
Curta, OCD za opowie o kaczce w twarz, Alanowi Nazerianowi za przyczep mieszkaln
Baranova, Johnowi i Judith Cluteom za gocinno, ktra na wiele lat otworzya mi szeroko
wrota Londynu.
I wreszcie dzikuj Deborah, Graemeowi i Claire, ktrzy wci dwigaj to wszystko na
swoich barkach. Zawsze bd was kocha.

Vancouver, 17 sierpnia 2002

You might also like